Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 331

„Fizyk i autor

książek dr Amit
Goswami idealnie
łączy naukę,
duchowość i
świadomość,
wykorzystując
fizykę kwantową do
opisania
mistycznych pojęć,
takich jak
nieśmiertelność
duszy, reinkarnacja
czy życie
pozagrobowe. Dr
Goswami opisuje
świadomość jako
coś więcej niż
abstrakcyjną
koncepcję. Według
niego jest to
rzeczywistość
należąca do
wymiaru nauki,
będąca jej
podłożem, a na wet
punktem wyjścia
wszystkich
procesów
naukowych. W
książce Fizyka
duszy autor wiąże
opisy pochodzące z
Tybetańskiej Księgi
Umarłych ze swoją
wiedzą na temat
fizyki kwantowej,
dochodząc do
wniosku, że pamięć
reinkarnacyjna –
poprzednie
wcielenia i nasz
dostęp do nich – to
absolutna prawda,
czego można
dowieść w sposób
naukowy”.
– The Light Connectio

„W ostatnich latach
fizyka kwantowa
rzuciła nowe
światło na
metafizyczne teorie
reinkarnacji czy
nieśmiertelności.
Jednakże wciąż
niewielu ludzi
potrafi w
inteligentny sposób
rozmawiać o
metafizycznej
kwestii
komunikowania się
z zaświatami.
Jeszcze mniej osób
może podjąć
rzeczową dyskusję
o istocie materii
opisywanej przez
fizykę kwantową w
obecnej postaci.
Amit Goswami to
jeden z nielicznych
autorów, którzy
umieją poruszać się
w obu tych
ezoterycznych
dziedzinach i
doradzić nam, w
jaki sposób
korzystać z
oferowanej przez
nie wiedzy”.
– George W. Fisk, Spiritual Frontierso
Z dedykacją
dla mojego przyjaciela
Hugh Harrisona,
dzięki któremu rozpocząłem
pracę naukową prowadzącą
do napisania niniejszej książki,
oraz dla mojej żony,
Umy.
Bez jej wiedzy i wnikliwości
ta książka nigdy
by nie powstała.
Wstęp
do wydania drugiego

Od czasu pierwszej publikacji Fizyki duszy minęło kilkanaście lat


(dotyczy wydania anglojęzycznego z 2001 roku) i z dumą stwierdzam, że
zawarte w niej teorie, dane i wnioski są dziś jeszcze bardziej aktualne.
Mówiąc krótko, życie po śmierci i reinkarnacja to koncepcje wiarygodne
z punktu widzenia nauki.
Czytając Fizykę duszy odkryjecie, że zawarta w tej książce główna
teoria dotycząca życia pośmiertnego i reinkarnacji jest ściśle uzależniona
od koncepcji zwanej pamięcią kwantową. Chodzi tu o to, że część naszej
pamięci (nazwijmy ją pamięcią kwantową), a konkretnie jej fragment
odpowiedzialny za uczenie się, ma charakter nielokalny, co oznacza, że
pamięć ta nie jest zlokalizowana w mózgu, lecz poza granicami czasu
i przestrzeni. Dzięki temu pamięć kwantowa jest w stanie przemieszczać
się w czasie i przestrzeni bez użycia sygnału i bez transferu energii.
Kwestia energii jest niezwykle istotna, ponieważ przeciwnicy teorii
zakładającej istnienie życia pozagrobowego dużą uwagę przywiązują do
faktu, że po śmierci ciężar naszego ciała nie zmienia się.
Należy też zrozumieć, że samo przetrwanie nie ma wielkiego
znaczenia, jeżeli nie dotyczy tej części każdego z nas, która definiuje
naszą istotę. Gdyby się nad tym zastanowić, esencji naszego życia nie
stanowi jego historia, ale to, czego się nauczymy. Jeżeli uważacie, że ta
koncepcja jest zbyt szokująca jak na nasze materialistyczne czasy, musicie
pamiętać, że tradycje duchowe starały się nam przekazać te teorie od
tysięcy lat; fizyka kwantowa jest jedynie ich potwierdzeniem.
Nielokalność – komunikacja bezsygnałowa – to koncepcja kwantowa.
Została ona potwierdzona doświadczalnie, ale wielu fizyków w dalszym
ciągu jest do niej nastawionych sceptycznie, zwłaszcza gdy mówimy
o makroskopijnym wymiarze rzeczywistości. Bez obaw! W niniejszej
książce przedstawiam niezbędne informacje; podczas zgłębiania tej idei
starajcie się po prostu zachować otwarty umysł.
Jeżeli teoria zakładająca życie po śmierci i reinkarnację jest dla was
wciąż zbyt wielkim wyzwaniem, nie przejmujcie się. Istnieje wiele
empirycznych dowodów dokładnie opisujących ten kwantowy model,
które przedstawiłem w niniejszej książce i o których nie będę tu
wspominał. Istnieją jednak zadziwiające dane, które zamierzam
przedstawić teraz, gdyż nieumyślnie nie zawarłem ich w poprzednim
wydaniu.
Mamy bezpośrednie dowody na to, że pamięć związana z uczeniem
się pewnych skłonności ma charakter nielokalny. W latach 60. XX wieku
neurofizjolog Karl Lashley przeprowadził eksperyment, w trakcie którego
starał się określić ośrodek odpowiedzialny za uczenie się tendencji.
Wytresował on więc szczury, by odnajdywały ser ukryty w labiryncie
o kształcie litery Y. Następnie systematycznie usuwał on elementy
szczurzego mózgu, by przekonać się, czy dana tendencja się utrzyma.
Lashley ze zdziwieniem odkrył, że nawet po usunięciu 50% mózgu
wytresowane szczury wciąż odnajdywały ser. Jedynym racjonalnym
wytłumaczeniem było to, iż wyuczona skłonność ma charakter nielokalny.
Starożytny termin określający to zjawisko to pamięć akaszy , co
w sanskrycie oznacza „poza czasem i przestrzenią” (przez jakiś czas
popularna była też teoria zakładająca holograficzny charakter mózgu, ale
nie ma ona naukowego uzasadnienia).
Możecie w to śmiało uwierzyć! Twierdzenie, że nasza pamięć
dotycząca uczenia się zlokalizowana jest poza granicami czasu
i przestrzeni (jest nielokalna) ma swoje podłoże naukowe i nie jest niczym
nieroztropnym próbowanie zbadania tej teorii. Taka eksploracja może
przynieść wiele korzyści. Odmieni to nasz styl życia, głównie poprzez
zamianę pesymizmu na optymizm. Jeżeli już jesteście nastawieni
optymistycznie, przedstawione tu idee zapewnią wam poczucie osobistego
celu i sensu, czyli zaspokoją potrzeby waszej duszy.

Odkrywaj! Odkrywaj!!
Zbyt wiele idei, znaczeń i wartości
jak na jeden żywot – powiesz.
Nie lękaj się. Twoja śmierć to tylko odnowa.
Człowiek to istota niepowtarzalna!
Wracamy tu raz po raz!
Nie dręczy cię ciekawość,
Co kryje się u kresu poszukiwań?

Dla mnie opracowywanie teorii zakładającej życie po śmierci


i reinkarnację okazało się bardzo wdzięczną przygodą. Jak przeczytacie
w dalszej części książki, wszystko zaczęło się od pytania zadanego mi
przez pewną starszą damę: „Co się z nami dzieje po śmierci?”. Wtedy
jeszcze nie znałem odpowiedzi, ale wierzyłem, że mogę ją poznać. Potem
w moim życiu zjawił się pewien teozof, który przypomniał mi o tradycjach
religijnych głoszących taki sam pogląd i o tym, że sam wychowywałem się
w jednej z takich tradycji. Później miałem sen, który postawił przede mną
wyzwanie. Tajemniczy głos powiedział mi: „Tybetańska Księga Umarłych
mówi prawdę, a ty musisz to udowodnić!”. Na swojej drodze spotkałem
też młodą kobietę, studentkę ostatniego roku filozofii, która prosiła, bym
pomógł jej pogodzić się ze śmiercią ukochanego. Ta seria
synchronicznych zdarzeń doprowadziła do odkryć przedstawionych
w niniejszej książce.
Czytając Fizykę duszy odkryjecie, że przedstawiona tu teoria wyjaśnia
także inne wielce kontrowersyjne zjawisko – channeling (kanalizm).
Channeling to fenomen, dzięki któremu niektórzy ludzie rzekomo potrafią
wcielać się w „dusze” zmarłych osób. Zważywszy, że wszelkie
alternatywne formy channelingu oparte są na dualizmie w takiej czy innej
postaci, przedstawiony w niniejszej książce model stanowi jedyne
naukowe wytłumaczenie takich zjawisk.
Według takiego modelu channelingowi poddać można jedynie
wyuczone skłonności lub charakter zmarłego. Potwierdzają to
eksperymenty przedstawione w niniejszej książce. Pragnę jednak dodać
kilka uwag:

1. Wiele osób przeprowadzających channeling potrafi nie tylko


przyzywać dusze i dokonywać niezwykłych wyczynów, ale także
przedstawiać rozmaite pomysły i historie pochodzące rzekomo od
istot z zaświatów. Tego typu stwierdzenia należy traktować ostrożnie
i z dużą dozą podejrzliwości.
2. Do czego potrzebna jest komunikacja pomiędzy mistycznym bytem
a obdarzonym niezwykłymi zdolnościami pośrednikiem? Nie każdy
potrafi wcielić się w rolę medium! Wydaje mi się, że niektóre osoby
umierają z zamiarem udostępniania innym swoich niezwykłych
umiejętności także po śmierci. Osoby odbierające takie przekazy
obdarzone są zdolnościami parapsychicznymi i cechują się
wypracowanymi tendencjami do wykonywania channelingu.
3. Czy wszyscy mogą nauczyć się channelingu? W książce
zatytułowanej Creative Evolution (kreatywna ewolucja) napisałem, że
garstka osób potrafi zmienić bieg ludzkiej ewolucji poprzez wspólne
rozwijanie w sobie pozytywnych emocji i wytwarzanie
odpowiadających im neuronów (podobnie jak w przypadku
pradawnych grup plemiennych). Pomysł polega na tym, że za kilka
pokoleń duża część ziemskiej populacji rodzić się będzie już
wyposażona w takie neurony; przekaz będzie się odbywać za pomocą
nielokalnej pamięci w polach morfogenetycznych określonych ludzi –
jest to opisana przez Ruperta Sheldrake’a koncepcja rozwinięta
szerzej w dalszej części niniejszej książki. Sądzę, że kiedy masowo
zaczniemy wykorzystywać intencje związane z channelingiem,
zjawisko nielokalnego rozprzestrzeniania się wyuczonych tendencji
zostanie przyspieszone.

Ostatnia uwaga dotyczy wspomnianej już przeze mnie młodej kobiety


opłakującej śmierć bliskiej osoby. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, jak
jej pomóc. Teraz już wiem i poradziłbym jak najszybsze pogodzenie się ze
śmiercią, ponieważ opłakiwanie blokuje intencje zmarłej osoby. Musimy
je uwolnić.
Życzę przyjemnej lektury. Przedstawione tu badania odmieniły moje
życie. Mam nadzieję, że wzbogacą też wasze.
ROZDZIAŁ 1

Od śmierci do nieśmiertelności

Czym jest śmierć? Pytanie z pozoru łatwe. Śmierć to koniec życia, kres
istnienia. Ale czy na pewno wiemy, czym jest życie? Czy rozumiemy, co
oznacza kres? Na te pytania nie ma prostej odpowiedzi, przynajmniej
z punktu widzenia nauki.
Większość osób nie jest szczególnie zainteresowana naukowymi
definicjami życia i śmierci. W 1993 roku, po opublikowaniu mojej książki,
w której proponowałem nowy naukowy paradygmat określający naturę
rzeczywistości i naukę opartą na prymacie świadomości, zaproszono mnie
do udziału w audycji radiowej. Pierwsze pytanie, jakie mi zadano, nie
dotyczyło natury rzeczywistości ani świadomości. Zapytano mnie, czy
istnieje życie po śmierci. Na początku byłem nieco zaskoczony, ale po
chwili uświadomiłem sobie, że dla wielu osób jest to najważniejsze
pytanie dotyczące otaczającej nas rzeczywistości.
Nawet dzieci chcą to wiedzieć. W liście zaadresowanym do boga
pewne dziecko napisało: „Drogi Boże, co się ze mną stanie, gdy umrę? Nie
chcę umierać, chcę po prostu wiedzieć, jakie to uczucie”.
Co dzieje się po śmierci? Dawniej z takim pytaniem należało udać się
do miejscowego proboszcza, pastora, guru, mułły, rabina, mistrza zen lub
szamana. Nie była to w najmniejszym stopniu kwestia naukowa.
W tamtych czasach nauka zajmowała się przyziemnymi aspektami życia,
natomiast religia była źródłem odpowiedzi na znacznie ważniejsze dla
ludzi pytania: jak żyć, co dzieje się po śmierci, jak poznać boga itp.
Naturalnie nie zawsze otrzymywało się odpowiedzi na te pytania.
Pewien uczeń zen udał się raz do swojego mistrza i zapytał: „Co dzieje się
po śmierci?”. Mistrz odparł: „Nie wiem”. Adept był zaskoczony. „Przecież
jesteś mistrzem!” – protestował. „Ale nie jestem martwym mistrzem” –
odparł mistrz.
Jednakże wielu guru z rozmaitych religii często nie waha się przed
udzielaniem odpowiedzi na to fundamentalne pytanie. Odpowiedzi
zazwyczaj są dość proste (przynajmniej w przypadku religii
zorganizowanych). Bóg jest najpotężniejszym władcą świata podzielonego
na dobro i zło. Jeżeli człowiek jest dobry, po śmierci trafia do nieba –
cudownego miejsca pełnego spokoju i radości. Jeżeli jednak kroczy
ścieżką zła, śmierć okaże się bramą do piekła pełnego ognia, siarki
i cierpienia. Przekaz religii brzmiał: „Czyń dobro”. Jeżeli takie
postępowanie nie zostanie wynagrodzone tu na ziemi, to nagroda spotka
nas po śmierci. Niestety, we współczesnej epoce nauki takie
wytłumaczenie nie wystarcza.
Czy w takim razie w niniejszej książce znajduje się zadowalająca
odpowiedź na powyższe pytanie? Mam taką nadzieję. Odpowiedzi,
których udzielam, opierają się na nowej fizyce, zwanej fizyką kwantową,
która po ugruntowaniu w filozofii prymatu świadomości staje się oknem
na świat nowych odpowiedzi na odwieczne pytania. Pytania i odpowiedzi
związane z tym, co dzieje się po śmierci, to jedynie niektóre z odkryć tej
nowej nauki. Zachęcam do dalszej lektury.

KTO PRZETRWA?

Kim stajemy się po śmierci? Jasne jest, że nasza „pozagrobowa”


osobowość nie może być bytem fizycznym ani cielesnym. Popularna jest
więc idea bezcielesnej duszy. Słyszymy, że dusza potrafi przetrwać śmierć
ciała. Po śmierci dusza trafia więc do nieba albo do piekła, w zależności
od tego, jak zostaniemy osądzeni.
Wielu ludzi wyobraża sobie, że nawet w niebie ich ego pozostanie
nienaruszone, niczym w hollywoodzkich filmach. Dla tych ludzi to ego
jest duszą. Można jednak sprzeciwić się takiemu wyobrażeniu.
W jaki sposób nabywamy swoją tożsamość ego? Bez wątpienia
kształtują ją nasze życiowe doświadczenia. Wspomnienia tych
doświadczeń najprawdopodobniej zachowywane są w postaci fizycznej
w mózgu. Same doświadczenia (wychowanie) nie są jednak jedynym
elementem rozwoju ego; wydaje się, że jakąś rolę odgrywa także nasze
usposobienie genetyczne (natura). Jednak zarówno pamięć genetyczna, jak
i mózgowa są tworami fizycznymi. Razem z kresem ciała nadchodzi kres
pamięci fizycznej, więc czy ego może funkcjonować dalej?
Inny argument przeciwko ego w roli duszy wysunął psycholog
Charles Tart. Twierdził on (1990), iż ciało i mózg działają stabilizująco na
naszą tożsamość. Na przykład śniąc, tracimy świadomość własnego ciała,
co daje ciekawe rezultaty. W trakcie snu nasza tożsamość może
wielokrotnie przenosić się z jednej postaci na drugą; umiejętność
utożsamiania się z jedną postacią nie jest zbyt stabilna. Podobne rzeczy
dzieją się w przypadku deprywacji sensorycznej lub przyjmowania
narkotyków o działaniu psychodelicznym. W takich odmiennych stanach
świadomości normalna, stabilna tożsamość ego, której doświadczamy na
jawie, znika. Tart sądzi, że stanowi to wskazówkę, jak wyglądają
odmienne stany świadomości, których doświadczamy po śmierci, chyba że
istnieją jakieś inne procesy stabilizacyjne, których jeszcze nie znamy.
Tak więc natura duszy, natura tego, co może przetrwać śmierć, to
kwestia bardzo trudna i budząca kontrowersje. Sprawy komplikują się
jeszcze bardziej, gdy przyjrzymy się obecnej w wielu kulturach kwestii
ciągłości życia i śmierci. Jakaś cząstka nas potrafi nie tylko przetrwać
śmierć, ale raz po raz wracać do życia w coraz to nowych wcieleniach.

REINKARNACJA

Koncepcja przedstawiająca duszę żyjącą po śmierci w niebie lub


piekle odpowiada mniej więcej obrazowi nakreślanemu przez popularną
kulturę judeochrześcijańską. W innych kulturach wygląda to nieco inaczej.
Czasami, na przykład w islamie, różnice wydają się niewielkie. Ale
niekiedy rozbieżności w poglądzie na pośmiertną rzeczywistość są dość
radykalne. Hindusi, buddyści (mimo iż w buddyzmie koncepcja duszy jest
bardzo subtelna) z Tybetu i innych krajów czy Chińczycy i Japończycy,
nawet ci pozostający poza tradycją buddyjską, wierzą w duszę oraz niebo
i piekło, ale dla nich pobyt w niebie czy piekle jest tylko etapem
tymczasowym – początkiem podróży. W tych kulturach miejsca te to
chwilowe przystanki, po których dusza musi raz jeszcze powrócić na
ziemię. To, jak długo zostaniemy w tymczasowym niebie lub piekle,
zależy od naszej karmy, koncepcji związanej ze skutkami i przyczynami,
trochę przypominającej rozdział na dobro i zło, ale z jednym zasadniczym
wyjątkiem.
Czynienie dobra powoduje przypływ dobrej karmy, zaś
nieodpowiednie zachowanie powoduje wzrost złej karmy – podobnie jak
w chrześcijaństwie. Nikt nie chce gromadzić złej karmy, na przykład wielu
Chińczyków wierzy, że jeżeli nie będą żyć przykładnie, w kolejnym życiu
odrodzą się jako szczury lub robaki. Jednak nawet dobra karma nie
odwraca biegu rzeczy. Niezależnie od tego, ile zgromadzimy dobrej
karmy, nie możemy wiecznie trwać w niebiańskiej doskonałości; zawsze
wracamy do ziemskiej, niedoskonałej postaci. Stąd wzięła się subtelna
idea, według której nawet dobra karma nie wystarczy. Nawet wtedy wciąż
jesteśmy związani z karmicznym cyklem ciągłych reinkarnacji. Będące
nieustannie w ruchu karmiczne koło postrzegane jest jako element
przynoszący cierpienie.
Co może być lepszego od gromadzenia dobrej karmy, czynienia
dobra na każdym etapie ziemskiej egzystencji? Hindusi i buddyści wierzą,
że istnieje najlepszy, udoskonalony sposób życia, który umożliwi nam
wydostanie się z karmicznego koła. Hindusi nazywają ten stan moksza, co
oznacza wyzwolenie; zaś buddyści określają go mianem nirwany, czyli
dosłownie „wygaśnięciem płomienia pożądania”.
Powyższe różnice między judeochrześcijańskimi a hinduskimi
i buddyjskimi poglądami na życie pozagrobowe można wyjaśnić za
pomocą filozofii. Jedna wersja zakłada, że określony model pośmiertnej
rzeczywistości tworzony przez daną kulturę uzależniony jest od jej
sytuacji materialnej. Celem religii jest zachęcanie ludzi do przykładnego
życia. Jeżeli dana kultura jest materialnie uboga, ludzie żyją z nadzieją na
lepsze życie po śmierci. Jeżeli wiedzieliby o reinkarnacji, nie wahaliby się
od czasu do czasu popełniać grzechy i ryzykować pobytem
w tymczasowym piekle. Krzywdy można zawsze naprawić w następnym
wcieleniu. Tak więc idea wiecznego piekła jest niezbędna do
utrzymywania społecznego porządku; ludzie wiedzą już jak wygląda
piekło i nie chcą żyć w nim wiecznie. Zamożnemu społeczeństwu można
jednak przedstawić opowieść o reinkarnacji.
Bogate społeczeństwo cechuje podział na klasy, a większość ludzi
należy do klasy średniej. Z punktu widzenia przeciętnego członka tej klasy
największym zagrożeniem jest ubóstwo. Wtedy działa widmo reinkarnacji,
ponieważ zła karma oznacza nie tylko piekło, lecz skromniejszą formę
życia (na przykład w postaci niższej klasy) w kolejnym wcieleniu. Tak
było w przypadku hinduskiego systemu kast w starożytnych Indiach, gdzie
idea reinkarnacji święciła triumfy. Obecnie w Indiach dokonują się
zmiany: większość mieszkańców tego kraju jest biedna i idea reinkarnacji
traci popularność. Jednocześnie współczesne społeczeństwo zachodnie
bogaci się i wykształca się w nim podział klasowy. Nic więc dziwnego, że
idea reinkarnacji jest tam coraz popularniejsza.
To ma sens. Podczas pierwszych reinkarnacji poznajecie podstawowe
koncepcje, takie jak bóg, dobro, zło, dusza, niebo i piekło. W trakcie
kolejnych wcieleń zaczynacie pojmować ideę reinkarnacji i karmicznego
koła. Wtedy zadajecie pytania, które nigdy wcześniej nie przyszłyby wam
do głowy. Jeżeli życie po śmierci istnieje, dlaczego nie miałoby istnieć
także życie przed życiem? Dlaczego dobrym ludziom przytrafiają się złe
rzeczy? No i oczywiście najlepsze pytanie: „Dlaczego prawdziwie łaskawy
bóg nie zapewnia wszystkim błogiego życia w niebie?”.
W porównaniu z tymi podstawowymi kwestiami idea wyzwolenia
wygląda jak prawdziwy egzamin maturalny. Podchodzimy do niego
dopiero wtedy, gdy w naszym organizmie znajduje się już wystarczająco
dużo „karma-coli”. Docieramy do tego etapu, kiedy zaczynamy zadawać
pytania o istotę rzeczywistości i nasz związek z nią, gdy pojmujemy, że
zarówno my, jak i bóg oraz cały świat jesteśmy różnymi aspektami tego
samego tworu, wreszcie – kiedy cały świat świadomych istot staje się
naszą rodziną i pragniemy im służyć pomocą.
Filozof Michael Grosso określił niedawny wzrost zainteresowania
reinkarnacją w Ameryce mianem „spontanicznego wytworzenia się mitu
reinkarnacji”, ale to coś więcej niż tylko powstanie mitu. Wydaje mi się,
że masowo awansowaliśmy na wyższy poziom świadomości. Niektórzy
z nas myślą już nawet o podejściu do egzaminu dojrzałości.
Kiedy następuje takie przejście na wyższy poziom świadomości?
Filozof Alan Watts wyjaśnił to w bardzo trafny sposób. Dla niego (1962)
koło karmiczne przypomina wizytę w wesołym miasteczku. Na początku –
jako dusza – nie jesteśmy zbyt odważni. W trakcie reinkarnacji trzymamy
się wygodnych i dobrych wcieleń. Dopiero później zdajemy sobie sprawę,
że możemy nauczyć się czegoś więcej, gdy podejmiemy ryzyko – to
znaczy urodzimy się jako osoba uboga (ale prawa) lub będziemy wieść
życie burzliwe, ale kreatywne. Jednak nawet wtedy w końcu poczujemy
się znudzeni; idea wiecznego przywiązania do koła karmicznego wcześniej
czy później wyda nam się nie do zniesienia. Reżyser filmowy Woody
Allen ujął to doskonale w swoim filmie Hannah i jej siostry:
Nietzsche i jego teoria
wiecznych powtórzeń. Powiedział,
że to samo życie będziemy
powtarzać przez całą wieczność.
Świetnie. To znaczy, że znowu
będę musiał oglądać Ice
Capades1. To niewarte zachodu.
(za: Fisher 19932)

Gdy czujemy się w ten sposób, możemy skłonić się ku idei


wyzwolenia.
Warto zauważyć, że zarówno chrześcijańska idea wieczności
w niebie, jak i wschodnia koncepcja wyzwolenia odnoszą się do etapu,
który naprawdę możemy określić mianem nieśmiertelności duszy – końca
narodzin, końca śmierci. Pierwsza idea (niebo) jest tu jedynie uproszczoną
wersją, która pomija sposób, w jaki możemy dostać się do raju.
Nie myślcie więc, że idee związane z reinkarnacją są wyłącznie
domeną Wschodu i dopiero niedawno wprowadzono je do kultury
zachodniej. Reinkarnacja była powszechnie przyjętym elementem
judaizmu w czasach narodzenia Jezusa. Wielu uczonych utrzymuje, że
przed 553 r. n.e. chrześcijaństwo również uznawało reinkarnację. Uważa
się, że tego roku sobór powszechny wprowadził dekret zaprzeczający
istnieniu reinkarnacji dusz, choć inni uczeni są zdania, że oficjalnie dekret
taki nigdy nie powstał (polecam interesującą dyskusję na ten temat: Bache
1991 i MacGregor 1978).
Wielu badaczy uważa też, że podział na wschodnią i zachodnią ideę
reinkarnacji nie jest w istocie podziałem na Wschód i Zachód, lecz
podziałem na ezoteryczny i egzoteryczny odłam religii zachodnich.
Reinkarnacja jest uznawana przez sufich – ezoteryczny odłam islamu.
Chasydzki judaizm także uznaje reinkarnację, podobnie zresztą jak
gnostycy oraz inne mistyczne tradycje chrześcijańskie (Bache 1991;
Cranston i Williams 1984).
Idea reinkarnacji pojawia się często w zachodnich refleksjach
niezwiązanych z żadnym kontekstem religijnym. Począwszy od Pitagorasa
i Platona, zarówno David Hume, Ralph Waldo Emerson, Henry Thoreau,
Benjamin Franklin, jak i J. W. von Goethe wszyscy wierzyli
w reinkarnację. Goethe napisał:

Człowiecza dusza
Niczym woda:
Przychodzi z nieba,
Do nieba wraca,
I znów z powrotem
Iść w ziemię musi,
Wieczna zmiana.
(Pieśń duchów nad wodami3 za: Viney 1993)

Natomiast Franklin, w wieku 22 lat, napisał swoje własne epitafium,


w którym czytamy:

Ciało B. Franklina,
Drukarza,
Niczym okładka starej księgi,
Z wydartymi stronami
Bez liter ani złotej oprawy,
Leży tu
Będąc pokarmem dla robactwa.
Lecz praca nie pójdzie na marne,
Gdyż wszystko to, zgodnie z jego przekonaniami
Pojawi się raz jeszcze
W nowym, bardziej eleganckim wydaniu
Zmienione i poprawione
Przez autora
(za: Cranston i Williams 1984)

Ruch teozoficzny, w którym reinkarnacja stanowi doktrynę


podstawową, rozwinął się na Zachodzie w XIX wieku, ponieważ
podwaliny pod powszechną akceptację zjawiska reinkarnacji zostały już
podłożone. Wyniki przeprowadzonej niedawno ankiety wskazują, iż duża
grupa przedstawicieli cywilizacji zachodniej (nawet do 25%) wierzy
w reinkarnację (Gallup 1982). Filozof C. J. Ducass utrzymywał, że „wiara
w ciągłość życia pojawia się [u dzieci] zupełnie spontanicznie”.
Zgromadzone dane na temat pamięci reinkarnacyjnej wskazują, że
cywilizacja Zachodu zna wiele takich przypadków (Stevenson 1974).
Kiedy reinkarnacja nie jest zjawiskiem związanym z daną kulturą i jeśli
ma ona charakter uniwersalny, naturalne jest zadawanie pytania o jej
uzasadnienie naukowe.

CZY ŻYCIE POZAGROBOWE I REINKARNACJA MAJĄ PODŁOŻE NAUKOWE?


Czy jakikolwiek fragment tej dyskusji ma sens z punktu widzenia
współczesnej nauki? Kilka dekad temu odpowiedź brzmiałaby: nie, ale
dziś jest inaczej. Głównym powodem takiej sytuacji są wyniki badań
i obserwacji. Wcześniej wspominałem o informacjach dotyczących
przywoływania wspomnień reinkarnacyjnych. Dotyczą one między innymi
dzieci, które przypomniały sobie swoje minione wcielenia. Jednak o wiele
więcej danych ma związek z tzw. regresjami reinkarnacyjnymi: ludzie
przypominają sobie zdarzenia z poprzednich wcieleń pod wpływem
hipnozy, urazów, działania substancji psychoaktywnych lub innych
specjalnych technik (więcej informacji, patrz Cranston i Williams 1984).
Większość przywołanych informacji została potwierdzona. W wielu
przypadkach wyeliminowano możliwość oszustwa.
Co ważniejsze, przywoływanie wspomnień reinkarnacyjnych to nie
jedyne materiały, którymi dysponujemy. Zaobserwowano także przypadki
doświadczeń z pogranicza życia i śmierci, czyli sytuacji, w których ludzie
odzyskiwali funkcje życiowe po przetrwaniu śmierci klinicznej. Osoby
takie przedstawiały rzeczywistość, która pokrywa się, przynajmniej
częściowo, z opisami umieszczonymi w „księgach umarłych” spisanych
przez wiele starożytnych kultur (więcej informacji na temat takich ksiąg,
patrz Grof 1994). Pacjenci, którzy przeżyli śmierć kliniczną, opisują pobyt
poza ciałem, podróż przez tunel do innego świata, spotkania ze zmarłymi
bliskimi, świetlistymi istotami itp.
Nieoczekiwanie w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci nauka również
zaczęła przyglądać się wiedzy, którą posiadali starożytni. Ogólny trend
naukowy obecny od XVII wieku polega na skupianiu się na aspektach
materialnych, ale pod koniec XX wieku zaczęto badać uprzednio
marginalizowaną sferę duchową. W niniejszej książce zademonstruję, że
ten nowy paradygmat nauki współbrzmi z ideami takimi jak bóg, dusza,
niebo, piekło, karma czy reinkarnacja.
Powyższe idee, gdy zostaną odpowiednio sformułowane
i zrozumiane, mają wydźwięk bardzo subtelny. Jesteśmy uwarunkowani,
by myśleć o nich w kategoriach materialistycznych4. Na przykład
większość ludzi myśli o niebie jako o miejscu częściowo
przypominającym ziemię (tak też najczęściej przedstawia to Hollywood).
Popularne religie kreślą taką właśnie wizję, a my przyjmujemy ten
schemat myślowy już od najmłodszych lat. Jeżeli jednak taki „inny świat”
faktycznie istnieje, musi być radykalnie odmienny od naszego.
Współczesna nauka wspiera koncepcję świata monistycznego – ideę,
że istnieje tylko jedna treść rzeczywistości. Jeżeli istniałby inny świat
skupiający się na materii duchowej, w jaki sposób takie dwa światy
mogłyby na siebie oddziaływać? Co pełniłoby funkcję mediatora takiej
interakcji? Nie mogłaby to być treść ani duchowa, ani materialna. Czy
takiemu wzajemnemu oddziaływaniu towarzyszyłaby jakakolwiek
wymiana energii między dwoma światami? Jeżeli by tak było, pomiary
czasami musiałyby wykazywać nadmiar lub deficyt energetyczny, a tak się
nie dzieje. Stała wartość energii świata materialnego to prawo fizyki –
prawo zachowania energii. Nauka podpowiada nam więc, by unikać
dualizmu interakcji (zawdzięczamy to Kartezjuszowi) przy analizowaniu
rzeczywistości; dualizm i nauka są jak olej i woda: nie da się ich połączyć.
Stara nauka praktykowana od ostatnich trzech stuleci nauczyła nas, że
wszystkie zachodzące zjawiska to zjawiska materialne. Jest to monizm
oparty na idei, że materia to podstawa wszelkiego istnienia. Nowy
paradygmat proponuje jednak monizm oparty na prymacie świadomości.
To świadomość (zwana w popularnych tradycjach duchem, bogiem,
boskością, ain sof, tao, brahman itp.), a nie materia stanowi podstawę
istnienia. Jest to monizm oparty na świadomości jednoczącej
i transcendentnej, ale rozdzielającej się dzięki odczuwającym istotom,
takim jak my. To my jesteśmy tą świadomością. Wszystkie doświadczenia,
w tym materia, to jedynie materialny przejaw transcendentnych form
świadomości.
Całą sprawę wyjaśnia alegoria jaskini platońskiej. Platon wyobraził
sobie ludzkie doświadczenia jako pokaz cieni. Żyjemy w jaskini, przykuci
do krzeseł, które zawsze zwrócone są w stronę ściany. Na ścianie ukazują
się cienie idealnych form archetypicznych, które bierzemy za
rzeczywistość, ale źródłem tych cieni są właśnie znajdujące się za naszymi
cieniami archetypy. Światło jest w takim przypadku naszą jedyną
rzeczywistością, ponieważ nie widzimy nic poza nim. W monizmie
opartym na prymacie świadomości to ona jest światłem w jaskini Platona,
archetypy to transcendentna rzeczywistość, zaś cienie to rzeczywistość
immanentna.
Taki monistyczny punkt widzenia rzeczywistości, określany przeze
mnie mianem idealizmu monistycznego, jest bardzo stary i stanowi
podstawę wszystkich wielkich tradycji duchowych, z uwagi na co często
określany bywa mianem filozofii wieczystej. W chrześcijaństwie
ezoterycznym podstawa istnienia to bóg, transcendentnym archetypicznym
światem jest niebo, zaś świat doświadczeń to ziemia. W przeszłości
naukowcy akceptowali ten pogląd jedynie w ograniczonym stopniu,
ponieważ idealiści nie potrafili naukowo wytłumaczyć koncepcji
transcendentności i samoodniesienia (czyli sposobu, w jaki jedność
podzielona na podmiot/jaźń może się odnosić do obiektu/obiektów od niej
odrębnych). Nowy paradygmat nauki w ramach świadomości, czasem
określany nauką idealistyczną, miał swój początek w momencie, w którym
te koncepcje zyskały wiarygodność naukową. Kwestia ta była tematem
wielu książek, w tym także mojego autorstwa (Goswami 1993; Herbert
1993).
Mamy tu do czynienia z prawdziwym postępem. Materializm to
czysta metafizyka; nie ma sposobu, by obiektywnie zweryfikować, że
wszystko, w tym umysł i świadomość, bierze się z materii. Dawna
filozofia wieczysta była czymś, co możemy nazwać metafizyką
eksperymentalną, ponieważ wielcy duchowi nauczyciele wszystkich
tradycji zawsze twierdzili, że byt tkwi w nieograniczonej, transcendentnej
i zjednoczonej świadomości. W przeciwieństwie do idealizmu
monistycznego, filozofia wieczysta w nowym kontekście nauki w ramach
świadomości ma nie tylko charakter eksperymentalny, lecz jest
eksperymentalną metafizyką, ponieważ (przynajmniej częściowo) jej
metafizyczne idee da się zweryfikować nie tylko za pomocą
indywidualnych, prywatnych doświadczeń, lecz także za pomocą
doświadczeń w sferze publicznej5.
Jeżeli dorastaliście w kulturze cywilizacji Zachodu, wciąż
zorientowanej głównie na materializm, wasz światopogląd jest zapewne
dziwnym połączeniem materializmu (dominacji materii) i kartezjańskiego
dualizmu interakcji (wymiar duchowy istnieje jako odrębna i niezależna
płaszczyzna składająca się z treści niematerialnej, która w jakiś sposób
oddziałuje na świat materialny). Nie tak dawno temu ludzie starali się
udowodnić istnienia duszy poprzez próbę (nieprzekonującą) ukazania, iż
ciało traci na wadze po śmierci, co przeczy prawu zachowania energii.
Nawet zagorzali zwolennicy idealizmu monistycznego często padają
ofiarą dualistycznych kartezjańskich wywodów w trakcie dyskusji
o śmierci i reinkarnacji. Mówią wtedy o potwierdzaniu istnienia duchów
i zjaw w taki sposób, jakby były to zjawiska rzeczywiste w rodzaju krzesła
czy drzewa. Dostrzegam krzesło, ponieważ odbija ono promienie światła
w kierunku moich oczu. Czy duchy lub inne istoty niematerialne potrafią
emitować sygnały lub odbijać światło tak, bym mógł dokonać ich
obserwacji? Naturalnie nie. Najważniejszym wyzwaniem dla naszej nauki
w ramach świadomości jest wznowienie dyskusji nad zjawiskami
związanymi ze śmiercią i reinkarnacją z punktu widzenia monizmu. Jest to
wyzwanie, które podejmuję w niniejszej książce. Jeżeli musimy korzystać
z koncepcji dualistycznych, powinniśmy też znaleźć wyjaśnienia, które nie
pozostają w sprzeczności z prawami nauki; musimy pogodzić te koncepcje
z ogólnym światopoglądem monistycznym. Udało mi się tego dokonać.

DUSZA I WYMIAR KWANTOWY

Czy istnieje coś, co może przetrwać śmierć? Czy to, co przetrwa,


podlega reinkarnacji w jakiejś formie, którą będziemy mogli uznać za
prawdziwą ciągłość cyklu narodziny-śmierć-narodziny? W trakcie
intensywnych badań trwających około roku udało mi się znaleźć
odpowiedź na to pytanie. Istnieje „dusza”, która może przetrwać śmierć
fizycznego ciała i która wciela się w inne byty, by kontynuować cykl.
Taka teoria ma sens w wymiarze nauki opartej na świadomości, ale tylko
wtedy, gdy postrzegamy duszę w kategoriach „kwantowych”.
Powyższa sytuacja przypomina to, co wydarzyło się pod koniec XX
wieku. Fizycy odkryli, że myślenie o materii i świetle w tradycyjnych
kategoriach newtonowskich, czyli zakładanie, że materia jest zawsze
zlokalizowana i porusza się po dokładnie ustalonej trajektorii, zaś światło
ma postać fali, jest rozproszone i może znajdować się w wielu miejscach
jednocześnie – prowadzi do anomalii i paradoksów. Odkryli więc nowy
sposób myślenia – metodę kwantową.
Słowo „kwant” oznacza „najmniejszą ilość”. Na przykład kwant
światła, zwany fotonem, jest pojedynczą, niepodzielną ilością energii –
zlokalizowaną paczką energii. Założenie, że światło oprócz charakteru fali
ma również naturę zlokalizowanej cząsteczki, natomiast materia ma cechy
nie tylko zlokalizowanych cząsteczek, ale i cechy fali, wyeliminowało
wspomniane wcześniej anomalie i paradoksy.
Dlatego też istota słowa „kwantowy” wykracza daleko poza
niepodzielną wielkość. Mechanika kwantowa nadaje obiektom
submikroskopowym nieoczekiwane, wręcz magiczne znaczenie.
Co to znaczy, że materia ma postać fali i w związku z tym może
występować w wielu miejscach jednocześnie? Jeżeli brzmi to jak
paradoks, to można go rozwiązać poprzez uświadomienie sobie, że
fale materii są falami możliwości (technicznie rzecz biorąc, można je
przedstawić za pomocą funkcji matematycznych, zwanych funkcjami
falowymi); istnieją one w dwóch (lub więcej) miejscach jednocześnie
jedynie jako możliwości, jako superpozycja dwóch (lub więcej)
różnych wariantów wydarzeń.
Obiekty kwantowe istnieją jako superpozycja możliwości, dopóki
nasza obserwacja nie stworzy z potencjału stanu faktycznego,
jednego zjawiska zlokalizowanego spośród wielu zjawisk
potencjalnych. Jeżeli dana możliwość ma duże szanse na
urzeczywistnienie w momencie zaobserwowania, jej fala możliwości
jest odpowiednio silna; gdy fala jest słaba, prawdopodobieństwo
urzeczywistnienia jest niewielkie.
Przykład powinien
rozjaśnić wam nieco
w głowach. Załóżmy, że
w danym pomieszczeniu
uwalniamy elektron. Po
chwili fala elektronu
rozprzestrzenia się na całe
pomieszczenie. Załóżmy
teraz, że rozmieszczamy tam
szereg detektorów
elektronów, zwanych
licznikami Geigera. Czy
wszystkie zaczną
sygnalizować obecność
elektronu jednocześnie? Nie,
usłyszymy tykanie tylko
jednego urządzenia. Jaki
z tego wniosek? Przed
dokonaniem obserwacji
elektron faktycznie
rozprzestrzenia się po
pomieszczeniu, ale posiada
on jedynie falę możliwości.
Obserwacja sprawia, że fala
ta załamuje możliwość do
postaci rzeczywistego
zjawiska.
Mechanika kwantowa to rachunek prawdopodobieństwa, który
pozwala na obliczenie prawdopodobieństwa każdej dozwolonej
możliwości w każdej dynamicznej sytuacji. Prawdopodobieństwo
oznacza niepewność. Nie wiemy już z całą pewnością, gdzie znajduje
się dany obiekt. Ruch obiektów kwantowych zawsze owiany jest
mgiełką tajemnicy.
Zanim poprawnie zrozumiano fizykę kwantową, w nauce
dominowała metafizyka materialistyczna – cząsteczki elementarne
tworzą atomy, atomy tworzą cząsteczki, cząsteczki tworzą komórki,
w tym także neurony, neurony tworzą mózg, mózg zaś tworzy
świadomość. Ta teoria przyczynowości określana jest mianem
przyczynowości oddolnej: przyczyny zaczynają się w sferze mikro,
wśród cząstek elementarnych, i wędrują wyżej, aż do poziomu
świadomości. Byty istniejące na świecie nie mają żadnej zdolności
przyczynowej, która jest domeną wyłącznie interakcji między
cząstkami elementarnymi.
Jeżeli jednak jesteśmy
tylko materialnymi
możliwościami, to w jaki
sposób nasza obserwacja
może załamywać fale
prawdopodobieństwa?
Interakcja między jedną
a drugą możliwością
wymusza istnienie jeszcze
bardziej złożonych
możliwości, ale nigdy stanu
faktycznego. Jeżeli więc na
świecie istniałaby wyłącznie
przyczynowość oddolna, to
załamanie kwantowe byłoby
paradoksem. W wolnej od
paradoksów interpretacji
fizyki kwantowej
przyczynowość odgórna
może wytwarzać fale
możliwości dla
(niematerialnej)
świadomości, która posiada
władzę zwaną
przyczynowością odgórną,
dzięki której może ona
swobodnie tworzyć
rzeczywistość spośród
wszystkich możliwości.
Świadomość nie jest już
postrzegana jako epifenomen
mózgu, lecz jako podstawa
istnienia zawierająca w sobie
wszystkie możliwości
materialne, w tym także
mózg.
Obiekty kwantowe mogą dokonywać nieciągłych przeskoków – raz
są w jednym miejscu, innym razem zupełnie gdzie indziej. Taki
przeskok nazywamy przeskokiem kwantowym. Atom emituje światło
w momencie, gdy elektron dokonuje przeskoku kwantowego
z wyższego stanu energii atomowej na niższy. Istotę tego zjawiska
możemy zrozumieć, jeśli wyobrazimy sobie, że elektron przeskakuje
z wyższej orbity wokół jądra na niższą bez poruszania się
w przestrzeni znajdującej się pomiędzy orbitami.
W ten sam sposób
przyczynowość odgórna jest
nieciągła pod każdym
względem: przyczynowo (nie
możemy przyporządkować jej
dokładnej przyczyny),
mechanicznie (nie potrafimy
sporządzić mechanicznego
modelu tego zjawiska),
algorytmicznie (nie istnieją
żadne opisujące to modele
matematyczne) i logicznie
(obowiązuje tu logika kolista:
obserwator jest niezbędny do
załamania, ale jest on tylko
możliwością zanim nie
dokona się załamanie)6.
Udowodniono, iż odpowiednio skorelowane obiekty kwantowe
wpływają na siebie w sposób nielokalny, czyli bez przesyłania
sygnałów w czasie i przestrzeni. Oznacza to, iż takie skorelowane
obiekty muszą być ze sobą powiązane w wymiarze przekraczającym
granice czasu i przestrzeni. Nielokalność wiąże się z transcendencją.
Wszystkie kwantowe fale możliwości mieszczą się w wymiarze
wykraczającym poza czas i przestrzeń; możemy określić ją mianem
transcendentnej potencji (czyli potencjalności), korzystając z terminu
stworzonego przez Arystotelesa i zaadaptowanego przez Wernera
Heisenberga.

Niech wam się nie wydaje, że możliwość jest mniej realna od


rzeczywistości; może być zgoła odwrotnie. To, co jest potencjałem, może
być prawdziwsze od stanu faktycznego, ponieważ potencja istnieje
w wymiarze pozaczasowym, zaś rzeczywistość jest krótkotrwała: istnieje
w granicach czasu. W taki sposób rozumują wschodni myśliciele, mistycy
z wszystkich zakątków świata oraz fizycy, którzy rozumieją istotę fizyki
kwantowej.
Czy taka kwantowa „magia” – bycie w dwóch miejscach
jednocześnie, przyczynowość odgórna, przeskoki kwantowe i połączenia
nielokalne – tak silna i wyraźnie widoczna w wymiarze
submikroskopowym, obowiązuje także w świecie makro? Współczesny
przełom myślowy zakłada, iż na każdym etapie obserwacji nasz mózg
przetwarza informacje w sposób kwantowy, dokonując tzw. pomiaru
kwantowego. Mózg reaguje na bodźce, tworząc pulę makroskopijnie
rozróżnialnych możliwości kwantowych (falę możliwości), spośród
których jedna zostaje stanem faktycznym, gdy tego zażyczy sobie
świadomość7.
Być może dostrzegacie tu już odpowiednią metaforę dla kwantowej
fizyki duszy. Ciało fizyczne, gdy żyje, reprezentuje możliwości, które
zawsze muszą ujawnić się w postaci zlokalizowanej struktury o ustalonym
początku i końcu, natomiast dusza odzwierciedla możliwości, potencjały
bez zlokalizowanej struktury. Dusza to transcendentne potencjały, które
bez ugruntowania w czasie i przestrzeni migrują z jednego wcielenia do
drugiego, znajdującego się w innym punkcie czasoprzestrzennym.
Koncepcja duszy pozbędzie się kartezjańskich dualistycznych
paradoksów, gdy nadamy jej dynamiki kwantowej i przyczynowości
odgórnej. Oprócz tego dynamika kwantowa pozwala nam potwierdzić
zasadność nauk ezoterycznych i pomaga wyjaśnić anormalne dane.
Pozostaje jeszcze istotne pytanie, w jaki sposób pozbawiona jakiejkolwiek
struktury dusza, będąca zbiorem możliwości kwantowych, może pamiętać
wszystkie indywidualne doświadczenia z poszczególnych wcieleń. Udało
mi się znaleźć odpowiedź także na to pytanie i jest ona tematem istotnej
części niniejszej książki.
W Bhagawadgicie Kryszna mówi do Ardźuny: „Zarówno ty, jak i ja
mieliśmy już wiele wcieleń. Ja je pamiętam, ty zaś nie”. W Indiach
mędrcy mawiają, że wyzwolenie pozwala przypomnieć sobie wspomnienia
o poprzednich wcieleniach i gasi strach przed śmiercią, ale ten sposób
radzenia sobie ze strachem to bardzo trudna droga, dostępna jedynie
garstce wybranych osób w danej epoce.
Uważam, że oparta na koncepcji migrującej duszy i dynamice
kwantowej przekonująca i satysfakcjonująca (przekonacie się sami!) nauka
traktująca o reinkarnacji pomoże nam przezwyciężyć strach przed
śmiercią. Gdy zaakceptujemy śmierć jako część życia, przestaniemy
gwałtownie zaprzeczać jej istnieniu. Odkrycie głębokiego znaczenia
związanego ze śmiercią nada także większego sensu naszemu życiu. Żyjąc
pełnią życia, nauczymy się postrzegać śmierć jako okazję do rozwinięcia
kreatywności – krok ku nowemu życiu.

KREATYWNOŚĆ CYKLU ŻYCIE-ŚMIERĆ-ODRODZENIE

Co dzieje się z nami po śmierci? Chiński filozof Konfucjusz


powiedział:

My przecież życia wciąż nie znamy.


Jak więc nam można śmierci poznać bramy?8

Konfucjusz ma rację co do jednego. Zanim nie umrzemy, nie mamy


praktycznie żadnych szans empirycznego zweryfikowania, co dzieje się po
śmierci. Dziś ludzie informują o doświadczeniach z pogranicza życia
i śmierci, czyli sytuacji, w której przez kilka chwil byli w pewnym sensie
„martwi”, ale wrócili do życia dzięki przywróceniu akcji serca czy
podobnym zabiegom. Takie sytuacje nie są jednak w sensie dosłownym
doświadczeniami z życia pozagrobowego.
Czy tworząc naukowe podstawy, jesteśmy skazani wyłącznie na
surowy empiryzm? Jest oczywiste, że wszelkie wnioski związane
z przetrwaniem śmierci i reinkarnacją będą w dużej mierze uzależnione od
teorii, intuicji, własnej kreatywności czy eksperymentów uchylających
jedynie rąbka odwiecznej tajemnicy. Pomoc ze strony danych
empirycznych będzie mieć w najlepszym wypadku znaczenie drugorzędne.
Jeżeli jednak zdołamy w sposób doświadczalny zweryfikować niektóre
istotne hipotezy, nadal będziemy mogli mówić o nauce. Jeżeli taka nauka
okaże się użyteczna, będziemy mogli wykorzystać ją, by opracować
procedury umożliwiające nam odkrycie istoty śmierci i tego, co dzieje się
z nami, gdy umieramy.
Czy umieranie to proces, który można zbadać za pomocą nauki?
Wydaje się, że tak. Tybetański nauczyciel duchowy Sogyal Rinpocze
(1995) wspominał historię z dzieciństwa. Podczas pewnej podróży umierał
lama. Zgodnie z tradycją jego towarzysz chciał przyzwać Rinpocze,
duchowego guru lamy. Lama powiedział jednak, że nie ma takiej potrzeby
i że sam wie, co ma robić. Po wypowiedzeniu tych słów zamknął oczy
i umarł. Towarzysz lamy przywołał jednak Rinpocze. Ten spojrzał na
„zmarłego” lamę i powiedział z czułością: „Stary lamo, nie tkwij w tym
stanie (...) czasem na naszej drodze pojawiają się przeszkody”. Wtedy
oczom zdumionego Sogyala ukazał się niezwykły widok – lama powrócił
do życia. Rinpocze pomógł następnie lamie umrzeć świadomie.
Dobrze znana Tybetańska Księga Umarłych to książka napisana
właśnie po to, by wskazywać drogę umierającym. Czy możemy stworzyć
naukę, która pomoże nam zrozumieć to zjawisko? Obecny Dalajlama
napisał: „Śmierć i umieranie to punkt styczności tybetańskiego buddyzmu
i współczesnych tradycji naukowych. Uważam, że obie te dziedziny mogą
sobie wzajemnie pomóc zarówno jeżeli chodzi o zrozumienie pewnych
zjawisk, jak i o korzyści praktyczne”. Muszę się z tym zgodzić. Niniejsza
książka stanowi integrację starożytnej wiedzy i współczesnej nauki,
zwłaszcza idei zawartych w Tybetańskiej Księdze Umarłych i fizyki
kwantowej.
Zrozumienie śmierci wymaga zaangażowania zarówno wiedzy
starożytnej, jak i nauki, ale żadna z tych dziedzin nie jest całkowicie
obiektywna. Literatura i dostępne informacje mogą dać nam ogólny obraz
tego, w którym miejscu rozpocząć nasz proces myślowy, ale to my mamy
tu władzę. Prawdziwa istota tego dochodzenia polega na zrozumieniu
prawdy o nas samych.
Jeżeli intuicja wielu ludzi (być może także wasza, gdyż trzymacie
w ręku moją książkę) mówi prawdę i faktycznie odradzamy się
w kolejnych wcieleniach, to śmierć stanowi najpoważniejszy możliwy
obrzęd przejścia. To właśnie z tego powodu ludzie czasem mawiają, że
całe nasze życie jest tylko przygotowaniem do śmierci. „Odpowiedzi na
pytania o sens istnienia człowieka nie należy szukać w jego (jednym)
życiu”, mawiał psycholog Carl Jung. Kiedy to zrozumiemy, dostrzeżemy,
że śmierć jest jedynie etapem największego procesu twórczego, jaki może
istnieć.
Proces twórczy dzieli się na cztery ogólne etapy: przygotowanie,
inkubacja, pojmowanie i urzeczywistnianie. Przygotowanie to przegląd
znanych nam informacji i gotowość do twórczego pojmowania. Inkubacja
to przetwarzanie nieświadome – przetwarzanie bez udziału świadomości.
Podczas gdy przygotowywanie polega na dążeniu, przetwarzanie
nieświadome to przetwarzanie bez świadomego dążenia, ale nie chodzi tu
wcale o sen. Te dwa etapy są ze sobą ściśle związane w postaci
naprzemiennych starań i chwil odprężenia – aktywności i pasywności.
Pojmowanie to świt nowej idei, zmiana kontekstu. To kwantowy przeskok
myślowy – nieciągłe przejście od jednej myśli do innej bez obecności
etapów pośrednich (Goswami 1996, 1999). Urzeczywistnianie to
wywoływanie transformacji, której wymaga etap pojmowania.
Czy życie to tylko przygotowania do śmierci? Bardziej właściwe
byłoby powiedzenie, że nasze całe życie składa się z dwóch etapów
odkrywania natury rzeczywistości pośmiertnej – przygotowań i inkubacji.
Moment śmierci może stać się zarówno etapem pojmowania, jak i jego
urzeczywistnieniem. Weźmy pod uwagę, że dzięki temu pojmowaniu,
zależnie od jego głębi, możemy zadecydować o tym, co stanie się z nami
po śmierci, czyli w chwili urzeczywistnienia naszego pojmowania. Jeżeli
jednak tym razem nie doświadczymy tego ostatniego etapu, czeka nas
więcej nieświadomego przetwarzania i przygotowań, aż do...
Tak więc decydując o tym, jak umrzemy, jednocześnie decydujemy
o tym, co stanie się z nami po śmierci. Taki scenariusz całkowicie zmienia
nasze nastawienie do śmierci, czyż nie?
Ludzie mawiają, nie bez racji, że śmierć jest jak wielki sen. Uważam,
że jest jeszcze jedna możliwość. Niektórzy głęboko uduchowieni ludzie
doświadczają stanów zwanych nirvikalpa samadhi, w trakcie których (tak
jak podczas snu) nie istnieje rozdział podmiotu od obiektu. Odbywa się
wtedy nieświadome przetwarzanie, które prowadzi do twórczych refleksji
po „przebudzeniu”. Wybór należy więc do was. Czy chcecie umrzeć, by
zasnąć „wielkim snem” tak, by po „przebudzeniu” wszystko wyglądało
z grubsza tak samo jak wcześniej? A może po śmierci chcecie wejść
w stan samadhi, by w kolejnym wcieleniu być zupełnie kimś innym –
rezultatem twórczego pojmowania?

OD ŚMIERCI DO NIEŚMIERTELNOŚCI

Ludzie często zastanawiają się nad sensem życia, zwłaszcza swojego.


Próbujemy wtedy uzyskać odpowiedzi na pytania o cel naszego istnienia.
Pytania te dotyczą nas samych, naszej natury i, mówiąc ogólnie, natury
naszej świadomości. Najpierw zastanawiamy się nad tymi kwestiami
w sferze zewnętrznej; jest to faza materialna. Po wielu kolejnych
wcieleniach, gdy nie możemy znaleźć odpowiedzi, skłaniamy się ku
naszemu wnętrzu. Na początku podróż w głąb nas samych jest dość
niepewna i zmącona nawykami, których nabraliśmy w trakcie poprzednich
podróży. W końcu jednak zaczynamy pojmować prawdę. Nagle
w pewnym momencie nie mamy już więcej pytań i stajemy się wyzwoleni.
Znajdujemy się teraz poza cyklem śmierci i narodzin – jesteśmy
nieśmiertelni. Jeżeli ostateczne zrozumienie istoty wszechrzeczy nastąpi za
naszego życia, to gdy umrzemy, nie będzie już kolejnego wcielenia. Jeżeli
pojmiemy to w momencie śmierci, również nie czeka nas powrót – będzie
to nasza ostatnia śmierć.
W jednej z hinduskich Upaniszad znajduje się pieśń:

Od nierzeczywistego prowadź mnie do prawdy,


Od ciemności prowadź mnie do światła,
Od śmierci prowadź mnie do nieśmiertelności.

Wyzwolenie to właśnie nieśmiertelność wspomniana


w przytoczonym fragmencie pieśni. Opracowując naukową teorię
dotyczącą reinkarnacji, musimy zbadać ten typ nieśmiertelności.
Wielu ludzi postrzegało i postrzega jednak nieśmiertelność w inny
sposób – jako nieśmiertelność w wymiarze fizycznym, jako ciało, które
nigdy nie umiera. Należy też wziąć pod uwagę jedną z podstawowych
prawd chrześcijaństwa – zmartwychwstanie Jezusa. W jaki sposób
zinterpretować akt zmartwychwstania? Najprostszą interpretacją jest
odrodzenie się w (nieśmiertelnym?) ciele fizycznym. Czy idea fizycznej
nieśmiertelności lub odrodzenia się w nieśmiertelnym ciele fizycznym
może być wytłumaczona naukowo? Czy nauka w ogóle powinna
zajmować się takimi kwestiami?
Autor niniejszej książki twierdzi, że tak, choć tego typu rozumowanie
opiera się na spekulacjach. Warto jednak uświadomić sobie, jak daleko
zaszła nauka. Nie tak dawno nawet świadomość uznawana była za kwestię
trudną z naukowego punktu widzenia. Jeśli jednak skłonimy się ku nauce
opartej na prymacie świadomości, zyskuje ona nową klarowność
i potencjał (w postaci przyczynowości odgórnej), dzięki którym możemy
szukać nowych odpowiedzi i znajdować je. Sami się o tym przekonacie.

1 Amerykańskie widowisko teatralne z pokazami tańca na lodzie – przyp. tłum.


2 Powyższy zapis (autor rok) odsyła czytelnika do bibliografii, w której może on znaleźć
przytaczaną pozycję. Zasada ta została zastosowana do całości tekstu – przyp. red.
3 Polski przekład Joanna Skórska – przyp. tłum.
4 Używam słowa „materialistyczny”, by określić osoby, które wierzą w prymat materii – w to,
że tylko materia jest prawdziwa; tacy ludzie określani są też mianem materialnych realistów.
5 Wyrażenie „metafizyka eksperymentalna” stworzył filozof Abner Shimony.
6 Jeżeli macie trudności z wyobrażeniem sobie „podróżującej” fali w mózgu lub fali
możliwości, wyobraźcie sobie, że fale w zamkniętej przestrzeni mają postać fali stojącej; „falują”
one ciągle, znajdując się w tym samym miejscu, tak jak w instrumencie muzycznym.
7 Procesy kwantowe zachodzące w mózgu badało wielu autorów, m.in. Walker (1970); Bass
(1975); Stuart, Takahashy i Umezawa (1978); Stapp (1982, 1993); Wolf (1984); Goswami (1989,
1990, 1993); Herbert (1993); Eccles (1994).
8 Dialogi konfucjańskie – tłumaczenie Jarosław Zawadzki – przyp. tłum.
ROZDZIAŁ 2

Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę –


musimy to udowodnić!

Spośród wszystkich ksiąg traktujących o zmarłych Tybetańska Księga


Umarłych stanowi niepowtarzalny obraz ludzkiego życia i śmierci jako
ciągłości nauki i nowych doświadczeń. W książce tej Tybetańczycy
opisują drogi (bardo) wiodące do życia i śmierci. Model ten określa życie
i śmierć jako jeden ciąg („śmierć jest w życiu, życie jest w śmierci”).
W pewnej gazecie widziałem zabawną obrazkową historyjkę pod tytułem
B.C., w której chiromanta czyta z dłoni swojego klienta i mówi: „To
niesamowite! Nigdy nie widziałem linii życia, która zakreślałaby okrąg”.
Na co klient odpowiada: „Wierzę w reinkarnację”. Równie dobrze mógłby
odpowiedzieć: „Czytam Tybetańską Księgę Umarłych”.
Zanim zajmę się opisem bardo, należałoby napisać kilka słów
o metafizyce buddyjskiej. W gruncie rzeczy obowiązują tu te same zasady,
co w przypadku zbadanego już przez nas idealizmu monistycznego, ale
używa się innych określeń.
Świadomość, będąca podstawą istnienia, określana jest w buddyzmie
jako dharmakaja. Transcendentny wymiar archetypów nazywany jest
sambhogakaja. Natomiast urzeczywistniony wymiar naszych doświadczeń
to nirmanakaja.
Pierwsze bardo to narodziny; drugie to żywot od dzieciństwa do
dorosłości i chwili tuż przed śmiercią, która stanowi trzecie bardo.
Czwarte bardo rozpoczyna podróż pośmiertną; to początek serii okazji dla
duszy („jaźni”, która przetrwała śmierć) po opuszczeniu ciała9.
W czwartym bardo pojawia się jasne światło czystej świadomości
(dharmakaja). Jeżeli dusza rozpozna to jasne światło, uwalnia się
z karmicznego koła i nie musi się już dłużej wcielać. Piąte bardo po
śmierci jest równoległe do drugiego bardo za życia; dusza najpierw
napotyka łagodne bóstwa, a następnie bóstwa gniewne – demony lub
asurów – formy świata archetypów (sambhogakaja). Światło staje się
stłumione, a rozpoznanie nie prowadzi już do uwolnienia się od
karmicznego koła samsary (świata urzeczywistnionego), lecz do ścieżki
wiodącej do wyzwolenia pod (niematerialną) postacią sambhogakai;
nierozpoznanie światła prowadzi do szóstego bardo, ścieżki samsary.
Szóste bardo to droga reinkarnacji; dusza przegapiła okazję do
zidentyfikowania się z czystą świadomością lub archetypicznym
transcendentnym światem sambhogakai. Jedyne, co jej pozostało, to
ścieżka odrodzenia w świecie materialnym. W zależności od karmy dusza
rodzi się w jednej z sześciu lok (miejsc), takich jak niebo, piekło czy
śmierć, dopóki jej dług karmiczny nie zostanie spłacony. Po szóstym
bardo dusza musi przybrać postać fizyczną (nirmanakaja), w której
gromadzi jedynie nową karmę.
Co ciekawe, opis pośmiertnego przejścia do ostatnich dwóch bardo
jest podobny jak w przypadku hinduizmu, w którym dwie możliwości
piątego bardo określa się jako dewajanę, ścieżkę wiodącą do bogów
(zobrazowaną jako droga wiodąca ku niebu), i pitrijanę, ścieżkę wiodącą
do ojca (przedstawioną jako ścieżka, która zakrzywia się w kierunku
Ziemi niczym łuk).
Wszystkie te idee towarzyszyły mi podczas dorastania, ale
w kontekście hinduskim, ponieważ dopiero znacznie później natknąłem się
na Tybetańską Księgę Umarłych. Zawarte w niej barwne opisy nawet za
młodu wzbudzały we mnie negatywne reakcje, gdyż skupiałem się wtedy
na racjonalizmie i nauce. Wysoce dualistyczny obraz duszy bez ciała
przemierzającej (gdzie?) rozmaite nieistniejące ścieżki wydawał mi się
pozbawiony sensu. Jeszcze bardziej niepokojący był fakt, iż nikt nie
potrafił zweryfikować prawdziwości takich doświadczeń, gdyż nie da się
wrócić ze świata zmarłych do świata żywych.
To ciekawe, że współczesna nauka opracowała koncepcję czarnej
dziury – zjawiska będącego masywną gwiazdą, która zapadła się pod
wpływem własnej grawitacji, pozostawiając po sobie dziurę w kosmosie.
Dziura ta posiada „horyzont”, za którym wszystko wpada do dziury i nic
nie może się z niej wydostać. Nikt nie może więc wrócić z czarnej dziury
i opowiedzieć nam, jak ona wygląda, a mimo to nie jest prawdą, że nie
możemy się dowiedzieć, co się stanie z obiektem przekraczającym
horyzont zdarzeń. Wiemy to, ponieważ dysponujemy bardzo solidnymi
podstawami teoretycznymi, a mianowicie ogólną teorią względności
Einsteina.
Wspominam o tym, ponieważ w naszej kulturze często nie docenia
się roli teorii, zaś we współczesnej fizyce teoretyczne rozważania, których
nie możemy bezpośrednio zweryfikować, są źródłem niezawodnych teorii,
na których opierają się istniejące technologie (da się to zauważyć
w przypadku mechaniki kwantowej: teoretyczna idea transcendentnych fal
możliwości w potencji przyczyniła się do powstania tranzystorów). Teorie
te są dla nas wiarygodne również dlatego, że dochodzimy do nich dzięki
naszej kreatywności.
Wracając do kwestii moich uprzedzeń wobec wszelkich ksiąg
umarłych, mój sceptycyzm utrzymywał się do maja 1994 roku, ponad rok
po tym, jak mój przyjaciel Hugh Harrison zaczął studiować razem ze mną
nową fizykę. Wiedziałem, że Hugh wraz ze swoją nieżyjącą już żoną Ruth
zorganizowali we wczesnych latach 80. ekspozycję o nazwie Continuum
Center w Bandon, w stanie Oregon, która była w zasadzie
przedstawieniem idei śmierci i życia jako ciągłej podróży. Czasami Hugh
rozmawiał ze mną o tych kwestiach i sprawach związanych z reinkarnacją.
Mówił, że jeżeli istnieje życie po śmierci, tak jak zakłada chrześcijaństwo,
to symetria nakazuje, by istniało także życie przed życiem. Hugh był
sympatykiem zachodniego ruchu teozoficznego, który ponad 125 lat temu
zapoczątkowała Helena Bławatska. Teozofowie uznają reinkarnację za
jedną z podstawowych zasad rzeczywistości (Bławatska 1995; Judge
1973). Nie byłem przekonany do tych idei.
W pierwszym tygodniu maja 1994 roku wydarzyło się jednak coś
nieoczekiwanego i niezapomnianego. Byłem zajęty, dopracowując stare
pomysły i przygotowując je do publikacji, pisałem listy i artykuły
odpierające zarzuty itp. Kreatywność nie była wtedy obecna w moim życiu
i wydawało mi się, że po raz kolejny zboczyłem z właściwego kursu. To
sprawiło, że pewnej nocy poczułem na sercu spory ciężar. Oglądałem
w telewizji serial Gdzie diabeł mówi dobranoc, a konkretnie odcinek,
który skupiał się na związanych ze śmiercią kwestiach natury etycznej.
Poszedłem spać z uczuciem niepokoju, ale rano znalazłem się w stanie pół
snu, pół jawy i zadumy. Czułem lekkość, zaś w moim zaspanym umyśle
zaczęły kiełkować przypuszczenia, że Tybetańska Księga Umarłych mówi
prawdę i może być dla nas użyteczna. Tak naprawdę było to coś więcej niż
tylko przypuszczenia, gdyż usłyszałem wyraźny głos, który mówił:
„Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę; twoim zadaniem jest to
udowodnić”. Była sobota, więc przez większą część dnia mogłem
pozwolić sobie na twórcze rozważanie problematyki śmierci i reinkarnacji,
a także próby połączenia jej z teoriami naukowymi. Pomyślałem, że
sprawa zyskałaby na jasności po zastosowaniu praw fizyki kwantowej,
a zwłaszcza teorii nielokalności kwantowej.

MOŻLIWOŚCI KWANTOWE I ICH POMIAR

Według fizyki kwantowej obiekty są falami możliwości, technicznie


zwanymi funkcjami falowymi. Jeżeli na drodze elektronu umieścimy
ekran z dwiema szczelinami, tak jak w przypadku słynnego eksperymentu
(ilustracja 2.1), to przez którą szczelinę przejdzie ten elektron? Przez obie
jednocześnie. Czy macie kłopot z wyobrażeniem sobie tego zjawiska?
Spokojnie, zachodzi ono tylko w sferze możliwości. Elektron w 50%
przechodzi przez jedną szczelinę i w 50% przez drugą, ale tylko jako
możliwość.
Ilustracja 2.1 Eksperyment z dwiema szczelinami.

Skąd to wiemy? Ponieważ dwie fale możliwości z dwóch szczelin


rozchodzą się i zakłócają się nawzajem. Sumują się w taki sposób, że
w niektórych miejscach fala jest mocniejsza, a w innych zupełnie zanika
(ilustracja 2.2). Dzięki temu elektrony docierają w wiele miejsc poza
ekranem, w których nie mogłyby się znaleźć po przejściu przez jedną
szczelinę tak jak zwykłe kulki. Jeżeli wystrzeliwujemy kulki przez ekran
o dwóch szczelinach, kulki trafią tylko w przestrzeń bezpośrednio za
szczeliną. Gdy jednak przez taki ekran przejdzie strumień elektronów,
utworzy on na fluorescencyjnym ekranie jasne i ciemne pasy (ilustracja
2.3), a nie dwie linie w miejscu szczelin. Pasy to miejsca, w których fala
jest wzmacniana, czyli w których prawdopodobieństwo pojawienia się
elektronów jest wysokie. Pomiędzy jasnymi pasami to
prawdopodobieństwo jest niskie i nie ma tam elektronów; stąd ciemne
pasy.

Ilustracja 2.2 Fale docierające do fluorescencyjnego ekranu w zgodnych fazach wzmacniają się
(interferencja konstruktywna); fale docierające do punktu bez spójności wygaszają się i niwelują
nawzajem.
Ilustracja 2.3 Schemat interferencji przedstawiający na przemian pasy jasne i ciemne.

Ale skoro elektrony mają postać fal możliwości, co czyni je


rzeczywistymi? Bez wątpienia za każdym razem, gdy je obserwujemy,
dokonujemy ich pomiaru, widzimy niepowtarzalny stan faktyczny. Kiedy
patrzymy na fluorescencyjną płytkę z eksperymentu z dwiema
szczelinami, zauważamy, że każdy elektron dociera do pojedynczego
miejsca, a nie do wszystkich jednocześnie. W ostatnich latach odkryto, że
to obserwator tworzy rzeczywistość, wybierając spośród fal możliwości.
Świadoma obserwacja urzeczywistnia jedno zjawisko spośród zbioru
wszystkich możliwych wydarzeń10.
Pewien komik z Kalkuty poszedł kiedyś do cukierni. Zobaczył na
wystawie przysmak o nazwie rasagulla (kulki z cukrem i zsiadłym
mlekiem) i nabrał na niego ochoty. Kiedy sprzedawca wyjął kulki
z wystawy, komik zaprotestował, mówiąc: „Tych nie chcę. Przynieś mi te,
które trzymasz w zapasie”. Sprzedawca się zdziwił. „Ależ to kulki z tej
samej świeżej partii, którą zrobiłem dziś rano” – powiedział. „Tak, ale na
te z wystawy patrzyli już ludzie” – wytłumaczył komik.
Można dyskutować o tym, czy patrzenie na obiekty z wystawy może
je zmienić, ale efekt obserwatora w fizyce kwantowej jest niezaprzeczalny
i ma drastyczne skutki – załamuje on możliwość do postaci
rzeczywistości. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na wyjątkowe
zastosowanie słowa „załamanie”. Fizycy są bardzo przywiązani do tego
słowa określającego pomiar kwantowy, ponieważ przedstawia ono obraz
rozproszonych fal możliwości załamujących się nagle do postaci
zlokalizowanej cząsteczki, co faktycznie ma miejsce w przypadku pomiaru
dokonywanego na elektronach (ilustracja 2.4). Będę używać tego słowa
przy opisywaniu możliwości kwantowych w mózgu, spośród których
świadomość wybiera wariant doświadczanej przez nas rzeczywistości.

Ilustracja 2.4 Gdy patrzymy, załamujemy falę elektronu, zmuszając go do określenia się
w jednym miejscu. Jednak pomiędzy naszymi obserwacjami elektron rozprzestrzenia się w formie
fali możliwości w transcendentnej potencji.

Zauważcie jednak, że fale możliwości nie rozchodzą się w czasie


i przestrzeni, gdyż jeżeli by tak było, nie mogłyby one natychmiast stawać
się cząsteczkami. (W czasie i przestrzeni wszystko musi odbywać się ze
skończoną prędkością. Maksymalna prędkość została odkryta przez
Einsteina i nazywamy ją prędkością światła). Fale kwantowe to fale
możliwości istniejące w transcendentnej potencji i do ich załamania do
postaci rzeczywistej potrzeba świadomości. Świadomość wykorzystuje do
tego wolność wyboru, która jest uprzednio wspomnianą przyczynowością
odgórną.

POMIARY KWANTOWE I NATURA ŚWIADOMOŚCI

To rozwiązanie zakładające załamanie kwantowe wywoływane przez


świadomość zostało po raz pierwszy zaprezentowane przez matematyka
Johna von Neumanna (1955). Wielu naukowców zajmujących się fizyką
kwantową odrzuca jego tezy, ponieważ postrzegają oni świadomość jako
drugi odrębny świat wchodzący w interakcję z naszym światem
materialnym, tak jak dawno temu widział to Kartezjusz. Tego typu pogląd
prowadzi do wielu trudnych pytań. Co jest mediatorem interakcji
pomiędzy świadomością a światem materialnym? W jaki sposób
świadomość wpływa na świat materialny, nie łamiąc praw fizyki
dotyczących zachowania energii?
By zrozumieć istotę świadomości załamującej możliwości kwantowe
do postaci rzeczywistej, należy zastąpić to kartezjańskie myślenie
w kategoriach dualistycznych idealizmem monistycznym. W myśleniu
opartym na idealizmie monistycznym istnieje tylko świadomość; to ona
jest podstawą wszelkiego istnienia – jedyną i ostateczną rzeczywistością.
Świadomość może załamywać materialne możliwości, ponieważ jest ona
transcendentna względem wszechświata materialnego; nie podlega
jurysdykcji mechaniki kwantowej. Wszystkie możliwości znajdują się
wewnątrz świadomości. Gdy ona sobie tego życzy, wybiera jedną
z możliwości i nie wymaga to żadnego mediatora ani dualistycznej
wymiany energii.
Przyjrzyjcie się ilustracji (ilustracja 2.5), na której te same linie
przedstawiają dwa nałożone na siebie rysunki – jeden obrazujący młodą,
a drugi starą kobietę. Artysta zatytułował ten obraz „Moja żona i moja
teściowa”. Gdy widzimy młodą kobietę (lub starą) nie oddziałujemy
w żaden sposób na ilustrację. Po prostu rozpoznajemy jedną z możliwości
i ją wybieramy. Tak właśnie wygląda proces świadomego załamania.
Ilustracja 2.5 Rysunek W. E. Hilla zatytułowany „Moja żona i moja teściowa”. Jeżeli widzicie
teściową, a chcecie zobaczyć żonę, nie musicie nic „robić” z obrazkiem; wystarczy zmiana
perspektywy postrzegania. Możliwości dotyczące zarówno obrazu żony, jak i teściowej tkwią
w naszej świadomości; wystarczy rozpoznać jedną lub drugą możliwość.

Konwencjonaliści sprzeciwiają się również idei świadomości


zmieniającej możliwości kwantowe w rzeczywistość, ponieważ wielu
ludzi wybiera co innego niż ich świadomość. Co się może stać, jeżeli dwie
osoby jednocześnie dokonują wyborów związanych z tym samym
wydarzeniem? Jeżeli wybiorą co innego, sprzeczne ze sobą rzeczywistości,
to czy nie spowoduje to chaosu? Jeżeli zostanie wybrana tylko jedna opcja,
to czyja? Wyobraźmy sobie, że ktoś z was i ja zbliżamy się do
skrzyżowania z prostopadłych kierunków, widzimy sygnalizator świetlny
i oboje chcemy mieć zielone światło. Kto będzie miał pierwszeństwo?
Czyj wybór będzie się liczyć? Monistyczny idealizm sugeruje, że wyboru
dokonuje tylko jeden obserwator, gdyż świadomość jest jednością.
Zarówno ktoś z was, jak i ja mamy indywidualne myśli, uczucia, sny itp.,
ale nie mamy odrębnych świadomości – my jesteśmy jedną świadomością.
Jest to jedna i ta sama świadomość obowiązująca nas wszystkich
(Goswami 1993). (Patrz także Blood 1993)11.
Tak więc dokonujemy wyboru, ale w tym niezwykłym stanie
świadomości, w którym stanowimy jedność i w którym nasze wybory nie
powodują konfliktów. Interpretacja mechaniki kwantowej przedstawiona
przez idealizm monistyczny ma kolejny istotny aspekt (Goswami 1993).
Świadomość to podstawa istnienia, nie da się jej wyłączyć. Czy w takim
przypadku zawsze, mimo pojawiających się wieloznaczności, wybiera
świadomość? W takim przypadku nie byłoby przecież śladów interferencji
widocznych podczas eksperymentu z dwiema szczelinami, ponieważ
świadomość wybrałaby szczelinę, przez którą ma przejść elektron, zanim
jeszcze elektron zdążyłby wpłynąć na swoje alter ego.
By odpowiedzieć na to pytanie, musimy uświadomić sobie, że każdy
pomiar kwantowy wymaga żywego obserwatora. Zwróćcie też uwagę, że
gdy obserwujemy zewnętrzny obiekt, w odpowiedzi na bodźce nasz mózg
tworzy kilka makroskopijnie odrębnych możliwości; to właśnie fala
możliwości mózgu. Tak więc podczas dokonywania obserwacji, czyli
pomiaru kwantowego, świadomość nie tylko załamuje falę możliwości
obiektu, ale także falę możliwości mózgu. Pomiar kwantowy w naszym
mózgu ustala nasze samoodniesienie – podział na nas – podmiot, oraz na
pole świadomości doświadczanego przez nas obiektu (ilustracja 2.6).
Wyobraźcie sobie dywan ozdobiony motywami w kształcie róży. Widzimy
go jako pojedynczy obiekt leżący na podłodze. Teraz wyobraźcie sobie, że
widzimy róże i znajdujące się w tle liście jako odrębne obiekty. To
przecież tylko złudzenie; istnieje tylko jeden dywan, zaś róże i liście nie
istnieją poza kontekstem materiału, na którym się znajdują. W podobny
sposób podział na jaźń i obiekt w trakcie pomiaru kwantowego jest tylko
pozorny.
Dlaczego mózg jest na tyle wyjątkowy, że pojawia się
samoodniesienie – zdolność odnoszenia się do samego siebie? Przyjrzyjmy
się związanej z tym logice kolistej:
Ilustracja 2.6 Załamanie kwantowej fali możliwości w mózgu obserwatora prowadzi do
samoodniesienia – rozdziału świadomości na podmiot i obiekt(y).

Bez mózgu nie ma załamania; ale bez załamania nie ma również


mózgu, a jedynie możliwości.
Taka logika kolista (której innym przykładem jest kwestia: co było
pierwsze – jajko czy kura?) nazywa się hierarchią splątaną. Pomiar
kwantowy w mózgu jest właśnie taką hierarchią splątaną, co prowadzi do
samoodniesienia – pozornego podziału na podmiot i obiekt (więcej
szczegółów w Rozdziale 7).
Doświadczenia mają swoją cenę. Produkują one wspomnienia
warunkujące nasz system odpowiedzialny za samoodniesienie, czyli mózg.
Wpływ uwarunkowania na pomiar kwantowy sprawia wrażenie, iż nasze
czyny biorą się z ego/jaźni funkcjonującej na podstawie nabytych
doświadczeń, czyli charakteru. Jest to jednak domniemana tożsamość,
którą nasza wolna świadomość przyjmuje, by uzyskać jakiś punkt
odniesienia. Nasze normalne stany świadomości są zakamuflowane
właśnie przez taką tożsamość ego (więcej na ten temat w Rozdziale 7).
Podsumowując, co musimy zrobić, by dostrzec własną moc
przyczynowości odgórnej? Wymaga to osiągnięcia niezwykłego stanu
świadomości, w którym doświadczamy jedności i pojmujemy, że
współuczestniczymy w tworzeniu świata rozdzielonego na podmiot
i obiekt.
Zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawę już jakiś czas temu
(Goswami 1993). Wiedziałem też, że pomimo obecności rozwiniętego
ego, nie wszystko jest stracone. Niektóre doświadczenia wiążą się
z osiąganiem wspomnianych wcześniej niezwykłych stanów świadomości,
które pomagają nam przebić się przez chmurę uwarunkowań. Gdy
jesteśmy kreatywni, gdy mamy doświadczenia pozazmysłowe, gdy
kochamy – w tych chwilach wykraczamy poza granice naszych
uwarunkowań i działamy z pełną świadomością naszej jedności i naszego
współtwórstwa, gdyż załamujemy dostępne nam możliwości z pełną
swobodą i wolnością wyboru. Być może taka sama sytuacja ma miejsce po
śmierci. W chwilach poprzedzających śmierć uświadamiamy sobie jedność
świadomości i, co za tym idzie, nielokalność.

CZYM JEST NIELOKALNOŚĆ KWANTOWA I JAKI MA ZWIĄZEK Z LUDZKIM


MÓZGIEM: PRZYKŁAD METAFIZYKI DOŚWIADCZALNEJ

Dla materialistów jest tylko jeden świat materialny, istnieją jedynie


obiekty poruszające się w czasie i przestrzeni; nie ma tu koncepcyjnych
podstaw do myślenia o innym świecie. Kiedy zastanawiacie się na
przykład, co dzieje się z wami po śmierci, myślicie w kategoriach
dualistycznych. Wydaje wam się, że ta część was, która przetrwa śmierć,
udaje się do innego, równoległego świata. Napotykacie jednak przeszkodę
w postaci naukowej logiki. W jaki sposób ten drugi świat wpływa na
oparty na czasie i przestrzeni nasz wymiar? Jeżeli tak się nie dzieje, to nie
ma sensu się nad tym zastanawiać, bo nigdy się tego nie dowiemy. Fizyka
kwantowa oferuje nam alternatywę – świadomość może pośredniczyć
w interakcji między dwoma odrębnymi bytami. Pozwólcie, że wyjaśnię.
W mechanice kwantowej możemy skorelować obiekty w taki sposób,
że zostaną ze sobą powiązane (splątane) nawet wówczas, gdy dzielić je
będzie znaczny dystans (ilustracja 2.7). Podczas dokonywania obserwacji
te skorelowane obiekty załamują się do rzeczywistej postaci, tworząc
odrębne obiekty, ale splątany charakter ich załamania pokazuje, że bez
wątpienia były one ze sobą skorelowane. W jaki sposób taka korelacja
utrzymuje się mimo znacznych odległości i objawia się natychmiastowo,
bez udziału wymiany sygnałów? Widać wyraźnie, że zarówno ten
związek, jak i samo załamanie mają charakter nielokalny – należą do
wymiaru wykraczającego poza naszą czasoprzestrzenną rzeczywistość,
w której obiekty postrzega się jako odrębne od siebie.
Nasze zrozumienie i akceptacja transcendentnego wymiaru
wzajemnych połączeń dokonały kwantowego przeskoku w wyniku
eksperymentu z zakresu fizyki kwantowej, przeprowadzonego w 1982
roku przez grupę francuskich fizyków pod wodzą Alaina Aspecta (Aspect,
Dalibard i Roger 1982). Był to eksperyment, w trakcie którego dwa
skorelowane fotony wpływały na siebie wzajemnie na odległość, bez
użycia sygnałów. To tak, jakby jedna osoba tańczyła w Los Angeles,
a druga w Nowym Jorku, ale obie wykonywałyby idealnie skoordynowane
ruchy bez pomocy telewizji ani żadnych urządzeń wysyłających sygnały.

Ilustracja 2.7 Gdy dwa obiekty kwantowe zostaną skorelowane poprzez interakcję, korelacja
utrzymuje się nawet po ich znacznym oddaleniu się od siebie.

Istnieje jednak kwestia, która jeszcze lepiej pomoże wam zrozumieć


nielokalność procesu pomiaru kwantowego. Przypomnijcie sobie, że
w fizyce kwantowej obiekty są falami możliwości dopóty, dopóki nie
zostaną zaobserwowane. W takim przypadku kwant światła (foton) nie ma
żadnych cech, zanim nie zostanie przeprowadzony jego pomiar.
Doświadczenie Aspecta skupiło się na zero-jedynkowych cechach fotonu,
czyli jego polaryzacji względem jakiejś płaszczyzny (taką cechę mierzy
polaryzowane szkło Polaroid; wartości zero-jedynkowe są widoczne, gdy
uświadomimy sobie, że żaden foton światła nie może przejść przez dwa
prostopadle skrzyżowane kawałki spolaryzowanego szkła – jeden z osią
pionową, drugi z poziomą; patrz ilustracja 2.8).

Ilustracja 2.8 Zero-jedynkowy układ polaryzacji ujawnia się przy patrzeniu na światło przez
skrzyżowane szkła polaryzacyjne; nie widać nic.

W eksperymencie Aspecta atom emituje parę fotonów skorelowanych


tak, że gdy jeden z nich jest spolaryzowany wzdłuż określonej
płaszczyzny, to drugi powinien być skorelowany wzdłuż tej samej
płaszczyzny. Ale obiekty kwantowe są jedynie możliwościami, więc
fotony nie rodzą się z żadną ustaloną osią polaryzacji; dopiero nasza
obserwacja nadaje im określoną polaryzację. Jeżeli zaobserwujemy
skorelowany foton, tym samym nadając mu określoną polaryzację, ta sama
polaryzacja natychmiast zostaje przydzielona drugiemu fotonowi,
niezależnie od tego, jak daleko znajduje się od swojego towarzysza. Jeżeli
dwa fotony są od siebie oddalone na tyle, że gdy mierzymy jeden, na który
nie może wpływać nawet światło (charakteryzujące się najwyższą znaną
w naturze prędkością), dochodzimy do wniosku, że wpływ ten ma
charakter nielokalny i odbywa się bez pośrednictwa sygnałów lokalnych.
Aspect (wraz ze swoimi współpracownikami) dowiódł tego
doświadczalnie.
W jaki sposób te dwa fotony są ze sobą powiązane, skoro nie może
być mowy o żadnych sygnałach przemierzających czas i przestrzeń?
Źródłem ich połączenia jest nielokalna domena świadomości wykraczająca
poza ramy czasoprzestrzeni. Dochodzimy też do wniosku, że
funkcjonująca nielokalnie świadomość jednocześnie załamuje stany dwóch
skorelowanych obiektów kwantowych.
Spróbujmy przełożyć te zjawiska na świat ludzi. Jeżeli każda z dwu
skorelowanych ze sobą osób przeprowadzi się w pewnym momencie na
dwa odległe od siebie krańce świata, a jedna z nich zobaczy nagle błysk
światła, to druga również może go dostrzec, mimo że nie będzie
doświadczać faktycznego bodźca (ilustracja 2.9). Czyż nie brzmi to
niedorzecznie? W rzeczywistości tego typu wzajemne oddziaływania
i komunikacja międzyludzka znane były od tysiącleci. Zjawiska te
określamy mianem telepatii.
W ostatnich czasach telepatię demonstrowano w kontrolowanych
doświadczeniach naukowych. W eksperymentach z udziałem postrzegania
na odległość jedna osoba obdarzona zdolnościami parapsychicznymi
obserwuje obiekt wybrany przez komputer, podczas gdy jej towarzysz
w laboratorium pod nadzorem badacza rysuje obiekt, który pojawił się
w jego umyśle. Oba obrazy są następnie porównywane za pomocą
komputera (Jahn 1982).
Ilustracja 2.9 Cud korelacji nielokalnych. Gdy oba podmioty zostaną w pewnym momencie
skorelowane, a jeden z nich ujrzy błysk światła, zobaczy go także drugi podmiot. Czy to tylko
metafora?

Inny typ eksperymentu pokazującego powiązania nielokalne polega


na tym, iż jedna osoba jest bez swojej wiedzy obserwowana za pomocą
kamery. Sam fakt dokonywania obserwacji wpływa na jej zachowania
(Andrews 1990, 1994).
Doświadczenie przeprowadzone przez neurofizjologa Jacobo
Grinberga-Zylberbauma i jego współpracowników z Narodowego
Uniwersytetu Meksyku (1994) w jeszcze bardziej obiektywny sposób
potwierdza ideę nielokalności w ludzkim mózgu. Dokonane przez
meksykańskiego naukowca badanie ludzkiego mózgu jest odpowiednikiem
eksperymentu z udziałem fotonów przeprowadzonego przez Aspecta.
Dwóch badanych prosi się o 20-minutową rozmowę w celu nawiązania
„bezpośredniej komunikacji”. Następnie obaj trafiają do odrębnych klatek
Faradaya (metalowe pomieszczenia blokujące wszelkie sygnały
elektromagnetyczne), wciąż utrzymując ze sobą bezpośrednią
komunikację na czas trwania eksperymentu. Jednemu z badanych
wyświetla się serie błysków światła tworzących tzw. potencjał wywołany,
unikatową elektrofizjologiczną reakcję w mózgu będącą odpowiedzią na
bodźce. Tego typu wzbudzony potencjał mierzy się za pomocą
elektroencefalografu (EEG; ilustracja 2.10, część górna).
Ilustracja 2.10 Doświadczenie Grinberga-Zylberbauma: Jeżeli dwa podmioty zostały ze sobą
skorelowane i jednemu z nich pokazuje się błysk światła wytwarzający wyraźny potencjał
wzbudzony w EEG podłączonym do jego głowy, u partnera niepoddanego stymulacji pojawia się
potencjał przekazany o podobnej sile i fazie (70% pokrycia). Warto zwrócić uwagę na różnicę skali
rzędnej dwóch wykresów. (Wykresy dzięki uprzejmości Jacobo Grinberga-Zylberbauma).
Ilustracja 2.11 Badany z grupy kontrolnej, nawet gdy u pacjenta poddanego stymulacji pojawi
się wyraźny potencjał wywołany (widoczny na odczycie EEG), nie zdradza objawów obecności
potencjału przekazanego. Zwróćcie uwagę na skalę (dzięki uprzejmości Jacobo Grinberga-
Zylberbauma).
To niezwykłe, ale w jednym na cztery przypadki mózg niepoddany
stymulacji również wytwarza aktywność elektryczną, tzw. potencjał
„przekazany”, podobny pod względem intensywności i kształtu do
potencjału wzbudzonego (ilustracja 2.10, części środkowa i dolna).
Niepoddani korelacji badani z grupy kontrolnej oraz uczestnicy badania,
którzy informowali o braku bezpośredniej komunikacji, nie wykazywali
żadnych oznak istnienia potencjału przekazanego (ilustracja 2.11).
Najprostszym wytłumaczeniem tego zjawiska jest kwantowa nielokalność
– dwa mózgi funkcjonują jako nielokalnie skorelowany układ kwantowy.
W reakcji na bodźce przedstawiane jedynie jednemu skorelowanemu
mózgowi, świadomość załamuje podobne stany w obu mózgach, co
wywołuje podobne odczyty potencjałów. Wyniki eksperymentu
Grinberga-Zylberbauma i wynikające z niego wnioski zostały powtórzone
(w odniesieniu do bodźców słuchowych) podczas badania
przeprowadzonego w Londynie przez neuropsychiatrę Petera Fenwicka
(1999).
Należy zauważyć, że w trakcie powyższych eksperymentów
skorelowane, ale niepoddawane stymulacji osoby nie doświadczają tych
samych bodźców, co ich partnerzy; to wymagałoby zapewne o wiele
silniejszych intencji. Mimo to niezwykłe jest, że fale mózgowe jednej
osoby mogą zostać przekazane innemu człowiekowi bez pomocy
lokalnego transferu sygnałów.
Podobieństwo między skorelowanymi mózgami a skorelowanymi
fotonami jest wyraźne, ale jest też bardzo istotna różnica. Podobieństwo
polega na tym, że w obu przypadkach początkowa korelacja jest wynikiem
jakiegoś rodzaju „interakcji”. W przypadku fotonów korelacja ma
charakter czysto fizyczny. Jednak gdy mówimy o skorelowanych
mózgach, w grę wchodzi świadomość. W przypadku skorelowanych
fotonów, gdy tylko fala możliwości jednego z nich zostaje załamana
w wyniku obserwacji, korelacja zanika. Jednak kiedy chodzi o powiązane
ze sobą mózgi, świadomość nie tylko ustala korelację na samym początku,
ale także celowo utrzymuje ją na czas trwania eksperymentu.
W celu uzyskania wyraźnego potencjału wywołanego, badacze
zazwyczaj wyświetlają ponad sto błysków, by – uśredniając wynik –
wyeliminować „szum”. Korelacja w mózgach badanych nie zanika po
ujrzeniu błysku przez jednego z obserwatorów. Dochodzimy więc do
wniosku, że świadomość ponownie tworzy korelację za każdym razem,
gdy zostanie ona zerwana. To z tego powodu ważne jest, by obaj badani
utrzymali swoje intencje dotyczące bezpośredniej komunikacji przez cały
czas trwania eksperymentu.
Różnica między nielokalnie połączonymi skorelowanymi fotonami
a związanymi ze sobą mózgami jest bardzo istotna. Nielokalność
skorelowanych fotonów dobrze obrazuje radykalny charakter fizyki
kwantowej, ale, zgodnie z twierdzeniem opracowanym przez fizyka
Philippa Eberharda, nie można jej wykorzystać w celu przenoszenia
informacji. Jednak w przypadku skorelowanych mózgów to świadomość
bierze udział w nawiązywaniu i utrzymywaniu korelacji, skutkiem czego
twierdzenie Eberharda nie obowiązuje, a transfer informacji nie jest
wykluczony. Gdy jedna strona ujrzy błysk światła, świadomość załamuje
podobne zjawisko spośród możliwości dostępnych w mózgu drugiej strony
(ilustracja 2.12).

Ilustracja 2.12 Świadomość pośredniczy w transferze elektrycznego potencjału z jednego


skorelowanego mózgu do drugiego.

To właśnie to ostatnie odkrycie przekonało mnie, że być może uda się


stworzyć realistyczny model reinkarnacji, nawet tej opisanej
w Tybetańskiej Księdze Umarłych. Jakie dane zgromadzone podczas badań
nad reinkarnacją wywierają na nas największe wrażenie? Mam na myśli
dziecko przypominające sobie wspomnienia z poprzedniego życia
w wyniku ujrzenia swojego poprzedniego domu (lub czegoś o podobnym
znaczeniu). Załóżmy, że ta pamięć wzbudzona została dzięki nielokalnemu
transferowi istotnych informacji z poprzedniego wcielenia! O tym
zagadnieniu piszę w kolejnych dwóch rozdziałach.
Chciałbym dodać jeszcze jeden komentarz. Świadome intencje
i zgodność dwóch podmiotów stanowią warunek dla wszelkich prób
komunikacji drogą telepatii. Nie chodzi tu jednak o egotyczne intencje; nie
wystarczy po prostu myślenie i wola. Mówimy tu o uwolnieniu się od ego
i wkroczeniu w świat, w którym dwie istoty stanowią jedność. Jezus
wiedział o tym, kiedy mówił: „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś
prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie”12.
Co ciekawe, słowo „zgadzać się” to po grecku symphonein, co stanowi
etymologiczny rdzeń słowa „symfonia”. Zgoda to wibracje o tej samej
fazie skorelowane kwantowo. Czyż nie jest to obraz, który widzimy,
patrząc na dane z ilustracji 2.10 i 2.11?
Uczeni o poglądach materialistycznych czasami uskarżają się, że zbyt
często nie udaje im się powtórzyć wyników eksperymentów z udziałem
telepatii, nawet kiedy w badaniach takich biorą udział znane osoby
o zdolnościach parapsychicznych. Wydaje mi się, że zapominają oni
o kluczowym aspekcie takich eksperymentów: świadomych intencjach.
Świadomość to jedność. Być może sceptycyzm badacza wpływa na
świadome intencje w taki sposób, że świadomość nie może ani skorelować
dwóch badanych osób, ani załamać (prawie) identycznych możliwości
w ich mózgach w obecności tego typu wrogiej interferencji 13.

EKSPERYMENT Z OPÓŹNIONYM WYBOREM

Nielokalność kwantowa rozciąga się nie tylko w przestrzeni, ale także


w czasie. Czy jesteście na tyle zainteresowani tematem, by przyjrzeć się
doświadczeniu z opóźnionym wyborem, które doprowadziło naukowców
do takich wniosków (Wheeler 1983)?
Za pomocą półprzepuszczalnego zwierciadła M1 rozszczepia się
promień światła na dwa promienie o równej intensywności; te dwa
promienie są następnie odbijane za pomocą dwóch zwykłych luster A i B
w kierunku punktu P znajdującego się po prawej stronie ilustracji
(ilustracja 2.13), gdzie możemy umieścić kolejne półprzepuszczalne lustro.
Początkowo eksperyment ten opracowano w celu udowodnienia
komplementarności fal i cząsteczek: przy jednym ustawieniu obiekt
kwantowy ma charakter fali i znajduje się w dwóch miejscach
jednocześnie (takim ustawieniem jest też wspomniany wcześniej
eksperyment z dwiema szczelinami); w innym ustawieniu wykrywamy
cząsteczkę w postaci zlokalizowanej pod względem czasu i przestrzeni
(tak jak przy wykrywaniu promieniowania radioaktywnego za pomocą
czujnika Geigera). Jeżeli zdecydujemy się wykryć cząsteczkę,
umieszczamy detektory lub liczniki za punktem skrzyżowania P, tak jak
widać w prawym dolnym rogu ilustracji 2.13. Odezwie się jeden lub drugi
licznik, definiując zlokalizowaną ścieżkę obiektu i ukazując jego
cząsteczkową naturę.
Jeżeli chcemy wykryć falowy aspekt obiektu, wykorzystujemy do
tego zjawisko wzmacniania fal, tak jak w przypadku eksperymentu
z dwiema szczelinami. Umieszczamy drugie półprzepuszczalne lustro M2
w punkcie P (ilustracja 2.13, lewy dolny róg). Dwie fale stworzone przez
promień rozdzielony w M1 zostają zmuszone przez M2 do
konstruktywnego zsumowania się po jednej stronie P , gdzie uruchomiony
zostaje detektor, i do destruktywnego po drugiej stronie, gdzie detektor
nigdy się nie uruchamia. Zauważcie jednak, że gdy wykrywamy falową
funkcję światła, musimy zaakceptować, że każdy kwant światła porusza
się po obu trasach A i B ; w przeciwnym razie, w jaki sposób mogłoby
dojść do sumowania się fal?
Ilustracja 2.13 Eksperyment z opóźnionym wyborem. Ustawienie opracowane w celu
udowodnienia natury falowej (interferencja, sygnał wygasa przy jednym z detektorów) oraz natury
cząsteczkowej (brak interferencji, oba detektory dają sygnał) światła ukazano odpowiednio
w lewym dolnym i prawym dolnym rogu ilustracji.
Istnieje jednak jeszcze subtelniejszy aspekt całego doświadczenia.
W trakcie eksperymentu z opóźnionym wyborem badacz decyduje
w ostatniej chwili, w ostatniej pikosekundzie (10-12), czy ma wprowadzić
półprzezroczyste lustro w punkcie P i czy zmierzyć aspekt falowy (decyzja
podejmowana jest naturalnie za pomocą urządzeń mechanicznych).
Oznacza to, że kwanty światła przeszły już przez punkt rozdzielający M1,
jeżeli postrzegamy je jako zwykłe obiekty newtonowskie. Mimo to
umieszczenie lustra w punkcie P zawsze ukazuje aspekt falowy, zaś
nieumieszczenie go pokazuje aspekt cząsteczkowy. Czy zatem każdy
kwant światła poruszał się jedną ścieżką, czy dwiema? Kwanty światła
wydają się reagować natychmiast i retroaktywnie nawet na opóźniony
wybór (przy okazji pokazuje to, że foton nie jest w stanie samodzielnie
załamać swojej fali możliwości, jeżeli was to zastanawiało, ponieważ jak
inaczej miałby reagować na nasz opóźniony wybór?).
Obiekt kwantowy porusza się jedną ścieżką lub obiema, dokładnie
zgodnie z naszym wyborem. Jak to możliwe? Ścieżki obiektu są jedynie
możliwymi ścieżkami, obiekty to tylko fale możliwości, zanim nie
urzeczywistnimy ich poprzez obserwację. Żadna ścieżka nie jest
ostateczna; możliwość staje się rzeczywistością w sposób pozornie
retroaktywny, działając jakoby na zasadzie przyczynowości wstecznej.
Istnieje jeszcze jedna kwestia: nie ma żadnego urzeczywistnionego
obiektu kwantowego, zanim go nie zaobserwujemy, nawet jeżeli mówimy
tu o całym kosmosie. Nie ma czegoś takiego jak urzeczywistniony
kosmos. Są jedynie możliwości – do czasu, aż pierwsza czująca istota
(prawdopodobnie chodzi tu o pierwszą żywą komórkę) zaobserwuje
wszechświat. Obserwacja załamuje wszechświat wraz z całą ścieżką
przyczynowości prowadzącą retroaktywnie do tej pierwszej komórki. Akt
obserwacji odnosi się wtedy sam do siebie – świadomość pierwszej żywej
komórki współtworzona jest razem z wszechświatem.
Jeżeli mamy więc obiekty skorelowane nie tylko w przestrzeni, ale
także w czasie, świadomy wybór i załamanie przyczynowej ścieżki
w dowolnym momencie doprowadzi do powstania całej tej ścieżki. Chodzi
o to, by uświadomić sobie, że w fizyce kwantowej nie istnieje ani
przestrzeń, ani czas do momentu, w którym świadomość nie załamie
danego zjawiska. Konwencjonalny sposób postrzegania czasu należy
dostosować do tych kwantowych zawiłości.
Wydarzenie zachodzące teraz może być skorelowane z incydentem
z przeszłości (lub przyszłości), czemu możemy zawdzięczać wszystkie
przypadki określone przez Carla Junga mianem wydarzeń
synchronistycznych – zbiegów okoliczności o charakterze
bezprzyczynowym, lecz znaczącym (Jung i Pauli 1955). Jedna z moich
pierwszych prób zrozumienia reinkarnacji opierała się na koncepcji
nielokalności kwantowej na przestrzeni czasu (patrz Rozdziały 3 i 4).
Wspomniany wcześniej eksperyment z opóźnionym wyborem został
zweryfikowany laboratoryjnie w połowie lat osiemdziesiątych (Hellmuth,
Zajonc i Walther 1986). Opisany został nawet na łamach czasopisma
„Newsweek” 19 czerwca 1995 roku.

FALE MOŻLIWOŚCI NIE ZAŁAMUJĄ SIĘ AŻ DO MOMENTU DOKONANIA


OBSERWACJI

Choć może się to wam wydawać sprzeczne z intuicją, możliwości


kwantowe nie stają się stanem faktycznym do momentu, aż my,
odczuwające istoty, zaobserwujemy je i dokonamy wyboru. To właśnie
przekaz, jaki niesie za sobą eksperyment z opóźnionym wyborem. Inny
eksperyment przeprowadzony niedawno przez parapsychologa Helmuta
Schmidta potwierdził ten przekaz.
Schmidt przez wiele lat był pionierem w dziedzinie psychokinezy.
Podczas eksperymentów osoby o zdolnościach parapsychicznych usiłują
przesunąć obiekt lub wpłynąć na jakiś fizyczny wynik za pomocą
świadomej intencji, podczas gdy w przypadku mentalnej telepatii wpływ
taki opiera się wyłącznie na myślach.
W trakcie serii eksperymentów osoby obdarzone zdolnościami
parapsychicznymi usiłują wpłynąć na generator liczb losowych
produkujący ciągi liczb ujemnych i dodatnich. Osoby takie próbują na
przykład sprawić, by liczb dodatnich w ciągu było o wiele więcej.
Podczas typowego eksperymentu generator liczb losowych tworzy
ciąg stu liczb w systemie dwójkowym (wartość 0 lub 1), które
przedstawiane są jako ciąg stu czerwonych (dla 0) i zielonych (dla 1)
błysków. Medium ma za zadanie sprawić, by na ekranie pojawiło się
więcej czerwonych niż zielonych błysków (lub odwrotnie). Ciągi są
rejestrowane, a wyniki testu drukowane po jego zakończeniu.
Materiał radioaktywny emitujący produkty rozpadu, takie jak
elektrony, to bardzo dobry generator liczb losowych, ponieważ rozpad
promieniotwórczy, jako proces kwantowy, ma charakter probabilistyczny
i cechuje go całkowita losowość. Osoby badane przez Schmidta zdołały
jednak wpływać na rozpad w niewielkim, ale statystycznie istotnym
stopniu, co podkreśla skuteczność działania psychokinezy (Schmidt 1976).
Eksperyment Schmidta przeprowadzony w 1993 roku jest kamieniem
milowym (naturalnie możliwym do powtórzenia przez innych badaczy),
ponieważ tym razem wprowadził on do doświadczenia nowy element.
Podczas eksperymentu nadal wykorzystywane są generatory liczb
losowych, ale wykryty za pomocą liczników elektronicznych i zapisany na
dyskietkach rozpad promieniotwórczy wygenerowany został kilka dni,
a nawet kilka miesięcy przed terminem eksperymentu bez możliwości
wglądu w wyniki na którymkolwiek etapie. Komputer drukuje wyniki, po
czym z zachowaniem poufności są one wkładane do koperty, zaklejane
i wysyłane do niezależnych obserwatorów.
Nie otwierając kopert, obserwatorzy w sposób losowy proszą osoby
o zdolnościach parapsychicznych, by wywołały większą ilość czerwonych
lub zielonych błysków. Podczas następnej sesji medium wypełnia zadanie
zlecone przez niezależnego obserwatora i wpływa na wyniki w określony
sposób, obserwując dane przechowywane w komputerze. Obserwator
następnie otwiera zaplombowany wydruk i bezpośrednio weryfikuje, czy
zachodzi odchylenie od normy, o które proszono medium. W tym
przypadku istotnie zanotowano efekt znaczący statystycznie – szanse na
uzyskanie takiego wyniku wynosiłyby 8000 do 1 (Schmidt 1993).
W jaki sposób należy interpretować wyniki tego eksperymentu?
Najprostsza interpretacja jest taka, że rozpad promieniotwórczy, wykrycie
produktu oraz zapis i wydruk komputerowy pozostały w sferze potencjału
w postaci możliwości aż do momentu dokonania obserwacji (przez
medium). Gdy osoba obdarzona zdolnościami parapsychicznymi patrzyła
na dane, były one jedynie możliwościami, więc mogła ona wpłynąć na nie
dzięki intencjom. Nic nie staje się rzeczywistością bez świadomej
obserwacji.
Jeżeli powyższa interpretacja jest poprawna, to uprzednie
sprawdzenie danych powinno zapobiec skuteczności psychokinezy. Tak
właśnie się dzieje w przypadku, gdy uprzednie sprawdzenie danych jest
wystarczająco szczegółowe (Schmidt 1993).
Schmidt powtórzył swoje pomiary kilkakrotnie, korzystając z pomocy
różnych niezależnych obserwatorów. Poszczególne doświadczenia nie
zawsze dawały jednoznaczne wyniki, ale eksperymenty te dowodzą (przy
zapewnieniu trzech odchyleń standardowych, które – choć nie są typową
normą dla eksperymentów z zakresu fizyki – z pewnością odpowiadają
standardom eksperymentów o charakterze psychologicznym), że osoby
o zdolnościach parapsychicznych mogą wpływać na losowe zdarzenia
radioaktywne nawet podczas patrzenia na dane z opóźnieniem. Oznacza
to, że fale możliwości nie załamują się dopóty, dopóki nie zaobserwuje ich
świadomy obserwator.
Wróćmy raz jeszcze do pytania, dlaczego nie jesteśmy świadomi
tego, że tworzymy własną rzeczywistość. Tak naprawdę bardzo rzadko
doświadczamy stanu świadomości pozwalającego nam na swobodne
wybory. Zdarza się to wtedy, gdy jesteśmy kreatywni, na przykład, gdy
doświadczamy głębokiej empatii wobec innej istoty, odczuwamy intuicję
moralną lub podczas zjednoczenia z naturą. Tradycje duchowe określają
takie podniosłe doświadczenia nazwami takimi jak Atman (w hinduizmie),
Duch Święty (w chrześcijaństwie) itp. Ja nazywam je jaźnią kwantową,
ponieważ wiążą się z całkowitą swobodą wyboru przy pomiarze
kwantowym. W trakcie takich doświadczeń jaźń jest uniwersalna,
transpersonalna i jednocząca. W przeciwieństwie do opisanych
przypadków nasze codzienne doświadczenia są zdominowane przez ego,
mają charakter całkowicie osobisty i uwarunkowany (praktycznie brak
w nich kreatywności), przy czym kwantowa wolność ustępuje tu niemal
totalnemu uwarunkowaniu wskutek odbić w zwierciadle wspomnień
dotyczących minionych doświadczeń (Mitchell i Goswami 1992).
Neurofizjolodzy są zdania, że między otrzymaniem bodźca a jego
werbalnym zgłoszeniem występuje półsekundowe opóźnienie (Libet i in.
1979). Te pół sekundy wykorzystujemy na wielokrotne odbicie bodźca
w zwierciadle wspomnień. W rezultacie, kiedy identyfikujemy się ze
wspomnieniami, z własnym ego, doświadczenie pierwotne lub nawet
doświadczenia wtórne z dużą dozą wolności wyboru stają się
przedświadome.
Szansa na wolność pojawia się wówczas, gdy uciekamy od
tożsamości ego. Zyskujemy wtedy możliwość na zbadanie sfery
przedświadomej. Jestem przekonany, że podczas umierania przechodzimy
przez etap, w którym tożsamość ego stopniowo zanika. Jeżeli więc
zdołamy zachować świadomość w ostatnich chwilach życia, zyskamy
szansę, by ujrzeć siebie w roli twórcy naszego świata – w roli boga.

ZMIENNY OBRAZ BOGA


Jakiś czas temu podczas pobytu w Deary, w stanie Idaho,
rozmawiałem z licealistami na temat nauki i etyki. Rzecz jasna, pojawiły
się pytania o boga. Mam świadomość, że w szkole nie rozmawia się
o bogu – jest to tak wielki temat tabu, że nawet „Wall Street Journal”
napisał na ten temat artykuł (na zajęciach z filozofii fizyki mówiliśmy
o bogu: „słowo na literę B”). Kiedy zapytałem uczniów, jak wielu z nich
wierzy w istnienie boga, jedynie garstka z nich podniosła ręce. Gdy jednak
zadałem pytanie, jak wielu z nich wierzy w istnienie zasady organizującej,
obdarzonej zdolnością przyczynową reguły spoza sfery materialnej, prawie
wszyscy podnieśli ręce.
Jest to więc jeden ze sposobów, w jaki zmienia się nasze myślenie
o bogu. Tradycyjny obraz boga przedstawia władcę siedzącego na
niebiańskim tronie oraz wymierzającego kary za złe i rozdającego nagrody
za dobre uczynki, ale obecnie to poglądy mniejszości, ponieważ hierarchie
dawno już zostały zaatakowane przez postępującą demokrację, ruchy na
rzecz równości rasowej, płciowej itp. Ogólnie rzecz biorąc, większość
z nas myśli o bogu jako o kreatywnej zasadzie rządzącej prawami tego
świata i jest to pogląd, który podziela nauka w ramach świadomości.
Pozostają jednak pewne subtelne kwestie sporne. Weźmy na przykład
świadomość. Czy świadomość to synonim boga? Nie, świadomość to
podstawa istnienia, coś, co w chrześcijaństwie określa się mianem
boskości, a w judaizmie – Jahwe (YHWH), zaś w taoizmie –
niewysłowionym, absolutnym tao. Bóg pojawia się w momencie tworzenia
rzeczywistego świata przez świadomość dzięki pomiarowi kwantowemu.
Możemy patrzeć na boga jak na kreatywną zasadę, coś, co wybiera
rzeczywistość spośród możliwości kwantowych we wszystkich aktach
urzeczywistnienia.
W czasie każdego procesu tworzenia napotykamy boga, który tkwi
w nas. W tym ograniczonym zakresie to my jesteśmy bogiem. Jednak jako
pojedyncze jednostki nie możemy poznać zasad rządzących świadomością
tworzącą wszystko dzięki wszystkim świadomym istotom. W tym
znaczeniu nie jesteśmy bogiem. Dochodzimy więc do paradoksu –
zarówno jesteśmy, jak i nie jesteśmy bogiem. Jako znawcy reguł
rządzących światem kwantowym nie powinniście być tym zaskoczeni.
Jednym ze sposobów rozwiązania powyższego paradoksu jest
stwierdzenie, że w trakcie aktu tworzenia stajemy się jaźnią kwantową,
uświadamiamy sobie nasz boski potencjał dzięki uniwersalnej, kwantowej
tożsamości. Ludzkie kreatywne i duchowe przedsięwzięcia można
postrzegać na zasadzie „związków ja-ty” (zamiast słowa „związek”, wolę
mówić „spotkanie”). Związek ten zobrazował Michał Anioł, tworząc fresk
na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej przedstawiający Adama i Boga
wyciągających do siebie ręce.
Materialistyczna deifikacja materii wzięła się po części z reakcji na
przedstawionego w Starym Testamencie Boga jako niebiańskiego
imperatora. W nauce nie potrzeba nam takiego boga. Potrzebujemy jednak
boga w postaci twórczej zasady, gdyż nie tylko pomoże on rozwiązać
paradoks pomiaru kwantowego, ale będzie wytłumaczeniem kreatywności
w ewolucji biologicznej (Goswami 1997), uzdrawiania umysłu i ciała
(Chopra 2000) itp. Nowy pogląd na boga jest więc drogą, która wyzwoli
nas zarówno od dogmatów religijnych, jak i naukowych.

DEFINICJE ŻYCIA I ŚMIERCI

Czy załamanie możliwości kwantowych może pojawić się tylko


w połączeniu z ludzkim mózgiem? Co w takim razie ze zwierzętami, które
mają mózgi, lub nawet takimi, które ich nie mają? Logiczne wydaje się
stwierdzenie, że samoodnoszący się pomiar kwantowy rozpoczyna się
w pojedynczej żywej komórce, definiując jej charakter. Żywa komórka
jest autonomiczna i samointegralna; postrzega sama siebie jako coś
odrębnego od środowiska, w którym się znajduje. Można śmiało
powiedzieć, że pomiar kwantowy w żywej komórce tworzy podział na
życie i jego środowisko (ilustracja 2.14). Przed pomiarem kwantowym
istnieje tylko świadomość i jej możliwości; potem następuje podział życie-
środowisko.
Ilustracja 2.14 Samoodniesienie biorące się z pomiaru kwantowego w żywej komórce
doprowadza do podziału kognitywnego na życie i środowisko.

Podział jednej świadomości na dwa odrębne byty staje się stopniowo


coraz bardziej złożony, w miarę jak komórki tworzą konglomeraty.
W końcu, wraz z rozwojem mózgu, widzimy świat jako podmioty
mentalne odrębne od znaczących obiektów.
Nauka oparta na świadomości zapewnia nam przejrzystą definicję
życia. Z pewnością zdajecie sobie sprawę, że taka nauka może rozwiązać
uporczywe problemy modeli materialistycznych, które nie są w stanie
odpowiedzieć na proste pytanie „czym jest życie?”14.
Definiując życie, nauka w ramach świadomości daje nam również
wyraźną definicję śmierci; śmierć pojawia się, gdy świadomość wycofuje
swoją zdolność samoodniesienia (interwencja transcendentna) z materii
ożywionej.

9 W tym miejscu pojawia się problem. Tybetańska Księga Umarłych napisana jest w drugiej
osobie; skierowano ją do umierającej osoby. Mówiąc ściślej, nie ma odniesienia do duszy.
Z kontekstu jasno jednak wynika, że przekład tekstu w trzeciej osobie uzasadnia pisanie
o wyobrażonej duszy (jaźni, która przetrwała śmierć).
10 Mówiąc ściślej, jest to kwestia interpretacji. Jak jednak napisałem w mojej wcześniejszej
książce (Goswami 1993), jest to jedyna interpretacja wolna od paradoksów.
11 Znacznie wcześniej do tych samych wniosków niezależnie doszedł australijski fizyk Ludwig
Bass (1971).
12 Biblia Tysiąclecia, wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2003 – przyp. tłum.
13 Jeden z pionierów eksperymentów z udziałem postrzegania na odległość, fizyk Russell Targ,
z którym wielokrotnie rozmawiałem na ten temat, podziela moje zdanie.
14 Z jednym wyjątkiem. Biolog Humberto Maturana zdefiniował życie jako umiejętność
poznawania (podobnie jak w przypadku rozdziału podmiot-obiekt), ale definicja ta nie jest
powszechnie uznawana przez biologów.
ROZDZIAŁ 3

Nielokalność i reinkarnacja:
swobodna rozmowa z moją żoną

Kiedy zwierzyłem się żonie, że zastanawiam się nad możliwością


zbudowania naukowej teorii dotyczącej znaczenia śmierci i koncepcji
takich jak reinkarnacja, nie wyraziła wobec tego pomysłu entuzjazmu.
Dopiero podczas kolejnych rozmów na ten temat jej zainteresowanie
wzrosło.
– Czy nie masz już dość zajmowania się teoriami? – droczyła się ze
mną. Miała na myśli fakt, że niedawno wydałem książkę traktującą
o naturze rzeczywistości.
– Nie, bo to przyjemne zajęcie – zaśmiałem się. – Poza tym obracam
się w doskonałym towarzystwie. Alan Watts (1962) spekulował na temat
znaczenia reinkarnacji. Mówił, że wybieramy scenariusze własnego życia,
zanim trafiamy na ziemię. Carl Sagan mówił natomiast (1973), że CETI –
program komunikacji z pozaziemskimi inteligentnymi formami życia –
nada naszemu życiu sens.
Żona z rozbawieniem pokręciła głową.
– Wybierasz jakieś odległe przykłady dotyczące pytań o sens. Czy to
zapowiedź tego, o czym zamierzasz pisać?
– Dlatego to takie zabawne. Oto mój pomysł: Fred Alan Wolf (1984)
twierdzi, że kreatywność jest nielokalna na przestrzeni czasu. To, co dziś
uznajemy za kreatywne, jutro może być pospolite. Czyż to nie znaczy, że
doświadczając kreatywności, pożyczamy pomysły z przyszłości? Jak
pamiętasz, nielokalność to zjawisko kwantowe odgrywające kluczową rolę
w nowym paradygmacie rzeczywistości. To komunikacja lub wywieranie
wpływu bez wymiany sygnałów w czasie i przestrzeni, innymi słowy –
połączenie z innym światem.
– No tak – przerwała mi moja lepsza połówka. – Ta idea jakoś mnie
nie zaskakuje.
– Ale przygotuj się – ciągnąłem dalej, robiąc wyraźne pauzy (staram
się nigdy nie przegapić okazji, by jej zaimponować). – Załóżmy, że da się
także pożyczać z przeszłości. Co by to oznaczało?
– Uczenie się historii. Ludzie starali się to robić, odkąd nauczyli się
myśleć o własnych doświadczeniach, choć wydaje się, że jeśli chodzi
o ważne lekcje, na przykład wojny, to nauka idzie nam bardzo opornie.
Odpowiedź mojej żony była przewidywalna, co mnie ucieszyło.
Z patosem w głosie zacząłem wyjaśniać: – Nie, nie o to mi chodziło.
Załóżmy, że istnieją ścieżki istnienia, z których zapożyczane są różne
tematy. Zapożyczamy od nich nieznany nam temat, określamy to mianem
kreatywności, ale przecież to, co dziś jest nieznane, jutro będzie znane,
więc z pozaczasowej perspektywy nic nie jest nieznane.
Ciągnąłem dalej, przyspieszając nieco tempa:
– Zrozum, przecież same te tematy znajdują się w domenie
nielokalnej. Czas tam nie istnieje, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość
stanowią jedność. Możemy więc zapożyczyć od nich jakiś temat (bardziej
odpowiednie byłoby stwierdzenie, że to temat zapożycza nas) przed
czasem, ale równie dobrze możemy zapożyczyć coś z przeszłości, gdyż
ona też znajduje się w tej nielokalnej domenie. Koncepcja karmy...
– Aha! – wykrzyknęła moja żona. – Naukowiec w końcu dostrzega
granice swojej nauki i wraca do ezoterycznej kosmologii, by odkryć
znaczenie śmierci. Klasyka! Komu potrzebna do tego fizyka? I uważaj!
Wielu ludzi wie więcej od ciebie na temat teorii ezoterycznych
i reinkarnacji – dodała lekko drwiącym tonem.
– Poczekaj – odparłem. – Sprowadzasz to do klasycznych ram
konkurencyjności, ale wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Nauka lubi
symetrię, zwłaszcza symetrię czasu. Jeżeli czas w nielokalnej domenie ma
charakter nieliniowy i coś może do nas dotrzeć z przyszłości bez pomocy
sygnałów, to może to równie dobrze zrobić z przeszłości.
– Nie potrafię wskazać luki w twoim rozumowaniu, choć to czyste
spekulacje – odpowiedziała żona, wycofując się z ataku. – Jakie więc my
możemy mieć z tego korzyści?
Zadowolony z faktu, że użyła formy „my”, co dowodziło, iż
przyciągnąłem jej uwagę, mówiłem dalej:
– Pozwól, że podam ci przykład, o którym kiedyś usłyszałem. Pewną
kobietę bolała szyja. Lekarze nie mogli znaleźć fizycznej przyczyny bólu,
a psychiatrzy twierdzili, że jest zdrowa umysłowo. Terapeuta zajmujący
się regresją reinkarnacyjną wprowadził ją w stan hipnozy, dzięki czemu
kobieta zobaczyła swoje poprzednie wcielenia. Kiedy tak badała swoją
przeszłość, nagle poczuła duszący ból szyi i doświadczyła kresu jednego
z żywotów, w którym powieszono ją na szubienicy. Po powrocie
z hipnozy ból szyi ustąpił i nigdy już nie powrócił.
Moja małżonka roześmiała się.
– Dwie dekady robią sporą różnicę! Zapomniałeś o własnych
doświadczeniach z regresją reinkarnacyjną?
Chodziło jej o incydent z lat siedemdziesiątych XX wieku, o którym
opowiedziałem jej pewnego razu. W tym czasie przestałem interesować się
fizyką jądrową i szukałem dla siebie nowej dziedziny nauki. Pewnego dnia
skontaktował się ze mną samozwańczy terapeuta reinkarnacyjny. Namówił
mnie na spotkanie i udział w sesji, podczas której przypomniałem sobie
jakieś niezwykłe erotyczne przygody, będące rzekomo moim udziałem
w XII wieku. Podświadomie czułem, że zmyśliłem całą tę historię, że to
tylko fantazje. Było to jednak użyteczne z psychologicznego punktu
widzenia, ponieważ określiło mój sposób postrzegania dalszego ciągu tej
sesji.
– To się zdarzyło dwadzieścia pięć lat temu – przypomniałem. –
Teraz dysponujemy o wiele bardziej ścisłymi danymi na temat regresji
reinkarnacyjnej. Mamy też nowy światopogląd i nową naukę, dzięki której
możemy badać rzeczywistość.
– Wiem, wiem – odparła żona, wciąż się uśmiechając.
– Poza tym, nie zapominaj, że Tybetańska Księga Umarłych mówi
prawdę...
– A twoim zadaniem jest tego dowieść – dokończyła moja żona,
wciąż chichocząc.
– Przepraszam – powiedziała, śmiejąc się – ale wyobraziłam sobie
ciebie jako samotnego naukowca pędzącego na ratunek reinkarnacji, wraz
ze mną w roli twojego wiernego towarzysza.
Uśmiechnąłem się.
– To rzeczywiście zabawna wizja. Ale jeżeli będziemy pamiętać, że
reinkarnacja to próba wyjaśnienia prawdziwych zjawisk doświadczanych
przez ludzi, musimy przynajmniej uszanować ich intencje. Mam
przyjaciela, nazwijmy go Paul. Jest to bardzo inteligentny, racjonalny
i pełen energii utytułowany profesor z doktoratem, zajmujący stanowisko
dyrektora instytutu. Zawsze podzielał on moje zdanie, iż reinkarnacja to
absurd. Pewnego razu przeżył jednak kilka doświadczeń „z poprzedniego
wcielenia”, w trakcie których para buddyjskich mnichów (jeden z XI
wieku, drugi z XII) namawiała go do rozwoju duchowego. Jak biedny
naukowiec miał zareagować na taki fenomen? Historia zna zbyt wiele
przypadków osób, które informowały o takich zjawiskach, by móc określić
je wszystkie jako urojenia. Wiele osób donoszących o swoich poprzednich
wcieleniach to (tak jak mój kolega) ludzie szanowani i myślący
racjonalnie. Ta zagadka nie dawała mi spokoju. Wtedy wpadłem na
pewien pomysł. Co by się stało, gdybyśmy odrzucili dotychczasowe
wierzenia związane z duszą oraz podobnymi bytami i spojrzeli na
reinkarnację w kategoriach nielokalnych tematów z przeszłości, którymi
dzielimy się z osobami z przyszłości? To coś w stylu fotonów Aspecta,
tylko na przestrzeni czasu. Co by się wtedy stało?
Nawiązywałem do francuskiego fizyka Alaina Aspecta i jego
słynnego eksperymentu, w którym dowiódł, iż skorelowane cząstki
światła, zwane fotonami, wpływają na siebie nawzajem z dystansu, bez
wymiany sygnałów.
– No więc, co wtedy? – powtórzyło moje kochanie. – Będę
adwokatem diabła dla nauki. Jakie masz dowody?
– Jako teoretyk nie dowiodę niczego empirycznie, ale mogę
przytoczyć dowody zebrane przez innych. Dr Ian Stevenson ze Szpitala
Uniwersyteckiego Stanu Wirginia to poważny i szanowany badacz
reinkarnacji. Zgromadził on bardzo interesujące dane na temat dzieci
pamiętających swoje poprzednie wcielenia. Dane te nie dają się
wytłumaczyć w żaden inny sposób, jak tylko reinkarnacją. Oprócz tego
mamy też dane na temat zjawisk z pogranicza życia i śmierci, które
również wskazują na istnienie nielokalności kwantowej.
– Być może to prawda, ale jakoś trudno mi to zaakceptować.
– Może to tylko intuicja, ale ma sens. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż
kreatywność to pamięć o pewnej idei z nielokalnego parku tematycznego
z przyszłości, to w takim przypadku może istnieć też karma, przyczyny
wpływające na nas z przeszłości w wyniku tego samego nielokalnego
współdzielenia czasu.
– Amicie, wydaje mi się, że kopiesz swój własny grób. Tak ciężko
pracowałeś nad obaleniem teorii determinizmu, a teraz zdajesz się
twierdzić, że karma z przeszłości ustala nasze życia. To jeszcze gorsze niż
determinizm ukrytych zmiennych. To nie tyle stare wino w nowej butelce,
co zepsute wino.
Moja żona nawiązywała do naukowych prób wytłumaczenia
kwantowej nielokalności za pomocą postulatu, iż za kwantowe
osobliwości odpowiedzialne są w istocie ukryte (nieznane) zmienne.
Istnienie takich zmiennych, ratujących przekonania materialistów, obalono
za pomocą eksperymentów Aspecta i innych.
– Zapominasz jednak, kochanie, że nie przekonuje mnie popularna
interpretacja karmy. Treść nielokalnego parku tematycznego przypomina
mi niewidzialnego człowieka z powieści H. G. Wellsa. Nie ma tu żadnej
urzeczywistnionej formy, dopóki nie nadamy jej kształtu, przeżywając ją.
To osoba doświadczająca nakłada niewidzialnemu człowiekowi ubrania.
– Może więc nałożysz ubrania doświadczeniom twojego przyjaciela
związanym z życiem pod postacią buddyjskiego mnicha?
– W porządku – odrzekłem z radością. – Wybierzmy się na zakupy do
sklepu nielokalnego parku tematycznego. Powiedzmy, że żyło niegdyś
dwóch uczniów zen, a ich niedokończone sprawy w sferze duchowej stały
się tematem w nielokalnym zbiorze tematów; ich sprawy nie zostały
dokończone, ponieważ nie udało im się stworzyć zadowalającego
urzeczywistnienia tegoż tematu.
– No proszę – odparła moja żona, udając zachwyt – cóż za
fantastyczna wyobraźnia.
Ukłoniłem się i mówiłem dalej:
– Wyobraź sobie teraz, że ci mężczyźni cechują się nielokalnie
skorelowanym doświadczeniem jasnowidzenia, które łączy ich z moim
przyjacielem. Mnisi z przeszłości nielokalnie wpłynęli na duchowe
przeznaczenie Paula. Gdy świadomość załamywała możliwości
skorelowanych doświadczeń mężczyzn z przeszłości, doświadczenie
mojego przyjaciela w przyszłości również zostało z nimi skojarzone,
chociaż pozostawało w zawieszeniu przez kilka stuleci.
– Nie rozumiem – powiedziała żona, marszcząc brwi.
– Pamiętasz eksperyment Aspecta? – zapytałem. Kiedy skinęła
głową, ciągnąłem dalej. – Jeżeli dwa fotony są ze sobą skorelowane,
a funkcja falowa jednego z nich zostanie załamana, to załamuje się też
funkcja drugiego; jego prawdopodobieństwo staje się pewnością,
niezależnie od tego, czy badacz faktycznie obserwuje jego stan.
Rozumiesz?
– Tak, teraz rozumiem. Więc kiedy twój przyjaciel doznał tej wizji,
spontanicznie przeżył on zjawisko, które zostało mu wcześniej
przeznaczone.
– Dokładnie tak. Oczywiście przypadek mojego kolegi jest
nietypowy. Wydaje mi się, że o wiele bardziej typowe są sytuacje,
w których umierające osoby nielokalnie dzielą się historią swojego życia
(gdy ta jawi im się przed oczyma) z dopiero rodzącymi się przyszłymi
wcieleniami. To o wiele bardziej prawdopodobne, ponieważ śmierć
i narodziny to wyjątkowe chwile pozbawione ego. Świadome intencje
tworzące nielokalne połączenia między ludźmi są wtedy szczególnie silne.
Psychiatra Stan Grof znalazł wiele dowodów na przywoływanie tego typu
wspomnień reinkarnacyjnych dzięki technice zwanej oddychaniem
holotropowym. Czy to brzmi dla pani dziwnie, pani adwokat diabła? Czy
już przekroczyłem u pani dopuszczalny próg dziwactwa?
– Nie, zaczynam się w to wciągać. Nie słyszałam tak dobrej bajki od
czasów, gdy siedziałam u dziadka na kolanach.
Uśmiechnąłem się.
– W takim razie powiem ci coś jeszcze. Wcześniej mówiłem, że ci
dwaj mężczyźni z przeszłości Paula wpływali na jego życie. Ale nie
jesteśmy w stanie ustalić, czy to nie Paul zapoczątkował te wzajemne
wpływy.
Teraz moja żona wyglądała na zaintrygowaną. Mówiłem dalej:
– Filozof o nazwisku Brier wymyślił ciekawą historię. Załóżmy, że
ktoś chce zabić twojego przyjaciela w porze lunchu, umieszczając
w szufladzie jego biurka bombę z zapalnikiem czasowym. Tuż po tym, jak
zamachowiec opuszcza biuro, wchodzisz tam, by pożyczyć ołówek.
Otwierasz szufladę i widzisz, że bomba ma wybuchnąć za godzinę, ale
nagle ktoś pilnie wzywa cię w inne miejsce w jakiejś bardzo ważnej
sprawie. Masz oczywiście zamiar zadzwonić do przyjaciela, by ostrzec go
o bombie i wezwać saperów. Niestety, jesteś tak zajęta swoimi sprawami,
że zapominasz o tym. Masz nadzieję, że twój przyjaciel nie wrócił jednak
do biura tuż po lunchu i wciąż żyje, ale istnieje możliwość, że jednak
zginął. Czy możesz cokolwiek zrobić? Jeżeli wiesz o nielokalności
kwantowej i przyczynowości wstecznej, to tak! W myślach wykrzykujesz
ostrzeżenie i masz nadzieję, że twój przyjaciel odbierze je na czas. Jest
jednak niewielkie, ale określone zagrożenie, że odebrałby je jedynie
kreatywnie lub prekognitywnie. Bardzo prawdopodobne jest, że
ostrzeżenie pojawiłoby się zbyt późno, a przyjaciel zostałby rozerwany na
kawałki. Jest zatem również możliwe, że to uczniowie zen z przeszłości
zainicjowali ciąg wydarzeń, które przeżył Paul, ale nie możemy
wykluczyć, że to on sam przywołał swoje minione wcielenia.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że przyszłość może zmienić
przeszłość? Powiedz mi, mój ty pionierze, czy nie robisz pobojowiska
z teorii względności Einsteina? Nie masz za grosz szacunku…
– Ależ mam. Einstein to dla fizyków praktycznie archetyp boga.
Pewnie tego nie wiesz, ale Einstein miał bardzo podobne pomysły
dotyczące egzystencji.
– Czyżby? Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać – powiedziała
moja ukochana. Nie byłem pewien, czy wyraża swój podziw, czy kpi.
– Naprawdę. Einstein miał bardzo ciekawy pogląd na śmierć. Był
zdania, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość istnieją w pewnym
stopniu jednocześnie, choć podróże w przeszłość nie są możliwe. Kiedy
zmarł jego bliski przyjaciel Michalangelo Besso, Einstein pocieszał jego
żonę, mówiąc: „Dla nas, fizyków, rozdział na przeszłość, przyszłość
i teraźniejszość to jedynie złudzenie, choć wielce nieustępliwe”. Być może
Einstein przeczuwał, że ludzie po śmierci wciąż żyją w swoich ramach
czasowych. Ja po prostu nadaję tej intuicji podstawy naukowe. Ludzie
istotnie żyją dalej, ale w innych wcieleniach, będących skorelowanymi
możliwościami na przestrzeni czasu. Rozumiesz?
– Próbuję – powiedziała moja droga żona, marszcząc brwi
w skupieniu.
– Wiedz jednak, moja droga sceptyczko, że wszystkie przeszłe
i przyszłe skorelowane zdarzenia są bezprzyczynowymi zbiegami
okoliczności. Chodzi o znaczenie – pamiętasz? Chodzi o znaczenie
śmierci, które tkwi w umyśle osoby doświadczającej, tej pojedynczej,
indywidualnej świadomości, która uzyskuje informacje z nielokalnego
parku tematycznego. Znaczenie należy do tej konkretnej osoby i jej
specyficznego melodramatu. Osoba ta może zlekceważyć wszelkie
zdarzenia nielokalne, określić je mianem halucynacji, ale może też
potraktować je poważnie – jako okazję do rozwoju. Dzieci cechujące się
stosunkowo otwartymi umysłami często wybierają właśnie tę drugą opcję,
podczas gdy dorośli – pierwszą. Nie ma to żadnego znaczenia dla świata
przyczynowości, w którym dominuje względność.
– Udzielasz niepospolitych odpowiedzi!
– Nie, kochanie. Ja po prostu już nie boję się zadawać pytań. Pytań
dowolnej natury. Wracając do kwestii znaczenia, mam nadzieję, że
zaczęłaś dostrzegać pewien rodzaj splątanej hierarchii między
wydarzeniami z przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Nie jest to prosta
zależność, w wyniku której przeszłość wpływa na teraźniejszość,
a teraźniejszość na przyszłość. Zamiast tego wszystkie trzy elementy
wpływają na siebie wzajemnie, tworząc sieć wydarzeń. Być może każdy
przypadek nielokalnego dzielenia się tematami zwiększa
prawdopodobieństwo dalszego udostępniania itd.
Żona przyłożyła rękę do czoła i nagle w dramatyczny sposób
zamarkowała omdlenie.
– Zbliżasz się do granicy mojej wytrzymałości. Kręci mi się
w głowie...
– Tak właśnie działa dwuznaczność – odparłem z uśmiechem,
podtrzymując jej opadające ciało.
– Zamiast determinizmu, mamy więc twór pełen kreatywności
i odkrywczości. To szansa na nowy porządek stworzony z kreatywnego
chaosu. Możemy wybierać szaty, w jakie odziejemy naszego
niewidzialnego człowieka! Alleluja! Jeżeli chodzi o świadomość,
wszechświat jest nieustannie kreatywny. Czy kreatywność to w takim razie
uosobienie umierania?
– Tak. W karmicznym kole zewnętrzna kreatywność, sztuka i nauka,
to najlepsze, co może być. Kiedy kreatywność pochodzi z wewnątrz,
możemy nawet uciec z karmicznego koła. Jeżeli umieramy świadomie,
w chwili śmierci możemy rozpoznać iluzoryczną naturę wszelkich
doświadczeń; nawet fakt, że wszystkie tematy (w tym też kreatywność) to
iluzja stworzona dla nas przez świadomość. Uświadomienie sobie tego
zjawiska niektórzy nazywają wyzwoleniem. Nie identyfikujemy się już
z żadnymi tematami; nie ma dalszych ponownych narodzin.
– Zgadzam się z tym wszystkim, ale mam problem z twoją szaloną
teorią naukową. Czy ktoś jeszcze ją wspiera?
– Seth miał podobne przemyślenia na temat wpływających na siebie
nawzajem przeszłości, przyszłości i teraźniejszości.
– Kim jest ten Seth?
– To bezcielesna istota, rzekomo z innego wymiaru, która
przemawiała przez ciało nieżyjącej już pisarki i medium Jane Roberts15.
– Bezcielesna dusza! – krzyknęła moja żona. – Amit, jeżeli to się
wyda, twoi koledzy po fachu cię wypatroszą. Ukrzyżują cię za to, że zbyt
dobrze się bawisz!
– Myśl nielokalnie, kobieto. Może i masz rację co do reakcji moich
kolegów. Na szczęście moi koledzy będący zatwardziałymi naukowcami
nie czytają popularnych książek, zwłaszcza tych o reinkarnacji.
– Chciałabym wiedzieć, czy to twoja karma każe ci pisać o tym
wszystkim, czy to po prostu kreatywny wybór? To się urzeczywistnia
teraz? Czy to nielokalne tematy z przyszłości, czy też z przeszłości?
– Może i to, i to? Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – wszystko
miesza się i wiąże ze sobą, tworząc moją wibrującą świadomość.
Nachyliłem się w jej stronę i starając się przybrać odpowiednio
ochrypły głos, powiedziałem:
– Świadomość, która chce zmienić temat naszej rozmowy na coś
bardziej romantycznego.
– Chyba żartujesz – parsknęła moja kobieta. – Boli mnie głowa. Masz
za swoje, to twoja karma.

15 O związku Roberts–Seth możecie poczytać w Roberts 1975.


ROZDZIAŁ 4

Nielokalne okno:
Tybetańska Księga Umarłych we współczesnym
ujęciu

Mam nadzieję, że poprzedni rozdział zaciekawił was tematem


nielokalności kwantowej wyjaśniającej dane dotyczące reinkarnacji.
W niniejszym rozdziale postaram się wyjaśnić to zagadnienie nieco
bardziej formalnie.
Cały świat jest zbiorem różnorodnych form i tożsamości świadomości
oraz ich wzajemnych interakcji. Wszystkie zjawiska, wszystkie rzeczy,
wszystkie wydarzenia są wyrazem tej gry świadomości. Najbardziej
oczywistymi przejawami tejże gry są procesy materii i umysłu, czyli nasze
myśli. Gdy przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy także inny proces:
zjawiska leżące u podstaw urzeczywistnionego życia. To coś, co ludzie
Wschodu nazywają praną, chi lub ki – coś, co potrafimy poczuć po
dobrym masażu lub pod wpływem silnych emocji. Możemy nazwać ten
fenomen energią witalną. Wszystko to jednak istnieje w świadomości
i tworzy obiekty fizyczne, mentalne i witalne, których doświadcza sama
świadomość.
Rzecz jasna istnieją jakościowe różnice pomiędzy doświadczeniami
ze sfery fizycznej a doznaniami mentalnymi lub witalnymi. Różnice te
wynikają z odmiennych kontekstów. Świadomość wyznacza sobie rolę
pośrednika, pole interpretacji umożliwiające urzeczywistnienie form
fizyczno-mentalnych oraz mentalnych znaczeń będących następstwem ich
doświadczania. To pole składa się z kontekstów – praw i zasad rządzących
ruchami obiektów fizycznych, witalnych i mentalnych.
Istotne jest dostrzeżenie różnicy pomiędzy kontekstem, znaczeniem
i treścią. Leksykalne znaczenie to sens, który przypisujemy samym
słowom. Wiemy jednak, że subiektywne znaczenie słowa zmienia się wraz
z kontekstem. Weźmy pod uwagę dwa zdania: „Wszyscy umieramy”
i „Umrzyj, zanim umrzesz”. Znaczenie słowa „umierać” w drugim zdaniu
zmieniło się, ponieważ zmienił się kontekst.
Treść to szczegóły, prawdziwa historia. Treść dwóch historii może się
różnić, ale ich znaczenie, ich istota, może być taka sama. Tak właśnie
bywa z romansem jako gatunkiem literackim. Dwie tego typu opowieści
mogą mieć różne postacie, wydarzenia i tło, ale ich wymowa jest zawsze
taka sama. Dzieje się tak, ponieważ kontekst jest z góry ustalony – chodzi
o postrzeganie miłości w kategoriach romantycznych.
Z jakich kontekstów korzysta świadomość podczas operowania
nieożywionymi obiektami materialnymi? Większość z nich już znamy. Są
to siła, energia, pęd, ładunek elektryczny itp.; to konteksty zdefiniowane
przez matematyczne prawa fizyki (takie jak mechanika kwantowa czy
prawo ciążenia) i ich pochodne. Jednak konteksty dla urzeczywistnienia
w życiu i umyśle są bardziej subtelne i niejasne, po części dlatego, że nie
przeprowadza się zbyt wielu badań w tej dziedzinie. Bez wątpienia jednak
takie konteksty istnieją.
Platon wyszczególnił niektóre konteksty urzeczywistnień mentalnych
– prawda, piękno, miłość, sprawiedliwość. Można je uznać za motywy
świadomości, o czym pisałem w poprzednim rozdziale. Nietrudno dostrzec
istotę tychże kontekstów w procesie operowania umysłem. Nasz umysł
ewoluuje następującymi po sobie etapami kreatywności i homeostazy.
Jako dzieci miewamy twórcze epizody podczas dostrzegania nowych
kontekstów życia; pomiędzy tymi epizodami badamy znaczenia
rozmaitych wyuczonych kontekstów. Analizując wspomnienia
z dzieciństwa, wyraźnie dostrzegamy, jak wyglądają konteksty dla pojęć
takich jak piękno i miłość. Widać to po sposobie, w jaki wyrażamy własną
kreatywność i w jaki nieustannie dążymy do sprawiedliwości.
Typową starożytną metodą obrazowania kontekstów dla umysłu
i życia jest utożsamianie ich z bogami i boginiami oraz diabłami
i demonami w męskiej i żeńskiej postaci. Wszystkie kultury
wykorzystywały tę metodę od tysiącleci. W kulturach: egipskiej,
hinduskiej, greckiej, rzymskiej, celtyckiej, a także w kulturze Majów
występowały całe zastępy bogów. Niektóre religie zastępują bóstwa
aniołami, ale pełnią one podobne funkcje. W wybranych kulturach, takich
jak kultura tybetańska, demonami są brutalni bogowie.
Na konteksty przetwarzania umysłowego można patrzeć nie tylko
przez pryzmat archetypów platońskich czy bogów i demonów. Inną
metodą są archetypy jungowskie, takie jak bohater, trickster itp. (Jung
1971). Podróż bohatera rozpoczyna się od poszukiwań, w wyniku których
opuszcza on dom. Później, dzięki niezwykłej kreatywności, bohater
odnajduje odpowiedzi na swoje pytania i powraca do domu, by obdarzyć
społeczeństwo zdobytą przez siebie wiedzą. Budda i Mojżesz to doskonałe
przykłady postaci, które żyły kontekstem bohatera, ale wielu ludzi
rozpoznaje ten sam kontekst w wydarzeniach z własnego życia.

MONADA SUTRATMAN

Każdy bóg lub demon reprezentuje określony kontekst lub temat


świadomości oraz wyraża określony aspekt i atrybut, które nawiązują do
procesów zachodzących w umyśle lub życiu. Warto zaznaczyć, że istoty
czujące urzeczywistniają wiele tematów. Niektórzy idealiści (na przykład
teozofowie) stworzyli inny typ bytu kontekstualnego, zwany monadą,
który odzwierciedla kombinacje i interakcje tematów (Judge 1973).
Kiedy zacząłem opracowywać naukową teorię reinkarnacji, moja
pierwsza myśl dotyczyła zjawiska polegającego na tym, że różne wcielenia
jednej istoty ludzkiej są immanentną ekspresją rozmaitych tematów
transcendentnej uniwersalnej monady ludzkiej. Posiadamy więcej niż
jedno wcielenie, ponieważ istnieje wiele tematów i nie da się ich w pełni
zgłębić i przeżyć w trakcie jednego życia. Kolejne wcielenia następują po
sobie dopóty, dopóki każdy z nas nie urzeczywistni wszystkich tematów
obecnych w ludzkiej monadzie. W książce Zohar rabin Szymon bar Jochaj
pisze: „Dusze [monady] mają obowiązek ponownie powrócić do
absolutnej treści, z której się wyłoniły. By tego dokonać, muszą
udoskonalić wszystko, co w nich zaszczepiono. Jeżeli nie uda im się
osiągnąć tego celu w jednym wcieleniu, są zobowiązane rozpocząć drugie,
trzecie i kolejne”.
Monada przypomina hinduską koncepcję sutratman. Sanskryckie
słowo sutratman znaczy dosłownie „nić życia”. To złota nić
transcendentnych kontekstów, na której – niczym perły na sznurku –
zawieszone są wszystkie immanentne ciała każdego człowieka.
Co ciekawe, w mitologii greckiej i rzymskiej również pojawia się
motyw nici związanej z naszym życiem i śmiercią. Trzy stare kobiety
kręcące wrzecionem życia nazywały się Mojry (w mit. rzymskiej – Parki),
Kloto to opiekunka narodzin, która na swojej kądzieli przędzie nić żywota.
Lachesis kręci wrzecionem i ustala długość nici, zaś Atropos, opiekunka
śmierci, przecina nić.
Niektórzy ludzie mają problem z koncepcją duszy, ponieważ ich
zdaniem kłóci się ona z faktem, iż obecnie na świecie żyje więcej ludzi niż
dawniej. Zastanawiają się oni, czy czasem nie pozostaje to w sprzeczności
z jakąś zasadą zachowania dusz. Jednak jeżeli dusze to tylko konteksty (a
nie rzeczy), to nie ma powodu do ograniczania ich liczby.
Zauważcie, że człowiek przedstawiony w ten sposób ma zarówno
swój początek, jak i koniec. Początek nie powinien nas dziwić; wszyscy
wiemy, że życie musiało się kiedyś rozpocząć. Koniec to także motyw
znany z literatury duchowej. Jest nim wyzwolenie.
Gdy taki obraz po raz pierwszy pojawił się w moich myślach, byłem
zadowolony – brak dualistycznych dusz, brak potrzeby ich rachowania.
Byłem przekonany, że monady, jako ośrodek ludzkich kontekstów, to
„dusze” dokonujące reinkarnacji. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że
to jedynie fragment znacznie większej opowieści.

MONADY – „DUSZE” DOKONUJĄCE REINKARNACJI

Intuicja podpowiada nam, że składamy się nie tylko z ciała, ale także
z duszy. W szczytowym momencie naszej egzystencji możemy poczuć tę
duszę. Czasami mówimy na przykład: „moja dusza jest zaspokojona”.
Konwencjonalny sposób myślenia duchowego zakłada, że taka dusza ma
przetrwać śmierć i uwolnić się od ciała, gdy umrzemy. W zależności od
naszej sytuacji karmicznej, dusza odradza się następnie w innym ciele.
Wzbogaćmy teraz powyższą teorię koncepcją monady/sutratman,
opisaną wcześniej. Załóżmy, że celem naszego życia jest przeżywanie
kontekstów lub tematów, które reprezentuje taka ludzka monada (tematy
są takie same dla wszystkich ludzi). Gdy coś jest satysfakcjonujące dla
naszej duszy, przeżywamy dany kontekst właściwie, wypełniamy swoje
przeznaczenie. Jeżeli natomiast nie udaje nam się urzeczywistnić tematów
monady w jednym życiu, dostaniemy kolejną szansę w następnym
wcieleniu.
Parafrazując wschodnioindyjskiego filozofa Śri Aurobindo,
fundamentalną potrzebą naszego życia jest poszukiwanie bezgranicznej
kreatywności w ograniczonym zakresie. Jednak ciało fizyczne, nasze
„ramy”, z natury ogranicza kreatywność. By móc kontynuować
poszukiwania kreatywności, jesteśmy zmuszeni w razie potrzeby zmienić
ciało fizyczne. Oto znaczenie reinkarnacji.
Warto zaznaczyć, że nie musimy wyobrażać sobie monady jako bytu
(duszy), który opuszcza ciało w momencie śmierci fizycznej i wchodzi do
innego, nowo narodzonego ciała. Zamiast tego możemy powiedzieć, że te
dwa żywoty są związane reinkarnacją, ponieważ odzwierciedlają ciągłość
odgrywania monad, czyli grup tematów. W pewnym sensie to monada daje
nam życie, łączy nas dzięki różnym wcieleniom, ale nie jest ona bytem,
tworem energetycznym, zbiorem informacji czy innym typem istoty
materialnej. Jest to kontekst, wokół którego świadomość przetwarza
energię i informacje życia. W trakcie naszego życia generowana jest jakaś
treść, ale zawsze skupia się ona wokół tego określonego kontekstu.
Jest jednak jeden problem. W jaki sposób łączą się dwa różne
wcielenia składające się na ciąg reinkarnacyjny? Co jest naturą sutry, nici
sutratman, łączącej jedno wcielenie z drugim? Tak naprawdę nie potrzeba
tu żadnych wyjaśnień. Można postrzegać to jako aspekt procesów
zachodzących w świadomości, która urzeczywistnia się w postaci
synchroniczności w doświadczeniach kreatywnych. Wtedy jednak
brakowałoby nam procesu kreatywnego związanego ze śmiercią – śmiercią
będącą doświadczeniem transformacyjnym.
Spójrzmy na to z innej strony. Większość z nas sceptycznie
podchodzi do kwestii reinkarnacji, ponieważ nie wierzymy w ciągłość
treści naszego ego. Ego jest tak związane z naszym ciałem i mózgiem,
z jednym konkretnym wcieleniem, że wydaje się o wiele bardziej
prawdopodobne, że zarówno ego, jak i pobudzające je wspomnienia
ulegają zniszczeniu wraz ze śmiercią cielesną. Mówimy więc, że śmierć
może przetrwać jedynie nasza esencja, czyli monada. Wtedy jednak
pojawia się paradoks. Duża część zgromadzonych przez nas danych
dotyczących reinkarnacji dotyczy przypadków, w których ludziom udało
się przypomnieć sobie poprzednie wcielenia, czyli właśnie treść ego.
Musimy się z tym pogodzić. Jeżeli reinkarnacja opierałaby się
wyłącznie na monadach, na kontekstach, w żaden sposób nie moglibyśmy
się o niej nic dowiedzieć (z wyłączeniem intuicji). Prawda jest taka, że
wszyscy żyjemy w tych samych podstawowych kontekstach – to cud bycia
człowiekiem – mimo iż związki poszczególnych kontekstów różnią się
w przypadku określonych osób. Koncepcja monady ma sens, ale nie
można powiedzieć, że treść ego została przywołana z poprzedniego życia
wyłącznie za pośrednictwem monady; przedstawiona wcześniej definicja
monady zakłada, iż jest ona niezmienna, zatem nie może prowadzić
rejestru poprzednich wcieleń.
Wygląda to na paradoks. Spójrzmy, jak opisywał to filozof Ken
Wilber:
Transmigracji ulega dusza
[monada], a nie umysł. Nie da się
udowodnić istnienia reinkarnacji,
odnosząc się do wspomnień
o poprzednich wcieleniach.
Konkretne wspomnienia, pomysły,
wiedza itp. należą do umysłu i nie
podlegają transmigracji. Wszystko
to umiera razem z ciałem. Być
może od czasu do czasu można
zachować jakieś pojedyncze
konkretne wspomnienia, tak jak
w przypadku danych
zgromadzonych przez profesora
Iana Stevensona i innych badaczy,
ale są to raczej wyjątki niż reguła.
Transmigracji ulega tylko dusza,
a dusza nie jest zbiorem
wspomnień, idei czy przekonań.
(Wilber 1990)

Czytając tekst, można zauważyć, na czym polega problem Wilbera.


Zgadzam się z nim, że transmigruje tylko dusza [monada]. Dane
zgromadzone przez Iana Stevensona dotyczą przywoływania poprzednich
żywotów mentalnych, poprzednich treści. Wnikliwość naukowa każe
stwierdzić, że dane zebrane przez Stevensona (patrz Rozdział 5) nie
dowodzą istnienia reinkarnacji. Mimo to są to rzetelne dane; Stevenson
zasłużył na szacunek. Wilber wykręca się więc, pisząc, iż od czasu do
czasu kilka doświadczeń mentalnych może „przemknąć się” i ulec
transmigracji razem z monadą. Przepraszam cię Ken, ale to nie ma sensu.
Tak naprawdę nie potrzebujemy nawet koncepcji zakładającej
transmigrację monady.
Podejmijmy więc intelektualne ryzyko i zobaczmy, czy uda się
znaleźć sens we wschodnim modelu reinkarnacji, który w swojej
pierwotnej formie brzmi nieco dualistycznie (z wykorzystaniem obrazów,
które można interpretować jako transmigrację duszy). Jest to model znany
pod nazwą Bardo Thödol, czyli Tybetańska Księga Umarłych.

TYBETAŃSKA KSIĘGA UMARŁYCH ZINTERPRETOWANA ZA POMOCĄ


WSPÓŁCZESNEJ TERMINOLOGII

Dzięki dwóm konkretnym ideom udało mi się pogodzić mój naukowy


sceptycyzm z tezami zawartymi w Tybetańskiej Księdze Umarłych .
Pierwsza idea to monada/sutratman – transcendentny ośrodek kontekstów
ciągnących się jak nić wzdłuż naszych poszczególnych wcieleń. Druga
idea to nielokalność kwantowa. Założyłem, iż tybetańska definicja bardo
obecnych w momencie śmierci – przynajmniej w znaczeniu angielskiego
przekładu autorstwa Evansa-Wentza (1960) – jest myląca, ponieważ
przypisuje ona koncepcje świata materialnego światu duchowemu – dusza
jako ciało dualistyczne bardzo przypomina ciało materialne poruszające
się ścieżkami w przestrzeni, korzystające z czasu w jego fizycznym
wymiarze itp. Zamiast tego musimy przeformułować doświadczenia bardo
śmierci do postaci doświadczeń nielokalnych w niezwykłym w chwili
śmierci stanie świadomości (dobrze wiedzieć, że tybetańskie słowo bardo
oznacza „przejście”, a nie „miejsce”).
Moment śmierci daje nam okazję do doświadczeń kreatywnych, ale
to, czy ich doświadczymy i co z nich wyniesiemy, zależy od stopnia
naszego przygotowania. Jeżeli będziemy gotowi, doświadczymy
czwartego bardo, portalu prowadzącego do światła, zrozumienia, że
„nasza prawdziwa tożsamość należy do jedności; jesteśmy nią”. Dzięki tej
wiedzy uwalniamy się, nasze karmiczne brzemię zostaje usunięte. Ten
moment może trwać wiecznie, ponieważ istnieje on poza czasem.
Jeżeli nie jesteśmy gotowi na kreatywne zrozumienie wyzwolenia
czwartego bardo, to wciąż mamy szansę na osiągnięcie etapu pojmowania.
Możemy dostrzec tożsamość z przyjaznymi lub gniewnymi bogami,
tożsamość, która uwolni nas od reidentyfikacji pod postacią kolejnego
wcielenia fizycznego. Ta świadomość może nas doprowadzić do miejsca
określanego mianem nieba, ale pod żadnym pozorem nie będzie to
wieczny odpoczynek. Nie jesteśmy jeszcze całkowicie wolni.
W pewnym momencie intuicja może uświadomić nam naszą sytuację
w relacji do ludzkiej monady – kontekstów, które przeżyliśmy i które
mieliśmy przeżyć. Wtedy, w sposób synchronistyczny, częściowo
w obrębie czasu nielokalnego a częściowo w doczesności, możemy
uświadomić sobie, w jaki sposób ta tożsamość-monada odradza się
w nowo poczętym zarodku lub nawet dzieli z nim świadomość przez
pierwsze kilka lat jego życia (naturalnie dla noworodka doświadczenia
skorelowane jeszcze przez jakiś czas pozostaną w sferze potencjału).
Jeżeli umieramy w wyjątkowym stanie świadomości, doświadczając
tej wiedzy, to uświadamiamy sobie, że rozwijające się dziecko jest z nami
skorelowane (w rozumieniu mechaniki kwantowej), ponieważ świadomość
od czasu do czasu załamuje tę samą rzeczywistość u nas obojga (patrz
ilustracja 2.12). W takim przypadku przeżywamy życie dziecka i jest to
wgląd w nasze przyszłe wcielenie. W podobny sposób dziecko może
doświadczać wspomnień z życia kogoś z nas (w sferze możliwości
urzeczywistniających się dopiero w późniejszym etapie), gdy te pojawiają
się w naszym umyśle. Naturalnie w większości przypadków dziecko jest
tak zaaferowane procesami i schematami rozwijającego się ego, że
w dużej mierze nie zwraca ono uwagi na procesy mogące ujawnić
doświadczenia z poprzedniego wcielenia. Jednak nawet jeśli w trakcie
rozwoju ego dziecko nie będzie zwracać szczególnej uwagi na przebłyski
z poprzedniego wcielenia, to doświadczenie to pozostanie w jego pamięci
i może ujawnić się później (np. w trakcie regresji reinkarnacyjnych
przeprowadzanych z wyszkolonym terapeutą).
Tak więc w urzeczywistnionej domenie naszego istnienia rozmaite
wcielenia jednego życia wydają się być od siebie zupełnie oddzielone.
Jednak za kulisami istnieje wiążąca je nić nielokalności kwantowej
i tematy sutratman w domenie transcendentnej świadomości. Świadomość
synchronistycznie załamuje celowo skorelowane możliwości do postaci
rzeczywistych zjawisk indywidualnych wcieleń. Ta korelacja rozciąga się
tak samo w kierunku przeszłości, jak i w stronę przyszłości; musimy
jednak pamiętać, że skorelowana przyszłość istnieje jedynie w postaci
(określonych) możliwości. Przypomina to skorelowane fotony Aspecta.
Jeżeli jeden badacz obserwuje foton, tym samym powodując jego
załamanie, drugi skorelowany foton również natychmiast przybierze ten
sam stan, choć zostanie on w sferze potencjału – nie zostanie
doświadczony, dopóki nie zaobserwuje go inny obserwator.
Nie ma powodu przypuszczać, że to nielokalne okno łączące nas
z innymi wcieleniami jest otwarte tylko w trakcie śmierci i narodzin.
Nielokalne „okno” pozostaje otwarte nieustannie, ale gdy identyfikujemy
się z ego, nie patrzymy w jego stronę, ponieważ to niemożliwe. Moment
narodzin i moment śmierci (potencjalnie) to chwile, w których jesteśmy
pozbawieni ego (lub na tyle pozbawieni ego, na ile to możliwe), więc
szansa na dostrzeżenie nielokalnych połączeń z innymi wcieleniami jest
większa. Przez to otwarte okno można jednak zajrzeć także w innych
ważnych chwilach, np. podczas traumatycznych przeżyć.
Filozof Michael Grosso (1994) wyraża podobny pogląd, namawiając
nas do eksploracji kolejnych (pośmiertnych) światów już teraz. Nielokalne
okno pozostaje otwarte, jeżeli ego nie odwraca od niego naszej uwagi.
Żyjące wśród nas osoby wyzwolone nie identyfikują się z ego; dlatego
mówi się, że jedną z oznak wyzwolenia jest spontaniczne przypominanie
sobie doświadczeń z poprzednich wcieleń.
Czy w takim razie życie i śmierć mają ciągłą strukturę? Tak i nie.
Nie, ponieważ za każdym razem przeżywamy inne historie. Tak, ponieważ
konteksty mają charakter ciągły, zaś wszystkie wcielenia poszczególnego
bytu są ze sobą powiązane za pomocą nielokalnie skorelowanych
doświadczeń.
Jeżeli nie daje wam spokoju fakt, że ten nielokalny transfer
informacji zakłada natychmiastową reinkarnację, to zastanówcie się nad
tym raz jeszcze. Ramy czasowe doświadczenia o charakterze nielokalnym
znacznie różnią się od tego, czego doświadczamy w „rzeczywistym”
czasie fizycznym. W pewnym stopniu można to dostrzec nawet w snach.
W snach mijają olbrzymie odstępy czasu, podczas gdy w rzeczywistości
sen trwa krótko. Dobrze obrazuje to zjawisko film Drabina Jakubowa .
Zanim nastąpi reinkarnacja, osoba umierająca może więc „latami”
żyć w niebie (lub w krainie demonów, która wcale nie musi być definicją
piekła pełnego ognia i siarki). Mistrz tao Chuang Tsu pewnego razu śnił,
że jest motylem. Gdy się obudził, pomyślał: „Czy to ja śniłem o motylu,
czy może motyl o mnie?”. Zastanówcie się nad tym. W swoim
nielokalnym śnie umieram i cieszę się egzystencją „duszy” będącej
w niebie. Z perspektywy duszy jej obecność w niebie to rzeczywistość
istniejąca jako urzeczywistnieni ludzie żyjący pomiędzy doświadczeniami
duszy.
Jak mówią, dowodem na istnienie budyniu jest jego zjedzenie. Jeżeli
to jest znaczeniem tybetańskiego doświadczenia bardo, to jakie są
doświadczalne następstwa takiej idei? W latach kształtowania osobowości
dziecko żyjące jako kontynuacja poprzedniego wcielenia może pod
wpływem odpowiedniej stymulacji przypomnieć sobie wspomnienia
z przeszłości. Tybetańczycy wykorzystują to, by odnaleźć wcielenia
rinpocze i lamów. W Rozdziale 5. przyjrzymy się niektórym
niezwiązanym z tradycją tybetańską dowodom na reinkarnację. Mam na
myśli informacje zgromadzone przez profesora Stevensona i innych
badaczy. Przyjrzymy się także całej kwestii życia po śmierci i zbadamy
dane z punktu widzenia nowej teorii.
Niestety, uważna analiza dostępnych danych sprawiła, że
spokorniałem. Jedynie niektóre dane odpowiadają przedstawionemu
powyżej prostemu modelowi, będącemu próbą wyeliminowania
postrzegania duszy w kategoriach dualistycznych. Niektóre istotne
i dokładnie zbadane fakty uporczywie nie pasują do modelu. Analiza
literatury uświadomiła mi, że proponowanie nielokalności kwantowej jako
uniwersalnej odpowiedzi na wszystkie pytania o życie po śmierci
i reinkarnację upodabnia moją teorię do pomysłów z kategorii super-psi
lub super-ESP. Według tych twierdzeń wszelkie dane na temat przetrwania
osobistych doświadczeń (indywidualnej duszy – zaproponowana tu
monada nie ma tak naprawdę charakteru osobistego) da się w prosty
sposób wytłumaczyć za pomocą postrzegania pozazmysłowego. We
współczesnej literaturze zbadano jednak te dane i wydano werdykt
obalający teorię super-psi jako wytłumaczenie wszystkich spornych
zjawisk (patrz np. Becker 1993 i Gould 1983).
W gruncie rzeczy moja teoria jak na razie nie jest nawet kompletnym
wyjaśnieniem Tybetańskiej Księgi Umarłych. Być może zauważyliście, że
w powyższym scenariuszu przeszedłem bezpośrednio od wytłumaczenia
doświadczenia czwartego bardo do szóstego bardo. Według
Tybetańczyków, jeżeli nie jesteś jeszcze gotowy na całkowitą wolność,
możesz otrzymać wiedzę udzieloną ci przez piąte bardo: możesz ujrzeć
ścieżkę nirwany, osiągnąć wyzwolenie w postaci sambhogakai. Co to
jednak oznacza? Nasz prosty model nie może udzielić odpowiedzi na to
pytanie. W istocie ten prosty model nie radzi sobie nawet z odpowiedzią,
skąd monada wie, które konteksty zostały już poznane, a czego należy
jeszcze doświadczyć po reinkarnacji?
Opracowanie odpowiedniego, zapełniającego wszelkie luki modelu
duszy (monady kwantowej) zajęło mi wiele miesięcy oraz wymagało
wielu kreatywnych doświadczeń, małych i wielkich wybuchów. Model ten
będzie tematem Rozdziałów 6 i 7.
ROZDZIAŁ 5

Czy reinkarnacja to coś więcej niż tylko nielokalność


kwantowa?

Kilka lat temu, jeszcze zanim zacząłem interesować się reinkarnacją,


bardzo zaintrygował mnie artykuł na temat młodego mężczyzny ze Sri
Lanki, który jako dziecko, mimo swojego chrześcijańskiego wychowania,
recytował niezwykłe buddyjskie mantry. Gdy nieco podrósł, rodzice
zabierali go do różnych klasztorów buddyjskich. Chłopiec przypomniał
sobie, że w poprzednim wcieleniu żył w jednym z nich wraz ze swoim
nauczycielem. Rodzice nagrywali mantry, które wygłaszał jako dziecko,
a eksperci stwierdzili, że jego wymowa języka pali (odmiana sanskrytu
wykorzystywana we wczesnych tekstach buddyjskich) znacznie różni się
od wymowy współczesnej. Wówczas nie wierzyłem, że da się naukowo
udowodnić zjawisko reinkarnacji, ale nie wątpiłem w autentyczność tej
historii. Pod jej wpływem zacząłem poszukiwać dalszych informacji na
temat życia po śmierci.
Podobne historie zdarzają się nawet w kulturze zachodniej. Jeszcze
częściej słyszy się o doświadczeniach z pogranicza życia i śmierci (NDE –
z ang. Near Death Experience ). Znam osobiście kilka osób, które przeżyły
takie zjawisko i na których wywarło ono ogromny wpływ. Wielu
naukowców wciąż jednak podchodzi do tej kwestii sceptycznie, kurczowo
trzymając się newtonowskiego systemu przekonań. Fizyk Raymond
Moody, pierwszy naukowiec badający zjawisko NDE, opisał interesujący
przypadek, który postaram się tu przedstawić. Podczas jednego
z wykładów, które Moody wygłaszał, pewien chirurg siedzący na widowni
wstał i zwrócił mu uwagę, mówiąc: „Przytacza pan relacje wielu swoich
pacjentów o przeżyciach z pogranicza życia i śmierci. Ja również
uratowałem życie wielu pacjentom, ale żaden z nich nigdy nie informował
mnie o takich zjawiskach”. Tuż za nim odezwał się głos: „Nie mówiliśmy
ci o tym, bobyś nam nie uwierzył”.
Przypomina mi to pewną anegdotę. Mały chłopiec namalował
obrazek. Kiedy pokazał go rodzicom, ci pochwalili go za piękny rysunek
kapelusza. „Ale to nie kapelusz” – zaprotestował malec. „To mały słoń
połknięty przez boa dusiciela”. Pomimo protestów chłopca, rodzice wciąż
jednak widzieli tylko kapelusz.
Kojarzycie tę historię? Pochodzi z książki Antoine de Saint-
Exupéry’ego pod tytułem Mały Książę. Historia ta doskonale obrazuje
niektórych naukowców i ich niezdolność do zaakceptowania znaczenia
badań dotyczących śmierci, umierania i reinkarnacji, mimo iż wyniki tych
badań, prowadzonych od kilku dekad, są wystarczające do stworzenia
podstaw teoretycznych. Naukowcy ci cierpią na coś, co czasami określa
się mianem syndromu niewiernego Tomasza („uwierzę, jak zobaczę”).
Być może ta książka pomoże stworzyć nowy system przekonań, który
nada wiarygodności zjawiskom takim jak reinkarnacja, NDE czy danym
pochodzącym z badań nad życiem po śmierci.
Jednak dla was, czytelników o otwartym umyśle, zgromadzone
dotychczas dane powinny się okazać wystarczająco wiarygodne, więc
z pewnością nie będziecie mieć nic przeciwko temu, że wykorzystam je do
opracowania ram teoretycznych. Istnieją trzy rodzaje dowodów (nie jest to
jednak zamknięta lista).

Doświadczenia mające związek z odmiennymi stanami świadomości


w chwili śmierci. Do tej kategorii zaliczamy wizje na łożu śmierci,
doświadczenia z pogranicza życia i śmierci i doświadczenia
wywołujące przegląd całego naszego życia.
Dane dotyczące reinkarnacji: dowody na przywoływanie wspomnień
z poprzednich wcieleń, detale, które zostały zweryfikowane i przeszły
testy naukowe; opracowane przez psychiatrę Stana Grofa
wspomnienia reinkarnacyjne przywoływane w warunkach regresji
hipnotycznej, pod wpływem środków farmakologicznych (takich jak
LSD) lub techniki oddychania holotropowego; pozyskane przez
Edgara Cayce’a informacje na temat poprzednich wcieleń; istnienie
osób obdarzonych niezwykłymi talentami lub występowanie
przypadków psychopatologii, których nie da się wyjaśnić na
podstawie uwarunkowania wykształconego wyłącznie w jednym
życiu.
Informacje dotyczące bytów niewcielonych: do tej kategorii zalicza
się zjawisko medium i channeling, a także wiarygodne przekazy
o aniołach, duchach-przewodnikach, pisaniu automatycznym itp.

Pierwszy typ danych określany jest zazwyczaj jako nielokalne


doświadczenia w momencie śmierci. Są one mniej lub bardziej zgodne
z modelem przedstawionym w poprzednim rozdziale. Drugi typ danych
w pewnym stopniu odpowiada temu modelowi, ale nie do końca. Trzeci
typ danych nie pasuje do naszego modelu. Robimy postępy, ale
nielokalność kwantowa to nie wszystko. Poniżej przedstawiam analizę
niektórych doniesień oraz wnioski, do których może ona prowadzić.
Muszę jednak wspomnieć, że moim zadaniem nie jest przekonywanie
czytelników do autentyczności przedstawionych danych. Naukowcy,
którzy zebrali przedstawione tu przeze mnie informacje, to wiarygodni
badacze, którzy kwestionowali autentyczność napotkanych zjawisk na
tyle, na ile było to możliwe. Bardziej sceptyczni czytelnicy powinni
zapoznać się z przedstawionym w odnośnikach kompletnym materiałem
źródłowym.

WIZJE NA ŁOŻU ŚMIERCI

Przyjrzyjmy się szerokiemu spektrum informacji o doświadczeniach


w chwili śmierci. Wiadomości o charakterze anegdotycznym istniały
naturalnie od tysiącleci, ale to, co nazywamy dziś danymi naukowymi,
sięga zaledwie XIX wieku, co mniej więcej pokrywa się z datą utworzenia
Brytyjskiego Towarzystwa Badań Parapsychicznych.
Jeden typ dowodów odnosi się do granicy śmierci – doświadczenia
umierania. Załóżmy, że bliska nam osoba umiera, ale niestety nie ma nas
wtedy przy niej. Mimo to dostrzegamy wizje związane z jej osobą.
Zjawisko wizji przekazywanych parapsychicznie przez osobę na łożu
śmierci krewnym lub bliskim nie jest niczym niezwykłym. Pierwsze
wzmianki o tego rodzaju praktykach odnotowano w 1889 r., kiedy to
Henry Sidgwick (wraz ze współpracownikami) rozpoczął pięcioletnią
pracę nad zbiorem zatytułowanym Census of Hallucinations. Sidgwick
odkrył, iż spora liczba zgłoszonych przypadków halucynacji miała
związek z ludźmi umierającymi (w czasie 12 godzin od zgonu), zaś osoby
doświadczające wizji dzielił od umierających spory dystans.
Jeszcze bardziej sugestywne są nowsze dane. Badanie
przeprowadzone przez psychologów K. Osisa i E. Haraldssona (1977)
wykazało, iż skorelowany zdrowy podmiot nie doświadcza halucynacji
osoby cierpiącej i umierającej. W tym przypadku komunikacja
przypomina zwykłe postrzeganie pozazmysłowe z udziałem innej zdrowej
osoby. Jeżeli jednak umierający potrafi przekazać w myślach spokój
i harmonię osobie zdrowej, to czy nie doświadcza ona niezwykłego stanu
świadomości? W trakcie takich wizji na łożu śmierci osoba umierająca
zdaje się wykraczać poza zjawisko śmierci, które jest przecież bolesne
i dezorientujące (Nuland 1996). Człowiek w agonii zdaje się doświadczać
radosnego stanu świadomości, odmiennego od doświadczeń życia
codziennego. Są dowody na to, że nawet cierpiący na chorobę Alzheimera
odzyskują przytomność umysłu w chwili śmierci (Keneth Ring, prywatna
komunikacja z autorem).
Pozostając przy temacie chorych na Alzheimera, lekarka i autorka
książek Rachel Naomi-Remen (1996) opisuje historię kardiologa Tima,
którego ojciec zachorował na tę chorobę, gdy Tim był jeszcze
nastolatkiem. W ostatnich latach życia stan ojca Tima coraz bardziej
przypominał stan wegetatywny. Jednak pewnego dnia, gdy towarzyszyli
mu Tim oraz jego brat, chory zsiniał i osunął się na krześle. Brat polecił
Timowi wezwać pogotowie. Jednak zanim Tim zdążył zareagować,
usłyszał głos ojca, który nie odzywał się od lat. Ojciec powiedział „Nie
dzwoń po karetkę, synu. Powiedz matce, że ją kocham. Powiedz, że ze
mną wszystko w porządku”. Po chwili już nie żył. Sekcja zwłok wykazała,
że jego mózg był mocno zniszczony przez chorobę. Czyż tego typu
historie nie zakłócają w pewnym stopniu naszego tradycyjnego
wyobrażenia umierania?
W moim odczuciu wizje z łoża śmierci idealnie odpowiadają
teoretycznemu modelowi z poprzedniego rozdziału. Radość lub spokój
przekazane telepatycznie w trakcie takich wizji sugerują, że umieranie to
spotkanie osoby umierającej z nielokalną świadomością i jej rozmaitymi
archetypami. W trakcie telepatycznego przekazywania halucynacji
tożsamość z obolałym, umierającym ciałem wciąż jest silna. Ale ta
łączność stopniowo zanika, dlatego też radość ze świadomości jaźni
kwantowej wykraczającej poza ramy ego przekazana zostaje w postaci
niezafałszowanej.

DOŚWIADCZENIA Z POGRANICZA ŻYCIA I ŚMIERCI ORAZ PRZEGLĄD ŻYCIA

O wiele bardziej znanym zjawiskiem są doświadczenia z pogranicza


życia i śmierci (NDE), w trakcie których podmiot zapamiętuje to, co stało
się po zgonie. NDE są potwierdzeniem wierzeń obecnych w wielu
kulturach; osoba doświadczająca takich zjawisk opisuje podróż przez tunel
prowadzący do innego świata. Często przez taki tunel przeprowadza je
znana postać duchowa lub zmarły krewny (Moody 1996; Sabom 1982;
Ring 1980). NDE bezpośrednio wspiera także koncepcję nielokalnego
okna otwierającego się w momencie śmierci.
Psycholog Kenneth Ring (1980) dokonał podsumowania rozmaitych,
często następujących w porządku chronologicznym aspektów
doświadczenia z pogranicza życia i śmierci. (Patrz również Rinpoche
1993).

1. Większość NDE rozpoczyna się od uczucia odmiennego stanu


świadomości. Wypełnia nas uczucie spokoju i nie doznajemy
żadnego bólu, odczuć fizycznych ani strachu.
2. Wiele osób doświadczających NDE wychodzi ze swojego ciała
i patrzy na nie, np. w trakcie operacji. Niektórzy doświadczali
zjawiska przechodzenia przez ścianę. Większość świadków
odczuwała lekkość i pełną świadomość.
3. Teraz osoba umierająca stoi u progu innej rzeczywistości. Jest
świadoma ciemności i wkracza do tunelu.
4. Widać światło, na początku daleko, potem coraz bliżej. Jest to bardzo
jasne, ale nieoślepiające światło niosące ze sobą uczucie piękna
i miłości. Niektórzy dostrzegają świetliste istoty, inni duchowe
postacie, takie jak np. Jezus Chrystus. Jeszcze inni widzą zmarłych
wcześniej krewnych.
5. Wielu ludzi przeżywa przegląd całego życia – życie jak film
przebiega im przed oczyma, a oni oceniają swoje czyny.
6. Ludzie często doświadczają niebiańskiego piękna i jedności ze
wszystkimi rzeczami i istotami. Niektórzy jednak trafiają do
rzeczywistości przypominającej piekło.
7. Na tym etapie większość ludzi odczuwa przymus powrotu na ziemię.
Ich ziemskie doświadczenia nie dobiegły jeszcze końca.

Otwarcie się nielokalnego okna w trakcie NDE to niezwykłe


zjawisko. Osoby, które doświadczyły przeżyć z pogranicza życia i śmierci
(np. ofiary wypadków), relacjonowały, że widziały siebie leżących na stole
operacyjnym z góry, sponad tego stołu. Często potrafiły podać niezwykle
szczegółowe informacje (Sabom 1982), które w żaden sposób nie mogły
być przesyłane za pomocą sygnałów o charakterze lokalnym. Czy można
wobec tego wytłumaczyć to zjawisko inaczej, niż tylko za pomocą
nielokalnego postrzegania kwantowego w połączeniu z postrzeganiem
innej osoby, na przykład chirurga (Goswami 1993)? Najnowsze dane
pokazują, że nawet osoby niewidome mogą „widzieć” świat w ten sposób;
nie ogranicza ich fakt, że ich własne oczy nie są sprawne (Ring i Cooper
1995); prawdopodobnie muszą widzieć telepatycznie (czyli nielokalnie),
synchronicznie z postrzeganiem innej osoby.
Nie ma tu żadnych sprzeczności z racji tego, że osoby przeżywające
NDE obserwują swoje ciała, lewitując pod sufitem, choć przecież punkt
widzenia chirurga (lub asystujących mu pielęgniarek) jest nieco inny.
Wyjaśnienie przypomina wytłumaczenie zjawiska telepatii mentalnej –
chirurg patrzy na stół operacyjny i odbiera informacje, a świadomość
załamuje podobną rzeczywistość spośród możliwości kwantowych
dostępnych w mózgu osoby doświadczającej NDE. Stąd biorą się
niewielkie różnice, np. różnica perspektywy.
Te doświadczenia z pogranicza życia i śmierci to spotkania
z nielokalną świadomością, zaś jej archetypy rodzą się właśnie z tych
bezpośrednich danych. Badania nad NDE zyskują jednak nowy wymiar,
gdy bada się późniejsze życie osób, które doświadczyły NDE. Często
okazuje się bowiem, że owo przeżycie przyczyniło się do głębokiej
transformacji sposobu ich życia. Wielu z nich pozbyło się na przykład
strachu przed śmiercią – uczucia towarzyszącego większości z nas (Ring
1992). Ogólnie rzecz biorąc, osoby, które przeżyły NDE, wiodą życie
bardziej skupione na miłości i bezinteresowności, co wskazuje na duchową
przemianę, będącą wynikiem wiedzy zdobytej w trakcie spotkania z jaźnią
kwantową.
Jak wyjaśnić wizje opisywane przez osoby, które przeżyły NDE?
Pacjenci w stanie śmierci klinicznej tracą tożsamość z ciałem – ego nie jest
już zajęte monitorowaniem ich ciała. Przypomina to sen lub „wielki sen”
opisywany przez psychologów – zwolenników teorii Junga. Tak jak
w wielkim śnie, w trakcie NDE doświadczamy archetypicznych obrazów,
takich jak obraz Buddy czy Jezusa. Skąd jednak biorą się tego typu wizje?
Opierając się na modelach neurofizjologicznych (Hobson 1990), twierdzę,
że tworzą się one z obecnego w mózgu szumu elektromagnetycznego, na
zasadzie przypominającej test Rorschacha. Jednak w odróżnieniu od
neurofizjologów, którzy zakładają, że szum ten ma charakter klasyczny
i deterministyczny, uważam, że posiada on naturę kwantową oraz
odzwierciedla możliwości kwantowe. Świadomość załamuje odpowiednie
schematy do postaci znaczących obrazów w momencie, gdy je rozpoznaje.
Kluczowym punktem NDE jest osłabianie, a nawet całkowite
niwelowanie tożsamości opartej na ego, co pozwala pacjentom na
przypomnienie sobie archetypicznych obrazów, o których istnieniu
normalnie by nie pamiętali. Wytworzone obrazy – postaci duchowe,
krewni (rodzice lub rodzeństwo) – to archetypy.
Taki sposób postrzegania NDE powinien zakończyć także debatę nad
tym, czy doświadczanie światła, typowe dla NDE, to po prostu zjawisko
fizjologiczne, czy coś głębszego i bardziej znaczącego. W moim odczuciu
jest to jedno i drugie. Materialistom umyka fakt, że osoby doświadczające
NDE funkcjonują, opierając się na tym, co jest fizjologicznie dostępne
w ich mózgu, jednak na podstawie tego tworzą nowe znaczenia. My
dokonujemy podobnych rzeczy, gdy podczas kreatywnego doświadczenia
przekształcamy typową sytuację w nowe źródło znaczeń. Innymi słowy –
świadomość, a nie mózg, układa zjawiska neurologiczne w niepowtarzalne
doświadczenie duchowe.
Co więcej, wielu pacjentów doświadczających NDE informowało
o przeżyciach związanych z tzw. przeglądem życia, kiedy to całe ich życie
(lub przynajmniej jakaś jego istotna część), stawało im przed oczami (opis
tego typu przypadków znajdziecie w Greene i Krippner 1990). To
zjawisko kluczowe dla działania naszego modelu. W momencie, gdy
osoba umierająca doświadcza przeglądu swojego życia, rodzące się
dziecko z następnego wcielenia dzieli z nim to zjawisko. Wizja życia staje
się częścią dziecięcej pamięci reinkarnacyjnej kolejnego wcielenia.
Istnieje jednak niepokojąca niezgodność cechująca wspomnianą
w poprzednim rozdziale teorię super ESP. Osoby, które doświadczyły
NDE, są przekonane, że znajdowały się wówczas „poza” ciałem;
doznawały uczucia lekkości i nie miały żadnych odczuć bólowych.
Wynika z tego, że ich tożsamość musiała odejść w tym momencie od ciała,
ale dokąd? Czy, jak twierdzą sami zainteresowani, mamy tu do czynienia
z bezcielesną duszą?

BADANIA DOTYCZĄCE REINKARNACJI

Dowody na istnienie pamięci reinkarnacyjnej uzyskujemy głównie


dzięki dzieciom, które szczegółowo przypominają sobie własne
poprzednie wcielenia i których doniesienia możemy poddać weryfikacji.
Psychiatra z Uniwersytetu Wirginia, Ian Stevenson, zgromadził niemal
2000 tego typu opisów, zaś niektóre z ich elementów zostały
zweryfikowane16. W kilku przypadkach Stevenson wręcz towarzyszył
dzieciom w podróży do wiosek, w których – jak twierdziły – mieszkały
w poprzednich wcieleniach. Dzieci nigdy wcześniej nie były w tych
miejscach, ale mimo to wydawały się znać krajobraz i potrafiły określić,
który dom zamieszkiwały. Czasami dzieci rozpoznawały członków swoich
poprzednich rodzin. W jednym z takich przypadków dziecko
przypomniało sobie, w którym miejscu w poprzednim życiu schowano
pieniądze, po czym znajdowano je właśnie tam, gdzie wskazało dziecko.
Nie tylko Stevensonowi udało się zgromadzić tego typu materiał
źródłowy. Zwróćmy uwagę na przypadek badany pod koniec XIX wieku
przez L. Hearna. Obiektem badań był japoński chłopiec o imieniu
Katsugoro, który w wieku ośmiu lat twierdził, że w poprzednim życiu,
kilka lat wcześniej, nazywał się Tozo i był synem rolnika z innej wioski.
Powiedział też, że jego ojciec umarł, gdy on miał pięć lat, a sam Tozo
zmarł na ospę rok później. Podawał wiele szczegółów dotyczących
poprzedniego życia, opisując na przykład swoich rodziców i dom,
w którym żyli. Gdy Katsugoro zabrano do wioski z jego poprzedniego
wcielenia, potrafił bez pomocy odnaleźć swój dom. Łącznie potwierdzono
prawdziwość szesnastu szczegółów dotyczących jego poprzedniego
wcielenia (Hearn 1897, patrz także Stevenson 1961).
Kolejnym niezwykłym przypadkiem była hinduska dziewczynka,
Swarnalata Mishra, urodzona w Shahpur w 1948 roku. W wieku trzech lat
Swarnalata zaczęła przypominać sobie informacje z poprzedniego
wcielenia. Stało się to w trakcie wycieczki do miasta położonego
nieopodal jej wioski. W pewnej chwili poprosiła kierowcę, by skręcił
w jedną z dróg, gdyż rzekomo miała ona prowadzić do jej domu. W ciągu
następnych kilku lat opowiadała o wydarzeniach z poprzedniego
wcielenia, w którym żyła jako dziewczyna o imieniu Biya Pathak.
Swarnalata opisywała swój dom i samochód rodzinny (nietypowy luksus
w przypadku indyjskiej rodziny z tamtego okresu). Pewnego razu spotkała
żonę profesora, w której rozpoznała znajomą z poprzedniego życia
i przypomniała sobie wesele, na którym razem były. Żona profesora
potwierdziła te i wiele innych informacji dotyczących życia Biyi,
o których opowiadała Swarnalata. Przypadek Swarnalaty badał szanowany
indyjski naukowiec zajmujący się reinkarnacją, dr Hemendranath
Banerjee, a później także Ian Stevenson. Okazało się, że wiele elementów
tej opowieści się zgadzało, zwłaszcza długa lista znajomych dziewczyny
(Stevenson 1974).
Kolejny niezwykły przypadek reinkarnacji dotyczy niejakiej Nicoli
Wheater i opisany został przez parę badaczy Petera i Mary Harrisonów
(1983). Nicola przypomniała sobie życie pod postacią chłopca, który
nazywał się John Henry Benson, pochodził z pobliskiej wioski
w angielskim hrabstwie Yorkshire, a żył w drugiej połowie XIX wieku
(sto lat przed czasami Nicoli). Mając dwa lata, Nicola pytała rodziców:
„Dlaczego tym razem jestem dziewczynką?” albo: „Dlaczego nie jestem
chłopcem, tak jak poprzednio?”. Wkrótce dziewczynka przypomniała
sobie więcej szczegółów dotyczących jej poprzedniego życia i mówiła
o nich tak spójnie i konsekwentnie, że przekonała matkę do zabrania jej do
wioski z poprzedniego wcielenia. Nicola zaprowadziła matkę do domu,
w którym żyła sto lat temu. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, matka
odkryła, że w archiwach kościelnych znajduje się akt urodzenia chłopca
o imieniu John Henry Benson.
Powyższe dane zdają się odpowiadać teoretycznemu modelowi
przedstawionemu w poprzednim rozdziale. Więcej informacji na ten temat
znajdziecie w zacytowanych książkach i artykułach oraz w wielu
współczesnych publikacjach traktujących o tym zagadnieniu. Polecam na
przykład lekturę książki S. Cranston i C. Williams (1984) czy G. Vineya
(1993).
Do tej pory omawiałem przypadki, w których przywoływano
wspomnienia dotyczące tylko jednego wcielenia, ponieważ są one
najlepiej udokumentowane. Znane są jednak sytuacje, w których wybrane
osoby przypominały sobie kilka poprzednich wcieleń, a w przypadku
pewnej dziewczyny z RPA było ich aż dziewięć17. Takie zdarzenia
uzasadniają przypuszczenia o istnieniu otwierającego się w wyjątkowych
chwilach (najczęściej w przypadku śmierci) nielokalnego okna łączącego
przeszłe, obecne i przyszłe wcielenia monady.
Jeżeli obecny model poprawnie zakłada, iż wspomnienia
reinkarnacyjne tworzą się na bardzo wczesnym etapie życia dzięki
nielokalnej komunikacji z umierającą jaźnią z poprzedniego wcielenia, to
istnieje sposób, by je zweryfikować. Kiedy osoby dorosłe zostają poddane
regresji do okresu dzieciństwa, mogą one łatwiej przypomnieć sobie
doświadczenia z poprzedniego wcielenia. W kilku przypadkach Banerjee
zdołał uzyskać o wiele więcej szczegółów na temat poprzednich wcieleń
właśnie dzięki hipnozie.
Psychiatrze Stanowi Grofowi udało się obudzić wspomnienia
dotyczące poprzednich wcieleń u badanych znajdujących się pod
wpływem LSD. Wykorzystał on do tego celu nową technikę zwaną
oddychaniem holotropowym. Wszyscy badani udzielili Grofowi cennych
informacji, które w istocie potwierdzają model przedstawiony
w poprzednim rozdziale. Oto co Grof pisze na temat zaobserwowanych
przez niego przypadków przywoływania wspomnień z poprzednich
wcieleń:
Są one [wspomnienia
reinkarnacyjne] niezwykle
realistyczne i często dają dostęp
do precyzyjnych informacji
dotyczących epok, kultur, a nawet
wydarzeń historycznych, o których
badana osoba nie mogłaby
wiedzieć z typowych źródeł.
W niektórych przypadkach
informacje te da się obiektywnie
zweryfikować, czasem bardzo
szczegółowo (...). Kryteria
weryfikacji są takie same, jak
w przypadku ustalania, co
wydarzyło się rok temu:
identyfikujemy określone
wspomnienia i zdobywamy
niezależne dowody związane
przynajmniej z niektórymi z nich
(...). Mnie osobiście udało się
zaobserwować i opisać kilka
przypadków, w których większość
niezwykłych aspektów takich
doświadczeń została
zweryfikowana na podstawie
niezależnych badań historycznych.
(Grof 1992)

Lekturę opisującą przypadki wspomniane przez Grofa zostawiam


czytelnikom.
Jeśli dorasta się w Indiach, często słyszy się o dziecku, które
przypomniało sobie jakieś szczegóły z poprzedniego wcielenia. Spotyka
się to ze zrozumieniem zarówno ze strony rodziców, jak i rodzeństwa. To
samo tyczy się Tybetu. Obecny Dalajlama mówi: „To typowe, że małe
dzieci przypominają sobie zdarzenia i ludzi z poprzednich wcieleń.
Niektóre z nich potrafią nawet recytować święte pisma, choć nikt ich tego
nie uczył”. Tybetańczycy wykorzystują ten fakt do lokalizowania
reinkarnacji lamów i rinpocze.
W kulturze zachodniej jest to jednak rzadkie zjawisko. Angielski
poeta epoki romantyzmu Percy Bysshe Shelley wierzył w reinkarnację.
Pewnego dnia, rozmawiając ze znajomym, spotkał kobietę niosącą na
rękach dziecko. Shelley natychmiast się nią zainteresował. „Czy pani
dziecko powie nam coś na temat swojej egzystencji przed narodzinami?” –
zapytał kobietę. Ta odparła: „Ono nie mówi, proszę pana”. Mocno
rozczarowany Shelley powiedział: „Z pewnością przemówiłoby, gdyby
chciało (...). Może odpowiada mu to, że nie umie, ale to tylko kaprys. Na
pewno przez tak krótki czas nie zapomniało, jak korzystać z języka”.
Jednak niektóre dzieci, nawet na Zachodzie, pamiętają i opowiadają
o swoich poprzednich przeżyciach, gdy tylko nauczą się mówić. Opisany
poniżej przypadek z pewnością zadowoliłby Shelleya. Do Helen
Wambach, psychologa klinicznego, przyprowadzono autystyczną
pięciolatkę. Dziewczynka o imieniu Linda była bardzo zamknięta w sobie
i nie chciała nawiązać żadnego kontaktu z terapeutką, dopóki ta nie
zaproponowała jej zabawy w odgrywanie ról. Gdy Helen pozwoliła
Lindzie pić z butelki dla niemowląt, dziewczynka wyznała, jak bardzo
nienawidzi bezradności, którą niesie ze sobą dzieciństwo. Od chwili
nawiązania kontaktu w jej rozwoju dokonał się szybki postęp, a wkrótce
potem Linda zachowywała się już jak typowa pięciolatka.
Ciekawy jest też fakt, że jako autystyczne dziecko Linda była
uzdolniona matematycznie i potrafiła czytać, ale utraciła te cechy, gdy
stała się normalna. Wambach twierdzi, że autystyczne zachowanie Lindy
wywołane było związkiem z dojrzałą tożsamością z poprzedniego
wcielenia. Kiedy z pomocą terapeutki dziewczynka zaakceptowała swoją
nową rolę, zdołała porzucić dorosłą tożsamość i utraciła niezwykłe
zdolności (Wambach 1978).
Jednak w zachodniej kulturze przywoływanie wspomnień
reinkarnacyjnych wciąż uważa się za dziwactwo (choć powoli ulega to
zmianie); dzieci nie są więc do tego zachęcane. Wambach pisze
o kolejnym przypadku, tym razem związanym z nadpobudliwym
dzieckiem imieniem Peter. Gdy Helen udało się uspokoić malca, ten zaczął
jej się zwierzać z przeżyć w swoim poprzednim wcieleniu, w którym był
policjantem. Skarżył się przy tym, że nie pozwala mu się na przywileje
zarezerwowane dla dorosłych, takie jak palenie papierosów. Naturalnie
rodzice zabraniali mu mówić o poprzednim życiu (Wambach 1978).
Nie wszystkie dzieci, które pamiętają swoje minione wcielenia, stają
się autystyczne, ale tłumienie takich wspomnień jest typowe dla tej
kultury. Stłumione wspomnienia można jednak przywołać za pomocą
hipnozy. Procedura ta jest często krytykowana, ponieważ zbyt wielu
pacjentów upiera się, że było znanymi historycznymi postaciami, takimi
jak Kleopatra (trudno odróżnić fantazje od prawdziwych wspomnień), ale
przywoływanie wspomnień reinkarnacyjnych dzięki hipnozie
zaowocowało też rzetelnymi danymi (patrz Wambach 1978, 1979;
Netherton i Shiffrin 1978; Lucas 1993).

JEST COŚ JESZCZE: PRZEKAZYWANE SĄ NIE TYLKO WSPOMNIENIA, ALE TEŻ


CHARAKTER

Zjawisko pamięci reinkarnacyjnej zawdzięczamy zapewne otwieraniu


się nielokalnego okna, ale istnieją szczegóły, które nie przystają do tej
teorii. Weźmy na przykład przedstawiony powyżej przypadek Swarnalaty.
Po spotkaniu z rodziną z poprzedniego wcielenia, dziewczynka przybrała
też charakter swojej poprzedniczki. W znanym sobie środowisku
zachowywała się normalnie, ale kiedy przebywała z rodziną Pathak,
stawała się Biyą; osoby starsze od siebie traktowała tak, jakby była ich
starszą siostrą. Linda, autystyczna dziewczynka badana przez Helen
Wambach, zachowała z poprzedniego życia znajomość matematyki
i umiejętność czytania. Co sprawia, że uwarunkowanie z poprzedniego
życia pojawia się także w kolejnym? Opracowany przez nas model nie
daje jeszcze odpowiedzi na to pytanie.
Są też innego rodzaju niezgodne informacje. Stevenson (1987) pisze,
że wyjątkowe talenty biorą się właśnie z pamięci reinkarnacyjnej.
Wyjątkowy talent nie jest jednak wynikiem wspomnień z poprzedniego
rozdziału naszej egzystencji; odnosi się on do wspomnień związanych
z tendencjami lub wyuczonymi kontekstami myślowymi. Ksenoglosja,
zjawisko polegające na tym, że dziecko (czasem także osoba dorosła)
mówi językiem, którego nigdy się nie uczyło, również zalicza się do tej
kategorii.
Wcześniej wspomniałem o słowach Dalajlamy: „Niektóre z nich
[tybetańskich dzieci] potrafią nawet recytować święte pisma, choć
wcześniej nie miały z nimi styczności”. Takiej zdolności recytowania
tekstów nie da się wytłumaczyć jedynie przywoływaniem wspomnień
reinkarnacyjnych. Co więcej, kiedy Tybetańczycy poszukują wcieleń
rinpocze i lamów, polegają właśnie w większej mierze na niepospolitych
cechach, takich jak umiejętność czytania świętych tekstów, niż na
przywoływaniu wspomnień reinkarnacyjnych.
Badacze zajmujący się reinkarnacją wiedzą, że w przypadkach
przywoływania wspomnień z poprzednich wcieleń często spotyka się
cechy, których nie da się wyjaśnić za pomocą uwarunkowania
genetycznego lub środowiskowego. Psycholog Satwant Pasricha pisze
o zgromadzonych przez siebie danych w następujący sposób:
Obecne badania [osób
przywołujących wspomnienia
z poprzednich wcieleń] wykazały
określone cechy fizyczne
i psychiczne, które okazały się
nietypowe dla ich rodzin, ale
odpowiadały cechom osób
spokrewnionych z poprzednim
wcieleniem. Z wyjątkiem pięciu
[spośród sześćdziesięciu]
przypadków, kiedy to badani byli
biologicznie spokrewnieni
z rzekomymi poprzednimi
wcieleniami, hipoteza transmisji
genetycznej nie potrafi w pełni
wytłumaczyć niezwykłego
zachowania badanych. Tak więc
za pomocą teorii genów nie da się
wyjaśnić dziedziczenia cech
fizycznych i psychicznych, ale inne
wytłumaczenie oferuje hipoteza
zakładająca reinkarnację.
(Pasricha 1990)

Dlaczego Mozart potrafił tak dobrze grać na fortepianie już w wieku


trzech lat, a Ramanujan stał się ekspertem od sumowania nieskończenie
długich ciągów liczb bez żadnego przygotowania matematycznego?
Zwykłe wytłumaczenie – uwarunkowanie genetyczne lub środowiskowe –
wydaje się w takich przypadkach zawodzić. Geny to jedynie instrukcje
tworzenia białek. Nie ma czegoś takiego jak geny talentu, które możemy
dziedziczyć. Obecność uwarunkowania genetycznego da się natomiast
prześledzić w każdym indywidualnym przypadku dotyczącym cudownego
dziecka. Znamy wiele przypadków, takich jak sprawa Ramanujana,
w których wyraźnie brakuje odpowiedniego uwarunkowania
środowiskowego mogącego wyjaśnić obecność wyjątkowych zdolności.
Są to bez wątpienia przypadki związane z uwarunkowaniem
z poprzedniego wcielenia, ale nasza teoria potrzebuj e kilku nowych
pomysłów, zanim zdoła wytłumaczyć przypadki predyspozycji
wykształconych w poprzednich wcieleniach.

FOBIE I TERAPIA REGRESYWNA

Stevenson widzi też związek pomiędzy poprzednimi wcieleniami


a fobiami. W teoriach psychoanalitycznych fobie to uwarunkowania
związane z urazami z dzieciństwa. Znamy jednak przypadki, w których nie
było żadnych takich urazów. To samo dotyczy braku jakichkolwiek
podstaw do wytłumaczenia za pomocą czynników genetycznych czy
środowiskowych zjawiska dezorientacji płciowej lub potrzeby ubierania
się jak płeć przeciwna. Logicznie jest więc założyć, iż istnieją przypadki
uwarunkowania przenikające z poprzedniego wcielenia do obecnego
(Stevenson 1974, 1987; Guirdham 1978) i nie ma znaczenia, że założenie
takie nie odpowiada modelowi z poprzedniego rozdziału. Jest to kolejny
dowód na to, iż mój prosty model wymaga rozbudowania.
Warto zauważyć, że jeżeli fobie to przypomnienie o traumatycznym
uwarunkowaniu z poprzedniego wcielenia, terapia umożliwiająca regresję
do poprzedniego wcielenia powinna przynieść efekty terapeutyczne.
Dysponujemy dowodami na to, że terapia polegająca na
przywoływaniu wspomnień reinkarnacyjnych pod wpływem hipnozy bywa
skuteczna. Poniżej przedstawiam cytat z tylnej strony okładki pewnego
bestsellera:
Ślepa kobieta odzyskała
wzrok, gdy ujrzała to, czego nie
chciała widzieć sto lat temu...
Anorektyczka rekompensująca
sobie poprzednie życie pełne
niezaspokojonej chciwości...
tchórz, który ponownie przeżywa
własną śmierć...
(Goldberg 1982)

Tego rodzaju książki opisują przypadki terapeutycznego działania


wspomnień reinkarnacyjnych. Moim pierwszym odruchem, podobnie jak
w przypadku wielu zatwardziałych naukowców, było odrzucenie
powyższych danych jako prostej sztuczki terapeutycznej niemającej zbyt
wiele sensu, ale kilka istotnych kwestii zmieniło moje nastawienie. Po
pierwsze, sam także poddałem się regresji reinkarnacyjnej w latach 70.
Wiem, że bardzo trudno jest odróżnić fantazję od prawdziwych treści
przywołanych podczas sesji, ale dwa zapamiętane przeze mnie epizody
wywarły duży wpływ na mnie i moje spojrzenie na kwestię własnych
tendencji psychicznych. Po drugie, rozmawiałem na ten temat
z szanowanymi terapeutami zajmującymi się regresją reinkarnacyjną,
takimi jak Roger Woolger, i stosowana przez nich metodologia wydaje mi
się zupełnie wiarygodna. Po trzecie, dzięki podróżom i pracy związanej
z nauczaniem, na przestrzeni lat wysłuchałem wielu historii o regresji
reinkarnacyjnej i niektóre z nich wydały mi się wielce wiarygodne. Podam
tu przykład kobiety, która uczestniczyła w moim kursie zatytułowanym
„Fizyka duszy”. Oto jej relacja:
Moja nauka duchowa
rozpoczęła się (...) w dość
przypadkowy sposób. Należałam
do tradycyjnego kościoła, miałam
dwadzieścia lat i niedawno
wyszłam za mąż. Nie wykazywałam
zainteresowania pogłębianiem
wiedzy o duchowości – byłam
zupełnie usatysfakcjonowana
życiem, które wiodłam. Mój mąż
pracował jako pilot w siłach
powietrznych i w związku z tym
zmuszeni byliśmy przeprowadzić
się w inne miejsce, gdzie
rozpoczęłam pracę jako
nauczycielka (...). Wkrótce
wszystko zaczęło się zmieniać.
Stres związany z pobytem
z dala od rodziny, rozpoczęciem
nowego związku i nowej pracy
został dodatkowo wzmocniony
przez fakt, iż męża wysłano na
dwumiesięczne szkolenie. Ta
sytuacja wywołała we mnie
ekstremalną reakcję – ogarnęło
mnie coś, czego nigdy wcześniej
nie doświadczyłam i z czym nie
umiałam sobie poradzić. Stałam
się nerwowa, bałam się porzucenia
przez męża. Widziałam, jak inne
żony pilotów zachowywały się
w podobnych chwilach, więc
zdawałam sobie sprawę, że moja
reakcja jest nieproporcjonalna do
tego, co się dzieje. Do tej pory
bardzo dobrze radziłam sobie ze
stresem – pracowałam, chodziłam
do szkoły przez cały rok
i przeprowadzałam się tak często,
jak musiały to robić dzieci
rodziców służących w marynarce
wojennej. Gdy więc zaczęłam
odczuwać głęboki niepokój
prowadzący wręcz do napadów
lęku i depresji, bardzo mnie to
zdziwiło. Przed tym zdarzeniem
mój umysł funkcjonował tak
normalnie, że nie wiedziałam
nawet jak wyrazić to, co czuję...
Cała sytuacja uruchomiła we
mnie mechanizmy radzenia sobie
ze stresem i rozpaczliwie
usiłowałam odzyskać umysłową
i emocjonalną równowagę. Moja
duchowość zawsze opierała się na
religii, więc zwróciłam się
o pomoc do swojego pastora.
Niestety, tam jej nie znalazłam. To,
czego doświadczałam, było dla
niego zjawiskiem zupełnie obcym.
Jakaś cząstka mnie czuła się
zdradzona. Wypełniałam
sumiennie nakazy Kościoła, by po
śmierci móc trafić do nieba,
a mimo to przeżywałam prawdziwe
piekło tu, na ziemi! Zaczęłam
szukać odpowiedzi poza swoim
Kościołem, czytając wszelkie
dostępne książki, które mogłyby
udzielić odpowiedzi na moje
pytania.
Podczas tych poszukiwań
trafiłam na dzieła Edgara
Cayce’a, w których autor
wspominał o reinkarnacji. Wtedy
po raz pierwszy zetknęłam się z tą
koncepcją. Wydawało mi się, że
ma ona sens, więc szukałam dalej.
Znalazłam pozycje autorstwa Ruth
Montgomery, zwłaszcza książkę
zatytułowaną „Here and
Hereafter”. Uznałam, że ta
książka to prawdziwy dar od
niebios. Pani Montgomery
tłumaczy w niej koncepcję
reinkarnacji i przedstawia
przykłady osób, dla których
odkrycie swoich poprzednich
wcieleń stało się źródłem pomocy
i pociechy. Pod koniec książki
autorka wyjaśnia, w jaki sposób
wprowadzić się w stan medytacji
i zacząć przypominać sobie swoje
poprzednie życie. Zaczęłam
ćwiczyć i udało mi się to bardzo
szybko. Zaczęłam rozwiązywać
dręczącą mnie zagadkę.
Pierwsze wspomnienia
dotyczyły życia, które wiodłam
wraz z mężem około stu lat temu.
Żyłam wtedy w Denver, w stanie
Kolorado, podczas słynnej
Gorączki Złota. Byłam dziewczyną
z saloonu, której zadaniem było
zabawianie mężczyzn (nie była to
praca, która odpowiadałaby moim
obecnym standardom!). Wtedy
jednak, w związku
z okolicznościami, w jakich się
znalazłam, wydawało się to
jedynym sposobem na utrzymanie
się. Wszystko toczyło się normalnie
do czasu, gdy pewnego dnia jakiś
nieznajomy mężczyzna (mój
współczesny mąż) odwiedził
saloon, w którym pracowałam.
Natychmiast rozpoznaliśmy
w sobie bratnie dusze (okazało się,
że już wcześniej spędziliśmy ze
sobą kilka wcieleń).
Natychmiast poczułam z nim
wyjątkową więź i porzucając moje
dotychczasowe życie, chciałam
pójść za nim. Mężczyzna był
jednak poszukiwaczem złota
i wszystko, co posiadał, mieściło
się w torbach przytroczonych do
jego muła. Nie potrafił utrzymać
żony ani rodziny, więc zostawił
mnie samą. Coś, co przedtem
wydawało mi się akceptowalnym
życiem, stało się nędzną udręką.
Od tamtej chwili resztę mojego
ówczesnego żywota wypełniała
rozpacz, aż w końcu któregoś dnia
zostałam zamordowana we
własnym łóżku.
Natychmiast rozpoznałam
podobieństwa i już wiedziałam,
czego się obawiam i skąd bierze
się mój niepokój. Nie mogę
powiedzieć, że natychmiast
wyzdrowiałam, ale cała ta
sytuacja z pewnością pozwoliła
mojej świadomości zrozumieć
zdarzenia, które przyczyniły się do
mojego wyzdrowienia [przychodzi
tu na myśl parafraza:
„świadomość jest podstawą
wszelkiego leczenia”].
Przypomniałam sobie, że mój mąż
już raz mnie opuścił, choć wtedy
nie do końca był to jego wybór.
Jakaś cząstka mojej świadomości
pamiętała, że bardzo mnie to
przygnębiło. Pamiętałam też, że
tak bardzo chciałam umrzeć, że
niejako sama zwabiłam śmierć.
Czułam, że to wszystko dzieje się
na nowo! Oczywiście bałam się
spania w pojedynkę, bo
wiedziałam, co przytrafiło mi się
poprzednim razem. Gdy zaczęłam
odkrywać prawdę, powrócił mój
wewnętrzny spokój.
Na tym etapie mojego życia
wątpiłam, że cokolwiek jest
w stanie przekonać mnie
o istnieniu reinkarnacji, może poza
bezpośrednim jej przeżyciem.
W związku z tym jestem dziś
bardzo tolerancyjna wobec osób,
które są sceptyczne wobec tego
zjawiska. To coś, co trzeba
przeżyć, aby w to uwierzyć.
W przeciwnym razie to tylko
interesująca teoria. Dla mnie to
coś więcej. To rzeczywistość, która
dosłownie uratowała mi życie albo
przynajmniej zdrowie psychiczne.
(Anonim, prywatna rozmowa z autorem)

Ankiety przeprowadzone przez wielu badaczy podczas regresji


również potwierdzają prawdziwość reinkarnacji. Weźmy za przykład
badania Helen Wambach. Zbadała ona 1088 przypadków regresji,
zestawiając cechy związane z przywołanymi wcieleniami, takie jak płeć,
rasa i klasa społeczno-ekonomiczna. Wambach skorelowała nawet zebrane
dane z krzywą wzrostu populacji. Odkryła, że niezależnie od płci osoby
badanej, poprzednie wcielenia pacjentów cechowały się równym
rozłożeniem proporcji: 50,6% stanowili mężczyźni, 49,4% – kobiety, co
niemal idealnie przekłada się na rzeczywiste proporcje płci
w społeczeństwie. Taki sam wynik dotyczył rozkładu ras, mimo iż
pacjenci Wambach w większości byli biali. Społeczno-ekonomiczny
rozdział pokrywał się z trendami historycznymi. Spośród poprzednich
wcieleń osób żyjących w dawnych epokach, jedynie 10% stanowiła klasa
wyższa, pozostali zaś pochodzili z nizin społecznych. We współczesnych
czasach proporcje uległy jednak zmianie, co odzwierciedla przemiany
naszego spektrum socjoekonomicznego.
Co ciekawe, rozkład czasu związany z przywołanymi żywotami
podążał za empiryczną krzywą wzrostu populacji. Mamy tu więc kolejne
wyjaśnienie paradoksu związanego z rozbieżnością między reinkarnacją
a liczbą ludności. W jaki sposób określona liczba dusz może nadążyć za
eksplozją demograficzną? Odpowiedź Wambach brzmi: w miarę upływu
czasu dusze rodzą się coraz szybciej (badanie przytoczone w Viney 1993).

EDGAR CAYCE I SPOGLĄDANIE PRZEZ NIELOKALNE OKNO

Według podań Budda potrafił dostrzec 500 poprzednich wcieleń i to


nie tylko własnych, lecz także innych osób. Nie zostało to
udokumentowane, ale znane są przypadki ludzi, takich jak Edgar Cayce,
którzy umieją odczytywać poprzednie wcielenia innych osób (Sugrue
1961). Znajdując się w stanie hipnotycznego snu, Cayce przeprowadził
około 2500 takich sesji i jego odczyty nigdy nie były ze sobą sprzeczne,
mimo że zdarzało mu się nawet odczytywać przeszłość tej samej osoby
kilkakrotnie. Czasami informacje, które zdobywał, dotyczyły określonych
okresów historycznych i można było je później zweryfikować. Pewnego
razu, dokonując odczytu, Cayce dowiedział się, że w poprzednim
wcieleniu jego pacjent zajmował się zanurzaniem taboretów, ale on sam
nie miał pojęcia, co to może oznaczać. Późniejsze badania wykazały, że
chodziło o zawód funkcjonujący we wczesnej epoce kolonialnej; ludzie
wykonujący ten zawód mieli za zadanie przywiązywać kobiety
podejrzewane o uprawianie czarnej magii do taboretów, które następnie
zanurzano w zimnej wodzie.
W jaki sposób osoba taka jak Cayce mogła zajrzeć przez nielokalne
okno należące do kogoś innego? Sam Cayce uważał, że odpowiedzią jest
„pamięć akaszy”, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko pamięć nielokalną,
ale wydaje mi się, że nasz model nielokalnego okna umożliwia
opracowanie lepszego wytłumaczenia tego fenomenu. Chodzi tu o to, iż
zasadniczo świadomość stanowi jedność. W związku z tym w nielokalne
okno łączące daną osobę z jej wcieleniami może spojrzeć każdy, kto wie,
czego szukać, choć jest to bardzo niezwykła umiejętność. W Indiach
uważa się, że umiejętność ta w naturalny sposób towarzyszy wyzwoleniu.
Wszystko wskazuje na to, że Cayce ją posiadał.
Pisałem wcześniej o danych dotyczących realnych ludzkich
doświadczeń, ale istnieją też bardzo kontrowersyjne informacje związane
z ludźmi funkcjonującymi w roli medium, którzy rzekomo komunikują się
bezpośrednio ze zmarłymi przebywającymi w zaświatach. Wydaje się, że
właśnie na podstawie tych danych zbudowano wiele teorii (z czego
wszystkie cechują się dualizmem) dotyczących życia pośmiertnego.
Zarówno te dowody, jak i sposób postępowania z nimi omówię
w kolejnych rozdziałach, ale poniżej chciałbym przedstawić
wprowadzenie do tego zagadnienia.

DANE DOTYCZĄCE BYTÓW BEZCIELESNYCH

Najbardziej romantyczne, zaskakujące i kontrowersyjne dane


dotyczące życia po śmierci związane są z żywymi osobami (zazwyczaj
chodzi o medium w stanie transu) twierdzącymi, że zamieszkują wymiar
poza czasem i przestrzenią, dzięki czemu potrafią nawiązać kontakt ze
zmarłymi.
Naturalnie są to doniesienia wielce kontrowersyjne, ponieważ nie da
się ustalić, czy są one prawdziwe, zwłaszcza że wszelkiego rodzaju
oszustwa w tej dziedzinie to powszechna praktyka. Badacz Michael
Grosso w następujący sposób wypowiada się na temat tych danych, nawet
w przypadku, gdy wykluczy się manipulację:
Po przyjrzeniu się najlepszym
tego typu danym dochodzimy do
wniosku, iż znane postacie
o wybitnych zdolnościach
mediumicznych albo (1) pozyskują
wiadomości z umysłów osób
zmarłych i bezcielesnych, albo (2)
tworzą iluzje kontaktu ze
zmarłymi, uzyskując istotne
informacje drogą paranormalną,
często z wielu różnych źródeł (z
umysłów żyjących ludzi oraz
z archiwów tekstowych
i fotograficznych), po czym
błyskawicznie łączą zgromadzone
materiały, tworząc przekonujące
osobowości znanych osób
zmarłych.
(Grosso 1994)

Dysponujemy jednak dowodami wskazującymi na życie pośmiertne,


nawet w przypadku informacji uzyskanych od medium. Informacje te
uzyskuje się poprzez tzw. zgodność krzyżową, kiedy to zmarły przekazuje
wiadomość podzieloną na kilka części trafiających do kilku różnych
mediów (Saltmarsh 1938). W takim przypadku trudno ustalić, w jaki
sposób osoba pełniąca rolę medium mogłaby uzyskać tego typu informacje
od żywej osoby drogą telepatii. Można jednak twierdzić, iż być może
media nieświadomie tworzyły złudzenie zgodności krzyżowej lub
synchronistycznie docierały do nielokalnego okna osoby zmarłej; być
może czystość intencji osoby zmarłej i medium wystarczyła, by stworzyć
tego typu zjawisko synchronistyczne. Tego rodzaju praktyk związanych
z medium nie należy jednak traktować jako dowodów na istnienie
komunikacji ze świadomą bezcielesną duszą.
Tak czy inaczej ten aspekt danych pochodzących od medium ma
związek z historią zmarłej osoby, dzięki czemu najlepiej dowodzi
umiejętności dostrojenia się do jej nielokalnego okna.
Bardziej istotna okazuje się analiza materiałów dotyczących
channelingu. Na tym polu także dominuje komercjalizm i zdarzają się
oszustwa. Mimo to zarówno samo zjawisko, jak i byty napotkane w ten
sposób są intrygujące, ponieważ osoba dokonująca channelingu wydaje się
wcielać w odbieraną przez siebie postać, wskutek czego zachowuje się
zupełnie inaczej niż zwykle.
Spektakularnym przykładem jest tu przypadek Lydii Johnson,
trzydziestosiedmioletniej gospodyni. Sprawę tę badał Ian Stevenson, zaś
jego odkrycia cytują w swojej książce Sylvia Cranston i Carey Williams
(1984). Na początku Lydia pomagała mężowi przy eksperymentach
z hipnozą. Wkrótce jednak, z pomocą innego hipnotyzera, zaczęła
odbierać postać niejakiego Jensena Jacobiego, żyjącego trzysta lat
wcześniej w małej wiosce w Szwecji. Przyjmując postać Jensena, Lydia
mówiła po szwedzku i rozpoznawała przedmioty pochodzące z XVII
wieku. Co więcej, jako Jensen, Lydia zapominała jak korzystać
z współczesnych przedmiotów, takich jak cążki do paznokci. Innym
przypadkiem związanym z widoczną różnicą charakterów dwóch postaci
jest sprawa psycholog Jane Roberts i odbieranego przez nią bytu o imieniu
Seth. Podczas sesji channelingu Jane zupełnie się zmieniała –
zachowywała się na przykład jak wszechstronnie wykształcony mężczyzna
(Roberts 1975).
Ja także widziałem na własne oczy osobę dokonującą channelingu.
Była to niejaka JZ Knight, która rzekomo odbierała obecność oświeconej
istoty o imieniu Ramtha. W tym przypadku również widać było
niesamowitą zmianę charakteru; JZ stawała się dominującym męskim
guru, którego zachowanie zupełnie różniło się od jej usposobienia. Taki
stan utrzymywał się całymi godzinami.
Podzielę się z wami historią związaną z moim spotkaniem z JZ, która
odbierała obecność Ramthy. Z wywiadu przeprowadzonego z JZ i jej
współpracownikami dowiedziałem się, że nie przepada ona za alkoholem.
Kiedy jednak wcieliła się w Ramthę i wydawała przyjęcie, piła znaczne
ilości wina. Alkohol wydawał się nie wywierać na nią wpływu, kiedy
w sentymentalnym tonie opowiadała o doświadczeniach Ramthy podczas
jego podróży z ginącej Atlantydy do Indii. Nie wspominam tu o treści
opowiadanej historii, ale sama zmiana charakteru JZ była tak niesamowita,
że od czasu tamtego spotkania przestałem wątpić w prawdziwość zjawiska
channelingu.
Kolejny niezwykły przypadek channelingu, tym razem z udziałem
niemieckiego chirurga dra Fritza, wydarzył się w Brazylii. Fritz ukazywał
się zresztą wielu dokonującym channelingu osobom, z których żadna nie
miała nawet podstawowej wiedzy w dziedzinie chirurgii. Mimo to podczas
sesji channelingu z powodzeniem przeprowadzane były skomplikowane
operacje bez użycia znieczulenia i bez zachowania niezbędnych warunków
sanitarnych.
Wszystkie te przypadki są nadzwyczajne, ale czy osoby dokonujące
channelingu mogą jedynie udawać zmianę charakteru? Badacze zjawisk
paranormalnych Gilda Moura i Norman Don udowodnili, że nie może tu
być mowy o oszustwie. Moura i Don podłączyli elektroencefalograf do
mózgu osoby dokonującej channelingu i odkryli, że w momencie,
w którym przeprowadzała ona operację, częstotliwość jej fal mózgowych
uległa zmianie z typowych niskich fal beta (około 30 Hz) do bardzo
wysokiej częstotliwości fal beta (ponad 40 Hz). Taka wysoka
częstotliwość towarzyszy zwykle wielkiemu skupieniu. Można ją
zaobserwować u chirurgów dokonujących operacji, ale nie da się jej
sztucznie wywołać u osób udających, że to robią (Moura i Don 1996).
Podobne badanie, z użyciem ośmiu wskaźników
psychofizjologicznych, przeprowadzono na JZ Knight. Wszystkie
wskazywały na istotne różnice między typowym stanem JZ a jej kondycją
podczas sesji channelingu. Naukowcy doszli do wniosku, że nie dałoby się
oszukać wszystkich ośmiu czujników (Wickramsekera i in. 1997).

ANIOŁY

Źródłem innych interesujących danych są ludzie rzekomo


komunikujący się z aniołami i duchami-przewodnikami. Wydaje się, że te
istoty obdarzają ludzi cechami umożliwiającymi im wykonywanie zadań,
które w innym przypadku byłyby niewykonalne.
Na przykład katolicki zakonnik, ojciec Pio, skorzystał podobno
z pomocy swojego anioła stróża przy tłumaczeniu tekstu z greki, języka
nieznanego zakonnikowi (Parente 2002; patrz także Grosso 1992).
Jednym z najbardziej znanych przypadków anielskiej ingerencji jest
historia popularnego magika Harry’ego Houdiniego. 27 grudnia 1906 roku
Houdini wykonywał jeden z najtrudniejszych i najbardziej ryzykownych
numerów, podczas którego skuty kajdankami miał wskoczyć do wody
pokrytej warstwą lodu przez przerębel, uwolnić się z kajdanek i wynurzyć
się przez ten sam otwór w lodzie. Tym razem jednak coś poszło nie tak;
gdy Houdini nie wypłynął po pięciu minutach (zazwyczaj sztuczka
zajmowała mu nie dłużej niż trzy minuty), dziennikarze uznali, że zginął.
Na szczęście po ośmiu minutach Houdini wynurzył się z wody. Nie
zdradzał żadnych oznak hipotermii.
Tym razem prądy rzeczne zdezorientowały go, wskutek czego nie
mógł, tak jak zwykle, użyć poduszek powietrznych znajdujących się
między lodem a powierzchnią wody i nie zdołał wykonać swojego
popisowego numeru. Ciało magika szybko się wyziębiało i nie wiedział
on, dokąd płynąć i jak wrócić. W pewnej chwili usłyszał głos matki
nakazujący mu płynąć ku niej. Houdini poczuł też nagły i niewyjaśniony
przypływ ciepła. To pozwoliło mu uwolnić się z kajdanek i wynurzyć się
przez przerębel.
Czy matka Houdiniego komunikowała się z nim za pomocą telepatii?
Jeżeli tak, to skąd wiedziała, dokąd ma płynąć jej syn? Nie wyjaśnia to
także kwestii przypływu ciepła. O wiele lepszym wyjaśnieniem jest
anielska pomoc w postaci nadzwyczajnej orientacji pod wodą (głos matki
był jedynie zewnętrzną projekcją) oraz zdolności generowania ciepła
(Goldberg 1997).
Podsumowując, wydaje się, iż dysponujemy wystarczającą ilością
informacji, by uzasadnić hipotezę zakładającą istnienie bytów
bezcielesnych, czyli dusz. Po pierwsze, mamy do czynienia
z doświadczeniami poza ciałem, podczas których badani doznawali
chwilowego przyjęcia bezcielesnej postaci. Po drugie, wiemy
o niewyjaśnionych tendencjach; jeżeli mają one charakter reinkarnacyjny,
to w jaki sposób mogą być przekazywane bez jednoczesnego transferu
jakiegoś elementu ego? Po trzecie, osoby będące medium wydają się
odbierać obecność bytów, przyjmując chwilowo ich charakter. Po czwarte,
zwykli ludzie często otrzymują przewodnictwo ze strony bytów
bezcielesnych (duchy-przewodnicy), ponieważ wszystko wskazuje na to,
iż oni także potrafią nabyć cech charakteru zupełnie odmiennych od
typowego dla nich zachowania.
Dochodzimy więc do kluczowego pytania: czy istnieje coś takiego,
jak indywidualna dusza? Czy dysponujemy czymś oprócz ciała
fizycznego, jakimiś wspomnianymi w poprzednich rozdziałach
monadami/sutramanami, którym nasze ciała fizyczne nadają cech
indywidualnych? Czy po fizycznej śmierci istnieje jakiś bezcielesny byt,
który wprowadza do kolejnego wcielenia tendencje nabyte w poprzednim?
Czy to możliwe, aby medium nawiązało kontakt z bezcielesnymi bytami
znajdującymi się na etapie przejścia z jednego wcielenia do drugiego? Czy
istnieją byty wiecznie lub długotrwale bezcielesne, takie jak anioły?

16 Okazuje się, iż Stevenson pisze obecnie kilkutomową książkę, w której prezentuje


zgromadzone przez siebie informacje. W momencie pisania tej książki pozycja ta nie została
jeszcze wydana.
17 Czytałem o tym przypadku w traktującej o badaniach H. Banerjee książce Janmantarbad
(teoria reinkarnacji) napisanej w języku bengali.
ROZDZIAŁ 6

Czy mamy więcej niż jedno ciało?

Zakładam, że przegląd informacji z poprzedniego rozdziału przekonał was


(tak jak przekonał mnie), że życie po śmierci i reinkarnacja wykraczają
poza ramy nielokalności kwantowej. Nasza teoria jest subtelna, ale
potrzeba jej więcej treści, by mogła się obronić.
Jeżeli poszukiwania tych dodatkowych mechanizmów rozpoczniemy
od tradycji ezoterycznych, znajdziemy następującą odpowiedź: ten
mechanizm to posiadane przez nas indywidualne ciało subtelne istniejące
równolegle z ciałem fizycznym18. Według tradycji ezoterycznych te
indywidualne ciała subtelne – witalne ciało połączone z naszymi
procesami życiowymi; ciało mentalne połączone ze
zindywidualizowanymi procesami myślowymi; ciało intelektu
ponadmentalnego zawierające wyuczone tematy dotyczące procesów
zachodzących w umyśle i ciałach witalnym oraz fizycznym – podobnie jak
ciało witalne składają się z pewnych substancji, ale są to substancje
bardziej subtelne, bardziej wyrafinowane, mniej policzalne i trudniejsze do
kontrolowania. Nie możemy powiedzieć, że jakaś myśl waży 150 gramów,
ale możemy określić, że była „ciężka”. Możemy nazwać myśl „krótką”,
ale nie powiemy, że miała długość 2,5 cm. Możemy starać się zachować
ciszę podczas medytacji, ale nieproszone myśli i tak będą próbowały
wtargnąć do naszego umysłu.
Zgodnie z tradycjami ezoterycznymi, kiedy umieramy, porzucamy
jedynie ciało fizyczne; nasze ciała subtelne żyją dalej. Czym jednak są te
ciała subtelne, jeżeli nie produktem dualistycznej koncepcji indywidualnej
duszy? Czy nie jest to po prostu inna nazwa czegoś, co dotychczas
określaliśmy mianem duszy? Jeżeli niezależnie od stopnia jego
skomplikowania przyjmiemy jakieś wytłumaczenie zakładające istnienie
duszy, czy nie wpadniemy w pułapki typowe dla kartezjańskiego
dualizmu? Nasuwają się trudne pytania: jaka substancja (substancje)
pośredniczy w interakcji ciał subtelnych z ciałem fizycznym? W jaki
sposób zachowana zostaje energia świata fizycznego w świetle takich
interakcji ciał?
W czasie rozmyślania o ciałach subtelnych i trudnościach dualizmu
interakcji badałem możliwość przezwyciężenia tychże trudności za
pomocą nowych zasad nauki w ramach świadomości. Przecież nie można
postulować, że ciała subtelne bezpośrednio wpływają na sferę fizyczną,
nie kopiąc jednocześnie grobu dla całej tej idei. Jednocześnie jednak, jeżeli
ciała te nie wpływają na sferę fizyczną, to czy mają jakiekolwiek
znaczenie?
Na całą tę sytuację można jednak spojrzeć jeszcze inaczej. Załóżmy,
że ciała subtelne nie wpływają ani na sferę fizyczną, ani na siebie
nawzajem; dajmy na to, że istnieją równolegle i są odpowiednikiem sfery
fizycznej. Innymi słowy – każdemu stanowi fizycznemu odpowiada
określony stan ponadmentalny, mentalny i witalny. Taki pogląd
przedstawił XVII-wieczny fizyk i filozof Gottfried Leibniz, starając się
uratować dualizm umysłu i ciała. Filozofia ta nazywana jest paralelizmem
psychofizycznym. Rozwinięcie tej idei w celu włączenia do niej
ponadmentalnego intelektu wygląda dość prosto; uogólniamy pojęcie
psychiki (naszego wewnętrznego świata) w taki sposób, by obejmowało
ono również ciało witalne, mentalne i intelektualne. Paralelizm
psychofizyczny nigdy nie był popularny, ponieważ trudno ustalić, czemu
zawdzięczamy ten związek odrębnych od siebie ciał. Pytanie o interakcję
wciąż czeka na odpowiedź.
Ale poczekajcie, nie poddawajcie się jeszcze. Zasady nauki w ramach
świadomości oferują nam rozwiązanie. Kwestia interakcji z pewnością jest
problemem poważnym, ale załóżmy, że subtelne substancje tworzące
nasze ciała subtelne nie są zjawiskami podlegającymi regułom
newtonowskiego determinizmu, ale mają naturę kwantową. Innymi słowy
załóżmy, że stan ciał witalnych, mentalnych i ponadmentalnych ma naturę
probabilistyczną, tak jak w przypadku stanów ciała fizycznego.
Przyjmijmy hipotezę, że stany te są stanami możliwości kwantowych
w świadomości, a nie stanem faktycznym, zaś świadomość załamuje te
możliwości do postaci rzeczywistej.
Ciała witalne, mentalne i ponadmentalne nie wpływają bezpośrednio
na ciało fizyczne, to znaczy funkcjonują wobec niego równolegle, ale
załóżmy, że świadomość dostrzega równoległe i jednoczesne stany ciała
fizycznego oraz trójki witalno-mentalno-intelektualnej. Eksperymenty
Jacobo Grinberga-Zylberbauma (patrz Rozdział 2) pokazują, że
świadomość może synchronistycznie załamywać podobne stany
w nielokalnie odrębnych mózgach znajdujących się w stanie odpowiedniej
korelacji. Załamanie niepowtarzalnego doświadczenia opiera się na
rozpoznaniu i wyborze, a nie na wymianie energii, więc unikamy w ten
sposób wszystkich problemów związanych z interakcją dualistyczną.
Tak więc nauka w ramach świadomości pozwala nam zakładać
istnienie ciał innych niż fizyczne bez pułapek dualizmu. Wszystkie te ciała
nie muszą oddziaływać ani na siebie nawzajem, ani na sferę fizyczną.
Zamiast tego mówimy, że świadomość pośredniczy w tej interakcji
i utrzymuje paralelizm. Kolejne pytanie brzmi: Jak uzasadnić istnienie
takich ciał subtelnych, nie licząc próby wytłumaczenia danych związanych
z życiem po śmierci i reinkarnacją? Nie można tworzyć arbitralnych
postulatów tłumaczących zgromadzone dane; to nie jest nauka. Czy są
inne istotne powody, by przypuszczać, że oprócz ciała fizycznego
posiadamy jeszcze ciała witalne, mentalne i ponadmentalne?

ZACHOWANIA PRZYPOMINAJĄCE PRAWA I ZACHOWANIA PRZYPOMINAJĄCE


PROGRAMY

Przyczynowe prawa fizyki to prawa deterministyczne. Po ustaleniu


początkowych warunków, takich jak pozycja i prędkość, oraz czynników
(sił) przyczynowych wpływających na dany system, zasady dynamiki
określają przyszłość wszystkich systemów nieożywionych.
Przyjmijmy na przykład, że chcemy poznać dokładną pozycję
Jowisza w niedalekiej przyszłości. Ustalamy jego obecną pozycję
i prędkość. Te „wartości początkowe” oraz algorytmy (szczegółowe
logiczne instrukcje) wygenerowane dzięki znajomości praw natury,
ciążenia i newtonowskich zasad dynamiki pozwolą dowolnemu
wydajnemu komputerowi na obliczenie pozycji planety w dowolnym
okresie. Nawet w przypadku systemów kwantowych statystyczne prawa
przyczynowe pozwalają przewidzieć typowe zachowania i ewolucję, jeżeli
zajmujemy się wystarczająco licznym zbiorem obiektów lub zdarzeń (tak
zwykle bywa w przypadku systemów submikroskopowych). Systemy
nieożywione są więc zmuszane do działania przyczynami i ich zachowania
określam mianem zachowań przypominających prawa.
Systemy ożywione mają jednak pewną unikalną cechę. Gdy mówimy
o istotach żywych, mamy do czynienia nie tylko z ruchem obiektów
fizycznych, ale także z uczuciami. Uczucia potrzebują koncepcji, takich
jak chęć przeżycia, przyjemność, ból itp. Słów tych nie znajdziemy
w słowniku praw fizyki; takie terminy nie są nam potrzebne do opisywania
zjawisk ze sfery nieożywionej. Cząsteczki świata nieożywionego nie
wykazują chęci przetrwania ani potrzeby miłości. Koncepcje przyjemności
i bólu są również niepotrzebne do opisania procesów na poziomie
cząsteczkowym. Natomiast w celu opisu treści lub „uczuć” świata
ożywionego okazują się niezbędne.
Te „uczucia” są odwzorowane lub zaprogramowane w ciele
fizycznym, a gdy to nastąpi, ciało fizyczne może wypełniać funkcje,
których dane uczucie dotyczy. Dlatego właśnie organizmy żywe
przejawiają cechy zachowań przypominających programy, co zdradza nam
ich tajemnicę. Polega ona na tym, że organizmy żywe posiadają inne ciało
składające się z uczuć kryjących się za programami wykonywanymi przez
organizmy żywe (Goswami 1994). To właśnie jest ciało witalne.
Biolog Rupert Sheldrake (2013) dochodzi do tego samego wniosku,
zauważając, że geny nie posiadają programów do morfogenezy lub
tworzenia form. W terminologii Sheldrake’a morfogeneza (rozwijanie
form lub narządów wykonujących funkcje biologiczne) w organizmach
żywych kierowana jest z poziomu pozafizycznych pól morfogenetycznych.
To, czego doświadczamy w postaci „uczuć”, to właśnie pola
morfogenetyczne; są to opisy odpowiadające definicji ciała witalnego.
Biolog Roger Sperry, filozof John Searle, matematyk Roger Penrose
oraz badacz sztucznej inteligencji Ranan Banerji – wszyscy ci naukowcy
zwrócili uwagę na fakt, że mózg postrzegany jako komputer nie potrafi
przetwarzać tak istotnego dla nas znaczenia. Nasze życie skupia się wokół
znaczeń. Skąd jednak biorą się znaczenia? Komputer przetwarza symbole,
ale ich znaczenie musi pochodzić z zewnątrz – umysł nadaje znaczenie
symbolom wygenerowanym przez mózg. Możecie zapytać, dlaczego nie
możemy stworzyć innych symboli do opisywania znaczeń i określić je
mianem symboli znaczeniowych. Wtedy jednak potrzebowalibyśmy
kolejnych symboli opisujących znaczenie znaczeń itp. (Sperry 1983;
Searle 1992; Penrose 1989; Banerji 1994).
Uczucia kryjące się za funkcjami witalnymi żywego organizmu biorą
się z witalnego ciała świadomości. To ona mapuje funkcje witalne
w postaci rozmaitych narządów funkcyjnych w ciele fizycznym
organizmu, który korzysta z jej ciała witalnego.
Skoro jedynie świadomość może nadać znaczenie światu fizycznemu,
logicznie jest zakładać, iż świadomość tworzy te znaczące programy
mentalne w mózgu. Podczas pisania programów na naszych komputerach
osobistych korzystamy z mentalnego obrazu tego, co chcemy zrobić.
W podobny sposób świadomość musi wykorzystać ciało mentalne do
stworzenia umysłowego „oprogramowania” (odzwierciedlenia znaczeń
przetwarzanych przez umysł) w mózgu.
Podsumowując, zachowanie nieożywionej materii przypomina prawa,
ale zachowanie materii ożywionej i myślącej przypomina
oprogramowanie. Logika podpowiada, że posiadamy zarówno ciało
witalne, jak i mentalne. Świadomość wykorzystuje fizyczny sprzęt do
tworzenia oprogramowania odzwierciedlającego funkcje witalne
i mentalne. Jaki argument może jednak uzasadnić istnienie sfery
ponadmentalnej?

PO CO NAM INTELEKT PONADMENTALNY? NATURA KREATYWNOŚCI

Czym jest kreatywność? Po krótkim namyśle dojdziemy do wniosku,


iż kreatywność ma związek z odkrywaniem i wynajdywaniem czegoś
nowego i wartościowego. Ale co jest tak naprawdę nowe?
Mówiąc o kreatywności, odnosimy pojęcie nowości do nowych
znaczeń lub nowych kontekstów do badania nowych znaczeń (Goswami
1996, 1999). Gdy tworzymy nowe znaczenia z pomocą starych, znanych
już kontekstów, określamy to mianem inwencji lub – mówiąc bardziej
formalnie – kreatywności sytuacyjnej. Na przykład na podstawie znanej
powszechnie teorii fal elektromagnetycznych Marconi wynalazł radio.
Radio nadało nowe znaczenie określonej części spektrum
elektromagnetycznego, ale kontekst dla tego wynalazku już istniał.
W przeciwieństwie do tego kreatywność Clerka Maxwella, odkrywcy
teorii fal elektromagnetycznych, to kreatywność fundamentalna, ponieważ
dotyczy ona odkrywania nowego kontekstu dla przyszłego myślenia lub
przyszłych wynalazków.
Dlatego też fakt, że posiadamy dwa typy kreatywności – sytuacyjny
i fundamentalny, inwencję i odkrywczość – wymusza stworzenie hipotezy
zakładającej ciało intelektu ponadmentalnego, które przetwarza kontekst
znaczeń mentalnych.
W gruncie rzeczy definicja kreatywności mówi o czymś nowym
i wartościowym. Co nadaje odkryciom wagę, jeżeli nie nasze uczucia
związane z pojęciem przyjemności i bólu? Definicja kreatywności kryje
też uzasadnienie dla istnienia ciała witalnego.
Po chwili zastanowienia dochodzimy też do innych wniosków. Ciało
mentalne nie tylko nadaje znaczenie obiektom fizycznym z naszych
doświadczeń, ale też wykorzystujemy je do nadawania znaczeń uczuciom
ciała witalnego. W podobny sposób sfera ponadmentalna wykorzystywana
jest nie tylko w celu zapewniania kontekstów dla procesów umysłowych,
ale również do zapewnienia kontekstów dla procesów witalnych
i fizycznych. Innymi słowy – intelekt ponadmentalny to coś, co uprzednio
określałem mianem ciała tematycznego – ciała tematów archetypicznych,
które kształtuje procesy fizyczne, mentalne i witalne.
Co w takim razie z postulatem dotyczącym kwantowej natury ciał
wysuwanym w celu uniknięcia dualizmu? Zajmijmy się najpierw kwestią
ciała mentalnego.

W POSZUKIWANIU UMYSŁU KWANTOWEGO

We współczesnej psychologii zwyczajem stało się krytykowanie


Kartezjusza. Jednak ten wielki XVII-wieczny uczony zauważył niezwykle
istotną różnicę między umysłem a ciałem fizycznym. Twierdził on, że
obiekty ze świata fizycznego mają swoje przedłużenia, lokalizacje
w przestrzeni (są tzw. rzeczami rozciągłymi), zaś obiekty świata
mentalnego (rzeczy myślące) nie posiadają takiego przedłużenia i nie da
się ich zlokalizować w przestrzeni. Tak więc idea zakładająca, że myśli
(obiekty mentalne) da się opisać kategoriami obiektów poruszających się
w przestrzeni (obiektami posiadającymi określoną lokalizację) wydawała
się Kartezjuszowi nielogiczna. Dlatego też wysunął on tezę zakładającą, iż
świat mentalny jest światem niezależnym (Kartezjusz 1972).
Rozumowanie Kartezjusza zakłada także, iż obiekty fizyczne
posiadające swoje przedłużenia da się zredukować do pomniejszych części
składowych. Świat makrofizyczny składa się z elementów mikro –
atomów, które z kolei składają się z jeszcze mniejszych cząstek
elementarnych. Jednak obiekty mentalne (nieposiadające przedłużenia) nie
mogą być zredukowane do żadnych mniejszych komponentów. Tę samą
ideę można spotkać w filozofii hinduskiej, w której umysł określa się
mianem sukhshy, co zwykle tłumaczy się jako subtelność, ale termin ten
zakłada też istnienie niepodzielności19.
Znany z wielu odkrywczych pomysłów Kartezjusz popełnił też kilka
gaf. Jedną z nich jest interakcjonizm, o czym wspomniałem już
kilkakrotnie. Kolejną pomyłką jest potraktowanie świadomości jako cechy
świata mentalnego. Jednak teraz, gdy naprawiliśmy te błędy za pomocą
naszej nowej nauki, czy nie powinniśmy wziąć pod uwagę innych
ważnych aspektów toku myślowego Kartezjusza?
Jakie są różnice między substancjami świata fizycznego i subtelnej
sfery mentalnej? Jedną z nich jest współdzielone postrzeganie sfery
fizycznej naszego makroświata jako czegoś stałego. Zakładamy, że
zarówno substancje fizyczne, jak i mentalne są substancjami kwantowymi.
Różnica polega jednak na tym, że w świecie fizycznym mikrokwantowe
obiekty tworzą makroobiekty. W świecie mentalnym wygląda to inaczej.
Obiekty kwantowe podlegają zasadzie nieoznaczoności – nie
możemy jednocześnie precyzyjnie zmierzyć ich pozycji i prędkości. By
ustalić trajektorię obiektów, musimy nie tylko wiedzieć, gdzie dany obiekt
się aktualnie znajduje, ale także, gdzie znajdzie się chwilę później. Innymi
słowy musimy jednocześnie znać pozycję i prędkość. Według zasady
nieoznaczoności nie możemy się tego dowiedzieć. Nigdy więc nie
możemy dokładnie ustalić trajektorii obiektów kwantowych; są one
z natury subtelne.
Jeżeli jednak stworzymy z subtelnych obiektów kwantowych duże
konglomeraty, pojawi się złudzenie stałości. Mimo iż makrostruktury
z naszego otoczenia stworzone są z obiektów mikrokwantowych
podlegających zasadzie nieoznaczoności, cechują się stałością, ponieważ
zasłona niewiedzy narzucana im przez tę zasadę jest tak niewielka, że
w większości przypadków można ją zupełnie zignorować. Dzięki temu
możemy je dowolnie obserwować w tym samym czasie, kiedy obserwują
je inni, co prowadzi do konsensusu.
Kolejnym sposobem postrzegania tego zagadnienia jest
uświadomienie sobie faktu takiej powolności fal możliwości makromaterii,
że różnica między obserwacją kogoś z was a moją jest niemal
niedostrzegalna. Dzięki temu możemy wspólnie załamać ten sam obiekt
praktycznie w tym samym miejscu. Tym samym rodzi się konsensus,
a razem z nim idea fizycznej rzeczywistości, która nas otacza.
Co ciekawe, pomysł zakładający ten typ zachowania makroobiektów
opisany został w miarę precyzyjnie przez deterministyczną newtonowską
fizykę w postaci zasady odpowiedniości. Odkrył ją sławny fizyk Niels
Bohr. Świat fizyczny stworzony jest w taki sposób, że aby móc wzmocnić
mikroobiekty kwantowe, zanim je zaobserwujemy, potrzebujemy
pośrednika w postaci makroobiektów, aparatury „pomiaru” należącej do
sfery makro. Utrata bezpośredniego kontaktu z fizycznym mikroświatem
to cena, którą musimy zapłacić, by cieszyć się współdzieloną
rzeczywistością świata fizycznego i by wszyscy mogli jednocześnie
postrzegać te same obiekty w skali makro.
Dlaczego więc wspólnie nie potrafimy zbadać obiektów mentalnych?
Substancja mentalna jest zawsze subtelna; nie tworzy ona stałych
konglomeratów. W rzeczywistości, co zauważył Kartezjusz, substancja
mentalna ma charakter niepodzielny. Nie ma tu sprowadzania substancji
mentalnej do coraz mniejszych komponentów, nie ma świata mikro,
z którego można by stworzyć świat makro.
Tak więc świat mentalny stanowi całość lub coś, co fizycy nazywają
nieskończonym medium. Takie medium może posiadać fale, tryby
zachowań, które muszą być opisywane w postaci kwantowych fal
możliwości podlegających rachunkowi prawdopodobieństwa.
Możemy bezpośrednio zweryfikować fakt, iż myśli – obiekty
mentalne – podlegają zasadzie nieoznaczoności; nigdy nie zdołamy
jednocześnie śledzić zarówno treści myśli, jak i kierunku, w którym
zamierza ona podążyć (Bohm 1951). Możemy bezpośrednio
zaobserwować myśli bez pomocy żadnego pośrednika, bez tzw. aparatury
do pomiaru skali makro, ale ceną za to jest fakt, że myśli mają charakter
prywatny i wewnętrzny; zazwyczaj nie możemy dzielić się nimi z innymi.
Głębokie idee dają nam dogłębne zrozumienie. Idea posiadania przez
nas ciała mentalnego złożonego z „obiektów” możliwości kwantowych
pozwala nam pojąć, dlaczego nasza świadomość obiektów mentalnych ma
charakter wewnętrzny, w przeciwieństwie do zewnętrznej świadomości
sfery fizycznej.
Gdy funkcjonujemy, opierając się na uwarunkowanej modalności
ego, będącego wówczas myślami myślącymi o sobie i sprawiającego
wrażenie algorytmicznego, ciągłego i przewidywalnego, wydaje się nam,
że myśli są obiektami na wzór modelu newtonowskiego. Jest też jednak
myśl kreatywna, nieciągłe przejście myślowe, zmiana znaczenia
z uwarunkowania na nową wartość. Jeśli dostrzeżemy myśli kreatywne
będące produktem kwantowego przeskoku myślowego, wszelki opór
wobec zaakceptowania kwantowej natury myśli może w znacznym stopniu
ustąpić.
Choć zazwyczaj myśli mają charakter prywatny i nie możemy dzielić
się nimi z innymi ludźmi, istnieją przytłaczające dowody świadczące
o istnieniu mentalnej telepatii, dzięki której myślami można jednak się
dzielić. Sugeruje to istnienie kwantowej nielokalności myśli pomiędzy
odpowiednio skorelowanymi umysłami (Becker 1993). Fizyk Richard
Feynman (1981) wykazał, że klasyczne systemy newtonowskie nigdy nie
potrafią symulować nielokalności. W takim razie być może właśnie
nielokalność myśli, tak jak w przypadku telepatii, stanowi najlepszy
dowód na jej kwantowy charakter.
Proces myślowy jest nam jednak znany i być może nawet bez mojej
pomocy wpadliście na to, że idea odrębnego ciała mentalnego i jego
kwantowej natury jest uzasadniona. Czy wobec powyższego mamy jakieś
istotne uzasadnienie tego postulatu kwantowej natury ciała witalnego?

CIAŁO WITALNE

W naszej kulturze, częściowo dzięki Kartezjuszowi (mimo iż jego


poglądy były często krytykowane przez materialistów, zwłaszcza przed
narodzinami nauki w ramach świadomości), a częściowo dzięki wiedzy na
temat własnych myśli, zawsze przyjaźnie traktowaliśmy ideę dualizmu
umysłu i ciała, dwoistych światów umysłu i materii fizycznej. Nie da się
powiedzieć tego samego o idei ciała witalnego. Oczywiście czasami
intrygują nas opisujące nasze doświadczenia terminy, takie jak „energia
witalna”. Mimo to zazwyczaj nie myślimy o odrębnym świecie witalnym
ani o substancji witalnej; nasze doświadczenia z energią witalną nie są
jeszcze dość znaczące.
W przeszłości biolodzy czasami wykorzystywali ideę ciała witalnego
i jego siły witalnej. Była to filozofia witalizmu próbująca wyjaśnić procesy
zachodzące w żywej komórce. Jednak z nadejściem epoki biologii
molekularnej i jej spektakularnych sukcesów w tłumaczeniu
mechanizmów rządzących żywymi komórkami, wszelkie idee związane
z witalizmem zniknęły ze świata nauki. By móc zbadać idee związane
z ciałem witalnym, musimy przyjrzeć się nauce innych kultur, takich jak
kultura indyjska, chińska i japońska. Szczególny związek z naturą świata
i ciała witalnego ma sposób praktykowania medycyny w Indiach
i Chinach.
W Indiach leczenie jogic zne opiera się na różnorodnym podejściu do
tego, kim w istocie jesteśmy. W Upaniszadach znajdziemy opis pięciu ciał
ludzkiej istoty (ilustracja 6.1). Najbardziej stałe jest ciało fizyczne, które
odnawia się nieustannie dzięki cząsteczkom pożywienia i w sanskrycie
zwane jest annamaya (stworzone z anny, czyli pożywienia).
Ilustracja 6.1 Pięć ciał świadomości. Skrajnie na zewnątrz znajduje się nieograniczone ciało
rozkoszy; następne to ciało tematyczne lub ciało intelektu ponadmentalnego, które ustala konteksty
procesów sfery mentalnej, witalnej i fizycznej. Ciało mentalne nadaje znaczenie ciału witalnemu
i fizycznemu, zaś ciało witalne przechowuje wzory form biologicznych dla życia
urzeczywistnionego w sferze fizycznej. Ostatni etap to sfera fizyczna – „sprzęt”, zawierający
odzwierciedlenia sfery witalnej i umysłu („oprogramowanie”).
Kolejne, bardziej subtelne ciało to pranamaya (stworzone z energii
witalnej, czyli prany); termin ten odnosi się do witalnego ciała egzystencji
związanej z reprodukcją, konserwacją itp. Kolejne, jeszcze bardziej
subtelne ciało to manomaya (stworzone z many, czyli treści umysłowej) –
opisane powyżej mentalne ciało procesów umysłowych i myśli. Inne ciało,
vijnanmaya (stworzone z vijnany, inteligencji różnicującej), to intelekt
ponadmentalny lub ciało tematyczne, zbiór kontekstów wszystkich trzech
„niższych” ciał. Na końcu znajduje się anandamaya (stworzona
z pozbawionej substancji anandy, duchowej radości lub rozkoszy)
odpowiadająca Brahmanowi – podstawie wszelkiego istnienia,
świadomości w czystej postaci.
Medycyna indyjska skupia się na pięciu modalnościach leczenia:
dieta, zioła i hathajoga (asana czyli postawy) służą pielęgnacji
i uzdrawianiu ciała fizycznego; pranayama, praktyka, która w najprostszej
formie polega na ćwiczeniu oddechu, służy leczeniu ciała witalnego;
powtarzanie mantry (śpiewne, przeciągłe wypowiadanie słowa, najczęściej
jednosylabowego) służy pielęgnacji i leczeniu ciała mentalnego;
medytacja i kreatywność to pielęgnacja i uzdrawianie ciała
ponadmentalnego; zaś głęboki sen i samadhi – połączenie się z jednością –
to pielęgnacja i leczenie ciała rozkoszy (Nagendra 1993; Frawley 1989).
Warto zaznaczyć, że pranayama to coś więcej niż oddychanie.
Sanskryckie słowo prana oznacza oczywiście oddech (w innym znaczeniu
– życie), ale chodzi tu także o procesy ciała witalnego, ciała stworzonego
z prany. Celem pranayamy jest uzyskanie dostępu do procesów
rządzących ciałem witalnym. Procesy te odczuwane są pod postacią
prądów płynących kanałami, zwanymi nadi. Dwie ważne nadi zbiegają się
w nozdrzach, dlatego skupianie się na oddychaniu, na przykład poprzez
oddychanie na przemian raz jedną dziurką w nosie, raz drugą, pomaga
nam uświadomić sobie procesy prany.
Gdy zachodnia medycyna zetknęła się z ideami takimi jak prana czy
nadi, starano się postrzegać je jak swego rodzaju obiekty fizyczne. Nadi
postrzegano jako nerwy, ale bezskutecznie; nie znaleziono żadnego
związku między tymi pojęciami.
Chińczycy opracowali bardzo skomplikowany system medycyny,
zwany akupunkturą, oparty na idei przepływu chi przez kanały zwane
meridianami. Kanały te również nie mają swoich odpowiedników
w fizycznym układzie nerwowym. Meridiany i hinduskie nadi łączy tyle
podobieństw (choć związek między tymi dwoma systemami nie jest
niczym unikalnym), że można założyć pokrewieństwo idei chi z praną,
czyli modelem procesów zachodzących w ciele witalnym.
Dziennikarz Bill Moyers wystąpił w serii programów telewizyjnych
dla stacji BBC, zaś jeden z odcinków poświęcony był medycynie chińskiej
i tajemnicy chi . W jednym z programów Moyers zadał pytanie: „W jaki
sposób lekarz wie, że trafia w odpowiedni punkt (akupunkturalny)?”.
David Eisenberg, Amerykanin praktykujący medycynę chińską,
odpowiedział:
To niezwykle trudne. Lekarz
pyta pacjentkę, czy czuje chi,
a jeżeli jest jakaś reakcja, to
oznacza, że trafił w odpowiedni
punkt. Ponadto on też musi
wyczuwać energię. Mój mentor
powiedział, że jest to podobne do
wędkowania: musisz czuć różnicę
między szarpnięciem przynęty
a połknięciem haczyka.
(Moyers 1994)

Nauczenie się odczuwania cudzej energii chi wymaga lat ćwiczeń.


Chi odczuwa się wewnętrznie i nie jest to typowy element naszej
współdzielonej rzeczywistości. Odczuwanie chi pacjenta ma wiele
wspólnego z telepatią.
Najbardziej zaciekawił mnie ten fragment programu Moyersa,
w którym mistrz qigong zademonstrował swoją kontrolę nad własnym
polem chi (prawdopodobnie także nad chi innych), wskutek czego inni nie
byli w stanie go w żaden sposób sforsować. Atakowali tego drobnego,
starego mistrza, lecz odpychała ich jakaś niewidzialna siła, jeszcze zanim
zdołało dojść do kontaktu cielesnego. Czy mistrz odpierał ataki,
kontrolując ich pola chi? Wydawało się, że tak. Qigong to forma sztuki
walki opracowanej po to, by opanować przepływ chi w ciele witalnym. Tai
chi to forma tańca mająca ten sam cel.
Japoński system aikido również powstał w celu zgłębienia procesów
ki, czyli procesów zachodzących w ciele witalnym.
Muszę opowiedzieć wam o moim pierwszym bezpośrednim
doświadczeniu z chi (lub praną, albo ki). Było to w 1981 roku.
Zaproszono mnie do wygłoszenia wykładu na warsztatach prowadzonych
przez Johna i Toni Lilly w Esalen Institute w Big Sur w stanie Kalifornia.
Wschodnioindyjski guru Bhagwan Shri Rajneesh był wówczas bardzo
popularny i pewnego ranka uczestniczyłem w „dynamicznej” medytacji
z udziałem jego muzyki. Ćwiczenia polegały na energicznym potrząsaniu
całym ciałem, następnie wykonaniu powolnego tańca, a w końcu
medytacji na siedząco. Pierwszy etap bardzo mi służył; potrząsanie całym
ciałem okazało się niezwykle ożywcze. Gdy zmieniła się muzyka, co
miało wskazać moment przejścia do etapu powolnego tańca, polecono nam
tańczyć z zamkniętymi oczyma, co również było bardzo przyjemne.
Wpadłem jednak na kogoś, a kiedy otworzyłem oczy, okazało się, że
mam przed sobą parę podskakujących piersi. Wówczas kwestia nagości
nieco mnie krępowała (była to moja pierwsza wyprawa do Esalen), więc
natychmiast znów zamknąłem oczy. Niestety o wiele trudniejsze okazało
się zamknięcie mojego ciała mentalnego. Tak więc przez resztę ćwiczeń
prześladował mnie mentalny obraz podskakujących piersi i związane
z tym zażenowanie, a także strach przed zderzeniem się z innymi
uczestnikami.
Po zakończeniu tańca odczułem ulgę. Usiadłem, by trochę
pomedytować i z łatwością osiągnąłem skupienie. Wtedy poczułem, jak
wzdłuż mojego kręgosłupa, od jego dolnej części do okolic szyi,
przepływa silny prąd. Było to niezwykle ekscytujące – prawdziwa
rozkosz.
Po późniejszym przeanalizowaniu tej sytuacji doszedłem do wniosku,
że był to przepływ prany, zwany niekiedy wschodem kundalini shakti
(kundalini znaczy skręcony, zaś shakti oznacza energię; kundalini shakti to
więc skręcona energia witalna lub prana), a tak naprawdę miałem do
czynienia jedynie z częściowym wschodem. W późniejszych latach
bywałem na warsztatach (w tym na jedynych prowadzonych przez lekarza
Richarda Mossa), na których doświadczałem głębokiego przepływu prany
przez całe moje ciało. Ostatnio skupiałem się nad ustabilizowaniem aktu
doświadczania prany.
Moje doświadczenie nie jest niczym unikalnym. Wielu ludzi
doświadczało przepływu prany lub chi albo wschodu kundalini i jest to
zjawisko, które obecnie szczegółowo badają pionierscy uczeni zarówno
z Ameryki, jak i innych krajów (patrz na przykład Greenwell 1995 i Kason
1994).
Wróćmy jednak do teorii. Czy procesy ciała witalnego – prana, chi
lub ki – mogą być opisane w formie kwantowych fal możliwości ukrytego
nieskończonego medium świata witalnego? Zarówno system hinduski, jak
i chiński mówią o ścieżkach lub kanałach przepływu energii witalnej, więc
z pewnością da się ją zlokalizować o wiele dokładniej niż jej mentalny
odpowiednik. Musicie jednak wiedzieć, że hinduskie ścieżki nadi nie
pokrywają się idealnie z chińskimi meridianami. To zrozumiałe
w sytuacji, kiedy ich lokacja nie jest konkretnie ustalona, można więc tu
zastosować twierdzenie zasady nieoznaczoności. Ponadto w medycynie
chińskiej chi zawsze jest postrzegane w kategorii koncepcji
uzupełniających się, tak jak w przypadku yin i yang. Dla opisania
procesów energii witalnej da się więc zastosować zarówno
nieoznaczoność, jak i komplementarność, co sugeruje, iż mają one naturę
kwantową.
Pisałem już, że energii witalnej doświadczamy wewnętrznie,
podobnie jak energii mentalnej, choć procesy te są o wiele mniej subtelne
(to znaczy łatwiej określić ich miejsce) niż procesy mentalne. To również
potwierdza rolę, jaką w tym przypadku odgrywa zasada nieoznaczoności.
Przyjmę więc założenie, że te procesy energii witalnej, podobnie jak
w przypadku energii mentalnej, mogą być opisane w postaci fal
możliwości kwantowych w oceanie niepewności świata witalnego.
Gdy uświadomimy sobie, że prana , podobnie jak myśli, cechuje się
zarówno uwarunkowaniem, jak i kreatywnością, zyskamy kolejne
argumenty przemawiające za jej charakterem kwantowym. Prawda jest
taka, że prąd praniczny cechuje się pewnymi uwarunkowanymi aspektami,
które dobrze znacie. Kiedy jesteśmy w romantycznym nastroju, uczucia,
które odczuwamy w okolicy serca, są właśnie uwarunkowanymi
procesami prany . Jeśli natomiast czujemy się spięci i nerwowi, doznajemy
wrażenia, jakby ktoś zawiązał nam supeł na żołądku i jest to kolejne
odczucie będące przykładem uwarunkowania powyższych procesów.
Następny przykład to sytuacja, w której musimy po raz pierwszy wystąpić
przed szerszą publicznością i czujemy ściśnięcie w gardle. Powyższe
punkty, w których odczuwamy uwarunkowane procesy praniczne, zwane
są czakrami i w literaturze znaleźć można opisy siedmiu głównych czakr
(ilustracja 6.2; Goswami 2000). Jednocześnie, uprzednio wspomniany
wzrost kundalini podkreśla twórcze procesy prany ; rozbija ona
homeostazę pranicznego uwarunkowania i stanowi źródło wszelkich
kreatywnych przełomów, które często inicjuje właśnie wzrost kundalini .
Ilustracja 6.2Czakry. Te punkty na naszym ciele mają związek z odczuwanymi przez nas
emocjami. Czakry oznaczają miejsca na ciele fizycznym, gdzie powstają służące tworzeniu form,
czyli morfogenezie, odzwierciedlenia (narządy) planów ciała witalnego.
Wcześniej wspomniałem o mistrzach qigong . Badania naukowe
przeprowadzone w Chinach wskazują, iż mistrzowie ci potrafią uruchomić
biochemiczne reakcje w hodowanych in vitro kulturach komórek
wyłącznie za pomocą swojego pola chi . Jeżeli wywołują oni spokojną
energię chi , powoduje to rozwój komórek i uruchomienie procesu
oddychania komórkowego. Niszczycielskie chi przynosi z kolei odwrotny
skutek – reakcje biochemiczne w komórkach zostają zredukowane
(Sancier 1991). Wskazuje to na fakt, iż procesy chi mają charakter
nielokalny, a co za tym idzie – kwantowy.

Ilustracja 6.3Pięć światów kabały. Ain sof to podstawa istnienia. Atziluth symbolizuje świat
czystej myśli lub archetypów myśli. Briah to tworzenie (myśli). Yetzirah odzwierciedla formowanie
(biologiczne), zaś Assiah urzeczywistnienie formy.

Dzięki popularności jogi, tai chi i aikido we współczesnej cywilizacji


zachodniej, ciało witalne i rządzące nim procesy są obecnie nieco lepiej
znane ogółowi. Nie myślcie jednak, że idea ciała witalnego jest ideą
„wschodnią”. Angielski poeta epoki romantyzmu William Blake napisał
w swoim słynnym wierszu, że „energia jest wieczną rozkoszą”. Blake nie
pisał o energii fizycznej. Doświadczył on energii witalnej; wiedział
o istnieniu chi .
Jezus mówił: „W domu ojca mego jest mieszkań wiele”. Wiedział, że
posiadamy więcej niż jedno fizyczne ciało. Według kabały boskie
urzeczywistnienie jedności (Ain Sof lub ciało rozkoszy) pod wieloma
postaciami odbywa się poprzez cztery światy, a wszystkie one wykraczają
poza sferę fizyczną: Atziluth, świat czystej myśli – archetypy lub tematy;
Briah – świat, który nadaje stworzeniu znaczenia; Yetzirah, świat
formowania lub pól morfogenetycznych; a na końcu Assiah – świat
urzeczywistnienia (ilustracja 6.3; Seymour 1990). Logiczne jest założenie,
że posiadamy nie tylko ciało fizyczne, lecz ciała odpowiadające wszystkim
tym światom.
Dzięki naszym materialistycznym mędrcom obecnie żyjemy
w przekonaniu, że umysł to mózg, choć tych dwóch rzeczy doświadczamy
zupełnie w inny sposób. Podobnie jest z pytaniami o to, czy życie opiera
się wyłącznie na chemii. Oczekujemy, iż odpowiedzi udzielą nam
materialistyczni biochemicy i biolodzy molekularni. Tak naprawdę jednak
kwestia ta nie została jeszcze rozstrzygnięta.
Filozofia zakładająca, że umysł to mózg, nie tłumaczy najprostszego
aspektu naszych doświadczeń, a mianowicie tego, dlaczego nasz umysł
doświadczany jest wewnętrznie w sposób niemożliwy do udostępnienia
innym, podczas gdy mózgu da się doświadczyć z zewnątrz. Z pomocą
instrumentów (takich jak tomograf pozytronowy) każdy może zobaczyć,
co dzieje się w mózgu (Posner i Raichle 1995). Tworzymy uwarunkowane
modele umysłu za pomocą komputerów i wydaje nam się, że za procesy
myślowe odpowiada tylko komputer (mózg). Nie poświęcamy przy tym
należnej uwagi zjawiskom takim jak kreatywność, telepatia i duchowość –
aspektom umysłu kwantowego.
Polegamy na swojej kreatywności, tworząc innowacyjne programy
komputerowe umożliwiające nam pracę z komputerami. Czy analizując
historię ewolucji życia na Ziemi, znajdujemy jakiekolwiek dowody na taką
kreatywność programistyczną? Dowodów jest mnóstwo. Wszystkie
wielkie zmiany, takie jak przejście od gadów do ptaków czy od naczelnych
do ludzi, nie dadzą się wyjaśnić za pomocą darwinowskiej stopniowej
wariacji czy mechanizmów doboru naturalnego. Świadczą one
o kwantowym przeskoku kreatywnej świadomości dokonującej wyboru
spośród wielu współistniejących potencjalnych wariantów (Goswami
1994, 1997, 2000). Ewolucyjne „znaki interpunkcyjne”, dowody kopalne
świadczące o okresach bardzo szybkich zmian są właśnie dowodami na
taką kreatywną interwencję (Eldredge i Gould 1972).
Podczas badań uwarunkowanych zaprogramowanych procesów
życiowych w komórce widzimy, jak działa chemia i utwierdzamy się
w przekonaniu, że życie to wyłącznie chemia. Taki punkt widzenia nie
wyjaśnia jednak ewolucyjnej kreatywności ani sposobu, w jaki
jednokomórkowy embrion przekształca się w złożoną formę dorosłą,
której integralność stanowi kluczowy element definicji organizmu
(Sheldrake 2013).
Przyjrzyjmy się całej sytuacji, próbując odpowiedzieć na pytanie, czy
mamy więcej niż jedno fizyczne ciało? Filozofowie już dawno zauważyli,
że kontekst określający dynamikę w sferze fizycznej – przestrzeń, czas,
siła, pęd, energia itp. – znacznie różni się od sensu istotnych z punktu
widzenia życia kontekstów, takich jak przetrwanie, konserwacja
i reprodukcja. Obrzucony błotem kamień nie stara się odzyskać swojej
dawnej czystej formy. Spróbujcie jednak rzucić błotem w kota, a następnie
obserwujcie jego reakcję.
Istnieją na świecie samowystarczalne nieożywione systemy
charakteryzujące się cyklicznymi reakcjami chemicznymi napędzającymi
system praktycznie w nieskończoność, ale nie ma żadnego celu takiej
samokonserwacji. Systemy ożywione, zwłaszcza te zaawansowane, mają
jednak wyraźny cel w swoim istnieniu. Można powiedzieć, że pożar
„rozmnaża się” poprzez rozprzestrzenianie, ale taka reprodukcja nie ma
w sobie nic z celowej ewolucji stanowiącej nieodłączny element życia.
Oprócz tego mamy fizyczno-umysłowo-witalne konteksty dynamiki,
które ujawniają się w postaci emocji, takich jak np. pragnienie. Czy
potraficie wyobrazić sobie nieożywioną materię fizyczną napędzaną
pożądaniem?
Mamy również umysłowe konteksty dynamiki myśli, takie jak
refleksja i projekcja, a także konteksty mentalne/ponadmentalne, takie jak
miłość i piękno. Są one gruntownie odmienne od fizycznych kontekstów
dynamiki, na przykład siły czy pędu. Możemy opisać wiry rzeczne lub grę
kolorów w chmurach oświetlanych zachodzącym słońcem jako coś
pięknego, ale to piękno będzie istnieć wyłącznie w naszym umyśle.
Jeszcze większe różnice dzielą nasze doświadczenia sfery fizycznej
i mentalnej oraz witalnej. Fizyczne obiekty, których doświadczamy,
wydają się nam czymś zewnętrznym; są elementem współdzielonej
materialnej rzeczywistości. Dotyczy to także naszych własnych ciał
fizycznych, które widzimy zarówno my sami, jak i inni ludzie, i które
możemy zobaczyć, poczuć i dotknąć. W przypadku sfery mentalnej jest
zupełnie inaczej. Myśli doświadczamy jako czegoś wewnętrznego
i prywatnego; zazwyczaj nikt inny nie może o nich wiedzieć. To samo
odnosi się do uczucia rześkości po treningu fizycznym i prysznicu. Osoby
wychowane we wschodniej kulturze powiedziałyby, że ma ono związek
z przepływem prany w ciele witalnym i również jest uczuciem
prywatnym. Wyjątek pojawia się, gdy nielokalność kwantowa łączy dwoje
ludzi, tak jak w przypadku telepatii.
Kwestia związana z emocjami jest bardzo ciekawa, ponieważ
doświadczając ich, odczuwamy, że zaangażowane są w nie wszystkie trzy
„ciała” – fizyczne, mentalne i witalne. Zwróćcie uwagę na różnicę
w sposobie wyrażania emocji w każdym z tych trzech ciał. Fizyczne
oznaki emocji może dostrzec każdy i każdy może je zmierzyć, jeżeli ma
do tego odpowiedni instrument. Widzimy na przykład, jak czerwienieje
nam twarz i możemy odnotować wzrost ciśnienia krwi. Istnieje jednak
związany z tym szum mentalny, o którym nie wie nikt poza nami. Jest
także witalny przepływ chi, zupełnie odmienny od fizycznej i mentalnej
strony odczuwanych emocji. Przepływ ten możemy zauważyć podczas
skupienia, ale takie zjawisko również pozostaje w sferze prywatnej
i znacznie trudniej je kontrolować niż oznaki fizyczne.
Materialiści teoretyzują, że aspekty i atrybuty życia oraz procesów
myślowych biorą się z dynamiki molekuł na określonym poziomie
złożoności. Jednak ta idea emergentnego życia i umysłu pozostaje w sferze
promisoryjnej. W przeciwieństwie do tego idea odrębnego ciała
umysłowego ma sens nawet przy pobieżnym podejściu do bezpośrednich
doświadczeń. Obrazy, które widzimy na ekranie telewizora, to nic innego
jak ruchy elektronów, ale ruchy te opowiadają pewną historię, ponieważ
nadajemy im znaczeń. W jaki sposób to robimy? Wykorzystujemy obrazy
mentalne, by nadać sens fizycznej dynamice elektronów, która odbywa się
przed naszymi oczami (Sperry 1983). Naturalnie te obrazy mentalne są już
na obecnym etapie zmapowane w naszym mózgu. Ale skąd się tam
wzięły?
W podobny sposób stany ciała witalnego urzeczywistniają konteksty
dynamiki życia – na przykład w przypadku struktury pól
morfogenetycznych służących rozwojowi zarodka do poziomu formy
dorosłej. Gdy świadomość załamuje równoległy fizyczny (komórkowy)
stan ciała fizycznego, tworzy ona fizyczną pamięć (odzwierciedlenie)
stanu ciała witalnego. Czyż nie w taki sam sposób używamy komputera?
Zaczynamy od pomysłu, który rodzi nam się w głowie, i tworzymy
odzwierciedlenie tej idei w fizycznym ciele komputera. Teraz można
powiedzieć, że komputer stworzył symboliczny obraz naszego stanu
umysłu.
Ktoś inny mógłby przeprowadzić rozmowę z komputerowymi
mapami naszego procesu myślowego i taka rozmowa mogłaby mu się
wydać zupełnie zadowalająca i ludzka. Byłoby to niczym rozmowa z Datą,
postacią z serialu Star Trek: Następne pokolenie. Data zawsze udzielał
rozbudowanych odpowiedzi opartych na mapach procesu myślowego jego
twórcy. Nie należy jednak zakładać, że posiadał on stany mentalne lub
rozumiał to, o czym mówił20. By posiadać stany mentalne, Data musiałby
mieć dostęp do ciała mentalnego, zaś w celu doświadczania i rozumienia
musiałby posiadać także świadomość. Krótko mówiąc, musiałby być
samoodnoszącym się instrumentem do pomiaru kwantowego21.
W serialu Star Trek: Następne pokolenie często pojawia się motyw,
w którym Data próbuje uzyskać układ scalony niezbędny do odczuwania
emocji (w jednym odcinku udało mu się nawet go zdobyć). Taki układ
mógłby obrazować mentalny komponent emocji, ale natura wpisuje ciało
witalne w sferę fizyczną w zupełnie inny sposób. Funkcje witalne
zaprogramowane są w postaci konglomeratu żywych komórek, który
wypełnia reprezentowane przez siebie funkcje witalne, zaś emocje
odczuwane są (w uprzednio wspomnianych czakrach ) w odniesieniu do
tychże narządów (Goswami 2000). Poza tym doświadczanie emocji
wymagałoby posiadania ciał witalnego i mentalnego oraz – co
najistotniejsze – świadomości, która pośredniczyłaby w procesach
zachodzących między tymi ciałami, koordynowałaby je i doświadczałaby
ich.
Można więc przedstawić teorię o istnieniu odrębnych ciał witalnych
i mentalnych, które urzeczywistniają witalne i mentalne konteksty życia
i procesów myślowych, a świadomość wykorzystuje te konteksty do
odwzorowania fizycznych (cielesnych i mózgowych) stanów im
odpowiadających. Przypomina to tworzenie oprogramowania mapującego
funkcje mentalne (programy pisane przez badaczy zajmujących się
sztuczną inteligencją) i instalowania go na komputerze w jego fizycznej
postaci.
Dochodzimy więc do pytania o kwantową naturę intelektu
ponadmentalnego lub ciała tematycznego, zbioru kontekstów – kontekstów
dla wszystkich trzech pozostałych ciał (fizycznego, witalnego
i mentalnego). Ciało ponadmentalne jest najbardziej subtelnym spośród
wszystkich ciał subtelnych i nie jesteśmy jeszcze wystarczająco
rozwinięci, by móc bezpośrednio zmapować je do sfery fizycznej. Mamy
jednak dowody na nieciągłe załamanie sfery ponadmentalnej w postaci
fundamentalnej kreatywności oraz dowody na jej nielokalność.
W Rozdziale 4 przedstawiłem koncepcję monady jako ciała
kontekstów, wśród których żyjemy. Koncepcja ta jest obecnie tożsama
z ponadmentalnym ciałem intelektu. By w pełni zgłębić kwestię życia po
śmierci i reinkarnacji, musimy teraz uogólnić koncepcję monady tak, by
zawierała także ciała witalne i mentalne. W celu zapobieżenia dualizmowi
musimy też uświadomić sobie kwantową naturę tejże monady.
Zarówno ciało fizyczne, jak i monada kwantowa (teraz postrzegana
jako zbiór zawierający intelekt ponadmentalny oraz ciało mentalne
i witalne) są osadzone w postaci możliwości w ciele rozkoszy będącym
transcendentną świadomością. Urzeczywistnienie możliwości do postaci
rzeczywistości to tylko złudzenie (patrz Rozdział 7). Tak naprawdę istnieje
tylko świadomość i nie ma tu żadnego dualizmu.
Spostrzegawczy czytelnicy zauważą, że w niniejszym rozdziale
zamiennie wykorzystywałem pojęcie światów subtelnych (witalnego,
mentalnego i intelektu) i ciał subtelnych. Nie wyjaśniłem jeszcze, w jaki
sposób uzyskujemy takie indywidualne ciała subtelne bez wchodzenia
w rejony dualizmu. Wytłumaczenie tej kwestii również znajdzie się
w Rozdziale 7.

PATRZCIE! ROZSZERZAMY GRANICE NAUKI

W czasie rozmów o ciałach subtelnych z osobami niebędącymi


naukowcami, ci często pytają mnie, dlaczego ciał subtelnych nie ma
nieskończenie wiele, a każde kolejne nie jest bardziej subtelne od
poprzedniego. Gdy ciało fizyczne rozwija się, uzyskując odpowiedni
stopień złożoności, da się w nim odwzorować stany odpowiadające
funkcjom życiowym i mentalnym ze światów witalnego i mentalnego –
w taki właśnie sposób w świecie fizycznym rozwijają się życie i umysł.
Czy przyszłość ewolucji bardziej złożonych biologicznie istot pozwoli im
zmapować światy jeszcze subtelniejsze niż sfera mentalna? W chwili
obecnej nie możemy poznać odpowiedzi na to pytanie, ale wspominam
o nim, by podkreślić, że osoby niebędące naukowcami z chęcią myślą
o ciałach subtelnych i o następstwach, jakie ta koncepcja za sobą niesie
(jestem zdania, że ludzkość czeka przynajmniej jeden przymusowy etap
ewolucji: wykształcenie zdolności mapowania intelektu ponadmentalnego
w sferze fizycznej).
Z doświadczenia wiem też, że gdzieś około północy, zwłaszcza pod
gołym niebem i w odpowiednim nastroju (wywołanym odpowiednią
ilością alkoholu), w głębi duszy nawet zatwardziali naukowcy stają się
osobami usposobionymi choć trochę duchowo. Wówczas idea ducha
i pięciu ciał może im się wydawać całkiem sensowna. Nawet Freud
zwierzając się podobno swojemu przyjacielowi, przyznał: „Zawsze żyłem
tylko w piwnicy tego gmachu. Jestem zdania, że dzięki odpowiedniemu
spojrzeniu da się zobaczyć górne piętra, na których przebywają tak zacni
goście, jak religia, sztuka itp. (...) Gdyby czekało mnie jeszcze jedno życie,
bez wątpienia znalazłbym w swoim podziemnym lokum dość miejsca, by
ich do siebie zaprosić”.
Problemem jest jednak światło dzienne. Iluzja materialnej
rzeczywistości świata za dnia sprawia, że ci ludzie nie widzą nic oprócz
materii i zachowują się tak, jakby egzystencja obiektów spoza sfery
fizycznej uwłaczała ich rozsądkowi. Czy koncepcja ciała subtelnego może
konkurować z perswazyjnością stałej, materialnej rzeczywistości?
Przede wszystkim musicie zrozumieć, że słowa „substancja” czy
„ciało” mają w mechanice kwantowej zupełnie inne znaczenie niż
w przypadku klasycznej mechaniki newtonowskiej. Jest to prawda nawet
w przypadku fizycznych obiektów natury kwantowej. „Atomy to nie
rzeczy” – mówił Werner Heisenberg, współodkrywca mechaniki
kwantowej. „Rzeczy” ze znanego nam makroświata biorą się z tego, iż
duże masywne makroobiekty kamuflują swoją kwantową bezcielesność.
Ich fale możliwości wciąż się rozchodzą, ale robią to bardzo powoli.
W rzeczywistości, jak mówił fizyk Casey Blood, nawet obserwowany
przez nas makroświat jest bezpośrednim wynikiem interakcji świadomości
z matematyczną funkcją falową potencjału (Blood 1993).
Pomocne okazuje się też porzucenie kartezjańskiego subiektywnego
skojarzenia związanego z ciałem mentalnym (oraz witalnym)
i zrozumienie, że (jak pisałem wcześniej) w tradycji wschodniej ciała te
definiowane są obiektywnie (tylko doświadczanie ich jest subiektywne).
Pozostając w duchu tej tradycji, uważam, że substancje witalne, mentalne
i ponadmentalne także podlegają kwantowej dynamice
prawdopodobieństwa, którą da się przedstawić za pomocą obiektywnej
matematyki. W tej kwestii częściowo zgadza się ze mną fizyk Henry
Stapp. Pewnego razu napisał on: „Nie ma żadnego powodu, dla którego
odczuwalnych cech i możliwych do poznania idei dotyczących obiektów
nie dałoby się przedstawić w postaci precyzyjnych równań
matematycznych” (Stapp 1996). Czy istnieje jakiś rodzaj matematyki,
który opisuje mentalną dynamikę znaczeń lub witalną dynamikę uczuć?
Duchowe tradycje mówią o świętej geometrii znaczeń, więc być może
powinniśmy zwracać więcej uwagi na tego typu kwestie. W gruncie rzeczy
prace naukowe w tym zakresie już się rozpoczęły22.
Gdy słyszymy o innych światach lub ciałach, wyobrażamy sobie
struktury przypominające chińskie szkatułki w szkatułkach. Ciała
przedstawione w Upaniszadach często określane są jako kośa – powłoki,
co przywołuje podobne skojarzenia 23. Musimy pozbyć się takich
konotacji. Cztery światy kwantowe pozostaną dopóty w sferze potencjału,
dopóki nie zostaną urzeczywistnione (w postaci pozorów) podczas
pomiaru kwantowego. Nie ma tu mowy o substancjach w rozumieniu
fizyki klasycznej; świadomość nadaje tym ciałom substancję poprzez ich
urzeczywistnianie. Innymi słowy doświadczanie stałości stolika będącego
ciałem stałym nie jest nieodłączną cechą materii, lecz rezultatem interakcji
odpowiedniej matematyki materialnej ze świadomością. W podobny
sposób doświadczanie znaczenia mentalnego nie jest cechą obiektów
mentalnych, ale rezultatem ich interakcji ze świadomością.
Co więcej, pomiar kwantowy zawsze wymaga ciała fizycznego (patrz
Rozdział 7). Dlatego też światy subtelne nigdy nie pojawiają się bez
wcielonej fizycznej duszy, a kiedy się pojawiają, zazwyczaj mają postać
ciał doświadczanych prywatnie.
W ten sposób mamy świat fizyczny, witalny, mentalny
i ponadmentalny. Wszystkie one istnieją w sferze potencjału, zaś
urzeczywistnienia ciał fizycznych, witalnych, mentalnych
i ponadmentalnych pojawiają się tylko przy załamaniu kwantowym.
Świadomość jest odpowiedzialna za rozpoznanie i wybranie
urzeczywistnionego stanu faktycznego spośród wszystkich dostępnych jej
możliwości fizycznych, witalnych, mentalnych i ponadmentalnych, a także
za doświadczanie tego stanu chwila po chwili. Tylko takie doświadczanie
jest subiektywne i wykracza poza wszelkie analizy naukowe.
Mimo wykształcenia się idei monizmu opartego na prymacie materii,
pomysł, według którego potrzebujemy substancji mentalnej ze stanami
mentalnymi, by móc posiadać umysł, przedstawiało wielu wielkich
współczesnych myślicieli, na przykład filozof Karl Popper i neurofizjolog
John Eccles (1976). Ich prace zostały jednak zignorowane, ponieważ
w modelu opracowanym przez uczonych pojawił się dualizm. Dzięki
nauce w ramach świadomości i idei, według której świadomość
jednocześnie załamuje równoległe stany we wszystkich naszych czterech
ciałach, możemy utrzymywać to dualistyczne stanowisko, a jednocześnie
uniknąć trudności, jakie niesie za sobą dualizm. Co ważne, postulując, iż
ciała subtelne są obiektywne, umożliwiamy nauce integrację z ideą
nazywaną w tradycji zachodniej „umysłem boga”.
Osoby przeciwne koncepcji ciał stworzonych z „substancji”,
w których ujawnia się rzeczywistość, powołujące się na brzytwę Ockhama
i sugerujące powściągliwość w mnożeniu założeń powinny pamiętać
o słowach Einsteina: „Wszystko powinno być stworzone najprościej jak to
możliwe, ale nie prościej”. Musimy też brać pod uwagę, że to wewnętrzna
wytrwałość, obiektywne eksperymenty i nasze subiektywne odczucia
ostatecznie decydują o kształcie rzeczywistości, w którą wierzą
metafizycy. Rzeczywistość ta to materialny monizm lub monizm oparty na
prymacie świadomości pozwalający na istnienie pięciu różnych poziomów
naszych doświadczeń – fizycznego, witalnego, mentalnego,
ponadmentalnego i poziomu rozkoszy.
Nauka oparta na prymacie materii jest spętana przez nieustępliwe
paradoksy. Jednym z nich jest paradoks pomiaru kwantowego, który
obnaża brak spójności tejże metafizyki. Nauka oparta na ramach
metafizyki prymatu świadomości rozwiązuje wszystkie paradoksy, w tym
także ten dotyczący pomiaru kwantowego. Obecna teoria jest pierwszą,
która bez pułapek dualizmu wyjaśnia, dlaczego doświadczamy świata
fizycznego jako sfery zewnętrznej/współdzielonej, zaś świata subtelnego
jako sfery wewnętrznej/prywatnej. Teoria ta wyjaśnia także upartą
nielokalność charakteryzującą niektóre nasze doświadczenia
ponadmentalne, mentalne i witalne. To prawdziwy naukowy postęp.
Idąc za głosem tradycji ezoterycznych i postulując istnienie nie
jednego, ale pięciu ciał określających nasze istnienie, poszerzamy
horyzonty naszej nauki24. Powróćmy teraz do naszego głównego tematu:
w jaki sposób istnienie tych dodatkowych ciał, rozszerzona definicja
monady, pomaga nam w szukaniu odpowiedzi na pytania o reinkarnację?
Co tak naprawdę przechodzi z jednego ciała do innego, co sprawia, że
możemy mówić o ciągłości istnienia jednej duszy i w jaki sposób odbywa
się taki proces?

18 Upaniszady, Zohar a ostatnio również teksty teozofów wskazują na istnienie ciał subtelnych.
19 Chciałbym wyrazić wdzięczność Swamiemu Dyanandzie Saraswatiemu za uświadomienie mi
tego faktu.
20 Na tę kwestię szczególny nacisk kładzie filozof John Searle (1992). Patrz także Varela i in.
(1991).
21 O tym samym, podczas prywatnej rozmowy, powiedział mi naukowiec zajmujący się
komputerami, Subhash Kak. Patrz także: Kak 1995.
22 Na przykład fizyk Saul-Paul Sirag opracowuje model umysłu oparty na teorii grupy, będącej
dziedziną matematyki. Patrz Mishlove 1993.
23 Gdy spojrzymy na upaniszadę Taittirija (Nikhilananda 1964), gdzie po raz pierwszy pojawiła
się koncepcja pięciu ciał świadomości, zrozumiemy, że nie należy wyobrażać ich sobie w formie
powłok. Za dyskusję na ten temat chciałbym podziękować Swamiemu Dyanandzie Saraswatiemu.
24 Przedsmak tego świata nowej nauki znajdziecie w mojej kolejnej książce.
ROZDZIAŁ 7

Monada kwantowa

Niemiecki filozof Artur Schopenhauer wierzył w reinkarnację. Uznawał


koncepcję, że życie noworodka rozpoczyna się wraz ze śmiercią innego
człowieka w odmiennym przedziale czasowym, chociaż nie do końca
rozumiał, jak to się dzieje. Pisał on: „ukazanie mostu łączącego te dwa
istnienia z pewnością byłoby rozwiązaniem wielkiej zagadki”. W tym
rozdziale postaram się zbudować taki most na podstawie koncepcji
nowego typu pamięci.
Pisałem już o tym, że makroobiekty z naszego fizycznego świata
cechują się stałością, ponieważ ich fale prawdopodobieństwa rozchodzą
się bardzo powoli. Obiekty te obdarzone są cechą, która wzmacnia ich
stałość. Ich złożoność powoduje, że po „pobudzeniu” (w wyniku
interakcji) długo powracają do normalnego „uziemionego” stanu. Innymi
słowy – charakteryzują się długim okresem regeneracji. Pozwala to
makroobiektom tworzyć wspomnienia lub zapisy, które są praktycznie
niezniszczalne i nieodwracalne – np. nagrania audio czy wideo. Nazywam
tę pamięć klasyczną, gdyż do zrozumienia jej istoty wystarczy znajomość
klasycznej fizyki. Istotną różnicą między substancjami fizycznymi
i subtelnymi jest fakt, iż substancje subtelne nie tworzą pamięci
klasycznej, która wymaga stałości typowej dla makroobiektów.
Czy ciała inne niż fizyczne potrafią tworzyć jakiekolwiek
wspomnienia? To bardzo ważne pytanie, gdyż dotyczy kwestii, czy ciała te
są w stanie przechowywać jakiś typ tożsamości związanej ze zdobytymi
doświadczeniami i przenosić ją z jednego wcielenia do drugiego.
Brahman, czyli ciało rozkoszy, rozciąga się na wszystkie duże i małe
stworzenia. Powstają w nim wprawdzie urzeczywistnienia, ale nie
wpływają na to ciało w żaden sposób. Co jednak z intelektualnym,
mentalnym i witalnym komponentem ciała subtelnego?
Trzeba przyznać, że zarówno buddyści, jak i hinduiści zawsze
postulowali związek reinkarnacji z przeniesieniem wyuczonych nawyków
i skłonności z jednego życia do drugiego. Buddyści nazywają je sansara,
zaś wyznawcy hinduizmu – karma. Jednak nawet te starożytne tradycje nie
przedstawiają żadnych mechanizmów tłumaczących transfer skłonności.
Tu właśnie wkracza nasza nauka w ramach świadomości.
Podczas każdego pomiaru kwantowego z udziałem kogoś z nas jako
obserwatora świadomość nie tylko załamuje fale możliwości
zewnętrznych obiektów naszych obserwacji, ale również dającą nam
samoodniesienie falę możliwości kwantowych w mózgu. Załamanie
w mózgu również wiąże się z tworzeniem pamięci klasycznej. Jest to treść,
podobnie jak w przypadku kasety audio czy wideo (choć może ona mieć
także postać holograficzną, co sugeruje neurofizjolog Karl Pribram25),
i składa się ona na naszą osobistą historię, z którą się identyfikujemy. Na
przykład: jestem Amit Goswami, urodzony w Faridpur w Indiach,
wychowany w Kalkucie, w młodości przeniosłem się do USA, itp.
Istnieje też jednak inny, bardziej subtelny typ pamięci związanej
z pomiarem kwantowym w mózgu. Klasyczna pamięć składająca się
z każdego zmierzonego zjawiska odtwarzana jest za każdym razem, gdy
pojawi się podobny bodziec. W wyniku częstego pomiaru potwierdzonego
systemu kwantowego (to znaczy, że pomiar dokonywany jest nie tylko na
bodźcu, ale także na odtworzonej pamięci) matematyczne równania
systemu nabywają cechy tzw. nieliniowości. Ten inny typ pamięci ma
związek z nieliniowością wynikającą z informacji zwrotnej.
Nie dajcie się zniechęcić matematycznymi terminami, takimi jak
nieliniowość czy jej definicja; zostawcie to matematykom. Przygotowuję
po prostu kontekst, dzięki któremu będziecie mogli docenić historię, którą
przytoczę później. Zwykła matematyka kwantowa, nieskrępowana przez
nieliniowość, daje nam fale możliwości i wolność wybierania spośród
nich. W 1992 roku nagłe olśnienie przekonało mnie, że nieliniowość
matematyki kwantowej mózgu ze sprzężeniem zwrotnym odpowiada za
utratę wolności wyboru, czyli za to, co psychologowie określają mianem
uwarunkowania. W jaki sposób to udowodnić? Nieliniowe równania są
niezwykle trudne nawet dla matematyków.
Zastanawiałem się nad tym problemem pewnego popołudnia, siedząc
na nazwanej mianem „akwarium” (z powodu szklanych ścian) sali
Uniwersytetu stanu Oregon i popijając dietetyczną Pepsi z dużej szklanki.
W pewnej chwili podszedł do mnie Mark Mitchell, student ostatniego roku
fizyki, i zapytał: „Co cię trapi?”. Odparłem: „Jak można być szczęśliwym,
gdy ma się do rozwiązania równanie nieliniowe?”. Wywiązała się
rozmowa, w trakcie której uskarżałem się Markowi na trudności
z rozwiązywaniem równań nieliniowych. Mój rozmówca rzucił jedno
spojrzenie na rozłożone przede mną notatki i powiedział: „Wiem, jak
znaleźć rozwiązanie. Przyniosę ci je jutro”.
Kiedy następnego dnia Mark nie pojawił się na uniwersytecie, nie
byłem zdziwiony. W moim zawodzie często dostrzegam granice
młodzieńczego entuzjazmu. Zdziwiłem się więc podwójnie, gdy
następnego dnia Mark jednak dostarczył rozwiązanie. Zawierało co
prawda kilka błędów, ale uznałem, że z pomocą doświadczenia uda mi się
je jakoś wyeliminować. Samo rozwiązanie było jednak trafne i zawierało
odkrycie, że w im większym stopniu jesteśmy obciążeni pamięcią
i koniecznością jej odtwarzania, tym bardziej ograniczana jest nasza
wolność wyboru. Każdy uprzednio napotykany bodziec zwiększa
prawdopodobieństwo, że zareagujemy na niego w taki sam sposób, jak
zrobiliśmy to wcześniej (Mitchell i Goswami 1992). Jest to oczywiście
doskonale znana właściwość pamięci; przywoływanie zwiększa
prawdopodobieństwo dalszych przywołań. Skłonność do zachowań
uwarunkowanych nie leży jednak w charakterze samej pamięci, która ma
wymiar fizyczny. Tendencja ta bierze się z nakierowania
prawdopodobieństwa na te możliwości kwantowe, które
urzeczywistniliśmy i przeżyliśmy w przeszłości. Uwarunkowanie zawarte
jest w zmodyfikowanej matematyce kwantowej; nazywam to pamięcią
kwantową26.
Spójrz, czytelniku! Obiekty podlegają prawom kwantowym –
rozchodzą się w sferze możliwości zgodnie z równaniem odkrytym przez
Erwina Schrödingera – ale równanie to nie jest w nich zakodowane.
Podobnie jest z odpowiednimi nieliniowymi równaniami rządzącymi
dynamiką ciał, które uległy uwarunkowaniu pamięci kwantowej, choć
przecież taka pamięć nie jest w nich zapisana. Klasyczna pamięć
zapisywana jest na obiektach takich jak taśma, natomiast pamięć
kwantowa jest odpowiednikiem tego, co starożytni określali mianem
pamięci akaszy, pamięci zapisanej w pustce – nigdzie.
Przypomnijmy sobie, że nasze doświadczenia jako obserwatorów
angażują nie tylko mózg, ale także ciała: ponadmentalne, mentalne
i witalne. Na początku rozdziału wspomniałem, że ciała subtelne nie mogą
tworzyć klasycznej pamięci przypominającej nagranie zapisane na taśmie.
Jest to jeden z powodów określania ich mianem subtelnych. Nasuwa się
pytanie, czy te ciała potrafią tworzyć pamięć kwantową.
Wspomniałem już, że sfera fizyczna służy mapowaniu
i urzeczywistnianiu funkcji witalnych i mentalnych z ruchem w czasie
i przestrzeni. Owo mapowanie wiąże się z pamięcią klasyczną. Jeżeli
w wyniku działania jakiegoś bodźca ciało fizyczne zostanie pobudzone
w tym stanie pamięci, świadomość decyduje się załamać również
związane z nim stany ciał witalnego i mentalnych, a także ich
doświadczyć. Ten powtarzający się cykl sprawia, że ciała mentalne
i witalne uzyskują pamięć kwantową.
Z tych powodów pamięć ciał witalnych i mentalnych jest pamięcią
kwantową. Pojawia się ona w wyniku uwarunkowania struktur możliwości
oraz cyklicznego powtarzania doświadczeń i pochodzi z tej samej
podstawowej dynamiki, co pamięć kwantowa ciała fizycznego. Dzięki
wielu powtórzonym doświadczeniom pamięć kwantowa ostatecznie
zwycięża w przypadku każdej reakcji na każdy bodziec; to właśnie wtedy
można powiedzieć, że nasze ciała mentalne i witalne uzyskują swój
indywidualny charakter (ilustracja 7.1).
Ilustracja 7.1 Indywidualizacja ciała witalnego i mentalnego.

Utożsamianie się z tym umysłowym i witalnym charakterem oraz


pamięcią klasyczną (historią) zapisaną w mózgu daje nam ego. Zwróćcie
uwagę, że sfera ponadmentalna nie może być odwzorowana w sferze
fizycznej, więc nie da się jej uwarunkować. Innymi słowy ego nie posiada
żadnego komponentu ponadmentalnego. Co ciekawe, teozofowie wpadli
na ten podział pomiędzy sferą ponadmentalną (nazywaną przez nich
„wyższą sferą mentalną”) a mentalnymi i witalnymi (określanymi tu
mianem „niższej sfery mentalnej) komponentami ciała subtelnego.
Przyjrzyjmy się uważnie znaczeniu ilustracji 7.1. Rdzeniem naszej
indywidualności jest ciało fizyczne; posiada ono stałą strukturę. Następnie
mamy ciało witalne i mentalne: brak tutaj indywidualnej struktury, ale
stałość tych ciał pochodzi z utożsamiania się z nabywanymi przez nas
uwarunkowanymi schematami nawykowymi dla reakcji witalnych
i mentalnych. W reakcji na sytuacje emocjonalne uczucia (tak zwyczajowo
określamy ten rodzaj energii witalnej) wzbudzane są częściej niż inne
odmiany tej energii. Rozwiązując określony problem, myślimy według
schematów typowych dla naszej osobowości (matematyka, artysty,
przedsiębiorcy itp.). Dlatego też nasze ciała witalne i mentalne są
całkowicie funkcjonalne. Jeżeli chodzi o intelekt ponadmentalny i ciało
rozkoszy, to sfery te są współdzielone uniwersalnie i pozostają
nieuwarunkowane.
Neurofizjolodzy powiedzą, że pomiędzy czasem dotarcia bodźca
a reakcją werbalną upływa aż pół sekundy (Libel i in. 1979). Co dzieje się
przez ten czas? W momencie, gdy bodziec po raz pierwszy do nas dociera,
dysponujemy wieloma możliwymi reakcjami i możemy spośród nich
dowolnie wybierać. Związane z tym zjawisko załamania (nazwijmy to
pierwotnym zjawiskiem załamania) tworzy świadomość rozdzieloną na
podmiot i obiekt: podmiot patrzy na obiekt. Podmiot ten ma jednak
wolność wyboru, która nie jest ograniczona odtworzeniem pamięci, ani nie
ma żadnych schematów nawykowych. To doświadczanie podmiotu
nazywam doświadczeniem jaźni kwantowej. Charakteryzuje je kreatywna
spontaniczność. Teraz rozpoczyna się odtworzenie pamięci i związane
z tym uwarunkowania.
Ilustracja 7.2 ukazuje to zjawisko poprzez kompromis wyboru
pomiędzy obrazami z przeszłości (sfera fizyczna, mentalna i witalna)
a nowymi trybami postrzegania wraz ze znaczeniem i uczuciami:
prawdopodobieństwo dla obrazu z przeszłości jest większe (oznaczono je
dłuższą strzałką) niż dla nowego trybu. We wtórnym zjawisku załamania,
które następuje później, możliwość załamania się obrazu z przeszłości jest
o wiele większa niż szansa na nowy tryb postrzegania. Jeśli bodziec
przedostanie się przez powtórzone odbicie w zwierciadle pamięci,
załamania wtórne będą przejawiać silniejsze tendencje do przywoływania
obrazów z przeszłości w stosunku do nowego trybu postrzegania.
Ilustracja 7.2Domeny ego, przedświadomości i kwantowych doświadczeń własnej jaźni.

Jednak na tych przedświadomych etapach wciąż mamy jeszcze trochę


wolności, jeżeli chodzi o reakcję. Kiedy skorzystamy z tej wolności,
doświadczymy naszej jaźni kwantowej. Ale gdy te pół sekundy minie
i zareagujemy w sposób typowy, to będzie to niemal w stu procentach
uwarunkowana reakcja. Kiedy patrzę na rybę (bodziec), mój
uwarunkowany umysł podpowiada mi „pożywienie”, jeżeli jadam ryby.
Odpowiadam z poziomu mojego ego, zgodnie z uwarunkowanymi
schematami myślenia i odczuwania.
Mniemam, iż dobrze znacie takie sytuacje. Przygotowujecie się
starannie i ubieracie elegancko, oczekując z kolacją na bliską osobę.
A kiedy wasz partner/partnerka przychodzi do domu, nic nie zauważa
i pyta po prostu „co dziś jemy”? Każde z was z pewnością zauważyłoby
różnicę charakteryzującą reakcję pochodzącą z przedświadomej jaźni
kwantowej: jest ona spontaniczna, pełna radości i sprawia, że trzeba ubrać
się elegancko na taką okazję.
Gdy reakcja ego jest już ugruntowana, pozostaje jeszcze ciągłość
reakcji. Praktycznie znika nieciągłość kreatywnej reakcji dostępnej tylko
z poziomu jaźni kwantowej.
Raz jeszcze pragnę podkreślić, że to właśnie dzięki przetwarzaniu
pamięci kwantowej uzyskujemy nasz indywidualny umysł i ciało witalne
(to, co określamy mianem indywidualnego intelektu jest tak naprawdę
elementem indywidualnego umysłu, albowiem prawdziwy intelekt ma
charakter ponadmentalny i nie da się go bezpośrednio odwzorować
w mózgu). Potencjalnie wszyscy mamy dostęp do tego samego
strukturalnie niepodzielnego świata, ale nabywamy innych skłonności
i schematów nawykowych, które w sposób indywidualny urzeczywistniają
się w funkcjach mentalnych i witalnych. Dlatego też nasze indywidualne
mentalne (zawierające intelekt przyswojony intuicyjnie i rozwinięty
w sferze mentalnej) i witalne ciała są ciałami funkcjonalnymi, a nie
strukturalnymi, jak w przypadku ciała fizycznego.
Teraz widzicie, co dzieje się z nami po śmierci. Ciało fizyczne wraz
ze wszystkimi wspomnieniami klasycznymi umiera, ale ciało subtelne,
monada, nie posiada żadnej struktury, więc tu nie ma co umrzeć. Monada
wraz z jej pamięcią kwantową, z uwarunkowanymi komponentami
witalnymi i mentalnymi, pozostaje dostępna w postaci konglomeratu
uwarunkowanych możliwości mentalnych i witalnych. Ta monada
z pamięcią kwantową, nazwijmy ją monadą kwantową, to spójny model
tego, co Tybetańska Księga Umarłych i inne tradycje duchowe określają
mianem duszy zdolnej przetrwać śmierć.
Jeżeli ktoś inny w odmiennym czasie i przestrzeni wykorzysta
uwarunkowaną monadę kwantową z przeszłości, to nawet bez pamięci
klasycznej lub odpowiedniego uwarunkowania w obecnym życiu witalne
i mentalne schematy, za pomocą których zareaguje, będą wyuczonymi
schematami pochodzącymi od tej konkretnej monady kwantowej.
Zasadniczo wszyscy możemy wykorzystywać takie monady. Wydaje się
jednak, że niektórzy z nas, skorelowani z innymi za pomocą nielokalności
kwantowej, dzięki nielokalnemu transferowi informacji (patrz Rozdziały 4
i 5) mają uprzywilejowany dostęp do wydarzeń ze swojego życia. Można
przypuszczać, że osoby te dzielą tę samą monadę kwantową i mogą być
nazwane swoimi kolejnymi lub poprzednimi wcieleniami. Mentalne
i witalne skłonności, które w ten sposób dziedziczymy, określane są
w tradycji hinduistycznej mianem karmy.
Tak więc monada, ciało, które przeżyło śmierć powłoki materialnej,
tworzy ciągłość z fizycznymi wcieleniami, ponieważ jest ona (dzięki
subtelnym ciałom witalnym i mentalnym) nośnikiem fragmentu
indywidualnej tożsamości (ilustracja 7.3). Nie ma tu miejsca na
melodramaty, brak także treści ego, ale sam charakter, tendencje myślowe
i uczucia witalne, mentalnie wyuczone konteksty i fobie, skłonność do
unikania określonych kontekstów – innymi słowy – zarówno pozytywne,
jak i negatywne schematy nawyków, to wszystko nazywamy karmą. Teraz
powinno być jasne, że zwolennicy idei życia i śmierci jako kontinuum
mają rację, zaś Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę. Właśnie
udowodniliśmy zasadność jej głównego argumentu!
Monada to nie tylko zbiór tematów wspólny dla całej ludzkości,
o czym pisałem w Rozdziale 4. Jest ona zindywidualizowana, posiada
pamięć witalną i mentalną, której konteksty zostały wyuczone na
przestrzeni określonej historii reinkarnacyjnej. Nauka ta odbywa się
poprzez modyfikację kwantowej dynamiki ciała witalnego i umysłu.
W chwili narodzin monada wprowadza do konkretnego wcielenia karmę.
W momencie śmierci monada trwa dalej, zachowując karmę zdobytą
w tym właśnie życiu.
Ilustracja 7.3 Monada kwantowa i karmiczne koło.

Renee zakochuje się w Samie i odkrywa miłość. Ta treść – określony


romans z Samem – przechowywana jest w jej mózgu, ale nie stanowi
części monady kwantowej w przeciwieństwie do wiedzy o romantycznej
miłości, która została przekazana z jednego wcielenia do drugiego. Suma
wszystkich takich nauk tworzy pamięć kwantową monady kwantowej.
Co sprawia, że poznajemy nowe konteksty? W momencie
kreatywnego pojmowania, w wyniku kwantowego przeskoku do poziomu
intelektu ponadmentalnego, chwilowo otrzymujemy mentalną mapę nowo
odkrytego kontekstu, dla którego mózg tworzy wspomnienie. Nie zmienia
to jednak w zbyt wielkim stopniu istniejących skłonności
charakteryzujących dany umysł. To zachodzi dopiero wówczas, gdy
wielokrotnie przeżywamy ten moment pojmowania. Taka zwielokrotniona
informacja zwrotna płynąca z pamięci mózgu do dynamiki doświadczania
tworzy pamięć kwantową w mózgu oraz w umyśle. Dopiero wtedy
możemy powiedzieć, że dany kontekst stał się wyuczonym kontekstem
monady kwantowej. To samo dotyczy jej witalnego komponentu.
Idea monady kwantowej zdolnej przeżyć kres powłoki fizycznej
uzupełnia opisaną wcześniej ideę nielokalnej świadomości obecnej
w chwili śmierci (patrz Rozdział 4). Konteksty, których doświadczyliśmy,
przenoszone są z jednego wcielenia do drugiego za pomocą nielokalnego
okna; wyuczone konteksty i schematy nawyków przeniesione zostają
dzięki witalnemu i mentalnemu komponentowi monady kwantowej. Jak
pisałem w Rozdziale 5, obecnie dysponujemy duża ilością obiektywnych
danych potwierdzających prawdziwość tych założeń (patrz także niżej).
HIERARCHIA SPLĄTANA: DLACZEGO NOWE DOŚWIADCZENIA NIE SĄ MOŻLIWE
BEZ CIAŁA FIZYCZNEGO

Każdy żyjący człowiek posiada ciało fizyczne – publiczną domenę


doświadczeń; dysponujemy jednak również domenę prywatną – subtelnym
ciałem monady kwantowej. W chwili śmierci publiczna domena znika, ale
dlaczego miałaby umrzeć domena prywatna, skoro monada kwantowa
może przetrwać śmierć cielesną?
Wielu ludzi wyobraża sobie, że świadomość w ciele subtelnym jest
lżejsza, żywsza i niesie ze sobą więcej możliwości dla kreatywności niż
życie związane z fizycznym ciałem stałym. Niektórzy wyznawcy
hinduizmu sądzą, że nawet bez ciała fizycznego, jedynie za pomocą ciała
subtelnego wciąż można odpracowywać karmę i dążyć do wyzwolenia.
Dotyczy to nie tylko Hindusów. Badanie przeprowadzone przez Instytut
Gallupa wykazało, że jedna trzecia dorosłych Amerykanów wierzy
w możliwość dalszego duchowego rozwoju w niebie (Gallup 1982).
Dusze, postrzegane jako opisane wcześniej bezcielesne monady
kwantowe, nie mogą mieć świadomości rozdziału podmiotu od obiektu,
nie mają również możliwości rozwoju duchowego, a co za tym idzie, nie
mogą dzięki takiemu rozwojowi doświadczyć wyzwolenia. Przenoszą one
uwarunkowania i wiedzę zdobytą w poprzednich wcieleniach, ale nie są
w stanie ani czegokolwiek dodawać do puli uwarunkowania, ani z niej
odejmować poprzez dalsze kreatywne przedsięwzięcia. To jest możliwe
tylko w połączeniu z ziemską formą. Powód takiego stanu rzeczy jest
subtelny.
Rzecz polega na tym, że załamanie fali możliwości wymaga
określonej dynamiki samoodniesienia, zwanej hierarchią splątaną
(wyjaśnionej poniżej kolistości hierarchii), którą zapewnia jedynie
materialny mózg (lub żyjąca komórka i jej konglomeraty).
Wspomniałem już, że kiedy bierzemy pod uwagę rolę mózgu
w odniesieniu do pomiaru kwantowego i załamania możliwości
kwantowych, mamy do czynienia z pewną kolistością, rodzajem rozpadu
logiki. Niezaprzeczalnie załamanie tworzy się w mózgu; to nasza
obserwacja załamuje możliwości kwantowe mózgu do postaci
rzeczywistej. Jednak nie można zaprzeczyć, że bez obecności świadomego
mózgu obserwatora do załamania nigdy by nie doszło. Taka hierarchia
splątana charakteryzuje właśnie pomiar kwantowy dokonywany w mózgu.
Warto uświadomić sobie różnicę między hierarchią prostą a splątaną.
Zastanówmy się nad obrazem materialnego świata proponowanym przez
zwolenników redukcjonizmu. Cząsteczki elementarne tworzą atomy,
atomy składają się na cząsteczki, cząsteczki tworzą żyjące komórki,
z których zbudowane są mózgi, mózgi tworzą obserwatorów/podmioty,
czyli nas. Na każdym etapie przyczyna bierze się z niższego poziomu
hierarchii i wpływa na wyższy. Uważa się, iż to interakcja atomów jest
przyczyną określonych zachowań cząsteczek, interakcja komórek
(neuronów) ustala zachowanie mózgu itd. Reasumując, procesy
zachodzące na najniższym poziomie – poziomie cząstek elementarnych –
są przyczyną wszystkiego innego. Tę prostą hierarchię nazywamy
przyczynowością oddolną.
Kiedy jednak twierdzimy, że pomiar kwantowy zachodzi w wyniku
naszych obserwacji, dochodzi do pogwałcenia zasady prostej hierarchii.
Uznajemy, że cząsteczki elementarne, atomy i wszystko, co prowadzi do
istnienia mózgu, to jedynie fale możliwości, a nie rzeczywistość. My,
obserwatorzy, musimy wybrać (załamać) rzeczywistość spośród
istniejących możliwości. Bez wątpienia znaleźliśmy się tu, gdzie jesteśmy,
dzięki naszemu mózgowi, ale bez nas mózg pozostałby w sferze
możliwości. Potwierdza to istnienie fundamentalnej hierarchii splątanej
związanej z pomiarem kwantowym w mózgu.
By dostrzec tę hierarchię, przyjrzyjmy się tak zwanemu paradoksowi
kłamcy, czyli stwierdzeniu „jestem kłamcą”. Zauważcie, że orzeczenie
zdania określa podmiot, a podmiot zdania redefiniuje orzeczenie; jeżeli
jestem kłamcą, to mówię prawdę, ale w takim razie kłamię i tak
w nieskończoność. Jest to przykład hierarchii splątanej, ponieważ
skuteczność przyczynowa nie należy w całości ani do podmiotu, ani do
orzeczenia, lecz nieustannie krąży między nimi. Prawdziwe splątanie
skuteczności przyczynowej w paradoksie kłamcy nie tkwi jednak
w samym zdaniu „jestem kłamcą”, ale w naszej świadomości,
w znajomości metajęzyka określającego nasz język (Hofstadter 1979).
Jeżeli wypróbujemy powyższy paradoks na obcokrajowcu, zapyta on:
„dlaczego jesteś kłamcą?” i nie dostrzeże splątania, ponieważ zasady
naszego metajęzyka będą mu obce. Jeżeli jednak znamy metajęzyk
i postępujemy według jego nakazów, logiczna analiza powyższego zdania
„od wewnątrz” sprawi, że nie będziemy mogli się z niego wyplątać.
W przypadku utożsamienia się z tym zdaniem, wpadniemy w pułapkę:
odnosi się ono bowiem samo do siebie. Innymi słowy – udało się nam
odseparować to zdanie od reszty świata dyskursu.
Uświadamiając sobie, że pomiar kwantowy w mózgu obserwatora to
proces splątany hierarchicznie, możemy lepiej zrozumieć nasze
samoodniesienie – umiejętność patrzenia na (załamany) obiekt naszej
obserwacji, będący czymś odrębnym od nas samych, czyli podmiotów.
Zauważcie też, że ów rozdział podmiotu od obiektu jest jedynie
złudzeniem. Przecież samoodnosząca się separacja zdania od reszty świata
dyskursu w paradoksie kłamcy to również tylko pozór. To samo dzieje się
przy pomiarze kwantowym zachodzącym w mózgu. Podmiot, który
załamuje, wybiera, obserwuje (lub dokonuje pomiaru) oraz doświadcza,
powstaje współzależnie ze świadomością obiektów (lub tylko jednego
obiektu), które są obserwowane i doświadczane; te dwa byty powstają
równocześnie i współzależnie (jako pozór) z jednej, niepodzielnej,
transcendentnej świadomości i jej możliwości.
Splątana hierarchia w mechanizmach do pomiaru kwantowego
w mózgu odpowiedzialna jest za to samoodniesienie, za pozorność
rozdziału podmiotu od obiektu w świadomości. Skoro identyfikujemy się
z jaźnią (którą nazywam jaźnią kwantową) tego samoodniesienia, to pozór
ten przyjmuje postać rzeczywistości. Utożsamianie to jest także źródłem
pozornego dualizmu charakteryzującego rozdział podmiotu od obiektu.
Jednakże ostatecznie my, siła sprawcza stojąca za splątaniem
samoodnoszącego się zdania, możemy ominąć tę pułapkę. Czy w podobny
sposób można się uwolnić z separacji od rzeczywistości wynikającej
z samoodniesienia? Odpowiedź jest twierdząca. To właśnie proces
opisywany przez tak wzniosłe koncepcje, jak moksza czy nirwana.
Zwykłe wzmocnienie kwantowe za pomocą aparatury pomiarowej,
takie jak podczas obserwacji elektronu za pomocą licznika Geigera,
cechuje się hierarchią prostą. Mikrosystemy kwantowe, które staramy się
mierzyć (elektron), oraz wykorzystywana przez nas aparatura pomiarowa
w skali makro (licznik Geigera) to dwie różne rzeczy; tu wyraźnie widać,
co jest układem kwantowym, a co aparaturą pomiarową. Ale w systemie
samoodniesienia, np. w mózgu lub w pojedynczej żywej komórce, ten
rozdział staje się niewyraźny, gdyż rzekomy procesor kwantowy bodźca
i rzekomy aparat wzmacniający mają ten sam rozmiar27. Istnieje
informacja zwrotna, w wyniku czego procesor kwantowy i aparatura
wzmacniająca dokonują wzajemnego „pomiaru”, tworząc niekończącą się
pętlę, ponieważ żadna ilość takich „pomiarów” nie jest w stanie
samodzielnie załamać możliwości do postaci rzeczywistości. Może tego
dokonać jedynie świadomość działająca z poziomu transcendentnego. Jest
to hierarchia splątana.
Przypomina to ilustrację Eschera (7.4), na której lewa ręka rysuje
prawą, zaś prawa rysuje lewą. W rzeczywistości jednak żadna z rąk nie
może tego robić; jest to jedynie złudzenie. To Escher, spoza ilustracji,
rysuje obie ręce.
Subtelne ciała ponadmentalne, mentalne i witalne nie potrafią
rozróżniać sfery mikro od makro, wskutek czego nie da się dokonać
hierarchicznie splątanego pomiaru kwantowego sfery witalnej, mentalnej
lub ponadmentalnej. Skoro nie ma hierarchii splątanej, nie ma też
załamania możliwości kwantowych 28.

Ilustracja 7.4 „Rysujące ręce” autorstwa M.w C.w Eschera. Ww aspekcie „immanentnej”
rzeczywistości papieru lewa iw prawa ręka rysują się nawzajem, ale zw perspektywy
nienaruszonego transcendentalnego poziomu to autor obrazka rysuje je obie.
Jeśli fale możliwości ciał witalnego, mentalnego i ponadmentalnego
są skorelowane z falami możliwości ciała fizycznego, potrafią
błyskawicznie się załamać razem z samoodnoszącym się pomiarem
kwantowym ciała fizycznego. Nawet korelacja z pojedynczą komórką
wystarczy do załamania, choć mapowanie w umyśle organizmów żywych
jest jedynie pośrednie, dopóki nie rozwinie się mózg, zaś bezpośrednie
mapowanie sfery ponadmentalnej wciąż czeka na dalszy rozwój
człowieka. Nie może być jednak mowy o załamaniu kwantowej fali
możliwości bezcielesnej monady kwantowej bez pomocy skorelowanego
z nią fizycznego ciała/mózgu, zatem bezcielesna kwantowa monada jest
pozbawiona jakichkolwiek doświadczeń z zakresu podmiot-obiekt. Nie
możemy wykazywać się nadmiernym optymizmem w kwestii możliwości
odpracowywania karmy w życiu pośmiertnym. Będziemy musieli
zadowolić się nieco mniej melodramatyczną egzystencją.
(Jesteście zawiedzeni, że po śmierci nie czekają nas żadne
melodramatyczne przygody? Rozumiem to. Jako nastolatek czytałem
cudowną powieść bengalskiego pisarza Bibhutiego Banerjiego
opowiadającą historię duchowej miłości w niebie. Tłumacząc tę książkę na
język angielski, byłem tak oczarowany jej przekazem, że sam zacząłem
fantazjować na ten temat. Wydaje się, że prawda bywa niekiedy bardziej
przyziemna niż fikcja).
Jeżeli w chwili śmierci osoba umierająca rozpozna w nielokalnej
świadomości blade światło czystej świadomości piątego bardo, to stanie
ona przed wyborem. Będzie mogła kolejny raz wcielić się w nową
powłokę fizyczną albo przyjąć postać sambhogakai monady kwantowej
i uwolnić się od następnych ludzkich wcieleń. Dla takiej osoby jedyną
karmą jest obdarzanie radością wszystkich, którzy jej potrzebują. (O tym,
w jaki sposób da się to zrobić, przeczytacie poniżej).
W buddyjskiej tradycji Mahajana taki sposób kontynuowania
egzystencji – rezygnacja z osobistego zbawienia na rzecz niesienia
pomocy innym starającym się osiągnąć nirwanę – jest niezwykle ceniony.
W momencie śmierci należy umyślnie unikać czystego światła czwartego
bardo i szukać bladego światła piątego bardo. Po co się tak spieszyć?

ANALIZA DANYCH

Jak wspomniałem w Rozdziale 5, niektóre dane dotyczące


reinkarnacji opisują przypadki przywoływania wspomnień, do czego
wystarczy otwarcie swojego nielokalnego okna. Opisywano jednak także
przypadki dotyczące migracji wyjątkowych preferencji lub fobii, co
obecnie wyjaśnić można jako autentyczną transmigrację z jednego
wcielenia do drugiego za pomocą monady kwantowej.
Skąd biorą się te preferencje? Pamięć kwantowa odziedziczonej
monady kwantowej dba o to, by prawdopodobieństwo przywoływania
kontekstów wyuczonych w poprzednich wcieleniach wzrosło. Skąd
w takim razie biorą się fobie? Ich źródłem jest unikanie pewnych reakcji,
unikanie załamywania określonych możliwości kwantowych do postaci
stanu rzeczywistego, co wynika z urazów doznanych w poprzednim życiu.
Dlaczego terapia regresyjna z wykorzystaniem hipnozy jest skuteczna?
Przywoływanie urazów z poprzedniego wcielenia polega na odgrywaniu
określonej sceny, co daje zahipnotyzowanej osobie kolejną okazję, by
w kreatywny sposób załamać dotychczas tłumioną reakcję.
Pamięć kwantowa z poprzedniego życia pomaga nam, co
wyjaśniałoby zjawisko geniuszu. Ludzie tacy jak Einstein nie biorą się
z informacji przyswojonych w ciągu jednego krótkiego dzieciństwa; na
jego fenomen złożyło się wiele poprzednich żywotów. Wynalazca Thomas
Edison miał rację, mówiąc: „Geniusz to doświadczenie. Niektórzy sądzą,
że to dar lub talent, ale jest to owoc doświadczeń wielu żywotów. Niektóre
dusze są starsze niż inne, dzięki czemu wiedzą więcej”.
Z jednego wcielenia do drugiego przenieść można nawet
uwarunkowanie ciała witalnego. Zwróćcie uwagę na następujący
przypadek zbadany przez Iana Stevensona. Sprawa dotyczyła mężczyzny
pochodzącego z Indii Wschodnich. Doskonale pamiętał on swoje
poprzednie życie, w którym był brytyjskim oficerem walczącym
w I wojnie światowej i zabitym w wyniku postrzału w szyję. Mężczyzna
podał Stevensonowi wiele szczegółów dotyczących szkockich miasteczek,
które widział w poprzednim wcieleniu. Były to szczegóły, o których nie
mógł wiedzieć w obecnym życiu. Detale te zostały później zweryfikowane
przez Stevensona.
Jak na razie przypomina to przypadek przywołania pamięci
reinkarnacyjnej za pomocą nielokalnego okna. Nietypowe jednak było, że
mężczyzna miał po obu stronach szyi znamiona przypominające blizny,
które według Stevensona wyglądały jak ślady zranienia. Wydaje się, że
uraz z poprzedniego życia, zapisany jako inklinacja przypisana do ciała
witalnego, towarzyszył mężczyźnie w kolejnym życiu i dał mu
niezapomniane wspomnienie przechowywane w ciele w postaci
znamienia. Polecam książki Stevensona, w których znajdziecie opis
zarówno tego, jak i wielu innych przypadków transmigracji
uwarunkowania ciała witalnego (Stevenson 1974, 1977, 1987).
„Coraz częściej rozmyślam o jakimś przejściowym niefizycznym
ciele, które pełni rolę nośnika przekazującego określone cechy z jednego
życia do drugiego” – pisał Stevenson. Muszę się z tym zgodzić: subtelne
ciało monady kwantowej jest właśnie takim nośnikiem cech z jednego
wcielenia do kolejnych.
Wyszczególniając kwestię przetrwania śmierci i określając to, co jest
w stanie przedostać się z jednego wcielenia do drugiego, możemy
zrozumieć aspekty komunikacji medium wykraczające poza komunikację
za pomocą nielokalnego okna. W jaki sposób osoba będąca medium
komunikuje się z bezcielesną monadą kwantową przebywającą „w
niebie”?
Podczas nieobecności ciała fizycznego świadomość nie może
załamać fal możliwości w monadzie kwantowej, ale jeżeli bezcielesna
monada kwantowa jest skorelowana z medium, to załamanie może jednak
nastąpić. Osoby dokonujące channelingu to zapewne ludzie, którzy
posiadają konkretny dar i cechują się otwartością na dokonywanie działań
opartych na wspomnianej wcześniej korelacji. Dzięki czystości intencji
mogą nawiązać nielokalne połączenie z bezcielesną monadą kwantową.
Powszechnie wiadomo, że w trakcie sesji channelingu nawyki, sposób
mówienia, a nawet myślenia osoby pełniącej rolę medium ulegają
niezwykłym przemianom. Dzieje się tak dlatego, że gdy medium
komunikuje się z bezcielesną monadą, ciało subtelne tej osoby zostaje
chwilowo zastąpione ciałem subtelnym bezcielesnej monady i przejawia
właśnie jej cechy. Zauważcie, że informacje historyczne, choćby
w przypadku ksenoglosji (mówienia w obcych językach), wciąż muszą
płynąć kanałami nielokalnymi, ale ich przetworzenie bez pomocy ze
strony nawyków osoby zmarłej, nawyków, które pozostały uśpione
w bezcielesnej monadzie kwantowej, byłoby bardzo trudne.
Podobne tezy przedstawił filozof Robert Almeder (1992), gdy pisał
o przypadku medium, niejakiej pani Willett. Kobieta ta w trakcie sesji
wygłaszała skomplikowane wywody filozoficzne, chociaż nie miała
wykształcenia w tym kierunku. Świadczyło to o styczności ze
zdolnościami, które nie należały do niej, lecz do kogoś innego, z kim
nawiązała kontakt. Źródłem tych zdolności mogła być bezcielesna
monada, która kiedyś nabyła tych umiejętności i je zachowała.
W przypadku medium JZ Knight, którą osobiście obserwowałem
podczas przywoływania postaci o imieniu Ramtha, sporządzono zapisy
licznych sesji channelingu z jej udziałem z okresu ponad dwudziestu lat.
Jako Ramtha, JZ stawała się niezwykle oryginalnym nauczycielem
duchowym. Zapisy wskazują na to, że wraz ze wzrostem popularności
modelu duchowości New Age, treść nauczania duchowego Ramthy
z czasem uległa zmianie. Wydaje się sensowne, że JZ dostarczała treści,
zaś Ramtha był źródłem kontekstu mogącego tę treść kształtować.
Na podobne wyjaśnienia zasługują znane nauce przypadki
automatycznego pisania. Prorok Mahomet napisał Koran, chociaż był
praktycznie analfabetą. Twórcze idee i duchowe prawdy dostępne są
każdemu, ale kreatywność wymaga odpowiednio przygotowanego umysłu,
którego Mahomet nie miał. W jego przypadku problem rozwiązał się sam,
ponieważ monada kwantowa sambhogakai pod postacią Archanioła
Gabriela podsunęła mu (w pewnym sensie) przygotowany umysł.
Doświadczenie to odmieniło Mahometa. Spektakularnym i stosunkowo
niedawnym przykładem automatycznego pisania jest książka Kurs Cudów.
Jest to pozycja zawierająca współczesną interpretację wielu nauk
biblijnych, pozyskana dzięki wieloletnim sesjom channelingu. Książkę
napisała para psychologów, William Thetford i Helen Schucman.
Odbierająca przekazy Helen Schucman z początku była sceptycznie
nastawiona do odbieranych przez siebie treści.
Channeling można niekiedy pomylić z opętaniem, bo oba zjawiska są
trochę do siebie podobne. W tym drugim przypadku bezcielesna monada
kwantowa skorelowana z osobą opętaną nie cechuje się jednak anielskim
charakterem.

ANIOŁY I BODHISATTWOWIE

Uprzednio przedstawiłem pomysł sugerujący, że anioły – istoty


bezcielesne – należą do transcendentnego wymiaru archetypów.
Osoby odradzające się w formie sambhogakai, czyli nieutożsamiające
się już z żadnym wcieleniem, nie potrzebują transmigracji skłonności
i nieukończonych zadań w monadzie kwantowej; wypełniły one swoje
kontekstualne zobowiązania. W związku z tym ich bezcielesne monady
kwantowe stają się dostępne dla nas wszystkich i jeżeli jesteśmy
w wystarczającym stopniu receptywni, możemy korzystać z ich umysłów
i ciał witalnych. Stają się one innym typem aniołów, aniołów w postaci
spełnionej monady kwantowej (formy sambhogakaja; najnowsze
spojrzenie na tę kwestię znajdziecie w książce M. Parisen [1990]).
W hinduizmie znana jest koncepcja arupadew i rupadew. Arupadewy
– dewy bezcielesne – to czysto archetypiczne konteksty, część zbioru
tematów. Jednak rupadewy symbolizują moim zdaniem inny typ istot;
posiadają one indywidualne ciała witalne i mentalne (w tym mentalne
mapy intelektu). Są to bezcielesne monady kwantowe osób, które
osiągnęły wyzwolenie.
Podobnie jest w buddyzmie. Mamy tu archetypicznych,
bezcielesnych bodhisattwów, takich jak na przykład awalokiteśwara –
archetyp współczucia. W odróżnieniu od nich wyzwoleni buddyści po
śmierci stają się bodhisattwami w bezcielesnej postaci spełnionej monady
kwantowej; decydują się oni na uwolnienie się z cyklu śmierci i narodzin,
więc rodzą się w domenie sambhogakai. Odrodzenie w postaci
bezcielesnej monady kwantowej niepodlegającej cyklowi reinkarnacji
stanowi element tego, co Tybetańczycy nazywają doświadczeniem piątego
bardo.
Buddyści często bywają zachęcani do stania się bodhisattwami, czyli
do tego, aby byli gotowi połączyć się z jednością, ale odłożyli to do czasu,
aż cała ludzkość uwolni się od samsary. Stąd wzięła się słynna przysięga
Guanyin: „Nigdy nie będę dążyć do osobistego indywidualnego zbawienia
ani go nie dostąpię; nigdy samotnie nie osiągnę ostatecznego spokoju;
zawsze i wszędzie żyć będę w dążeniu do zbawienia każdej istoty żyjącej
na świecie”. Podobną modlitwę znaleźć można w hinduskiej
Bhagawatapuranie: „Nie pożądam najwyższego stanu (...) ani wyzwolenia
od cyklu narodzin i śmierci; pragnę przejąć na siebie cierpienie wszystkich
istot żywych i wejść w nie, by uwolnić je od wszelkich nieszczęść”29.
Spójrzcie na to z innej strony. Ellen Wheeler Wilcox pisała w swoim
wierszu „Conversation” (Rozmowa) o spotkaniu twarzą w twarz z bogiem
i o ujrzeniu wyraźnego światła:

Bóg i ja, sami w pustce...


Nikogo innego w zasięgu wzroku...
Gdzie pozostali, Panie? – zapytałam.
Gdzie ziemia pod stopami,
niebo nad głową
i zmarli, których kiedyś znałam?
To był tylko sen… Uśmiechnął się Bóg,
mówiąc: To sen, co wydawał się prawdą.
Nie było ludzi ani żywych, ani martwych;
nie było ziemi, ani nieba nad głową,
byłem tylko ja w tobie.
Dlaczego nie czuję strachu? – spytałam.
Spotykam się z tobą tutaj, w ten sposób.
Wiem dobrze, że zgrzeszyłam.
Czy istnieje niebo, czy istnieje piekło,
czy to Sąd Ostateczny?
Nie, to były tylko sny – powiedział wielki Bóg
– sny, których już nie ma.
Nic takiego jak strach czy grzech nie istnieje;
Nie ma ciebie... i nigdy nie było.
Jestem tu tylko ja30.

To właśnie rzeczywistość czystego światła; nie dzieje się tam nic


i zapewne dotyczy to samej czynności postrzegania światła. By dzieło
stworzenia mogło funkcjonować, dalej musi istnieć również złudzenie
separacji. Skoro jednak świadomość dalej odgrywa swą iluzję, dlaczego
mielibyśmy ją odrzucać? Najpierw gramy w świecie fizycznym, a później
bez niego. Gramy, bo gra to radość!
Hinduscy wisznuici twierdzą, że indywidualna monada (w języku
sanskryt – dźiwa) zawsze zachowuje swoją tożsamość. To ma sens. Skoro
nasza gra pozorów jest wieczna, to (pozorne) odseparowanie dźiwy od
jedności też nigdy się nie kończy.
Służba lub radosna gra aniołów, rupadew i bodhisattwów odbywa się
nie tylko w postaci spektakularnego automatycznego pisania, dzięki
któremu otrzymaliśmy Koran czy Kurs Cudów, ale także jako inspiracja
i przewodnictwo w najtrudniejszych dla nas chwilach. Bodhisattwowie
i anioły są dostępni na zawołanie. Ich chęć niesienia pomocy ludzkości
widać na każdym kroku. Kiedy nasze intencje pokrywają się z ich
intencjami, zostajemy skorelowani; w takim przypadku służą oni ludzkości
za naszym pośrednictwem i działają poprzez nasze czyny.
Gdy wschodnioindyjski mędrzec Ramana Mahariszi leżał na łożu
śmierci, jego uczniowie prosili, by ich nie opuszczał. Ramana zapytał ich:
„Dokąd miałbym odejść?”. W istocie bezcielesna monada kwantowa
Ramany miała żyć wiecznie w wymiarze sambhogakai i wskazywać drogę
wszystkim tym, którzy będą potrzebowali jej wsparcia.

CZY MOŻEMY STAĆ SIĘ MONADĄ KWANTOWĄ LUB JĄ DOSTRZEC?

Czy można być monadą kwantową za życia w powłoce cielesnej?


W trakcie doświadczeń poza ciałem i doświadczeń z pogranicza życia
i śmierci ludzie widzą siebie z takiej perspektywy, jakby znajdowali się
ponad własnym ciałem, co można wyjaśnić zjawiskiem postrzegania
nielokalnego (patrz Rozdział 5). W trakcie tych doznań zachodzi jednak
coś więcej niż tylko postrzeganie nielokalne. Osoby doświadczające
eskterioryzacji informowały, że znajdowały się poza własnym ciałem, że
ich tożsamość nie była już skupiona na ciele fizycznym. Ale jeżeli tak, to
na czym?
Wydaje mi się, że tożsamość skupia się na konglomeracie ciała
subtelnego zlokalizowanym w monadzie kwantowej. Pewna kobieta
znajdowała się poza własnym ciałem podczas operacji. Później mówiła, że
w tym szczególnym stanie zupełnie nie obchodziło ją, czy operacja się uda
i nie bała się o własne zdrowie fizyczne, co wydaje się absurdalne, gdyż
miała małe dzieci. Absurd nabierze jednak sensu, jeśli uświadomimy
sobie, że w trakcie tych doświadczeń ludzie nie utożsamiają się z obecną
sytuacją, swoimi ciałami, mózgami i historią własnego życia; zamiast tego
identyfikują się z monadą kwantową, która nie ma żadnej historii,
a jedynie charakter.
Znane są też dość kontrowersyjne informacje na temat ludzi
i zwierząt (na przykład psów) dostrzegających coś niezwykłego
(„ducha”?) w miejscach, w których przebywała osoba doświadczająca
pobytu poza ciałem (wedle jej własnych relacji; Becker 1993). Czy
w takich szczególnych sytuacjach „patrzymy oczami” monady kwantowej,
podczas gdy ona patrzy naszymi oczami? Podobna wzajemność między
skorelowanymi bytami miałaby sens. Postrzeganie „zjaw” jest być może
projekcją wewnętrznych obrazów świata zewnętrznego, w którym – jak
nam się wydaje – dostrzegane przez nas zjawisko ma miejsce.
Skłaniam się ku poglądowi, że źródłem duchowych wizji jest
podobny fenomen. Wiele osób widziało Jezusa, Maryję lub Buddę albo
swoich zmarłych duchowych przewodników. W Hollywood Vedanta
Society, gdzie od czasu do czasu udzielam wywiadów, ludzie czasami
miewają wizje Swamiego Wiwekanandy, założyciela tego stowarzyszenia.
Wizje te mogą być wynikiem projekcji wewnętrznych doświadczeń na
zewnątrz.
Pozwólcie, że wspomnę o ostatnim rodzaju niezwykle
kontrowersyjnych dowodów dotyczących komunikacji z bezcielesnymi
monadami kwantowymi. Chodzi tu o rzekomą komunikację, jaką
bezcielesne monady kwantowe nawiązują z określonymi grupami badaczy
za pomocą elektronicznych przekaźników – magnetofonów, odbiorników
radiowych, telewizorów, a nawet komputerów (Meek 1987). Jeżeli
przypadki takie udałoby się potwierdzić, wyeliminowałoby to kwestię
pytań o ewentualne oszustwa związane z dowodami na istnienie życia po
śmierci. Naturalnie rodzi to kolejne pytanie: w jaki sposób bezcielesna
monada kwantowa bez pomocy ciała fizycznego i bez fizycznej interakcji
(jest to niemożliwe) mogłaby wpływać na materialne urządzenia?
Wydaje mi się, że bezcielesna monada kwantowa w pierwszej
kolejności łączy się z medium, by jej fale możliwości mogły załamywać
się razem z jego falami. Być może reszta to po prostu wzmocniona
psychokineza. Podobne moce psychokinetyczne można zaobserwować
w przypadku zjawiska typu poltergeist. Możliwe, że bezcielesne monady
kwantowe zwielokrotniają moc psychokinetyczną medium za pomocą
niezrozumiałego dla nas mechanizmu wzmacniającego. Wiemy jednak, że
idea monady kwantowej daje nam nowy sposób postrzegania wielu
niewyjaśnionych zjawisk. Z pewnością kontynuując naszą przygodę
z nową nauką, dowiemy się więcej ciekawych rzeczy.
W jednym z dialogów Platona, zatytułowanym Republika, autor
opowiada historię, w której pojawia się pomysł, że sami wybieramy swoje
wcielenia. „Nie was wybierać będzie duch; wy sobie będziecie sami ducha
obierali”31. Do jakiego stopnia jest to prawda? Przekonamy się
w kolejnym rozdziale.

FIZYKA DUSZY I SENS ŻYCIA

W przedmowie do niniejszej książki obiecałem, że po odpowiednim


omówieniu kwestii związanych z fizyką duszy odpowiem na podstawowe
pytania dotyczące reinkarnacji. Podsumujmy to, czego się dotychczas
dowiedzieliśmy i sprawdźmy, czy dotrzymałem obietnicy.
Raz jeszcze zwróćcie uwagę na to, że jeżeli myślicie o duszy bez
odpowiedniego podłoża fizycznego, padniecie ofiarą dualizmu i pytań,
takich jak to dotyczące interakcji między niematerialną duszą
a materialnym ciałem bez udziału pośrednika. Dualizm ten eliminuje
fizyka kwantowa, a dzieje się to dzięki zrozumieniu, iż zarówno
niematerialna dusza, jak i materialne ciało są jedynie możliwościami
w sferze świadomości, zaś świadomość pośredniczy w ich wzajemnych
interakcjach i utrzymuje równoległe funkcjonowanie.
Fizycy będący zwolennikami klasycznego newtonowskiego
determinizmu mówią, że im dokładniej zgłębiamy tajemnice
wszechświata, tym bardziej odkrywamy, że jest on pozbawiony sensu.
Nasza dusza ustala kontekst, dzięki któremu do życia wkracza sens. Ten
kontekstowy aspekt duszy to intelekt ponadmentalny lub ciało tematyczne.
Znaczenie przetwarzane jest przez mózg i wyrażane poprzez ciało, którego
plan widoczny jest dzięki tworzeniu się odzwierciedleń pól
morfogenetycznych należących do naszego ciała witalnego. Dzięki
uczynieniu z koncepcji niematerialnej duszy wiarygodnej koncepcji
naukowej fizyka kwantowa wskrzesza sens napędzający nasze
przedsięwzięcia naukowe.
Ja jednak nazywam duszę monadą kwantową, jednostką
zindywidualizowaną. W jaki sposób dusza staje się zindywidualizowana?
Odpowiedź brzmi: poprzez indywidualizację umysłu i ciała witalnego. Ta
wspaniała indywidualizacja odbywa się za pomocą zjawiska, które
nazywam pamięcią kwantową.
Czym więc jest pamięć kwantowa? Pamięć, jaką znacie, jest
wynikiem modyfikacji struktury obiektów fizycznych. Duże makroobiekty
bardzo powoli regenerują się z tego typu modyfikacji strukturalnych,
dlatego też modyfikacje te przechowywane są w postaci pamięci i jest to
pamięć klasyczna. Dobrym przykładem jest tu nagranie zapisane na taśmie
magnetycznej. Dla odmiany pamięć kwantowa funkcjonuje za pomocą
modyfikacji prawdopodobieństwa dostępu do rozmaitych możliwości
kwantowych, które załamujemy do postaci rzeczywistej w trakcie naszego
doświadczania rzeczywistości.
Każda możliwość kwantowa, czy to w mózgu, umyśle, czy w ciele
witalnym, wiąże się z prawdopodobieństwem określonym przez dynamikę
kwantową. Za pierwszym razem, gdy urzeczywistniamy możliwość
w reakcji na bodziec, szansa na to urzeczywistnienie uzależniona jest od
prawdopodobieństwa ustalonego przez określoną dynamikę kwantową.
Załóżmy, że prawdopodobieństwo urzeczywistnienia określonej
możliwości wynosi 25%. Wasza świadomość może swobodnie wybrać tę
możliwość i uczynić ją rzeczywistością pod warunkiem, że dla wielu
przypadków takich załamań wciąż będzie obowiązywać reguła
prawdopodobieństwa, co znaczy, że dla wielu zdarzeń związanych
z załamaniem tej możliwości szansa na jej załamanie będzie wynosić jeden
do czterech. Jednak wraz z cyklicznym doświadczaniem tego samego
bodźca prawdopodobieństwo ulega modyfikacji; skłania się ono coraz
bardziej ku powtarzaniu poprzednich reakcji; staje się uwarunkowaniem.
Teraz, w wyniku uwarunkowania, prawdopodobieństwo wspomnianej
wcześniej możliwości może wzrosnąć niemal do 100%, a w takim
przypadku nasza reakcja nie jest już dowolna. Teraz jest to nawyk, pamięć
– pamięć kwantowa.
Na tym etapie można już przedstawić kompletny model reinkarnacji
zgodny z wszelkimi danymi na temat życia po życiu: kolejne wcielenia
w wielu różnych okresach i miejscach to byty skorelowane przez nasze
intencje; informacje mogą przemieszczać się między tymi wcieleniami za
pomocą kwantowej nielokalnej korelacji. Za pozornym oddzieleniem ciała
fizycznego i historii stworzonej przez poszczególne wcielenia kryje się
kontinuum – ciągłość objawiającego się znaczenia. Formalnie rzecz
ujmując, kontinuum to odzwierciedlane jest w monadzie kwantowej –
konglomeracie niezmiennych tematów, a także zmiennych i ewoluujących
skłonności witalnych oraz mentalnych, czyli karmy.

25 Należy jednak zaznaczyć, że znane obecnie prawa fizyki nie pozwalają na to, by taka pamięć
była całkowicie nieodwracalna.
26 Fizyk Howard Carmichael (prywatna komunikacja z autorem) za pomocą statystycznych
obliczeń metodą „Monte Carlo” wykazał, iż rozwiązanie nieliniowych równań Schrödingera dla
fotonu w szczelinie rezonansowej również wykształca uwarunkowanie, co daje nam niezależną
weryfikację idei pamięci kwantowej.
27 Na ten punkt szczególny nacisk kładzie Stapp (1993).
28 Można w tym miejscu zadać space-after separatex2 bold initial: czy ciało fizyczne samo
w sobie, jeżeli charakteryzuje się wbudowaną dynamiką dla hierarchii splątanych, może
zainicjować samoodnoszące się załamanie bez pomocy ciała mentalnego lub witalnego? Aby
poznać odpowiedź, być może będziemy musieli zbudować komputer kwantowy!
29 Przekład własny.
30 Przekład własny.
31 Przełożył Władysław Witwicki, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2003.
ROZDZIAŁ 8

Pełna historia Tybetańskiej Księgi Umarłych

Przemyślenie, zrozumienie i przedstawienie idei omówionych


w poprzednich rozdziałach niniejszej książki zajęło mi dobrych kilka lat.
Kiedy w pierwszych miesiącach 1996 roku pracowałem nad jej pierwszą
wersją, poczułem, że coś nie daje mi spokoju, że czegoś wciąż tu brakuje.
Stopniowo zacząłem dostrzegać problem. Ideę nielokalnego okna,
przez które czasami przedostają się wspomnienia reinkarnacyjne,
opracowałem wcześniej, a dopiero potem wpadłem na pomysł monady
kwantowej. W swojej próżności sądziłem, że te dwie koncepcje wzajemnie
się uzupełniają – pierwsza dotyczy pamięci związanej z treścią, a druga
reinkarnacyjnego rozprzestrzeniania się pamięci związanej z kontekstem –
nie ma więc potrzeby dalej ich integrować. Myliłem się.
Wskazówki były widoczne, ale nie chciałem ich dojrzeć.
W Rozdziale 4 zaproponowałem, że wszystkie przedstawione
w Tybetańskiej Księdze Umarłych stany bardo dostępne po śmierci to
nielokalne wizje, których osoba umierająca doświadcza w chwili śmierci.
Teraz jednak, dzięki idei monady kwantowej, można było zdefiniować
indywidualną egzystencję pośmiertną – istniejemy jako bezcielesne
monady kwantowe. Czy stany bardo dostępne po śmierci w sposób
logiczny nie powinny odnosić się więc do monady kwantowej? Od tej
logiki nie ma ucieczki: nielokalne okno otwiera się przed śmiercią
w trzecim stanie bardo.
Kolejna wskazówka to kwestie związane z doświadczeniami
z pogranicza życia i śmierci, które uwiarygodniały moją teorię –
doświadczenia nielokalne, wizje archetypiczne, przegląd życia itp. Istnieją
jednak różnice między tymi doświadczeniami a stanami bardo dostępnymi
po śmierci: osoby doświadczające wizji w trakcie śmierci klinicznej tylko
sporadycznie informowały o światach przypominających piekło czy
o gniewnych bogach. Jeszcze rzadziej w tym kontekście można usłyszeć
cokolwiek o nawiązywaniu kontaktu z przyszłymi wcieleniami. Co więcej,
jest niezaprzeczalnym faktem, że doświadczenia z pogranicza życia
i śmierci, jak sama nazwa wskazuje, to wydarzenia, do których dochodzi
przed faktycznym zgonem.
W pracy naukowej przestrzegam pewnego zwyczaju, który ma swoje
dobre i złe strony. Otóż kiedy pracuję nad jakimś oryginalnym pomysłem,
nie lubię zagłębiać się w to, co na ten temat pisali inni. Chroni mnie to
przed przedwczesnymi sugestiami lub uprzedzeniami. Zła strona tego
przyzwyczajenia to strata okazji oglądu badanego zagadnienia z szerszej
perspektywy. Okazało się bowiem, że w wykorzystywanym przeze mnie
słynnym przekładzie Tybetańskiej Księgi Umarłych autorstwa Waltera
Evansa-Wentza pominięto część dotyczącą etapu przedśmiertnego,
nierozłącznie związanego z procesem umierania opisanym przez słynnego
Padmasambhavę, twórcę tybetańskiej gałęzi buddyzmu. Dopiero kiedy
przeczytałem artykuł Kena Wilbera z cudownego zbioru What Survives
(Co przetrwa?), wszystkie elementy układanki ułożyły się w spójną całość
(Wilber 1990). Ta ostateczna synteza jest głównym tematem obecnego
rozdziału. Przejdziemy do niej tuż po dogłębnej dyskusji na temat śmierci
i umierania.
Mam jeszcze jedną uwagę, dzięki której być może zachowam twarz.
Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci mają tyle podobieństw do
opisu pośmiertnych stanów bardo, że nawet tak wielki mędrzec jak Sogjal
Rinpocze czuł pokusę, by połączyć te dwie koncepcje (przeczytajcie jego
książkę zatytułowaną The Tibetan Book of Living and Dying (Tybetańska
Księga Żywych i Umarłych). Wcześniej jednak poradził się swojego
mistrza, Dilgo Khyentse Rinpocze, a ten stwierdził, że „doświadczenia
z pogranicza życia i śmierci to zjawisko należące do naturalnego stanu
bardo tego życia”.

ŚMIERĆ JAKO WYCOFANIE ŚWIADOMOŚCI

Mieszkając jako dziecko w Indiach, często widywałem modlących się


do różnych bogów ludzi, którzy w żałobnych procesjach nieśli zwłoki nad
Ganges, by tam je spalić. Kiedy ujrzałem to po raz pierwszy, zapytałem
matkę, co niosą ci ludzie.
– To martwe ciało – odparła.
– Co to znaczy martwe? – dopytywałem się coraz bardziej
zaciekawiony.
– Śmierć to przejście do innego świata; wszyscy umieramy –
wyjaśniła mi matka.
Ta odpowiedź mnie zafrapowała.
– Co przechodzi do innego świata, mamo? – spytałem.
– Dusza, twoja prawdziwa postać – odrzekła matka.
Po chwili odeszła załatwiać jakieś swoje sprawy, a ja zostałem sam
z niewyjaśnioną tajemnicą.
Jeśli we współczesnej amerykańskiej kulturze dziecko zada podobne
pytanie po zobaczeniu zwłok w domu pogrzebowym, prawdopodobnie
usłyszy od naukowo zorientowanej matki wyjaśnienie: „Śmierć to
nieodwracalny koniec procesów życiowych”.
– Czym są te procesy życiowe? – zapyta być może dziecko.
– Metabolizm, oddychanie, myślenie – odpowie matka.
– Skąd wiemy, że życie skończyło się nieodwracalnie?
W podobnej sytuacji rodzice mogą zazwyczaj być nieco zakłopotani,
ale doświadczona matka będzie przygotowana na tego typu pytanie:
– Istnieje śmierć mózgowa, śmierć serca i śmierć komórek. Mózg
umiera, kiedy raz na zawsze przestaje pracować. Maszyna o nazwie
elektroencefalograf zapisuje fale mózgowe w postaci falistej linii na
monitorze. Jeśli monitor pokaże płaską linię, oznacza to, że mózg przestał
funkcjonować. Rozumiesz?
Współczesne dziecko może być jednak wcale nie mniej
doświadczone niż jego matka. Zapewne widziało w telewizji niejedną
scenę, w której wykres fal mózgowych na monitorze zmienia się w płaską
linię.
– Czym w takim razie jest śmierć serca, mamo?
– O śmierci serca mówimy wtedy, gdy ustaje tętno. Dziś jednak
możemy utrzymywać pacjenta przy życiu za pomocą sztucznego serca,
które wciąż będzie pompować krew, by utrzymać je przy życiu. Tak więc
śmierć serca nie jest już oznaką śmierci człowieka.
Dziecko jest uradowane poziomem wiedzy swojej matki.
O sztucznych sercach też już wiedziało.
– Czym więc jest śmierć komórek?
– Śmierć komórek to moment, w którym wszystkie narządy
w organizmie człowieka zaczynają się rozkładać, ponieważ poszczególne
komórki nie funkcjonują prawidłowo. Na poziomie komórkowym mogą
istnieć geny, które regulują procesy życiowe. Gdy geny te przestają
działać, zanika metabolizm, a narządy zaczną ulegać rozkładowi i umrą.
Widać, że matka dużo wie, ale dziecko nie pozostaje w tyle, gdyż
telewizja uwielbia skupiać się na scenach szpitalnych i koncepcjach
związanych z medycyną. Teraz jednak dziecko pyta:
– Mamo, a co będzie ze mną, gdy umrę?
Teraz nasza współczesna matka musi przerwać rozmowę i coś
załatwić. Nie wie, co to znaczy „ja”; jej materialistyczne wzorce w tym
miejscu zawodzą i kobieta jest ze sobą na tyle szczera, by przyznać, że to
wie. Ale nie chce udzielać odpowiedzi opartej na duchowości. Wiele
matek w takiej sytuacji zmienia jednak swój pogląd na nieco bardziej
duchowy i mówi:
– Pójdziesz do nieba.
W jednym z odcinków serialu telewizyjnego Gdzie diabeł mówi
dobranoc pewna matka, a jednocześnie lekarka, wypowiedziała właśnie te
słowa.
W przeszłości ustalenie, czy ktoś jest martwy, polegało na dość
prymitywnych metodach i często zdarzało się, że ludzi chowano lub
palono jeszcze za życia. Dziś korzystamy z wyrafinowanych metod
i mamy wiele definicji śmierci organizmu (większość z nich powstała
w wyniku sporów natury prawnej), ale wciąż faktyczne ustalenie śmierci
okazuje się trudne.
Tak było w przypadku pewnego pacjenta, u którego stwierdzono
wprawdzie śmierć mózgu, ale którego trzymano przy życiu za pomocą
aparatury podłączonej do ciała. Stało się tak, ponieważ lekarz miał pewne
przeczucia co do pacjenta. Po kilku tygodniach płaski odczyt EEG zaczął
niespodziewanie pokazywać niewielką aktywność mózgu. Wkrótce potem
pacjent wrócił do zdrowia i żył normalnym życiem. Czy w takim razie
powinniśmy polegać na intuicji lekarza przy ustalaniu, czy śmierć
nastąpiła, czy też nie? Przecież lekarze zostali wyszkoleni do tego, by
podejmować odpowiednie decyzje na podstawie odczytów instrumentów
medycznych, a nie intuicji!
Lekarze medycyny mają problem, co zrobić z umierającymi
pacjentami, bowiem koszty przedłużania im życia w szpitalu, np. o trzy
tygodnie, są horrendalnie wysokie. Umierający zaś rozstrzygają w tym
czasie dylematy bardziej praktyczne, najczęściej kwestie prawne; nie
zadają sobie zbyt często pytań: „Kim jestem?” czy „Co stanie się ze mną
po śmierci?”. A jednak być może te dwa rodzaje pytań są ze sobą
w pewnym sensie związane. Jeśli znajdziemy odpowiedzi na drugi typ
pytań, łatwo będzie odpowiedzieć też na ten pierwszy.
W nauce idealistycznej życie jest areną, na której świadomość (dzięki
samoodniesieniu) załamuje fale możliwości osób żywych, jednocześnie
identyfikując się z nimi. To utożsamianie rozpoczyna się od pojedynczej
komórki. W przypadku złożonej, wielokomórkowej istoty posiadającej
mózg, takiej jak człowiek, samoodnoszące się pomiary kwantowe
odbywają się nie tylko na poziomie żywej komórki, ale także na poziomie
konglomeratu, jakim jest mózg. W takim przypadku świadomość
identyfikuje się z mózgiem, co zastępuje tożsamość komórkową.
Podejrzewam, że nie tylko mózg, ale również inne komórkowe
konglomeraty ludzkiego ciała, na przykład układ odpornościowy, układ
trawienny czy układ krążenia, mogą stanowić ośrodki pomiaru
kwantowego i świadomej identyfikacji. Powszechnie wiadomo, że układ
odpornościowy odróżnia nasz organizm od intruzów, utrzymując przez to
pewnego rodzaju integralność charakteryzującą samoodnoszące się
układy.
Świadomość identyfikuje się więc ze złożonym organizmem na kilku
poziomach. Po pierwsze, utożsamia się z komórkowym poziomem
operacyjnym i jest to tożsamość komórkowa. Następnie musi zaistnieć
identyfikacja z narządami, takimi jak układ odpornościowy, żołądkowo-
jelitowy czy układ krążenia. Z punktu widzenia ludzi najważniejszym
typem utożsamiania się jest oczywiście identyfikacja z mózgiem, gdyż ma
ona pierwszeństwo wobec wszelkich innych typów utożsamiania się.
Czym więc jest śmierć? Śmierć to wycofanie się wszystkich typów
identyfikacji. Dzięki nauce w ramach świadomości możemy powiedzieć,
że wycofanie się identyfikacji następuje razem z zaprzestaniem przez
świadomość załamywania możliwości kwantowych pojawiających się
w różnych komponentach organizmu złożonego. Jest to proces stopniowy;
świadomość najpierw wycofuje się z mózgu, potem z narządów (chociaż
kolejność bywa czasami odwrócona), a na końcu z poszczególnych
komórek. Z praktycznego punktu widzenia osoba uznawana jest za
martwą, gdy świadomość zaprzestanie utożsamiania się z jej mózgiem.
Czy udało nam się rozwiązać typowo materialistyczny problem ze
zdefiniowaniem śmierci? Materialistyczne modele medyczne za oznaki
śmierci uznają zanik określonych funkcji, ale nie potrafią ustalić, jakie
dokładnie funkcje muszą zaniknąć, by można było mówić o kresie życia.
Modele religijne dokładnie podają nam określone warunki – chodzi
o opuszczenie ciała przez duszę – ale gubią się w dualizmie. Nasz obecny
sposób patrzenia na śmierć łączy model medyczny z religijnym. Co
opuszcza ciało w momencie śmierci? Chodzi o świadome utożsamianie się
z ciałem fizycznym lub jakimkolwiek jego elementem. Jakie dokładnie
niezbędne funkcje życiowe muszą zaniknąć? Mówimy o przetwarzaniu
makroskopijnych fal możliwości w mózgu (i w innych istotnych
konglomeratach komórkowych, a ostatecznie i w każdej pojedynczej
komórce), które mogłaby załamywać świadomość.
Zauważcie, że choć problem filozoficzny został rozwiązany, na
podstawie objawów zewnętrznych wciąż nie możemy stwierdzić,
w którym momencie kończy się proces wycofywania się świadomej
identyfikacji z mózgiem (lub jakąkolwiek inną częścią ciała). Mózg może
funkcjonować dalej w sferze nieświadomości (ewoluując w sferze
możliwości), nawet wówczas, gdy świadomość nie załamuje żadnych fal
jego możliwości i gdy nie ma żadnego świadomego postrzegania. Do
takiej sytuacji dochodzi u pacjentów znajdujących się w śpiączce; ich ciało
utrzymywane jest przy życiu za pomocą współczesnej technologii.
U pacjentów w śpiączce odbywa się przetwarzanie nieświadome, o czym
można się przekonać po ich wybudzeniu: chorzy niekiedy pamiętają
toczone w ich pobliżu rozmowy. Z uwagi na to korzystnie jest przemawiać
do takich chorych w sposób pełen czułości. Pacjent nie potrafi co prawda
słuchać w sposób różnicujący obiekt od podmiotu, ale w reakcji na słowa
wypowiadane pod jego adresem zachodzi przetwarzanie możliwości.
Możliwości te pozostaną niezałamane. Jeżeli pacjent obudzi się ze śpiączki
i wybierze odpowiednią ścieżkę możliwości, będzie on pamiętać te słowa,
które stanowiły element załamanej (wybranej) ścieżki.
W przypadku chorych znajdujących się w śpiączce istnieje możliwość
(o ile mózg nie został uszkodzony), że świadomość w pewnym momencie
zacznie znów załamywać funkcje falowe. Kluczową sprawą jest więc
ustalenie, w jakim stopniu mózg został nieodwracalnie zniszczony i czy
uniemożliwiało to pomiar kwantowy w układzie hierarchii splątanej. Jeżeli
stwierdzono zniszczenie nieodwracalne, załamywanie funkcji falowych
nie będzie możliwe, a świadomość nigdy więcej nie uaktywni się w tym
mózgu. Dopiero wtedy możemy uznać, że w przypadku tego pacjenta
doszło do śmierci mózgu.
Odpowiedzialność za decyzję dotyczącą tego nieodwracalnego
uszkodzenia spoczywa na barkach lekarza i zawsze jest tu miejsce na jakąś
niejednoznaczność. Idealistyczny scenariusz musi pozostawić decyzję
w sprawie umierających pacjentów intuicji lekarza, podobnie zresztą jak
w obecnym scenariuszu materialistycznym. Różnica polega jednak na tym,
że w przypadku nauki w ramach świadomości jest to akceptowalne
wyjście, ponieważ wprowadza ono do równania subiektywną intuicję
i ceni jej wykorzystywanie.

ETAPY UMIERANIA

Umieranie jest więc wycofaniem świadomości, świadomej


identyfikacji. To wycofanie ma jednak w sobie jeszcze więcej subtelności,
niżby się wydawało, albowiem musimy uświadomić sobie, że oprócz ciała
fizycznego mamy jeszcze płaszczyznę witalną, mentalną, tematyczną oraz
ciało rozkoszy. Szkoła tybetańska obrazuje to wycofanie, opierając się na
koncepcji czterech żywiołów:
Gdy śmierć zbliża się do
żywiołu ziemi, odczucie stałości
i twardości ciała zaczyna
ustępować (...) Kiedy pierwiastek
ziemi rozpływa się w pierwiastku
wody, odnosimy wrażenie
płynięcia z nurtem, ponieważ
stałość, która zawsze wzmacniała
utożsamianie się z ciałem, teraz
zaczyna się rozpływać i ustępuje
miejsca ciekłości. W trakcie
zamiany wody w pierwiastek ognia
stan płynności przybiera postać
ciepłej mgiełki (...) Gdy zaś
pierwiastek ognia podlega
przemianie w pierwiastek wiatru
(...), pojawia się uczucie lekkości,
jakby ciepło unosiło się ku górze
(...) A kiedy pierwiastek wiatru
rozpływa się w świadomości,
ogarnia nas poczucie bezkształtu.
(Levine 1996)

Dziś łatwo się pogubić w tym opisie żywiołów, ale niewątpliwie tkwi
w nim jakaś prawda. Musimy dostrzec metaforyczną naturę tego opisu.
Ziemia to najbardziej stały spośród żywiołów – odpowiada on ciału
fizycznemu. Dlatego też proces umierania rozpoczyna się właśnie od
rozpadu naszej identyfikacji z fizycznością. Kolejne żywioły – woda
i ogień – odnoszą się do witalnego i mentalnego komponentu monady
kwantowej. Po tym, jak świadomość przestaje utożsamiać się z ciałem
fizycznym, zaczyna identyfikować się właśnie z tymi komponentami,
chociaż wciąż załamuje ona skorelowane fale możliwości ich obu, by
doświadczenia mogły pojawiać się dalej. Są to jednak doświadczenia
poczucia lekkości lub bezcielesności, co pokrywa się z opisami
przedstawianymi przez osoby, które przeżyły doświadczenia z pogranicza
życia i śmierci.
Kolejnym żywiołem jest wiatr – żywioł niezbyt stały. Symbolizuje on
ciało tematyczne lub ciało intelektu ponadmentalnego, czyli siedlisko
archetypów. Kiedy się z nim identyfikujemy, otrzymujemy dostęp do
archetypów, spośród których możemy tworzyć wizje. Ostatnia
identyfikacja to utożsamianie się ze świadomością w jej oryginalnej,
nieograniczonej i bezkształtnej postaci – Brahmanem lub siunjatą.
Zauważcie, że proces rozpadu w trakcie śmierci to wzniesienie się
świadomości do postaci całkowitej wolności, zaś stan bardo dostępny
w momencie śmierci to dopełnienie tego procesu – są one ponownym
sprowadzeniem świadomości w świat ograniczeń.
Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci uruchamiane są przez
szokujące, zagrażające życiu wydarzenie, które powoduje zmianę
skupienia tożsamości na witalny i mentalny komponent monady
kwantowej. Z tego nowego miejsca osoby doświadczające przeżyć
z pogranicza życia i śmierci mogą niekiedy dotrzeć do tożsamości ciała
tematycznego – stąd właśnie biorą się ich archetypiczne wizje; osoby te
mogą nawet niewyraźnie dostrzec samo światło świadomości. Ale jak
wspomniał guru Sogjala Rinpocze, nie jest to prawdziwe doświadczanie
rozpadu prowadzące do śmierci. Jest to jedynie runda próbna. To
autentyczne samadhi , doświadczanie stanu świadomości poza ego, ale nie
jest to prawdziwe bardo dostępne w chwili śmierci; brakuje w nim głębi.
Stąd biorą się różnice w doświadczaniu nielokalnego okna, które
moim zdaniem otwiera się zarówno w przypadku doświadczeń
z pogranicza życia i śmierci, jak i przy bardo dostępnym w chwili śmierci,
a konkretnie – przy trzecim bardo. Osoby w stanie śmierci klinicznej
doświadczają światów przypominających niebo, ale rzadko kiedy widzą
piekło. Często całe życie przewija im się przed oczami, ale tylko
sporadycznie ich wizje dotyczą przyszłości. Wszystko to dlatego, że nie
docierają dość głęboko. Niejednokrotnie słyszą, że ktoś każe im wracać.
Kto to taki? W istocie jest to ich własny głos.
Na marginesie, co mogłoby się stać, jeśli ktoś dotarłby wystarczająco
głęboko? Na przykład tak daleko w głąb, by ujrzeć czyste światło.
W progresywnych stanach samadhi, do których dociera się na jawie dzięki
medytacji i z pomocą łaski, przechodzi się przez te same procesy
wznoszenia i opadania, co w przypadku stanów bardo. Samadhi, w którym
utrzymuje się podział na podmiot i obiekt, dzięki czemu w ciele fizycznym
zostaje zachowana jakaś szczątkowa tożsamość (savikalpa samadhi), to
o wiele częściej doświadczany typ stanu ciała i umysłu. W literaturze
spotyka się także opis rzadziej doświadczanego nirvikalpa samadhi,
w trakcie którego brak jest podziału na podmiot i obiekt, a tożsamość
zupełnie scala się z ciałem rozkoszy, choć jedynie chwilowo. W Indiach
panuje przekonanie, że nie da się przetrwać takiej zmiany świadomości
samego siebie na tożsamość ciała rozkoszy, na czyste światło, jeżeli trwa
ona dłużej niż 21 dni32.
Wracając do tematu doświadczeń z pogranicza życia i śmierci, jestem
przekonany, że w przypadku prawdziwego doświadczania śmierci te
typowe dla próby braki znikają, nielokalne okno jest szerzej otwarte,
a prawdziwa komunikacja i wzajemne wpływy między wcieleniami
zachodzą częściej.
No tak, ale w jaki sposób można wyjaśnić stany bardo dostępne po
śmierci? Otwarcie się nielokalnego okna w trakcie stanu bardo dostępnego
w momencie śmierci wyjaśnia dane dotyczące przywoływania informacji
z poprzednich wcieleń, które przedstawił w opisie swoich badań Stevenson
(i inni). Zmiana skupienia tożsamości z ciała stałego na subtelne i na ciało
rozkoszy odpowiada tybetańskim opisom stanów bardo dostępnych
w chwili śmierci. Po śmierci nie ma jednak ciała fizycznego, istnieje
jedynie bezcielesna monada kwantowa. Razem ze śmiercią ciała
fizycznego znika możliwość doświadczania rozdziału na podmiot i obiekt.
Tak naprawdę istnieje tylko przetwarzanie nieświadome, podobnie jak
w przypadku głębokiego snu. Jak zatem wyjaśnić stany bardo dostępne po
śmierci?
Na szczęście ten problem również da się rozwiązać. Najpierw
musimy zadać pytanie, w jaki sposób wielcy tybetańscy mędrcy
opracowują koncepcje stanów bardo dostępnych po śmierci, skoro sami
wciąż żyją. Kolejna podpowiedź przychodzi wraz z poznaniem relacji
osób, które będąc w stanie hipnozy lub oddychania holotropowego,
przeżywały doświadczenia typowe dla pośmiertnych stanów bardo.
Doświadczenia owe, jak na przykład wybieranie swoich rodziców, są
zbieżne z tybetańskimi opisami. Jedna z badanych przez Helen Wambach
osób mówiła: „Byłam bardzo zdziwiona, gdy odkryłam, że niewiele czasu
spędziłam w ludzkim płodzie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było
uczucie, że w jakiś sposób sama pomagałam go stworzyć” (Wambach
1979). Zdanie to wskazuje na nielokalność oraz na karmiczne
kształtowanie płodu podczas przetwarzania nieświadomego, które łączy
płód z jego bezcielesną monadą kwantową.
Możemy więc połączyć te wszystkie wskazówki i zaproponować
pewną teorię. W monadzie kwantowej nie ma doświadczania podmiotu
i obiektu, ale istnieje nieświadome przetwarzanie możliwości kwantowych
ciał subtelnych. Tworzy to rozmaite możliwe ścieżki. W chwili narodzin,
gdy dostępne jest ciało fizyczne, jedna z takich ścieżek się urzeczywistnia,
po czym wszystkie dotyczące jej wydarzenia następują w sposób
retroaktywny. Nie są one postrzegane jako zjawiska świadome, ale
możemy uzyskać dostęp do pamięci o nich, jeżeli wspomnienie takie
zostanie wzbudzone, na przykład za pomocą hipnozy.
W przeprowadzonym przez Helen Wambach badaniu dotyczącym
hipnotycznej regresji do momentu narodzin wzięło udział 750 uczestników
dobranych tak, aby stanowili przekrój amerykańskiego społeczeństwa
(było tam na przykład wielu chrześcijan, a nawet praktykujących
katolików). 81% uczestników badania wyraziło przekonanie, że sami
zadecydowali o swoich urodzinach. Wszyscy badani przyznali, że bardzo
słabo utożsamiali się z płodem do momentu ok. szóstego tygodnia jego
życia i twierdzili, że czuli, jak wstępują w jego ciało i jak z niego
wychodzą (Wambach 1979). Może się wydawać, że ten typ danych
sugeruje jakiś dualizm. Spójrzmy jednak na to z punktu widzenia teorii
zaprezentowanej w niniejszej książce. Czyż nie ujawnia się tu jakiś sens?
Przy narodzinach mamy wybór dotyczący ścieżek życia. W momencie
poczęcia tożsamość z ciałem fizycznym jest jeszcze stosunkowo słaba,
wskutek czego dominuje tendencja do pozostawania poza ciałem.
Tożsamość w większym stopniu wciąż przebywa w monadzie kwantowej.
TYBETAŃSKA KSIĘGA UMARŁYCH WE WSPÓŁCZESNEJ FORMIE IDEALISTYCZNEJ:
WERSJA ZMODYFIKOWANA

Teraz wreszcie możemy ponownie zinterpretować fragmenty


Tybetańskiej Księgi Umarłych, tłumacząc ją na język bardziej zrozumiały
dla współczesnego umysłu i odzwierciedlający nasze kwantowe
rozumienie jej przekazu. Uczyńmy to w sposób swobodny, ale
nieoddalający się zbytnio od formy oryginału.
O, szlachetnie urodzony, słuchaj uważnie. Wszystkie znaki wskazują,
iż masz zamiar wkroczyć w bardo śmierci. To niepowtarzalna okazja, by
pracować na rzecz swojego ducha i doznać wyzwolenia. Słuchaj więc
uważnie, choć może to być trudne, gdyż twoja świadomość zdradza oznaki
wycofywania się z własnego ciała fizycznego.
Bądź rozważny, bowiem kiedy wraz ze śmiercią wkroczysz w stan
bardo, świat może ci się wydać zupełnie inny. Prawdopodobnie nigdy
wcześniej nie spotkało cię doświadczenie poza ciałem, ale ta chwila
właśnie nadeszła. Nie sądziłeś, że umiesz latać. Otóż umiesz. Czujesz
lekkość i prawdopodobnie beztroskę.
O, szlachetnie urodzony. Słuchaj uważnie. Jeżeli znajdujesz się teraz
poza swoim ciałem, to nie ma w tym nic niezwykłego. Oznacza to po
prostu, że obecnie identyfikujesz się bardziej ze swoją monadą kwantową,
niż ze swoimi ośrodkami witalnymi i mentalnymi, które niepostrzeżenie
nadawały postać twoim doświadczeniom za życia.
Doznajesz teraz doświadczeń nielokalnych. Widzisz własne ciało
leżące na łóżku. Nie martw się. Śmierć to rytuał przejścia, wielkie
samadhi. Zachowaj świadomość i spokój. Najwspanialsze doświadczenia
jeszcze przed tobą.
O, szlachetnie urodzony. Jeżeli nie zwróciłeś uwagi na doświadczenie
poza ciałem, zapomnij o nim. Skup się na swoich wizjach. Czy
przechodzisz przez tunel? Widzisz to, co sam tworzysz. Czyż nie
wyobrażałeś sobie tunelu prowadzącego na drugą stronę? Nie znajdujesz
się jednak jeszcze po drugiej stronie. Wciąż możesz sterować swoimi
doświadczeniami, podobnie jak w trakcie świadomego snu.
Twoja pierwotna tożsamość przebywa teraz razem z monadą
kwantową, dzięki czemu możesz tworzyć wizje i nadawać formy sferze
tematycznej, która kieruje twoimi ciałami: mentalnym i witalnym. Czy
widzisz w oddali światło? To wzywające cię do siebie światło
świadomości. Wizje, których teraz doświadczasz, to jedynie preludium.
Słuchaj uważnie, bo możesz zniszczyć dużą część swojej karmy.
Czy widzisz świetlistą istotę? Jezusa, a może Buddę? To dobrze, oni
mogą ci pomóc. Być może teraz będziesz zmuszony przyjrzeć się swojemu
życiu. Nie opieraj się. Jeżeli ujrzysz także swojej poprzednie wcielenia –
tym lepiej; nie broń się przed nimi.
Zachowaj świadomość, przyjacielu. Czy widzisz przebłyski swojego
przyszłego wcielenia? Nielokalne okno, przez które spoglądasz, jest
otwarte dla wszystkich twoich wcieleń – zarówno tych z przeszłości, jak
i z przyszłości. Tworzysz synchroniczność dla przyszłych wydarzeń tak
samo, jak czerpiesz korzyści z poprzednich tego typu przypadków, które
stworzyłeś sobie ostatnim razem. Podróżujesz w ten sposób już od bardzo
dawna, o szlachetnie urodzony.
Jeżeli pominąłeś przegląd życia i nie zdążyłeś podzielić się nim
z twoim kolejnym wcieleniem, nie szkodzi. Życie powinno wywoływać
u ciebie odprężenie, a nie krytyczne oceny. Nie musisz się osądzać, zanim
wkroczysz w następne życie, choć jeśli widziałeś wyraźnie swoje
poprzednie i kolejne wcielenia, to dobry znak. Mniejsza o to.
Słuchaj uważnie. Cokolwiek teraz widzisz, tworzysz to z archetypów
twojego własnego ciała tematycznego. Odwagi. Nie zaprzątaj sobie głowy
obrazami, które zajmowały ci czas za życia. Ujrzyj swoje emocje takimi,
jakie są, nawet jeżeli oznacza to spotkanie z gniewnymi bogami
i aniołami. To ruchomy obraz przestawiający twoje własne dzieła. Nie
rozpaczaj, jeżeli ujrzysz piekło.
Jeśli teraz stłumisz swoje emocje, one dogonią cię po drugiej stronie,
gdy będziesz nieprzytomny. Postaraj się być odważny teraz i póki możesz,
uporaj się z emocjami. Wystarczająco długo się przed nimi kryłeś.
Wiedz, że to od twojego nastawienia zależy, czy ujrzysz niebo, czy
piekło. Pamiętasz historię taoistyczną? Gdy trafiamy do piekła,
odkrywamy, że trwa tam wielki bankiet w niczym nieprzypominający
obrazu ognia i siarki kreowanego przez niektóre tradycje. Ludzie siedzą
przy ogromnych okrągłych stołach zastawionych wszelkimi możliwymi
potrawami. Jest tylko jeden problem! Widelce, łyżki i noże są tych samych
rozmiarów, co stoły, a ludzie daremnie próbują zjeść coś za pomocą tak
nieporęcznych sztućców. Gdy zaś trafiamy do nieba, widzimy ten sam
bankiet, z jedną tylko różnicą: ludzie siedzący po przeciwnych stronach
stołu karmią się nawzajem.
Jeżeli przegapiłeś gniewnych bogów, tym lepiej. Przygotuj się na
spotkanie z bogami spokojniejszego świata. Zawsze chciałeś iść do nieba.
Oto więc niebo. Jesteś świadomy? Poczuj miłość płynącą od twojej
ulubionej bogini współczucia. Zobacz świat, w którym króluje
sprawiedliwość. Wizja łagodnego, sprawiedliwego boga urzeczywistnia
się w sytuacji, w której się teraz znajdujesz. Ale jeśli dotarłeś tak daleko,
to czemu by nie poczekać jeszcze trochę?
Możesz oczywiście utożsamić się z osiągniętym poziomem i – jeśli
będziesz chciał – sam stać się aniołem lub bodhisattwą po śmierci. Przed
tobą widać jednak światło wszechistnienia: świadomość w czystej postaci.
Twoja tożsamość już praktycznie wycofała się z ciała fizycznego
i subtelnego, a nawet tematycznego. Twoja egzystencja wisi na
najcieńszym włosku. Jeżeli jeszcze jesteś świadomy, uwolnij się od
wszelkich tożsamości. To ostateczny spokój, ostatnie światło. To nirwana.
Moksza. To wieczne niebo. Aum, spokój, spokój, spokój!
Teraz już nie żyjesz. Znajdujesz się po drugiej stronie, o szlachetnie
urodzony. Jesteś nieprzytomny i możesz przetwarzać jedynie możliwości.
Słowa, które do ciebie wypowiadamy, już nie docierają za pomocą
typowych kanałów lokalnych. Chwała za nielokalność kwantową!
Jeżeli nie przeoczyłeś czystego światła, stanowisz teraz jedność
z bogiem, czego ci gratuluję. Namaste. Jeżeli jednak ominąłeś światło,
zastanówmy się przez chwilę nad możliwościami, które na ciebie czekają.
Może ci się to później przydać.
Utożsamienie się ze spokojnym niebiańskim wymiarem w chwili
śmierci może skutkować pominięciem cyklu śmierci i narodzin. Może ci
się to udało. Być może wybrałeś ścieżkę prowadzącą do nieba, ale chcąc
pomagać innym, nie zdecydowałeś się na własne zbawienie. Jeżeli
zechcesz, a właściwie jeżeli bóg tego zechce, na zawsze zostaniesz
w swojej monadzie kwantowej. Wszakże z pewnością wiesz, że twoje
intencje to intencje boga.
Jeżeli umierając, nie udało ci się trafić do niebiańskiego świata, ale
ujrzałeś swoje emocjonalne piekło i utożsamiłeś się z nim, to wciąż jesteś
wolny od kolejnych narodzin. Wciąż jesteś anielskim pomocnikiem.
Będziesz pomagać nam w oczyszczaniu swoich cieni. Oddaję ci cześć.
W razie przeoczenia w chwili śmierci zarówno piekła, jak i nieba,
opisane powyżej opcje nie powinny cię interesować, mój szlachetnie
urodzony przyjacielu. Odrodzisz się, gdyż znajdujesz się w szóstym
pośmiertnym stanie bardo – bardo sidpa. Mimo że działasz nieświadomie,
przetwarzasz dostępne ci możliwości. Po odrodzeniu się wybierzesz jedną
z tych możliwych ścieżek.
Jeśli umierając, nie identyfikowałeś się ani z archetypicznym
piekłem, ani z niebem, lecz ujrzałeś któryś z tych światów przelotnie, twój
byt w sferze możliwości zwróci na nie uwagę. Nie spieszy ci się
z odrodzeniem. Kiedy narodzisz się na nowo na ziemi, będzie to dla ciebie
kolejna okazja do tego, by służyć życiu oraz świadomości. Nie martwię się
o ciebie, mój przyjacielu.
W przypadku zachowania świadomości w chwili śmierci i oglądania
przebiegu całego życia, a następnie połączenia się z dzieckiem, którym
będziesz w następnej rundzie swojego życia, wybór własnej ścieżki
możliwości masz już za sobą. Wiesz, czego ci trzeba i jakie życie da ci
najlepszą okazję do zniwelowania karmy i wypełnienia swoich
zobowiązań monadycznych.
Jeżeli jesteś świadomy, w późniejszym etapie swojego kolejnego
życia być może zdołasz sobie przypomnieć, co robiłeś w sidpa bardo,
ponieważ to, co obecnie jest jedynie możliwością, wówczas stanie się
stanem faktycznym. Może zauważyłeś, jak twoi rodzice dają ci życie. Nie
utożsamiłeś się jeszcze ze swoim płodem; byłeś wtedy poza ciałem
i patrzyłeś na świat telepatycznie, można powiedzieć „oczyma swoich
rodziców”, a może nawet poczułeś pożądanie. To pożądanie ustali twoją
płeć w momencie narodzin – odpowiedni plemnik dotrze do jajeczka – to
sprawa drugorzędna. Jeżeli twoje pożądanie skupiło się na matce,
narodziłeś się jako chłopiec; jeżeli jednak obiektem twojego pożądania był
ojciec, to twoja płeć jest z pewnością żeńska.
Jeżeli w tym życiu nabrałeś dobrych nawyków, mam nadzieję, że
wybierzesz dla siebie rodzinę, która dodatkowo je rozwinie. Zaś jeśli
ostatnio twoje życie nie układało się dobrze i jeśli nigdy nie odkryłeś
swojego przeznaczenia, wierzę, że uda ci się to w kolejnym wcieleniu.
Bądź dla siebie dobry, bądź wobec siebie szczery, podążaj własną ścieżką
i pomagaj innym, jeżeli zdołasz. Aum, spokój, spokój, spokój.

32 Czytałem, że taką tezę wygłosił sam mędrzec Ramakryszna.


ROZDZIAŁ 9

Od ego do ewoluującej monady kwantowej:


opracowywanie nowego kontekstu dla życia

Po lekturze ostatnich trzech rozdziałów wiecie już, że fizyka kwantowa


pozwala nam opracować zadowalający model opisujący życie po śmierci
i reinkarnację. Model ten wykazuje dużą zgodność z zawartymi
w Tybetańskiej Księdze Umarłych tradycjami ezoterycznymi. Kim więc
jesteśmy? Na podstawowym poziomie utożsamiamy się naturalnie z ego.
Jednak nasza kreatywność, nasze uczuciowe doświadczenia, chwile,
w których podejmujemy ważne decyzje natury moralnej, pokazują, kim
możemy być na głębszym poziomie – poziomie jaźni kwantowej.
Na pewnym etapie naszego rozwoju nabieramy podejrzeń, że dopóki
identyfikujemy się z ego, nigdy nie uda nam się w pełni wykorzystać
własnego potencjału kreatywnego, potencjału osiągnięcia idealnego
szczęścia czy zdolności bezwarunkowej miłości do innej osoby. Wówczas
rozpoczynamy duchową wędrówkę, której celem jest zmiana tożsamości
na inną, nakierowaną na jaźń kwantową. Reinkarnacja przedstawia nam
nowe perspektywy i wskazówki co do sposobu zgłębiania własnej
duchowości. Tematem tym zajmę się w niniejszym rozdziale.
Zauważcie też, że model duszy – przedstawionej w poprzednich
rozdziałach monady kwantowej – wciąż jest niekompletny, bowiem nie
wyjaśniliśmy dotąd jednego typu informacji. W Rozdziale 7 pisałem
o kumulowaniu karmy; z każdym kolejnym wcieleniem zbieramy jej coraz
więcej. Z zaprezentowanego modelu wynika, że trwalibyśmy w tym cyklu
przez całą wieczność. W tym samym rozdziale mowa jest też o aniołach
i duchach-przewodnikach jako istotach wywyższonych i wyzwolonych.
Zachodzi pytanie, w jaki sposób dusza ma osiągnąć ten wywyższony stan?
Jak wyrwać się z karmicznego koła i osiągnąć wyzwolenie? W tym
i następnym rozdziale zbadamy kwestię ewolucji duszy i jej wyjścia
z karmicznego koła.
Proszę o skupienie, bowiem będziemy teraz rozważać intelektualny
owoc modelu reinkarnacyjnego i sposób, w jaki wspomaga on naszą
eksperymentalną podróż ku rozwojowi duchowemu. Część tego rozdziału
stanowi opis dość tradycyjnych kwestii; model kwantowy stanowi
zadowalającą podstawę prawd głoszonych przez tradycje duchowe. Zza
spraw tradycyjnych wyłaniają się jednak koncepcje kwantowe, takie jak
kwantowy przeskok kreatywności czy hierarchia splątana. Doceńcie te
koncepcje i weźcie je pod uwagę w trakcie swoich podróży.

PROJEKT ATMAN

Zazwyczaj myślimy o sobie w kategoriach ego obdarzonego


osobowością. Wierzymy, że to ego odpowiada za nasze czyny, które płyną
nieprzerwanie niczym rzeka z lodowca. Cały świat jawi się wtedy jako
plac zabaw dla ego i jego „wolnej woli”.
Ego staje się organizatorem i tłumaczem wszystkich naszych
doświadczeń. Zorganizowane w ten sposób doświadczenia dotyczące
innych ludzi stają się czymś drugorzędnym – epifenomenem naszego ego.
W kręgu rodziny i przyjaciół każdy jego członek jest szanowany, a nawet
kochany. Jednak osoby pozostające poza granicami wyznaczonymi przez
nasze ego tracą wiarygodność, a nawet mogą zostać zniszczone –
uśmiercone.
Na szczycie listy zadań należących do ego jest samoobrona, którą
filozof Ken Wilber określa mianem projektu atman. Według Wilbera
w każdej chwili znajdujemy się u zbiegu dwóch biegunów – życia
i śmierci, Erosa i Tanatosa. Eros kieruje nas ku życiu i nieśmiertelności
ego, dzięki niemu stajemy się twórcami, wznosimy imperia. Tanatos,
archetyp śmierci, pcha nas ku kosmicznej jedności oznaczającej
poświęcenie własnego ego. Jednak ego jest sprytne; skrzywia dążenie do
kosmicznej jedności po śmierci, tworząc fałszywą iluzję będącą w istocie
jeszcze większą separacją. Pragnienie uśmiercenia ego staje się rytuałem
poświęcenia, w którym życzymy sobie śmierci innych ludzi, a czasem
nawet do niej dążymy (Wilber 1980).
Eros i Tanatos. Gdy ekspresja tych dwóch koncepcji w naszym życiu
przebiega w zbilansowany sposób, życie jest pięknym tańcem na ostrzu
noża. Śmierć może nadejść w każdej chwili, co umożliwia, a wręcz
nakazuje kreatywność. Poeta Rabindranath Tagore napisał:

Kiedy pewnego dnia śmierć zapuka do twych drzwi,


Co jej zaoferujesz?
Postawię przed moim gościem naczynie
wypełnione moim życiem,
Nie pozwolę mu wyjść z pustymi rękami33.

Natomiast jeśli Thanatos zostanie nakłoniony do służby ego, możemy


wykształcić w sobie głęboki strach przed śmiercią, wskutek czego
stracimy kreatywność. Pozbawione ukierunkowania życie powoduje wtedy
zagubienie człowieka, który skupia się na poszukiwaniu nieśmiertelności
w ciele, które z natury rzeczy jest śmiertelne.
Elizabeth Kübler Ross (równolegle z innymi badaczami)
przeprowadziła ostatnio badania nad śmiercią, w których wzięły udział
osoby nieuleczalnie chore. Badania te potwierdzają wspomniane wyżej
skłonności egoistyczne (Imara 1975). Nieuleczalnie chorzy przechodzili
przez następujące, wyraźnie widoczne etapy:

1. Zaprzeczenie: Pod wpływem szoku związanego z odkryciem prawdy


pacjent nie przyjmuje do wiadomości, że czeka go śmierć. „To nie
może być prawda. To nie mogło się przytrafić właśnie mnie. Ja
i złośliwy nowotwór? Zostało mi tylko kilka miesięcy życia? To
nonsens”34. To zaprzeczenie sprawia, że strach przed śmiercią nie
jest widoczny. Pacjent czuje się samotny i wyizolowany, trapi go
wewnętrzny konflikt i poczucie winy. Najgorszym ciosem jest
poczucie bezcelowości istnienia. W hinduskim eposie Mahabharata
pojawia się pouczająca historia. Pewnego razu książę Judhiszthira
wędrował przez las wraz z żoną i braćmi w poszukiwaniu wody.
Z daleka wydawało im się, że widzą jezioro, więc Judhiszthira posłał
żonę przodem, a za nią swoich czterech braci. Niestety wyprawa
zakończyła się fiaskiem; nikt nie powrócił. W końcu sam książę
musiał udać się nad jezioro. Spotkał tam istotę obdarzoną nadludzką
siłą, która zgodziła się dopuścić go do wody, jeśli rozwiąże kilka
zagadek. Pierwsza zagadka brzmiała: „Co jest najdziwniejszym
zjawiskiem na świecie?” Judhiszthira odparł: „Miliony ludzi umierają
każdego dnia; a jednak inni, nawet widząc to na własne oczy, nie
dopuszczają do siebie myśli, że sami kiedykolwiek umrą”. Była to
poprawna odpowiedź. Etap zaprzeczenia dotyczy nie tylko osób
nieuleczalnie chorych. Wypieranie się własnej śmierci to nawyk
większej części ludzkości.
2. Gniew: W końcu zaprzeczenie ustępuje miejsca ekspresji, emocjom,
zwłaszcza gniewowi. „Dlaczego ja? Dlaczego nie umrze ktoś zły?”;
„No dobrze, umieram, ale czy to musi być tak bardzo bolesne? Nie
chcę waszego współczucia”.
3. Targowanie się: To etap obietnic typu „Jeżeli przeżyję, będę dobry”.
Skąpi ludzie obiecują hojność. Osoby czujące się winne z powodu
swojej rozwiązłości seksualnej przyrzekają żyć w celibacie itp.
Ludzie jednak rzadko bywają szczerzy i dotrzymują swoich obietnic.
Targowanie się zawsze oznacza warunki, a nie motywację. Ego jest
gotowe do poświęceń tylko wtedy, gdy otrzyma coś w zamian.
4. Depresja: Jeśli targowanie się zawodzi, zaczynamy rozumieć, co nas
czeka – tak, niedługo umrę, przestanę istnieć. Dociera do nas
głębokie poczucie bezsilności wobec śmierci. Praktyki duchowe
określają tę fazę mianem „mrocznej nocy duszy”. Poddajemy się,
przetwarzamy nieświadomie, a intuicja podpowiada nam, że ego to
nierealny twór.
5. Akceptacja: Etap depresji kończy się otwarciem umysłu. Na tym
etapie może dojść do przeskoku kwantowego, co pozwoli nam
wykroczyć poza granice ego niedostrzegającego kosmicznych
możliwości wynikających ze śmierci. Kiedy pojawi się taki przeskok,
ogarnia nas pewien typ wewnętrznego spokoju. Ludzie znajdujący się
na tym etapie żyją chwilą i często bywają kreatywni.

Należy jeszcze wspomnieć o dwóch kwestiach. Po pierwsze, wbrew


pozorom opisane powyżej etapy nie tworzą chronologicznej listy. Ludzie
często zmieniają ich kolejność, ale akceptacja staje się autentyczna dopiero
na końcu tej wędrówki po etapach (Levine 1982). Taka fluktuacja często
cechuje też czyny kreatywne.
Po drugie – nie każdy umierający przeżywa wszystkie pięć etapów.
Ludzie, którzy je przeszli, potrafią lepiej porozumieć się ze swoimi
bliskimi i umieją rozmawiać o sytuacji, w której się znaleźli. Zazwyczaj
odrzucają oni postawę defensywną; dzielą się doświadczeniami
z otoczeniem i wolą mówić o tym, co się z nimi aktualnie dzieje, niż tracić
czas na rozmowy o sprawach nieistotnych. Poza tym najczęściej akceptują
fakt, że życie bywa zarówno złe, jak i dobre; nie stawiają się wyłącznie po
jednej stronie (Imara 1975). Mówiąc krótko, są świadomi, że istnieje życie
poza ego, dzięki czemu o wiele mniej obawiają się śmierci.
Prawda jest taka, że gdy poszukujemy ego – bohatera naszych akcji
w psychice, nie potrafimy go odnaleźć. Po pierwsze, ego to jedynie treść,
zbiór osobistych historii. Naturalnie ego wymyśla też i odgrywa rozmaite
role (persona), dostosowując się do różnych sytuacji (koncepcja persony
wzięła się ze starożytnej tradycji greckiej, w której aktorzy nosili maski
w trakcie przedstawień). Ego i persona to twory fikcyjne i naturalnie
nietrwałe. Gdybyśmy od początku o tym wiedzieli, nigdy nie czulibyśmy
potrzeby wypierania się śmierci.

DEFINIOWANIE SIEBIE NA NOWO

Chodzi tu w gruncie rzeczy o bardziej zaawansowany sposób


myślenia o sobie – postrzeganie siebie jako charakteru – zbioru skłonności
lub usposobienia. Większość naszych czynów wynika ze ścieżek
nawykowych stworzonych w umyśle. To właśnie ten rodzaj charakteru
behawioryzm uznaje za wynik uwarunkowania psychospołecznego, czego
wyrazem jest behawiorystyczne credo: „Na poziomie indywidualnym nie
ma swobody działania”.
Czy behawioryści mają rację, mówiąc, że na poziomie ego nie
dysponujemy żadną formą wolnej woli? Po części tak, ponieważ
doświadczenia z udziałem EEG zdradzają, że gdy poprosi się badanego
o podniesienie ręki z własnej nieprzymuszonej woli, osoba odczytująca
wydruk będzie potrafiła przewidzieć, że badany tego dokona. Cóż to za
wolna wola, jeżeli możemy ją przewidzieć? Neurofizjolog Benjamin Libet
(1985) wykazał jednak, że w rzeczywistości nawet jeśli zaczniemy
wykonywać przewidzianą przez badacza czynność podnoszenia ręki,
w każdej chwili możemy tę czynność powstrzymać. To nadaje znaczenie
popularnemu powiedzeniu „po prostu powiedz: nie”35.
Charakter człowieka to coś więcej niż tylko uwarunkowanie
psychospołeczne. Niektóre nawyki biorą się z kreatywnego przyswajania
kontekstów działania; nie da się ich nauczyć, można je jedynie zilustrować
i udostępnić. Dobrym przykładem jest tu matematyka. Nauczanie
matematyki to spore wyzwanie, ponieważ niekiedy wymaga od ucznia
twórczej partycypacji; czasami trzeba odkryć nowe konteksty. Innymi
przykładami mogą być miłość i sprawiedliwość.
W trakcie rozwoju człowiek w sposób twórczy odkrywa konteksty
kształtujące jego charakter. Francuski psycholog Jean Piaget (1981) opisał
ten proces jako serię tzw. równoważeń, czyli sposobów osiągnięcia
homeostazy. Dziecko korzysta z prostych i obustronnych równoważeń
w celu osiągnięcia homeostazy i z równoważenia hierarchicznego,
mającego na celu zmianę poziomu asymilacji, osiągnięcie nowej
homeostazy. Podsuńcie dziecku palec, a zacznie go ssać – oto dziecko,
które osiągnęło proces prostego równoważenia. Składa się on
z wykształcenia dopasowania „jeden do jednego” pomiędzy określonymi
obiektami, a następnie z podjęcia akcji: palec = ssanie. Równoważenie
obustronne polega na zbilansowaniu dwóch prosto skalibrowanych
projektów i obiektów w celu stworzenia jednej spójnej całości. Na
przykład dziecko, które nauczyło się chwytać przedmiot i ssać własne
palce, spróbuje połączyć te dwie umiejętności w celu włożenia smoczka
do własnej buzi. Trzeci typ równoważenia – równoważenie hierarchiczne,
to proces, w którym zrównoważone systemy i projekty zostają
zintegrowane według kontekstu. Równoważenie hierarchiczne wymaga
kreatywności – kreatywnego uczenia się.
Będąc dzieckiem, poznawałem liczby i uczyłem się liczyć do stu, ale
robiłem to tylko z nakazu mojej matki. Ona ustalała kontekst, a ja uczyłem
się na pamięć; same liczby nie miały dla mnie żadnego znaczenia.
Następnie matka kazała mi zastanowić się nad zestawami dwójkowymi –
dwa palce, dwa garnki – lub zestawami trójkowymi – trzy książki, trzy
kamyki. Pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, różnica między dwa i trzy (oraz
pozostałymi liczbami) stała się dla mnie jasna jak słońce, ponieważ
nauczyłem się postrzegać liczby w nowym kontekście, w koncepcji zbioru
(chociaż wówczas nie potrafiłem tego w ten sposób wyrazić). Ludzie
z mojego otoczenia umożliwili mi zrozumienie tej koncepcji, ale
ostatecznie to ja sam „zrozumiałem” znaczenie. Jest to przykład
równoważenia hierarchicznego.
Nasza nowa nauka potwierdza pomysły Piageta. Potrafimy działać
w dwóch różnych rodzajach modalności. W modalności kwantowej
(atman), w twórczym trybie hierarchii splątanej, odkrywamy nowe
konteksty. W charakteryzującym się prostą hierarchią trybie ego badamy
zakres zastosowań nowo odkrytych kontekstów, by jeszcze lepiej
ukształtować swój charakter.
Sposób postrzegania siebie z uwzględnieniem reinkarnacji także
kształtuje nasz charakter. Jest on definiowany nie tylko przez nasze
skłonności, nawyki i odkryte w bieżącym życiu konteksty, ale także przez
nawyki i konteksty odkryte w poprzednich wcieleniach. Mówiąc: „Jesteś
wszystkim, o czym kiedykolwiek myślałeś”, Budda miał na uwadze także
minione wcielenia. Wymaga to jednak ponownego przyjrzenia się
strukturze naszej jaźni.
Na pewnym poziomie identyfikujemy się z naszym ego, z naszymi
historiami. Jednak na głębszym poziomie uświadamiamy sobie, że
jesteśmy uzależnieni od głębszego typu jaźni, jaźni kwantowej. Dzięki
temu odkrywamy kontekst dla naszych historii. Jaźń kwantowa nadaje
uwarunkowanie kontekstom tworzącym ego. Pochodną tego procesu jest
zbiór zawierający nasz wyuczony repertuar, nasz charakter, usposobienie,
do którego dochodzimy. Z tym charakterem w pełni się utożsamiamy.
Bez ram reinkarnacyjnych łatwo mylnie potraktować charakter jako
element obecnej identyfikacji z ego, co zdarzało się wielu autorom, w tym
także mnie (Goswami 1993). Po uwzględnieniu reinkarnacji ulega to
zmianie, ponieważ charakter trwa dalej, chociaż określone historie (treść
ego) danego życia znikają w momencie śmierci. Jednak usposobienie,
które pełniło rolę kontekstu dla tychże historii, potrafi przetrwać śmierć.
To właśnie ta tożsamość, ta monada kwantowa, przemieszcza się
z jednego wcielenia do drugiego i określa poziom indywidualności będący
czymś pośrednim między ego a jaźnią kwantową.
Jeżeli nasze życie, wraz ze wszystkimi porażkami i sukcesami, ma
mieć sens, sama analiza jednego życia nie wystarczy. Powieściopisarz
Norman Mailer w biografii Marilyn Monroe napisał:
Jeżeli mamy zrozumieć
Monroe (...), musimy założyć, że
urodziła się z pewnym
desperackim nakazem złożonym
z tych wszystkich poprzednich
długów i porażek całej rodziny jej
dusz (...) By móc wytłumaczyć jej
fenomen, weźmy pod uwagę ten
karmiczny wątek, niech będzie on
kolejnym pomysłem tłumaczącym
zawiłe ścieżki życia Marylin.
(Mailer 2005)

Powyższy apel można odnieść do nas wszystkich.


By uniknąć nieporozumień, należy zaznaczyć, że w tradycji
wschodnioindyjskiej atman – jaźń kwantowa – określana jest mianem
param atman, czyli wielki atman, natomiast pośredni poziom
indywidualności nosi nazwę dźiwatman lub w skrócie dźiwa. Innymi
słowy dźiwa to sanskryckie określenie monady kwantowej (patrz ilustracja
7.3).

KARMA

Konteksty, które odkrywamy i rozwijamy w trakcie naszego życia,


zostają z nami w kolejnych wcieleniach, wzbogacając je. To pozytywna
karma. Nie stanowi ona jednak nagrody za dobre sprawowanie; jest to coś
na kształt kontekstów przyswojonych w poprzednim życiu, które pełnią
funkcję wiedzy pomocnej w jeszcze lepszym wypełnieniu naszego
przeznaczenia w obecnym wcieleniu. Ludzie tacy jak Einstein mają
predyspozycje do geniuszu w wyniku wiedzy zdobytej w poprzednich
wcieleniach.
Warto pamiętać, że wyuczony repertuar to nie jedyny wkład
charakteru pojedynczego wcielenia w indywidualną monadę kwantową.
Czasem wznosimy wokół siebie obronne mury chroniące nas przed
kreatywnością i miłością, a także mające zapobiec transcendencji
tożsamości opartej na ego. To zjawisko Ken Wilber (1980) określił jako
projekt atman ego – jest to projekt mający na celu oddalenie od siebie
atmana, czyli jaźni kwantowej.
Owo negatywne uwarunkowanie (mechanizm obronny ego)
osiągnięte poprzez unikanie kontekstów kreatywnych staje się również
elementem schematu nawykowego, usposobieniem przechowywanym
przez ciało subtelne w pamięci kwantowej. W wyniku negatywnego
uwarunkowania z poprzedniego życia możemy nabawić się fobii
w obecnym. To właśnie zła karma.
Dzięki karmicznej korelacji konkretni ludzie mogą związać się
z wami na okres dłuższy niż jedno życie. Może się zdarzyć, że określona
osoba (lub osoby) może związać się z tobą na przykład podczas twoich
poszukiwań natury miłości. Nieodłącznie wiąże się to ze świadomym
urzeczywistnieniem i integracją tego, co Jung nazywał archetypiczną
kobietą (anima) u mężczyzn i archetypicznym mężczyzną (animus)
u kobiet; jednak integracja animy lub animusa w naszym życiu to trudne
zadanie i często trwa dłużej niż jedno życie. Realizowanie koncepcji
animy lub animusa zazwyczaj wymaga też obecności partnera przeciwnej
płci. Chcąc dokonać integracji miłości w swoim charakterze i razem
odtańczyć taniec urzeczywistniania koncepcji animy i animusa, możecie
wejść w burzliwy związek z inną indywidualną monadą kwantową. Takie
związki międzyludzkie trwające przez kilka żywotów nazywamy wówczas
związkami bratnich dusz.
Niestety w waszym obecnym wcieleniu, w trakcie podróży nazwanej
przez Junga „podróżą bohatera”, możecie także stworzyć sobie wroga.
Adwersarze pobudzają starania bohatera podczas jego wyprawy, więc są
w istocie zakamuflowanymi pomocnikami. Na przestrzeni kolejnych
wcieleń role bohatera i jego przeciwnika mogą ulegać odwróceniu. Stąd
bierze się przekonanie, że jeżeli zranimy kogoś w obecnym wcieleniu,
może on chcieć zemścić się na nas w kolejnym życiu. Wątpię, żeby sprawa
wyglądała aż tak dramatycznie. Zdaję sobie jednak sprawę, że gdy
postępujemy nieetycznie i kogoś ranimy, nie pojmiemy istoty miłości ani
zaufania, czyli istotnych tematów archetypicznych. Wówczas możemy być
pewni, że jeżeli ta sytuacja utrzyma się aż do śmierci, wrócimy na ziemię,
zyskując kolejne szanse na zrealizowanie tych wspaniałych tematów.
Może się zdarzyć, że indywidualna monada kwantowa, dźiwa, którą
skrzywdziliśmy w poprzednim życiu, zwiąże się z nami także podczas
kolejnej próby. W najlepszym przypadku będzie nas prześladować
wspomnienie kwantowe związane z wyrządzoną jej przez nas krzywdą:

Łaskawy dla nas czas już płonie,


Stary świat śmierci jest tajemnicą.
Ja byłem królem w Babilonie
Ty chrześcijańską niewolnicą.
Ujrzałem, wziąłem i rzuciłem,
Złamałem, zniszczyłem twą dumę (...)
Tysiące słońc wzeszło i zaszło
Od czasów tamtych nad mogiłą
tej, która z króla Babilonu
morderczą zetknęła się siłą.
Duma mą ręką zniszczona to miecz,
którego ostrze dziś wbija się we mnie.
Stare urazy trwają jak śmierć,
Ty kochasz, ale już mniej płomiennie.
Serce swe łamię o twój brak wiary,
Serce swe łamię daremnie36, 37.

Kiedy prześladuje nas zła karma, nie ma co liczyć na los opisany


przez angielskiego poetę Johna Masefielda:

W silniejszych członkach i z mózgiem nowym dusza


raz jeszcze w drogę życia rusza38.
(zacytowano w: Cranston i Williams 1994, 378).

Dzięki właściwej pokucie mądrzy ludzie niwelują złą karmę


i likwidują nawyki unikania określonych schematów. Ostatnio
w rozpadających się związkach coraz większy nacisk kładzie się na
odpowiednie ich zakończenie. To dobra tendencja, ale koneserzy
reinkarnacji muszą umieć odpowiednio zakończyć także związki ze
swoich poprzednich wcieleń. W psychologii Junga istnieje pojęcie
oczyszczania cienia. Jednak, jak podkreśla Roger Woolger (1988),
psycholog i terapeuta zajmujący się regresją reinkarnacyjną, by
prawdziwie oczyścić swój cień z dręczących nas wpływów, musimy
poddać się terapii polegającej na przywołaniu wspomnień z poprzedniego
wcielenia.
Dobre rzeczy spotykające złych ludzi i złe rzeczy przytrafiające się
dobrym to kwestia w dużej mierze uzależniona od karmy zgromadzonej
w poprzednich wcieleniach. Czujemy się zdezorientowani, ponieważ
dostrzegamy zbyt mały fragment układanki, jaką jest całe długie życie
naszej duszy.
Z tej perspektywy reinkarnacja ma charakter progresywny lub (w
najgorszym przypadku) polega na utrzymaniu status quo; ale nie ma tu
powrotu do przeszłości, nie ma regresji. Starożytni Chińczycy nie musieli
się martwić – konteksty ludzkiego życia obejmują o wiele większy zakres
niż egzystencja karalucha; nie byłoby sensu odradzania się w ciele
karalucha w celu spłacenia karmicznego długu.
Co w takim razie z opowieściami z mitologii hinduskiej, które
wskazują na coś zupełnie innego? W jednej z takich opowieści pewien
mędrzec w chwili śmierci ujrzał jelenia i poczuł nagłą chęć, by się w niego
wcielić. Mężczyzna natychmiast odrodził się właśnie jako jeleń. Tego typu
historie łatwo można zinterpretować w inny sposób: mężczyzna mógł się
odrodzić, posiadając jedynie te cechy jelenia, które tak go oczarowały.
Jednocześnie jednak widzimy, że prawo karmiczne nie zna litości.
Jeżeli nie uda wam się poznać jakiegoś kontekstu w obecnym życiu,
karma pozostawi was w cyklu śmierci i narodzin tak długo, aż w końcu
zdołacie tego dokonać.
Przypomina to sytuację bohatera granego przez Billa Murraya
w filmie Dzień świstaka. Każdego ranka budził się w hotelu w środku
małego miasteczka w Pensylwanii i odkrywał, że wciąż od nowa musi
przeżywać ten sam scenariusz – dzień, w którym mieszkańcy gromadzą się
na rynku, by dowiedzieć się, czy świstak ujrzy swój cień, co miało
stanowić przepowiednię dotyczącą długości tegorocznej zimy. Na
początku bohater jest znudzony i zdenerwowany, ale wkrótce zaczyna
rozumieć, o co chodzi. Rozgląda się, nawiązuje nowe znajomości, zaczyna
pomagać innym; staje się kreatywny i w końcu odkrywa miłość, dzięki
której może przejść do kolejnego dnia.
Karmiczny cykl wygląda podobnie, ale ma pewną dodatkową cechę.
Jeżeli komuś nie udało się niczego nauczyć w roli bogacza, to może
w kolejnym życiu wcielić się w rolę osoby ubogiej. Wciąż jednak
powtarzamy cykl i czynić to będziemy tak długo, aż przyswoimy sobie
potrzebne informacje, aż będziemy gotowi, aż znudzimy się monotonią
i zaczniemy szukać sensu życia i istoty jaźni, aż zrozumiemy znaczenie
związków i piękna płynącego z pomagania innym. Owszem, tu też istnieje
„dzień sądu”, ale to nie bóg będzie nas oceniać, lecz my sami i to tylko
wtedy, gdy zachowamy świadomość, wybierając stan bardo w chwili
śmierci. Postać grana przez Woody’ego Allena powiedziała kiedyś: „Nie
boję się swojej śmierci. Po prostu nie chcę przy tym być”. Właśnie owa
skłonność do ucieczki wprawia w ruch nasze karmiczne koło. Tworzymy
karmę, ucząc się zadanych nam lekcji, czyli kontekstów ciała
tematycznego. Stopniowo nabywamy doświadczenia i idzie nam coraz
lepiej. Jeżeli uczymy się kreatywnie i finalizujemy konteksty, to
„spalamy” karmę, czyli skłonności, które nie są nam już potrzebne. Tak
naprawdę stać nas na kreatywność nawet bez tworzenia nowej karmy.
Niestety, mimo tej zdolności mamy też inne potrzeby, które angażują nas
w procesy karmiczne. Spróbujmy zrozumieć te potrzeby, które w Indiach
Wschodnich nazywane są gunami, czyli cechami.
GUNY

Filozofowie z Indii Wschodnich wierzą, że ludzi da się sklasyfikować


według jednej z trzech dominujących nad psychiką gun – sattwy, radźas
i tamas. Sattwa oznacza oświecenie; to cecha, która nas oświeca, na
przykład zdolność do miłości czy kreatywności. Radźas to aktywność, zaś
tamas – lenistwo i grzęźnięcie w uwarunkowaniu.
W moich wcześniejszych książkach pisałem, że guny to termin
równoważny z czymś, co obecnie (dzięki behawioryzmowi, Freudowi
i Jungowi) określamy w psychologii mianem popędu (Goswami 1993).
Tamas jest więc nieświadomym popędem wynikającym
z psychospołecznego uwarunkowania zawierającego tłumienie; radźas to
libido biorące się z genów; zaś sattwa to popęd kreatywności, którego
źródłem jest nasza zbiorowa nieświadomość.
Powyższa klasyfikacja jest poprawna, ale nie wyjaśnia, dlaczego
ludzie bywają zdominowani przez te czy inne skłonności. Osoby
o podobnych gunach przejawiają często skłonności radźas
o zróżnicowanym stopniu nasilenia. Osoby dorastające w mniej więcej
podobnym uwarunkowaniu psychospołecznym uzewnętrzniają skłonności
tamas o różnym stopniu nasilenia. To samo da się powiedzieć o sattwie:
pozostaje tajemnicą, dlaczego niektórzy rodzą się z dominacją tej
skłonności – oczywiście do czasu, póki nie przyjrzymy się kwestii
reinkarnacji.
Gdy filozofowie-mędrcy z Indii Wschodnich mówili o gunach, mieli
na uwadze kontekst reinkarnacyjny. Guny to nie tylko wynik
uwarunkowania w naszym obecnym życiu. Zawierają one także
kumulujące się skłonności zgromadzone w poprzednich wcieleniach.
Osoby o silnych skłonnościach tamas były w tym kierunku mocno
uwarunkowywane w dzieciństwie, ale te same sytuacje musiały wystąpić
także w poprzednich wcieleniach. Czyż nie stawia to w nowym świetle
problemów typu bezrobocie czy bezdomność? Pieniądze same w sobie nie
pomogą ludziom, którzy kilka żywotów spędzili w środowisku tamas;
należy uświadomić im schematy, którymi żyli w poprzednich wcieleniach,
by mogli odmienić swoje życie i stać się aktywni, a nawet kreatywni (nie
jest moim celem umniejszanie wpływu społeczeństwa zarówno na same
tego typu problemy, jak i na ich rozwiązanie).
Ludzie potrafią jednak utknąć także w skłonnościach radźas i właśnie
w ten sposób pobudzać swój cykl reinkarnacyjny. Aktywność często
prowadzi do wykorzystywania tych, którym w życiu się nie powiodło.
Napędza to karmiczną karuzelę przez wiele kolejnych wcieleń. Aktywność
staje się wówczas przeszkodą dla kreatywności, ponieważ bywa ona
kapryśna i nietrwała. Dlatego właśnie nadmiar radźas uniemożliwia nam
realizowanie kreatywnych celów.
Nawet sattwa, kreatywność stanowiąca podstawę wypełnienia
naszego przeznaczenia polegającego na kompleksowym doświadczaniu
zadanych nam tematów, może sprawić, że utkniemy w karmicznym cyklu.
Jeżeli nie będziemy ostrożni w trakcie wykonywania czynności
wymagających kreatywności, możemy zaciągnąć olbrzymi dług
karmiczny. Naukowcy pracujący w Los Alamos podczas II wojny
światowej byli bardzo kreatywni, ale produkt ich kreatywności – bomba
atomowa – stał się karmicznym koszmarem dla całej ludzkiej rasy.

OD PERSONY OPARTEJ NA EGO DO MONADY KWANTOWEJ

W ostatniej scenie sztuki Eugene’a O’Neilla zatytułowanej The Great


God Brown pada pewna wymowna kwestia: „To było tak dawno temu!
Ale wciąż jestem tą samą Margaret. Starzeją się tylko nasze życia. Żyjemy
tu, gdzie stulecie liczy zaledwie sekundę, a po tysiącu żywotów nasze oczy
dopiero zaczynają się otwierać”. Jeżeli nasze oczy są teraz otwarte, to jak
mamy dostrzec płaszczyznę duchową? Jeżeli nasze oczy wciąż są
zamknięte, to co możemy zrobić, by je otworzyć?
Praca duchowa zazwyczaj postrzegana jest jak etap podróży poza
ego. Nazywam tę podróż wewnętrzną kreatywnością, ponieważ
świadomość przesuwa się do wewnątrz, by odkryć, że ego nie ma żadnej
jaźni poza głęboką jednością z istnieniem. Pewien typ psychologii, zwanej
psychologią transpersonalną, zajmuje się właśnie naszym wymiarem
duchowym i ułatwianiem do niego dostępu. To tutaj rozmawia się
o samorealizacji, uświadomieniu sobie, że tak naprawdę jesteśmy
uniwersalną jaźnią kwantową, atmanem, że dysponujemy prawdziwą
wolnością świętego ducha, której od czasu do czasu oddajemy naszą
ograniczoną wolną wolę.
Jednak bez ram reinkarnacyjnych filozofia transpersonalna często
pomija kwestię śmierci, umierania i życia po śmierci. Należałoby więc
zadać następujące pytanie: w świetle pośredniego (między atmanem a ego)
etapu naszej egzystencji, który nazywam monadą kwantową, a który
Hindusi nazywają dźiwa, jak powinna wyglądać nasza ścieżka duchowa?
Innymi słowy, jak wybrać dźiwę, a nie ego? Czy to możliwe? Czy życie
w postaci monady kwantowej wykraczającej poza ego jest wskazane?
Czytałem kiedyś o ćwiczeniu, które Swami Sivananda, wielki
hinduski mędrzec żyjący w XX wieku, polecił osobie pragnącej wskrzesić
swą pamięć reinkarnacyjną. To ćwiczenie polegało na zapamiętywaniu.
Pod koniec każdego dnia trzeba spisywać wszystko, co zapamiętaliśmy.
Pod koniec tygodnia, oprócz zapisywania wspomnień z tego dnia,
notujemy też wszystko, co zapamiętaliśmy z ostatniego tygodnia. Pod
koniec każdego miesiąca powtarzamy ćwiczenie, podsumowując cały
miesiąc. Pod koniec roku robimy to samo w odniesieniu do wydarzeń
z ostatniego roku. Sivananda twierdził, że jeżeli będziemy robić to przez
dwa lata, przypomnimy sobie poprzednie wcielenia i skłonności.
Opracowując różne koncepcje na potrzeby tej książki, rozważałem
wykonywanie ćwiczenia poleconego przez Sivanandę, ale przy obecnym,
pełnym obowiązków amerykańskim trybie życia po prostu nie znalazłem
na to czasu. W końcu obmyśliłem skróconą wersję tego eksperymentu.
Przez dwa tygodnie medytowałem z zamiarem przywołania chwil
z dzieciństwa, które mogłyby zdradzać jakiekolwiek oznaki wrodzonych
skłonności reinkarnacyjnych – skłonności, których nie dało się
wytłumaczyć uwarunkowaniem genetycznym ani środowiskowym. Na
początku nie szło mi najlepiej, ale stopniowo zacząłem uświadamiać sobie,
że posiadam wyjątkowy dar reinkarnacyjny – umiejętność syntezowania
i integrowania różnorodnych systemów wiedzy.
Przypomniałem sobie, że w wieku ośmiu lat rozmyślałem nad historią
świata nie tylko z punktu widzenia Brytyjczyków i Hindusów (co nie jest
niczym niezwykłym w przypadku hinduskiego dziecka), ale także
z perspektywy Rosji, Chin, Afryki itp. Żaden z członków mojej rodziny
nigdy nie zajmował się nauką, a mimo to w wieku lat czternastu
porzuciłem na rzecz nauki mój ulubiony przedmiot – historię. Czy
nieświadomie kierowało mną wtedy przeznaczenie polegające na
zjednoczeniu nauki i duchowości? Jestem przekonany, że tak.
Uważam też, że jeżeli dokładnie przyjrzycie się swojemu dzieciństwu
lub wrócicie do tamtych czasów z pomocą medytacji albo hipnozy,
będziecie mogli lepiej dostrzec swoją indywidualną dźiwę. Nie
przypomnicie sobie konkretnych wydarzeń z poprzednich wcieleń, ale
z pewnością dowiecie się o sobie więcej.
Powiem wam teraz coś ciekawego. Mieszkańcy Indii Wschodnich
dzielą karmę na trzy kategorie. Pierwsza to sanchita (skumulowana)
karma – karma zgromadzona w ciągu wszystkich żywotów indywidualnej
monady kwantowej. Druga kategoria to prarabdha karma – karma, którą
musimy „nieść” przez nasze obecne życie. Trzeci rodzaj to agami,
przyszła karma – karma, która zostanie zgromadzona w obecnym
wcieleniu.
Psycholog David Cliness opracował terapeutyczną metodę badania
tendencji, skłonności i nierozwiązanych kontekstów pochodzących
z poprzednich wcieleń, które wpływają na nasz los w obecnym życiu. Na
podstawie tych informacji Cliness wywnioskował, że konteksty, na
których skupiamy się w obecnym wcieleniu, są zbiorem nierozwiązanych
kontekstów nie z jednego, a z wielu poprzednich wcieleń. By lepiej radzić
sobie z kontekstami, którymi mamy zajmować się w obecnym wcieleniu,
wykorzystujemy jednak też umiejętności zgromadzone podczas wielu
żywotów. Cliness porównuje całą sytuację do partii pokera. Talia ma
pięćdziesiąt dwie karty, ale jedno rozdanie liczy jedynie pięć. Suma
wszystkich kart symbolizuje skłonności, które poznaliśmy we wszystkich
naszych poprzednich wcieleniach. Pięć kart w rozdaniu to skłonności
pochodzące z tych kilku wcieleń, które zaczynamy dostrzegać39.
Zauważcie, jak bardzo przypomina to uprzednio wspomnianą prarabdhę,
karmę, którą wnosimy do obecnego wcielenia, stanowiącą jedynie ułamek
całej zgromadzonej przez nas karmy.
Nieświadomie wypełniamy już swoje przeznaczenie, ścieżkę
odpowiednią do kreatywnego i etycznego rozwiązania kwestii nadanych
nam przez naszą monadę kwantową. Mieszkańcy Indii Wschodnich
nazywają to przeznaczenie dharma (chodzi o dharmę przez małe „d”;
Dharma przez duże „D” to jedyna świadomość; czasami nazwą tą określa
się także boga sprawiedliwości). Gdy jednak uświadomimy sobie to
przeznaczenie, o wiele łatwiej nam pozostawić za sobą ego i kroczyć naszą
kreatywną ścieżką. Co więcej, dharma to także moralny wymiar naszych
działań. Jeśli więc nasza dharma jest dla nas jasna i podążamy za nią
z czystymi intencjami, nie grozi nam zbłądzenie i możemy uniknąć
tworzenia nowej karmy .
Według hinduizmu ludzkie życie ma cztery główne cele: dharma
(zazwyczaj tłumaczona jako odpowiednie czyny czy moralne obowiązki);
artha (pieniądze lub bezpieczeństwo); kama (pożądanie); oraz moksza
(wyzwolenie). Ludzie często zastanawiają się, dlaczego dharma została
umieszczona na pierwszym miejscu, jeszcze zanim uda im się zapewnić
sobie bezpieczeństwo i zaspokoić pożądanie? Chodzi o to, że dharma to
nie tylko moralne obowiązki, ale twórcze przeznaczenie, które wybraliśmy
jeszcze przed narodzinami. Dlatego też nasza pogoń za bezpieczeństwem
i chęć zaspokojenia innych potrzeb musi być nadzorowana przez dharmę.
Natomiast moksza, wyzwolenie, to według Hindusów ostateczny cel
ludzkiego istnienia.
W starożytnych Indiach żył kiedyś pewien bogaty, zdolny i rozważny
król. W jego pałacu mieszkało wiele osób wykonujących rozmaite
obowiązki i wszyscy oni darzyli króla wielkim szacunkiem. Pewnego dnia
o schronienie poprosiła go piękna kobieta, a łaskawy król naturalnie
przystał na jej prośbę. Wydarzenie to wywarło jednak nieoczekiwany
wpływ na cały dwór królewski, ponieważ kobieta była zła i nie zaprzestała
swoich nikczemnych czynów nawet pod królewskim dachem.
Najpierw skarżył się szef królewskiej straży. Zwrócił się on do
władcy tymi słowami: „Czcigodny królu! Kobieta, której udzieliłeś
schronienia, to zło wcielone, to Alakshmi. Obserwowałem ją od kilku dni.
Nie chcę jej służyć. Proszę, oddal ją albo to ja będę zmuszony odejść”.
Król zasmucił się, ponieważ wiedział, że strażnik mówi prawdę.
Postanowił jednak pozostawić kobietę w pałacu i zwolnić szefa straży.
Wkrótce króla opuścili wszyscy poddani i krewni, a nawet królowa.
Pałac był miejscem opuszczonym i ponurym. Pewnej nocy król ujrzał
opuszczającego pałac starego mężczyznę otoczonego złotą aurą.
– Kim jesteś i dlaczego odchodzisz? – zapytał król.
– Jestem Dharma – odparł starzec. – Odchodzę, ponieważ nie lubię
przebywać blisko zła, blisko Alakshmi. – Dharma to wielki bóg
sprawiedliwości i dobra.
– Wielki Dharmo, niesłusznie mnie opuszczasz – powiedział król. –
W istocie, kobieta, którą przygarnąłem to Alakshmi. Ale jak mogłem jej
odmówić? Moją dharmą jest chronić każdego, kto prosi mnie o ochronę.
Jestem królem władającym zarówno dobrymi, jak i złymi poddanymi. Nie
mogę nikogo faworyzować, bo porzuciłbym swoją dharmę.
Bóg sprawiedliwości dostrzegł swoją pomyłkę i w milczeniu wrócił
do pałacu. Wkrótce po nim wróciła cała reszta poddanych. W końcu do
króla przyszła Alakshmi i powiedziała:
– Skoro zamiast mnie wybrałeś Dharmę, muszę odejść.
Król z radością ją pożegnał.
W wielu kulturach znajdziemy podobne historie. Przykładem mogą
być opowieści o bohaterstwie rycerzy króla Artura. Rycerze ci żyli dla
swojej dharmy; dostrzegali swój charakter i sumiennie wypełniali swoje
obowiązki.

ŻYCIE JAKO EWOLUUJĄCA MONADA KWANTOWA

Pierwsza istotna czynność w życiu indywidualnej monady kwantowej


to konieczność odkrycia własnej dharmy, przeznaczenia, swojej rozkoszy,
a następnie podążania za nią! Badacz mitów Joseph Campbell mawiał
„podążaj za swoją rozkoszą”, ale oczywiście, by to uczynić, musimy
dowiedzieć się, co daje nam rozkosz. Charakter indywidualnej monady
kwantowej lub dźiwy powinien być dla nas ważniejszy niż
melodramatyczna historia własnego życia. Uczymy się czcić własny honor
i swoje obowiązki. Często będzie to oznaczać poświęcanie egoistycznych
skłonności do samolubnej czułostkowości. Nic nie szkodzi. Postępujemy
tak, bo daje nam to rozkosz, zadowala naszą duszę.
Załóżmy jednak, że intuicyjnie odkrywamy swoją dharmę
i odnajdujemy dysharmonię między nią a życiem, które wiedziemy.
Niektóre szamańskie tradycje mają na to sposób – odzyskanie duszy.
Pomysł polega na odzyskaniu tej części duszy, która została utracona.
Rozumowanie wygląda tak: skoro twoje obecne życie nie jest dostosowane
do dharmy, zmień dharmę, by dopasować ją do swego życia. Może to się
okazać prostsze niż zmienianie całego życia, zwłaszcza na późniejszych
jego etapach, tylko po to, by dostosować je do dharmy.
Jako osoby podążające za własnym przeznaczeniem powinniśmy
znać swoje najważniejsze obowiązki – służenie kreatywnej celowości
wszechświata tak długo, jak długo znajdujemy się w kole samsary. W tym
kontekście to kreatywność jest naszym trwałym celem.
Kreatywność to odkrywanie nowego kontekstu, dostrzeganie nowych
znaczeń w starym kontekście lub kombinacja starych kontekstów
i odkrywczości, dzięki której możemy lepiej przedstawić ich znaczenie.
Istnieją dwa typy kreatywności. Przy kreatywności zewnętrznej
zajmujemy się szukaniem kontekstów i znaczeń w zewnętrznej sferze
naszego życia: sztuce, muzyce czy naukach ścisłych. Jednak podczas
takich działań nasz dojrzały charakter pozostaje statyczny. Służymy więc
wszechświatowi w taki sposób, do jakiego zostaliśmy przygotowani, ale
nie kształtujemy swojego charakteru. Nie myślimy o kolejnym wcieleniu.
Jesteśmy w dużej mierze nieświadomi swoich schematów i narażamy się
na tworzenie niepotrzebnej (złej) karmy.
Nasza kreatywność jest zaprojektowana tak, by generować coraz
więcej informacji z korzyścią dla cywilizacji. Celem kreatywności
wewnętrznej jest transformacja, na której skupia się monada kwantowa.
W przypadku kreatywności wewnętrznej pracujemy nad dalszym
udoskonalaniem charakteru. Skupiamy się na powiększaniu obszaru
swoich obowiązków. Obowiązki te polegają także na odkrywaniu
kontekstów wewnętrznej transformacji – zrozumieniu, że jesteśmy kimś
więcej niż tylko ego. W przypadku kreatywności wewnętrznej
medytujemy, by uzyskać lepszą świadomość swoich schematów
karmicznych. Wiedza o nich pomaga nam uwolnić się – poprzez
„spalanie” – od obecnej karmy, a także wystrzegać się tworzenia nowej.
Nowa nauka, którą omawiam w tej książce, wyszczególnia pięć
niezbędnych do zaprzestania utożsamiania się z ego ścieżek podróży
autoeksploracyjnej. Nie powinno dziwić, że ścieżki te zostały odkryte już
dawno temu za pomocą technik empirycznych; wielkie tradycje
ezoteryczne doskonale o nich wiedzą. Będę posługiwać się paralelami
hinduistycznymi, ponieważ są mi najlepiej znane.
Jedną ze ścieżek jest zadanie sobie pytania: „W jaki sposób
wykroczyć poza granice ego?”, a następnie poszukiwanie odpowiedzi
z wykorzystaniem procesów twórczych. Pamiętajcie, że proces twórczy
składa się z czterech etapów – przygotowań, inkubacji, pojmowania
i urzeczywistniania. Chcąc się przygotować, czytamy dostępną literaturę
i ćwiczymy medytację (najlepiej pod okiem nauczyciela). Inkubacja to
przetwarzanie nieświadome, w trakcie którego niejasności życia tworzą
w naszym umyśle zbiór nakładających się na siebie niezałamanych
możliwości. Pojmowanie pojawia się nagle, gdy dokonujemy kwantowego
przeskoku z poziomu umysłu do intelektu ponadmentalnego i znajdujemy
tam nowy temat umożliwiający nam przebudzenie.
Natomiast urzeczywistnianie to proces stopniowego rozbudzania się
na świat nowego, bardziej płynnego samookreślenia poza granicami ego.
Nazywam je przebudzeniem buddhi, ale najlepiej definiuje je termin
inteligencja ponadmentalna (Goswami 1993). Po przebudzeniu buddhi
prędzej czy później uświadomimy sobie, że choć żyjemy, to tak naprawdę
naszym życiem steruje wyższa forma tożsamości, dźiwa, ewoluujący zbiór
wyuczonych skłonności. Tak więc dzięki tej metodzie, nazywanej czasami
ścieżką mądrości (w sanskrycie: jnana joga), wykorzystujemy swój umysł,
by wykroczyć poza granice ego.
Jest też druga strategia, zwana raja (królewska) joga, w której
skupiamy się na kreatywnym odkryciu natury świadomości (procesów
mentalnych). Raja joga, autorstwa żyjącego w piątym wieku słynnego
mędrca Patańdźalego, opiera się na traktacie Jogasutra. Patańdźali udzielił
szczegółowych wskazówek pozwalających osiągnąć samadhi –
doświadczania kwantowej jaźni, i jak do tej pory żadna książka traktująca
o raja jodze nie zaoferowała bardziej kompleksowego opisu tej strategii.
Głównymi wymogami wyżej wspomnianej metody są: koncentracja,
medytacja i samadhi. Koncentrację można postrzegać jako
przygotowywanie etapu kreatywności. Jednak obiekt, na którym się
skupiamy, jest obiektem w naszej świadomości, a nie obiektem wiedzy.
Do tej kategorii zaliczamy na przykład medytowanie skupiające się na
mantrze. To, co Patańdźali nazywa medytacją, jest bardziej subtelne.
Częściowo chodzi tu o medytowanie nad świadomością obserwatora,
o stawanie się obojętnym świadkiem własnych myśli (przypomina to etap
inkubacji w procesie kreatywnym).
Kluczowym krokiem jest jednak spotkanie się ego i jaźni kwantowej,
do czego dochodzi tylko wtedy, gdy znajdziemy się w fazie
przedświadomej, gdy pojawi się niemal niewymagający wysiłku przepływ
pomiędzy naszą świadomością podmiotu a świadomością obiektu. Na tym
etapie można dokonać przeskoku kwantowego, ponieważ
prawdopodobieństwo wystąpienia wybranych przez nas możliwości
przestaje skłaniać się ku poprzednim reakcjom. Przeskoczenie do nowej
reakcji będzie oznaczać utożsamienie się z jaźnią kwantową, czyli
samadhi.
Ścieżka poświęcenia lub miłości (z sanskrytu: bhaktijoga) różni się
od dwóch poprzednich. W tej metodzie naszym głównym pytaniem jest
„jak mam kochać?”. Nie jest to jednak intelektualne pytanie, więc lektura
czy medytacja mogą pomóc jedynie w ograniczonym stopniu.
Rozpoczynamy tę podróż od osłabienia prostych struktur hierarchicznych
ego na rzecz hierarchii splątanej cechującej byt poza ego. Jeżeli się nad
tym zastanowimy, w ego nasza miłość do innych jest bardzo egoistyczna;
kochamy ludzi i rzeczy za to, co mogą oni i one dla nas zrobić, do czego
mogą się przydać, ponieważ domyślnie uznajemy je za przedłużenie nas
samych. Uznajemy się za przywódcę naszych prostych związków z resztą
ograniczonego świata. Gdy zaburzymy tę strukturę poprzez czyny, takie
jak umiłowanie bliźniego jak siebie samego, miłowanie swoich wrogów
albo poprzez dostrzeżenie boga w każdym człowieku, dokona się nagły
przeskok kwantowy i bezpośrednio odkryjemy, że otaczający nas ludzie
naprawdę są „inni”. Przekonamy się, że to indywidualne dźiwy, tak samo
jak my. Zrozumiemy, że każdy z nas ma takie same twórcze aspiracje,
podąża za swoją dharmą i wypełnia karmę. Pojmiemy, że wszyscy mamy
swoje źródło w tej samej uniwersalnej jaźni.
Czwarta metoda określana jest w literaturze jako karma joga.
Czasami nazywa się ją także ścieżką rytuału, ale jest to niepełne
określenie. Karma joga to kolejny sposób na osłabienie prostej hierarchii
ego na rzecz hierarchicznie splątanej jaźni znajdującej się poza jego
granicami. W hierarchii splątanej nie ma strony działającej, jest tylko samo
działanie; nacisk zawsze kładziony jest na czasownik. W tej metodzie
rezygnujemy więc z wykonawstwa. Rzeczy dzieją się same – my jesteśmy
po prostu z nimi przypadkowo połączeni, zazwyczaj opierając się na
naszych schematach charakteru i potrzebach karmicznych, ale czasami
także z wolnego wyboru i dzięki własnej kreatywności.
Piąta metoda, tantra joga, skupia się wokół kreatywności ciała
witalnego i fizycznego. Zazwyczaj całkowicie utożsamiamy się ze swoim
umysłem w postaci, w jakiej jest on zmapowany w naszym fizycznym
mózgu. W tantra jodze angażujemy się w jogę (hathajoga) i techniki
oddychania (pranajama), medytując nad przepływem prany. Nasze ruchy
aktywują i pomagają nam odczuć własne chi, tak jak w przypadku tai chi.
Nadajemy energii swojemu ki dzięki aikido (sztuki walki); aktywujemy
energię witalną poprzez sport i taniec. Prana, chi, ki lub energia witalna to
tak naprawdę jedno i to samo – kwantowe tryby ruchu ciała witalnego.
Najczęściej doświadczamy jedynie uwarunkowanych ruchów lub trybów
ciała witalnego „skażonego” umysłem w postaci mózgu. Gdy
bezpośrednio doświadczymy nowego trybu prany, chi lub ki i odbędzie się
to bez interpretującego działania umysłu w postaci mózgu, nastąpi moment
nagłego pojmowania.
Doświadczamy teraz otwierania się punktów określanych
w tradycjach ezoterycznych mianem czakr. Wielu naukowców
zajmujących się ciałem witalnym i fizycznym, zarówno wschodnich, jak
i zachodnich, uczy się dziś na nowo odkrywać te niezwykłe miejsca (patrz
na przykład Motoyama 1981; Joy 1978). Sądzę, że czakry to starożytna
nazwa określająca te miejsca na naszym ciele, w których załamanie
kwantowe sfery fizycznej odbywa się wraz ze skorelowanym załamaniem
w ciele witalnym. Innymi słowy są to miejsca, w których mapowanie
w ciele witalnym przekłada się na procesy ciała fizycznego (Goswami
2000).
Otwieranie czakr jest niezwykle ważnym przedsięwzięciem,
albowiem toruje nam to drogę do identyfikowania się z ciałem witalnym
i fizycznym w taki sposób, byśmy mogli kontrolować procesy energii
witalnej (czyli nasze uczucia i wahania nastrojów). Możemy nawet
tworzyć nowe mapy lub odzwierciedlenia swoich witalnych pól
morfogenetycznych w ciele fizycznym, co umożliwia leczenie. Czasami
wszystkie czakry mogą otworzyć się jednocześnie, co tworzy integrację
wszystkich witalno-fizycznych tożsamości w każdej z nich. W tradycjach
ezoterycznych nazywa się to wzrostem kundalini shakti, ukrytej prany,
z czakry korzenia do najwyżej położonej czakry korony. Według mitu ta
energia praniczna ukryta jest w podstawie kręgosłupa, czyli w najniższej
czakrze.
Wzrost kundalini podkreśla odnowiony bezpośredni dostęp do ciała
witalnego i jego energii oraz kreatywny potencjał do tworzenia nowych
odzwierciedleń ciała witalnego w sferze fizycznej. Co najistotniejsze, przy
integracji zjawiska kundalini w naszym życiu nieodwracalnie przestajemy
utożsamiać się z ego opartym na mózgu.
Wszystkie powyżej opisane metody uzupełniają się wzajemnie.
Możemy doświadczyć cudownego pojmowania dźnana, dotyczącego
natury jaźni, ale gdy spróbujemy urzeczywistnić ją w naszym życiu,
będziemy musieli dokonać tego w kontekście związków z innymi
osobami. Wymagać to będzie jogi czułości i miłości – bhaktijogi.
Natomiast bhakti bez dźnany będzie sprawiać wrażenie czegoś sztucznego.
Co więcej, bez odrobiny zrozumienia ciała witalnego i fizycznego i bez
kontroli nad nimi (co daje nam tantra joga) nie da się prawdziwie
urzeczywistnić odmienności w stosunku do płci przeciwnej. Uważam, że
wszystkie pozostałe typy jogi wspierają karma jogę, której celem są
właściwe działania.
Tak naprawdę wszystkie opisane wyżej typy jogi będą dla nas
użyteczne nawet po wykroczeniu poza granicę ego, a także po
przebudzeniu buddhi. Dźnana joga nigdy nie dobiegnie końca, dopóki nie
dotrzemy do dźnany będącej źródłem wszelkich dźnan. Joga miłości nigdy
się nie kończy, dopóki cały świat nie stanie się naszą rodziną, co może
dokonać się tylko wówczas, gdy oddamy własną wolę w ręce jedności.
Kundalini joga nie kończy się, dopóki ciało, umysł i duch nie zostaną
zintegrowane. Karma joga nie kończy się, dopóki nie będziemy
niewzruszenie dokonywać właściwych czynów. Ten temat omówię szerzej
w Rozdziale 10.
Kiedy nasza tożsamość zostanie mocno ugruntowana w płynności
bytu buddhi, zauważymy, że podążanie za własnym przeznaczeniem
i utrzymywanie dharmy stało się proste. Teraz możemy wykazać się
kreatywnością w sferze zewnętrznej, bez tworzenia nowej karmy. Dzięki
bardziej wszechstronnej egzystencji możemy służyć celowości
wszechświata poprzez zewnętrzną kreatywność. Możemy analizować
swoje życie w poszukiwaniu brakujących tematów i skupić się na ich
odnajdywaniu. Wiąże się to z pracą nad archetypami, co opisywał Carl
Jung. Mowa tu o archetypach takich jak bohater, anima, trickster itp. (Jung
1971). Teraz świadomie pracować będziemy nad utożsamianiem się ze
swoją indywidualną monadą kwantową, swoją dźiwą. Jest to proces,
którego końcowym efektem jest coś, co Jung określał mianem
indywiduacji – wypełnienia swoich monadycznych obowiązków
kontekstualnych. Kiedy dotrzemy do poziomu tej tożsamości, cała nasza
karma zostanie „wypalona”, gdyż nie będzie nam już dłużej potrzebna.
Ktoś kiedyś powiedział: „Umrzeć nie jest trudno; trudno jest pozostać
martwym”. Prawdopodobnie po śmierci prędzej czy później odradzamy się
w kolejnym ciele. Chcecie mieć w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia,
czy wolicie zdać się na nieświadome siły przypadku i konieczności? Jeżeli
pragniecie wyboru, weźcie sobie do serca słowa wielkiego hinduskiego
sufickiego poety Kabira:

Jeśli nie zerwiesz więzów za życia,


czy sądzisz, że duchy zrobią to za ciebie po śmierci?

Przekonanie, że dusza dołączy do świata ekstazy


tylko dlatego, że ciało zaczęło gnić
– to czysta fantazja.

To, co odkrywamy teraz, odkryto już dawno.


Jeżeli nie odkryjesz nic teraz,
Skończysz w mieszkaniu
w mieście umarłych.

Jeżeli teraz pokochasz boskość,


to w kolejnym życiu
na twojej twarzy zagości wyraz zaspokojenia
(Bly, 1977, 24-25)

33 Przekład własny.
34 Są to komentarze autorstwa Thomasa Bella, zacytowane w Imara 1975.
35 Hasło promujące amerykańską kampanię walki z narkotykami, wymyślone w 1982 przez
Nancy Regan, ówczesną pierwszą damę – przyp. tłum.
36 Ten piękny wiersz, autorstwa poety Williama Henleya, przytoczony został w Cranston
i Williams 1994, 343.
37 Przekład własny.
38 Przekład własny.
39 Jak dotąd niewydana praca Clinessa została opisana w Bache 1991.
ROZDZIAŁ 10

Joga śmierci – kreatywne umieranie

Jednym z największych paradoksów związanych z umieraniem jest


kwestia strachu przed śmiercią. Mówiąc prościej, ludzie boją się śmierci,
bo sądzą, że to coś trudnego, coś złego. Stąd bierze się tendencja do
zaprzeczania jej nieuniknionego charakteru.
Co ciekawe, ludy prymitywne nie wykazują strachu przed samą
śmiercią, ale często obawiają się zmarłych, którzy w ich mniemaniu
wywierają znaczący wpływ na żyjących, a im jest on większy, tym
większy staje się strach. Nasze obawy przed zmarłymi zmieniło dopiero
odkrycie, że mogą oni wpływać na nas tylko wtedy, jeżeli sami się do tego
przyczynimy, okazując strach i wrażliwość. Niewiara stała się w tym
przypadku środkiem ochronnym przed wpływem zmarłych.
Kiedy przestaliśmy się obawiać zmarłych, zaczęliśmy odczuwać
strach przed samą śmiercią. Już na wczesnym etapie rozwoju cywilizacji
ludzie wymyślili sobie, że ich pośmiertny byt to podróż duszy w mroki
Hadesu, a nie była to krzepiąca perspektywa. Grecki poeta pisał: „Śmierć
napawa mnie trwogą. Przerażająca jest głębia Hadesu”. Ten strach
utrzymuje się do dziś. Thomas Hobbes opisywał go słowami: „Teraz
wybieram się w swą ostatnią podróż, czas na wielki skok w ciemność”.
Rozwój materializmu powinien wyleczyć nas ze strachu przed
Hadesem. Jeżeli jesteśmy jedynie żywą materią, atomami (lub genami), to
po co bać się Hadesu? Jednak to, co nauka starała się osiągnąć w sposób
filozoficzny, nie zmieniło podejścia ludzi (w tym także naukowców).
Strach przed śmiercią wciąż w nas tkwi. Według materialistów jest to
odczucie irracjonalne. Tak więc strach przed czymś irracjonalnym stał się
irracjonalnym strachem.
Dlaczego ludzie tak bardzo boją się śmierci? Jak możemy uznawać za
złe jakieś zjawisko, zanim go doświadczymy? Skąd bierze się w nas
negatywna ocena własnej śmierci? Materialistyczne/behawiorystyczne
modele nie dają dobrych odpowiedzi na tego typu pytania.
Istnieje też odmienne spojrzenie na śmierć. Psycholog Carl Jung
napisał: „Kiedy patrzymy z zewnętrznej perspektywy, śmierć wydaje nam
się czymś najgorszym, co może nam się przydarzyć. Gdy jednak
znajdziemy się w środku, poczujemy takie spełnienie i spokój, że nie
będziemy chcieli wracać”. Ta opinia była wynikiem doświadczenia
z pogranicza życia i śmierci, które Jung przeżył podczas zawału serca
w 1944 roku.
Dla wielu osób z kręgu naszej kultury doświadczenia z pogranicza
życia i śmierci okazały się korzystne. Czując, że znajdują się poza
własnym ciałem i doznając niezwykłych doświadczeń duchowych,
uwalniali się oni od tożsamości z ciałem, a dzięki temu pozbyli się strachu
przed śmiercią. Może się zatem okazać, że śmierć jest czymś zupełnie
innym, niż nam się wydawało.
To prawda, że najczęściej śmierć wydaje nam się końcem życia,
umysłu i świadomości, zwłaszcza gdy spojrzymy na nią
z materialistycznego punktu widzenia. Z perspektywy wewnętrznej Jung
(podobnie jak inni, którzy doświadczyli śmierci klinicznej) czuł jednak, że
śmierć to uwolnienie świadomości z więzów ciała. Materialiści oczywiście
oceniają takie stanowisko jako pozbawione sensu.
W tym miejscu możecie (słusznie zresztą) zaprotestować, zwracając
uwagę, że osoby przeżywające doświadczenia z pogranicza życia i śmierci
nie znajdują się „wewnątrz”, ponieważ wcale nie umarły. Rodzi to jednak
kolejne, jeszcze bardziej intrygujące pytanie: czy możliwe jest
zrozumienie aktu śmierci bez konieczności umierania (a nawet bez
doświadczeń w rodzaju śmierci klinicznej) w taki sposób, by uwolnić się
od strachu przed nią?
Opinia Junga sugeruje, iż świadomość może przetrwać śmierć. By
dojść do takich wniosków, wcale nie trzeba przeżyć śmierci klinicznej.
Wiele osób prowadzących normalne życie dochodzi do wniosku, że ich
własna świadomość nie ogranicza się wyłącznie do ciała i że – nawet po
cielesnej śmierci – świadomość w jakiś sposób przetrwa.
Twierdzę, że jedynie prawda może wyzwolić nas od strachu. Jeżeli
materialiści mieliby rację, wszyscy szczerze wyznający ten światopogląd,
w tym większość naukowców, już dawno pozbyliby się strachu przed
śmiercią. Tak jednak nie jest. Jednocześnie ludzie, którzy naprawdę
rozumieją, że świadomość wykracza poza świat materialny i poza własne
ego, są praktycznie wolni od strachu przed śmiercią. Dorothy Parker
powiedziała kiedyś: „Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?”40.
Wiadomo, że w kulturach, w których reinkarnacja jest powszechnie
akceptowana, strach przed śmiercią ma o wiele łagodniejszy wymiar.
Osoby wierzące w reinkarnację mogą żyć spokojniej, ponieważ wiedzą, że
z chwilą śmierci nie przepadną raz na zawsze, lecz wrócą do życia w takiej
czy innej postaci. Wszak nikt nie obawia się utraty świadomości w czasie
snu! Jak widać, reinkarnacja to kolejny sposób na osiągnięcie pewnego
rodzaju nieśmiertelności, wprawdzie nie w tym samym ciele, ale w tej
samej kontynuowanej „esencji życia”. Poeta Walt Whitman, zwolennik
teorii reinkarnacji, miał podobne odczucia:

Wiem – jestem nieśmiertelny,


Wiem, że mojej orbity nie obejmie cyrkiel stolarza (...)
I nieważne, czy dotrę do niego dzisiaj, za lat dziesięć tysięcy, czy dziesięć
milionów,
Z radością przyjmę go teraz, i z równą radością poczekam (...)
Śmieję się z tego, co nazywacie rozkładem,
I wiem, czym jest obfitość czasu (...)
Trwać w jakimś kształcie – co to znaczy?
(Krążymy wszyscy wkoło i wracamy w to samo miejsce) (...)
Wiem, że za pięć tysięcy lat znów zstąpię na ziemię (...)41
(Whitman; cytat w: Cranston i Williams 1994, 319)

Dla niektórych z nas słowo „powrócę” brzmi krzepiąco, ale czy wciąż
by tak było, gdybyśmy wiedzieli, w jakiej postaci wrócimy? Czy można
zyskać jakąkolwiek kontrolę nad tym, co dzieje się z nami po śmierci? To
pytanie daje początek idei świadomego umierania, umierania
kreatywnego.

UMIERANIE KREATYWNE

Myśląc o umieraniu kreatywnym, wspominam wspaniałego


uduchowionego filozofa i nauczyciela Franklina Merrella-Wolffa. Miałem
okazję go poznać, gdy skończył 97 lat. Przez następny rok (ostatni w życiu
doktora) spędziłem w jego towarzystwie około dwanaście tygodni, w tym
miesiąc, który uważam za najszczęśliwszy okres mojego życia. Wciąż
opisuję to wydarzenie jako moje osobiste Shangri-la.
Podczas chwil spędzonych z doktorem Wolffem zauważyłem, że
wśród jego licznych zainteresowań obecny jest temat śmierci. Często
powtarzał, że pragnie umrzeć świadomie. Większość czasu spędziliśmy
jednak, siedząc obok siebie w milczeniu. Po raz pierwszy doświadczyłem
„istnienia” właśnie w towarzystwie dra Wolffa.
Sądzę, że pragnął odejść właśnie w takim stanie czystego istnienia.
Czy mu się to udało? Nie było mnie przy nim, gdy umierał; tak naprawdę
nie było przy nim nikogo. Zmarł w wyniku zapalenia płuc, około północy,
gdy został sam i wydawało się, że śpi. Jego pielęgniarka (a zarazem
uczennica) Andrea wyszła na chwilę, a gdy wróciła, dr Wolff już nie żył.
Wszyscy, którzy odwiedzali go w ostatnich dwóch tygodniach życia,
mówili mi, że zachował swoje poczucie humoru oraz życzliwość i że
„istniał” do samego końca.
Jak można umrzeć świadomie? Czy to ważne, by tak odejść? Śmierć
to doskonała okazja, by się wyzwolić lub przynajmniej nawiązać
komunikację (przez okno nielokalne) z całym szeregiem naszych wcieleń.
Z tego właśnie powodu nie można przecenić istoty umierania świadomego.
Pierwsze pytanie brzmi – w jaki sposób umrzeć świadomie? To pytanie
niezwykle trudne, ale istnieje cały odrębny typ jogi – joga śmierci – który
może nas tego nauczyć.
Gdy spojrzymy na istotę rzeczywistości z punktu widzenia nauki
w ramach świadomości, dostrzeżemy, że w gruncie rzeczy śmierć nie
istnieje – jest jedynie kreatywna gra świadomości. Jednak ta gra to także
tylko pozór. Hinduski filozof i mędrzec Śankara mówił: „Nie ma narodzin
ani śmierci, spętanej ani ambitnej duszy, nie ma duszy wyzwolonej ani
poszukującej wyzwolenia – to ostateczna i absolutna prawda”. Tak więc
kreatywne umieranie, joga śmierci, samo wyzwolenie ma jeden jedyny
cel: zrozumienie prawdziwej natury rzeczywistości, jaką jest świadomość.
Boimy się śmierci, ponieważ nie dostrzegamy, że stanowimy jedność.
To właśnie powoduje nasze cierpienie. W poprzednim rozdziale pisałem
o rozmaitych etapach, przez które przechodzą pacjenci, którzy dowiedzieli
się o swojej rychłej, nieuchronnej śmierci. Te etapy to zaprzeczenie,
gniew, negocjacje itp. Wszyscy tego doświadczamy, jeżeli nie w tym
życiu (jeszcze), to wielokrotnie w poprzednich wcieleniach. Zaprzeczamy,
że nasze ego umrze, czujemy gniew wobec nieuchronności śmierci,
staramy się targować z bogiem, wierząc, że jest on bytem od nas
odrębnym. Dokąd to prowadzi? Nasze cierpienia będą powracać tak długo,
jak długo uparcie będziemy wierzyć w rzeczywistość, jaką tworzy dla nas
ego.
Oczywiście, kiedy jesteśmy młodzi i zdrowi, możemy do woli
filozofować. Życie i śmierć, radość i cierpienie, choroba i zdrowie – to
bieguny ludzkiego losu. Być może najlepszą strategią byłoby
zaakceptować te przeciwieństwa. Gdy nadchodzi ból, powtarzajmy sobie
„to przeminie”. Gdy śmierć zapuka do drzwi, by złagodzić jej grozę,
możemy sobie powiedzieć, że przecież urodzimy się ponownie, w innym
życiu. Problem z tego typu myśleniem polega jednak na tym, że
autentyczne zaakceptowanie tej filozofii przychodzi nam z wielkim
trudem. W gruncie rzeczy wymaga to wyzwolenia lub stanu umysłu
bardzo je przypominającego.
Dwa i pół tysiąca lat temu pewien hinduski książę, którego przez
pierwsze 29 lat życia izolowano od wszelkiego cierpienia, samowolnie
udał się pewnego razu na spacer i odkrył, że na świecie panują choroby,
a ludzie starzeją się i umierają. Ów książę, Gautama, który później został
Buddą, oświeconym, uświadomił sobie, że życie to powtarzający się cykl
cierpienia. Odkrył on urok życia bez emocjonalnego zaangażowania.
O tym, że „to też przeminie” pamiętał nie tylko wtedy, kiedy doznawał
cierpienia, ale także, gdy zaznawał przyjemności w drodze do nirwany,
wygaśnięcia pragnień – wyzwolenia.
Prawdziwa akceptacja biegunowości życia może prowadzić do
pozbycia się pragnień i preferencji; wielu mędrcom na przestrzeni dziejów
się to udało. Jednak patrząc na ludzi dążących do duchowego wyzwolenia
i doświadczających bólu (nawet jeśli jest to tylko ból wywołany
znudzeniem), zastanawiamy się, czy nie zamieniają oni po prostu jednej
niedoli na drugą. Być może przypominacie sobie historię o rozmowie
dwóch starych przyjaciół. Jeden z nich narzeka na artretyzm. Drugi mówi:
„Ja nigdy nie choruję na artretyzm. Dawno temu nauczyłem się brać
codziennie zimny prysznic. To pewny sposób na uniknięcie artretyzmu”.
Jego towarzysz ripostuje: „Owszem, ale zamiast tego musisz codziennie
brać zimny prysznic”.
Chcecie być wolni od cierpienia, ale nie macie ochoty na zimne
prysznice. Mam dla was dobrą wiadomość: istnieje droga do wyzwolenia
przeznaczona specjalnie dla was, sposób na ucieczkę z cyklu narodzin
i śmierci. Witam w szkole praktyki zwanej jogą śmierci! Tu nauczycie się,
jak umrzeć świadomie i kreatywnie, by móc się wyzwolić. Każde
kreatywne doświadczenie to chwilowe spotkanie z jaźnią kwantową, ale
podczas doświadczeń kreatywnych – zewnętrznych lub wewnętrznych –
musimy znów wrócić do zwykłej rzeczywistości, gdzie raz jeszcze
wpadamy w sidła tożsamości ego. Jednak w trakcie kreatywnego spotkania
z bogiem w chwili śmierci, nie ma już powrotu. Takie doświadczenie
może was autentycznie wyzwolić.
Jeżeli jeszcze nie przekonaliście się do tej filozofii wyzwolenia, bo
uważacie, że „życie, mimo śmierci, to zabawa, a przyjemności są dobre,
chociaż nierzadko towarzyszy im ból”, musicie rozszerzyć swoje
zrozumienie pojęcia wyzwolenia. Wymyśliliście ideę głębszą nawet od
filozofii wyzwolenia. Filozofia wyzwolenia opiera się na maksymie, która
głosi, że „życie to cierpienie”, co w pełni odpowiada niektórym ludziom.
Jest to przecież maja , iluzoryczna gra świadomości. Ale chwileczkę! Ta
iluzoryczna gra ma swój cel – mamy kreatywnie zrozumieć wszystko, co
tylko się da, wszystkie potencjały świadomości. Kreatywne pojmowanie to
ananda – duchowa radość. Tak więc w tej filozofii gra to rzeczywistość,
a życie to radość. Jaka jest zatem rola wyzwolenia? Polega ona na
osiągnięciu prawdziwej wolności wyboru i życiu w ciągłej kreatywności.
Dla zwolenników maksymy „życie to cierpienie” wyzwolenie to
koniec cyklu śmierci i narodzin, a śmierć prowadzi do zjednoczenia się
z rzeczywistością raz na zawsze. Dla zwolenników sentencji „życie to
radość, wyzwolenie to wybór” kwestia powtórnych narodzin powinna
zostać zawsze otwarta, bo stale pragnęliby oni korzystać z wszystkiego, co
oferuje życie (nawet jego przeciwne bieguny). Chcieliby jednak brać
udział w życiu w sposób kreatywny.
Możecie więc postrzegać ostateczny cel jogi śmierci jako drogę
wyjścia z cyklu śmierci i narodzin lub jako sposób na osiągnięcie
ostatecznej wolności – wolności wyboru, czy i kiedy postanowimy się po
raz kolejny odrodzić. W najgorszym przypadku joga śmierci pozwoli wam
zachować świadomość w tych momentach procesu umierania, które
dotyczą wyborów związanych z kolejnym wcieleniem.

DLACZEGO ŚMIERĆ DAJE OKAZJĘ DO KREATYWNOŚCI?

Spróbujcie pomedytować na środku zatłoczonego rynku. To nie lada


wyzwanie skupić się na własnym oddechu lub mantrze, gdy tak wiele
rzeczy nas rozprasza. Wokół tyle dźwięków i widoków, zapachów
i smaków. Kupujący i sprzedający mają w sobie tyle energii, co także
niweczy nasze starania. Czyż nie łatwiej medytować w jakimś cichym
zakątku, z dala od wszystkiego, co odwraca uwagę?
Życie także ciągle nas rozprasza. Jest ono jak rynek pełen
sprzedawców, w którym rozmaite dobra trafiają z rąk do rąk i co chwila
zawiera się nowe związki. W porównaniu z życiem śmierć to właśnie
cichy zakątek, w którym rzeczy, ludzie i związki nas nie dotyczą.
Kreatywność to spotkanie ego i jaźni kwantowej (May 1994;
Goswami 1996). Jak już wiemy, w chwili śmierci świadomość zaczyna
wycofywać się z ciała fizycznego. Wciąż załamuje ona skorelowane fale
możliwości, byśmy w dalszym ciągu mogli doświadczać rzeczywistości,
ale tożsamość zaczyna skupiać się teraz najpierw na ciele witalnym
i mentalnym, a potem trafia do świata archetypów (ciała tematycznego).
Przy takiej zmianie ego staje się bardziej elastyczne, niczym we śnie. Ma
ono jedynie minimalną dozę tej stałości, której doświadczamy na jawie,
stałości, stanowiącej największą przeszkodę na drodze do kreatywności.
Dobrą analogią jest tu wrażenie płynięcia z prądem, którego
doświadczamy, gdy zatracamy się w tańcu stworzenia z jaźnią kwantową.
Ten prąd czujemy wtedy, gdy to taniec kieruje nami, gdy muzyka sama
nami gra, gdy długopis pisze słowa na kartce tak, jakbyśmy my nie mieli
z tym nic wspólnego. Czasami wpadamy w ten trans w sposób naturalny,
ale możemy ćwiczyć, by zwiększyć szanse na jego osiągnięcie. Ćwiczenia
pomagające nam w osiągnięciu kreatywnego popłynięcia z prądem
w chwili śmierci to właśnie cel jogi śmierci.
W Upaniszadach napisano, że w chwili śmierci ludzie udają się do
Chandraloka – królestwa Księżyca (naturalnie jest to przystanek między
niebem – wymiarem transcendentnym, a ziemią – normalnym światem
immanentnym). Pada tu pytanie „Kim jesteś?”. Osoby, które nie potrafią
na nie odpowiedzieć, odradzają się w postaci wskazanej przez ich karmę.
Jednak ci, którzy odpowiedzą „Jestem tobą”, mogą przedostać się do
kolejnego etapu wielkiej podróży (Abhedananda 1944). Zwróćcie jednak
uwagę na paradoks zdania „Jestem tobą”. Znaczy ono: jestem kimś
odrębnym, ponieważ rozumiem, że „jestem”, istnieję (jako ja), ale
dostrzegam też jedność z tobą. Owo zdanie wyraża ideę spotkania ego
z jaźnią kwantową.
Czyny kreatywne wymagają przejścia przez cztery etapy:
przygotowania, inkubacji (przetwarzania nieświadomego), spotkania
i pojmowania oraz urzeczywistnienia. Kreatywność pośmiertna nie jest tu
wyjątkiem. Na następnych stronach niniejszej książki przyjrzymy się
szczegółowo tym etapom. Jedną z zalet śmierci jest fakt, że nie trzeba się
specjalnie starać, by do niej dotrzeć. Nie musimy robić nic, a możemy
osiągnąć wszystko. Co za okazja!

PRZYGOTOWANIA DO ŚMIERCI

Kiedy powinniśmy zacząć przygotowywać się na śmierć? Nie ma


powodów, dla których nie powinniśmy rozpocząć przygotowań już teraz.
Niektórzy ludzie uznają całe swoje ziemskie życie za przygotowanie do
śmierci (podobnie jak ci, dla których zjedzenie obiadu to przygotowanie
do deseru) i jest w tym sporo sensu (dla takich ludzi śmierć to właśnie
„deser”). Jeżeli do tej pory żyliście normalnie i nie zaprzątaliście sobie
głowy kresem istnienia, to kwestia rozpoczęcia przygotowań do śmierci
powinna mieć dla was wyjątkowe znaczenie. To początek ćwiczeń jogi
śmierci.
Przygotowania należy rozpocząć w chwili uzyskania wiedzy, że
cierpimy na nieuleczalną chorobę – to proste. A jeśli nie mamy żadnych
wyraźnych sygnałów o zbliżającym się końcu życia?
Nie trzeba być nadzwyczajnie spostrzegawczym, by dostrzec objawy
wycofywania się świadomości u ludzi w zaawansowanym wieku. Ciało
fizyczne traci siły. Czasami w ustach pojawia się uczucie suchości
i zdarzają się trudności z oddychaniem. Niekiedy występują problemy
z rozpoznawaniem znajomych. Objawami wycofania mogą być też
zmniejszona potrzeba określania rzeczywistości, tendencja do coraz
mniejszej agresywności w działaniu i ogólne zmniejszenie potrzeb
i pragnień. Symptomom takim towarzyszy naturalna tendencja do
popadania w bezczynność oraz brak zainteresowania rozwijaniem umysłu,
który zaczyna przypominać pustkę. Skąd takie tendencje? Otóż wskutek
ciężkiej choroby lub postępującej starości następuje stopniowe odłączanie
skorelowanych akcji sfer mentalnej i fizycznej lub fizycznej, mentalnej
i witalnej. Kiedy zaobserwujemy nasilenie się takich objawów, nadchodzi
czas, by zacząć przygotowywać się na śmierć.
Na czym polegają takie przygotowania? Chociaż zostało to
udokumentowane głównie na podstawie pacjentów cierpiących na choroby
nieuleczalne, w rzeczywistości większość z nas w jakimś stopniu (gdy
jesteśmy starzy, chorzy i zaczynamy dostrzegać pierwsze z opisanych
powyżej objawów wycofania świadomości) podczas kontaktu ze śmiercią
przechodzi przez etapy zaprzeczenia, gniewu, negocjacji i depresji.
Pierwszym głównym etapem przygotowań jest właśnie pokonanie tych
etapów, zakończone akceptacją. Akceptacja to otwarcie umysłu na twórcze
możliwości związane ze śmiercią. Psycholog Carl Rogers bardzo cenił
umysły otwarte na kreatywność.
Pewna historia opowiada o profesorze, który udał się do mistrza zen,
by zgłębić tajniki jego filozofii. Podczas przygotowywania herbaty przez
mistrza, profesor opowiadał mu o wszystkim, co wie na temat zen. Gdy
herbata się zaparzyła, mistrz zaczął nalewać ją do filiżanki profesora. Nie
przestał jednak nawet wtedy, gdy napój zaczął wylewać się
z przepełnionej już filiżanki. Profesor krzyknął: „Filiżanka jest już
przepełniona!”, na co mistrz odparł: „Tak samo przepełniony wiedzą na
temat zen jest twój umysł. Jak mogę cię uczyć, skoro w twoim umyśle nie
ma już miejsca?”.
Do przygotowań zaliczam także zapoznanie się z literaturą dotyczącą
zjawiska śmierci, umierania i reinkarnacji. Musicie dowiedzieć się, co
dzieje się po śmierci. Literatura opowie wam o tym, co innym podpowiada
intuicja – to cenne wskazówki. Musicie jednak pamiętać wspomnianą
wcześniej lekcję. Nie twórzcie systemu przekonań opartego wyłącznie na
tym, co przeczytaliście.

PRZYGOTOWANIA ALTERNATYWNE I PRZETWARZANIE NIEŚWIADOME

To, co zazwyczaj nazywamy umieraniem z przyczyn naturalnych, jest


w rzeczywistości śmiercią w wyniku takiej czy innej choroby. Lekarz
i autor książek Shewrin Nuland mówi, że śmierć jest bolesna
i odstręczająca. Przygotowania to próby uczynienia ze śmierci
doświadczenia kreatywnego i zamienienia jej w godne doznanie. Jest to
także uwolnienie się od świata.
W gruncie rzeczy jesteśmy tym, czego szukamy – nieśmiertelną,
zjednoczoną świadomością. Proces poszukiwań jest jednak pełen
sprzeczności i bólu. Te odczucia zanikają, gdy przestajemy walczyć.
Właśnie wtedy pojawia się przetwarzanie nieświadome.
Pamiętacie eksperyment z dwiema szczelinami? Elektrony
przechodzą przez obie szczeliny ekranu, tworząc charakterystyczny wzór
na fluorescencyjnej płytce za ekranem (patrz Rozdział 2; ilustracja 2.1).
Ten kwantowy cud dokonuje się jednak tylko wtedy, gdy nie patrzymy na
elektrony i gdy przechodzą one przez obie szczeliny. Jeżeli dokonujemy
obserwacji, powstają jedynie dwa ślady (ilustracja 10.1), ponieważ nasza
obserwacja załamuje każdy elektron tylko w jednej z dwóch możliwych
szczelin. Właśnie o to chodzi. Nasze starania to ciągła obserwacja. Nie
powinniśmy patrzeć, a jedynie przetwarzać. Przetwarzanie nieświadome
pozwala nam na gromadzenie i mnożenie dwuznaczności dzięki
kwantowej dynamice mózgu i umysłu/ciała witalnego i fizycznego.

Ilustracja 10.1 Jeśli latarka skierowana jest w stronę szczelin tak, byśmy mogli zobaczyć, który
z elektronów przechodzi przez którą szczelinę, interferencja zanika, a elektrony zachowują się jak
klasyczne małe piłki.

Jeśli więc pojawia się ból, możemy zareagować na niego zarówno


czynami, jak i bezczynnością. Czyny to aktywność, na przykład
wykonywanie ćwiczeń opisanych poniżej. Bezczynność to po prostu
uwolnienie się – brak oporu i nieutożsamianie się z bólem. Pierwsza opcja
wymaga silnej woli, druga zakłada kapitulację. Wzajemne przenikanie się
obu tych opcji może prowadzić do przedświadomego spotkania naszego
ego z jaźnią kwantową, czyli bogiem.
Reżyser Mel Brooks powiedział kiedyś: „Kiedy żyjesz, musisz
machać rękami i nogami, skakać i robić dużo hałasu, ponieważ życie to
przeciwieństwo śmierci. Właśnie dlatego uważam, że jeżeli siedzisz cicho,
to znaczy, że nie żyjesz. Musisz robić wokół siebie dużo szumu,
a przynajmniej twoje myśli powinny być hałaśliwe, barwne i żywe”.
Skrajnie przeciwną wymowę posiada haiku traktujące o zen: „Siedzę
cicho, nie robię nic. Przyszła wiosna, a trawa rośnie sama”. Tak więc
droga do spotkania kreatywnego to połączenie mądrości Brooksa i filozofii
zen.

SPOTKANIE: TRZY ĆWICZENIA TYBETAŃSKIE

Wiecie już o stanach bardo dostępnych w chwili śmierci, gdy


przeżywamy doświadczenia poza ciałem, widzimy transcendentne światy,
dokonujemy przeglądu całego naszego życia itp. (patrz Rozdział 8).
Trudność polega na zachowaniu świadomości w trakcie tych zdarzeń. Jest
to idealna równowaga między czynami a bezczynnością, która może
zaprowadzić nas w stronę czystego światła.
Tybetańczycy proponują trzy ćwiczenia pomocne przy tej części pary
czyny/bezczynność, która polega na podejmowaniu akcji42. Ćwiczenia te
to: modlitwa śmierci, czyli oddanie; idealna ofiara, czyli skuteczność
w działaniu; oraz niewymagająca wysiłku kontemplacja, czyli dźnana
(mądrość/dociekliwość). Każdą z trzech wymienionych technik znaleźć
można także w wielu innych tradycjach.
W wersji tybetańskiej modlitwa śmierci to zwrócenie się z prośbą do
Amitabhy buddy o pobyt w krainie rozkoszy, buddyjskiej wersji nieba.
Przypomina to ostatnie namaszczenie w tradycji katolickiej, gdy ksiądz
wysłuchuje ostatniej spowiedzi i modli się razem z umierającym do
Jezusa. Jeżeli modlitwa śmierci stanie się częścią waszej jogi śmierci, nie
możecie liczyć na obecność księdza przy każdorazowym wykonywaniu
tego ćwiczenia. W podobny sposób muzułmanów uczy się, by umierali,
wypowiadając słowa „Nie ma boga, prócz Allaha, zaś Mahomet jest jego
prorokiem”. Hindusi natomiast mają ćwiczenie zwane japa, które polega
na medytowaniu nad imieniem boga.
Gdy postrzelono Gandhiego, przyswoił on modlitwę śmierci tak
dalece i był do tego stopnia gotowy, że tuż przed śmiercią powiedział
„Ram” – imię boga. Idea modlitwy śmierci polega właśnie na takim
przygotowaniu, by śmierć stała się dla nas prawdziwym spotkaniem
z bogiem, z naszą jaźnią kwantową.
W jaki sposób ćwiczyć? Opracujcie krótką mantrę odpowiadającą
archetypom waszego wyznania (obrazom, którym jesteście w naturalny
sposób oddani), a potem powtarzajcie ją w każdej świadomej chwili. Jeżeli
mantra brzmi: „Boże, oddaję się tobie”, to wypowiadamy te słowa
w myślach zawsze, gdy tylko jesteśmy świadomi. Nadchodzi ból. „Boże,
oddaję się tobie”. Zasypiamy. Budzimy się. „Boże, oddaję się tobie”. Coś
odwraca naszą uwagę. Uświadamiając sobie ten fakt, wypowiadamy
słowa: „Boże, oddaję się tobie”. Po jakimś czasie przyswoimy tę
modlitwę: stanie się ona częścią naszego przetwarzania nieświadomego.
Wtedy osiągniemy idealną równowagę między czynami a bezczynnością.
Hindusi nazywają ten stan ajapa-japa (japa bez japy).
Na czym to polega? Wszystkie tradycje twierdzą, że taka modlitwa
pozwala nam rozpoznać obecność świadomości (czyste światło
z Tybetańskiej Księgi Umarłych).
Drugie ćwiczenie, idealna ofiara, to praktyka związana
z najwyższymi ideałami tradycji duchowych. Opiera się ona na
przekonaniu, że dobrowolne poświęcenie to bardzo skuteczny sposób na
dotarcie do natury prawdy. Jezus wybrał ukrzyżowanie, by zbawić
ludzkość, w wyniku czego doświadczył zmartwychwstania. Buddyści
nazywają to ćwiczeniem bodhisattwy , złożeniem w ofierze nawet
własnego wyzwolenia, dopóki wszystkie pozostałe istoty nie zostaną
wyzwolone. Bhagawadgita mówi o tjadze , poświęceniu, jako
o najwyższej formie ćwiczeń; jest to temat ostatniego rozdziału tej gity ,
zatytułowanego „Joga wyzwolenia”.
Tak więc zamiast obserwowania, śmierci i cofania się przed tymi
zjawiskami, akceptujemy ból i cierpienia, by przeżywać nie swój własny
ból, lecz ból całej ludzkości.
Jak wykonywać to ćwiczenie? Jeżeli przeżywacie szczególny typ
cierpienia (typowy dla osób świadomych swojej niechybnej śmierci),
wyobraźcie sobie, że przyjęliście je na siebie dla dobra innych. Jeżeli nie
odczuwacie jakichś szczególnych dolegliwości, możecie wyobrazić sobie,
że cierpicie dla dobra innych. Poczujcie radość tych ludzi, u których ból
dzięki wam ustępuje. Skupcie się na własnym oddechu: czerpiąc powietrze
do płuc, przyjmujcie cierpienie wszelkich istot żywych; wypuszczając
powietrze, przekazujcie wszystkim radość. Tego efektu również nie da się
wywołać samym dążeniem; trzeba osiągnąć równowagę między wolą
a kapitulacją.
Dlaczego to ćwiczenie okazuje się skuteczne? Można dostrzec, że
przypomina ono bhaktijogę z elementami karmajogi (patrz Rozdział 9).
Zazwyczaj nasze ego ma charakter solipsystyczny – myślimy
i zachowujemy się tak, jakbyśmy byli w centrum wszechświata,
a wszystko inne byłoby realne tylko w takim stopniu, w jakim ma związek
z nami. Na takim etapie nie można się poświęcić na rzecz nikogo innego,
jeżeli szczerze tego kogoś nie kochamy. Kocham moją żonę, moje dzieci,
mój kraj, więc mogę poświęcić się dla ich dobra. Ofiara na rzecz innych
prowadzi do odkrycia ich odrębności, co jednocześnie jest odkryciem
prawdziwej miłości – uczucia niezależnego od związku tych istot z nami.
Im wyraźniej odkrywamy, że możemy kochać innych, tym mniejszy
wpływ na nas będzie wywierać nasze ego. Jeżeli naprawdę będziemy
gotowi umrzeć, by ulżyć cierpieniom innych ludzi i dać im radość, będzie
to oznaczać, że udało się nam przekroczyć samonarzuconą granicę ego,
a w związku z tym zasługujemy na ujrzenie światła świadomości.
Psychiatra Stan Grof nieumyślnie odkrył cudowną i skuteczną metodę
ułatwiającą takie ćwiczenia. Jest to oddychanie holotropowe, oddychanie,
które w sensie dosłownym prowadzi do utożsamiania się w sposób
bardziej holistyczny. Na początku, gdy Grof po raz pierwszy zastosował to
ćwiczenie u swoich pacjentów, informowali oni o wizjach o charakterze
prenatalnym i perinatalnym, dotyczących pobytu w kanale rodnym. Kiedy
jednak ludzie docierali coraz bardziej w głąb własnej świadomości,
pojawiały się doświadczenia związane ze zbiorowym cierpieniem, bólem
odczuwanym przez całą ludzkość. Jeżeli chcecie zrozumieć, jak wielki
potencjał kryje w sobie oddychanie holotropowe, polecam przeczytanie
o doświadczeniach filozofa Christophera Bache’a (Grof 1998; Bache
2000).
Można również zastosować ścieżkę dźnany, omówioną w poprzednim
rozdziale, ale ten sposób praktykowania kontemplacji bez wysiłku uważa
się za najtrudniejszy. Polega on na odkrywaniu świadomości poprzez
pozostawanie w jej obrębie, w teraźniejszości, bez dopuszczania do siebie
niczego, co mogłoby odwrócić uwagę. Stanowi to istotę wyrażenia
„świadome umieranie”.
W Sutrze Parinirwany Budda powiedział, że spośród wszystkich
medytacji nad naszą obecnością na ziemi, największe znaczenie ma ta
dotycząca śmierci. W praktyce jednak tylko ludzie, którzy są już
wyćwiczeni w medytowaniu i potrafią skupić się przez dłuższy czas, mogą
przyjąć tak wiele bólu, cierpienia, zakłóceń i brudu, ile zazwyczaj niesie ze
sobą śmierć.
Jednocześnie jednak, znam pewną anegdotę o hinduskim mędrcu
imieniem Tukaram. Pewnego razu uczeń zapytał go, w jaki sposób
osiągnął przemianę, dlaczego nigdy nie wpada w złość, skąd w nim tyle
miłości itp. Chciał on po prostu poznać „tajemnicę” Tukarama.
– Nie wiem, co mogę ci powiedzieć o moim sekrecie, ale znam twój –
odparł Tukaram.
– Jaki to sekret? – zapytał zaciekawiony uczeń.
– Za tydzień umrzesz – powiedział z powagą mistrz.
Tukaram uznawany był za wielkiego mędrca, więc uczeń uwierzył
w jego słowa. W ciągu kolejnego tygodnia diametralnie się zmienił.
Obdarzał rodzinę i przyjaciół większą czułością. Medytował i modlił się.
Zrobił wszystko, co mógł, by przygotować się na śmierć.
Siódmego dnia, czując osłabienie, położył się na swoim łóżku i posłał
po Tukarama.
– Pobłogosław mnie, mędrcze, gdyż umieram – powiedział.
– Zawsze cię błogosławię – odparł mędrzec – ale powiedz mi, jak
spędziłeś ostatni tydzień? Czy rozgniewałeś rodzinę i przyjaciół?
– Oczywiście, że nie. Miałem jedynie siedem dni, by okazać im
miłość, więc to czyniłem. Kochałem ich mocno – rzekł uczeń.
– Teraz znasz mój sekret – powiedział nauczyciel. – Wiem, że mogę
umrzeć w każdej chwili. Dlatego zawsze obdarzam wszystkich czułością.
Właśnie w ten sposób umieranie daje nam moc – najważniejszy
składnik koncentracji.
Niewymagająca wysiłku kontemplacja natury rzeczywistości to nie
myślenie, lecz paradoksalnie wykroczenie poza myślenie za pomocą
myślenia. Franklin Merrell-Wolff powiedział: „Doniosłość rozważań, ich
ranga jest odwrotnie proporcjonalna do ilości”. Im bardziej
kontemplujemy rzeczywistość, tym w mniejszym stopniu możemy ją
określić. Im mniej da się ją określić, tym mniej wymaga to od nas starań.
W końcu nadchodzi moment, w którym uświadamiamy sobie to, o czym
często przypominał Ramana Maharszi: „Twój wysiłek to twoje więzy”.
Gdy wysiłek miesza się z kapitulacją, nic nie wymaga wysiłku – wszystko
staje się sahadź (z sanskrytu).
Zagłębianie się w myślach powoduje, że rzeczywistość staje się
nieuchwytna. Wówczas bez żadnych wysiłków trafiamy do naturalnego
prądu świadomości – sahadź samadhi. Bokar Rinpocze mawiał: „Kiedy
w końcu przyjdzie śmierć, a człowiek pozostanie w naturze umysłu
(świadomości), w chwili śmierci osiągnie on pełne przebudzenie i stan
Buddy na etapie określanym mianem absolutnego ciała czystego światła”.

NIE MUSICIE CZEKAĆ NA ŚMIERĆ, BY ĆWICZYĆ JOGĘ ŚMIERCI


W Upaniszadach przeczytać można wspaniałą opowieść. Żył sobie
młody chłopiec, Nacziketa. Jego ojciec zorganizował jadźńę (sanskryckie
słowo oznaczające rytuał ofiarny), ofiarną ucztę, która miała zapewnić
synowi miejsce w niebie. Ojciec był jednak człowiekiem wyrachowanym;
pozostawił sobie najlepsze krowy, a przeznaczył na ofiarę tylko te
najsłabsze. Nacziketa dostrzegł brak przekonania u swojego ojca i zapytał:
„Ojcze, komu mnie oddajesz?”. Nie było odpowiedzi. Nacziketa był
jednak nieustępliwy. Gdy zadał pytanie po raz trzeci, rozgniewany ojciec
odpowiedział: „Jamie, bogu śmierci. Postanowiłem ofiarować cię bogu
śmierci”.
Obietnica jest jednak obietnicą, więc Nacziketa trafił do domu Jamy.
Przybył za wcześnie, więc nikt nie wyszedł mu na spotkanie. Nacziketa
czekał przez trzy noce, aż w końcu bóg śmierci się pojawił. Jama był
zażenowany, że jego gość musiał czekać trzy noce, więc by mu to
wynagrodzić, zaofiarował spełnienie trzech życzeń.
Pierwsze dwa życzenia były błahe, ale w ramach trzeciego Nacziketa
zapragnął poznać sekret śmierci – dowiedzieć się, co dzieje się z ludźmi
w momencie śmierci. „Niektórzy mówią, że umieramy, inni temu przeczą.
Co naprawdę dzieje się z nami?”
Teraz Jama znalazł się w kłopocie i usiłował wykupić się od
wyjawiania sekretu śmierci. Gdy to się nie udało, opowiedział Naczikecie
prawdę o egzystencji. Świadomość nie umiera wraz ze śmiercią ciała.
Jama rzekł: „Gdy człowiek uświadamia sobie tę prawdę, poznaje
tajemnicę śmierci”.
To zdarza się nie tylko w książkach. Ramana Maharszi miał
szesnaście lat, gdy pewnego dnia poczuł się źle i ogarnął go silny lęk przed
śmiercią. Zaczął zastanawiać się, jak sobie z nią poradzić. Co może ona
oznaczać? Co tak naprawdę umiera? Maharszi postanowił więc
symulować śmierć. Wyciągał się sztywno, udając stężenie pośmiertne
i zachowując się jak nieboszczyk. Myślał sobie: „Teraz, gdy to ciało jest
martwe, czy razem z jego śmiercią ja też umarłem? Czy jestem moim
ciałem?”. Jego dociekliwość zapoczątkowała nieoczekiwaną
transformację. Później napisał:
Doznałem przebłysku, jakby
prawda objawiła mi się
bezpośrednio, prawie bez żadnego
przetwarzania. „Ja” byłem kimś
bardzo rzeczywistym, jedynym
rzeczywistym elementem mojego
obecnego stanu i cała świadoma
aktywność mojego ciała skupiała
się właśnie wokół tego „ja”. Od
tego momentu moja jaźń skupiała
się na sobie w jakiejś potężnej
fascynacji. Strach przed śmiercią
zniknął. Zaabsorbowanie własną
jaźnią towarzyszyło mi od tamtej
pory już zawsze. Moje ciało mogło
angażować się w mówienie,
czytanie lub inne czynności, ale ja
wciąż skupiałem się tylko na
swoim „ja”.
(Cytat w: Osborne 1995)

40 Autor przytacza fragment brytyjskiej piosenki z czasów I wojny światowej, wykorzystany


później w wierszu amerykańskiej poetki Dorothy Parker. Wspomniany wers, w nieco zmienionej
formie, zapożyczony jest jednak z Biblii, a konkretnie z 1. Listu do Koryntian – przyp. tłum.
41 Przekład Andrzeja Szuby – przyp. tłum.
42 Przy pisaniu tego fragmentu książki nieoceniona okazała się pomoc duchowego nauczyciela
Joela Morwooda.
ROZDZIAŁ 11

Pytania i odpowiedzi

Często wygłaszam wykłady i prowadzę warsztaty z zakresu dostępnej


(dzięki teorii kwantowej) wiedzy na temat życia po śmierci i reinkarnacji.
W ich trakcie słuchacze i uczestnicy zadają mi liczne pytania. W tym
rozdziale wykorzystam tę formułę, gdyż uważam, że sprawdza się ona
w odniesieniu do zagadnień o charakterze osobistym (w przeciwieństwie
do problemów filozoficznych lub naukowych). Rozpoczynając pracę nad
niniejszym rozdziałem, nie mogłem oprzeć się pokusie uczynienia z niego
pewnego rodzaju podsumowania. Przyjemnej lektury.

P: Jaki jest sens życia?

O: Cel indywidualnego życia


okazuje się identyczny z celem
kosmicznym, którym jest
urzeczywistnianie możliwości
poprzez angażowanie się
w kreatywną grę pozwalającą
odkryć potencjał świadomości.
Świadomość, postrzegająca samą
siebie, wyraża się w określonych
kontekstach. Są to konteksty, które
indywidualny byt musi w pełni
przeżyć oraz wyrazić w sposób
kreatywny.
P: Jaki jest cel śmierci?

O: Na pozór śmierć nie ma


żadnego celu. Czyżby celowości
życia nie można wyczerpać
w trakcie jednego długiego
żywota? Okazuje się, że
urzeczywistnienie wymaga czegoś
więcej. Z idealistycznego punktu
widzenia życie jest obszarem
ścierania się dwóch sił:
kreatywności i entropii. Entropia
sprawia zużywanie się ciała
fizycznego będącego „osprzętem”
umożliwiającym kreatywności
tworzenie nowych programów,
które nazywamy procesem uczenia
się. W końcowym stadium życia
entropia wygrywa walkę,
a organizm przestaje się
angażować w kreatywność. Wtedy
właśnie rozpoczyna się proces
wycofywania się świadomości.
Proces ten dobiega końca wraz ze
śmiercią.
Dawno temu czytałem serię opowiadań science fiction The Cornelius
Chronicles autorstwa brytyjskiego pisarza Michaela Moorcocka.
Opowiadania przedstawiają historię antybohatera Jerry’ego Corneliusa,
a ich treść stanowi walka kreatywności i entropii. Skacząc z jednej
rzeczywistości w drugą, Jerry i jego przyjaciele szukają
w wielowymiarowym Londynie śladów zwycięstwa kreatywności nad
entropią oraz życia nad śmiercią. Naturalnie bohaterowi nie udaje się
znaleźć takiej rzeczywistości, ponieważ on sam nosi w sobie zarazek
entropii.
Czy jednak stanowi to porażkę? Dlaczego mielibyśmy wypełnić
wszystkie kreatywne zadania w ciągu jednego życia? Tak więc umieramy,
ale wracamy w innym czasie i miejscu, by w następnym wcieleniu
z czystym kontem móc wykorzystać kolejną szansę na kreatywność.
P: To zbyt pogmatwane. Jeżeli reinkarnacja ofiarowuje nam czyste
konto, to dlaczego i w jaki sposób mielibyśmy pamiętać o poprzednich
wcieleniach? Czy w takim przypadku może być mowa o czystym
koncie? Co w takim razie dzieje się z karmą? W jaki sposób karma
przenosi się z jednego wcielenia do drugiego bez „zanieczyszczania”
naszego czystego konta?

O: Czyste konto odnosi się


jedynie do ciała fizycznego, które
umiera po unicestwieniu przez
pamięć klasyczną. Natomiast
witalne i mentalne ciała monady
kwantowej, które mogą przetrwać
śmierć, zawierają w sobie pamięć
kwantową. Pamięć kwantowa
ustala prawdopodobieństwo na
korzyść poprzednich doświadczeń;
tworzy to predyspozycję, dzięki
której karma przemieszcza się
z jednego fizycznego wcielenia do
drugiego. Przywoływanie
wspomnień z poprzedniego
wcielenia zawdzięczamy natomiast
nielokalności procesów
kwantowych i świadomości.
Nielokalne połączenie między
wcieleniami jest wprawdzie
możliwe, ale niełatwo je nawiązać.
Pamięć kwantowa jest wpisana w matematyczne równania rządzące
monadą kwantową. Nie jest ona zakodowana w postaci urzeczywistnionej,
więc nie ulega rozpadowi. Naturalnie predyspozycje mogą być barierą,
jeśli wykorzystuje się je do załamywania określonych kontekstów.
Jednakże tradycje utrzymują, iż do nowego wcielenia nie przynosimy ze
sobą wszystkich predyspozycji (skłonności lub karmy), a jedynie kilka
wybranych (zwanych prarabdha).
Idea traktująca predyspozycje jako potencjalną barierę to powód, dla
którego unika się złej karmy. To dlatego dobra karma pomaga nam
w kreatywnym odkrywaniu prawdopodobnych kontekstów.
P: Do czego prowadzi taka nauka? Czy chodzi o kreatywne
odkrywanie tematów przewodnich w naszym życiu?

O: Nie tylko o odkrywanie,


ale i o ich urzeczywistnianie.
Jeżeli nie przeżywamy odkrytych
przez siebie tematów
(zastosowanie odkryć), nie stają
się one uwarunkowanymi
skłonnościami umysłu. Ludzie,
którzy nie potrafią urealnić
odkrytych przez siebie tematów
pochodzących z intelektu
ponadmentalnego, to
intelektualiści, ale nie osoby
inteligentne. Czy to jasne?

P: Chyba tak. Proszę jeszcze raz wyjaśnić, czym jest dobra, a czym zła
karma?

O: Karma jest źródłem wielu


nieporozumień w oczach ogółu.
Nawet wielu mieszkańców Indii
Wschodnich (nie wspominając
o przedstawicielach cywilizacji
zachodniej) jest przekonanych, że
jeżeli będą czynić dobro –
wspomagać potrzebujących,
wspierać rodziców itp. –
zgromadzą pozytywną karmę. To
nie do końca prawda. Jedyna
pozytywna karma to pamięć
kwantowa odnosząca się do
usposobienia, która pozwala nam
w sposób kreatywny odkrywać
i wyrażać swój cel, przeżywać
konteksty, dzięki którym
świadomość będzie mogła poznać
sama siebie. Jednocześnie, jeżeli
nasze czyny formują usposobienie
prowadzące do złych nawyków,
fobii i czynów ograniczających
kreatywność w kolejnym
wcieleniu, to rzecz jasna
gromadzimy złą karmę.

P: Wciąż nie jestem przekonany, że potrzebujemy reinkarnacji, by


udowodnić celowość wszechświata. To prawda, że jedno życie ma
bardzo ograniczony zakres możliwości. Ale czy zamiast wielu
żywotów, nie moglibyśmy mieć więcej ludzi? Możemy mieć ich
przecież nieskończenie wiele, prawda?

O: Czy aby na pewno?


Przecież nasza planeta może
pomieścić jedynie pewną
ograniczoną liczbę ludzi. Bez
reinkarnacji utrudnilibyśmy sobie
okazję do tworzenia pozytywnego
usposobienia, mogącego
kształtować kreatywność
niezbędną do odkrycia naprawdę
skomplikowanych kontekstów,
dzięki którym rozwija się nasza
cywilizacja. Zastanów się nad
fenomenem sawantów czy
genialnych dzieci, nad
osiągnięciami ludzi takich jak
Einstein czy Śankara, którzy
niemal na pewno urodzili się
z nabytymi w poprzednich
wcieleniach skłonnościami do
wielkości.

P: Właśnie o czymś pomyślałem. Jeżeli ludzie zrozumieliby to, o czym


mówisz na temat dobrej karmy, postępowaliby moralnie, czyż nie?
Moralność jest przecież bezpośrednio związana z kreatywnością.
Moralność to wzmocnienie własnej kreatywności i kreatywności
innych, a przynajmniej nieszkodzenie jej. W społeczeństwach,
w których karma jest źle pojmowana lub ignorowana, ludzie zaczynają
zachowywać się nieetycznie.

O: Masz absolutną rację.


Weźmy na przykład Indie. Hindusi
wierzą w karmę, ale nie rozumieją
jej. Ich wizja dobra i zła jest
bardzo ograniczona. Rzadko
tworzą się tu dobre, twórcze
usposobienia. Jednocześnie mamy
jednak Stany Zjednoczone, gdzie
w karmę się nie wierzy; powstają
tu pozytywne, kreatywne
usposobienia, ale tworzą się one
razem z tymi złymi.

P: Co w takim razie zrobić, oprócz zwracania uwagi na karmę


powstającą w wyniku naszych działań, by urzeczywistniać celowość
życia?

O: Należy zwrócić uwagę na


śmierć, wziąć sobie do serca lekcje
z Tybetańskiej Księgi Umarłych
i nasz model reinkarnacji.
Świadoma śmierć umożliwia
przeżywanie nielokalnych
doświadczeń, które mogą okazać
się bardzo cenne w kolejnym
życiu.

P: Ale tylko pod warunkiem, że ten model jest poprawny.

O: Oczywiście. Modele
naukowe zostały opracowane po
to, by z nich korzystać. Mamy
teraz model naukowy; możemy
wykorzystać go w praktyce
i przekonać się, czy jest
odpowiedni. Intuicja podpowiada
mi, że śmierć może okazać się dla
nas bardzo wartościowym etapem
istnienia.

P: W literaturze hinduskiej można natrafić na pojęcie spalania karmy.


Czy karmę można spalić?

O: W pewnym sensie tak.


Przynosimy pewne skłonności
(karmę) z poprzednich wcieleń do
obecnego, by czegoś się nauczyć.
Kiedy tego dokonamy, skłonności
te przestają być potrzebne. Można
więc powiedzieć, że nasze
kreatywne czyny polegające na
poznawaniu nowych tematów
sprawiają, że spalamy pewną część
karmy.

P: A co z kwestią liczby dusz? Chodzi mi o to, że obecnie rodzi się


o wiele więcej ludzi niż kiedyś i nie ma wystarczająco wielu starych
dusz, by pokryć tak znaczne zapotrzebowanie.

O: Nasz model w żaden


sposób nie przeczy powstawaniu
nowych dusz; ciała tematyczne,
mentalne czy witalne nie dają się
sprowadzić do jakiejś określonej
liczby. Wszyscy korzystamy
z tych samych funkcji mentalnych
i witalnych, tyle że
rozprzestrzeniają się one na
podstawie różnych schematów. Te
schematy nadają naszym bytom
witalnym i mentalnym
indywidualnego charakteru.
Wiemy też, że to
rozprzestrzenianie się ma swój
kres (wyzwolenie). Dlaczego nie
miałoby mieć także początku?
Wchodzi tu w grę także inny
czynnik. Wiele starych monad
kwantowych znajduje się teraz już
poza cyklem śmierci i narodzin.
Życie duchowe było o wiele
łatwiejsze w czasach starożytnych,
gdy sprzyjała temu kultura.
Hindusi nazywali te czasy
satjajuga (złoty wiek). Ludzie
mogli wtedy osiągnąć wyzwolenie
już po kilku cyklach. Teraz wokół
nas jest tak wiele czynników
rozpraszających uwagę, że trudno
skupić się na nauce (nie bez
powodu Hindusi nazywają obecny
okres wiekiem ignorancji –
kalijuga). Monady kwantowe
muszą więc odradzać się
wielokrotnie, zanim w końcu
„ujrzą światło”. Potwierdzają to
dane zgromadzone przez Helen
Wambach (patrz Rozdział 5).
Naturalnie obecnie rodzi się
o wiele więcej ludzi.
Kwestia liczby dusz powraca
jednak bardzo często, ponieważ
ulegamy myśleniu w kategoriach
dualistycznych – skończona liczba
wiecznych dusz niezależnych od
boga (jedności). Kwantowy (oraz
mistyczny) punkt widzenia
zakłada, że dusza nie istnieje poza
bogiem (lub świadomością).
Dusza to ograniczone
utożsamianie się, które służy
jedynie badaniu nowych
możliwości. Po wykonaniu
zadania dusza poddaje się
i powraca do jedności.

P: W pewnej wydanej niedawno książce przeczytałem, że śmierć


często bywa doświadczeniem bardzo bolesnym i pozbawionym
godności (Nuland 1996). Wydaje się, że ignoruje pan te aspekty
śmierci.

O: Informacje dotyczące
wizji na łożu śmierci wskazują na
to, że mimo cierpień, jakie
wywołuje większość chorób, sama
śmierć nie musi być bolesna.
Obserwując nasz model, możemy
się domyślić, dlaczego tak się
dzieje. W momencie śmierci
faktycznie człowiekowi może
towarzyszyć ból, ale konający
wcale nie musi się z nim
utożsamiać. Wnikliwy obserwator
może dostrzec ponadczasowe
piękno tej chwili i doznać
wyzwolenia.
Wszelki brak godności
wynika z naszego strachu przed
śmiercią. Mój przyjaciel Franklin
Merrell-Wolff, mistyk, filozof oraz
nauczyciel, zmarł w wieku 98 lat
w wyniku zapalenia płuc. Cierpiał
wskutek choroby, ale nie
brakowało mu godności. Wolff
zachowywał poczucie humoru
nawet wówczas, gdy poszczególne
części ciała odmawiały mu
posłuszeństwa. Był przygotowany
na śmierć43.

P: Chciałbym nieco zmienić temat. Jak odnosi się pan, jako uczony, do
kwestii ciał subtelnych, noszących naukowe nazwy, takie jak monada
kwantowa? Czy to nie jest po prostu wiara w duchy?

O: Właśnie z tego powodu


przez długi czas unikałem idei
„ciał subtelnych”. Oczywiście
kiedy uświadomimy sobie, że
monady kwantowe nie mają
bezpośredniej łączności z ciałami
materialnymi, dualistyczne
problemy znikają; to świadomość
pośredniczy w tej relacji.

P: Ale dlaczego postrzegamy te ciała jako duchy czy zjawy?

O: Być może, jeśli pomiędzy


bytem wcielonym a monadą
kwantową wywiązuje się
komunikacja telepatyczna, której
mediatorem jest świadomość
nielokalna, niektórzy ludzie
reagują poprzez uzewnętrznienie
takiego doświadczenia, tworząc
postać, która próbuje się z nimi
porozumieć. W takim przypadku
duch jest tylko projekcją
obserwatora. Warto zaznaczyć, że
duchy i zjawy to zjawiska
wewnętrzne; nie występują one we
współdzielonej rzeczywistości
zewnętrznej; w takim przypadku
są one zgodne z zaproponowanym
w niniejszej książce modelem.

P: Co się ze mną stanie, gdy umrę? Mówiąc prawdę, trochę się


obawiam, że mogę zostać duchem czy nawet monadą kwantową
niewchodzącą w interakcję z rzeczywistością i błąkającą się bez celu
po świecie.

O: Wszystko zależy od twojej


karmy i od tego, w jakim stopniu
zachowasz świadomość w chwili
śmierci. To prawda, że jeżeli
podczas zgonu nie będziesz
przejawiać zbyt wiele
świadomości, możesz ulec
dezorientacji, a w jej wyniku
nieumyślnie stworzyć dla siebie
doświadczenie przypominające
piekło. Pamiętaj jednak, że po
śmierci nie będziesz już związany
ze swoim ciałem fizycznym,
przestaniesz doświadczać świata
urzeczywistnionego, tak jak to ma
miejsce na jawie. Możliwości
wciąż będą się jednak pojawiać,
a niektóre z nich przeżyjesz
retroaktywnie po ponownych
narodzinach, dzięki czemu
otrzymasz wspomnienia. Musisz
zwrócić na to uwagę, gdyż
możliwości, które pojawią się
w twoich ciałach subtelnych
w chwili śmierci i utraty
świadomości, uzależnione będą od
stanu twojej umierającej
świadomości.
P: Jak zadbać o to, by nie trafić do piekła?

O: Jedno jest pewne.


Wszystkie pragnienia, których nie
zaspokoiłeś za życia i z których
nie mogłeś zrezygnować,
zabierzesz ze sobą.
Pewien rabin trafił po śmierci
do nieba i odnalazł miejsce
zamieszkania swojego sędziwego
nauczyciela. Postanowił go
odwiedzić. Mistrz pracował przy
swoim biurku, ale ku zdziwieniu
gościa, przy jego łóżku stała
piękna naga i gotowa do akcji
kobieta. Gość mrugnął znacząco
do swojego byłego mentora
i wyraził przypuszczenie: „Rabbi,
to zapewne twoja nagroda za
wszystkie szlachetne czyny,
których dokonałeś”. Mistrz odparł
drwiąco: „Nie, ja jestem jej karą”.
To właśnie piekło.
Pragnienia dotyczą wydarzeń
ze sfery mentalnej, witalnej
i fizycznej – wszystkich trzech
zindywidualizowanych ciał. Ciało
intelektu, ciało tematyczne, nie jest
zmapowane w sferze fizycznej,
więc nie da się go uwarunkować
i zindywidualizować; to, czego
doświadczamy jako intelektu
rozróżniającego, jest częścią
naszego umysłu. Jeżeli żyjemy
w całkowitej identyfikacji
z mózgiem i umysłem,
przejawiając niewiele
świadomości wobec naszych ciał
witalnych i fizycznych oraz ich
trybów kwantowych (prany),
pragnienia pojawiają się
nieświadomie. Takie
predyspozycje utrzymują się przez
kolejne wcielenia, dopóki nie
uświadomimy sobie tego, co
nieświadome. Kiedy to uczynimy
i z pełną świadomością zaczniemy
podążać za naszymi pragnieniami,
predyspozycja ta może w końcu
zaniknąć. Jeśli tak się stanie, nie
będziemy musieli dłużej obawiać
się piekła.

P: Może to zabrzmi naiwnie, ale dokąd tak naprawdę udają się


monady kwantowe? Gdzie jest niebo lub te wszystkie loki, o których
czytamy w hinduskich legendach?

O: Dobre pytanie. Dawniej


ludzie rozumowali dualistycznie.
Hindusi sądzili, że określone loki
znajdowały się w pewnych
obszarach Himalajów. Grecy
sądzili, że niebo to kosmos.
Nauczyciele duchowi zawsze
wiedzieli jednak, jaka jest prawda;
Platon czy mędrcy wspomniani
w Upaniszadach odpowiedzieliby,
że niebo jest wymiarem
transcendentnym. Jednym
z wielkich konceptualnych
osiągnięć fizyki kwantowej jest
koncepcja nielokalności
kwantowej, do której możemy
odnosić się, gdy mowa o duchowej
„transcendencji”. Czym jednak jest
nielokalność? Jest to połączenie
potencjałów poza
czasoprzestrzenią, które wpływa
na zjawiska w jej obrębie. Gdzie
znajduje się takie połączenie?
Zarówno wszędzie (ponieważ
każdy punkt w czasie i przestrzeni
może być połączony dzięki
nielokalności), jak i nigdzie
(ponieważ nie da się go
zlokalizować).

P: Czy w zaświatach odnajdę swoich zmarłych przyjaciół i krewnych?

O: Mówisz jak Woody Allen,


który napisał kiedyś: „Są obawy,
że istnieje życie po śmierci, ale
nikt nie wie, gdzie będzie się ono
odbywać”. Po pierwsze, dzięki
wielkiemu nielokalnemu oknu,
które stanie przed nami otworem,
wkroczymy w świat śmierci
i doświadczymy nieznanych dotąd
przeżyć. Mogę powiedzieć
jedynie, że po śmierci odbywa się
przetwarzanie nieświadome. Ciała
witalne i mentalne będą w stanie
dalej rozwijać się w sferze
możliwości dzięki jakiejś
nieodkrytej jeszcze wewnętrznej
mechanice. Jedna z takich
możliwych ścieżek urzeczywistni
się w sposób retroaktywny
z chwilą rozpoczęcia się kolejnego
wcielenia. Urzeczywistniona
ścieżka będzie mogła zawierać
doświadczenia, w których
uczestniczyłeś wraz
z przyjaciółmi, ale to ty stworzysz
je za pomocą swojego ciała
mentalnego. Nie będą to
doświadczenia w takim samym
rozumieniu, jak te z rzeczywistości
na jawie; bardziej przypominać
mogą sen (patrz Rozdział 5).

P: Kiedy zyskam gotowość odrodzenia się, w jaki sposób odnajdę


swoje wcielenie? Czy będę mógł wybrać swoich rodziców?

O: Nielokalna korelacja
wybiera określone łono
natychmiast i bez żadnych
podróży; pamiętaj, w sferze
nielokalnej nie istnieje ani
przestrzeń, ani czas. Czy
wybieramy swoich rodziców?
Nielokalne powiązania łączące nas
z przyszłymi wcieleniami istnieją
w sferze możliwości, więc
potencjalnie istnieje taka
możliwość. Wybór może zależeć
od wolnej woli albo będzie się
opierać na wykształconych
wcześniej schematach. Wszystko
zależy od charakteru utożsamiania
się w chwili śmierci.

P: Jeśli się odrodzę, czy razem ze mną odrodzą się także moi
przyjaciele i osoby, które kochałem?

O: W istocie może tak się


zdarzyć, jeżeli ich żywoty są
karmicznie skorelowane z twoim.
Barbara Young, biografka poety
Kahlila Gibrana, pisała, że
pewnego razu podczas pracy
z poetą usiadła nie jak zawsze – na
krześle, lecz na leżącej na ziemi
poduszce. Nagle poczuła, że taka
pozycja wydaje jej się dziwnie
znajoma. Powiedziała: „Poczułam
się, jakbym siedziała w ten sposób
przy tobie już wiele razy,
a przecież tak nie jest”. Gibran
odparł: „Robiliśmy tak tysiąc lat
temu i zrobimy to ponownie za
kolejne tysiąc lat”.

P: Czy zawsze odradzamy się jako przedstawiciele tej samej rasy, płci
i narodowości?

O: Mój były dentysta (biały


Amerykanin) doznał szoku, gdy
zapytałem go, czy nie zastanawiał
się nad kwestią odrodzenia się pod
postacią kobiety. Pechowo dla
niego monada kwantowa nie ma
płci, wyznania, rasy ani
narodowości, a jedynie nawyki,
tendencje i konteksty, które musi
zgłębić. Niezależnie od naszego
pochodzenia – od tego, czy
jesteśmy mężczyznami, kobietami,
ludźmi rasy czarnej, białej,
brązowej czy żółtej, bez względu
na to, czy pochodzimy ze
Wschodu czy z Zachodu – monada
daje nam maksymalne szanse na
uczenie się, a nasze życie zawsze
zgodne jest z karmą z przeszłości.
Pisarz Romain Rolland powiedział
kiedyś: „Dla nagiej duszy nie ma
ni Wschodu, ni Zachodu. To by ją
tylko ograniczało. Jej domem jest
cały świat”.

P: Chciałbym znowu zmienić temat. Czy bezcielesna monada


kwantowa może wpływać na osobę żyjącą? Jeżeli tak, to w jaki
sposób?

O: Jak pisałem wcześniej,


jeżeli koncepcja monady
kwantowej ma się obronić
z naukowego punktu widzenia,
musimy upierać się przy
założeniu, że nie istnieje żadna
bezpośrednia interakcja między
nią a rzeczywistością materialną.
Świadomość może jednak
zdecydować się na załamanie fal
możliwości równocześnie
w monadzie i w osobie
posiadającej ziemskie wcielenie.
W związku z powyższym
komunikacja jest możliwa, na
przykład w przypadku medium lub
osoby dokonującej channelingu.
Może to wyjaśniać sposób
funkcjonowania takich zdolności,
ponieważ osoby dokonujące
channelingu często przejawiają
cechy odbieranych przez siebie
zmarłych osób. Inni ludzie mogą
postrzegać takie odmienne stany
świadomości jako „opętanie”. Są
również inne przykłady podobnej
komunikacji, na przykład
automatyczne pisanie pod
wpływem inspiracji. To dobry
temat dla eksperymentalistów.
P: Czy taka komunikacja wpływa na karmiczne skłonności monady?

O: Owszem. To dlatego
przypadki medium i channelingu
nie są nagłaśniane w literaturze
ezoterycznej (czytaj na przykład
Barker 1975). Wyjątkiem są
anielskie istoty, którym udało się
całkowicie wykroczyć poza
sprawy natury karmicznej. Istnieją
one po to, by nam służyć. Jeżeli
mamy czyste intencje, istoty takie
mogą wspomóc naszą
kreatywność.

P: Jak się ma do reinkarnacji śmierć samobójcza?

O: To zależy. Pamiętaj, co tu
odkrywamy. Śmierć nie oznacza
końca egzystencji. Istniejemy dalej
pod postacią bezcielesnych monad
kwantowych z kwantową pamięcią
przechowującą nasze
usposobienie, nawyki
i uwarunkowania. Problemy
człowieka, który zmarł w wyniku
zamachu na swoje życie, nie
znikają z chwilą śmierci.
W związku z tym samobójstwo,
jako etap zaprzeczenia lub próba
uniknięcia czegokolwiek, nie
rozwiązuje żadnych problemów.
W jednej ze swoich sztuk angielski
dramaturg J. B. Priestley
doskonale wyraża ten pogląd:
Ormund: Gdybym miał trochę
rozumu, użyłbym pistoletu (by się
zabić).
Koniec z pytaniami, na które
nie ma odpowiedzi. Pytaniami,
które wiercą mi dziurę w brzuchu.
Sen, długi sen, jedynie dobry,
długi sen.
Dr Goertler: Obawiam się, że
będziesz zawiedziony. (...) Pytania
wciąż tam będą. Nie da się ich
zabić pistoletem.
Ormund: Chyba nie sądzisz,
że jeżeli skoczę w mrok, to znajdę
się z powrotem w tym samym
błędnym kole. Ja w to nie wierzę.
W końcu odnajdę spokój.
Dr Goertler: To niemożliwe.
Spokój to nie jest coś, co po prostu
na ciebie czeka (...)
Sam musisz go sobie stworzyć
(...) Życie nie jest proste. Nie ma
skrótów, żadnych łatwych ucieczek
(...) Każdy z nas żyje w bajce,
którą sam sobie stworzył.
Ormund: Jak? Poprzez
powtarzanie w kółko tej samej
ponurej egzystencji?
Dr Goertler: Nie kręcimy się
w kółko. (...) Poruszamy się po
spirali. Z każdymi kolejnymi
narodzinami nasze życie toczy się
inaczej. Za każdym razem musimy
wyruszyć z tego samego punktu,
ale po drodze możemy wybierać
swoje przygody44.
(Cytat w: Cranston i Williams 1994, str. 387–388)

P: Musi pan więc z założenia być przeciwko eutanazji.

O: Czy osoby nieuleczalnie


chore powinny mieć prawo do
zakończenia własnego życia, jeżeli
ich ciało utrzymywane jest przy
nim w sposób sztuczny lub gdy
ból jest nie do zniesienia? To
bardzo skomplikowana sprawa.
Podoba mi się zwyczaj
praktykowany wśród rdzennych
mieszkańców Ameryki Północnej.
Gdy ktoś czuje, że zbliża się jego
czas, udaje się na szczyt wzgórza,
kładzie się na ziemi i czeka, aż
natura zrobi swoje. Pewnie
pamiętacie film Mały Wielki
Człowiek. Czasem to się udaje,
a czasem nie. Dlatego właśnie
Tybetańczycy opracowali bardzo
wyrafinowane metody
dobrowolnego umierania.

P: Czytałem o człowieku, który przeżył doświadczenie z pogranicza


życia i śmierci. W jego trakcie ujrzał chodzącego za ojcem chłopca,
który powtarzał: „Nie wiedziałem, że mama zareaguje w ten sposób.
Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił”. Czy to współgra
z pańskim modelem naukowym?

O: Tak, ta historia dobrze


ilustruje to, co powiedziałem na
temat samobójstw.

P: W jaki sposób możemy cokolwiek słyszeć w zaświatach?

O: Osoba przeżywająca
doświadczenie z pogranicza życia
i śmierci słyszała telepatycznie;
pamiętaj, że jeszcze nie była
martwa. W naszym ciele
subtelnym mogą istnieć
skorelowane fale możliwości,
które świadomość wciąż będzie
załamywać dopóty, dopóki istnieje
połączenie z ciałem fizycznym.
Wtedy usłyszymy wiadomość
bezpośrednio, bez sygnałów.
Wizje tej osoby zapewne były
projekcją wywołaną przez nią
samą.

P: To teraz kolejne podchwytliwe pytanie. W którym momencie


monada kwantowa wkracza do nowego ciała?

O: Ciało witalne (monady


kwantowej) da się zmapować
natychmiast, nawet
w jednokomórkowym zarodku.
Jednak ciała mentalnego monady
kwantowej nie da się
odwzorcować do chwili, aż
w embrionie wykształci się mózg,
co trwa od czternastu do szesnastu
tygodni. Życie ludzkie rozpoczyna
się więc mniej więcej w tym
okresie.

P: Zmieńmy temat. Co z kwestią jedzenia i seksu, gdy jesteśmy


pozbawieni ciała?

O: Jedzenie i seks to funkcje


ciała fizycznego służące
przemianie materii i reprodukcji.
W monadzie kwantowej nie ma
żadnych odpowiadających temu
funkcji.
P: Zastanawiałem się, jak uniknąć znudzenia w trakcie długiego
okresu bezczynności po śmierci. Nawet w trakcie snu nie cierpię się
nudzić.

O: W tym miejscu wypada


przytoczyć kolejną historię.
Pewien mężczyzna umiera i trafia
do pięknego miejsca. Po jakimś
czasie uroki związane ze scenerią
zaczynają go nudzić, więc
mężczyzna zaczyna myśleć
o jedzeniu. Natychmiast pojawia
się służący. Mężczyzna pyta go:
„W jaki sposób można tu zdobyć
jakieś pożywienie?”. Służący
odpowiada: „Po prostu pomyśl
o jedzeniu, a ono samo się
pojawi”. Po posiłku mężczyzna
zaczyna odczuwać inną potrzebę.
Znów staje przed nim służący
i każe mu pomyśleć o obiekcie
swoich pragnień. Przed mężczyzną
pojawia się więc piękna kobieta.
Po upojnym seksie mężczyzna
znów zaczyna odczuwać nudę. Po
raz kolejny wzywa służącego
i skarży się: „Myślałem, że
w niebie nie można się nudzić.
Sądziłem, że nuda to domena
piekła”. Zdziwiony sługa
odpowiada: „A wydaje ci się, że
gdzie jesteś?”.
Po śmierci zachowujemy
nasze skłonności. Jeżeli
w doczesnym życiu często
bywacie znudzeni (co jest
popularną przypadłością w epoce
informacji), to dzięki całemu temu
przetwarzaniu nieświadomemu (bo
przecież tym jest śmierć)
stworzycie dla siebie piekło pełne
nudy, a wspomnienie tego piekła
będzie was dręczyć w kolejnym
wcieleniu. Zacznijcie pracować
nad swoim usposobieniem, zanim
będzie za późno.

P: Dzieci w momencie śmierci nie zostały jeszcze za bardzo


uwarunkowane. Co dzieje się z ich monadami kwantowymi?

O: Pośmiertne doświadczenia
dzieci mogą być nadzwyczaj
czyste i piękne. Naturalnie
w przypadku bardzo małych dzieci
po śmierci prawdopodobnie będą
u nich wciąż dominować
doświadczenia z poprzedniego
życia.

P: Proszę powiedzieć coś jeszcze na temat aniołów.

O: Myślałem, że nigdy o to
nie zapytasz. Te karmicznie
spełnione monady kwantowe
odradzające się w formie
sambhogakai są właśnie tym, co
nazywamy aniołami. Pomagają
ludziom dzięki channelingowi,
choć same nigdy już nie będą
mogły wrócić na ziemię
w kolejnym wcieleniu. Nie
wygląda to jak w filmie To
wspaniałe życie, ale różnice nie są
aż tak wielkie.
W buddyzmie mahajana
najwyższym ideałem nie jest
wyzwolenie w czystym świetle
czwartego stanu bardo po śmierci,
ale stanie się bodhisattwą (kimś,
kto czeka u bram, aż wszyscy
pozostali zostaną wyzwoleni).
Wydaje mi się, że czekanie u bram
oznacza odrodzenie w bezcielesnej
formie monady kwantowej
w anielskim wymiarze
sambhogakai.

P: Co dzieje się z tymi, którzy wybiorą czyste światło?

O: Ich świadomość łączy się


ze zjednoczoną świadomością,
z bogiem; trafiają do
ponadczasowej nielokalności, stają
się świadkiem całego
rozgrywającego się wokół nas
spektaklu.

P: Ach tak, bóg. Przypomniało mi się coś. Nie zawsze rozumiem


różnicę między pańską wizją boga a koncepcją jaźni kwantowej.

O: Bóg i jaźń kwantowa to


koncepcje bardzo do siebie
podobne, ponieważ jaźń
kwantowa, podobnie jak bóg,
również ma charakter
świadomości uniwersalnej. Stosuję
na przemian oba określenia
w zależności od perspektywy.
Jeżeli mówimy o tej stronie
(stronie urzeczywistnionej)
hierarchii splątanej, to o wiele
bardziej odpowiednim terminem
dla stwórcy jest jaźń kwantowa,
ponieważ tworzenie odbywa się
w połączeniu z określonym
duetem umysł-mózg. Jeżeli jednak
mówimy o stronie transcendentnej,
mając na myśli twórcę jako całość,
sumę wszystkich
samodoświadczeń kwantowych
wszystkich ludzi, to odpowiednim
określeniem jest słowo „bóg”.

P: Zmieńmy temat. Czy zwierzęta mają dusze?

O: W naszej kulturze
wykształciło się uprzedzenie
wobec poglądu, iż zwierzęta mogą
mieć dusze, po części z powodu
zdania Kościoła na ten temat, a po
części z przyczyny poglądów
Kartezjusza, który uważał, że
zwierzęta to tylko maszyny
nieposiadające mózgu. Wprawdzie
zwierzętami sterują
uwarunkowane instynkty, ale
każdy gatunek charakteryzuje się
zbiorem tematów, które stara się
odegrać. Można więc powiedzieć,
że zwierzęta na pewno mają
przynajmniej duszę grupową,
monadę obejmującą cały
gatunek45.

P: Dlaczego chrześcijanie powinni wierzyć w reinkarnację?


Posiadamy przecież chrześcijańskie koncepcje dotyczące
rzeczywistości pośmiertnej. Kiedy umieramy, trafiamy do czyśćca,
gdzie czekamy na Dzień Sądu Ostatecznego. Prawdziwi chrześcijanie
odrodzą się wtedy, staną się nieśmiertelni i będą mogli cieszyć się
życiem wiecznym w domu bożym – w niebie.

O: To dobre koncepcje i nie


widzę, by były w jakikolwiek
sposób niezgodne z wizją
reinkarnacji. Czyściec to coś
więcej niż tylko oczekiwanie
w otchłani. Święta Katarzyna
z Genui pisała: „Jeśli oddzielona
od ciała dusza nie widzi w sobie
pierwotnej czystości, a tylko
przeszkody złączenia się
z Bogiem, których nie można
usunąć inaczej, niż tylko przez
ogień czyśćcowy, to rzuca się weń
wprost i dobrowolnie”. To idea
bardzo bliska tradycjom
wschodnim, a obecnie również
naszej nowej nauce – sami
wybieramy kolejne wcielenie
zgodnie z potrzebami naszej
monady. Filozof Geddes
MacGregor pisał, iż koncepcje
czyśćca i reinkarnacji da się
połączyć, dokonując uprzednio
kilku niezbędnych modyfikacji.
Według niego „Po dokonaniu
takich zmian ciąg wcieleń
postrzegać można jak
chrześcijański czyściec, gdyż
idealnie przedstawia on
charakteryzujące czyściec
cierpienia, które pomimo
intensywności, nie są pozbawione
radości. Są to bowiem cierpienia
miłości, która łączy w sobie
największy ból z najwyższą
ekstazą” (MacGregor 1992, 150).
P: O jakich modyfikacjach mowa?

O: Klasycznym celem
wschodnich religii uznających
reinkarnację jest wyzwolenie
i identyfikacja ze świadomością,
podstawa istnienia, postrzegana
powszechnie jako połączenie
z bogiem. W zachodnich religiach
monoteistycznych (które również
mają charakter dualistyczny – bóg
jest tu kimś odrębnym od świata)
kładzie się nacisk na pójście po
śmierci do nieba i przebywanie
u boku boga w charakterze istot
doskonałych, ale od niego
odrębnych. Modyfikacje polegają
na zrozumieniu, że w obu
wspomnianych tradycjach istnieje
także drugi, nieco mniej
eksponowany cel. W tradycjach
ezoterycznych, w tym także
w mistycznych odłamach religii
wschodnich, polega on na
uświadomieniu sobie przez
ludzkość swojej jedności
i porzuceniu odrębności, innymi
słowy – wielkim wyzwoleniu
i połączeniu z bogiem.
Jednocześnie wiele odłamów
tradycji wschodnich preferuje
pogląd głoszący, że po śmierci byt
pozostaje odrębny wobec boga,
nawet po osiągnięciu
doskonałości. Na przykład dla
wielu buddystów pośmiertnym
celem jest przeobrażenie się
w bodhisattwę , czyli doskonałą
istotę przebywającą w niebie, ale
zachowującą swoją odrębność.
Wielu Hindusów z kręgu tradycji
zwanej wisznuizmem wierzy, iż
dźiwa (monada kwantowa) nigdy
nie oddaje swojej tożsamości
istocie najwyższej.

P: Nie wspominał pan o zmartwychwstaniu. W jaki sposób pogodzić tę


ideę z pańską nauką?

O: Po raz kolejny źródłem


nieporozumień jest popularna,
zbanalizowana interpretacja
źródeł. W Pierwszym Liście
świętego Pawła do Koryntian
napisano, że ciało po
zmartwychwstaniu nie jest już tym
samym ciałem fizycznym; jest
pneumatikos, ciałem duchowym –
nieśmiertelnym. Można
potraktować ciało duchowe jako
ciało sambhogakai istniejące poza
cyklem śmierci i narodzin,
bezcielesną monadę kwantową,
która zakończyła swą misję
w ziemskim życiu.
Jeżeli Jezus odrodził się
w formie duchowej lub w formie
ciała sambhogakai, czy
apostołowie mogli widzieć go po
zmartwychwstaniu? Owszem. Nie
ma tu żadnych niezgodności.
Apostołowie byli skorelowani
z bezcielesną formą Jezusa, mogli
więc doświadczyć jego skłonności
zachowanych w ciele subtelnym.
Dzięki czystości swoich intencji,
które łączyły ich z Jezusem, mogli
jednocześnie połączyć się
z nielokalnym oknem jego
wcieleń. Projekcje, które
w wyniku tego ujrzeli, mogły być
stworzone za pomocą tych samych
mechanizmów, które sprawiają, że
czasem widzimy zjawy.
Doświadczenia św. Pawła
w drodze do Damaszku –
ukazujące mu się jasne światło
i rozbrzmiewające słowa „Szawle,
Szawle, dlaczego mnie
prześladujesz?” – również są
zbieżne z taką interpretacją
zmartwychwstania (bardziej
aprobujący pogląd przedstawiam
jednak w Rozdziale 12).

P: Czyli uważa pan, że reinkarnacja ma podstawy naukowe?

O: Zdecydowanie tak.
Zastanów się. Dane dotyczące
reinkarnacji dają nam
jednoznaczne dowody na to, że
umysł to nie to samo, co mózg,
ponieważ umysł potrafi przetrwać
śmierć ciała fizycznego. Celem
nauki jest wprowadzenie
osobistych przemyśleń
i doświadczeń ludzi w sferę
publiczną poprzez opracowywanie
teorii i przeprowadzanie
doświadczeń. W tych procesach
z zasady uczestniczyć może każdy,
komu to wyda się użyteczne.
Sądzę, że model zaprezentowany
w mojej książce spełnia to
kryterium.

P: Życie jest wystarczająco skomplikowane bez dodatkowego


zamartwiania się o przeszłe i przyszłe wcielenia. Po co zawracać sobie
tym głowę? Czy myślenie o reinkarnacji pomaga ludziom, a zwłaszcza
tym, którzy nie potrzebują terapeutycznego pocieszenia tego rodzaju
koncepcją?

O: Z pewnością pomaga. Po
pierwsze, myślenie o reinkarnacji
może pomóc zwykłym ludziom
zrozumieć, jaką rolę odgrywa
w ich życiu moralność.
W społeczeństwach
zdominowanych przez
konsumpcjonizm etykę uważa się
za zjawisko relatywne, co
prowadzi do erozji moralności.
Systemy prawne nie potrafią
wystarczająco szybko zastąpić
moralności, więc społeczeństwo
ulega degeneracji, co dobrze widać
w obecnych czasach. Jeżeli jednak
ludzie zrozumieją, że czyny
niemoralne w obecnym wcieleniu
prowadzą do karmicznych
konsekwencji w kolejnym życiu,
etyka stanie się czymś znaczącym.
Po drugie, idea reinkarnacji
pozwala dostrzec, że śmierć jest
częścią kreatywnej podróży;
świadomość ta może odmienić
całe nasze nastawienie do śmierci
i zminimalizować lęk przed nią,
a co za tym idzie – zmienić nasz
sposób traktowania życia. Co
więcej, teoria reinkarnacji
uświadamia nam, że trafiliśmy na
ziemię, gdyż mamy do wykonania
pewne znaczące zadanie i musimy
zgłębić określone konteksty oraz
usunąć negatywną karmę. Innymi
słowy, musimy wypełnić swoje
przeznaczenie. Osoby znające
swoje przeznaczenie nie
zadręczają się pytaniami o sens
życia – one dobrze wiedzą, co
robić.

P: Jeśli nasz światopogląd zmieni się z dominującego obecnie


materializmu na taki, który oparty będzie na prymacie świadomości
i który akceptuje reinkarnacyjną wizję życia i śmierci, to w jaki
sposób, pana zdaniem, zmieni się rasa ludzka?

O: Społeczeństwa
zorientowane na materializm
skupiają się na przyjemności
i konsumpcji, a ich życie
wypełniają coraz to nowsze
gadżety służące rozrywce.
W centrum uwagi zawsze znajduje
się materia albo umysł
w najniższym wspólnym
mianowniku, czyli informacja. Po
uświadomieniu sobie, że celem
ludzkiego życia nie jest
przyjemność, konsumpcja ani
rozrywka, lecz radość płynąca
z uczenia się i kreatywności,
ponownie skupimy się na ludziach.
W jaki sposób najlepiej
manipulować materią w celu
wyprodukowania jeszcze większej
liczby gadżetów służących
rozrywce? W jaki sposób sprawić,
by mózg przetwarzał jeszcze
więcej informacji? Tego rodzaju
pytania ustąpią miejsca innym,
np.: „W jaki sposób mogę się
zmienić, by urzeczywistnić
kreatywny cel, który sobie
obrałem przed narodzinami?”. Nie
chodzi o to, by zatrzymać prace
związane z przepływem
informacji, ale o to, by skupić się
na transformacji, na prawdziwej
służbie ludzkości. W centrum
uwagi zawsze powinniśmy być
my, nasza kreatywność, nasze
szczęście (nie wolno mylić go
z przyjemnościami odbieranymi
sensorycznie).
W kontekście reinkarnacji
związek człowieka z otaczającym
go środowiskiem nie kończy się
wraz ze śmiercią. Dbamy
o środowisko nie tylko dla naszych
wnuków, lecz także dla nas
samych. To my sami (w kolejnych
wcieleniach) będziemy musieli
poradzić sobie ze szkodami, które
dziś wyrządzamy. Osoby,
z którymi mam styczność
w obecnym wcieleniu, mogą
zostać ze mną karmicznie
związane na wiele kolejnych
żywotów. W jaki sposób wyplątać
się z tej sieci utkanej z karmy
przeszłości?

P: W takim razie ludzie będą o wiele bardziej uwrażliwieni wobec


siebie, swoich związków i swojego środowiska naturalnego. Czy ma
pan jakieś rady co do tego, w jaki sposób zwiększyć tę wrażliwość już
dziś i mieć to za sobą?
O: Każdy z nas musi zadać
sobie pytanie, w jaki sposób
zrezygnować z obecnego
utożsamiania się z aktualnie
odgrywanym przedstawieniem
zorientowanym na treść i stać się
człowiekiem ukierunkowanym na
kontekst podróżnika przez żywoty,
którym jest i którym był od wielu
wcieleń? (patrz Rozdział 9).

43 Polecam książkę Franklina Merrella-Wolffa z 1994 roku, która ukazuje jego duchową głębię.
44 Przekład własny.
45 Filozof Arthur Young zgadza się ze mną w tej kwestii. Patrz Young 1976.
ROZDZIAŁ 12

Fizyka nieśmiertelności

Ludzie obawiają się śmierci i stąd bierze się ich dążenie do


nieśmiertelności. Książki na ten temat z łatwością trafiają na listę
bestsellerów, co pozwala ludziom myśleć, że nieśmiertelność jest do
osiągnięcia. Niektórzy naukowcy podtrzymują tę opinię i skupiają się na
badaniach nad cudownymi lekami czy nad podobnymi wynalazkami
pozwalającymi żyć wiecznie. Indywidualne dążenia do nieśmiertelności
zostały przez oficjalną naukę materialistyczną zastąpione ambicjami
opracowania nieśmiertelnych praw naukowych. Jednak to, co nauka stara
się osiągnąć formalnie, nie wpłynęło ani na plany uczonych, ani zwykłych
ludzi, którzy nadal pragną uczynić swoje ciała fizyczne nieśmiertelnymi.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę atomy, z których zbudowane jest nasze
ciało, to rzeczywiście są one praktycznie nieśmiertelne i wciąż podlegają
ponownemu wykorzystaniu. Czasami uczę podstaw fizyki osoby
niemające styczności z nauką. W podręcznikach przeznaczonych dla ludzi
na tym poziomie często można przeczytać, że mamy w sobie kilka
atomów, które niegdyś były cząstką ciał Kleopatry, Gandhiego czy Johna
Lennona. Tak chyba wygląda materialistyczna wizja reinkarnacji. „Nawet
wtedy, gdy żyjemy, a już na pewno po naszej śmierci, atomy i cząsteczki
stanowiące część naszej konstrukcji uwalniają się i tworzą inne
konstrukcje” – mówi filozof John Bowker. Nie ma innego znaczenia dla
śmierci – tak po prostu działa wszechświat: atomy łączą się, tworząc
struktury, rozpraszają się, po czym znów tworzą kolejne struktury.
Niektórzy biolodzy, zamiast ku nieśmiertelności atomów, zwracają
się w stronę nieśmiertelności genów. Twierdzą, że jednokomórkowe
istoty, takie jak bakterie, nie umierają w typowym znaczeniu, lecz
replikują się, więc nie ma mowy o indywidualności życia. To prawda, że
w przypadku reprodukcji płciowej DNA jednej istoty łączy się z DNA
innej. Następuje wtedy przekonfigurowanie niektórych genów i pojawia
się indywidualność. Biolodzy są jednak zdania, że geny są nieśmiertelne
i po prostu krążą, tworząc coraz to nowe kombinacje.
Jeżeli spojrzymy na siebie jako na maszyny genetyczne (Dawkins
1996; człowiek to jedynie sposób, by gen mógł stworzyć kolejny gen)
i potraktujemy się jako coś w rodzaju odzieży dla genów, to nasze życie
okaże się pozbawione sensu tuż po tym, jak wydamy na świat potomstwo.
Śmierć w tej interpretacji będzie niczym więcej, jak tylko procesem
recyrkulacji materiałów umożliwiającej przetrwanie kolejnych generacji
genetycznych maszyn. Ten ograniczony pogląd całkowicie pozbawia
sensu wszelkie nadzieje, aspiracje i cele, które towarzyszą nam w życiu aż
po jego kres. Nic więc dziwnego, że potrzeba nieśmiertelności nie może
być zaspokojona świadomością, że atomy i geny są praktycznie
nieśmiertelne. Nasze poszukiwania trwają więc dalej.
Dążenie do nieśmiertelności rozpatruje się zazwyczaj w kilku
różnych kontekstach:

1. Poszukiwania leku, który zdoła wskrzesić zmarłą osobę.


2. Poszukiwania nieśmiertelności ciała fizycznego w postaci leku
umożliwiającego życie wieczne albo ciała, które w jakiś sposób
pokona mechanizmy odpowiedzialne za procesy starzenia.
3. Postrzeganie nieśmiertelności jako wskrzeszenie ciała fizycznego
z pomocą łaski boskiej lub boskiego planu, w co wierzy wielu
chrześcijan.
4. Traktowanie nieśmiertelności jako wiecznego istnienia poza
granicami czasu dzięki duchowemu dążeniu do wyzwolenia. W ten
sposób filozofowie poruszają temat nieśmiertelności.

Ludzie próbują też osiągnąć nieśmiertelność dzięki sławie. Pomysł


ten polega na tym, że jeżeli w ziemskim życiu staniemy się wystarczająco
sławni, pamięć o nas będzie żyć w umysłach innych ludzi,
w podręcznikach do historii, w podaniach. Przykładami mogą tu być
Aleksander Wielki, Anna Stuart czy Robin Hood, którzy stali się
nieśmiertelni w naszych umysłach. Nie będziemy jednak dyskutować
o tym rodzaju nieśmiertelności w kontekście naukowym.
Zauważcie też, że orędownicy nieśmiertelności duchowej utrzymują,
iż pierwsze trzy konteksty dyskusji o nieśmiertelności nie są niezawodne.
Nieśmiertelność ciała fizycznego, niestarzejącego się lub wskrzeszonego
za pomocą leku lub łaski boskiej, nie jest prawdziwą nieśmiertelnością. To
niemożliwe, ponieważ ten typ nieśmiertelności objęty jest jakimiś ramami
czasowymi. Wraz z końcem czasu ten typ nieśmiertelności również
dobiegnie kresu. Dobrze wiemy, że czas ma swój koniec. Gdy Słońce
stanie się czerwonym olbrzymem, nasza planeta zostanie zniszczona wraz
z wszelkimi żyjącymi na niej formami życia – będzie to koniec czasu na
Ziemi. Wszechświat również się skończy, gdy w końcu przegra walkę
z entropią. Na długo zanim to nastąpi, warunki panujące we
wszechświecie sprawią, że życie nie będzie mogło istnieć – to z kolei kres
całego świata urzeczywistnionego.
Mimo to warto dyskutować o dążeniu do opracowania „leku na
nieśmiertelność” lub niestarzejącego się ciała, ponieważ są to pragnienia
materialistyczne generujące spore zainteresowanie. Jednocześnie, warto
także dyskutować o zmartwychwstaniu (usankcjonowanym
w chrześcijaństwie), ponieważ – obok reinkarnacji – jest to być może
jeden z najciekawszych scenariuszy wydarzeń pośmiertnych, jakie udało
się wymyślić ludziom. Prawdę mówiąc, oba te scenariusze mają swoje
własne argumenty na wyjaśnienie „końca czasu”. Jeśli nieśmiertelność
poza czasem to prawdziwa nieśmiertelność, to z pewnością warto na ten
temat dyskutować.
W gruncie rzeczy okazuje się, że dążenie do nieśmiertelności to
jedynie dwie drogi – jedna materialna, a druga duchowa. Gdyby się nad
tym zastanowić, wszystkie powyżej opisane konteksty zaliczają się do
jednej albo do drugiej kategorii.
Celem niniejszego rozdziału jest jednak nie tylko rozmowa o tych
dwóch ludzkich podróżach, ale także zwrócenie uwagi na fakt, iż powoli
pojawia się trzecia droga integrująca nieśmiertelność zarówno materialną,
jak i duchową.

POSZUKIWANIA NIEŚMIERTELNOŚCI MATERIALNEJ

Być może najstarszym odniesieniem do substancji, która potrafi


wskrzesić zmarłych, jest fragment sumeryjskiego mitu o Gilgameszu,
który po śmierci najlepszego przyjaciela rozpoczął poszukiwania takiego
leku. Po długich poszukiwaniach Gilgamesz odnalazł roślinę, która leczy
nawet śmierć, ale przez nieuwagę stracił cenne panaceum, pozwalając, by
zjadł go wąż.
W hinduskim eposie Ramajana można znaleźć wzmianki o roślinie
biśalykarani, za pomocą której bóg-małpa Hanuman chce wskrzesić Ramę
(głównego bohatera eposu) oraz jego żołnierzy. Ci, próbując uratować
porwaną przez króla-demona Rawanę żonę Ramy – Sitę, zginęli w walce
z nim. Rama i jego armia wracają do życia, wygrywają wojnę z demonem
i uwalniają Sitę, ale cudowna roślina została wykorzystana w całości i od
tamtej pory nikt nigdy nie widział drugiej takiej samej.
W Mahabharacie znajduje się opowieść o tym, jak połączone siły sur
i asur (bogów i demonów) wzburzają ocean, tworząc amrytę – napój
nieśmiertelności, którą bogowie piją, by żyć wiecznie. Demonom nie
wolno było jednak pić tego napoju i dlatego podlegały śmierci. (Mit ten
ma głębokie znaczenie metaforyczne. Demony symbolizują negatywne
emocje; bez pomocy mikstury nieśmiertelności mogą one zniknąć.
Nieśmiertelność zarezerwowana jest dla bogów symbolizujących
pozytywne wartości).
Napój nieśmiertelności znany jest także na Zachodzie, gdzie określa
się go mianem ambrozji – pokarmu bogów. Ludziom nigdy nie dane było
go spróbować. Wiemy jednak, że jeżeli utrzymamy odpowiedni styl życia,
ograniczymy stres, będziemy odpowiednio się odżywiać i pić nie więcej,
niż kieliszek wina do posiłków, będziemy mogli cieszyć się
długowiecznością i zdrowiem (Pelletier 1981, patrz także Chopra 1998).
Skoro możemy żyć długo i zdrowo, to czyżby nieśmiertelność była
w zasięgu ręki? Być może efekty takiego trybu życia da się jakoś
dodatkowo wzmocnić – na przykład za pomocą roślin (lub grzybów)
zapewniających nieśmiertelność. To nie żarty. Terence McKenna, badacz
grzybów halucynogennych, proponuje takie rozwiązanie na serio. Według
niego spożywanie „heroicznych dawek” takich grzybów może być
sposobem na osiągnięcie nieśmiertelności i dożycie kresu czasu (McKenna
1991).
Proponuje się także inne ścieżki prowadzące do materialnej
nieśmiertelności. Jeden z odcinków serialu Gdzie diabeł mówi dobranoc
opowiada o dylematach moralnych bohaterów związanych z technologią
zamrażania człowieka (chłopca śmiertelnie chorego na raka) do momentu,
aż zostanie wynalezione lekarstwo na jego schorzenie. Czy należy
zdecydować się na takie ryzyko, jeżeli istnieje choćby najmniejsza szansa
na powodzenie procedury i realna możliwość wynalezienia lekarstwa, czy
też powinniśmy pozwolić chłopcu cieszyć się ostatnimi miesiącami życia?
Pomysł przedłużania życia poprzez zamrażanie ciała zaproponowany
został przez myślicieli nurtu New Age, Roberta Ettingera i Timothy’ego
Leary’ego. Program Ettingera zakładał zamrożenie ciała w taki sposób, by
zatrzymać rozkład organiczny w oczekiwaniu na odkrycia pozwalające na
wskrzeszenie ciała i odwrócenie procesu starzenia (Ettinger 1964). Leary
uzupełnił tę koncepcję o zachowanie zdigitalizowanych wspomnień
zamrażanej osoby w formie dodatkowego zabezpieczenia.
Dlaczego umieramy? Umieramy z powodu entropii, zużycia, które
jest normalną częścią dorosłego życia. Życie to pole bitwy dwóch sił:
kreatywności i uwarunkowania. Uwarunkowanie pozwala naszemu ciału
funkcjonować w ramach ustalonych schematów. Niestety, w miarę jak
schematy te zaczynają szwankować w wyniku postępu entropii, pojawiają
się choroby46. Kreatywność duetu umysł-ciało konieczna jest do ustalenia
nowych schematów związanych ze zdrowym trybem życia.
Badania nad kreatywnością wykazały, że akty kreatywne wiążą się
z nieświadomym przetwarzaniem (czyli przetwarzaniem bez udziału
świadomości, bez doświadczania rozdziału podmiotu od obiektu)
możliwości kwantowych zgromadzonych w ciałach
fizycznym/witalnym/mentalnym/tematycznym. Przetwarzanie
nieświadome prowadzi do momentów nagłego pojmowania, które są
kwantowymi przeskokami świadomości wybierającej spośród możliwości
(Goswami 1996). Leczenie – kreatywność ciała – wiąże się
z nieświadomym przetwarzaniem emocjonalnie nacechowanych
umysłowych wizualizacji (naprzemiennie) zdrowia i walki z chorobą.
Przetwarzanie takie prowadzi do kwantowego przeskoku pojmowania
i określane jest mianem leczenia kwantowego (Chopra 2000).
Jednak nawet wtedy, gdy kreatywnie postrzegamy własne ciało,
w drodze ewolucji świadomość postanowiła nałożyć na nas ograniczenie
w postaci określonej długości życia. Większość komórek potrafi
rozmnożyć się tylko kilkadziesiąt (około 50) razy. Za każdym razem, gdy
chromosomy w komórce naszego ciała ulegają rozmnożeniu, tempo tego
procesu nieznacznie spada. W końcu dalsza reprodukcja nie następuje,
a komórka umiera. Ta zaprogramowana śmierć komórek czasami
nazywana jest limitem Hayflicka; lekarz Leonard Hayflick (1965) odkrył
to zjawisko w komórkach hodowanych w laboratorium, ale uważa się, że
zasada ta ma charakter uniwersalny.
W przypadku ludzi limit Hayflicka oznacza długość życia na
poziomie około stu lat. Dlaczego świadomość postanowiła nas w ten
sposób ograniczyć? Przetrwanie to kluczowy element ewolucji.
W skończonym ekosystemie sensowne wydaje się wprowadzenie
skończonej długości życia dla wszystkich istot i natura zdaje się o to dbać.
Gdy przywraca się do życia zahibernowane zwierzęta, żyją one dalej
tak długo, jak długo żyłyby pierwotnie (bez hibernacji). Zamrażanie nie
zmienia limitu Hayflicka, czyli reguł ustalonych przez chromosomy.
Mimo to ludzie tacy jak Ettinger czy Leary mają nadzieję, że
w przyszłości nauka zdoła obejść limit Hayflicka.
Wizja K. Erica Drexlera (1986) zakłada wynalezienie urządzeń
naprawiających komórki. Maszyny te oparte miałyby być na technologii
tworzenia małych struktur, zwanej nanotechnologią. Drexler uważa, że
proces starzenia „w niczym nie różni się od każdego innego typu zaburzeń
fizycznych”. Starzejemy się, ponieważ gdzieś w naszym ciele mechanizmy
zbudowane z cząsteczek przestają działać tak, jak powinny. Jeżeli
naprawimy te mechanizmy z pomocą nanotechnologii, będziemy wiecznie
cieszyć się młodością i zdrowiem.
Nad wszystkimi wymienionymi wyżej pomysłami ciąży jednak
widmo limitu Hayflicka. Czy można go w jakiś sposób pominąć?
Lekarz Deepak Chopra dobrze wie o istnieniu limitu Hayflicka, ale
nie uważa, by to ograniczenie miało charakter ostateczny (Chopra 1998).
Chopra jest zdania, że dzięki zdrowej diecie, ograniczeniu stresu, jodze,
medytacji i zrównoważeniu organizmu za pomocą technik opisanych
w medycynie wedyjskiej, czyli ajurwedzie, człowiek może cieszyć się
wiecznie młodym ciałem. Mówi się przecież, że starożytni hinduscy
i tybetańscy jogini potrafili spowolnić funkcje życiowe za pomocą
opisanych powyżej technik, dzięki czemu żyli rzekomo setki lat.
Musicie jednak przyznać, że to wszystko ma charakter promisoryjny.
Jeżeli już mamy polegać na obietnicach, dlaczego nie miałyby to być
obietnice obecnych i nieżyjących już mistrzów religijnych? Możemy
zacząć od Zaratustry, irańskiego założyciela religii zwanej zoroastryzmem.
Według jego wizji, u kresu czasu wszechpotężny Ahura Mazda wskrzesi
wszystkich ludzi, a ci urządzą wielki bal. „Będą współżyć ze swoimi
żonami, tak jak robią to dziś na ziemi, ale dzieci nie będą się rodzić”.
Nieśmiertelność i seks dla czystej rozkoszy. Czego chcieć więcej?
Pomysły Zaratustry odbijają się echem w niektórych interpretacjach
chrześcijańskiego zmartwychwstania, dzięki czemu zachowują
popularność nawet dziś. Wielu chrześcijan (na przykład świadkowie
Jehowy) wierzy, iż ludzkość czeka Armageddon, po którym niektórzy
z nas wrócą do swoich ciał fizycznych, by żyć wiecznie (naturalnie
dotyczy to tylko ocalonych) w towarzystwie Boga. Nawet pewna książka
oparta na fizyce materialistycznej stara się podtrzymać ten pogląd poprzez
nową interpretację praw fizyki (Tipler 1994).
Już rozumiecie ogólny sens pomysłów na nieśmiertelność w ciele
materialnym. Filozof Michael Grosso podsumowuje je słowami:
„Zatoczyliśmy więc pełne koło od Zaratustry, który – podobnie jak
Terence McKenna – widział koniec świata jako gigantyczną imprezę –
imprezę, na którą zaproszeni będą wszyscy, w tym także zmarli” (Grosso
1995)47.

POSZUKIWANIA NIEŚMIERTELNOŚCI DUCHOWEJ I NAUKOWE PODŁOŻE


WYZWOLENIA

Można założyć, że prawdziwa nieśmiertelność jest ponadczasowa


i odbywa się poza granicami czasu. Czas jest źródłem cierpienia, strachu,
udręki i zła, a to wszystko uniemożliwia nam osiągnięcie wolności. Gdy to
odkryjemy, staniemy się wolni za życia (dźiwanmutka ) i osiągniemy
nieśmiertelność po śmierci. Powieściopisarz Herman Hesse w swoim
dziele Siddhatha dostrzegł tę ponadczasowość istoty nieśmiertelnej. Oto
fragment książki przedstawiający rozmowę Siddharthy ze swoim
przyjacielem Govindą:
– Czy rzeka nie zdradziła ci, że czas nie istnieje? Rzeka jest wszędzie
jednocześnie: i u źródła, i u ujścia, w wodospadzie, przy promie,
w prądzie, w oceanie i w górach. Nie ma dla niej ani duchów przeszłości,
ani cienia przyszłości – jest tylko teraźniejszość.
– To prawda – odrzekł
Siddhartha. – Zrozumiawszy to,
spojrzałem na swoje życie
i odkryłem, że ono również jest
rzeką, zaś Siddhartha chłopiec,
Siddhartha dorosły mężczyzna
i Siddhartha starzec oddzieleni są
od siebie tylko cieniami, a nie
rzeczywistością. Poprzednie
wcielenia Siddharthy też pochodzą
z przeszłości, a jego śmierć
i powrót do Brahmana nie
nastąpią w przyszłości48.
(Hesse 2006)

W jaki sposób wykroczyć poza granice czasu? Pozaczasowe


doświadczenia, zwane w sanskrycie samadhi, nie są niczym niezwykłym.
Na przykład biorąc pod uwagę kreatywność, w trakcie doznania olśnienia
momentalnie dokonujemy nieciągłego przeskoku do sfery pozaczasowej.
Działamy jednak w ramach czasu, w którym urzeczywistniamy nasze
zwykłe przejawy zewnętrznej kreatywności pod postacią sztuki, muzyki
i nauki. Nawet kreatywność wewnętrzna, rozumienie naszej prawdziwej
natury pomagające nam wykroczyć poza ramy ego, ma swój cel –
transformację. Transformacja to przemiana, więc odbywa się ona
w ramach czasu. Mędrcy mawiają, że uświadomienie sobie, iż żyjemy
poza czasem to wykroczenie poza kreatywność; to wyzwolenie
(Krishnamurti 1992).
Podróż ku wyzwoleniu nie rozpocznie się jednak, dopóki będziemy
zaprzątać sobie głowę umysłem i jego nastrojami. Wyzwolenie nie
nadejdzie, dopóki nie pogodzimy się z moralnymi zasadami rządzącymi
naszymi czynami. To nie nastąpi, jeżeli będziemy przywiązani do tej lub
tamtej guny – nawet sattwa , czyli kreatywność, sama w sobie nie da nam
wyzwolenia.
Uświadomienie sobie prawdy, że jesteśmy jednością (brahmanem)
stanowi pierwszy krok do wyzwolenia. Gdy ta prawda do nas dotrze,
objawi nam się epifenomenalna natura urzeczywistnionego świata i nie
będziemy już dłużej utożsamiać się z duetem ciało-umysł, chyba że będzie
to konieczne ze względu na kontekst funkcjonalny.
Co w takim razie dzieje się z karmą, która dowodzi tym konkretnym
połączeniem ciała i umysłu – prarabdhą? Mędrcy twierdzą, że praradbha
karma funkcjonuje w charakterze behawioralnym, ale istota wyzwolona
się z nią nie identyfikuje.
Zrozumienie prawdy o jaźni, przyjęcie do wiadomości, że jest ona
wszystkim, co istnieje, stanowi autentyczny olbrzymi nieciągły przeskok
kwantowy. Tradycje różnie jednak zapatrują się na kwestię konieczności
dokonania tego przeskoku. Niektóre z nich utrzymują, że droga do
wyzwolenia ma charakter ciągły: dotarcie do prawdy nie musi być
nieciągłym przeskokiem, lecz czynnikiem inicjującym dalszą
kontemplację prawdy, która dzięki medytacji pogłębia i oczyszcza nasze
pojmowanie.
Nasuwa się jednak pytanie, kto w takim razie kontempluje prawdę,
pogłębiając swoje zrozumienie? Nie ma przecież żadnego indywidualnego
wykonawcy. Jeżeli jest to wola boga, wola jedności, to ten program
oczyszczenia przyciągnie określone połączenia typu ciało-umysł.
W trakcie tego programu oczyszczającego dla ciał i umysłów
skupiamy się na wykraczaniu poza przeciwstawne pojęcia: dobro i zło,
podmiot i obiekt, guny, ciało i umysł. Poświęcamy swoje preferencje
i docieramy do spokoju ducha. Nasze pragnienia zanikają. To karmajoga;
wciąż działamy, ale zmienia się nasze nastawienie. Działania nie są
nacechowane apatią (nie da się podjąć odpowiednich działań pod
wpływem apatii), lecz wprowadzamy coś, co Franklin Merrell-Wolff
nazwał „wzmożoną obojętnością” – spokojem ducha i współczuciem
(Merrell-Wolff 1994). Dopiero gdy poddajemy się woli jedności tak
dalece, że nasza wola staje się wolą jedności i vice versa, jesteśmy
w stanie dokonać kwantowego przeskoku do świata całkowitej wolności.
Prawda polega na tym, że aby się wyzwolić, musimy dostrzec pewną
subtelność. Musimy poczuć, że już jesteśmy wyzwoleni, że nie potrzeba
nam żadnej transformacji i nie musimy niczego dokonywać. Taka
kapitulacja powoduje przyspieszenie postępu dźnany do etapu naturalnej
duchowej radości. W podobny sposób kochanie innych sprawia nam na
tym etapie rozkosz, co w sanskrycie określa się jako madhurang. Słodka
kapitulacja. W jaki sposób dokonać całkowitego oddania swej wolnej woli
w ręce boga? Jest to nieciągłe przejście, którego nie da się uniknąć nawet
w tym toku rozumowania.
Po osiągnięciu wyzwolenia nie będzie kolejnych narodzin. Tak więc,
gdy istota wyzwolona umiera, następuje duchowa nieśmiertelność;
monada kwantowa już nigdy się nie odrodzi – widziała ona kres czasu.
W jaki sposób dźiwanmukta – człowiek wyzwolony za życia – może
kontynuować swą egzystencję w świecie? Co dzieje się, gdy wolność boga
dostępna jest istocie wcielonej? Odpowiedź, że zgromadzoną karmę
przeżywa się bez dodatkowych zobowiązań, nie jest zadowalająca. Na
szczęście możemy udzielić na to pytanie innej odpowiedzi, szczególnie na
podstawie objawionych mądrości Śri Aurobindo (1955).
Dostaję gęsiej skórki, gdy uświadamiam sobie, że to, o czym piszę,
jest w zasięgu naszych możliwości. Pewnego dnia przeczytałem jedną
z książek Śri Aurobindo, w której pisze on o stanie nadumysłu,
ponadmentalnym wymiarze istnienia (Aurobindo 1989). Każdy, kto
interesuje się filozofią, z pewnością rozpoznaje tę ideę. Jednak
zrozumienie jej znaczenia to coś zupełnie innego. Czy ci z nas, którzy
funkcjonują przeważnie w sferze umysłu, nie licząc okazjonalnych wizyt
w sferze nadumysłu (na przykład w momentach pojmowania
kreatywnego), są w ogóle w stanie pojąć koncepcję nadumysłu? Nie wiem,
czy kiedykolwiek uda mi się osiągnąć stan nadumysłowy, ale ta idea
intryguje mnie dziś w równym stopniu, co owego dnia.
Mój umysł stał się bardzo otwarty, elastyczny i plastyczny. Czytałem
fragment, w którym Aurobindo pisze, że ludzie w sferze nadumysłu,
którzy połączyli swą wolę z wolą boga, potrafią badać nowy wymiar
kreatywności – kreatywność wykraczającą poza prawa nauki. Nagle
zacząłem to pojmować. Dostałem dreszczy i poczułem, że Aurobindo stoi
tuż przy mnie i pomaga mi zrozumieć głębię tej idei.
Z pomocą niewidzialnego przewodnictwa uświadomiłem sobie także,
że można dążyć do nieśmiertelności w postaci ekspresji ponadmentalnej.
Nigdy całkowicie nie pojmiemy kwestii nieśmiertelności, jeżeli nie uda
nam się odkryć ustabilizowanego bytu w sferze nadumysłu.
W upaniszadzie Katha zamieszczono opowieść o tym, jak Nacziketa
udał się do Jamy – boga śmierci, by odkryć klucz do nieśmiertelności. Bóg
ten, uznawszy gotowość chłopca do przyjęcie jego nauk, nauczył go, jak
osiągnąć duchowe wyzwolenie i ponadczasową nieśmiertelność. Był ku
temu dobry powód: wyzwolenie duchowe jest niezbędne do zgłębiania
sfery nadumysłu.
Dawno temu Chińczycy stworzyli tradycję, zwaną religią Złotego
Eliksiru Życia, której rytuały publikowano w księdze nazwanej Tajemnicą
Złotego Kwiatu. Jest to manifest, podręcznik pomagający w stworzeniu
nieśmiertelnego ciała duchowego. Za pomocą medytacji, kontrolowania
oddechu i innych technik duchowych można nie tylko umrzeć świadomie,
ale zachować świadomość nawet po śmierci.
Aurobindo wpadł na ten sam pomysł, ale on uważał, że chcąc
zachować świadomość po śmierci, należy wznieść się ponad rozum
(którym rządzą przyczynowe prawa tematycznego ciała świadomości).
CIAŁO PONADMENTALNE I CUDA

Czy mamy jakieś dowody na istnienie ponadmentalnych bytów


znajdujących się ponad sferami fizyczną, witalną i mentalną? Owszem
i dowodów tych jest coraz więcej. Jednym z nich mogą być cudowne
zjawiska pojawiające się wokół niezwykłych postaci. Cuda te wykraczają
nie tylko poza przyczynowe prawa znanej nam nauki, ale również poza
reguły nauki w ramach świadomości. Chrześcijanie znają historię
o stygmatach (ojciec Pio), egzystencji bez pożywienia i wody (Teresa
Neumann), materializacji czy wielu przypadkach uzdrawiania. Wśród
Hindusów krąży wiele opowieści o istotach, które potrafiły tworzyć rzeczy
z niczego (znanym przykładem jest np. Sai Baba), przebywać w dwóch
miejscach jednocześnie (Neem Karoli Baba, niedawno zmarły guru Ram
Dassa), lewitować (Shyama Charan Lahiri rozsławiony w Autobiografii
jogina), popularne są także przekazy o wielu przypadkach cudownych
uzdrowień. Istnieje również wiele sufickich anegdot o mistrzach, których
zachowanie wykracza poza granice rozumu, gdyż podlegają zupełnie
innym prawom natury, prawom spoza wymiaru fizycznego49.
W 1993 roku odwiedziłem na Uniwersytecie w Meksyku
neurofizjologa Jacobo Grinberga-Zylberbauma. Wspólnie
przygotowywaliśmy pracę naukową na temat przekazanych potencjałów
(patrz Rozdział 4). Podczas jednej z wielu rozmów Jacobo wspomniał
o swoich osobistych doświadczeniach z szamańską lekarką/chirurgiem
(obecnie już nieżyjącą), znaną jako Pochita. Jacobo był świadkiem
operacji, w trakcie której Pochita dosłownie wyjęła serce z piersi pacjenta,
naprawiła je gołymi rękoma, po czym włożyła z powrotem do klatki
piersiowej. Jacobo napisał o tej niezwykłej kobiecie książkę (na
nieszczęście dla nas, została ona wydana wyłącznie w języku
hiszpańskim). Przywodzi to na myśl opisywaną przez Carlosa Castenadę
postać Don Juana; czy to tylko fikcja, czy może Castenada opierał się na
rzeczywistej postaci? Jeśli uznamy, że istoty ponadmentalne rzeczywiście
mogą istnieć, wyczyny Don Juana przestaną się nam jawić jako
niedorzeczność.
Ja sam niestety nie byłem nigdy świadkiem cudów dokonywanych
przez istoty ponadmentalne. Mimo to doszedłem do wniosku, że byt da się
ustabilizować w sferze ponadmentalnej, w ciele tematycznym. Intuicja
podpowiada mi jedyną sensowną interpretację cudów: cudotwórcom udało
się dotrzeć do ponadmentalnego poziomu istnienia, gdzie potrafią
funkcjonować niezależnie od praw fizyki, co znaczy, że mają jakąś
kontrolę nad tematycznym ciałem sterującym tymi prawami. Można
zaryzykować stwierdzenie, że osoby dokonujące cudów są w pewnym
sensie bogami i boginiami znanymi z mitologii. Posiadana przez nie moc
opiera się jednak na oddaniu kontroli w ręce boga, czyli świadomości.
Aurobindo wyszczególnił cztery moce istot ponadmentalnych:
mahakali (moc zamieniania energii negatywnej w pozytywną);
mahasaraśwati (moc kreatywnej ekspresji zdolnej ignorować prawa
fizyki); mahalakśmi (moc bezwarunkowej miłości); oraz maheśwari (moc
harmonii i równowagi psychicznej).
Ten poziom istnienia wyrażany jest w formie odpowiednich działań
(to moc maheśwari). Oprócz tego uważa się, że wola takich wyjątkowych
osób staje się wolą boga – jest to moc mahasaraśwati. Hinduska
mędrczyni Anandamaji Ma mówiła czasami o kheyalach, co w przekładzie
oznacza urojenie, fantazję. Jej urojenia zawsze okazywały się jednak
prawdą. Cuda i przejawy wolnej woli cudotwórców zawsze są całkowicie
zgodne z zamysłem wszechświata. Innymi słowy – gdy Jezus zmienił
wodę w wino, wiedział, że akt ten współbrzmi z wolą boską.

ZMARTWYCHWSTANIE JAKO PRZEJAW KREATYWNOŚCI PONADMENTALNEJ

Co się dzieje, gdy ludzie, którzy osiągnęli ponadmentalny stan


istnienia w końcu umierają? Jedną z odpowiedzi na to pytanie można
znaleźć w historii o zmartwychwstaniu Jezusa. Co tak naprawdę oznacza
zmartwychwstanie? Termin ten interpretuje się jako powrót do życia
razem z ciałem: „Wszyscy oni powstaną w swoich własnych ciałach, które
teraz mają”50.
W przeciwieństwie do tego św. Paweł (w I Liście do Koryntian)
wyraźnie utrzymuje, iż ciało po zmartwychwstaniu nie jest tą samą formą
fizyczną; jest to ciało duchowe – nieśmiertelne. To, co widzieli
apostołowie podczas zmartwychwstania Jezusa oraz to, co widział sam św.
Paweł w drodze do Damaszku, odpowiada opisowi objawień anielskich,
o czym wspomniałem wcześniej (patrz Rozdział 11), ale nie wydaje mi
się, aby ten pomysł był wystarczająco radykalny. Być może rzeczywistość
jest o wiele bardziej radykalna niż którykolwiek z przytoczonych tu
poglądów.
Najważniejsze, że – począwszy od mitu o Gilgameszu i nauk
Zaratustry – jakaś część ludzkiej intuicji kreatywnej zawsze uważała
zmartwychwstanie za powstanie z grobu i przebywanie we współdzielonej
rzeczywistości w postaci nieśmiertelnego ciała zdolnego doświadczać
otaczającej je rzeczywistości. Doświadczenie rozdzielenia na podmiot
i obiekt (załamanie kwantowe) nie jest możliwe w ciele duchowym, które
zresztą nie przynależy do wspólnej rzeczywistości.
Jeżeli zmartwychwstanie zachodzi w zwykłym ciele fizycznym,
starym bądź młodym, nie jest to nieśmiertelność – ciało fizyczne
podlegające prawom fizyki musi w końcu umrzeć. W przypadku
duchowego charakteru zmartwychwstania (sambhogakaja), nie mogą
zachodzić żadne doświadczenia bez pomocy ze strony wcielonego ciała
fizycznego. Jak można zmartwychwstać w ciele fizycznym i wciąż
pozostać nieśmiertelnym? Jedynie poprzez pogwałcenie praw fizyki.
Nieśmiertelność poprzez zmartwychwstanie to prawdziwy cud! Jest to
ponadmentalny akt wyższego rzędu.
Czyny ponadmentalne z udziałem umysłu (kreatywność umysłowa)
nie łamią praw nauki. Wszystkie zjawiska paranormalne, z którymi mamy
współcześnie do czynienia, określane są w ten sposób jedynie dlatego, że
nie potrafimy ich w pełni zrozumieć. Nowa nauka już tworzy solidne
modele, które pozwolą nam zrozumieć zjawiska paranormalne i ująć je
w o wiele bardziej ogólne ramy.
Jednak kreatywność ponadmentalna, dowolne kreowanie (z niczego)
ciała fizycznego dla bezcielesnej monady kwantowej, tak jak w przypadku
zmartwychwstania, to coś wykraczającego poza wszelkie prawa
jakiejkolwiek nauki. Kreatywność ponadmentalna może być również
podłożem zjawiska awatarów – ludzi, którzy rodzą się z pełną wiedzą
o własnym zakorzenieniu w świadomości, a których zadaniem jest
przywrócenie w naszym społeczeństwie metafizyki przyczynowego
prymatu dharmy – świadomości.
Być może oglądaliście powtórki serialu telewizyjnego Star Trek:
Następne pokolenie. W serialu tym rozgrywają się jednocześnie dwa wątki
fabularne: jeden z nich jest dobry, ale drugi jest jeszcze lepszy. Dobry
opowiada o pewnym androidzie (Data), który próbuje stać się
człowiekiem. Twórcy serialu uznali, że problem polega wyłącznie na
znalezieniu odpowiedniego oprogramowania odpowiedzialnego za jego
emocje. To o wiele za mało, by stać się świadomym, móc odnosić się do
samego siebie, doświadczać hierarchii splątanej itp.
Jeszcze lepszy wątek dotyczy historii Q, ponadmentalnej istoty, która
dowolnie przemieszcza się między fizyczną czasoprzestrzenią a tym, co
znajduje się poza nią. W historiach tych widać prawdziwą wyobraźnię,
prawdziwe wizjonerstwo. Właśnie takie wizjonerstwo zaczęło przejawiać
się u ludzi dwa tysiące lat temu wraz ze zmartwychwstaniem Jezusa.
Proces ten wciąż postępuje.
Przyjrzyjmy się jednemu z aspektów historii zmartwychwstania
Jezusa opisanej w Biblii. Czytamy w niej, że w pewnym momencie Jezus
krzyknął: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. To
zastanawiające, dlaczego człowiek oświecony miałby wypowiadać tego
typu słowa (pojawiły się alternatywne tłumaczenia z aramejskiego, które
wydają się nieco bardziej logiczne). Cała sytuacja nabiera jednak sensu,
gdy uświadomimy sobie, że nawet na krzyżu Jezus mógł być
zaangażowany w akt kreatywny – kreatywność ponadmentalną. Chciał on
zademonstrować, jak mylnie pojmujemy śmierć właśnie poprzez
zmartwychwstanie. I stało się. Jezus musiał być jedną z pierwszych osób,
które powstały z grobu. W późniejszych czasach wielu mistrzów
powtórzyło ten wyczyn w stylu przypominającym Q z serialu Star Trek.
Udało się im za pomocą woli stworzyć urzeczywistnione materialne ciało
(zawsze zharmonizowane z wolą jedności). O takiej istocie można więc
mówić, że jest nieśmiertelna zarówno duchowo, jak i fizycznie (gdy
sytuacja tego wymaga). Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o jednej
z takich istot, Babadźim, będącym wielkim guru Paramahansy Joganandy,
polecam lekturę książki Joganandy pod tytułem Autobiografia jogina.

EWOLUCYJNA PRZYSZŁOŚĆ LUDZKOŚCI

Jak powiedziałby sam Aurobindo, nieśmiertelność w bezcielesnym


bycie bodhisattwy to wciąż ucieczka, albowiem nie pozwala ona
uświadomić sobie pełni ludzkiego potencjału, do którego należy
kreatywność ponadmentalna. Reinkarnacja jest jak najbardziej słuszna.
Ale poza karmicznym cyklem śmierci i narodzin czeka na nas coś więcej
niż tylko wyzwolenie w duchowej postaci sambhogakai. Jest tam też
zaproszenie do zgłębienia sfery ponadmentalnej. Przeczytajcie, co mówi
na ten temat Śri Aurobindo:

Ten świat zakochał się we własnej ignorancji,


Jego mrok odwraca się od blasku zbawiciela,
Krzyżem płaci za koronę.
Jego dzieło to struga splendoru pośród długiej nocy;
On dostrzega długi pochód czasu:
niektórzy wygrali, kilku zostało ocalonych,
reszta stara się, ale ponosi klęskę;

Widać wyjście, trudną drogę ucieczki


Od cierpienia, mroku i kajdan;
W jaki jednak sposób kilku tych, którzy zdołali uciec,
przyczyni się do wyzwolenia całego świata?

Nieważne, jak daleko uciekniemy.


Nie zbawimy swojego życia,
Życia, które pozostanie na upadłej ziemi.
Ucieczka nie ocali porzuconej rasy
Ani nie da jej zwycięstwa i królestwa bożego.
Musi nadejść większa moc, jaśniejsze światło51.
(Aurobindo 1970, ks. 6, pieśń 2)

Przez ostatnie kilkaset lat, a właściwie przez ostatnie milenium, nie


licząc paru wyjątków, ceniliśmy głównie wartości odnoszące się do
umysłu i mentalnego ego. Doprowadziło to do coraz większego poczucia
separacji, ale również dało nam więcej zrozumienia, zapewniło
rusztowanie umożliwiające kolejny przeskok kwantowy naszej ewolucji
jako rodzaju ludzkiego. Być może tysiąclecie, w które właśnie wkraczamy,
okaże się tysiącleciem rozkwitu „większej mocy” – nadumysłu. W jaki
sposób to nastąpi? Pewien wgląd w to wydarzenie zapewniają nam dzieła
Aurobindo widziane przez pryzmat opracowanych w niniejszej książce
ram fizyki kwantowej.

INWOLUCJA I EWOLUCJA

Ezoteryka zawiera pewną ideę naświetloną przez dwóch


współczesnych filozofów – Śri Aurobindo i Kena Wilbera (Aurobindo
b.d.; Wilber 1981). Idea ta głosi, że zanim nastąpi ewolucja świadomości,
najpierw musi zaistnieć jej inwolucja.
Aurobindo i Wilber przedstawiają model inwolucji i ewolucji
świadomości, który pośrednio (jeżeli nie bezpośrednio) dostrzec można
w mistycznych odłamach wszystkich wielkich tradycji – mistycyzmie
chrześcijańskim, śiwaizmie kaszmirskim będącym odłamem hinduizmu,
mahajanie, sufizmie, kabale itp.
Według duchowych kosmologii zaadaptowanych przez Aurobindo
i Wilbera, na potrzeby spektaklu transcendentna boskość lub świadomość
brahmana wkracza w coraz bardziej stałe poziomy urzeczywistnione.
Podczas tej wędrówki z czasem zaczyna ona zapominać o sobie; dlatego
każdy kolejny etap odpowiada coraz większej ignorancji i coraz
większemu ograniczeniu wolności. Z każdym kolejnym etapem poprzedni,
bardziej subtelny etap, ulega zapomnieniu, trafiając do sfery
nieświadomej. Na najniższym etapie wszystko jest nieświadome
i potencjalne. Jest to poziom materialny. Proces ten nazywamy inwolucją,
ponieważ wszystkie wyższe poziomy pozostają w sferze potencjału
materii, oczekując na rozwój wydarzeń.
Gdy inwolucja zostanie zakończona, rozpoczyna się ewolucja.
Ewolucja materii znacznie różni się jednak od tego, co przedstawiają
materialiści. Życie nie bierze się z materii, z samych cech materialnych
i interakcji – wyższy poziom nigdy nie pojawi się w wyniku interakcji
niższych. Życie zaczyna się na określonym etapie złożoności materii,
ponieważ zaistniał ku temu potencjał. Umysł również pojawia się
w konkretnym poziomie złożoności, bowiem był on już w sferze
potencjału (ilustracja 12.1).
Ilustracja 12.1 Inwolucja i ewolucja świadomości (według Aurobindo). Świadomość najpierw
wkracza w etapy coraz większych ograniczeń i ignorancji. Ewolucja na tej ilustracji jest ewolucją
tworzenia odzwierciedleń ciała witalnego i mentalnego w sferze fizycznej (sprzęt). Czy fizyczne
odzwierciedlenia sfery ponadmentalnej to przyszłość naszej ewolucji?

Warto jednak zaznaczyć, że żaden z powyżej opisanych etapów nie


cechuje się jakimkolwiek dualizmem. Cała ta separacja świadomości to
jedynie iluzja – złudzenie. Świadomość zapomina o sobie na potrzeby
spektaklu – można by rzec, że ona jedynie udaje, iż zapomniała.
Powyższy obraz jest typowy dla tradycji ezoterycznych. W pewnym
sensie jest logiczny i bardzo satysfakcjonujący. Brakuje w nim jednak
opisu, w jaki sposób urzeczywistniają się potencjały materii i w jaki
sposób pojawia się zapomnienie lub maja?
Jak już pisałem, nauka idealistyczna udziela zadowalającej
odpowiedzi na pierwsze z tych pytań. Urzeczywistnienie pojawia się
dzięki hierarchii splątanej, tworząc iluzoryczną odrębność, która z kolei
wywołuje chwilową amnezję. Tak więc na poziomie ciała tematycznego
zbiór tematów przedstawia prawa lub konteksty dla dynamiki kolejnych
etapów istnienia w postaci fal możliwości, co nakłada ograniczenia na
świadomość, ale nie wywołuje jeszcze żadnego efektu. Przy kolejnej
inwolucji etapu umysłowego subtelna treść umysłu przedstawia
świadomości struktury możliwości zawierające przetwarzanie znaczeń.
Jednak świadomość oraz jej mentalne możliwości wciąż pozostają
nieoddzieloną całością. W podobny sposób na etapie ciała witalnego
świadomość dalej ogranicza się do poziomu eksploracji określonego
zestawu funkcji witalnych spośród wszystkich możliwości i raz jeszcze
pojawia się zapominanie. Jednakże, jak wyjaśniłem w Rozdziale 7, nie
dokonuje się tu żadne realne załamanie ani separacja, zanim na scenie nie
pojawi się ciało fizyczne.
W jaki sposób potencjał w sferze materii staje się rzeczywistością?
Na określonym etapie złożoności możliwości istniejących w materii
fizycznej pojawiają się hierarchia splątana i pomiar kwantowy. Teraz
świadomość może ingerować w materię (sama, jak zawsze, pozostając
transcendentna) za pomocą samoodnoszącego się załamania fali
możliwości kwantowych, w wyniku czego rozpoczyna się faktyczne
urzeczywistnianie. Świadomość pamięta poprzedni etap życia, czyli prany.
Wykorzystuje ona materię, tak jak my wykorzystujemy komputer, by
stworzyć odzwierciedlenia (nazywane przez nas życiem w żywych
komórkach i ich konglomeratach) funkcji witalnych (zauważcie
podobieństwo do przedstawionej przez Sheldrake’a idei pól
morfogenetycznych sterujących rozwojem zarodka do postaci dorosłej).
Na tym etapie możliwa jest ewolucja i morfogeneza życia. W końcu
konglomerat komórek, jakim jest mózg, ewoluuje w taki sposób, by
odzwierciedlenia umysłu mogły zostać zaprogramowane w mózgu.
Tak właśnie powstajemy my – ludzie, istoty obdarzone umysłem. Jak
wyglądać będzie następny etap naszej ewolucji? Łatwo to przewidzieć.
Z pewnością będzie to wykształcenie zdolności do tworzenia
odzwierciedlenia ciała tematycznego.
Wspominałem już wcześniej o bycie w ciele tematycznym (patrz
Rozdział 7) – o arupadewach, bogach, bezkształtnych bodhisattwach,
aniołach. Są to postacie ponadczasowe; ich egzystencja ograniczona jest
do fal możliwości. W bycie mentalnym nasz dostęp do tych istot wymaga
dokonania przeskoku kwantowego i jest tylko chwilowy. Jedynie poważne
zaangażowanie w wewnętrzną kreatywność może umożliwić nam
osiągnięcie stabilności bytu ponadmentalnego. Jednak gdy nasze ciało
fizyczne wykształci umiejętność tworzenia odzwierciedlenia tych bytów,
każdy człowiek uzyska natychmiastowy dostęp do tych istot i będzie to tak
proste, jak prosty jest dziś dostęp do umysłu poprzez mózg.
Czy potraficie wyobrazić sobie umysł istoty biologicznej bez
korzystania z mózgu? Widać więc, że niezwykle trudno jest nam, istotom
mentalnym, wyobrazić sobie ten następny etap ewolucji. Jedno jest jednak
jasne: gdy tam dotrzemy i będziemy dysponować sprzętem zdolnym do
opracowania oprogramowania ponadmentalnego, staniemy się bogami. Na
tym polegała wielka wizja Aurobindo. To sobie wyobrażał, gdy rozmyślał
nad ideą (często opacznie rozumianą) urzeczywistnienia boskości na
ziemi.
Tę samą wizję podzielają też teozofowie. Jeden z nich, William
Judge, pisze:
Choć reinkarnacja to prawo
natury, trójca atma-buddhi-manas
(ciało rozkoszy – ciało tematyczne
– ciało mentalne) nie znajduje
swojego pełnego wcielenia w rasie
ludzkiej. Korzysta ona z ciała za
pomocą manas, najniższej z trzech
form, zaś pozostałe dwie oświecają
je z góry, będąc bogiem
przebywającym w niebie (…).
Z tego powodu człowiek nie jest
jeszcze w pełni świadomy
i potrzeba reinkarnacji, by móc
w końcu zakończyć proces
inkarnacji całej trójcy w ciele. Gdy
się to dokona, rasa ludzka
upodobni się do bogów.
(Judge 1973)
Czy w następnym etapie ewolucji staniemy się nadludźmi – bogami?
Suficki poeta Rumi napisał:

Umarłem jako minerał i stałem się rośliną.


Umarłem jako roślina i stałem się zwierzęciem.
Umarłem jako zwierzę i stałem się człowiekiem.
Dlaczego miałbym się obawiać?
Czy kiedykolwiek śmierć uczyniła mnie czymś gorszym?52
(The Sages Speak about Life and Death)

Gdy „umrzemy” jako istoty mentalne, staniemy się istotami


ponadmentalnymi – nadludźmi. Czeka nas właśnie ten ostateczny etap
ewolucji.

46 U ciał subtelnych nie występuje rozróżnienie na skalę mikro i makro, więc ich dynamika ma
zawsze charakter kwantowy i nigdy nie ulega degeneracji do charakteru klasycznego. W związku
z tym w sferze subtelnej nie występuje ani entropia, ani rozpad.
47 Przy badaniach nad materiałem do niniejszego rozdziału bardzo pomocna okazała się lektura
książki M. Grosso (1995; Rozdział 11).
48 Przekład własny.
49 Opis wielu udokumentowanych przypadków znajdziecie w książce M. Murphy’ego z 1992 r.
50 Zapis z ustaleń IV soboru laterańskiego – przyp. tłum.
51 Przekład własny – przyp. tłum.
52 Przekład własny – przyp. tłum.
ROZDZIAŁ 13

Ufologia, nieśmiertelność i ewolucja

Co ufologia – nauka badająca niezidentyfikowane obiekty latające – ma


wspólnego ze śmiercią, umieraniem, reinkarnacją i nieśmiertelnością? Na
pozór nic. W powszechnej opinii UFO to statki, zaawansowane
technicznie rakiety z kosmosu pilotowane przez istoty, które próbują nas
odwiedzić, zaś rząd robi, co w jego mocy, by utajnić wszystkie związane
z tym informacje. Film Stevena Spielberga Bliskie spotkania trzeciego
stopnia dobrze podsumowuje taką wizję.
Część pisarzy twierdzi, że kontakt między cywilizacją pozaziemską
a ludźmi został już nawiązany (dawno temu). Niektóre książki pisane
przez tych autorów stają się bestsellerami, co pozwala przypuszczać, że
powyższa opinia budzi sympatię.
Tego typu opinie to pożywka dla całego gatunku science fiction
i muszę przyznać, że zawsze miałem słabość do tego typu literatury. Jakiś
czas temu pisałem pracę o fantastyce naukowej, w związku z czym dość
dobrze poznałem zagadnienia związane z techniką rakietową. Nurtuje
mnie pytanie, czy biorąc pod uwagę olbrzymie odległości między naszymi
światami, rakiety z kosmosu, z innych planet spoza naszego układu
słonecznego rzeczywiście mogą do nas dotrzeć? Autorzy powieści science
fiction wydają się nie przejmować tego typu problemami, ponieważ
współczesna fizyka wzbogaciła ich arsenał literacki. W latach 30., 40. i 50.
science fiction opierało się na teorii względności Einsteina. Według tej
teorii czas zwalnia wewnątrz statku poruszającego się z szybkością
zbliżoną do prędkości światła, więc jego pasażerowie starzeją się wolniej,
niż miałoby to miejsce na ich ojczystej planecie. Od lat 60. w fantastyce
naukowej wykorzystywano koncepcję hipernapędu umożliwiającego
podróże kosmiczne. Teoria względności mówi, że statki mogą podróżować
z prędkościami podświetlnymi, ale odległości między gwiazdami, nawet
w obrębie naszej galaktyki, potrafią sięgać nawet 100 000 lat. Nie można
zatem mówić o galaktycznych imperiach z flotą statków wojennych
podróżujących z marnymi prędkościami podświetlnymi.
W hiperprzestrzeni statki muszą poruszać się szybciej niż światło,
z prędkością „warp”.
Dzięki Einsteinowi obydwa pomysły są dość sensowne z punktu
widzenia nauki, ale nie są praktyczne. Pomyślcie: nasze zasilane paliwem
statki podróżują z szybkością dziesiątków kilometrów na sekundę; jednak
światło rozchodzi się z prędkością 300 000 kilometrów na sekundę. Tej
przepaści nie jest w stanie pokonać żadna fizyczna technologia. Naukowcy
zbadali już wszystkie rodzaje napędów opartych na technologii takiej jak
plazma, synteza jądrowa czy antymateria (bardzo popularna w science
fiction). Po dokładnej analizie jedno stało się jasne: żadna zaprojektowana
na podstawie praw fizyki rakieta nie poleci wystarczająco szybko, by
relatywistyczne spowolnienie procesu starzenia było zauważalne. Biorąc
pod uwagę realne prędkości, nawet podróż w tę i z powrotem do
najbliższych gwiazd zajęłaby nam tak wiele czasu, że żadna żywa istota
nie przeżyłaby takiej podróży (wciąż dużą popularnością cieszy się pomysł
polegający na hibernowaniu astronautów).
Hipernapęd jest notabene wiarygodnym „czwartym” wymiarem
przestrzeni. Wiarygodnym, ponieważ według teorii Einsteina przestrzeń
jest zakrzywiona, co pozwala przypuszczać, iż żyjemy na trójwymiarowej
(hiper-) powierzchni znajdującej się w czterowymiarowej przestrzeni.
Niektórzy naukowcy twierdzą, że hiperprzestrzeń to miejsce, w które
udaje się elektron po dokonaniu przeskoku kwantowego. Faktem jest, że
gdy elektron dokonuje takiego przeskoku, nie porusza się w przestrzeni
pomiędzy dwiema pozycjami: raz jest w jednym miejscu, a potem
natychmiast w drugim. Nikt jeszcze nie wymyślił żadnego
makrofizycznego napędu umożliwiającego dostęp do hiperprzestrzeni
niezależnie od tego, czy mamy na myśli przeskoki kwantowe czy inne
technologie.
Moje badania wykazały więc, że istoty pozaziemskie nie mogą nas
odwiedzać. Co ciekawe, rakiety przewożące roboty to wyjątek od tej
reguły. Jest to swego rodzaju zagadką, dlaczego jak dotąd nie dotarły do
nas statki przewożące roboty. Słynny fizyk Enrico Fermi pytał często
„gdzie oni są?”. Wielu ludzi dochodzi zatem do wniosku, że inteligentne
pozaziemskie formy życia nie istnieją i jesteśmy we wszechświecie sami!
W niniejszym rozdziale postaram się wyjaśnić, że nie musimy być tak
pesymistycznie nastawieni.
Naturalnie ludzie, którzy spotykają UFO i istoty pozaziemskie, nigdy
nie wspominają o robotach; zawsze słyszy się o żywych istotach,
zazwyczaj niskiego wzrostu, o spiczastych głowach i twarzach bez
wyrazu. Jeżeli rakiety z kosmosu nie istnieją, to co widują wszyscy ci
ludzie? Naukowcy są bardzo sceptycznie nastawieni wobec tego typu
doniesień i uznają spotkania z kosmitami (lub relacje o porwaniu przez
nich) za halucynacje. Psychologowie nie mogą jednak zignorować tego
zjawiska; nie da się zaprzeczyć, że osoby, które widziały UFO, często są
w stanie traumy i potrzebują pomocy psychologicznej.
Psychologowie, począwszy od Carla Junga, wysnuli więc teorię,
według której UFO to zmienione stany świadomości, w trakcie których
ludzie dostrzegają archetypy mentalne i emocjonalne. Dawniej archetypy
takie, obserwowane w snach i fantazjach, brano za bogów i demony.
W naszej naukowo-technologicznej epoce jawią nam się w nowej
kosmiczno-technologicznej postaci.
Podczas pracy nad książką o fizyce stanowiącej podłoże science
fiction pomysł traktowania UFO i kosmitów jako archetypy ludzkiej
świadomości wydał mi się bardzo logiczny (Goswami 1983). Prawdę
mówiąc, już wcześniej dostrzegłem tę paralelę w nieco innym kontekście.
Neurofizjolog John Lilly opisywał wiele swoich narkotykowych
doświadczeń w formie spotkań z kosmitami (Lilly 1978). Jego relacje
czytało się podobnie jak teksty Swamiego Muktanandy,
wschodnioindyjskiego nauczyciela duchowego, który opisał swą podróż
do świata bogów w stanie samadhi (Muktananda 1994).
Kiedy zainteresowałem się kwestią śmierci, umierania i doświadczeń
z pogranicza życia i śmierci, natknąłem się na prace psychologa Kennetha
Ringa (tak naprawdę książkę Kena zatytułowaną The Omega Project
dostałem od przyjaciela Hugh Harrisona). Odkryłem, że Ring nieco
rozwinął tezę związaną z UFO jako archetypami. Jedna z jego idei
szczególnie przypadła mi do gustu.
Dlaczego ostatnimi czasy tak często widuje się UFO?
Przeprowadzone przez Ringa badanie w formie ankiety wykazało, że spora
liczba osób uprowadzonych przez UFO doświadczyła w późniejszym
okresie jakiegoś rodzaju transformacji tożsamości. Te osoby przestały się
skupiać na ego, zaczęły za to okazywać innym oraz przyrodzie więcej
uwagi (Ring 1992). Ring odkrył wcześniej, że ten sam typ transformacji
charakteryzował ludzi przeżywających doświadczenia z pogranicza życia
i śmierci. Bingo! Być może oba rodzaje doświadczeń to znak, że
świadomość Gai, naszej Matki Ziemi, usiłuje ostrzec nas (dość radykalnie,
ale w przeciwnym razie byśmy jej nie wysłuchali) o zbliżającej się
katastrofie ekologicznej. W ostatnich czasach, na progu nowego
tysiąclecia, pojawiło się wiele przepowiedni związanych z takim
kataklizmem (to kolejny temat popularny wśród pisarzy). Naturalnie
każdy, kto dostrzega hedonistyczny sposób wykorzystywania Ziemi
i środowiska naturalnego, który praktykujemy od ostatnich stu lat, jest
w stanie przewidzieć katastrofę i nie stanowi to niczego niezwykłego.
W tamtym okresie sporo podróżowałem. Zatrzymałem się w Portland
w stanie Oregon, by udzielić wywiadu Robertowi McGowanowi,
astronomowi-amatorowi, który zaprojektował plakat kosmosu zawierający
nie tylko obraz wielkiego wybuchu, ale też hipotezę, że wszechświat jest
świadomy swego istnienia. Robert chciał rozmawiać ze mną na temat
mojej książki zatytułowanej The Self-Aware Universe (Świadomy
wszechświat). W trakcie rozmowy usłyszałem pytanie o moją ocenę relacji
osób, które widziały UFO i które rzekomo zostały uprowadzone przez
kosmitów. Chciałem odpowiedzieć, że jest to fizycznie niemożliwe, aby
kosmici przybyli na ziemię rakietami, ale moje słowa zabrzmiały inaczej:
„Wydaje mi się, że UFO i porwania przez kosmitów wskazują na to, że
w pewnym zmienionym stanie świadomości ludzie komunikują się ze
świadomymi istotami z cywilizacji pozaziemskiej”. Gdy Robert poprosił
mnie o więcej szczegółów, mogłem jedynie dodać, że świadomość ma
charakter nielokalny i może załamywać podobne możliwości w dwóch
różnych mózgach skorelowanych za pomocą intencji nawet wtedy, gdy te
dwa mózgi oddalone są od siebie o lata świetlne.
Później zastanowiłem się nad tym, co powiedziałem podczas
wywiadu (bo mnie samego trochę to zaskoczyło) i uświadomiłem sobie, że
w sposób nieświadomy przetworzyłem tezę Ringa, gdyż wydawała mi się
ona nie do końca zadowalająca. Wierzę, że doświadczenia z UFO,
podobnie jak doświadczenia z pogranicza życia i śmierci, mają charakter
transformatywny. Jednak doświadczenia z pogranicza życia i śmierci nie
są wyłącznie transformatywne. Wielu ludzi jest zdania, a moje badania to
potwierdzają, że doświadczenia z pogranicza życia i śmierci mówią nam
coś o samym umieraniu. W podobny sposób można założyć, że obserwacje
UFO przekazują nam informacje o bytach pozaziemskich. Problem
z utrzymywaniem, iż jest to nielokalna komunikacja między ludźmi
a kosmitami polega naturalnie na tym, iż taka komunikacja wymaga
korelacji kwantowej między jedną a drugą istotą.
Tymczasem Kenneth miał przybyć do Los Angeles na konferencję,
a Hugh chciał umówić nas na spotkanie. Spotkaliśmy się w środkowej
części miasta, w hali konferencyjnej zarezerwowanej specjalnie dla nas.
Był tam Hugh, ja, psycholog Mike Davidson, Dick Robb, teozof,
i oczywiście sam Kenneth Ring.
Zanim rozmowa na dobre się zaczęła, minęły prawie dwie godziny.
Czasem przygotowania bywają najtrudniejsze. W końcu jednak zadałem
pytanie Ringowi.
„Ken, zgadzam się, że doświadczenia z UFO, podobnie jak
doświadczenia z pogranicza życia i śmierci, mają charakter
transformatywny, ale nie wykluczasz przecież, że mogą one przekazywać
nam informacje o prawdziwej świadomości pozaziemskiej. Czy osoby
uprowadzone przez UFO faktycznie mogą komunikować się z kosmitami
z pozaziemskiej cywilizacji za pomocą świadomości nielokalnej?”.
Ken nie chciał bezpośrednio odpowiedzieć na moje pytanie, ale nie
dał po sobie poznać, że się ze mną nie zgadza. Widać było jednak, że
skłania się ku idei przedstawionej w swojej książce – czeka nas katastrofa
geologiczna lub ekologiczna, zaś doświadczenia z UFO i z pogranicza
życia i śmierci to sposób, w jaki Gaja usiłuje ostrzec ludzkość, nakłaniając
ją do transformacji, zanim będzie za późno. Później jednak zaczęło się
robić ciekawie. Rozmawiałem z Kenem o ideach przedstawionych
w niniejszej książce, o bytach bezcielesnych, monadach kwantowych itp.
W pewnej chwili Ken zwrócił się do mnie: „Niech pan mi powie, czy
uważa pan, że jeżeli Ziemię nawiedziłby prawdziwy kataklizm, to
moglibyśmy przetrwać katastrofę jako byty bezcielesne? Załóżmy, że
przestaniemy potrzebować ciała fizycznego. Czy moglibyśmy trwać dalej
jako cywilizacja, nie posiadając formy materialnej? Czy tak wygląda nasza
przyszłość?
„Z pewnością przetrwalibyśmy w bezcielesnej postaci, tak jak dzieje
się to obecnie w przypadku każdej zmarłej osoby – odparłem. Ale jest
pewien problem. Zgodnie z moim modelem nie możemy niczego
doświadczać bez ciała fizycznego. Stan świadomości bytu bezcielesnego
przypomina sen; fale możliwości nie ulegają załamaniu. Tak więc jako
cywilizacja nie moglibyśmy dobrowolnie wybrać życia w otchłani i być
nim usatysfakcjonowani”.
Dick Robb zgodził się z moimi słowami. Stwierdził, że literatura
teozoficzna ma podobny pogląd na tę kwestię. By móc dalej rozwijać
swoją karmę, musimy rodzić się w ludzkiej postaci. To dlatego ludzkie
narodziny są takim cudem. Byłem zadowolony, że mój towarzysz widzi to
w ten sposób.
Odniosłem wrażenie, że Ken był nieco rozczarowany. Starałem się go
udobruchać. „Oczywiście to możliwe, że moglibyśmy zbiorowo wybrać
egzystencję bezcielesną, by przetrwać zagładę Ziemi, a następnie, dzięki
przetwarzaniu nieświadomemu, odkryć kolejną możliwą do zamieszkania
planetę i zacząć rodzić się tam. Odległości międzygwiezdne nie są
problemem dla nielokalności. Wszędzie jest wówczas blisko”.
Później zajęliśmy się innymi kwestiami. Po jakimś czasie spotkanie
dobiegło końca i wróciłem do miejsca, w którym się zatrzymałem. Nagle
doznałem olśnienia! Nie mogę powiedzieć, że to objawienie było
prawdziwym aktem kreatywności, ponieważ po prostu nie mam co do tego
pewności. Mimo to pomysł, który przyszedł mi do głowy, był nowatorski
i sprawił, że po plecach przeszły mi ciarki.
Co by się stało, gdyby odwrócić to, co powiedziałem do Kena?
Załóżmy, że kosmici dokonujący uprowadzeń to bezcielesne istoty
z pozaziemskiej cywilizacji, które trafiły tu, ponieważ życie na ich
planecie dobiegło końca. Nie mogą odrodzić się tu na Ziemi, ponieważ ich
gatunek różni się od naszego (więc różnią się także konteksty ciała
tematycznego). Z pewnością mogą jednak komunikować się z nami, tak
jak istoty bezcielesne komunikują się z medium.
Ten prosty pomysł pozwoliłby wyjaśnić wiele dziwnych aspektów
doświadczeń z UFO; na przykład to, w jaki sposób mężczyzna może
doświadczać uprowadzenia, podczas gdy jego żona śpi w łóżku tuż obok
niego i nie ma pojęcia, co się dzieje. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, o czym
mówię, to polecam bardzo wiarygodną opowieść Whitleya Striebera
zatytułowaną Wspólnota (1993).
Nie twierdzę, że nie może być mowy o alternatywnym
wytłumaczeniu, czyli o hipnozie, ale według mnie jest ona o wiele mniej
prawdopodobna. Jeszcze mniej prawdopodobna jest możliwość, iż mamy
do czynienia z prawdziwą obecnością fizycznie wcielonych istot.
Ideę bezcielesnej pozaziemskiej monady kwantowej poszukującej
kontaktu z ludźmi traktuję poważnie, ale zanim dowiemy się, czy
powyższa teoria w zadowalający sposób wyjaśnia zgromadzone przez nas
dane i pozwala ukierunkować przyszłe badania, będziemy musieli lepiej
poznać ten temat. Sens wygląda jednak następująco. Gdy zyskamy
gotowość oparcia naszej nauki na prymacie świadomości, będziemy mogli
skuteczniej analizować tego typu zjawiska. Ludzie widywali błyskawice
od początków cywilizacji, jednak dopiero narodziny nauki
o elektryczności sprawiły, że dostrzegliśmy wiele subtelnych aspektów
tego zjawiska. To samo dotyczy śmierci, reinkarnacji, a być może nawet
ufologii.
Nie dziwi mnie, że obecnie pojawiło się wiele informacji
potwierdzających mój punkt widzenia. Courtney Brown (1999), badacz
zjawisk związanych z channelingiem twierdzi, że opracował proces
umożliwiający przeprowadzanie eksperymentów z postrzeganiem na
odległość, dzięki którym możemy ujrzeć bezcielesne istoty pozaziemskie.
Odkrył on między innymi, że obecnie na ziemi przebywa bezcielesna rasa
obca, która usiłuje znaleźć sobie na Ziemi nowy dom i próbuje narodzić
się w ludzkiej postaci, nawet jeżeli akt ten wymaga genetycznych
modyfikacji ludzkiego genomu. Metodologia jego badań wydaje mi się
rzetelna. Polecam jego książkę.

UFO I NIEŚMIERTELNOŚĆ

Co jednak UFO ma wspólnego z nieśmiertelnością? Parę lat temu


wziąłem udział w kilku bardzo interesujących dyskusjach z udziałem
ekspertów do spraw UFO. Rozmowy te odbywały się w jednym
z najbardziej idyllicznych zakątków naszej planety: na wyspie Paradise
Island na Bahamach. Czy ekspertów od UFO i fizyków kwantowych stać
na pobyt na Paradise Island? Wszyscy byliśmy gośćmi Swamiego
Swaroopanandy, dyrektora Sivananda Yoga Retreat Center, ośrodka
zlokalizowanego na wyspie.
Wróciłem z tamtej podróży z nową dozą szacunku wobec
przypadków obserwacji UFO. Materialiści nieustannie uparcie określają
tego typu przypadki jako dane paranormalne. Już od wielu lat zdawałem
sobie sprawę, iż pogląd na zjawiska paranormalne wyrażany przez
naukowców materialistycznych jest stronniczy. Po części było to
spowodowane tym, że sam doświadczyłem takich zjawisk, ale chodzi też
o to, że gdy uwzględnimy rolę świadomości, nielokalność kwantowa
zapewni nam kontekst umożliwiający zaakceptowanie zjawisk
paranormalnych (patrz Rozdział 2). Mimo to wciąż akceptowałem niektóre
przejawy krytyki wobec doświadczeń z UFO, stroniąc jednak od
lekceważenia zagadnienia. Po wspomnianej wcześniej serii dyskusji
zmieniłem jednak zdanie.
Dane dotyczące obserwacji UFO są dość rzetelne, a wnioski, które
można na ich podstawie wysnuć, mogą okazać się o wiele bardziej
radykalne niż zwykło się zakładać. W jaki sposób klasyfikować przypadki,
w których ktoś cytuje istoty pozaziemskie? Zazwyczaj, tak jak w moim
przypadku (do momentu uczestnictwa we wspomnianym spotkaniu
z UFO), przyjmuje się, że jeżeli te doniesienia są prawdziwe, to istoty
pozaziemskie przybywają na Ziemię statkiem. Osąd autentyczności tego
zjawiska miesza się z pewnymi z góry przyjętymi założeniami. Ja również
rozumowałem w ten sposób i we wcześniejszej części niniejszego
rozdziału przedstawiłem wszystkie naukowe powody, dla których statki
kosmiczne obcych nie mogą odwiedzać Ziemi. Tak więc moje osobiste
rozmowy z rzetelnymi badaczami UFO wywołały we mnie konflikt
między dwoma systemami przekonań. Jeden z nich opiera się na teorii,
według której relacje te nie mają sensu; drugi zaś zakłada, że skoro
badacze wykazali się rzetelnym podejściem do tematu, to ja, jako
naukowiec, muszę zachować otwarty umysł i traktować zgromadzone
przez nich dane poważnie.
Przez jakiś czas miałem mieszane uczucia wobec UFO, ale w końcu
wpadłem na nowy pomysł. Być może statki kosmiczne zaobserwowane
przez postronne osoby w istocie były prawdziwe, ale wcale nie pochodziły
z kosmosu i nie były też dziełem ludzkich rąk! Czy to możliwe? Tak,
jeżeli weźmiemy pod uwagę zjawisko materializacji i dematerializacji.
Załóżmy, że obserwatorzy UFO widzą obce istoty (nie każda osoba, która
widziała UFO, spotkała kosmitów, ale czasem się to zdarza), które są tak
zaawansowane technologicznie, że mogą materializować
i dematerializować całe statki kosmiczne!
Czym jest zaawansowana cywilizacja? Zazwyczaj postrzegamy
postęp w kategoriach technologii materialnej, przy czym prawa fizyki
wykluczają określone kierunki rozwoju, takie jak materializacja czy
dematerializacja. Jednak, jak widział to Aurobindo, kolejny etap ewolucji
człowieka wprowadzi nas do sfery ponadmentalnej.
W poprzednim rozdziale wspomniałem o istotach ponadumysłowych,
które mając władzę nad ciałem tematycznym, potrafią dowolnie (zawsze
w zgodzie z boską wolą i celem wszechświata) naginać konwencjonalne
prawa fizyki. Tak więc w przypadku danych o UFO możemy dopatrzyć się
potwierdzenia pomysłu Aurobindo związanego z istotami
ponadmentalnymi, istotami, które weszły już w ten (niedostępny jeszcze
dla nas) ponadmentalny etap rozwoju.

EWOLUCJA MÓZGU CZY EWOLUCJA MATERII?

Psychiatra Uma Goswami, ucząc o ideach Aurobindo, lubi mówić


o warstwowej budowie mózgu. Wątroba to płat, serce to mięsień, ale
struktura warstwowa nie jest obecna w żadnej części naszego organizmu.
Co w takim razie oznacza stwierdzenie, że mózg ma warstwy? Musi być to
sygnatura ewolucji mózgu. Inne części naszego ciała nie rozwinęły się
zbytnio w ciągu ostatnich lat, ale mózg owszem. Najstarszą i położoną
najdalej z tyłu częścią mózgu jest mózg gadzi, środkowa część to mózg
ssaków, a przednia część, tzw. kora nowa, to mózg ludzki. Warstwowa
struktura mózgu zdradza naszą zwierzęcą przeszłość. Później Uma cytuje
Aurobindo: „Zwierzę było laboratorium dla ewolucji człowieka, zaś
człowiek musi być laboratorium, z którego wykształci się nadczłowiek”.
Być może to właśnie nastąpi na następnym etapie ewolucji mózgu –
powstanie nowej warstwy, jeszcze nowszej kory nowej (Krishnamurthy
2000).
Widzę jednak pewną wadę w tym sposobie rozpatrywania kwestii
ludzkiej ewolucji. Wszystkie trzy części mózgu tworzą odzwierciedlenia
umysłu. Jeżeli mówimy o ewolucji, pierwsze dwie warstwy tworzą
odzwierciedlenia myśli emocjonalnych, najpierw tych prymitywnych,
a potem bardziej skomplikowanych; kora nowa wyewoluowała, byśmy
mogli tworzyć odzwierciedlenia myśli o charakterze abstrakcyjnym (co
jest wymogiem przy wykształcaniu języka). Czy jakikolwiek etap ewolucji
może umożliwić mózgowi tworzenie odzwierciedlenia czegoś, co nie jest
myślą, co wykracza poza sferę myśli?
Aurobindo wraz ze współpracującą z nim kobietą nazywającą siebie
Matką53 rozważali inny pomysł. Byli oni zdania, że aby zmapować sferę
ponadmentalną, stworzyć fizyczne odzwierciedlenia ciała tematycznego,
ewolucji musi ulec sama materia, musi ona stać się bardziej oczyszczona.
Tak więc Aurobindo wraz z Matką spędzili sporą część życia, usiłując
przekształcić materię w swoich ciałach. Niezależne źródła mówią jednak,
że nie zdołali tego dokonać. Gdy Aurobindo zmarł, wielu jego uczniów
sądziło, że oznaką transformacji jego ciała może być fakt, że nie ulega ono
rozkładowi tak jak normalne ciała; wielu z nich uważało, że ciało powinno
zostać zakonserwowane, ponieważ podobnie jak Jezus, Aurobindo może
zmartwychwstać. Ciało przechowywano przez jakiś czas, ale w końcu
uległo ono rozkładowi. Nie znaleziono żadnych dowodów
potwierdzających transformację ciała fizycznego ani zmartwychwstania.
Czy koncepcja transformacji materii do poziomu bardziej
udoskonalonego ma sens z naukowego punktu widzenia? Czy nie
dręczyłoby nas widmo dualizmu, wyrażone wątpliwością co do interakcji
tej nowej materii ze sferą subtelną? Właśnie z tego powodu nie byłem
przychylny tej idei nowej oczyszczonej formy materii. O wiele łatwiej
myśleć o ewolucji nowej struktury naszego ciała, takiej jak na przykład
supermózg. Supermózg tworzyłby odzwierciedlenia ciała tematycznego,
integrowałby funkcje trzech mózgów i byłby elementem naszej nowej
boskiej tożsamości!
Wspomniałem już o Swamim Swaroopanandzie z Paradise Island.
Urodził się on w Izraelu i dobrze znał tajniki kabały, zaś po naukach, jakie
pobierał od słynnego latającego Swamiego Vishnudevanandy (nazwanego
tak z powodu zamiłowania do pilotowania własnego samolotu) stał się
wedantystą (ekspertem w dziedzinie indyjskiej wedanty). Swami
Swaroopananda jest człowiekiem, którego w tradycji określa się
dźnanajoginem, czyli kimś, kto odkrywa naturę rzeczywistości za pomocą
mądrości, dokonując przeskoków kwantowych od jednej myśli do drugiej.
Lubimy ze sobą rozmawiać, tym bardziej, że jest on przychylny nowej
nauce w ramach świadomości.
W trakcie wymiany poglądów na temat dzieł Aurobindo Swami
zaskoczył mnie pytaniem: „Czy nie jesteś przedwcześnie uprzedzony
wobec innych form materii i sposobu jej interakcji z normalną materią?
Dlaczego świadomość nie mogłaby pośredniczyć w ich wzajemnej
interakcji, tak jak robi to w przypadku materii i psychiki?”.
Wtedy mnie olśniło. W istocie, dlaczego? Przecież dualizm nie
powinien przeszkadzać nam w zrozumieniu zasadności poszukiwań
Aurobindo i Matki. Skoro tak, to my również powinniśmy zwrócić uwagę
na metodę wewnętrznej jogi, opracowaną w celu przekształcenia materii.
Nie jest to miejsce ani czas na dyskusję o koncepcjach związanych
z wewnętrzną jogą. Mówiąc w dużym skrócie, propozycja polega na
wykorzystaniu integracyjnej dynamiki wszystkich znanych typów jogi
(patrz Rozdział 9) w kreatywności najpierw ciała witalnego, a potem także
fizycznego. Kluczem jest niezłomność intencji, chęci przekształcenia ciała
w taki sposób, by mogło wyrażać ciało tematów ponadmentalnych
niezależnie od tego, czy chodzi o rozwój supermózgu, czy supermaterii.
Sądzę też, że omówione wcześniej zjawisko kundalini również może
mieć tu kluczowe znaczenie. Wzrost kundalini wydaje się uwalniać ukrytą
moc świadomości umożliwiającą tworzenie nowych odzwierciedleń sfery
witalnej w fizycznej. Są na to dowody. Ludzie, którzy doświadczyli
wzrostu i odpowiedniej integracji energii kundalini, przechodzą niezwykłe
zmiany fizyczne (na ich ciele pojawiają się na przykład guzki w kształcie
węża). W indyjskim mieście Bangalore żyje prawdziwy mistrz kundalini –
U. G. Krishnamurthy. Na jego ciele widać niezwykłe fizyczne oznaki
integracji energii kundalini, które osobiście zweryfikować może każdy.
Jeżeli chcemy kreatywnie wykorzystać energię kundalini do
stworzenia supermózgu lub supermaterii i jeśli dokonamy tego zbiorowo,
być może uda nam się przyspieszyć dotychczas nieświadome procesy
ewolucyjne. Mistyk i filozof Teilhard de Chardin (którego idea ewolucji
ludzkości do etapu punktu omega przypomina w dużej mierze ideę
ewolucji do poziomu nadumysłu opracowaną przez Aurobindo) pisał
o okiełznaniu energii miłości (polecam zwłaszcza jego książkę z 1964).
Podejrzewam, że mogło mu chodzić o ujarzmienie energii kundalini. Czy
jest lepszy sposób na dokonanie tego, niż utorowanie ludzkości drogi
ewolucji do punktu omega?

53 Chodzi o urodzoną we Francji Mirrę Alfassę – przyp. tłum.


EPILOG

Dziewięć wcieleń duszy

Zatem czy dusza istnieje i czy może istnieć fizyka duszy? Osąd
pozostawiam czytelnikom; zamierzam w tym miejscu podsumować zasady
fizyki, które stopniowo doprowadziły mnie do przekonującego i w miarę
kompletnego modelu duszy. Dla zabawy wykorzystam metaforę
dziewięciu kocich żywotów, ale jest tu pewien haczyk. Im więcej razy żyje
kot, tym bliżej mu do ostatecznej śmierci. Tutaj jest zupełnie odwrotnie.
Gdy ramy fizyki ulegają rozszerzeniu i model duszy robi się coraz
dokładniejszy, dusza zbliża się do nieśmiertelności. Ponadto dysponujemy
wtedy coraz większą ilością danych, które można zintegrować w naszym
modelu.

1. W pierwszym życiu dusza jest dualistyczna, co znaczy, że stworzona


jest jako odrębny świat złożony z niematerialnej treści, a rolą fizyki
jest jej negowanie. Dualistyczna dusza różni się od materii oraz od
ciała materialnego i potrafi przetrwać śmierć ciała. Dualistyczna
dusza jest tworem indywidualnym i odrębnym od boga (którego
można postrzegać jako duszę świata lub nadduszę, w sanskrycie
paramatman), ale wiecznym tak samo jak bóg. Taka dusza umiera
pod wpływem krytyki opartej na zasadach fizyki, pytań w rodzaju:
„W jaki sposób niematerialna dusza może wchodzić w interakcję
z ciałem materialnym bez udziału pośrednika” lub „Jak wytłumaczyć
istnienie duszy z punktu widzenia zasady zachowania energii? Czy
tego typu dusza wchodząca w interakcję ze światem materialnym nie
zabierałaby od czasu do czasu jakiejś ilości energii z naszego świata
lub nie przekazywałaby mu jej? Kolejnym cierniem w tym modelu
jest następująca kwestia: jeżeli dusze są nieśmiertelne, a ich liczba
pozostaje zawsze taka sama, to w jaki sposób wytłumaczyć obecną
eksplozję populacji? Skąd biorą się nowe dusze?

2. W drugim modelu dusza jest materialna i rodzi się martwa; nie potrafi
ona przetrwać śmierci, co oznacza, że jest epifenomenem ciała
materialnego i umiera wraz z nim. Można pocieszać się jednak tym,
że choć epifenomen, czyli indywidualna dusza umiera, podstawowe
jej części składowe – materia w postaci atomów i cząstek
elementarnych – żyją dalej i ulegają powtórnemu przetworzeniu.
Tutaj fizyka ma charakter konserwatywny i niekontrowersyjny, ale
z jej pomocą nie da się wyjaśnić danych dotyczących życia po
śmierci i reinkarnacji.

3. W trzecim wcieleniu dusza jest tożsama ze świadomością, tą jedną


jedyną, będącą podstawą istnienia. Materia to pozorne
urzeczywistnienie i epifenomen tej podstawy. Materia ma więc
charakter efemeryczny, pozornie pojawia się w chwili, gdy zostanie
zarejestrowana w doświadczeniach istoty myślącej, po czym
rozpływa się w jedności. Ciało materialne umiera, lecz dusza żyje
wiecznie.
W tym życiu indywidualna
dusza umiera, ponieważ
nigdy jej nie było; dusza
zawsze ma charakter
kosmiczny i nie posiada
żadnych atrybutów. W tym
miejscu zaczyna się fizyka
duszy, złożona z fizyki
kwantowej w jej interpretacji
idealistycznej – założeniu, iż
nielokalna i jednocząca
świadomość wybiera
urzeczywistnioną
rzeczywistość spośród
kwantowych możliwości
materii.
4. W czwartym wcieleniu pojawia się założenie, że kosmiczna dusza
posiada atrybut, zaś ten atrybut uznawany jest za ciało tematyczne.
Wszyscy przedstawiciele rasy ludzkiej muszą poznać zawarte w nim
tematy – to cel naszego istnienia. Oczywiście kreatywne odkrycie
tych tematów wymaga wielu wcieleń, ponieważ niektóre tematy,
takie jak miłość, mają charakter bardzo subtelny. Nasze poszczególne
wcielenia są skorelowane poprzez nielokalność kwantową w czasie
i przestrzeni, zaś ciało tematyczne łączy je niczym nić łącząca kwiaty
w girlandzie.
To dlatego ciało tematyczne
można określić jako
sutratmana (sutra
w sanskrycie oznacza nić, zaś
atman to dusza). Fizyka
duszy wciąż nie jest jeszcze
precyzyjnie określona;
indywidualna dusza wciąż nie
istnieje; to, co potrafi
przetrwać śmierć ciała
fizycznego, to ciało
tematyczne będące
uniwersalną monadą dla
całego gatunku ludzkiego.
Pozytywnym aspektem tego
modelu jest możliwość
wyjaśnienia niektórych
ważnych informacji
dotyczących reinkarnacji,
zwłaszcza przypadków
przywoływania wspomnień
z poprzednich wcieleń przez
dzieci.

5. W piątym życiu duszy kosmiczna dusza posiada dodatkowe atrybuty


– umysł do przetwarzania znaczenia i ciało witalne dla planów form,
które urzeczywistniają się w trakcie ewolucji życia. Ciało tematyczne
może teraz ustalać kontekst dynamiki zarówno umysłu, jak i ciała
witalnego (oraz fizycznego). W swojej roli ustalania kontekstu
znaczeń może obecnie zostać uznana za coś, co określamy mianem
(ponadmentalnego) intelektu – ośrodka kreatywności, bezwarunkowej
miłości, rozróżnień moralnych itp.
Intelekt ponadmentalny,
umysł i ciało witalne, które
wspólnie tworzą teraz duszę
lub monadę, mają charakter
niefizyczny, ale z powodu
kwantowej natury (będącej
również naturą sfery
fizycznej) świadomość
pośredniczy w ich interakcji
z ciałem fizycznym.
Wszystkie cztery ciała są
kwantowymi możliwościami
świadomości. Poprzez
urzeczywistnione
doświadczenia świadomość
załamuje skorelowane
możliwości tych ciał, tworząc
rzeczywiste wydarzenia
cechujące się (pozornym)
epifenomenalnym rozdziałem
podmiotu od obiektu.
W tym wcieleniu fizyka
duszy rozwija skrzydła, ale
dusza postrzegana jako
monada kwantowa nie jest
jeszcze dojrzała; wciąż nie
posiada ona wystarczającej
mocy, by wyjaśnić zjawisko
indywidualnej duszy.

6. W szóstym wcieleniu fizyka duszy dojrzewa. Po uznaniu dynamiki


umysłu i ciała witalnego można dostrzec indywidualizację duszy lub
monady. Tak jak w intelekcie ponadmentalnym, umysł i ciało witalne
również mają tu charakter uniwersalny (bez struktury indywidualnej),
jednak uniwersalność ta zostaje naruszona w wyniku
nagromadzonych doświadczeń.
W miarę przeżywania
doświadczeń
prawdopodobieństwo
kwantowych możliwości
mentalnych (i witalnych)
zostaje zmodyfikowane;
skłaniają się one ku
poprzednim reakcjom na
bodźce – jest to proces
nazywany przez psychologów
uwarunkowaniem. Ja
określam go mianem
kwantowej pamięci,
ponieważ ta tendencja
zawarta jest nie w obiekcie,
jak w przypadku zwykłej
pamięci, lecz w matematyce
kwantowej, której podlegają
zmodyfikowane możliwości.
W rezultacie uwarunkowania
pamięci kwantowej wszyscy
wykształcamy indywidualne
(funkcjonalne) umysły i ciała
witalne. Tak więc, gdy
umiera ciało fizyczne, umiera
nasza zapisana w nim
(zwłaszcza w mózgu)
historia, lecz nasze nawyki
i skłonności żyją dalej
w postaci pamięci kwantowej
zmodyfikowanych fal
możliwości indywidualnej
monady kwantowej.
W końcu monada kwantowa
staje się odpowiednim
modelem żyjącej po śmierci
i odradzającej się
w kolejnych wcieleniach
duszy. Jeśli w celu stworzenia
kompletnego modelu duszy
zintegrujemy fizykę monady
kwantowej z fizyką
nielokalności kwantowej
między skorelowanymi
wcieleniami, wyjaśni się
wiele zjawisk dotyczących
życia po śmierci
i reinkarnacji, takich jak
rozmaite doświadczenia
z pogranicza życia i śmierci,
fenomen cudownych dzieci,
niewyjaśnione fobie
i channeling.
To wszystko wygląda dobrze,
ale dusza jest teraz solidnie
ugruntowana w kole
karmicznym (karma to
skłonności nabyte
w poprzednich wcieleniach),
czyli w niekończącym się
cyklu wcieleń. Fizyka duszy
wciąż nie wyjaśnia ewolucji
duszy i jej dążenia do
wyzwolenia.

7. W siódmym życiu duszy fizyka duszy dostrzega prawo karmiczne na


podstawie empirycznych danych, według których do określonego
wcielenia wprowadzamy jedynie niektóre spośród naszych
poprzednich skłonności. Są to skłonności (prarabdha), które mają
umożliwić zaspokojenie konkretnych potrzeb cechujących to
wcielenie. Zdobyta w ten sposób nauka przyczynia się do ewolucji
duszy i jej wyzwolenia. Fizykę duszy musimy uzupełnić
o umiejętność przypominania sobie naszej prarabdhy, umiejętność
nazywaną w hinduizmie dharma. Teraz aktywnie pracujemy nad
zapamiętaniem skłonności, które wprowadzamy do określonego
wcielenia w celu wypełnienia dharmy. Gdy uczymy się zgodnie
z przypisanym nam celem, nasze życie staje się wyjątkowo radosne.
Możemy teraz nasycić naszą egzystencję sensem i nauczyć się tego,
co zostało nam zadane.
Fizycy-materialiści uskarżają
się, że im bardziej poznają
wszechświat, tym bardziej
wydaje im się on bezcelowy.
Patrzcie więc! Fizyka duszy
odnajduje ten utracony cel.

8. W ósmym życiu duszy wypełnia ona swoje monadyczne


zobowiązania kreatywne zgodnie z zasadami fizyki duszy i zostaje
wyzwolona z karmicznego koła. Dusza już nie ewoluuje i na tym
etapie osiąga pierwszy typ nieśmiertelności jako anioł lub duch
przewodnik pomagający innym duszom osiągnąć stan wyzwolenia.

9. W dziewiątym wcieleniu duszy, wcieleniu spekulatywnym, które


wykracza poza obecny stan wiedzy naszej fizyki, celem duszy jest
podjęcie kreatywnych prób stworzenia nieśmiertelnego ciała
fizycznego (zmartwychwstanie). Dalszy rozwój fizyki duszy pozwoli
nam ustalić, czy wymaga to nowego typu materii, który jest w stanie
tworzyć odzwierciedlenia intelektu ponadmentalnego, czy nowego
etapu rozwoju mózgu, który prowadzić będzie do tego samego.

Na tym kończy się saga


duszy, którą przedstawiłem
w niniejszej książce.
Słownik terminów

Algorytm: zgodna z pewnymi


regułami procedura dotarcia
z punktu A do punktu B.
Archetyp: idea, której twórcą był
Platon; prekursorskie określenie
materialnego, witalnego lub
mentalnego urzeczywistnienia; jest
to również według Junga symbol
instynktów i pierwotnych
procesów psychicznych zbiorowej
nieświadomości.
Aspect, Alain: fizyk
doświadczalny z Uniwersytetu
Paris-Sud, znany głównie dzięki
przeprowadzonemu w 1982
doświadczeniu nazwanemu jego
imieniem. Eksperyment stanowi
główny przykład metafizyki
doświadczalnej, potwierdził
bowiem istnienie nielokalności
kwantowej.
Atman: sanskryckie słowo
oznaczające „wyższą jaźń
kosmiczną poza ego”, kwantową
jaźń kreatywną z doświadczeń
pierwotnych.
Aurobindo: wizjoner, filozof
i mędrzec, autor idei nadumysłu.
Patrz: nadumysł.
Bardo: tybetańskie słowo
oznaczające „drogę” lub
„przejście”.
Behawioryzm: główny
paradygmat współczesnej
psychologii; opiera się na
twierdzeniu, że ludzkie
zachowania można wyjaśnić za
pomocą historii schematów reakcji
danej osoby na bodźce.
Bhaktijoga: joga miłości lub
oddania.
Bodhisattwa: istoty oświecone (w
buddyzmie), które zamiast
połączyć się z czystym światłem
świadomości, postanawiają stać
u bram i pomagać przedostać się
na drugą stronę wszystkim
pozostałym ludziom.
Bohr Niels: duński fizyk,
odkrywca modelu atomu Bohra
i zasady komplementarności. Był
najbardziej wpływowym
orędownikiem treści mechaniki
kwantowej.
Bóg: reguła kreatywności kryjąca
się za wszelkimi przejawami
urzeczywistnienia.
Brahman: sanskryckie słowo
podkreślające rolę świadomości
jako podstawy wszelkiego
istnienia; boskość lub tao.
Charakter: tendencje, schematy
i wyuczony repertuar kontekstów
definiujący poszczególne osoby.
Chi: chińskie określenie trybów
dynamiki ciała witalnego.
Ciało mentalne: ciało treści
umysłowej, które należy do
odrębnego świata. Umysł nadaje
znaczenie treści przetwarzanej
w mózgu.
Ciało przyczynowe: świadomość
jako podstawa istnienia; ciało
rozkoszy.
Ciało rozkoszy: świadomość
w postaci podstawy istnienia,
źródło błogostanu.
Ciało sambhogakai: karmicznie
spełniona bezcielesna monada
kwantowa, która wydostała się
poza cykl śmierci i narodzin
w świecie urzeczywistnionym.
Ciało solidne: ciało fizyczne,
które naszej świadomości jawi się
jako coś zewnętrznego.
Ciało subtelne: konglomerat
składający się z ciała mentalnego,
witalnego i tematycznego, który
zazwyczaj doświadczany jest
jedynie wewnętrznie, jako sfera
prywatna.
Ciało tematyczne: ponadmentalna
sfera tematów lub kontekstów
rządzących dynamiką ciał
mentalnych, witalnych
i fizycznych. Patrz także: intelekt
ponadmentalny.
Ciało witalne: ciało procesów
życiowych stworzonych z treści
życia (prany lub chi albo ki), w
przeciwieństwie do procesów
fizycznych i mentalnych; to ciało
odrębne i niezależne od ciał
fizycznego i mentalnego. Jest
nośnikiem pól
morfogenetycznych.
Czakry: punkty na ciele
fizycznym, w których dokonuje się
załamanie ciała witalnego wraz ze
skorelowanymi fizycznymi
konglomeratami komórkowymi
lub narządami
odzwierciedlającymi funkcje ciała
witalnego. Są to również ośrodki
uczuć.
Darwin Charles: odkrywca
nazwanej na jego cześć teorii
ewolucji.
Determinizm: filozofia, według
której świat ma charakter
przyczynowy, jest całkowicie
podporządkowany newtonowskim
prawom dynamiki i ustalony przez
warunki początkowe – pierwotne
umiejscowienie i początkową
prędkość obiektów
w czasoprzestrzeni.
Determinizm przyczynowy:
patrz: determinizm.
Dewa: sanskryckie słowo
oznaczające anioła.
Dharma: moralna i kreatywna
ścieżka odkrywania właściwa dla
każdego człowieka, indywidualne
kreatywne przeznaczenie danego
życia.
Dharma: świadomość, całość,
podstawa istnienia. Słowo pisane
małą literą oznacza obowiązek
i przeznaczenie. W hinduizmie
Dharma to także bóg
sprawiedliwości.
Dharmakaja: w buddyzmie – ciało
świadomości, podstawa istnienia.
Domena transcendentalna:
odnosząca się do wymiaru
rzeczywistości, który
paradoksalnie znajduje się
w fizycznej czasoprzestrzeni
i poza nią. W niniejszej książce
wymiar transcendentny
interpretuje się jako nielokalny –
może on wpływać na zjawiska
w czasoprzestrzeni poprzez
tworzenie odpowiednich
związków bez wykorzystywania
sygnałów płynących
w czasoprzestrzeni. Patrz także:
nielokalność i potencjał.
Doświadczenia poza ciałem:
doświadczenia ludzi, którzy mają
wrażenie, iż przebywają poza
własnym ciałem i postrzegają
świat z innej perspektywy, np.
widzą lekarzy przeprowadzających
operację na ich ciele.
Doświadczenie mistyczne:
doświadczenie świadomości poza
granicami ego.
Doświadczenie
transcendentalne: bezpośrednie
doświadczanie świadomości poza
granicami ego.
Doświadczenie z pogranicza
życia i śmierci: doświadczenia
ludzi, u których przywrócono
akcję serca po jej zatrzymaniu,
oraz innych osób, które przeżyły
śmierć kliniczną.
Dualizm: idea głosząca, iż umysł
i mózg należą do dwóch
odrębnych wymiarów
rzeczywistości.
Dusza: byt, który potrafi
przetrwać śmierć ciała fizycznego;
monada kwantowa.
Dźiwa: sanskryckie słowo
oznaczające monadę kwantową.
Dźiwanmukta: osoba, której udało
się wyzwolić z cyklu śmierci
i narodzin.
Dźnanajoga: joga opierająca się
na wykorzystaniu intelektu do
wykroczenia poza intelekt.
Ego: utożsamianie się z treścią
indywidualnej historii życiowej,
stanowiące uzupełnienie
charakteru.
Einstein Albert: być może
najsłynniejszy fizyk świata,
odkrywca teorii względności.
Mocno przyczynił się do rozwoju
teorii kwantowej, między innymi
dzięki podstawowym koncepcjom,
takim jak dualizm korpuskularno-
falowy czy prawdopodobieństwo.
Eksperyment z dwiema
szczelinami: klasyczny
eksperyment pozwalający ustalić
charakterystykę fal; strumień
światła lub elektronów zostaje
rozdzielony w wyniku przejścia
przez ekran z dwiema szczelinami.
Strumień ten tworzy interferencję
na płytce światłoczułej lub ekranie
fluorescencyjnym.
Epifenomen: wtórne zjawisko
nieposiadające skuteczności
przyczynowej; coś, czego istnienie
uwarunkowane jest istnieniem
czegoś innego.
Fala możliwości:
wielowymiarowy stan kwantowy
o związkach fazowych z różnymi
wymiarami (lub możliwościami).
Na przykład elektron
przechodzący przez podwójną
szczelinę staje się falą dwóch
możliwych stanów, jeden stan
odpowiada przejściu przez
pierwszą szczelinę, zaś drugi stan
odpowiada przejściu przez drugą
szczelinę.
Fale materii: zgodnie
z mechaniką kwantową obiekty
materialne, takie jak elektrony
i atomy (a nawet makroobiekty),
posiadają cechy fal. Fale obiektów
materialnych określa się mianem
fal materii.
Fizyka klasyczna: patrz:
mechanika klasyczna.
Foton: kwant światła.
Freud Zygmunt: twórca
psychoanalizy i (zdaniem
niektórych) współczesnej
psychologii.
Funkcja falowa: funkcja
matematyczna odzwierciedlająca
amplitudę fal możliwości
kwantowych; jest ona
rozwiązaniem równania
Schrödingera.
Gen: część składowa cząsteczki
DNA, którą uważa się za element
przenoszący cechy dziedziczne
w procesie reprodukcji; uważa się
też, że na drodze ewolucji
biologicznej niektóre geny są
faworyzowane, inne zaś
wykluczane; według niektórych
biologów geny stanowią
fundamentalne elementy
biologicznego istnienia.
Guny: cechy świadomości
wyszczególnione w starożytnej
psychologii indyjskiej.
W terminologii współczesnej
odpowiadają one
psychologicznym popędom.
Wyróżniamy trzy guny: sattwa
(oświecenie), radźas (libido)
i tamas (uwarunkowana
ignorancja).
Heisenberg Werner: niemiecki
fizyk i współodkrywca mechaniki
kwantowej. Odkrycie przez niego
mechaniki kwantowej jest
uznawane za jedno z najbardziej
kreatywnych wydarzeń w historii
fizyki.
Hierarchia splątana: pętla
z udziałem poziomów lub
kategorii; hierarchia, której nie da
się prześledzić przez napotykanie
nieciągłości. Przykładem jest
paradoks kłamcy, czyli zdanie
„jestem kłamcą”.
Idealizm: filozofia, która
utrzymuje, iż fundamentalne
elementy rzeczywistości muszą
uwzględniać nie tylko umysł, ale
także materię. W niniejszej książce
idealizm utożsamiany był
z idealizmem monistycznym.
Patrz: idealizm monistyczny.
Idealizm monistyczny: filozofia,
która definiuje świadomość jako
główną rzeczywistość, jako
podstawę wszelkiego istnienia.
Obiekty należące do
współdzielonej rzeczywistości
empirycznej są epifenomenami
świadomości wynikającymi z jej
modyfikowania. Jaźni nie ma ani
w podmiocie, ani
w doświadczanym świadomie
obiekcie – istnieje tylko
świadomość.
Immanentna czasoprzestrzeń:
patrz: rzeczywistość immanentna.
Intelekt: ponadmentalne ciało
świadomości zapewniające
konteksty dla dynamiki mentalnej
i witalnej. W typowym
współczesnym znaczeniu intelekt
to idee kontekstów z ciała
intelektu; patrz także: ciało
tematyczne, sfera ponadmentalna.
Interferencja: interakcja między
dwiema falami obecnymi w tym
samym punkcie w przestrzeni,
tworząca zakłócenia stanowiące
algebraiczną sumę poszczególnych
zakłóceń wywołanych przez fale.
Jaźń: podmiot świadomości. Patrz
także: jaźń indywidualna i jaźń
kwantowa.
Jaźń indywidualna:
indywidualna jaźń jest określana
przez treść ego i charakter.
Jaźń kwantowa: główna
podmiotowa modalność jaźni
znajdującej się ponad ego, ośrodek
prawdziwej wolności,
kreatywności i nielokalności
ludzkiego doświadczania.
Jądro: ciężki rdzeń atomu, wokół
którego krążą elektrony.
Joga śmierci: ćwiczenia
pomagające umrzeć świadomie.
Jung Carl Gustav: psycholog,
który stworzył nurt współczesnej
psychologii nazwanej od jego
nazwiska; znany jest między
innymi dzięki opracowanej przez
siebie koncepcji zbiorowej
nieświadomości i dzięki
wizjonerskiemu poglądowi, że
któregoś dnia fizyka i psychologia
połączą się w jedną naukę.
Karma: skłonności z poprzednich
wcieleń, nauki, a także pozytywne
i negatywne uwarunkowania, które
przechodzą z jednego wcielenia do
kolejnego.
Karmajoga: joga działania, joga,
w której osoba działa, lecz porzuca
swoje osobiste zainteresowanie
rezultatami tych działań.
Ki: japońskie określenie trybów
dynamiki ciała witalnego.
Koan: paradoksalne zdanie lub
pytanie wykorzystywane
w tradycji buddyjskiej zen, by
umożliwić umysłowi dokonanie
nieciągłego (kwantowego)
przeskoku w pojmowaniu.
Kolistość: patrz: samoodniesienie.
Komplementarność:
charakterystyka obiektów
kwantowych posiadających
przeciwstawne aspekty, takie jak
charakter falowy i cząsteczkowy.
Tylko jeden z tych aspektów
możemy zaobserwować w danym
układzie doświadczalnym.
Komplementarne aspekty obiektu
kwantowego odnoszą się do
transcendentnych fal
i immanentnych cząsteczek.
Kontekst: pole interpretacji
wykorzystywane przez
świadomość do kierowania nurtem
znaczeń obecnych w naszym
świecie; przyczynowe podłoże
treści.
Kora mózgowa: zewnętrzna,
wykształcona w ostatniej
kolejności część mózgu ssaków;
czasem zwana też korą nową.
Kora nowa: patrz: kora
mózgowa.
Korelacja nielokalna:
utrzymujący się nawet na
odległość związek fazowy
pomiędzy dwoma obiektami
kwantowymi, które były ze sobą
przez jakiś czas w interakcji,
a następnie przestały na siebie
oddziaływać. W modelu
przedstawionym w niniejszej
książce korelacja Einsteina-
Podolsky’ego-Rosena odpowiada
potencjalnemu wzajemnemu
wpływaniu na siebie dwóch
obiektów w sposób nielokalny.
Kreatywność: odkrycie czegoś
nieznanego i wartościowego
w nowym kontekście lub o nowym
znaczeniu.
Kundalini: skumulowana energia
witalna, której wzrost wzdłuż
kanału nadi, biegnącego
równolegle z kręgosłupem,
otwiera nasze czakry. Patrz także:
czakry.
Kwant: najmniejszy ładunek
energii lub innych cech
fizycznych, który podlega
wymianie z otoczeniem.
Limit Hayflicka: zjawisko
odkryte przez Leonarda Hayflicka
polegające na tym, iż ludzkie
komórki potrafią rozmnożyć się
jedynie około pięćdziesiąt razy.
Lokalność: idea, zgodnie z którą
każda interakcja lub komunikacja
między obiektami odbywa się za
pomocą pola lub sygnałów
rozchodzących się
w czasoprzestrzeni i niezdolnych
do poruszania się szybciej niż
światło.
Maja: pozorna odrębność jaźni
wobec świata; termin ten oznacza
też iluzję. Według naszej teorii
maja jest rezultatem hierarchii
splątanej pomiaru kwantowego.
Makroobiekty: obiekty w dużej
skali, takie jak kij baseballowy czy
stół.
Manas: sanskryckie słowo
oznaczające umysł.
Maslow Abraham: twórca opartej
na ramach idealizmu
monistycznego psychologii
transpersonalnej.
Materialista: w niniejszej książce
używam słowa materialista do
określenia materialistycznego
realisty – osoby, która uważa, że
materia stanowi podstawę
wszelkiego istnienia.
Mechanika klasyczna: fizyka
oparta na prawach dynamiki Isaaca
Newtona; dziś znajduje jedynie
częściowe zastosowanie
w przypadku większości obiektów
w skali makro, jako specjalny typ
mechaniki kwantowej.
Mechanika kwantowa: teoria
fizyczna oparta na idei kwantu
(najmniejsza cząstka wartości
fizycznej) i przeskoków
kwantowych (nieciągłego
przejścia), po raz pierwszy odkryta
podczas badania atomu.
Medium: osoba, która potrafi
porozumiewać się ze zmarłymi.
Meridian: chińska koncepcja
ścieżki przepływu chi, energii
witalnej.
Moksza: sanskryckie słowo
oznaczające wyzwolenie
z reinkarnacyjnego cyklu śmierci
i narodzin.
Monada: byt, który nie umiera
wraz ze śmiercią fizyczną ciała.
Monada kwantowa: monada,
która przenosi skłonności
i wyuczone konteksty z jednego
wcielenia do drugiego dzięki
pamięci kwantowej ciała
mentalnego i witalnego.
Monizm: filozofia głosząca, iż
umysł i mózg należą do tej samej
rzeczywistości.
Morfogeneza: tworzenie form
biologicznych.
Nadi: sanskryckie słowo
oznaczające kanały przepływu
prany, energii witalnej.
Nadumysł: stan, w którym jakaś
osoba posiada „władzę” nad
przyczynowym ciałem istnienia,
w tym także nad prawami fizyki.
Nauka idealistyczna: nauka
oparta na prymacie świadomości;
patrz także: nauka w ramach
świadomości.
Nauka w ramach świadomości:
nauka oparta na idei głoszącej, iż
świadomość stanowi podstawę
wszelkiego istnienia. Patrz także:
nauka idealistyczna.
NDE: z ang. Near Death
Experience – patrz: doświadczenie
z pogranicza życia i śmierci.
Neumann John von: matematyk,
który jako pierwszy wysunął tezę,
że świadomość załamuje
kwantową funkcję falową;
pracował on także nad teorią gier
i teorią opisującą współczesne
komputery.
Newton Isaac: twórca mechaniki
klasycznej.
Niebo: wymiar archetypiczny;
także wymiar archetypiczny
o cechach boskich.
Nielokalność: natychmiastowe
wpływanie na siebie lub
komunikacja bez wymiany
sygnałów rozchodzących się
w czasoprzestrzeni; nienaruszona
jedność lub niepodzielność, która
wykracza poza ramy czasu
i przestrzeni; patrz także:
transcendencja.
Nieświadomość: w niniejszej
książce termin ten oznacza
rzeczywistość, której jesteśmy
świadomi, ale w której nie
zachodzi rozdział na podmiot
i obiekt; patrz także:
nieświadomość zbiorowa.
Nirmanakaja: urzeczywistnione
ciało świadomości, termin
wywodzący się z buddyzmu.
Nirwana: sanskryckie słowo
oznaczające w sensie dosłownym
wygaszenie płomienia
(pożądania). Jest to buddyjski
odpowiednik hinduskiej mokszy.
Ontologia: nauka o istocie
istnienia lub fundamentalnej
rzeczywistości: metafizyka.
Pamięć kwantowa: pamięć
opierająca się na modyfikacji
rachunku prawdopodobieństwa
nieliniowych równań kwantowych,
które sterują kwantową dynamiką
mózgu, umysłu i ciała witalnego.
Skutkiem tego rodzaju pamięci
jest zwiększenie
prawdopodobieństwa przywołania
wyuczonych reakcji.
Paralelizm psychofizyczny: idea,
która głosi, iż umysł i ciało należą
do dwóch odrębnych
i nieoddziałujących na siebie
rzeczywistości, w których
zjawiska zachodzą równolegle.
Innymi słowy: każdemu stanowi
mózgu odpowiada określony stan
umysłu.
Piekło: archetypiczny wymiar
świadomości odpowiadający
gwałtownym emocjom.
Platon: jeden z pierwszych
zachodnich idealistów
monistycznych.
Pola morfogenetyczne: według
Ruperta Sheldrake’a są to pola
informacji zawierające
morfogenetyczne plany istot
biologicznych.
Postrzeganie nieświadome:
postrzeganie bez świadomości
postrzegania; w niniejszej książce
oznacza to postrzeganie, któremu
nie odpowiada załamanie stanu
kwantowego w mózgu.
Potencjał: transcendentna domena
fal możliwości fizyki kwantowej.
Prana: sanskryckie słowo
oznaczające energię witalną (oraz
oddech i życie).
Prędkość światła: prędkość,
z jaką przemieszcza się światło,
wynosząca 300 000 km/s; jest to
jednocześnie największa
dopuszczalna w nauce prędkość
w czasoprzestrzeni.
Przeskok kwantowy: nieciągłe
przejście elektronu z jednej orbity
atomu na drugą bez przechodzenia
przez obszar znajdujący się
między tymi orbitami.
Przetwarzanie nieświadome:
przetwarzanie bez udziału
świadomości (to znaczy bez
załamania fal możliwości).
Przyczynowość: zasada, według
której każde zjawisko ma swoją
przyczynę.
Przytomność: świadomość
rozdziału podmiotu od obiektu.
Psychokineza: parapsychiczna
zdolność przesuwania
przedmiotów.
Psychologia transpersonalna:
szkoła filozoficzna oparta na idei
głoszącej, że nasza świadomość
sięga dalej niż uwarunkowane
indywidualne ego i że posiada ona
jednoczący i transcendentny
aspekt.
Punktualizm: teoria ewolucji,
która głosi, że w ciągu ewolucji
darwinowskiej znaleźć można
znaki interpunkcyjne – kropki
i przecinki, czyli okresy
przyspieszonej ewolucji.
Radioaktywność: właściwość
niektórych pierwiastków
chemicznych polegająca na
spontanicznym emitowaniu
szkodliwego promieniowania
w trakcie rozpadu jądra
atomowego. Rozpad
promieniotwórczy podlega
rachunkowi prawdopodobieństwa.
Radźas: sanskryckie słowo
oznaczające skłonność do
aktywności. Przypomina ona
libido – popęd psychologiczny,
określony tak po raz pierwszy
przez Freuda.
Realizm: filozofia zakładająca
istnienie empirycznej
rzeczywistości niezależnej od
obserwatorów lub podmiotów.
Patrz także: realizm
materialistyczny.
Realizm materialistyczny:
filozofia zakładająca, iż nie
istnieje nic poza rzeczywistością
materialną i że wszystko składa się
z materii (i jej wzajemnych relacji,
energii i pól), zaś świadomość jest
jedynie epifenomenem materii.
Reinkarnacja: idea zakładająca
istnienie życia po śmierci
i powtórnych narodzin. Jest to
przekonanie, iż jakaś cząstka
człowieka w sposób ciągły
przemieszcza się z jednego ciała
do drugiego.
Relatywizm: w znaczeniu
przedstawionym w niniejszej
książce – szczególna teoria
względności odkryta przez
Einsteina w 1905 roku, która
zmieniła nasz sposób pojmowania
czasu z newtonowskiego czasu
absolutnego na czas istniejący
i zmieniający się w relacji do
ruchu.
Rozpad promieniotwórczy:
proces, w trakcie którego jądro
atomu emituje szkodliwe
promieniowanie i zmienia swój
stan.
Rupa: sanskryckie słowo
oznaczające formę.
Rzeczywistość: całość istnienia,
w tym także sfera lokalna
i nielokalna, immanentna
i transcendentna;
w przeciwieństwie do
czasoprzestrzeni – pojęcia
odnoszącego się jedynie do
lokalnych immanentnych
aspektów rzeczywistości.
Rzeczywistość immanentna:
używane przez idealistów
monistycznych określenie
immanentnej materialnej
czasoprzestrzeni, której wszyscy
doświadczamy. Jest ona
przeciwieństwem
transcendentalnego świata idei
i archetypów; trzeba jednak
zaznaczyć, że zarówno świat
transcendentny, jak i immanentny
istnieją wewnątrz świadomości.
Pierwszy z nich istnieje pod
postacią możliwych form (idei),
drugi – jako rezultat świadomej
obserwacji.
Samadhi: wykraczające poza
tożsamość ego doświadczanie
jaźni kwantowej. W trakcie tego
stanu obserwator i obiekt
obserwowany scalają się
w jedność.
Sambhogakaja: archetypiczne
ciało świadomości, termin
stosowany w buddyzmie.
Samoodniesienie: logiczna pętla
odnoszenia się do samego siebie;
patrz także: kolistość.
Satori: stosowane w filozofii zen
określenie samadhi –
doświadczania jaźni kwantowej.
Sattwa: sanskryckie słowo
oznaczające kreatywność, czyli –
według psychologii hinduskiej –
jeden z popędów
psychologicznych.
Schrödinger Erwin: austriacki
fizyk, który razem
z Heisenbergiem stworzył
mechanikę kwantową. Przez
dłuższy czas był on przeciwny
probabilistycznej interpretacji tej
teorii. W późniejszym okresie
swojego życia zaakceptował
niektóre elementy filozofii
idealizmu monistycznego.
Semantyka: nauka o znaczeniach
słów.
Sfera ponadmentalna: ciało
świadomości ponad umysłem,
które steruje dynamiką ciał
mentalnego, witalnego
i fizycznego. Patrz także: ciało
tematyczne, intelekt.
Sheldrake Rupert: biolog, który
opracował jedną z pierwszych
idealistycznych teorii naukowych
– teorię morfogenezy biologicznej.
Solipsyzm: filozofia, według
której udowodnić można istnienie
jedynie samego siebie.
Stan świadomości: stan
charakteryzujący się określonym
stopniem przytomności:
przykładami mogą być jawa,
głęboki sen, stan marzeń sennych,
hipnoza, stany medytacji itp.
Stevenson Ian: najbardziej znany
badacz dziecięcych relacji
dotyczących reinkarnacji.
Synchroniczność:
bezprzyczynowe, ale znaczące
zbiegi okoliczności, termin
stworzony przez Junga.
Śmierć: wycofanie się
świadomości (w formie
załamywania fal możliwości)
i świadomej tożsamości z ciała
osoby żyjącej.
Świadomość: podstawa istnienia
(pierwotna, niezależna i tworząca
wszystko), ujawniająca się jako
podmiot, który dokonuje wyboru
i doświadcza tego, co chce,
ponieważ w sposób
samoodnoszący się załamuje
kwantową funkcję falową
w mózgu lub żywej komórce albo
w innych konglomeratach
komórkowych.
Tamas: sanskrycki termin
oznaczający w psychologii
hinduskiej tendencję do czynów
uwarunkowanych.
Teoria chaosu: teoria dotycząca
określonych klasycznych
deterministycznych układów
(zwanych układami
chaotycznymi), w których ruch
jest tak wrażliwy na warunki
początkowe, że nie podlega
długoterminowym prognozom.
Dla materialistów ten ustalony, ale
nieprzewidywalny charakter
systemów chaotycznych jest dobrą
metaforą zjawisk o charakterze
subiektywnym.
Teoria pomiaru kwantowego:
teoria wyjaśniająca, w jaki sposób
wielowymiarowa kwantowa fala
możliwości w momencie
obserwacji załamuje się do postaci
pojedynczego aspektu. Według
autora niniejszej książki pomiar
może być dokonany jedynie za
pomocą świadomej obserwacji.
Teozofia: doktryny
współczesnego ruchu, który
powstał w 1875 roku w USA. Jego
założycielką była Helena
Bławatska. Ruch opierał się na
wschodnich mistycznych ideach
związanych z ewolucją
i reinkarnacją.
Umysł: patrz: ciało mentalne.
Wedanta: zakończenie lub
końcowy przekaz hinduskich Wed,
które pojawiły się
w Upaniszadach. Wedanty głoszą
tezy filozofii idealizmu
monistycznego.
Wilber Ken: filozof
transpersonalny, którego praca
umożliwiła wprowadzenie
mądrości Wschodu do psychiki
świata zachodniego.
Wolna wola: wolność wyboru
niezmącona żadną konieczną
przyczyną.
Wyzwolenie: uwolnienie się
z cyklu śmierci i narodzin.
Wzór interferencji: wzór
ukazujący wzmocnienia oraz
znoszenie się fal – zjawiska
wywołanego przez nakładanie się
na siebie dwóch (lub więcej) fal.
Zachowania przypominające
prawa: zachowanie dyktowane
jedynie przyczynowymi prawami,
takimi jak prawa fizyki.
Zachowanie przypominające
program: zachowanie kierowane
nie tylko przyczyną, ale również
celem, jak w przypadku
programów komputerowych.
Zasada nieoznaczoności: według
tej zasady cech takich jak pęd
i położenie obiektu kwantowego
nie da się zmierzyć jednocześnie
z całkowitą dokładnością.
Zasada odpowiedniości: odkryta
przez Bohra idea, która
w pewnych określonych
warunkach (spełnianych
zazwyczaj przez większość
obiektów skali makro) sprawia, iż
matematyka kwantowa przewiduje
tę samą dynamikę, co
w przypadku matematyki
klasycznej. Podobna zasada
odpowiedniości dotyczy nauki
idealistycznej; w warunkach
całkowitego uwarunkowania
nauka idealistyczna odpowiada
nauce materialistycznej.
Zasada zachowania energii:
potwierdzony w każdym
przeprowadzonym dotychczas
eksperymencie naukowym pogląd,
który głosi, iż energia
materialnego wszechświata
pozostaje wartością stałą.
Zbiorowa nieświadomość:
nieświadomość jednocząca –
aspekt naszej świadomości, który
wykracza poza czas, przestrzeń
i kulturę, ale którego istnienia nie
jesteśmy świadomi. Koncepcję tę
po raz pierwszy przedstawił Jung.
Zmartwychwstanie: powstanie
z grobu; określenie stosowane
przez chrześcijan.
Zmiana paradygmatu:
wyznaczająca kierunek nauki
w danym okresie fundamentalna
zmiana obowiązującej teorii lub
poglądu na świat.
Związek fazowy: związek między
fazami (stanami) obiektu,
zwłaszcza fal.
Życie: zdolność doświadczania na
zasadzie rozdziału na obiekt
i podmiot, który to rozdział
wywodzi się z samoodnoszącego
się pomiaru kwantowego w żywej
komórce i jej konglomeratach.
Bibliografia

PUBLIKACJE POLSKOJĘZYCZNE

Helena Bławatska, Doktryna


Tajemna, Interart, Warszawa 1995.
Chopra Deepak, Zdrowie bez
granic, Medium, Warszawa 2000.
———, Życie bez starości: młode
ciało, ponadczasowy umysł,
„Książka i Wiedza”, Warszawa,
1998.
Davies Paul, Kosmiczny projekt:
twórcze zdolności przyrody
w porządkowaniu wszechświata,
Copernicus Center Press, Kraków
2014.
Dawkins Richard, Samolubny gen,
Prószyński i S-ka, Warszawa
1996.
Edelman Gerald M., Przenikliwe
powietrze, jasny ogień: o materii
umysłu, Państwowy Insytut
Wydawniczy, Warszawa 1998.
Hesse Hermann, Siddhartha,
Propaganda, Warszawa 2006.
Kübler-Ross Elisabeth, Śmierć:
ostatni etap rozwoju, MT Biznes,
Warszawa 2008.
Levine Stephen, Kto umiera?
Sztuka świadomego życia
i świadomego umierania, Wyd.
Ewa Korczewska, Warszawa
1996.
Mailer Norman, Marilyn, Dom
Wydawniczy Bellona, Warszawa
2005.
May Rollo, Odwaga tworzenia,
Dom Wydawniczy „Rebis”,
Poznań 1994.
Moody Raymond A., Życie po
życiu; refleksje nad życiem po
życiu, „Świat Książki”, Warszawa
1996.
Moyers Bill, Umysł i uzdrawianie,
„Limbus”, Bydgoszcz 1994.
Nuland Sherwin B., Jak umieramy,
„Świat Książki”, Warszawa 1996.
Parente A., Ojciec Pio – Przyślij
mi swojego Anioła Stróża,
Archidiecezjalne Wydawnictwo
Łódzkie, Łódź 2002.
Piaget Jean, Równoważenie
struktur poznawczych,
Wydawnictwo PWN, Warszawa
1981.
Rinpoche Sogyal, Tybetańska
księga życia i umierania, „EM”:
Związek Buddyjski Tradycji
Karma Kamtzang, Warszawa
1995.
Searle John R., Umysł na nowo
odkryty, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1999.
Sheldrake Rupert, Nowa biologia:
rezonans morficzny i ukryty
porządek, Virgo, Warszawa 2013.
Strieber Whitley, Wspólnota:
prawdziwa opowieść, Dom
Wydawniczy „Rebis”, Poznań
1993.
Whitman Wal., Pieśń o sobie,
Wydawnictwo Miniatura, Kraków
1988.

PUBLIKACJE OBCOJĘZYCZNE

Abhedananda Swami, Life Beyond


Death, Hollywood, Kalifornia:
Vedanta Press, 1944.
Almeder Robert F., Death and
Personal Survival: The Evidence
for Life after Death, Lanham, Md.:
Rowman & Littlefield, 1992.
Andrews C. S., Promoting Health
and Well-Being through a Sense of
Connectedness, „Frontiers
Perspective”, 1:18–20, 1990.
———, Promoting Global Health
and Well-Being by Individually
Developing a Sense of
Connectedness, „Journal of
Exceptional Human Experience”,
1994.
Aspect Alain, Jean Dalibard,
Gérard Roger, Experimental Test
of Bell’s Inequalities Using Time-
Varying Analyzers, „Physical
Review Letters”, 49:1804–06,
1982.
Aurobindo Sri, The Synthesis of
Yoga, Pondicherry, Indie: Sri
Aurobindo Ashram, 1955.
———, The Life Divine,
Pondicherry, Indie: Sri Aurobindo
Ashram, 1955.
———, Savitri, Pondicherry,
Indie: Sri Aurobindo Ashram,
1970.
———, The Riddle of the World,
Pondicherry, Indie: Sri Aurobindo
Ashram, 1989.
Ayala F. J., The Autonomy of
Biology as a Natural Science [w:]
Biology, History, and Natural
Philosophy, red. A. Breck, W.
Yourgrau, Nowy Jork: Plenum
Press, 1972.
Bache Christopher M., Lifecycles:
Reincarnation and the Web of Life,
Nowy Jork: Paragon House, 1991.
———, Dark Night, Early Dawn:
Steps to a Deep Ecology of Mind,
Albany: State University of New
York Press, 2000.
Banerji Ranan B., Beyond Words,
Preprint, Philadelphia: St. Joseph’s
University, 1994.
Barker A. Trevor, The Mahatma
Letters to A. P. Sinnett, Pasadena,
Kalifornia: Theosophical
University Press, 1975.
Bass L., The Mind of Wigner’s
Friend, „Harmathena”, Dublin:
Dublin University Press, 112,
1971.
———, A Quantum Mechanical
Mind-Body Interaction,
„Foundations of Physics”, 5:155–
72, 1975.
Becker Carl B., Paranormal
Experience and Survival of Death,
Albany: State University of New
York Press, 1993.
Blood Casey, On the Relation of
the Mathematics of Quantum
Mechanics to the Perceived
Physical Universe and Free Will,
Preprint, Camden, Nowy Jork:
Rutgers University, 1993.
Bly Robert, The Kabir Book:
Forty-four of the Ecstatic Poems
of Kabir, Boston: Beacon Press,
1977.
Bohm David, Quantum Theory,
Nowy Jork: Prentice-Hall, 1951.
Brown Courtney, Cosmic
Explorers: Scientific Remote
Viewing, Extraterrestrials, and a
Message for Mankind, Nowy Jork:
Dutton, 1999.
Cairns J., J. Overbaugh, J. H.
Miller, The Origin of Mutants,
„Nature”, 335:141–45, 1988.
Cranston Sylvia L., Carey
Williams, Reincarnation (2 cz.),
Pasadena, Kalifornia:
Theosophical University Press,
1984.
Descartes René, Tractatus de
Homine, Cambridge: Harvard
University Press, 1972.
Dossey Larry, Recovering the
Soul: A Scientific and Spiritual
Search, Nowy Jork: Bantam
Books, 1989.
Drexler K. Eric, Engines of
Creation: The Coming Era of
Nanotechnology, Garden City,
Nowy Jork: Anchor
Press/Doubleday, 1986.
Eccles John C., How the Self
Controls Its Brain, Nowy Jork:
Springer-Verlag, 1994.
Eldredge N., S. J. Gould,
Punctuated Equilibria: An
Alternative to Phyletic Gradualism
[w:] Models in Paleontology, red.
T. J. M. Schopf, San Francisco:
Freeman, Cooper, 1972.
Ettinger Robert C. W., The
Prospect of Immortality, Garden
City, Nowy Jork: Doubleday,
1964.
Evans-Wentz W. Y., Tibetan Book
of the Dead, Oxford: Oxford
University Press, ed. 1960.
Fenrick Peter, korespondencja
prywatna, 1999.
Feynman Richard P., Simulating
Physics with Computers,
„International Journal of
Theoretical Physics”, 21:467–88,
1981.
Fischer John Martin, red., The
Metaphysics of Death, Stanford,
Kalifornia: Stanford University
Press, 1993.
Frawley David, Ayurvedic
Healing: A Comprehensive Guide,
Salt Lake City, Utah: Passage
Press, 1989.
Gallup George, Adventures in
Immortality, Nowy Jork: McGraw-
Hill, 1982.
Gauld Alan, Mediumship and
Survival: A Century of
Investigations. Londyn:
Heinemann, 1982.
Goldberg Bruce, Past Lives,
Future Lives: Accounts of
Regression and Progression
through Hypnosis, North
Hollywood, Kalifornia: Newcastle
Publishing, 1982.
———, Soul Healing, St. Paul,
Minn.: Llewellyn Publications,
1996.
Goswami Amit, The Cosmic
Dancers: Exploring the Physics of
Science Fiction, Nowy Jork:
Harper & Row, 1983.
———, The Idealistic
Interpretation of Quantum
Mechanics, „Physics Essays”,
2:385–400, 1989.
———, Consciousness in
Quantum Mechanics and the
Mind-Body Problem, „Journal of
Mind and Behavior”, 11:75–92,
1990.
———, The Self-Aware Universe:
How Consciousness Creates the
Material World, Nowy Jork:
Tarcher/Putnam, 1993.
———, Science within
Consciousness, raport naukowy,
Sausalito, Kalifornia: Institute of
Noetic Sciences, 1994.
———, Monistic Idealism May
Provide Better Ontology for
Cognitive Science:
A Reply to Dyer, „Journal of Mind
and Behavior”, 16:135–50, 1995.
———, Creativity and the
Quantum: A Unified Theory of
Creativity, „Creativity Research
Journal”, 9:47–61, 1996.
———, Consciousness and
Biological Order: Toward a
Quantum Theory of Life and Its
Evolution , „Integrative
Physiological and Behavioral
Science”, 32:86–100, 1997.
———, Quantum Creativity,
Cresskill, Nowy Jork: Hampton
Press, 1999.
———, The Visionary Window: A
Quantum Physicist’s Guide to
Enlightenment, Wheaton, Ill.:
Quest Books, 2000.
———, The Physicists’ View of
Nature, vol. II: The Quantum
Revolution, Nowy Jork: Kluwer
Academic/Plenum, 2000.
Goswami Uma, Yoga and Mental
Health, nieopublikowany rękopis,
2000.
Greenwell B., Energies of
Transformation, Saratoga,
Kalifornia: Shakti River Press,
1995.
Grinberg-Zylberbaum Jacobo, M.
Delaflor, L. Attie, A. Goswami,
Einstein-Podolsky-Rosen Paradox
in the Human Brain: The
Transferred Potential , „Physics
Essays”, 7:422–28, 1994.
Grof Stanislav, The Holotropic
Mind: The Three Levels of Human
Consciousness and How They
Shape Our Live, San Francisco:
Harper San Francisco, 1992.
———, Books of the Dead:
Manuals for Living and Dying,
Londyn: Thames and Hudson,
1994.
———, The Cosmic Game:
Explorations of the Frontiers of
Human Consciousness, Albany:
State University of New York
Press, 1998.
Grosso Michael, Frontiers of the
Soul: Exploring Psychic
Evolution, Wheaton, Ill.:
Theosophical Publishing House,
1992.
———, The Status of Survival
Research, „Noetic Sciences
Review”, 32:12–20, 1994.
———, The Millennium Myth:
Love and Death at the End of
Time, Wheaton, Ill.: Theosophical
Publishing House, 1995.
Guirdham A., The Psyche in
Medicine, Jersey, U.K.: Neville
Spearman, 1978.
Harrison Peter, Mary Peterson,
Life before Birth, London: Futura
Publications, 1983.
Hayflick L., The Relative in Vitro
Lifetime of Human Diploid Cell
Strains, „Exp. Cell Res.”, 37:614–
36, 1965.
Hearn Lafcadio, Gleanings in
Buddha Fields, Boston: Houghton,
Mifflin, 1897.
Hellmuth T., A. G. Zajonc, H.
Walther, [w:] New Techniques and
Ideas in Quantum Measurement
Theory, red. Daniel M.
Greenberger, Nowy Jork: New
York Academy of Sciences, 1986.
Herbert Nick, Elemental Mind:
Human Consciousness and the
New Physics, Nowy Jork: Dutton,
1993.
Hobson J. A., Dream and the
Brain [w:] Dreamtime and
Dreamwork, red. Stanley
Krippner, Nowy Jork: St. Martin’s
Press, 1990.
Hofstadter Douglas R., Gödel,
Escher, Bach: An Eternal Golden
Braid, Nowy Jork: Basic Books,
1979.
Imara M., [w:] Death: the Final
Stage of Growth, red. E. Kübler-
Ross, Englewood Cliffs, Nowy
Jork: Prentice-Hall, 1975.
Jahn R., The Persistent Paradox of
Psychic Phenomena: An
Engineering Perspective,
„Proceedings of the IEEE”,
70:135–70, 1982.
Joy W. Brugh, Joy’s Way: A Map
for the Transformational Journey,
Los Angeles: J. P. Tarcher, 1978.
Judge William Quan, The Ocean
of Theosophy, Pasadena,
Kalifornia: Theosophical
University Press, 1973.
Jung Carl G., W. Pauli, The
Interpretation of Nature and the
Psyche, Nowy Jork: Pantheon,
1955.
———, The Portable Jung, red.
Joseph Campbell, tłum. R. F. C.
Hull, Nowy Jork: Viking, 1971.
Kak S., Quantum Neural
Computing [w:] Advances in
Imaging and Electron Physics,
1995.
Kason Y., A Farthest Shore,
Toronto, Kanada: Harper Collins,
1994.
Kornfield J., Buddhist Meditation
and Consciousness Research ,
Sausalito, Kalifornia: Institute of
Noetic Sciences, 1990.
Krippner Stanley, Dreamtime and
Dreamwork: Decoding the
Language of the Night, Nowy
Jork: St. Martin’s Press, ed. 1990.
Krishnamurti Jiddu, On Living and
Dying, San Francisco: Harper San
Francisco, 1992.
Libet Benjamin E., E. Wright, B.
Feinstein, D. Pearl, Subjective
Referral of the Timing of a
Cognitive Sensory Experience,
„Brain”, 102:193, 1979.
Libet Benjamin, Unconscious
Cerebral Initiative and the Role of
Conscious Will in Voluntary
Action, „The Behavioral and Brain
Sciences”, 8:529–66, 1985.
Lilly John C., The Scientist, Los
Angeles: J. P. Tarcher, 1978.
Lucas Winafred Blake, Regression
Therapy: A Hand book for
Professionals, Crest Park,
Kalifornia: Deep Forest Press,
1993.
MacGregor Geddes, Reincarnation
in Christianity: A New Vision of
the Role of Rebirth in Christian
Thought, Wheaton, Ill:
Theosophical Publishing House,
1978.
McKenna Terence K., The Archaic
Revival, San Francisco: Harper
San Francisco, 1991.
Meek George W., After We Die,
What Then?, Columbus, Ohio:
Ariel Press, 1987.
Merrell-Wolff Franklin, Franklin
Merrell-Wolff’s Experience and
Philosophy, Albany: State
University of New York Press,
1994.
Mishlove Jeffrey, The Roots of
Consciousness, Tulsa, Oklahoma:
Council Oaks Books, 1993.
Mitchell Mark, Amit Goswami,
Quantum Mechanics for Observer
Systems, „Physics Essays”, 5:525–
29, 1992.
Motoyama Hiroshi, Theories of the
Chakras: Bridge to Higher
Consciousness, Wheaton, Ill.:
Theosophical Publishing House,
1981.
———, Karma and
Reincarnation, red. i tłum. Rande
Brown Ouchi, Nowy Jork: Avon,
1992.
Moura G., N. Don, Spirit
Possession, Ayahuasca Users, and
UFO Experiences: Three Different
Patterns of States of
Consciousness in Brazil, 15th
International Transpersonal
Association Conference, Manaus,
Brazylia, Mill Valley, Kalifornia:
International Transpersonal
Association, 1996.
Muktananda Swami, Play of
Consciousness, South Fallsburg,
Nowy Jork: SYDA Foundation,
1994.
Murphy Michael, The Future of
the Body: Explorations into the
Further Evolution of Human
Nature, Los Angeles: J. P.
Tarcher, 1992.
Nagendra H. R., red., New
Horizons in Modern Medicine,
Bangalore, Indie: Vivekananda
Kendra Yoga Research
Foundation, 1993.
Netherton Morris, Nancy Shiffrin,
Past Lives Therapy, Nowy Jork:
Morrow, 1978.
Neumann John von., Mathematical
Foundations of Quantum
Mechanics, przekład z jęz. niem.
Robert T. Beyer, Princeton:
Princeton University Press, 1955.
Nikhilananda Swami, tłum., The
Upanishads, Nowy Jork: Harper &
Row, 1964.
Osborne A., The Great Change
[w:] The Sages Speak about Life
and Death, Piercy, Kalifornia:
Chinmaya Publications, 1995.
Osis Karlis, Erlendur Haraldsson,
At the Hour of Death, Nowy Jork:
Avon, 1977.
Parisen Maria, Angels and
Mortals: Their Co-Creative
Power, Wheaton, Ill.: Quest, 1990.
Pasricha Satwant, Claims of
Reincarnation: An Empirical
Study of Cases in India, New
Delhi, Indie: Harman Publishing
House, 1990.
Pelletier Kenneth, Longevity:
Fulfilling Our Biological
Potential, Nowy Jork: Delacorte
Press, 1981.
Popper Karl R., John C. Eccles,
The Self and Its Brain, Londyn:
Springer-Verlag, 1976.
Posner Michael I., Marcus E.
Raichle, Images of Mind, Nowy
Jork: Scientific American Library,
1994.
Remen Rachel Naomi, Kitchen
Table Wisdom: Stories that Heal,
Nowy Jork: Riverhead Books,
1996.
Ring Kenneth, Life at Death: A
Scientific Investigation of the
Near-Death Experience, Nowy
Jork: Quill, 1980.
———, The Omega Project:
Near-Death Experiences, UFO
Encounters, and Mind at Large,
Nowy Jork: William Morrow,
1992.
Ring Kenneth, S. Cooper, Can the
Blind Ever See? A Study of
Apparent Vision during Near-
Death and Out-of-Body
Experiences, Storrs, Connecticut:
University of Connecticut, 1995.
Roberts Jane, Adventures in
Consciousness: An Introduction to
Aspect Psychology, Englewood
Cliffs, Nowy Jork: Prentice-Hall,
1975.
Sabom Michael B., Recollections
of Death: A Medical Investigation,
Nowy Jork: Harper & Row, 1982.
Sagan Carl, red., Communication
with Extraterrestrial Intelligence
(CETI), Cambridge, Mass.: MIT
Press, 1973.
Saltmarsh Herbert Francis,
Evidence of Personal Survival
from Cross Correspondences,
Nowy Jork: Bell and Sons, 1938.
Sancier K. M., Medical
Applications of Qigong and
Emitted Qi on Humans, Animals,
Cell Cultures, and Plants: Review
of Selected Scientific Research,
„American Journal of
Acupuncture”, 19:367–77, 1991.
Schmidt Helmut, PK Effect on
Prerecorded Targets, „Journal of
the American Society of Psychical
Research”, 70:267–91, 1976.
———, Observation of a
Psychokinetic Effect under Highly
Controlled Conditions, „Journal of
Parapsychology”, 57:351–72,
1993.
Searle John R., Minds and Brains
without Programs [w:] Mind
Waves, red.
C. Blackmore, S. Greenfield,
Oxford: Basil Blackwell, 1987.
Seymour C. R. F., The Old Gods
[w:] Angels and Mortals, red.
Maria Parisen, Wheaton, Ill.:
Quest, 1990.
Smith Norman Kemp, Descartes
Philosophical Writings, Nowy
Jork: Modern Library, trans. 1958.
Sperry Roger, Science and Moral
Priority: Merging Mind, Brain,
and Human Values, Nowy Jork:
Columbia University Press, 1983.
Stapp Henry P., Mind, Matter, and
Quantum Mechanics ,
„Foundations of Physics”, 12:363–
98, 1982.
———, Mind, Matter, and
Quantum Mechanics, Nowy Jork:
Springer-Verlag, 1993.
———, A Report on the Gaudiya
Vaishnave Vedanta, San
Francisco: Bhaktivedanta Institute,
1996.
Stevenson Ian, The Evidence for
Survival from Claimed Memories
of Former Reincarnations,
zwycięski esej w konkursie ku czci
Williama Jamesa, zbiory
prywatne, 1961.
———, Twenty Cases Suggestive
of Reincarnation, Charlottesville:
University Press of Virginia, 1974.
———, Research into the
Evidence of Man’s Survival after
Death, „Journal of Nervous and
Mental Disease”, 165:153–83,
1977.
———, Children Who Remember
Previous Lives: A Question of
Reincarnation, Charlottesville:
University Press of Virginia, 1987.
Stuart C. I. J. M., Y. Takahashy,
M. Umezwa, Mixed System Brain
Dynamics, „Foundations of
Physics”, 9:301–29, 1978.
Sugrue Thomas, There Is a River:
The Story of Edgar Cayce , Nowy
Jork: Dell, 1961.
Tart Charles T., Who Survives?
Implications of Modern
Consciousness Research [w:]
What Survives?, red. Gary Doore,
Los Angeles: J. P. Tarcher, 1990.
Teilhard de Chardin Pierre, The
Future of Man, tłum. z jęz. franc.,
Norman Denny, Nowy Jork:
Harper & Row, 1964.
Tipler Frank J., The Physics of
Immortality: Modern Cosmology,
God, and the Resurrection of the
Dead, Nowy Jork: Doubleday,
1994.
Varela Francisco J., Evan
Thompson, Eleanor Rosch, The
Embodied Mind: Cognitive
Science and Human Experience,
Cambridge, Mass.: MIT Press,
1991.
Viney Geoff, Surviving Death,
Nowy Jork: St. Martin’s Press,
1993.
Walker E. H., The Nature of
Consciousness, „Mathematical
Biosciences”, 7:131–78, 1970.
Wambach Helen, Reliving Past
Lives: The Evidence Under
Hypnosis, Nowy Jork: Harper &
Row, 1978.
———, Life before Life, Nowy
Jork: Bantam, 1979.
Watts Alan W., The Joyous
Cosmology, Nowy Jork: Pantheon
Books, 1962.
Wheeler John A., Law without
Law, [w:] Quantum Theory and
Measurement, red. J. Wheeler, W.
Zurek, Princeton, Nowy Jork:
Princeton University Press, 1983.
Wickramsekera I., S. Krippner, J.
Wickramsekera, I.
Wickramsekera, On the
Psychophysiology of Ramtha’s
School of Enlightenment, II. 1997.
Wilber Ken, The Atman Project: A
Transpersonal View of Human
Development, Wheaton, Ill.:
Theosophical Publishing House,
1980.
———, Up from Eden: A
Transpersonal View of Human
Evolution, Garden City, Nowy
Jork: Anchor Press/Doubleday,
1981.
———, Death, Rebirth, and
Meditation [w:] What Survives?,
red. Gary Doore, Los Angeles: J.
P. Tarcher, 1990.
———, The Great Chain of
Being, „Journal of Humanistic
Psychology”, 33:52–55, 1993.
Wolf Fred Alan, Star Wave: Mind,
Consciousness, and Quantum
Physics, Nowy Jork: Macmillan,
1984.
———, The Body Quantum: The
New Physics of Body, Mind, and
Health, Nowy Jork: Macmillan,
1986.
Woolger Roger, Other Lives,
Other Selves, Nowy Jork:
Doubleday, 1988.
Young Arthur M., The Reflexive
Universe: Evolution of
Consciousness, Nowy Jork:
Delacorte Press, 1976.
Informacje o autorze

Doktor Amit Goswami jest nauczycielem, wykładowcą, badaczem oraz


fizykiem zatrudnionym w Instytucie Nauk Noetycznych. Jego ojciec był
hinduskim guru w Indiach. W swojej pracy dr Goswami odwołuje się do
wiedzy o tradycjach mistycznych oraz do wyników badań naukowych.
Napisał wiele książek, m.in. Lekarza kwantowego (Illuminatio 2014), Bóg
jeszcze nie umarł (Illuminatio 2015), The Visionary Window (Quest
Books, 2000), Quantum Mechanics (McGraw-Hill, 1996) i The Self-Aware
Universe (J. P. Tarcher, 1993). Mieszka w Eugene w stanie Oregon.
TYTUŁ ORYGINAŁU
Physics of the Soul: The Quantum Book of Living, Dying, Reincarnation
and Immortality

Przełożył: Bartłomiej Kotarski


Redaktor prowadzący: Beata Szukajt
Redakcja i korekta: Irena Zaucha-Nowotarska
Ilustracje: Adam Zawiślak
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

GOD IS NOT DEAD


PHYSIC OF THE SOUL
by Amit Goswami, Ph.D.

Copyright © 2008 by Amit Goswami, Ph.D.

All rights reserved, including the right to reproduce this work in any form
whatsoever, without permission in writing from the publisher, except for
brief passages in connection with a review.

Copyright © for Polish edition by ILLUMINATIO Łukasz Kierus 2015

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone.


Powielanie
i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź
fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody
posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne
Białystok 2015
ISBN 978-83-639-6575-4

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:


www.facebook.com/illuminatiopl
www.illuminatio.pl

Wydawnictwo ILLUMINATIO Łukasz Kierus


E-mail: wydawnictwo@illuminatio.pl
Dział handlowy: zamowienia@illuminatio.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com
Table of Contents
Karta tytułowa
Wstęp do wydania drugiego
Od śmierci do nieśmiertelności
Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę – musimy to udowodnić!
Nielokalność i reinkarnacja: swobodna rozmowa z moją żoną
Nielokalne okno: Tybetańska Księga Umarłych we współczesnym ujęciu
Czy reinkarnacja to coś więcej niż tylko nielokalność kwantowa?
Czy mamy więcej niż jedno ciało?
Monada kwantowa
Pełna historia Tybetańskiej Księgi Umarłych
Od ego do ewoluującej monady kwantowej: opracowywanie nowego
kontekstu dla życia
Joga śmierci – kreatywne umieranie
Pytania i odpowiedzi
Fizyka nieśmiertelności
Ufologia, nieśmiertelność i ewolucja
Dziewięć wcieleń duszy
Słownik terminów
Bibliografia
Informacje o autorze
Karta redakcyjna
Table of Contents
Karta tytułowa
Wstęp do wydania drugiego
Od śmierci do nieśmiertelności
Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę – musimy to udowodnić!
Nielokalność i reinkarnacja: swobodna rozmowa z moją żoną
Nielokalne okno: Tybetańska Księga Umarłych we współczesnym ujęciu
Czy reinkarnacja to coś więcej niż tylko nielokalność kwantowa?
Czy mamy więcej niż jedno ciało?
Monada kwantowa
Pełna historia Tybetańskiej Księgi Umarłych
Od ego do ewoluującej monady kwantowej: opracowywanie nowego
kontekstu dla życia
Joga śmierci – kreatywne umieranie
Pytania i odpowiedzi
Fizyka nieśmiertelności
Ufologia, nieśmiertelność i ewolucja
Dziewięć wcieleń duszy
Słownik terminów
Bibliografia
Informacje o autorze
Karta redakcyjna
Table of Contents
Karta tytułowa
Wstęp do wydania drugiego
Od śmierci do nieśmiertelności
Tybetańska Księga Umarłych mówi prawdę – musimy to udowodnić!
Nielokalność i reinkarnacja: swobodna rozmowa z moją żoną
Nielokalne okno: Tybetańska Księga Umarłych we współczesnym ujęciu
Czy reinkarnacja to coś więcej niż tylko nielokalność kwantowa?
Czy mamy więcej niż jedno ciało?
Monada kwantowa
Pełna historia Tybetańskiej Księgi Umarłych
Od ego do ewoluującej monady kwantowej: opracowywanie nowego
kontekstu dla życia
Joga śmierci – kreatywne umieranie
Pytania i odpowiedzi
Fizyka nieśmiertelności
Ufologia, nieśmiertelność i ewolucja
Dziewięć wcieleń duszy
Słownik terminów
Bibliografia
Informacje o autorze
Karta redakcyjna

You might also like