Professional Documents
Culture Documents
Leone Laura - Odrobina Szaleństwa
Leone Laura - Odrobina Szaleństwa
Leone Laura - Odrobina Szaleństwa
Odrobina szaleństwa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Przepraszam - powiedział miły, męski głos.
Nina podniosła wzrok i ujrzała parę ciepłych,
piwnych oczu przyglądających się jej z zainteresowaniem.
- Słucham?
Szukam Niny G...Guh-na...um - mężczyzna rzucił okiem na trzymaną w ręku
kartkę papieru.
Gnagnarelli - pospieszyła mu z pomocą.
Mogłaby pani powtórzyć?
Gnagnarelli. Nja-nja-rel-li - powtórzyła, wyraźnie wymawiając każdą sylabę.
Zgadza się. Czy pani wie, gdzie mogę ją znaleźć?
To ja - odpowiedziała z uśmiechem. Najwyraźniej nie był bywalcem opery, w
przeciwnym razie poznałby ją natychmiast, pomyślała, wygładzając zmarszczkę na
swej czarnej, wieczorowej sukni.
Aha, a więc to z panią dziś wieczór wręczam nagrodę jazzową.
Z panem? Myślałam, że z Luisem Evansem...
Wiem. Ale właśnie zawiadomił, że z powodu mgły jego lot z Londynu opóźnił
się i dopiero niedawno wylądował na lotnisku Kennedy'ego. W żaden sposób nie
zdążyłby na uroczystość. Tylko ja byłem uchwytny, więc poproszono mnie, bym go
zastąpił. A ponieważ mam dobre serce, zgodziłem się - uśmiechnął się ujmująco.
Nina przyglądała mu się uważnie. Był to przystojny mężczyzna o zdecydowanie
męskiej, atrakcyjnej twarzy i nieco przydługich, falujących, ciemnych włosach.
W uśmiechu odsłaniał białe, równe zęby, a jego ciemne oczy błyszczały ciepłym
blaskiem. Był wysoki, mocno zbudowany, o szerokich ramionach i wąskich biodrach.
Nina zorientowała się, że uwaga, z jaką mu się przygląda, wyraźnie go bawi.
Zarumieniła się i zdenerwowała. Dawno powinna już wyrosnąć z dziecinnego
nawyku gapienia się na ludzi.
Ma pan nade mną przewagę - powiedziała uprzejmie.
Naprawdę?
Pan wie, kim ja jestem, a ja o panu nic nie wiem.
Przepraszam. Przyzwyczaiłem się, że ludzie mnie rozpoznają. Nazywam się
Lukę Swain.
Wyciągnął do niej silną, opaloną rękę. Podała mu swą drobną, zadbaną dłoń.
Pomyślała, że to, jak się przedstawił, zabrzmiało całkiem naturalnie, a nie jak
przechwałka.
Miło mi pana poznać - powiedziała poważnie.
Czyżby?
Jej niebieskie oczy napotkały jego rozbawione spojrzenie.
W tym właśnie momencie ktoś z licznej obsługi krzątającej się za kulisami
zawiadomił ich, że wchodzą na wizję zaraz po przerwie na reklamę. Spojrzała na
Luka i ze zdziwieniem spostrzegła, że wciąż jeszcze ściska jego rękę. Wyrwała swoją
dłoń i aby zatuszować zakłopotanie, powiedziała szybko:
A czym pan się zajmuje?
Jestem piosenkarzem. A pani, pani Nan...gan?
Nja-nja-rel-li.
Takie trudne nazwisko. Dlaczego nie zmieni go pani?
Jeśli było dobre dla mego ojca, to i dla mnie jest dobre - odparła chłodno. - W
każdym razie miałam nadzieję, że będzie dobrze wyglądać na afiszu. Jestem
śpiewaczką operową.
Uniósł jedną brew. Tylko jedną. Nie znosiła ludzi, którzy tak robili.
To dlaczego wręcza pani nagrodę jazzową?
Uwielbiam jazz. A poza tym, mój ulubiony jazzman jest kandydatem do
nagrody. Wiem, że w tej roli powinnam być bezstronna, ale bardzo bym
chciała, żeby zwyciężył Jesse Harmon. Należy mu się. No i,
- dodała z uśmiechem - jeśli zwycięży, będę miała
okazję go poznać.
Tak pani lubi saksofon?
Uwielbiam saksofon. To jedyny instrument o brzmieniu piękniejszym niż
głos ludzki. Nie da się go z niczym porównać. Zwłaszcza, gdy gra Jesse
Harmon. A jaki jest pański ulubiony instrument, panie Swain?
Czy mogłaby pani mówić do mnie Lukę - wtrącił
- żebym mógł się zwracać do pani po prostu Nino?
Nie jestem w stanie wymówić pani nazwiska.
Lukę - wymówiła z wahaniem.
Mój ulubiony instrument? Gram na gitarze, ale najbardziej lubię słuchać
trąbki.
Wezwali ich na scenę. Jak było w zwyczaju, wychodząc Nina wzięła go pod
rękę, całkowicie ignorując jego rozbawione spojrzenie. Czuła jednak, że Lukę
wie, jakie wrażenie wywarł na niej ten fizyczny kontakt.
- A teraz, o wręcznie następnej nagrody - rozległ
się donośny głos z megafonu - poproszę Luke'a
Swaina i Ninę Gnagnarelli.
Publiczność entuzjastycznie ich powitała. Nina uznała, że to obecność
Luke'a wywołała taką reakcję. Wiedziała, że wprawdzie jest dobrze znana w
świecie opery, ale poza nim jeszcze nie. Publiczność operowa była bardziej
dyskretna w manifestowaniu uczuć.
- Dobry wieczór - powiedział Lukę, podchodząc
do mikrofonu. - Chciałem przedstawić państwu Ninę Gnagnarelli.
Tym razem bezbłędnie wymówił jej nazwisko. Nina spojrzała na niego z
wdzięcznością, po czym wspólnie przystąpili do prezentacji kandydatów do nagrody.
Wreszcie Lukę otworzył kopertę, mówiąc:
- A zwyciężył...
Zajrzał do kartki i z uśmiechem wręczył ją Ninie tak, by to ona mogła ogłosić
zwycięzcę.
- Jesse Harmon! - oznajmiła z entuzjazmem.
Cała sala, nie wyłączając Niny i Luka, szalała
z zachwytu, gdy stary jazzman wchodził na scenę, by odebrać nagrodę. Nina chciała
uścisnąć jego dłoń, ale on chwycił ją w ramiona, a następnie, ku jej zdumieniu,
serdecznie uściskał Luka. Później wygłosił krótką mowę, tłumacząc publiczności, że
gdy nie ma trąbki w ręku, paraliżuje go trema. Po chwili razem z Niną i Luke'em udał
się za kulisy.
Gdy tylko znaleźli się za sceną, stary muzyk poklepał Luka po ramieniu mówiąc:
Gdzieś się podziewał, stary? Wieki całe cię nie widziałem.
Tak długo? - z niedowierzaniem zapytał Lukę.
- Dlaczego żartujesz sobie z biednego, wiejskiego
chłopca?
Nina przyglądała się im ze zdumieniem.
Znacie się? - wykrzyknęła, zapominając na chwilę o swoim dobrym
wychowaniu. Ktoś z obsługi natychmiast ją uciszył.
Dlaczego mi nie powiedziałeś? - wyszeptała z wyrzutem.
Nie chciałem, żebyś myślała, że sie przechwalam
- powiedział Lukę z udawaną skromnością. - Jesse,
to jest Nina Gnagnarelli, śpiewaczka operowa. Nie
próbuj nawet tego wymówić.
- Oczywiście słyszałem o pani, panno Gnagnarelli
- powiedział Jesse, poprawnie wymawiając jej nazwisko i całując jej delikatną
dłoń. - Jestem pani wielbicielem. Z pewnością wkrótce będzie pani jednym z
najsławniejszych sopranów na świecie.
To może zostawię was samych, żebyście mogli spokojnie prawić sobie
komplementy. Przed wejściem na scenę cały czas paplała z uwielbieniem na
twój temat - Lukę starał się wyglądać na obrażonego, ale jego oczy wyrażały
rozbawienie.
Nie zwracaj na niego uwagi, kochanie - powiedział Jesse. - Jest zazdrosny,
bo zwykle wszystkie dziewczyny natychmiast tracą głowę na jego widok. Ale
dziś jest mój wieczór, kolego!
Naturalnie - przyznała Nina. - Zasłużyłeś sobie na to, Jesse. Może będę
kiedyś wśród najlepszych, ale ty już dziś jesteś między nimi. Nikt nie potrafi
tak jak ty grać na saksofonie. Saksofon śpiewa w twoich rękach.
Ho, ho, ho! Wiesz, jak schlebiać staremu człowiekowi - zaśmiał się Jesse.
- Słuchajcie - dodał - na widowni jest moja żona, dzieci oraz paru przyjaciół.
Chcieliśmy zakończyć ten wieczór w małym klubie w Greenwich Village.
Takie miejsce, gdzie można od czasu do czasu pograć z przyjaciółmi. Może
byście z nami poszli?
Oczy Niny rozbłysły dziecięcą radością.
Znakomicie! - zgodziła się.
Czy nie macie nic przeciw temu, żebym się dołączył? Zapytał Lukę z
pewną ironią.
A kto cię zapraszał, stary? - zaśmiał się Jesse, klepiąc go po ramieniu.
Lukę wzniósł oczy ku górze z miną męczennika.
W wesołym zamieszaniu panującym po zakończeniu programu Lukę
zauważył, że paru panów próbowało zawrzeć znajomość z Niną. Przyglądał się
jej zgrabnej, filigranowej figurce, mlecznej cerze i błękitnym oczom,
które chwilami nabierały fiołkowego odcienia. Jej błyszczące, kruczoczarne włosy
podkreślały ładny kształt nosa, interesujące rysy twarzy i wysmukłą szyję. Nie można
jej było nie zauważyć.
Nina zabrała swoje rzeczy i wyszła do toalety, aby poprawić makijaż.
Philippe, jej były mąż, nauczył ją, jak osiągnąć własny styl i zawsze wyglądać
elegancko.
Miała na sobie prostą czarną suknię i naszyjnik z pereł. Przed uroczystością
proponowano jej, by włożyła błyszczącą sztuczną biżuterię, ale zdecydowanie
odmówiła. Była przekonana, że klasyczna prostota będzie się wyróżniać na tle
cekinów i sztucznych brylantów.
Zdecydowanym krokiem wyszła na spotkanie z innymi.
Pierwszą osobą, jaką zobaczyła, był Lukę. Jego słowa wcale nie dodały jej otuchy.
Coś ty na siebie włożyła?
To są norki - powiedziała Nina, patrząc na swój czarny futrzany żakiet.
Norki? Ach, norki! - chwycił jej małą torebkę.
To skóra krokodyla - odpowiedziała starając się nie wypuścić torebki z ręki. - O
co ci chodzi?
Nie mam nic przeciwko ludziom, którzy używają skór zwierząt dla celów
praktycznych, na przykład na skórzane buty, ale zupełnie nie jestem w stanie
zrozumieć, jak można zabijać bezbronne, nieszkodliwe zwierzęta tylko po to, by
zaspokoić ludzką próżność.
Bezbronne? Ile znasz łagodnych krokodyli? A wiedz, że norki to wredne małe
stworzenia.
Uważasz, że można je zabijać tylko po to, aby je zarzucić na ramiona?
Ja ich nie zabiłam! - krzyknęła. Opanowała się i dodała już spokojnie. - Nie
odpowiadam za tych, którzy je zabijają. One już dawno nie żyły, kiedy je
kupowałam, a gdybym to nie ja je kupiła, zrobiłby to ktoś inny.
- Gdyby ludzie przestali kupować te... upiorne
modne cacka, położyłoby to kres ohydnej rzezi zwierząt
- odparł. - Istnieją przecież świetne imitacje...
- Nigdy nie noszę imitacji. Żadnych - przerwała
mu lodowato.
Zmrużył oczy. Nie było w nich cienia ciepła. Zaczął coś mówić, ale przerwało mu
wejście Jesse'a i reszty towarzystwa.
Była tam jego żona, Rebecca, ich córka z mężem, syn z żoną oraz jeszcze parę
osób. Wszyscy okazali się bardzo mili, ale drażnił ją fakt, że traktowali ich jak parę.
Całe towarzystwo upchnęło się do dwóch taksówek. Choć Nina i Lukę znaleźli się
w tej samej taksówce, całkowicie go zignorowała. Lukę na to nie reagował. Głośno
opowiadał o ekscesach z udziałem jakiegoś ich wspólnego znajomego. Wszyscy,
poza nią, świetnie się bawili. Nina poczuła się zupełnie nie na miejscu i całą drogę do
Greenwich Village z ponurą miną wyglądała przez okno.
Klub jazzowy „Rootie" mieścił się w piwnicy pod modnym butikiem. Chociaż nie
był mały, tłum szczelnie wypełniał salę, w której panował nastrój dobrej zabawy.
Natomiast znalazł się dla nich wolny stolik, ponieważ byli w towarzystwie Jesse
Harmona. Wiele osób zatrzymywało ich po drodze, żeby wyrazić gratulacje
Jesse'emu. Niektórzy wydawali się rozpoznawać Luke'a, a jakaś młoda kobieta
zaczęła piszczeć:
- O Boże, to Lukę Swain! Patrzcie, tu jest Lukę
Swain! - Wyciągnęła do niego ręce, dotykając go
jakby był uzdrowicielem. - Lukę, naprawdę jesteś
znakomity.
- Dziękuję - odparł Lukę cicho.
Jesse roześmiał się, wyraźnie go to rozbawiło.
- Żeby byle chłopak z Kansas przyćmił mnie na
moim własnym terytorium - zawołał.
Wszyscy wokół krzyczeli. Muzyka była bardzo głośna.
Gdy w końcu dotarli do stolika Jesse posadził Ninę obok siebie, co jej sprawiło
wyraźną przyjemność. Nazwał ją „honorowym gościem honorowego gościa". Lukę
zajął miejsce po jej drugiej stronie, odpowiadając na jej zimne spojrzenie filuternym
uśmiechem. Podeszła kelnerka i całe towarzystwo zamówiło piwo.
- Poproszę kieliszek koniaku - powiedziała Nina.
Chyba żartujesz, dziecino - odpowiedziała kelnerka.
Nina zupełnie nie wiedziała, jak się w tej sytuacji
zachować. Jesse roześmiał się.
- Tu nie podają takich wymyślnych trunków, Nino.
Przynieś jej piwo. - Lukę zwrócił się do kelnerki.
Nina spojrzała na niego. W jego oczach wyczytała wyzwanie, którego nie rozumiała,
ale wcale nie miała zamiaru go podjąć.
Kelnerka wróciła z tacą pełną butelek piwa, które postawiła na stole. - Dobrej
zabawy - rzuciła na odchodnym, ale Nina ją zatrzymała.
- Czy mogę prosić o szklankę?
Szklankę? - powtórzyła z niedowierzaniem kelnerka.
Tak, szklankę - Nina starała się nie stracić panowania nad sobą.
*- Czy możesz przynieść mojej znajomej szklankę, kochanie? - włączył się Jesse.
Kelnerka uśmiechnęła się do niego i spojrzała na Ninę.
Skarbie, sama obsługuję te wszystkie stoliki, przyniosę ci szklankę, kiedy będę
mogła. - Nie była nieuprzejma, ale nie przejmowała się specjalnie Niną.
Córeczka swojego tatusia nie pija z butelki?
- spytał cicho Lukę. Nikt poza nimi nie słyszał tego
pytania i o to mu chodziło.
Dał jej do zrozumienia, że zachowuje się jak snobka i prowokował ją, by
dowiodła, że tak nie jest. Ze złością podniosła butelkę do ust.
Zdrowie Jesse'ego! - zawołała, po czym wychyliła prawie pół butelki,
zanim ją odstawiła na stół. Popatrzyła wyzywająco na Luka. W jego oczach
wyczytała rozbawienie, uznanie i coś jeszcze, czego nie mogła określić.
Ostentacyjnie odwróciła się do niego tyłem. Mogła przysiąc, że usłyszała jego
śmiech.
Patrzcie, patrzcie! Kto nauczył naszą małą Ninę tak żłopać piwo? - zawołał
Jesse klepiąc ją po ramieniu. Wygląda na to, że tym razem trafiłam w dziesiątkę
- pomyślała.
Kończyli właśnie drugą kolejkę, kiedy cała sala uznała, że Jesse powinien już
zagrać.
Stary muzyk z czułością wziął trąbkę do ręki i wszedł na scenę. W krótkich
słowach powitał wszystkich i podziękował za ciepłe przyjęcie. Potem
przedstawił Luka, Ninę oraz swoją rodzinę a następnie paru przyjaciół, którzy
zgodzili się z nim zagrać.
To co nastąpiło, było jak sen. Ten człowiek był mistrzem. Wkładał tyle serca
w swój występ, że Nina słuchała go pełna zachwytu, zarówno jako artystka jak i
wielbicielka jego muzyki. Saksofon ożywał w jego rękach, wypełniając salę
burzą dźwięków, na które nikt nie mógł pozostać obojętny.
Na prawie godzinny koncert składały się głównie szybkie, szalone kawałki.
Nina zastanawiała się, skąd mężczyzna w wieku Jesse'a bierze tyle energii.
Wiele osób poderwało się do tańca zajmując każdy wolny skrawek sali. Występ
zakończył się smutnym, blueso-wym utworem.
Jesse grał z zamkniętymi oczyma. Saksofon w jego rękach żalił się głosem
cierpiącego kochanka. Nina
siedziała jak zahipnotyzowana. Jesse wydał się jej geniuszem. Gdy w końcu Jesse
powiedział, że musi odpocząć i zszedł ze sceny, Nina odprężyła się. Nie zdawała
sobie sprawy, do jakiego stopnia była spięta słuchając muzyki.
Gdy lekko odwróciła głowę, spostrzegła dużą, opaloną dłoń obok swojej małej,
białej ręki. Muzyka ucichła i nagle znów zaczęła myśleć o Luke'u.
- Naprawdę nie przesadzałaś mówiąc, że uwielbiasz
saksofon - przyznał cicho. Spojrzeli na siebie, w pełni
się rozumiejąc. Chociaż każde z nich uprawiało inny
rodzaj muzyki, oboje byli artystami i umieli docenić
mistrzostwo.
Nagle Nina przypomniała sobie, że się jej naraził.
- Napije się pan jeszcze piwa, panie Swain? - spytała
ironicznie, po czym odwróciła się do niego plecami
i włączyła się do ożywionej rozmowy z Rebeccą i jej
przyjaciółmi. Ale cały czas czuła jego obecność.
Godziny upływały na znakomitej zabawie. Wieczór okazał się towarzyskim
sukcesem Niny. Jeszcze parę godzin temu marzyła o poznaniu Jesse'ego - a teraz byli
tu razem i on traktował ją jak córkę. Czuła się niemal jak członek rodziny.
Zabawa trwała dalej. Wieczór był wspaniały, lecz jej wciąż czegoś brakowało.
Zobaczyła Luke'a tańczącego z córką Jesse'a. Poruszał się z wdziękiem lamparta.
Szybko odwróciła wzrok. Jeszcze zwauważy, że mu się przyglądam - pomyślała - jest
zbyt spostrzegawczy.
Zatopiona w myślach słuchała muzyki, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Przed
nią stał uśmiechnięty Jesse.
O czym marzysz? Chodź, zatańcz ze starym człowiekiem. Własna żona mi
odmówiła.
Aha! I przypomniałeś sobie o mnie - Nina roześmiała się, gdy poprowadził ją na
zatłoczony parkiet.
Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - krzyczała mu prosto do ucha. - Nigdy, przenigdy
nie zapomnę twego dzisiejszego występu.
To ja się cieszę, że przyszłaś. Twoje uznanie wiele dla mnie znaczy. Widziałem
cię w II Pirata w zeszłym roku. A rok przedtem też podziwiałem kilka twoich
występów. Przypominam sobie, jak grałaś w San Francisco. Śpiewałaś wtedy partię
Glauce w Medei. To była twoja pierwsza solowa rola. Mimo młodego wieku i braku
doświadczenia wykazałaś wiele męstwa. Jesteś stworzona do śpiewania, Nino.
Duma i wdzięczność sprawiły, że oczy jej zaszły łzami a gardło ścisnęło się
boleśnie. Bardzo ceniła sobie to uznanie.
Gdy wrócili z powrotem do stolika, Rebecca przysiadła się do nich na piwo i
pogawędkę.
A więc od jak dawna znasz Luke'a, Nino?
W ogóle go nie znam - oświadczyła z naciskiem. Po raz pierwszy spotkałam go
na dzisiejszej uroczystości.
Ho, ho, ho - wtrącił się Jesse. Sądziłem, że coś jest między wami, ponieważ Lukę
bardzo niechętnie patrzy na każdego mężczyznę, który z tobą rozmawia.
Nie, nic - skrzywiła się Nina. - Prawdę mówiąc, nie przypadliśmy sobie do gustu.
Co ty opowiadasz? Cały wieczór nie spuszcza cię z oczu, kochanie. Myślałem, że
kark sobie skręci, gdy w czasie tańca wodził za nami wzrokiem, I o kogo on jest
zazdrosny? O mnie? Starego, żonatego mężczyznę? - zachichotał Jesse.
Nie zwracaj uwagi na to, co mówi ten stary dureń - zażartowała Rebecca. - I nie
przejmuj się zachowaniem Luke'a, on po prostu zawsze mówi to co myśli, nie
owijając w bawełnę. Ale to człowiek o wielkim sercu.
Podoba ci się jego muzyka? - spytał Jesse.
Jego muzyka? Nigdy przedtem o nim nie słyszałam, ale zauważyłam, że jest
bardzo popularny.
Zgadza się. I to już od paru lat. Bardzo ciężko na to pracował. A to, co piszą na
jego temat w gazetach o pięknych dziewczynach, szybkich samochodach i szalonych
przyjęciach, to wierutne bzdury. Ty wiesz, jak naprawdę wygląda świat muzyczny:
próby, występy, próby, nagrania, próby, wywiady, trasy, występy, próby, próby,
próby. A w dodatku sam komponuje. Kiedy miałby jeszcze czas być playboyem?
Połowa tego, co czyta się o wokalistach rockowych, to stek bzdur, a druga połowa
jest mocno naciągnięta.
Nigdy o nim nic nie czytałam - z naciskiem powtórzyła Nina. -1 nigdy nie
słyszałam jego muzyki.
W takim razie powinnaś, kochanie. Nie mówię mu tego, bo jest i tak pewny
siebie, ale jest rzeczywiście znakomity. Gdyby tylko nie mieszał polityki ze sztuką.
W tym momencie „człowiek o wielkim sercu" wrócił do stolika.
Już jesteś zmęczony, Jesse? Przecież to dopiero trzecia nad ranem - zażartował.
Uważaj co mówisz - upomniał go Jesse. - Pani Gnagnarelli jest przyzwyczajona
do dobrze wychowanych mężczyzn, synu.
Zauważyłem - powiedział Lukę. Odwrócił się do Niny, wyciągnął rękę i zapytał:
- Czy pani tańczy?
Ton był uprzejmy, ale spojrzenie niemal zuchwałe. Odpowiadając na wyzwanie,
Nina wstała, podała mu dłoń i odparła. - Nie tylko. Robię jeszcze wiele innych
rzeczy, panie Swain.
Poprowadził ją na parkiet. Za plecami słyszeli wesoły chichot Jesse'ego.
W ramionach Luke'a Nina była bardzo sztywna. Wzrok miała utkwiony w jakiś
niewidoczny punkt za jego plecami. Przez chwilę tańczyli w milczeniu.
- Nie trudno lekceważyć mężczyznę, siedząc koło
niego przy stoliku, ale ignorowanie go w tańcu, to już prawdziwa sztuka.
Gratuluję - powiedział Lukę.
Niektórzy mężczyźni na to zasługują - odparła Nina.
Aha!
Niektórzy mężczyźni - ciągnęła dalej - mają wdzięk muła i maniery słonia.
Uniósł prawą brew.
- Czy nie mógłbyś unosić obu brwi, jak normalny
człowiek? - spytała.
Lukę zareagował niepohamowanym śmiechem.
- Naprawdę nie mogę. Jako dziecko spadłem
z roweru, rozciąłem sobie lewą stronę twarzy i naj
wyraźniej nastąpiło jakieś uszkodzenie nerwu.
- Przepraszam - szepnęła Nina ze skruchą.
Przytuliła się do niego czując, że taniec zaczyna
sprawiać jej jednak coraz większą przyjemność. Łagodnie kołysali się w takt
muzyki. Lukę był znacznie wyższy od Niny, tak że z łatwością unikała jego
wzroku.
Czuła bijące od niego ciepło. Pod obejmującą go ręką wyczuwała mocne,
twarde mięśnie. Spojrzała na szyję, silny kark i włosy. Były błyszczące, w
kolorze ciemnego brązu. Z przodu podcięte dość krótko, z tyłu sięgały daleko
poza kołnierzyk. Zatrzymała wzrok na twarzy, przypatrując się ciemnym łukom
brwi i długim rzęsom. Nagle ich oczy spotkały się. On także badał ją wzrokiem.
Nina świadoma była swej urody, ale nagle poczuła się niepewnie. Zakłopotana
spuściła oczy, przysłaniając je długimi, czarnymi rzęsami.
Muzyka skończyła się. Bez słowa wrócili do stolika.
Mam nadzieję, że byłeś miły dla naszej małej dziewczynki - zażartował
Jesse.
Byłem dżentelmenem w każdym calu - zapewnił go.
Jesse - powiedziała w końcu Nina - to był
wspaniały wieczór, ale od wielu godzin przekrzykuję muzykę i jeżeli natychmiast nie
przestanę, to przez najbliższe sześć tygodni nie będę w stanie wydobyć z siebie głosu.
Idę do domu.
Jesse, Rebecca i reszta towarzystwa próbowali zatrzymać Ninę. Planowali wspólną
zabawę do białego rana.
Gdy chciała pożegnać się z Luke'em, powiedział:
Ja również muszę już wyjść. Mam jutro wywiad w telewizji. Może razem
weźmiemy taksówkę?
Tylko pamiętaj, żeby jechać prosto do domu, chłopcze - upomniał go Jesse.
Nie bój się - obiecał Lukę. - Poza wszystkim muszę się wyspać, aby jutro olśnić
miliony widzów.
Jasse przyjrzał mu się krytycznie.
- W takim razie lepiej, żebyś już poszedł.
Nina bez pomocy Luke'a włożyła swoje norki i skierowali się do drzwi. Była
chłodna, październikowa noc. Lukę zatrzymał przejeżdżającą taksówkę, otworzył
drzwi i oboje wsiedli. Nina podała swój adres, a taksówkarz ruszył z szybkością
charakterystyczną dla nowojorskich taksówkarzy.
Nina raz jeszcze próbowała nawiązać uprzejmą rozmowę o muzyce.
Słuchaj, dlaczego po prostu nie powiesz, że muzyka rockowa jest nic nie warta? -
zapytał gwałtownie, gdy powiedziała, że nie przepada za nią.
O co ci chodzi? - odparła.
Jesteśmy muzykami, nie dyplomatami. Interesuje mnie twoje zdanie. Nie
jesteśmy na przyjęciu i nie otaczają nas reporterzy. Dlaczego po prostu nie powiesz,
co naprawdę myślisz? Boisz się, że się obrażę?
Nie chcę być niegrzeczna.
Nie będę się czuł urażony. Ale jak możemy prowadzić szczerą i ciekawą
rozmowę, jeżeli kręcisz i stosujesz uniki.
- Widzę, że nie podoba ci się nie tylko mój styl
ubierania się, ale również mój sposób mówienia.
Rozmowa zamieniała się w ostrą sprzeczkę. Gdy wreszcie taksówka
zatrzymała się na czerwonym świetle, dwie przecznice od jej domu, Nina
otworzyła drzwi i wyskoczyła.
Wysiadam tutaj - krzyknęła. - Nie mam zamiaru znosić twoich obelg ani
chwili dłużej.
A kto mi zapłaci? - zawołał taksówkarz.
Proszę! - warknęła Nina wyciągając kilka dolarowych banknotów z
krokodylowej torebki.
To za mało - domagał się kierowca.
Ja zapłacę - rzucił Lukę. - Nino, wsiadaj do samochodu!
Mowy nie ma!
Jesteś nierozsądna.
Panie Swain. Skrytykował pan moją garderobę, mój sposób picia alkoholu,
moją inteligencję, moją uczciwość i moje maniery. Jest pan najgorzej wychowa-
nym mężczyzną jakiego spotkałam i największym gburem, z jakim przyszło mi
spędzić wieczór od czasu, gdy miałam siedemnaście lat. Czy mam być bardziej
dosadna? I niech się pan nie waży odprowadzać mnie do domu - dodała, widząc
jak wysiada z taksówki.
Nino, jest czwarta rano. Nie mogę pozwolić, byś poszła sama do domu.
Jeśli mnie napadną, to na pewno zabiorą mi zarówno futro, jak i torebkę.
Sądzę, że pana to ucieszy.
Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do domu, pozostawiając wściekłego
Luka na środku ulicy. Kierowca przypomniał mu, że licznik wciąż bije.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Dzień dobry! Przepraszam, że się spóźniłam. Nie
mogłam złapać taksówki, na mieście są straszne korki.
- Powiedziała Nina zdyszanym głosem wchodząc do
dobrze sobie znanej sali prób.
W porządku. Nie często ci się to zdarza - odpowiedziała Elena z silnym obcym
akcentem. Była ona pierwszą nauczycielką śpiewu, a później wierną przyjaciółką
Niny. Wprowadziła ją do świata muzyki i chociaż obecnie Nina była wschodzącą
gwiazdą opery, stale utrzymywała kontakt z Eleną i słuchała jej rad.
Przepraszam, że odwołałam naszą wczorajszą próbę, - usprawiedliwiła się Nina -
ale miałam taką chrypę, że postanowiłam odpocząć.
A coś ty takiego robiła?
Krzyczałam. Głównie na pewnego gbura. Nie ma o czym mówić. Czy oglądałaś
wręczenie nagród w telewizji?
Naturalnie. I nie mogłam się nadziwić, co obecnie uważa się za muzykę. Ale
twój bohater zwyciężył.
Jesse? Tak. - Nina opowiedziała Elenie o wieczorze spędzonym w towarzystwie
Jesse'ego i jego przyjaciół, starannie unikając wzmianki o Luke'u Swainie.
No, dobrze... A teraz zabierajmy się do pracy.
- Elena usiadła do pianina.
Po udanej próbie Nina opuściła studio w świetnym nastroju. Nucąc szła ulicą.
Kochała śpiew. Nic innego nie dawało się z nim porównać, a już z pewnością nie
miłość do Phillippe'a - pomyślała. Przeżyła z nim romans, pełen zarówno rozkoszy
jak i bólu. Ale nigdy nie zaznała tego wspaniałego momentu, kiedy myśli się: - Tak,
to jest to, dlatego jesteśmy razem i warto było żyć dla tej chwili. Seks wprawdzie
sprawiał jej przyjemność, ale traktowała go jako przemijającą potrzebę fizyczną, taką
jaką jest na przykład głód. Pożądanie przychodziło bez wielkiego zaangażowania
duszy i umysłu i bywało zaspokajane lub nie, zależnie od okoliczności. Kochała
swoją rodzinę, doceniała codzienne przyjemności życia, piękne przedmioty i dobre
jedzenie. Ale zawsze była w niej jakaś tęsknota, której nie rozumiała, ogromna
potrzeba spełnienia. Tylko śpiew ją zaspokajał. Dopiero wtedy przeżywała
największe namiętności i wyrażała je z samej głębi swej duszy. Musiała ciężko
pracować, ale w zamian zyskiwała te krótkie, lecz wspaniałe, magiczne chwile, w
których żyła pełnią życia.
- Czy nie jestem dziś zbyt poważna? - powiedziała do swego odbicia w szybie
sklepowej. Nagle ujrzała parę przyglądających się jej piwnych oczu. Serce zamarło w
niej na moment, następnie się roześmiała - to był tylko plakat.
Uważnie przyjrzała się wystawie. Najwyraźniej Lukę był tak popularny, jak mówił
Jesse. Połowę wystawy zajmował plakat z powiększeniem okładki jego ostatniej
płyty. Na zdjęciu widać było Luke'a na tle rozsypującej się chałupy, stosu śmieci i
bielizny suszącej się na sznurze. Lukę miał na sobie wytarte dżinsy i starą bluzę.
Twarz miał nieogoloną a jego oczy świeciły płomiennym blaskiem. Album nosił tytuł
„Odrobina szaleństwa".
Już miała wejść do sklepu i kupić tą płytę, ale uświadomiła sobie, że nie powinna
tego robić. Była to muzyka rockowa, a ona nie lubiła słuchać rocka. Nie cierpiała
Luke'a. Nigdy więcej go nie zobaczy
i nie ma powodu, żeby miała czegokolwiek się dowiadywać o jego muzyce i filozofii
życiowej. Zatrzymała przejeżdżającą taksówkę i pojechała do domu.
Mieszkanie Niny urządzone było elegancko i ze smakiem. Lubiła nowoczesne
meble o prostych liniach i jasnych kolorach. Podobały jej się przedmioty orientalne -
dywany, wazy, malarstwo i bonsai, a sposób układania kwiatów wyraźnie wskazywał,
że dobrze opanowała tę japońską sztukę. W rogu, pod oknem, stało pianino ze stertą
nut arii operowych oraz znakomitej klasy wieża stereo.
Gdy weszła do domu, dzwonił telefon.
Halo - powiedziała do słuchawki.
Halo, tu Lukę.
Była tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Lukę Swain - powiedział niepewnie.
Wiem, kim jesteś. Skąd wziąłeś mój numer?
Jest tylko jedna Nina Gnagnarelli w książce telefonicznej.
Ach, tak. Po co dzwonisz?
Zachowałem się niezbyt uprzejmie tamtego wieczoru...
Rzeczywiście.
I chciałbym to naprawić.
Czy to przeprosiny?
Wolałbym przeprosić osobiście. Czy zjesz ze mną kolację?
Chyba żartujesz.
Słuchaj, nasza znajomość źle się zaczęła, ale ja nie zawsze zachowuję się tak
grubiańsko. Czasami potrafię być bardzo dobrym kompanem.
Ale naprawdę nie wydaje mi się...
Ja stawiam.
Obawiam się, że...
- Możesz wybrać restaurację.
Milczała przez chwilę. Potem złośliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy. Da
mu porządną nauczkę!
Dobrze. Z przyjemnością - powiedziała.
Zgadzasz się? - w jego głosie słychać było niedowierzanie.
Oczywiście. Może w czwartek?
Nie mogę, jestem umówiony. Może we wtorek?
Odpada, mam występ. Środa?
Nie, mam próbę. Może piątek?
Zajrzała do kalendarza. - Piątek może być - odpowiedziała, podając mu nazwę
i adres lokalu. Ustalili, że spotkają się na miejscu o ósmej wieczorem. Na
wszelki wypadek podał jej swój numer telefonu, który oczywiście był
zastrzeżony.
- Do zobaczenia w piątek - powiedział i odwiesił
słuchawkę.
Nina zapisała numer telefonu. Oczy jej błyszczały. Lukę Swain nie wiedział,
że zaprosił ją na kolację do chyba najdroższej, a z pewnością najbardziej
eleganckiej restauracji w Nowym Jorku. Nie mogła doczekać się piątku.
Lukę czekał na Ninę przed wejściem.
Miał na sobie ciemną koszulę i spodnie oraz brązową marynarkę o modnej
linii. Był ogolony, włosy miał starannie uczesane, a buty nawet wyczyszczone.
Wyglądał bardzo dobrze.
- Nieźle, ale myślę, że to ci się przyda - wyjęła
z torebki czarny, jedwabny krawat. - Jest tutaj
niezbędny.
Obracał go w rękach, jakby to był jakiś rzadki okaz.
- Oczywiście mają tu kolekcję krawatów dla panów,
którzy zapomnieli włożyć własny. Ale ten jest jed
wabny. I jestem gotowa ofiarować ci go, jeżeli żadnego
nie posiadasz - powiedziała wspaniałomyślnie.
- To bardzo wielkoduszne, Nino. Zawsze będę go
cenił.
Zaczął wiązać krawat, nie spuszczając oczu z jej twarzy. Jego długie sprawne palce
szybko uporały się z zadaniem.
- Zadowolona?
Ze złośliwym uśmiechem Nina wyciągnęła ręce i zacisnęła węzeł krawata nieco
ciaśniej.
Wygląda wspaniale.
Czuję się w nim jak w obroży.
Gdy weszli do środka oczy Luka rozszerzyły się ze zdumienia. Elegancki dywan,
francuskie antyczne meble i nieskazitelnie ubrani kelnerzy. - „Les Precieu-ses" było
bardzo eksluzywną restauracją.
- Ach, Madame Gnagnarelli. Mais ca fait bien
longtemps qu'on ne vous voit pas. Quel grand plaisir!
- powitał Ninę kierownik sali.
Podała mu rękę, nad którą pochylił się szarmancko i odpowiedziała po francusku:
Tak, rzeczywiście, wiele czasu minęło, Henri. Ale cieszę się, że wróciłam. Mam
nadzieję, że dałeś nam dobry stolik.
Mais bien sur, madame. Najlepszy. Proszę tędy
- powiedział, wskazując drogę.
Często tu bywasz? - zapytał Lukę podejrzliwie.
Od czasu, do czasu.
Henri zaprowadził ich daleko od wejścia do łagodnie oświetlonej niszy. Gdy Nina
podała swoje futro kelnerowi oczy Luka rozbłysły na jej widok. Tego wieczora ubrała
się niezwykle starannie. Suknia w kolorze ciemnego szkarłatu podkreślała wysmukłą
szyję i lekko osłoniętą krągłość piersi. Kolor ostro konstrastował z jej czarnymi
włosami zebranymi w elegancki kok. Biżuteria była skromna - komplet z białego
złota wysadzany maleńkimi rubinami. Zobaczyła, że oczy Luke'a rejestrują każdy
szczegół
z prawdziwą przyjemnością, a gdy napotkała jego spojrzenie wyczytała w nim
coś, co wprawiło ją w panikę. Szybko opuściła wzrok.
Zjawił się kelner. Kilku pomocników krzątało się wokół ich stolika, nalewając
wodę i podając pieczywo. Nina zdołała się opanować. Podczas gdy Lukę z
ponurą miną studiował ceny w karcie, bezstrosko gawędziła z kelnerem.
Zamówili różne pyszne rzeczy a następnie ktoś podał Lukę'owi kartę win. Nina
przyglądała mu się niewinnym wzrokiem. Lukę oddał kartę Ninie.
- Może ty wybierzesz - powiedział. - Jak się
zapewne domyśliłaś, francuskie wina nie są moją
specjalnością.
Dobrze, że chociaż nie cierpi na nadmiar pewności siebie - pomyślała.
Widziała wielu mężczyzn, którzy woleli wybrać kiepskie wina niż przyznać się
do tego, że po prostu się na nich nie znają.
Mam nadzieję, że lubisz bardzo wytrawne białe wino - powiedziała do
Luke'a, gdy przyniesiono butelkę.
Na ogół wolę czerwone, ale jestem pewien, że to będzie mi samkowało -
odpowiedział uprzejmie.
Powstrzymał kelnera przed nalaniem sobie wina do spróbowania.
- Pozwólmy pani zdecydować - powiedział, wska
zując na Ninę.
Wino było doskonałe. Gdy znów zostali sami przy stoliku, Lukę popatrzył na
nią ze szczerym rozbawieniem.
Widzę, że sam zastawiłem na siebie pułapkę - powiedział.
Umiesz przegrywać - odparła Nina ze śmiechem.
Myślę, że jest to subtelny rewanż za nasze poprzednie spotkanie.
Za to jedzenie jest tu doskonałe. Przynajmniej to nie sprawi ci zawodu.
- A ja myślałem, że także nie zawiodę się na
partnerce, Nino.
Te uprzejme słowa wypowiedziane były z taką szczerością, że błyskotliwa
odpowiedź ugrzęzła Ninie w gardle, więc aby pokryć zmieszanie skoncentrowała się
na winie. Zgodnie z jej obietnicą, dania były doskonałe. Nina z łatwością gawędziła z
Luke'em i wkrótce zapomniała o urazie.
Gdzie nauczyłaś się żłopać piwo jak marynarz? - zapytał Lukę. Nina zaśmiała
się.
Mam czterech starszych braci. Byłam takim urwisem! - Prawa brew Luke'a
uniosła się z niedowierzaniem. - Naprawdę! Grywałam z nimi w futbol i baseball,
jeździłam na wycieczki. Razem z nimi biłam się z chłopakami z sąsiedztwa, a w
niedzielne popołudnia oglądałam mecze w telewizji, ciągnąc piwo i głośno kibicując.
Chciałam we wszystkim im dorównać - w piciu, biciu, zabawie...
Kiedy stałaś się bardziej, kobieca?
Gdy odkryłam, że jest coś, w czym ja jestem dobra, a oni nie. Śpiew. Sprawiał mi
więcej przyjemności niż cokolwiek innego i dawał przyjemność innym. Przez całe
dzieciństwo śpiewałam w chórach kościelnych, ale kiedy skończyłam piętnaście lat,
występowałłam już w całym Brooklynie - na przyjęciach, w klubach, na ślubach, na
potańcówkach...
W Brooklynie? Jesteś z Brooklynu? - Lukę zapytał z niedowierzaniem.
A jednak tak - Nina posłała mu harde spojrzenie. - Nigdy nie starałam się
ukrywać tego, kim jestem, ani skąd pochodzę, Lukę. Jestem amerykańską dziewczyną
włoskiego pochodzenia. Wychowałam się w Brooklynie. Mój ojciec jest stolarzem.
Kocham swoją rodzinę i choć moje gusty i zachowanie zmieniły się, to jednak jestem
tym, kim zawsze byłam.
A więc dowiedziałaś się, że możesz śpiewać - i co dalej?
Wiedziałam, że chcę śpiewać do końca życia. I jakoś naturalnie zwróciłam się w
stronę opery. Cała moja rodzina zawsze kochała operę. A jeśli o mnie chodzi,
uważam, że to muzyka, która stawia artyście największe wymagania, ale
równocześnie pozwala mu najpełniej się wypowiedzieć. Jazz jest temu bliski, ale ja
chciałam śpiewać w operze. Ponieważ nie byliśmy bogaci, nauczyciel muzyki w
liceum udzielał mi prywatnych lekcji za darmo. W zamian sprzątałam w szkole i
wykonywałam różne tego rodzaju prace. Nic wielkiego, biorąc pod uwagę, co on
robił dla mnie. Skończyłam szkołę rok wcześniej i dostałam stypendium muzyczne w
Akademii Juilliard. Gdy ją skończyłam, zaproponowano mi pracę w San Francisco.
Natychmiast skorzystałam z okazji. I tak zaczęła się moja droga do sławy i fortuny.
Czy w operze można zdobyć sławę i fortunę?
Niektórym się to udaje. Wielkie gwiazdy biorą mnóstwo pieniędzy za występ,
choć myślę, że nie tak wiele, jak gwiazdy rocka. Poza tym występy w telewizji,
koncerty, nagrywanie płyt, a ostatnio nawet występy w filmie. Jak na osobę w moim
wieku dobrze sobie radzę. Zarabiam nieźle, śpiewam w dobrych teatrach, ze
znakomitymi artystami. Ale ciągle muszę przyjmować te role, jakie mi proponują, nie
mogę sobie pozwolić na odrzucenie tej, która mi nie odpowiada w obawie, że nie
dostanę innej. Wciąż muszę pracować na dobrą opinię i powiększać repertuar, aż w
końcu osiągnę to, że będę miała tyle propozycji, ile mam zapału do pracy.
Na pewno tak będzie. Wierzę w ciebie - powiedział Lukę poważnie.
Skąd taka pewność? - zapytała zdziwiona. - Nie znasz świata opery. Nawet mnie
nie znasz.
-• Ale widzę w tobie niezwykłą dzielność. Pozwoliła ci już zajść tak daleko... Im
większa sława i większe wynagrodzenia, tym większe ryzyko i dotkliwsza samotność
w świetle jupiterów.
Prawdopodobnie mówi tak z własnego doświadczenia - pomyślała. Już dziś jest
zapewne bogatszy i sławniejszy niż ja będę kiedykolwiek.
Widziałam twój album któregoś dnia - powiedziała nagle. - Nie kupiłam go.
Szkoda. Potrzebny mi będzie każdy grosz z jego sprzedaży. Choćby po to, aby
zapłacić ten rachunek.
Roześmiała się.
Naprawdę jesteś z Kansas? I nazywasz się Lukę Swain?
Zgadza się. Lucas Bartholomew Swain. Wyrosłem wśród pól pszenicy, w samym
sercu Kansas.
Bartholomew?
Ciii, to tajemnica - syknął.
Twoi rodzice naprawdę są farmerami? Jak to przyjęli, że zostałeś gwiazdą rocka?
Są ze mnie dumni, gdy śpiewam na wiecach na rzecz praw człowieka i
koncertach dobroczynnych. Myślę, że są zakłopotani, gdy śpiewam piosenki o
miłości, a na pewno są zażenowani, gdy moje nazwisko pojawia się w prasie w
rubryce plotek.
A jak to wszystko się zaczęło?
Jako dziecko nauczyłem się sam grać na gitarze. Słyszałaś o Beatlesach?
Oczywiście. - Żachnęła się.
Tylko sprawdzam. W szkole średniej z przyjaciółmi założyłem zespół i zacząłem
pisać swoje własne piosenki. Moi rodzice pogodzili się z myślą, że nie chcę być
farmerem. Sądzili jednak, że to szaleństwo rzucić college w wieku dziewiętnastu lat
po to, by z gitarą udać się w trasę. Miałem mały zespół. Najczęściej graliśmy w
miastach uniwersyteckich
i stopniowo pięliśmy się w górę. Trzy lata później podpisaliśmy pierwszą
umowę na nagranie płyty, ale nie odniosła ona sukcesu.
Jak się nazywała?
„Na prerii". Na pewno o niej nie słyszałaś. Później pojawiły się trudności.
Parę osób opuściło zespół, zostawił nas menażer. Zwykła historia. Niekończące
się trasy, zimno, kłopoty z samochodem, samotne pokoje hotelowe, rozsypujący
się sprzęt, żadnego życia towarzyskiego, rozstania z członkami zespołu, gdy
takie życie stawało się dla nich zbyt uciążliwe...
Jak to wszystko wytrzymałeś? Co dodawało ci siły?
Może to się wydać dziwne, ale właśnie wtedy byłem w swoim żywiole.
Chciałem grać i pisać piosenki i robiłem to. Nie każdy ma tyle szczęścia w
życiu, by robić to, co lubi. Nie odnosiłem sukcesów, ale na ogół miałem co jeść.
Wierzyłem, że kiedyś się to zmieni, bo wierzyłem w swój talent. Byłem młody i
pełen energii. I zawsze, w czasie tych długich tras i samotnych nocy myślałem,
że przecież mógłbym wylądować za kierownicą traktora lub w dusznym biurze.
I byłem szczęśliwy. Pewnego razu zobaczyła nas Kate Hammer. Była
menażerem i wzięła nas pod swoje skrzydła. I nagle zaczęliśmy dostawać lepszy
sprzęt, większe pieniądze, znalazł się lepszy samochód. Rok później załatwiła
nam duży kontrakt nagraniowy i zmusiła wydawcę, aby zorganizował reklamę i
promocję naszego albumu, zatytułowanego „Z uśmiechem na ustach".
Czekaj! „Z uśmiechem na ustach"? Słyszałam to. Bardzo mi się podobało.
A ja myślałem, że nigdy nie słuchasz rocka.
Oczywiście, że nie. Trudno było nie usłyszeć tej piosenki. Grali ją
wszędzie, w restauracjach, sklepach, w radio. Bardzo ją lubiłam. Tak dobrze
oddawała to, co czułam, gdy musiałam wyjeżdżać z koncertami,
zostawiać wszystkich, którzy byli mi bliscy, żyć tylko pracą... Ale nie wiedziałam, że
to była twoja piosenka!
Na szczęście wszyscy inni wiedzieli - roześmiał się. - Nie minęło wiele czasu, a
byłem w telewizji, radiu, występowałem dla tysięcy słuchaczy, udzielałem
wywiadów, otrzymywałem znakomite propozycje, zostałem uznany za dziecko
szczęścia. Dziecko szczęścia! Miałem dwadzieścia osiem lat, a za sobą długie
dziewięć lat spędzonych w trasach i nagle zostałem odkryty, zupełnie tak, jakbym po
raz pierwszy tego dnia wziął gitarę do ręki.
To dlaczego teraz nie jesteś w drodze?
Niedawno wróciłem. A niedługo jadę na wschód z nowymi koncertami. Chyba
oboje jesteśmy szaleni.
- Oczy ich spotkały się i roześmieli się. Żadne z nich
nie wyobrażało sobie innego życia.
Gdy kelner przyniósł rachunek, Lukę ze zdumienia szeroko otworzył oczy.
- Myślę, że będę musiał nagrać następny album
- zajęczał.
To był twój pomysł, żeby zaprosić mnie do restauracji, którą sama wybiorę -
przypomniała mu Nina.
Następnym razem, gdy będę chciał cię przeprosić, sam ugotuję kolację.
Gotujesz?
Wszystko robię, panno Gnagnarelli.
Lukę zapłacił rachunek i pomógł włożyć jej futro.
- Czy włożyłaś to paskudztwo, żeby mnie zdener
wować? - zapytał.
Nina roześmiała się. - Może troszeczkę - przyznała.
- Ale również dlatego, że jest piękne. Powiedz szczerze,
nie jest?
Spojrzenie jego było jak pieszczota, a uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- To ty jesteś piękna - powiedział po prostu.
Nina chciała wziąć taksówkę. Lukę zaproponował
spacer. Noc była piękna, powietrze rześkie, wiał lekki wiatr. Nina chętnie przystała
na tę propozycję. Wzięła go pod rękę. Szli wzdłuż Piątej Alei, mijając park po
przeciwnej stronie ulicy.
O czym jest „Odrobina szaleństwa"?
Kup album, to się dowiesz.
A jeśli nie będzie mi się podobał?
To oddam ci pieniądze.
Jak twoje wczorajsze spotkanie?
W porządku.
Ktoś, kogo znam?
Poza jednym sławnym saksofonistą, nie mamy chyba wspólnych znajomych?
Przez chwilę szli w milczeniu.
Skąd się to wszystko wzięło?
Co takiego?
Włoskie obuwie, najdroższe ubrania, maniery, akcent.
Różnie. Języków nauczyłam się studiując śpiew i współpracując z
Europejczykami. Świat opery jest elegancki. Prawdę mówiąc, wielu rzeczy nauczył
mnie mój mąż, i co więcej, obudził we mnie dążenie do doskonałości.
Twój mąż? - zatrzymał się tak gwałtownie, że Nina się potknęła.
Powinnam powiedzieć mój były mąż. Rozeszliśmy się trzy lata temu. - Szli dalej.
Kiedy wyszłaś za mąż?
Gdy miałam dwadzieścia dwa lata, w San Francisco. Spotkałam go wkrótce po
podjęciu pracy. Nazywał się Philippe Garnier. Pochodził z bogatej, francuskiej
rodziny, która łożyła ogromne sumy na operę i w związku z tym posiadała wielkie
wpływy. Miał trzydzieści siedem lat, był bardzo uprzejmy,
przystojny, bardzo europejski. Myślałam, że jestem w nim zakochana, a to jest chyba
to samo co miłość.
Naprawdę?
Teraz już sama nie wiem. W każdym razie, oczarował mnie całkowicie, co nie
było specjalnie trudne. Byłam młodą, niedoświadczoną, zapracowaną dziewczyną,
która znała tylko Nowy Jork. Pobraliśmy się sześć miesięcy później. Jego rodzinie nie
spodobała się moja rodzina, ale sądzili, że będę kiedyś gwiazdą. Philippe nauczył
mnie, jak się ubrać, jak robić makijaż, układać włosy, jakie czytać książki, jakie pić
wino. Przyswoił mi wytworne maniery, poznałam francuski. Zachęcał mnie do
pozbycia się resztek akcentu z Brooklynu. Wprowadził mnie w świat. Pomagał mi
również w karierze. Zachęcał mnie do wspólnej pracy. Nigdy, ani razu nie narzekał,
kiedy musiałam wyjeżdżać na koncerty, gdy pracowałam do późna, lub gdy wracałam
tak zmęczona, że nie mogłam poświęcać mu uwagi. Był moim menażerem i używał
swych wpływów, aby zapewnić mi główne role, abym była dostrzeżona przez liczące
się osobistości, abym pracowała ze sławnymi dyrygentami. Wydawało mi się, że
złapałam Pana Boga za nogi. Dostawałam dobre role i cieszyłam się, że nie muszę
latami o nie walczyć. Z jego punktu widzenia także wszystko dobrze się układało.
Byłam dokładnie taką żoną, o jakiej marzył. Gdy jednak zaczęłam samodzielnie
myśleć, wiele rzeczy przestało mi się podobać. Zrozumiałam, że niektóre zwykłe,
niewyszukane, codzienne obyczaje mogą być największymi przyjemnościami w życiu
- na przykład, pociąganie piwa z braćmi w czasie oglądania meczów ligowych w
telewizji. A co najważniejsze, zrozumiałam, że nie kocham Philippa i, że przy całym
swoim wyrafinowaniu, jest w zasadzie płytkim i głupim człowiekiem.
Dlatego się rozstaliście?
- Nie. Ciągle pewne rzeczy nas łączyły. Moja
kariera, nasz dom. Nie byłam pewna, jak postąpić.
Gdy pewnego dnia wróciłam z Włoch, weszłam do domu i zobaczyłam
blondynkę ubraną w mój płaszcz kąpielowy, pijącą moje wino, siedzącą na
moim ulubionym krześle, a własny mąż przygotowywał jej kąpiel używając
moich soli. Opuściłam go tego samego dnia.
Lukę gwizdnął cicho.
Wystąpiłam o rozwód, podając jako powód jego niewierność. Okazało się,
że wszyscy moi znajomi mogli wymienić co najmniej pół tuzina kobiet, którymi
mój mąż interesował się w czasie trwania naszego małżeństwa. Starałam się
zachować spokój, choć nie było to łatwe. Po zakończeniu sezonu opuściłam San
Francisco i wróciłam do Nowego Jorku. Szczęśliwie od razu dostałam pracę.
A jak zareagowała na to twoja rodzina?
Nie byli zadowoleni, gdy za niego wychodziłam - zaśmiała się krótko. -
Mój ojciec go nie znosił. Ale zaakceptowali małżeństwo. Byli zmartwieni moim
rozwodem, ale znów udzielili mi pełnego poparcia. Cieszę się, że już z nim nie
jestem.
A ty - znaczy - jak ty...
Dobrze, że to już jest poza mną. On nie był potworem. Był po prostu
słabym, małym człowieczkiem z dużą ilością pieniędzy. A ja byłam zbyt młoda i
naiwna. Nigdy nie zapomnę upokorzenia, gdy zobaczyłam, z jaką łatwością inna
kobieta zajmuje moje miejsce. I te wszystkie kłamstwa, którymi mnie karmił, a
ja mu wierzyłam, bo nie przypuszczałam, że ma powód, aby mnie oszukiwać.
Otrząsnęła się ze wstrętem. Wszystkie uczucia, jakimi darzyła Philippe'a,
wygasły w niej już dawno, lecz ta zdrada i fakt, że zawiódł jej zaufanie raniły ją
w dalszym ciągu. Lukę ścisnął jej rękę i przyciągnął nieco bliżej do siebie. Przez
chwilę szli w milczeniu.
Zatrzymali się, gdy doszli do ulicy, na której mieszkała Nina. Lukę starając się
odwlec chwilę rozstania pokazywał jej gwiazdy ledwie widoczne przez chmury i
nowojorski smog. Łagodny wietrzyk zwiał jej na czoło lok czarnych, błyszczących
włosów. Przekrzywiła głowę.
- Chyba widzę Gwiazdę Północną...
Lukę stał nieruchomo. Trzymał ją za rękę a jego palce zaczęły lekko kreślić wzory
na jej dłoni.
I nagle, na środku pustej ulicy, wydało jej się, że nie może złapać powietrza.
Uporczywie wpatrywała się w gwiazdy.
- Nina... - głos jego był zduszony, a oddech
delikatnie owiewał jej policzek. Stała nieruchomo, jak
sparaliżowana.
- Nina - usłyszała jego naglący szept.
Podniosła ku niemu wzrok. Jego oczy płonęły.
Z jej gardła wyrwał się niski dźwięk, a przemożna siła pchnęła ją ku niemu.
Ich wargi spotkały się. Jego usta były gorące i słodkie. Jej dłonie dotykały twarzy
Luka, gładziły włosy, obejmowały ramiona. Oczy miała zamknięte i wszystko wokół
zdawało się wirować i rozpływać.
Oderwał się od jej ust i drobnymi, gorącymi pocałunkami zaczął obsypywać całą
twarz. Całował czoło i skronie, policzki i czubek brody. Podniecony nerwowym
dotykiem jej dłoni, zanurzył swą twarz we włosach Niny, szepcząc jej imię.
Przytulała się do niego coraz mocniej. Z tłumionym pomrukiem zaczął obsypywać
pocałunkami jej szyję, wdychając słodki zapach ciała.
Świadomość czegoś nieuniknionego towarzyszyła jej od pierwszego spotkania, ale
Nina starała się jednak ignorować te uczucia. Teraz czuła, jak rośnie w niej
namiętność całkowicie wymykająca się spod kontroli.
Usta Luke'a znów odnalazły jej wargi. Język wsunął się między zęby, a ona
przyjęła to wyzwanie. Nagle usłyszeli głośny dźwięk klaksonu samochodowego
i odskoczyli od siebie jak para nastolatków, pochwycona na gorącym uczynku.
Lukę pierwszy odzyskał równowagę.
- Przyłapani na całowaniu się przy świetle księżyca
- powiedział z wymuszonym humorem.
Zdumiona tym, co się stało, Nina patrzyła na niego, ciężko oddychając.
Prawie go nie znała, twierdziła, że go nie lubi i nagle, na środku ulicy rzuciła
mu się w ramiona jak nastolatka.
Zdumienie musiało odbić się jej na twarzy, bo Lukę powiedział łagodnie:
- Poniosło nas nieco. Nie przejmuj się. Chodź,
odprowadzę cię do domu.
W milczeniu przebyli pozostałą część drogi, starannie unikając
jakiegokolwiek kontaktu. Nina szła, wpatrując się w chodnik i starała się
uporządkować chaotyczne myśli. Lukę ze wzrokiem utkwionym w niebo
również wydawał się zamyślony.
Gdy doszli do domu, portier rozpoznał Ninę i otworzył drzwi.
- Dobranoc, Nino - powiedział Lukę. Pochylił się
ku niej i po bratersku pocałował w policzek. Wywołało
to jeszcze większy zamęt w jej myślach, bo przecież
przed chwilą jego pocałunki miały zupełnie inny
charakter.
Otworzyła usta, żeby wygłosić uprzejme podziękowanie za wspólnie
spędzony wieczór i ze zdumieniem stwierdziła, że nic nie przychodzi jej do
głowy.
- Nie zapraszaj mnie na górę na kawę - powiedział
Lukę. Roześmiał się z trudem. - Nie sądzę, abym
mógł sobie na to pozwolić. - Potem szybko się oddalił.
Nina weszła do mieszkania. Spędziła długą, bezsenną noc.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dwa dni później, w niedzielne popołudnie, Nina niechętnie wykręcała numer
telefonu Luke'a. Po ósmym dzwonku usłyszała wreszcie ciepły kobiecy głos. Poczuła
niespodziewany ból.
Halo, czy mogę mówić z Luke'em?
Oczywiście. Ale muszę panią ostrzec, że jest w fatalnym humorze.
Nina usłyszała jakieś głosy. Najwyraźniej Lukę i ta kobieta kłócili się. W końcu
podszedł do telefonu.
- Halo! - powiedział agresywnie.
- Halo Lukę, tu Nina.
Zapanowała cisza.
Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - powiedziała chłodno.
Nie.
Jeżeli masz gościa...
Nie, nie mam.
Ta rozmowa była trudniejsza niż przypuszczała, a Lukę nie chciał jej pomóc.
Dwie najstarsze bratanice zaczęły ją ponaglać. Z kuchni dochodził krzyk matki.
Chwilę później przez pokój przebiegł pies Gnagnarellich z ogromnym kawałem
pieczonej wieprzowiny w zaciśniętych szczękach. Za psem biegła matka, dwóch braci
i gromada dzieci. Wszyscy krzyczeli i wymachiwali rękami.
O Boże! - westchnęła Nina.
Koncert, Nino. Zapytaj go o koncert - ponaglały bratanice.
Co się tam dzieje? Skąd dzwonisz? - krzyknął Lukę do telefonu.
Jestem w domu rodziców, w Brooklynie. To typowy niedzielny obiad w
rodzinie Gnagnarellich - odkrzyknęła mu.
Pies zaczął szczekać, a najmłodsze dziecko wybuch-nęło płaczem.
Poproś go, Nino! - nalegały bratanice.
O co masz mnie poprosić? - zapytał Lukę.
Uciszcie się wszyscy! - Nina powiedziała to tonem zwykle używanym w
najbardziej dramatycznych momentach na scenie. I rzeczywiście odniosło to
skutek. Rodzina się uspokoiła. - Dziękuję - odezwała się już normalnym głosem.
Sytuacja opanowana? - zapytał Lukę. W jego głosie wyczuła rozbawienie.
Mniej więcej. Teraz wszyscy krzyczą po cichu.
Dlaczego dzwonisz?
Widzisz, moja bratanica Maria obchodzi w przyszłym tygodniu czternaste
urodziny - Maria z zapałem przytakiwała - i ona wraz z siostrą... W każdym
razie, Lukę, widziały mnie z tobą w telewizji. Starałam się zdobyć bilety na twój
dobroczynny koncert w przyszłym tygodniu na Long Island, ale wszystkie są już
wyprzedane. Pomyślałyśmy sobie, że skoro poznałam cię osobiście, może
mógłbyś... - zawiesiła głos. Skąd córki brata mogłyby wiedzieć, że tego
wieczoru, kiedy go poznała, zostawiła go na środku ulicy po ostrej wymienię
zdań? A zakończenie następnego spotkania ciągle wprawiało Ninę w takie
zakłopotanie, że w ogóle wolała o tym nie myśleć.
Załatwię wam specjalne zaproszenia. Czy trzy wystarczą?
Tak. Dziękuję. Bardzo ci dziękuję, Lukę - z ulgą powiedziała Nina.
Cała przyjemność po mojej stronie. A po przed-
stawieniu przyprowadź swoje bratanice za kulisy, dobrze?
Będą zachwycone.
W porządku. - Wyjaśnił jej, gdzie ma odebrać zaproszenia i jak dostać się za
kulisy. - Do zobaczenia w przyszłą niedzielę. I, Nino, ta kobieta, która odebrała
telefon...
Tak? - usłyszała, że zadaje to pytanie i była wściekła na siebie, że chce poznać
odpowiedź.
To mój menażer, Kate Hammer. Tylko biznes.
Aha.
A więc do zobaczenia w niedzielę. Do widzenia, Nino.
Odłożyła słuchawkę. Jak zwykle, udało mu się wprawić ją w zakłopotanie. Była
zmieszana, że okazała zainteresowanie tą kobietą. I była wdzięczna, że sam
pospieszył z wyjaśnieniem. Odczuwała ulgę i równocześnie była na niego zła, że nic
nie wspomniał o ich ostatnim spotkaniu. A tak w ogóle nie był to najlepszy moment
do rozmyślania o tym wszystkim. Delikatnie odsunęła wiercące się bratanice.
- Mam trzy specjalne bilety, a po koncercie jesteśmy
zaproszone za kulisy.
Dziewczynki zaczęły podskakiwać i piszczeć z radości. Żona jej brata Michaela,
Nancy, weszła do pokoju. - Widzę, że macie bilety?
Obie córki jednocześnie oznajmiły jej dobrą nowinę, a później wyszły do ogrodu,
powiedzieć o tym ojcu.
- Dziękuję, Nino - powiedziała Nancy. - Sami
poszlibyśmy chętnie. Lukę Swain jest fantastyczny.
Ale przecież nie można iść na koncert rockowy
z własnymi dziećmi.
Przy kolacji ojciec Niny wyraził swoje uznanie dla projektu.
- Koncert dobroczynny na rzecz walki z głodem
na świecie? Cieszę się, że was, dziewczęta, interesują
poważne problemy. Świat się zmienia dzięki ludziom, którzy skupiają się wokół
słusznej sprawy, by wymóc na rządach podejmowanie odpowiednich decyzji.
Przy okazji tej tak zwanej muzyki, ludzie mogą się czegoś nauczyć.
- Tak zwana muzyka! - powtórzył za ojcem Joe
- Tato, już tyle razy rozmawialiśmy na ten temat...
A ja w dalszym ciągu uważam, że kilka gitar, perkusja i paru długowłosych
wykrzykujących o seksie, to nie jest muzyka. Nina się ze mną zgadza, prawda
Nino?
Zgadzam się, że dużo gitar i perkusji oraz długowłosi wykrzykujący o
seksie, to jeszcze nie muzyka, ale...
Nagle rozpętało się prawdziwe rodzinne piekło, wszyscy zaczęli krzyczeć,
każdy z naciskiem dowodził słuszności swego punktu widzenia i nikt nikogo nie
słuchał. Wkrótce pies zaczął biegać wokół stołu wesoło poszczekując. Typowa
niedziela u Gnagnarellich
- pomyślała Nina.
Minęło co najmniej dziesięć minut, zanim rodzina znów zaczęła rozmawiać
normalnym tonem.
To Nina bierze was na ten koncert? - Stefano uprzejmie spytał Marię i jej
siostrę Angelę, zupełnie tak, jakby poprzednia awantura w ogóle nie miała
miejsca.
Tak dziadku! Powiedziała, że możemy zostać u niej na noc i następnego
dnia jeszcze gdzieś pojedziemy.
A ty, Nino, chcesz iść na koncert rock'n'rolla?
Z przyjemnością wezmę dziewczynki, Tato - odparła Nina. - I będą mogły
osobiście poznać Luke'a Swaina, na co się bardzo cieszą.
Słyszałam o Luke'u Swainie, Stefano - powiedziała matka Niny. - Podobno
jest inteligentny i ma coś do powiedzenia. Powinieneś się cieszyć, że dziewczęta
chcą słuchać jego muzyki.
- Tak, Michael; ja też słucham tej muzyki - powie
działa Nancy.
Nina czekała, żeby wreszcie zmienili temat.
Mam jeden jego album - z dumą oznajmiła Maria. Zwróciło to uwagę Niny.
Nic o tym nie wiedziałam. Czy mogłabyś mi pożyczyć na tydzień tę płytę? -
Maria popatrzyła na nią z wielką niechęcią. Nina westchnęła. Pomyślała, że może
sama kupi tę płytę.
Po ich nieszczęsnym pierwszym spotkaniu Nina nie spodziewała się, że go jeszcze
zobaczy. Po drugim obiecała sobie trzymać się od niego z dala. A teraz sama zgodziła
sie wkroczyć do jaskini lwa. To już po raz ostatni - mówiła sobie. Naprawdę ostatni -
powtarzała, kończąc deser.
Przez cały tydzień Nina była tak zajęta, że nie miała czasu myśleć o nadchodzącym
weekendzie, a co dopiero o kupnie płyty.
Do premiery „Rigoletta" pozostały niecałe trzy tygodnie. Czas i uwagę Niny
całkowicie zajmowały sprawy związane z występem. Czuła, że zaśpiewanie partii
Gildy właśnie w Nowym Jorku może być najważniejszym krokiem w jej
dotychczasowej karierze. Świetnie się rozumieli z Giorgio Bellantim, który
występował w roli Rigoletta i obojgu dobrze układała się współpraca z reżyserem.
Jednakże Nina czuła, że wciąż nie do końca rozumie uczucia i namiętności, jakie
targały tą kobietą. A przecież nie wystarczyło wyjść na scenę i poprawnie zaśpiewać,
aby odnieść sukces.
Nina pracowała niezwykle ciężko. Całkowicie zrezygnowała z życia towarzyskiego
i z pełnym oddaniem starała się ożywić postać Gildy.
W rezultacie, gdy nadszedł sobotni wieczór była bardzo zmęczona, w złym
humorze i zupełnie nie miała nastroju na swój pierwszy rockowy koncert.
Nie mogła jednak zawieść swoich bratanic. Spotkała Marię i Angelę na dworcu
i wszystkie trzy udały się na Long Island.
Z łatwością odnalazły stadion idąc za tłumem. Już na miejscu, z biletami w
ręku, Nina dała za wygraną i kupiła dziewczynkom potwornie drogi program
koncertu z kolorowymi zdjęciami wykonawców, piwo bezalkoholowe, prażoną
kukurydzę i po trzy koszulki: jedną z podobizną Luke'a o „leniwym zmysłowym
spojrzeniu", jedną z piękną blondynką imieniem Gingie i jedną z hasłem
koncertu „Walka z głodem".
Gdy okazało się, że Ninie brakuje już pieniędzy, dziewczęta zgodziły się
zająć swoje miejsca. To naprawdę były miejsca dla specjalnych gości - zau-
ważyła Nina - blisko sceny, wygodne i stosunkowo czyste.
- Chyba się spóźniłyśmy - próbowała przekrzyczeć
muzykę.
- Nie - wyjaśniła Angela. - To tylko rozgrzewka.
Zaglądając do programu Marii Nina stwierdziła,
że lista nazwisk uczestników koncertu przedstawiała się imponująco. Byli wśród
nich wokaliści rockowi, aktorzy komediowi, postacie znane z filmu i telewizji,
szereg młodych polityków i pisarz. Ponieważ wyglądało na to, że wieczór może
ciągnąć się bez końca, Nina uzgodniła z dziewczęłami, że po występie Luke'a
(był dziesiąty w kolejności) pójdą za kulisy, a potem do domu.
W końcu nadszedł czas na występ Luke'a. Gdy pojawił się na scenie tłum
powitał go owacyjnie. Uśmiechnął się, pozdrowił ręką widownię, a później
spojrzał w kierunku Niny. Oczy ich spotkały się nad głowami ludzi.
- Cieszę sie z tego spotkania - powiedział do
mikrofonu, patrząc prosto na Ninę. Zarumieniła się
i spuściła wzrok.
Widownia radośnie odpowiedziała na jego powitanie. Słyszała ludzi krzyczących
„Lukę!", „Cześć Lukę" albo „Lukę, hej Lukę".
Podniosła oczy i zobaczyła, że choć brał już gitarę do ręki, patrzył na nią.
Angela i Maria machały do niego, aż nagle jakiś obcy człowiek siedzący za Nina
powiedział:
- No, pomachaj mu, kochana!
Widząc, że ludzie zaczynają się jej przyglądać, popatrzyła na Luka z wyrzutem i
szybko pomachała ręką. Roześmiał się, a potem zwrócił się do swojej grupy, aby
sprawdzić, czy mogą zaczynać.
- Myślę, że znacie ten utwór - powiedział do
mikrofonu. Gdy zagrał kilka pierwszych akordów
tłum znowu ogarnęło szaleństwo.
Czystym, ciepłym głosem Lukę zaczął śpiewać wzruszającą balladę o biedzie,
głodzie i rozpaczy. Nina czuła jego żarliwą troskę o świat, jego smutek i złość.
Widownia znała tę piosenkę, gdyż dosłownie wszyscy śpiewali razem z Lukiem.
Wytężali głosy i wierzyli w to, o czym śpiewali. Nina odczuła wielką satysfakcję,
choć zdawała sobie sprawę, że nie ma żadnego tytułu, by dzielić z nim sukces.
Gdy skończyli zerwały się owacje, za które Lukę i jego grupa krótko podziękowali,
po czym gładko przeszli do typowego rocka. Nina doszła do wniosku, że naprawdę
jest dobry. Utwory skomponowane przez Luke'a były melodyjne, pod silnym
wpływem jazzu i muzyki country. Głos pełen wyrazu, ciepły i... uwodzicielski. W
występ wkładał wiele energii, z wdziękiem poruszał się po scenie i umiał skłonić
widownię, by śpiewała razem z nim.
Nina świetnie się bawiła.
Potem Lukę zaśpiewał tytułowy utwór ze swego najnowszego albumu. Dopiero
teraz Nina znalazła odpowiedź na niektóre pytania, jakie zadawała sobie,
oglądając ten album na wystawie sklepu muzycznego. Utwór ten natarczywie
stawiał pytania dotyczące uczciwości i odwagi osobistej, nakłaniając słuchaczy,
by z uporem szukali własnej tożsamości.
Piosenka dobiegła końca, ale Nina była tak zatopiona w myślach, że
zapomniała o oklaskach. Czuła, że musi ją jeszcze raz usłyszeć.
- Na koniec zagramy nowy numer - zakomuniko
wał Lukę.
Na razie go nie nazywamy, jest jeszcze trochę surowy, ale napisałem go dla
kogoś, kto jest na widowni i chcę, byście tego posłuchali: „Kto się na gorącym
sparzy..."
Zespół zaczął grać tradycyjnego melodyjnego rocka. Na czoło wybijały się
pianino i saksofon. Lukę wiedział, że Nina uwielbia saksofon. Wtuliła się głębiej
w krzesło. Ogarnęło ją wzruszenie. Słuchała piosenki i nie była w stanie
logicznie myśleć. Czyżby się jej oświadczał w obecności tysięcy ludzi? Co za
zuchwałość! Ale to było w jego stylu.
Gdy skończyli, publiczność szalała. Lukę spojrzał prosto na Ninę. Uśmiechał
się. Krótko pożegnał się z widownią i opuścił scenę, a jego miejsce wkrótce
zajął aktor komediowy.
Bratanice Niny obrzuciły ją szelmowskim spojrzeniem i z ożywieniem coś do
siebie szeptały.
Zgodnie z umową Nina zaprowadziła dziewczynki za kulisy. Pokazała
portierowi swoje zaproszenie i podała nazwisko. Natychmiast znalazł się ktoś,
kto przeprowadził je przez tłum piosenkarzy, muzyków, charakteryzatorów,
reporterów i wielbicieli, kręcących się za sceną. Znaleźli Luke'a, który właśnie
udzielał wywiadu. Gdy zauważył Ninę, natychmiast wstał.
To wszystko, Mariella - powiedział.
Dziękuję, Lukę - odpowiedziała reporterka, ściskając jego dłoń na
pożegnanie.
Przebijał się przez tłum, żeby zbliżyć się do Niny.
- No, już myślałem, że nie przyjdziecie.
Uśmiechnęli się do siebie. Nagle Nina poczuła się
zmieszana jak uczennica. Nikt nigdy nie powiedział jej, jak powinna się zachować
wobec mężczyzny, który napisał dla niej piosenkę i śpiewał ją przed wielotysięczną
widownią. Oczy ich spotkały się. Jednocześnie zaczęli:
Ja...
Czy ty...
Wybuchnęli beztroskim śmiechem. Uczucie skrępowania minęło i Nina
przedstawiła swoje bratanice.
- Lukę, to jest Angela, a to Maria.
Uścisnął ich dłonie, potem pochylił się: - Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin, Mario - powiedział i pocałował ją w policzek. Oczy jej zrobiły się jak
spodki, wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Nina wiedziała, że Maria zachowa
pamięć o tym pocałunku przez całe życie.
Jesteście ładną rodziną - powiedział Lukę, z uwagą przyglądając się trzem
filigranowym osóbkom, które stały przed nim. - Czy zostajecie do końca koncertu?
Nie, zaraz wychodzimy - odparła Nina. Nie chcę wracać pociągiem późnym
wieczorem.
Dlaczego nie wzięłaś samochodu?
Nie umiem prowadzić.
Nie umiesz prowadzić? - powtórzył z niedowierzaniem.
Nie umiem. Naprawdę, Lukę. Całe życie mieszkałam w Nowym Jorku. W San
Francisco jeździłam autobusami lub samochodem Philippe'a z kierowcą. Kiedy
miałam się nauczyć prowadzić samochód?
Kobieta, która nie prowadzi, bo jeździ metrem albo Rolls-Roycem z kierowcą!
Wasza ciotka jest dziwną osobą - zwrócił się do dziewczynek.
Nie jest taka zła - odpowiedziała Angela, uważnie obserwując reakcje ciotki
i swego idola.
Nie, nie taka zła - powtórzył w zamyśleniu. Ninie zrobiło się gorąco, gdy
poczuła na sobie jego wzrok. Oczyma wyobraźni ujrzała się w ramionach
Luke'a, poczuła uścisk ramion, dotyk warg, smak pocałunku... Odwróciła oczy
uciekając przed jego hipnotycznym spojrzeniem.
Dziewczęta, jeśli nie możecie zostać do końca koncertu, to przynajmniej
poznacie Gingie. Chcecie? - zwrócił się do Angeli i Marii, przyglądając się ich
nowym koszulkom z podobizną piosenkarki.
Tak, tak, och tak - piszczały z radości.
Lukę wziął je za ręce. - Chodź z nami - powiedział przez ramię do Niny.
Pospieszyła za nimi i dopiero wtedy zauważyła, ile aparatów fotograficznych
skierowanych było na Luka. Miała nadzieję, że ani ona sama, ani jej bratanice
nie zostaną uwiecznione na zdjęciu przez reportera któregoś z tych okropnych,
plotkarskich czasopism.
Gdy doszli do garderoby Gingie, Lukę zapukał i zawołał ją. Przyszła od razu.
Wyglądali na dobrych znajomych.
Jak ci poszło? - spytała Luke'a.
Nieźle. Chcę, abyś poznała moje znajome. To jest Angela, to Maria, a to ich
ciotka Nina.
Gingie przywitała się ze wszystkimi. - Podobało wam się? - zapytała.
Gdy Gingie rozmawiała z dziewczętami, Nina mogła się jej przyjrzeć. Była
wysoka, miała dobrą figurę, a stroje dopasowane były do wzrostu. Krótkie,
jasnoblond włosy podkreślały urodę. W stosunku do dziewcząt była uprzejma i
nie traktowała ich z wyższością. Spodobała się Ninie. Zamienili jeszcze kilka
słów, Gingie dała dziewczynkom autografy i pożegnała się ze wszystkimi.
Gdy Lukę odprowadzał je do wyjścia, zwrócił się do Niny:
Właściwie, ja też mogę już stąd iść. Skończyłem na dzisiaj. Jeśli chcecie, mogę
was odwieźć do miasta.
Naprawdę nie zrobi ci to różnicy?
Oczywiście, że nie. Przepraszam, powiem tylko chłopakom, że wychodzę.
Jeśli naprawdę...
Jak zwykle bardzo uprzejma Nina - podśmiewał się Lukę.
Jak stąd wyjdziemy?
Zaparkowałem samochód na strzeżonym parkingu dla artystów. Miejmy
nadzieję, że wciąż jeszcze jest strzeżony.
Co chcesz przez to powiedzieć?
No, wiesz, czasami młodzież, która nie dostała się na koncert wymyka się spod
kontroli i trudno nad nią zapanować.
Wyszli z budynku i skierowali się w stronę zaparkowanych samochodów. Mignęły
flesze, a potem ktoś krzyknął: - Kto to?
Czy to Gingie?
Nie, to Lukę Swain.
Lukę! Lukę!
O rany - westchnął Lukę. Wydawał się nie tyle zmartwiony, co przygnębiony.
Lukę, Nina i jej bratanice stali się nagle ośrodkiem zainteresowania fanów.
Nina nigdy nie zapomni tego, co się potem zdarzyło. Setki ludzi ruszyły w ich
kierunku, omijając strażników, prześlizgując się między zaporami. Jedną ręką po-
pchnęła dziewczynki za siebie, drugą trzymała się Luke'a licząc, że będzie wiedział,
co w tej sytuacji zrobić.
Gdy tłum naparł, próbował osłonić Ninę i dziewczęta, krzycząc: - No, dobrze,
dobrze, ale cofnijcie się już! Strażnicy, wyprowadźcie stąd te panie! - Wszystko
jednak potoczyło się bardzo szybko. Nina i dziewczęta nie zdążyły schronić się w
budynku.
Nina puściła rękę Luka, ogarnęła ją panika. Maria i Angela nagle zniknęły jej z
oczu. Nie mogła ich dostrzec w falującym tłumie.
Maria ! - krzyknęła.
Kim ona jest? - spytał ktoś patrząc na Ninę.
Ona jest z nim!
Zupełnie niespodziewanie ludzie zaczęli ją ciągnąć za włosy, szarpać ubranie, ktoś
chwycił ją za pasek.
- Zostawcie mnie!! - krzyknęła przerażona.
Gdy chcąc odnaleźć dziewczynki przedzierała się przez gąszcz obcych dziewczyn
wrzeszczących imię Luke'a, czuła jak zdejmują jej pasek i biżuterię, urywają rękaw i
rozrywają kurtkę, a z nogi ściągają jeden kozak. Ktoś, podskakując obok, niechcący
uderzył ją w twarz tak mocno, że zobaczyła wszystkie gwiazdy. Słyszała gwizdki
policjantów i donośne męskie głosy. Ktoś, kto przebił się przez tłum, wpadł na nią.
Nina upadła. Gdy stanęła z powrotem na nogi tłum się rozproszył, a opornych
policjanci odciągnęli za barierki.
- Nino, czy jesteś cała? - to był głos Angeli.
Nina chwyciła ją za ramię. - Tak, a jak ty, kochanie?
Angela była cała umazana błotem i jakimś smarem.
Miała poodrywane guziki, rozerwane ubranie, zerwane gumki z włosów, a po
zakupach nie zostało ani śladu.
- Świetnie! Jest cudownie, cudownie! - nie posiadała
się z radości Angela.
Ktoś z tyłu popchnął Ninę tak mocno, że się znów przewróciła. Gdy Lukę wraz z
Angela i Marią podszedł do niej, wciąż jeszcze siedziała wściekła na ziemi. Nie
zwróciła uwagi na zaniepokojony wyraz twarzy Luke'a.
Nino, czy nic ci się nie stało? - ukląkł przy niej.
W porządku. Czy to ci się często zdarza? - spytała lodowato.
Już od dawna nie miałem takiej przygody - odparł zmęczony.
O rany, ktoś ci nawet ukradł but, Nino! - wykrzyknęła Maria.
Lukę wybuchnął śmiechem, a razem z nim Angela i Maria. Tego już było za wiele!
Co w tym jest śmiesznego, do cholery?
No, Nino. Można się z tego tylko śmiać. Popatrz na nas wszystkich.
Lukę miał podarte dżinsy i koszulę, był wysmarowany błotem i smarem.
Wiem, że jesteś wstrząśnięta. Ale nie ma o czym mówić. To często się zdarza
gwiazdom rocka.
Nie jestem gwiazdą rocka - powiedziała zirytowana, stając znowu na nogi. - A
gdybym chciała być napadnięta, okradziona czy ogłuszona czymś ciężkim, to
wystarczyłoby przejść się po parku Bowery po zmroku. Dlaczego właściwie
zaproponowałeś nam odwiezienie do domu, jeżeli wiedziałeś, że coś takiego może się
zdarzyć?
Nie myślałem...
Rzeczywiście!
Nino, nie denerwuj się - powiedziała Maria.
- Wszyscy jesteśmy cali i zdrowi - wtrąciła Angela.
Złość Niny skierowała się przeciwko dziewczę
tom.
Nie wtrącajcie się. To ja będę się tłumaczyć przed waszym ojcem.
Ja wszystko wyjaśnię - zaczął Lukę ugodowo.
Nie mieszaj się - rzuciła Nina kompletnie rozjuszona.
Na Boga, Nino! Nikt nie chciał ci zrobić krzywdy! Oni tylko chcieli...
Poszarpać moje ubranie, ukraść mi biżuterię i wytargać mnie za włosy tylko
dlatego, że z tobą wychodziłam. Jeśli ty gustujesz w takim bezmyślnym,
brutalnym i wulgarnym uwielbieniu, to twoja sprawa. Ja nie!
Wydawało się, że Lukę liczy do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć śmiechem. W
końcu powiedział:
- Dobra, no to idziemy. Zawiozę was do domu.
Nie mając innego wyjścia Nina zgodziła się bez
entuzjazmu. Droga upłynęła w pełnej napięcia ciszy. Gdy dotarli do domu, Nina
nie mogła dłużej wytrzymać tego napięcia.
Pospiesznie wyciągnęła dziewczęta z samochodu, popchnęła je w kierunku
budynku i dopiero wtedy spojrzała na Luke'a. Stał zamyślony na chodniku, ręce
trzymał w kieszeniach i choć październikowa noc była zimna, był bez kurtki.
- Nie możemy teraz rozmawiać - powiedział cicho.
*■ Zadzwonię.
- Nie! - przerwała mu Nina.
Popatrzył na nią.
Już jestem spokojna. Straciłam... panowanie nad sobą. Jakoś zawsze to mi
się zdarza przy tobie.
Zauważyłem - odparł sucho.
Zrozum, Lukę. Nie podoba mi się to. Nie pasuję do świata gwiazd rocka.
Nie chcę się z tobą spotykać.
Czy to z powodu dzisiejszego wieczoru?
Naturalnie.
Naturalnie? - badał ją uważnie wzrokiem.
Dobranoc panie Swain - powiedziała cicho i odwróciła się w kierunku
drzwi wejściowych.
Mało kto rozpoznałby w tej wymiętej, obszarpanej postaci, która kulejąc
wchodziła do budynku zawsze niezwykle elegancką Ninę Gnagnarelli.
Lukę stał na ulicy wpatrując się w drzwi jeszcze długo po tym, kiedy Nina za
nimi zniknęła.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Premiera „Rigoletta" była wielkim sukcesem. Ostatnie dni przed premierą Nina
pracowała niezwykle intensywnie. Nie miała czasu na rozpamiętywanie ostatnich
przeżyć. Po przedstawieniu otrzymała mnóstwo kwiatów, wiele telegramów, listów i
kart z gratulacjami. Rodzina, znajomi, przyjaciele, koledzy, wiele znanych i
wpływowych osób przychodziło do jej garderoby, by osobiście jej pogratulować, a
tłum reporterów czekał, kiedy ona i inni artyści będą opuszczać teatr.
Po premierze odbył się elegancki bankiet z szampanem. Gdy w czasie uroczystości
powiodła wzrokiem po wykwintnym otoczeniu i eleganckich gościach wiedziała, że
tu jest jej miejsce. Wszystko było przeciwieństwem świata Luke'a, źle ubranych,
zbuntowanych artystów i masowej histerii publiczności. Nie, nie było czego żałować.
Przez kilka następnych dni Nina czuła się wyczerpana i przygnębiona. Nie było w
tym nic niezwykłego. Tak zazwyczaj reagowała, gdy kończył się okres wytężonej
pracy na próbach i mijało podniecenie premierą. Trochę się jednak zaczęła niepokoić,
gdy wyczerpanie minęło a przygnębienie wciąż nie ustępowało. Nie rozumiała, co się
z nią dzieje.
Leżała na łóżku z zamkniętymi oczyma. Ostatnio często o nim myślała. Płomienne
piwne oczy sięgały w głąb jej duszy, ciepłe, silne wargi dotykały jej...
- Nie dręcz mnie - szeptała - nie dręcz...
Każde z nich żyło w innym świecie, a jego świat
zupełnie jej nie odpowiadał. Lukę był kłótliwy, źle wychowany i bardzo uparty,
zupełnie jak jej ojciec i rodzeństwo. Wyzwalał w niej wszystko, co najgorsze.
Rumieniła się, jąkała, piszczała - tak jak kiedyś w dzieciństwie.
Gdy tylko się pojawiał, chłodna, światowa, wyrafinowana kobieta, której
wizerunek wytrwale budowała, ustępowała miejsca niedoświadczonej,
wrażliwej dziewczynie. W jego twarzystwie ujawniały się nowe cechy jej
osobowości.
W następnym tygodniu znów śpiewała w „Rigolet-cie". Jesse Harmon prosił o
pięć biletów na przedstawienie i dzięki znajomościom, udało się załatwić
najlepsze miejsca.
Tego wieczora w jej śpiewie brzmiała gwałtowna namiętność i
niepohamowany żal, co całkowicie oczarowało słuchaczy. Giorgio był
międzynarodową gwiazdą. To jego podziwiali melomani, ale promieniał
ojcowską dumą, gdy publiczność zgotowała Ninie gorącą owację.
Gdy przyjmowała gratulacje od wielbicieli i paru przyjaciół, w drzwiach jej
garderoby pojawili się Jesse i Rebecca.
Jesse! - szczerze się ucieszyła na widok przyjaznej twarzy.
Byłaś wspaniała! - podszedł do niej i objął ją tak mocno, że nie mogła
oddychać. Rebecca przytakiwała. - Myślę - Jesse zmrużył oko
porozumiewawczo - że nawet nawróciłaś pewnego poganina.
Nie rozumiem?
- Jesteśmy w towarzystwie - zaśmiał się.
Spojrzała ku drzwiom i ujrzała Luke'a. Ich oczy się
spotkały. Wszystko inne nagle przestało istnieć. Gdy zaczął iść w jej kierunku,
utkwiła w nim wzrok przestraszonego zwierzęcia. Nie widziała go przez trzy
tygodnie, ale nie zapomniała jego wijących się
włosów, lśniących, białych zębów, kontrastujących z ciemną cerą. Miał na sobie
elegancki strój wieczorowy. Był niesłychanie przystojny. Patrzył na nią płomiennym
wzrokiem, jakby lekko onieśmielony jej kostiumem i pełną charakteryzacją.
- Gratuluję - powiedział cicho. - Byłaś fenomenal
na. W życiu czegoś takiego nie słyszałem.
Lukę wręczył Ninie białą różę.
Przypomina mi ciebie. Jest piękna, delikatna i... ma kolce.
Dziękuję - powiedziała sucho. Po czym zwróciła się do Jesse'ego:
Kto jeszcze z wami przyszedł?
Mój perkusista ze swoją dziewczyną - odpowiedział Lukę na jej pytanie,
przedstawiając sympatycznie wyglądającego blondyna. - Nino, to jest Robin Good.
Pracuje ze mną prawie od początku.
Robin Good? - powtórzyła. - Ma pan chyba jeszcze więcej kłopotów z
nazwiskiem niż ja.
- Nie ma się czym przejmować - zapewnił ją.
Robin przedstawił Ninę swojej towarzyszce, miłej
dziewczynie dobiegającej trzydziestki.
Przepraszam was, ale muszę zmyć charakteryzację i przebrać się - oznajmiła
Nina.
Poczekamy na ciebie - powiedział Jesse. Wszyscy wyszli z garderoby. Nina nie
mogła zrozumieć, dlaczego Lukę nie próbował choć na chwilę zostać z nią sam na
sam.
Mnie na tym nie zależy - pomyślała zdejmując kostium i podając go
garderobianej z podziękowaniem. Zmyła teatralny makijaż i potrząsnęła głową, by
rozburzyć włosy.
Naga weszła do małej kabiny prysznicowej, znajdującej się w rogu garderoby, aby
zmyć z siebie brud i pot i pod gorącą wodą rozluźnić napięte mięśnie.
Kiedy skończyła, wytarła się szybko i owinęła
w ręcznik. Przetarła duże, zaparowane lustro i zaczęła suszarką układać gładką
fryzurę ze swoich kręconych włosów. Stała przed lustrem, tyłem do drzwi,
zajęta włosami. Hałas suszarki tłumił inne odgłosy. Nagle drzwi otworzyły się.
W lustrze ujrzała oczy Luke'a.
- Pukałem - powiedział.
Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Pieścił wzrokiem jej ledwie zakryte
ciało.
Spojrzenia ich spotkały się. Wstrzymała oddech. Wyłączyła suszarkę i
opuściła rękę. Nie była w stanie nic powiedzieć. Naelektryzowana cisza
wypełniła pokój.
- Żałujesz, że przyszedłem? - zapytał cicho.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Gdyby choć się poruszył - pomyślała. Ale on stał nieruchomo. Napięcie
narastało. Jego wzrok palił ją przez cienki ręcznik. Nina poczuła się zagrożona.
W powietrzu unosił się silny zapach kwiatów. Garderoba nagle przestała być
znajomym miejscem.
Wreszcie Lukę ruszył w jej kierunku. Suszarka wypadła jej z ręki.
Zahipnotyzowana patrzyła, jak się zbliża. Stał za nią tak blisko, że czuła ciepło
bijące z jego ciała, męski, czysty zapach.
- Masz piękne ramiona - wyszeptał delikatnie ją
dotykając. Poczuła ciarki na całym ciele.
Ich oczy znowu spotkały się w lustrze, zdziwione i rozognione. Przez chwilę
Lukę obserwował wyraz jej twarzy, po czym powoli spuścił głowę.
Ustami dotykał miękkiej skóry ramion. Z trudem łapała oddech. Widziała
obraz ciemnej głowy pochylonej nad jej ramieniem, czuła jego palce i usta na
skórze, słyszała ciche, bezsensowne słowa, które szeptał całując ją w szyję,
lekko gryząc w ucho i wreszcie pieszcząc ustami włosy. Jego oddech był
nierówny. Jęknęła cichutko. To szaleństwo - myślała. - Muszę położyć temu
kres. Ale pożądanie było zbyt silne, kolana jej się ugięły, gdy przechyliła się ku
niemu
w tył. Objął ją silnym ramieniem. Przesuwał w górę i w dół swe opalone dłonie po jej
ramionach, pieszcząc je. Przez ręcznik lekko dotykał jej pełnych, białych piersi.
Paliła ją skóra pod materiałem. Ogarnięta namiętnym uniesieniem chciała, żeby to
trwało bez końca, pragnęła połączyć się z nim.
- Nina, prześliczna Nina - szeptał. Jego pożądanie
było gwałtowne. Wsunął dłoń między fałdy ręcznika.
Głaskał i pieścił jedwabistą skórę jej talii i brzucha.
Całował ją, szeptał namiętne słowa. Nina odchyliła głowę do tyłu, i obserwowała w
zamglonym lustrze jak uwodzi go, wyginając zmysłowo plecy i sięga ręką za siebie,
by pieścić jego włosy i głaskać silne ramiona.
Jego ciepła, zręczna ręka dotykała jej brzucha, po czym zaczęła się przesuwać
niżej, niżej... Nina gwałtownie złapała oddech.
- Pragnę cię - wyszeptał niecierpliwie.
Była gotowa, bezwolna, słaba, bezradna...
Nie! - nagle wyrwało się jej z ust z taką siłą, że wprawiło ją to w osłupienie.
Odepchnęła ramiona Luke'a i uciekła przyciskając mocno ręcznik. Patrzyli na siebie.
Przez chwilę tylko ciężki oddech zakłócał obezwładniającą ciszę.
Nie? - usłyszała.
Nie!
Była bliska płaczu, zażenowana i przestraszona. Wszystko potoczyło się tak
szybko i nieoczekiwanie. W jednej sekundzie suszyła włosy, a w następnej oddawała
swe ciało temu mężczyźnie. Co się z nią działo?
Widząc jej zalękniony wyraz twarzy Lukę zmiękł. Wziął głęboki, uspokajający
oddech, by opanować rozgorzałe zmysły.
- Dobrze - odwrócił się do wyjścia. - Prawie
zapomniałem - powiedział - Jesse mnie przysłał, żeby
zapytać dokąd masz ochotę pójść wieczorem. Podejrzewam, że w tej sytuacji jest ci
wszystko jedno? Nina przytaknęła.
- Powiem, że zostawiasz mu wybór. Będzie zado
wolony.
Potrząsnęła lekko głową.
Lukę zatrzymał się przy drzwiach. Patrzył na nią łagodnymi oczyma, w których nie
było już śladu gorącej namiętności sprzed paru chwil.
- Nino, dobrze się czujesz? - spytał troskliwie.
Przytaknęła. Wtedy Lukę wyszedł.
- Nareszcie sama - Nina popatrzyła w lustro.
Zobaczyła małą, zalęknioną dziewczynkę. Nie było
w niej śladu zmysłowej kobiety, która jeszcze parę
minut temu oddawała się namiętności. Po policzkach
płynęły jej łzy goryczy i zażenowania. Przecież nie
była już małą dziewczynką z Brooklynu, ale dorosłą
doświadczoną kobietą. Przestała sypiać z Philippe'em
nie dlatego, że nie lubiła seksu, ale dlatego, że już nie
darzyła go szacunkiem. Ale nigdy dotąd nie odczuwała
takiego... obezwładniającego uniesienia. Nie zdarzyło
jej się to ani z Philippe'em ani z tymi kilkoma
mężczyznami, z którymi się spotykała już po rozwodzie.
Bała się tego nagłego przepływu niepohamowanej
namiętności w ramionach mężczyzny, którego prawie
nie znała.
Obserwowała, jak dziewczyny i młode kobiety szalały, by się do niego zbliżyć i
dotknąć go. Wtedy wydawało jej się to niesmaczne, ale czy ona w gruncie rzeczy
była inna? Ćo wywoływało takie reakcje u kobiet?
Ta krótka scena pozostawiła ją wstrząśniętą i niepewną. Nina dołożyła wielkich
starań, żeby wyglądać jak najlepiej zarówno po to, by ukryć swe burzliwe uczucia,
jak i po to, by pokazać Luke'owi Swainowi z kim ma do czynienia. Gdy wreszcie
spotkała się
Z czekającym na nią towarzystwem wyglądała elegancko, kobieco, szykownie i
uwodzicielsko, mimo że w jej sercu szalała burza.
Jesse głośno dał wyraz swemu podziwowi, Robin Stał oszołomiony, oczy Luke'a
błyszczały w zachwycie, ale od razu wszystko popsuł pytaniem: - Co? Dzisiaj bez
żadnych martwych zwierzątek? Co to za okazja?
- Nina całkowicie go zignorowała.
Jesse nigdy nie lubił „zwyczajnych" miejsc. Poszli więc do spokojnego klubu
jazzowego. Właścicielem oczywiście był stary znajomy Jesse'a. Dostali najlepszy
Stolik. Obsługa była wspaniała. Gdy uspokoiła się trochę, poczuła wilczy głód. Tak
wszystko jej smakowało, że w końcu Jesse zauważył zadowolony:
Podobają mi się kobiety, które lubią jeść. Nie ma nic gorszego niż jakaś
wychudzona dziewczyna dłubiąca widelcem w talerzu i jęcząca, ie musi dbać o
figurę.
Śpiewacy operowi nie muszą być wychudzeni
- zauważyła Nina. - A poza tym ja bardzo dużo
ćwiczę: gimnastyka, balet, pływanie oraz piłka nożna
Z moją rodziną.
Po zaspokojeniu głodu, Nina zainteresowała się rozmową. Lukę uśmiechał się
przyjaźnie do wszystkich przy stoliku, wzrok jego był wesoły, ale niczego nie
zdradzał. Nie próbował jej dotknąć, nie poprosił jej do tańca, choć tańczyła z Jess'em
i z Robinem. Wypytywał ją o operę, o jej poprzednie role, o naukę, o ulubione
miejsca w Europie.
- Jaką rolę najbardziej chciałabyś zaśpiewać?
- zapytał.
Medeę - odpowiedziała bez zastanowienia.
Medeę? Tę Greczynkę, która mordowała swoje dzieci? - spojrzał z niesmakiem.
Tak.
O, to bardzo ciekawe - powiedział Robin z zain-
teresowaniem, - Moralnym problemem tej postaci jest oczywiście...
Daruj nam dziś wieczór - przerwał Lukę. - Nino, ty w ogóle nie wiesz, na
co się narażasz. Rebecco, zlituj się nade mną i chodź zatańczyć.
Nie przejmuj się nim - uśmiechnął się Robin. - Musi mnie wysłuchiwać
przez te długie, samotne dni i noce, gdy jesteśmy w trasie.
Nie rozumiem - powiedziała Nina.
Robię magisterium z filozofii.
Ach tak! Perkusista jednego z najlepszych zespołów rockowych w
Ameryce?
Byłem sobie zwykłym studentem z Iowa, gdy spotkałem Luke'a, który
właśnie tamtędy przejeżdżał. Wiedziałem, że potrzebuje dobrego perkusisty,
więc rzuciłem studia i dołączyłem do niego. Wtedy dopiero zaczynał.
W końcu zdecydowałem się kontynuować studia, ale jednocześnie nie
chciałem porzucić zespołu. Tak więc studiowałem w różnych miejscach, aż w
końcu, bo trwało to latami, uzyskałem pierwszy stopień naukowy, a teraz robię
magisterium.
A co masz zamiar potem robić? - spytała Nina.
W tym tempie, w jakim to teraz idzie, zrobię doktorat, gdy będę taki stary,
że będę musiał już dać sobie spokój z rockiem.
Nie chcesz pozostać przy rocku?
Kocham to, co robię, ale to naprawdę szalone życie. Na pewno będę miał
tego po dziurki w nosie za jakieś dziesięć, piętnaście lat. Lukę jest geniuszem.
On może w każdej chwili przestać śpiewać, poświęcić się pisaniu piosenek i
ewentualnie od czasu do czasu dać jakiś występ. Ja muszę myśleć o mojej
przyszłości.
Nina się uśmiechnęła. Podobał jej się ten pogodny, łagodny mężczyzna.
- Czy znasz dobrze Lukę'a? - spytał Robin tak
townie.
Wyraźnie go to interesowało, ale był za dobrze wychowany, żeby się wypytywać.
Mówiąc szczerze, prawie w ogóle go nie znam. Dzisiaj widzimy się chyba po raz
czwarty. Nasze spotkania zazwyczaj kończą się... burzliwie. Nic ci o mnie nie
wspominał?
Nie, nic. Są rzeczy, o których mówi bez przerwy, bez względu na to czy to kogoś
interesuje, czy nie. Z drugiej strony, jeśli o czymś nie mówi, to nigdy nie wiesz, czy
dlatego, że to go nie obchodzi, czy dlatego, że obchodzi go za bardzo. Zazwyczaj jest
otwarty, ale bywają sprawy, w które nikogo nie wtajemnicza.
Ciekawe...
Zastanawiałem się tylko, dlaczego jest taki humorzasty ostatnimi czasy, dużo
bardziej niż przedtem. - Przerwał na chwilę. - Ten nowy utwór „Kto się na gorącym
sparzy, ten na zimne dmucha" poświęcił tobie, prawda?
Tak.
Zmuszał nas do pracy ponad siły, żeby zdążyć na ten koncert. A od tamtego
wieczora ani razu nad tym nie pracował. Nasz producent zainteresował się utworem,
ale to i tak nie ma znaczenia. Lukę robi to, na co ma ochotę.
Nina wpatrywała się w jakiś punkt, próbowała uporządkować myśli.
Przepraszam cię, Nino, że się wtrącam.
Nic nie szkodzi. Wiem, że pytasz dlatego, bo jesteś jego przyjacielem. Ale ja ci
na to nie umiem odpowiedzieć. Na pewno nie dziś - uśmiechnęła się do niego. -
Powiedz mi coś o Medei, może wykorzystam te wiadomości.
Byli zaabsorbowani rozmową, gdy pozostali wrócili do stolika.
- Jeśli nie bardzo wiesz, o co mu chodzi, nie
martw się - Lukę poradził Ninie. - Czasami dopiero
po tygodniach, gdy przebrnę przez te jego wywody,
dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy chodzi mu
o to, że kłamstwo, zabijanie i niewierność nie są
zjawiskami pozytywnymi.
Robin roześmiał się i zrerygnował z dalszego wykładu.
Kilka młodych kobiet podeszło do stolika prosząc Luke'a o autograf.
- Ach, przypomniałem sobie, że miałem cię o coś
zapytać - powiedział Robin, gdy zostali już we własnym
gronie. - Słyszałem, że chciałeś się wcześniej wyrwać
z tego koncertu dobroczynnego parę tygodni temu,
ale przydybali cię twoi wielbiciele. Czy to prawda?
Lukę popatrzył porozumiewawczo na Ninę.
Wyszedł wcześniej, bo chciał mnie i moje bratanice odwieźć do domu -
wyjaśniła Nina.
Byłaś tam? Nic ci się nie stało?
Nina i Lukę spojrzeli na siebie jednocześnie. Wybuchnęli śmiechem. Wreszcie
nabrała odpowiedniego dystansu do tego zdarzenia. I mogła śmiać się sama z siebie.
Razem z Luke'em opowiedzieli wszystkim, co się wydarzyło.
Musiałam wyglądać jak niezła wariatka - przyznała - ubranie w strzępach, włosy
rozwichrzone, w jednym botku. Wyładowywałam swoją złość na Luke'u.
No, myślę, że teraz Nina powinna się za to na tobie odegrać - powiedziała
Rebecca.
O, ona już to wcześniej zrobiła. Ja jej uprzejmie zaproponowałem pójście na
kolację, a ona zamiast tego zaprowadziła mnie na rzeź.
I opowiedział o swoich perypetiach z menu po francusku, o imponującej karcie win
i o obowiązujących strojach w „Les Precieuses".
Myślę, że teraz moja kolej - powiedział Lukę.
Nie rozumiem - odpowiedziała niepewnie.
Tym razem ty mnie zapraszasz na obiad, a ja wybieram restaurację.
- No, tak jest sprawiedliwie - stwierdził Jesse.
Nina spojrzała na Luke'a, ich spojrzenia skrzyżowały
się. To było znowu wyzwanie. Gdyby była mądra, wycofałaby się.
No, to może w czwartek? - spytała.
Nie mogę. Umówiłem się z Kate. A co robisz w piątek?
Nie, w piątek wieczorem śpiewam, a wiem, że całe popułudnie krzyczałabym na
ciebie. Może w środę?
- To do środy. - Podał jej adres restauracji.
Nina sama pojechała do domu taksówką, gdyż
mieszkała w zupełnie innej dzielnicy niż reszta towarzystwa.
Usiadła przed lustrem w sypialni i zmyła makijaż. Popatrzyła zirytowana na swoje
odbicie. Chyba zwariowała. Przecież mogła łatwo wykręcić się ze spotkania.
Przyznaj. Chciałaś go znowu zobaczyć. Dziewczyna w lustrze przytaknęła.
W takim razie do środy - wyszeptała Nina.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mam nadzieję, że spróbujesz każdej z potraw - namawiał złośliwie Lukę. - Jest to
zdrowy obiad domowy. Nie znajdziesz w nim żadnych sztucznych składników ani
konserwantów.
Lubię konserwanty - stwierdziła ponuro, grzebiąc w talerzu. Spojrzała w jego
śmiejące się oczy. - Zadowolony z odwetu?
Znajdowali się w zatłoczonej wegetariańskiej jadłodajni o nazwie „Natura". Na
niepewnych stołkach goście siedzieii ramię przy ramieniu. Nina miała miejsce
naprzeciwko damskiej toalety i za każdym razem, kiedy ktoś tam wchodził lub
wychodził, musiała wstawać. Nad głowami wiły się rośliny w doniczkach, a na
ścianach wisiały kolorowe plakaty ekologiczne. Nina była osobą bywałą, ale nigdy
dotąd czegoś podobnego nie widziała. Nagle poczuła się nieswojo, gdy zauważyła,
jak niektórzy ludzie z niesmakiem spoglądają na jej dodatki z cielęcej skóry.
Żałuję, że tak się ubrałam - przyznała niezadowolona. Lukę uniósł prawą brew. -
Właściwie to czułam się zmuszona. Nie chciałam, żebyś myślał, że zaczynam
hołdować twojemu stylowi. - Popatrzyła krytycznie na jego wytarte dżinsy i wełniany
sweter.
Napij się koziego mleka - zaproponował. -- Od razu się lepiej poczujesz.
Czy mogę dostać teraz ciastko morelowe? - spytała Nina zniecierpliwiona.
Najpierw skończ swoje jarzyny.
Jesteś potworem.
- Oh, Nino, długo jeszcze będę pamiętał dzisiejszy
obiad.
Z niechęcią podnosiła widelec do ust.
Wydaje mi się, że nie lubisz... uległości, prawda?
Nie.
Według mnie, nie oczekujesz, że wszyscy się z tobą zgodzimy, ale chcesz nas
zmusić do myślenia.
Właśnie o to mi chodzi, Nino: o myślenie, o troskę i o pomoc. Nikt do nas nie
przyjdzie, jeśli sami nie wyciągniemy ręki. Jeśli mamy żyć pełnym życiem, to nie
możemy się izolować od świata. - Nagle uśmiechnął się.
- Jasne, że jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, to twierdzę,
że nie ma racji, ale tylko dlatego, że jestem uparty.
Powiedziałabym, że zawzięty i niustępliwy.
Jak będę chciał usłyszeć komplement, zgłoszę się do ciebie.
- Dobry jesteś w tym, co robisz.
Spojrzał na nią.
Twoje piosenki są ciekawe pod względem muzycznym, a teksty napisane mądrze
i szczerze - ciągnęła trochę zakłopotana. - Lubię cię słuchać.
Dziękuję ci, Nino. Pochwała z twoich ust wiele dla mnie znaczy. - Podniósł jej
rękę i pocałował. Popatrzyli sobie w oczy.
No, a teraz skończ jarzyny, bo nie będzie deseru
- upomniał ją.
Z nieszczęśliwą miną zjadła parę kęsów i zauważyła:
Ojej, Lukę! Jesteśmy tu już od pół godziny, a jeszcze nie opadli nas twoi
wielbiciele. Stajesz się mniej popularny?
A może to twój strój odstrasza? - mruknął. Posłała mu złe spojrzenie. - Nie wiem,
czy będę tu miał jeszcze wstęp po tym, kiedy pokazałem się z tak ubraną kobietą -
zauważył.
Nie wiem, czy byłoby to takie złe - stwierdziła Nina odstawiając swój talerz z
jedzeniem.
- Masz dość? - Masz ochotę na coś jeszcze? Koktail
z mleka sojowego? A może kawę zbożową? - zapytał
troskliwie. - Wiem! Na pewno dobrze ci zrobi budyń
z czerwonej fasoli.
Nina zbladła.
W porządku, odegrałeś się na mnie, ale już dość. Nie zmusisz mnie, żebym
coś takiego zjadła - broniła się słabo.
Czy może masz ochotę już stąd wyjść? - oczy Luka jaśniały śmiechem.
Nina zerwała się w kierunku drzwi, podczas gdy Lukę regulował rachunek.
Mam ochotę na lody - powiedziała, gdy znaleźli się na ulicy. - I krem
czekoladowy. I orzeszki. Mam ochotę na ciężkie, słodkie jedzenie, które jest
niezdfowe i pełne konserwantów.
Lukę śmiał się. Wziął ją do popularnej lodziarni.
Naprawdę masz zamiar jeść to paskudztwo? - spytał spoglądając na lody
czekoladowe, obłożone dużą ilością owoców kandyzowanych.
Oczywiście! - powiedziała.
Będziesz kiedyś grubą śpiewaczką operową - powiedział Lukę ze
śmiechem.
O obfitych kształtach, może. Na pewno nie grubą. Zresztą dużo...
Ćwiczę. Tak, to już słyszałem.
Nina skończyła swoją porcję, potem dojadła resztę deseru Luka. Otworzył
oczy ze zdziwienia, gdy sięgnęła jeszcze po czekoladki miętowe.
Po tym jarskim posiłku umieram z głodu.
Czy Philippe nie uważał, że twój apetyt jest... niezbyt wytworny? -
dopytywał się z ciekawością-
Nie przeszkadzało mu to, dopóki byłam smukła i piękna - odpowiedziała.
Na początku naszej znajomości ja naprawdę napychałam się. Zapraszał
mnie na kolację w środę,
a ja byłam tak biedna, że nic nie jadłam do następnej proszonej kolacji w piątek.
- Ja też kiedyś robiłem takie numery - powiedział
Lukę. - Na początku śpiewałem w kawiarenkach
uniwersyteckich. W honorarium wliczone były posiłki,
więc najadałem się na zapas.
Przy kawie gawędzili o chudych latach, później wyszli z lodziarni i szli bez celu
ulicą. Zatrzymywali się przed witrynami sklepów, udając zainteresowanie sztuką pop,
sztuczną biżuterią, książkami i indonezyjskimi starociami.
Nina zastanawiała się, czego właściwie sma chce. Bezsprzecznie Lukę podobał się
jej, pociągał ją. Te ciemne oczy, opadająca brew, ten uśmieszek, prześladowały ją
nawet w sali prób.
Nic, nawet skandaliczny rozwód nie odciągnął jej od pracy. A teraz coraz częściej,
kiedy pracowała z Eleną czy śpiewała z Giorgio Bellantim, uciekała rnyślami do tych
szalonych, rozkosznych pamiętnych chwil w garderobie. Marzyła o nim, jak
rozkochana nastolatka. - Nie, nie, to musi się skończyć!
Ze zdziwieniem odkrywała, że w zasadzie lubi Luke'a. Nawet bardzo go lubi. To
prawda, że był irytujący, zawzięty, zmienny i uparty, ale jednocześnie był uczciwy,
wielkoduszny, troskliwy, inteligentny, utalentowany, oddany sprawie, i co bardzo
ważne, sjimokrytyczny. Podziwiała również jego męstwo, które okazywał przez te
dziesięć długich, ciężkich lat, gdy piął się na szczyt kariery. Imponowała jej odwaga,
z jaką występował przed wielotysięczną publicznością.
Chyba nie jesteś nadal głodna? - spytał z niedowierzaniem.
Słucham? - Nina drgnęła zaskoczona.
Nie przejmuj się. Kupię ci trochę - zadrwił dobrodusznie. Nina zorientowała się,
że od pewnego czasu wlepia wzrok w wystawę z czekoladkami.
Och - powiedziała wracając na ziemię - nie, nie. Ja... Tylko...
podziwiałam...
Masz ochotę przejść się po parku? - spytał.
Tak - odpowiedziała natychmiast, chcę być z nim jak najdłużej.
Wyciągnął rękę, którą pochwyciła pospiesznie. Chciała go dotykać, czuć jego
ciepły uścisk. Przyciągnął ją trochę bliżej, napawała się jego bliskością.
Pospacerują chwilę po parku, prawie jak kochankowie, a potem pójdą każde
w swoją stronę. Nina zdała sobie sprawę, że tak być musi. To w ogóle
zadziwiające, że tak odkryli się przed sobą, ale było mało prawdopodobne, żeby
mogli kontynuować znajomość. Nic ich nie łączyło, wciąż się kłócili. Byli
bardzo zajętymi ludźmi, żyjącymi w dwóch różnych światach.
Gdy już wszystko przemyślała i wiedziała, jak powinna się zachować, poczuła
się... straszliwie nieszczęśliwa.
Czy coś ci się stało? - spytał Lukę.
Nie, nic.
Wyglądasz na niezbyt zadowoloną.
Nie, wszystko w porządku.
Czy to jest związane ze mną? - próbował się dowiedzieć.
Spróbuj zrozumieć: wszystko jest w największym porządku - powiedziała z
naciskiem.
Bo jeśli to ma jakiś związek ze mną, to myślę, że powinniśmy
porozmawiać. Zawsze wolę stawiać sprawy jasno. Chodź, usiądźmy na chwilę i
pogadajmy - powiedział Lukę wskazując pustą ławkę w parku.
Lukę usiadł obok Niny tak blisko, że owładnęło ją błogie uczucie, ale
zarazem czuła się onieśmielona. Delikatnie zgarnął kosmyk czarnych włosów z
jej czoła.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie z kimś takim
jak ty - zaczął niezdecydowanie.
Ja też nie.
Chcę cię lepiej poznać.
Ale Lukę... my jesteśmy tak od siebie różni. Jesteśmy jak ogień i woda.
Czy chcesz zakończyć naszą znajomość?
Tak... sądziłam - zawahała się pod wpływem jego magnetycznego spojrzenia.
Odsunęła się, żeby nie patrzeć na niego. Nie była w stanie myśleć.
Ja chyba też tak sądziłem parę tygodni temu. Ale uważam, że teraz jest już trochę
za późno. - Czy jesteś pewna, że nic jeszcze między nami nie zaszło? Nic się nie
zmieniło? Nie myślisz o mnie, kiedy nie jestem z tobą?
Skierowała ku niemu błyszczące oczy. Jej płomienny wzrok mówił sam za siebie.
Lukę podniósł prawą brew.
Miałem taką nadzieję - powiedział cicho - bo ja o tobie myślę bez przerwy,
dniem i nocą. Szczególnie nocą.
Czy uważasz, że jest coś przed nami? - spytała niespokojnie.
Nie wiem. Ale życie jest wtedy ciekawe, kiedy nie wiesz, co cię czeka.
Nie zgadzam się z tobą.
Przyciągnął ją do siebie. Poszukał ustami jej warg. Głaskał jej szyję, przytulał
ramiona, pieścił włosy. Jego wargi łagodnie muskały usta i policzki leciuteńkimi
pocałunkami.
Z ust Niny wyrwało się tęskne westchnienie. Pragnęła go, jego dotyku,
namiętności. Musiała przyznać przed samą sobą, że jego postać też prześladowała ją
dniami i nocami, że cieszyła się z jego przyjścia do opery i że nie chciała, żeby to
wszystko się dzisiaj skończyło.
Pocałunek stał się zachłanny, namiętny. Od razu przebaczyła mu, że rozpraszał ją
przy pracy, przebaczyła mu nieprzespane noce. Pocałunki były tak słodkie, że nikt nie
mógłby się im oprzeć. Wtuliła się w niego
i żal jej się zrobiło na myśl, że być może później nie zazna już takich uniesień.
Nina poczuła, że Lukę lekko ją od siebie odpycha.
- Musimy przestać - szepnął drżącym głosem.
- Jesteśmy w samym środku Central Parku - przypom
niał jej.
Ach tak! - Nina szeroko otworzyła oczy. Spojrzał na nią w czułym
rozbawieniu.
I co z nami teraz będzie?
Patrzyła mu w oczy przez dłuższą chwilę sanim odpowiedziała.
- Nie wiem, ale wydaje mi się... że jest już za
późno, żeby zawrócić.
Mimo, że nie była to na pewno najbardziej entuzjastyczna deklaracja, jaką usłyszał
od kobiety, Lukę wydawał się być zadowolony.
Odprowadził ją do domu, gdyż dzień był piękny. Gdy stanęli przed jej domem,
zapytał:
Nie zaprosisz mnie na górę?
Nie - odpowiedziała zdecydowanie.
Dlaczego nie? Boisz się tego, co się może zdarzyć?
- uśmiechnął się.
- Oczywiście. Jestem przekonana, że nie będzie ci
się podobało moje mieszkanie i boję się, że znowu
pokłócimy się, a ja nie jestem przygotowana na
następną kłótnię.
*. Nina zgodziła się spotkać z nim za dwa dni. zgodnie postanowili na jakiś czas
zrezygnować z restauracji. Zamiast tego, Nina zaprosiła Luke'a w niedzielę na
wernisaż artysty, którego szczególnie lubiła.
- Nie musisz wkładać krawata - zapewniła go
Nina. - Ale gdybyś mógł ubrać się trochę bardziej...
znaczy... trochę mniej...
Lukę popatrzył w niebo.
- Zobaczę, czy coś znajdę w szafie.
Właśnie miał zamiar pocałować ją na pożegnanie, kiedy jedna z sąsiadek Niny
rozpoznała go i po prostu „musiała" się z nim przywitać i poprosić o autograf.
Przez kilka minut stała i rozmawiała z nimi przed domem. Nina zorientowała się,
że nie zostawi ich, dopóki Lukę nie odejdzie. Ponieważ nie miała ochoty, żeby Lukę
pocałował ją przy sąsiadce, powiedziała „do widzenia" i weszła do domu. Była trochę
poirytowana, że ostatnie chwile z Luke'em Swainem - mężczyzną, straciła na rzecz
Luke'a Swaina - gwiazdy rocka.
W mieszkaniu usiadła wygodnie w fotelu, potarła czoło i westchnęła głęboko.
Chyba będzie musiała się do tego przyzwyczaić, przecież to dopiero początek.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
To już naprawdę koniec - powiedziała Nina z naciskiem. - Słowo daję. Mam tego
dość. Nie idź ze mną nawet do końca ulicy.
O co chodzi? - Lukę zignorował jej zakaz i szedł za nią dalej bez trudu
dotrzymując jej kroku, gdy przyspieszyła ze złością.
O co chodzi? - powtórzyła z niedowierzaniem, nacierając na niego z
wściekłością. - Jak mogłeś? Czy ty wiesz, jak się za ciebie wstydziłam? Ekskluzywny
wernisaż artysty tylko dla zaproszonych gości! Jak mogłeś się tak nietaktownie
zachować?
Nietaktownie? Ten facet spytał mnie, co myślę o jego sztuce. Jeśli nie chciał
wiedzieć, nie powinien był pytać.
Jezu, czy ty kiedykolwiek zrozumiesz, że nie każdy chce wysłuchiwać gorzkiej,
nagiej prawdy - ciągnęła ze złością.
Rozumiem i dlatego nigdy nie powiedziałem mojej matce, jak trudno być
gwiazdą rocka. Ale ten facet jest artystą, Nino. Jeśli on swoje uczucia przenosi na
płótno a potem to wiesza na ścianie, nie może oczekiwać, że inni będą swoje uczucia
ukrywać.
Nikt od ciebie nie wymaga, żebyś ukrywał swoje uczucia. Wystarczy, że je
wyrazisz w łagodniejszej formie.
Ależ on nie był obrażony - twierdził Lukę. - Jak myślisz, dlaczego
rozmawialiśmy przez dwadzieścia minut?
Bo lubisz gadać!
- Nie przeczę. Ale tym razem rozmowa była bardzo
interesująca. Mnie nie podobają się jego prace, a on
przyznał, że nie znosi mojej muzyki, ale to jeszcze
wcale nie znaczy, że nie możemy wymienić poglądów.
Różnica gustów nie wyklucza wzajemnego szacunku.
Nina odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Przynajmniej w tym miał rację. Jej
własna głośna i uparta rodzina była dowodem, potwierdzającym tę tezę.
- Dobrze, przyjmuję twoje wyjaśnienia. Ale wyobraź
sobie, jak się wstydziłam, gdy sprzeczaliście się tak
głośno, że wszyscy na was patrzyli.
Lukę wziął głęboki oddech.
Przepraszam cię, Nino. Wierz mi, że nie chciałem, żeby to tak wyszło.
Następnym razem, kiedy gdzieś pójdziemy, będę pamiętał, że nie lubisz zwracać na
siebie uwagi.
Następnym razem? - powtórzyła Nina z powątpiewaniem.
Co przez to chciałaś powiedzieć? - Lukę rzucił jej gniewne spojrzenie.
Uważam, że to nie ma sensu, Lukę - odpowiedziała ostrożnie.
Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe, Nino. Wydaje mi się jednak, że doszliśmy
do wniosku, że warto spróbować - też mówił ostrożnie. Oboje czuli, że sytuacja jest
nad wyraz delikatna.
Może nie mieliśmy racji.
Lukę przez dłuższą chwilę obserwował ją badawczo, po czym powiedział:
Jeśli chcesz zakończyć naszą znajomość, zanim na dobre się zaczęła, nie licz na
mnie, ja ci w tym nie pomogę. Nie zgodzę się, żebyś mi się wymknęła. Zą bardzo mi
na tobie zależy.
Na te słowa Nina zaczerwieniła się.
- Czy masz zamiar zrobić mi scenę? - spytała.
Lukę próbował opanować gniew.
Nie. Nawet jeśli jestem nieokrzesanym gburem, to nie mam zwyczaju
rozwiązywać problemów osobistych na ulicach Manhattanu, panno Gnagnarelli. I nie
zrezygnuję tak łatwo. Chodź! - Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Co ty wyczyniasz?
Idziemy do domu porozmawiać na ten temat.
Do domu? - spytała zaniepokojona.
Tutaj nie możemy rozmawiać.
Nie idę z tobą do domu - powiedziała ze złością.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Czyżby? - chwycił ją i przyciągnął do piersi.
- Czy ty naprawdę uważasz, że tak łatwo powinniśmy
zrezygnować?
Tak uważam - warknęła. Przez suknię czuła twarde mięśnie jego ud i brzucha.
Odepchnęła się rękoma od jego piersi i popatrzyła w tę twarz, która wypełniała jej
myśli i sny. Czuła się zagubiona i zagrożona falą gwałtowneggo pragnienia,
szalonego pożądania. Buntowała się przeciwko temu. Nie chciała, żeby wywrócił jej
życie do góry nogami.
Nie chcę cię więcej widzieć i tym razem żadne twoje argumenty nie zmienią
mojej decyzji.
Dalej trzymał ją w ramionach. Oboje byli wściekli. Szeptał wzburzony:
Czy pamiętasz, że pragnęłaś mnie tak bardzo, jak ja ciebie, Nino? Czy pamiętasz,
jak przytulałaś się do mnie w parku? Jak dotykałem cię wtedy w garderobie?
Uspokój się! - krzyknęła wyzwalając się z jego objęć.
Patrzyli na siebie zaniepokojeni. Jak to się stało? Zaczęło się przyjemnie, wspólnie
spędzonym popołudniem, a teraz skakali sobie do oczu.
- Chodźmy stąd - powiedział. Chwycił ją za
nadgarstek i pociągnął tak szybko za sobą, że musiała
biec, żeby dotrzymać mu kroku.
Kiedy dotarli do rogu jego ulicy, uspokoił się trochę. Puścił rękę Niny i przeciągnął
dłonią po włosach mierzwiąc ich ciemne fale. Nie odzywając się do siebie, czekali na
zmianę świateł.
- Przepraszam, czy pani jest Nina Gnagnarelli?
- usłyszała męski głos o szorstkim agnielskim akcencie.
Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę o prostych blond
włosach i jasnoniebieskich oczach, patrzącego na nią
z podziwem.
Tak.
Miło mi panią poznać - wyciągnął rękę na przywitanie i wyjaśnił, że jest jej
wielbicielem. - Wi-działerm panią w II Turco in Italia parę tygodni temu. Chciałbym
powiedzieć, że poza tym, że ma pani wspaniały, przepiękny głos, jest pani również
geniuszem komicznym.
Dziękuję panu - powiedziała zadowolona. Zdawała sobie sprawę, że Lukę stoi
obok niej wściekły.
- Umie pan prawić komplementy - posłała mu swój
najpiękniejszy uśmiech.
- To jest najszczersza prawda.
Szli tak ulicą Luke'a: Nina gawędząc wesoło z nieznajomym, a Lukę w gniewnym
milczeniu. Zatrzymał się przed swoim domem i czekał, aż Nina skończy rozmawiać.
Po paru minutach stracił jednak cierpliwość.
- Tu wchodzimy - oznajmił krótko.
Nina popatrzyła na Luke'a, jakby był nieznośnym dzieckiem.
- Obawiam się, że musimy się pożegnać - powie
działa Anglikowi.
Zaczął jej mówić, jaką przyjemność sprawiło mu poznanie jej. Trwało to bardzo
długo.
Wystarczy - powiedział Lukę i wepchnął ją do domu. - Nie jestem w nastroju na
pogawędki.
Ależ, proszę pana, tak nie... - zaczął Anglik.
Niech się pan nie wtrąca - odburknął Lukę.
No, wie pan...
Jeszcze jedno słowo, a zmiażdżę pana - ostrzegł Lukę.
Widząc, że Anglik chce wykonać rycerski gest w jej obronie, Nina próbowała go
od tego odwieść.
Niech pan się nie denerwuje. Wszystko jest w porządku. On jest zupełnie
niegroźny, tylko nie umie zachowywać się w towarzystwie - krzyknęła, gdy Lukę
wciągnął ją do windy. Nie patrzył na nią, ani nie powiedział słowa, dopóki nie
znaleźli się w jego mieszkaniu.
Czy wiesz, - w jego głosie słychać było zmęczenie - że od wielu lat nikogo nie
straszyłem, że użyję siły. Dałem się sprowokować. Przyznaj, że świadomie
wystawiłaś mnie na próbę? - na jego twarzy malowała się zarówno złość, jak i roz-
bawienie.
Chciałam ci tylko pokazać, jak zachowuje się dżentelmen.
Czy ty naprawdę oczekujesz ode mnie takiego zachowania, Nino? - spytał Lukę z
powątpiewaniem.
Nie odpowiadała przez chwilę. To prawda, nie chciała, żeby tak się zachowywał.
Wszystko, co robił Lukę było autentyczne, niezakłamane. Był w nim jakiś
magnetyzm. Nie pasowały do niego wyszukane maniery i nic nie znacząca paplanina.
Czego ty chcesz, Nino? - ciągnął.
Chciałabym, żebyś był bardziej... ustępliwy.
Ja też bym chciał, żebyś ty była bardziej zgodna, ale nie wydaje mi się możliwe,
żeby któreś z nas się zmieniło.
Zapadła pełna napięcia cisza. Przerwał ją Lukę:
- Pójdę zrobić kawę, potem usiądziemy wygodnie
i porozmawiamy jak dwoje dorosłych ludzi. Liczę na
to, że nie uciekniesz stąd, kiedy będę w kuchni?
- Nie jestem tchórzem, Lukę - zirytowała ją ta
uwaga.
Spojrzał na nią badawczo i powiedział: - Wiem, że nie jesteś. Zaraz wracam.
Nina z zaciekawieniem zaczęła rozglądać się po pokoju. Wszędzie stały półki pełne
książek, wyroby sztuki indiańskiej oraz ręcznie wyszywane poduchy - na pewno od
jego matki. Na ścianach wisiało wiele obrazów i rysunków. Jeśli chodzi o sztukę,
Lukę miał dobry gust. Była zaskoczona, że jednak dosyć tradycyjny. Na pierwszy
rzut oka każdy przedmiot był z innej parafii, ale wszystko razem świetnie pasowało.
Było to przytulne mieszkanie. Tak jak u niej, wiele przedmiotów świadczyło o jego
muzycznych zainteresowaniach: wieża stereo, gitary, pianino, stosy nut, płyty, kasety
itp.
Piękną ozdobą był wspaniały dywan, miękki i puszysty. Zdjęła buty, by poczuć go
pod stopami.
Lukę wrócił do pokoju z pełną tacą, którą postawił na małym stoliku. Nina usiadła
obok niego.
Z czym pijesz kawę? - spytał.
Ze śmietanką i z cukrem.
A ja czarną - powiedział oschle. Oczy ich spotkały się. Uśmiechnęli się do siebie
rozbawieni. Czy istniało coś, co robili tak samo?
Nina zamieszała cukier spod rzęs obserwując Luka. Znów był spokojny i
rozluźniony. Szybko wpadał w szał, ale i szybko się uspokajał. Przeciągnął ręką po
włosach rozrzucając w nieładzie długie, czarne fale. Usiadł wygodnie w fotelu.
Wzrok jego, gdy spojrzał na Ninę, był łagodny i melancholijny.
- Nie powiedziałem ci jeszcze, jak dzisiaj ślicznie
wyglądasz. Zawsze tak ślicznie wyglądasz. Bardzo
bym chciał cię zobaczyć rano, zaraz po przebudzeniu,
żeby przekonać się, czy wtedy też jesteś taka ładna,
czy może bardziej ludzka, jak my wszyscy.
Jestem taka jak inni, uwierz mi na słowo - poruszyła się nerwowo.
Wolałbym sam się o tym przekonać. Sprawi mi to dużą przyjemność -
powiedział cicho.
Nina nie wiedziała, co na to powiedzieć. Oczyma wyobraźni zobaczyła Luka
rano, zaraz po przebudzeniu, ciepłego, rozespanego, rozluźnionego, czułego.
Serce jej ścisnęło się. Chciała do niego podbiec, usiąść mu na kolanach, znaleźć
schronienie w jego silnych ramionach.
Lukę patrzył na nią płomiennym wzrokiem. Czuła się zakłopotana i
bezbronna. Wstała szybko i podeszła do okna. Spoglądała na jesienne kolory
drzew w parku, kiedy usłyszała ciche kroki za sobą. Objął ramionami jej talię i
musnął ustami włosy. Czuła, jak się poddaje jego gorącemu uściskowi i szalonej
namiętności.
Popychasz mnie - poskarżyła się cicho.
Wiem - przyznał. Odwrócił ją ku sobie. - Jesteś zakłopotana. Ja jestem na
swoim gruncie, w swoim domu i po prostu wykorzystuję przewagę.
Pocałował ją, był to słodki pocałunek pełen hamowanego pożądania i
ukrytych obietnic.
To nie w porządku - powiedziała Nina, kiedy przytulił jej głowę do swego
ramienia. Calową} jej włosy i głaskał plecy. - Posłuchaj.
Słucham.
Jestem przygotowany na krytykę, kłótnie, nieporozumienia. Jestem gotów
na kompromisy. Będę się bardzo starał być kimś takim, z kim tobie będzie
dobrze. Ale jest jedna rzecz, której nie zniosę. - Chywycił jej ramiona i odsunął
od siebie. Jego wzrok był znów stanowczy.
O czym ty mówisz?
Nie zniosę twoich gróźb, że odejdziesz ode mnie. Ja na pewno z ciebie nie
zrezygnuję Nino, ale jeśli ty nie przyrzekniesz, że będziesz się starała
wytrzymać
ze mną, to proszę cię, proszę, odejdź teraz, na zawsze. Doprowadza mnie to do
szaleństwa. Za każdym razem, gdy się spotykamy zastanawiam się, czy to już po raz
ostatni.
Zdała sobie sprawę, że to prawda. Bała się, więc próbowała znaleźć sposób na
ucieczkę od niego, od uczucia. To nie było w porządku.
To dlatego, że ty mnie prowokujesz - odpowiedziała bezradnie.
Boisz się?
Chyba tak.
W porządku. Ja też się boję. Oboje możemy wyjść z tego zranieni.
Ty dobrze wiesz, że już kiedyś wiele przeszłam, Lukę. Nie chciałabym
przeżywać tego ponownie
- powiedziała Nina ze ściśniętym gardłem.
- Jakie więc widzisz rozwiązanie? Chcesz żyć gdzieś
wysoko, na piedestale, gdzie nic i nikt cię nie dosięgnie?
- rzucił wyzywająco.
Nie! Wcale taka nie jestem.
To prawda, nie jesteś. Dlatego właśnie chcę, żebyś była przy mnie, tu na ziemi.
Może okaże się, że nie mamy ze sobą nic wspólnego, ale żeby się o tym przekonać,
musimy spróbować. I w ogóle, czy to ma jakieś znaczenie? Najważniejsze, że mi na
tobie zależy, że cię szanuję, że świetnie się bawię w twoim towarzystwie i... - dodał,
przytulając ją do siebie i muskając jej usta swoimi - jest jeszcze to. W sumie uważam,
że to dużo, jak na początek.
Nina zamknęła oczy i wzniosła twarz po jeszcze jeden pocałunek, słodką chwilę,
która miała złagodzić prawdę jego słów.
- Popatrz na mnie, Nino - zażądał. - Nino, to jest
dla mnie bardzo ważne. Nie będziesz potem mogła
mnie winić, że uległaś moim namowom. Jesteś dorosła.
Sama musisz podjąć decyzję. Wiesz, czego ja chcę.
Wodziła za nim otępiałym wzrokiem, gdy zbierał fliżanki i zaniósł je do
kuchni.
Chciała, żeby on jej wszystko ułatwił, żeby ją uwolnił od wzięcia na siebie
odpowiedzialności za decyzję. Oczywiście, on na to nie poszedł. Powinna była
się tego spodziewać. Był uczciwym i wymagającym człowiekiem, który nie
toleruje żadnych półśrodków. Zdawała sobie sprawę, że decyzję będzie musiała
powziąć dzisiaj, zanim opuści to mieszkanie. Czuła się osaczona. Była przy nim
bezbronna, niepewna....
Popatrzyła na drzwi. Gdyby teraz wyszła, nigdy więcej nie byłoby krzyków,
wściekłości ani obaw. [ na pewno żałowałaby tej decyzji. Musi się przekonać, co
ją z nim czeka.
Lukę wrócił do pokoju po paru minutach... Twarz jego przybrała zacięty
wyraz. Zrozumiała, że wyjaśnił swoje stanowisko, ale się obawia, jak ona to
przyjmie. To była jakaś pociecha. Nie tylko ona miała wątpliwości na temat ich
wspólnej przyszłości.
Popatrzył na nią.
Wszystko w porządku - powiedziała.
W porządku? - spytał niepewnie.
Nie będę więcej groziła, że się już nigdy nie zobaczymy. Będę bardziej
wyrozumiała. Zdecydowałam, że... podejmuję ryzyko.
Całe jego ciało się rozluźniło, na twarzy malowała się radość a oczy płonęły.
Po raz pierwszy uświadomiła sobie, jak spięty był przez cały dzień.
- Cieszę się - odezwał się nieśmiało, ale zaraz
potem dodał żartobliwie. - No i co, nie miałem racji?
Podniosła oczy do niebios. Uśmiechnęli się do siebie. Do tej pory nie byli
sobie bliscy.
- Co teraz? - spytała bez tchu.
- Moglibyśmy to... uczcić - powiedział cicho.
Ruszył ku niej powoli, jak we śnie. Był tak blisko,
że czuła ciepło jego ciała, ale nie dotykał jej.
- Uczcić? - szepnęła cofając się. - Chyba jeszcze
na to za wcześnie.
Skinął głową. Na jego twarzy malował się kuszący uśmiech.
Znam pewien odwieczny rytuał znakomity na tę okazję. - Wyciągnął ręce i
chwycił jej dłonie.
Może byśmy... zamiast tego otworzyli butelkę szampana - zaproponowała
nieśmiało.
Nie znoszę szampana - westchnął. Nagle przyciągnął ją do siebie i lekko musnął
ustami jej miękkie wargi.
To o czym myślę smakuje znacznie lepiej.
Och - szepnęła. Przecież miała powiedzieć, że nie jest jeszcze na to gotowa i
uważa, że powinni się opanować, póki nie jest za późno, ale jakoś nie mogła wydusić
z siebie słowa. Jęknęła cicho. Suknia opadła na podłogę, a ona stanęła przed nim w
koronkowej halce. Ich oczy spotkały się. W jego wzroku wyczytała zaniepokojenie.
Nie chcę robić niczego, na co ty nie masz ochoty. Jeśli nie jesteś pewna, dajmy
temu spokój. Nino...
Zaprzeczyła głową, gdyż nagle nabrała pewności.
Dotknij mnie — poprosiła szeptem. Jakże ona tego pragnęła. Choć raz bez
wahania spełnił jej prośbę. Lukę przytulił ją, a jego ręce przesuwały się powolutku
po miękkiej halce otulającej jej pełne piersi, gładkie plecy, wąską talię aż po
kształtne biodra.
Boże, jak cudownie cię dotykać - przyznał; namiętnie.
To czysty jedwab.
Nie o to mi chodzi.
W zachwycie dotknął delikatnych, klasycznych konturów jej twarzy, musnął lekko
jej kości policzkowe, pieścił jej pełne wargi, głaskał podbródek.
Nina poczuła, że też pragnie go poznać. Dotknęła brwi, mocnych kości twarzy,
głaskała jego szyję, a Lukę czule całował jej dłoń pieszczącą jego policzek.
Nigdy w życiu nie podejrzewała, że można odczuwać tak głębokie pragnienie.
Zarzuciła mu ręce na szyję, przycisnęła usta do jego ust, ciało do jego ciała. Ich
namiętność była gwałtowna i szalona. Czuła jego ręce na całym swoim ciele,
dotykały jej włosów, pieściły twarz, głaskały plecy, przyciskały biodra.
Z niecierpliwością Lukę zdejmował halkę i pończochy Niny. Stała przed nim
naga, zdumiona swoją śmiałością. Odczuwała niewymowną radość z zachwytu,
jaki malował się w jego wzroku.
- Boże, jakaś ty piękna - mruczał zdumiony.
- Absolutnie piękna. Nina, Nina... zdejmij moją
koszulę.
Trzęsącymi palcami pomogła mu rozpiąć i zdjąć koszulę. Wtuliła głowę w
jego piersi, upajając się jego męskim zapachem i dotykiem silnych, gładkich
ramion. W namiętnym uścisku, całując się i pieszcząc, powoli osunęli się na
miękki, puszysty dywan.
Zaczął masować jej piersi, odsuwając się trochę, by obserwować jej reakcje.
Westchnęła głęboko.
Opuścił głowę i wargami muskał jej napiętą skórę. Jego gorące wargi
znaczyły ślad na jej ciele, zbliżając się do nabrzmiałych piersi i twardych sutek.
Była bliska szaleństwa. Wygięła się do tyłu, mrucząc jak kotka. Coraz mocniej
przytulała jego głowę, głaszcząc gęste, ciemne włosy i radując się ich dotykiem.
Dłonie jej niespokojnie przesuwały się po jego ciele, pieszcząc jego ramiona,
wyczuwając pod palcami mocne, napięte mięśnie i dotykając jego pewnych
dłoni głaszczących jej drżące ciało.
Odsunęła się od niego, żeby łatwiej sięgnąć do klamry jego paska. Przez
chwilę przyglądał się jej wysiłkom, całując jej włosy i gładząc plecy. W końcu
spytał: - Potrzebujesz pomocy?
Zdjął pasek, rzucił go w kąt pokoju i rozpiął dżinsy.
- Czy teraz sobie poradzisz? - spytał cicho.
Leżał na wznak, opierając się na łokciach i obserwował wysiłki Niny.
Czując dowód jego podniecenia, całowała go namiętnie. Spojrzała mu w oczy.
Poruszyła się prowokacyjnie. Wtuliła się w niego, poznając wszystkie tajemnice jego
ciała, dotykając go i drażniąc, aż z tłumionym jękiem przewrócił ją na plecy, przy-
krywając własnym ciałem.
Spoważniała natychmiast.
Nina wstrzymała oddech, gdy ich ciała połączyły się w jedno. Poruszali się
zgodnie, w odwiecznym rytmie. To było niewiarygodne, nieporównywalne. I
wiedziała, że Lukę czuje to samo, gdy w ekstazie powtarzał jej imię. Cały świat
przestał istnieć. Liczyło się tylko to, że byli razem.
Już po wszystkim, leżała cicho w jego ramionach. Oboje byli wstrząśnięci
wspólnym przeżyciem. Po pewnym czasie, który wydawał się wiecznością, Lukę
poruszył się nieco i biorąc ją za ręce, zaczął całować jej szyję, piersi i gładką skórę,
aż w końcu ułożył głowę na jej brzuchu.
- Och, Nino - westchnął. - To było niesłychane.
W odpowiedzi uścisnęła jego dłonie, zdumiona
tym, co się stało. Dotychczas, gdy się kochała, robiła to zawsze w nocy i w łóżku.
Lukę podniósł głowę i popatrzył na nią. Poczuła, że się czerwieni. Wyraźnie go to
bawiło.
- Czy spodziewasz się, że po tym wszystkim
uwierzę, że marzysz o seksie eleganckim i upo
rządkowanym?
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
Nie - zgodziła się. - Po prostu jeszcze nigdy nie kochałam się na podłodze, w
środku dnia. To dla mnie nowość.
Żałujesz? - zapytał łagodnie.
Nie. - To była prawda. Nina przeciągnęła się.
- Nie - powtórzyła z naciskiem i radośnie się roześmiała.
* * *
Następną noc Lukę spędził w mieszkaniu Niny. Krytykował jego urządzenie,
dopóki nie poświęcił całej uwagi ważniejszym sprawom.
W piątek przyszedł do opery, by zobaczyć ją w „II Turco in Italia", a po
przedstawieniu zabrał ją na kolację.
- Nie byłem w stanie śledzić akcji, ale ty byłaś wspaniała - powiedział, całując jej
dłoń.
Jeśli odnosił się z szacunkiem do tego, co robiła, była gotowa mu wybaczyć jego
niechęć do opery.
Tego wieczora zjedli kolację w restauracji, a potem postanowili posłuchać muzyki.
Gdy wychodzili z baru od Rootiego znienacka zrobiono im zdjęcie. Lukę szybko
pozbył się reportera, ale Nina miała przeczucie, że na tym się nie skończy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Widziałaś to? - zapytała Nina rzucając stos gazet i magazynów na pianino Eleny.
Czy książę Walii ma kontakt z istotami pozaziemskimi? - przeczytała na głos
Elena. - No, no, nie wierzę, że czytasz takie bzdury.
Nie to! To! - Nina wskazała palcem zdjęcie swoje i Luka przed wejściem do
klubu „U Rootiego". Podpis głosił: Nowa miłość Luka - ile czasu potrwa tym razem?
I to! I to!
Jeóno z pism zamieścfto ich zdjęcie z ceremonii wręczania nagród, na której się po
raz pierwszy spotkali. Towarzyszył mu artykuł, w którym nieznane „źródła"
ujawniały sekrety ich miłości. W innym opublikowano stare zdjęcie Niny podając jej
wymiary i znak Zodiaku. W kolejnym cytowano słowa „wspaniałej włoskiej
piękności operowej": „Daje mi więcej szczęścia, niż którykolwiek z moich
europejskich kochanków." - Słowa, których nigdy nie wypowiedziała.
Skąd to wzięłaś? - zapytała Elena.
Z supermarketu.
Czy on już wie?
Nie wiem. Ma koncerty w Detroit i Chicago. Jeszcze nie wrócił. Myślę, że
zadzwoni do mnie dziś lub jutro. I wtedy powiem mu, co myślę.
Nino, zastanów się. Jak on mógłby...
Musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nie pierwszy raz go to spotyka. Ale mnie nic
nie powiedział, bo
wiedział, że mi się to nie spodoba. Niech go tylko dostanę w swoje ręce! -
krzyczała ze złością.
Co innego było trafić do gazet, ponieważ dobrze lub źle zaśpiewała, lub też
odmówiła śpiewania. A co innego, gdy nazwisko jej pojawiało się na łamach
jakiegoś szmatławca. Rozwścieczała ją myśl, że każdy, kto będzie w tym
tygodniu robić zakupy, zobaczy te tytuły.
Elena starała się ją uspokoić i pocieszyć, ale Nina nie chciała słuchać. Pół
godziny później wybiegła na ulicę i skierowała się do domu.
Przed jej domem czekał reporter.
Pani Gaggarelli - zawołał.
Nazywam się Gnagnarelli, ty idioto. Nja-nja-rel-li. I jeżeli się zbliżysz,
zawołam policjanta.
Wpadła do budynku. Dwie godziny później zatelefonował Lukę.
Nina? Właśnie widziałem gazety. Jak się czujesz? - wydawał się
zaniepokojony.
Czuję się dobrze. Zabarykadowałam drzwi. Zmieniam imię. Zmieniam
kolor włosów. Wycofuję się z życia publicznego. I nie chcę cię więcej widzieć
ria oczy!
Nino...
Wiedziałeś, że tak będzie. I wiedziałeś także, że ty będziesz bezpieczny w
Cleveland.
Chicago.
Gdziekolwiek, kiedy to się stanie. Raz już przeszłam przez ten rodzaj
wstrętnego, cuchnącego bagna, gdy rozwodziłam się z francuskim playboyem i
obiecałam sobie nigdy więcej nie dać się w to wciągnąć. Byłam szalona, kiedy
się z tobą związałam.
Przez chwilę oboje milczeli. Czuła narastający ból głowy. Nagle zapragnęła,
by był przy niej.
O, Lukę... - powiedziała nieszczęśliwym głosem.
Będę w domu za cztery dni - obiecał. - Coś razem wymyślimy.
jego piosenka „Rozgrzej mnie" znalazła się na czele wszystkich list przebojów.
Żartujesz sobie ze mnie - rzuciła wzrokiem na Sandy'ego, który właśnie
podawał Gingie okrycie, zaprojektowane na wzór ośmiornicy. Miało ono osiem
rękawów i Gingie nie mogła znaleźć właściwych.
Czy Sandy kiedykolwiek rozmawia z kimś poza Gingie? - spytała Luke'a.
Nieczęsto.
Taki jest nieśmiały?
A jednak potrafi wywołać przyspieszone bicie serca u milionów słuchaczy.
Ale sam jest zbyt nieśmiały, żeby zaprosić dziewczynę na randkę. Więc Gingie
wszędzie go za sobą ciągnie.
Więc oni nie są...
Nie, Gingie tylko mu matkuje. Kiedy się spotkali, wzięła go pod swoje
skrzydła. Jest do niej bardzo przywiązany.
Mogę zrozumieć dlaczego. Nie sposób jej nie lubić. Ale dlaczego nie
zachęca go, by wydoroślał?
Robi to. - Lukę zaśmiał się. - Przypuszczam, że w tej chwili jest nieco
zagubiony. To twarde życie. Gdybym ja w wieku dziewiętnastu lat przemienił się
w pół roku z kogoś zupełnie nieznanego w gwiazdę, też byłbym zagubiony.
Nina wzięła Luke'a za rękę i wyszli na ulicę, by znaleźć taksówkę i poczekać
aż Gingie wysupła się z licznych „macek".
Czy w twoim świecie nie ma normalnych ludzi, Lukę? - zapytała Nina
niepewnie.
No, a ja?