George R.R. Martin Ogień I Krew. cz.1

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 376

George

R.R. Martin
Ogień i krew cz. 1

Tytuł oryginału
Fire and Blood vol. 1

ISBN 978-83-8116-523-5

Copyright © 2018 by George R.R. Martin


Illustrations copyright © 2018 by Penguin Random House LLC
Copyright © for the Polish edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2018
All rights reserved

Jacket design: David G. Stevenson


Jacket illustration: Bastien Lecouffe Deharme

Niektóre zamieszczone w niniejszej książce fragmenty zostały opublikowane wcześniej (w formie


skróconej albo w całości) w następujących tomach:
„Conquest”, published in The World of Ice & Fire by George R. R. Martin, Elio M. García, Jr., and Linda
Antonssen, copyright © 2014 by George R. R. Martin;
„The Sons of the Dragon”, published in The Book of Swords (edited by Gardner Dozois), copyright © 2017
by George R. R. Martin;
„The Princess and the Queen”, published in Dangerous Women (edited by George R. R. Martin and
Gardner Dozois), copyright © 2013 by George R. R. Martin and Gardner Dozois;
„The Rogue Prince”, published in Rogues (edited by George R. R. Martin and Gardner Dozois), copyright
© 2014 by George R. R. Martin and Gardner Dozois.

Fragment Podbój Aegona ukazał się pierwotnie w książce Świat Lodu i Ognia wydanej przez
Wydawnictwo Czwarta Strona (Poznań 2014).
Przedruk za zgodą Wydawnictwa Poznańskiego, Sp. z o.o.

Redakcja
Adriana Staniszewska

Wydanie 1

Zysk i S-ka Wydawnictwo


ul. Wielka 10, 61-774 Poznań
tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67
faks 61 852 63 26
dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90
sklep@zysk.com.pl
www.zysk.com.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem
wodnym (watermark).

Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Spis treści

Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
PODBÓJ AEGONA
RZĄDY SMOKA
WOJNY KRÓLA AEGONA I
TRZY GŁOWY MIAŁ SMOK
RZĄDY KRÓLA AEGONA I
SYNOWIE SMOKA
OD KSIĘCIA DO KRÓLA
POCZĄTKI RZĄDÓW JAEHAERYSA I
ROK TRZECH ŚLUBÓW
49 OD PODBOJU
NADMIAR WŁADCÓW
CZAS PRÓBY
ODNOWA SIEDMIU KRÓLESTW
NARODZINY, ŚMIERĆ I ZDRADA
ZA PANOWANIA JAEHAERYSA I
JAEHAERYS I ALYSANNE
ICH TRIUMFY ORAZ TRAGEDIE
DŁUGIE PANOWANIE JAEHAERYSA I ALYSANNE
POLITYKA, POTOMSTWO I BÓL
DZIEDZICE SMOKA
KWESTIA SUKCESJI
Dodatek
Rodowód Targaryenów
O autorze
O ilustratorze
Dla Lenore, Eliasa, Andrei i Sida
Moich pomocników z gór
PODBÓJ AEGONA
Maesterzy z Cytadeli, prowadzący kroniki dziejów Westeros, wykorzystują datę
Podboju Aegona jako punkt wyjściowy historii minionych trzystu lat. Daty uro-
dzin, śmierci, bitew oraz innych wydarzeń opatruje się skrótami o.P. (od Podbo-
ju) albo p.P. (przed Podbojem).
Prawdziwi uczeni zdają sobie sprawę, że podobnemu datowaniu daleko do
precyzji. Podbój Siedmiu Królestw przez Aegona Targaryena nie dokonał się
w jeden dzień. Od wylądowania Aegona do jego koronacji w Starym Mieście
minęły z górą dwa lata… a nawet wtedy Podbój jeszcze się nie skończył, ponie-
waż Dorne pozostało nieposkromione. Próby wcielenia Dornijczyków do króle-
stwa podejmowano sporadycznie przez cały okres panowania króla Aegona,
a także jego synów, co uniemożliwia ustalenie precyzyjnego czasu końca wojen
podbojowych.
Nawet wokół daty początku istnieją pewne nieporozumienia. Wielu błędnie
uważa, że panowanie króla Aegona I Targaryena zaczęło się dnia, gdy wylądo-
wał on u ujścia Czarnego Nurtu, pod trzema wzgórzami, na których później zbu-
dowano Królewską Przystań. Ale to nieprawda. Dzień Lądowania Aegona czcił
sam król oraz jego potomkowie, lecz Zdobywca liczył czas swego panowania od
dnia, gdy Wielki Septon Wiary koronował go i namaścił w Gwiezdnym Sepcie
Starego Miasta. Koronacja odbyła się dwa lata po Lądowaniu Aegona, długo po
tym, gdy wszystkie trzy wielkie bitwy wojen podbojowych zakończyły się zwy-
cięstwem. Wynika z tego, że większa część właściwego Podboju wydarzyła się
w latach 2–1 p.P. — przed Podbojem.
W żyłach Targaryenów płynęła czysta krew Valyrian, smoczych lordów ze
starożytnego rodu. Dwanaście lat przed Zagładą Valyrii (414 p.P.) Aenar Targa-
ryen sprzedał swe ziemie we Włościach i w Krainach Długiego Lata, po czym
przeniósł się ze wszystkimi żonami, bogactwem, niewolnikami, smokami, ro-
dzeństwem i kuzynami na Smoczą Skałę, posępną wyspiarską cytadelę zbudo-
waną u stóp dymiącej góry na wąskim morzu.
U szczytu swej potęgi Valyria była największym miastem w całym znanym
świecie, centrum cywilizacji. W obrębie jej błyszczących murów czterdzieści
potężnych rodów rywalizowało o władzę i chwałę na dworze i w radzie, na prze-
mian rosnąc w siły i tracąc je w bezkresnej, niekiedy subtelnej, a często gwał-
townej walce o dominację. Targaryenowie z pewnością nie zaliczali się do naj-
potężniejszych rodów smoczych lordów i rywale uznali ich ucieczkę za kapitula-
cję oraz dowód tchórzostwa. Jednakże dziewicza córka lorda Aenara, w czasie
późniejszym znana jako Daenys Marzycielka, przewidziała, że Valyrię zniszczy
ogień. Gdy po dwunastu latach Zagłada rzeczywiście nadeszła, ze wszystkich
smoczych lordów ocaleli jedynie Targaryenowie.
Smocza Skała przez dwa stulecia była najdalej wysuniętą na zachód placówką
Valyrii. Położenie pośrodku Gardzieli umożliwiało jej lordom blokadę Czarnej
Zatoki i pozwalało zarówno Targaryenom, jak ich bliskim sojusznikom, Velary-
onom z Driftmarku (pomniejszemu rodowi wywodzącemu się z Valyrii), wypeł-
niać skarbce mytem pobieranym od przepływających tamtędy kupców. Okręty
Velaryonów, a także innego sprzymierzonego z nimi valyriańskiego rodu, Celti-
garów ze Szczypcowej Wyspy, dominowały nad środkową częścią wąskiego mo-
rza, podczas gdy Targaryenowie władali niebem dzięki smokom.
Mimo to w ciągu pierwszego stulecia po Zagładzie Valyrii (słusznie zwanego
Stuleciem Krwi) ród Targaryenów z reguły łakomie spoglądał na wschód, nie na
zachód, i nie wykazywał większego zainteresowania sprawami Westeros. Ga-
emon Targaryen, brat i mąż Daenys Marzycielki, został lordem Smoczej Skały
po Aenarze Wygnańcu i stał się znany jako Gaemon Wspaniały. Po śmierci Ga-
emona władzę objęli jego syn Aegon i córka Elaena. Następnymi lordami byli
ich syn Maegon, jego brat Aerys, a następnie synowie Aerysa — Aelyx, Baelon
i Daemion. Potem władzę nad Smoczą Skałą objął Aerion, syn Daemiona, naj-
młodszego z trzech braci.
Aegon, znany historii jako Aegon Zdobywca i Aegon Smok, przyszedł na
świat na Smoczej Skale w roku 27 p.P. Był jedynym synem i drugim dzieckiem
lorda Smoczej Skały Aeriona i lady Valaeny z rodu Velaryonów, która po matce
również pochodziła z rodu Targaryenów. Aegon miał dwie siostry z prawego
łoża, starszą, Visenyę, i młodszą, Rhaenys. Smoczy lordowie z Valyrii od dawna
mieli w zwyczaju zawierać małżeństwa między rodzeństwem, celem zachowania
czystości krwi, Aegon jednak wziął za żony obie swe siostry. Zgodnie z tradycją
powinien poślubić tylko starszą, Visenyę, zawarcie ślubu również z Rhaenys
było czymś niezwykłym, choć nie bezprecedensowym. Niektórzy powiadają, że
Aegon z Visenyą ożenił się z obowiązku, z Rhaenys zaś z pożądania.
Jeszcze przed zawarciem małżeństwa wszyscy troje okazali się smoczymi lor-
dami. Z pięciu smoków, które przyleciały z Valyrii z Aenarem Wygnańcem, tyl-
ko jeden dożył czasów Aegona — ogromna bestia zwana Balerionem Czarnym
Strachem. Dwa pozostałe, które żyły w tym okresie — Vhagar i Meraxes —
były młodsze, wykluły się już na Smoczej Skale.
Według pospolitej legendy, często powtarzanej przez ignorantów, Aegon nig-
dy nie postawił stopy na westeroskiej ziemi, zanim wyruszył na Podbój, to jed-
nak nie może być prawdą. Wiele lat przedtem na jego rozkaz wyrzeźbiono i ude-
korowano Malowany Stół: potężnemu drewnianemu blatowi, długiemu na jakieś
pięćdziesiąt stóp, nadano kształt Westeros i namalowano na nim wszystkie lasy,
rzeki, miasta oraz zamki Siedmiu Królestw. Aegon z pewnością interesował się
zachodnimi ziemiami już na długo przed wydarzeniami, które doprowadziły do
wybuchu wojny. Istnieją też wiarygodne świadectwa potwierdzające, że Aegon
i jego siostra Visenya odwiedzili w młodości Cytadelę Starego Miasta, a także
polowali z sokołami na Arbor, jako goście lorda Redwyne’a. Mogli zawitać rów-
nież do Lannisportu, ale w tej sprawie relacje są sprzeczne.
Westeros w czasach młodości Aegona było podzielone na siedem swarliwych
królestw. Bardzo rzadko się zdarzało, by dwa albo trzy spośród tych królestw nie
toczyły ze sobą wojny. Rozległą, zimną i kamienistą północą władali Starkowie
z Winterfell. Nad pustyniami Dorne panowali książęta z rodu Martellów. Bogate
w złoto krainy zachodu należały do Lannisterów z Casterly Rock, żyzne Reach
do Gardenerów z Wysogrodu. Dolina, Paluchy i Góry Księżycowe były zaś do-
meną rodu Arrynów. Jednakże najbardziej wojowniczymi królami w czasach
Aegona byli dwaj, których ziemie leżały najbliżej Smoczej Skały — Harren
Czarny i Argilac Arogancki.
Ze swej wielkiej cytadeli zwanej Końcem Burzy królowie burzy z rodu Dur-
randonów władali ongiś całą wschodnią połową Westeros, od Przylądka Gniewu
aż po Zatokę Krabów, ich potęga jednak już od stuleci słabła. Od zachodu ziemie
te podskubywali królowie Reach, od południa nękali ich Dornijczycy, od strony
Tridentu i terenów położonych na północ od Czarnego Nurtu napierał zaś Harren
Czarny ze swymi żelaznymi ludźmi. Król Argilac, ostatni z Durrandonów, po-
wstrzymał na pewien czas schyłek swego państwa. Odparł najazd Dornijczyków
jeszcze jako chłopiec, przepłynął wąskie morze, by dołączyć do wielkiego soju-
szu przeciwko imperialistycznym „tygrysom” z Volantis, natomiast dwadzieścia
lat później zabił Garse’a VII Gardenera, króla Reach, w bitwie na Letnim Polu.
Argilac zestarzał się jednak, sławna czarna grzywa jego włosów posiwiała i stra-
cił biegłość we władaniu bronią.
Położonym na północ od Czarnego Nurtu dorzeczem władał krwawą ręką
Harren Czarny z rodu Hoare’ów, król wysp i rzek. Dziadek Harrena, Harwyn
Twardoręki, odebrał Trident dziadkowi Argilaca, Arrecowi, którego przodkowie
przed wiekami obalili ostatnich rzecznych królów. Ojciec Harrena poszerzył swe
władztwo dalej na wschód, aż po Duskendale i Rosby. Sam Harren większą
część swego długiego, blisko czterdziestoletniego panowania poświęcił na budo-
wę gigantycznego zamku nieopodal Oka Boga, ale ponieważ Harrenhal był już
prawie ukończony, żelaźni ludzie mogli poszukać nowych terenów do podbicia.
Żadnego króla w Westeros nie bano się bardziej niż Harrena Czarnego. Jego
okrucieństwo stało się legendarne we wszystkich Siedmiu Królestwach. Żaden
władca Westeros nie czuł się też bardziej zagrożony niż król burzy Argilac,
ostatni z Durrandonów — starzejący się wojownik niemający żadnego dziedzica
poza dziewiczą córką. Dlatego król Argilac zwrócił się do Targaryenów ze Smo-
czej Skały, oferując lordowi Aegonowi rękę swej córki wraz ze wszystkimi zie-
miami na wschód od Oka Boga aż po Czarny Nurt w charakterze posagu.
Aegon Targaryen wzgardził propozycją króla burzy. Przypomniał mu, że ma
już dwie żony i nie potrzebuje trzeciej. Natomiast krainy oferowane jako posag
już od z górą pokolenia należały do Harrenhal i Argilac nie mógł mu ich oddać.
Stary król burzy najwyraźniej zamierzał wykorzystać Targaryenów jako ciągną-
cy się wzdłuż Czarnego Nurtu bufor, oddzielający jego ziemie od posiadłości
Harrena Czarnego.
Lord Smoczej Skały przedstawił inną ofertę. Przyjmie wymienione przez Ar-
gilaca ziemie, jeśli król burzy odda mu również Hak Masseya oraz lasy i równi-
ny ciągnące się na południe od Czarnego Nurtu, aż po Wendwater i górny bieg
Manderu. Pakt przypieczętowałoby małżeństwo córki króla Argilaca z Orysem
Baratheonem, który od dziecka był przyjacielem i obrońcą lorda Aegona.
Argilac Arogancki z gniewem odrzucił te warunki. Szeptano, że Orys Bara-
theon jest przyrodnim bratem lorda Aegona, pochodzącym z nieprawego łoża.
Król burzy nie pohańbi córki, oddając jej rękę bękartowi. Sama ta sugestia spra-
wiła, że wpadł w furię. Argilac kazał uciąć ręce posłańcowi Aegona i odesłał mu
je w skrzynce. „To są jedyne ręce, które otrzyma ode mnie twój bękart” — napi-
sał.
Zamiast wysyłać odpowiedź, Aegon wezwał na Smoczą Skałę swych przyja-
ciół, chorążych i najważniejszych sojuszników. Nie było ich wielu. Wierność
Targaryenom przysięgali Velaryonowie z Driftmarku oraz Celtigarowie ze
Szczypcowej Wyspy. Z Haka Masseya przybyli lord Bar Emmon z Ostrego
Przylądka oraz lord Massey ze Stonedance. Obaj byli zaprzysiężeni Końcowi
Burzy, ale silniejsze więzi łączyły ich ze Smoczą Skałą. Lord Aegon i jego sio-
stry naradzili się z nimi, a następnie udali do zamkowego septu, by pomodlić się
do westeroskich Siedmiu, choć Aegona nigdy nie uważano za zbyt pobożnego.
Siódmego dnia z wież Smoczej Skały wyfrunęła chmara kruków, mających
zanieść słowa lorda Aegona Siedmiu Królestwom Westeros. Ptaki wysłano do
siedmiu władców, do Cytadeli Starego Miasta, do lordów wielkich i małych.
Wszystkie niosły tę samą wiadomość: od dzisiaj w Westeros będzie tylko jeden
król. Ci, którzy ugną kolan przed Aegonem z rodu Targaryenów, zachowają swe
ziemie i tytuły. Ci, którzy staną przeciwko niemu z bronią w ręku, zostaną obale-
ni, upokorzeni i zniszczeni.
Istnieją różne relacje na temat tego, ilu ludzi pożeglowało ze Smoczej Skały
z Aegonem i jego siostrami. Niektórzy twierdzą, że było ich trzy tysiące, inni pi-
szą tylko o setkach. Skromny zastęp Targaryenów wylądował u ujścia Czarnego
Nurtu, na jego północnym brzegu, gdzie nad małą wioską rybacką górowały trzy
lesiste wzgórza.
W czasach Stu Królestw wielu pomniejszych władców ubiegało się o władzę
nad ujściem rzeki. Byli wśród nich Darklynowie z Duskendale, Masseyowie ze
Stonedance, a także dawni rzeczni królowie — Muddowie, Fisherowie, Bracke-
nowie, Blackwoodowie czy Hookowie. W różnych epokach na szczytach trzech
wzgórz wznoszono forty i wieże, które następnie niszczono w kolejnych woj-
nach. Gdy przybyli Targaryenowie, przywitały ich jedynie zwietrzałe kamienie
oraz porośnięte zielskiem ruiny. Choć pretensje do ujścia rościły sobie zarówno
Koniec Burzy, jak i Harrenhal, nikt go nie bronił, a najbliższe zamki należały do
pomniejszych lordów, którzy nie dysponowali zbyt wielkimi siłami i nigdy nie
wsławili się w walce, a co ważniejsze — nie mieli zbyt wielu powodów, by da-
rzyć miłością swego tytularnego władcę, Harrena Czarnego.
Aegon Targaryen szybko wzniósł wokół szczytu najwyższego z trzech wzgórz
palisadę z połączonych ziemią kłód i wysłał siostry do najbliższych zamków, by
uzyskały ich kapitulację. Rosby bez walki poddało się Rhaenys i złotookiej Me-
raxes. W Stokeworth do Visenyi próbowało strzelać kilku kuszników, ale pło-
mienie Vhagar podpaliły dach donżonu i zamek skapitulował.
Pierwszą prawdziwą przeszkodą dla Zdobywcy okazali się lord Darklyn z Du-
skendale i lord Mooton ze Stawu Dziewic, którzy połączyli swe siły i poprowa-
dzili trzy tysiące ludzi na południe, by zepchnąć najeźdźców z powrotem do mo-
rza. Aegon rozkazał Orysowi Baratheonowi zaatakować przeciwników z marszu,
podczas gdy sam opadł na nich z góry na grzbiecie Czarnego Strachu. Obaj lor-
dowie polegli w jednostronnej bitwie, a syn Darklyna oraz brat Mootona poddali
potem swe zamki i zaprzysięgli miecze rodowi Targaryenów. Duskendale było
w owych czasach najważniejszym westeroskim portem na wąskim morzu
i wzbogaciło się na towarach, które przez nie przechodziły. Visenya nie pozwoli-
ła złupić miasteczka, choć nie zawahała się przed skonfiskowaniem jego bo-
gactw, które znacznie powiększyły skarbiec najeźdźców.
Być może to właśnie jest odpowiedni moment, aby omówić różnice charakte-
rologiczne między Aegonem Targaryenem a jego siostrami, królowymi.
Visenya, najstarsza z rodzeństwa, była wojowniczką w tym samym stopniu,
co sam Aegon i czuła się w kolczudze równie swobodnie, jak w jedwabiach. No-
siła u pasa valyriański miecz, Mroczną Siostrę, i nauczyła się nim biegle władać,
od dziecka ćwicząc u boku brata. Choć miała srebrnozłote włosy i fioletowe
oczy Valyrian, cechowała się szorstką, surową urodą. Nawet ci, którzy najbar-
dziej kochali Visenyę, uważali ją za srogą, poważną i nieprzejednaną. Niektórzy
mówili też, że bawiła się truciznami i parała mrocznymi czarami.
Rhaenys, najmłodsza z trojga Targaryenów, była przeciwieństwem siostry: fi-
glarna, ciekawa, impulsywna i skłonna do ulegania kaprysom. Nie była prawdzi-
wą wojowniczką — uwielbiała muzykę, tańce i poezję i utrzymywała wielu min-
streli, komediantów oraz lalkarzy. Powiadają jednak, że spędzała na smoczym
grzbiecie więcej czasu niż jej brat i siostra razem wzięci, ponieważ nade wszyst-
ko kochała latać. Słyszano kiedyś, jak powiedziała, że przed śmiercią pragnie
przelecieć na Meraxes nad morzem zachodzącego słońca, by sprawdzić, co leży
na jego zachodnich brzegach. Nikt nigdy nie kwestionował tego, że Visenya po-
zostaje wierna bratu i mężowi, natomiast Rhaenys otaczała się przystojnymi
młodymi mężczyznami i szeptano, że przyjmuje niektórych z nich w swej sy-
pialni w te noce, które Aegon spędzał z jej starszą siostrą. Mimo plotek dworscy
obserwatorzy nie mogliby przeoczyć faktu, że na każdą noc z Visenyą król spę-
dza dziesięć nocy z Rhaenys.
O dziwo, sam Aegon Targaryen był dla współczesnych sobie równie wielką
zagadką, co dla nas. Władającego wykutym z valyriańskiej stali Blackfyre’em
króla uważano za jednego z największych wojowników epoki, ale nie znajdował
w boju przyjemności. Nigdy nie stawał w szranki ani nie uczestniczył w walce
zbiorowej. Jego wierzchowcem był Balerion Czarny Strach, ale dosiadał go tyl-
ko przed bitwą albo po to, by przemieszczać się szybko nad lądem i morzem.
Przyciągał ludzi pod swe chorągwie imponującą charyzmą, lecz nie miał bli-
skich przyjaciół poza Orysem Baratheonem, towarzyszem z lat młodości. Kobie-
ty go pożądały, on jednak zawsze był wierny siostrom. Jako król głęboko ufał
małej radzie, pozostawiając jej większość codziennego trudu rządzenia… ale nie
wahał się przejąć dowództwa, gdy uważał to za konieczne. Choć surowo trakto-
wał buntowników i zdrajców, okazywał łaskę dawnym wrogom, którzy ugięli
kolan.
Po raz pierwszy okazał tę cechę charakteru w Aegonforcie, prostym zamku
z drewna i ziemi, który rozkazał zbudować na szczycie wzniesienia, od tej pory
zawsze zwanego Wielkim Wzgórzem Aegona. Po zdobyciu kilkunastu zamków
i skonsolidowaniu władzy nad ujściem Czarnego Nurtu po obu stronach rzeki
wezwał do siebie pokonanych lordów. Wszyscy złożyli miecze u jego stóp,
a Aegon kazał im wstać i zatwierdził ich tytuły oraz prawa do należących do
nich ziem. Swym najdawniejszym zwolennikom przyznał nowe zaszczyty. Da-
emona Velaryona, Lorda Przypływów, mianował starszym nad okrętami, głów-
nodowodzącym floty królewskiej. Tristona Masseya, lorda Stonedance, uczynił
starszym nad prawami, Crispiana Celtigara zaś starszym nad monetą. Orysa Ba-
ratheona ogłosił natomiast „moją tarczą, moim dzielnym namiestnikiem, moją
silną prawą ręką”. Dlatego właśnie maesterzy uważają Orysa za pierwszego kró-
lewskiego namiestnika.
Smoczy lordowie z dawnej Valyrii nigdy nie używali heraldycznych chorą-
gwi, które od wieków były tradycją wśród lordów z Westeros. Gdy więc rycerze
Aegona rozwinęli jego wielki czarny sztandar bojowy z czerwonym, trójgło-
wym, ziejącym ogniem smokiem, lordowie uznali to za znak, że naprawdę stał
się on jednym z nich i będzie godnym królem dla Westeros. Kiedy królowa Vise-
nya włożyła bratu na głowę diadem z valyriańskiej stali wysadzany rubinami,
a królowa Rhaenys ogłosiła go „Aegonem, Pierwszym Tego Imienia, królem ca-
łego Westeros i Tarczą Swego Ludu”, smoki ryknęły, a lordowie i rycerze dono-
śnie wyrazili swą aprobatę… najgłośniej jednak krzyczeli prostaczkowie — ry-
bacy, parobkowie oraz ich żony.
Siedmiu królów, których Aegon Smok zamierzał pozbawić korony, nie okazy-
wało jednak radości. W Harrenhal i Końcu Burzy Harren Czarny oraz Argilac
Arogancki zwołali już chorągwie. Na zachodzie król Mern z Reach ruszył trak-
tem oceanicznym do Casterly Rock, by spotkać się z królem Lorenem z rodu
Lannisterów. Księżna Dorne wysłała kruka do Smoczej Skały, proponując, że
wesprze Aegona w walce z królem burzy Argilakiem… ale jako równoprawna
sojuszniczka, nie poddana. Drugą propozycję sojuszu przysłał młodociany król
Orlego Gniazda, Ronnel Arryn, czy raczej jego matka, która w zamian za pomoc
Doliny w walce z Harrenem Czarnym zażądała wszystkich ziem położonych na
wschód od Zielonych Wideł Tridentu. Nawet król Torrhen Stark z Winterfell de-
batował na północy ze swymi lordami chorążymi oraz doradcami do późnych
godzin, rozważając, co począć w sprawie tego kandydata na zdobywcę. Cały
kraj czekał niespokojnie na to, co teraz uczyni najeźdźca.
Już kilka dni po koronacji Aegon ponownie ruszył w pole ze swymi armiami.
Największa część jego zastępu przekroczyła Czarny Nurt, zmierzając na połu-
dnie, na Koniec Burzy, pod dowództwem Orysa Baratheona. Towarzyszyła tej
armii królowa Rhaenys, dosiadająca Meraxes o złotych oczach i srebrnych łu-
skach. Flota Targaryenów, prowadzona przez Daemona Velaryona, opuściła
Czarną Zatokę i zawróciła na północ, w stronę Gulltown oraz Doliny. Leciała
z nią królowa Visenya na Vhagar. Sam król pomaszerował na północny wschód,
w kierunku Oka Boga i Harrenhal, kolosalnej fortecy będącej dumą i obsesją
Harrena Czarnego.
Wszystkie trzy natarcia Targaryenów spotkały się z zaciekłym oporem. Lor-
dowie Errol, Fell i Buckler, chorążowie Końca Burzy, zaskoczyli przednią straż
oddziału Orysa Baratheona podczas przeprawy przez Wendwater, zabijając po-
nad tysiąc ludzi, a potem uciekając pomiędzy drzewa. Pośpiesznie zgromadzona
flota Arrynów, wzmocniona przez tuzin braavoskich okrętów starła się z flotą
Targaryenów nieopodal Gulltown i pokonała ją. Wśród zabitych był admirał
Aegona, Daemon Velaryon. Samego Aegona zaatakowano na południowym
brzegu Oka Boga i to nie raz, lecz dwukrotnie. Bitwa Trzcin zakończyła się zwy-
cięstwem Targaryenów, ale ponieśli oni ciężkie straty pod Łkającymi Wierzba-
mi, gdy dwaj synowie króla Harrena przeprawili się przez jezioro w drakkarach
o wyciszonych wiosłach i uderzyli na nich od tyłu.
Owe porażki okazały się jednak tylko drobnymi przeszkodami. W ostatecz-
nym rozrachunku nieprzyjaciele Aegona nie potrafili znaleźć odpowiedzi na
jego smoki. Ludzie z Doliny zatopili jedną trzecią okrętów Targaryenów i prze-
chwycili niemalże drugie tyle, ale gdy królowa Visenya opadła na nich z nieba,
ich własne jednostki spłonęły. Lordowie Errol, Fell i Buckler ukrywali się
w znanych sobie lasach aż do chwili, gdy królowa Rhaenys spuściła z uwięzi
Meraxes i przez puszczę przemknęły ściany ognia obracające drzewa w pochod-
nie. Zwycięzcy spod Łkających Wierzb, wracający do Harrenhal przez jezioro,
byli zaś kiepsko przygotowani na atak Baleriona, który opadł na nich z poranne-
go nieba. Drakkary Harrena spłonęły. A razem z nimi jego synowie.
Wrogów Aegona nękali z kolei ich nieprzyjaciele. Gdy Argilac Arogancki
zgromadził swych ludzi w Końcu Burzy, piraci ze Stopni wykorzystali ich nie-
obecność, atakując brzegi Przylądku Gniewu, a z Gór Czerwonych wyległy dor-
nijskie hufce, łupiąc Pogranicze. Natomiast w Dolinie młody król Ronnel musiał
stawić czoło rebelii na Trzech Siostrach, gdy Siostrzanie odrzucili zwierzchnic-
two Orlego Gniazda i ogłosili swą królową lady Marlę Sunderland.
Wszystkie te wydarzenia jednak były tylko drobnymi utrapieniami w porów-
naniu z tym, co spotkało Harrena Czarnego. Choć ród Hoare’ów panował nad
dorzeczem od trzech pokoleń, ludzie znad Tridentu nie darzyli miłością władają-
cych nimi żelaznych ludzi. Harren Czarny doprowadził do śmierci tysięcy z nich
podczas budowy wielkiego zamku Harrenhal, a do tego złupił dorzecze w poszu-
kiwaniu surowców i swym apetytem na złoto doprowadził do ruiny zarówno lor-
dów, jak i prostaczków. Dlatego dorzecze, pod dowództwem lorda Edmyna Tul-
ly’ego z Riverrun, powstało teraz przeciwko niemu. Gdy Tully’ego wezwano do
obrony Harrenhal, opowiedział się po stronie rodu Targaryenów, wciągnął na
wieżę zamku smoczą chorągiew i wyruszył ze swymi rycerzami oraz łucznika-
mi, by połączyć siły z Aegonem. Jego bunt dodał odwagi innym rzecznym lor-
dom. Panowie Tridentu jeden po drugim wyrzekali się Harrena, by poprzeć
Aegona Smoka. Blackwoodowie, Mallisterowie, Vance’owie, Brackenowie, Pi-
perowie, Freyowie, Strongowie… wszyscy oni zwołali pospolite ruszenie i skie-
rowali się na Harrenhal.
Król Harren Czarny nagle zorientował się, że przeciwnicy mają przewagę li-
czebną, i poszukał schronienia w swej niezdobytej ponoć twierdzy. Harrenhal,
największy zamek, jaki kiedykolwiek zbudowano w Westeros, mógł się poszczy-
cić pięcioma gigantycznymi wieżami, niewyczerpalnym źródłem słodkiej wody,
ogromnymi podziemnymi kryptami pełnymi zapasów oraz potężnymi murami
z czarnego kamienia, wyższymi niż jakakolwiek drabina i zbyt grubymi, by
można je było rozbić taranem czy pociskami z trebusza. Harren zamknął bramy
i wraz z ocalałymi synami oraz resztą stronników przygotowywał się do prze-
trzymania oblężenia.
Aegon ze Smoczej Skały miał jednak inne plany. Gdy tylko połączył siły
z Edmynem Tullym i innymi rzecznymi lordami, by otoczyć zamek pierście-
niem, wysłał pod bramę maestera z chorągwią pokoju, proponując rokowania.
Harren wyszedł mu na spotkanie. Był już stary i siwy, lecz w swej czarnej zbroi
nadal wyglądał groźnie. Obu królom towarzyszyli niosący chorągiew oraz ma-
ester. Dzięki temu wypowiedziane przez nich słowa zapamiętano do dziś.
— Poddaj się — zaczął Aegon — a będziesz mógł zachować tytuł lorda Żela-
znych Wysp. Poddaj się teraz, a twoi synowie przeżyją i będą władali po tobie.
Mam pod twoimi murami osiem tysięcy ludzi.
— Nie dbam o to, co jest pod nimi — odparł Harren. — Te mury są mocne
i grube.
— Ale nie aż tak wysokie, by mogły powstrzymać smoki. Smoki potrafią la-
tać.
— Budowałem z kamienia — ripostował Harren. — Kamień się nie pali.
— Po zachodzie słońca twoja dynastia wygaśnie — odrzekł mu Aegon.
Powiadają, że Harren splunął tylko w odpowiedzi na te słowa i wrócił do zam-
ku. Gdy znalazł się w środku, posłał wszystkich swych ludzi na mury, uzbrojo-
nych we włócznie, łuki i kusze, obiecując ziemie i bogactwa każdemu, kto strąci
smoka.
— Gdybym miał córkę, smokobójca otrzymałby również jej rękę — oznajmił
Harren Czarny. — Zamiast tego dam mu jedną z córek Tully’ego albo wszystkie
trzy, jeśli tego zapragnie. Będzie też mógł wybrać którąś z dziewuch Blackwo-
odów, Strongów albo córkę innego ze zdrajców znad Tridentu, tych lordów żół-
tego błota.
Potem Harren Czarny wycofał się do swej wieży, otoczony strażnikami domo-
wymi, by zjeść kolację z ocalałymi synami.
Kiedy zgasły ostatnie promienie słońca, ludzie Harrena Czarnego wbili spoj-
rzenia w otaczającą ciemność, ściskając włócznie i kusze. Gdy smok się nie zja-
wiał, niektórzy zaczęli myśleć, że groźby Aegona były czcze. Targaryen wzbił
się jednak na Balerionie wysoko nad chmury, aż smok stał się maleńki jak mu-
cha widoczna na tle księżyca. Dopiero wtedy opadł, daleko za ochronnym pier-
ścieniem murów. Balerion, o skrzydłach czarnych jak smoła, runął z nocy, a gdy
pojawiły się pod nim potężne wieże Harrenhal, dał rykiem wyraz swej furii
i skąpał je w czarnym ogniu znaczonym wirami czerwieni.
Kamień nie płonie, zgodnie z przechwałką Harrena, ale jego zamku nie
wzniesiono wyłącznie z tego surowca. Drewno i wełna, konopie i słoma, chleb,
solona wołowina i zboże — wszystko to stanęło w płomieniach. Żelaźni ludzie
starego króla również nie byli z kamienia. Dymiący, krzyczący, lizani językami
ognia, biegali po dziedzińcach i spadali z murów, by rozbić się o ziemię. Zresztą
i kamień popęka i stopi się, jeśli płomień jest wystarczająco gorący. Rzeczni lor-
dowie obozujący pod murami opowiadali później, że wieże Harrenhal żarzyły
się czerwonym blaskiem na tle nocy jak pięć ogromnych świec… i że świece te
zaczęły się wykręcać i topić, a po ich murach ciekły strużki płynnego kamienia.
Harren i jego ostatni synowie zginęli w pożarze, który pochłonął owej nocy
jego monstrualną fortecę. Ród Hoare’ów umarł razem z nim, tym samym kresu
dobiegła władza Żelaznych Wysp nad dorzeczem. Następnego dnia, pod dymią-
cymi ruinami Harrenhal, król Aegon przyjął hołd lenny Edmyna Tully’ego, lorda
Riverrun, i mianował go najwyższym lordem Tridentu. Inni lordowie dorzecza
również złożyli hołdy — Aegonowi jako królowi oraz Edmynowi Tully’emu
jako swemu seniorowi. Gdy popioły ostygły już na tyle, że ludzie mogli bez-
piecznie wejść do zamku, miecze poległych, często połamane, stopione albo po-
wyginane w stalowe wstążki pod wpływem smoczego ognia, zebrano, załadowa-
no na wozy i wysłano do Aegonfortu.
Na południowym wschodzie chorążowie króla burzy okazali się zdecydowa-
nie bardziej lojalni od tych, którzy przysięgali wierność Harrenowi. Argilac Aro-
gancki zgromadził w Końcu Burzy liczny zastęp. Siedziba Durrandonów była
potężną fortecą, a jej wielki mur kurtynowy przewyższał grubością nawet mury
Harrenhal. Ją również uważano za niezdobytą. Jednakże wieści o końcu, jaki
spotkał króla Harrena, szybko dotarły do uszu jego starego wroga, Argilaca. Lor-
dowie Fell i Buckler, cofający się przed nadciągającym nieprzyjacielem (lorda
Errola zabito), zawiadomili go o królowej Rhaenys i jej smoku. Stary, wojowni-
czy król ryknął, że nie zamierza zginąć jak Harren, upieczony we własnym zam-
ku niczym prosię z jabłkiem w pysku. Wiedział, co to walka, i zamierzał sam
rozstrzygnąć o własnym losie, z mieczem w dłoni. Tak oto Argilac Arogancki po
raz ostatni wyruszył z Końca Burzy, by stawić czoło wrogom w otwartej bitwie.
Widok oddziałów króla burzy nie zaskoczył Orysa Baratheona i jego ludzi;
królowa Rhaenys ujrzała z grzbietu Meraxes, jak Argilac opuszczał Koniec Bu-
rzy, i mogła zdać namiestnikowi dokładną relację z liczebności oraz rozmiesz-
czenia nieprzyjacielskich oddziałów. Orys zajął silną pozycję na wzgórzach na
południe od Spiżowej Bramy i okopał się tam, czekając na przybycie wojsk Ar-
gilaca.
Gdy armie w końcu się spotkały, krainy burzy dowiodły, że zasługują na swą
nazwę. Rankiem zaczęło miarowo padać, a w południe ulewa przerodziła się
w wyjącą nawałnicę. Lordowie chorążowie Argilaca nakłaniali go do odłożenia
ataku na następny dzień, w nadziei, że deszcz minie, ale król burzy miał nad na-
jeźdźcami blisko dwukrotną przewagę liczebną, a do tego prowadził prawie
cztery razy więcej rycerzy i ciężkiej jazdy. Widok chorągwi Targaryenów powie-
wających nad jego wzgórzami wprawił go we wściekłość. Stary, doświadczony
wojownik nie mógł też nie zauważyć, że wiatr wieje z południa, ciskając deszcz
prosto w twarze nieprzyjaciół na wzgórzach. Dlatego Argilac Arogancki wydał
rozkaz ataku i zaczęła się bitwa znana historykom jako Ostatnia Burza.
Walki trwały do późna w nocy, były krwawe i znacznie mniej jednostronne
niż w Harrenhal. Argilac Arogancki trzykrotnie wiódł swych rycerzy do szarży
na pozycje Baratheona, ale stoki były strome, a grunt od deszczu zrobił się mięk-
ki i błotnisty. Rumaki grzęzły w nim i przewracały się, aż wreszcie szarże traciły
wszelką spójność i impet. Ludzie z krain burzy radzili sobie lepiej, gdyż wysyła-
li do ataku na wzgórza pieszych włóczników. Oślepieni deszczem najeźdźcy nie
widzieli wspinających się ku nim wrogów, dopóki nie było za późno, a mokre
cięciwy czyniły ich łuki bezużytecznymi. Padło jedno wzgórze, a po nim drugie.
Czwarta i ostatnia szarża króla burzy oraz jego rycerzy przebiła się przez cen-
trum szyków Baratheona… po to tylko, by nadziać się na królową Rhaenys
i Meraxes. Nawet na ziemi smok wyglądał straszliwie. Dickona Morrigena i Bę-
karta z Czarnej Przystani, dowodzących strażą przednią, pochłonął smoczy pło-
mień, podobnie jak rycerzy straży osobistej króla Argilaca. Rumaki wpadły
w panikę i uciekły przerażone, tratując podążających za nimi jeźdźców. Szarża
pogrążyła się w chaosie. Sam król burzy spadł z siodła.
Argilac nie zaprzestał jednak walki. Gdy Orys Baratheon ruszył w dół błotni-
stego stoku ze swymi ludźmi, ujrzał, że stary władca walczy z sześcioma ludźmi,
a u jego stóp leży drugie tyle trupów.
— Odsuńcie się — rozkazał Baratheon. Zsiadł z konia, by zmierzyć się z kró-
lem burzy w równej walce, a potem zaoferował mu ostatnią szansę poddania się.
Argilac przeklął go w odpowiedzi. Tak oto stanęli do konfrontacji: stary, wojow-
niczy król o białych włosach powiewających na wietrze oraz gwałtowny, czarno-
brody namiestnik Aegona. Obaj ponoć zadali sobie wzajem po jednej ranie, ale
na koniec życzenie ostatniego z Durrandonów się spełniło. Zginął z mieczem
w dłoni i przekleństwem na ustach. Śmierć króla odebrała ludziom z krain burzy
wszelką wolę walki. Gdy tylko rozeszły się wieści o upadku Argilaca, jego lor-
dowie oraz rycerze rzucili miecze i uciekli.
Przez kilka następnych dni obawiano się, że Koniec Burzy może czekać ten
sam los, co Harrenhal, albowiem córka Argilaca, Argella, zamknęła bramy przed
Orysem Baratheonem oraz zastępem Targaryenów, a następnie ogłosiła się kró-
lową burzy. Gdy Rhaenys przeleciała na Meraxes nad murami zamku, by rozpo-
cząć rokowania, Argella oświadczyła jej, że obrońcy Końca Burzy prędzej zginą
do ostatniego człowieka niż ugną kolan przed kimkolwiek.
— Możesz zdobyć mój zamek, ale zyskasz w ten sposób tylko kości, krew
i popioły — oznajmiła.
Jednakże żołnierze z jej garnizonu nie mieli wielkiej ochoty umierać. Nocą
wznieśli chorągiew pokoju, otworzyli bramę i zaprowadzili lady Argellę — za-
kneblowaną, nagą i zakutą w łańcuchy — do obozu Orysa Baratheona.
Powiadają, że Baratheon własnymi rękami zdjął z dziewczyny łańcuchy, otulił
ją płaszczem, nalał wina i przemówił do niej łagodnie, opowiadając o odwadze
i śmierci jej ojca. Potem, by uczcić poległego króla, przyjął herb i dewizę Dur-
randonów jako własne. Jeleń w koronie stał się jego znakiem, Koniec Burzy sie-
dzibą, a lady Argella żoną.
Gdy Aegon Smok wraz z sojusznikami podporządkował sobie dorzecze i kra-
iny burzy, pozostali królowie Westeros uświadomili sobie, że teraz kolej na nich.
W Winterfell król Torrhen zwołał chorągwie wcześnie, wiedząc, że z uwagi na
wielkie odległości na północy zebranie wojsk będzie wymagało czasu. Królowa
Sharra z Doliny, władająca jako regentka w imieniu swego syna, Ronnela, schro-
niła się w Orlim Gnieździe, zadbała o umocnienia i wysłała armię do Krwawej
Bramy, wrót Doliny Arrynów. W latach młodości królową Sharrę wysławiano
jako „Kwiat z Góry”, najpiękniejszą pannę w Siedmiu Królestwach. Być może
licząc na to, że zwabi Aegona urodą, wysłała mu swój portret i zaproponowała,
że go poślubi, pod warunkiem że Aegon mianuje jej syna, Ronnela, swym na-
stępcą. Choć portret w końcu dotarł do Aegona, nie wiemy, czy kiedykolwiek
odpowiedział on na jej propozycję. Miał dwie własne królowe, a Sharra Arryn,
dziesięć lat od niego starsza, była już zwiędłym kwiatem.
Tymczasem dwaj wielcy królowie zachodu zawarli sojusz i zebrali własne ar-
mie, pragnąc raz na zawsze skończyć z Aegonem. Z Wysogrodu wymaszerował
Mern IX z rodu Gardenerów, król Reach, prowadząc potężny zastęp. Pod mura-
mi zamku Goldengrove, który był siedzibą rodu Rowanów, spotkał się z Lore-
nem I Lannisterem, królem Skały, wiodącym swe wojska z krain zachodu. Dwaj
władcy na spółkę dowodzili największą armią, jaką dotąd widziano w Westeros:
pięćdziesiąt pięć tysięcy ludzi, w tym około sześciuset lordów, wielkich i ma-
łych, oraz ponad pięć tysięcy konnych rycerzy.
„To nasza żelazna pięść” — przechwalał się król Mern. Czterej synowie je-
chali u jego boku, a dwóch młodych wnuków służyło mu w charakterze gierm-
ków.
Dwaj monarchowie nie mitrężyli czasu w Goldengrove; armia tak wielka mu-
siała cały czas pozostawać w ruchu, by nie zjeść wszystkiego w okolicy. Sojusz-
nicy natychmiast wymaszerowali, zmierzając w kierunku północ, północny
wschód przez wysokie trawy i pola porośnięte złotą pszenicą.
Gdy tylko obozujący u brzegów Oka Boga Aegon dowiedział się o nowych
wrogach, zebrał armię i ruszył im na spotkanie. Miał pięć razy mniej ludzi niż
dwaj królowie, a większość z nich przysięgła wierność lordom dorzecza, których
lojalność wobec rodu Targaryenów była świeża i niewypróbowana. Mając
mniejszy zastęp, Aegon mógł jednak poruszać się szybciej od nieprzyjaciela.
W miasteczku zwanym Kamiennym Septem dołączyły do niego dwie królowe
na swych smokach — Rhaenys przyleciała z Końca Burzy, Visenya zaś ze
Szczypcowego Przylądka, gdzie odebrała wiele pośpiesznych przysięg lennych
od miejscowych lordów. Troje Targaryenów wspólnie obserwowało spod nieba
swoje wojska, które przeprawiły się przez Czarny Nurt w jego górnym odcinku
i popędziły na południe.
Obie armie spotkały się na szerokich, otwartych równinach na południe od
Czarnego Nurtu, nieopodal miejsca, gdzie w przyszłości miał biec złoty trakt.
Dwaj królowie wielce się uradowali, gdy zwiadowcy poinformowali ich o li-
czebności i rozmieszczeniu armii Targaryenów. Najwyraźniej mieli pięciu ludzi
na jednego człowieka Aegona, a gdy chodziło o rycerzy, ich przewaga była jesz-
cze większa. Teren był szeroki i otwarty, jak okiem sięgnąć porośnięty trawą
oraz pszenicą, idealny dla ciężkiej jazdy. Aegon Targaryen nie mógł zająć wyżej
położonej pozycji jak Orys Baratheon przed Ostatnią Burzą; grunt był zaś twar-
dy, nie błotnisty. Wiedzieli, że nie będzie im też przeszkadzał deszcz. Dzień był
bezchmurny, choć wietrzny. Od kilkunastu dni nie padało.
Król Mern przyprowadził na bitwę o połowę więcej ludzi niż Loren i dlatego
zażądał dla siebie zaszczytu dowodzenia centrum. Jego synowi i dziedzicowi,
Edmundowi, powierzono prowadzenie straży przedniej. Król Loren i jego ryce-
rze sformowali prawe skrzydło, natomiast lewe przypadło lordowi Oakheartowi.
Nie było tu naturalnych barier, na których mogłaby się wesprzeć linia Targarye-
nów, dwaj królowie zamierzali więc otoczyć Aegona z obu flank, a następnie
uderzyć od tyłu, podczas gdy ich „żelazna pięść”, potężny klin zakutych w zbro-
je rycerzy i wielkich lordów, rozbije centrum armii przeciwnika.
Aegon Targaryen ustawił swych ludzi w szyku przypominającym z grubsza
półksiężyc, najeżony włóczniami i pikami. Łuczników i kuszników ulokował tuż
za nim, lekką jazdę zaś na obu skrzydłach. Dowództwo nad swym zastępem
przekazał Jonowi Mootonowi, lordowi Stawu Dziewic, jednemu z pierwszych
wrogów, którzy przeszli na jego stronę. Sam zamierzał toczyć walkę z nieba, ra-
zem ze swymi królowymi. Aegon również zauważył brak deszczu. Trawa i psze-
nica otaczające armie były wysokie i dojrzałe do żniw… a także bardzo suche.
Targaryenowie zaczekali, aż dwaj władcy rozkażą zadąć w trąby i ruszą na-
przód pod morzem chorągwi. Król Mern osobiście prowadził szarżę na środek
nieprzyjacielskich szyków, na swym złocistym ogierze, a jego syn, Gawen, je-
chał obok, trzymając sztandar z wielką zieloną dłonią na białym polu. Z krzy-
kiem i wrzaskiem furii, popędzani przez dźwięk rogów i trąb, Gardenerowie
i Lannisterowie pędzili na wrogów, nie zważając na deszcz strzał. Odepchnęli na
boki szeregi włóczników. Złamali ich szyki. Ale wtedy Aegon i jego siostry byli
już w górze.
Aegon unosił się nad szeregami wrogów na Balerionie, przemykając przez
sztorm włóczni, kamieni i strzał, i opadał raz po raz, rażąc nieprzyjaciela płomie-
niami. Rhaenys i Visenya roznieciły pożary pod wiatr od szyków dwóch królów
oraz na ich tyłach. Suche trawy i pola pszenicy zajęły się natychmiast. Podmu-
chy wiatru wznieciły dodatkowo płomienie, kierując obłoki dymu prosto w twa-
rze atakujących. Konie wpadły w panikę, czując smród ognia. Obłoki dymu
szybko gęstniały, oślepiając jeźdźców i ich wierzchowce. Szyki armii dwóch
królów zaczęły się załamywać, gdy ze wszystkich stron otoczyły ich ściany
ognia. Ludzie lorda Mootona którzy zajęli bezpieczną pozycję pod wiatr od po-
żogi, czekali gotowi z łukami i włóczniami, szybko rozprawiając się z poparzo-
nymi, płonącymi ludźmi, wyłaniającymi się na chwiejnych nogach z tego piekła.
Później tę bitwę nazwano Polem Ognia.
W płomieniach zginęło z górą cztery tysiące ludzi. Kolejny tysiąc padł od
mieczy, włóczni i strzał. Dziesiątki tysięcy ucierpiały od poparzeń, niektórzy tak
poważnie, że przez całe życie nosili blizny. Wśród poległych znalazł się król
Mern IX, podobnie jak jego synowie, wnuki, bracia, kuzyni oraz powinowaci.
Jeden z jego bratanków przeżył trzy dni, a kiedy wreszcie skonał, ród Gardene-
rów wygasł. Król Loren ze Skały ocalił życie, bo gdy tylko zorientował się, że
bitwa jest przegrana, przez ścianę płomieni i dymu przedarł się na koniu w bez-
pieczne miejsce.
Targaryenowie stracili niespełna stu ludzi. Królowa Visenya została raniona
strzałą w bark, ale wkrótce wróciła do zdrowia. Gdy już smoki nasyciły się cia-
łami poległych, Aegon rozkazał zebrać z pola bitwy miecze i wysłać je w dół
rzeki.
Lorena Lannistera pojmano następnego dnia. Król Skały złożył swój miecz
i koronę u stóp Aegona, ugiął przed zwycięzcą kolan i złożył mu hołd. Aegon,
zgodnie z obietnicami, pomógł wstać pokonanemu wrogowi, potwierdził jego
prawa do ziem i mianował lordem Casterly Rock oraz namiestnikiem zachodu.
Chorążowie Lorena podążyli za jego przykładem, podobnie jak wielu lordów
z Reach, tych, którzy umknęli przed smoczym ogniem.
Jednakże podbój zachodu nie był jeszcze zakończony, król Aegon rozłączył
się więc z siostrami i pomaszerował na Wysogród, pragnąc uzyskać jego kapitu-
lację, nim jakiś inny pretendent zdąży zagarnąć Reach dla siebie. Zamek był
w rękach zarządcy, Harlana Tyrella, którego przodkowie od stuleci służyli Gar-
denerom. Tyrell bez walki oddał Zdobywcy klucze do twierdzy i przysiągł mu
poparcie. W nagrodę Aegon przyznał mu Wysogród ze wszystkimi ziemiami,
mianował go namiestnikiem południa oraz najwyższym lordem Manderu i uczy-
nił seniorem wszystkich dawnych wasali Gardenerów.
Król Aegon miał zamiar pomaszerować dalej na południe, by zmusić do kapi-
tulacji Stare Miasto, Arbor oraz Dorne, ale gdy przebywał w Wysogrodzie, do-
biegły go wieści o nowym wyzwaniu. Torrhen Stark, król północy, przekroczył
Przesmyk i wtargnął na teren dorzecza, prowadząc trzydzieści tysięcy swych
barbarzyńskich wojowników. Aegon natychmiast ruszył mu na spotkanie, mknąc
przed swoją armią na grzbiecie Baleriona Czarnego Strachu. Wysłał też wiado-
mość do obu swych królowych, a także do wszystkich lordów i rycerzy, którzy
ukorzyli się przed nim po Harrenhal i Polu Ognia.
Gdy Torrhen Stark dotarł do brzegów Tridentu, przekonał się, że na południe
od rzeki czeka na niego zastęp o połowę liczniejszy od jego armii. Lordowie
z dorzecza, ludzie z zachodu, z krain burzy i z Reach… wszyscy stawili się na
wezwanie Aegona. A nad ich obozem Balerion, Meraxes i Vhagar zataczały na
niebie coraz szersze kręgi.
Zwiadowcy Torrhena widzieli ruiny Harrenhal, gdzie pod gruzami nadal ża-
rzył się powolny, czerwony ogień. Król północy słyszał też wiele relacji z Pola
Ognia. Wiedział, że jeśli spróbuje sforsować rzekę, taki sam los może spotkać
jego. Niektórzy z lordów chorążych namawiali go, by mimo to zaatakował, za-
pewniając, że męstwo ludzi z północy zatriumfuje. Inni nalegali, by zawrócił do
Fosy Cailin i stanął do walki na północnej ziemi. Bękarci brat króla, Brandon
Snow, zaproponował, że przeprawi się w pojedynkę przez Trident pod osłoną
ciemności i zabije smoki, gdy te będą spały.
Król Torrhen wysłał Brandona Snowa na drugi brzeg Tridentu, ale w towarzy-
stwie trzech maesterów, nie po to, by zabijał, lecz żeby rokował. Przez całą noc
w obie strony przekazywano wiadomości. Rankiem Torrhen Stark sam przepra-
wił się przez Trident, a na jego południowym brzegu uklęknął, położył starożyt-
ną koronę królów zimy u stóp Aegona i przysiągł, że zostanie jego człowiekiem.
Wstał już nie jako król, lecz lord Winterfell i namiestnik północy. Od tego dnia
Torrhena Starka pamięta się jako Króla Który Klęknął… ale żaden człowiek
z północy nie pozostawił swych spalonych kości nad brzegiem Tridentu, a mie-
cze, które Aegon otrzymał od lorda Starka i jego wasali, nie stopiły się, nie wy-
paczyły ani nie wygięły.
Potem Aegon Targaryen i jego królowe raz jeszcze się rozstali. Aegon ponow-
nie skierował się na południe, maszerując na Stare Miasto, natomiast jego siostry
dosiadły smoków. Visenya miała podjąć drugą próbę zdobycia Doliny Arrynów,
natomiast Rhaenys skierowała się ku Słonecznej Włóczni i pustyniom Dorne.
Sharra Arryn wzmocniła fortyfikacje Gulltown, przesunęła spory zastęp pod
Krwawą Bramę i trzykrotnie zwiększyła liczebność garnizonów w Kamieniu,
Śniegu i Niebie, zamkach strażniczych ulokowanych na drodze wiodącej do Or-
lego Gniazda. Wszystkie te umocnienia na nic się jednak zdały przeciwko Vise-
nyi Targaryen, która przeleciała nad nimi na skórzastych skrzydłach Vhagar
i wylądowała na wewnętrznym dziedzińcu Orlego Gniazda. Gdy regentka Doli-
ny wypadła na zewnątrz, by stawić jej czoło, prowadząc tuzin strażników, zoba-
czyła, że Ronnel Arryn siedzi na kolanach Visenyi i gapi się z zachwytem na
smoka.
— Mamo, czy mogę się przelecieć z panią? — zapytał młodziutki król. Nie
wypowiedziano żadnych gróźb, nie padły gniewne słowa. Obie królowe
uśmiechnęły się tylko do siebie i wymieniły uprzejmości. Potem lady Sharra po-
słała po trzy korony (diadem regentki, który nosiła, małą koronę syna oraz Soko-
lą Koronę Góry i Doliny, noszoną od tysiąclecia przez królów z rodu Arrynów)
i oddała je królowej Visenyi razem z mieczami garnizonu. Powiadają, że mały
król trzykrotnie okrążył na smoku szczyt Kopii Olbrzyma, a po wylądowaniu był
już małym lordem. Tak oto Visenya Targaryen zdobyła Dolinę Arrynów dla kró-
lestwa brata.
Rhaenys Targaryen nie poszło tak łatwo. Książęcego Wąwozu, przejścia przez
Góry Czerwone, strzegł oddział dornijskich włóczników, ale królowa ich nie za-
atakowała. Przeleciała górą, nad czerwonymi i białymi piaskami, i opadła na Va-
ith, by zażądać jego kapitulacji. Przekonała się jednak, że zamek porzucono.
W miasteczku pod jego murami zostały tylko kobiety, dzieci i starcy. Gdy ich
pytała, gdzie się podziali lordowie, odpowiadali tylko: „Tu ich nie ma”. Rhaenys
podążyła wzdłuż rzeki do Bożej Łaski, siedziby rodu Allyrionów, lecz ją rów-
nież opuszczono. W miejscu ujścia Zielonej Krwi do morza natrafiła na Miasto
z Desek, gdzie setki popychanych tyczkami łodzi, skifów rybackich, barek, łodzi
mieszkalnych oraz wraków prażyło się w promieniach słońca — połączone
sznurami, łańcuchami i trapami w pływające miasto. Na krążącą w górze Mera-
xes spoglądała tylko garstka dzieci i starych kobiet.
W końcu smok zaniósł królową do Słonecznej Włóczni, starożytnej siedziby
rodu Martellów, gdzie znalazła księżną Dorne, czekającą na nią w opuszczonym
zamku. Meria Martell miała osiemdziesiąt lat, jak mówią nam maesterzy, i wła-
dała Dornijczykami od sześćdziesięciu. Była bardzo gruba, ślepa i prawie łysa,
skórę miała pożółkłą i obwisłą. Argilac Arogancki zwał ją „Żółtą Ropuchą z Do-
rne”, ale ani wiek, ani ślepota nie stępiły jej umysłu.
— Nie będę z tobą walczyła — oznajmiła — ani nie uklęknę przed tobą. Do-
rne nie ma króla. Powtórz to bratu.
— Zrobię to — odparła Rhaenys — ale wrócimy tu, księżno, i następnym ra-
zem przyniesiemy ze sobą ogień i krew.
— To wasze słowa — skwitowała księżna Meria. — Nasze brzmią: „Nieza-
chwiani, Nieugięci, Niezłomni”. Możecie nas spalić, pani… ale nas nie ugniecie,
nie złamiecie ani nie zdołacie nami zachwiać. Tu jest Dorne. Nie jesteście u nas
mile widziani. Wracajcie na własne ryzyko.
Tak oto królowa i księżna się rozstały, a Dorne pozostało niezdobyte.
Na zachodzie Aegon Targaryen spotkał się z cieplejszym powitaniem. Stare
Miasto — największy gród w całym Westeros — otaczały potężne mury, a wła-
dali nim Hightowerowie z Wysokiej Wieży, najstarszy, najbogatszy i najpotęż-
niejszy ze szlacheckich rodów Reach. Stare Miasto było zarazem centrum Wiary.
Mieszkał tam Wielki Septon, Ojciec Wiernych, głos nowych bogów na Ziemi,
którego słuchały miliony wyznawców we wszystkich królestwach (poza półno-
cą, nadal pozostającą pod władaniem starych bogów). Miał też na swe rozkazy
bojowników Wiary Wojującej, wojenne zakony zwane przez prostaczków
Gwiazdami i Mieczami.
Gdy jednak Aegon Targaryen zbliżył się do Starego Miasta ze swym zastę-
pem, zastał otwarte bramy oraz lorda Hightowera, czekającego, by złożyć mu
hołd. Okazało się, że kiedy do miasta dotarły pierwsze wieści o Lądowaniu
Aegona, Wielki Septon zamknął się w Gwiezdnym Sepcie na siedem dni i sie-
dem nocy, szukając przewodnictwa bogów. Siedział tam ponoć tylko o chlebie
i wodzie, a przez wszystkie spędzone na jawie godziny modlił się bezustannie
przed kolejnymi ołtarzami. Siódmego dnia Starucha uniosła w końcu swą złotą
lampę i oświetliła przed nim drogę. Jego Wielka Świątobliwość zobaczył, że je-
śli Stare Miasto stawi Aegonowi zbrojny opór, z pewnością strawią je płomienie,
a Wysoka Wieża, Cytadela i Gwiezdny Sept legną w gruzach.
Manfred Hightower, lord Starego Miasta, był ostrożnym i pobożnym człowie-
kiem. Jeden z jego młodszych synów służył w Synach Wojownika, inny zaś zło-
żył niedawno śluby septona. Gdy Wielki Septon opowiedział lordowi o wizji ze-
słanej mu przez Staruchę, ten zdecydował, że nie będzie stawiał oporu Zdobyw-
cy. Dlatego ludzie ze Starego Miasta nie spłonęli na Polu Ognia, mimo że High-
towerowie byli chorążymi Gardenerów z Wysogrodu. Również z tego powodu
lord Manfred wyjechał na spotkanie zbliżającemu się Aegonowi Smokowi i ofia-
rował mu swój miecz, swoje miasto i swoją przysięgę. (Niektórzy powiadają, że
ofiarował mu też rękę najmłodszej córki, ale Aegon odmówił uprzejmie, by nie
obrazić swych dwóch królowych).
Trzy dni później, w Gwiezdnym Sepcie, Jego Wielka Świątobliwość osobiście
namaścił Aegona siedmioma olejami i ogłosił go Aegonem z rodu Targaryenów,
Pierwszym Tego Imienia, królem Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi,
władcą Siedmiu Królestw oraz protektorem królestwa. (Wspomniano o „Sied-
miu Królestwach”, mimo że Dorne nie skapitulowało — ani wtedy, ani jeszcze
przez z górą stulecie).
Przy pierwszej koronacji Aegona, u ujścia Czarnego Nurtu, była obecna tylko
garstka lordów, na drugiej jednak stawiły się ich setki. Dziesiątki tysięcy gapiów
wznosiło okrzyki na jego cześć, kiedy przejeżdżał na grzbiecie Baleriona ulica-
mi Starego Miasta. Wśród świadków drugiej koronacji Aegona byli też maeste-
rzy i arcymaesterzy z Cytadeli. Być może właśnie dlatego tę chwilę, a nie pierw-
szą koronację w Aegonforcie, odprawioną w dzień Lądowania, uważa się za po-
czątek panowania Aegona.
Tak oto z Siedmiu Królestw Westeros wola Aegona Zdobywcy i jego sióstr
wykuła jedno wielkie państwo.
Wielu sądziło, że po zakończeniu wojen król Aegon uczyni Stare Miasto swą
królewską siedzibą, inni zaś myśleli, że będzie władał ze Smoczej Skały, staro-
żytnej wyspiarskiej cytadeli rodu Targaryenów. Król zaskoczył jednak wszyst-
kich, oznajmiając, że zamierza wznieść swój zamek w nowym mieście, powsta-
jącym już u stóp trzech wzgórz położonych przy ujściu Czarnego Nurtu, w miej-
scu, gdzie wraz ze swymi siostrami pierwszy raz postawił stopę na ziemi Weste-
ros. Miasto to nazwano Królewską Przystanią. Stamtąd właśnie Aegon Smok
władał swym królestwem, zasiadając na wielkim, metalowym tronie wykona-
nym ze stopionych, pogiętych, przekutych mieczy wszystkich jego poległych
wrogów. To niebezpieczne krzesło cały świat wkrótce poznał jako Żelazny Tron
Westeros.
RZĄDY SMOKA

WOJNY KRÓLA AEGONA I

Długie panowanie króla Aegona I Targaryena (lata 1–37 o.P.) było w przeważa-
jącej mierze spokojne… zwłaszcza w późniejszym okresie. Nim jednak nastał
Pokój Smoka, jak maesterzy z Cytadeli nazwali później ostatnie dwa dziesięcio-
lecia jego rządów, musiały się zakończyć Wojny Smoka, a ostatnia z nich należy
do najokrutniejszych i najbardziej krwawych konfliktów w całych dziejach We-
steros.
Choć Wojny Podboju skończyły się ponoć wówczas, gdy Wielki Septon koro-
nował i namaścił Aegona w Gwiezdnym Sepcie w Starym Mieście, nie wszyscy
w Westeros podporządkowali się władzy nowego monarchy.
Lordowie położonych na Zimnej Wodzie Trzech Sióstr wykorzystali chaos pa-
nujący podczas Podboju, by ogłosić niepodległość i koronować lady Marlę
z rodu Sunderlandów na swoją królową. Ponieważ większa część floty Arrynów
została zniszczona, król rozkazał swemu namiestnikowi północy, Torrhenowi
Starkowi z Winterfell, położyć kres rebelii Siostrzan. Armia północy wypłynęła
z Białego Portu na wynajętych braavoskich galerach. Dowodził nią ser Warrick
Manderly. Widok jego żagli oraz nagłe pojawienie się na niebie nad Sisterton
królowej Visenyi dosiadającej Vhagar odebrało Siostrzanom wolę walki. Na-
tychmiast pozbawili władzy królową, zastępując Marlę młodszym bratem. Stef-
fon Sunderland odnowił przysięgę wierności wobec Orlego Gniazda, ugiął kolan
przed królową Visenyą i oddał synów jako zakładników, mających gwarantować
jego dobre zachowanie. Jeden z nich został podopiecznym Manderlych, drugi
zaś Arrynów. Jego siostrę, obaloną królową, wygnano z wysp i uwięziono. Po
pięciu latach wycięto jej język i resztę życia spędziła wśród Milczących Sióstr,
zajmując się pochówkiem szlachetnie urodzonych.
Na położonych po drugiej stronie Westeros Żelaznych Wyspach panował cha-
os. Ród Hoare’ów władał nimi od wielu stuleci, ale wszyscy jego członkowie
zginęli jednej nocy, gdy Aegon spuścił na Harrenhal ogień Baleriona. Choć jed-
nak Harrena Czarnego i jego synów pochłonęły płomienie, Qhorin Volmark
z Harlaw, którego babka była młodszą siostrą dziadka Harrena, ogłosił się pra-
wowitym dziedzicem „czarnego rodu” i przejął tron.
Jednakże nie wszyscy żelaźni ludzie akceptowali jego pretensje. Na Starej
Wyk, pod kośćmi morskiego smoka Naggi, kapłani Utopionego Boga włożyli
koronę z wyrzuconego na brzeg drewna na głowę jednego ze swego grona, boso-
nogiego świętego męża imieniem Lodos. Ogłosił się on żywym synem Utopio-
nego Boga i ponoć potrafił czynić cuda. Inni pretendenci pojawili się na Wielkiej
Wyk, Pyke i Orkmoncie. Przez z górą rok ich zwolennicy walczyli ze sobą na lą-
dzie i morzu. Powiadają, iż w wodach między wyspami pływało tyle trupów, że
pojawiły się setki zwabionych krwią krakenów.
Aegon Targaryen położył kres tym walkom. W roku 2 o.P. opadł na wyspy na
grzbiecie Baleriona. Towarzyszyły mu floty wojenne z Arbor, Wysogrodu i Lan-
nisportu, a nawet kilka drakkarów z Wyspy Niedźwiedziej, przysłanych przez
Torrhena Starka. Żelaźni ludzie, znacznie przerzedzeni przez trwającą od roku
bratobójczą wojnę, nie stawili zbyt silnego oporu… w gruncie rzeczy wielu
z nich z radością powitało przybycie smoków. Król Aegon zabił Qhorina Vol-
marka Blackfyre’em, ale pozwolił, by jego niedawno urodzony syn odziedziczył
ziemie i zamek ojca. Na Starej Wyk król-kapłan Lodos, domniemany syn Uto-
pionego Boga, wezwał krakeny z głębin, by wciągnęły pod powierzchnię okręty
najeźdźców. Gdy nic takiego się nie wydarzyło, Lodos wypełnił szatę kamienia-
mi i wszedł w odmęty, by „poprosić ojca o radę”. Tysiące ludzi podążyły za jego
przykładem. Morze przez całe lata wyrzucało na brzegi Starej Wyk ich rozdęte,
nadgryzione przez kraby ciała.
Następnie pojawił się problem, kto powinien władać Żelaznymi Wyspami
w imieniu króla. Sugerowano, by uczynić żelaznych ludzi wasalami Tullych
z Riverrun albo Lannisterów z Casterly Rock. Niektórzy proponowali nawet, by
oddać ich Winterfell. Aegon wysłuchał argumentów wszystkich stron, ale na ko-
niec zdecydował, że pozwoli, by żelaźni ludzie sami wybrali swego najwyższego
lorda. Zgodnie z oczekiwaniami poparli jednego ze swoich — Vickona Grey-
joya, Lorda Kosiarza z Pyke. Lord Vickon złożył hołd królowi Aegonowi
i Smok odpłynął ze swoimi flotami.
Lenno Greyjoyów obejmowało wyłącznie Żelazne Wyspy. Musieli się zrzec
pretensji do wszystkich ziem zagarniętych na kontynencie przez ród Hoare’ów.
Aegon przyznał ruiny zamku Harrenhal oraz związane z nim ziemie ser Quento-
nowi Qoherysowi, który służył mu na Smoczej Skale jako dowódca zbrojnych,
zażądał jednak, by uznał on lorda Edmyna Tully’ego za swego seniora i pojął
jedną z jego córek za żonę.
Po zaprowadzeniu porządku na Trzech Siostrach i Żelaznych Wyspach Aegon
Targaryen władał całym Westeros na południe od Muru, pomijając tylko Dorne.
Na nie właśnie Smok skierował teraz swą uwagę. Najpierw spróbował pozyskać
Dornijczyków słowami. Wysłał do Słonecznej Włóczni delegację złożoną
z wielkich lordów, maesterów i septonów na pertraktacje z księżną Merią Mar-
tell, zwaną Żółtą Ropuchą z Dorne. Mieli przekonać ją o korzyściach płynących
z przyłączenia się do jego królestwa. Negocjacje ciągnęły się przez większą
część roku, ale zakończyły się niepowodzeniem.
Na ogół uważa się, że pierwsza wojna dornijska zaczęła się w roku 4 o.P., gdy
Rhaenys Targaryen wróciła do Dorne. Tym razem przyniosła tam ogień i krew,
spełniając wcześniejszą groźbę. Dosiadła Meraxes i opadła z czystego, błękitne-
go nieba, by podpalić Miasto z Desek. Pożar przeskakiwał z łodzi na łódź, aż
wreszcie całe ujście Zielonej Krwi wypełniły płonące szczątki. Słup dymu wi-
dziano aż w Słonecznej Włóczni. Mieszkańcy pływającego miasta znaleźli
schronienie przed ogniem w rzece, zginęło więc tylko niespełna stu ludzi i wię-
cej z nich się utopiło, niż spłonęło. Niemniej przelano pierwszą krew.
Jednocześnie Orys Baratheon poprowadził Szlakiem Kości tysiąc doborowych
rycerzy, a sam Aegon pomaszerował Książęcym Wąwozem na czele armii złożo-
nej z trzydziestu tysięcy ludzi, w tym blisko dwóch tysięcy konnych rycerzy
oraz trzystu lordów i ich chorążych. Lord Harlan Tyrell, namiestnik południa,
powiedział ponoć, że nawet bez Aegona i Baleriona są wystarczająco potężni, by
rozbić każdą dornijską armię, która ośmieli się stanąć im na drodze.
Z pewnością miał rację, ale nie udało się tego dowieść, ponieważ Dornijczycy
nie stawili się do walnej bitwy. Cofali się przed zastępem króla Aegona, paląc
zboże na polach i zatruwając wszystkie studnie. Najeźdźcy przekonali się, że
dornijskie wieże strażnicze porzucono. Na górskich przełęczach drogę straży
przedniej Aegona zagradzały stosy martwych owiec, pozbawionych całej wełny
i zbyt zepsutych, by nadawały się do jedzenia. Gdy królewska armia wyszła
z Książęcego Wąwozu na dornijskie piaski, zaczynało jej już brakować prowian-
tu dla ludzi i paszy dla koni. Aegon podzielił swoje siły, rozkazując lordowi Ty-
rellowi pomaszerować na południe, przeciwko Uthorowi Ullerowi, lordowi Hell-
holtu, sam zaś ruszył na wschód, by oblegać lorda Fowlera w jego górskiej
twierdzy Skyreach.
Był drugi rok jesieni i uważano, że zima jest już blisko. Najeźdźcy mieli na-
dzieję, że upał na pustyniach będzie mniej dokuczliwy i łatwiej będzie znaleźć
wodę. Maszerujący na Hellholt lord Tyrell przekonał się jednak, że dornijskie
słońce nadal jest nieubłagane. Gdy jest tak gorąco, ludzie piją więcej wody,
a wszystkie oczka wodne i źródła w oazach na szlaku armii zatruto. Konie za-
częły padać, z dnia na dzień ubywało ich coraz więcej. Jeźdźcy wkrótce podążyli
ich śladem. Dumni rycerze porzucali chorągwie i tarcze, a nawet zdejmowali
zbroje. Lord Tyrell stracił na dornijskich piaskach jedną czwartą ludzi i niemal
wszystkie wierzchowce, a gdy wreszcie dotarł do Hellholtu, przekonał się, że za-
mek opuszczono.
Atak Orysa Baratheona nie okazał się bardziej udany. Jego konie z trudem po-
suwały się naprzód po kamienistym gruncie wąskich, krętych wąwozów. Wiele
z nich całkowicie odmówiło posłuszeństwa, gdy oddział dotarł do najbardziej
stromego odcinka trasy, gdzie Dornijczycy wykuli schody w skale. Na rycerzy
namiestnika sypały się z góry głazy, zrzucane przez obrońców niewidocznych
dla najeźdźców z krain burzy. W miejscu, gdzie Szlak Kości przecina rzekę Wyl,
pojawili się nagle dornijscy łucznicy i na przechodzących przez most ludzi posy-
pał się deszcz tysięcy strzał. Gdy lord Orys rozkazał swym ludziom się wycofać,
drogę zagrodziła im kolejna skalna lawina. Nie mogli się cofnąć ani iść naprzód.
Wyrżnięto ich jak świnie w zagrodzie. Samego Orysa Baratheona oszczędzono,
podobnie jak kilkunastu innych lordów, za których można było otrzymać okup,
ale stali się oni jeńcami Wyla z Wyl, okrutnego górskiego lorda znanego jako
Kochanek Wdów.
Królowi Aegonowi powiodło się lepiej. Maszerował na wschód pośród
wzgórz. Spływające z góry strumienie dostarczały mu wody, a w dolinach roiło
się od zwierzyny. Zamek Skyreach wziął szturmem, a Yronwood zdobył po krót-
kim oblężeniu. Lord Tor niedawno zmarł, a jego namiestnik poddał się bez wal-
ki. Dalej na wschód lord Toland ze Wzgórza Duchów wysłał swego reprezentan-
ta, każąc mu wyzwać króla na pojedynek. Aegon przyjął wyzwanie i zabił prze-
ciwnika, ale później okazało się, że nie był on reprezentantem Tolanda, lecz jego
błaznem. Sam lord Toland zniknął.
Podobnie jak księżna Meria Martell. Gdy król Aegon pojawił się nad Słonecz-
ną Włócznią na Balerionie, przekonał się, że jego siostra Rhaenys była tu przed
nim. Po spaleniu Miasta z Desek zdobyła Cytrynowy Las, Spottswood oraz
Śmierdzącą Wodę. Przyjmowała kapitulacje starych kobiet i dzieci, ale nigdzie
nie znalazła prawdziwego nieprzyjaciela. Nawet miasto cieni położone pod mu-
rami Słonecznej Włóczni było w połowie opustoszałe, a nikt z tych, którzy
w nim pozostali, nie chciał przyznać, że wie, gdzie się mogli podziać dornijscy
lordowie oraz ich księżna. Jak powiedziała królowa Rhaenys królowi Aegonowi,
Żółta Ropucha rozpuściła się w piaskach.
Aegon odpowiedział na to ogłoszeniem zwycięstwa. Zgromadził w wielkiej
komnacie Słonecznej Włóczni tylu dygnitarzy, ilu tylko udało mu się znaleźć,
i oznajmił im, że od tej chwili Dorne jest częścią jego królestwa, a oni jego wier-
nymi poddanymi. Ich poprzednich lordów nazwał buntownikami i wyjął ich
spod prawa. Wyznaczono nagrody za ich głowy, szczególnie za głowę Żółtej Ro-
puchy, księżnej Merii Martell. Lorda Jona Rosby’ego mianowano kasztelanem
Słonecznej Włóczni i namiestnikiem piasków. Miał władać Dorne w imieniu
króla. Wyznaczono też kasztelanów i namiestników wszystkich pozostałych
ziem oraz zamków, które wpadły w ręce Zdobywcy. Następnie król Aegon i jego
zastęp wrócili tam, skąd przybyli, maszerując na zachód przez piaski, a potem
przechodząc przez Książęcy Wąwóz.
Ledwie zdążyli dotrzeć do Królewskiej Przystani, gdy całe Dorne za ich ple-
cami eksplodowało buntem. Dornijscy włócznicy pojawiali się znikąd, jak pu-
stynne kwiaty po deszczu. Skyreach, Yronwood, Tor i Wzgórze Duchów odzy-
skano już po kilkunastu dniach. Królewskie garnizony wycięto w pień. Kasztela-
nom i zarządcom Aegona pozwolono umrzeć dopiero po długich męczarniach.
Ponoć dornijscy lordowie zakładali się o to, który z nich najdłużej utrzyma swe-
go jeńca przy życiu, odcinając mu kolejne fragmenty ciała. Lorda Rosby’ego,
kasztelana Królewskiej Włóczni i namiestnika piasków, spotkała śmierć lżejsza
niż większość najeźdźców. Gdy Dornijczycy z miasta cieni wtargnęli do zamku
i wyzwolili go, Rosby’ego związano, zawleczono na szczyt Włóczni i wyrzuco-
no przez okno samej starej księżnej Merii.
Wkrótce zostali tylko lord Tyrell i jego zastęp. Odchodząc, król Aegon zosta-
wił Tyrella za sobą. Hellholt, potężny zamek nad Siarką, uważano za położony
odpowiednio, by sobie poradzić z każdym buntem. Jednakże wody rzeki były
przesycone siarką i ludzie z Wysogrodu chorowali po ich wypiciu. Ród Qorgy-
le’ów z Piaskowca nie skapitulował przed Aegonem. Gdy tylko patrole i furaże-
rzy Tyrellów zapuścili się za daleko na zachód, włócznicy Qorgyle’ów ich zabi-
jali. Na wschodzie Vaithowie robili to samo. Kiedy wieści o defenestracji w Sło-
necznej Włóczni dotarły do Hellholtu, lord Tyrell zebrał resztki swoich sił i wy-
ruszył na pustynię. Ogłosił, że zamierza zdobyć Vaith, pomaszerować na
wschód, odzyskać Słoneczną Włócznię i miasto cieni, a na koniec ukarać tych,
którzy zamordowali lorda Rosby’ego. Jednakże gdzieś pośród czerwonych pia-
sków na wschód od Hellholtu Tyrell zaginął bez śladu razem z całą swoją armią.
Żadnego z jego ludzi nigdy już nie widziano.
Aegon Targaryen nie był jednak człowiekiem skłonnym pogodzić się z poraż-
ką. Wojna miała trwać jeszcze siedem lat, choć od roku 6 o.P. walki przerodziły
się w trwającą bez końca krwawą serię okrucieństw, napadów łupieżczych i akcji
odwetowych, przerywaną przez długie okresy spokoju, krótkie rozejmy oraz nie-
zliczone morderstwa i zamachy skrytobójcze.
W roku 7 o.P. Orys Baratheon i inni lordowie pojmani na Szlaku Kości wróci-
li do Królewskiej Przystani. Zapłacono za nich okup równy ich wadze w złocie,
ale gdy przybyli na miejsce, okazało się, że Kochanek Wdów odciął wszystkim
prawe dłonie, by nigdy już nie użyli mieczy w walce przeciwko Dorne. W odwe-
cie sam król Aegon dosiadł Baleriona i opadł na górskie twierdze Wylów, obra-
cając kilka fortec oraz wież strażniczych w sterty stopionego kamienia. Jednakże
Wylowie skryli się w jaskiniach i tunelach pod swymi górami i Kochanek Wdów
pożył jeszcze dwadzieścia lat.
Rok 8 o.P. był bardzo suchy. Dornijczycy przepłynęli przez Morze Dornijskie
na okrętach wynajętych od króla piratów ze Stopni, zaatakowali kilka miaste-
czek i wiosek położonych na południowym brzegu Przylądka Gniewu i wzniecili
pożary, które strawiły połowę deszczowego lasu. „Ogień za ogień”, rzekła ponoć
księżna Meria. Czegoś takiego Targaryenowie nie mogli pozostawić bez odpo-
wiedzi. Później tego samego roku na niebie Dorne pojawiła się Visenya Targa-
ryen, uwalniając ogień Vhagar na Słoneczną Włócznię, Cytrynowy Las, Wzgó-
rze Duchów i Tor. W następnym roku Visenya powróciła, ale tym razem towa-
rzyszył jej sam król. Piaskowiec, Vaith i Hellholt spłonęły.
Dornijska odpowiedź nadeszła po kolejnym roku. Lord Fowler przeszedł ze
swą armią przez Książęcy Wąwóz i poprowadził ją na Reach. Poruszał się tak
szybko, że zdążył spalić kilkanaście wiosek i zdobyć wielki zamek Nocną Pieśń,
nim lordowie z Pogranicza zorientowali się, że wróg ich zaatakował. Gdy wieści
dotarły do Starego Miasta, lord Hightower wysłał silny oddział pod dowódz-
twem swego syna Addama, nakazując mu odzyskać zamek. Dornijczycy to jed-
nak przewidzieli. Druga dornijska armia prowadzona przez ser Joffreya Dayne’a
wyruszyła ze Starfall i zaatakowała Stare Miasto. Jego mury okazały się zbyt po-
tężne dla Dornijczyków, ale Dayne spalił pola, gospodarstwa rolne i wsie w pro-
mieniu sześćdziesięciu mil. Zabił też młodszego syna lorda Hightowera, Garmo-
na, gdy chłopak poprowadził wycieczkę przeciwko niemu. Ser Addam Highto-
wer dotarł do Nocnej Pieśni, ale przekonał się tam, że lord Fowler puścił zamek
z dymem, a garnizon wyciął w pień. Lorda Carona z żoną i dziećmi zabrano do
Dorne jako jeńców. Zamiast ich ścigać, ser Addam pomaszerował natychmiast
na Stare Miasto, by położyć kres jego oblężeniu, ale ser Joffrey i jego armia
również zniknęli już w górach.
Stary lord Manfred Hightower zmarł wkrótce później. Ser Addam odziedzi-
czył tytuł lordowski po ojcu. Stare Miasto głośno domagało się zemsty. Król
Aegon poleciał na Balerionie do Wysogrodu, by naradzić się ze swym namiest-
nikiem południa, ale po tym, co spotkało jego ojca, młody lord Theo Tyrell nie
chciał słyszeć o nowej inwazji na Dorne.
Król po raz kolejny wykorzystał przeciwko Dornijczykom swe smoki. Aegon
we własnej osobie opadł na Skyreach, przysięgając, że uczyni z niego „drugie
Harrenhal”. Visenya i Vhagar zaniosły ogień i krew do Starfall. A Rhaenys
i Meraxes wróciły do Hellholtu… gdzie wydarzyła się tragedia. Smoki Targarye-
nów, hodowane i ćwiczone do celów wojny, nieraz już przelatywały przez całe
chmury włóczni i strzał bez większej szkody dla siebie. Łuski dorosłego smoka
są twardsze niż stal i nawet te strzały, które trafiły w cel, z reguły co najwyżej
rozjuszały wielkie bestie. Gdy jednak Meraxes zawracała nad Hellholtem, jeden
z obrońców stojący na najwyższej wieży zamku wystrzelił ze skorpiona i żela-
zny bełt długości jarda wbił się w prawe oko smoka królowej. Meraxes nie zgi-
nęła natychmiast, lecz runęła na ziemię w agonii, niszcząc w przedśmiertnych
drgawkach wieżę oraz znaczną część muru kurtynowego.
Pozostaje kwestią dyskusji, czy Rhaenys Targaryen przeżyła swą smoczycę.
Niektórzy twierdzą, że spadła z niej i się zabiła, inni zaś, że zginęła na dziedziń-
cu, przygnieciona ciałem Meraxes. Jednak według innych relacji królowa prze-
żyła upadek i zmarła w lochach Ullerów po długich torturach. Prawdy o okolicz-
nościach jej śmierci zapewne nigdy nie poznamy. Tak czy inaczej Rhaenys Tar-
garyen, siostra i żona króla Aegona I, zginęła w Hellholcie w Dorne w 10 roku
o.P.
Dwa następne lata były latami Gniewu Smoka. Wszystkie zamki w Dorne
spalono po trzy razy. Balerion i Vhagar wracały raz po raz do każdego z nich.
Ogniste tchnienie Czarnego Strachu było tak gorące, że piaski wokół Hellholtu
w niektórych miejscach zamieniły się w szkło. Dornijscy lordowie byli zmuszeni
się ukryć, ale nawet to nie zapewniło im bezpieczeństwa. Zamordowano lorda
Fowlera, lorda Vaitha, lady Toland oraz czterech kolejnych lordów Hellholtu.
Żelazny Tron wypłacał godną króla nagrodę za głowę każdego dornijskiego lor-
da. Jednakże tylko dwóch zabójców dożyło chwili, gdy mogło ją odebrać, albo-
wiem Dornijczycy rozpoczęli kontratak, płacąc krwią za krew. Lorda Conningto-
na z Gniazda Gryfów zabito podczas polowania, lorda Mertynsa z Mglistego
Lasu zatruto razem ze wszystkimi domownikami beczką dornijskiego wina,
a lorda Fella uduszono w burdelu w Królewskiej Przystani.
Sami Targaryenowie również nie byli bezpieczni. Króla zaatakowano trzy
razy. W dwóch przypadkach zginąłby, gdyby nie jego Gwardia Królewska. Kró-
lową Visenyę próbowano zamordować pewnej nocy w Królewskiej Przystani.
Dwóch jej strażników padło, nim zabiła Mroczną Siostrą ostatniego z napastni-
ków.
Najbardziej osławiony atak tych krwawych lat wydarzył się w roku 12 o.P.,
gdy Wyl z Wyl, Kochanek Wdów, przybył niezaproszony na ślub Jona Caffere-
na, dziedzica Fawnton, z Alys Oakheart, córką lorda Starego Dębu. Wylowie,
wpuszczeni tylną bramą przez zdradzieckiego sługę, zabili lorda Oakhearta
i większość gości weselnych, a potem kazali pannie młodej patrzeć, jak kastrują
jej męża. Następnie wszyscy zgwałcili lady Alys i jej służki, po czym porwali je
i sprzedali myrijskiemu handlarzowi niewolników.
Dorne zmieniło się w płonącą pustynię, dręczoną głodem, zarazą i innymi nie-
szczęściami. Kupcy z Wolnych Miast zwali je „spaloną ziemią”. Mimo to ród
Martellów pozostawał „Niezachwiany, Nieugięty, Niezłomny”, zgodnie ze swoją
dewizą. Pewien dornijski rycerz, przyprowadzony przed oblicze królowej Vise-
nyi jako jeniec, zapewniał, że księżna Meria woli, by wszyscy jej poddani zginę-
li, niż żeby mieli stać się niewolnikami rodu Targaryenów. Visenya odpowie-
działa, że ona i brat chętnie spełnią jej życzenie.
Zaawansowany wiek i zły stan zdrowia w końcu dokonały tego, czego nie
były w stanie uczynić smoki. W roku 13 o.P. Meria Martell, Żółta Ropucha
z Dorne, zmarła we własnym łożu (podczas stosunku z ogierem, jak zapewniali
jej wrogowie). Tytuły lorda Słonecznej Włóczni i księcia Dorne odziedziczył jej
syn Nymor. Miał sześćdziesiąt lat i jego zdrowie nie było już najlepsze, nie miał
więc ochoty kontynuować rzezi. Rozpoczął rządy od wysłania poselstwa do
Królewskiej Przystani. Posłowie mieli zwrócić królowi Aegonowi czaszkę smo-
czycy Meraxes oraz przedstawić warunki zawarcia pokoju. Na czele poselstwa
stała dziedziczka Nymora, Deria.
Propozycje księcia Nymora wywołały w Królewskiej Przystani silne sprzeci-
wy. Królowa Visenya była im zdecydowanie nieprzychylna.
— Nie ma pokoju bez kapitulacji — oznajmiła, a jej stronnicy w radzie kró-
lewskiej powtórzyli echem te słowa.
Orys Baratheon, który w późniejszych latach życia miał się zrobić zgarbiony
i zgorzkniały, domagał się, by księżną Derię odesłano ojcu bez jednej ręki. Lord
Oakheart przysłał kruka z listem sugerującym, by młodą Dornijkę sprzedano do
„najnędzniejszego burdelu w Królewskiej Przystani, żeby każdy żebrak w mie-
ście mógł zażyć z nią przyjemności”. Jednakże Aegon Targaryen natychmiast
odrzucił wszystkie podobne propozycje. Księżniczka Deria przybyła jako poseł
pod chorągwią pokoju i król przysiągł, że pod jego dachem nie spotka jej krzyw-
da.
Wszyscy się zgadzali, że Aegon znużył się już wojną, ale zgoda na pokój bez
kapitulacji równałaby się przyznaniu, że jego ukochana siostra Rhaenys zginęła
na próżno, że cała ta krew i zniszczenia poszły na marne. Lordowie z jego małej
rady ostrzegali też, że ludzie uznają taki pokój za oznakę słabości, co może do-
prowadzić do dalszych buntów, które z kolei trzeba będzie stłumić. Aegon wie-
dział również, że Reach, krainy burzy i Pogranicze straszliwie ucierpiały pod-
czas wojny i nigdy nie zapomną ani nie wybaczą. Nawet w Królewskiej Przysta-
ni monarcha nie ważył się wypuścić dornijskich posłów z Aegonfortu bez silnej
eskorty w obawie, że prostaczkowie z miasta rozszarpią ich na strzępy. Ze
wszystkich tych powodów, jak napisał wielki maester Lucan, król był już bliski
odrzucenia propozycji Dornijczyków i kontynuowania wojny.
Wtedy właśnie księżniczka Deria wręczyła królowi zapieczętowany list od jej
ojca.
— Jest przeznaczony tylko dla twoich oczu, Wasza Miłość.
Król Aegon przeczytał słowa księcia Nymora na oczach wszystkich, siedząc
na Żelaznym Tronie. Twarz miał kamienną i nie odezwał się ani słowem. Ludzie
opowiadali, że gdy później wstał, z jego dłoni kapała krew. Spalił list i nigdy
później o nim nie wspominał. Tej samej nocy dosiadł Baleriona i poleciał nad
wodami Czarnej Zatoki do Smoczej Skały z jej dymiącą górą. Następnego ranka
wrócił i zgodził się na warunki proponowane przez Nymora. Niedługo później
podpisał traktat wiecznego pokoju z Dorne.
Po dziś dzień nikt nie potrafi powiedzieć, co mógł zawierać list wręczony
przez Derię. Jedni twierdzą, że była to zwykła prośba jednego ojca do drugiego,
płynące z serca słowa, które wzruszyły króla Aegona. Drudzy zapewniają, że był
to spis wszystkich lordów i szlachetnie urodzonych rycerzy, którzy stracili życie
w wojnie. Niektórzy septonowie posuwają się nawet do sugestii, że list był za-
czarowany, że Żółta Ropucha napisała go przed śmiercią, używając krwi królo-
wej Rhaenys jako inkaustu, by król nie był w stanie się oprzeć zawartej w nim
złowieszczej magii.
Wielki maester Clegg, który przybył do Królewskiej Przystani dwadzieścia lat
później, doszedł do wniosku, że Dorne nie miało już sił na dalsze prowadzenie
wojny i w związku z tym książę Nymor mógł zagrozić, że jeśli król Aegon nie
zgodzi się zawrzeć pokoju, wynajmie Ludzi Bez Twarzy z Braavos, by zamordo-
wali syna i dziedzica monarchy. Syn królowej Rhaenys, Aenys, miał wówczas
tylko sześć lat. Może rzeczywiście tak było… ale nikt nigdy nie będzie miał
pewności.
Tak zakończyła się pierwsza wojna dornijska (4–13 o.P.)
Żółta Ropucha z Dorne dokonała tego, co nie udało się Harrenowi Czarnemu,
dwóm królom oraz Torrhenowi Starkowi: pokonała Aegona Targaryena i jego
smoki. Niemniej na północ od Gór Czerwonych taktyka, którą się posługiwała,
wzbudziła jedynie pogardę. „Dornijska odwaga” stała się wśród lordów i rycerzy
z królestw Aegona szyderczym określeniem tchórzostwa. Pewien skryba napisał:
„Ropucha skacze do dziury, gdy tylko coś jej zagrozi”. Inny skwitował: „Meria
walczyła jak kobieta, posługując się kłamstwami, zdradą i czarami”. Dornijskie
„zwycięstwo” (jeśli rzeczywiście można je tak nazwać) uznano za niehonorowe,
a ci, którzy przeżyli wojnę, a także synowie i bracia tych, którzy polegli, przy-
sięgli sobie, że pewnego dnia nadejdzie dzień zapłaty.
Zemsta musiała jednak zaczekać na następne pokolenie i na nadejście młod-
szego, bardziej krwiożerczego króla. Choć Aegon Zdobywca miał zasiadać na
Żelaznym Tronie jeszcze przez dwadzieścia cztery lata, dornijski konflikt był
jego ostatnią wojną.
TRZY GŁOWY MIAŁ SMOK

RZĄDY KRÓLA AEGONA I

Aegon I Targaryen był sławnym wojownikiem, największym zdobywcą w dzie-


jach Westeros. Mimo to wielu uważa, że jego najbardziej znaczące osiągnięcia
przypadły na czas pokoju. Mówi się, że Żelazny Tron wykuto ogniem, stalą
i strachem, ale gdy tylko ostygł, stał się źródłem sprawiedliwości dla całego We-
steros.
Najważniejszym celem polityki króla Aegona I było przekonanie mieszkań-
ców Westeros, by zaakceptowali jego rządy. Dlatego dokładał wszelkich starań,
żeby znaleźć miejsce na swym dworze i w radach dla wielu mężczyzn (a nawet
kilku kobiet) ze wszystkich części swego królestwa. Dawnych wrogów zachęcał,
by przysłali na jego dwór swoje dzieci (najczęściej młodszych synów albo córki,
bo duża część wielkich lordów wolała trzymać dziedziców przy sobie). Chłopcy
służyli tam jako paziowie, podczaszy i giermkowie, dziewczynki zaś jako przy-
boczne i towarzyszki dwóch królowych. W Królewskiej Przystani dzieci mogły
na własne oczy zobaczyć sprawiedliwość Aegona, skłaniano je też, by uważały
się za wiernych poddanych wielkiego królestwa, a nie za mieszkańców krain za-
chodu, krain burzy albo północy.
Targaryenowie zaaranżowali też wiele małżeństw między szlacheckimi roda-
mi z przeciwległych końców królestwa, licząc na to, że podobne sojusze połączą
w całość podbite krainy i uczynią Siedem Królestw jednym. Królowe Aegona,
Visenya i Rhaenys, czerpały wielką radość z planowania podobnych związków.
Dzięki ich staraniom Ronnel Arryn, lord Orlego Gniazda, pojął za żonę córkę
Torrhena Starka z Winterfell, a najstarszy syn Lorena Lannistera, dziedzic Ca-
sterly Rock, poślubił córkę Redwyne’ów z Arbor. Gdy Gwieździe Wieczornej
z Tarthu urodziły się trojaczki — trzy dziewczynki — królowa Rhaenys załatwi-
ła dla nich zaręczyny z synami rodu Corbrayów, rodu Hightowerów i rodu Har-
lawów. Królowa Visenya zaplanowała dwa małżeństwa między rodem Blackwo-
odów a rodem Brackenów, rywalami, których wzajemna wrogość trwała od stu-
leci. Skojarzyła syna z każdego rodu z córką z drugiego, by połączyć je więzią
pokoju. A kiedy córka Rowanów, która służyła Rhaenys, zaszła w ciążę z chłop-
cem stajennym, królowa znalazła rycerza z Białego Portu, który zgodził się ją
poślubić, oraz drugiego, z Lannisportu, gotowego wziąć bękarta na wychowanie.
Aczkolwiek nikt nie wątpił, że Aegon Targaryen podejmuje ostateczne decy-
zje we wszystkich sprawach dotyczących władania królestwem, jego siostry —
Visenya i Rhaenys — przez cały okres panowania Aegona sprawowały rządy ra-
zem z nim. Poza być może Dobrą Królową Alysanne, żoną króla Jaehaerysa I,
żadna inna królowa w dziejach Westeros nie miała tak wielkich wpływów poli-
tycznych, jak siostry Smoka. Król miał w zwyczaju zabierać ze sobą jedną z żon
we wszystkie podróże, podczas gdy druga zostawała na Smoczej Skale albo
w Królewskiej Przystani i nierzadko zasiadała na Żelaznym Tronie, podejmując
decyzje we wszystkich sprawach, jakie jej przedstawiano.
Choć Aegon ogłosił Królewską Przystań swoją siedzibą i ustawił Żelazny
Tron w pełnej dymu długiej sali Aegonfortu, spędzał tam najwyżej jedną czwartą
swego czasu. Tyle samo dni i nocy przebywał na Smoczej Skale, w wyspiarskiej
cytadeli swych przodków. Zamek wzniesiony pod Smoczą Górą był dziesięcio-
krotnie przestronniejszy od Aegonfortu i przewyższał go też pod względami wy-
gód, bezpieczeństwa oraz historii. Zdobywca ponoć powiedział, że kocha nawet
zapach Smoczej Skały, gdzie w słonym powietrzu zawsze unosiły się wonie
dymu i siarki. Aegon spędzał w obu swych siedzibach mniej więcej połowę cza-
su, dzieląc go równo między nimi.
Drugą połowę poświęcał na ciągnące się bez końca królewskie objazdy. Wę-
drował ze swym dworem od zamku do zamku, kolejno odwiedzając każdego ze
swych wielkich lordów. Gulltown i Orle Gniazdo, Harrenhal, Riverrun, Lannis-
port i Casterly Rock, Crakehall, Stary Dąb, Wysogród, Stare Miasto, Arbor,
Horn Hill, Ashford, Koniec Burzy i Wieczorny Dwór wielokrotnie miały za-
szczyt gościć Jego Miłość, ale Aegon potrafił pojawić się niemal wszędzie, nie-
kiedy z orszakiem złożonym z tysiąca rycerzy, lordów i dam. Trzykrotnie odwie-
dzał Żelazne Wyspy (dwa razy Pyke i raz Wielką Wyk), w roku 19 o.P. spędził
kilkanaście dni w Sisterton, północ zaś odwiedził sześć razy, trzykrotnie przyby-
wając ze swym dworem do Białego Portu, dwa razy do Barrowton, a raz do Win-
terfell, podczas swego ostatniego objazdu w roku 33 o.P.
„Lepiej zapobiegać rebeliom, niż je tłumić”. Tak brzmiała słynna odpowiedź,
której udzielił Aegon, gdy go zapytano o powód tych podróży. Widok króla
w całej jego mocy, dosiadającego Baleriona Czarnego Strachu i otoczonego set-
kami zakutych w zbroje rycerzy w jedwabnych opończach, bardzo pozytywnie
wpływał na lojalność krnąbrnych lordów. Monarcha dodawał, że prostaczkowie
również powinni od czasu do czasu oglądać swych królów i królowe, by wie-
dzieli, że mogą im przedstawić swe skargi oraz troski.
Tak też czynili. Większą część każdego królewskiego objazdu poświęcano na
uczty, bale oraz polowania z psami bądź z sokołami. Każdy lord starał się prze-
wyższyć konkurentów splendorem i gościnnością, lecz Aegon pamiętał również,
by urządzać audiencje, gdziekolwiek się pojawił. Nie miało znaczenia, czy za-
siadał na podwyższeniu w zamku wielkiego lorda, czy na omszałym głazie na
polu należącym do jakiegoś wieśniaka. W podróżach królowi towarzyszyło sze-
ściu maesterów, mogących mu odpowiedzieć na wszelkie pytania dotyczące
miejscowych praw, zwyczajów i historii, a także zapisać dekrety oraz wyroki
wydane przez Jego Miłość. Zdobywca powiedział później swemu synowi Aeny-
sowi, że władca powinien znać kraj, którym rządzi, a podczas swych podróży
Aegon dowiedział się bardzo wiele o Siedmiu Królestwach i ich mieszkańcach.
Każde z podbitych królestw miało własne prawa oraz tradycje. Król Aegon
nie ingerował w nie zbytnio. Pozwalał swym lordom rządzić tak, jak robili to za-
wsze, zachować całą władzę oraz prerogatywy. Prawa dziedziczenia oraz sukce-
sji pozostały niezmienione, lordowie wielcy i mali zachowali prawo wymierza-
nia sprawiedliwości na swych ziemiach, a także prawo pierwszej nocy tam,
gdzie ów zwyczaj uprzednio praktykowano.
Dla Aegona najważniejsze było utrzymanie pokoju. Przed Podbojem wojny
między królestwami Westeros zdarzały się często. Niemal nie było roku, w któ-
rym nikt z nikim nie walczył. Nawet w tych królestwach, gdzie ponoć panował
pokój, sąsiadujący ze sobą lordowie często rozstrzygali konflikty za pomocą
mieczy. Aegon znacznie ograniczył podobne praktyki. Od pomniejszych lordów
i rycerzy na włościach oczekiwano teraz, że będą prosili seniorów o werdykt we
wszelkich waśniach i zaakceptują ich wyroki. W sporach między wielkimi roda-
mi królestwa decyzję podejmowała korona.
— Pierwszym prawem w krainie będzie królewski pokój — zadekretował król
Aegon. — A każdego lorda, który wyruszy na wojnę bez mojej zgody, uzna się
za buntownika i wroga Żelaznego Tronu.
Król Aegon wydał również dekrety regulujące cła, myta oraz podatki w całym
królestwie. Do tej pory każdy port i każdy pomniejszy lord mogli brać, ile tylko
zechcieli, od dzierżawców, prostaczków albo kupców. Zdobywca ogłosił rów-
nież, że święci mężowie i niewiasty z Wiary, a także wszelkie ich ziemie czy po-
siadłości są zwolnione od podatków, oraz zatwierdził prawa sądów Wiary do są-
dzenia i wydawania wyroków na każdego septona, zaprzysiężonego brata albo
świętą siostrę oskarżonych o dowolne przestępstwa. Choć pierwszy król z dyna-
stii Targaryenów nie zaliczał się do pobożnych ludzi, zawsze zabiegał o poparcie
Wiary oraz Wielkiego Septona ze Starego Miasta.
Królewską Przystań zbudowano wokół Aegona i jego dworu na trzech wiel-
kich wzgórzach wznoszących się u ujścia Czarnej Wody, a także wokół nich.
Najwyższe z tych wzgórz stało się znane jako Wielkie Wzgórze Aegona,
a dwóm mniejszym wkrótce nadano imiona wzgórza Visenyi oraz wzgórza
Rhaenys. Ich poprzednie nazwy popadły w niepamięć. Prosty fort z podgro-
dziem, zbudowany pośpiesznie przez Aegona, nie był wystarczająco wielki
i wspaniały dla króla i jego dworu. Zaczął się rozrastać jeszcze przed końcem
Podboju. Wzniesiono z kłód nowy donżon o wysokości pięćdziesięciu stóp. Po-
niżej znajdowała się ogromna długa sala, a po drugiej stronie dziedzińca kuch-
nia, zbudowana z kamienia, z łupkowym dachem na wypadek pożaru. Pojawiły
się stajnie, a po nich spichlerz. Później wzniesiono nową wieżę strażniczą, dwu-
krotnie wyższą od poprzedniej. Wkrótce zaczęło się zanosić na to, że Aegonfort
wyleje się poza swą palisadę. Dlatego zbudowano nową, otaczającą większą
część szczytu wzgórza. Zapewniło to miejsce na koszary, zbrojownię, sept oraz
wieżę zwaną bębnem.
U podstawy wzgórz, na brzegu rzeki, wyrastały nabrzeża oraz magazyny.
Tam, gdzie przedtem widywano tylko garstkę rybackich łodzi, pojawiły się statki
kupców ze Starego Miasta i Wolnych Miast, cumujące obok drakkarów Velary-
onów i Celtigarów. Większa część towarów przechodzących przedtem przez
Staw Dziewic i Duskendale trafiała teraz do Królewskiej Przystani. Na brzegu
rzeki powstał targ rybny, a między wzgórzami targ tkanin. Założono urząd celny.
Nad Czarną Wodą otworzono niewielki sept, ulokowany na starej kodze. Potem
zastąpił go większy, zbudowany na brzegu z plecionki obrzuconej gliną. Kolej-
ny, dwukrotnie większy i trzykrotnie wspanialszy, zbudowano na szczycie wzgó-
rza Visenyi za pieniądze przysłane przez Wielkiego Septona. Nowe domy i skle-
py rosły jak grzyby po deszczu. Bogaci wznosili na zboczach wzgórz otoczone
murami rezydencje, biedni zaś tłoczyli się w nędznych chatach ze słomy i nie-
wypalanej cegły, skleconych w niżej położonych miejscach.
Królewskiej Przystani nikt nie zaplanował. Po prostu wyrosła… ale stało się
to szybko. Podczas pierwszej koronacji Aegona była tylko wioską przycupniętą
pod zamkiem z podgrodziem. Do czasu drugiej stała się już kwitnącym mia-
steczkiem o kilku tysiącach mieszkańców. W roku 10 o.P. przerodziła się
w prawdziwe miasto, dorównujące niemal wielkością Gulltown albo Białemu
Portowi. W roku 25 o.P. przerosła je, stając się trzecim pod względem zaludnie-
nia miastem w Westeros, ustępującym jedynie Lannisportowi i Staremu Miastu.
W przeciwieństwie do swych rywali Królewska Przystań nie miała murów.
Niektórzy z mieszkańców zapewniali, że ich nie potrzebuje, bo żaden nieprzyja-
ciel nie odważyłby się zaatakować miasta bronionego przez Targaryenów i ich
smoki. Sam król mógł pierwotnie podzielać tę opinię, ale śmierć jego siostry
Rhaenys oraz jej smoczycy Meraxes w roku 10 o.P., a także ataki na jego osobę
z pewnością skłoniły go do zastanowienia…
W roku 19 o.P. do Westeros dotarły wieści o brawurowym ataku na Wyspy
Letnie. Piracka flota zaatakowała Miasto Wysokich Drzew, porwała w niewolę
tysiąc kobiet oraz dzieci i zabrała ze sobą także łupy warte fortunę. Relacje z ata-
ku bardzo zaniepokoiły króla, który uświadomił sobie, że Królewska Przystań
również będzie bezbronna wobec każdego nieprzyjaciela, który okaże się wy-
starczająco sprytny, by zaatakować, gdy on i Visenya będą daleko. W związku
z tym Jego Miłość rozkazał otoczyć stolicę pierścieniem murów, równie wyso-
kich i potężnych jak te, które osłaniały Stare Miasto oraz Lannisport. Zadanie
ich wzniesienia przydzielono wielkiemu maesterowi Gawenowi i ser Osmundo-
wi Strongowi, namiestnikowi królewskiemu. Aegon zarządził też, by dla uczcze-
nia Siedmiu miasto posiadało siedem bram. Każdej z nich miały bronić potężna
wieża strażnicza oraz wieże obronne. Prace nad budową murów zaczęły się
w następnym roku i trwały aż do roku 26 o.P.
Ser Osmund był już czwartym namiestnikiem króla. Pierwszym był lord Orys
Baratheon, bękarci brat przyrodni Aegona i towarzysz jego dzieciństwa. Jednak-
że lord Orys dostał się do dornijskiej niewoli i przypłacił to utratą ręki. Gdy
uwolniono go w zamian za okup, jego lordowska mość poprosił króla o zwolnie-
nie z obowiązków.
— Królewski namiestnik potrzebuje ręki — oznajmił. — Nie chciałbym, żeby
ludzie mówili o królewskim kalece.
Aegon powołał na jego miejsce Edmyna Tully’ego, lorda Riverrun. Lord Tul-
ly służył jako królewski namiestnik w latach 7–9 o.P., ale gdy jego żona zmarła
w połogu, doszedł do wniosku, że dzieci potrzebują go bardziej niż królestwo
i błagał Aegona o pozwolenie na powrót do dorzecza. Zastąpił go Alton Celtigar,
lord Szczypcowej Wyspy, który biegle sprawował tę funkcję aż do naturalnej
śmierci w roku 17 o.P. Potem król mianował ser Osmunda Stronga.
Wielki maester Gawen był trzecim piastującym ten urząd. Na Smoczej Skale
Aegon Targaryen zawsze miał maestera, podobnie jak jego ojciec, a przed nim
dziadek. Wszyscy wielcy lordowie w Westeros, a także wielu pomniejszych lor-
dów i rycerzy na włościach, polegało na maesterach wyszkolonych w Cytadeli
w Starym Mieście, którzy służyli im jako uzdrowiciele, skrybowie i doradcy, ho-
dowali i szkolili kruki, przenoszące dla nich wiadomości (a także pisali i czytali
owe wiadomości dla lordów, którzy nie posiedli takich umiejętności), pomagali
ich zarządcom prowadzić rachunki i uczyli ich dzieci. Podczas Podboju i Aegon,
i jego siostry mieli służących im maesterów, a w późniejszych czasach król za-
trudniał czasami aż sześciu, by zajmowali się wszystkimi przedstawianymi mu
sprawami.
Najmędrszymi i najbardziej wykształconymi ludźmi w Westeros byli jednak
arcymaesterzy z Cytadeli. Każdy z nich był najwyższym autorytetem w jednej
z wielkich dyscyplin. W roku 5 o.P. monarcha uznał, że jego królestwo skorzy-
stałoby na podobnej mądrości i poprosił Konklawe, by przysłało mu jednego ze
swych członków, który służyłby mu radą we wszystkich sprawach dotyczących
rządzenia państwem. Tak oto, na prośbę króla Aegona, stworzono urząd wielkie-
go maestera.
Pierwszym człowiekiem, który go objął, był arcymaester Ollidar, prowadzący
kroniki. Jego pierścień, laskę i maskę wykonano z brązu. Ollidar był bardzo wy-
kształcony, lecz również wyjątkowo stary i opuścił ten świat niespełna rok po
tym, jak przywdział płaszcz wielkiego maestera. Na jego miejsce Konklawe wy-
brało arcymaestera Lyonce’a, którego pierścień, laskę i maskę wykonano z żółte-
go złota. Cieszył się on lepszym zdrowiem niż jego poprzednik i służył króle-
stwu aż do roku 12 o.P., kiedy to poślizgnął się na błocie, złamał sobie biodro
i wkrótce potem zmarł. Po nim wielkim maesterem został Gawen.
Instytucję królewskiej małej rady stworzono dopiero za panowania króla Jae-
haerysa Pojednawcy, nie znaczy to jednak, że Aegon I nie korzystał z pomocy
doradców. Słynął z tego, że często prosił o radę kolejnych wielkich maesterów,
a także swych maesterów domowych. Gdy chodziło o sprawy związane z podat-
kami, długami i dochodami, szukał rady starszych nad monetą. Choć miał jedne-
go septona w Królewskiej Przystani, a drugiego na Smoczej Skale, często pisał
do Wielkiego Septona w Starym Mieście, by pytać go o kwestie religijne, a pod-
czas corocznego objazdu zawsze odwiedzał Wielki Sept. Przede wszystkim jed-
nak król Aegon korzystał z pomocy królewskiego namiestnika oraz oczywiście
swych sióstr, królowych Rhaenys i Visenyi.
Królowa Rhaenys była wielką patronką bardów i minstreli z Siedmiu Kró-
lestw. Zasypywała złotem i podarunkami tych, którzy przypadli jej do gustu.
Choć królowa Visenya uważała zachowanie siostry za frywolne, kryła się w nim
mądrość wykraczająca poza zwykłą miłość do muzyki. Minstrele z Siedmiu
Królestw, pragnący wkupić się w łaski królowej, stworzyli wiele pieśni wysła-
wiających ród Targaryenów i króla Aegona, a następnie wykonywali te pieśni
we wszystkich twierdzach, zamkach i na wiejskich błoniach, od Dornijskiego
Pogranicza aż po Mur. Dzięki nim zwykli ludzie uznali Podbój za wspaniały,
a Aegon Smok stał się w ich oczach królem bohaterem.
Królowa Rhaenys interesowała się też bardzo losem prostaczków, a szczegól-
ną miłością darzyła kobiety i dzieci. Pewnego razu, gdy udzielała audiencji
w Aegonforcie, przyprowadzono przed jej oblicze mężczyznę, który zatłukł żonę
na śmierć. Bracia kobiety domagali się ukarania go, ale mąż twierdził, że miał
prawo to uczynić, ponieważ przyłapał żonę w łóżku z kochankiem. Prawa
wszystkich Siedmiu Królestw (oprócz Dorne), mówiły, że mężowi wolno wy-
mierzyć karę żonie, która zeszła na złą drogę. Mężczyzna zauważył też, że kij,
którym zbił żonę, nie był grubszy od jego kciuka. Okazał go nawet, by dowieść
prawdziwości swych słów. Gdy jednak królowa zapytała go, ile razy uderzył ko-
bietę, nie potrafił odpowiedzieć. Natomiast bracia zabitej zapewniali, że ciosów
było sto.
Królowa Rhaenys naradziła się ze swymi maesterami i septonami, a potem
ogłosiła wyrok. Cudzołożna żona obraziła Siedmiu, którzy stworzyli kobiety po
to, by były wierne i posłuszne mężom. W związku z tym zasłużyła na karę. Po-
nieważ jednak bóg miał tylko siedem twarzy, owa kara powinna się składać naj-
wyżej z sześciu uderzeń (siódme uderzenie byłoby zadane w imię Nieznajome-
go, który jest twarzą śmierci). W związku z tym pierwsze sześć ciosów zadanych
przez mężczyznę było zgodne z prawem, ale następne dziewięćdziesiąt cztery
stanowiły zniewagę dla bogów i ludzi, toteż winnemu należało wymierzyć ade-
kwatną karę. Od tego dnia „zasada sześciu” weszła w skład prawa zwyczajowe-
go na równi z „zasadą kciuka”. (Obwinionego zaprowadzono do podstawy
wzgórza Rhaenys, gdzie bracia zabitej kobiety wymierzyli mu dziewięćdziesiąt
cztery ciosy za pomocą kijów o zgodnej z prawem grubości).
Królowa Visenya nie kochała muzyki i pieśni jak jej siostra. Nie była jednak
pozbawiona poczucia humoru i przez wiele lat utrzymywała własnego błazna,
włochatego garbusa zwanego lordem Małpią Gębą. Jego wygłupy wielce bawiły
królową. Gdy zadławił się śmiertelnie pestką brzoskwini, królowa sprowadziła
sobie małpę i przebrała ją w strój lorda Małpiej Gęby.
— Nowy błazen jest bystrzejszy — powtarzała często.
Visenya Targaryen miała też jednak ciemną stronę. Światu z reguły ukazywała
złowrogie oblicze wojowniczki, surowej i bezlitosnej. Wielbiciele królowej
przyznawali, że jej uroda ma w sobie coś ostrego. Visenya była najstarszą
z trzech głów smoka, ale przeżyła oboje rodzeństwa. Powiadano też, że w póź-
niejszych latach życia, gdy nie była już w stanie władać mieczem, zajęła się
mroczniejszymi sztukami, mieszając trucizny albo rzucając straszliwie zaklęcia.
Niektórzy sugerują nawet, że mogła być królobójczynią i zabójczynią krewnych,
choć nigdy nie znaleziono nawet cienia dowodu na poparcie podobnych kalum-
nii.
Gdyby jednak było to prawdą, kryłaby się w tym okrutna ironia, albowiem
nikt nie uczynił więcej dla obrony króla niż Visenya w latach swej młodości.
Dwukrotnie wyciągnęła Mroczną Siostrę, by ocalić życie Agona, gdy zaatako-
wali go dornijscy zabójcy. Podejrzliwa i gwałtowna, nie ufała ponoć nikomu
poza bratem. Podczas wojny dornijskiej za dnia i w nocy nosiła posrebrzaną kol-
czą koszulę, ukrywając ją pod dworskimi szatami, gdy było to potrzebne. Próbo-
wała namówić brata, by poszedł za jej przykładem, a gdy Aegon odmówił ze
śmiechem, wpadła w szał.
— Nawet z Blackfyre’em w dłoni pozostajesz tylko człowiekiem — przypo-
mniała mu — a ja nie mogę być zawsze przy tobie.
Gdy król zauważył, że ma strażników, Visenya wyciągnęła Mroczną Siostrę
i przecięła mu nią policzek tak szybko, że strzegący go ludzie nie zdążyli zare-
agować.
— Twoi strażnicy są powolni i leniwi — skwitowała. — Mogłabym cię zabić
z równą łatwością, jak cię skaleczyłam. Potrzebujesz lepszych obrońców.
Krwawiący z rany na policzku król nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić.
Wielu monarchów miało osobistych strażników. Królowa Visenya doszła do
wniosku, że króla Aegona, jako władcy Siedmiu Królestw, powinno strzec sied-
miu obrońców. Tak właśnie powstała Gwardia Królewska, bractwo złożone
z siedmiu rycerzy, najlepszych w Westeros i obleczonych w nieskazitelnie białe
zbroje oraz płaszcze. Ich jedynym zadaniem miała być obrona króla i musieli
być gotowi oddać za niego życie, jeśli okaże się to konieczne. Visenya oparła ich
przysięgę na tej składanej przez Nocną Straż. Podobnie jak czarne wrony z pół-
nocy Białe Miecze służyły dożywotnio i wyrzekały się włości, tytułów oraz do-
czesnych dóbr, by żyć w czystości i posłuszeństwie, nie oczekując żadnej nagro-
dy poza honorem.
Do służby w Gwardii Królewskiej zgłosiło się tak wielu ochotników, że król
Aegon rozważał możliwość urządzenia wielkiego turnieju, który wykazałby, kto
najbardziej zasługuje na miejsce w niej. Visenya nie chciała jednak o tym sły-
szeć. Zauważyła, że by zostać rycerzem Gwardii Królewskiej, trzeba czegoś
więcej niż biegłość we władaniu bronią. Nie chciała podjąć ryzyka, że wśród
obrońców króla znajdą się ludzie o niepewnej lojalności, nawet gdyby znakomi-
cie spisali się w walce zbiorowej. Postanowiła, że sama wybierze odpowiednich
kandydatów.
Wśród tych, na których się zdecydowała, byli młodzi i starzy, wysocy i niscy,
ciemno- i jasnowłosi. Przybywali ze wszystkich stron królestwa. Byli to zarów-
no młodsi synowie, jak i dziedzice starożytnych rodów, którzy wyrzekli się tytu-
łów, by służyć królowi. Jeden był wędrownym rycerzem, drugi zaś bękartem.
Wszyscy byli silni, szybcy, pilni i oddani królowi, a do tego świetnie władali
mieczem i tarczą.
Oto nazwiska Siedmiu Aegona, zapisane w Białej Księdze Gwardii Królew-
skiej: ser Richard Roote; ser Addison Hill, bękart z Cornfield; ser Gregor Go-
ode; jego brat, ser Griffith Goode; ser Humfrey Komediant; ser Robin Darklyn,
zwany Mrocznym Robinem; i ser Corlys Velaryon, lord dowódca. Historia do-
wodzi, że królowa Visenya wybrała trafnie. Dwaj z siedmiu wskazanych przez
nią rycerzy zginęło w obronie króla, a wszyscy służyli dzielnie aż po kres życia.
Wielu odważnych ludzi podążyło później za nimi, zapisując swe nazwiska
w Białej Księdze i wdziewając białe płaszcze. Gwardia Królewska po dziś dzień
pozostaje synonimem honoru.
Po Aegonie Smoku na Żelaznym Tronie zasiadało szesnastu Targaryenów,
nim bunt Roberta w końcu obalił ich dynastię. Byli wśród nich ludzie mądrzy
i głupi, okrutni i wyrozumiali, dobrzy i źli. Jeśli jednak osądzimy smoczych kró-
lów wyłącznie na podstawie ich dziedzictwa, praw, instytucji i udoskonaleń, ja-
kie po sobie pozostawili, imię Aegona I znajdzie się blisko szczytu takiej listy,
czy to w czasach wojny, czy w dniach pokoju.
SYNOWIE SMOKA
Jak mówią kroniki, król Aegon I Targaryen wziął za żony obie swe siostry. Za-
równo Visenya, jak i Rhaenys jeździły na smokach, pobłogosławiono je srebrno-
złotymi włosami, fioletowymi oczami oraz urodą prawdziwych Targaryenów.
Poza tym jednak różniły się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe w przy-
padku dwóch kobiet. Poza jeszcze jednym szczegółem. I jedna, i druga dała kró-
lowi syna.
Aenys przyszedł na świat pierwszy. Urodziła go w roku 7 o.P. młodsza żona
Aegona, królowa Rhaenys. Chłopczyk był drobny i chorowity. Płakał bez prze-
rwy, jego kończyny były cienkie, a oczy małe i załzawione. Królewscy maeste-
rzy bali się, czy wyżyje. Wypluwał sutki mamki i chciał ssać tylko piersi matki.
Krążyły pogłoski, że po odstawieniu od piersi płakał przez czternaście dni. Był
tak niepodobny do króla Aegona, że nieliczni odważyli się nawet sugerować, że
Jego Miłość nie był jego prawdziwym ojcem i Aenys jest bękartem spłodzonym
przez jednego z licznych przystojnych faworytów królowej Rhaenys, synem
minstrela, komedianta albo mima. Książę rósł powoli. Dopiero gdy otrzymał
małego smoka, Żywe Srebro, który wykluł się w tym samym roku na Smoczej
Skale, Aenys Targaryen zaczął rozwijać się szybciej.
Książę miał trzy lata, kiedy jego matkę, królową Rhaenys, i jej smoczycę Me-
raxes zabito w Dorne. Śmierć matki wpędziła chłopca w rozpacz. Przestał jeść,
a nawet zaczął znowu raczkować, jak wtedy, gdy miał rok, jakby oduczył się
chodzić. Jego ojciec utracił już nadzieję. Na dworze krążyły pogłoski, że może
sobie wziąć nową żonę, jako że Rhaenys nie żyła, a Visenya nadal nie urodziła
dziecka i mogła być bezpłodna. Król nikogo nie pytał o radę w takich sprawach,
nikt więc nie wiedział, czy w ogóle miał jakieś plany, ale wielu wielkich lordów
i szlachetnych rycerzy zjawiało się na dworze z dziewiczymi córkami, jedną ład-
niejszą od drugiej.
Wszystkie te spekulacje skończyły się, gdy w roku 11 o.P. królowa Visenya
oznajmiła nagle, że nosi dziecko króla. Książę przyszedł na świat z głośnym
krzykiem w następnym roku. Wszyscy maesterzy i położne zgadzali się, że nig-
dy nie było noworodka bardziej żywotnego niż Maegor Targaryen. Po urodzeniu
ważył prawie dwa razy więcej od starszego brata.
Przyrodni bracia nigdy nie mieli okazji zbliżyć się do siebie. Książę Aenys
był dziedzicem tronu i król Aegon trzymał go blisko siebie. Monarcha wędrował
po całym kraju, podróżując od zamku do zamku, a książę mu towarzyszył. Nato-
miast Maegor przebywał w stolicy z matką i zajmował miejsce u jej boku, gdy
zasiadała na tronie. W owych latach królowa Visenya i król Aegon często byli
daleko od siebie. Kiedy Aegon nie dokonywał objazdu królestwa, wracał do
Królewskiej Przystani i Aegonfortu, podczas gdy Visenya i jej syn przebywali na
Smoczej Skale. Z tego powodu lordowie i prostaczkowie zaczęli zwać Maegora
księciem Smoczej Skały.
Królowa włożyła synowi miecz w dłoń, gdy miał trzy lata. Ludzie opowiadali,
że pierwsze, co zrobił z orężem, to zamordował jednego z zamkowych kotów,
zapewne jednak była to kalumnia wymyślona przez jego wrogów wiele lat póź-
niej. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że książę z zapałem zaczął ćwiczyć walkę
na miecze. Na jego pierwszego nauczyciela matka wybrała ser Gawena Cor-
braya, jednego z najgroźniejszych rycerzy, jakich można było znaleźć w Siedmiu
Królestwach.
Książę Aenys bardzo często towarzyszył ojcu, toteż z reguły uczył się sztuk
rycerskich od gwardzistów królewskich, a niekiedy również od samego Aegona.
Wszyscy jego instruktorzy zgadzali się, że chłopiec jest pilny i nie brak mu od-
wagi, ale był drobniejszy i słabszy od ojca. Dlatego zawsze pozostawał przecięt-
nym wojownikiem, nawet wtedy, gdy Aegon wkładał mu w dłonie Blackfyre’a,
co od czasu do czasu robił. Nauczyciele powtarzali, że Aenys nie okryje się hań-
bą w boju, ale nikt nigdy nie napisze pieśni o jego czynach.
Książę otrzymał jednak inne dary. Tak się złożyło, że był dobrym minstrelem
i miał silny, piękny głos. Był też uprzejmy i czarujący, odznaczał się bystrym
umysłem, nie będąc przy tym molem książkowym. Łatwo zdobywał przyjaciół,
a dziewczęta były nim zachwycone, czy to wysoko, czy nisko urodzone. Aenys
uwielbiał też jeździć konno. Ojciec dawał mu bojowe rumaki, stępaki i dextra-
riusy, ale jego ulubionym wierzchowcem był smok, Żywe Srebro.
Książę Maegor również jeździł konno, ale nie darzył miłością koni, psów ani
żadnych innych zwierząt. Kiedy miał osiem lat, stępak kopnął go w stajni. Mae-
gor zabił konia nożem… a potem pociął na miazgę pół twarzy chłopcu stajenne-
mu, który przybiegł na pomoc zwierzęciu, usłyszawszy jego kwiczenie. Książę
Smoczej Skały miał wielu kompanów, ale nie zdobył prawdziwych przyjaciół.
Był kłótliwym chłopakiem, łatwo się obrażał i trudno wybaczał, a jego gniew
był straszny. Jeśli zaś chodzi o władanie bronią, nie miał sobie równych. Został
giermkiem w wieku ośmiu lat, a gdy ukończył dwanaście, wysadzał w szrankach
z siodła chłopaków cztery albo i pięć lat starszych od siebie, a na zamkowym
dziedzińcu zwyciężał w walce na miecze doświadczonych zbrojnych. Na trzyna-
sty dzień imienia, w roku 25 o.P., matka, królowa Visenya, przekazała mu swój
własny valyriański miecz, Mroczną Siostrę. Pół roku później Maegor się ożenił.
Wśród Targaryenów tradycja zawsze nakazywała małżeństwa między krewny-
mi. Za ideał uważano związek między bratem a siostrą. Gdy takowego nie moż-
na było zawrzeć, dziewczyna mogła poślubić wuja, kuzyna albo siostrzeńca,
chłopak zaś kuzynkę, ciotkę bądź bratanicę. Owe praktyki wywodziły się z daw-
nej Valyrii, gdzie były powszechne wśród wielu starożytnych rodzin, zwłaszcza
tych, które hodowały smoki i na nich jeździły. „Krew smoka musi pozostać czy-
sta”, głosiła tamtejsza mądrość. Niektórzy z książąt-czarnoksiężników brali so-
bie przy tym więcej niż jedną żonę, jeśli mieli na to ochotę, choć zdarzało się to
rzadziej niż kazirodcze małżeństwa. Mędrcy piszą, że przed Zagładą w Valyrii
oddawano cześć tysiącu bogów, ale nie bano się żadnego z nich — dlatego tylko
nieliczni ważyli się krytykować owe zwyczaje.
Nie było to jednak normalne w Westeros, gdzie Wiara sprawowała niekwe-
stionowaną władzę. Na północy nadal oddawano cześć starym bogom, ale w po-
zostałych częściach Siedmiu Królestw liczył się tylko jeden bóg o siedmiu twa-
rzach, a jego głosem na Ziemi był Wielki Septon rezydujący w Starym Mieście.
Doktryny Wiary, zrodzone przed stuleciami w samym Andalos, potępiały valy-
riańskie zwyczaje małżeńskie praktykowane przez Targaryenów. Kazirodztwo
— czy to pomiędzy ojcem a córką, matką a synem czy bratem a siostrą — pięt-
nowano tu jako obmierzły grzech, a owoce podobnych związków uważano za
plugastwo w oczach bogów i ludzi. Spoglądając wstecz, można sobie uświado-
mić, że konflikt między Wiarą a rodem Targaryenów był nieunikniony. W grun-
cie rzeczy wielu Najpobożniejszych spodziewało się, że Wielki Septon potępi
Aegona i jego siostry podczas Podboju, i byli bardzo niezadowoleni, gdy Ojciec
Wiernych poradził lordowi Hightowerowi, by nie sprzeciwiał się Smokowi, a na-
wet pobłogosławił i namaścił Aegona podczas drugiej koronacji.
Jak powiadają, znajomość jest matką akceptacji. Wielki Septon, który ukoro-
nował Aegona Zdobywcę, pozostał Pasterzem Wiernych aż do dnia swej śmierci
w roku 11 o.P. Wtedy królestwo przywykło już do myśli, że monarcha ma dwie
żony, które są jednocześnie jego siostrami. Król Aegon zawsze okazywał szacu-
nek Wierze, zatwierdził jej tradycyjne prawa i przywileje, wyłączył spod opodat-
kowania jej bogactwa i nieruchomości oraz utrzymał prawo mówiące, że septo-
nów, septy i inne sługi Siedmiu oskarżone o przestępstwa mogą sądzić jedynie
sądy Wiary.
Zgoda między Wiarą a Żelaznym Tronem utrzymywała się przez cały okres
panowania Aegona I. Od roku 11 do 37 o.P. kryształową koronę nosiło sześciu
Wielkich Septonów. Jego Miłość był w dobrych stosunkach z każdym z nich
i odwiedzał Gwiezdny Sept podczas swoich wizyt w Starym Mieście. Jednakże
kwestia kazirodczego małżeństwa nie znikała, kryjąc się pod uprzejmymi słowa-
mi niczym trucizna. Choć Wielcy Septonowie podczas panowania Aegona nigdy
otwarcie nie potępili jego związku z siostrami, nigdy też nie uznali go za legalny.
Niżej postawieni wyznawcy Wiary — wiejscy septonowie, święte siostry, bracia
żebrzący, Bracia Ubodzy — nadal uważali współżycie brata z siostrą za grzech,
podobnie jak branie sobie więcej niż jednej żony.
Jednakże Aegon Zdobywca nie spłodził córek i jego synowie nie mieli sióstr,
z którymi mogliby się ożenić. Dlatego musieli poszukać sobie żon gdzie indziej.
Pierwszy ożenił się książę Aenys. W roku 22 o.P. poślubił lady Alyssę, dzie-
wiczą córkę Lorda Przypływów, Aethana Velaryona, który był lordem admira-
łem i starszym nad okrętami króla Aegona. Miała piętnaście lat, tyle samo co
książę. Podobnie jak on miała też srebrne włosy i fioletowe oczy, Velaryonowie
byli bowiem starożytnym rodem wywodzącym się z Valyrii. Matka króla Aego-
na była Velaryonówną, małżeństwo uważano więc za zawarte między krewnymi.
Wkrótce okazało się szczęśliwe i płodne. W następnym roku Alyssa wydała na
świat córkę. Książę Aenys nadał jej imię Rhaena, na cześć swej matki. Podobnie
jak jej ojciec dziewczynka po urodzeniu była mała, ale w przeciwieństwie do
niego okazała się zdrowym, radosnym dzieckiem. Miała żywe, liliowe oczy
i włosy błyszczące jak kute srebro. Według kronik król Aegon rozpłakał się ze
szczęścia, gdy po raz pierwszy wziął wnuczkę w ramiona, i od tego czasu roz-
pieszczał ją straszliwie… między innymi dlatego, że przypominała mu utraconą
Rhaenys, na której pamiątkę ją nazwano.
Wszyscy w Siedmiu Królestwach się cieszyli… poza być może królową Vise-
nyą. Nikt nie wątpił, że Aenys jest dziedzicem tronu, teraz jednak pojawiło się
pytanie, czy Maegor powinien pozostać drugi w linii sukcesji, czy też spaść na
trzecie miejsce za nowo narodzoną księżniczką. Królowa Visenya zaproponowa-
ła, by rozstrzygnąć sprawę, zaręczając Rhaenę z Maegorem, który właśnie ukoń-
czył jedenaście lat. Jednakże Aenys i Alyssa sprzeciwili się temu… a gdy wieści
dotarły do Gwiezdnego Septu w Starym Mieście, Wielki Septon wysłał kruka,
ostrzegając króla, że Wiara nie potraktuje takiego związku przychylnie. Jego
Wielka Świątobliwość zaproponował dla Maegora inną narzeczoną, Ceryse Hi-
ghtower, dziewiczą córkę lorda Starego Miasta, Manfreda Hightowera (którego
nie należy mylić z jego dziadkiem o tym samym imieniu). Aegon zdawał sobie
sprawę z korzyści, jakie zapewniłoby mu zacieśnienie więzów ze Starym Mia-
stem i władającym nim rodem. Dlatego uznał mądrość tej propozycji i wyraził
zgodę.
Tak oto doszło do tego, że w roku 25 o.P. Maegor Targaryen, książę Smoczej
Skały, poślubił lady Ceryse Hightower w Gwiezdnym Sepcie w Starym Mieście.
Ceremonię osobiście odprawił Wielki Septon. Maegor miał trzynaście lat, a pan-
na młoda była dziesięć lat starsza od niego… ale wszyscy lordowie, którzy byli
świadkami pokładzin, zgadzali się, że pan młody wykazał się wielkim zapałem.
Sam Maegor przechwalał się, że owej nocy skonsumował małżeństwo tuzin
razy.
— Dziś w nocy spłodziłem syna dla rodu Targaryenów — oznajmił przy śnia-
daniu.
W następnym roku rzeczywiście narodził się syn, nazwany Aegonem na cześć
dziadka… ale był on dzieckiem lady Alyssy i księcia Aenysa. Po raz kolejny
w całych Siedmiu Królestwach zapanowała radość. Mały książę był zdrowy i pe-
łen życia, a do tego „miał wygląd wojownika”, jak oznajmił jego dziadek, sam
Aegon Smok. Choć wielu nadal debatowało o tym, czy książę Maegor powinien
mieć pierwszeństwo przed swą bratanicą Rhaeną, nikt nie wątpił, że Aegon za-
siądzie na tronie po swym ojcu, Aenysie, podobnie jak Aenys po Aegonie.
W następnych latach ród Targaryenów wzbogacał się wciąż w nowe dzieci…
ku zachwytowi króla Aegona, choć niekoniecznie królowej Visenyi. W roku
29 o.P. mały Aegon pozyskał brata. Alyssa dała Aenysowi drugiego syna, Vise-
rysa. W 34 roku o.P. urodziła Jaehaerysa, swe czwarte dziecko i trzeciego syna.
W 36 roku o.P. pojawiła się druga córka, Alysanne.
W chwili narodzin siostry księżniczka Rhaena miała trzynaście lat, wielki ma-
ester Gawen zauważa jednak, że „księżniczka tak zachwyciła się niemowlęciem,
że można by pomyśleć, iż sama jest jego matką”. Najstarsza córka Aenysa
i Alyssy była nieśmiałą, marzycielską dziewczynką. Lepiej się czuła w towarzy-
stwie zwierząt niż innych dzieci. We wczesnym dzieciństwie często chowała się
za spódnicą matki albo trzymała nogi ojca, gdy tylko zobaczyła obcych… lubiła
jednak karmić zamkowe koty, a w łóżku zawsze towarzyszyło jej co najmniej
jedno szczenię. Choć matka przydzielała jej wciąż nowe towarzyszki, córki lor-
dów wielkich i małych, Rhaena nigdy nie związała się blisko z żadną z nich.
Wolała czytać książki.
Gdy miała dziewięć lat, otrzymała jednak w darze smoczątko niedawno wy-
klute na Smoczej Skale i natychmiast połączyła się więzią z małym stworze-
niem, któremu dała na imię Dreamfyre. Mając smoka, księżniczka stopniowo
uwolniła się od nieśmiałości i w wieku dwunastu lat po raz pierwszy wzleciała
pod niebo. Choć nadal była spokojna, od tej chwili nikt już nie odważył się zwać
jej bojaźliwą. Wkrótce później znalazła pierwszą przyjaciółkę w osobie swej ku-
zynki, Larissy Velaryon. Przez pewien czas pozostawały nierozłączne… aż do
chwili, gdy Larissę nagle odwołano na Driftmark, by wydać ją za drugiego syna
Gwiazdy Wieczornej z Tarthu. W młodym wieku rany jednak goją się szybko
i księżniczka niebawem znalazła sobie nową towarzyszkę — córkę namiestnika,
Samanthę Stokeworth.
Legenda mówi, że to właśnie księżniczka Rhaena włożyła smocze jajo do ko-
łyski księżniczki Alysanne, podobnie jak dwa lata wcześniej do kołyski księcia
Jaehaerysa. Jeśli te opowieści mówią prawdę, z tych właśnie jaj wykluły się
Srebrnoskrzydła i Vermithor, których imiona zapisały się wielkimi zgłoskami
w kronikach następnych lat.
Księżniczka Rhaena kochała rodzeństwo, a Siedem Królestw radowało się
każdym nowym targaryeńskim książątkiem, tych uczuć nie podzielał jednak
książę Maegor ani jego matka, królowa Visenya. Każdy kolejny syn Aenysa spy-
chał Maegora niżej w linii sukcesji, a niektórzy twierdzili nawet, że poprzedzają
go również córki starszego brata. Przez cały ten czas lady Ceryse nie poczęła
dziecka i syn Visenyi pozostawał bezdzietny.
Jednakże w szrankach i na polu bitwy osiągnięcia Maegora znacznie przera-
stały dokonania jego brata. Na wielkim turnieju w Riverrun — w roku 28 o.P. —
młodszy książę wysadził z siodła trzech rycerzy Gwardii Królewskiej, nim
wreszcie przegrał z późniejszym triumfatorem. W walce zbiorowej nikt nie zdo-
łał się mu oprzeć. Po turnieju ojciec pasował go swym mieczem, Blackfyre’em.
W wieku szesnastu lat Maegor został najmłodszym rycerzem w Siedmiu Króle-
stwach.
Potem nadeszły inne wspaniałe czyny. W roku 29 o.P. — i w następnym rów-
nież — Maegor wyruszył z Osmundem Strongiem i Aethanem Velaryonem na
Stopnie, skąd mieli wygnać lyseńskiego króla piratów Sargoso Saana. Walczył
w kilku krwawych potyczkach, dowodząc, że jest nieustraszony i śmiertelnie
groźny. W roku 31 o.P. wytropił i zabił osławionego rycerza rabusia z dorzecza,
zwanego Olbrzymem z Tridentu.
Jednakże nie został jeszcze smoczym jeźdźcem. W ostatnich latach panowania
Aegona wśród ogni Smoczej Skały wykluło się sześć smocząt i każde z nich ko-
lejno oferowano Maegorowi, lecz on odrzucił wszystkie. Żona jego brata zażar-
towała z niego któregoś dnia na dworze, zastanawiając się na głos, czy książę
boi się smoków. Maegor poczerwieniał z gniewu, usłyszawszy te słowa, a potem
odpowiedział zimno, że tylko jeden smok może być go godzien.
W ciągu ostatnich siedmiu lat władzy Aegona panował pokój. Po nieudanej
wojnie dornijskiej król pogodził się z niepodległością Dorne. W dziesiątą roczni-
cę podpisania traktatu pokojowego poleciał na Balerionie do Słonecznej Włócz-
ni, by wziąć udział w „święcie przyjaźni” w towarzystwie Derii Martell, która
była wówczas panującą księżną Dorne. Towarzyszył mu książę Aenys na Ży-
wym Srebrze, ale Maegor został na Smoczej Skale. Aegon zjednoczył Siedem
Królestw dzięki ogniowi i krwi, ale po sześćdziesiątym dniu imienia, w roku
33 o.P. przerzucił się na cegły i zaprawę murarską. Na królewski objazd nadal
poświęcano połowę roku, ale teraz to książę Aenys i jego żona Alyssa wędrowa-
li od zamku do zamku, podczas gdy postarzały król zostawał w domu, dzieląc
swe dni między Smoczą Skałę a Królewską Przystań.
Wioska rybacka, w której ongiś wylądował Aegon, zmieniła się w rozległe,
cuchnące miasto. Mieszkało w nim wówczas sto tysięcy ludzi. W całym Weste-
ros przerastały je tylko Stare Miasto i Lannisport. Jednakże pod wieloma wzglę-
dami Królewska Przystań nadal pozostawała niewiele więcej niż obozem woj-
skowym, który rozrósł się do absurdalnych rozmiarów — brudnym, cuchnącym,
nieplanowanym i prowizorycznym. Natomiast Aegonfort, który rozbudowano
już wówczas tak bardzo, że sięgał do połowy stoków Wielkiego Wzgórza Aego-
na, był chyba najbrzydszym zamkiem w Siedmiu Królestwach. Ogromny labi-
rynt z drewna, ziemi i cegieł dawno już wylał się za palisady, będące jego jedy-
nymi murami.
Z pewnością nie była to odpowiednia siedziba dla wielkiego króla. W roku
35 o.P. Aegon przeniósł się z całym dworem z powrotem na Smoczą Skałę i roz-
kazał zburzyć Aegonfort, by na jego miejscu wznieść nowy zamek. Tym razem
miano go wybudować z kamienia. Nadzór nad planem i budową zlecił królew-
skiemu namiestnikowi, lordowi Alynowi Stokeworthowi (ser Osmund Strong
zmarł w poprzednim roku) oraz królowej Visenyi. (Na dworze żartowano, że
król zlecił swej żonie kierowanie budową Czerwonej Twierdzy, by nie musiał
znosić jej obecności na Smoczej Skale).
Aegon Zdobywca zmarł na udar w swym zamku na wyspie w roku 37 o.P.
W chwili śmierci w Komnacie Malowanego Stołu byli przy nim wnukowie:
Aegon i Viserys. Król pokazywał im szczegóły swych kampanii. Książę Maegor,
który również przebywał wówczas na Smoczej Skale, wygłosił mowę pogrzebo-
wą, gdy ciało jego ojca układano na stosie na zamkowym dziedzińcu. Król miał
na sobie pełną zbroję, a w zakutych w pancerne rękawice dłoniach ściskał ręko-
jeść Blackfyre’a. Już od czasów dawnej Valyrii ród Targaryenów miał w zwy-
czaju palić swych zmarłych, zamiast oddawać ich ciała ziemi. Stos zapaliła Vha-
gar. Płomienie ogarnęły również miecz, ale potem Aenys go odzyskał. Klinga
pociemniała, poza tym nic mu się nie stało. Zwykły ogień nie uszkodzi valyriań-
skiej stali.
Smok pozostawił po sobie siostrę Visenyę, dwóch synów, Aenysa i Maegora,
oraz pięcioro wnucząt. W chwili śmierci ojca książę Aenys miał trzydzieści lat,
a książę Maegor dwadzieścia pięć.
Kiedy Aegon zmarł, Aenys był na objeździe i przebywał w Wysogrodzie, ale
przyleciał na pogrzeb na grzbiecie Żywego Srebra. Następnie włożył na głowę
ojcowską żelazną koronę wysadzaną rubinami i maester Gawen ogłosił go Aeny-
sem z dynastii Targaryenów, Pierwszym Tego Imienia, królem Andalów, Rhoy-
narów i Pierwszych Ludzi, władcą Siedmiu Królestw i protektorem królestwa.
Lordowie, rycerze i septonowie, którzy przybyli na Smoczą Skałę, by pożegnać
się z królem, klęknęli i pochylili głowy. Gdy przeszła kolej na księcia Maegora,
Aenys postawił go na nogi, pocałował w policzek i rzekł:
— Bracie, nigdy już nie będziesz musiał przede mną klękać. Będziemy razem
władali tym królestwem, ty i ja. — Następnie wręczył mu ojcowski miecz,
Blackfyre’a. — Ty bardziej na niego zasługujesz niż ja — dodał. — Używaj go
w mojej służbie, a będę zadowolony.
(Późniejsze wydarzenia dowiodły, że ów dar był nad wyraz nierozsądny. Kró-
lowa Visenya już przedtem ofiarowała synowi Mroczną Siostrę i książę Maegor
został teraz właścicielem obu valyriańskich mieczy należących do rodu Targa-
ryenów. Jednakże od tej chwili posługiwał się wyłącznie Blackfyre’em. Mroczna
Siostra wisiała na ścianie jego komnaty na Smoczej Skale).

Po pogrzebie nowy monarcha pożeglował do Królewskiej Przystani, gdzie Że-


lazny Tron czekał na niego pośród gruzu i błota. Stary Aegonfort zburzono,
a całe wzgórze przecinały tunele. Kopano już piwnice i stawiano fundamenty
Czerwonej Twierdzy, ale sam zamek nie zaczął jeszcze powstawać. Mimo to ze-
brały się tysiące ludzi, by przywitać aplauzem króla Aenysa, przybywającego,
by zasiąść na tronie swego ojca.
Następnie Jego Miłość udał się do Starego Miasta, aby otrzymać błogosła-
wieństwo Wielkiego Septona.
W Gwiezdnym Sepcie Wielki Septon namaścił Aenysa, podobnie jak jego po-
przednik Aegona Smoka, i włożył mu na głowę koronę z żółtego złota, ozdobio-
ną twarzami Siedmiu, inkrustowanymi nefrytem i macicą perłową. Jednakże
w tej samej chwili, gdy Jego Miłość odbierał błogosławieństwo Ojca Wiernych,
niektórzy zaczęli wątpić, czy zasługuje na to, by zasiąść na Żelaznym Tronie.
Szeptali do siebie, że Westeros potrzebuje wojownika, nie marzyciela, a z dwóch
synów Smoka z pewnością silniejszy jest książę Maegor. Najgłośniej szeptała
matka Maegora, królowa wdowa Visenya Targaryen.
— Prawda jest oczywista dla wszystkich — rzekła ponoć. — Nawet sam
Aenys to widzi. W przeciwnym razie po co dałby mojemu synowi Blackfyre’a?
Wie, że tylko Maegor ma siłę potrzebną, by władać.
Zdolności młodego króla miano poddać próbie znacznie szybciej niż ktokol-
wiek się tego spodziewał. Wojny Podboju zostawiły po sobie blizny w całym
Westeros. Dorastali już synowie marzący o pomszczeniu dawno nieżyjących oj-
ców. Rycerze pamiętali czasy, gdy człowiek mający miecz, konia i zbroję mógł
wyrąbać sobie drogę do bogactw i chwały. We wspomnieniach lordów wciąż
żyły dni, gdy nie potrzebowali pozwolenia króla, by nakładać podatki na pro-
staczków albo zabijać wrogów.
— Łańcuchy wykute przez Smoka można jeszcze zerwać — powtarzali sobie
nawzajem niezadowoleni. — Możemy odzyskać dawne swobody. Nadeszła od-
powiednia chwila, by uderzyć, albowiem nowy król jest słaby.
Pierwsze zapowiedzi rewolty pojawiły się w dorzeczu, w kolosalnych ruinach
Harrenhal. Aegon przyznał zamek ser Quentonowi Qoherysowi, swemu dawne-
mu dowódcy zbrojnych. Gdy lord Qoherys zmarł po upadku z konia w roku
9 o.P., tytuł przeszedł na jego wnuka, Gargona, grubego i głupiego człowieka ce-
chującego się niezdrowym pociągiem do młodych dziewcząt. Wkrótce stał się
on znany jako Gargon Gość. Lord Gargon okrył się niesławą, ponieważ zjawiał
się na każdym weselu urządzanym w jego domenie, by skorzystać z lordowskie-
go prawa pierwszej nocy. Trudno sobie wyobrazić mniej mile widzianego gościa
weselnego. Równie swobodnie poczynał sobie z żonami i córkami swoich sług.
Król Aenys nadal odbywał objazd, goszcząc u lorda Tully’ego z Riverrun, gdy
ojciec dziewczyny, którą „zaszczycił” lord Qoherys, otworzył tylną bramę Har-
renhal wyjętemu spod prawa banicie, który tytułował się Harrenem Czerwonym
i podawał się za wnuka Harrena Czarnego. Napastnicy wyciągnęli jego lordow-
ską mość z łoża i zaprowadzili do zamkowego bożego gaju, gdzie Harren uciął
mu genitalia i rzucił je psu. Kilku zbrojnych, którzy dochowali mu wierności,
zabito, pozostali zgodzili się dołączyć do Harrena, który ogłosił się lordem Har-
renhal i królem rzek (jako że nie był żelaznym człowiekiem, nie rościł sobie pre-
tensji do wysp).
Gdy wieści o tym dotarły do Riverrun, lord Tully nalegał, by król dosiadł Ży-
wego Srebra i opadł na Harrenhal, jak zrobił to jego ojciec. Jednakże Jego Mi-
łość, być może pamiętając o śmierci swej matki w Dorne, rozkazał Tully’emu
zwołać chorągwie i zwlekał w Riverrun, czekając, aż wszyscy się zjawią. Wy-
maszerował dopiero wtedy, gdy zjawiło się tysiąc ludzi… ale kiedy dotarli do
Harrenhal, znaleźli w nim tylko trupy. Harren Czerwony wyciął w pień sługi lor-
da Gargona i zbiegł ze swymi ludźmi do lasu.
Po powrocie do Królewskiej Przystani Aenys usłyszał jeszcze gorsze wieści.
W Dolinie młodszy brat lorda Ronnela Arryna, Jonos, pozbawił lojalnego brata
tytułu i uwięził go, a następnie ogłosił się królem Góry i Doliny. Na Żelaznych
Wyspach z morza wyłonił się kolejny król-kapłan, podający się za Lodosa Dwu-
krotnie Utopionego, syna Utopionego Boga, wracającego wreszcie z odwiedzin
u ojca. Natomiast wysoko w dornijskich Górach Czerwonych pojawił się preten-
dent zwany Sępim Królem, który wezwał wszystkich Dornijczyków do pomsz-
czenia zła, jakie wyrządzili w Dorne Targaryenowie. Choć księżna Deria go po-
tępiła, zapewniając, że ona i wszyscy jej lojalni poddani pragną jedynie pokoju,
tysiące ludzi przybywały pod jego chorągwie. Napływali ze wzgórz i piasków,
wędrowali górskimi, kozimi ścieżkami, by dotrzeć do Reach.
— Sępi Król jest na wpół obłąkany, a jego ludzie to zwykła hołota, niemyta
i niezdyscyplinowana — pisał do króla lord Harmon Dondarrion. — Zwęszymy
ich z odległości stu pięćdziesięciu mil.
Wkrótce potem ta sama hołota wzięła szturmem jego zamek, Czarną Przystań.
Sępi Król własnoręcznie odciął Dondarrionowi nos, po czym puścił zamek z dy-
mem i się oddalił.
Król Aenys wiedział, że musi się uporać z buntownikami, ale nie potrafił zde-
cydować, od czego zacząć. Wielki maester Gawen pisze, że król nie był w stanie
zrozumieć, dlaczego to wszystko się dzieje. Prostaczkowie go kochali, czyż nie
tak? Jonos Arryn, ten nowy Lodos, Sępi Król… czyżby skrzywdził ich w jakiś
sposób? Jeśli mieli do niego pretensje, czemu ich nie zgłosili?
— Wysłuchałbym ich — zapewniał.
Mówił o wysłaniu posłów do buntowników, pragnął poznać ich motywy. Ode-
słał żonę i dzieci na Smoczą Skałę, obawiając się, że w Królewskiej Przystani
może nie być bezpiecznie, ponieważ Harren Czerwony żyje i znajduje się w po-
bliżu. Rozkazał swemu namiestnikowi, lordowi Alynowi Stokeworthowi, wyru-
szyć z flotą i armią do doliny, obalić Jonosa Arryna i przywrócić władzę jego
bratu, Ronnelowi. Gdy jednak okręty miały już odpłynąć, odwołał rozkaz, oba-
wiając się, że pozostawiłby Królewską Przystań bez obrony. Zamiast tego rozka-
zał Stokeworthowi zabrać kilkuset ludzi i wytropić Harrena Czerwonego. Do-
szedł też do wniosku, że musi zwołać wielką radę, by przedyskutować z nią, jak
sobie poradzić z pozostałymi buntownikami.
Gdy król się wahał, jego lordowie wyruszyli do boju. Niektórzy działali z wła-
snej inicjatywy, inni zaś w porozumieniu z królową wdową. W dolinie lord Al-
lard Royce z Runestone zebrał czterdziestu lojalnych lordów i pomaszerował
z ich oddziałami na Orle Gniazdo, bez trudu pokonując zwolenników samo-
zwańczego króla Góry i Doliny. Gdy jednak zażądali uwolnienia swego prawo-
witego lorda, Jonos Arryn wysłał do nich swego brata przez Księżycowe Drzwi.
Taki oto smutny koniec spotkał Ronnela Arryna, który trzy razy okrążył Kopię
Olbrzyma na grzbiecie smoka.
Orlego Gniazda nie sposób było zdobyć konwencjonalnymi środkami, więc
„król” Jonos i jego zwolennicy obrzucili lojalistów obelgami i przygotowali się
do oblężenia… ale wkrótce na niebie pojawił się książę Maegor, dosiadający Ba-
leriona. Syn Zdobywcy wreszcie zdobył dla siebie smoka i był nim sam Czarny
Strach, największy z nich wszystkich.
Garnizon Orlego Gniazda nie miał ochoty stawiać czoła smoczemu ogniowi.
Żołnierze pojmali pretendenta i wysłali go do lorda Royce’a przez Księżycowe
Drzwi, traktując Jonosa, zabójcę krewnych, w taki sam sposób, w jaki on potrak-
tował brata. Kapitulacja uratowała zwolenników Jonosa przed ogniem, ale nie
przed śmiercią. Książę Maegor kazał stracić wszystkich. Nawet najszlachetniej
urodzonym spośród nich odmówił honorowej śmierci od miecza, twierdząc, że
zdrajcy zasługują jedynie na sznur. Pojmani rycerze zawiśli nago na murze Orle-
go Gniazda, wierzgając nogami, gdy powoli się dusili. Lordem Doliny mianowa-
no Huberta Arryna, kuzyna nieżyjących braci. Ponieważ spłodził on już sześciu
synów ze swą panią żoną, wywodzącą się z Royce’ów z Runestone, sukcesja
była bezpieczna.
Na Żelaznych Wyspach Goren Greyjoy, Lord Kosiarz Pyke, równie szybko
policzył się z „królem” Lodosem (Drugim Tego Imienia). Zebrał sto drakkarów
i popłynął na Starą Wyk oraz Wielką Wyk, gdzie zwolennicy pretendenta byli
najliczniejsi. Stracił tysiące z nich, po czym kazał zakonserwować głowę króla-
kapłana w wodzie morskiej i odesłał ją do Królewskiej Przystani. Król Aenys
był tak zadowolony z tego daru, że obiecał przyznać Greyjoyowi dowolną na-
grodę, jakiej zażąda. To okazało się nierozsądne. Lord Goren, pragnąc udowod-
nić, że jest prawdziwym synem Utopionego Boga, poprosił króla o pozwolenie
na wygnanie z Żelaznych Wysp wszystkich septonów i sept, którzy przybyli tam
po Podboju, by nawracać żelaznych ludzi na Wiarę Siedmiu. Król Aenys nie
miał innego wyboru, jak się na to zgodzić.
Największym i najgroźniejszym buntem pozostawała jednak rebelia Sępiego
Króla na dornijskim pograniczu. Choć księżna Deria wciąż przysyłała listy z za-
pewnieniami, że ją potępia, wielu podejrzewało, iż prowadzi podwójną grę. De-
ria nie wyruszyła z wojskiem przeciwko buntownikom, krążyły też pogłoski, że
potajemnie wysyła im pieniądze i zapasy. Mogło to być prawdą bądź nie, ale set-
ki dornijskich rycerzy i kilka tysięcy doświadczonych włóczników dołączyło do
hołoty Sępiego Króla, a liczebność samej hołoty również wzrosła gwałtownie,
przekraczając trzydzieści tysięcy ludzi. Jego zastęp stał się tak liczny, że Sępi
Król podjął nieroztropną decyzję i podzielił swoje siły. Sam pomaszerował na
zachód przeciwko Nocnej Pieśni i Horn Hill, a drugą połowę dornijskich sił wy-
słał na wschód, by obległa Kamienny Hełm, siedzibę rodu Swannów. Dowódz-
two nad tym drugim oddziałem powierzył lordowi Walterowi Wylowi, synowi
Kochanka Wdów.
Oba oddziały poniosły sromotną klęskę. Orys Baratheon, zwany wówczas
Orysem Jednorękim, po raz ostatni opuścił Koniec Burzy, by wyruszyć na bitwę,
i rozbił Dornijczyków pod murami Kamiennego Hełmu. Gdy przyprowadzono
przed jego oblicze Waltera Wyla, rannego, ale żywego, lord Orys rzekł: „Twój
ojciec zabrał mi rękę. Teraz wezmę sobie twoją jako zapłatę”. To powiedziaw-
szy, odrąbał lordowi Walterowi prawą dłoń. Potem zrobił to samo z lewą oraz
z obiema stopami, twierdząc, że to jego „procent”. Lord Baratheon zmarł w dro-
dze powrotnej do Końca Burzy z ran, które sam odniósł w bitwie, ale, o dziwo,
jego syn Davos zawsze powtarzał, że ojciec skonał szczęśliwy, uśmiechając się
do gnijących dłoni i stóp, rozwieszonych w jego namiocie niczym sznur cebuli.
Sępiemu Królowi nie powiodło się lepiej. Nie zdoławszy zdobyć Nocnej Pie-
śni, odstąpił od oblężenia i pomaszerował na zachód, ale lady Caron podążyła za
nim, by połączyć siły z dużym oddziałem ludzi z Pogranicza, dowodzonym
przez Harmona Dondarriona, okaleczonego lorda Czarnej Przystani. Tymczasem
drogę Dornijczykom przeciął znienacka lord Samwell Tarly z Horn Hill, prowa-
dzący kilka tysięcy rycerzy i łuczników. Lorda Tarly’ego zwano „Straszliwym
Samem”. W bitwie udowodnił, że zasługuje na ten przydomek, zabijając dzie-
siątki Dornijczyków swym wielkim valyriańskim mieczem, Jadem Serca. Sępi
Król miał dwukrotnie więcej żołnierzy niż trzej jego wrogowie razem wzięci, ale
większość z nich była niewyszkolona i niezdyscyplinowana. Gdy jego ludzie uj-
rzeli przed sobą i za sobą zakutych w zbroje rycerzy, poszli w rozsypkę. Dornij-
czycy odrzucili włócznie i miecze, a następnie uciekli ku odległym górom. Jed-
nakże lordowie z Pogranicza dopadli ich i wycięli w pień. Wydarzenie to zwano
później „polowaniem na sępy”.
Jeśli zaś chodzi o samego zbuntowanego króla, to pojmano go żywcem
i Straszliwy Sam Tarly kazał przywiązać go nagiego między dwoma słupami.
Minstrele lubią opowiadać, że rozszarpały go sępy, na których cześć się nazwał,
ale w rzeczywistości zmarł z pragnienia i wystawienia na słońce, a ptaki opadły
na niego dopiero wtedy, gdy był już martwy. (W późniejszych stuleciach kilku
innych ludzi przybierało tytuł „Sępiego Króla”, ale nikt nie potrafi powiedzieć,
czy pochodzili z tej samej krwi co pierwszy z nich). Chwilę jego śmierci po-
wszechnie uważa się za koniec drugiej wojny dornijskiej, choć ta nazwa raczej
nie jest prawidłowa, jako że żaden z dornijskich lordów nie stanął otwarcie do
boju, a księżna Deria aż do końca potępiała Sępiego Króla i nie brała udziału
w jego atakach.
Pierwszy z buntowników okazał się zarazem ostatnim. W końcu jednak Har-
rena Czerwonego udało się osaczyć w wiosce położonej na zachód od Oka
Boga. Król banitów nie zginął bez walki. W swym ostatnim boju zabił królew-
skiego namiestnika, lorda Alyna Stokewortha, i zdołał go powalić dopiero gier-
mek zabitego, Bernarr Brune. Wdzięczny król Aenys przyznał Brune’owi rycer-
ski pas, a Davosa Baratheona, Samwella Tarly’ego, Dondarriona Beznosego, El-
lyn Caron, Allarda Royce’a i Gorena Greyjoya nagrodził złotem, urzędami oraz
zaszczytami. Największe uznanie wyraził jednak własnemu bratu. Kiedy książę
Maegor wrócił do Królewskiej Przystani, przywitano go tam jak bohatera. Król
Aenys uściskał go na oczach wiwatującego tłumu i mianował królewskim na-
miestnikiem. A gdy pod koniec roku w ognistych jamach Smoczej Skały wyklu-
ły się dwa smoki, uznano to za dobry znak.
Przyjaźń między synami Aegona nie trwała jednak długo.
Niewykluczone, że konflikt był nieunikniony, jako że natury obu braci były
diametralnie różne. Król Aenys miał dobre serce i zwykł przemawiać łagodnie.
Powiadają, że kochał żonę, dzieci i poddanych, a pragnął od nich jedynie tego,
by odwzajemnili tę miłość. Miecz i kopia dawno już przestały go pociągać. Parał
się alchemią, astronomią i astrologią, lubił muzykę i tańce, ubierał się w najpięk-
niejsze jedwabie, złotogłowie i aksamity. Najbardziej odpowiadało mu towarzy-
stwo maesterów, septonów, a także facecjonistów.
Maegor, wyższy od niego i szerszy w barach, a przy tym straszliwie silny, nie
miał cierpliwości do tego typu rzeczy. Żył wojną, turniejami i walkami. Słusznie
uważano go za jednego z najlepszych rycerzy w Westeros, choć często zwracano
też uwagę na jego brutalność w boju i brak litości dla pokonanych przeciwni-
ków. Król Aenys zawsze chciał przypodobać się innym, kiedy napotykał trudno-
ści, reagował na nie łagodnymi słowami, podczas gdy odpowiedzią Maegora za-
wsze były stal i ogień. Wielki maester Gawen pisze, że Aenys ufał wszystkim,
a Maegor nie ufał nikomu. Wspomina też, że król łatwo ulegał wpływom, zgina-
jąc się to w tę, to w tamtą stronę jak trzcina na wietrze, skłonny posłuchać tego
doradcy, który akurat znalazł dostęp do jego ucha. Natomiast książę Maegor był
sztywny jak żelazny pręt, nieugięty i nieustępliwy.
Pomimo tych różnic synowie Smoka przez blisko dwa lata sprawowali rządy,
pozostając przyjaciółmi. Jednakże w roku 39 o.P. królowa Alyssa wydała na
świat kolejną dziedziczkę. Niestety, dziewczynka, której dano na imię Vaella,
wkrótce zmarła w kołysce. Być może właśnie ten dowód utrzymującej się płod-
ności królowej skłonił Maegora do niespodziewanego kroku. Bez względu na to,
jakie mogły być jego motywy, przyprawił monarchę i całe królestwo o szok,
ogłaszając, że lady Ceryse jest bezpłodna, i w związku z tym wziął sobie drugą
żonę, Alys Harroway, córkę nowego lorda Harrenhal.
Ślub odbył się na Smoczej Skale, pod egidą królowej wdowy Visenyi. Ponie-
waż zamkowy septon odmówił odprawienia ceremonii, Maegor i jego nowa
żona wzięli „ślub krwi i ognia”, zgodnie z valyriańskim obrządkiem. Zawarto go
bez wiedzy, zgody i obecności króla Aenysa. Gdy prawda wyszła na jaw, między
przyrodnimi braćmi doszło do gwałtownej kłótni. Jego Miłość nie był też od-
osobniony w swym gniewie. Lord Hightower, ojciec lady Ceryse, złożył protest
przed królem, domagając się odesłania lady Alys. Wielki Septon, urzędujący
w Gwiezdnym Sepcie w Starym Mieście, posunął się jeszcze dalej, nazywając
małżeństwo Maegora grzechem i cudzołóstwem, a nową żonę księcia „harro-
wayską kurwą”. Grzmiał, że żaden prawdziwy syn ani córka Siedmiu nigdy się
nie pokłoni takiej jak ona.
Książę Maegor pozostawał nieustępliwy. Zauważył, że jego ojciec poślubił
obie swe siostry. Zakazy Wiary mogły obowiązywać niżej postawionych ludzi,
ale nie krew smoka. Żadne deklaracje króla Aenysa nie mogły zagoić ran, które
otworzyły słowa jego brata. Wielu pobożnych lordów w Siedmiu Królestwach
potępiło ślub i zaczęło otwarcie mówić o „kurwie Maegora”.
Poirytowany i wściekły król Aenys dał bratu wybór: albo odeśle lady Harro-
way i wróci do pierwszej żony, albo uda się na pięć lat na wygnanie. Książę
Maegor wybrał tę drugą opcję. W roku 40 o.P. wyruszył do Pentos, zabierając ze
sobą lady Alys, swego smoka Baleriona oraz miecz, Blackfyre’a. Powiadają, że
Aenys zażądał zwrotu miecza, na co Maegor odpowiedział: „Wasza Miłość
może spróbować mi go odebrać, jeśli tego pragnie”. Lady Ceryse zostawił
w Królewskiej Przystani.
Król Aenys był zmuszony znaleźć nowego namiestnika. Zwrócił się do septo-
na Murmisona, pobożnego przedstawiciela Wiary, który ponoć potrafił uzdra-
wiać chorych nakładaniem rąk. (Król kazał mu co noc nakładać ręce na brzuch
lady Ceryse. Miał nadzieję, że jeśli prawowita żona jego brata okaże się płodna,
Maegor wyrzeknie się swego szaleństwa. Jednakże lady Ceryse szybko znudziła
się conocnymi rytuałami i opuściła Królewską Przystań, wracając do Starego
Miasta, gdzie zamieszkała z ojcem w Wysokiej Wieży). Jego Miłość zapewne li-
czył na to, że wybór Murmisona zmniejszy niezadowolenie Wiary. Jeśli tak, my-
lił się. Pobożny mąż nie potrafił uzdrowić Westeros, podobnie jak nie był w sta-
nie uczynić Ceryse płodną. Wielki Septon nie przestawał grzmieć, a w całych
Siedmiu Królestwach lordowie w swych zamkach szeptali, że król jest słaby.
— Jak może władać Siedmioma Królestwami, jeśli nawet własny brat go nie
słucha? — powtarzano.
Jednakże król najwyraźniej nie zauważał niezadowolenia panującego w kraju.
Znowu nastał pokój, kłopotliwy brat monarchy przebywał daleko za wąskim
morzem, a na Wielkim Wzgórzu Aegona powstawał nowy zamek, wznoszony
całkowicie z jasnoczerwonego kamienia. Nowa królewska siedziba miała być
większa i wygodniejsza niż Smocza Skała i piękniejsza niż Harrenhal. Jej potęż-
ne mury, barbakany i wieże oprą się każdemu wrogowi. Mieszkańcy Królew-
skiej Przystani nazwali ją Czerwoną Twierdzą. Jej budowa stała się obsesją kró-
la.
— Moi potomkowie będą w niej władać przez tysiąc lat — oznajmił.
Z myślą o owych potomkach w roku 41 o.P. Aenys Targaryen popełnił kata-
strofalny błąd, ogłaszając, że zamierza oddać rękę swej córki Rhaeny jej bratu
Aegonowi, dziedzicowi Żelaznego Tronu.
Księżniczka miała osiemnaście lat, książę piętnaście. Byli sobie bliscy już od
dzieciństwa i często bawili się razem. Choć Aegon nie zdobył dla siebie smoka,
nieraz wzlatywał pod niebo z siostrą na grzbiecie Dreamfyre. Książę był szczu-
pły, przystojny i z każdym rokiem stawał się wyższy. Wielu zapewniało, że wy-
gląda jak żywy obraz dziadka, gdy był w tym samym wieku. Służył przez trzy
lata jako giermek, co pozwoliło mu udoskonalić zdolność władania mieczem
i toporem. Powszechnie uważano go za najlepszego z młodych kopijników
w Siedmiu Królestwach. Wiele młodych dziewcząt obrzucało go spojrzeniami,
a on nie był obojętny na ich wdzięki. W liście do Cytadeli wielki maester Gawen
napisał: „Jeśli książę wkrótce się nie ożeni, Jego Miłość może mieć kłopoty
z bękarcim wnukiem”.
Księżniczka Rhaena również miała wielu zalotników, ale w przeciwieństwie
do brata nie zachęcała żadnego z nich. Wolała spędzać czas z rodzeństwem,
z psami i kotami, a także z najnowszą ulubienicą, Alayne Royce, córką lorda Ru-
nestone. Choć była pulchna i niezbyt ładna, Rhaena lubiła ją tak bardzo, że nie-
raz zabierała Alayne na przejażdżki na Dreamfyre, podobnie jak Aegona. Naj-
częściej jednak latała sama. Gdy nadszedł szesnasty dzień jej imienia, księżnicz-
ka oznajmiła, że jest już dorosłą kobietą i może latać, „gdzie tylko zechce”.
Tak też robiła. Dreamfyre nieraz widywano daleko od Królewskiej Przystani
— w Harrenhal, na Tarthu, w Runestone i Gulltown. Ludzie szeptali (choć nikt
nigdy tego nie dowiódł), że podczas jednej z tych wypraw Rhaena oddała kwiat
dziewictwa nisko urodzonemu kochankowi. Według jednej wersji był to wę-
drowny rycerz, według innych zaś minstrel, syn kowala albo wioskowy septon.
Niektórzy sugerowali, że właśnie pod wpływem tych opowieści Aenys uznał za
konieczne, by jak najszybciej wydać córkę za mąż. Bez względu na prawdzi-
wość tych plotek osiemnastoletnia Rhaena z pewnością osiągnęła już wiek odpo-
wiedni do zamążpójścia. Była trzy lata starsza niż jej ojciec i matka w chwili,
gdy się pobrali.
Biorąc pod uwagę tradycje i zwyczaje rodu Targaryenów, małżeństwo między
dwojgiem jego najstarszych dzieci musiało się wydawać królowi Aenysowi
oczywistym rozwiązaniem. Powszechnie wiedziano, że Rhaena i Aegon darzą
się sympatią i żadne z nich nie sprzeciwiało się zawarciu ślubu. W gruncie rze-
czy wiele świadczy, że spodziewali się tego związku już od czasów, gdy bawili
się razem w pokojach dziecinnych na Smoczej Skale i w Aegonforcie.
Burza, jaką wywołała zapowiedź ślubu, zaskoczyła wszystkich, choć z pew-
nością pojawiły się znaki ostrzegawcze, wyraźne dla tych, którym nie brakowało
bystrości, by je dostrzec. Wiara tolerowała, a przynajmniej ignorowała małżeń-
stwo Zdobywcy z siostrami, ale nie była skłonna okazać podobnej wyrozumiało-
ści jego wnukom.
Gwiezdny Sept potępił w ostrych słowach planowany ślub. Jego Wielka Świą-
tobliwość ogłosił, że związek między bratem a siostrą jest czymś obmierzłym,
a zrodzone z niego dzieci będą „plugastwem w oczach bogów i ludzi”. Tę pro-
klamację przeczytało wiernym dziesięć tysięcy septonów w całych Siedmiu Kró-
lestwach.
Aenys Targaryen słynął z niezdecydowania, ale w tym przypadku, postawiony
wobec furii Wiary, okazał nadspodziewaną sztywność i upór. Królowa wdowa
Visenya oznajmiła mu, że ma dwie opcje: może odwołać ślub i znaleźć dla syna
i córki innych małżonków albo dosiąść Żywego Srebra, polecieć do Starego
Miasta i spalić Gwiezdny Sept razem z Wielkim Septonem. Król Aenys nie zro-
bił ani jednego, ani drugiego. Po prostu nie ustępował.
W dzień zawarcia ślubu ulice przed Septem Pamięci, wzniesionym przez po-
przedniego Wielkiego Septona na wzgórzu Rhaenys i nazwanego na cześć zabi-
tej królowej, zaroiły się od Synów Wojownika w błyszczących srebrnych zbro-
jach, którzy łypali groźnie na gości weselnych, mijających ich na piechotę, kon-
no albo w lektykach. Co rozsądniejsi lordowie się nie zjawili, być może spodzie-
wając się czegoś w tym rodzaju.
Ci, którzy przybyli, ujrzeli coś więcej niż tylko ślub. Podczas uczty weselnej
król Aenys popełnił kolejny błąd, przyznając swemu dziedzicowi Aegonowi ty-
tuł księcia Smoczej Skały. Gdy to ogłosił, na sali zapadła cisza. Wszyscy wie-
dzieli, że ów tytuł należał przedtem do księcia Maegora. Siedząca za stołem na
podwyższeniu królowa wdowa Visenya wstała i wyszła z sali, nie pytając króla
o pozwolenie. Tej samej nocy dosiadła Vhagar i wróciła na Smoczą Skałę. Po-
wiadają, że gdy jej smoczyca przeleciała pod księżycem, jego tarcza zrobiła się
czerwona jak krew.
Aenys Targaryen sprawiał wrażenie, że nie rozumie, do jakiego stopnia obró-
cił królestwo przeciwko sobie. Pragnąc odzyskać sympatię prostaczków, wysłał
Aegona i Rhaenę na królewski objazd, z pewnością spodziewając się, że tłumy
przywitają ich radośnie, jak podczas jego objazdu. Księżniczka Rhaena, być
może rozsądniejsza od ojca, poprosiła o pozwolenie zabrania ze sobą Dreamfyre,
ale Aenys odmówił. Książę Aegon nie miał jeszcze smoka i król obawiał się, że
lordowie i prostaczkowie uznają go za mało męskiego, gdy zobaczą, że jedzie
konno, podczas gdy jego żona dosiada smoka.
Król błędnie ocenił nastroje panujące w Westeros, rozpaczliwie nie doceniając
pobożności swych poddanych oraz potęgi słów Wielkiego Septona. Już od
pierwszego dnia Aegona i Rhaenę oraz ich eskortę wszędzie witano wrogimi
okrzykami. W Stawie Dziewic nie można było znaleźć ani jednego septona, któ-
ry pobłogosławiłby ucztę, jaką wydał na ich cześć lord Mooton. Gdy dotarli do
Harrenhal, lord Lucas Harroway oznajmił, że nie wpuści ich do zamku, jeśli nie
uznają jego córki Alys za prawowitą żonę swego stryja. Odmówili, ale nie zdo-
byli w ten sposób miłości pobożnych. Musieli spędzić noc w chłodzie i wilgoci,
rozbiwszy namioty pod wyniosłymi murami potężnego zamku Harrena Czarne-
go. W pewnej wiosce w dorzeczu kilku Braci Ubogich posunęło się nawet do
tego, że obrzucili królewską parę bryłami ziemi. Książę Aegon wyciągnął miecz,
gotów ich ukarać, ale nie pozwolili mu na to jego rycerze, albowiem tłum miał
znaczną przewagę liczebną nad królewskim orszakiem. To jednak nie powstrzy-
mało księżniczki Rhaeny przed przemówieniem do tłuszczy.
— Widzę, że jesteście nieustraszeni, kiedy widzicie dziewczynę na koniu. Na-
stępnym razem przybędę tu na smoku. Proszę bardzo, obrzućcie mnie ziemią.
W innych częściach Siedmiu Królestw sytuacja nadal się pogarszała. Królew-
skiego namiestnika, septona Murmisona, usunięto z szeregów Wiary za udziele-
nie zakazanego ślubu. Aenys wysłał list do Wielkiego Septona, w którym prosił
Jego Wielką Świątobliwość, by przywrócił prawa „mojemu dobremu Murmiso-
nowi”, i tłumacząc mu, że w dawnej Valyrii małżeństwa między braćmi a sio-
strami miały długą tradycję. Odpowiedź Wielkiego Septona była tak brutalna, że
Jego Miłość aż pobladł, gdy ją czytał. Pasterz Wiernych nie tylko nie ustąpił,
lecz nazwał Aenysa „królem plugastwem” i oznajmił, że jako uzurpator i tyran
nie ma on prawa władać Siedmioma Królestwami.
Wierni go usłyszeli. Po kilkunastu dniach, gdy septona Murmisona niesiono
przez miasto w lektyce, grupa Braci Ubogich wypadła z zaułka i porąbała go na
kawałki toporami. Synowie Wojownika zaczęli fortyfikować wzgórze Rhaenys,
zmieniając Sept Pamięci w swoją cytadelę. Ponieważ do ukończenia budowy
Czerwonej Twierdzy brakowało jeszcze wielu lat, król doszedł do wniosku, że
jego rezydencja na szczycie wzgórza Visenyi jest zbyt narażona na atak, i zaczął
się przygotowywać do przeprowadzki na Smoczą Skałę z królową Alyssą i ich
młodszymi dziećmi. To była rozsądna decyzja. Trzy dni przed terminem odpły-
nięcia dwóch Braci Ubogich wspięło się na mury rezydencji i włamało do kró-
lewskiej sypialni. Tylko pośpieszna interwencja ser Raymonta Baratheona
z Gwardii Królewskiej uratowała Aenysa przed haniebną śmiercią.
Jego Miłość zamienił wzgórze Visenyi na samą Visenyę. Na Smoczej Skale
królowa wdowa przywitała go sławnymi słowami:
— Jesteś słaby i głupi. Myślisz, że ktokolwiek odważyłby się tak odpowie-
dzieć twojemu ojcu? Masz smoka. Użyj go. Poleć do Starego Miasta i zrób
z Gwiezdnego Septu drugie Harrenhal. Albo wydaj mi pozwolenie, a sama upie-
kę dla ciebie tego pobożnego durnia.
Aenys nie chciał jednak o tym słyszeć. Odesłał królową wdowę do jej komnat
w Wieży Morskiego Smoka i nakazał jej tam pozostać.
Pod koniec roku 41 o.P. większą część Westeros ogarnęły płomienie otwartej
rebelii przeciwko dynastii Targaryenów. Czterej fałszywi królowie, którzy poja-
wili się po śmierci Aegona Zdobywcy, wydawali się teraz jedynie zarozumiały-
mi głupcami w porównaniu z tym nowym zagrożeniem. Ci buntownicy uważali
się bowiem za żołnierzy Siedmiu, toczących świętą wojnę przeciw bezbożnej ty-
ranii.
Dziesiątki pobożnych lordów w całych Siedmiu Królestwach posłuchało we-
zwania, ściągając królewskie chorągwie i opowiadając się po stronie Gwiezdne-
go Septu. Synowie Wojownika przejęli kontrolę nad bramami Królewskiej Przy-
stani, co pozwoliło im decydować, komu wolno przybywać do miasta oraz je
opuszczać. Przegonili też robotników pracujących przy budowie Czerwonej
Twierdzy. Tysiące Braci Ubogich grasowały po traktach, zmuszając wędrowców
do opowiedzenia się „za bogami albo za plugastwem”. Protestowali też pod bra-
mami zamków, aż wreszcie lordowie wyjechali do nich i potępili króla. Książę
Aegon i jego żona byli zmuszeni przerwać objazd i schronić się w zamku Crake-
hall. Emisariusz Żelaznego Banku, wysłany do Starego Miasta na rozmowy
z Martynem Hightowerem, nowym lordem Wysokiej Wieży i głosem Starego
Miasta (jego ojciec, lord Manfred, zmarł przed kilkoma cyklami księżyca) napi-
sał w liście do Braavos, że Wielki Septon jest „prawdziwym królem Westeros we
wszystkim oprócz nazwy”.
Z nadejściem nowego roku król Aenys nadal przebywał na Smoczej Skale,
chory ze strachu i niezdecydowania. Jego Miłość miał dopiero trzydzieści pięć
lat, ale wyglądał ponoć na sześćdziesiąt. Wielki maester Gawen pisze, że król
często musiał się kłaść do łoża z powodu biegunki i bólów żołądka. Gdy żadne
z lekarstw wielkiego maestera nie okazało się skuteczne, opiekę nad chorym
przejęła królowa wdowa. Przez pewien czas stan Aenysa się poprawiał, ale jego
zdrowie pogorszyło się nagle, gdy usłyszał, że tysiące Braci Ubogich otoczyły
Crakehall, w którym jego syn i córka pozostawali niechętnymi „gośćmi”. Trzy
dni później król zmarł.
Aenysa Targaryena, Pierwszego Tego Imienia, oddano płomieniom na zamko-
wym dziedzińcu w Smoczej Skale, podobnie jak jego ojca. Na pogrzebie byli
obecni synowie zmarłego monarchy, Viserys i Jaehaerys — pierwszy z nich miał
dwanaście lat, a drugi siedem — oraz pięcioletnia córka Alysanne. Królowa
Alyssa zaśpiewała tren, a jego ukochany smok, Żywe Srebro, podpalił stos, choć
zapisano, że Vermithor i Srebrnoskrzydła wspomogły go swymi płomieniami.
Królowa wdowa się nie zjawiła. Przed upływem godziny od śmierci króla do-
siadła Vhagar i odleciała na wschód, za wąskie morze. Kiedy wróciła, towarzy-
szył jej książę Maegor na Balerionie.
Maegor opadł na Smoczą Skałę tylko na chwilę, by zagarnąć dla siebie koro-
nę. Nie wybrał złotej korony ozdobionej wizerunkami Siedmiu, którą lubił
Aenys, lecz noszoną przez ojca — żelazną i wysadzaną rubinami. Matka włoży-
ła mu ją na głowę, a lordowie i rycerze klęknęli przed nim, gdy ogłosił się Mae-
gorem z dynastii Targaryenów, Pierwszym Tego Imienia, królem Andalów,
Rhoynarów i Pierwszych Ludzi oraz protektorem Królestwa.
Tylko wielki maester Gawen odważył się sprzeciwić. Oznajmił, że zgodnie
z prawami dziedziczenia, które sam Zdobywca zatwierdził po Podboju, Żelazny
Tron powinien przypaść Aegonowi, synowi króla Aenysa.
— Żelazny Tron przypadnie temu, kto ma siłę, by go zdobyć — odpowiedział
Maegor, po czym natychmiast skazał starego maestera na śmierć i stracił go oso-
biście, ścinając jego siwą głowę jednym uderzeniem Blackfyre’a.
Królowa Alyssa i jej dzieci nie byli świadkami koronacji Maegora. Alyssa już
kilka godzin po spaleniu zwłok męża zbiegła do pobliskiego Driftmarku, zamku
swego pana ojca. Gdy mu o tym powiedziano, Maegor wzruszył tylko ramiona-
mi… po czym udał się w towarzystwie maestera do Komnaty Malowanego Sto-
łu, by podyktować listy do wielkich i małych lordów w całym Westeros.
Przed upływem doby wysłano sto kruków. Następnego dnia odleciał również
Maegor. Dosiadł Baleriona i przeleciał nad Czarną Zatoką do Królewskiej Przy-
stani. Towarzyszyła mu królowa wdowa Visenya na Vhagar. Powrót smoków
spowodował zamieszki. Setki ludzi próbowały uciekać z miasta, ale przekonały
się, że bramy są zamknięte na głucho. Synowie Wojownika obsadzili mury miej-
skie, plac budowy, który miał się stać w przyszłości Czerwoną Twierdzą, a także
wzgórze Rhaenys. Zbudowany na nim Sept Pamięci uczynili swoją fortecą. Tar-
garyenowie wznieśli swe chorągwie na wzgórzu Visenyi i wezwali pod nie lojal-
nych ludzi. Posłuchały ich tysiące. Visenya Targaryen oświadczyła, że jej syn
Maegor przybył, by zostać ich królem.
— Prawdziwy król, z krwi Aegona Zdobywcy, który był moim bratem, moim
mężem i moją miłością. Jeśli ktoś sprzeciwia się jego prawom do Żelaznego
Tronu, niech wesprze swe słowa mieczem.
Synowie Wojownika szybko odpowiedzieli na to wyzwanie. Ze wzgórza
Rhaenys zjechało siedmiuset rycerzy zakutych w posrebrzaną stal. Dowodził
nimi wielki kapitan zakonu, ser Damon Morrigen zwany Damonem Pobożnym.
— Nie bawmy się w słówka — rzekł mu Maegor. — O tej sprawie rozstrzy-
gnie oręż.
Ser Damon zgodził się, że bogowie przyznają zwycięstwo tym, których spra-
wa jest sprawiedliwa.
— Niech każda ze stron wystawi siedmiu reprezentantów, jak robiono w daw-
nym Andalos — zaproponował wielki kapitan. — Czy znajdziesz sześciu mę-
żów, którzy staną u twego boku? — zapytał, albowiem Aenys zabrał Królewską
Gwardię na Smoczą Skałę i Maegor został sam. Monarcha zwrócił się w stronę
tłumu.
— Kto będzie walczył za swego króla? — zapytał. Wielu odwróciło się ze
strachu albo udawało, że nie słyszy, Synowie Wojownika słynęli bowiem z bie-
głości w walce. Wreszcie jednak znalazł się jeden ochotnik. Nie był to rycerz,
lecz prosty zbrojny zwany Dickiem Fasolą.
— Od małego byłem królewskim sługą i zginę jako królewski sługa — oznaj-
mił.
Dopiero wtedy wystąpił pierwszy rycerz.
— Ta fasola zawstydza nas wszystkich! — zawołał. — Czy nie ma tu praw-
dziwych rycerzy? Nie ma lojalnych ludzi?
Mówiącym był Bernarr Brune, giermek, który zabił Harrena Czerwonego, za
co król Aenys osobiście pasował go na rycerza. Jego pogarda skłoniła innych do
sięgnięcia po miecze. Nazwiska czterech mężczyzn wybranych przez Maegora
zapisały się wielkimi literami w historii Westeros: ser Bramm z Blackhull, wę-
drowny rycerz; ser Rayford Rosby; ser Guy Lothston zwany Guyem Grubasem
i ser Lucifer Massey, lord Stonedance.
Nazwiska siedmiu Synów Wojownika również są nam znane. Byli to: ser Da-
mon Morrigen zwany Damonem Pobożnym, wielki kapitan zakonu; ser Lyle
Bracken; ser Harys Horpe zwany Harrym Czaszką; ser Aegon Ambrose; ser Dic-
kon Flowers, Bękart z Beesbury; ser Willam Wędrowiec i ser Garibald od Sied-
miu Gwiazd, rycerz-septon. Zapiski podają, że Damon Pobożny odmówił modli-
twę, upraszając Wojownika, by dodał siły ich ramionom. Następnie królowa
wdowa wydała rozkaz rozpoczęcia i walka się zaczęła.
Pierwszy poległ Dick Fasola, powalony przez Lyle’a Brackena. Relacje
z tego, co wydarzyło się później, bardzo się od siebie różnią. Jeden kronikarz za-
pewnia, że gdy straszliwie otyłemu ser Guyowi Grubasowi rozcięto brzuch, wy-
sypały się z niego resztki czterdziestu na pół strawionych bułek z mięsem. Inny
twierdzi, że ser Garibald od Siedmiu Gwiazd śpiewał hymn podczas walki. Kil-
ku wspomina, że lord Massey uciął rękę Harysowi Horpe’owi, ale tylko w jednej
relacji Harry Czaszka złapał topór drugą dłonią i wbił go Masseyowi między
oczy. Pozostali kronikarze sugerują, że ser Harys po prostu skonał. Niektórzy pi-
szą, że bój trwał wiele godzin, ale większość uważa, że walczący zaczęli padać
martwi już po paru minutach. Wszyscy się zgadzają, że dokonano wielkich czy-
nów i wymieniono potężne ciosy. Na koniec Maegor Targaryen został sam, ma-
jąc przeciwko sobie Damona Pobożnego i Willama Wędrowca. Obaj Synowie
Wojownika byli ciężko ranni, a Jego Miłość dzierżył Blackfyre’a, mimo to min-
strele i maesterzy zgadzają się, że niewiele zabrakło, by wynik okazał się inny.
Padając, ser Willam zadał straszliwy cios, który rozbił hełm i pozbawił króla
przytomności. Wielu myślało, że Maegor również nie żyje, ale potem matka
zdjęła mu roztrzaskany hełm.
— Król oddycha — zawołała. — Król żyje!
Zwycięstwo należało do niego.
Siedmiu najpotężniejszych Synów Wojownika padło, w tym również ich do-
wódca, ale przy życiu pozostało ponad siedmiuset. Wszyscy mieli broń oraz
zbroje i skupiali się wokół szczytu wzgórza. Królowa Visenya nakazała zanieść
swego syna do maesterów. Gdy dźwigano go na noszach w dół wzgórza, Miecze
Wiary opadły na kolana na znak kapitulacji. Królowa wdowa rozkazała im wró-
cić do ufortyfikowanego septu na szczycie wzgórza Rhaenys.
Przez dwadzieścia siedem dni Maegor Targaryen pozostawał na progu śmier-
ci. Maesterzy stosowali napoje lecznicze i kataplazmy, natomiast septonowie
modlili się przy jego łożu. Synowie Wojownika również modlili się w Sepcie Pa-
mięci, spierając się o to, co powinni teraz zrobić. Niektórzy uważali, że zakon
nie ma innego wyboru, jak uznać Maegora za prawowitego króla, jako że bogo-
wie pobłogosławili go zwycięstwem, inni zaś upierali się, że przysięga zobowią-
zuje ich do posłuszeństwa Wielkiemu Septonowi i w związku z tym muszą wal-
czyć dalej.
Królewscy Gwardziści przybyli tymczasem ze Smoczej Skały i na rozkaz kró-
lowej wdowy przejęli dowództwo nad tysiącami lojalistów przebywających
w mieście, po czym otoczyli wzgórze Rhaenys. W Driftmarku owdowiała królo-
wa Alyssa oznajmiła, że prawdziwym królem jest jej syn Aegon, ale niewielu jej
posłuchało. Młody książę, który jeszcze nie osiągnął wieku męskiego, nadal
przebywał w odległym Crakehall, uwięziony w zamku otoczonym przez Braci
Ubogich i pobożnych chłopów. Większość oblegających uważała go za pluga-
stwo.
W Cytadeli Starego Miasta arcymaesterzy zebrali się, by radzić nad wyborem
nowego wielkiego maestera. Do Królewskiej Przystani zmierzały tysiące Braci
Ubogich. Ci z zachodu podążali za wędrownym rycerzem, ser Horysem Hillem,
tymi z południa dowodził zaś ogromny topornik znany jako Wat Rębacz. Gdy
bandy obdartusów obozujących pod zamkiem Crakehall przyłączyły się do
swych towarzyszy, książę Aegon i księżniczka Rhaena odzyskali wreszcie swo-
bodę. Porzucili królewski objazd i udali się do Casterly Rock, gdzie lord Lyman
Lannister zaoferował im ochronę. Maester z Casterly Rock informuje nas, że
żona lorda Lymana, lady Jocasta, pierwsza zauważyła, iż Rhaena spodziewa się
dziecka.
Dwudziestego ósmego dnia po Próbie Siedmiu z wieczornym przypływem do
portu przybył statek z Pentos. Na pokładzie znajdowały się dwie kobiety i sze-
ściuset najemników. Alys z rodu Harrowayów, druga żona Maegora Targaryena,
wróciła do Westeros… ale nie sama. Towarzyszyła jej inna kobieta, blada, kru-
czowłosa piękność znana tylko jako Tyanna z Wieży. Niektórzy twierdzili, że to
konkubina Maegora, inni zaś mówili, że to faworyta lady Alys. Tyanna, córka
naturalna pentoshijskiego magistra, zaczynała karierę jako tancerka występująca
w tawernach, ale szybko awansowała na kurtyzanę. Ponoć była też trucicielką
i czarownicą. Krążyło o niej wiele osobliwych opowieści… ale gdy tylko się zja-
wiła, królowa Visenya odesłała maesterów i septonów opiekujących się jej sy-
nem i powierzyła Maegora Tyannie.
Następnego ranka król odzyskał przytomność i wstał z łóżka razem ze wscho-
dzącym słońcem. Gdy Maegor pojawił się na murach Czerwonej Twierdzy, sto-
jąc między Alys Harroway a Tyanną, tłumy przywitały go szalonym aplauzem.
Całe miasto się radowało. Zabawy jednak ustały, gdy Maegor dosiadł Baleriona
i opadł na wzgórze Rhaenys, gdzie siedmiuset Synów Wojownika odprawiało
poranne modły w ufortyfikowanym sepcie. Smoczy ogień podpalił budynek,
a na tych, którzy próbowali z niego uciekać, czekali już łucznicy i włócznicy.
Krzyki płonących ludzi słychać było ponoć wszędzie. Nad miastem przez wiele
dni unosił się całun dymu. Tak oto śmietankę Synów Wojownika spotkała śmierć
w płomieniach. Choć ocalały inne kapituły, mające siedziby w Starym Mieście,
Lannisporcie, Gulltown i Kamiennym Sepcie, zakon nigdy już nie odzyskał po-
przedniej siły.
Jednakże wojna króla Maegora z Wiarą Wojującą dopiero się zaczęła. Miała
trwać przez cały okres jego panowania. Pierwszy dekret, jaki wydał król po zdo-
byciu Żelaznego Tronu, nakazywał Braciom Ubogim zmierzającym do miasta
odłożyć broń pod karą proskrypcji i śmierci. Gdy dekret nie spotkał się z posłu-
chem, Jego Miłość rozkazał „wszystkim lojalnym lordom” wyruszyć do boju
przeciwko obdartym hordom Wiary i je rozproszyć. W odpowiedzi Wielki Sep-
ton ze Starego Miasta wezwał „prawdziwe i wierne dzieci bogów” do chwycenia
za broń w obronie Wiary i położenia kresu rządom „smoków, potworów i pluga-
stwa”.
Pierwszą bitwę stoczono w Reach, pod miasteczkiem o nazwie Kamienny
Most. Gdy dziewięć tysięcy Braci Ubogich pod dowództwem Wata Rębacza pró-
bowało się przeprawić przez Mander, otoczyły je oddziały sześciu lordów. Poło-
wa armii Wata znalazła się na północnym brzegu rzeki, a połowa na południo-
wym. Podzieleni na dwie grupy, niewyszkoleni i niezdyscyplinowani zwolenni-
cy Wata, odziani w utwardzane skóry, samodział i kawałki zardzewiałej stali,
a uzbrojeni głównie w topory używane przez drwali, zaostrzone kije albo narzę-
dzia rolnicze, nie mieli najmniejszych szans oprzeć się szarży zakutych w stal
rycerzy dosiadających ciężkich rumaków. Rzeź była tak straszliwa, że Mander
zabarwił się na czerwono na odcinku sześćdziesięciu mil. Od tej pory miastecz-
ko i zamek, pod którym stoczono bitwę, nazywano Gorzkim Mostem. Wata
wzięto żywcem, choć nie wcześniej, jak zabił sześciu rycerzy, w tym Lorda Me-
adowsa z Trawiastej Doliny, dowódcę królewskiego zastępu. Jeńca odesłano do
Królewskiej Przystani, zakutego w łańcuchy.
Tymczasem ser Horys Hill dotarł do Wielkich Wideł na Czarnym Nurcie, pro-
wadząc jeszcze liczniejszą armię, składającą się z blisko trzynastu tysięcy Braci
Ubogich. Ich szeregi dodatkowo wzmocniło dwustu konnych Synów Wojownika
z Kamiennego Septu, a także domowi rycerze i pospolite ruszenie kilkunastu
zbuntowanych lordów z krain zachodu oraz dorzecza. Oddziałami pobożnych,
którzy odpowiedzieli na wezwanie Wielkiego Septona, dowodził lord Rupert
Falwell, który okrył się sławą jako Walczący Błazen. Towarzyszyli mu ser
Lyonel Lorch, ser Alyn Terrick, lord Tristifer Wayn, lord Jon Lychester i wielu
innych sławnych rycerzy. W sumie zastęp Wiernych składał się z dwudziestu ty-
sięcy ludzi.
Jednakże armia króla Maegora miała zbliżoną liczebność, a do tego Jego Mi-
łość prowadził ze sobą dwukrotnie więcej ciężkiej jazdy, a także liczny kontyn-
gent łuczników uzbrojonych w długie łuki. Armii towarzyszył też sam król, do-
siadający Baleriona. Mimo to bitwa była zacięta. Walczący Błazen zabił dwóch
rycerzy z Gwardii Królewskiej, nim w końcu powalił go lord Stawu Dziewic.
Wielkiego Jona Hogga, który walczył po stronie króla, już na początku bitwy
oślepiono cięciem miecza. Mimo to zwołał swoich ludzi i poprowadził szarżę,
która rozbiła szyki Wiernych i zmusiła Braci Ubogich do rejterady. Gwałtowna
ulewa stłumiła ogień Baleriona, ale nie zdołała ugasić go całkowicie i król Mae-
gor raz po raz opadał na smoku na swych wrogów, smagając ich płomieniami.
O zmierzchu zwycięstwo należało do niego. Ocalali Bracia Ubodzy porzucili to-
pory i rozpierzchli się na wszystkie strony.
Triumfujący Maegor wrócił do Królewskiej Przystani i raz jeszcze zasiadł na
Żelaznym Tronie. Gdy przyprowadzono doń Wata Rębacza, zakutego w łańcu-
chy, ale nadal nieustępliwego, król odrąbał mu wszystkie kończyny jego wła-
snym toporem, po czym rozkazał maesterom utrzymać go przy życiu, „by mógł
być gościem na moim ślubie”. Następnie Jego Miłość oznajmił, że zamierza po-
jąć Tyannę za trzecią żonę. Choć szeptano, że królowa wdowa nie darzy miło-
ścią pentoshijskiej czarownicy, tylko wielki maester Myres odważył otwarcie się
sprzeciwić.
— Prawdziwa żona czeka na ciebie w Wysokiej Wieży — oznajmił. Król wy-
słuchał go bez słowa, po czym zszedł z tronu, dobył Blackfyre’a i zabił Myresa
na miejscu.
Maegor Targaryen i Tyanna z Wieży wzięli ślub na szczycie wzgórza Rhae-
nys, pośród popiołów i kości Synów Wojownika, którzy tam polegli. Opowiada-
no, że Maegor musiał stracić dwunastu septonów, nim znalazł takiego, który
zgodził się odprawić ceremonię. Pozbawionego kończyn Wata Rębacza zacho-
wano przy życiu, by mógł być świadkiem małżeństwa.
Wdowa po królu Aenysie, królowa Alyssa, również była obecna, podobnie jak
jej młodsi synowie, Viserys i Jaehaerys, oraz córka, Alysanne. Wizyta królowej
wdowy na Vhagar przekonała ją, by opuściła swój azyl w Driftmarku i wróciła
na królewski dwór, gdzie złożyła hołd Maegorowi jako prawdziwemu królowi,
razem ze swymi braćmi i kuzynami z rodu Velaryonów. Owdowiałej królowej
kazano również razem z innymi damami rozebrać Jego Miłość i odprowadzić go
do komnaty sypialnej, by skonsumował małżeństwo. Ceremonią pokładzin kie-
rowała druga żona króla, Alys Harroway. Uporawszy się z tym zadaniem, Alyssa
opuściła królewską sypialnię razem z pozostałymi damami, ale Alys została tam,
by razem z królem i jego najnowszą żoną przez całą noc oddawać się cielesnym
żądzom.
Tymczasem w Starym Mieście Wielki Septon głośno potępił „plugastwo i jego
kurwy”, a Ceryse z rodu Hightowerów nadal uparcie twierdziła, że jest jedyną
prawowitą królową Maegora. Przebywający w krainach zachodu Aegon Targa-
ryen, książę Smoczej Skały, i jego żona, księżniczka Rhaena, również pozosta-
wali nieustępliwi.
Przez cały okres zamieszania towarzyszący wstąpieniu Maegora na tron syn
króla Aenysa i jego małżonka przebywali w Casterly Rock. Rhaena spodziewała
się dziecka. Większość rycerzy i młodych paniątek, którzy wyruszyli z nimi na
pechowy objazd, porzuciła ich i udała się pośpiesznie do Królewskiej Przystani,
by ukorzyć się przed Maegorem. Nawet służące i towarzyszki Rhaeny znalazły
jakieś wymówki, by ją opuścić, pomijając tylko przyjaciółkę księżniczki, Alayne
Royce, i jej dawną ulubienicę, Mellony Piper, która przybyła do Lannisportu
z braćmi, by poprzysiąc jej wierność swego rodu.
Księcia Aegona przez całe jego życie uważano za prawowitego dziedzica Że-
laznego Tronu, a teraz pobożni obrzucali go zniewagami. Opuściło go też wielu
ludzi, których uważał za lojalnych przyjaciół. Zwolennicy Maegora, którzy
z każdą chwilą wydawali się coraz liczniejsi, nie krępowali się mówić, że Aegon
jest „synem swego ojca”, sugerując, że dostrzegają w nim tę samą słabość, która
stała się przyczyną upadku Aenysa. Przypominali, że Aegon nigdy nie jeździł na
smoku, podczas gdy Maegor zdobył dla siebie Baleriona, a żona księcia, księż-
niczka Rhaena, latała na Dreamfyre od dwunastego roku życia. Ogłoszono, że
obecność królowej Alyssy na ślubie Maegora dowodzi, że nawet rodzona matka
porzuciła sprawę Aegona. Lyman Lannister, lord Casterly Rock, nie ugiął się,
gdy Maegor zażądał, by Aegona i jego siostrę odesłano do Królewskiej Przysta-
ni, „zakutych w łańcuchy, jeśli okaże się to konieczne”, ale nawet on nie posunął
się do tego, by poprzysiąc swój miecz młodzieńcowi, którego zwano teraz „pre-
tendentem” i „Aegonem Nieukoronowanym”.
W Casterly Rock Rhaena wydała na świat dwie córki, bliźniaczki, którym
nadano imiona Aerea i Rhaella. Z Gwiezdnego Septu nadeszła kolejna gniewna
proklamacja. Wielki Septon ogłosił, że dziewczynki również są plugastwem,
przeklętym przez bogów owocem chuci i kazirodztwa. Maester z Casterly Rock,
który pomagał odebrać poród, opowiada, że księżniczka Rhaena błagała później
swego męża, księcia, by zabrał ją i dzieci za wąskie morze, do Tyrosh, Myr albo
Volantis, gdzieś, gdzie znajdą się poza zasięgiem stryja.
— Chętnie oddałabym własne życie, by uczynić cię królem, ale nie chcę nara-
żać córek — rzekła mu. Aegon okazał się jednak głuchy na jej słowa. Łzy rów-
nież go nie wzruszyły. Był zdecydowany zdobyć tron, który prawnie mu się na-
leżał.
Gdy nastał rok 43 o.P., król Maegor przebywał w Królewskiej Przystani, oso-
biście kierując budową Czerwonej Twierdzy. Wiele ukończonych już fragmen-
tów zburzono bądź przebudowano, sprowadzono też nowych budowniczych i ro-
botników. Całe wnętrze Wielkiego Wzgórza Aegona przecięły liczne tunele i taj-
ne przejścia. Wieże z czerwonego kamienia pięły się coraz wyżej, a król nakazał
też budowę zamku wewnątrz zamku, ufortyfikowanej reduty otoczonej suchą
fosą, nazwanej później Warownią Maegora.
W tym samym roku Maegor mianował nowym namiestnikiem lorda Lucasa
Harrowaya, ojca królowej Alys… ale to nie namiestnik miał najłatwiejszy do-
stęp do królewskiego ucha. Jego Miłość mógł władać Siedmioma Królestwami,
lecz nim władały trzy królowe — jego matka, królowa Visenya, jego faworyta,
królowa Alys, i pentoshijska czarownica, królowa Tyanna. Tę ostatnią zwano
„starszą nad szeptaczami” i „królewskim krukiem”, z uwagi na jej czarne włosy.
Ponoć rozmawiała ze szczurami i pająkami, a nocą wszystkie szkodniki z Kró-
lewskiej Przystani przybywały do niej, by powtarzać opowieści o każdym, kto
był na tyle głupi, by głośno przemawiać przeciwko królowi.
Tymczasem tysiące Braci Ubogich nadal grasowały na traktach i w odludnych
okolicach Reach, Tridentu oraz Doliny. Choć Gwiazdy nigdy już nie zebrały się
w oddziały tak liczne, by mogły stawić czoło królowi w otwartej bitwie, nie
przestawały walczyć na inne sposoby. Atakowały wędrowców oraz wioski, mia-
steczka i słabo bronione zamki, zabijając ludzi wiernych królowi wszędzie,
gdzie mogły ich znaleźć. Ser Horys Hill uciekł z pola bitwy nad Wielkimi Wi-
dłami, ale porażka i rejterada splamiły jego reputację, zwolennicy Hilla byli nie-
liczni. Nowymi przywódcami Braci Ubogich byli tacy ludzie, jak Obdarty Silas,
septon Księżyc i Dennis Kulawy, niewiele różniący się od bandytów. Do naj-
okrutniejszych zaliczała się kobieta znana jako Francowata Jeyne Poore. Jej
straszliwa banda sprawiła, że uczciwi podróżnicy rzadko ważyli się zapuszczać
do lasów ciągnących się między Królewską Przystanią a Końcem Burzy.
Tymczasem Synowie Wojownika wybrali sobie nowego wielkiego kapitana
w osobie ser Joffreya Doggetta, zwanego Czerwonym Psem ze Wzgórz. Był on
zdeterminowany przywrócić zakonowi dawną chwałę. Gdy ser Joffrey opuszczał
Lannisport, by prosić o błogosławieństwo Wielkiego Septona, towarzyszyło mu
stu ludzi. Nim dotarł do Starego Miasta, przyłączyło się do niego tylu rycerzy,
giermków i wolnych jeźdźców, że liczebność oddziału wzrosła do dwóch tysię-
cy. W całych Siedmiu Królestwach inni niespokojni lordowie i ludzie Wiary
również gromadzili zwolenników, snując plany mające doprowadzić do upadku
smoków.
Nic z tego nie pozostało niezauważone. Do każdego miejsca w Westeros do-
cierały kruki, wzywając lordów i rycerzy na włościach o niepewnej lojalności do
Królewskiej Przystani, gdzie mieli ugiąć kolan, złożyć hołd lenny i zostawić
syna albo córkę jako zakładnika mającego gwarantować ich posłuszeństwo.
Gwiazdy i Miecze wyjęto spod prawa. Od tej pory członkostwo w którymkol-
wiek z tych zakonów miało być karane śmiercią. Wielkiemu Septonowi rozkaza-
no stawić się w Czerwonej Twierdzy, gdzie czekał go proces o zdradę stanu.
Jego Wielka Świątobliwość wysłał w odpowiedzi list nakazujący królowi
przybyć do Starego Miasta i błagać bogów o przebaczenie za swe grzechy oraz
okrucieństwa. Wielu Wiernych poparło ten akt sprzeciwu. Część pobożnych lor-
dów przybyła do Królewskiej Przystani, by złożyć hołd i dać zakładników, ale
większość tego nie zrobiła, wierząc, że liczebność i silne mury zamków zapew-
nią im bezpieczeństwo.
Król Maegor przez prawie pół roku pozwalał zakażeniu się szerzyć, całkowi-
cie zaabsorbowany budową Czerwonej Twierdzy. Pierwsza uderzyła jego matka.
Królowa wdowa dosiadła Vhagar i zaniosła ogień i krew do Reach, podobnie jak
kiedyś do Dorne. W ciągu jednej nocy podpaliła siedziby rodów Blanetreechów,
Terricków, Deddingsów, Lychesterów i Waynów. Następnie do boju wyruszył
Maegor, który dosiadł Baleriona i poleciał do krain zachodu, by puścić z dymem
zamki Broome’ów, Falwellów, Lorchów i innych „pobożnych lordów”, którzy
sprzeciwili się jego wezwaniom. Na koniec opadł na siedzibę rodu Doggettów,
obracając w popiół zamek oraz stajnie. W pożarze stracili życie ojciec, matka
i młoda siostra ser Joffreya, a także ich zaprzysiężone miecze oraz służba. Pło-
mienie pochłonęły również ich dobytek. Gdy w całych krainach zachodu i dorze-
czu ku niebu wzbiły się słupy dymu, Vhagar i Balerion skierowały się na połu-
dnie. Podczas Podboju inny lord Hightower za radą Wielkiego Septona otworzył
bramy Starego Miasta, teraz jednak wyglądało na to, że najwspanialsze i najlud-
niejsze z miast Westeros musi spłonąć.
Tysiące mieszkańców opuściło je owej nocy, uciekając przez bramy albo
wsiadając na statki płynące do odległych portów. Kolejne tysiące wyległy na uli-
ce, by oddać się pijaństwu i zabawom.
— Tę noc poświęcimy śpiewom, piciu i grzechowi — powtarzali sobie na-
wzajem — albowiem jutro cnotliwi i grzeszni spłoną razem.
Jeszcze inni zebrali się w septach, świątyniach i starożytnych gajach, by mo-
dlić się o ocalenie. W Gwiezdnym Sepcie Wielki Septon grzmiał i pomstował,
grożąc Targaryenom gniewem bogów. Arcymaesterzy w Cytadeli spotkali się na
Konklawe. Ludzie ze Straży Miejskiej wypełniali worki piaskiem, a wiadra
wodą, przygotowując się do walki z pożarami, które z pewnością miały nadejść.
Na miejskich murach ustawiano kusze, skorpiony, balisty, ogniomioty oraz mio-
tacze włóczni, licząc na to, że uda się strącić nadlatujące bestie. Dwustu Synów
Wojownika, prowadzonych przez ser Morgana Hightowera, młodszego brata lor-
da Starego Miasta, opuściło gmach kapituły i otoczyło Gwiezdny Sept stalowym
pierścieniem, by bronić Jego Wielkiej Świątobliwości. Potężny snop światła bi-
jący ze szczytu Wysokiej Wieży przybrał złowróżbną zieloną barwę. Lord Mar-
tyn Hightower zwoływał chorągwie. Stare Miasto czekało na świt i na przybycie
smoków.
I smoki przybyły. Najpierw Vhagar, gdy słońce wschodziło, a po niej Bale-
rion, tuż przed południem. Zastały jednak otwarte bramy i nieobsadzone mury,
na których powiewały chorągwie Targaryenów, Tyrellów i Hightowerów. Pierw-
sza usłyszała wieści królowa wdowa Visenya. W najciemniejszej godzinie tej
długiej i straszliwej nocy zmarł Wielki Septon.
Miał pięćdziesiąt trzy lata, był niestrudzony i nieustraszony, wszystko wska-
zywało na to, że cieszy się dobrym zdrowiem, a w dodatku słynął ze swej siły.
Nieraz się zdarzało, że głosił kazania przez całą dobę, nie robiąc przerwy na sen
ani na posiłek. Jego nagła śmierć przyprawiła miasto o szok i zatrwożyła wy-
znawców. Spory o to, co ją spowodowało, toczą się po dziś dzień. Niektórzy
uważają, że Jego Wielka Świątobliwość sam odebrał sobie życie, co mogło być
aktem tchórzostwa wynikającym ze strachu przed gniewem króla Maegora bądź
też szlachetnym poświęceniem mającym ocalić dobrych mieszkańców Starego
Miasta przed smoczym ogniem. Inni twierdzą, że Siedmiu powaliło go za grzech
pychy, za herezję, zdradę i arogancję.
Większość jest jednak przekonana, że go zamordowano… ale kto był winny?
Według niektórych owego czynu dopuścił się ser Morgan Hightower na rozkaz
swego lordowskiego brata (widziano, jak ser Morgan wchodził owej nocy do
prywatnych komnat Wielkiego Septona, a potem je opuszczał). Inni wskazują na
lady Patrice Hightower, niezamężną ciotkę lorda Martyna, uważaną za czarowni-
cę (Jego Wielka Świątobliwość rzeczywiście udzielił jej o zmierzchu audiencji,
choć żył jeszcze, gdy wychodziła). Podejrzewa się też arcymaesterów z Cytade-
li, aczkolwiek pozostaje kwestią dyskusji, czy użyli w tym celu mrocznych
sztuk, skrytobójcy, czy zatrutego zwoju (przez całą noc między Gwiezdnym
Septem a Cytadelą krążyły wiadomości). Są też jeszcze inni, którzy uważają
wszystkich wyżej wymienionych za niewinnych, sądząc, że za śmierć Wielkiego
Septona odpowiada inna kobieta podejrzewana o czary, królowa wdowa Visenya
Targaryen.
Prawdy zapewne nigdy nie poznamy… ale nie ulega wątpliwości, że lord
Martyn zareagował szybko na wiadomość o śmierci Wielkiego Septona. Natych-
miast rozkazał swym rycerzom rozbroić Synów Wojownika, w tym również ser
Morgana. Bramy miejskie otwarto, a na murach wzniesiono chorągwie Targarye-
nów. Nim jeszcze zauważono skrzydła Vhagar, ludzie lorda Hightowera wycią-
gali już z łóżek Najpobożniejszych i pod groźbą włóczni prowadzili ich do
Gwiezdnego Septu, by wybrali nowego Wielkiego Septona.
Wystarczyło jedno głosowanie. Mądrzy mężczyźni i kobiety Wiary niemal bez
wyjątku poparli septona Patera. Miał on dziewięćdziesiąt lat, był ślepy, zgarbio-
ny i słabowity, lecz słynął ze zgodnego usposobienia. Gdy włożono mu na głowę
kryształową koronę, omal się nie załamał pod jej ciężarem… ale kiedy Maegor
Targaryen pojawił się przed nim w Gwiezdnym Sepcie, z wielką radością pobło-
gosławił go jako króla i namaścił mu głowę świętymi olejkami, nawet jeśli zapo-
mniał słów błogosławieństwa.
Królowa Visenya wkrótce dosiadła Vhagar i wróciła na Smoczą Skałę, ale
król Maegor pozostał w Starym Mieście przez prawie pół roku, udzielając au-
diencji i przewodnicząc procesom. Pojmanym Mieczom z Synów Wojownika
przedstawiono wybór. Tym, którzy wyrzekną się wierności zakonowi, pozwoli
się wyruszyć na Mur, gdzie będą mogli dożyć swych dni jako bracia z Nocnej
Straży. Ci, którzy odmówią, otrzymają szansę zostania męczennikami za Wiarę.
Trzy czwarte jeńców postanowiło wybrać czerń. Pozostali oddali życie. Siedmiu
spośród nich, sławnym rycerzom i synom lordów przypadł w udziale ten za-
szczyt, że król Maegor osobiście uciął im głowy Blackfyre’em. Pozostałych ska-
zańców ścięli niedawni towarzysze broni. Tylko jeden człowiek otrzymał pełne
królewskie ułaskawienie — ser Morgan Hightower.
Nowy Wielki Septon rozwiązał zakony Synów Wojownika i Braci Ubogich,
nakazując w imieniu bogów ich pozostałym przy życiu członkom odłożyć broń.
Jego Wielka Świątobliwość oznajmił, że Siedmiu nie potrzebuje już wojowni-
ków. Od tej chwili Wiary będzie bronił Żelazny Tron. Król Maegor przyznał
ocalałym członkom Wiary Wojującej czas do końca roku na złożenie broni i wy-
rzeczenie się buntu. Za tych, którzy tego nie zrobią, wyznaczy się nagrody —
złoty smok za głowę nieskruszonego Syna Wojownika i srebrny jeleń za „wsza-
wy” skalp Brata Ubogiego.
Nowy Wielki Septon nie wyraził sprzeciwu. Najpobożniejsi również nie.
Podczas pobytu w Starym Mieście król pogodził się też z pierwszą żoną, kró-
lową Ceryse, siostrą jego gospodarza, lorda Hightowera. Jej Miłość zgodziła się
zaakceptować pozostałe żony króla, traktować je z szacunkiem i nigdy już nie
przemawiać przeciwko nim. W zamian za to Maegor obiecał przywrócić Ceryse
wszystkie prawa, dochody oraz przywileje należne żonie oraz królowej. Dla
uczczenia tego pojednania w Wysokiej Wieży wyprawiono wielką ucztę. W jej
skład wchodziły nawet pokładziny i „drugie skonsumowanie”, by wszyscy mogli
się przekonać, że to prawdziwy, oparty na miłości związek.
Nie wiemy, jak wiele czasu mógłby zmitrężyć w Starym Mieście król Maegor,
gdyby pod koniec roku 43 o.P. nie dotarły do niego wieści o kolejnym wyzwaniu
rzuconym jego władzy. Długa nieobecność Jego Miłości w Królewskiej Przysta-
ni nie umknęła uwagi jego bratanka. Książę Aegon Nieukoronowany postanowił
wykorzystać tę szansę. Opuścił wreszcie Casterly Rock i pomknął przez dorze-
cze w towarzystwie żony Rhaeny oraz garstki zwolenników. Wszyscy dostali się
do miasta ukryci pod workami kukurydzy. Aegon miał bardzo niewielu ludzi
i nie odważył się zasiąść na Żelaznym Tronie, wiedział bowiem, że nie zdoła go
utrzymać. Przybyli tu po Dreamfyre Rhaeny… a także po to, by książę mógł
zdobyć dla siebie Żywe Srebro, smoka swego ojca. Ten śmiały plan pomogli im
wprowadzić w życie zwolennicy z dworu samego Maegora, którzy zmęczyli się
już okrucieństwem króla. Książę i księżniczka dostali się do miasta w wozie za-
przężonym w muły, ale opuścili je na smokach, lecąc obok siebie.
Następnie Aegon i Rhaena wrócili do krain zachodu, by zwołać armię. Ponie-
waż Lannisterowie z Casterly Rock wciąż nie chcieli otwarcie poprzeć sprawy
księcia Aegona, jego zwolennicy zebrali się w zamku Pinkmaiden, siedzibie
rodu Piperów. Lord Jon Piper zaprzysiągł księciu swój miecz, ale powszechnie
uważano, że uczynił to pod wpływem wojowniczej siostry, Mellony, przyjaciółki
Rhaeny z lat dzieciństwa. Aegon Targaryen opadł z nieba na Pinkmaiden, ogło-
sił, że jego stryj jest tyranem i uzurpatorem, i zwołał wszystkich uczciwych ludzi
pod swe chorągwie.
Jego wezwania posłuchali głównie lordowie z krain zachodu i z dorzecza, tacy
jak Tarbeck, Piper, Roote, Vance, Charlton, Frey, Paege, Parren, Farman i We-
sterling. Dołączyli do nich lord Corbray z Doliny, Bękart z Barrowton oraz
czwarty syn lorda Gniazda Gryfów. Z Lannisportu przybyło pięciuset ludzi pod
chorągwią bękarciego syna Lymana Lannistera, ser Tylera Hilla. W ten sposób
sprytny lord Casterly Rock udzielił wsparcia młodemu księciu, a jednocześnie
zachował czyste ręce na wypadek, gdyby Maegor zwyciężył. Oddziałami Pipe-
rów nie dowodzili lord Jon i jego bracia, lecz ich siostra Mellony, która przy-
wdziała męską kolczugę i wzięła w rękę włócznię. Do buntu przyłączyło się
w sumie piętnaście tysięcy ludzi. Aegon Nieukoronowany poprowadził swą ar-
mię przez dorzecze, by zgłosić pretensje do Żelaznego Tronu. Książę dosiadał
Żywego Srebra, ukochanego smoka jego ojca, króla Aenysa.
Choć w szeregach armii znaleźli się doświadczeni dowódcy i sławni rycerze,
księcia Aegona nie poparł żaden z wielkich lordów. Niemniej królowa Tyanna,
starsza nad szeptaczami, napisała do Maegora, by ostrzec go, że Koniec Burzy,
Orle Gniazdo, Winterfell i Casterly Rock porozumiewały się potajemnie z owdo-
wiałą królową Alyssą. Lordowie chcieli się upewnić, że książę Smoczej Skały
ma szansę zatriumfować, zanim opowiedzą się po jego stronie. Aegon potrzebo-
wał zwycięstwa w bitwie.
Ale Maegor nie dał mu takiej szansy. Z Harrenhal wyruszył lord Harroway,
a z Riverrun lord Tully. Ser Davos Darklyn z Gwardii Królewskiej zebrał w Kró-
lewskiej Przystani pięć tysięcy ludzi i pomaszerował na zachód, na spotkanie
buntowników. Z Reach wyruszyli ze swymi oddziałami lord Peake, lord Merry-
weather i lord Caswell. Powoli posuwający się naprzód zastęp księcia Aegona ze
wszystkich stron otoczyły maszerujące mu na spotkanie armie. Każda z nich
była mniej liczna od jego oddziału, ale było ich tak wiele, że młody książę (na-
dal miał tylko siedemnaście lat) nie wiedział, w którą stronę się zwrócić. Lord
Corbray radził mu, by zaatakował każdego wroga oddzielnie, zanim zdążą się
połączyć, ale Aegon nie chciał dzielić swych sił. Dlatego postanowił pomaszero-
wać na Królewską Przystań.
Tuż na południe od Oka Boga drogę zastąpili mu ludzie ze stolicy, prowadzeni
przez Davosa Darklyna. Zajęli wyżej położone pozycje i skryli się za ścianą
włóczni. Tymczasem zwiadowcy zameldowali, że z południa zbliżają się lordo-
wie Merryweather i Caswell, z północy zaś lordowie Tully i Harroway. Książę
Aegon wydał rozkaz szarży, licząc na to, że rozbije oddział Darklyna, zanim
reszta lojalistów uderzy na niego z flank. Dosiadł Żywego Srebra, by osobiście
poprowadzić atak. Jednakże gdy tylko wzbił się w powietrze, usłyszał dobiegają-
ce z dołu krzyki i zobaczył, że jego ludzie wyciągają ręce, wskazując na niebo
na południu, gdzie pojawił się Balerion Czarny Strach. Przybył król Maegor.
Po raz pierwszy od Zagłady Valyrii smok walczył ze smokiem na niebie. Na
dole również rozgorzała bitwa.
Wierzchowiec Aegona był cztery razy mniejszy niż Balerion i nie mógł się
mierzyć ze starszym, gwałtowniejszym smokiem. Białe kule ogniste młodszej
bestii znikały bez śladu, pochłaniane przez potężne fale czarnego płomienia. Po
chwili Czarny Strach runął na nią z góry i zacisnął paszczę na jej szyi, jednocze-
śnie odrywając jej skrzydło. Mniejszy smok runął na ziemię, krzycząc i buchając
dymem, a książę Aegon razem z nim.
Bitwa na dole trwała równie krótko, choć była bardziej krwawa. Gdy Aegon
padł, buntownicy zorientowali się, że sprawa jest przegrana i zrejterowali, po-
rzucając po drodze broń oraz tarcze. Jednakże armie lojalistów otaczały ich ze
wszystkich stron i drogi ucieczki nie było. Tego dnia zginęły dwa tysiące ludzi
Aegona i zaledwie stu ludzi króla. Wśród zabitych byli lord Alyn Tarbeck, De-
nys Snow zwany Bękartem z Barrowton, lord Jon Piper, lord Ronnel Vance, ser
Willam Whistler, Mellony Piper i jej trzej bracia… oraz Aegon Targaryen, ksią-
żę Smoczej Skały. Jedyną poważną stratą lojalistów był ser Davos Darklyn
z Gwardii Królewskiej, zabity przez lorda Corbraya Smętną Damą. Po bitwie na-
stały procesy i egzekucje ciągnące się przez pół roku. Królowa Visenya przeko-
nała syna, by oszczędził niektórych zbuntowanych lordów, ale nawet ci, którzy
zachowali życie, utracili ziemie oraz tytuły i byli zmuszeni dać zakładników.
Jednakże na listach zabitych i pojmanych brakowało jednego ważnego nazwi-
ska. Rhaena Targaryen, siostra i żona księcia Aegona, nie przyłączyła się do jego
zastępu. Po dziś dzień nie rozstrzygnięto, czy postąpiła tak z własnej woli, czy
też na jego rozkaz. Możemy być pewni jedynie tego, że Rhaena pozostała
w Pinkmaiden z córkami, podczas gdy Aegon wymaszerował. Dreamfyre została
z księżniczką. Czy drugi smok w armii księcia mógłby zmienić wynik bitwy?
Nigdy się tego nie dowiemy… ale niektórzy słusznie zauważali, że księżniczka
Rhaena nie była wojowniczką, a Dreamfyre, młodsza i mniejsza niż Żywe Sre-
bro, z pewnością nie mogła stać się zagrożeniem dla Baleriona Czarnego Stra-
chu.
Gdy wieści o bitwie dotarły na zachód i księżniczka Rhaena dowiedziała się
o śmierci męża oraz przyjaciółki, wysłuchała ponoć tych słów w całkowitym
milczeniu.
— Nie będziesz płakała? — zapytano ją.
— Nie mam czasu na łzy — odpowiedziała.
Bojąc się gniewu stryja, zabrała córki — Aereę oraz Rhaellę — i uciekła, naj-
pierw do Lannisportu, a potem za morze, na Piękną Wyspę, której nowy lord,
Marq Farman (jego ojciec i starszy brat polegli w bitwie, walcząc za króla Aego-
na), udzielił księżniczce azylu i przysiągł, że pod jego dachem nie stanie się jej
żadna krzywda. Przez blisko rok mieszkańcy Pięknej Wyspy spoglądali niespo-
kojnie na wschód, obawiając się widoku ciemnych skrzydeł Baleriona. Jednakże
Maegor nie przyleciał. Zwycięski król wrócił do Czerwonej Twierdzy i zaczął
wytrwale zabiegać o spłodzenie dziedzica.
W roku 44 o.P. zapanował pokój, przynajmniej w porównaniu z tym, co działo
się przedtem, ale maesterzy prowadzący kroniki pisali, że w powietrzu nadal
unosił się intensywny zapach ognia i krwi. Maegor I Targaryen zasiadał na Żela-
znym Tronie, a Czerwona Twierdza wznosiła się wokół niego, ale na królew-
skim dworze panowała ponura atmosfera przygnębienia, pomimo obecności
trzech królowych… a może właśnie z tego powodu. Każdej nocy Maegor wzy-
wał do łoża jedną ze swoich żon, ale nadal pozostawał bezdzietny i nie miał żad-
nego dziedzica poza synami i wnukami swego brata, Aenysa. Zwano go „Mae-
gorem Okrutnym” i „zabójcą krewnych”, choć tych, którzy powiedzieli to w za-
sięgu jego słuchu, czekała śmierć.
Wiekowy Wielki Septon umarł i na jego miejsce wybrano następnego. Choć
ani jednym słowem nie skrytykował on Maegora ani jego królowych, wrogość
między królem a Wiarą nadal się utrzymywała. Wytropiono i zabito setki Braci
Ubogich, a ich skalpy oddano ludziom króla w zamian za nagrody. Tysiące in-
nych jednak nadal krążyły w lasach, wśród żywopłotów i w dzikich okolicach
Siedmiu Królestw, z każdym swym oddechem przeklinając Targaryenów. Jedna
z band ukoronowała nawet własnego Wielkiego Septona, brodatego oprycha
znanego jako septon Księżyc. Przeżyła również garstka Synów Wojownika, pod
dowództwem ser Joffreya Doggetta, Czerwonego Psa ze Wzgórz. Wyjęci spod
prawa i skazani, nie mieli już sił stawić czoła królewskim ludziom w otwartej bi-
twie, dlatego Czerwony Pies wysyłał ich do akcji w przebraniu wędrownych ry-
cerzy, każąc zabijać lojalistów oraz „zdrajców Wiary”. Ich pierwszą ofiarą był
ser Morgan Hightower, były członek zakonu Synów Wojownika. Dopadli go
i zamordowali na drodze do Honeyholt. Następny zginął stary lord Merrywe-
ather, po nim zaś syn i dziedzic lorda Peake’a, stary ojciec Davosa Darklyna,
a nawet ślepy John Hogg. Choć nagrodą za głowę Syna Wojownika był cały zło-
ty smok, prostaczkowie i wieśniacy z Westeros ukrywali ich i chronili, pamięta-
jąc, kim ongiś byli.
Mieszkająca na Smoczej Skale królowa Visenya wychudła. Zostały z niej nie-
mal tylko skóra i kości. Królowa Alyssa również przebywała na wyspie ze swym
synem Jaehaerysem i córką Alysanne. Maegor uczynił ich podopiecznymi swej
matki. Byli więźniami we wszystkim oprócz nazwy. Natomiast Viserysa, najstar-
szego żyjącego syna Aenysa i Alyssy, monarcha wezwał do Królewskiej Przy-
stani. Viserysa, obiecującego piętnastoletniego chłopaka biegle władającego
mieczem i kopią, mianowano królewskim giermkiem… ale nieustannie towarzy-
szył mu któryś z gwardzistów królewskich, by się upewnić, że nie knuje zdrady.
W roku 44 o.P. przez krótką chwilę wydawało się, że król może się wreszcie
doczekać syna, którego tak rozpaczliwie pragnął. Królowa Alys oznajmiła, że
spodziewa się dziecka. Na dworze zapanowała radość. Wielki maester Desmond
zabronił Jej Miłości wstawać z łóżka i osobiście zajął się opieką nad nią. Poma-
gały mu dwie septy, położna oraz siostry królowej, Jeyne i Hanna. Maegor rów-
nież swym dwóm pozostałym żonom nakazał opiekować się ciężarną królową.
Jednakże podczas trzeciego księżyca tego więzienia królowa Alys zaczęła ob-
ficie krwawić z macicy i straciła dziecko. Gdy król Maegor przyszedł zobaczyć
martwo urodzonego chłopca, z przerażeniem przekonał się, że był on potworem
o wypaczonych kończynach i olbrzymiej głowie, pozbawionym oczu.
— To nie może być mój syn — ryknął przepojonym bólem głosem. Później
jego żal przerodził się w furię. Król rozkazał natychmiast stracić położną i septy
opiekujące się królową. Wielkiego maestera Desmonda również. Oszczędził je-
dynie siostry Alys.
Powiadają, że Maegor siedział na Żelaznym Tronie, trzymając w rękach gło-
wę wielkiego maestera, gdy królowa Tyanna powiedziała mu, iż padł ofiarą
oszustwa. To nie on spłodził monstrualne dziecko. Gdy królowa Ceryse wróciła
na królewski dwór, stara, zgorzkniała i bezdzietna, Alys Harroway zaczęła się
obawiać, że jeśli nie da królowi syna, czeka ją taki sam los. Dlatego zwróciła się
do swego ojca, królewskiego namiestnika. Nocami, gdy król dzielił łoże z królo-
wą Ceryse albo królową Tyanną, Lucas Harroway przysyłał do łoża swej córki
mężczyzn, którzy mieli spłodzić z nią dziecko. Maegor nie chciał w to uwierzyć.
Oznajmił jej, że jest wiedźmą, zazdrosną, a w dodatku bezpłodną i cisnął w nią
głową wielkiego maestera.
— Pająki nie kłamią — odpowiedziała starsza nad szeptaczami i wręczyła
królowi listę winnych.
Wypisano na niej imiona dwudziestu mężczyzn, którzy jakoby oddali swe na-
sienie królowej Alys. Byli wśród nich starzy i młodzi, przystojni i brzydcy, ryce-
rze i giermkowie, lordowie i służący, a nawet stajenni, kowale i minstrele. Naj-
wyraźniej królewski namiestnik szeroko zarzucił sieci. Wszystkich mężczyzn na
liście łączyło tylko jedno — dowiedli swej potencji, płodząc zdrowe dzieci.
Na torturach wszyscy, poza dwoma, przyznali się do winy. Jednemu, ojcu
dwanaściorga dzieci, lord Harroway zapłacił ponoć złotem za jego usługi. Prze-
słuchania przeprowadzono szybko i w tajemnicy, więc lord Harroway i królowa
Alys nie mieli pojęcia, że Maegor ich podejrzewa, dopóki nie zatrzymali ich
gwardziści królewscy. Wyciągnięta z łoża królowa Alys widziała, jak zamordo-
wano jej siostry, które próbowały jej bronić. Ojciec królowej był zajęty inspekcją
Wieży Namiestnika, gdy zrzucono go z dachu, by roztrzaskał się na kamieniach
na dole. Aresztowano również synów, braci i bratanków Harrowaya. Wszystkich
nadziano na kolce w suchej fosie otaczającej Warownię Maegora. Niektórzy ko-
nali godzinami, a słaby na umyśle Horas Harroway wytrzymał ponoć kilka dni.
Wkrótce dołączyło do nich dwudziestu mężczyzn umieszczonych na liście przez
królową Tyannę, a później dwunastu następnych, wymienionych przez nich.
Najgorszą śmierć zarezerwowano jednak dla królowej Alys. Oddano ją sio-
strze-żonie Tyannie, by mogła ją torturować do woli. Nie będziemy tu opowia-
dać o jej śmierci. Lepiej, żeby niektóre sprawy poszły w niepamięć. Wystarczy
wspomnieć, że umierała przez blisko pół księżyca, a Maegor był świadkiem jej
męczarni. Po śmierci ciało królowej porąbano na siedem części i wszystkie na-
dziano na paliki nad siedmioma bramami miasta. Zostały tam, aż zgniły.
Król Maegor opuścił Królewską Przystań z silnym oddziałem rycerzy i zbroj-
nych. Pomaszerował na Harrenhal, by ukończyć dzieło zagłady rodu Harroway-
ów. Wielkie zamczysko nad Okiem Boga miało nieliczną załogę, a jego kaszte-
lan, bratanek lorda Lucasa i kuzyn nieżyjącej królowej, otworzył bramy przed
królem. Kapitulacja nie uratowała mu jednak życia. Jego Miłość nakazał wy-
rżnąć całą załogę, a także wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci mających w ży-
łach choć jedną kroplę krwi Harrowayów. Następnie pomaszerował na Miastecz-
ko Lorda Harrowaya położone nad Tridentem i potraktował je w taki sam spo-
sób.
Po tej rzezi ludzie zaczęli mówić, że zamek Harrenhal jest przeklęty, albo-
wiem każdy lordowski ród, który nim władał, spotkał smutny i krwawy kres.
Mimo to wielu ambitnych ludzi służących królowi pożądało potężnej siedziby
Harrena Czarnego, z jej rozległymi, żyznymi ziemiami… tak wielu, że Maegor
znużył się w końcu ich prośbami i ogłosił, że Harrenhal przypadnie najsilniejsze-
mu. Dwudziestu trzech domowych rycerzy króla stanęło do walki na miecze, ko-
pie i buzdygany na spływających krwią ulicach Miasteczka Lorda Harrowaya.
Zwycięzcą okazał się ser Walton Towers i Maegor mianował go lordem Harren-
hal. Jednakże walka była zawzięta i ser Walton nie cieszył się lordowskim tytu-
łem zbyt długo. Zmarł z powodu ran po kilkunastu dniach. Harrenhal przeszło na
jego najstarszego syna, aczkolwiek domenę zamku znacznie umniejszono, albo-
wiem król przyznał Miasteczko Lorda Harrowaya lordowi Altonowi Butterwel-
lowi, a resztę włości Harrowayów lordowi Darnoldowi Darry’emu.
Gdy Maegor wrócił wreszcie do Królewskiej Przystani, by znowu zasiąść na
Żelaznym Tronie, przywitały go wieści o śmierci matki. Co więcej, podczas za-
mieszania, do którego doszło po zgonie Visenyi, królowa Alyssa i jej dzieci zdo-
łali jakoś znaleźć statek i uciec ze Smoczej Skały… nikt nie wiedział dokąd. Po-
sunęli się nawet do tego, że ukradli Mroczną Siostrę z komnat Visenyi i zabrali
ją ze sobą.
Jego Miłość rozkazał spalić ciało matki, a jej kości i popioły pochować obok
kości brata i siostry. Następnie polecił swym rycerzom, by pojmali jego giermka,
księcia Viserysa.
— Przykujcie go w ciemnicy i poddajcie ostremu przesłuchaniu — polecił
Maegor. — Zapytajcie go, gdzie jest jego matka.
— Może tego nie wiedzieć — zauważył ser Owen Bush, rycerz Gwardii Kró-
lewskiej Maegora.
— W takim razie niech umrze — skwitował król. Ta odpowiedź stała się
sławna. — Może ta suka zjawi się na pogrzebie.
Książę Viserys nie wiedział, gdzie się ukryła jego matka, i nie potrafił odpo-
wiedzieć na to pytanie, nawet gdy Tyanna z Pentos przesłuchała go za pomocą
swych mrocznych sztuk. Umarł po dziewięciu dniach. Na rozkaz króla jego ciało
na połowę księżyca pozostawiono na dziedzińcu Czerwonej Twierdzy.
— Niech matka po niego przybędzie — zażądał Maegor.
Ale królowa Alyssa się nie zjawiła i Jego Miłość w końcu oddał bratanka
ogniowi. Książę miał piętnaście lat, gdy go zabito. Kochali go zarówno prostacz-
kowie, jak i lordowie. Opłakiwało go całe Westeros.
W roku 45 o.P. wreszcie zakończono budowę Czerwonej Twierdzy.
Król Maegor wyprawił ucztę dla wszystkich budowniczych i robotników, któ-
rzy wnieśli swój wkład w powstanie zamku. Przysłał im całe wozy wzmocnione-
go wina oraz słodyczy, a także kurwy z najlepszych burdeli w mieście. Zabawa
trwała trzy dni. Później król rozkazał swym rycerzom zabić wszystkich, by nie
mogli zdradzić tajemnic Czerwonej Twierdzy. Ich kości pochowano pod zam-
kiem, który zbudowali.
Niedługo po ukończeniu budowy królowa Ceryse nagle zachorowała i zmarła
wkrótce później. Na dworze krążyły plotki, że Jej Miłość obraziła króla złośliwą
uwagą i Maegor rozkazał ser Owenowi wyciąć jej język. Ponoć królowa się
opierała i nóż ser Owena się omsknął, podrzynając jej gardło. Choć nikt nigdy
nie dowiódł prawdziwości tej opowieści, w owych czasach powszechnie w nią
wierzono. Obecnie jednak większość maesterów uważa, że było to kłamstwo
wymyślone przez wrogów króla, by jeszcze bardziej pogorszyć jego reputację.
Tak czy inaczej po śmierci pierwszej żony Maegorowi pozostała tylko jedna kró-
lowa, pentoshijka Tyanna o czarnych włosach i czarnym sercu, starsza nad pają-
kami. Wszyscy się jej bali i wszyscy jej nienawidzili.
Wkrótce po tym, gdy położono ostatni kamień na budowie Czerwonej Twier-
dzy, Maegor rozkazał usunąć ze szczytu wzgórza Rhaenys resztki ruin Septu Pa-
mięci, a wraz z nimi kości i popioły Synów Wojownika, którzy tam zginęli. Za-
rządził, że na tym miejscu wybuduje się wielką, kamienną „stajnię dla smoków”,
leże godne Baleriona, Vhagar i ich potomstwa. Tak oto rozpoczęto prace przy
budowie Smoczej Jamy. Być może nie powinno być zaskoczeniem, że znalezie-
nie budowniczych, kamieniarzy oraz robotników do pracy nad tym projektem
okazało się trudne. Tak wielu ludzi uciekło, że król w końcu był zmuszony wy-
korzystać więźniów z miejskich lochów. Ich pracę nadzorowali budowniczowie
sprowadzeni z Myr i Volantis.
Pod koniec roku 45 o.P. król Maegor ponownie wyruszył w pole, by kontynu-
ować wojnę przeciwko wyjętym spod prawa niedobitkom Wiary Wojującej.
Władzę w Królewskiej Przystani pozostawił w rękach królowej Tyanny oraz no-
wego namiestnika, lorda Edwella Celtigara. W wielkim lesie położonym na po-
łudnie od Czarnego Nurtu królewscy żołnierze wytropili dziesiątki Braci Ubo-
gich. Wielu wysłano na Mur, a tych, którzy nie chcieli przywdziać czerni, po-
wieszono. Dowodząca nimi kobieta zwana Francowatą Jeyne Poore wymykała
się jednak królowi przez długi czas, aż wreszcie zdradziło ją trzech jej ludzi, któ-
rzy w nagrodę otrzymali ułaskawienie oraz pasy rycerskie.
Trzej septonowie towarzyszący Jego Miłości ogłosili Francowatą Jeyne cza-
rownicą. Maegor rozkazał spalić ją żywcem na stosie na polu na brzegach Wen-
dwater. Gdy nadszedł dzień wyznaczony na egzekucję, trzystu zwolenników
Jeyne, Braci Ubogich i prostych chłopów, wypadło z lasu, by ją uratować. Król
jednak spodziewał się tego i był przygotowany na atak. Niedoszłych zbawców
otoczono i wycięto w pień. Jako jeden z ostatnich poległ ich przywódca. Okaza-
ło się, że był nim ser Horys Hill, zrodzony z nieprawego łoża wędrowny rycerz,
któremu udało się umknąć z rzezi przed trzema laty. Tym razem miał mniej
szczęścia.
W innych częściach Siedmiu Królestw fortuna zaczęła się jednak odwracać od
króla. Zarówno prostaczkowie, jak i lordowie gardzili nim za liczne okrucień-
stwa, których się dopuścił, i zaczęli służyć pomocą jego wrogom. Septon Księ-
życ, obwołany przez Braci Ubogich „Wielkim Septonem” na znak sprzeciwu
wobec człowieka ze Starego Miasta, którego zwali „Wielkim Lizusem”, krążył
swobodnie po całym dorzeczu i Reach, przyciągając wielkie tłumy, gdy tylko
wyszedł z lasu, by przemówić przeciwko królowi. Władcą górzystej krainy na
północ od Złotego Zęba we wszystkim oprócz nazwy był Czerwony Pies, ser
Joffrey Doggett. Ani Casterly Rock, ani Riverrun nie miały ochoty wystąpić
przeciwko niemu. Dennis Kulawy i Obdarty Silas również pozostawali na wol-
ności, a gdziekolwiek się zjawili, prostaczkowie służyli im pomocą. Rycerze
i zbrojni wysłani, by wymierzyć im sprawiedliwość, często znikali bez śladu.
Wszyscy doradcy króla Maegora twierdzili, że już najwyższy czas, by wziął
sobie nową żonę… ale nie potrafili się zdecydować, kogo powinien wybrać.
Wielki maester Benifer sugerował piękną i dumną panią Starfall, lady Clarisse
Dayne, w nadziei, że pozwoli to oderwać jej ziemie i ród od Dorne. Alton But-
terwell, starszy nad monetą, zaproponował swą owdowiałą siostrę, krzepką ko-
bietę, która urodziła siedmioro dzieci. Przyznawał, że nie jest piękna, dodawał
jednak, że ponad wszelką wątpliwość dowiodła swej płodności. Królewski na-
miestnik, lord Celtigar, miał dwie dziewicze córki, trzynasto- i dwunastoletnią.
Nalegał, by król wybrał sobie jedną z nich albo ożenił się z obiema, jeśli woli.
Lord Velaryon z Driftmarku radził Maegorowi, by wysłał po księżniczkę Rha-
enę, córkę jego brata oraz wdowę po bratanku, i pojął ją za żonę. W ten sposób
połączyłby ich prawa, zapobiegł nowym rebeliom wysuwającym kandydaturę
Rhaeny i zdobył zakładniczkę na wypadek, gdyby jej matka, królowa Alyssa,
próbowała coś knuć.
Monarcha wysłuchał wszystkich po kolei. Choć ostatecznie wzgardził więk-
szością kobiet, które mu proponowano, niektóre z rad i argumentów zapadły mu
w pamięć. Doszedł do wniosku, że pojmie za żonę kobietę, która dowiodła swej
płodności, choć nie grubą i brzydką siostrę Butterwella. Weźmie też sobie więcej
niż jedną żonę, jak sugerował lord Celtigar. Z dwiema żonami będzie miał dwa
razy większe szanse spłodzenia syna, a w przypadku trzech wzrosną one trzy-
krotnie. Jedną z tych żon z pewnością będzie jego bratanica. Rada lorda Velary-
ona miała w sobie mądrość. Królowa Alyssa i dwoje jej najmłodszych dzieci na-
dal pozostawali w ukryciu, uważano, że uciekli za wąskie morze, do Tyrosh albo
Volantis, ale nie przestali byli zagrożeniem dla korony Maegora i syna, którego
mógłby spłodzić. Gdyby pojął za żonę córkę Aenysa, osłabiłby pretensje jej
młodszego rodzeństwa.
Po śmierci męża w bitwie nad Okiem Boga Rhaena Targaryen szybko podjęła
kroki mające zapewnić bezpieczeństwo jej córkom. Jeśli książę Aegon rzeczywi-
ście był królem, zgodnie z prawem jego najstarsza córka i dziedziczka Aerea
mogła się uważać za prawowitą królową Westeros. Jednakże Aerea i jej siostra
Rhaella miały dopiero rok i Rhaena wiedziała, że zgłoszenie podobnych preten-
sji równałoby się skazaniu ich na śmierć. Ufarbowała dziewczynkom włosy,
zmieniła ich imiona i odesłała obie, powierzając je potężnym sojusznikom, by
oddali je na wychowanie godnym zaufania ludziom, którzy nie mieli pojęcia
o ich prawdziwej tożsamości. Księżniczka upierała się, że nawet ona sama nie
może się dowiedzieć, gdzie przebywają dziewczynki, bo czego nie wie, tego nie
będzie mogła zdradzić na torturach.
Sama Rhaena Targaryen nie miała szans na podobną ucieczkę. Mogłaby zmie-
nić imię, ufarbować włosy i wdziać prosty strój dziewki karczemnej albo szaty
septy, nie zdołałaby jednak ukryć smoka. Dreamfyre była smukłą, jasnoniebie-
ską smoczycą naznaczoną srebrnymi znakami, która dwukrotnie już zniosła jaja.
Rhaena jeździła na niej od dwunastego roku życia. Smoki przyciągają uwagę.
Księżniczka dosiadła swego wierzchowca i odleciała tak daleko od Maegora, jak
tylko mogła, na Piękną Wyspę, gdzie lord Farman udzielił jej gościny w Pięk-
nym Zamku, którego smukłe, białe wieże wznosiły się wysoko nad morzem za-
chodzącego słońca. Tam odpoczywała, czytała i modliła się, zastanawiając się,
jak wiele czasu jej zostało, nim stryj po nią wyśle. Rhaena mówiła potem, że ni-
gdy nie wątpiła, iż to zrobi. Pytanie nie brzmiało „czy”, tylko „kiedy”.
Wezwanie nadeszło szybciej, niżby tego chciała, choć nie tak szybko, jak mo-
głaby się tego obawiać. Odmowa nie wchodziła w grę. Król przybyłby na Piękną
Wyspę na grzbiecie Baleriona. Rhaena polubiła lorda Farmana i bardziej niż po-
lubiła jego drugiego syna, Androwa. Nie odpłaci im za okazaną dobroć ogniem
i krwią. Dosiadła Dreamfyre i poleciała do Czerwonej Twierdzy, gdzie dowie-
działa się, że musi poślubić własnego stryja, zabójcę jej męża. Tam również po-
znała dwie pozostałe narzeczone, miał to być bowiem potrójny ślub.
Lady Jeyne z rodu Westerlingów poślubiła lorda Alyna Tarbecka, który poma-
szerował z księciem Aegonem i zginął razem z nim w bitwie nad Okiem Boga.
Po kilku cyklach księżyca urodziła pogrobowca. Lady Jeyne była wysoka i smu-
kła, miała lśniące, ciemne włosy. Gdy Maegor po nią wysłał, zalecał się do niej
młodszy syn lorda Casterly Rock, to jednak znaczyło dla króla bardzo niewiele.

Bardziej kłopotliwy był przypadek lady Elinor z rodu Costayne’ów. Ta kobie-


ta o ognistorudych włosach była żoną ser Thea Bollinga, rycerza na włościach,
który walczył dla króla w ostatniej kampanii przeciwko Braciom Ubogim. Choć
miała dopiero dziewiętnaście lat, zdążyła dać Bollingowi trzech synów, nim król
zatrzymał na niej spojrzenie. Najmłodszy z nich był jeszcze dzieckiem przy pier-
si, gdy ich ojca, ser Thea, aresztowali dwaj gwardziści królewscy. Oskarżono go
o spiskowanie z królową Alyssą w celu zamordowania króla i posadzenia na Że-
laznym Tronie młodego Jaehaerysa. Mimo że Bolling zapewniał o swej niewin-
ności, uznano go za winnego i tego samego dnia ścięto. Król Maegor dał wdo-
wie siedem dni na żałobę, by zadowolić bogów, potem zaś wezwał ją do siebie
i oznajmił, że się z nią ożeni.
Septon Księżyc pojawił się w miasteczku zwanym Kamiennym Septem i potę-
pił matrymonialne plany króla. Setki mieszkańców nagrodziły go gromkim
aplauzem, ale niewielu było takich, którzy odważyli się otwarcie przemówić
przeciwko Jego Miłości. Tymczasem w Starym Mieście Wielki Septon wsiadł na
statek i odpłynął do Królewskiej Przystani, by odprawić ceremonię małżeńską.
Ciepłego wiosennego dnia roku 47 o.P. Maegor Targaryen poślubił trzy kobiety
na dziedzińcu Czerwonej Twierdzy. Choć każda z nich nosiła barwy rodu swego
ojca, mieszkańcy Królewskiej Przystani przezwali je „Czarnymi Żonami”,
wszystkie bowiem były wdowami.
Obecność syna lady Jeyne i trzech chłopców lady Elinor gwarantowała, że
obie kobiety odegrają przeznaczoną im rolę, niektórzy jednak spodziewali się ja-
kiejś demonstracji sprzeciwu ze strony księżniczki Rhaeny. Te nadzieje szybko
zgasły, gdy pojawiła się królowa Tyanna z dwiema małymi dziewczynkami
o srebrnych włosach i fioletowych oczach, odzianymi w czerwień i czerń rodu
Targaryenów.
— Byłaś głupia, sądząc, że zdołasz je przede mną ukryć — oznajmiła księż-
niczce Tyanna. Rhaena pochyliła głowę i wypowiedziała słowa przysięgi głosem
zimnym jak lód.
O nocy, która nastąpiła później, krąży wiele dziwacznych, wzajemnie sprzecz-
nych opowieści. Upłynęło już tak wiele lat, że trudno jest oddzielić prawdę od
zmyśleń. Czy wszystkie trzy Czarne Żony dzieliły ze sobą to samo łoże, jak
twierdzą niektórzy? Wydaje się to mało prawdopodobne. Czy Jego Miłość od-
wiedził nocą je wszystkie i skonsumował trzy związki? Niewykluczone. Czy
księżniczka Rhaena rzeczywiście próbowała zabić króla sztyletem ukrytym pod
poduszką, jak później twierdziła? Czy Elinor Costayne rozdrapała plecy króla na
krwawe strzępy podczas aktu? Czy Jeyne Westerling wypiła napój wspomagają-
cy płodność, który ponoć przyniosła jej królowa Tyanna, czy też chlusnęła nim
starszej kobiecie w twarz? Czy taki napój rzeczywiście przyrządzono i czy go jej
podano? Pierwsza relacja z tych wydarzeń pojawiła się dopiero dwadzieścia lat
po śmierci obu kobiet, za panowania króla Jaehaerysa.
Oto, co wiemy. Zaraz po ślubie król Maegor ogłosił córkę księżniczki Rhaeny,
Aereę, swą prawowitą dziedziczką „do chwili, gdy bogowie dadzą mi syna”. Jej
bliźniaczą siostrę, Rhaellę, wysłał do Starego Miasta, by wychowano ją na septę.
W tym samym dekrecie wydziedziczył swego bratanka, Jaehaerysa, przez wielu
uważanego za prawowitego dziedzica. Syna królowej Jeyne zatwierdził jako lor-
da Tarbeck Hall i wysłał do Casterly Rock, by wychowywał się jako podopiecz-
ny rodu Lannisterów. Starszych chłopców królowej Elinor również oddał na wy-
chowanie, jednego do Orlego Gniazda, a drugiego do Wysogrodu. Najmłodszego
przekazano mamce, bo król irytował się, gdy królowa karmiła piersią.
Pół roku po ślubie Edwell Celtigar, królewski namiestnik, oznajmił, że królo-
wa Jeyne spodziewa się dziecka. Gdy tylko jej brzuch zaczął się powiększać,
król osobiście oznajmił, że królowa Elinor również jest w ciąży. Maegor obsypał
obie kobiety darami i zaszczytami, przyznał też nowe ziemie i urzędy ich ojcom,
braciom oraz stryjom. Jego radość okazała się jednak krótkotrwała. Trzy księży-
ce przed terminem królową Jeyne dopadły nagle bóle porodowe. Urodziła mar-
twe dziecko, równie monstrualne jak to, które wydała na świat Alys Harroway,
pozbawione rąk i nóg stworzenie, posiadające zarówno męskie, jak i żeńskie ge-
nitalia. Matka nie pożyła wiele dłużej niż noworodek.
Ludzie orzekli, że Maegor jest przeklęty. Zabił własnego bratanka, toczył woj-
nę z Wiarą i z Wielkim Septonem, sprzeciwiał się bogom, był winien morderstw,
kazirodztwa, cudzołóstwa i gwałtów. Jego intymne części były zatrute, a nasie-
nie robaczywe. Bogowie nigdy nie dadzą mu żywego syna. Tak przynajmniej
szeptano. Maegor jednak wolał inne wyjaśnienie. Kazał ser Owenowi Bushowi
i ser Maladonowi Moore’owi aresztować królową Tyannę i zamknąć ją w lochu.
Pentoshijska królowa przyznała się do wszystkiego, gdy tylko królewscy opraw-
cy zaczęli przygotowywać instrumenty. Zatruła dziecko Jeyne Westerling w ło-
nie matki, podobnie jak dziecko Alys Harroway. Zapewniła, że bachora Elinor
Costayne czeka taki sam los.
Powiadają, że król zabił ją osobiście, wyciął jej serce Blackfyre’em i rzucił je
swym psom. Jednakże Tyanna z Wieży zemściła się nawet po śmierci, albowiem
jej zapowiedź się spełniła. Gdy minął jeden cykl księżyca, a po nim drugi, królo-
wa również powiła martwe, zniekształcone dziecko, bezokiego chłopca ze
szczątkowymi skrzydłami.
To wydarzyło się już w roku 48 o.P., szóstym roku panowania króla Maegora
i ostatnim jego życia. W całych Siedmiu Królestwach nikt już nie mógł wątpić,
że król jest przeklęty. Nieliczni zwolennicy, którzy mu pozostali, zaczęli od nie-
go odpływać, ulatniając się niczym rosa w blasku porannego słońca. Do Królew-
skiej Przystani dotarły wieści, że widziano, jak ser Joffrey Doggett pojawił się
w Riverrun, nie jako jeniec, lecz jako gość lorda Tully’ego. Również septon
Księżyc znowu wynurzył się na powierzchnię. Maszerował przez Reach w stro-
nę Starego Miasta, zamierzając dopaść „Lizusa” w Gwiezdnym Sepcie i zażą-
dać, by potępił „plugastwo zasiadające na Żelaznym Tronie” oraz przywrócił za-
kony militarne. Lord Oakheart i lord Rowan wyruszyli mu na spotkanie ze swy-
mi oddziałami, nie zamierzali jednak atakować Księżyca, lecz przyłączyć się do
niego. Lord Celtigar zrezygnował z pozycji królewskiego namiestnika i wrócił
do swej siedziby na Szczypcowej Wyspie. Meldunki nadchodzące z Dornijskie-
go Pogranicza sugerowały, że w wąwozach gromadzą się Dornijczycy, gotowi
zaatakować królestwo.
Najstraszliwszy cios nadszedł jednak z Końca Burzy, położonego na wybrze-
żu Zatoki Rozbitków. Lord Rogar Baratheon ogłosił, że młody Jaehaerys Targa-
ryen jest prawdziwym, prawowitym królem Andalów, Rhoynarów i Pierwszych
Ludzi. Książę Jaehaerys mianował lorda Rogara protektorem królestwa i na-
miestnikiem królewskim. Matka księcia, królowa Alyssa, oraz jego siostra, Aly-
sanne, stały u jego boku, gdy Jaehaerys wyciągnął z pochwy Mroczną Siostrę
i przysiągł, że położy kres rządom swego stryja, uzurpatora. Stu lordów chorą-
żych Rogara i rycerzy z krain burzy nagrodziło jego słowa aplauzem. Książę
Jaehaerys miał czternaście lat, gdy sięgnął po władzę. Był przystojnym mło-
dzieńcem, biegle władającym kopią i łukiem, a także wprawnym smoczym
jeźdźcem. Co więcej, dosiadał ogromnej, spiżowej bestii o imieniu Vermithor.
Jego siostra Alysanne, dwunastoletnia dziewczyna, również miała już własnego
smoka, Srebrnoskrzydłą.
— Maegor ma tylko jednego smoka — oznajmił lordom burzy lord Rogar. —
My mamy dwa.
Wkrótce mieli już trzy. Gdy do Czerwonej Twierdzy dotarły wieści, że Jaeha-
erys zbiera siły w Końcu Burzy, Rhaena Targaryen dosiadła Dreamfyre i pole-
ciała do niego, porzucając stryja, którego była zmuszona poślubić. Zabrała ze
sobą córkę Aereę, a także Blackfyre’a, którego ukradła z królewskiej pochwy,
gdy Maegor spał.
Reakcja monarchy była ospała i niezdecydowana. Pragnął rozkazać wielkie-
mu maesterowi rozesłać do wszystkich lojalnych lordów i chorążych kruki z we-
zwaniem nakazującym im zebrać się w Królewskiej Przystani, ale okazało się,
że Benifer wsiadł na statek i odpłynął do Pentos. Dowiedziawszy się, że księż-
niczka Aerea zniknęła, wysłał jeźdźca do Starego Miasta z nakazem ścięcia jej
bliźniaczej siostry, Rhaelli, by ukarać ich matkę za zdradę, ale lord Hightower
uwięził posłańca. Dwaj gwardziści królewscy zniknęli pewnej nocy. Okazało się,
że uciekli do Jaehaerysa. Natomiast ser Owena Busha znaleziono martwego
przed burdelem. Odciętego kutasa wepchnięto mu do ust.
Jednym z pierwszych lordów, którzy opowiedzieli się za Jaehaerysem, był
lord Velaryon z Driftmarku. Jako że Velaryonowie tradycyjnie byli admirałami
Siedmiu Królestw, Maegor pewnego ranka przekonał się, że utracił całą królew-
ską flotę. Za Velaryonem podążyli Tyrellowie, z całą potęgą Reach. Hightowero-
wie ze Starego Miasta, Redwyne’owie z Arbor, Lannisterowie z Casterly Rock,
Arrynowie z Orlego Gniazda, Royce’owie z Runestone… jedni po drugich
wszyscy opowiadali się przeciwko królowi.
W Królewskiej Przystani na rozkaz Maegora zebrało się około dwudziestu po-
mniejszych lordów. Byli wśród nich lord Darklyn z Duskendale, lord Massey ze
Stonedance, lord Towers z Harrenhal, lord Staunton z Gawroniego Gniazda, lord
Bar Emmon z Ostrego Przylądka, lord Buckwell z Poroża, lordowie Rosby, Sto-
keworth, Hayford, Harte, Byrch, Rollingford, Bywater i Mallery. Jednakże wszy-
scy razem przyprowadzili tylko jakieś cztery tysiące ludzi i zaledwie co dziesią-
ty z nich był rycerzem.
Maegor zebrał wszystkich razem w Czerwonej Twierdzy, by omówić plany bi-
twy. Kiedy ujrzeli, jak mało ich jest, i zorientowali się, że nie przyłączy się do
nich żaden z wielkich lordów, wielu opuściła odwaga. Lord Hayford posunął się
nawet do tego, że namawiał Jego Miłość do abdykacji i przywdziania czerni.
Król kazał go natychmiast ściąć, po czym kontynuował naradę, mając za pleca-
mi głowę jego lordowskiej mości zatkniętą na kopię za Żelaznym Tronem. Lor-
dowie przygotowywali plany przez cały dzień i większą część nocy. Maegor po-
zwolił im odejść dopiero z nadejściem godziny wilka. Król został sam. Siedział
na Żelaznym Tronie, pogrążony w ponurych rozmyślaniach. Ostatnimi, którzy
widzieli Jego Miłość, byli lord Towers i lord Rosby.
Po wielu godzinach, gdy nadchodził świt, ostatnia królowa Maegora przyszła
odwiedzić go w komnacie. Siedział na Żelaznym Tronie, blady i martwy, a jego
szaty nasiąkły krwią. Wyszczerbione zadziory rozcięły mu ręce od nadgarstków
aż po łokcie, inna klinga zaś wbiła się w kark, wychodząc pod podbródkiem.
Wielu po dziś dzień wierzy, że to Żelazny Tron go zabił. Wskazują, że Mae-
gor żył, kiedy Rosby i Towers opuszczali salę tronową, a wartownicy przy
drzwiach przysięgali, że nikt nie wchodził do środka do chwili, gdy królowa Eli-
nor odkryła ciało. Inni utrzymują, że to królowa pchnęła go na te ostrza i zadzio-
ry, by pomścić zamordowanie pierwszego męża. Winni mogli być też gwardziści
królewscy, choć musieliby działać w zmowie, jako że przy każdych drzwiach
stało po dwóch rycerzy. Mogła to też być jakaś nieznana osoba, bądź osoby, któ-
ra dotarła do sali tronowej tajnym przejściem i opuściła ją tą samą drogą. Czer-
wona Twierdza ma tajemnice znane tylko umarłym. Niewykluczone też, że
ciemną nocą króla ogarnęła rozpacz i sam odebrał sobie życie, wyginając odpo-
wiednio ostrza i otwierając sobie żyły, by uniknąć klęski i hańby, jakie z pewno-
ścią go czekały.
Panowanie króla Maegora I Targaryena, znanego w historii i legendach jako
Maegor Okrutny, trwało sześć lat i sześćdziesiąt sześć dni. Jego ciało spalono na
dziedzińcu Czerwonej Twierdzy, a popioły pochowano na Smoczej Skale, obok
popiołów jego matki. Zmarł bezdzietny, nie pozostawiając dziedzica wywodzą-
cego się z jego ciała.
OD KSIĘCIA DO KRÓLA

POCZĄTKI RZĄDÓW JAEHAERYSA I

Jaehaerys I Targaryen wstąpił na Żelazny Tron w roku 48 o.P. Miał czternaście


lat i miał władać Siedmioma Królestwami przez następne pięćdziesiąt pięć, aż
do naturalnej śmierci, która nastąpiła w roku 103 o.P. W późniejszych latach pa-
nowania króla i podczas rządów jego następcy zwano go „Starym Królem”,
z oczywistych powodów, ale Jaehaerys był młodym i pełnym wigoru mężczyzną
przez znacznie dłuższy okres niż zniedołężniałym starcem i mądrzejsi uczeni
z szacunkiem nazywają go „Pojednawcą”. Arcymaester Umbert, piszący stulecie
później, wsławił się sformułowaniem, że Aegon Smok i jego siostry podbili Sie-
dem Królestw (a przynajmniej sześć z nich), ale dopiero Jaehaerys Pojednawca
naprawdę zrobił z nich jedno.
Nie było to łatwe zadanie, albowiem jego bezpośredni poprzednicy zniszczyli
większą część tego, co zbudował Zdobywca; Aenys przez słabość i niezdecydo-
wanie, a Maegor przez żądzę krwi i okrucieństwo. Kraina odziedziczona przez
Jaehaerysa była zubożała i rozdarta wojnami, pełna bezprawia, podziałów i nie-
ufności, natomiast sam król był zielonym chłopakiem bez żadnego doświadcze-
nia w sprawowaniu rządów.
Nawet jego prawa do Żelaznego Tronu nie były w pełni niepodważalne. Choć
Jaehaerys był jedynym żyjącym synem króla Aenysa I, jego starszy brat, Aegon,
ogłosił się królem przed nim. Aegon Nieukoronowany zginął w bitwie nad
Okiem Boga, próbując obalić swego stryja, Maegora, ale przedtem wziął sobie
za żonę własną siostrę, Rhaenę, i spłodził z nią dwie córki, bliźniaczki Aereę
i Rhaellę. Gdyby Maegora Okrutnego uznać za uzurpatora niemającego praw do
tronu, jak twierdzili niektórzy maesterzy, w takim razie książę Aegon był prawo-
witym królem i tron powinien przypaść jego starszej córce, Aerei, a nie młodsze-
mu bratu.
Jednakże płeć bliźniaczek przemawiała przeciwko nim, podobnie jak ich
wiek. W chwili śmierci Maegora dziewczynki miały sześć lat. Co więcej, zapiski
pozostałe z tamtych czasów sugerują, że księżniczka Aerea była bojaźliwym
dzieckiem skłonnym do łez i moczyła się w nocy, podczas gdy Rhaella, śmielsza
i bardziej krzepka z sióstr, służyła jako nowicjuszka w Gwiezdnym Sepcie
i obiecano ją Wierze. Żadna z nich nie wydawała się materiałem na królową. Ich
matka, królowa Rhaena, również to przyznawała i zgodziła się, że korona po-
winna przypaść raczej jej bratu Jaehaerysowi niż jej córkom.
Niektórzy sugerowali, że sama Rhaena mogła mieć najlepsze prawa do koro-
ny, jako pierworodne dziecko króla Aenysa i królowej Alyssy. Byli nawet tacy,
którzy szeptali, że to królowa Rhaena uwolniła Westeros od Maegora Okrutne-
go, choć nigdy nie ustalono, w jaki sposób mogłaby się przyczynić do jego
śmierci po ucieczce z Królewskiej Przystani na swej smoczycy Dreamfyre. Jed-
nakże przeciwko niej również przemawiała płeć.
— To nie jest Dorne — stwierdził lord Rogar Baratheon, gdy podsunięto mu
tę myśl. — A Rhaena nie jest Nymerią.
Co więcej, dwukrotnie owdowiała królowa czuła głęboką niechęć do Królew-
skiej Przystani i do dworu. Pragnęła jedynie wrócić na Piękną Wyspę, gdzie
przedtem zaznała chwili spokoju, nim stryj uczynił ją Czarną Żoną.
Gdy książę Jaehaerys zasiadł na Żelaznym Tronie, zostało mu jeszcze półtora
roku do osiągnięcia wieku męskiego. Dlatego zdecydowano, że matka, królowa
wdowa Alyssa, będzie jego regentką, a lord Rogar będzie służył jako jego na-
miestnik i protektor królestwa. Nie należy jednak uważać, że Jaehaerys był jedy-
nie marionetką. Młodociany król od samego początku nalegał, żeby mieć głos
we wszystkich decyzjach podejmowanych w jego imieniu.
Gdy tylko doczesne szczątki Maegora I Targaryena spłonęły na pogrzebowym
stosie, jego młody następca stanął przed koniecznością podjęcia pierwszej waż-
nej decyzji: Jak postąpić z pozostałymi przy życiu zwolennikami stryja? Gdy
Maegora znaleziono martwego na Żelaznym Tronie, większość wielkich rodów
Siedmiu Królestw, a także wielu pomniejszych lordów porzuciło już jego spra-
wę… ale większość to nie znaczy wszyscy. Wielu z tych, których włości oraz
zamki leżały blisko Królewskiej Przystani oraz w krainach korony, nie odstąpiło
Maegora aż do chwili jego śmierci, między innymi lordowie Rosby i Towers,
ostatni ludzie, którzy widzieli króla żywego. Wśród zebranych pod jego chorą-
gwiami, byli też lordowie: Stokeworth, Massey, Harte, Bywater, Darklyn, Rol-
lingford, Mallery, Bar Emmon, Byrch, Staunton i Buckwell.
Podczas chaosu, który nastąpił po odkryciu ciała Maegora, lord Rosby wypił
kielich cykuty, by połączyć się z królem w śmierci, Buckwell i Rollingford wsie-
dli na statek płynący do Pentos, większość pozostałych uciekła zaś do swych
zamków i twierdz. Tylko Darklyn i Staunton mieli odwagę, by zostać na miejscu
razem z lordem Towersem i poddać Czerwoną Twierdzę, gdy książę Jaehaerys
oraz jego siostry, Rhaena i Alysanne, opadli na zamek na swych smokach.
Dworskie kroniki mówią nam, że gdy młody książę ześlizgnął się z grzbietu Ver-
mithora, „trzej lojalni lordowie” ugięli kolan i położyli miecze u jego stóp, zwąc
go królem.
— Spóźniliście się na ucztę — rzekł im ponoć książę Jaehaerys, choć jego
głos brzmiał łagodnie. — A te miecze pomogły w zabiciu mojego brata Aegona
nad Okiem Boga.
Na jego rozkaz wszystkich trzech zakuto w łańcuchy, mimo że niektórzy lu-
dzie księcia domagali się natychmiastowej egzekucji. W ciemnicy wkrótce dołą-
czyli do nich królewski kat, lord spowiednik, naczelny klucznik, dowódca Straży
Miejskiej oraz czterej rycerze Gwardii Królewskiej, którzy nie opuścili króla
Maegora.
Po kilkunastu dniach, gdy do Królewskiej Przystani przybyli lord Rogar Bara-
theon i królowa Alyssa z towarzyszącymi im oddziałami, aresztowano setki dal-
szych ludzi. Czy byli rycerzami, giermkami, zarządcami, septonami czy służący-
mi, postawione im zarzuty brzmiały tak samo. Oskarżono ich o pomaganie Mae-
gorowi Targaryenowi i wspieranie go w uzurpacji Żelaznego Tronu oraz we
wszystkich zbrodniach, okrucieństwach i przypadkach nadużycia władzy, do ja-
kich doszło. Nie oszczędzono również kobiet. Aresztowano szlachetnie urodzo-
ne damy, które zajmowały się Czarnymi Żonami, a także około dwudziestu nisko
urodzonych ladacznic, oskarżonych o to, że były kurwami Maegora.
Gdy lochy Czerwonej Twierdzy wypełniły się do granic możliwości, pojawiło
się pytanie, co zrobić z tymi wszystkim więźniami. Gdyby uznano Maegora za
uzurpatora, całe jego rządy okazałyby się bezprawne, a ci, którzy go popierali,
byliby zdrajcami i trzeba by ich było skazać na śmierć. Takie rozwiązanie popie-
rała królowa Alyssa. Okrucieństwo Maegora odebrało królowej wdowie dwóch
synów i nie miała ona ochoty przyznać ludziom, którzy wykonywali jego edyk-
ty, łaski procesu.
— Gdy mojego Viserysa torturowano i zabito, oni przyglądali się temu bez
słowa — oznajmiła. — Czemu mielibyśmy ich wysłuchać?
Jej furii sprzeciwił się lord Rogar Baratheon, namiestnik królewski i protektor
królestwa. Choć jego lordowska mość zgodził się, że ludzie Maegora z pewno-
ścią zasługują na karę, zauważył, że gdyby więźniów stracono, pozostali przy
życiu lojaliści nie byliby skłonni ugiąć kolan, a wtedy byłby zmuszony wyruszyć
z wojskami przeciwko ich zamkom i wyłuskiwać wszystkich kolejno z ich
twierdz ogniem i stalą.
— Można to zrobić, ale jakim kosztem? — zapytał. — To byłaby krwawa ro-
bota, a ludzkie serca zatwardziłyby się przeciwko nam.
Niech ludzie Maegora staną przed sądem i wyznają swe zdrady, nalegał pro-
tektor królestwa. Tych, którzy są winni najgorszych zbrodni, skaże się na śmierć,
jeśli zaś idzie o pozostałych, niech przyślą zakładników, by zapewnić, że docho-
wają wierności, i oddadzą część swych ziem oraz zamków.
Mądrość rad lorda Rogara była oczywista dla większości pozostałych zwolen-
ników młodego króla, jednakże jego opinia mogłaby nie przeważyć, gdyby
w sprawę nie wtrącił się sam Jaehaerys. Choć miał dopiero czternaście lat, już na
samym początku udowodnił, że nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie i pozwalać,
by inni sprawowali rządy w jego imieniu. Mając u boku swego maestera, siostrę
Alysanne oraz garstkę młodych rycerzy, Jaehaerys wdrapał się na Żelazny Tron
i nakazał lordom wysłuchać swych słów.
— Nie będzie żadnych procesów, tortur ani egzekucji — oznajmił. — Siedem
Królestw musi zobaczyć, że nie jestem taki jak mój stryj. Nie zacznę panowania
od krwawej jatki. Niektórzy przybyli pod moje chorągwie wcześnie, a inni póź-
no. Niech reszta przybędzie pod nie teraz.
Jaehaerysa jeszcze nie ukoronowano i nie namaszczono, nie osiągnął też na
razie pełnoletności. W związku z tym jego oświadczenia nie miały mocy praw-
nej i nie mógł też rozkazywać radzie ani regentce. Niemniej słowa księcia miały
w sobie wielką moc, a determinacja, z jaką spoglądał na wszystkich z wysokości
Żelaznego Tronu, była tak wielka, że lordowie Baratheon i Velaryon natychmiast
udzielili mu poparcia. Pozostali podążyli za ich przykładem. Tylko siostra Jaeha-
erysa, Rhaena, odważyła się mu sprzeciwić.
— Kiedy włożą ci koronę na głowę, będą wznosili okrzyki na twoją cześć —
rzekła mu. — Jak przedtem na cześć naszego stryja, a przed nim naszego ojca.
Ostateczna decyzja należała do regentki… a choć królowa Alyssa pragnęła ze-
msty, nie chciała się sprzeciwiać woli syna.
— Wydałby się z tego powodu słaby — rzekła ponoć lordowi Rogarowi. —
A do tego nie wolno dopuścić. To właśnie doprowadziło do zguby jego ojca.
Tak oto większość ludzi Maegora oszczędzono.
W następnych dniach lochy Królewskiej Przystani się opróżniły. Więźniom
dawano coś do jedzenia i picia, a także czyste stroje, po czym prowadzono ich
do sali tronowej w grupach po siedem osób. Tam, na oczach bogów i ludzi, wy-
rzekali się Maegora i składali na kolanach hołd jego bratankowi, Jaehaerysowi,
po czym młody król nakazywał kolejno każdemu z nich wstać, przyznawał mu
ułaskawienie oraz zwracał ziemie i tytuły. Nie należy jednak sądzić, że oskarżeni
całkowicie uniknęli kary. Lordowie i rycerze musieli przysłać na dwór synów, by
służyli królowi i byli zakładnikami. Jeśli ktoś nie miał syna, wystarczała córka.
Najbogatsi z lordów wiernych Maegorowi, między innymi Towersowie, Darkly-
nowie i Stauntonowie, musieli też oddać część swoich włości. Inni kupili ułaska-
wienie za złoto.
Królewska łaskawość nie objęła jednak wszystkich. Kata Maegora, strażni-
ków więziennych i spowiedników uznano za winnych współudziału z Tyanną
z Wieży w torturowaniu i zamordowaniu księciu Viserysa, który przez bardzo
krótki czas był następcą i zakładnikiem Maegora. Ich głowy doręczono królowej
Alyssie razem z rękami, które odważyli się podnieść na krew smoka. Jej Miłość
oznajmiła, że jest „bardzo zadowolona” z tych podarunków.
Głowę stracił jeszcze jeden człowiek — ser Maladon Moore, gwardzista kró-
lewski oskarżony o to, że trzymał Ceryse Hightower, pierwszą królową Mae-
gora, podczas gdy jego zaprzysiężony brat, ser Owen Bush, wycinał jej język.
Jej Miłość wyrywała się i ostrze się omsknęło, doprowadzając do śmierci Cery-
se. (Powinniśmy tu zauważyć, że ser Maladon upierał się, iż cała ta opowieść to
wymysł, a królowa Ceryse zginęła, bo była „złośnicą”. Przyznał się jednak do
tego, że wydał Tyannę z Wieży w ręce króla i przyglądał się, jak Maegor ją zabi-
jał, zatem tak czy inaczej miał na rękach krew królowej).
Żyło jeszcze pięciu z siedmiu gwardzistów Maegora. Dwaj z nich, ser Olyver
Bracken i ser Raymund Mallery, przyczynili się do upadku nieżyjącego króla,
przechodząc na stronę Jaehaerysa, ale młody król trafnie zauważył, że tym
uczynkiem złamali śluby nakazujące im bronić życia króla nawet za cenę wła-
snego.
— Nie chcę mieć na dworze wiarołomców — oznajmił Jaehaerys. W związku
z tym wszystkich pięciu gwardzistów królewskich skazano na śmierć… ale na
prośbę księżniczki Alysanne zgodzono się ich oszczędzić, jeśli zamienią białe
płaszcze na czarne i wstąpią do Nocnej Straży. Czterech z pięciu się zgodziło
i wyruszyło na Mur. Oprócz wiarołomców ser Olyvera i ser Raymunda byli to
ser Jon Tollett i ser Symond Crayne.
Piąty gwardzista, ser Harrold Langward, zażądał próby walki. Jaehaerys speł-
nił jego życzenie i zaproponował, że osobiście stanie do pojedynku z ser Harrol-
dem, ale tym razem królowa regentka się sprzeciwiła. Na reprezentanta korony
wybrano młodego rycerza z krain burzy, ser Gylesa Morrigena, bratanka Damo-
na Pobożnego, wielkiego kapitana Synów Wojownika, który dowodził nimi, gdy
zmierzyli się z Maegorem w Próbie Siedmiu. Pragnąc dowieść lojalności swego
rodu wobec młodego króla, ser Gyles szybko pokonał postarzałego ser Harrolda
i wkrótce potem mianowano go lordem dowódcą Gwardii Królewskiej Jaehaery-
sa.
Tymczasem wieści o łaskawości króla rozchodziły się po Siedmiu Króle-
stwach. Pozostali zwolennicy króla Maegora rozwiązywali armie, opuszczali
zamki i jeden po drugim wyruszali w podróż do Królewskiej Przystani, by zło-
żyć hołd nowemu królowi. Niektórzy robili to z niechęcią, obawiając się, że Jae-
haerys może się okazać monarchą równie słabym i nieudolnym jak jego ojciec…
ale Maegor nie pozostawił żadnych dziedziców wywodzących się z jego ciała,
nie było więc wiarygodnego pretendenta, wokół którego mogłaby się zgroma-
dzić opozycja. Co więcej, nawet najzagorzalsi zwolennicy Maegora dali się po-
zyskać, gdy tylko spotkali Jaehaerysa. Był wszystkim, czym powinien być ksią-
żę. Pięknie się wysławiał, był szczodry, rycerski i odważny. Wielki maester Be-
nifer (który niedawno wrócił z Pentos, gdzie przebywał na dobrowolnym wy-
gnaniu), napisał, że Jaehaerys był „uczony jak maester i pobożny jak septon”
i choć do pewnego stopnia można zlekceważyć te słowa jako pochlebstwo, jest
w nich również wiele prawdy. Nawet jego matka, królowa Alyssa, nazwała po-
noć Jaehaerysa „najlepszym z moich trzech synów”.
Nie powinniśmy jednak uważać, że pojednanie króla z lordami w jednej chwi-
li zaprowadziło pokój w całym Westeros. Podejmowane przez króla Maegora
próby eksterminacji Braci Ubogich i Synów Wojownika zwróciły wielu poboż-
nych mężczyzn i kobiet przeciwko niemu i przeciwko całemu rodowi Targarye-
nów. Choć król zgromadził setki głów Gwiazd i Mieczy, dalsze setki pozostawa-
ły na wolności, a dziesiątki tysięcy pomniejszych lordów, rycerzy na włościach
i prostaczków dawały im schronienie, karmiły oraz służyły wszelką możliwą po-
mocą. Obdarty Silas i Dennis Kulawy dowodzili wędrownymi bandami Braci
Ubogich, którzy pojawiali się i znikali niczym duchy, roztapiając się w zielonym
lesie, gdy tylko coś im zagroziło. Na północ od Złotego Zęba Czerwony Pies ze
Wzgórz, ser Joffrey Doggett, swobodnie przemieszczał się między krainami za-
chodu a dorzeczem dzięki pomocy i sprytowi lady Lucindy, pobożnej żony lorda
Riverrun. Ser Joffrey, który obwołał się wielkim kapitanem Synów Wojownika,
oznajmił, że zamierza przywrócić dumnemu ongiś zakonowi dawną chwałę, i za-
czął rekrutować rycerzy pod jego chorągwie.
Największe zagrożenie czaiło się jednak na południu, gdzie septon Księżyc
i jego zwolennicy obozowali pod murami Starego Miasta, osłaniani przez lorda
Oakhearta, lorda Rowana oraz ich rycerzy. Księżyc był olbrzymim mężczyzną,
pobłogosławionym grzmiącym głosem i imponującym wyglądem. Choć Bracia
Ubodzy obwołali go „prawdziwym Wielkim Septonem”, ten septon (jeśli rzeczy-
wiście nim był) z pewnością nie stanowił wzoru pobożności. Przechwalał się
głośno, że Siedmioramienna gwiazda jest jedyną książką, jaką w życiu przeczy-
tał, a wielu powątpiewało nawet w to, bo nigdy nie słyszano, by cytował świętą
księgę, i nikt nigdy nie widział, by czytał albo pisał.
Bosy, brodaty i pełen ferworu „Najuboższy Brat” potrafił przemawiać godzi-
nami i często tak robił… a tematem jego przemów był grzech. Każde kazanie za-
czynał od słów „Jestem grzesznikiem”, i rzeczywiście nim był. Cechował się
niepohamowanymi pragnieniami. Był żarłokiem i opojem, zasłynął też jako roz-
pustnik. Każdej nocy spał z inną kobietą i zapłodnił tak wiele z nich, iż akolici
Księżyca zapewniali, że jego nasienie może przywrócić płodność kobiecie.
Ciemnota i szaleństwo jego zwolenników były tak wielkie, że powszechnie wie-
rzono w te opowieści i mężowie zaczęli oferować mu swe żony, a matki córki.
Septon Księżyc nigdy nie odrzucał takich propozycji. Po pewnym czasie niektó-
rzy wędrowni rycerze i zbrojni spośród hołoty, którą dowodził, zaczęli malować
sobie na tarczach „kutasy Księżyca”. Pojawił się też wielki popyt na pałki, wi-
siorki i laski ukształtowane na podobieństwo członka Księżyca. Wierzono, że
dotknięcie główki takiego talizmanu zapewnia bogactwo i przychylność losu.
Septon Księżyc codziennie wygłaszał kazania potępiające grzechy rodu Tar-
garyenów oraz „Lizusa”, który tolerował ich plugastwo. Tymczasem wewnątrz
Starego Miasta prawdziwy Ojciec Wiernych stał się właściwie więźniem własne-
go pałacu, nie mogąc opuścić Gwiezdnego Septu. Mimo że lord Hightower za-
mknął bramy przed septonem Księżycem i jego zwolennikami, zabraniając im
wstępu do miasta, nie miał ochoty powstawać przeciwko nim zbrojnie, pomimo
błagań Jego Wielkiej Świątobliwości. Gdy pytano go o powody, jego lordowska
mość tłumaczył się niechęcią do przelewania krwi pobożnych, wielu jednak
uważało, że po prostu nie chciał stawać do bitwy z lordem Oakheartem i lordem
Rowanem, którzy zapewniali Księżycowi ochronę. Z powodu tego niezdecydo-
wania maesterzy z Cytadeli przezwali go „lordem Donnelem Opieszałym”.
Ze względu na długotrwały konflikt między królem Maegorem a Wiarą, stało
się konieczne, by Wielki Septon namaścił Jaehaerysa na króla. W tej sprawie
lord Rogar i królowa regentka byli zgodni. Nim jednak mogło się to wydarzyć,
trzeba się było uporać z septonem Księżycem i jego hordą obdartusów, by książę
mógł bezpiecznie dotrzeć do Starego Miasta. Liczono na to, że wieści o śmierci
Maegora wystarczą, aby zwolennicy Księżyca się rozproszyli. Niektórzy fak-
tycznie odeszli… ale było ich co najwyżej kilkuset, a tłuszcza składała się z bli-
sko pięciu tysięcy osób.
— Cóż znaczy śmierć jednego smoka, kiedy jego miejsce zajął następny? —
rzekł tłumowi swych wyznawców septon Księżyc. — Westeros nie będzie czy-
ste, dopóki wszyscy Targaryenowie nie zostaną zabici albo wygnani za morze.
Przemawiał każdego dnia, wzywając lorda Hightowera do oddania mu Stare-
go Miasta, domagając się, by „Wielki Lizus” opuścił Gwiezdny Sept i stawił
czoło gniewowi Braci Ubogich, których zdradził, albo nakłaniając prostaczków
z Siedmiu Królestw do masowego buntu. (A każdej nocy znowu grzeszył).
Tymczasem w dalekiej Królewskiej Przystani Jaehaerys i jego doradcy deba-
towali nad tym, jak uwolnić Westeros od tej plagi. Młody król miał smoka, po-
dobnie jak jego siostry — Rhaena i Alysanne. Niektórzy uważali, że najlepiej
byłoby uporać się z septonem Księżycem w taki sam sposób, w jaki Aegon Zdo-
bywca i jego siostry rozprawili się z Dwoma Królami na Polu Ognia. Jaehaery-
sowi nie uśmiechała się jednak myśl o takiej rzezi, a jego matka, królowa Alys-
sa, zabroniła jej, przypominając wszystkim o losie, jaki spotkał w Dorne Rhae-
nys Targaryen i jej wierzchowca. Lord Rogar, królewski namiestnik, z pewnymi
oporami zgodził się poprowadzić swój zastęp przez Reach i siłą rozproszyć ludzi
Księżyca… choć oznaczałoby to, że ludzie z krain burzy i inne oddziały, które
zdoła zgromadzić, będą zmuszone stoczyć bój nie tylko z Braćmi Ubogimi, lecz
również z rycerzami i zbrojnymi lorda Rowana i lorda Oakhearta.
— Najpewniej zwyciężymy — stwierdził protektor — ale koszty będą wyso-
kie.
Niewykluczone, że bogowie słuchali tych słów, albowiem w tej samej chwili,
gdy król i rada spierali się w Królewskiej Przystani, problem rozwiązał się
w niespodziewany sposób. Gdy nad Starym Miastem zapadł zmierzch, septon
Księżyc udał się do swego namiotu na wieczorny posiłek, wyczerpany po cało-
dziennym kazaniu. Jak zwykle strzegli go Bracia Ubodzy, wysocy i potężni to-
pornicy o bujnych brodach, ale gdy młoda, urodziwa kobieta pojawiła się pod
namiotem septona z dzbanem wina, który pragnęła ofiarować Jego Świątobliwo-
ści, by podziękować mu za pomoc, wpuścili ją natychmiast. Wiedzieli, jakiego
rodzaju pomocy potrzebowała — takiej, która umieści dziecko w jej brzuchu.
Minęła krótka chwila, podczas której pełniący straż ludzie słyszeli tylko śmie-
chy septona Księżyca dobiegające od czasu do czasu z namiotu. Nagle jednak
rozległo się stęknięcie, po nim krzyk kobiety, a na koniec ryk wściekłości. Poła
namiotu się uniosła i kobieta wypadła na dwór, bosa i półnaga. Umknęła, szero-
ko otwierając przerażone oczy, nim któryś z Braci Ubogich wpadł na to, by ją
zatrzymać. Po chwili pojawił się sam septon Księżyc. Był nagi i ryczał przeraźli-
wie, trzymając się za szyję. Pokrywała go krew, wypływając między palcami
i wsiąkając w brodę. Poderżnięto mu gardło.
Powiadają, że Księżyc przemierzył chwiejnym krokiem połowę obozu, prze-
chodząc od ogniska do ogniska w poszukiwaniu kochanki, która go zraniła.
W końcu jednak nawet jego wielka siła zawiodła. Osunął się na ziemię i skonał.
Akolici zebrali się wokół niego, zawodząc z żalu. Po jego zabójczyni nie pozo-
stał żaden ślad. Zniknęła w mroku i nigdy już jej nie widziano. Rozgniewani
Bracia Ubodzy przez cały dzień i noc przeszukiwali obóz, próbując ją pojmać.
Przewracali namioty, zatrzymywali dziesiątki kobiet i bili każdego mężczyznę,
który stanął im na drodze… ale polowanie zakończyło się niepowodzeniem. Na-
wet strażnicy zamordowanego nie mogli zgodzić się co do tego, jak wyglądała
zabójczyni.
Pamiętali jednak, że przyniosła dzban wina jako podarunek dla septona. Gdy
przeszukano namiot, okazało się, że w naczyniu została jeszcze połowa trunku.
Kiedy słońce wschodziło, czterej Bracia Ubodzy, którzy przynieśli ciało swego
proroka do jego łóżka, wypili wino na spółkę. Nim nadeszło południe, wszyscy
nie żyli. Do wina dodano truciznę.
Po śmierci Księżyca horda obdartusów, którą przyprowadził pod Stare Miasto,
zaczęła się rozpraszać. Niektórzy z jego zwolenników wymknęli się już wcze-
śniej, gdy dotarły do nich wieści o śmierci króla Maegora i wstąpieniu na tron
księcia Jaehaerysa. Teraz strumyk przerodził się w rwącą rzekę. Nim zwłoki sep-
tona zaczęły śmierdzieć, pojawiło się kilkunastu konkurencyjnych kandydatów
do schedy po nim i między ich stronnikami wybuchły walki. Można by pomy-
śleć, że ludzie Księżyca zwrócą się do obu lordów w poszukiwaniu przywódz-
twa, nic jednak nie mogłoby być dalsze od prawdy. Dotyczyło to zwłaszcza Bra-
ci Ubogich, którzy nie darzyli szlachetnie urodzonych szacunkiem, a fakt, że Ro-
wan i Oakheart nie chcieli rzucić swych rycerzy i zbrojnych do szturmu na mury
Starego Miasta, dodatkowo nasilił ich podejrzliwość wobec obu lordów.
Kwestią sporną stało się nawet prawo do doczesnych szczątków septona Księ-
życa. Kandydatów było dwóch — Brat Ubogi znany jako Rob Głodomór oraz
niejaki Lorcas, zwany Lorcasem Uczonym, który przechwalał się, że nauczył się
na pamięć całej Siedmioramiennej gwiazdy. Lorcas zapewniał, że miał wizję mó-
wiącą, iż Księżyc odda Stare Miasto w ręce swych zwolenników, nawet jeśli za-
brała go śmierć. „Uczony” głupiec odebrał ciało Robowi Głodomorowi, wsadził
je na rumaka — nagie, zbrukane krwią i gnijące — i ruszył z nim ku bramie Sta-
rego Miasta.
Do ataku przyłączyło się jednak tylko niespełna stu ludzi. Większość z nich
padła pod gradem strzał włóczni i kamieni, nim zdążyli zbliżyć się do miejskich
murów na odległość stu jardów. Tych, którzy do nich dotarli, zalano wrzącym
olejem albo podpalono płonącą smołą. Jednym z nich był sam Lorcas Uczony.
Gdy wszyscy jego ludzie byli już martwi albo umierający, dwunastu najśmiel-
szych rycerzy wyjechało przez boczną furtę, zabrało ciało septona Księżyca
i ucięło mu głowę. Wygarbowano ją i wypchano, a następnie przekazano w da-
rze Wielkiemu Septonowi w Gwiezdnym Sepcie.
Nieudany szturm okazał się ostatnim tchnieniem religijnej wojny septona
Księżyca. Przed upływem godziny lord Rowan oddalił się ze wszystkimi swymi
rycerzami i zbrojnymi. Lord Oakheart podążył za jego przykładem następnego
dnia. Reszta armii — wędrowni rycerze i Bracia Ubodzy, markietanki i kupcy —
rozeszła się na wszystkie strony, plądrując po drodze każde gospodarstwo rolne,
wioskę albo warowny dwór. Pod miastem zostało niespełna czterystu ludzi, gdy
lord Donnel Opieszały wreszcie ruszył się z miejsca i przybył ze swymi siłami,
by wyrżnąć niedobitki.
Zamordowanie Księżyca usunęło ostatnią poważną przeszkodę utrudniającą
Jaehaerysowi Targaryenowi wstąpienie na Żelazny Tron, ale po dziś dzień trwają
dysputy, kto był odpowiedzialny za jego śmierć. Nikt naprawdę nie wierzył, że
kobieta, która próbowała otruć „grzesznego septona”, a na koniec poderżnęła mu
gardło, działała na własną rękę. Z pewnością była tylko narzędziem… ale czy-
im? Czy wysłał ją sam młody król? A może była agentką jego namiestnika, Ro-
gara Baratheona, bądź też jego matki, królowej regentki? Niektórzy sądzili, że
kobieta była jedną z Ludzi Bez Twarzy, osławionej gildii władających magią
skrytobójców z Braavos. Na poparcie tej tezy przypominali, że zabójczyni znik-
nęła nagle, jakby „rozpuściła się w nocy”, a strażnicy septona Księżyca nie byli
w stanie powiedzieć, jak wyglądała.
Mądrzejsi ludzie, znający metody działania Ludzi Bez Twarzy, nie dają jednak
wiary tej teorii. Przemawia przeciwko niej nieudolność zamachu. Ludzie Bez
Twarzy dokładają wszelkich starań, by dokonane przez nich zabójstwa wygląda-
ły na śmierć z przyczyn naturalnych. To dla nich kwestia dumy, fundament ich
sztuki. Poderżnięcie komuś gardła i pozwolenie, by wyszedł w noc i krzyczał, że
go mordują, byłoby poniżej ich godności. Obecnie większość historyków sądzi,
że zabójczyni była markietanką, działającą na zlecenie lorda Rowana albo lorda
Oakhearta czy może obu naraz. Żaden z nich nie odważył się opuścić septona
Księżyca, dopóki ten żył, ale szybkość, z jaką obaj lordowie porzucili jego spra-
wę po zabójstwie, sugeruje, że mieli pretensje do Maegora, a nie do rodu Targa-
ryenów… co więcej, obaj szybko wrócili do Starego Miasta, skruszeni i posłusz-
ni, by ugiąć kolan przed księciem Jaehaerysem podczas jego koronacji.
Droga do Starego Miasta była już otwarta i bezpieczna, koronacja mogła się
więc odbyć. Urządzono ją w Gwiezdnym Sepcie w ostatnich dniach roku 48 o.P.
Wielki Septon — „Wielki Lizus”, którego septon Księżyc miał nadzieję zastąpić
— osobiście namaścił młodego króla i włożył mu na głowę koronę jego ojca,
Aenysa. Później nastąpiło siedem dni uczt, podczas których pojawiły się setki
lordów, wielkich i małych, by ugiąć kolan przed Jaehaerysem i poprzysiąc mu
swe miecze. Wśród obecnych były też siostry króla, Rhaena i Alysanne; jego
młode siostrzenice, Aerea i Rhaella; jego matka, królowa matka Alyssa; królew-
ski namiestnik Rogar Baratheon; ser Gyles Morrigen, lord dowódca Gwardii
Królewskiej; wielki maester Benifer i arcymaesterzy z Cytadeli… a także jeden
człowiek, którego nikt się nie spodziewał tu zobaczyć: ser Joffrey Doggett,
Czerwony Pies ze Wzgórz, samozwańczy wielki kapitan wyjętych spod prawa
Synów Wojownika. Doggett przybył w towarzystwie lorda i lady Tully… nie za-
kuty w łańcuchy, jak spodziewałaby się większość, lecz z listem żelaznym opa-
trzonym pieczęcią samego króla.
Wielki maester Benifer napisał później, że spotkanie między młodocianym
królem a wyjętym spod prawa rycerzem „zdefiniowało” całe panowanie Jaeha-
erysa. Gdy ser Joffrey i lady Lucinda nalegali, by król odwołał dekrety swego
stryja, Maegora, i przywrócił Miecze i Gwiazdy, Jaehaerys stanowczo odmówił.
— Wiara nie potrzebuje mieczy — oznajmił. — Ja jej bronię. Broni jej Żela-
zny Tron. — Unieważnił jednak nagrody obiecane przez Maegora za głowy Sy-
nów Wojownika i Braci Ubogich. — Nie będę toczył wojny z własnym ludem
— dodał — ale nie będę też tolerował zdrady ani buntu.
— Zbuntowałem się przeciwko twojemu stryjowi tak samo jak ty — zauważył
nadal nieustępliwy Czerwony Pies ze Wzgórz.
— To prawda — przyznał Jaehaerys. — I nikt nie może zaprzeczyć, że wal-
czyłeś dzielnie. Synowie Wojownika już nie istnieją i przysięgi, jakie im złoży-
łeś, wygasły, ale twoja służba nie musi się skończyć. Mam miejsce dla ciebie.
Młody król wstrząsnął wszystkimi, proponując ser Joffreyowi pozycję rycerza
Gwardii Królewskiej. Wielki maester Benifer opowiada, że zapadła cisza i gdy
Czerwony Pies wyciągnął miecz, niektórzy się obawiali, że zaatakuje nim króla,
ale rycerz opadł na jedno kolano, pochylił głowę i złożył oręż u stóp Jaehaerysa.
Powiadają, że po jego policzkach spływały łzy.
Dziewięć dni po koronacji młody król opuścił Stare Miasto, ruszając w drogę
powrotną do Królewskiej Przystani. Towarzyszyła mu większość dworzan, urzą-
dzając wspaniały korowód dla mieszkańców Reach… ale jego siostra Rhaena
już w Wysogrodzie dosiadła Dreamfyre i wróciła na Piękną Wyspę, do nadmor-
skiego zamku lorda Farmana. Pożegnała się nie tylko z królem, ale również
z córkami. Rhaella, nowicjuszka zaprzysiężona Wierze, została w Gwiezdnym
Sepcie, natomiast jej bliźniacza siostra, Aerea, wróciła z Jaehaerysem do Kró-
lewskiej Przystani, gdzie miała służyć jako podczaszy i towarzyszka księżniczki
Alysanne.
Zauważono, że po koronacji z córkami królowej Rhaeny wydarzyło się coś in-
teresującego. Bliźniaczki zawsze wyglądały identycznie, ale bardzo różniły się
temperamentem. Rhaella była śmiałym i krnąbrnym dzieckiem, postrachem sept,
którym zlecono opiekę nad nią, natomiast Aerea była uważana za bojaźliwą
i nieśmiałą, skłonną do strachu i łez. Gdy pierwszy raz przybyła na dwór, wielki
maester Benifer napisał: „Boi się koni, psów, mówiących głośno chłopców, bro-
datych mężczyzn oraz tańców, a widok smoków ją przeraża”.

To jednak było przed upadkiem Maegora i koronacją Jaehaerysa. Później


dziewczynka, która została w Starym Mieście, całkowicie poświęciła się księ-
gom oraz modlitwom i nigdy już nie trzeba było jej karać, natomiast ta, która
wróciła do Królewskiej Przystani, okazała się pełna życia, bystra i żądna przy-
gód. Połowę dnia spędzała w psiarniach, stajniach i na dziedzińcu dla smoków.
Choć nigdy tego nie udowodniono, ludzie byli przekonani, że ktoś — być może
królowa Rhaena albo jej matka, królowa Alyssa — wykorzystał okazję, jaką
stworzyła koronacja, i zamienił dziewczynki. Jeśli nawet tak się stało, nikt nie
miał zamiaru demaskować oszustwa, albowiem dopóki Jaehaerys nie spłodził
dziedzica wywodzącego się z jego ciała, dziedziczką Żelaznego Tronu pozosta-
wała księżniczka Aerea (albo dziewczynka nosząca jej imię).
Wszystkie świadectwa zgodnie twierdzą, że powrót Jaehaerysa ze Starego
Miasta do Królewskiej Przystani był triumfalny. Ser Joffrey jechał u jego boku
i wszędzie po drodze tłumy witały ich radosnymi okrzykami. Niekiedy pojawiali
się Bracia Ubodzy, wychudli, niemyci, brodaci i uzbrojeni w wielkie topory.
Wszyscy błagali o taką samą łaskę, jakiej król udzielił Czerwonemu Psu. Jaeha-
erys zgadzał się, pod warunkiem że wyruszą na północ i wstąpią do Nocnej Stra-
ży. Setki przysięgły to uczynić, między innymi tak sławetna osobistość, jak Rob
Głodomór. Jak pisze wielki maester Benifer: „Przed upływem księżyca od koro-
nacji król Jaehaerys pogodził Żelazny Tron z Wiarą i położył kres rozlewowi
krwi dręczącemu Siedem Królestw podczas rządów jego stryja i ojca”.
ROK TRZECH ŚLUBÓW

49 OD PODBOJU

Rok 49 o.P. Aegona przyniósł mieszkańcom Westeros mile widzianą ulgę od


chaosu i konfliktów poprzednich lat. Był rokiem pokoju, dobrobytu i zawierania
małżeństw. W annałach Westeros jest znany jako Rok Trzech Ślubów.
Minęła zaledwie połowa cyklu księżyca od początku nowego roku, gdy z za-
chodu dotarły wieści o pierwszym z nich. Na Pięknej Wyspie położonej na mo-
rzu zachodzącego słońca Rhaena Targaryen poślubiła Androwa Farmana, drugie-
go syna miejscowego lorda. Dla pana młodego był to pierwszy ślub, dla panny
młodej trzeci. Choć Rhaena dwukrotnie owdowiała, miała dopiero dwadzieścia
sześć lat. Jej nowy mąż miał ich zaledwie siedemnaście, był więc wyraźnie od
niej młodszy. Był sympatycznym i przystojnym młodzieńcem, ponoć bez pamię-
ci zakochanym w nowej żonie.
Rolę mistrza ceremonii pełnił ojciec pana młodego, Marq Farman, lord Pięk-
nej Wyspy, a ślubu udzielił jego septon. Jedynymi wielkimi lordami wśród gości
byli Lyman Lannister z Casterly Rock i jego żona, Jocasta. Dwie dawne damy
dworu, Samantha Stokeworth i Alayne Royce, dotarły w pośpiechu na Piękną
Wyspę, by towarzyszyć królowej wraz z pełną werwy siostrą pana młodego,
lady Elissą. Resztę gości stanowili chorążowie i rycerze domowi zaprzysiężeni
rodowi Farmanów albo rodowi Lannisterów. Król i jego dworzanie o niczym nie
wiedzieli, aż do chwili, gdy kruk przyniósł wieści z Casterly Rock, dzień po
uczcie weselnej i pokładzinach, które przypieczętowały związek.
Kronikarze z Królewskiej Przystani donoszą, że królowa Alyssa poczuła się
głęboko urażona, iż nie zaproszono jej na wesele córki, i stosunki między nimi
nigdy już nie były tak ciepłe jak przedtem. Natomiast lord Rogar Baratheon
wściekł się, że Rhaena odważyła się wyjść za mąż bez zgody korony… co
w tym przypadku znaczyło bez jego zgody, jako że był namiestnikiem młodocia-
nego króla. Gdyby jednak zapytano go o zgodę, nie było pewne, czy by jej
udzielił, ponieważ wielu uważało, że Androw Farman, drugi syn pomniejszego
lorda, z pewnością nie był godzien ręki kobiety, która dwukrotnie była królową
i nadal pozostawała matką dziedziczki tronu. (Tak się składało, że w roku 49 naj-
młodszy z braci lorda Rogara nadal był nieżonaty, a jego lordowska mość miał
też dwóch bratanków, synów innego brata, którzy byli w odpowiednim wieku i z
uwagi na szlachetne pochodzenie można było ich uznać za odpowiednich kandy-
datów na męża wdowy z rodu Targaryenów. Te fakty mogły tłumaczyć zarówno
gniew namiestnika, jak i tajemnicę, którą otoczono ślub). Sam król Jaehaerys
i jego siostra, Alysanne, ucieszyli się z wieści, wysłali na Piękną Wyspę poda-
runki oraz gratulacje i rozkazali bić w dzwony dla uczczenia zawarcia małżeń-
stwa.
Gdy Rhaena Targaryen brała ślub na Pięknej Wyspie, w Królewskiej Przysta-
ni, król Jaehaerys i jego matka, królowa regentka, byli zajęci wyborem członków
rady, którzy przez następne dwa lata mieli pomagać w rządzeniu Siedmioma
Królestwami. Ich podstawowym celem pozostawało pojednanie, ponieważ po-
działy, które tak niedawno rozerwały Westeros na strzępy, bynajmniej nie zani-
kły. Młody król uważał, że gdyby nagradzali wyłącznie lojalistów i nie dopusz-
czali do władzy stronników Maegora oraz Wiary, otworzyliby na nowo stare
rany i wywołali kolejne pretensje. Jego matka była tego samego zdania.
W związku z tym Jaehaerys wyciągnął rękę do lorda Szczypcowej Wyspy,
Edwella Celtigara, który był królewskim namiestnikiem za panowania Maegora,
i wezwał go do Królewskiej Przystani, by służył jako lord skarbnik i starszy nad
monetą. Na lorda admirała i starszego nad okrętami młody król postanowił po-
wołać swego wuja, Daemona Velaryona, Lorda Przypływów, brata królowej
Alyssy, który jako jeden z pierwszych wielkich lordów odwrócił się od Maegora
Okrutnego. Prentysa Tully’ego, lorda Riverrun, wezwano na królewski dwór, by
służył jako starszy nad prawami. Towarzyszyła mu żona, lady Lucinda, po-
wszechnie szanowana i słynąca z pobożności. Dowództwo Straży Miejskiej, naj-
silniejszego zbrojnego oddziału w stolicy, król powierzył Qarlowi Corbrayowi,
lordowi Heart’s Home, który walczył nad Okiem Boga u boku Aegona Nieuko-
ronowanego. Nad nimi wszystkimi stał Rogar Baratheon, lord Końca Burzy
i królewski namiestnik.
Błędem byłoby nie doceniać wpływów Jaehaerysa Targaryena w czasach re-
gencji. Mimo młodego wieku król był obecny na większości spotkań rady (ale
nie na wszystkich, o czym wkrótce opowiemy) i nie cofał się przez zabieraniem
głosu. Niemniej w ostatecznym rozrachunku władzę sprawowali w owym okre-
sie matka Jaehaerysa, królowa regentka, oraz jego namiestnik, który również był
człowiekiem godnym szacunku.
Niebieskooki, czarnobrody i potężny jak byk lord Rogar był najstarszym
z pięciu braci, wnuków Orysa Jednorękiego, pierwszego lorda Końca Burzy wy-
wodzącego się z rodu Baratheonów. Orys był przyrodnim, bękarcim bratem
Aegona Zdobywcy i najbardziej zaufanym z jego dowódców. Zabił Argilaca
Aroganckiego i wziął sobie jego córkę za żonę. Lord Rogar mógł się więc chwa-
lić, że w jego żyłach płynie zarówno krew smoka, jak i starożytnych królów bu-
rzy. Jego lordowska mość nie władał biegle mieczem, woląc posługiwać się
w walce obusiecznym toporem. Często mawiał, że jego oręż jest „tak wielki
i ciężki, że może przebić czaszkę smoka”.
Za czasów panowania Maegora Okrutnego to były niebezpieczne słowa, ale
jeśli nawet Rogar Baratheon bał się gniewu Maegora, dobrze to ukrywał. Ci,
którzy go znali, nie zdziwili się, gdy udzielił azylu królowej Alyssie i jej dzie-
ciom po ich ucieczce z Królewskiej Przystani, a potem jako pierwszy ogłosił
księcia Jaehaerysa królem. Słyszano, jak jego brat Borys mówił, że Rogar marzy
o tym, by zmierzyć się w boju z królem Maegorem i powalić go uderzeniem
swego topora.
Los nie pozwolił mu jednak zrealizować tego pragnienia. Lord Rogar nie zo-
stał królobójcą, za to stał się twórcą królów i posadził króla Jaehaerysa na Żela-
znym Tronie. Tylko nieliczni kwestionowali jego prawo do zajęcia miejsca
u boku młodego króla jako namiestnik. Niektórzy posuwali się nawet do tego, że
szeptali, iż od tej pory Rogar Baratheon będzie prawdziwym władcą królestwa.
Jaehaerys był bowiem młodym chłopcem i synem słabego ojca, a jego matka
była tylko kobietą. A gdy ogłoszono, że lord Rogar i królowa Alyssa mają wziąć
ślub, szepty stały się jeszcze głośniejsze… kim bowiem jest pan mąż królowej,
jeśli nie królem?
Lord Rogar był już przedtem żonaty, ale jego żona zmarła młodo. Gorączka
zabrała ją niespełna rok po ich ślubie. Królowa regentka Alyssa miała czterdzie-
ści dwa lata i uważano, że okres płodności ma już za sobą. Septon Barth, który
pisał to sporo lat później, mówi nam, że Jaehaerys był przeciwny temu małżeń-
stwu. Młody król uważał, że namiestnik sięga po zbyt wiele i kieruje nim raczej
pragnienie władzy i wysokiej pozycji niż autentyczny afekt do Alyssy. Gniewał
się też dlatego, że ani jego matka, ani jej zalotnik nie spytali go o zdanie… ale
skoro nie sprzeciwiał się ślubowi siostry, uważał, że nie ma też prawa uniemożli-
wić zawarcia małżeństwa matce. Dlatego Jaehaerys trzymał język za zębami
i nie wspominał o swych zastrzeżeniach nikomu poza kilkoma najbardziej zaufa-
nymi powiernikami.
Namiestnika podziwiano za odwagę, szanowano za siłę i bano się, ponieważ
był biegły w walce i świetnie władał bronią. Królową regentkę kochano. Jest
taka piękna, odważna i tragiczna, mówiły o niej kobiety. Nawet ci lordowie, któ-
rzy wzdrygali się na myśl o tym, że mogłaby nimi rządzić przedstawicielka płci
żeńskiej, uznawali w niej swego seniora. Poczucie bezpieczeństwa dawała im
świadomość, że u jej boku stoi Rogar Baratheon, a młodemu królowi został tyl-
ko niespełna rok do szesnastego dnia imienia.
Pamiętano, że była pięknym dzieckiem, córką potężnego Aethana Velaryona,
Lorda Przypływów, i jego pani żony, Alarry z rodu Masseyów. Wywodziła się ze
starożytnego, dumnego i bogatego rodu, matka Alyssy słynęła jako wielka pięk-
ność, a jej dziadek zaliczał się do najstarszych i najbliższych przyjaciół Aegona
Smoka i jego królowych. Bogowie pobłogosławili Alyssę ciemnofioletowymi
oczami i lśniącymi, srebrnymi włosami dawnej Valyrii, dali jej też urok, dowcip
i dobroć. Gdy dorosła, otaczali ją zalotnicy zjeżdżający się ze wszystkich zakąt-
ków Siedmiu Królestw. Nigdy jednak nie było wątpliwości, kogo poślubi. Dla
takiej dziewczyny jak ona odpowiednia była tylko królewska krew. Dlatego
w roku 22 o.P. wyszła za księcia Aenysa Targaryena, niekwestionowanego dzie-
dzica Żelaznego Tronu.
Ich małżeństwo było szczęśliwe i płodne. Książę Aenys był czułym i delikat-
nym mężem, miał ciepłą naturę, był szczodry i zawsze dochowywał wierności
żonie. Alyssa dała mu pięcioro silnych i zdrowych dzieci, dwie córki i trzech sy-
nów (szóste dziecko, kolejna córka, zmarło w kołysce wkrótce po narodzinach).
Po śmierci Aegona Zdobywcy w roku 37 o.P. korona przypadła Aenysowi,
a Alyssa została jego królową.
W następnych latach była świadkiem tego, jak władza jej męża kruszyła się
i obracała w popiół. Wrogowie otaczali go ze wszystkich stron. W roku 42 o.P.
zmarł, złamany i otoczony pogardą. Miał tylko trzydzieści pięć lat. Królowa led-
wie miała czas odbyć po nim żałobę, nim brat Aenysa zagarnął tron, prawowicie
należący do najstarszego syna zmarłego króla. Widziała, jak jej syn zbuntował
się przeciwko stryjowi i zginął razem ze swym smokiem. Niedługo później jej
drugi syn podążył za pierwszym na pogrzebowy stos, zamęczony na torturach
przez Tyannę z Wieży. Razem z dwójką najmłodszych dzieci Alyssa stała się
więźniem sprawcy śmierci jej synów, a potem świadkiem tego, jak jej najstarszą
córkę zmuszono do poślubienia tego samego potwora.
W grze o tron często jednak zdarzają się niezwykłe zwroty. Niedługo później
upadek spotkał samego Maegora, w znacznym stopniu dzięki odwadze owdo-
wiałej królowej Alyssy i śmiałości lorda Rogara, który zaoferował jej przyjaźń
i azyl, gdy nikt inny nie chciał tego uczynić. Bogowie byli dla nich łaskawi
i przyznali im zwycięstwo, a teraz kobieta, która przyszła na świat jako Alyssa
z rodu Velaryonów, otrzymała drugą szansę na szczęście u boku nowego męża.
Ślub królewskiego namiestnika i królowej regentki musiał być nieporównanie
wspanialszy od skromnych zaślubin owdowiałej królowej Rhaeny. Wielki Sep-
ton miał osobiście odprawić ceremonię siódmego dnia siódmego księżyca nowe-
go roku, w nieukończonej jeszcze Smoczej Jamie, nadal pozbawionej sklepienia.
Jej liczne poziomy kamiennych ław pomieszczą dziesiątki tysięcy widzów, któ-
rzy przyjdą zobaczyć ceremonię zawarcia małżeństwa. Przewidziano też wielki
turniej, siedem dni uczt i zabaw, a nawet pozorowaną bitwę morską, która miała
się odbyć na wodach Czarnej Zatoki.
Odkąd żywi sięgali pamięcią, w Westeros nie było ślubu choć w połowie tak
wspaniałego jak ten. Z całych Siedmiu Królestw, a także z innych krain zjeżdżali
się wielcy i mali lordowie pragnący wziąć udział w uroczystościach. Donnel Hi-
ghtower przybył ze Starego Miasta w towarzystwie stu rycerzy i siedemdziesię-
ciu siedmiu Najpobożniejszych, składających się na świtę Jego Wielkiej Świąto-
bliwości Wielkiego Septona. Lyman Lannister przyprowadził ze sobą z Casterly
Rock trzystu rycerzy. Brandon Stark, schorowany lord Winterfell, pokonał długą
drogę z północy w towarzystwie synów, Waltona i Alarica, a także dwunastu
wojowniczych chorążych i trzydziestu zaprzysiężonych braci z Nocnej Straży.
Dolinę reprezentowali lordowie Arryn, Corbray i Royce, a Dornijskie Pograni-
cze lordowie Selmy, Dondarrion i Tarly. Zjawili się nawet wielcy i potężni spoza
granic Siedmiu Królestw. Książę Dorne przysłał siostrę, a morski lord Braavos
syna. Archont Tyrosh osobiście przypłynął zza morza w towarzystwie dziewi-
czej córki, przybyło też dwudziestu dwóch magistrów z Wolnego Miasta Pentos.
Wszyscy przywieźli cenne dary dla namiestnika i królowej regentki, najhojniejsi
jednak byli ci, którzy jeszcze niedawno zaliczali się do stronników Maegora,
a także Rickard Rowan i Torgen Oakheart, którzy maszerowali z septonem Księ-
życem.
Goście weselni oficjalnie przybyli na ślub Rogara Baratheona z królową wdo-
wą, nie powinniśmy jednak wątpić, że kierowały nimi również inne motywy.
Wielu pragnęło porozmawiać z namiestnikiem, często uważanym za prawdziwe-
go władcę Siedmiu Królestw, inni zaś chcieli ocenić wartość młodocianego kró-
la. Jego Miłość nie odmówił im tej szansy. Ser Gyles Morrigen, obrońca i za-
przysiężona tarcza króla, oznajmił, że Jaehaerys chętnie przyzna audiencję każ-
demu lordowi bądź rycerzowi na włościach, który zapragnie się z nim spotkać.
Stu dwudziestu z nich przyjęło zaproszenie. Młody król zrezygnował z wielkiej
komnaty i majestatu Żelaznego Tronu, woląc prywatność samotni, w której to-
warzyszyli mu tylko ser Gyles, maester i kilku służących.
Ponoć zachęcał każdego z gości, by szczerze przedstawił swą opinię o proble-
mach trapiących Siedem Królestw i o tym, jak najlepiej je przezwyciężyć.
— Nie jest synem swego ojca — oznajmił później swojemu maesterowi lord
Royce. Mogła to być pochwała udzielana z niechęcią, ale jednak pochwała. Sły-
szano, jak lord Vance z Wayfarer’s Rest powiedział „Słucha dobrze, ale mówi
niewiele”. Rickard Rowan uznał, że Jaehaerys jest łagodny i przemawia spokoj-
nym tonem, Kyle Connington uważał go za dowcipnego i wesołego, Morton Ca-
ron zaś za ostrożnego i sprytnego.
— Śmieje się często i swobodnie, nawet z samego siebie — stwierdził z apro-
batą Jon Mertyns, jednak Alec Hunter uznał go za poważnego, a Torgen Oakhe-
art za ponurego. Lord Mallister oznajmił, że Jaehaerys jest mądry ponad swoje
lata, a lord Darry uważał, że zostanie on „królem, przed którym każdy lord klęk-
nie z dumą”. Największa pochwała padła zaś z ust Brandona Starka, lorda Win-
terfell, który rzekł: „Widzę w nim jego dziadka”.
Królewski namiestnik nie był obecny na żadnej z tych audiencji, nie powinni-
śmy jednak uważać, że lord Rogar był niedbałym gospodarzem. Czas spędzany
z gośćmi przez jego lordowską mość poświęcano innym sprawom. Lord Rogar
jeździł z nimi na polowania z psami i z sokołami, oddawał się grom hazardo-
wym, ucztował, a także „całkowicie osuszył królewskie piwnice”. Po ślubie, gdy
rozpoczął się turniej, namiestnik przyglądał się każdej walce, otoczony wesołą
i często pijaną grupą wielkich lordów i sławnych rycerzy.
Jednakże najbardziej legendarna z zabaw urządzonych przez jego lordowską
mość wydarzyła się dwa dni przed ceremonią ślubną. Nie zachowały się o niej
żadne wzmianki w dworskich kronikach, ale opowieści powtarzane przez służą-
cych i krążące później przez wiele lat wśród prostaczków mówią, że bracia lorda
Rogara przywieźli zza morza siedem dziewic z najlepszych domów rozkoszy
w Lys. Królowa Alyssa już przed wielu laty oddała dziewictwo Aenysowi Targa-
ryenowi, zatem lord Rogar nie mógł go jej pozbawić w noc poślubną. Lyseńskie
dziewczęta miały mu wynagrodzić tę stratę. Jeśli wierzyć szeptom słyszanym
później na dworze, jego lordowska mość zdeflorował cztery z nich, nim pokona-
ły go zmęczenie i trunek. Jego bracia, bratankowie i przyjaciele poradzili sobie
z pozostałymi trzema, a także z czterdziestoma starszymi pięknościami, które
przypłynęły z Lys razem z nimi.
Podczas gdy namiestnik się bawił, a król Jaehaerys udzielał audiencji lordom
Siedmiu Królestw, młodsza siostra króla, księżniczka Alysanne, towarzyszyła
szlachetnie urodzonym damom, które również przybyły na ślub. Starsza siostra
króla, Rhaena, postanowiła, że się na nim nie zjawi. Wolała zostać na Pięknej
Wyspie z nowym mężem i jego dworem. Natomiast królowa regentka Alyssa
była zajęta przygotowaniami do uroczystości. Dlatego zadanie zabawiania żon,
córek oraz sióstr wielkich i potężnych przypadło Alysanne. Choć młoda księż-
niczka dopiero niedawno ukończyła trzynaście lat, wszyscy się zgadzali, że po-
radziła sobie znakomicie. Przez siedem dni i siedem nocy jadła śniadanie z jedną
grupą szlachetnie urodzonych dam, obiad z drugą, a kolację z trzecią. Pokazała
im cuda Czerwonej Twierdzy, żeglowała z nimi po Czarnej Zatoce i jeździła
konno po mieście.
Alysanne Targaryen, najmłodsze dziecko króla Aenysa i królowej Alyssy, do
tej pory nie była zbyt dobrze znana wśród lordów i dam Siedmiu Królestw. Przez
całe dzieciństwo pozostawała w cieniu braci i starszej siostry, Rhaeny, a jeśli
w ogóle o niej wspominano, zwano ją „małą dziewczynką” albo „drugą córką”.
Rzeczywiście była mała: drobna i szczupła. Często mówiono, że jest ładna, ale
rzadko uważano ją za piękną, mimo że pochodziła z rodu słynącego z urody.
Oczy miała raczej niebieskie niż fioletowe, a jej włosy były plątaniną loków bar-
wy miodu. Nikt jednak nie wątpił, że jest bystra.
Później opowiadano, że nauczyła się czytać, nim odstawiono ją od piersi,
a nadworny błazen żartował, że mała Alysanne pobrudziła valyriańskie zwoje
mlekiem mamki, bo próbowała czytać, ssąc jednocześnie pokarm. Septon Barth
mawiał, że gdyby była chłopcem, z pewnością wysłano by ją do Cytadeli, żeby
wykuła łańcuch maestera… albowiem ów mędrzec cenił Alysanne jeszcze wyżej
niż jej mąż, któremu tak długo służył. To jednak miało się wydarzyć dopiero za
wiele lat. W roku 49 o.P. Alysanne była tylko trzynastoletnią dziewczyną, lecz
wszyscy kronikarze zgadzają się, że wywarła głębokie wrażenie na tych, którzy
mieli okazję ją poznać.
Gdy wreszcie nadszedł dzień ślubu, ponad czterdzieści tysięcy prostaczków
przyszło do budowanej na szczycie wzgórza Rhaenys Smoczej Jamy, by być
świadkami połączenia węzłem małżeńskim królowej regentki i królewskiego na-
miestnika. (Niektórzy obserwatorzy podają nawet wyższą liczbę). Tysiące dal-
szych pozdrawiały lorda Rogara i królową Alyssę radosnymi okrzykami na uli-
cach, gdy orszak posuwał się przez miasto w towarzystwie setek rycerzy na na-
krytych czaprakami koniach oraz uderzających w dzwonki sept. Jak napisał
wielki maester Benifer: „Nigdy dotąd w annałach Westeros nie opisano czegoś
równie wspaniałego. Lord Rogar był cały obleczony w złotogłów, a na głowie
miał półhełm zwieńczony porożem. Natomiast płaszcz panny młodej wyszyto
błyszczącymi klejnotami. Trójgłowy smok rodu Targaryenów i konik morski Ve-
laryonów spoglądały na siebie na podzielonym w słup polu”.
Bez względu na cały splendor nowożeńców w następnych latach w Królew-
skiej Przystani opowiadano przede wszystkim o dzieciach Alyssy. Król Jaeha-
erys i księżniczka Alysanne pojawili się na samym końcu, opadając z błękitnego
nieba na swych smokach Vermithorze i Srebrnoskrzydłej (pamiętajmy, że Smo-
cza Jama nadal nie miała wielkiej kopuły, która miała się stać jej największą
chwałą). Gdy obie bestie obniżały lot, ich potężne, skórzaste skrzydła wzbijały
w górę tumany piasku ku zachwytowi i przerażeniu rzesz gapiów. (Często po-
wtarzana opowieść o tym, że na widok smoków stary Wielki Septon zanieczyścił
szaty, zapewne jest tylko kalumnią).
O samej ceremonii ślubnej oraz uczcie i pokładzinach, które odbyły się zgod-
nie z planem, nie musimy opowiadać zbyt wiele. W ogromnej komnacie trono-
wej Czerwonej Twierdzy ucztowali najwięksi lordowie Siedmiu Królestw i naj-
wyżej postawieni spośród gości zza morza. Reszta lordów, razem z ich rycerza-
mi i zbrojnymi, zasiadła na dziedzińcach i w mniejszych komnatach zamku, na-
tomiast prostaczkowie z Królewskiej Przystani bawili się w setkach karczm,
winnych szynków, garkuchni i burdeli. Wiarygodne relacje zapewniają, że choć
lord Rogar przemęczył się ponoć dwie noce wcześniej, spełnił mężowskie obo-
wiązki z wigorem, zagrzewany okrzykami pijanych braci.
Po ślubnej uroczystości nastąpił trwający siedem dni turniej, który zafascyno-
wał przyjezdnych lordów i mieszkańców miasta. Wszyscy się zgadzali, że
w Westeros od wielu lat nie widziano równie zaciekłych i wspaniałych walk
w szrankach… ale to starcia toczone na piechotę, z mieczami, włóczniami i to-
porami w rękach naprawdę rozbudziły namiętności tłumu, i to nie bez powodu.
Przypomnijmy, że trzech z siedmiu rycerzy z Gwardii Królewskiej Maegora
nie żyło, a czterech pozostałych wysłano na Mur, by przywdziali czerń. Do tej
pory król Jaehaerys mianował na ich miejsce tylko ser Gylesa Morrigena i ser
Joffreya Tolletta. Królowa regentka Alyssa wpadła na pomysł, by pięć wakatów
obsadzić przez próbę walki, a jaka okazja mogłaby być lepsza niż ślub, na który
zjadą się rycerze z całych Siedmiu Królestw?
— Maegor miał starców, lizusów, tchórzy i bestie — oznajmiła. — Ja chcę,
żeby mojego syna strzegli najlepsi rycerze, jakich można znaleźć w Westeros,
wierni i uczciwi mężczyźni o niekwestionowanej odwadze i lojalności. Niech
zdobędą swe płaszcze w walce, na oczach całego królestwa.
Król Jaehaerys szybko poparł pomysł matki, wprowadził jednak do niego
pewną praktyczną modyfikację. Młody król mądrze zarządził, że jego obrońcy
muszą dowieść swej biegłości w pieszej walce, a nie w szrankach.
— Ludzie, którzy mają złe zamiary wobec swego króla, rzadko atakują na ko-
niu i z kopią w rękach — stwierdził Jego Miłość. Dlatego walki w szrankach,
które urządzono po ślubie jego matki, zostały przyćmione przez szalone walki
zbiorowe i krwawe pojedynki, które maesterzy mieli nazwać Wojną o Białe
Płaszcze.
O zaszczyt służby w Gwardii Królewskiej pragnęły się ubiegać setki rycerzy.
Dlatego walki trwały całe siedem dni. Niektórzy z barwniejszych kandydatów
stali się ulubieńcami prostaczków, głośno zagrzewających ich do walki. Jednym
z nich był „Pijany Rycerz”, ser Willam Stafford, niski, tęgi, brzuchaty mężczy-
zna, zawsze sprawiający wrażenie tak zalanego, że trudno było uwierzyć, iż jest
w stanie utrzymać się na nogach, nie wspominając już o walce. Nisko urodzeni
przezwali go „Beką Ale” i śpiewali „Brawo, brawo, Beka Ale”, gdy tylko stawał
do walki. Innym ulubieńcem tłumów był Bard z Zapchlonego Tyłka, który szy-
dził z przeciwników, śpiewając przed każdą walką sprośne piosenki. Mnóstwo
zwolenników miał również szczupły, tajemniczy rycerz znany tylko jako Wąż
w Szkarłacie. Gdy w końcu go pokonano i zdjęto mu maskę, okazało się, że jest
kobietą, Jonquil Darke, bękarcią córką lorda Duskendale.
Jednakże żaden z nich nie zdobył białego płaszcza. Ci, którym się powiodło,
choć mniej szaleni, dowiedli, że nie mają sobie równych, jeśli chodzi o odwagę,
rycerskość i biegłość we władaniu bronią. Tylko jeden z nich był potomkiem lor-
dowskiego rodu — ser Lorence Roxton z Reach. Dwaj byli zaprzysiężonymi
mieczami — ser Victor Waleczny, jeden z domowników lorda Royce’a z Rune-
stone, i ser Willam Osa, służący lordowi Smallwoodowi z Żołędziowego Dworu.
Najmłodszy ze zwycięzców, Pate Słonka, walczył włócznią, a nie mieczem,
a niektórzy powątpiewali, czy w ogóle był rycerzem, ale władał swą wybraną
bronią tak biegle, że ser Joffrey Doggett rozstrzygnął spór, osobiście pasując
chłopaka przy aplauzie setek widzów.
Najstarszym ze zwycięzców był posiwiały wędrowny rycerz zwany Samgo-
odem z Kwaśnego Wzgórza, sześćdziesięciotrzyletni mężczyzna naznaczony
licznymi bliznami, który przechwalał się, że walczył w stu bitwach „i nie pytaj-
cie po czyjej stronie, to sprawa tylko moja i bogów”. Jednooki, łysy i prawie
bezzębny Kwaśny Sam był chudy jak tyczka, ale w walce poruszał się szybko,
jakby był o połowę młodszy, a jego straszliwą biegłość wspierało doświadczenie
zdobyte przez dziesięciolecia uczestniczenia w bitwach wielkich i małych.
Jaehaerys Pojednawca zasiadał na Żelaznym Tronie przez pięćdziesiąt pięć lat
i podczas tego długiego panowania wielu rycerzy nosiło białe płaszcze w jego
służbie — więcej niż w służbie jakiegokolwiek innego monarchy. Słusznie jed-
nak powiadano, że żaden Targaryen nie mógł się pochwalić Gwardią Królewską,
która mogłaby się równać z Pierwszymi Siedmioma młodego króla.
Wojna o Białe Płaszcze zakończyła uroczystości, które wkrótce stały się znane
jako Złote Gody. Gdy goście opuszczali Królewską Przystań, by wrócić do
swych włości i twierdz, wszyscy się zgadzali, że byli świadkami wspaniałego
wydarzenia. Młody król zdobył podziw i miłość wielu lordów wielkich i małych,
a ich siostry, żony i córki wysławiały ciepło, jakie okazała im księżniczka Aly-
sanne. Prostaczkowie z Królewskiej Przystani również byli zadowoleni. Wszyst-
ko wskazywało na to, że ich młodociany król okaże się sprawiedliwym, łaska-
wym i rycerskim władcą, a jego namiestnik, lord Rogar, był szczodry i śmiały
w bitwie. Najbardziej zadowoleni byli z pewnością miejscy oberżyści, szynka-
rze, piwowarzy, kupcy, rzezimieszki, kurwy i właściciele burdeli. Wszyscy zaro-
bili bardzo wiele dzięki gościom, którzy tłumnie odwiedzili miasto.
Chociaż Złote Gody były najwspanialszym i najsławniejszym z zawartych
w roku 49 o.P. ślubów, zdecydowanie największe znaczenie miał ten trzeci
z nich.
Gdy tylko królowa regentka i królewski namiestnik wzięli ślub, zajęli się po-
szukiwaniem odpowiedniej małżonki dla króla Jaehaerysa… a także, choć
w mniejszym stopniu, małżonka dla jego siostry, księżniczki Alysanne. Dopóki
młodociany król się nie ożeni i nie spłodzi potomstwa, dziedziczkami tronu po-
zostaną córki jego siostry Rhaeny… ale Aerea i Rhaella nadal były dziećmi,
a wielu uważało, że zupełnie się nie nadają na królowe.
Co więcej, lord Rogar i królowa Alyssa obawiali się, co mogłoby spotkać Sie-
dem Królestw, gdyby Rhaena Targaryen wróciła z zachodu i została regentką
córki. Choć nikt nie ważył się powiedzieć tego głośno, nie ulegało wątpliwości,
że między dwiema królowymi zapanowała niezgoda, albowiem córka nie przy-
była na ślub matki ani nie zaprosiła jej na własny. Niektórzy posuwali się nawet
do powtarzania szeptów, że Rhaena jest czarodziejką i posłużyła się mrocznymi
sztukami, by zamordować Maegora na Żelaznym Tronie. Z tych powodów było
bardzo ważne, by król Jaehaerys jak najszybciej się ożenił i spłodził syna.
Trudniej jednak było odpowiedzieć na pytanie, z kim powinien się ożenić.
Lord Rogar, który snuł plany rozszerzenia władzy Żelaznego Tronu na drugą
stronę wąskiego morza, do Essos, zgłosił propozycję zawarcia sojuszu z Tyrosh
poprzez ślub Jaehaerysa z córką archonta, urodziwą piętnastoletnią dziewczyną,
która na ślubie oczarowała wszystkich swym dowcipem, skłonnością do flirtów
i niebieskozielonymi włosami.
W tej sprawie lordowi Rogarowi sprzeciwiła się jednak jego własna żona, kró-
lowa Alyssa. Upierała się, że prostaczkowie z Westeros nigdy nie zaakceptują
cudzoziemskiej dziewczyny z farbowanymi lokami jako swej królowej, bez
względu na to, jak czarujący ma akcent. A wierni będą się sprzeciwiać jej zacie-
kle, albowiem powszechnie wiedziano, że Tyroshijczycy nie wyznają Siedmiu,
lecz oddają cześć Czerwonemu R’hllorowi, Twórcy Wzorców, trójgłowemu
Triosowi i innym dziwacznym bogom. Wolała poszukać kandydatki wśród ro-
dów, które stanęły po stronie Aegona Nieukorowanego w bitwie nad Okiem
Boga. Niech Jaehaerys poślubi córkę Vance’ów, Corbrayów, Westerlingów albo
Piperów, upierała się. Lojalność powinno się nagradzać, a takim małżeństwem
król uhonoruje pamięć Aegona oraz odwagę tych, którzy za niego walczyli i dla
niego ginęli.
Temu pomysłowi najgłośniej sprzeciwił się wielki maester Benifer, zauważa-
jąc, że szczerość ich wezwań do pokoju i pojednania mogłaby zostać podana
w wątpliwość, gdyby zauważono, że przedkładają tych, którzy walczyli dla
Aegona, nad tych, którzy dochowali wierności Maegorowi. Benifer uważał, że
lepszym wyborem byłaby córka jednego z wielkich rodów, które brały niewielki
udział w wojnie między stryjem a bratankiem bądź też nie uczestniczyły w niej
wcale — Tyrellów, Hightowerów albo Arrynów.
Różnica opinii między królewskim namiestnikiem, królową regentką i wiel-
kim maesterem dodała śmiałości pozostałym członkom rady, którzy zaczęli zgła-
szać własne kandydatki. Prentys Tully, królewski najwyższy sędzia, zapropono-
wał młodszą siostrę swej żony Lucindy, słynącą z pobożności. Jej wybór z pew-
nością zadowoliłby Wiarę. Daemon Velaryon, lord admirał, zasugerował, że Jae-
haerys mógłby się ożenić z owdowiałą królową Elinor z rodu Costayne’ów. Cóż
mogłoby lepiej zademonstrować, że zwolennikom Maegora wybaczono, niż ślub
z jedną z Czarnych Żon, a być może nawet adopcja jej trzech synów z pierwsze-
go małżeństwa? Królowa Elinor dowiodła swej płodności, co było kolejnym ar-
gumentem na jej korzyść. Lord Celtigar miał dwie niezamężne córki i zasłynął
z tego, że zaproponował Maegorowi, by wybrał sobie którąś z nich. Teraz zaofe-
rował te same dziewczęta Jaehaerysowi. Lord Baratheon nie chciał o tym sły-
szeć.
— Widziałem twoje córki — rzekł Celtigarowi Rogar. — Nie mają podbród-
ków, cycków ani rozumu.
Królowa regentka i jej rada w ciągu następnego cyklu księżyca wiele razy
dyskutowali o kwestii małżeństwa króla, ale nie zbliżyli się do osiągnięcia poro-
zumienia. Samego Jaehaerysa nie poinformowano o tych debatach. W tej spra-
wie królowa Alyssa i lord Rogar zgadzali się ze sobą. Jaehaerys mógł być mądry
ponad swoje lata, ale nadal pozostawał chłopcem. I władały nim chłopięce pra-
gnienia, które w tej kwestii nie mogły przeważyć nad dobrem królestwa. Szcze-
gólnie królowa Alyssa nie miała najmniejszej wątpliwości, kogo postanowi po-
ślubić jej syn, jeśli zostawi mu się prawo wyboru: jej najmłodszą córkę i swą
siostrę, księżniczkę Alysanne.
Rzecz jasna, w rodzie Targaryenów bracia żenili się z siostrami od stuleci,
a Jaehaerys i Alysanne dorastali w przekonaniu, że oni również się pobiorą, po-
dobnie jak ich starsze rodzeństwo, Aegon i Rhaena. Co więcej, Alysanne była
tylko dwa lata młodsza od brata, oboje zawsze byli ze sobą blisko i czuli do sie-
bie nawzajem silną sympatię oraz szacunek. Ich ojciec, król Aenys, z pewnością
chciałby, żeby się pobrali. Ich matka również kiedyś by tego chciała, ale okrop-
ności, których była świadkiem od czasu śmierci męża, przekonały królową Alys-
sę do zmiany zdania. Choć Synów Wojownika oraz Braci Ubogich rozwiązano
i wyjęto spod prawa, wielu dawnych członków obu zakonów pozostawało na
swobodzie i mogło znowu chwycić za miecze, gdyby ich sprowokowano. Królo-
wa regentka obawiała się ich gniewu, dobrze bowiem pamiętała wszystko, co
spotkało jej syna Aegona i jej córkę Rhaenę, gdy ogłoszono wieści o ich ślubie.
— Nie odważymy się znowu wstąpić na tę drogę — powtarzała ponoć często.
W tej sprawie popierał ją najnowszy z luminarzy królewskiego dworu, septon
Mattheus z Najpobożniejszych, który pozostał w Królewskiej Przystani, gdy
reszta jego braci wróciła do Starego Miasta razem z Wielkim Septonem. Był po-
tężny jak wieloryb i słynął nie tylko ze swej tuszy, lecz również ze wspaniałości
szat. Przechwalał się pochodzeniem od królów z dynastii Gardenerów, którzy
ongiś władali Reach. Wielu uważało za niemal pewne, że zostanie następnym
Wielkim Septonem.
Obecnie piastujący ten urząd człowiek, przezwany przez septona Księżyca
„Wielkim Lizusem”, był ostrożny i zgodny, dopóki więc to on przemawiał
w imieniu Siedmiu ze swej siedziby w Gwiezdnym Sepcie, nie było wielkiego
niebezpieczeństwa, że potępi jakiekolwiek małżeństwo. Ojciec Wiernych nie był
już jednak młody. Ludzie powiadali, że podróż do Królewskiej Przystani na Zło-
te Gody omal nie wpędziła go do grobu.
— Gdyby zrządzeniem bogów jego płaszcz przypadł mnie, Jego Miłość mógł-
by, rzecz jasna, liczyć na moje poparcie, bez względu na to, jakiego wyboru do-
kona — zapewnił septon Mattheus królową regentkę i jej doradców — ale nie
wszyscy moi bracia są tego samego zdania, a… jeśli wolno mi to powiedzieć, są
też inni Księżyce… Zważywszy na wszystko, co się wydarzyło, małżeństwo bra-
ta z siostrą byłoby w tej chwili straszliwą zniewagą dla pobożnych. Obawiam się
tego, co mogłoby się stać.
Jego słowa potwierdziły obawy królowej. W związku z tym Rogar Baratheon
i pozostali lordowie przestali brać pod uwagę księżniczkę Alysanne jako kandy-
datkę na żonę dla Jaehaerysa. Księżniczka miała już trzynaście lat i niedawno
zakwitła po raz pierwszy, uważano więc, że powinno się ją jak najszybciej wy-
dać za mąż. Choć rada nadal nie uzgodniła stanowisk w sprawie odpowiedniej
żony dla króla, szybko się zgodziła, że księżniczka powinna siódmego dnia no-
wego roku poślubić Orryna Baratheona, najmłodszego z braci lorda Rogara.
Taką decyzję podjęli królewski namiestnik, królowa regentka, członkowie
rady oraz doradcy. Jak jednak często się zdarzało, ich plan szybko spalił na pa-
newce, albowiem nie docenili siły woli i determinacji samej Alysanne Targaryen
oraz młodego króla Jaehaerysa.
Nie ogłoszono żadnych wieści o zaręczynach Alysanne, nie wiemy więc, jak
ta informacja dotarła do jej uszu. Wielki maester Benifer podejrzewał któregoś
ze służących, wielu ich przewijało się bowiem przez samotnię królowej, gdy lor-
dowie debatowali. Lord Rogar przypuszczał, że winny może być lord admirał
Daemon Velaryon, dumny człowiek, który mógł sądzić, że Baratheonowie po-
zwalają sobie na zbyt wiele i chcą odebrać Lordom Przypływów pozycję drugie-
go pod względem znaczenia rodu w Siedmiu Królestwach. Po latach, gdy te wy-
darzenia przeszły do legend, prostaczkowie powtarzali opowieści o „szczurach
ukrytych w ścianach”, które podsłuchały rozmowy lordów i popędziły z wieścia-
mi do księżniczki.
Nie zachowały się żadne zapiski o tym, co powiedziała albo pomyślała Aly-
sanne Targaryen, kiedy usłyszała, że mają ją wydać za mężczyznę dziesięć lat od
niej starszego, którego ledwie znała i (jeśli wierzyć plotkom) nie lubiła. Wiemy
tylko, co zrobiła. Inna dziewczyna mogłaby płakać, wściekać się albo pobiec do
matki, żeby ją błagać. W wielu smutnych pieśniach panny zmuszane do nie-
chcianego małżeństwa rzucają się z wysokich wież na spotkanie śmierci. Księż-
niczka Alysanne postąpiła inaczej. Poszła prosto do Jaehaerysa.
Młody król był równie niezadowolony jak jego siostra.
— Nie wątpię, że planują także mój ślub — skonkludował natychmiast. Po-
dobnie jak jego siostra Jaehaerys nie tracił czasu na wyrzuty, oskarżenia ani
prośby. Wybrał działanie. Wezwał gwardzistów królewskich i rozkazał im na-
tychmiast pożeglować na Smoczą Skałę, gdzie wkrótce się z nimi spotka.
— Poprzysięgliście mi swoje miecze oraz posłuszeństwo — przypomniał
swym Siedmiu. — Pamiętajcie o tych ślubach i nikomu nie wspominajcie, że za-
mierzam opuścić stolicę.
Gdy zapadła noc, król Jaehaerys i Alysanne dosiedli pod osłoną ciemności
swych smoków, Vermithora oraz Srebrnoskrzydłej, i opuścili Czerwoną Twier-
dzę, udając się do starożytnej cytadeli Targaryenów zbudowanej u stóp Smoczej
Góry. Pierwsze słowa wypowiedziane przez młodego króla po lądowaniu
brzmiały ponoć:
— Potrzebuję septona.
Król słusznie nie ufał septonowi Mattheusowi, który z pewnością zdradziłby
jego plan, ale septem w Smoczej Skale zajmował się staruszek imieniem
Oswyck, który znał Jaehaerysa i Alysanne od urodzenia i uczył ich tajemnic
Siedmiu, gdy byli dziećmi. W młodszym wieku septon Oswyck był duchowym
doradcą króla Aenysa, a gdy był chłopcem, służył jako nowicjusz na dworze
królowej Rhaenys. Bardzo dobrze znał obowiązującą w rodzie Targaryenów tra-
dycję zawierania małżeństw między rodzeństwem, a gdy usłyszał rozkaz króla,
wykonał go natychmiast.
Po kilku dniach na galerze płynącej z Królewskiej Przystani przybyła Gwardia
Królewska. Następnego ranka, o wschodzie słońca Jaehaerys Targaryen, Pierw-
szy Tego Imienia, na wielkim dziedzińcu Smoczej Skały pojął za żonę na oczach
bogów, ludzi i smoków swą siostrę Alysanne. Ceremonię odprawił septon
Oswyck. Staruszek nie pominął żadnego elementu, choć jego głos był słaby
i drżący. Siedmiu rycerzy Gwardii Królewskiej było świadkami zawarcia związ-
ku. Ich białe płaszcze łopotały na wietrze. Garnizon zamku oraz służący również
przyglądali się ceremonii, podobnie jak znaczna część prostaczków z wioski ry-
backiej, która przycupnęła pod potężnym murem kurtynowym Smoczej Skały.
Po uroczystości odbyła się skromna uczta. Wzniesiono wiele toastów na cześć
młodocianego króla i jego nowej królowej. Następnie Jaehaerys i Alysanne udali
się do sypialni, w której Aegon Zdobywca sypiał ongiś ze swą siostrą Rhaenys.
Z uwagi na młody wiek panny młodej nie było ceremonii pokładzin i małżeń-
stwo nie zostało skonsumowane.
Okazało się to bardzo ważne, gdy lord Rogar i królowa Alyssa przybyli spóź-
nieni z Królewskiej Przystani na pokładzie galery wojennej. Towarzyszyło im
dwunastu rycerzy, czterdziestu zbrojnych, septon Mattheus i wielki maester Be-
nifer, którego listy przekazują nam najbardziej szczegółową relację z tego, co się
wydarzyło.
Jaehaerys i Alysanne spotkali się z nimi za bramami zamku, trzymając się za
ręce. Powiadają, że królowa Alyssa rozpłakała się na ich widok.
— Głupie dzieci — rzekła im. — Nie macie pojęcia, co uczyniliście.
Wtedy przemówił septon Mattheus, który skarcił grzmiącym głosem króla
i królową, zapowiadając, że plugastwo, którego się dopuścili, ponownie ciśnie
całe Westeros w otchłań wojny.
— Ludzie będą przeklinać wasze kazirodztwo od Dornijskiego Pogranicza aż
po Mur. Każdy pobożny syn Ojca i Matki słusznie nazwie was grzesznikami.
Benifer opowiada, że twarz krzyczącego septona zrobiła się czerwona i obrzę-
kła, a z ust tryskała mu ślina.
Jaehaerysa Pojednawcę annały Siedmiu Królestw nie bez powodu wysławiają
za spokojny charakter i opanowanie. Nie powinniśmy jednak sądzić, że w jego
żyłach nie płonął ogień Targaryenów. Młody król zademonstrował go, gdy sep-
ton Mattheus wreszcie przerwał, by zaczerpnąć oddechu.
— Mogę słuchać wyrzutów z ust Jej Miłości mojej matki, ale nie z twoich.
Trzymaj język za zębami, grubasie. Jeśli jeszcze jedno słowo wyjdzie z twoich
ust, rozkażę je zaszyć.
Septon Mattheus umilkł.
Ale lord Rogar nie dał się tak łatwo zastraszyć. Jak zwykle szczery i przema-
wiający bez ogródek, zapytał, czy małżeństwo zostało skonsumowane.
— Powiedz prawdę, Wasza Miłość. Czy urządzono pokładziny? Czy pozbawi-
łeś ją dziewictwa?
— Nie — odpowiedział król. — Jest za młoda.
Lord Rogar uśmiechnął się na te słowa.
— Znakomicie. W takim razie nie jesteście małżeństwem. — Zwrócił się
w stronę rycerzy, którzy przybyli z nim z Królewskiej Przystani. — Rozdzielcie
te dzieci. Delikatnie, jeśli łaska. Odprowadźcie księżniczkę do Wieży Morskiego
Smoka i zatrzymajcie ją tam. Jego Miłość wróci z nami do Królewskiej Przysta-
ni.
Gdy jednak ludzie lorda Rogara ruszyli naprzód, siedmiu rycerzy z Gwardii
Królewskiej Jaehaerysa zagrodziło im drogę, wyciągając miecze.
— Nie podchodźcie bliżej — ostrzegł ich ser Gyles Morrigen. — Każdy, kto
dotknie dziś naszego króla albo królowej, zginie.
— Schowajcie stal i usuńcie się z drogi — rozkazał przerażony lord Rogar. —
Zapomnieliście, że jestem królewskim namiestnikiem?
— Pamiętamy o tym — zapewnił stary Kwaśny Sam. — Ale jesteśmy Gwar-
dią Królewską, nie Gwardią Namiestnika. To chłopak zasiada na żelaznym krze-
śle, a nie ty.
Rogara Baratheona wyraźnie oburzyły słowa ser Samgooda.
— Jest was siedmiu — stwierdził. — Ja mam ze sobą pół setki ludzi. Wystar-
czy jedno moje słowo, a porąbią was na kawałki
— Może i nas zabiją — odparł młody Pate Słonka, unosząc włócznię. — Ale
ty zginiesz pierwszy, wasza lordowska mość. Masz na to moje słowo.
Nikt nie wie, co mogłoby się wydarzyć później, gdyby nie wtrąciła się królo-
wa Alyssa.
— Widziałam już dosyć śmierci — oznajmiła. — Tak samo jak my wszyscy.
Odłóżcie miecze, panowie rycerze. Co się stało, to się nie odstanie. Musimy ja-
koś z tym żyć. Niech bogowie zmiłują się nad Siedmioma Królestwami. —
Spojrzała na swe dzieci. — Odejdziemy w pokoju. Niech nikt nie wspomina
o tym, co się tu dziś wydarzyło.
— Jak każesz, matko. — Król Jaehaerys przyciągnął siostrę bliżej i objął ją
ramieniem. — Ale nie sądź, że uda ci się unieważnić to małżeństwo. Jesteśmy
teraz jednym i ani bogowie, ani ludzie nas nie rozdzielą.
— Nigdy — potwierdziła jego nowa żona. — Nawet jeśli wyślecie mnie na
koniec świata i wydacie za króla Mossovy albo lorda Szarego Pustkowia, Srebr-
noskrzydła zawsze zaniesie mnie z powrotem do Jaehaerysa.
Stanęła na palcach i uniosła twarz ku królowi, a ten pocałował ją w usta na
oczach wszystkich.
(Tak przynajmniej opisuje konfrontację u bram Smoczej Skały wielki maester
Benifer, który był jej naocznym świadkiem. Od tych czasów aż po dziś dzień za-
kochane panny i ich giermkowie w całych Siedmiu Królestwach uwielbiają tę
opowieść. Wielu bardów śpiewało też o odwadze królewskich gwardzistów,
siedmiu ludzi w białych płaszczach, którzy stawili czoło pięćdziesięciu przeciw-
nikom. Wszystkie te relacje zapominają jednak o obecności zamkowego garni-
zonu. Zapiski, które przetrwały, wskazują, że w owym czasie na Smoczej Skale
stacjonowało dwudziestu łuczników i taka sama liczba strażników. Dowodzili
nimi ser Merrell Bullock oraz jego synowie, Alyn i Howard. Nigdy się nie do-
wiemy, której ze stron byli wówczas wierni i jaką rolę odegrali w konflikcie, ale
sugerowanie, że Siedmiu króla musiałoby walczyć samotnie, może być przesa-
dą).
Gdy namiestnik i królowa regentka się oddalili, król i jego nowa żona za-
mknęli bramy zamku, po czym wrócili do swych komnat. Smocza Skała pozo-
stała ich rezydencją i azylem aż do chwili osiągnięcia pełnoletności przez Jaeha-
erysa. Zapisano, że w owym czasie król i królowa rozstawali się bardzo rzadko.
Wspólnie spożywali wszystkie posiłki, aż do późnej nocy rozmawiali ze sobą
o zielonych dniach swej młodości i o wyzwaniach, które przed nimi stały, łowili
razem ryby i polowali z sokołami, spotykali się z prostaczkami z wyspy w porto-
wych tawernach, czytali sobie nawzajem fragmenty zakurzonych, oprawnych
w skórę woluminów, które znaleźli w zamkowej bibliotece i słuchali lekcji ma-
esterów ze Smoczej Skały (— Musimy się jeszcze bardzo wiele nauczyć — rze-
kła ponoć Alysanne mężowi) i modlili się razem z septonem Oswyckiem. Latali
też razem na smokach, okrążając Smoczą Górę, a niekiedy zapuszczając się aż
do Driftmarku.
Jeśli wierzyć opowieściom powtarzanym przez służących, król i jego nowa
królowa spali nago i często całowali się długo i namiętnie, w łożu, przy stole
i przy wielu innych okazjach. Miało jednak upłynąć jeszcze półtora roku, nim
Jaehaerys i Alysanne wreszcie połączyli się ze sobą jak mężczyzna i kobieta.
Gdy lordowie i członkowie rady podróżowali na Smoczą Skałę, by naradzić
się z młodym królem, co od czasu do czasu się zdarzało, Jaehaerys przyjmował
ich w Komnacie Malowanego Stołu, przy którym jego dziadek planował kiedyś
podbój Westeros. Alysanne zawsze mu towarzyszyła.
— Aegon nie miał tajemnic przed Rhaenys i Visenyą. Ja również niczego nie
ukrywam przed żoną — oznajmił.
Niewykluczone, że w owych promiennych dniach zarania ich małżeństwa rze-
czywiście nie mieli przed sobą sekretów, ale ich związek nadal pozostawał ta-
jemnicą dla większości Westeros. Po powrocie do Królewskiej Przystani lord
Rogar zakazał wszystkim, którzy towarzyszyli mu na Smoczą Skałę, wspominać
choć jednym słowem o tym, co się tam wydarzyło pod groźbą utraty języka. Nie
wydano też żadnego oficjalnego oświadczenia. Gdy septon Mattheus próbował
zawiadomić o małżeństwie Wielkiego Septona i Najpobożniejszych, wielki ma-
ester Benifer na rozkaz namiestnika spalił list i nie wysłał kruka.
Lord Końca Burzy pragnął zyskać na czasie. Rozgniewany brakiem szacunku,
jaki jego zdaniem okazał mu król, i nieprzyzwyczajony do porażek Rogar Bara-
theon był zdeterminowany znaleźć sposób, by rozdzielić Jaehaerysa i Alysanne.
Uważał, że ma szansę, dopóki małżeństwo nie zostanie skonsumowane. Dlatego
wolał zachować je w tajemnicy. Dzięki temu będzie można je rozwiązać i nikt
się o niczym nie dowie.
Królowa Alyssa również zwlekała, choć z innego powodu. U bram Smoczej
Skały powiedziała: „Co się stało, to się nie odstanie” i wierzyła, że rzeczywiście
tak jest… ale wspomnienie o rozlewie krwi i chaosie wywołanym przez małżeń-
stwo jej starszego syna i starszej córki nie przestawało jej dręczyć po nocach.
Królowa regentka rozpaczliwie próbowała znaleźć jakieś wyjście, które zapew-
niłoby, że historia się nie powtórzy.
Tymczasem Alyssa i jej pan mąż nadal musieli władać królestwem. Został
jeszcze prawie rok do szesnastego dnia imienia Jaehaerysa i chwili, gdy młody
król przejmie władzę.
Tak miały się sprawy w Westeros, gdy Rok Trzech Ślubów dobiegł końca,
ustępując miejsca nowemu, 50 od Podboju Aegona.
NADMIAR WŁADCÓW
Wszyscy ludzie są grzeszni, jak uczą nas Ojcowie Wiary. Nawet najszlachetniej-
si królowie i najbardziej honorowi rycerze mogą ulec gniewowi, pożądliwości
albo zawiści i dopuścić się czynów, które okryją ich hańbą i splamią dobre imię.
Podobnie najbardziej obmierzłym z mężczyzn i najniegodziwszym z kobiet od
czasu do czasu zdarza się czynić dobro, albowiem miłość, współczucie i litość
można odnaleźć nawet w najczarniejszych sercach. Jak pisze Septon Barth, naj-
mędrszy człowiek, jaki kiedykolwiek służył jako królewski namiestnik: „Jeste-
śmy tacy, jakimi stworzyli nas bogowie. Silni i słabi, dobrzy i źli, okrutni i ła-
godni, bohaterscy i samolubni. Pamiętajcie o tym, jeśli chcecie władać króle-
stwami ludzi”.
Rzadko prawdziwość jego słów można było dostrzec równie wyraźnie, jak
w roku 50 od Podboju Aegona. Z początkiem nowego roku w całych Siedmiu
Królestwach przygotowywano plany uczczenia pięćdziesięciolecia panowania
Targaryenów ucztami, festynami i turniejami. Okropności panowania Maegora
wydawały się coraz odleglejsze, Żelazny Tron i Wiara pogodziły się ze sobą, no-
wego króla, Jaehaerysa I, kochali zarówno prostaczkowie, jak i wielcy lordowie,
od Starego Miasta aż po Mur. Tylko bardzo nieliczni wiedzieli, że na horyzoncie
gromadzą się burzowe chmury, a w oddali mędrcy słyszą pomruki gromów.
Królestwo mające dwóch królów jest jak człowiek z dwiema głowami, jak
mawiają prostaczkowie. W roku 50 o.P. królestwo Westeros było pobłogosławio-
ne jednym królem, jednym namiestnikiem i trzema królowymi, zupełnie jak za
czasów Maegora… ale królowe Maegora były właściwie tylko nałożnicami,
podporządkowanymi jego woli, a ich życie albo śmierć zależały od jego kapry-
sów, podczas gdy każda z trzech królowych z roku 50 posiadała niezależną wła-
dzę.
W Czerwonej Twierdzy w Królewskiej Przystani rezydowała królowa regent-
ka Alyssa, wdowa po królu Aenysie, matka jego syna Jaehaerysa i żona królew-
skiego namiestnika, Rogara Baratheona. Po drugiej stronie Czarnej Zatoki, na
Smoczej Skale, pojawiła się druga królowa, gdy córka Alyssy, Alysanne, trzyna-
stoletnia dziewczyna, połączyła się węzłem małżeńskim ze swym bratem, kró-
lem Jaehaerysem, wbrew woli matki i jej pana męża. A na położonej daleko na
zachodzie Pięknej Wyspie, oddzielona od matki i siostry całą szerokością Weste-
ros, mieszkała Rhaena Targaryen, najstarsza córka Alyssy, Rhaena, smoczy jeź-
dziec i wdowa po Aegonie Nieukoronowanym. W krainach zachodu, dorzeczu
i w części Reach ludzie zaczęli już ją zwać „królową zachodu”.
Dwie siostry i matka… wszystkie trzy królowe połączyły więzy krwi, żalu
i cierpienia, lecz między nimi leżały cienie, stare i nowe, które z każdym dniem
stawały się mroczniejsze. Przyjaźń i wspólnota celu, które umożliwiły Jaehaery-
sowi, jego siostrom i ich matce obalenie Maegora Okrutnego, zaczęły słabnąć,
dawały się odczuć zastarzałe urazy i podziały. Aż do końca regencji młodociany
król i jego mała królowa pozostawali w konflikcie z królewskim namiestnikiem
i królową regentką. Ten spór nie wygasł również po wstąpieniu Jaehaerysa na
tron i zagroził ponownym ciśnięciem Siedmiu Królestw w otchłań wojny.
(Powinniśmy w tym momencie przypomnieć, by nie oskarżono nas o pomi-
nięcie, że w roku 50 była w Westeros również czwarta królowa — dwukrotnie
owdowiała Elinor z rodu Costayne’ów, która znalazła Maegora martwego na Że-
laznym Tronie. Po wstąpieniu Jaehaerysa na tron Elinor opuściła Królewską
Przystań, przywdziała szaty pokutne i w towarzystwie tylko jednej służki i jed-
nego wiernego zbrojnego wyruszyła do Orlego Gniazda w dolinie Arrynów, by
odwiedzić najstarszego z trzech synów, których miała z ser Theo Bollingiem.
Następnie powędrowała do Wysogrodu w Reach, gdzie jej drugi syn był pod-
opiecznym lorda Tyrella. Upewniwszy się, że wszystko z nimi w porządku, była
królowa zabrała ze sobą najmłodszego syna i wróciła do siedziby ojca, Trzech
Wież w Reach, ogłaszając, że zamierza spędzić tam w spokoju resztę życia. Los
i król Jaehaerys mieli jednak inne plany, o czym opowiemy później. Na razie
wystarczy, że wspomnimy, iż królowa Elinor nie odegrała żadnej roli w wyda-
rzeniach roku 50 o.P.).
Bezpośrednią przyczyną napięć był nagły i potajemny ślub króla z siostrą,
który zaskoczył namiestnika i królową regentkę, burząc wszystkie ich plany oraz
spiski. Byłoby jednak pomyłką sądzić, że to jedyna przyczyna. Pozostałe dwa
śluby zawarte w roku 49 o.P. również pozostawiły po sobie blizny.
Lord Rogar nie pytał Jaehaerysa o pozwolenie na ślub z jego matką i małolet-
ni król uznał to za brak szacunku. Co gorsza, Jego Miłość nie aprobował tego
związku, jak później wyznał septonowi Barthowi. Cenił lorda Rogara jako do-
radcę i przyjaciela, ale nie potrzebował drugiego ojca, był przy tym przekonany,
że przewyższa swego namiestnika rozsądkiem, charakterem oraz inteligencją.
Uważał też, że powinno się go zapytać o zdanie w sprawie ślubu jego siostry
Rhaeny, choć tej zniewagi nie odczuł aż tak dotkliwie. Z kolei królowa Alyssa
czuła się głęboko urażona tym, że Rhaena nie zawiadomiła jej o planowanym
ślubie ani na niego nie zaprosiła.
Przebywająca daleko na zachodzie Rhaena Targaryen również żywiła głębo-
kie urazy. Jak wyznała starym przyjaciółkom i damom dworu, którymi się ota-
czała, nigdy nie podzielała sympatii matki do Rogara Baratheona. Choć darzyła
go niechętnym szacunkiem za to, że poparł jej brata Jaehaerysa w wojnie prze-
ciwko ich stryjowi Maegorowi, nie zapomniała o bierności, jaką zachował, gdy
jej mąż, książę Aegon, walczył z Maegorem w bitwie nad Okiem Boga. Nigdy
mu tego nie wybaczyła. Co więcej, z upływem czasu królową Rhaenę wypełniał
coraz głębszy żal, że zlekceważono prawa jej i jej córek do Żelaznego Tronu,
wybierając Jaehaerysa, którego zwała „młodszym braciszkiem”. To ona była
pierworodnym dzieckiem i ciągle przypominała o tym fakcie wszystkim, którzy
chcieli jej słuchać. Została też smoczym jeźdźcem wcześniej niż ktokolwiek
z rodzeństwa, a mimo to wszyscy oni, „a nawet moja matka”, uknuli spisek, by
ją pominąć.
Spoglądając wstecz, łatwo byłoby stwierdzić, że Jaehaerys i Alysanne mieli
rację we wszystkich konfliktach, do których doszło w ostatnim roku regencji
matki Jego Miłości, i mogli obsadzić królową Alyssę i lorda Rogara w roli czar-
nych charakterów. Z pewnością tak właśnie opisują to minstrele. Ich zdaniem
szybki i nagły ślub Jaehaerysa z Alysanne był romantyczną historią niemającą
sobie równych od czasów Floriana Błazna i jego Jonquil. W pieśniach miłość za-
wsze zwycięża. My jednak twierdzimy, że prawda nie była taka prosta. Niepokój
królowej Alyssy brał się z autentycznej troski o dzieci, o dynastię Targaryenów
i o całe Siedem Królestw. Jej obawy nie były przy tym bezpodstawne.
Motywy lorda Rogara Baratheona były mniej altruistyczne. Był dumnym
mężczyzną i zdumiała go oraz rozgniewała „niewdzięczność” młodocianego
króla, którego traktował jak syna. Poczuł się też upokorzony, gdy zmuszono go
do zawrócenia spod bramy Smoczej Skały na oczach pięćdziesięciu jego ludzi.
Był wojownikiem do szpiku kości i niegdyś marzył o walce w pojedynkę z Mae-
gorem Okrutnym, dlatego nie mógł się pogodzić z myślą, że zawstydził go pięt-
nastoletni chłopak. Nim jednak osądzimy go zbyt surowo, powinniśmy przypo-
mnieć sobie słowa septona Bartha. Choć w ostatnim roku służby namiestnika
lord Rogar popełnił okrutne, głupie i złe uczynki, w głębi serca nie był okrutnym
ani złym człowiekiem. Nie był nawet głupi. Był kiedyś bohaterem i powinniśmy
o tym pamiętać, gdy przyglądamy się najmroczniejszemu okresowi jego życia.
Po konfrontacji z Jaehaerysem lord Rogar ledwie mógł myśleć o czymkolwiek
poza upokorzeniem, które go spotkało. W pierwszej chwili pragnął wrócić na
Smoczą Skałę z większą liczbą ludzi, zdolną się uporać z zamkowym garnizo-
nem, i rozwiązać kryzys siłą. Jeśli chodzi o Gwardię Królewską, lord Rogar
przypomniał radzie, że gwardziści ślubowali oddać życie za króla.
— Chętnie przyznam im ten zaszczyt — oznajmił.
Lord Tully zauważył, że Jaehaerys może po prostu zamknąć bramy Smoczej
Skały, ale nie zniechęciło to lorda Rogara.
— Niech to zrobi. Jeśli będzie trzeba, wezmę zamek szturmem.
Tylko królowa Alyssa była w stanie przebić się przez gniew jego lordowskiej
mości i wyperswadować mu to szaleństwo.
— Kochanie — rzekła mu cicho — moje dzieci mają smoki, a my nie.
Królowa regentka równie mocno jak jej mąż pragnęła unieważnienia lekko-
myślnego małżeństwa króla, była bowiem przekonana, że gdy wieści o nim się
rozejdą, Wiara ponownie zwróci się przeciwko koronie. Jej obawy podsycał
jeszcze septon Mattheus. Gdy tylko znalazł się daleko od Jaehaerysa i poczuł się
pewny, że nikt nie zaszyje mu ust, septon odzyskał zdolność mowy i mówił pra-
wie wyłącznie o tym, że „wszyscy przyzwoici ludzie” potępią królewskie kazi-
rodztwo.
Gdyby Jaehaerys i Alysanne wrócili do Królewskiej Przystani na nowy rok,
o co modliła się królowa Alyssa (— Odzyskają rozsądek i zrezygnują z tego sza-
leństwa — zapewniała radę.) pojednanie mogłoby się okazać możliwe. Tak się
jednak nie stało. Minęła połowa cyklu księżyca, a później cały, a król nadal nie
zjawiał się na dworze. Alyssa ogłosiła, że zamierza ponownie wybrać się na
Smoczą Skałę, tym razem sama, i błagać dzieci, by wróciły do domu. Rozgnie-
wany lord Rogar zakazał jej tego.
— Jeśli przyjdziesz do niego na kolanach, chłopak już nigdy cię nie posłucha
— oznajmił. — Postawił własne pragnienia wyżej niż dobro królestwa, a na to
nie można pozwolić. Czy chcesz, żeby skończył jak twój ojciec?
Królowa nagięła się do jego woli i nie wyruszyła w drogę.
Po wielu latach septon Barth miał napisać: „Nikt nie powinien wątpić, że kró-
lowa Alyssa chciała postępować słusznie. Trzeba jednak ze smutkiem przyznać,
że nie zawsze potrafiła określić, po której stronie leży słuszność. Nade wszystko
pragnęła, by ją kochano, podziwiano i wychwalano. Tę cechę dzieliła ze swym
pierwszym mężem, królem Aenysem. Jednakże władca musi czasem podejmo-
wać kroki, które są konieczne, lecz niepopularne, nawet jeśli wie, że spadną na
niego odium i krytyka. Królowa Alyssa rzadko potrafiła się na to zdobyć”.
Mijały kolejne dni, serca się zatwardzały, a ludzie po obu stronach Czarnej
Zatoki byli coraz bardziej zdeterminowani. Młodociany król i jego mała królowa
nadal przebywali na Smoczej Skale, czekając na dzień, gdy Jaehaerys będzie
mógł przejąć we własne ręce rządy nad Siedmioma Królestwami. Królowa re-
gentka i lord Rogar sprawowali władzę w Królewskiej Przystani, szukając cze-
goś, co pozwoliłoby im unieważnić małżeństwo i zapobiec katastrofie, która ich
zdaniem musiała nastąpić. Nikomu poza członkami rady nie wspomnieli ani sło-
wem o tym, co wydarzyło się na Smoczej Skale. Lord Rogar zabronił ludziom,
którzy im towarzyszyli, mówić o tym komukolwiek pod groźbą utraty języka.
Jego lordowska mość był przeświadczony, że jeśli małżeństwo da się unieważ-
nić, większość Westeros uzna, że nic się nie wydarzyło… pod warunkiem że
sprawa nie wyjdzie na jaw. Dopóki małżeństwo nie zostanie skonsumowane, ła-
two będzie można uznać je za niebyłe.
Jak wiemy obecnie, ta nadzieja okazała się płonna, ale Rogerowi Baratheono-
wi w roku 50 o.P. wydawało się to możliwe. Przez pewien czas zapewne otuchy
dodawało mu milczenie króla. Jaehaerys szybko poślubił Alysanne, ale później
nie śpieszył się z ogłoszeniem tego publicznie. Gdyby pragnął to uczynić, z pew-
nością dysponował potrzebnymi środkami. Maester Culiper miał już osiemdzie-
siąt lat, ale nadal był dziarski. Służył na Smoczej Skale od czasów królowej Vi-
senyi i sprawnie pomagało mu dwóch młodszych maesterów. Zamek miał pełną
obsadę kruków. Wystarczyłoby jedno słowo Jaehaerysa, by wieści o jego ślubie
rozeszły się od jednego końca Westeros aż po drugi. Ale on nie wypowiedział
tego słowa.
Historycy po dziś dzień spierają się, co skłoniło Jaehareysa do milczenia. Czy
żałował zawartego w pośpiechu małżeństwa, czego mogłaby pragnąć królowa
Alyssa? Czy Alysanne obraziła go w jakiś sposób? A może przeraził się reakcji
Siedmiu Królestw, przypominając sobie, co spotkało Aegona i Rhaenę? Czy to
możliwe, że złowrogie przepowiednie septona Mattheusa wstrząsnęły nim bar-
dziej, niż był skłonny przyznać? A może po prostu był piętnastoletnim chłopa-
kiem, który zachował się pochopnie, nie myśląc o konsekwencjach, i teraz nie
wiedział, co robić dalej?
Można przedstawić argumenty na rzecz każdego z tych wyjaśnień, ale w świe-
tle tego, co wiemy o królu Jaehaerysie I Targaryenie, żadne z nich nie brzmi
przekonująco. Młody czy stary, Jaehaerys był królem, który nigdy nie działał bez
zastanowienia. Arcymaesterowi Gyldaynowi wydaje się oczywiste, że nie żało-
wał zawarcia ślubu i nie chciał unieważniać małżeństwa. Wybrał sobie królową,
której pragnął, i zamierzał zawiadomić o tym królestwo, ale w chwili, którą sam
wybierze, w taki sposób, który pozwoli mu najłatwiej uzyskać akceptację; gdy
będzie dorosłym mężczyzną samodzielnie sprawującym władzę, a nie chłopcem,
który ożenił się wbrew woli regentki.
Nieobecność młodego króla nie mogła długo pozostać niezauważona. Popioły
ognisk palonych na przywitanie nowego roku ledwie zdążyły wystygnąć, gdy lu-
dzie z Królewskiej Przystani zaczęli zadawać pytania. Chcąc powstrzymać plot-
ki, królowa Alyssa rozpuściła wieści, że Jego Miłość odpoczywa i medytuje na
Smoczej Skale, w starożytnej siedzibie swego rodu, ale czas upływał, a Jaeha-
erys nie wracał. Lordowie i prostaczkowie zaczynali zadawać sobie pytania. Czy
król był chory? Czy uwięziono go z jakichś nieznanych powodów? Sympatycz-
ny i przystojny monarcha zawsze swobodnie poruszał się wśród mieszkańców
Królewskiej Przystani i sprawiało mu to wyraźną przyjemność. Nagłe zniknięcie
wydawało się sprzeczne z tym, co wiedziano o jego charakterze.
Królowa Alysanne nie śpieszyła się z powrotem na dwór.
— Tutaj mam cię dla siebie za dnia i w nocy — rzekła Jaehaerysowi. — Kie-
dy wrócimy, będę miała szczęście, gdy uda mi się spędzić z tobą godzinę, bo
każdy człowiek w Westeros będzie się domagał, byś poświęcił mu czas. — Dla
niej dni spędzone na Smoczej Skale były idyllą. — Za wiele lat, gdy już będzie-
my starzy i siwi, wspomnimy te chwile z uśmiechem, pamiętając, jak byliśmy
szczęśliwi.
Jaehaerys z pewnością choć w części podzielał te uczucia, ale młody król miał
też inne powody, by pozostać na Smoczej Skale. W przeciwieństwie do swego
stryja Maegora nie miewał ataków szału, niemniej potrafił się gniewać i nie był
skłonny zapomnieć ani wybaczyć tego, że celowo wykluczono go ze spotkań
rady, na których omawiano kwestię małżeństwa jego i Alysanne. Choć zawsze
miał być wdzięczny Rogarowi Baratheonowi za to, że pomógł mu zdobyć Żela-
zny Tron, nie zamierzał słuchać jego rozkazów.
— Miałem jednego ojca — oznajmił maesterowi Culiperowi w dniach spę-
dzonych na Smoczej Skale. — Nie potrzebuję drugiego.
Król widział i doceniał zalety namiestnika, ale zdawał też sobie sprawę z jego
wad, które stały się bardzo widoczne w dniach poprzedzających Złote Gody, gdy
Jaehaerys udzielał audiencji lordom Siedmiu Królestw, a lord Rogar polował, pił
i rozprawiczał dziewice.
Jaehaerys był również świadomy własnych niedostatków i zamierzał je napra-
wić, nim zasiądzie na Żelaznym Tronie. Jego ojcem, Aenysem, gardzono za sła-
bość, między innymi dlatego, że nie był takim wojownikiem, jak jego brat Mae-
gor. Jaehaerys zamierzał zadbać o to, by nikt nigdy nie kwestionował jego odwa-
gi ani biegłości we władaniu bronią. Na Smoczej Skale przebywali z nim ser
Merrell Bullock, dowódca zamkowego garnizonu, jego synowie, ser Alyn i ser
Howard, doświadczony wojownik, ser Elyas Scales, pełniący funkcję dowódcy
zbrojnych, oraz jego Siedmiu, najlepsi rycerze w Siedmiu Królestwach. Jaeha-
erys każdego ranka ćwiczył z nimi na dziedzińcu, krzycząc, by atakowali go
z większą pasją, naciskali na niego, nękali i próbowali wszystkich sztuczek, ja-
kie znali. Trudził się nimi od wschodu słońca aż po południe, ucząc się władania
mieczem, włócznią, buzdyganem i toporem. Jego nowa królowa przyglądała się
temu z uwagą.
Ćwiczenia były twarde i bezlitosne. Każde starcie kończyło się dopiero wtedy,
gdy sam Jaehaerys albo jego przeciwnik oznajmiali, że król nie żyje. „Ginął” tak
często, że ludzie z garnizonu zrobili z tego zabawę, krzycząc „Król nie żyje” za
każdym razem, gdy upadł, a „Niech żyje król”, kiedy wstawał. Jego przeciwnicy
rywalizowali ze sobą, zakładając się o to, który z nich zabije króla najwięcej
razy. (Powiadają, że zwycięzcą został młody ser Pate Słonka. Swą błyskawicznie
uderzającą włócznią doprowadzał Jego Miłość do szału). Wieczorem Jaehaerys
często był posiniaczony i krwawił, co smuciło Alysanne, ale nauczył się tak wie-
le, że pod koniec jego pobytu na Smoczej Skale sam stary ser Elyas rzekł mu:
— Wasza miłość, nigdy nie zostaniesz królewskim gwardzistą, ale gdyby ja-
kieś czary sprawiły, że twój stryj Maegor wstałby z grobu, stawiałbym na ciebie.
Pewnego wieczoru, pod koniec dnia, w którym Jaehaerysa poddano poważ-
nym próbom, naznaczając go licznymi siniakami, maester Culiper zapytał go:
— Wasza Miłość, dlaczego narażasz się na takie trudności? W Siedmiu Króle-
stwach panuje pokój.
Młody król uśmiechnął się tylko i odparł:
— Gdy zmarł mój dziadek, w Siedmiu Królestwach również panował pokój,
ale gdy tylko mój ojciec wdrapał się na tron, ze wszystkich stron otoczyli go
wrogowie. Poddawali go próbie, chcieli sprawdzić, czy jest silny, czy słaby. Ze
mną będzie tak samo.
Nie mylił się, choć jego pierwsza próba miała mieć zupełnie inną naturę i żad-
ne ćwiczenia na dziedzińcu Smoczej Skały nie mogłyby go na nią przygotować,
bowiem próbie poddano jego wartość jako mężczyzny oraz jego miłość do kró-
lowej Alysanne.
O dzieciństwie Alysanne Targaryen wiemy bardzo niewiele. Była piątym
dzieckiem króla Aenysa i królowej Alyssy, a do tego dziewczynką, obserwatorzy
na dworze poświęcali jej więc mniej uwagi niż jej starszemu rodzeństwu, które
stało bliżej tronu w linii sukcesji. Opierając się na nielicznych informacjach, ja-
kie do nas dotarły, możemy stwierdzić, że Alysanne była bystra, lecz nie przy-
ciągała szczególnej uwagi, drobna, ale nie chorowita, uprzejma i zgodna, miała
słodki uśmiech i miły głos. Ku uldze rodziców nie okazywała nieśmiałości, jaką
cechowała się w dzieciństwie jej starsza siostra Rhaena, ale nie była też uparta
i samowolna, jak córka Rhaeny, Aerea.
Jako księżniczka żyjąca w królewskim zamku Alysanne, rzecz jasna, już od
najmłodszych lat miała służące i towarzyszki. Musiała też mieć mamkę. Podob-
nie jak większość szlachetnie urodzonych kobiet jej matka nie karmiła piersią
własnych dzieci. Później maester nauczył Alysanne czytać, pisać i rachować,
a septa udzielała jej lekcji pobożności, manier oraz tajemnic Wiary. Służącymi
Alysanne były nisko urodzone dziewczynki, które prały jej ubrania i opróżniały
nocnik. Z czasem na pewno przydzielono jej jako towarzyszki szlachetnie uro-
dzone damy w zbliżonym wieku, które jeździły z nią konno, bawiły się i szyły.
Alysanne nie wybierała ich sobie sama. Robiła to jej matka, królowa Alyssa,
która wymieniała je od czasu do czasu, by się upewnić, że księżniczka nie za-
przyjaźni się zbytnio z żadną z nich. Jej siostra Rhaena miała skłonność do oka-
zywania nieprzystojącej komuś o jej pozycji sympatii kolejnym ulubienicom.
Niektóre z nich uważano za niezbyt odpowiednie, co stało się przyczyną wielu
szeptów na dworze. Alyssa nie chciała, by Alysanne stała się tematem podob-
nych plotek.
Wszystko to zmieniło się nagle, gdy król Aenys zmarł na Smoczej Skale,
a jego brat Maegor wrócił zza wąskiego morza, by zagarnąć Żelazny Tron.
Nowy król nie darzył miłością dzieci brata, a w jeszcze mniejszym stopniu im
ufał. Jego matka, królowa wdowa Visenya, była pilną wykonawczynią jego woli.
Domowych rycerzy i służbę królowej Alyssy odesłano, podobnie jak służących
i towarzyszy jej dzieci. Jaehaerysa i Alysanne uczyniono podopiecznymi cio-
tecznej babki, straszliwej Visenyi. We wszystkim oprócz nazwy byli zakładnika-
mi, nieustannie przewożono ich między Driftmarkiem, Smoczą Skałą a Królew-
ską Przystanią, aż wreszcie śmierć Visenyi w roku 44 o.P. stworzyła królowej
Alyssie szansę ucieczki. Alyssa wykorzystała ją błyskawicznie, a opuszczając
Smoczą Skałę, zabrała ze sobą nie tylko Jaehaerysa i Alysanne, lecz również
miecz Visenyi, Mroczną Siostrę.
Nie zachowały się żadne wiarygodne relacje z życia, jakie wiodła księżniczka
Alysanne po ucieczce. Żadna wzmianka o niej nie pojawiła się w annałach kró-
lestwa aż do ostatnich dni krwawych rządów Maegora, gdy jej matka i lord Ro-
gar wyruszyli z Końca Burzy na czele armii, podczas gdy Alysanne, Jaehaerys
i ich siostra Rhaena opadli na Królewską Przystań na smokach.
W dniach po śmierci Maegora księżniczka Alysanne z pewnością miała służą-
ce i damy do towarzystwa. Niestety, ich imiona się nie zachowały. Wiemy jed-
nak, że żadna z nich nie towarzyszyła księżniczce, gdy oboje z Jaehaerysem
uciekli z Czerwonej Twierdzy na smokach. Pomijając siedmiu rycerzy Gwardii
Królewskiej, zamkowy garnizon oraz miejscowych kucharzy stajennych i inną
służbę, król i jego żona nie mieli na Smoczej Skale nikogo, kto zaspokajałby ich
potrzeby. Z pewnością nie było to odpowiednie dla księżniczki, a tym bardziej
dla królowej. Alysanne musiała mieć domowników. W tym właśnie Alyssa do-
strzegła szansę podminowania, a być może nawet zniszczenia jej małżeństwa.
Królowa regentka postanowiła wysłać na Smoczą Skałę starannie wybraną grupę
dam do towarzystwa i służących, które zadbają o potrzeby młodej królowej.
Wielki maester Benifer zapewnia, że to ona była autorką tego planu, ale lord Ro-
gar z chęcią na niego przystał, albowiem natychmiast wpadł na pomysł, by wy-
korzystać go dla swoich celów.
Septem na Smoczej Skale zawiadywał stary septon Oswyck, który udzielił
ślubu Jaehaerysowi i Alysanne, ale młoda dama z królewskiego rodu musiała
pobierać nauki religii od kogoś jej własnej płci. Królowa Alyssa wysłała córce
trzy kobiety. Wielce uczoną septę Ysabel oraz dwie nowicjuszki w wieku księż-
niczki, Lyrę i Edyth. Kierownictwo nad domowymi służkami Alysanne miała
przejąć lady Lucinda Tully, żona lorda Riverrun, słynąca w całych Siedmiu Kró-
lestwach z żarliwej pobożności. Towarzyszyła jej młodsza siostra, Ella z rodu
Broome’ów, skromna panna, której imię pojawiło się na moment na liście kan-
dydatek na żonę Jaehaerysa. Uwzględniono też córki lorda Celtigara, którymi
tak niedawno wzgardził namiestnik, twierdząc, że nie mają podbródków, cycków
ani rozumu. (— Przynajmniej będzie z nich jakiś pożytek — oznajmił ponoć ich
ojcu). Resztę grupy stanowiły trzy inne szlachetnie urodzone dziewczęta, po jed-
nej z Doliny, z krain burzy i z Reach — Jeyne z rodu Templetonów, Coryanne
z rodu Wylde’ów i Rosamund z rodu Ballów.
Królowa Alyssa z pewnością chciała, by jej córka miała towarzyszki w odpo-
wiednim wieku i o należytej pozycji, ale nie był to jedyny powód, dla którego
wysłała te kobiety na Smoczą Skałę. Sepcie Ysabel, nowicjuszkom Edyth i Ly-
rze, a także słynącym z pobożności lady Lucindzie i jej siostrze zleciła również
inne zadanie. Królowa regentka z pewnością żywiła nadzieję, że te żarliwe ko-
biety wpłyną na jej córkę, a być może nawet na Jaehaerysa, albowiem pokłada-
nie się brata z siostrą było plugastwem w oczach Wiary. „Dzieci” (jak Alyssa
uparcie nazywała króla i królową) nie były złe, a po prostu młode i krnąbrne. Je-
śli udzieli się im odpowiednich wskazówek, mogą zrozumieć swe błędy i wyrzec
się zawartego małżeństwa, nim rozerwie ono Siedem Królestw na strzępy. O to
przynajmniej modliła się Alyssa.
Lordem Rogarem kierowały niższe motywy. Nie mógł liczyć na lojalność
zamkowego garnizonu ani rycerzy Gwardii Królewskiej, a chciał mieć na Smo-
czej Skale oczy i uszy. Jasno powiedział lady Lucindzie i pozostałym kobietom,
że pragnie, by informowały go o wszystkim, co powiedzą bądź zrobią Jaehaerys
i Alysanne. Szczególnie chodziło mu o to, czy i kiedy król oraz królowa zamie-
rzają skonsumować małżeństwo. Oznajmił z naciskiem, że trzeba temu zapobiec.
Możliwe, że kryło się w tym również coś więcej.
Niestety, musimy poświęcić nieco uwagi pewnej odrażającej książce, która
pojawiła się w Siedmiu Królestwach około czterdziestu lat po opisywanych
przez nas wydarzeniach. Jej egzemplarze nadal przechodzą z rąk do rąk
w mrocznych zakątkach Westeros i można je znaleźć w pewnych burdelach
(tych, których klienci umieją czytać) oraz w bibliotekach ludzi o niskim pozio-
mie moralnym, gdzie trzyma się je pod kluczem, ukryte przed wzrokiem panien,
żon i dzieci, a także ludzi cnotliwych i pobożnych.
Książka, o którą chodzi, jest znana pod wieloma różnymi tytułami, między in-
nymi Grzechy ciała, Wielcy i mali, Opowieść nierządnicy i Występki ludzi,
wszystkie wersje noszą jednak podtytuł Ostrzeżenie dla młodych dziewcząt.
Książka jest rzekomo świadectwem młodej panny ze szlachetnego rodu, która
straciła cnotę ze stajennym w zamku pana ojca, urodziła nieślubne dziecko, a po-
tem oddawała się wszelkim możliwym występkom podczas długiego życia peł-
nego grzechu, cierpienia i niewolnictwa.
Jeśli opowieść mówi prawdę (pewne jej fragmenty nie są zbyt wiarygodne),
była w życiu służką królowej, faworytą młodego rycerza, markietanką na Spor-
nych Ziemiach w Essos, dziewką służebną w Myr, komediantką w Tyrosh, za-
bawką króla korsarzy na Wyspach Bazyliszkowych, niewolnicą w Starym Volan-
tis (gdzie zrobiono jej tatuaż, przekłuto nos i włożono do niego kółko), pomocni-
cą qartheńskiego czarnoksiężnika, a wreszcie właścicielką domu rozkoszy
w Lys, na koniec zaś wróciła do Starego Miasta i do Wiary. Ponoć dokonała ży-
wota jako septa w Gwiezdnym Sepcie, gdzie spisała dzieje swego życia, pragnąc
ostrzec inne dziewczęta, by nie szły w jej ślady.
Lubieżne szczegóły, z jakimi autorka opisuje swe erotyczne przygody, nie są
dla nas interesujące. Ważne są tylko wczesne fragmenty tej żałosnej opowieści,
dzieje jej młodości… albowiem domniemana autorka Ostrzeżenia dla młodych
dziewcząt to nie kto inny, jak Coryanne Wylde, jedna z młodych dam wysłanych
na Smoczą Skałę, by dotrzymywały towarzystwa królowej Alysanne.
Nie jesteśmy w stanie zweryfikować prawdziwości jej opowieści, nie wiemy
nawet, czy rzeczywiście była autorką osławionej książki (niektórzy twierdzą, nie
bez podstaw, że tekst wyszedł spod kilku różnych rąk, styl prozy zmienia się bo-
wiem znacznie od epizodu do epizodu). Niemniej historię wczesnych lat życia
lady Coryanne potwierdzają zapiski maestera, który służył w Deszczowym
Domu w czasach jej młodości. Pisze on, że gdy młodsza córka lorda Wylde’a
miała trzynaście lat, rzeczywiście uwiódł ją i rozprawiczył „gburowaty pacho-
łek” ze stajni. W Ostrzeżeniu dla młodych dziewcząt winowajcę opisuje się jako
przystojnego młodzieńca w wieku Coryanne, maester twierdzi jednak, że był to
trzydziestoletni prostak naznaczony śladami po francy, którego jedyną zasługują-
cą na uwagę cechą był „męski członek twardy jak u ogiera”.
Tak czy inaczej, gdy sprawa wyszła na jaw, „gburowatego pachołka” wyka-
strowano i wysłano na Mur, a lady Coryanne zamknięto w jej komnatach, gdzie
wydała na świat syna z nieprawego łoża. Chłopca wkrótce po narodzinach wy-
słano do Końca Burzy, gdzie został podopiecznym jednego z zamkowych za-
rządców i jego bezpłodnej żony.
Według dziennika maestera bękart przyszedł na świat w roku 48 o.P. Od tego
czasu lady Coryanne uważnie obserwowano, ale niewielu poza murami Desz-
czowego Domu wiedziało o jej hańbie. Gdy przyleciał kruk z listem wzywają-
cym ją do Królewskiej Przystani, pani matka surowo zakazała jej jednak wspo-
minać o dziecku i o jej grzechu.
— W Czerwonej Twierdzy będą cię mieli za dziewicę — rzekła jej.
Gdy jednak dziewczyna wędrowała do Królewskiej Przystani, eskortowana
przez ojca i brata, spędzili noc w gospodzie na południowym brzegu Czarnego
Nurtu, nieopodal przystani promowej. Pewien wielki lord czekał już tam na jej
przybycie.
W tym punkcie opowieść robi się jeszcze bardziej zagmatwana, jako że tożsa-
mość mężczyzny z gospody pozostaje kwestią sporów, nawet pośród tych, któ-
rzy zgadzają się, że Ostrzeżenie dla młodych dziewcząt zawiera ziarenko prawdy.
W ciągu lat i stuleci książkę przepisywano raz po raz i w tekst wkradło się
mnóstwo błędów oraz dopisków. Maesterów kopiujących księgi w Cytadeli uczy
się rygorystycznego przepisywania tekstu słowo w słowo, ale nieliczni skrybo-
wie spoza zakonu nie są tak zdyscyplinowani. Septonowie, septy i święte siostry
kopiujący i iluminujący teksty dla Wiary nieraz omijają albo zmieniają fragmen-
ty, które uważają za obraźliwe, obsceniczne bądź błędne teologicznie. Ponieważ
prawie całe Ostrzeżenie dla młodych dziewcząt jest obsceniczne, nie wydaje się
prawdopodobne, by kopiowali je maesterzy lub septonowie. Biorąc pod uwagę,
jak wiele egzemplarzy książki istnieje (setki, choć drugie tyle spalono za rządów
Baelora Błogosławionego), odpowiedzialni za ich kopiowanie są najprawdopo-
dobniej skrybowie usunięci z szeregów Wiary za pijaństwo, kradzież bądź roz-
pustę, niedoszli maesterzy, którzy opuścili Cytadelę bez łańcucha, wynajęci pisa-
rze z Wolnych Miast albo komedianci (ci ostatni są najgorsi). Tego typu kopi-
stom brak rygoru maesterów i często samowolnie „poprawiają” przepisywane
teksty. (Szczególną skłonność do tego wykazują komedianci).
W przypadku Ostrzeżenia dla młodych dziewcząt takie „udoskonalenia” z re-
guły polegały na dodawaniu coraz to nowych opisów nieprawości albo zmienia-
niu istniejących fragmentów, by uczynić je jeszcze bardziej odrażającymi i zbe-
reźnymi. Z biegiem lat liczba zmian narastała i coraz trudniej było ustalić
brzmienie oryginalnego tekstu — do tego stopnia, że, jak już odnotowaliśmy, na-
wet maesterzy z Cytadeli nie mogą się zgodzić, jak brzmiał pierwotnie tytuł
książki. Tożsamość człowieka, który spotkał się z Coryanne Wylde w gospodzie
przy promie, jest kolejną sporną kwestią. W wersjach noszących tytuły Grzechy
ciała albo Wielcy i mali (które to wersje są z reguły starsze i najkrótsze), czło-
wiekiem z gospody jest ser Borys Baratheon, najstarszy z braci lorda Rogara.
Natomiast w Opowieści nierządnicy i Występkach ludzi jest nim sam lord Rogar.
Wszystkie wersje zgadzają się jednak w kwestii późniejszych wydarzeń. Lord
odesłał ojca i brata lady Coryanne, po czym kazał się jej rozebrać, by móc się jej
dokładnie przyjrzeć. Jak podaje tekst: „Przesuwał dłońmi po wszystkich czę-
ściach mojego ciała, kazał mi się odwracać to w tę, to w tamtą stronę, zginać,
przeciągać i rozchylać nogi przed jego wzrokiem, a wreszcie stwierdził, że jest
usatysfakcjonowany”. Dopiero wtedy mężczyzna ujawnił, w jakim celu wezwał
ją do Królewskiej Przystani. Miano ją wysłać na Smoczą Skałę, jako rzekomą
dziewicę, by służyła księżniczce Alysanne jako jedna z towarzyszek, ale gdy już
tam się znajdzie, miała wykorzystać swe ciało i znane jej sztuczki, by zwabić
króla do łoża.
— Jaehaerys jest zapewne prawiczkiem, w dodatku zadurzonym we własnej
siostrze — rzekł jej ponoć ów człowiek — ale Alysanne to tylko dziecko, ty zaś
jesteś kobietą, której pragnąłby każdy mężczyzna. Gdy Jego Miłość zakosztuje
twoich uroków, może odzyskać rozsądek i porzucić myśl o tym szalonym mał-
żeństwie. Kto wie, może nawet zatrzyma cię później? Rzecz jasna, ślub nie
wchodzi w grę, ale będziesz miała klejnoty, służbę, wszystko, czego zapragniesz.
Pozycja królewskiej faworyty daje wiele korzyści. A jeśli księżniczka Alysanne
przyłapie was w łożu, tym lepiej. To dumna dziewczyna i szybko opuściłaby nie-
wiernego męża. Jeśli zaś znowu poczniesz, tobie i twojemu dziecku niczego nie
zabraknie, a twoi rodzice otrzymają sowitą nagrodę za przysługę, jaką wyświad-
czyłaś koronie.
(Niektóre egzemplarze Opowieści nierządnicy zawierają dodatkową scenę mi-
łosną, w której lord Rogar zażywa przyjemności z dziewczyną „przez całą noc”,
to jednak na pewno jest późniejszy dodatek stworzony przez jakiegoś lubieżnego
skrybę albo zdeprawowanego rajfura).
Czy możemy pokładać wiarę w tej historii? Dzisiejsze czasy są bardzo odległe
od tych, o których opowiada, i wszyscy jej bohaterowie dawno już nie żyją. Dla-
tego nie możemy mieć pewności. Poza świadectwem samej dziewczyny nie dys-
ponujemy żadnym źródłem, które pomogłoby nam ustalić, czy spotkanie przy
promie rzeczywiście się odbyło. A jeśli nawet któryś z Baratheonów spotkał się
w cztery oczy z Coryanne Wylde, zanim dotarła do Królewskiej Przystani, nie
możemy wiedzieć, co jej powiedział. Równie dobrze mógł ją po prostu zapoznać
z zadaniami, jakie muszą wykonywać szpiedzy i informatorzy, podobnie jak po-
zostałe dziewczęta.
Arcymaester Crey, który pisał w Cytadeli w ostatnich latach długiego panowa-
nia króla Jaehaerysa, był przekonany, że opis spotkania w gospodzie to nieudol-
na kalumnia, mająca oczernić lorda Rogara. Posunął się nawet do tego, że zasu-
gerował, iż autorem kłamstwa był sam ser Borys Baratheon, który w później-
szych latach straszliwie skłócił się z bratem. Inni historycy, w tym również ma-
ester Ryben, najlepszy w Cytadeli znawca zakazanych, wpisanych na indeks,
kłamliwych i obscenicznych ksiąg, twierdzi, że to tylko sprośna historyjka, jakie
pisze się, by rozbudzić żądze młodych chłopaków, bękartów, kurew oraz męż-
czyzn odwiedzających burdele. „Wśród prostaczków zawsze można znaleźć lu-
dzi o wszetecznych upodobaniach, którzy uwielbiają opowieści o wielkich lor-
dach i szlachetnych rycerzach rozprawiczających dziewice, bo dzięki nim upew-
niają się, że ci, którzy stoją wyżej od nich, podzielają ich obmierzłe żądze”, pi-
sze Ryben.
Może i tak. Pewne rzeczy wiemy jednak ponad wszelką wątpliwość i to
umożliwia nam wyciągnięcie wniosków. Jesteśmy pewni, że młodsza córka
Morgana Wylde’a, lorda Deszczowego Domu, straciła w młodym wieku dzie-
wictwo i urodziła bękarta. Możemy być niemal pewni, że lord Rogar wiedział
o jej hańbie. Był seniorem lorda Morgana, a w dodatku chłopca odesłano do jego
zamku. Wiemy, że Coryanne Wylde była jedną z dziewcząt, które wysłano na
Smoczą Skałę, by były damami do towarzystwa królowej Alysanne… bardzo
osobliwy wybór, jeśli na tym miały się skończyć jej obowiązki, albowiem pod
ręką były dziesiątki innych szlachetnie urodzonych dziewcząt w odpowiednim
wieku, których dziewictwo było nietknięte, a cnotliwość niepodważalna.
Dlaczego ona? Przez wszystkie lata, które upłynęły od owego czasu, to pyta-
nie zadawało sobie bardzo wielu. Czy miała jakiś szczególny dar albo cechowała
się wyjątkowym urokiem? Jeśli tak było, nikt wówczas o tym nie wspominał.
A może lord Rogar albo królowa Alyssa mieli jakiś dług wobec jej pana ojca
bądź pani matki z powodu wyświadczonej kiedyś przysługi? Nie mamy na ten
temat wzmianek. Nigdy nie przedstawiono żadnego wiarygodnego wyjaśnienia,
z jakiego powodu wybrano Coryanne Wylde, pomijając prostą, odrażającą odpo-
wiedź, którą ofiaruje nam Ostrzeżenie dla młodych dziewcząt. Wysłano ją nie dla
Alysanne, ale dla Jaehaerysa.
(Powiadają, że wiele lat później, gdy Aegon IV był wstawiony, ktoś poruszył
tę kwestię w obecności króla. Jego Miłość roześmiał się ponoć i stwierdził, że
jest przekonany, iż jeśli lord Rogar nie był głupcem, polecił wszystkim dziew-
czętom wysłanym na Smoczą Skałę w roku 50 o.P. zwabić Jaehaerysa do łoża,
bo jego lordowska mość nie był w stanie przewidzieć, która z nich spodoba się
królowi najbardziej. Ta niesławna sugestia zakorzeniła się wśród prostaczków,
ale nie wspierają jej żadne dowody, więc możemy bezpiecznie o niej zapo-
mnieć).
Dworskie zapiski wskazują, że septa Ysabel, lady Lucinda oraz pozostałe ko-
biety wybrane dla Alysanne Targaryen wsiadły na pokład galery handlowej
„Mądra Kobieta” o świcie siódmego dnia drugiego księżyca roku 50 o.P. i z po-
rannym odpływem wyruszyły na Smoczą Skałę. Królowa Alyssa wysłała kruka
z wiadomością o ich przybyciu, lecz i tak obawiała się, że Mądre Kobiety, jak
zaczęto je nazywać od owego dnia, przekonają się, że bramy Smoczej Skały są
zamknięte. Jej obawy okazały się bezpodstawne. W porcie na kobiety czekała
mała królowa w towarzystwie dwóch rycerzy Gwardii Królewskiej. Alysanne
przywitała je radosnymi uśmiechami i podarunkami.
Nim opowiemy o tym, co wydarzyło się później, skierujmy na chwilę spojrze-
nie na Piękną Wyspę, gdzie mieszkała Rhaena Targaryen, Królowa Zachodu,
z nowym mężem i własnym dworem.
Musimy przypomnieć, że królowa była niezadowolona z trzeciego małżeń-
stwa najstarszej córki w takim samym stopniu, jak z tego, które wkrótce później
zawarł jej syn, aczkolwiek ślub Rhaeny miał znacznie mniejsze konsekwencje.
Nie była też w tym odosobniona, ponieważ, szczerze mówiąc, Androw Farman
był osobliwym kandydatem na męża kobiety, w której żyłach płynęła krew smo-
ka.
Androw, drugi syn lorda Farmana, nawet nie jego dziedzic, był ponoć przy-
stojnym chłopakiem o jasnoniebieskich oczach i długich jasnoblond włosach.
Był jednak dziewięć lat młodszy od królowej i nawet na dworze jego ojca spoty-
kało się takich, którzy drwili z niego, nazywając go „półdziewczyną”, bo mówił
cicho i miał łagodną naturę. Zupełnie nie sprawdził się jako giermek i nigdy nie
pasowano go na rycerza. Nie potrafił nauczyć się walczyć, choć jego ojciec
i starszy brat w tym celowali. Przez pewien czas lord Farman rozważał możli-
wość wysłania go do Starego Miasta, by wykuł łańcuch maestera, ale jego wła-
sny maester powiedział mu, że chłopak jest za mało bystry i nawet czytanie i pi-
sanie sprawiają mu trudności. Gdy później ją zapytano, dlaczego wybrała tak
mało obiecującego męża, Rhaena Targaryen odpowiedziała: „Był dla mnie do-
bry”.
Ojciec Androwa również był dla niej dobry. Przyznał Rhaenie azyl na Pięknej
Wyspie po bitwie nad Okiem Boga, gdy jej stryj, król Maegor, zażądał jej poj-
mania, a wszyscy Bracia Ubodzy w Siedmiu Królestwach zwali ją parszywą
grzesznicą, a jej córki plugastwem. Niektórzy zgłaszali sugestie, że królowa
wzięła sobie Androwa za męża między innymi po to, by odwdzięczyć się jego
ojcu za okazaną dobroć. Lord Farman sam był drugim synem i nikt się nie spo-
dziewał, że obejmie rządy. W związku z tym darzył dużą sympatią Androwa, po-
mimo jego niedostatków. Być może w tych twierdzeniach jest coś z prawdy, ale
bardziej prawdopodobna wydaje się inna sugestia, wysunięta najpierw przez ma-
estera lorda Farmana. Jak napisał maester Smike w liście do Cytadeli: „Królowa
znalazła na Pięknej Wyspie prawdziwą miłość, ale nie był nią Androw, lecz jego
siostra, lady Elissa”.
Trzy lata starsza od Androwa Elissa Farman miała niebieskie oczy i długie, ja-
snoblond włosy jak jej brat, poza tym różniła się od niego tak bardzo, jak to tyl-
ko możliwe u rodzeństwa. Miała bystry umysł i ostry język, uwielbiała konie,
psy i sokoły. Pięknie śpiewała i celnie strzelała z łuku, ale jej największą miło-
ścią było żeglarstwo. Dewiza rodu Pięknej Wyspy brzmiała „Wiatr jest naszym
wierzchowcem”. Farmanowie żeglowali po zachodnich morzach już od Ery Świ-
tu, a lady Elissa była ich współczesnym uosobieniem. Ponoć w dzieciństwie spę-
dzała na morzu więcej czasu niż na lądzie. Żeglarze ze statków jej ojca śmiali
się, widząc, jak wspinała się na olinowanie niczym małpa. Gdy miała czternaście
lat, opłynęła Piękną Wyspę na własnej łodzi, a gdy miała dwadzieścia, dotarła aż
do Wyspy Niedźwiedziej na północy i do Arbor na południu. Czasami, ku prze-
rażeniu pana ojca i pani matki, mówiła, że pragnie pożeglować za zachodni ho-
ryzont, by się przekonać, czy po drugiej stronie morza zachodzącego słońca
można znaleźć jakieś niezwykłe i cudowne krainy.
Lady Elissa dwukrotnie była zaręczona, pierwszy raz w wieku dwunastu lat,
a drugi, gdy miała lat szesnaście, ale obaj chłopcy się jej wystraszyli, co z żalem
przyznawał jej ojciec. W Rhaenie Targaryen odnalazła jednak towarzyszkę o po-
dobnych upodobaniach, Rhaena zaś znalazła w niej nową powiernicę. Razem
z Alayne Royce i Samanthą Stokeworth, dwiema najdawniejszymi przyjaciółka-
mi Rhaeny, stały się właściwie nierozłączne, tworząc dwór wewnątrz dworu,
przezwany przez ser Franklyna Farmana, najstarszego syna lorda Marqa, „Czte-
rogłową Bestią”. Nowego męża Rhaeny, Androwa Farmana, dopuszczano nie-
kiedy do ich kręgu, ale nie na tyle często, by można go było zwać piątą głową.
Więcej mówi fakt, że królowa Rhaena nigdy nie zabierała go ze sobą na prze-
jażdżki na Dreamfyre, choć często dzieliła przyjemność lotu z Elissą, Alayne
albo Sam. (Prawdę mówiąc, jest bardzo możliwe, że królowa prosiła Androwa,
by poleciał z nią pod niebo, ale on odmówił, jako że nie miał natury poszukiwa-
cza przygód).
Byłoby jednak błędem uważać czas spędzony przez królową Rhaenę w Pięk-
nym Zamku za idyllę. Nie wszyscy bynajmniej cieszyli się z jej obecności. Na-
wet na tej odległej wyspie można było znaleźć Braci Ubogich, rozgniewanych,
że lord Marq, podobnie jak jego ojciec, udzielił wsparcia i azylu tej, którą uwa-
żali za wroga Wiary. Problemy stwarzała również ciągła obecność Dreamfyre na
wyspie. Oglądana raz na kilka lat smoczyca wydawała się cudowna i przerażają-
ca, było też prawdą, że niektórych mieszkańców wyspy wypełniała duma na
myśl, że mają „własnego smoka”. Inni jednak bali się wielkiej bestii, zwłaszcza
że robiła się coraz większa… i głodniejsza. Wykarmienie dorastającego smoka
nie jest łatwym zadaniem. A gdy rozeszły się wieści, że Dreamfyre zniosła cały
lęg jaj, żebrzący brat z położonych w głębi wysp wzgórz zaczął głosić, że wkrót-
ce Piękną Wyspę zaleją smoki „pożerające owce, krowy i ludzi”, chyba że poja-
wi się smokobójca i położy kres pladze. Lord Farman wysłał rycerzy, nakazując
im odnaleźć kaznodzieję i uciszyć go, ale te proroctwa zdążyły usłyszeć tysiące
ludzi. Choć wichrzyciel zmarł w lochach Pięknego Zamku, jego słowa żyły da-
lej, wypełniając ciemniaków strachem, gdy tylko je usłyszeli.
Nawet w obrębie murów siedziby lorda Farmana królowa Rhaena miała wro-
gów. Najważniejszym z nich był dziedzic jego lordowskiej mości. Ser Franklyn
walczył w bitwie nad Okiem Boga i został ranny, przelewając krew w służbie
Aegona Nieukoronowanego. Jego dziadek poległ w tej bitwie razem ze swym
najstarszym synem i to ser Franklynowi przypadło zadanie dostarczenia ciał na
Piękną Wyspę. Uważał jednak, że Rhaena Targaryen nie okazuje wyrzutów su-
mienia, mimo że ściągnęła na ród Farmanów tyle nieszczęść, i bardzo niewiele
wdzięczności jemu osobiście. Miał też jej za złe przyjaźń z jego siostrą Elissą.
Ser Franklyn sądził, że zamiast utwierdzać Elissę w tym, co uważał za jej sza-
leństwa, powinna zachęcać ją do spełnienia obowiązku wobec rodu przez zawar-
cie odpowiedniego małżeństwa i wydanie na świat dzieci. Nie był również zado-
wolony z tego, że Czterogłowa Bestia stała się ośrodkiem dworskiego życia na
Pięknej Wyspie, usuwając w cień jego pana ojca i jego samego. Pod tym wzglę-
dem miał sporo racji. Maester Smike zauważa, że Piękną Wyspę odwiedzało co-
raz więcej lordów z krain zachodu i z innych, dalej położonych miejsc, ale
wszystkim chodziło o audiencję u królowej zachodu, a nie u pomniejszego lorda
niewielkiej wyspy i jego syna.
Nic z tego nie musiało obchodzić królowej i jej towarzyszy, dopóki władzę
w Pięknym Zamku sprawował lord Farman. Jego lordowska mość był sympa-
tycznym, pogodnym człowiekiem i kochał wszystkie swoje dzieci, w tym także
zbuntowaną córkę i słabego syna. Podobnym uczuciem darzył również Rhaenę
Targaryen za to, że ich pokochała. Jednakże zaledwie kilkanaście dni po pierw-
szej rocznicy ślubu królowej i Androwa Farmana lord Marq zmarł nagle przy
stole, udławiwszy się rybią ością. Miał czterdzieści sześć lat. Po jego śmierci
lordem Pięknej Wyspy został ser Franklyn.
Nie marnował czasu. Dzień po pogrzebie ojca wezwał Rhaenę do swej wiel-
kiej komnaty (nie raczył nawet przyjść do niej) i rozkazał jej opuścić wyspę.
— Nie chcemy cię tutaj — oznajmił jej. — Nie jesteś tu mile widziana. Za-
bierz ze sobą swojego smoka, swoje przyjaciółki i mojego młodszego braciszka.
Z pewnością zlałby się w portki, gdyby kazano mu tu zostać. Ale nie waż się za-
bierać mojej siostry. Ona zostanie tutaj i poślubi mężczyznę, którego dla niej
wybiorę.
Franklynowi Farmanowi nie brakowało odwagi, jak napisał maester Smike
w liście do Cytadeli. Brakowało mu jednak zdrowego rozsądku i w owej chwili
najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak blisko śmierci się znalazł. Maester
mówi nam: „Widziałem ogień w jej oczach i przez chwilę wyobraziłem sobie, że
Piękny Zamek płonie, jego białe wieże czernieją i zapadają się do morza, ze
wszystkich okien buchają płomienie, a smok zatacza jeden krąg za drugim”.
Rhaena Targaryen była krwią smoka i miała stanowczo zbyt wiele dumy, by
zostawać tam, gdzie jej nie chciano. Tej samej nocy opuściła Piękną Wyspę i po-
leciała na Dreamfyre do Casterly Rock. Mężowi i towarzyszkom poleciła, by po-
płynęli za nią statkiem, „razem ze wszystkimi, którzy nadal mnie kochają”. An-
drow poczerwieniał z gniewu i zaproponował, że wyzwie brata na pojedynek,
ale królowa szybko mu to wyperswadowała.
— Pokrajałby cię na plasterki, kochanie — rzekła mu. — A ja zostałabym
trzykrotną wdową, ludzie nazwaliby mnie czarownicą albo kimś jeszcze gor-
szym i wygnali z Westeros.
Przypomniała mu też, że Lyman Lannister, lord Casterly Rock, udzielił jej już
kiedyś schronienia. Była przekonana, że i tym razem również miło ją przywita.
Androw Farman, Samantha Stokeworth i Alayne Royce wyruszyli w ślad za
nią rankiem następnego dnia. Towarzyszyło im z górą czterdziestu przyjaciół,
służących i pieczeniarzy, Jej Miłość zgromadziła bowiem wokół siebie sporą
świtę jako Królowa Zachodu. Lady Elissa również wyruszyła z nimi. Nie miała
zamiaru zostawać na Pięknej Wyspie. Jej statek „Marzenie Panny” przygotowa-
no do podróży. Ale gdy świta królowej dotarła do portu, ser Franklyn już tam na
nich czekał. Oznajmił, że reszta może odpłynąć i nie będzie po nich płakał, ale
jego siostra zostanie na Pięknej Wyspie i wyjdzie za mąż.
Jednakże nowy lord przyprowadził ze sobą tylko sześciu ludzi i poważnie nie
docenił miłości, jaką darzyli jego siostrę prostaczkowie, a szczególnie maryna-
rze, cieśle okrętowi, rybacy, tragarze i inni mieszkańcy dzielnic portowych. Wie-
lu z nich znało ją od dzieciństwa. Gdy lady Elissa stawiła czoło bratu, wykrzy-
kując swój sprzeciw i żądając, by zszedł jej z drogi, zgromadził się wokół nich
tłum, którego gniew z każdą chwilą narastał. Jego lordowska mość nie zauważył
jednak nastroju tłuszczy i spróbował pochwycić siostrę. Gapie rzucili się do ata-
ku, zalewając jego ludzi, nim ci zdążyli wyciągnąć miecze. Trzech z nich we-
pchnięto do wody, a lorda Franklyna ciśnięto do ładowni pełnej świeżo złowio-
nych dorszy. Elissa Farman wsiadła nietknięta na pokład „Marzenia Panny” ra-
zem z towarzyszkami królowej i pożeglowała do Lannisportu.
Lyman Lannister, lord Casterly Rock, przyznał niegdyś Rhaenie i jej mężowi,
Aegonowi Nieukoronowanemu, azyl, gdy Maegor Okrutny domagał się ich
głów. Jego bękart, ser Tyler Hill, walczył za księcia Aegona nad Okiem Boga.
Jego żona, otoczona powszechnym podziwem lady Jocasta z rodu Tarbecków,
zaprzyjaźniła się z Rhaeną, gdy ta przebywała na Skale, i jako pierwsza zorien-
towała się, że królowa spodziewa się dziecka. Zgodnie z oczekiwaniami Rhaeny
przyjęto ją z radością, a gdy jej świta dotarła do Lannisportu, jej członkom rów-
nież pozwolono zostać. Lannisterowie wyprawili na ich cześć wystawną ucztę,
Dreamfyre przygotowano całą stajnię, a królowej Rhaenie, jej mężowi oraz to-
warzyszkom z Czterogłowej Bestii przydzielono urządzone po królewsku kom-
naty, ukryte głęboko w trzewiach Casterly Rock daleko od wszelkich niebezpie-
czeństw. Mieszkały tam przez z górą cykl księżyca, ciesząc się gościnnością naj-
bogatszego rodu w całym Westeros.
Z upływem czasu owa gościnność stawała się jednak coraz bardziej uciążliwa
dla Rhaeny. Wiedziała, że przydzielone jej służące mają za zadanie szpiegować
i powtarzać wszystkie wypowiedziane w jej komnatach słowa lordowi i lady
Lannister. Jedna z zamkowych sept zapytała Samanthę Stokeworth, czy małżeń-
stwo królowej z Androwem Farmanem zostało skonsumowane, a jeśli tak, to kto
był świadkiem pokładzin. Ser Tyler Hill, przystojny bękart lorda Lymana, otwar-
cie okazywał Androwowi pogardę, a jednocześnie robił, co tylko mógł, by wku-
pić się w łaski samej Rhaeny, zasypując ją opowieściami o swych bohaterskich
czynach w bitwie nad Okiem Boga i pokazując jej blizny, które zdobył tam „w
służbie twojego Aegona”. Sam lord Lyman zaczął okazywać nieprzystojne zain-
teresowanie trzema smoczymi jajami przywiezionymi przez królową z Pięknej
Wyspy, zastanawiając się, kiedy i w jakiej sytuacji mogą się z nich wykluć smo-
czątka. Jego żona, lady Jocasta, zasugerowała prywatnie, że jedno albo dwa jaja
byłyby bardzo stosownym darem, gdyby Jej Miłość pragnęła wyrazić wdzięcz-
ność rodowi Lannisterów. Gdy to nie przyniosło rezultatu, lord Lyman zapropo-
nował, że kupi jaja za zdumiewająco wysoką sumę w złocie.
Królowa Rhaena uświadomiła sobie, że lord Casterly Rock chce czegoś wię-
cej niż tylko szlachetnie urodzonego gościa. Pod pozorami ciepła ukrywał sta-
nowczo zbyt wiele sprytu i ambicji, by miał na tym poprzestać. Pragnął sojuszu
z Żelaznym Tronem, być może zawartego poprzez małżeństwo Rhaeny z jego
bękartem albo jednym z synów z prawego łoża. To postawiłoby Lannisterów
wyżej od Hightowerów, Baratheonów i Velaryonów, uczyniłoby ich drugim ro-
dem Siedmiu Królestw. I pragnął też smoków. Gdyby Lannisterowie je mieli,
staliby się równi Targaryenom.
— Byli kiedyś królami — zauważyła w rozmowie z Sam Stokeworth. —
Uśmiecha się, ale wychowano go na opowieściach o Polu Ognia i nie zapomniał
o nich.
Rhaena Targaryen również znała historię swego rodu. Historię Włości Valy-
riańskich, napisaną krwią i ogniem.
— Nie możemy tu zostać — wyznała najdroższym towarzyszkom.
W tym punkcie musimy na chwilę opuścić królową Rhaenę i ponownie skie-
rować spojrzenie na wschód, ku Królewskiej Przystani i Smoczej Skale, gdzie
nadal trwał spór między regentem a królem.
Choć kwestia małżeństwa Jaehaerysa przyprawiała o irytację królową Alyssę
i lorda Rogara, nie powinniśmy sądzić, że tylko ona kłopotała ich podczas regen-
cji. Najpoważniejszym problemem korony były pieniądze, a raczej ich brak.
Wojny króla Maegora były bardzo kosztowne i skarbiec świecił pustkami. Chcąc
wypełnić go na nowo, starszy nad monetą nieżyjącego monarchy podniósł istnie-
jące podatki i wprowadził nowe, ale przyniosło to mniej złota, niż się spodzie-
wano, i dodatkowo pogłębiło nienawiść, jaką lordowie Siedmiu Królestw darzyli
Maegora. Wstąpienie na tron Jaehaerysa bynajmniej nie poprawiło sytuacji. Ko-
ronacja młodego księcia i Złote Gody jego matki były wspaniałymi widowiska-
mi, które pomogły mu zdobyć miłość lordów i prostaczków, ale kosztowały wie-
le. A oczekiwał ich jeszcze większy wydatek. Lord Rogar był zdeterminowany
ukończyć budowę Smoczej Jamy, nim odda miasto i Siedem Królestw Jaehaery-
sowi, ale brakowało mu na to funduszy.
Edwell Celtigar, lord Szczypcowej Wyspy, był nieudolnym namiestnikiem
Maegora Okrutnego. Podczas regencji dostał drugą szansę i okazał się równie
kiepskim starszym nad monetą. Nie chcąc narazić się innym lordom, Celtigar
postanowił nałożyć nowe podatki na prostaczków z Królewskiej Przystani, któ-
rzy byli pod ręką. Opłaty portowe zwiększono trzykrotnie, wprowadzono cło na
wwóz i wywóz pewnych towarów oraz obciążono nowymi opłatami oberżystów
i budowniczych.
Żadne z tych rozwiązań nie przyniosło jednak spodziewanych rezultatów. Pra-
ce budowlane ustały całkowicie, gospody opustoszały, a obroty handlowe wy-
raźnie spadły, bo kupcy zamiast do Królewskiej Przystani kierowali swe statki
do Driftmarku, Duskendale, Stawu Dziewic oraz innych portów, w których mo-
gli uniknąć opłat. (Lannisport i Stare Miasto, dwa pozostałe wielkie miasta
w Siedmiu Królestwach, również objęto nowymi podatkami lorda Celtigara, ale
tam jego dekrety były mniej skuteczne, głównie dlatego, że Casterly Rock i Wy-
soka Wieża zignorowały je, nie próbując wymuszać ich przestrzegania). Nato-
miast w Królewskiej Przystani lorda Celtigara powszechnie znienawidzono. Ko-
lejną ofiarą była Smocza Jama. Korona nie miała już pieniędzy dla budowni-
czych i wszelkie prace nad wielką kopułą przerwano.
Na północy i na południu zbierały się burze. Ponieważ lord Rogar był zajęty
w Królewskiej Przystani, Dornijczycy nabrali śmiałości. Coraz częściej wypra-
wiali się na Pogranicze, a nawet niepokoili krainy burzy. Krążyły pogłoski, że
w Górach Czerwonych pojawił się nowy Sępi Król, a bracia lorda Rogara, Borys
i Garon, zapewniali, że nie mają ludzi i pieniędzy potrzebnych, by go stamtąd
wykurzyć.
Jeszcze gorzej miały się sprawy na północy. Brandon Stark, lord Winterfell,
zmarł w roku 49 o.P., wkrótce po powrocie ze Złotych Godów. Ludzie z północy
mówili, że podróż kosztowała go zbyt wiele sił. Jego następcą był syn imieniem
Walton. Gdy w następnym roku wybuchł niespodziewany bunt ludzi z Nocnej
Straży ze Szronowej Bramy i Sobolowego Dworu, zebrał oddziały i wyruszył na
Mur, by pomóc lojalnym członkom Straży w stłumieniu rebelii.
Buntownikami byli dawni Bracia Ubodzy i Synowie Wojownika, którzy przy-
jęli łaskę młodego króla. Dowodzili nimi ser Olyver Bracken i ser Raymund
Mallery, dwaj zdradzieccy rycerze, którzy służyli w Gwardii Królewskiej Mae-
gora, zanim przeszli na stronę Jaehaerysa. Lord dowódca Straży nieroztropnie
powierzył Brackenowi i Mallery’emu dowództwo nad dwoma rozsypującymi się
fortami, rozkazując im przywrócić je do stanu używalności. Oni jednak zdecydo-
wali, że uczynią zamki swoimi siedzibami, a sami obwołają się lordami.
Bunt okazał się krótkotrwały. Na każdego człowieka z Nocnej Straży, który
się do niego przyłączył, dziesięciu dochowało wierności ślubom. Gdy lord Stark
i jego chorążowie połączyli z nimi siły, czarni bracia odzyskali Szronową Bramę
i powiesili wiarołomców, pomijając tylko ser Olyvera. Jego ściął lord Stark
swym sławnym mieczem, Lodem. Gdy wieści o tym dotarły do Sobolowego
Dworu, buntownicy uciekli za Mur, mając nadzieję przystać do dzikich. Lord
Walton ich ścigał, ale dwa dni później, w śniegach nawiedzanego lasu, jego od-
dział zaatakowały olbrzymy. Później napisano, że lord Walton zabił dwa, zanim
ściągnięto go z siodła i rozszarpano. Ludzie z północy, którzy przeżyli starcie,
zanieśli fragmenty jego ciała z powrotem do Czarnego Zamku.
Jeśli zaś chodzi o ser Raymunda Mallery’ego i jego ludzi, dzicy nie przywitali
ich ciepło. Wolni ludzie nie lubili wron, nawet zbuntowanych. Pół roku później
głowę ser Raymunda odniesiono do Wschodniej Strażnicy. Gdy wodza dzikich
zapytano, co się stało z ludźmi Mallery’ego, roześmiał się tylko i odpowiedział:
— Zjedliśmy ich.
Lordem Winterfell został drugi syn Brandona Starka, Alaric. Miał władać pół-
nocą dwadzieścia trzy lata. Był zdolnym, choć surowym władcą… ale przez dłu-
gi czas nie miał nic dobrego do powiedzenia o Jaehaerysie, uważał bowiem, że
to łaskawość króla była przyczyną śmierci jego brata Waltona. Często słyszano,
jak powtarzał, że Jaehaerys powinien był ściąć ludzi Maegora, zamiast wysyłać
ich na Mur.
Tymczasem król Jaehaerys i królowa Alysanne nadal przebywali na dobro-
wolnym wygnaniu, daleko od kłopotów na północy. Nie znaczy to jednak, że
byli bezczynni. Jaehaerys kontynuował intensywne szkolenie, każdego ranka
ćwicząc na dziedzińcu z rycerzami Gwardii Królewskiej, a wieczorami ślęczał
nad kronikami rządów swego dziadka, Aegona Zdobywcy, na którym zamierzał
się wzorować jako monarcha. W tych studiach pomagali mu trzej maesterzy ze
Smoczej Skały, a także królowa.
Z upływem dni coraz więcej gości docierało na Smoczą Skałę, by porozma-
wiać z królem. Pierwszy zjawił się lord Massey ze Stonedance, ale lord Staunton
z Gawroniego Gniazda, lord Darklyn z Duskendale i lord Bar Emmon z Ostrego
Przylądka przybyli wkrótce po nim. Za nimi podążyli lordowie Harte, Rolling-
ford, Mooton i Stokeworth. Przybył też młody lord Rosby, którego ojciec ode-
brał sobie życie po upadku króla Maegora. Z zawstydzoną miną prosił Jaehaery-
sa o przebaczenie, którego młody król chętnie mu udzielił. Choć Daemon Vela-
ryon, jako lord admirał korony i starszy nad okrętami, przebywał w Królewskiej
Przystani razem z regentami, nie przeszkodziło to Jaehaerysowi i Alysanne pole-
cieć na smokach na Driftmark i zwiedzić stocznie Velaryona w towarzystwie
jego synów Corwyna, Jorgena i Victora. Gdy wieści o tych spotkaniach dotarły
do lorda Rogara, Baratheon się wściekł. Posunął się nawet do tego, że zapytał
lorda Daemona, czy flota Velaryonów mogłaby uniemożliwić tym „lordom lizu-
som” zakradanie się na Smoczą Skałę, gdzie zabiegali o względy niepełnoletnie-
go króla.
— Nie — odparł bez ogródek lord Velaryon, co namiestnik uznał za kolejną
oznakę braku szacunku.
Tymczasem nowe towarzyszki i damy dworu królowej Alysanne rozgościły
się na Smoczej Skale i wkrótce okazało się, że nadzieje jej matki na to, iż te
„Mądre Kobiety”, mogą przekonać małą królową, że jej małżeństwo było nie-
rozsądne i sprzeczne z nakazami Wiary, całkowicie spaliły na panewce. Modli-
twy, kazania i czytanie Siedmioramiennej gwiazdy nie wpływały na Alysanne
Targaryen, niezłomnie przekonaną, że bogowie pragną, by poślubiła brata, stała
się jego powiernicą, pomocnicą i matką jego dzieci.
— Będzie wielkim królem — oznajmiła sepcie Ysabel, lady Lucindzie i pozo-
stałym kobietom. — A ja będę wielką królową.
Jej pewność była tak niezachwiana, a pod każdym innym względem Alysanne
była tak miła, dobra i kochająca, że septa i inne Mądre Kobiety nie tylko nie mo-
gły jej potępić, lecz z każdym dniem coraz bardziej skłaniały się ku jej stronie.
Plan lorda Rogara, pragnącego wbić klin między Jaehaerysa a Alysanne, rów-
nież nie zakończył się powodzeniem. Młody król i jego królowa mieli spędzić
całe życie ze sobą, a choć w późniejszych latach wybuchały między nimi sławne
kłótnie, po których się rozstawali, później zawsze wracali do siebie. Septon
Oswyck i maester Culiper opowiadają nam, że chwil, które spędzili razem na
Smoczej Skale, nim Jaehaerys osiągnął pełnoletność, nigdy nie zmącił żaden
cień ani okrutne słowo.
Czy Coryanne Wylde nie zdołała zwabić króla do swego łoża? Czy to możli-
we, że nawet nie próbowała? Czy cała opowieść o spotkaniu w gospodzie może
być fikcją? Wszystko to jest możliwe. Autorka Ostrzeżenia dla młodych dziew-
cząt chciałaby nas przekonać, że było inaczej, ale w tym właśnie punkcie osła-
wiona książka staje się jeszcze bardziej niewiarygodna, przedstawia kilka wza-
jemnie sprzecznych wersji wydarzeń, każdą bardziej wulgarną od poprzedniej.
Wszetecznica będąca ośrodkiem całej opowieści z pewnością nie chciałaby
przyznać, że Jaehaerys ją odrzucił albo że nie znalazła okazji, by zwabić go do
sypialni. Dlatego przedstawia nam całą serię zbereźnych przygód, istną ucztę lu-
bieżności. Opowieść nierządnicy zapewnia, że lady Coryanne zwabiła do łoża
nie tylko króla, lecz również wszystkich siedmiu członków Gwardii Królew-
skiej. Jego Miłość ponoć najpierw zaspokoił własne żądze, a potem przekazał ją
Pate’owi Słonce, następnie Pate ser Joffreyowi i tak dalej. Wielcy i mali pomijają
te szczegóły, ale zapewniają nas, że Jaehaerys nie tylko z radością przywitał
dziewczynę w łożu, lecz również zawołał królową Alysanne, by zabawić się we
troje na sposób zwykle kojarzony z osławionymi domami rozkoszy w Lys.
Grzechy ciała przekazują nam nieco bardziej wiarygodną wersję. Coryanne
Wylde udaje się skusić Jaehaerysa, ale okazuje się, że król jest niezdarny, nie-
zdecydowany i zbyt szybki, co często zdarza się młodym chłopakom, gdy pierw-
szy raz są w łożu z dziewczyną. W tym czasie lady Coryanne nauczyła się po-
dziwiać i szanować królową Alysanne, „jakby była moją młodszą siostrą”, i po-
jawiły się u niej też ciepłe uczucia do samego Jaehaerysa. Dlatego zamiast pró-
bować zniszczyć małżeństwo króla, postanowiła przyczynić się do jego sukcesu,
ucząc Jego Miłość sztuk cielesnej przyjemności, by nie okazał się nieudolny, gdy
nadejdzie czas, by wziął do łoża młodą żonę.
Ta opowieść może być równie fałszywa, jak pozostałe, ale ma w sobie pewną
słodycz, która skłoniła kilku uczonych do twierdzenia, że niewykluczone, iż to
właśnie się wydarzyło. Niemniej zbereźne opowieści nie są historią, a potwier-
dzone historyczne fakty na temat lady Coryanne z domu Wylde’ów, domniema-
nej autorki Ostrzeżenia dla młodych dziewcząt, wyglądają następująco: piętna-
stego dnia szóstego księżyca roku 50 o.P. lady Coryanne opuściła Smoczą Skałę
pod osłoną nocy, w towarzystwie ser Howarda Bullocka, młodszego syna do-
wódcy zamkowego garnizonu. Ser Howard był żonaty, ale porzucił żonę, pozo-
stawiając ją na wyspie. Za to zabrał ze sobą większość jej klejnotów. Łódź ry-
backa przewiozła go razem z lady Coryanne na Driftmark, gdzie wsiedli na sta-
tek płynący do Wolnego Miasta Pentos. Później ruszyli na Sporne Ziemie, gdzie
ser Howard zaciągnął się do wolnej kompanii, której nadano wyjątkowo mało
oryginalną nazwę — Wolna Kompania. Zginął trzy lata później w Myr, nie w bi-
twie, lecz po upadku z konia po nocy poświęconej pijaństwu. Coryanne została
sama, bez grosza przy duszy, i przeszła do następnego etapu prób, cierpień i ero-
tycznych przygód opisanych w książce. Nie musimy już więcej o niej wspomi-
nać.
Gdy opowieści o ucieczce lady Coryanne z przywłaszczonymi klejnotami
i ukradzionym mężem dotarły do uszu przebywającego w Czerwonej Twierdzy
lorda Rogara, stało się oczywiste, że jego plan zawiódł, podobnie jak plan królo-
wej Alyssy. Ani pobożność, ani chuć nie były w stanie zerwać więzów między
Jaehaerysem Targaryenem a jego Alysanne.
Co więcej, wieści o ślubie króla zaczęły się rozchodzić. Zbyt wielu ludzi wi-
działo konfrontację u bram zamku, a lordowie odwiedzający później Smoczą
Skałę nie omieszkali zauważyć obecności Alysanne u boku króla. Nie mogły też
umknąć ich uwagi łączące młodych uczucia. Rogar Baratheon mógł sobie mó-
wić o wyrwaniu języków, ale był bezradny wobec szeptów szerzących się po ca-
łej krainie… a nawet po drugiej stronie wąskiego morza, gdzie magistrów z Pen-
tos i najemników z Wolnej Kompanii z pewnością bardzo rozbawiły opowieści
Coryanne Wylde.
— Stało się — rzekła królowa regentka członkom swojej rady, gdy wreszcie
uświadomiła sobie prawdę. — Stało się i już się nie odstanie, niech nam Siedmiu
pomoże. Musimy jakoś z tym żyć i wykorzystać wszystkie swe możliwości, by
chronić ich przed tym, co może się wydarzyć.
Maegor Okrutny zabrał jej dwóch synów, a między nią i jej najstarszą córką
zapanował chłód. Nie była w stanie znieść myśli, że na zawsze skłóci się z dwoj-
giem dzieci, które jej pozostały.
Jednakże Rogar Baratheon nie chciał się poddać tak łatwo. Słowa żony wzbu-
dziły w nim furię.
— Jesteś słaba — rzekł z pogardą Alyssie na oczach wielkiego maestera Beni-
fera, septona Mattheusa, lorda Velaryona i całej reszty. — Słaba jak twój pierw-
szy mąż i jak twój syn. Sentymentalizm można wybaczyć matce, ale nie regent-
ce. Byliśmy głupcami, wkładając koronę na głowę Jaehaerysa. On myśli tylko
o sobie. Będzie jeszcze gorszym królem niż jego ojciec. Dziękujmy bogom za
to, że nie jest za późno. Musimy działać szybko i pozbawić go tronu.
Gdy padły te słowa, w komnacie zrobiło się zupełnie cicho. Królowa regentka
wlepiła w pana męża przerażone spojrzenie, jakby chciała się upewnić, że rze-
czywiście to powiedział, a potem się rozpłakała. Łzy spływały bezgłośnie po jej
policzkach. Dopiero wtedy reszta obecnych w komnacie ludzi odzyskała zdol-
ność mowy.
— Chyba postradałeś zmysły — odezwał się lord Velaryon.
Lord Corbray, dowódca Straży Miejskiej, potrząsnął głową.
— Moi ludzie nigdy się na to nie zgodzą — stwierdził.
Wielki maester Benifer wymienił spojrzenia z Prentysem Tullym, starszym
nad prawami.
— Czy w takim razie zamierzasz zagarnąć Żelazny Tron dla siebie? — zapy-
tał lord Tully.
Lord Rogar gwałtownie temu zaprzeczył.
— Nigdy. Masz mnie za uzurpatora? Chodzi mi tylko o dobro Siedmiu Kró-
lestw. Jaehaerysowi nie musi stać się krzywda. Możemy go wysłać do Starego
Miasta, do Cytadeli. To mól książkowy. Łańcuch maestera będzie mu odpowia-
dał.
— Kto w takim razie zasiadłby na Żelaznym Tronie? — zapytał lord Celtigar.
— Księżniczka Aerea — odpowiedział bezzwłocznie lord Rogar. — Ona ma
w sobie ogień, którego brak Jaehaerysowi. Jest młoda, ale mógłbym dalej służyć
jej jako namiestnik, ukształtować ją, stać się przewodnikiem, nauczyć ją wszyst-
kiego, co musi wiedzieć. Ma większe prawa do tronu. Jej matka i ojciec byli
pierworodnym i drugim dzieckiem. Jaehaerys jest czwartym. — Benifer pisze,
że w tym momencie namiestnik walnął pięścią w stół. — Jej matka ją poprze.
Królowa Rhaena. A Rhaena ma smoka.
Wielki maester Benifer zarejestrował to, co wydarzyło się później. „Zapadła
cisza, choć wszyscy mieliśmy na ustach te same słowa: «Jaehaerys i Alysanne
też mają smoki». Qarl Corbray walczył nad Okiem Boga i na własne oczy ujrzał
straszliwy widok, jakim są smoki toczące bój na niebie. Dla reszty z nas słowa
namiestnika przywołały wizję Valyrii z czasów poprzedzających Zagładę, gdy
smoczy lordowie walczyli ze sobą o władzę. To był przerażający obraz”.
Wreszcie królowa Alyssa przerwała ciszę, mówiąc przez łzy.
— Ja jestem królową regentką — przypomniała wszystkim. — Dopóki mój
syn nie osiągnie pełnoletności, wszyscy musicie służyć mnie. W tym również
królewski namiestnik — Benifer mówi nam, że gdy spojrzała na pana męża, jej
oczy były ciemne i twarde jak obsydian. — Twoja służba już mnie nie zadowala,
lordzie Rogarze. Opuść nas i wróć do Końca Burzy, a nigdy już nie będziemy
musieli wspominać o zdradzie, której się dopuściłeś.
Rogar Baratheon popatrzył na nią z niedowierzaniem.
— Kobieto. Wydaje ci się, że możesz mnie odwołać? Nie. — Roześmiał się.
— Nie!
Wtedy właśnie lord Corbray wstał i wyciągnął swój miecz z valyriańskiej sta-
li, Smętną Damę, dumę jego rodu.
— Tak — rzekł i położył oręż na stole, kierując go sztychem w stronę lorda
Rogara. Dopiero wtedy jego lordowska mość uświadomił sobie, że posunął się
za daleko i jest sam przeciwko wszystkim pozostałym w pomieszczeniu. Tak
przynajmniej mówi nam Benifer.
Rogar Baratheon nie odezwał się już ani słowem. Twarz mu pobladła. Wstał
i zdjął złotą broszę, którą Alyssa dała mu jako symbol urzędu, rzucił ją pogardli-
wie królowej i wyszedł. Opuścił Królewską Przystań tej samej nocy, przeprawia-
jąc się na drugi brzeg Czarnego Nurtu razem ze swym bratem, Orrynem. Czekał
tam sześć dni, podczas gdy jego drugi brat, Ronnal, zbierał ich rycerzy i zbroj-
nych przed wymarszem do domu.
Według legendy lord Rogar oczekiwał na ich przybycie w tej samej gospo-
dzie, w której on, albo jego brat Borys, spotkał się z Coryanne Wylde. Gdy bra-
cia Baratheonowie wreszcie ruszyli do Królewskiej Przystani ze swym oddzia-
łem, towarzyszyło im dwa razy mniej ludzi niż przed dwoma laty, gdy tu przyby-
li, by obalić Maegora. Reszta najwyraźniej wolała zaułki, gospody i pokusy
wielkiego miasta od deszczowych lasów, zielonych wzgórz i porośniętych
mchem chat krain burzy. „W żadnej bitwie nie straciłem tylu ludzi, ilu zabrały
mi burdele i piwiarnie Królewskiej Przystani”, stwierdził z goryczą lord Rogar.
Do grona osób, które stracił, lord Rogar musiał zaliczyć Aereę Targaryen. Tej
samej nocy, gdy go zdymisjonowano, ser Ronnal Baratheon wtargnął z dwuna-
stoma ludźmi do komnat Aerei w Czerwonej Twierdzy, by ją uprowadzić… ale
przekonał się, że królowa Alyssa była szybsza. Dziewczynka zniknęła, a jej służ-
ki nie wiedziały, gdzie się podziała. Potem się okazało, że na rozkaz królowej re-
gentki zabrał ją lord Corbray. Przebrano ją w łachmany dziecka z najniżej stoją-
cych warstw, a srebrnozłote włosy ufarbowano na brudnobrązowy kolor. Księż-
niczka Aerea resztę okresu regencji spędziła, pracując w stajni obok Królewskiej
Bramy. Miała osiem lat i kochała konie. Po latach wyznała, że to był najszczę-
śliwszy okres w jej życiu.
Musimy ze smutkiem przyznać, że w następnych latach królowa Alyssa nie
zaznała zbyt wiele szczęścia. Pozbawiając własnego męża stanowiska królew-
skiego namiestnika, zniszczyła wszelkie uczucia, jakimi mógł ją darzyć. Od
owego dnia ich małżeństwo przerodziło się w ruiny zamku, pustą skorupę na-
wiedzaną przez duchy. „Alyssa Velaryon przeżyła śmierć męża i dwóch najstar-
szych synów, a także córki, która zmarła w kołysce, lata terroru pod rządami
Maegora Okrutnego i spór z pozostałymi dziećmi, ale tego nie mogła znieść.
Była zdruzgotana”, jak napisał septon Barth, spoglądając wstecz na jej dzieje.
Pisane na bieżąco relacje wielkiego maestera Benifera wyrażają tę samą opi-
nię. Po wyjeździe lorda Rogara królowa Alyssa mianowała królewskim namiest-
nikiem swego brata, Daemona Velaryona, wysłała kruka na Smoczą Skałę, by
zawiadomić Jaehaerysa o niektórych (ale nie wszystkich) wydarzeniach, a na-
stępnie wycofała się do swych komnat w Warowni Maegora. Aż do końca regen-
cji pozostawiła władanie Siedmioma Królestwami lordowi Daemonowi i nie
uczestniczyła już więcej w życiu publicznym.
Dobrze by było, gdybyśmy mogli napisać, że po powrocie do Końca Burzy
Rogar Baratheon przemyślał swe błędy, posłuchał głosu sumienia i stał się odtąd
lepszym człowiekiem. Niestety, nie leżało to w naturze jego lordowskiej mości.
Nie umiał się poddawać. Porażka wypełniała mu gardło smakiem żółci. Prze-
chwalał się, że podczas bitwy, póki życia, nigdy nie wypuściłby topora z rąk…
a kwestia małżeństwa króla stała się dla niego bitwą, którą był zdeterminowany
wygrać. Pozostało mu tylko jedno szaleństwo i nie cofnął się przed nim.
W Starym Mieście, w domu Matki powiązanym z Gwiezdnym Septem, poja-
wił się nagle ser Orryn Baratheon z dwunastoma zbrojnymi oraz listem opatrzo-
nym pieczęcią lorda Rogara. Ten żądał w liście, by jego ludziom natychmiast
wydano nowicjuszkę Rhaellę Targaryen. Gdy zapytano go o cel, ser Orryn odpo-
wiedział tylko, że lord Rogar pilnie potrzebuje dziewczynki w Końcu Burzy.
Plan mógłby się udać, gdyby nie fakt, że septa Karolyn, strzegąca owego dnia
drzwi domu Matki, miała stalowy kręgosłup i podejrzliwą naturę. Zwiodła ser
Orryna, udając, że posyła po dziewczynkę, ale w rzeczywistości wysłała po
Wielkiego Septona. Tak się złożyło (być może szczęśliwie dla dziecka i dla
Siedmiu Królestw), że Jego Wielka Świątobliwość spał, ale zarządca Wielkiego
Septona (były rycerz, który był kapitanem Synów Wojownika, zanim ich rozwią-
zano) był na jawie i pamiętał o czujności.
Zamiast przerażonej dziewczynki ludzie Baratheonów ujrzeli trzydziestu
uzbrojonych septonów pod dowództwem zarządcy, Caspera Strawa. Gdy ser Or-
ryn wyciągnął miecz, Straw poinformował go ze spokojem, że czterdziestu ryce-
rzy lorda Hightowera już jest w drodze (co było kłamstwem). Baratheonowie się
poddali. Podczas przesłuchania ser Orryn wyznał całą prawdę. Miał dostarczyć
dziewczynkę do Królewskiej Przystani, gdzie lord Rogar zamierzał ją zmusić do
przyznania, że jest w rzeczywistości księżniczką Aereą, nie Rhaellą, a następnie
obwołać ją królową.
Ojciec Wiernych, człowiek cechujący się wyjątkową łagodnością i dorównu-
jącą jej słabą wolą, wysłuchał zeznania Orryna Baratheona i wybaczył mu. To
jednak nie przeszkodziło lordowi Hightowerowi — gdy już się o wszystkim do-
wiedział — wtrącić pojmanych Baratheonów do lochu i wysłać listy ze szczegó-
łową relacją z wydarzeń do Czerwonej Twierdzy oraz na Smoczą Skałę. Donnel
Hightower, który zasłużył sobie na przydomek „Donnela Opieszałego”, ponie-
waż nie miał ochoty stanąć do bitwy z septonem Księżycem i jego zwolennika-
mi, najwyraźniej nie obawiał się, że obrazi Koniec Burzy, zamykając w lochu
brata lorda Rogara.
— Niech tu przyjdzie i spróbuje go uwolnić — rzekł, gdy jego maester mar-
twił się, jak może zareagować były namiestnik. — Własna żona zabrała mu tytuł
namiestnika i jaja, a wkrótce król utnie mu głowę.
Tymczasem po drugiej stronie Westeros Rogar Baratheon wściekał się i toczył
pianę, usłyszawszy, że jego bratu się nie powiodło i zamknięto go w celi… nie
zwołał jednak chorągwi, czego wielu się obawiało. Pogrążył się w rozpaczy.
— Już po mnie — oznajmił z przygnębieniem swemu maesterowi. — Czeka
mnie Mur, jeśli bogowie będą łaskawi. A jeśli nie będą, chłopak skróci mnie
o głowę i sprezentuje ją matce. — Ponieważ nie spłodził dzieci z żadną ze
swych dwóch żon, rozkazał maesterowi spisać jego testament oraz wyznanie,
w którym uwalniał trzech braci — Borysa, Garona i Ronnala — od wszelkiej
winy w jego występkach, błagał o łaskę dla czwartego brata, Orryna, i mianował
ser Borysa dziedzicem Końca Burzy. — Wszystko, co uczyniłem i co próbowa-
łem uczynić, miało na celu dobro Siedmiu Królestw i Żelaznego Tronu — za-
kończył.
Jego lordowska mość wiedział, że już niedługo się przekona, jaki los go cze-
ka. Namiestnik i królowa regentka milczeli, zranieni, a lord Daemon Velaryon
i pozostali członkowie rady rządzili Siedmioma Królestwami najlepiej, jak po-
trafili. „Mówili mało, a robili jeszcze mniej”, jak ujął to wielki maester Benifer.
Dwudziestego dnia dziewiątego księżyca roku 50 o.P. Jaehaerys Targaryen ob-
chodził szesnasty dzień imienia. Stał się dorosłym mężczyzną. Zgodnie z prawa-
mi Siedmiu Królestw mógł samodzielnie sprawować władzę i nie potrzebował
już regentów. W całym Westeros zarówno lordowie, jak i prostaczkowie czekali,
aż się dowiedzą, jakim królem się okaże.
CZAS PRÓBY

ODNOWA SIEDMIU KRÓLESTW

Król Jaehaerys I Targaryen wrócił do Królewskiej Przystani sam, na grzbiecie


swego smoka, Vermithora. Przed nim przybyło pięciu rycerzy Gwardii Królew-
skiej, mających się upewnić, że wszystko jest gotowe na przyjęcie króla. Królo-
wa Alysanne mu nie towarzyszyła. Biorąc pod uwagę wątpliwy status ich mał-
żeństwa oraz niepewny charakter stosunków króla z matką i lordami z rady,
uznano, że lepiej będzie, gdy Alysanne na pewien czas zostanie na Smoczej Ska-
le ze swymi Mądrymi Kobietami i pozostałymi rycerzami Gwardii Królewskiej.
Wielki maester Benifer mówi nam, że dzień nie zapowiadał się dobrze. Niebo
było szare, a przez połowę poranka siąpiła nieustanna mżawka. Benifer i pozo-
stali członkowie rady czekali na króla na wewnętrznym dziedzińcu Czerwonej
Twierdzy, odziani w płaszcze z kapturami dla osłony przed deszczem. W całym
zamku rycerze, giermkowie, chłopcy stajenni, praczki oraz dziesiątki innych lu-
dzi trudzących się w zamku wykonywali codzienne obowiązki, zatrzymując się
od czasu do czasu, by spojrzeć na niebo. Gdy wreszcie usłyszano łopot skrzydeł
i strażnik stojący na wschodniej części murów ujrzał w oddali błysk spiżowych
łusek Vermithora, rozległy się okrzyki, które z każdą chwilą stawały się głośniej-
sze, wylewając się za mury Czerwonej Twierdzy i spływając w dół Wielkiego
Wzgórza Aegona, aż wreszcie dotarły na pola za miejskimi murami.
Jaehaerys nie wylądował od razu. Okrążył miasto trzykrotnie, za każdym ra-
zem przelatując niżej, by wszyscy mężczyźni, chłopcy i bosonogie dziewki
w Królewskiej Przystani mogli przywitać go głośnymi okrzykami i machaniem
ręką, zachwycając się widokiem smoka w locie. Dopiero później posadził Ver-
mithora na dziedzińcu przed Warownią Maegora, gdzie czekali na niego lordo-
wie.
Benifer pisze: „Zmienił się, odkąd ostatnio go widziałem. Niedorostek, który
odleciał na Smoczą Skałę, zniknął, ustępując miejsca dorosłemu mężczyźnie.
Był kilka cali wyższy, ale jego ramiona i pierś się wypełniły. Włosy opadały mu
swobodnie na ramiona, a policzki i podbródek, przedtem gładkie, pokrywał deli-
katny, złoty meszek. Zrezygnował z rycerskiego stroju i wdział skórzane ubranie
pokryte plamami soli, odpowiednie raczej na polowanie albo do jazdy konnej.
Chroniła go wyłącznie nabijana ćwiekami kurta. Ale u pasa miał Blackfyre’a…
miecz jego dziadka, miecz królów. Nie można go było pomylić z żadnym innym
orężem, nawet gdy był schowany w pochwie. Gdy ujrzałem ten miecz, przeszył
mnie dreszcz strachu. Czy to miało być ostrzeżenie? — zadałem sobie pytanie.
Smok opadł na ziemię. Spomiędzy jego zębów buchał dym. Po śmierci Maegora
uciekłem do Pentos, bojąc się losu, jaki może mnie spotkać pod rządami jego na-
stępców. Stojąc tam pośród wilgoci, zastanawiałem się przez chwilę, czy postą-
piłem głupio, wracając”.
Młody król, który nie był już chłopcem, wkrótce rozproszył obawy wielkiego
maestera. Zsunął się z wdziękiem z grzbietu Vermithora i uśmiechnął szeroko.
Jak opowiada lord Tully, „to było tak, jakby promienie słońca przebiły się przez
chmury”. Lordowie oddali mu pokłon, kilku z nich padło na kolana. W całym
mieście radośnie zabiły dzwony. Jaehaerys zdjął rękawice i zatknął je za pas.
— Szlachetni lordowie, przed nami wiele pracy.
Tylko jedna ważna osobistość nie zjawiła się na dziedzińcu, by przywitać kró-
la — jego matka, królowa Alyssa. Jaehaerys musiał odszukać ją w Warowni
Maegora, w której się zamknęła. Nikt nie wie, co zaszło między matką a synem,
gdy po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy od czasu konfrontacji na Smoczej
Skale, powiedziano nam jednak, że gdy wkrótce później Alyssa pojawiła się na
dziedzińcu, wsparta na ramieniu króla, twarz miała zaczerwienioną i opuchniętą
od łez. Królowa wdowa, która nie była już regentką, pojawiła się na urządzonej
wieczorem uczcie powitalnej, a także na licznych dworskich uroczystościach
w następnych dniach, ale nie przysługiwało jej już miejsce na posiedzeniach
rady. Maester Benifer pisze: „Jej Miłość wykonywała obowiązki wobec syna
i królestwa, ale nie było w niej radości”.
Młody król rozpoczął rządy od przebudowy rady. Zatrzymał wielu członków,
lecz zwolnił tych, którzy nie sprostali zadaniom. Zatwierdził nominację lorda
Daemona Velaryona na namiestnika królewskiego i zatrzymał lorda Corbraya na
stanowisku dowódcy Straży Miejskiej. Lordowi Tully’emu podziękował za służ-
bę i odesłał go do Riverrun razem z żoną, lady Lucindą. Na jego miejsce miano-
wał starszym nad prawami Albina Masseya, lorda Stonedance, jednego z pierw-
szych ludzi, którzy odwiedzili go na Smoczej Skale. Trzy lata wcześniej Massey
zaczął wykuwać łańcuch maestera w Cytadeli, ale gorączka zabrała obu jego
starszych braci i pana ojca. Miał krzywy kręgosłup i utykał, lecz wsławił się po-
wiedzeniem: „Kiedy czytam albo piszę, nie jestem kulawy”. Lordem admirałem
i starszym nad okrętami Jego Miłość mianował Manfryda Redwyne’a, lorda Ar-
bor, który przybył na dwór z trzema synami: Robertem, Rickardem i Ryamem.
Wszyscy byli giermkami. Po raz pierwszy ten tytuł przypadł komuś, kto nie wy-
wodził się z rodu Velaryonów.
W całej Królewskiej Przystani zapanowała radość, gdy ogłoszono, że Jaeha-
erys odwołał Edwella Celtigara ze stanowiska starszego nad monetą. Król ponoć
wyraził mu uznanie i wychwalał wierną służbę jego córek na Smoczej Skale. Po-
sunął się nawet do tego, że nazwał je „dwoma skarbami”. Córki miały dalej po-
zostać z królową, ale lord Celtigar natychmiast wyjechał na Szczypcową Wyspę.
Razem z nim zniknęły jego podatki. Młody król odwołał je dekretem już trzecie-
go dnia rządów.
Znalezienie odpowiedniego kandydata, który zastąpiłby lorda Edwella jako
starszy nad monetą, okazało się niełatwym zadaniem. Kilku doradców sugero-
wało Jaehaerysowi, by mianował Lymana Lannistera, uważanego za najbogat-
szego człowieka w Westeros, ale król nie dał się przekonać.
— Nie sądzę, by lord Lyman znał rozwiązania, których potrzebujemy, chyba
że znalazł górę złota pod Czerwoną Twierdzą — skwitował Jego Miłość. Uważ-
niej się przyjrzał niektórym kuzynom i stryjom lorda Hightowera, albowiem bo-
gactwo Starego Miasta wywodziło się z handlu, a nie z ziemi. Powstrzymała go
jednak niepewna lojalność, jaką wykazał się Donnel Opieszały w sprawie septo-
na Księżyca. Na koniec Jaehaerys podjął znacznie śmielszą decyzję i wybrał
kandydata z drugiej strony wąskiego morza.
Rego Draz nie był lordem, rycerzem ani nawet magistrem, lecz kupcem, han-
dlowcem i wekslarzem, który pochodził z nizin, ale został najbogatszym czło-
wiekiem w Pentos. Pentoshijczycy wzgardzili nim i odmówili mu miejsca w ra-
dzie magistrów z uwagi na niskie pochodzenie. Oburzony podobnym traktowa-
niem Draz chętnie przyjął propozycję króla i przeniósł się do Westeros razem
z rodziną, przyjaciółmi i wielką fortuną. By uczynić go równym rangą z innymi
członkami rady, młody król przyznał mu tytuł lordowski. Ponieważ jednak Draz
był lordem bez ziemi, zamków i zaprzysiężonych ludzi, jakiś dowcipniś z kró-
lewskiego dworu przezwał go „Lordem Powietrza”. Pentoshijczyka to rozbawi-
ło. „Gdybym mógł opodatkować powietrze, byłbym prawdziwym lordem”,
skwitował.
Jaehaerys odesłał też septona Mattheusa, grubego, gniewliwego prałata, który
z taką złością sprzeciwiał się kazirodczemu małżeństwu króla. Mattheus nie
przyjął dobrze dymisji.
— Wiara nie będzie patrzeć przychylnie na żadnego króla, który sprawuje rzą-
dy, nie mając u boku septona — oznajmił.
Jaehaerys miał jednak przygotowaną odpowiedź.
— Septonów nam nie zabraknie. Septon Oswyck i septa Ysabel zostaną
z nami, a z Wysogrodu ma przybyć młody człowiek, który zajmie się naszą bi-
blioteką. Ma na imię Barth.
Mattheus wyraził lekceważenie. Stwierdził, że Oswyck to stary głupiec,
a Ysabel jest kobietą. O septonie Barcie nigdy nie słyszał.
— Podobnie jak o wielu innych sprawach — zauważył król. (Sławne słowa
lorda Masseya, że król potrzebował trzech osób na miejsce septona Mattheusa,
by szale wagi się wyrównały, padły zapewne wkrótce później, o ile rzeczywiście
je wypowiedziano).
Cztery dni później Mattheus wyruszył w drogę powrotną do Starego Miasta.
Był zbyt otyły, by dosiąść konia i podróżował w wielkim domu na kołach w to-
warzystwie sześciu strażników i dwunastu służących. Legenda mówi, że przejeż-
dżając przez Mander w Gorzkim Moście, minął septona Bartha zmierzającego
w przeciwnym kierunku. Barth był sam i jechał na ośle.
Zmiany wprowadzone przez młodego króla nie ograniczały się do szlachetnie
urodzonych zasiadających w jego radzie. Usunął również wielu pomniejszych
urzędników, w tym głównego klucznika, głównego zarządcę Czerwonej Twier-
dzy i wszystkich jego zastępców, kapitana portu w Królewskiej Przystani (a
z czasem również kapitanów portów w Starym Mieście, Stawie Dziewic i Du-
skendale), nadzorcę Mennicy Królewskiej, królewskiego kata, dowódcę zbroj-
nych, głównego psiarczyka, koniuszego, a nawet zamkowych szczurołapów.
Rozkazał też, by lochy Czerwonej Twierdzy opróżniono i oczyszczono,
a wszystkich więźniów znalezionych w ciemnicy wyprowadzono na słońce, wy-
kąpano i pozwolono im złożyć apelację. Obawiał się, że niektórzy mogą być nie-
winnymi ludźmi, uwięzionymi przez jego stryja. (Niestety, okazało się, że miał
rację, choć wielu więźniów straciło rozum w ciągu lat spędzonych w ciemności
i nie można ich było uwolnić).
Dopiero gdy zrobiono to wszystko i stanowiska objęli mianowani przez niego
ludzie, Jaehaerys rozkazał maesterowi Beniferowi wysłać do Końca Burzy kruka
z pismem wzywającym lorda Rogara Baratheona do stolicy.
Gdy przybył królewski list, lord Rogar był skłócony z braćmi. Ser Borys,
uważany za najbardziej porywczego i wojowniczego z Baratheonów, w tym
przypadku okazał się najspokojniejszy.
— Chłopak zetnie ci głowę, jeśli go posłuchasz — stwierdził. — Popłyń na
Mur. Nocna Straż cię przyjmie.
Młodsi bracia, Garon i Ronnal, zalecali bunt. Koniec Burzy to potężny zamek.
W całych Siedmiu Królestwach nie znajdzie się potężniejszego. Jeśli Jaehaerys
chce dostać głowę lorda Rogara, niech tu przyjdzie i ją sobie weźmie. Lord Koń-
ca Burzy tylko się roześmiał.
— Potężny? — zapytał. — Harrenhal był potężny. Nie. Najpierw zobaczę się
z Jaehaerysem i wytłumaczę się przed nim. Potem będę mógł przywdziać czerń,
jeśli tak zdecyduję. Nie odmówi mi tego.
Następnego ranka wyruszył do Królewskiej Przystani. Towarzyszyło mu jedy-
nie sześciu jego najstarszych rycerzy, znających go od dzieciństwa.
Król przyjął go, siedząc na Żelaznym Tronie. Na głowie miał koronę. Obecni
byli wszyscy lordowie z jego rady, a ser Joffrey Doggett i ser Lorence Roxton
z Gwardii Królewskiej stali u podstawy tronu, obleczeni w swe białe płaszcze
i emaliowane zbroje. Poza tym w komnacie tronowej nie było nikogo. Maester
Benifer opowiada, że kroki lorda Rogara niosły się echem w pustej sali, gdy po-
konywał długą drogę od drzwi ku tronowi. „Król dobrze znał dumę jego lordow-
skiej mości i nie chciał upokarzać go dodatkowo, zmuszając do okazania skru-
chy na oczach całego dworu”.
Niemniej lord Końca Burzy okazał skruchę. Opadł na jedno kolano, pochylił
głowę i położył miecz u podstawy tronu.
— Wasza Miłość — rzekł. — Przybyłem tu na twój rozkaz. Zrób ze mną, co
zechcesz. Proszę tylko, byś oszczędził moich braci i ród Baratheonów. Wszyst-
ko, co uczyniłem, uczyniłem…
— …dla dobra Siedmiu Królestw, tak jak je rozumiałeś. — Jaehaerys uniósł
rękę, przerywając lordowi Rogarowi, nim ten zdążył dodać coś więcej. —
Wiem, co uczyniłeś, co powiedziałeś i co planowałeś uczynić. Wierzę, iż rzeczy-
wiście nie zamierzałeś skrzywdzić mojej osoby ani mojej królowej… nie myliłeś
się też, mówiąc, że byłbym znakomitym maesterem. Mam jednak nadzieję zo-
stać jeszcze lepszym królem. Niektórzy mówią, że jesteśmy teraz wrogami. Wo-
lałbym sądzić, że jesteśmy przyjaciółmi, między którymi doszło do sporu. Gdy
moja matka prosiła cię o azyl, przyjąłeś nas, narażając się na wielkie niebezpie-
czeństwo. Równie dobrze mogłeś zakuć nas w łańcuchy i podarować mojemu
stryjowi. Ty jednak poprzysiągłeś mi swój miecz i zwołałeś chorągwie. Nie za-
pomniałem o tym. Słowa to wiatr — ciągnął Jaehaerys. — Wasza lordowska
mość, mój drogi przyjacielu… mówiłeś o zdradzie, ale jej nie popełniłeś. Pra-
gnąłeś unieważnić moje małżeństwo, ale nie byłeś w stanie tego dokonać. Pro-
ponowałeś posadzenie księżniczki Aerei na Żelaznym Tronie, ale to ja na nim
siedzę. Kazałeś bratu porwać moją bratanicę Rhaellę z domu Matki, to prawda,
ale w jakim celu? Być może chciałeś tylko uczynić ją swoją podopieczną, bo nie
masz własnych dzieci. Zdradzieckie czyny wymagają kary, ale głupie słowa to
co innego. Jeśli rzeczywiście pragniesz udać się na Mur, nie zabronię ci tego.
Nocna Straż potrzebuje silnych ludzi, takich jak ty. Wolałbym jednak, byś tu zo-
stał, żeby mi służyć. Nie siedziałbym na tym tronie, gdyby nie ty. Wszyscy
w Siedmiu Królestwach o tym wiedzą. Nadal cię potrzebuję. Kraj cię potrzebuje.
Gdy umarł Smok i mój ojciec włożył koronę na głowę, ze wszystkich stron osa-
czyli go kandydaci na królów i zbuntowani lordowie. To samo może spotkać
mnie, z identycznych powodów będą chcieli sprawdzić moją determinację, wolę
i siłę. Matka wierzy, że pobożni ludzie w całych Siedmiu Królestwach powstaną
przeciwko mnie, gdy rozejdą się wieści o moim ślubie. Może i ma rację. By
sprostać tym próbom, muszę się otoczyć wartościowymi ludźmi, wojownikami,
którzy będą walczyli za mnie… i za moją królową, jeśli okaże się to konieczne.
Czy jesteś takim człowiekiem?
Lord Rogar, porażony słowami króla, uniósł wzrok.
— Jestem, Wasza Miłość — zapewnił głosem ochrypłym ze wzruszenia.
— W takim razie wybaczam ci twe winy — odparł król Jaehaerys. — Ale pod
pewnymi warunkami. — Jego głos nabrał surowego brzmienia, gdy zaczął je
wyliczać. — Nigdy już nie powiesz ani jednego słowa przeciwko mnie ani mojej
królowej. Od dzisiaj będziesz jej najgłośniejszym obrońcą i nie zniesiesz, by
ktokolwiek w twej obecności przemawiał przeciwko niej. Co więcej, nie mogę
i nie zamierzam tolerować lekceważenia mojej matki. Wrócisz z nią do Końca
Burzy i od tej pory znowu będziecie żyli ze sobą jak mąż i żona. Słowem
i uczynkiem będziesz jej okazywał szacunek i uprzejmość. Czy możesz przyjąć
te warunki?
— Z chęcią — zgodził się lord Rogar. — Czy wolno mi zapytać… co z Orry-
nem?
Król umilkł na chwilę.
— Rozkażę lordowi Hightowerowi uwolnić twojego brata, ser Orryna, oraz
ludzi, którzy udali się z nim do Starego Miasta — odparł wreszcie. — Ale nie
mogę pozwolić, by uniknęli kary. Służba na Murze jest dożywotnia, więc za-
miast tego skażę ich na dziesięć lat wygnania. Mogą zostać najemnikami na
Spornych Ziemiach albo pożeglować do Qarthu, by zdobyć majątek. Wszystko
mi jedno… jeśli przeżyją i nie popełnią dalszych zbrodni, za dziesięć lat będą
mogli wrócić do domu. Zgodziliśmy się?
— Tak — potwierdził lord Rogar. — Wasza Miłość jest nad wyraz sprawiedli-
wy.
Następnie zapytał, czy król będzie potrzebował zakładników, którzy zapewnią
jego dalszą lojalność. Dodał, że trzech jego braci ma małe dzieci, które można
by wysłać na dwór.
W odpowiedzi król Jaehaerys zszedł z Żelaznego Tronu i rozkazał lordowi
Rogarowi pójść za sobą. Wyprowadził jego lordowską mość z komnaty na we-
wnętrzny dziedziniec, gdzie karmiono Vermithora. Zarżnięto byka, który miał
być jego śniadaniem, położono go na kamieniach, przypalonego i dymiącego, al-
bowiem smoki zawsze traktują mięso ogniem, nim je zjedzą. Bestia z każdym
kęsem odgryzała wielkie kawały, ale gdy zbliżył się król w towarzystwie lorda
Rogara, uniosła głowę i skierowała na nich spojrzenie oczu wyglądających jak
kałuże stopionego spiżu.
— Z każdym dniem staje się coraz większy — oznajmił Jaehaerys, drapiąc
ogromnego smoka po podgardlu. — Zatrzymaj sobie swoich bratanków i brata-
nice, wasza lordowska mość. Po co mi zakładnicy? Mam twoje słowo, to mi wy-
starczy.
Jednakże wielki maester Benifer usłyszał to, czego król nie powiedział. „Jego
Miłość rzekł bez słów: «Każdy mężczyzna, kobieta i dziecko w krainach burzy
jest moim zakładnikiem, dopóki na nim jeżdżę», a lord Rogar świetnie go zrozu-
miał”.
Tak oto zawarto pokój między młodym królem a jego dawnym namiestni-
kiem. Wieczorem przypieczętowano go ucztą w wielkiej komnacie. Lord Rogar
siedział obok królowej Alyssy. Znowu stali się mężem i żoną. Baratheon wzniósł
toast za zdrowie królowej Alysanne, przysięgając jej swą miłość i lojalność na
oczach wszystkich zebranych lordów i dam. Po czterech dniach, gdy lord Rogar
ruszył z powrotem do Królewskiej Przystani, towarzyszyła mu królowa Alyssa,
eskortowana przez ser Pate’a Słonkę i stu zbrojnych, mających zapewnić im bez-
pieczeństwo podczas drogi przez królewski las.
(Ser Orryn Baratheon nigdy nie wrócił do Westeros. Razem z ludźmi, którzy
przybyli z nim do Starego Miasta, popłynął do Wolnego Miasta Tyrosh i wstąpił
na służbę u archonta. Rok później ożenił się z jego córką, tą samą panną, którą
jego brat Rogar miał nadzieję wydać za króla Jaehaerysa, by zawrzeć sojusz
między Żelaznym Tronem a jednym z Wolnych Miast. Była piersiasta, miała nie-
bieskozielone włosy i ujmujący sposób bycia. Niedługo później urodziła mu cór-
kę, choć niektórzy wątpili, czy rzeczywiście on jest ojcem, bo jego żona, podob-
nie jak wiele kobiet z Wolnych Miast, swobodnie obdarzała innych swoimi
wdziękami. Gdy kadencja jej ojca się skończyła, ser Orryn również utracił pozy-
cję i był zmuszony opuścić Tyrosh. Wyruszył do Myr, gdzie wstąpił do Ludzi
Dziewicy, wolnej kompanii o wyjątkowo złej reputacji. Niedługo później zginął
na Spornych Ziemiach, w bitwie z Mężnymi Ludźmi. Nie wiemy, co się stało
z jego żoną i córką).
Tymczasem w Królewskiej Przystani długie panowanie Jaehaerysa I Targarye-
na rozpoczęło się na dobre. Gdy młody król zasiadł na Żelaznym Tronie, stanęły
przed nim dziesiątki problemów, ale dwa z nich wydawały się ważniejsze od po-
zostałych. Skarbiec był pusty i długi korony rosły, a jego „tajne” małżeństwo,
które z każdym dniem stawało się coraz mniej tajne, było jak dzban z dzikim
ogniem stojący na palenisku, z każdą chwilą gotowy eksplodować. Obie te kwe-
stie wymagały szybkiego rozwiązania.
Kwestię braku złota szybko rozwiązał Rego Draz, nowy starszy nad monetą,
który zwrócił się do Żelaznego Banku z Braavos i do jego konkurentów z Tyrosh
i Myr i załatwił nie jedną, lecz trzy wysokie pożyczki. Rozgrywając banki prze-
ciwko sobie, Lord Powietrza zdołał załatwić tak korzystne warunki, jak to tylko
było możliwe. Uzyskanie kredytu natychmiast wpłynęło na jedną sprawę —
można było wznowić prace nad Smoczą Jamą i na wzgórze Rhaenys ponownie
napłynęła mała armia murarzy i kamieniarzy.
Lord Rego i jego król zdawali sobie jednak sprawę, że kredyty są co najwyżej
tymczasowym rozwiązaniem. Mogły spowolnić krwotok, ale nie spowodują za-
gojenia się rany. Ten cel mogły osiągnąć jedynie podatki. Z pewnością jednak
nie podatki Celtigara. Jaehaerys nie był zainteresowany podnoszeniem opłat por-
towych ani wykrwawianiem oberżystów. Nie mógł też po prostu zażądać złota
od lordów Siedmiu Królestw, jak uczynił to Maegor. Zbuntowaliby się, gdyby
domagał się zbyt wiele. „Nic nie kosztuje więcej niż tłumienie rebelii”, skwito-
wał król. Lordowie zapłacą, ale dobrowolnie. Król opodatkuje towary, które naj-
chętniej kupowali, drogie i luksusowe artykuły zza morza. Jedwab i brokat; zło-
togłów i srebrnogłów; klejnoty; myrijskie koronki i arrasy; dornijskie wina (ale
nie te z Arbor); dornijskie piaskowe wierzchowce; pozłacane hełmy i filigrano-
we zbroje, produkowane przez rzemieślników z Tyrosh, Lys i Pentos. Najwięk-
sze podatki nałoży się na przyprawy: pieprz, goździki, szafran, gałkę muszkato-
łową, cynamon i wszelkie inne egzotyczne dodatki do potraw sprowadzane zza
Nefrytowych Bram. Już teraz były droższe od złota, a będą kosztowały jeszcze
więcej.
— Nakładamy podatki na towary, na których się wzbogaciłem — zażartował
lord Rego.
— Nikt nie może twierdzić, że nowe podatki go rujnują — wyjaśnił małej ra-
dzie Jaehaerys. — Wystarczy, że wyrzeknie się pieprzu, jedwabiu i pereł, a nie
będzie musiał płacić ani grosika. Jednakże ludzie, którzy kupują takie rzeczy,
pragną ich rozpaczliwie. Jak inaczej mogliby się pysznić swą potęgą i pokazy-
wać całemu światu, jacy są bogaci? Mogą się skarżyć, ale zapłacą.
Nie skończyło się jednak na podatku od przypraw i jedwabiu. Król Jaehaerys
wprowadził też nowe prawo o murach obronnych. Każdy lord, który chciał zbu-
dować nowy zamek bądź rozbudować albo wyremontować istniejącą siedzibę,
będzie musiał uiścić sporą daninę za ten przywilej. Jego Miłość wyjaśnił wiel-
kiemu maesterowi Beniferowi, że nowy podatek ma służyć dwóm celom:
— Im większy i potężniejszy zamek, tym silniejsza chęć buntu u jego lorda.
Można by pomyśleć, że nauczyli się czegoś na przykładzie Harrena Czarnego,
ale zbyt wielu z nich nie zna historii. Ten podatek zniechęci ich do budowania,
a ci, którzy i tak muszą to zrobić, wypełnią nasz skarbiec, opróżniając jednocze-
śnie własny.
Uczyniwszy, co tylko mógł, dla podreperowania stanu finansów korony, Jego
Miłość zajął się drugim ze stojących przed nim problemów. Wreszcie wysłał po
swoją królową. Alysanne Targaryen opuściła Smoczą Skałę na grzbiecie Srebr-
noskrzydłej godzinę po otrzymaniu wezwania. Nie widziała się z królem od pra-
wie pół roku. Jej domownicy podążyli za nią statkiem. W tym czasie już nawet
ślepi żebracy z Zapchlonego Tyłka wiedzieli, że Alysanne i Jaehaerys są małżeń-
stwem, ale dla zachowania przyzwoitości król i królowa przez cykl księżyca spa-
li oddzielnie, podczas gdy trwały przygotowania do ich drugiego ślubu.
Król nie miał ochoty tracić pieniędzy, których mu brakowało, na drugie Złote
Gody, nawet jeśli było to wspaniałe i popularne widowisko. Świadkami ślubu
jego matki z lordem Rogarem było czterdzieści tysięcy ludzi. Tylko tysiąc zjawił
się w Czerwonej Twierdzy, by zobaczyć, jak Jaehaerys po raz drugi bierze za
żonę swą siostrę Alysanne. Tym razem mężem i żoną ogłosił ich pod Żelaznym
Tronem septon Barth.
Wśród obecnych byli też lord Rogar Baratheon i królowa wdowa Alyssa.
Przybyli na uroczystość z Końca Burzy, razem z braćmi jego lordowskiej mości,
Garonem i Ronnalem, ale największą uwagę przyciągnął inny gość. Zjawiła się
Królowa Zachodu. Rhaena Targaryen przyleciała na Srebrnoskrzydłej, by zoba-
czyć ślub rodzeństwa… i odwiedzić córkę, Aereę.
Podczas ceremonii w całym mieście bito w dzwony. Do wszystkich zakątków
Siedmiu Królestw wysłano kruki z zawiadomieniami o „szczęśliwym związku”.
Drugi ślub króla różnił się od pierwszego również pod innym istotnym wzglę-
dem. Urządzono po nim pokładziny. Królowa Alysanne w późniejszych latach
zapewniała, że na to nalegała. Czuła się już gotowa utracić dziewictwo i nie
chciała słyszeć więcej pytań o to, czy „naprawdę” są małżeństwem. Kompletnie
pijany lord Rogar kierował ludźmi, którzy rozebrali ją i zanieśli do łoża małżeń-
skiego, natomiast wśród tych, które uczyniły ten zaszczyt królowi, były towa-
rzyszki królowej — Jennis Templeton, Rosamund Ball i Prudence oraz Prunella
Celtigar. Małżeństwo Jaehaerysa Targaryena z jego siostrą Alysanne wreszcie
skonsumowano na łożu z baldachimem w Warowni Maegora, znajdującej się
wewnątrz Czerwonej Twierdzy w Królewskiej Przystani. Przypieczętowało to
ich związek po wsze czasy na oczach bogów i ludzi.
Tajemnica w końcu się wydała. Król i jego dwór czekali teraz na reakcję Sied-
miu Królestw. Jaehaerys uważał, że istniało kilka różnych powodów, dla których
małżeństwo jego brata Aegona wywołało gwałtowne sprzeciwy. Ich stryj Mae-
gor wziął sobie drugą żonę w roku 39 o.P., nie zważając na protesty swego brata,
króla Aenysa, oraz Wielkiego Septona, i złamał w ten sposób kruche porozumie-
nie między Żelaznym Tronem a Gwiezdnym Septem. Z tego powodu małżeń-
stwo Aegona i Rhaeny uznano za kolejny skandal, a sprowokowane w ten spo-
sób potępienie związku wywołało pożary w całej krainie. Miecze i Gwiazdy zła-
pały za pochodnie, a wraz z nimi kilkudziesięciu lordów, którzy bali się bogów
bardziej niż króla. Książę Aegon i księżniczka Rhaena byli słabo znani wśród
prostaczków i zaczęli objazd bez smoków (głównie dlatego, że Aegon nie był
jeszcze smoczym jeźdźcem), co naraziło ich na ataki tłumów w dorzeczu.
W przypadku Jaehaerysa i Alysanne sprawy miały się zupełnie inaczej.
Gwiezdny Sept ich nie potępił. Choć niektórzy z Najpobożniejszych nadal obu-
rzali się na zwyczaj zawierania małżeństw między rodzeństwem obowiązujący
wśród Targaryenów, obecny Wielki Septon, przezwany niegdyś przez septona
Księżyca „Wielkim Lizusem”, był ustępliwy i ostrożny. Z pewnością nie miał
ochoty budzić śpiących smoków. Miecze i Gwiazdy rozbito i wyjęto spod prawa.
Tylko na Murze, gdzie dwa tysiące byłych Braci Ubogich nosiło teraz czarne
płaszcze Nocnej Straży, było ich wystarczająco wielu, by mogli sprawić kłopoty,
gdyby zechcieli. Król Jaehaerys nie zamierzał powtórzyć błędu brata. On i jego
żona chcieli na własne oczy ujrzeć krainę, którą władali, poznać jej potrzeby,
spotkać się z lordami, pokazać się prostaczkom i wysłuchać również ich skarg…
lecz dokądkolwiek się udadzą, zawsze będą im towarzyszyły smoki.
Ze wszystkich tych powodów Jaehaerys był przekonany, że Siedem Królestw
zaakceptuje jego małżeństwo… ale nie był człowiekiem skłonnym ufać szczę-
ściu.
— Słowa to wiatr — rzekł swojej radzie — ale wiatr może rozniecić pożar.
Mój ojciec i mój stryj walczyli ze słowami stalą i ogniem. My użyjemy w tej
walce słów i ugasimy pożary, nim zdążą się rozpalić.
Jego Miłość rozesłał po siedmiu królestwach nie rycerzy i zbrojnych, lecz ka-
znodziejów.
— Opowiadajcie wszystkim, których spotkacie, o dobroci Alysanne, o jej
słodkiej i łagodnej naturze, o jej miłości do wszystkich mieszkańców naszego
królestwa, wielkich i małych — polecił im król.
Na jego rozkaz w drogę wyruszyło siedem osób: trzech mężczyzn i cztery ko-
biety. Ich bronią nie były miecze i topory, lecz bystre umysły, odwaga i języki.
Powstało wiele opowieści o ich wędrówkach, a ich czyny są opiewane w legen-
dach, które znacznie urosły po drodze, jak zwykle dzieje się to z legendami. Tyl-
ko jedna osoba z siedmiorga była znana zwykłym ludziom z Westeros, nim
wszyscy wyruszyli w drogę. Był to nie kto inny tylko sama królowa Elinor,
Czarna Żona, która znalazła Maegora martwego na Żelaznym Tronie. Odziana
w szaty królowej, z każdym dniem bardziej wytarte i zniszczone, Elinor z rodu
Costayne’ów wędrowała po Reach, elokwentnie opowiadając o złu nieżyjącego
króla i o dobroci jego następców. W późniejszych latach wyrzekła się wszelkich
pretensji do szlachetnego pochodzenia, wybierając służbę Wierze. Z czasem
wzniosła się wysoko w jej szeregach, stając się matką Elinor z wielkiego domu
Matki w Lannisporcie.
Imiona pozostałej szóstki tych, którzy wyruszyli na wędrówkę, by zachwalać
Jaehaerysa, stały się z czasem niemal równie sławne jak imię królowej. Trzej
z nich byli septonami: sprytny septon Baldrock, uczony septon Rollo i stary, pło-
mienny septon Alfyn, który przed laty stracił nogi i wszędzie noszono go w lek-
tyce. Kobiety wybrane przez młodego króla były równie nadzwyczajne. Septa
Ysabel poczuła sympatię do królowej Alysanne, gdy służyła jej na Smoczej Ska-
le. Maleńka septa Violante słynęła z umiejętności uzdrawiania. Ponoć dokony-
wała cudów, dokądkolwiek się udała. Z Doliny zaś przybyła matka Maris, na-
uczycielka całych pokoleń sierot w domu Matki na wyspie w porcie Gulltown.
Podczas swych wędrówek Siedmioro Mówców opowiadało o królowej Aly-
sanne, o jej pobożności, szczodrości i miłości do króla, który był jej bratem…
a dla tych septonów, braci żebrzących albo pobożnych rycerzy i lordów, którzy
atakowali ich słowa, cytując Siedmioramienną gwiazdę albo kazania dawnych
Wielkich Septonów, mieli gotową odpowiedź, napisaną w Królewskiej Przystani
przez samego Jaehaerysa przy biegłej pomocy septona Oswycka i (szczególnie)
septona Bartha. W późniejszych latach w Cytadeli i w Gwiezdnym Sepcie tę od-
powiedź zwano doktryną ekscepcjonalizmu.
Jej podstawowe założenie jest proste. Wiara Siedmiu narodziła się pośród
wzgórz starożytnego Westeros i przekroczyła wąskie morze razem z Andalami.
Prawa Siedmiu, wyłożone w świętym tekście i głoszone przez septy i septonów
w zgodzie z wolą Ojca Wiernych, mówią, że brat nie może pokładać się z sio-
strą, ojciec z córką i matka z synem, a owoce takich związków są plugastwem,
obrzydliwym w oczach bogów. Ekscepcjonaliści zgadzali się z tym wszystkim,
ale z jednym zastrzeżeniem. Targaryenowie są inni. Ich korzenie nie znajdowały
się w Andalos, ale w dawnej Valyrii, gdzie obowiązywały inne prawa i tradycje.
Wystarczyło na nich spojrzeć, by się zorientować, że nie są tacy jak inni ludzie.
Ich oczy, włosy i cały wygląd świadczyły o tym wyraźnie. I latali na smokach.
Odkąd do Valyrii przyszła Zagłada, tylko oni na całym świecie mieli moc oswa-
jania tych straszliwych bestii.
— Jeden bóg stworzył nas wszystkich, Andalów, Valyrian i Pierwszych Ludzi
— przemawiał septon Alfyn ze swojej lektyki. — Ale nie stworzył nas takimi
samymi. Stworzył również lwa i tura. Oba są szlachetnymi zwierzętami, ale
pewne dary dał jednemu z nich, a drugiemu nie. Lew nie może żyć jak tur ani tur
jak lew. Gdybyś ty poszedł do łoża z własną siostrą, to byłby ciężki grzech,
ser… ale ty nie jesteś krwią smoka, podobnie jak ja. Targaryenowie robią to, co
robili zawsze, i nie mamy prawa ich osądzać.
Legenda mówi, że w pewnej małej wiosce z bystrym septonem Baldrickiem
wdał się w dyskusję krzepki wędrowny rycerz, który kiedyś był Bratem Ubogim.
— Zaiste, a jeśli ja będę miał ochotę wyruchać siostrę, czy dasz mi błogosła-
wieństwo?
— Popłyń na Smoczą Skałę i zdobądź dla siebie smoka — odparł z uśmie-
chem septon. — Jeśli ci się uda, sam udzielę ci ślubu z siostrą.
Stoimy przed dylematem, któremu muszą stawić czoło wszyscy badacze hi-
storii. Spoglądając wstecz na wypadki lat minionych, jesteśmy w stanie orzec, co
było przyczyną wydarzeń, które nastąpiły. Jeśli jednak chodzi o wydarzenia, do
których nie doszło, możliwe są jedynie przypuszczenia. Wiemy, że Siedem Kró-
lestw nie zbuntowało się przeciwko królowi Jaehaerysowi i królowej Alysanne
w roku 51 o.P., mimo że dziewięć lat przedtem powstało przeciwko Aegonowi
i Rhaenie. Znacznie mniej pewne jest, dlaczego tak się stało. Rzecz jasna, mil-
czenie Wielkiego Septona miało znaczenie, a lordowie i prostaczkowie byli zmę-
czeni wojną… ale jeśli słowa mają moc, choćby nawet były wiatrem, z pewno-
ścią Siedmiu Mówców również odegrało znaczącą rolę.
Choć król był szczęśliwy z królową, a Siedem Królestw cieszyło się z ich
małżeństwa, Jaehaerys nie mylił się, sądząc, że czeka ich czas prób. Przebudo-
wał radę, pogodził lorda Rogara z królową Alyssą i nałożył nowe podatki, by
wypełnić królewski skarbiec, a teraz stanął przed nim problem, który miał się
okazać najbardziej kłopotliwy — jego siostra Rhaena.
Po rozstaniu z Lymanem Lannisterem i Casterly Rock Rhaena Targaryen roz-
poczęła ze swym wędrującym dworem coś w rodzaju królewskiego objazdu. Od-
wiedziła Marbrandów w Ashemarku, Reyne’ów w Castamere, Leffordów w Zło-
tym Zębie, Vance’ów w Wayfarer’s Rest, a na koniec Piperów z Pinkmaiden.
Dokądkolwiek dotarła, spotykały ją te same problemy.
— Wszyscy witają mnie ciepło — opowiadała bratu, z którym spotkała się po
jego ślubie — ale to nie trwa długo. Stają się nieprzychylni albo zbyt przyjaźni.
Szepczą, że utrzymanie mnie i mojego dworu jest zbyt kosztowne, ale to Dream-
fyre ich ekscytuje. Jedni się jej boją, ale więcej jest takich, którzy pragną ją zdo-
być, i to oni niepokoją mnie najbardziej. Chcą mieć własne smoki. Nie spełnię
ich życzenia, ale dokąd mam się udać?
— Zostań tutaj — zasugerował król. — Wróć na mój dwór.
— Miałabym zawsze żyć w twoim cieniu? Potrzebuję własnej siedziby. Miej-
sca, w którym żaden lord nie mógłby mi grozić, wygnać mnie albo niepokoić
tych, których objęłam swą opieką. Potrzebuję włości, ludzi i zamku.
— Możemy znaleźć ci jakieś ziemie — stwierdził król. — I wybudować za-
mek.
— Wszystkie ziemie i zamki są zajęte — sprzeciwiła się Rhaena. — Jest jed-
nak jeden zamek, do którego mam prawa… lepsze od ciebie, bracie. Jestem
krwią smoka. Chcę dostać siedzibę ojca, miejsce, gdzie się urodziłam. Smoczą
Skałę.

Na to król Jaehaerys nie potrafił odpowiedzieć. Obiecał jej tylko, że rozważy


sprawę. Gdy zapytał o zdanie radę, wszyscy jednomyślnie sprzeciwili się odda-
niu rodowej siedziby Targaryenów owdowiałej królowej. Nikt jednak nie zapro-
ponował lepszego rozwiązania.
Jego Miłość zastanawiał się jeszcze przez pewien czas, nim znowu spotkał się
z siostrą.
— Przyznam ci Smoczą Skałę jako siedzibę — oznajmił. — Bo żadne inne
miejsce nie mogłoby być bardziej odpowiednie dla krwi smoka. Ale otrzymasz
wyspę i zamek z mojego nadania, bez dziedzicznych praw do nich. Nasz dziadek
ogniem i krwią uczynił Siedem Królestw jednym i nie zamienię ich na dwa, po-
zwalając, byś odkroiła sobie własną domenę. Jesteś królową, ale to tylko kurtu-
azyjny tytuł. Ja jestem królem i moja władza sięga od Starego Miasta aż po
Mur… w tym również na Smoczą Skałę. Zgadzamy się w tej sprawie, siostro?
— Czy czujesz się na tym żelaznym krześle tak niepewnie, że zmuszasz wła-
sną krew do ugięcia kolan, bracie? — odgryzła się Rhaena. — Niech i tak bę-
dzie. Daj mi Smoczą Skałę i jeszcze jedno, a nie będę cię więcej kłopotać.
— Jeszcze jedno?
— Aereę. Chcę odzyskać córkę.
— Zgoda — odparł król, być może zbyt pośpiesznie, musimy bowiem pamię-
tać, że Aerea Targaryen, ośmioletnia dziewczynka, była oficjalnie uznaną dzie-
dziczką Żelaznego Tronu. Konsekwencje tej decyzji miały jednak wyjść na jaw
dopiero znacznie później. Na razie stało się tak, jak się stało, i Królowa Zachodu
w jednej chwili zmieniła się w Królową Wschodu.
Reszta roku przebiegła bez dalszych kryzysów i prób. Jaehaerys i Alysanne
przejęli rządy. Jeśli niektórzy członkowie małej rady byli niezadowoleni z faktu,
że królowa przychodzi na jej spotkania, dzielili się tą opinią wyłącznie z towa-
rzyszami z rady… a wkrótce nawet i nie z nimi, bo nowa władczyni okazała się
mądra, oczytana i bystra, a jej głos był mile widziany w każdej dyskusji.
Alysanne Targaryen zachowała szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa, z cza-
sów, nim jej stryj Maegor zagarnął koronę. Za panowania jej ojca Aenysa królo-
wa Alyssa uczyniła dwór wspaniałym miejscem, pełnym pieśni, widowisk
i piękna. Muzycy, komedianci i bardowie ubiegali się o przychylność królowej
i króla. Wino z Arbor płynęło na ucztach niczym woda, w komnatach i na dzie-
dzińcach Smoczej Skały rozbrzmiewał śmiech, a kobiety z dworu lśniły od pereł
i diamentów. Dwór Maegora był posępny i mroczny, a za czasów regencji nie
zmieniło się zbyt wiele, albowiem wspomnienia o królu Aenysie były zanadto
bolesne dla wdowy po nim, a lord Rogar miał żołnierskie upodobania i kiedyś
stwierdził, że z komediantów jest mniej pożytku niż z małp, bo „skaczą, popisu-
ją się, wygłupiają i piszczą tak samo jak one, ale małpę można zjeść, gdy czło-
wiek porządnie zgłodnieje”.
Natomiast królowa Alysanne miło wspominała krótkotrwałą chwałę dworu
ojca i postanowiła nadać Czerwonej Twierdzy blask, jakiego nigdy dotąd nie
miała. Kupowała arrasy i dywany z Wolnych Miast, zamówiła też freski, posągi
i posadzki, mające ozdobić zamkowe korytarze oraz komnaty. Na jej rozkaz lu-
dzie ze Straży Miejskiej przeczesali Zapchlony Tyłek i znaleźli Toma Brzdąka-
cza, którego drwiące pieśni bawiły króla i prostaczków podczas wojny o białe
płaszcze. Alysanne uczyniła go nadwornym minstrelem, pierwszym z wielu, któ-
rzy mieli piastować tę funkcję w następnych dziesięcioleciach. Sprowadziła też
harfistę ze Starego Miasta, trupę komediantów z Braavos, tancerzy z Lys, a także
dała Czerwonej Twierdzy pierwszego błazna, grubasa zwanego Żoneczką, który
przebierał się za kobietę i nigdy nie widziano go bez jego drewnianych „dzieci”,
pary zręcznie wyrzeźbionych kukiełek wygłaszających szokujące, sprośne tek-
sty.
Wszystko to cieszyło króla Jaehaerysa, ale nawet nie w połowie tak bardzo,
jak dar, który ofiarowała mu królowa po kilku cyklach księżyca, mówiąc, że
spodziewa się dziecka.
NARODZINY, ŚMIERĆ I ZDRADA

ZA PANOWANIA JAEHAERYSA I

Jaehaerys I Targaryen lubił wędrówki chyba najbardziej ze wszystkich królów,


którzy kiedykolwiek zasiadali na Żelaznym Tronie. Sławne słowa Aegona Tar-
garyena mówiły, że prostaczkowie również powinni od czasu do czasu oglądać
swych królów i królowe, by wiedzieli, że mogą im przedstawić swe skargi oraz
troski.
— Chcę, żeby mnie zobaczyli — oznajmił Jaehaerys, ogłaszając pierwszy
królewski objazd blisko końca roku 51 o.P. W następnych latach i dziesięciole-
ciach miał ich urządzić wiele. Podczas długiego panowania spędził więcej dni
i nocy w gościnie u tego czy innego lorda albo na audiencjach w miasteczkach
targowych bądź wsiach niż na Smoczej Skale i w Czerwonej Twierdzy razem
wziętych. Na ogół towarzyszyła mu królowa Alysanne. Jej srebrzysta smoczyca
unosiła się nad jego ogromną bestią barwy polerowanego spiżu.
Aegon Zdobywca zwykł zabierać ze sobą na objazd aż tysiąc rycerzy, zbroj-
nych, stajennych, kucharzy oraz innych służących. Choć taki orszak z pewnością
wyglądał wspaniale, przysparzał mnóstwo kłopotów lordom zaszczyconym kró-
lewskimi wizytami. Trudno jest znaleźć schronienia dla tak wielu ludzi i wykar-
mić ich, a jeśli król miał ochotę zapolować, pobliskie lasy wypełniały się tłuma-
mi. Nawet najbogatszy lord mógł być zrujnowany po wizycie króla. W jego piw-
nicach brakowało wina, spiżarnie były puste, a połowa służek nosiła w brzu-
chach bękarty.
Jaehaerys postanowił, że będzie to robił inaczej. Podczas objazdu będzie mu
towarzyszyło najwyżej stu ludzi, w tym dwudziestu rycerzy. Na resztę złożą się
zbrojni i służba.
— Nie potrzebuję się otaczać pierścieniem mieczy, dopóki jeżdżę na Vermi-
thorze — stwierdził.
Zmniejszona liczebność orszaku pozwoli mu również odwiedzać pomniej-
szych lordów, których zamki były za małe, by pomieścić świtę Aegona. Jego in-
tencją było odwiedzić więcej miejsc i pokazać się w nich, ale zatrzymywać się
w każdym z nich na krótszy czas, by nigdy nie stać się niechcianym gościem.
Pierwszy objazd króla miał być skromny. Trasa zaczynała się od Królewskiej
Przystani, prowadziła przez krainy korony położone na północ od niej i kończyła
się w Dolinie Arrynów. Jaehaerys pragnął, by Alysanne mu towarzyszyła, mimo
że Jej Miłość spodziewała się dziecka i nie był pewien, czy podróż nie będzie
dla niej zbyt uciążliwa. Zaczęli od Stokeworth i Rosby, a potem ruszyli wzdłuż
brzegu na północ, do Duskendale. Tam król obejrzał stocznie lorda Darklyna
i spędził popołudnie na łowieniu ryb, a królowa urządziła pierwszą ze swych au-
diencji dla kobiet, które od tej pory stały się ważną częścią każdego królewskie-
go objazdu. Na te spotkania wpuszczano tylko kobiety i dziewczęta, czy to wy-
soko, czy nisko urodzone. Zachęcano je, by podeszły do młodej królowej i po-
dzieliły się z nią swymi obawami, troskami oraz nadziejami.
Podróż przebiegała bez żadnych incydentów aż do chwili, gdy król i królowa
dotarli do Stawu Dziewic, gdzie mieli przez połowę cyklu księżyca być gośćmi
lorda i lady Mootonów, nim wypłyną na Zatokę Krabów, by pożeglować do Wic-
kenden, Gulltown i do Doliny. Miasteczko słynęło ze słodkowodnego stawu.
Według legendy w Erze Herosów tam właśnie Florian Błazen po raz pierwszy
ujrzał kąpiącą się Jonquil. Podobnie jak tysiące kobiet przed nią, królowa Aly-
sanne zapragnęła wziąć kąpiel w stawie Jonquil, którego wody miały ponoć cu-
downe właściwości uzdrawiające. Lordowie Stawu Dziewic przed stuleciami
zbudowali wielki kamienny dom kąpielowy, otaczający cały staw, i przekazali
go zakonowi świętych sióstr. Mężczyzn do środka nie wpuszczano, gdy więc
królowa zanurzyła się w świętych wodach, towarzyszyły jej tylko damy dworu,
służki oraz septy Edyth i Lyra, które przybyły na Smoczą Skałę jako nowicjuszki
służące sepcie Ysabel, ale niedawno złożyły śluby i zostały konsekrowanymi
w Wierze septami służącymi Alysanne.
Dobroć młodej królowej, milczenie Gwiezdnego Septu i nawoływania Sied-
miu Mówców wzbudziły u większości wiernych sympatię do Jaehaerysa i Aly-
sanne… ale niektórych nic nie przekona. Wśród sióstr opiekujących się Stawem
Jonquil były trzy takie kobiety, o sercach zatwardziałych w nienawiści. Powta-
rzały sobie nawzajem, że ich święte wody zostaną skalane na wieki, jeśli pozwo-
li się, by królowa wykąpała się w nich, nosząc w łonie „plugastwo” spłodzone
przez króla. Gdy tylko królowa Alysanne zdjęła ubranie, rzuciły się na nią, ści-
skając w rękach sztylety, przedtem ukryte pod szatami.
Na szczęście napastniczki nie były wojowniczkami, nie przewidziały też od-
wagi towarzyszek królowej. Choć Mądre Kobiety były nagie i bezbronne, bez
chwili wahania stanęły między atakującymi a swoją panią. Septę Edyth cięto
w policzek, Prudence Celtigar pchnięto sztyletem w bark, a Rosamund Ball wbi-
to klingę w brzuch, co po trzech dniach doprowadziło do jej śmierci. Głośne
krzyki przyciągnęły obrońców królowej, albowiem ser Joffrey Doggett i ser Gy-
les Morrigen stali na straży przed wejściem i nawet im się nie śniło, że niebez-
pieczeństwo czai się wewnątrz.
Gwardziści królewscy szybko policzyli się z napastniczkami. Dwie zabili na
miejscu, a trzecią pozostawili przy życiu, by poddać ją przesłuchaniu. Po odpo-
wiedniej zachęcie kobieta ujawniła, że sześć innych sióstr z ich zakonu pomogło
zaplanować atak, choć zabrakło im odwagi, by wziąć noże w ręce. Lord Mooton
kazał powiesić winne kobiety. Z niewinnymi mógłby postąpić tak samo, gdyby
nie interwencja królowej Alysanne.
Jaehaerys był wściekły. Wizytę w Dolinie przełożono na później. Król i królo-
wa wrócili do bezpiecznej Warowni Maegora. Alysanne miała w niej pozostać
aż do chwili narodzin dziecka, ale ten epizod nią wstrząsnął i skłonił do zastano-
wienia.
— Potrzebuję własnej obrończyni — oznajmiła Jego Miłości. — Twoich Sied-
miu to wierni i odważni ludzie, ale są mężczyznami, a są miejsca, do których
mężczyzn się nie wpuszcza.
Król nie mógł się z nią nie zgodzić. Tej samej nocy wysłano do Duskendale
kruka z listem rozkazującym nowemu lordowi Darklynowi przysłać na dwór
królewski jego przyrodnią bękarcią siostrę, Jonquil Darke, która zachwyciła pro-
staczków podczas wojny o białe płaszcze, gdy wystąpiła jako tajemniczy rycerz
o przydomku Wąż w Szkarłacie. Po kilku dniach przybyła do Królewskiej Przy-
stani, nadal obleczona w szkarłat, i z chęcią przyjęła pozycję zaprzysiężonej tar-
czy królowej. Strzegła jej tak czujnie, że z czasem zaczęto ją nazywać Szkarłat-
nym Cieniem.
Niedługo po tym, jak Jaehaerys i Alysanne wrócili ze Stawu Dziewic, a królo-
wa zamknęła się w swej sypialni, z Końca Burza nadeszły cudowne i niespo-
dziewane wieści. Królowa Alyssa spodziewała się dziecka. Królowa wdowa
miała czterdzieści cztery lata i uważano, że czasy płodności już dla niej minęły.
Dlatego tę ciążę uznano za cud. W Starym Mieście sam Wielki Septon ogłosił,
że to łaska bogów, „dar Matki na Górze dla matki, która z taką odwagą znosiła
liczne cierpienia”.
Pośród całej tej radości były też jednak powody do niepokoju. Alyssa nie była
już taka silna jak kiedyś. Lata, gdy była królową regentką, pozostawiły swój
ślad, a drugie małżeństwo nie przyniosło jej szczęścia, na które ongiś miała na-
dzieję. Myśl o potomstwie ogrzała jednak serce lorda Rogara, który zapomniał
o gniewie, wyraził skruchę za małżeńskie zdrady i pogodził się z żoną. Alyssę
wypełniał jednak strach. Pamiętała o ostatnim dziecku, które urodziła królowi
Aenysowi — mała Vaellia przecież umarła w kołysce.
— Nie zniosłabym tego po raz drugi — oznajmiła panu mężowi. — To roze-
rwałoby mi serce.
Dziecko, które przyszło na świat z początkiem następnego roku, okazało się
silnym chłopcem, dużym i zdrowym. Twarz miało czerwoną, głowę porośniętą
czarnym meszkiem, a krzyk tak donośny, że było go słychać „od Dorne aż po
Mur”.
Lord Rogar, który dawno już utracił nadzieję na to, że doczeka się dzieci
z Alyssą, nadał synowi imię Boremund.
Bogowie jednak zsyłają nie tylko radość, ale również żal. Na długo przed po-
rodem swojej matki królowa Alysanne wydała na świat syna. Nadała mu na imię
Aegon, by uczcić zarówno Zdobywcę, jak i jej nieżyjącego, nieodżałowanego
brata, nieukoronowanego księcia. Całe Siedem Królestw wznosiło dzięki, a naj-
bardziej ze wszystkich radował się Jaehaerys. Ale młody książę narodził się za
wcześnie. Był mały, chorował i umarł zaledwie trzy dni po narodzinach. Królo-
wa Alysanne była tak zrozpaczona, że maesterzy obawiali się również o jej ży-
cie. Zawsze winiła za śmierć syna kobiety, które zaatakowały ją w Stawie Dzie-
wic. Powtarzała, że książę Aegon by przeżył, gdyby tylko pozwolono jej wyką-
pać się w uzdrawiających wodach.
Na Smoczej Skale, gdzie Rhaena ustanowiła swój mały dwór, zapanowało
głębokie niezadowolenie. Pobliscy lordowie zaczęli ją odwiedzać, podobnie jak
działo się to w przypadku Jaehaerysa, ale Królowa Wschodu nie przypominała
swego brata. Wielu gości spotkało się z chłodnym przyjęciem, innych zaś ode-
słano, nie przyznając im audiencji.
Spotkanie królowej Rhaeny z jej córką, Aereą, również nie zaliczało się do
udanych. Księżniczka nie pamiętała matki, a królowa nic nie wiedziała o swoim
dziecku, nie lubiła też zbytnio cudzych dzieci. Aerea kochała hałas i zamieszanie
Czerwonej Twierdzy, ciągle odwiedzanej przez lordów, damy oraz posłów z nie-
zwykłych, egzotycznych krain. Każdego ranka na dziedzińcu ćwiczyli tam ryce-
rze, a nocami występowali minstrele, komedianci i błazny, tuż za murami był zaś
cały zgiełk, barwy i tumult Królewskiej Przystani. Dziewczynkę zachwycała
uwaga, którą poświęcano jej jako dziedziczce Żelaznego Tronu. Wielcy lordo-
wie, dzielni rycerze, służki, praczki i chłopcy stajenni — wszyscy ją wysławiali,
kochali i zabiegali o względy Aerei. Dowodziła bandą wysoko i nisko urodzo-
nych dziewczynek, będącą postrachem całego zamku.
Wszystko to utraciła, gdy matka wbrew jej woli zabrała ją na Smoczą Skałę.
W porównaniu z Królewską Przystanią wyspa była nudna, senna i cicha. W zam-
ku nie było dziewczynek w jej wieku, a Aerei nie pozwalano spotykać się z cór-
kami rybaków mieszkających w wiosce za murami. Matka była dla niej obcą
osobą, czasami surową, a czasami nieśmiałą i często popadającą w melancholię,
a otaczające ją kobiety nie interesowały się zbytnio małą księżniczką. Aerea po-
lubiła tylko jedną z nich, Elissę Farman z Pięknej Wyspy, która opowiadała jej
o swoich przygodach i obiecała, że nauczy ją sztuki żeglowania. Lady Elissa
czuła się na Smoczej Skale równie nieszczęśliwa jak Aerea. Tęskniła za rozle-
głymi morzami zachodu i często mówiła, że chciałaby na nie powrócić.
— Zabierz mnie ze sobą — prosiła w takich chwilach księżniczka Aerea, ale
Elissa Farman tylko się śmiała.
Na Smoczej Skale było jednak coś, czego nie można było znaleźć w Królew-
skiej Przystani — smoki. W wielkiej cytadeli w cieniu Smoczej Góry było ich
tak wiele, że można by pomyśleć, iż z każdym cyklem księżyca przychodzą na
świat nowe. Po przywiezieniu na Smoczą Skałę jaj zniesionych przez Dreamfyre
na Pięknej Wyspie z każdego z nich wykluło się smoczątko, a Rhaena Targaryen
zadbała o to, by jej córka zaznajomiła się ze wszystkimi.
— Wybierz sobie jedno z nich i uczyń je swoim, a pewnego dnia polecisz —
tłumaczyła księżniczce. Były tam również starsze smoki, a za murami mieszkały
dzikie, które uciekły z zamku i znalazły dla siebie leża w ukrytych jaskiniach po
drugiej stronie góry. Na dworze królewskim Aerea poznała Vermithora i Srebr-
noskrzydłą, ale nie pozwalano jej zbliżać się do nich. Tutaj mogła oglądać smoki
tak często, jak tylko zapragnęła — smoczątka, młode smoczki, Dreamfyre jej
matki, a także największe ze wszystkich, Baleriona i Vhagar, ogromne, stare
i ospałe, lecz nadal przerażające, gdy się obudziły, poruszyły i rozpostarły skrzy-
dła.
W Czerwonej Twierdzy Aerea kochała swojego konia, psy i przyjaciółki. Na
Smoczej Skale jej przyjaciółmi stały się smoki… jej jedynymi przyjaciółmi, nie
licząc Elissy Farman. Zaczęła odliczać dni do chwili, gdy będzie mogła dosiąść
jednego z nich i odlecieć bardzo daleko stąd.
Król Jaehaerys w końcu dokonał objazdu Doliny w roku 52 o.P. Odwiedził
Gulltown, Runestone, Redfort, Longbow Hall, Heart’s Home i Księżycowe Bra-
my, po czym dosiadł Vermithora i poleciał w górę Kopii Olbrzyma, do Orlego
Gniazda, jak królowa Visenya podczas Podboju. Królowa Alysanne towarzyszy-
ła mu podczas części objazdu, ale nie na wszystkich odcinkach. Nie odzyskała
jeszcze pełni sił po porodzie i po żałobie, która nastała później. Niemniej dzięki
jej pomocy udało się zaaranżować zaręczyny lady Prudence Celtigar z lordem
Graftonem z Gulltown. Jej Miłość urządziła też w tym mieście audiencję dla ko-
biet, a potem drugą w Księżycowych Bramach. To, co tam usłyszała i czego się
dowiedziała, doprowadziło do zmiany praw obowiązujących w Siedmiu Króle-
stwach.
W dzisiejszych czasach ludzie często mówią o Prawach Królowej Alysanne,
to jednak niepoprawne i nieprecyzyjne określenie. Jej Miłość nie mogła wpro-
wadzać praw, ogłaszać dekretów i proklamacji ani wydawać wyroków. Błędem
byłoby mówić o niej tak, jak mówimy o królowych Zdobywcy — Visenyi
i Rhaenys. Młoda królowa miała jednak ogromny wpływ na króla Jaehaerysa.
Kiedy coś mu mówiła, słuchał i tak właśnie uczynił po powrocie z Doliny Arry-
nów.
Audiencje dla kobiet uświadomiły Alysanne, jak ciężka jest dola wdów
w Siedmiu Królestwach. Często się zdarzało, zwłaszcza w czasach pokoju, że
mężczyzna przeżywał żonę, którą poślubił w młodych latach, albowiem młodzi
mężczyźni najczęściej tracą życie na polach bitew, a młode kobiety w połogu.
Owdowiali mężczyźni, czy to szlachetnie, czy nisko urodzeni, często po pew-
nym czasie brali sobie drugą żonę, której obecność w domu wywoływała nieza-
dowolenie dzieci pierwszej. Tam, gdzie nie pojawiły się więzi uczuciowe, dzie-
dzice mężczyzny często po jego śmierci wypędzali wdowę z domu, skazując ją
na nędzę. Prawo na to pozwalało. W przypadku lordów dziedzice mogli po pro-
stu pozbawić wdowę prerogatyw, dochodów i służby, sprowadzając ją do roli
zwykłej pieczeniarki.
Chcąc naprawić tę niesprawiedliwość, król Jaehaerys ogłosił w roku 52 o.P.
prawo o wdowach, potwierdzając prawo najstarszego syna (albo najstarszej cór-
ki, w przypadku gdy nie było synów) do dziedziczenia, ale nakazujące dziedzi-
com zapewnienie wdowom takich samych warunków życia, jakimi mogły się
cieszyć przed śmiercią męża. Od tej pory wdowy po lordzie (bez względu na to,
czy była jego drugą, trzecią, czy czwartą żoną) nie można było wygnać z zamku
ani pozbawić jej służby, strojów oraz dochodów. Jednakże to samo prawo zabra-
niało mężczyznom wydziedziczania dzieci pierwszej żony celem przekazania
ziemi, siedziby bądź innego dobytku drugiej żonie i jej potomstwu.
Drugim tematem, na którym skupiła się w owym roku uwaga króla, było bu-
downictwo. Trwała budowa Smoczej Jamy i Jaehaerys często odwiedzał miejsce
prac, by na własne oczy zobaczyć postępy. Jadąc z Wielkiego Wzgórza Aegona
na wzgórze Visenyi, Jego Miłość zauważył, że zabudowa miasta jest w fatalnym
stanie. Królewska Przystań rozrastała się za szybko. Rezydencje, sklepy, nędzne
chaty i szczurze areny wyrastały jak grzyby po deszczu. Ulice były wąskie,
ciemne i brudne, budynki stały tak blisko siebie, że można było przejść z okna
do okna nad ulicą. Zaułki wiły się jak pijane węże. Wszędzie było pełno błota
oraz końskich i ludzkich odchodów.
— Gdybym tylko mógł opróżnić miasto, zburzyć je i wybudować na nowo —
rzekł swej radzie król. Nie miał jednak takiej władzy ani pieniędzy, jakich wy-
magałoby tak gigantyczne przedsięwzięcie, zrobił więc tyle, ile mógł. Ulice po-
szerzono i tam, gdzie było to możliwe, wybrukowano, a ich bieg uczyniono
prostszym. Najnędzniejsze chlewy i nory wyburzono. Pośrodku miasta stworzo-
no wielki plac i obsadzono go drzewami, pod którymi znajdowały się stragany
i pasaże. Od tego centrum odchodziły długie i szerokie ulice, proste jak włócznie
— Droga Króla, Droga Bogów, ulica Sióstr, Droga Czarnego Nurtu (albo Błotni-
sta Droga, jak wkrótce przezwali ją prostaczkowie). Żadnej z tych rzeczy nie da-
łoby się osiągnąć w jeden dzień. Prace ciągnęły się przez lata, a nawet dziesię-
ciolecia, ale zaczęły się w roku 52, na rozkaz króla.
Koszty przebudowy miasta nie były małe i stały się kolejnym obciążeniem dla
skarbu korony. Trudności dodatkowo zwiększała rosnąca niepopularność Lorda
Powietrza, Rego Draza. W krótkim czasie pentoshijski starszy nad monetą stał
się równie znienawidzony jak jego poprzednik, choć z innych powodów. Mó-
wiono, że jest skorumpowany, że kradnie królewskie pieniądze, by wypchać so-
bie sakiewkę. Lord Rego odpowiadał na ten zarzut drwiną.
— Po co miałbym okradać króla? Jestem dwa razy bogatszy od niego.
Mówiono, że jest bezbożnikiem, albowiem nie oddawał czci Siedmiu. W Pen-
tos modlą się do wielu dziwacznych bogów, ale Draz miał ponoć tylko jednego,
mały posążek domowego bożka przypominający kobietę w zaawansowanej cią-
ży, z powiększonymi piersiami i głową nietoperza.
— Nie potrzebuję innych bogów — odpowiadał tylko, gdy go o to zapytano.
Zwano go kundlem i nie przeczył temu, jako że wszyscy Pentoshijczycy mają
w sobie coś z Andalów i coś z Valyrian, z domieszką krwi niewolników oraz
starszych, dawno zapomnianych ludów. Przede wszystkim jednak nie lubiano go
z powodu bogactwa, którego nie starał się ukrywać. Popisywał się nim na każ-
dym kroku, ze swymi jedwabnymi szatami, pierścieniami z rubinami i pozłacaną
lektyką.
Nawet jego wrogowie nie przeczyli, że lord Rego Draz jest dobrym starszym
nad monetą. Jednakże konieczność zapłacenia za ukończenie Smoczej Jamy i za
przebudowę królewskiej Przystani była wielkim wyzwaniem nawet dla jego ta-
lentu. Opodatkowanie jedwabiu, przypraw i murów zamkowych okazało się nie-
wystarczające, lord Rego z niechęcią wprowadził więc nowy podatek, opłatę
wjazdową od każdego, kto przybywał do miasta albo je opuszczał. Pobierali ją
strażnicy przy bramach miejskich. Były też dodatkowe opłaty od koni, mułów,
osłów i wołów, a przede wszystkim od wozów. Ponieważ Królewską Przystań
zawsze odwiedzało mnóstwo ludzi, podatek wjazdowy okazał się bardzo opła-
calny. Zyski z niego z nawiązką zaspokoiły nowe potrzeby… ale koszty dla
Rego Draza były poważne. Narzekano na niego jeszcze bardziej.
Długie lato, udane żniwa, pokój i dobra koniunktura zarówno w kraju, jak i za
granicą złagodziły jednak niezadowolenie. Gdy rok miał się ku końcowi, królo-
wa Alysanne przyniosła królowi wspaniałą wiadomość. Znowu spodziewała się
dziecka. Przysięgła, że tym razem żaden wróg się do niej nie zbliży. Gdy stan
królowej wyszedł na jaw, ogłoszono już plany drugiego królewskiego objazdu.
Jaehaerys natychmiast oznajmił, że zostanie z królową do chwili narodzin dziec-
ka, lecz Alysanne nie chciała o tym słyszeć. Uparła się, że król musi wyruszyć
na objazd.
Tak też zrobił. Z nadejściem nowego roku ponownie wzbił się pod niebo na
Vermithorze, tym razem zmierzając do dorzecza. Zaczął objazd od postoju
w Harrenhal, gdzie był gościem nowego lorda, dziewięcioletniego Maegora To-
wersa. Później ruszył ze świtą do Riverrun, Żołędziowego Dworu, Pinkmaiden,
Atranty i Kamiennego Septu. Na prośbę królowej towarzyszyła mu lady Jennis
Templeton, która w zastępstwie Alysanne urządziła audiencje dla kobiet w Ri-
verrun i w Kamiennym Sepcie. Królowa została w stolicy, przewodniczyła po-
siedzeniom rady pod nieobecność króla i udzielała audiencji, siedząc na wyście-
łanym aksamitem krześle u stóp Żelaznego Tronu.
Gdy Jej Miłość była już bliska rozwiązania, po drugiej stronie Czarnej Zatoki
dziecko powiła inna kobieta. Choć te narodziny przyciągnęły mniej uwagi,
z czasem miały stać się bardzo ważne dla Westeros i dalekich krain za morzami.
Na wyspie Driftmark najstarszy syn Daemona Velaryona po raz pierwszy został
ojcem. Pani żona dała mu urodziwego, zdrowego chłopca. Dziecku dano na imię
Corlys, po stryjecznym pradziadku, który wsławił się szlachetną służbą jako lord
dowódca pierwszej Gwardii Królewskiej, jednakże w następnych latach ludzie
z Westeros lepiej znali tego nowego Corlysa jako Węża Morskiego.
Dziecko królowej przyszło na świat w swoim czasie. Alysanne zległa w siód-
mym księżycu roku 53 o.P. Tym razem urodziła silną i zdrową dziewczynkę,
której dała na imię Daenerys. Wieści dotarły do króla, gdy przebywał w Kamien-
nym Sepcie. Natychmiast dosiadł Vermithora i poleciał do Królewskiej Przysta-
ni. Choć Jaehaerys liczył na kolejnego syna, który mógłby zasiąść po nim na Że-
laznym Tronie, już od chwili, gdy wziął córkę w ramiona, nie ulegało wątpliwo-
ści, że ją uwielbia. We wszystkich częściach Siedmiu Królestw zachwycano się
nową księżniczką… we wszystkich poza Smoczą Skałą.
Aerea Targaryen, córka Aegona Nieukoronowanego i jego siostry Rhaeny,
miała jedenaście lat i była dziedziczką tronu, odkąd sięgała pamięcią (pomijając
trzy dni dzielące narodziny księcia Aegona od jego śmierci). Była porywczą,
krnąbrną, pyskatą dziewczynką i podobało się jej, że przyciąga uwagę wszyst-
kich jako kandydatka na królową. Nie była zadowolona, że zastąpiła ją nowo na-
rodzona księżniczka.
Jej matka, królowa Rhaena, zapewne podzielała te uczucia, ale trzymała język
za zębami, nic nie mówiąc nawet najbliższym powiernicom. Miała wówczas wy-
starczająco wiele problemów na własnym dworze, doszło bowiem do sporu mię-
dzy nią a jej najbliższą przyjaciółką, Elissą Farman. Brat Elissy, lord Farman,
odebrał siostrze wszelkie dochody z Pięknej Wyspy i musiała prosić królową
wdowę o złoto na budowę statku w stoczniach Driftmarku, dużej i szybkiej jed-
nostki, na pokładzie której pragnęła żeglować po morzu zachodzącego słońca.
Rhaena odmówiła.
— Nie mogłabym znieść rozstania z tobą — rzekła, ale Elissa usłyszała po
prostu „Nie”.
Jako historycy spoglądający wstecz na wydarzenia widzimy, że wszystkie zło-
wieszcze znaki zapowiadające nadejście trudnych dni już się wówczas pojawiły,
ale nawet arcymaesterzy z Konklawe nic o nich nie wspominają w swych reflek-
sjach o minionym roku. Żaden z nich nie przewidział, że nadchodzący rok bę-
dzie jednym z najmroczniejszych w całym długim panowaniu Jaehaerysa I Tar-
garyena, tak pełnym śmierci, podziałów i katastrof, że zarówno maesterzy, jak
i prostaczkowie nazwali go Rokiem Nieznajomego.
Pierwsza ważna śmierć roku 54 o.P. wydarzyła się zaledwie kilka dni po no-
worocznych uroczystościach. Septon Oswyck umarł we śnie. Był już stary i od
pewnego czasu podupadał na zdrowiu, ale jego odejście rzuciło cień na królew-
ski dwór. W czasach, gdy królowa regentka, królewski namiestnik i Wiara
wspólnie sprzeciwiały się małżeństwu Jaehaerysa i Alysanne, Oswyck zgodził
się udzielić im ślubu. O jego odwadze nie zapomniano. Na prośbę króla ciało
Oswycka pochowano na Smoczej Skale, gdzie pełnił długą i wierną służbę.
W Czerwonej Twierdzy nadal panowała żałoba, gdy padł kolejny cios, choć
wówczas wydawało się, że to powód do radości. Z Końca Burzy przybył kruk ze
zdumiewającą wiadomością. Królowa Alyssa znowu poczęła, w wieku czter-
dziestu sześciu lat.
— To kolejny cud — oznajmił wielki maester Benifer, przekazując wieści
królowi. Septon Barth, który po śmierci Oswycka przejął jego obowiązki, nie był
tego pewny. Ostrzegał, że Jej Miłość nie wróciła w pełni do zdrowia po narodzi-
nach Boremunda i nie wiadomo, czy wystarczy jej sił, by donosić dziecko. Ro-
gar Baratheon był jednak zachwycony perspektywą narodzin kolejnego syna
i nie przewidywał żadnych trudności. Powtarzał, że jego żona wydała już na
świat siedmioro dzieci. Czemu nie miałaby urodzić ósmego?
Natomiast na Smoczej Skale pojawiły się problemy innego rodzaju. Lady
Elissa Farman nie mogła już dłużej znieść życia na wyspie. Oznajmiła królowej
Rhaenie, że usłyszała zew morza i musi ją opuścić. Królowa Wschodu, która ni-
gdy nie była skłonna do okazywania uczuć, przyjęła tę wiadomość z kamienną
twarzą.
— Prosiłam cię, żebyś została — odparła. — Ale nie będę błagać. Jeśli chcesz
odejść, to proszę bardzo.
Księżniczka Aerea nie była jednak równie powściągliwa jak matka. Gdy lady
Farman przyszła się z nią pożegnać, dziewczynka zalała się łzami i objęła jej
nogę, błagając Elissę, by została albo przynajmniej zabrała ją ze sobą.
— Chcę być z tobą — mówiła Aerea. — Chcę żeglować po morzach i przeży-
wać przygody.
Lady Elissa ponoć również uroniła łzę, ale odsunęła delikatnie księżniczkę od
siebie.
— Nie, dziecko — rzekła jej. — Twoje miejsce jest tutaj.
Elissa Farman następnego ranka popłynęła na Driftmark, gdzie wsiadła na sta-
tek płynący na drugi brzeg wąskiego morza, do Pentos. Następnie ruszyła lądem
do Braavos, miasta słynącego ze swych stoczni. Jednakże Rhaena Targaryen
i księżniczka Aerea nie miały pojęcia, dokąd się udała. Królowa była przekona-
na, że jej przyjaciółka popłynęła tylko do Driftmarku, ale ona miała powody, by
znaleźć się jak najdalej od Rhaeny. Kilkanaście dni później ser Merrell Bullock,
który nadal był dowódcą zamkowego garnizonu, przyprowadził do królowej
trzech przerażonych stajennych i nadzorcę smoczego dziedzińca. Trzy smocze
jaja zniknęły i nie udało się ich odnaleźć mimo kilkudniowych poszukiwań. Po
przesłuchaniu wszystkich, którzy mieli bliski dostęp do smoków, ser Merrell do-
szedł do przekonania, że jaja ukradła lady Elissa.
Nawet jeśli zdrada tej, którą kochała, zraniła Rhaenę Targaryen, królowa do-
brze to ukryła. Nie mogła jednak ukryć furii. Rozkazała ser Merrellowi poddać
stajennych ostrzejszemu przesłuchaniu, a gdy nie przyniosło to rezultatu, pozba-
wiła go dowództwa i wygnała ze Smoczej Skały razem z jego synem, ser Aly-
nem, a także dwunastoma innymi mężczyznami, którzy wydali się jej podejrza-
ni. Posunęła się nawet do tego, że wezwała męża, Androwa Farmana, i zapytała
go, czy miał coś wspólnego ze zbrodnią siostry. Jego zaprzeczenia rozwścieczy-
ły ją jeszcze bardziej, aż wreszcie krzyki obojga niosły się echem po wszystkich
korytarzach Smoczej Skały. Wysłała ludzi do Driftmarku, ale dowiedzieli się, że
lady Elissa odpłynęła do Pentos. Kazała im popłynąć do tego miasta, ale tam
ślad się urywał.
Dopiero wtedy Rhaena Targaryen dosiadła Dreamfyre i poleciała do Czerwo-
nej Twierdzy, by zawiadomić brata o tym, co się wydarzyło.
— Elissa nie kocha smoków — oznajmiła królowi. — Chodziło jej o złoto.
Potrzebuje go, żeby wybudować statek. Sprzeda jaja. Są warte…
— Tyle co cała flota. — Jaehaerys przyjął siostrę w swej samotni, tylko w to-
warzystwie wielkiego maestera Benifera, który miał być świadkiem tego, co zo-
stanie powiedziane. — Jeśli z tych jaj wyklują się smoczątka, na świecie pojawi
się nowy smoczy lord, niepochodzący z naszego rodu.
— Mogą się nie wykluć — uspokajał go Benifer. — Nie z dala od Smoczej
Skały. Gorąco… wiemy, że smocze jaja czasami po prostu kamienieją.
— W takim przypadku jakiś handlarz przypraw z Pentos stał się posiadaczem
trzech bardzo kosztownych kamieni — stwierdził Jaehaerys. — W przeciwnym
razie… narodziny trzech młodych smoków nie są czymś, co można łatwo ukryć.
Ktokolwiek będzie je miał, zechce się nimi przechwalać. Musimy mieć oczy
i uszy w Pentos, Tyrosh, Myr, we wszystkich Wolnych Miastach. Oferujemy na-
grodę za wszelkie wieści o smokach.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytała jego siostra Rhaena.
— To co muszę. I co ty musisz. Niech ci się nie zdaje, że możesz umyć ręce,
słodka siostro. Pragnęłaś Smoczej Skały i dałem ci ją. Ty sprowadziłaś tu tę ko-
bietę. Tę złodziejkę.
Długie panowanie Jaehaerysa I Targaryena było przez większość czasu poko-
jowe. Jeśli nawet toczono jakieś wojny, zdarzały się one rzadko i były krótkie.
Nikt jednak nie powinien mylić Jaehaerysa z jego ojcem, Aenysem. Nie miał
w sobie nawet cienia słabości ani niezdecydowania, jak się przekonali jego sio-
stra Rhaena i wielki maester Benifer, którzy słuchali wówczas jego słów.
— Jeśli te smoki gdzieś się pojawią, w jakimkolwiek miejscu stąd do Yi Ti,
zażądamy ich zwrotu. Ukradziono je nam. Prawnie są naszą własnością. Jeśli na-
sze żądanie spotka się z odmową, będziemy musieli użyć siły. Odzyskać je, o ile
zdołamy, albo zabić, jeśli nie będzie innego wyjścia. Żadne smoczątka nie oprą
się Vermithorowi i Dreamfyre.
— I Srebrnoskrzydłej? — zapytała Rhaena. — Nasza siostra…
— Nie miała z tym nic wspólnego. Nie narażę jej na ryzyko.
Królowa Wschodu uśmiechnęła się nagle.
— Ona jest Rhaenys, a ja jestem Visenyą. Zawsze tak uważałam.
— Mówisz o prowadzeniu wojny po drugiej stronie wąskiego morza, Wasza
Miłość — odezwał się zaniepokojony wielki maester Benifer. — Koszty…
— Będziemy musieli je ponieść. Nie dopuszczę do powstania nowej Valyrii.
Wyobraź sobie, co by zrobili triarchowie Volantis, gdyby mieli smoki. — W tym
punkcie Jego Miłość zakończył audiencję, ostrzegając oboje rozmówców, by ni-
komu nie wspominali o zaginionych jajach. — Nie może o tym wiedzieć nikt
poza naszą trójką.
Było jednak za późno na takie środki ostrożności. Na Smoczej Skale o kra-
dzieży wiedzieli już wszyscy, nawet rybacy, a rybacy, jak wiadomo, pływają na
inne wyspy i w ten sposób roznoszą pogłoski. Benifer, działając za pośrednic-
twem pochodzącego z Pentos starszego nad monetą, który miał agentów w każ-
dym porcie, zgodnie z królewskim rozkazem zaczął szukać po drugiej stronie
wąskiego morza („opłacając dobrym złotem złych ludzi”, jak powiedział Rego
Draz) wieści o smoczych jajach, smokach i Elissie Farman. Mały zastęp szepta-
czy, informatorów, dworaków i kurtyzan stworzył setki raportów i około dwu-
dziestu z nich przyniosło korzyść Żelaznemu Tronowi z innych powodów… ale
wszelkie pogłoski o smokach okazały się bezużyteczne.
Obecnie wiemy, że lady Elissa dotarła z Pentos do Braavos, choć najpierw
przybrała nowe imię. Ponieważ brat, lord Franklyn, zmusił ją do ucieczki z Pięk-
nej Wyspy i wydziedziczył, wybrała dla siebie bękarcie nazwisko i od tej pory
była znana jako Alys Westhill. Pod tym nazwiskiem załatwiła dla siebie audien-
cję u morskiego lorda Braavos. Jego menażeria cieszyła się wielką sławą i chęt-
nie kupił od niej smocze jaja. Otrzymane od niego złoto lady Elissa powierzyła
Żelaznemu Bankowi, by wykorzystać je do budowy „Goniącego za Słońcem”,
statku, o którym marzyła od wielu lat.
Jednakże w owym czasie nikt w Westeros o tym nie wiedział, a uwagę króla
Jaehaerysa wkrótce pochłonął nowy problem. W Gwiezdnym Sepcie w Starym
Mieście Wielki Septon zasłabł nagle na schodach wiodących do jego sypialni.
Był już martwy, nim zdążył stoczyć się na dół. Dzwony we wszystkich septach
Siedmiu Królestw zagrały boleściwą pieśń. Ojciec Wiernych odszedł do Sied-
miu.
Król nie miał jednak czasu na modlitwę ani żałobę. Zaraz po pogrzebie Jego
Świątobliwości Najpobożniejsi zbiorą się w Gwiezdnym Sepcie, by wybrać jego
następcę. Jaehaerys zdawał sobie sprawę, że pokój w Siedmiu Królestwach zale-
ży od tego, czy nowy Wielki Septon będzie kontynuował politykę poprzednika.
Król miał własnego kandydata do kryształowej korony, a był nim septon Barth,
który przybył do Królewskiej Przystani, by kierować biblioteką w Czerwonej
Twierdzy, a został jednym z najbardziej zaufanych doradców Jaehaerysa. Barth
potrzebował połowy nocy, by przekonać Jego Miłość, że to czyste szaleństwo:
był za młody, zbyt mało znany, jego poglądy były zanadto nieortodoksyjne i nie
był nawet jednym z Najpobożniejszych. Jego kandydatura nie miała szans. Mu-
szą znaleźć kogoś innego, kogo łatwiej będzie zaakceptować jego braciom
w Wierze.
Król i lordowie z rady zgadzali się jednak ze sobą w jednej sprawie. Muszą
zrobić wszystko, co tylko możliwe, by się upewnić, że Najpobożniejsi nie wy-
biorą septona Mattheusa. Jego pobyt w Królewskiej Przystani pozostawił dzie-
dzictwo nieufności, a Jaehaerys nie potrafił zapomnieć ani wybaczyć słów wy-
powiedzianych przez Mattheusa u bram Smoczej Skały.
Rego Draz zasugerował, że kilka dobrze ulokowanych łapówek może dać po-
żądane wyniki.
— Gdybyśmy rozdali Najpobożniejszym wystarczająco wiele złota, wybraliby
nawet mnie — zażartował. — Chociaż ja nie chciałbym tej roboty.
Daemon Velaryon i Qarl Corbray zalecali demonstrację siły, lecz lord Daemon
pragnął wysłać swoją flotę, a lord Qarl zaproponował, że poprowadzi armię. Al-
bin Massey, garbaty starszy nad prawami, zastanawiał się, czy Mattheusa mógł-
by spotkać taki sam koniec, jak Wielkiego Septona, który narobił tak wiele kło-
potów Aenysowi i Maegorowi — nagła śmierć z niewyjaśnionych powodów.
Septon Barth, wielki maester Benifer i królowa Alysanne byli przerażeni wszyst-
kimi tymi propozycjami, a król natychmiast je odrzucił. Zdecydował, że bez-
zwłocznie uda się do Starego Miasta w towarzystwie królowej. Jego Wielka
Świątobliwość był wiernym sługą bogów i przyjacielem Żelaznego Tronu, ucho-
dziło więc, by byli świadkami złożenia jego szczątków na wieczny spoczynek.
Jeśli chcieli dotrzeć tak szybko do Starego Miasta, musieli polecieć na smo-
kach.
Wszyscy członkowie rady, nawet septon Barth, zaniepokoili się myślą, że król
i królowa znajdą się sami w Starym Mieście.
— Wśród moich braci nadal są tacy, którzy nie kochają Waszej Miłości — za-
uważył Barth. Lord Daemon zgodził się z nim i przypomniał Jaehaerysowi, co
spotkało królową w Stawie Dziewic. Gdy król zapewniał, że będzie miał ochro-
nę Wysokiej Wieży, wymieniono niespokojne spojrzenia.
— Lord Donnel to podstępny milczek — stwierdził Manfryd Redwyne. —
Nie ufam mu. Ty też nie powinieneś mu ufać. Robi to, co uważa na najkorzyst-
niejsze dla siebie, swego rodu i Starego Miasta. Nic więcej go nie obchodzi. Na-
wet jego król.
— W takim razie muszę go przekonać, że to, co jest najlepsze dla jego króla,
jest też najlepsze dla niego, jego rodu i Starego Miasta — odparł Jaehaerys. —
Wiem, że potrafię tego dokonać.
Zakończył dyskusję i rozkazał przygotować smoki do lotu.
Droga z Królewskiej Przystani do Starego Miasta jest długa, nawet dla smoka.
Król i królowa urządzili dwa postoje, pierwszy w Gorzkim Moście, a drugi
w Wysogrodzie. Odpoczywali przez noc i naradzali się z miejscowymi lordami.
Członkowie rady nalegali, by zabrali przynajmniej jakichś obrońców. Ser Joffrey
Doggett leciał z Alysanne, a Szkarłatny Cień, Jonquil Darke, z Jaehaerysem, by
zrównoważyć ciężar dźwigany przez oba smoki.
Niespodziewane przybycie Vermithora i Srebrnoskrzydłej do Starego Miasta
przywołało na ulice tysiące ludzi, gapiących się na smoki i wskazujących je pal-
cami. Nikogo nie uprzedzono z góry i wielu mieszkańców miasta się przerazi-
ło… być może najbardziej ze wszystkich septon Mattheus, który pobladł, gdy
mu o tym powiedziano. Jaehaerys posadził Vermithora na wielkim, wyłożonym
marmurem placu przed Kamiennym Septem, ale to jego królowa wywołała wes-
tchnienie wszystkich mieszkańców miasta, gdy Srebrnoskrzydła przysiadła na
szczycie samej Wysokiej Wieży. Ruchy jej skrzydeł rozpaliły płomienie sławne-
go światła przewodniego.
Choć oficjalnym powodem przybycia króla i królowej był pogrzeb Wielkiego
Septona, gdy Jaehaerys i Alysanne się zjawili, szczątki jego Wielkiej Świątobli-
wości spoczywały już w kryptach pod Gwiezdnym Septem. Mimo to Jaehaerys
wygłosił mowę, zwracając się do wielkiego tłumu septonów, maesterów i pro-
staczków zgromadzonych na placu. Na koniec napomknął, że pozostanie ze swą
królową w Starym Mieście do chwili wyboru nowego Wielkiego Septona, „by-
śmy mogli go prosić o błogosławieństwo”. Jak napisał później arcymaester Go-
odwyn: „prostaczkowie bili brawo, maesterzy kiwali poważnie głowami, a sep-
tonowie spoglądali na siebie nawzajem i myśleli o smokach”.

Podczas pobytu w Starym Mieście Jaehaerys i Alysanne spali w osobistych


komnatach lorda Donnela, ulokowanych na szczycie Wysokiej Wieży. Pod nimi
rozpościerał się widok na Stare Miasto. Nie mamy pewności, jakie słowa padły
między nimi, rozmowy prowadzono bowiem za zamkniętymi drzwiami, bez żad-
nych świadków, nawet maestera. Jednakże po wielu latach król Jaehaerys opo-
wiedział o wszystkim, co się wówczas wydarzyło septonowi Barthowi, a ten za-
pisał to dla potomnych.
Hightowerowie ze Starego Miasta byli starożytnym rodem, potężnym, boga-
tym, dumnym… i licznym. Od dawna mieli w zwyczaju oddawać młodszych sy-
nów i braci, a także bękartów i kuzynów Wierze. Wielu z nich wznosiło się wy-
soko w jej szeregach. W roku 54 o.P. wśród sług Siedmiu był młodszy brat,
dwóch bratanków i sześciu kuzynów lorda Donnela. Brat, jeden bratanek i dwaj
kuzyni nosili uszyte ze srebrnogłowiu szaty Najpobożniejszych. Lord Donnel
pragnął, by któryś z nich został Wielkim Septonem.
Króla Jaehaerysa nie obchodziło, z którego rodu będzie się wywodził Jego
Wielka Świątobliwość ani czy będzie wysoko, czy nisko urodzony. Zależało mu
jedynie na tym, by nowy Wielki Septon był ekscepcjonalistą. Gwiezdny Sept nie
mógł już nigdy więcej kwestionować tradycji zawierania małżeństw między ro-
dzeństwem obowiązującej wśród Targaryenów. Jaehaerys chciał, by nowy Oj-
ciec Wiernych ogłosił ekscepcjonalizm oficjalną doktryną Wiary. Jego Miłość
nie miał żadnych obiekcji wobec brata lorda Donnela ani jego pozostałych kuzy-
nów, ale żaden z nich nie wypowiedział się jeszcze w tej sprawie, zatem…
Po wielogodzinnej dyskusji osiągnięto porozumienie. Przypieczętowano je
wielką ucztą, na której lord Donnel wychwalał mądrość króla i przy okazji
przedstawił go swym braciom, stryjom, bratankom, bratanicom i kuzynom. Tym-
czasem w Gwiezdnym Sepcie Najpobożniejsi zebrali się, by wybrać dla siebie
nowego pasterza. Choć większość nic o tym nie wiedziała, byli wśród nich agen-
ci lorda Hightowera i króla. Potrzebne były cztery głosowania. Po pierwszym
zgodnie z przewidywaniami prowadził septon Mattheus, ale zabrakło mu głosów
do zdobycia kryształowej korony. Z każdym następnym głosowaniem poparcie
dla niego słabło.
W czwartym głosowaniu Najpobożniejsi złamali tradycję, decydując się na
kandydata, który nie był jednym z nich. Ich wybór padł na septona Alfyna, który
tuzin razy przemierzył Reach w swej lektyce, przemawiając w obronie Jaehaery-
sa i Alysanne. W całych Siedmiu Królestwach nie było bardziej zagorzałego
zwolennika ekscepcjonalizmu niż Alfyn, ale był on najstarszym z Siedmiorga
Mówców, a do tego nie miał nóg, wydawało się więc prawdopodobne, że Nie-
znajomy zabierze go raczej prędzej niż później. Król zapewnił lorda Donnela, że
gdy to się stanie, jego następcą zostanie któryś z Hightowerów, pod warunkiem
że podczas rządów septona Alfyna członkowie jego rodu będą popierali ekscep-
cjonalistów.
Tak oto zawarto umowę, jeśli wierzyć relacji septona Bartha. Sam Barth był
z tego zadowolony, choć żałował, że korupcja uczyniła Najpobożniejszych po-
datnymi na manipulację. Jak napisał: „Lepiej by było, gdyby Siedmiu osobiście
wybierało swego reprezentanta na Ziemi, ale tam, gdzie bogowie milczą, często
słyszy się głos lordów i królów”. Dodał też, że zarówno Alfyn, jak i brat lorda
Donnela, który nastał po nim, z pewnością byli bardziej godni kryształowej ko-
rony niż septon Mattheus.
Nikt nie był bardziej zdumiony owym wyborem niż sam septon Alfyn. Gdy
wieści do niego dotarły, przebywał w Ashford. Ponieważ podróżował w lektyce,
potrzebował z górą połowy cyklu księżyca, by dotrzeć do Starego Miasta. Jaeha-
erys wykorzystał ten czas, by odwiedzić Bandallon, Trzy Wieże, Wyżyny i Ho-
neyholt. Poleciał nawet na Vermithorze na Arbor, gdzie skosztował najlepszych
win na wyspie. Królowa Alysanne została w Starym Mieście. Zatrzymała się na
jeden dzień w domu Matki, gdzie oddawała się modlitwie i kontemplacji w to-
warzystwie milczących sióstr. Drugi dzień spędziła w towarzystwie sept, które
zajmowały się chorymi i ubogimi. Wśród nowicjuszek, z którymi się spotkała,
była jej bratanica, Rhaella. Jej Miłość orzekła, że jest ona bardzo pobożną
i uczoną młodą kobietą, choć „bardzo często jąka się i rumieni”. Na trzy dni
zniknęła w wielkiej bibliotece Cytadeli, wychodząc z niej tylko po to, by wysłu-
chać wykładów o valyriańskich smoczych wojnach, wykorzystaniu pijawek i o
bogach Wysp Letnich.
Następnie ugościła arcymaesterów w ich własnej sali jadalnej, a nawet ośmie-
liła się wygłosić im wykład.
— Gdybym nie była królową, chciałabym zostać maesterem — oznajmiła. —
Umiem czytać, pisać i myśleć, nie boję się kruków… ani odrobiny krwi. Są też
inne szlachetnie urodzone dziewczęta podobne do mnie. Dlaczego nie przyjmu-
jecie ich do swojej Cytadeli? Jeśli sobie nie poradzą, odeślijcie je do domu, tak
samo jak odsyłacie chłopców, którzy są za mało bystrzy. Gdybyście dali dziew-
czętom szansę, zdumielibyście się, jak wiele z nich potrafi wykuć łańcuch.
Arcymaesterzy, nie chcąc się sprzeciwiać królowej, uśmiechnęli się, pokiwali
głowami i zapewnili Jej Miłość, że rozważą tę propozycję.
Gdy nowy Wielki Septon wreszcie dotarł do Starego Miasta, odbył czuwanie
w Gwiezdnym Sepcie, namaszczono go i konsekrowano w imię Siedmiu, a na
koniec wyrzekł się ziemskiego imienia i wszelkich doczesnych więzów. Wkrótce
potem pobłogosławił króla Jaehaerysa i królową Alysanne w uroczystej, publicz-
nej ceremonii. Na miejsce zdążyła już przybyć Gwardia Królewska oraz grupka
domowników. Jego Miłość postanowił więc, że wrócą przez Dornijskie Pograni-
cze i krainy burz. Po drodze odwiedzili Horn Hill, Nocną Pieśń i i Czarną Przy-
stań.
Ta ostatnia wizyta szczególnie ucieszyła królową Alysanne. Choć zamek lorda
Dondarriona był mały i skromny w porównaniu z siedzibami wielkich lordów
Siedmiu Królestw, on sam był bardzo miłym gospodarzem, a jego syn Simon
grał na harfie równie biegle, jak walczył w szrankach. Nocą bawił królewską
parę smutnymi pieśniami o nieszczęśliwych kochankach i upadku królów. Kró-
lowa była zachwycona i cały orszak zatrzymał się w Nocnej Przystani na dłużej,
niż planowano. Nadal tam przebywali, gdy z Końca Burzy przybył kruk ze
straszliwymi wieściami. Ich matka, królowa Alyssa, stała na progu śmierci.
Vermithor i Srebrnoskrzydła raz jeszcze wzleciały ku niebu, by jak najszyb-
ciej zanieść króla i królową do łoża matki. Reszta królewskiej świty miała
wkrótce ruszyć za nimi drogą lądową, przez Kamienny Hełm, Wronie Gniazdo
i Gniazdo Gryfów, prowadzona przez ser Gylesa Morrigena, lorda dowódcę
Gwardii Królewskiej.
Koniec Burzy, potężna twierdza Baratheonów, miał tylko jedną, masywną
wieżę. Zbudował ją w Erze Herosów Durran Smutek Bogów, by oparła się furii
Boga Sztormów. Na szczycie tej wieży, pod celą maestera i krukarnią, Alysanne
i Jaehaerys znaleźli matkę. Leżała w łożu cuchnącym moczem, zlana potem
i wychudła jak starucha, pomijając tylko wielki brzuch. Towarzyszyli jej ma-
ester, położna i trzy służące, każda bardziej przygnębiona od poprzedniej. Jaeha-
erys zastał lorda Rogara pod drzwiami komnaty, pijanego i pogrążonego w roz-
paczy. Gdy go zapytał, dlaczego nie jest z żoną, lord Końca Burzy warknął:
— W tamtej komnacie jest Nieznajomy. Czuję jego smród.
Maester Kyrie wyjaśnił, że tylko kielich wina z senniczką pozwolił królowej
Alyssie na chwilę wytchnienia. Przedtem cierpiała nieustannie przez kilka go-
dzin.
— Okropnie krzyczała — dodała jedna ze służących. — Zwracała każdą odro-
binę jedzenia, którą jej podawałyśmy. Strasznie ją boli.
— To nie jest jej termin — zauważyła zapłakana królowa Alysanne. — Jesz-
cze nie.
— Dopiero za cykl księżyca — potwierdziła położna. — To nie jest poród,
Wasza Miłość. Coś w niej się rozerwało. Dziecko umiera. Nie wytrzyma już dłu-
go. Matka jest za stara, nie ma siły przeć, a dziecko odwróciło się w drugą stro-
nę. Niedobrze. Oboje umrą z pierwszym brzaskiem, jeśli wybaczycie.
Maester Kyrie był tego samego zdania. Powiedział, że makowe mleko pomo-
głoby królowej, i przygotował mocny roztwór… ale równie dobrze mogłoby za-
bić Jej Miłość, jak pomóc, a niemal na pewno zabiłoby dziecko w jej łonie.
Gdy Jaehaerys zapytał go, co można zrobić, maester odpowiedział:
— Dla królowej? Nic. Uratowanie jej wykracza poza moje możliwości. Istnie-
je niewielka szansa na uratowanie dziecka. W tym celu musiałbym rozciąć
brzuch matki i wyjąć dziecko z macicy. Może przeżyje, a może nie. Kobieta
umrze na pewno.
Królowa Alysanne rozpłakała się, usłyszawszy te słowa.
— Ta kobieta jest moją matką i królową — rzekł tylko król z powagą w gło-
sie. Następnie wyszedł na korytarz, podniósł Rogara Baratheona i zaciągnął go
z powrotem do sali porodowej, gdzie kazał maesterowi powtórzyć to, co powie-
dział przed chwilą.
— To twoja żona — przypomniał król Jaehaerys lordowi Rogarowi. — Ty
musisz wypowiedzieć te słowa.
Lord Rogar ponoć nie był w stanie patrzeć na żonę. Nie potrafił też znaleźć
słów, aż wreszcie król złapał go za ramię i potrząsnął nim mocno.
— Uratuj mojego syna — rzekł wreszcie maesterowi, po czym wyrwał się
królowi i znowu uciekł z komnaty.
Maester Kyrie pochylił głowę i posłał po swoje noże.
Wiele relacji, które do nas dotarły, mówi, że królowa Alyssa obudziła się ze
snu, nim maester zdążył zacząć. Choć dręczył ją ból i gwałtowne konwulsje,
rozpłakała się z radości na widok dzieci. Kiedy Alysanne wyjaśniła jej, co ma
się stać, zgodziła się na to.
— Uratujcie moje dziecko — wyszeptała. — Ja odejdę do moich chłopców.
Starucha oświetli mi drogę.
Miło byłoby uwierzyć, że rzeczywiście tak brzmiały ostatnie słowa królowej.
Niestety, inne relacje mówią nam, że Jej Miłość zmarła, nie odzyskując przytom-
ności, gdy maester Kyrie otworzył jej brzuch. W jednym punkcie wszyscy się
zgadzają: Alysanne trzymała matkę za rękę od początku aż do chwili, gdy
w komnacie rozległy się pierwsze krzyki dziecka.
Lord Rogar nie dostał jednak drugiego syna, o którego się modlił. Dziecko
było dziewczynką, tak małą i słabą, że położna i maester byli przekonani, iż nie
pożyje długo. Zaskoczyła ich oboje, a w swoim czasie miała też zaskoczyć wielu
innych. Po kilku dniach, gdy lord Rogar wrócił do siebie na tyle, by móc rozwa-
żyć tę sprawę, nadał córce imię Jocelyn.
Najpierw jednak jego lordowska mość musiał sobie poradzić z kłopotliwym
gościem. Gdy wstawał świt i ciało królowej Alyssy jeszcze nie ostygło, Vermi-
thor, który spał zwinięty na dziedzińcu, uniósł nagle głowę i wydał z siebie ryk,
który obudził połowę Końca Burzy. Wyczuł woń zbliżającego się smoka. Po
paru chwilach Dreamfyre opadła na dziedziniec. Srebrne grzebienie na jej
grzbiecie lśniły w blasku wschodzącego słońca, a jasnoniebieskie skrzydła poru-
szały się na tle czerwonego nieba na wschodzie. Rhaena Targaryen przyleciała
pogodzić się z matką.
Przybyła za późno. Królowa Alyssa już nie żyła. Król powiedział Rhaenie, że
nie musi patrzeć na doczesne szczątki matki, ale Rhaena się uparła. Rozerwała
prześcieradło, którym przykryto ciało, by przyjrzeć się wynikom pracy maestera.
Po długiej chwili odwróciła się, pocałowała brata w policzek i uściskała młodszą
siostrę. Obie królowe obejmowały się ponoć przez pewien czas, ale gdy położna
podsunęła Rhaenie noworodka do potrzymania, ta odmówiła.
— Gdzie jest Rogar? — zapytała. Znalazła go na dole, w jego wielkiej kom-
nacie. Trzymał na kolanach małego Boremunda. Otaczali go bracia i jego ryce-
rze. Rhaena przepchnęła się między nimi, zatrzymała się obok lorda Rogara i za-
częła go przeklinać przy wszystkich.
— Masz jej krew na rękach — krzyczała. — Masz jej krew na kutasie. Obyś
umarł w męczarniach.
Rogara Baratheona rozjuszyły te oskarżenia.
— O czym ty gadasz, kobieto? To była wola bogów. Nieznajomy przychodzi
po wszystkich. Jak mogę być temu winien? Co takiego zrobiłem?
— Wsadziłeś w nią kutasa. Dała ci jednego syna i to ci powinno wystarczyć.
Trzeba było powiedzieć „ratuj moją żonę”, ale co znaczą żony dla takich męż-
czyzn jak ty? — Rhaena złapała lorda Rogara za brodę i przyciągnęła jego twarz
do swojej twarzy. — Słuchaj uważnie, wasza lordowska mość. Nie wolno ci brać
sobie nowej żony. Dobrze się opiekuj bachorami, które dała ci moja matka,
moim przyrodnim bratem i przyrodnią siostrą. Zadbaj o to, by niczego im nie za-
brakło. Jeśli tak zrobisz, nie będę cię niepokoiła. Ale jeśli usłyszę choć szept
o tym, że chcesz się ożenić z jakąś biedną dziewczyną, zrobię z Końca Burzy
drugie Harrenhal, kiedy ty i ona będziecie w środku.
Gdy Rhaena wypadła z komnaty, wracając do czekającego na dziedzińcu smo-
ka, lord Rogar i jego bracia roześmiali się głośno.
— Jest szalona — skwitował. — Myśli, że może mnie zastraszyć? Mnie? Nie
zląkłem się gniewu Maegora Okrutnego. Czemu miałbym się bać jej?
Wypił puchar wina, wezwał zarządcę, by poczynić przygotowania do pogrze-
bu Alyssy, i kazał swemu bratu, ser Garonowi, udać się do króla oraz królowej
i poprosić ich, by zostali na ucztę z okazji narodzin jego córki.
(Rogar Baratheon już nigdy się nie ożenił).
Jaehaerys wrócił do Królewskiej Przystani w znacznie smutniejszym nastroju.
Najpobożniejsi dali mu Wielkiego Septona, jakiego chciał, ekscepcjonalizm stał
się oficjalną doktryną wiary i królowi udało się też osiągnąć porozumienie z po-
tężnymi Hightowerami ze Starego Miasta, ale wszystkie te triumfy obróciły się
w popiół w jego ustach, gdy stracił matkę. Jaehaerys nie był jednak człowiekiem
skłonnym do ulegania melancholii. Jak wiele razy podczas długiego panowania,
odepchnął od siebie smutki i pogrążył się w zadaniach związanych z władaniem
Siedmioma Królestwami.
Lato ustąpiło miejsca jesieni. W całym Westeros liście opadały z drzew.
W Górach Czerwonych pojawił się nowy Sępi Król, w Trzech Siostrach wybu-
chła epidemia potów, a Tyrosh i Lys zmierzały ku wojnie, która niemal na pewno
rozszerzy się na Stopnie i zakłóci handel. Jaehaerys musiał się uporać z tymi
wszystkimi sprawami i zrobił to.
Królowa Alysanne znalazła inne rozwiązanie. Straciła matkę, ale znalazła po-
ciechę w córce. Choć księżniczka Daenerys nie miała jeszcze półtora roku,
umiała mówić (na swój sposób) na długo przed pierwszym dniem imienia i prze-
szła już od pełzania, przez raczkowanie i chodzenie, do biegania.
— Bardzo się jej śpieszy — mówiła królowej mamka dziewczynki. Mała
księżniczka była radosnym dzieckiem, pełnym nieustannej ciekawości i całkowi-
cie wolnym od strachu. Zachwycali się nią wszyscy, którzy ją poznali. Oczaro-
wała Alysanne tak bardzo, że królowa zaczęła zaniedbywać sesje rady, woląc
spędzać czas na zabawach z córką i czytaniu jej bajek, które ongiś matka czytała
jej.
— Jest taka bystra, że wkrótce to ona będzie mi czytać — mówiła mężowi.
Będzie wielką królową, jestem tego pewna.
Ale Nieznajomy nie załatwił jeszcze wszystkich swych spraw z rodem Targa-
ryenów w tym straszliwym roku 54. Gdy Rhaena Targaryen wróciła z Końca Bu-
rzy na Smoczą Skałę, czekały tam na nią nowe problemy. Aerea bynajmniej nie
była dla niej radością i pocieszeniem jak Daenerys dla Alysanne. Stała się wręcz
postrachem wszystkich, krnąbrnym, dzikim dzieckiem, które sprzeciwiało się
sepcie, matce i maesterom, dręczyło służbę, nie przychodziło na modlitwy, lek-
cje i posiłki, nie pytając o pozwolenie, i zwracało się do mężczyzn i kobiet
z dworu Rhaeny czarującymi imionami, takimi jak „ser Głupek”, „lord Świński
Ryj” czy „lady Pierdziella”.
Mąż Jej Miłości, Androw Farman, choć nie sprzeciwiał się jej tak głośno
i otwarcie, był równie rozgniewany. Gdy na Smoczą Skałę dotarły wieści, że
królowa Alyssa stoi nad grobem, Androw oznajmił, że poleci z żoną do Końca
Burzy. Dodał, że jest mężem Rhaeny i powinien stać u boku żony, by służyć jej
wsparciem. Królowa odmówiła mu jednak, i to w ostrych słowach. Przed jej od-
lotem wybuchła między nimi głośna kłótnia. Słyszano, jak Jej Miłość powiedzia-
ła: „Uciekł nie ten Farman, co trzeba”. Jej małżeństwo nigdy nie było namiętne,
ale w roku 54 o.P. przerodziło się w komediancką farsę. „I to niezbyt zabawną”,
jak zauważyła lady Alayne Royce.
Androw Farman nie był już siedemnastoletnim chłopakiem, którego Rhaena
pięć lat wcześniej poślubiła na Pięknej Wyspie. Urodziwy młodzieniec zmienił
się w tłustego, zgarbionego mężczyznę o opuchniętej twarzy. Inni mężczyźni ni-
gdy nie okazywali mu szacunku, a gdy odwiedzał z Rhaeną zachodnie zamki,
tamtejsi lordowie ignorowali go całkowicie. Na Smoczej Skale wcale nie było
lepiej. Jego żona nadal była królową, ale nikt nie nazwałby Androwa królem ani
nawet lordem małżonkiem. Choć podczas posiłków siedział u boku Rhaeny, nie
dzielił z nią łoża. Ten zaszczyt przypadał jej przyjaciółkom i faworytom. Jego
sypialnia znajdowała się w innej wieży. Według krążących na dworze plotek
Rhaena powiedziała mu, że lepiej, by spali oddzielnie, bo dzięki temu nie poczu-
je się oburzona, gdyby znalazł sobie jakąś ładną dziewczynę, która grzałaby mu
łoże. Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek to zrobił.
Jego dni były tak samo puste jak noce. Choć urodził się na wyspie, a teraz
mieszkał na innej, Androw nie pływał, nie żeglował ani nie łowił ryb. Nie po-
wiodło mu się jako giermkowi, nie umiał władać mieczem, toporem ani włócz-
nią, gdy więc ludzie z zamkowego garnizonu ćwiczyli rano na dziedzińcu, on le-
żał w łożu. Myśląc, że może się interesować książkami, maester Culiper próbo-
wał pokazać mu skarby biblioteki Smoczej Skały — opasłe tomy i starożytne va-
lyriańskie zwoje, które zafascynowały króla Jaehaerysa. Okazało się jednak, że
mąż królowej nie umie czytać. Androw stosunkowo nieźle jeździł konno i od
czasu do czasu kazał osiodłać wierzchowca, by potruchtać po dziedzińcu, ale ni-
gdy nie wyjeżdżał za bramę, by zbadać skaliste ścieżki Smoczej Góry, dotrzeć
na drugi koniec wyspy czy choćby do wioski rybackiej i portu, położonych nie-
opodal zamku.
„Dużo pije — pisał do Cytadeli maester Culiper — i często spędza całe dni
w Komnacie Malowanego Stołu, przesuwając po mapie malowane żołnierzyki
z drewna”. Towarzyszki królowej Rhaeny mówią, że planuje podbój Westeros.
Z uwagi na nią nie drwią z niego prosto w oczy, ale chichoczą za jego plecami.
Rycerze i zbrojni w ogóle nie zwracają na niego uwagi, a służący słuchają go
albo nie, zależnie od kaprysu, i w ogóle nie boją się jego niezadowolenia. Naj-
okrutniejsze są dzieci, jak często się zdarza, a żadne z nich nie jest nawet w po-
łowie tak okrutne jak księżniczka Aerea. Kiedyś wylała mu zawartość nocnika
na głowę i to nie dlatego, że coś jej zrobił. Po prostu była zła na matkę.
Niezadowolenie Androwa Farmana wzrosło jeszcze po ucieczce jego siostry.
Lady Elissa była najlepszą, być może jedyną, przyjaciółką Androwa, jak pisze
Culiper, i wbrew płaczliwym zapewnieniom męża Rhaenie trudno było uwie-
rzyć, że nie odegrał żadnej roli w sprawie smoczych jaj. Gdy królowa zdymisjo-
nowała ser Merrella Bullocka, Androw poprosił ją, by mianowała go dowódcą
zamkowego garnizonu na jego miejsce. Jej Miłość jadła właśnie śniadanie w to-
warzystwie czterech dam dworu. Wszystkie kobiety parsknęły śmiechem, usły-
szawszy te słowa, a Rhaena po chwili dołączyła do nich. Kiedy poleciała do
Królewskiej Przystani, by zawiadomić króla Jaehaerysa o kradzieży, zapropono-
wał, że będzie jej towarzyszył. Żona odmówiła mu ze wzgardą.
— A co by to dało? Co mógłbyś zrobić? Co najwyżej spaść ze smoka.
Gdy królowa Rhaena odmówiła zabrania go ze sobą do Końca Burzy, stało się
to dla Androwa Farmana ostatnim w długim łańcuchu upokorzeń. Kiedy wróciła
od łoża śmierci matki, nie pragnął już jej pocieszać. Zimny i milczący, siedział
przy niej podczas posiłków, a poza tym unikał towarzystwa żony. Jeśli jego zły
nastrój martwił Rhaenę Targaryen, raczej tego nie okazywała. Znajdowała pocie-
szenie w towarzystwie dam dworu, starych przyjaciółek, jak Samantha Stoke-
worth i Alayne Royce, a także nowych towarzyszek, jak jej kuzynka Lianna Ve-
laryon, ładna córka lorda Stauntona Cassella i młoda septa Maryam.
Jeśli nawet odnalazła dzięki nim spokój, trwał on krótko. Na Smoczą Skałę
przybyła jesień, podobnie jak do całego Westeros. Razem z nią zjawiły się zimne
wiatry z północy i sztormy z południa, szalejące na wąskim morzu. W starożyt-
nej fortecy, która i latem wyglądała ponuro, zapadł mrok. Nawet smoki wyraźnie
odczuwały wilgoć. A gdy zbliżał się koniec roku, na Smoczą Skałę spadła cho-
roba.
Maester Culiper stwierdził, że to nie są poty, drżączka ani szara łuszczyca.
Pierwszym objawem była krew w stolcu, po której pojawiały się straszliwe bóle
brzucha. Powiedział królowej, że przyczyną może być kilka różnych chorób. Nie
zdążył jednak ustalić, o którą z nich chodziło, jako że sam umarł najszybciej,
niecałe dwa dni po tym, jak poczuł pierwsze objawy. Maester Anselm, który za-
jął jego miejsce, uważał, że przyczyną był wiek Culipera, który był już bliższy
dziewięćdziesiątki niż osiemdziesiątki i nie cieszył się dobrym zdrowiem.
Drugą ofiarą była jednak Cassella Staunton, która miała dopiero czternaście
lat. Potem zachorowały septa Maryam, Alayne Royce, a nawet potężna i pełna
życia Sam Stokeworth, która lubiła się przechwalać, że nie przechorowała w ży-
ciu nawet jednego dnia. Wszystkie trzy zmarły tej samej nocy, w odstępie kilku
godzin.
Rhaena Targaryen pozostała nietknięta, choć jej przyjaciółki i najdroższe to-
warzyszki marły jedna po drugiej. Maester Anselm sugerował, że ratuje ją valy-
riańska krew. Choroby zabijające zwykłych ludzi w kilka godzin bywały bezrad-
ne wobec krwi smoka. Mężczyźni również sprawiali wrażenie odpornych na tę
dziwną zarazę. Poza maesterem Culiperem umierały wyłącznie kobiety. Męż-
czyźni ze Smoczej Skały — czy to rycerze, pomywacze, chłopcy stajenni, czy
minstrele — pozostawali zdrowi.
Królowa Rhaena rozkazała zamknąć bramę zamku. Poza jego murami choro-
ba dotąd się nie pojawiła i Rhaena pragnęła, by tak zostało, dla bezpieczeństwa
prostaczków. Wysłała wiadomość do Królewskiej Przystani i Jaehaerys natych-
miast podjął konieczne działania. Rozkazał lordowi Velaryonowi wysłać galery
na morze, by się upewnić, że nikt nie ucieknie i nie rozniesie zarazy poza wyspę.
Królewski namiestnik wykonał rozkaz, choć nie bez żalu, albowiem wśród ko-
biet nadal pozostających na Smoczej Skale była jego młoda siostrzenica.
Lianna Velaryon zmarła w tej samej chwili, gdy galery jej stryja wypływały
z Driftmarku. Maester Anselm podawał jej środki wymiotne, puszczał krew i ro-
bił okłady z lodu, ale nic to nie dało. Dziewczyna zmarła w ramionach Rhaeny
Targaryen, miotana konwulsjami. Królowa roniła gorzkie łzy.
— Płaczesz nad nią — odezwał się Androw Farman, ujrzawszy łzy na twarzy
żony. — Ale czy zapłakałabyś nade mną?
Jego słowa wzbudziły furię królowej. Uderzyła go w twarz i kazała sobie iść,
mówiąc, że chce być sama.
— Twoje życzenie się spełni — oznajmił Androw. — To była ostatnia z nich.
Nawet wtedy pogrążona w żałobie królowa nie uświadomiła sobie, co się wy-
darzyło. Dopiero Rego Draz, pentoshijski starszy nad monetą, domyślił się
prawdy, gdy Jaehaerys zwołał małą radę, by omówić sprawę śmierci na Smoczej
Skale. Czytając raport maestera Anselma, lord Rego zmarszczył nagle brwi.
— Choroba? — zapytał. — To nie jest choroba. Łasica rozszarpująca brzuch
od wewnątrz, śmierć przed upływem dnia… to są lyseńskie łzy.
— Trucizna? — zapytał wstrząśnięty król Jaehaerys.
— W Wolnych Miastach wiemy więcej o takich sprawach — zapewnił króla
Draz. — To łzy, możesz być tego pewien. Stary maester szybko by się zoriento-
wał, dlatego musiał umrzeć pierwszy. Tak właśnie bym to zrobił. Tyle że nie zro-
biłbym tego. Trucizna jest… niehonorowa.
— Tylko kobiety umarły — sprzeciwił się lord Velaryon.
— To znaczy, że tylko kobietom podano truciznę — stwierdził Rego Draz.
Gdy septon Barth i wielki maester Benifer zgodzili się ze słowami lorda Rega,
król natychmiast wysłał kruka na Smoczą Skałę. Gdy tylko Rhaena Targaryen
przeczytała jego słowa, nie miała już wątpliwości. Wezwała kapitana straży
i rozkazała mu natychmiast odnaleźć Androwa Farmana i przyprowadzić do niej.
Męża Rhaeny nie znaleziono w jego sypialni, w sypialni królowej, w wielkiej
komnacie, w stajniach, w sepcie ani w Ogrodzie Aegona. W Wieży Morskiego
Smoka, w komnatach maestera pod krukarnią, odkryto ciało maestera Anselma
ze sztyletem wbitym w plecy. Bramy zamku zamknięto i można go było opuścić
tylko na smoku.
— Mój mąż to glista. Nie miałby na to odwagi — oznajmiła Rhaena.
Androwa Farmana udało się w końcu odnaleźć w Komnacie Malowanego Sto-
łu. Ściskał w rękach miecz. Nie próbował przeczyć, że to on jest trucicielem.
Wręcz przeciwnie, przechwalał się swymi czynami.
— Przyniosłem im wino w kielichu, a one je wypiły. Czemu by nie? Byłem
podczaszym, służącym. Tylko to we mnie widziały. Słodki Androw. Androw po-
śmiewisko. Cóż innego mógłbym zrobić? Najwyżej spaść ze smoka. Mogłem
zrobić bardzo wiele. Mogłem być lordem. Mogłem tworzyć nowe prawa, być
mądry i służyć ci radą. Mogłem zabijać twoich wrogów równie łatwo, jak zabi-
łem twoje przyjaciółki. Mogłem dać ci dzieci.
Rhaena Targaryen nie raczyła mu odpowiedzieć.
— Wykastrujcie go, ale zahamujcie krwawienie — rozkazała strażnikom. —
Chcę, żeby usmażono jego kutasa razem z jajami i kazano mu je zjeść. Nie po-
zwólcie mu umrzeć, dopóki nie zeżre ostatniego kawałka.
— Nie — sprzeciwił się Androw Farman, gdy zaczęli okrążać Malowany
Stół, żeby go pojmać. — Moja żona umie latać i ja też. — Machnął nieudolnie
mieczem, próbując ciąć najbliższego strażnika, cofnął się do okna, które miał za
plecami, i wyskoczył przez nie. Jego lot trwał krótko. Spadł na dziedziniec i się
zabił. Później Rhaena Targaryen kazała porąbać jego ciało na kawałki i rzucić na
pożarcie smokom.
To była ostatnia istotna śmierć w roku 54 o.P., ale ów straszliwy Rok Niezna-
jomego miał jeszcze przynieść inne nieszczęścia. Jeśli wrzucimy kamień do sta-
wu, na powierzchni tworzą się zmarszczki, rozchodzące się na wszystkie strony.
Podobnie zło, jakie uczynił Androw Farman, rozprzestrzeniło się na całą krainę,
wpływając na życie innych i wypaczając je jeszcze na długo po tym, jak smoki
pożarły jego poczerniałe, dymiące szczątki.

Pierwszą rysę dało się zaobserwować w królewskiej małej radzie, gdy lord
Daemon Velaryon oznajmił, że chce zrezygnować ze stanowiska królewskiego
namiestnika. Musimy pamiętać, że królowa Alyssa była siostrą lorda Daemona,
a jego młoda bratanica Lianna jedną z kobiet otrutych na Smoczej Skale. Niektó-
rzy sugerowali, że na decyzję lorda Daemona wpłynęła również rywalizacja
z lordem Manfrydem Redwyne’em, który zastąpił go na stanowisku lorda admi-
rała, ale rzucanie podobnych oszczerstw na człowieka, który pełnił służbę tak
długo i biegle, wydaje się małostkowe. Uwierzmy jego lordowskiej mości na
słowo i uznajmy, że powodem był zaawansowany wiek oraz pragnienie spędze-
nia dni, które mu pozostały, w towarzystwie dzieci i wnuków na Driftmarku.
W pierwszej chwili Jaehaerys chciał poszukać następcy lorda Damona wśród
innych członków małej rady. Albin Massey, Rego Draz i septon Barth udowod-
nili, że są bardzo zdolnymi ludźmi i zasłużyli na zaufanie i wdzięczność króla.
Żaden z nich nie wydawał się jednak do końca odpowiedni. Septona Bartha po-
dejrzewano o to, że jest lojalny raczej wobec Gwiezdnego Septu niż Żelaznego
Tronu. Co więcej, był bardzo nisko urodzony. Wielcy lordowie Siedmiu Kró-
lestw nie pozwolą, by syn kowala przemawiał głosem króla. Lord Rego był bez-
bożnym Pentoshijczykiem i handlującym przyprawami nuworyszem, a jego po-
chodzenie było chyba jeszcze niższe od pochodzenia septona Bartha. Lord Albin
utykał i był garbaty, w związku z czym ciemnym prostaczkom wydawał się kimś
złowieszczym.
— Patrzą na mnie i widzą łajdaka — wyznał królowi. — Lepiej będę ci słu-
żył, pozostając w cieniu.
Nie wchodziło w grę przywrócenie na to stanowisko Rogara Baratheona ani
żadnego z wciąż żyjących namiestników Maegora. Lord Tully służył w radzie
podczas regencji, ale nie wyróżnił się niczym szczególnym. Rodrik Arryn, lord
Orlego Gniazda i Obrońca Doliny, był dziesięcioletnim chłopcem, który przed-
wcześnie odziedziczył tytuł lordowski po śmierci stryja, lorda Darnolda, i ojca,
ser Rymonda, zabitych przez dzikich łupieżców, których nierozsądnie ścigali aż
po Góry Księżycowe. Jaehaerys zawarł niedawno porozumienie z Donnelem Hi-
ghtowerem, ale nadal nie ufał mu w pełni, podobnie jak Lymanowi Lannistero-
wi. Bertrand Tyrell, lord Wysogrodu, był znanym pijakiem, a jego samowolne
bękarty przyniosłyby hańbę koronie, gdyby zamieszkały w Królewskiej Przysta-
ni. Alarica Starka lepiej było zostawić w Winterfell. Wszyscy się zgadzali, że
jest uparty i surowy, twardy i zawzięty. Nie byłby mile widzianym gościem za
stołem rady. Rzecz jasna, sprowadzenie do Królewskiej Przystani żelaznego
człowieka nie wchodziło w grę.
Ponieważ żaden z wielkich lordów Siedmiu Królestw nie był odpowiednim
kandydatem, Jaehaerys skierował swą uwagę na ich chorążych. Uważano, że le-
piej, by namiestnik był starszym człowiekiem, którego doświadczenie zrówno-
waży młodość króla. Ponieważ w radzie zasiadało kilku uczonych mężczyzn
uważanych za moli książkowych, chciano też powołać wojownika, sprawdzone-
go w bitwach dowódcę, którego wojenna chwała onieśmieli wrogów korony.
Wymieniono i przedyskutowano kilkunastu kandydatów, aż w końcu wybór padł
na lorda Żołędziowego Dworu w dorzeczu, Mylesa Smallwooda, który walczył
za brata króla, Aegona, nad Okiem Boga, stoczył bój z Watem Rębaczem w Ka-
miennym Moście, a podczas panowania króla Aenysa wyruszył u boku lorda
Stokewortha, by wymierzyć sprawiedliwość Harrenowi Czerwonemu.
Słusznie sławiony za odwagę lord Myles miał na twarzy i ciele blizny po kil-
kunastu gwałtownych bitwach. Ser Willam Osa z Gwardii Królewskiej, który
służył kiedyś w Żołędziowym Dworze, przysięgał, że w całych Siedmiu Króle-
stwach nie znajdzie się lepszego, waleczniejszego i bardziej lojalnego lorda,
a Prentys Tully i powszechnie szanowana lady Lucinda, jego seniorzy, również
wychwalali Smallwooda. Jaehaerys dał się przekonać, wysłał kruka i po kilkuna-
stu dniach lord Myles wyruszył do Królewskiej Przystani.
Królowa Alysanne nie uczestniczyła w wyborze nowego namiestnika. Pod-
czas gdy król i rada deliberowali nad tą sprawą, Jej Miłość opuściła Królewską
Przystań i poleciała na Srebrnoskrzydłej na Smoczą Skałę, by pocieszać siostrę
w żałobie.
Rhaenę Targaryen trudno było jednak pocieszyć. Utrata tak wielu najbliższych
przyjaciółek i towarzyszek wpędziła ją w najczarniejszą melancholię, a na samą
wzmiankę o Androwie Farmanie wpadała w szał. Nie ucieszyła się bynajmniej
z wizyty siostry i nie pragnęła pocieszenia, jakie ta mogłaby jej ofiarować. Trzy-
krotnie próbowała odesłać Jej Miłość. Posunęła się nawet do tego, że nakrzycza-
ła na nią na oczach połowy zamku. Gdy królowa nie chciała jej opuścić, Rhaena
wycofała się do własnych komnat, wychodząc z nich tylko po to, by coś zjeść…
a i to coraz rzadziej.
Osamotniona Alysanne Targaryen podjęła próbę przywrócenia na Smoczej
Skale choć odrobiny porządku. Wysłała po nowego maestera, który wkrótce się
zjawił, mianowała też nowego kapitana, dowodzącego zamkowym garnizonem.
Ulubienica królowej, septa Edyth, również przybyła na Smoczą Skałę, by zająć
miejsce nieodżałowanej septy Maryam.
Ponieważ siostra jej unikała, Alysanne spróbowała się zbliżyć do siostrzenicy,
lecz tu również spotkały ją gniew i odtrącenie.
— Co mnie obchodzi, że wszystkie nie żyją? Znajdzie sobie nowe, tak samo
jak zawsze — oznajmiła królowej księżniczka Aerea. Gdy Alysanne opowiadała
jej historie ze swego dzieciństwa, mówiąc, jak Rhaena włożyła jej do kołyski
smocze jajo, tuliła ją i otaczała opieką, „jakby była moją matką”, Aerea odpo-
wiedziała: — Mnie nie dała jaja. Oddała mnie innym i odleciała na Piękną Wy-
spę. — Miłość Alysanne do córki również budziła gniew księżniczki. — Czemu
miałaby zostać królową? To ja powinnam nią być, nie ona. — Dopiero wtedy
Aerea zalała się łzami, błagając Alysanne, by pozwoliła jej wrócić ze sobą do
Królewskiej Przystani. — Lady Elissa mówiła, że mnie stąd zabierze, ale odpły-
nęła i zapomniała o mnie. Chcę wrócić na dwór. Tam są minstrele, błazny
i wszyscy lordowie oraz rycerze. Zabierz mnie stąd.
Wzruszona łzami Aerei królowa Alysanne obiecała, że pomówi z jej matką.
Ale gdy Rhaena wyszła z komnat na posiłek, natychmiast odrzuciła tę propozy-
cję.
— Ty masz wszystko, ja nie mam nic. A teraz chcesz mi zabrać jeszcze córkę.
Nie dostaniesz jej. Masz mój tron, to będzie musiało ci wystarczyć.
Tej samej nocy Rhaena wezwała księżniczkę Aereę do swych komnat, by dać
jej burę. Krzyki matki i córki słyszano w całym Kamiennym Bębnie. Po tej kłót-
ni księżniczka nie chciała już więcej rozmawiać z królową Alysanne. Jej Miłość
nie mogła zrobić nic więcej, jak tylko wrócić do Królewskiej Przystani, gdzie
czekały na nią objęcia króla Jaehaerysa i radosny śmiech jej córki, Daenerys.
Pod koniec Roku Nieznajomego prace nad Smoczą Jamą były już właściwie
ukończone. Wzniesiono wreszcie ogromną kopułę, stawiono na miejscu masyw-
ne bramy z brązu. Potężny budynek wieńczący szczyt wzgórza Rhaenys ustępo-
wał rozmiarami tylko Czerwonej Twierdzy wzniesionej na Wielkim Wzgórzu
Aegona. Lord Redwyne zaproponował, by dla uczczenia zakończenia budowy
oraz nominowania nowego namiestnika król urządził wielki turniej, największy
i najwspanialszy, jaki widziano w Siedmiu Królestwach od czasu Złotych Go-
dów.
— Zostawmy smutki za sobą i rozpocznijmy nowy rok od wielkiej gali i uro-
czystości — mówił Redwyne. Jesienne żniwa były dobre, podatki lorda Rega
przynosiły stałe dochody, a obroty handlowe rosły, będą więc mogli bez trudu
zapłacić za turniej, a w dodatku przyciągnie on do Królewskiej Przystani tysiące
gości z wypełnionymi sakiewkami. Reszta członków rady poparła propozycję
i król Jaehaerys przyznał, że turniej rzeczywiście mógłby dać prostaczkom jakiś
powód do radości „i pomóc nam zapomnieć o smutkach”.
Przygotowania zakłóciło nagłe i niespodziewane przybycie Rhaeny Targaryen
ze Smoczej Skały. Septon Barth pisze: „Niewykluczone, że smoki wyczuwają
w jakiś sposób nastrój swych jeźdźców i powtarzają go echem, albowiem Dre-
amfyre opadła owego dnia z chmur niczym burza z piorunami. Vermithor
i Srebrnoskrzydła ocknęły się i ryknęły tak przeraźliwie, że wszyscy z nas, któ-
rzy to widzieli i słyszeli, bali się, że smoki rzucą się na siebie z ogniem i szpona-
mi, by rozszarpać się nawzajem na strzępy, jak Balerion rozszarpał ongiś Żywe
Srebro nad Okiem Boga”.
Smoki nie walczyły jednak ze sobą, choć syczały groźnie i łopotały skrzydła-
mi. Rhaena zeskoczyła z grzbietu Dreamfyre i wpadła do Warowni Maegora,
wzywając krzykiem brata i siostrę. Przyczyny jej furii wkrótce wyszły na jaw.
Księżniczka Aerea zniknęła. Uciekła o świcie ze Smoczej Skały, zakradła się na
dziedziniec i wzięła sobie smoka. I to nie byle jakiego.
— To był Balerion! — zawołała Rhaena. — To szalone dziecko wzięło sobie
Baleriona. Nie dla niej świeżo wyklute smoczątka, o nie! To musiał być Czarny
Strach. Smok Maegora, bestia, która zabiła jej ojca. Dlaczego on, jeśli nie po to,
by sprawić mi ból? Co wydałam na świat? Jakiego potwora? Powiedz mi, co wy-
dałam na świat?
— Dziewczynkę — odpowiedziała królowa Alysanne. — To tylko mała, roz-
gniewana dziewczynka.
Jednakże septon Barth i wielki maester Benifer mówią nam, że Rhaena jej nie
słyszała. Wpadła w desperację. Nie obchodziło jej nic poza tym, dokąd mogło
uciec jej „szalone dziecko”. W pierwszej chwili pomyślała o Królewskiej Przy-
stani. Aerea gorąco pragnęła wrócić na dwór królewski. Jeśli jednak tu jej nie
było… to gdzie się podziała?
— Podejrzewam, że wkrótce się tego dowiemy — odrzekł jak zwykle spokoj-
ny król Jaehaerys. — Balerion jest za duży, by mógł się ukrywać albo latać nie-
postrzeżenie. A do tego ma potężny apetyt. — Spojrzał na wielkiego maestera
Benifera i rozkazał mu rozesłać kruki do wszystkich zamków w Siedmiu Króle-
stwach. — Jeśli ktokolwiek w Westeros choć przelotnie zauważy Baleriona albo
moją bratanicę, chcę natychmiast się o tym dowiedzieć.
Kruki poleciały, ale ani owego dnia, ani następnego, ani trzeciego do Królew-
skiej Przystani nie dotarły żadne wieści o księżniczce Aerei. Rhaena cały czas
pozostawała w Czerwonej Twierdzy. Czasami się wściekała, a czasami płakała
i piła słodzone wino przed snem. Księżniczka Daenerys tak bardzo bała się ciot-
ki, że płakała, gdy tylko ją zobaczyła. Po siedmiu dniach Rhaena oznajmiła, że
nie może dłużej siedzieć bezczynnie.
— Muszę ją znaleźć. Nawet jeśli mi się nie uda, przynajmniej będę szukała.
Dosiadła Dreamfyre i odleciała.
Aż do końca owego okrutnego roku nie słyszano już ani o matce, ani o córce.
JAEHAERYS I ALYSANNE

ICH TRIUMFY ORAZ TRAGEDIE

Osiągnięcia króla Jaehaerysa I są niemalże zbyt liczne, by można było wymienić


je wszystkie. W oczach większości badaczy historii najważniejszym z nich jest
długi okres pokoju i dobrobytu towarzyszący jego panowaniu. Nie można po-
wiedzieć, że Jaehaerys całkowicie uniknął wszelkich konfliktów, tego bowiem
nie zdołałby dokonać żaden król na tym świecie, ale wojny, które prowadził,
były krótkie i zwycięskie, a w dodatku toczono je na morzu albo na obcej ziemi.
Jak napisał septon Barth: „Kiepski to król, który toczy bitwy z własnymi lordami
i zostawia po sobie spaloną, zbroczoną krwią i usianą trupami ziemię. Jego Mi-
łość był na to za mądry”.
Arcymaesterzy po dziś dzień spierają się o dokładne dane, ale większość
z nich przyznaje, że liczba ludności Westeros na północ od Dorne wzrosła pod-
czas rządów Pojednawcy dwukrotnie, a liczba mieszkańców Królewskiej Przy-
stani czterokrotnie. Lannisport, Gulltown, Duskendale i Biały Port również rosły,
choć nie aż tak szybko.

Mniej mężczyzn musiało maszerować na wojnę, dzięki temu więcej ich mogło
pracować na polach. Ceny zboża spadały przez cały okres panowania Jaehaery-
sa, w miarę jak powierzchnia gruntów ornych wzrastała. Ryby również stały się
zdecydowanie tańsze, nawet dla zwykłych ludzi. Wioski rybackie na wybrzeżach
bogaciły się i coraz więcej łodzi wypływało na morze. Wszędzie, od Reach aż
po Przesmyk, powstawały nowe sady. Baranina i jagnięcina stały się łatwiej do-
stępne, a jakość wełny się polepszyła, ponieważ hodowcy zwiększali liczebność
stad. Obroty handlowe wzrosły dziesięciokrotnie, pomimo przeszkód, takich jak
wichry i zła pogoda czy wojny, które od czasu do czasu powodowały zakłócenia.
Rzemiosło rozkwitało — podkuwacze koni i kowale, kamieniarze, cieśle, młyna-
rze, garbarze, tkacze, filcownicy, farbiarze, browarnicy, winiarze, jubilerzy, pie-
karze, rzeźnicy i serowarzy cieszyli się koniunkturą nieznaną dotąd na zachód od
wąskiego morza.
Z pewnością bywały lepsze i gorsze lata, ale słusznie mówiono, że za panowa-
nia Jaehaerysa te dobre były dwa razy lepsze niż wcześniej, a te złe też nie były
aż takie złe. Zdarzały się sztormy, niszczycielskie wichury i mroźne zimy, ale
gdy w dzisiejszych czasach spoglądamy wstecz na czasy rządów Pojednawcy,
kusi nas, by uznać je za jedno długie lato, zielone i łagodne.
Gdy w Królewskiej Przystani zabito w dzwony, by oznajmić nadejście roku
55 od Podboju Aegona, rany pozostawione przez okrutny miniony rok, Rok Nie-
znajomego, jeszcze się nie zagoiły… a król, królowa i rada obawiali się tego, co
może przynieść przyszłość. Księżniczka Aerea i Balerion zniknęli ludziom
z oczu, a królowa Rhaena nadal ich poszukiwała.
Opuściwszy dwór brata, Rhaena Targaryen poleciała najpierw do Starego
Miasta w nadziei, że jej zbiegła córka mogła zapragnąć odnaleźć bliźniaczą sio-
strę. Zarówno lord Donnel, jak i Wielki Septon przyjęli ją uprzejmie, ale żaden
z nich nie potrafił jej pomóc. Królowej pozwolono spędzić trochę czasu z córką,
Rhaellą, tak bardzo podobną do siostry, a zarazem tak od niej różną. Możemy
mieć nadzieję, że znalazła tam ukojenie. Gdy Rhaena wyraziła żal, że nie była
lepszą matką, nowicjuszka Rhaella uściskała ją i powiedziała:
— Mam najlepszą matkę, o jakiej mogłoby marzyć dziecko. Matkę na Górze.
I za nią jestem ci wdzięczna.
Po opuszczeniu Starego Miasta Dreamfyre zaniosła królową na północ, do
Wysogrodu, a potem do Crakehall i Casterly Rock, zamków, których lordowie
w dawnych czasach udzielili jej gościny. Nigdzie nie widziano żadnego smoka
poza jej własnym i nie słyszano pogłosek o księżniczce. Następnie Rhaena pole-
ciała na Piękną Wyspę, by raz jeszcze stawić czoło lordowi Franklynowi Farma-
nowi. Upływ lat nie wzbudził w jego lordowskiej mości większej sympatii do
królowej i nie nauczył go też rozsądku, o czym świadczy sposób, w jaki posta-
nowił z nią rozmawiać.
— Miałem nadzieję, że po ucieczce od ciebie moja pani siostra wróci do
domu i spełni swój obowiązek — oznajmił lord Franklyn — ale nic o niej nie
słyszeliśmy i o twojej córce też nie. Nie mogę twierdzić, bym znał księżniczkę,
ale powiedziałbym, że ma szczęście, iż uwolniła się od ciebie, podobnie jak
Piękna Wyspa. Jeśli się tu zjawi, przepędzimy ją, tak samo jak jej matkę.
— To prawda, że nie znasz Aerei — przyznała Jej Miłość. — Gdyby rzeczy-
wiście trafiła kiedyś na te brzegi, przekonałbyś się, że nie jest tak wyrozumiała
jak jej matka. Ach, jeszcze jedno. Życzę ci szczęścia, gdybyś spróbował przepę-
dzić Czarny Strach. Twój brat smakował Balerionowi. Może ma już ochotę na
drugi kąsek.
Po wizycie na Pięknej Wyspie Rhaena Targaryen znika na pewien czas z kart
historii. Przez cały rok nie wróciła do Królewskiej Przystani ani na Smoczą Ska-
łę, nie pojawiła się też w siedzibie żadnego innego lorda w Siedmiu Króle-
stwach. Mamy zdawkowe relacje o tym, że Dreamfyre widziano daleko na pół-
nocy, w krainie kurhanów i na brzegach Rzeki Gorączki, albo daleko na połu-
dniu, w dornijskich Górach Czerwonych i w kanionach Torrentine. Rhaena i jej
smoczyca omijały zamki i miasta, ale widziano je, gdy leciały nad Paluchami
i Górami Księżycowymi, nad zielonymi, mglistymi lasami Przylądka Gniewu,
nad Wyspami Tarczowymi i nad Arbor… ale matka Aerei nie szukała towarzy-
stwa ludzi. Zawsze wybierała dzikie, odludne miejsca, wietrzne wrzosowiska,
trawiaste równiny i posępne moczary, urwiska, turnie i górskie wąwozy. Czy na-
dal szukała córki, czy po prostu pragnęła samotności? Nigdy się tego nie dowie-
my.
Tak czy inaczej, lepiej, że nie było jej wtedy w Królewskiej Przystani, bo król
i jego rada gniewali się na nią coraz bardziej. Relacja ze spotkania Rhaeny z lor-
dem Farmanem na Pięknej Wyspie przeraziła zarówno króla, jak i jego lordów.
— Czy jest szalona, że przemawia tak do lorda w jego własnej komnacie? —
zapytał lord Smallwood. — Gdybym był na miejscu Farmana, kazałbym wyrwać
Rhaenie język.
— Mam nadzieję, że nie jesteś aż takim głupcem, wasza lordowska mość —
odparł król. — Kimkolwiek jeszcze może być, Rhaena pozostaje krwią smoka
i moją ukochaną siostrą.
Powinniśmy jednak zauważyć, że Jego Miłość nie zganił lorda Smallwooda za
opinię, a tylko za słowa, w jakich ją wyraził.
Septon Barth ujął to najtrafniej: „Władza Targaryenów wywodzi się z ich
smoków. Te straszliwe bestie spaliły kiedyś Harrenhal i doprowadziły do zguby
dwóch królów na Polu Ognia. Król Jaehaerys wie o tym, podobnie jak jego dzia-
dek Aegon. Moc zawsze jest pod ręką, a wraz z nią groźba jej użycia. Jego Mi-
łość rozumie jednak również coś, czego królowa Rhaena nie potrafi pojąć: groź-
ba jest najskuteczniejsza wtedy, gdy pozostaje niewypowiedziana. Lordowie
Siedmiu Królestw są dumnymi ludźmi i niewiele się zyska, okrywając ich wsty-
dem. Mądry król zawsze pozwala im zachować godność. Pokaż im smoka, pro-
szę bardzo. Zapamiętają to sobie. Ale jeśli będziesz otwarcie mówić o spaleniu
ich zamków i przechwalać się, że rzucisz ich rodziny swym smokom na pożar-
cie, rozpalisz tylko wrogość i zwrócisz ich serca przeciwko sobie”.
Królowa Alysanne codziennie modliła się za Aereę. Obwiniała siebie za
ucieczkę dziewczynki… ale uważała, że bardziej winna jest jej siostra. Jaehaerys
poświęcał Aerei bardzo niewiele uwagi, nawet w czasach, gdy była jego dzie-
dziczką, i teraz czynił sobie wyrzuty z tego powodu, ale bardziej niepokoił go
Balerion. Świetnie zdawał sobie sprawę, jak wielkim zagrożeniem może się stać
tak potężna bestia w rękach rozgniewanej trzynastolatki. Ani bezowocne poszu-
kiwania Rhaeny Targaryen, ani chmara kruków wysłanych przez maestera Beni-
fera nie odnalazły żadnych śladów dziewczynki ani smoka, pomijając nieunik-
nione w takich przypadkach kłamstwa, pomyłki i urojenia. Mijały kolejne dni,
jeden cykl księżyca, a potem drugi, aż wreszcie król zaczął się obawiać, że jego
bratanica nie żyje.
— Balerion to samowolna bestia i lepiej z nim nie zadzierać — rzekł swojej
radzie. — Wskoczyła na jego grzbiet, choć nigdy przedtem nie dosiadała smoka,
i wzbiła się w górę… nie po to, by okrążyć zamek, o nie, opuściła wyspę… naj-
pewniej ją zrzucił i teraz biedne dziecko leży na dnie wąskiego morza.
Septon Barth nie zgadzał się z tą opinią. Wskazał, że smoki nie są z natury
włóczęgami. Najczęściej znajdowały dla siebie jakieś osłonięte miejsce — jaski-
nię, ruiny zamku albo szczyt góry — i gnieździły się tam, wylatując tylko na po-
lowania.
— Uwolniwszy się od jeźdźca, Balerion z pewnością wróciłby do leża. Biorąc
pod uwagę fakt, że nigdzie w Westeros go nie zauważono, musimy przyjąć, że
księżniczka Aerea zabrała smoka na wschód, na bezmierne przestwory Essos.
Królowa zgadzała się z nim.
— Gdyby zginęła, na pewno bym o tym wiedziała. Ona żyje. Czuję to.
Wszystkim agentom i informatorom, którym Rego Draz nakazał wytropić
Elissę Farman i skradzione przez nią smocze jaja, zlecono nową misję: mieli od-
naleźć księżniczkę Aereę i Baleriona. Wkrótce z krain położonych za wąskim
morzem zaczęły napływać raporty. Większość z nich okazała się bezużyteczna,
podobnie jak w przypadku pogłosek o smoczych jajach — plotki, kłamstwa i fał-
szywe meldunki, spreparowane z myślą o nagrodzie. Niektóre pochodziły z trze-
ciej albo czwartej ręki, inne zaś były tak ubogie w szczegóły, że w praktyce
sprowadzały się do: „Być może widziałem smoka. W każdym razie coś dużego
ze skrzydłami”.
Najbardziej intrygujący raport pochodził ze wzgórz Andalos, położonych na
północ od Pentos, gdzie przerażeni pasterze opowiadali o grasującym tam po-
tworze, który pożerał całe stada, pozostawiając tylko ogryzione kości. Sami
owczarze również nie uchodzili cało, gdy natknęli się na bestię, albowiem jej ja-
dłospis bynajmniej nie ograniczał się do baraniny. Jednakże ci, którzy spotkali
potwora, nie przeżyli i nie mogli go opisać… ale żadna z opowieści nie wspomi-
nała o ogniu, Jaehaerys doszedł więc do wniosku, że winnym nie może być Ba-
lerion. Niemniej, chcąc się upewnić, wysłał za wąskie morze dwunastu ludzi pod
dowództwem ser Willama Osy z Gwardii Królewskiej, rozkazując im podjąć
próbę upolowania bestii.
Za tym samym wąskim morzem, o czym król Jaehaerys nic nie wiedział, cie-
śle okrętowi z Braavos ukończyli prace nad „Goniącym za Słońcem”, wymarzo-
ną karaką, której budowę Elissa Farman sfinansowała dzięki skradzionym smo-
czym jajom. W przeciwieństwie do galer wypływających codziennie z Arsenału
w Braavos statek nie miał wioseł. Był przeznaczony do żeglugi po głębokich
morzach, a nie po wielkich i małych zatokach bądź przybrzeżnych płyciznach.
Miał cztery maszty i ożaglowanie równie bogate, jak łabędzie statki z Wysp Let-
nich. Jego kadłub był jednak szerszy i głębszy, co pozwalało mu zabierać zapasy
na dłuższe rejsy. Gdy jeden z Braavosów zapytał ją, czy ma zamiar pożeglować
do Yi Ti, roześmiała się i odpowiedziała:
— Być może… ale nie taką trasą, jak myślisz.
Wieczorem przed wypłynięciem w rejs, wezwano ją do Pałacu Morskiego
Lorda, który nie skąpił jej śledzi i piwa, a także ostrzeżeń.
— Płyń ostrożnie — rzekł jej — ale ruszaj już w drogę. Szukają cię na całym
wąskim morzu. Zadawano pytania i oferowano nagrody. Nie chciałbym, żeby
znaleziono cię w Braavos. Przybyliśmy tu po to, by uwolnić się od Valyrii,
a wasi Targaryenowie są Valyrianami do szpiku kości. Wyruszaj szybko i odpłyń
daleko.
Tak oto dama znana obecnie jako Alys Westhill pożegnała się z Tytanem
z Braavos. Tymczasem życie w Królewskiej Przystani toczyło się tak samo jak
przedtem. Nie mogąc odnaleźć zaginionej bratanicy, Jaehaerys Targaryen po-
święcił się swym obowiązkom, jak zawsze czynił w chwilach kryzysu. W ciszy
biblioteki Czerwonej Twierdzy król rozpoczął pracę nad tym, co miało się stać
jednym z jego największych osiągnięć. Przy biegłej pomocy septona Bartha,
wielkiego maestera Benifera, lorda Albina Masseya oraz królowej Alysanne —
czwórki, którą nazwał „moją jeszcze mniejszą radą” — Jaehaerys zajął się kody-
fikacją, uporządkowaniem oraz reformą wszystkich praw w Siedmiu Króle-
stwach.
Westeros, jakie zastał Aegon Zdobywca, składało się z siedmiu królestw nie
tylko z nazwy, lecz również w rzeczywistości. Każde z nich miało własne prawa,
zwyczaje oraz tradycje. Co więcej, nawet w granicach jednego królestwa wystę-
powały znaczące różnice. Jak napisał lord Massey: „Przed siedmioma królestwa-
mi było ich osiem. Jeszcze wcześniej dziewięć, dziesięć, dwanaście, trzydzieści,
coraz więcej i więcej, w miarę jak oddalamy się od czasów bieżących. Mówimy
o Stu Królestwach Herosów, ale w rzeczywistości w jednej chwili mogło być ich
dziewięćdziesiąt siedem, w drugiej sto trzydzieści dwa i tak dalej. Ta liczba nie-
ustannie się zmieniała, kiedy wojny przegrywano albo wygrywano, a synowie
następowali po ojcach.

Prawa również zmieniały się często. Jeden król był surowy, a drugi łaskawy,
jeden szukał przewodnictwa w Siedmioramiennej gwieździe, drugi trzymał się
starożytnych praw Pierwszych Ludzi, jeden rządził według własnych kaprysów,
drugi zwracał się w jedną stronę, gdy był trzeźwy, a w przeciwną po pijanemu.
W ciągu tysiącleci nagromadziło się tak wiele precedensów, że każdy lord, który
posiadał prawo karania lochem i szubienicą (a także część z tych, którzy go nie
mieli), uważał, że może wszystkie przedstawione mu sprawy osądzać według
uznania.
Jaehaerys Targaryen uważał cały ten chaos i zamieszanie za zniewagę. Z po-
mocą swej „jeszcze mniejszej rady” zabrał się za „czyszczenie stajni”.
— Siedem Królestw ma jednego króla — rzekł. — Pora, by obowiązywało
w nich jedno prawo.
Tak monumentalnego zadania nie można było wykonać w jeden rok ani nawet
w dziesięć lat. Samo zgromadzenie, skatalogowanie i przestudiowanie istnieją-
cych praw zajęło dwa lata. Reformy, które rozpoczęto później, ciągnęły się przez
dziesięciolecia. Niemniej historia wielkiego kodeksu septona Bartha (który
w ostatecznym rozrachunku wniósł w Księgę Prawa trzy razy więcej niż ktokol-
wiek inny) zaczęła się w jesiennym roku 55 o.P.
Król miał przed sobą wiele lat trudów, a królowa dziewięć trudnych księży-
ców. Wkrótce po nadejściu nowego roku Jaehaerys i mieszkańcy Siedmiu Kró-
lestw z radością dowiedzieli się, że Alysanne znowu spodziewa się dziecka.
Księżniczka Daenerys dzieliła ich zachwyt, choć stanowczo oznajmiła matce, że
chce mieć siostrzyczkę.
— Już mówisz jak królowa stanowiąca nowe prawa — rzekła jej ze śmiechem
matka.
Małżeństwa od dawna służyły tworzeniu więzi między wielkimi rodami We-
steros, były sprawdzoną metodą zawierania sojuszy i kładzenia kresu sporom.
Podobnie jak żony Zdobywcy przed nią, Alysanne Targaryen z wielkim zapałem
oddawała się swataniu. Szczególnie dumna czuła się z zaaranżowanych w roku
55 zaręczyn dwóch Mądrych Kobiet, które służyły jej od czasu pobytu na Smo-
czej Skale. Lady Jennis Templeton miała wyjść za lorda Mullendore’a z Wyżyn,
natomiast lady Prunella Celtigar połączyła się węzłem małżeńskim z Utherem
Peakiem, lordem Starpike, lordem Dunstonbury i lordem Białego Gaju. Oba te
małżeństwa uważano za bardzo korzystne dla zainteresowanych dam, a także za
triumf królowej.
Turniej, którym lord Redwyne chciał uczcić ukończenie budowy Smoczej
Jamy, ostatecznie wyprawiono w połowie roku. Szranki ustawiono na polach na
zachód od murów miejskich, między Lwią a Królewską Bramą. Walki były po-
noć wspaniałe. Najstarszy syn lorda Redwyne’a, ser Robert, dowiódł swej bie-
głości we władaniu kopią w starciach z najlepszymi rycerzami Siedmiu Kró-
lestw, a jego brat Rickard zwyciężył w turnieju dla giermków i sam król na miej-
scu pasował go na rycerza. Laur zwycięzcy przypadł dzielnemu i przystojnemu
ser Simonowi Dondarrionowi z Czarnej Przystani, który zdobył miłość zarówno
prostaczków, jak i królowej, koronując Daenerys na królową miłości i piękna.
Do Smoczej Jamy nie wprowadził się dotąd żaden smok, co pozwoliło wybrać
ogromny gmach na miejsce wielkiej walki zbiorowej, jakiej nigdy dotąd nie wi-
dziano w Królewskiej Przystani. Uczestniczyło w niej siedemdziesięciu siedmiu
rycerzy, podzielonych na jedenaście drużyn. Wszyscy zaczęli na koniach, ale po
zrzuceniu z siodła kontynuowali walkę na piechotę, posługując się mieczami,
buzdyganami, toporami bądź morgenszternami. Gdy wyeliminowano wszystkie
drużyny poza jedną, ci ze zwycięzców, którzy trzymali się jeszcze na nogach,
zwrócili się przeciwko sobie, aż wreszcie wyłoniono triumfatora.
Choć uczestnicy posługiwali się stępioną bronią turniejową, walki były za-
wzięte i krwawe, ku zachwytowi tłumów. Dwóch mężczyzn zabito, a z górą
czterdziestu odniosło rany. Królowa Alysanne rozsądnie zabroniła uczestnictwa
swym ulubieńcom, Jonquil Darke i Tomowi Brzdąkaczowi, ale stary Beka Ale
ponownie stanął do walki. Prostaczkowie przywitali go rykiem aprobaty. Kiedy
padł, znaleźli sobie nowego faworyta, niedawno pasowanego ser Harysa Hogga,
który dzięki rodowemu nazwisku i hełmowi w kształcie świńskiego łba zasłużył
sobie na przydomek „Harry’ego Szynki”. Wśród innych zwracających uwagę
uczestników walki zbiorowej byli ser Alyn Bullock, dawny dowódca garnizonu
na Smoczej Skale, bracia Rogara Baratheona — ser Borys, ser Garon i ser Ron-
nal — osławiony wędrowny rycerz zwany ser Guyle’em Sprytnym oraz ser Ala-
stor Reyne, obrońca krain zachodu i dowódca zbrojnych z Casterly Rock. Po go-
dzinach przelewu krwi i brzęku metalu ostatnim, który stał na nogach, okazał się
jednak młody, wysoki rycerz z dorzecza, barczysty, jasnowłosy osiłek zwany ser
Lucamore’em Strongiem.
Wkrótce po zakończeniu turnieju królowa Alysanne opuściła Królewską Przy-
stań, udając się na Smoczą Skałę, gdzie miała oczekiwać narodzin dziecka. Utra-
ta księcia Aegona zaledwie w trzecim dniu jego życiu nadal ciążyła Jej Miłości.
Zamiast poddawać się rygorom podróży albo wymogom dworskiego życia, kró-
lowa udała się do spokojnej, starożytnej siedziby swego rodu, gdzie nie miała
zbyt wielu obowiązków. Septa Edyth i septa Lyra nadal były u jej boku, podob-
nie jak tuzin młodych dziewcząt wybranych z setki kandydatek do zaszczytnej
pozycji towarzyszki królowej. Były wśród nich dwie bratanice Rogara Barathe-
ona, a także córki i siostry lordów Arryna, Vance’a, Rowana, Royce’a i Dondar-
riona, jak również kobieta z północy, Mara Manderly, córka lorda Theomore’a
z Białego Portu. Chcąc ubarwić ich wieczory odrobiną wesołości, Jej Miłość
sprowadziła też swego ulubionego błazna, Żoneczkę, z jego kukiełkami.
Niektórzy na dworze królewskim obawiali się wyjazdu Alysanne na Smoczą
Skałę. Wyspa była posępna i wilgotna nawet przy najlepszej pogodzie, a jesienią
często zdarzały się potężne wichry i sztormy. Niedawne tragedie dodatkowo po-
gorszyły reputację wyspy. Niektórzy obawiali się, że w zamku mogą straszyć du-
chy otrutych przyjaciółek Rhaeny Targaryen, ale królowa zlekceważyła takie po-
mysły jako głupotę.
— Król i ja byliśmy bardzo szczęśliwi na Smoczej Skale — oznajmiła niedo-
wiarkom. — Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego miejsca, w którym nasze
dziecko mogłoby przyjść na świat.
Na rok 55 zaplanowano kolejny królewski objazd. Tym razem Jaehaerys miał
się udać do krain zachodu. Podobnie jak wtedy, gdy nosiła w łonie księżniczkę
Daenerys, królowa nie pozwoliła królowi odwołać ani przełożyć podróży i wy-
słała go w drogę samego. Vermithor zaniósł Jaehaerysa do Złotego Zęba, gdzie
dogoniła go reszta świty. Stamtąd Jego Miłość ruszył do Ashemarku, Turni,
Kayce, Castamere, Tarbeck Hall, Lannisportu i Casterly Rock oraz Crakehall.
Uwagę przyciągał fakt pominięcia Pięknej Wyspy. W przeciwieństwie do swej
siostry Rhaeny Jaehaerys Targaryen nie lubił nikomu grozić. Miał własne sposo-
by na okazanie dezaprobaty.
Król wrócił z zachodu cykl księżyca przed przewidywanym terminem porodu,
by móc być przy królowej. Dziecko przyszło na świat dokładnie wtedy, gdy spo-
dziewali się tego maesterzy. To był zdrowy, prawidłowo zbudowany chłopiec
o oczach jasnoliliowego koloru. Włosy, gdy już mu wyrosły, również były jasne
i lśniły jak białe złoto, kolor rzadko widywany nawet w dawnej Valyrii. Jaeha-
erys nadał mu imię Aemon.
— Daenerys będzie na mnie zła — stwierdziła Alysanne, przystawiając ksią-
żątko do piersi. — Bardzo chciała mieć siostrę.
— Następnym razem — odparł ze śmiechem Jaehaerys. Tej nocy, zgodnie
z sugestią Alysanne, włożyli do kołyski księcia smocze jajo.
Gdy po cyklu księżyca Jaehaerys i Alysanne wrócili do Królewskiej Przysta-
ni, tysiące prostaczków podekscytowanych wiadomością o narodzinach księcia
Aemona wyległy na ulice przed Czerwoną Twierdzą, mając nadzieję, że uda im
się choć przelotnie ujrzeć nowego następcę Żelaznego Tronu. Słysząc ich śpiewy
i radosne okrzyki, król w końcu wszedł na mur nad główną bramą zamku
i uniósł chłopca wysoko nad głowę, by wszyscy mogli go ujrzeć. Ryk tłumu stał
się tak głośny, że ponoć słyszano go nawet po drugiej stronie wąskiego morza.
Gdy Siedem Królestw się radowało, do króla dotarły wieści, że znowu widzia-
no Rhaenę, tym razem w Zielonym Kamieniu, starożytnej siedzibie rodu Ester-
montów położonej na wyspie, również zwanej Estermont, niedaleko od Przyląd-
ka Gniewu. Postanowiła, że zatrzyma się tam na pewien czas. Pierwsza z ulubie-
nic Rhaeny, jej kuzynka Larissa Velaryon, wyszła za mąż za drugiego syna
Gwiazdy Wieczornej z Tarthu. Jej mąż zmarł, ale lady Larissa urodziła mu cór-
kę, którą niedawno wydano za wiekowego lorda Estermonta. Zamiast zostać na
Tarthu albo wrócić do Driftmarku, wdowa postanowiła po ślubie córki zamiesz-
kać z nią w Zielonym Kamieniu. Nie sposób wątpić, że to obecność lady Larissy
przyciągnęła Rhaenę Targaryen, albowiem wilgotna, wietrzna i uboga wyspa
była wyjątkowo pozbawiona uroku. Rhaena utraciła córkę, a jej najbliższe przy-
jaciółki leżały w grobie, nie powinniśmy się więc dziwić, że szukała pocieszenia
u towarzyszki z dzieciństwa.
Królowa jednak z pewnością byłaby zdumiona (i wściekła), gdyby się dowie-
działa, że inna jej dawna ulubienica przepływała w owej chwili tuż obok. Alys
Westhill ze swym „Goniącym za Słońcem” zatrzymała się na chwilę w Pentos,
by uzupełnić zapasy, a potem pożeglowała do Tyrosh. Tylko najwęższa część
wąskiego morza dzieliła ją w owej chwili od Estermont. Przed nią była niebez-
pieczna podróż przez nawiedzane przez piratów wody Stopni, lady Alys wynaję-
ła więc kuszników i zbrojnych, by pomogli jej bezpiecznie przedostać się na
otwarte wody. Tak właśnie postępowali roztropni kapitanowie. Kaprys bogów
sprawił jednak, że królowa Rhaena i ta, która ją zdradziła, minęły się, nie wie-
dząc o swej bliskości. „Goniący za Słońcem” przedostał się przez Stopnie bez
żadnych incydentów. Alys Westhill zwolniła najemników w Lys i uzupełniła za-
pasy prowiantu oraz słodkiej wody, a następnie skręciła na zachód, by pożeglo-
wać do Starego Miasta.
W roku 56 o.P. do Westeros przybyła zima, a wraz z nią straszliwe wieści
z Essos. Wszyscy ludzie wysłani przez króla Jaehaerysa do Andalos celem zba-
dania sprawy wielkiej bestii grasującej pośród wzgórz na północ od Pentos po-
nieśli śmierć. Ich dowódca, ser Willam Osa, wynajął w tym Wolnym Mieście
miejscowego przewodnika, który zapewniał, że wie, gdzie czai się potwór. Za-
prowadził ich jednak w pułapkę. Gdzieś pośród Aksamitnych Wzgórz Andalos
ser Willama i jego ludzi napadli bandyci. Choć przybysze z Westeros walczyli
dzielnie, przeciwnik miał przewagę liczebną i w końcu wszyscy zginęli. Ser Wil-
lam ponoć padł ostatni. Jego głowę przekazano jednemu z agentów lorda Rega
w Pentos.
— Nie ma żadnego potwora — skonkludował septon Barth, wysłuchawszy tej
smutnej opowieści. — Tylko złodzieje owiec, którzy powtarzają takie opowieści,
żeby odstraszyć innych.
Myles Smallwood, królewski namiestnik, nalegał, by król ukarał Pentos za tę
zniewagę, ale Jaehaerys nie chciał wypowiadać wojny całemu miastu z powodu
zbrodni garstki wyjętych spod prawa ludzi. Postanowiono nie podejmować żad-
nych kroków, a historię ser Willama Osy zapisano w Białej Księdze Gwardii
Królewskiej. Na zwolnione przez niego miejsce Jaehaerys powołał w szeregi
białych płaszczy ser Lucamore’a Stronga, zwycięzcę wielkiej walki zbiorowej
w Smoczej Jamie.
Wkrótce agenci lorda Rega przysłali zza morza kolejne wieści. Jeden z ich ra-
portów mówił o smoku walczącym na arenach Astaporu w Zatoce Niewolniczej,
straszliwej bestii o przyciętych skrzydłach, zmuszanej przez handlarzy niewolni-
ków do walki z bykami, niedźwiedziami jaskiniowymi albo grupami niewolni-
ków uzbrojonych we włócznie i topory, podczas gdy tysiące przyglądających się
temu widzów ryczało z zachwytu. Septon Barth natychmiast zbagatelizował ten
meldunek.
— To z pewnością wiwerna — oznajmił. — Ludzie, którzy nigdy nie widzieli
smoka, często mylą z nimi wiwerny z Sothoryos.
Znacznie większe zainteresowanie króla i jego rady wywołał wielki pożar,
który kilkanaście dni wcześniej wybuchł na Spornych Ziemiach. Silne wiatry
i suche trawy pozwalały mu się szerzyć bardzo szybko. Pożar trwał trzy dni
i trzy noce. Pochłonął sześć wiosek i jedną wolną kompanię, Poszukiwaczy
Przygód, która nagle znalazła się między nadciągającą pożogą a tyroshijską ar-
mią dowodzoną przez samego archonta. Większość wolała zginąć od tyroshij-
skich włóczni, niż spłonąć żywcem, ale nikt nie uszedł z życiem.
Źródło ognia pozostawało tajemnicą.
— Smok — oznajmił natychmiast ser Myles Smallwood. — Cóżby innego?
Rego Draz nie był jednak przekonany.
— Uderzenie pioruna — zasugerował. — Niezgaszone ognisko. Pijak z po-
chodnią szukający kurwy.
— Gdyby to była robota Belariona, z pewnością by go zauważono — zgodził
się z nim król.
Tymczasem kobieta posługująca się nazwiskiem Alys Westhill zatrzymała się
w Starym Mieście. Pożary w Essos nie obchodziły jej nawet w najmniejszym
stopniu. Wbiła spojrzenie w przeciwległy horyzont, na burzliwych morzach na
zachodzie. Jej „Goniący za Słońcem” zawinął do portu w ostatnich dniach jesie-
ni i nadal w nim pozostawał. Lady Alys szukała załogi. Zamierzała podjąć pró-
bę, na jaką dotąd porwała się jedynie garstka najśmielszych żeglarzy, pożeglo-
wać za zachód słońca w poszukiwaniu niewyśnionych krain, i nie chciała mieć
na pokładzie ludzi, którzy mogliby utracić odwagę, zbuntować się i zmusić ją do
zawrócenia. Potrzebowała śmiałków podążających za tym samym marzeniem,
a o nich nie było łatwo, nawet w Starym Mieście.
W owych czasach, tak samo jak dziś, ciemni prostaczkowie i przesądni żegla-
rze wierzyli, że świat jest płaski i kończy się gdzieś daleko na zachodzie. Nie-
którzy mówili o ścianach ognia i wrzących morzach, inni o czarnej mgle ciągną-
cej się bez końca, jeszcze inni zaś o bramie samego piekła. Mądrzejsi ludzie
wiedzieli jednak, że to brednie. Słońce i księżyc to kule, co może zobaczyć każ-
dy, kto ma oczy. Rozum podpowiada, że świat również ma kształt kuli. Stulecia
badań przekonały o tym arcymaesterów z Cytadeli ponad wszelką wątpliwość.
Smoczy lordowie z Włości Valyriańskich byli tego samego zdania, podobnie jak
mędrcy z wielu innych krain, od Qarthu, poprzez Yi Ti, aż po wyspę Leng.
Nie wszyscy jednak zgadzali się ze sobą, jeśli chodzi o rozmiary świata. Na-
wet wśród arcymaesterów z Cytadeli istniały na ten temat poważne różnice zdań.
Niektórzy uważali, iż morze zachodzącego słońca jest tak ogromne, że nikomu
nie mogłoby się udać go przepłynąć. Inni twierdzili, że może nie być szersze od
Morza Letniego między Arbor a Wielką Moraq. To z pewnością ogromny prze-
stwór wody, ale śmiały kapitan na dobrym statku jest w stanie go przemierzyć.
Zachodni szlak wiodący do jedwabi i przypraw Yi Ti oraz Leng przyniósłby nie-
zmierzoną fortunę temu, kto zdołałby go odnaleźć… pod warunkiem że rację
mieli mędrcy sugerujący, iż sfera świata nie jest aż taka wielka.
Alys Westhill tak jednak nie uważała. Nieliczne notatki, jakie po niej pozosta-
ły, sugerują, że już w dzieciństwie Elissa Farman była przekonana, iż świat jest
„znacznie większy i dziwniejszy, niż się wydaje maesterom”. Nie dla niej były
marzenia kupców o dotarciu do Ulthos i Asshai drogą zachodnią. Jej wizja była
zakrojona na szerszą skalę. Elissa była przekonana, że między Westeros
a wschodnimi brzegami Essos i Ulthos istnieją inne lądy i morza czekające na
odkrycie: kolejne Essos, kolejne Sothoryos, kolejne Westeros. W swych marze-
niach widziała szerokie rzeki, wietrzne równiny i wyniosłe góry o szczytach nik-
nących w obłokach, zielone wyspy skąpane w blasku słońca, niezwykłe zwierzę-
ta, których żaden człowiek dotąd nie oswoił, osobliwe owoce, jakich nikt nie
kosztował, i złote miasta lśniące w blasku obcych gwiazd.
Nie była pierwszą osobą ulegającą podobnym marzeniom. Tysiące lat przed
Podbojem, gdy północą nadal władali królowie zimy, Brandon Żeglarz zbudował
całą flotę, by popłynąć za morze zachodzącego słońca. Sam poprowadził ją na
zachód i nigdy nie wrócił. Jego syn i dziedzic, kolejny Brandon, spalił stocznie,
w których zbudowano statki, i od tej pory jest znany jako Brandon Podpalacz.
Tysiąc lat później żelaznych ludzi z Wielkiej Wyk zniosło z kursu na skupisko
skalistych wysepek położonych osiem dni żeglugi na północny zachód od ja-
kichkolwiek znanych brzegów. Ich kapitan wybudował tam wieżę i latarnię mor-
ską, przybrał nazwisko Farwynd i nazwał swą siedzibę Samotnym Światłem.
Jego potomkowie mieszkają tam po dziś dzień, bytując na skałach, na których
jest pięćdziesiąt razy więcej fok niż ludzi. Nawet inni żelaźni ludzie uważają
Farwyndów za szaleńców, a niektórzy zwą ich fokołakami.
Brandon Żeglarz i żelaźni ludzie próbowali później przemierzyć północne
morza, gdzie w zimnych szarych wodach pływają monstrualne krakeny, morskie
smoki i lewiatany wielkości wysp, a w zamarzającej mgle kryją się pływające
góry lodu. Alys Westhill nie miała jednak zamiaru popłynąć ich śladem. Wybrała
południowy kurs, ciepłe błękitne wody i niezmienne wiatry, które jej zdaniem
miały ją zanieść na drugi koniec morza zachodzącego słońca. Najpierw jednak
musiała znaleźć załogę.
Niektórzy śmiali się z niej, inni zaś prosto w oczy zwali szaloną albo przeklę-
tą.
— Niezwykłe bestie, tak jest — rzekł jej jeden z konkurencyjnych kapitanów.
— A ty najpewniej skończysz w brzuchu którejś z nich.
Jednakże większość złota, którym morski lord zapłacił jej za skradzione smo-
cze jaja, nadal spoczywała w kryptach Żelaznego Banku, a mając dostęp do ta-
kiego bogactwa, lady Alys była w stanie skusić marynarzy, oferując im trzy razy
więcej pieniędzy niż inni kapitanowie. Zaczęła powoli zbierać chętnych ludzi.
Rzecz jasna, wieści o jej planach wkrótce dotarły do uszu lorda Wysokiej
Wieży. Lord Donnel wysłał wnuków, Eustace’a i Normana, którzy również byli
znanymi żeglarzami, by wypytali tajemniczą kobietę… i zakuli ją w łańcuchy,
gdyby uznali to za wskazane. Obaj jednak postanowili się do niej przyłączyć,
ofiarowując jej własne statki wraz z załogami. Gdy inni marynarze o tym usły-
szeli, zaczęli się tłumnie zaciągać. Jeśli Hightowerowie wybierali się na wypra-
wę, znaczyło to, że można zdobyć fortunę. „Goniący za Słońcem” opuścił Stare
Miasto dwudziestego trzeciego dnia trzeciego księżyca roku 56 o.P. i przeciął
Zatokę Szeptów, zmierzając na otwarte morze w towarzystwie „Jesiennego Księ-
życa” ser Normana Hightowera i „Lady Meredith” ser Eustace’a Hightowera.
Był już najwyższy czas… albowiem wieści o Alys Westhill i jej rozpaczli-
wych poszukiwaniach załogi dotarły do Królewskiej Przystani. Król Jaehaerys
natychmiast przejrzał fałszywe nazwisko lady Elissy i wysłał kruki do lorda
Donnela w Starym Mieście, rozkazując mu zatrzymać tę kobietę i wysłać ją na
przesłuchanie do Czerwonej Twierdzy. Ale ptaki przybyły za późno… albo, jak
po dziś dzień sugerują niektórzy, Donnel Opieszały po raz kolejny przeciągnął
sprawę. Nie chcąc się narażać na gniew króla, jego lordowska mość wysłał dwa-
naście swych najszybszych statków w pościg za Alys Westhill i swymi wnuka-
mi, ale wszystkie, jeden po drugim, wróciły do portu pokonane. Morza są
ogromne, a statki małe. Co więcej, żadna z jednostek lorda Donnela nie mogła
się mierzyć szybkością z „Goniącym za Słońcem”, gdy ten nabrał wiatru w ża-
gle.
Kiedy wiadomość o ucieczce Elissy Farman dotarła do Czerwonej Twierdzy,
król długo zastanawiał się nad tym, czy nie wyruszyć w pościg osobiście. Żaden
statek nie dorówna szybkością smokowi w locie. Być może Vermithor ją odnaj-
dzie, choć statkom lorda Hightowera się to nie udało. Ten pomysł przeraził jed-
nak królową Alysanne, która przypomniała mu, że nawet smoki nie mogą utrzy-
mywać się w powietrzu bez końca, a na nielicznych istniejących mapach morza
zachodzącego słońca nie zaznaczono żadnych wysp ani skał, na których mogły-
by odpocząć. Wielki maester Benifer i septon Barth zgodzili się z królową. Wo-
bec ich sprzeciwu Jego Miłość z niechęcią zrezygnował z tego planu.
Trzynasty dzień czwartego księżyca roku 56 o.P. zaczął się zimnym, pochmur-
nym rankiem. Dął silny wiatr ze wschodu. Dworskie zapiski mówią nam, że Jae-
haerys I Targaryen zjadł śniadanie z wysłannikiem Żelaznego Banku z Braavos,
który przybył po coroczną spłatę udzielonej koronie pożyczki. Doszło między
nimi do sporu. Myśli króla nadał zaprzątała Elissa Farman, a wiedział z całą
pewnością, że „Goniącego za Słońcem” wybudowano w Braavos. Jego Miłość
zapytał, czy Żelazny Bank finansował budowę i czy ma jakąś wiedzę o skradzio-
nych jajach. Bankier wszystkiemu zaprzeczył.
W innych komnatach Czerwonej Twierdzy królowa Alysanne spędzała pora-
nek z dziećmi. Księżniczka Daenerys w końcu przekonała się do Aemona, ale
nadal chciała mieć siostrzyczkę. Septon Barth przebywał w bibliotece, a wielki
maester Benifer w krukarni. Daleko w mieście lord Corbray przeprowadzał in-
spekcję Wschodnich Koszarów Straży Miejskiej, natomiast Rego Draz przyjmo-
wał młodą damę o negocjowalnej cnocie w swej rezydencji nieopodal Smoczej
Jamy.
Wszyscy oni mieli długo pamiętać, co robili w momencie, gdy w porannym
powietrzu poniósł się dźwięk rogu.
— Ten ton przebiegł mi po grzbiecie niczym dotknięcie zimnego noża — opo-
wiadała później królowa — choć nie potrafiłam powiedzieć dlaczego.
W samotnej wieży strażniczej zbudowanej nad Czarną Zatoką wartownik za-
uważył daleko nad wodami mroczne skrzydła i podniósł alarm. Zadął w róg po
raz drugi, gdy skrzydła zrobiły się większe, a za trzecim razem, gdy wyraźnie uj-
rzał na tle chmury czarną sylwetkę smoka.
Balerion wrócił do Królewskiej Przystani.
Minęło wiele lat, odkąd ostatnio widziano Czarny Strach na niebie nad mia-
stem. Ten widok wypełnił mieszkańców lękiem. Zadawali sobie pytanie, czy to
Maegor Okrutny jakimś cudem wrócił zza grobu i znów dosiadł swego smoka.
Niestety, jeździec uczepiony szyi Baleriona nie był martwym królem, lecz umie-
rającym dzieckiem.
Gdy smok obniżał lot nad Czerwoną Twierdzą, łopocząc gigantycznymi
skrzydłami, jego cień padł na dziedzińce i komnaty. Wylądował na wewnętrz-
nym dziedzińcu Warowni Maegora. Gdy tylko dotknął gruntu, z jego szyi zsunę-
ła się księżniczka Aerea. Nawet najbliżsi przyjaciele dziewczynki z lat, które
spędziła na dworze, ledwie ją poznali. Była prawie naga, miała na sobie tylko
podarte strzępy i łachmany przylegające do rąk i nóg. Jej włosy były skłębione
i pozlepiane, a kończyny cienkie jak patyki.
— Proszę! — zawołała do rycerzy, giermków i służących, którzy widzieli, jak
nadlatywała. — Nie chciałam… — dodała jeszcze, gdy pobiegli jej na pomoc,
po czym zemdlała.
Straż na moście nad suchą fosą otaczającą Warownię Maegora pełnił ser Lu-
camore Strong. Odepchnął gapiów na boki, wziął dziewczynkę w ramiona i za-
niósł ją do wielkiego maestera Benifera. Później każdemu, kto chciał go wysłu-
chać, opowiadał, że jej skóra była zaczerwieniona i tak gorąca, iż czuł żar nawet
przez emaliowaną zbroję. Rycerz zapewniał też, że miała krew w oczach i „coś
w jej wnętrzu się poruszało, aż drżała i wyginała się w moich ramionach”. (Nie
opowiadał jednak o tym zbyt długo. Następnego dnia król wezwał go do siebie
i zabronił o tym wspominać).
Natychmiast wezwano Jaehaerysa i Alysanne, lecz gdy dotarli do komnaty
maestera, Benifer nie wpuścił ich do środka.
— Lepiej, żebyście nie widzieli jej w takim stanie — oznajmił im. — Uchy-
biłbym swoim obowiązkom, gdybym was wpuścił.
Przy drzwiach ustawiono wartowników, by nie pozwalali wejść służbie. Tylko
septona Bartha wpuszczono do środka, by odprawił obrządki dla umierających.
Benifer robił, co tylko mógł, dla nieszczęsnej księżniczki, podawał jej makowe
mleko i zanurzał ją w balii z lodem, by zmniejszyć gorączkę, ale na nic się zdały
jego wysiłki. Setki ludzi schodziły się do septu w Czerwonej Twierdzy, by mo-
dlić się za umierającą, a Jaehaerys i Alysanne czuwali pod drzwiami maestera.
Gdy słońce zaszło i zbliżała się godzina nietoperza, Barth wyszedł na korytarz
i oznajmił, że Aerea Targaryen nie żyje.
Ciało księżniczki oddano płomieniom następnego dnia o wschodzie słońca, od
stóp do głów spowite w najczystsze białe płótno. Wielki maester Benifer, który
przygotował je do spalenia, sam wyglądał na półżywego, jak wyznał później sy-
nom lord Redwyne. Król ogłosił, że jego bratanica zmarła na gorączkę i poprosił
wszystkich o modlitwę za nią. W Królewskiej Przystani przez kilka dni panowa-
ła żałoba, po czym wszystko wróciło do normy.
Pozostały jednak nierozwiązane tajemnice. Nawet dzisiaj, po stuleciach, nie
znamy całej prawdy.
Już z górą czterdziestu ludzi służyło Żelaznemu Tronowi na stanowisku wiel-
kiego maestera. Ich dzienniki, listy, księgi rachunkowe, pamiętniki i dworskie
kalendarze są dla nas najwierniejszą relacją z wydarzeń, które widzieli na własne
oczy. Nie wszyscy jednak byli równie pilni. Jedni zostawili nam tomy wypełnio-
ne pustymi słowami i zawsze zapisywali, co król jadł na kolację (i czy mu sma-
kowało), inni zaś pisali tylko kilka notatek rocznie. Pod tym względem Benifer
plasuje się blisko szczytu. Jego listy i dzienniki dają nam szczegółowy opis
wszystkiego, co widział i robił za panowania króla Jaehaerysa i jego stryja Mae-
gora. Mimo to we wszystkich pismach pozostałych po Beniferze nie znajdzie się
ani jednego słowa na temat powrotu Aerei i jej ukradzionego smoka do Królew-
skiej Przystani oraz o samej śmierci młodej księżniczki. Na szczęście septon
Barth nie był aż tak skryty, musimy więc odwołać się teraz do jego relacji.
Barth napisał: „Minęły już trzy dni od śmierci księżniczki, a ja nadal nie prze-
spałem ani chwili. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zasnę. Zawsze wierzyłem, że
Matka jest łaskawa, a Ojciec na Górze wszystkich osądza sprawiedliwie… ale
w tym, co spotkało naszą biedną księżniczkę, nie było łaski ani sprawiedliwości.
Jak bogowie mogą być tak ślepi albo tak obojętni, by pozwalać na podobne
okropności? A może w naszym wszechświecie rzeczywiście istnieją też inne bó-
stwa, złe i monstrualne, takie jak te, przed którymi ostrzegają kapłani Czerwone-
go R’hllora? Może wobec ich zła królowie i bogowie ludzi nie są niczym więcej
niż muchy. Nie wiem tego i nie chcę wiedzieć. Jeśli to czyni mnie niewiernym
septonem, to niech i tak będzie. Obaj z wielkim maesterem Beniferem zgodzili-
śmy się, że nikomu nie wspomnimy ani słowem o tym, co widzieliśmy i czego
doświadczyliśmy w jego komnacie, gdy to biedne dziecko konało… ani królowi,
ani królowej, ani matce Aerei, ani arcymaesterom z Cytadeli… ale wspomnienia
o tym mnie nie opuszczą i dlatego zapiszę je tutaj. Być może do czasu, gdy ktoś
odnajdzie i przeczyta te notatki, ludzie nauczą się lepiej rozumieć podobne zło.
Powiedzieliśmy światu, że księżniczka Aerea zmarła na gorączkę i to w przy-
bliżeniu prawda, ale nigdy przedtem nie widziałem gorączki tego rodzaju i mam
nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczę. Dziewczynkę trawił ogień. Skórę miała
zarumienioną i czerwoną, a gdy dotknąłem jej czoła, by sprawdzić temperaturę,
to było tak, jakbym zanurzył dłoń w garnku z gotującym się olejem. Była tak
wychudzona, że na jej kościach nie została niemal ani uncja ciała, ale zauważyli-
śmy wewnątrz swego rodzaju… wybrzuszenia, jakby jej skóra uwypuklała się
i zapadała znowu, jakby… nie, nie jakby, tak właśnie było… w jej ciele porusza-
ły się jakieś żywe stworzenia, być może szukające drogi wyjścia. Sprawiały
księżniczce ból tak straszliwy, że nawet makowe mleko nie przynosiło jej ulgi.
Powiedzieliśmy królowi, że Aerea nie odezwała się ani słowem, i to samo
z pewnością musimy powtórzyć jej matce, ale to kłamstwo. Modlę się o to, by
zapomnieć o tych słowach, które wyszeptała spękanymi, krwawiącymi ustami,
ale z pewnością nigdy nie zapomnę, jak często błagała o śmierć.
Wszystkie umiejętności maesterów okazały się niewystarczające wobec jej
gorączki, o ile podobną grozę rzeczywiście można określać tą prozaiczną nazwą.
Najprościej byłoby powiedzieć, że biedne dziecko gotowało się od środka. Skóra
księżniczki robiła się coraz ciemniejsza, aż wreszcie zaczęła pękać, upodabnia-
jąc się, niech mi Siedmiu pomoże, do wieprzowych skwarków. Pojawiły się
ciemne smużki dymu, wypływające z jej ust, nosa, a nawet, obscenicznie, spo-
między dolnych warg. Przestała już mówić, choć stworzenia w jej wnętrzu nadal
się poruszały. Jej oczy ugotowały się wewnątrz czaszki, a później pękły, jak dwa
jajka zbyt długo pozostawione we wrzątku.
Myślałem, że już nigdy w życiu nie ujrzę nic bardziej ohydnego, ale wkrótce
przekonałem się, że byłem w błędzie. Czekała na mnie jeszcze większa groza,
która nadeszła, gdy razem z Beniferem przenieśliśmy biedną dziewczynkę do
balii i pokryliśmy ją lodem. Powtarzam sobie, że po zetknięciu z zimnem jej ser-
ce natychmiast się zatrzymało… jeśli tak, to była dla księżniczki łaska, bo wtedy
stworzenia ukryte w jej ciele wyszły na zewnątrz…
Te stworzenia… Matko, zmiłuj się, nie potrafię ich opisać… to były… robaki
z twarzami… węże z rękami… wijące się, pulsujące, pokryte śluzem okropień-
stwa, które wyłoniły się z jej ciała. Niektóre były nie większe od mojego małego
palca, ale przynajmniej jedno dorównywało długością całej mojej ręce… och,
Wojowniku, obroń mnie, dźwięki, które z siebie wydawały…
Ale nie przeżyły. Muszę o tym pamiętać, trzymać się tego. Czymkolwiek mo-
gły być, wywodziły się z ognia i żaru. Nie lubiły lodu, o nie. Jedno po drugim
miotało się, wiło i nieruchomiało na moich oczach, chwała Siedmiu. Nie śmiem
nadawać im nazw… to były koszmary”.
Tu kończy się pierwsza część relacji. Po kilku dniach septon Barth zaczął pi-
sać dalej.

„Księżniczka Aerea odeszła, ale o niej nie zapomniano. Wierni modlą się za
jej słodką duszę każdego ranka i każdej nocy. Poza septami wszyscy zadają so-
bie te same pytania. Księżniczka była nieobecna z górą rok. Dokąd odleciała?
Co spowodowało, że wróciła do domu? Czy Balerion był potworem grasującym
ponoć pośród Aksamitnych Wzgórz Andalos? Czy to jego płomienie wywołały
pożar na Spornych Ziemiach? Czy Czarny Strach mógł zalecieć aż do Astaporu,
by stać się «smokiem», walczącym na tamtejszej arenie? Na wszystkie te pytania
odpowiedź brzmi «nie». To tylko zwykłe bajania.
Jeśli jednak odrzucimy takie opowiastki, jaka odpowiedź nam pozostaje? Do-
kąd poleciała Aerea Targaryen po ucieczce ze Smoczej Skały? Królowa Rhaena
początkowo myślała, że znajdzie córkę w Królewskiej Przystani, bo księżniczka
nie kryła, że pragnie wrócić na dwór królewski. Gdy się okazało, że tu jej nie
ma, Rhaena poleciała na Piękną Wyspę i do Starego Miasta. Oba te miejsca mo-
gły się wydawać prawdopodobne, lecz tam również nie było Aerei. Ani tam, ani
nigdzie w Westeros. Inni, w tym również królowa i ja, uznali, że księżniczka po-
leciała na wschód, nie na zachód, i przebywa gdzieś w Essos. Mogła dojść do
wniosku, że w Wolnych Miastach znajdzie się poza zasięgiem matki. Zwłaszcza
królowa Alysanne sprawiała wrażenie przekonanej, że Aerea chciała uciec nie
tylko ze Smoczej Skały, lecz również od matki. Jednakże agenci i informatorzy
lorda Rega nie odkryli za wąskim morzem żadnych śladów dziewczynki… ani
nawet nie usłyszeli szeptów o smoku. Dlaczego?
Choć nie potrafię przedstawić niepodważalnych dowodów, mogę zasugerować
odpowiedź. Gdy Aerea Targaryen wymknęła się rankiem z zamku matki, zostało
jej jeszcze trochę czasu do trzynastego dnia imienia. Znała smoki, ale nigdy na
żadnym nie jeździła… a z powodów, których nigdy nie zrozumiemy, wybrała na
swego wierzchowca Baleriona zamiast jednego z młodszych i bardziej uległych
smoków, którego mogłaby z łatwością zdobyć. Być może konflikty z matką
sprawiły, że chciała po prostu mieć bestię większą i straszliwszą niż Dreamfyre
królowej Rhaeny. Niewykluczone też, że pragnęła oswoić tę, która zabiła jej ojca
i jego smoka (choć Aerea nie znała Aegona Nieukorowanego i trudno odgadnąć,
co mogła sądzić o nim i o jego śmierci). Bez względu na kierujące nią motywy
podjęła decyzję.
Możliwe, że księżniczka rzeczywiście pragnęła polecieć do Królewskiej Przy-
stani, jak podejrzewała jej matka. Może chciała odszukać bliźniaczą siostrę
w Starym Mieście albo lady Elissę Farman, która kiedyś obiecała, że zabierze ją
ze sobą w podróż, by poszukać przygód. Jej plany nie miały jednak znaczenia.
Wskoczyć na grzbiet smoka to jedno, a podporządkować go swojej woli to coś
całkiem innego, zwłaszcza gdy chodzi o bestię tak wielką i straszliwą jak Czarny
Strach. Od początku pytaliśmy: «Dokąd Aerea zabrała Baleriona?», a należało
pytać: «Dokąd Balerion zabrał Aereę?».
Tylko jedna odpowiedź ma sens. Przypomnijcie sobie, jeśli łaska, że Balerion
był największym i najstarszym z trzech smoków, na których Aegon i jego siostry
wyruszyli na podbój Westeros. Vhagar i Meraxes wykluły się na Smoczej Skale.
Tylko Balerion przybył na wyspę razem z Aenarem Wygnańcem i Daenys Ma-
rzycielką. Był najmłodszym z pięciu smoków, które ze sobą sprowadzili. Pozo-
stałe dokonały żywota przed czasami Aegona, ale Balerion żył dalej i stawał się
coraz większy, gwałtowniejszy i bardziej krnąbrny. Jeśli odrzucimy opowieści
o pewnych czarnoksiężnikach i szarlatanach (a z pewnością powinniśmy tak zro-
bić), Balerion może być jedynym żyjącym stworzeniem na świecie, które wi-
działo Valyrię przed Zagładą.
I tam właśnie zaniósł biedne, skazane na zagładę dziecko trzymające się roz-
paczliwie jego grzbietu. Bardzo bym się zdziwił, gdyby się okazało, że Aerea
poleciała tam dobrowolnie. Nie miała ani wiedzy, ani siły woli potrzebnych, by
go zawrócić.
Nie potrafię odgadnąć, co mogło ją spotkać w Valyrii. Wolę o tym nie myśleć,
biorąc pod uwagę stan, w jakim do nas wróciła. Valyrianie byli kimś więcej niż
tylko smoczymi lordami. Praktykowali magię krwi i inne mroczne sztuki, kopiąc
głęboko w ziemi w poszukiwaniu tajemnic, które powinny pozostać pogrzebane,
i wypaczając ciała zwierząt oraz ludzi, by stworzyć monstrualne, nienaturalne
chimery. Za te grzechy spadł na nich gniew bogów. Wszyscy się zgadzają, że
Valyria jest przeklęta. Nawet najśmielsi żeglarze szerokim łukiem omijają jej dy-
miące kości… ale popełnilibyśmy błąd, gdybyśmy uznali, że nie ma tam nic ży-
wego. Myślę, że żyją tam teraz stworzenia, jakie znaleźliśmy w ciele Aerei Tar-
garyen… a także inne monstra, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.
Opisałem tu szczegółowo śmierć księżniczki, ale muszę też wspomnieć o czymś
innym: Balerion również odniósł rany. Ta ogromna bestia, Czarny Strach, naj-
straszliwszy smok, jaki kiedykolwiek wzbił się pod niebo Westeros, wrócił do
Królewskiej Przystani z na wpół zagojonymi bliznami, których przedtem nikt na
nim nie widział, a także z nierównym rozdarciem na boku, długim na dziewięć
jardów, ziejącą, czerwoną raną, z której nadal kapała gorąca, dymiąca krew.
Lordowie Westeros to dumni ludzie, a septonowie Wiary i maesterzy z Cyta-
deli są na swe różne sposoby jeszcze dumniejsi od nich, ale w naturze świata jest
bardzo wiele rzeczy, których nie rozumiemy. Być może nie zrozumiemy ich nig-
dy. Niewykluczone też, że powinniśmy się z tego cieszyć. Ojciec dał ludziom
ciekawość, według niektórych po to, by poddać próbie naszą wiarę. Pod jednym
względem jestem niepoprawnym grzesznikiem. Kiedy widzę drzwi, muszę
sprawdzić, co się za nimi kryje. Ale niektórych drzwi lepiej nie otwierać. Przez
takie właśnie drzwi przeszła księżniczka Aerea”.
W tym punkcie kończy się relacja septona Bartha. Nigdy więcej w żadnym ze
swoich dzieł nie wspomniał o losie, jaki spotkał księżniczkę Aereę. Nawet te
słowa przez blisko stulecie spoczywały w ukryciu wśród jego prywatnych papie-
rów. Niemniej okropności, jakich był świadkiem, wywarły głęboki wpływ na
septona Bartha, rozniecając w nim głód wiedzy, jego zdaniem czyniący go „nie-
poprawnym grzesznikiem”. Wkrótce później Barth rozpoczął dociekania i po-
szukiwania, które doprowadziły do powstania jego dzieła, Smoki, żmije i wiwer-
ny: ich nienaturalna historia. Cytadela potępiła ową księgę jako „prowokującą,
lecz opartą na nieuzasadnionych założeniach”, a Baelor Błogosławiony wyjął ją
spod prawa i nakazał zniszczyć wszystkie egzemplarze.
Niewykluczone, że septon Barth opowiedział o swych podejrzeniach królowi
Jaehaerysowi. Choć na posiedzeniach małej rady nigdy nie wspominano o tej
sprawie, później w tym samym roku Jaehaerys wydał królewski edykt zakazują-
cy wszelkim statkom podejrzewanym o to, że zawinęły na jedną z wysp Valyrii
bądź żeglowały po Dymiącym Morzu, zawijania do portów w Siedmiu Króle-
stwach. Natomiast poddanym króla zabroniono pod karą śmierci odwiedzania
Valyrii.
Niedługo później Balerion stał się pierwszym smokiem Targaryenów, który
zamieszkał w Smoczej Jamie. Jej długie tunele o ścianach z cegły zagłębiały się
daleko w stok wzgórza. Ukształtowano je na podobieństwo jaskiń i były pięć
razy większe od leży w Smoczej Skale. Trzy młodsze smoki wkrótce dołączyły
do Czarnego Strachu pod wzgórzem Rhaenys, natomiast Vermithor i Srebrno-
skrzydła zostały w Czerwonej Twierdzy, blisko swych jeźdźców. Chcąc się
upewnić, że nie dojdzie do powtórzenia incydentu z Aereą i Balerionem, król na-
kazał strzec wszystkich smoków dniem i nocą, bez względu na to, gdzie mają
schronienie. Powołano w tym celu nowy rodzaj strażników — Stróżów Smoków.
Było ich siedemdziesięciu siedmiu. Wszyscy nosili czarne, błyszczące zbroje,
a na hełmach grzebienie złożone ze smoczych łusek, coraz mniejszych w miarę
jak schodziły w dół pleców.
O powrocie Rhaeny Targaryen z Estermont po śmierci jej córki nie można po-
wiedzieć wiele. Gdy kruk dotarł do Jej Miłości w Zielonym Kamieniu, księż-
niczka już nie żyła i została spalona. Kiedy Dreamfyre zaniósł jej matkę do
Czerwonej Twierdzy, czekały na nią tylko popioły i kości.
— Widzę, że jest mi pisane zawsze przybywać za późno — rzekła. Król za-
proponował, by pochować popioły na Smoczej Skale, obok szczątków króla
Aegona i innych zmarłych z rodu Targaryenów, ale Rhaena odmówiła.
— Ona nienawidziła Smoczej Skały — przypomniała Jego Miłości. — Chcia-
ła latać.
Dosiadła Dreamfyre, zabrała popioły córki wysoko pod niebo i rozsypała je na
wietrze.
To był czas pełen melancholii. Jaehaerys powiedział siostrze, że Smocza Ska-
ła nadal należy do niej, jeśli jej pragnie, ale Rhaena na to również nie wyraziła
zgody.
— Nie ma już tam dla mnie nic oprócz duchów i żałoby.
Gdy Alysanne zapytała, czy w takim razie wróci do Zielonego Kamienia,
Rhaena potrząsnęła głową.
— Tam również jest duch. Łagodniejszy, ale tak samo smutny.
Król zasugerował, by została na dworze w Królewskiej Przystani, a nawet za-
proponował jej miejsce w małej radzie. Roześmiała się głośno.
— Och, mój słodki bracie, obawiam się, że nie spodobałyby ci się rady, jakich
mogłabym ci udzielić.
W tym momencie królowa Alysanne ujęła dłoń siostry.
— Jesteś jeszcze młodą kobietą. Gdybyś zechciała, moglibyśmy ci znaleźć ja-
kiegoś dobrego i wyrozumiałego lorda, który kochałby cię tak, jak my cię kocha-
my. Mogłabyś mieć nowe dzieci.
Rhaena wykrzywiła tylko usta w gniewnym grymasie i wyrwała dłoń z uści-
sku królowej.
— Poprzedniego męża oddałam na pożarcie smokowi. Jeśli każecie mi wziąć
sobie nowego, mogę go zjeść sama.
Na koniec król Jaehaerys przyznał swej siostrze chyba najbardziej niespodzie-
waną ze wszystkich siedzib: Harrenhal. Jordan Towers, jeden z ostatnich lordów,
którzy dochowali wierności Maegorowi Okrutnemu, zmarł na chorobę serca
i ogromne ruiny zamku Harrena Czarnego przeszły pod władanie jego ostatniego
żyjącego syna, któremu nadano imię na cześć nieżyjącego monarchy. Wszyscy
jego starsi bracia zginęli na wojnach króla Maegora, Maegor Towers był więc
ostatnim ze swego rodu. Schorowany, zubożały mieszkał sam w zamku mogą-
cym pomieścić tysiące ludzi, mając za towarzystwo jedynie kucharza i trzech
postarzałych zbrojnych.
— Zamek ma pięć kolosalnych wież — zauważył król — a młody Towers zaj-
muje tylko część jednej z nich. Cztery pozostałe będziesz miała dla siebie.
Rhaenę rozbawiły te słowa.
— Jedna z pewnością mi wystarczy. Mam jeszcze mniej domowników od nie-
go.
Gdy Alysanne przypomniała jej, że w Harrenhal również ponoć są duchy,
Rhaena wzruszyła ramionami.
— To nie są moje duchy. Nie będą mnie straszyły.
Tak właśnie doszło do tego, że Rhaena Targaryen, córka jednego króla, żona
dwóch kolejnych i siostra czwartego, spędziła ostatnie lata życia w trafnie na-
zwanej Wieży Wdowy w Harrenhal, podczas gdy po drugiej stronie zamkowego
dziedzińca, w Wieży Strachu, miał swój dom schorowany młodzieniec noszący
imię króla, który zabił ojca jej dzieci. O dziwo, ponoć z czasem Rhaenę i Mae-
gora Towersa połączyło coś w rodzaju przyjaźni. Po jego śmierci w roku 61 o.P.
królowa uczyniła służących Towersa swymi domownikami i zapewniała im
utrzymanie aż po kres własnego życia.
Rhaena Targaryen zmarła w roku 73 o.P. Miała pięćdziesiąt lat. Po śmierci
swej córki Aerei nigdy już nie odwiedziła Królewskiej Przystani ani Smoczej
Skały i nie odgrywała żadnej roli w rządzeniu Siedmioma Królestwami, choć raz
do roku leciała do Starego Miasta, by odwiedzić żyjącą córkę, Rhaellę, która
była septą w Gwiezdnym Sepcie. Pod koniec życia jej złotosrebrne włosy przy-
brały biały kolor. Prostaczkowie z dorzecza bali się jej, sądząc, że jest czarowni-
cą. Wędrowcom, którzy w owych latach pukali do bram Harrenhal w nadziei na
gościnę, dawano chleb i sól oraz przywilej schronienia na jedną noc, ale nie za-
szczyt towarzystwa królowej. Jeśli do któregoś z nich uśmiechnęło się szczęście,
mógł ją zobaczyć na murach albo ujrzeć, jak leciała na smoku, albowiem Rhaena
aż po kres życia nie przestała dosiadać Dreamfyre.
Kiedy zmarła, król Jaehaerys rozkazał spalić jej ciało w Harrenhal i pochować
tam popioły.
— Mój brat Aegon zginął, zabity przez swego stryja, w bitwie nad Okiem
Boga — oznajmił Jego Miłość przy pogrzebowym stosie. — Jego żona, moja
siostra Rhaena, nie była wtedy przy nim, ale ona także umarła owego dnia.
Po śmierci Rhaeny Jaehaerys przyznał Harrenhal ze wszystkimi ziemiami
i dochodami ser Bywinowi Strongowi, bratu ser Lucamore’a Stronga z Gwardii
Królewskiej. Ser Bywin również okrył się sławą jako rycerz.
Wybiegliśmy jednak całe dziesięciolecia naprzód, ponieważ Nieznajomy
przyszedł po Rhaenę Targaryen dopiero w roku 73, a do tej pory w Królewskiej
Przystani i w Siedmiu Królestwach Westeros wydarzyło się bardzo wiele, zarów-
no dobrego, jak i złego.
W roku 57 o.P. Jaehaerys i jego królowa ponownie mieli powód do radości.
Bogowie pobłogosławili ich kolejnym synem. Nadano mu imię Baelon, na pa-
miątkę jednego z lordów z rodu Targaryenów, którzy władali Smoczą Skałą
przed Podbojem. Tamten Baelon również był drugim synem. Chłopczyk urodził
się mniejszy niż jego brat Aemon, ale był głośniejszy i bardziej żywotny. Mamki
skarżyły się, że nigdy nie karmiły niemowlęcia, które ssałoby tak mocno. Zaled-
wie dwa dni po jego narodzinach z Cytadeli przyleciały kruki oznajmiające na-
dejście wiosny. Dlatego Baelona natychmiast przezwano „Wiosennym Księ-
ciem”.
W chwili jego narodzin książę Aemon miał dwa lata, a księżniczka Daenerys
cztery. Rodzeństwo bardzo się od siebie różniło. Księżniczka była żywym,
skłonnym do śmiechu dzieckiem, dzień i noc biegała po Czerwonej Twierdzy,
„latając” na drewnianym smoku na kiju, który stał się jej ulubioną zabawką.
Wiecznie brudna od błota i trawy, była utrapieniem dla matki i służek, ponieważ
ciągle znikała im z oczu i nie mogły jej znaleźć. Natomiast książę Aemon był
bardzo poważnym chłopcem, rozsądnym, ostrożnym i posłusznym. Sam jeszcze
nie umiał czytać, ale uwielbiał, jak czytano mu książki. Często słyszano, jak kró-
lowa Alysanne opowiadała ze śmiechem, że jego pierwsze słowo brzmiało:
„Dlaczego”.
Dzieci rosły, a wielki maester Benifer przyglądał się im uważnie. Rany pozo-
stawione przez wrogość między synami Zdobywcy, Aenysem a Maegorem, na-
dal pozostawały świeże w umysłach wielu starszych lordów i Benifer obawiał
się, że ci dwaj chłopcy również mogą się zwrócić przeciwko sobie i utopić Sie-
dem Królestw we krwi. Nie miał jednak powodów do obaw. Żadni bracia, być
może pomijając bliźniaki, nie mogliby być sobie bliżsi niż synowie Jaehaerysa
Targaryena. Gdy tylko Baelon nauczył się chodzić, zaczął wszędzie łazić za
Aemonem i starał się go naśladować we wszystkim, co tylko możliwe. Gdy
Aemonowi dano pierwszy drewniany miecz, by zaczął się uczyć władania bro-
nią, uznano, że Baelon jest jeszcze za mały, żeby do niego dołączyć, ale to nie
powstrzymało młodszego brata. Baelon sam zrobił sobie miecz z patyka, wbiegł
na dziedziniec i zaczął okładać nim brata. Ich nauczyciel walki pękał ze śmie-
chu.
Od owej chwili Baelon wszędzie chodził ze swoim kijkiem, nawet do łoża, ku
rozpaczy matki i jej służek. Benifer zauważył, że książę Aemon z początku oba-
wiał się smoków, ale Baelon nie. Ponoć już podczas pierwszej wizyty w Smo-
czej Jamie uderzył Baleriona kijkiem w pysk.
— Ten chłopiec jest albo odważny, albo szalony — zauważył stary Kwaśny
Sam, i od tego dnia Wiosenny Książę znany był również jako Baelon Odważny.
Łatwo można było dostrzec, że młodzi książęta bez pamięci kochają siostrę,
a Daenerys jest nimi zachwycona, „zwłaszcza kiedy może im rozkazywać”.
Wielki maester Benifer zauważył też jednak coś innego. Jaehaerys głęboko ko-
chał całą trójkę dzieci, ale od chwili narodzin Aemona zaczął go uważać za swe-
go następcę, ku niezadowoleniu królowej Alysanne.
— Daenerys jest starsza — przypominała Jego Miłości. — Jest pierwsza w li-
nii sukcesji. To ona powinna zostać królową.
Jaehaerys nigdy się z nią nie spierał.
— Zostanie królową, kiedy Aemon się z nią ożeni — odpowiadał tylko. —
Będą rządzili razem, tak samo jak my.
Benifer odniósł jednak wrażenie, że królowa nie była do końca zadowolona
z tych słów. Wspomina o tym w swoich listach.
Wróćmy jednak do roku 57 o.P. W tym samym roku Jaehaerys odwołał lorda
Mylesa Smallwooda. Choć jego lordowska mość z pewnością był lojalny i miał
dobre intencje, nie pasował do małej rady.
— Stworzono mnie do siedzenia na koniu, a nie na poduszce — sam przyznał.
Jego Miłość był już wówczas starszy i mądrzejszy, oznajmił więc swej radzie, że
tym razem nie zamierza marnować połowy księżyca na studiowanie listy złożo-
nej z pięćdziesięciu nazwisk. Mianuje namiestnika, którego sam wybierze, i bę-
dzie nim septon Barth. Gdy lord Corbray przypomniał królowi o niskim pocho-
dzeniu Bartha, Jaehaerys zlekceważył to zastrzeżenie.
— Cóż złego w tym, że jego ojciec wykuwał miecze i podkuwał konie? Ry-
cerz potrzebuje miecza, koń potrzebuje podków, a ja potrzebuję Bartha.
Nowy namiestnik już kilka dni po wyniesieniu na to stanowisko wyruszył
w rejs do Braavos, by naradzić się z morskim lordem i Żelaznym Bankiem. To-
warzyszył mu ser Gyles Morrigen z sześcioma strażnikami, ale tylko septon
Barth uczestniczył w negocjacjach. Cel jego misji był poważny: wojna albo po-
kój. Barth oznajmił morskiemu lordowi, że król Jaehaerys darzy wielkim podzi-
wem miasto Braavos. Z tego powodu nie przybył sam, zdając sobie sprawę, że
Wolne Miasto Braavos zachowało gorzkie wspomnienia o Valyrii i smoczych
lordach. Jeśli jednak jego namiestnik nie zdoła załatwić sprawy pokojowo, król
Jaehaerys nie będzie miał innego wyboru, jak dosiąść Vermithora i przybyć tu
na, jak to określił Barth, „bardziej energiczną dyskusję”. Gdy morski lord zapy-
tał, o czym właściwie mowa, septon uśmiechnął się tylko ze smutkiem.
— Czy tak mamy to rozgrywać? — zapytał. — Mówimy o trzech jajach. Czy
muszę dodawać więcej?
— Niczego nie potwierdzam — odparł morski lord. — Gdybym jednak posia-
dał takie jaja, to z pewnością dlatego, że je kupiłem.
— Od złodziejki.
— Jak można tego dowieść? Czy tę złodziejkę zatrzymano, osądzono i uznano
za winną? Braavos jest miastem prawa. Kto jest prawowitym właścicielem tych
jaj? Czy może przedstawić na to dowód?
— Dowodem, który przedstawi Jego Miłość, będą smoki.
Morski lord rozciągnął usta w uśmiechu.
— Zawoalowana groźba. Wasz król posługuje się nimi bardzo biegle. Jest sil-
niejszy od swego ojca i subtelniejszy od stryja. Tak, wiem, co mógłby nam zro-
bić Jaehaerys, gdyby zechciał. Braavosowie mają dobrą pamięć. Pamiętamy
dawnych smoczych lordów. My jednak również możemy zrobić parę nieprzy-
jemnych rzeczy waszemu królowi. Mam je wyliczyć czy pozostaniemy przy za-
woalowanych groźbach?
— Jak wolisz, wasza lordowska mość.
— Skoro tak mówisz. Wasz król mógłby puścić nasze miasto z dymem. Nie
wątpię w to. Od smoczego ognia zginęłyby dziesiątki tysięcy ludzi. Mężczyzn,
kobiet i dzieci. Nie mam możliwości wywołać w Westeros szkód na podobną
skalę. Najemnicy, jakich mógłbym wynająć, uciekliby przed waszymi rycerzami.
Moje floty mogłyby na pewien czas przegnać wasze z mórz, ale okręty robi się
z drewna, a drewno płonie. Niemniej w naszym mieście istnieje pewna… gildia,
jeśli można to tak nazwać… i jej członkowie są bardzo biegli w wybranym przez
siebie zawodzie. Nie potrafiliby zniszczyć Królewskiej Przystani ani zasłać jej
ulic trupami, ale mogliby zabić kilka osób. Kilka bardzo starannie wybranych
osób.
— Jego Miłości dniem i nocą strzeże Gwardia Królewska.
— Rycerze, tak jest. Tacy jak ten, który czeka na ciebie za drzwiami. Jeśli rze-
czywiście nadal tam stoi. A co gdybym ci powiedział, że ser Gyles już nie żyje?
— Septon Barth zaczął się podnosić, ale morski lord powstrzymał go skinieniem
dłoni. — Spokojnie, nie ma powodu uciekać. Powiedziałem „gdybym”. Rozwa-
żałem taką możliwość. Jak już wspominałem, oni są bardzo biegli. Gdybym jed-
nak tak postąpił, mógłbyś zachować się nieostrożnie i zginęłoby bardzo wielu
niewinnych ludzi. Nie pragnę tego. Nie czuję się dobrze, gdy ktoś mi grozi. We-
sterosianie mogą być wojownikami, ale my, Braavosowie, jesteśmy kupcami.
Porozmawiajmy o handlu.
Septon Barth usiadł.
— Co masz do zaoferowania?
— Nie mam tych jaj, oczywiście — podjął morski lord. — Nie możesz udo-
wodnić, że jest inaczej. Gdybym jednak je miał… no cóż. Dopóki nie wyklują
się z nich… pisklaki… to tylko ładne kamienie. Czy wasz król chciałby zabronić
mi posiadania trzech kamieni? Gdybym miał trzy pisklaki, mógłbym zrozumieć
jego niepokój. Lubię waszego Jaehaerysa. Jest znacznie lepszym królem od swe-
go stryja i Braavos nie chce, by był niezadowolony. Dlatego zamiast kamieni za-
oferujemy mu… złoto.
Wtedy zaczęły się prawdziwe targi.
Po dziś dzień niektórzy twierdzą, że septon Barth dał zrobić z siebie głupca,
pozwolił, by morski lord okłamał go, oszukał i upokorzył. Przypominają, że
wrócił do Królewskiej Przystani bez choćby jednego smoczego jaja. To prawda.
Jednakże to, co stamtąd przywiózł, miało sporą wartość. Na prośbę morskiego
lorda Żelazny Bank z Braavos umorzył całą pozostałą kwotę pożyczki dla Żela-
znego Tronu. Jednym ruchem zadłużenie korony zmniejszono o połowę.
— I wszystko to za cenę trzech kamieni — rzekł królowi septon Barth.
— Niech morski lord lepiej liczy na to, że pozostaną kamieniami — odparł
Jaehaerys. — Jeśli usłyszę choć szept o… pisklakach… jego pałac spłonie
pierwszy.
Ugoda zawarta z Żelaznym Bankiem miała w następnych latach i dziesięciole-
ciach wywrzeć wielki wpływ na życie wszystkich mieszkańców Siedmiu Kró-
lestw, choć pełna skala korzyści nie stała się od razu oczywista. Po powrocie
septona Bartha pomysłowy starszy nad monetą króla, Rego Draz, dokonał sta-
rannego przeglądu długów oraz wydatków korony i doszedł do wniosku, że
sumy wysyłane dotąd do Braavos będzie teraz można bezpiecznie poświęcić na
projekt, którym od dawna chciał się zająć Jaehaerys — dalszą przebudowę Kró-
lewskiej Przystani.
Król już przedtem poszerzył ulice miasta i uczynił je prostymi, a także położył
bruk tam, gdzie przedtem było błoto, ale pozostało jeszcze wiele do zrobienia.
Królewska Przystań w swym obecnym stanie nie mogła się równać ze Starym
Miastem ani nawet z Lannisportem, nie wspominając już o wspaniałych Wol-
nych Miastach leżących za wąskim morzem. Jego Miłość był zdecydowany
sprawić, by im dorównała. Dlatego zaplanował system ścieków i kanałów, mają-
cych odprowadzać odpadki i odchody do morza.
Septon Barth zwrócił uwagę króla na jeszcze pilniejszy problem: zdaniem
wielu woda pitna w Królewskiej Przystani nadawała się tylko dla koni i świń.
Woda z rzeki była błotnista, a nowe kanały króla pogorszą jeszcze sytuację. Na-
tomiast woda w Czarnej Zatoce była w najlepszym razie słonawa, w najgorszym
zaś słona jak na pełnym morzu. Król, jego dworzanie i szlachetnie urodzeni pili
ale, miód pitny albo wino, ale biedacy często nie mieli nic poza cuchnącą wodą.
Barth proponował, by rozwiązać ten problem przez wykopanie studni głębino-
wych, niektórych w obrębie murów miejskich, innych zaś na północ od miasta,
poza murami. System tuneli i glazurowanych rur dostarczy czystą wodę do mia-
sta, gdzie będzie się ją gromadziło w czterech ogromnych zbiornikach i udostęp-
niało prostaczkom za pomocą publicznych fontann zbudowanych na niektórych
placach i skrzyżowaniach dróg.
Plan Bartha z pewnością był kosztowny. Rego Draz i król Jaehaerys wzdrygali
się przed tak wielkimi wydatkami… ale na następnym spotkaniu rady królowa
Alysanne wręczyła obu po kuflu wody z rzeki i powiedziała, żeby jej spróbowa-
li. Woda pozostała niewypita, a budowę studni i rur szybko zatwierdzono. Prace
trwały z górą tuzin lat, ale w końcu „fontanny Alysanne” na wiele pokoleń za-
pewniły mieszkańcom stolicy dostęp do czystej wody.
Minęło już kilka dobrych lat, odkąd król ostatnio wyruszył na objazd, zapla-
nowano więc, że w roku 58 o.P. Jaehaerys i Alysanne po raz pierwszy złożą wi-
zytę w Winterfell i na północy. Smoki, rzecz jasna, będą im towarzyszyć, ale na
północ od Przesmyku odległości były wielkie, a drogi kiepskie, król zaś miał już
dość latania przodem, by potem czekać na eskortę. Zarządził, że tym razem jego
Gwardia Królewska, służący i domownicy udadzą się w drogę pierwsi, by przy-
gotować wszystko na jego przybycie. Dlatego trzy wielkie statki wyruszyły
z Królewskiej Przystani do Białego Portu, gdzie król i królowa mieli urządzić
pierwszy postój.
Bogowie i Wolne Miasta mieli jednak inne plany. Gdy trzy statki króla płynę-
ły na północ, w Czerwonej Twierdzy Jego Miłość odwiedzili posłańcy z Pentos
i Tyrosh. Oba miasta toczyły ze sobą wojnę już od trzech lat i teraz pragnęły za-
wrzeć pokój, ale nie były w stanie uzgodnić miejsca, w którym mogłyby podjąć
rokowania. Konflikt wywołał poważne zakłócenia w handlu na wąskim morzu,
do tego stopnia, że Jaehaerys zaoferował obu miastom swą pomoc w zakończe-
niu działań wojennych. Po długich rozmowach archont Tyrosh i książę Pentos
zgodzili się spotkać w Królewskiej Przystani, by uzgodnić warunki zawarcia po-
koju, pod warunkiem że Jaehaerys podejmie się roli mediatora i gwaranta ewen-
tualnego traktatu.
Król i rada uważali, że nie mogą odrzucić tej propozycji, oznaczałoby to jed-
nak odłożenie planowanego objazdu północy, co słynący z drażliwości lord Win-
terfell mógłby uznać za zniewagę. Rozwiązanie zasugerowała królowa Alysan-
ne. Wyruszy sama zgodnie z planem, podczas gdy król zostanie w stolicy, by go-
ścić księcia i archonta. Jaehaerys dołączy do niej w Winterfell, gdy tylko pokój
zostanie zawarty. Propozycję królowej przyjęto.
Podróż królowej Alysanne zaczęła się w Białym Porcie, gdzie dziesiątki tysię-
cy ludzi z północy zgromadziły się, by przywitać ją głośno i gapić się na Srebr-
noskrzydłą z zachwytem i odrobiną przerażenia. Wielu z nich pierwszy raz w ży-
ciu widziało smoka. Liczebność tłumów zdumiała nawet miejscowego lorda.
— Nie miałem pojęcia, że w mieście jest aż tylu prostaczków — rzekł ponoć
Theomore Manderly. — Skąd oni wszyscy się wzięli?
Manderly’owie nie przypominali innych wielkich rodów z północy. Wywodzi-
li się z Reach, lecz przed stuleciami rywale przegnali ich z żyznych ziem nad
Manderem. Znaleźli azyl u ujścia Białego Noża. Choć zawsze dochowywali
wierności Starkom z Winterfell, przywieźli ze sobą z południa własnych bogów.
Nadal czcili Siedmiu i zachowali tradycje rycerstwa. Alysanne, która zawsze
pragnęła tworzyć nowe więzy między wielkimi rodami Siedmiu Królestw, uzna-
ła, że słynąca z liczebności rodzina lorda Theomore’a stwarza jej wyjątkową
szansę i bezzwłocznie zabrała się do aranżowania małżeństw. Gdy opuszczała
Biały Port, dwie jej damy do towarzystwa były zaręczone z młodszymi synami
jego lordowskiej mości, a trzecia z jego bratankiem. Tymczasem najstarszą cór-
kę i trzy bratanice lorda Manderly’ego dołączono do świty królowej, zakładając,
że będą jej towarzyszyły, gdy powróci na południe, by znaleźć na królewskim
dworze odpowiednich lordów albo rycerzy.
Lord Manderly przyjął królową wystawnie. Na uczcie powitalnej podano całe-
go pieczonego tura. Córka jego lordowskiej mości, Jessamyn, była podczaszym
królowej, wypełniając jej puchar mocnym ale z północy. Jej Miłość oznajmiła,
że smakowało jej bardziej niż jakiekolwiek wino, które piła w życiu. Manderly
urządził też na cześć królowej niewielki turniej, by zademonstrować biegłość
swych rycerzy. Jeden z uczestników (choć niepodający się za rycerza) okazał się
dziewczyną, dziką pojmaną przez zwiadowców na północ od Muru i oddaną na
wychowanie jednemu z domowych rycerzy lorda Manderly’ego. Zachwycona
odwagą dziewczyny Alysanne wezwała swą zaprzysiężoną tarczę, Jonquil Dar-
ke. Dzika dziewczyna i Szkarłatny Cień stoczyły walkę, włócznia przeciwko
mieczowi. Ludzie z północy ryczeli z zachwytu.
Po kilku dniach królowa urządziła w komnacie lorda Manderly’ego audiencję
dla kobiet. Na północy nigdy dotąd nie słyszano o czymś podobnym. Zgroma-
dziło się ponad dwieście kobiet i dziewcząt, pragnących podzielić się z Jej Miło-
ścią swymi myślami, troskami i skargami.
Po opuszczeniu Białego Portu świta królowej popłynęła w górę Białego Noża
aż do bystrz, po czym ruszyła lądem do Winterfell. Alysanne poleciała przed
nimi. W starożytnej siedzibie królów północy nie spotkało jej jednak przyjęcie
tak ciepłe jak w Białym Porcie. Gdy smoczyca wylądowała przed bramą zamku,
na powitanie wyjechał tylko Alaric w towarzystwie synów. Lorda Winterfell
uważano za twardego człowieka, surowego i pamiętliwego, oszczędnego do gra-
nicy skąpstwa, pozbawionego poczucia humoru, ponurego i zimnego. Nawet
Theomore Manderly, który był jego chorążym, nie sprzeciwiał się tej opinii. Mó-
wił, że ludzie z północy szanują lorda Alarica, ale go nie kochają. Błazen Man-
derly’ego ujął to inaczej.
— Lord Alaric nie wypróżniał się od dwunastego roku życia.
Przyjęcie, jakie spotkało ją w Winterfell, nie rozproszyło obaw królowej co do
tego, czego może się spodziewać po rodzie Starków. Nim jeszcze lord Alaric
zsiadł z konia, by ugiąć przed nią kolan, łypnął z niezadowoleniem na strój Aly-
sanne.
— Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą coś cieplejszego — mruknął. Potem
oznajmił, że nie wpuści smoka za mury zamku. — Nie widziałem Harrenhal, ale
wiem, co się tam wydarzyło — Zapewnił jednak, że jej rycerzy i damy wpuści,
gdy już tu dotrą. — I króla też, jeśli znajdzie drogę. — Nie chciał jednak, by za-
trzymali się tu na dłużej. — To jest północ. Nadchodzi zima. Nie wykarmimy ty-
siąca ludzi przez dłuższy okres.
Gdy królowa zapewniła, że gości będzie dziesięć razy mniej, lord Alaric od-
chrząknął z zadowoleniem.
— To dobrze. Ale lepiej by było, gdyby przybyło ich jeszcze mniej. — Zgod-
nie z obawami Alysanne lord Alaric był niezadowolony, że król nie raczył jej to-
warzyszyć. Przyznał też, że nie bardzo wie, jak ugościć królową. — Jeśli spo-
dziewasz się balów, maskarad i tańców, trafiłaś w niewłaściwe miejsce.
Lord Alaric stracił żonę trzy lata wcześniej. Gdy królowa wyraziła żal, że nig-
dy nie miała przyjemnością poznać lady Stark, odpowiedział:
— Pochodziła z Mormontów z Wyspy Niedźwiedziej i według twoich kryte-
riów żadna z niej była „lady”, ale kiedy miała dwanaście lat, wzięła w rękę topór
i stanęła do walki ze stadem wilków. Zabiła dwa i uszyła sobie płaszcz z ich
skór. Dała mi też dwóch silnych synów i córkę słodką dla oka jak wasze połu-
dniowe damy.
Gdy Jej Miłość zasugerowała, że chętnie pomogłaby zaaranżować małżeństwa
jego synów z córkami wielkich południowych lordów, odmówił bez ogródek.
— Na północy czcimy starych bogów — oznajmił królowej. — Moi chłopcy
zawrą ślub przed drzewem sercem, a nie w jakimś południowym sepcie.
Alysanne Targaryen nie dała jednak za wygraną. Rzekła lordowi Alaricowi, że
lordowie z południa czczą starych bogów na równi z nowymi. W prawie wszyst-
kich zamkach, które odwiedzała, mieli nie tylko sept, lecz również boży gaj.
Były też rody, które nigdy nie przyjęły Siedmiu, podobnie jak ludzie z północy.
Najważniejszym z nich byli Blackwoodowie z dorzecza, ale było też kilkanaście
innych. Nawet lord tak zimny i surowy jak Alaric Stark okazał się bezbronny
wobec uporu i uroku Alysanne. Zgodził się przemyśleć jej słowa i porozmawiać
o tej sprawie z synami.
Im dłużej królowa pozostawała w Winterfell, tym większą sympatią darzył ją
lord Alaric. Alysanne z czasem uświadomiła sobie, że nie wszystko, co o nim
opowiadano, jest prawdą. Unikał zbędnych wydatków, ale nie był skąpcem; wca-
le nie był pozbawiony poczucia humoru, choć jego humor często bywał ostry jak
nóż; synowie, córka i mieszkańcy Winterfell wyraźnie go kochali. Gdy już
pierwsze lody stopniały, jego lordowska mość zabrał królową na polowanie na
łosie i dziki w wilczym lesie, pokazał jej kości olbrzyma i pozwolił grzebać do
woli w niewielkiej zamkowej bibliotece. Posunął się nawet do tego, że podszedł
do Srebrnoskrzydłej, choć ostrożnie. Kobiety z Winterfell również uległy uroko-
wi królowej, gdy już poznały ją bliżej. Jej Miłość blisko zaprzyjaźniła się z cór-
ką lorda Alarica, Alarrą. Gdy świta królowej wreszcie pojawiła się u bram zam-
ku, po długiej wędrówce przez bezkresne moczary i letnie śniegi, pomimo nie-
obecności króla gościom nie żałowano mięsa i miodu.
Tymczasem sytuacja w Królewskiej Przystani nie wyglądała dobrze. Negocja-
cje ciągnęły się znacznie dłużej, niż oczekiwano. Jaehaerys nie spodziewał się,
że resentymenty między dwoma Wolnymi Miastami zakorzeniły się tak głęboko.
Kiedy Jego Miłość próbował znaleźć kompromis, obie strony oskarżały go
o sprzyjanie drugiej. Książę i archont nie przestawali się kłócić, aż wreszcie
w karczmach, burdelach i winnych szynkach w całym mieście zaczęło docho-
dzić do starć między ich ludźmi. Pentoshijskiego strażnika napadnięto i zabito,
a trzy noce później w porcie podpalono galerę samego archonta. Odlot króla cią-
gle się opóźniał.
Królowa Alysanne niecierpliwiła się coraz bardziej. Wreszcie postanowiła
opuścić na chwilę Winterfell i odwiedzić ludzi z Nocnej Straży w Czarnym
Zamku. Odległość była spora, nawet dla smoka. Jej Miłość lądowała po drodze
w Ostatnim Domostwie i w kilku mniejszych twierdzach albo warowniach, ku
zaskoczeniu i zachwytowi tamtejszych lordów. Część jej orszaku wlokła się za
nią (reszta została w Winterfell).
Jej Miłość opowiadała później królowi, że gdy po raz pierwszy ujrzała Mur
z góry, zaparło jej dech. Niektórzy się obawiali, jak czarni bracia przyjmą królo-
wą, albowiem wielu z nich było Braćmi Ubogimi albo Synami Wojownika, nim
ich zakony rozwiązano, ale lord Stark wysłał kruki z zawiadomieniami o przyby-
ciu królowej, a lord dowódca Nocnej Straży, Lothor Burley, zebrał ośmiuset
swych najlepszych ludzi, żeby ją przywitać. Późnym wieczorem urządzono
ucztę, na której mięso mamuta popijano miodem i mocnym piwem.
Kiedy wstał świt, lord Burley zaprowadził Jej Miłość na szczyt Muru.
— Tu kończy się świat — oznajmił, wskazując na rozległy, zielony przestwór
nawiedzanego lasu po drugiej stronie. Przepraszał za niską jakość jedzenia i na-
pojów, jakie podano królowej, a także za brak wygód w Czarnym Zamku.
— Robimy, co możemy, Wasza Miłość — wyjaśnił lord dowódca — ale nasze
łoża są twarde, w komnatach jest zimno, a nasze potrawy…
— …są sycące — przerwała mu królowa. — Tego właśnie potrzebuję. Z chę-
cią będę jadła to samo co wy.
Ludzie z Nocnej Straży osłupieli na widok smoka tak samo jak mieszkańcy
Białego Portu, aczkolwiek królowa zauważyła, że Srebrnoskrzydła „nie lubi wa-
szego Muru”. Mimo że było lato i Mur płakał, gdy dął wiatr, czuło się bijący od
lodu chłód. Smoczyca syczała i kłapała paszczą przy każdym powiewie.
— Trzy razy przelatywałam na Srebnoskrzydłej nad Czarnym Zamkiem i trzy
razy próbowałam ją skierować na północ od Muru, ale za każdym razem zawra-
cała, odmawiając posłuszeństwa — pisała Alysanne w liście do Jaehaerysa. —
Nigdy dotąd nic takiego jej się nie zdarzyło. Śmiałam się z tego po wylądowa-
niu, nie chcąc, by czarni bracia zauważyli, że coś jest nie w porządku, ale byłam
zaniepokojona i ten niepokój mnie nie opuszcza.
W Czarnym Zamku królowa po raz pierwszy zobaczyła dzikich. Bandę łu-
pieżców zaskoczono na krótko przed próbą wspięcia się na Mur i Alysanne po-
kazano dwunastu obdartych niedobitków zamkniętych w klatkach. Gdy królowa
zapytała, co z nimi zrobią, usłyszała w odpowiedzi, że utną im uszy, a potem
puszczą wolno na północ od Muru. — Wszystkich oprócz tych trzech — dodał
towarzyszący królowej czarny brat, wskazując na trzech jeńców, którzy już nie
mieli uszu. — Tym utniemy głowy. Już raz ich złapano. — Dodał, że jeśli pozo-
stali są rozsądni, uznają utratę uszu za nauczkę i od tej pory będą się trzymali
swojej strony Muru. — Ale większość tego nie robi — zakończył.
Trzech spośród czarnych braci było minstrelami, nim wdziali czerń. Wieczo-
rami śpiewali na zmianę dla Jej Miłości, racząc ją balladami, pieśniami wojen-
nymi i sprośnymi koszarowymi przyśpiewkami. Lord dowódca Burley osobiście
wybrał się z królową do nawiedzanego lasu (zabierając ze sobą eskortę złożoną
ze stu zwiadowców). Gdy Alysanne wyraziła pragnienie zobaczenia kilku in-
nych fortów Nocnej Straży, pierwszy zwiadowca, Benton Glover, ruszył z nią na
wschód szczytem Muru. Minęli Śnieżną Bramę i dotarli do Nocnego Fortu,
gdzie zeszli na dół, by zatrzymać się tam na noc. Królowa stwierdziła, że to naj-
bardziej zapierająca dech podróż w całym jej życiu „mroźna i ekscytująca, jako
że wicher na szczycie dmie tak mocno, że bałam się, iż zdmuchnie nas z Muru”.
Nocny Fort wydał się jej ponury i złowieszczy. „Jest tak ogromny, że ludzie wy-
glądają w nim jak myszy w ruinach ogromnej komnaty”, pisała w liście do Jae-
haerysa. „Czuje się też tu jakąś ciemność… posmak w powietrzu… ucieszyłam
się, gdy mogłam wreszcie opuścić to miejsce”.
Nie powinniśmy jednak sądzić, że królowa poświęcała dni i noce w Czarnym
Zamku wyłącznie tak czczym rozrywkom. Reprezentowała tu Żelazny Tron
i często przypominała o tym lordowi Burleyowi. Spędzała wiele popołudni w to-
warzystwie lorda dowódcy i jego oficerów, rozmawiając o dzikich, o Murze i o
potrzebach Straży.
— Przede wszystkim królowa musi umieć słuchać — mawiała często Alysan-
ne Targaryen. W Czarnym Zamku dowiodła prawdziwości tych słów. Słuchała
uważnie i dzięki swym czynom zasłużyła na wieczne oddanie ludzi z Nocnej
Straży. Powiedziała lordowi Burleyowi, że rozumie, dlaczego potrzebują zamku
położonego między Śnieżną Bramą a Icemarkiem, ale Nocny Fort zmienił się już
w ruiny, a do tego był za wielki i ogrzewanie go z pewnością było bardzo kosz-
towne. Oznajmiła, że Straż powinna opuścić ten zamek i zbudować mniejszy,
położony dalej na wschodzie. Lord Burley nie mógł temu zaprzeczyć… dodał
jednak, że Nocna Straż nie ma pieniędzy potrzebnych do budowy nowego zam-
ku. Alysanne przewidziała ten argument. Oznajmiła lordowi dowódcy, że sama
zapłaci za zamek. Była gotowa zastawić swe klejnoty, by pokryć koszty.
— Mam bardzo dużo klejnotów — dodała.
Minęło osiem lat, nim wybudowano zamek, który nazwano Głębokim Jezio-
rem. Przed jego główną bramą po dziś dzień stoi posąg Alysanne Targaryen.
Zgodnie z życzeniem królowej Nocny Fort porzucono jeszcze przed ukończe-
niem budowy Głębokiego Jeziora. Lord dowódca Burley zmienił też na jej cześć
nazwę Śnieżnej Bramy, nazywając ją Bramą Królowej.
Królowa Alysanne pragnęła również posłuchać kobiet z północy. Lord Burley
wyjaśnił, że na Murze nie ma kobiet, ale ona nie ustępowała, aż wreszcie z wiel-
ką niechęcią zawiózł ją do położonego na południe od Muru miasteczka, zwane-
go przez czarnych braci Mole’s Town. Burley oznajmił, że królowa znajdzie tam
kobiety, ale większość z nich to ladacznice. Wyjaśnił, że bracia z Nocnej Straży
nie biorą sobie żon, ale nadal pozostają mężczyznami i niektórzy z nich mają
swoje potrzeby. Królowa Alysanne odparła, że dla niej to żadna różnica, i tak oto
doszło do tego, że urządziła audiencję dla kobiet wśród kurew i nierządnic
z Mole’s Town… i tam usłyszała opowieści, które miały na zawsze zmienić Sie-
dem Królestw.
Tymczasem w Królewskiej Przystani archont Tyrosh, książę Pentos i Jaeha-
erys I Targaryen wreszcie przystawili pieczęcie na Traktacie Wieczystego Poko-
ju. Fakt, że w ogóle udało się osiągnąć porozumienie, graniczył z cudem. Za-
wdzięczano je głównie zawoalowanej sugestii króla, że jeśli nie uda się zawrzeć
pokoju, Westeros może się przyłączyć do wojny. (Echa rozmów okazały się jesz-
cze mniej przyjemne niż one same. Po powrocie do Tyrosh archont oznajmił, że
Królewska Przystań to „ropiejący wrzód”, niezasługujący na nazwę miasta. Na-
tomiast magistrzy z Pentos byli tak niezadowoleni z rezultatów, że złożyli księ-
cia w ofierze swym dziwacznym bogom, zgodnie ze zwyczajem panującym
w owym mieście). Dopiero wówczas król Jaehaerys mógł dosiąść Vermithora
i polecieć na północ. Król i królowa spotkali się w Winterfell, po półrocznym
rozstaniu.
Pobyt Jego Miłości na północy zaczął się od złowieszczej nuty. Po przybyciu
króla Alaric Stark zaprowadził go do krypt pod zamkiem. Chciał pokazać mu
grobowiec brata.
— Walton spoczywa tu w mroku, w znacznej mierze dzięki tobie. Gwiazdy
i Miecze, odpadki waszych siedmiu bogów, cóż oni dla nas znaczą? Ale ty wy-
słałeś ich na Mur, setkami i tysiącami. Było ich tak wielu, że Nocnej Straży trud-
no było ich wykarmić… a gdy najgorsi z tych wiarołomców, których nam przy-
słałeś, zbuntowali się, mój brat zapłacił życiem za stłumienie buntu.
— To była straszliwa cena — zgodził się król. — Ale nie było to naszym za-
miarem. Masz ode mnie wyrazy współczucia, wasza lordowska mość, a także
moją wdzięczność.
— Wolałbym mieć brata — mruknął lord Alaric z przygnębieniem w głosie.
Lord Stark i król Jaehaerys nigdy nie zostali bliskimi przyjaciółmi. Zawsze
stał między nimi cień Waltona Starka. Tylko dzięki zabiegom królowej Alysanne
udało się im dojść do porozumienia. Królowa odwiedziła Dar Brandona, ziemie
położone na południe od Muru, przyznane Straży przez Brandona Budownicze-
go, by stały się źródłem jej utrzymania.
— To nie wystarczy — powiedziała królowi. — Gleba jest jałowa i kamieni-
sta, a wzgórza niezaludnione. Straży brakuje pieniędzy, a gdy nadejdzie zima,
zabraknie jej prowiantu.
Rozwiązaniem, które zaproponowała, miał być Nowy Dar, kolejny pas ziemi
położony na południe od Daru Brandona.
Ten pomysł nie spodobał się lordowi Alaricowi. Był dobrym przyjacielem
Nocnej Straży, ale wiedział, że lordowie, do których obecnie należały wspo-
mniane ziemie, nie będą zadowoleni, gdy się je im odbierze, nie pytając o zgodę.
— Nie wątpię, że potrafisz ich przekonać, lordzie Alaricu — odparła królowa.
Alaric Stark jak zwykle dał się jej oczarować i oznajmił, że zaiste potrafi. Tak
oto rozmiary Daru jednym ruchem pióra powiększono dwukrotnie.
O reszcie czasu spędzonego na północy przez królową Alysanne i króla Jaeha-
erysa nie musimy opowiadać wiele. Spędzili w Winterfell jeszcze połowę księ-
życa, po czym ruszyli do Torrhen’s Square, a następnie do Barrowton, gdzie lord
Dustin pokazał im kurhan Pierwszych Ludzi i urządził na ich cześć coś w rodza-
ju turnieju, który jednak wyglądał bardzo skromnie w porównaniu z turniejami
z południa. Stamtąd Vermithor i Srebrnoskrzydła zaniosły Jaehaerysa i Alysanne
z powrotem do Królewskiej Przystani. Ludzie z ich świty mieli przed sobą bar-
dziej żmudną podróż. Musieli dotrzeć lądem z Barrowton do Białego Portu,
gdzie mogli wsiąść na statki.
Nim jeszcze ich świta wróciła do Białego Portu, król Jaehaerys zwołał
w Czerwonej Twierdzy spotkanie swej rady, na którym miano rozważyć prośbę
jego królowej. Gdy septon Barth, wielki maester Benifer i cała reszta już się zja-
wili, Alysanne opowiedziała im o swej wizycie na Murze i o dniu, który spędziła
z kurwami i upadłymi kobietami w Mole’s Town.
— Była tam dziewczyna — mówiła królowa — nie starsza niż ja w tej chwili.
Ładna, choć myślę, że nie tak ładna jak kiedyś. Była córką kowala i kiedy miała
czternaście lat, ojciec oddał jej rękę swemu uczniowi. Lubiła chłopaka i on też ją
lubił, wkrótce więc się pobrali… ale gdy tylko zdążyli wypowiedzieć słowa
przysięgi, zjawił się ich lord ze zbrojnymi, by skorzystać z prawa pierwszej
nocy. Zabrał ją do swojej wieży, gdzie zażywał z nią przyjemności. Następnego
ranka jego ludzie odprowadzili ją do męża. Ale dziewczyna straciła dziewictwo,
a razem z nim miłość, jaką mógł ją darzyć uczeń kowalski. Nie mógł podnieść
ręki na lorda pod groźbą śmierci i w związku z tym podnosił ją na żonę. Gdy sta-
ło się oczywiste, że nosi dziecko lorda, biciem doprowadził ją do poronienia. Od
tego dnia nigdy nie nazywał ją inaczej jak „kurwą”, aż wreszcie dziewczyna do-
szła do wniosku, że skoro ma być zwana kurwą, równie dobrze może nią zostać,
i wyruszyła do Mole’s Town. Mieszka tam po dziś dzień, to smutne dziecko, któ-
rego życie zniszczono… ale w innych wioskach wciąż zawiera się małżeństwa,
panny wychodzą za mąż, a lordowie korzystają z prawa pierwszej nocy. Jej opo-
wieść była najgorsza, ale nie jedyna. W Białym Porcie, w Mole’s Town i w Bar-
rowton inne kobiety również opowiadały o swych pierwszych nocach. Nie mia-
łam o tym pojęcia, panowie. Och, słyszałam o tej tradycji. Nawet na Smoczej
Skale krążą opowieści o mężczyznach z mojego rodu, o Targaryenach, którzy
zabawiali się z żonami rybaków i służących i płodzili z nimi dzieci…
— Zwą je smoczymi nasionami — przyznał Jaehaerys z widoczną niechęcią.
— Nie jest to powód do dumy, ale takie rzeczy się zdarzają, być może częściej
niż chcielibyśmy przyznać. Jednakże takie dzieci otacza się miłością. Sam Orys
Baratheon był smoczym nasieniem, bękarcim bratem naszego dziadka. Nie
wiem, czy poczęto go pierwszej nocy, ale powszechnie wiedziano, że jego ojcem
jest lord Aerion. Przekazano dary…
— Dary? — przerwała mu królowa z ostrym szyderstwem w głosie. — Nie
widzę w tym nic honorowego. Wiedziałam, że takie rzeczy działy się przed stu-
leciami, przyznaję to, ale nie miałam pojęcia, że ten zwyczaj po dziś dzień jest
tak rozpowszechniony. Być może nie chciałam tego wiedzieć. Zamykałam oczy,
ale ta dziewczyna z Mole’s Town mi je otworzyła. Prawo pierwszej nocy! Wasza
Miłość, panowie, pora już z nim skończyć. Błagam.
Wielki maester Benifer opowiada, że po przemowie królowej zapadła cisza.
Lordowie z małej rady wiercili się na krzesłach i wymieniali spojrzenia. Wresz-
cie król zabrał głos, ze zrozumieniem pomieszanym z niepewnością. Rzekł, że
to, co proponuje królowa, będzie trudne. Lordowie robią się krnąbrni, gdy królo-
wie próbują im odebrać to, co uważają za swoje.
— Ich ziemie, ich złoto, ich prawa…
— …ich żony? — dokończyła za niego Alysanne. — Pamiętam nasz ślub,
Wasza Miłość. Gdybyś był kowalem, a ja praczką, i gdyby jakiś lord zjawił się
w dzień naszego ślubu, by zabrać mi dziewictwo, co byś wtedy zrobił?
— Zabiłbym go — odparł Jaehaerys. — Ale ja nie jestem kowalem.
— Ale gdybyś nim był — nie ustępowała królowa. — Kowal również jest
mężczyzną, czyż nie tak? Któż oprócz tchórza stałby spokojnie, gdy inny męż-
czyzna pokłada się z jego żoną? Z pewnością nie chcemy, żeby kowale zabijali
lordów. — Spojrzała na wielkiego maestera Benifera. — Wiem, jak zginął Gar-
gon Qoherys. Gargon Gość. Ciekawe, ile było podobnych przypadków?
— Więcej niż chciałbym przyznać — stwierdził Benifer. — Nie mówi się
o nich często, z obawy, że inni mężczyźni zaczną postępować tak samo, ale…
— Prawo pierwszej nocy jest zniewagą dla królewskiego pokoju — skonklu-
dowała królowa. — Zniewagą nie tylko dla dziewczyny, lecz również dla jej
męża… a także dla żony lorda, nie zapominajmy o niej. Czym się zajmują
wszystkie te szlachetnie urodzone damy, gdy ich mężowie rozprawiczają dziewi-
ce? Szyciem? Śpiewem? Modlitwą? Na ich miejscu modliłabym się o to, żeby
mój pan mąż spadł z konia i złamał sobie kark, wracając do domu.
Król Jaehaerys uśmiechnął się, słysząc te słowa, ale nie ulegało wątpliwości,
że czuje się coraz bardziej skrępowany.
— Prawo pierwszej nocy to starożytna tradycja — argumentował, choć bez
wielkiego przekonania. — Element lordowskiej władzy w takim samym stopniu,
jak prawo karania lochem i szubienicą. Słyszałem, że na południe od Przesmyku
rzadko się z niego korzysta, niemniej jego istnienie jest lordowską prerogatywą,
z której moi co bardziej swarliwi poddani nie zrezygnują bez oporu. Nie mylisz
się, kochanie, ale czasami lepiej nie budzić śpiącego smoka.
— To my jesteśmy śpiącymi smokami — odcięła się królowa. — A ci lordo-
wie, którzy kochają prawo pierwszej nocy, są psami. Dlaczego muszą zaspokajać
swe chucie obcując z dziewicami, które przed chwilą przysięgły miłość innemu
mężczyźnie? Czy nie mają żon? Czy w ich domenach nie ma kurew? Czy nie
mają władzy w rękach?
— W prawie pierwszej nocy chodzi o coś więcej niż chucie, Wasza Miłość —
odezwał się najwyższy sędzia, lord Albin Massey. To starożytna tradycja, starsza
niż Andalowie. Starsza niż Wiara. Z pewnością wywodzi się z Ery Świtu. Pierw-
si Ludzie byli barbarzyńskim ludem, podobnie jak dzicy zza Muru słuchali wy-
łącznie silnych. Ich lordowie i królowie byli wojownikami, silnymi mężczyzna-
mi i herosami. Chcieli, by ich synowie byli tacy sami jak oni. Jeśli wódz wojen-
ny raczył oddać swe nasienie jakiejś dziewczynie w noc poślubną, uważano to
za… swego rodzaju błogosławieństwo. A jeśli z tego związku narodziło się
dziecko, to tym lepiej. Mężowi przypadał w udziale zaszczyt wychowania syna
herosa jak własnego.
— Być może dziesięć tysięcy lat temu rzeczywiście tak było — odparła królo-
wa. — Ale lordowie, którzy dzisiaj korzystają z prawa pierwszej nocy, nie są he-
rosami. Nie słyszałeś kobiet, które o nich opowiadały. Ja je słyszałam. Starcy,
grubasy, okrutnicy, francowate chłopaki, gwałciciele, zaślinieni idioci, mężczyź-
ni pokryci strupami albo wrzodami, lordowie, którzy nie myli się pół roku albo
mający wszy i przetłuszczone włosy. To są twoi potężni wojownicy. Słuchałam
opowieści tych dziewczyn i żadna z nich nie czuła się pobłogosławiona.
— W Andalos Andalowie nie znali prawa pierwszej nocy — wtrącił wielki
maester Benifer. — Dopiero gdy przybyli do Westeros i podbili królestwa Pierw-
szych Ludzi, poznali tę tradycję i postanowili ją utrzymać, tak samo jak boże
gaje.
Wtedy odezwał się septon Barth, spoglądając prosto na króla.
— Panie, jeśli mogę być tak śmiały, uważam, że Jej Miłość ma rację. Pierwsi
Ludzie mogli widzieć sens w tym obrządku, ale Pierwsi Ludzie walczyli miecza-
mi z brązu i karmili swe czardrzewa krwią. Nie jesteśmy nimi i pora już, byśmy
położyli kres temu złu. Prawo pierwszej nocy jest sprzeczne ze wszystkimi ide-
ałami rycerskości. Nasi rycerze przysięgają bronić niewinności dziewic… ale
najwyraźniej nie wtedy, gdy lord, któremu służą, ma ochotę splugawić jedną
z nich. Składamy przysięgę małżeńską przed Ojcem i Matką, obiecując wier-
ność, dopóki Nieznajomy nas nie rozłączy. W Siedmioramiennej gwieździe nie
napisano, że te obietnice nie dotyczą lordów. Masz rację, Wasza Miłość, niektó-
rzy lordowie będą narzekać, zwłaszcza na północy… ale wszystkie dziewczęta
z pewnością nam podziękują, podobnie jak mężowie, ojcowie i matki, jak po-
wiedziała królowa. Wiem, że Wierni będą zadowoleni. Jego Wielka Świątobli-
wość poprze cię swym głosem, możesz być tego pewien.
Gdy Barth skończył mówić, Jaehaerys Targaryen rozłożył ręce.
— Wiem, kiedy jestem pokonany. Proszę bardzo. Niech tak się stanie.
Tak oto ustanowiono drugie z praw, które prostaczkowie mieli nazwać Prawa-
mi Królowej Alysanne: zniesienie starożytnego prawa pierwszej nocy. Od tej
chwili dziewictwo panny młodej miało należeć wyłącznie do jej męża, bez
względu na to, czy ślub zawarto przed septonem, czy przed drzewem sercem,
a każdy, czy to lord, czy wieśniak, kto posiadłby dziewicę w jej noc poślubną,
bądź w jakąkolwiek inną, będzie winien zbrodni gwałtu.
Gdy rok 58 od Podboju Aegona miał się już ku końcowi, król Jaehaerys ob-
chodził dziesiątą rocznicę swej koronacji w Gwiezdnym Sepcie w Królewskiej
Przystani. Niedorostek, któremu Wielki Septon włożył wówczas koronę na gło-
wę, dawno zniknął, ustępując miejsca dwudziestoczteroletniemu mężczyźnie,
w każdym calu będącemu królem. Rzadka bródka i wąsy, które Jego Miłość sta-
rannie zapuszczał w pierwszych latach panowania, zmieniły się w piękną złotą
brodę poprzeszywaną srebrnymi nitkami. Niestrzyżone włosy splatał w gruby
warkocz, opadający mu niemal do pasa. Wysoki i przystojny Jaehaerys poruszał
się z niewymuszoną gracją, czy to w sali tanecznej, czy na dziedzińcu ćwiczeb-
nym. Jego uśmiech mógł ponoć ogrzać serce każdej panny w Siedmiu Króle-
stwach, a mars na czole króla mroził krew. Jego siostrę, królową, kochano jesz-
cze bardziej od niego. Od Starego Miasta aż po Mur prostaczkowie zwali ją
„Dobrą Królową Alysanne”. Bogowie pobłogosławili królewską parę trojgiem
silnych dzieci, dwoma młodymi, wspaniałymi książętami i księżniczką uwielbia-
ną przez całe Siedem Królestw.
Podczas dziesięciolecia rządów poznali żałobę i grozę, zdradę, konflikt
i śmierć bliskich, przetrwali jednak burze i tragedie, a po każdej z nich stawali
się lepsi i silniejsi. Ich osiągnięcia były niezaprzeczalne. W Siedmiu Króle-
stwach panował pokój i dobrobyt największy, odkąd żywi sięgali pamięcią.
Nadszedł czas, by to uczcić, i tak właśnie zrobili. W Królewskiej Przystani
urządzono turniej w rocznicę koronacji. Księżniczka Daenerys oraz książęta
Aemon i Baelon dzielili królewską lożę z matką i ojcem, radując się razem
z głośnym aplauzem gapiów. Najjaśniejszym punktem turnieju był wielki talent
ser Ryama Redwyne’a, najmłodszego syna lorda Manfryda Redwyne’a z Arbor,
który służył Jaehaerysowi jako lord admirał i starszy nad okrętami. W kolejnych
walkach ser Ryam wysadził z siodła Ronnala Baratheona, Arthora Oakhearta, Si-
mona Dondarriona, Harysa Hogga (zwanego przez prostaczków Harrym Szyn-
ką) oraz dwóch rycerzy Gwardii Królewskiej, Lorence’a Roxtona i Lucamore’a
Stronga. Gdy młody rycerz podjechał kłusem do królewskiej loży i ukoronował
Dobrą Królową Alysanne na królową miłości i piękna, tłum gapiów nagrodził go
głośnym rykiem aprobaty.
Liście na drzewach przybierały już rdzawą albo pomarańczową barwę i damy
dworu przywdziały suknie w tych samych kolorach. Na uczcie urządzonej po za-
kończeniu turnieju pojawił się lord Rogar Baratheon wraz z dziećmi, Boremun-
dem i Jocelyn. Król i królowa przywitali ich ciepło. Na uroczystość zjechali się
lordowie z całych Siedmiu Królestw: Lyman Lannister z Casterly Rock, Daemon
Velaryon z Driftmarku, Prentys Tully z Riverrun, Rodrik Arryn z Doliny, a na-
wet lordowie Rowan i Oakheart, których pospolite ruszenie maszerowało kiedyś
u boku septona Księżyca. Z północy przybył lord Theomore Manderly. Alaric
Stark się nie zjawił, ale obaj jego synowie byli obecni, podobnie jak ich siostra
Alarra, która z rumieńcem na twarzy przejęła nowe obowiązki damy do towarzy-
stwa królowej. Wielki Septon zachorował i nie był w stanie przybyć, ale przysłał
swą najnowszą septę, Rhaellę, noszącą ongiś nazwisko Targaryen, nadal nie-
śmiałą, ale uśmiechniętą. Królowa rozpłakała się ponoć z radości na jej widok,
ujrzała bowiem w twarzy i sylwetce Rhaelli żywy obraz jej siostry Aerei, gdyby
było jej dane pożyć dłużej.
To był czas ciepłych uścisków, uśmiechów, toastów i pojednań, odnawiania
starych przyjaźni i zawierania nowych, śmiechu i pocałunków. To był dobry
czas, złota jesień, czas pokoju i dobrobytu.
Ale nadchodziła zima.
DŁUGIE PANOWANIE JAEHAERYSA I ALYSANNE

POLITYKA, POTOMSTWO I BÓL

Siódmego dnia roku 59 od Podboju Aegona do zatoki Szeptów, a po niej do Sta-


rego Miasta dopłynął ledwie się trzymający na powierzchni statek. Żagle miał
połatane, wystrzępione i pokryte plamami soli, farba utraciła kolor i odchodziła
od kadłuba płatami, a flaga na maszcie wyblakła tak bardzo, że nie sposób było
określić jej barw. Stan statku był tak żałosny, że rozpoznano go dopiero wtedy,
gdy zacumował przy nadbrzeżu. To była „Lady Meredith”, ostatnio widziana bli-
sko trzy lata temu, gdy wyruszała w podróż na drugi brzeg morza zachodzącego
słońca.
Kiedy załoga zaczęła schodzić z pokładu, tłumy kupców, tragarzy, kurew, że-
glarzy i złodziei wytrzeszczały oczy pod wpływem szoku. Na każdych dziesię-
ciu schodzących na ląd mężczyzn dziewięciu miało czarną bądź ciemnobrązową
skórę. W całym porcie rozległy się podekscytowane szepty. Czyżby „Lady Me-
redith” rzeczywiście przemierzyła morze zachodzącego słońca? Czy mieszkańcy
legendarnych krain na dalekim zachodzie wszyscy mieli ciemne skóry jak Let-
niacy?
Szepty ucichły dopiero wtedy, gdy pojawił się ser Eustace Hightower. Wnuk
lorda Donnela był wychudły i ogorzały od słońca, a na jego twarzy pojawiły się
bruzdy, których tam nie było, gdy wyruszał w rejs. Towarzyszyła mu garstka lu-
dzi ze Starego Miasta, wszystko co zostało z pierwotnej załogi. Jeden z urzędni-
ków celnych jego dziadka spotkał się z nim na nabrzeżu. Doszło do krótkiej roz-
mowy. Załoga „Lady Meredith” nie przypominała Letniaków. To byli Letniacy,
których wynajęli w Sothoryos („za rujnującą cenę”, poskarżył się ser Eustace),
by zastąpić utraconą załogę. Kapitan oznajmił, że będzie potrzebował tragarzy.
Miał w ładowniach pełno cennych towarów… ale nie pochodziły one z krain po-
łożonych za morzem zachodzącego słońca.
— To było tylko marzenie — rzekł ser Eustace.
Wkrótce zjawili się rycerze lorda Donnela, którym rozkazano eskortować go
do Wysokiej Wieży. Tam, w wielkiej komnacie dziadka, z kielichem wina w dło-
ni, ser Eustace Hightower opowiedział swą historię. Skrybowie lorda Donnela
notowali wszystko na bieżąco i wkrótce posłańcy, kruki i bardowie zanieśli opo-
wieść do każdego zakątka Westeros.
Podróż zaczęła się tak dobrze, jak to tylko możliwe. Gdy minęli Arbor, lady
Westhill skierowała „Goniącego za Słońcem” na kurs południe-południowy za-
chód, szukając ciepłych wód i łagodnych wiatrów. „Lady Meredith” i „Jesienny
Księżyc” podążyły za nią. Wielki braavoski statek był bardzo szybki, gdy tylko
złapał wiatr w żagle, i Hightowerom trudno było go dogonić.
— Na początku Siedmiu uśmiechało się do nas. Za dnia przyświecało nam
słońce, a nocami księżyc. Wiatr był tak słodki, jak tylko chłopak albo panna
mógłby sobie wymarzyć. Nie byliśmy też zupełnie sami. Od czasu do czasu wi-
dzieliśmy rybaków, a raz nawet wielki statek o ciemnych barwach. To z pewno-
ścią byli wielorybnicy z Ib. I ryby, tak wiele ryb… czasem delfiny płynęły razem
z nami, jakby nigdy przedtem nie widziały statku. Wszyscy uważaliśmy, że nas
pobłogosławiono.
Po dwunastu dniach gładkiej żeglugi „Goniący za Słońcem” i dwa pozostałe
statki znalazły się, według ich obliczeń, tak daleko na południe jak Wyspy Let-
nie i dalej na zachód, niż dopłynął jakikolwiek statek… a przynajmniej taki, któ-
ry wrócił. Na „Lady Meredith” i „Jesiennym Księżycu” otworzono beczułki zło-
tego arborskiego dla uczczenia tego osiągnięcia. Na „Goniącym za Słońcem”
marynarze pili miodowe wino z korzeniami pochodzące z Lannisportu. Jeśli któ-
rykolwiek z nich czuł się zaniepokojony faktem, że od czterech dni nie widzieli
ani jednego ptaka, trzymał język za zębami.
Septonowie uczą nas, że bogowie nienawidzą ludzkiej arogancji. Siedmiora-
mienna gwiazda mówi, że pycha zawsze kroczy przed upadkiem. Bardzo możli-
we, że Alys Westhill i Hightowerowie świętowali za głośno i zbyt wcześnie po-
środku przestworu oceanu, bo wkrótce potem ich wyprawa zaczęła napotykać na
przeszkody.
— Najpierw straciliśmy wiatr — opowiadał dworzanom dziadka ser Eustace.
— Przez blisko pół księżyca nie było nawet najmniejszego powiewu, a statki po-
suwały się naprzód w takim tempie, w jakim byliśmy w stanie je holować. Od-
kryto, że mięso w dwunastu beczułkach na „Jesiennym Księżycu” się zepsuło.
Można to nazwać drobiazgiem, ale ludzie uznali to za zły omen. Pewnego dnia,
przed zachodem słońca, gdy niebo stało się zupełnie czerwone, wiatr wreszcie
powrócił, lecz ludzie mamrotali złowieszczo, widząc krwawy firmament. Mówi-
łem im, że to dobry znak, ale kłamałem. Jeszcze przed świtem gwiazdy zniknęły
nam z oczu, wicher zaczął przeraźliwie wyć. Później nadeszły fale.
Ser Eustace dodał, że to był tylko pierwszy sztorm. Dwa dni później nadszedł
drugi, a po nim trzeci, każdy gorszy od poprzedniego.
— Fale sięgały wyżej niż nasze maszty, ze wszystkich stron biły pioruny. Nig-
dy nie widziałem takich błyskawic. Ogromne, ogłuszające i tak jasne, że aż oczy
bolały. Jeden piorun uderzył w „Jesienny Księżyc”, rozszczepiając maszt od
wierzchołka aż po pokład. Pośród tego szaleństwa jeden z moich marynarzy za-
wołał, że widzi wysuwające się z wody macki. To ostatnie, co chciałby usłyszeć
jakikolwiek kapitan. Straciliśmy już z oczu „Goniącego za Słońcem”, została
tyko moja „Lady” i „Księżyc”. Fale raz po raz zalewały nam pokład, zmywając
do morza ludzi, daremnie próbujących trzymać się lin. Na własne oczy widzia-
łem, jak zatonął „Jesienny Księżyc”. W jednej chwili był na powierzchni, uszko-
dzony i płonący, ale był. Potem nadeszła fala i go pochłonęła. Mrugnąłem i już
go nie było, zniknął w jednej chwili. To była tylko fala, potwornie wielka, ale
wszyscy moi ludzie wołali „Kraken, kraken!” i w żaden sposób nie mogłem im
tego wyperswadować.
Nigdy nie zrozumiem, jak udało nam się przetrwać tę noc. Jakoś tego dokona-
liśmy. Rankiem morze znowu było spokojne, słońce świeciło, a błękitna woda
wyglądała tak niewinnie, że nikt by się nie domyślił, iż utonął w niej mój brat ze
wszystkimi swoimi ludźmi. „Lady Meredith” była w kiepskim stanie — żagle
porwane, a maszty rozszczepione. Straciliśmy dziewięciu ludzi. Odmówiliśmy
za nich modlitwy i zabraliśmy się do napraw na miarę naszych możliwości… po
południu człowiek na oku zauważył w oddali żagle. „Goniący za Słońcem” za-
wrócił, by nas odnaleźć. Lady Westhill nie tylko przetrwała sztorm, lecz również
znalazła ląd. Wicher i furia morza, które rozłączyły jej statek z Hightowerami,
zaniosły go też na zachód i gdy wstał świt, człowiek na oku zauważył ptaki krą-
żące wokół przesłoniętego mgiełką górskiego szczytu. Lady Alys popłynęła
w tamtą stronę i znalazła trzy małe wyspy — „górę i dwa pagórki”, jak to ujęła.
„Lady Meredith” nie była zdolna do dalszej żeglugi, ale holowały nas trzy szalu-
py z „Goniącego za Słońcem” i w ten sposób bezpiecznie dotarliśmy do wyse-
pek.
Dwa uszkodzone statki zatrzymały się na wysepkach na z górą pół księżyca.
Dokonaliśmy niezbędnych napraw i uzupełniliśmy zapasy. Lady Alys triumfo-
wała. Odkryliśmy ląd położony dalej na zachód niż wszystkie znane dotąd wy-
spy niezaznaczone na żadnych mapach. Ponieważ były trzy, nadała im nazwy —
Aegon, Visenya i Rhaenys. Wyspy były niezamieszkane, ale nie brakowało na
nich źródeł i strumieni, podróżnicy mogli więc do woli napełnić beczki słodką
wodą. Żyły tam dzikie świnie i szare, ospałe jaszczurki wielkości jeleni, a na
drzewach było pełno orzechów i owoców.
Gdy Eustace Hightower skosztował niektórych z nich, oznajmił, że nie muszą
już płynąć dalej.
— To jest wystarczająco wielkie odkrycie — skonkludował. — Mamy tu ko-
rzenie, jakich dotąd nie znałem, i te różowe owoce. To pozwoli nam zdobyć for-
tunę.
Alys Westhill nie potrafiła w to uwierzyć. Trzy małe wysepki, nawet najwięk-
sza z nich trzykrotnie mniejsza od Smoczej Skały — to było nic. Prawdziwe
cuda czekały dalej na zachodzie. Tuż za horyzontem mogło się znajdować nowe
Essos.
— Albo mogą nas od niego dzielić jeszcze trzy tysiące mil pustego oceanu —
odpowiedział ser Eustace. Choć lady Alys próbowała go przekonać albo przebła-
gać, tkając w powietrzu pajęczyny ze słów, Hightower pozostał niewzruszony.
— Nawet gdybym chciał się zgodzić, załoga by mi nie pozwoliła — wyjaśnił
lordowi Donnelowi w jego komnacie. — Wszyscy co do jednego byli przekona-
ni, że widzieli, jak olbrzymi kraken wciągnął „Jesienny Księżyc” w morskie od-
męty. Gdybym wydał rozkaz ruszenia w dalszą drogę, wyrzuciliby mnie za burtę
i wybrali sobie nowego kapitana.
Dlatego wędrowcy rozstali się po opuszczeniu wysp. „Lady Meredith” zawró-
ciła na wschód i ruszyła z powrotem do domu, a Alys Westhill na swym statku
popłynęła dalej na zachód, ścigając słońce. Powrót Eustace’a Hightowera okazał
się niemal równie niebezpieczny, jak podróż w tamtą stronę. Nękały ich sztormy,
choć nie tak straszliwe jak ten, który pochłonął statek jego brata. Nieprzychylne
wiatry zmuszały ich do ciągłego halsowania. Zabrali na pokład trzy wielkie, sza-
re jaszczurki. Jedna z nich ugryzła sternika. Jego noga zrobiła się zielona i trzeba
ją było amputować. Po kilku dniach spotkali stado lewiatanów. Jeden z nich,
ogromny, biały samiec większy od statku, celowo uderzył w „Lady Meredith”
tak mocno, że kadłub pękł. Później ser Eustace zmienił kurs, zmierzając ku Wy-
spom Letnim, najbliższemu lądowi według jego obliczeń. Okazało się jednak, że
znajdowali się dalej na południe, niż im się wydawało, i minęli je, docierając do
brzegów Sothoryos.
— Spędziliśmy tam cały rok — opowiadał dziadkowi. — Musieliśmy porząd-
nie wyremontować „Lady Meredith”, bo okazało się, że uszkodzenia są poważ-
niejsze, niż się nam zdawało. Niemniej tam również można było zdobyć fortunę
i nie byliśmy na to ślepi. Szmaragdy, złoto, korzenie, tak jest, wszystkie te rze-
czy, a także o wiele więcej. Niezwykłe stworzenia… małpy chodzące jak ludzie,
ludzie wyjący jak małpy, wiwerny, bazyliszki, sto różnych rodzajów węży.
Wszystkie te stworzenia były śmiertelnie groźne. Niektórzy moi ludzie po prostu
znikali w nocy. Pozostali zaczęli umierać. Jednego ugryzła mucha. Tylko małe
ukłucie na karku, nie było się czego obawiać. Trzy dni później skóra zaczęła
schodzić, a on krwawił z uszu, kutasa i dupy. Picie morskiej wody może wpędzić
człowieka w obłęd, ale tam słodka woda jest równie niebezpieczna. Są w niej ro-
baki, takie małe, że ledwie można je zobaczyć. Jeśli ktoś je połknie, składają mu
jaja w brzuchu. A gorączki… prawie każdego dnia więcej niż połowa moich lu-
dzi była niezdolna do pracy. Chyba byśmy tam zginęli, gdyby nas nie znaleźli
przepływający tamtędy Letniacy. Myślę, że znają to piekło znacznie lepiej, niż
chcą przyznać. Dzięki ich pomocy udało mi się doprowadzić „Lady Meredith”
do Miasta Wysokich Drzew, a stamtąd do domu.
Tak zakończyła się opowieść Eustace’a Hightowera, a wraz z nią jego wielka
przygoda.
Jeśli zaś chodzi o lady Alys Westhill, znaną też jako Elissa z rodu Farmanów,
nie wiemy, jak wyglądał koniec jej przygody. „Goniący za Słońcem” zniknął na
zachodzie, poszukując krain położonych za morzem zachodzącego słońca. Nig-
dy już więcej go nie widziano.
Chyba że…
Wiele lat później Corlys Velaryon, urodzony na Driftmarku w roku 53 o.P.,
wyruszył na swym statku, „Wężu Morskim”, w dziewięć wielkich podróży, za-
puszczając się dalej niż jakikolwiek człowiek z Westeros przed nim. Podczas
pierwszej z tych wypraw wypłynął za Nefrytowe Bramy, docierając do Yi Ti i na
wyspę Leng, skąd przywiózł takie mnóstwo drogocennych przypraw, jedwabi
i nefrytu, że ród Velaryonów na pewien czas stał się najbogatszy w całych Sied-
miu Królestwach. Podczas drugiej wyprawy ser Corlys zapuścił się jeszcze dalej
na wschód i stał się pierwszym Westerosianinem, który dotarł do Asshai przy
Cieniu, posępnego czarnego miasta władców cieni położonego na skraju świata.
Tam stracił ukochaną i połowę załogi, jeśli wierzyć opowieściom… i tam rów-
nież, w porcie Asshai, ujrzał stary, zniszczony statek, który — jak przysięgał do
końca życia — mógł być jedynie „Goniącym za Słońcem”.
W roku 59 o.P. Corlys Velaryon był jednak tylko sześcioletnim chłopcem, któ-
ry marzył o morzu. Musimy go na razie opuścić i wrócić do końca jesieni, który
nastąpił w owym pamiętnym roku, gdy niebo pociemniało, nadeszły wichry i do
Westeros zawitała zima.
Długa zima z lat 59-60 o.P. była wyjątkowo surowa. Z tą opinią zgadzają się
wszyscy, którym udało się ją przeżyć. Najbardziej ucierpiała północ. Plony mar-
niały na polach, strumienie zamarzały, a zza Muru przybywały mroźne wiatry.
Lord Alaric Stark rozkazał, by połowę plonów z każdych żniw odkładano z my-
ślą o nadchodzących chłodach, ale nie wszyscy chorążowie go posłuchali. Gdy
ich zapasy się wyczerpały, a spichrze opustoszały, zaczęła się klęska głodu. Star-
cy żegnali się z dziećmi i odchodzili w śnieg, szukając śmierci, by ich krewni
mogli przeżyć. Żniwa były nieudane również w dorzeczu, w krainach zachodu,
w Dolinie, a nawet w częściach Reach. Ci, którzy mieli żywność, chomikowali
ją, i w całych Siedmiu Królestwach cena chleba zaczęła zwyżkować. Cena mięsa
rosła jeszcze szybciej, a we wszystkich miastach, wielkich i małych, owoce
i warzywa zniknęły niemal bez śladu.
A potem nadeszła drżączka i po krainie krążył Nieznajomy.
Maesterzy znali tę chorobę. Widzieli podobną przed stuleciem i historię zara-
zy opisano w ich księgach. Uważano, że przybyła ona do Westeros zza morza,
z jednego z Wolnych Miast albo z jakichś jeszcze dalej położonych krain. Pierw-
szą ofiarą choroby zawsze padały miasta portowe. Wielu prostaczków wierzyło,
że zarazę przenoszą szczury; nie znajome szare gryzonie z Królewskiej Przystani
albo Starego Miasta, wielkie, śmiałe i krwiożercze, lecz mniejsze, czarne, które
wybiegały z ładowni statków na nabrzeżach albo wychodziły na ląd po cumach.
Choć maesterzy z Cytadeli nigdy nie znaleźli satysfakcjonujących dowodów
winy tych stworzeń, we wszystkich domostwach w Siedmiu Królestwach, od
najwspanialszego zamku aż po najskromniejszą chatę, gwałtownie wzrósł popyt
na koty. Nim zimowa zaraza się skończyła, kocięta osiągnęły cenę dextrariusów.
Objawy choroby były powszechnie znane. Na początku zarażeni skarżyli się,
że jest im zimno, rzucali do ognia dodatkowe szczapy, kulili się pod kocem albo
pod stertą futer. Niektórzy domagali się gorącej zupy, grzanego wina albo,
wbrew zdrowemu rozsądkowi, piwa. Ale ani koce, ani zupy nie mogły powstrzy-
mać postępów choroby. Wkrótce nadchodziło drżenie, początkowo łagodne ciar-
ki, które jednak niepowstrzymanie przechodziły w gwałtowne dygotanie. Gęsia
skórka przesuwała się po kończynach ofiary niczym maszerujące armie. W tym
stadium ofiary trzęsły się już tak gwałtownie, że dzwoniły im zęby, a dłonie
i stopy drżały konwulsyjnie. Gdy wargi robiły się sine, a chory zaczynał kasłać
krwią, znaczyło to, że koniec jest blisko. Od chwili, gdy pojawiało się drżenie,
postępy choroby były szybkie. Śmierć mogła nadejść przed upływem doby,
a najwyżej jedna ofiara na pięć wracała do zdrowia.
Maesterzy wiedzieli o tym wszystkim, nie mieli jednak pojęcia, skąd przycho-
dzi drżączka, jak ją powstrzymać i leczyć. Próbowano okładów i eliksirów. Su-
gerowano ostrą musztardę, smoczą paprykę i wino przyprawione jadem węża, od
którego wargi drętwiały. Chorych zanurzano w baliach z gorącą wodą, niekiedy
ogrzaną prawie do stanu wrzenia. Sugerowano zielone warzywa, potem surowe
ryby, a wreszcie czerwone mięso, im bardziej krwiste, tym lepiej. Niektórzy
uzdrowiciele nie zadowalali się mięsem i radzili pacjentom pić krew. Próbowano
też inhalacji różnego rodzaju dymów pochodzących z płonących liści. Pewien
lord rozkazał swoim ludziom otoczyć go ogniskami, kryjąc się za ścianą płomie-
ni.
Podczas zimy w roku 59 o.P. drżączka przybyła ze wschodu, minęła Czarną
Zatokę i ruszyła w górę Czarnego Nurtu. Wyspy w krainach korony poczuły jej
dotknięcie jeszcze przed Królewską Przystanią. Pierwszym lordem, który zmarł,
był Edwell Celtigar, były namiestnik króla Maegora i powszechnie znienawidzo-
ny starszy nad monetą. Jego syn i dziedzic podążył za nim do grobu trzy dni
później. Zmarł lord Staunton z Gawroniego Gniazda, a po nim jego żona. Ich
przerażone dzieci zamknęły się w sypialni i zaryglowały drzwi, ale to ich nie
uratowało. Na Smoczej Skale ofiarą choroby padła ulubiona septa królowej,
Edyth. W Driftmarku Daemon Velaryon, Lord Przypływów, przeżył chorobę,
choć stał na progu śmierci, ale jego drugi syn i trzy córki mieli mniej szczęścia.
Lord Bar Emmon, lord Roby, lady Jirelle ze Stawu Dziewic… zabito w dzwony
dla nich wszystkich, podobnie jak dla wielu niżej postawionych mężczyzn i ko-
biet.
W całych Siedmiu Królestwach szlachetnie urodzeni i prości tak samo padali
ofiarą choroby. Najbardziej zagrożeni byli starzy i młodzi, lecz zaraza nie
oszczędzała też mężczyzn i kobiet w sile wieku. Wśród zmarłych byli najwięksi
lordowie, najszlachetniejsze damy i najwaleczniejsi rycerze. Lord Prentys Tully
zmarł w Riverrun, drżąc z zimna. Żona, lady Lucinda, przeżyła go tylko o dzień.
Lyman Lannister, potężny lord Casterly Rock, również padł ofiarą zarazy, razem
z wieloma innymi lordami z zachodu, takimi jak lord Marbrand z Ashemarku,
lord Tarbeck z Tarbeck Hall i lord Westerling z Turni. W Wysogrodzie lord Ty-
rell chorował, ale przeżył, tylko po to, by cztery dni po powrocie do zdrowia
spaść po pijanemu z konia i się zabić. Rogar Baratheon uniknął drżączki, jego
syn i córka, dzieci, które miał z królową Alyssą, zachorowali, ale przeżyli, zmarł
jednak jego brat, ser Ronnal, oraz żony obu braci.
Wielkie portowe Stare Miasto wyjątkowo ucierpiało, tracąc jedną czwartą
mieszkańców. Eustace Hightower, który wrócił z pechowej wyprawy Alys We-
sthill na morze zachodzącego słońca, ponownie uszedł z życiem, ale jego żona
i dzieci mieli mniej szczęścia, podobnie jak jego dziadek. Donnel Opieszały nie
mógł już dłużej odwlekać chwili swej śmierci. Zmarł, drżąc z zimna. Zaraza za-
brała również Wielkiego Septona, czterdziestu Najpobożniejszych oraz jedną
trzecią arcymaesterów, maesterów, akolitów i nowicjuszy z Cytadeli.
W całych Siedmiu Królestwach jednak żadne miejsce nie ucierpiało bardziej
niż Królewska Przystań. Wśród zmarłych było dwóch rycerzy Gwardii Królew-
skiej, stary ser Sam z Kwaśnego Wzgórza i ser Wiktor Waleczny o dobrym ser-
cu, a także trzej lordowie z rady, Albin Massey, Qarl Corbray i sam wielki ma-
ester Benifer. Benifer służył przez piętnaście lat, w czasach niebezpieczeństw
i dobrobytu. Przybył na żądanie Krwawego Króla po tym, jak Maegor zdekapi-
tował trzech jego poprzedników („akt świadczący o wyjątkowej odwadze albo
nadzwyczajnej głupocie”, jak określił to jego skłonny do ironii następca. „Ja pod
rządami Maegora nie przeżyłbym nawet trzech dni”).
Wszystkich zmarłych opłakiwano, ale w tych straszliwych dniach najbardziej
dawał się odczuć brak Qarla Corbraya. Dowódca Straży Miejskiej nie żył, a wie-
lu jego ludzi powaliła choroba. Dlatego na ulicach i w zaułkach Królewskiej
Przystani zapanowały bezprawie i warcholstwo. Sklepy rabowano, kobiety gwał-
cono, a mężczyzn okradano i zabijano tylko za to, że znaleźli się na niewłaści-
wej ulicy w nieodpowiednim czasie. Król Jaehaerys wysłał na ulice Gwardię
Królewską i swych domowych rycerzy, by przywrócili porządek, ale było ich za
mało i wkrótce nie miał innego wyboru, jak odwołać ich z powrotem.
Pośród tego chaosu Jego Miłość stracił też kolejnego lorda z rady, nie z powo-
du drżączki, lecz ignorancji i nienawiści. Rego Draz nie chciał zamieszkać
w Czerwonej Twierdzy, mimo że nie brakowało tam dla niego miejsca, a król
wielokrotnie mu to proponował. Pentoshijczyk wolał swoją rezydencję na Je-
dwabnej, nieopodal Smoczej Jamy, majaczącej nad nią, na szczycie wzgórza
Rhaenys. Tam mógł przyjmować kochanki, nie narażając się na dezaprobatę
dworu. Po dziesięciu latach służby Żelaznemu Tronowi lord Rego zrobił się tęgi
i wolał nie jeździć konno. Przemieszczał się między pałacem a swą rezydencją
w zdobnej, pozłacanej lektyce. Nierozsądnie zawsze wybierał trasę prowadzącą
przez cuchnące serce Zapchlonego Tyłka, dzielnicy słynącej z plugastwa i bez-
prawia.
Owego straszliwego dnia kilkunastu wyjątkowo nieprzyjemnych mieszkań-
ców Zapchlonego Tyłka ścigało prosię zaułkiem, gdy nagle ujrzeli lektykę lorda
Rega. Niektórzy byli pijani, a wszyscy byli głodni. Prosię im uciekło. Widok
Pentoshijczyka doprowadził ich do furii, albowiem wszyscy co do jednego uwa-
żali, że to starszy nad monetą odpowiada za wysoką cenę chleba. Jeden miał
miecz. Trzech miało noże. Reszta złapała za kamienie albo kije i razem rzucili
się na lektykę, przepędzając tragarzy i zrzucając Rega na ziemię. Gapie mówili,
że jego lordowska mość krzyczał o pomoc w języku, którego żaden z nich nie
rozumiał.
Rego Draz uniósł ręce, by zasłonić się przed padającymi na niego ciosami. Na
każdym jego palcu błyszczało złoto i klejnoty. Zapał napastników jeszcze się
wzmógł.
— To Pentoshijczyk! Te skurwysyny przyniosły do nas drżączkę! — zawołała
jakaś kobieta. Jeden z mężczyzn wyrwał kamień ze świeżo wybrukowanej przez
króla ulicy i zaczął walić nim w głowę lorda Rega, aż została tylko czerwona
miazga z krwi, kości i mózgu. Tak zginął Lord Powietrza. Głowę rozbito mu jed-
nym z brukowców, którymi dzięki jego pomocy król wyłożył ulice miasta. Ale
to nie wystarczyło napastnikom. Zanim uciekli, zerwali z zabitego piękne szaty
i ucięli mu wszystkie palce, by móc ukraść pierścienie.
Gdy wieści dotarły do Czerwonej Twierdzy, Jaehaerys Targaryen osobiście
wyruszył po ciało, otoczony przez swą Gwardię Królewską. Jak opowiadał póź-
niej ser Joffrey Doggett, kiedy król ujrzał zwłoki, jego furia była tak wielka, że
„gdy patrzyłem na jego twarz, przez chwilę miałem wrażenie, że widzę jego
stryja”. Na ulicy pełno było ciekawskich, którzy przyszli po to, żeby zobaczyć
króla albo pogapić się na krwawiącego trupa pentoshijskiego wekslarza. Jaeha-
erys zawrócił konia, kierując się ku gapiom.
— Chcę poznać imiona winnych — zawołał. — Podajcie mi je, a otrzymacie
hojną nagrodę. Albo trzymajcie języki za zębami, a stracicie je.
Wielu gapiów oddaliło się chyłkiem, ale jakaś bosonoga dziewczyna wyłoniła
się z tłumu, wykrzykując imię.
Król podziękował jej i rozkazał, by pokazała jego rycerzom, gdzie można zna-
leźć tego człowieka. Dziewczyna zaprowadziła królewskich gwardzistów do
winnego szynku, gdzie znaleziono łotra. Na kolanach siedziała mu kurwa, a na
trzech palcach miał pierścienie Rega. Na torturach szybko zdradził imiona pozo-
stałych napastników. Schwytano wszystkich. Jeden z nich twierdził, że był kie-
dyś Bratem Ubogim, i krzyczał, że chce wdziać czerń.
— Nie — odpowiedział Jaehaerys. — W Nocnej Straży służą ludzie honoru,
a ty jesteś gorszy od szczura.
Król oznajmił, że tacy osobnicy nie zasługują na czystą śmierć od miecza albo
topora. Zawieszono ich na murach Czerwonej Twierdzy z wyprutymi wnętrzno-
ściami, i szarpali się tam, aż wreszcie skonali. Kołyszące się miarowo jelita opa-
dały im do kolan.
Dziewczynę, która doprowadziła ludzi króla do zabójców, spotkał lepszy los.
Zaopiekowała się nią królowa Alysanne. Wsadzono ją do balii z gorącą wodą
i wyszorowano. Jej ubranie spalono, głowę ogolono, a następnie dano jej gorące-
go chleba z boczkiem.
— Znajdzie się dla ciebie miejsce w zamku, jeśli tego pragniesz — rzekła
Alysanne, gdy dziewczyna napełniła już brzuch. — W kuchni albo w stajniach,
jak wolisz. Masz ojca?
Dziewczyna skinęła nieśmiało głową na znak potwierdzenia.
— To był jeden z tych, którym otworzyliście brzuchy. Ten francowaty, z jęcz-
mieniem w oku. — Następnie powiedziała Jej Miłości, że wolałaby pracować
w kuchni. — Tam mają chleb.
Stary rok się skończył, ale tylko nieliczni w Westeros świętowali nadejście
nowego roku 60 o.P. Dwanaście miesięcy wcześniej na publicznych placach pa-
lono ogniska, wokół których tańczyli mężczyźni i kobiety, pito, śmiano się i ra-
dośnie bito w dzwony. Rok później w ogniskach palono trupy, a dzwony głosiły
żałobę. Na ulicach Królewskiej Przystani było pusto, zwłaszcza nocami, w zauł-
kach tworzyły się zaspy śniegu, a z dachów zwisały sople długie jak włócznie.
Na Wielkim Wzgórzu Aegona król Jaehaerys rozkazał zamknąć i zaryglować
bramy Czerwonej Twierdzy, podwoił też liczbę straży na murach. Wraz ze swą
królową i dziećmi uczestniczył w nabożeństwie o zachodzie słońca, odprawio-
nym w zamkowym sepcie. Potem wszyscy udali się do Warowni Maegora na
skromny posiłek i położyli się spać.
Gdy nadeszła godzina sowy, królową Alysanne obudziła córka, szarpiąc ją
lekko za ramię.
— Mamo — wyszeptała księżniczka Daenerys. — Zimno mi.
Nie musimy dokładnie opisywać tego, co wydarzyło się później. Całe Siedem
Królestw kochało Daenerys Targaryen. Zrobiono dla niej wszystko, co tylko le-
żało w ludzkiej mocy. Modlitwy i okłady, ciepłe zupy i gorące kąpiele, koce, fu-
tra, rozżarzone w ogniu kamienie i herbatka z pokrzywy. Choć księżniczka miała
sześć lat i dawno już odstawiono ją od piersi, wezwano mamkę, ponieważ nie-
którzy wierzyli, że mleko matki leczy drżączkę. Przychodzili do niej maesterzy,
septonowie i septy modlili się za nią, król rozkazał natychmiast przyjąć do pracy
stu nowych szczurołapów i obiecał nagrodę w wysokości srebrnego jelenia za
każdego martwego szczura, szarego albo czarnego. Daenerys chciała, by przy-
niesiono jej ulubionego kotka, i zrobiono to, ale gdy drżenie stało się bardziej
gwałtowne, zwierzę wyrwało się z uścisku księżniczki i podrapało ją w rękę. Tuż
przed świtem Jaehaerys zerwał się nagle na nogi, krzycząc, że potrzebny jest
smok, że jego córka musi mieć smoka. Wysłano na Smoczą Skałę kruki z listem
rozkazującym Stróżom Smoków natychmiast dostarczyć do Czerwonej Twierdzy
smoczątko.
Wszystko to na nic się zdało. Mała księżniczka umarła półtorej doby od chwi-
li, gdy obudziła matkę ze snu, skarżąc się na zimno. Królowa osunęła się w ra-
miona króla, dygocząc tak gwałtownie, że niektórzy się obawiali, iż ona również
zachorowała na drżączkę. Jaehaerys zabrał ją do swojej sypialni i dał makowego
mleka, by mogła zasnąć. Mimo straszliwego wyczerpania wyszedł na dziedzi-
niec i uwolnił Vermithora, po czym poleciał na Smoczą Skałę z zawiadomie-
niem, że smoczątko jednak nie będzie potrzebne. Po powrocie do Królewskiej
Przystani wypił kubek sennego wina i posłał po septona Bartha.
— Jak to się mogło zdarzyć? — zapytał. — Jaki grzech mogła popełnić? Dla-
czego bogowie ją zabrali? Jak to się mogło zdarzyć?
Jednakże nawet człowiek tak mądry jak Barth nie potrafił odpowiedzieć na te
pytania.
Król i królowa nie byli jedynymi rodzicami, którzy stracili dziecko z powodu
drżączki. Tysiące innych, wysoko i nisko urodzonych, zaznało owej zimy tego
samego bólu. Jednakże Jaehaerysowi i Alysanne śmierć ukochanej córki musiała
się wydać szczególnie okrutna, uderzała bowiem w samo serce doktryny ekscep-
cjonalizmu. Księżniczka Daenerys po obu stronach wywodziła się z rodu Targa-
ryenów, w jej żyłach płynęła krew dawnej Valyrii, a Valyrianie nie byli tacy jak
inni ludzie. Targaryenowie mieli fioletowe oczy i złote bądź srebrne włosy, wła-
dali niebem dzięki swoim smokom, nie obowiązywały ich doktryny i zakazy
Wiary dotyczące kazirodztwa… i nigdy nie chorowali.
Wiedziano o tym, odkąd Aenar Wygnaniec zgłosił pretensje do Smoczej Ska-
ły. Targaryenowie nie umierali na francę ani krwawą biegunkę, nie groziła im
czerwona plamica, brązowa noga ani konwulsje, nie cierpieli na robaczą kość,
zatory płuc, kwasy brzuszne ani z powodu niezliczonych innych plag i epidemii,
jakie bogowie z sobie tylko znanych powodów uznali za stosowne zsyłać na
śmiertelników. Uważano, że krew smoka ma w sobie oczyszczający ogień, który
wypala wszystkie takie choroby. Było niewyobrażalne, by księżniczka czystej
krwi umarła, drżąc z zimna jak jakieś nisko urodzone dziecko.
A jednak tak się stało.
Opłakując córkę i modląc się za jej słodką duszę, Jaehaerys i Alysanne musie-
li też stawić czoło tej straszliwej prawdzie. Być może Targaryenowie wcale nie
byli tak bliscy bogom, jak im się zdawało. Może w ostatecznym rozrachunku
byli tylko ludźmi.
Gdy epidemia wreszcie się skończyła, król Jaehaerys wrócił do pracy, choć
serce wypełniał mu smutek. Pierwsze zadanie, przed którym stanął, z pewnością
go nie pocieszyło. Musiał powołać nowych ludzi na miejsce zmarłych przyjaciół
i członków rady. Dowódcą Straży Miejskiej mianował najstarszego syna lorda
Redwyne’a, ser Roberta. Ser Gyles Morrigen znalazł dwóch dobrych rycerzy na
zwolnione miejsca w Straży Królewskiej i Jego Miłość przyznał ser Ryamowi
Redwyne’owi i ser Robinowi Shaw białe płaszcze. Trudniej było zastąpić Albina
Masseya, zdolnego, garbatego najwyższego sędziego. W poszukiwaniu kandyda-
ta na to stanowisko król sięgnął aż do Doliny Arrynów i wezwał Rodrika Arry-
na, młodego, słynącego z erudycji lorda Orlego Gniazda. On i Alysanne poznali
go, gdy miał zaledwie dziesięć lat.
Z Cytadeli przysłano już następcę Benifera, cechującego się ciętym językiem
wielkiego maestera Elysara. Był dwadzieścia lat młodszy od człowieka, którego
łańcuch przejął, i nigdy nie przyszła mu do głowy myśl, którą nie uznałby za sto-
sowne natychmiast się podzielić z innymi. Niektórzy twierdzili, że Konklawe
wysłało go do Królewskiej Przystani, bo chciało się go pozbyć.
Jaehaerys najdłużej się wahał, gdy chodziło o wybór nowego lorda skarbnika
i starszego nad monetą. Rego Draz, choć powszechnie znienawidzony, był wy-
jątkowo zdolnym człowiekiem.
— Kusi mnie, żeby powiedzieć, iż kogoś takiego nie znajdzie się na ulicy, ale
prawdę mówiąc, prędzej znajdziemy go tam niż w którymś z zamków — oznaj-
mił radzie król. Lord Powietrza nigdy się nie ożenił, ale miał trzech bękartów,
którzy uczyli się od niego kierowania interesami. Król miał wielką ochotę mia-
nować jednego z nich, ale wiedział, że Siedem Królestw nie zaakceptowałoby
kolejnego Pentoshijczyka.
— To musi być lord — skonkludował Jaehaerys z przygnębieniem w głosie.
Ponownie wymieniono znajome nazwiska: Lannister, Velaryon, Hightower.
Wszystkie te rody zbudowały swą potęgę w równym stopniu na złocie, jak na
stali. — Wszyscy są zbyt dumni — skwitował król.
Wreszcie septon Barth zaproponował inne nazwisko.
— Tyrellowie z Wysogrodu pochodzą od zarządców — przypomniał królowi.
— Reach przerasta obszarem krainy zachodu i jego bogactwo ma inny charakter.
Młody Martyn Tyrell mógłby się okazać użytecznym dodatkiem dla tej rady.
— Tyrellowie to przygłupy — sprzeciwił się z niedowierzaniem w głosie lord
Redwyne. Przykro mi, Wasza Miłość, bo są moimi seniorami, ale… Tyrellowie
to przygłupy, a lord Bertrand był w dodatku opojem.
— Może to i prawda — przyznał septon Barth — ale lord Bertrand leży już
w grobie, a ja mówię o jego synu. Lord Martyn jest młody i pełen zapału, ale nie
mogę ręczyć za bystrość jego umysłu. Natomiast jego żona, lady Florence, jest
Fossowayówną i liczyła jabłka, odkąd nauczyła się chodzić. Od chwili ślubu to
ona prowadzi rachunki w Wysogrodzie i ludzie mówią, że zwiększyła dochody
rodu Tyrellów o jedną trzecią. Nie wątpię, że gdybyśmy mianowali jej męża, ona
również przybyłaby na dwór królewski.
— Alysanne by się ucieszyła — stwierdził król. — Lubi towarzystwo by-
strych kobiet. — Od chwili śmierci księżniczki Daenerys królowa nie uczestni-
czyła w posiedzeniach rady. Być może Jaehaerys miał nadzieję, że to ją skłoni
do powrotu. — Nasz dobry septon nigdy nie sprowadził nas na złą drogę. Pod-
dajmy próbie tego przygłupa z mądrą żoną i miejmy nadzieję, że moi wierni pro-
staczkowie nie rozwalą mu głowy brukowcem.
Siedmiu odbiera i Siedmiu daje. Być może Matka na Górze spojrzała na kró-
lową Alysanne w żałobie i ulitowała się nad jej złamanym sercem. Nie minęły
dwa cykle księżyca od śmierci księżniczki Daenerys, a Jej Miłość zorientowała
się, że znowu spodziewa się dziecka. Zima nadal trzymała Westeros w lodowa-
tym uścisku, a w stolicy szalała drżączka. Dlatego królowa ponownie wybrała
ostrożność i przeniosła się na czas ciąży na Smoczą Skałę. Później tego samego
roku, 60 o.P., wydała na świat piąte dziecko, córkę, której nadała imię Alyssa, po
własnej matce.
— Jej Miłość lepiej doceniłaby ten zaszczyt, gdyby żyła — zauważył nowy
wielki maester, Elysar… choć nie w zasięgu słuchu króla.
Zima skończyła się wkrótce po narodzinach Alyssy, która okazała się zdro-
wym, pełnym życia dzieckiem. Jako niemowlę tak bardzo przypominała swą
nieżyjącą siostrę, Daenerys, że królowa często płakała na jej widok, wspomina-
jąc utraconą córkę. To podobieństwo zanikało jednak z wiekiem. Alyssa była
chuda i miała pociągłą twarz, i nie mogła się równać urodą ze starszą siostrą.
W jej splątanych brudnoblond włosach nie widziało się nitek srebra, wspomnie-
nia dawnych smoczych lordów. Urodziła się też z różnobarwnymi oczami —
jednym fioletowym, a drugim zdumiewająco zielonym. Uszy miała za duże
i uśmiechała się asymetrycznie, a w wieku sześciu lat, gdy bawiła się na dzie-
dzińcu, uderzenie drewnianym mieczem złamało jej nos. Zrósł się krzywo, ale
Alyssie to najwyraźniej nie przeszkadzało. W owym czasie jej matka zoriento-
wała się już, że dziewczynka nie jest podobna do Daenerys, lecz do Baelona.
Tak jak Baelon chodził kiedyś wszędzie za Aemonem, teraz Alyssa łaziła za
nim.
— Jak szczenię — skarżył się Wiosenny Książę. Baelon był dwa lata młodszy
od Aemona, a Alyssa cztery lata młodsza od niego… a w dodatku była dziew-
czynką, co w jego oczach znacznie pogarszało sytuację. Księżniczka nie ubierała
się jednak jak dziewczynka. Gdy tylko mogła, wkładała chłopięce szaty, unikała
towarzystwa innych dziewcząt, wolała jeździć konno, wspinać się i walczyć na
drewniane miecze, niż szyć, czytać i śpiewać. Nie chciała też jeść owsianki.
W roku 61 o.P. Królewską Przystań odwiedził stary przyjaciel i dawny prze-
ciwnik króla. Lord Rogar Baratheon przybył z Końca Burzy, by przywieźć na
królewski dwór trzy dziewczynki. Dwie z nich były córkami jego brata, Ronna-
la, który zmarł na drżączkę wraz z żoną i synami. Trzecią była lady Jocelyn, ro-
dzona córka jego lordowskiej mości i królowej Alyssy. Drobne, delikatne dziec-
ko, które przyszło na świat w straszliwym roku Nieznajomego, wyrosło na wy-
soką dziewczynkę o poważnej minie, wielkich, ciemnych oczach i włosach czar-
nych jak grzech.
Włosy Rogara Baratheona zdążyły już posiwieć. Lata odcisnęły swe piętno na
dawnym namiestniku królewskim. Twarz miał bladą i pooraną bruzdami, wy-
chudł też tak bardzo, że ubranie zwisało na nim luźno, jakby uszyto je na znacz-
nie potężniejszego mężczyznę. Gdy opadł na jedno kolano przed Żelaznym Tro-
nem, trudno mu było potem wstać i potrzebował pomocy rycerza Gwardii Kró-
lewskiej.
Lord Rogar oznajmił królowi i królowej, że przybył tu prosić o łaskę. Dodał,
że lady Jocelyn wkrótce będzie obchodziła siódmy dzień imienia.
— Nigdy nie miała matki. Żony moich braci opiekowały się nią na miarę
swych możliwości, ale jak wszystkie kobiety na pierwszym miejscu stawiały
własne dzieci, a teraz obie nie żyją. Proszę, przyjmijcie, jeśli łaska, Jocelyn i jej
kuzynki na wychowanie, by dorastały na dworze królewskim razem z waszymi
synami i córkami.
— To byłby dla nas wielki zaszczyt i wielka przyjemność — odparła królowa
Alysanne. — Jocelyn jest naszą siostrą, nie zapomnieliśmy o tym. W jej żyłach
płynie nasza krew.
Lord Rogar poczuł wyraźną ulgę.
— Chciałbym was prosić również o to, byście mieli oko na mojego syna. Bo-
remund zostanie w Końcu Burzy, pod opieką mojego brata Garona. To dobry
i silny chłopak. Nie wątpię, że w swoim czasie zostanie wielkim lordem, ale ma
dopiero dziewięć lat. Jak wiadomo Waszym Miłościom, mój brat Borys przed
kilku laty opuścił krainy burzy. Po narodzinach Boremunda zrobił się skwaszony
i gniewny. Stosunki między nami szybko się pogarszały. Przez pewien czas prze-
bywał w Myr, a potem w Volantis. Tylko bogowie wiedzą, co tam robił… ale te-
raz znowu pojawił się w Westeros. W Górach Czerwonych. Ponoć przyłączył się
do Sępiego Króla i łupi własnych ludzi. Garon jest dzielny i lojalny, ale nigdy
nie mógł się mierzyć z Borysem, a Boremund to tylko chłopiec. Boję się o to, co
może spotkać jego i krainy burzy, kiedy odejdę.
Te słowa zaskoczyły króla.
— Kiedy odejdziesz? Dlaczego miałbyś odejść? Dokąd się wybierasz, wasza
lordowska mość?
Lord Rogar rozciągnął usta w uśmiechu przypominającym o jego dawnej
gwałtowności.
— W góry, Wasza Miłość. Mój maester mówi, że umieram. Wierzę mu. Już
przed drżączką cierpiałem ból, a później się pogorszyło. Daje mi makowe mleko
i ono pomaga, ale biorę go tylko trochę. Nie chciałbym przespać czasu, jaki mi
pozostał. Nie zamierzam też umrzeć w łożu, krwawiąc z dupy. Chcę odnaleźć
mojego brata Borysa i się z nim policzyć. I z tym Sępim Królem też. Garon
mówi, że to szaleństwo. Nie myli się, ale pragnę umrzeć z toporem w dłoni, wy-
krzykując przekleństwa. Czy mam twe pozwolenie, Wasza Miłość?
Król Jaehaerys, wzruszony słowami starego przyjaciela, wstał i zszedł z Żela-
znego Tronu, by poklepać lorda Rogara po ramieniu.
— Twój brat to zdrajca, a ten Sęp… nie nazwę go królem… za długo już nęka
nasze Pogranicze. Masz moje pozwolenie, wasza lordowska mość. Co więcej,
masz mój miecz.
Król dotrzymał słowa. Konflikt, który nastąpił, historycy zwą trzecią wojną
dornijską. Ta nazwa wprowadza jednak w błąd, albowiem książę Dorne trzymał
swe wojska z dala od działań wojennych. Prostaczkowie z owych czasów posłu-
giwali się znacznie bardziej odpowiednią nazwą — wojna lorda Rogara. Lord
Końca Burzy wyruszył w góry, prowadząc oddział składający się z pięciuset lu-
dzi, a Jaehaerys Targaryen towarzyszył mu w powietrzu, lecąc na Vermithorze.
— Każe się zwać sępem, ale nie lata — stwierdził król. — Ukrywa się. Po-
winno się go nazywać susłem.
Nie mylił się. Pierwszy Sępi Król dowodził armiami, prowadził do bitwy ty-
siące ludzi. Drugi był tylko przesadnie ambitnym łupieżcą, synem mało ważnego
rodu, mającym kilkuset ludzi podzielających jego upodobanie do gwałtów i gra-
bieży. Niemniej dobrze znał góry i gdy go ścigano, po prostu znikał, by w odpo-
wiedniej chwili pojawić się znowu. Ludzie, którzy próbowali go dopaść, robili to
na własne ryzyko, albowiem był również biegły w zastawianiu zasadzek.
Żadna z jego sztuczek na nic się jednak zdała w starciu z wrogiem, który ści-
gał go z góry. Legendy mówiły, że Sępi Król miał niezdobytą górską twierdzę
ukrytą pośród chmur. Jaehaerys nie znalazł jednak żadnej sekretnej kryjówki,
a tylko kilkanaście prostych obozów rozsianych po okolicy. Vermithor spalił je
jeden po drugim, pozostawiając Sępowi tylko popioły. Kolumna lorda Rogara,
posuwająca się powoli w górę, była w końcu zmuszona porzucić konie i wędro-
wać dalej na piechotę ścieżkami wydeptanymi przez kozice, wspinać się na stro-
me stoki i przechodzić przez jaskinie, podczas gdy ukryci wrogowie zrzucali na
nich głazy z góry. Nie dali się jednak zastraszyć i wciąż parli naprzód. Gdy lu-
dzie z krain burzy zbliżali się ze wschodu, Simon Dondarrion, lord Czarnej
Przystani, ruszył w góry od zachodu, prowadząc mały oddział rycerzy z Pograni-
cza. W ten sposób odciął ludziom Sępa drogę ucieczki. Myśliwi zaciskali pętlę,
a Jaehaerys obserwował ich z góry, przesuwając oddziały, podobnie jak ongiś
poruszał żołnierzykami w Komnacie Malowanego Stołu.
W końcu znaleźli wrogów. Borys Baratheon nie znał tajnych górskich ścieżek
tak dobrze jak Dornijczycy i jego osaczono najpierw. Ludzie lorda Rogara szyb-
ko rozprawili się z jego bandą, ale gdy bracia spojrzeli sobie w oczy, król Jaeha-
erys opadł nagle z nieba.
— Nie chcę, by zwano cię zabójcą krewnych, wasza lordowska mość — rzekł
Jego Miłość swemu byłemu namiestnikowi. — Zdrajca należy do mnie.
Ser Borys roześmiał się, słysząc te słowa.
— Lepiej niech zwą mnie królobójcą niż jego zabójcą krewnych! — zawołał
i rzucił się do ataku. Ale Jaehaerys dzierżył w dłoniach Blackfyre’a i nie zapo-
mniał tego, czego nauczył się na dziedzińcu Smoczej Skały. Borys Baratheon
padł martwy u stóp króla, cięty w szyję tak głęboko, że głowa omal nie spadła
mu z ramion.
Z następną pełnią nadeszła kolej na Sępiego Króla. Osaczony w spalonym le-
gowisku, w którym miał nadzieję znaleźć schronienie, bronił się do samego koń-
ca, zasypując przeciwnika deszczem strzał i włóczni.
— Ten jest mój — rzekł Jego Miłości Rogar Baratheon, gdy górskiego króla
przyprowadzono przed ich oblicza zakutego w łańcuchy. Na jego rozkaz z banity
zdjęto okowy, po czym dano mu włócznię i tarczę. Lord Rogar stawił mu czoło
z toporem w rękach. — Jeśli mnie zabije, puść go wolno.
Sęp nie miał najmniejszych szans sprostać temu zadaniu. Choć Rogar Bara-
theon był słaby, wyniszczony i dręczył go ból, z nonszalancją odbijał ataki prze-
ciwnika, a wreszcie rozpłatał jego ciało od ramienia aż po pępek.
Gdy już było po wszystkim, dopadło go jednak zmęczenie.
— Najwyraźniej nie zginę z toporem w dłoniach — rzekł ze smutkiem królo-
wi. Nie mylił się. Rogar Baratheon, lord Końca Burzy, a w swoim czasie rów-
nież namiestnik królewski i lord protektor królestwa, zmarł w swoim zamku nie-
spełna pół roku później, na oczach swego septona, maestera, brata, ser Garona,
oraz syna i dziedzica, Boremunda.
Wojna lorda Rogara trwała mniej niż pół roku, zaczęła się i zakończyła zwy-
cięstwem w tym samym roku 61 o.P. Gdy wyeliminowano Sępiego Króla, liczba
łupieżczych napadów na Dornijskie Pogranicze spadła na pewien czas. Gdy wie-
ści o kampanii rozeszły się po Siedmiu Królestwach, nawet najbardziej wojow-
niczy lordowie poczuli jeszcze większy szacunek dla młodego króla. Wszelkie
wątpliwości prysły. Jaehaerys Targaryen nie był taki jak jego ojciec Aenys. Sa-
memu monarsze wojna przyniosła uzdrowienie.
— Wobec drżączki byłem bezsilny — wyznał septonowi Barthowi. — Dzięki
walce z Sępem znowu poczułem się królem.
W roku 62 o.P. lordowie Siedmiu Królestw z wielką radością dowiedzieli się,
że Jaehaerys przyznał najstarszemu synowi tytuł księcia Smoczej Skały, czyniąc
go oficjalnym następcą Żelaznego Tronu.

Książę Aemon miał siedem lat. Był wysokim, przystojnym i skromnym chłop-
cem. Nadal co rano ćwiczył na dziedzińcu z księciem Baelonem. Obaj byli sobie
bardzo bliscy. Byli też równymi przeciwnikami. Aemon był wyższy i silniejszy,
ale Baelon szybszy i bardziej agresywny. Ich pojedynki były tak zaciekłe, że
często przyciągały tłumy gapiów. Służący i praczki, rycerze i giermkowie, ma-
esterzy, septonowie i chłopcy stajenni — wszyscy gromadzili się na dziedzińcu,
by zagrzewać do walki jednego albo drugiego z książąt. Jedną z tych, którzy
przychodzili najczęściej, była Jocelyn Baratheon, ciemnowłosa córka nieżyjącej
królowej Alyssy. Jocelyn z każdym dniem robiła się coraz wyższa i piękniejsza.
Na uczcie urządzonej po inwestyturze księcia Aemona królowa posadziła Joce-
lyn obok niego. Dwoje dzieci rozmawiało ze sobą i śmiało się razem przez cały
wieczór, zapominając o wszystkich otaczających ich ludziach.
W tym samym roku bogowie pobłogosławili Jaehaerysa i Alysanne kolejnym
dzieckiem, córką, której nadali imię Maegelle. Dziewczynka miała słodką natu-
rę, była łagodna i uczynna, a także bardzo bystra. Wkrótce przywiązała się do
swej siostry Alyssy tak samo, jak książę Baelon do księcia Aemona. Nie obyło
się jednak bez konfliktów. Teraz to Alyssa oburzała się, że „dzidzia” uczepiła się
jej spódnicy. Unikała siostry, jak tylko mogła, a Baelon śmiał się z jej furii.
Omawialiśmy już niektóre z osiągnięć Jaehaerysa. Gdy rok 62 miał się ku
końcowi, król pomyślał o następnym roku i o nadchodzących latach. Wtedy wła-
śnie zaczął planować projekt, który miał całkowicie zmienić Siedem Królestw.
Dał już Królewskiej Przystani bruk, zbiorniki ze słodką wodą i fontanny. A teraz
skierował wzrok za mury stolicy, ku polom uprawnym, wzgórzom i moczarom
ciągnącym się od Dornijskiego Pogranicza aż po Dar.
— Szlachetni lordowie — rzekł członkom swojej rady — gdy wyruszamy
z królową na objazd, dosiadamy Vermithora i Srebrnoskrzydłej. Patrząc na kra-
inę z góry, widzimy miasta i zamki, wzgórza i bagna, rzeki, strumienie i jeziora.
Widzimy miasteczka targowe i wioski rybackie, prastare puszcze, góry, wrzoso-
wiska i łąki, stada owiec i pola uprawne, pola dawnych bitew, ruiny wież, cmen-
tarze i septy. W naszych Siedmiu Królestwach można zobaczyć bardzo wiele
różnych rzeczy. A czy wiecie, czego nie widzę? — Król walnął otwartą dłonią
w stół. — Dróg. Nie widzę dróg. Czasami widzę koleiny, jeśli nie lecę zbyt wy-
soko. Widzę ścieżki wydeptane przez zwierzynę, a tu i ówdzie również przez lu-
dzi, zwłaszcza wzdłuż strumieni. Ale nie widzę porządnych dróg. Moi lordowie,
chcę dostać drogi!
Budowa tak wielu mil traktów miała ciągnąć się do końca panowania Jaeha-
erysa i podczas rządów jego następcy, ale zaczęła się owego dnia w komnacie
rady w Czerwonej Twierdzy. Nie powinniśmy uważać, że przed wstąpieniem na
tron Jaehaerysa nie było w Westeros żadnych dróg. Były ich setki. Niektóre
z nich powstały przed tysiącleciami, za czasów Pierwszych Ludzi. Nawet dzieci
lasu miały swoje ścieżki, którymi wędrowały, gdy przemieszczały się z miejsca
na miejsce pod swymi drzewami.
Ale wszystkie te szlaki były bardzo kiepskie. Wąskie, błotniste, zryte koleina-
mi i kręte, wiły się pośród wzgórz, lasów i strumieni bez planu i celu. Tylko nad
nielicznymi ze strumieni zbudowano mosty. Brodów na rzekach często strzegli
zbrojni, żądający myta za prawo przejścia. Część lordów, przez których włości
prowadziły szlaki, utrzymywali je na swój sposób, ale znacznie więcej było ta-
kich, którzy tego nie robili. Porządna ulewa rozmywała je całkowicie. Na wędru-
jących nimi ludzi napadali rycerze rabusie albo złamani. Przed czasami Maegora
Bracia Ubodzy zapewniali pewną ochronę prostym ludziom na drogach (o ile
sami nie okradali ich z dobytku). Po rozwiązaniu Gwiazd szlaki Siedmiu Kró-
lestw stały się bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek przedtem. Nawet wielcy
lordowie zawsze podróżowali z eskortą.
Nie sposób byłoby wyeliminować wszystkich tych problemów w ciągu jedne-
go panowania, ale Jaehaerys był zdecydowany przynajmniej zacząć. Nie może-
my zapominać, że Królewska Przystań była bardzo młodym miastem. Zanim
Aegon Zdobywca i jego siostry przybyli tu ze Smoczej Skały, na trzech wzgó-
rzach przy ujściu Czarnego Nurtu do Czarnej Zatoki wznosiła się tylko niewiel-
ka wioska rybacka. W ciągu sześćdziesięciu dwóch lat, które minęły od owej
chwili, miasto rosło bardzo szybko, ale prowadziło do niego tylko kilka prymi-
tywnych szlaków, wąskich, piaszczystych dróg biegnących wzdłuż brzegu do
Stokeworth, Rosby i Duskendale albo między wzgórzami do Stawu Dziewic.
Poza nimi nie było zupełnie nic. Żadne trakty nie łączyły królewskiej stolicy
z wielkimi zamkami i miastami krainy. Królewska Przystań była portem i znacz-
nie łatwiej można było do niej dotrzeć drogą morską niż lądową.
To właśnie stało się punktem wyjścia dla Jaehaerysa. Las na południe od rzeki
był stary, gęsty i pełen chaszczy — znakomity dla myśliwych, ale znacznie gor-
szy dla wędrowców. Król rozkazał, by przez puszczę poprowadzono trakt łączą-
cy Królewską Przystań z Końcem Burzy. Ten sam szlak miał ciągnąć się dalej,
od Nurtu do Tridentu i dalej, przez Zielone Widły i Przesmyk, a później przez
bezdroża północy do Winterfell i do Muru. Prostaczkowie nazwali tę drogę kró-
lewskim traktem. To był najdłuższy i najkosztowniejszy ze wszystkich szlaków
Jaehaerysa. Jego budowę rozpoczęto najpierw i najszybciej też ją ukończono.
Za nim podążyły następne: różany trakt, trakt oceaniczny, rzeczny trakt, złoty
szlak. Niektóre istniały już od stuleci, w bardziej prymitywnej formie, ale Jaeha-
erys przebudował je całkowicie. Wypełniono koleiny, wysypano drogę żwirem,
przerzucono mosty przez strumienie. Inne szlaki jego ludzie zbudowali od po-
czątku. Koszty tego wszystkiego były spore, ale w Siedmiu Królestwach pano-
wał dobrobyt, a nowy starszy nad monetą, wspomagany przez bystrą żonę, „li-
czącą jabłka”, okazał się niemal tak samo zdolny jak Lord Powietrza. Trakty wy-
dłużały się, mila za milą, przez całe dziesięciolecia. „Połączył krainę w całość.
Uczynił Siedem Królestw jednym”, brzmi napis na cokole pomnika Starego
Króla w Cytadeli Starego Miasta.
Być może Siedmiu również uśmiechało się na widok jego pracy, ponieważ bo-
gowie wciąż błogosławili Jaehaerysa i Alysanne kolejnymi dziećmi. W roku
63 o.P. król i królowa świętowali narodziny Vaegona, ich trzeciego syna i siód-
mego dziecka. Rok później pojawiła się kolejna córka, Daella, a po trzech dal-
szych latach księżniczka Saera zademonstrowała światu swą czerwoną buzię
i doniosły krzyk. W roku 71 o.P. królowa urodziła dziesiąte dziecko, a szóstą
córkę, piękną Viserrę. Choć cała czwórka przyszła na świat w okresie dziesięciu
lat, trudno byłoby znaleźć rodzeństwo bardziej różniące się od siebie niż owe
młodsze dzieci Jaehaerysa i Alysanne.
Książę Vaegon nie przypominał starszych braci jak noc nie przypomina dnia.
Nie zaliczał się do silnych dzieci, był cichym chłopcem o ostrożnym spojrzeniu.
Inne dzieci, a nawet niektórzy lordowie z dworu, uważali, że jest ponury. Choć
nie był tchórzem, nie znajdował przyjemności w brutalnych zabawach giermków
i paziów ani w heroicznych czynach rycerzy ojca. Wolał bibliotekę od dziedziń-
ca i często można go było tam znaleźć, zatopionego w lekturze.
Księżniczka Daella, druga z czworga, była delikatna i nieśmiała. Łatwo było
ją przestraszyć i szybko zalewała się łzami. Powiedziała pierwsze słowo dopiero,
gdy miała prawie dwa lata… ale później też była raczej małomówna. Jej prze-
wodniczką była starsza siostra Maegelle i uwielbiała też swą matkę, królową, ale
bała się drugiej siostry Alyssy, a przy starszych chłopcach czerwieniła się i za-
słaniała twarz.
Księżniczka Saera, trzy lata młodsza od niej, od samego początku była uciąż-
liwa. Nieustannie krzyczała, była gniewliwa, zachłanna i nieposłuszna. Pierw-
szym słowem, które powiedziała, było „nie”. Powtarzała je często i głośno. Nie
dawała się odstawić od piersi do ukończenia czterech lat. Choć biegała już po
zamku, mówiąc więcej niż jej rodzeństwo Vaegon i Daella razem wzięci, nadal
domagała się piersi. Wściekała się i wrzeszczała, gdy tylko królowa odesłała ko-
lejną mamkę.
— Niech nas Siedmiu broni — wyszeptała Alysanne do króla pewnej nocy. —
Kiedy na nią patrzę, widzę Aereę.
Gwałtowna i uparta Saera Targaryen lubiła przyciągać uwagę i obrażała się,
gdy jej nie zyskiwała.
Najmłodsza z czwórki, księżniczka Viserra, również była samowolna, ale nig-
dy nie krzyczała, a już z pewnością nie płakała. Często określano ją słowem
„sprytna”. I jeszcze jednym: „próżna”. Wszyscy mężczyźni się zgadzali, że Vi-
serra jest piękna. Pobłogosławiono ją ciemnofioletowymi oczami i srebrnozłoty-
mi włosami prawdziwych Targaryenów, nieskazitelnie białą skórą, pięknymi ry-
sami oraz gracją, która wydawała się niesamowita i niepokojąca u tak małego
dziecka. Gdy jakiś jąkający się giermek powiedział jej, że jest boginią, przyznała
mu rację.
We właściwym czasie wrócimy do czworga książątek i do smutków, jakie
przyniosły ojcu i matce, ale na razie przejdźmy do roku 68 o.P. Wkrótce po naro-
dzinach Saery król i królowa ogłosili zaręczyny swego pierworodnego syna
Aemona, księcia Smoczej Skały, z Jocelyn Baratheon z Końca Burzy. Niektórzy
uważali, że po tragicznej śmierci księżniczki Daenerys Aemon powinien poślu-
bić księżniczkę Alyssę, najstarszą z jego żyjących sióstr, ale królowa Alysanne
stanowczo odrzuciła ten pomysł.
— Alyssa jest przeznaczona Baelonowi — oznajmiła królowi. — Łazi za nim,
odkąd nauczyła się chodzić. Są ze sobą blisko, jak ty i ja w ich wieku.
Dwa lata później, w roku 70 o.P., Aemon i Jocelyn połączyli się węzłem mał-
żeńskim. Uroczystość mogła rywalizować splendorem ze Złotymi Godami. Lady
Jocelyn miała szesnaście lat i była jedną z największych piękności Siedmiu Kró-
lestw. Miała długie nogi, pełne piersi i gęste, proste włosy opadające do talii,
czarne jak skrzydła kruka. Książę Aemon miał piętnaście lat, lecz choć był rok
młodszy od niej, wszyscy się zgadzali, że tworzą piękną parę. Jocelyn tylko cala
brakowało do sześciu stóp wzrostu i przerastała większość westeroskich lordów,
ale książę Smoczej Skały był trzy cale wyższy od niej.
— Przed nami przyszłość królestwa — rzekł ser Gyles Morrigen, gdy ujrzał
czarną damę i jasnego księcia stojących obok siebie.
W roku 72 o.P. urządzono w Duskendale turniej dla uczczenia ślubu młodego
lorda Darklyna z córką Theomore’a Manderly’ego. Obaj młodzi książęta przy-
byli na niego wraz z księżniczką Alyssą i uczestniczyli w walce zbiorowej dla
giermków. Zwycięzcą został książę Aemon, między innymi dlatego, że zasypał
młodszego brata serią ciosów, zmuszając go do kapitulacji. Później dobrze się
spisał również w szrankach i w nagrodę przyznano mu rycerskie ostrogi. Miał
siedemnaście lat. Gdy tylko pasowano go na rycerza, nie tracąc czasu, został
również smoczym jeźdźcem. Wkrótce po powrocie do Królewskiej Przystani po
raz pierwszy wzbił się pod niebo. Jego wierzchowcem była krwawoczerwona
Caraxes, najgwałtowniejsza ze wszystkich młodych bestii w Smoczej Jamie.
Stróże Smoków, którzy najlepiej ze wszystkich znali mieszkańców Jamy, prze-
zwali ją Krwawą Żmiją.
Na północy rok 72 również oznaczał koniec ery. Zmarł Alaric Stark, lord Win-
terfell. Przeżył obu silnych synów, którymi się ongiś przechwalał, i jego następ-
cą został wnuk, Edric.
Dokądkolwiek udał się książę Aemon i czymkolwiek się zajmował, książę
Baelon zawsze był blisko i dworscy plotkarze dawno już to zauważyli. W roku
73 o.P. po raz kolejny okazało się to prawdą, gdy Baelon Odważny wstąpił tuż
po bracie do stanu rycerskiego. Aemon miał siedemnaście lat, gdy zdobył ostro-
gi, Baelon musiał więc dokonać tej sztuki w wieku lat szesnastu. Powędrował
w tym celu aż do Reach, do Starego Dębu, gdzie lord Oakheart uczcił narodziny
syna siedmiodniowym turniejem. Młody książę wystąpił jako tajemniczy rycerz,
posługujący się przydomkiem Srebrny Błazen, i pokonał lorda Rowana, ser Aly-
na Ashforda, obu bliźniaków Fossowayów oraz dziedzica lorda Oakhearta, ser
Denysa, nim wreszcie przegrał z ser Rickardem Redwyne’em. Ser Rickard po-
mógł mu wstać, zdjął mu maskę, a potem kazał chłopakowi klęknąć i na miejscu
pasował go na rycerza.
Książę Baelon został w Starym Dębie tylko na chwilę, by wziąć udział
w uczcie, po czym popędził do Królewskiej Przystani, by wykonać drugą część
zadania i zostać smoczym jeźdźcem. Nigdy nie pozwalał się przyćmić bratu
i dawno już wybrał bestię, którą chciał dla siebie zdobyć. Wielka smoczyca Vha-
gar, której nikt nie dosiadał od czasu śmierci królowej Visenyi przed dwudzie-
stoma dziewięcioma laty, ryknęła i znowu wzbiła się pod niebo, by zanieść Wio-
sennego Księcia do Smoczej Skały ku zaskoczeniu jego brata Aemona oraz Ca-
raxes.
— Matka na Górze była dla mnie łaskawa — oznajmiła królowa Alysanne
w roku 73 o.P., gdy ogłoszono, że jej córka Maegelle dołączy do Wiary jako no-
wicjuszka. — Pobłogosławiła mnie tak wieloma dziećmi, a wszystkie z nich są
mądre i piękne. Uchodzi, bym oddała jej jedno z nich.
Księżniczka Maegelle miała dziesięć lat i myśl o złożeniu ślubów wypełniała
ją entuzjazmem. Była spokojną, pilną dziewczynką i ponoć każdego wieczoru
przed snem czytała fragment z Siedmioramiennej gwiazdy.
Gdy tylko jedno dziecko opuściło Czerwoną Twierdzę, przybyło do niej na-
stępne. Najwyraźniej Matka na Górze nie przestała jeszcze błogosławić Alysan-
ne Targaryen. W roku 73 o.P. królowa powiła jedenaste dziecko, syna, któremu
nadano imię Gaemon na cześć Gaemona Wspaniałego, największego z lordów
z rodu Targaryenów władających Smoczą Skałą przed Podbojem. Tym razem
jednak dziecko urodziło się przedwcześnie, a długi i trudny poród wyczerpał
królową tak bardzo, że maesterzy obawiali się o jej życie. Gaemon był drobny
i chudy, ważył dwa razy mniej niż jego brat Vaegon, który urodził się dziesięć lat
wcześniej. Królowa z czasem wróciła do zdrowia, musimy jednak ze smutkiem
napisać, że książę Gaemon zmarł kilka dni po nowym roku, w wieku niespełna
trzech księżyców.
Królowa jak zwykle ciężko zniosła stratę dziecka, zadając sobie pytanie, czy
to nie z powodu jakiegoś jej błędu książę Gaemon nie zdołał przeżyć. Septa
Lyra, jej powiernica od czasu pobytu na Smoczej Skale, zapewniła królową, że
nie powinna siebie oskarżać.
— Mały książę jest teraz z Matką na Górze — pocieszała ją Lyra. — A ona
z pewnością zadba o niego lepiej niż my w tym świecie walki i bólu.
To nie był jedyny cios, jaki spadł w owym roku na ród Targaryenów. Przypo-
mnijmy, że właśnie w roku 73 zmarła w Harrenhal królowa Rhaena.
Pod koniec roku na jaw wyszedł skandal, który wstrząsnął królewskim dwo-
rem i stolicą. Okazało się, że sympatyczny i powszechnie lubiany ser Lucamore
Strong z Gwardii Królewskiej ożenił się potajemnie, mimo że złożył śluby Bia-
łego Miecza. Co więcej, wziął sobie nie jedną żonę, lecz trzy, utrzymując w ta-
jemnicy przed każdą z nich istnienie dwóch pozostałych, i spłodził z nimi aż
szesnaścioro dzieci.
W Zapchlonym Tyłku i na Jedwabnej, gdzie kurwy i rajfurzy parali się swoim
rzemiosłem, mężczyźni i kobiety o niskim urodzeniu i jeszcze niższej moralno-
ści znajdowali podłą przyjemność w upadku namaszczonego rycerza, opowiada-
jąc sprośne żarty o „ser Lucamorze Lubieżnym”, ale w Czerwonej Twierdzy nikt
się nie śmiał. Jaehaerys i Alysanne bardzo lubili ser Lucamore’a i przerazili się
na wieść, że zrobił z nich głupców.
Jego bracia z Gwardii Królewskiej gniewali się jeszcze bardziej. Ser Ryam
Redwyne odkrył występki ser Lucamore’a i opowiedział o nich lordowi dowód-
cy Gwardii Królewskiej, który z kolei zawiadomił króla. Przemawiając w imie-
niu swych zaprzysiężonych braci, ser Gyles Morrigen oznajmił, że Strong po-
hańbił wszystko, co sobą reprezentują, i prosił, by skazano go na śmierć.
Ser Lucamore’a zawleczono przed Żelazny Tron. Padł na kolana, przyznał się
do winy i błagał króla o zmiłowanie. Jaehaerys mógłby mu nawet wybaczyć, ale
grzeszny rycerz popełnił fatalny błąd, dodając do swego błagania „dla dobra mo-
ich żon i dzieci”. Jak zauważył septon Barth, to było tak, jakby pysznił się swy-
mi zbrodniami przed królem.
— Gdy zbuntowałem się przeciwko swemu stryjowi Maegorowi, dwóch jego
gwardzistów królewskich porzuciło go, przechodząc na moją stronę — odparł
Jaehaerys. — Być może wierzyli, że pozwolę im zachować białe płaszcze, a być
może nawet nagrodzę ich tytułami lordowskimi i wysoką pozycją na dworze. Ja
jednak wysłałem ich na Mur. Nie chciałem wokół siebie wiarołomców, ani wte-
dy, ani dzisiaj. Ser Lucamorze, złożyłeś przed bogami i ludźmi świętą przysięgę,
nakazującą ci bronić mnie i mojej rodziny nawet za cenę życia. Przysięgałeś być
mi posłuszny, walczyć za mnie i zginąć, gdyby okazało się to konieczne. Przy-
sięgałeś też, że nie weźmiesz sobie żony, nie spłodzisz dzieci i będziesz żył
w czystości. Jeśli tę drugą przysięgę złamałeś tak łatwo, to jak mogę wierzyć, że
dotrzymasz pierwszej?
Wtedy odezwała się królowa Alysanne.
— Zadrwiłeś ze ślubów rycerza Gwardii Królewskiej, ale to nie była jedyna
przysięga, którą złamałeś. Zhańbiłeś również przysięgę małżeńską, i to nie jeden
raz, lecz trzy razy. Żadna z tych kobiet nie była twoją prawowitą żoną, a wszyst-
kie te dzieci, które widzę za tobą, co do jednego są bękartami. Tylko one są na-
prawdę niewinne w całej tej sprawie, ser. Słyszałam, że twoje żony nie wiedziały
nawzajem o swym istnieniu, ale z pewnością musiały zdawać sobie sprawę, że
jesteś Białym Mieczem, rycerzem Gwardii Królewskiej. Z tego powodu są
współwinne, podobnie jak jakiś pijany septon, którego przekonałeś do udzielenia
wam ślubu. W ich przypadku łaskawość może być wskazana, ale w twoim… nie
chcę cię blisko mojego króla, ser.
Nie pozostało już nic więcej do dodania. Żony i dzieci fałszywego rycerza
płakały, przeklinały albo gapiły się w milczeniu, gdy Jaehaerys rozkazał wyka-
strować ser Lucamore’a, a następnie zakuć go w łańcuchy i wysłać na Mur.
— Nocna Straż również zażąda od ciebie przysięgi — ostrzegł król. — Lepiej,
żebyś jej nie złamał, bo następnym razem zapłacisz głową.
Jaehaerys zostawił swej królowej problem trzech rodzin. Alysanne zarządziła,
że synowie ser Lucamore’a mogą dołączyć do ojca na Murze, jeśli tego pragną.
Dwóch najstarszych chłopaków postanowiło to zrobić. Dziewczynki Wiara
przyjmie jako nowicjuszki, jeśli takie będzie ich życzenie. Tylko jedna z nich
wybrała tę drogę. Reszta dzieci miała zostać z matkami. Pierwszą z żon, razem
z dziećmi, przekazano pod opiekę brata Lucamore’a, Bywina, którego przed nie-
spełna pół rokiem mianowano lordem Harrenhal. Druga żona z potomstwem po-
płynie do Driftmarku, gdzie dziećmi zaopiekuje się Daemon Velaryon, Lord
Przypływów. Trzecią żonę, której dzieci były najmniejsze (jedno nadal ssało
pierś) wyśle się do Końca Burzy, gdzie ich wychowaniem zajmie się młody lord
Boremund. Królowa zdecydowała też, że żadnemu z dzieci nie będzie wolno po-
sługiwać się nazwiskiem Strong. Od tej pory będą nosiły bękarcie nazwiska Ri-
vers, Waters i Storm.
— Za ten dar możecie podziękować ojcu, temu fałszywemu rycerzowi.
Hańba, jaką Lucamore okrył Gwardię Królewską i koronę, nie była jedynym
problemem, przed jakim stanęli Jaehaerys i Alysanne w roku 73 o.P. Zatrzymaj-
my się na chwilę, by rozważyć irytującą kwestię ich siódmego i ósmego dziecka
— księcia Vaegona i księżniczki Daelli.
Królowa Alysanne była bardzo dumna ze swej umiejętności aranżowania mał-
żeństw. Skojarzyła setki owocnych związków między lordami i damami z roz-
maitych okolic Siedmiu Królestw, nigdy jednak nie stanęła przed zadaniem trud-
niejszym niż znalezienie małżonków dla czworga swego młodszego potomstwa.
Ten problem dręczył ją przez wiele lat, wywoływał kolejne konflikty między nią
a jej dziećmi (zwłaszcza córkami), spowodował rozłam między nią a królem,
a na koniec stał się przyczyną tak wielkiej żałoby i bólu, że Jej Miłość przez pe-
wien czas rozważała możliwość wyrzeczenia się małżeństwa i spędzenia reszty
życia wśród milczących sióstr.
Kłopoty zaczęły się od Vaegona i Daelli. Książę i księżniczka przyszli na
świat w odstępie roku od siebie i przez pewien czas sprawiali wrażenie dobranej
pary. Dlatego król i królowa przyjęli założenie, że oboje z czasem się pobiorą.
Ich starsze rodzeństwo, Baelon i Alyssa, stało się nierozłączne. Już planowano
ich małżeństwo. Dlaczego z Vaegonem i Daellą nie miałoby być podobnie?
— Bądź dobry dla młodszej siostry — powiedział król Jaehaerys księciu, gdy
chłopiec miał pięć lat. — Pewnego dnia zostanie twoją Alysanne.
W miarę jak dzieci dorastały, stało się jednak oczywiste, że tych dwoje nie pa-
suje do siebie. Królowa wyraźnie dostrzegała, że nie ma między nimi ciepła. Va-
egon tolerował obecność siostry, ale nigdy jej nie szukał, Daella zaś sprawiała
wrażenie, że boi się ponurego mola książkowego, jakim był jej brat, przedkłada-
jący czytanie nad zabawę. Książę uważał księżniczkę za głupią, ona zaś miała
Vaegona za złośliwego.
— To tylko dzieci — uspokajał żonę Jaehaerys, gdy wspomniała mu o tym
problemie. — Z czasem się polubią.
Tak się jednak nie stało. Ich wzajemna antypatia wręcz rosła.
Kryzys nastał w roku 73 o.P. Książę Vaegon miał dziesięć lat, a księżniczka
Daella dziewięć, gdy jedna z dam do towarzystwa królowej, niedawno przybyła
do Czerwonej Twierdzy, żartem zapytała oboje o datę ślubu. Vaegon zareagował,
jakby go spoliczkowała.
— Nigdy się z nią nie ożenię — oznajmił chłopiec w obecności połowy dwo-
rzan. — Ona ledwie umie czytać. Powinna znaleźć sobie jakiegoś lorda, który
potrzebuje głupich dzieci, bo innych na pewno się od niej nie doczeka.
Księżniczka Daella, jak można się było spodziewać, zalała się łzami i uciekła
z komnaty. Jej matka, królowa, pobiegła za nią. Za Daellą ujęła się Alyssa, star-
sza od Vaegona o trzy lata. Księżniczka wylała mu na głowę dzban wina. Nawet
to nie skłoniło jednak księcia do okazania skruchy.
— Marnujesz złote arborskie — oznajmił starszej siostrze i wyszedł dumnym
krokiem z komnaty, by wdziać nowe ubranie.
Król i królowa doszli później do wniosku, że trzeba będzie znaleźć jakąś inną
żonę dla Vaegona. Na początek rozważyli swe młodsze córki. Księżniczka Saera
miała wtedy sześć lat, a księżniczka Viserra tylko dwa.
— Vaegon nigdy nawet nie spojrzał na żadną z nich — oznajmiła królowi
Alysanne. — Nie jestem pewna, czy w ogóle wie o ich istnieniu. Może gdyby ja-
kiś maester wspomniał o nich w książce…
— Jutro powiem maesterowi Elysarowi, żeby zabierał się do roboty — zażar-
tował król. — On ma dopiero dziesięć lat — dodał. — Nie widzi dziewcząt,
a one nie widzą jego. Wkrótce to się zmieni. Jest całkiem urodziwy, a do tego to
książę Westeros, trzeci w linii sukcesji do Żelaznego Tronu. Za kilka lat panny
zaczną latać za nim jak motyle i czerwienić się, gdy tylko raczy na nie spojrzeć.
Królowa nie była jednak przekonana. Słowo „urodziwy” mogło być zbyt po-
chlebne dla księcia Vaegona, którego pobłogosławiono srebrnozłotymi włosami
i fioletowymi oczami Targaryenów, lecz miał też pociągłą twarz i garbił się już
w wieku dziesięciu lat, a kwaśny grymas jego ust budził podejrzenie, że skrycie
ssie cytrynę. Jako jego matka Alysanne mogła być ślepa na te niedoskonałości,
ale nie na jego naturę.
— Bałabym się o każdego motyla, który zanadto się zbliży do Vaegona.
Mógłby rozmaślić go książką.
— Za dużo czasu spędza w bibliotece — zgodził się Jaehaerys. — Porozma-
wiam z Baelonem. Niech zabierze go na dziedziniec i włoży mu w rękę miecz.
To pomoże chłopakowi.
Wielki maester Elysar mówi nam, że Jego Miłość rzeczywiście porozmawiał
z księciem Baelonem, który posłusznie wziął młodszego brata pod swoje skrzy-
dła, zaprowadził go na dziedziniec, włożył mu miecz w dłoń, a na drugą rękę za-
łożył tarczę. To jednak nie pomogło. Vaegon nie znosił walczyć. Był w tym bez-
nadziejny i miał dar sprawiania, by wszyscy wokół niego czuli się tak samo
okropnie, nawet Baelon Odważny.
Baelon próbował przez cały rok, na polecenie króla.
— Im więcej ćwiczy, tym gorzej mu to wychodzi — wyznał Wiosenny Ksią-
żę. Pewnego dnia, być może chcąc zmusić Vaegona do większego wysiłku, przy-
prowadził na dziedziniec ich siostrę Alyssę, odzianą w błyszczącą męską kol-
czugę. Księżniczka nie zapomniała o incydencie ze złotym arborskim. Śmiała się
z młodszego brata i drwiła głośno, tańcząc wokół niego. Upokorzyła go chyba
z pięćdziesiąt razy, podczas gdy księżniczka Daella przyglądała się temu przez
okno. Zawstydzony poza granice wytrzymałości Vaegon odrzucił miecz i uciekł
z dziedzińca, by nigdy już tam nie wrócić.
Do księcia Vaegona i jego siostry Daelli wrócimy we właściwym czasie. Na
razie zajmijmy się bardziej radosnym wydarzeniem. W roku 74 o.P. bogowie po-
nownie pobłogosławili króla Jaehaerysa i królową Alysanne. Żona księcia
Aemona, lady Jocelyn, dała im pierwszą wnuczkę. Księżniczka Rhaenys przy-
szła na świat siódmego dnia siódmego księżyca tego roku. Septonowie uznali to
za bardzo dobry znak. Wielka i żywotna dziewczynka miała po matce czarne
włosy Baratheonów, a po ojcu jasnofioletowe oczy Targaryenów. Ponieważ była
pierworodnym dzieckiem księcia Smoczej Skały, wielu uważało, że jest następna
po ojcu w linii sukcesji do Żelaznego Tronu. Gdy królowa Alysanne przytuliła
dziewczynkę po raz pierwszy, nazwała ją ponoć „naszą przyszłą królową”.
W rozmnażaniu się, podobnie jak we wszystkich innych sprawach, Baelon
Odważny podążał tuż za bratem. W roku 75 o.P. w Czerwonej Twierdzy urzą-
dzono kolejne wspaniałe wesele. Wiosenny Książę wziął za żonę najstarszą ze
swych sióstr, księżniczkę Alyssę. Panna młoda miała piętnaście lat, a pan młody
osiemnaście. W przeciwieństwie do ojca i matki Baelon i Alyssa nie zwlekali ze
skonsumowaniem małżeństwa. Pokładziny, które odbyły się po uczcie weselnej,
były w następnych dniach tematem wielu zbereźnych żartów. Krzyki rozkoszy
młodej księżniczki słyszano ponoć aż w Duskendale. Bardziej nieśmiała dziew-
czyna mogłaby się poczuć zawstydzona, ale Alyssa Targaryen lubiła się prze-
chwalać, że potrafi być równie sprośna, jak najlepsza dziewka karczemna
w Królewskiej Przystani.
— Dosiadłam go i wybrałam się na przejażdżkę — przechwalała się następne-
go dnia. — A dziś w nocy mam zamiar zrobić to samo. Uwielbiam jazdę wierz-
chem.
Odważny książę nie był też jedynym wierzchowcem, którego dosiadła owego
roku księżniczka. Podobnie jak jej bracia, Alyssa Targaryen zamierzała zostać
smoczym jeźdźcem, i to im prędzej, tym lepiej.
Aemon zdobył smoka, kiedy miał siedemnaście lat, Baelon szesnaście, a ona
zamierzała tego dokonać w wieku piętnastu lat. Zgodnie z opowieściami Smo-
czych Stróżów ledwie udało im się ją przekonać, by nie próbowała zdobyć dla
siebie Baleriona.
— Jest stary i powolny, księżniczko — byli zmuszeni jej powiedzieć. —
Z pewnością pragniesz dla siebie szybszego wierzchowca.
Księżniczka Alyssa w końcu ich posłuchała i wzbiła się pod niebo na Meleys,
wspaniałej szkarłatnej smoczycy, na której nikt dotąd nie latał.
— Obie byłyśmy czerwonymi dziewicami — pochwaliła się ze śmiechem
księżniczka. — Ale teraz obie straciłyśmy cnotę.
Od tego dnia rzadko oddalała się od Smoczej Jamy. Często powtarzała, że la-
tanie jest dla niej drugą najwspanialszą rzeczą na świecie, a o tej pierwszej nie
mówi się przy damach. Smoczy Stróże mieli rację. Meleys była najszybszym
smokiem w dziejach Westeros. Kiedy Alyssa latała razem z braćmi, z łatwością
prześcigała Caraxes i Vhagar.
Tymczasem problem ich brata Vaegona nie znikał. Królowa czuła się coraz
bardziej sfrustrowana. Król nie do końca się mylił w sprawie motyli. Lata płynę-
ły, Vaegon dorastał, a młode damy z dworu poświęcały mu coraz więcej uwagi.
Czas i krępujące rozmowy z ojcem oraz braćmi nauczyły księcia podstaw kurtu-
azji i ku uldze królowej nie rozmaślił żadnej z nich. Niemniej właściwie ich nie
zauważał. Jego jedyną pasją pozostawały książki. — historia, kartografia, mate-
matyka i języki. Wielki maester Elysar, który nigdy nie był niewolnikiem kon-
wenansów, wyznał, że ofiarował Vaegonowi tom pełen erotycznych rycin, być
może sądząc, że obrazki przedstawiające piękne panny zabawiające się z męż-
czyznami, zwierzętami i ze sobą nawzajem skierują zainteresowania księcia na
uroki kobiet. Vaegon zatrzymał sobie księgę, ale w jego zachowaniu nie zaszła
żadna zmiana.
Gdy w roku 78 o.P. nastał piętnasty dzień imienia Vaegona i został mu tylko
rok do osiągnięcia wieku męskiego, Jaehaerys i Alysanne poruszyli w rozmowie
z wielkim maesterem kwestię narzucającego się rozwiązania.
— Czy twoim zdaniem Vaegon mógłby się nadawać na maestera?
— Nie — odparł bez ogródek Elysar. — Potraficie sobie wyobrazić, jak uczy
dzieci jakiegoś lorda czytania, pisania i prostych rachunków? Czy trzyma w swej
komnacie kruka albo innego ptaka? Wyobrażacie sobie, jak amputuje zmiażdżo-
ną nogę albo odbiera poród? Wszystko to są rzeczy, których wymaga się od ma-
esterów. — Wielki maester przerwał na chwilę. — Z Vaegona nie będzie maeste-
ra, ale niewykluczone, że mógłby zostać arcymaesterem. Cytadela to największa
skarbnica wiedzy w całym znanym świecie. Wyślijcie go tam. Może odnajdzie
się w bibliotece. Albo zaginie pośród ksiąg i już nigdy nie będziecie musieli się
o niego martwić.
Jego słowa przekonały królewską parę. Trzy dni później król Jaehaerys we-
zwał księcia Vaegona do swej samotni i oznajmił, że ma za pół księżyca wypły-
nąć do Starego Miasta.
— Cytadela się tobą zaopiekuje — rzekł Jego Miłość. — Sam musisz zdecy-
dować, kim pragniesz się stać.
— Tak ojcze. Zgoda — odparł książę, krótko, jak było jego zwyczajem. Jae-
haerys opowiadał później królowej, że Vaegon wyglądał, jakby chciał się
uśmiechnąć.
Książę Baelon z kolei nie przestawał się uśmiechać od czasu zawarcia ślubu.
Gdy Baelon i Alyssa nie latali, spędzali każdą godzinę razem, najczęściej w sy-
pialni. Książę Baelon był pełen zapału i krzyki rozkoszy, które rozległy się
w Czerwonej Twierdzy podczas pokładzin, w następnych latach słyszano też
w wiele innych nocy. Wkrótce udało się uzyskać oczekiwany przez wszystkich
rezultat. Alyssa Targaryen poczęła. W roku 77 o.P. urodziła swemu odważnemu
księciu syna, któremu dali na imię Viserys. Septon Barth pisał, że chłopczyk
„był pulchny i robił miłe wrażenie, śmiał się częściej niż jakiekolwiek niemow-
lę, które w życiu widziałem, i ssał z takim zapamiętaniem, że mamce brakowało
pokarmu”. Gdy Viserys miał dziewięć dni, matka, wbrew radom wszystkich,
owinęła go w powijaki i poleciała z nim na Meleys. Potem zapewniała, że chłop-
czyk chichotał podczas lotu.
Ciąża i poród mogą być radością dla siedemnastolatki, ale zupełnie inaczej
wyglądają dla czterdziestojednoletniej kobiety, jaką była matka Alyssy. Dlatego
gdy Jej Miłość zorientowała się, że znowu jest w ciąży, jej szczęście nie było
niezmącone. Książę Valerion przyszedł na świat w roku 77 o.P., po kolejnym
trudnym porodzie. Alysanne nie wstała później z łoża przez pół roku. Podobnie
jak jego brat Gaemon przed czterema laty, chłopczyk był mały, chorowity i nie
chciał się rozwijać. Wypróbowano pół tuzina mamek, ale w niczym to nie pomo-
gło. Valerion umarł w roku 78 o.P., pół księżyca przed pierwszym dniem imie-
nia. Królowa przyjęła jego śmierć z rezygnacją.
— Mam czterdzieści dwa lata — oznajmiła królowi. — Musisz się zadowolić
dziećmi, które już ci dałam. Obawiam się, że lepiej nadaję się teraz na babkę niż
na matkę.
Król Jaehaerys nie był tego taki pewien.
— Nasza matka, królowa Alyssa, miała czterdzieści sześć lat, kiedy wydała na
świat Jocelyn — zauważył w rozmowie z wielkim maesterem Elysarem. — Nie-
wykluczone, że bogowie jeszcze z nami nie skończyli.
Nie mylił się. Już w następnym roku wielki maester, ku ogromnemu zaskocze-
niu królowej Alysanne, poinformował ją, że znowu jest brzemienna. Księżniczka
Gael urodziła się w roku 80 o.P., gdy królowa miała czterdzieści cztery lata.
Przezwano ją „Zimowym Dzieckiem”, bo przyszła na świat zimą (a niektórzy
uważają, że również dlatego, iż królowa była już wówczas w zimie swej płodno-
ści). Gael była drobnym, bladym i słabowitym dzieckiem, ale wielki maester
Elysar był zdeterminowany nie dopuścić, by podzieliła los braci, Gaemona i Va-
leriona. Udało mu się. Przy pomocy septy Lyry, która czuwała przy dziecku
dniem i nocą, Elysar przeprowadził dziewczynkę przez trudny pierwszy rok, aż
wreszcie zaczęło wyglądać na to, że będzie żyła. Gdy Gael obchodziła pierwszy
dzień imienia, nadal zdrowa, choć niezbyt silna, królowa Alysanne dziękowała
bogom.
W owym roku miała też inny powód do radości. Wreszcie udało się jej zaaran-
żować małżeństwo dla swego ósmego dziecka, księżniczki Daelli. Po rozstrzy-
gnięciu kwestii Vaegona przyszła kolej na nią, ale płaczliwa księżniczka stwa-
rzała problem zupełnie innego rodzaju. Królowa mówiła o niej „mój kwiatu-
szek”. Daella była drobna, podobnie jak Alysanne. Stojąc na palcach, miała pięć
stóp i dwa cale wzrostu, miała też w sobie coś dziecinnego, co sprawiało, że
wszyscy, którzy ją widzieli, myśleli, że jest młodsza niż w rzeczywistości. Była
też wydelikacona, czego nigdy nie można było powiedzieć o jej matce. Alysanne
była nieustraszona, a Daella wiecznie się czegoś bała. Miała kotka i kochała go,
dopóki jej nie podrapał. Od tej pory nie chciała się już zbliżyć do żadnego kota.
Smoków bała się panicznie, nawet Srebrnoskrzydłej. Już najłagodniejsze wy-
mówki doprowadzały ją do łez. Kiedyś spotkała w korytarzach Czerwonej
Twierdzy księcia z Wysp Letnich odzianego w płaszcz z piór i pisnęła ze stra-
chu. Z powodu czarnego koloru skóry wzięła go za demona.
Choć słowa jej brata Vaegona były okrutne, miały w sobie sporo prawdy. Na-
wet septa musiała przyznać, że Daella nie jest zbyt bystra. Potrafiła czytać, ale
tylko z wielkim wysiłkiem i bez pełnego zrozumienia. Nie była w stanie nauczyć
się na pamięć nawet najprostszych modlitw. Miała słodki głos, lecz obawiała się
śpiewać, bo zawsze myliła słowa. Kochała kwiaty, ale bała się ogrodów, bo kie-
dyś omal nie użądliła jej pszczoła.
Jaehaerys miał w jej sprawie jeszcze mniej nadziei niż Alysanne.
— Nie chce nawet rozmawiać z chłopcami. Jak mogłaby wyjść za mąż? Mo-
glibyśmy oddać ją Wierze, ale nie potrafi się nauczyć modlitw, a jej septa mówi,
że zawsze płacze, kiedy ją prosi o przeczytanie na głos fragmentu z Siedmiora-
miennej gwiazdy.
Alysanne zawsze stawała w obronie córki.
— Daella jest słodka, dobra i łagodna. Ma czułe serce. Daj mi czas, a znajdę
lorda, który ją pokocha. Nie wszyscy Targaryenowie muszą władać mieczem
i jeździć na smoku.
W latach po jej zakwitnięciu Daella Targaryen przyciągnęła spojrzenia wielu
młodych paniątek. Nie było to niespodzianką. Była królewską córką, a panień-
stwo tylko dodawało jej urody. Jej matka również nie szczędziła wysiłków, stara-
jąc się zaaranżować dla córki odpowiednie małżeństwo.
Gdy Daella miała trzynaście lat, wysłano ją do Driftmarku, by poznała Corly-
sa Velaryona, wnuka Lorda Przypływów. Przyszły Wąż Morski był dziesięć lat
od niej starszy i zdążył już zostać sławnym marynarzem i kapitanem statków.
Podczas podróży przez Czarną Zatokę Daella dostała choroby morskiej, a po po-
wrocie skarżyła się, że Corlys „lubi swoje statki bardziej niż mnie” (pod tym
względem się nie myliła).
W wieku czternastu lat Daella dotrzymywała towarzystwa Denysowi Swanno-
wi, Simonowi Stauntonowi, Geroldowi Templetonowi i Ellardowi Crane’owi —
wszyscy byli obiecującymi giermkami w tym samym wieku co ona — ale Staun-
ton próbował ją namówić do picia wina, a Crane pocałował ją w usta bez pozwo-
lenia, doprowadzając tym Daellę do łez. Pod koniec roku księżniczka doszła do
wniosku, że nienawidzi ich wszystkich.
Gdy miała piętnaście lat, matka zabrała ją do Raventree w dorzeczu (jechały
w domu na kołach, bo Daella bała się koni). Lord Blackwood wystawnie przywi-
tał królową Alysanne, a jego syn zalecał się do księżniczki. Royce Blackwood
był wysoki, zgrabny, dobrze wychowany i ładnie się wysławiał. Świetnie strzelał
z łuku, dobrze władał mieczem i śpiewał skomponowane przez siebie ballady tak
pięknie, że Daelli miękło serce. Przez chwilę wyglądało na to, że będzie można
ogłosić zaręczyny, królowa Alysanne i lord Blackwood zaczęli nawet planować
wesele. Wszystko się jednak skończyło, gdy Daella się dowiedziała, że Blac-
kwoodowie oddają cześć starym bogom i musiałaby wypowiedzieć przysięgę
małżeńską przed czardrzewem.
— Oni nie wierzą w bogów — oznajmiła z przerażeniem matce. — Poszła-
bym do piekła.
Szybko zbliżał się szesnasty dzień imienia księżniczki, a razem z nim chwila,
gdy zostanie dorosłą kobietą. Królowej Alysanne zabrakło już pomysłów, a król
stracił cierpliwość. Pierwszego dnia roku 80 od Podboju Aegona oznajmił królo-
wej, że chce, by Daella wyszła za mąż, nim nowy rok się skończy.
— Jeśli chce, znajdę stu mężczyzn i każę im ustawić się przed nią nago, żeby
mogła sobie wybrać takiego, który się jej spodoba — oznajmił. — Wolałabym,
żeby poślubiła lorda, ale jeśli będzie wolała wędrownego rycerza, kupca albo
Pate’a Świniarza, to niech i tak będzie. Przestałem się już tym przejmować.
Ważne, żeby kogoś wybrała.
— Przestraszyłaby się stu nagich mężczyzn — odparła Alysanne, której to nie
rozbawiło.
— Stu oskubanych kaczek też — mruknął król.
— A jeśli nie znajdzie męża? — zapytała królowa. — Maegelle mówi, że
Wiara nie przyjmie dziewczyny, która nie umie przeczytać modlitw.
— Są jeszcze milczące siostry — skwitował Jaehaerys. — Ale czy musi do
tego dojść? Znajdź jej kogoś. To powinien być ktoś o łagodnym usposobieniu,
tak samo jak ona. Miły mężczyzna, który nigdy nie podniesie na nią głosu ani
ręki, będzie mówił do niej słodkim głosem, zapewniał, że bardzo ją ceni,
a przede wszystkim będzie jej bronił… przed smokami, końmi, pszczołami, kot-
kami, chłopcami z czyrakami i czego tam jeszcze się boi.
— Zrobię, co tylko w mojej mocy, Wasza Miłość — zapewniła królowa Aly-
sanne.
Ostatecznie nie było potrzeba stu mężczyzn nagich ani ubranych. Królowa
przekazała Daelli, delikatnie, lecz stanowczo, rozkaz króla i dała jej wybór mię-
dzy trzema zalotnikami, którzy byli gotowi ją poślubić. Powinniśmy też dodać,
że Pate Świniarz nie był jednym z nich. Wszyscy wybrani przez Alysanne męż-
czyźni byli wielkimi lordami albo synami wielkich lordów. Daella będzie miała
majątek i pozycję bez względu na to, którego z nich wybierze.
Najbardziej imponującym z kandydatów był Boremund Baratheon. Lord Koń-
ca Burzy miał już dwadzieścia osiem lat i stał się żywym obrazem ojca — potęż-
na budowa, gromki śmiech, bujna, czarna broda i gęste, równie czarne włosy.
Jako syn lorda Rogara i królowej Alyssy był przyrodnim bratem Alysanne i Jae-
haerysa. Daella znała i kochała jego siostrę Jocelyn, która spędziła kilka dobrych
lat na królewskim dworze. Uważano, że to bardzo zwiększa jego szanse.
Ser Tymond Lannister, dziedzic Casterly Rock i całego jego złota, był najbo-
gatszym z trzech kandydatów. Miał dwadzieścia lat i był bliższy Daelli wiekiem,
uchodził też za jednego z najprzystojniejszych mężczyzn w Siedmiu Króle-
stwach. Był smukły i gibki, miał długie, złote wąsy i włosy tej samej barwy. Za-
wsze ubierał się w jedwabie i atłasy. W Casterly Rock księżniczka byłaby bez-
pieczna. W całym Westeros nie znalazłoby się potężniejszego zamku. Lannister-
skie złoto i lannisterska uroda przemawiały za ser Tymondem, ale szkodziła mu
reputacja. Powiadano, że za bardzo lubi kobiety, a jeszcze bardziej wino.
Ostatnim z trzech, i w oczach wielu najmniej ważnym, był Rodrik Arryn, lord
Orlego Gniazda i protektor Doliny. Został lordem w wieku dziesięciu lat, co
przemawiało na jego korzyść; przez dwadzieścia lat służył w małej radzie jako
najwyższy sędzia i starszy nad prawami, w związku z czym stał się dobrze znany
na dworze. Był też lojalnym przyjacielem zarówno króla, jak i królowej. W Do-
linie dał się poznać jako utalentowany lord, silny, ale sprawiedliwy, sympatycz-
ny, szczodry, kochany przez prostaczków i przez lordów chorążych. W Królew-
skiej Przystani również spisywał się dobrze. Był rozsądny, wykształcony i za-
wsze miał dobry humor. Uważano go za bardzo przydatnego w radzie.
Lord Arryn był najstarszy z trzech kandydatów. Miał trzydzieści sześć lat,
dwadzieścia lat więcej niż księżniczka. Ponadto był już ojcem, miał czworo
dzieci pozostawionych przez nieżyjącą pierwszą żonę. Był też niski, łysiał i miał
wydatny brzuszek. Królowa Alysanne przyznawała, że nie jest to mężczyzna,
o jakim marzą młode dziewczęta, „ale jest taki, o jakiego prosiłeś, dobry i łagod-
ny z natury. Mówi też, że już od lat kochał naszą księżniczkę. Nie wątpię, że za-
pewni jej bezpieczeństwo”.
Ku zdumieniu wszystkich kobiet na dworze, poza być może królową, księż-
niczka Daella wybrała na męża lorda Rodrika.
— Myślę, że jest dobry i mądry jak ojciec — wyznała królowej Alysanne. —
I ma czworo dzieci! Będę dla nich nową matką!
Nie zapisano, co Jej Miłość pomyślała o tym wybuchu entuzjazmu. Relacja
wielkiego maestera Elysara z owego dnia mówi tylko: „Bogowie, bądźcie łaska-
wi”.
Narzeczeństwo nie trwało długo. Zgodnie z życzeniem króla księżniczka Da-
ella i lord Rodrik wzięli ślub przed końcem roku. Skromną ceremonię odprawio-
no w sepcie na Smoczej Skale. Przybyli tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina, bo
księżniczka nie czuła się dobrze w obecności tłumów. Nie urządzono też pokła-
dzin.
— Och, nie zniosłabym tego. Umarłabym ze wstydu — oznajmiła księżniczka
przyszłemu mężowi, a lord Rodrik spełnił jej życzenie.
Po ślubie lord Arryn zabrał księżniczkę do Orlego Gniazda.
— Moje dzieci muszą poznać nową matkę, a ja chcę pokazać Daelli Dolinę.
Życie jest tam spokojniejsze i toczy się wolniej. To jej się spodoba. Przysięgam,
Wasza Miłość, że będzie bezpieczna i szczęśliwa.
Przez pewien czas rzeczywiście tak było. Najstarszym z czworga dzieci lorda
Rodrika z pierwszą żoną była córka imieniem Elys, trzy lata starsza od nowej
macochy. Obie natychmiast się skłóciły, ale Daella uwielbiała troje młodszych
dzieci, a one najwyraźniej odwzajemniały to uczucie. Lord Rodrik dotrzymał
słowa. Był dobrym i opiekuńczym mężem, rozpieszczającym żonę, którą zwał
swą „drogocenną księżniczką”, i opiekował się nią. Jej listy do matki (pisane
z reguły przez młodszą córkę lorda Rodrika, Amandę) mówią, że czuje się cu-
downie szczęśliwa, Dolina zachwyca ją swym pięknem, kocha słodkich synów
swego lorda, a wszyscy w Dolinie są dla niej dobrzy.
W roku 81 o.P. książę Aemon obchodził dwudziesty szósty dzień imienia.
Okazał się bardzo zdolny zarówno podczas wojny, jak i pokoju. Ponieważ był
dziedzicem Żelaznego Tronu, uznano, że powinien odgrywać większą rolę
w rządzeniu Siedmioma Królestwami jako członek rady królewskiej. Dlatego
król Jaehaerys mianował księcia najwyższym sędzią i starszym nad prawami na
miejsce Rodrika Arryna.
— Tworzenie praw zostawię tobie, bracie — oznajmił książę Baelon, gdy opi-
jali nominację księcia Aemona. — Wolę robić synów.
Dotrzymał słowa. Latem tego roku księżniczka Alyssa urodziła Wiosennemu
Księciu drugiego syna. Dano mu na imię Daemon. Jego matka, jak zwykle nie-
pohamowana, zabrała chłopczyka pod niebo na Meleys zaledwie pół cyklu księ-
życa po jego narodzinach, podobnie jak jego brata, Viserysa.
Tymczasem w Dolinie jej siostrze Daelli nie powodziło się już tak dobrze.
Półtora roku po zawarciu małżeństwa kruk przyniósł do Czerwonej Twierdzy
wiadomość innego rodzaju. List był bardzo krótki i napisano go niewprawnymi
literkami Daelli. Jego treść brzmiała: „Będę miała dziecko. Mamo, przyleć. Boję
się”.
Królowa Alysanne również się przestraszyła, przeczytawszy te słowa. Po paru
dniach dosiadła Srebrnoskrzydłej i poleciała do Doliny, lądując po drodze
w Gulltown, nim ruszyła dalej, ku Księżycowym Bramom, a potem w górę, do
Orlego Gniazda. Był rok 82 o.P. Jej Miłość przybyła trzy księżyce przed przewi-
dywanym terminem porodu Daelli.
Choć księżniczka była uradowana wizytą matki i przepraszała za wysłanie tak
„głupiego” listu, łatwo można było zauważyć jej strach. Lord Rodrik opowiadał,
że jego żona zalewa się łzami z byle powodu, a czasami nawet w ogóle bez po-
wodu. Jego córka Elys lekceważyła obawy księżniczki.
— Można by pomyśleć, że jest pierwszą kobietą, która urodziła dziecko —
powiedziała Jej Miłości. Alysanne to jednak nie uspokoiło. Daella była delikat-
na, a dziecko wyglądało na bardzo duże.
— Jest stanowczo za mała na tak wielki brzuch — napisała do króla. — Na jej
miejscu sama bym się bała.
Królowa Alysanne została z księżniczką na resztę ciąży. Siedziała przy jej
łożu, czytała jej przed snem i koiła obawy.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła córkę chyba z pięćdziesiąt razy. —
To będzie dziewczynka. Zobaczysz. Córka. Wiem to. Wszystko będzie dobrze.
Miała rację w połowie. Aemma Arryn, córka lorda Rodrika i księżniczki Da-
elli, przyszła na świat pół księżyca za wcześnie, po długim i ciężkim porodzie.
— Boli — krzyczała przez pół nocy Daella. — Bardzo boli.
Ponoć uśmiechnęła się jednak, gdy położono jej córkę na piersiach.
Ale nie czuła się dobrze. Wkrótce po porodzie wdała się gorączka połogowa.
Księżniczka Daella rozpaczliwie pragnęła karmić córkę, ale nie miała mleka.
Wysłano po mamkę. Gorączka rosła i maester zabronił księżniczce nawet trzy-
mać dziecko. Rozpłakała się. Łkała tak długo, że wreszcie zasnęła. Miotała się
jednak przez sen, wierzgała szaleńczo i obracała się z boku na bok. Gorączka nie
przestawała rosnąć. Rankiem księżniczka zmarła. Miała osiemnaście lat.
Lord Rodrik również płakał. Błagał królową o pozwolenie pochowania jego
drogocennej księżniczki w Dolinie, ale Alysanne odmówiła.
— Była krwią smoka. Zostanie spalona, a popioły Daelli spoczną na Smoczej
Skale, obok jej siostry, Daenerys.
Po śmierci Daelli królowej pękło serce, ale spoglądając wstecz, wyraźnie wi-
dzimy, że była to pierwsza zapowiedź rozłamu między nią a królem. Bogowie
trzymają nas wszystkich w dłoniach i do nich należy dawanie życia i śmierci, ale
ludzie w swej pysze doszukują się winy u swych pobratymców. Pogrążona w ża-
łobie Alysanne Targaryen obwiniała siebie, lorda Arryna i maestera z Orlego
Gniazda za rolę, jaką odegrali w doprowadzeniu do śmierci jej córki… ale
przede wszystkim oskarżała Jaehaerysa. Gdyby nie nalegał na wydanie Daelli za
mąż, nie żądał, by wybrała kogoś jeszcze przed końcem roku… komu by za-
szkodziło, gdyby została małą dziewczynką jeszcze przez rok, dwa lata albo
i dziesięć?
— Była za młoda i za słaba, by urodzić dziecko — oznajmiła Jego Miłości po
powrocie do Królewskiej Przystani. — Źle postąpiliśmy, popychając ją do mał-
żeństwa.
Nie zapisano, co jej odpowiedział król.
Rok 83 od Podboju Aegona zapamiętano jako rok czwartej wojny dornij-
skiej… lepiej znanej prostaczkom jako Szaleństwo Księcia Moriona albo Wojna
Stu Świec. Stary książę Dorne umarł i władzę w Słonecznej Włóczni przejął
jego syn, Morion Martell. Ten porywczy i głupi młodzieniec już od dawna obu-
rzał się na tchórzostwo, jakie okazał jego ojciec podczas wojny lorda Rogara,
gdy rycerze z Siedmiu Królestw wtargnęli bez przeszkód na teren Czerwonych
Gór, a dornijskie armie zostały w domu, zostawiając Sępiego Króla swemu loso-
wi. Pragnąc pomścić tę zniewagę dla dornijskiego honoru, książę zaplanował na-
jazd na Siedem Królestw.
Zdawał sobie sprawę, że Dorne nie ma szans zwyciężyć z potęgą, jaką jest
w stanie rzucić przeciwko niemu Żelazny Tron, uważał jednak, że uda mu się za-
skoczyć króla Jaehaerysa i podbić krainy burzy aż po sam Koniec Burzy, a przy-
najmniej Przylądek Gniewu. Zamiast zaatakować przez Książęcy Wąwóz, za-
mierzał wyruszyć drogą morską. Zbierze swe zastępy we Wzgórzu Duchów i w
Tor, załaduje je na okręty, po czym pożegluje przez Morze Dornijskie, by zasko-
czyć ludzi z krain burzy. Jeśli go pokonają albo zmuszą do odwrotu, to niech
i tak będzie… ale przed wypłynięciem w drogę poprzysiągł spalić sto miaste-
czek i zrównać z ziemią sto zamków, by ludzie z krain burzy zrozumieli, że
wtargnięcie na dornijskie ziemie nigdy nie ujdzie im na sucho. (O szaleństwie
tego planu świadczy fakt, że na Przylądku Gniewu nie znajdzie się stu miaste-
czek ani stu zamków. Nie ma tam nawet jednej trzeciej tej liczby).
Dorne nie miało żadnych morskich sił od czasów, gdy Nymeria spaliła dzie-
sięć tysięcy okrętów, ale książę Morion miał złoto i znalazł chętnych sojuszni-
ków — piratów ze Stopni, morskich najemników z Myr oraz korsarzy z Wybrze-
ża Pieprzowego. Choć trwało to blisko rok, okręty wreszcie się zjawiły i książę
wyruszył w drogę ze swymi włócznikami. Morion wychował się na opowie-
ściach o minionej dornijskiej chwale i podobnie jak wielu młodych lordów z Do-
rne, widział splamione słońcem kości smoczycy Meraxes w Hellholcie. Dlatego
na pokładzie wszystkich okrętów pełno było kuszników i wyposażono je też
w potężne skorpiony, takie jak ten, który powalił bestię królowej Rhaenys. Jeśli
Targaryenowie ośmielą się rzucić przeciwko niemu smoki, Morion wypełni po-
wietrze pociskami i zabije wszystkie potwory.
Nie sposób przecenić tego, jak wielkim szaleństwem był ten plan. Przede
wszystkim nadzieje na to, że uda się zaskoczyć Żelazny Tron, były śmieszne.
Jaehaerys miał szpiegów na dworze Moriona i przyjaciół wśród co bystrzejszych
dornijskich lordów, a do tego piraci ze Stopni, morscy najemnicy z Myr i korsa-
rze z Wybrzeża Pieprzowego raczej nie słynęli z dyskrecji. Wystarczyło, że
odrobina monet przeszła z ręki do ręki. Król wiedział o planowanym ataku pół
roku przed tym, nim Morion wyruszył w drogę.
Boremunda Baratheona, lorda Końca Burzy, również o wszystkim zawiado-
miono. Czekał na Przylądku Gniewu, by zgotować krwawe powitanie wysiada-
jącym na brzeg Dornijczykom. Nie dano mu jednak takiej szansy. Jaehaerys Tar-
garyen i jego synowie, Aemon oraz Baelon, również czekali i gdy tylko flota
Moriona wypłynęła na Morze Dornijskie, Vermithor, Caraxes i Vhagar runęły na
nią z chmur. Rozległy się krzyki i Dornijczycy wypełnili powietrze pociskami ze
skorpionów, ale strzelać do smoka to nie to samo, co w niego trafić. Kilka beł-
tów odbiło się od smoczych łusek, a jeden przebił skrzydło Vhagar, ale żaden nie
odnalazł wrażliwych punktów. Smoki krążyły w górze, wypuszczając potężne
tchnienia ognia. Pożar ogarniał okręty jeden po drugim. Nie przestały płonąć,
nawet gdy słońce już zaszło, „jak sto świec unoszących się na morskich falach”.
Jeszcze przez pół roku morze wyrzucało spalone ciała na brzeg Przylądka Gnie-
wu, ale żaden żywy Dornijczyk nie postawił stopy na ziemi krain burzy.
Czwarta wojna dornijska trwała tylko jeden dzień i zakończyła się całkowitym
zwycięstwem Żelaznego Tronu. Piraci ze Stopni, morscy najemnicy z Myr i kor-
sarze z Wybrzeża Pieprzowego stali się na pewien czas mniej kłopotliwi, a księż-
ną Dorne została Mara Martell. W Królewskiej Przystani króla Jaehaerysa i jego
synów przywitały radosne tłumy. Nawet Aegon Zdobywca nigdy nie wygrał
wojny, nie tracąc ani jednego człowieka.
Książę Baelon miał też inny powód do radości. Jego żona, Alyssa, znowu spo-
dziewała się dziecka. Oznajmił Aemonowi, że tym razem modli się o dziew-
czynkę.
W roku 84 o.P., po długim i trudnym porodzie, księżniczka Alyssa dała księ-
ciu Baelonowi trzeciego syna. Nadano mu imię Aegon, na cześć Zdobywcy.
— Zwą mnie Baelonem Odważnym, ale ty jesteś znacznie odważniejsza ode
mnie — rzekł żonie książę, siedząc przy jej łożu. — Wolałbym stoczyć tuzin bi-
tew, niż zrobić to, co ty przed chwilą.
— Ty jesteś stworzony do bitew, a ja do tego — odparła z głośnym śmiechem
Alyssa. — Viserys, Daemon i Aegon, to już trzech. Gdy tylko poczuję się lepiej,
zrobimy następnego. Chcę ci dać dwudziestu synów. Miałbyś własną armię!
Niestety, tak się nie miało stać. Alyssa miała duszę wojownika w ciele kobie-
ty, ale siły ją zawiodły. Po urodzeniu Aegona nie wróciła już do zdrowia i zmarła
przed upływem roku. Miała tylko dwadzieścia cztery lata. Książę Aegon przeżył
ją zaledwie o pół roku i umarł krótko przed pierwszym dniem imienia. Baelon
był zdruzgotany tą stratą, ale znajdował pocieszenie w dwóch silnych synach,
którzy mu po niej zostali, Viserysie i Daemonie. Nigdy nie przestał też czcić pa-
mięci swej słodkiej pani o złamanym nosie i różnobarwnych oczach.
Obawiam się, że teraz musimy poświęcić uwagę jednemu z najbardziej kłopo-
tliwych i tragicznych rozdziałów długiego panowania króla Jaehaerysa i królo-
wej Alysanne; kwestii ich dziewiątego dziecka, księżniczki Saery.
Urodzona w roku 67 o.P., trzy lata po Daelli, Saera miała mnóstwo odwagi,
której brakowało jej siostrze. Cechował ją też nienasycony głód… głód mleka,
jedzenia, uczuć, pochwał. W wieku niemowlęcym nie tyle krzyczała, ile się dar-
ła, jej przeszywające wrzaski były postrachem wszystkich służących w Czerwo-
nej Twierdzy.
W roku 69 o.P., gdy Saera miała tylko dwa lata, wielki maester Elysar napisał
o niej: „Chce tego, czego chce, i chce tego teraz. Niech Siedmiu broni nas
wszystkich, gdy zrobi się większa. Lepiej niech Stróże Smoków zamkną swoje
bestie”.
Nie miał pojęcia, jak bardzo prorocze okażą się jego słowa.
Septon Barth był bardziej skłonny do refleksji, gdy w roku 79 o.P. obserwo-
wał dwunastoletnią księżniczkę. „Jest córką króla i świetnie zdaje sobie z tego
sprawę. Służący zaspokajają jej wszystkie potrzeby, choć nie zawsze tak szybko,
jakby sobie tego życzyła. Wielcy lordowie i przystojni rycerze okazują jej mak-
symalną uprzejmość, damy z królewskiego dworu traktują ją z szacunkiem,
dziewczęta w jej wieku rywalizują ze sobą o to, która zostanie jej przyjaciółką.
A Saera uważa, że to wszystko jej się należy. Gdyby była pierworodnym, albo
jeszcze lepiej jedynym dzieckiem króla, czułaby się szczęśliwa. Jest jednak dzie-
wiątym i ma sześcioro żyjącego starszego rodzeństwa, które otacza się jeszcze
większym podziwem. Aemon ma zostać królem, Baelon zapewne będzie jego
namiestnikiem, Alyssa może stać się tym, kim jest jej matka, a nawet więcej, Va-
egon jest bardziej uczony od niej, Maegelle jest świętsza, a Daella… czy kiedy-
kolwiek był dzień, gdy Daella nie potrzebowała pocieszenia? Ją się uspokaja,
a Saerę ignoruje. Mówią, że jest bardzo śmiała i nie potrzebuje pocieszenia.
Obawiam się, że się mylą. Wszyscy ludzie go potrzebują”.
Aereę Targaryen uważano kiedyś za dziką, samowolną i skłonną do nieposłu-
szeństwa, ale w porównaniu z księżniczką Saerą można by ją uważać za wzór
dobrego zachowania. W tak młodym wieku nie zawsze rozumie się granicę mię-
dzy niewinnymi figlami, bezsensownymi wygłupami a czystą złośliwością, nie
ma jednak wątpliwości, że księżniczka przekraczała ją bez zastanowienia. Ciągle
podrzucała koty do sypialni Daelli, wiedząc, że jej starsza siostra boi się tych
zwierząt. Pewnego razu wypełniła nocnik Daelli pszczołami. Kiedy miała dzie-
sięć lat, zakradła się do Wieży Białego Miecza, ukradła wszystkie białe płaszcze,
które zdołała znaleźć, i pofarbowała je na różowo. W wieku siedmiu lat nauczyła
się kraść z kuchni ciastka, paszteciki i inne frykasy. Jeszcze przed jedenastym
dniem imienia zaczęła podkradać wino i ale. W wieku dwunastu lat, gdy wzywa-
no ją do septu na modlitwę, często przychodziła pijana.
Przygłupi błazen króla, Tom Rzepa, był ofiarą wielu jej żartów i mimowolną
marionetką w innych. Pewnego razu, przed wielką ucztą, na której miało być
wielu lordów i dam, przekonała Toma, że będzie znacznie zabawniej, jeśli wy-
stąpi nago. To nie spotkało się z dobrym przyjęciem. Później pozwoliła sobie na
znacznie okrutniejszy żart. Powiedziała Tomowi, że jeśli wespnie się na Żelazny
Tron, zostanie królem. Błazen był jednak niezgrabny, a w dodatku skłonny do
drgawek i okropnie pokaleczył sobie ręce i nogi o miecze tronu.
— To złe dziecko — powiedziała później o księżniczce jej septa. Nim Saera
osiągnęła wiek trzynastu lat, miała już kolejno sześć sept i sześć służek.
Nie znaczy to jednak, że księżniczka nie miała zalet. Maesterzy potwierdzali,
że jest bardzo bystra. Na swój sposób dorównywała inteligencją Vaegonowi.
Z pewnością była też ładna — wyższa od Daelli i znacznie mniej wydelikacona,
a równie silna, szybka i pełna zapału jak Alyssa. Gdy zechciała, potrafiła być tak
czarująca, że trudno było jej się oprzeć. Starszych braci, Aemona i Baelona, za-
wsze bawiły jej „psoty” (choć nie wiedzieli o najgorszych z nich), a jeśli chodzi
o jej ojca, Saera już we wczesnym dzieciństwie opanowała sztukę wyłudzania od
niego wszystkiego, czego chciała: kotka, psa myśliwskiego, kucyka, sokoła, du-
żego konia (choć Jaehaerys stanowczo postawił granicę przy słoniu). Królowa
Alysanne była znacznie mniej łatwowierna, a septon Barth mówi nam też, że
wszystkie siostry Saery nie znosiły jej w mniejszym lub większym stopniu.
Z panieństwem było jej do twarzy i gdy Saera zakwitła, zaczęła naprawdę
błyszczeć. Po wszystkim, przez co musieli przejść z Daellą, król i królowa
z pewnością poczuli ulgę, widząc, że Saera żywo się interesuje młodymi męż-
czyznami z dworu królewskiego, a oni odwzajemniają to zainteresowanie.
W wieku czternastu lat oznajmiła ojcu, że wyjdzie za księcia Dorne albo może
za króla za Murem, by zostać królową „jak matka”. W tym samym roku na kró-
lewski dwór przybył kupiec z Wysp Letnich. Saera bynajmniej nie krzyknęła ze
strachu na jego widok jak Daella. Stwierdziła wręcz, że za niego też mogłaby
wyjść.
W wieku piętnastu lat zapomniała jednak o takich czczych mrzonkach. Po co
marzyć o dalekich monarchach, kiedy mogła mieć tylu giermków, rycerzy i za-
pewne również lordów, ilu tylko zapragnie? Dziesiątki młodzieńców ubiegały
się o towarzystwo księżniczki, ale jej ulubieńcami wkrótce zostało trzech z nich.
Jonah Mooton był dziedzicem Stawu Dziewic, Rudy Roy Connington piętnasto-
letnim lordem Gniazda Gryfów, natomiast Braxton Beesbury, zwany Żądłem,
miał dziewiętnaście lat, władał kopią najlepiej w całym Reach i był dziedzicem
Honeyholt. Księżniczka miała też ulubienice wśród dziewcząt — jej najbliższy-
mi przyjaciółkami zostały dwie rówieśnice: Perianne Moore i Alys Turnberry.
Saera zwała je „Piękną Peri” i „Słodką Jagodą”. Przez z górą rok trzy panny
i trzech młodzieńców towarzyszyli sobie na wszystkich ucztach i balach, polo-
wali też razem z psami i sokołami, a raz nawet pożeglowali na Smoczą Skałę.
Gdy trzej rycerze celowali kopią w pierścienie albo krzyżowali miecze na dzie-
dzińcu, trzy panny zagrzewały ich z entuzjazmem.
Król Jaehaerys, wiecznie zajęty przyjmowaniem odwiedzających królewski
dwór lordów albo posłańców zza wąskiego morza, zasiadaniem w radzie bądź
też planowaniem nowych traktów, bardzo się z tego cieszył. Nie będą musieli
przeczesywać całych Siedmiu Królestw, by znaleźć męża dla Saery, gdy pod
ręką byli tak obiecujący młodzi mężczyźni. Królowa Alysanne nie dała się jed-
nak przekonać.
— Saera jest sprytna, ale nie jest mądra — rzekła mężowi. Lady Perianne
i lady Alys wydawały się jej ładnymi, banalnymi dziewczątkami, głupiutkimi
i pustogłowymi, natomiast Connington i Mooton niedojrzałymi chłopakami. —
A tego Żądła nie lubię. Słyszałam, że spłodził jednego bękarta w Reach, a dru-
giego w Królewskiej Przystani.
Jaehaerys nie przejął się tym zbytnio.
— Saera nigdy nie zostaje sam na sam z żadnym z nich. W pobliżu zawsze są
służący, stajenni i zbrojni. Jak mogliby coś zbroić przy tylu świadkach?
Gdy otrzymał odpowiedź na to pytanie, nie przypadła mu ona do gustu.
Kolejny żart Saery doprowadził ją do zguby. Ciepłą wiosenną nocą w roku
84 o.P. uwagę dwóch ludzi ze Straży Miejskiej przyciągnęły krzyki i wrzaski do-
biegające z burdelu o nazwie Niebieska Perła. Krzyczącym był Tom Rzepa, któ-
ry kręcił się bezradnie w kółko, próbując uciec przed sześcioma nagimi kurwa-
mi. Goście przybytku śmiali się wniebogłosy, pokrzykując na nierządnice.
Wśród tych gości byli też Jonah Mooton, Rudy Roy Connington i Żądło Beesbu-
ry, każdy z nich bardziej pijany od poprzedniego. Rudy Roy przyznał, że uznali,
iż zabawnie będzie zobaczyć, jak stary Rzepa to robi. Jonah Mooton roześmiał
się w głos i wyznał, że wszystko to było pomysłem Saery. Cóż to za wesoła
dziewczyna!
Strażnicy uratowali nieszczęsnego błazna i eskortowali go do Czerwonej
Twierdzy. Trzech młodzieńców przyprowadzili przed oblicze ich dowódcy, ser
Roberta Redwyne’a. Ser Robert przekazał ich królowi, ignorując groźby Żądła
i nieudolne próby usiłującego go przekupić Conningtona.
Wielki maester Elysar napisał o tej sprawie: „Przekłucie czyraka nigdy nie jest
przyjemne. Nie wiadomo, ile ropy wypłynie ani jak paskudny będzie smród”.
Ropa, która trysnęła z Niebieskiej Perły, cuchnęła wyjątkowo obrzydliwie.
Trzech pijanych młodzieńców zdążyło nieco wytrzeźwieć do chwili, gdy król
spojrzał na nich z wysokości Żelaznego Tronu. Próbowali się wykręcić. Przyzna-
li się do uprowadzenia Toma Rzepy i zaciągnięcia go do Niebieskiej Perły, ale
żaden z nich nie wspomniał ani słowem o księżniczce Saerze. Gdy Jego Miłość
rozkazał Mootonowi powtórzyć to, co o niej powiedział, ten zaczerwienił się
i wyjąkał, że strażnicy na pewno się przesłyszeli. Po chwili Jaehaerys rozkazał
odprowadzić trzy paniątka do lochu.
— Niech się prześpią w ciemnicy. Może jutro usłyszymy od nich inną opo-
wieść.
Królowa Alysanne, która wiedziała, że lady Perianne i lady Alys są bardzo
blisko z trzema młodzieńcami, zasugerowała, że je również powinno się przesłu-
chać.
— Pozwól, niech ja z nimi porozmawiam, Wasza Miłość. Kiedy zobaczą, jak
siedzisz na tronie i łypiesz na nie z góry, przestraszą się tak bardzo, że nie po-
wiedzą ani słowa.
Było już późno i straże znalazły obie dziewczyny w sypialni lady Perianne,
śpiące w tym samym łóżku. Królowa rozkazała zaprowadzić je do swej samotni.
Tam oznajmiła im, że ich trzej młodzi przyjaciele siedzą w lochu. Jeśli nie chcą
również tam trafić, lepiej niech mówią prawdę. Nie musiała dodawać nic więcej.
Słodka Jagoda i Piękna Peri ścigały się o to, która z nich pierwsza wszystko wy-
zna. Po chwili zalały się łzami, błagając o przebaczenie. Królowa Alysanne po-
zwoliła im mówić, a sama nie odzywała się ani słowem, podobnie jak robiła to
na setkach audiencji dla kobiet. Jej Miłość umiała słuchać.
Piękna Peri wyznała, że z początku była to tylko zabawa.
— Saera uczyła Alys, jak się całować. Poprosiłam, żeby mnie też to pokazała.
Chłopcy co rano ćwiczą walkę, czemu my nie miałybyśmy ćwiczyć całowania?
To ono jest tym, czego oczekuje się od dziewcząt, nieprawdaż?
Alys Turnberry zgodziła się z nią.
— Całowanie się było słodkie — przyznała. — Pewnej nocy zaczęłyśmy to
robić bez ubrania. To było straszne, ale ekscytujące. Na zmianę udawałyśmy, że
jesteśmy chłopcami. Nie chciałyśmy być złe, to była tylko zabawa. Później Sa-
era namówiła mnie, żebym pocałowała prawdziwego chłopca, a ja namówiłam
Peri. Następnie obie rzekłyśmy Saerze, że powinna zrobić to samo, ale ona od-
powiedziała, że będzie od nas lepsza i pocałuje dorosłego mężczyznę, rycerza.
Tak właśnie zaczęła się sprawa z Royem, Jonahem i Żądłem.
Wtedy znowu odezwała się lady Perianne, mówiąc, że od tej pory to Żądło za-
jął się uczeniem ich wszystkich.
— Ma dwa bękarty — wyszeptała. — Jednego w Reach, a drugiego tutaj, na
Jedwabnej. Matka jest kurwą w Niebieskiej Perle.
To było jedyne wspomnienie o tym przybytku.
Wielki maester Elysar napisał później: „O ironio, żadna z tych ladacznic nic
nie wiedziała o tym, co spotkało biednego Toma Rzepę. Za to wiedziały bardzo
wiele o innych sprawach, choć nie były one ich winą.
— Gdzie były w tym czasie wasze septy? — zapytała królowa, wysłuchawszy
tego wszystkiego. — Gdzie były wasze służące? Na chłopaków też ktoś powi-
nien mieć oko. Gdzie byli ich stajenni, ich zbrojni, giermkowie i tak dalej?
To pytanie zdziwiło lady Perianne.
— Powiedzieliśmy im, żeby zaczekali na zewnątrz — oznajmiła tonem kogoś
zmuszonego wyjaśniać, że słońce wschodzi na wschodzie. — Są służącymi, ro-
bią to, co im każemy. Ci, którzy wiedzieli, zdawali sobie sprawę, że muszą mil-
czeć. Żądło powiedział, że wytnie im języki, jeśli cokolwiek wyjawią. A Saera
jest bystrzejsza od sept.
W tym właśnie momencie Słodka Jagoda rozpłakała się nagle, zalewając łza-
mi koszulę nocną. Powiedziała królowej, że bardzo żałuje tego, co zrobiła, że
wcale nie chciała być niedobra, Żądło kazał jej to zrobić, a Saera powiedziała,
żeby nie była tchórzem, więc pokazała im, ale teraz spodziewa się dziecka i nie
wie, kto jest ojcem, i co teraz zrobi?
— Wszystko, co dzisiaj zrobisz, to pójdziesz spać — oznajmiła królowa Aly-
sanne. — Jutro przyślemy do ciebie septę i będziesz jej mogła wyznać swoje
grzechy. Matka ci wybaczy.
— Moja matka z pewnością nie — sprzeciwiła się Alys Turnberry, ale zrobiła
to, co jej kazano. Lady Perianne pomogła zapłakanej przyjaciółce wrócić do sy-
pialni.
Gdy Alysanne opowiedziała Jaehaerysowi o wszystkim, czego się dowiedzia-
ła, ledwie mógł uwierzyć jej słowom. Wydano rozkazy strażnikom i cały szereg
giermków, stajennych i służek przywleczono przed Żelazny Tron, by poddać ich
przesłuchaniom. Gdy wysłuchano odpowiedzi, znaczna część służących trafiła
do lochów razem ze swymi panami. Jak odprowadzono ostatniego z przesłuchi-
wanych, wstawał już świt. Dopiero wtedy król i królowa posłali po księżniczkę
Saerę.
Z pewnością domyśliła się, że coś jest nie w porządku, gdy lord dowódca
Gwardii Królewskiej i dowódca Straży Miejskiej pojawili się razem pod jej
drzwiami, by zaprowadzić ją do sali tronowej. Gdy król przyjmował kogoś, za-
siadając na Żelaznym Tronie, to zawsze była zła wiadomość. Przyprowadzono
księżniczkę. Wielka komnata była prawie zupełnie pusta. Wezwano tylko wiel-
kiego maestera Elysara i septona Bartha, by byli świadkami. Reprezentowali Cy-
tadelę i Gwiezdny Sept, król uważał więc, że potrzebuje ich przewodnictwa, a co
więcej, będzie się tu rozmawiało o sprawach, o których inni jego lordowie nie
musieli wiedzieć.
Często się mówi, że w Czerwonej Twierdzy nie ma tajemnic, że w jej murach
kryją się szczury, które wszystko słyszą i szepczą nocami do uszu śpiących.
Może to i prawda, bo kiedy księżniczka Saera pojawiła się przed obliczem ojca,
wiedziała o wszystkim, co wydarzyło się w Niebieskiej Perle i nawet w naj-
mniejszym stopniu nie była zmieszana.
— Powiedziałam im, żeby to zrobili, ale nie przyszło mi do głowy, że napraw-
dę mnie posłuchają — oznajmiła od niechcenia. — To musiało być bardzo
śmieszne. Rzepa tańczący z kurwami.
— Tom się nie śmiał — zauważył król Jaehaerys.
— To błazen — odparła księżniczka Sera, wzruszając ramionami. — Błazny
są po to, żeby się z nich śmiać. Cóż w tym złego? Rzepa lubi, jak ludzie się
z niego śmieją.
— To był okrutny żart — stwierdziła królowa Alysanne. — Ale bardziej nie-
pokoją mnie inne sprawy. Rozmawiałam z twoimi… damami do towarzystwa.
Czy wiesz, że Alys Turnberry spodziewa się dziecka?
Dopiero w tej chwili księżniczka uświadomiła sobie, że nie wezwano jej tu
z powodu Toma Rzepy, lecz innych, bardziej haniebnych grzechów. Saerze za-
brakło słów, lecz tylko na moment. Nagle wciągnęła powietrze.
— Moja Słodka Jagoda? Naprawdę? Czy… och, co ona zrobiła? Słodka, mała
kretynka.
Jeśli wierzyć świadectwu septona Bartha, po jej policzku spłynęła łza.
Nie wzruszyło to jednak matki księżniczki.
— Doskonale wiesz, co zrobiła. Co wszystkie zrobiłyście. Powiedz prawdę,
dziecko.
Księżniczka przeniosła spojrzenie na ojca, ale nie znalazła u niego wsparcia.
— Jeśli okłamiesz nas jeszcze raz, to skończy się dla ciebie znacznie gorzej
— rzekł córce król Jaehaerys. — Powinnaś się dowiedzieć, że twoi trzej towa-
rzysze siedzą w lochu, i to, co teraz powiesz, może zdecydować, gdzie będziesz
dzisiaj spała.
Saera nagle się załamała. Opowieść wypłynęła z niej strumieniem, tak szybko,
że księżniczce prawie zabrakło słów.
Zgodnie z relacją septona Bartha „w ciągu godziny przeszła przez etapy za-
przeczenia, lekceważenia, sporów o szczegóły, skruchy, oskarżeń, usprawiedli-
wień, a wreszcie sprzeciwu, z przerwami na chichot i płacz. Nie zrobiła nic
w tym rodzaju, oni kłamali, to się nie wydarzyło, jak mogli w to uwierzyć, to
była tylko gra, to był tylko żart, kto tak powiedział, to nie tak wyglądało, wszy-
scy lubią się całować, żałowała tego, co zrobiła, to był pomysł Peri, to było bar-
dzo przyjemne, nikomu nie stała się krzywda, nikt jej nie mówił, że pocałunki są
złe, Słodka Jagoda ją namówiła, bardzo się wstydziła, Baelon ciągle całował
Alyssę przed ślubem, jak już zaczęła, nie mogła przestać, bała się Żądła, Matka
na Górze jej wybaczyła, wszystkie dziewczęta to robiły, tego właśnie pragnęli
mężczyźni, Maegelle powiedziała, że bogowie wybaczają wszystkie grzechy, Jo-
nah mówił, że ją kocha, to nie jej wina, że bogowie uczynili ją ładną, wyjdzie za
Rudego Roya Conningtona, muszą jej wybaczyć, nigdy już nie pocałuje mężczy-
zny ani nie zrobi żadnej z tych rzeczy, to nie ona spodziewała się dziecka, była
ich córką, ich małą dziewczynką, była księżniczką, gdyby była królową, mogła-
by robić, co zechce, dlaczego nie chcieli jej uwierzyć, nigdy jej nie kochali, nie-
nawidziła ich, mogli ją wychłostać, jeśli chcieli, ale nigdy nie będzie ich niewol-
nicą. Kiedy słuchałem tej dziewczyny, zaparło mi dech w piersiach. Żaden ko-
mediant w całej krainie nigdy nie miał tak błyskotliwego popisu, ale na koniec
zmęczenie oraz strach wzięły górę i maska z niej spadła”.
— Co ty uczyniłaś? — zapytał król, gdy księżniczce wreszcie zabrakło słów.
— Niech nas Siedmiu broni, co ty uczyniłaś? Czy oddałaś któremuś z tych chło-
paków dziewictwo? Powiedz prawdę.
— Prawdę? — Dopiero w tej chwili, z tym słowem, jej pogarda wyszła na
jaw. — Nie. Oddałam je wszystkim trzem. Każdy myśli, że to on był pierwszy.
Chłopcy są okropnie głupi.
Jaehaerys był tak przerażony, że nie był w stanie nic powiedzieć, ale królowa
nie straciła panowania nad sobą.
— Widzę, że jesteś z siebie bardzo dumna. Zostałaś dorosłą kobietą, chociaż
nie masz jeszcze siedemnastu lat. Na pewno uważasz się za bardzo sprytną, ale
spryt i mądrość to nie to samo. Co twoim zdaniem się teraz wydarzy, Saero?
— Wyjdę za mąż — oznajmiła księżniczka. — Czemu by nie? Ty zrobiłaś to
w moim wieku. Będę miała ślub i pokładziny. Tylko z kim? Jonah i Roy mnie
kochają. Mogłabym sobie wybrać któregoś z nich, ale obaj to jeszcze okropne
dzieciaki. Żądło mnie nie kocha, ale dzięki niemu się śmieję i czasami też krzy-
czę. Mogłabym poślubić wszystkich trzech. Czemu by nie? Dlaczego miałabym
mieć tylko jednego męża? Zdobywca miał dwie żony, a Maegor sześć albo
osiem.
Posunęła się za daleko. Jaehaerys wstał z Żelaznego Tronu i zszedł na dół po
schodach. Jego twarz była maską gniewu.
— Porównujesz się z Maegorem? To jest dla ciebie wzór do naśladowania? —
Jego Miłość usłyszał już wystarczająco wiele. — Odprowadźcie ją do komnaty
— rozkazał swym strażnikom — i nie wypuszczajcie, dopóki jej nie wezwę.
Gdy księżniczka usłyszała te słowa, podbiegła ku niemu.
— Ojcze, ojcze! — krzyczała, ale Jaehaerys odwrócił się do niej plecami,
a Gyles Morrigen złapał ją za rękę i odciągnął w tył. Nie chciała odejść z wła-
snej woli, strażnicy musieli więc wyprowadzić ją siłą. Cały czas wrzeszczała,
płakała i wzywała ojca.
Septon Barth mówi nam, że nawet wtedy księżniczka Saera mogłaby uzyskać
przebaczenie i przywrócenie do łask, gdyby tylko zrobiła, co jej kazano, gdyby
siedziała posłusznie w swych komatach, medytując nad popełnionymi grzechami
i modląc się o królewską łaskę. Następnego dnia Jaehaerys i Alysanne spotkali
się z Barthem i wielkim maesterem Elysarem, by rozważyć kwestię, co zrobić
z sześciorgiem grzeszników, a zwłaszcza z księżniczką. Król był gniewny i nie-
ubłagany, czuł się głęboko zawstydzony i nie umiał wybaczyć Saerze drwiących
słów o żonach jego stryja.
— Już nie jest moją córką — powtórzył kilka razy.
Królowa Alysanne nie potrafiła jednak odnaleźć w sobie podobnej surowości.
— Saera nadal jest naszą córką — rzekła królowi. — Trzeba ją ukarać, tak
jest, ale to jeszcze dziecko, a tam, gdzie jest grzech, możliwe jest odkupienie.
Wasza Miłość, mój ukochany, pogodziłeś się z lordami, którzy walczyli za two-
jego stryja, wybaczyłeś ludziom, którzy towarzyszyli septonowi Księżycowi, za-
warłeś pokój z Wiarą i z lordem Rogarem, który próbował nas rozdzielić i posa-
dzić Aereę na tronie, choć prawnie należał się tobie. Z pewnością potrafisz prze-
baczyć własnej córce.
Słowa Jej Miłości były łagodne i pełne wyrozumiałości. Septon Barth opowia-
da, że Jaehaerys wzruszył się nimi. Alysanne była uparta i nieustępliwa, zawsze
potrafiła przekonać króla do swego punktu widzenia, bez względu na to, jak da-
leko od siebie byli w punkcie wyjścia. Gdyby dano jej czas, mogłaby również
przekonać go do złagodzenia stanowiska w sprawie Saery.
Ale nie otrzymała tego czasu. Tej samej nocy księżniczka Saera przypieczęto-
wała swój los. Zamiast zostać w swych komnatach, jak jej kazano, wymknęła się
podczas wizyty w wychodku, wdziała szaty praczki, ukradła konia ze stajni
i uciekła z zamku. Pokonała długą drogę przez miasto, docierając na wzgórze
Rhaenys, tam jednak Stróże Smoków zatrzymali ją i odprowadzili z powrotem
do Czerwonej Twierdzy.
Alysanne rozpłakała się, usłyszawszy o tym, wiedziała bowiem, że jej sprawa
jest przegrana. Jaehaerys był twardy jak kamień.
— Saera ze smokiem. — To było wszystko, co musiał powiedzieć. — Cieka-
we, czy ona też wzięłaby sobie Baleriona?
Tym razem księżniczce nie pozwolono wrócić do jej własnych komnat. Za-
mknięto ją w celi w wieży, a Jonquil Darke strzegła jej dniem i nocą, nawet gdy
szła się załatwić.
Dla jej sióstr w grzechu pośpiesznie zaaranżowano małżeństwa. Perianne Mo-
ore, która nie była w ciąży, wydano za Jonaha Mootona.
— Odegrałeś rolę w doprowadzeniu jej do ruiny, możesz też przyczynić się do
jej odkupienia — oznajmił młodemu paniątku król. Małżeństwo okazało się uda-
ne. W swoim czasie oboje stali się lordem i panią Stawu Dziewic. Alys Turnber-
ry, która była w ciąży, okazała się trudniejszym przypadkiem, ponieważ Rudy
Roy Connington odmówił ożenku z nią.
— Nie będę udawał, że bękart Żądła jest moim synem, ani nie uczynię go
dziedzicem Gniazda Gryfów — oznajmił buntowniczo królowi. Słodką Jagodę
wysłano do Doliny. Tam urodziła dziecko (dziewczynkę o intensywnie rudych
włosach) w domu Matki na wyspie w porcie Gulltown, gdzie wielu lordów odsy-
łało na wychowanie swe naturalne córki. Potem wyszła za mąż za Dunstana Pry-
ora, lorda Kamyka, wyspy położonej nieopodal Paluchów.
Conningtonowi dano wybór między dożywotnią służbą w Nocnej Straży
a dziesięcioma latami wygnania. Nie było niespodzianką, że wybrał wygnanie.
Wyruszył na drugi brzeg wąskiego morza, do Pentos, a potem do Myr, gdzie ob-
racał się w towarzystwie najemników i podobnej, nisko urodzonej hołoty. Zaled-
wie pół roku przed końcem wygnania zginął, pchnięty nożem przez kurwę
w myrijskiej jaskini hazardu.
Najsurowszą karę zarezerwowano dla Braxtona Beesbury’ego, młodego, dum-
nego rycerza o przydomku Żądło.
— Mógłbym kazać cię wykastrować i wysłać na Mur — oznajmił mu Jaeha-
erys. — Tak właśnie potraktowałem ser Lucamore’a, ale on był więcej wart od
ciebie. Mógłbym odebrać twojemu ojcu włości i zamek, ale w tym nie byłoby
sprawiedliwości. On nie miał nic wspólnego z tym, co uczyniłeś. Twoi bracia też
nie. Nie możemy jednak pozwolić, byś powtarzał opowieści o naszej córce, za-
mierzamy więc zabrać ci język. Myślę, że nos również. To utrudni ci sprowadza-
nie dziewcząt na złą drogę. Jesteś stanowczo zbyt dumny ze swych umiejętności
władania mieczem i kopią, więc ich również cię pozbawimy. Każemy połamać ci
ręce i nogi, a moi maesterzy dopilnują, żeby zrosły się krzywo. Resztę swego
nędznego życia spędzisz jako kaleka. Chyba że…
— Chyba że? — Twarz Beesbury’ego zrobiła się biała jak kreda. — Mam ja-
kiś wybór?
— Każdy rycerz oskarżony o przestępstwo ma wybór — przypomniał mu
król. — Możesz dowieść swej niewinności, stawiając na szalę własne ciało.
— W takim razie wybieram próbę walki — oznajmił Żądło. Wszystkie relacje
zgadzają się, że był aroganckim młodzieńcem, pewnym swej biegłości we wła-
daniu bronią. Spojrzał na siedmiu rycerzy Gwardii Królewskiej, którzy stali pod
Żelaznym Tronem w swych długich białych płaszczach i błyszczących zbrojach
łuskowych. — Z którym z tych starców każesz mi walczyć?
— Z tym starcem — odparł Jaehaerys Targaryen. — Z tym, którego córkę
uwiodłeś i splugawiłeś.
Spotkali się następnego dnia o świcie. Dziedzic Honeyholt miał dziewiętna-
ście lat, a król czterdzieści dziewięć, ale z pewnością nie był jeszcze starcem.
Beesbury wybrał morgensztern, być może sądząc, że Jaehaerys nie będzie potra-
fił bronić się przed tym orężem. Król dzierżył Blackfyre’a. Obaj przeciwnicy
mieli dobre zbroje i tarcze. Gdy walka się zaczęła, Żądło gwałtownie zaatakował
Jego Miłość, chcąc zmiażdżyć go szybkością i młodzieńczą siłą. Kolczasta kula
wirowała i tańczyła, przeszywając powietrze ze świstem. Jaehaerys przyjmował
wszystkie ataki na tarczę, ograniczając się do obrony. Czekał, aż młodszy prze-
ciwnik opadnie z sił. Wkrótce nadeszła chwila, gdy Braxton Beesbury ledwie
był w stanie unieść rękę. Wtedy król przeszedł do ataku. Nawet najlepsza kol-
czuga z najwyższym trudem powstrzymuje valyriańską stal, a Jaehaerys świetnie
wiedział, gdzie znaleźć słabe punkty. Gdy Żądło wreszcie padł na ziemię, krwa-
wił z kilku ran. Jaehaerys kopnął na bok zdruzgotaną tarczę, uniósł zasłonę heł-
mu przeciwnika, dotknął sztychem Blackfyre’a jego oka i wbił głęboko miecz.
Królowa Alysanne nie przyszła oglądać pojedynku. Powiedziała królowi, że
nie potrafi znieść myśli, że mógłby zginąć. Księżniczka Saera przyglądała się
z okna swej celi. Jonquil Darke, jej strażniczka, nie pozwalała Sarze odwrócić
wzroku.
Pół cyklu księżyca później Jaehaerys i Alysanne oddali Wierze kolejną córkę.
Księżniczka Saera, która nie miała jeszcze siedemnastu lat, wyruszyła z Królew-
skiej Przystani do Starego Miasta, gdzie jej siostra, septa Maegelle, miała pokie-
rować jej nauką. Oznajmiono, że Saera zostanie nowicjuszką u milczących
sióstr.
Septon Barth, który znał sposób myślenia króla lepiej niż większość ludzi,
utrzymuje, że miała to być nauczka. Nikt nie mógłby pomylić Saery z jej siostrą
Maegelle, a już z pewnością nie ich ojciec. Saera nigdy nie zostanie septą, a tym
bardziej milczącą siostrą, ale trzeba było ją ukarać. Uznano, że kilka lat cichych
modlitw, surowej dyscypliny i kontemplacji dobrze na nią wpłynie i skieruje na
ścieżkę wiodącą ku odkupieniu.
To jednak nie była ścieżka, którą pragnęła kroczyć Saera Targaryen. Księż-
niczka zniosła ciszę, zimne kąpiele, drapiące szaty z samodziału i bezmięsne po-
siłki. Poddała się ogoleniu głowy i szorowaniu ciała szczotkami z końskiego
włosia, a gdy okazała nieposłuszeństwo, również uderzenia rózgi. Wszystko to
tolerowała przez półtora roku… ale gdy w roku 85 o.P. nadarzyła się okazja, wy-
korzystała ją. Uciekła z domu Matki pośrodku nocy i dotarła do portu. Gdy star-
sza wiekiem siostra spróbowała przeszkodzić jej w ucieczce, Saera zrzuciła ją ze
schodów, przeskoczyła nad nią i dobiegła do drzwi.
Kiedy wieści o jej ucieczce dotarły do Królewskiej Przystani, sądzono, że Sa-
era ukrywa się gdzieś w Starym Mieście, ale ludzie lorda Hightowera przeszuka-
li wszystkie domy i nigdzie jej nie znaleźli. Potem pomyślano, że księżniczka
wróci do Czerwonej Twierdzy, by spróbować uzyskać przebaczenie od króla.
Gdy tam również się nie zjawiła, monarcha zadał sobie pytanie, czy nie uciekła
do dawnych przyjaciół. Jonahowi Mootonowi i jego żonie Perianne rozkazano
wypatrywać jej w Stawie Dziewic. Prawda wyszła na jaw dopiero rok później,
gdy byłą księżniczkę zobaczono w lyseńskim ogrodzie rozkoszy, nadal odzianą
w strój nowicjuszki. Królowa Alysanne rozpłakała się, usłyszawszy tę wiado-
mość.
— Zrobiliśmy z naszej córki kurwę — rozpaczała.
— Zawsze nią była — odparł król.
W roku 84 o.P. Jaehaerys obchodził pięćdziesiąty dzień imienia. Lata odcisnę-
ły na nim swe piętno, a ci, którzy dobrze go znali, mówili, że po tym, jak córka
Saera go zhańbiła, a następnie porzuciła, nigdy już nie był tym samym człowie-
kiem. Wyszczuplał, niemalże wychudł, a w jego brodzie oraz we włosach widać
było więcej siwizny niż złota. Wtedy właśnie ludzie zaczęli go nazywać „Starym
Królem”, a nie „Pojednawcą”. Alysanne, wstrząśnięta stratami, jakie ich spotka-
ły, coraz bardziej wycofywała się z rządzenia Siedmioma Królestwami i coraz
rzadziej przychodziła na posiedzenia rady. Król nadal jednak miał swego wierne-
go septona Bartha, a także synów.
— Jeśli znowu będzie wojna — rzekł kiedyś im obu — ciężar jej prowadzenia
spadnie na was. Ja muszę ukończyć drogi.
„Lepiej sobie radził z drogami niż z córkami”, napisał później wielki maester
Elysar w typowym dla siebie złośliwym tonie.
W roku 86 o.P. królowa Alysanne ogłosiła zaręczyny swej piętnastoletniej
córki Viserry z Theomore’em Manderlym, starym wojowniczym lordem Białego
Portu. Król oznajmił, że małżeństwo uczyni bardzo wiele dla jedności królestwa,
łącząc jeden z wielkich rodów północy z Żelaznym Tronem. Theomore w mło-
dych latach zasłynął jako wojownik, okazał się też sprytnym lordem i jego rządy
zapewniły dobrobyt Białemu Portowi. Królowa Alysanne bardzo go lubiła, pa-
miętając ciepłe powitanie, jakie jej zgotował, gdy po raz pierwszy odwiedziła
północ.
Jego lordowska mość przeżył już jednak cztery żony, a choć nadal był dziel-
nym wojownikiem, zrobił się bardzo tęgi, co z pewnością nie przekonało księż-
niczki Viserry do jego kandydatury. W oko wpadł jej ktoś inny. Już jako mała
dziewczynka Viserra była najpiękniejszą z córek królowej. Przez całe życie ota-
czali ją wielcy lordowie, sławni rycerze i niedojrzali chłopcy, podsycający ogień
jej próżności, aż wreszcie przerodził się on w gorejący pożar. Ulubioną rozryw-
ką Viserry było rozgrywanie chłopaków przeciwko sobie, prowokowanie ich do
podejmowania się głupich zadań i równie bezsensownej rywalizacji. Uwielbiają-
cym Viserrę giermkom, którzy pragnęli nosić jej wstążkę w turnieju, kazała
przepłynąć Czarny Nurt, wdrapać się na Wieżę Namiestnika albo wypuścić
z klatki wszystkie kruki wielkiego maestera. Pewnego razu wysłała sześciu chło-
paków do Smoczej Jamy, obiecując oddać dziewictwo temu, który włoży głowę
do smoczej paszczy. Bogowie byli jednak łaskawi i Smoczy Stróże położyli kres
temu szaleństwu.
Alysanne wiedziała, że żaden giermek nigdy nie zdobędzie Viserry ani jej ser-
ca, ani dziewictwa. Była stanowczo za sprytna, by podążyć tą samą ścieżką co
jej siostra Saera.
— Nie interesują jej chłopcy ani zabawa w pocałunki — oznajmiła Jaehaery-
sowi królowa. — Bawi się z nimi, jak bawiła się ze swoimi szczeniaczkami, ale
nie zamierza pokładać się z żadnym z nich, tak samo jak nie pokładałaby się
z psem. Nasza Viserra mierzy znacznie wyżej. Widziałam, jak puszy się i para-
duje przed Baelonem. To jest mąż, którego pragnie, i to nie dlatego, że go kocha.
Chce być królową.
Książę Baelon był czternaście lat starszy od Viserry — on miał dwadzieścia
dziewięć lat, a ona piętnaście. Niemniej często się zdarzało, że jeszcze starsi lor-
dowie żenili się z młodymi dziewczętami i Alysanne świetnie o tym wiedziała.
Od śmierci księżniczki Alyssy minęły już dwa lata i Baelon nie wykazał dotąd
zainteresowania żadną inną kobietą.
— Ożenił się z jedną siostrą, czemu nie miałby się ożenić z następną? — za-
pytała Viserra swą najlepszą przyjaciółkę, pustogłową Beatrice Butterwell. —
Jestem znacznie ładniejsza od Alyssy. Widziałaś ją, miała złamany nos.
Księżniczka była zdeterminowana poślubić brata, ale królowa z równą deter-
minacją starała się temu zapobiec. Jej odpowiedzią był lord Manderly i Biały
Port.
— Theomore to dobry człowiek — oznajmiła córce Alysanne. — Mądry czło-
wiek o dobrym sercu i solidnej głowie. Ludzie go kochają.
Księżniczka nie dała się przekonać.
— Jeśli lubisz go tak bardzo, sama powinnaś za niego wyjść — odpowiedzia-
ła, po czym pobiegła do ojca na skargę. Nie znalazła u niego pocieszenia.
— To korzystne małżeństwo — stwierdził i wytłumaczył jej, dlaczego to waż-
ne, by bliżej związać północ z Żelaznym Tronem. Na zakończenie dodał, że mał-
żeństwa są domeną królowej, a on nigdy nie wtrąca się w takie sprawy.
Jeśli wierzyć dworskim plotkom, niezadowolona z tej odpowiedzi Viserra
zwróciła się z prośbą o ratunek do swego brata Baelona. Pewnej nocy przemknę-
ła obok wartowników i dotarła do jego sypialni. Następnie zdjęła szaty i czekała
na księcia, swobodnie racząc się jego winem. Baelon wrócił późno, znalazł ją
w łożu, nagą i pijaną, i odesłał do komnat. Księżniczka chwiała się na nogach
i potrzebna była pomoc dwóch służek oraz rycerza Gwardii Królewskiej, by od-
prowadzić ją bezpiecznie na miejsce.
Nigdy się nie dowiemy, jak ostatecznie mógł się zakończyć konflikt między
królową Alysanne a jej upartą piętnastoletnią córką. Wkrótce po incydencie
w sypialni Baelona, gdy królowa czyniła przygotowania do wyjazdu Viserry
z Królewskiej Przystani, księżniczka zamieniła się na szaty ze swą służką, by
oszukać strażników, mających nie dopuścić, by zrobiła coś głupiego. Następnie
wymknęła się z Czerwonej Twierdzy na, jak to określiła, „ostatnią noc śmiechu,
zanim zamarznę”.
Jej towarzyszami byli wyłącznie mężczyźni: dwaj młodzi synowie lordów
i czterej równie młodzi rycerze, wszyscy zieloni jak wiosenna trawa i pragnący
wkupić się w łaski księżniczki. Jeden z nich zaproponował, że pokaże jej te czę-
ści miasta, których nigdy dotąd nie widziała: garkuchnie i szczurze areny Za-
pchlonego Tyłka, oberże na Węgorzowej, Nadrzeczny Zaułek, gdzie dziewki
służebne tańczyły na stołach, a wreszcie burdele na Jedwabnej. Ale, miód i wino
były podstawowym elementem wieczornej zabawy i Viserra piła je z oskomą.
W pewnej chwili, tuż przed północą, Viserra i jej trzymający się jeszcze na
nogach towarzysze (kilku rycerzy upiło się do nieprzytomności) postanowili, że
będą się ścigać do zamku. Dosiedli koni i ruszyli szalonym pędem przez ulice
miasta. Mieszkańcy schodzili im z drogi, by uniknąć stratowania. W nocnym po-
wietrzu unosił się śmiech. Wszyscy byli w radosnym nastroju aż do chwili, gdy
dotarli do Wielkiego Wzgórza Aegona, gdzie wierzchowiec Viserry zderzył się
z klaczą jednego z jej towarzyszy. Koń rycerza potknął się i upadł, łamiąc nogę
przygniecionego jeźdźca. Księżniczka spadła z siodła, uderzyła głową o mur
i skręciła sobie kark.
Była godzina wilka, najciemniejsza chwila nocy, gdy ser Ryam Redwyne
z Gwardii Królewskiej musiał obudzić króla i królową, by powiedzieć im, że ich
córkę znaleziono martwą w zaułku u stóp Wielkiego Wzgórza Aegona.
Mimo sporów między nimi śmierć księżniczki Viserry wstrząsnęła królową.
W ciągu pięciu lat bogowie zabrali trzy jej córki: Daellę w roku 82, Alyssę w 84
i Viserrę w 87. Książę Baelon również był zrozpaczony. Zadawał sobie pytanie,
czy nie powinien był potraktować siostry mniej obcesowo owej nocy, gdy zastał
ją nagą w łożu. Choć on i Aemon byli pocieszeniem dla króla i królowej w cza-
sie ich żałoby, podobnie jak żona Aemona, lady Jocelyn, oraz ich córka, Rhae-
nys, Alysanne szukała wsparcia przede wszystkim u swych żyjących córek.
Maegelle, która miała dwadzieścia pięć lat i była septą, opuściła sept aż do
końca roku, by towarzyszyć matce w jej niedoli, a księżniczka Gael, słodkie,
nieśmiałe siedmioletnie dziecko, stała się nieodłącznym cieniem królowej. Po-
cieszała ją, a nawet spała nocami w jej łożu. Ich obecność dawała królowej
siłę… ale jej myśli z każdą chwilą zwracały się ku córce, której przy niej nie
było. Mimo że Jaehaerys tego zabronił, Alysanne potajemnie wynajęła agentów,
którzy czuwali nad jej zbłąkaną księżniczką, zbiegłą za wąskie morze. Dzięki
ich raportom królowa wiedziała, że Saera nadal przebywa w ogrodzie rozkoszy
w Lys. Miała teraz dwadzieścia lat i nadal często przyjmowała wielbicieli odzia-
na w strój nowicjuszki Wiary. Najwyraźniej wielu Lyseńczyków znajdowało
przyjemność w niewoleniu młodych, niewinnych kobiet, które złożyły śluby
czystości, nawet jeśli ich niewinność była udawana.
Żałoba po utracie księżniczki Viserry skłoniła wreszcie królową do ponowne-
go poruszenia w rozmowie z królem tematu Saery. Przyprowadziła ze sobą sep-
tona Bartha, by opowiedział o cnocie wybaczania i uzdrawiających właściwo-
ściach czasu. Dopiero gdy Barth skończył, Jej Miłość wymieniła imię Saery.
— Proszę — błagała króla. — Już czas sprowadzić ją z powrotem do domu.
Ta kara z pewnością wystarczy.
Jaehaerys nie wzruszył się jej słowami.
— Jest lyseńską kurwą — oznajmił. — Rozkładała nogi przed połową dworu,
zrzuciła starą kobietę ze schodów i próbowała ukraść smoka. Czego więcej pra-
gniesz? Zastanawiałaś się nad tym, jak się dostała do Lys? Nie miała pieniędzy.
Jak twoim zdaniem zapłaciła za przewóz?
Królowa skuliła się, słysząc jego ostre słowa, ale nie dała za wygraną.
— Jeśli nie chcesz sprowadzić Saery do domu z miłości do niej, zrób to z mi-
łości do mnie. Potrzebuję jej.
— Potrzebujesz jej tak samo jak Dornijczyk dołu ze żmijami — warknął Jae-
haerys. — Przykro mi. W Królewskiej Przystani jest już wystarczająco wiele ku-
rew. Nie chcę nigdy słyszeć jej imienia. — Wypowiedziawszy te słowa, wstał
i zwrócił się ku wyjściu, ale zatrzymał się nagle w drzwiach i obejrzał na Aly-
sanne. — Jesteśmy ze sobą od czasów dzieciństwa. Znam cię równie dobrze, jak
ty znasz mnie. W tej chwili myślisz, że nie potrzebujesz mojego pozwolenia, by
ją tu sprowadzić. Że możesz dosiąść Srebrnoskrzydłej i sama polecieć do Lys.
Ale co byś wtedy zrobiła? Odwiedziłabyś ją w ogrodzie rozkoszy? Wyobrażasz
sobie, że padłaby ci w ramiona i błagała o przebaczenie? Prędzej by cię spolicz-
kowała. A co zrobią Lyseńczycy, kiedy spróbujesz uciec z jedną z ich kurew?
Jest dla nich cenna. Czy wiesz, ile kosztuje zażycie przyjemności z księżniczką
z rodu Targaryenów? W najlepszym razie zażądają za nią okupu. W najgorszym
postanowią zatrzymać również ciebie. I co wtedy zrobisz? Wezwiesz Srebrno-
skrzydłą, żeby spaliła ich miasto? A może mam wysłać Aemona i Baelona na
czele armii, żeby ją uwolnili? Chcesz jej powrotu, tak jest, słyszę cię, potrzebu-
jesz jej… ale ona nie potrzebuje ciebie ani mnie, ani Westeros. Ona nie żyje. Po-
chowaj ją.
Królowa Alysanne nie poleciała do Lys, ale nie wybaczyła też królowi wypo-
wiedzianych owego dnia słów. Już od pewnego czasu przygotowywano plany
kolejnego objazdu. Mieli odwiedzić krainy zachodu, po raz pierwszy od dwu-
dziestu lat. Wkrótce po sprzeczce królowa Alysanne poinformowała króla, że
powinien wyruszyć tam sam. Ona wróci na Smoczą Skałę, by w samotności
opłakiwać ich nieżyjące córki.
Tak też się stało. W roku 88 o.P. Jaehaerys Targaryen w pojedynkę poleciał do
Casterly Rock i innych wielkich zamków na zachodzie. Tym razem odwiedził
nawet Piękną Wyspę, bo znienawidzony lord Franklyn spoczywał już w grobie.
Król był nieobecny znacznie dłużej, niż się spodziewano. Musiał zbadać postępy
prac nad traktami, a do tego często urządzał nieplanowane postoje w małych
zamkach i miasteczkach, ku zachwytowi wielu pomniejszych lordów i rycerzy
na włościach. W niektórych zamkach dołączał do niego książę Aemon, w innych
zaś książę Baelon, żaden z nich nie zdołał jednak przekonać go do powrotu do
Czerwonej Twierdzy.
— Upłynęło już zbyt wiele czasu, odkąd ostatnio oglądałem swe królestwo
i rozmawiałem ze swymi ludźmi — rzekł im Jego Miłość. — Królewska Przy-
stań poradzi sobie pod rządami waszymi i waszej matki.
Gdy gościnność ludzi zachodu w końcu się wyczerpała, król nie wrócił do
domu, lecz ruszył prosto do Reach. Poleciał na Vermithorze z Crakehall do Sta-
rego Dębu, rozpoczynając drugi objazd w chwili zakończenia pierwszego.
W owym czasie zauważono już nieobecność królowej i Jego Miłość często naty-
kał się na szczupłe panny lub atrakcyjne wdowy, które zasiadały obok niego na
ucztach bądź też towarzyszyły mu na polowaniach z psami albo sokołami. Jae-
haerys jednak nie zwracał na nie uwagi. W Bandallon, gdy najmłodsza córka lor-
da Blackbara posunęła się do tego, że usiadła mu na kolanach i próbowała wło-
żyć mu do ust winogrono, odtrącił jej dłoń na bok.
— Wybacz, ale mam już królową, a faworyty nie potrzebuję.
Cały rok 89 o.P. król spędził w podróży. W Wysogrodzie dołączyła do niego
na pewien czas wnuczka, księżniczka Rhaenys, która przyleciała tam na Meleys,
Czerwonej Królowej. Wspólnie odwiedzili Wyspy Tarczowe, na których król ni-
gdy dotąd nie był. Jaehaerys pamiętał, by wylądować na wszystkich czterech
Tarczach. Na Zielonej Tarczy, w zamku lorda Chestera, księżniczka Rhaenys po-
informowała króla o swych planach małżeńskich i otrzymała jego błogosławień-
stwo.
— Nie mogłabyś wybrać lepszego mężczyzny — stwierdził Jaehaerys.
Zakończył podróż w Starym Mieście, gdzie odwiedził córkę, septę Maegelle,
Wielki Septon go pobłogosławił, Konklawe przyjęło go ucztą, a lord Hightower
urządził turniej na jego cześć. Po raz kolejny zwycięzcą okazał się ser Ryam Re-
dwyne.
Ówcześni maesterzy nazwali rozłam między królem a królową Wielką Kłót-
nią. Upływ czasu i drugi konflikt, niemal tak samo ostry, nadał mu inną nazwę,
Pierwsza Kłótnia, pod którą jest znany po dziś dzień. O Drugiej Kłótni opowie-
my w swoim czasie.
Rozłam zakończyła septa Maegelle.
— To głupie, ojcze — rzekła królowi. — W przyszłym roku Rhaenys wycho-
dzi za mąż. To powinna być wspaniała okazja. Słyszałam, że maesterzy zwą cię
Pojednawcą. Pora, byś się pojednał.
Te ostre słowa przyniosły pożądany efekt. Pół księżyca później król Jaehaerys
przybył wreszcie do Królewskiej Przystani, a królowa Alysanne wróciła z do-
browolnego wygnania na Smoczej Skale. Nigdy się nie dowiemy, jakie słowa
wymienili, ale na dłuższy czas stali się sobie tak samo bliscy jak przedtem.
W roku 90 o.P. król i królowa przeżywali wspólnie radosne chwile, niemalże
ostatnie w ich życiu. Najstarsza z ich wnucząt, księżniczka Rhaenys, wychodziła
za mąż za Corlysa Velaryona z Driftmarku.
Wąż Morski miał trzydzieści siedem lat i uważano go za największego żegla-
rza w historii Westeros. Dziewięć wielkich podróży miał już jednak za sobą i te-
raz wrócił do domu, by się ożenić i założyć rodzinę.
— Tylko ty mogłabyś odciągnąć mnie od morza — rzekł księżniczce. — Wró-
ciłbym do ciebie z najdalszych krańców świata.
Szesnastoletnia Rhaenys, piękna i nieustraszona, była godną partnerką dla
swego marynarza. Została smoczym jeźdźcem w wieku trzynastu lat i uparła się,
że przybędzie na ślub na grzbiecie Meleys, Czerwonej Królowej, wspaniałej,
szkarłatnej smoczycy, która ongiś unosiła pod niebo jej ciotkę Alyssę.
— Możemy razem wrócić na te krańce — odpowiedziała Corlysowi. — Ale ja
dotrę tam szybciej, bo będę leciała.
— To był dobry dzień — wspominała ze smutnym uśmiechem królowa Aly-
sanne przez resztę życia. Miała wówczas pięćdziesiąt cztery lata i musimy ze
smutkiem przyznać, że nie czekało jej już zbyt wiele dobrych dni.
W naszej kronice nie opisujemy niezliczonych wojen, intryg oraz konfliktów
będących plagą Wolnych Miast Essos, chyba że wpłynęły one na losy rodu Tar-
garyenów oraz Siedmiu Królestw. Podobna sytuacja zaistniała w latach 91–
92 o.P. podczas konfliktu znanego jako Myrijska Krwawa Łaźnia. Nie będziemy
zawracać wam głowy szczegółami. Wystarczy, że napiszemy, iż w Myr o władzę
walczyły dwie konkurencyjne frakcje. Po wielu skrytobójstwach, zamieszkach,
gwałtach, egzekucjach, torturach i bitwach morskich jedna ze stron wreszcie za-
triumfowała. Pokonani byli zmuszeni do ucieczki z miasta. Najpierw próbowali
znaleźć dla siebie miejsce na Stopniach, ale stamtąd również przegnał ich sojusz
archonta Tyrosh z ligą pirackich królów. Zdesperowani Myrijczycy skierowali
swą uwagę na wyspę Tarth. Ich lądowanie zaskoczyło Gwiazdę Wieczorną.
W krótkim czasie udało się im opanować całą wschodnią część wyspy.
Myrijczycy byli już wówczas bandą obdartych łotrzyków, niewiele różniących
się od piratów. Król i jego rada byli przekonani, że nie będzie potrzeba wiele, by
zepchnąć ich z powrotem do morza. Zdecydowano, że atak poprowadzi książę
Aemon. Nieprzyjaciel miał też pewne siły na morzu, Wąż Morski będzie więc
musiał poprowadzić najpierw na południe flotę Velaryonów, by osłaniać lorda
Boremunda, który popłynie na Tarth ze swymi ludźmi z krain burzy, by połączyć
siły z oddziałami Gwiazdy Wieczornej. Razem z pewnością poradzą sobie z za-
daniem oczyszczenia Tarthu z myrijskich piratów. A gdyby ich siły okazały się
niewystarczające, książę Aemon będzie miał Caraxes.
— Ona uwielbia palić — zapewnił książę.
Lord Corlys i jego flota wypłynęli z Driftmarku dziewiątego dnia trzeciego
księżyca roku 92 o.P. Książę Aemon ruszył za nimi po kilku godzinach, poże-
gnawszy się z lady Jocelyn oraz ich córką Rhaenys. Księżniczka właśnie się zo-
rientowała, że jest w ciąży. W przeciwnym razie towarzyszyłaby ojcu na Meleys.
— Na bitwę? — zapytał książę. — Nigdy bym na to nie pozwolił. Masz wła-
sną bitwę do stoczenia. Jestem pewien, że lord Corlys pragnie mieć syna. A ja
chciałbym mieć wnuka.
To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział do córki. Caraxes szybko prześci-
gnęła Węża Morskiego z jego flotą i opadła spod nieba na Tarth. Lord Cameron,
Gwiazda Wieczorna z Tarthu, wycofał się w góry stanowiące kręgosłup jego wy-
spy i obozował w ukrytej dolinie, z której mógł obserwować ruchy Myrijczyków
na dole. Książę Aemon spotkał się z nim tam i przygotowali plany, podczas gdy
Caraxes pożarła sześć kóz.
Jednakże obóz Gwiazdy Wieczornej nie był tak dobrze ukryty, jak mu się zda-
wało, a dym ze smoczego ognia przyciągnął spojrzenia dwóch myrijskich zwia-
dowców, skradających się niepostrzeżenie przez góry. Jeden z nich rozpoznał
Gwiazdę Wieczorną, który szedł po zmroku przez obóz, rozmawiając z księciem
Aemonem. Ludzie z Myr są przeciętnymi żeglarzami i kiepskimi żołnierzami,
najchętniej posługują się taką bronią jak nóż, sztylet albo kusza, najlepiej zatru-
te. Jeden z ukrytych za skałami myrijskich zwiadowców uniósł kuszę, wstał, wy-
celował w znajdującego się sto jardów niżej Gwiazdę Wieczorną i wypuścił bełt.
Zapadający zmrok i duża odległość utrudniły mu celowanie. Pocisk przemknął
obok lorda Camerona… i trafił w księcia Aemona, który stał obok.
Żelazny bełt przebił szyję księcia, wynurzając się na karku. Dziedzic Żelazne-
go Tronu osunął się na kolana i złapał za pocisk, jakby chciał go wyrwać, ale nie
miał już sił. Aemon Targaryen utopił się we własnej krwi, próbując coś powie-
dzieć. Miał trzydzieści siedem lat.
Jak nasze słowa mogłyby opisać żałobę, która zapanowała w Siedmiu Króle-
stwach, ból króla Jaehaerysa i królowej Alysanne, puste łoże i gorzkie łzy lady
Jocelyn, a także płacz księżniczki Rhaenys, gdy się dowiedziała, że jej ojciec ni-
gdy nie weźmie w ramiona dziecka, które nosiła? Znacznie łatwiej jest opisać
gniew księcia Baelona, który opadł na Tarth na grzbiecie Vhagar, pełen żądzy
zemsty. Myrijskie statki spłonęły tak samo, jak flota księcia Moriona dziewięć
lat przedtem, a gdy Gwiazda Wieczorna i lord Boremund uderzyli na Myrijczy-
ków z gór, nie mieli dokąd uciekać. Tysiące trupów porzucono na plażach, by
zgniły, i przez wiele dni każda fala uderzająca o brzegi miała różowawą barwę.
Baelon Odważny przyłączył się do rzezi z Mroczną Siostrą w dłoni. Gdy wró-
cił do Królewskiej Przystani z ciałem brata, prostaczkowie wylegli na ulice, wi-
tając go jak bohatera. Powiadają jednak, że gdy Baelon znowu ujrzał matkę, padł
w jej ramiona, roniąc łzy.
— Zabiłem tysiąc Myrijczyków — rzekł jej. — Ale to nie przywróci mu ży-
cia.
— Wiem, wiem — odparła królowa, głaszcząc go po włosach.
Mijały lata. Nadchodziły kolejne lata i zimy. Zdarzały się dni gorące, ciepłe
i takie, gdy od morza dął słony wiatr. Były pola wiosennych kwiatów, udane
zbiory i złote jesienne popołudnia. W całych Siedmiu Królestwach drogi wydłu-
żały się stopniowo, a nad starymi strumieniami pojawiały się nowe mosty. Nikt
jednak nie zauważył, by król czerpał z tego jakąkolwiek radość.
— Teraz zawsze jest zima — powiedział septonowi Barthowi pewnej nocy,
gdy wypił za dużo. Od czasu śmierci Aemona zawsze wypijał wieczorem kilka
kielichów wina z miodem, żeby lepiej spać.
W roku 93 o.P. szesnastoletni syn księcia Baelona, Viserys, wszedł do Smo-
czej Jamy i wybrał dla siebie Baleriona. Stary smok przestał wreszcie rosnąć.
Zrobił się ospały, ciężki i trudno było go obudzić. Gdy Viserys kazał mu zerwać
się do lotu, podźwignął się z najwyższym wysiłkiem. Młody książę trzykrotnie
okrążył miasto, po czym wrócił na ziemię. Później powiedział ojcu, że chciał po-
lecieć na Smoczą Skałę, ale nie sądził, by Czarny Strach miał na to siłę.
Niespełna rok później Balerion dokonał żywota. Odeszła „ostatnia żywa istota
na całym świecie, która widziała Valyrię w jej chwale”, jak napisał septon Barth.
Sam Barth zmarł cztery lata później, pół roku po wielkim maesterze Elysarze.
Lord Redwyne opuścił ten świat w roku 89 o.P., a jego syn, ser Robert, wkrótce
po nim. Ich miejsca zajęli nowi ludzie, ale Jaehaerys naprawdę stał się teraz Sta-
rym Królem, i czasami, wchodząc do komnaty rady, zadawał sobie pytanie:
„Kim oni są? Czy ich znam?”.
Jego Miłość opłakiwał księcia Aemona aż po kres swoich dni, ale nigdy mu
się nawet nie śniło, że śmierć jego najstarszego syna w roku 92 o.P. będzie jak
piekielne rogi z valyriańskiej legendy, niosące śmierć i zniszczenie wszystkim,
którzy usłyszeli ich dźwięk.
Ostatnie lata życia Alysanne Targaryen wypełniały smutek i samotność.
W młodych latach Dobrą Królową Alysanne otaczała miłość poddanych zarów-
no lordów, jak i prostaczków. Kochała swe audiencje dla kobiet, słuchała, uczyła
się i robiła, co tylko mogła, by uczynić Siedem Królestw lepszymi. Widziała
większą ich część niż jakakolwiek inna królowa, przed nią czy po niej, spała
w stu zamkach, oczarowała stu lordów, zaaranżowała sto małżeństw. Kochała
muzykę, taniec i czytanie. Och, i kochała też latać. Srebrnoskrzydła zaniosła ją
do Starego Miasta, na Mur oraz w tysiąc innych miejsc położonych między nimi.
Widziała je wszystkie z góry, unosząc się nad chmurami, co było dane tylko nie-
licznym.
W ostatnim dziesięcioleciu życia utraciła wszystkie te radości.
— Mój stryj Maegor był okrutny, ale starość jest okrutniejsza od niego — ma-
wiała nieraz. Znużona licznymi porodami, podróżami i żałobą, po śmierci
Aemona królowa wychudła i zrobiła się krucha. Wspięcie się na jedno z trzech
wzgórz sprawiało jej wielkie trudności. W roku 95 o.P. poślizgnęła się i prze-
wróciła na serpentynowych schodach, łamiąc nogę w biodrze. Od tego czasu
chodziła o lasce. Słuch również zaczął ją zawodzić. Utraciła muzykę, a gdy pró-
bowała uczestniczyć w posiedzeniach rady razem z królem, nie rozumiała poło-
wy z tego, co mówiono. Nie potrafiła utrzymać równowagi, co uniemożliwiało
jej latanie. Srebrnoskrzydła po raz ostatni zaniosła ją pod niebo w roku 93 o.P.
Gdy królowa wróciła na ziemię i zeszła z trudem z grzbietu smoczycy, zalała się
łzami.
Najbardziej jednak kochała swe dzieci. Żadna matka nie mogłaby darzyć ich
silniejszą miłością, jak powiedział jej kiedyś wielki maester Benifer, zanim za-
brała go drżączka. W ostatnich dniach życia królowa Alysanne rozmyślała nad
jego słowami. Napisała: „Myślę, że się mylił. Z pewnością Matka na Górze ko-
chała moje dzieci bardziej, bo zabrała do siebie prawie wszystkie”.
— Matka nie powinna palić własnego dziecka — stwierdziła królowa przy
pogrzebowym stosie swego syna Valeriona. Z trzynaściorga dzieci, które urodzi-
ła królowi Jaehaerysowi, tylko troje miało ją przeżyć. Aegon, Gaemon i Valerion
umarli w wieku niemowlęcym. Daenerys zabrała drżączka w wieku sześciu lat.
Księcia Aemona zabił bełt z kuszy. Alyssa i Daella zmarły w połogu. Viserra
zginęła po pijanemu na ulicy. Łagodna z natury septa Maegelle umarła w roku
96 o.P. Szara łuszczyca obróciła jej ręce i nogi w kamień, mimo to Maegelle po-
święciła ostatnie lata życia na opiekę nad innymi ofiarami tej straszliwej choro-
by.
Najsmutniejsza była jednak utrata księżniczki Gael, Zimowego Dziecka. Gael
przyszła na świat w roku 80 o.P., gdy królowa Alysanne miała czterdzieści czte-
ry lata i uważano, że czas jej płodności już minął. Gael miała słodką naturę, ale
była chorowita i nieco słaba na umyśle. Pozostała u boku królowej na długo po
tym, jak inne dzieci dorosły i ją opuściły, ale w roku 99 o.P. zniknęła z dworu,
a wkrótce potem ogłoszono, że zmarła na letnią gorączkę. Prawda wyszła na jaw
dopiero po śmierci obojga jej rodziców. Uwiedziona i porzucona przez wędrow-
nego minstrela księżniczka urodziła martwego syna, a następnie, porażona żało-
bą, weszła w wody Czarnej Zatoki i się utopiła.
Niektórzy uważają, że Alysanne nigdy już nie wróciła do siebie po tej utracie.
Zimowe Dziecko było jej jedyną towarzyszką w latach starości. Saera nadal
żyła, gdzieś w Volantis (opuściła bowiem w końcu Lys, jako kobieta okryta nie-
sławą, ale bogata), lecz dla Jaehaerysa była martwa. A listy, które od czasu do
czasu słała do niej potajemnie Alysanne, pozostawały bez odpowiedzi. Vaegon
był arcymaesterem w Cytadeli. Zimny i pełen dystansu chłopak wyrósł na zim-
nego, pełnego dystansu mężczyznę. Pisał do niej listy, jak przystało synowi.
Jego słowa były uprzejme, ale brakowało w nich ciepła. Minęły lata, odkąd Aly-
sanne widziała go na własne oczy.
Tylko Baelon Odważny pozostał u jej boku aż do końca. Wiosenny Książę od-
wiedzał ją tak często, jak tylko mógł, i zawsze witała go uśmiechem. Jednakże
Baelon był księciem Smoczej Skały i królewskim namiestnikiem. Miał mnóstwo
obowiązków — towarzyszył ojcu podczas posiedzeń rady albo pertraktował
z lordami.
— Będziesz wielkim królem — powiedziała mu Alysanne, gdy widzieli się po
raz ostatni. Nie znała przyszłości. Jak mogłaby ją znać?
Po śmierci księżniczki Gael Alysanne nie była w stanie dłużej znieść pobytu
w Królewskiej Przystani i w Czerwonej Twierdzy. Nie mogła dłużej być dla kró-
la towarzyszką w jego wysiłkach, a na dworze pełno było nieznajomych, których
imion nie potrafiła zapamiętać. Szukając spokoju, wróciła na Smoczą Skałę,
gdzie spędziła najszczęśliwsze lata z Jaehaerysem, między ich pierwszym a dru-
gim ślubem. Król odwiedzał ją tam, gdy tylko mógł.
— Jak to możliwe, że ja jestem Starym Królem, a ty nadal pozostajesz Dobrą
Królową? — zapytał ją pewnego razu.
— Ja też jestem stara, ale i tak młodsza od ciebie — odezwała się ze śmie-
chem królowa.
Alysanne Targaryen zmarła na Smoczej Skale w pierwszym dniu siódmego
księżyca roku 100 o.P. — pełne stulecie po podboju Aegona. Miała sześćdziesiąt
cztery lata.
DZIEDZICE SMOKA

KWESTIA SUKCESJI

Ziarna wojny często sieje się w latach pokoju. Tak się zdarzyło również w We-
steros. Krwawą wojnę o Żelazny Tron, znaną jako Taniec Smoków, stoczono
w latach 129–131 o.P., ale korzeni konfliktu możemy szukać pół stulecia wcześ-
niej, za czasów najdłuższego i najbardziej pokojowego panowania, jakim kiedy-
kolwiek cieszyli się następcy Aegona Zdobywcy — rządów króla Jaehaerysa
I Targaryena, zwanego Pojednawcą.
Stary Król i Dobra Królowa Alysanne dzielili ze sobą rządy aż do jej śmierci
w roku 100 o.P. (pomijając dwa krótkie okresy rozstania, znane historii jako
Pierwsza i Druga Kłótnia). Mieli aż trzynaścioro dzieci.
Czworo z nich — dwóch synów i dwie córki — dożyło wieku dojrzałego, za-
warło śluby i z czasem dochowało się własnego potomstwa. Nigdy przedtem ani
potem Siedmiu Królestw nie pobłogosławiono (albo nie przeklęto, jak twierdzili
niektórzy) tak wielką liczbą targaryeńskich książątek. Z lędźwi Starego Króla
i jego ukochanej królowej zrodziło się tak wiele sprzecznych pretensji i preten-
dentów, że wielu maesterów uważa, iż Taniec Smoków (albo inny, podobny mu
konflikt) był nieunikniony.
We wczesnych latach panowania Jaehaerysa nie było to oczywiste, albowiem
w osobie księcia Aemona i księcia Baelona Jego Miłość miał, jak mówi przysło-
wie, „pierwszego i zapasowego dziedzica”. Rzadko się zdarzało, by królestwo
pobłogosławiono dwoma równie utalentowanymi książętami. W roku 62 o.P.,
w wieku siedmiu lat, Aemona oficjalnie namaszczono jako księcia Smoczej Ska-
ły i dziedzica Żelaznego Tronu. Gdy ukończył siedemnaście lat, pasowano go na
rycerza, w wieku dwudziestu lat zwyciężył w turnieju. Kiedy miał dwadzieścia
sześć lat, ojciec mianował go najwyższym sędzią i starszym nad prawami. Choć
w trzydziestym roku życia był już doświadczonym wojownikiem, nigdy nie słu-
żył ojcu jako królewski namiestnik, choć wyłącznie dlatego, że ów urząd zajmo-
wał septon Barth, najbardziej zaufany przyjaciel starego Króla, który zwał go
„towarzyszem w moich trudach”. Baelon Targaryen był równie uzdolniony jak
jego starszy brat. Zdobył pas rycerski w wieku szesnastu lat, a gdy ukończył
osiemnaście, pojął za żonę swą piętnastoletnią siostrę, Alyssę. Choć w wieku
chłopięcym między nim a Aemonem istniała zdrowa rywalizacja, nikt nie wątpił
w łączącą ich miłość. Sukcesja wydawała się solidna jak kamień.
Ten kamień pękł jednak w roku 92 o.P., gdy księcia Smoczej Skały zabił na
wyspie Tarth myrijski kusznik, który strzelał do człowieka stojącego obok
Aemona. Król i królowa opłakiwali śmierć syna, a całe Siedem Królestw rów-
nież pogrążyło się w żałobie, nikt jednak nie był bardziej zrozpaczony niż książę
Baelon, który natychmiast wyruszył na Tarth i pomścił brata, spychając Myrij-
czyków do morza. Gdy wrócił do Królewskiej Przystani, tłumy przywitały go
jako bohatera, a królewski ojciec uściskał go na przywitanie i mianował księ-
ciem Smoczej Skały oraz dziedzicem Żelaznego Tronu. To była popularna decy-
zja. Prostaczkowie kochali Baelona Odważnego, a lordowie Siedmiu Królestw
widzieli w nim oczywistego następcę brata.
Ale książę Aemon miał dziecko. Jego córka Rhaenys, urodzona w roku
74 o.P., wyrosła na inteligentną, zdolną i piękną kobietę. W roku 90 o.P., gdy
miała szesnaście lat, poślubiła królewskiego admirała i starszego nad okrętami,
Corlysa z rodu Velaryonów, Lorda Przypływów, zwanego Wężem Morskim, na
cześć najsławniejszego z jego licznych statków. Co więcej, gdy jej ojciec,
Aemon, zginął, księżniczka Rhaenys spodziewała się dziecka. Przyznając Smo-
czą Skałę księciu Baelonowi, król Jaehaerys pominął nie tylko Rhaenys, lecz
również syna, którego mogła urodzić.
Decyzja króla była zgodna z powszechnym zwyczajem. Pierwszym władcą
Siedmiu Królestw był Aegon, a nie jego siostra Visenya, dwa lata starsza od nie-
go, a sam Jaehaerys zasiadł na tronie po swym stryju uzurpatorze, Maegorze,
mimo że większe prawa miała jego starsza siostra, Rhaena. Królowi podjęcie tej
decyzji nie przyszło łatwo. Wiemy, że omówił sprawę z małą radą. Z pewnością
szukał też rady septona Bartha, jak we wszystkich ważnych kwestiach. Dużą
wagę przywiązywał również do opinii wielkiego maestera Allara. Wszyscy byli
tego samego zdania. Baelon, doświadczony trzydziestopięcioletni rycerz, lepiej
nadawał się na władcę niż osiemnastoletnia księżniczka Rhaenys lub jej nienaro-
dzone dziecko, które mogło się okazać chłopcem bądź nie, podczas gdy książę
Baelon spłodził już dwóch zdrowych synów, Viserysa i Daemona. Wspominano
też o tym, że lud kocha Baelona Odważnego.
Niektórzy byli jednak innego zdania. Pierwsza sprzeciwiła się sama Rhaenys.
— Chcesz ukraść mojemu synowi dziedzictwo ojca — oznajmiła, kładąc dłoń
na wydatnym brzuchu.
Jej mąż, lord Velaryon, rozgniewał się tak bardzo, że zrezygnował z tytułu ad-
mirała i miejsca w małej radzie, a potem zabrał żonę z powrotem do swej siedzi-
by, Driftmarku. Lady Jocelyn z rodu Baratheonów, matka Rhaenys, również była
zła na króla, podobnie jak jej brat Boremond, lord Końca Burzy.
Najważniejszym z przeciwników tej decyzji była jednak Dobra Królowa Aly-
sanne, która przez wiele lat pomagała mężowi władać Siedmioma Królestwami,
a teraz zobaczyła, że córkę jej syna pominięto z powodu płci. Słowa, które po-
wiedziała Jaehaerysowi, stały się sławne:
— Władca potrzebuje dobrej głowy i wiernego serca. Kutas nie jest koniecz-
ny. Jeśli Wasza Miłość rzeczywiście uważa, że kobiety są za głupie, by rządzić,
najwyraźniej nie jestem tu więcej potrzebna.
Królowa Alysanne opuściła Królewską Przystań i poleciała na Smoczą Skałę
na swej smoczycy, Srebrnoskrzydłej. Nie widzieli się z królem Jaehaerysem
przez dwa lata. Kronikarze nazywają ten okres Drugą Kłótnią.

Stary Król i Dobra Królowa pojednali się w roku 94 o.P., dzięki staraniom ich
córki, septy Maegelle, ale nigdy nie zgodzili się ze sobą w sprawie sukcesji.
Królowa zmarła na wyniszczającą chorobę w roku 100 o.P. Miała sześćdziesiąt
cztery lata. Do końca życia upierała się, że jej wnuczkę Rhaenys oraz prawnuki
ograbiono z należnych im praw. „Chłopiec w brzuchu”, nienarodzone dziecko,
które stało się przyczyną tak wielu debat, okazał się dziewczynką. Laena przy-
szła na świat w roku 93 o.P., a w następnym Rhaenys dała jej brata, Laenora.
Książę Baelon był już wówczas powszechnie uznanym dziedzicem. Tylko ród
Velaryonów i ród Baratheonów uparcie trzymały się przekonania, że młody La-
enor ma większe prawa do Żelaznego Tronu, a nieliczni bronili nawet praw jego
starszej siostry, Laeny, oraz matki ich obojga, Rhaenys.
W ostatnich latach życia królowej Alysanne bogowie zadali jej wiele okrut-
nych ciosów, o których pisaliśmy już wcześniej. Jednakże Jej Miłość spotkały
wtedy nie tylko smutki, lecz również radości. Ich najważniejszym źródłem były
wnuki, a także śluby. W roku 93 o.P. była na ślubie najstarszego syna księcia
Baelona, Viserysa, który poślubił lady Aemmę z rodu Arrynów, jedenastoletnie
dziecko zmarłej księżniczki Daelli (ze skonsumowaniem małżeństwa zaczekano
dwa lata, aż panna młoda zakwitła). W roku 97 Dobra Królowa była świadkiem
zaślubin drugiego syna Baelona, Daemona, z lady Rheą z rodu Royce’ów, dzie-
dziczką Runestone, starożytnego zamku w Dolinie.
Serce królowej uradował też z pewnością wielki turniej urządzony w Królew-
skiej Przystani w roku 98 o.P. dla uczczenia pięćdziesięciolecia panowania króla
Jaehaerysa. Większość jej żyjących dzieci, wnuków i prawnuków zebrała się, by
uczestniczyć w uczcie oraz uroczystościach. Zgodnie z prawdą powiadano, że od
czasów Zagłady Valyrii nigdy nie widziano tak wielu smoków naraz. W finało-
wej walce rycerze z Gwardii Królewskiej, ser Ryam Redwyne i ser Clement
Crabb, skruszyli trzydzieści kopii, nim król Jaehaerys ogłosił ich współzwycięz-
cami. Później oznajmiono, że była to najwspanialsza walka turniejowa w całych
dziejach Westeros.
Jednakże czternaście dni po zakończeniu turnieju stary przyjaciel króla, sep-
ton Barth, zmarł spokojnie podczas snu. Przez czterdzieści jeden lat wiernie słu-
żył królowi jako jego namiestnik. Jaehaerys mianował jego następcą lorda do-
wódcę Gwardii Królewskiej, ale ser Ryam Redwyne nie był septonem Barthem.
Niewątpliwa biegłość we władaniu kopią nie zdawała mu się na wiele jako na-
miestnikowi.
— Niektórych problemów nie da się rozwiązać, waląc w nie kijem — jak
brzmiała słynna uwaga wielkiego maestera Allara.
Jego Miłość nie miał innego wyjścia, jak usunąć ser Ryama po zaledwie roku
piastowania przezeń urzędu. Następnie zwrócił się do swego syna, Baelona,
z prośbą, by zajął miejsce Redwyne’a. Tak oto w roku 99 o.P. książę Smoczej
Skały stał się jednocześnie królewskim namiestnikiem. Baelon świetnie radził
sobie z obowiązkami. Nie był tak wykształcony jak septon Barth, ale doskonale
potrafił oceniać ludzi i otaczał się lojalnymi podwładnymi oraz doradcami. Lor-
dowie i prostaczkowie na równi twierdzili, że Baelon Targaryen będzie dobrym
władcą Siedmiu Królestw.
To jednak nie nastąpiło. W roku 101 o.P., podczas polowania, książę Baelon
zaczął się nagle uskarżać na ból w boku. Po powrocie do miasta ból się nasilił.
Brzuch się powiększył i stwardniał, a dolegliwości stały się tak dokuczliwe, że
Baelon nie mógł podźwignąć się z łóżka. Runciter, nowy wielki maester niedaw-
no przysłany z Cytadeli, zdołał złagodzić nieco gorączkę i przynieść ulgę w cier-
pieniach za pomocą makowego mleka, ale stan księcia cały czas się pogarszał.
Piątego dnia choroby książę Baelon zmarł w swej sypialni w Wieży Namiestni-
ka. Ojciec siedział przy łóżku, trzymając go za rękę. Po otwarciu ciała Runciter,
nowy wielki maester, stwierdził, że przyczyną zgonu było pęknięcie brzucha.
Całe Siedem Królestw płakało po Baelonie Odważnym, ale nikt nie rozpaczał
bardziej niż król Jaehaerys. Gdy tym razem zapalił pogrzebowy stos syna, nie to-
warzyszyła mu już ukochana żona. Stary Król nigdy przedtem nie był tak samot-
ny. Jego Miłość stanął przed kłopotliwym dylematem. Sukcesja ponownie stała
się niepewna. Obaj domniemani dziedzice nie żyli, a ich ciała spalono. Nie było
już jasne, kto powinien odziedziczyć Żelazny Tron… ale powodem z pewnością
nie był brak kandydatów.
Baelon spłodził ze swą siostrą Alyssą trzech synów. Dwaj, Viserys i Daemon,
nadal żyli. Gdyby Baelon zasiadł na Żelaznym Tronie, jego następcą byłby Vise-
rys, lecz tragiczna śmierć księcia Smoczej Skały w wieku czterdziestu czterech
lat zakłóciła porządek sukcesji. Ponownie zgłoszono pretensje lady Rhaenys
oraz jej córki Laeny Velaryon… ale nawet gdyby miano je pominąć z powodu
płci, nie pozbawiłoby to praw syna Rhaenys. Laenor Velaryon był mężczyzną
i jego dziadkiem był starszy syn Jaehaerysa, podczas gdy chłopcy Baelona po-
chodzili od młodszego.
Co więcej, król Jaehaerys nadal miał żyjącego syna. Vaegon był arcymaeste-
rem w Cytadeli. Jego pierścień, laskę i maskę wykonano z żółtego złota. W hi-
storii zapisał się jako Vaegon Bez Smoka. Większość Siedmiu Królestw całko-
wicie zapomniała już o jego istnieniu. Vaegon miał dopiero czterdzieści lat, ale
był bladym i wątłym molem książkowym poświęcającym się alchemii, astrono-
mii, matematyce i innym sztukom tajemnym. Nawet w chłopięcych latach nie
był zbytnio lubiany. Tylko nieliczni uważali go za odpowiedniego kandydata do
Żelaznego Tronu.
Mimo to Stary Król zwrócił się teraz właśnie do arcymaestera Vaegona, wzy-
wając ostatniego syna do powrotu do Królewskiej Przystani. Co zaszło między
nimi, pozostaje kwestią domysłów. Niektórzy uważają, że król zaoferował Va-
egonowi tron, ale ten odmówił. Inni utrzymują, że po prostu prosił syna o radę.
Na dwór dotarły wieści, że Corlys Velaryon gromadzi w Driftmarku okręty i lu-
dzi, by „bronić praw” swego syna Laenora, natomiast Daemon Targaryen, dwu-
dziestoletni młodzieniec, porywczy i kłótliwy, zwołał oddział zaprzysiężonych
mieczy, by poprzeć swego brata, Viserysa. Bez względu na to, kogo mianuje
swym następcą Stary Król, gwałtowny konflikt o tron wydawał się prawdopo-
dobny. Z pewnością właśnie dlatego Jego Miłość ochoczo przystał na propozycję
Vaegona.
Król Jaehaerys ogłosił, że zamierza zwołać Wielką Radę, która omówi kwe-
stię sukcesji i podejmie ostateczną decyzję. Zaproszenia otrzymają wszyscy lor-
dowie, wielcy i mali, a także maesterzy z Cytadeli Starego Miasta oraz septy
i septonowie reprezentujący Wiarę. Niech pretendenci przedstawią swe pretensje
zgromadzonym lordom, ogłosił Jego Miłość. Obiecał, że podporządkuje się wer-
dyktowi rady, jakkolwiek będzie on brzmiał.
Zdecydowano, że rada zbierze się w Harrenhal, największym zamku w Sied-
miu Królestwach. Nikt nie wiedział, ilu gości się zjawi, ponieważ nigdy dotąd
nie urządzano podobnego zjazdu, uznano jednak, że rozsądnie będzie przygoto-
wać miejsca dla co najmniej pięciuset lordów wraz ze świtami. Ostatecznie przy-
było ich ponad tysiąc. Minęło pół roku, nim się zebrali (kilku zaś zjawiło się do-
piero wtedy, gdy obrady już zakończono). Nawet Harrenhal nie było w stanie
pomieścić tak wielkiego tłumu, każdemu lordowi towarzyszyła bowiem świta
złożona z rycerzy, giermków, stajennych, kucharzy oraz służących. Tymond
Lannister, lord Casterly Rock, przyprowadził ze sobą trzystu ludzi. Matthos Ty-
rell, lord Wysogrodu, nie dał mu się prześcignąć i przywiódł pięciuset.
Lordowie zjeżdżali się ze wszystkich zakątków Siedmiu Królestw, od Dornij-
skiego Pogranicza aż po ziemie położone w cieniu Muru, od Trzech Sióstr po
Żelazne Wyspy. Przybył Gwiazda Wieczorna z Tarthu i lord Samotnego Światła.
Z Winterfell dotarł lord Ellard Stark, z Riverrun lord Grover Tully, z Doliny Yor-
bert Royce, regent i protektor młodej Jeyne Arryn, pani Orlego Gniazda. Nawet
Dornijczycy mieli swych przedstawicieli. Książę Dorne wysłał do Harrenhal
córkę oraz dwudziestu dornijskich rycerzy jako obserwatorów. Ze Starego Mia-
sta przybył Wielki Septon, by pobłogosławić zgromadzonych. Do Harrenhal ru-
szyły też setki kupców i rzemieślników. Wędrowni rycerze i wolni jeźdźcy przy-
bywali, szukając pracodawcy dla swych mieczy, rzezimieszki liczyły na łupy,
a dojrzałe kobiety i młode dziewczęta szukały mężów. Złodzieje i kurwy, praczki
i markietanki, minstrele i komedianci schodzili się ze wschodu i z zachodu,
z północy i z południa. Pod murami Harrenhal wyrosło miasto namiotów, cią-
gnące się wiele mil w obie strony wzdłuż brzegu jeziora. Na krótką chwilę Har-
renton stało się czwartym pod względem liczby ludności miastem w Siedmiu
Królestwach. Przerastały je jedynie Stare Miasto, Królewska Przystań i Lanni-
sport.
Zgromadzeni lordowie rozważyli pretensje aż czternastu kandydatów. Trzej
przybyli z Essos — synowie córki króla Jaehaerysa, Saery, każdy spłodzony
przez innego ojca. Jeden wyglądał ponoć zupełnie jak jego dziadek w młodych
latach. Drugi, bękart triarchy Starego Volantis, przywiózł ze sobą worki ze zło-
tem oraz karłowatego słonia. Hojne dary, które wręczał ubogim lordom, z pew-
nością wspomogły jego pretensje. Słoń okazał się mniej użyteczny. (Sama księż-
niczka Saera nadal żyła w Volantis i miała dopiero trzydzieści cztery lata. Jej
prawa z pewnością były większe niż prawa jej bękartów, nie zgłosiła jednak swej
kandydatury. „Mam tu własne królestwo” — odparła ponoć, gdy ją zapytano,
czy pragnie wrócić do Westeros).
Inny kandydat przedstawił stare dokumenty, dowodzące, że pochodzi od Ga-
emona Wspaniałego, największego z lordów Smoczej Skały z czasów przed
Podbojem. Był potomkiem jego młodszej córki i pomniejszego lorda, którego
poślubiła, ale dzieliło go od niej siedem pokoleń. Pojawił się też wysoki, rudo-
włosy zbrojny podający się za bękarta Maegora Okrutnego. Na dowód tych
twierdzeń przedstawił swą matkę, postarzałą córkę oberżysty, zapewniającą, że
Maegor kiedyś ją zgwałcił. (Lordowie byli skłonni uwierzyć w gwałt, ale nie
w to, że rudy mężczyzna był jego owocem).
Wielka Rada trwała trzynaście dni. Rozważono i odrzucono wątpliwe preten-
sje dziewięciu pomniejszych kandydatów (jednego z nich, wędrownego rycerza
zapewniającego, że jest synem naturalnym króla Jaehaerysa, zatrzymano i uwię-
ziono, gdy monarcha zdemaskował go jako kłamcę). Arcymaestera Vaegona wy-
kluczono z uwagi na jego śluby, a księżniczkę Rhaenys i jej córkę z powodu
płci. Zostało tylko dwóch pretendentów cieszących się największym poparciem:
Viserys Targaryen, najstarszy syn księcia Baelona i księżniczki Alyssy, oraz La-
enor Velaryon, syn lady Rhaenys oraz wnuk księcia Aemona. Viserys był wnu-
kiem Starego Króla, a Laenor jego prawnukiem. Zasada pierworództwa fawory-
zowała Laenora, a zasada bliskości pokoleń Viserysa. Co więcej, Viserys był
ostatnim Targaryenem, który dosiadał Baleriona… choć po śmierci Czarnego
Strachu w roku 94 o.P. nigdy już nie jeździł na smoku, podczas gdy mały Laenor
niedawno odbył pierwszy lot na wspaniałej, szaro-białej bestii, którą nazwał
Morskim Dymem.
Jednakże Viserys odziedziczył prawa po ojcu, a Laenor po matce. Większość
lordów uważała, że męska linia musi mieć pierwszeństwo przed żeńską. Co wię-
cej, Viserys był dwudziestoczteroletnim mężczyzną, a Laenor siedmioletnim
dzieckiem. Z tych wszystkich powodów uważano, że prawa Laenora są słabsze,
choć rodzice chłopca byli tak potężnymi i wpływowymi postaciami, że nie moż-
na było zlekceważyć ich pretensji.
Być może dobrze by było dodać w tym miejscu kilka słów o ojcu chłopca,
Corlysie z rodu Velaryonów, Lordzie Przypływów i obrońcy Driftmarku, który
zasłynął w pieśniach i kronikach jako Wąż Morski. Z pewnością był on jedną
z najbardziej niezwykłych postaci swej epoki. Velaryonowie — szlachecki ród
szczycący się valyriańskim pochodzeniem — przybyli do Westeros jeszcze
przed Targaryenami, jeśli wierzyć ich rodzinnym kronikom, i osiedlili się w Gar-
dzieli, na żyznej nizinnej wyspie Driftmark (słynącej z tego, że fale codziennie
wyrzucały na jej brzeg nowe drewno), a nie na jej kamienistej, dymiącej sąsiad-
ce. Smoczej Skale. Choć Velaryonowie nigdy nie byli smoczymi jeźdźcami, od
wielu stuleci pozostawali najdawniejszymi i najbliższymi sojusznikami Targa-
ryenów. Ich królestwem było morze, a nie niebo. Podczas Podboju okręty Vela-
ryonów zaniosły żołnierzy Aegona na drugi brzeg Czarnej Wody, a następnie
stały się największą częścią królewskiej floty. W pierwszym stuleciu rządów
Targaryenów tak wielu Velaryonów zasiadało w małej radzie jako starsi nad
okrętami, że ten urząd powszechnie uważano za niemal dziedziczny.
Chociaż Corlys Velaryon miał wspaniałych przodków, był zarazem jedyny
w swoim rodzaju, zdolny i niespokojny, ambitny i żądny przygód. Tradycja wy-
magała, by synowie konika morskiego, który był herbem rodu Velaryonów, po-
znali w młodości smak żeglarskiego życia. Jednak żaden Velaryon wcześniej ani
później nie zasmakował w żegludze tak bardzo jak chłopak, który później stał
się Wężem Morskim. Corlys pierwszy raz przepłynął wąskie morze w wieku
sześciu lat, żeglując do Pentos ze stryjem. Od tej pory wyruszał w taką podróż
co rok. Nie był przy tym pasażerem. Wspinał się na maszty, wiązał węzły, szoro-
wał pokłady, poruszał wiosłami, łatał dziury w kadłubie, rozwijał i zwijał żagle,
siedział na oku, a wreszcie nauczył się nawigacji i sterowania. Wszyscy kapita-
nowie zapewniali, że nigdy nie widzieli chłopaka o większym talencie do żeglu-
gi.
W wieku szesnastu lat Corlys sam został kapitanem. Popłynął łodzią rybacką
o nazwie „Królowa Dorszy” z Driftmarku na Smoczą Skałę i z powrotem. W na-
stępnych latach statki, którymi dowodził, stawały się coraz większe i szybsze,
a ich rejsy coraz dłuższe i bardziej niebezpieczne. Okrążył dolną część Westeros,
by odwiedzić Stare Miasto, Lannisport oraz Lordsport na Pyke. Pożeglował do
Lys, Tyrosh, Pentos i Myr. Wyruszył na „Letniej Pannie” do Volantis i na Wyspy
Letnie, a na „Lodowym Wilku” na północ, do Braavos, Wschodniej Strażnicy,
a potem skręcił na Morze Dreszczy, by dotrzeć do Lorath i Portu Ibbeńskiego.
Podczas późniejszego rejsu znowu wyruszył na północ na „Lodowym Wilku”,
by odnaleźć morskie przejście omijające ponoć górną część Westeros, ale znalazł
tylko zamarznięte morze i ogromne góry lodowe.
Najsławniejsze podróże odbył jednak na statku, który sam dla siebie zaprojek-
tował i kazał wybudować, czyli na „Wężu Morskim”. Kupcy ze starego Miasta
i z Arbor nieraz żeglowali na wschód, płynąc aż do Qarthu w poszukiwaniu
przypraw, jedwabiu i innych skarbów, ale Corlys Velaryon na „Wężu Morskim”
był pierwszym, który zapuścił się dalej, przepłynął Nefrytowe Bramy i dotarł do
Yi Ti i do wyspy Leng. Wrócił z ładunkiem jedwabiu i przypraw tak bogatym, że
za jednym zamachem podwoił majątek rodu Velaryonów. Podczas drugiej wy-
prawy na „Wężu Morskim” dotarł jeszcze dalej, aż do Asshai przy Cieniu. Za
trzecim razem wyruszył na północ, na Morze Dreszczy, i stał się pierwszym We-
sterosianinem, który ujrzał na własne oczy Tysiąc Wysp i odwiedził posępne,
zimne wybrzeża N’ghai oraz Mossovy.
„Wąż Morski” odbył w sumie dziewięć podróży. Podczas dziewiątej ser Cor-
lys zawinął w drodze powrotnej do Qarthu, wioząc tyle złota, że kupił za nie
dwadzieścia statków i wypełnił wszystkie szafranem, pieprzem, gałką muszkato-
łową, słoniami i belami najwspanialszego jedwabiu. Tylko czternaście statków
z jego floty dotarło bezpiecznie do Driftmarku, a wszystkie słonie padły na mo-
rzu, ale zyski z podróży były tak ogromne, że Velaryonowie stali się najbogat-
szym rodem w Siedmiu Królestwach, wyprzedzając nawet Hightowerów i Lan-
nisterów, choć tylko na krótki czas.
Ser Corlys dobrze wykorzystał te bogactwa, gdy jego dziadek zmarł w za-
awansowanym wieku osiemdziesięciu ośmiu lat i Wąż Morski został Lordem
Przypływów. Siedzibą rodu Velaryonów był zamek Driftmark, mroczny i posęp-
ny, zawsze zawilgocony, a często zalewany przez fale. Lord Corlys kazał zbudo-
wać nowy zamek, położony na drugim końcu wyspy. Wysoką Wodę wzniesiono
z jasnego kamienia, takiego samego jak ten, którego użyto do budowy Orlego
Gniazda. Jej smukłe wieże zwieńczone dachami z kutego srebra lśniły w blasku
słońca. Gdy nadchodziły poranne i wieczorne przypływy, zamek otaczało morze,
a z wyspą łączyła go jedynie grobla. Lord Corlys przeniósł do nowego zamku
starożytny tron z wyrzuconego na brzeg drewna (zgodnie z legendą otrzymany
w darze od króla merlingów).
Wąż Morski budował również okręty. W latach, gdy służył Staremu Królowi
jako starszy nad okrętami, królewska flota powiększyła się trzykrotnie. Nawet
po rezygnacji z tego urzędu nie porzucił prac, choć zamiast okrętów wojennych
jego stocznie opuszczały teraz kupieckie żaglowce oraz galery. Trzy wioski ry-
backie położone tuż pod ciemnymi, pokrytymi plamami soli murami Driftmarku,
pod którymi zawsze można było zobaczyć szeregi kadłubów, połączyły się
w miasteczko o nazwie Hull. Po drugiej stronie wyspy, nieopodal Wysokiej
Wody, kolejna wioska stała się miasteczkiem o nazwie Spicetown. U jego pirsów
i nabrzeży tłoczyły się kupieckie statki przybywające z Wolnych Miast, a także
z innych, bardziej odległych miejsc. Z położonego pośrodku Gardzieli Driftmar-
ku było bliżej do wąskiego morza niż z Duskendale albo Królewskiej Przystani.
Dzięki temu Spicetown wkrótce zaczęło przyciągać wiele statków, które w innej
sytuacji popłynęłyby do któregoś z tych dwóch portów. W ten sposób ród Vela-
ryonów stał się jeszcze bogatszy i potężniejszy.
Lord Corlys był ambitnym człowiekiem. W trakcie swych dziewięciu wypraw
na „Wężu Morskim” zawsze pragnął płynąć naprzód, do znajdujących się poza
mapami miejsc, do których nikt przed nim nie dotarł. Choć osiągnął w życiu bar-
dzo wiele, ci, którzy znali go najlepiej, mówili, że rzadko czuł się usatysfakcjo-
nowany. Rhaenys Targaryen, córka najstarszego syna i dziedzica Starego Króla,
stała się dla niego idealną towarzyszką życia. Żadna kobieta w Siedmiu Króle-
stwach nie przewyższała jej odwagą, urodą i dumą. Do tego jeździła na smoku.
Lord Corlys liczył na to, że jego synowie i córki będą latali wysoko pod niebem,
a pewnego dnia któreś z nich zasiądzie na Żelaznym Tronie.
Nic dziwnego, że Wąż Morski poczuł się gorzko rozczarowany, gdy po śmier-
ci Aemona król Jaehaerys pominął córkę swego pierworodnego syna, Rhaenys,
wybierając jego brata, Baelona Wiosennego Księcia. Wyglądało jednak na to, że
sytuacja się odwróciła i dawną krzywdę będzie można naprawić. Lord Corlys
i jego żona, księżniczka Rhaenys, zjawili się w Harrenhal z licznym orszakiem,
chcąc wykorzystać bogactwo i wpływy rodu Velaryonów, by przekonać zebra-
nych lordów do uznania ich syna Laenora za prawowitego dziedzica Żelaznego
Tronu. W tych wysiłkach wsparli ich lord Końca Burzy Boremund Baratheon
(wuj Rhaenys i wujeczny dziadek jej syna, Laenora), lord Stark z Winterfell,
lord Manderly z Białego Portu, lord Dustin z Barrowton, lord Blackwood z Ra-
ventree, lord Bar Emmon z Ostrego Przylądka, lord Celtigar ze Szczypcowej
Wyspy, a także inni.
Było ich jednak zdecydowanie za mało. Choć lord i lady Velaryon wykazali
się elokwencją i szczodrością, próbując pomóc synowi, od początku nikt nie
wątpił w ostateczne rozwiązanie. Zgromadzeni w Harrenhal lordowie miażdżącą
większością głosów wybrali Viserysa Targaryena na dziedzica Żelaznego Tronu.
Choć maesterzy liczący głosy nigdy nie zdradzili wyników, powiadano później,
że przewaga Viserysa była z górą dwudziestokrotna.
Król Jaehaerys nie przybył na radę, ale gdy dotarły do niego wieści o werdyk-
cie, podziękował lordom za ich pomoc i z wdzięcznością nadał tytuł księcia
Smoczej Skały swemu wnukowi, Viserysowi. Koniec Burzy i Driftmark pogo-
dziły się z tą decyzją, aczkolwiek niechętnie. Przewaga głosów była tak wielka,
że nawet rodzice Laenora uświadomili sobie, że nie mieli szans na zwycięstwo.
W oczach wielu Wielka Rada z roku 101 ustanowiła precedens w sprawie sukce-
sji. Bez względu na starszeństwo Żelaznego Tronu nie mogła odziedziczyć ko-
bieta ani jej męscy potomkowie.
O ostatnich latach panowania Jaehaerysa nie musimy tu pisać zbyt wiele. Bae-
lon był księciem Smoczej Skały, a jednocześnie służył ojcu jako królewski na-
miestnik. Po śmierci syna Jego Miłość postanowił rozdzielić te zaszczyty. Kró-
lewskim namiestnikiem mianował ser Ottona Hightowera, młodszego brata lorda
Hightowera ze Starego Miasta. Ser Otto sprowadził ze sobą na dwór żonę oraz
dzieci i wiernie służył królowi Jaehaerysowi przez lata, które mu pozostały. Gdy
siły i rozum zaczęły opuszczać monarchę, Jaehaerys rzadko wstawał z łoża. Pięt-
nastoletnia córka ser Ottona, Alicent, stała się jego nieodłączną towarzyszką.
Przynosiła Jego Miłości posiłki, czytała mu, pomagała się kąpać i ubierać. Stary
Król często brał ją za jedną ze swych córek i nazywał ich imionami. Pod koniec
życia stał się pewien, że Alicent jest Saerą, która wróciła do niego zza wąskiego
morza.
W roku 103 o.P. król Jaehaerys zmarł w łożu, gdy lady Alicent czytała mu
fragmenty Historii nienaturalnej septona Bartha. Jego Miłość miał sześćdziesiąt
dziewięć lat i panował nad Siedmioma Królestwami od chwili, gdy zasiadł na
tronie w wieku lat czternastu. Jego szczątki spalono w Smoczej Jamie, a popioły
złożono pod Czerwoną Twierdzą, razem z popiołami Dobrej Królowej Alysanne.
Całe Westeros pogrążyło się w żałobie. Nawet w Dorne, gdzie jego władza nie
sięgała, mężczyźni płakali, a kobiety rozdzierały szaty.
W zgodzie z życzeniem zmarłego władcy oraz decyzją Wielkiej Rady z roku
101 po Jaehaerysie na Żelaznym Tronie zasiadł jego wnuk, Viserys, który pano-
wał jako Viserys I Targaryen. Miał on wówczas dwadzieścia sześć lat i od dzie-
sięciolecia był ożeniony z kuzynką, lady Aemmą z rodu Arrynów, która również
była wnuczką Starego Króla i Dobrej Królowej Alysanne, poprzez matkę, nieży-
jącą już księżniczkę Daellę (zm. 82 o.P.). Lady Aemma kilkakrotnie poroniła,
a jeden jej syn umarł w kołysce, wydała też jednak na świat zdrową córkę, Rha-
enyrę (ur. 97 o.P.). Nowy król i królowa rozpieszczali dziewczynkę, ich jedyne
żyjące dziecko.
Wielu uważa panowanie króla Viserysa I za szczytowy moment potęgi Targa-
ryenów w Westeros. Z całą pewnością żyło wówczas więcej lordów i książąt
mogących się pochwalić tym, że w ich żyłach płynie krew smoka, niż kiedykol-
wiek przedtem albo potem. Choć Targaryenowie pozostali wierni dawnej trady-
cji nakazującej, by brat żenił się z siostrą, wuj z siostrzenicą, a kuzyn z kuzynką,
gdy tylko to było możliwe, zawarli również ważne związki z osobami nienależą-
cymi do królewskiej rodziny, a zrodzone z nich potomstwo miało odegrać ważną
rolę w wojnie, która nadeszła. Smoków również było więcej niż kiedykolwiek,
a kilka smoczyc regularnie znosiło całe lęgi jaj. Wtedy właśnie niektórzy lordo-
wie i damy z rodu Targaryenów wprowadzili zwyczaj wkładania smoczych jaj
do kołysek wszystkich nowo narodzonych synów i córek. Nie ze wszystkich jaj
wykluwały się smoki, ale zdarzało się to często i pobłogosławione w ten sposób
dzieci zawsze łączyły się ze swymi smokami więzią pozwalającą im zostać smo-
czymi jeźdźcami.
Viserys I Targaryen był z natury szczodry i życzliwy. Kochali go zarówno lor-
dowie, jak i prostaczkowie. Panowanie Młodego Króla, jak zaczęto go nazywać
po wstąpieniu na tron, było okresem pokoju i dobrobytu. Jego Miłość zasłynął
z legendarnej hojności, a Czerwona Twierdza stała się miejscem pełnym pieśni
i splendoru. Król Viserys i królowa Aemma wyprawiali mnóstwo uczt oraz tur-
niejów, a swych licznych faworytów obsypywali złotem, urzędami oraz zaszczy-
tami.

W samym sercu tej wesołości, kochana i uwielbiana przez wszystkich, znajdo-


wała się księżniczka Rhaenyra, dziewczynka, którą minstrele szybko nazwali
Radością Królestwa. Gdy jej ojciec zasiadł na Żelaznym Tronie, miała zaledwie
sześć lat, ale była przedwcześnie dojrzałym dzieckiem, bystrym, śmiałym i tak
pięknym, jak to możliwe tylko w przypadku kogoś ze smoczej krwi. W wieku
siedmiu lat została smoczym jeźdźcem, wzbijając się pod niebo na młodej smo-
czycy, której nadała imię Syrax, na cześć bogini z dawnej Valyrii. Kiedy miała
osiem lat, uczyniono ją podczaszym, jak wiele szlachetnie urodzonych dziew-
czynek… ale służyła swemu ojcu, królowi. Od tego czasu — za stołem, na tur-
nieju czy na królewskim dworze — króla Viserysa rzadko widywano bez córki
u boku.
Przez cały ten czas brzemię władzy spoczywało głównie na barkach małej
rady Viserysa oraz jego namiestnika. Ser Otto Hightower nadal pełnił ten urząd,
służąc Viserysowi tak samo, jak przedtem Jaehaerysowi. Wszyscy się zgadzali,
że jest zdolnym człowiekiem, wielu jednak uważało go za dumnego, szorstkiego
i wyniosłego. Z upływem lat stawał się coraz bardziej władczy. Wielu potężnych
lordów i książąt miało mu za złe takie zachowanie i zazdrościło dostępu do Żela-
znego Tronu.
Najgroźniejszym z jego rywali był Daemon Targaryen, ambitny i porywczy
młodszy brat króla. Uroczy, lecz w równym stopniu wybuchowy książę Daemon
zdobył rycerskie ostrogi w wieku szesnastu lat. W nagrodę za biegłość, jaką się
wykazał, sam Stary Król przekazał mu Mroczną Siostrę. Choć w roku 97 o.P. —
jeszcze za panowania Jaehaerysa — ożenił się z panią Runestone, małżeństwo
okazało się nieudane. Książę Daemon nudził się w Dolinie Arrynów. (Napisał:
„W Dolinie mężczyźni ruchają owce. Trudno mieć o to do nich pretensje. Te
zwierzaki są tam ładniejsze od kobiet”). Wkrótce poczuł też antypatię do swej
pani żony, którą zwał „moją spiżową suką”, z uwagi na ozdobioną runami zbroję
ze spiżu noszoną przez lordów z rodu Royce’ów. Gdy jego brat zasiadł na Żela-
znym Tronie, książę wystąpił do niego z petycją o rozwiązanie małżeństwa. Vi-
serys odrzucił tę prośbę, pozwolił jednak Daemonowi wrócić na dwór królewski,
gdzie zasiadał w małej radzie. W latach 103–104 służył jako starszy nad monetą,
a przez połowę roku 104 jako starszy nad prawami.
Rządy nudziły jednak wojowniczego księcia. Lepiej sobie radził, gdy król Vi-
serys mianował go dowódcą Straży Miejskiej. Przekonawszy się, że strażnicy są
źle uzbrojeni i odziani w niedobrane łachmany, Daemon wydał każdemu sztylet,
krótki miecz oraz pałkę, a do tego poczerniane kolczugi (z napierśnikami dla ofi-
cerów) oraz długie, złote płaszcze, które mogli nosić z dumą. Od tej pory ludzi
ze Straży Miejskiej zwie się „złotymi płaszczami”.
Książę Daemon poczuł zapał do pracy wykonywanej przez złote płaszcze
i często krążył po zaułkach Królewskiej Przystani ze swoimi ludźmi. Nikt nie
mógł wątpić, że uczynił miasto bardziej bezpiecznym, ale dyscyplina, którą za-
prowadził, była brutalna. Zachwycało go ucinanie rąk kieszonkowcom, kastro-
wanie gwałcicieli i nacinanie nosów złodziejom. W ciągu pierwszego roku służ-
by zabił w ulicznych bijatykach trzech ludzi. Wkrótce księcia znano we wszyst-
kich podejrzanych miejscach w Królewskiej Przystani. Często widywano go
w winnych szynkach (gdzie mógł pić za darmo) i w jaskiniach hazardu (z któ-
rych zawsze wychodził, mając przy sobie więcej pieniędzy niż przedtem). Choć
korzystał z wdzięków niezliczonych kurew w miejskich burdelach i ponoć
szczególnie lubił rozdziewiczać niewinne dziewczęta, wkrótce jego faworytą zo-
stała pewna lyseńska tancerka. Przedstawiała się jako Mysaria, ale rywalki
i wrogowie zwali ją Mizerią, Białym Robakiem.
Ponieważ król Viserys nie miał żyjącego syna, Daemon uważał się za prawo-
witego dziedzica Żelaznego Tronu i pożądał tytułu księcia Smoczej Skały, które-
go Jego Miłość nie chciał mu przyznać… ale pod koniec roku 105 o.P. był znany
przyjaciołom jako Książę Miasta, a prostaczkom jako lord Zapchlonego Tyłka.
Choć król nie chciał, by Daemon został jego następcą, nadal lubił młodszego
brata i łatwo wybaczał mu liczne występki.
Księżniczka Rhaenyra również pokochała stryja, albowiem Daemon zwykle
poświęcał jej wiele uwagi. Gdy tylko leciał na swej smoczycy za wąskie morze,
zawsze przywoził księżniczce jakiś egzotyczny podarunek. Z biegiem lat król
Viserys utył i popadł w bezczynność. Po śmierci Baleriona nigdy już nie dosiadł
innego smoka, nie przepadał też zbytnio za turniejami, polowaniami i szermier-
ką, podczas gdy książę Daemon brylował we wszystkich tych dziedzinach. Zda-
wał się posiadać wszystkie cechy, których brakowało jego bratu: szczupły i mu-
skularny, sławny wojownik, przystojny, śmiały i z pewnością też niebezpieczny.
W tym punkcie konieczna jest dygresja. Musimy wspomnieć o naszych źró-
dłach, albowiem wiele wydarzeń następnych lat rozegrało się podczas spotkań,
do których dochodziło za zamkniętymi drzwiami, na klatkach schodowych,
w salach obrad oraz w sypialniach, i pełnej prawdy o nich zapewne nie poznamy
nigdy. Rzecz jasna, dysponujemy kronikami spisanymi przez wielkiego maestera
Runcitera oraz jego następców, a także licznymi dokumentami dworskimi oraz
wszystkimi królewskimi dekretami i proklamacjami, ale one opowiadają nam
tylko drobną część historii. Reszty musimy szukać w relacjach spisanych po
dziesięcioleciach przez dzieci i wnuki uczestników owych wydarzeń, lordów
i rycerzy opowiadających o wypadkach, których świadkami byli ich przodkowie,
pochodzących z trzeciej ręki wspomnieniach starych służących snujących opo-
wieści o skandalach z czasów swej młodości. Choć wszystko to z pewnością jest
użyteczne, relacje powstały tak wiele lat po opisywanych wypadkach, że musia-
ły się w nie wkraść przeinaczenia i sprzeczności. Co więcej, owe świadectwa nie
zawsze się ze sobą zgadzają.
Niestety, to samo można powiedzieć o dwóch przekazach naocznych świad-
ków tych wydarzeń. Najdokładniejszą relację spisał septon Eustace, który przez
większość tego czasu pełnił obowiązki w królewskim sepcie w Czerwonej
Twierdzy, a potem został przyjęty w szeregi Najpobożniejszych. Był on powier-
nikiem i spowiednikiem króla Viserysa oraz jego królowych i dzięki temu wie-
dział bardzo wiele o wydarzeniach. Nie cofał się przy tym przed powtarzaniem
nawet najbardziej szokujących i nieobyczajnych plotek oraz oskarżeń, choć
większa część Panowania króla Viserysa, Pierwszego Tego Imienia, oraz Tańca
Smoków, który nastąpił później pozostaje poważnym i napisanym dość ciężkim
stylem dziełem historycznym.
Jako przeciwwagę dla Eustace’a mamy Świadectwo Grzyba — oparte na
słownej relacji nadwornego błazna dzieło skryby, który nie dołączył do niego
swego imienia. Grzyb bawił swoimi błazeństwami króla Viserysa, księżniczkę
Rhaenyrę oraz obu Aegonów, Drugiego i Trzeciego. Był karłem wysokim na
trzy stopy i miał ogromną głowę (a także, jak sam zapewnia, jeszcze większy
członek). Powszechnie uważano go za półgłówka i z tego powodu królowie, lor-
dowie i książęta często mówili otwarcie w jego obecności. Septon Eustace opo-
wiada o sekretach alkowy oraz burdelu cichym, potępiającym głosem, natomiast
Grzyb się nimi napawa. Jego Świadectwo składa się w większej części ze spro-
śnych opowieści i plotek, w których aż roi się od ciosów zadanych nożem, truci-
cielstwa, zdrad, uwiedzeń oraz czynów nierządnych. Uczciwy historyk nie jest
w stanie odpowiedzieć, ile z tego jest prawdą, warto jednak zauważyć, że król
Baelor Błogosławiony rozkazał spalić wszystkie kopie kroniki Grzyba. Szczęśli-
wie dla nas kilka egzemplarzy uniknęło płomieni.

Relacje Eustace’a i Grzyba nie zawsze zgadzają się ze sobą, a w niektórych


fragmentach różnice są bardzo znaczne. Obie różnią się też od dworskich zapi-
sków oraz kronik wielkiego maestera Runcitera i jego następców. Ich opowieści
wyjaśniają jednak wiele spraw, które bez tej pomocy wydawałyby się niezrozu-
miałe. Co więcej, późniejsze świadectwa potwierdzają wystarczająco wiele po-
danych przez nich faktów, co sugeruje, że przynajmniej część ich relacji jest
prawdą. Każdy badacz musi sam zdecydować, w co wierzyć, a w co powątpie-
wać.
W jednym punkcie Grzyb, septon Eustace, wielki maester Runciter i wszyst-
kie pozostałe źródła, którymi dysponujemy, zgadzają się ze sobą: ser Otto High-
tower, królewski namiestnik, darzył księcia wielką antypatią. To właśnie ser Otto
przekonał Viserysa, by pozbawił brata stanowiska starszego nad monetą, a po-
tem starszego nad prawami — czyny, których wkrótce miał pożałować. Jako do-
wódca Straży Miejskiej książę Daemon miał na swoje rozkazy dwa tysiące ludzi
i stał się potężniejszy niż kiedykolwiek dotąd.
W liście do brata, lorda Starego Miasta, namiestnik pisał: „W żadnym razie
nie wolno dopuścić, by książę Daemon zasiadł na Żelaznym Tronie. Stałby się
drugim Maegorem Okrutnym albo nawet gorzej”. Ser Otto pragnął (wtedy), by
tron po ojcu odziedziczyła księżniczka Rhaenyra. „Lepsza Radość Królestwa niż
lord Zapchlonego Tyłka”. Nie był przy tym odosobniony w tej opinii. Przed jego
stronnictwem stała jednak bardzo poważna przeszkoda. Zgodnie z precedensem
ustanowionym przez Wielką Radę w roku 101 o.P. dziedzic płci męskiej zawsze
miał pierwszeństwo przed kobietą. Pod nieobecność syna z prawego łoża kró-
lewski brat miał pierwszeństwo przed królewską córką, podobnie jak Baelonowi
przyznano pierwszeństwo przed Rhaenys w roku 92 o.P.
Jeśli chodzi o opinię samego króla, wszystkie kroniki zgadzają się też, że Vi-
serys nie cierpiał sporów. Choć z pewnością nie był ślepy na wady brata, kochał
wspomnienia o niezależnym, żądnym przygód chłopaku, jakim był ongiś Da-
emon. Często powtarzał, że córka jest wielką radością jego życia, ale brat to
brat. Raz po raz próbował doprowadzić do zawarcia pokoju między księciem
Daemonem a ser Ottonem, ale pod fałszywymi uśmiechami wymienianymi na
królewskim dworze przez obu mężczyzn nadal kipiała nieubłagana wrogość.
Gdy na króla Viserysa naciskano w tej sprawie, odpowiadał, że jest pewien, iż
królowa wkrótce da mu syna. W roku 105 o.P. faktycznie oznajmił dworzanom
i małej radzie, że królowa Aemma znowu spodziewa się dziecka.
W tym samym pamiętnym roku do Gwardii Królewskiej przyjęto ser Cristona
Cole’a. Zajął on miejsce zwolnione po śmierci legendarnego ser Ryama Redwy-
ne’a. Ser Criston urodził się jako syn zarządcy służącego lordowi Dondarriono-
wi z Czarnej Przystani i był przystojnym dwudziestotrzyletnim rycerzem. Po raz
pierwszy zwrócił na siebie uwagę króla i jego dworzan, zwyciężając w walce
zbiorowej urządzonej w Stawie Dziewic dla uczczenia wstąpienia Viserysa na
tron. W ostatnich chwilach walki ser Criston wytrącił morgenszternem Mroczną
Siostrę z rąk księcia Daemona, ku zachwytowi Jego Miłości i wściekłości księ-
cia. Potem wręczył laur zwycięzcy siedmioletniej księżniczce Rhaenyrze i błagał
ją o wstążkę, którą mógłby nosić w szrankach. Kiedy w nie stanął, raz jeszcze
pokonał księcia Daemona i wysadził z siodła obu sławnych bliźniaków Cargyl-
lów, ser Arryka i ser Erryka, by w końcu ulec lordowi Lymondowi Mallisterowi.
Dzięki jasnozielonym oczom, czarnym jak węgiel włosom i wielkiemu uroko-
wi osobistemu Cole wkrótce stał się ulubieńcem wszystkich dam na dworze…
w tym również samej Rhaenyry Targaryen. Księżniczka była tak zachwycona
mężczyzną, którego zwała swym białym rycerzem, że ubłagała ojca, by miano-
wał ser Cristona jej osobistą tarczą i obrońcą. Jego Miłość ustąpił córce w tej
sprawie, podobnie jak w wielu innych. Od tej pory ser Criston zawsze nosił
wstążkę Rhaenyry, gdy stawał w szranki, i niezmiennie widziano go u jej boku
podczas uczt i zabaw.
Wkrótce po tym, jak ser Criston wdział biały płaszcz, król Viserys poprosił
Lyonela Stronga, lorda Harrenhal, by dołączył do małej rady jako starszy nad
prawami. Lord Strong był potężnie zbudowanym mężczyzną, muskularnym i ły-
siejącym, okrył się też wielką sławą w walce. Ci, którzy go nie znali, brali go za
tępego osiłka, uważając jego małomówność i powolny sposób mówienia za
przejaw głupoty. Nic bardziej błędnego. Ser Lyonel w młodości uczył się w Cy-
tadeli i wykuł sześć ogniw łańcucha, nim doszedł do wniosku, że życie maestera
nie jest dla niego. Był wykształcony, oczytany i świetnie znał prawa Siedmiu
Królestw. Trzy razy się żenił i trzykrotnie owdowiał. Przywiózł ze sobą na kró-
lewski dwór dwie dziewicze córki oraz dwóch synów. Dziewczynki zostały
przybocznymi księżniczki Rhaenyry, natomiast ich starszego brata, ser Harwina
Stronga zwanego Łamignatem, uczyniono kapitanem Straży Miejskiej. Młodszy
z chłopaków, Larys Szpotawa Stopa, stał się jednym z królewskich spowiedni-
ków.
Tak wyglądała sytuacja w Królewskiej Przystani pod koniec roku 105 o.P.,
gdy królowa Aemma zmarła w połogu w Warowni Maegora, wydając na świat
syna, którego Viserys Targaryen pragnął od tak dawna. Chłopiec, którego na-
zwano Baelonem na cześć ojca króla, przeżył ją tylko o jeden dzień. Cały kró-
lewski dwór pogrążył się w żałobie… być może poza księciem Daemonem, któ-
rego widziano w burdelu na Jedwabnej, gdzie w pijanym widzie przerzucał się
ze szlachetnie urodzonymi kompanami żartami o „jednodniowym dziedzicu”.
Gdy wieści o tym dotarły do króla (według legend to kurwa siedząca na kola-
nach Daemona doniosła na niego, ale dowody sugerują, że był to jeden z jego to-
warzyszy od kielicha, kapitan złotych płaszczy spragniony awansu), Viserys się
wściekł. Jego Miłość miał w końcu dość niewdzięcznego brata i jego ambicji.
Gdy tylko żałoba po żonie i synu dobiegła końca, król szybko podjął kroki
mające rozstrzygnąć jątrzący problem sukcesji. Odrzucając precedensy stworzo-
ne przez króla Jaehaerysa w roku 92 oraz przez Wielką Radę w roku 101, król
Viserys I ogłosił, że prawowitą dziedziczką tronu jest jego córka Rhaenyra, którą
jednocześnie mianował księżniczką Smoczej Skały. W Królewskiej Przystani
urządzono wystawną uroczystość, podczas której setki lordów złożyło hołd Ra-
dości Królestwa, przycupniętej u stóp zasiadającego na Żelaznym Tronie ojca.
Wszyscy przysięgli szanować jej prawa i bronić ich.
Nie było jednak wśród nich Daemona. Rozsierdzony królewskim dekretem
książę opuścił Królewską Przystań i zrezygnował ze stanowiska dowódcy Straży
Miejskiej. Najpierw udał się na Smoczą Skałę, zabierając ze sobą swą faworytę,
Mysarię. Polecieli na Caraxes, smukłej czerwonej bestii zwanej przez prostacz-
ków Krwawą Żmiją. Zatrzymali się tam na pół roku i w tym czasie Mysaria po-
częła.
Gdy książę Daemon dowiedział się, że jego konkubina jest przy nadziei, po-
darował jej smocze jajo. Ponownie jednak posunął się za daleko. Król Viserys
rozkazał mu oddać jajo i wrócić do prawowitej małżonki, grożąc, że w przeciw-
nym razie zostanie wyjęty spod prawa jako zdrajca. Książę posłuchał, choć nie
przyjął tego dobrze. Mysarię odesłał do Lys (bez jaja), sam zaś poleciał do Ru-
nestone, gdzie czekała na niego niechciana „spiżowa suka”. Jednakże Mysaria
straciła dziecko podczas sztormu na wąskim morzu. Gdy wieści o tym dotarły do
księcia Daemona, nie wyraził żalu ani jedną sylabą, lecz w jego sercu próżno
było szukać ciepłych uczuć dla królewskiego brata. Od tej pory mówił o królu
Viserysie wyłącznie z pogardą oraz dniem i nocą myślał o kwestii sukcesji.
Choć następczynią tronu ogłoszono księżniczkę Rhaenyrę, w królestwie było
wielu takich, którzy nadal żywili nadzieję, że Viserys spłodzi syna, albowiem
Młody Król nie osiągnął jeszcze trzydziestki. Pierwszym, który zachęcał Jego
Miłość do ponownego małżeństwa, był wielki maester Runciter. Zasugerował
nawet odpowiednią kandydatkę. Lady Laena Velaryon właśnie ukończyła dwa-
naście lat. Była niedawno zakwitłą dziewczyną o wybuchowym temperamencie,
po matce, księżniczce Rhaenys, odziedziczyła urodę prawdziwych Targaryenów,
a po ojcu, Wężu Morskim, śmiałego, żądnego przygód ducha. Jej ojciec kochał
żeglugę, Laena zaś uwielbiała lot. Jej wierzchowcem stała się sama potężna
Vhagar, od śmierci Czarnego Strachu w roku 94 o.P. najstarsza i największa
z należących do Targaryenów smoków. Runciter wskazał, że biorąc ją sobie za
żonę, król zakończyłby rozłam między Żelaznym Tronem a Driftmarkiem. La-
ena z pewnością byłaby też wspaniałą królową.
Trzeba przyznać, że Viserys I Targaryen nie wyróżniał się szczególnie silną
wolą. Zawsze starał się wzbudzać sympatię u innych, w wielkim stopniu polegał
na radach otaczających go ludzi i z reguły spełniał ich życzenia. W tym jednak
przypadku Jego Miłość miał własny pomysł i żadne argumenty nie mogły go
skłonić do zmiany zdania. Ożeni się po raz drugi, tak jest… ale nie z dwunasto-
letnią dziewczynką i nie ze względów państwowych. W oko wpadła mu inna ko-
bieta. Ogłosił, że zamierza poślubić lady Alicent z rodu Hightowerów, bystrą
i piękną osiemnastoletnią córkę królewskiego namiestnika, dziewczynę, która
czytała umierającemu królowi Jaehaerysowi.
Hightowerowie ze Starego Miasta byli starożytnym i szlachetnym rodem
o nieskazitelnej genealogii i w związku z tym nie było powodu, by przeciwsta-
wiać się decyzji króla. Mimo to niektórzy szeptali, że namiestnik wyrósł za wy-
soko i że sprowadził córkę na dwór, licząc na taki właśnie obrót sytuacji. Niektó-
rzy podawali w wątpliwość cnotę lady Alicent, sugerując, że oddała dziewictwo
księciu Daemonowi, a potem przyjmowała w swym łożu również króla Viserysa,
jeszcze przed śmiercią królowej Aemmy. (Prawdziwości tych kalumnii nigdy nie
udowodniono, choć Grzyb powtarza je w swym Świadectwie i posuwa się nawet
do twierdzenia, że czytanie nie było jedyną usługą, jaką świadczyła lady Alicent
Staremu Królowi w jego sypialni).
Przebywający w Dolinie książę Daemon nakazał ponoć wychłostać sługę, któ-
ry przyniósł mu tę wiadomość. Nieszczęśnik ledwie wyżył. Wąż Morski również
nie był zadowolony. Ród Velaryonów ponownie pominięto. Jego córką, Laeną,
wzgardzono, podobnie jak jego synem, Laenorem, wzgardziła Wielka Rada
w roku 101, a jego żoną Stary Król w roku 92 o.P. (Jego córka nie przejęła się
tym zbytnio. „Lady Laena interesuje się lataniem znacznie bardziej niż chłopa-
kami”, zauważył jej maester).
Gdy w roku 106 o.P. król Viserys pojął za żonę Alicent Hightower, na ślubie
dała się zauważyć nieobecność przedstawicieli rodu Velaryonów. Księżniczka
Rhaenyra nalewała macosze wina, a królowa Alicent pocałowała ją i nazwała
„córką”. Księżniczka była też wśród kobiet, które rozbierały króla i odprowadza-
ły go do łoża małżeńskiego. Czerwoną Twierdzą owej nocy władały śmiech i mi-
łość… ale na drugim brzegu Czarnej Zatoki lord Corlys Wąż Morski zaprosił
królewskiego brata, księcia Daemona, na naradę wojenną. Książę nie był już
w stanie dłużej znosić Doliny Arrynów, Runestone i swej pani żony.
— Mroczną Siostrę wykuto do zadań szlachetniejszych niż zarzynanie owiec
— rzekł ponoć Lordowi Przypływów. — Ona łaknie ludzkiej krwi.
Książę nie miał jednak na myśli buntu. Dostrzegał inną drogę prowadzącą do
władzy.
Stopnie, archipelag skalistych wysp ciągnący się między Dorne a Spornymi
Ziemiami w Essos, od dawna były domem banitów, wygnańców, morskich roz-
bójników i piratów. Same w sobie wyspy miały niewielką wartość, ale z uwagi
na położenie panowały nad szlakami morskimi wiodącymi na wąskie morze
i przepływające tamtędy statki kupieckie często padały ofiarą ich mieszkańców.
Niemniej od stuleci tego typu ataki były co najwyżej źródłem irytacji.
Jednakże przed dziesięciu laty Wolne Miasta Lys, Myr i Tyrosh odłożyły na
bok odwieczną wrogość i połączyły siły w wojnie przeciwko Volantis. Pokonaw-
szy Volanteńczyków, trzy zwycięskie miasta zawarły „wieczny sojusz”, tworząc
nowe, potężne mocarstwo — Triarchię, lepiej znaną w Westeros jako Królestwo
Trzech Córek (ponieważ każde z trzech miast uważało się za córkę dawnej Valy-
rii) albo, mniej uprzejmie, Trzech Kurew. (Owo „królestwo” nie miało króla,
władała nim rada złożona z trzydziestu trzech magistrów). Gdy Volantis zapro-
ponowało zawarcie pokoju i wycofało się ze Spornych Ziem, Trzy Córki zwróci-
ły spojrzenie na zachód. Ich armie były dowodzone przez myrijskiego księcia
admirała Craghasa Drahara, który zasłużył sobie na przydomek Craghasa Karmi-
ciela Krabów, kiedy kazał przywiązać setki piratów do palików na wilgotnych
piaskach, by zalał ich przypływ.
Aneksja Stopni przez Triarchię początkowo spotkała się z aprobatą lordów
Westeros. Ład zastąpił chaos, a jeśli nawet Trzy Córki żądały myta od wszyst-
kich statków przepływających przez ich wody, wydawało się to niezbyt wygóro-
waną ceną.
Chciwość Craghasa Karmiciela Krabów i jego wspólników w podboju szybko
jednak zraziła wszystkich. Myto raz po raz podnoszono i wkrótce stało się tak
wygórowane, że kupcy, którzy przedtem chętnie je płacili, unikali teraz galer
Triarchii, jak ongiś unikali piratów. Drahar i jego współadmirałowie — lyseński
i tyroshijski — rywalizowali ze sobą o to, który wykaże się największą zachłan-
nością. Szczególną nienawiścią darzono Lyseńczyków, bo ci nie zadowalali się
pieniędzmi, lecz zabierali z przepływających statków kobiety, dziewczęta i ład-
nych chłopców, by służyli w ich ogrodach i domach rozkoszy. (Jedną z porwa-
nych w niewolę dziewcząt była lady Johanna Swann, piętnastoletnia bratanica
lorda Kamiennego Hełmu. Gdy słynący ze skąpstwa stryj odmówił zapłacenia za
nią okupu, sprzedano ją do domu rozkoszy. Z czasem stała się sławną kurtyzaną
zwaną Czarną Łabędzicą i władała Lys we wszystkim oprócz nazwy. Niestety,
jej historia, choć fascynująca, nie ma związku z naszą opowieścią).
Ze wszystkich lordów Westeros żaden nie ucierpiał z powodu tych praktyk
bardziej niż Corlys Velaryon, Lord Przypływów, który dzięki swym flotom zali-
czał się do najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w Siedmiu Królestwach.
Wąż Morski był zdecydowany położyć kres władzy Triarchii nad Stopniami, a w
osobie Daemona Targaryena znalazł gorliwego wspólnika, spragnionego złota
i chwały, jakie mogło mu zapewnić zwycięstwo w wojnie. Obaj nie pojawili się
na królewskim weselu, woląc układać plany w Wysokiej Wodzie na wyspie Dri-
ftmark. Lord Velaryon miał dowodzić flotą, a książę Daemon armią. Siły Trzech
Córek miały znaczną przewagę liczebną… ale książę postanowił, że wyruszy
w bój na swej smoczycy, Caraxes, i ogień Krwawej Żmii wspomoże go w walce.
Szczegóły prywatnej wojny toczonej przez Daemona Targaryena i Corlysa Ve-
laryona na Stopniach wykraczają poza ramy naszej opowieści. Wystarczy, że po-
wiemy, iż działania wojenne rozpoczęto w roku 106 o.P. Książę Daemon bez
większego trudu zgromadził armię drugich synów i niemających włości poszuki-
waczy przygód. Podczas pierwszych dwóch lat konfliktu odniósł wiele zwy-
cięstw. W roku 108 o.P., gdy wreszcie starł się z Karmicielem Krabów, zabił go
własnoręcznie i uciął mu głowę Mroczną Siostrą.
Król Viserys, z pewnością zadowolony z tego, że uwolnił się od kłopotliwego
brata, regularnie wspierał jego wysiłki złotem. W roku 109 o.P. Daemon Targa-
ryen wraz ze swą armią najemników i zbirów panował już nad wszystkimi wy-
spami poza dwiema, a floty Węża Morskiego sprawowały kontrolę nad dzielący-
mi je od siebie wodami. Podczas tej krótkiej chwili triumfu książę Daemon ogło-
sił się królem Stopni i wąskiego morza. Koronę włożył mu na głowę lord Cor-
lys… ale ich „królestwo” bynajmniej nie było bezpieczne. W następnym roku
Trzy Córki wysłały do boju nowe siły pod dowództwem sprytnego tyroshijskie-
go kapitana nazwiskiem Racallio Ryndoon, z pewnością jednego z najbardziej
ekscentrycznych i ekstrawaganckich łotrzyków odnotowanych w annałach histo-
rycznych. Dorne również przystąpiło do wojny jako sojusznik Triarchii i walki
rozgorzały na nowo.
Choć na Stopniach szalały ogień i krew, król Viserys i jego dwór nie przejmo-
wali się tym zbytnio.
— Niech Daemon bawi się w wojnę — miał ponoć rzec Jego Miłość. — To
go uchroni przed kłopotami.
Viserys miał pokojową naturę i w czasach jego rządów w Królewskiej Przy-
stani nieustannie wyprawiano uczty, bale i turnieje, a minstrele i komedianci wy-
sławiali narodziny kolejnych książątek z rodu Targaryenów. Królowa Alicent
wkrótce okazała się nie tylko ładna, lecz również płodna. W roku 107 o.P. dała
królowi zdrowego syna, któremu nadano imię Aegon, na cześć Zdobywcy. Dwa
lata później pojawiła się córka, Helaena, w roku 110 o.P. Alicent urodziła zaś
Jego Miłości drugiego syna, Aemonda, który ponoć był dwukrotnie mniejszy od
starszego brata, lecz za to dwa razy bardziej wojowniczy.
Ale to księżniczka Rhaenyra nadal siadała u stóp Żelaznego Tronu, gdy jej oj-
ciec udzielał audiencji. Jego Miłość zaczął też przyprowadzać ją na spotkania
małej rady. Choć o jej względy ubiegało się wielu lordów i rycerzy, księżniczka
była zapatrzona w ser Cristona Cole’a, młodego rycerza z Gwardii Królewskiej,
który nieustannie jej towarzyszył.
— Ser Criston broni księżniczki przed wrogami, ale kto obroni księżniczkę
przed ser Cristonem? — zapytała któregoś dnia królowa Alicent.
Przyjaźń między Jej Miłością a jej przybraną córką nie przetrwała długo, obie
bowiem pragnęły być pierwszą damą królestwa, a choć królowa dała królowi nie
tylko jednego, lecz dwóch synów, Viserys nie uczynił nic, by zmienić kolejność
sukcesji. Księżniczka Smoczej Skały nadal pozostawała jego dziedziczką, a po-
łowa lordów Westeros poprzysięgła bronić jej praw. Niektórzy pytali: „A co
z werdyktem Wielkiej Rady z roku 101?”, lecz król pozostawał głuchy na ich
słowa. W opinii Viserysa sprawa była rozstrzygnięta i Jego Miłość nie zamierzał
rozważać jej ponownie.
Pytania jednak nie milkły i zadawała je również sama królowa Alicent. Naj-
głośniejszym z jej stronników był ojciec królowej, ser Otto Hightower, królew-
ski namiestnik. Gdy w roku 109 o.P. ser Otto posunął się za daleko, król Viserys
odebrał mu łańcuch i mianował na jego miejsce małomównego lorda Harrenhal,
Lyonela Stronga.
— Ten namiestnik nie będzie mi prawił kazań — oznajmił Jego Miłość.
Ale nawet po powrocie ser Ottona do Starego Miasta na dworze nadal działało
„stronnictwo królowej”, grupa potężnych lordów zaprzyjaźnionych z królową
Alicent i wspierających prawa jej synów. Sprzeciwiało się mu „stronnictwo
księżniczki”. Król Viserys kochał zarówno żonę, jak i córkę, nienawidził zaś
swarów. Przez całe życie starał się zapobiegać konfliktom między swymi kobie-
tami, próbując zadowolić obie darami, złotem i zaszczytami. Dopóki żył, władał
i utrzymywał równowagę, nadal wyprawiano uczty i turnieje, a w królestwie pa-
nował pokój… ale co bardziej spostrzegawczy ludzie zauważyli, że smoki nale-
żące do obu stronnictw kłapią na siebie zębami i wypuszczają strumienie ognia,
gdy się tylko spotkają.
W roku 111 o.P. w Królewskiej Przystani urządzono wielki turniej dla uczcze-
nia piątej rocznicy ślubu króla z królową Alicent. Na otwierającą turniej ucztę
królowa wdziała zieloną suknię, podczas gdy księżniczka ostentacyjnie oblekła
się w czerwień i czerń Targaryenów. Ów fakt dostrzeżono i od tej pory zaczęto
zwać partię królowej „zielonymi”, a stronników księżniczki „czarnymi”. Na sa-
mym turnieju czarnym powiodło się znacznie lepiej, jako że ser Criston Cole,
noszący wstążkę księżniczki Rhaenyry, wysadził z siodła wszystkich rycerzy
królowej, w tym również dwóch jej kuzynów oraz najmłodszego brata, ser
Gwayne’a Hightowera.
Był też jednak ktoś, kto nie nosił zieleni ani czerni, lecz raczej złoto i srebro.
Książę Daemon wreszcie powrócił na dwór królewski. Miał na głowie koronę
i kazał się tytułować królem wąskiego morza. Pojawił się niezapowiedziany na
niebie nad Królewską Przystanią, okrążył trzykrotnie turniejowe grunty na
grzbiecie Caraxes… ale gdy wreszcie wylądował, uklęknął przed bratem i ofia-
rował mu swą koronę na znak miłości i wierności. Viserys zwrócił Daemonowi
koronę i ucałował go w oba policzki, witając go w domu. Lordowie i prostacz-
kowie zakrzyknęli radośnie na widok zgody między dwoma synami księcia Bae-
lona Targaryena. Wśród tych krzyczących najgłośniej była księżniczka Rhae-
nyra, która uradowała się z powrotu ukochanego stryja i błagała go, by został
dłużej.
Tyle wiemy na pewno. Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się później, musimy się
odwołać do bardziej niepewnych kronikarzy. Nie ma wątpliwości, że książę Da-
emon spędził w Królewskiej Przystani pół roku, a według wielkiego maestera
Runcitera nawet ponownie zajął miejsce w małej radzie, ale czas ani wygnanie
nie zmieniły jego natury. Wkrótce znowu zaczął się zadawać z dawnymi kompa-
nami ze złotych płaszczy i wrócił do lokali na Jedwabnej, gdzie był tak cenio-
nym klientem. Choć okazywał królowej Alicent szacunek należny jej pozycji,
nie było między nimi ciepła. Ludzie powiadali, że książę ze szczególnym chło-
dem traktował jej dzieci, zwłaszcza bratanków, Aegona i Aemonda, których na-
rodziny zepchnęły go w dół w linii sukcesji.
Z księżniczką Rhaenyrą sprawy miały się jednak inaczej. Daemon spędzał
w jej towarzystwie wiele godzin, czarując ją opowieściami o swych podróżach
i bitwach. Podarował jej perły, jedwabie i księgi, a nawet nefrytową tiarę, która
ponoć należała ongiś do cesarzowej Leng, czytał jej wiersze, spożywał z nią po-
siłki, polował z sokołami i pływał łódką, rozśmieszał ją drwinami z dworzan na-
leżących do stronnictwa zielonych, „lizusów” zabiegających o względy królowej
Alicent i jej dzieci. Wychwalał urodę Rhaenyry, zwąc ją najpiękniejszą panną
w całych Siedmiu Królestwach. Stryj i bratanica niemal codziennie latali razem
na smokach, Caraxes i Syrax ścigały się ze sobą do Smoczej Skały i z powrotem.
W tym punkcie relacje naszych źródeł zaczynają się różnić. Wielki maester
Runciter mówi tylko, że bracia znowu się skłócili i książę Daemon opuścił Kró-
lewską Przystań, wracając do swych wojen na Stopniach. Nie wspomina o przy-
czynach tej kłótni. Inni zapewniają, że Viserys odesłał Daemona na prośbę kró-
lowej Alicent. Jednakże septon Eustace i Grzyb opowiadają inną historię… a ra-
czej dwie różniące się od siebie historie. Eustace, mniej nieobyczajny z tych
dwóch, pisze, że książę Daemon uwiódł bratanicę i odebrał jej dziewictwo. Gdy
kochanków przyłapano w łożu i zaprowadzono przed oblicze króla, Rhaenyra
oznajmiła, że kocha stryja, i błagała ojca, by pozwolił jej za niego wyjść. Król
Viserys nie chciał jednak o tym słyszeć i przypomniał córce, że książę Daemon
ma już żonę. W swym gniewie zamknął Rhaenyrę w jej komnatach, nakazał bra-
tu opuścić stolicę i zabronił obojgu wspominać komukolwiek o tym, co się wy-
darzyło.
Relacja Grzyba jest pełna znacznie większych nieprawości, co nie jest wyjąt-
kiem, gdy chodzi o jego Świadectwo. Według karła księżniczka nie pożądała
księcia Daemona, lecz ser Cristona Cole’a. Ser Criston był jednak prawdziwym
rycerzem, szlachetnym, czystym i wiernym złożonym ślubom. Choć dniem
i nocą przebywał w towarzystwie Rhaenyry, nigdy jej nie pocałował ani nie po-
wiedział, że ją kocha.
— Kiedy na ciebie patrzy, widzi małą dziewczynkę, którą byłaś, a nie kobietę,
którą się stałaś — rzekł bratanicy książę Daemon. — Mogę cię nauczyć, co trze-
ba zrobić, żeby spojrzał na ciebie inaczej.
Według Grzyba zaczął od nauki pocałunków. Potem przeszedł do demonstro-
wania bratanicy, jak dotykać mężczyznę, żeby sprawić mu przyjemność. Do ćwi-
czeń używano niekiedy samego błazna i jego ogromnego ponoć członka. Da-
emon nauczył dziewczynę kuszącego rozbierania się, ssał jej cycki, by uczynić
je wrażliwszymi, i latał z nią na smokach na skaliste bezludne wysepki w Czar-
nej Zatoce, gdzie mogli igrać ze sobą nago, niewidziani przez nikogo. Księżnicz-
ka ćwiczyła tam sztukę zadowalania mężczyzny ustami. Nocami książę wypro-
wadzał Rhaenyrę z jej komnat w przebraniu pazia i wiódł do burdeli na Jedwab-
nej, gdzie księżniczka obserwowała mężczyzn i kobiety podczas aktów miło-
snych i uczyła się „kobiecych sztuk” od nierządnic z Królewskiej Przystani.
Grzyb nie pisze, jak długo trwały owe lekcje, ale w przeciwieństwie do septo-
na Eustace’a zapewnia, że księżniczka Rhaenyra pozostała dziewicą, pragnęła
bowiem zachować niewinność jako dar dla ukochanego. Gdy jednak spróbowała
uwieść swego białego rycerza, wykorzystując wszystko, czego się nauczyła, ser
Criston był przerażony i wzgardził nią. Cała historia wkrótce wyszła na jaw,
w znacznej mierze dzięki samemu Grzybowi. Król Viserys z początku nie chciał
uwierzyć w ani jedno słowo tej opowieści, ale książę Daemon sam przyznał, że
to wszystko prawda.
— Daj mi dziewczynę za żonę — rzekł ponoć bratu. — Któż inny ją teraz ze-
chce?
Król Viserys zesłał go jednak na wygnanie, zabraniając mu wracać do Sied-
miu Królestw pod groźbą śmierci. (Lord Strong, królewski namiestnik, twierdził,
że księcia powinno się natychmiast stracić za zdradę, ale septon Eustace przypo-
mniał Jego Miłości, że nikt nie jest przeklęty bardziej niż zabójca krewnych).
Gdy chodzi o konsekwencje całej sprawy, wiemy na pewno, że Daemon Tar-
garyen wrócił na Stopnie i ponownie podjął walkę o te jałowe, smagane sztor-
mami skały. Wielki maester Runciter i ser Harrold Westerling, lord dowódca
Gwardii Królewskiej, dokonali żywota w roku 112 o.P. Ser Cristona Cole’a mia-
nowano lordem dowódcą w miejsce ser Harrolda, a arcymaesterzy z Cytadeli
przysłali do Czerwonej Twierdzy maestera Mellosa, by przejął łańcuch oraz obo-
wiązki wielkiego maestera. Poza tym do Królewskiej Przystani na blisko dwa
lata powrócił spokój… aż wreszcie w roku 113 o.P. księżniczka Rhaenyra ukoń-
czyła szesnaście lat, przejęła w posiadanie Smoczą Skałę jako swą siedzibę i wy-
szła za mąż.
Kwestia wyboru odpowiedniego małżonka dla Rhaenyry zaprzątała myśli kró-
la Viserysa i jego rady na długo przed tym, nim ktokolwiek miał powody, by
wątpić w jej niewinność. Wielcy lordowie i śmiali rycerze krążyli wokół księż-
niczki jak ćmy wokół płomienia, rywalizując o jej względy. Gdy w roku 112 o.P.
Rhaenyra odwiedziła Trident, synowie lorda Brackena i lorda Blackwooda sto-
czyli o nią pojedynek, a młodszy syn rodu Freyów okazał się tak śmiały, że po-
prosił o jej rękę (od tej pory zwano go Freyem Głupkiem). Na zachodzie ser Ja-
son Lannister i jego bliźniaczy brat, ser Tyland, rywalizowali ze sobą o jej
względy podczas uczty w Casterly Rock. Synowie lorda Tully’ego z Riverrun,
lorda Tyrella z Wysogrodu, lorda Oakhearta ze Starego Dębu i lorda Tarly’ego
z Horn Hill również zalecali się do księżniczki, podobnie jak najstarszy syn na-
miestnika, ser Harwin Strong. Łamignat, jak go zwano, był dziedzicem Harren-
hal i uważano go za najsilniejszego mężczyznę w Westeros. Viserys wspominał
nawet o wydaniu Rhaenyry za księcia Dorne, co pomogłoby włączyć tę krainę
do Siedmiu Królestw.
Królowa Alicent miała własnego kandydata — swego najstarszego syna, księ-
cia Aegona, przyrodniego brata Rhaenyry. Jednakże Aegon był jeszcze małym
chłopcem i księżniczka była dziesięć lat od niego starsza. Co więcej, przyrodnie
rodzeństwo nigdy za sobą nie przepadało.
— To kolejny powód, by bliżej ich ze sobą związać — argumentowała królo-
wa, ale Viserys nie ustąpił.
— Chłopiec jest synem Alicent — rzekł lordowi Strongowi. — Chciałaby,
żeby to on zasiadł na tronie.
W końcu król i mała rada zgodzili się, że najlepszym kandydatem będzie ku-
zyn Rhaenyry, Laenor Velaryon. Choć Wielka Rada z roku 101 odrzuciła jego
pretensje, chłopak Velaryonów był wnukiem uświęconej pamięci księcia Aemo-
na Targaryena i prawnukiem samego Starego Króla. Odziedziczył smoczą krew
po obojgu rodzicach. Ten związek zjednoczyłby i wzmocnił królewski ród oraz
przywróciłby Żelaznemu Tronowi przyjaźń Węża Morskiego z jego potężnymi
flotami. Zgłoszono tylko jeden sprzeciw: Laenor Velaryon miał dziewiętnaście
lat i nigdy nie wykazywał nawet najmniejszego zainteresowania kobietami. Ota-
czał się przystojnymi giermkami w jego wieku i ponoć wolał ich towarzystwo.
Jednakże wielki maester Mellos zlekceważył tę obiekcję.
— I co z tego? Ja na przykład nie lubię ryb, ale kiedy podadzą rybę, zjem ją
— rzekł ponoć.
Tak oto podjęto decyzję.
Król i rada nie zapytali jednak o opinię księżniczki, a Rhaenyra okazała się
córką swego ojca i miała własne zdanie na temat tego, kogo pragnie poślubić.
Wiedziała bardzo wiele o Laenorze Velaryonie i nie miała najmniejszej ochoty
się z nim wiązać.
— Moi przyrodni bracia bardziej przypadliby mu do gustu — oznajmiła kró-
lowi (zawsze zwała synów królowej Alicent przyrodnimi braćmi, nigdy braćmi).
Choć Jego Miłość przekonywał ją, błagał, krzyczał na nią i zwał niewdzięczną
córką, jego słowa nie wywierały na nią żadnego wpływu… aż do chwili, gdy po-
ruszył kwestię sukcesji. Rzekł jej, że co król zadekretował, król może odwołać.
Rhaenyra wyjdzie za mąż za tego, kogo jej wskaże, bo w przeciwnym razie
uczyni swym dziedzicem jej przyrodniego brata Aegona. To wreszcie skłoniło
księżniczkę do zmiany zdania. Septon Eustace pisze, że padła na kolana i błagała
ojca o wybaczenie, Grzyb twierdzi natomiast, że splunęła mu w twarz. Obaj po-
twierdzają jednak, że w końcu zgodziła się na ślub.
W następnym punkcie nasze źródła znowu podają inne wersje. Septon Eustace
mówi, że owej nocy ser Criston Cole zakradł się do sypialni księżniczki i wyznał
jej swą miłość. Powiedział Rhaenyrze, że w porcie czeka na nich statek, i błagał,
by uciekła z nim za wąskie morze. Pobraliby się w Pentos, w Tyrosh albo w Sta-
rym Volantis, gdzie władza jej ojca nie sięgała, i nikogo nie obchodziłoby, że
złamał śluby rycerza Gwardii Królewskiej. Bardzo biegle władał mieczem oraz
morgenszternem i nie wątpił, że znajdzie jakiegoś magnata handlowego, który
przyjmie go na służbę. Ale Rhaenyra odmówiła. Przypomniała mu, że jest krwią
smoka i jej przeznaczeniem jest coś więcej niż żywot żony zwykłego najemnika.
Zresztą jeśli był gotowy złamać śluby gwardzisty królewskiego, czemu przysię-
ga małżeńska miałaby znaczyć dla niego więcej?
Relacja Grzyba wygląda zupełnie inaczej. Według jego wersji to księżniczka
Rhaenyra udała się do ser Cristona, a nie na odwrót. Znalazła go samego w Wie-
ży Białego Miecza, zaryglowała drzwi i zrzuciła płaszcz, odsłaniając ukrytą pod
spodem nagość.
— Zachowałam dziewictwo dla ciebie — rzekła mu. — Przyjmij je jako do-
wód mojej miłości. Dla mojego narzeczonego będzie to znaczyło bardzo niewie-
le. Kiedy się dowie, że straciłam już cnotę, być może nawet nie zechce mnie po-
ślubić.
Pomimo urody Rhaenyry ser Criston był jednak głuchy na jej błagania, był
bowiem człowiekiem honoru i nie zamierzał złamać ślubów. Nawet gdy użyła
sztuk, których nauczyła się od swego stryja Daemona, pozostał niewzruszony.
Wreszcie wzgardzona, rozwścieczona księżniczka wdziała płaszcz i wybiegła
w noc… a przypadek sprawił, że po drodze spotkała ser Harwina Stronga, który
wracał z całonocnej hulanki w miejskich spelunkach. Łamignat od dawna już
pożądał księżniczki i nie miał skrupułów ser Cristona. Tak oto on pozbawił
księżniczkę niewinności, przelał jej dziewiczą krew mieczem swej męskości…
przynajmniej według Grzyba, który twierdzi, że o świcie zastał ich razem
w łożu.
Cokolwiek jednak się wydarzyło — czy księżniczka wzgardziła rycerzem, czy
też stało się na odwrót — od tego dnia miłość, jaką ser Criston Cole darzył
księżniczkę Rhaenyrę, zmieniła się w nienawiść. Mężczyzna, który do tej pory
był nieodłącznym towarzyszem i obrońcą księżniczki, stał się najzajadlejszym
z jej wrogów.
Wkrótce potem Rhaenyra pożeglowała do Driftmarku na pokładzie „Węża
Morskiego”. Towarzyszyły jej przyboczne (dwie z nich były córkami namiestni-
ka i siostrami ser Harwina), błazen Grzyb oraz nowy obrońca, sam Łamignat.
W roku 114 o.P. Rhaenyra Targaryen, księżniczka Smoczej Skały, wzięła sobie
za męża ser Laenora Velaryona (pasowano go czternaście dni przed ślubem, po-
nieważ uważano za konieczne, by książę małżonek był rycerzem). Panna młoda
miała siedemnaście lat, a pan młody dwadzieścia. Wszyscy się zgadzali, że pięk-
na z nich para. Ślub celebrowano ucztami i turniejami trwającymi przez siedem
dni. W szranki stanęli między innymi bracia królowej Alicent, pięciu zaprzysię-
żonych gwardzistów królewskich, Łamignat oraz faworyzowany przez pana
młodego ser Joffrey Lonmouth, znany jako Rycerz Pocałunków. Gdy Rhaenyra
ofiarowała swą podwiązkę ser Harwinowi, jej nowy mąż roześmiał się i wręczył
wstążkę ser Joffreyowi.
Ser Criston Cole nie otrzymał podwiązki, zwrócił się więc do królowej Ali-
cent, a Jej Miłość z radością dała mu znak swej łaski. Nosząc go, młody lord do-
wódca Gwardii Królewskiej pokonał wszystkich przeciwników. W walce
uskrzydlała go złowroga furia. Złamał Łamignatowi obojczyk i roztrzaskał mu
łokieć (co skłoniło Grzyba do przezwania Stronga Połamanymgnatem), pełen
ciężar jego gniewu spadł jednak na Rycerza Pocałunków. Ulubioną bronią
Cole’a był morgensztern. Seria ciosów, jaką lord dowódca zasypał faworyta ser
Laenora, roztrzaskała mu hełm, aż padł nieprzytomny w błoto. Krwawiącego ser
Joffreya zniesiono z pola. Zmarł po sześciu dniach, nie odzyskawszy przytomno-
ści. Grzyb informuje nas, że ser Laenor spędził cały ten czas przy łożu rannego
i płakał gorzko, gdy rannego zabrał Nieznajomy.
Król Viserys również wielce się rozgniewał, albowiem radosna uroczystość
przerodziła się w przyczynę żałoby i wzajemnych wyrzutów. Powiadano jednak,
że królowa Alicent nie podzielała jego niezadowolenia. Wkrótce potem poprosi-
ła, by ser Cristona Cole’a uczyniono jej osobistym obrońcą. Wszyscy dostrzegali
chłód panujący między żoną króla a jego córką. Nawet posłowie z Wolnych
Miast wspominali o nim w listach słanych do Pentos, Braavos i Starego Volantis.
Ser Laenor wrócił potem do Driftmarku. Wielu zadawało sobie pytanie, czy
małżeństwo w ogóle zostało skonsumowane. Księżniczka pozostała na dworze
królewskim otoczona przez przyjaciół i wielbicieli. Nie było wśród nich ser Cri-
stona Cole’a, który całkowicie przeszedł do stronnictwa zielonych, zwolenników
królowej, ale jego miejsce zajął dzielny i potężnie zbudowany Łamignat. Ser
Harwin stał się najznaczniejszym z czarnych i zawsze towarzyszył Rhaenyrze na
ucztach, balach i polowaniach. Jej mąż nie zgłaszał sprzeciwów. Ser Laenor wo-
lał wygody Wysokiej Wody, gdzie wkrótce znalazł sobie nowego faworyta
w osobie domowego rycerza, ser Qarla Correya.
Od tej pory, choć ser Laenor towarzyszył żonie podczas ważnych uroczysto-
ści, na których oczekiwano jego obecności, większość czasu spędzał z dala od
księżniczki. Septon Eustace pisze, że dzielił z nią łoże nie więcej niż tuzin razy.
Grzyb zgadza się z tą opinią, dodaje jednak, że Qarl Correy często sypiał razem
z nimi. Księżniczkę ponoć podniecało przyglądanie się, jak mężczyźni zabawia-
ją się ze sobą, a od czasu do czasu obaj uwzględniali ją w swych przyjemno-
ściach. Błazen zaprzecza jednak sam sobie, jako że w innym miejscu Świadec-
twa wspomina, że Rhaenyra zostawiała w takie noce męża sam na sam z jego
kochankiem i szukała pocieszenia w ramionach Harwina Stronga.
Jakkolwiek jednak mogła wyglądać prawda, wkrótce ogłoszono, że księżnicz-
ka jest przy nadziei. Urodzony pod koniec roku 114 o.P. chłopiec był duży
i zdrowy, miał brązowe oczy i włosy oraz zadarty nos. (Ser Laenor miał orli nos,
srebrnozłote włosy oraz fioletowe oczy, świadczące o valyriańskiej krwi płyną-
cej w jego żyłach). Laenor pragnął dać chłopcu na imię Joffrey, lecz sprzeciwił
się temu jego ojciec, lord Corlys, i dziecku nadano tradycyjne w rodzie Velary-
onów imię Jacaerys (przyjaciele i bracia zwali go Jace’em).
Na dworze królewskim nadal radowano się z narodzin syna księżniczki, gdy
jej macocha, królowa Alicent, wydała na świat trzeciego syna Viserysa, Daero-
na. W przeciwieństwie do Jace’a jego wygląd wyraźnie świadczył o pochodze-
niu ze smoczej krwi. Na rozkaz króla Jacaerysa Velaryona i Daerona Targaryena
karmiła ta sama mamka. Ponoć król liczył na to, że jeśli chłopcy będą się wy-
chowywali jako mleczni bracia, zapobiegnie to wrogości między nimi. Jeśli rze-
czywiście tak było, owe nadzieje niestety okazały się płonne.
W następnym roku, 115 o.P., doszło do tragicznego wypadku, jednego z tych,
które kształtują przeznaczenie całych królestw. „Spiżowa suka” z Runestone,
lady Rhea Royce, spadła z konia podczas polowania z sokołem i roztrzaskała so-
bie czaszkę o kamień. Leżała w łożu przez dziewięć dni, aż wreszcie poczuła się
wystarczająco dobrze, by wstać… tylko po to, by godzinę później przewrócić się
nagle i umrzeć. Bezzwłocznie wysłano kruka do Końca Burzy i lord Baratheon
przekazał wiadomość statkiem na Krwawy Stopień, gdzie książę Daemon nadal
bronił swego niewielkiego królestwa przed ludźmi z Triarchii i ich dornijskimi
sojusznikami. Książę natychmiast poleciał do Doliny.
— Pragnę odprowadzić żonę na wieczny spoczynek — rzekł, zapewne jednak
chodziło mu raczej o zagarnięcie jej ziem, zamków oraz dochodów.
Tego celu nie zdołał jednak osiągnąć. Runestone oddano bratankowi lady
Rhei, a gdy książę Daemon złożył apelację do Orlego Gniazda, nie tylko odrzu-
cono jego pretensje, lecz lady Jeyne ostrzegła księcia, że jego obecność w Doli-
nie nie jest pożądana.
W drodze powrotnej na Stopnie książę Daemon wylądował w Driftmarku,
składając kurtuazyjną wizytę swemu dawnemu partnerowi w podboju, Wężowi
Morskiemu, oraz księżniczce Rhaenys. Wysoka Woda była jednym z nielicznych
miejsc w Siedmiu Królestwach, gdzie królewski brat mógł być pewien miłego
powitania. Tam w oko wpadła mu córka lorda Corlysa, Laena — dwudziesto-
dwuletnia panna, wysoka, smukła i wyjątkowo urodziwa (nawet Grzyb zachwy-
cał się nią, pisząc, że „była prawie tak samo ładna, jak jej brat”). Miała bujną
grzywę srebrnozłotych loków, opadającą poniżej talii. W wieku dwunastu lat za-
ręczono ją z synem morskiego lorda z Braavos, ale jego ojciec umarł, nim zdą-
żyli zawrzeć małżeństwo, syn zaś szybko okazał się wałkoniem i głupcem. Roz-
trwonił cały rodzinny majątek i utracił wpływy, po czym zjawił się wreszcie
w Driftmarku. Lord Corlys nie mógł się go pozbyć w żaden uprzejmy sposób,
a nie chciał oddać mu córki, odwlekał więc ślub bez końca.
Książę Daemon zakochał się w Laenie (tak przynajmniej zapewniają nas min-
strele). Ludzie o bardziej cynicznym podejściu sądzą, że książę ujrzał w niej
sposób na powstrzymanie swego upadku. Ongiś uważano go za dziedzica brata,
ale teraz znalazł się nisko w linii sukcesji i nie było dla niego miejsca ani wśród
zielonych, ani wśród czarnych… ale ród Velaryonów był wystarczająco potężny,
by móc bezkarnie sprzeciwić się obu stronnictwom jednocześnie. Daemon Tar-
garyen, który znudził się już Stopniami i wreszcie uwolnił od swej „spiżowej
suki”, poprosił lorda Corlysa o rękę jego córki.
Na drodze stał mu wygnany braavoski narzeczony, ale nie trwało to długo.
Daemon drwił z niego prosto w oczy tak okrutnie, że chłopak nie miał innego
wyboru, jak wyzwać go, by bronił swych słów stalą. Uzbrojony w Mroczną Sio-
strę książę szybko rozprawił się z rywalem. Czternaście dni później poślubił lady
Laenę, porzucając nieurodzajne królestwo na Stopniach. (Pięciu innych męż-
czyzn nosiło po nim tytuł króla wąskiego morza, zanim krótka i krwawa historia
tego wojowniczego „królestwa” najemników skończyła się na dobre).
Książę Daemon wiedział, że jego brat nie będzie zadowolony, gdy usłyszy
o zawartym małżeństwie. Na wszelki wypadek opuścił z nowo poślubioną żoną
Westeros. Oboje przelecieli nad wąskim morzem na swych smokach. Niektórzy
powiadają, że polecieli aż do Valyrii, by na przekór klątwie ciążącej nad tym dy-
miącym pustkowiem szukać w dawnych włościach tajemnic smoczych lordów.
Grzyb w swym Świadectwie zapewnia, że to prawda, mamy jednak mnóstwo do-
wodów na to, iż rzeczywistość wyglądała mniej romantycznie.
Książę Daemon i lady Laena polecieli najpierw do Pentos, gdzie uroczyście
przyjął ich Książę Miasta. Pentoshijczycy obawiali się rosnącej potęgi Triarchii,
zagrażającej im od południa, i widzieli w Daemonie wartościowego sojusznika
w walce z Trzema Córkami. Potem książę i jego nowa żona udali się do Starego
Volantis, gdzie przyjęto ich równie ciepło. Następnie pomknęli wzdłuż Rhoyne
do Qohoru i Norvos. W tych miastach, położonych daleko od nieszczęść Weste-
ros i potęgi Triarchii, nie witano ich już tak entuzjastycznie. Niemniej wszędzie,
dokąd się udali, zbierały się tłumy, pragnące ujrzeć Vhagar i Caraxes.
Gdy dwoje smoczych jeźdźców wróciło do Pentos, lady Laena zorientowała
się, że jest w ciąży. Małżonkowie zaprzestali podróży i osiedli w rezydencji po-
łożonej poza miejskimi murami jako goście pentoshijskiego magistra. Zamierza-
li tam pozostać do czasu narodzin dziecka.
Tymczasem w Westeros, pod koniec roku 115 o.P., księżniczka Rhaenyra wy-
dała na świat drugiego syna. Chłopcu nadano imię Lucerys (w skrócie Luke).
Septon Eustace informuje nas, że zarówno ser Laenor, jak i ser Harwin byli przy
łożu rodzącej księżniczki. Podobnie jak jego brat Jace, Luke miał brązowe oczy
i gęste, ciemne włosy zamiast barwy pozłacanego srebra typowej dla książątek
z rodu Targaryenów. Był jednak dużym i zdrowym chłopcem i król Viserys za-
chwycił się nim, gdy zaprezentowano go na dworze. Jego królowa nie podzielała
jednak tych uczuć.
— Próbuj dalej — rzekła ser Laenorowi. — Prędzej czy później może uda ci
się spłodzić syna, który będzie podobny do ciebie.
Rywalizacja między zielonymi i czarnymi nasiliła się odtąd do stopnia, w któ-
rym królowa i księżniczka ledwie były w stanie wzajemnie tolerować swą obec-
ność. Od tej pory królowa Alicent rzadko opuszczała Czerwoną Twierdzę, nato-
miast księżniczka zamieszkała na Smoczej Skale w towarzystwie swego obroń-
cy, ser Harwina Stronga. Mąż, ser Laenor, odwiedzał ją ponoć „często”.
W roku 116 o.P., w Wolnym Mieście Pentos, lady Laena powiła dwie córki,
pierwsze zrodzone z prawego łoża dzieci Daemona Targaryena. Książę nadał im
imiona Baela (po swym ojcu) i Rhaena (po matce). Niestety, dziewczynki były
małe i chorowite, miały jednak piękne buzie, srebrnobiałe włosy i fioletowe
oczy. Kiedy skończyły pół roku, pożeglowały z matką do Driftmarku. Daemon
poleciał przodem z obiema smoczycami. Z Wysokiej Wody wysłał kruka do
Królewskiej Przystani, informując króla o narodzinach bratanic i błagając o po-
zwolenie przedstawienia ich na dworze, by mogły otrzymać królewskie błogo-
sławieństwo. Pomimo gorących sprzeciwów namiestnika i małej rady Viserys
wyraził zgodę, nadal bowiem kochał brata, który był towarzyszem jego młodo-
ści.
— Daemon został teraz ojcem — oznajmił wielkiemu maesterowi Mellosowi.
— Z pewnością się zmieni.
Tak oto synowie Baelona Targaryena pojednali się ze sobą po raz drugi.
W roku 117 o.P., na Smoczej Skale, księżniczka Rhaenyra wydała na świat
jeszcze jednego syna. Ser Laenorowi wreszcie pozwolono nadać mu imię jego
zabitego przyjaciela, ser Joffreya Lonmoutha. Podobnie jak jego bracia, Joffrey
Velaryon był dużym, zdrowym chłopcem o czerwonej buzi i tak jak oni miał
ciemne oczy i włosy oraz rysy twarzy przez niektórych na dworze królewskim
zwane gminnymi. Ponownie zaczęto szeptać. Pośród zielonych uważano za
oczywiste, że ojcem synów Rhaenyry nie był jej mąż, Laenor, lecz jej obrońca,
Harwin Strong. Grzyb jasno tak twierdzi w swym Świadectwie, wielki maester
Mellos daje to do zrozumienia, a septon Eustace wspomina o tych plotkach tylko
po to, by je odrzucić.
Bez względu na to, ile prawdy mogło być w tych zarzutach, nikt nie wątpił, że
król nadal pragnie, by Żelazny Tron po jego śmierci przypadł Rhaenyrze, a w
następnej kolejności jej synom. Zgodnie z królewskim dekretem każdemu
z trzech jej chłopców włożono do kołyski smocze jajo. Ci, którzy powątpiewali
w ich prawowite pochodzenie, szeptali, że z jaj nic się nie wykluje, ale narodzi-
ny trzech kolejnych smocząt zadały kłam ich słowom. Małym smokom nadano
imiona Vermax, Arrax i Tyraxes. Septon Eustace informuje nas, że pewnego
razu podczas audiencji zasiadający na Żelaznym Tronie król wziął na kolana ma-
łego Jace’a i rzekł mu:
— Pewnego dnia ty tutaj zasiądziesz, chłopcze.
Porody odcisnęły piętno na Rhaenyrze. Księżniczka nigdy już nie zrzuciła do
końca nadwagi po trzech ciążach. Po narodzinach najmłodszego chłopca zrobiła
się tęga i gruba w talii. Uroda z jej dziewczęcych lat stała się szybko zanikają-
cym wspomnieniem, choć przecież Rhaenyra miała dopiero dwadzieścia lat. We-
dług Grzyba pogłębiło to jeszcze jej niechęć do macochy, królowej Alicent, któ-
ra nadal pozostawała szczupła i zgrabna, choć była o połowę od niej starsza.
Mędrcy powiadają, że grzechy ojców często spadają na synów. To samo doty-
czy grzechów matek. Wrogość między królową Alicent a księżniczką Rhaenyrą
przeszła na ich synów. Trzej chłopcy królowej, książęta Aegon, Aemond i Da-
eron, stali się zawziętymi rywalami swych kuzynów, Velaryonów. Nie znosili ich
za to, że ukradli im to, co uważali za prawnie należne dziedzictwo — sam Żela-
zny Tron. Choć cała szóstka chodziła na te same uczty, bale i zabawy, a czasami
ćwiczyła wspólnie szermierkę na dziedzińcu pod okiem tego samego nauczycie-
la walki, a także pobierała nauki u tych samych maesterów, cała ta wymuszona
bliskość podsycała tylko wzajemną niechęć, zamiast połączyć ich braterską wię-
zią.
Choć księżniczka Rhaenyra nie cierpiała macochy, królowej Alicent, dobrą
siostrę, lady Laenę, darzyła coraz większą sympatią. Driftmark i Smocza Skała
leżą bardzo blisko siebie i Daemon oraz Laena często odwiedzali księżniczkę,
a ona równie chętnie odwzajemniała te wizyty. Nieraz latali razem na smokach,
a smoczyca księżniczki, Syrax, kilkakrotnie znosiła po kilka jaj. W roku
118 o.P., z błogosławieństwem króla Viserysa, Rhaenyra ogłosiła zaręczyny
swych dwóch najstarszych synów z córkami księcia Daemona i lady Laeny. Ja-
caerys miał wtedy cztery lata, Lucerys trzy, a dziewczynki dwa. W roku 119 o.P.,
gdy Laena znowu poczęła, Rhaenyra poleciała do Driftmarku, by być przy jej
porodzie.
Tak oto księżniczka znalazła się u boku dobrej siostry trzeciego dnia przeklę-
tego roku 120 o.P. — Roku Krwawej Wiosny. Laena Velaryon — pobladła
i osłabiona po trwającym cały dzień i całą noc porodzie — dała wreszcie księciu
Daemonowi syna, którego od tak dawna pragnął. Dziecko było jednak pokraczne
i wypaczone. Umarło po godzinie, a matka nie przeżyła go długo. Straszliwy po-
ród odarł lady Laenę ze wszystkich sił, a żałoba osłabiła jeszcze bardziej, czy-
niąc ją bezsilną wobec ataku gorączki połogowej.
Ponieważ stan Laeny nieustannie się pogarszał, pomimo wszelkich wysiłków
młodego maestera z Driftmarku książę Daemon poleciał na Smoczą Skałę i spro-
wadził stamtąd maestera księżniczki Rhaenyry, starszego i bardziej doświadczo-
nego mężczyznę słynącego ze swych uzdrowicielskich umiejętności. Niestety,
maester Gerardys przybył za późno. Po trzydniowej malignie lady Laena opuści-
ła ten ziemski padół. Miała zaledwie dwadzieścia siedem lat. W ostatniej godzi-
nie żywota wstała ponoć z łoża i opuściła komnatę, pragnąc po raz ostatni do-
siąść Vhagar i polecieć. Na schodach wieży zabrakło jej jednak sił. Upadła na
nie i wyzionęła ducha. Mąż, książę Daemon, zaniósł ją z powrotem do łoża. Po-
tem księżniczka Rhaenyra czuwała z nim przy zwłokach i pocieszała go w żało-
bie.
Śmierć lady Laeny była pierwszą tragedią roku 120 o.P., ale nie miała być
ostatnią. W tym właśnie roku wiele zastarzałych napięć i pretensji dręczących
Siedem Królestw wyszło wreszcie na jaw, dając bardzo licznym powody do pła-
czu, żałoby i rozdzierania szat… choć najstraszliwsze ciosy spotkały Węża Mor-
skiego, lorda Corlysa Velaryona oraz jego szlachetną żonę, księżniczkę Rhaenys
— tę, która mogła zostać królową.
Lord Przypływów i jego pani nadal przeżywali żałobę po umiłowanej córce,
gdy Nieznajomy pojawił się znowu, by zabrać ich syna. Ser Laenora Velaryona,
męża księżniczki Rhaenyry i domniemanego ojca jej dzieci, zabito na jarmarku
w Spicetown. Pchnął go nożem jego przyjaciel i towarzysz, ser Qarl Correy. Gdy
lord Velaryon przybył po ciało syna, kupcy z jarmarku powiedzieli mu, że obaj
mężczyźni kłócili się głośno, zanim wyciągnięto broń. Correy zdążył już uciec,
raniąc po drodze kilku ludzi próbujących go zatrzymać. Niektórzy utrzymywali,
że nieopodal brzegu czekał na niego statek. Nigdy więcej go nie widziano.
Okoliczności morderstwa po dziś dzień pozostają tajemnicą. Wielki maester
Mellos pisze tylko, że ser Laenora zabił w kłótni jeden z jego domowych ryce-
rzy. Septon Eustace podaje nam nazwisko zabójcy i oznajmia, że motywem
zbrodni była zazdrość. Laenor Velaryon jakoby znudził się już towarzystwem ser
Qarla i zadurzył się w nowym faworycie, przystojnym szesnastoletnim giermku.
Grzyb jak zwykle woli najczarniejszą wersję. Sugeruje, że książę Daemon zapła-
cił Qarlowi Correyowi za pozbycie się męża księżniczki Rhaenyry, przygotował
statek, który umożliwił mu ucieczkę, a następnie poderżnął Correyowi gardło
i rzucił ciało do morza. Qarl Correy był domowym rycerzem o stosunkowo ni-
skim pochodzeniu. Słynął z tego, że miał lordowskie upodobania i wieśniaczą
sakiewkę, miał też skłonność do zakładania się o ekstrawaganckie sumy, co do-
daje wiarygodności wersji przedstawionej przez błazna. Nie ma jednak na nią
nawet strzępka dowodu, mimo że Wąż Morski oferował dziesięć tysięcy złotych
smoków nagrody każdemu, kto zaprowadziłby go do ser Qarla Correya bądź też
wydał zabójcę żądnemu zemsty ojcu.
To jednak również nie był koniec tragedii, jakimi upamiętnił się ów straszliwy
rok. Do następnej doszło w Wysokiej Wodzie po pogrzebie ser Laenora. Król
udał się ze swymi dworzanami do Driftmarku, by uczestniczyć w spaleniu
zwłok. Wielu poleciało tam na własnych smokach. (Zjawiło się tak dużo bestii,
że septon Eustace napisał, iż Driftmark stał się nową Valyrią).
Wszyscy wiedzą, że dzieci są okrutne. Książę Aegon Targaryen miał trzyna-
ście lat, księżniczka Helaena jedenaście, książę Aemond dziesięć, a książę Da-
eron sześć. Zarówno Aegon, jak i Helaena byli już smoczymi jeźdźcami. Hela-
ena latała na Dreamfyre, smoczycy, która ongiś nosiła Rhaenę, Czarną Żonę
Maegora Okrutnego, natomiast młody Sunfyre należący do jej brata, Aegona,
był ponoć najpiękniejszym smokiem, jakiego kiedykolwiek widziano na świecie.
Nawet książę Daeron miał swoją bestię, wspaniałą błękitną smoczycę imieniem
Tessarion, choć jeszcze jej nie dosiadł. Tylko drugi syn, książę Aemond, nie miał
własnego smoka. Jego Miłość pragnął jednak zaradzić tej sytuacji i zasugerował,
by po pogrzebie cały dwór spotkał się na Smoczej Skale. Pod Smoczą Górą
można było znaleźć mnóstwo jaj, a także kilka świeżo wyklutych smocząt. Ksią-
żę Aemond miałby z czego wybierać, „jeśli tylko chłopak jest wystarczająco
śmiały”.
Nawet w wieku dziesięciu lat Aemondowi Targaryenowi z pewnością nie bra-
kowało śmiałości. Docinek króla sprawił mu ból i Aemond postanowił, że nie
będzie czekał na Smoczą Skałę. Co mu po jakimś malutkim smoczątku albo głu-
pim jaju? Tutaj, w Wysokiej Wodzie, czekał smok, który był go godny. Vhagar,
najstarsza, największa i najstraszliwsza ze wszystkich smoków na świecie.
Nawet dla syna rodu Targaryenów zbliżanie się do obcego smoka zawsze wią-
zało się z niebezpieczeństwem, zwłaszcza gdy chodziło o starą bestię o paskud-
nym usposobieniu, która niedawno straciła jeźdźca. Aemond wiedział, że rodzi-
ce nigdy w życiu nie pozwoliliby mu nawet podejść do Vhagar. Dlatego upewnił
się, że o niczym się nie dowiedzą. Wymknął się z łoża o świcie i zakradł na wiel-
ki zewnętrzny dziedziniec, gdzie karmiono i przetrzymywano Vhagar wraz z in-
nymi smokami. Książę miał nadzieję, że dosiądzie bestii potajemnie, ale gdy
podkradł się bliżej, nagle usłyszał chłopięcy głos:
— Nie zbliżaj się do niej!
Głos należał do najmłodszego z jego kuzynów, Joffreya Velaryona, który miał
dopiero trzy lata. Joff, który zawsze wstawał wcześnie, wymknął się z łoża, by
zobaczyć swego młodego smoka, Tyraxesa. Bojąc się, że chłopczyk podniesie
alarm, Aemond spoliczkował go, krzyknął na niego, każąc mu być cicho, a po-
tem obalił go na stos smoczych odchodów. Gdy Joff zaczął się drzeć, Aemond
podbiegł do Vhagar i wdrapał się na jej grzbiet. Potem opowiadał, że tak bardzo
się bał, iż go złapią, że przestał się przejmować perspektywą spalenia i pożarcia.
Można to nazwać śmiałością, można też obłędem, uśmiechem losu, wolą bo-
gów albo kaprysem smoków. Któż pojmie umysł podobnej bestii? Wiemy tylko,
że Vhagar ryknęła, otrząsnęła się gwałtownie… a potem zerwała łańcuchy i od-
leciała. Tak oto młody książę Aemond Targaryen został smoczym jeźdźcem.
Okrążył dwukrotnie wieże Wysokiej Wody, zanim wrócił na ziemię.
Ale kiedy wylądował, synowie Rhaenyry już na niego czekali.
Gdy tylko Aemond wzbił się pod niebo, Joffrey pobiegł po braci. Jace i Luke
przybyli na jego wezwanie. Książątka z rodu Velaryonów były młodsze — Jake
miał sześć lat, Luke pięć, a Joff trzy — ale miały przewagę liczebną i uzbroiły
się w drewniane miecze z dziedzińca ćwiczebnego. A teraz wszyscy rzucili się
na niego z furią. Aemond się bronił. Zdzielił Luke’a w nos, łamiąc go, a potem
wyrwał Joffowi miecz z rąk i złamał go na głowie Jace’a, obalając przeciwnika
na kolana. Gdy wszyscy młodsi chłopcy rozpoczęli odwrót, zakrwawieni i posi-
niaczeni, książę zaczął z nich drwić, nazywając ich Strongami. Jace był już wy-
starczająco duży, by zrozumieć tę obelgę. Ponownie rzucił się na Aemonda, ale
starszy chłopak zaczął okładać go bezlitośnie… aż wreszcie Luce, śpiesząc bratu
z odsieczą, wyciągnął sztylet i ciął Aemonda w twarz, pozbawiając go prawego
oka. Gdy zjawili się chłopcy stajenni i rozdzielili walczących, książę wił się na
ziemi, wyjąc z bólu. Vhagar również ryczała donośnie.

Król Viserys próbował potem skłonić ich do zawarcia pokoju. Kazał każdemu
z chłopców uroczyście przeprosić rywali, ale te formalności nie uspokoiły ich
żądnych zemsty matek. Królowa Alicent zażądała, by Lucerysowi wyłupić jedno
oko, w zamian za to, którego pozbawił księcia Aemonda. Rhaenyra nie chciała
o tym słyszeć, nalegała za to, by Aemonda poddać „ostremu” przesłuchaniu,
żeby wyciągnąć od niego, od kogo usłyszał, jak jej synów zwano Strongami.
Rzecz jasna, nazwać ich tym nazwiskiem równało się oznajmieniu, że są bękar-
tami i nie mają prawa do sukcesji… a sama Rhaenyra jest winna zdrady stanu.
Gdy król na niego naciskał, Aemond wyznał, że to jego brat Aegon powiedział
mu, że synowie Rhaenyry są Strongami, Aegon rzekł zaś:
— Wszyscy o tym wiedzą. Popatrz na nich.
Król Viserys zakończył wreszcie przesłuchanie, mówiąc, że nie chce już sły-
szeć nic więcej. Zarządził, że nikomu nie wyłupi się oczu, ale jeśli ktokolwiek,
„mężczyzna, kobieta czy dziecko, szlachetnie czy nisko urodzony albo pocho-
dzący z królewskiego rodu”, zadrwi z jego wnuków, zwąc ich Strongami, wy-
rwie się mu język gorącymi szczypcami. Jego Miłość rozkazał też żonie i córce
wymienić pocałunki, aby poprzysiąc wzajemną miłość oraz oddanie, ale ich fał-
szywe uśmiechy i puste słowa nie oszukały nikogo poza królem. Jeśli zaś chodzi
o chłopców, Aemond stwierdził potem, że owego dnia stracił oko, ale zyskał
smoka, i uważa, że się opłacało.
By zapobiec dalszym konfliktom, a także położyć kres „podłym plotkom
i niegodnym kalumniom”, król Viserys zarządził, że królowa Alicent i jej syno-
wie wrócą z nim do stolicy, natomiast księżniczka Rhaenyra pozostanie ze swy-
mi chłopcami na Smoczej Skale. Jej zaprzysiężonym obrońcą miał od tej pory
być ser Erryk z Gwardii Królewskiej, natomiast Łamignat wrócił do Harrenhal.
Septon Eustace pisze, że te rozstrzygnięcia nie zadowoliły nikogo. Grzyb nie
zgadza się z tą opinią. Przynajmniej jeden człowiek był według niego zachwyco-
ny, Smocza Skała i Driftmark leżą bowiem bardzo blisko siebie i ta bliskość
wielce ułatwiła Daemonowi Targaryenowi pocieszanie bratanicy, księżniczki
Rhaenyry, w taki sposób, by król o niczym się nie dowiedział.
Choć Viserys I panował jeszcze przez dziewięć lat, krwawe ziarna Tańca
Smoków już zasiano i w roku 120 o.P. zaczęły kiełkować. W następnej kolejno-
ści zginęli starsi Strongowie. Lyonel Strong, lord Harrenhal i królewski namiest-
nik, towarzyszył swemu synowi i dziedzicowi, ser Harwinowi, w drodze powrot-
nej do wielkiego, częściowo leżącego w gruzach zamku na brzegu jeziora.
Wkrótce po ich przybyciu w wieży, w której spali, wybuchł pożar. Ojciec i syn
zginęli, razem z trójką domowników i kilkunastoma sługami.
Przyczyn pożaru nigdy nie ustalono. Niektórzy sądzili, że to był zwykły nie-
szczęśliwy wypadek, inni zaś szeptali, że siedziba Harrena Czarnego jest prze-
klęta i przynosi zgubę każdemu, kto nią włada. Wielu podejrzewało, że ogień
podłożono celowo. Grzyb sugeruje, że stał za tym Wąż Morski, pragnący zemsty
na człowieku, który przyprawił rogi jego synowi. Septon Eustace wysuwał bar-
dziej wiarygodne przypuszczenia. Według niego to książę Daemon pragnął usu-
nąć rywala w walce o względy księżniczki Rhaenyry. Inni sugerowali, że winny
mógł być Larys Szpotawa Stopa, który po śmierci ojca i starszego brata został
lordem Harrenhal. Najbardziej niepokojącą możliwość proponuje jednak wielki
maester Mellos, sugerujący, że rozkaz mógł wydać sam król. Jeśli Viserys pogo-
dził się z myślą, że plotki o tym, kto jest ojcem dzieci Rhaenyry, są prawdziwe,
mógł chcieć usunąć człowieka, który zbezcześcił jego córkę, by nie wyjawił on
prawdy o bękarctwie synów Rhaenyry. Jeśli rzeczywiście tak wyglądała prawda,
śmierć Lyonela Stronga była nieszczęśliwym wypadkiem, nikt bowiem nie prze-
widział, że jego lordowska mość wróci z synem do Harrenhal.
Lord Strong był królewskim namiestnikiem i król Viserys nauczył się polegać
na jego sile oraz radach. Jego Miłość osiągnął już wiek czterdziestu trzech lat
i zrobił się tęgi. Opuścił go wigor młodości i dokuczały mu podagra, bóle sta-
wów i pleców, a także ucisk w piersi, który pojawiał się i znikał. Król był po ta-
kich epizodach zdyszany i czerwony na twarzy. Władanie Siedmioma Króle-
stwami było trudnym zadaniem, Viserys potrzebował więc silnego i zdolnego
namiestnika, który dźwigałby zań choć część tego brzemienia. Przez chwilę roz-
ważał możliwość wysłania po księżniczkę Rhaenyrę. Któż lepiej władałby razem
z nim niż córka, której pragnął zostawić Żelazny Tron? W takim przypadku
księżniczka musiałaby jednak wrócić z synami do Królewskiej Przystani, a to
z pewnością doprowadziłoby do kolejnych konfliktów z królową i jej potom-
stwem. Rozważał też kandydaturę swego brata, ale przypomniał sobie, jak za-
chowywał się książę Daemon, gdy poprzednio zasiadał w małej radzie. Wielki
maester Mellos zaproponował, by mianować kogoś młodego, ale Jego Miłość
wolał trzymać się ludzi, których znał, i ponownie wezwał na dwór ser Ottona
Hightowera, który służył już na tym urzędzie zarówno jemu, jak i Staremu Kró-
lowi.
Gdy tylko ser Otto przybył do Królewskiej Przystani, by przejąć obowiązki
namiestnika, na dwór dotarły wieści, że księżniczka Rhaenyra wyszła ponownie
za mąż — za swego stryja, Daemona Targaryena. Księżniczka miała dwadzie-
ścia trzy lata, a książę Daemon trzydzieści dziewięć.
Król, dworzanie i prostaczkowie — wszyscy byli oburzeni. Daemon i Rha-
enyra owdowieli przed niespełna pół rokiem. Jego Miłość oznajmił gniewnie, że
tak szybki ślub jest zniewagą dla ich poprzednich małżonków. Ceremonię odpra-
wiono na Smoczej Skale, pośpiesznie i w tajemnicy. Według septona Eustace’a
Rhaenyra wiedziała, że jej ojciec nigdy się nie zgodzi na to małżeństwo i dlatego
zawarła je jak najszybciej, by nie mógł mu zapobiec. Grzyb jednak podaje inny
powód: księżniczka znowu była w ciąży i nie chciała urodzić bękarta.
Straszliwy rok 120 o.P. zakończył się zatem w taki sam sposób, w jaki się za-
czął — kobietą w połogu. Ciąża księżniczki doczekała się jednak szczęśliwszego
rozwiązania niż w przypadku lady Laeny. Pod koniec roku Rhaenyra powiła ma-
łego, ale zdrowego syna, blade książątko o ciemnofioletowych oczach i jasnych,
srebrnych włosach. Dała mu na imię Aegon. Książę Daemon wreszcie miał ży-
wego, prawowitego syna… i ten nowy książę, w przeciwieństwie do trzech przy-
rodnich braci, z całą pewnością był Targaryenem.
Królowa Alicent wpadła w wielką złość, dowiedziawszy się o imieniu nada-
nym księciu, uznała je bowiem za zniewagę dla jej własnego Aegona… według
Grzyba z całą pewnością słusznie. (Od tej pory będziemy zwać syna królowej
Alicent Aegonem Starszym, a chłopca księżniczki Rhaenyry Aegonem Młod-
szym).
Według wszelkich zasad rok 122 o.P. powinien być radosnym czasem dla rodu
Targaryenów. Księżniczka Rhaenyra ponownie zległa w połogu i dała swemu
stryjowi, Daemonowi, drugiego syna. Nadano mu imię Viserys, po dziadku.
Dziecko było mniejsze i mniej zdrowe niż jego brat Aegon oraz przyrodni bracia
noszący nazwisko Velaryon, za to dojrzewało przedwcześnie… choć ze smocze-
go jaja włożonego do jego kołyski nic się nie wykluło. Zieloni uznali to za zły
omen i wcale nie kryli się z tą opinią.
Później tego samego roku w Królewskiej Przystani również wyprawiono ślub.
Zgodnie ze starożytną tradycją rodu Targaryenów król Viserys ożenił swego
syna Aegona Starszego z jego siostrą Helaeną. Pan młody miał piętnaście lat.
Według septona Eustace’a był leniwym, skłonnym do humorów chłopakiem,
lecz cechował się więcej niż zdrowym apetytem. Przy stole był żarłokiem, żłopał
ale i wzmocnione wino, a do tego podszczypywał i obmacywał każdą dziewkę
służebną, która znalazła się w jego zasięgu. Panna młoda, jego siostra, miała tyl-
ko trzynaście lat. Choć pulchniejsza i mniej urodziwa niż większość Targarye-
nów, była miłą, radosną dziewczyną i wszyscy zgodnie uważali, że będzie dobrą
matką.
Została nią bardzo szybko. Już w następnym roku, 123 o.P., czternastoletnia
księżniczka powiła bliźnięta, chłopca i dziewczynkę. Nadała im imiona Jaeha-
erys i Jaehaera. Zieloni ogłosili z satysfakcją, że książę Aegon ma teraz wła-
snych dziedziców. W kołysce obojga dzieci umieszczono smocze jaja i wkrótce
wykluły się z nich dwa smoczątka. Niemniej nie wszystko z bliźniętami było
w porządku. Jaehaera była maleńka i rosła powoli. Nie płakała ani się nie uśmie-
chała. Nie robiła nic z tego, czego zwykle oczekuje się od niemowląt. Natomiast
jej brat, choć większy i zdrowszy, był mniej doskonały niż przystało książątku
z rodu Targaryenów, miał bowiem po sześć palców u lewej ręki i obu nóg.
Żona i dzieci bynajmniej nie poskromiły cielesnych apetytów księcia Aegona
Starszego. Jeśli wierzyć Grzybowi, w tym samym roku, w którym przyszły na
świat bliźnięta, został on też ojcem dwóch bękartów. Chłopczyka spłodził
z dziewczyną, której dziewictwo kupił na aukcji na Jedwabnej, dziewczynkę zaś
z jedną ze służek matki. W roku 127 o.P. księżniczka Helaena dała mu drugiego
syna, którego nazwano Maelorem. On również otrzymał smocze jajo.
Pozostali synowie królowej Alicent także dorastali. Książę Aemond, pomimo
braku oka, stał się biegłym i niebezpiecznym szermierzem dzięki naukom ser
Cristona Cole’a, ale nadal pozostawał dzikim i krnąbrnym chłopakiem, poryw-
czym i pamiętliwym. Jego młodszy brat, książę Daeron, był najbardziej lubia-
nym z synów królowej. Nie tylko był bystry i uprzejmy, lecz również najuro-
dziwszy z całej trójki. W roku 126 o.P., gdy skończył dwanaście lat, wysłano go
do Starego Miasta, by służył lordowi Hightowerowi jako podczaszy i giermek.
W tym samym roku na drugim brzegu Czarnej Zatoki Węża Morskiego złoży-
ła nagła gorączka. Gdy leżał w łożu, otoczony przez maesterów, zaczęły się spo-
ry o to, kto powinien zostać po nim Lordem Przypływów i władcą Driftmarku,
gdyby choroba w końcu go zmogła. Ponieważ dzieci lorda Corlysa z prawego
łoża nie żyły, zgodnie z prawem jego ziemie i tytuły powinny przypaść wnuko-
wi, Jacaerysowi… ale ponieważ uważano, że Jace zasiądzie na Żelaznym Tronie
po matce, księżniczka Rhaenyra nalegała, by mianował następcą jej drugiego
syna, Lucerysa. Lord Corlys miał też jednak sześciu bratanków, a najstarszy
z nich, ser Vaemond Velaryon, upierał się, że to on powinien zostać dziedzi-
cem… ponieważ synowie Rhaenyry są bękartami spłodzonymi przez Harwina
Stronga. Księżniczka nie zwlekała z odpowiedzią na ten zarzut. Wysłała ser Dae-
mona, by pojmał ser Vaemonda, kazała ściąć mu głowę, a ciało rzuciła na pożar-
cie swej smoczycy Syrax.
Nawet to nie zakończyło jednak sprawy. Młodsi kuzyni ser Vaemonda uciekli
do Królewskiej Przystani z jego żoną oraz synami, by tam domagać się sprawie-
dliwości od króla i królowej. Król Viserys zrobił się tymczasem bardzo gruby
i czerwony na twarzy. Ledwie starczało mu sił, by wspiąć się po schodach na Że-
lazny Tron. Jego Miłość wysłuchał ich w lodowatym milczeniu, a potem rozka-
zał wszystkim wyciąć języki.
— Ostrzegałem was, że nie będę już więcej słuchał tych kłamstw — rzekł,
gdy wywlekano ich z komnaty.
Schodząc z królewskiego stolca, Jego Miłość potknął się jednak, wyciągnął
rękę, by się nie przewrócić, i rozciął sobie lewą dłoń aż do kości na wyszczer-
bionym ostrzu sterczącym z Żelaznego Tronu. Choć wielki maester Mellos prze-
mył ranę wrzącym winem i zabandażował pasami płótna nasączonymi uzdrawia-
jącymi maściami, wkrótce wdała się gorączka i wielu się obawiało, że król może
umrzeć. Chorobę powstrzymało dopiero przybycie księżniczki Rhaenyry ze
Smoczej Skały, towarzyszył jej bowiem maester Gerardys, który bezzwłocznie
amputował Jego Miłości dwa palce i w ten sposób uratował mu życie.
Mimo że choroba bardzo osłabiła Viserysa, król wkrótce wrócił do sprawowa-
nia rządów. Dla uczczenia jego powrotu do zdrowia w pierwszym dniu roku
127 o.P. wyprawiono ucztę. Zarówno księżniczce, jak i królowej rozkazano sta-
wić się na niej ze wszystkimi dziećmi. Dla zademonstrowania wzajemnej przy-
jaźni obie kobiety odziały się w kolory rywalki. Wygłoszono mnóstwo zapew-
nień o miłości, ku wielkiemu zadowoleniu króla. Książę Daemon wzniósł toast
na cześć ser Ottona Hightowera i podziękował mu za wierną służbę na stanowi-
sku namiestnika, ser Otto wychwalał odwagę księcia, a dzieci Alicent i Rhaeny-
ry przywitały się pocałunkami i łamały się ze sobą chlebem przy stole. Tak przy-
najmniej piszą dworscy kronikarze.
Grzyb mówi nam jednak, że późnym wieczorem, gdy król Viserys już udał się
na spoczynek (Jego Miłość nadal szybko się męczył), Aemond Jednooki wzniósł
toast na cześć swych kuzynów Velaryonów, mówiąc z drwiącym podziwem o ich
ciemnych włosach i oczach… a także o ich sile.
— Nigdy nie znałem nikogo tak silnego, jak moi słodcy kuzyni — zakończył.
— Osuszmy kielichy za tych trzech mocarnych chłopaków.
Według relacji błazna jeszcze później Aegon Starszy poczuł się urażony, gdy
Jacaerys poprosił do tańca jego żonę, Helaenę. Padły gniewne słowa i gdyby nie
interwencja gwardzistów królewskich mogłoby dojść do wymiany ciosów. Nie
wiemy, czy króla Viserysa poinformowano o tych incydentach, ale rankiem
księżniczka Rhaenyra wróciła z synami do swej siedziby na Smoczej Skale.
Po utracie palców Viserys I nigdy już nie zasiadł na Żelaznym Tronie. Unikał
odtąd sali tronowej. Wolał przyjmować penitentów w swej samotni, a potem
w sypialni, gdzie towarzyszyli mu maesterzy, septonowie oraz wierny błazen
Grzyb, jedyny człowiek, który jeszcze potrafił go rozśmieszyć (tak nas przynaj-
mniej sam zapewnia).
Po krótkim czasie królewski dwór znowu nawiedziła śmierć. Pewnej nocy
wielki maester Mellos upadł nagle, wspinając się na serpentynowe schody. Za-
wsze był głosem rozsądku w radzie, nawoływał do umiarkowania i zachowania
spokoju, gdy tylko dochodziło do sporów między czarnymi a zielonymi. Ku nie-
zadowoleniu króla śmierć człowieka, którego zwał „zaufanym przyjacielem”,
doprowadziła do kolejnej kłótni między dwiema frakcjami.
Księżniczka Rhaenyra chciała, by następcą Mellosa został maester Gerardys,
który od dawna służył jej na Smoczej Skale. Według niej tylko umiejętności Ge-
rardysa uratowały życie królowi, gdy Viserys skaleczył się w rękę, zasiadając na
tronie. Natomiast królowa Alicent uparcie twierdziła, że księżniczka i jej ma-
ester niepotrzebnie okaleczyli Jego Miłość. Gdyby się nie „wtrącili”, wielki ma-
ester Mellos z pewnością uratowałby nie tylko życie króla, lecz również jego
palce. Królowa wysunęła kandydaturę maestera Alladora, obecnie służącego
w Wysokiej Wieży. Wzięty w kleszcze Viserys uchylił się od podjęcia decyzji,
przypominając księżniczce i królowej, że wybór nie należy do niego. Wielkiego
maestera powoływała Cytadela, nie korona. W swoim czasie Konklawe przyzna-
ło łańcuch symbolizujący ten urząd jednemu ze swych członków, arcymaestero-
wi Orwyle’owi.
Gdy nowy wielki maester przybył do Królewskiej Przystani, Jego Miłość od-
zyskał nieco dawnego wigoru. Septon Eustace twierdzi, że zawdzięczał to mo-
dlitwom, lecz większość ludzi uważała, że eliksiry i mikstury Orwyle’a okazały
się skuteczniejsze od pijawek, które preferował Mellos. Ta poprawa była jednak
krótkotrwała. Królowi nadal dokuczała podagra, bóle w klatce piersiowej oraz
zadyszka. W miarę jak jego zdrowie się pogarszało, Viserys coraz bardziej zda-
wał się w rządach na swego namiestnika i małą radę. Siłą rzeczy musimy się te-
raz przyjrzeć członkom owej rady, albowiem zbliżamy się już do wielkich wyda-
rzeń roku 129 o.P., a mieli oni odegrać wielką rolę we wszystkim, co się wów-
czas wydarzyło.
Królewskim namiestnikiem nadal pozostawał ser Otto Hightower, ojciec kró-
lowej i stryj lorda Starego Miasta. Najnowszym członkiem małej rady był wielki
maester Orwyle. Uważano, że nie faworyzuje on ani czarnych, ani zielonych.
Lordem dowódcą Gwardii Królewskiej pozostawał ser Criston Cole, nieubłaga-
ny wróg Rhaenyry. Starszym nad monetą był wiekowy lord Lyman Beesbury,
piastujący to stanowisko nieprzerwanie od czasów Starego Króla. Najmłodszymi
członkami rady byli lord admirał i starszy nad okrętami ser Tyland Lannister,
brat lorda Casterly Rock, oraz lord spowiednik i starszy nad szeptaczami Larys
Strong, lord Harrenhal. Ostatnim z członków rady był lord Jasper Wylde, starszy
nad prawami, zwany przez prostaczków Żelaznym Prętem (septon Eustace pisze,
że zasłużył na ten przydomek swym bezkompromisowym podejściem do prawa,
Grzyb zapewnia jednak, że chodziło o sztywność jego członka, jako że lord Ja-
sper spłodził ze swymi czterema żonami dwadzieścioro dziewięcioro dzieci, nim
ostatnia z nich zmarła z wyczerpania).
Tymczasem w Siedmiu Królestwach przywitano ogniskami, ucztami i bacha-
naliami 129 rok od Podboju Aegona. Król Viserys I Targaryen słabł z każdą
chwilą. Bóle w klatce piersiowej nasiliły się tak bardzo, że nie był już w stanie
wejść na schody i trzeba go było wnosić do Czerwonej Twierdzy na krześle.
W drugim księżycu roku Jego Miłość całkowicie utracił apetyt i władał Siedmio-
ma Królestwami z łoża… gdy czuł się wystarczająco silny, by to czynić. Z regu-
ły zostawiał sprawy państwowe namiestnikowi, ser Ottonowi Hightowerowi.
Natomiast na Smoczej Skale księżniczka Rhaenyra wkrótce miała wydać na
świat kolejne dziecko. Ona również nie wstawała z łoża.
Trzeciego dnia trzeciego księżyca roku 129 o.P. księżniczka Helaena poszła
z trojgiem swych dzieci odwiedzić króla w jego komnacie. Bliźnięta, Jaehaerys
i Jaehaera, miały po sześć lat, a ich brat, Maelor, dopiero dwa. Jego Miłość dał
najmłodszemu wnukowi do zabawy zdjęty z palca pierścień z perłą, a bliźniętom
opowiedział o tym, jak ich prapradziadek poleciał na smoku na północ od Muru,
by pokonać wielką armię dzikich, olbrzymów i wargów. Dzieci słuchały go
z uwagą, choć słyszały tę opowieść już kilkanaście razy. Potem król odesłał
wszystkich, mówiąc, że czuje się zmęczony. Viserys z rodu Targaryenów, Pierw-
szy Tego Imienia, król Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, władca Sied-
miu Królestw i protektor królestwa, zamknął oczy i zasnął.
Już się więcej nie obudził. Jego Miłość miał pięćdziesiąt dwa lata i przez dwa-
dzieścia sześć władał większą częścią Westeros.
Potem nadeszła burza, a smoki tańczyły.
Dodatek
Królowie z dynastii Targaryenów
Lata liczone od daty Podboju Aegona
1–37 Aegon I Aegon Zdobywca, Aegon Smok
37–42 Aenys I syn of Aegona I i Rhaenys
42–48 Maegor I Maegor Okrutny, syn Aegona I i Visenyi
48– Jaehaerys Stary Król, Pojednawca; syn Aenysa
103 I
103– Viserys I wnuk Jaehaerysa
129
129– Aegon II najstarszy syn Viserysa
131
[Wstąpieniu Aegona II na tron sprzeciwiła się jego przyrodnia siostra Rha-
enyra, dziesięć lat od niego starsza. Oboje zginęli w wojnie o tron, zwanej
przez minstreli Tańcem Smoków.]

131– Aegon III Zguba Smoków, syn Rhaenyry


157
[Ostatnie smoki Targaryenów dokonały żywota podczas panowania Aego-
na III.]

157– Daeron I Młody Smok, Król-Chłopiec, najstarszy syn Aegona III


161
[Daeron podbił Dorne, ale nie zdołał go utrzymać i umarł młodo.]

161– Baelor I Umiłowany, Błogosławiony; septon i król, drugi syn


171 Aegona III
171– Viserys II młodszy brat Aegona III
172
172– Aegon IV Niegodny, najstarszy syn Viserysa
184
[Jego młodszy brat, książę Aemon Smoczy Rycerz, był obrońcą i według
niektórych również kochankiem królowej Naerys.]

184– Daeron II Dobry, syn królowej Naerys z Aegonem lub Aemonem


209
[Daeron przyłączył Dorne do Siedmiu Królestw dzięki ślubowi z dornijską
księżną Myriah.]
209– Aerys I drugi syn Daerona II (nie zostawił potomstwa)
221
221– Maekar I czwarty syn Daerona II
233
233– Aegon V Niespodziewany, czwarty syn Maekara
259
259– Jaehaerys drugi syn Aegona Niespodziewanego
262 II
262– Aerys II Obłąkany Król, jedyny syn Jaehaerysa II
283
Na nim zakończyła się dynastia smoczych królów. Aerysa II pozbawiono
tronu i zabito, podobnie jak jego dziedzica, Rhaegara Targaryena, który
zginął w walce z Robertem Baratheonem nad Tridentem.
Rodowód Targaryenów
O autorze
George R.R. Martin jest autorem licznych powieści. Wiele z nich dotarło do
pierwszego miejsca listy bestsellerów „New York Timesa”. Najsławniejszy
z nich jest cykl Pieśń Lodu i Ognia, na który składają się dotąd Gra o tron, Star-
cie królów, Nawałnica mieczy, Uczta dla wron i Taniec ze smokami. Inne powie-
ści to Tuf Wędrowiec, Ostatni rejs „Fevre Dream”, Rockowy Armagedon, Świa-
tło się mroczy i Planeta burz (napisana na spółkę z Lisą Tuttle). Wydał też zbiór
opowiadań Retrospektywa (tom I, II i III). Jest również twórcą The Lands of Ice
and Fire, zbioru map narysowanych przez ilustratora i kartografa Jonathana Ro-
bertsa, oraz kompendium Świat lodu i ognia, stworzonego na spółkę z Elio M.
Garcią Jr. i Lindą Antonsson. Jako scenarzysta i producent pracował nad seriala-
mi Strefa mroku oraz Piękna i bestia, a także nad różnymi filmami i pilotami se-
riali, których nigdy nie nakręcono. Mieszka z Parris w Santa Fe w stanie Nowy
Meksyk.

georgerrmartin.com
Facebook.com/GeorgeRRMartinofficial
Twitter: @GRRMspeaking
O ilustratorze
Doug Wheatley jest artystą komiksowym, grafikiem koncepcyjnymi i ilustra-
torem, który zajmował się między innymi uniwersum świata Gwiezdnych wojen
i Obcego, a także postaciami takimi jak Hulk, Superman czy Conan Barbarzyń-
ca. Jest autorem komiksowej adaptacji filmu Gwiezdne wojny: część III – Zemsta
Sithów. Jego ilustracje znalazły się też w książce Świat lodu i ognia.

Facebook.com/doug.wheatley
Twitter: @wheatley_doug
Instagram: @doug_wheatley

You might also like