Professional Documents
Culture Documents
Heidi Rice, Pippa Roscoe - Pierwszy Walc, Najlepsza Kandydatka
Heidi Rice, Pippa Roscoe - Pierwszy Walc, Najlepsza Kandydatka
Heidi Rice, Pippa Roscoe - Pierwszy Walc, Najlepsza Kandydatka
Rice
Pierwszy walc
ISBN 978-83-276-4952-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Nie obchodzi mnie zupełnie, Dex, jak wygląda schemat mojego życia
towarzyskiego w porównaniu ze schematem przeciętnego rodzinnego
mężczyzny! Do ciebie należy, żeby zrobić tak, by nie był to problem – mówił
Lukas podniesionym głosem do telefonu.
Przyleciał godzinę wcześniej z Paryża firmowym helikopterem i marzył
wyłącznie o prysznicu. Wieczorem miał uczestniczyć w przyjęciu wydawanym
na cześć rozpoczęcia projektu kreującego nową markę w ramach części firmy
Blackstone mającej się zajmować kurortami rodzinnymi deluxe. Wykańczanie
sylwetki pierwszego takiego kurortu na Malediwach ostatecznie sfinalizowano,
do otwarcia pozostało parę tygodni i co chwilę pojawiało się masę problemów
z kampanią PR-owską. Największą kwestię stanowiło przekonanie Dexa
Garveya, guru PR-ów, że zaangażowanie w kampanię prywatnego życia Lukasa
pozwoliłoby znaleźć większy oddźwięk w portalach społecznościowych.
– A ta mała ślicznotka, na którą rzuciłeś się wtedy na parkiecie na balu? –
zagadnął natychmiast Garvey, niezrażony lodowatym tonem szefa. – To ciocia
twojego bratanka, prawda? Ta historyjka Kopciuszka ma dla nas cholerny
potencjał, Lukas. Media nadal drążą dzieje jej i dzieciaka. Spekulują, czy coś
was łączy. Sam słyszałem, że chłopiec wyszedł już ze szpitala i zamieszkał
w domu, który im kupiłeś. Czemu, do diabła, nie zabierzesz ich do kurortu
jeszcze przed oficjalnym otwarciem? Wysłalibyśmy z wami fotografa, żeby
udokumentował wasz „rodzinny” wyjazd. Odzew w mediach byłby rewelacyjny!
– Nie wiem, czy mi tego potrzeba, Dex. Póki co potrzebuję, żebyś robił
swoją robotę i nie zawracał mi nią głowy!
Lukas nie widział Bronte ani Nica od dnia jej powrotu z Manhattanu do
Wielkiej Brytanii. Założył, że nie będzie miał z nimi żadnego kontaktu.
Nieważne, że w myślach często wędrował do wspomnienia o pocałunku
z Bronte i o rączkach obejmującego go dziecka podczas jedynego krótkiego
spotkania. Nie będzie przywiązywał do tego żadnej wagi.
Rzecz jasna, że chłopczyk przylgnął doń natychmiast. Po pierwsze ze
względu na swoją trudną sytuację, po drugie przez oczywiste fizyczne
podobieństwo. Mały był kopią zmarłego brata, którego Lukas nigdy nie miał
czasu ani chęci opłakiwać. Być może dlatego w jakiś przewrotny sposób czuł się
teraz odpowiedzialny za Nica i jego opiekunkę. Jeśli natomiast chodzi o jego
przedziwną fascynację erotyczną jej urodą i seksapilem, to nie umiał tego
wytłumaczyć inaczej jak tym, że od dawna nie miał kobiety. Może na dzisiejszej
imprezie spotka kogoś godnego uwagi, kto pomoże mu rozwiązać ten problem.
– W porządku, tylko mówię… – odezwał się Garvey swoim słynnym
pochlebczym tonem, znanym z tego, że pozwolił mu doprowadzić do sukcesów
jego kampanii medialnych na całym świecie. Dlatego właśnie Blackstone dwa
lata wcześniej wydał fortunę, by zatrudnić go u siebie w firmie, czego powoli
trochę żałował. – Ale nie będę też kłamał, Lukas. Wizerunek twojej firmy
ucierpiał kolosalnie, gdy nie zdecydowałeś się zbliżyć ze swoją nowo odkrytą
rodziną!
– Garvey, dobrze wiesz, że nie jestem rodzinny. – I nigdy nie będzie!
Rodziny, ich funkcjonowanie i zalety zupełnie go nie interesowały. Wady poznał
doszczętnie w dzieciństwie przez własną, pozbawioną wartości rodzinę. – Zrób
coś z tym i znajdź inny sposób na promowanie nowej marki…
– Tyle że to ty sam jesteś swoją marką! Marką Blackstone! – biadolił dalej
Garvey. – Nie rozumiem, czemu chociaż nie pozwolisz mi ogłosić w mediach,
że to ty byłeś dawcą szpiku dla bratanka.
– Bo to niczyj interes! – Poza tym możliwość bycia dawcą zawdzięczał
genetyce i była to jego prywatna sprawa. Na pewno nie zamierzał powiększać na
tym kapitału firmowego! – Widzimy się za godzinę w sali balowej i nie chcę
więcej o tym słyszeć, bo inaczej zacznę się poważnie zastanawiać nad twoją
sześciocyfrową wypłatą!
Po drugiej stronie słuchawki Dex westchnął głęboko, co spowodowało, że
Lukas natychmiast się zjeżył, ale po chwili wymamrotał posłusznie:
– Tak, szefie.
Po rozmowie Blackstone natychmiast wszedł pod zimny prysznic. Musiał
nad sobą zapanować, bo czuł, że wkrótce oszaleje. A jeśli Dex jeszcze raz
przywoła jego odmienioną sytuację rodzinną, co spowoduje falę skojarzeń
z Bronte, firma zacznie szukać nowego guru od PR-u.
– Liso, muszę się z nim zobaczyć! Wiem, że robisz dla mnie wszystko, ale
ten człowiek wydaje się nie przyjmować do wiadomości istnienia Nica! Czy
mogę pojechać do niego do biura?
Lisa pokiwała głową.
– Rozumiem. Ale nie ma go w biurze.
– To gdzie jest?
– W apartamencie na samej górze hotelu. Przygotowuje się na dzisiejsze
przyjęcie wydawane na cześć rozpoczęcia projektu kreującego nową markę
w ramach części firmy Blackstone zajmującej się kurortami rodzinnymi deluxe,
a dokładnie nowego kurortu rodzinnego na Malediwach.
– Aha… – Bronte zbladła na samą myśl odwiedzenia Lukasa w jego
prywatnym apartamencie. – To zajmę się tym jutro. Czy on będzie jeszcze
w Londynie?
– Chyba po południu wylatuje na Malediwy – odparła Lisa ze współczuciem
w głosie, co spowodowało, że Bronte poczuła się jak jeszcze większa idiotka.
Pomijając już fakt, że wpadła do biura Lisy bez zapowiedzi o osiemnastej
wieczorem… – A czy z Nikiem wszystko w porządku?
– Tak, naprawdę w porządku! I o tym chciałam porozmawiać z Lukasem.
Szpital poinformował właśnie, że choroba jest w remisji.
– Ależ to wspaniałe wieści! – Lisa z wrażenia wstała zza biurka.
Wyglądała nienagannie, ubrana w czerwoną, atłasową obcisłą sukienkę,
z idealnym makijażem i figurą, gotowa, by wyruszyć na firmową imprezę.
Bronte z przerażeniem spojrzała na mąkę rozmazaną na swoim podkoszulku
i błoto na nogawkach dżinsów po porannym spacerze z małym…
– Pójdę już… i przepraszam za najście… Czy możesz mu przekazać
najnowsze wieści?
– Bronte, zaczekaj… Zgadzam się, że powinnaś mu to powiedzieć sama.
– Wiem, ale go tu nie ma.
Bronte wbiła wzrok w ubłocone buty. To prawda, że szybko przywykła do
życia w rezydencji przy Regent Park i czuła się tam dobrze jako prawny opiekun
Nica, ale nie należała i nigdy nie będzie należała do świata Lukasa Blackstone.
Co innego mały… i trzeba go do tego powoli przygotowywać.
– To wszystko jakiś nonsens – żachnęła się nagle Lisa. – Przecież on jest po
prostu nad nami!
Bez słowa wzięła Bronte za rękę i zaprowadziła do hallu. Minęły
ogólnodostępne windy i przeszły do osobnej, prywatnej, na której znajdował się
napis: „Wyłącznie do penthouse’u”.
– W sali balowej spodziewają się go za ponad pół godziny, co daje wam
mnóstwo czasu na rozmowę – dodała, uruchomiając dodatkową windę specjalną
kartą. – Postaraj się wykorzystać tę szansę! Powstrzymaj go przed unikaniem
was! On po prostu… interesuje się wami o wiele więcej, niż byś się
spodziewała, i za wszelką cenę nie chce tego okazać.
– Skąd wiesz? – zapytała Bronte, nagle kompletnie roztrzęsiona.
Bo czy jest gotowa na niezapowiedziane spotkanie z Lukasem, sam na sam,
w jego mieszkaniu?
– Zawsze o was pyta i widzę, z jaką uwagą słucha. O tobie też, nie tylko
o dziecku.
Ostatnią rzeczą, której teraz chciała, było pocieszanie… Zwłaszcza gdy
idiotycznie uginały się pod nią nogi, a serce waliło jak oszalałe.
– Pracuję z nim od pięciu lat – mówiła dalej Lisa – i wiem, że ten człowiek
strzeże swych myśli i uczuć lepiej niż Fort Knox. Ale naprawdę nie jesteście mu
obojętni. Sama mam już dość tego głupiego pośredniczenia między wami.
Powodzenia!
I tak oto Bronte znalazła się sama w windzie, wiodącej prosto do jaskini lwa,
przekonana, że popełnia właśnie największy błąd w życiu.
Gdy wyszła na górze do luksusowego lobby, jej oczom ukazał się
zdumiewający widok nocnego Londynu od strony Hyde Parku, z przepięknie
oświetlonym Marble Arch w tle. Z głębi dobiegał dźwięk wiadomości płynących
z telewizora.
– Lukas? Lukas? – wyszeptała bardziej, niż zawołała.
Ze zdumieniem natrafiła na schody wiodące na jeszcze wyższy poziom.
– Bronte? – usłyszała za sobą.
Gdy się odwróciła, zobaczyła Blackstone’a z nagim torsem i w ręczniku
kąpielowym. Dosłownie zaschło jej w ustach.
– Co tu robisz? Czy coś się stało z Nikiem?
Właśnie… Nico… przecież przyszłam tu z jego powodu…
– Nie… Nico ma się dobrze… nawet świetnie!
O czym ty tak naprawdę myślisz? Co byś chciała tak naprawdę zrobić?
Zmusiła się, by nie patrzeć na jego podniecające nagie ciało i skupiła się na
twarzy. Jednak to niewiele pomogło. W jego oczach jasno widziała pożądanie.
– Niepotrzebnie tu przychodziłaś.
Oboje dobrze wiedzieli, co miał na myśli. Było jej coraz ciężej oddychać.
– Wiem. – Spojrzała mu prosto w oczy.
Przyciągnął ją do siebie.
– A ja robiłem wszystko, by trzymać się od ciebie z daleka – warknął. –
Dokładnie dlatego…
Przytulał się do niej coraz mocniej.
– Przepraszam…
Czy naprawdę chciała go przeprosić? Nie…
Zaczęli się całować jak obłąkani. Po chwili wziął jej twarz w dłonie
i zapytał:
– Dlaczego przyszłaś?
Chciała wyjaśnić, że dla Nica, lecz uznała, że powie mu całą prawdę.
– Bo… chciałam cię zobaczyć i kochać się z tobą…
Zaśmiał się.
– Bronte… ja się nigdy z nikim nie „kocham”, jeśli po to przyszłaś, źle
trafiłaś.
Ale przecież jej pożądanie było czysto fizyczne. Nie pragnęła niczego
emocjonalnego. Tak przynajmniej w tym momencie myślała. Chciała nareszcie
ulec niesamowitej chemii, która towarzyszyła im od pierwszej chwili tej
zwariowanej „znajomości”.
– Przecież to tylko takie wyrażenie… – wyszeptała, głaszcząc go po
umięśnionym brzuchu.
Wtedy złapał ją za rękę i zaciągnął błyskawicznie do swojej sypialni.
Zamknął za nimi drzwi.
– Udowodnij mi! – rzucił.
– „Udowodnij” co?
– Pokaż, że chodzi ci wyłącznie o seks. Rozbierz się przede mną…
Zadrżała delikatnie, z nadzieją, że tego nie zauważył. Nigdy przedtem nie
rozbierała się przed żadnym mężczyzną. Ale nie zamierzała tego pokazać.
Dobrze widziała, że Lukas ją sprawdza i prowokuje. I że nie potrafi ukryć
własnego pożądania.
Pewnym ruchem ściągnęła kurtkę. Potem podkoszulek.
– Tylko się nie zatrzymuj… – podkręcał ją.
I cóż z tego, że wcześniej prawdopodobnie umawiał się wyłącznie
z modelkami? I że ubłocone dżinsy i sportowy biały stanik z supermarketu nie są
specjalnie uwodzicielskie. Jego prawdziwie namiętne spojrzenie dodawało jej
niesamowitej pewności siebie. Zacięła się dopiero przy butach… zupełnie o nich
zapomniała…
Zamiast się śmiać, złapał ją w ramiona.
– Wystarczy – wyszeptał. – Nie mogę się już doczekać…
Pchnął ją delikatnie na łóżko i sprawnie dokończył za nią striptiz, gubiąc
przy tym ręcznik, którym był dotychczas owinięty. Nie miała już żadnych
wątpliwości, jak bardzo jej pożądał. Wtuliła się w niego i zapomniała o bożym
świecie, błagając o jak najwięcej. On zaś postępował, jakby potrafił czytać w jej
błagalnych myślach, doprowadzał na skraj płaczu, po chwili na skraj śmiechu.
Chciała czuć go wszędzie, a on bezwiednie spełniał te długo skrywane
pragnienia. Gdy nareszcie znalazł się w niej, okazał się tak duży, że poczuła ból.
– Bronte… co to… jesteś dziewicą?
– Byłam… – zażartowała, bo w tym momencie i tak nie dało się już ukryć
prawdy.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Przecież to nie twój problem.
– Zraniłem cię? Tylko nie kłam…
– No może troszkę…
Bogate doświadczenie Lukasa pozwoliło im oczywiście wybrnąć z tej
zaskakującej dla niego sytuacji. Za chwilę znów pogrążyli się w zgodnym
„tańcu” wiodącym ich ku wspólnej rozkoszy.
Gdy skończyli, wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki, przypatrując się jej
zdezorientowanej i oszołomionej twarzy. Bronte nadal przeżywała ogrom
nowych wrażeń.
Po szybkiej kąpieli, owinięta w mięciutki ręcznik, nawet w nim czuła się
przewrażliwiona na każdy, najlżejszy choćby dotyk.
– Zaczekaj tu, wezmę prysznic i potem pogadamy – rzucił Lukas, zaniósłszy
ją na rękach z łazienki z powrotem do łóżka.
A o czym tu gadać? – westchnęła w myślach. – O Boże, ja to zrobiłam?
Na nagich plecach oddalającego się Lukasa widniały głębokie czerwone
zadrapania… po damskich paznokciach. Westchnęła ponownie. Powinna stąd
natychmiast uciekać. Ale jej roztrzęsione ciało i umysł ani myślały
zmobilizować się i współpracować, a przed oczami przesuwała się galeria
niesamowitych, nieznanych dotąd widoków. Nie zdawała sobie sprawy, że seks
i pożądanie są czymś tak wszechogarniającym. Odkąd zobaczyła Lukasa
w ręczniku, gdy tu weszła, ani razu nie pomyślała o Nicu!
Jej rozważania przerwało pojawienie się całkowicie tym razem ubranego
Lukasa. Dopiero to otrzeźwiło trochę Bronte, która natychmiast usiadła na
łóżku, ale nie zdobyła się na nic więcej.
– Jeszcze się czerwienisz? – zapytał przyjaźnie.
Pokręciła głową, nie będąc w stanie normalnie mówić. Blackstone we fraku
wyglądał olśniewająco i zupełnie do niej nie pasował. Czy naprawdę przed
chwilą uprawiała seks z tym mężczyzną? Z bogaczem? Z twarzą jak z reklamy?
– Muszę iść na tę przeklętą imprezę, już jestem spóźniony. Czy ktokolwiek
wie, że tu jesteś?
– Tylko Lisa.
– To ona cię tu wpuściła moją prywatną windą?
– Ale ja ją zmusiłam! Bo chciałam porozmawiać o Nicu – zaczęła się
tłumaczyć, choć w ogóle nie wyglądał na zagniewanego. – Dostaliśmy dziś
informację ze szpitala o całkowitej remisji choroby. Chciałam ci to powiedzieć
osobiście. Jesteś olbrzymią częścią jego sukcesu!
– Nie przesadzaj. Jednak dziękuję, że pomyślałaś, chociaż nadal nie jestem
przekonany, czy wymagało to wizyty…
Nie umiała nawet odgadnąć, czy mówił poważnie, czy tylko się z nią
droczył. Lisa miała rację, że potrafił ochronić swe emocje lepiej niż Fort Knox.
Jednak chyba był nastawiony ciepło i pozytywnie. Wykorzystując to,
powiedziała:
– Nico wciąż o ciebie pyta…
– Naprawdę? Przecież widział mnie tylko raz.
– Ale zdążył dobrze zapamiętać. – Zupełnie jak jego ciocia… – Jesteś jego
jedynym krewnym i to mężczyzną. Poza tym wie, jaką rolę odegrałeś
w leczeniu. Nie mogę wiecznie mu powtarzać, że nie masz czasu. W końcu się
zorientuje, że po prostu nie chcesz go odwiedzić. A ja nie chcę, żeby się zaczął
tym obwiniać albo tracić poczucie własnej wartości.
– Nie nadaję się na ojca…
– Nikt cię o to nie prosi. Lukas… czy byłby to aż taki problem, gdybyś
czasem, będąc w Londynie, wpadł do małego na trochę? Dla niego byłoby to tak
wiele! Poczułby się chciany.
Teraz Lukas wyglądał na speszonego. Jakby sam się miał zaczerwienić.
Z jakiegoś powodu wyraźnie nie chciał nawiązywania osobistych relacji
z bratankiem, któremu w zasadzie uratował życie. Mimo wszystko musiał być
człowiekiem, którym miotały jakieś emocje, chociaż tak mocno skrywane.
– Okej, odwiedzę Nica jutro, tylko nie rób z tego żadnej wielkiej historii.
– Nie zrobię! – Wystarczy, że Nico zrobi…! – I… dziękuję ci…
– Wracając do tego, że nie nadaję się na ojca… nie użyłem prezerwatywy.
Czy mogą z tego wyniknąć jakieś problemy?
To bezpośrednie pytanie postawiło ją na równe nogi.
– Nie! – zaprotestowała głośno.
– Jesteś pewna? Nie wyglądasz na specjalnie doświadczoną…
– Jestem pewna! To że jestem dziewicą, nie oznacza, że również imbecylką!
– Byłaś dziewicą… czyli używasz pigułek antykoncepcyjnych?
– Przecież powiedziałam już, że nie będzie problemu.
W życiu by się nie przyznała, zwłaszcza w obliczu jego zrozumiałego
pragmatyzmu, że nie ma pojęcia o antykoncepcji. Prędzej by umarła…
Wiedziała tylko tyle, że znajduje się na końcu swojego cyklu, a więc
przypadkowa ciąża raczej nie wchodzi w grę. Zresztą… wszelkie ewentualne
problemy rozwiąże sama. Może i nie ma doświadczenia, ale nie zaryzykuje
dziecka z kimś takim jak Lukas! Historia matki z jej własnym ojcem i fatalny
romans siostry z bratem Lukasa nauczyły ją przynajmniej jednego: jeśli
mężczyzna cię nie kocha, nie zmusisz go do tego niczym! I nie zmienisz go!
Wszelkie próby zawiodą. A ciebie zniszczą. Jak najpierw matkę, a potem siostrę.
Bronte nie potrzebuje niczyjej miłości. Ma Nica. I ma siebie. To zupełnie
wystarczy!
Żeby przerwać w jakikolwiek sposób okropną ciszę i badawcze spojrzenie
Lukasa, zapytała:
– Nie powinieneś już wychodzić na ten bal?
– Chcę, żebyś tu była, kiedy wrócę – odparł tonem nieznającym sprzeciwu.
Spali ze sobą, więc teraz będzie mógł jej rozkazywać?
Jednak nie zamierzała się w tej chwili z nim ani spierać, ani pozostawać na
dystans. Nie była pewna siebie ani swoich reakcji. Obawiała się, że gdyby
nalegał, nawet w tym momencie mogłaby się z nim dalej kochać – stop, wróć…
uprawiać seks… – a nie chciała tego. Musiała najpierw zapanować nad
wybuchem własnych emocji, który nastąpił po ich pierwszym razie.
Lukas nie miał takiego problemu. Dał jasno do zrozumienia, że ma mnóstwo
doświadczenia oraz oddziela całkowicie seks od uczuć. Dla Bronte wszystko
było zupełnie nowe. Poza tym, jaką by się nie okazała pragmatyczką, to i tak
utrata dziewictwa z kimś pokroju miliardera Blackstone’a dla zwyczajnej
dziewczyny stanowiła wydarzenie, które należało teraz przetrawić.
– Powinienem wrócić w ciągu pół godziny – powtórzył, zbierając się do
wyjścia.
– Ale mnie tu nie będzie, nie mogę zostać.
– A to dlaczego?
– Muszę wracać do Nica. Zawsze całuję go na dobranoc.
Nie kłamała. Chociaż dzisiaj pragnęła zobaczyć się z chłopczykiem bardziej
niż kiedykolwiek: on przywoła ją do porządku, pozwoli nabrać dystansu do tego,
co się zdarzyło.
Po dłuższym milczeniu, z wielce niezadowoloną miną, Lukas powiedział:
– Okej, no to do zobaczenia jutro.
Odetchnęła z ulgą.
– Przyjadę do was. Ale chcę się z tobą spotkać sam na sam, zanim zobaczę
się z chłopcem.
– Po co?
– Myślę, że wiesz, Bronte. Nie jesteś już taka niewinna.
Powinna czuć do niego niechęć za jego jednoznaczne komentarze. Zamiast
tego czuła niesmak wobec siebie, bo i tak każdym słowem rozbudzał w niej
tylko podniecenie.
– W porządku – burknęła pod nosem.
Lukas był dla niej za bardzo… „za bardzo” pod każdym względem. Ale jutro
przyjedzie spotkać się z dzieckiem, nie z nią, a potem wyjedzie na Malediwy,
pewnie na długie tygodnie, i zapomni o całym „wydarzeniu” między nimi.
I miejmy nadzieję, że ona także.
– Jak będziesz gotowa, to zjedź na dół windą. Powiem Lindzie, żeby
podstawiła samochód, ochrona wyprowadzi cię tyłem, żebyśmy uniknęli prasy –
wydał krótkie rozporządzenia.
– Dobrze.
Tak… romans z Lukasem Blackstone’em to koszmarny pomysł…
Jednak nie oponowała, gdy pocałował ją na pożegnanie. To ona sama będzie
największą przeszkodą, kiedy przyjdzie czas zakończyć ten układ! Bo nie potrafi
przyjąć do wiadomości smutnej prawdy: że dla niego nie dzieje się tutaj nic
specjalnego.
Lukas, pogrążony w myślach, energicznym krokiem przemierzał hotelowe
lobby. Nie powinien był jej tknąć! Od początku go kusiła swoją otwartością,
niewinnością… ale gdyby wiedział, że w dodatku jest dziewicą, uciekłby gdzie
pieprz rośnie.
Teraz było już za późno. Co się stało, to się nie odstanie…
Co gorsza, nie mógł od niej ani na chwilę oderwać myśli, od wspomnienia
o jej dziewczęcym drobnym ciele, o pyskatej odzywce, gdy zapytał, czy jest
dziewicą…
„Byłam”.
Jednym słowem ta mała doprowadzała go na skraj obłędu i musiał jakoś
z tego wybrnąć. Oczywiście, że chodziło mu wyłącznie o seks, choć relacji z nią
nie potrafił porównać z żadną inną. Jakaś piekielna chemia, która kiedyś się
skończy. Póki co, dobrze mu robiło, jeśli zamiast windą zbiegał na dół po
schodach…
Kolejną komplikacją było całkowite oddanie Bronte jego bratankowi i jej
życiowa oraz fizyczna niewinność. Na szczęście Lukas nauczył się w stu
procentach panować nad swoimi potrzebami i tęsknotami emocjonalnymi – jeśli
w ogóle takowe jeszcze miał, w co wątpił – już kiedy był małym chłopcem.
W rezultacie nie pozwalał nikomu zbytnio zbliżyć się do siebie, bo to
oznaczało narażenie się na krzywdę i rozczarowanie…
Dalsze rozważania przerwało zamieszanie spowodowane przez tłum
reporterów: oto Lukas dotarł nareszcie pod wejście na salę balową.
– Panie Blackstone, a co się właściwie dzieje z pańskim niedawno
odnalezionym bratankiem? Czy pojedzie z panem na Malediwy?
– Po co wpuszczać firmę na rynek familijny, skoro nie ma pan żadnego
rodzinnego doświadczenia?
– No chyba, że nie mówi pan całej prawdy?
Blackstone poczuł ulgę, gdy otoczyli go jego ochroniarze. Prasa zawsze
podnosiła mu ciśnienie. Chociaż dzisiaj… dziś wszystko było inaczej, bo nawet
teraz nie przestawał myśleć o Bronte. I cieszył się, że zobaczy ją już jutro.
Utrzymanie ich romansu w sekrecie, nakłonienie Bronte do współpracy przy
jednoczesnym ograniczeniu do minimum angażowania się w świat Nica będzie
nie lada wyzwaniem. Ale posiadanie Bronte O’Hary przez najbliższy czas
w charakterze gorącej kochanki będzie warte wysiłku.
Wbrew pozorom przekonanie jej, że seks to jedyne, co Lukas ma do
zaoferowania, nie powinno stanowić problemu. Przy całym jej braku
doświadczenia Bronte wydaje się realistką, nie romantyczką…
Idąc w stronę sceny, zauważył wpatrzoną w siebie asystentkę. Lisa zdawała
się mocno zmieszana. Uśmiechnął się do niej szeroko. Jeżeli Bronte zgodzi się
na układ, którego szczegóły trzeba będzie jeszcze oczywiście dopracować, to
Lisie należy się premia!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Lukas wściekł się tak bardzo, że nie był w stanie myśleć logicznie. Od kilku
godzin walczył z pożerającym go pożądaniem. Za każdym razem, gdy spotykali
się wzrokiem czy dostrzegał przebłysk akceptacji lub przychylną minę, nakręcał
się jeszcze bardziej.
– I tak już za wszystko płacę – burknął. – Co by się stało, gdybyśmy mieli
z tego jeszcze trochę przyjemności?
Jeszcze nie skończył mówić, a już żałował, że nie ugryzł się w język, bo bunt
w jej oczach przerodził się w oburzenie i kompletną furię.
– Ty draniu! – powiedziała ze łzami w oczach, które nie chciały popłynąć. –
Ja nie jestem na sprzedaż! Zaakceptowałam pomoc finansową dla dobra Nica.
Ale jej nie potrzebuję. On też nie. Doskonale sami sobie radzimy. Jeśli ceną za
pozostanie tutaj ma być sypianie z tobą, to się wyprowadzimy.
Niech to szlag! Nie to miał na myśli!
To, co zdarzyło się ostatniej nocy, nie miało nic wspólnego z jego
powinnościami wobec bratanka – i niej. Jednak groźba wyprowadzki podziałała
jak dolanie oliwy do i tak płonącego już ognia. Poprzysiągł zapewnić chłopcu
bezpieczeństwo i chronić go. Nie pozwoli, żeby go stąd zabrała lub sama się
wyprowadziła.
– Tylko spróbuj mi go stąd zabrać, a znajdziemy się w sądzie! – zagroził.
– Nie możesz mi rozkazywać. Jestem jego opiekunem prawnym.
– Chcesz się przekonać?
– Nienawidzę cię!
– Nieprawda!
Nagle potrzeba, którą dotychczas był w stanie kontrolować, wymknęła się
spod jego władzy jak woda rozrywająca tamę…
Bez namysłu porwał Bronte w ramiona.
Do diabła z tym! Koniec z udawaniem, że ostania noc nie była cudowna. I że
już nigdy się nie powtórzy!
Bronte szarpała się odrobinę, ale się nie cofnęła. Utonęli w gwałtownym
pocałunku, ich zmysły zupełnie oszalały. On pierwszy oderwał usta. Ona drżała
w jego ramionach z płonącymi policzkami. Jednak kiedy ochłonęła, w jej oczach
zagościł szok i ból. Lukas także ledwie trzymał się na nogach.
Co on najlepszego zrobił?
Żadnej kobiety nigdy przedtem nie pocałował w złości ani nie okazał, jak
bardzo pożąda!
– Wyjeżdżam na dwa tygodnie. Jak wrócę, porozmawiamy jak dorośli –
wycedził przez zęby, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale przede
wszystkim nad sobą.
Nie był zwierzęciem. Nie pozwoli, by instynkty wzięły nad nim górę.
Chociaż przy niej tak się właśnie działo.
Bronte milczała. Ręką zakrywała usta i patrzyła nań szeroko otwartymi
oczami, jakby chciała mu przypomnieć, że w tych sprawach nie ma żadnego
doświadczenia.
– To, co dzieje się między nami, nie dotyczy Nica – próbował naprawić
sytuację i wycofać się z gróźb, że odbierze jej chłopca.
Patrzyła na niego nieruchomo. Wstyd, przerażenie, panika – wypisane na
twarzy.
Zabrało mu chwilę, zanim przypomniał sobie o locie.
– Muszę iść. – Na lot i tak już się pewnie spóźnił, ale musiał skorzystać
z okazji, by się wycofać i zebrać myśli.
Zachowywał się jak lunatyk. Nie poznawał samego siebie. Groźby, choć
niezamierzone, całowanie po to, by mu się oddała – to nie było żadne
rozwiązanie! Pogarszało tylko sytuację i dodawało emocji do czegoś, co było
jedynie silnym pożądaniem i niczym więcej.
– Jak tylko wrócę do kraju, przyślę po ciebie samochód, żebyśmy mogli
spokojnie porozmawiać.
– Nie jestem jednym z twoich pracowników.
– Przecież wiem. Za dwa tygodnie – odparł, łapiąc za klamkę, po czym
wyszedł z pokoju, nawet się nie oglądając.
Miał dwa tygodnie, żeby się pozbierać i okrzepnąć.
Jednak gdy usadowił się w samochodzie, szczęśliwie prowadzonym przez
szofera, palące pożądanie dosłownie rozrywało go na strzępy. Przeklęta decyzja,
by uciszyć ją pocałunkiem, miała pokazać, że ma nad nią władzę, ale okazała się
raczej strzałem w kolano.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Bronte patrzyła, jak dwie różowe kreski na teście ciążowym stają się coraz
szersze i grubsze…
To nie może być prawda. Po prostu nie!
Nerwowo potrząsnęła niewielkim plastikowym pudełeczkiem, ale kreski nie
chciały zniknąć.
Była w ciąży! Z Lukasem Blackstone’em.
Nie, nie, nie!
Test zrobiła dla formalności, na wszelki wypadek, pewna, że przesadza.
Starała się nie myśleć o wydarzeniach sprzed dwóch tygodni, ale nie mogła
się pozbierać. W nocy nie potrafiła zmrużyć oka. W końcu postanowiła
wymazać z pamięci dokładnie wszystko: Lukasa i jego ultimatum, pocałunek,
któremu nie dała rady się oprzeć, groźby, że odbierze jej Nica. Jednak gdy dziś
rano Lisa przysłała esemes, uświadomiła sobie, że upłynęły dwa tygodnie, odkąd
się widzieli. I spali ze sobą. I że nie miała okresu.
Wrzuciła test do kosza i spojrzała w lustro łazienkowe.
I co teraz?
Z całych sił wypierała to, co stało się w luksusowym apartamencie,
a uciekanie przed problemami nigdy i niczego nie rozwiązuje.
Dotknęła brzucha i zrobiło jej się niedobrze. Panika i strach? A może
poranne mdłości?
Przerwanie ciąży było oczywistym rozwiązaniem, które on bez wątpienia
zasugeruje. A może nawet będzie nalegał?
Nie mogła przecież urodzić tego dziecka. Ani nie chciała mu o nim mówić.
Jeśli do tej pory był arogancki i apodyktyczny, to co dopiero, gdy odkryje, jaka
była głupia? I że go okłamała.
Ale nie tylko to. Co się stanie z Nikiem? Był dla niej absolutnym
priorytetem. Czy to, co zrobiła, dostarczy Lukasowi dodatkowych argumentów
w batalii sądowej o odebranie jej prawa do opieki nad dzieckiem?
Jego zachowanie tego poranka, gdy spotkał się z bratankiem, początkowy
szok i rezerwa, potem mozolna zmiana, zniżenie się do poziomu rozmowy
dziecka i na koniec odruchowy gest, kiedy zapomniał się na chwilę i pogłaskał
chłopca po włosach, mimo wszystko świadczyły o tym, że nawet jeśli zaczął
budować relacje z Nikiem jako wujek, to z pewnością nie chciałby zostać ojcem.
Taka zmiana biegu zdarzeń na pewno go rozwścieczy…
Ale chociaż co do jego reakcji miała niemal stuprocentową pewność, to nie
była w stanie podjąć decyzji o przerwaniu ciąży. Nieważne, jak bardzo
skomplikuje życie Nica czy nawet Lukasa, dla niej ciąża oznaczała coś więcej
niż tylko problem do rozwiązania…
Pukanie do drzwi łazienki przestraszyło Bronte.
– Podjechał już samochód, by zabrać cię do hotelu pana Blackstone’a –
usłyszała łagodny głos Maureen.
Zakręciła kran. Przyłożyła ręcznik do płonących policzków. Czuła
narastającą panikę.
Będzie musiała powiedzieć mu o dziecku!
Ale… przynajmniej jeden problem rozwiąże się sam. Lukas straci ochotę na
kontynuowanie związku, a to oznacza, że już nie będzie się musiała obawiać
własnych desperackich reakcji na jego pocałunki.
– Przekaż, że zejdę za minutę.
A miałeś jej już nie dotykać… Naucz się ją ignorować. Znów cię okłamała.
Ma cię gdzieś…
W rzeczywistości nie zamierzał jej nie dotykać, a nawet ułożył pewien plan
działania w zaistniałej sytuacji, który chciał teraz jak najszybciej zacząć wdrażać
w życie. Ba, momentami zdarzało mu się nawet pomyśleć, że łączyło ich coś
więcej niż chemia. I że pragnąłby tego. Ale… przecież nie musi być nic więcej.
– Lukas… czy coś się stało?
– W pewnym sensie… kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś w ciąży?
Zaczerwieniła się od stóp do głów. I wyglądała przez to jeszcze piękniej.
– Ale… skąd wiesz? – wymamrotała w końcu.
– Pewien reporter namierzył cię rano, jak wychodziłaś z kliniki
ginekologicznej, w której usuwa się ciąże. Fotki godzinę temu pojawiły się
w internecie.
Jakim cudem o tym nie wiedziała? Garvey szalał od rana, błagając go
o jakikolwiek sensowny oficjalny komunikat.
– Przepraszam… powinnam ci była powiedzieć wcześniej. No to mówię
teraz… nie przerwę ciąży.
Nigdy nie chciał zostać ojcem. Po prostu wiedział, że się do tego nie nadaje.
Jednak… jej ciąża w ogóle go nie przeraziła. Był po uszy zakochany w tej
kobiecie.
– Wiem, że nie. I dlatego weźmiemy ślub. I to najszybciej, jak się da!
Musiał natychmiast z kochanki zrobić żonę. Zdecydowała o dziecku. Ale to
było również jego dziecko i należało uciąć raz na zawsze podejmowanie decyzji
bez jego udziału.
Przede wszystkim chciał chronić dziecko i dać mu nazwisko.
A jeśli chodzi o nią? Nigdy nie dopuszczał do siebie ludzi. Ona zaś wdarła
się tam, gdzie nikt inny, i to zaledwie w ciągu sześciu tygodni. A zatem była
niebezpieczna i dlatego odtąd ich relacja będzie się układać na jego warunkach.
– Co takiego?
Była szczerze zdumiona propozycją ślubu, czyli nie zaplanowała ciąży, żeby
wpakować go w małżeństwo. Punkt dla niej. Choć w tej chwili nic go nie
cieszyło.
– Słyszałaś. A teraz podpiszesz intercyzę. Generalnie moja szczodrość
powinna zrobić na tobie wrażenie.
– To wszystko brzmi, jak byśmy mieli zawrzeć transakcję biznesową.
– Bo tak jest.
– Ale ja… nie mogę czegoś takiego zaakceptować. Nie chcę żadnego ślubu
w takich okolicznościach.
Może nie nadawał się na ojca, lecz czy naprawdę sądziła, że chciałby
skrzywdzić ich dziecko?
– To nie prośba. Nie proszę cię, żebyś za mnie wyszła. Każę ci!
– Czyli nie mam wyboru? – wyglądała na zrozpaczoną.
O co jej nagle chodzi? Czy to on tak długo trzymał ciążę w tajemnicy?
– Miałaś możliwość wyboru, kiedy oszukiwałaś mnie na temat
antykoncepcji. I kiedy ukrywałaś przede mną ciążę. I kiedy dałaś się złapać
fotoreporterowi, jak po kryjomu odwiedzasz klinikę słynącą z aborcji…
– Ale przecież nie usunę tej ciąży! Dlatego jesteś taki zły?
Odruchowo spojrzał na jej brzuch i poczuł się kompletnie zdezorientowany
na myśl o rozwijającym się tam dziecku. Ich dziecku! Istotnie powinien być zły,
ale… nie był. Nie potrafił jedynie zapanować nad sobą i nad swoimi emocjami,
odkąd poznał tę kobietę!
– Nie zaszłaś w ciążę sama. O swoim ciele decydujesz ty. Więc… nie… nie
dlatego jestem zły.
Wyraz ulgi na jej twarzy tylko zwielokrotnił jego emocje, których nie
rozumiał. Ani zrozumieć nie chciał! Pragnął po prostu, żeby przestały istnieć.
– W takim razie, o co ci chodzi? Jeśli uważasz, że musisz mnie przez to
poślubić, to nie musisz. Zdecydowałam, że urodzę to dziecko. Nie będę cię do
niczego zmuszać ani angażować.
– Już jestem zaangażowany! Żadne moje dziecko nie wychowa się bez
nazwiska Blackstone. A to oznacza, że ty także musisz je nosić.
– Możemy pozmieniać nazwiska bez ślubu.
– Dla mnie to się nie liczy.
W rzeczywistości chodziło mu o kontrolę nad nią. Bo chwilowo nie potrafił
żyć bez Bronte. I nie chciał, żeby ona żyła bez niego. Dopóki nie pozbędzie się
tego przedziwnego uczucia, są na siebie skazani. A małżeństwo da mu pewne
prawa. Nie tylko wobec dziecka, ale także wobec niej!
Starając się nie patrzyć na jej zrozpaczoną twarz, sięgnął po komórkę
i napisał do Lisy: „Liso, niech przyjdą tu zaraz prawnicy”.
Bronte będzie do końca życia dostawać co miesiąc przyzwoite pieniądze.
A ich dziecko otrzyma najlepszą możliwą edukację.
– Lukas… nie możesz mnie zmusić do małżeństwa… – wyszeptała.
A co mnie to obchodzi?
– Owszem, mogę! – Postanowił w końcu wyżyć się odrobinę za całą
sytuację. – Jestem bardzo bogatym człowiekiem, Bronte. Już mieszkasz w domu,
który wam kupiłem. Ukrywałaś przede mną przez trzy lata fakt istnienia mojego
bratanka. Teraz usiłowałaś zrobić to samo z moim własnym, nienarodzonym
jeszcze dzieckiem. Jak spojrzy na to sąd, jeśli złożę pozew o przejęcie opieki
nad obojgiem?
Tym razem Lukas pojechał po bandzie. Ale czasem cel uświęca środki! Tego
nauczył go jego okrutny ojciec. Jeśli dopuścisz do głosu emocje, nigdy nie
osiągniesz zamierzonego celu.
Bronte zbladła.
– Nadal myślę, że wygrałabym w sądzie – odparła, starając się ukryć
zdenerwowanie. – Jestem opiekunem prawnym Nica, ty znasz go dopiero od
paru miesięcy.
– Bo go przede mną ukrywałaś.
– Na prośbę jego matki i ciągle…
– Bronte, naprawdę chcesz mnie sprowokować? I narazić Nica na długą
walkę o opiekę nad nim? Po tym wszystkim, co ostatnio przeszedł?
To był kolejny cios poniżej pasa, ale Lukas miał już dość załatwiania spraw,
tak jak to robiła Bronte.
– I po co to? – wybuchła. – Przecież nigdy nie ograniczę ci dostępu do
dzieci. Będziesz mógł być z nimi, ile zechcesz. I wcale nie musisz się ze mną
żenić!
O, nie może jej powiedzieć całej prawdy! Nie jest ekshibicjonistą. Lepiej już
uchwycić się logiki bełkotu Garveya sprzed czterech godzin.
– Moja firma poświęciła ostatnie pięć lat na zaistnienie na rynku rodzinnym.
Stworzyliśmy nową markę: Blackstone’s Deluxe Family Resort. Nasz pierwszy
kurort rodzinny zostanie otwarty za dwa tygodnie. A ty postawiłaś na głowie
cały internet niemalże w przededniu tego wydarzenia. W mediach aż huczy, że
konsultowałaś możliwość przerwania ciąży, w której jesteś… ze mną! Dla ludzi
to ja jestem ten zły, nie ty!
– Ani przez moment nie brałam pod uwagę aborcji! Klinika, o której
mówimy, prowadzi normalny punkt konsultacyjny dla kobiet na początku ciąży!
– Czyli zrobią ze mnie tatusia niechętnego do płacenia alimentów, tak?
Najpierw kogoś zapłodni, a potem się zmywa. Wedle naszych badań to głównie
kobiety, matki, babcie, decydują o tym, gdzie jechać z dziećmi na wakacje!
– Zmuszasz mnie do małżeństwa, żeby dobrze sprzedać swój nowy
produkt?!
– Tyle że mówimy o inwestycji wartej pięć miliardów dolarów, która według
mojego szefa PR nie ma szans na powodzenie, jeśli cię nie poślubię! –
Oczywiście nie mówił Bronte całej prawdy. Garvey sugerował jedynie, że ślub
byłby niesamowitą reklamą dla kurortu na Malediwach. Poza tym w tym
momencie Lukasa nie interesowały ani pieniądze, ani pięć lat pracy nad nowym
projektem, a wyłącznie natychmiastowe wyciszenie swoich emocji. – A daje ona
zatrudnienie wielu lokalnym mieszkańcom. Chcesz mieć ich już zawsze na
sumieniu?
Dobrze wiedział, że tym ostatnim argumentem, zupełnie już poniżej pasa, na
pewno trafił do jej serca.
Istotnie westchnęła głośno, całkowicie zgnębiona.
– Co więc mam zrobić?
– Zwołamy na wieczór konferencję prasową, a jutro polecimy na Malediwy,
żeby tam wziąć ślub. Możemy też zostać tam na miodowy tydzień, do
oficjalnego otwarcia kurortu.
– Ale przecież nie zostawię Nica samego na cały tydzień!
– Będzie bezpieczny z Maureen, a raz dziennie porozmawiacie na Skypie.
Jeśli zresztą chcesz, mogą do nas dolecieć na otwarcie ośrodka.
– Nie, nie… Nico jest za młody na uczestniczenie w PR-ach!
Lukas mógł jej nie ufać i nie radzić sobie z emocjami i pożądaniem, lecz
jednego był pewny: Bronte będzie doskonałą odpowiedzialną matką dla ich
dziecka, tak jak już jest dla jego bratanka.
– Mam jeszcze pytanie – dodała z wahaniem w głosie. – Co się zdarzy po
powrocie z naszego udawanego tygodnia miodowego?
Dla niego ten miodowy tydzień wcale nie będzie udawany. Przede
wszystkim skonsumują zawarte małżeństwo, żeby Bronte nie miała kolejnych
argumentów…
– Z pewnością będę się musiał na jakiś czas wprowadzić do waszego domu
przy Regent Park.
– Na jak długo?
– Aż ludzie uwierzą, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
A ja nacieszę się tobą w łóżku i Nikiem, i naszym dzieckiem na co dzień!
– Nasza zabawa w dom może całkiem zdezorientować Nica.
– Trzeba było pomyśleć o tym, jak oszukiwałaś mnie na temat
antykoncepcji.
Ale ona tak naprawdę nie myślała chyba wtedy ani o Nicu, ani o Lukasie. Po
prostu… nie myślała. A teraz nie miała prawa udawać kruchej sierotki Marysi,
bo o ciąży także nie powiedziała mu od razu, tylko dużo później.
Podszedł do niej i zaczął mówić dużo łagodniej.
– Wymyślimy coś, żeby nie zamieszać w głowie Nicowi. Przecież ja bez
przerwy wyjeżdżam, a jak urodzi się dziecko, mały będzie zajęty nowym
członkiem rodziny, a nie naszymi historiami.
– Pewnie tak. – Przygryzła dolną wargę. – Ale… obiecasz mi coś?
Westchnął przeciągle. Dlaczego wszystko sprawiało mu tak ogromny ból?
Przecież robił to, co należy, by ochronić ich dziecko!
– Niech Nico nigdy się nie zorientuje, jak bardzo mnie nie lubisz…
– Żaden problem – mruknął.
Żaden problem, bo ją lubił! I to bardzo. I nie mógł jej znielubić, nawet jeśli
czuł, że powinien.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Tak, chcę! – Nie wytrzymał dłużej i chwycił ją w ramiona. – Ale co, jeśli
to już wszystko, co potrafię dać? I nic więcej?
– To nie wszystko – odparła ze stuprocentowym przekonaniem, przerażając
go kompletnie.
Wiedział, że w takiej sytuacji nie powinien się do niej zbliżać. Ale wszystkie
głęboko skrywane pragnienia pokonały go. Ciągnęły go do niej. Trudno.
Najwyżej raz będą się kochać bez żadnego udawania i wmawiania sobie, że
chodzi wyłącznie o seks. Tylko ten jeden raz…
Porwał ją z podłogi, zaniósł do sypialni i zaczął zrywać z niej ubrania, jakby
za chwilę miał nastąpić koniec świata. Bronte nie pozostała mu dłużna…
Najlepsza kandydatka
ISBN 978-83-276-4951-5
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
PROLOG
Londyn…
Hm... więc to miało być coś na kształt oświadczyn. Nie tak to sobie
wyobrażała. Antonio Arcuri pojawiał się, co prawda, nieraz w jej marzeniach,
ale nigdy z tak szokującymi słowami. „Aby dogadać się z Bartlettem... Ty
będziesz moją narzeczoną”. To nie było ani pytanie, ani prośba. Dlaczego
wybrał ją? Zwłaszcza że miał całą salę perfekcyjnie dopasowanych
potencjalnych narzeczonych, które właśnie zasiadały do wykwintnej
trzydaniowej kolacji przygotowanej przez najlepszego szefa kuchni w Nowym
Jorku. Popatrzyła na niego i mimo mroku dostrzegła coś w jego oczach. Coś, co
bliskie było współczuciu.
– Kto panu powiedział?
– Kto mi powiedział co?
– Proszę nie grać ze mną w swoje gierki, nie jestem głupia. – Czuła, jak
wzbiera w niej złość. Nowy Jork był szansą na to, żeby zacząć wszystko od
nowa, ludzie jej nie znali i nie traktowali jak tykającej bomby, która lada chwila
może wybuchnąć. Jej zaangażowanie w działalność fundacji mogło sprawić, że
jeden czy dwóch współpracowników mogło się domyślać, ale nie Antonio. On
nawet nie wiedział, że pomaga tej charytatywnej organizacji. – To dlatego, że
jest panu mnie żal?
– Nie! – obruszył się.
– Nie dam się wykorzystać jako wizerunkowa zagrywka, żeby dostał pan to,
czego chce. Nie wzbudzi pan mną i moim cudownym przeżyciem litości
u Bartletta.
– Mamma mia! Za kogo ty mnie uważasz?!
– Za człowieka, który posunie się nawet do tego, by fałszywa narzeczona
pomogła mu ubić interes.
– Cóż, trudno mi obalić to stwierdzenie, ale moja decyzja nie ma nic
wspólnego z twoim zdrowiem. Ma za to wiele z tym, że jesteś inteligentną
i wykształconą kobietą, która bez problemu odnajdzie się w moich kręgach.
Poza tym – dodał – wiesz, że jest to wyłącznie biznesowa umowa i nie masz
złudzeń co do mojego emocjonalnego zaangażowania kryjącego się za tą
propozycją. Inne kobiety mogłyby mieć.
– Nie, nie mam złudzeń.
– Cieszę się, że nie będziemy żywić do siebie żadnych uczuć.
Malutka iskierka nadziei, która się w niej tliła, zgasła. Powinna się cieszyć.
Chciała przecież, żeby ich relacja pozostała neutralna, jednak jego słowa
dziwnie zabolały.
– Dlaczego to dla ciebie takie ważne, Antonio? – Emocje sprawiły, że
zwróciła się do szefa w sposób, w jaki nigdy tego nie robiła. – Nie potrzebujesz
finansowego zabezpieczenia, jakie ci da inwestycja w firmę Bartletta. Nigdy też
specjalnie nie przejmowałeś się swoją... barwną reputacją. O co chodzi?
Patrzył na nią, milcząc przez chwilę, po czym przemówił, zdając sobie
sprawę, że jej zgoda zależy od tego, czy wyjawi jej prawdę.
– Jak już wspominałem, to nie Bartlett jest dla mnie ważny, ale ten drugi
potencjalny inwestor, Michael Steel. To zły człowiek, który nie może wygrać.
Emma rozpoznała to nazwisko i wiedziała, że kryło się za niektórymi
biznesowymi decyzjami szefa.
– Czy warto aż tak się poświęcać dla człowieka, który... – urwała, nie za
bardzo wiedząc, kim on jest.
– Który unieszczęśliwił moją matkę i siostrę, który nieodwracalnie i okrutnie
zmienił ich życie. Umowa z Bartlettem jest jego ostatnią szansą na finansową
stabilność, bez niej zostanie bankrutem. Ten mężczyzna... – zatrzymał się, by
ostudzić złość – to mój ojciec.
Emmę przeszedł dreszcz. Antonio nigdy nie rozmawiał o swojej rodzinie,
bardzo cenił sobie prywatność. Ani razu nie słyszała też, żeby wspominał tatę.
W jego oczach, w głosie, było teraz tyle złości i gniewu, że aż ją odrzuciło.
Ewidentnie nienawidził swojego ojca, czego nie mogła zrozumieć.
– Zrobię wszystko, żeby zyskać tę inwestycję, Emmo. Powiedz mi tylko,
czego w zamian oczekujesz, a podam ci to na tacy.
Antonio znajdzie narzeczoną, pomyślała. Jak nie ją, to inną. Ale może ona
będzie mogła wykrzesać z tego jakieś dobro, dedukowała z nadzieją, o której
istnieniu już prawie zapomniała.
– Chcę, żebyś się pozbył Marcusa Greenfelda. Ten człowiek jest
niekompetentny i szkodzi fundacji.
– Tylko tyle? – spytał ponuro.
– Cóż, możesz jeszcze zafundować moim rodzicom wakacje all-inclusive,
gdziekolwiek zechcą.
– Załatwione. – Wzruszył ramionami, jakby to była błahostka.
– Musisz wiedzieć, że jako moja narzeczona polecisz ze mną do Argentyny
na Puchar Hanleya, gdzie spotkamy się z Bartlettem. – Przeszyła ją iskra
podniecenia. Zawsze chciała zwiedzać świat. Z tego też powodu przybyła
półtora roku temu do Nowego Jorku. – Trzeba będzie jakiś czas po podpisaniu
kontraktu utrzymać tę farsę. Myślę, że sześć miesięcy wystarczy. Naturalnie
będziesz mi więc towarzyszyć także podczas podróży do Hong Kongu.
– A co po Hong Kongu? Po tych sześciu miesiącach, kiedy nie będę ci już
potrzebna jako... narzeczona?
– Zadbam o ciebie – oświadczył.
Wiedziała, że po zerwaniu zaręczyn nie będzie mogła dalej pracować jako
jego asystentka i to była prawdziwa cena, jaką miała zapłacić, jej praca, którą tak
lubiła. Była pewna, że Antonio wystawi jej wspaniałe referencje i pomoże
znaleźć nowe zatrudnienie, ale miała też świadomość, że jedyną osobą, która
naprawdę się o nią zatroszczy, jest ona sama. Nie zapewni jej tego nawet
małżeństwo, którego on zresztą i tak nie proponował. Może jednak nie będzie aż
tak źle. Może znajdzie pracę w Hong Kongu, dla kogoś miej seksownego?
Podróż do Argentyny też wydawała się ekscytująca, a udawanie jego
narzeczonej mogło być sposobem, by pomóc również jej rodzicom. Marcus
Greenfeld zostałby usunięty i zastąpiony kimś znacznie lepszym. Po namyśle
stwierdziła, że jakoś sobie poradzi, kiedy będzie musiała zerwać z Antoniem
wszystkie więzi. Tak więc była gotowa powiedzieć „tak”.
– Będę potrzebowała odpowiednich referencji.
– Oczywiście – odparł.
Być może jako jego narzeczona odhaczy jeszcze kilka punktów na swojej
Życiowej Liście, ale teraz nie potrafiła prosić o nic dla siebie. Po tym, co ją
spotkało, wszystko było bonusem. Niczego więcej nie potrzebowała. No, może
nie do końca. Najbardziej w świecie chciała znów czuć się dobrze w swoim
ciele, ale tego nie mógł zdziałać nawet wszechmocny Antonio.
– Panie Arcuri, ma pan narzeczoną.
Po raz pierwszy, odkąd dowiedział się o planach inwestycyjnych ojca,
poczuł namiastkę sukcesu. Teraz musiał jedynie przekonać Bartletta, by zgodził
się na spotkanie w Argentynie. Miał już w głowie gotowy plan. Na początek
zamierzał przedstawić światu swoją nową narzeczoną. Uświadomił sobie
również, że będzie zmuszony poszukać nowej asystentki. Ta myśl go irytowała,
lecz jednocześnie napawała satysfakcją, bo Emma będzie jego. Niedosłownie
jego, szybko się poprawił. Tylko na niby i tylko na czas trwania umowy. Nic
więcej. Nie zaryzykowałby, żeby cokolwiek odwróciło jego uwagę od
ostatecznego celu.
Chłodna bryza przeszła przez balkon i Emma zadrżała. Ściągnął więc
marynarkę i zarzucił na jej drobne ramiona. Zaakceptowała ten gest wyraźnie
skupiona na swoim nagłym i zaskakującym awansie. Wiedząc, że powinni
wrócić na galę, Antonio poprowadził ją przez drzwi balkonowe do głównej sali,
gdzie po wytwornej kolacji goście kontynuowali zabawę.
– Powinniśmy się zbierać do wyjścia – zwrócił się do Emmy.
– Przyjęcie potrwa jeszcze co najmniej dwie godziny. Ja...
– Możesz pozwolić pracownikom fundacji zająć się resztą. Z tego co
słyszałem, zrobiłaś już wystarczająco dużo. Poza tym mam przeczucie, że sama
będziesz chciała szybko wyjść.
– Dlaczego?
Nie dał jej czasu do namysłu. Nie dał sobie czasu do namysłu. Świat
powinien jak najszybciej poznać jego narzeczoną. Przyciągnął ją do siebie,
wsuwając rękę w przestrzeń między marynarką zarzuconą na jej ramiona
a wcięcie w talii zarysowane pod jedwabną sukienką, a jego usta...
Emma poczuła dotyk warg Antonia na swoich. Jego język wśliznął się w jej
rozchylone usta. Ogień. Wszystko, co robił, każdy jego ruch, każde doznanie
można było opisać tym jednym słowem. Przez moment bała się, że kolana ugną
się pod nią, więc zacisnęła pięści na jego koszuli. Miała wrażenie, że ubrania,
a nawet sama skóra są barierą dzielącą ją od niego, od tego, czego pragnęła...
I wtedy usłyszała gwizdy. Wiwaty i krzyki stawały się coraz głośniejsze, a gdy
wycofała się z uścisku Antonia odkryła, że mają całkiem sporą widownię.
Chciała się zapaść pod ziemię, lecz wtedy oświeciło ją, że taki publiczny pokaz
był tym, czego oczekiwał Antonio. Rumieniec zawstydzenia malował jej
policzki na czerwono. On oczywiście nie dał się ponieść emocjom tak jak ona.
Zaplanował to. Był w tym doświadczony. Musiała wziąć się w garść i grać
swoją rolę kochającej narzeczonej, a nie naiwnej asystentki. Z tłumu wyłonił się
Dymitr i ruszył ku nim z zaskakująco chłopięcym uśmiechem.
– Pozwólcie, że jako pierwszy publicznie pogratuluję wam z okazji
zaręczyn – powiedział, co zachęciło zebranych do kolejnych okrzyków i braw.
W ciągu kilku sekund, niczym stroboskopy, rozbłysły flesze aparatów
w telefonach, a Antonio i Emma stali przytuleni, uśmiechając się. – Mam
nadzieję, że obydwoje wiecie, co robicie – wyszeptał do nich Dymitr, ściskając
dłoń Antonia, po czym zwrócił się do Emmy, całując ją w policzek. – Antonio
jest szczęściarzem. Ale jest też bardzo cwany, więc jeśli znajdziesz się
w potrzebie, dzwoń do mnie.
– Dziękuję, panie Kyriakou.
– Dymitr. – Skinął nisko głową. W jego oczach była szczerość i jakiś mrok,
mimo pozornie dobrego humoru. – Mówię poważnie, Emmo. Czegokolwiek byś
potrzebowała, po prostu dzwoń.
– Okej, wystarczy. Nie podrywaj mi narzeczonej – przerwał mu Antonio
z sympatią w głosie potwierdzającą ich wieloletnią przyjaźń.
– No dobra – powiedział Dymitr, zacierając ręce. – Zorganizować dla was
spontaniczną imprezę zaręczynową czy odwrócić uwagę wszystkich, żebyście
mogli dyskretnie się ulotnić?
– To drugie, proszę. Tylko bez...
– Bez skandali. Znam nowe wytyczne. – Dymitr puścił oko i zniknął
w tłumie.
Oni natomiast ruszyli w stronę windy. Antonio miał nadzieję, że pocałunek
nie zrobił na Emmie tak piorunującego wrażenia jak na nim. Gdyby tylko się
domyślał, że pod powłoką konserwatywnej profesjonalistki kryje się
zniewalająca syrena, gruntowniej przemyślałby swoje oświadczyny. Musi
ograniczyć do minimum publiczne okazywanie uczuć, jeśli nie chce, by
najbliższe pół roku stało się dla niego piekłem.
– Czy twój paszport jest w biurze?
– Tak.
– A jakieś ubrania na zmianę?
– Też są – przytaknęła, a jego wzrok spoczął na jej idealnie upiętym koku.
Kusiło go, by wbić w niego palce i uwolnić włosy, poczuć je na swojej skórze.
– Biorąc pod uwagę prawdopodobne nagłówki jutrzejszych gazet i reakcję
opinii publicznej na nasze zaręczyny, może lepiej będzie, jeśli nie wrócisz dziś
do domu.
Emma zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tą sugestią.
– Myślisz, że wiedzą, gdzie mieszkam? Jestem przecież nikim.
– Nie jesteś nikim. Wkrótce masz zostać panią Arcuri, a nie muszę ci chyba
przypominać, jakie zainteresowanie wzbudza mój majątek.
– Tabun reporterów pod malutką kawalerką gdzieś w otchłaniach Brooklynu
byłby afrontem? – spytała z typową dla siebie angielską ironią.
– Nie jestem snobem, Emmo! – obruszył się, lecz w tym samym momencie
zobaczył uśmiech na jej ładnej twarzy.
– Nie idziemy więc w stronę księcia i żebraka?
– Niestety, nawet gdybym chciał. Ja nie jestem księciem, a tobie za dobrze
płacę jak na żebraka.
Emma wybuchła śmiechem. Drzwi windy otworzyły się. Przed nimi
rozpościerała się przepięknie ułożona w szachownicę posadzka foyer hotelu
Langsford. Podeszli do recepcji i Antonio zaczął coś ustalać. Usłyszała
„prywatny apartament” i „proszę obciążyć moje osobiste konto”. Chwilę zajęło
jej zrozumienie, że organizował dla niej pobyt w tym hotelu. Jako jego
asystentka, to ona zwykle dokonywała wszelkich rezerwacji. Dziwnie się czuła,
widząc szefa zaspokajającego jej potrzeby. Odprowadził ją w kierunku
prywatnej windy i podał złotą kartę będącą kluczem do pokoju.
– Czy będziesz potrzebowała przed wyjazdem do Buenos Aires
czegokolwiek ze swojego mieszkania, czego nie da się kupić? – zapytał.
Nie było mowy, żeby pozwolił jej wrócić do kawalerki i wpaść wprost
w paszczę wilków, które z pewnością będą tam grasowały, licząc na wywiad.
Emma zaprzeczyła, weszła do windy i zatrzymała się. Czuła, że powinna coś
powiedzieć, jakoś spuentować to, co właśnie się wydarzyło, ale nie potrafiła.
– Chciałbym, żebyś przyszła rano do biura, by zabrać laptop i paszport oraz
zmienić szczegóły dotyczące naszej podróży do Argentyny.
Zgodziła się tuż przed zamknięciem drzwi windy, która zabrała ją na samą
górę budynku. Jej płynny szybki ruch zdawał się zwiększać wirowanie
w brzuchu Emmy. Na co ona się właśnie, do licha, zgodziła?
„ARCURI JUŻ NIE DO WZIĘCIA? Roanna King.
Szokujące zaręczyny międzynarodowego potentata łamią serca!
Informacja o tym, że potentat finansowy Antonio Arcuri, właściciel Arcuri
Enterprises, jest oficjalnie nie do wzięcia, złamała dzisiejszego ranka serca
tysiącom kobiet na całym świecie. Ten notoryczny, prawdopodobnie już były
playboy, który łączony był zarówno z piękną modelką, jak i pewną dziedziczką
fortuny, został wyrwany z naszych szponów przez... sekretarkę! Niewiele
wiadomo o Brytyjce Emmie Guilham, poza tym, że pracuje dla niego od
osiemnastu miesięcy i że jest obecnie nieuchwytna. Tak zaskakujący zwrot
wydarzeń z pewnością budzi podejrzenia, że za dziewięć miesięcy nadejdzie
kolejny szokujący komunikat. Niezależnie jednak od tego, jaka przyszłość
maluje się przed szczęśliwą parą, my z niecierpliwością czekamy na wielką
odsłonę przyszłej pani Arcuri w Buenos Aires!”.
Antonio domyślał się, że reakcja prasy będzie natychmiastowa, ale Roanna
King w swojej plotkarskiej kolumnie zrobiła z jego zaręczyn sensację. Już to, że
napisała słowo „sekretarka” kursywą, nie spodobało mu się, ale insynuacje na
temat ciąży Emmy?! Rzucił gazetę z niesmakiem i zerknął na zegarek. Do
odlotu pozostało około pół godziny. Spoglądając przez wąską kabinę, dojrzał
Emmę siedzącą w bogato zdobionym wnętrzu prywatnego odrzutowca Arcuri,
próbującą połączyć się z Bartlettem. Tymczasem jego telefon znów zawibrował.
Praktycznie nie przestawał dzwonić od rana. Najtrudniejsza była rozmowa
z mamą, którą musiał zapewnić, że jego asystentka nie jest w ciąży, i przeprosić,
że nie dowiedziała się o zaręczynach od niego, lecz z prasy. Był tak
skoncentrowany na Bartletcie i ojcu, że zupełnie nie pomyślał o tym, jak na te
wieści zareagują jego mama i siostra. Powinien był je uprzedzić. Na pytanie
matki o to, kiedy pozna swoją przyszłą synową, nie umiał jednak odpowiedzieć.
Sam nie wiedział, czy w ogóle dojdzie do takiego spotkania. Nie miał
wątpliwości, że panie świetnie by się dogadały. Mama doceniłaby zapewne
elokwencję i ironiczne poczucie humoru drobnej brunetki, ale dla niego byłoby
to niezręczne.
Emma oznajmiła natomiast, że nie zamierza okłamywać własnych rodziców.
I choć nie był tym zachwycony, nie mógł odmówić jej do tego prawa. Jego
mama była sentymentalna i wierzyła, że miłość i szczęście są w życiu
najważniejsze, a on nie potrafił powiedzieć jej prosto w oczy, że nie ma na takie
rzeczy czasu. Przepłacał to ściśniętym żołądkiem, kiedy z nią rozmawiał, ale to
było to poświęcenie, na jakie był gotów. Emma próbowała nie zwracać uwagi na
zdenerwowanego Antonia i skoncentrować się na cudownym doświadczeniu,
jakim było podróżowanie prywatnym samolotem. Limuzyna przywiozła ich na
lotnisko, gdzie zamiast czekać w kolejce do odprawy i kontroli bezpieczeństwa,
zostali po prostu odstawieni pod schodki prowadzące bezpośrednio do samolotu.
Gdy obsługa pokładowa podała jej jeszcze lampkę prosecco, pomyślała, że
mogłaby tak żyć. Udawała, że nie widzi spojrzeń, z jakimi stewardesy patrzyły
na jej strój. Miała na sobie wczorajsze biurowe ciuchy, ponieważ nie mogła
wrócić po inne do swojego mieszkania, a nie miała jeszcze okazji kupić nowych.
Jedna z tych pięknych stewardes obdarzała Antonia mnóstwem dwuznacznych
uśmiechów i kładła mu na ramieniu dłoń, przytrzymując ją tam znacznie dłużej,
niż wypadało. Czyżby nie dotarły do niej krzyczące z pierwszych stron niemal
wszystkich gazet nagłówki o ich zaręczynach? Ściskało ją w żołądku na myśl
o tym, co mogło tych dwoje wcześniej łączyć. Zazdrość nie była wpisana w ich
kontrakt i nie chciała, żeby popsuła jej radość z tego, że naprawdę leci do
Argentyny! Jej Życiowa Lista Celów pełna była nadziei i marzeń, choć opierała
się głównie na jej dochodach. Umowa z Antoniem wynosiła jej możliwości na
zupełnie nowy poziom. Jako jego asystentka, miała przedsmak luksusu, teraz
mogła go doświadczyć osobiście. Być może przez najbliższe sześć miesięcy
będzie mogła cieszyć się wszystkim, co Antonio ma do zaoferowania. Cóż,
prawie wszystkim, z wyjątkiem tego, czego jej ciało najbardziej pragnęło...
Nareszcie udało im się połączyć z Benjaminem Bartlettem. Antonio miał
dokładnie dwadzieścia minut na to, żeby przekonać go do spotkania w Buenos
Aires. Inaczej wszystko to na nic. Ale nie chciał dopuszczać teraz do swoich
myśli żadnych wątpliwości. Musi się udać.
– Włączę tryb głośnomówiący. – Położył nonszalancko telefon na stoliku,
jakby to nie była ta rozmowa, na którą czekał od tygodnia. – Chciałbym potem
poznać twoją opinię na jego temat.
– Panie Arcuri – odezwała się sekretarka Bartletta.
– Tak?
– Pan Bartlett do pana. – Telefon na chwilę zamilkł.
– Arcuri! Moje gratulacje z okazji...
Antonio zamarł. Amerykański akcent był identyczny jak jego ojca. Wyciszył
telefon, odchrząknął i wrócił do rozmowy. Żałował, że Emma była świadkiem
jego chwili słabości.
– Dziękuję, panie Bartlett. Bardzo mi miło.
– Czy dobrze przypuszczam, że nalega pan na spotkanie, ponieważ odkrył
pan, że szukam inwestora?
– Tak.
– W takim razie chciałbym znać źródło pana informacji. Miałem wrażenie,
że to ściśle strzeżona tajemnica.
– Dżentelmen się nie tłumaczy, panie Bartlett.
– Mam nadzieję, że nie ma się pan z czego tłumaczyć swojej narzeczonej,
panie Arcuri.
– Zapewniam, że nie – odparł, próbując ignorować sposób, w jaki Emma na
niego patrzy. – A wracając do zdobytych przeze mnie informacji, może pan być
spokojny, nie pochodziły one od nikogo z pana otoczenia. – Antonio wiedział,
że jego słowa były wystarczającą sugestią, że ów wyciek pochodził od drugiej
osoby zaangażowanej w negocjacje, czyli od jego ojca.
– Muszę przyznać, że jestem zaskoczony – próbował go podejść Bartlett. –
Ma pan reputację człowieka bezwzględnego. Dlaczego chciałby pan
zainwestować właśnie w moją firmę?
– Pana marka ma wspaniałe dziedzictwo, każdy inwestor byłby dumny,
mogąc ją współtworzyć. A odkąd jestem z Emmą, mam większą motywację, by
podejmować bardziej... holistyczne decyzje biznesowe.
– Pański związek to chyba świeża sprawa?
– Jesteśmy razem od osiemnastu miesięcy i w tym czasie miałem wiele
okazji, by się przekonać, jaka to cudowna kobieta. – Kątem oka dojrzał
rumieńce na policzkach Emmy. – Jest miła, troskliwa i empatyczna. Przekona
się pan o tym osobiście, jeśli zgodzi spotkać się z nami w Buenos Aires.
W słuchawce ponownie zapadła cisza.
– Zapewne wie pan, że drugim potencjalnym inwestorem jest pański ojciec?
– Posiadanie dwóch przedsiębiorców zdeterminowanych, by zainwestować
w pana firmę, to dla pana komfortowa sytuacja.
– Doceniam to, ale nie chciałbym, by zrobił się z tego cyrk. Mam swoje
powody, dla których zależy mi, by sprawa pozostała nienagłośniona. Jeśli
zgodzę się na spotkanie w Buenos Aires, musi mi pan zaręczyć, że tak zostanie.
– Obiecuję panu, że ani ja, ani nikt związany ze mną nie puści pary z ust.
– Dobrze. W takim razie chętnie spotkam się z panem i panną Guilham
w Argentynie. Ale ostrzegam pana, panie Arcuri, oferta pana ojca jest bardzo
interesująca. Musiałby pan zaproponować coś wyjątkowego, by móc z nim
rywalizować.
Rozmowa się zakończyła, a Antonio musiał zebrać myśli.
– No i...?
– Myślę, że będziesz się musiał bardzo postarać, by zdobyć jego aprobatę –
odparła ponuro.
Ostrzeżenie Bartletta jest nieistotne, pomyślał Antonio. Czekał na to
szesnaście lat. Szesnaście długich lat, by zemścić się na ojcu. Zrobi wszystko,
żeby do tego doprowadzić.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Antonio zastanawiał się, dokąd Emma poszła ponad godzinę temu. Danyl
musiał wracać do Terhrenu, a Dymitr swoją uwagę przekierował na pewną
irańską piękność. Od czasu pobytu w więzieniu wisiała nad nim ciężka chmura,
a wiadomość o tym, że jego przyrodni brat był zamieszany w jego aresztowanie,
nie za bardzo mu pomogła. Antonio nie zamierzał mu więc przeszkadzać.
To niepodobne do Emmy, żeby tak znikać, a on nie przeoczyłby jej przecież
nawet w tłumie gości. Nigdzie nie było po niej ani śladu. Postanowił wrócić do
apartamentu, podejrzewając, że musiało się stać coś złego. Nie zdziwił się więc,
gdy wszedł do spowitego ciemnością pokoju i ujrzał Emmę stojącą na wprost
dużego okna, oświetlanego co chwilę przez przecinające niebo błyskawice.
Zapowiadana burza wreszcie nadeszła. Na małym stoliku Antonio dostrzegł
przesyłkę od prywatnego detektywa... otwartą. I w tym momencie zrozumiał, że
wszystko, o czym myślał, że może mieć, wszystko, co sprawiło, że poczuł tyle
nadziei, właśnie wymknęło mu się z rąk. Nie tylko umowa z Bartlettem, ale
także Emma.
Gdy kolejna błyskawica rozświetliła nocne niebo, uświadomił sobie, jak
wiele dla niego znaczyła, jak bardzo chciał, żeby była jego. I to nie tylko na czas
transakcji… również po Hong Kongu. Chciał jej pokazać świat. Chciał jej
pomóc osiągnąć wszystko, co miała na swej Życiowej Liście. Chciał ją uczynić
swoją na zawsze. Ale potem zobaczył jej torby, spakowane i czekające przy
drzwiach do jej pokoju, i wiedział, że był głupi, pozwalając sobie na takie myśli.
Nie mógł jej mieć, a jednocześnie mścić się na ojcu. Nie mógł jej mieć, robiąc
rzeczy, które trzeba było zrobić. Musiał stać się potworem, żeby złapać potwora.
– Co to jest? – Jej głos przeszył ciszę i odbił się echem od grzmotu za
oknem.
– Emmo...
– Co to jest? – zażądała odpowiedzi głosem potężniejszym i bardziej
władczym niż żywioły na zewnątrz.
– To są informacje na temat Bartletta, o które prosiłem.
– Czy uważasz, że oferta, którą złożyłeś Bartlettowi, jest najlepsza?
– Tak.
– Czy zasługujesz na to, by o własnych siłach wygrać ten kontrakt?
– Tak – odburknął, a w jego tonie był i gniew, i strach.
– Wyjaśnij mi zatem, co to jest?
– To jest ubezpieczenie.
– Ubezpieczenie?! – Jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej.
Jednocześnie sam był zły, że kierowany żądzą zemsty doprowadził ją do takiego
stanu. – To nie jest ubezpieczenie. To kompletne i bezwzględne upodlenie
człowieka, Antonio. Twój detektyw wykopał jakieś brudy na temat Mandy
Bartlett i co z tego? Będziesz szantażował Bartletta, żeby cię wybrał?
Nie odpowiedział nic na jej oskarżenia. Nie było żadnej tarczy, która
ochroniłaby go przed prawdą płynącą z jej ust.
– Czy to z powodu tego, co powiedziałam ci tamtej nocy? Bo śledziłam ją
w mediach społecznościowych i zobaczyłam, że jest jeszcze młoda i głupia? To
ci podpowiedziało, gdzie detektyw powinien szukać? – W jej głosie słychać
było, że serce się jej łamie i było to dla niego za trudne do zniesienia. Ale nie
mógł jej powiedzieć, że się myli.
– Tak – odparł i czuł, że to słowo wyszło z samej głębi jego duszy.
Odwróciła się do niego plecami i w końcu mógł zerknąć na otwartą kopertę,
z której wystawały zdjęcia studentki. Zbliżenia drobnej blondynki imprezującej
z przyjaciółmi. Kilka z nich pokazywało wesołą, towarzyską dziewczynę. Inne
dowodziły, że zaczęła eksperymentować z narkotykami. Na kolejnych była
skąpo odziana, w bardzo odważnych pozach. Na myśl o pokazaniu ich ojcu
dziewczyny ścisnęło go w żołądku, ale oskarżenia Emmy sprawiły, że był zły.
Zły na ojca, zły na siebie. Wykorzystał więc tę złość i użył jej przeciwko
Emmie.
– To hipokryzja. Potrzebowałem ciebie, żeby stać się bardziej znośnym do
strawienia dla Bartletta, podczas gdy jego córka...
– Przestań – rozkazała Emma, wymachując ręką na podkreślenie swojego
sprzeciwu. – Trzymanie się pewnych zasad moralnych nie jest hipokryzją. To
młoda dziewczyna, która zboczyła na złą drogę. Te migawki nie są pełnym
obrazem tego, kim jest i kim będzie. Choć staną się wyznacznikiem dla jej ojca,
jeśli mu je dasz. – Emma mówiła szybko. Desperacko chciała, żeby zrozumiał,
co zamierza zrobić. To była ścieżka, z której nie było powrotu. – Mandy Bartlett
jest młodą dziewczyną, która popełnia błędy, i mam nadzieję, że wiele się na
nich nauczy. Nie jest natomiast pionkiem, który można wykorzystać w chorej
grze między tobą a twoim ojcem.
– To nie jest chora gra, Emmo. Mój ojciec zasługuje na spalenie w piekle za
to, co zrobił.
– Za to, że cię zostawił? Antonio, zdaję sobie sprawę, że to musiało…
– Nie! – ryknął. – Nie chodzi o to, że nas zostawił, że oczernił imię mojej
matki ani nawet o to, że zmusił nas do opuszczenia domu. Dalibyśmy radę. Ale
Cici... Po rozwodzie rodziców miała coś więcej niż koszmary...
Pamiętał jak dziś dramatyczny telefon mamy, błagającej go, by wracał
natychmiast do Włoch. Było to zaledwie pół roku po jego wyjeździe na studia do
Ameryki. Mówiła chaotycznie i jedyne, co z tego zrozumiał, to że Cici była
w szpitalu. Nigdy nie był tak przerażony jak podczas tych siedmiu godzin
w prywatnym odrzutowcu udostępnionym mu przez Danyla. Gdy zobaczył
niemożliwie wychudzoną sylwetkę siostry, lekarze wytłumaczyli mu, że musiała
to ukrywać przez lata. Antonio doskonale wiedział, jak długo zatajała przed nimi
swoje zaburzenia odżywiania. W wieku szesnastu lat ważyła mniej, niż jako
trzynastolatka, kiedy Michael na zawsze zmienił ich życie. Antonio nie był tego
świadomy, nie zauważył tego. Mama była tak samo zszokowana jak on. Przez
kolejne dwa tygodnie nie opuszczali jej na krok. Jej szloch go przybijał, nie
potrafił zrozumieć, co się stało z jego radosną i optymistyczną siostrą. Miał
wrażenie, że cały ból spowodowany odrzuceniem ojca, odcięciem od przyjaciół
i wcześniejszego życia obróciła przeciwko sobie. Był wściekły i doskonale
wiedział, kogo należy za to winić. I wtedy poprzysiągł sobie zemstę.
Antonio nie zdawał sobie sprawy, że mówi na głos swoje myśli, dopóki nie
poczuł, że zaschło mu w gardle i nie zobaczył łez w oczach Emmy. Podeszła do
niego, mocno go przytuliła i zaczęła całować po szyi. Wkrótce ich usta
połączyły się, lecz ten pocałunek był inny niż poprzednie. Nie powodowała go
samolubna żądza zaspokojenia swoich pragnień, lecz wewnętrzna potrzeba
ciepła, wsparcia i czegoś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Wyczuł w nim
słony smak jej łez, namacalny dowód jej współczucia.
– Tak mi przykro, że musieliście z Cici przez to przejść – szepnęła mu do
ust.
Poczuł, że jej słowa niosą światło w najciemniejsze otchłanie jego serca,
w miejsca, które uważał za nieosiągalne, nieodwracalnie zniszczone przez ojca
i strach o siostrę.
Serce Emmy zmiękło na widok cierpiącego Antonia. Był na krawędzi
przepaści i jej jedyną myślą było w tej chwili pocieszyć go i kochać. Mężczyznę
rozdartego przez poczucie niesprawiedliwości, zdruzgotanego konsekwencjami
wyborów ojca. Chciała nasycić swoje pocałunki emocjami, jakie do niego
żywiła, pragnęła pokazać mu uzdrawiającą moc miłości swoimi gestami, nie
słowami. Na słowa Antonio nie był jeszcze gotowy.
Przez chwilę nie była pewna, czy jest w stanie przyjąć, co chciała mu
zaoferować. Bała się, że nie będzie umiała do niego dotrzeć. Lecz nagle poczuła,
jak opada jakaś niewidzialna bariera. Jego ręce znalazły się na jej ciele i zaczęły
ją delikatnie dotykać i pieścić. Ciepło jego dotyku szybko zmieniło się w żar,
który lada chwila mógł pochłonąć ich oboje. Poprowadziła go w stronę swojej
sypialni, omijając torby, które ustawiła tam niespełna godzinę wcześniej.
Chciała, by jej pragnął, by czuł, że go pożąda, że go kocha. Sięgnęła ręką do
głowy i wyjęła spinki, pozwalając swobodnie opaść włosom na ramiona.
Znalazła dyskretny zamek na boku sukienki, rozpięła go i zdarła z siebie całą
koronkę. Jego spojrzenie paliło ją, ale stanęła przed nim dumna i wyprostowana,
ubrana jedynie w majtki i buty na wysokim obcasie. Zniknęła cała niepewność
dotycząca biustu czy w ogóle kobiecości. Została tylko potrzeba bycia blisko
niego i miłość do niego, która zdawała się potężniejsza niż wszystkie jej
dotychczasowe doświadczenia. Antonio patrzył na nią z takim podziwem, jakby
widział ją po raz pierwszy w życiu. Podeszła więc do niego i zaczęła rozpinać
guziki jego koszuli, a następnie ująwszy w dłoń zamek od spodni, zsunęła do.
Pod palcami czuła jego pulsujące ciało, czekające na uwolnienie. Zostawiła
spodnie i wróciła do jego muskularnej klatki piersiowej, odsuwając koszulę,
rozkoszując się tym, jak Antonio drży pod jej dotykiem i rozgrzewa się pod jej
pocałunkami. Był taki wspaniały. Jego mięśnie dawały poczucie
bezpieczeństwa. Tak bardzo chciała móc zawsze chronić się w jego uścisku.
Jakby słysząc jej myśli, otoczył ją ramionami i zaczął całować po szyi.
Przechodzące ją dreszcze współgrały z rozbłyskującymi za oknem
błyskawicami. Antonio dotykał jej i całował łapczywie, jakby nie mógł się
nasycić jej bliskością. Położył ją na łóżku, nie odrywając od niej ani na moment
warg. Jego dłonie i usta pieściły całe jej ciało. Zrzuciła buty, pozostawiając
jedynie stringi. Antonio delikatnie rozchylił jej uda i przycisnął gorące usta do
materiału. Jej wilgoć nie była już dla niej powodem do zawstydzenia, była
deklaracją jej pragnień i potrzeb. Jej ciało zaczęło stawiać własne wymagania,
podczas gdy jej umysł i serce po prostu kochały. Droczył się z nią przez warstwę
materiału, przez co jeszcze bardziej chciała usunąć ostatnią dzielącą ich barierę.
Jęknęła. A może to on... Ich wspólne pragnienie było już nie do rozdzielenia.
Antonio szybkim ruchem zdjął ubranie i buty i pochylił się nad nią, opierając
ręce po bokach, na wysokości jej twarzy. Przywarł do niej. Jej ręka wsunęła się
między nich, ujęła go w pełnej erekcji i zaczęła gładzić palcami. Jego skóra była
gładka i gorąca, a podniecenie ogromne.
Ich wzrok spotkał się w ciemności i żadne słowa nie były potrzebne. Zdjął
jej stringi, powoli zsuwając koronkę wzdłuż każdej nogi. Jego dłonie przesuwały
się niespiesznie od ud, po kostki nie po to, by jej nadzieje zostały rozwiane, lecz
by jeszcze bardziej rozpalić pragnienie. Gdy znów znalazł się nad nią, przez
chwilę wydawało się, że chce coś powiedzieć, lecz słowa utknęły mu w gardle.
Ale ona nie potrzebowała słów. Przesunęła ręce na jego plecy, przyciągając go
do siebie, w siebie, a kiedy wszedł, wypełnił całą jej pustkę, o której istnieniu
nie miała wcześniej pojęcia.
Nie wiedziała o niej, dopóki go nie spotkała, dopóki pod jego zewnętrzną
zbroją nie zobaczyła mężczyzny, jakim naprawdę był, jakim mógłby być
zawsze. Wszedł w nią głębiej, tak głęboko, że nie byli już dwojgiem ludzi, ale
jednością. A potem nie było już miejsca na myśli, tylko na doznania.
Kompletnie zatracony Antonio tonął w morzu emocji i wrażeń. Emma rzuciła na
niego zaklęcie łagodzące dawne bóle i wypełniające teraźniejszość. Była
wszystkim, co widział, wszystkim, co czuł. Zanurzył się w niej, a okrzyk, który
wyrwał się z jej ust, odpowiadał okrzykowi wydanemu przez jego duszę. Nie
chciał już myśleć, nie chciał ranić... Scałowywał słodycz z jej ust, wdychał
nawet powietrze, które ona wydychała, nie chcąc stracić niczego, co pochodziło
od niej. Balansował na krawędzi zdesperowany, aby błogość trwała jak
najdłużej, zanim wszystko się rozpadnie. Zbliżał się i oddalał, drażnił się z nią.
Pot oblał ich czoła, a pokój wypełnił się westchnieniami niezwykłego
podniecenia. Miał wrażenie, że czas wstrzymał swój marsz, jakby tylko dla nich,
dając im bezcenny prezent. Ale wkrótce pragnienie stało się tak silne, że nie
mógł już dłużej się powstrzymywać. Jednym ostatnim pchnięciem zanurzył ich
w otchłań, a poczucie wspólnego spełnienia wrzuciło ich w wir, który, czuł, że
nigdy się nie zatrzyma.
Antonio obudził się ze snu, choć nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.
Zanim jeszcze otworzył oczy, wiedział, że Emmy przy nim nie ma. Jego ciało
czuło jej brak. Nie chciał się ruszać. Nie chciał, żeby ten moment nadszedł,
ponieważ mimo tego, co właśnie między nimi zaszło, wiedział, co się
nieuchronnie stanie. Niechętnie opuścił łóżko, kierując się do łazienki. Było
w niej mokro, co świadczyło o tym, że Emma wzięła prysznic. Nie mógł patrzeć
na swoje odbicie w lustrze. Gdy wszedł pod gorący strumień wody, miał
nadzieję, że odetnie głos, który w jego umyśle nazywał go tchórzem. Osuszył się
ręcznikiem i założył spodnie. Poprzedniej nocy podjął decyzję, która zmieni losy
bitwy z ojcem, bez względu na koszty. A teraz instynktownie wiedział, że
zostanie poproszony o ponowne podjęcie tej samej decyzji. Przeszedł do salonu,
omijając wciąż stojące w przejściu spakowane torby Emmy. Kłuły go w oczy
i w serce, ale nie zwracał na to uwagi. Emma siedziała na sofie, oświetlona
delikatnym blaskiem wschodzącego nad Buenos Aires słońca. Nie popatrzyła na
niego, gdy wszedł. Próbował zmusić się do uśmiechu, ale nie potrafił. Nie było
w nim co prawda złości, ale był smutek i świadomość bólu, który niechybnie
nadejdzie.
– Zamierzasz to wykorzystać? – spytała, trzymając w ręku zdjęcia Mandy
Bartlett.
Jej serce było tak samo rozdarte, jak on sam w połowie oświetlony
wschodzącym słońcem, w połowie zacieniony. Zastanawiała się, którą stronę
wybierze, stronę światła czy mroku. Zadała mu pytanie, choć nie była pewna,
czy jest gotowa usłyszeć odpowiedź.
– Jeśli będę musiał. – Jego słowa sprawiły, że chciało jej się wyć.
– Naprawdę? Aby dostać to, czego chcesz, zniszczyłbyś rodzinę tak samo
jak ojciec zniszczył twoją?
– Zasłużył sobie na to, Emmo.
– Michael może tak, ale Benjamin? Mandy? – Miała nadzieję, że przemówi
mu do rozsądku, zanim zrobi coś, co zmieni go na zawsze.
– Zrobię, co będę musiał, wiesz przecież. – Zaskoczyła ją delikatność jego
głosu. Nie gniew, nie furia, ale łagodność, jakby przygotowywał ją na wieści,
których nie chciała usłyszeć. Ale ona nie skończyła jeszcze walczyć.
– Nie, znam cię, Antonio. Widziałam człowieka ukrywającego się za
nienawiścią do ojca, za lękiem o siostrę. Widziałem twoją miłość do niej i do
mamy, miłość do Dymitra i Danyla. Widziałem mężczyznę, którym, uważasz, że
nie jesteś. Ale taki właśnie jesteś, niesamowity. I jeśli to zrobisz – powiedziała,
trzymając się resztek nadziei – jeśli tego użyjesz, zniszczysz w sobie dobroć. –
Emma nienawidziła tego, że prawie go błagała. – Nie musisz się zniżać do tego
poziomu, Antonio. Stać cię na więcej. Możesz wygrać ten kontrakt bez tego.
Wiem to... Wiem to, bo cię kocham. – Antonio uniósł rękę, jakby chciał odsunąć
od siebie jej słowa.
– Nie mów tak.
– Dlaczego? Taka jest prawda. Kocham cię. Idziesz ścieżką nienawiści, ale
ja cię poznałam.
– Emmo, proszę...
– Nie. Przez te kilka dni uświadomiłeś mi, że cały czas się ukrywałam. Ale
nie chowałam jedynie swojego ciała, wiesz o tym. Wiedziałeś o tym od
początku. Ukrywałam się, bo nie miałam odwagi sięgnąć po to, czego pragnę. –
Emma nie mogła już cofnąć słów, które kształtowały się w jej umyśle i sercu. –
Na mojej Życiowej Liście jest mnóstwo rzeczy, które chciałam osiągnąć,
wydarzeń i doświadczeń, które same w sobie są prawie bez znaczenia. Przy tobie
zrozumiałam, że tym, przed czym tak naprawdę uciekałam, jest miłość. A teraz,
kiedy po nią sięgam, kiedy proszę, byś mnie kochał, żebym czuła się tego warta,
ty odmawiasz? – Emma wiedziała, że coś do niej czuł. Może nawet była to
miłość. Nie miała jednak pojęcia, co wybierze: uczucie czy zemstę. Miała jednak
pewność, że jeśli wybierze źle, to nie ma dla nich nadziei.
– Umówiliśmy się, Emmo, że nie będzie żadnego emocjonalnego
zaangażowania.
– Ale emocje są jedyną rzeczą, która przez cały czas cię napędza –
krzyknęła.
– Nie pozwolę, by ojcu uszło na sucho. To zły człowiek.
– Chcesz się stać taki sam?
– Emmo, skoro ja dotarłem do tych zdjęć, mój ojciec też do nich dotrze
i jeśli ich nie wykorzystam, będzie miał przewagę. – W jego głosie była
desperacja.
– Pomóż więc Bartlettowi. Okaż mu życzliwość, której twój ojciec wam nie
okazał.
– Nie mogę tak ryzykować. Muszę to zrobić. – Rozpacz w jego głosie prawie
ją złamała. Prawie dała się zwieść, ale wiedziała, że nie powinna.
– Więc zrobisz to beze mnie. – Ruszyła w stronę drzwi, lecz jego słowa ją
powstrzymały.
– To i tak nie miało żadnego znaczenia, prawda? – Głos Antonia był
lodowaty i bezlitosny.
– O czym mówisz? – Odwróciła się zdziwiona.
– Obojętnie, czy byś to odkryła, czy nie. I tak byś mi nie ufała. Odchodzisz
więc, zanim się przekonasz. Zanim dasz czemukolwiek szansę.
– Ja...
Nie pozwolił jej dokończyć.
– To samo zrobiłaś z tym biednym wystraszonym siedemnastoletnim
chłopcem, który mógł dla ciebie zwalczyć swój strach. To tylko kolejna
wymówka, by nie podejmować ryzyka.
Emma poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Strach. Czuła strach.
– O co chodzi, Emmo? Myślisz, że wszyscy odejdą? Że nikt nie jest
wystarczająco silny, by przy tobie zostać, jeśli coś ci się stanie?
Słowa Antonio zmroziły ją. W tym momencie nienawidziła go za to, że
odkrywał jej najgłębsze lęki. Lęki, przed którymi ledwie przyznawała się sama
przed sobą. Oczywiście, że się bała! Była przerażona. Przerażona tym, że
mógłby wykorzystać zdjęcia biednej dziewczyny, a jeszcze bardziej tym, co by
się stało, gdyby tego nie zrobił. Ponieważ wtedy musiałaby zostać, zaangażować
się, zaryzykować. Poczuła, że stoi na krawędzi wysokiego klifu, z którego
kiedyś będzie musiała skoczyć. Będzie musiała w końcu komuś zaufać,
uwierzyć, że jej nie skrzywdzi, przestać uciekać. Czy naprawdę nie dała
swojemu nastoletniemu chłopakowi szansy? Czy to samo robi teraz z Antoniem?
– Chcesz, żebym dała szansę czemu? Twojej umowie? Roli fałszywej
narzeczonej? Czy stać by cię było na coś więcej, Antonio? – Miała wrażenie, że
biorą udział w jakiejś okrutnej bitwie o to, kto zada boleśniejszy cios.
– Zostało jedynie sześć dni do decydującego spotkania.
Wydawało się, że żadne z nich nie chce przyznać, jak daleko zaszli, jak
wiele dla siebie znaczyli. Pokręciła głową, a jej serce rozpadło się na tysiące
kawałków.
– Jeśli nie masz problemu z wykorzystaniem tego – powiedziała, wskazując
na zdjęcia – to nie będziesz miał również problemu z wymyśleniem pretekstu,
dlaczego musiałam wyjechać. Ale pamiętaj, że od takich decyzji nie ma
odwrotu. Jeśli to zrobisz, staniesz się gorszy niż twój ojciec, bo dobrze wiesz, co
robisz, co ryzykujesz i ilu ludzi krzywdzisz.
Antonio nie poruszył się, gdy zabierała torby spod drzwi sypialni. Nie
zareagował na pocałunek, który złożyła na jego zimnym policzku. Nie odezwał
się ani słowem, kiedy zamknęła za sobą drzwi apartamentu. Emma wiedziała, że
to był ostatni raz, kiedy widziała Antonia. Och, była pewna, że zobaczy jego
zdjęcia, może nawet spotka się z nim osobiście. Ale ta osoba nie będzie
mężczyzną, w którym się zakochała. Jeśli to zrobi, jeśli wykorzysta te zdjęcia,
nigdy więcej nie zobaczy już tego mężczyzny.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Rok później...