Professional Documents
Culture Documents
Szkic Krytyczny
Szkic Krytyczny
Szkic Krytyczny
Wykład "Jak mówić, żeby nas słuchano" wygłoszony przez profesora Jerzego Bralczyka
jest swego rodzaju kompendium wiedzy o komunikowaniu się. Szczegółowo omawia techniki
oraz strategie mówienia, które pomogą słuchaczowi zbudować skuteczne i mocne relacje z
otoczeniem. Profesor wyjaśnia w nim, jak wyrażać swoje myśli za pomocą jasnych,
zwięzłych słów czy też jak odkrywać własne motywacje, które są potrzebne do budowania
silnych więzi.
Na samym początku stawiamy sobie jednak pytanie, czy faktycznie jest jakaś recepta,
szczegółowa metoda, która mogłaby nas przygotować do przemawiania w sposób,
kolokwialnie rzecz ujmując, przekonujący? Otóż według prof. Bralczyka złota receptura tak
naprawdę nie istnieje. Próżno szukać jednej, uniwersalnej metody, dzięki której ktokolwiek
zechce nas słuchać, bo takowej po prostu nie ma. Oczywiście, przedmiot wprawnego
przemawiania trapił nawet starożytnych, jednak zbyt duża ilość czynników wpływających na
mowę, skutecznie uniemożliwiła utworzenie określonego zestawu zasad, kształtujących
odpowiedni wzorzec wypowiedzi. Efektem badań kultury antycznej nad mową była retoryka.
Umiejętność przemawiania odgrywała zresztą w życiu społecznym Greków oraz Rzymian
rolę pierwszorzędną. Z tego też powodu najważniejsze miejsce w stworzonej przez nich teorii
i sztuce wymowy zajmowało dążenie do przekonywania innych, a więc perswazja. Tym
samym siłą rzeczy wkroczyli na teren etyki, ryzykując manipulacją i umiejętnym oraz
świadomym minięciem się z prawdą. Niestety wątpliwe moralnie intencje ukryte pod ładnymi
słowami nie są obce również czasom współczesnym. Jak mówił prof. Bralczyk:
Generalnie retoryka przez stulecia nie miała dobrej sławy. I słusznie podkreślano, że kiedy
obok siebie postawimy nagą prawdę i nagie kłamstwo, to jedno od drugiego odróżnimy bez
trudu. A kiedy pięknie ubiorą się w słowa, to bywają nie do odróżnienia. I dlatego retoryka
często była postrzegana jako umiejętność zwodnicza.
Jednak brak sztywnych ram, wyznaczających ścieżkę idealnych wypowiedzi nie jest w
ocenie prof. Bralczyka niczym złym, a wręcz przeciwnie. Uważa on, iż taka kolej rzeczy jest
czymś niewątpliwie pozytywnym. Wyznaczenie pewnego rodzaju ogólnych zasad mogłoby
finalnie prowadzić do takich nadużyć jak manipulacja, a z drugiej strony do odporności na ich
stosowanie. Istniałoby także ryzyko narażenia mówiącego na utratę wiarygodności. W oczach
odbiorcy byłby sztuczny, ponieważ kieruje się wyuczonymi regułami, ogranicza się do jasno
ukierunkowanej konwencji, tracąc przy tym własną tożsamość. Muszę szczerze przyznać, iż
taka teoria jest niezwykle trafna, ze względu na czynnik chociażby prawdomówności. Gdy
wchodzimy w interakcję, oczekujemy od naszego rozmówcy szczerości. Gdybyśmy mieli
świadomość, że przemawia do nas w wyuczony sposób, straciłby w naszych oczach
autentyczność. Już na samym początku wypowiedzi wytworzyłby się dystans, zdaję się, nie
do pokonania, a co za tym idzie, cała konwersacja zyskałaby miano mocno ograniczającej, jak
i uprzedzonej. Żadna strona nie potrafiłaby traktować siebie wzajemnie w sposób poważny,
ciągle szukając podstępu, wychodzącego od strony przeciwnej. Kontakty międzyludzkie
zaczęłyby przypominać wyuczone u podstaw odpowiedzi na pytania, jak podczas debaty, w
efekcie czego stworzenie szczerej, nowej relacji byłoby awykonalne.
Powodów do mówienia jest wiele. Dzięki mowie mamy możliwość przekazywania
informacji, nawiązywania nowych kontaktów. Dostajemy również szansę na wykorzystanie
słów jako narzędzia perswazji. Właśnie w tym kontekście prof. Jerzy Bralczyk zwraca uwagę
na czysto ludzki i międzyludzki wymiar mówienia, którego celem jest „bycie razem przez
mówienie”. Mało tego, bo podczas gdy obecnie tak silny nacisk kładzie się na skuteczność
komunikacji więc także na jej wynik, tak profesor kieruje nas w nieco inną stronę: „Lepiej,
żeby rozmowa była udana, a nie skuteczna”. Wydaję mi się, że owe ukierunkowanie jest jak
najbardziej słuszne, bo jakże bliskie ludzkiemu jestestwu. Przecież głównie chodzi nam o to,
aby nawiązać pozytywne relacje, a niekoniecznie wyuczone bądź wymuszone. Udana
rozmowa, nie zawsze musi być skuteczna. Jak zauważa prof. Bralczyk: bardzo często mylimy
pojęcia. „Słuchanie się”, dla niektórych oznacza, iż wybrana jednostka będzie dla niego
posłuszna, co łatwo można połączyć z manipulacją w jej najczystszej formie. Koniec końców,
moim zdaniem, prawidłowe wysłuchanie wiąże się najzwyczajniej w świecie ze
zrozumieniem drugiej jednostki.
Sprawność mówienia oznacza nie tylko to, że wypowiadane przez nas słowa i zdania, a co
za tym idzie, przekazywane treści, są zgodne z wyznaczonym celem, tj. mówię to, co chcę
powiedzieć cała rzecz oscyluje również wokół tego, żeby nie mówić tego, czego się
powiedzieć nie chce. Oczywistym jest, że najchętniej słucha się rzeczy spoza przygotowanego
repertuaru na daną okoliczność – wszelkie wpadki zyskują dodatkowy walor autentyczności.
Mogą zyskać miano zaskakujących, bardziej przyciągają uwagę odbiorcy. W kontekście
sprawności można wyróżnić dwa jej wymiary: płynność, swoboda i biegłość w mówieniu
oraz ważenie słów i ich odpowiedni do okoliczności dobór, jak również panowanie nad
słowami. Uważam, że sprawność językowa w tych aspektach wydaję się być błahą. Mimo
wszystko nie odbierałabym jej w taki sposób. Opanowanie umiejętności swobodnego
wypowiadania się, łączonego z dokładną kalkulacją słów, zdaję się jawić jako sztuka
wysokich lotów.