4 Kroki Do Przewlekłego Zdrowia - 2021

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 53

Kilka słów tytułem

wstępu
Witam Cię serdecznie w gronie czytelników Akademii Witalności! Najpierw pozwól,
że się przedstawię i podzielę się z Tobą krótko moją bardzo pouczającą historią.
Nazywam się Marlena Bhandari, jestem naturoterapeutką i pedagogiem.

Jednak zanim jeszcze zostałam naturoterapeutką, to przez większość życia nie


szanowałam zbytnio mojego zdrowia, powiem więcej - nie miałam większego pojęcia
czym tak naprawdę jest zdrowie, a tym bardziej zdrowie przewlekłe - czyli ideał,
do którego każdy człowiek jest naturalnie predysponowany.

Czym jest choroba przewlekła chyba każdy z nas wie. Każdy z nas zna kogoś, lub
ma w rodzinie kogoś, kto cierpi na jedną z przewlekłych chorób: cukrzyca (lub co
najmniej insulinooporność), nowotwory, choroby serca i układu krążenia
(nadciśnienie, miażdżyca), choroby autoimmunologiczne czy inne mało przyjemne i
drogie w utrzymaniu choroby - nie bez powodu nazywane cywilizacyjnymi, a więc
wynikającymi ze stylu życia.

Żyjemy dzisiaj w czasach dominacji chorób przewlekłych, a coś takiego jak


przewlekłe zdrowie większości z nas nie mieści się w głowie. Mnie też się nie
mieściło, a przynajmniej do czasu, kiedy osobiście tego przewlekłego zdrowia
doświadczyłam i nadal doświadczam. Nie miałam pojęcia, że taki cud istnieje!

Zanim jednak tego cudu doświadczyłam byłam (na własne życzenie, niestety)
ofiarą licznych cierpień i niedomagań. Był czas, kiedy przez wiele lat pracowałam
bardzo intensywnie, notorycznie nie dosypiałam, a co najgorsze - bardzo kiepsko się
odżywiałam (choć wydawało mi się, że jem raczej nienajgorzej, skoro nie żywię się
codziennie w fast foodach!).

Był czas, kiedy swoje kalorie czerpałam praktycznie w całości z produktów


przetworzonych. Czyli tak jak wszyscy: pieczywo, mięso, nabiał oraz słodycze.

Rano koniecznie kawa (bez niej trudno mi było funkcjonować), w biegu jakaś
kanapka (czyli białe pieczywo z wędliną czy serem oraz udającym masło produktem,
który jest miękki od razu po wyjęciu z lodówki, bo przecież każda minuta jest cenna).

Potem w pracy w ciągu dnia - to co wszyscy czyli jakiś produkt jedzeniopodobny typu
„gorący kubek” zagryzany kolejną białą bułką i paczką kabanosów, z deserem w postaci
batona, czekolady lub ciastek (a czasem za posiłek starczała mi właśnie taka paczka
ciastek!).

Byłam niezmiernie uzależniona nie tylko od codziennej dawki kofeiny (jedna kawa
rano na rozbudzenie i druga obowiązkowo po południu, ponieważ zwyczajnie, jak
to się mówi, padałam na twarz), ale i od cukru. Nie wyobrażałam sobie
praktycznie nawet jednego dnia bez „czegoś słodkiego”. Piłam też niezliczone szklanki
bardzo mocnej czarnej herbaty, każda obowiązkowo z dwiema łyżeczkami cukru.

Bardziej „wykwintny” posiłek (obowiązkowo mięsny!) jadłam w domu


wieczorem, najczęściej niestety objadałam się na wieczór, przy czym było mi w sumie
wszystko jedno co jem, byle smakowało, ładnie wyglądało i pachniało.

Mój metabolizm pozostawiał tymczasem sporo do życzenia: miałam częste napady


głodu, które były bardzo dotkliwe, a kiedy byłam głodna to dosłownie mogłabym
pożreć konia z kopytami. Do tego wszystkiego bardzo dużo paliłam i prowadziłam
niezmiernie nerwowy i stresujący tryb życia.

Moje ciało nadużywane było przeze mnie do granic możliwości i uważam, że i tak
bardzo łaskawie ze mną wytrzymywało przez ponad 4 dekady życia. Dopóki człowiek
jest młody, to ma zresztą od natury w prezencie dane spore zapasy sił witalnych i wiele
„grzeszków” uchodzi nam na sucho. Taka jest prawda.

Mnie też się wydawało, że będę wiecznie młoda i zdrowa oraz że ludzkie ciało ma
„zdolności przystosowawcze”, jednak czas niebawem zweryfikował moje mrzonki
bardzo boleśnie.

Przekroczywszy magiczną czterdziestkę odczułam wkrótce silny odpływ sił


witalnych, cierpiałam też na nadwagę (czy muszę dodawać, że będąc od dziecka
uzależniona od słodyczy, mięsa, nabiału i pieczywa notorycznie byłam „na diecie” i
odchudzałam się odkąd pamiętam?), a nadwaga ta potem dość szybko przerodziła się w
pierwszy stopień otyłości (moje BMI w najgorszym momencie mojego życia
przekraczało 33).

Kolekcja moich zdrowotnych niedomagań sukcesywnie z roku na roku


powiększała się, a wizyty u lekarza niestety nie skutkowały wcale wyzdrowieniem:
przepisane leki działały tylko wtedy, kiedy je brałam, dodatkowo wywołując efekty
uboczne. Byłam przerażona, mówię to całkiem serio.

Już nie wspomnę o tym jak wyglądałam (w złym stanie były także moje włosy, zęby,
paznokcie oraz skóra z trądzikiem i cellulitem), ale najgorsze było to, jak się czułam. A
czułam się fatalnie. Cierpiałam na nieustający brak energii, mgłę mózgową, złe
trawienie, częste bóle głowy, nieuregulowane i bolesne cykle menstruacyjne,
częste wahania nastroju, notoryczne infekcje, pogłębiające się problemy ze
snem, bóle stawowo-mięśniowe, zadyszkę, bardzo niską odporność i wiele innych,
drobniejszych przypadłości. Jakość mojego życia była ogólnie pod psem!

Nie miałam pojęcia co mi jest, lekarze też rozkładali bezradnie ręce kładąc
wszystko na upływ czasu, bo badania były ogólnie raczej w porządku.

Jednak sęk w tym, że ja wcale nie byłam stara! W sumie nie wiadomo od kiedy można
powiedzieć, że zaczyna się starość, ale przekroczona czterdziestka to było moim
zdaniem ciut za wcześnie bym mogła myśleć o starości jako przyczynie moich cierpień.

W momencie gdy lekarze nie byli w stanie mi pomóc aby cofnąć niemiłe procesy,
zaczęłam sama szukać odpowiedzi na pytanie: co mogę dla siebie zrobić, czy i jaki
jest sposób aby moje cierpienia nareszcie się skończyły, a jakość mojego życia
powróciła do stanu, jakim cieszyłam się do niedawna.

Okazało się, że owszem, jest to możliwe i da się zrobić (choć nikt nie mówi, że było
łatwo, prosto i szybko). Uratowały mnie warzywa i owoce! Kluczem do
odzyskania dawnej witalności i zdrowia stało się dokonanie odpowiednio głębokich
zmian w stylu życia i diecie oraz powrót do natury. Tak narodził się blog
Akademia Witalności. Dziś jako naturoterapeutka dzielę się moją wiedzą i
doświadczeniem z tymi, którzy tego potrzebują.

Czuję się lepiej i jestem zdrowsza niż nawet 2-3 dekady temu, kiedy prowadziłam
styl życia zupełnie niesprzyjający zdrowiu.

Wiedz, że ludzkie ciało ma zdolność samouzdrawiania, o ile tylko otrzyma ku


temu odpowiednie warunki. Nie pamiętam już kiedy byłam chora na cokolwiek.
Cieszę się przewlekłym zdrowiem!


W tym e-booku dam Ci wiedzę na temat zdrowej kuchni, ale zdrowie w szerokim
ujęciu to nie tylko zdrowe jedzenie! To również radość życia, pełnia witalności,
energia przez cały dzień, doskonały sen w nocy, lekkość porannego wstawania,
jasność umysłowa do późnych lat czy w końcu poczucie więzi, i to zarówno
społecznych jak i więzi z Siłą Wyższą (jakkolwiek ją pojmujesz czy nazywasz).

Spójrz na piramidę zdrowia powyżej. To nie lekarz jest odpowiedzialny za Twoje


zdrowie, ale Ty, osobiście. Zobacz tylko ile możesz zrobić zanim pójdziesz do lekarza!
Istnieje aż 7 obszarów życiowych wpływających na nasz dobrostan, oto one:

1. Cielesny: posiadanie zdrowego i sprawnego ciała.


2. Umysłowy: świadomy i jasny umysł, chętny do uczenia się do końca życia.
3. Duchowy: poczucie więzi ze Stwórcą (Wszechświatem).
4. Emocjonalny: pogodne usposobienie i zrównoważone, zdrowe uczucia.
5. Finansowy: zaspokajanie potrzeb rodziny oraz wspieranie potrzebujących.
6. Zawodowy: radość z wykonywanej pracy i służba innym.
7. Społeczny: więzi z rodziną, znajomymi, przyjaciółmi, sąsiadami.
Dziś dzięki temu, że każdy z nas ma już w domu mydło, czystą wodę pitną i
skanalizowaną toaletę - pozbyliśmy się już chorób zakaźnych dziesiątkujących swego
czasu ludność naszej planety. Natomiast obecnie króluje czas chorób
przewlekłych, wywołanych dalekim od natury stylem życia. Zagubiliśmy gdzieś
całościowe podejście do naszych 7 obszarów życia!

Odpowiedz sobie teraz uczciwie na pytanie: na ile uważasz się za człowieka zdrowego
w poszczególnych siedmiu obszarach życia? Oceń uczciwie te 7 obszarów w
skali od 1 do 10. Pozwoli ci to zobaczyć w jakim miejscu obecnie jesteś i której z tych
dziedzin trzeba będzie poświęcić więcej uwagi lub nad którymi warto więcej
popracować.

Są wszak na planecie Ziemia społeczności, które w pełni zdrowia i jasności umysłowej


dożywają trzycyfrowych urodzin. Są to tzw. Niebieskie Strefy (a jest ich pięć,
rozsianych po całym globie: Sardynia, Ikaria, Okinawa, Loma Linda i Nicoya). Jeśli
więc ktokolwiek ma wiedzę na temat przewlekłego zdrowia i stosuje ją w praktyce, to
na pewno staruszkowie z Niebieskich Stref! W kwestii przewlekłego zdrowia
można ich nazwać ludźmi sukcesu, od nich więc warto czerpać inspirację.

I oto teraz oddaję w Twoje ręce tego e-booka: „4 kroki do przewlekłego zdrowia”.
Mam nadzieję, że będzie on początkiem Twojej własnej podróży ku przewlekłemu
zdrowiu! A może już ta podróż się zaczęła lub właśnie trwa i potrzebujesz tylko
dodatkowego wsparcia i potwierdzenia, że zmierzasz w dobrym kierunku?

Zasada zdrowia numer 1 brzmi: jeśli urodziliśmy się zdrowi, to mamy


naturalne prawo pozostać takimi do końca życia. Czy tak będzie - zależy tylko od nas,
od tego jak się zdrowotnie prowadzimy.

I pamiętaj: wiedza to potęga! Im więcej wiesz na temat zasad utrzymania idealnego


zdrowia, tym lepiej. Nie żałuj inwestowania czasu lub pieniędzy (np. na książki czy
kursy) w swoją wiedzę na temat zdrowia. Ja nie zwracałam na to uwagi i drogo mnie to
kosztowało. Na pewno drożej niż zdrowy styl życia. Zdrowie jest zawsze tańsze niż
choroba!

Tymczasem zapraszam Cię w fascynującą podróż ku przewlekłemu zdrowiu. W


niniejszym materiale zajmiemy się pierwszym aspektem życia: karmieniem ciała czyli
kuchnią - sercem każdego domu. To tam odbywa się misterium podtrzymywania życia
poprzez przygotowanie posiłków. Jak powiedział ojciec medycyny Hipokrates -
zdrowie zaczyna się od jelit.

Mamy przy okazji każdego posiłku, czyli aż trzy razy dziennie każdego dnia przez 365
dni w roku (1095 razy rocznie!) doskonałą okazję by nasze zdrowie budować lub...
by je podkopywać. Dlatego pierwsze kroki skierujmy do naszej kuchni i spiżarni.

KROK 1

1. CO JEŚĆ?
1. 1 ŻYWNOŚĆ NATURALNA I PRZETWORZONA

Zacznijmy od podstaw: żywność naturalna i przetworzona. Czy potrafisz je rozróżnić?


Wiele osób nie potrafi, a i ja sama (ze wstydem to przyznaję) kiedyś również do grona
tych osób należałam. Bez tej wiedzy jednak nie ruszymy z miejsca, ponieważ bez
odpowiedniego pożywienia nie sposób być człowiekiem przewlekle zdrowym!

A więc co jeść aby być przewlekle zdrowym? Odpowiedź jest prosta, choć diet mamy
tysiące: jeść jak najwięcej naturalnej żywności, unikając produktów
przetworzonych.

Jednej diety dobrej dla każdego po prostu nie ma, natomiast na pewno można przyjąć,
że do przewlekłego zdrowia potrzebujemy trzymać się jednej podstawowej zasady
jeśli chodzi o odżywianie: jedzmy to co produkuje natura, unikając tego,
co wyprodukował przemysł spożywczy.

Im prościej jemy tym zdrowiej jemy jednym słowem. Im pożywienie bliższe stanu
naturalnego tym zdrowsze - bo mniej przetworzone. Jak odróżnić żywność naturalną
od przetworzonej? Bardzo łatwo: tę pierwszą produkuje natura, a tę drugą
człowiek.

Rozważmy to na przykładzie: truskawka jest produktem naturalnym, a dżem


truskawkowy to już produkt przetworzony. Na zimę robimy w domu przetwory: jak
sama nazwa wskazuje - przetwarzamy jedzenie by móc je przechować przez zimę.
Dzięki przetwarzaniu termin przydatności do spożycia wydłuża się.

Wszyscy zgodzimy się co do tego, że świeża truskawka jest mimo wszystko dużo
zdrowsza niż dżem truskawkowy, prawda?

Inny przykład: ziarno słonecznika to produkt naturalny, olej słonecznikowy to


produkt przetworzony, a margaryna z oleju słonecznikowego to już produkt wysoko
przetworzony - długa była bowiem droga od ziarna do margaryny. Najzdrowsze są
więc zwyczajnie pestki słonecznika, olej to izolat, a margaryna to... no cóż, nowoczesny
jedzeniopodobny wynalazek.

A czy nawet gotowanie (obróbka termiczna) to też jest przetwarzanie żywności? Tak.
Jak wiadomo są produkty takie jak ziarna zbóż czy suszone nasiona roślin
strączkowych, których nie jada się na surowo i trzeba je ugotować przed spożyciem.
Gotowanie warzyw czy ziaren jest jednak niskim stopniem przetworzenia.

Poza tym tak czy inaczej zawsze lepiej jest osobiście przetwarzać żywność w domu (np.
upiec chleb czy zrobić przetwory na zimę) niż kupować gotową żywność przetworzoną,
którą za nas przetworzył ktoś inny. Gdy gotujemy sami - wtedy wiemy co jemy i
mamy kontrolę nad całym procesem oraz nad ilością (a często też i jakością) dodatków,
szczególnie w postaci tłuszczu, soli czy cukru.

Musimy popatrzeć zawsze przede wszystkim na drogę jaką dany surowiec przebył od
momentu zebrania z pola, aż do chwili gdy trafi na nasz talerz oraz jakim procesom
podlegał. Zwracajmy zawsze uwagę na stopień przetworzenia! Jest duża różnica
zdrowotna między żywnością nisko przetworzoną, a wysoko przetworzoną.

To co można - zróbmy zawsze sami w domu. Gotowanie w domu i szykowanie posiłków


samemu jest z reguły bezpieczniejsze dla zdrowia: gdy ktoś za nas zrobi jedzenie,
dodaje często do środka rzeczy, które są jedynie źródłem pustych kalorii
(najczęściej jest to fura cukru, syropu glukozowo-fruktozowego albo oleju) lub też
niepotrzebnie obciążają organizm (jak wszelkie dodatki do żywności), nie
przynosząc mu żadnych korzyści.

Korzyści z żywności przetworzonej ma tylko producent, bo tanio wyprodukował i


zapewnił długi żywot na półce swojemu produktowi. Taka „żywność” nie odżywia, ona
tylko zapycha żołądek oraz oczywiście rozpieszcza (a w zasadzie rozbestwia) kubki
smakowe i to do takiego stopnia, że naturalne jedzenie już nam potem nie smakuje.

Widzisz te „frykasy” na zdjęciu powyżej? Trzy magiczne składniki czyli cukier, sól i
tłuszcz (oprócz tony konserwantów oraz wzmacniaczy smaku, koloru czy zapachu)
królują w tej przetworzonej „żywności”, która nie wiedzieć czemu została nazwana
żywnością, choć niczego wielce pożywnego w niej raczej nie znajdziemy.

Jeśli chcemy być przewlekle zdrowi, to tego typu przetworzonego jedzenia należy
zwyczajnie unikać jak ognia! A jeśli już musimy coś dodać do koszyka, to koniecznie
czytajmy najpierw etykiety.

Składniki wymieniane są w kolejności malejącej, jeśli więc na początku składu jest


cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, sól, biała oczyszczona mąka, tłuszcz, a do tego w
składzie występują barwniki, aromaty, konserwanty, emulgatory, spulchniacze i tym
podobne dziwactwa - nie kupujemy.

Nie kupujemy też przetworzonego czerwonego mięsa (wędlin itp.), oficjalnie już
uznanego przez WHO za rakotwórcze, na równi z papierosami i azbestem.

Kolejnym bardzo kontrowersyjnym składnikiem przetworzonej żywności są


rafinowane oleje, szczególnie zaś olej palmowy. Najnowszy raport wydany przez
Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) ostrzega przed olejami
rafinowanymi jednocześnie informując, że najbardziej rakotwórczy (bardziej niż
jakikolwiek inny olej obecny na rynku) jest (wszechobecny niestety!) olej palmowy.
Podobny raport został opublikowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO).

Olej palmowy jest bardzo tani, stąd też jest ulubieńcem producentów wszelkiej
maści przetworzonej sklepowej jedzeniopodobnej karmy i występuje jako składnik
różnych produktów przemysłu spożywczego.

Jakich? Długo by wymieniać! Ale zobaczmy gdzie możemy się na niego natknąć.
Jest on częstym składnikiem takich produktów jak: słodycze (batoniki, lody, czekolady
nadziewane, wypieki, ciasteczka), kremy do pieczywa jak np. Nutella, majonezy i
gotowe sosy majonezowe, dania gotowe (np. frytki, paluszki rybne, nugetsy itp.), kostki
rosołowe, zupki w proszku (zupki „chińskie” i różne inne „gorące kubki”, barszczyki
w proszku itp.), niektóre musli śniadaniowe, gotowe placki typu tortilla, gotowe
ciasta oraz gotowe mieszanki do wypieku ciast w domu, chipsy, pop corn, tańsze
gatunki masła orzechowego, kawy typu „3 w 1”, sproszkowane śmietanki do kawy, a
nawet... cukierki mentosy!

Jak by tego było mało, olej palmowy można znaleźć czasem nawet w droższych
produktach z wyższej półki - na przykład luksusowych duńskich ciasteczkach w
puszce! Niestety prawda jest okrutna i w takich czasach żyjemy: jeśli decydujemy się na
zakup przemysłowo przetworzonego produktu, to - powtórzę to raz jeszcze: musimy
czytać zawsze etykiety. Po prostu musimy! Nie ma odwołania.

Innym bardzo tanim rafinowanym olejem ukochanym przez przemysł spożywczy jest
olej rzepakowy, usilnie reklamowany jako super zdrowy, chociaż badania
naukowe mówią coś wręcz przeciwnego. Powszechnie występuje on w tanich
przetworach opisanych jako „w oleju roślinnym” (np. przetwory warzywne i rybne,
pomidory suszone), a także w majonezach, sosach majonezowych, słodyczach i
wszelkiego typu innych produktach, w których znajdziemy też olej palmowy (często
zresztą występują one w składzie razem).

Rafinowany olej rzepakowy jest chętnie polecany jako „idealny do smażenia” (np.
Kujawski, Bartek itd.), pomimo, iż smażenie jest zdecydowanie najmniej zdrowym
sposobem obróbki termicznej!

10

A co z mięsem? Ja osobiście przestałam je jeść i żyje mi się od tej pory


naprawdę dużo zdrowiej! Aczkolwiek jest to osobista decyzja każdego z nas. Nie
musisz oczywiście zaraz przechodzić na wegetarianizm czy weganizm (chyba, że chcesz
i taka jest Twoja decyzja), ale zdrowa codzienna dieta musi być oparta przede
wszystkim (80-90% kalorii) na nieprzetworzonych darach ziemi czyli na
roślinach i to one powinny stanowić większość pobieranych kalorii. Od mięsa zaś dużo
zdrowsze są ryby (te dzikie, łowione w morzu, a nie hodowlane). Ryby są ważnym
składnikiem menu w aż trzech z pięciu Niebieskich Stref (Ikaria, Sardynia, Okinawa).

Pamiętajmy poza tym, że zwierzęta (ryby, ptaki i ssaki) hodowane przemysłowo dostają
często antybiotyki i hormony, zaś do ich karmienia wykorzystuje się
importowane z Ameryki Południowej pasze genetycznie modyfikowane (głównie śrutę
sojową, bo jest tania). Obecnie w Polsce obowiązuje ustawa zezwalająca na
karmienie zwierząt paszami zawierającymi genetycznie zmodyfikowane organizmy
aż do roku 2021 (choć były plany wprowadzenia od 1 stycznia 2019 r. zakazu
karmienia zwierząt paszami genetycznie modyfikowanymi, jednak rozgoryczeni
producenci drobiu i trzody skarżyli się, że... nie poradzą sobie bez importowanej z
Argentyny i Brazylii paszy genetycznie modyfikowanej!).

Dlaczego pasza z soją GMO stosowana jest tak chętnie w wielkich fermach
przemysłowych (głównie świń i drobiu)? Ano dlatego, iż powoduje ona nienaturalnie
szybki przyrost wagi ciała tych zwierząt. Potrzeba tylko 3 kg białka sojowego by
„wyprodukować” pół kilo białka drobiowego!

A jest jeszcze kwestia nieświadomego wspierania katastrofy humanitarnej: w


Argentynie i Paragwaju w regionach upraw soi transgenicznej eksportowanej do Polski
stwierdzono masowe pogorszenie zdrowia publicznego w postaci deformacji dzieci
(glifosat używany w uprawach soi transgenicznej zaburza formowanie się narządów w
życiu płodowym człowieka), bezpłodności, poronień i nowotworów.

Tak drogi jest koszt taniego mięsa, bez którego przeciętny obywatel nie wyobraża sobie
żadnego ze swoich trzech posiłków dziennie. Mięso (w takiej czy innej postaci)
jest jedzone na śniadanie, obiad i kolację. Bezmyślnie i bezrefleksyjnie.

Jest tanie, powszechnie dostępne i niestety uzależniające - równie mocno jak cukier,
kofeina i nikotyna (a wiem coś o tym: uwolniłam się od wszystkich tych nałogów).

11

Większość zjadających (każdego dnia po 3 razy dziennie) mięso zwierząt przemysłowo


hodowanych po prostu nie ma bladego pojęcia o tym co takiego tak naprawdę zjada.
Co takiego wkłada do swego wnętrza spożywając pysznego kurczaczka,
różowiutką szyneczkę czy wołowego tatara? Jeśli już w ogóle sięgasz po zwierzęta, to
przynajmniej kupuj ekologiczne, od rolnika, który hoduje je „po bożemu”,
karmiąc je tym, co przewidziała natura.

Kiedyś mięso jadało się w Polsce od święta, jak to się mówi „na niedzielę”. Tak
właśnie jadają mięso długowieczni stulatkowie w Niebieskich Strefach: tam nikt nie
raczy się mięsem zwierząt po 3 razy dziennie każdego dnia! Mamy nawet jedną
Niebieską Strefę (Adwentyści Dnia Siódmego z Loma Linda w USA), w której część
mieszkańców w ogóle nie jada żadnych produktów odzwierzęcych (czyli są weganami).
Jak widać można dożyć setki nawet i nie jedząc ani pikograma pokarmów
odzwierzęcych, mięsa, jaj czy nabiału. Nie ma z kolei ani jednej Niebieskiej Strefy na
planecie Ziemia, w której mięso by było codziennym składnikiem menu.

Na mniej zdrowe produkty można sobie owszem pozwolić, ale okazjonalnie, od


święta, aczkolwiek mówiąc szczerze człowiek odżywiający się na co dzień zdrowo (czyli
w dużej mierze na bazie nieprzetworzonych pokarmów pochodzenia roślinnego jak
warzywa i owoce), nie ma potem już większych ciągot do tych niezdrowych pokarmów,
nie smakują jak dawniej, a wszystko co kupne wydaje się potem za słodkie, za słone i za
tłuste.

To nie są tylko moje spostrzeżenia, bo potwierdzają to też czytelnicy naszej witryny:


odżywiając się zdrowo zmieniamy sobie automatycznie nasze preferencje
smakowe, stają się one bardziej subtelne. Przestaje się chcieć tego wszystkiego, co
wcześniej otumaniało nasze kubki smakowe, wszystkich tych sztucznych
sklepowych „frykasów”.

Często jednak spotykałam się z zarzutami, że spożywanie warzyw i owoców


również nie jest zbyt bezpieczne z uwagi na używanie w rolnictwie środków
ochrony roślin. Z mojego doświadczenia wynika, że są to obawy bezpodstawne: na
początku mojej drogi do zdrowia nie miałam dostępu do ekologicznie uprawianych
warzyw i owoców. Jadłam więc z konieczności te najzwyklejsze, kupowane w
pobliskim warzywniaku lub markecie, konwencjonalnie uprawiane i... moje zdrowie
wkrótce poprawiło się, a nie pogorszyło!

12

Wniosek zatem jest tylko jeden i odtąd jest to moja mantra: lepsze
konwencjonalnie uprawiane warzywa i owoce niż żadne. Unikając warzyw i
owoców pod pozorem ich rzekomego obciążenia pestycydami nie ruszysz zdrowotnie z
miejsca: zostaniesz tam gdzie jesteś. Wybór jest więc oczywisty!

Dzisiaj zresztą na polskim rynku warzyw i owoców zaszły w przeciągu ostatnich kilku
lat naprawdę spore zmiany: dostęp do ekologicznych warzyw i owoców jest dużo
łatwiejszy niż nawet te kilka lat temu. Dzisiaj można je dostać nie tylko w
specjalistycznych sklepach ze zdrową żywnością, ale nawet w popularnych marketach
(Stokrotka, Kaufland, Biedronka, Lidl, Carrefour itd.).

Jeśli masz budżet na ekologiczne - wybieraj je bez zastanowienia. Są


smaczniejsze i bardziej odżywcze. Jeśli nie masz - zaakceptuj to co jest.

Do zapamiętania: wszelkie badania naukowe wykazujące korzyści zdrowotne z


jedzenia warzyw i owoców wykonywanie były na uczestnikach spożywających
normalne, konwencjonalne płody rolne dostępne powszechnie w handlu.

Nie szukajmy więc dziury w całym. 🙂

Nie kierujmy się też popularyzowanymi w internecie zestawieniami najbardziej i


najmniej zanieczyszczonych pestycydami warzyw i owoców (typu „brudna
dwunastka”, „czysta piętnastka”). Te zestawienia dotyczą produktów sprzedawanych
na terenie USA, a nie w Polsce.

O tym jakiej jakości mamy w Polsce warzywa i owoce (tak, naukowcy to zbadali!)
pisałam obszernie tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-
nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/

I jeszcze jedno: prostym domowym sposobem usuniemy ewentualne pozostałości


środków ochrony roślin płucząc warzywa i owoce w wodzie o zasadowym pH czyli z
dodatkiem sody oczyszczonej lub kilku kropli płynu do naczyń, zaś ewentualne bakterie
(jak E.Coli itd.) usuniemy płucząc w wodzie o pH kwasowym czyli z dodatkiem np.
octu czy kwasku. Jak to się dokładnie robi opisałam na blogu tutaj: https://
akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/

13

Jedzmy naturalną i bezpieczną żywność! A najbezpieczniejsze jedzenie to


takie, które nie potrzebuje etykiet (lub ostatecznie posiada etykietę z
maksymalnie krótkim i zrozumiałym składem). Takie jedzenie produkuje natura: to
jedyny producent żywności, któremu można zaufać, bo nie działa z chęci zysku!

T o jest w łaśnie p r a w d z i w e j e d z e n i e , a nie sklepowe „produkty


jedzeniopodobne”. Prawdziwe jedzenie to są krótko mówiąc naturalne płody rolne
i można kupić je w obfitości nawet na wagę, podczas gdy przetworzone
przemysłowo produkty jedzeniopodobne kupimy zawsze paczkowane, puszkowane
czy foliowane.

Podsumowując, pierwsza i bodaj najważniejsza zasada odżywiania na


drodze do przewlekłego zdrowia brzmi: jedzmy naturalne produkty, głównie
pochodzenia roślinnego (warzywa, owoce, orzechy i migdały, nasiona i pestki,
rośliny strączkowe, produkty pełnoziarniste), w postaci nieprzetworzonej lub możliwie
jak najmniej przetworzonej, czerpiąc z nich minimum 80-90% naszych kalorii.

I jeszcze jedno: nie wolno się przejadać ani jeść na noc! 🙂

14

1.2 GĘSTOŚĆ ODŻYWCZA

Druga zasada to wybieranie pokarmów o możliwie największej gęstości


odżywczej. Największą wadą przemysłowo produkowanego jedzenia jest nie tylko
naszpikowanie jej różnorodną chemią spożywczą, ale i niska gęstość odżywcza,
przy jednoczesnej wysokiej wartości kalorycznej.

Wszystko co jemy ma swoją wartość energetyczną (wyrażoną w kaloriach), ma też


swoją wartość odżywczą (czyli posiada makroskładniki odżywcze będące źródłem tych
kalorii, a są to węglowodany, białka, tłuszcze).

Z kaloriami dzisiaj nie mamy problemu, są dostępne na wyciągnięcie ręki przez


całą dobę, gorzej z jakością tych kalorii.

I tutaj wchodzi w grę gęstość odżywcza: jest ona wyznacznikiem jakości pokarmu
i oznacza koncentrację składników odżywczych niezbędnych nam do życia choć
nie posiadających kalorii czyli mikroskładników odżywczych. A są to witaminy,
składniki mineralne (makroelementy, mikroelementy), rozmaite ochronnie działające
fitozwiązki (np. polifenole, sterole, karotenoidy, żywność probiotyczna zawiera
bakterie kwasu mlekowego) oraz bardzo ważny dla zdrowia jelit i prawidłowej
mikroflory jelitowej błonnik.

Im więcej tych mikroskładników przypadających na każdą spożywaną kalorię, tym


pokarm jest gęstszy odżywczo. Ich zbyt mały dowóz skutkuje przekarmieniem ciała
przy jednoczesnym niedożywieniu na poziomie komórkowym, czyli bardzo
powszechne dzisiaj zjawisko i przyczyna wielu chorób i cierpień. Ludzie jedzą i
jedzą, ale nic z tego nie mają: ciało zaś woła o więcej i więcej jedzenia w nadziei, że w
końcu dostanie to czego mu brakuje!

Amerykański lekarz i żywieniowiec dr Joel Fuhrman ukuł nawet termin


„nutritarianizm” oznaczający filozofię wkładania do swojego wnętrza tylko
najlepszej jakości paliwa, czyli zawierającego w każdej spożywanej kalorii
maksymalne ilości mikroskładników odżywczych.

Muszę przyznać, że jestem zagorzałą fanką nutritarianizmu: stosowanie tej


filozofii odżywiania naprawdę skutkuje przewlekłym zdrowiem!

15

A tak wygląda gęstość odżywcza pokarmów według ciężaru dowodów


naukowych, w skali od 0 do 100:

Przed wojną popularyzowany był slogan CUKIER KRZEPI. Jak widać dzisiaj
możemy go zamienić na WARZYWA KRZEPIĄ - szczególnie te w kolorze zielonym.

Różnica między tamtym sloganem a dzisiejszym jest taka, że tamten był ukuty na
życzenie odpowiedniego przemysłu (cukrowniczego) i miał wymiar jedynie
komercyjny, a za dzisiejszym sloganem o warzywach stoją bardzo solidne dowody
naukowe.

Nie jest to nawet żadna określona dieta, jest to bardziej filozofia odżywiania.
Planując nasze menu kierujemy się właśnie gęstością odżywczą pokarmu. Dzięki temu
nie spożywamy na codzień pustych kalorii, a to właśnie głównie te puste kalorie
(np. cukier, olej, biała mąka) odpowiedzialne są za dzisiejszą epidemię otyłości i wiele
chorób cywilizacyjnych.

16

Opierając się zarówno na dostępnych badaniach naukowych jak i na


obserwacjach długowiecznych społeczeństw można zauważyć, że najważniejszą grupą
pokarmów warunkujących przewlekłe zdrowie są dla człowieka pod każdą szerokością
geograficzną warzywa i owoce. Koniec, kropka - nie ma odwołania! 🙂

Najgęstsze odżywczo są na tej planecie warzywa o zielonych liściach - co do tego


badacze nie mają już dzisiaj żadnych wątpliwości. Warzywa o zielonych liściach są
cenione we wszystkich społecznościach Niebieskich Stref cieszących się przewlekłym
zdrowiem do późnej starości (i to naprawdę późnej, bo 3-cyfrowej).

A więc wszelkie zielone warzywa rządzą! A zaraz za nimi warzywa kolorowe


- we wszystkich kolorach tęczy, następnie rośliny strączkowe - bardzo ważne i
jadane obficie we wszystkich Niebieskich Stefach (soczewice, fasole i cieciorki),
poza tym owoce, warzywa skrobiowe oraz pełne ziarno (oczyszczone zboża jak
wiadomo są pozbawione gęstości odżywczej) oraz rozmaite pestki i orzechy (cenne
źródła niezbędnych kwasów tłuszczowych).

Wszystko co jest poniżej 15 punktów jest dla ludzi przewlekle zdrowych co najwyżej
dodatkiem smakowym (przyprawą) na talerzu, a to co powyżej 15 - podstawą
każdego posiłku. Niezmiernie ważny dla zdrowia jelit (a więc i zdrowia w ogóle) jest
błonnik, a tylko rośliny go zawierają, nie ma go w produktach odzwierzęcych czy
przemysłowo oczyszczonych!

Niestety kiedy popatrzymy co klienci wykładają na taśmę przy kasie w


przeciętnym markecie, to okaże się, że większość z nich żywi się produktami z zakresu
raczej bardzo rzadko wychodzącego powyżej 15. Króluje biała mąka i jej przetwory
(pieczywo, makarony), przetworzony tłuszcz (olej, margaryna, masło), mięso, jaja,
nabiał (rzecz jasna pełnotłusty, bo przecież tak mówili w telewizji, że najzdrowszy),
rozmaite słodycze, lody, słodkie napoje, mnogość przetworzonego śmiecia
wszelkiego typu w postaci dań gotowych, półproduktów, przetworów. Cukier, sól i
tłuszcz! Czasem się zaplącze jakiś samotny ogórek czy banan. Jednym słowem -
żywieniowa bieda z nędzą.

Nie narzekajmy potem, że szpitale przepełnione, a na wizytę u specjalisty czeka się po


kilka miesięcy. Czego bowiem mogliśmy oczekiwać? A czego można oczekiwać
jak się notorycznie do samochodu wlewa chrzczone paliwo? Większość ludzi dba
bardziej o swój samochód (i ma większą wiedzę na ten temat), niż o swój organizm!

17

Taki koszyk jak na obrazku to koszyk przeciętnego konsumenta. Króluje 5


(ubogich odżywczo) pokarmów na krzyż w różnych kombinacjach i stopniach
przetworzenia: pszenica, mięso, mleko, cukier, tłuszcz. Warzywa czy owoce są co
najwyżej dodatkiem ozdobnym, podczas gdy powinno być dokładnie odwrotnie!

Doprawdy w takiej sytuacji absolutnie nie można się dziwić, że szpitale i hospicja
pękają w szwach, NFZ nie nadąża, a na wizytę u specjalisty są długie kolejki, nie
mówiąc o operacjach zaćmy czy wymiany zwyrodniałych stawów. A to wszystko efekt
długich lat złego żywienia. Znakomita polska lekarka, dr Ewa Dąbrowska, świetnie to
ujęła: „Jeśli jesz zwyrodniałe jedzenie, to będziesz mieć zwyrodniałe ciało”.

Złe jedzenie odbiera zdrowie powoli lecz skutecznie! Ale pocieszające jest to, że
jedzenie prawidłowe potrafi je przywrócić.

Wróćmy jednak do gęstości odżywczej. Dr Fuhrman mówi wprost: jeśli zasadą


twojego odżywiania będzie duża świeża zielona sałatka każdego dnia, to twoja
odporność na choroby wkrótce znacząco wzrośnie, podobnie jak poziom energii i
witalności. Jesteś wtedy na dobrej drodze do przewlekłego zdrowia. To naukowo
potwierdzony fakt!

18

Przy czym nie ma konieczności zjadania warzyw w postaci akurat sałatki - to jedynie
skrót myślowy. Równie dobrze możemy spożyć ją w postaci płynnej jako zielony
koktajl (tzw. smoothie) lub wrzucić warzywa do wyciskarki i spożyć jako świeżo
wyciskany sok warzywno-owocowy.

A na kolację możemy z kolei nasze warzywa ugotować na parze lub zrobić z nich zupę.
Ważne jest aby je jeść, bo to one powinny być gwiazdą każdego naszego posiłku. Nie
musisz mieć doktoratu z biochemii ani dietetyki, po prostu zapamiętaj jedno:
warzywa i owoce są na pierwszym miejscu, wszystko inne jako dodatek.

Kiedy nakarmimy ciało właściwym (czyli gęstym odżywczo) pokarmem, to znikną


zachcianki żywieniowe i toksyczny głód (wywołany niedożywieniem na
poziomie komórkowym), do normy wróci masa ciała, zostanie przywrócone dobre
trawienie, przyswajanie i eliminacja, ustabilizują się parametry fizjologiczne widoczne
w badaniu krwi. Jestem na to żywym przykładem!

Dr Fuhrman trzeba przyznać wyprzedził swoje czasy, ponieważ dopiero niedawno,


w 2016 roku, oficjalnie zaczęła w dietetyce obowiązywać nowa piramida żywieniowa, w
której to właśnie warzywa i owoce znalazły się u podstawy.

19

1.3 ZIOŁA I PRZYPRAWY

Przejdźmy teraz do prawdziwych kuchennych skarbów czyli ziół i przypraw. To kolejna


różnica między pokarmem przygotowanym w domu, a w fabryce. Przemysłowo
przetworzone jedzenie musi dobrze smakować by klient kupił je ponownie, a do tego
musi być tanie. Aby to osiągnąć producenci jak już wiemy pakują do swoich wyrobów
3 magiczne składniki: cukier, sól i tłuszcz. Znajdziemy je praktycznie wszędzie:
mnóstwo soli, cukru (lub częściej syropu glukozowo-fruktozowego, bo tańszy) oraz
tłuszczu (również najtańszego czyli rafinowanego lub utwardzonego). WSZĘDZIE! Nie
tylko w słodyczach, ciasteczkach czy słonych przekąskach, ale nawet w przetworach
rybnych, mięsnych, o daniach gotowych nie wspominając. Przyprawy i zioła grają tu
rolę drugoplanową, liczy się cukier, sól i tłuszcz. Te są tanie i uzależniają nasz
mózg i nasze kubki smakowe, podczas gdy naturalne przyprawy nie uzależniają i do
tego są droższe.

Gęstość odżywcza rafinowanego cukru, białej oczyszczonej z minerałów soli i


rafinowanego tłuszczu jest praktycznie zerowa, bowiem wszystkie 3 składniki są
rafinowane i przetworzone. Natomiast w kuchni człowieka przewlekle zdrowego smak

20

potrawom nadają nie cukier, sól czy tłuszcz, ale rozmaite naturalne przyprawy i
zioła - obficie używane także w kuchniach Niebieskich Stref.

Gęstość odżywcza ziół i przypraw potrafi być częstokroć naprawdę


zaskakująca, podobnie jak zawartość składników mineralnych. Na przykład cynamon
powinien dostać złoty medal za poziom wapnia: w stu gramach cynamonu wapń
stanowi aż ponad 1 gram (dokładnie 1002 mg). Ponadto zioła i przyprawy stanowią
doskonałe źródło antyutleniaczy. Zobaczmy:

Najbogatsze w antyutleniacze są goździki, cynamon, kurkuma, kakao, kmin


rzymski, bazylia, oregano, nać pietruszki. Całkiem niezły jest pieprz, gorczyca (z której
łatwo w domu zrobić musztardę) czy też imbir.

21

Zamiast cukru bardziej opłacalne zdrowotne będzie do słodzenia i


przygotowywania deserów używać naturalnych produktów słodzących takich jak:
suszone daktyle, świeże słodkie owoce lub naturalny miód, można też czasami użyć
odrobiny melasy, syropu daktylowego lub klonowego, a od czasu do czasu można też
sięgnąć do polioli jak ksylitol lub erytrytol - z tym, że te są już bardziej
przetworzone (ich zaletą jest jednak niski indeks glikemiczny oraz smak i konsystencja
zbliżona do stołowego cukru).

Sól natomiast najlepsza jest naturalna i nieprzetworzona: szara


nieoczyszczona kłodawska lub himalajska różowa. Biała „sól spożywcza” (ta najtańsza,
ulubiony składnik w produktach przetworzonych przemysłowo) posiada w składzie
jedynie dwa minerały czyli chlor i sód, a jeśli jest jodowana, to jeszcze trzeci czyli
jod (ten pierwiastek jest jednak lotny i szybko wyparowuje, czasem jeszcze zanim sól
trafi nawet do solniczki).

Tłuszcz izolowany w formie oleju czy masła jest mimo wszystko produktem
przetworzonym, dlatego nie należy go nadużywać. Najlepiej go traktować jako
swojego rodzaju przyprawę, a więc stosować w niewielkich ilościach, np. oliwę z
oliwek extra vergine - wzorem Niebieskich Stref. Na oliwie można też np. przeszklić
cebulkę na małym ogniu. Niezbędnymi narzędziami kuchennymi są więc silikonowy
pędzel i spryskiwacz do oliwy. Dzięki temu izolaty tłuszczowe będziemy stosować jako
przyprawę zamiast lać je łyżkami do potraw.

Do obróbki termicznej w wyższej temperaturze zalecane jest z kolei stosować odporne


na wysokie temperatury tłuszcze nasycone jak olej kokosowy lub klarowane
masło (ghee). Generalnie jednak smażenie (szczególnie na głębokim tłuszczu) nie
jest rodzajem obróbki termicznej sprzyjającym zdrowiu i dlatego wszelkich
smażenin należy zdecydowanie unikać.

Tłuszcz nasycony poza tym do najzdrowszych wcale nie należy i póki co nie ma
dowodów naukowych na wybitną zdrowotność tłuszczów nasyconych
(cokolwiek na ten temat nie usłyszycie od internetowych „guru zdrowia”).

Margarynę na pewno wykluczamy, podobnie jak rafinowane przemysłowo oleje


roślinne - z powodów już wcześniej wspomnianych.

22

A jakie wobec tego są najbardziej sprzyjające przewlekłemu zdrowiu źródła


tłuszczu? Jak łatwo się domyślić są to pokarmy całościowe zawierające tłuszcz czyli
orzechy, pestki, oliwki, awokado czy kokos. Tych pokarmów możemy się nie obawiać.
Jedząc rozsądne ilości tłustych pokarmów całościowych raczej nie
„przedawkujemy” tłuszczu, co może jednak mieć miejsce gdy nadużyjemy oleju
(izolatu).

Podsumowując niniejszy rozdział „CO JEŚĆ” (i jak to robią ci, którzy są


przewlekle zdrowi i dożywają trzycyfrowych urodzin?) - wypunktujmy co
następuje:

1. Przede wszystkim pożywienie jak najmniej przetworzone, możliwie jak


najbliższe oryginałowi - część na surowo, a część w postaci gotowanej (ale nie
smażonej), przyprawiane obficie bogatymi w antyutleniacze ziołami, unikajmy
nadmiaru dodawanej soli, tłuszczu i cukru oraz wszelkiego typu produktów
oczyszczonych, rafinowanych.

2. Pożywienie w dużym stopniu roślinne, z opcjonalnym niewielkim (do


10% kalorii) dodatkiem pokarmów odzwierzęcych dobrej jakości (unikamy
produktów pochodzących od zwierząt z hodowli przemysłowych, tuczonych paszami
GMO i antybiotykami).

3. Nie za dużo! Nie można się przejadać: trzeba jeść by żyć, a nie
odwrotnie. Jedzmy zawsze w spokoju, dobrze żując i mieszając pokarm ze śliną
(trawienie zaczyna się już w jamie ustnej!), nigdy w pośpiechu czy zdenerwowaniu
albo przed ekranem telewizora czy komputera.

23

KROK 2

2. CO PIĆ?
2.1 WODA: GDZIE I JAKA?

Przejdźmy teraz do punktu drugiego czyli co pić? Na pewno warto wiedzieć czego nie
pić: cukru stołowego w płynie czyli wszelkich dosładzanych napojów. Obojętnie zresztą
czy dosładzanych cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym czy sztucznym
słodzikiem (prawdę mówiąc nawet już stary poczciwy cukier jest od sztucznych
słodzików zdecydowanie zdrowszy).

24

Podstawowym napojem dla człowieka przewlekle zdrowego powinna być woda. To


właśnie woda stanowi większą część masy ludzkiego ciała. Nie kawa, herbata, cola czy
piwo (wszystkie niestety odwadniają, zamiast nawadniać), ale woda.

Babskie czasopisma i cały internet pełen jest nawoływań: pijcie wodę, tyle i tyle
szklanek dziennie musisz pić wody. A ja powiem tak: ja mojej wody jako wody piję
stosunkowo niewiele, ale za to większość z mojej wody ja po prostu... zjadam.
Tak, zjadam! Mam w nosie nawoływania ekspertów do PICIA wody. Nikt nie mówi o
tym by ją przede wszystkim ZJADAĆ. Oto skrzętnie skrywana tajemnica
przewlekłego zdrowia: najpierw swoją wodę zjedz, a dopiero jak będzie za
mało to jeszcze dopij.

A dla kogo jest dobra rada o musowym piciu dwóch litrów wody
dziennie? Dla kogoś, kto żywi się głównie kanapkami, serem, mięsem i słodyczami.
Tak, tam faktycznie jest mało wody.

Często dostaję zapytania jaką wodę najlepiej pić, czy z jakiegoś filtra, osmozy itd.,
bo wiadomo, że woda wodzie równa nie jest. A bez wody życia nie ma, więc woda musi
być. Tylko jaka, pytano mnie? Z kranu? Butelkowana? A może zamrażać wodę i pić
po odmrożeniu (ktoś wyczytał, że to zdrowo) albo czy warto kupić taki magiczny
„strukturyzator wody” u znanego „guru zdrowotnego” (nie będę wymieniać nazwiska,
ale jest bardzo znany) w jego sklepiku internetowym za jedyne... (olaboga!) 2500 zł?

Cóż, picie wody jako takiej niekoniecznie nawodni, odmłodzi i uzdrowi nasze
tkanki w taki sposób, jaki byśmy sobie to wyobrażali. Woda pita niekoniecznie trafia
bowiem tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, czyli do głębi naszych tkanek, aby je
nawodnić. Natomiast jedzenie wody (tej naturalnie zawartej w jarzynach i owocach)
robi to wyśmienicie i niezawodnie: woda wraz z innymi substancjami odżywczymi
szybko trafia dokładnie tam gdzie ma trafić.

Natura tworzy wodę idealną: idealnie żywą, idealnie wystrukturyzowaną,


wyklastrowaną i cokolwiek sobie zażyczysz - to tam już jest! W tych warzywach i
owocach.

Zapewniam Cię: nie potrzebujesz niczego innego do szczęścia, żadnych


drogich urządzeń czy innych dziwactw.

25

Ja bez żadnych wynalazków sobie doskonale poradziłam! Jestem chodzącym


żywym dowodem na to, że taka naturalna woda pochodząca z warzyw i
owoców na pewno nawilża, odżywia, odmładza oraz utrzymuje moje tkanki w
znakomitym stanie i głównie z takiej wody właśnie korzystam na co dzień. I Tobie też
to polecam – to naprawdę działa: jedz swoją wodę!

Bo jeść przecież i tak trzeba, więc czemu nie jeść od razu tego, co przy okazji
również nas nawodni? Wyprodukowano u Matki Natury – towar pierwszego
sortu, tu nie ma lipy! 🙂

Oto gdzie znaleźć najwięcej wody do picio-jedzenia. Bierzcie więc i pijcie z tego
wszyscy – oto prawdziwa krynica przewlekłego zdrowia!

26

Na infografice pokazałam tylko niektóre warzywa i owoce, ale to nie znaczy, że


tylko te zawierają wodę i nawilżają nasz organizm od środka, ma się rozumieć! 😉

W zasadzie wszystkie świeże warzywa i owoce posiadają tej najlepszej dla nas wody
całe mnóstwo. Serio! Taki nawet pozornie “suchy” banan ma aż 74% wody!
A co powiesz na soczyste truskawki (91% wody), arbuzy (96% wody), marchewkę
(92% wody), cukinie (95% wody), kapustę (93% wody), brokuły (91% wody),
kalafiora (92% wody), paprykę (91% wody), a oprócz tego mamy przecież bogactwo
soczystych owców jak np. malin, czereśni, porzeczek, brzoskwiń i jagód (wszystko ok.
87-90% wody), że nie wspomnę o roślinach strączkowych jak np. zielonym słodkim
groszku, fasolce szparagowej i bobie (wszystko powyżej 80% wody).

Widzisz teraz gdzie jest twoja woda? Natura ją tam umieściła specjalnie dla
nas i jest to woda najlepszego rodzaju jaki możemy sobie wymarzyć.

A jeśli chodzi o wodę do picia, parzenia ziółek czy gotowania posiłków, to wcale nie
trzeba kupować wody butelkowanej: jak wskazują badania większość
butelkowanych wód nie ma wcale lepszej jakości niż woda z kranu (oczywiście
pewnym wyjątkiem będą tutaj butelkowane wody zdrojowe - wysokozmineralizowane,
mogące wręcz mieć działanie lecznicze jak np. woda „Zuber”, „Słotwinka”, „Jan” itp.).

Ja akurat tutaj gdzie mieszkam (Elbląg) mam w kranie wodę naprawdę całkiem
przyzwoitej jakości. Oprócz tego mam w domu zainstalowany taki ogólny filtr wody (w
piwnicy, przy liczniku), a potem jeszcze dodatkowo dla ostatecznej poprawy jej jakości
filtruję ją filtrem dzbankowym. Czasem gdy dostanę, to kupuję magnezowe filtry
dzbankowe, które jeszcze wzbogacają filtrowaną wodę w jony magnezu. Woda jest
smaczna i nie mam jej nic do zarzucenia.

Oprócz tego w szklanym baniaku trzymam zawsze pod ręką wodę krzemową, która
jest bardzo dobra zarówno do gotowania posiłków jak i do kwiatów ciętych czy też
pielęgnacji roślin pokojowych, lubią ją także moje koty (mam dwa przygarnięte ze
schroniska cudowne kocurki!). Na baniak pięciolitrowy daję ok. 100 g kamyczków
czarnego krzemienia i zalewam filtrowaną wodą (kupiłam krzemień na Allegro, ale jest
do dostania również w sklepach ze zdrową żywnością) - takiego czystego, bez wapienia.
Kamyki te są wielokrotnego użytku, oczywiście.

27

2.2 SOKI I KOKTAJLE

Teraz gdy już wiesz gdzie znajduje się najlepsza do picia woda, nie będzie chyba
dziwne gdy powiem, że zamiast jeść, czyli używać własnej szczęki (do miażdżenia
warzywnej lub owocowej tkanki i wyciskania w ten sposób zawartej w przestrzeniach
międzykomórkowych wody) możemy skorzystać z dobrodziejstw nowoczesności i
posłużyć się w tym celu urządzeniami elektrycznymi jak blender i wyciskarka.

Za pomocą tych urządzeń możemy zrobić dwie rzeczy: w blenderze zmiażdżyć


kompletnie nasze całe warzywa i owoce pozyskując smaczny koktajl, albo za pomocą
wyciskarki (lub ostatecznie sokowirówki, ale wyciskarka lepsza) oddzielić włóknisty
błonnik nierozpuszczalny od całej reszty pozyskując sam sok wraz ze wszystkimi
zawartymi tam dobrociami (witaminy, minerały, enzymy, błonnik rozpuszczalny itd.).
W tym miejscu chciałabym rozwiać dwa popularne mity:

1. Do soku (lub koktajlu) trzeba koniecznie dodać jakiegoś oleju czy


innego izolowanego tłuszczu, bo inaczej nie przyswoimy witamin
rozpuszczalnych w tłuszczach.

Nie. Nie musimy wcale dodawać żadnego tłuszczu, żadnego oleju. Każde
warzywo czy owoc, które posiada w sobie witaminy rozpuszczalne w tłuszczach zostało
przez Matkę Naturę równocześnie wyposażone w pewną ilość kwasów tłuszczowych
(tak, nawet szpinak czy sałata!), w których te witaminy siedzą sobie rozpuszczone i
niczego dodatkowego (w sensie oleju dodawanego ludzką ręką) nie potrzebują aby
zostać przyswojone. Serio, nie poprawiajmy natury, ona naprawdę wie co robi!

2. Soki wyciskane nie mają błonnika, dlatego koktajle są zdrowsze.

Nie. Soki wyciskane też mają błonnik. Ten rozpuszczalny przechodzi do soku,
jedynie zostaje odrzucona część włóknista zawierająca błonnik nierozpuszczalny,
dzięki czemu cała zawartość soku może zostać przyswojona przez nasz ustrój bardzo
szybko (trafia do krwiobiegu w ciągu kwadransa po wypiciu). Błonnik rozpuszczalny
jest znakomitym prebiotykiem odżywiającym nasze bakterie jelitowe. Jeśli jednak z
jakiegokolwiek powodu zależy Ci na błonniku również nierozpuszczalnym - rób
koktajle, gdzie wrzucamy warzywa i owoce w całości do blendera i miażdżymy na
nadającą się picia papkę.

Jest mnóstwo powodów dla których warto pić codziennie świeżo wyciskane w domu
soki warzywno-owocowe. Napisałam nawet na ten temat obszerny, napakowany
poradami i wiedzą artykuł.

Możesz przeczytać go tutaj : https://akademiawitalnosci.pl/10-powodow-dlaczego-


musisz-pic-swiezo-wyciskane-s oki-i-od-czego-zaczac/

Zarówno świeżo wyciskane soki jak i koktajle mają swoich fanów jak i
przeciwników. Jak się okazuje i jedno drugie ma niezwykłe zalety zdrowotne!

29

Warzywno-owocowe soki i koktajle umożliwiają spożycie ogromnych porcji świeżych


warzyw i owoców. Gryząc pokarmy nie zjemy ich dużo, musielibyśmy cały dzień
siedzieć i żuć. Urządzenie po prostu robi za nas tę ciężką robotę. Dzięki temu do
naszego wnętrza trafia dużo więcej warzyw i owoców - i o to właśnie chodzi.

Po co to robić? Ano po to, że obecnie mamy tak zatrute środowisko i szybki,


stresujący tryb życia, że potrzebujemy dużo więcej witamin i składników
mineralnych niż potrzebowali nasi przodkowie, prowadzący spokojne życie w czystym
środowisku. Potrzebujemy więc sprytnych rozwiązań, a blender i wyciskarka do
soków jest jednym z nich. Tabletkowa suplementacja to nie to samo!

Jeszcze jedno: jak mówią naturopaci - pij swoje jedzenie i żuj swoje soki. W ślinie
mamy enzym, amylazę, wstępnie trawiącą węglowodany. Gryząc pokarmy mamy czas
by zmieszać kęs ze śliną. Ale soki i koktajle często wypijamy jednym haustem, a to
błąd! Soki i koktajle też należy „przeżuć”, czyli wymieszać dobrze ze śliną.

Powiem jedno: jeśli chcesz bardzo szybko odczuć poprawę zdrowia, to zrób to co ja
zrobiłam i w pierwszej kolejności zacznij pić świeżo wyciskane soki i
koktajle (nie te sklepowe!), to najlepsza multiwitamina bo w naturalnej formie, nie
znajdziesz takiej w żadnej aptece. Inwestycja w wyciskarkę bardzo szybko Ci się zwróci.

Gorąco polecam przetestowaną osobiście przeze mnie i opisaną na blogu wyciskarkę


wielofunkcyjną brytyjskiej marki Juicy Retreats, model JR Ultra 8000 S2, zrobisz z
jej pomocą soki i koktajle, a nawet pyszne mrożone lody z samych owoców: https://
akademiawitalnosci.pl/wyciskarkaJR

Przy składaniu zamówienia otrzymasz rabat 100 zł podając kod: JR-LYKZDROWIA.


Kod wpisz w formularzu zamówienia online lub podaj obsłudze sklepu składając
zamówienie telefonicznie.

Eksperymentuj z różnymi kombinacjami warzyw i owoców - soki lub koktajle


mają po prostu Ci smakować! Tylko wtedy będziesz je pić gdy będą smaczne,
inaczej zrazisz się od początku.

A jeśli jesteś nowicjuszem w temacie i nie masz jeszcze pomysłów na soki i


koktajle, to polecam mojego e-booka, gdzie znajdziesz sprawdzone inspiracje:
https://akademiawitalnosci.pl/99-przepisow-kuchni-szybkiej-i-zdrowej/

30

2.3 KAWA I HERBATA

Kawa i herbata to nie są niewinne napoje, lecz używki i o tym pamiętajmy. Ponadto
myśląc o kawie i herbacie momentalnie przychodzi nam na myśl ich towarzysz
cukier.

W nowej piramidzie zdrowego żywienia możemy zobaczyć, że pokazana jest kawa i


herbata z przekreśloną kostką cukru. Pełna zgoda!

Cukier to złodziej zdrowia:

1. Cukier postarza: powoduje utratę gęstości tkanki łącznej, degradację elastyny i


kolagenu, wzrost wolnych rodników.
2. Cukier odbiera męskość: powoduje obniżenie poziomu testosteronu na rzecz
estrogenu.
3. Cukier ogłupia: uzależnia, powoduje niepokój, depresję, kłopoty z pamięcią i
uczeniem się.
4. Cukier osłabia: spożycie 1 łyżeczki cukru blokuje Twój system odpornościowy
na ponad godzinę.
5. Cukier okrada: do strawienia cukru ustrój potrzebuje wapnia i magnezu m.in.
z Twoich zębów i kości, cukier powoduje też niedobory witamin (z grupy B, wit. E),
magnezu i mikroelementów (chrom, miedź).
6. Spożycie cukru zwiększa ryzyko szeregu nowotworów: piersi, jajników,
prostaty, przewodu pokarmowego, wątroby, płuc i innych organów.
7. Cukier podnosi poziom homocysteiny, trójglicerydów i “złego” cholesterolu.
8. Cukier sprzyja chorobom: zaparciom, hemoroidom, próchnicy, otyłości,
napięciu przedmiesiączkowemu (zatrzymuje wodę w organizmie), policystycznym
jajnikom (zaburza gospodarkę hormonalną), endometriozie, astmie, padaczce, ADHD,
chorobom serca, krążenia i autoimmunologicznym, problemom ze skórą, tarczycą i
stawami. Zaburza równowagę kwasowo-zasadową!
9. Cukier sprzyja zaburzeniom przewodu pokarmowego: rozrost Candidy,
choroba Crohna, zespół jelita drażliwego, kamienie żółciowe, owrzodzenie jelita
grubego.
10. Cukier sprzyja niedomaganiom oczu: krótkowzroczność, katarakta,
zwyrodnienie plamki żółtej.

31

Oczywiście chodzi o cukier rafinowany przemysłowo (nie dotyczy to cukrów


występujących naturalnie np. w owocach).

Czy wiesz, że herbata jest na świecie drugim po wodzie najpopularniejszym napojem?


I słusznie, bo jak wskazują badania - umiarkowane spożycie naparu z Camelia
Sinensis (botaniczna nazwa herbaty) ma działanie wpierające zdrowie! Szczególnie
dobrze działa herbata zielona (pijają ją również stulatkowie w jednej z Niebieskich
Stref - japońskiej Okinawie).

Oprócz herbaty (zielonej, czarnej, czerwonej czy białej) już od pokoleń wiadomo, że
korzystne dla zdrowia jest picie herbatek ziołowych, a najpopularniejsze z nich to
mięta, rumianek, lipa, skrzyp, pokrzywa, szałwia, melisa, koper włoski, dziurawiec,
czystek, hibiscus, roiboos (herbatka z czerwonokrzewu), a także rozmaite mieszanki
np. z owocami (owoc róży, jarzębina itp.).

Ziołowe napary w przeciwieństwie do herbaty czy kawy nie mają działania


pobudzającego. Ziółka są podobnie jak herbata źródłem wielu cennych dla zdrowia
ochronnych fitozwiązków, a wiele z nich ma działanie chroniące przed nowotworami,
podnoszące odporność, chroniące wątrobę i poprawiające trawienie. Warto pić
herbatki ziołowe, ja mam ich w domu pokaźną kolekcję! 🙂

A co z kawą? Kawa posiada w sobie zarówno cenne zdrowotnie związki jak i te


szkodliwe, ponadto pobudza silniej niż herbata. Kiedyś nie wyobrażałam sobie w
ogóle funkcjonowania o poranku bez kawy! Najpierw kawa, a potem zaczynam dzień.
Czy to była witalność z prawdziwego zdarzenia? Na pewno nie. Witalność
„kupiona” kawą czy innym pobudzaczem to broń obosieczna: gdy działanie kofeiny
mija jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni niż przedtem.

Kofeina potężnie uzależnia! Odwyk od kawy kosztował mnie sporo cierpienia, ale
było warto: odzyskałam wolność od nieszczęsnej kofeiny i dopiero wtedy byłam w
stanie rozpocząć budowanie mojej prawdziwej, naturalnej witalności.

Nigdy więcej sztucznej, kawowej pseudo-witalności! I nigdy więcej trudnych odwyków


od pętających moją wolność używek. Teraz porannego kopa dają mi warzywa, owoce i
zielone koktajle. 🙂

32

Prawda jest taka, że trzeba wiedzieć jak pić kawę z głową! W przeciwnym razie
możemy sobie kawą wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Teraz już to wiem - doświadczyłam na własnej skórze. Przekopałam się przez


badania naukowe! A potem nawet napisałam na ten temat e-booka wyjaśniając jak to
zrobić.

Jeśli jesteś kawoszem (nawet okazjonalnym) to zachęcam do zapoznania się z moim


opracowaniem „Kawa: instrukcja obsługi”, pomocnym nie tylko w wyzwoleniu od
kawowego nałogu, ale i w nauczeniu się jak pić kawę, by czerpać z tego maksymalne
korzyści: https://akademiawitalnosci.pl/kawa-instrukcja-obslugi/

33

KROK 3

W CZYM GOTOWAĆ?
3.1 NACZYNIA KUCHENNE

Możemy wybierać najzdrowsze pokarmy, ale jeśli je będziemy źle gotować albo
używać złych naczyń, to korzyści ze zdrowego jedzenia nie będą takie, jakich byśmy
się mogli spodziewać. Przyjrzyjmy się bliżej teraz wyposażeniu naszej kuchni.

Co należy z niej wyrzucić? Co zostawić? Co wymienić?

34

Najmniej zdrowe materiały w kuchni to:

- aluminium (jeśli nie jest powlekane),


- miedź (o ile nie jest powlekana),
- teflon (szczególnie gdy uszkodzony),
- plastik.

Naczyń, misek czy sztućców wykonanych z tych materiałów warto więc unikać,
podobnie jak np. folii aluminiowej, aluminiowych puszek, plastikowych butelek itd.

Najbezpieczniejsze z kolei w kuchni materiały to:

- szkło - z niczym nie reaguje, choć łatwo się tłucze,


- ceramika - podobnie jak szkło,
- stal szlachetna wysokiej jakości (z oznaczeniem 18/10 czyli 18% chromu i 10%
niklu), ale jeśli masz alergię na nikiel lub chrom, to wybierz coś innego.

Skieruj więc teraz natychmiast swoje kroki do kuchni i przejrzyj swoje kuchenne
szafki. Wyrzuć wszystkie naczynia, które są uszkodzone i porysowane (szczególnie te z
powłokami nieprzywieralnymi jak Teflon), poobijane, z odpryskami (jak np. naczynia
emaliowane) albo stare aluminiowe naczynia, które możemy mieć odziedziczone
jeszcze po rodzicach czy dziadkach (obecnie naczyń z czystego aluminium już się nie
produkuje, nowoczesne naczynia aluminiowe zawsze są powlekane - stalą, ceramiką,
teflonem, powłoką imitującą kamień itp.).

Uwierz mi - nie ma czegoś żałować! Niech nie będzie Ci ani trochę szkoda
wyrzucić tych naczyń: szkoda to tylko nas, bo za krótko żyjemy. 😉

Jeśli planujesz zakup nowych naczyń, to wybieraj te wykonane z bezpiecznych


surowców. W dużym skrócie zasada brzmi: dostajesz to, za co płacisz. Na przykład
naczynia powleczone ceramiką różnią się między sobą nie tylko ceną, ale i jakością: te
tanie mają cieniutką powłoczkę ceramiki, a te drogie porządną i będą służyć dłuższy
czas. Pod spodem zaś, pod tą powłoką znajduje się najczęściej niestety aluminium.
Lubimy naczynia z aluminium bo metal ten szybko się nagrzewa i jest lekki, więc
garnki czy patelnie nie są ciężkie.

35

Warto jednak zainwestować w droższe naczynia, które pod spodem, pod powłoką
ceramiczną mają stal nierdzewną. Nawet jeśli zarysujemy powłokę, to do
pożywienia nie będzie dostawać się aluminium, które jest metalem toksycznym.

A co z ciężkimi naczyniami żeliwnymi? Te znajdują się pośrodku skali: nie są tak


szkodliwe jak aluminiowe, ale z czasem mogą okazać się niebiezpieczne, ponieważ
cząsteczki żelaza będą dostawać się do naszego pożywienia, toteż w używaniu tego typu
naczyń sugeruję zachować pewną ostrożność. Żelazo to miecz obosieczny – o czym
większość ludzi nie wie.

Oczywiście my żelaza jak najbardziej do życia potrzebujemy, ale tylko w


niewielkich ilościach. A nie zawsze dodatkowe dostarczanie każdego dnia jonów
żelaza z naszych naczyń może w długoterminowym ujęciu wyjść nam ostatecznie na
zdrowie. Pisałam na temat niebezpieczeństw związanych z nadmiarem żelaza na
blogu: https://akademiawitalnosci.pl/tag/zelazo/

Najzdrowsze w kuchni są zatem zawsze: szkło, ceramika i wysokiej jakości stal


nierdzewna. Wszelkie nowoczesne powłoki nieprzywieralne (tak jak np. Teflon i inne
teflonopodobne powłoki naśladujące dla niepoznaki coś naturalnego jak kamień,
marmur, granit itd.) zawierają w sobie mimo wszystko pewien element ryzyka: nasi
przodkowie nie przetestowali ich na sobie i nie wiemy tak do końca jakie działanie
długoterminowo mogą mieć one na nasz organizm.

Producent co prawda zapewnia, że są one bezpieczne i nie sposób sobie zrobić nimi
krzywdy w warunkach domowych (smażenie w domu nie osiągnie nigdy
krytycznych temperatur), ale nie oszukujmy się: on te produkty po prostu musi komuś
sprzedać, a ludzie pod wpływem reklamy kupują je. A jak kupują to używają, a jak
używają to i zużywają.

Mnie samej zdarzało się ongiś używać patelni teflonowej z powłoką


pozostawiającą, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Powodem tego było zwyczajnie
zapominalstwo domowników, że szurganie widelcem po takiej patelni jest surowo
zabronione. No cóż, samo życie!

Teflonu zatem zdecydowanie nie polecam.

36

3.2 NARZĘDZIA KUCHENNE

Zdrowej kuchni nie sposób prowadzić bez odpowiednich narzędzi. Ważne jest przy
tym, aby w miarę możliwości narzędzia w miejscu stykania się z żywnością były
wykonane z materiałów innych niż najtańszy, niewiadomego pochodzenia plastik.

Ogólnie trzymajmy się w kuchni takich materiałów jak drewno, szkło, bambus,
wysokiej jakości silikon, wysokiej jakości stal nierdzewna oraz ceramika - to są
materiały bezpieczne.

Podstawowy zestaw narzędzi jaki powinien znaleźć się w każdej kuchni:

· stalowe lub ceramiczne noże do krojenia (opcjonalnie także siekacz do cebuli),


· stalowa praska do czosnku i wyciskacz soku do cytryn,
· deski do krojenia (drewniane, bambusowe lub szklane),
· stalowe durszlaki i sitka w różnych rozmiarach,
· szklane pojemniki (słoiki) na produkty spożywcze,
· stalowe, szklane lub silikonowe foremki do pieczenia (różne rozmiary),
· stalowe tarki i temperówki do warzyw,
· stalowe, drewniane lub silikonowe łyżki i łopatki,
· wirówka do sałat dobrej jakości (jeśli plastik to bez BPA),
· obieraczka do warzyw (polecam marki Borner, bardzo cienko obiera),
· spryskiwacz i pędzel silikonowy do oliwy,
· stalowa wkładka do gotowania na parze.

Co jeszcze? Do krojenia mam sprawdzony już od lat świetny ząbkowany nóż


szwajcarskiej marki Victorinox o wdzięcznej nazwie „pikutek”. Nie wyobrażam sobie
już pracy w kuchni bez niego! Nie jest co prawda zbyt piękny wizualnie (jego
plastikowa rękojeść wygląda być może nieco tandetnie), ale ma mnóstwo zalet. Przede
wszystkim kroi wszystko jak szalony. Nie za dobrze radzi sobie tylko z siekaniem
zieleniny, natomiast wszystkie inne prace jak krojenie, siekanie, smarowanie czy
skrobanie wykonuje śpiewająco.

Jest piekielnie ostry (wiadomo - Victorinox) i należy traktować go z szacunkiem. Jeśli


raz go wypróbujecie, to zakochacie się w nim! Kosztuje niewiele jak za tak
znakomitą jakość i markę, bo tylko ok. 20 zł, można go zakupić przez internet.

37

3.3 PRZYDATNE URZĄDZENIA

Szacunek do natury nie oznacza zamieszkania w jaskini tak jak i nie wyklucza
jednoczesnego korzystania z nowoczesnych urządzeń elektrycznych w kuchni. Możemy
zaobserwować, że technologia nawet w dziedzinie gotowania potraw idzie cały czas do
przodu dzięki czemu nasze kuchenne urządzenia pozwalają nam odżywiać się dużo
zdrowiej niż kiedyś.

Urządzenia przydatne w kuchni człowieka przewlekle zdrowego to:

· wyciskarka wolnoobrotowa do soków warzywno-owocowych,


· dobrej jakości blender kielichowy do koktajli,
· mikser z ostrzem „S”,
· blender ręczny typu żyrafa,
· wolnowar,
· urządzenie do gotowania na parze (parowar),
· suszarka (do warzyw, grzybów, ziół),
· toster do grzanek.

Z dwóch pierwszych nie warto rezygnować (ewentualnie


wolnoobrotową wyciskarkę do soków można zastąpić sokowirówką, jednak soki nie
będą wtedy tak smaczne ani tak zdrowe).

Z kolei trzy ostatnie sugestie są opcjonalne: suszarka oraz toster mogą być
zastąpione po prostu przez piekarnik, a elektryczne urządzenie do gotowania na parze
może być zastąpione dziurkowaną stalową wkładką do garnka, a nawet stalowym
durszlakiem. Wszystko zależy od naszego budżetu oraz miejsca w kuchni.

Jeśli chodzi o mikser (robot), to ja osobiście mam wielofunkcyjny robot marki Braun
Multiquick z różnymi końcówkami oraz dwoma pojemnikami (dużym ogólnego
zastosowania i małym do siekania ziół, orzechów itd.). Robot tego typu zajmuje mało
miejsca w szafce, a jest bardzo praktyczny.

A co z niezdrową frytownicą? Nawet i tutaj technologia poszła mocno do przodu w


kierunku zdrowia: tradycyjne frytownice do smażenia na głębokim tłuszczu stały się
niemodne i zostały zastąpione przez nowoczesne urządzenia typu Airfryer.

38

Airfryer (smażalnica powietrzna), charakteryzuje się tym, że pozyskuje się efekt


smażenia jak na głębokim tłuszczu używając do tego celu nadmuchu gorącego
powietrza, a jeśli używany jest olej, to wystarczy dodanie zaledwie łyżeczki tłuszczu
zamiast kilku litrów oleju.

Jak wszyscy wiemy smażenie na tłuszczu jest najmniej zdrowym sposobem obróbki
termicznej, a szczególnie smażenie na głębokim tłuszczu.

Wadą smażalnicy powietrznej może być to, że jej kosz jest zazwyczaj pokryty
teflonem, co przy nieostrożnym użytkowaniu może być z biegiem czasu niebezpieczne
(gdy powłoka zostanie uszkodzona kosz nie nadaje się do użytku, podobnie jak to się
dzieje w przypadku patelni).

Podsumowanie wiedzy z kroku trzeciego:

1. Najbezpieczniejsze surowce w kuchni to szkło, ceramika, drewno, bambus,


dobrej jakości stal nierdzewna. Unikajmy za to w kuchni plastików, aluminium,
miedzi i teflonu

2. Zwracajmy uwagę na wykończenie naczyń używanych w naszej kuchni:


nieprzywieralne powłoki mogą być ryzykowne, szczególnie gdy uszkodzone,
warto więc wybierać naczynia droższe mające pod spodem stal szlachetną, a nie
aluminium.

3. Najważniejsze urządzenia w zdrowej kuchni to parowar (lub dziurkowana


wkładka do garnka), blender, mikser i wyciskarka.

I jeszcze jedna ważna uwaga odnośnie szkła i ceramiki: nie używajmy naczyń szklanych
lub szkliwionych jeśli mają przez producenta wskazane przeznaczenie jedynie
dekoracyjne, ozdobne. Takie szkło może zawierać ołów.

Wybierajmy tylko szkło i ceramikę o przeznaczeniu użytkowym.

39

KROK 4

JAK GOTOWAĆ?
4.1 OBRÓBKA SUCHA I MOKRA

Nawet mając do dyspozycji produkty spożywcze choćby najlepszego gatunku i


pochodzenia, to niestety nie mamy do końca gwarancji, że pozyskamy z nich dla
zdrowia maksymalne możliwe korzyści, jeśli z powodu braku wiedzy dojdzie do
nieprawidłowości w przechowywaniu lub obróbce tego jedzenia. Czas więc w tę
wiedzę się uzbroić!

40

Jeśli chodzi o przechowywanie produktów spożywczych to tutaj zasada jest prosta


i bardzo łatwa do zapamiętania: najcenniejsze są zawsze produkty świeże, jak
najświeższe. I to bez względu na to, czy pochodzą z własnego ogródka czy ze sklepu.
Dlaczego? Ponieważ w trakcie długiego przechowywania produkty świeże tracą sporą
część witamin (nawet jeśli były przechowywane w warunkach chłodniczych).

Ten rozdział chcę jednak poświęcić na omówienie obróbki termicznej


pożywienia i najczęstszych błędów jakie większość z nas nieświadomie popełnia.
Ogólnie rzecz ujmując możemy w kuchni używać dwóch rodzajów obróbki termicznej:
mokrej oraz suchej.

Obróbka termiczna mokra zachodzi wtedy gdy używamy wody (czyli jest to gotowanie
w wodzie, duszenie w sosie własnym oraz gotowanie na parze). Jest to najzdrowszy
rodzaj obróbki termicznej pożywienia: nie tworzą się substancje potencjalnie
szkodliwe, zaś wszelkie składniki odżywcze zostają w wodzie, którą zjadamy razem
z potrawą. Oczywiście o ile nie wylejemy jej do zlewu, dlatego zamiast gotowania
warzyw w wodzie warto gotować je tylko i wyłącznie na parze - zawsze tam gdzie to
możliwe.

Drugi rodzaj obróbki termicznej czyli obróbka sucha jest to obróbka odbywająca się
bez udziału wody lub z minimalnym jej udziałem (czyli jest to smażenie, pieczenie,
wędzenie, prażenie, grillowanie). Ten sposób obróbki powiązany jest z tworzeniem się
związków chemicznych, które nie są obojętne dla naszego zdrowia jak na przykład
akrylamidy czy wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA) -
grupa ok. 300 związków chemicznych powstających podczas suchej obróbki
(szczególnie podczas grillowania).

Jak donoszą badacze aż 99% WWA trafia do naszego organizmu wraz z


żywnością. Większość z tych związków ma własności rakotwórcze, mutagenne czy
genotoksyczne.

Tak, to właśnie one nadają pożywieniu grillowanemu, prażonemu, wędzonemu,


smażonemu czy pieczonemu kuszący zapach, smak i barwę. Jednak pamiętajmy, aby
nie stosować tego typu obróbki zbyt często. Powtórzmy raz jeszcze: dużo zdrowsza
jest mokra obróbka czyli gotowanie (w wodzie lub na parze) i duszenie w sosie
własnym.

41

4.2 OGIEŃ, MIKROFALE, INDUKCJA

Ostatnie stulecie przyniosło ludzkości dwie zupełnie nowe metody kuchenne:


odmrażanie i podgrzewanie w kuchence mikrofalowej oraz gotowanie na płycie
indukcyjnej.

Warto zwrócić uwagę, że do tej pory ludzie gotując posiłki korzystali tylko z ognia. W
zasadzie jest to jedyny sposób gotowania jaki został przetestowany przez wiele pokoleń
naszych przodków. Wiemy, że ogień jest bezpieczny.

Co wiemy o bezpieczeństwie mikrofal albo płyt indukcyjnych? Wiemy tyle, ile


usłyszeliśmy w ramach zapewnień od producentów tych urządzeń. Teoretycznie
przyrządzanie posiłków z ich użyciem jest bezpieczne. W praktyce jednak... kto tutaj
jest pokoleniem królików doświadczalnych? Nasi przodkowie nie znali przecież tych
urządzeń, znali tylko ogień, żywy ogień na którym od zarania dziejów gatunku
ludzkiego gotowało się posiłki.

Obecnie żyjemy w czasach, w których obowiązują dwie szkoły myślenia.


Pierwsza (popierana przez mass media, szkolnictwo i oficjalne instytucje) głosi, iż
gotowanie w mikrofalówce to jeden ze zdrowszych rodzajów obróbki cieplnej
pożywienia jaki ludzkość do tej pory wymyśliła, produkty GMO są całkowicie
bezpieczne i dodatkowo uratują ludzkość od głodu, zaś wszelkie mity o ich rzekomej
szkodliwości są nieuzasadnione naukowo, ponadto wszystkie szczepionki są zawsze
bezpieczne i skuteczne, kofeina jest w zasadzie nieszkodliwa, a wszelkie syntetyczne
witaminy niczym nie różnią się od tych pochodzących z pożywienia.

Druga szkoła, do niedawna funkcjonująca jakby „w podziemiu” czy też uważana za


„alternatywną”, ale obecnie zyskująca już na skalę masową coraz większą
popularność głosi, że powinniśmy trzymać się możliwie z daleka od wynalazków
nieprzetestowanych przez pokolenia naszych przodków (w tym kuchenek
mikrofalowych), gotować używając tradycyjnych metod, jeść możliwie jak najwięcej
świeżych warzyw i owoców (optymalnie jeśli organicznie uprawianych) czerpiąc z nich
jak najwięcej naszych witamin i związków mineralnych (a po suplementy sięgać
jedynie w razie potrzeby), dwa razy przemyśleć okoliczności podania komuś
jakiejkolwiek szczepionki oraz nawadniać się warzywami i owocami zamiast kawą.

42

Jako naturoterapeutka jestem oczywiście zwolenniczką drugiej szkoły. 🙂

Zacznijmy od kuchenki mikrofalowej. Zasada jej działania polega na tym, że


mikrofale oddziałują bezpośrednio na cząsteczki wody zawarte w pożywieniu
wprawiając je w drgania, co powoduje wzrost temperatury.

Teoretycznie nic się nie dzieje, po prostu jedzenie zostaje podgrzane (aczkolwiek
nierównomiernie). Oprócz jednak efektów termicznych zachodzą także procesy
nietermiczne (mechaniczne), które powodować mogą deformację struktury
molekularnej podgrzewanej żywności i degradację DNA, przez co tak podgrzany
pokarm nasze ciało odczytuje jako coś obcego.

Najwięcej badań na ten temat wykonali jak się wydaje naukowcy rosyjscy, co
skutkowało zakazem sprzedaży kuchenek mikrofalowych na terenie byłego ZSRR aż do
roku 1992, kiedy to w ramach pierestrojki i zbliżenia do Zachodu zakaz ten przestał
obowiązywać.

Czy nikogo nie zastanawia, że jedzenie z mikrofalówki wygląda, smakuje i


pachnie zawsze jakby trochę... dziwnie? W sumie najczęściej nie przypomina tego
samego pożywienia przygotowanego na tradycyjnych kuchenkach. W praktyce okazuje
się, że jedzenie z mikrofalówki może nie tylko nie odżywiać na poziomie komórkowym,
ale nawet być może jest... toksyczne.

Andreas Moritz w książce „Ponadczasowe tajemnice zdrowia i odmładzania” pisze


na przykład o badaniu z udziałem 2000 kotów, którym podawano kocie frykasy oraz
wodę, a wszystko to przed podaniem było lekko podgrzane w mikrofalówce i
następnie schłodzone. W ciągu 6 tygodni wszystkie koty zdechły z powodu...
niedożywienia, pomimo braku jakichkolwiek zewnętrznych objawów takiego stanu.

Wszyscy też słyszeliśmy o przypadku pacjenta, który zmarł w szpitalu tylko


dlatego, że przetoczono mu przygotowaną do transfuzji krew, którą pielęgniarka
podgrzała (a w zasadzie niechcący zagotowała) w kuchence mikrofalowej. Sami
producenci tych urządzeń sugerują ponadto, aby nie podgrzewać w mikrofalówce
mleka kobiecego przeznaczonego do karmienia noworodków i niemowląt.

43

A co z kuchenką indukcyjną? Również i to urządzenie nie zostało


przetestowane przez pokolenia naszych przodków.

Jest jednak ono o tyle bezpieczniejsze od mikrofalówek, że nie mamy tutaj do czynienia
z oddziaływaniem fal pola magnetycznego bezpośrednio na nasze pożywienie.
Strumień pola magnetycznego oddziałuje tutaj tylko na podstawę garnka
ustawionego na polu grzewczym, dzięki czemu dno garnka ogrzewa się, a od tego ciepła
ogrzewa się dalej już sama potrawa. Dlatego aby to zadziałało, dno garnka musi być
wykonane z metalu ferromagnetycznego (czyli nie każdy garnek się nadaje).

Pole magnetyczne wytwarzane przez kuchenkę indukcyjną ma przy tym niską


częstotliwość: tylko ok. 25 kHz. Dla porównania: kuchenka mikrofalowa używa
magnetronu do wytwarzania fal o częstotliwości ok. 2,4 GHz! Płyty indukcyjne są
zatem przypuszczalnie bezpieczniejsze niż kuchenki mikrofalowe. Piszę
„przypuszczalnie”, ponieważ do końca pewności mieć nie można.

Nic tak naprawdę nie zastąpi prawdziwego, żywego ognia! Powiem to z


własnego doświadczenia. Otóż tu gdzie teraz mieszkam „odziedziczyłam” po
poprzednich właścicielach płytę indukcyjną, a oprócz tego zainstalowaliśmy w naszej
kuchni 2 tradycyjne palniki gazowe. Mam więc porównanie: jedzenie gotowane na
gazie jest, co tu dużo mówić, po prostu smaczniejsze.

Natomiast kuchenki mikrofalowej pozbyłam się już kilka dobrych lat temu i wcale
mi jej nie brakuje. Serio! Zupełnie za nią nie tęsknię. Jeśli chcę czasami odgrzać
cokolwiek, to korzystam z piekarnika albo z płyty indukcyjnej nastawionej na
najmniejszą moc.

Są jeszcze elektryczne kuchenki ceramiczne: te nie emitują fal pola


magnetycznego (ich zasada działania polega na tym, że pod blatem kuchenki znajdują
się metalowe spirale rozgrzewające się do czerwoności). Jednak jako urządzenia
kuchenne są one już nieco mniej polecane (głównie z uwagi na prądożerność).

Ogólnie jednak używam najczęściej tradycyjnego źródła ciepła w kuchni czyli


ognia i czytelnikom również to polecam - oczywiście o ile tylko jest taka możliwość.

Staruszkowie z Niebieskich Stref doradziliby nam zapewne to samo! 🙂

44

4.3 A MOŻE NIE GOTOWAĆ?

Kiedyś nie mieściło mi się w głowie, że w ramach posiłku można zjeść żywy pokarm
roślinny. Czyli zjeść cały swój posiłek na surowo. Posiłek dla mnie kojarzył się z
czymś przetworzonym termicznie: zupa, kotlet, ryż, bułka z wędliną... Surówka czy
sałatka była OK, ale jako dodatek, a nie danie główne. Koktajl kojarzył mi się raczej z
deserem. Soki kupowałam w sklepie, takie pakowane w kartonik.

A potem... potem odkryłam surową żywność i zachwyciłam się. Wolność od


gotowania to wspaniała rzecz! Pomyślmy tylko: to właśnie natura nam daje najlepszy
fast food pod słońcem. Takie na przykład jabłka, gruszki, maliny czy winogrona:
bierzesz po prostu do ręki i posilasz się.

Pokarm żywy jest więc idealny nie tylko pod kątem zdrowotności, ale i pod kątem
szybkości przygotowania, bo w zasadzie wystarczy tylko umyć. Często nawet nie myję,
tylko wychodzę do ogródka i zrywam czereśnie prosto z drzewa i hops, do buzi. Albo
maliny. Albo borówki, groszek zielony czy bób, który uwielbiam. To jest dopiero szybki
posiłek, fast food nad fast foodami, szybciej się już po prostu nie da! Ogródek to
mój prywatny bar serwujący fast food i to w dodatku jaki zdrowy! 🙂

Surowe pokarmy można jeść na dwa sposoby: w formie stałej (jako sałatka,
surówka) lub w formie płynnej (jako zmiksowany koktajl albo jako wyciskany na
świeżo sok). Forma płynna ma tę przewagę, że za jednym posiedzeniem jesteśmy w
stanie zjeść naszych warzyw i owoców dużo więcej niż w formie stałej.

Surowe pokarmy mają fenomenalne działanie przywracające zdrowie, co do


tego nie mam żadnych wątpliwości. Gdy było ze mną zdrowotnie bardzo źle, to właśnie
surowe pokarmy sprawiły, że powróciła moja witalność, powróciło zdrowie i doskonałe
samopoczucie, a dzisiaj czuję się dużo lepiej niż gdy byłam młodsza o 20 lat!

Gdy głębiej poszukasz, to zarówno w książkach (np. „Wylecz się sam” A. Saul’a) jak i w
internecie znajdziesz wiele świadectw od ludzi, którzy za pomocą surowej
żywności powrócili do zdrowia. W tym momencie może powiesz: „Ale mnie to na
pewno nie dotyczy, moja choroba jest mega poważna, ma bardzo mądrze brzmiącą
nazwę i lekarz zapisał mi na nią stertę lekarstw, a na dodatek powiedział, że to co
jem nie ma znaczenia, bo mój stan i tak jest nieuleczalny”.

45

Otóż wyjaśnić tutaj należy jedną rzecz: nie jest ważne co to za choroba nas dręczy i jak
przerażająco brzmi jej nazwa, bowiem nasz fenomenalnie skonstruowany organizm
ma to całkowicie w nosie! Organizm sam wie jak się uzdrawiać i gdy tylko
stworzymy mu ku temu odpowiednie warunki on uzdrawia się „po całości”, a nie
na wyrywki (aczkolwiek ma swoją hierarchię ważności i bardzo inteligentnie
uzdrawia w takiej kolejności, jaka JEGO ZDANIEM jest konieczna do zachowania
integralności CAŁEGO systemu, mając w nosie nasze widzimisię na ten temat).

Gdy chcemy włączyć mechanizmy samouzdrawiania, oczyścić organizm ze złogów


itd., to dieta oparta wyłącznie o surowe warzywa i owoce na pewno sprawdzi się do
tego celu doskonale. Sama tego fenomenu doświadczyłam i mogę to potwierdzić
osobiście. Ale nie musisz wierzyć mi na słowo, jeśli chcesz możesz również spróbować.

Do dzisiaj zresztą pozostał mi ten zwyczaj, iż każdego roku latem robię sobie sesje diety
witariańskiej (100% surowej) i takie wstawki bardzo dobrze mi robią. A ponieważ nie
składamy się jedynie z przewodu pokarmowego, to dodam w tym miejscu także
kontakt ze słońcem, bo bez witaminy D nie ma zdrowego życia! Samo jedzenie
(nawet najzdrowsze) to nie wszystko (przypomnij sobie piramidę zdrowia na str. 4)

Ale... czym innym jest okresowe wdrożenie mechanizmów samouzdrawiania, a czym


innym jest ustalenie sobie nawyków żywieniowych na całe życie. Czy
powinniśmy odżywiać się 100% na surowo do końca życia? Czy naprawdę dieta 100%
surowa jest "tą jedyną dietą dla człowieka”, jak nam wmawiają znani internetowi
„guru” surowego odżywiania?

W internecie można obecnie spotkać wiele osób, które będą nas namawiały do
pozostania na surowym jedzeniu przez całe życie, używając w tym celu
najrozmaitszych argumentów. A to że gotując jedzenie „zabijamy” je, a to że tracimy
wtedy witaminy, a to że w przyrodzie tylko człowiek je gotowane i dlatego choruje...
Ach, różne jeszcze argumenty usłyszymy od różnych „guru” odżywiania na surowo, a co
jeden to lepszy!

Jednak spójrzmy prawdzie w oczy: nie ma na tej planecie ani jednej społeczności
zdrowych stulatków odżywiającej się tylko i wyłącznie surową żywnością przez
całe życie. No po prostu nie ma!

46

Mamy pięć Niebieskich Stref długowieczności na Ziemi i w żadnej z nich nie mamy do
czynienia ze stuprocentowym witarianizmem przez cały czas. Czy to nie daje do
myślenia? Nie wspomnę już o tym, że zamiast słuchać różnych „guru” z Youtuba, to
warto słuchać NAJPIERW swojego organizmu, a mój mi mówi, że zimą chce gorącej,
gęstej zupy z soczewicą i ziemniakami. I co teraz? 😉

Niech więc zapali Ci się czerwona lampka, gdy będziesz mieć do czynienia z
kolejnym internetowym zjawiskiem próbującym robić z diety religię, prać
ludziom mózgi i zalecać odżywianie się przez całe życie surowymi roślinami tłumacząc,
że przecież najbliższe nam genetycznie małpy (szympansy) tak właśnie robią.

Bardziej zresztą niedorzecznego argumentu niż ten o małpach nie można sobie
wyobrazić. Weźmy bowiem w tym miejscu pod uwagę naukowe fakty, a mianowicie
np. to, że inne naczelne żyją zdecydowanie krócej niż my, ludzie, bo ok. 50 lat.
Najstarsze osobniki szympansów dożywają raptem sześćdziesiątki.

Czy chcesz dożyć tylko (w najlepszym razie) sześćdziesiątki niczym


długowieczny szympans? Ja chcę pożyć trochę dłużej, nie ukrywam! 🙂

Dlatego muszę posiadać wiedzę na temat tego co jedzą i jak się odżywiają
długowieczni ludzie w różnych zakątkach naszego globu, a nie co jedzą szympansy,
choćby nawet te najbardziej długowieczne i przewlekle zdrowe do końca swojego
sześćdziesięcioletniego życia. Rozumiemy się? 😉

I Ty też musisz tę wiedzę posiadać, a temu między innymi służy niniejszy krótki
poradnik. Niewiedza kosztować może upadek zdrowia w dosyć wczesnym wieku,
ewentualnie jakoś się „doturlamy” do wieku podeszłego, najczęściej kończąc z rosnącą
listą przewlekłych dolegliwości, pękającą w szwach torbą zaordynowanych produktów
farmakologicznych i kursowaniem po lekarzach różnych specjalności.

A naprawdę można takiego losu uniknąć!

Rolą naturoterapeuty jest właśnie pomagać ludziom w uniknięciu takiego losu, ucząc
ich właściwych strategii zdrowotnych. To jest moja misja. I w tym zamierzam
pomóc także Tobie.

Warto wiedzieć, że oprócz bardzo dużej ilości rozmaitych warzyw i owoców jest także
miejsce w diecie stulatków na zboża (także glutenowe: pszenica, jęczmień),
kukurydzę, strączki, jajka, sery (fakt: kozie i owcze, domowego wyrobu), ryby i owoce
morza, a nawet od święta mięso.

Z drugiej strony patrząc mamy też jedną Niebieską Strefę wegańską (wegetariańską) w
Loma Linda, więc produkty odzwierzęce niezbędne w celu dożycia setki jak widzimy
nie są, ale też i nie uśmiercą nas przedwcześnie, o ile tylko są one najwyższej
jakości, nieprzetworzone przemysłowo oraz spożywane w rozsądnych, niewielkich
ilościach. Czy wybrać weganizm lub wegetarianizm? To zależy tylko od ciebie.

Prawidłowo uskuteczniany weganizm lub wegetarianizm (o ile będzie on w wersji nisko


przetworzonej) może jak widać prowadzić do dożycia setki w przewlekłym zdrowiu,
czego jednak nie można powiedzieć o witarianizmie (a przynajmniej nie mamy na to
dowodów w postaci choćby jednej witariańskiej populacji długowiecznych).

Reasumując: diety typu detoks to jedna para kaloszy, ale nie mieszajmy ich ze
zdrowym sposobem odżywiania zapewniającym długowieczność i przewlekłe
zdrowie.

Kiedy jest potrzebny detoks, to jest potrzebny – owszem. W każdej z Niebieskich Stref
staruszkowie na przykład regularnie poszczą: post (czyli czas ograniczeń
kalorycznych) to dla nich właśnie czas detoksu. Oni nie mają wyciskarek czy drogich
suplementów, a przede wszystkim internetów głoszących im “prawdę” na temat tego
jak się odżywiać.

W takiej np. Ikarii dni postnych jest razem licząc ok. 180 dni w roku, czyli prawie
połowę roku mają postną, a drugą połowę normalne odżywianie, taka przeplatanka.
Podobną przeplatankę proponuje polska lekarka, dr Ewa Dąbrowska, która
opracowała własną metodę leczenia żywieniem czyli naśladującą naturalne rytmy
warzywno-owocową postną dietę przeplataną z okresami normalnego zdrowego
odżywiania (z wykluczeniem produktów nietolerowanych).

Jednak nie można non stop “się odtruwać” na surowo 365 dni w roku przez wiele
kolejnych lat, a może i do końca życia, bo ktoś w internetach nam wmawia taką
konieczność. To jest zwyczajnie nieprawda i od razu zapala mi się czerwona
lampka.

48

Kiedy bowiem popatrzymy na rytmy natury to zobaczymy jak ważną rolę gra
cykliczność. Wszystko w naturze odbywa się w cyklach. Nie mamy przecież cały rok lata
ani cały rok zimy. Mamy porę roku ciepłą gdy Ziemia rodzi i zimną gdy Ziemia
odpoczywa, mamy dzień do robienia swoich rzeczy oraz noc do spania itd. Czyli
wszystko odbywa się w cyklach.

Owszem, możemy się spotkać z doniesieniami o wyjątkowych ludziach, którzy przez


wiele dekad nie jedzą nic innego z wyjątkiem surowej żywności i póki co
deklarują, iż są zdrowi. Częściej jednak spotkamy takich, którzy mimo spożywania
bardzo dużej ilości surowych pokarmów jedzą także pokarmy gotowane i ci na pewno
dożywają trzycyfrowych urodzin w przewlekłym zdrowiu, co jest naukowo przebadane i
potwierdzone. Tak dzieje się właśnie w Niebieskich Strefach!

Ile zatem zjadać na surowo, a ile gotowanego? Jeśli chcemy oczyścić i uzdrowić
organizm to 100% na surowo. A tak normalnie, poza okresami oczyszczania?

Myślę, że całkiem rozsądne będzie podejście proponowane przez doktora Joela


Fuhrmana: spożywanie pożywienia w stosunku 50:50, czyli połowa na surowo, a
druga połowa gotowana. Spróbuj i zobacz czy taka proporcja Tobie odpowiada,
zapewne będzie się też ona cyklicznie zmieniać (wraz ze zmianami pór roku
organizm będzie chciał np. więcej surowego latem, a więcej gotowanego zimą). Słuchaj
swojego organizmu! I pamiętaj o zasadzie spożywania możliwie nisko
przetworzonych produktów, używając częściej obróbki mokrej niż suchej.

Argumenty o niedoborach spowodowanych spożywaniem gotowanej żywności są


również nietrafione. Gotowanie sprawia, że miękną włókna pokarmowe, dzięki
czemu jesteśmy w stanie zjeść dużo więcej danego pokarmu w postaci gotowanej niż
surowej. Dla przykładu: ile jesteśmy w stanie zjeść marchewki na surowo? Ale już
gotowanej zjemy dużo więcej, prawda? Tak to właśnie działa.

Mało tego: w związku z tym, że miękną włókna, to uwalniają się wtedy spomiędzy tych
włókien bardzo cenne fitozwiązki. Na przykład: pomidory gotowane (przecier, sos)
mają dużo więcej chroniącego nas przed nowotworami likopenu niż pomidory
surowe. Całe dwie Niebieskie Strefy stoją gotowanym pomidorem: Ikaria i Sardynia.
Owszem, zjadają pomidory również na surowo, ale nie stronią bynajmniej od
pomidora przetworzonego termicznie. Nie tracą na tym, lecz przeciwnie - zyskują!

49

Możesz w tym miejscu zapytać dlaczego ja tak z uporem maniaka powołuję się na
staruszków w Niebieskich Strefach? Ano dlatego, że pomimo, iż ludzie ci nie mają
swojego kanału na Youtube, nikomu nie piorą mózgów, nie piszą książek na temat
swojej diety i nie mają konta na Facebooku czy Instagramie - to właśnie oni są
zwycięzcami w wyścigu o długie życie spędzone w przewlekłym zdrowiu.

Podczas gdy my tutaj szukamy kolejnego magicznego suplementu, kolejnego


magicznego urządzenia (np. do „strukturyzowanej wody”), kolejnej „diety cud”,
kolejnego guru, który nam powie co mamy jeść, a czego nam jeść nie wolno. Ale magii
nie ma, a myślenie magiczne obraca się przeciwko nam, bo natury nie da się
oszukać, a już na pewno nie na dłuższą metę (choć i tak wiele grzeszków nam
ona wybacza, szczególnie gdy jesteśmy jeszcze młodzi).

Nie ma cudów - jest dieta. Naukowo udowodniona! W dużym stopniu oparta o


produkty pochodzenia roślinnego, jak najmniej przetworzona, z dużym udziałem
surowych pokarmów - warzywa, owoce, nasiona, orzechy, kiełki i... kiszonki:
żywy, surowy pokarm, zawierający laktobakterie, wspierające zdrowie naszych jelit.

W każdej Niebieskiej Strefie z kiszonkami się spotkamy, w takiej czy innej formie
(kimchi, miso, jogurty, kiszone warzywa itp.). O domowych kiszonkach przeczytasz na
blogu: https://akademiawitalnosci.pl/tag/domowe-kiszonki/
Jedna z czytelniczek napisała w komentarzu, że pozbyła się wszelkich niedomagań
układu pokarmowego (helicobacter, dysbioza) kiedy wdrożyła w życie zasadę
„codziennie zielone, codziennie kiszone”. Polecam tę zasadę również moim pacjentom.
Podsumowanie tego rozdziału brzmi: prawdziwe jedzenie nie tylko uzdrawia, ale
i w zdrowiu nasze ciało utrzymuje!

Mam nadzieję, że lektura tego opracowania była dla Ciebie przydatna i pozwoliła Ci
nauczyć się czegoś nowego. Zdrowa kuchnia to jeden z fundamentów w budowaniu
zdrowia (zajrzyj proszę ponownie na str. 4 i przeanalizuj piramidę naturalnego
zdrowia). Ale… to tylko jeden z elementów w układance zdrowia, to zaledwie
początek, to mały wycinek wiedzy, którą dla Ciebie przygotowałam.

Moją misją jest przeprowadzić Cię dalej przez kolejne stopnie wtajemniczenia w drodze
do prawdziwego zdrowia, zbudowanego siłami natury. Póki żyjemy i oddychamy,
te siły są zawsze do naszej dyspozycji.

50

Copyright © Marlena Bhandari 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone

Nota prawna:
Niniejsze opracowanie ma wyłącznie charakter informacyjny i edukacyjny, w
związku z czym nie może być substytutem porady lekarskiej. Autorka nie ponosi
odpowiedzialności za wykorzystanie przez czytelnika zawartych w niniejszym
opracowaniu informacji. W razie wątpliwości niezbędny jest kontakt z lekarzem lub
innym przedstawicielem służby zdrowia.

51

O AUTORCE:

Marlena Bhandari

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek i szkoleń, edukatorka,


niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od  2012 r.
prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce
profilaktyki zdrowotnej.

Inne moje opracowania: https://akademiawitalnosci.pl/literatura


Blog znajduje się pod adresem: www.AkademiaWitalnosci.pl
Napisz do mnie maila: kontakt@akademiawitalnosci.pl
Polub na Facebooku: https://www.facebook.com/AkademiaWitalnosci/
Zajrzyj na mój kanał YouTube: https://www.youtube.com/akademiawitalnosci

Chcesz jeszcze więcej wiedzy?


Czekaj na specjalne zaproszenie ode mnie na szkolenie zamknięte
(dostępne tylko dla subskrybentów mojego biuletynu):

„7 Kluczy Do Przewlekłego Zdrowia”

52

You might also like