Heidi Rice, Pippa Roscoe - Pierwszy Walc, Najlepsza Kandydatka

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 240

Heidi

Rice

Pierwszy walc

Tłumaczenie: Katarzyna Berger-Kuźniar

HarperCollins Polska sp. z o.o.


Warszawa 2020
Tytuł oryginału: Bound by Their Scandalous Baby

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2018 by Heidi Rice


© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.


Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w
jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do


osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do


Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins


Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody
właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie


prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.


02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-4952-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lukas Blackstone nienawidził tłumu, a jeszcze bardziej ciemności. Dziś


wieczorem będzie musiał zmierzyć się z jednym i z drugim. Na samą myśl czuł
pot na skroniach, który przecierał niecierpliwie rękawem luksusowego
smokingu. Szyte na miarę ekskluzywne cacko przypominało mu chwilowo
kaftan bezpieczeństwa.
Kątem oka zerknął ponuro na dół, na rząd VIP-ów tuż pod nim, stłoczonych
w sali balowej Art Deco, w sztandarowym hotelu jego firmy, Blackstone’s
Manhattan, usytuowanym na rogu Central Park West. Gwiazdy hollywoodzkie
stały tu ramię w ramię z magnatami medialnymi, rekinami finansjery
i przemysłu, a także z legendami rocka. Wszędzie połyskiwała bezcenna
biżuteria, szampan lał się wiadrami, a szwedzkie stoły uginały się od delicji
wyprodukowanych osobiście przez szefa kuchni, zdobywcę wielu nagród.
Trzydziestoosobowa orkiestra dogrywała właśnie do końca wiedeńskiego walca.
Słynny Bal Pełni Księżyca organizowany corocznie przez firmę Blackstone
był klasyką sezonu. Dzisiejszego wieczoru przepływało tutaj więcej pieniędzy,
niż w wielu europejskich krajach wynosił Produkt Krajowy Brutto. Dla Lukasa,
w przeciwieństwie do jego brata bliźniaka Aleksieja, ludzie ci jawili się jak
złowroga masa, gotowa pożreć wszystko i wszystkich żywcem.
„Braciszku, nie chcesz tańczyć z żadną z tych dam po ciemku? Rozumiem!
Ale nie przychodź potem i nie narzekaj, że tobie się nie układa, a mnie tak!”
Nonszalancki i pełen samozadowolenia głos Aleksieja, któremu nie potrafiła
się oprzeć żadna kobieta, zawsze już będzie rozbrzmiewał w uszach Lukasa.
Odruchowo zacisnął pięści, bo nie chciał, żeby akurat teraz przygniotły go
wspomnienia. Nadal, ukryty bezpiecznie na półpiętrze, śledził z góry poczynania
bawiącej się na dole śmietanki towarzyskiej. Na szczęście docierały do niego
wyłącznie zapachy perfum.
– Panie Blackstone, pan Garvey pyta, czy wybrał pan już partnerkę do
„Ciemnego walca”?
Lukas odwrócił się i ujrzał jednego ze „sługusów” Dexa Garveya. Zerknął na
zegarek. Dziesięć minut do północy. Niech to szlag! Dokładnie o północy, kiedy
światła zostaną całkiem przyciemnione, będzie musiał pojawić się na dole, na
parkiecie, i odtańczyć jeden taniec z kobietą, którą wybierze. W ten sposób
zadość uczyni tradycji zapoczątkowanej jeszcze w dwudziestoleciu minionego
wieku i dostarczy pożywki prasie, czekającej jak co roku na gwóźdź programu
Balu Pełni Księżyca. Po raz pierwszy wykorzystał tak bal jego pradziadek,
niebezpieczny rosyjski nielegalny handlarz alkoholem, który bezczelnie zaprosił
do tańca, niczego niepodejrzewającą pannę z nowojorskich wyższych sfer, aby
ta później mogła zostać jego narzeczoną.
– Powiedz Garveyowi, żeby zajął się sobą.
Parę minut później Lukas, poirytowany koniecznością publicznego występu,
rozglądał się po parkiecie w poszukiwaniu odpowiedniej tancerki. Po
zapowiedzeniu „Ciemnego walca” zainteresowane kobiety zebrały się na scenie.
Na wstępie zignorował celowo zaproszone przez Garveya dziewczęta z tak
zwanych najlepszych domów z Europy i Stanów. Wiedział dobrze, że chodziło
o uwiarygodnienie historyjki, jakoby szukał żony, która pasowałaby jak ulał do
faktu, że jego firma przygotowywała się na otwarcie pierwszego luksusowego
kurortu rodzinnego na prywatnej wyspie koralowej na Malediwach. Wejście na
rynek rodzinny było zdrową decyzją biznesową, ale on sam absolutnie nie
zamierzał przemieniać się w człowieka rodzinnego, aby je dodatkowo
promować.
Gdy zabrzmiały pierwsze takty „Ciemnego walca”, Lukas był świadom
pazernych damskich spojrzeń i pomruków wydawanych przez pełną
wyczekiwania widownię. Wtedy jego wzrok zatrzymał się na młodej kobiecie
stojącej samotnie na uboczu. Jej szczupłą figurę podkreślała zielona atłasowa
sukienka, o wiele prostsza od drogich kreacji markowych noszonych przez
pozostałe panie. Dziewczyna miała bardzo jasną karnację i rude kręcone włosy.
W przyćmionym świetle prezentowała się pięknie i zarazem niesamowicie…
Darcy O’Hara?! Panna, która usiłowała szantażować Aleksieja cztery lata
temu, tuż przed jego śmiercią… Co, do cholery, robi w Nowym Jorku?!
Jak zahipnotyzowany ruszył w jej stronę po parkiecie, a za nim światło
jedynego reflektora. Wszystko inne powoli pogrążyło się w ciemnościach.
Dziewczyna wyglądała na przestraszoną, ale nie poruszyła się, w nim zaś
obudziła się słodka chęć zemsty, pokonując nawet wyniesiony z dzieciństwa
strach przed ciemnością. Po chwili jedynym światłem w sali były już tylko
promienie pełnego księżyca, wpadające na parkiet przez przeszklony sufit.
Darcy… dlaczego nie uciekasz? Nie spodoba ci się to, co nastąpi za chwilę!
Wziął ją za rękę, a właściwie szarpnął i bez słowa porwał do tańca. Ich ciała
skleiły się w o wiele za mocnym uścisku… Być może potraktował ją jak płatną
panią do towarzystwa, ale w zasadzie chyba właśnie nią była…
Darcy O’Hara zapłaci za każde kłamstwo, które powiedziała Aleksiejowi,
i za to, że zjawiła się dziś na balu. Na koniec ich występu wszyscy paparazzi na
Manhattanie będą wiedzieli, że jest niebezpieczną naciągaczką.
– Proszę pana… łamie mi pan rękę… – wyszeptała, szarpiąc się bezradnie.
Odsunął się odrobinę, nie zamierzał narobić jej siniaków. Nie był potworem,
to ona była…
– Mów mi Lukas – warknął. – I przestań się kręcić!
Nie potrafił teraz nie myśleć o Aleksieju, nieodpowiedzialnym,
impulsywnym, łatwowiernym, dającym się ogłupić każdej ładnej buźce,
i o wszystkim, co stracił w dniu, w którym ta kobieta wdarła się do jego sypialni
i namieszała mu w głowie.

Bronte O’Hara, znalazłszy się na parkiecie w objęciach Lukasa


Blackstone’a, poczuła się zdezorientowana i przerażona. Usilnie starała się
zrozumieć nieoczekiwany przebieg wydarzeń. Jej ciało drżało nerwowo
w zaskakującej sytuacji i niewygodnej kreacji, którą kupiła poprzedniego dnia
w sklepie z używaną odzieżą, żeby w ogóle móc myśleć o dostaniu się na
elitarny bal bez zaproszenia. Była jednak gotowa na wszystko, zakładając, że
Lukas Blackstone może się okazać ostatnią nadzieją dla jej siostrzeńca, choć
z tego, jak potraktował Darcy cztery lata temu, wiedziała, że to łajdak. Nie
sądziła natomiast, że zostanie wybrana, by tańczyć z nim na parkiecie… czuć
jego niemiłosiernie silny i stanowczy uścisk oraz seksowny zapach najdroższych
perfum. Nigdy przedtem nie tańczyła walca, ale Lukas musiał być genialnym
tancerzem, bo nie dał jej szansy pomylić krok. Wydawało jej się wręcz, że unosi
się w jego objęciach tuż nad parkietem.
Powoli docierały do niej demoniczne okoliczności tego przedziwnego tańca
z nieznajomym mężczyzną, którego nienawidziła za wszystko, co zrobił jej
siostrze Darcy i usiłował uczynić siostrzeńcowi, Nicowi. Cztery lata temu
namawiał Darcy na aborcję. Głośna muzyka, parkiet oświetlony wyłącznie
światłem księżyca, zwierzęca atrakcyjność Lukasa, której Bronte nie potrafiła się
oprzeć… wszystko to przypominało jakiś koszmarny sen erotyczny.
Właśnie… dlaczego erotyczny? I dlaczego w jego ramionach czuła się tak
ożywiona?
Po paru minutach, które zdawały się wiecznością, muzyka nagle umilkła,
Lukas puścił ją, a wokół rozległy się głośne oklaski. Usłyszała też, że przeklina
pod nosem i sekundę później znów znalazła się w jego ramionach, tym razem,
by mógł ją pocałować, namiętnie i agresywnie, i choć czuła w pocałunku
pogardę, uległa mu całkowicie, odwzajemniając niezrozumiałą falę pożądania.
Jednak i to się szybko skończyło. Odsunął ją od siebie i po raz pierwszy
miała okazję spojrzeć mu w twarz. Oklaski powoli zamierały, ustępując miejsca
podekscytowanym szeptom. Lukas wcale nie przypominał swego brata, chociaż
byli bliźniakami. Był jego bardziej posępną, mroczną wersją, a duża, szpecąca
blizna po lewej stronie twarzy dodatkowo wprowadzała potężną asymetrię do
jego klasycznych rysów.
– Widzę, że nadal jesteś tą samą małą dziwką, która uwiodła mojego
brata… – wyszeptał.
Jego słowa poraziły ją, tak samo jak następujący po nich gest przywołania
ochroniarzy… coś czego bała się od początku wieczoru. Bez zastanowienia
uderzyła go w twarz.
– To pana brat był jak dziwka! – wrzasnęła – Nie Darcy!
W tym momencie unieruchomiła ją ochrona, wykręcając ramiona do tyłu.
– Zabierzcie ją stąd i przekażcie policji – wymamrotał Blackstone, masując
szczękę, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie.
– Niech pan zaczeka! – wydarła się z całych sił, gdy ochroniarze próbowali
odciągnąć ją w tył, przy pełnej oburzenia reakcji tłumu.
Nico! Co ja narobiłam?! – myślała przerażona.
Bronte uświadomiła sobie nagle, że jej impulsywna reakcja zrujnowała
właśnie przygotowywaną od wielu dni próbę nawiązania racjonalnego kontaktu
z Blackstonem, na którą wydała całe swoje oszczędności. Rozpacz, która
gromadziła się w niej od miesięcy, odkąd u siostrzeńca zdiagnozowano rzadką
postać raka krwi, musiała znaleźć ujście akurat tego wieczoru… A teraz zostanie
aresztowana, deportowana ze Stanów lub, w najgorszym wypadku, zatrzymana
do wyjaśnienia. W tym czasie mały Nico straci ostatnią szansę.
Ostatkiem sił zmobilizowała się… kopnęła w łydkę trzymającego ją
ochroniarza i wykorzystując jego całkowite zaskoczenie, wyrwała się, by
przedrzeć się przez tłum reporterów w stronę Lukasa, który zmierzał w stronę
schodów wiodących z parkietu. Kiedy go dopadła, szarpnęła mocno za rękaw,
tak że musiał się odwrócić, i wykrzyknęła na cały głos:
– Nie jestem Darcy! Jestem jej siostrą! Darcy umarła trzy lata temu. Ale
muszę z panem porozmawiać o jej synu. Bo Nico to syn Aleksieja!
W tym samym momencie ochroniarz obezwładnił ją po raz drugi, lecz
Blackstone powstrzymał go.
– Puść ją! – Gdyby nie jego refleks i żelazny uścisk, przewróciłaby się na
podłogę. – Co ty w ogóle wygadujesz?!
To musi być kłamstwo!
Lukas od dłuższej chwili walczył, by odzyskać panowanie nad sobą i zacząć
myśleć logicznie – umiejętność, na której zawsze w życiu polegał, ale zawiodła
go, kiedy z zaskoczenia zobaczył dzisiejszej nocy tę kobietę. Teraz, gdy
przypatrywał jej się dokładniej i widział bunt i cierpienie w jej żywych,
szmaragdowych oczach, docierało do niego z pełną jaskrawością, że to istotnie
nie ona zamieszała w głowie jego brata. Miała nieco inny kształt twarzy, była
niższa i z pewnością nie wyglądała na wyrachowaną czy przebiegłą. To nieco
ostudziło jego furię, bo przynajmniej miał świadomość, że nie obsypał
pocałunkami prawdziwej Darcy. Jeśli do tego nie żyła od trzech lat… nie czuł
żalu. Natomiast poraziało go, że jej rzekoma siostra próbowała się posłużyć tym
samym przeklętym kłamstwem, co tamta przed laty.
Tak czy siak, nie powinien był jej tknąć.
Ale popchnęła go do tego nieprzeparta chęć, by dać jej nauczkę, i czyste
pożądanie wywołane jej urodą, figurą i świeżością. Nie podobało mu się to!
W przeciwieństwie do brata od małego starał się panować nad impulsywnością
i wszelkimi słabostkami, nie ulegać im. Zawiódł się na sobie dopiero dzisiejszej
nocy! Gdy załatwi już tę sprawę, będzie musiał wszystko dokładnie
przeanalizować, żeby nigdy więcej nie zareagować podobnie.
– Proszę, niech mnie pan wysłucha! – błagała go tymczasem dziewczyna,
choć jej spojrzenie nie było ani uległe, ani błagalne.
W pewnym sensie podziwiał ją: być może tak jak siostra była naciągaczką,
lecz przynajmniej nie miała w sobie nic z umiejętności aktorskich Darcy i w ten
sposób na ładnej twarzy widział szczerze wypisaną wrogość wobec siebie.
– Wcale nie muszę! – burknął, nie wypuszczając jednak jej ramienia
z żelaznego uścisku.
– Panie Blackstone, policja jest już w drodze – wtrącił Jack Tanner, szef jego
ochrony w Blackstone’s Manhattan, kompletnie zdezorientowany i speszony.
– Sprawdźcie lepiej, jak przedarła się przez zabezpieczenia! Za godzinę chcę
mieć na biurku pełny raport!
– Tak jest, proszę pana. Czy mamy ją teraz wyprowadzić?
Lukas, stojąc na schodach, doskonale widział paparazzich szalejących tuż za
kordonem ochrony i wzburzonego Dexa Garveya, któremu co chwilę
przystawiano do ust mikrofon. Całe zdarzenie do rana zawładnie internetem…
sam się do tego przyczynił, nie mogąc sobie odmówić tańca właśnie z tą kobietą
i przypieczętowując wszystko namiętnym pocałunkiem. A za chwilę opinia
publiczna dostanie jeszcze bonus, wisienkę na torcie, w postaci pikantnej
informacji o nieznanym dziecku Aleksieja…
Zatęsknił za bratem, co spotęgowało jego furię. Dołoży wszelkich starań, by
ta mała zapłaciła mu za cały kiepski show, a nie dostała więcej za swe
dotychczasowe milczenie… co prawda akcją z pocałunkiem pogorszył tylko
sytuację, jednak…
Dziewczyna przekona się wkrótce na własnej skórze, że nie można już tak
łatwo nim manipulować jak wtedy, gdy natychmiast rozstał się
z pięćdziesięcioma tysiącami, by oszczędzić Aleksiejowi wstydu i publicznego
ogłaszania, że nie jest odpowiedzialny za „stan” Darcy. Teraz brata już nie ma…
zginął w wypadku samochodowym, będąc pod wpływem kokainy i szampana,
których nadużywał – wedle Lukasa – bezpośrednio przez wpływ Darcy na jego
życie. Więc nie ma też powodu płacić!
Ale lekcja się należy!
Tylko nie policyjna ani niczyja inna. Lukas nadal czuł, że winien jest bratu
choć tyle, by udzielić jej osobiście.
– Nie, chcę z nią najpierw porozmawiać sam. Do tego czasu zajmij czymś
policję. No i pozbądźcie się prasy.
A jutro wymyślą coś z Garveyem, żeby wyciszyć skandal w mediach
i zapobiec pojawianiu się kolejnych pań w stylu sióstr O’Hara!
Póki co ruszył przed siebie, słysząc za sobą kroki Bronte. Pewnie uznała, że
właśnie dopięła swego. Za chwilę udowodni jej, jak bardzo się myli.
W końcu znaleźli się w jego prywatnym apartamencie. Pomimo wściekłości
nie pozostał obojętny na jej urodę i atrakcyjną figurę. Po raz pierwszy dostrzegł
także cienie pod oczami i kiepską jakość sukienki, ale błyskawicznie stłumił
w sobie wszelkie zainteresowanie i współczucie.
Może po prostu, wbrew temu co pomyślał na początku, była jeszcze lepszą
aktorką od swojej siostry?
Przypatrywał jej się jednak dalej. Nie założyła żadnej biżuterii, nie miała
makijażu, w normalnym świetle wyglądała na niewiele starszą niż nastolatka.
W szamotaninie z ochroną zgubiła pantofle, stała więc w gabinecie boso, a spod
długiej sukni wystawały dziewczęce stopy z niepolakierowanymi paznokciami.
Dotychczas młodociane sierotki Marysie nie robiły na nim żadnego
wrażenia, wolał kobiety dojrzałe. Tym bardziej irytujące i niewytłumaczalne
stawało się dla niego to, do czego posunął się publicznie wobec stojącej
naprzeciw niego dziewczyny.
– Mów – warknął. – Masz pięć minut na wyjaśnienie swoich rewelacji
o dziecku Aleksieja, potem przekażę cię glinom…
Którym z największą przyjemnością przedstawię swoje zarzuty: wtargnięcie
na teren prywatny, napaść czynna, próba szantażu…

– Co?! – głos Bronte załamał się pod wpływem szoku.


– Słyszałaś przecież! Ile?!
Z wściekłości na twarzy pulsowała mu jego wielka, szpecąca szrama.
Dziewczyna nie potrafiła pojąć bezgranicznego okrucieństwa i arogancji
tego człowieka, który, dowiedziawszy się właśnie, że jego nieżyjący brat
bliźniak ma dziecko, nadal myśli tylko o pieniądzach i dalszym upokarzaniu.
Który prawie uwiódł ją na oczach tłumu, mówił okropne rzeczy o osobach
zmarłych, a więc niemogących się już bronić, a teraz traktował ją jak
szantażystkę!
Bronte, hamuj się, tylko nie uderz go drugi raz w twarz! Potrzebujesz jego
współpracy. Nico potrzebuje jego współpracy!
Trudno się jednak zachowywać jak Mahatma Gandhi, jeśli człowiek czuje
się akurat jak Czyngis-chan!
Jednak to Blackstone rozdawał tutaj karty i pociągał za sznurki, i górował
nad nią również fizycznie. Ba, był prawie dwa razy taki jak ona! Przy tym nie
widziała w nim żadnej delikatności ani kruchości, wyglądał na twardziela
wychowanego w skrajnych warunkach, choć ewidentnie przeczył temu jego
życiorys.
– Nie chcę pana pieniędzy – odpowiedziała, powtarzając sobie do znudzenia,
że nie da się mu zastraszyć.
Niestety nie była zalotną, wiecznie uśmiechniętą Darcy, umiejącą widzieć
w każdym tylko to, co najlepsze. Nawet w ojcu, który ich porzucił! Nawet
w Aleksieju Blackstone! Który wcale nie zakochał się w niej do szaleństwa,
tylko prymitywnie ją wykorzystał. Poderwał Darcy w kasynie, gdzie pracowała
w barze, i po nocnej przejażdżce nowym sportowym autem uwiódł
beznadziejnie romantyczną dziewczynę po jednej butelce szampana
w rezydencji Blackstone’ów na Lazurowym Wybrzeżu. Zabrał jej dziewictwo
i porzucił następnego dnia. Oczywiście Darcy straciła pracę i wróciła ze
złamanym sercem do Londynu. Kiedy okazało się, że jest w ciąży, Aleksiej
nigdy nie odpowiedział na żaden z esemesów, a w Londynie wkrótce pojawił się
Lukas i zabrał Darcy limuzyną na poważną rozmowę do ich angielskiej
rezydencji, gdzie próbował namówić ją na aborcję. Darcy uważała, że była to
inicjatywa wyłącznie Lukasa, ale Bronte sądziła, że to Aleksiej wysłał brata
z paskudną misją. Uważała ich zresztą obu za niezłe kreatury, tyle że Aleksiej
był większym czarusiem.
Niestety Darcy jeszcze i po jego tragicznej śmierci mówiła o nim
z nabożnym strachem i wielką miłością. Ostatni raz godzinę po urodzeniu Nica,
która okazała się także jej ostatnią godziną…
– Obiecaj mi, że nigdy nie powiesz bratu Aleksieja o dziecku. Lukas nie
może się dowiedzieć, że nie zrobiłam skrobanki.
– Obiecuję, Darcy. Zajmę się Nikiem… a Lukas nigdy się o nim nie dowie.
Ta rozmowa, coraz chłodniejsza i słabsza dłoń Darcy, okropny, szpitalny
zapach morfiny i środków odkażających, dręczyły Bronte przez trzy lata.
Nico zjawił się w jej życiu, kiedy miała osiemnaście lat. Z dnia na dzień
spadła na nią śmierć siostry i odpowiedzialność za noworodka, który z początku
był wyłącznie dodatkowym ciężarem w żałobie, kiedy poranne wstanie z łóżka
wydawało się przedsięwzięciem porównywalnym do wybudowania Taj Mahal
w pojedynkę…
Po jakimś czasie Nico, słodki, uśmiechnięty, śliczny bobasek, stał się
zbawieniem Bronte i zmusił ją do powrotu do rzeczywistości. Znalazła więc
stabilną pracę jako sprzątaczka w nocnym klubie i zaparła się, że wychowa go
sama. W końcu dopasowali się do siebie i znaleźli wspólny rytm. Przetrwali
razem wiele wzlotów i upadków, stali się zgraną drużyną i udało im się
dotrzymać słowa danego Darcy. Aż do chwili, gdy dwa dni temu lekarze
powiedzieli Bronte, że nie może być dawcą dla Nica i kazali poszukać dawcy ze
strony rodziny ojca chłopca.
Bronte, w przeciwieństwie do Darcy, zawsze podejrzewała ludzi o najgorsze.
Jednak w takiej sytuacji, dla ratowania Nica, poszłaby nawet do piekła. Nie
zawahała się więc dotrzeć do Lukasa Blackstone’a. Ale próba oczarowania go
nie wchodziła w grę. Choćby dlatego, że jej doświadczenie w czarowaniu
mężczyzn było zerowe…
– Jeśli nie chcesz pieniędzy, to dlaczego wdarłaś się na bal?
– Już mówiłam. Bo muszę z panem porozmawiać o Nicu, który jest synem
pańskiego zmarłego brata.
Przez twarz Lukasa przemknął cień jakiegoś trudnego do nazwania uczucia.
Szybko jednak zniknął. Pozostała zjadliwość i pogarda.
– Nico jest pańskim bratankiem – powtórzyła z uporem, choć podkreślanie
bliskiego związku między tym okropnym obojętnym człowiekiem i niewinnym
wspaniałym dzieckiem sprawiało jej niemalże fizyczny ból. – Ma trzy latka i jest
bardzo chory. Jego jedyna nadzieja to eksperymentalne leczenie przy pomocy
komórek macierzystych. Potrzeba odpowiedniego dawcy. Oboje rodzice nie
żyją. Lekarze mówią, że jego największą nadzieją jest pan, jako brat bliźniak
ojca.
Twarz Lukasa pozostawała praktycznie nieruchoma… Czy słyszał, co
mówiła?
– Nawet jeżeli jest takie dziecko, to chyba oboje dobrze wiemy, że nie mogę
być dla niego odpowiednim dawcą.
– Jak to? Przecież nie przeszedł pan testów.
– Bo Aleksiej nie mógł być jego ojcem. To samo próbowała mi wmawiać
twoja siostra!
– Co pan opowiada! Przecież gdyby pan nie wiedział, że pański brat jest
ojcem dziecka mojej siostry, to nie dałby jej pan pięćdziesięciu tysięcy dolarów
na skrobankę!
Po raz pierwszy dostrzegła reakcję na swoje słowa.
– Tak ci powiedziała?
– Tak! I uwierzyłam, bo nigdy mnie nie okłamywała.
Darcy nigdy nikogo nie okłamywała! I owszem: wzięła te cholerne
pieniądze, żeby miały gdzie zamieszkać z dzieckiem… w malutkim mieszkanku
w suterenie.
– Ależ to melodramatyczne! Nie kazałem jej robić żadnej aborcji, bo przede
wszystkim nie uwierzyłem w historyjkę o ciąży. A nawet jeśli była w ciąży, to
nie z Aleksiejem. Więc to ona na swój sposób zinterpretowała tamte pieniądze.
Ja powiedziałem jej wyłącznie, że dostanie pieniądze, żebyśmy mogli się
z bratem pozbyć problemu.
– Ale ona była w ciąży i to właśnie z Aleksiejem.
– Spotkałem twoją siostrę tylko raz i, jak widać, zbagatelizowałem problem.
Wziąłem ją za sprytną naciągaczkę. Nie zorientowałem się, że cierpi na urojenia
i wierzy w to, co mówi.
– Ale Darcy nie miała żadnych urojeń! Mówiła prawdę!
– Nie. Aleksiej nie mógł zostać ojcem.
– Dlaczego?
– Bo był bezpłodny od szesnastego roku życia.
– Ależ to… niemożliwe!
Bronte zamarła. Czyżby Darcy się pomyliła? I cała wyprawa do Stanów
okaże się bezpodstawna?
– Zapewniam, że to prawda. Nasz ojciec dostał wyrok na piśmie od paru
specjalistów, po tym jak Aleksiej przeszedł poważne powikłania po śwince –
oznajmił Lukas, pierwszy raz zupełnie nie kryjąc emocji.
Czyli coś jednak ma dla niego znaczenie… – pomyślała.
Teraz jednak musiała się skupić na czymś innym. Przecież Aleksiej był
pierwszym i jedynym kochankiem Darcy! A jednak Lukas zdawał się wiedzieć,
co mówi. To zresztą wyjaśniałoby historię pieniędzy: w takiej sytuacji musieli
uznać Darcy za naciągaczkę i chcieli się jej pozbyć, żeby ratować dumę
i prywatność Aleksieja. Pięćdziesiąt tysięcy nie miało być przeznaczone na
aborcję, a tylko zamknąć dziewczynie usta, bo obydwaj wierzyli, że ojcostwo
nie wchodziło w grę.
Jak zatem wytłumaczyć wygląd Nica, który jest kopią obu braci? I ciążę
Darcy z kimś innym, skoro z Aleksiejem przeżyła swój pierwszy i jedyny raz?
– Nie obchodzą mnie żadne zaświadczenia. Pański brat jest ojcem Nica! Tak
powiedziała jego matka. Poza tym wystarczy spojrzeć na to dziecko, żeby
uwierzyć!
– A więc jesteś nawiedzona tak jak twoja siostra! – warknął i sięgnął po
telefon. – Panno O’Hara, pani czas się skończył i ta cała farsa też!
– Nie! – Bez namysłu złapała go za rękę, w której trzymał telefon. – Niech
pan posłucha ostatni raz, zanim wyda mnie pan glinom! A jeśli lekarze się
pomylili? Jeżeli Nico jakimś cudem jest jedyną pamiątką po pańskim bracie, to
co?
– Nie wierzę w cuda.
– Ja też. Ale chciałabym panu pokazać zdjęcia Nica. Mam ich pełno
w telefonie, który niestety znajduje się w mojej torbie ukrytej w kuchni na dole
za wielkimi zmywarkami. – Razem ze strojem kelnerki, dzięki któremu udało jej
się wślizgnąć do tychże kuchni… – Jeżeli po obejrzeniu fotografii dziecka nie
będzie pan chciał przynajmniej się przekonać, czy mały jest z panem naprawdę
spokrewniony, obiecuję, że nigdy więcej nie zobaczy mnie pan na oczy.
Właśnie taki miał przecież plan. Nie wątpiła, że zamierzał wsadzić ją do
aresztu. Ale była to jej ostatnia karta przetargowa. Mogła już tylko pomodlić się
w myślach… Puściła jego rękę i wycofała się.
Lukas ponownie przyłożył telefon do ucha.
– Tanner! – warknął. – Niech któryś z was zejdzie do kuchni. Za
zmywarkami jest ukryta torba. Przynieście mi ją.
– Dziękuję… – wyszeptała.
– Muszę przyznać, że jesteś tak samo dobrą aktorką jak twoja siostra.
Pokiwała głową. Nagle, zupełnie bezwiednie, podniosła dłoń i dotknęła jego
twarzy tam, gdzie go uderzyła. Zupełnie zaskoczony, nie poruszył się.
– I przepraszam, że pana uderzyłam – wyszeptała, wpatrzona w niego, przez
moment z niedowierzaniem analizując niesamowite podobieństwo Nica i wujka.
Po chwili cofnęła rękę.
Co ty wyczyniasz? – skarciła się w duchu.
– I niech mnie już pani więcej nie dotyka. Nie pozwolę na to, żeby piękna
kobieta zamieszała mi w głowie jak mojemu bratu.
Bronte opadła bez sił na kanapę, pilnowana obecnie przez dwóch
ochroniarzy, zawezwanych do środka apartamentu. Blackstone wyszedł
z pomieszczenia, gdy znalazł się w posiadaniu jej komórki. A ona… pozostała
sama ze swymi głupimi myślami…
Czyżby on właśnie nazwał mnie piękną kobietą?!

Następny kwadrans wlókł się w nieskończoność, a Bronte starała się nie


podupaść na duchu, licząc, że zdjęcia chłopca zrobią odpowiednie wrażenie na
domniemanym wujku. Rozglądała się też po wykwintnym wnętrzu apartamentu,
całkowicie utrzymanym w firmowej tonacji Blackstone’ów, w kolorze
kremowym i błękitnym. Bez wątpienia ta część rodziny biednego Nica uosabiała
bogactwo i władzę.
Mimo wszystko Bronte ogarniał coraz większy stres. Postanowiła przerwać
ciszę i odezwać się chociaż do ochrony.
– Myślicie, że mnie aresztują? – zapytała.
– Wszystko zależy wyłącznie od pana Blackstone’a – odparł bardzo
uprzejmie starszy.
Wtedy drzwi w pomieszczeniu otworzyły się energicznie i dołączył do nich
człowiek, o którym mowa. Ochroniarze stanęli przed nim na baczność, a i ona
odruchowo wyprostowała się na kanapie.
– Możecie nas zostawić – zarządził.
Zastanawiała się, czy Blackstone zawsze właśnie tak działał na ludzi. Bo na
jego obliczu nie była w stanie dostrzec absolutnie żadnych zmian czy emocji.
Zdjął tylko frak i krawat i podwinął rękawy koszuli. Poza tym prezentował się
nienagannie. Ona zaś wolała nawet nie myśleć, co się stało z jej strojem i fryzurą
podczas szalonego tańca i późniejszej szamotaniny.
– Czy obejrzał pan zdjęcia Nica? – zapytała tylko.
– Tak – brzmiała lakoniczna odpowiedź.
Bronte zadrżała. A więc oczywiste fakty nie zrobiły na nim nadal żadnego
wrażenia i…
– …i mój personel medyczny skontaktował się już ze Szpitalem Dziecięcym
Westminster, używając numeru telefonu na komórce.
– A więc uwierzył mi pan?!
– Podobieństwo jest na tyle duże, że wymaga dokładnego sprawdzenia. To
wszystko.
A więc nie odmówił!
– A kiedy… kiedy zamierza pan je sprawdzić?
Och, niech to będzie szybko! Przecież mogą zrobić mu testy w Nowym
Jorku i przesłać do Anglii…
Spojrzał na zegarek.
– Wyjedziemy za dwadzieścia minut, bo tyle zabierze zatankowanie
helikoptera.
– My? Dokąd?
Helikopterem…?
– Na lotnisko Johna F. Kennedy’ego. Stamtąd prywatnym odrzutowcem do
Londynu. W klinice spodziewają się nas około ósmej rano.
– O Boże! – nie umiała pohamować radości. – Więc od razu pana zbadają!
– Jestem gotowy poddać się testowi DNA.
– A jeżeli potwierdzi on ojcostwo Aleksieja?
A więc nie popsułam wszystkiego! Przecież Nico jest bratankiem
Blackstone’a!
– Wtedy odpowiesz mi na parę trudnych pytań!
Bronte oddano torbę i pożyczono płaszcz. Nie umiała ukryć radości, choć
wiedziała, że to dopiero początek batalii, bo Lukas nie wyglądał wcale na
zachwyconego perspektywą bycia wujkiem… Wręcz przeciwnie, był coraz
bardziej wściekły. Na nią i na całą sytuację. Zawzięty i bezlitosny.
ROZDZIAŁ DRUGI

Dziesięć godzin później helikopter zatoczył koło nad Szpitalem Dziecięcym


Westminster. Bronte owinęła się pożyczonym płaszczem. Nadal miała na sobie
zieloną atłasową sukienkę, w której wystąpiła na Balu Blackstone’ów.
Wydawało jej się, że było to wieki temu. Nie wiedziała, dokąd zawiodła ją
loteria, w której zaryzykowała wszystko, i z pewnością nie zamierzała zapytać
o to Lukasa.
Podczas podróży praktycznie nie rozmawiali. W przerwach pomiędzy
niespokojnymi drzemkami na pokładzie luksusowego odrzutowca kłębiły jej się
w głowie pytania dotyczące Nica, ale nie miała odwagi ich zadać ani na lotnisku
Kennedy’ego, ani w drodze, ani na Heathrow.
Zresztą nie dał jej ku temu okazji. Przez cały czas pracował na laptopie.
Odbierał telefon za telefonem, zarówno gdy helikopter transportował ich
z hotelu na Manhattanie, jak i podczas lotu transatlantyckiego.
Dla Bronte wszystkie te doświadczenia – lot helikopterem, a co dopiero
prywatnym odrzutowcem – były wystarczająco stresujące, by powstrzymać ją od
zadawania pytań nowo objawionemu wujkowi.
Gdy poinformował ją o celu podróży, naiwnie uznała, że powoli mięknie.
Dlaczego jednak miałby być inny niż przeciętni mężczyźni? Przykładowo:
ojciec porzucił ją i siostrę, gdy były jeszcze tak małe, że ledwo go pamiętały.
Pewnego dnia po prostu wyszedł i już nie wrócił.
Matka szukała go latami, przekonana, że zginął w jakimś niecodziennym
wypadku, stracił pamięć lub stało się coś równie niedorzecznego, żeby po
dziesięciu latach przypadkowo dowiedzieć się z artykułu w lokalnej prasie, że
mieszka w sąsiedniej gminie ze swoją nową żoną.
Wtedy matka ubrała ją i siostrę w odświętne ciuszki i powiedziała, że idą
spotkać się z tatusiem. Bronte ciągle pamiętała tę dziecinną, naiwną nadzieję
i niecierpliwe wyczekiwanie, a potem obcego mężczyznę, który otworzył drzwi
i bez emocji oświadczył, że ma już nowe życie. Wcale nie spojrzał na Bronte
i Darcy przyklejone do maminej spódnicy. A matka? Szlochała w metrze całą
drogę do domu i już nigdy do końca nie doszła do siebie. Po tym jego
bezwzględnym akcie ostatecznego odrzucenia…
Dlatego Bronte postanowiła wymazać z pamięci ojca i cały ten dzień, by nie
czuć się gorszą, niepewną i odrzuconą. Jednak, odkąd weszła na pokład
prywatnego samolotu Lukasa, sceny te przetaczały się przed jej oczami minuta
po minucie.
Może dlatego, że był to drugi podobny moment w życiu, kiedy całą nadzieję
musiała pokładać w człowieku, który miał serce z kamienia? Wiedza, jakim
łajdakiem jest Lukas Blackstone, jedynie potęgowała poczucie bezsilności.
A co, jeśli odmówi pomocy, nawet jeśli więzy krwi z Nikiem się
potwierdzą? Czy stać go na wyższe uczucia i szlachetniejsze emocje niż gniew
i cynizm?
Niewielką ulgę przyniósł jej dopiero widok osób czekających na lotnisku:
doktor Patel i wspaniałej sąsiadki, Maureen Fitzgerald, która podczas jej
nieobecności odwiedzała Nica w szpitalu.
– Dziękuję, panie Blackstone, że zgodził się pan przybyć – powitała ich
lekarka. – Jak już telefonicznie poinformowałam pański zespół medyczny, Nico
jest…
– Nie ma sensu opowiadać mi o chłopcu, dopóki nie otrzymamy wyniku
badań DNA. Od tego należy zacząć i mam nadzieję, że moi prawnicy też się
z panią skontaktowali.
– Jacy prawnicy? – zapytała Bronte z paniką w głosie.
Przeżycia, podróż i różnica czasu sprawiły, że czuła się wyczerpana, ale
teraz, kiedy byli już w Anglii, nie mogła zaakceptować sposobu, w jaki Lukas
Blackstone przejmował inicjatywę. Nie miał prawa wydawać rozkazów ani jej,
ani personelowi!
Chciała zapytać, w jakim celu zawezwał prawników, ale gdy doktor Patel
ponagliła Lukasa i jego świtę, by się za nią udali, podeszła do niej Maureen i po
matczynemu ją przytuliła.
– Dobrze, że jesteś, Bronte! Nico będzie przeszczęśliwy. Pytał o ciebie
każdego dnia. Przywiozłam ubrania, o które prosiłaś w esemesie.
– Dziękuję za wszystko! I też nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć.
Cieszyła się z dodającej otuchy obecności Maureen, a także z możliwości
zmiany stroju. Jednak znikająca w oddali wysoka sylwetka Lukasa budziła
w niej złe przeczucia.
– To doskonała wiadomość, że pan Blackstone przyjechał, by pomóc.
Bronte nie była w stanie podzielić entuzjazmu sąsiadki. Wprost przeciwnie
narastał w niej niepokój.
– Tak uważasz?
– No co z tobą? Nie wyglądasz na specjalnie ucieszoną!
Bronte westchnęła. Odkąd rok temu Maureen wprowadziła się do mieszkania
piętro wyżej, stała się jej opoką. Emerytowana pielęgniarka, bez rodziny, zawsze
gotowa do pomocy, gdy potrzebna była opiekunka, i niezastąpiona od początku
choroby Nica, który zresztą po prostu ją uwielbiał.
– Nie jestem pewna, czy Blackstone w ogóle ma zamiar pomóc, nawet jeśli
test DNA okaże się pozytywny.
– Jesteś przemęczona. Zestresowana. Nie powinnaś martwić się ponad miarę.
Doktor Patel powiedziała mi, że wczoraj wieczorem Blackstone złożył
darowiznę na rzecz fundacji wspierającej szpital w kwocie miliona dolarów.
Poza tym specjalnie pokonał taką długą drogę… Chyba nie zrobiłby tego
wszystkiego, gdyby nie miał zamiaru pomóc? – Wiadomość o wsparciu dla
szpitala zszokowała Bronte, ale nie zmniejszyła poziomu niepokoju. – Powinnaś
martwić się wyłącznie o to, czy okaże się odpowiednim dawcą. – Starsza pani
promieniowała wszelkim możliwym optymizmem! – Biorąc pod uwagę fakt, że
jest podobny do Nica jak dwie krople wody, z dużą dozą pewności możemy
zaryzykować odpowiedź…
– Okej, zgoda. – Skinęła głową Bronte, nadal smętna i na wpół przytomna po
podróży.
Po chwili skierowały się korytarzem w stronę oddziału dziecięcego. Przed
drzwiami sali chłopca Maureen ponownie ją uściskała i zakazała się martwić.
Na niewiele się to jednak zdało. A co, jeśli darowizna nie była aktem
hojności, a wyłącznie próbą przejęcia kontroli? Lukasowi Blackstone’owi
Bronte nie ufała nawet za grosz.
Bo na przykład co miał na myśli, mówiąc, że będzie musiała odpowiedzieć
na bardzo poważne pytania?
ROZDZIAŁ TRZECI

Aleksiej ma syna. Syna, który jest poważnie chory.


Lukas starał się zachować niewzruszony wyraz twarzy, ale przeżywał szok.
Nagle okazało się, że Darcy O’Hara nie kłamała. Jej siostra też nie. Szybko
jednak położył kres wszelkim życzliwym uczuciom, jakie przez chwilę żywił
wobec obu kobiet, a zwłaszcza Bronte. Bo jednak przez trzy lata ukrywała
w tajemnicy istnienie chłopca! A gdyby nie zachorował, to co? Czy
kiedykolwiek powiedziałaby mu, że jego brat spłodził syna? Wątpił w to. I czuł,
jak powoli ogrania go gniew.
– Wyniki testu DNA nie tylko z dziewięćdziesięciodziewięcioprocentowym
prawdopodobieństwem potwierdzają, że pański brat jest ojcem dziecka, ale
również i to, że niemalże na pewno będzie pan odpowiednim dawcą dla celów
tego leczenia – powiedziała z uśmiechem młoda pani doktor. – By mieć
absolutną pewność, musimy przeprowadzić jeszcze kilka dodatkowych badań.
Zabierze to mniej więcej dwadzieścia cztery godziny, ale, biorąc pod uwagę, że
pan i jego ojciec byliście bliźniakami jednojajowymi, to istnieją olbrzymie
szanse, że będzie pan doskonałym dawcą. Jeśli wyrazi pan zgodę, rzecz jasna.
– Oczywiście – odparł.
Jeśli ten szpik kostny miałby uratować chłopcu życie, to musiałby być
potworem, żeby odmówić.
Zwłaszcza że Aleksiej zawsze marzył o dziecku. To właśnie wiadomość, że
nigdy nie będzie w stanie spłodzić potomka, sprawiła, że jako nastolatek wpadł
w spiralę destrukcyjnych zachowań. Podczas gdy Lukas unikał wszelkich
emocji, które mogłyby narazić go na niebezpieczeństwo, Aleksiej szukał ich
z premedytacją – zdecydowany, by ciągle żyć na krawędzi, przekraczać kolejne
niebezpieczne granice, być za pan brat z brawurą, która ostatecznie go zabiła…
I cóż za okrutna ironia – kobieta, którą winił za śmierć brata, tak naprawdę dała
mu życie po śmierci!
Choćby tylko z tego powodu chłopiec powinien nosić nazwisko Blackstone.
– Czy chciałby się pan zobaczyć z siostrzeńcem, gdy będziemy czekać na
wynik badania krwi? – zapytała nagle lekarka.
Lukas, zaskoczony, poczuł ogromną pustkę w głowie i zagubienie.
W pierwszym odruchu chciał powiedzieć „nie”. Z całą pewnością nie zamierzał
wiązać się z tym dzieckiem. Uznał jednak, że spotkania nie da się uniknąć.
– Tak, oczywiście, ale najpierw wzywają mnie pilne sprawy firmowe. –
Musi natychmiast odzyskać kontrolę i zacząć wprawiać tryby w ruch... – Wrócę
pod koniec dnia, by spotkać się z dzieckiem – zakomunikował, wyciągając
komórkę z kieszeni. Później, jak już zdąży przygotować się precyzyjnie na to
spotkanie…
Lekarka uśmiechnęła się podejrzliwie. Najwyraźniej była zdziwiona, że nie
chciał od razu zobaczyć bratanka. Powstrzymała się jednak od wszelkich
komentarzy.
– W takim razie pozwolę sobie przekazać Bronte sama tę wielką nowinę, że
może pan być dawcą o dobrej zgodności tkankowej, czyli takim, jakiego
potrzebujemy. Na pewno będzie niezmiernie szczęśliwa!
Skinął w milczeniu głową, wyszedł z gabinetu i zgodnie ze swoimi słowami
zajął się załatwianiem telefonów firmowych.
Z jakiegoś powodu miał przeczucie, że radość Bronte nie potrwa zbyt długo.
Chłopiec właśnie dołączył do klanu Blackstone’ów, a to oznaczało, że kiedy
tylko wiadomość ta ujrzy światło dzienne, nawet jego całym sercem oddana
ciocia nie uchroni go przed skutkami ubocznymi odmienionej sytuacji.

– Czyli… to jest dobra wiadomość, na jaką czekaliśmy? – zapytała Bronte


i poczuła, jakby coś w niej nagle pękło.
Doktor Patel uśmiechnęła się życzliwie i przytaknęła.
– To jest cudowna nowina! Musimy oczywiście przeprowadzić dokładne
badania, ale już teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastują sukces.
– I Blacksotne zgodził się oddać szpik? – upewniła się jeszcze, czując, że
najgorsze przeczucia mogą się powoli oddalić.
Przez całe leczenie musiała być silna dla Nica. Na żadnym etapie nie uznała
porażki ani nie uroniła jednej łzy. Dlatego też ten nowy promyk nadziei przyjęła
z ogromną ulgą.
– Tak, zgodził się – po raz kolejny powtórzyła pani doktor.
– Czy uświadomiła mu pani, jakie to wyczerpujące? – Bronte ciągle nie była
w stanie uwierzyć, że to właśnie Lukas Blackstone miał się okazać wybawcą,
którego tak bardzo potrzebowali.
– Tak. Omówiłam z nim całą procedurę i wyraził zgodę, nawet nie
mrugnąwszy okiem.
Pod Bronte ugięły się kolana, po policzku popłynęła pojedyncza łza.
– Hej, usiądź, proszę! – nakazała doktor Patel, wciskając ją dosłownie
w plastikowe krzesło dziecięcej poczekalni szpitala i podając chusteczkę.
Bronte głośno wydmuchała nos i otarła łzy, próbując ogarnąć to, co się
właśnie stało. Nagle wybuchła śmiechem, pierwszy raz, odkąd potrafiła sięgnąć
pamięcią.
– Przepraszam… ale to tak dobra nowina, że nie potrafię jeszcze uwierzyć!
Doktor Patel usiadła obok i poklepała ją po ramieniu.
– Jeszcze długa droga przed nami, ale gwiazdy zdają się nam sprzyjać.
– Wiem… Pani doktor, ja… Uważałam go za zwykłego dupka. Byłam
przekonana, że nawet jeśli okaże się wujkiem Nica, to i tak odmówi mu
pomocy…
Miętosiła chusteczkę w dłoniach. Nagle poczuła się strasznie winna
i wstydziła się własnego zachowania.
Osądziła człowieka, w ogóle go nie znając. Przypisała mu wszystko co
najgorsze, a on zgodził się zrobić coś całkowicie zdumiewającego, po prostu
wielkiego, i to dla dziecka, którego nawet jeszcze nie poznał. Jakby nie spojrzeć,
okazał się bohaterem.
I nie chodziło jedynie o to, że Bronte przeżywała konflikt, bo powiedziała
Lukasowi o istnieniu Nica, łamiąc obietnicę daną Darcy. Również o to, że będąc
przez tak długi czas jedyną znaną krewną chłopca i tak rozpaczliwie szukając
dawcy, gdzieś w głębi duszy, tam, gdzie czuła się najbardziej niepewnie,
marzyła, aby wybawca Nica stał się także i jej wybawcą. By odmienił sytuację
ich obojga.
Ale nie był to teraz moment ani na łzy, ani na wyrzuty sumienia. Musiała
porozmawiać z Lukasem. Podziękować mu za wszystko. To, co już zrobił
i czego się podjął.
Bronte, chyba się po prostu pomyliłaś… On wcale nie jest kompletnym
dupkiem!
Westchnęła więc głośno i ruszyła za doktor Patel w kierunku oddziału
Harry’ego Pottera.
Lukas Blackstone był wujkiem Nica. Teraz już oficjalnie. Bronte musiała
przezwyciężyć wszelkie opory i pozwolić mu zająć właściwe miejsce w życiu
bratanka. Co do tego, że będzie chciał to zrobić, nie miała najmniejszych
wątpliwości. Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że wujek miliarder
wkrótce ocali chłopcu życie, i zmieni diametralnie jego sytuację, co
jednocześnie będzie się wiązało z określonymi prawami.
Gdy podeszła do łóżka, Nico się uśmiechnął.
– Widzę, że nie śpisz – powiedziała, gładząc go po krótkiej jedwabistej
szczecinie, dopiero co odrastającej po ostatniej chemii.
– Wiem – odparł, a ona roześmiała się głośno.
Ziewnął i wtulił się w jej ramiona.
– Jak się czujesz?
– Jestem zmęczony.
– To normalne. Ale mam dla ciebie ważne wiadomości. Może jednak
zaczekam do jutra, bo wygląda na to, że zaraz zaśniesz.
Odepchnął jej ramiona. Skrzywił się zniesmaczony, co bardzo ją rozbawiło.
Podobieństwo do Lukasa Blackstone’a było uderzające. Zwłaszcza gdy był
niezadowolony.
– Wcale nie zasnę. Nie jestem dzidzią. W przyszłym tygodniu skończę
cztery lata – powiedział, ziewając, czym niechcący zaprzeczył swojemu
stanowczemu oświadczeniu. – Co to za ważna wiadomość?
– Jest ktoś, kto przybył aż z Nowego Jorku, żeby cię poznać. A to jest bardzo
daleko, za oceanem. Pamiętasz, jak wyjeżdżając i zostawiając cię samego,
obiecałam ci, że go odszukam?
Cały wyjazd ubrała w odpowiednią historię, uważając, by nie przepełnić jej
nadmiarem optymizmu, który z trudem hamowała.
– Człowiek ze specjalnymi kośćmi, które mnie uratują? – zapytał chłopiec
i podniósł głowę. W brązowych oczach dziecka pojawiły się iskierki ożywienia,
których nie widziała od dawna. I nawet jeśli tak bardzo uważała, żeby nie
wzbudzać fałszywej nadziei, to Nico miał jej za nich dwoje. – Odnalazłaś go?
– Tak. Pamiętasz, jak ci powiedziałam, że jest bratem twojego tatusia?
– Mojego tatusia, który nie żyje?
– Tak. Lukas jest bardzo wyjątkowym bratem twojego tatusia, bliźniakiem
jednojajowym. Przyjechał z bardzo daleka, żeby cię poznać i, jeśli wszystko się
dobrze ułoży, żeby ci pomóc.
Nie mogła się nacieszyć rozpromienioną twarzą siostrzeńca. Nieważne co
poza pomocą zrobi Lukas Blackstone, zawsze będzie mu wdzięczna za nadzieję,
którą dał Nicowi! Oczy znów zaczęły ją niebezpiecznie szczypać, gdy chłopiec
roześmiał się krzywo i zapytał:
– Mój wujek jest superbohaterem, tak?
– Tak. Jest twoim osobistym superbohaterem. Fajnie, co?
– Supermanem? – Nico wskazał nagle palcem ponad jej ramieniem. – Bo jest
naprawdę super duży!
Wtedy obejrzała się. Serce zabiło jej bardzo mocno.
Pomimo przestrzennych i dobrze napowietrzonych sal oddziału Harry’ego
Pottera, Lukas Blackstone wyglądał tak samo przytłaczająco i groźnie jak
zawsze. Zbliżał się do łóżka dziecka w towarzystwie dwóch mężczyzn
w czarnych garniturach i kobiety w butach na wysokich szpilkach, ściskającej
smartfon i bez przerwy na nim coś piszącej. Wyglądali jak z filmowego plakatu.
Bronte wstała na przywitanie, nieco zmieszana z powodu olbrzymiej różnicy
wzrostu.
Zawsze była świadoma, że nie należy do najwyższych kobiet, ale czy
Blackstone musiał być aż tak olbrzymi?
– Cześć, Lukas, cieszymy się, że jesteś! – Ze względu na Nica próbowała
zabrzmieć jak najserdeczniej. Skoro ją samą przerażał swoimi gabarytami, to co
dopiero niespełna czterolatka?
– Na pewno? – zapytał, a jego cyniczny wyraz twarzy wprawił ją w straszne
zakłopotanie. Jednak niemalże natychmiast przeniósł wzrok na dziecko.
– Ależ oczywiście! – skłamała, desperacko starając się zabrzmieć
wiarygodnie. Ścisnęła dłoń Nica i właśnie miała ich sobie przedstawić, gdy
chłopiec – wyraźnie odważniejszy niż ona sama – podniósł się na łóżku
i odezwał jako pierwszy.
– Cześć. Mam na imię Nico. Ciocia mówi, że jesteś moim superbohaterem
i sprawisz, że wyzdrowieję.
Lukas rzucił spojrzenie w stronę Bronte, a dopiero potem odezwał się,
głosem jeszcze bardziej szorstkim niż zwykle:
– Postaram się.
Nico, w przypływie energii, który przyprawił ciocię o wzruszenie,
przypominając jej siostrzeńca, jakim był przed chorobą, wyskoczył z pościeli
i na tyle, na ile dał radę, objął nowego wujka w pasie, ginąc kompletnie w jego
tle.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję ci! Nienawidzę być chory! To ohydne!
Dokładnie w tym momencie mały zalał się łzami, rozdzierając serce Bronte,
która starała się go uspokoić i odciągnąć od Lukasa, bo wujek zupełnie zamarł
i nawet uniósł ręce do góry, całkowicie zszokowany, niepewny i niewiedzący, co
zrobić.
Najwyraźniej wielkiemu złemu miliarderowi kompletnie brakowało
doświadczenia z dziećmi.
Cała sytuacja zakrawałaby na komiczną, gdyby nie fakt, że Bronte
próbowała zapanować nad ogromnymi emocjami chłopca i wcisnąć go
z powrotem pod przykrycie, nie odłączając przy tym wężyków aparatury.
Ignorując stojącego jak słup soli wujka, odgarnęła włosy z czoła siostrzeńca,
który nie przestawał szlochać, wyrzucając z siebie długo tłumione emocje.
– Nie przejmuj się, Nico! Płacz, ile tylko chcesz!
Chłopczyk powoli się uspokajał.
– Ale ja nie chcę płakać! Chcę być dzielnym chłopcem!
– Przecież jesteś dzielnym chłopcem – wyszeptała. – Nawet jeśli płaczesz…
Pamiętasz, co mówiliśmy?
Skinął głową. Po chwili zaczęły mu się zamykać oczy, bo nagła aktywność
okazała się jednak ponad jego siły.
– Czy superman może zostać ze mną?
Zerknęła w stronę Lukasa, który nadal nie zdołał się otrząsnąć.
– Oczywiście, że może. Nie ruszy się stąd, aż zaśniesz.
Lukas nieznacznie skinął głową.
– Dobrze – wymamrotał mały, wyraźnie uspokojony twardą postawą gościa.
Włożył kciuk do buzi, uchwycił małą rączką kosmyk włosów cioci, co robił
zawsze, odkąd był jeszcze niemowlęciem. – Chcę moją kołysankę.
Bronte zaczęła mu śpiewać ulubioną piosenkę o smoku, a melodia tym
razem była przepojona nie tylko miłością, ale też i nową nadzieją, która dopiero
co zaczęła się rodzić. Umilkła dopiero, gdy zasnął. Potem wtuliła się w niego,
chłonąc charakterystyczną woń dziecka, która pomimo zapachów oddziału
szpitalnego wywoływała w niej najgłębsze wzruszenie.
– Wkrótce wyzdrowiejesz. Obiecuję ci… – wyszeptała.
Ucałowała siostrzeńca w czoło i podniosła się z łóżka. Otwierające się nowe
możliwości sprawiły, że mimo wyczerpania przez krótką chwilę poczuła się
lekko. Jednak gdy zobaczyła, że Lukas Blackstone nadal stoi przy łóżku
i wpatruje się w Nica, ogarnęła ją panika i strach.
Bez względu na dalszy bieg wydarzeń ich życie – ze względu na obecność
w nim tego człowieka – bezpowrotnie się zmieni. W tym momencie zupełnie nie
była na to gotowa.
W końcu mężczyzna oderwał wzrok od łóżka i zaczął taksować ją tym
samym chłodnym, ponurym spojrzeniem. Poczuła uderzenie gorąca i z całych sił
starała się zapanować nad swoimi instynktownymi, fizycznymi reakcjami, które
z niewiadomych względów od początku w niej wzbudzał.
– Jest taki mały – wyszeptał nagle, kompletnie ją zaskakując.
– Prawdę mówiąc, jest raczej wysoki jak na swój wiek. I to pomimo
choroby.
Pewnie dlatego, że jest twoim krewnym – pomyślała. Wpatrywała się
w szerokie ramiona, wysoką, silną sylwetkę Lukasa. Nawet bez kurtki
i z podwiniętymi rękawami koszuli wyglądał przerażająco. Bezskutecznie
próbowała wyobrazić sobie Nica jako młodzieńca. Czy też będzie taki wysoki?
I taki przystojny?
Blackstone nieprzerwanie przyglądał się chłopcu przez dłuższą chwilę, jakby
chciał go dobrze zapamiętać, ale nie okazał żadnych emocji.
Przyrzekła sobie w duchu, że Nico nigdy nie będzie ani taki arogancki, ani
cyniczny i bezgranicznie pozbawiony ciepła. Po raz kolejny zadała sobie to
samo pytanie: co sprawiło, że Lukas z taką determinacją starał się kontrolować
wszelkie uczucia? Bo bez wątpienia musiała istnieć jakaś przyczyna. Jednak
mimo całej pozy człowieka niewzruszonego, jaką serwował światu, nie zdołał
ukryć szoku, którego doznał, gdy nowo poznany bratanek rzucił się na niego, by
się przytulić. Stąd Bronte miała pewność, że posiadał uczucia, których z jakiegoś
powodu nie chciał ujawniać.
– Dlaczego mu powiedziałaś, że go ocalę? Przecież nie ma gwarancji, że
jestem odpowiednim dawcą, a nawet jeśli tak, to mówimy o zupełnie
eksperymentalnym leczeniu.
Chociaż pytanie było czysto pragmatyczne i nie zabrzmiało jak krytyka, to
jednak uznała, że powinna się bronić. Powstrzymała się od zjadliwych
komentarzy, bo dostrzegła plaster po wewnętrznej stronie ramienia, pozostałość
po pobraniu krwi. Lukas Blackstone przyjechał tutaj w określonym celu i był
gotowy zrobić to, co w tej sytuacji należało. Pod tym względem jest mu winna
wszelkie możliwe wsparcie i współpracę, a że w sposób oczywisty brakowało
mu doświadczenia z dziećmi, miała nad nim pewną przewagę. Nie żeby
zamierzała konkurować. Po prostu mogła go poprowadzić, jeśli będzie chciał.
– Wszystko, czego Nico teraz potrzebuje, to nadzieja – odpowiedziała –
a nawet jeśli leczenie jest zupełnie nowatorskie, to dotychczasowe wyniki są
bardzo zachęcające. Bazując na dotychczas przeprowadzonych badaniach krwi,
lekarze twierdzą, że będziesz dawcą dopasowanym niemalże w stu procentach.
– Okej, ale czy na przyszłość możesz mnie aż tak nie mitologizować? Jak to
wszystko się skończy, to najprawdopodobniej nie będę miał z chłopcem zbyt
wiele kontaktu.
– Tak sądzisz? – zdziwiła się, jakby zapomniała, że tego właśnie najbardziej
by chciała. – Przecież jesteś jego wujkiem.
– Doskonale o tym wiem, ale dzieci to nie moja bajka.
Wiedziała, że mówi prawdę, i już miała zaoponować i wtrącić, że może się
nauczyć, dokładnie tak jak kiedyś ona, gdy dodał, że nie ma najmniejszej
ochoty, by cokolwiek z tym zrobić.
Stwierdzenie było tak jednoznaczne, że poczuła współczucie. Jednak zamiast
powiedzieć to, co spontanicznie przyszło jej do głowy – że Nico od razu do
niego przylgnął i że życie Lukasa będzie o wiele bogatsze, jeśli znajdzie w nim
miejsce dla tego małego chłopca – postanowiła zamilknąć. To nie jej sprawa, by
mu tłumaczyć, jak powinny lub mogłyby wyglądać jego relacje z bratankiem.
Poza tym przeczuwała, że powinna się trzymać od niego z daleka.
– W porządku. Jeśli tego chcesz.
– Panie Blackstone, warunki nabycia wybranej przez pana nieruchomości
właśnie zostały ostatecznie uzgodnione – odezwała się kobieta, która dotąd nie
odrywała się od swojego smartfona.
– Dobra robota, Liso!
– Nie do końca, proszę pana – odparła, nie przestając klikać. – Obawiam się,
że nie zgodzą się na mniej niż dwadzieścia osiem i pół.
Dwadzieścia osiem i pół, ale czego? – pomyślała Bronte, ciągle nie mogąc
zrozumieć, dlaczego Lukas zajmuje się interesami na oddziale onkologicznym
szpitala dziecięcego. Chyba jednak przesadza z tą swoją wielozadaniowością!
– Żaden problem. Dwadzieścia osiem i pół miliona funtów to całkiem dobra
cena za dom w tej lokalizacji.
Bronte z wrażenia zamrugała powiekami. Poczuła, jakby nagle znów
przeskoczyła do alternatywnej rzeczywistości, do której dwanaście godzin
wcześniej została pośpiesznie przeniesiona, gdy znalazła się na pokładzie
prywatnego samolotu Blackstone’a.
Dwadzieścia osiem milionów funtów? Jaki dom będzie kupował? Chyba
raczej pałac…
Odpowiedź pojawiła się niemalże natychmiast, kiedy kontynuował rozmowę
z Lisą, ewidentnie jedną z wielu osobistych asystentek i asystentów
stanowiących jego świtę.
– Zorganizuj transport osobistych rzeczy pani O’Hary i chłopca tak szybko,
jak to możliwe. Zatrudnij personel. A potem dopracuj szczegóły.
– Przepraszam, ale gdzie niby pani O’Hara miałaby się przeprowadzić? –
zapytała Bronte. – I o jaki personel tu chodzi?
– Kupiłem dla ciebie i Nica nieruchomość w Regent Park – odpowiedział
takim tonem, jakby kilka sekund wcześniej postawił jej w kawiarni kawę. – Lisa
to moja główna asystentka w londyńskim oddziale firmy Blackstone’ów. Zajmie
się wszystkim, żebyś dziś wieczorem mogła tam zamieszkać. Zatrudni
nieodzowny personel, by wszystko było gotowe, gdy chłopiec poczuje się na
tyle lepiej, żeby opuścić szpital.
– Ale my już mamy dom w Hackney.
Być może ich małe mieszkanko w suterenie niekoniecznie należało do
najzdrowszych, ale na tyle tylko pozwalała jej pensja.
– To już nie jest odpowiednie miejsce – powiedział, jakby to wszystko
wyjaśniało.
– A to dlaczego? – Z całej siły próbowała zachować spokój. Może powinna
mu być wyłącznie wdzięczna za hojność, ale jakim prawem wtargnął w ich życie
i przejmował nad nim kontrolę?
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, odwrócił się do dwóch mężczyzn
w ciemnych garniturach towarzyszących mu przez cały czas na oddziale,
milczących i czujnych w trakcie całej rozmowy.
– Panowie, to jest Nico. – Wskazał na chłopca. – Należy do rodu
Blackstone’ów. Oczekuję, że będziecie go strzec bardziej niż własnego życia.
Przez cały czas mają pilnować go co najmniej dwaj ochroniarze. Zrozumiano?
Obaj skinęli głowami.
– Zaraz, zaraz… – Bronte złapała Lukasa za ramię, ale natychmiast puściła,
bo odwrócił się i spojrzał na nią ponuro. – Kim są ci panowie? Nigdy przedtem
nie widziałam ich na oczy. Nico też nie. Nie wyraziłam zgody, by go
ochraniali – dokończyła podniesionym głosem mimo wszelkich starań, by
zachować spokój.
– Moi ludzie już uzyskali na to zgodę od lekarza i personelu tego oddziału.
To sześcioosobowa grupa osobistych ochroniarzy, którzy odtąd będą strzegli
mojego bratanka.
Mojego bratanka? A w jakiej pozycji mnie to stawia?
– Nikt nie zapytał mnie o zgodę na ich obecność, a Nico od zawsze jest
przede wszystkim moim siostrzeńcem – wysyczała, nienawidząc Blackstone’a
za to, że zmusił ją do wygłaszania tak idiotycznych komentarzy. Dobro Nica nie
powinno stać się przedmiotem pyskówek ani kłótni, ale nie zamierzała pozwolić,
by arogancka decyzja tego człowieka nagle wywróciła do góry nogami ich
poukładany świat i to tylko dlatego, że spędził aż dziesięć minut przy łóżku
chłopca.
– Wyjdźmy na zewnątrz, zanim pobudzimy wszystkich pacjentów – odparł
stanowczo, wziął ją za ramię i poprowadził do wyjścia.
Uścisk nie sprawiał bólu, ale był na tyle silny, że nie miała wyboru i musiała
nadążać za jego zamaszystymi krokami w stronę drzwi wyjściowych oddziału
jak wyprowadzane na dwór niesforne dziecko. Do tego zmysłowe wrażenia,
jakie przeszyły jej ciało pod wpływem tego dotyku, jeszcze bardziej pogarszały
sytuację, potęgując irytujące poczucie niemocy i złość.
– Zajmij się przeprowadzką i to niezwłocznie – wydał polecenie Lisie.
Zarówno on, jak i drepcząca obok asystentka, kompletnie nie zważali na Bronte
próbującą uwolnić się z uścisku. – Chcę, żeby zanim wyjdziemy stąd dziś
wieczorem, wszystko było gotowe. Zaraz potem zorganizuj na jutro rano
przeniesienie mojego bratanka do prywatnego szpitala w Chelsea.
Kobieta skłoniła głowę, jakby rozmawiała z władcą feudalnym, i oddaliła się
pośpiesznie, zostawiając ich w pustej poczekalni.
Gdy tylko zamknął drzwi, wyszarpnęła ramię i cofnęła się o kilka kroków,
próbując pozbierać myśli i powstrzymać kolejną, narastającą falę paniki
i gniewu.
Chciała okazać Lukasowi wdzięczność i współpracować, by wiedział, ile
znaczy dla niej jego zaangażowanie i chęć pomocy Nicowi, jednak wcale nie
miała wrażenia, że Blackstone pomaga… Raczej dyktuje warunki i udowadnia,
że jest tutaj panem.
Nienawidziła poczucia niemocy, bo przypominało jej sceny z dzieciństwa:
mała dziewczynka bez ojca i mamusia, która zupełnie sobie z tym nie radzi.
Tym razem nie zamierzała ustąpić, tylko zawalczyć o swoją sprawę, nie bacząc
na onieśmielenie i przytłaczającą przewagę drugiej strony.
Lukas Blackstone najwyraźniej przywykł, że wszyscy, natychmiast i bez
kwestionowania, wykonują każde jego polecenie. Jednak to ona była jedyną
prawną opiekunką Nica i osobą, która zawsze dotychczas miała na sercu
wyłącznie jego dobro.
Nowy wujek niespełna kilka chwil wcześniej oświadczył, że nie ma zamiaru
realnie uczestniczyć w życiu chłopca. Stąd była jedyną osobą w tym pokoju,
która naprawdę kochała chłopca i nie zamierzała przestać, gdy zaangażowanie
Lukasa w ratowanie jego życia przejdzie do przeszłości.
– Nie zgadzam się na przeniesienie Nica do prywatnego szpitala –
powiedziała, na tyle lakonicznie, na ile było ją stać, choć cała się trzęsła
z nadmiaru emocji. – Tak samo jak nie zamierzamy przeprowadzać się do
jakiegoś tam domu za dwadzieścia osiem i pół miliona w Regent Park.
Blackstone zmarszczył brwi, a jego blizna zaczęła ostrzegawczo drgać.
– Doceniam twoją hojność, ale nie jest to konieczne – dodała, mając
wrażenie, że miotełką do kurzu próbuje udobruchać rozwścieczonego lwa. –
Zespół lekarzy gotowych do przeprowadzenia operacji czeka w tym szpitalu.
Jego domem jest nasze mieszkanie. Poza tym to ja odpowiadam za Nica. Ja się
nim opiekuję i to ja decyduję, co jest dla niego najlepsze, a nie ty.
Lukas zupełnie niespodziewanie poczuł przypływ adrenaliny i zupełnie
niestosowne podniecenie. Jednocześnie zbierał się w sobie, by odeprzeć
gwałtowny przypływ gniewu. A jednak jego perwersyjna reakcja na tę kobietę
nie była przypadkowa ani jednorazowa. Bronte miała w sobie coś, co rozpalało
jego zmysły, nawet wtedy, gdy mu się przeciwstawiała. A może zwłaszcza
wtedy! – uświadomił sobie nagle, patrząc, jak jej oczy zamieniają się w dwa
wzburzone, groźnie połyskujące, szmaragdowe jeziora… Kolejnym problemem
okazała się jego zupełnie niespodziewana reakcja na chłopca sprzed kilku minut,
która jeszcze bardziej wszystko skomplikowała. Uważał, że jest gotowy na
spotkanie z Nikiem twarzą w twarz, ale się pomylił. Bolesne wspomnienia
z dzieciństwa dopadły go, zanim zdążył zapanować nad swoimi reakcjami.
Dziecko, które przylgnęło do niego wychudzonymi ramionkami, ciemne loki na
głowie, do złudzenia przypominające brata w takim samym wieku, szloch
wstrząsający drobną posturą chłopca, okazały się torturami, na które nie był
przygotowany – poczuł się zagubiony i bezradny.
A teraz jeszcze ta absurdalna erotyczna reakcja na dziecinny pokaz przekory
Bronte!
– Nico należy do rodu Blackstone’ów – wyrzucił z siebie, próbując utrzymać
na wodzy ogromną pokusę, by porwać ją w ramiona i kosztować jej ust tak
długo, aż oboje zatracą się w sobie.
– Doskonale to wiem. Czyżbyś już zapomniał, że przebyłam szmat drogi aż
na Manhattan, by ci o tym powiedzieć? Ale nie rozumiem, jaki to ma związek…
– Ogłosiłaś to publicznie na Balu Pełni Księżyca w obecności setek
dziennikarzy i blogerów mediów społecznościowych – kontynuował, z trudem
zachowując cierpliwość – a ci sami ludzie na pewno już się zorientowali, że
godzinę później mój prywatny samolot wystartował z lotniska Kennedy’ego
z tobą i ze mną na pokładzie.
– Nadal nie rozumiem, jak….
– Internet już jest pełen spekulacji. Do jutra rana choroba Nica, to, gdzie się
obecnie znajduje, jak również i ty, adres twojego mieszkania i historia waszego
życia, minuta po minucie, a także życia i śmierci twojej siostry, a także jej
przelotnej przygody seksualnej z moim bratem pojawią się we wszystkich
rubrykach towarzyskich i w sieci. Główne biura firmy Blackstone’ów, tutaj i na
Manhattanie, już zostały osaczone żądaniami komentarza. A fortuna mojej
rodziny, przyjmując ostrożne kalkulacje, jest wyceniana na trzydzieści
miliardów dolarów.
– Chyba żartujesz! – wykrzyknęła, wytrzeszczając oczy.
Piegi na jej nosie pojaśniały, podczas gdy skóra zapłonęła jaskrawą
czerwienią, dopasowując się do koloru włosów. Lukas zupełnie mimochodem
uświadomił sobie, że nie pamięta, kiedy ostatni raz widział dorosłą kobietę,
która się czerwieni, a już na pewno nie z taką spontanicznością i regularnością
jak Bronte O’Hara. Dlaczego wydawało mu się to urzekające? Nie miał pojęcia.
Może dlatego, że dzięki temu można ją było czytać jak otwartą książkę.
– Nie, wcale nie żartuję – powiedział, z trudem powstrzymując uśmiech, bo
nagle całkowicie spuściła z tonu i wyglądała na przerażoną. – A w chwili, gdy
doktor Patel odczytała mi wyniki testu DNA, Nico stał się moim spadkobiercą,
co oznacza, że od tego momentu on również jest wart trzydzieści miliardów
dolarów.
– My nie potrzebujemy twoich pieniędzy, a jedynie komórek macierzystych
i szpiku kostnego! – Rumieniec nabrał jeszcze intensywniejszej barwy, gdy
spojrzał na nią znacząco, bo uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała. –
Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Nie jestem wyrachowana.
Jeśli nie rozumiała, że jej słowa zupełnie wykluczały wyrachowanie, to
kimże był on, by ją oświecić?
– Dom za dwadzieścia osiem i pół miliona funtów? Nie mogę go przyjąć. To
za dużo! – kontynuowała.
– Dom jest dla Nica, nie dla ciebie – odparł, chociaż dobrze wiedział, że dla
dobra chłopca ona również będzie musiała w nim zamieszkać, co pozwoli mu
mieć ją na oku.
Na samą myśl o Bronte pod kontrolą ogarnęła go kolejna fala pożądania
i znów musiał odeprzeć pokusę, by porwać ją w ramiona i całować do utraty
tchu.
– Poza tym nie masz prawa odbierać tego, co mu się należy od urodzenia.
Jako syn Aleksieja zasługuje na przypadającą mu część fortuny – dodał.
Lukas miał tylko nadzieję, że Nico nie odziedziczy klątwy ciążącej na
Blackstone’ach. Jednak to wydawało się mało prawdopodobne. Kilka chwil
spotkania Bronte z chłopcem, których był świadkiem, nie pozostawiało
najmniejszych wątpliwości: kochała go jak matka, choć faktycznie nią nie była.
Matka Lukasa zupełnie nie interesowała się ani nim, ani jego bratem.
Z radością całą opiekę przekazała w ręce szeregu nianiek i guwernantek, by nic
nie przeszkadzało jej w trwonieniu fortuny ich ojca na taką skalę, na jaką
pozwalają możliwości istoty ludzkiej, i tylko temu oddawała się z ogromną pasją
aż do przedwczesnej śmierci. Zginęła w katastrofie małego prywatnego
samolotu na kilka dni przed piątymi urodzinami synków.
Jak dziś Lukas pamięta moment, gdy niania przekazała im tę wiadomość,
a także to, że zastanawiali się wtedy z bratem, dlaczego zazwyczaj wyłącznie
sroga kobieta wyglądała na smutną.
Tamtego dnia nie odczuł żadnej straty i tak pozostało do dziś. Kompletnie
jednak wyciął potrzebę bycia kochanym. Zdyscyplinował się, aby być
emocjonalnie samowystarczalnym, i nauczył się uznawać to za zaletę, bo
wiedział doskonale od małego, że niezaspokojone potrzeby czyniły człowieka
tragicznie słabym.
Abstrahując od tego wszystkiego, był ogromnie szczęśliwy, że przez
niezwykle trudny czas w swoim życiu Nico nie musi przechodzić sam.
– Ale zrozum, że on jest małym chłopcem, a i tak musi już przez bardzo
wiele przechodzić – błagała.
Podkrążone oczy Bronte świadczyły o tym, że nie tylko chłopiec toczył
ostatnio ciężkie batalie. Wyglądała na wycieńczoną. Choć nadal był na nią
trochę zły, bo ukrywała istnienie bratanka, to jednak musiał przyznać, że robiła
to z ważnych powodów. Niestety, słusznie czy nie słusznie, Nico znalazł się
w oku cyklonu, a to oznaczało, że potrzebował ochrony, czego Bronte raczej nie
rozumiała ani nie mogła mu zapewnić. On, wprost przeciwnie, aż nazbyt dobrze
wiedział, na jakie niebezpieczeństwa jest teraz narażony jego małoletni
bratanek…
Ale nie daj się wspomnieniom… To nie o ciebie tu teraz chodzi, ale o syna
Aleksieja.
Nawet jeśli nie miał najmniejszego zamiaru budować relacji z chłopcem, to
nieodzowną ochronę mógł i chciał mu zapewnić, czy Bronte się to spodoba, czy
też nie.
– A nie moglibyśmy udawać, że on nie jest twoim spadkobiercą? Wymyślić
jakąś historię dla prasy? Nie chcę dodatkowego zamieszania w jego życiu! –
zagaiła.
– Na to jest już za późno, informacja przedostała się do mediów – odparł,
zdziwiony jej naiwnością. – Moi PR-owcy zorganizowali na jutro konferencję
prasową, bym mógł nad tym jakoś zapanować. Wygłoszę krótkie oświadczenie.
Poinformuję, że Nico jest moim spadkobiercą, podam kilka szczegółów na temat
jego choroby, a potem poproszę o uszanowanie naszej prywatności w tak
trudnym czasie.
– Czy to zadziała? – zapytała ze zrozpaczoną miną, co przywiodło mu na
myśl kopanego psiaka, który mimo wszystko wierzy, że będzie dobrze.
Miał wyrzuty sumienia, ale musiał odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
– Szanujący się dziennikarze zachowają właściwy dystans. Na pewno
pozwoli to szybciej wyciszyć historię. Chłodne, twarde fakty nie sprzedają się
tak dobrze jak spekulacje. Mimo wszystko nie będziecie mogli wrócić do
swojego mieszkania ani do poprzedniego życia. A to dlatego, że prasa nie
stanowi jedynego zagrożenia – dodał, postanowiwszy nie zagłębiać się
w szczegóły.
Być może była młoda i naiwna, ale kierując się wyłącznie własnym
rozsądkiem, przetrwała cztery lata z małym dzieckiem. Właśnie dlatego musiał
jej uświadomić, do jakich nikczemności niektórzy ludzie potrafią się posunąć dla
pieniędzy.
– Rozumiem już – zgodziła się zupełnie zrezygnowana – Przepraszam za
narzekanie. Po prostu próbujesz zrobić, co należy, a ja rzucam kłody pod nogi.
Jednak to wszystko jest takie przytłaczające…
Jej uczciwość znów zbiła go z tropu.
– Może i jest, ale z drugiej strony… co jeśli już nigdy nie będziesz musiała
szorować żadnych toalet? – odparł.
Zamrugała ze zdziwienia, a potem podejrzliwości. Najwyraźniej nie
spodziewała się, że będzie ją sprawdzał. Kolejny dowód naiwności, która coraz
bardziej go pociągała.
Wyprostowała się i uniosła podbródek w geście już dobrze znanego mu
uporu.
– Nie ma nic złego w szorowaniu toalet! – oświadczyła jak niepokaźnych
rozmiarów walkiria. – Ktoś to musi robić, a poza tym jest to uczciwa praca. Ty
najprawdopodobniej też komuś za to płacisz.
– Oczywiście, że tak. Ale jestem pewny, że bez względu na to, kim są ci
ludzie, gdyby tylko mogli, chętnie robiliby coś innego.
Nie po raz pierwszy zafrapowała go pewna dziwna rzecz. Bronte pracowała
niezwykle ciężko, wykonując poślednie zawody, podczas gdy sprawiała
wrażenie kobiety inteligentnej i zaradnej. Zdecydowanie wykraczało to poza
granice poczucia obowiązku cioci samotnie wychowującej siostrzeńca. Według
wstępnego raportu, który otrzymał od swojej grupy ochronnej, opiekę nad
dzieckiem przejęła, gdy miała zaledwie osiemnaście lat i odtąd harowała jak
wół, przyjmując każdą nadarzającą się posadę, zwykle kompletnie pozbawioną
perspektyw, by związać koniec z końcem. Już dawno powinna była
skontaktować się z nim w sprawie Nica. Jednak, nie robiąc tego, mimochodem
udowodniła swoją całkowitą bezinteresowność, co było naprawdę
zdumiewające. Z łatwością mogła wykorzystać dziecko jako kartę przetargową,
a przecież nigdy tego nie uczyniła.
– Może i tak – przyznała, ale wyglądała na jeszcze bardziej zgnębioną. –
Powiem szczerze, to nie za szorowaniem toalet tęsknię, ale za anonimowością.
Nie przemyślałam tego wszystkiego, zanim przyjechałam na Manhattan, żeby
stanąć z tobą twarzą w twarz, a tu skupiłam się wyłącznie na jednym: jak
sprawić, żeby Nico wyzdrowiał. Żałuję, że wypaplałam całą prawdę w obliczu
tych ludzi. Wszystko moja wina.
Pokusa, by jej dotknąć, ostatecznie wzięła górę. Uniósł delikatnie jej twarz
i spojrzał głęboko w szmaragdowe oczy.
– To nie twoja wina. Od momentu, kiedy pokrewieństwo Nica i Aleksieja
zostało potwierdzone, dokonanie tego odkrycia przez media było już wyłącznie
kwestią czasu.
– Tak, ale ty zachowałeś spokój i rozsądek, a ja zareagowałam jak wariatka.
Tylko dlatego, że nie byłem emocjonalnie zaangażowany w to, co się
stanie… – przyznał obiektywnie w duchu. Ale pragnienie, by ją pocieszyć
i wymazać poczucie winy, wcale nie zmalało.
– Ta sytuacja jest trudna dla nas obojga – powiedział, zaskakując samego
siebie chęcią odwzajemnienia jej szczerości choćby na niewielką skalę. – Nie
spodziewałem się, że ni stąd ni zowąd zostanę wujkiem ani że dokładnie w tym
samym momencie dowiem się, że mogę być jedyną szansą na przeżycie synka
Aleksieja.
Odchyliła głowę do tytułu. Wilgotne oczy zdradzały głębię emocji, których
właśnie doświadczała, oraz całą jej wrażliwość. Naprawdę była jak otwarta
księga.
– Masz rację. Oczywiście, że masz rację… – Przeprosiny zabrzmiały
szczerze, choć pełne były napięcia w głosie, bo niemało wysiłku włożyła
w zapanowanie nad własnym, wielkim poczuciem dumy. – Zbyt łatwo
przeszłam do porządku dziennego nad tym, co ty możesz czuć. Odtąd postaram
się bardziej współpracować. I naprawdę doceniam wszystko, co robisz. Byłeś
wspaniały, a ja nieuprzejma.
Tak bezpośrednie oświadczenie sprawiło, że poczuł się trochę jak oszust –
sam wcale tego wszystkiego za specjalnie nie przeżywał. Jak by nie było,
chłopca ledwo co poznał, a Aleksieja strasznie nie opłakiwał. Jako dorośli nie
byli sobie szczególnie bliscy, bo Lukas nie umiał zbytnio zbliżyć się do
kogokolwiek, nie od tamtej chwili… Stłamsił natychmiast narzucające się
wspomnienia i zacisnął ręce w kieszeni, by po raz kolejny zapanować nad sobą.
– Czy to znaczy, że bez dalszych kłótni wprowadzisz się do domu przy
Regent Park? – Bardzo się starał, by zabrzmiało to jak pytanie, a nie żądanie.
– Tak. Jeśli jesteś pewny, że to konieczne – odparła po chwili walki, jaką ze
sobą stoczyła.
– Tak, jest. A co z ochroniarzami? W tej kwestii również potrzebuję twojej
pełnej współpracy, dla bezpieczeństwa Nica.
– Absolutnie. Już rozumiem… – odpowiedziała, ale znów nie bez wysiłku.
Pomyślał, że od tak dawna była z tym sama, że bała się utracić kontrolę. Starał
się więc nie triumfować.
– Ale czy mogliby ubierać się bardziej nieformalnie? I postarać się wyglądać
mniej przerażająco? Gdy Nico dobrze się czuje, jest bardzo towarzyski, ale
ostatnio wiele przeszedł i dlatego jest taki kruchy. Nie chcę, żeby ich obecność
go irytowała.
– Oczywiście. – Lukas skinął głową, zdając sobie w tej chwili sprawę, że
wszelkie jej opory wynikały z tego, że na pierwszym miejscu stawiała potrzeby
dziecka, takie, które jemu nigdy nawet nie przyszłyby do głowy. –
Porozmawiam z moją firmą ochroniarską i poproszę, żeby zatrudnili mężczyzn
i kobiety doświadczonych w chronieniu dzieci i potrafiących się z nimi
komunikować.
– Dziękuję. – Znów powiedziała to z głębi serca. – Czy mogę jeszcze o coś
poprosić? – zapytała z nutą uporu.
– Proszę. Mów.
– Nie chcę, by Nico został przeniesiony do prywatnego szpitala.
Poskromił w sobie odruchową reakcję, by natychmiast storpedować prośbę.
Musi się nauczyć negocjować – w tym kompletnie brakowało mu
doświadczenia. Z drugiej strony, kiedy ostatni raz stał twarzą w twarz
z kobietą – albo kimkolwiek – kto był gotów mu czegoś odmówić?
– Poziom bezpieczeństwa w publicznym szpitalu jest zbyt niski.
– To wynajmij więcej ochroniarzy albo wymyśl, jak go podnieść.
– Nie ma takiej potrzeby…
– Ten szpital w swojej dziedzinie jest wiodącym ośrodkiem, jeśli chodzi
o procedurę leczniczą zalecaną dla Nica – przerwała mu, wykorzystując moment
zawahania. – Bez tych lekarzy i personelu Nico nigdy nie dostałby swojej
szansy. Poza tym ma tutaj przyjaciół pośród pacjentów, pielęgniarek i lekarzy.
Nawet jeśli jest to placówka publiczna, to tylko tu może dojść do siebie.
Nie prosiła go, po prostu informowała, jak będzie, a zaangażowanie
i jaskrawe wypieki na policzkach ostrzegły go, że determinacja wynika z troski
o dobro dziecka. Czuł więc, że w tej sytuacji nie może dalej oponować.
Postanowił zlecić niezależną ekspertyzę medyczną, by mieć pewność, że
wszystko to, co mówi Bronte, jest rzeczywiście prawdą, bo oczywiste było, że
miała olbrzymie zaufanie do tego miejsca. I być może na ten moment to
w zupełności wystarczało.
Po raz pierwszy od długiego czasu musiał komuś ustąpić.
– Dobrze, na tę chwilę będzie, jak chcesz. To ty znasz Nica najlepiej.
– Dziękuję – odparła, choć ostrość w głosie wskazywała na fakt, że tym
razem nie do końca była wdzięczna. – A co, jeśli chodzi o personel domowy?
Doskonale sama potrafię zająć się sobą i opieką nad dzieckiem – dodała
odrobinę zagniewanym głosem.
– Nie, z tym koniec. Będziesz potrzebowała co najmniej szofera, ogrodnika,
personelu sprzątającego i niańki. – To był czysty upór i nie mógł pozwolić, by
doprowadziła się do choroby z powodu jakiegoś absurdalnego poczucia dumy,
które było zupełnie nie na miejscu.
– Po co mi kierowca? Nawet nie mam samochodu. Niani też nie potrzebuję.
Sama mogę się opiekować Nikiem, zwłaszcza że nie muszę wracać do
szorowania toalet. – Determinacja, by go w ogóle nie potrzebować ani też
niczego, co można by kupić za jego pieniądze, świadczyła jednoznacznie, że
była przeciwieństwem naciągaczki, za którą ją początkowo wziął.
– Będziesz potrzebowała bezpiecznego transportu do i ze szpitala. Stąd
szofer. – I trzech kuloodpornych samochodów, które im zapewni, ale uznał, że
lepiej będzie na razie o tym nie wspominać, by nie zaognić sytuacji jeszcze
bardziej. – A niania ma ci po prostu pomagać – dodał, sam nie do końca
wiedząc, czemu się przy tym tak bardzo upierał. Może to znowu przez te
cholerne ciemne smugi pod jej wymęczonymi oczami. Nie podobała mu się
myśl, że nadal będzie musiała zmagać się ze wszystkim w pojedynkę.
Niby wszystko, na czym mu zależało, to dobro i komfort bratanka. Nie jej.
Mimo to poczuł dziwną ulgę, gdy w końcu złożyła broń.
– Zgoda, ale nie chcę zatrudniać kogoś obcego. Może mogłabym zapytać
Maureen, czy nie zechciałaby się z nami wprowadzić?
– Kto to jest Maureen?
– Już ją poznałeś. – Zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona, że nie
zapamiętał kobiety.
– Kiedy przyjechałeś. Mieszka obok mnie i ma świetny kontakt z Nikiem.
– Ma jakieś przygotowanie?
– Jest emerytowaną pielęgniarką – odparła stanowczo.
A zatem nie jest wyszkolona w opiece nad dziećmi. Powstrzymał się jednak
od riposty, bo jego zmysłami zawładnął właśnie świeży i zniewalający zapach
jej perfum.
– W porządku, wydam Lisie polecenie, by dopilnowała stosownych
przygotowań. Pomieszczenia przeznaczone dla gospodyni będą gotowe, jak
również stosowne wynagrodzenie. – Bardzo chciał już skończyć tę rozmowę.
I tak spędził aż nadto czasu na sprzeczaniu się z tą przedziwną kobietą
o nieistotne szczegóły.
Bronte otworzyła usta, jakby chciała zaprotestować, ale natychmiast je
zamknęła. Napięcie wstrząsnęło jej drobną posturą. Wiedział, że czuje to samo
co on, peszący przypływ pożądania…
– Powinnam wrócić na odział – powiedziała, wciskając dłonie w tylne
kieszenie dżinsów.
Gdy trudny rozejm stał się faktem, jaskrawe rumieńce wystąpiły na jej twarz,
a piersi nabrzmiały nieznacznie...
Co, u diabła, się ze mną dzieje?
Przezornie zrobiła krok w tył. Lukas raz jeszcze dostrzegł, jak bardzo była
wyczerpana, co sprawiało, że jej oczy wydawały się ogromne na tle bladej
twarzy.
Nie czas i miejsce, by się zająć tym, czego chcesz, Blackstone.
– Nico znów się obudzi za kilka godzin. Chcę wtedy przy nim być –
powiedziała, szybko wyrzucając z siebie słowa i starając się zapanować nad
nierównym i urywanym oddechem.
Czego się bała? Jego? Czy może chemii, która z taką siłą iskrzyła pomiędzy
nimi?
Wyciągnęła ręce z kieszeni i skierowała się w stronę drzwi.
– Chciałbyś pójść ze mną i usiąść przy nim?
Pokręcił głową i dostrzegł, z jak wielką ulgą przyjęła jego odmowę.
– Nie sądzę, żeby to było konieczne – powiedział, zdeterminowany, by
zachować właściwe granice. I tak już za bardzo zaangażował się w całą tę
sytuację. Zanim spędzi z nimi więcej czasu, musi dokładnie ocenić ryzyko,
precyzyjnie zdefiniować parametry wzajemnych relacji, nie tylko z bratankiem,
rzecz oczywista, ale również i z jego ciocią, urzekającą go ponad wszelką miarę.
Jeśli w ogóle do tego dojdzie, skorygował samego siebie.
– Gdy będę w Londynie, zatrzymam się przy Blackstone Lane Park –
powiedział, zanim odeszła. – Kiedy już tutaj skończysz, Lisa dotrzyma ci
towarzystwa w drodze do nowego domu. Powiedz jej, jeśli ty czy Nico będziecie
czegokolwiek potrzebowali.
Skinęła głową, drżącą dłonią ściskając klamkę.
– Dobrze. Jeszcze raz dziękuję. – Złagodniała na twarzy, a jej oczy
emanowały ciepłem, sprawiając, że była jeszcze bardziej atrakcyjna. A on
jeszcze bardziej spięty. – Za to, że tu przyjechałeś i dałeś Nicowi tę szansę.
Wiem, że nie chcesz być superbohaterem, ale jeśli wszystko się uda, dla mnie
będziesz.
Pokiwał głową, bo nie był pewny, czy da radę odpowiedzieć, i odszedł przed
nią, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego coś nagle ścisnęło go w gardle.
Nie był superbohaterem. Nie był nawet dobrym człowiekiem. Bronte
przekona się o tym, gdyby kiedykolwiek mieli skonsumować tę fizyczną chemię,
jaka zupełnie z zaskoczenia między nimi zaiskrzyła.
To się nie zdarzy.
Wyciągnął komórkę z kieszeni i skontaktował się z Lizą, by na jutro
zorganizowała konferencję prasową. Potem, jak wcześniej Bronte, skierował się
w stronę wyjścia z poczekalni, by za progiem skręcić w przeciwną stronę,
próbując zapanować nad seksualnym podnieceniem, które nie chciało ustąpić,
odkąd po raz pierwszy zobaczył ciocię Nica na balu.

Sześć godzin później Bronte leżała w olbrzymim łożu z baldachimem


w sypialni większej niż całe jej dotychczasowe mieszkanie. Gapiła się na sufit
ozdobiony misternym gzymsem, a jednocześnie próbowała złapać oddech
i poukładać sobie w głowie wszystko to, co przytrafiło się jej i Nicowi w ciągu
ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Wolnostojący dom georgiański – a raczej pałac – który Lukas Blackstone
uparł się kupić dla niej i Nica, był przytłaczający, czego się zresztą spodziewała.
Cztery piętra szlachetnego tynku dekoracyjnego, pomalowanego nieskazitelną
bielą, z wypielęgnowanymi trawnikami, prowadzącymi do bramy z kutego
żelaza, za którą znajdował się Regent Park. Jednak to nie ten dom –
przepraszam, pałac – przyprawiał ją o utratę oddechu, lecz jego nabywca.
Tętno znów jej przyspieszyło, a szybko bijące serce sprawiło, że zaczęło jej
brakować tchu.
Co się z nią działo? Powinna być zadowolona z wielu powodów: dworku,
personelu, decyzji, by zatrudnić Maureen, która jutro wprowadzała się do
pomieszczeń przeznaczonych dla gospodyni, zgody Lukasa, by zostać dawcą
szpiku kostnego, który umożliwi wyleczenie Nica. Zamiast tego czuła się
kompletnie rozbita.
Tu nie chodziło o Lukasa Blackstone’a, ale o nią samą i jej
niewytłumaczalną reakcję na niego.
Lukas był zniewalający i to nie z powodu olbrzymiego bogactwa – choć ono
również szokowało – ale ze względu na całokształt: wysokie muskularne ciało,
surową męską twarz, przykuwającą uwagę bliznę, nęcący jałowcowy zapach
perfum, nieugiętą postawę, determinację, z jaką dążył, by ją nagiąć do swojej
woli, a co najgorsze – ten błysk czegoś nieokreślonego w oczach, gdy byli razem
w poczekalni szpitalnej i kiedy czuła podniecenie pod wpływem jego spojrzenia.
Jedyne, czego wówczas pragnęła, to żeby rozerwał jej bluzkę, uwolnił
nabrzmiałe piersi i pieścił je tak, jak pieścił jej usta noc wcześniej na balu. To
właśnie już tam wpadła w jakiś dziwny erotyczny trans, który nawet teraz
odczuwała tak silnie, że była w kompletnym szoku.
Z całych sił próbowała zapanować nad tym niekontrolowanym
i nieokiełznanym głodem, ale okazało się to o wiele trudniejsze niż odnalezienie
się w nowym, zupełnie obcym świecie, w którym nagle przyszło jej żyć.
Czy on się tego domyślał? Myślała, że spali się ze wstydu, ale zaraz potem
przemówił głos rozsądku.
Och, daj spokój. Nawet gdyby, to co? Przecież i tak się tobą nie zainteresuje.
Lukas Blackstone umawia się wyłącznie z modelkami i najbardziej wziętymi
aktorkami. Ty go zupełnie nie obchodzisz. A nawet gdyby, to seksu nie bierzesz
pod uwagę. Masz mniej doświadczenia niż Królewna Śnieżka, ale z ważnego
powodu. Bo liczy się tylko Nico. I tak jest od zawsze.
A nawet gdyby tak nie było, to Lukas Blackstone nie należał do mężczyzn,
z którymi chciałaby chodzić na randki, zakładając, że w ogóle by to robiła.
Kobiety w jej rodzinie miały zgubny zwyczaj lokowania uczuć w dominujących
i emocjonalnie niedostępnych osobnikach płci przeciwnej. Tak właśnie postąpiła
matka, a potem Darcy. Bronte nie zamierzała pójść w ich ślady wyłącznie
z powodu jakiejś fizycznej fascynacji, która najprawdopodobniej była skutkiem
przemęczenia i ostatnich przeżyć.
Nie należała do kobiet, które uległyby przelotnej pokusie, by wskoczyć na
kolana Lukasa Blackstone’a. Miała więcej klasy i godności i była zdecydowanie
silniejsza.
Teraz naciągnęła na siebie luksusową pościel, próbując oderwać myśli od
Lukasa i skupić się ponownie na o wiele ważniejszych sprawach dotyczących
siostrzeńca i najbliższych tygodni. Powinna skoncentrować się na jutrze
i wynikach badania krwi. Na operacji, która, jak miała nadzieję, dojdzie do
skutku i przywróci chłopcu zdrowie. Lukas Blackstone i ten durny, nieistotny
dreszczyk między nimi to tylko chwilowe rozproszenie uwagi!
Wciągnęła w nozdrza zapach dopiero co upranej pościeli i świeżej farby,
podczas gdy wzrokiem wędrowała po perfekcyjnie umeblowanym pokoju, aż
natknęła się na drzwi prowadzące do przylegającego apartamentu.
Dostrzegła róg łóżka, w którym Nico wkrótce będzie spał, jeśli leczenie się
powiedzie. Wtedy poczuła, że oddech jej się trochę wyrównał… W końcu…
Nareszcie…
Skup się na nagrodzie – mówiła sobie. A nagrodą będzie zobaczyć Nica
znów zdrowego i szczęśliwego, pomagać mu odnaleźć się w nowej roli jako
dziedzica Blackstone’ów i jakimś cudem zmienić ten pałac w normalny dom.
Jednak kiedy zmęczony umysł zaczął odpływać w sen, nie twarz Nica
zobaczyła, ale Lukasa. Postrzępiona blizna na policzku napinała się, gdy
z trudem panował nad sobą…
Olbrzymi głód w jego oczach sprawiał, że pragnęła rzeczy, których się bała,
a jednocześnie nigdy nie doświadczyła. Jednak o wiele gorsze było przebudzenie
się z tego pragnienia, które w swoim przekonaniu zniszczyła lata temu. Bo oto
znów stała w progu nowego domu własnego ojca i siłą woli próbowała go
zmusić, żeby chociaż na nią spojrzał. Ale to się nigdy nie stało…
ROZDZIAŁ CZWARTY

W ciągu kolejnych dni i tygodni Bronte przystosowała się do szokującej


zmiany w standardzie ich życia dużo łatwiej, niż się spodziewała. Być może
dlatego, że tak naprawdę skupiała się wyłącznie na postępach w leczeniu Nica.
Rano, zanim przyjechała pierwszy raz do nowego domu, otrzymała ze
szpitala wyczekiwaną wiadomość: Lukas może być dawcą! Oznaczało to
natychmiastowy początek przygotowania Nica do operacji przeszczepu szpiku
kostnego, a po udanym zabiegu długie dochodzenie do siebie dziecka w izolatce.
Dzięki temu, że Maureen, Lisa, ochrona i imponująca ekipa pracowników
Lukasa zajmowała się uciążliwościami dnia codziennego, Bronte mogła
poświęcić się całkowicie opiece nad siostrzeńcem. Opuszczała dom wcześnie
rano w samochodzie z szoferem, w ten sposób przedzierali się przez tłum
reporterów i paparazzich, których wcale nie zniechęciła konferencja prasowa
Blackstone’a, i wracała późno wieczorem, kompletnie wykończona, lecz z dnia
na dzień coraz bardziej pełna nadziei.
Udział Nica w całym przedsięwzięciu polegał natomiast na tym, że jego
organizm zareagował rewelacyjnie dobrze na leczenie. Parę tygodni po
przeszczepie pozwolono mu przyjmować wyselekcjonowanych gości. Pojawiła
się więc Maureen, przedszkolanki Nica, koledzy z klubu nocnego Bronte, nawet
Lisa i część personelu Lukasa.
Jedyną osobą, która nigdy nie odwiedziła Nica, był Lukas.
Początkowo Bronte błogosławiła jego nieobecność, ze względu na
wybuchowe emocje, które w sobie nawzajem wzbudzali. Gdy jednak Nico
dochodził do siebie w rekordowym tempie, zaczęła się stresować permanentną
nieobecnością nowo odkrytego wujka w życiu dziecka. Bo mały bez przerwy
o niego pytał. Najwyraźniej zafascynował go nieznany krewny, choć widzieli się
tylko raz, nie więcej niż pięć minut.
Kiedy minęło parę miesięcy, a Nico wydobrzał na tyle, że mógł już wrócić
do domu, początkowe zadowolenie Bronte z sytuacji ustąpiło poczuciu winy.
Podczas dwóch konferencji prasowych, mających na celu uspokojenie
wrzawy medialnej, Lukas Blackstone nie wspomniał ani słowem o swoim
wielkim udziale w wyleczeniu chłopca. Bronte próbowała wielokrotnie
skontaktować się z nim osobiście, by podziękować za to, że zgodził się być
dawcą szpiku, i opowiedzieć mu o postępach Nica, ale Lisie, wyznaczonej jako
punkt kontaktowy z Lukasem, ani razu nie udało się doprowadzić do ich
rozmowy w cztery oczy, bez pośredników.
Ostatecznie Bronte miała coraz więcej wątpliwości co do całkowitego
odcięcia się wujka Blackstone’a od Nica. Obawiała się, że chłopczyk poczuje się
niechciany lub odtrącony. Tak jak ona przez wiele lat się czuła z powodu
postępowania swego ojca. W końcu uznała, że Lukas, jako jedyny
przedstawiciel tej części rodziny Nica, będzie się musiał bardziej postarać.
Kiedy pewnego jesiennego popołudnia, prawie dwa miesiące po wyjściu
chłopca ze szpitala, Bronte jak zwykle rozmyślała w kuchni nad ich przedziwną
sytuacją, przypatrując się jednocześnie, jak Maureen uczy Nica pieczenia swych
sławnych cukrowych ciasteczek, niespodziewanie zadzwonił telefon domowy.
– Witaj, Bronte, tu doktor Patel. Właśnie dostaliśmy najnowsze wyniki
badań Nica i mam do przekazania wspaniałe wieści.
– Tak?
– Możemy mówić o całkowitej remisji.
– To wspaniale… tylko co to znaczy?
– To najlepsze, co się mogło stać. Objawy ustąpiły, testy nie wykrywają
choroby. Oczywiście będziemy chłopca regularnie kontrolować przez długi czas,
jednak nie spodziewamy się problemów. Biorąc pod uwagę dotychczasowy
rewelacyjny przebieg leczenia, nie ma powodu przypuszczać, że choroba
powróci…
Gdy Bronte skończyła rozmawiać, starała się za wszelką cenę powstrzymać
łzy radości. Jesienne słońce przepięknie oświetlało przytuloną do Maureen
ciemną główkę Nica, podkreślając jego kasztanowe loczki. Do tej pory i tak
wszystko układało się nadspodziewanie pomyślnie. Jednak ta wiadomość… to
było jak wyzwolenie! Nowy początek… nowa lepsza przyszłość.
– Czy mogę spróbować surowego ciasta? – Nico, nieświadomy znaczenia
wieści ze szpitala, zamęczał właśnie po dziecinnemu Maureen.
– Nie, kochanie, tam w środku jest surowe jajko. Lepiej pomóż mi
posprzątać ten bałagan.
– Dobre wiadomości? – dopytywała się nad głową małego Maureen.
– Najlepsze możliwe. – Oczy Bronte znów się niebezpiecznie zaszkliły.
– No to wykorzystaj tę chwilę dla siebie, moja droga. Przecież mogę
spokojnie sama nakarmić, wykąpać i położyć spać Nica.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Byłaś z nim calutki dzień, tobie też czasem należy się
przerwa.
– Dobrze, dziękuję… chyba zacznę od przekazania najnowszych wieści
Lisie…
Bronte wciąż z trudem powstrzymywała łzy. Przez ostatnie dwa miesiące
walczyła o pozory normalności dla Nica i starała się, by nie widział jej zbyt
emocjonalnych reakcji. Usiłowała też udawać, że żyją normalnym życiem… co
było dosyć trudne po przeprowadzce z sutereny do pałacu przy Regent Park,
wartego dwadzieścia osiem i pół miliona funtów.
Postanowiła jednak posłuchać Maureen, przytuliła Nica, po czym
niepostrzeżenie wymknęła się z olbrzymiej kuchni. Rzeczywiście powinna
podzielić się nowinami z Lisą, żeby ta z kolei mogła przekazać co najważniejsze
pewnemu panu, który unika ich, jak tylko może…
Poszła więc na górę do salonu przerobionego na wielką bawialnię dla Nica.
Uwielbiała ten pokój! Znajdowały się w nim dwie miękkie kanapy, biurko
i krzesło dostosowane do wzrostu chłopca, jego zabawki, gry i sterta przyborów
artystycznych do rysowania i malowania. Był też prawdziwy kominek,
specjalnie zabezpieczony przeciw dzieciom. To tu odpoczywali popołudniami,
gdy Bronte przyprowadzała Nica z prywatnego przedszkola, w którym spędzał
parę godzin dziennie.
Rozsiadłszy się na kanapie, wyciągnęła komórkę i nacisnęła numer Lisy. Od
razu wyobraziła sobie przy tym kolejną rozmowę, którą za chwilę odbędzie…
Przekaże Lisie dobre wieści, ona się szczerze ucieszy i obieca przekazać
wszystko Lukasowi i namówić go na bezpośredni kontakt… na co ten – jak obie
doskonale wiedzą – nigdy się nie zgodzi.
Och, Bronte! Jesteś takim samym tchórzem jak ten facet!
No bo czyż nie zgadza się od miesięcy na przekazywanie wiadomości o Nicu
wyłącznie za pośrednictwem Lisy? A czy Lisa nie powiedziała jej tydzień temu,
że Lukas przebywa obecnie w Londynie, używając swojej nieruchomości jako
bazy wypadowej przy odwiedzaniu kolejnych posiadłości firmy Blackstone na
terenie Europy? Z pewnością starała się także namówić go na wizytę w pałacyku
przy Regent Park, jak dotąd bez skutku… Nie ma wątpliwości, że Lisa robi, co
może. Jednak pracowniczce nie jest łatwo namówić swego szefa miliardera, by
zrobił to, czego bardzo nie chce.
Bronte ze złością wcisnęła telefon z powrotem do kieszeni.
Ależ to żałosne! Ma takie niewiarygodnie dobre wieści do przekazania!
Wszyscy zawdzięczają je Blackstone’owi. A Blackstone nie może się o niczym
dowiedzieć bezpośrednio…
No to wystarczy. Koniec wykorzystywania Lisy jako pośrednika
i bezpiecznego bufora dla Lukasa i Bronte. Czas spojrzeć prawdzie w oczy
i stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem. Nico w tym momencie jest
w doskonałej formie, nie ma się czym dalej zasłaniać.
Lukas musi usłyszeć najnowszą nowinę bezpośrednio od Bronte, jak i to, że
nie może być nadal dla Nica wyłącznie kontem bankowym. I to bez dna.
Oczywiście, że nie da się go przymusić do zaistnienia w życiu bratanka.
Jednak należy spróbować przynajmniej raz. Dla dobra wszystkich
zainteresowanych.
Mocno zdeterminowana, Bronte napisała esemes do ich szofera, wyszła
z bawialni i złapała w biegu kurtkę.
Lukas! Skończył się twój czas! Nie boję się już ani ciebie, ani twoich czy też
moich reakcji… albo przynajmniej nie za bardzo się boję! – powtarzała sobie
w myślach, usadowiwszy się na skórzanym siedzeniu mercedesa.
ROZDZIAŁ PIĄTY

– Nie obchodzi mnie zupełnie, Dex, jak wygląda schemat mojego życia
towarzyskiego w porównaniu ze schematem przeciętnego rodzinnego
mężczyzny! Do ciebie należy, żeby zrobić tak, by nie był to problem – mówił
Lukas podniesionym głosem do telefonu.
Przyleciał godzinę wcześniej z Paryża firmowym helikopterem i marzył
wyłącznie o prysznicu. Wieczorem miał uczestniczyć w przyjęciu wydawanym
na cześć rozpoczęcia projektu kreującego nową markę w ramach części firmy
Blackstone mającej się zajmować kurortami rodzinnymi deluxe. Wykańczanie
sylwetki pierwszego takiego kurortu na Malediwach ostatecznie sfinalizowano,
do otwarcia pozostało parę tygodni i co chwilę pojawiało się masę problemów
z kampanią PR-owską. Największą kwestię stanowiło przekonanie Dexa
Garveya, guru PR-ów, że zaangażowanie w kampanię prywatnego życia Lukasa
pozwoliłoby znaleźć większy oddźwięk w portalach społecznościowych.
– A ta mała ślicznotka, na którą rzuciłeś się wtedy na parkiecie na balu? –
zagadnął natychmiast Garvey, niezrażony lodowatym tonem szefa. – To ciocia
twojego bratanka, prawda? Ta historyjka Kopciuszka ma dla nas cholerny
potencjał, Lukas. Media nadal drążą dzieje jej i dzieciaka. Spekulują, czy coś
was łączy. Sam słyszałem, że chłopiec wyszedł już ze szpitala i zamieszkał
w domu, który im kupiłeś. Czemu, do diabła, nie zabierzesz ich do kurortu
jeszcze przed oficjalnym otwarciem? Wysłalibyśmy z wami fotografa, żeby
udokumentował wasz „rodzinny” wyjazd. Odzew w mediach byłby rewelacyjny!
– Nie wiem, czy mi tego potrzeba, Dex. Póki co potrzebuję, żebyś robił
swoją robotę i nie zawracał mi nią głowy!
Lukas nie widział Bronte ani Nica od dnia jej powrotu z Manhattanu do
Wielkiej Brytanii. Założył, że nie będzie miał z nimi żadnego kontaktu.
Nieważne, że w myślach często wędrował do wspomnienia o pocałunku
z Bronte i o rączkach obejmującego go dziecka podczas jedynego krótkiego
spotkania. Nie będzie przywiązywał do tego żadnej wagi.
Rzecz jasna, że chłopczyk przylgnął doń natychmiast. Po pierwsze ze
względu na swoją trudną sytuację, po drugie przez oczywiste fizyczne
podobieństwo. Mały był kopią zmarłego brata, którego Lukas nigdy nie miał
czasu ani chęci opłakiwać. Być może dlatego w jakiś przewrotny sposób czuł się
teraz odpowiedzialny za Nica i jego opiekunkę. Jeśli natomiast chodzi o jego
przedziwną fascynację erotyczną jej urodą i seksapilem, to nie umiał tego
wytłumaczyć inaczej jak tym, że od dawna nie miał kobiety. Może na dzisiejszej
imprezie spotka kogoś godnego uwagi, kto pomoże mu rozwiązać ten problem.
– W porządku, tylko mówię… – odezwał się Garvey swoim słynnym
pochlebczym tonem, znanym z tego, że pozwolił mu doprowadzić do sukcesów
jego kampanii medialnych na całym świecie. Dlatego właśnie Blackstone dwa
lata wcześniej wydał fortunę, by zatrudnić go u siebie w firmie, czego powoli
trochę żałował. – Ale nie będę też kłamał, Lukas. Wizerunek twojej firmy
ucierpiał kolosalnie, gdy nie zdecydowałeś się zbliżyć ze swoją nowo odkrytą
rodziną!
– Garvey, dobrze wiesz, że nie jestem rodzinny. – I nigdy nie będzie!
Rodziny, ich funkcjonowanie i zalety zupełnie go nie interesowały. Wady poznał
doszczętnie w dzieciństwie przez własną, pozbawioną wartości rodzinę. – Zrób
coś z tym i znajdź inny sposób na promowanie nowej marki…
– Tyle że to ty sam jesteś swoją marką! Marką Blackstone! – biadolił dalej
Garvey. – Nie rozumiem, czemu chociaż nie pozwolisz mi ogłosić w mediach,
że to ty byłeś dawcą szpiku dla bratanka.
– Bo to niczyj interes! – Poza tym możliwość bycia dawcą zawdzięczał
genetyce i była to jego prywatna sprawa. Na pewno nie zamierzał powiększać na
tym kapitału firmowego! – Widzimy się za godzinę w sali balowej i nie chcę
więcej o tym słyszeć, bo inaczej zacznę się poważnie zastanawiać nad twoją
sześciocyfrową wypłatą!
Po drugiej stronie słuchawki Dex westchnął głęboko, co spowodowało, że
Lukas natychmiast się zjeżył, ale po chwili wymamrotał posłusznie:
– Tak, szefie.
Po rozmowie Blackstone natychmiast wszedł pod zimny prysznic. Musiał
nad sobą zapanować, bo czuł, że wkrótce oszaleje. A jeśli Dex jeszcze raz
przywoła jego odmienioną sytuację rodzinną, co spowoduje falę skojarzeń
z Bronte, firma zacznie szukać nowego guru od PR-u.

– Liso, muszę się z nim zobaczyć! Wiem, że robisz dla mnie wszystko, ale
ten człowiek wydaje się nie przyjmować do wiadomości istnienia Nica! Czy
mogę pojechać do niego do biura?
Lisa pokiwała głową.
– Rozumiem. Ale nie ma go w biurze.
– To gdzie jest?
– W apartamencie na samej górze hotelu. Przygotowuje się na dzisiejsze
przyjęcie wydawane na cześć rozpoczęcia projektu kreującego nową markę
w ramach części firmy Blackstone zajmującej się kurortami rodzinnymi deluxe,
a dokładnie nowego kurortu rodzinnego na Malediwach.
– Aha… – Bronte zbladła na samą myśl odwiedzenia Lukasa w jego
prywatnym apartamencie. – To zajmę się tym jutro. Czy on będzie jeszcze
w Londynie?
– Chyba po południu wylatuje na Malediwy – odparła Lisa ze współczuciem
w głosie, co spowodowało, że Bronte poczuła się jak jeszcze większa idiotka.
Pomijając już fakt, że wpadła do biura Lisy bez zapowiedzi o osiemnastej
wieczorem… – A czy z Nikiem wszystko w porządku?
– Tak, naprawdę w porządku! I o tym chciałam porozmawiać z Lukasem.
Szpital poinformował właśnie, że choroba jest w remisji.
– Ależ to wspaniałe wieści! – Lisa z wrażenia wstała zza biurka.
Wyglądała nienagannie, ubrana w czerwoną, atłasową obcisłą sukienkę,
z idealnym makijażem i figurą, gotowa, by wyruszyć na firmową imprezę.
Bronte z przerażeniem spojrzała na mąkę rozmazaną na swoim podkoszulku
i błoto na nogawkach dżinsów po porannym spacerze z małym…
– Pójdę już… i przepraszam za najście… Czy możesz mu przekazać
najnowsze wieści?
– Bronte, zaczekaj… Zgadzam się, że powinnaś mu to powiedzieć sama.
– Wiem, ale go tu nie ma.
Bronte wbiła wzrok w ubłocone buty. To prawda, że szybko przywykła do
życia w rezydencji przy Regent Park i czuła się tam dobrze jako prawny opiekun
Nica, ale nie należała i nigdy nie będzie należała do świata Lukasa Blackstone.
Co innego mały… i trzeba go do tego powoli przygotowywać.
– To wszystko jakiś nonsens – żachnęła się nagle Lisa. – Przecież on jest po
prostu nad nami!
Bez słowa wzięła Bronte za rękę i zaprowadziła do hallu. Minęły
ogólnodostępne windy i przeszły do osobnej, prywatnej, na której znajdował się
napis: „Wyłącznie do penthouse’u”.
– W sali balowej spodziewają się go za ponad pół godziny, co daje wam
mnóstwo czasu na rozmowę – dodała, uruchomiając dodatkową windę specjalną
kartą. – Postaraj się wykorzystać tę szansę! Powstrzymaj go przed unikaniem
was! On po prostu… interesuje się wami o wiele więcej, niż byś się
spodziewała, i za wszelką cenę nie chce tego okazać.
– Skąd wiesz? – zapytała Bronte, nagle kompletnie roztrzęsiona.
Bo czy jest gotowa na niezapowiedziane spotkanie z Lukasem, sam na sam,
w jego mieszkaniu?
– Zawsze o was pyta i widzę, z jaką uwagą słucha. O tobie też, nie tylko
o dziecku.
Ostatnią rzeczą, której teraz chciała, było pocieszanie… Zwłaszcza gdy
idiotycznie uginały się pod nią nogi, a serce waliło jak oszalałe.
– Pracuję z nim od pięciu lat – mówiła dalej Lisa – i wiem, że ten człowiek
strzeże swych myśli i uczuć lepiej niż Fort Knox. Ale naprawdę nie jesteście mu
obojętni. Sama mam już dość tego głupiego pośredniczenia między wami.
Powodzenia!
I tak oto Bronte znalazła się sama w windzie, wiodącej prosto do jaskini lwa,
przekonana, że popełnia właśnie największy błąd w życiu.
Gdy wyszła na górze do luksusowego lobby, jej oczom ukazał się
zdumiewający widok nocnego Londynu od strony Hyde Parku, z przepięknie
oświetlonym Marble Arch w tle. Z głębi dobiegał dźwięk wiadomości płynących
z telewizora.
– Lukas? Lukas? – wyszeptała bardziej, niż zawołała.
Ze zdumieniem natrafiła na schody wiodące na jeszcze wyższy poziom.
– Bronte? – usłyszała za sobą.
Gdy się odwróciła, zobaczyła Blackstone’a z nagim torsem i w ręczniku
kąpielowym. Dosłownie zaschło jej w ustach.
– Co tu robisz? Czy coś się stało z Nikiem?
Właśnie… Nico… przecież przyszłam tu z jego powodu…
– Nie… Nico ma się dobrze… nawet świetnie!
O czym ty tak naprawdę myślisz? Co byś chciała tak naprawdę zrobić?
Zmusiła się, by nie patrzeć na jego podniecające nagie ciało i skupiła się na
twarzy. Jednak to niewiele pomogło. W jego oczach jasno widziała pożądanie.
– Niepotrzebnie tu przychodziłaś.
Oboje dobrze wiedzieli, co miał na myśli. Było jej coraz ciężej oddychać.
– Wiem. – Spojrzała mu prosto w oczy.
Przyciągnął ją do siebie.
– A ja robiłem wszystko, by trzymać się od ciebie z daleka – warknął. –
Dokładnie dlatego…
Przytulał się do niej coraz mocniej.
– Przepraszam…
Czy naprawdę chciała go przeprosić? Nie…
Zaczęli się całować jak obłąkani. Po chwili wziął jej twarz w dłonie
i zapytał:
– Dlaczego przyszłaś?
Chciała wyjaśnić, że dla Nica, lecz uznała, że powie mu całą prawdę.
– Bo… chciałam cię zobaczyć i kochać się z tobą…
Zaśmiał się.
– Bronte… ja się nigdy z nikim nie „kocham”, jeśli po to przyszłaś, źle
trafiłaś.
Ale przecież jej pożądanie było czysto fizyczne. Nie pragnęła niczego
emocjonalnego. Tak przynajmniej w tym momencie myślała. Chciała nareszcie
ulec niesamowitej chemii, która towarzyszyła im od pierwszej chwili tej
zwariowanej „znajomości”.
– Przecież to tylko takie wyrażenie… – wyszeptała, głaszcząc go po
umięśnionym brzuchu.
Wtedy złapał ją za rękę i zaciągnął błyskawicznie do swojej sypialni.
Zamknął za nimi drzwi.
– Udowodnij mi! – rzucił.
– „Udowodnij” co?
– Pokaż, że chodzi ci wyłącznie o seks. Rozbierz się przede mną…
Zadrżała delikatnie, z nadzieją, że tego nie zauważył. Nigdy przedtem nie
rozbierała się przed żadnym mężczyzną. Ale nie zamierzała tego pokazać.
Dobrze widziała, że Lukas ją sprawdza i prowokuje. I że nie potrafi ukryć
własnego pożądania.
Pewnym ruchem ściągnęła kurtkę. Potem podkoszulek.
– Tylko się nie zatrzymuj… – podkręcał ją.
I cóż z tego, że wcześniej prawdopodobnie umawiał się wyłącznie
z modelkami? I że ubłocone dżinsy i sportowy biały stanik z supermarketu nie są
specjalnie uwodzicielskie. Jego prawdziwie namiętne spojrzenie dodawało jej
niesamowitej pewności siebie. Zacięła się dopiero przy butach… zupełnie o nich
zapomniała…
Zamiast się śmiać, złapał ją w ramiona.
– Wystarczy – wyszeptał. – Nie mogę się już doczekać…
Pchnął ją delikatnie na łóżko i sprawnie dokończył za nią striptiz, gubiąc
przy tym ręcznik, którym był dotychczas owinięty. Nie miała już żadnych
wątpliwości, jak bardzo jej pożądał. Wtuliła się w niego i zapomniała o bożym
świecie, błagając o jak najwięcej. On zaś postępował, jakby potrafił czytać w jej
błagalnych myślach, doprowadzał na skraj płaczu, po chwili na skraj śmiechu.
Chciała czuć go wszędzie, a on bezwiednie spełniał te długo skrywane
pragnienia. Gdy nareszcie znalazł się w niej, okazał się tak duży, że poczuła ból.
– Bronte… co to… jesteś dziewicą?
– Byłam… – zażartowała, bo w tym momencie i tak nie dało się już ukryć
prawdy.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Przecież to nie twój problem.
– Zraniłem cię? Tylko nie kłam…
– No może troszkę…
Bogate doświadczenie Lukasa pozwoliło im oczywiście wybrnąć z tej
zaskakującej dla niego sytuacji. Za chwilę znów pogrążyli się w zgodnym
„tańcu” wiodącym ich ku wspólnej rozkoszy.
Gdy skończyli, wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki, przypatrując się jej
zdezorientowanej i oszołomionej twarzy. Bronte nadal przeżywała ogrom
nowych wrażeń.
Po szybkiej kąpieli, owinięta w mięciutki ręcznik, nawet w nim czuła się
przewrażliwiona na każdy, najlżejszy choćby dotyk.
– Zaczekaj tu, wezmę prysznic i potem pogadamy – rzucił Lukas, zaniósłszy
ją na rękach z łazienki z powrotem do łóżka.
A o czym tu gadać? – westchnęła w myślach. – O Boże, ja to zrobiłam?
Na nagich plecach oddalającego się Lukasa widniały głębokie czerwone
zadrapania… po damskich paznokciach. Westchnęła ponownie. Powinna stąd
natychmiast uciekać. Ale jej roztrzęsione ciało i umysł ani myślały
zmobilizować się i współpracować, a przed oczami przesuwała się galeria
niesamowitych, nieznanych dotąd widoków. Nie zdawała sobie sprawy, że seks
i pożądanie są czymś tak wszechogarniającym. Odkąd zobaczyła Lukasa
w ręczniku, gdy tu weszła, ani razu nie pomyślała o Nicu!
Jej rozważania przerwało pojawienie się całkowicie tym razem ubranego
Lukasa. Dopiero to otrzeźwiło trochę Bronte, która natychmiast usiadła na
łóżku, ale nie zdobyła się na nic więcej.
– Jeszcze się czerwienisz? – zapytał przyjaźnie.
Pokręciła głową, nie będąc w stanie normalnie mówić. Blackstone we fraku
wyglądał olśniewająco i zupełnie do niej nie pasował. Czy naprawdę przed
chwilą uprawiała seks z tym mężczyzną? Z bogaczem? Z twarzą jak z reklamy?
– Muszę iść na tę przeklętą imprezę, już jestem spóźniony. Czy ktokolwiek
wie, że tu jesteś?
– Tylko Lisa.
– To ona cię tu wpuściła moją prywatną windą?
– Ale ja ją zmusiłam! Bo chciałam porozmawiać o Nicu – zaczęła się
tłumaczyć, choć w ogóle nie wyglądał na zagniewanego. – Dostaliśmy dziś
informację ze szpitala o całkowitej remisji choroby. Chciałam ci to powiedzieć
osobiście. Jesteś olbrzymią częścią jego sukcesu!
– Nie przesadzaj. Jednak dziękuję, że pomyślałaś, chociaż nadal nie jestem
przekonany, czy wymagało to wizyty…
Nie umiała nawet odgadnąć, czy mówił poważnie, czy tylko się z nią
droczył. Lisa miała rację, że potrafił ochronić swe emocje lepiej niż Fort Knox.
Jednak chyba był nastawiony ciepło i pozytywnie. Wykorzystując to,
powiedziała:
– Nico wciąż o ciebie pyta…
– Naprawdę? Przecież widział mnie tylko raz.
– Ale zdążył dobrze zapamiętać. – Zupełnie jak jego ciocia… – Jesteś jego
jedynym krewnym i to mężczyzną. Poza tym wie, jaką rolę odegrałeś
w leczeniu. Nie mogę wiecznie mu powtarzać, że nie masz czasu. W końcu się
zorientuje, że po prostu nie chcesz go odwiedzić. A ja nie chcę, żeby się zaczął
tym obwiniać albo tracić poczucie własnej wartości.
– Nie nadaję się na ojca…
– Nikt cię o to nie prosi. Lukas… czy byłby to aż taki problem, gdybyś
czasem, będąc w Londynie, wpadł do małego na trochę? Dla niego byłoby to tak
wiele! Poczułby się chciany.
Teraz Lukas wyglądał na speszonego. Jakby sam się miał zaczerwienić.
Z jakiegoś powodu wyraźnie nie chciał nawiązywania osobistych relacji
z bratankiem, któremu w zasadzie uratował życie. Mimo wszystko musiał być
człowiekiem, którym miotały jakieś emocje, chociaż tak mocno skrywane.
– Okej, odwiedzę Nica jutro, tylko nie rób z tego żadnej wielkiej historii.
– Nie zrobię! – Wystarczy, że Nico zrobi…! – I… dziękuję ci…
– Wracając do tego, że nie nadaję się na ojca… nie użyłem prezerwatywy.
Czy mogą z tego wyniknąć jakieś problemy?
To bezpośrednie pytanie postawiło ją na równe nogi.
– Nie! – zaprotestowała głośno.
– Jesteś pewna? Nie wyglądasz na specjalnie doświadczoną…
– Jestem pewna! To że jestem dziewicą, nie oznacza, że również imbecylką!
– Byłaś dziewicą… czyli używasz pigułek antykoncepcyjnych?
– Przecież powiedziałam już, że nie będzie problemu.
W życiu by się nie przyznała, zwłaszcza w obliczu jego zrozumiałego
pragmatyzmu, że nie ma pojęcia o antykoncepcji. Prędzej by umarła…
Wiedziała tylko tyle, że znajduje się na końcu swojego cyklu, a więc
przypadkowa ciąża raczej nie wchodzi w grę. Zresztą… wszelkie ewentualne
problemy rozwiąże sama. Może i nie ma doświadczenia, ale nie zaryzykuje
dziecka z kimś takim jak Lukas! Historia matki z jej własnym ojcem i fatalny
romans siostry z bratem Lukasa nauczyły ją przynajmniej jednego: jeśli
mężczyzna cię nie kocha, nie zmusisz go do tego niczym! I nie zmienisz go!
Wszelkie próby zawiodą. A ciebie zniszczą. Jak najpierw matkę, a potem siostrę.
Bronte nie potrzebuje niczyjej miłości. Ma Nica. I ma siebie. To zupełnie
wystarczy!
Żeby przerwać w jakikolwiek sposób okropną ciszę i badawcze spojrzenie
Lukasa, zapytała:
– Nie powinieneś już wychodzić na ten bal?
– Chcę, żebyś tu była, kiedy wrócę – odparł tonem nieznającym sprzeciwu.
Spali ze sobą, więc teraz będzie mógł jej rozkazywać?
Jednak nie zamierzała się w tej chwili z nim ani spierać, ani pozostawać na
dystans. Nie była pewna siebie ani swoich reakcji. Obawiała się, że gdyby
nalegał, nawet w tym momencie mogłaby się z nim dalej kochać – stop, wróć…
uprawiać seks… – a nie chciała tego. Musiała najpierw zapanować nad
wybuchem własnych emocji, który nastąpił po ich pierwszym razie.
Lukas nie miał takiego problemu. Dał jasno do zrozumienia, że ma mnóstwo
doświadczenia oraz oddziela całkowicie seks od uczuć. Dla Bronte wszystko
było zupełnie nowe. Poza tym, jaką by się nie okazała pragmatyczką, to i tak
utrata dziewictwa z kimś pokroju miliardera Blackstone’a dla zwyczajnej
dziewczyny stanowiła wydarzenie, które należało teraz przetrawić.
– Powinienem wrócić w ciągu pół godziny – powtórzył, zbierając się do
wyjścia.
– Ale mnie tu nie będzie, nie mogę zostać.
– A to dlaczego?
– Muszę wracać do Nica. Zawsze całuję go na dobranoc.
Nie kłamała. Chociaż dzisiaj pragnęła zobaczyć się z chłopczykiem bardziej
niż kiedykolwiek: on przywoła ją do porządku, pozwoli nabrać dystansu do tego,
co się zdarzyło.
Po dłuższym milczeniu, z wielce niezadowoloną miną, Lukas powiedział:
– Okej, no to do zobaczenia jutro.
Odetchnęła z ulgą.
– Przyjadę do was. Ale chcę się z tobą spotkać sam na sam, zanim zobaczę
się z chłopcem.
– Po co?
– Myślę, że wiesz, Bronte. Nie jesteś już taka niewinna.
Powinna czuć do niego niechęć za jego jednoznaczne komentarze. Zamiast
tego czuła niesmak wobec siebie, bo i tak każdym słowem rozbudzał w niej
tylko podniecenie.
– W porządku – burknęła pod nosem.
Lukas był dla niej za bardzo… „za bardzo” pod każdym względem. Ale jutro
przyjedzie spotkać się z dzieckiem, nie z nią, a potem wyjedzie na Malediwy,
pewnie na długie tygodnie, i zapomni o całym „wydarzeniu” między nimi.
I miejmy nadzieję, że ona także.
– Jak będziesz gotowa, to zjedź na dół windą. Powiem Lindzie, żeby
podstawiła samochód, ochrona wyprowadzi cię tyłem, żebyśmy uniknęli prasy –
wydał krótkie rozporządzenia.
– Dobrze.
Tak… romans z Lukasem Blackstone’em to koszmarny pomysł…
Jednak nie oponowała, gdy pocałował ją na pożegnanie. To ona sama będzie
największą przeszkodą, kiedy przyjdzie czas zakończyć ten układ! Bo nie potrafi
przyjąć do wiadomości smutnej prawdy: że dla niego nie dzieje się tutaj nic
specjalnego.
Lukas, pogrążony w myślach, energicznym krokiem przemierzał hotelowe
lobby. Nie powinien był jej tknąć! Od początku go kusiła swoją otwartością,
niewinnością… ale gdyby wiedział, że w dodatku jest dziewicą, uciekłby gdzie
pieprz rośnie.
Teraz było już za późno. Co się stało, to się nie odstanie…
Co gorsza, nie mógł od niej ani na chwilę oderwać myśli, od wspomnienia
o jej dziewczęcym drobnym ciele, o pyskatej odzywce, gdy zapytał, czy jest
dziewicą…
„Byłam”.
Jednym słowem ta mała doprowadzała go na skraj obłędu i musiał jakoś
z tego wybrnąć. Oczywiście, że chodziło mu wyłącznie o seks, choć relacji z nią
nie potrafił porównać z żadną inną. Jakaś piekielna chemia, która kiedyś się
skończy. Póki co, dobrze mu robiło, jeśli zamiast windą zbiegał na dół po
schodach…
Kolejną komplikacją było całkowite oddanie Bronte jego bratankowi i jej
życiowa oraz fizyczna niewinność. Na szczęście Lukas nauczył się w stu
procentach panować nad swoimi potrzebami i tęsknotami emocjonalnymi – jeśli
w ogóle takowe jeszcze miał, w co wątpił – już kiedy był małym chłopcem.
W rezultacie nie pozwalał nikomu zbytnio zbliżyć się do siebie, bo to
oznaczało narażenie się na krzywdę i rozczarowanie…
Dalsze rozważania przerwało zamieszanie spowodowane przez tłum
reporterów: oto Lukas dotarł nareszcie pod wejście na salę balową.
– Panie Blackstone, a co się właściwie dzieje z pańskim niedawno
odnalezionym bratankiem? Czy pojedzie z panem na Malediwy?
– Po co wpuszczać firmę na rynek familijny, skoro nie ma pan żadnego
rodzinnego doświadczenia?
– No chyba, że nie mówi pan całej prawdy?
Blackstone poczuł ulgę, gdy otoczyli go jego ochroniarze. Prasa zawsze
podnosiła mu ciśnienie. Chociaż dzisiaj… dziś wszystko było inaczej, bo nawet
teraz nie przestawał myśleć o Bronte. I cieszył się, że zobaczy ją już jutro.
Utrzymanie ich romansu w sekrecie, nakłonienie Bronte do współpracy przy
jednoczesnym ograniczeniu do minimum angażowania się w świat Nica będzie
nie lada wyzwaniem. Ale posiadanie Bronte O’Hary przez najbliższy czas
w charakterze gorącej kochanki będzie warte wysiłku.
Wbrew pozorom przekonanie jej, że seks to jedyne, co Lukas ma do
zaoferowania, nie powinno stanowić problemu. Przy całym jej braku
doświadczenia Bronte wydaje się realistką, nie romantyczką…
Idąc w stronę sceny, zauważył wpatrzoną w siebie asystentkę. Lisa zdawała
się mocno zmieszana. Uśmiechnął się do niej szeroko. Jeżeli Bronte zgodzi się
na układ, którego szczegóły trzeba będzie jeszcze oczywiście dopracować, to
Lisie należy się premia!
ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przed ósmą następnego poranka Lukas stracił wielkoduszny nastrój


z poprzedniego dnia.
Obudził się wcześnie i po konsultacjach z jednym ze swoich administratorów
nieruchomości ustalił, że przy tylnym wyjściu będzie na niego czekał
nieoznakowany SUV. Esemesem dał znać Bronte, że dotrze za dziesięć minut
i zanim zobaczy się z Nikiem, chce spędzić z nią godzinę sam na sam. Miał
nadzieję zastać ją jeszcze w łóżku.
Na posesję wszedł od strony dziedzińca i przeszedł przez ogród do drzwi
kuchennych. Nie mógł się doczekać, by zobaczyć Bronte i rozładować napięcie,
które nie dawało mu spać całą noc.
W mejlach na telefonie miał linki do licznych domów w Chelsea, z których
Bronte będzie mogła coś dla nich wybrać. Oczywiste jest, że ze względu na
chłopca nie może jej widywać tutaj. Poza tym to, co planował, wymagało
absolutnej prywatności. Dlatego właśnie płacił Maureen pokaźną sumę za jej
doświadczenie w opiece nad dziećmi. Poza tym bratanek miał już cztery lata
i w tym momencie był całkiem zdrowy. Krótkie chwile rozłąki obojgu, i Bronte,
i Nicowi, mogły przynieść jedynie korzyść.
Kiedy zapukał do tylnych drzwi, zamiast szczupłej sylwetki Bronte pojawiła
się w nich kobieta w średnim wieku o ciepłych szarych oczach. Nie był pewny,
czy kiedykolwiek ją widział.
– Witam, panie Blackstone, cieszę się, że w końcu mogę poznać pana
osobiście. Nazywam się Maureen Fitzgerald. Pozwoli pan, że zabiorę płaszcz.
Pogoda nie rozpieszcza dzisiejszego poranka. – Gospodyni nie przestawała
gawędzić o deszczu, którego nawet nie zauważył. Gdy wieszała jego rzeczy na
wieszaku, nie omieszkał zobaczyć małego czerwonego ortalionu i dużej kurtki,
którą wczoraj Bronte zrzuciła na jego oczach, a także podobnego kompletu:
małych botków z przytwierdzonym do nich różowym stworzonkiem
przypominającym prosiaczka, stojących tuż obok wysłużonych skórzanych
butów z cholewami, które zdarł z jej nóg poprzedniego wieczoru.
– Gdzie jest Bronte? – zapytał z nadzieją, że nie przywitała go, bo czeka
w łóżku.
– W salonie z Nikiem – pogodnie odparła kobieta.
– Mały już nie śpi?
I dlaczego jest z nią? Przecież Lukas zaznaczył wyraźnie, że najpierw chce
się spotkać z Bronte sam na sam.
– Nie śpimy od kilku godzin. Jest już po ósmej – odparła Maureen,
prowadząc go przez cichy dom pośród świeżych zapachów pieczenia
i cytrynowego środka od odkurzania mebli. – Czteroletni chłopcy zazwyczaj
budzą się o świecie. Nawet jeśli w nocy prawie nie zmrużyli oka – dodała, nie
przestając się uśmiechać, jakby odnosiła się do żartu zrozumiałego wyłącznie
dla wtajemniczonych domowników, bo Lukas zupełnie nie widział w tym
niczego zabawnego. – Biedna Bronte musiała wstać dwa razy w ciągu nocy, by
wsadzić go z powrotem do łóżka.
– Dlaczego? Jest chory?
Nieświadomie przejął się losem dziecka. Choć z bratankiem w ogóle nie czuł
się emocjonalnie związany, to jednak nie chciał, żeby wyglądał na tak
przygnębionego i słabowitego jak poprzednim razem.
– Ależ nie! – Maureen zaśmiała się. – Po prostu był za bardzo
podekscytowany.
– A to z jakiego powodu?
– Pańskiej wizyty, oczywiście.
Bronte siedziała po turecku na dywaniku przy kominku, zajęta układaniem
puzzli – czerwonego sportowego samochodu z buzią. Wyglądała pięknie
w świetle bijącym z marmurowego paleniska. Odwróciła się w jego stronę.
Dlaczego ten błysk przekory w jej oczach tak go podniecał? Jak miał
pohamować trawiący go głód? Bo doskonale zdawał sobie sprawę, że dwie noce
tygodniowo to zdecydowanie za mało. I dlaczego czuł, że przyczyną pulsującego
gdzieś w głębi bólu nie była wyłącznie wizja kochania się z nią ponownie?
Zanim jednak spróbował odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań
i dowiedzieć się, dlaczego nie spotkała się z nim sam na sam, jak prosił, ciemna
główka wyskoczyła zza jej pleców.
– Przyszedłeś! Przyszedłeś! Przyszedłeś! Bronte powiedziała, że przyjdziesz!
Za okrzykami podekscytowanego chłopca natychmiast poszły czyny.
Rozległ się tupot stóp, gdy zerwał się z podłogi, i co sił w nogach popędził
w stronę przybysza – rozrzucając puzzle i jednocześnie rozpraszając wszelkie
myśli wujka – by z głuchym łomotem wpaść prosto w niego.
Lukas jęknął, bo o mały włos głową dziecka oberwałby w czułe miejsce.
Schylił się więc, próbując pochwycić wijącą się zwinną figurkę, zanim
niechcący zrobi mu poważną krzywdę. Chłopczyk podniósł główkę i w tym
momencie wujek po raz pierwszy z bliska zobaczył jego twarz.
Czuł się zaszokowany.
Ani śladu po bladości i słabości sprzed trzech miesięcy. Dzięki Bogu!
Podobieństwo do Aleksieja – i prawdopodobnie do niego samego – jeszcze
bardziej zadziwiające i wyprowadzające z równowagi. Natychmiast
zbombardowały go tysiące wspomnień: brata zanoszącego się śmiechem, gdy
gonili jeden drugiego i ześlizgiwali się po balustradach domu ojca na
Manhattanie. Echa krzyków Aleksieja dobiegające z ulicy, gdy silne ręce
pochwyciły Lukasa za ramię i wykręciły je tak, że stracił przytomność. Płacz
brata, gdy dotykał bandaży na jego twarzy i przytulał się, siedząc na łóżku
szpitalnym…
Lukas odruchowo odsunął się od bratanka. Olbrzymim wysiłkiem starał się
odeprzeć wspomnienia, by po raz kolejny nie musieć się mierzyć z gigantyczną
dziurą w sercu po odejściu brata.
– Wszystko w porządku? – zapytała Bronte, głosem delikatnym i pełnym
troski, wyrywając go z ciemności. – Co z tobą? Coś nie tak?
– Oczywiście, że nie – odburknął, bo po raz pierwszy od długiego czasu nie
czuł się dobrze: był całkowicie rozbity.
Nico wzdrygnął się i jeszcze bardziej odsunął w stronę ramion cioci. Całe
dziecięce podekscytowanie zgasło w mgnieniu oka.
Lukas skrzywił się z bólu, w swoim głosie słysząc okrutne echo głosu
własnego ojca. Serce ścisnęło mu się z żalu. Wszystko zepsuł. Bezradnie
spojrzał na Bronte, nie wiedząc, jak się dalej zachować. Kompletnie brakowało
mu doświadczenia z dziećmi. Najwyraźniej przestraszył chłopca. Chciał to jakoś
naprawić.
– Przepraszam – powiedział łagodnie. – Co powinienem zrobić? – Po raz
pierwszy pozwolił sobie na okazanie niepewności.
– Nico, wszystko jest w porządku. Wujek nie chciał cię przestraszyć.
Gdy chwilę wcześniej chłopiec go objął, Lukas wyglądał na poruszonego.
W tym momencie uświadomiła sobie, że jego niechęć, by odwiedzić bratanka,
nie wynikała z egoizmu czy wygodnictwa lub braku uczuć, ale być może
z dokładnie odwrotnych powodów.
Otrząsnęła się jednak z tej niebezpiecznej myśli.
Wiedziała, że opryskliwa reakcja spłoszyła chłopca, ale wątpiła, że mogła
wyrządzić trwałe szkody. Nico był po prostu zmęczony i za bardzo
rozentuzjazmowany. Wybuchowa mieszkanka dla czterolatka. Teraz musiała
przekonać Lukasa, że nie zrobił nic aż tak potwornego.
– Wiesz co, Nico? Lukas cię przeprosił, myślę, że ty też powinieneś zrobić to
samo.
– Dlaczego? – zapytał mały zbuntowanym głosem.
– Ależ nie trzeba – niemalże jednocześnie odezwał się wujek.
Bronte odchrząknęła, by ostatecznie rozładować emocje.
– Chcesz, żeby wujek się z tobą pobawił?
Nico rozważał odpowiedź, na którą Lukas oczekiwał w wyraźnym napięciu.
W końcu skinął głową.
– To musisz się odpowiednio przywitać i ładnie poprosić. Jak wskoczyłeś na
niego z krzykiem, to pewnie też się trochę przestraszył.
– Przepraszam, że cię wystraszyłem. Nie chciałem.
– Nie szkodzi. Już wszystko w porządku – odpowiedział Blackstone,
zachowując wszelką powagę pomimo absurdalności całej sytuacji, za co Bronte
była mu ogromnie wdzięczna.
– Chcesz pobawić się moimi klockami? – zapytał Nico już wyraźnie
zrelaksowany.
– Pewnie, że tak.
Zanim zdołał dodać cokolwiek jeszcze, bratanek pochwycił go za rękę
i pociągnął przez pokój ku domkowi, który właśnie budował dla Dory
Poznającej Świat.
Serce mało nie wyskoczyło jej z piersi, gdy Lukas wciskał swoje długie ciało
w dziecięce krzesełko obok Nica. Mebel zatrzeszczał pod wielkim ciężarem,
kiedy próbował wyprostować nogi pod stołem, na próżno szukając wygodnej
pozycji. Pochylił głowę, by zrównać się z bratankiem, i obaj zaczęli przebierać
w kolorowych klockach. Nico nie przestawał opowiadać o Dorze Poznającej
Świat, a Lukas starał się wchłonąć cały potok informacji.
Chciała, żeby Lukas stworzył więź z bratankiem, ale ona nie potrzebowała
tego samego. Gorące spojrzenie, jakie jej rzucił, zanim chłopiec przypuścił
szturm, było wystarczającym ostrzeżeniem, że dzisiaj powinna zachować
odpowiedni dystans.

– Przyjdziesz do mnie jutro? – zapytał Nico, rozprostowując ramiona nad


głową i ziewając tak, że aż dziw, że nie wypadła mu szczęka.
– Nie mogę.
Bronte nie omieszkała dostrzec przerażenia w oczach mężczyzny, gdy
chłopiec zrobił smutną minę.
– Mam ważne sprawy do załatwienia na Malediwach. Zostanę tam kilka
tygodni.
– A gdzie to jest?
– Na Oceanie Indyjskim.
– Mogę z tobą pojechać?
– Hm… – Znów nie wiedział, co powiedzieć, a serce Bronte zabiło mocniej,
jak niejeden już raz tego poranka.
Zaskoczył ją. Od dwóch godzin był cierpliwy, dostępny i troskliwy wobec
dziecka, odpowiadał na niekończące się pytania, słuchał chaotycznych
opowieści na wszelkie możliwe tematy, od nauczycielki w przedszkolu po
ulubiony program telewizyjny, jednocześnie uważnie budując całą aglomerację
dla Dory i wszystkich jej przyjaciół. Jednak gdy obserwowała, jak z trudem
szuka odpowiedzi na zadane pytanie, najwyraźniej ważąc każde słowo, zaczęła
podejrzewać, że najbardziej zaskakiwał samego siebie.
Pomimo oporów, żeby w ogóle przyjść, i po nieudanym powitaniu, szybko
udało mu się nawiązać dobry kontakt z Nikiem. Tym samym doszczętnie
przegrał bitwę o to, by emocjonalnie nie angażować się w bratanka i pozostawił
Bronte z jeszcze większym znakiem zapytania, dlaczego w ogóle tak zamierzał
postąpić.
– Przestań zasypywać wujka pytaniami.
– No ale…
– Ani słowa więcej. Pora spać.
– Nie jestem zmęczony. – Ziewnął szeroko. – I nie chcę, żeby wujek sobie
poszedł, bo może więcej go już nie zobaczę.
Te słowa były dla Bronte ciosem prosto w serce, bo obawa w głosie chłopca
była również i jej obawą, do czego nie mogła się przyznać.
– Odwiedzę cię, jak wrócę.
Chciała zachęcić Lukasa do większego udziału w życiu chłopca, ale fakt, że
dzień wcześniej z nim spała, niezmiernie wszystko skomplikował.
Jego obecność tego poranka i to, jak zajmował się Nikiem, spotęgowały jej
pragnienia. Jak niby miała sobie z nimi poradzić, odeprzeć pożądanie
i zachować granice, skoro teraz nie tylko go pragnęła, ale również zaczęła lubić?
– Obiecujesz?
– Masz moje słowo – odparł Lukas uroczystym tonem, jakby chciał
powiedzieć, że jak daje słowo, to go dotrzymuje. – A teraz zrób, co ci ciocia
każe. – Podniósł się z łóżka, ale zaraz potem zmierzwił włosy chłopca
w poważnym geście, którym zaskoczył zarówno bratanka, jak i siebie samego.
– Tak, wujku – wymamrotał Nico i zasnął, zanim zdążył przewrócić się na
bok.
Ich wzrok spotkał się ponad łóżkiem dziecka. Wzajemne pożądanie stało się
nagle fizycznie namacalne. Oboje pamiętali o jeszcze jednej obietnicy – mieli
przecież porozmawiać, zanim spotkał się z chłopcem.
– Odprowadzę cię. Maureen dała znać, że kierowca już czeka, by zabrać cię
na lotnisko – powiedziała szybko Bronte.
Musiał zdążyć na samolot. Nie mieli czasu na rozmowy. Przynajmniej
dzisiaj była już bezpieczna. Najpierw ocalił ją Nico, jak się zresztą spodziewała.
Stąd nie miała poczucia winy.
– Nie tak prędko. Nie zapomniałaś o czymś?
– Nie sądzę.
Wtedy wciągnął ją do pokoju po drugiej stronie korytarza.
Stała przyparta plecami do drzwi. Oparł ręce nad jej głową, tak że znalazła
się w potrzasku.
– Lukas! Nie ma na to czasu! – wyrzuciła z siebie, niemalże tracąc oddech.
Zmarszczył brwi.
– Ty mała… zaplanowałaś to wszystko. Z premedytacją. Przyznaj się!
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła, próbując wysunąć się pod jego
ramieniem, by rzucić się do ucieczki, zanim podniecenie odbierze jej kontrolę
nad rozumem i ciałem.
– Jasne, już ci wierzę… – powiedział, kładąc swoje olbrzymie dłonie na jej
udach i zdecydowanie zatrzymując ją w miejscu – Wiedziałaś, że chciałem
porozmawiać o nas. Użyłaś chłopca jako tarczy. Nie zaprzeczaj.
Oparła dłonie na jego piersi, ale zamiast go odepchnąć, zadrżała
z podniecenia.
– Nie ma „nas”. Jedyne, co „nas” łączy, to Nico. I tylko on się teraz liczy.
Świetnie ci z nim dzisiaj poszło.
Nieoczekiwanie okazał zainteresowanie.
– Nie chcę zrobić niczego głupiego, co mogłoby zniszczyć twoje relacje
z bratankiem – dodała.
Nie było w tym żadnego udawania. Nico potrzebował mężczyzny w swoim
życiu. Co więcej, Lukas, mimo ostentacyjnego zaprzeczania, zaczął właśnie
odkrywać, jak bardzo też potrzebuje Nica w swoim. Nawet jeśli miała na tyle
odwagi, żeby zaryzykować romans, to nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby
miało to zniszczyć dopiero co rodzącą się więź pomiędzy chłopcem i jego
wujkiem.
– To nonsens – uciął krótko. – Jedno nijak się ma do drugiego.
– Oczywiście, że ma. Chcę pielęgnować i wspierać wasze relacje. Jeśli się
zwiążemy, nie będzie to możliwe.
– Dlaczego nie?
– Dlatego, że mieszkam z nim tutaj.
– I co z tego?
– Nie chcę, żeby wiedział, że coś nas łączy – wyjąkała. – Może pomyśleć, że
przychodzisz tutaj wyłącznie dla mnie, a nie dla niego.
– On ma tylko cztery lata.
– Jest bardzo inteligentny i wiele rzeczy z łatwością wyczuwa.
– Wiem. Jest też pewny siebie i dobrze przystosowany do życia. Ma zdrowe
poczucie własnej wartości. Dlatego nie widzę najmniejszego powodu, żeby miał
się zastanawiać, dlaczego go odwiedzam. Zresztą mniejsza o to, bo nigdy się nie
dowie, że sypiamy ze sobą.
– A to dlaczego?
– Ponieważ właśnie kupuję domek, w którym możemy się spotykać –
powiedział, odbierając jej całkiem mowę tą nowiną. – Poza tym płacę Maureen
fortunę, więc będzie miała okazję na nią zapracować.
– Hola, powoli. – Odsunęła się zdegustowana. – Na nic takiego się nie
zgadzałam. Nie chcę, żebyś kupował mi jakiś domek i nie chcę być… –
rozpaczliwie szukała odpowiedniego słowa – …twoją nałożnicą.
Określenie zabrzmiało staroświecko, ale podniosło jej morale i dostarczyło
amunicji, której potrzebowała w bitwie z własnymi uczuciami wobec Lukasa.
Może i coś go tłumaczyło, jeśli chodzi o unikanie relacji z Nikiem, ale poza
tym był po prostu arogancki. Nie miał prawa uważać, że przedłoży seks ponad
potrzeby bratanka.
– Nico mnie potrzebuje. Nie zostanę twoją utrzymanką. Poza tym… po
prostu nie chcę.

Lukas wściekł się tak bardzo, że nie był w stanie myśleć logicznie. Od kilku
godzin walczył z pożerającym go pożądaniem. Za każdym razem, gdy spotykali
się wzrokiem czy dostrzegał przebłysk akceptacji lub przychylną minę, nakręcał
się jeszcze bardziej.
– I tak już za wszystko płacę – burknął. – Co by się stało, gdybyśmy mieli
z tego jeszcze trochę przyjemności?
Jeszcze nie skończył mówić, a już żałował, że nie ugryzł się w język, bo bunt
w jej oczach przerodził się w oburzenie i kompletną furię.
– Ty draniu! – powiedziała ze łzami w oczach, które nie chciały popłynąć. –
Ja nie jestem na sprzedaż! Zaakceptowałam pomoc finansową dla dobra Nica.
Ale jej nie potrzebuję. On też nie. Doskonale sami sobie radzimy. Jeśli ceną za
pozostanie tutaj ma być sypianie z tobą, to się wyprowadzimy.
Niech to szlag! Nie to miał na myśli!
To, co zdarzyło się ostatniej nocy, nie miało nic wspólnego z jego
powinnościami wobec bratanka – i niej. Jednak groźba wyprowadzki podziałała
jak dolanie oliwy do i tak płonącego już ognia. Poprzysiągł zapewnić chłopcu
bezpieczeństwo i chronić go. Nie pozwoli, żeby go stąd zabrała lub sama się
wyprowadziła.
– Tylko spróbuj mi go stąd zabrać, a znajdziemy się w sądzie! – zagroził.
– Nie możesz mi rozkazywać. Jestem jego opiekunem prawnym.
– Chcesz się przekonać?
– Nienawidzę cię!
– Nieprawda!
Nagle potrzeba, którą dotychczas był w stanie kontrolować, wymknęła się
spod jego władzy jak woda rozrywająca tamę…
Bez namysłu porwał Bronte w ramiona.
Do diabła z tym! Koniec z udawaniem, że ostania noc nie była cudowna. I że
już nigdy się nie powtórzy!
Bronte szarpała się odrobinę, ale się nie cofnęła. Utonęli w gwałtownym
pocałunku, ich zmysły zupełnie oszalały. On pierwszy oderwał usta. Ona drżała
w jego ramionach z płonącymi policzkami. Jednak kiedy ochłonęła, w jej oczach
zagościł szok i ból. Lukas także ledwie trzymał się na nogach.
Co on najlepszego zrobił?
Żadnej kobiety nigdy przedtem nie pocałował w złości ani nie okazał, jak
bardzo pożąda!
– Wyjeżdżam na dwa tygodnie. Jak wrócę, porozmawiamy jak dorośli –
wycedził przez zęby, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale przede
wszystkim nad sobą.
Nie był zwierzęciem. Nie pozwoli, by instynkty wzięły nad nim górę.
Chociaż przy niej tak się właśnie działo.
Bronte milczała. Ręką zakrywała usta i patrzyła nań szeroko otwartymi
oczami, jakby chciała mu przypomnieć, że w tych sprawach nie ma żadnego
doświadczenia.
– To, co dzieje się między nami, nie dotyczy Nica – próbował naprawić
sytuację i wycofać się z gróźb, że odbierze jej chłopca.
Patrzyła na niego nieruchomo. Wstyd, przerażenie, panika – wypisane na
twarzy.
Zabrało mu chwilę, zanim przypomniał sobie o locie.
– Muszę iść. – Na lot i tak już się pewnie spóźnił, ale musiał skorzystać
z okazji, by się wycofać i zebrać myśli.
Zachowywał się jak lunatyk. Nie poznawał samego siebie. Groźby, choć
niezamierzone, całowanie po to, by mu się oddała – to nie było żadne
rozwiązanie! Pogarszało tylko sytuację i dodawało emocji do czegoś, co było
jedynie silnym pożądaniem i niczym więcej.
– Jak tylko wrócę do kraju, przyślę po ciebie samochód, żebyśmy mogli
spokojnie porozmawiać.
– Nie jestem jednym z twoich pracowników.
– Przecież wiem. Za dwa tygodnie – odparł, łapiąc za klamkę, po czym
wyszedł z pokoju, nawet się nie oglądając.
Miał dwa tygodnie, żeby się pozbierać i okrzepnąć.
Jednak gdy usadowił się w samochodzie, szczęśliwie prowadzonym przez
szofera, palące pożądanie dosłownie rozrywało go na strzępy. Przeklęta decyzja,
by uciszyć ją pocałunkiem, miała pokazać, że ma nad nią władzę, ale okazała się
raczej strzałem w kolano.
ROZDZIAŁ SIÓDMY

Bronte patrzyła, jak dwie różowe kreski na teście ciążowym stają się coraz
szersze i grubsze…
To nie może być prawda. Po prostu nie!
Nerwowo potrząsnęła niewielkim plastikowym pudełeczkiem, ale kreski nie
chciały zniknąć.
Była w ciąży! Z Lukasem Blackstone’em.
Nie, nie, nie!
Test zrobiła dla formalności, na wszelki wypadek, pewna, że przesadza.
Starała się nie myśleć o wydarzeniach sprzed dwóch tygodni, ale nie mogła
się pozbierać. W nocy nie potrafiła zmrużyć oka. W końcu postanowiła
wymazać z pamięci dokładnie wszystko: Lukasa i jego ultimatum, pocałunek,
któremu nie dała rady się oprzeć, groźby, że odbierze jej Nica. Jednak gdy dziś
rano Lisa przysłała esemes, uświadomiła sobie, że upłynęły dwa tygodnie, odkąd
się widzieli. I spali ze sobą. I że nie miała okresu.
Wrzuciła test do kosza i spojrzała w lustro łazienkowe.
I co teraz?
Z całych sił wypierała to, co stało się w luksusowym apartamencie,
a uciekanie przed problemami nigdy i niczego nie rozwiązuje.
Dotknęła brzucha i zrobiło jej się niedobrze. Panika i strach? A może
poranne mdłości?
Przerwanie ciąży było oczywistym rozwiązaniem, które on bez wątpienia
zasugeruje. A może nawet będzie nalegał?
Nie mogła przecież urodzić tego dziecka. Ani nie chciała mu o nim mówić.
Jeśli do tej pory był arogancki i apodyktyczny, to co dopiero, gdy odkryje, jaka
była głupia? I że go okłamała.
Ale nie tylko to. Co się stanie z Nikiem? Był dla niej absolutnym
priorytetem. Czy to, co zrobiła, dostarczy Lukasowi dodatkowych argumentów
w batalii sądowej o odebranie jej prawa do opieki nad dzieckiem?
Jego zachowanie tego poranka, gdy spotkał się z bratankiem, początkowy
szok i rezerwa, potem mozolna zmiana, zniżenie się do poziomu rozmowy
dziecka i na koniec odruchowy gest, kiedy zapomniał się na chwilę i pogłaskał
chłopca po włosach, mimo wszystko świadczyły o tym, że nawet jeśli zaczął
budować relacje z Nikiem jako wujek, to z pewnością nie chciałby zostać ojcem.
Taka zmiana biegu zdarzeń na pewno go rozwścieczy…
Ale chociaż co do jego reakcji miała niemal stuprocentową pewność, to nie
była w stanie podjąć decyzji o przerwaniu ciąży. Nieważne, jak bardzo
skomplikuje życie Nica czy nawet Lukasa, dla niej ciąża oznaczała coś więcej
niż tylko problem do rozwiązania…
Pukanie do drzwi łazienki przestraszyło Bronte.
– Podjechał już samochód, by zabrać cię do hotelu pana Blackstone’a –
usłyszała łagodny głos Maureen.
Zakręciła kran. Przyłożyła ręcznik do płonących policzków. Czuła
narastającą panikę.
Będzie musiała powiedzieć mu o dziecku!
Ale… przynajmniej jeden problem rozwiąże się sam. Lukas straci ochotę na
kontynuowanie związku, a to oznacza, że już nie będzie się musiała obawiać
własnych desperackich reakcji na jego pocałunki.
– Przekaż, że zejdę za minutę.

Lukas na przemian doświadczał dwóch emocji: niecierpliwego


wyczekiwania i frustracji. Nareszcie dostrzegł ochraniarza, którego wysłał, by
towarzyszył Bronte w drodze, a odprężył się dopiero, gdy zobaczył, że zwalisty
mężczyzna przytrzymał drzwi, z których zaraz potem wyłoniła się ona sama.
Na jego widok podniosła głowę.
– Witam, dziękuję, że przyjechałaś – powiedział.
Wyglądała pięknie. Zupełnie go paraliżowała.
Wcisnął ręce do kieszeni spodni, by nie porwać jej w ramiona.
Pomimo czternastu nieprzespanych nocy, odkąd widział ją po raz ostatni,
nadal nie potrafił zrozumieć wpływu, jaki na niego miała.
Ubrana była w charakterystyczny dla siebie strój chłopczycy: znoszone
dżinsy, koszulkę bez rękawów i koszulę w kratkę. Jeśli w ten sposób próbowała
ukryć swoje atrakcyjne kształty, to zupełnie się jej nie udawało.
– Nie sądzę, żebym miała jakiś inny wybór.
Skinął na ochraniarza, który natychmiast zniknął za drzwiami windy. Do
tego, co miał za chwilę powiedzieć, nie potrzebował żadnej widowni.
Nie był w stanie przestać o niej myśleć. Ani o tym, co robili, gdy go tutaj
odwiedziła. Niestety też i o tym, jak się zachował następnego poranka. Sądząc
po jaskrawych rumieńcach na policzkach i wyraźnej czujności, ona również nie
zapomniała…
– Ależ miałaś wybór – odparł, chcąc się zrehabilitować. – Przepraszam.
Może nie powiedziałem tego wystarczająco jasno.
Milion razy przeanalizował tamte pożegnalne słowa i brutalny pocałunek.
W żaden sposób nie dawało się tego usprawiedliwić. Zachował się jak palant
zadowolony ze zdobytego łupu. To, że podnieciła go do szaleństwa, nie
stanowiło żadnej okoliczności łagodzącej.
Niewinna i niedoświadczona. Dziewica! Może nie był ekspertem od inicjacji
seksualnej kobiet, ale to też żadna wymówka. Powinien być ostrożny, delikatny,
przekonujący, a nie rzucać się na nią jak wygłodniałe zwierzę.
Nadeszła pora, by odpokutować za grzechy. Musi ją przekonać, że romans
będzie dobry dla nich obojga. Konieczność ukrywania, jak bardzo mu się
podoba, była dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. Głównie dlatego, że
nigdy żadna kobieta nie pociągała go tak jak Bronte. Do tej pory, jeśli coś poszło
nie tak, po prostu odchodził poszukać szczęścia gdzie indziej. Nigdy nie zmuszał
ani nie nakłaniał kobiet do seksu. Nigdy też nie miał kochanki. Jednak chciał
tego poczucia bezpieczeństwa i stabilności z Bronte. Widział już, że tak łatwo
nie przestanie jej pragnąć. Nie tylko ze względu na zniewalający seks, ale
z wielu innych powodów: jej niezłomną lojalność wobec Nica, determinację, by
zachować niezależność, krzepiącą uczciwość, niezliczone emocje, które z taką
łatwością mógł czytać na jej szczerej, niezwykłej twarzy, mimo że tak bardzo
starała się je ukrywać.
Spostrzegł jednak, że w tym momencie zupełnie niczego nie ukrywała.
Wyglądała na spiętą i zmartwioną. Nie było sensu dłużej oszukiwać samego
siebie – to on był przyczyną jej stanu.
– Usiądź, proszę. Porozmawiajmy na spokojnie – powiedział, wskazując na
kanapy odwrócone tak, by umożliwić podziwianie panoramy Hyde Parku.
– Wolę postać – odparła mimo mało komfortowej pozycji. Skrzyżowała
ramiona na brzuchu w obronnym geście, co wzbudziło w nim kolejne nowe,
nieznane emocje.
Poczucie winy?
– Boisz się mnie?
Ku swemu zaskoczeniu w ciemnoszmaragdowych oczach dostrzegł
zdziwienie.
Bogu niech będą dzięki!
– Oczywiście, że nie – odparła autentycznie wprawiona w zakłopotanie.
Pora się przyznać, Blacksotne, a potem przypuścić ofensywę i spróbować ją
oczarować, jak planowałeś przez całe ostatnie dwa tygodnie.
– To dobrze. W takim razie usiądź i pozwól, że przygotuję ci coś do picia –
odpowiedział i podszedł do barku zadowolony, że będzie miał co zrobić
z rękoma.
– Czego byś się napiła? – zapytał, nalewając sobie szklankę burbonu.
Kolejne nowe doświadczenie – pomyślał, gdy jednym haustem wypił całą
zawartość i poczuł, jakby ogień pokonywał drogę od przełyku do żołądka.
Zazwyczaj nie pił mocnych alkoholi, a już z pewnością nie przy kobietach.
Wolał nie osłabiać zmysłów, ale przy Bronte wskazane było coś dokładnie
odwrotnego. Musiał działać metodycznie i powoli. Nie chciał ryzykować, że
znów ją przestraszy. Albo że nie uda mu się dostać tego, co chce. Tego, czego
chcieli oboje.
– Wino? Piwo? Coś mocniejszego?
– Hm… poproszę o coś bezalkoholowego. Wodę?
Skinął głową i wybrał z lodówki szkocką wodę mineralną. Otworzył butelkę,
nalał powoli, nie spiesząc się, usiadł naprzeciw niej i podał szklankę.
Otarli się opuszkami palców. Poczuł, jakby przeszył go prąd. Ona
gwałtownie cofnęła rękę, rozchlapując wodę, i szybko się napiła.
Musiał powstrzymać uśmiech.
Dobrze wiedzieć…
A więc nadal czuła to samo co on. Pożądanie... Trzeba ją tylko przekonać, że
nie jest to ani niebezpieczne, ani skomplikowane. I czysto fizyczne. Przecież ona
ma niewiele doświadczenia. I trzeba jej dać do zrozumienia, że propozycja jest
o wiele bardziej elastyczna i całkowicie niezobowiązująca, czego może
wcześniej odpowiednio nie zasygnalizował.
Przyglądał się, jak piła. Nawet ten widok go podniecał! Może to i perwersja,
ale ta kobieta rozpalała go do czerwoności.

– Mam dla ciebie propozycję.


Nie dała mu szansy.
– Nie mogę być twoją kochanką – powiedziała wyraźnie zmartwiona. Dobór
słów – „nie mogę”, nie zaś „nie chcę”, już stanowił jakiś przyczółek!
– I nie mogę powstrzymać cię od gróźb odebrania mi Nica – dodała,
gwałtownie mrugając oczami. – Ale mam ci coś do…
– Bronte… nic już nie mów – przerwał jej. – Źle mnie zrozumiałaś. Nie
zamierzałem pozywać cię o opiekę nad dzieckiem dlatego, że nie chciałaś ze
mną sypiać.
Na widok łez w jej oczach, ogarnęła go kolejna ogromna fala poczucia winy.
– To dlaczego tak powiedziałeś? – zapytała bez przekonania.
– Spanikowałem – przyznał, czując się jak głupiec.
– Nie rozumiem. Z jakiego powodu?
Nie był w stanie patrzeć jej w oczy. Musiał złamać swoją złotą zasadę
i zacząć się tłumaczyć.
– Zagroziłaś, że wyprowadzisz się z Nikiem z domu w Regent Park. Nie
mogę ci na to pozwolić. Jednak to, czy zechcesz ze mną sypiać, nie ma w tej
kwestii żadnego znaczenia.
– Dlaczego nie możesz mi pozwolić?
Westchnął głęboko, bo uświadomił sobie, że będzie musiał wyjawić to, co
wiedziała wyłącznie garstka ludzi.
– Gdy miałem siedem lat, zostałem porwany.
Zszokowana gwałtownie wciągnęła powietrze. Ignorując jej reakcję ciągnął
dalej.
– To był bezwzględny gang kryminalistów. Schwytali mnie w Central Parku,
gdy spacerowałem z Aleksiejem i guwernantką. Wszystko planowali od
miesięcy. Trzymali mnie trzy dni, próbując przekonać ojca, by zapłacił trzy
miliony dolarów okupu. – Potarł bliznę na policzku, bo zaczęło go zewsząd
bombardować wspomnienie rozdzierającego bólu i dziecięcego przerażenia.
– Blizna? Pocięli cię? To nie był wypadek?
– To nie ma znaczenia – odparł pośpiesznie, bo wyglądała na zdruzgotaną
jego wyznaniem, a jednego na pewno nie chciał: jej litości. – Rzecz w tym, że
chcieli mnie zabić. Byli w trakcie przygotowań, gdy odbili mnie antyterroryści.
Cudem ocalałem. Nie jestem gotowy, by życie twoje i Nica wystawiać na takie
ryzyko ze względu na związki ze mną, a to oznacza, że musicie pozostać tam,
gdzie jestem w stanie zapewnić wam bezpieczeństwo. Czy teraz rozumiesz?
Bronte skinęła głową, bo odebrało jej mowę. Wyglądał na nieustraszonego.
Pokerowa twarz. Jednak kiedy pogładził bliznę, z jego twarzy wyczytała coś
ukrytego głębiej: ogromne cierpienie dziecka skrzywdzonego dla pieniędzy.
– Tak – wykrztusiła, bo wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.
Na usta cisnęło jej się wiele pytań. Jakim sposobem ocalał? Trzy dni – dla
dziecka to wieczność! Czy wtedy nauczył się brutalnie kontrolować emocje?
Dlaczego bronił się przed nawiązaniem relacji z Nikiem? Nie ulega wątpliwości,
że trauma takich rozmiarów wywarłaby destrukcyjny wpływ na każdego
człowieka.
Powstrzymała się jednak od zadawania pytań. Domyślała się, ile kosztowało
go wyjawienie informacji o tak bolesnych i trudnych wydarzeniach. Owładnęło
nią współczucie dla tego małego, biednego chłopca i mężczyzny, który z niego
wyrósł. I zmieszało się z poczuciem winy z powodu ciąży.
O dziecku powinna była mu powiedzieć, gdy tylko przekroczyła jego próg.
Taki miała zamiar, ale gdy go zobaczyła, potrzebowała czasu, by się uspokoić
i pomyśleć, jak mu to przekazać. Gdy była gotowa, przerwał jej w pół słowa.
A potem w tak kontrolowany i pozbawiony emocji sposób uchylił rąbka swej
tajemnicy, że złamał jej serce.
W konsekwencji wiadomość o ciąży ugrzęzła Bronte w gardle niczym
olbrzymi głaz. Nagle jego argumenty sprzed dwóch tygodni, że nie nadaje się na
ojca, nie potrafi kochać, a jedynie uprawiać seks, i że nie potrzebuje miłości,
teraz wydały się o wiele bardziej złożone i prawdziwe.
A jeżeli Lukas wierzy w to, co mówi, i nie dlatego, że jest zimny i okrutny,
tylko wprost przeciwnie, i podświadomie chroni siebie? Jeśli w tym momencie
dowie się o dziecku, zamknie się w sobie kompletnie. Zaprzeczy wszelkim
uczuciom. Poczuje się, jakby utknął w pułapce. I rodzące się „coś” między nimi
skończy się, zanim się na dobre zaczęło…
– Chcę ci coś zaproponować, ale musimy to zaakceptować oboje – mówił
tymczasem Blackstone. – Wierz mi, że nie zamierzam cię siłą zaganiać do
sypialni! Jeśli nie znajdziesz się tam z własnej, nieprzymuszonej woli, nie
będziesz miała z tego żadnej przyjemności, ale ja też nie!
Skinęła w milczeniu głową, zastanawiając się, czy gdyby relacja czysto
seksualna, która się między nimi nawiązała, przerodziła się w coś więcej, byłoby
im aż tak źle?
– Bronte… – dodał – uprawiałem seks z wieloma kobietami, bo mój pociąg
seksualny jest chyba wyższy niż przeciętnie, ale żadna z nich nie pociągała mnie
w taki sposób jak ty! Czy nie sądzisz, że warto spróbować?
Niestety nie była to deklaracja uczuć. Wiedziała o tym, lecz i tak poczuła
nadzieję. Właściwie to zadał jej proste pytanie, na które należało odpowiedzieć
„tak” lub „nie”. Oczywiście pod względem emocjonalnym sypianie z Lukasem
Blackstone’em było kompletnym szaleństwem! Ale jeszcze zanim zrobiła dziś
rano test ciążowy, już i tak zorientowała się, jak bardzo czuje się zaangażowana.
Nie tylko fizycznie.
Teraz dochodziła do tego ciąża, a więc powiązanie z nim do końca życia.
Może należy go odrobinę lepiej poznać, w warunkach neutralnych, czyli zanim
dowie się o dziecku? Może już sama bliskość fizyczna pozwoli jej znaleźć
odpowiedzi na pytania na jego temat? A poza tym może wreszcie zasłużyła na
odrobinę radości i namiętności w swoim życiu?
Bądź dzielna! Zaryzykuj!
– Okej… tak – wyszeptała.
Lukas nie wydawał się przekonany.
– Ale jesteś tego pewna? – zapytał. – Odpowiedz całym zdaniem, Bronte,
usłysz swoje słowa, zanim zacznę cię całować.
– A może już przestań mi rozkazywać, bo jeszcze zmienię zdanie? –
zaśmiała się nagle.
– Nie zmienisz, bo ci nie pozwolę – zamruczał jak kot i podszedł do niej, po
czym natychmiast spełnił swoją wcześniejszą „groźbę”.
Na ustach poczuła bogaty smak burbona. Nie stawiała oporu… nagle chciała
skorzystać ze wszystkiego, co oferował…
– Och, proszę, zdejmij mi stanik… – jęknęła, nie rozpoznając własnego
głosu.
Czy naprawdę błagała właśnie Lukasa Blackstone’a, by zdjął jej stanik?!
– To znaczy… przepraszam… ja tobie też nie powinnam rozkazywać… –
wyszeptała przerażona.
– Co w tym złego, że mówisz mi, czego pragniesz? – zaśmiał się.
– W porządku… ale… czemu się odsunąłeś?
– Tylko zwolniłem…
Kiedy jej dotykał czy delikatnie całował, wcale nie ostro ani agresywnie,
czuła się, jakby całe jej ciało składało się wyłącznie ze stref erogennych. Poza
tym… całkiem już zapomniała o ciąży!
Przecież wcale go nie okłamuję… tylko zamierzam powiedzieć troszkę
później!
Gdy wziął ją za rękę i zaprowadził do sypialni oświetlonej złotym światłem
zachodzącego słońca, zapytała nieśmiało:
– Czy możemy zaciągnąć żaluzje?
– Nikt nas tu nie zobaczy! Jesteśmy na trzydziestym pierwszym piętrze.
– Nie o to mi chodzi… kiedy robiliśmy to wcześniej, było… ciemniej. –
I miałam dużo mniej do ukrycia… – Nie przywykłam, żeby ktokolwiek widział
mnie nago.

Lukasem targały mieszane uczucia. I to niestety niewątpliwie uczucia!


Poruszała go swym brakiem doświadczenia i niewinnością.
Oj, Bronte, Bronte… co ja mam z tobą zrobić…?
Była jeszcze bardziej pociągająca i inna od wszystkiego, co znał, niż to
wcześniej przewidywał. Bezpośrednia, szczera, prawdziwa. Musiał ciągle
myśleć, by czymś jej nie zranić. Nie mógł się przy niej zachowywać jak
prymitywne i wygłodniałe zwierzę, hamował się, by nie zdzierać z niej
ciuchów… Czuł, że wiąże się z nią nie tylko fizycznie. Chciał się troszczyć, być
odpowiedzialny… choć była taka silna i niezależna. Wiedział, że dawno
wykroczyli poza uprawianie „czystego” seksu. I że podświadomie próbował
nawiązać z Bronte i z Nikiem normalne, głębsze relacje. Przerażało go to
wszystko, ale nie potrafił się wycofać.
W końcu zaciągnął częściowo żaluzje. Nie chciał się z nią kochać całkowicie
po ciemku!
– Okej? – zapytał.
– Tak, bardzo dziękuję. – Rozśmieszyła go swoją niemalże szkolną
uprzejmością. – Czy… powiedziałam coś śmiesznego?
To podziałało jeszcze bardziej. Nie pamiętał już, kiedy po prostu śmiał się
w łóżku. Seks latami jawił się jako poważna sprawa między dwiema osobami,
którą należało załatwić jak najlepiej i z jak największą korzyścią dla obu stron…
– Nie – odparł, śmiejąc się.
– To dlaczego się ze mnie śmiejesz?
Zaczął popychać ją lekko w kierunku łóżka i namiętnie całować.
– Już nie… – wyszeptał przy tym.
Cieszyła go jej spontaniczna, wspaniała reakcja na jego bliskość. Nic
sztucznego, wystudiowanego. Sam żywioł. Piękne, młode, niewinne ciało.
Szczere wzdychania, pojękiwania i okrzyki. Żadnego kontrolowania się czy
udawania..
Drżącą ręką sięgnął po prezerwatywę. Wydawało mu się, że umrze, jeśli nie
znajdzie się w niej za sekundę!
ROZDZIAŁ ÓSMY

– Poziom hormonów w badaniu jest zgodny z pani wyliczeniami, co oznacza


szósty tydzień, więc jeśli rozważa pani przerwanie ciąży, na decyzję zostało
bardzo mało czasu. – Młoda pielęgniarka posłała Bronte przelotny uśmiech
zabarwiony współczuciem.
– Nie, nie rozważam.
– Czy ma pani jeszcze jakieś pytania? Jest jeszcze odrobina czasu na
zastanowienie się.
– Nie ma takiej potrzeby. Chcę urodzić to dziecko.
Po raz pierwszy powiedziała to głośno, choć wiedziała, co to oznacza. Teraz
już będzie musiała powiedzieć Lukasowi. Zaczęła mieć poranne nudności, a od
miesiąca sypiali ze sobą regularnie. Gorący, dziki, erotyczny związek.
Odwiedzała go w jego apartamencie, gdy tylko miała ochotę. Z upływem dni
zaczęła ograniczać wizyty do dwóch razy w tygodniu i nigdy nie zostawała do
rana.
Jednak im dalej, tym bardziej chciała skruszyć skorupę otaczającą jego
uczucia, bo kiedy się kochali i byli razem, czuła, że ich relacje dawno
wykroczyły poza seks.
Coraz częściej przymilał się i nalegał, by została. Upierał się, by
odprowadzać ją do domu. Nie wyjechał z kraju, odkąd zdecydowali się na ten
układ. Dzwonił każdego dnia i pogłębiał więzi z Nikiem.
Szybko zgarnęła ulotki informacyjne przygotowane przez pielęgniarkę
i wyszła z kliniki. Idąc ulicami Camden, tętniącymi życiem jak zawsze
w poniedziałkowe przedpołudnie, zastanawiała się nad możliwymi opcjami.
Konieczność rozmowy przy następnym spotkaniu wzbudzała niepokój, ale
i nadzieję. Uczucia Lukasa nie do końca były dla niej czytelne, oczywiście poza
tym, co uwielbiał w łóżku. Nie spodziewała się, że od razu podejmie decyzję
i się zaangażuje, ale może chociaż bardziej się otworzy.
Próbowała badać różne wątki. Co ma wpływ na zachowanie Blackstone’a?
Czy to porwanie, czy też to, co czuje w związku z coraz większym
przywiązaniem Nica do niego – graniczące z pełnoobjawowym kultem
bohatera – odkąd wpadł bez zapowiedzi i całe popołudnie uczył bratanka, jak
grać w baseball. Lukas jednak albo zbaczał z tematu, albo natychmiast zajmował
ją seksem.
Paparazzi odpuścili im nieco, ale mimo to zachowała wszelką możliwą
ostrożność w drodze do kliniki dziś rano: wyszła wcześniej, założyła ciemne
okulary i obserwowała otoczenie.
Zbliżała się już do domu, gdy zaczął dzwonić jej telefon. „Lukas komórka”
pojawiło się na wyświetlaczu.
– Hej, a gdzie ty się podziewałaś? – zapytał szorstko. – Maureen powiedziała
mi właśnie, że wyszłaś rano z domu bez ochroniarza.
– Byłam na spacerze.
Musiała mu dzisiaj powiedzieć, ale nie przez telefon. Nadal nie była w stanie
przewidzieć jego reakcji. Najbardziej jednak bała się swojego zaangażowania
i uczuć na wypadek ewentualnego końca ich związku. Będzie musiała sobie
poradzić. Jeśli odrzuci i ją, i dziecko, będzie im jeszcze trudniej, niż mogło być
cztery tygodnie temu, bo teraz miała pełno dowodów, że tego autorytarnego,
wymagającego i aroganckiego mężczyznę stać było na czułość, opiekuńczość
i troskliwość.
– Gdzie w tej chwili jesteś?
– Prawie w domu.
– A dokładniej?
– W ogrodzie na tyłach domu.
– Cholera, Bronte, ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę, żebyś ty czy Nico
narażali się na takie ryzyko. Spacer, zgoda, ale zawsze miej przy sobie Jamesa,
Janice’a albo innego ochroniarza.
– Z Nikiem nigdy nie wychodzę bez ochrony – odparła, jakby się broniąc.
Ale tam musiała pójść sama, bo w przeciwnym razie Lukas natychmiast
otrzymałby raport o celu wizyty.
Nie wiedziała też, kiedy altruistyczne pobudki, by utrzymywać ciążę
w tajemnicy, przerodziły się w nieuczciwą i egoistyczną motywację. Dawno
powinna była mu powiedzieć, ale bała się wszystko stracić. Chwile spędzane
razem w łóżku, rozmowy o Nicu i nowych inwestycjach w ośrodki i hotele, o jej
codziennych obowiązkach i odpowiedzialności, której wcześniej na co dzień nie
miała z kim dzielić. To powstrzymywało ją od wyjawienia tajemnicy.
Po drugiej stronie zaległa cisza.
– Nie tylko bezpieczeństwo Nica ma dla mnie znaczenie.
Może nie było to wyznanie dozgonnej miłości w najczystszej postaci, ale
serce Bronte zabiło mocniej, a nadzieje i marzenia, które tak starannie
utrzymywała na wodzy, nagle ożyły.
– Skoro tak mówisz – wymamrotała przez ściśnięte gardło.
– Poważnie? Żadnych protestów i obiekcji co do ograniczania
niezależności? – odparł wyraźnie zdziwiony.
– Nie dzisiaj – uśmiechnęła się lekko, słysząc jego ton.
– Dobrze. O następnym takim wyczynie chciałbym zostać uprzedzony przed
faktem. By temu zapobiec, jestem gotów przywiązać cię do łóżka. – W głosie
wyczuła uśmiech. Wiedziała, że żartuje.
– Chętnie zobaczę, jak to robisz – zaryzykowała.
– Nie kuś mnie – odpowiedział. – Chcę się z tobą zobaczyć dziś po południu.
– Przychodzę wieczorem – przypomniała.
– Nie chcę tak długo czekać.
– To tylko cztery godziny. Nie mogę wcześniej. Muszę położyć Nica.
Nico był przeszczęśliwy, gdy Maureen kładła go spać, ale odkąd Bronte
zaczęła romans z Lukasem, nigdy nie rezygnowała z wieczornego rytuału. Po
części dlatego, że lubiła te momenty spędzane z siostrzeńcem – widok
krzepkiego, zdrowego chłopca wtulonego w jej ramiona, a po części dlatego, że
wraz z rozwojem ciąży coraz bardziej pragnęła, by stali się rodziną i coraz
trudniej było jej bronić się przed tą wizją.
– A więc porzucasz mnie dla czterolatka? Znakomity sposób, by zabić ego
mężczyzny.
– Twoje poczucie własnej wartości na pewno przetrwa.
Roześmiał się krótko, gdy Maureen otworzyła drzwi.
– Czy to Maureen? – zapytał. – Jesteś już w środku?
Nagle zdała sobie sprawę, że celowo trzymał ją na telefonie, by się upewnić,
że bezpiecznie dotarła do domu.
– Tak. Jesteśmy w kuchni.
– Mam spotkanie, muszę iść. O siódmej przyślę samochód.
– O siódmej trzydzieści będzie lepiej.
– Piętnaście po albo zaraz po ciebie wpadnę.
– Nie możesz. Masz spotkanie.
– Bronte, to moja firma.
Droczyli się jeszcze chwilę. Gdy się rozłączyła, serce waliło jej jak młotem.
– Wszystko w porządku? – zapytała Maureen.
– Tak… – brzmiała odpowiedź, ale jej trzęsące się ręce mówiły zupełnie co
innego.

– Panie Blackstone, czy wszystko w porządku? – zapytała Lisa, gdy Lukas


wyszedł z windy promiennie uśmiechnięty.
– Oczywiście! – wykrzyknął.
Za cztery godziny zobaczy Bronte. Wczorajszy dzień okazał się torturą, bo
chociaż polubił już spotkania z Nikiem, wykluczały one jakikolwiek kontakt
cielesny z jego ciocią, choć była tuż obok.
Dzisiaj Bronte musi zostać na całą noc! Poświęcenie dla dziecka jest czymś
cennym i zrozumiałym, ale małemu naprawdę nic się nie stanie, jeśli rano do
zerówki odprowadzi go Maureen. Dzięki temu skończą się powroty w środku
nocy, przypominające bardziej ciężką pracę niż przyjemność. Cała historia
z ukrywaniem ich romansu jest już wystarczająco wyczerpującym
kompromisem. Poza tym… po raz pierwszy zdarza mu się wydzwaniać do
kobiety z pracy…
– Jest pan pewien…? – dopytywała się z niedowierzaniem Lisa.
– Jasne, a właściwie… dlaczego pani pyta? – Dopiero teraz dostrzegł jej
zatroskaną twarz.
– Zjechał pan do biura windą… nie zszedł pan schodami!
– Nie miałem czasu! – zażartował speszony.
Jego asystentka doskonale wiedziała, że unikał wind, zamkniętych
przestrzeni i ciemności. Nie wiedziała tylko, że gdy rozmawiał z Bronte,
zupełnie tracił głowę. Dlatego nawet nie zauważył, że pojechał windą.
– Czy są już raporty z rozpoczętego projektu na Malediwach? – natychmiast
zmienił temat, by uniknąć dalszej dyskusji o jego pierwszej w życiu,
samodzielnej przejażdżce windą.
– Tak. – Asystentka podała mu płachtę papieru.
Znów po raz pierwszy w życiu patrzył na cyfry i zupełnie nie pamiętał, co
spodziewał się tam zobaczyć. Usiłował jedynie chociaż przez chwilę nie myśleć
o… Bronte. Zrezygnowany wszedł w końcu do sali konferencyjnej, gdzie
zgromadzili się jego najważniejsi dyrektorzy z hoteli w Nowym Jorku, Paryżu,
Sydney i Hong Kongu. Wszyscy natychmiast zerwali się na równe nogi, a Lukas
z trudem rozpoczął oficjalnie zebranie. Co jakiś czas tracił wątek i widział, że
podwładni zerkali na niego podejrzliwie.
Do licha, Blackstone, skup się i przestań myśleć teraz o tej kobiecie!
Nieznośną sytuację przerwał telefon Lisy, którego nigdy nie wyłączała,
nawet na najważniejsze spotkania. Po chwili podeszła do Lukasa i wyszeptała
mu na ucho:
– Dzwoni Dex… chodzi o Bronte.
Blackstone bez namysłu wyrwał jej komórkę i kazał przeprosić
zgromadzonych. W sekundę znalazł się w sąsiednim prywatnym gabinecie.
– Dex! Dex! Coś się stało z Bronte?! – wykrzyknął, rozwiązując z wrażenia
krawat i rozpinając koszulę.
– Dostałem właśnie telefon od jednego z moich kontaktów w Sleb Hunt. –
Garvey wymienił nazwę dosyć agresywnego portalu plotkarskiego. – Mają
zdjęcia cioci twojego bratanka wychodzącej dziś rano z kliniki ginekologicznej.
– Co takiego?!
– Wedle moich źródeł nie robiła tam zabiegu… jedynie zgłosiła się do
lekarza, żeby prowadzić dalej ciążę. Co najważniejsze, prasa już spekuluje, że
dziecko jest twoje! Błagam, potwierdź mi to! Bo jeśli tak, to właśnie na to
czekaliśmy! To będzie prawdziwa bomba dla naszej kampanii reklamowej!
Ale do Lukasa nie docierał już w ogóle sens słów Dexa. Majaczyła mu przed
oczami wyłącznie Bronte. Słodka, roześmiana, uwodzicielska… i niemówiąca
mu prawdy. Chciał poczuć wściekłość, a czuł tylko zawód. Przypominający mu
najgorsze momenty w jego życiu. Gdy miał siedem lat… porwanie… rozpacz…
strach… ojciec niepłacący okupu. „Zapłacenie okupu, synu, byłoby złym
zagraniem z punktu widzenia interesów”.
– Lukas… jesteś tam jeszcze?
– Jasne…
– A więc… to twoje dziecko?
– Tak… moje…
Garvey przeklął.
– I dlaczego mi tego, chłopie, wcześniej nie powiedziałeś? Mogliśmy tym
pograć o niebo lepiej! Ale… w sumie… gratulacje! Wspaniała wiadomość!
Dla Lukasa liczyło się w tej chwili wyłącznie jedno: Bronte okłamała go
i kłamała dalej. Co więcej, miało to dla niego ogromne znaczenie. Źle się z tym
czuł. Ale powiedzmy, że… teraz najważniejsze było dziecko. Jego dziecko. Ich
dziecko.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Bronte wysiadła z podstawionej przez Lukasa limuzyny, zaskoczona


obecnością reporterów i oślepiającą ilością fleszy.
– Tędy, tędy, panno O’Hara! – wykrzyknął James, przydzielony jej
ochroniarz, wskazując drogę do tylnego wejścia do hotelu.
Bronte zauważyła już pod domem, że z jakichś przyczyn jest tam więcej niż
zwykle przedstawicieli mediów, lecz ze względu na sytuację nie miała głowy, by
się nad tym zastanawiać. Poza tym nie śpieszyła się jak zawsze, tylko wzięła
prysznic i ubrała się elegancko. Tym razem chciała się czuć pewnie i kobieco,
nie zamierzała – jak dotąd – wskakiwać do limuzyny w byle podkoszulku
i dżinsach, bo Lukas akurat zechciał przysłać po nią szofera. Przecież w końcu
jechała dziś do niego, by przekazać wieści, które być może odmienią całe ich
życie. Na lepsze.
Gdy znaleźli się z Jamesem we foyer, z dala od dziennikarskiego zgiełku,
zapytała:
– O co im dziś chodziło?
– Nie wiem, proszę pani.
Kiedy dojechali na trzydzieste piętro, James nie wysiadł jak dotychczas
z windy.
– Nie idzie pan ze mną do penthouse’u? – zapytała zdziwiona, że wszystko
jest dziś inaczej.
– Pan Blackstone kazał wysłać panią samą.
A więc chce być ze mną od razu… – pomyślała, przygładzając czarną,
obcisłą krótką sukienkę. Założyła ją specjalnie dla niego. – Niech tylko się
ucieszy albo przynajmniej nie wścieknie, gdy mu powiem…
Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła go w oddali stojącego na tle okna i nocnego
nieba. Wyglądał dziś na jeszcze bardziej wyizolowanego. Może to dziecko
zbliży ich do siebie? Czy można mieć nadzieję?
– Lukas?
Odwrócił się do niej. W ręku trzymał drinka.
– Jesteś spóźniona.
– Chciałam choć raz ubrać się bardziej elegancko.
– Wygląda ładnie… – Odstawił kieliszek i natychmiast do niej podszedł. –
Mógłbym cię schrupać, Bronte… jak zawsze.
Czemu głos załamywał mu się bardziej niż zwykle?
– Ale ja chciałabym porozmawiać… – wyszeptała, podniecona blaskiem
jego oczu i intensywnym zapachem likieru.
– Porozmawiamy później… a teraz… chodźmy się popieprzyć!
Zaszokował ją swą bezpośredniością. Zazwyczaj unikał takich określeń.
Dzisiejszego wieczoru i słowa, i czyny były jeszcze bardziej natarczywe. Ale nic
nie mogło jej zniechęcić. Zwłaszcza teraz, gdy oficjalnie przyznała sama przed
sobą, że powoli się w nim zakochuje.
Kochali się krótko, ale bardzo intensywnie.

A miałeś jej już nie dotykać… Naucz się ją ignorować. Znów cię okłamała.
Ma cię gdzieś…
W rzeczywistości nie zamierzał jej nie dotykać, a nawet ułożył pewien plan
działania w zaistniałej sytuacji, który chciał teraz jak najszybciej zacząć wdrażać
w życie. Ba, momentami zdarzało mu się nawet pomyśleć, że łączyło ich coś
więcej niż chemia. I że pragnąłby tego. Ale… przecież nie musi być nic więcej.
– Lukas… czy coś się stało?
– W pewnym sensie… kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś w ciąży?
Zaczerwieniła się od stóp do głów. I wyglądała przez to jeszcze piękniej.
– Ale… skąd wiesz? – wymamrotała w końcu.
– Pewien reporter namierzył cię rano, jak wychodziłaś z kliniki
ginekologicznej, w której usuwa się ciąże. Fotki godzinę temu pojawiły się
w internecie.
Jakim cudem o tym nie wiedziała? Garvey szalał od rana, błagając go
o jakikolwiek sensowny oficjalny komunikat.
– Przepraszam… powinnam ci była powiedzieć wcześniej. No to mówię
teraz… nie przerwę ciąży.
Nigdy nie chciał zostać ojcem. Po prostu wiedział, że się do tego nie nadaje.
Jednak… jej ciąża w ogóle go nie przeraziła. Był po uszy zakochany w tej
kobiecie.
– Wiem, że nie. I dlatego weźmiemy ślub. I to najszybciej, jak się da!
Musiał natychmiast z kochanki zrobić żonę. Zdecydowała o dziecku. Ale to
było również jego dziecko i należało uciąć raz na zawsze podejmowanie decyzji
bez jego udziału.
Przede wszystkim chciał chronić dziecko i dać mu nazwisko.
A jeśli chodzi o nią? Nigdy nie dopuszczał do siebie ludzi. Ona zaś wdarła
się tam, gdzie nikt inny, i to zaledwie w ciągu sześciu tygodni. A zatem była
niebezpieczna i dlatego odtąd ich relacja będzie się układać na jego warunkach.
– Co takiego?
Była szczerze zdumiona propozycją ślubu, czyli nie zaplanowała ciąży, żeby
wpakować go w małżeństwo. Punkt dla niej. Choć w tej chwili nic go nie
cieszyło.
– Słyszałaś. A teraz podpiszesz intercyzę. Generalnie moja szczodrość
powinna zrobić na tobie wrażenie.
– To wszystko brzmi, jak byśmy mieli zawrzeć transakcję biznesową.
– Bo tak jest.
– Ale ja… nie mogę czegoś takiego zaakceptować. Nie chcę żadnego ślubu
w takich okolicznościach.
Może nie nadawał się na ojca, lecz czy naprawdę sądziła, że chciałby
skrzywdzić ich dziecko?
– To nie prośba. Nie proszę cię, żebyś za mnie wyszła. Każę ci!
– Czyli nie mam wyboru? – wyglądała na zrozpaczoną.
O co jej nagle chodzi? Czy to on tak długo trzymał ciążę w tajemnicy?
– Miałaś możliwość wyboru, kiedy oszukiwałaś mnie na temat
antykoncepcji. I kiedy ukrywałaś przede mną ciążę. I kiedy dałaś się złapać
fotoreporterowi, jak po kryjomu odwiedzasz klinikę słynącą z aborcji…
– Ale przecież nie usunę tej ciąży! Dlatego jesteś taki zły?
Odruchowo spojrzał na jej brzuch i poczuł się kompletnie zdezorientowany
na myśl o rozwijającym się tam dziecku. Ich dziecku! Istotnie powinien być zły,
ale… nie był. Nie potrafił jedynie zapanować nad sobą i nad swoimi emocjami,
odkąd poznał tę kobietę!
– Nie zaszłaś w ciążę sama. O swoim ciele decydujesz ty. Więc… nie… nie
dlatego jestem zły.
Wyraz ulgi na jej twarzy tylko zwielokrotnił jego emocje, których nie
rozumiał. Ani zrozumieć nie chciał! Pragnął po prostu, żeby przestały istnieć.
– W takim razie, o co ci chodzi? Jeśli uważasz, że musisz mnie przez to
poślubić, to nie musisz. Zdecydowałam, że urodzę to dziecko. Nie będę cię do
niczego zmuszać ani angażować.
– Już jestem zaangażowany! Żadne moje dziecko nie wychowa się bez
nazwiska Blackstone. A to oznacza, że ty także musisz je nosić.
– Możemy pozmieniać nazwiska bez ślubu.
– Dla mnie to się nie liczy.
W rzeczywistości chodziło mu o kontrolę nad nią. Bo chwilowo nie potrafił
żyć bez Bronte. I nie chciał, żeby ona żyła bez niego. Dopóki nie pozbędzie się
tego przedziwnego uczucia, są na siebie skazani. A małżeństwo da mu pewne
prawa. Nie tylko wobec dziecka, ale także wobec niej!
Starając się nie patrzyć na jej zrozpaczoną twarz, sięgnął po komórkę
i napisał do Lisy: „Liso, niech przyjdą tu zaraz prawnicy”.
Bronte będzie do końca życia dostawać co miesiąc przyzwoite pieniądze.
A ich dziecko otrzyma najlepszą możliwą edukację.
– Lukas… nie możesz mnie zmusić do małżeństwa… – wyszeptała.
A co mnie to obchodzi?
– Owszem, mogę! – Postanowił w końcu wyżyć się odrobinę za całą
sytuację. – Jestem bardzo bogatym człowiekiem, Bronte. Już mieszkasz w domu,
który wam kupiłem. Ukrywałaś przede mną przez trzy lata fakt istnienia mojego
bratanka. Teraz usiłowałaś zrobić to samo z moim własnym, nienarodzonym
jeszcze dzieckiem. Jak spojrzy na to sąd, jeśli złożę pozew o przejęcie opieki
nad obojgiem?
Tym razem Lukas pojechał po bandzie. Ale czasem cel uświęca środki! Tego
nauczył go jego okrutny ojciec. Jeśli dopuścisz do głosu emocje, nigdy nie
osiągniesz zamierzonego celu.
Bronte zbladła.
– Nadal myślę, że wygrałabym w sądzie – odparła, starając się ukryć
zdenerwowanie. – Jestem opiekunem prawnym Nica, ty znasz go dopiero od
paru miesięcy.
– Bo go przede mną ukrywałaś.
– Na prośbę jego matki i ciągle…
– Bronte, naprawdę chcesz mnie sprowokować? I narazić Nica na długą
walkę o opiekę nad nim? Po tym wszystkim, co ostatnio przeszedł?
To był kolejny cios poniżej pasa, ale Lukas miał już dość załatwiania spraw,
tak jak to robiła Bronte.
– I po co to? – wybuchła. – Przecież nigdy nie ograniczę ci dostępu do
dzieci. Będziesz mógł być z nimi, ile zechcesz. I wcale nie musisz się ze mną
żenić!
O, nie może jej powiedzieć całej prawdy! Nie jest ekshibicjonistą. Lepiej już
uchwycić się logiki bełkotu Garveya sprzed czterech godzin.
– Moja firma poświęciła ostatnie pięć lat na zaistnienie na rynku rodzinnym.
Stworzyliśmy nową markę: Blackstone’s Deluxe Family Resort. Nasz pierwszy
kurort rodzinny zostanie otwarty za dwa tygodnie. A ty postawiłaś na głowie
cały internet niemalże w przededniu tego wydarzenia. W mediach aż huczy, że
konsultowałaś możliwość przerwania ciąży, w której jesteś… ze mną! Dla ludzi
to ja jestem ten zły, nie ty!
– Ani przez moment nie brałam pod uwagę aborcji! Klinika, o której
mówimy, prowadzi normalny punkt konsultacyjny dla kobiet na początku ciąży!
– Czyli zrobią ze mnie tatusia niechętnego do płacenia alimentów, tak?
Najpierw kogoś zapłodni, a potem się zmywa. Wedle naszych badań to głównie
kobiety, matki, babcie, decydują o tym, gdzie jechać z dziećmi na wakacje!
– Zmuszasz mnie do małżeństwa, żeby dobrze sprzedać swój nowy
produkt?!
– Tyle że mówimy o inwestycji wartej pięć miliardów dolarów, która według
mojego szefa PR nie ma szans na powodzenie, jeśli cię nie poślubię! –
Oczywiście nie mówił Bronte całej prawdy. Garvey sugerował jedynie, że ślub
byłby niesamowitą reklamą dla kurortu na Malediwach. Poza tym w tym
momencie Lukasa nie interesowały ani pieniądze, ani pięć lat pracy nad nowym
projektem, a wyłącznie natychmiastowe wyciszenie swoich emocji. – A daje ona
zatrudnienie wielu lokalnym mieszkańcom. Chcesz mieć ich już zawsze na
sumieniu?
Dobrze wiedział, że tym ostatnim argumentem, zupełnie już poniżej pasa, na
pewno trafił do jej serca.
Istotnie westchnęła głośno, całkowicie zgnębiona.
– Co więc mam zrobić?
– Zwołamy na wieczór konferencję prasową, a jutro polecimy na Malediwy,
żeby tam wziąć ślub. Możemy też zostać tam na miodowy tydzień, do
oficjalnego otwarcia kurortu.
– Ale przecież nie zostawię Nica samego na cały tydzień!
– Będzie bezpieczny z Maureen, a raz dziennie porozmawiacie na Skypie.
Jeśli zresztą chcesz, mogą do nas dolecieć na otwarcie ośrodka.
– Nie, nie… Nico jest za młody na uczestniczenie w PR-ach!
Lukas mógł jej nie ufać i nie radzić sobie z emocjami i pożądaniem, lecz
jednego był pewny: Bronte będzie doskonałą odpowiedzialną matką dla ich
dziecka, tak jak już jest dla jego bratanka.
– Mam jeszcze pytanie – dodała z wahaniem w głosie. – Co się zdarzy po
powrocie z naszego udawanego tygodnia miodowego?
Dla niego ten miodowy tydzień wcale nie będzie udawany. Przede
wszystkim skonsumują zawarte małżeństwo, żeby Bronte nie miała kolejnych
argumentów…
– Z pewnością będę się musiał na jakiś czas wprowadzić do waszego domu
przy Regent Park.
– Na jak długo?
– Aż ludzie uwierzą, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
A ja nacieszę się tobą w łóżku i Nikiem, i naszym dzieckiem na co dzień!
– Nasza zabawa w dom może całkiem zdezorientować Nica.
– Trzeba było pomyśleć o tym, jak oszukiwałaś mnie na temat
antykoncepcji.
Ale ona tak naprawdę nie myślała chyba wtedy ani o Nicu, ani o Lukasie. Po
prostu… nie myślała. A teraz nie miała prawa udawać kruchej sierotki Marysi,
bo o ciąży także nie powiedziała mu od razu, tylko dużo później.
Podszedł do niej i zaczął mówić dużo łagodniej.
– Wymyślimy coś, żeby nie zamieszać w głowie Nicowi. Przecież ja bez
przerwy wyjeżdżam, a jak urodzi się dziecko, mały będzie zajęty nowym
członkiem rodziny, a nie naszymi historiami.
– Pewnie tak. – Przygryzła dolną wargę. – Ale… obiecasz mi coś?
Westchnął przeciągle. Dlaczego wszystko sprawiało mu tak ogromny ból?
Przecież robił to, co należy, by ochronić ich dziecko!
– Niech Nico nigdy się nie zorientuje, jak bardzo mnie nie lubisz…
– Żaden problem – mruknął.
Żaden problem, bo ją lubił! I to bardzo. I nie mógł jej znielubić, nawet jeśli
czuł, że powinien.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Tak – wymamrotała sakramentalne słowo Bronte, stojąc roztrzęsiona na


pięknej plaży z białym piaskiem i zakrywając oczy przed obłędnym
popołudniowym słońcem.
Pastor mówił dalej, ale jego słowa zdawały się ulatywać gdzieś
w przestworza, ponad niesamowicie błękitnym morzem, od którego bolały ją
oczy. Podskoczyła, gdy Lukas wziął ją za rękę i pewnym ruchem wsunął na
palec obrączkę. Promienie słońca zdawały się z nich drwić, odbijając się w obu
obrączkach, gdy fotograf ślubny robił im pamiątkowe zdjęcie. W tle, na ciepłym
morskim wietrze, szeleściły liście palm.
W sercu Bronte zagościło poczucie całkowitego odrealnienia. Jakby śniła
jakiś luksusowy, lecz jednocześnie niszczycielski sen.
Po chwili personel Lukasa i pracownicy hotelu zaczęli im składać gratulacje.
– Jak tam? Dajesz radę? – podpytywał szeptem jej mąż.
– Tak, tylko jestem trochę zmęczona.
Odkąd dwa dni wcześniej zgodziła się na to pozorowane małżeństwo, był
nieznośnie troskliwy, co dla niej wyłącznie pogarszało sytuację. Gdyby chociaż
potrafiła znienawidzić go za namówienie ją do tego! Ale jakim cudem? Przecież
od dawna była w nim beznadziejnie zakochana.
Pozostało jej już wyłącznie zdobyć się na uprzejmy uśmiech i zasiąść do
uroczystego weselnego posiłku. I zmusić się do próbowania niesamowitych,
egzotycznych delicji, które znalazły się na stole, przygotowane z prawdziwą
pieczą przez lokalnego szefa kuchni.
Potem będzie musiała dla dobra mediów udawać szczęśliwą pannę młodą
spędzającą miodowy tydzień w kurorcie w świetle kamer. Być może udawanie
przeniesie się potem do Londynu… A w głębi serca Bronte będzie niezmiennie
marzyć, żeby ich małżeństwo przestało być medialną sztuczką. Dopóki tak się
nie stanie, będzie się nadal czuła jak tamta mała dziewczynka… jak wtedy…
stojąc na progu nowego domu taty, z nadzieją na miłość, której nigdy nie
dostała.
Gdy przyjęcie dobiegło końca, wsiedli do jednego z hotelowych wózków
golfowych. Ruszyli przed siebie, mijając kompleks hotelowy, gdzie spędziła
ostatnią noc w jednoosobowym apartamencie, kiedy prywatnym odrzutowcem
Lukasa przylecieli na jego prywatną wyspę.
– Dokąd jedziemy? – zapytała.
– Do naszej miodowej willi, na drugi koniec wysepki.
Ale to nie jest prawdziwy miesiąc miodowy!
Serce Bronte znów przeszył tępy ból. Tak czuła się od dwóch dni.
Willa była uosobieniem egzotycznego romantyzmu i miała swój własny
basen oraz fragment plaży. Na horyzoncie widniało złotawo-czerwone słońce,
które miało się ku zachodowi. Wkrótce pojawili się hotelowi służący, niosąc ich
bagaże, a właściwie głównie jej walizki pełne nowej garderoby, zakupionej
przez stylistkę, którą Lukas zatrudnił. W ciągu najbliższych dni mieli być
fotografowani na specjalnych sesjach zorganizowanych przez szefa PR, Dexa
Garveya.
Na samą myśl o tym Bronte czuła się wyczerpana. Pocieszała się tylko tym,
że spędzą z Lukasem parę nocy sam na sam na przepięknej egzotycznej
wysepce.
Oj, Bronte, Bronte… tylko ty tak potrafisz… masz spędzić tydzień w takim
luksusie i z takim facetem i zamiast się cieszyć, jesteś nieszczęśliwa…
Tymczasem właśnie ta perspektywa przerażała ją najbardziej od dwóch dni,
kiedy przygotowywała siebie i Nica na swój wyjazd.
– Czy teraz on będzie moim tatą?
Pytanie chłopca na odjezdnym nie przestawało jej prześladować.
Ignorując głośną rozmowę telefoniczną Lukasa z którymś z jego dyrektorów
zarządzających, chłonęła szum fal rozbijających się o brzeg, słony zapach wody
morskiej i aromat egzotycznych kwiatów. Starała się też wyobrazić sobie, jak
będzie wyglądała w dziewiątym miesiącu ciąży.
Tak, będą mieli dziecko, które jak każde zasługuje na miłość obojga
rodziców. Coś czego sama nie doświadczyła. Lukas nigdy jej nie pokocha, ale
co z dzieckiem?
Czuła się rozbita tym, że udało mu się namówić ją na małżeństwo
z rozsądku. Pozostał z niej żałosny cień. Jak wtedy, gdy ojciec odrzucił
ostatecznie swe małe córeczki.
Teraz została żoną Lukasa. Czy musi jednak znosić wszystkie jego zasady?
Jeśli nie ma siły walczyć o siebie, może zawalczy chociaż o ich dziecko?
Jej świeżo upieczony mąż podszedł do niej od tyłu i pocałował ją w szyję.
– A może pójdziemy prosto do łóżka? – zamruczał. – Niech to przeklęte
małżeństwo ma dla nas jakieś zalety!
Przytuliła się do niego. Nie zamierzała udawać, że go nie pragnie. Ale gra
toczyła się o wiele więcej niż tylko o seks.
– A jaki jest w ogóle plan? – zapytała. – Będziemy ze sobą sypiać, udawać
małżonków, a potem co?
– Przecież niczego nie udajemy. Na papierze, który podpisałaś, napisano, że
jesteśmy mężem i żoną.
– Tak, i ten papier ma termin ważności… Kiedy dokładnie upłynie? Po
urodzeniu się dziecka? Kiedy media uwierzą, że nie jesteś niedzielnym
tatusiem? Czy kiedy ci się znudzi sypianie ze mną? Bo obawiam się, że to ty
będziesz dokonywał wyboru, nie ja.
– Hej… uspokój się… jesteś przemęczona. Wiem, że to był maraton. Nie
musimy ze sobą spać od razu dzisiaj. – Jego reakcja potwierdziła wyłącznie tyle,
że kompletnie nie rozumiał jej obaw. – Ale w ogóle, Bronte, to ci nie odpuszczę!
Skonsumujemy to małżeństwo!
Patrzyła na niego zdumiona. Nagle dotarło do niej coś, na co nie śmiała mieć
nadziei. A jeżeli dla niego także ich sytuacja ma większe znaczenie?
– Lukas – zdobyła się na odwagę – seks nie załatwi wszystkich problemów.
Chcesz wiedzieć, dlaczego zgodziłam się na to małżeństwo?
– Bo zagroziłem, że odbiorę ci Nica. – Mówiąc to, nie umiał jej spojrzeć
prosto w oczy.
Wtedy dotarła do niej kolejna rzecz: Lukas nigdy nie zrealizowałby swej
groźby!
– No i dlatego, że będziemy mieli nasze dziecko – dodał.
– Tak… i chyba ja też usiłowałam sobie wmówić, że takie były główne
przyczyny. A w rzeczywistości jest o wiele prościej: zgodziłam się na ślub, bo
cię kocham.
– Co?! – wykrzyknął. – Bronte! Do diabła! Nawet tak nie mów!
Prawdziwy strach w jego oczach był najlepszą odpowiedzią na wszystkie jej
pytania.
– Dlaczego? – zapytała, sama ostatecznie akceptując prawdę.
Bo do tej pory się jej bała. Z powodu przeżyć w dzieciństwie bała się
kolejnego odrzucenia. Uwierzyła, że nie zasługuje na miłość ani na szacunek i że
najlepiej, jeśli będzie sama. A życie wypełni kochaniem Nica, a teraz również
i kolejnego dziecka.
To wszystko była jedna wielka nieprawda!
Ponieważ w rzeczywistości pragnęła i zasługiwała na dużo więcej. I zamiast
oszukiwać samą siebie, będzie musiała o to powalczyć. Jeżeli dopuści do
sytuacji, w której ich małżeństwo zacznie się od kłamstwa i ukrywania
prawdziwych uczuć, szansa zbudowania czegoś trwałego i silnego zostanie
zmarnowana, zanim sobie ją oboje uświadomią.
– Nie wolno ci się we mnie zakochać! – powiedział przestraszony.
Bronte zaciekawiło, czy jest świadom swego strachu.
– Będziesz żałować, kiedy układ się zakończy! – dodał.
– A dlaczego musi się zakończyć? – zadała nareszcie pytanie, które leżało
u podstaw wszystkiego.
– Nie zmuszaj mnie do odpowiedzi.
– Jesteś mi winny tę odpowiedź.
– W porządku. – Westchnął przejmująco. – Skończy się, kiedy nareszcie
zrozumiesz, że nie mogę odwzajemnić twojej miłości.
– A dlaczego nie możesz?

Lukas czuł się, jakby ktoś wyrywał mu wnętrzności bez znieczulenia.


Jak doszło do takiej rozmowy? Jak mógł do tego dopuścić? Przecież to on
miał panować nad sytuacją… Tymczasem Bronte znowu zakręciła mu w głowie.
Tym razem nawet nie swym seksapilem, ale otwartością i szczerością. I nawet
nie zdawała sobie sprawy z tego, co mówi i jakie to ma dla niego znaczenie.
Przestał być na nią zły za ukrywanie ciąży natychmiast, gdy tylko zgodziła
się na fikcyjny ślub. A w ciągu ostatnich paru dni przyjął do wiadomości, czemu
naprawdę zmusił ją do małżeństwa: bo jej pragnął, choć wiedział, że na nią nie
zasługuje ani nigdy jej nie uszczęśliwi.
A teraz Bronte odkryje prawdę, gdy nareszcie się dowie, dlaczego Lukas jest
towarem wybrakowanym i emocjonalnym bankrutem, pomimo fortuny
i sukcesów zawodowych. I to od siódmego roku życia. Zobaczy, dlaczego nie
opłakiwał brata, nie chciał nawiązywać więzi z Nikiem, a ich dziecku zaoferuje
jedynie bezpieczeństwo finansowe. I dlaczego małżeństwo z nim nigdy nie
będzie prawdziwe.
– Co się stało, powiedz! Czy to nadal trauma po porwaniu w dzieciństwie? –
Pogłaskała go po bliźnie, przyprawiając o dalsze katusze.
Pokręcił głową i odsunął się. Bronte musi zrozumieć. Należy jej się chociaż
tyle. Zamyślony, zapatrzył się w ocean. Cały otaczający go luksus był
kompletnym przeciwieństwem tamtego małego brudnego pomieszczenia, gdzie
go wtedy trzymali. Ale poczucie uwięzienia i bezsilności – dokładnie takie
samo. Jednak to nie to wspomnienie prześladowało go latami we śnie
i sprawiało, że czuł się tak bezwartościowy.
– Gdy wróciłem do domu po tym, co się stało, to długo jeszcze moczyłem
w nocy łóżko. – Własny głos brzmiał mu obco, kiedy to mówił. – Jasne, że
miałem też koszmary. Do dziś boję się wind i zamkniętych przestrzeni. – Zdał
sobie także sprawę, że w ogóle po raz pierwszy mówi to na głos do
kogokolwiek. – Trzymali mnie w piwnicy do przechowywania zbiorów. Ale tak
naprawdę, tylko raz mnie zranili, żeby zmusić ojca do zapłacenia okupu. Resztę
czasu po prostu mnie ignorowali.
– Czy byłeś potem na jakiejś terapii?
Niespodziewanie zaśmiał się.
– Niezupełnie… Jakiś miesiąc po porwaniu ojciec kazał przywieźć mnie do
swego biura na Manhattanie, bo był zły, że nadal sikam do łóżka, a w szkole
mam gorsze oceny. Powiedział mi, że muszę z tym skończyć, bo jestem jego
spadkobiercą jako starszy z bliźniaków. A poza tym mam lepszy charakter, bo
Aleksiej przypomina matkę. Hedonista, nieznający ograniczeń ani
odpowiedzialności…
– Ależ ten człowiek mówił tak do siedmiolatka! – wykrzyknęła zdumiona.
– A wiesz, co jest najdziwniejsze? Nigdy nie zakwestionowałem jego oceny!
Nigdy nie pomyślałem, że całe późniejsze zachowanie Aleksieja – picie,
kobiety, narkotyki – było próbą zwrócenia na siebie uwagi ojca, podobnie jak
moje działanie. Wierzyłem, że odreagowuje niemożność założenia rodziny…
A prawdą jest, że obaj cierpieliśmy, każdy na swój sposób, z powodu braku
ojcowskiej miłości.
– Lukas… a co się jeszcze stało wtedy, gdy zabrano cię do jego biura?
– Powiedział mi, że nie zapłacił okupu. FBI kazało mu przygotować
pieniądze, bo zaplanowali akcję odbicia mnie, a on odmówił… i przechwalał się
tym do mnie.
– Co…?!
A więc to ten moment w życiu tak skrzętnie ukrywał Lukas. Kiedy tata
posadził go u siebie w biurze i wytłumaczył mu, że jest dla niego mniej ważny
od reputacji firmy Blackstone’ów…
– Powiedział mi, że to nawet nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę.
– A to kanalia… – nie umiała się pohamować Bronte.
A on umiał. Pohamowywał się tak całe życie. Żeby nie okazać, co naprawdę
czuje.
– Prawda jest niestety taka, że odkąd pamiętam, starałem się być takim
samym zimnym skurwysynem jak on. I udało mi się…
Ze zdziwieniem zobaczył łzy na jej zagniewanej twarzy.
– To nonsens, Lukas! Wcale ci się nie dało! A gwoli ścisłości – byłeś wart
każdy grosik tamtego okupu!
– Bronte… musisz zrozumieć. Ja nie mogę cię pokochać. – Mówił dalej
spokojnie, bo poznała już całą prawdę. – Po prostu nie jestem już zdolny do
uczuć.

Lukas, ty skończony idioto!


Bronte walczyła z łzami. Musiała się teraz zmobilizować i wykorzystać
jedyną okazję na prawdziwą rozmowę.
– Lukas, nie wiem, co myślisz o miłości, ale to nie jest żadne wielkie
zjawisko romantyczne. To małe rzeczy, które robisz, by pokazać bliskim, że są
dla ciebie ważni.
– Próbujesz mnie przekonać, że będziesz szczęśliwa, kochając mnie bez
wzajemności? – zdziwił się zdezorientowany. – Ale to idiotyzm.
– Wcale niczego takiego nie mówię.
– To co mówisz?
– A mogę ci opowiedzieć o czymś z mojego dzieciństwa? Kiedy byłyśmy
z Darcy malutkie, nasz ojciec odszedł od mamy. Podobnie jak twój ojciec, był
płytki i myślał wyłącznie o sobie. Nawet go nie pamiętałam, ale matka
zbudowała w naszych głowach obraz idealnego faceta. Pewnego dnia
powiedziała, że jedziemy go poznać. Cieszyłyśmy się, jak to dzieci. Kiedy
otworzył drzwi, nawet na nas nie spojrzał. Wypalił tylko matce, że ma już nowe
życie i mamy znikać. I to był ostatni raz, gdy go widziałam.
– Ale sukinsyn…
– Cierpiałam mocno, ale postanowiłam pogodzić się ze swym nieszczęściem.
Założyłam, że sama się nie zakocham i z nikim nie zwiążę. Żeby się
zabezpieczyć w przyszłości przed kolejnym odrzuceniem.
Przecież Lukas robił dokładnie to samo!
– Ale… Bronte… nie widzisz, że jestem taki jak on? Musisz się przede mną
chronić… Kochanie mnie…
– Już cicho… – uspokoiła go i wcale nie protestował. – Chciałam ci coś po
prostu wyjaśnić. Coś, co sobie ostatecznie uświadomiłam, składając przysięgę
ślubną na plaży…
Westchnął.
– Ze mną to nigdy nie będzie prawda…
– Lukas… daj mi skończyć! Ten moment pod drzwiami ojca przeżywałam
w swojej głowie chyba z tysiąc razy. Wyobrażałam sobie też, że mogłoby być
inaczej… że powiedziałby nam, że nas kocha… W końcu zdusiłam w sobie to
wspomnienie, bo mnie zabijało. I wiesz, co sobie uświadomiłam, gdy ciebie
poznałam? Że ta jedna scena i tak nie miałaby znaczenia, bo przez całe moje
dzieciństwo przed nią i po niej ten człowiek nigdy nie pokazał, że nas kocha. Nie
było go w urodziny, na Boże Narodzenie, w pierwszy i ostatni dzień szkoły, gdy
się bałam, gdy chorowałam, gdy się cieszyłam… po prostu nie było go nigdy
w moim życiu, bo tak zdecydował. A ty… odkąd się spotkaliśmy, wykonałeś
wiele wspaniałych gestów, małych i wielkich, pokazując mnie i Nicowi, jak
bardzo jesteśmy dla ciebie ważni. I na tym polega miłość.
– Szpik to kwestia zgodności genów, dom to kwestia posiadania pieniędzy
na kupno…
– Dzięki Bogu za te geny, a pieniądze… trzeba jeszcze chcieć je na kogoś
przeznaczyć. A ty chciałeś nas zabezpieczyć. To się liczy. Tak samo jak to, że
próbowałeś grać z Nikiem w piłkę i budowałeś z nim domy z klocków.
Pokazałeś mu, że jest dla ciebie ważny. Kiedy chciałeś mnie zatrzymać na noc
lub wściekałeś się, że wyszłam z domu bez ochrony, także pokazywałeś mi, że
nie jestem ci obojętna.
– Chyba niewiele spodziewasz się po ludziach… Każdy by tak zrobił!
– Każdy? Na przykład twój ojciec i mój ojciec?
– Oni byli zaburzeni!
– Dokładnie! A ty wcale nie jesteś!
– Nawet gdyby to była prawda, w co wątpię, nie wiem, czy mogę dać tobie
i Nicowi to, czego oczekujecie w sferze uczuć.
Cierpliwości… wkrótce sam się przekonasz, na ile cię stać!
– Tym się nie martw, Lukas. Zastanów się raczej, czy nie chciałbyś, żeby
nasze małżeństwo było prawdziwym związkiem, a nie tylko układem, dla dobra
naszego dziecka i pozytywnego rozwoju wizerunku twojej firmy. Bo jeśli byś
chciał, to ja bardzo tego chcę.

– Tak, chcę! – Nie wytrzymał dłużej i chwycił ją w ramiona. – Ale co, jeśli
to już wszystko, co potrafię dać? I nic więcej?
– To nie wszystko – odparła ze stuprocentowym przekonaniem, przerażając
go kompletnie.
Wiedział, że w takiej sytuacji nie powinien się do niej zbliżać. Ale wszystkie
głęboko skrywane pragnienia pokonały go. Ciągnęły go do niej. Trudno.
Najwyżej raz będą się kochać bez żadnego udawania i wmawiania sobie, że
chodzi wyłącznie o seks. Tylko ten jeden raz…
Porwał ją z podłogi, zaniósł do sypialni i zaczął zrywać z niej ubrania, jakby
za chwilę miał nastąpić koniec świata. Bronte nie pozostała mu dłużna…

Gdy skończyli, pomyślał, że nie potrafi już dłużej się oszukiwać, że


potrzebował ślubu dla dziecka i dla wizerunku firmy. Trzęsły mu się z wrażenia
ręce. Przecież tak naprawdę chodziło mu o Bronte. I co teraz?
– Lukas, kocham cię – powiedziała i wzięła go za rękę, zmuszając tym
gestem, by spojrzał jej w oczy. – I nie obchodzi mnie, co jeszcze wymyślisz.
Wiem, że potrafisz mnie kochać.
– Ale czemu to ma takie znaczenie? – wymamrotał na skraju łez, doskonale
znając odpowiedź. – A jeśli i tak cię zranię? I Nica?
Ostatni raz czuł się tak u ojca w biurze, kiedy miał siedem lat.
Bronte czuła się natomiast o wiele lepiej. Wiedziała już, że ich małżeństwo
ma szansę być prawdziwe, choć upłynie dużo czasu, zanim Lukas uwierzy, że
może być dobrym mężem i ojcem. Oboje zresztą będą potrzebowali sporo, by
zaufać swej rodzącej się miłości po doświadczeniach z dzieciństwa. Ale nadzieja
i uczciwość ich wspomogą.
– Lukas, czy to twój pokrętny sposób, żeby mi powiedzieć, że jednak mnie
kochasz?
– Czuję się przyłapany na gorącym uczynku…
EPILOG

– Panie Blackstone, i jak się pan czuje w roli ojca?


– Czy wasz synek daje wam pospać?
– Pani Blackstone, czy cieszy się pani na ten pierwszy urlop od czasu
porodu?
– A jak się wam podoba Kurort Rodzinny Blackstone’ów?
– Nico, Nico, pomachaj nam!
– Kurort jest naprawdę uroczy! – wykrzyknęła w końcu w stronę reporterów
Bronte, a Nicowi udało się pomachać, zanim do akcji wkroczył rozwścieczony
Lukas.
– Tylko ich nie zachęcajcie! – wrzasnął, posyłając gniewne spojrzenia
w stronę paparazzich pacyfikowanych właśnie przez ochronę Blackstone’a na
Międzynarodowym lotnisku Velana. – Reklamowanie kurortu to robota
Garveya, nie wasza! Jak tylko go zobaczę, to mu o tym przypomnę! Jakoś nie
chce mi się wierzyć, żeby media przypadkiem znalazły się dziś na lotnisku, na
którym się przesiadamy, lecąc na urlop! Dex za chwilę będzie szukał sobie
pracy, jeśli jeszcze raz zapomni, że moja rodzina jest nietykalna!
Gdy znaleźli się w prywatnym samolocie, Lukas uspokoił się dopiero,
usypiając rozbudzonego medialną wrzawą najmłodszego członka rodziny.
Blackstone, mąż i ojciec, był obecnie zupełnie innym człowiekiem niż ten,
którego ponad rok temu poznała Bronte. Troskliwy, oddany rodzinie, przywykły
do małżeństwa, w którego prawdziwość uwierzył. Ich życie przypominało
ostatnio nieustanną trąbę powietrzną, ale pojawienie się na świecie Markusa
ostatecznie przypieczętowało związek.
Bronte pogłaskała męża po bliźnie.
– Twoja przemiana z kawalera playboya we wzorowego męża i ojca jest
naprawdę świetną reklamą dla nowej branży naszej korporacji! – Bronte jednym
tchem wyrecytowała ulubiony slogan Garveya.
– Tylko ty nie zaczynaj! – Lukas wzniósł oczy do nieba.
– Tato, tato, kiedy tam nareszcie dolecimy?
Tato…
To słowo w ustach Nica jeszcze długo będzie przypominać Bronte okropną
scenę sprzed dwóch miesięcy, kiedy mały wrócił z zerówki kompletnie
zapłakany i nie chciał powiedzieć, co się stało. Dopiero po powrocie Lukasa
zapytał:
– Dlaczego nie możesz być moim tatą, a ciocia mamą? Jeśli mały Markus
może mieć mamę i tatę, to czemu ja nie mogę? Nie chcę mieć martwych
rodziców!
Lukas i Bronte wymienili przerażone spojrzenia ponad jego głową,
uświadamiając sobie, że istotnie nie przedyskutowali na poważnie zaistniałej
sytuacji.
Blackstone postanowił ratować sytuację i natychmiast porozmawiać
z Nikiem jak mężczyzna z mężczyzną, by mu wyjaśnić, że obaj chłopcy są dla
nich dokładnie tak samo ważni. Nico jednak nie dał się tak łatwo zagadać.
– Jake w szkole powiedział mi, że bratanek to nie to samo co syn!
Trzeba było zatem natychmiast szukać innego rozwiązania. Lukas z cichym
przyzwoleniem Bronte zaproponował więc chłopcu, by odtąd mówił do nich
„mamo” i „tato”, bo przecież i tak w rzeczywistości to oni są jego rodzicami.
Radości dziecka nie było końca i odtąd rzeczywiście zwracał się tak do nich
przy każdej możliwej sytuacji, a czasem w absolutnie każdym zdaniu!
Dało się to odczuć szczególnie w trwającej już od około dziesięciu godzin
podróży.
– Jak tylko wylądujemy, tato, czy weźmiesz mnie, tato, na zjeżdżalnię na
basenie?
– Nico… jak wylądujemy, będzie zupełnie ciemno!
– Ale, tato, śni mi się to już od tylu godzin!
– Żeby ci się coś śniło, potrzeba snu, a ja nie pamiętam, żebyś od dziesięciu
godzin choć raz spał!
– Ale tato!
– Nico… Jak uśniesz w samolocie, możemy rozmawiać… Umowa?!
Bronte uwielbiała patrzeć na rodzącą się głęboką więź między obu panami
i śmiała się w duchu na wspomnienie obaw Lukasa dotyczących jego
rodzinności.
– Dobranoc, Nico.
– Dobranoc, tato. Na pewno przyśnią mi się te zjeżdżalnie…
Tato…
Lukas nie mógł się nadal nadziwić… Kto by pomyślał, że to słowo zacznie
dla niego kiedyś aż tak wiele znaczyć? W duchu od dawna dziękował zmarłemu
bratu i Darcy za dar rodziny, którym go obdarzyli.
Aleksiej, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy tam, gdzie jesteś, a ty, Darcy,
wybacz… i wiedz, że Nico jest dla nas jak własny syn. I zawsze będzie.
Lukas po cichu wślizgnął się do sypialni najmłodszego, gdzie drzemali
Bronte i Markus. Żona karmiła małego i widok ten miał niestety wydźwięk
mocno erotyczny, ale trudno się było spodziewać, by po tak długiej podróży dało
się zrealizować pewne wizje… Nieważne, ile się ma pieniędzy. Każda podróż
z małymi dziećmi wyczerpuje.
– Nico już w łóżku?
– Oczywiście. A teraz zajmę się drugim, a ty zmykaj spać!
Bronte uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Chłodny wiatr od oceanu i nieziemski blask księżyca ostudziły nieco
pragnienia Lukasa. Przy dwójce małych chłopców trzeba być realistą. Po jakimś
czasie, nieco uspokojony, postanowił wrócić do ich wspólnej sypialni.
Z wielkim zdziwieniem zastał tam zupełnie niezaspaną małżonkę.
– Dlaczego nie śpisz? – westchnął.
– Czekałam na ciebie. Co ci tyle zajęło?
– Czekanie, aż uśniesz… Żebym mógł cię już dziś nie męczyć… – przyznał
niechętnie.
Ty, mała małpo… zaraz mi za to zapłacisz! – pomyślał.
Bronte zaśmiała się, jakby czytała w jego myślach.
– Chyba chciałabym się dziś zmęczyć jeszcze bardziej…
Nie musiała mu tego dwa razy powtarzać. Ilekroć zbliżał się do niej, czuł, że
po latach naprawdę odnalazł drogę do domu.
Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
EPILOG
Pippa Roscoe

Najlepsza kandydatka

Tłumaczenie: Agnieszka Poznańska

HarperCollins Polska sp. z o.o.


Warszawa 2020
Tytuł oryginału: A Ring to Take His Revenge

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2018 by Pippa Roscoe


© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.


Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w
jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do


osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do


Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins


Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody
właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie


prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.


02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-4951-5
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
PROLOG

Londyn…

Antonio Arcuri gestem wskazał drobnej brunetce drogę do samochodu.


Przyzwyczajony był do wożenia swoją kierowaną przez szofera limuzyną
dopiero co poznanych kobiet, ale nigdy służbowo. Tym razem nie miał jednak
wyboru. Poranne spotkanie nieoczekiwanie się przedłużyło, a nie mógł odwołać
ani rozmowy kwalifikacyjnej z osobą kandydującą na stanowisko jego asystenta,
ani zebrania z pozostałymi dwoma członkami Kręgu Zwycięzców – konsorcjum
wyścigowego, którego był współwłaścicielem. Czekał prawie rok, aby znów
zobaczyć Dymitra i Danyla – przyjaciół, którzy byli dla niego niczym bracia.
Musiał więc działać nieszablonowo. Brunetka, panna Guilham, uniosła ze
zdziwienia brwi na tę nieoczekiwaną zmianę miejsca spotkania, po czym usiadła
na pluszowej kanapie auta i zaczęła nierówną walkę z krnąbrną spódnicą, która
wbrew jej woli odsłaniała gładkie, kremowe uda właścicielki. Antonio zajął
miejsce obok niej i kątem oka ją obserwował. Była filigranowa i piękna,
zauważył i czym prędzej odrzucił tę myśl. Wygląd osobistego asystenta nie ma
przecież żadnego znaczenia.
Samochód wyjechał wreszcie z mroku podziemnego parkingu jego biurowca
wprost w słoneczny, zimowy blask zatłoczonego Londyńskiego centrum.
Antonio zerknął na zegarek i po cichu zaklął.
– Kierowca powinien jechać ulicą St. James, a potem Pall Mall. Okres
Bożonarodzeniowy i Regent Street nie współgrają najlepiej. – Popatrzyła na
niego piwnymi oczami, a Antonio poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
W jej wzroku nie było ani desperackiej chęci przypodobania się, ani
zmysłowego podniecenia, które zazwyczaj towarzyszyły spojrzeniom innych
kobiet. Wiedział, że jest atrakcyjny, i w pełni to wykorzystywał, choć nigdy
w stosunku do swoich współpracowników. Co ciekawe, oczy panny Guilham
były również niezwykle szczere, co wydało mu się wręcz bezcenne. Na papierze
Emma wypadła najsłabiej, w porównaniu z dwiema innymi kandydatami, które
dotychczas spotkał. Ponadto miała zaledwie dwadzieścia dwa lata. Nie musiał
zerkać do jej CV, pamiętał istotne szczegóły z życiorysów potencjalnych
asystentów.
– Ukończyła pani Biznes Międzynarodowy na Uniwersytecie w Londynie
doskonale zdając wcześniej egzaminy. Potrafi pani pisać sto dwadzieścia słów
na minutę, lubi pani podróżować i czytać – wymieniał, z niepokojem
zauważając, jak kolor oczu Emmy zmienia się z piwnego w zieleń morskiej
piany. – Jest pani pracowita, co wielokrotnie potwierdzał dyrektor finansowy
mojego londyńskiego biura, gdzie zatrudniona była pani na pełen etat przez
ostatnich kilka miesięcy, a wcześniej na pół etatu, kiedy przez rok jednocześnie
łączyła pani pracę i studia, co również podkreślał mój dyrektor finansowy.
W odpowiedzi Emma jedynie przytaknęła. Zazwyczaj kandydaci
wykorzystują ten moment i rozwodzą się nad swoimi zaletami. Odczekał więc
chwilę, aby dać jej możliwość wypowiedzenia się. Ponieważ milczała,
kontynuował:
– Miejscem pracy jest Nowy Jork. Zajmuję się wysokimi stawkami
i poufnymi transakcjami, oczekuję zatem dyspozycyjności, absolutnej
koncentracji i pełnej dyskrecji. Zarówno w kwestiach biznesowych, jak
i prywatnych. Często nie ma mnie w nowojorskim biurze, natomiast pani
obecność będzie tam wymagana przez cały czas.
– Oczywiście – odparła, lecz w jej wyrazie twarzy nie było ani ekscytacji,
ani rozczarowania.
– Nie sprawia pani wrażenia zainteresowanej, panno Guilham – odparł
zniecierpliwiony brakiem jej reakcji.
– Musi mi pan zadać pytanie – powiedziała spokojnie, bez tonu pretensji. –
Czy wyrazić się jaśniej?
Zachęcona gestem jego ręki, rzekła:
– Panie Arcuri, wzięłam udział już w trzech przedwstępnych rozmowach na
to stanowisko, z brytyjskim działem kadr pana firmy, z amerykańskim oraz
z pana poprzednim asystentem. Nie mam złudzeń, co do mojego skromnego
doświadczenia w porównaniu z innymi aplikantami i szczerze doceniam pana
chęć wciśnięcia mnie do zespołu. – W tym momencie nagle przerwała i zwróciła
się do kierowcy. – Teraz w lewo, następnie druga w prawo. – Kierując wzrok
znów na Antonia, kontynuowała: – Domyślam się, że na tym etapie o pana
wyborze zadecyduje osobowość kandydata. Szuka pan kogoś, kto będzie żył
sprawami Arcuri Enterprises? Mogę tak żyć. Kogoś, kto dopilnuje pana
międzynarodowego kalendarza? Zrobię to z zamkniętymi oczami. Kogoś, kto
zadba o wszystko, co niepotrzebnie zajmowałoby pana bezcenny czas? Jestem tą
osobą. Chcę dla pana pracować, bo jest pan najlepszy. To proste.
Limuzyna zajechała pod samo wejście do wielkiego budynku londyńskiego
Asquith Clubu, podczas gdy Antonio wciąż dochodził do siebie po imponującym
i nieco zaskakującym przemówieniu Emmy.
– Mam jedno pytanie, panno Guilham.
– Tak?
– Gdyby utknęła pani na bezludnej wyspie i mogła zabrać ze sobą tylko
jedną rzecz, co by to było?
Przez lata zadawania tego pytania wielu osobom, przywykł do różnych
odpowiedzi. Muzyka Mozarta, komplet dzieł Shakespeare’a, pianino.
– Telefon satelitarny.
Antonio tylko jeden raz wcześniej usłyszał taką odpowiedź. Wtedy, kiedy
sam jej udzielił.
– Panie Arcuri, dziękuję za możliwość rozmowy z panem. Będę czekała na
wiadomość z działu HR. Życzę miłego lunchu, a ja wracam do biura. – Wysiadła
z samochodu, zostawiając swojego rozmówcę oszołomionego. Biorąc pod
uwagę podziw, z jakim kierowca przyglądał się odchodzącej Emmie, nie był
w tym osamotniony.
Po chwili Antonio również wyszedł i udał się w stronę prywatnego pokoju
w Asquith, gdzie czekali już na niego Dymitr Kyriakou i Danyl Nejem Al Arain.
Z trudem usiłował odgonić myśli o kołyszących się biodrach panny Guilham
kierujących się na stację metra Piccadilly Circus i naprowadzić je na Krąg
Zwycięzców. Jego trzej właściciele poznali się jeszcze podczas studiów, a ich
przyjaźń przetrwała wiele ciężkich prób. Kiedy Antonio potrzebował pieniędzy
na rozpoczęcie własnego biznesu, Dymitr, Danyl i dziadek ze strony matki byli
jego pierwszymi inwestorami. Oddał im oczywiście dług, łącznie z procentami,
na długo przed umówionym terminem, ale nigdy nie zapomniał przyjaciołom tej
przysługi. Wiedział, że bez nich nie znajdowałby się dzisiaj w tym miejscu. Oni
to samo mogli powiedzieć o Antoniu. Cała trójka regularnie pojawiała się
w prasie jako geniusze biznesu, a teraz, po niespełna roku, znów znaleźli się pod
jednym dachem.
W drzwiach do prywatnej jadalni, Antonio minął pospiesznie opuszczającą
pokój drobną blondynkę.
– Coś przegapiłem? – spytał, patrząc na przyjaciół.
Grecka uroda Dymitra zawróciła w głowie już niejednej kobiecie, podobnie
jak Danyla, szejka i następcę tronu Terhrenu. Ich kwartalne narady, jedyny stały
element napiętych grafików, zostały na jakiś czas wstrzymane przez
Amerykański Departament Sprawiedliwości. Teraz jednak, gdy dowiedziono
niewinności Dymitra, znów mogli się spotkać.
– Przegapiłeś propozycję – odparł Dymitr.
– Tak w biały dzień? Panowie, to mogłoby narazić moją reputację na
szwank.
– Zawodową propozycję – sprostował Danyl.
– Ona – Dymitr wskazał głową na drzwi, przez które właśnie wyszła
blondynka, – chce się dla nas ścigać w Pucharze Hanleya.
– Mamy już dżokeja – wtrącił Danyl – ale ona twierdzi, że może wygrać
wszystkie trzy wyścigi.
Antonio był wyraźnie zaintrygowany.
– Nie zdarzyło się tak od czasu…
– Od czasu, kiedy jej ojciec trenował konia i jeźdźca dwadzieścia lat temu –
dodał Dymitr.
– To była Mason McAulty? – Antonio szybko połączył fakty.
Takie zwycięstwo to również ogromna pula nagród i zainteresowanie
światowej prasy. Wieści o ich konsorcjum pojawiały się często
w wiadomościach i nikt nie mógł odmówić im sukcesu. Był to idealny biznes dla
trzech kochających hazard, konie i adrenalinę mężczyzn. Antonio był kiedyś
nawet poważnym pretendentem do gry w polo na arenie międzynarodowej.
Poczynania niejakiego Michaela Steela prawie całkowicie zniszczyły jednak
jego rodzinę i plany musiały ulec zmianie. Starając się stłumić wzbierający
gniew na myśl o tym człowieku, Antonio wrócił do propozycji.
– Dałaby radę to zrobić? – spytał.
Dymitr wzruszył ramionami.
– Myślę, że tak – odparł po chwili namysłu Danyl.
– Wchodzę w to! – oświadczył stanowczo Antonio z typową dla siebie
włoską manierą.
Jeśli Mason McAulty by się udało, zwycięstwo byłoby niesamowite. A jeśli
nie… No cóż, czy jest coś takiego jak zła prasa? Ważne, żeby było o nich
głośno. Do diabła, przecież tym żyli!
– Czemu nie. – Dymitr również podjął rękawicę.
Danyl przytaknął niechętnie, rzucając wściekłe spojrzenie w stronę drzwi,
przez które wyszła McAulty. Miał nadzieję, że wie, że igra z ogniem.
– Whisky? – zaproponował Dymitr.
– Oczywiście! – odparł Antonio, siadając wygodnie w fotelu. – Dobrze mieć
was znowu przy sobie.
– Powiedz tak jeszcze raz, a uznam, że jesteś mięczakiem – zripostował
Dymitr.
– Gdybym chciał słuchać ploteczek zostałbym w domu i odwiedził harem –
dodał Danyl.
– Nie masz haremu. Gdybyś miał, nigdy byśmy cię nie widzieli – zadrwił
z niego Antonio.
Zamiast rozkoszować się towarzystwem przyjaciół, Antonio znów wrócił
myślami do kobiety, którą postanowił zatrudnić na stanowisko swojej osobistej
asystentki, Emmy Guilham…
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Osiemnaście miesięcy później…

Emma zwinnym ruchem wsunęła w upięty na karku kok niesfornie


opadające na twarz kosmyki ciemnych włosów. Nawet gdyby kilka razy nie
dostrzegła niezadowolenia na twarzy Antonia, gdy włosy wyśliznęły się ze
starannie ułożonej fryzury, to i tak instynktownie czuła, czego oczekuje od niej
bezwzględny szef – dyskrecji, szybkości i skuteczności.
Kiedy patrzyła na siebie w łazience nowojorskiego biura Arcuri Enterprises,
srebrne insygnia z literami A i E umieszczone w rogu każdego z wielkich luster
przyciągały jej uwagę i wywoływały dreszcz satysfakcji. Przebyła długą drogę
z malutkiego domku swojej mamy w Hampstead Heath. Wróciła myślami do
nietuzinkowej rozmowy kwalifikacyjnej, jaką odbyła w limuzynie Antonia,
przedzierając się przez ogarnięty świątecznym szałem Londyn. W swoim
mniemaniu była wtedy bezczelna. Sądziła, że nie ma szans na tę pracę. Nie
mając więc nic do stracenia, postawiła na szczerość.
Każde słowo, które wówczas wypowiedziała, starała się przez ostatnie
osiemnaście miesięcy wcielać w życie. Tak ciężko walczyła o to, by być tu,
w Nowym Jorku, by stać się osobistą asystentką Arcuriego. Nie mogła pozwolić,
by jego nietypowe, nieplanowane i coraz bardziej nieuchronne przybycie wybiło
ją rytmu. Od chwili, gdy o pierwszej w nocy dźwięk wiadomości na telefonie
poinformował ją, że Antonio wraca z Włoch i pojawi się w biurze za niecałe
sześć godzin, czuła coś w rodzaju paniki. Starała się uspokoić. Wstała z łóżka,
przejrzała jego spotkania i kalendarz, ale nie znalazła tam niczego, co
uzasadniałoby tak niespodziewany powrót. Nie wiedziała zatem, czego się
spodziewać po swoim ponurym szefie.
Zawsze z ulgą przyjmowała jego wyjazdy, czy to na spotkania konsorcjum
Kręgu Zwycięzców, czy do swoich biur w Londynie, Hong Kongu bądź we
Włoszech. Rozkoszowała się tym, że ma z nim kontakt jedynie poprzez pocztę
elektroniczną bądź podczas krótkich wideo konferencji. W rzeczywistości
Antonio był zbyt… przytłaczający. I nie chodziło tu wyłącznie o jego klasyczną
urodę. Oczy w kolorze gorzkiej czekolady, wyraźnie podkreślone kości
policzkowe i mocno zarysowana szczęka byłyby wystarczającymi atutami dla
każdego mężczyzny. Jego równa włoska opalenizna kontrastująca z ustami
o głębokiej barwie czerwonego wina sprawiały, że wyglądał niesłychanie
zmysłowo. Każdy centymetr jego ciała był idealnie wyrzeźbiony, mocny
i drapieżny. Ale wiedziała, że wszystkie te atrybuty nie mają znaczenia. To
właśnie jego witalność i rezonujący od niego autorytet naprawdę ją pociągały.
Nauczyła się jednak temperować to uczucie, by nie kolidowało z jej
obowiązkami. Była tutaj, by pracować, a nie pożądać swojego atrakcyjnego
szefa. Nie chciała wpaść w pułapkę, w którą dało się już złapać tyle kobiet. Poza
tym miała swoje cele, miejsca, które planowała zobaczyć, rzeczy, które bardzo
chciała zrobić, a w żadnym z tych punktów Antonio Arcuri nie był
uwzględniony.
Drzwi łazienki nagle otworzyły się i do środka wtargnęła chmara kobiet
uzbrojonych w torby z przyborami do makijażu. Emma przez chwilę
obserwowała, jak, używając kobiecych narzędzi do uwodzenia, nakładają na
siebie milion różnych produktów. Ona też tak kiedyś robiła – miała wtedy
siedemnaście lat i próbowała makijażem zamaskować spustoszenie po
chemioterapii. Nie chciała jednak teraz o tym myśleć. Poza tym dla Antonia nie
miało znaczenia, jak wygląda. Liczyły się tylko jej kompetencje. Uśmiechnęła
się z politowaniem do żeńskiego personelu firmy. Jakiż Arcuri miał ogromny
wpływ na kobiety! Ale nie na nią. Mogła doceniać jego niezwykłą atrakcyjność,
ale nie da się mu rozproszyć. Nie pozwoli na to żadnemu mężczyźnie.
Kiedy usiadła przed swoim komputerem, na ostatnim piętrze biurowca,
w otwartym gabinecie, z którego wchodziło się do pokoju Antonia, wypełnił ją
spokój. Panowała nad sobą i nad sytuacją. Była w tym dobra i szczerze
uwielbiała to uczucie. Lubiła też swoje miejsce pracy, proste chromowane linie
tworzące biuro na dwudziestej czwartej kondygnacji drapacza chmur w samym
sercu Manhattanu. Przeszklone ściany zapewniały niesamowity widok na
Central Park, dzięki czemu słynna panorama stała się jej codziennym tłem.
Wystrój budynku nie dawał złudzeń co do bogactwa właściciela. I chociaż
Emma korzystała z tych dobrodziejstw jedynie za dnia, wracając wieczorami do
malutkiego mieszkanka na Brooklynie, przyjazd do Nowego Jorku był
pierwszym punktem na jej Życiowej Liście Celów, który mogła uznać za
zaliczony. Po pięciu latach remisji, gdy wreszcie usłyszała, że ta straszliwa
choroba, która tak wiele jej zabrała, wreszcie jest za nią. To prawda, że była
asystentką Antonia dłużej, niż początkowo planowała, i z tego powodu nie udało
jej się odhaczyć innych rzeczy na liście, ale odkąd tu przyjechała, postanowiła
nie przejmować się takimi sprawami. Zawsze będzie mogła do nich wrócić
w przyszłości. Teraz po prostu była szczęśliwa.
– Wiesz po co przyjechał? – Emma uniosła wzrok znad biurka i zobaczyła
Jamesa, menedżera niższego szczebla, niemal drżącego ze strachu. Zza szkieł
okularów widać było jego przerażony wzrok, taki sam, jaki pojawił się na
twarzach reszty pracowników przechodzących nerwowo korytarzem.
Wieść o zbliżającym się przybyciu Antonia roznosiła się z prędkością
światła. Efektem tego była obecność w pracy całego personelu, co o tej
nieludzko wczesnej porze było rzadkością. Wszyscy wiedzieli bowiem, że
Arcuri nie pyta, on oczekuje. Nie wymaga nawet niczego, nie musi.
– Jest już? – dopytywał James, nie mogąc się doczekać odpowiedzi na
poprzednie pytanie.
– Pan Arcuri musi załatwić kilka spraw, nic więcej – odparła uspokajająco,
nie wiedząc sama, czy jest to prawdą, czy nie.
– Rozumiem, ale… biorąc pod uwagę obecną sytuację…
– Arcuri Enterprises jest wystarczająco silne, by przetrwać każdą burzę –
wtrącił surowy głos z silnym włoskim akcentem.
Emma nienawidziła, kiedy Antonio wkradał się tak bezszelestnie, niczym
pantera. Żal jej było również biednego Jamesa, który najpierw zbladł, a po
chwili zrobił się czerwony ze wstydu i uciekł.
– Dlaczego wszyscy wyglądają tak, jakby mieli zostać za chwilę zwolnieni?
–spytał Antonio rozzłoszczony.
Emma z trudem powstrzymała się od westchnięcia. Znów był w takim
nastroju.
– To niepodobne do pana, by przerywać podróż do Włoch.
– Zorganizuj natychmiast telekonferencję z Danylem i Dymitrem. I poszukaj
informacji o Benjaminie Bartletcie. Znajdź wszystko na temat jego samego
i jego firmy – rzucił przez ramię, wchodząc do swojego gabinetu.
– Już zlecam zadanie zespołowi.
– Nie. – Antonio zatrzymał się w półkroku. – Nikt nie może o tym wiedzieć.
Chcę, żebyś zrobiła to osobiście – dodał i zniknął w swoim pokoju, trzaskając za
sobą drzwiami.
Emma z ciężkim sercem zamknęła folder poświęcony charytatywnej gali
organizowanej przez Fundację Arcuri. Poświęciła już temu projektowi wiele
czasu, a z racji nowych obowiązków, jakie zlecił jej Antonio, będzie musiała
dokończyć go wieczorem, w domu. Wklepując z pamięci numery do Dymitra
i Danyla, zastanawiała się, kim jest Benjamin Bartlett i dlaczego jest taki ważny.
Antonio czuł, jak adrenalina krąży w jego żyłach. Rzucił marynarkę na sofę
i podszedł do okna sięgającego od podłogi, aż po sufit. Podczas lotu
z rodzinnego domu w Sorrento postanowił powierzyć Emmie zlustrowanie
Benjamina Bartletta. Przez ostatnie osiemnaście miesięcy był pod wrażeniem
spokoju i opanowania swojej asystentki. Osiemnaście miesięcy, w czasie
których tłumił pożądanie, jakie czuł do niej od chwili, gdy wsiadła w Londynie
do jego limuzyny. Oczywiście to, że ubierała się jak członek jakiejś religijnej
sekty i nie okazywała mu żadnego, prócz czysto zawodowego, zainteresowania,
bardzo pomagało. Poprzedni asystenci nie zawsze radzili sobie z niektórymi
prośbami Antonia – takimi jak spławienie byłych kochanek czy znalezienie
odpowiedniego prezentu pożegnalnego. Pomimo dość konserwatywnego
wyglądu, Emma wykonywała wszystkie polecenia bez komentarza czy
osądzania. Była po prostu bardzo dobra w swojej pracy. Dlatego właśnie ufał jej
bezgranicznie i powierzył wybadanie sprawy Bartletta. Nie mógł dopuścić do
tego, by informacja, że interesuje się tym mężczyzną, wyciekła, zanim zdoła się
z nim spotkać. Ale tak naprawdę nie chodziło mu o Bartletta. Owszem, mógł
dodać jego słynną markę do własnego portfela inwestycyjnego, ale prawdziwym
celem Antonia był kto inny. Inwestor, którego planował dokumentnie
zmiażdżyć, aż nie zostanie po nim żaden ślad. Patrząc przez okno, Antonio nie
widział parku ani nowojorskiego zgiełku. U swoich stóp ujrzał zwycięstwo.
Wreszcie miał szansę powalić Michaela Steela na kolana. Rozprawić się z nim
raz na zawsze. Od dawna krążył już wokół jego biznesów i za każdym razem,
gdy udało mu się coś skubnąć, myślał o swojej rodzinie, o krzywdzie, jaką jej
wyrządził swoją bezwzględnością. O bólu, który prawie wykończył matkę,
i spustoszeniu, jakie powstało w psychice siostry. On sam przez tyle lat wspinał
się po finansowej drabinie właśnie po to, by go zniszczyć.
Dźwięk interkomu przerwał jego myśli, a głos Emmy oznajmił, że Danyl
i Dymitr są już na linii.
– Co się stało? – spytał Danyl. Można by odnieść wrażenie, że w jego głosie
był gniew, ale Antonio dobrze wiedział, że to troska.
– Nic złego. Wręcz przeciwnie.
– Ale… w Nowym Jorku musi być jakaś… szósta rano – dziwił się
Dymitr. – Nawet ty zwykle zaczynasz pracę trochę później.
– Jest siódma.
– Współczuję twojej asystentce – wtrącił Danyl. – Właśnie stoczyła bitwę
z moją, żeby ta jednak połączyła ją ze mną zamiast od razu dzwonić do
sekretarza stanu Terhrenu.
– Nie współczuj, tylko podziwiaj!
– Podziwiam! Każdy, kto jest w stanie przekonać moją asystentkę, że jest
coś ważniejszego od spraw państwowych, jest godzien podziwu!
– Mam pomysł, jak pozbyć się Steela raz na zawsze! – Antonio nie musiał
niczego wyjaśniać. Dymitr i Danyl doskonale wiedzieli, kim jest ten mężczyzna
i dlaczego jest to dla Antonia takie ważne.
– Jak?
– Wiem z pewnego źródła, że Benjamin Bartlett szuka inwestora. Dla Steela
może to być ostatnia szansa na finansowe zabezpieczenie. Ma kapitał, ale bez
inwestycji nie przetrwa.
– A ty zamierzasz przejąć tę ofertę – dokończył Dymitr.
– W rzeczy samej! – Antonio uśmiechnął się. – Mogę zresztą przebić każdą
propozycję Steela.
– Znam Bartletta i muszę przyznać, że jestem zaskoczony, że szuka
inwestora. Zawsze był stabilny finansowo.
– Znasz go? Skąd? – spytał Antonio, szybko się zastanawiając, jak może to
wykorzystać.
– Jest miłośnikiem koni, regularnym bywalcem na międzynarodowych
zawodach.
Antonio zmarszczył brwi. Jako członek Kręgu Zwycięzców uczestniczył
w wielu wyścigach i zazwyczaj doskonale pamiętał ludzi, których tam poznawał.
– Trzyma się z boku – kontynuował Danyl. – Raczej omija tętniące życiem
trybuny, które my tak lubimy. Pojawi się zapewne w Argentynie na pierwszym
etapie Pucharu Hanleya. Wiesz, dlaczego szuka inwestora?
– Nie, ale zrobię wszystko, bym został nim ja, nie Steel.
Zapadła cisza, a Antonio zastanawiał się, czy przypadkiem nie zerwało
połączenia.
– Bądź ostrożny. Desperacja czyni człowieka niebezpiecznym. Wiem to
lepiej niż ktokolwiek inny – ostrzegł Dymitr.
– Poradzę sobie – warknął Antonio do telefonu.
Pukanie do drzwi uprzedziło wejście Emmy niosącej espresso. Przerwał
rozmowę na czas, kiedy asystentka była w jego gabinecie, co dało mu chwilę na
przemyślenie słów Dymitra. Wiedział, że matka byłaby zasmucona jego
nieustanną żądzą zemsty. Chciała, żeby ruszył do przodu, żeby zostawił krzywdę
za sobą, za nimi wszystkimi. Ale on nie potrafił. Emma wyszła, a on zastanawiał
się, czy ona by go zrozumiała. Czasami w jej chłodnych oczach udawało mu się
dojrzeć iskrę buntu. Drzwi zamknęły się i Antonio wrócił do rozmowy.
– Jest jeszcze jeden problem – oznajmił Danyl.
– Cokolwiek to jest, dam radę!
– Nie jestem taki pewien. Bartlett jest bardzo pruderyjny i twoje ostatnie
publiczne ekscesy ze szwedzką modelką niezbyt by mu się spodobały.
Wspomnienie blondynki, która przez kilka miesięcy gościła w jego łóżku,
powróciło. Na początku schemat był taki jak zawsze. Krótkie, ale intensywne
i zmysłowe schadzki, kiedy tylko pozwalał na to kalendarz. Ale ona zaczęła
prosić o więcej, niż się umawiali. Gdy to skończył, zaczęła publicznie odgrywać
rolę skrzywdzonej kochanki.
– Nie moja wina, że pobiegła z tym do prasy. Niczego jej nie obiecywałem.
Powinna była przyjąć koniec naszej… interakcji… z większą finezją.
– Tak czy owak Bartlett nie byłby zachwycony. Ma rygorystyczną klauzulę
moralności dla wszystkich członków zarządu, a ostatni, który ją złamał dwa lata
temu, wciąż szuka pracy, z tego, co mi wiadomo.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Cóż, musisz się ustatkować, że tak powiem.
Antonio zszokowany słowami przyjaciela nie mógł wydobyć z siebie ani
słowa.
– Chyba powinieneś wyjaśnić, co masz na myśli, bo kompletnie go zatkało –
powiedział Dymitr, pękając ze śmiechu.
– Małżeństwo – odparł Danyl.
– To, że ty szukasz żony, wcale nie oznacza, że ja też muszę. – Antonio
odzyskał głos, który w głowie jednocześnie głośno krzyczał mu „nie!”.
Wszystkie kobiety, z którymi się spotykał, znały jego zasady, nawet
szwedzka modelka, choć w pewnym momencie o nich zapomniała. Krótko
i intensywnie. Bez zobowiązań, za to z naciskiem na wiele przyjemności. Nie
potrzebował niczego więcej. Sama myśl o małżeństwie wywołała u niego
niesmak, który próbował zmyć łykiem espresso. Starał się przywołać w pamięci
przykład udanego trwałego związku, ale mu się nie udało. Dymitr i Danyl
również nie byli fanami tej instytucji, choć w przypadku Danyla, przyszłego
władcy Terhrenu, problem stawał się coraz bardziej palący. Ich stan cywilny był
bardzo często przywoływany w kontekście sukcesów, jakie odnosił Krąg
Zwycięzców. Był też zapewne magnesem przyciągającym rzesze pięknych
kobiet pod ich drzwi. Czy Antonio był gotów, by zamknąć te drzwi dla tej
jednej, choć niezwykle ważnej dla niego, sprawy?
– Co takiego zrobił? Ten członek zarządu, o którym wspomniałeś.
– Nie miał nawet romansu. Bartlettowi nie spodobały się plotki krążące na
jego temat.
– Może nie musisz, jak to się mówi, kupować od razu całej krowy.
– Żeby się napić mleka, nie musisz kupować krowy – sprostował Danyl.
– Panowie, mówimy o żonie, możecie nie robić odniesień do krów?
– Ale to właśnie chcę powiedzieć, może to nie musi być od razu żona.

Emma skończyła uzupełniać miesięczne raporty, uspokoiła niezliczoną armię


pracowników, że nagłe pojawienie się szefa nie oznacza cięć kadrowych,
i rozdała mnóstwo pocieszających uśmiechów rozczarowanym paniom, którym
nie udało się zobaczyć Antonia, zanim zamknął się na większość dnia w swoim
gabinecie. Wszystkie informacje, jakie udało jej się zebrać na temat Benjamina
Bartletta, zapisała na prywatnym dysku przełożonego i postanowiła zjeść lunch,
na który czekała już od trzech godzin. Oczywiście w momencie, kiedy usta
miała pełne kanapki z awokado i bekonem, przed jej biurkiem pojawił się Arcuri
z żądaniem, przez które o mało się nie zadławiła.
– Emmo, musisz mi znaleźć narzeczoną.
Zazwyczaj bardzo sprawnie radziła sobie ze wszystkimi, nawet
najdziwniejszymi poleceniami szefa, ale to wprawiło ją w osłupienie.
– Ma pan jakąś konkretną osobę na myśli czy może być ktokolwiek? –
spytała, gdy wreszcie udało jej się przełknąć kanapkę. Miała nadzieję, że jej głos
nie zdradzał sarkazmu, a szybką reakcję Antonio potraktuje jako przejaw
efektywności, którą tak wysoko w niej cenił.
Emma uwielbiała być osobistą asystentką i czerpała satysfakcję z poczucia,
że jest niezastąpiona. Miała świadomość, że niektórzy lekceważą niższe
stanowiska, ale ona czuła, że jest częścią czegoś wielkiego. Czegoś, czego sama
nigdy by nie osiągnęła. Lubiła ulepszać, usprawniać, naprawiać. Z własnego
doświadczania wiedziała, jakie to okropne i frustrujące nie być w stanie pomóc
samemu siebie. Zarówno podczas zmagania się z rakiem piersi, jak
i późniejszym rozpadem małżeństwa rodziców najgorsza była dla niej
bezradność. Wówczas nie mogła nic zrobić, ale teraz na pewno pomoże znaleźć
szefowi narzeczoną! Antonio wbił w nią wzrok w taki sposób, który pozbawiłby
testosteronu męską część jego załogi, za to zwiększył ilość feromonów
w żeńskiej.
– Czy to był sarkazm?
– Nie – zapewniła Emma z nadzieją, że palące rumieńce jej nie wydadzą. –
Po prostu zastanawiam się, czy ma pan na uwadze kogoś konkretnego.
– Nie – odparł, marszcząc brwi.
– Zatem... – próbowała jakoś wybrnąć z tej przedziwnej sytuacji. – Czy ma
pan jakieś parametry dla tych poszukiwań? Zamożność, stan cywilny, poziom
atrakcyjności… – desperacko szukała kulturalnego określenia rozmiaru stanika,
gdy z zaskoczeniem odkryła, że Antonio jest zakłopotany. Najwyraźniej tego nie
przemyślał.
– Reputacja. Musi być nieskażona skandalami.
Emmie z trudem udało się nie parsknąć śmiechem. Brzmiało to tak, jakby
zamierzał kupić jałówkę z aktualną książeczką szczepień. Czy ta biedna
dziewczyna rzeczywiście będzie musiała udokumentować swoją medyczną
historię?
– Potrzebuję jej najpóźniej za dwa dni.
– Panie Arcuri, nie jestem sklepem internetowym. Nie mam na stanie
narzeczonej, którą natychmiast wyślę panu kurierem – wyszeptała szorstko,
bojąc się, że zostanie podsłuchana i oskarżona o jakieś lubieżne zaopatrzenie dla
szefa. – Może gdyby wyjaśnił pan... kontekst, byłoby mi łatwiej... zrozumieć i...
pomóc. – Wiedziała, że się jąka, ale biorąc pod uwagę jego nastrój, musiała
rozważnie dobierać słowa.
– Mam zamiar spotkać się z Benjaminem Bartlettem i przekonać go, że to ja
powinienem zostać jedynym inwestorem jego biznesu. Jako człowiek niezwykle
moralny, Bartlett może nie chcieć wejść we współpracę z Arcuri Enterprises ze
względu na... – Urwał unosząc ręce w typowo włoskim geście.
– Ze względu na pana doświadczenia z Ingą, szwedzką...
– Wiem, kim była, panno Guilham – wtrącił.
– Zatem potrzebuje pan listka figowego.
– Listka? – spytał, patrząc na swe spodnie, co rozbawiło Emmę.
– Potrzebuje pan narzeczonej, która niczym listek figowy zakryje to, co
w pana historii niezręczne, i tym samym sprawi, że Bartlett bardziej
przychylnym okiem spojrzy na pana propozycję – powiedziała, unosząc
w uśmiechu kąciki ust.
– Mniej więcej tak.
– Domyślam się, że ma to zostać między nami, podobnie jak raport na temat
Bartletta?
Przytaknął i dodał:
– Jest jeszcze jedna strona zainteresowana inwestycją Bartletta. Moje
zaangażowanie w tę sprawę nie może dotrzeć do tej osoby. Ani do nikogo
innego – ostrzegł ją w tak mrocznym tonie, jakiego jeszcze nigdy u swojego
szefa nie widziała. Zrozumiała tym samym, że nie powinna tego lekceważyć.
– Rozumiem. Muszę zatem odwołać pana jutrzejsze spotkania.
Właśnie dlatego Emma jest taka dobra, pomyślał Antonio. Pomimo
sarkazmu, kiedy podejmowała się jakiegoś zadania, była szybka, bezpośrednia
i pewna tego, co robi. Był zatem przekonany, że zmiana jutrzejszego
harmonogramu jest w pełni uzasadniona.
– Wyślę pana niebieski smoking do pralni, żeby był gotowy na galę.
– Jaką galę?
– Coroczną charytatywną galę Fundacji Arcuri. Zazwyczaj jest pan wtedy
we Włoszech.
– Organizujemy galę charytatywną? – Po raz pierwszy od osiemnastu
miesięcy Antonio był zaskoczony, widząc w oczach Emmy Guilham coś
w rodzaju gniewu.
– Tak, organizujemy – odparła, ukrywając swoje prawdziwe uczucia za
typowym dla siebie chłodnym spojrzeniem. – I będzie to dla pana idealne
miejsce na znalezienie narzeczonej.
ROZDZIAŁ DRUGI

Antonio spędził ostatnie dwadzieścia cztery godziny, przeglądając


dokumenty, jakie dostarczyła mu Emma. W pierwszym folderze znajdowały się
informacje na temat Bartletta. W drugim – zdjęcia i krótkie biografie
uczestniczek dzisiejszej gali. Jeśli w spojrzeniu lub życiorysie którejś kobiety
dostrzegł cokolwiek niestosownego, bezwzględnie ją usuwał. Przyświecał mu
cel, a nadchodzący wieczór miał być pierwszym krokiem w jego realizacji.
Dźwięk interkomu wyrwał go zamyślenia, oznajmiając, że samochód już
czeka. Chociaż spacer do hotelu Langsford zająłby nie dłużej niż kwadrans,
Emma nie zgodziła się na to, by dyrektor generalny Arcuri Enterprises na oczach
fotoreporterów poszedł na czerwony dywan piechotą. W końcu, jak powiedziała,
zajmuje się teraz dbaniem o jego reputację. Antonio stłumił uśmiech. Musiał
przyznać, że podobały mu się przebłyski jej angielskiego humoru, które dotąd
przed nim ukrywała. Poprawił rękawy smokingu, otworzył drzwi gabinetu i...
zatrzymał się.
Emma siedziała przy swoim biurku, rozmawiając przez telefon, lecz
wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Zwiewna sukienka w jej ulubionych
biało-czarnych barwach delikatnie okalała sylwetkę, a upięte wysoko włosy
odsłaniały złote i czerwone pasemka, których nigdy wcześniej nie dostrzegł.
Lekki makijaż podkreślał zieleń oczu, natomiast błyszczyk sprawiał, że usta
stały się tak ponętne, że aż poczuł ucisk w żołądku. Była naturalna i świeża,
zupełnie inna niż kobiety, z którymi zazwyczaj spędzał czas.
– Nie martw się. Kelnerzy wiedzą, co robić. Panna Cherie w ostatniej chwili
została dopisana do listy gości, więc nie mogliśmy wcześniej poznać jej
dietetycznych wymagań. Kuchnia zawsze przygotowuje po trzy dodatkowe
porcje każdego dania, więc zapewnij ją, że dostanie menu wegańskie.
Gdy rozmawiała, Antonio zwrócił uwagę na jej długą, kształtną kremową
szyję, którą nieczęsto miał okazję widzieć.
– Weganka?
Emma odwróciła się zaskoczona jego obecnością.
– Czy to wystarczające przestępstwo, by skreślić ją z listy narzeczonych?
– Jeszcze nie – odparł, próbując ostudzić libido.
Na co dzień, gdy nosiła swój zwykły, biurowy strój, nie miał z tym
problemu. Ale teraz, mimo że była zakryta od stóp do głów, wystarczył
przebłysk tej gładkiej, alabastrowej skóry, by przykuć jego uwagę. I nagle
zrozumiał, dlaczego wiktoriańska Anglia uznała kostki za najgroźniejszą dla
społeczeństwa rzecz od czasów ospy. Potrząsnął głową, aby pozbyć się
nieodpowiednich myśli na temat swojej asystentki, po czym poprowadził ją do
windy, którą zjechali do podziemnego parkingu. Siedząc obok niej w limuzynie,
zdał sobie sprawę, że to będzie długa noc.
Emma z kolei nie mogła się doczekać, kiedy ta noc się skończy. Nie dotarli
nawet jeszcze na galę, a ona już była wykończona. Całą ostatnią dobę wypełniło
jej zbieranie informacji na temat Bartletta, kompletowanie dossier potencjalnych
narzeczonych oraz troska o to, aby człowiek odpowiedzialny za organizację gali
kompletnie jej nie zrujnował. Marcus Greenfeld był podstępnym staruszkiem
z obłąkanymi pomysłami, co bardzo ją irytowało. Gdy zobaczyła jego powitalne
przemówienie, leżące na kserokopiarce na dwudziestym trzecim piętrze,
zrozumiała, że musi coś z tym zrobić. Pośpiesznie przerobiła wystąpienie,
wmawiając asystentowi Greenfelda, że Antonio chciał na nie spojrzeć i wysłała
je do telepromptera, zanim Greenfeld był nawet w stanie pomyśleć
o zakwestionowaniu zarówno tego, jak i jej decyzji o zaproszeniu trzech
dodatkowych osób, potencjalnej narzeczonej numer cztery, pięć i sześć. Antonio
mógł zasugerować, jakiej osoby szuka, ale, szczerze mówiąc, gust mężczyzny
był tak zróżnicowany, że nie była w stanie przewidzieć, w którą stronę pójdzie.
Chociaż opcja wegańska, Ella Cherie, wydawała jej się coraz mniej
prawdopodobna. Gdy limuzyna podjechała pod Langsford, przypomniała sobie,
że jeszcze nie powiedziała mu o innym zaproszeniu z ostatniej chwili.
– Dymitr będzie tu dzisiaj... Danyl niestety nie mógł przyjechać.
– Cóż, rządzi całym krajem.
Emma nie była taka pewna, czy to był powód jego nieobecności.
Rozmawiając przez telefon z asystentką Danyla, słyszała w tle podniesiony głos
oznajmiający, że nie wróci do tego hotelu, choćby mu za to płacili. Przez chwilę
zastanawiała się nawet, czy lokalizacja gali nie jest pomyłką, ale wszystkie
opinie, jakie znalazła w sieci na temat tego wyjątkowego, znanego na całym
świecie hotelu były bardzo pochlebne. Sama, mieszkając jeszcze w Londynie,
czytała doniesienia prasowe o jego wielkim otwarciu i zastanawiała się, czy
kiedykolwiek będzie sobie mogła pozwolić na pobyt w nim. Teraz, dzięki pracy,
miała okazję tego doświadczyć.
– Dlaczego? – zapytał nagle Antonio.
– Dlaczego co? – Emma obawiała się, że coś przeoczyła.
– Dlaczego ich zaprosiłaś?
– Pomyślałam, że może pan potrzebować niezależnej porady na temat
pańskiego wyboru. – Antonio spojrzał na nią, ale nie była w stanie odczytać jego
myśli. – Może się przydać pomoc skrzydłowego – próbowała zażartować.
– Emmo – odparł tonem krytyki. – Nigdy nie potrzebowałem pomocy
żadnego skrzydłowego. – Dreszcz, jaki przeszedł przez jej ciało, był
wystarczającym potwierdzeniem jego słów.
Zwyczajem większości służbowych spotkań, Emma pozostawała dyskretnie
w cieniu szefa. W trakcie powitań szeptem podpowiadała mu imiona przybyłych
i inne istotne informacje, które nieraz uchroniły go od katastrofy, jak wówczas,
gdy omal nie pomylił kochanki jednego z gości z jego żoną. Antonio był
zaskoczony liczbą obecnych znakomitości. Musiał przyznać, że nie doceniał tej
gali. Ponieważ nie miała bezpośredniego wpływu na jego porachunki
z Michaelem Steelem, nie miała dla niego znaczenia. Podobnie jak Marcus
Greenfeld, człowiek, którego przejął wiele lat temu wraz z fundacją. Niczego od
siebie nie oczekiwali i tak było wszystkim wygodnie.
– Natasha – głos Emmy wyrwał go zamyślenia. Przed nimi stała posągowa
czarna piękność.
– Jak miło znów cię widzieć – przywitała ją Emma, całując w oba policzki.
Ich wzajemne uśmiechy świadczyły o przyjaźni, a Antonio szybko się
zorientował, że to narzeczona numer jeden. – Pozwól, że ci przedstawię:
Antonio Arcuri. To Natasha Eddings. – Delikatnie przedstawiła mu kobietę,
niczym prezent, po czym zniknęła, zostawiając ich samych.
Antonio nie musiał przypominać sobie nabazgranej przez Emmę notatki przy
biografii Natashy o treści: „To moja faworytka”. Doskonale wiedział, dlaczego
asystentka ją wybrała. Była elokwentna, bystra i piękna. Niemal idealna. I choć
spełniała jego oczekiwania, miał dziwne wrażenie, że on nie spełniał jej.
– Wydaje się, że mój słynny urok osobisty trochę dziś zbladł – powiedział,
by sprawdzić swą teorię.
Natasha uśmiechnęła się niemrawo.
– Przepraszam, panie Arcuri. Emma wyjaśniła mi delikatną naturę pana...
przedsięwzięcia. – Widać było, że stara się odpowiednio dobrać słowa. – Nie
znam powodu, wiem tylko, że szuka pan narzeczonej, lecz zapewniam, że nie
puszczę pary z ust – uspokajała. – Emma rozmawiała o tym jedynie ze mną,
lecz...
– Czy jest pani z kimś związana? – spytał, dając jej szansę wybrnięcia z tej
niezręcznej sytuacji.
– Owszem. Kobieta, którą pan wybierze, będzie szczęściarą. Ale obawiam
się, że nie będę nią ja. – Uśmiechnęła się, by załagodzić sytuację.
– Kimkolwiek on jest, też jest szczęściarzem – Antonio odwzajemnił jej
uprzejmość.
– Dziękuję – odrzekła, a jej zjawiskowa twarz rozbłysła. – Czy mogę coś
zasugerować, panie Arcuri? – Gdy przytaknął, kontynuowała. – Może nie musi
pan daleko szukać – powiedziała i zniknęła w tłumie.
Stukanie kieliszków oznajmiło początek przemówienia Marcusa Greenfelda.
Antonio spodziewał się najnudniejszego kwadransa swojego życia i był szczerze
zaskoczony ciepłym i serdecznym wystąpieniem prezesa fundacji charytatywnej.
Jego słowa były porywające i pełne pasji, a jedynym słabym punktem tej
przemowy był sam mówca. Kątem oka dojrzał zbliżającego się dyrektora
finansowego swojej firmy, Davida Granta.
– Muszę przyznać, że Greenfeld się wyrobił – szepnął Antonio, gdy już się
przywitali.
Grant zmarszczył brwi.
– Ach, myślałem, że to ty, ale teraz zaczynam wierzyć, że to twoja
asystentka rozsypała magiczny pył nad przemową Greenfelda i nad całą tą galą.
– Co Emma ma z tym wspólnego?
– Przez ostatnie dwa miesiące robiła co w jej mocy, aby dzisiejszy wieczór
okazał się sukcesem. Zawsze w tym czasie jesteś poza krajem, ale te bankiety
stawały się z roku na rok coraz nudniejsze. To była jej decyzja, by przenieść galę
do hotelu Langsford i wręczać gościom upominki. Nie wspominając już
o przerobieniu wystąpienia Greenfelda. Naprawdę zdziałała cuda.
Cuda, rzeczywiście. Antonio już miał wyrazić swoją dezaprobatę dla tego, że
jego osobista asystentka angażuje się w nie swoje obowiązki, ale słowa Davida
go powstrzymały.
– Zważając na jej doświadczenia, myślę, że to dla niej ważne. W końcu
badania nad rakiem są jednym z głównych celów Fundacji Arcuri.
Rak? Emma miała raka? W uszach zaczęło mu szumieć i dopiero po chwili
zorientował się, że to oklaski.
Emma obserwowała wystąpienie Greenfelda z antresoli, gdzie udawała, że
kontroluje torby prezentowe dla gości. Znajdowały się w nich małe buteleczki
szampana, ofiarowane przez lokalną winiarnię, oraz ręcznie wykonane
bransoletki i perfumy w wersjach dla pań i wody po goleniu oraz spinki do
mankietów w wariantach męskich. Zdawała sobie sprawę, że w rozmowach ze
sponsorami używała imienia Antonia jak waluty, ale było warto. Jeśli szef
będzie miał do niej o to pretensje, spróbuje się jakoś wytłumaczyć. Póki co
liczyła na to, że w trakcie dzisiejszej gali zbiorą więcej pieniędzy niż podczas
dwóch poprzednich razem wziętych.
Kolejny raz mierzyła się z czymś, co ją przerasta, ale wierzyła, że teraz
zrodzi się z tego jakieś dobro. Zebrane fundusze pomogą ludziom, którzy
naprawdę tego potrzebują. Taki cel jest wart zachodu i jeśli trzeba, pójdzie na
wojnę ze swoim szefem. W tym momencie usłyszała płynące z ust Greenfelda
własne słowa i przeklęła w duchu mówcę za brak emocji. Ten mężczyzna
zupełnie się do tego nie nadawał! Rozczarowana odwróciła wzrok, by spojrzeć,
jak idą łowy Antonia. Była z siebie zadowolona, że udało jej się w ostatniej
chwili wcisnąć na listę gości kilka potencjalnych narzeczonych, choć musiała
przyznać, że z zadziwiającą ulgą odnotowała, jak Natasha kończy konwersację
i odchodzi. Lubiła ją. Ta błyskotliwa i inteligentna kobieta pełniła w fundacji
wiele funkcji. Patrząc, jak rozmawia z jej szefem, Emma czuła jednak dziwne
ukłucie zazdrości. Antonio był niekwestionowanym playboyem i często miała
styczność z jego byłymi kochankami, ale nigdy nie obserwowała jego podrywów
na żywo. Prasa, która śledziła niemal każdy jego krok, pokazywała jedynie
niezwykle atrakcyjnego mężczyznę, który cieszy się towarzystwem pięknych
kobiet, bez zobowiązań i fałszywych obietnic. Nie była na tyle naiwna, by
wyobrażać sobie siebie na ich miejscu. Już dawno porzuciła fantazje o tym, że
jest piękna i tuli się w ramionach jakiegoś przystojniaka. Rak odebrał jej te
marzenia, tak samo jak piersi. Poradziła sobie jakoś z implantami i bliznami,
jednak nie zdecydowała się na rekonstrukcję brodawek, co miało ogromny
wpływ na jej poczucie wartości. Nie była w stanie poddać się kolejnej operacji.
W zamian zafundowała sobie medyczne tatuaże i musiała przyznać, że miły
tatuażysta zdziałał cuda. Kiedy patrzyła do lustra, jej brak nie rzucał się tak
bardzo w oczy. Walka z rakiem zabrała jej nie tylko czas i ciało, lecz także, co
gorsza, poczucie kobiecości i rodzinę, gdyż małżeństwo rodziców nie przeszło
tej trudnej próby. Gdy zachorowała, mając siedemnaście lat, była jeszcze
dzieckiem. Teraz, w wieku dwudziestu trzech lat wciąż nie miała jeszcze okazji
poczuć się jak kobieta. Bała się znaleźć kogoś, komu mogłaby zaufać
i powierzyć swoją delikatną osobowość. Musiałaby mieć pewność, że w razie
najgorszego ten ktoś byłby przy niej... Wodząc wzrokiem po sali, jej spojrzenie
zatrzymało się na Antoniu. Przy swoim wzroście górował nad resztą. Patrząc,
jak śmieje się z potencjalną narzeczoną numer cztery, dała sobie mentalnego
klapsa, schowała uczucia do kieszeni i poszła sprawdzić, jak idą przygotowania
do uroczystej kolacji.
Czy cokolwiek na świecie może być bardziej irytujące niż śmiech tej
kobiety? Antonio nie mógł niczego wymyśleć, zwłaszcza że kolejny rechot
zaatakował jego uszy. Amber, opcja numer cztery, była w porządku. Zwłaszcza
na papierze. Absolwentka dwóch fakultetów, członkini zarządu firmy
kosmetycznej swojej matki, córka dyplomaty... Ale na żywo... Katastrofa. Była
głośna, miała okropny głos i ten jej wygląd... Niby nie była brzydka, ale
wciśnięta w za wąską sukienkę wyglądała niesmacznie.
– A więc interesujesz się końmi? Też lubię się pobujać na kucykach od czasu
do czasu. Wybierasz się w przyszłym tygodniu do Buenos Aires na Puchar
Henleya?
– Mhm – mruknął bez zaangażowania.
Przypomniało mu to jednak, że musi porozmawiać z Johnem, jednym
z trenerów Kręgu Zwycięzców. Praca z tym gburowatym Anglikiem była
zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. No i Mason McAulty. Czy
zdoła sprostać wyzwaniu, które sama sobie rzuciła? Tok myślenia przerwała mu
Amber, kładąc dłoń na jego ramieniu.
– Czy to prawda, że dziewczyna dżokej jeździ na twoim koniu? Jakie to
ekscytujące!
Śmiech. Znów ten śmiech. Jaką ciętą ripostą skwitowałaby go Emma?
Cholera. Pracował z tą kobietą już półtora roku i nie miał pojęcia o jej
zdrowotnych problemach. Nie zwykł wypytywać personel o sprawy osobiste,
a z drugiej strony, wiedząc o jej chorobie, nie chciałby traktować jej inaczej niż
reszty. Patrząc na opiętą kreację Amber, nagle zdał sobie sprawę, co go tak
intrygowało w wyglądzie Emmy. Jej piersi. To musiały być implanty. Do tej
pory nie zdawał sobie sprawy z ich obecności. Były niezwykle subtelne, ukryte
pod starannie dobraną garderobą. Te nowe fakty dotyczące jego asystentki
dodawały jej wyrazistości i sprawiały, że nie mógł przestać o niej myśleć.
– Przepraszam – zwrócił się do swojej rozmówczyni. – Muszę z kimś
pomówić.
Zostawił zdezorientowaną blondynkę w pół słowa i poszedł szukać...
kogokolwiek. Każdy będzie lepszy od niej, pomyślał, wpadając na Marcusa
Greenfelda.
– Panie Arcuri... Jak miło, że pan przyszedł. Oczywiście nie musiał pan. –
Mężczyzna mówił uniżonym tonem, wycierając jednocześnie ubrudzone okulary
krawatem. – Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko tej... ekstrawagancji,
ale to przecież były pana sugestie, tak więc... Dziękuję. Ja...
– Świetna robota – skłamał Antonio, nabierając jednocześnie przekonania, że
przemowa musiała być dziełem jego asystentki. – Cała gala jest rewelacyjnie
przygotowana – dodał na tyle głośno, by zbliżająca się do nich Emma usłyszała
jego słowa.
– Panie Greenfeld, panie Arcuri, kolacja zostanie wkrótce podana –
poinformowała.
– Właśnie mówiłem panu Marcusowi, jak bardzo podoba mi się dzisiejszy
bankiet. Doprawdy cudowny wieczór. Postanowiłem zatem podwoić swoją
donację – powiedział, odwracając się do Marcusa. – Proszę to ogłosić jeszcze
przed posiłkiem. Zobaczmy, czy inni pójdą w moje ślady.
Greenfeld dopiero po chwili zorientował się, że to była dla niego wskazówka
do odejścia. Emma patrzyła za to na niego wielkimi, okrągłymi oczami. Tymi
samymi, na które po raz pierwszy zwrócił uwagę w Londynie. Powinien
oderwać wzrok od swojej asystentki i udać się do kolejnej potencjalnej
narzeczonej. Nie przyszedł tutaj dla przyjemności. Był, aby pomóc sobie
w negocjacjach z Bartlettem.
– To cudowne, co pan zrobił. Bardzo dziękuję.
– Nie musi mi pani dziękować, to przecież moja fundacja. Poza tym to dobra
reklama.
– Nie wierzę. – Zmierzyła go spojrzeniem osoby, która wie lepiej, i dodała
optymistycznie: – Myślę, że zrobił pan to z dobroci serca.
– Proszę nie mieć co do mnie złudzeń, Emmo. Nie ma we mnie zbyt wiele
dobra.
– Muszę zatem pielęgnować tę odrobinę, która w panu została.
Gdy wtopiła się znów w tłum, przeszło mu przez myśl pytanie, co jeszcze
mogłaby w nim pielęgnować. Przeklął w duchu swoje fantazje i przeskanował
wzrokiem gości, dość chaotycznie zbliżających się do stołów. Po chwili dojrzał
Dymitra, wyłaniającego się z tabunu atrakcyjnych kobiet.
– Dobrze się bawisz? – spytał go.
– Wyśmienicie – odparł widocznie rozbawiony przyjaciel. – Za twoją
misję! – Stuknął swoim kieliszkiem od szampana w kieliszek Antonia i dodał: –
Masz już kogoś na oku? Emma przesłała mi listę potencjalnych kandydatek
i muszę przyznać, że, z wyjątkiem tej Amber, wybrała bardzo rozsądnie. Jeśli
jesteś zbyt zajęty, chętnie wyręczę cię i zajmę się opcją numer jeden.
– Zapomnij! Natasha Eddings nie jest do wzięcia. Poza tym to poważna
sprawa, a nie targ bydła. Jeśli Bartlett w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać,
muszę mieć narzeczoną, która zatuszuje moje wcześniejsze... poczynania.
– A więc tak to nazywasz...
– Nie żartuj. Wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– Wiem. – Popatrzył na niego ze zrozumieniem. – Ale, Antonio, nie możesz,
ot tak, zaproponować dopiero co poznanej kobiecie, żeby udawała twoją
narzeczoną, liczyć na to, że nie będzie miała żadnych oczekiwań, po czym
zaprezentować ją owiniętą w kokardkę Bartlettowi.
Dymitr miał rację. Jednak aby zdobyć ten kontrakt i rzucić Steela na kolana,
potrzebował wyrozumiałej i wspierającej narzeczonej. W tym momencie jego
wzrok dostrzegł Emmę. Stała na balkonie okalającym hotel i rozmawiała
z członkiem personelu, śmiejąc się z czegoś. Musiał przyznać, że był pod
wrażeniem jej wielozadaniowości. Dzięki niej gala osiągnęła bezprecedensowy
sukces, a przy tym Emma nie wypadła ani na chwilę z rytmu swej codziennej
pracy. Była sumienna, błyskotliwa i elokwentna, a przede wszystkim
profesjonalna. Krótko mówiąc, była idealna.
– Mamo, co robisz o tej porze? W Londynie jest... – Emma odsunęła telefon
od ucha, żeby sprawdzić godzinę na ekranie – pierwsza w nocy.
– Ach, straciłam rachubę czasu przy obrazie.
Stojąc na balkonie, Emma patrzyła na słynną nowojorską panoramę
i wyobrażała sobie mamę malującą na ich jasnym i przestronnym poddaszu
w Hampstead Heath. Kiedy rodzice się rozstali, tata opuścił dom i zamieszkał
bliżej szkoły, w której pracował. Rozwód oznaczał dla Emmy koniec nocnych
awantur, których rodzice myśleli, że nie słyszy, i łamiących jej serce kłótni o to,
jak zajmować się chorą córką i dlaczego Louise Guilham tak bardzo się
zmieniła. Emma początkowo czuła ulgę, lecz w miarę upływu czasu wzrastało
w niej poczucie winy. Gdyby nie ona, nie jej choroba, może rodzice wciąż
byliby razem...
– Gdzie jest Mark? – spytała o nowego partnera mamy.
Lubiła go za to, że przy nim mama znów była szczęśliwa i mogła realizować
swoje pasje, nawet w bardzo nieludzkich godzinach. Wiedziała, że gdy traci
rachubę czasu przy obrazie, potrafi znikać na całe dnie. Emma uwielbiała
malarstwo mamy. Ukochany obraz wisiał nawet w jej małym mieszkanku na
Brooklynie. Nie mogła sobie darować, że podczas jej choroby mama musiała
porzucić twórczość i to w najbardziej kluczowym momencie dla jej kariery.
– Śpi. Chciałam tylko spytać, jak się udała gala.
– Wciąż trwa. Wszystko super. Antonio zaoferował nawet, że podwoi swoją
donację.
– Kochanie, to cudownie!
Emma poznała po głosie mamy, że jest rozproszona. Wpatrywała się
zapewne krytycznie w nowy obraz. Bardzo chciała, żeby przylecieli z Markiem
ją odwiedzić, ale, szczerze mówiąc, pracując dla Antonia prawie w ogóle nie
miała wolnego czasu. Nagle poczuła za sobą jego obecność.
– Muszę kończyć. Kocham cię! – Rozłączyła się i schowała telefon do
torebki.
Kłębiło się w niej dużo emocji. Wspomnienie domu, piękny widok drapaczy
chmur na tle rozgwieżdżonego nieba, lekki wiaterek wywołujący gęsią skórkę na
jej ciele. Antonio zapewne przyszedł, aby oznajmić, że znalazł odpowiednią
kandydatkę, pomyślała gorzko. Przywołała jednak na twarz uśmiech i odwróciła
się do szefa.
– Kto to był? – spytał.
– Proszę?
– Kim była osoba, którą kochasz?
Skrzywiła się na zbyt prywatny charakter tego pytania. Nie rozmawiali
z Antoniem na tematy osobiste i bardzo to sobie ceniła.
– Moja mama.
– Nie czeka więc w domu żaden chłopak?
– Nie – odparła wciąż speszona.
– W takim razie, Emmo, mam tylko jedno wyjście. Aby dogadać się
z Bartlettem, potrzebuję ciebie... Ty będziesz moją narzeczoną.
ROZDZIAŁ TRZECI

Hm... więc to miało być coś na kształt oświadczyn. Nie tak to sobie
wyobrażała. Antonio Arcuri pojawiał się, co prawda, nieraz w jej marzeniach,
ale nigdy z tak szokującymi słowami. „Aby dogadać się z Bartlettem... Ty
będziesz moją narzeczoną”. To nie było ani pytanie, ani prośba. Dlaczego
wybrał ją? Zwłaszcza że miał całą salę perfekcyjnie dopasowanych
potencjalnych narzeczonych, które właśnie zasiadały do wykwintnej
trzydaniowej kolacji przygotowanej przez najlepszego szefa kuchni w Nowym
Jorku. Popatrzyła na niego i mimo mroku dostrzegła coś w jego oczach. Coś, co
bliskie było współczuciu.
– Kto panu powiedział?
– Kto mi powiedział co?
– Proszę nie grać ze mną w swoje gierki, nie jestem głupia. – Czuła, jak
wzbiera w niej złość. Nowy Jork był szansą na to, żeby zacząć wszystko od
nowa, ludzie jej nie znali i nie traktowali jak tykającej bomby, która lada chwila
może wybuchnąć. Jej zaangażowanie w działalność fundacji mogło sprawić, że
jeden czy dwóch współpracowników mogło się domyślać, ale nie Antonio. On
nawet nie wiedział, że pomaga tej charytatywnej organizacji. – To dlatego, że
jest panu mnie żal?
– Nie! – obruszył się.
– Nie dam się wykorzystać jako wizerunkowa zagrywka, żeby dostał pan to,
czego chce. Nie wzbudzi pan mną i moim cudownym przeżyciem litości
u Bartletta.
– Mamma mia! Za kogo ty mnie uważasz?!
– Za człowieka, który posunie się nawet do tego, by fałszywa narzeczona
pomogła mu ubić interes.
– Cóż, trudno mi obalić to stwierdzenie, ale moja decyzja nie ma nic
wspólnego z twoim zdrowiem. Ma za to wiele z tym, że jesteś inteligentną
i wykształconą kobietą, która bez problemu odnajdzie się w moich kręgach.
Poza tym – dodał – wiesz, że jest to wyłącznie biznesowa umowa i nie masz
złudzeń co do mojego emocjonalnego zaangażowania kryjącego się za tą
propozycją. Inne kobiety mogłyby mieć.
– Nie, nie mam złudzeń.
– Cieszę się, że nie będziemy żywić do siebie żadnych uczuć.
Malutka iskierka nadziei, która się w niej tliła, zgasła. Powinna się cieszyć.
Chciała przecież, żeby ich relacja pozostała neutralna, jednak jego słowa
dziwnie zabolały.
– Dlaczego to dla ciebie takie ważne, Antonio? – Emocje sprawiły, że
zwróciła się do szefa w sposób, w jaki nigdy tego nie robiła. – Nie potrzebujesz
finansowego zabezpieczenia, jakie ci da inwestycja w firmę Bartletta. Nigdy też
specjalnie nie przejmowałeś się swoją... barwną reputacją. O co chodzi?
Patrzył na nią, milcząc przez chwilę, po czym przemówił, zdając sobie
sprawę, że jej zgoda zależy od tego, czy wyjawi jej prawdę.
– Jak już wspominałem, to nie Bartlett jest dla mnie ważny, ale ten drugi
potencjalny inwestor, Michael Steel. To zły człowiek, który nie może wygrać.
Emma rozpoznała to nazwisko i wiedziała, że kryło się za niektórymi
biznesowymi decyzjami szefa.
– Czy warto aż tak się poświęcać dla człowieka, który... – urwała, nie za
bardzo wiedząc, kim on jest.
– Który unieszczęśliwił moją matkę i siostrę, który nieodwracalnie i okrutnie
zmienił ich życie. Umowa z Bartlettem jest jego ostatnią szansą na finansową
stabilność, bez niej zostanie bankrutem. Ten mężczyzna... – zatrzymał się, by
ostudzić złość – to mój ojciec.
Emmę przeszedł dreszcz. Antonio nigdy nie rozmawiał o swojej rodzinie,
bardzo cenił sobie prywatność. Ani razu nie słyszała też, żeby wspominał tatę.
W jego oczach, w głosie, było teraz tyle złości i gniewu, że aż ją odrzuciło.
Ewidentnie nienawidził swojego ojca, czego nie mogła zrozumieć.
– Zrobię wszystko, żeby zyskać tę inwestycję, Emmo. Powiedz mi tylko,
czego w zamian oczekujesz, a podam ci to na tacy.
Antonio znajdzie narzeczoną, pomyślała. Jak nie ją, to inną. Ale może ona
będzie mogła wykrzesać z tego jakieś dobro, dedukowała z nadzieją, o której
istnieniu już prawie zapomniała.
– Chcę, żebyś się pozbył Marcusa Greenfelda. Ten człowiek jest
niekompetentny i szkodzi fundacji.
– Tylko tyle? – spytał ponuro.
– Cóż, możesz jeszcze zafundować moim rodzicom wakacje all-inclusive,
gdziekolwiek zechcą.
– Załatwione. – Wzruszył ramionami, jakby to była błahostka.
– Musisz wiedzieć, że jako moja narzeczona polecisz ze mną do Argentyny
na Puchar Hanleya, gdzie spotkamy się z Bartlettem. – Przeszyła ją iskra
podniecenia. Zawsze chciała zwiedzać świat. Z tego też powodu przybyła
półtora roku temu do Nowego Jorku. – Trzeba będzie jakiś czas po podpisaniu
kontraktu utrzymać tę farsę. Myślę, że sześć miesięcy wystarczy. Naturalnie
będziesz mi więc towarzyszyć także podczas podróży do Hong Kongu.
– A co po Hong Kongu? Po tych sześciu miesiącach, kiedy nie będę ci już
potrzebna jako... narzeczona?
– Zadbam o ciebie – oświadczył.
Wiedziała, że po zerwaniu zaręczyn nie będzie mogła dalej pracować jako
jego asystentka i to była prawdziwa cena, jaką miała zapłacić, jej praca, którą tak
lubiła. Była pewna, że Antonio wystawi jej wspaniałe referencje i pomoże
znaleźć nowe zatrudnienie, ale miała też świadomość, że jedyną osobą, która
naprawdę się o nią zatroszczy, jest ona sama. Nie zapewni jej tego nawet
małżeństwo, którego on zresztą i tak nie proponował. Może jednak nie będzie aż
tak źle. Może znajdzie pracę w Hong Kongu, dla kogoś miej seksownego?
Podróż do Argentyny też wydawała się ekscytująca, a udawanie jego
narzeczonej mogło być sposobem, by pomóc również jej rodzicom. Marcus
Greenfeld zostałby usunięty i zastąpiony kimś znacznie lepszym. Po namyśle
stwierdziła, że jakoś sobie poradzi, kiedy będzie musiała zerwać z Antoniem
wszystkie więzi. Tak więc była gotowa powiedzieć „tak”.
– Będę potrzebowała odpowiednich referencji.
– Oczywiście – odparł.
Być może jako jego narzeczona odhaczy jeszcze kilka punktów na swojej
Życiowej Liście, ale teraz nie potrafiła prosić o nic dla siebie. Po tym, co ją
spotkało, wszystko było bonusem. Niczego więcej nie potrzebowała. No, może
nie do końca. Najbardziej w świecie chciała znów czuć się dobrze w swoim
ciele, ale tego nie mógł zdziałać nawet wszechmocny Antonio.
– Panie Arcuri, ma pan narzeczoną.
Po raz pierwszy, odkąd dowiedział się o planach inwestycyjnych ojca,
poczuł namiastkę sukcesu. Teraz musiał jedynie przekonać Bartletta, by zgodził
się na spotkanie w Argentynie. Miał już w głowie gotowy plan. Na początek
zamierzał przedstawić światu swoją nową narzeczoną. Uświadomił sobie
również, że będzie zmuszony poszukać nowej asystentki. Ta myśl go irytowała,
lecz jednocześnie napawała satysfakcją, bo Emma będzie jego. Niedosłownie
jego, szybko się poprawił. Tylko na niby i tylko na czas trwania umowy. Nic
więcej. Nie zaryzykowałby, żeby cokolwiek odwróciło jego uwagę od
ostatecznego celu.
Chłodna bryza przeszła przez balkon i Emma zadrżała. Ściągnął więc
marynarkę i zarzucił na jej drobne ramiona. Zaakceptowała ten gest wyraźnie
skupiona na swoim nagłym i zaskakującym awansie. Wiedząc, że powinni
wrócić na galę, Antonio poprowadził ją przez drzwi balkonowe do głównej sali,
gdzie po wytwornej kolacji goście kontynuowali zabawę.
– Powinniśmy się zbierać do wyjścia – zwrócił się do Emmy.
– Przyjęcie potrwa jeszcze co najmniej dwie godziny. Ja...
– Możesz pozwolić pracownikom fundacji zająć się resztą. Z tego co
słyszałem, zrobiłaś już wystarczająco dużo. Poza tym mam przeczucie, że sama
będziesz chciała szybko wyjść.
– Dlaczego?
Nie dał jej czasu do namysłu. Nie dał sobie czasu do namysłu. Świat
powinien jak najszybciej poznać jego narzeczoną. Przyciągnął ją do siebie,
wsuwając rękę w przestrzeń między marynarką zarzuconą na jej ramiona
a wcięcie w talii zarysowane pod jedwabną sukienką, a jego usta...
Emma poczuła dotyk warg Antonia na swoich. Jego język wśliznął się w jej
rozchylone usta. Ogień. Wszystko, co robił, każdy jego ruch, każde doznanie
można było opisać tym jednym słowem. Przez moment bała się, że kolana ugną
się pod nią, więc zacisnęła pięści na jego koszuli. Miała wrażenie, że ubrania,
a nawet sama skóra są barierą dzielącą ją od niego, od tego, czego pragnęła...
I wtedy usłyszała gwizdy. Wiwaty i krzyki stawały się coraz głośniejsze, a gdy
wycofała się z uścisku Antonia odkryła, że mają całkiem sporą widownię.
Chciała się zapaść pod ziemię, lecz wtedy oświeciło ją, że taki publiczny pokaz
był tym, czego oczekiwał Antonio. Rumieniec zawstydzenia malował jej
policzki na czerwono. On oczywiście nie dał się ponieść emocjom tak jak ona.
Zaplanował to. Był w tym doświadczony. Musiała wziąć się w garść i grać
swoją rolę kochającej narzeczonej, a nie naiwnej asystentki. Z tłumu wyłonił się
Dymitr i ruszył ku nim z zaskakująco chłopięcym uśmiechem.
– Pozwólcie, że jako pierwszy publicznie pogratuluję wam z okazji
zaręczyn – powiedział, co zachęciło zebranych do kolejnych okrzyków i braw.
W ciągu kilku sekund, niczym stroboskopy, rozbłysły flesze aparatów
w telefonach, a Antonio i Emma stali przytuleni, uśmiechając się. – Mam
nadzieję, że obydwoje wiecie, co robicie – wyszeptał do nich Dymitr, ściskając
dłoń Antonia, po czym zwrócił się do Emmy, całując ją w policzek. – Antonio
jest szczęściarzem. Ale jest też bardzo cwany, więc jeśli znajdziesz się
w potrzebie, dzwoń do mnie.
– Dziękuję, panie Kyriakou.
– Dymitr. – Skinął nisko głową. W jego oczach była szczerość i jakiś mrok,
mimo pozornie dobrego humoru. – Mówię poważnie, Emmo. Czegokolwiek byś
potrzebowała, po prostu dzwoń.
– Okej, wystarczy. Nie podrywaj mi narzeczonej – przerwał mu Antonio
z sympatią w głosie potwierdzającą ich wieloletnią przyjaźń.
– No dobra – powiedział Dymitr, zacierając ręce. – Zorganizować dla was
spontaniczną imprezę zaręczynową czy odwrócić uwagę wszystkich, żebyście
mogli dyskretnie się ulotnić?
– To drugie, proszę. Tylko bez...
– Bez skandali. Znam nowe wytyczne. – Dymitr puścił oko i zniknął
w tłumie.
Oni natomiast ruszyli w stronę windy. Antonio miał nadzieję, że pocałunek
nie zrobił na Emmie tak piorunującego wrażenia jak na nim. Gdyby tylko się
domyślał, że pod powłoką konserwatywnej profesjonalistki kryje się
zniewalająca syrena, gruntowniej przemyślałby swoje oświadczyny. Musi
ograniczyć do minimum publiczne okazywanie uczuć, jeśli nie chce, by
najbliższe pół roku stało się dla niego piekłem.
– Czy twój paszport jest w biurze?
– Tak.
– A jakieś ubrania na zmianę?
– Też są – przytaknęła, a jego wzrok spoczął na jej idealnie upiętym koku.
Kusiło go, by wbić w niego palce i uwolnić włosy, poczuć je na swojej skórze.
– Biorąc pod uwagę prawdopodobne nagłówki jutrzejszych gazet i reakcję
opinii publicznej na nasze zaręczyny, może lepiej będzie, jeśli nie wrócisz dziś
do domu.
Emma zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tą sugestią.
– Myślisz, że wiedzą, gdzie mieszkam? Jestem przecież nikim.
– Nie jesteś nikim. Wkrótce masz zostać panią Arcuri, a nie muszę ci chyba
przypominać, jakie zainteresowanie wzbudza mój majątek.
– Tabun reporterów pod malutką kawalerką gdzieś w otchłaniach Brooklynu
byłby afrontem? – spytała z typową dla siebie angielską ironią.
– Nie jestem snobem, Emmo! – obruszył się, lecz w tym samym momencie
zobaczył uśmiech na jej ładnej twarzy.
– Nie idziemy więc w stronę księcia i żebraka?
– Niestety, nawet gdybym chciał. Ja nie jestem księciem, a tobie za dobrze
płacę jak na żebraka.
Emma wybuchła śmiechem. Drzwi windy otworzyły się. Przed nimi
rozpościerała się przepięknie ułożona w szachownicę posadzka foyer hotelu
Langsford. Podeszli do recepcji i Antonio zaczął coś ustalać. Usłyszała
„prywatny apartament” i „proszę obciążyć moje osobiste konto”. Chwilę zajęło
jej zrozumienie, że organizował dla niej pobyt w tym hotelu. Jako jego
asystentka, to ona zwykle dokonywała wszelkich rezerwacji. Dziwnie się czuła,
widząc szefa zaspokajającego jej potrzeby. Odprowadził ją w kierunku
prywatnej windy i podał złotą kartę będącą kluczem do pokoju.
– Czy będziesz potrzebowała przed wyjazdem do Buenos Aires
czegokolwiek ze swojego mieszkania, czego nie da się kupić? – zapytał.
Nie było mowy, żeby pozwolił jej wrócić do kawalerki i wpaść wprost
w paszczę wilków, które z pewnością będą tam grasowały, licząc na wywiad.
Emma zaprzeczyła, weszła do windy i zatrzymała się. Czuła, że powinna coś
powiedzieć, jakoś spuentować to, co właśnie się wydarzyło, ale nie potrafiła.
– Chciałbym, żebyś przyszła rano do biura, by zabrać laptop i paszport oraz
zmienić szczegóły dotyczące naszej podróży do Argentyny.
Zgodziła się tuż przed zamknięciem drzwi windy, która zabrała ją na samą
górę budynku. Jej płynny szybki ruch zdawał się zwiększać wirowanie
w brzuchu Emmy. Na co ona się właśnie, do licha, zgodziła?
„ARCURI JUŻ NIE DO WZIĘCIA? Roanna King.
Szokujące zaręczyny międzynarodowego potentata łamią serca!
Informacja o tym, że potentat finansowy Antonio Arcuri, właściciel Arcuri
Enterprises, jest oficjalnie nie do wzięcia, złamała dzisiejszego ranka serca
tysiącom kobiet na całym świecie. Ten notoryczny, prawdopodobnie już były
playboy, który łączony był zarówno z piękną modelką, jak i pewną dziedziczką
fortuny, został wyrwany z naszych szponów przez... sekretarkę! Niewiele
wiadomo o Brytyjce Emmie Guilham, poza tym, że pracuje dla niego od
osiemnastu miesięcy i że jest obecnie nieuchwytna. Tak zaskakujący zwrot
wydarzeń z pewnością budzi podejrzenia, że za dziewięć miesięcy nadejdzie
kolejny szokujący komunikat. Niezależnie jednak od tego, jaka przyszłość
maluje się przed szczęśliwą parą, my z niecierpliwością czekamy na wielką
odsłonę przyszłej pani Arcuri w Buenos Aires!”.
Antonio domyślał się, że reakcja prasy będzie natychmiastowa, ale Roanna
King w swojej plotkarskiej kolumnie zrobiła z jego zaręczyn sensację. Już to, że
napisała słowo „sekretarka” kursywą, nie spodobało mu się, ale insynuacje na
temat ciąży Emmy?! Rzucił gazetę z niesmakiem i zerknął na zegarek. Do
odlotu pozostało około pół godziny. Spoglądając przez wąską kabinę, dojrzał
Emmę siedzącą w bogato zdobionym wnętrzu prywatnego odrzutowca Arcuri,
próbującą połączyć się z Bartlettem. Tymczasem jego telefon znów zawibrował.
Praktycznie nie przestawał dzwonić od rana. Najtrudniejsza była rozmowa
z mamą, którą musiał zapewnić, że jego asystentka nie jest w ciąży, i przeprosić,
że nie dowiedziała się o zaręczynach od niego, lecz z prasy. Był tak
skoncentrowany na Bartletcie i ojcu, że zupełnie nie pomyślał o tym, jak na te
wieści zareagują jego mama i siostra. Powinien był je uprzedzić. Na pytanie
matki o to, kiedy pozna swoją przyszłą synową, nie umiał jednak odpowiedzieć.
Sam nie wiedział, czy w ogóle dojdzie do takiego spotkania. Nie miał
wątpliwości, że panie świetnie by się dogadały. Mama doceniłaby zapewne
elokwencję i ironiczne poczucie humoru drobnej brunetki, ale dla niego byłoby
to niezręczne.
Emma oznajmiła natomiast, że nie zamierza okłamywać własnych rodziców.
I choć nie był tym zachwycony, nie mógł odmówić jej do tego prawa. Jego
mama była sentymentalna i wierzyła, że miłość i szczęście są w życiu
najważniejsze, a on nie potrafił powiedzieć jej prosto w oczy, że nie ma na takie
rzeczy czasu. Przepłacał to ściśniętym żołądkiem, kiedy z nią rozmawiał, ale to
było to poświęcenie, na jakie był gotów. Emma próbowała nie zwracać uwagi na
zdenerwowanego Antonia i skoncentrować się na cudownym doświadczeniu,
jakim było podróżowanie prywatnym samolotem. Limuzyna przywiozła ich na
lotnisko, gdzie zamiast czekać w kolejce do odprawy i kontroli bezpieczeństwa,
zostali po prostu odstawieni pod schodki prowadzące bezpośrednio do samolotu.
Gdy obsługa pokładowa podała jej jeszcze lampkę prosecco, pomyślała, że
mogłaby tak żyć. Udawała, że nie widzi spojrzeń, z jakimi stewardesy patrzyły
na jej strój. Miała na sobie wczorajsze biurowe ciuchy, ponieważ nie mogła
wrócić po inne do swojego mieszkania, a nie miała jeszcze okazji kupić nowych.
Jedna z tych pięknych stewardes obdarzała Antonia mnóstwem dwuznacznych
uśmiechów i kładła mu na ramieniu dłoń, przytrzymując ją tam znacznie dłużej,
niż wypadało. Czyżby nie dotarły do niej krzyczące z pierwszych stron niemal
wszystkich gazet nagłówki o ich zaręczynach? Ściskało ją w żołądku na myśl
o tym, co mogło tych dwoje wcześniej łączyć. Zazdrość nie była wpisana w ich
kontrakt i nie chciała, żeby popsuła jej radość z tego, że naprawdę leci do
Argentyny! Jej Życiowa Lista Celów pełna była nadziei i marzeń, choć opierała
się głównie na jej dochodach. Umowa z Antoniem wynosiła jej możliwości na
zupełnie nowy poziom. Jako jego asystentka, miała przedsmak luksusu, teraz
mogła go doświadczyć osobiście. Być może przez najbliższe sześć miesięcy
będzie mogła cieszyć się wszystkim, co Antonio ma do zaoferowania. Cóż,
prawie wszystkim, z wyjątkiem tego, czego jej ciało najbardziej pragnęło...
Nareszcie udało im się połączyć z Benjaminem Bartlettem. Antonio miał
dokładnie dwadzieścia minut na to, żeby przekonać go do spotkania w Buenos
Aires. Inaczej wszystko to na nic. Ale nie chciał dopuszczać teraz do swoich
myśli żadnych wątpliwości. Musi się udać.
– Włączę tryb głośnomówiący. – Położył nonszalancko telefon na stoliku,
jakby to nie była ta rozmowa, na którą czekał od tygodnia. – Chciałbym potem
poznać twoją opinię na jego temat.
– Panie Arcuri – odezwała się sekretarka Bartletta.
– Tak?
– Pan Bartlett do pana. – Telefon na chwilę zamilkł.
– Arcuri! Moje gratulacje z okazji...
Antonio zamarł. Amerykański akcent był identyczny jak jego ojca. Wyciszył
telefon, odchrząknął i wrócił do rozmowy. Żałował, że Emma była świadkiem
jego chwili słabości.
– Dziękuję, panie Bartlett. Bardzo mi miło.
– Czy dobrze przypuszczam, że nalega pan na spotkanie, ponieważ odkrył
pan, że szukam inwestora?
– Tak.
– W takim razie chciałbym znać źródło pana informacji. Miałem wrażenie,
że to ściśle strzeżona tajemnica.
– Dżentelmen się nie tłumaczy, panie Bartlett.
– Mam nadzieję, że nie ma się pan z czego tłumaczyć swojej narzeczonej,
panie Arcuri.
– Zapewniam, że nie – odparł, próbując ignorować sposób, w jaki Emma na
niego patrzy. – A wracając do zdobytych przeze mnie informacji, może pan być
spokojny, nie pochodziły one od nikogo z pana otoczenia. – Antonio wiedział,
że jego słowa były wystarczającą sugestią, że ów wyciek pochodził od drugiej
osoby zaangażowanej w negocjacje, czyli od jego ojca.
– Muszę przyznać, że jestem zaskoczony – próbował go podejść Bartlett. –
Ma pan reputację człowieka bezwzględnego. Dlaczego chciałby pan
zainwestować właśnie w moją firmę?
– Pana marka ma wspaniałe dziedzictwo, każdy inwestor byłby dumny,
mogąc ją współtworzyć. A odkąd jestem z Emmą, mam większą motywację, by
podejmować bardziej... holistyczne decyzje biznesowe.
– Pański związek to chyba świeża sprawa?
– Jesteśmy razem od osiemnastu miesięcy i w tym czasie miałem wiele
okazji, by się przekonać, jaka to cudowna kobieta. – Kątem oka dojrzał
rumieńce na policzkach Emmy. – Jest miła, troskliwa i empatyczna. Przekona
się pan o tym osobiście, jeśli zgodzi spotkać się z nami w Buenos Aires.
W słuchawce ponownie zapadła cisza.
– Zapewne wie pan, że drugim potencjalnym inwestorem jest pański ojciec?
– Posiadanie dwóch przedsiębiorców zdeterminowanych, by zainwestować
w pana firmę, to dla pana komfortowa sytuacja.
– Doceniam to, ale nie chciałbym, by zrobił się z tego cyrk. Mam swoje
powody, dla których zależy mi, by sprawa pozostała nienagłośniona. Jeśli
zgodzę się na spotkanie w Buenos Aires, musi mi pan zaręczyć, że tak zostanie.
– Obiecuję panu, że ani ja, ani nikt związany ze mną nie puści pary z ust.
– Dobrze. W takim razie chętnie spotkam się z panem i panną Guilham
w Argentynie. Ale ostrzegam pana, panie Arcuri, oferta pana ojca jest bardzo
interesująca. Musiałby pan zaproponować coś wyjątkowego, by móc z nim
rywalizować.
Rozmowa się zakończyła, a Antonio musiał zebrać myśli.
– No i...?
– Myślę, że będziesz się musiał bardzo postarać, by zdobyć jego aprobatę –
odparła ponuro.
Ostrzeżenie Bartletta jest nieistotne, pomyślał Antonio. Czekał na to
szesnaście lat. Szesnaście długich lat, by zemścić się na ojcu. Zrobi wszystko,
żeby do tego doprowadzić.
ROZDZIAŁ CZWARTY

Emma obudziła się w momencie, gdy limuzyna podjechała pod hotel


Excelsus w Buenos Aires. Żałowała, że zasnęła. Widoki z samolotu, gdy
podchodzili do lądowania, zapierały dech w piersi. Kiedy rezerwowała hotel dla
Antonia, oglądała tutejsze krajobrazy w internecie, marząc o tym, by kiedyś
zobaczyć je na własne oczy. Urzekły ją wtedy zdjęcia wysokich, błyszczących
budowli sięgających nieba, otoczonych portem, morzem i piaskiem. Jak mogła
przespać taką podróż! Wyszła z samochodu, czym wyraźnie zaskoczyła zarówno
kierowcę, jak i Antonia, którzy sądzili, że będzie czekała, aż otworzą jej drzwi,
i poczuła przeszywający chłód przypominający angielską jesień. W Argentynie
pora zimowa przypada na okres między czerwcem a sierpniem. Emma zatęskniła
za domem... Kiedy ujrzała, że Antonio został w samochodzie, odwróciła się, by
spojrzeć na niego przez otwarte drzwi.
– Jadę do stajni. Jeśli chcesz, odpocznij w pokoju.
Ale ona nie chciała iść do hotelu. Chciała zobaczyć Buenos Aires. Chłód
panujący na zewnątrz momentalnie zmył z niej zmęczenie spowodowane tym, że
przez cały nocny lot pracowała.
– Czy mogę jechać z tobą? – spytała, ale widząc, że wzrusza ramionami,
pomyślała, że się narzuca.
– Czemu nie – odparł jednak i gestem wskazał, by wróciła do auta.
W środku samochodu było przyjemnie ciepło. Usiadła na pluszowym
siedzeniu, próbując nie poddawać się emocjom, jakie wywoływała bliskość
szefa. Antonio wpatrywał się natomiast w okno, jakby celowo ignorując jej
obecność. Ale zgodził się, żeby z nim jechała, a nie był człowiekiem, który
godzi się na coś, czego nie chce, pocieszała się Emma. Samochód zatoczył pętlę
i ku jej rozczarowaniu zatrzymał się nieopodal. Stajnie znajdowały się
bezpośrednio przy hotelu. Dopiero teraz przypomniała sobie, że właśnie dlatego
Antonio chciał się tu zatrzymać. Tym razem zaczekała, aż kierowca otworzy jej
drzwi. Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz ulgi i zadowolenia.
Podziękowała mu, po czym wysiadła, a jej oczom ukazał się niesamowity
widok. Teren toru wyścigowego był długi i prostokątny, płaski, otoczony
subtelnym ogrodzeniem. Po lewej stronie, znad krawędzi toru wyłaniał się
imponujący budynek hotelowy z cienkimi liniami błękitu oznaczającymi
ciągnące się w nieskończoność baseny, którymi szczycił się hotel. Wyobraziła
sobie tysiące ludzi gromadzących się na trybunach i balkonach w dniu wyścigu
oraz niesamowity hałas, jaki muszą wówczas robić. Tymczasem usłyszała za
sobą trzaśnięcie drzwi. Antonio wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku
białych zabudowań z dachami w kolorze terakoty. Podążyła za nim. Na
ogrodzonym terenie pojawiły się oznaki życia, ludzie i konie wyłaniający się zza
rogów czy z cienia, jakby wcześniej byli ukryci. Emma pozostawała dwa kroki
z tyłu, gdy Arcuri wszedł do dużego centralnego budynku. Nazwanie go stajnią
byłoby błędem. Ogromna konstrukcja lśniąca stalą i chromem mogłaby
pomieścić cały blok, w którym mieszkała na Brooklynie. Rozległa betonowa
podłoga była czysta i mokra aż do miejsca, w którym sprzątał ją jakiś nastolatek.
Zapach końskiego potu i obornika był ledwie wyczuwalny, a jedynym
dźwiękiem, jaki mogła usłyszeć poza krokami Antonia, była cicha rozmowa
dochodząca z jednego z boksów.
Antonio był tak przejęty obecnością Emmy, że niemal przeoczył głos Johna
dochodzący z boksu, w którym obecnie znajdował się Veranchetti, wspaniały,
mierzący niemal metr siedemdziesiąt w kłębie koń. W miarę jak się zbliżał,
głosy stawały się wyraźniejsze. Mógł teraz łatwo rozróżnić brytyjski akcent
Johna i drugi, australijski, należący do kobiety, który nagle ucichł.
– Antonio? To ty? Tak myślałem, że mógłbyś wreszcie wpaść. – Tylko
w ustach Johna wyrzut mógł brzmieć jak powitanie.
Mason skinęła jedynie głową i szybko wyszła.
– Jak się masz? – ciągnął John.
– Dziękuję, dobrze.
– W rzeczy samej. A to zapewne ta twoja panienka? – spytał, patrząc na
stojącą tuż za Antoniem Emmę.
Arcuri zmieszał się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że musi w tę grę
włączyć jeszcze jedną osobę. John był jedynym pracownikiem ojca, z którym
pozostał w kontakcie po tym, jak z mamą i siostrą zmuszeni byli wracać do
Włoch. Znajomość z nim była dla niego i innych członków Kręgu Zwycięzców
bardzo przydatna.
– Nie myślałem, że przeczytam o tym na Twitterze.
– Od kiedy jesteś na Twitterze? – spytał Antonio z czającym się w kącikach
ust uśmiechem. – John, pozwól, że przedstawię ci moją narzeczoną, Emmę
Guilham. – Dziwnie się czuł, mówiąc te słowa.
Emma podeszła, zawahawszy się nieznacznie, gdy nazwał ją narzeczoną.
– Miło mi poznać – odezwała się ciepło, wyciągając do niego rękę.
– O nie, panienko. Jestem cały ufajdany – wytłumaczył się, wycierając błoto
w i tak brudne już dżinsy.
– Proszę nie żartować! Nie pasowałabym do Antonia, gdyby odstręczała
mnie odrobina nieczystości.
John parsknął śmiechem, uścisnął dłoń Emmy i popatrzył z uznaniem na
Antonia.
– Polubię ją! To pierwsza dziewczyna, jaką mi przedstawiłeś, i ostatnia, jak
nic!
Coś w rodzaju poczucia winy ścisnęło Antonia w żołądku. Musi ją trzymać
jak najdalej od swojej siostry, Cici. Gdyby się poznały, siostrze pękłoby serce,
kiedy to się skończy.
– Jak się ma Veranchetti? – spytał, zmieniając temat rozmowy.
– Świetnie – odparł John. – Przetrwał podróż i aklimatyzuje się.
W tle widać było czarny grzbiet konia lśniący w świetle wpadających przez
okno promieni.
– A McAulty?
Z tego co słyszał, przez ostatnie półtora roku niemal nie opuszczała stajni
Kręgu Zwycięzców i ciężko pracowała, by osiągnąć to, do czego się
zobowiązała. John zdawał jemu oraz Dymitrowi i Danylowi cotygodniowe
raporty, w których pozytywnie wypowiadał się na jej temat.
– Zrobi to – powiedział John z aprobatą, patrząc jednocześnie na Emmę, tak
więc Antonio odniósł wrażenie, że jego słowa dotyczyły obydwu kobiet i tego,
co obie miały zrobić w jego życiu.
Wewnątrz stajni Antonio zawsze odczuwał specyficzny spokój. Był to
jednak dziwny spokój, zwiastujący burzę. Zastanawiał się, czy nie jest jak pies
Pawłowa. Stajnia była dla niego miejscem, w którym szukał schronienia, kiedy
w domu źle się działo. Brał wtedy pierwszego lepszego konia i gnał przed siebie,
ile sił, byle dalej od domu, od ojca i od wszystkiego, co się z tym wiązało. Był to
spokój, za którym czaiło się oczekiwanie adrenaliny, oczekiwanie akcji
i przygody. Był to wreszcie spokój, którego nie odczuwał, odkąd został
zmuszony do porzucenia domu, koni i marzeń o karierze międzynarodowego
gracza polo. John, jakby wyczuwając mroczne wspomnienia Antonia, ruszył
z nim powoli z ciemnej stajni w stronę światła.
– A jak minęła wam podróż? – zapytał Arcuri, wiedząc, że dotarcie
z Ameryki do Argentyny zajęło im kilka dni.
– Wszystko poszło dobrze i nie było problemów z papierami. Może chcesz
się przywitać z ludźmi z Puchru Hanleya? Mają dla ciebie kilka rzeczy do
podpisania. – John wskazał małe biuro mieszczące się między większymi
budynkami.
Antonio kiwnął głową, chętnie odbierając tę propozycję jako możliwość
ucieczki ze stajni, gdzie czaiły się groźne wspomnienia z przeszłości. Emma
natomiast nie wiedziała, czego się spodziewać po tym miejscu. Przez
osiemnaście miesięcy pracy dla Antonia nigdy nie miała nic do czynienia
z Kręgiem Zwycięzców. Sam się tym zajmował. Oczywiście ciekawiło ją to, ale
nie na tyle, by wtrącać się w jego prywatne interesy. Arcuri ruszył w stronę
biura, a ją zagadnął John.
– Znam go nie od dziś, Emmo.
– Czy to ostrzeżenie? – spytała pół żartem, pół serio, obawiając się
odpowiedzi.
– Nie, panienko. Musisz tylko mieć świadomość, w co się pakujesz. Bo ten
chłopiec... On jest jak urodzony mustang. Dziki i gotowy do ucieczki w każdym
momencie. – Emma chciała, żeby przestał. Walczyła, by pogodzić wizerunek
Antonia jako jej szefa i od niedawna jej narzeczonego. Nie była gotowa, by
zobaczyć w nim chłopca, jakim kiedyś był. – Jego ojciec – kontynuował jednak
John – był ciężkim człowiekiem, bez wątpienia. I prawie zniszczył tego
dzieciaka. Doprowadziłaś go tak daleko, Emmo. Trzymaj go, nawet jeśli będzie
próbował uciec. Trzymaj go mocno, bo jest tego wart.
Nie wiedziała co powiedzieć. Nie mogła mu przecież wyjawić prawdy, że te
całe zaręczyny są tylko na pokaz. Tylko na potrzeby biznesu. Szczerość w głosie
Johna była rozbrajająca. Uśmiechnęła się, wiedząc, że musi utrzymać tę farsę
i nie złamać Johnowi serca.
– Zrobię to. Albo przynajmniej spróbuję – odpowiedziała pogodnie, po czym
zmieniła temat. – Mason będzie jechała na Veranchettim podczas Pucharu
Hanleya?
– Ano tak. Mają duże szanse, jak mniemam.
– Dziwne to imię, choć może wszystkie konie mają dziwne imiona?
– Cici, siostra Antonia, nazwała go tak na cześć bohatera jej ulubionego
romansu, a Antonio nie miał serca, by jej odmówić – powiedział, marszcząc
oczy w świetle słońca.
– Cici również jeździ konno?
– Nie, nigdy się tym nie interesowała. Ale nie chce panienka chyba
przywoływać teraz starych duchów.
Nie wiedziała, czy odparł tak dlatego, żeby odciąć się od przeszłości, czy
dlatego, że zauważył wracającego Antonia. Tak czy inaczej był to koniec ich
rozmowy.
– John właśnie mi powiedział, że Veranchetti ma duże szanse. Może nawet
postawię swój pierwszy w życiu zakład! – powiedziała radośnie.
Antonio spojrzał na nią jednak ponuro i odprowadził do limuzyny, co
sprawiło, że poczuła się okropnie, jakby przyłapano ją w miejscu, w którym nie
powinna być...
Foyer hotelu Excelsus lśniło światłem wpadającym przez oszklone wejście.
Gdy szli, obcasy Emmy stukały o marmurową posadzkę, a ona zastanawiała się,
dlaczego poczuła dreszcze, z powodu otaczającego ją luksusu i temperatury.
– Panie Arcuri, panno Guilham. Witamy w hotelu Excelsus. – Menedżer
w idealnie skrojonym garniturze wyszedł im naprzeciw. Wręczył im dwie czarne
eleganckie teczki oraz dwie czarne karty będące kluczami pokojowymi
i dodał: – Państwa bagaże czekają już na górze. Czy wskazać państwu drogę?
– Nie, dziękuję. Na pewno sobie poradzimy – odparł Antonio, kierując się
w stronę dyskretnie schowanej za stalowymi panelami prywatnej windy.
Emma szła za nim, zastanawiając się, skąd menedżer znał jej nazwisko,
skoro rezerwacja była robiona wyłącznie na Antonia? Podniecenie, które czuła
w Nowym Jorku, kiedy została na noc w hotelu Langsford, powoli wracało. To
była namiastka stylu życia i doświadczeń, jakich nigdy nie przypuszczała, że
będzie mogła dodać do swojej Życiowej Listy. Z niecierpliwością czekała
również, żeby zobaczyć swój pokój. Gdy zatrzymała się obok Antonia, musiała
mu zadać dręczące ją pytanie.
– Tak? – zwrócił się do niej tonem autokratycznego szefa, który tylko na
chwilę zniknął w stajni.
– Skąd on...
– Wiedział, jak się nazywasz? Myślę, że wiele osób już to wie. Jesteś
przecież przyszłą panią Arcuri.
Emma przypomniała sobie artykuły prasowe spekulujące, kim jest, jak udało
jej się usidlić notorycznego playboya i czy przypadkiem nie spodziewa się jego
dziecka. W duchu dziękowała, że udało jej się uprzedzić obydwoje rodziców,
zanim zaczęła się ta medialna szopka. Drzwi windy otworzyły się. Antonio
wszedł do środka, a ona znieruchomiała. Nie potrafiła zrobić kroku w jego
kierunku. Być może to instynkt samozachowawczy dawał o sobie znać. Antonio
wystawił jednak rękę, chwycił ją za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie.
Ten gest tak ją zaskoczył, że straciła równowagę i przywarła do jego klatki
piersiowej. Niespodziewany kontakt fizyczny przywołał wspomnienie
pocałunku na ogłoszenie zaręczyn, którego tak się wstydziła. Antonio popatrzył
na nią z góry.
– Potrafisz stać na własnych nogach?
Zarumieniła się i czym prędzej od niego odskoczyła. Winda na szczęście
szybko dotarła na górę. Antonio pierwszy wyszedł na korytarz, na którym
znajdowało się tylko dwoje drzwi, na przeciwległych jego końcach. Stanął przy
drzwiach po lewej i otworzył je swoją kartą.
– Emmo – powiedział, wskazując jej drogę.
– Och, przepraszam, ale wolałabym iść teraz do swojego pokoju – odparła,
unikając jego wzroku.
Przez chwilę milczał, czym oczywiście przyciągnął jej spojrzenie. Wyglądał
idealnie mimo długiej podróży i wizyty w stajni.
– To jest twój pokój, Emmo.
Stanęła jak wryta.
– To nie przejdzie, Antonio.
– Oczywiście, że tak. Jesteś moją narzeczoną, gdzie indziej miałabyś się
zatrzymać?
– A kto powiedział, że nie jestem dziewczyną, która chce czekać... z tym do
nocy poślubnej? – Słowo seks nie przeszłoby jej przy nim przez gardło.
– Nikt nie uwierzyłby w to, że pozwolę narzeczonej mieć oddzielny pokój.
Musimy być wiarygodni, więc lepiej się z tym oswój. – Stał bardzo blisko
i mówił do niej z zadziwiającą dominacją. Zanim zdążyła zareagować, dodał: –
Masz przy sobie służbową kartę kredytową?
Myśli kotłowały jej się w głowie i nie była w stanie zrozumieć, do czego
zmierza, ale przytaknęła.
– Dobrze. Może kiedy zaczniesz wyglądać jak moja druga połowa łatwiej ci
będzie udawać troskliwą narzeczoną.
Spojrzała z przerażeniem na swoje pogniecione ubrania. Miał rację.
Potrzebowała całej garderoby, ale nie takich rzeczy, jakich i tak nie była
w stanie wziąć z mieszkania przed wylotem. Potrzebowała ciuchów w zupełnie
innym stylu... Skrzywiła się lekko i odparła, parafrazując jego wcześniejsze
słowa.
– Nikt nie uwierzyłby w to, że dałeś się usidlić dzięki troskliwości.
Konsjerż hotelu Excelsus poinformował Emmę, że samochód, który zabierze
ją do najbardziej ekskluzywnego centrum handlowego w Buenos Aires, już na
nią czeka. Od czasu rekonstrukcji piersi kupowała ubrania online. Dawało jej to
komfort przymierzania ich w zaciszu swoich czterech ścian, bez narażania się na
spojrzenia innych. Jej garderoba stała się przez to jednak monotonna. Wiedziała,
że jeśli ma dobrze zagrać rolę narzeczonej Antonia, to musi świetnie wyglądać
u jego boku zarówno podczas wieczornych imprez, jak i podczas wyścigów.
Jednym słowem, jeśli chce wygrać tę bitwę, potrzebuje grubej i bardzo drogiej
zbroi.
Rozglądając się po czwartym już sklepie, zdała sobie sprawę, że są na
świecie dziewczyny, które marzyłyby o tym, żeby znaleźć się w jednej
z najgorętszych dzielnic modowych Argentyny z kartą kredytową bez limitu.
Poczuła nagły zapał i determinację. Przecież miliony kobiet na całym świecie,
które poddane były mastektomii, codziennie robiły zakupy. Ona też może.
Niektóre z szokujących i dziwacznych kreacji, które widziała na wystawach,
znajdowały się daleko poza jej strefą komfortu, a sama zmysłowość
argentyńskich projektów była zarówno kusząca, jak i przerażająca. Te ubrania
były przeciwieństwem jej biurowego stylu, do którego przywykła w Nowym
Jorku. Długo ukrywała się za luźnymi ubraniami w ciemnych kolorach. Być
może powinna jak najlepiej wykorzystać tę okazję, nawet jeśli będzie to dla niej
na początku trudne. Zebrała się w końcu i podeszła do przyglądającej jej się
podejrzliwie ekspedientki. Lakonicznie i dość bezsensownie wyjaśniła swój
problem, lecz zamiast współczucia, którego od niej oczekiwała, z zaskoczeniem
i dziwnym wzruszeniem przyjęła jej ciepłą chęć pomocy.

Antonio właśnie wychodził ze sklepu, niosąc prezenty dla mamy i siostry,


gdy zobaczył Emmę. Stracił ją na chwilę z oczu, gdy przechadzała się między
manekinami w markowych ubraniach. Był tak ciekawy, jak idą jej zakupy, że
nie mógł się powstrzymać i poszedł za nią, wmawiając sobie, że chce się tylko
upewnić, czy wybiera odpowiednie ubrania do swojej nowej roli. Widząc jej
bezradność, miał ochotę ją przytulić, ochronić. Jedynymi kobietami, wobec
których żywił takie uczucia, były mama i siostra. To dzięki nim wiedział
również, jak ważne dla kobiety jest czuć się piękną w tym, w co jest ubrana.
Wszedł do butiku, w którym była, a gdy zbliżał się do stref przymierzalni,
zobaczył, jak Emma kręci się wokół, oglądając swoje odbicie w lustrze.
Oniemiał, widząc ją w sukience odsłaniającej ramiona, podkreślającej idealne
piersi i talię, od której kaskadowo spływały warstwy krwistoczerwonego
jedwabiu. Podziwiał ją całą, od jej bosych stóp aż do głowy, gdy jej oczy
zobaczyły go w odbiciu w lustrze. Odwróciła się i zmierzyła go oskarżycielsko.
– Jak mnie znalazłeś? – Ogień w jej głosie współgrał z kolorem sukienki.
– Nie namierzałem twojego telefonu za pomocą GPS-u, jeśli to imputujesz.
Jestem tu przez przypadek – wyjaśnił.
– Nie wierzysz w przypadki.
Oczywiście, że nie wierzył, ale naprawdę tego nie planował. Czuł, jakby
jakaś wyższa siła nim sterowała. Czy bogowie odpowiedzialni za jego życie
grali z nim w jakąś grę? Gdy jej dłonie zacisnęły się na sukni, przypomniał sobie
dotyk jej skóry. Zmusił się do odwrotu, zanim zrobi coś, co zawstydzi ich oboje.
Niemal bolesny cios podniecenia uderzył go mocno. Wiedział, że nie miało to
nic wspólnego z tym, ile czasu minęło, odkąd ostatni raz był w łóżku z kobietą.
Podniecenie nie ustępowało, mimo że poszedł usiąść na sofie obok. Zostając
w sklepie, był niczym masochista, który nie miał siły woli, by odejść.
Sprzedawczyni dyskretnie postawiła mu na stoliku kieliszek szampana.
Pociągnął łyk, bąbelki ocierały się o jego wysuszone gardło.
– Tak nieładnie – powiedziała Emma.
Minęła chwila, zanim zrozumiał, że mówiła o sukience. Wszystko, co było
w nim męskie, krzyczało, że się myli. Rozsądek kazał mu jednak powiedzieć:
– Może spróbuj inną.
Jego słowa brzmiały jak wypowiedziane ostrym tonem polecenie. Tonem
niepasującym do przymierzalni, co Emma poczuła całą swoją duszą. Nigdy nie
miała na sobie sukienki podkreślającej piersi. A już na pewno nie po operacji.
Wcześniej była zadowoloną ze swojego ciała nastolatką. Nie rozumiała obiekcji
przyjaciółek, że nie mają niedoścignionej figury celebrytek. A potem? Potem
fala obiekcji przeszła przez jej garderobę. Wybór kreacji zaproponowanych
przez miłą ekspedientkę był wyśmienity. Niektóre z nich były bardzo
ekstrawaganckie, ale potraktowała to jako rodzaj terapii szokowej. Emma znała
silne, inspirujące kobiety, które po chemioterapii z zapałem przejęły ster nad
swoim ciałem i życiem. Ona też chciała odzyskać poczucie własnej wartości.
Zaczęła zdawać sobie sprawę, że odwaga, dzięki której tak zaciekle walczyła
z chemioterapią, nadal jest jej potrzebna, by walczyć o swoją przyszłość.
Wracając do przymierzalni, starała się zwalczyć instynktowną chęć ucieczki.
Ucieczki od oceniającego spojrzenia Antonia, od pożądania. Nie była na tyle
głupia, by udawać, że nie widzi tego, co zaczyna się między nimi rodzić.
Rozpięła zamek i sukienka opadła do jej stóp. Wyszła z kręgu czerwonego
jedwabiu i teraz dzieliła ją od Antonia jedynie cienka kotara przymierzalni.
Sięgnęła po ostatnią sukienkę, jaką przygotowała dla niej ekspedientka. Ta
podobała jej się najbardziej. Chciała w samotności przyjrzeć się sobie w nowej
odsłonie, ale tuż obok był Antonio. Siedział, jakby czekając na show, tylko
zamiast zdejmować ubrania, ona je zakładała. Nagle zapragnęła wyprowadzić go
z równowagi. Zrobić z nim to, co on robił z nią. Stojąc w samych stringach
zrobiła krok i weszła w niebieską jedwabną sukienkę pokrytą subtelnym
koronkowym wzorem z gorsetem podkreślającym sylwetkę. Kreacja ocierała się
o jej wrażliwą skórę, a jednocześnie jedwabna tkanina przyjemnie ją łagodziła.
Koronkowe kwiaty zakrywały ramiona, pozostawiając odsłonięty dekolt. Zanim
wyszła z kabiny, popatrzyła na siebie do lustra. Była w szoku, podobnie jak
przed momentem, gdy mierzyła czerwoną sukienkę. Czy to naprawdę ona?
Sukienka wydobywała z niej coś niesamowicie silnego i kobiecego, mimo
prostej fryzury i minimalnego makijażu. Coś, o czym zawsze marzyła, ale nie
sądziła, że osiągnie. Rumieniec na twarzy podkreślał jej kości policzkowe
mocniej niż zwykle, a błysk w oku świecił jak diament. Odsunęła kotarę
oddzielającą ją od Antonia i wszystko zbladło. Zniknęła ekspedientka, sklep,
manekiny... Był tylko on. Antonio Arcuri, pan i władca wielkich firm, patrzył
właśnie na nią, jakby była jedyną istotą na świecie. Emma poczuła, że rozpada
się na tysiące kawałków...
ROZDZIAŁ PIĄTY

Trzy dni udawanego ignorowania kobiety mieszkającej z nim w jednym


apartamencie doprowadziło Antonia na skraj szaleństwa. Żałował, że poddał się
impulsowi i został wtedy w sklepie. Odkąd zobaczył Emmę w ostatniej
sukience, nie przestawał myśleć o tym, jak by to było zerwać z niej ten jedwab
i delektować się kryjącą się pod nim cudowną figurą. Ale nie mógł tego zrobić.
Emma w niczym nie przypominała kobiet, które dotychczas gościły w jego
łóżku. Kobiet, które czerpały z życia pełnymi garściami. Emma nie wiedziała,
jak grać w tę grę. Poza tym stawka była za wysoka; spotkanie z Bartlettem musi
się zakończyć sukcesem. Zaproponował mu takie warunki, których tylko
szaleniec by nie przyjął. Ale martwiło go milczenie ojca. Zapewne coś knuł. Po
raz pierwszy w życiu Antonio zastanowił się nad tym, jak daleko jest w stanie
się posunąć w swojej żądzy zemsty. I tylko jedna odpowiedź przychodziła mu na
myśl. Tak daleko, jak będzie trzeba...
Dochodziła północ. Emma już ponad godzinę temu poszła do swojej
sypialni, a Antonio, w wystawnym salonie, który zmienił w praktyczne biuro,
przeglądał informacje na temat Bartletta, jakie udało jej się zebrać w minionym
tygodniu. Spotkanie zostało zaplanowane na jutrzejszy wieczór, a wyścig
rozpoczynający pierwszy etap Pucharu Hanleya na kolejny ranek. Wszystko szło
gładko, ale Antonio miał złe przeczucie, że to cisza przed burzą. Demony
musiały ogarnąć również Emmę, bo usłyszał niepokojące odgłosy dobiegające
z jej sypialni. Zmartwiony wstał z kanapy. W połowie drogi do drzwi usłyszał
jej krzyk. Wbiegł do środka. Rzucała się na łóżku, trzymając kurczowo pościel.
Na policzkach widział ślady łez. To musiał być jakiś koszmar. Pamiętając, przez
co przeszła jego siostra, kiedy musieli opuścić Stany Zjednoczone, usiadł na
łóżku obok niej i delikatnie chwycił ją za ramię.
– Emmo… – wyszeptał. – Emmo, to tylko sen.
Wyrwała się z delikatnego uścisku i wydała z siebie jęk, który ścisnął mu
serce.
– Emmo, to tylko sen. Musisz się obudzić.
Otworzyła oczy i próbowała się skupić. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
Wzięła głęboki oddech.
– Już dobrze. To był tylko sen.
Ale ból w jej oczach mówił mu, że się mylił. Wyglądała na tak bezbronną
i potrzebującą pocieszenia, że zapragnął wziąć ją w ramiona i zastąpić strach
w jej oczach namiętnością. Chciał, żeby poczuła tę samą żądzę, to samo
pragnienie, które on czuł. To, co ją spotkało, chciał zastąpić dotykiem
i pieszczotą. Przeklął swoje myśli. Nie mógł jej wykorzystać. Nie teraz… nie
tak. Nigdy, ostrzegł sam siebie.
Emma z ulgą przyjęła jego obecność. Światło sączące się z salonu rzucało
blask na jego twarz i był to o wiele milszy widok niż ten okropny sen. Przez
chwilę, tylko przez chwilę myślała, że może ją przytuli, może pocałuje, gdy tak
desperacko pragnęła być całowana. Ale sekundy mijały, a on tego nie robił.
Skinęła głową i oparła dłoń na jego ręce, którą trzymał jej ramię.
– Już dobrze. Wszystko w porządku. Potrzebuję tylko chwili...
Antonio wyszedł z pokoju, a ona marzyła, żeby jej serce przestało już tak
gwałtowne bić. Starła z oczu ślady koszmaru. Idąc do łazienki, minęła szafę
pełną nowych ubrań. Zerknęła na nie oskarżycielsko, jakby to one mogły być
odpowiedzialne za wywołanie starych lęków. Bała się, że rak znów po nią
przyjdzie i to teraz, kiedy zaczynała mieć nadzieję, że uda jej się odzyskać
poczucie własnej wartości. Ochłodziła wodą gorące policzki i w końcu
otrząsnęła się z przerażenia. Rozbudzona nie myślała nawet o powrocie do
łóżka. Nałożyła jedwabny hotelowy szlafrok i na bosaka weszła do salonu,
gdzie, uśmiechając się gorzko, zobaczyła, co Antonio z nim zrobił.
– Dobrze, że na co dzień tak nie pracujesz. Panie sprzątające nie dałyby mi
żyć.
Uniósł wzrok znad papierów.
– Koszmar? – spytał.
– Tak, ewidentnie – odparła.
– Moja siostra miewała je regularnie. Masz ochotę na herbatę?
– Dlatego, że jestem Angielką?
– Tak, ewidentnie.
Zaśmiała się, słysząc, jak powtarza jej słowa.
– Co dawałeś w takiej sytuacji swojej siostrze?
– Cóż – próbował sobie przypomnieć. – Miała wtedy trzynaście lat, ale łyk
Limoncello nigdy jej nie zaszkodził. W pokojowym minibarze chyba go nie ma,
ale jest za to whisky.
– Poproszę zatem o whisky.
Podszedł do barku. Ubrany w garniturowe spodnie i koszulę z podwiniętymi
do łokci rękawami, odsłaniającymi opalone przedramiona, wyglądał niezwykle
przystojnie. Jego ciemne włosy były idealnie ułożone, mimo wielu godzin pracy.
Przebłysk troski w jego oczach, gdy obudził ją z koszmaru, był zniewalająco
kuszący i sprawił, że Emma nie pierwszy już raz zastanawiała się, jak to jest
móc liczyć na jego siłę, na jego współczucie. Współczucie, jakiego jeszcze
nigdy nie okazał w biznesie. Odwróciła się od pokusy, jaką była sama jego
obecność, i podeszła do okna wychodzącego na trybuny toru wyścigowego. Już
za kilka dni będą pełne widzów i okrzyków. Ale teraz były spokojne i ciche.
Przycisnęła dłoń do szyby, chcąc uwolnić falę gorąca, jaką czuła w jego
obecności. Gdy zbliżał się ze szklankami whisky, zdała sobie sprawę, że ma na
sobie jedynie jedwabny szlafrok. Chłodny, delikatny dotyk tkaniny nie łagodził
dreszczy biegających po jej skórze na widok jego odbicia. Była rozdarta między
wspomnieniem koszmaru, a ekstazą bliskości Antonia, między rozpaczą
a rozkoszą... Chciała, żeby odłożył te cholerne szklanki i wziął ją w ramiona.
– Moja siostra długo nie chciała rozmawiać o swoich lękach, ale w końcu
zobaczyła, że to pomaga.
I jej rozmowa mogła teraz pomóc odciągnąć myśli od pożądania. Poza tym
tak mało wiedziała o jego przeszłości i rodzinie. Odwróciła się i wzięła od niego
jedną szklankę. Usiadł na pięknej sofie i usunął z niej papiery, robiąc jej miejsce
na drugim końcu, w bezpiecznej odległości.
– Jak długo miała koszmary?
Przez chwilę Emma zastanawiała się, czy Antonio zdecyduje się
odpowiedzieć, ale po krótkim westchnieniu zaczął mówić.
– Przez około rok po rozwodzie rodziców. – Jego oczy zrobiły się mroczne,
pozbawione błysku, jaki czasem w nich widziała. – Sprawa była upubliczniona,
wyciągano wszystkie brudy. Ojciec chciał wywalczyć lepsze warunki, więc
nakłamał prasie o romansie mamy. Rozwód dostali we Włoszech, gdzie ludzie
wciąż są bardziej konserwatywni w tych sprawach. Gdybyśmy byli w USA,
może byłoby inaczej. Chociaż wątpię, bo i tak donosiły o nich media z całego
świata. – Wzruszył ramionami, ot taki włoski gest udający lekceważenie
bolesnej rzeczy.
– Ile miałeś lat?
– Szesnaście, ale Cici miała tylko trzynaście. Bez wsparcia finansowego ojca
nie mogliśmy zostać w Ameryce. Dziadek, tata mamy, zaoferował pomoc, ale
tylko jeśli wrócimy do Włoch. Więc wróciliśmy.
– To musiało być trudne. – Emma dobrze wiedziała, jak to jest, gdy cały
świat zmienia się w tak młodym wieku.
– I było. Zniknęło wszystko, co znaliśmy: przyjaciele, szkoła, personel. John
pracował właśnie w stajni mojego ojca.
– Miałeś stajnię? – Wiedziała, że musiał dorastać w bogactwie. Miał pewne
maniery, które dawało mu bezpieczeństwo finansowe, ale idea posiadania stajni
była zupełnie abstrakcyjna dla dziewczyny, która miała matkę artystkę i ojca
nauczyciela w państwowej szkole. Antonio uśmiechnął się ze smutkiem.
– Pełny amerykański pakiet. Stajnie, prywatna edukacja, recitale
fortepianowe Cici, nie moje. Ja byłem na dobrej drodze, żeby zostać członkiem
amerykańskiej drużyny polo. Ale… to też musiałem porzucić.
Zapadła cisza. Serce Emmy ścisnął żal na myśl o chłopcu, który stracił
marzenia.
– Cici gorzej to znosiła. Stratę przyjaciół... I chociaż to bydlak, ona cierpiała
również z powodu utraty ojca.
Emma nie mogła nie zauważyć, jak odnosi się do bólu swojej siostry, a nie
własnego. Jej ojciec, nie jego. Jakby usunął go ze słownika tak stanowczo, jak
kiedyś ojciec pozbył się ich ze swojego życia. Napiła się whisky. Była mocna,
ale lód łagodził trochę jej smak.
– Cici potrzebowała stabilności, więc ciężko pracowałem, by ją jej zapewnić.
– A twoja mama?
Delikatny uśmiech zagościł na jego ustach.
– Była, wciąż jest, piękną Włoszką z niewielkim wykształceniem i jeszcze
mniejszym doświadczeniem zawodowym. Jej ojciec był bogaty, ale złe
inwestycje pochłonęły większość jego pieniędzy, zanim wróciliśmy do Włoch.
Dał nam, co mógł, ale ja nie chciałem, żeby Cici rezygnowała z prywatnej
edukacji. Pracowałem więc po szkole.
– A co z tobą?
– Ja – powiedział z rozbrajającą szczerością – jestem geniuszem. – Maska
autoironii, jaką przybrał, była równie pociągająca, jak prawda kryjąca się za jego
słowami. – Nie potrzebowałem prywatnych szkół. Dostałem stypendium na
Uniwersytecie Nowojorskim, gdzie poznałem Dymitra i Danyla. Oni stali się
moją rodziną. Każdy z nas miał swój bagaż trudnych doświadczeń, byliśmy
trójką obcokrajowców w dalekiej Ameryce. Myślę, że to, co nas różniło,
w równym stopniu wzmacniało naszą przyjaźń jak to, co nas łączyło.
Pracowaliśmy intensywnie, ale jeszcze intensywniej się bawiliśmy. Podczas
studiów założyliśmy konsorcjum Krąg Zwycięzców. Moja miłość do koni nigdy
nie zbladła, a Dymitr i Danyl też się nimi interesowali. To waśnie oni, razem
z dziadkiem, pomogli mi otworzyć Arcuri Enterprises. W przeciągu dwóch lat
spłaciłem swój dług z procentami i kupiłem mamie i siostrze dom we Włoszech.
– Ochroniłeś je. Siostrę i mamę.
Emma przeklinała swoje głupie serce, które rozpływało się pod ciepłem jego
słów, gdy mówił o przyjaciołach i rodzinie. I w końcu zaczynała rozumieć jego
determinację, by zawrzeć umowę z Bartlettem. Pragnął zemsty, to oczywiste.
Chciał skrzywdzić swojego ojca w jedyny sposób, w jaki potrafił. Ale miała
również wrażenie, że może mu się nie spodobać końcowy efekt, gdy w końcu
zrobi to, co planuje.
– Tak – odpowiedział krótko, bo tak właśnie było.
– Ciężar odpowiedzialności musiał być ogromny.
– Gdyby było trzeba, zrobiłbym to ponownie.
– Gdzie one teraz są?
Na ustach Antonia pojawił się szeroki uśmiech, a twarz rozjaśniła się
promiennie. W duchu dziękowała, że nie widzi go takiego częściej, byłaby to dla
niej pokusa trudna do zniesienia.
– W pięknej posiadłości w Sorrento, na wybrzeżu Amalfi, otoczonej gajem
oliwnym i drzewami cytrusowymi.
Jego proste słowa wyczarowały w jej umyśle miliony obrazów i niemal czuła
w powietrzu nutę cytryn.
– A twoja siostra?
– Nie miewa już koszmarów.
– Nie ma się już czego obawiać – powiedziała Emma, a jej własne nerwy
zaczynały dawać o sobie znać.
– To prawda.
– A ty, czego się boisz, Antonio? – Nie wiedziała, co dodało jej odwagi, by
o to zapytać. Może ciemność na zewnątrz albo intymność w salonie wywołana
przyćmionym światłem, okalającym ich ciepłą, delikatną, złotą poświatą? Ale
nawet w tym półmroku widziała, jak jego rysy ciemnieją. Coś gorzkiego
pojawiło się w powietrzu, a w Antoniu znów był ten gniew, z którym poprosił ją
o zbadanie sprawy Benjamina Bartletta, gdy wrócił do nowojorskiego biura.
– Tego, że mój ojciec nigdy nie zapłaci za to, co zrobił mojej mamie
i siostrze.
I tobie, pomyślała Emma, czując, jak przechodzi ją zimny dreszcz. Wzięła
kolejny łyk chłodnej whisky, próbując opóźnić pytanie, które wiedziała, że zaraz
padnie.
– A jakie są twoje obawy, Emmo?
Antonio patrzył, jak naciąga jedwabny szlafrok na ramiona, jakby chciała
ochronić się przed wspomnieniem koszmaru. Żałował, że to zrobiła. Wcześniej
miękki materiał rozchylał się i nieznacznie ukazywał dekolt. Ten kawałek
gładkiej, kremowej skóry, był jego jedyną kotwicą, jedynym punktem
zaczepienia w burzy emocji, gdy opowiadał o swojej przeszłości. Brzęk lodu
w szklance przywołał go z powrotem do teraźniejszości. Emma bawiła się
drinkiem w dłoniach, jakby trzymała coś gorącego.
– Cóż, przypuszczam, że koszmar zaczął się normalnie: byłam atakowana
przez koty zombie.
Antonio wybuchnął śmiechem.
– Koty zombie są normalne?
– Może paranormalne. Atakowały mnie. Udało mi się uciec, ale
powstrzymywały mnie przed czymś. I wtedy zdałam sobie sprawę, że
powstrzymują mnie przed dotarciem na wizytę u lekarza. Czekałam na nowe
wyniki badań. – Wzięła drżący oddech. – Rak wrócił.
Tym razem Antonio poczuł przechodzące go dreszcze. Nie mógł sobie nawet
wyobrazić takiego strachu.
– Jakie to uczucie?
– Okropne – powiedziała po prostu, bez złości, gniewu czy jakichkolwiek
emocji, które odzwierciedlałyby tę sytuację.
Nie był pewien, czy powinien kontynuować, ale czuł, że ona potrzebuje tej
rozmowy. Ufał jej na tyle, że każe mu przestać, jeśli będzie jej to sprawiało za
dużo bólu.
– Ile miałaś lat, gdy zachorowałaś?
– Siedemnaście.
Antonio zaklął mimowolnie, na co Emma delikatnie się uśmiechnęła.
– Diagnoza była szokująca, straszna, ale pojawił się od razu cały łańcuch
wydarzeń, rzeczy do zrobienia, do zorganizowania. Wszystkie działania stały się
bardzo praktyczne. Po kilku dniach diagnoza była już faktem. Suchym faktem.
Przeszkodą do pokonania. Wszystkie dotychczasowe zmartwienia dotyczące
egzaminów, chłopaków, przyjaciółek stały się malutkie i nieistotne.
– Byłaś zła?
– I tak, i nie. Nie było czasu na złość. Szybka operacja, potem chemia.
Wiedziałam, że nie mogę dać złości zwyciężyć, bo wtedy ona niejako wesprze
raka. Każdy przeżywa to inaczej. Niektórzy wykorzystują gniew w swojej walce
z chorobą, dodaje im sił. Ale ja nie chciałam, żeby pochłaniało mnie cokolwiek
innego. Nastawiłam się na pozytywne myślenie. Trzymałam się myśli, że jeśli
będę wierzyć w zwycięstwo, to wygram, odzyskam swoje życie. – Wzięła
głęboki oddech. Antonio był pod wrażeniem jej siły. – Podczas leczenia
musiałam zdać egzaminy kończące szkołę średnią. Miałam podwójną
mastektomię, potem chemię, a następnie rekonstrukcję piersi. Czasem kobiety
decydują się na rekonstrukcję od razu po mastektomii. Po rozmowie z lekarzem
zdecydowałam jednak, że chcę mieć pewność, że choroba została całkowicie
wyleczona, zanim pójdę dalej. W tamtym momencie naprawdę nie miałam
ochoty na kolejną operację. – Gdy opowiadała swoją historię, rozbłysnął w niej
ogień, lśnił w jej oczach, płonął na zarumienionych policzkach. Ukazała mu się
jako piękna, silna i zdeterminowana kobieta. – Trwało to wszystko około roku.
W międzyczasie moi przyjaciele, choć oczywiście wspierali mnie, znaleźli
partnerów, poszli na studia, podróżowali. Cieszyłam się ich szczęściem, ale
czułam, że zostałam gdzieś w tyle. Myślałam, że to, co się wydarzyło, dotyczy
wyłącznie mnie, ale to nie była do końca prawda.
– Co masz na myśli?
– Jedną z najtrudniejszych rzeczy było informowanie innych. Musiałam
radzić sobie z ich emocjami i reakcjami. Czasem to ja ich pocieszałam, że
wszystko będzie dobrze, że z tego wyjdę. I to było. – Wzruszyła ramionami. –
Dziwne. – Emma upiła kolejny łyk whisky, kręcąc przy tym kostkami lodu
w prawie pustej szklance. – Miałam wtedy chłopaka. Był słodki i myślę, że
powiedzenie mu o raku było dla mnie najcięższe. To jego spojrzenie... –
Pokręciła głową na to wspomnienie. – W jego oczach był strach, pretensje
i złość... Strach przed tym, co się może wydarzyć, pretensje, że tego nie chciał,
że na to się nie pisał, i złość, że to się przytrafiło właśnie jemu. Oczywiście
przytrafiło się mnie, ale przez to i jego jakoś to dotyczyło.
– Zostawił cię? – Antonio spytał z niedowierzaniem.
– Nie. Byliśmy parą, o ile w ogóle można to tak nazwać, tylko przez kilka
miesięcy. To nie było nic poważnego i pewnie i tak skończyłoby się prędzej czy
później, więc pozwoliłam mu odejść. Pokłócił się ze mną. Widziałam, że chce
postąpić właściwie, ale ja musiałam się skupić na sobie i swojej walce, a nie na
pocieszaniu go. Byłam zdeterminowana, żeby nie pozwolić rakowi roznieść się
poza mój organizm. Trudno utrzymać go w ryzach. Zaraża wszystko wokół, cały
twój świat, stosunki z rodziną, z przyjaciółmi. Jest złodziejem, który, jeśli tylko
mu na to pozwolisz, kradnie ci części ciała, czas, doświadczenia, relacje.
Małżeństwo moich rodziców rozpadło się tuż po moim leczeniu. Teraz są dużo
szczęśliwsi i to jest super. Ale po raku nic już nie było takie samo, mój dom, moi
rodzice… moje ciało. Wszystko się zmieniło.
– Tak mi przykro – powiedział, choć czuł, że słowa to za mało...
– Niech ci nie będzie przykro – powiedziała z błyskiem złości w oczach. –
Nad rakiem nie można się rozczulać, ale można pomóc go pokonać. Można
wesprzeć tych, którzy z nim walczą. Są przecież fundusze na badania, nowe
technologie... Dlatego organizacje charytatywne są takie ważne. Dlatego twoja
fundacja powinna robić dużo więcej. – Antonio zrozumiał ciężar jej oskarżenia
i wiedział, że miała rację. – Przepraszam – powiedziała, czując, że jej słowa były
może zbyt mocne.
– Nie ma za co. Masz rację. Powinienem się bardziej zaangażować.
Powinienem znaleźć czas i uczestniczyć w dorocznej gali. I w pełni się z tobą
zgadzam odnośnie pozbycia się Greenfelda. Wydałem już odpowiednie
dyspozycje, żeby usunąć go ze stanowiska. Po sukcesie ostatniej gali, który
zawdzięczamy głównie tobie, zarząd popiera moją decyzję i już rozważamy inne
opcje. Jak tylko dokończę transakcję z Bartlettem, obiecuję, że się tym zajmę.
Mam to na swojej liście.
Emma uśmiechnęła się, jakby skrywała jakiś sekret.
– O co chodzi? – spytał ciekawy wszystkiego, co jej dotyczy.
– Też mam swoją listę. – Nie mogła uwierzyć, że mu o tym mówi. Podczas
chemioterapii słyszała, jak ludzie opowiadają o swoich listach rzeczy do
zrobienia. Wtedy napawała ją ogromnym smutkiem obawa, że zamiast tych
rzeczy czeka ich śmierć. – To jest moja Życiowa Lista. Mama pomogła mi ją
ułożyć. – Przypomniała sobie ze wzruszeniem, jak siedziała w pokoju rodziców
z długopisem w ręku i zachęcana przez nich wypisywała na kartce wszystko, co
chciałaby zrobić, kiedy leczenie wreszcie się skończy.
– Co jest na tej liście?
Popatrzyła na niego. Podczas rozmowy ich ciała zmieniły pozycje. Byli teraz
zwróceni do siebie, a ich plecy opierały się o podłokietniki. Emma trzymała nogi
na sofie. Gdyby ruszyła się o centymetr, jej stopy wylądowałyby na jego
kolanach. Cała uwaga Antonia była teraz skupiona na niej, co niezwykle ją
urzekało. Przyciemnione światło małej lampki nocnej stojącej za plecami
Antonia podkreślało jego urodę, uwydatniało kości policzkowe i szyję... Szyję,
po której chciała teraz przejechać palcami, językiem. Ale najwięcej
przyjemności dawał jej jego wzrok. Była w nim ciekawość, ale też coś jeszcze.
Wróciła do jego pytania, by stłumić rosnące pożądanie swojego szefa.
– Mnóstwo rzeczy, dużych i małych.
– Co jest największe?
– Tylko mężczyzna zapytałby o to najpierw – zaśmiała się. – Ale okej,
myślę, że największą rzeczą jest to, że chcę zobaczyć wschód słońca na pustyni
i zachód nad Morzem Śródziemnym.
– Jednego dnia? – zapytał, co bardzo ją rozbawiło.
– Niekoniecznie. Nie jestem wybredna. Po prostu bardzo chcę zobaczyć
świat. Nie mogę się doczekać wyjazdu do Hong Kongu.
– Znam idealne miejsce. Zabiorę cię tam.
– Dokąd?
– To niespodzianka, ale spodoba ci się – zapewnił, co wywołało u niej
dreszczyk emocji.
– A najmniejsza rzecz?
– Och, tę już zaliczyłam. Chciałam zjeść stos amerykańskich naleśników
z chrupiącym bekonem i syropem klonowym. Były boskie! – Zamruczała na
wspomnienie tej przyjemności, co bardzo go rozśmieszyło.
– Co jeszcze?
Była jedna rzecz, której nie śmiała napisać w obecności rodziców. Mama
pewnie by zrozumiała, ale jakoś nie odważyła się wtedy poruszyć tematu utraty
dziewictwa. Chodziło bowiem o coś więcej niż tylko o seks. Emma była
wówczas przed operacją rekonstrukcyjną. Teraz, gdy patrzyła w lustro, widziała
tylko kształty. Kształty, które zostały jej odebrane, a następnie z powrotem
założone na jej ciało. Ciężko było jej traktować te piersi jako własne. Fakt,
dobrze, że je miała. Wiedziała też, że może się pochwalić całkiem niezłą figurą.
Ale jakoś nigdy nie było to dla niej powodem do dumy.
– Nie poprosiłaś mnie o pomoc w osiągnięciu czegokolwiek z twojej listy –
zauważył Antonio, kiedy nie odpowiedziała na jego pytanie.
– Kiedy?
– Gdy zaproponowałem, że zrobię, co zechcesz.
– Nie. To są rzeczy, które chcę osiągnąć sama. Chcę doprowadzić do ich
spełnienia. Proszenie, żebyś ty to zrobił dla mnie, byłoby... oszustwem.
Pomiędzy nimi zawisła cisza. Antonio postanowił, że bardziej zaangażuje się
w swoją fundację, a ona zastanawiała się, jak by to było, gdyby bardziej
traktował ją jako kobietę. Gdyby widział w niej kogoś pięknego. Mogła
okłamywać samą siebie i udawać, że to niesforne myśli o dziewictwie wywołały
w niej pożądanie. Mogła winić za to ową niespodziewaną i zaskakującą
intymność, jaka powstała między nimi w ciągu ostatnich kilku godzin
w otulonym półmrokiem salonie. Ale wiedziała, że to nieprawda. Antonio
zawsze był dla niej niezwykle atrakcyjny. Zawsze miała ciarki, kiedy był
w pobliżu. Gdy siedział teraz blisko niej, tak diabelsko przystojny, z błyskiem
w swych czekoladowych oczach, czuła niemal smak namiętności unoszącej się
w powietrzu. Dystans między nimi był tak mały, a jednocześnie niemożliwy do
pokonania. Każdy centymetr jej otulonego w jedwab ciała stał się tkliwy i czekał
na więcej, ale zdrowy rozsądek zwyciężył. Doświadczenia z dzieciństwa
nauczyły ją, że nie powinna się angażować, bo żadne obietnice się nie spełniają
i jedyną osobą, na której może polegać, jest ona sama. Gdy nadchodzi najgorsze,
ludzie odchodzą, zmieniają się, chcą czegoś innego. Rozejrzała się po pokoju,
zrywając więź, jaka się spontanicznie między nimi wytworzyła, i unosząc stos
papierów, spytała o Bartletta. Antonio chętnie podjął temat.
– Firma Bartletta, od czterech pokoleń w rękach rodziny, wypracowała sobie
renomę...
– Nie pytam o jego firmę, ale o niego. Kim jest ten człowiek?
Antonio zamilkł. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiał.
Emma zaśmiała się i zaczęła recytować:
– Jest ojcem dwójki dzieci, Mandy i Jamesa. Obydwoje studiują biznes na
uniwersytecie. Z konta Mandy na Instagramie można wywnioskować, że dobrze
się bawi na studiach.
– Śledzisz jej konto na Instagramie? – spytał zdziwiony.
– Tak. Poprosiłeś mnie, żebym dowiedziała się wszystkiego o Bartletcie,
więc to robię.
– Skąd jeszcze czerpiesz informacje?
– Od Anny, asystentki Bartletta. Pracowała kiedyś dla osoby robiącej
interesy z szefem twojego londyńskiego biura. Dobrze się znamy. Powiedziała
mi parę rzeczy, ale nie przekroczyła żadnych granic. Rzuć okiem do niebieskiej
teczki. Tam jest więcej faktów dotyczących jego życia prywatnego. – Słowo
„prywatnego” przypomniało jej ich prywatny kontakt sprzed kilku chwil. Teraz,
gdy już straciła jego zainteresowanie, poczuła, że ogarnia ją fala zmęczenia.
Antonio zajął się dokumentami, a ona postanowiła wrócić do łóżka z nadzieją,
że tym razem zamiast koszmarów będzie miała piękne sny o swoim przystojnym
szefie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY

Następnego dnia, zanim Antonio wrócił do apartamentu, był fizycznie


wykończony. Odwiedził stajnie, żeby zobaczyć Johna i Veranchettiego, ale John
praktycznie wyrzucił go stamtąd, twierdząc, że stan jego umysłu źle wpływa na
konie. Spędził więc kolejne dwie godziny na siłowni, dając z siebie wszystko,
żeby tylko odwrócić myśli od Emmy Guilham i spotkania z Bartlettem, które
wkrótce mieli odbyć. Próbował udawać, że intymność ubiegłej nocy nic dla
niego nie znaczyła, że nie czuł pożądania i nie widział go w jej oczach, ale nie
potrafił. John miał rację, powinien zapanować nad stanem swego umysłu,
okiełznać te myśli, schować je do pudełka i nigdy go nie otwierać. Musi się teraz
skupić na tym, by Bartlett wybrał właśnie jego. Inaczej ojciec zostanie bezkarny
i nigdy nie zazna tego, przez co przeszła jego matka i siostra. Nie poczuje
bolesnego żądła upokorzenia, które zmienia i niszczy wszystko, co napotka na
swej drodze. A Antonio bardzo chciał, żeby Michael Steel to poczuł.
Wszedł do pokoju, zdjął mokrą od potu koszulkę i zrzucił ją z siebie, mijając
próg łazienki. Nastawił wodę w prysznicu i ściągnął resztę ubrań, próbując nie
wyobrażać sobie, że Emma robi to samo, że zdejmuje sukienkę, którą jej kupił,
i ukazuje swoje efektowne ciało. Po ich nocnej rozmowie chciał ją widzieć pełną
kolorów, niechowającą się za czernią i bielą, które zazwyczaj nosiła. Rezygnacja
z barw była zapewne jej sposobem na zaakceptowanie swojego ciała. Nie
mówiła tego wprost, ale on potrafił czytać między wierszami i wiedział, jakie to
trudne dla kobiety. Dla każdego. A to ukrywanie się było w jej przypadku
przestępstwem, bo Emma była zachwycająca. Dzisiejszego ranka, gdy kupował
potrzebną rzecz, aby ich zaręczyny wyglądały bardziej wiarygodnie, zatrzymał
się przy jednej wystawie. Manekin ubrany był w sukienkę idealną dla Emmy.
Antonio stał i zastanawiał się, jak jedwab kreacji układałby się na jej sylwetce,
jak spływałby po jej satynowo gładkiej skórze, jak kolor sukni wyglądałby na tle
jej odkrytych kremowych ramion... Tok myśli sprawiał, że krew w jego żyłach
przyspieszyła. Aby przejąć nad sobą kontrolę, zmienił lejącą się na niego
z prysznica wodę z gorącej na lodowatą. Zdał sobie sprawę, że nie może
traktować Emmy z takim samym dystansem, z jakim traktował inne kobiety. Te,
które zazwyczaj zabierał do łóżka, wiedziały, że nie zaoferuje im nic ponad to.
Nie mógł się już dłużej oszukiwać, że nie angażuje się, dopóki nie rzuci swojego
ojca na kolana. Szczerość Emmy unieszkodliwiła jego zdolność okłamywania
samego siebie. Zbyt dobrze się znał i wiedział, że nie powinien ufać miłości, bo
to niebezpieczne. To uczucie, niczym narzędzie w rękach silniejszych mogło
bardzo ranić, a on unikał wszelkich emocji, bo znał ich siłę. Nie chciał już nigdy
zostać ofiarą. Emmie udało się jednak jakoś wślizgnąć pod zbroję, którą nosił
wokół serca, i wydobyć z jego ust prawdę, którą nie dzielił się z nikim poza
Dymitrem i Danylem. Zdrowy rozsądek kazał mu biec, uciekać, ocalić ją od
mroku, w jakim się pogrążał na swojej drodze do zemsty, ale wiedział, że to, co
robią, tylko ich do siebie zbliży. Wyłączył prysznic, wytarł się i szybko ubrał.
Zerknął na siebie do lustra. Idealnie dopasowany ciemnogranatowy garnitur
z kaszmirowej wełny pasował do jego nastroju. W pokoju na szafce nocnej
leżało pudełeczko, które zdobył jeszcze przed wizytą na siłowni. Myślał, że po
prostu pójdzie do sklepu, kupi i wyjdzie. Ale ku własnemu zdziwieniu
stwierdził, że wybór był bardzo trudny, musiał znaleźć coś równie wyjątkowego
jak... Emma. Nie asystentka, z którą pracował od półtora roku, ale kobieta, która
kryła w sobie ogień, która udowodniła, że jest silna, wręcz niewiarygodna...
Chwycił pudełeczko w dłoń i mocno zacisnął palce. Sam się zdziwił, jak bardzo
obawia się jej reakcji.
Przeszedł się po apartamencie, wołając Emmę, ale ona nie odpowiadała.
Zapukał do jej sypialni delikatnie, nie tak gwałtownie, jak waliło jego serce. Nie
usłyszał odpowiedzi, więc ostrożnie otworzył drzwi, ignorując wewnętrzny głos,
by zawrócić. W nieco mniejszym niż jego pokoju o odważnych czarno-
czerwono-szarych barwach panował półmrok. Emma zostawiła odsłonięte
zasłony, pozwalając nocnemu niebu wkraść się do wewnątrz. A może to on się
wkradał... Już miał wyjść, gdy usłyszał stukanie obcasów o marmurową podłogę
łazienki. Drzwi od niej otworzyły się i wyszła z nich Emma... Zaparło mu dech
w piersi. Wyglądała zjawiskowo. Od sięgającego stóp dołu sukni ciemny
pomarańczowy jaśniał, ku górze przechodząc w bursztynowy, a następnie
w żółty. Głęboki dekolt w kształcie litery V ukazywał rowek pomiędzy
piersiami, a wcięcie podkreślało talię, która nie mogła być większa niż
rozpiętość jego dłoni. Od pasa w dół suknia rozszerzała się, a gdy Emma szła,
wysokie rozcięcie ukazywało długie, gładkie nogi. Antonio zdołał wreszcie
odzyskać panowanie nad oddechem, więc wypuścił powietrze z bezgłośnym
okrzykiem zachwytu.
Gdy dostarczono sukienkę do jej apartamentu kilka godzin wcześniej, Emma
była zaskoczona. Nigdy nie nosiła takich odważnych kreacji. Uderzyło ją to, jak
kolory tkaniny przypominały jeden z obrazów matki. Ten, który namalowała tuż
po ostatnim pobycie Emmy w szpitalu. Antonio nie mógł wiedzieć o obrazie,
a jednak zrobiło to na niej wrażenie. Kiedy wyjęła delikatną suknię z białego
pudełka i zobaczyła, jak pozłacane głębokie kolory mienią się w świetle,
wiedziała, że musi ją przymierzyć. Włożyła ją więc i spojrzała do lustra. Nie
mogła oderwać od siebie wzroku. Śmiałe wycięcia odsłaniały części ciała,
których nigdy nie eksponowała. Wczorajszej nocy tyle mówiła o pozytywnym
nastawieniu i braniu życia w swoje ręce i zdała sobie sprawę, że po wygranej
walce z rakiem gdzieś to w sobie zatraciła, podczas gdy powinna każdego dnia
próbować odzyskać utracone rzeczy. I nie chodziło tu wyłącznie o piersi
i małżeństwo rodziców, lecz o zmysłowość, o poczucie własnej wartości jako
kobiety. A teraz Antonio patrzył na nią w sposób, którego nie potrafiła
rozszyfrować.
– Jak wyglądam?
– Niesamowicie – odparł bez chwili namysłu. – Ale czegoś brakuje. –
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął małe, niebieskie aksamitne pudełko.
Drżącymi rękami wzięła je z jego dłoni. Zaśmiała się, zmagając z małym
metalowym zamkiem pudełeczka, ale w momencie, gdy ujrzała znajdujący się
w środku pierścionek, zamarła. Wszystko wokół zamarło. Był to piękny zielony
szafir otoczony drobnymi diamentami i osadzony w różowym złocie.
– Jest cudowny – szepnęła, wkładając go sobie na palec. Nie mogła
pozwolić, by zrobił to Antonio, bo to by znaczyło zbyt wiele.
– Cieszę się – odparł, widząc w jej oczach tę samą szczerość, jaką widział
w nich poprzedniej nocy. – Cokolwiek się wydarzy, chcę, żebyś go zatrzymała.
– Ale ja... – zaniemówiła. – Nie mogę. Nie zasługuję.
– Nie chodzi o to, czy zasługujesz albo czy potrzebujesz. Chcę, żebyś go
miała.
Emma nie wiedziała, co odpowiedzieć. Gdzieś w głębi duszy pojawił się żal,
że to nie jest naprawdę, ale była to wyłącznie jej wina. Zgadzając się na jego
warunki, miała świadomość, w co się pakuje. I fakt, że była tym taka
podekscytowana, niczego nie zmieniał, choć bardzo tego żałowała. Zanim
opuścili apartament, udało jej się przypomnieć sobie, że jest to związek czysto
biznesowy, a zanim dotarli do lobby, porzuciła już dziecinne żale i włożyła na
nowo swą zbroję. Zanim limuzyna dotarła do restauracji, w której mieli się
spotkać z Bartlettem, Emma była gotowa walczyć, by wspomóc Antonia
w zdobyciu tej inwestycji. Minionej nocy czuła emanujący od niego ból, gdy
wspominał dzieciństwo. Widziała, jakie to dla niego ważne i chciała dać mu to,
co on dał jej... Poczucie, że można zdobyć to, czego się pragnie.
Hol słynnej restauracji Amore por la Comida spowity był w ametystowe
barwy idealnie współgrające ze złotem migających na niebie gwiazd
widocznych przez okna rozpięte nad niemal całym lokalem. Kelner
o nienagannych manierach właśnie miał im wskazać drogę do stolika, gdy
Antonio stanął jak wryty. Ku nim zmierzał wysoki, przystojny mężczyzna,
którego Emma jeszcze nigdy w życiu nie widziała. Było w nim coś znajomego.
Odwróciła wzrok od lodowatego spojrzenia jego krystalicznie niebieskich oczu,
instynktownie wyczuwając, że to Michael Steel. Wsunęła rękę pod ramię
Antonia, niejako próbując go wesprzeć, dodać otuchy. Antonio w głębi duszy
przeczuwał to spotkanie, bo widok ojca nie zaskoczył go tak bardzo, jak mógł.
– Antonio – odezwał się do niego Michael, podchodząc bliżej. –
Powiedziałbym, że miło mi cię widzieć, ale obydwoje wiedzielibyśmy, że to
kłamstwo. – Czarujący, aksamitny głos wyostrzył szorstkość jego słów.
– Co tutaj robisz? – odparł krótko Antonio, nauczony doświadczeniem, że im
mniej mu mówi, tym lepiej.
Zastanawiał się, czy ojciec będzie miał odwagę przyznać się, że jest tu ze
względu na jego spotkanie z Bartlettem. Steel miał oczywiście swoich
informatorów, podobnie jak Antonio miał swoich. Szyderczy uśmiech zagościł
na ustach tak podobnych do jego własnych. W ciągu trzech lat, odkąd ostatnio
widział ojca, Michael urósł w jego myślach do rangi potwora. Tymczasem
widział przed sobą starszego pana. Ale Antonio wiedział, że pozory mylą.
– Cóż, krążą plotki, że słynny Krąg Zwycięzców chce zdobyć hat tricka
podczas Pucharu Hanleya. Byłby to wyczyn wart obejrzenia. Gdyby się udał. Co
za wstyd, gdybyś jednak poległ już na pierwszej przeszkodzie. No i oczywiście
jest to okazja, żeby spotkać starych przyjaciół.
– Jestem zaskoczony, że masz jeszcze jakichś przyjaciół. – Złość go osłabiła
i nie potrafił powstrzymać komentarza. Ten człowiek nie był w ogóle
zainteresowany Kręgiem Zwycięzców, a jego aluzja do starych przyjaciół mogła
oznaczać jedynie Bartletta.
– Daj spokój. Nie ma potrzeby dąsać się na tatę – powiedział Steel,
wylewając z siebie kolejną porcję jadu. – A to musi być ta cała twoja
narzeczona. – Wskazał na Emmę lekceważącym gestem, nie fatygując się nawet,
by na nią spojrzeć.
Antonio był wściekły. Już dawno przyzwyczaił się do przyjmowania
bolesnych ciosów, jakie Michael w niego wymierzał, ale nie pozwoli na takie
chamstwo w stosunku do Emmy.
– Ma na imię Emma i winien jej jesteś szacunek, na jaki zasługuje.
– Szacunek? Dla sekretareczki, która w cudowny sposób zostaje twoją
narzeczoną, gdy desperacko potrzebujesz zadbać o reputację? Ile jej płacisz?
Założę się, że jest warta każdego pensa, jakiego wydałeś na ten zielony szafir na
jej palcu.
Mrożące spojrzenie ojca wrzało złością. Antonio miał ochotę chwycić go za
gardło, ale wiedział, że tego właśnie chciałby Steel. Chciałby sceny, skandalu,
w którym mógłby zagrać ofiarę, tak jak zrobił to podczas rozwodu. Nie dał się
więc sprowokować.
– Bezcenna – powiedział spokojnie.
– Co?
– Emma – kontynuował, spoglądając na nią tak, jakby łącząca ich nić była
ratunkiem wśród kipiących emocji grożących utonięciem. Nie okazała szoku czy
lęku, z ciekawością słuchała, co miał na myśli. – Jest bezcenna. Jest wszystkim,
czego potrzebowałem, a nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. – Oczy
Emmy rozszerzyły się ze zdziwienia, a on był na siebie zły, że mówił takie
słowa ze względu na ojca. – Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Ze mną rób, co
chcesz, staruszku, ale od niej trzymaj się z daleka.
Przez moment na twarzy ojca pojawiło się zaskoczenie, ale szybko się
z niego otrząsnął.
– Myślisz, że możesz ze mną konkurować? – warknął. Antonio dobrze
pamiętał ten głos z dzieciństwa. Głos, który nawiedzał koszmary siostry
i podsycał jego wolę zemsty. – Jesteś tylko szkodnikiem węszącym wokół moich
odchodów. Kiedy wygram inwestycję Bartletta, zapewniam cię, że następnym
biznesem, po który sięgnę, będzie twój, synu.
– I tu się mylisz, ojcze. Nie podpiszesz tej umowy z Bartlettem. Przeliczyłeś
się i jesteś teraz zdesperowany. Widzę to, a wkrótce wszyscy to zobaczą.
Antonio rozluźnił zaciśniętą pięść, położył dłoń na odsłoniętych plecach
Emmy i poprowadził ją pomiędzy stolikami w stronę kelnera, którego kamienna
twarz nie zdradzała, że słyszał ich rozmowę. Gdy dotknął swej Emmy, przeszła
pomiędzy nimi iskra. Ale nie to go zaniepokoiło. Ona drżała. Nieznacznie,
niewidocznie, ale pod opuszkami palców czuł jej wibrujące ciało. Nie mógł się
oprzeć. Tak bardzo tego potrzebował, potrzebował jej. By zapomnieć o tym
okropnym spotkaniu z ojcem. Robił to dla niej. I dla siebie. Odwrócił ją w swoją
stronę i gdy jej wargi rozchyliły się w zaskoczeniu, wykorzystał okazję i sięgnął
po to, czego tak pragnął.
Nie mógł zrozumieć, jak po zaledwie jednym pocałunku jej smak i dotyk
mogły mu być tak dobrze znane. Ręka Antonia powędrowała do jej policzka,
chłodnego pod ciepłem jego palców. Poczuł dzikie przyspieszenie jej pulsu
i ogarnęło go zadowolenie. Wsunął język głęboko w jej usta, rozkoszując się
sposobem, w jaki odpowiadała na jego gesty i dopasowywała każdy swój ruch.
Nie obchodziło go to, że są w restauracji, że ojciec może ich nadal obserwować.
Liczyli się teraz tylko oni. Podniecenie i pożądanie rozpaliło jego ciało,
puszczając z dymem gorzki smak gniewu i urazy. A gdy jej ręka zbliżyła się do
jego szyi, przyciągając go do siebie tak mocno, jak on chciał przyciągnąć ją,
poczuł satysfakcję i dumę. Cichy, pierwotny ryk zabrzmiał w jego umyśle: moja.
Ta myśl była dla niego samego na tyle zaskakująca, że przerwał. Wypuścił ją
z objęć i popatrzył w jej rozpalone oczy. Emma miała zarumienione policzki,
oddychała szybko i widział, że to, co zrobił, sprawiło jej taką samą przyjemność
jak jemu. W głowie głośno brzmiało mu pytanie, co ona z nim, do cholery,
robiła? Kelner dyskretnie chrząknął i zaprowadził ich do stolika, przy którym
czekał już Benjamin Bartlett.
Pomimo tego że Antonio uprzedzał Emmę, jak okropny i bezwzględny
potrafi być jego ojciec, spotkanie z nim bardzo ją zdenerwowało. W oczach tego
człowieka, w jego głosie były pogarda i zło. I choć rozumiała teraz, dlaczego
Antonio tak dąży do zemsty, chciała jednocześnie, żeby porzucił to mroczne
pragnienie. Słowa wsparcia i otuchy, jakie miała na ustach, zmiótł jednak
zmysłowy atak jego warg. Pocałunek, który rozbudził w niej potrzeby, jakich
nigdy wcześniej nie doświadczyła, i sprawił, że jej ciało drżało z pożądania.
Uświadomiwszy sobie, że działo się to wszystko publicznie, na środku
restauracji pełnej niemal setki ludzi, rozzłościła się. Musiała jednak odłożyć ten
gniew na bok, ponieważ Benjamin Bartlett stał już przy stoliku, czekając na
nich, i wyglądał na nieco zmieszanego. Emma była tam przecież po to, żeby
wesprzeć Antonia w jego negocjacjach. Nie dlatego, że tak się umówili, nie
dlatego, że udawała jego narzeczoną, ale dlatego, że po prostu bardzo chciała mu
pomóc. Pomóc mu położyć kres przeszłości, tak jak on pomagał jej. Zmusiła się
do uśmiechu i ujęła dłoń, którą wyciągnął do niej Bartlett.
– Panno Guilham, miło mi panią poznać. – Jego amerykański akcent był
bardziej kulturalny, niż pamiętała z rozmowy przeprowadzonej podczas lotu do
Buenos Aires. Pomimo swojego wzrostu i postury wydawał się człowiekiem
łagodnym. Bardziej też przypominał jej Antonia niż Michael Steel. Chociaż
w tym konkretnym momencie nie dostrzegała w Antoniu niczego łagodnego.
Był obojętny i skoncentrowany na walce z ojcem.
– Mnie również, panie Bartlett. Mam nadzieję, że nie musiał pan na nas
długo czekać.
– Absolutnie. – Machnął ręką, jakby się nic nie stało. Jakby to nie pocałunek
na środku restauracji był powodem ich spóźnienia. W tej chwili zrozumiała, co
było prawdziwym powodem zmieszania Bartletta. Nie był to ów pocałunek, ale
rozmowa Antonia z ojcem, którą najwyraźniej słyszał.
– Przy okazji chciałam spytać, jak się czuje wnuczek Anny? – Siadając do
stołu, Emma próbowała przenieść konwersację na bardziej neutralny grunt. –
Kiedy ostatnio z nią rozmawiałam, nie było z nim za dobrze.
– Czuje się świetnie, dziękuję. – Bartlett uśmiechnął się promiennie
i odwrócił do zdezorientowanego Antonia, by wyjaśnić mu, o kim mówią. –
Wnuk mojej asystentki miał zapalenie wyrostka robaczkowego. Musiała przez
jakiś czas zostać w domu i się nim opiekować. – Kierując się znów w stronę
Emmy, kontynuował: – Anna prosiła, by przekazać gratulacje. Ja dołączam
również swoje – powiedział, wskazując na jej dłoń. Ciężar pięknego zielonego
szafiru nagle zaczął jej doskwierać.
– Muszę przyznać, że zastanawiałem się, kim jest kobieta, dzięki której ten
lekkomyślny playboy wreszcie się ustatkował. – Uśmiechem starał się złagodzić
kąśliwe słowa. – Nie mógł wybrać lepiej.
– Dziękuję, panie Bartlett.
– Benjamin. Proszę, mów mi po imieniu. Mam nadzieję, że wybaczysz nam
rozmowy o interesach przy jedzeniu.
– Oczywiście. Antonio bardzo interesuje się twoją firmą i ja również jestem
zaintrygowana.
– Och, naprawdę?
– Mam wielki szacunek dla tego, co udało ci się osiągnąć – odezwał się
Antonio, zadowolony, że wreszcie udało mu się podchwycić wątek, nad którym
pracował cały poprzedni tydzień.
Frazy, które Emma słyszała, jak mruczał do siebie w ciągu ostatnich kilku
dni, płynęły teraz w rozmowie. Wypowiadał wyuczone zaklęcia. Tkał sieć ze
starannie skonstruowanych wypowiedzi, w którą, miał nadzieję, Benjamin
Bartlett wpadnie gdzieś pomiędzy przystawką a deserem. Każda linia
argumentacji była zaaranżowana z niemal chirurgiczną precyzją, aby pokazać,
w jaki sposób Arcuri Enterprises może wesprzeć i pomóc się rozwinąć jego
firmie, a nie pokonać ją i przejąć nad nią kontrolę. Bartlett niezwykle ciepło
odnosił się do Emmy, z Antoniem rozmawiał natomiast bardziej merytorycznie.
I choć był sympatyczny, bez wątpienia był też doświadczonym biznesmenem,
który mądrze wybiera inwestora.
– Widzę, że dużo wiesz o mojej firmie, Antonio.
– Szczegółowo analizuję przygotowane dla mnie raporty.
– A co twoje raporty mówią o mnie? – Widać było, że nie zadał tego pytania
z próżności.
– Że jesteś tradycjonalistą, który wierzy w utrzymanie status quo. Nie lubisz
zmian i walczysz zaciekle o swoją firmę, własną markę i jej nieustanny sukces.
Masz zasadę, że umowa powinna być zawarta przed otwarciem drugiej butelki
whisky, a ponieważ odmówiłeś drinka do deseru, wnioskuję, że nie
zdecydowałeś jeszcze, kto najlepiej wesprze cię finansowo.
Bartlett zaśmiał się z zaskoczeniem.
– Skąd wiesz o whisky?
Antonio spojrzał na Emmę, która szepnęła konspiracyjnie.
– My, asystentki, mamy swoje sekrety.
– Tak, oczywiście, bardzo dobrze i niech tak zostanie – odparł z uśmiechem.
Emma odłożyła widelczyk pokonana przez czekoladowy deser, który
zamówiła. Szczerze mówiąc, nie jadła tego wieczoru zbyt dużo. Żołądek ściskał
jej stres.
– Antonio, to był bez wątpienia ciekawy wieczór. Dziękuję za wysiłek, jaki
włożyłeś, by przygotować się do tego spotkania. Daj mi proszę czas do
przyszłego tygodnia. Mam jeszcze udziałowców, z których wielu uważa, że twój
ojciec to dobra opcja.
Chociaż Antonio spodziewał się tych słów, nie były one miłe. To, czy
Bartlett powiedział je, żeby uzyskać od niego jeszcze lepszą ofertę, czy
rzeczywiście była to prawda, nie miało dla niego znaczenia. W słowach
i czynach ojca była desperacja, która przypomniała mu ostrzeżenie Dymitra, że
desperacja czyni ludzi niebezpiecznymi. Tym bardziej musiał dołożyć wszelkich
starań, by powalić ojca na kolana.
ROZDZIAŁ SIÓDMY

Zanim dotarli z powrotem do hotelu, myśli Antonia były już daleko od


Bartletta i ojca. Nie planował następnego biznesowego posunięcia. Zamiast tego
rozpamiętywał smak Emmy, ciepło jej skóry pod palcami. Nic nie mógł na to
poradzić. Emma różniła się od kobiet, z którymi zazwyczaj spędzał noce. Była
dla niego ucieleśnieniem dobra i delikatności, niczym jedwabny gobelin, który
można podziwiać, ale nie dotykać. Zasługiwała na kogoś lepszego niż on.
Kogoś, kto nie zmierza prostą drogą do piekła i nie może jej tam przypadkiem ze
sobą zaciągnąć...
Otworzył drzwi i wszedł do apartamentu. Gdy wychodzili na spotkanie
z Bartlettem, tuż po tym, jak Emma założyła nową suknię i przyjęła jego
pierścionek, myślał, że po powrocie będzie się czuł... inaczej. Że będzie miał
dreszczyk satysfakcji z perspektywy niszczenia ojca, że adrenalina towarzysząca
spotkaniu okiełzna jakoś szalejącą w nim od tygodnia bestię. Ale tak się nie
stało. Palił się w nim teraz inny ogień, taki, który sprawiał, że czuł się równie
niespokojny i niebezpieczny. Podszedł do pokojowego minibaru i nalał do
dwóch szklanek whisky. Po chwili namysłu do swojej dołożył dodatkową porcję
lodu, łudząc się, że ostudzi rozżarzone libido. W głębi serca miał nadzieję, że
Emma odmówi drinka, życzy mu dobrej nocy i zostawi go samego z jego
demonami. Ale nie zrobiła tego.
Emma zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się tyłem, dając sobie chwilę
czasu. Wiedziała, czego chce. Wiedziała to, odkąd pierwszy raz ich usta
zetknęły się ze sobą. Wiedziała to zeszłej nocy. Czuła to w samochodzie, siedząc
tak blisko niego w drodze powrotnej z restauracji. Ale czy miała tyle odwagi, by
prosić, by domagać się tego, czego pragnęło jej ciało? Antonio stał na tle
wielkiego okna, a gwiazdy lśniły za jego szerokimi ramionami. Gdy patrzyła na
niego, jej emocjami targały uczucia, jakich sobie nigdy nie wyobrażała. Czuła
się seksowna i pożądana. Nie chciała zrywać delikatnej nici, jaka ich w tym
momencie łączyła. Rak zatrzymał ją na etapie, gdy była jeszcze
niedoświadczona. Nie kusiło jej, by to zmienić. Aż do teraz. Jakiś wewnętrzny
głos ostrzegł ją, że nie chodzi tylko o jej ciało, ale również o serce, ale
bezwzględnie odepchnęła tę myśl na bok. Chciała spełnić marzenie ze swojej
Życiowej Listy, którego nigdy nie miała odwagi spisać, a teraz miała odwagę
o nie prosić.
– Antonio...
– Nie.
– Ale ja...
– Nie musisz nic mówić. Nie powinnaś mnie o to prosić. Idź spać. – Jego
głos był mroczny, gorzki jak espresso, lecz pociągający jak diabli.
– Nie wiesz, o co chcę cię zapytać – przekonywała go.
Odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem, co zapewne miało ją ostrzec, ale
zadziałało wręcz przeciwnie.
– Tak myślisz? Dość dobrze odgaduję kobiece pragnienia, Emmo. Nie
musisz nic mówić, widzę to w twoich oczach. To, o co błaga twoje ciało.
Zarumieniła się. Myślała, że będzie zdziwiony jej prośbą, ale on wiedział.
Widział to w niej. W tej chwili jednak nie chciała się tego wstydzić. Patrzyła mu
prosto w oczy i nabierała odwagi.
– Wtedy na gali powiedziałeś, że mogę prosić, o co zechcę. Wczoraj
dziwiłeś się, że nie zażądałam niczego dla siebie. Więc robię to teraz. Chcę
ciebie. Tylko na tę jedną noc.
– Wiesz, o co prosisz, Emmo?
– Tak.
– Naprawdę? Żadnych zobowiązań? Tylko seks? Jesteś zbyt niewinna, by
wiedzieć, jakie są konsekwencje twojej prośby.
– Nie będę kłamać, że jestem doświadczona, bo nie jestem. – Zrobiła krok
w jego kierunku. – Nie będę kłamać, że nie jestem przerażona, bo jestem. Ale
wiem, czego chcę. I proszę cię teraz o to. Tylko jedna noc, Antonio. – Mówiła
tylko o jednej nocy, bo instynktownie wiedziała, że nie mogłaby zaryzykować
niczego więcej.
– Emmo... – Teraz to z jego ust płynął proszący głos.
Zrobiła kolejny krok. Stanęła tuż przy nim, niemal dotykając piersiami jego
klatki. Widziała jego usta tak blisko swoich. To było odurzające. Chciała znów
poczuć jego smak. Jedwab na jej dekolcie rozchylił się, zapraszając jego
spojrzenie, błagając o dotyk. Nigdy się tak nie czuła. Nigdy wcześniej nie
zawładnęła nią moc pożądania, czyniąc ją tak odważną i gotową.
– Powiedziałeś, że mogę mieć, co zechcę. Proszę, nie każ mi...– Słowo
„błagać” utknęło jej w gardle.
Lodowatą ręką dotknęła jego gorącej twarzy. Nie poruszył ani jednym
mięśniem, lecz ona wyczuwała drgające pod powierzchnią emocje. Ich krótkie
oddechy odbijały się echem w ciszy apartamentu. Oczy Antonia wyrażały
mieszaninę furii i pożądania. Ciepło jego ciała uderzało w nią jak fala, grożąc
powaleniem. Jej usta były tak blisko jego, ale chciała, żeby to on wykonał ruch.
Pragnęła dowieść, że nie tylko jej na tym zależy. Że jest w tej chwili równie
słaby jak ona. I nagle jego wargi znalazły się na jej. Intensywnie, jakby chciał ją
ukarać za jej prośbę. Jego ramię otoczyło jej plecy. Przez moment dała się
ogarnąć tej mocy, pozwalając, by całkowicie ją pochłonęła. Po chwili jednak
ożywiła się. Zsunęła ręce z jego ramion, ściągając z niego koszulę. Jej
nienasycone dłonie wędrowały po jego klatce piersiowej, podczas gdy jego ręce
wbiły się w jej włosy. Zatonął nimi w gładkim koku, wyciągając z niego spinki.
Jej kasztanowe włosy opadły kaskadą na plecy. Zaczął ją powoli prowadzić do
tyłu, dzięki czemu poczuła jego mocne uda w tym niemal erotycznym poślizgu.
Rozcięcie jedwabnej sukienki rozstąpiło się, ukazując gołe nogi. Jego ręka
opuściła jej włosy, przesunęła się po dekolcie, omijając jedwab wokół piersi, aż
do talii, po czym opadła jeszcze niżej, przesuwając się po jej biodrze. W końcu
opuszki palców dotarły do rozcięcia w sukni i prześliznęły się na nagą skórę jej
uda. Emma westchnęła, gdy dłoń Antonia objęła jej pośladki, unosząc zarazem
uda i pozwalając mu w pełni stanąć między jej nogami. Gwałtownie wciągnęła
powietrze, gdy poczuła twardy dowód jego podniecenia. To była obietnica, ale
też zagrożenie. Przerwał pocałunek, odsunął się lekko i popatrzył na nią, jakby
chciał ostrzec, że zbliżają się do miejsca, z którego nie ma odwrotu. Ale ona już
dawno je przekroczyła. Jej ciało było teraz całkowicie jego, jej biodra
przycisnęły się do niego, desperacko chcąc poczuć go głębiej. Potrzebując go
głębiej. Podeszli do sofy, na której ostrożnie ją posadził.
– Gdybyś poprosiła innego mężczyznę, zabrałby cię do łóżka usłanego
różami – mruczał tuż przy jej ustach nieświadomy, że wcale by tego nie
chciała. – Inny facet obsypałby cię prezentami i uwiódł słowami – kontynuował,
nie wiedząc, że dał jej największy dar, mówiąc słowa prawdy zamiast kłamstw.
Znaczyło to dla niej o wiele więcej. – Nie jestem takim facetem – mówił ze
szczerością ujmującą jej serce. – Ale przerwę w każdej chwili, jeśli będziesz
tego chciała. Pamiętaj o tym. Ty tu rządzisz. To jest twoja decyzja. Jeśli chcesz,
żebym... – Przerwała mu w pół słowa pocałunkiem tak namiętnym jak te,
którymi on obdarzał ją. Jakby ostatnia bariera została przełamana i zalał ich
potop pożądania.
Jego dłonie ponownie przeszły drogę wzdłuż jej dekoltu i piersi aż do
rozcięcia w jedwabnej sukience. Niemal krzyknęła, gdy pieścił miękką skórę jej
ud. Kiedy wyczuł cienki kawałek materiału przytrzymujący stringi, pociągnął za
niego, oderwał i odrzucił na bok. Opuścił ręce na jej pośladki, uniósł ją, po czym
przyciągnął do siebie. Czuła napięty materiał jego spodni, co jeszcze bardziej
podsycało jej pragnienie. Cofnął się na moment, a odsunięte ciało od jej ciała
spowodowało powiew chłodu i wywołało gęsią skórkę na jej ramionach.
Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła, gdy ponownie zadrżała pod jego
dotykiem.
Jego palce znalazły wilgotne ciepło pomiędzy jej udami. Delikatnie zaczął
muskać łechtaczkę. Wrażenia, jakie wywoływał, były zniewalające. I choć może
nie wiedziała, co robić, jej ciało poruszało się instynktownie. Nogi rozsuwały się
pod dotykiem jego ręki, także wtedy, gdy jego palce podmienił język, gdy ją
całował, zagłębiając się coraz bardziej. Z każdą chwilą rosła w niej potrzeba,
tęsknota za czymś, czego nie mogła pojąć. Jej oddech stał się ciężki i poczuła, że
nie jest w stanie powstrzymać wszystkich emocji i wszystkich doznań.
Krzyknęła, a jego zuchwałe zmysłowe gesty sprawiły, że zaczęła błagać o coś,
czego nie potrafiła nawet nazwać. Jego wilgotny język przyciskał się do jej łona.
Wybuchła w niej nagle nieznana dotąd dzikość. Pod powiekami zobaczyła
eksplozję gwiazd. Wpadła w otchłań.
Antonio bez słowa obserwował, jak fale dreszczy rozlewają się na skórze
Emmy podczas orgazmu. Nigdy w życiu nie widział niczego tak pięknego, nie
smakował niczego tak słodkiego, nie doświadczył niczego tak prawdziwego jak
ta chwila. Kiedy otworzyła oczy, zobaczył w nich zachwyt i podziw. Ale
wiedział, że może dać jej jeszcze więcej.
– Ufasz mi? – zapytał.
– Tak – odparła bez wahania.
Sięgnął po ramiączka jej sukienki, a ona zamarła. Wiedział, że jest
wystraszona, zawstydzona... nie mógł sobie nawet wyobrazić, co jeszcze mogła
czuć. Bardzo chciał jej pomóc w odzyskaniu własnego ciała. Chciał, żeby je
doceniała, bo było co doceniać. Działał powoli i subtelnie, pozwalając jej oswoić
się z tym, co robił. Zsunął jedwabne paseczki z ramion i obnażył jej biust. Czuł,
że Emma się z tym zmaga, ale on widział tylko doskonałość. Jej piersi nosiły
małe blizny po nożu chirurga, a gdy obsypywał je pocałunkami, podziwiał
tatuaże, które umiejętnie odtwarzały sutki i otoczki. Wyciągnął ręce i wziął
w dłonie jej kształtne piersi. Przejechał kciukiem delikatnie po skórze,
a wywołany tym gestem jej dreszcz sprawił, że się uśmiechnął. Pochylił się
i wziął jedną pierś do ust, po czym powtórzył to samo z drugą. Emma odchyliła
głowę do tyłu, przyciskając je głębiej do jego warg. Doznania te były dla niej
obce i dziwne. Tak bardzo pragnęła jego dotyku, ale czuła też frustrację
i smutek. Nienawidziła tego, że jej sutków już po prostu nie ma. Gdy
w romansach pojawiały się fragmenty, w których bohater dotykał, całował
i drażnił sutki bohaterki, aż stały się napięte, zawsze je omijała. Tęskniła za tym
uczuciem z głębokim żalem. Jej ciało nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Bała
się, że w praktyce okaże się to jeszcze boleśniejsze niż w teorii. Ale bardzo się
myliła. Antonio pieścił i całował jej piersi, nie omijając żadnego kawałka.
Chciała się w pewnym momencie odwrócić, ale ją powstrzymał.
– Nie chowaj się przede mną, Emmo. Jesteś taka odważna i taka silna –
szeptał pomiędzy pocałunkami. – Chciałaś tego, i nie chodzi tu o mnie. –
Zastanawiała się, czy powiedzieć mu, że się myli, ale w głębi duszy wiedziała,
że miał rację. – Tu chodzi o ciebie. Miałaś odwagę prosić o to, czego pragnęłaś...
Czas to dostać. Czas wyjść z cienia. Jesteś piękna. Jesteś taka piękna, Emmo... –
Jego słowa, wbrew jej woli, chwytały ją za serce. W kącikach oczu pojawiły się
łzy. – Ty też to powiedz.
Odwróciła głowę. Słowa utknęły jej w gardle. Nie chciała tego mówić, ale
Antonio prosił. Bez złości czy frustracji, lecz ze zrozumieniem i współczuciem.
– Jestem piękna – wyszeptała.
– Jeszcze raz, Emmo – zachęcał.
– Jestem piękna – powtórzyła trochę głośniej. – Jestem piękna – powiedziała
wreszcie pewnie i z wiarą.
Antonio zgarnął Emmę z sofy i zaniósł do swojej sypialni. Delikatnie
położył ją na łóżku. I chociaż był gotowy, by ją wziąć, gotowy na swą własną
rozkosz, chciał, żeby była z nim na każdym etapie, żeby doznawała tego, co on.
Nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie poczuje jej skórę na swojej, chwycił za
krawędzie koszuli i rozdarł ją, wyrywając z impetem guziki. Oczy Emmy
rozszerzyły się z szoku i podniecenia. Gdy jego ręce sięgnęły pasa spodni, jej
znalazły zamek sukienki.
– Stop – zakomenderował. Jej policzki zaczerwieniły się z pożądania albo
zawstydzenia. – To moje zadanie. I moja przyjemność.
Odchylił się i rozpiął spodnie. Emma delektowała się tym, jak powoli
opadają, odsłaniając jego nogi. Jej nogi w tym czasie niespokojnie poruszały się
w górę i w dół, jakby ten ruch mógł przybliżyć ją do przyjemności, jaką miał jej
dać. Uśmiechnął się i przysunął do niej. Pomiędzy nimi nie było już nic oprócz
jedwabiu jej kreacji. Usiadł na łóżku obok Emmy i bardzo powoli zaczął
rozpinać zamek sukienki. Jego ręce wśliznęły się pod materiał i zaczęły gładzić
jej brzuch, a następnie piersi. Przesunął jedną rękę w dół między jej uda
i rozszerzył je palcami. Gdy uniosła biodra, łaknąc dotyku jego dłoni, wyciągnął
spod nich pomarańczowy materiał i zgarnął w okolicach talii, po czym
przeciągnął go nad jej głową. Ujął cały jedwab w garść i rzucił na podłogę.
Wziął jej małe, delikatne stopy w swoje ręce, pogładził je, po czym rozsunął na
boki, a sam zaczął się poruszać w górę jej ciała pomiędzy nimi. Jego dłonie
pieściły po kolei jej łydki, kolana i uda. Emma westchnęła, gdy dotarł w okolice
bioder, a następnie do biustu. Tam pozostał na dłużej, pieszcząc i liżąc jej piersi.
Emma na przemian traciła kontrolę nad sobą i ożywiała się w namiętności, którą
razem budowali. Niechętnie odrywając się od jej satynowo gładkiej skóry,
pochylił się do szafki nocnej po niewielkie opakowanie, po czym nałożył na
siebie lateksową ochronę. Jej małe dłonie objęły jego erekcję. Antonio uniósł
jednak jej ręce i całując ich wewnętrzną część, wsunął się w nią najdelikatniej,
jak potrafił. To była czysta rozkosz. Emma była taka wilgotna, taka gotowa na
przyjęcie go, że zatopił się w niej całkowicie. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się
z nikim tak głęboko połączony, tak mocno zjednoczony. Przesunął się jeszcze
bardziej, poczekał, aż Emma przyzwyczai się do jego obecności, po czym
wycofał się, by ponownie wejść w nią mocno i głęboko. W pokoju rozległ się jej
krzyk. Obejmując go z całych sił, błagała o jeszcze. Antonio wiedział, że to nie
był tylko seks. Chwycił ją za nadgarstki i trzymając je nad głową, wpatrywał się
w jej oczy. Nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Wyczuwając, że znajduje
się na krawędzi jej drugiego orgazmu, czując naprężenie mięśni wokół niego,
słysząc ten wyjątkowy, doskonały ton jej głosu, wbił się w nią po raz ostatni,
głębiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Antonio zbudził się przerażony. Serce waliło mu w piersi, a zimny pot


zbierał się na czole. Wirujące w głowie myśli na temat ojca wyrwały go okrutnie
z uścisku śpiącej Emmy i dobrą chwilę zajęło mu, zanim się pozbierał. Nigdy
w życiu nie czuł takiego strachu, nawet wtedy, gdy z mamą i siostrą zostali
odesłani z Ameryki do Włoch. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że na horyzoncie
czai się coś okropnego, co tylko czeka, żeby roznieść wszystko w pył. Emma
odwróciła się obok niego, odsłaniając gładkie nagie plecy. Musiał jak
najszybciej wstać, opuścić bezpieczną przystań łóżka, aby przypadkiem nie
zarazić jej swoimi myślami. Chwycił spodnie, które zrzucił z siebie zaledwie
kilka godzin wcześniej, i przeszedł do salonu, zamykając delikatnie drzwi, za
którymi zostawił całą namiętność zeszłej nocy.
Antonio chodził nerwowo po pokoju, nie mogąc otrząsnąć się z przeczucia
nadciągającej zagłady. Ojciec musi coś mieć. Coś, czego on nie ma. Coś na
Bartletta, spekulował. Okazywał zbyt dużą pewność siebie jak na faceta
będącego na skraju bankructwa. Była w nim pewna desperacja, ale był też
triumf. I to martwiło Antonia najbardziej. Zrobił więc coś, o co nigdy by się nie
podejrzewał. Wśród porozrzucanych papierów i ubrań z ubiegłej nocy, znalazł
telefon i nie dbając o to, która godzina jest Ameryce, wybrał numer prywatnego
detektywa Arcuri Enterprises. Cicho, lecz stanowczo nakazał, by ten znalazł
wszystko, co tylko może na temat Bartletta i jego rodziny. Zaledwie kilka dni
temu Emma zwróciła mu uwagę, że córka Benjamina jest bardzo imprezową
dziewczyną. Ona może być interesująca. Jeśli nawet Antonio miał jakieś
poczucie winy, szybko odepchnął je na bok, przypominając sobie okropną
konfrontację z ojcem. Jedynym sposobem walki z potworem było samemu się
nim stać. Ojciec zapłaci za to, co zrobił. A jeśli oznaczało to zniżenie się do jego
poziomu, zrujnowanie swojej duszy, Antonio był gotów to zrobić.
ROZDZIAŁ ÓSMY

„STARCIE TYTANÓW! Roanna King


Arcuri kontra Steel, syn przeciw ojcu, kto wygra? Wygląda na to, że
szokujące zaręczyny Antonia Arcuriego to dopiero początek. Świat biznesu
wstrzymuje oddech, gdy ojciec i syn zabiegają o tę samą ofertę! Źródła bliskie
finansowym potentatom sugerują, że będzie to decydujące starcie. Arcuri przez
lata bruździł w interesach ojca, a teraz chce je definitywnie zmiażdżyć ze znaną
sobie bezwzględnością, nie mniejszą zresztą niż ojca. I podczas gdy kobiety na
całym świecie wciąż opłakują utratę kawalera, mężczyźni zacierają ręce
i stawiają zakłady o to, kto zrobi pierwszy krok, a kto wyda ostatnie tchnienie.
Przy tak dużym ryzyku szykuje się widowiskowe starcie tytanów!”.
Dymitr z silnym greckim akcentem przeczytał artykuł na głos.
– Przynajmniej nie wspomnieli nazwiska Bartletta – zauważył.
– Prędzej z niedopatrzenia niż z poczucia przyzwoitości – mruknął
Antonio. – Śmierdzi mi to ojcem.
– Musi być zdesperowany, skoro zdecydował się na taką dekonspirację. Wie
przecież, jak Bartlett ceni sobie dyskrecję – skomentował Danyl, patrząc
z balkonu apartamentu gościnnego Kręgu Zwycięzców na tor wyścigowy
znajdujący się poniżej.
Kelnerzy wnieśli tace z jedzeniem, ale w tym momencie Antonio nie miał na
nic ochoty. Zsunął okulary przeciwsłoneczne z powrotem na oczy, a Danyl
obrócił się na krześle i go zmierzył.
– Masz coś do ukrycia.
– Nie – odparł zwięźle.
Danyl chrząknął porozumiewawczo i postawił przed nim szklankę z Krwawą
Mary.
– Boisz się, że zdradzi cię spojrzenie – żartował z niego Dymitr.
Antonio zignorował ich obu i upił łyk gęstego, pikantnego koktajlu.
– Była ostra? – spytał Dymitr, a Danyl przewrócił oczami.
Kropla tabasco podrażniła gardło Antonia, gdy krztusząc się, próbował
przełknąć drinka.
– Na miłość boską, Dymitr!
– Pytałem o Krwawą Mary...
Odgłosy zbierającego się tłumu i ogłoszeń płynących z głośników były coraz
donośniejsze.
– Czy ktoś widział dzisiaj Mason? – spytał Antonio, choć tak naprawdę
szukał Emmy. Zostawił ją śpiącą w pokoju, a sam wymknął się niczym złodziej.
– John strzegł jej jak pies. Od rana nikomu nie pozwalał się do niej zbliżyć.
Mówił coś o tym, żebyśmy jej nie rozproszyli – powiedział Danyl.
– My czy ty? – dociekał Dymitr. – Wciąż nam nie powiedziałeś, skąd ją
znasz.
– Wciąż wam nie powiedziałem, że ją znam.
Antonio puszczał mimo uszu rozmowę przyjaciół. Wspomnienie westchnień
rozkoszy Emmy wciąż przyspieszało mu tętno. Nie wiedział, co go opętało
zeszłej nocy. Zacisnął pięści, chcąc przejąć kontrolę nad swym niepokornym
ciałem. Obiecał przecież Emmie tylko jedną noc, a teraz sam nie był pewien, czy
zdoła dotrzymać obietnicy. Ale ten związek i tak nie miał szans przetrwać.
W końcu pewnie by ją zranił, zawiódł i wciągnął w swoją mściwą grę.
– Lepiej odłóż szklankę, Antonio – głos Dymitra przedarł się przez
otaczającą go mgłę myśli.
– Hm?
– Szklanka. Zaraz pęknie. – Antonio spuścił wzrok i zobaczył, jak jego dłoń
ściska cienkie szkło. Odłożył więc drinka z powrotem na stół.
– Czy mogę zaryzykować i spytać, jak poszło spotkanie z Bartlettem? –
Danyl spoglądał na niego z uniesioną brwią i zaciekawieniem malującym się na
twarzy.
– W sumie bardzo dobrze. Mimo tego że ojciec pojawił się jako gość
niespodzianka.
Danyl i Dymitr zamilkli, czekając na wyjaśnienie. Oni jedni znali skalę jego
nienawiści, której nie był w stanie wyznać Emmie. Relację z rozmowy przyjęli
z oburzeniem i złością, a to, jak Steel potraktował Emmę, dodali do długiej listy
jego zbrodni.
– Jesteś pewny, że chcesz iść tą drogą? – spytał Dymitr, gdy Antonio
przyznał się, co zlecił prywatnemu detektywowi. – Jeśli można coś znaleźć,
Michael bez wątpienia już to znalazł i wykorzysta na swoją korzyść. Zamierzasz
robić to samo? Używać szantażu, by dostać czego chcesz?
Poruszenie na padoku zwróciło ich uwagę i Antonio nie musiał odpowiadać
na pytania Dymitra. A kiedy rozpoznał w tłumie kolory Mason i dumną postawę
Veranchettiego, wyparł wszystkie inne myśli ze swojego umysłu.

Emma przedzierała się przez tłumy na trybunach w stronę schodów


prowadzących do apartamentu gościnnego konsorcjum Kręgu Zwycięzców,
gdzie wiedziała, że znajdzie Antonia i jego przyjaciół. Dzień był piękny, choć
prognozy zapowiadały burzę. Dziwnie było myśleć, że na horyzoncie może
pojawić się coś takiego jak deszcz, gdy powietrze było spokojne, a słońce grzało
mocno. Emma miała radość w sercu. W morzu ludzi była niewidoczna, a jednak
czuła się wyjątkowo, jakby skrywała jakąś tajemnicę, której nikt inny nie znał.
Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło poprzedniej nocy. Te
cudowne godziny były melanżem wrażeń i uczuć, jej i Antonia, który był cały
czas blisko niej, obok niej, nad nią, za nią... Czuła się niczym nowo narodzona.
Miała wrażenie, że jakiś ogromny ciężar spadł jej z serca. Nie była zdziwiona,
gdy zbudziła się w pustym łóżku, choć ściskało ją w żołądku na myśl o tym, jak
będzie wyglądało ich następne spotkanie. Nie, nie chciała się czuć zawstydzona
tym, co się stało. Byli dorośli, a to, co przeżyli, było niesamowite. Antonio
pozwolił jej ujrzeć siebie w zupełnie nowym świetle, co było to dla niej
cenniejsze, niż mogła sobie wyobrazić. Ona, silna i zdecydowana, i Antonio. Jak
równy z równym. Nie jak szef i asystentka czy udawana narzeczona. Bardzo ją
to ekscytowało.
Czy to już była miłość? Raczej pożądanie, pospiesznie się poprawiła.
Odurzenie, które sprawiało, że czuła się niemal wszechmocna.
Wypięła dumnie pierś i zaczęła wspinać się po schodach w kierunku
balkonów graniczących z torem wyścigowym. Przez myśl przeszło jej pytanie,
jak długo to uczucie pewności siebie i pożądania będzie w niej trwało? Czy
kiedyś minie? Czy z czasem przygaśnie? Czy tego chce? Przez tyle lat tak
bardzo pragnęła czuć się właśnie w ten sposób, kochana i pożądana. Jakimś
cudem, pomimo optymizmu i determinacji, by doświadczyć wszystkiego, co
życie ma do zaoferowania, ukrywała się przed tym, czego pragnęła najbardziej.
I teraz, gdy już prawie to osiągnęła, nagle poczuła strach, że to straci. Wiele
w życiu poświęciła i nie zamierzała poświęcać już niczego więcej. A Antonio,
mimo że znany z bezwzględności, zeszłej nocy okazał się mężczyzną czułym,
czym skradł jej serce. Dobroć, którą w nim ujrzała, czyniła jej uczucia jeszcze
silniejszymi. Chciała, żeby wygrał z ojcem w bitwie o inwestycję Bartletta nie
z powodu nienawiści i chęci zemsty, lecz by położyć temu kres, by mógł iść
dalej.
Patrząc z wysokości balkonu na tor, Antonio przypominał sobie, jakie to
uczucie siedzieć na wierzchowcu, czuć, jak uderza kopytami o ziemię, jak jego
mięśnie pracują pod siodłem. Skrzypienie skóry, gdy koń unosi się w górę
i w dół. Adrenalina, która przeszywa jednocześnie jeźdźca i konia. I ten moment,
kiedy koń zastyga gotowy do puszczenia się w galop i zostawienia wszystkiego
za sobą. Na pewnym etapie życia jazda konna oznaczała dla niego wolność,
ucieczkę od ojca i wszystkich spowodowanych przez niego nieszczęść. Ale
w końcu uświadomił sobie, że od niczego w ten sposób tak naprawdę nie
ucieknie. Gdy hałas wokół narastał, mieszając się z niewyraźnymi informacjami
płynącymi z głośników, Antonio wciąż walczył z przeszłością i teraźniejszością.
W jakiś sposób wszystko to nagle było zakorzenione w wydarzeniach
poprzedniej nocy: Bartlett, jego ojciec, Emma, biznes, namiętność… I wszystko
to ciągnęło go w jakąś otchłań, na końcu której nie wiedział, czy czeka go
zbawienie, czy zagłada. Dźwięk dzwonka zasygnalizował rozpoczęcie wyścigu.
Bramki startowe otworzyły się i konie wyskoczyły do przodu. Antonio
wstrzymał oddech. Nie z powodu wyścigu. Poczuł za plecami jej obecność.
Droczył się sam ze sobą, opóźniając chwilę, kiedy odwróci się i na nią spojrzy.
Rodzaj testu, ile wytrzyma. Oblał jednak bardzo szybko. Miała na sobie biały
top bez rękawów i granatowe lejące spodnie. Jej gęste ciemne włosy wirowały
wokół twarzy. Uniosła rękę i odgarnęła niesforne kosmyki, by móc przyglądać
się gonitwie, nie jemu, zauważył z żalem.
On natomiast nie mógł oderwać od niej wzroku. Nawet przez warstwę ubrań
czuł dotyk jej skóry. Chciał ją jak najszybciej z powrotem zaciągnąć do łóżka
i już nigdy z niego nie wypuszczać. Hałas generowany przez tłum był coraz
głośniejszy i wydawało mu się, że to crescendo nigdy nie osiągnie swojego
szczytu. Emma uniosła nagle ręce w górę, a jej okrzykowi akompaniowały
wrzaski dwóch mężczyzn stojących tuż za nią. Dymitr szalał z radości, a Danyl
wciąż gapił się w bramki, nie dowierzając, że naprawdę widział Mason McAulty
na Veranchettim przejeżdżających przez nie jako pierwsi.
Antonio tego nie widział. On widział tylko Emmę. Z nieuzasadnionym
gniewem patrzył, jak Danyl i Dymitr radośnie porwali ją w objęcia. Balkon
nagle wydał mu się ciasny i przeludniony, gdy kelnerzy wkroczyli z butelkami
szampana, a ludzie wyciągali do niego ręce ponad barierką, by złożyć gratulacje
i życzyć powodzenia w kolejnych gonitwach. Wkoło błyskały flesze. Skłamałby,
mówiąc, że robi to dla pozorów, bardziej z zaborczości i desperackiej potrzeby
poczucia jej ust znów na swoich przyciągnął ją do siebie ruchem coraz bardziej
im znajomym i coraz milej przez nią widzianym, aż był o cal… o oddech od
pocałunku, który, jak już wiedział, rozpali i tak płonące piece jego pożądania.
Od pocałunku, który koi i pozwala zapomnieć o ojcu, o interesach. Droczył się
z nią jeszcze przez moment, obserwując, jak piwne drobinki jej oczu
rozpuszczają się w morskiej zieleni. Ponad zgiełkiem i okrzykami otaczającego
ich tłumu usłyszał jej szybki oddech. Przywarł do niej tak mocno, że nie widział
już niczego innego, nie słyszał, nie czuł... było tylko ich dwoje. Chciał, żeby
wiedziała, że nie robi tego dla prasy, dla Bartletta, dla kogokolwiek innego tylko
dla niej. A potem wziął to, czego tak desperacko pragnął.
Emma przesunęła rękę w kierunku szyi Antonia, przyciągając go mocniej,
głębiej łącząc się z nim językiem. Do kącika jego ust przyłożyła kciuk drugiej
ręki, rozkoszując się zmysłową mocą, którą władała, ośmielając go, by ją
posmakował, spróbował jej jeszcze więcej. Nie przejmowała się obecnością
innych ani tym, dokąd to może doprowadzić. Podniecało ją to i przerażało
jednocześnie. Zmienił ją w kobietę bezczelnie i bezwstydnie domagającą się
tego, czego chce. I cały świat mógł to zobaczyć. Pragnęła odcisnąć na nim swoje
piętno, wymazać pamięć o tych, które były przed nią. Chciała być jedyną, której
potrzebował.
– Wy dwoje, wystarczy już – zawołał Dymitr, przywołując Emmę do
rzeczywistości.
Powoli wycofała się, widząc, że Antonio jest równie oszołomiony jak ona.
– Nie – wyszeptała mu do ucha. – Nie wystarczy – dodała, delikatnie
kiwając głową, po czym uśmiechnęła się promiennie do przyjaciela Antonia
i przyjęła od niego kieliszek szampana.
– Panowie, gratulacje! – powiedziała zaskakująco spokojnym głosem.
Wkrótce prasa rzuciła się na nich z gradem błysków, pytając o kolejne dwa
wyścigi. Antonio, Dymitr i Danyl wiedzieli jednak, że lepiej nie angażować się
w pogaduszki z paparazzi. Mason McAulty, dziewczyna dżokej, której imię było
teraz na ustach wszystkich, gdy tylko wypuściła z rąk strzemiona
Veranchettiego, została dyskretnie zabrana przez Johna, pod pretekstem
przygotowań do kolejnego biegu w Irlandii. Danyl popatrzył, jak odchodzi,
lakonicznie skomentował zwycięstwo i poszedł korytarzami hotelu Excelsus
w stronę sali bankietowej, gdzie odbywał się raut na zakończenie pierwszego
etapu Pucharu Hanleya. Było to doprawdy wspaniałe przyjęcie, w którym
uczestniczyli dostojnicy królewscy, przedstawiciele konsorcjów oraz hodowcy
i właściciele koni. Modelki uwieszone były u ich ramion niczym biżuteria, lecz
żadna nie zwróciła uwagi Antonia. Kelnerzy przechadzali się z tacami
najlepszego szampana, ale nawet jego wyborny smak i delikatne bąbelki nie
zmyły smaku Emmy z jego ust.
To było uzależniające. Chciał jej coraz więcej, co było do niego
niepodobne... Podszedł do baru po jakiegoś mocniejszego drinka. Bartlett
powinien gdzieś tu być i razem z nimi świętować sukces Kręgu Zwycięzców,
choć jeszcze nie potwierdził, czy wybiera jego, czy ojca. Ale Antonio wiedział,
że ostatecznie to on wygra. Teraz był tego pewien. Dymitr siedział przy barze
z tak ponurą miną, że miejsca obok niego były puste. Danyl wciąż patrzył przez
okno na tor wyścigowy, gdy pierwsze krople zapowiadanego deszczu spadły na
szybę. Niebo pociemniało, a nadciągająca burza sprawiła, że powietrze stało się
gęste. W przeciwieństwie do innych gości, których odurzał blichtr bankietu,
członkowie Kręgu Zwycięzców wydawali się pochłonięci własnymi demonami.
Dymitr sięgnął przez bar, ignorując niezadowolony wzrok barmana
obsługującego innego klienta, chwycił butelkę i szklankę i nalał przyjacielowi
nieprzyzwoicie drogiej whisky. Rzucił imponujący stos peso przez kontuar, co
udobruchało nieco owego barmana.
– Dlaczego czuję klimat stypy a nie sukcesu? – spytał Dymitr.
– Daj spokój, świętujemy! – Antonio spojrzał w jego stronę. W oczach
Dymitra dostrzegł coś, czego od bardzo dawna nie widział. – O co chodzi?
– Dopadli go! W końcu postawiono Manosowi zarzuty – powiedział
z pogardą, akcentując imię przyrodniego brata. – Moje nazwisko zostało
ostatecznie i całkowicie oczyszczone.
– Za to mogę się napić! – Danyl również nalał sobie whisky.
– Minęło już tyle czasu – zauważył Antonio. – Ale warto było czekać. –
Przechylił szklankę i poczuł, jak alkohol pali jego gardło.
– Przepraszam, że nie mogę zostać z wami dłużej – powiedział Danyl. –
Muszę lecieć do domu. Mama znów przebąkuje o narzeczonych i dzieciach...
Dymitr zachłysnął się drinkiem.
– Żadna siła nie zmusi mnie do ślubu, a tym bardziej do posiadania dzieci –
powiedział, stawiając z impetem szklankę na barze. – Wydaje się jednak, że nie
można tego samego powiedzieć o Antoniu.
Antonio poczuł na sobie ciężar ich spojrzeń.
– To tylko na pokaz, żeby przekonać Bartletta do spotkania. Emma to
zaproponowała.
– Wydaje się, że ma do zaproponowania znacznie więcej – odparł Dymitr,
spoglądając na coś za jego plecami.
Arcuri poczuł ścisk w żołądku. Spodziewał się go, bo stał się nieodłącznym
elementem spotkań z Emmą. Starał się jednak nie odwrócić od razu w stronę
drzwi, co było jednocześnie karą i pokutą.
– Ty cholerny głupcze – wyzwał go Danyl.
– Co?
– Spałeś z nią – oskarżył go Dymitr.
Antonio odwrócił się wreszcie. Miała na sobie niebieską koronkową
sukienkę, którą mierzyła tamtego dnia w sklepie. Owijała się wokół jej ciała,
jakby była na nim namalowana. W kreacji nie było niczego nieprzyzwoitego, ale
w jego reakcji już tak. Bo choć był doświadczonym mężczyzną i miał wiele
kobiet, to nic, co do tej pory widział, nie sprawiło, że miał ochotę zaciągnąć
kobietę do najbliższego pokoju, wyrzucić z niego wszystkich i zedrzeć z niej
ubranie. Miał niepokojące podejrzenie, że ona to wie. Drwiła z niego w tej
sukience i sprawiała, że chciał złamać daną jej obietnicę... Obietnicę jednej
nocy. Bo w tej konkretnej chwili chciał przeżyć tę noc jeszcze raz. I jeszcze
raz... I jeszcze raz... Patrzył, jak podchodzi do Bartletta, który do tej pory raczej
wszystkich unikał. Prawie się wzdrygnął, gdy położyła mu rękę na ramieniu
i obdarzyła promiennym uśmiechem. Szepnęła mu również coś do ucha,
wywołując jego zadowolenie.
– Zyskuje wpływowych przyjaciół. Lepiej uważaj – ostrzegł Dymitr.
Antonio nie mógł oderwać od niej oczu. Nareszcie odwróciła się i zaczęła iść
w ich kierunku.
– Panowie – powitała ich cudownym uśmiechem. – Na jakim etapie
świętowania jesteśmy: bramki startowe czy półmetek?
– Gdzieś pomiędzy. Muszę przyznać, że wyglądasz zachwycająco! –
skomplementował ją Dymitr.
– Dziękuję. Ty jak zwykle jesteś powalająco przystojny.
– Uważaj, jeśli nie przestaniesz być taka czarująca, będę musiał cię porwać.
Emma roześmiała się, a burknięcie Antonia, które miało być odpowiedzią,
jeszcze bardziej ją rozśmieszyło. Zastanawiała się wcześniej, jak by to było stać
się centrum jego świata... Cóż... Teraz tak właśnie zaczynała się czuć...
– Czego się napijesz? – spytał Dymitr.
Popatrzyła na ich szklanki, lecz nie skusiła się na bursztynowe whisky, które
kojarzyło jej się z ciemną nocą i skrywanym sekretem.
– Poproszę o prosecco – odparła, po czym odwróciła się do Danyla. – Wasza
wysokość – powitała go i lekko skinęła głową. Nie chciała robić bardziej
ostentacyjnych gestów, bo wiedziała, że mimo bycia osobą publiczną, szejk
Terhrenu niezwykle cenił sobie prywatność.
– Mój asystent prosił, żeby przekazać gratulacje. Mówił też, że czuje
ogromną ulgę, że nie będzie już musiał z tobą współpracować. W znacznej
mierze podkopałeś jego wiarę we własne umiejętności.
Emma wiedziała, że to był komplement. Kąśliwy, lecz pochlebny. Dobrze
się czuła wśród przyjaciół Antonia. Nie znała swojego narzeczonego – swojego
szefa – poprawiła się – z tej strony. Chociaż tak naprawdę nie był już jej szefem.
Wczorajsza noc zakończyła tę hierarchię, robiąc miejsce nadziei, że ich relacja
może mieć inny wymiar. Odwróciła się, by przywitać Antonia, lecz słowa
utknęły jej w gardle. Wyglądał męsko i seksownie. Nie zmienił się tak bardzo
jak ona. Wciąż miał na sobie te same ciemne spodnie i rozpiętą pod szyją
koszulę. Ale na twarzy, na policzkach i linii żuchwy pojawił się gęsty cień
zarostu. Miała ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć tych cudownie szorstkich
powierzchni.
Nie musiała się natomiast zastanawiać, co Antonio myśli o jej sukni.
Wszystko było w jego oczach. Były tam również te same pytania, które
zadawała sobie, spoglądając na siebie do lustra przed wyjściem. Czy to jest
właściwe? Czy jest wystarczająco odważna, by wziąć to, czego chce i ponieść
konsekwencje? Patrząc teraz na niego, czuła, jak uśmiech wstępuje jej na twarz.
I znała już odpowiedź. Pochylił się i przyłożył usta do jej ucha. Ciepło jego
oddechu sprawiło, że po plecach przeszedł jej dreszcz.
– Zapłacisz później za to, że włożyłaś tę sukienkę – ostrzegł groźnie.
– Czy to obietnica? – zapytała niewinnie.
– Och, o wiele więcej niż obietnica, Emmo – powiedział i odwrócił się do
przyjaciół. Poczuła ulgę. Wszystko będzie dobrze. Nie, będzie znacznie lepiej
niż dobrze.
Dymitr chwycił szklankę w dłoń i cofnął się, by zrobić dla niej miejsce przy
barze. Antonio obserwował, jak Emma beztrosko gawędzi z dwoma najbardziej
wpływowymi mężczyznami na świecie, i zastanawiał się, jak to możliwe, że
kiedykolwiek w siebie wątpiła. Obietnica jednej nocy, którą jej złożył, obróciła
się w proch, pozostawiając jedynie smak oczekiwania na języku. Pragnął jej.
I nagle wydało mu się, że wszystko jest możliwe. Że podpisze umowę
z Bartlettem, zemści się na ojcu, może nawet zatrzyma Emmę na jakiś czas.
Z pewnością mógłby ją uszczęśliwić, być może pomóc w odhaczeniu kilku
punktów na jej Życiowej Liście. W sercu poczuł pewien rodzaj radości, do
którego nie był przyzwyczajony. Nie był to bowiem dreszczyk emocji związany
z jakimś wyścigiem ani świadomość, że sprostał jakiemuś wyzwaniu. To była
przyjemność, jakiej doświadczył zaledwie kilka razy jako dziecko, gdy dostał
coś… coś cennego… jakiś prezent... I bardzo chciał go rozpakować.
Natychmiast.
Kilka godzin później Emma wracała z łazienki na salę, gdy podszedł do niej
konsjerż.
– Panno Guilham, w recepcji czeka paczka dla pana Arcuriego. Nie
chcielibyśmy mu przeszkadzać. – Emma popatrzyła w stronę Antonia. Widząc
go otoczonego przez przyjaciół, śmiejącego się z lekkością, której nigdy w nim
nie widziała, zrozumiała zakłopotanie konsjerża.
– Czy ja mogę ją odebrać? – zapytała, a kiedy się zgodził, wyszła za nim
z głośnej sali bankietowej do recepcji.
Panująca tam cisza sprawiła, że jej poczucie szczęścia wydawało się o wiele
większe, o wiele trudniejsze do powstrzymania. Lubiła rozmawiać z jego
przyjaciółmi i dobrze się wśród nich czuła. Zadziwiała ją siła łączącej ich więzi.
Zaczęła zastanawiać się nad tym, czy może to nie ona powodowała dystans
między nią a jej znajomymi ze szkoły. Ale to się już nie powtórzy. Nigdy więcej
ukrywania się, gdy dookoła jest tyle powodów radości, tyle doznań.
Recepcjonista sięgnął za biurko i wyjął dużą kopertę. Podpisała się i delikatnie
ją otworzyła. Widząc imię Bartletta na okładce, nie miała złych przeczuć. Nie
sądziła, że jest to coś, czego nie powinna widzieć. Ale gdy wyciągnęła
dokumenty z folderu, zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Antonio zastanawiał się, dokąd Emma poszła ponad godzinę temu. Danyl
musiał wracać do Terhrenu, a Dymitr swoją uwagę przekierował na pewną
irańską piękność. Od czasu pobytu w więzieniu wisiała nad nim ciężka chmura,
a wiadomość o tym, że jego przyrodni brat był zamieszany w jego aresztowanie,
nie za bardzo mu pomogła. Antonio nie zamierzał mu więc przeszkadzać.
To niepodobne do Emmy, żeby tak znikać, a on nie przeoczyłby jej przecież
nawet w tłumie gości. Nigdzie nie było po niej ani śladu. Postanowił wrócić do
apartamentu, podejrzewając, że musiało się stać coś złego. Nie zdziwił się więc,
gdy wszedł do spowitego ciemnością pokoju i ujrzał Emmę stojącą na wprost
dużego okna, oświetlanego co chwilę przez przecinające niebo błyskawice.
Zapowiadana burza wreszcie nadeszła. Na małym stoliku Antonio dostrzegł
przesyłkę od prywatnego detektywa... otwartą. I w tym momencie zrozumiał, że
wszystko, o czym myślał, że może mieć, wszystko, co sprawiło, że poczuł tyle
nadziei, właśnie wymknęło mu się z rąk. Nie tylko umowa z Bartlettem, ale
także Emma.
Gdy kolejna błyskawica rozświetliła nocne niebo, uświadomił sobie, jak
wiele dla niego znaczyła, jak bardzo chciał, żeby była jego. I to nie tylko na czas
transakcji… również po Hong Kongu. Chciał jej pokazać świat. Chciał jej
pomóc osiągnąć wszystko, co miała na swej Życiowej Liście. Chciał ją uczynić
swoją na zawsze. Ale potem zobaczył jej torby, spakowane i czekające przy
drzwiach do jej pokoju, i wiedział, że był głupi, pozwalając sobie na takie myśli.
Nie mógł jej mieć, a jednocześnie mścić się na ojcu. Nie mógł jej mieć, robiąc
rzeczy, które trzeba było zrobić. Musiał stać się potworem, żeby złapać potwora.
– Co to jest? – Jej głos przeszył ciszę i odbił się echem od grzmotu za
oknem.
– Emmo...
– Co to jest? – zażądała odpowiedzi głosem potężniejszym i bardziej
władczym niż żywioły na zewnątrz.
– To są informacje na temat Bartletta, o które prosiłem.
– Czy uważasz, że oferta, którą złożyłeś Bartlettowi, jest najlepsza?
– Tak.
– Czy zasługujesz na to, by o własnych siłach wygrać ten kontrakt?
– Tak – odburknął, a w jego tonie był i gniew, i strach.
– Wyjaśnij mi zatem, co to jest?
– To jest ubezpieczenie.
– Ubezpieczenie?! – Jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej.
Jednocześnie sam był zły, że kierowany żądzą zemsty doprowadził ją do takiego
stanu. – To nie jest ubezpieczenie. To kompletne i bezwzględne upodlenie
człowieka, Antonio. Twój detektyw wykopał jakieś brudy na temat Mandy
Bartlett i co z tego? Będziesz szantażował Bartletta, żeby cię wybrał?
Nie odpowiedział nic na jej oskarżenia. Nie było żadnej tarczy, która
ochroniłaby go przed prawdą płynącą z jej ust.
– Czy to z powodu tego, co powiedziałam ci tamtej nocy? Bo śledziłam ją
w mediach społecznościowych i zobaczyłam, że jest jeszcze młoda i głupia? To
ci podpowiedziało, gdzie detektyw powinien szukać? – W jej głosie słychać
było, że serce się jej łamie i było to dla niego za trudne do zniesienia. Ale nie
mógł jej powiedzieć, że się myli.
– Tak – odparł i czuł, że to słowo wyszło z samej głębi jego duszy.
Odwróciła się do niego plecami i w końcu mógł zerknąć na otwartą kopertę,
z której wystawały zdjęcia studentki. Zbliżenia drobnej blondynki imprezującej
z przyjaciółmi. Kilka z nich pokazywało wesołą, towarzyską dziewczynę. Inne
dowodziły, że zaczęła eksperymentować z narkotykami. Na kolejnych była
skąpo odziana, w bardzo odważnych pozach. Na myśl o pokazaniu ich ojcu
dziewczyny ścisnęło go w żołądku, ale oskarżenia Emmy sprawiły, że był zły.
Zły na ojca, zły na siebie. Wykorzystał więc tę złość i użył jej przeciwko
Emmie.
– To hipokryzja. Potrzebowałem ciebie, żeby stać się bardziej znośnym do
strawienia dla Bartletta, podczas gdy jego córka...
– Przestań – rozkazała Emma, wymachując ręką na podkreślenie swojego
sprzeciwu. – Trzymanie się pewnych zasad moralnych nie jest hipokryzją. To
młoda dziewczyna, która zboczyła na złą drogę. Te migawki nie są pełnym
obrazem tego, kim jest i kim będzie. Choć staną się wyznacznikiem dla jej ojca,
jeśli mu je dasz. – Emma mówiła szybko. Desperacko chciała, żeby zrozumiał,
co zamierza zrobić. To była ścieżka, z której nie było powrotu. – Mandy Bartlett
jest młodą dziewczyną, która popełnia błędy, i mam nadzieję, że wiele się na
nich nauczy. Nie jest natomiast pionkiem, który można wykorzystać w chorej
grze między tobą a twoim ojcem.
– To nie jest chora gra, Emmo. Mój ojciec zasługuje na spalenie w piekle za
to, co zrobił.
– Za to, że cię zostawił? Antonio, zdaję sobie sprawę, że to musiało…
– Nie! – ryknął. – Nie chodzi o to, że nas zostawił, że oczernił imię mojej
matki ani nawet o to, że zmusił nas do opuszczenia domu. Dalibyśmy radę. Ale
Cici... Po rozwodzie rodziców miała coś więcej niż koszmary...
Pamiętał jak dziś dramatyczny telefon mamy, błagającej go, by wracał
natychmiast do Włoch. Było to zaledwie pół roku po jego wyjeździe na studia do
Ameryki. Mówiła chaotycznie i jedyne, co z tego zrozumiał, to że Cici była
w szpitalu. Nigdy nie był tak przerażony jak podczas tych siedmiu godzin
w prywatnym odrzutowcu udostępnionym mu przez Danyla. Gdy zobaczył
niemożliwie wychudzoną sylwetkę siostry, lekarze wytłumaczyli mu, że musiała
to ukrywać przez lata. Antonio doskonale wiedział, jak długo zatajała przed nimi
swoje zaburzenia odżywiania. W wieku szesnastu lat ważyła mniej, niż jako
trzynastolatka, kiedy Michael na zawsze zmienił ich życie. Antonio nie był tego
świadomy, nie zauważył tego. Mama była tak samo zszokowana jak on. Przez
kolejne dwa tygodnie nie opuszczali jej na krok. Jej szloch go przybijał, nie
potrafił zrozumieć, co się stało z jego radosną i optymistyczną siostrą. Miał
wrażenie, że cały ból spowodowany odrzuceniem ojca, odcięciem od przyjaciół
i wcześniejszego życia obróciła przeciwko sobie. Był wściekły i doskonale
wiedział, kogo należy za to winić. I wtedy poprzysiągł sobie zemstę.
Antonio nie zdawał sobie sprawy, że mówi na głos swoje myśli, dopóki nie
poczuł, że zaschło mu w gardle i nie zobaczył łez w oczach Emmy. Podeszła do
niego, mocno go przytuliła i zaczęła całować po szyi. Wkrótce ich usta
połączyły się, lecz ten pocałunek był inny niż poprzednie. Nie powodowała go
samolubna żądza zaspokojenia swoich pragnień, lecz wewnętrzna potrzeba
ciepła, wsparcia i czegoś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Wyczuł w nim
słony smak jej łez, namacalny dowód jej współczucia.
– Tak mi przykro, że musieliście z Cici przez to przejść – szepnęła mu do
ust.
Poczuł, że jej słowa niosą światło w najciemniejsze otchłanie jego serca,
w miejsca, które uważał za nieosiągalne, nieodwracalnie zniszczone przez ojca
i strach o siostrę.
Serce Emmy zmiękło na widok cierpiącego Antonia. Był na krawędzi
przepaści i jej jedyną myślą było w tej chwili pocieszyć go i kochać. Mężczyznę
rozdartego przez poczucie niesprawiedliwości, zdruzgotanego konsekwencjami
wyborów ojca. Chciała nasycić swoje pocałunki emocjami, jakie do niego
żywiła, pragnęła pokazać mu uzdrawiającą moc miłości swoimi gestami, nie
słowami. Na słowa Antonio nie był jeszcze gotowy.
Przez chwilę nie była pewna, czy jest w stanie przyjąć, co chciała mu
zaoferować. Bała się, że nie będzie umiała do niego dotrzeć. Lecz nagle poczuła,
jak opada jakaś niewidzialna bariera. Jego ręce znalazły się na jej ciele i zaczęły
ją delikatnie dotykać i pieścić. Ciepło jego dotyku szybko zmieniło się w żar,
który lada chwila mógł pochłonąć ich oboje. Poprowadziła go w stronę swojej
sypialni, omijając torby, które ustawiła tam niespełna godzinę wcześniej.
Chciała, by jej pragnął, by czuł, że go pożąda, że go kocha. Sięgnęła ręką do
głowy i wyjęła spinki, pozwalając swobodnie opaść włosom na ramiona.
Znalazła dyskretny zamek na boku sukienki, rozpięła go i zdarła z siebie całą
koronkę. Jego spojrzenie paliło ją, ale stanęła przed nim dumna i wyprostowana,
ubrana jedynie w majtki i buty na wysokim obcasie. Zniknęła cała niepewność
dotycząca biustu czy w ogóle kobiecości. Została tylko potrzeba bycia blisko
niego i miłość do niego, która zdawała się potężniejsza niż wszystkie jej
dotychczasowe doświadczenia. Antonio patrzył na nią z takim podziwem, jakby
widział ją po raz pierwszy w życiu. Podeszła więc do niego i zaczęła rozpinać
guziki jego koszuli, a następnie ująwszy w dłoń zamek od spodni, zsunęła do.
Pod palcami czuła jego pulsujące ciało, czekające na uwolnienie. Zostawiła
spodnie i wróciła do jego muskularnej klatki piersiowej, odsuwając koszulę,
rozkoszując się tym, jak Antonio drży pod jej dotykiem i rozgrzewa się pod jej
pocałunkami. Był taki wspaniały. Jego mięśnie dawały poczucie
bezpieczeństwa. Tak bardzo chciała móc zawsze chronić się w jego uścisku.
Jakby słysząc jej myśli, otoczył ją ramionami i zaczął całować po szyi.
Przechodzące ją dreszcze współgrały z rozbłyskującymi za oknem
błyskawicami. Antonio dotykał jej i całował łapczywie, jakby nie mógł się
nasycić jej bliskością. Położył ją na łóżku, nie odrywając od niej ani na moment
warg. Jego dłonie i usta pieściły całe jej ciało. Zrzuciła buty, pozostawiając
jedynie stringi. Antonio delikatnie rozchylił jej uda i przycisnął gorące usta do
materiału. Jej wilgoć nie była już dla niej powodem do zawstydzenia, była
deklaracją jej pragnień i potrzeb. Jej ciało zaczęło stawiać własne wymagania,
podczas gdy jej umysł i serce po prostu kochały. Droczył się z nią przez warstwę
materiału, przez co jeszcze bardziej chciała usunąć ostatnią dzielącą ich barierę.
Jęknęła. A może to on... Ich wspólne pragnienie było już nie do rozdzielenia.
Antonio szybkim ruchem zdjął ubranie i buty i pochylił się nad nią, opierając
ręce po bokach, na wysokości jej twarzy. Przywarł do niej. Jej ręka wsunęła się
między nich, ujęła go w pełnej erekcji i zaczęła gładzić palcami. Jego skóra była
gładka i gorąca, a podniecenie ogromne.
Ich wzrok spotkał się w ciemności i żadne słowa nie były potrzebne. Zdjął
jej stringi, powoli zsuwając koronkę wzdłuż każdej nogi. Jego dłonie przesuwały
się niespiesznie od ud, po kostki nie po to, by jej nadzieje zostały rozwiane, lecz
by jeszcze bardziej rozpalić pragnienie. Gdy znów znalazł się nad nią, przez
chwilę wydawało się, że chce coś powiedzieć, lecz słowa utknęły mu w gardle.
Ale ona nie potrzebowała słów. Przesunęła ręce na jego plecy, przyciągając go
do siebie, w siebie, a kiedy wszedł, wypełnił całą jej pustkę, o której istnieniu
nie miała wcześniej pojęcia.
Nie wiedziała o niej, dopóki go nie spotkała, dopóki pod jego zewnętrzną
zbroją nie zobaczyła mężczyzny, jakim naprawdę był, jakim mógłby być
zawsze. Wszedł w nią głębiej, tak głęboko, że nie byli już dwojgiem ludzi, ale
jednością. A potem nie było już miejsca na myśli, tylko na doznania.
Kompletnie zatracony Antonio tonął w morzu emocji i wrażeń. Emma rzuciła na
niego zaklęcie łagodzące dawne bóle i wypełniające teraźniejszość. Była
wszystkim, co widział, wszystkim, co czuł. Zanurzył się w niej, a okrzyk, który
wyrwał się z jej ust, odpowiadał okrzykowi wydanemu przez jego duszę. Nie
chciał już myśleć, nie chciał ranić... Scałowywał słodycz z jej ust, wdychał
nawet powietrze, które ona wydychała, nie chcąc stracić niczego, co pochodziło
od niej. Balansował na krawędzi zdesperowany, aby błogość trwała jak
najdłużej, zanim wszystko się rozpadnie. Zbliżał się i oddalał, drażnił się z nią.
Pot oblał ich czoła, a pokój wypełnił się westchnieniami niezwykłego
podniecenia. Miał wrażenie, że czas wstrzymał swój marsz, jakby tylko dla nich,
dając im bezcenny prezent. Ale wkrótce pragnienie stało się tak silne, że nie
mógł już dłużej się powstrzymywać. Jednym ostatnim pchnięciem zanurzył ich
w otchłań, a poczucie wspólnego spełnienia wrzuciło ich w wir, który, czuł, że
nigdy się nie zatrzyma.

Antonio obudził się ze snu, choć nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.
Zanim jeszcze otworzył oczy, wiedział, że Emmy przy nim nie ma. Jego ciało
czuło jej brak. Nie chciał się ruszać. Nie chciał, żeby ten moment nadszedł,
ponieważ mimo tego, co właśnie między nimi zaszło, wiedział, co się
nieuchronnie stanie. Niechętnie opuścił łóżko, kierując się do łazienki. Było
w niej mokro, co świadczyło o tym, że Emma wzięła prysznic. Nie mógł patrzeć
na swoje odbicie w lustrze. Gdy wszedł pod gorący strumień wody, miał
nadzieję, że odetnie głos, który w jego umyśle nazywał go tchórzem. Osuszył się
ręcznikiem i założył spodnie. Poprzedniej nocy podjął decyzję, która zmieni losy
bitwy z ojcem, bez względu na koszty. A teraz instynktownie wiedział, że
zostanie poproszony o ponowne podjęcie tej samej decyzji. Przeszedł do salonu,
omijając wciąż stojące w przejściu spakowane torby Emmy. Kłuły go w oczy
i w serce, ale nie zwracał na to uwagi. Emma siedziała na sofie, oświetlona
delikatnym blaskiem wschodzącego nad Buenos Aires słońca. Nie popatrzyła na
niego, gdy wszedł. Próbował zmusić się do uśmiechu, ale nie potrafił. Nie było
w nim co prawda złości, ale był smutek i świadomość bólu, który niechybnie
nadejdzie.
– Zamierzasz to wykorzystać? – spytała, trzymając w ręku zdjęcia Mandy
Bartlett.
Jej serce było tak samo rozdarte, jak on sam w połowie oświetlony
wschodzącym słońcem, w połowie zacieniony. Zastanawiała się, którą stronę
wybierze, stronę światła czy mroku. Zadała mu pytanie, choć nie była pewna,
czy jest gotowa usłyszeć odpowiedź.
– Jeśli będę musiał. – Jego słowa sprawiły, że chciało jej się wyć.
– Naprawdę? Aby dostać to, czego chcesz, zniszczyłbyś rodzinę tak samo
jak ojciec zniszczył twoją?
– Zasłużył sobie na to, Emmo.
– Michael może tak, ale Benjamin? Mandy? – Miała nadzieję, że przemówi
mu do rozsądku, zanim zrobi coś, co zmieni go na zawsze.
– Zrobię, co będę musiał, wiesz przecież. – Zaskoczyła ją delikatność jego
głosu. Nie gniew, nie furia, ale łagodność, jakby przygotowywał ją na wieści,
których nie chciała usłyszeć. Ale ona nie skończyła jeszcze walczyć.
– Nie, znam cię, Antonio. Widziałam człowieka ukrywającego się za
nienawiścią do ojca, za lękiem o siostrę. Widziałem twoją miłość do niej i do
mamy, miłość do Dymitra i Danyla. Widziałem mężczyznę, którym, uważasz, że
nie jesteś. Ale taki właśnie jesteś, niesamowity. I jeśli to zrobisz – powiedziała,
trzymając się resztek nadziei – jeśli tego użyjesz, zniszczysz w sobie dobroć. –
Emma nienawidziła tego, że prawie go błagała. – Nie musisz się zniżać do tego
poziomu, Antonio. Stać cię na więcej. Możesz wygrać ten kontrakt bez tego.
Wiem to... Wiem to, bo cię kocham. – Antonio uniósł rękę, jakby chciał odsunąć
od siebie jej słowa.
– Nie mów tak.
– Dlaczego? Taka jest prawda. Kocham cię. Idziesz ścieżką nienawiści, ale
ja cię poznałam.
– Emmo, proszę...
– Nie. Przez te kilka dni uświadomiłeś mi, że cały czas się ukrywałam. Ale
nie chowałam jedynie swojego ciała, wiesz o tym. Wiedziałeś o tym od
początku. Ukrywałam się, bo nie miałam odwagi sięgnąć po to, czego pragnę. –
Emma nie mogła już cofnąć słów, które kształtowały się w jej umyśle i sercu. –
Na mojej Życiowej Liście jest mnóstwo rzeczy, które chciałam osiągnąć,
wydarzeń i doświadczeń, które same w sobie są prawie bez znaczenia. Przy tobie
zrozumiałam, że tym, przed czym tak naprawdę uciekałam, jest miłość. A teraz,
kiedy po nią sięgam, kiedy proszę, byś mnie kochał, żebym czuła się tego warta,
ty odmawiasz? – Emma wiedziała, że coś do niej czuł. Może nawet była to
miłość. Nie miała jednak pojęcia, co wybierze: uczucie czy zemstę. Miała jednak
pewność, że jeśli wybierze źle, to nie ma dla nich nadziei.
– Umówiliśmy się, Emmo, że nie będzie żadnego emocjonalnego
zaangażowania.
– Ale emocje są jedyną rzeczą, która przez cały czas cię napędza –
krzyknęła.
– Nie pozwolę, by ojcu uszło na sucho. To zły człowiek.
– Chcesz się stać taki sam?
– Emmo, skoro ja dotarłem do tych zdjęć, mój ojciec też do nich dotrze
i jeśli ich nie wykorzystam, będzie miał przewagę. – W jego głosie była
desperacja.
– Pomóż więc Bartlettowi. Okaż mu życzliwość, której twój ojciec wam nie
okazał.
– Nie mogę tak ryzykować. Muszę to zrobić. – Rozpacz w jego głosie prawie
ją złamała. Prawie dała się zwieść, ale wiedziała, że nie powinna.
– Więc zrobisz to beze mnie. – Ruszyła w stronę drzwi, lecz jego słowa ją
powstrzymały.
– To i tak nie miało żadnego znaczenia, prawda? – Głos Antonia był
lodowaty i bezlitosny.
– O czym mówisz? – Odwróciła się zdziwiona.
– Obojętnie, czy byś to odkryła, czy nie. I tak byś mi nie ufała. Odchodzisz
więc, zanim się przekonasz. Zanim dasz czemukolwiek szansę.
– Ja...
Nie pozwolił jej dokończyć.
– To samo zrobiłaś z tym biednym wystraszonym siedemnastoletnim
chłopcem, który mógł dla ciebie zwalczyć swój strach. To tylko kolejna
wymówka, by nie podejmować ryzyka.
Emma poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Strach. Czuła strach.
– O co chodzi, Emmo? Myślisz, że wszyscy odejdą? Że nikt nie jest
wystarczająco silny, by przy tobie zostać, jeśli coś ci się stanie?
Słowa Antonio zmroziły ją. W tym momencie nienawidziła go za to, że
odkrywał jej najgłębsze lęki. Lęki, przed którymi ledwie przyznawała się sama
przed sobą. Oczywiście, że się bała! Była przerażona. Przerażona tym, że
mógłby wykorzystać zdjęcia biednej dziewczyny, a jeszcze bardziej tym, co by
się stało, gdyby tego nie zrobił. Ponieważ wtedy musiałaby zostać, zaangażować
się, zaryzykować. Poczuła, że stoi na krawędzi wysokiego klifu, z którego
kiedyś będzie musiała skoczyć. Będzie musiała w końcu komuś zaufać,
uwierzyć, że jej nie skrzywdzi, przestać uciekać. Czy naprawdę nie dała
swojemu nastoletniemu chłopakowi szansy? Czy to samo robi teraz z Antoniem?
– Chcesz, żebym dała szansę czemu? Twojej umowie? Roli fałszywej
narzeczonej? Czy stać by cię było na coś więcej, Antonio? – Miała wrażenie, że
biorą udział w jakiejś okrutnej bitwie o to, kto zada boleśniejszy cios.
– Zostało jedynie sześć dni do decydującego spotkania.
Wydawało się, że żadne z nich nie chce przyznać, jak daleko zaszli, jak
wiele dla siebie znaczyli. Pokręciła głową, a jej serce rozpadło się na tysiące
kawałków.
– Jeśli nie masz problemu z wykorzystaniem tego – powiedziała, wskazując
na zdjęcia – to nie będziesz miał również problemu z wymyśleniem pretekstu,
dlaczego musiałam wyjechać. Ale pamiętaj, że od takich decyzji nie ma
odwrotu. Jeśli to zrobisz, staniesz się gorszy niż twój ojciec, bo dobrze wiesz, co
robisz, co ryzykujesz i ilu ludzi krzywdzisz.
Antonio nie poruszył się, gdy zabierała torby spod drzwi sypialni. Nie
zareagował na pocałunek, który złożyła na jego zimnym policzku. Nie odezwał
się ani słowem, kiedy zamknęła za sobą drzwi apartamentu. Emma wiedziała, że
to był ostatni raz, kiedy widziała Antonia. Och, była pewna, że zobaczy jego
zdjęcia, może nawet spotka się z nim osobiście. Ale ta osoba nie będzie
mężczyzną, w którym się zakochała. Jeśli to zrobi, jeśli wykorzysta te zdjęcia,
nigdy więcej nie zobaczy już tego mężczyzny.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Antonio usłyszał walenie do drzwi swojego nowojorskiego apartamentu i,


szczerze mówiąc, nie wiedział, czy to się dzieje naprawdę, czy tylko ma omamy
na kacu. Każde uderzenie wbijało mu jeszcze bardziej do głowy ostatnie słowa
Emmy: „Staniesz się gorszy niż twój ojciec”. Stały się jego mantrą,
szyderstwem, zagrożeniem, przed którym nie było ucieczki. Nie mógł się oprzeć
wrażeniu, że Emma pewnie ma rację. Że szukając zemsty, pogrąża sam siebie.
Ta myśl wytrącała go z równowagi. Niechętnie otworzył oczy, odwrócił się
i natychmiast upadł na podłogę. Kanapa. Był na kanapie. Usłyszał, jak drzwi się
otwierają i para drogich, czarnych skórzanych butów staje bardzo, bardzo blisko
jego głowy. Usłyszał ciąg greckich przekleństw, po czym buty zniknęły.
Antonio jęknął, wiedząc, że tym razem upadł dość nisko. Wrócił
z Argentyny do Nowego Jorku dwa dni temu i od tego czasu nie odbierał
żadnych telefonów, pomimo rosnącej paniki dyrektora finansowego. Zamiast
tego pił i wpatrywał się w zdjęcia kobiety, której nigdy w życiu nie spotkał
i prawdopodobnie nigdy nie spotka, a która reprezentowała dla niego ostatni
rozdział jego związku z Emmą. Antonio zebrał energię, by odwrócić się na
plecy. Każdy jego mięsień, każda komórka mózgowa protestowała. Ale nie
serce. Serce uznało, że zasłużył na taki stan. Lodowata woda wręcz uderzyła go
w głowę. Zaczął szybko łapać powietrze, zachłystując się połykanym płynem.
Poderwał się gotowy zabić trzymającego pusty dzbanek Dymitra.
– Widziałem cię już w złym stanie, ale to jest po prostu żałosne.
– Wynoś się!
– Nie. – Dymitr podał mu rękę i podniósł z podłogi.
– Kawa. – To była jedyna rzecz, jaką Antonio zdołał powiedzieć.
– Prysznic – zarządził Dymitr.
Chwilę to zajęło, ale Antonio w końcu się ogarnął, stanął na nogi i przeszedł
do kuchni, gdzie Dymitr przygotowywał coś w miniaturowym rondelku.
– Co to jest?
– Tygielek. W Grecji sporządzamy w tym kawę. Jak na Włocha, masz
haniebnie mało sprzętu do robienia kawy.
– A ty właśnie miałeś ten tygielek w kieszeni? – Wyobrażenie przyjaciela
z małym naczynkiem w kieszeni wywołało uśmiech na twarzy Antonia.
Dymitr wyglądał na urażonego.
– Dostałeś go ode mnie na w zeszłym roku na Boże Narodzenie. Nie
wiedziałem, co ci kupić, i Emma zasugerowała coś, co sprawi, że rano będziesz
bardziej ludzki. Stał w twojej szafce...
– Razem z kawą?
– Kawę przyniosłem.
Antonio oparł się na blacie kuchennym, którego rzadko używał, i czekał, aż
Dymitr naleje gęstą ciemną ciecz do dwóch małych filiżanek.
– Co tutaj robisz? – spytał wdzięczny przyjacielowi, że zignorował jego
początkową nieuprzejmość.
– Nie odbierałeś telefonu.
– Coś się stało? Wszystko w porządku? – Ogarnęła go panika. Czy ktoś
z przyjaciół miał kłopoty? Albo coś przydarzyło się Emmie? Wyrzuty sumienia
niczym ostry nóż dźgnęły go w serce.
– Cóż, negocjacje handlowe Danyla są zawieszone, ale już nad tym pracuje.
Firma mojego ojca jest w tarapatach, ale ja już nad tym pracuję. A co ty
zamierzasz zrobić? – Antonio zaklął. – Naprawdę to schrzaniłeś – dodał Dymitr,
rzucając gniewne spojrzenie w jego stronę. – A Emma jest zbyt dobra, żeby z nią
zadzierać. Idź pod prysznic i weź się w garść. Tylko się pospiesz.
Antonio niechętnie stanął pod strumieniem gorącej wody. Prysznic jednak
nie pomógł mu usunąć zapachu, który czuł na swojej skórze, odkąd zobaczył
zdjęcia Mandy Bartlett, odkąd jego detektyw mu je wysłał... Odkąd Emma
odeszła. Antonio szybko wytarł się i z mokrymi jeszcze włosami wrócił do
kuchni. Gdy spostrzegł, jak Dymitr przegląda folder ze zdjęciami córki Bartletta
był dziwnie wściekły i zażenowany, że zobaczyła je jeszcze jedna osoba.
– Mocne.
– Tak – odburknął Antonio.
– Ktoś powinien przemówić tej dziewczynie do rozumu.
– Ktoś powinien jej pomóc.
– Jasne, choć nie jestem pewien, jak zareaguje jej konserwatywny ojciec,
gdy zdjęcia wpadną w jego ręce – zauważył Dymitr. – A więc Emma odeszła?
– Tak.
– Szkoda. Lubię ją. – Widząc minę Antonia, szybko dodał: – Nie bądź głupi,
nie w tym sensie. Schowaj już dąsy do kieszeni.
Antonio upił łyk gęstej kawy, niemal parząc sobie język. Nie był pewien, czy
jest gotowy na to, co Dymitr ma do powiedzenia, ale i tak wiedział, że przyjaciel
to powie.
– Słuchaj, wiem, ile ta umowa dla ciebie znaczy. Znam twoją potrzebę
zemsty, wierz mi. I będę cię wspierał jakąkolwiek podejmiesz decyzję. Bo jesteś
moim bratem. Jesteś moją rodziną. Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że
rodziny się nie wybiera. Ja sobie wybrałem, ciebie i Danyla. Cokolwiek zrobisz
z Bartlettem, to twoja sprawa. Nie przyszedłem jednak w sprawie umowy.
Jestem tu ze względu na nią.
W tym momencie wszystko, co starał się ukryć, czego chciał unikać od
powrotu z Argentyny, nagle wróciło.
– Emma pokazała mi moją twarz w lustrze. I bardzo mi się nie spodobało to,
co zobaczyłem – przyznał w końcu z bólem. – W jej oczach było przerażenie
i poczucie zdrady... Po czymś takim nie ma powrotu.
– Każdy musi się nieraz zmierzyć ze swoją mroczną stroną, Antonio. –
W głosie Dymitra nie było osądu. W pewnym sensie jego słowa wzbogaciły
wspomnienia o Emmie i o palecie emocji, jakie widział w jej oczach. – Kochasz
ją?
– Tak, kocham – odparł bezzwłocznie.
Wiedział to już ostatniej nocy w hotelowym apartamencie w Buenos Aires,
wiedział to, gdy pozwolił jej odejść. Wiedział, bo jej odejście zabolało go
bardziej niż jakakolwiek inna rzecz w jego życiu. Zaoferowała mu wszystko:
miłość, akceptację, wspólną przyszłość. Drogę zupełnie inną niż ścieżka zemsty,
którą podążał. Ale on jej odmówił.
– Zrób więc, co trzeba, Antonio.
– Nawet, jeśli to oznacza odpuszczenie ojcu?

Emma naciągnęła na ramiona ciepły szlafrok i usiadła na miękkiej sofie


mamy w małym domku w Hampstead Heath. Przyleciała do Londynu cztery dni
temu i od tamtej pory praktycznie cały czas spała, jakby ciało i umysł w ten
sposób reagowały na traumę. Tak wiele się zmieniło od jej ostatniej wizyty
w domu. Nie tylko dla niej, dla mamy też. Dawna sypialnia Emmy stała się teraz
magazynem do przechowywania rzeczy związanych z hobby Marka, którymi
były samochody. Wszędzie leżały zapasowe fragmenty maszyn i skrzynki
z narzędziami, a jakieś zużyte i poplamione olejem ubrania wisiały na rogach
ledwo trzymających się pudeł. Ku własnemu zdziwieniu zauważyła, że w ogóle
jej to nie zdenerwowało. Cieszyła się, że jej matka znalazła Marka, miłego
mężczyznę, który bardzo ją pokochał. Jak mogła żałować matce tego, czego
sama pragnęła? Ale za każdym razem, gdy myślała o Antoniu, serce bolało ją
coraz bardziej. Czuła żal do niego i do siebie. Ale mimo bólu i smutku
wiedziała, że powinna codziennie wstawać i walczyć o przyszłość. Salon wciąż
był taki, jak go zapamiętała. Książki na dwóch regałach, obrazy okalające okna
i całkowicie zakrywające tylną ścianę, niczym puzzle oddzielone jedynie
cienkimi szczelinami. Czuła się tu dobrze, ale dom nie dawał już takiego
ukojenia jak kiedyś. Matka weszła do pokoju, ubrana w dżinsy i luźną koszulę
pokrytą licznymi plamami farby. Louise Guilham była piękna. Emma
odziedziczyła po niej gęste ciemne włosy i smukłą sylwetkę. Ale to nie wygląd
sprawiał, że była taka piękna. To była jej radość z podążania za marzeniem
o malarstwie, z miłości do Marka. Mama promieniała, a Emma wydawała się
w porównaniu z nią ziemista i przygaszona. Zmusiła się do uśmiechu, gdy mama
ze zdziwieniem znalazła ją zwiniętą na kanapie o piątej po południu,
w szlafroku, w którym spała. Nie miała nawet ochoty się przebierać. Mama też
się nie przebierała, gdy malowała. Dookoła mógł się dziać Armagedon, a ona
zastanawiała się, jaki kolor dobrać do obrazu.
– Napijesz się herbaty? – spytała Louise.
– A nie masz whisky?
Mama uniosła brwi, zniknęła na chwilę w kuchni i wróciła z dwoma
szklaneczkami wypełnionymi lodem i bursztynowym płynem.
– Chcesz porozmawiać? – spytała Emmę, wręczając jej drinka i siadając
obok na starej, ale wygodnej sofie.
Emma odwróciła się bokiem, oparła plecy o ramię sofy i wyprostowała nogi.
Mama wzięła jej stopy w ręce, położyła sobie na kolanach i zaczęła je gładzić,
jak to miała w zwyczaju, gdy Emma była chora. W ciągu ostatnich czterech dni
Emma opowiedziała jej całą historię o sobie i Antoniu. Otworzyła się przed
mamą, bo i tak nie umiałaby niczego przed nią ukryć. Ale teraz inna rzecz nie
dawała jej spokoju. Pytanie, którego nigdy nie miała odwagi zadać.
– Tak, ale nie o Antoniu. Możemy porozmawiać o tobie i o tacie?
– Ooo... Dobrze.
Mark pojawił się w drzwiach. Musiał słyszeć pytanie Emmy. Uśmiechnął się
jednak do nich miło i oświadczył, że idzie na chwilę do pubu, zostawiając je
same, żeby mogły swobodnie porozmawiać. Była to kolejna rzecz, za którą była
mu wdzięczna.
– Mamo, czy to moja wina, że rozstaliście się z tatą? Czy to się stało przez
moją chorobę?
– Och, Emmo, od jak dawna o tym myślisz?
– Odkąd to się wydarzyło.
– Kochanie. Nie, nie, nie! To w ogóle nie była twoja wina ani tym bardziej
twojej choroby – przyznała mama ze szczerością i smutkiem w głosie.
Westchnęła i wpatrując się w okno, kontynuowała. – Pobraliśmy się z twoim tatą
w bardzo młodym wieku. Byliśmy w sobie ogromnie zakochani, a gdy pojawiłaś
się na świecie, pokochaliśmy cię jeszcze bardziej. Ale w przeciwieństwie do par,
które potrafią razem dojrzewać, my jakoś... nie potrafiliśmy – oznajmiła,
wzruszając ramionami.
– Zostaliście więc ze sobą, ponieważ zachorowałam? To jeszcze gorsze. –
Poczucie winy przeszyło jej i tak stroskane serce.
– Nie, skarbie. Zostaliśmy razem, bo obydwoje cię kochaliśmy. Ta miłość
była piękną, potężną i niesamowitą rzeczą, która pomogła nam wspólnie
przetrwać najczarniejsze chwile – przekonywała mama mocnym głosem.
Emma poczuła, jak ogromny ciężar spada jej z serca. Gdy patrzyła wstecz,
miała wrażenie, jakby wspomnienia, których zawsze unikała, zostały świeżo
odmalowane, rozjaśnione delikatnym złotym światłem i ukazały jej różne
obrazy. Poczucie winy i smutek zostały zastąpione wdzięcznością. W tym
momencie zdała sobie również sprawę, że Antonio miał rację. Uciekała przed
nim. Pochłonięta własnymi obawami uciekała od swoich uczuć. Nie została
z nim, kiedy najbardziej jej potrzebował. Co gorsza, zrobiła to, czego zawsze się
obawiała, że ktoś zrobi jej.
– Och, mamo… – Emma rozpłakała się. – Opuściłam go...
Mama pogładziła jej nogi.
– Z tego co mi mówiłaś, to on podjął decyzję.
– Mamo, kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Ale teraz muszę już iść.

Antonio oparł się pokusie, by rozluźnić krawat i rozpiąć kołnierzyk. Nie


mógł, nie chciał, okazywać żadnych oznak słabości przed ojcem i Bartlettem.
Znajdowali się w sali konferencyjnej eleganckiego biura Benjamina, zaledwie
kilka przecznic od jego własnego gabinetu. Fakt, że zmuszony był oddychać tym
samym powietrzem co ojciec, bardzo go denerwował. Ale musiał odpuścić ten
gniew.
Bartlett obiecał ogłosić dziś swoją decyzję, więc po kończących negocjacje
przemowach Antonia i Michaela, przypominających rozprawę sądową, mieli
usłyszeć werdykt. Ojciec przytaczał argumenty, które pojawiały się w ostatnich
dniach w międzynarodowej prasie. Podkreślał, że jego wiek i doświadczenie
nadają większej wiarygodności inwestycjom oraz że będzie mógł zapewnić
lepsze warunki finansowe niż syn, co akurat nie było prawdą. Ale Michael
wierzył w to, że im częściej będzie to powtarzał, tym bardziej Bartlett w to
uwierzy. Steel zgłaszał też liczne sugestie co do skandalicznej reputacji
Arcuriego i jej wpływu na wizerunek firmy Bartletta, niezależnie od
niedawnych, całkiem prawdopodobne, że pozorowanych zaręczyn. Przywołanie
Emmy rozwścieczyło Antonia, ale szybko zdał sobie sprawę, że to on ją w to
wciągnął. Gdy ojciec skończył mówić, odczekał chwilę, upewnił się co do
swoich uczuć i decyzji, jaką podjął, i poczuł spokój. Po raz pierwszy od wielu
lat.
– Tyle zostało powiedziane o sile i determinacji mojego ojca – zaczął
Antonio. – O tym, że jest odpowiednim człowiekiem dla twojej inwestycji
i przyszłości twojej firmy, ale ja się z tym nie zgadzam. I to nie tylko dlatego, że
za grosz mu nie wierzę. – Antonio odepchnął na bok gniew, trzymając się celu
swojej wypowiedzi, mając w pamięci to, co pokazała mu Emma. – Rzadko się
zdarza, aby oferty biznesowe były dobre i złe. Jesteś mężczyzną o silnej
moralności – powiedział, patrząc Benjaminowi prosto w oczy, aby zobaczył
prawdę słów, które chciał mu powiedzieć – Jeśli mam być szczery, nie mogę
tego samego powiedzieć o sobie. – Widać było szok na twarzy Bartletta
i zmieszanie spowodowane dokonaniem przez Antonia sabotażu własnej
oferty. – Starałem się o ten kontrakt nie dlatego, że bardzo chcę zainwestować
w twoją firmę, Benjaminie, ale dlatego, żeby mój ojciec tego nie zrobił. – Nie
musiał patrzeć na ojca, by wiedzieć, że aż się trzęsie z radości. – Aby to zrobić,
zdradziłem i źle traktowałem kobietę tak prawą i uczciwą, że zawstydziłaby nas
wszystkich. Mnie z pewnością zawstydziła – przyznał, czując, że słowa biją mu
w sercu. – Pokazała mi, że skupiam się tylko na zemście, podczas gdy
powinienem koncentrować się na rzeczach lepszych od niej, lepszych od mojego
ojca, żebym sam mógł się stać lepszym człowiekiem dla siebie i dla kobiety,
którą kocham. Przedstawiłem ci ofertę i nadal chcę inwestować w twoją firmę,
ale nie za cenę mojej moralności. Powinienem cię jeszcze ostrzec, że jeśli
wybierzesz mojego ojca, sprzedasz swoją duszę diabłu. Podejmij decyzję,
Benjaminie. A kiedy już to zrobisz, cokolwiek zadecydujesz, chciałbym z tobą
porozmawiać. Jest jedna rzecz, w której chciałbym pomóc, jeśli mi pozwolisz.
Antonio wstał z krzesła i odwrócił się, żeby odejść, wyjść na słońce
nowojorskiego lata, znaleźć Emmę, gdziekolwiek była, i błagać ją
o przebaczenie. Ale wyglądało na to, że ona miała inny pomysł. Emma stała
bowiem w drzwiach sali konferencyjnej, a jego pierwszą myślą było: jak
cudownie wygląda. Jej oczy lśniły, a włosy opadały na ramiona. Miała na sobie
jasną sukienkę, podkreślającą biust i talię, oraz buty na zaskakująco jak na nią
wysokich obcasach. Wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażał. Była
promienna, kobieca, zmysłowa i silna.
– Co słyszałaś? – spytał, podchodząc do niej z nadzieją, że nie jest jedynie
omamem.
– Wszystko – odparła, pozwalając poprowadzić się przez korytarz.
Nie mógł oderwać od niej oczu, ale nie potrafił również wydobyć z siebie
żadnego słowa, dopóki nie uwolnią się od tego budynku, umowy i ojca. Chciał
to wszystko jak najszybciej zostawić za sobą. Nie do końca wszystko. Tak jak
powiedział Bartlettowi, chciał z nim jeszcze porozmawiać o jego córce. Nie miał
na razie pomysłu, jak do niej dotrzeć, nie miał pewności, czy zdoła to zrobić
sam, ale wiedział, że nie może tak zostawić sprawy Mandy Bartlett. Tej
dziewczynie trzeba było pomóc.
Gdy wyszli już budynku, wciąż w milczeniu, wziął ją za rękę i szybko
przeprowadził przez ulicę, w kierunku wejścia do Central Parku. Chciał, żeby
życie, zieleń i spokój stały się tłem ich następnej rozmowy, a nie wieżowce
Manhattanu. Oddalając się od wakacyjnego tłumu turystów gromadzących się
wokół sprzedawców lodów i ulicznych muzyków, Antonio wiódł ich w kierunku
cichszych ścieżek, otoczonych liściastym cieniem i chłodną bryzą. Ale kiedy
dotarł tam, gdzie chciał być, nagle poczuł się niepewnie. Co, jeśli go nie zechce?
Co, jeśli jego decyzja niczego nie zmieniła? Emma pierwsza zebrała się na
odwagę. Zatrzymała się i delikatnie pociągnęła go za ramię, odwracając w swoją
stronę.
– Antonio, przepraszam, że cię zostawiłam – powiedziała. – Ja nigdy...
– Nie przepraszaj – przerwał jej. Nie chciał, by czuła żal z powodu działania,
które wreszcie zmusiło go do konfrontacji z własnymi uczuciami. – Musiałem
zobaczyć prawdziwą głębię ciemności, w którą prawie wpadłem, zanim będę
mógł po ciebie sięgnąć, zanim będę mógł iść w stronę światła. – Przerwał, mając
nadzieję, że zrozumiała jego słowa. – Chcę być ciebie godny, Emmo. Chcę być
lepszy od niego. Już jestem i nadal będę. Czy uczynisz mi ten zaszczyt
i zostaniesz moją żoną?
– Czekaj. Co? – spytała, nie bardzo rozumiejąc.
Zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że zapomniał powiedzieć jej
najważniejszego. Gdy pierwszy raz rozmawiali o zaręczynach, głównym
powodem był kontrakt. Teraz to się działo naprawdę. Chciał, żeby ten moment
był wyjątkowy, by go zapamiętała i opowiadała o nim ich dzieciom.
– Kocham cię, Emmo. Bardzo mocno – oświadczył, sięgając do kieszeni po
małe pudełeczko, które przysłali mu ze sklepu w Buenos Aires. – Wiem, że
słyszałaś, co mówiłem w gabinecie Bartletta, ale chcę, żebyś to usłyszała jeszcze
raz. Tutaj, bez ich obecności. Bo mówię to nie na pokaz ani dla zdobycia
kontraktu, lecz dla ciebie. Przez lata unikałem miłości i zaangażowania,
uważając, że miłość to szkodliwa i destrukcyjna siła, jakiej ojciec użył
przeciwko nam. Ale to nieprawda. Pokazałeś mi to ostatniej nocy w Argentynie.
Udowodniłaś na wiele sposobów, że miłość jest uzdrawiająca, potężna
i niesamowita. Teraz wiem, że to, co zrobił mój ojciec, nie miało z miłością nic
wspólnego. I bez względu na to, co się stanie, niezależnie czy powiesz tak, czy
nie, chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i będę cię kochał każdego dnia do
końca mojego życia, jeśli tylko mi na to pozwolisz. – Uklęknął na jedno kolano,
przyciągając zaciekawione spojrzenia kilku przechodniów. – Emmo Guilham –
powiedział, biorąc ją za rękę – czy zostaniesz moją żoną?
Emma nie mogła powstrzymać śmiechu. Ona też miała słowa, którymi
chciała się podzielić, by Antonio ją dobrze zrozumiał i by mogli iść naprzód.
Delikatnie go pociągnęła, próbując podnieść z ziemi. I znów się roześmiała,
kiedy potrząsnął głową i odmówił, zwracając jeszcze większą uwagę
przechodzących ludzi.
– Jeśli nie wstaniesz, będę musiała zejść do twojego poziomu.
– Niech tak będzie. Nie ruszę się, dopóki nie dostanę odpowiedzi – upierał
się.
Zrobiła tak, jak powiedziała. Uklękła obok, nie odrywając od niego wzroku.
Podobnie jak Antonio nie dbała o uwagę, jaką przyciągali.
– Tak długo myślałam, że jestem silna, zdolna… Nie – powiedziała, gdy
próbował jej przerwać. – Przez wiele przeszłam i przepełnia mnie wdzięczność,
że żyję. Na mojej Życiowej Liście jako siedemnastolatka złożyłam mnóstwo
obietnic i nadziei, ale nigdy nie miałem odwagi walczyć o rzeczy, których
naprawdę pragnęłam, o akceptację i pokochanie samej siebie i prawdziwą
miłość. Antonio, pokazałeś mi, że moje blizny są piękne, nauczyłeś mnie sięgać
po rzeczy, wobec których byłam zbyt przestraszona i niepewna, by przyznać się,
że ich chcę. Udowodniłeś mi, że robiąc to, niezależnie od tego, czy odnoszę
sukces, czy nie, daję sobie prawdziwy prezent. Pokazałeś mi, że to niezbędne, by
otworzyć się na świat. I kocham cię za to i będę kochać aż do ostatniego tchu.
Tak, Antonio Arcuri, wyjdę za ciebie.
W chwili, gdy słowa opuściły jej usta, Antonio przyciągnął do siebie Emmę
w pocałunku, którego nigdy nie zapomni. Był to pocałunek pełen miłości i pasji,
pełen światła, śmiechu i przekonania, że będą żyli długo i szczęśliwie.
EPILOG

Rok później...

„ARCURI ŚWIĘTUJE NARODZINY SYNA! Roanna King


Międzynarodowy potentat ogłasza narodziny pięknego chłopca!
Serca kobiet na całym świecie pękały z zazdrości na widok zdjęć ze ślubu
Antonia Arcuriego zaledwie cztery miesiące temu. Zaskakujące tempo zaręczyn
z Emmą Guilham, jego byłą asystentką, oraz zawarcia małżeństwa wzbudziło
wielkie zainteresowanie i niedowierzanie. Można domniemywać, że przyczyną
był niedawno narodzony syn pary, Luca Arcuri. Ale jest to argument
pochodzący z twardszego serca niż moje, ponieważ wyraźnie widać miłość
błyszczącą w oczach dumnego taty. Pozwólcie więc, że jako pierwsza
pogratuluję państwu Arcuri z okazji przyjścia na świat owocu ich miłości. Życzę
powodzenia na dalszej drodze życia”.

Emma weszła do ogromnego salonu w ich domu w Sorrento, z cudownym


Lucą wtulonym w jej ramiona, i zobaczyła, że Antonio mówi sam do siebie.
– Serce twardsze niż moje – mruczał wściekły. – Pozwólcie, że jako
pierwsza pogratuluję. Jak ona śmie?! – Antonio wyrzucił artykuł Roanny King
do kosza, a Emma się roześmiała. Podeszła do męża i dała mu całusa. Nie do
końca takiego, o jakim marzyła, ale zważając na maleństwo w objęciach, był
całkiem niezły.
– Kto jak śmie?
– Co? – Popatrzył na żonę i synka. – Nieważne – odparł i naprawdę tam
myślał. Wszystko, czego potrzebował, było w tym pokoju.
Tak wiele się zmieniło w przeciągu ostatniego roku. Kiedy odkrył, że
Bartlett szuka inwestora i poprosił Emmę, by udawała jego narzeczoną, myślał,
że to, czego najbardziej pragnie, to zemsta i zniszczenie ojca. Ale sprawy
potoczyły się inaczej. Wkrótce po prawdziwych oświadczynach w Central Parku
Bartlett skontaktował się z nim. Najwyraźniej Steel próbował wykorzystać
przeciwko niemu informacje na temat jego córki, ale zamiast podążać za
żądaniami, które mu postawił, Benjamin instynktownie zwrócił się do Antonia,
by razem pomogli Mandy przetrwać burzę, jaką Michael rozpętał wokół tej
biednej dziewczyny. Antonio żałował, że nie potrafił ochronić Bartletta i jego
rodziny, ale zdawał sobie sprawę, że zaakceptowanie konsekwencji swoich
działań było ważnym etapem jego zmiany. Akcje Bartletta wahały się przez
kilka dni z powodu negatywnej prasy, ale dzięki inwestycjom Arcuriego wkrótce
odbiły. Dzięki wsparciu Antonia, Emmy i oczywiście Benjamina, Mandy poszła
na odwyk i skończyła studia z wyróżnieniem. Rodzina Bartlettów na stałe
wpisała się do towarzyskiego kalendarza Arcurich.
A jeśli chodzi o Steela, prasie nie zajęło dużo czasu, by zwrócić się
przeciwko niemu. Gdy odkryto, że to on ujawnił zdjęcia Mandy, sugerowano, że
to odwet za odrzucone przedsięwzięcie biznesowe i oskarżano go
o prześladowanie i znęcanie się nad niewinną młodą dziewczyną. Wszyscy
dotychczasowi współpracownicy odwrócili się od niego i wkrótce stał się
biznesowym i społecznym wyrzutkiem. Antonio z zaskoczeniem odkrył, że nie
sprawiło mu to takiej satysfakcji, jak się spodziewał. Był to dla niego trudny
czas, bo zdał sobie sprawę, jak bardzo żądza zemsty nim zawładnęła. Ale Emma
pomogła mu to przetrwać, otaczając go cierpliwą miłością, słodkim
pocieszeniem i otuchą. Wkrótce również Antonio dotrzymał swojej pierwszej
obietnicy złożonej Emmie i na pięknej uroczystości Bartlett wraz z Dymitrem
i Danylem wnosili toast za nową rolę Emmy jako szefa Fundacji Arcuri. Bankiet
trwający do późna w nocy wypełniała radość i nadzieja na dobrą przyszłość.
Mimo napiętego grafiku już udało im się odhaczyć kilka rzeczy z Życiowej Listy
Emmy. Nawet teraz, stojąc w domu w Sorrento, przypomniał sobie niezwykłą
radość w jej oczach, gdy oglądali wschód słońca nad pustynią w Terhrenie
i kiedy wspólnie z przyjaciółmi obserwowali zachód nad Morzem Śródziemnym.
– Gdzie jesteś? – zapytała Emma, podając mu syna.
– Właśnie tu, gdzie powinienem być – odpowiedział, oddalając myśli
o przeszłości i biorąc w objęcia ukochane dziecko.
Patrzył na Emmę, która, mijając przewijak i stosy pieluszek oraz innych
drobiazgów, podeszła do pokrywającego prawie całą długość ściany lustra.
Poprawiła włosy i jaskrawą sukienkę. Od czasu pobytu w Buenos Aires nie
nosiła już czerni. Antonio delikatnie odłożył śpiącego syna do małej kołyski
obok kanapy i podszedł do żony, nie mogąc oprzeć się pokusie, by ją przytulić,
dotknąć jej miękkiej i delikatnej skóry. Obsypał serią pocałunków jej piękną
długą szyję, wiedząc, że Emma zrozumie ten gest i cichą zmysłową prośbę. Ona
jednak z uśmiechem wywinęła się z jego objęć.
– Wiesz, że nie mamy czasu. Danyl i Dymitr będą tu ze swoimi rodzinami za
dwie godziny, a ochrona Danyla zawsze robi z tego taki cyrk, że zapewne zjawi
się tu już za dwadzieścia minut.
– Posiadanie szejka jako przyjaciela jest zarówno błogosławieństwem, jak
i przekleństwem – warknął Antonio.
To, że każdy z założycieli Kręgu Zwycięzców odnalazł szczęście i miłość
w tak krótkim czasie, nadal było niezrozumiałym cudem dla wszystkich trzech
mężczyzn. Ale to historie na inny czas. Na razie Antonio myślał tylko o swojej
żonie i o tym, co mógłby zrobić w ciągu tych dwudziestu minut. Na jego twarzy
pojawił się nikczemny uśmiech, a Emma wkrótce odkryła, że dwadzieścia minut
może być tak samo przyjemne jak całe życie.
Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
EPILOG

You might also like