Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 90

SZYBCIEJ, WYŻEJ, SILNIEJ

= RAZEM
SZYBCIEJ,
WYŻEJ, SILNIEJ
= RAZEM
opowiadania olimpijskie

Popiersie Jana Parandowskiego –


rzeźba Alfonsa Karnego (1954)
pod redakcją
Polskiego Komitetu Olimpijskiego
Ogólnopolski Konkurs na opowiadania o tematyce
olimpijskiej im. Jana Parandowskiego to jedyny nieoka-
zjonalny konkurs literacki dla młodzieży, mający naj-
dłuższą tradycję we współczesnej kulturze olimpijskiej.
W roku 2009 został uznany przez Międzynarodowy
Komitet Olimpijski za jedną z 20 najlepszych inicjatyw
edukacyjnych realizowanych przez narodowe komitety
olimpijskie na świecie. Warszawa 2022
Szanowne Czytelniczki,
Szanowni Czytelnicy!

O
ddajemy w Wasze ręce kolejny zbiór zwycię-
Projekt graficzny okładki i ilustracja skich opowiadań, których autorzy – ucznio-
Aga, Iga i Ada Pietrzykowskie wie szkół podstawowych z całej Polski – w mi-
www.agapietrzykowska.com strzowski sposób opisali swoje własne doświadcze-
www.studiope.pl nia sportowe, realizację zasady fair play – na boisku,
w szkole lub domu, pokonywanie własnych słabości,
© Polski Komitet Olimpijski pracę nad charakterem. Opowiadania przedstawia-
ją też losy znanych i mniej znanych bohaterów, którzy
Wybrzeże Gdyńskie 4, 01-531 Warszawa
przybliżają nas do świata sportu i olimpizmu.
tel. 22 56 03 700
Konkurs literacki im. Jana Parandowskiego – brą-
www.olimpijski.pl
zowego medalisty olimpijskiego w dziedzinie literatu-
pkol@pkol.pl
ry z Igrzysk XI Olimpiady w Berlinie w 1936 roku
– jest organizowany przez Polski Komitet O ­ limpijski
od  1989 roku i z pełnym przekonaniem możemy
Przygotowanie do druku stwierdzić, że młodzi pisarze są bardzo uważnymi
obserwatorami wydarzeń oraz świata, który na prze-
ul. Garczyńskiego 2, 31-524 Kraków strzeni lat zmienił się w dynamiczny sposób. Zmiany
tel. 12 41 33 500 te nie ominęły także sportu. Dzieci i młodzież prze-
fall@fall.pl żywają i opisują rzeczywistość w sposób bezpośredni.
Z dużą wrażliwością przyglądają się relacjom pomię-
ISBN 978-83-961246-7-8 dzy ludźmi i trafnie nazywają najtrudniejsze sytuacje.

5


Choć przegrana, porażka, smutek i upadek występu-


ją w opowiadaniach równie często jak marzenie, zwy-
cięstwo, rekord i euforia, w ostatecznym rozrachunku
sport przedstawiony w opowiadaniach cechuje wielkie
pragnienie dobra i chęć odnalezienia miejsca w świe-
cie. Doskonale oddają to tytuły książek z poprzednich

M
edycji ze zwycięskimi pracami, jak choćby: Radość sta- łodzi sportowcy, bohaterowie opowiadań, sta-
dionu, Sztafeta pokoleń, Jesteśmy jedną drużyną, Dogo- rają się żyć zgodnie z mottem olimpijskim,
nić siebie, Sport nie zna granic, Mierzymy wysoko, Gramy jednak – jak na dobrą literaturę przystało – są
o przyszłość, Wracamy do gry. przykładem, ile ich to „szybciej, wyżej, mocniej, razem”
Tytuł tegorocznej publikacji nawiązuje do ­motta kosztuje.
olimpijskiego zmienionego przez Międzynarodowy Jak wielka bywa presja, głównie ze strony najbliż-
Komitet Olimpijski w 2020 roku. Możemy stać się szych. A z drugiej strony – jak mądrzy najbliżsi po-
szybsi, sięgnąć wyżej, osiągnąć większą siłę, ale tylko trafią rozbudzić zainteresowanie sportem i ducha wal-
razem, poprzez sport możemy zmienić świat na lepszy. ki. Jak trudna bywa rywalizacja – która jednym doda-
Miłej lektury! je skrzydeł, innych paraliżuje; jeszcze inni powoli uczą
się z nią żyć. Jak długa jest droga do sukcesu – i jak
Andrzej Kraśnicki trzeba do niego dorosnąć. Jak wiele uczą porażki. I jak
Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego trudno być wciąż czwartym czy piątym, wciąż poza po-
dium. Jak dobrze, gdy potrafisz docenić swój sukces,
porównując się nie do innych, ale do siebie z wczoraj,
gdy byłeś/byłaś ciut wolniejszy/wolniejsza czy słabszy/
słabsza niż dziś. I jak ważne, by był ktoś, kto – jak do-
bry trener – uświadomi ci, że to jest właśnie droga do
zwycięstwa. Kto dostrzeże twój talent i pomoże ci go
wykorzystać.
Bo sukces – nawet indywidualny – to zawsze wynik
pracy wielu osób, stąd tak wiele w tych opowiadaniach
portretów dobrych trenerów. Ale też autorytetów, wzo-
rów do naśladowania. To często legendy sportu.
Te opowiadania, pisane w tak trudnym dla nas cza-
sie, to jest także niezwykle cenny zapis historii – Wiel-
kiej Historii – której jesteśmy świadkami. A niekiedy
jej częścią, jak 19-letni biathlonista Jewhen Małyszew,

7


bohater jednego z opowiadań, tak niedawno reprezen-


tujący Ukrainę na XXIV Zimowych Igrzyskach Olim-
pijskich w Pekinie, który poległ, broniąc swojej ojczy-
zny. Już nie ze sportowym karabinem w ręku.
W pamięci pozostaną portrety współczesnych mło-
dych sportowców – tak barwne i różnorodne jak oni
sami. Wytrwali. Podnoszący się po kontuzjach, zwąt- Myśli stają się czystsze
pieniach. Cieszący się z sukcesu. Ale też przeżywający
gorzkie rozczarowania, gdy o ich drodze decyduje los
i jaśniejsze
– jak w przypadku młodego siatkarza, któremu trudno
pogodzić się z faktem, że mimo pracy i talentu nie wy-
rośnie – dosłownie „nie wyrośnie” – na siatkarza. SZYBCIEJ
Jednak „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” – a siły

J
może ci dodać nawet kulawy piesek, który się nie pod- eżeli dzieci i młodzież mają słabo rozwiniętą in-
dał. I takich wzruszających scen – z dobrymi dziadka- teligencję emocjonalną, to nie dlatego, że takie się
mi, przyjaciółmi, rodzicami, kibicami (bo i o roli ki- urodziły, lecz dlatego, że tak zostały wychowane.
biców są te opowiadania), którzy pomagają ci poznać Stawanie się człowiekiem jest rozłożone w czasie i do-
smak zwycięstwa – jest tu naprawdę wiele. I dobrze od- stosowane do wieku. Tymczasem dorośli nie dostrze-
dają one nie tylko rozterki i satysfakcję młodych spor- gają sygnałów ostrzegawczych wysyłanych do nich
towców, ale też zasady fair play, siłę i wartość sportu. przez dzieci i młodzież. Zamiast odpowiadać na py-
tania, rozmawiać, słuchać i interesować się ich życiem,
Dorota Koman-Szmigiero bardziej zależy im na tym, aby kierować dzieckiem,
Fundacja ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom a nie liczyć na jego samodzielny rozwój.
Nie należy stawiać dzieci – ani w życiu, ani w spor­
cie – wobec problemów, do jakich jeszcze nie dorosły.
Dzieci same wiedzą, co zrobiły dobrze, a co źle, i szu-
kają u dorosłych wsparcia, zrozumienia, opieki. Za-
miast tego słyszą od rodziców, nauczycieli czy trene-
rów: „Weź się w garść”, „Przestań się mazgaić”, „Zrób
coś, aby zasłużyć na nagrodę” (…).
Zasadniczym celem sportu jest realizowanie ma-
rzeń. Nieodpowiednio ulokowane marzenia powo-
dują uszczerbek w rozwoju. W wypadku niektórych
autorów naszego konkursu literackiego sport pełni

9
Krzysztof Zuchora Myśli stają się czystsze i jaśniejsze

f­ unkcję t­ erapeutyczną. Boisko staje się drugim domem WYŻEJ


– w tym znaczeniu, że należy do środowiska rówieśni-

W
ków w znacznie większym stopniu, niż może się wyda- ybór wartości z natury rzeczy zależy od sfe-
wać na pierwszy rzut oka. Grając w piłkę, dzieci i mło- ry uczuć, a nie od praktyki. Napięcie pod-
dzież uczą się komunikacji, dostrzegają własny wpływ czas gry w dwa ognie jest takie samo na po-
na to, co dzieje się w drużynie. Oprócz norm i warto- dwórku, jak i na igrzyskach. Emocje wyznaczają dy-
ści określających charakter zachowań sportowych waż- stans człowieka do człowieka.
ne są hamulce utrzymujące sport na ostrych zakrętach. Olimpizm jest drogowskazem, a nie celem samym
Jest to szczególnie ważne, jeżeli podchodzi się do spor- w sobie. Idzie tam, dokąd my idziemy. Po drodze usu-
tu i olimpizmu, jakby był produktem luksusowym (…). wamy przeszkody utrudniające postęp (…).
Dziś traci na znaczeniu dawny model sportu opar- Rewolucja informatyczna uratowała ostatecznie
ty na atrakcyjnym wzorze pielgrzyma. W świecie po- Igrzyska XXXII Olimpiady w Tokio w 2020 roku.
nowoczesnym rządzi bowiem zmiana. Na skutek cy- Pandemia spowodowała, że trzeba było wrócić do
wilizacyjnego przyspieszenia mówi się nawet o szo- sportu przy pustych trybunach. Na szczęście środki
ku przyszłości. Bauman, poszukując metafor łączących masowego przekazu, głównie radio, telewizja i inter-
pokolenia dzieci i młodzieży z pokoleniem rodziców net wyprowadziły ruch olimpijski z okopów na otwartą
i dziadków, używa określeń: włóczęga, turysta czy przestrzeń. Autorzy prac konkursowych zauważyli, że
gracz (…). w tej trudnej sytuacji lepiej radziły sobie sporty mło-
Przybył nowy rozległy obszar oddany pod uprawę dzieżowe, natomiast kryzys przechodziły sporty tra-
sportu, ważny dla dzieci i młodzieży, różny od tego, dycyjne, takie jak boks, zapasy, podnoszenie ciężarów
jaki uprawiają dorośli, którzy święcie wierzą, że ce- i w początkowej fazie rozgrywek gry sportowe odby-
lem sportu jest nagroda – athla – od której wywodzi wające – o ironio losu – bez udziału kibiców.
się współczesny atleta, czyli ten, który ubiega się lub Szykujmy się do skoku wzwyż. Im wyżej zawie-
walczy o nagrody. Tymczasem dzieci do nagrody pod- szona poprzeczka, tym większa nadzieja. Antoni Kę-
chodzą inaczej, ma ona dla nich charakter przechodni. piński pisał w książce Rytm życia: człowiek jest przede
Antyczny poeta Pindar głosił, że najwyższą na- wszystkim wielkością moralną, buduje się dzięki bo-
grodą w sporcie jest pieśń ułożona na część zwycięz- haterstwu drugiego i buduje się dzięki swojemu boha-
cy olimpijskiego. Dzieci są najlepszymi orędownikami terstwu.
sztuki sportowej, uczą się wrażliwości na piękno sportu Bohaterom okazujemy wdzięczność. A wdzięk po-
w połączeniu z moralnością. ciąga. Jest odmianą piękna, które dzieci i młodzież od-
najdują w zabawie. Dorosły też poznaje siebie w za-
bawie, odkrywa wtedy etapy stawania się pełną osobą.

10 11
Krzysztof Zuchora Myśli stają się czystsze i jaśniejsze

SILNIEJ RAZEM

W D
sztuce nie ma ścisłej zależności między my- zieci i młodzież wybierają sport jako atrakcyj-
ślą a czynem. Poznanie i działanie występu- ną zabawę. Uprawiają zarazem sport jako sztu-
ją jednocześnie. Zauważył to Pelé: kiedyś kę opartą na aktywnym wysiłku fizycznym, za-
w piłkę nożną grało się tak, żeby sama gra dostarczała kotwiczonym w tradycyjnej kulturze. Dzieje się to przy
widzom piękna. Dzisiaj liczy się skuteczność (…). okazji pobudzających emocji i jednocześnie w warun-
Język to gimnastyka myśli. Jeśli nie jest poddawa- kach sprzyjających rozrywce (…).
ny systematycznie treningowi, zostaje zdegradowa- Nie ma możliwości ani potrzeby przywoływania
ny do narzędzia codziennej mowy. Jest to dewiza na- wszystkich tematów zgłoszonych w konkursie. Książka
szych autorów zwracających uwagę na artystyczny wy- zawiera prace wyróżnione za wartości literackie, o któ-
raz opowiadań olimpijskich i ich metaforyczny wymiar rych Olga Tokarczuk powiedziała, że są niezwykłym
literacki. darem człowieka.
Wnikliwy krytyk antycznego sportu Bronisław Bi- W naszym konkursie rolę mecenasa pełni Polski
liński dowodził, że podobieństwa, jakie występują mię- Komitet Olimpijski, który sztuce sportowej poświęca
dzy dawnym a współczesnym sportem, nie odnoszą się wiele uwagi. Na gruncie mecenatu wyrosła osobliwa
do scenografii i rekwizytów, ale polegają na podobnej forma edukacji olimpijskiej, łącząca siłę i piękno, aby
filozofii życiowej, sile wyobraźni i usiłowaniu wyjścia polskiej duszy dać sprawne polskie ciało.
z labiryntu na wolność.
Jan Parandowski, gdyby miał okazję przeczytać na- dr Krzysztof Zuchora
szą książkę, niekoniecznie od razu zauważyłby jej ty-
tuł: Szybciej, wyżej, silnie = razem. Zwróciłby przede
wszystkim uwagę na emocje zawarte w języku, gdyż to
emocje przyciągają czytelników do literatury.
Wystarczy obraz sportu ująć w ramy ogólnej kultu-
ry, aby zdać sobie sprawę, że kultura jest jedną z najsil-
niejszych, o ile nie najsilniejszą dziedziną życia. Kul-
tura jest naszym bogactwem, naturalnym zasobem,
którego wielu nam zazdrości. Jak złota czy ropy albo
diamentów.

12
WYBORU LAUREATÓW
KONKURSU W ROKU 2022
DOKONAŁO JURY W SKŁADZIE:

Prace nagrodzone • dr Krzysztof Zuchora – przewodniczący jury, wy-


kładowca na Akademii Wychowania Fizycznego
Józefa Piłsudskiego w Warszawie, poeta, członek
W XXXII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE Komisji Kultury i Edukacji Olimpijskiej PKOl
NA OPOWIADANIA
O TEMATYCE OLIMPIJSKIEJ • dr Zofia Czernicka – dziennikarka i prezenterka
IM. JANA PARANDOWSKIEGO telewizyjna, Kawaler Orderu Uśmiechu, członkini
Komisji Kultury i Edukacji Olimpijskiej PKOl
zorganizowanym • Dorota Koman-Szmigiero – poetka, krytyk lite-
przez Polski Komitet Olimpijski racki, redaktor, jurorka licznych konkursów literac-
kich i recytatorskich; od lat związana z Fundacją
pod patronatem ­ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom
Fundacji ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom
• prof. Grzegorz Leszczyński – kierownik Zakładu
Literatury Popularnej, Dziecięcej i  Młodzieżowej,
dyrektor Centrum Języka Polskiego i Kultury Pol-
skiej dla Cudzoziemców Polonicum na Uniwersy-
tecie Warszawskim
LAUREACI

Uczniowie

szkół podstawowych
klas IV–VI
ZUZANNA BUKOLT ZUZANNA BUKOLT

LEON GAUDZIAK Jestem uczennicą IV kla-


sy Szkoły Podstawowej nr 10
z Oddziałami Sportowymi
MICHAŁ KICIŃSKI im. Jana Kochanowskiego
w Bydgoszczy. Lubię chodzić
WIKTOR LIPA do szkoły i poznawać nowe
rzeczy. Od najmłodszych lat
razem z rodzicami zwiedzam
MARIANNA PAPLIŃSKA różne miejsca i poznaję hi-
storię różnych regionów. Czasami zdarza mi się nawet
MAJA PAWLACZYK zostać przewodnikiem po mieście, oczywiście jestem
wtedy pomocnikiem mojej mamy. W szkole lubię brać
udział w konkursach, chodzę także na różne dodatko-
AMELIA POLAK we zajęcia. Należę do szkolnego chóru „Struny Ko-
chanowskiego”. Lubię śpiewać i rysować. Taki ze mnie
człowiek-orkiestra. Jestem zawsze uśmiechnięta. Sta-
MAŁGORZATA SIECIŃSKA ram się pomagać innym. W wolnych chwilach gram
z rodzicami w planszówki, których mam już tyle, że nie
FLORIAN WIENKE chcą zmieścić się na półce. W weekendy jeździmy na
wycieczki rowerowe, a gdy jest brzydka pogoda, to bu-
duję miasto z klocków. Może kiedyś zostanę architek-
MAJA WRÓBEL tem, ale jeszcze tego nie wiem na pewno.

19
LAUREACI Uczniowie szkół podstawowych klas IV–VI

Cześć, nazywam się Leon Gaudziak i mam


LEON GAUDZIAK 11 lat. Uczę się w 6 klasie szkoły mi uwierzyć w siebie i spróbować pisać własne tek-
podstawowej im. Jigoro Kano. Patron
sty, a kolejne sukcesy motywują mnie jeszcze bar-
mojej szkoły był twórcą Judo. Na co dzień

Cześć, mam 11 lat. Uczę dziej. Oprócz pisania interesuję się również zwierzęta-
poza lekcjami mój czas wypełniają treningi
skoków do wody w Pałacu Młodzieży oraz
się w VI klasie Szkoły Pod- czytanie książek. Mogę powiedzieć że tomi, a moją szczególną uwagę pochłaniają gady. Marzę
moje dwie największe pasje, które dają mi
stawowej im. Jigoro Kano. mnóstwo radości i satysfakcji. Skoki sąo posiadaniu własnego węża.
również wyzwaniem, w którym
Patron mojej szkoły był przezwyciężam swoje lęki, w zeszłym roku

twórcą judo. Na co dzień zdobyłem w swojej grupie wiekowej tytuł


Mistrza Polski.
poza lekcjami mój czas wy- Ostatnio odkryłem Szkołę Dawnych Sztuk WIKTOR LIPA
pełniają treningi skoków do Walki i uczę się posługiwać różnymi
rodzajami broni białej, bardzo dobra
wody w Pałacu Młodzieży zabawa, polecam
Mam 12 lat. Mieszkam
oraz czytanie książek. Mogę w Sułoszowej – jednej z naj-
powiedzieć, że to moje dwie największe pasje, które dłuższych wsi w Polsce, która
dają mi mnóstwo radości i satysfakcji. Skoki są rów- leży w pobliżu Ojcowskiego
nież wyzwaniem, przy którym przezwyciężam swoje Parku Narodowego i Piesko-
lęki. W zeszłym roku zdobyłem w swojej grupie wie- wej Skały. Chodzę do V kla-
kowej tytuł mistrza Polski. sy Szkoły Podstawowej nr 2
Ostatnio odkryłem Szkołę Dawnych Sztuk Walki im. Batalionów Chłopskich
i uczę się posługiwać różnymi rodzajami broni białej. w Sułoszowej.
Bardzo dobra zabawa, polecam  Moim ulubionym przedmiotem jest historia. Od
najmłodszych lat interesuję się także piłką nożną.
Obecnie gram w klubie sportowym Prądnik Sułoszo-
MICHAŁ KICIŃSKI wa. Jednak nie tylko gram, jestem też kibicem. Moimi
ulubionymi zespołami są Real Madryt i Wisła Kraków.
W tym roku w lipcu Zawsze będę im kibicował.
skończę 13 lat. Chodzę go Oprócz gry w piłkę nożną lubię także pływać oraz
VI klasy Szkoły Podstawowej jeździć na rowerze. W wolnych chwilach uwielbiam
w Bądkowie. Jest to miejsco- spędzać czas z moim pieskiem Riką. Wspólnie odby-
wość położona na Kujawach, wamy długie spacery po przepięknej okolicy – Jurze
które słyną z pięknych kraj­ Krakowsko-Częstochowskiej. W weekendy dużo cza-
obrazów i wielu zabytków ar- su spędzam z moim starszym bratem. Jego pasją także
chitektury romańskiej. jest piłka nożna. To on zaszczepił we mnie miłość do
Magiczny świat ksią- tego sportu. Jeśli pozwala na to pogoda, udajemy się
żek zafascynował mnie już w dzieciństwie i wciąż od- z bratem w piękne, malownicze miejsca, gdzie foto­
krywam w nich coś nowego. Ta fascynacja pozwoliła grafujemy przyrodę oraz nagrywamy filmy dronem.

20 21
LAUREACI Uczniowie szkół podstawowych klas IV–VI

MARIANNA MAJA PAWLACZYK


PAPLIŃSKA
Urodziłam się 10 lutego
Jestem uczennicą V kla- 2010 r. w Oleśnie. Mieszkam
sy Społecznej Szkoły Podsta- w malowniczo położonej wsi
wowej nr 10 STO im. Kardy- Żytniów w województwie
nała Stefana Wyszyńskiego opolskim. Jestem uczenni-
w Warszawie. Mam pogod- cą klasy V Szkoły Podsta-
ne usposobienie, to ułatwia wowej im. Marszałka Józe-
kontakty z ludźmi i sprawia, fa Piłsudskiego w Żytniowie.
że dobrze się czuję w swojej Mam dwóch braci, starszego
szkole. Cenię jednak nie tylko poczucie humoru, ale imieniem Kacper i młodszego ode mnie Bartosza. Lu-
też odpowiedzialność, uczciwość i wierność sobie. Po- bię czytać. Bardzo lubię Chłopców z Placu Broni oraz
dobno jestem dobrą organizatorką, zapewne dlatego książki opowiadające o drugiej wojnie światowej. Od
koleżanki i koledzy powierzyli mi funkcję przewodni- trzech lat trenuję gimnastykę artystyczną i taniec. Na-
czącej klasy – mam nadzieję, że i oni, i moja Wycho- leżę do Uczniowskiego Klubu Sportowego „Gwiaz-
wawczyni są ze mnie zadowoleni. Sport też nie jest mi da” w Oleśnie. W wolnym czasie lubię przebywać ze
obcy – gdybym miała wybrać jedną dyscyplinę, byłoby swoimi zwierzętami – pieskami i kotem. Bardzo chęt-
to pływanie. Najbardziej lubię pisać, czytać i rysować. nie spotykam się z koleżankami z klasy. Organizujemy
Piszę opowiadania, a ostatnio bardzo spodobało mi się wspólnie wycieczki rowerowe oraz pogawędki w parku.
wymyślanie mitów. Wciąż próbuję czegoś nowego: a to Kocham wakacje, ponieważ spędzam je z całą rodziną.
historia kryminalna, to znów przygody podróżników…
Wyobraźnia podsuwa mi rozmaite pomysły, a ich re-
alizacja sprawia mi ogromną przyjemność. Uwielbiam AMELIA POLAK
też czytać – przede wszystkim literaturę fantasy. Moja
najulubieńsza książka to właściwie każda z serii Zwia- Mam 10 lat i jestem
dowcy Johna Flanagana. Czytając, podpatruję jego spo- uczennicą IV klasy Szko-
soby przyciągania uwagi czytelnika. Może kiedyś je ły Podstawowej nr 42 z Od-
wykorzystam? działami Integracyjnymi im.
Konstantego Ildefonsa Gał-
czyńskiego w Warszawie.
Mieszkam koło stadniny,
dlatego często mogłam ob-
serwować ­konie. Sprawiło to,

22 23
LAUREACI Uczniowie szkół podstawowych klas IV–VI

że pokochałam te wspaniałe zwierzęta i stały się one kiedy wraz z rodzicami wyjeżdżamy za granicę i musi-
moją pasją. Interesowałam się wszystkim, co z nimi my się na pewien czas rozstać z naszą ulubienicą.
związane, ale na początku nie jeździłam konno regu- Dużo podróżujemy i zwiedzamy coraz to inne za-
larnie. Marzyłam, aby to się zmieniło, i tak też się sta- kątki Polski i świata. Preferujemy aktywne spędzanie
ło – od trzech lat systematycznie odwiedzam stajnię. czasu na świeżym powietrzu.
Moim ulubionym towarzyszem treningów jest Oskar, Nie wiem, kim chciałabym zostać w przyszłości,
hucuł ze stadniny PGR Lewandów. Zakochałam się od  niedawna zaczęłam się zastanawiać nad grafiką
w nim od pierwszego wejrzenia. Teraz chciałabym, aby komputerową.
zrealizowało się moje kolejne marzenie, którym jest
posiadanie własnego konia. Kocham konie i nie wy-
obrażam sobie życia bez nich, dlatego poświęciłam FLORIAN WIENKE
moje książki właśnie tym zwierzętom.
Urodziłem się w 2012
roku w Poznaniu. Obecnie
MAŁGORZATA mieszkam w Szamotułach,
SIECIŃSKA niedaleko Poznania, nad rze-
ką Samą. W okolicy przepły-
Mam 12 lat. Uczęsz- wa też Warta i rozpościera
czam do Szkoły Podstawo- się Puszcza Notecka. Moje
wej nr  82 im. Jana Pawła II miasto znane jest z Zamku
w Warszawie. Górków, Baszty Halszki oraz
Lubię rysować zarówno średniowiecznej bazyliki.
na papierze w sposób trady- Uczę się w Szkole Podstawowej nr 3 im. Adama
cyjny, jak i w różnych progra- Mickiewicza w Szamotułach. To miejsce, w którym
mach graficznych. Szczegól- lubię przebywać – uczyć się, rozmawiać z kolegami
nie lubię rysować postacie z gier komputerowych. Od i koleżankami. Uwielbiam też swojego wychowawcę.
czasu do czasu piszę opowiadania, najchętniej dialogi Z przedmiotów szkolnych najbardziej lubię lekcję wy-
między bohaterami. Wyobrażam sobie wtedy, że sama chowawczą, wychowanie fizyczne i matematykę. Pa-
uczestniczę w takich rozmowach. sjonuję się sportem, przede wszystkim piłką nożną
Mieszkam z rodzicami i starszą siostrą. Trzy lata i siatkówką. Trenowałem też tenis, karate i pływanie.
temu członkiem naszej rodziny została kotka Luna. W wolnym czasie lubię czytać komiksy, takie
Jest przepiękna, taka elegancka i dystyngowana. Jest jak: Asteriks i Obeliks, Kajko i Kokosz, Tytus, Romek
bardzo dobrze wychowana i nie sprawia żadnych pro- i ­A ’Tomek. Chętnie oglądam różne zawody sportowe –
blemów. Trudności pojawiają się dopiero w wakacje, od piłki nożnej do lekkoatletyki.

24 25
LAUREACI

MAJA WRÓBEL

Mam 12 lat. Jestem


uczennicą V klasy Szko-
ły Podstawowej im. Adama
Mickiewicza w Białaczowie. Zuzanna Bukolt
Urodziłam się 1 września
2010 r. w Opocznie. Miesz-
kam w Białaczowie – nie-
wielkiej wsi w województwie
Prawy sierpowy z warkoczem
łódzkim, w której miesz-

O
kał kiedyś Stanisław Małachowski, marszałek Sejmu to Jagoda. Dziewczyna jak wszystkie. A jednak
Wielkiego. W pałacu, którego był właścicielem, two- inna, niepowtarzalna – jak każda z nas. Jeśli jej
rzył się jeden z rozdziałów Konstytucji 3 Maja. historia kogoś poruszy, to świat na chwilę sta-
Lubię chodzić do szkoły, uczyć się, spotykać z przy- nie się lepszy.
jaciółmi. Wspólnie z babcią oglądam programy spor- Jagoda to średniego wzrostu, szczupła dziewczyna
towe, przede wszystkim tenis, który wydaje mi się bar- z długimi, ciemnobrązowymi włosami zawsze zaple-
dzo ciekawym sportem, ale też wymagającym wiele de- cionymi w warkocz. Z tego, co wiem, jest bardzo dobrą
terminacji i poświęcenia. Przez jakiś czas trenowałam uczennicą, zawsze przygotowaną do lekcji, nie wyróż-
go i przekonałam się, że jest to trudna i wyczerpująca nia się za bardzo wśród swoich kolegów poza jednym
dyscyplina sportowa. Ale mimo swojej intensywności szczegółem: dużą różową torbą, z którą przychodzi na
jest świetną formą aktywności fizycznej, taką, jaką lu- lekcje. To w niej trzyma wszystko, co potrzebne na tre-
bię najbardziej. ning po lekcjach. Jednak może zacznijmy od początku.
Od dziecka bardzo kocham zwierzęta i staram się Jagoda nie zawsze była tak pogodną i radosną
im pomagać, gdy tylko jest taka możliwość. W wol- dziewczynką. Gdy się poznałyśmy, przechodziła dosyć
nym czasie uwielbiam jeździć na rowerze, słuchać mu- trudny okres w swoim życiu. Jej świat w pewnym mo-
zyki, chodzić na spacery z moim psem Perełką. Oprócz mencie się zawalił i nie umiała sobie z tym poradzić.
tego eksperymentuję i tworzę własne preparaty mikro- Nasza bohaterka jeszcze kilkanaście miesięcy temu
skopowe. Moim ulubionym przedmiotem jest biologia, miała kochających rodziców, którzy dawali jej wszyst-
a także matematyka, wychowanie fizyczne i język pol- ko. Chodziła na najlepsze zajęcia dodatkowe w mie-
ski. Uwielbiam czytać książki, pisać opowiadania. Bar- ście. Jednak przez to nie było jej często w domu i nie
dzo chętnie biorę udział w różnorodnych konkursach. zauważyła, że rodzice od pewnego czasu coraz mniej
Kocham pomagać ludziom i zwierzętom. W przyszło- ze sobą rozmawiają, za to częściej się kłócą. Pewne-
ści chciałabym zostać lekarzem. go dnia lekcje skończyły się wcześniej i Jagoda przed

27
Zuzanna Bukolt Prawy sierpowy z warkoczem

z­ ajęciami przyszła do domu. Wchodząc do mieszka- Nauczyciele nie wiedzieli, jak sobie poradzić.
nia, zobaczyła siedzących przy stole rodziców, leżały na Przyzwyczajeni do innej Jagody, nie mogli uwierzyć
nim dokumenty, a mama wycierała łzy z twarzy. Jagoda w jej nagłą przemianę. Wychowawczyni poprosi-
nie wiedziała, co się dzieje. Uznała, że rodzice, jak będą ła więc mamę dziewczynki na rozmowę. Ta opowie-
chcieli, to jej powiedzą. Nie chcąc przeszkadzać, tyl- działa pani, co może być przyczyną tak nagłej zmiany.
ko się przywitała i poszła do siebie odrabiać lekcje. Po Wychowawczyni obiecała pomóc. Jednak bezskutecz-
pewnym czasie od pracy oderwał ją głos mamy: nie. Jagoda odebrała to jako atak na siebie. Powiedziała
– Jagoda, czy możesz do nas przyjść? niegrzecznie swojej ulubionej dotąd opiekunce, że to
– Tak, już idę – odpowiedziała dziewczyna. nie jej sprawa i że ma się nie wtrącać, po czym wyszła
Czuła, że coś się stało. Idąc do rodziców, zobaczy- i przez kolejne dni nikt w szkole jej nie widział.
ła ustawione w przedpokoju walizki. W tym momen- Gdy pojawiła się na lekcjach, znowu rozpętała się
cie pytania zaczęły same wypływać z jej ust: „Tato, wy- walka. Tym razem obserwował ją pan Marek, nauczy-
jeżdżasz gdzieś? Na długo? Mamo, co się dzieje, cze- ciel wychowania fizycz­nego. Był pod wrażeniem ru-
mu płaczesz? Powiecie mi, co się dzieje? Nie jestem już chów Jagody, poruszała się niczym zawodowiec na rin-
małym dzieckiem!” gu. Próbując rozdzielić uczestników bójki, wpadł na
Jednak nie otrzymała za dużo odpowiedzi. Tata do pewien pomysł. Tym razem Jagoda nie wylądowała
niej podszedł, powiedział, że on z mamą biorą rozwód u dyrektora, a w kantorku pana Marka. Chciał dowie-
i że wyjeżdża. Pocałował córkę w czoło i wyszedł bez dzieć się, gdzie dziewczyna nauczyła się tak bić. Jagoda
słowa, zanim Jagoda otrząsnęła się z tego, co usłyszała nie rozumiała, o co mu chodzi, nigdy nie interesowa-
minutę wcześniej. Miała tyle pytań, jednak łzy nie po- ła się boksem, a w bójce ruchy same przychodziły jej
zwalały jej ich zadać. Przytuliła się tylko do mamy tak do głowy. Nauczyciel nie mógł uwierzyć, gdy Jagoda
mocno, jak tylko umiała. W nocy nie mogła spać, cały mu powiedziała, że nigdy nie była na żadnym treningu
czas myślała o tym, co teraz będzie. Rano w szkole też i że nawet nie wie, jak nazywają się te elementy walki.
nie potrafiła się skupić. Po raz pierwszy nie poszła tak- Okazała się profesjonalistką z urodzenia.
że na zajęcia dodatkowe, które tak lubiła. Mamie po- Pan Marek miał dla Jagody pewną propozycję. Dał
wiedziała, że chce z nich zrezygnować. Nie miała już jej skrawek papieru, na którym znajdował się koloro-
na nie ochoty. Z dnia na dzień nastrój dziewczynki się wy napis: „Żeńska sekcja boksu”. Poprosił, aby przy-
pogarszał, tak samo jak stopnie w szkole. Nawet jej za- szła na trening, ponieważ to może być lekiem na jej
chowanie było inne. Nie była już tą sympatyczną Ja- obecną sytuację. Obiecał też, że nie powie o kolejnej
godą, która wszystkim pomagała. Teraz obwiniała cały bójce dyrektorowi szkoły ani mamie Jagody. Dziew-
świat za to, co się stało. Zaczęła pyskować, wagarować, czyna nie była przekonana do cudownego pomysłu
a gdy już była w szkole, to zawsze pakowała się w ja- nauczyciela – bo niby jak boks ma jej pomóc w ukoje-
kąś bójkę. Dziwne było to, że każdą walkę wygrywała. niu nerwów – ale bała się kolejnej wizyty u dyrektora,
Często bywała z tego powodu u dyrektora. dlatego w końcu się zgodziła. Pomyślała, że pójdzie

28 29
Zuzanna Bukolt Prawy sierpowy z warkoczem

tam tylko raz. Przecież dziewczyna nie może zostać cowała do późna, więc dziewczynka postanowiła po-
bokserem! rozmawiać z nią następnego dnia. Cały czas myślała
Po południu, tak jak obiecała nauczycielowi, stawi- o treningu i o tym, że chce tam wrócić. Rano poszła
ła się na treningu. W sali było już kilka dziewcząt, roz- do szkoły, jakby była zupełnie inną dziewczyną – zno-
grzewały się na skakankach. Jagoda szukała wzrokiem wu spokojna, skupiona, uczesana w przepiękny war-
pana Marka, zobaczyła go na drugim końcu sali z jakąś kocz. Nauczyciele nie wiedzieli, co się stało, ale chyba
kobietą. Wuefista zdążył już opowiedzieć swojej zna- się ucieszyli, że wróciła do nich dawna Jagoda. Tylko
jomej o niesamowitym odkryciu. Jagoda podeszła do pan Marek znał prawdę.
nich nieśmiało. Pan Marek przedstawił ją swojej zna- Po lekcjach dziewczyna prędko pobiegła do domu.
jomej, pani Aleksandrze, która była trenerką boksu. Jak najszybciej chciała porozmawiać z mamą o zapisa-
Pani Ola chciała na własne oczy zobaczyć, czy Jagoda niu się na boks. Spodobał jej się trening i to, co się sta-
naprawdę jest tak dobra, jak mówił pan Marek. Zawo- ło po nim. Pomimo przegranej walki wiedziała, że to
łała Anię, jedną z zawodniczek, i powiedziała Jagodzie, jest to, co chce robić. Przegrała wprawdzie na ringu,
że ma się z nią zmierzyć na ringu. Dziewczyna była ale wygrała w życiu. Mama czekała już na Jagodę. Spo-
przerażona. Nigdy nie stała na prawdziwym ringu i to dziewała się, że dziewczynka chce o czymś z nią poroz-
w dodatku w rękawicach bokserskich. Jednak podjęła mawiać. Gdy tylko wpadła jak burza do domu, zaczęła
wyzwanie. Przed walką otrzymała szybkie przeszkole- opowiadać mamie o treningu, o Ani i pani Oli, o panu
nie – co i jak, na koniec pan Marek powiedział, że bę- Marku i bójce w szkole. Zajęło jej to dłuższą chwilę, ale
dzie dobrze i że ma być sobą. Dziewczyny weszły na mama słuchała w skupieniu. Na koniec Jagoda prze-
ring, walka nie trwała długo. Jagoda ją przegrała, ale prosiła za swoje zachowanie, obiecała poprawę, ale też
pani Ola zobaczyła to, co chciała. Wiedziała już, że ma oczekiwała zgody na udział w treningach. Mama Jago-
przed sobą dziewczynkę o wybitnym talencie. Przez dy nie była do końca przekonana.
resztę treningu Jagoda ćwiczyła z Anią. Wyglądało na – Boks? Dla mojej dziewczynki? – wahała się. – Nie
to, że dziewczyny się polubiły. znasz innych dyscyplin sportu? Może gimnastyka ar-
Po zajęciach pani Ola poprosiła Jagodę do siebie. tystyczna? – rzuciła propozycją jak kulą w płot.
Chciała się dowiedzieć czegoś o dziewczynce i o tym, Jednak widziała w oczach Jagody coś, czego nie do-
gdzie nauczyła się tak bić. Jednak niewiele wskórała, strzegała od czasu sytuacji z rozwodem, dlatego się
bo Jagoda nie znała swoich dziadków i dalszych krew- zgodziła, o ile córka poprawi oceny w szkole. Dziew-
nych. Trenerka zaproponowała jej możliwość uczest- czyna przystała na takie warunki, już nie chciała się
nictwa w zajęciach, ale potrzebowała zgody mamy. gniewać i być marudną.
Jagoda dziwnie się czuła po tym treningu, była pod- Zaczęła treningi niemal od razu. Chodziła na nie
ekscytowana, zmęczona, a zarazem spokojna. Pierw- codziennie. Często też rozmawiała z Anią, zaprzyjaź-
szy raz od dłuższego czasu. Wróciła do domu, odrobiła niły się. Robiła duże postępy, a talent jej w tym poma-
lekcje jak dawniej i posprzątała swój pokój. Mama pra- gał. Nadal nie wiedziała, skąd wzięła jej się ta miłość

30 31
Zuzanna Bukolt Prawy sierpowy z warkoczem

do boksu, bo przecież nie była przypadkowa. Popiso- szybko sprawdziła, kim był ten człowiek. Okazało się,
wym ruchem Jagody na ringu był prawy sierpowy. To że to wieloletni trener bokserski oraz zawodnik. Ja-
właśnie nim kończyła wszystkie walki. Pani Ola, wi- goda była zdziwiona, że te rzeczy były w ich piwnicy.
dząc pasję dziewczyny i tak dobry refleks, wybrała ją Mama nigdy nie mówiła, że ktoś w rodzinie trenował
do kadry na mistrzostwa Polski. Jagoda była szczęśli- boks. Z tego powodu dziewczynka zaczęła dopytywać
wa. Przed zawodami trenowała jeszcze ciężej, a poma- mamę, czy go znała, kim dla niej był Papa. Mama spo-
gała jej Ania, która również miała jechać na te zawody. kojnie usiadła i zaczęła myśleć. Po chwili wstała i po-
Gdy nadszedł dzień zmagań, Jagoda była bardzo ze- szła do sypialni po jakąś teczkę. Były w niej akty uro-
stresowana. Bała się, że odpadnie od razu. Ania wtedy dzenia, ślubów i zgonów jej rodziny. Od lat zbierała
przypomniała jej słowa, jakie powiedział na pierwszym takie rzeczy, ale nigdy nie miała czasu, aby je uporząd-
treningu pan Marek: kować. Gdy zaczęła je przeglądać, okazało się, że Fe-
– Bądź sobą! liks Stamm był dziadkiem mamy Jagody. Obie poczuły
Jagoda niewiele pamięta ze swojej walki, adrenali- się nieźle zaskoczone, ale z drugiej strony w końcu wy-
na wzięła górę. Walczyła do samego końca. Wygrała! jaśniło się, skąd u dziewczynki takie dobre rozeznanie
Zwyciężyła, używając prawego sierpowego. Tym razem na ringu.
był on wyjątkowy, przeciwniczka nie wiedziała, co się Jagoda po skończeniu szkoły planuje iść w ślady
stało. Na drugi dzień gazety pisały o młodej dziew- swojego przodka. Chce być najlepszą na świecie za-
czynie, o odkrytym talencie. Może o przyszłej złotej wodniczką, a w późniejszym czasie trenerką. Chce być
medalistce igrzysk olimpijskich. Jagoda nie myślała sobą… Może kiedyś otworzy nawet własną szkółkę
o tym teraz, ale czuła się szczęśliwa, bo znalazła spokój. bokserską dla zbuntowanych dziewczyn. Dziewczyn
Mama była dumna z córki, która poprawiła wszystkie takich jak ona. Niepowtarzalnych. Wyjątkowych. Ta-
oceny. Widać było, że jej pasja się rozwija. Dlatego po- kich – jak my wszystkie!
stanowiła zrobić Jagodzie prezent. Pomyślała, że mogą
posprzątać piwnicę i tam urządzić dzielnej zawodnicz-
ce małą salkę treningową. Żeby mogła trenować, kie-
dy tylko chce. Dziewczyna bardzo się ucieszyła z tego
pomysłu. Od razu zabrała się za wystawianie niepo-
trzebnych kartonów. Jednak jeden przykuł jej uwagę.
Był na nim napis: „Papa Stamm”. Zaniosła karton na
górę i zawołała mamę.
– Co to za karton? Kto to ten Papa? – pytała Ja­
goda.
Otworzyły karton i znalazły tam dokumenty, zdję-
cia i medale. Należały one do niejakiego Feliksa. ­Jagoda

32
Moja przygoda ze sportem

Teraz opowiem o swoich przyjaciołach i o całej


społeczności skoczków. W Polsce jest tylko 6 basenów,
na których można uprawiać tę dyscyplinę, a są to: ba-
sen w Pałacu Kultury w Warszawie, basen w Łodzi,
basen w Poznaniu, basen w Tychach (to niedaleko Ka-
Leon Gaudziak towic), basen w Częstochowie i basen w Rzeszowie.
Na każdym z tych basenów jest około 50 trenujących
w wieku od 6. do mniej więcej 18. roku życia. Około 30
z tych 50 osób wie, jak mniej więcej skakać, a 10 z tych
Moja przygoda ze sportem 30 osób jeździ na zawody. Właśnie z tą grupą 60 ludzi
znam się z widzenia i z imienia, z dziesiątką blisko się

N
azywam się Leon Gaudziak, mam 11 lat i chcę koleguję, a z piątką się przyjaźnię. Ta piątka pocho-
opowiedzieć o moich przeżyciach związanych dzi z Warszawy i to moja grupa, z którą trenuję 3 razy
ze sportem. Zacznę od tego, że trenuję sko- w tygodniu po 2,5 godziny.
ki do wody. Jest to rzadki sport, a ja wybrałem go, bo Natomiast moim naj-najlepszym przyjacielem, ja-
to poniekąd rodzinna tradycja. Mój dziadek, w chwili kiego mam, jest Kuba. Kuba jest 13-latkiem, to on się
gdy powstał Pałac Kultury (bo to tam trenuje się skoki mną zaopiekował, kiedy przyszedłem na skoki, i to on
do wody w Warszawie), zapisał się na nie, potem jego ma takie samo poczucie humoru jak ja i ma takie same
syn (mój wujek) też trenował ten sport. Następnie naj- zainteresowania co ja. Drugim najlepszym przyjacie-
starszy syn tego wujka także trenował skoki. A teraz ja lem jest dla mnie Pola, siostra Kuby. Ma 15 lat i jest
przejąłem pałeczkę. dla mnie jak starsza siostra, której nie mam. Innymi
Ogólnie mówiąc, skoki do wody to konkurencja, przyjaciółmi na skokach są dla mnie Piotrek i Michał.
w której trzeba wykonać akrobacje z wysokości 1 me- Każdy mówi na Michała „Miszka”, bo rodzice tak na
tra, 3 metrów, 5 metrów, 7 metrów lub 10 metrów (za- niego mówią, a to dlatego, że rodzina Miszki pocho-
leży od dziedziny, w której się startuje). Pięciu sędziów dzi z Ukrainy. Piotrek jest dla mnie trochę jak mentor,
ocenia skok, potem z ich ocen odrzuca się najwyż- bo to on jest najlepszy w grupie i to on czasami udzie-
szą i najniższą. Pozostałe dodaje się do siebie i mnoży la mi rad, Miszka z kolei jest zawsze wyluzowany, ale
przez współczynnik (każdy skok go ma i jest on w za- z powodu wojny w Ukrainie chodzi teraz trochę smut-
leżności od trudności skoku wyższy lub niższy). „Pre- ny i nieco apatyczny, więc musimy stanowić dla niego
kursorem” skoków był pewien ksiądz, który skakał do wsparcie.
wody z klifów, by zarobić pieniądze dla potrzebują- Zapomniałem powiedzieć o jeszcze jednym waż-
cych. Z czasem sport ten stawał się coraz popularniej- nym przyjacielu. Jest nim moja trenerka. Nazywa się
szy, aż w 1904 r. został włączony do rodziny sportów Regina Krajnow-Synoradzka. Była reprezentantką Pol-
olimpijskich. ski na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972

34 35
Leon Gaudziak Moja przygoda ze sportem

r., gdzie wywalczyła 18. miejsce w skokach z trampo- skoczyłem. Byłem zrozpaczony i zdecydowałem, że
liny. Trampolina to długa na 4,5 m, pokryta „papierem odchodzę. Pożegnałem się z grupą i po prostu przesta-
ściernym”, żeby się nie ślizgać, metalowa deska zielo- łem trenować. Wakacje spędziłem na nicnierobieniu.
nego koloru, z której się skacze, aby skok był wyższy i z We wrześniu zacząłem się zastanawiać, jaki sport
większą rotacją. Trampoliny są przymocowane tylko na wybrać. Nagle tata powiedział, że dzwoniła trenerka
wysokości 1 i 3 metrów. Trenerka jest dla mnie przyja- Regina i że bardzo chce, abym wrócił do skoków do
cielem, ponieważ potrafi mnie dopingować i wspierać, wody, i gwarantuje mi, że nie muszę wykonywać auer-
ale potrafi mi też wytknąć wady i błędy. Do tego dzięki bacha przez dwa najbliższe lata. Więc wróciłem. Przez
niej tak daleko zaszedłem, bo jestem zwycięzcą Grand rok ciężko trenowałem i osiągałem superwyniki. Jed-
Prix w skokach do wody i 4-krotnym mistrzem Polski nak, kiedy zaczęło majaczyć przede mną widmo auer-
w tej dziedzinie. Jednak w życiu i spor­cie do zwycię- bacha, zacząłem się znów stresować. Tu z pomocą przy-
stwa trzeba dotrzeć poświęceniem i bólem, o czym sam szli rodzice. Zaprowadzili mnie do psychologa spor-
się przekonałem. towego, który miał mi pomóc. Powoli, acz skutecznie
Jest pewien skok. Nazywa się auerbach. Przebiega przestawałem odczuwać strach. Trenerka musiała to
on mniej więcej tak, że staje się przodem na wieży i za- wyczuć, bo na pewnym treningu pół roku temu powie-
miast wykonywać rotację do przodu, wykonuje się ro- działa do mnie:
tację w tył, w powietrzu się przekręca i w zależności – Leon, weź raz skocz auerbacha! – na co ja, lekko
od zamiarów spada się albo na główkę twarzą do ścia- przestraszony odpowiedziałem:
ny, albo na nogi, kiedy w trakcie chwili zrobi się 1 sal- – D-dobrze, spróbuję.
to lub więcej. Profesjonalna nazwa to „skok przodem Stanąłem na desce, w głowie miałem gonitwę my-
w tył”. Tak więc, kiedy dopiero się uczyłem tego skoku śli, gdy nagle pomyślałem: – Dobra, raz się żyje – i za-
jakieś 3 lata temu, to nieszczęśliwym trafem kilka razy raz po tym skoczyłem. To, czego się tak bałem, nie na-
trafiłem rękoma o deskę. To było bolesne, bo ta wielka stąpiło. I za każdym następnym razem – też nie.
metalowa deska jest pokryta, jak wcześniej wspomina- Moim drugim problemem była kontuzja. Zaczęło
łem, papierem ściernym. Stało się to dla mnie traumą. to się tak: mieliśmy jechać na Grand Prix do Często-
Przez rok unikałem tego skoku. Trenerka próbowała chowy, no więc pojechaliśmy wszyscy z tzw. „pałaco-
wielu sposobów. Namawiała mnie, abym skakał na sali wej grupy”, do której się zakwalifikowałem, i 4 trene-
gimnastycznej, a potem do wody, wchodziła ze mną na rów, w tym trenerka Regina. W przeddzień zawodów,
deskę i miała mnie odpychać podczas skoku, żebym nie by oswoić się z basenem, zrobiliśmy na nim trening.
uderzył się ponownie. Nawet specjalnie pojechaliśmy Na treningu normalnie zaczęliśmy od rozgrzewki na
na basen do Tychów, bo tam są tylko skocznie o wy- sucho. Potem tradycyjnie weszliśmy do wody. Po wy-
sokości 1 m i 3 m, niski strop, dzięki czemu przymo- konaniu wszystkich skoków z wysokości 1 metra, ja-
cowana może być do sufitu lonża, którą trenerka mnie kie miałem zaplanowane na zawody, poszedłem treno-
asekuruje. Niestety zbyt się bałem i mimo lonży nie wać swój program (czyli skoki, które mam wykonać na

36 37
Leon Gaudziak Moja przygoda ze sportem

z­ awodach) z 5 metrów. Na początku skoczyłem sobie przez co nadwyrężyłem sobie szyję. Kiedy po wynu-
„na nogi”, potem „łamany na głowę”. „Łamany na gło- rzeniu zacząłem pochlipywać z bólu, od razu przybie-
wę” to skok, w którym człowiek stoi przodem do ba- gła trenerka i ratownicy.
senu, wyskakuje w powietrze, następnie w locie nogi Po chwili zapytali mnie, co się stało, a ja przed-
i biodra zostają w pionie, a tułów, głowa i ręce zgina- stawiłem im sytuację. Sprawdzili, czy nie mam przy-
ją się do nich, tworząc tak jakby skłon w powietrzu. padkiem wstrząśnienia mózgu, i wsadzili mnie w koł-
Potem nogi torem wahadła przenoszone są do pionu, nierz. Zadzwonili po karetkę, bo mogłem mieć bardzo
przez co w tym momencie znajdujemy się w pozycji poważny uraz kręgosłupa. Kiedy karetka przyjechała,
pionowej, głową w stronę tafli wody. Po tym wszystkim byłem już wysuszony i ubrany. Trenerka powiedzia-
łączymy ręce nad głową, tworząc pozycję „na główkę”. ła, że pojedzie ze mną. W karetce było bardzo dużo
Tak wygląda „stosunkowo prosty” skok, „łamany na ciekawych sprzętów. Kiedy dojechaliśmy do szpita-
głowę”. Po takiej krótkiej rozgrzewce przeszedłem do la dziecięcego, to trenerka musiała załatwić mnóstwo
właściwego programu. Moim pierwszym skokiem był papiero­logii. Po jej wypełnieniu czekaliśmy jakąś go-
„półtora w przód, w łamanej”. Jest to skok, w którym dzinę na rezonans magnetyczny, następną godzinę na
wykonuje się salto z dokręceniem na głowę w pozycji wyniki i kolejną jeszcze na receptę i zalecenia lekarza.
łamanej, jest to taki bardzo głęboki skłon. Jednym słowem panowała tam straszna nuda. Ja przy-
I właśnie wtedy przytrafiła mi się największa kon- sypiałem, bo to było po dwudziestej drugiej, a trenerka
tuzja, jaką kiedykolwiek miałem. Problem nie polegał się bardzo denerwowała.
na tym, że zrobiłem zły skok, trenerka mówiła później, Zalecenie lekarza było następujące: broń Boże, nie
że ten skok jak na moje umiejętności był idealny. Pro- mogę występować na zawodach, a do tego po powrocie
blem tkwił w basenie, po prostu był za płytki. Basen do do Warszawy mam udać się na specjalistyczne bada-
skoków do wody w Częstochowie został wybudowa- nia. Do tego miałem też nosić przez cały czas kołnierz
ny jakieś 40 lat temu. Wtedy wymogi bezpieczeństwa orto­pedyczny. Po tym wszystkim trenerka wezwała
były zupełnie inne niż dziś Nie przewidziano, że kie- taksówkę i wróciliśmy do hotelu. Wróciliśmy po pół-
dyś chłopak o wystarczającej masie i umiejętnościach nocy. Ogółem uważam, że ten szpital i jego praca była
uszkodzi sobie szyję uderzając w dno. A ja to właśnie bardzo źle zorganizowana, bo to, co można było zro-
zrobiłem. bić w 45 minut, zrobiono w 3 godziny. Następne dwa
Skoczyłem tak dobrze, że wpadłem do wody jak dni byłem zdany na siedzenie na trybunach i patrze-
igiełka. Poleciałem do dna (do głębokości 3,5 m) z taką nie, jak moi przyjaciele konkurują. Nie mogłem nawet
prędkością i impetem, że nie zdążyłem rozłączyć rąk, wejść do wody!
zanim walnąłem nimi o dno. Jednak impet był tak Po powrocie do Warszawy miałem jeszcze dużo ba-
duży, że ręce się ugięły w łokciach i bardzo mono ude- dań. Pan doktor powiedział, że nie będę mógł treno-
rzyłem głową o ręce oparte na dnie. Zrobiłem to tak wać przez najbliższe 3 miesiące. Te trzy miesiące bez
mocno, że głowa błyskawicznie odchyliła się do tyłu, jakiegokolwiek sportu były nie do zniesienia.

38 39
Leon Gaudziak

Dlatego bardzo się cieszę, że wróciłem do pływania,


do skoków i do społeczności, którą tak lubię.
Serdecznie zapraszam wszystkich czytających ten
tekst do rzucenia wszystkiego, co robią, i przespace-
rowania się lub wykonania jakiejkolwiek aktywności
fizycz­nej, bo ruch to zdrowie. Jeżeli czytającym ten
tekst jest dziecko lub młodzież (od 6. do 21. roku ży- Michał Kiciński
cia), to z kolei Ciebie, Drogi Czytelniku, serdecznie
zapraszam do wstąpienia do Pałacu Młodzieży w War-
szawie, bo tam jest mnóstwo sportów i aktywności dla Kiedy zdobywasz swój Mount
takich jak ty czy ja, i jest to ciekawie prowadzone.
Everest…
Na zakończenie napiszę:
– No i co z tego? – krzyknąłem i wybiegłem z sali
Ruch to zdrowie, gimnastycznej. Kto wymyślił ten durny „wuef ”? Mę-
Każdy to powie! czyć się, pocić, dyszeć i jeszcze czuć się z tego powodu
szczęśliwym?! Nikt nie lubi być -zmęczony i spocony, a
już na pewno nie ja!
Ze złości rzuciłem strój sportowy na podłogę
w szatni. Założyłem swoje ubranie i dopiero wtedy
ochłonąłem.
No cóż, nie biegam z gracją i szybkością gepar-
da. Wygląda to raczej jak nauka chodzenia nowo na-
rodzonego słonia. Grać w piłkę też nie lubię. Czyta-
łem kiedyś, że takie uderzenie piłką w głowę może się
skończyć wstrząsem mózgu. Jeszcze by mi tego bra-
kowało! A skoki? Czemu na siłę walczyć z grawita-
cją? Poza tym mam tylko dwie nogi i obydwie są mi
potrzebne.
Szkoda mi tylko Pana Tomka, naszego „wuefisty”,
bo jest w porządku i trochę głupio, że tak na niego na-
skoczyłem.
Ok, więc nie lubię sportu, ale czy coś w tym złe-
go? Mam bardzo dużo innych zainteresowań, które

41
Michał Kiciński Kiedy zdobywasz swój Mount Everest…

nie grożą urazem i nie powodują takiego tętna, jakbym – Ja nigdzie nie idę! To jest niebezpieczne, męczące
miał za chwilę dostać zawału. i w ogóle nie mam na to ochoty.
Do końca lekcji byłem raczej ponury. Nie pocie- – No co ty, Michał – wtrącił się tata – przecież Gu-
szał mnie nawet fakt, że to ostatni dzień przed feriami, bałówka to nie Mount Everest.
choć reszta klasy była tym już bardzo podekscytowana. – Dasz radę – mrugnął porozumiewawczo do
Humor poprawił mi się dopiero, kiedy wybiegliśmy mamy. To mrugnięcie spowodowało, że poczułem się
ze szkoły i okazało się, że padający od rana śnieg utwo- jeszcze bardziej zaniepokojony tym pomysłem.
rzył na wszystkim grubą, puchową kołderkę. W drodze – Być w górach i nie wejść na górę to tak jak być
do autobusu rozpętała się między nami całkiem ostra w Rzymie i nie zobaczyć papieża – nie odpuszczał tata.
bitwa na śnieżki. Z rezygnacją opuściłem ręce i poszedłem się po­
Wieczorem przy kolacji rodzice oświadczyli, że łożyć.
mają dla nas niespodziankę. Dzień był naprawdę piękny i to trochę poprawiło
– Zarezerwowaliśmy kilkudniowy pobyt w górach mi humor, ale nie na długo…
– powiedziała uradowana mama. – Wyjeżdżamy w po- Już po zaledwie stu metrach zaczął się mój koszmar.
niedziałek. Świecące słońce topiło śnieg, a to z kolei spowodowa-
– Hura! – wykrzyknęliśmy z bratem. ło, że na wytyczonej ścieżce pojawiło się błoto. Mu-
W górach byłem ostatnio jako malec, ale zapamię- sieliśmy iść obok szlaku, a w dodatku robiło się coraz
tałem świetną zabawę podczas zjazdów na sankach stromiej.
i smak gorącej czekolady w góralskiej chacie. Kiedy dotarliśmy do pierwszego miejsca odpoczyn-
Było jeszcze ciemno, kiedy ruszyliśmy spod domu, ku, byłem bliski płaczu, a mojego niezadowolenia nie
ale zupełnie nie czuliśmy się z bratem senni, jak wtedy rekompensowały nawet widoki, którymi wszyscy się
gdy mama budzi nas do szkoły. tak zachwycali.
Po południu, gdy dotarliśmy na miejsce, poszliśmy Z trudem zmusili mnie, żebym ruszył dalej.
na tak zwane rozpoznanie terenu, czyli sprawdzić, co Na drugim postoju zacząłem już błagać mamę, że-
i gdzie się znajduje, a wieczorem mama (znana z tego, byśmy wracali.
że musi mieć wszystko zaplanowane) zaczęła ustalać – Już połowa drogi za nami – zapewniała – teraz
plan naszego pobytu. będzie znacznie łatwiej.
– Jutro wchodzimy na Gubałówkę – wyczytała Nigdy nie podejrzewałem mamy, że po­trafi tak do-
punkt pierwszy, jakby mówiła, co będzie na obiad. skonale kłamać. Owszem, była to już połowa drogi, ale
– Co? – zerwałem się na równe nogi. Nie wiem cze- to, co czekało mnie dalej, przeszło moje najgorsze wy-
mu, ale z wyjazdem w góry zupełnie nie kojarzyło mi się obrażenia o trudnościach wspinaczki górskiej.
wchodzeniem na nie. Traktowałem je raczej jak element Ślisko i stromo…
krajobrazu, a nie cel wycieczki. Owszem, spacery, wido- Nagle zobaczyłem coś, co przyprawiło mnie o roz-
ki, sanki i relaks, ale nie żadne ekstremalne przygody. pacz.

42 43
Michał Kiciński

Obok nas przejechała kolejka górska, a w niej


uśmiechnięci, zadowoleni ludzie. Patrzyłem z otwarty-
mi ustami, jakbym zobaczył statek kosmiczny.
– Tu jeździ kolejka!? Serio!? – popatrzyłem z wy-
rzutem na tatę.
– Misiek (tata mówił tak do mnie, kiedy chciał Wiktor Lipa
mnie udobruchać), przecież chodzi o to, żeby wejść sa-
modzielnie, dopiero wtedy jest satysfakcja z wycieczki
w góry.
– Zobaczysz, gdy znajdziemy się na szczycie.
Czy można stracić marzenia?
– Jak dożyję! – krzyknąłem, mając wrażenie, że

28
współczucie okazali mi tylko pasażerowie kolejki. października 2021 r. znowu obudził mnie
Moja frustracja osiągnęła zenitu. Drażnił mnie sygnał telefonu. A miałem taki piękny sen…
młodszy brat, który już był prawie na szczycie, drażnili Śniło mi się, że gram w piłkę: na boisku tyl-
mnie wszyscy wyprzedzający mnie ludzie. Nawet star- ko ja i Luka Modrić. Byliśmy w jednej drużynie. Po
sza pani z kijkami! Czułem, że los jest przeciwko mnie otrzymaniu piłki miałem już prawie oddać strzał na
i w dodatku ma przy tym niezły ubaw. bramkę i… Akurat w tym momencie musiał zadzwo-
Dostało się bratu, rodzicom, a nawet Matce Na­ nić budzik. Byłem niepocieszony. Niestety, nie było
turze. lekko, trzeba było wstawać i zacząć codzienne rytu-
Wreszcie ujrzałem cel swojej męczarni. ały: poranna toaleta, kilka ćwiczeń, potem śniadanie,
– Zaraz usiądę – pomyślałem i to dodało mi sił. pożegnanie z mamą i przed godziną 7.30 wyszedłem
– Wszedłem! Wszedłem! – powtarzałem jak z domu.
w transie. I nagle uświadomiłem sobie, że wcale nie W szkole dzień jak co dzień – nawet szybko zleciał.
czuję złości, ale…satysfakcję! Nauczyciele nie pytali, nie było kartkówek, a większość
Spocony, potwornie zmęczony, zdyszany i… szczę- swojej lekcji nasza wychowawczyni przeznaczyła na
śliwy! próby, ponieważ od dwóch tygodni przygotowywali-
Wieczorem, popijając z kubka gorącą czekoladę, śmy przedstawienie na Święto Niepodległości. Pod-
pomyślałem, że tata nie miał racji. Ja dziś zdobyłem czas próby myślami byłem jednak gdzieś indziej. Nie
mój „Mount Everest”. W jednym się jednak muszę mogłem się skupić. Cały czas rozmyślałem o treningu,
z nim zgodzić: Kiedy osiągasz cel własnym wysiłkiem, który miał się zacząć o 18.00. Był to ważny trening,
to satysfakcja jest ogromna. ponieważ zbliżał się jesienny turniej piłkarski. W za-
wodach miało wziąć udział 16 zespołów, w tym dru-
żyna z Bukowna, Klucz i Olkusza. Właśnie ich naj-
bardziej się obawialiśmy, chociaż we wcześniejszych

45
Wiktor Lipa Czy można stracić marzenia?

zawodach to my byliśmy górą. Nasz klub – Prądnik wawczyni, a ta zrobiła krótkie śledztwo i wszystko się
Sułoszowa – ma dobrych zawodników. Udało nam się wydało. Najgorsze było to, że nie wolno nam było cho-
zgromadzić na koncie wiele wygranych. Osiągnęliśmy dzić na ten plac zabaw i to w dodatku bez żadnej opieki.
to dzięki ciężkiej pracy oraz trenerowi. Podczas każde- O dziwo, nikt mnie jednak za to nie okrzyczał. I pani,
go meczu dajemy z siebie 100 procent. Wydawało się i mama zachowały pełen spokój. Martwiły się tylko, że-
więc, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki. bym wyszedł z tego bez żadnego uszczerbku na zdro-
Po lekcjach, zamiast wrócić do domu, postanowi- wiu. Ich nadzieje jednak szybko rozwiał pan doktor:
łem pójść z kolegami na szkolny plac zabaw – tak na – Niestety, masz pękniętą błonę bębenkową i uszko-
jedną chwilkę. Miała to być niewinna zabawa. Nieste- dzony słuch, ale nie jest najgorzej. Myślę, że za jakiś
ty, przerodziła się ona w horror z najstraszniejszych czas wszystko wróci do normy! – stwierdził fachowo.
koszmarów. Kiedy próbowałem wskoczyć na kręcącą – To niemożliwe! – zawołała mama.
się karuzelę, zderzyliśmy się z kolegą głowami. Poczu- – Wdrożymy antybiotykoterapię i odpoczynek. –
łem straszny ból w okolicach prawego ucha. Bardzo się Na razie to tyle! – dodał pan doktor na do widzenia.
przestraszyłem, bo zakręciło mi się w głowie. Kolejnego dnia poczułem się jeszcze gorzej. Mia-
– Nic ci nie jest? – zawołał Damian. łem zawroty głowy, pojawiła się temperatura i kilka
– Nie, nic… A tobie? – zapytałem i nie czekając na razy zwymiotowałem. Wtedy mama przestraszyła się
odpowiedź, podniosłem plecak. Obolały i pełen obaw nie na żarty. Przyjrzała mi się uważnie i stwierdziła:
poszedłem do domu. Zastałem tylko dziadka. Oczy- – Masz rozszerzone źrenice! Obawiam się wstrząś­­
wiście nic mu nie powiedziałem, ale on, zaniepokojony nienia mózgu! – dodała łamiącym się głosem.
moją małomównością, zaczął mnie wypytywać: Po południu razem z tatą zabrali mnie do pobli-
– Wiktor! Co się stało, dlaczego płaczesz? skiego szpitala. Pobyt na SORze zajął kilka godzin, ale
– Nie płaczę… – powiedziałem bez przekonania. lekarz ponownie stwierdził, iż praktycznie nic wielkie-
– Dziecko! Przecież widzę – nie dał się zbyć. Nie go mi nie dolega:
miałem wyjścia. Powiedziałem o silnym bólu w okolicy – Jest pani przewrażliwiona! Nie ma potrzeby wy-
ucha, ale przyczyny już nie podałem. Około szesnastej konywania prześwietlenia – oświadczył i po chwili do-
mama wróciła z pracy. Dziadek przyprowadził ją do dał: – Dzieciom w tym wieku nie zaleca się wykony-
mojego pokoju, a ona natychmiast zabrała mnie do la- wania tomografu!
ryngologa. Po drodze dopytywała: Po powrocie do domu odświeżyłem się i poszedłem
– Wiktor, jak to się stało? spać. Byłem pewien, że następnego dnia mój koszmar
– Nie pamiętam, ale chyba Damian wyskoczył zza się skończy, a ból minie.
drzewa i wpadliśmy na siebie – próbowałem zamknąć – Przecież nic się nie stało! To tylko głowa kolegi –
temat. jest twarda, ale nie ze stali. Damianowi nic nie jest, to
Nie powiedziałem jej całej prawdy. Mama widocz- i mnie jakoś minie. Wyśpię się i będzie dobrze! – prze-
nie jednak poczuła niedosyt, bo zadzwoniła do wycho- konywałem sam siebie.

46 47
Wiktor Lipa Czy można stracić marzenia?

Rano okazało się jednak, że wcale nie jest dobrze – No, kolego! Masz wolne od szkoły. Zostajesz u nas
i nic nie minęło, bo mama zauważyła, że mam wyciek w szpitalu, ale nie martw się, jesteś w dobrych rękach!
z ucha, które nadal bardzo bolało. I… tu nie ma karuzeli – powiedział doktor na poże-
– Nie idę do pracy! Jedziemy do innego laryngo­ gnanie, uśmiechnął się, mrugnął do mnie i poszedł.
loga! – powiedziała stanowczo. No i zostałem. Wysłano mnie na oddział neuro-
I pojechaliśmy. Nowa pani doktor potwierdziła chirurgiczny. Nadal byłem przerażony, moi rodzice też,
pęknięcie błony bębenkowej: chociaż teraz nie dawali tego po sobie poznać i bardzo
– Proszę kontynuować antybiotyk, a w razie silnego mnie pocieszali:
bólu lub nasilonego wycieku z ucha udać się do szpita- – Trzymaj się, chłopie – powiedział tata, ponieważ
la na tomograf. przez pandemię musiał wyjść ze szpitala.
Nie mogłem w to wszystko uwierzyć: jak zderze- Zostałem tylko z mamą. Podano mi kroplówkę
nie głowami mogło doprowadzić do takiego urazu? i dostałem zastrzyki, które nie były tak straszne, jak
Nie potrafiłem znaleźć właściwej odpowiedzi. Da- się wydawało. Zmęczony praktycznie natychmiast za-
mian też nie mógł. Pisał do mnie i przepraszał, py- snąłem. Kiedy się obudziłem, jeszcze nim otworzyłem
tał, co słychać i jak się czuję. Następnego dnia było oczy, poczułem, że ktoś mi się przygląda. I rzeczywi-
jeszcze gorzej: wykrzywiło mi buzię i opadła powie- ście, obok mojego łóżka stał jakiś chłopak, tak na oko
ka. Wyglądałem strasznie! Nie poznawałem się w lu- młodszy ze trzy lata.
strze. – Co tu robisz? – spytałem zdziwiony.
– O Boże! Nie martw się, będzie dobrze! Jedziemy! – Jak widzisz, stoję… Przyszedłem w odwiedziny –
– zawołała mama, która i tym razem zareagowała bły- odparł niezrażony.
skawicznie. – Do mnie? Przecież cię nie znam!
Jej stanowczy ton dodał mi otuchy. Chciałem i wie- – A… zapomniałem. Bartek jestem – przedstawił
rzyłem jej, że to prawda: „Będzie dobrze, bo…, bo się.
musi!”. Pojechaliśmy do Prokocimia. Pani doktor od – To jak mój starszy brat. Witaj, jestem Wiktor! –
razu zdiagnozowała: ucieszyłem się i podałem mu rękę.
– Porażenie nerwu twarzowego… – i wysłała na Jego uścisk nie był zbyt mocny, a nawet można po-
tomo­graf. wiedzieć, że zimna dłoń Bartka ledwie musnęła moją.
Po otrzymaniu wyników moje życie po raz kolej- Pomyślałem wtedy: „O… to jak dotyk anioła!”, ale sam
ny się zawaliło, a marzenia legły w gruzach. Tomograf przestraszyłem się swoich myśli, więc zapytałem tylko:
wykazał złamanie dwóch kości czaszki i twarzo­czaszki, – Jesteś z tego oddziału?
wystąpienie małego krwiaka oraz pęknięcie błony bę- – Nie, z onkologii – odpowiedział Bartek i nagle
benkowej. Do tego wszystkiego dostałem jeszcze pora- wyszedł.
żenia nerwu twarzowego, więc zlecono mi konsultację Od tej pory pojawiał się kilka razy dziennie. Przy-
neurologiczną. chodził, bo ja nie mogłem iść do niego. Opowiedział

48 49
Wiktor Lipa Czy można stracić marzenia?

mi też o swojej chorobie, a ja przyznałem się, co mnie Bartek osiągnął sporo sukcesów. Jego drużyna jest
się przytrafiło. Mówiłem o meczach i o piłce nożnej. wysoko w tabeli i praktycznie nie schodzi z podium.
W końcu wyjawiłem, jakie mam marzenia. Wyraziłem W 2018 r. zdobyli mistrzostwo klasy A, weszli do
swoje obawy, że teraz bezpowrotnie utraciłem szansę „okręgówki” i tak już zostało. Mój brat jest dobrym pił-
na ich realizację. Bartek nic nie mówił na temat swoich karzem, miał nawet kilka propozycji, ale został wierny
pasji i nie chciał się przyznać, o czym marzy – bał się swojemu klubowi.
zapeszyć. Ostatniego dnia, na pożegnanie, przytulił się Kiedy zdarzył się wypadek, przygotowywałem się
mocno i szepnął: do jesiennego turnieju, który miał się odbyć w połowie
– Marzę, żeby być zdrowym, żeby wreszcie stąd listopada. Musiałem jednak na dłuższą „chwilę” o tym
wyjść! A ty walcz, tobie się uda! zapomnieć. O basenie, niestety, też nie było mowy. Co
Gdy wychodziłem, łzy ciekły mi po policzkach. Nie gorsza, nie mogłem wykonywać żadnych gwałtow-
przyznałem się jednak mamie z jakiego powodu. Kiedy nych ruchów i miałem zakaz uprawiania sportu. Przez
naciskała, odrzekłem w końcu bez przekonania: miesiąc zorganizowano dla mnie lekcje w trybie zdal-
– To z radości… – i popatrzyłem w stronę szpital- nym, więc praktycznie się nie ruszałem. Zauważyłem
nego okna, gdzie była onkologia. też, że po prostu robię się gruby. Nie podobało mi się
W szpitalu spędziłem kilka dni. Na szczęście obyło to. Przez cały ten czas byłem pogrążony w totalnym
się bez operacji. smutku. Wtedy często myślałem o Bartku ze szpitala
– Kości muszą zrosnąć się same, a krwiak ma się na Prokocimiu.
wchłonąć – powiedział lekarz. – Tylko pamiętaj: żad- W połowie listopada otrzymałem wiadomość od
nych szaleństw, żadnych karuzeli! – dodał. trenera i kolegów, iż zawody w tym sezonie były bar-
Czekała mnie długa rehabilitacja, więc pomyśla- dzo udane. Zajęliśmy drugie miejsce, przegrywając za-
łem, że to naprawdę koniec! Tylko dlaczego? ledwie jeden mecz. W finale lepsza okazała się tylko
– Ja: wysportowany, grający w piłkę, lubiący pły- drużyna z Bukowna. Pogratulowałem kolegom, choć
wać i jeździć na rowerze, muszę to wszystko odstawić było mi przykro, że nie mogłem uczestniczyć – nawet
na boczny tor? – pytałem sam siebie i nie mogłem się jako kibic. Oczywiście, cały czas mocno trzymałem
z tym pogodzić. kciuki. Warto było! Trener nagrał dla mnie krótki fil-
Niestety, takie były zalecenia – na razie takie! To mik i widziałem kilka bramek. Były naprawdę świetne!
„na razie” to był koszmar. Do szkoły wróciłem akurat na św. Mikołaja, czyli
Stwierdziłem, że takie życie to nie dla mnie: w piłkę 6 grudnia 2021 r.
gram od sześciu lat, od dzieciństwa interesowałem się – Wiktor, Wiktor! – chociaż się bałem, klasa przy-
sportem. Autorytetem dla mnie zawsze byli: mój star- jęła mnie bardzo entuzjastycznie. Przez ten cały czas
szy brat i dziadek. To oni zarazili mnie tą pasją, kibicu- tęskniłem za nimi, a oni za mną. Ucieszyłem się na ich
ją mi oraz motywują: widok. Mimo iż wróciłem do szkoły, nadal musiałem
– Dobrze jest, ale stać cię na więcej! na siebie uważać i nie mogłem ćwiczyć.

50 51
Wiktor Lipa Czy można stracić marzenia?

Teraz już jest lepiej. Wszystko to zawdzięczam le- Sułoszowa, a także na rozgrywki Wisły Kraków. Od
karzom i rodzicom. To dzięki nim na mojej twarzy zawsze kibicuję hiszpańskiej drużynie Real Madryt.
praktycznie nie ma śladu porażenia, bardzo szybko za- Moim marzeniem jest pojechać do Hiszpanii na mecz
reagowali, wierzyli, że będzie dobrze. Moje zdrowie Real Madryt – FC Barcelona i zasiąść na stadionie Es-
powoli wraca do normy i zaczynam treningi. Muszę tadio Santiago Bernabéu. Chcę także osiągnąć swój cel
nadrobić stracony czas. Cieszę się, że wróciłem do peł- i dostać się do profesjonalnej drużyny. Wiem, że mogę
nej sprawności sprzed wypadku. Niestety, z uwagi na to osiągnąć. Jestem zdrowy, więc mogę…! Dam radę!
problemy z uchem nie mogę jeszcze wznowić pływa- W szpitalu miałem bardzo dużo czasu, aby to prze-
nia. I pomyśleć: taki niewinny „kręciołek” powodem myśleć.
nieszczęścia – mógł pogrzebać wszystkie moje marze- – Dobrze jest, ale stać mnie na więcej! – myślę tak
nia. Zawsze wydawało mi się, że bardziej ekstremalne jak brat i dziadek. Myślę i idę dalej: niech to moje
są atrakcje w Energylandii. Byliśmy tam tuż przed wy- przeżycie, mój wypadek, który wydarzył się z głupo-
padkiem. Bawiliśmy się „na całego” i nic się nie stało. ty i „na własne życzenie”, będzie przestrogą dla innych.
A tu? Szkoda gadać! Nie ma zdrowia, nie ma marzeń! Na szczęście… mnie
Po tym wypadku jestem pod wrażeniem niepeł- się udało. Dostałem drugą szansę i mam zamiar ją wy-
nosprawnych sportowców. Zawsze ich podziwiałem, korzystać, dam z siebie wszystko. Przyrzekłem to so-
ale teraz sam wiem, ile pracy, ile samozaparcia i wy- bie, gdy leżąc na szpitalnym łóżku, pisałem wiersz na
siłku kosztuje najdrobniejszy sukces. Mimo swoich konkurs PKOl „Co lubię? Sport lubię”.
niepełno­sprawności nie poddają się, walczą do koń- Czy można stracić marzenia? Można, ale trzeba
ca. Zdarza się, iż paraolimpijczycy przywożą z igrzysk walczyć, by je odzyskać! Ja nigdy się nie poddaję i na-
więcej medali niż ich sprawni koledzy. W czasie choro- dal będę walczył: o marzenia i ich realizację.
by wiele o nich myślałem i powtarzałem sobie :
– Wiktor, dasz radę! Oni mają o wiele gorzej, trud-
niej. Nie poddawaj się!
Przypomniałem też sobie słowa Bartka ze szpita-
la: „Tobie się uda!”. Zrozumiałem, że mimo wszystko
moje marzenia są bardziej realne. No i się nie podda-
łem, z czego jestem bardzo dumny. Zacząłem walczyć
nie tylko dla siebie, ale i dla tych, którzy we mnie wie-
rzyli: dla mamy i taty, dla dziadka, dla brata, dla Bartka
chorego na nowotwór i dla mojej pani wychowawczy-
ni, która bardzo mi kibicuje. I chyba się udało…
Nadal uwielbiam grać w pikę, lubię oglądać mecze
w telewizji i na stadionie. Jeżdżę na mecze Prądnika

52
Haniebny fortel

tam występowały czołowe kluby, więc musimy się bar-


dzo postarać. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie.
W czwartek zbieramy się przed halą o 7.30. Wyrusza-
my piętnaście minut później. Dojedziemy do celu oko-
ło 8.15. Będzie czas na rozebranie się i zjedzenie cze-
Marianna Paplińska goś. Piętnaście minut później zaczniemy rozgrzewkę.
Pierwszy mecz odbędzie się około 9.30.
Gdy wyszliśmy z hali, dwaj chłopcy podeszli do
mnie.
Haniebny fortel – Tomek, ekscytujesz się? – zapytał Julek. – Ja bar-
dzo!

B
yło ciepłe popołudnie, słońce łagodnie muskało – No, a dlaczego nie miałbym? – odpowiedziałem.
dachy bloków, gdy wracałem z parku. Bawiłem
się z kolegami, chodziliśmy po drzewach i goni- * * *
liśmy po uliczkach. Jutro! Jutro zaczynają się zawody, na które tak bar-
– Tomku, obiad! – zawołała mama z balkonu. dzo czekałem! Zacząłem się pakować. Wziąłem kilka
Doszedłem więc do budynku, wstukałem kod batonów, strój i żel pod prysznic, jeśli nie liczyć telefo-
i wdrapałem się na trzecie piętro. Na obiedzie tata, sie- nu, portfela i zgłoszeń. Mam zamiar wam opowiedzieć
dząc z nosem w gazecie, poinformował mnie: o tej rywalizacji jak najbardziej szczegółowo.
– Synu, twój trener przyszedł do nas godzinę temu.
O dziwo, nie dlatego że słabo pracujesz, lecz powie- * * *
dział nam, że masz zawody za dwa tygodnie, w czwar- To dziś! Jak się cieszę! Obudziłem się około 6.30,
tek. Będziesz musiał powiedzieć nauczycielce, że wte- aby zdążyć. Kiedy już się oporządziłem, wyszedłem na
dy opuścisz lekcje. dwór. Słońce mocno przygrzewało, ale nie zwracałem
A, no tak. Zapomniałem wam powiedzieć, że trenu- na to uwagi. Jak dotarłem do hali, była 7.15. Zbierało
ję siatkówkę. Mój trener ma na imię Klaudiusz. Byłem się coraz więcej ludzi, samochody śmigały po parkingu
zachwycony. To będą moje pierwsze zawody klubowe! jak oszalałe. Pięć minut później dotarł trener. Był ca-
lusieńki spocony, ale, nie przejmując się tym, od razu
* * * zaczął nas liczyć. Mimo że była dopiero 7.20, wszyscy
Minął tydzień, odkąd dowiedziałem się o zawo- już byli na miejscu.
dach. Właśnie przyszedłem z treningu, na którym do- Wpakowywanie wszystkich klamotów do środka
wiedziałem się o przebiegu tej rywalizacji. autokaru nie było tak proste, jak się tego spodziewa-
– Słuchajcie – zaczął pan Klaudiusz. – Jak pew- łem. Wreszcie jednak usiadłem na przydzielonym mi
nie wszyscy już wiecie, za tydzień mamy zawody. Będą miejscu i odetchnąłem z ulgą.

54 55
Marianna Paplińska Haniebny fortel

Godzinę później dotarliśmy. Kiedy wysiadłem, meczu wyrównaliśmy. W ostatnich sekundach gry Da-
auto­kar przysłaniał mi budynek, ale gdy podbiegłem rek, jeden z naszych najmłodszych zawodników, zdo-
do Olka, ukazała mi się cała hala. Była chyba trzypię- był punkt. Tak się tym cieszył, że jak wróciliśmy na try-
trowa, lecz oprócz tego okalały ją dwupiętrowe, ele- buny, prawie przeskoczył barierki.
ganckie budynki. Trener najpierw nas pochwalił, a potem kazał zdać
– Oooo… Łał – wyrwało mi się. szczegółową relację z gry. Mówił głównie Julek, choć
– No, robi wrażenie – odpowiedział Olek, równie czasem się wtrącałem. Na końcu naszej wypowiedzi
intensywnie patrząc się na halę. pan Klaudiusz oznajmił:
Weszliśmy do środka. Było tam elegancko, aczkol- – Graliście świetnie i należą się wam pochwały, ale
wiek skromnie. Rozebraliśmy się i dostaliśmy klucze musicie uważać na słowa uznania. Chodzi zwłaszcza
do szafek. Gdy tylko drzwi od męskiej szatni się za- o ciebie, Darku. Nie ciesz się z jednego ziemniaka jak
mknęły, podskoczyłem do góry z radości. z całego pola! – zaśmiał się.
– Jejku! Jak tu jest świetnie!
Szybko się przebraliśmy i weszliśmy do łazienki. * * *
Stamtąd wychodzi się na boisko. Oniemiałem. Boisko Minęły już ponad dwie godziny od naszego meczu.
wyglądało jak aksamitny, czerwony dywan. Nad nim W tym czasie Riny wygrały z Larkami i zremisowały
wisiała siatka, zupełnie niepasująca do niego. Po prawej z Rekinami. Hej! Dlaczego drużyna o nazwie Clark-
stronie stało podium. Te trzy rzeczy okalały drewniane sonowie wygrywała już czwarty mecz z rzędu? Chciał-
trybuny i mimo że były z takiego materiału, wyglądały bym się dowiedzieć, jaką mają taktykę. Ale teraz wzy-
na nowoczesne. Wysoko ponad naszymi głowami roz- wają nasz zespół, więc nie mam czasu tego sprawdzić.
ciągał się baldachim, w którym zostały ukryte lampy. Pewnie i tak by mi tego nie powiedzieli.
Weszliśmy na trybuny. Była 9.15, więc zaczęliśmy
rozgrzewkę. Potem poszliśmy pod prysznic. Wykąpa- * * *
łem się i wszedłem na trybuny od strony boiska, ponie- Uf ! Właśnie wróciliśmy z serii meczów. Trzy wy-
waż nie mogłem znaleźć właściwej drogi. Jest! Mamy graliśmy i jeden przegraliśmy. Zgadnijcie, z kim? Tak,
9.30. Sędzia właśnie nas poinformował, że będą zaraz z Clarksonami. Po meczach, niewiele myśląc, posze-
grać Riny i Klombo. Riny, o ile się nie mylę, to miesza- dłem się wykąpać. Wszedłem do męskiej łazienki i za-
na drużyna złożona głównie z dziewczyn. Tak, dziew- stygłem bez ruchu.
czyny mogą występować w męskich konkurencjach, ale
na odwrót już nie. A drużyna o nazwie Klombo to my. * * *
Nie pytajcie mnie o tę dziwną nazwę. W każdym razie – Te sprężynujące buty to był świetny pomysł! –
poszliśmy na boisko i zaczęliśmy się dogrzewać. Prze- mówił ktoś metr ode mnie, myśląc że nikt nie słyszy.
szły Riny i gra się rozpoczęła. O dziwo, to mnie przy- Zauważyłem, że to członkowie Clarksonów, ponie-
padł pierwszy serw. Graliśmy fair. Gdzieś w połowie waż mają charakterystyczne naszywki na koszulkach.

56 57
Marianna Paplińska Haniebny fortel

Potem zastanowiłem się nad tym, co mówią, i wytęży- mi kilka pytań dotyczących sytuacji w łazience. Potem
łem słuch. pochwalił mnie za czujność, a w tym czasie dotarliśmy
– Dzięki temu zdobędziemy pierwszą nagrodę! – do podium.
przybili sobie piątkę. Z mikrofonu rozległ się przeraźliwy pisk, a po-
Później, jak gdyby właśnie sobie uświadomili, że są tem usłyszeliśmy ogłuszającą muzykę. Piętnaście se-
w miejscu publicznym, zaczęli się rozglądać. Szybko kund później operator opanował sytuację i z głośni-
schowałem się za ścianę z mocno bijącym sercem. Ten, ków dało się usłyszeć chrypiący głos sędziego przery-
który obrócił się w moją stronę, był wysoki i miał cze- wany okrzykami komentatora.
koladowe włosy. Jego twarz była kanciasta, jakby kiedyś – Dzielne drużyny! – rozpoczął sędzia. – Wasze
wepchnął tam sobie pudełko. Jego… przyjaciel, można mecze były fascynujące, lecz tylko jeden zespół mógł
tak go określić? W każdym razie ten drugi był wyso- to wygrać.
kim i chudym mężczyzną o czarnych włosach prze- Sędzia gadał tak jeszcze dwie minuty, po których
chodzących w siwiznę. Wyglądało to jakby ósmoklasi- się opanował i zaczął mówić do rzeczy. Poinformował
sta rozmawiał ze swoim ojcem. wszystkich o oszustwach Clarksonów i jak ich zdema-
Wyszedłem, uważając, aby nie stanąć na skrzypiące skowałem. Wszyscy się na mnie gapili, a członkowie
kafelki. Kiedy tylko znalazłem się poza zasięgiem ich mojej drużyny klaskali.
słuchu, pobiegłem po trenera i po sędziego. Gdy tam – A więc, za uczciwość i lojalność wobec zasad
przyszliśmy, już nikogo nie było. A byliśmy tak bli- Klombo zdobywa pierwsze miejsce! Drugie zgarniają
sko… Zabrzęczał mi zegarek. Odruchowo sprawdzi- Riny, a trzecie Rekiny. Niestety za nieuczciwość Clark-
łem pamięć, okazało się, że nagrał rozmowę! Uśmiech- sonowie są zdyskwalifikowani i skreśleni z listy drużyn
nąłem się i puściłem dorosłym filmik. Ekran był czar- siatkarskich na cztery miesiące.
ny, lecz wszystkie dźwięki było bardzo dobrze słychać. Rozległy się ogłuszające brawa.
Dwie minuty później, gdy nagranie ucichło, zapadła – Bez sensu – mruknął za mną ten sam chłopak,
ponura cisza. Mężczyźni popatrzyli po sobie i za­dali który dopuścił się haniebnego fortelu.
mi kilka pytań. Potem wyszli z łazienki, mamrocząc – Trzeba było grać uczciwie – uśmiechnąłem się
coś do siebie. Zadowolony również wyszedłem i po- i wskoczyłem na podium.
biegłem na trybuny opowiedzieć kolegom o tajemni-
czej rozmowie.
* * *
Sędzia przy stoliku z nagrodami miał posępną
minę, aczkolwiek nie mówił innym o zdemaskowaniu
podstępu. Właśnie szliśmy na dekorację, kiedy trener
do mnie podszedł i zaczął ze mną rozmawiać. Zadał

58
Jesienny liść

łem o chłopczyku i o słowach, które padły z jego ust:


„Nawet ty się na mnie dziwnie patrzysz”… „Korzystaj,
póki możesz”. W końcu zasnąłem.
Nastał słoneczny poranek, zjadłem śniadanie i znów
wybiegłem z małego drewnianego domku do pobli-
Maja Pawlaczyk skiego parku. Bawiąc się, dostrzegłem tego chłopczyka
na fotelu z dwoma kółkami. Stwierdziłem, że podejdę.
Popatrzyłem na niego, a on spojrzał na moją obrożę
i powiedział:
Jesienny liść – No witaj… Bary. Widzę, że też lubisz ten park.
Szczęśliwy, machając ogonem, zaszczekałem dwa

Z
nów nadeszła piękna kolorowa jesień. Mój pan razy.
ma już wiele lat i nie wychodzi ze mną na space- – Może pobawimy się razem? – spytał. – A, zapo-
ry. Ale radzę sobie sam, chociaż kiedyś zraniłem mniałem, mam na imię Jaś.
się w nogę i do tej pory nie jest całkiem sprawna. Ucieszyłem się bardzo, pobiegłem, myśląc, że Jaś
Pewnego dnia pobiegłem do parku, aby pobawić biegnie za mną, ale zawołał mnie i powiedział, że on
się w ulubioną zabawę. Czekałem na podmuch wiatru. nie może bo… i nie dokończył. Na trawie leżał zapo-
Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Uwielbiam bawić mniany przez kogoś dysk, więc porzucaliśmy sobie. Po
się spadającymi liśćmi. Nagle liść zerwał się z gałązki, jakimś czasie Jaś musiał jechać do domu. Przed wyjaz-
biegłem za nim niezgrabnie przez cały park. Spadł na dem szepnął do mnie:
nogi małego chłopczyka, zastanawiałem się, czemu nie – Widzimy się jutro. Pa, pa, Bary.
wstaje i nie pobawi się jak inne dzieci w parku. Patrząc Wróciłem do domu i zobaczyłem, że mój kochany
na mnie i na liść, który goniłem, odezwał się po chwili: właściciel bardzo źle się czuje, wskoczyłem do niego
– Co, piesku, nawet ty się na mnie dziwnie pa- pod kołdrę i zasnęliśmy.
trzysz… Masz swój listek i leć się bawić, korzystaj, Mijały dni, tygodnie, ja i mój nowy przyjaciel ciągle
póki możesz. się spotykaliśmy w naszym ulubionym parku. Pewne-
Nie zrozumiałem. O czym on mówił? Wróciłem go dnia chłopca nie było, dziwiłem się, ponieważ spo-
do zabawy, ale nie umiałem się skupić, ciągle myślałem tykaliśmy się codziennie od miesiąca, więc czekałem
o tym, co ten chłopczyk mi powiedział. Spojrzałem na i czekałem, aż zrobiło się ciemno. Powoli szedłem do
niego, żeby zobaczyć, czy dalej siedzi na tym dziwnym domu, ale idąc, zobaczyłem na boisku Jasia, jakiegoś
fotelu z kołami. Stwierdziłem, że pójdę już do domu, pana i kilkoro dzieci na wózkach. Rzucali piłką. Jaś za-
żeby mój pan się nie martwił. uważył mnie i zawołał:
Nadeszła noc, leżałem na moim przytulnym, – Przepraszam. piesku, że nie przyszedłem do cie-
cieplutkim legowisku i nie potrafiłem zasnąć. Myśla- bie, ale zacząłem trenować koszykówkę.

60 61
Maja Pawlaczyk Jesienny liść

Okazało się, że Jaś, przeglądając internet, zainte- konstrukcji muszą być osłonięte ochraniaczami z gąbki
resował się stroną na temat zawodów sportowych dla lub materiału. Z zaciekawieniem słuchałem i przyglą-
niepełnosprawnych osób! Poczuł, że to może być coś dałem się Jasiowi, miał biało-czerwony strój z nume-
dla niego. rem 9 na plecach.
– W końcu wiem, co mogę robić w życiu. Po wy- W pewnej chwili mój przyjaciel złapał piłkę i rzu-
padku nie mogłem się pogodzić z faktem, że może już cił celnie do kosza, wszyscy klaskali i krzyczeli. Cóż to
nigdy nie będę grał w koszykówkę. A wiesz, to wszyst- były za emocje! Mama Jasia płakała ze szczęścia, była
ko dzięki tobie, mały przyjacielu… Zobaczyłem, jak bardzo dumna ze swojego synka. A ja… zaszczekałem
biegasz na chorej nóżce, jak cieszysz się życiem, jak głośno z radości!
bawisz się radośnie. Pomyślałem, ze jesteś mądrzejszy Zastanawiałem się, czemu Jaś jeszcze nie wraca,
ode mnie… A teraz biegnij już do domu, bo twój pan przecież koniec meczu był już dawno. W końcu się do-
się będzie martwił, ja tu będę jeszcze ćwiczył! czekałem, przyjechał, pierwszy raz widziałem go takie-
Było mi trochę smutno, ale już wcześniej zrozu- go szczęśliwego. Powiedział mi uśmiechnięty:
miałem, że Jaś ma problemy zdrowotne. Minęły trzy – Bary, udało się, awansowałem, trener mnie po-
dni, a ja dalej nie spotkałem się z Jaśkiem, choć chodzi- chwalił, pojadę na kolejne zawody. Przyjął mnie do
łem go oglądać, jak bardzo ciężko ćwiczył. Prawdziwie grupy!
się męczył. Rozumiałem, że to jest dla niego bardzo Od tamtej chwili minęły tygodnie, miesiące, Jaś da-
ważne. Minęły dwa miesiące. Jaś oznajmił mi, że poje- lej ćwiczy i jeździ na zawody, a ja oczywiście z nim.
dzie na zawody i chce mnie ze sobą zabrać. Wiele dni ćwiczeń, płaczu, ale chłopiec się nie poddaje.
– Bary, to ty mnie zmotywowałeś do tego, że sta- Co prawda rzadziej się z nim spotykam, ale wiem, że to
łem się sportowcem, dzięki tobie moje życie stało się jest dla niego naprawdę ważne. Miał chwile zwątpie-
ciekawsze. nia, nawet chciał się poddać, ale zawsze wracał i próbo-
Mój pan pozwolił mi jechać. Wokół widziałem wał, i próbował jeszcze raz. Założył blog, gdzie wspiera
wiele osób na fotelach z kołami. Rozpoczęły się w koń- niepełnosprawne osoby. W jednym z licznych wywia-
cu zawody. Siedziałem koło rodziny Jasia, nagle dziew- dów opowiedział o mnie. Rzekł ze łzami w oczach, że
czynka, siostra mojego przyjaciela, spytała taty: to ja, jego przyjaciel – kulawy piesek Bary, zmotywo-
– Co to za wózki? Są inne niż ten, na którym jeździ wałem go do trenowania i że jeżdżę z nim na każde za-
Jaś. Tata jej odpowiedział, że zawodnicy grają na spe- wody. Moja obecność sprawia, że czuje się pewnie, gdy
cjalnych wózkach sportowych. Lekki wózek ze skośnie mnie widzi na widowni. Powiedział jeszcze, że nigdy
ustawionymi kołami jest bardzo zwrotny, co zapewnia nie miał takiego przyjaciela…
szybkie i dynamiczne przemieszczanie się po boisku.
Małe kółka z przodu i z tyłu zabezpieczają zawodnika
przed upadkiem. Zderzak z przodu chroni nogi przed
uderzeniem innego wózka. Wszystkie ostre elementy

62
Nigdy się nie poddawaj

dziewięciu sekundach Maria stała pod boksem piękne-


go, muskularnie zbudowanego konia.
Oryl miał 11 lat i 7 miesięcy (dokładnie tyle ile
Marysia). Jego oczy miło połyskiwały w świetle dnia.
Był olśniewająco czystej maści, miał chrapy w odcieniu
Amelia Polak brudnego różu. Dla Marii Oryl był najpiękniejszym
koniem, lecz dla Alka najlepszym czworonożnym kop-
niakiem był Wenus. Nie będę się zbytnio przykładać
do opisu Wenusa, ale mogę powiedzieć, że był to drob-
Nigdy się nie poddawaj ny i czarny jak smoła kuc (rasa mieszana; dla dociekli-
wych: hucuła i konia czystej krwi arabskiej). Maryśka

H
ejoo… Z tej strony Uno Dos Maria Vlog! nie musiała czekać długo na brata, ponieważ od pięciu
W dzisiejszym odcinku opowiem wam nieco minut siedział w siodlarni. Podczas gdy brat usiłował
o… opowiedzieć siostrze, co planuje, Wenus parskał, kichał
W tej chwili z dołu dobiegł jakiś dziwny dźwięk. i rżał, domagając się pieszczot od swojego ulubieńca.
Marysia naburmuszona, że musiała skończyć swoje- – Bo (rżenie)… Ja chciałem… (odgłos uderzeń ko-
go Vloga, zbiegła na dół po krętych i powykręcanych pyt). Zapytałem mamy, czy możemy pojechać sami
w różne strony schodach. Gdy była już na ostatnim w teren! – powiedział na tyle szybko, na ile pozwalały
stopniu, brat Aleksander zawołał ją, przy czym była mu jego małe płucka.
zmuszona rozpocząć ponownie niebezpieczną gonitwę Ona jakby na coś czekała, lecz nie wiedziała na co.
po stopniach ze spróchniałego, starego i dziwnie po- – No i co? – po kilku minutach wydusiła z siebie
żółkłego drewna. tylko ciche zapytanie.
– Hmm…? – zapytała, patrząc na niego półprzy- – POZWOLIŁA! – krzyknął jej do ucha.
tomnym wzrokiem. Aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym, co muszą
On zaczął powoli zamykać za sobą drzwi. przeżywać teraz konie w takim hałasie wywołanym
– Za 10 minut przy boksie Oryla – szepnął do niej. tylko przez jednego chłopczyka. Co gdyby była tutaj
Młodszy braciszek wybiegł na dwór, nie domyka- chmara krzyczących drugoklasistów? Zapewne byłoby
jąc drzwi. Dziewczyna, poirytowana ciągłą biegani- to dla nich nie do zniesienia.
ną we wszystkie strony świata, po prostu zignorowała – No i na kim jeżdżę? – zapytała, patrząc z nadzie-
otwarte na oścież drzwi. W jej głowie latały myśli: ktoś ją na Oryla. On zaś zrobił skwaszoną minę, po czym
się wkradnie do domu… Ukradnie wszystko… Porwie spojrzał na tego samego konika.
cię… Gdy pomyślała o tym przez dobrych parę minut, – Na Orylu – odpowiedział z ucieszoną miną ma-
od razu wróciła się i zamknęła drzwi na mały, złoty łego chłopczyka, który widzi prezenty w wieczór Bo-
skobelek. Po dokładnie siedmiu minutach i trzydziestu żego Narodzenia.

64 65
Amelia Polak Nigdy się nie poddawaj

Zaczął szykować się do czyszczenia Wenusa. Pod- radośnie i nadstawił uszu. Dziewczynka wpatrywała
szedł do skrzynki napełnionej po brzegi szczotecz- się w rozmytą przestrzeń pola.
kami, kopystkami i zgrzebłami. Wyjął z niej miękką – Bo w takim kurzu konie się spłoszą, a my spad-
szczotkę w kolorze wiosennego nieba i wszedł do bok- niemy – odpowiedziała logicznie Maria. Chłopiec użył
su, dokładnie zamykając za sobą drzwiczki na zardze- swojej ukrytej mocy i zrobił smutną minkę, na którą
wiały skobel. Marysia była ucieszona, że wsiądzie na nawet ona nie miała rady. – Dobrze, już dobrze. Ale
pięknego przedstawiciela rasy pinto. Konik był czysz- tylko przez kilka chwil, zrozumiano?
czony dosłownie chwilę temu przez stajenną. Wybrała Klasnęła w dłonie i popędziła konia do kłusu.
lekko kremowy i miły w dotyku czaprak, założyła mu Chłopiec bez namysłu zrobił to samo, lecz przed tym
siodło wraz z czaprakiem, a następnie wcisnęła mu do przyłożył dłoń do skroni i zasalutował.
pyska wędzidło oliwkowe, podwójnie łamane. – Tak jest, pani kapitan! – powiedział z radością.
– To dokąd jedziemy? Ty uprosiłeś mamę, więc ty Oryl pędził galopem, a za nim troszkę wolniej po-
wybierasz! – zagadnęła do Alka starsza siostra. dążał czarny kuc. Wenus przestraszył się jaszczurki
Poprawił jej się humor, gdy dowiedziała się, że i lekko bryknął, wyrzucając na chwilę chłopca z sio-
mogą pojechać sami w teren. Teraz była już na granicy dła. Na szczęście w odpowiednim czasie Alek złapał
wybuchu śmiechu. się grzywy konia.
– Nie wiem, ale chyba najlepszym wyborem będzie – Nic się nie stało?! – krzyknęła przestraszona nie
Park Witowski. na żarty siostra Alka.
Park Witowski to ogromny plac, na którym robot- – Nie… – powiedział chłopiec, próbując przekrzy-
nicy mieli wybudować centrum handlowe. Maria była czeć chwilowy wiatr.
zdenerwowana, gdy o tym usłyszała. Na szczęście ja- Gdy wiatr ustał, zwolnili i stępem wracali do domu.
kimś cudem nadal nie zaczęli budowy. Pokierowali ko- Powoli się ściemniało, ale Marysia pomyślała i wzię-
nie na bezkresną równinę, którą pokrywa czerwono­ ła ze sobą dwie latarki oraz dodatkowe baterie. Byli
żółty piach. Gdy zaczęły stępować, Alek zapropono- już przed domem. Dziewczyna zsiadła z konia i opo-
wał, żeby później pogalopować. rządziła go. Alek zrobił to samo, tyle że dłużej mu-
– Marysiu, proszę… Ja tak bardzo proszę… – błagał siał zdejmować siodło, bo ważyło tyle co dorosły piesek
siostrę chłopiec. Ona jednak nie ulegała urokowi słod- rasy shih tzu. Szybko przemknęli do pokoju i równie
kich oczek brata i ciągle powtarzała to samo: szybko zasnęli. Spali bardzo długo, a obudziło ich do-
– Nie, nie, nie, nie… piero rżenie koni, które czekały na śniadanie.
Skracała przy tym wodze Orylkowi, który tylko Marysia wcisnęła na siebie bordowe bryczesy i bia-
czekał na okazję, żeby wyrwać się spod kontroli wódz ło-bordową bluzkę w plamy. Zbiegając po schodach,
i pogalopować sobie troszkę. minęła tatę i Alka, którzy pędzili na jazdę konną. Alek
– Ale właściwie dlaczego nie? – nie poddawał się miał na sobie zielone bryczesy i niebieską bluzę z napi-
drugoklasista. Oddał wodze Wenusowi, który prychnął sem: „Kto dosiadł konia, ten dosiadł wiatr”.

66 67
Amelia Polak Nigdy się nie poddawaj

Konie były już osiodłane, zrobiła to ich trenerka. się do tyłu i gdy trenerka zakładała siodło na konia,
– Dzień dobry, urwisy! – powiedziała do rodzeń- chłopiec siedział na zadzie swego wierzchowca. Maria
stwa, a do ich taty tylko skinęła głową. zrobiła to samo. Gdy już konie były ogarnięte, przy-
– Alek, ty dzisiaj pojedziesz na oklep, dobrze? Mu- szedł czas na przeszkody. Kobieta rozstawiała małą
sisz ćwiczyć jazdę bez siodła, bo masz słabą równowa- przeszkodę w kształcie krzyża. Konie ruszyły galopem
gę w siodle. i w  mgnieniu oka przeskoczyły przeszkodę trzy razy.
– Marysiu, przyłączysz się do brata? Zuzia podeszła do przeszkody. Podwyższyła ją. Dzie-
– Pewnie, będzie się czuł raźniej – Marysia mó- ci miały teraz skakać przez jeszcze wyższą przeszkodę
wiąc to, mrugnęła i wsiadła na konia z pomocą taty. – krzyżak.
Gdy tata poszedł do domu, dzieci ruszyły stępem. Stę- – Teraz chwilkę stępa. Muszę pójść po więcej drą-
powały przez około 10 minut, następnie ruszyły kłu- gów – następnie podeszła do bramki, otworzyła ją i za
sem. Pani Zuzanna, bo tak nazywała się trenerka, roz- chwilę znów była w ujeżdżalni. Położyła na stojaku
łożyła zielone, czerwone i żółte drągi na ścieżce. Mieli poziomo drąg i odeszła. Marysia spojrzała z obawą na
przyjechać kłusem przez drągi na środku ujeżdżalni, zielony drąg ustawiony jako przeszkoda do skoku. Zła-
a potem zmienić kierunek i na krótkiej ścianie zwolnić pała się grzywy, ponieważ miała lekką tremę. Zawsze
i stępować aż do końca krótszej ściany ujeżdżalni. Gdy gdy skakała, robiła to w samotności, a teraz byli jeszcze
już skończyli, zaczęli stępować przed galopem. Alek jej brat i pani Zuzia. Nie mogła się skupić na utrzyma-
bał się galopować na oklep, ale pani Zuzanna powie- niu konia w równym tempie, przy czym Oryl galopo-
działa, że jeśli nie spróbuje, to się nie dowie, czy potrafi. wał nierówno. Ledwo zbliżyła się do przeszkody, od
Alek ufał pani Zuzi, dlatego się zgodził, choć nie- razu zapomniała dać mu znak do skoku. Konik zatrzy-
chętnie. mał się przed przeszkodą, a dziewczyna wbiła gniewny
– Dobrze, a więc w narożniku ruszamy wolnym ga- wzrok w drążek.
lopem. Ale wolnym! Sprawy z jej braciszkiem miały się dużo lepiej.
Instruktorka wzięła do ręki telefon i odpisała na Uśmiechał się z satysfakcją do instruktorki, a swojego
esemes, który dostała przed chwilą. Marysia dała Ory- pupila klepał czule.
lowi znak, żeby zaczął galopować. Koń niechętnie się Nastolatka ściągnęła wodze i wcisnęła pięty w boki
zgodził, lecz przed tym lekko bryknął. Alek ledwo Oryla. Koń raptownie zagalopował i wyrzucił Marię
utrzymywał pionową postawę ciała i co chwila chwiał z siodła. Złapała się grzywy i pociągnęła mocniej za
się na koniu. Marysi nawet dobrze szło. Galopowała pysk wierzchowca. Oryl dostał szału. Rzucał się na
bez żadnych niedociągnięć i bryknięć. wszystkie strony i za nic w świecie nie chciał się uspo-
– Dobrze, ale skoki będą już z siodłem, bo mi po- koić. Pani Zuzanna podbiegła, lecz było już za późno.
spadacie – powiedziała uśmiechnięta pani Zuzanna. Koń podniósł do góry przednie kopyta i zarżał prze-
Podeszła do stojącego nieopodal stojaka na sio- ciągle. Marysia usłyszała rozpaczliwy krzyk bezradne-
dła i zdjęła siodło Wenusa. Kazała Alkowi przesunąć go brata i poczuła przeraźliwy ból w klatce piersiowej.

68 69
Amelia Polak Nigdy się nie poddawaj

To wszystko działo się za szybko. Dziewczyna wpadła bie ciche mruknięcie, które przypominało słowo „nie”.
w błogą nicość. Widziała ciemność. Nie czuła nic. Nic Odchrząknęła i sięgnęła ręką po szklankę wody stojącą
się dla niej nie liczyło, oprócz jednej rzeczy. Chciała na morskim stoliku w zielone i różowe rybki. Wypiła
tylko wiedzieć, co się stało, że spadła z konia. Gdy się troszkę wody i powróciła na swoje miejsce. Pani pielę-
obudziła, ujrzała rozmyty obraz pielęgniarki rozma- gniarka odwróciła się w jej stronę.
wiającej z doktorem. Do jej ciała była poprzyczepia- – Twoi znajomi chcą cię odwiedzić. Czy masz tyle
na masa małych kabelków, a na klatce piersiowej miała siły, żeby przyjąć gości i odpowiadać na ich pytania?
biały bandaż. Uważnie przyjrzała się doktorowi. Do- Pewnie będzie to bardzo wyczerpujące. Jeśli będziesz
słownie wpiła się w niego wzrokiem. chciała, żeby sobie poszli, to musisz kliknąć ten guzik
– Doktorze Billy, pacjentka się obudziła – pielę- – pielęgniarka szybkim gestem ręki pokazała na guzik,
gniarka przy tych słowach podała nastolatce szklankę w który przed chwilą prawie kliknęła.
wypełnioną do połowy wodą. Przedtem na jej oczach Oczywiście Maryś na pewno go nie wciśnie, bo jak-
wsypała do wody jakiś podejrzanie wyglądający pro- by mogła odmówić swoim znajomym? Nie mogła się
szek. doczekać, aż się zjawią. Czekała chyba 10 minut, ale
– To pomoże ci uporać się z ranami – gdy kobieta nadal nikt nie wchodził przez akwamarynowe drzwi.
wypowiedziała te słowa, dziewczynkę przeszył strasz- W końcu zdobyła się na odwagę i już miała wciskać
liwy ból. Szybko wypiła gorzki napój i od razu poczu- czerwony guzik, gdy usłyszała znajomy jej głos dziecię-
ła się lepiej. cej radości. To był jej brat Aleksander. Tak się ucieszy-
Doktor Billy podszedł do ekranu, na którym wid- ła, że zapomniała o bólu rwącym ją w klatce piersiowej.
niały różne zapiski i obrazki. Dziewczyna przeleciała Drzwi otworzyły się, a do sali wleciał, jak wystrzelony
wzrokiem po ścianie pokoju, a gdy była już na ostat- z procy, mały drugoklasista. Podbiegł do łóżka szpital-
niej, ujrzała piękny obraz przedstawiający biegnące- nego i uścisnął mocno siostrę. Marysia o mały włos ze-
go w środek morza tygrysa. Lekarz wyszedł z pokoju mdlałaby z bólu, ale gdy już miała mdleć, jej tata pod-
przez drzwi w kolorze akwamaryny. Pielęgniarka po- leciał do Alka i odciągnął go od dziewczyny.
deszła do stolika, na którym leżał jej telefon, włączyła – Cześć, kochanie! – dobiegł do niej znajomy głos
go i napisała esemes. Nastolatka spojrzała na kalendarz. z korytarza, a razem z głosem ukazała się szczupła syl-
Był 28 lipca, czyli jej 12 urodziny. Szybko przywołała wetka jej mamy. Nastolatka uśmiechnęła się mimowol-
myślami wspomnienia sprzed kilku dni i odruchowo nie. Malwina, bo tak nazywała się mama Marysi, po-
skuliła się w łóżku. deszła do skrzypiącego łóżka i pocałowała ją w czoło.
– Boli cię coś? – spytała zaniepokojona pielęgniarka – Jak się czujesz? Boli cię coś? Źle cię traktowali? –
i już chciała wciskać guzik alarmu, który wzywał leka- zasypywała ją pytaniami.
rza, w tym przypadku doktora Billego, lecz wstrzymała Gdy tata uporał się z Alkiem, przyłączył się do
się i popatrzyła na dziewczynę z wyczekiwaniem. Na- mamy, a za nim mały chłopiec. Ona zdezorientowana
stolatka pokręciła przecząco głową i wydobyła z sie- odpowiadała na wszystkie pytania po kolei. Patrzyła na

70 71
Amelia Polak Nigdy się nie poddawaj

nich szklanym wzrokiem. Była uradowana odwiedzi- ło się na tyle, że musiała po omacku szukać włączni-
nami, ale nadal nie czuła się zbyt dobrze. Po raz kolej- ka światła w stajni, jej mama właśnie przygotowywa-
ny wypiła kilka łyków wody. Gdy wypiła wszystko, od- ła się do snu. Było strasznie późno, ale rodzice darzyli
stawiła szklankę. córkę sporym zaufaniem, więc nie martwili się zbyt-
– Czuję się lepiej. Tak, troszkę boli mnie klatka nio, że nie wróciła na czas do domu. Była 23.00, gdy
piersiowa, ale nic poza tym. Doktorzy byli mili, a pie- Maria dotarła do domu. Naciągnęła na siebie piżamę
lęgniarki jeszcze bardziej – odpowiadała dziewczyna i wskoczyła pod kołdrę. Zasnęła bardzo szybko. Obu-
zachrypniętym głosem. dziła się o 12.00, właśnie wtedy, gdy wszyscy jedli śnia-
Wcześniej usłyszała, że za trzy tygodnie wróci do danie. W nocy zmarzła, więc teraz zziębnięta zarzuci-
domu i już była z tego powodu niecierpliwa. Nie mogła ła na siebie szlafrok w podkowy i ruszyła po schodach
się doczekać powrotu. Rzuci się na łóżko i będzie spać na śniadanie.
przez dwadzieścia godzin. Popatrzyła na swoje banda- – Oo! Nasza Śpiąca Królewna się w końcu obudzi-
że, a jej mina wykrzywiła się w dziwny grymas. ła?! – zaśmiał się tata, wstając od stołu i dopijając do
końca kawę.
– Mamo! Tato! Postanowiłam, wracam do jazdy
6 TYGODNI PÓŹNIEJ konnej…
NIGDY NIE MOŻNA SIĘ PODDAWAĆ!
Dziewczyna wstała z lekkim bólem głowy. Nie JEŚLI KOCHASZ TO, CO ROBISZ, MUSISZ
chciała martwić rodziców, ale wiedziała, że musi im W SIEBIE WIERZYĆ!
powiedzieć, że boli ją głowa. Gdy tylko podeszła do
taty i zaczęła mówić, ból jakby ustał. Odeszła ze spoko-
jem. Wyszła powoli z domu, zamykając za sobą drzwi.
Od pobytu w szpitalu nie mogła zdobyć się na odwa-
gę i zawsze omijała stajnię szerokim łukiem, ale teraz
był czas, żeby to zmienić. Z niechęcią otworzyła drzwi
stajni i uderzył ja silny zapach koni oraz siana. Skiero-
wała się do boksu Wenusa. Na razie było za wcześnie,
żeby odwiedzać Oryla. Otworzyła drzwi i powoli wsu-
nęła się do boksu czarnego kuca. Pocałowała go w mo-
kry pysk i zaczęła przebierać palcami po jego sierści.
Dobrze pamiętała chwile, kiedy to Oryla tak pieściła.
Ale teraz jest inaczej. I nikt inny nie mógł tego zmie-
nić, tylko ona sama. Siedziała w boksie dwie godziny,
a zdawało jej się, że dopiero tam weszła. Gdy ściemni-

72
Być jak Pelé

Szybko wypiłem szklankę soku pomarańczowego


i zjadłem jakiegoś sucharka. Nie byłem głodny, gardło
miałem ściśnięte. Wybiegłem z mieszkania.
– Obym się dostał! – powtarzałem w myślach.
Długo trenowałem grę w piłkę nożną. Robiłem to
Małgorzata Siecińska głównie na działce u mojego dziadka. Niestety, na dwo-
rze i pobliskim orliku nie mogłem tego robić: przed
blokiem zawsze ktoś krzyczał, że depczę trawnik, albo
złościł się, że wybiję komuś szyby w oknach, natomiast
Być jak Pelé stadion przy szkole zawsze był okupowany przez star-
szych chłopców, którzy nie dopuszczali mnie do swo-
– Kacper, spóźnisz się do szkoły! – obudził mnie głos jego grona. Było to dla mnie bardzo smutne. Kocha-
mamy. Stała w drzwiach zaniepokojona. łem grać w piłkę nożną, a jednocześnie nie miałem
– Już idę! – zawołałem, wyskakując szybko z łóżka. gdzie tego robić. Dodatkowo moi rodzice – dla nich
Nie chciałem się spóźnić, nie dzisiaj. To był wyjątkowy najważniejsze były lekcje: „Nauka przede wszystkim!”.
dzień, na który długo się przygotowywałem. Dzisiaj Dlatego trenowałem po kryjomu. Każdego dnia, przed
miała odbyć się próba sprawności fizycznej dla kan- lekcjami albo po lekcjach, wymykałem się na ogródki
dydatów ubiegających się o przyjęcie do klasy sporto- działkowe, do mojego dziadka. Uwielbiałem go, on je-
wej. Sprawdziłem po raz kolejny, czy mam zapakowa- den rozumiał moją pasję, sam był fanem piłki nożnej.
ny strój sportowy oraz zaświadczenie o braku przeciw­ I chociaż nie znał wszystkich dzisiejszych sportowców
wskazań zdrowotnych do wykonania testu. ani ja nie kojarzyłem wymienianych przez niego na-
Znałem na pamięć kolejność zadań, które będzie zwisk z lat jego młodości, to i tak mówiliśmy tym sa-
trzeba wykonać na specjalnie przygotowanym torze: mym językiem, a pasja do sportu bardzo nas zbliżała.
przeskoki na skakance (dowolną techniką) w l­inii pro- To dziadek pierwszy raz napomknął do moich ro-
stej, slalom pomiędzy pachołkami z prowadzeniem dziców o klasie sportowej dla mnie. Najpierw rodzice
piłki nożnej, odbijanie głową piłki, strzał do bram- nie chcieli o tym słyszeć, ale dzięki wytrwałości dziad-
ki, obrona na bramce, przeskoki dowolne przez mini­ ka powoli zmieniali zdanie. Pierwszy wymiękł mój
płotki, sprint na 100 m, odbijanie piłki lewą i prawą tata. Sam był aktywny fizycznie, kiedyś uczęszczał do
nogą bez dotknięcia przez piłkę podłoża. O wyni- drużyny koszykarskiej. Trudniej poszło z moją mamą,
ku końcowym decydował czas pokonania całego toru ale argumenty dziadka były nie do zbicia. Szczegól-
przeszkód oraz punkty z poszczególnych konkurencji. nie ten o Pelém. To był jego idol z młodzieńczych lat.
Klasa miała być ukierunkowana na doskonalenie gry Młody, biedny Brazylijczyk, który uczynił brazylijską
w piłkę nożną, dlatego większość konkurencji związa- piłkę nożną sławną na całym świecie. On również nie
na była z tym sportem. miał gdzie ćwiczyć, razem z kolegami odbijali piłkę

74 75
Małgorzata Siecińska Być jak Pelé

pomiędzy ubogimi chałupami, biegając boso po uli- wać. Wiedzieli, że dzieci trzeba wspierać i rozwijać ich
cach. Ponieważ rodzina żyła w ubóstwie, Pelé dorabiał zdolności, a jednocześnie mieli inne priorytety. Sta­rali
jako pucybut. się znaleźć jakąś równowagę pomiędzy moimi zainte-
Dziadek wielokrotnie opowiadał mi o tym piłkarzu. resowaniami a tym, co według nich było ważne. Ale
Znałem jego historię na pamięć. Pelé, a tak napraw- kiepsko im to wychodziło:
dę Edson Arantes do Nascimento, urodził się 23 paź- – Dajcie mu spokój! On będzie lepszy niż Lewan-
dziernika 1940 roku w Tres Coracoes. W jego rodzinie dowski, on będzie jak Pelé! – nie wytrzymał pewne-
panowała bieda. Talent do piłki nożnej odziedziczył po go dnia mój dziadek. W gniewie chwycił mnie za rękę
swoim ojcu, Jao Ramosie do Nascimento, znanym jako i pociągnął na spacer.
Dondinho, który swego czasu był środkowym napast- – Czy wiesz, że Pelé to tylko przydomek sportow-
nikiem w lokalnym Atletico. Kariera Dondinho skoń- ca? – przerwał w końcu milczenie. Widać było, że ten
czyła się po jego kontuzji kolana, od tego czasu nie temat go uspokaja. – Otóż pewnego razu Dondinho,
mógł już uprawiać sportu. ojciec Pelégo, zabrał syna na trening. Chłopiec wskaki-
– Kolejny kandydat: Kacper Dębowski – wywołał wał do bramki i wykrzykiwał pseudonim kolegi swo-
mnie z odrętwienia głos naszej nauczycielki od wycho- jego ojca „Bile”. Kolega ten był bramkarzem i nazy-
wania fizycznego. wał się Jose Lino. Mały Pelé przekonywał, że w przy-
Stałem w stroju sportowym przed gremium wu- szłości też chciałby być bramkarzem takim jak Bile.
efistów z naszej szkoły. Jak automat podszedłem na Mały chłopiec przekręcił jednak słowa i z „Bile” zrobił
wskazane miejsce. Nawet nie pamiętam, jak dotarłem się „Pile”, a potem „Pelé”. Z czasem przydomek przy-
do szkoły, jak się przebrałem. Pamiętam natomiast, że lgnął do chłopca już na dobre – zakończył swój wywód
w szatni było wielu chłopców, nie tylko z naszej szko- ­dziadek.
ły. Wszyscy dzisiaj rywalizowali o miejsce w tej klasie. Zaczął się dla mnie wspaniały, ale wymagający okres
Wszyscy byli wysportowani, wyćwiczeni, więksi ode życia. Klasa sportowa sprawiała mi radość, miałem 10
mnie. Wspólnie grali na stadionie, wspólnie spędzali lekcji tygodniowo sportu. Jednocześnie dużo się uczy-
wolny czas. Nie należałem do ich grona i wyraźnie da- łem, aby nie podpaść mamie. Ale przede wszystkim
wali mi to teraz odczuć. piłka nożna na profesjonalnym boisku… To było to!
– A ten tu po co? – słyszałem złośliwe szepty. Biegałem za piłką, wręcz z nią tańczyłem, jak mówił
– Gdzie on się pcha? nasz trener. Byłem najniższy w drużynie, ale najlepiej
– I tak się nie dostanie, tylko strata czasu! strzelałem bramki główką. Potrafiłem przebiec całe
Ale tak się nie stało. Dostałem się i to z najlepszym boisko, nie będąc zatrzymanym przez nikogo.
wynikiem! Rozpierała mnie duma! Byłem przeszczę- – Mój trener mówi, że mam fajny i bardzo orygi-
śliwy! Rodzice podchodzili do mojego sukcesu z dy- nalny styl – wykrzyknąłem pewnego dnia na powitanie
stansem: „Pamiętaj, najważniejsza jest nauka!”. I bali dziadka. Każdy mały sukces, każda pochwała bardzo
się, że przestanę się uczyć, tylko będę cały czas treno- mnie cieszyła.

77
Małgorzata Siecińska Być jak Pelé

– Jak Pelé, to twoja ginga – odpowiedział dziadek wali i nie dowierzali, że sobie poradzę, traktowali mnie
i jak to on znowu pogrążył się w opowieści o stylu mło- jak równego sobie. Wspólny wysiłek, ćwiczenia oraz
dego Pelégo. – Początki gingi – tłumaczył – wzięły się moje zaangażowanie zyskały ich przyjaźń. Poza tym,
z capoeiry, sztuki walki wymyślonej przez niewolników nie da się ukryć, byłem naprawdę dobry!
w XVIII wieku. Polegała na rytmicznych, wręcz akro- – Od dziś zaczynamy przygotowywać się do za-
batycznych obrotach i kopnięciach. Wyróżniała się dy- wodów międzyszkolnych – ogłosił pewnego dnia in-
namizmem i taneczną płynnością. Niewiele było sta- struktor. – Będziecie najmłodszą chyba drużyną, zatem
tycznych pozycji, dużo natomiast zamaszystych kop- potraktujcie to, chłopcy, jak fajną zabawę i przedsmak
nięć i podcięć. Ciosy przeciwnika blokowało się bardzo tego, co czeka was w następnych latach. Zdobądźcie
rzadko, zamiast tego capoeira oferowała wiele uników doświadczenie, aby za rok, dwa wystartować już na
i przejść. I to właśnie odziedziczył sport brazylijski. To ­całego.
właśnie jest ginga. To ona nadaje brazylijskiemu stylo- Ale mimo że trener uprzedzał, aby podchodzić do
wi charakter tańca. Istotą jest tutaj płynność i dynami- zawodów spokojnie, bo będziemy grali z przeciwni-
ka, co utrudnia trafienie przez przeciwnika. Elemen- kami od siebie starszymi i bardziej doświadczonymi,
ty gingi w połączeniu z piłką dawały ciekawe widowi- w nas wstąpił prawdziwy duch walki. To, że jesteśmy
sko oraz niesamowitą skuteczność. Udowodnił to Pelé młodsi, nie oznacza, że nie mamy szans! Zaczęliśmy
– kontynuował dziadek wymachując nogami, aby zo- się intensywnie przygotowywać. Na treningach lał się
brazować styl brazylijskiej piłki. z nas pot, ale wszyscy byliśmy szczęśliwi. Zgraliśmy się
Niestety jego wiek powodował, że zamiast tańca jako drużyna. I co z tego, że przeciwnik ma większe
wyszły jakieś pokraczne ruchy, ale nic mu o tym nie doświadczenie i jest starszy?
powiedziałem. Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Nastąpiło lo-
– Jak Pelé miał 13 lat, czyli był niewiele starszy od sowanie składów do meczów. Mieliśmy niestety pecha.
ciebie, Kacperku, chłopak wyjechał z małej miejsco- Pierwszy mecz, jaki mieliśmy odbyć, był z reprezen-
wości do Salwadoru, sprawdzić się w miejscowym klu- tacją szkoły, którą całkiem dobrze znaliśmy. Położona
bie. Od dziecka był uczony gingi, jak większość miał była niedaleko naszej i kilku zawodników znałem z wi-
ją we krwi. W klubie z Salwadoru próbowali ustawić dzenia. Byli to chłopcy starsi od nas o dwa lata, zżyci
go w sztywne ramy, ale nie pozwoliło to zabić w nim ze sobą, odnoszący sukcesy w poprzednich turniejach.
instynktu i gingi. Dzięki temu z łatwością mógł ry- Byliśmy bardzo zmartwieni. Dlaczego już w pierw-
walizować z o wiele starszymi od siebie i z łatwością szym meczu musieliśmy na nich trafić? Pierwszy mecz
ich ogrywać. Dlatego pamiętaj, Kacperku, piłkę nożną jest bardzo ważny, decyduje o morale drużyny. Z prze-
masz w sercu, graj tak, jak ono ci podpowiada – zakoń- graną na początku ciężko będzie walczyć o sukces na
czył cichym głosem. końcu.
Dni upływały szybko, zżyłem się ze swoją klasą, na- – Wiek nie przesądza o zwycięstwie – jak zawsze
wet chłopcy, którzy początkowo się ze mnie wyśmie- swoim mądrym głosem orzekł dziadek, gdy usłyszał

78 79
Małgorzata Siecińska Być jak Pelé

zwątpienie w moim głosie. – Czy wiesz, że jak Pelé łem już, że mogę wszystko, że mimo młodego wieku
pierwszy raz grał w meczu na mistrzostwach w 1958 mogę odnieść zwycięstwo, że razem z drużyną może-
roku przeciwko reprezentacji Związku Radzieckiego, my być wielcy… jak Pelé.
nie miał nawet 18 lat? Dzięki temu został najmłod-
szym piłkarzem w historii mundialu. Stał się rów- * * *
nież najmłodszym mundialowym zdobywcą bramki, • Pelé jako jedyny w historii zdobył trzykrotnie ty-
bo strzelił gola Walii. Był także najmłodszym strzel- tuł mistrza świata w piłce nożnej: 1958 (Szwecja),
cem hat-tricka, bo strzelił 3 bramki w meczu z Francją, 1962 (Chile), 1970 (Meksyk),
oraz najmłodszym piłkarzem z golem w finale. Trafił • był najlepszym piłkarzem wszech czasów według
bowiem do siatki (i  to dwukrotnie) w meczu o zło- plebiscytu FIFA 2000 oraz France Football 1999,
to przeciwko reprezentacji Szwecji. Brazylia wygrała • pobił rekord księgi Guinnessa pod względem zdo-
wówczas 5 do 2 i pierwszy raz w dziejach została naj- bytych bramek: 1281 w 1363 meczach,
lepszą drużyną globu. Tak więc potraktujcie swój wiek • zdobył Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza MŚ
jako zaletę – skończył dziadek i się uśmiechnął. w roku 1970.
I były to słowa prorocze. Następnego dnia na pierw-
szym naszym meczu w historii po prostu rozgromili- Chcę iść w jego ślady! Będę jak Pelé!
śmy przeciwnika. Starsi, bardziej doświadczeni, silniej-
si chłopcy nie mogli nadążyć za nami. Na początku
strach i trema, a później jakaś dziwna frajda dodawały
nam skrzydeł. Byliśmy nie do pokonania, w ciągłym
ruchu kręciliśmy się wokół piłki, prawie tańczyliśmy
na boisku. Unikaliśmy kontaktu z silniejszymi napast-
nikami, często podawaliśmy sobie piłkę, żeby ich zmy-
lić. Istna ginga w naszym skromnym wykonaniu. I czy
uwierzycie, że… pierwszy gol, który został zdobyty
w tym meczu, należał do mnie! Oddałem celny strzał
główką w bramkę przeciwnika. Na stadionie rozległy
się oklaski zgromadzonych kibiców – głównie rodzi-
ców. A najgłośniej klaskał i krzyczał mój dziadek! Wi-
dać było, że był bardzo wzruszony. On jeden wierzył
we mnie od samego początku.
A później poszło już łatwo. Kolejną bramkę zdobył
mój kolega, a później jeszcze trzy ja – znowu strzelając
główką w bramkę drugiej drużyny. Tego dnia wiedzia-

80
Niesamowity Szwed

– Ale to ja miałem specjalnie przygotowane tycz-


ki i to ja miałem najlepsze wyniki w historii siedmio-
i dwunastolatków!
– Phi! Pogadamy, jak pobijesz rekord świata!
– Nie martw się, ten czas przyjdzie za niedługo.
Florian Wienke W tym momencie zawołała ich mama, Szwedka
Helena Hedlund, która kiedyś trenowała siedmiobój
lekkoatletyczny. Rozmowa przy stole jak zwykłe do-
tyczyła sportu, ponieważ ojciec, Amerykanin Greg
Niesamowity Szwed Duplantis, również uprawiał skok o tyczce. Tymcza-
sem Armand dyskretnie, tak żeby mama nie zauważy-

C
zy czterolatek może marzyć o poprawieniu re- ła, odsuwał na bok talerz z warzywami. Dopiero kiedyś
kordu świata? Czy siedmiolatek może trenować zacznie je jeść chętniej…
skok o tyczce? Czy dwunastolatek może sko- Po obiedzie bracia ustalili i ustawili wysokość po-
czyć niemal cztery metry? Odpowiedź na te trzy py- przeczki, po czym zagrali w papier-nożyce-kamień,
tania brzmi: tak! Co więcej, to zasługa jednej osoby. kto zaczyna. Wypadło na młodszego brata.
Niemożliwe? To posłuchajcie. Oto opowieść o nie- Rywalizacja nie trwała długo. Po chwili, kiedy przy-
zwykłym dziecku, pochodzącym ze sportowej rodzi- szła kolej Andreasa, chłopak rozpędził się z tyczką
ny amerykańsko-szwedzkiej, dziecku, które wyrosło na w dłoniach, oparł ją o wyznaczone miejsce, odbił się od
rekordzistę świata w skoku o tyczce! ziemi i uniósł. Już wydawało się, że spokojnie przesko-
czy, lecz otarł brzuchem o poprzeczkę. Upadł na ma-
* * * terac, zaczął się cieszyć i w tym momencie obok niego
Pewnego dnia Armand Duplantis, bo o nim mowa, spadła poprzeczka. Zwycięzcą okazał się Armand.
przebywał w ogrodzie swojego domu. Jak co dzień ma-
rzył o zawodowym uprawianiu skoku o tyczce. Nagle * * *
na tarasie pojawił się jego brat, Andreas. Podbiegł do Minęło kilka lat.
niego i zapytał: Armand zdobywał kolejne trofea, puchary i medale.
– Zrobimy sobie minizawody? W lipcu 2015 roku, mając zaledwie 15 lat, zdobył tytuł
Armand uśmiechnął się i odpowiedział: mistrza świata juniorów młodszych w Kolumbii. Rok
– Oczywiście, bracie, jak chcesz być znowu pokona- później trzykrotnie poprawił najlepszy wynik na świe-
ny, to z wielką chęcią! cie w kategorii U18 w startach halowych. W tym roku
– Dzisiaj nie powinienem przegrać – odpowiedział ustanowił rekord życiowy 5,51 m. Brał udział w mi-
z wyższością starszy o sześć lat brat. – Ja ćwiczę dłu- strzostwach świata juniorów w Bydgoszczy w 2016
żej od ciebie! roku (ukończył je, zajmując trzecie ­ miejsce) oraz

82 83
Florian Wienke Niesamowity Szwed

­ ygrał mistrzostwa Europy U20 w Grosseto w 2017


w Właśnie stanął do drugiej próby. Czy mu się uda?
roku, skoczywszy 5,65 m. Ledwie rok później pobił To pytanie zadawali sobie ludzie na trybunach i przed
rekord świata juniorów (5,75 m), zdobył złoty medal telewizorami. Widzimy Mondo, jak przygotowuje się
dla Szwecji w mistrzostwach Europy juniorów. Wy- i ruchami rąk zachęca publiczność do oklaskiwania.
stępując podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata Rozległ się rytmiczny dźwięk uderzanych o siebie dło-
w Londynie, mierząc się z najlepszymi z całego świata, ni. Armand lubi zabawiać ludzi, bo skakanie jest dla
zajął dziewiąte miejsce. To tylko nieliczne z jego wy- niego radością. Tuż przed konkursem otrzymał esemes
stępów, ale pokazują konsekwentną realizację obietnicy od swojego dawnego idola, Francuza Renauda Lavil-
złożonej z czasie zabawy z bratem. leniego: „Baw się dobrze, skacz wysoko, ale nie zbyt
Stopniowo uzyskiwał coraz lepsze wyniki. War- wysoko”. Armand się uśmiechnął na to wspomnienie.
to odnotować start w Rzymie podczas Golden Gali Najpierw idol, potem rywal, przyjaciel, a teraz mentor.
w 2020 roku, kiedy Armand – nazywany już wtedy „Zawsze daje mi wskazówki, doradza. Jestem mu za
„Mondo” – osiągnął najlepszy wynik w historii świato- to niesamowicie wdzięczny. – myślał – Zabrać rekord
wej lekkoatletyki na stadionie (skoczył 6,15 m), a tak- świata takiemu facetowi? Coś wyjątkowego”.
że najnowsze osiągnięcia – w czasie igrzysk olimpij- Mondo czuje, że wszyscy na trybunach chcą, żeby
skich w Tokio w 2021 roku (pierwsze miejsce z wyni- pobił ten rekord. Dobrze mu się skakało tego dnia, na-
kiem 6,02 m) oraz na halowych mistrzostwach świata prawdę wysoko, ale wcześniej nie planował jego pobi-
w Belgradzie w 2022 roku (pierwsze miejsce z wyni- cia. Postanowił zaryzykować
kiem 6,20 m, co jest jego najnowszym pobiciem świa- Wsłuchuje się w rytm klaskania, na twarzy wi-
towego rekordu). dać skupienie i powagę. Chwyta tyczkę, układa dło-
Choć wiele momentów wartych byłoby uwiecz- nie w taki sposób, żeby uchwyt wytrzymał znacz-
nienia, zatrzymajmy się jednak 8 lutego 2020 roku na ne i zmienne w kierunkach obciążenia, jednocześnie
Copernicus Cup w Toruniu. Bo – jak sam mówi nasz umożliwiał wykonywanie ruchów w czasie skoku. Spo-
bohater – „rekord świata po raz pierwszy bije się tyl- gląda w stronę skoczni. Podnosi tyczkę i bierze rozpęd.
ko raz i nawet jeśli w przyszłości poprawię go jeszcze Biegnie, wysoko unosząc nogi i utrzymując wyprosto-
dwukrotnie albo nawet dwudziestokrotnie, to zawsze waną sylwetkę. Umieszcza tyczkę w skipie, podciąga
będę pamiętał Toruń”. się i odbija się silnie nogą w górę. Wznosi się, wykorzy-
Atmosfera tych zawodów była fantastyczna, pu- stując jej elastyczność. W powietrzu obraca się, prze-
bliczność dała mu dużo energii. Armand czuł w so- rzuca nogi ponad poprzeczką, skręca tułów i mocnym
bie moc, która mogła go przenieść wysoko ponad 6 m. odepchnięciem odrzuca tyczkę. Przeskakuje poprzecz-
Szwed po pokonaniu poprzeczki na wysokości 6,01 m kę przodem. Bardzo blisko. Musnął ją nawet udem
postanowił zaatakować rekord świata, który wynosił i pachą. Opada na plecy z rozłożonymi rękoma wpa-
6,16 m. Pierwsza próba była nieudana, ale Duplantis trzony w poprzeczkę, czy pozostała na miejscu. Świat
był bardzo blisko. zamiera w oczekiwaniu, po czym wybucha aplauzem.

84 85
Florian Wienke Niesamowity Szwed

Szał ogarnia zarówno halę, jak i samego dwudzie- – Punktem zwrotnym w mojej karierze był mityng
stojednolatka. Mondo zrywa się z materaca i biegnie w Toruniu. Uprawiam dyscyplinę wymagającą przede
po płycie. Dogania go trener, ściskają przyjaciele i inni wszystkim dużej siły psychicznej. Tego wieczoru po-
zawodnicy. Za nim podążają dziennikarze, próbując czułem, że wszystkie elementy układają mi się w gło-
uchwycić aparatami euforię na twarzy młodego rekor- wie, publiczność dodawała mi pozytywnej energii, a ja
dzisty. skakałem jak w transie.
Mondo celebruje swoją radość przez krzyki, różne Z pewnością to fantastyczna chwila, która przejdzie
szalone gesty. W jego głowie i sercu dzieje się tyle rze- do historii!
czy, że aż trudno to opisać. Jakby spacerował w chmu- Co ciekawe, nie każdy wie, że zwycięstwo w Toru-
rach! Ilekroć przypomni sobie ten dzień, będzie my- niu miało jeszcze ciąg dalszy. Numer startowy z tego
ślał: „Czy to naprawdę?”. mityngu Mondo wystawił na szwedzkiej aukcji. Uzy-
Nagle przeskakuje bandę i wspina się na barierki skane w ten sposób pieniądze przekazał na walkę z ko-
oddzielające trybuny od miejsca zawodów. Ściska i dłu- ronawirusem wśród osób starszych. Jak widać, można
go całuje dumną mamę. Myśli: „Braciszku, udało się!”. być nie tylko genialnym sportowcem, ale także wyjąt-
6 m 17 cm! Co za wynik! Mondo Duplantis re- kowym człowiekiem.
kordzistą świata! Oto zaczęła się nowa era w skoku
o tyczce! Cała hala stoi i wiwatuje! Mondo uderza się
w pierś: „Udało się, udało się! Jestem najlepszy!”. Cały
czas oparty o barierkę, wykonuje rytmiczne ruchy nogą
i ręką – swój minitaniec zwycięstwa. Właśnie przecho-
dzi do historii – kto by w to uwierzył?
Wraca na środek hali, dostaje od hostessy bukiet
pięknych kwiatów i wznosi go do góry, jakby to był
wieniec laurowy, trofeum zwycięzcy. Nie może opano-
wać emocji, ciągle się porusza. Skupienie, które czuł
przed skokiem, zniknęło. W to miejsce pojawił się en-
tuzjazm.
Trenerzy i inni zawodnicy podnoszą go na ramio-
nach. Następnie pozuje do zdjęć na tle swojego wyni-
ku. I nie, nie są to poważne ujęcia, pełne dumy i rów-
nowagi. Zamiast tego euforia i spontaniczna reakcja na
to, czego sam nie planował.
Po roku, pobiwszy sam siebie, powiedział dzienni-
karzom:

86
Chcę być jak ona

nie zapytał mnie o zdanie. Zresztą jestem tylko dziec-


kiem, a podobno dzieci i ryby głosu nie mają. Cóż.
Miałam tylko nadzieję, że plany dziadka spełzną na
niczym. I kim jest ten cały Wojciech Fibak? Nie mia-
łam o gościu pojęcia. Chyba nawet nie miał prawdzi-
wego profilu na fejsie. Trochę o nim poczytałam w ne-
Maja Wróbel
cie i dowiedziałam się, że jest finalistą Masters, zwy-
cięzcą Australian Open. Terminy nic mi nie mówiły,
ale jestem dzieckiem i nie muszę wiedzieć wszystkie-
Chcę być jak ona go. Boże! Przecież ja nigdy nawet nie oglądałam me-
czu tenisistów. Cały czas liczyłam, że dziadek sprawę

W
moim domu nie ma większych tradycji spor- przemyśli i da mi spokój Nadzieja okazała się płon-
towych. Tata nie ogląda nawet meczy repre- na, bo po ostatnim spotkaniu rodzinnym przyjechał do
zentacji Polski w piłce nożnej. Chyba że przez mnie do domu i uśmiechając się szeroko, powiedział:
przypadek. Podobnie mama i moja siostra – Anastazja. – Mam dla ciebie prezent! – i z pokrowca wyciągnął
Nie wiem, skąd wziął się pomysł, bym to ja zmieniła rakietę do tenisa. Prawdziwą! A niech to… Dziadziuś
niechlubne oblicze naszej rodziny w tej kwestii… Pew- postawił na swoim.
nie dlatego, że wiecznie potykałam się o własne nogi, – Ale dziadku. Ja nie mam pojęcia o tenisie! Nawet
wszystko leciało mi z rąk. Pomysłodawcą był dziadek, nie wiem, jak trzyma się rakietę w ręku! – zaczęłam
który we wczesnej młodości zapowiadał się jako cał- protestować.
kiem niezły kolarz. Miał całkiem spore osiągnięcia, – No to się nauczysz.
nawet na szczeblu ogólnopolskim. Niestety kontuzja, – A nie jestem za stara? Mam już dziesięć lat. Tenis
której nabawił się podczas treningu, pozbawiła go złu- zaczyna się chyba trenować wcześniej… a poza tym, to
dzeń co do dalszej kariery. Więc postanowił, że jego chyba drogi sport. Rodzice nie mają takich pieniędzy…
ukochana wnuczka Ola będzie mistrzynią. I to w jakiej Dziadek wybuchnął śmiechem, pocałował mnie
dyscyplinie? Tenisie ziemnym. Ha! A co! W sumie, jak w czoło.
to mówią, kto bogatemu zabroni. Cała rodzina wysłu- – Wiem, co robię, zbieraj się. Znalazłem trenera.
chiwała opowieści, jak to Ola będzie lepsza niż Woj- Ubierz się w coś sportowego. Adidasy załóż, a nie ba-
ciech Fibak. Zdobędzie medale, będzie sławna. Wszy- leriny! A o pieniądze się nie martw.
scy kiwali głowami, uśmiechali się… Nikt dziadkowi O Boże. A jednak. Niemrawo zaczęłam się ubierać.
nawet nie próbował wybić pomysłu z głowy. Wiado- Gdy byłam już w korytarzu gotowa do wyjścia,
mo, jak dziadek Adam coś sobie wymyśli, nie ma moc- z kuchni wychyliła się babcia i gdy dziadek nie wi-
nych i nawet tornado nie jest w stanie tego zmienić. dział, puknęła się w palcem w czoło. Mama uśmiecha-
Najbardziej zabawne było to, że NIKT, dosłownie nikt ła się litościwie, tata, czyli syn dziadka, poklepał mnie

88 89
Maja Wróbel Chcę być jak ona

po ramieniu i nic nie powiedział. Na dobicie pojawiła treningi i udowodnię mu, że to ja mam rację i ze mnie
się Anastazja, jak zawsze w towarzystwie chłopaków żadnego Fibaka nie będzie. Ani Radwańskiej, ani Do-
z klasy. machowskiej, ani nawet Kubota (trochę poczytałam
– Cześć, Fibak! Jedziesz na trening? Nie połam ra- o polskich tenisistach). Dziadek chce z prawdziwego
kiety. I nie przewróć się o nią. beztalencia zrobić gwiazdę sportu. Zobaczymy.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Na następny trening raczej powlokłam się, a nie
– Fibak. Dobre! poszłam. Z trudem ogarniałam terminologię: forhend,
Ze złości zazgrzytałam zębami. A dziadek ze stoic- bekhend, drajw, wolej. Chyba zacznę się uczyć angiel-
kim spokojem powiedział: skiego. Niektórych wyrazów nie byłam w stanie po-
– Nie przejmuj się. Jeszcze przyjdą po twój auto- wtórzyć.
graf. Będą ci zazdrościć. A zwracając się do mojej sio- Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie głos trenera:
stry: – Dzisiaj praca nóg. Zapraszam cię na kort.
– Uważaj, żeby ci się rzęsy nie połamały od tuszu. Cóż było robić. Posłusznie, zupełnie jak na ścięcie
Prawdziwa mistrzyni w nakładaniu make-upu. poszłam za nim. Trening zapisał się w mojej pamięci
Anastazja wzruszyła ramionami i obrażona poma- jak jeden wielki koszmar, podobnie kolejne. Myliłam
szerowała do swojego pokoju. ręce, nie miałam siły odbić piłki. Rakieta wypadała mi
Na pewno. Już to widzę. Wojciech Fibak. W żeń- z rąk. Nie trafiałam nią w piłkę. Płakałam babci w ra-
skim wydaniu? Bardzo, bardzo, megaśmieszne. mię, że nie mam siły, nie chcę i nie daję rady. Dziadek
Drogę na trening przejechaliśmy w milczeniu. nie chciał słuchać moich tłumaczeń, babcinych per-
Dziadek uśmiechał się do siebie. Pewnie widział mnie swazji: „Daj jej spokój”. Nie przyjmował do wiadomo-
w glorii chwały. Ze złotym medalem olimpijskim. Kto ści, że próbując ze mnie zrobić gwiazdę tenisa, realizuje
go tam wie. własne niespełnione marzenia. Kochał nas wszystkich
Pierwsze spotkanie z trenerem pamiętam jak przez ponad życie, nawet moją wiecznie naburmuszoną sio-
mgłę. Coś tam mówił o pracy nóg, koordynacji i szyb- strę. W tej sprawie pozostał nieugięty. Uśmiechał się
kości reakcji. Powiem szczerze, że miałam wątpliwości i mówił: „Jeszcze mi za to podziękujecie. Wiem, co ro-
co do „rozwoju mojej dalszej kariery”. Zawsze miałam bię. Dziewczyna ma talent. Tylko o tym nie wie”. Na-
problemy z koordynacją. Prawa noga, lewa ręka… Dla prawdę mam talent? Miałam zupełnie inne odczucia.
mnie nie do przeskoczenia. Ale jak mam to wytłuma- Przecież w klasie nikt mnie nie chciał w drużynie do
czyć dziadkowi. ringo czy zbijaka…
– Dziadziuś, może jednak nie tenis ziemny. Ja się do Kolejne treningi sprawiły, że zaczęłam panować
tego nie nadaję… Proszę. Mogę trenować coś innego. nad koordynacją. Usłyszałam, że mam dobry forhend
Na przykład kolarstwo. Znasz się na tym… i to jest mój największy atut. Polubiłam trenera. Był
Dziadek Adam spojrzał na mnie takim wzrokiem, naprawdę fajnym człowiekiem. Bardzo cierpliwym.
że już nic nie powiedziałam. Trudno. Będę chodzić na Dowiedziałam się, że w dzieciństwie również t­ renował

90 91
Maja Wróbel Chcę być jak ona

t­ enis. I zapowiadał się na wschodzącą gwiazdę… Nie- – To, co osiągnęłaś, zawdzięczasz tylko sobie. Swo-
stety, rodziny nie było stać na dalszy rozwój jego karie- jej sile, wytrwałości. Bez względu na wynik zawodów
ry. Kolejna zmarnowana szansa? Bo był biedny? Spor- pamiętaj – już wygrałaś.
towcem nie został, ale poświęcił się pracy z młodzie- – Znowu w życiu mi nie wyszło – usłyszałam za
żą. I robił to dobrze. Spokojny, cierpliwy. Z poczuciem plecami sarkastyczny głos mojej starszej siostry. Cza-
humoru. Nigdy nie krzyczał. Nie krytykował. Cierpli- sem jej po prostu nienawidzę.
wie i do znudzenia powtarzaliśmy te same ruchy. Ktoś – Anastazja, przestań! – wtrącił się tata. – Raczej
inny pewnie dałby sobie spokój ze mną. A on we mnie trzymaj kciuki.
uwierzył. Dzisiaj nie wiem, czy to jego wiara we mnie, – No pewnie, szczęście się przyda. Może rywal-
determinacja dziadka czy przekora losu spowodowały, ki oddadzą mecz walkowerem? Będziesz zwycięzcą,
że zostałam jedną z najlepszych zawodniczek w mojej prawda? – siostrzyczka odwróciła się na pięcie i wy-
drużynie. Lepsza była ode mnie tylko Magda. Trochę szła, trzaskając drzwiami.
lepsza – tak mówił dziadek. I jak tu lubić kogoś takiego. Co ciągle się z ciebie
Pewnego dnia dowiedziałam się, że jadę na zawody. śmieje. Nie wierzy, wyśmiewa.
Co prawda wojewódzkie, ale było to dla mnie ogromne Gdy znalazłam się na korcie, oślepiło mnie słoń-
wyróżnienie. Ale czemu nie Magda? Wysoka, szczu- ce. Przez chwilę nic nie widziałam, poprawiłam czap-
pła, miękkie ruchy. Na korcie zachowywała się tak, jak- kę i przywitałam się z przeciwniczką. Zauważyłam, że
by na nim się urodziła. A trener wybrał mnie. Okazało była ode mnie wyższa i lepiej zbudowana. I ja mam
się potem, że Magda jest chora i jadę w jej zastępstwie. z nią wygrać? Może być trudno. Pamiętałam słowa
Ale to zawsze jakieś wyróżnienie. Prawda? Chociaż to dziadka: „Bez względu na wynik zawodów już wy­
tylko zastępstwo. grałaś”.
W dniu zawodów wstałam z bólem głowy. Było mi Pierwsze uderzenie z forhendu. Piłka przelecia-
słabo. Miałam wrażenie, że żołądek wyskoczy mi przez ła wysoko i znalazła się na polu kortu. Tuż przed li-
gardło. Miałam coraz większe wątpliwości. Co będzie, nią. Moja rywalka nie zdążyła do niej dobiec. Punkt
jeżeli zawiodę trenera? Dziadka? Oni tak we mnie dla mnie. Dalszą część meczu rozegrałam jak w amo-
wierzyli. Tak bardzo chciałam, by byli ze mnie dumni. ku. Forhend, bekhend, lift. Z oddali dobiegały mnie
Dziadziuś widział, co się ze mną dzieje. Zawołał głosy kibiców. Naprawdę grałam jak w transie. Na ko-
mnie, mocno przytulił i powiedział: niec lift i… wygrałam. Trener i moja rodzina oszaleli
– Oluś, nie przejmuj się tak. Raczej uwierz w siebie. ze ­szczęścia.
Pomyśl, jaką daleką drogę przebyłaś. Jeszcze rok temu – Aleksandro, jesteś wielka. Mamy to! – słyszałam.
potykałaś się o własne nogi, rakieta wypadała ci sama Kolejne mecze to była dla mnie pestka. Właśnie
z rąk. A dzisiaj jedziesz na zawody! uświadomiłam sobie, że umiem grać. I to dobrze. Prze-
– Wszystko zawdzięczam tobie, dziadku, i trene- ciwniczki nie dawały ze mną rady. Mój umysł analizo-
rowi oczywiście. Ale najbardziej tobie… Kocham cię. wał ich działania. A ja precyzyjnie odpowiadałam na

92 93
Maja Wróbel

każdy ruch, czułam się trochę jak w filmie. Bo to była


moja wielka rola. Chyba jedna z największych.
Boże, jaka byłam szczęśliwa. Wygrałam, rodzice
i dziadkowie ukradkiem ocierali łzy. Co chwilę ktoś
podchodził i mi gratulował. W domu usłyszałam na-
wet słowa uznania od Anastazji:
– Szacun, siostra. Tak naprawdę to od początku LAUREACI
w ciebie wierzyłam. Przepraszam za moje słowa. To
tak dla zgrywy…
W życiu bym się nie spodziewała, że usłyszę z jej
ust coś takiego… Uczniowie
Dzisiaj mijają dwa lata, gdy zaczęłam trenować. To
był niesamowity czas dla mnie. Czas pracy nad sobą,
morza wylanych łez i wielkich radości. Już wiem, kim
są siostry Radwańskie, Kubot, Hurkacz, G ­ rzybowska,
szkół podstawowych
Domachowska. Moją wielką idolką jest Iga Świątek. klas VII–VIII
To, co zrobiła, jest niesamowite. Chciałabym choć
w części jej dorównać. Wiem, że bycie pierwsza rakietą
świata może być trudne. Ale nie niemożliwe. Iga wła-
śnie to udowodniła.
Niestety nie ma z nami już ukochanego dziadziusia.
Odszedł pół roku temu. Chorował krótko, ale strasz-
nie. Wiem, że cierpiał, nie mogłam nawet się z nim po-
żegnać. Nie chciał, bym zobaczyła, jak bardzo wynisz-
czyła go choroba. Wolał zostać w mojej pamięci jako
silny i wesoły mężczyzna. Wiem, że gdziekolwiek te-
raz jest, czuwa nade mną, puszcza do mnie oko i mówi:
„Jeśli nie uwierzysz, że możesz wygrać, przegrasz, za-
nim zaczniesz biec”. Trzymam się tego za każdym ra-
zem. Gdy uczestniczę w zawodach, gram całym ser-
cem, ale nie lekceważę przeciwnika, zgodnie z zasadą:
„Wygrywaj bez pychy, przegrywaj bez urazy”. Bo nie
zawsze się wygrywa. Prawda?
Dziękuję, dziadku.
MIKOŁAJ ADAMCZYK MIKOŁAJ ADAMCZYK

ZOFIA BARADZIEJ Nazywam się Mikołaj Adamczyk, dla znajomych


Adaś. Właśnie kończę VIII
klasę w szkole podstawowej
JULIA DUŃKO w Woźnikach, małej wsi
w województwie małopol-
MAJA KLEJMAN skim. Mam wiele pasji: geo-
grafię, biologię, ale przede
wszystkim szermierkę, którą
MARIANNA KRÓLICKA trenuję od 6 lat. Sport, który
daje mi ogromną frajdę, ale też uczy, jak walczyć i nie
NEL KUCZAJ poddawać się nie tylko na planszy, ale również w życiu.
Mimo codziennych treningów w oddalonych o 30 km
Brodach mam czas na wycieczki z moją szaloną ro-
MICHAŁ PAWŁOWSKI dzinką w różne ciekawe zakątki Polski i świata. W wol-
nym czasie często siadam do komputera, jak każdy na-
stolatek w moim wieku, i oddaję się e-sportom, ale też
MARIA PISKORZ tworzę, pisząc różne opowiadania. Gdy tylko dowie-
działem się o tematyce konkursu, byłem wniebowzięty.
BARTOSZ SKĘPIEC Trenując, marzę, abym kiedyś sam, jak mój bohater
Leonidas, mógł zostać mistrzem olimpijskim. Zapra-
szam do lektury mojego opowiadania Przez maskę ma-
MARIA BERENIKA SZCZEPAŃSKA rzeń.

97
LAUREACI Uczniowieszkół podstawowychklas VII–VIII

ZOFIA BARADZIEJ JULIA DUŃKO

Jestem Zosia, uczenni- Mam 14 lat i jestem


ca VII klasy Szkoły Podsta- uczennicą klasy VIII Szkoły
wowej nr 109 w Krakowie. Podstawowej nr 3 z Oddzia-
Mam 14 lat, głowę pełną po- łami Integracyjnymi w Bił-
mysłów i ciało, dzięki które- goraju. Śmiało mogę powie-
mu każdego dnia mogę na- dzieć, że moją największą
uczyć się czegoś nowego. pasją jest pływanie. Ulu-
Robię wszystko, by moje ma- bionym stylem jest klasycz-
rzenia stały się rzeczywisto- ny. Pływam od 6. roku życia
ścią. Kocham czytać, pisać, mówić, zachwycać się, tulić, w RWKS Sparta pod okiem najlepszego trenera Ada-
słuchać. Być czułą, uważną obserwatorką otaczające- ma Osucha. Ten sport wypełnia cały mój wolny czas.
go świata. Zadawać pytania. Poszukiwać odpowiedzi. Lubię wodę, a woda lubi mnie. Dlatego to, co robię,
Z pokorą zgłębiać tajemnice Wszechświata. Ćwiczyć sprawia mi wielką przyjemność i odnoszę w tej dys-
jogę, medytować, skupiać się na własnym oddechu. cyplinie sukcesy. Największymi moimi osiągnięciami
Cieszyć się pięknem, mieć radochę z małych wolno- jest lokata w pierwszej dziesiątce Polski w zimowych
ści. Być tu i teraz. Staram się odnaleźć własną drogę. i letnich mistrzostwach Polski juniorów na 200 m sty-
Zrozumieć, czego potrzebuję. Wsłuchać się w głos ser- lem klasycznym oraz stylem zmiennym, mistrzostwo
ca. W przyszłości chciałabym zostać przede wszyst- województwa na dystansie 200 m stylem klasycznym
kim sobą. Najprawdziwszą, najszczerszą, najcierpliw- i 50 m stylem motylkowym oraz wicemistrzostwo wo-
szą, najżyczliwszą, jaką tylko zdołam być. Uważam, że jewództwa w pływaniu długodystansowym na 1500 m
każda osoba ma wpływ na swoje życie. Nie wszyscy to w kategorii open. Największą satysfakcję sprawia mi
wiedzą, ale ja tak. zaskakiwanie siebie samej i trenera moimi życiowy-
I staram się, by było ono jak najlepsze. Jestem fe- mi osiągnięciami. Sukcesy motywują mnie do dalszej
ministką. Poszukiwaczką autentyczności i wrażliwości. pracy. Pragnę pływać jak najdłużej, realizować swo-
je plany i marzenia pływackie. W mojej krętej drodze
do marzeń wspiera mnie rodzina. Biorę udział także
w konkursach literackich i plastycznych. Pochwalę się
jeszcze, że jestem także laureatką konkursu „Co lubię?
Sport lubię”. Jestem dumna z tego, jak daleko zaszłam,
i mam nadzieję na więcej.

98 99
LAUREACI Uczniowieszkół podstawowychklas VII–VIII

MAJA KLEJMAN MARIANNA


KRÓLICKA
Uczę się w VIII klasie
Społecznej Szkoły Podsta- Mam 14 lat i jestem
wowej nr 11 STO „Toruń- ósmoklasistką Szkoły Pod-
ska” w Warszawie i mam pra- stawowej nr 341 im. Twór-
wie 14 lat. Jestem harcerką, ców Literatury Dziecięcej
a moja drużyna nosi nazwę w Warszawie. Uwielbiam
Sensorium. Inni mówią pływać i to właśnie woda jest
o mnie, że jestem wrażliwa moim żywiołem! Ta dyscy-
i refleksyjna. Pewnie dlatego plina sportowa jest ze mną
napisałam opowiadanie Presja, którego bohaterka jest związana, od kiedy skończyłam 4 miesiące. Pływam
podobna do mnie z charakteru. Jestem pasjonatką lite­ całe swoje życie i kocham to robić. Jest to mój sposób
ratury, a szczególnie lubię gatunek fantasy i powieści na oderwanie się od rzeczywistości i trudów codzien-
społeczno-obyczajowe. Władcę pierścieni przeczytałam ności.
cztery razy. Dzięki literaturze poznaję różne niepraw- Pasjonuję się również teatrem, głównie musicala-
dopodobne historie, a czytanie lub słuchanie audio­ mi. Uczęszczam na zajęcia musicalowe od 8 lat i wy-
booków naprawdę mnie relaksuje. Lubię uczyć się stępuję na deskach różnych teatrów. Najbardziej po-
matematyki, języka angielskiego i biologii, a w przy- doba mi się to, że musical łączy taniec, śpiew i aktor-
szłości chciałabym zostać psychoterapeutką lub neuro­ stwo w jednym, co sprawia że można wciągnąć widza
lożką. W dzieciństwie uczęszczałam na balet i tańce, w świat sztuki w pełnym zakresie. Moimi ulubionymi
jednak nie odniosłam na tym polu sukcesów. Aktual- są Matilda i Beetlejuice.
nie uczęszczam do sekcji wspinaczkowej. Najcudow- Lubię też czytać. Kryminały i thrillery to zdecydo-
niej czuję się na samej górze ścianki, ale opadanie też wanie moje pierwsze wybory. Natomiast pisanie spra-
jest fajne. Uwielbiam podróżować i marzę o zobacze- wia, że mam możliwość wejścia w kompletnie nowy
niu Japonii. Jednak najbardziej pragnę, aby na świecie świat, który sama mogę wykreować – czasami na bazie
panował pokój i aby ludzie byli dla siebie mili. swoich doświadczeń, a czasami dzięki przemyśleniom,
które miałam po przeczytaniu innych twórców.
Nie wiem jeszcze, kim zostanę w przyszłości.
W szkole zaciekawiły mnie informacje, z którymi za-
poznałam się na wiedzy o społeczeństwie, a ponieważ
uwielbiam mówić po angielsku, to być może uda się te
dwa obszary połączyć zawodowo. Natomiast wiem, że
nigdy nie przestanę pływać!

100 101
LAUREACI Uczniowieszkół podstawowychklas VII–VIII

Swoją nagrodę dedykuję przede wszystkim rodzi- tekturę, dlatego staram się rozwijać umiejętności, które
com oraz moim ulubionym trenerom Bartkowi i Rad- pozwolą mi spełnić to marzenie.
kowi. Jestem ambitną nastolatką i wytrwale dążę do zre-
alizowania swoich celów. Porażki hartują mnie i mo-
tywują do pokonywania trudności, natomiast sukcesy
NEL KUCZAJ utwierdzają w przekonaniu, że jeśli człowiek czegoś
bardzo chce, może to osiągnąć.
Nazywam się Nel Kuczaj
i jestem uczennicą VII klasy
Szkoły Podstawowej w My- MICHAŁ PAWŁOWSKI
słakowicach. To malownicza
miejscowość znajdująca się „Zacznijmy od tego, że je-
u podnóża Karkonoszy mię- stem chłopakiem. Takim ty-
dzy Jelenią Górą a Karpa- powym, który lubi wspinać
czem. Z mojego domu roz- się na drzewa i biegać za pił-
ciąga się widok na szczyt gór ką (…)”.
– Śnieżkę. To piękny i inspirujący krajobraz o każdej Urodziłem się w sierpniu
porze roku. Nie każdy ma możliwość mieszkać w tak 2008 roku. Jestem uczniem
uroczym zakątku Polski. VII klasy Szkoły Podstawo-
Jestem wielbicielką literatury. Od małego lubiłam wej nr 321 w Warszawie.
spędzać wolny czas, czytając książki. Miałam wte- Moją pasją jest sport. Treningi hokeja zacząłem
dy możliwość przenoszenia się do cudownego świata w wieku 5 lat, ale po czterech latach zauroczyła mnie
wyobraźni. Czytanie jest dla mnie odskocznią od co- siatkówka i całkowicie „wpadłem”. Tę dyscyplinę tre-
dzienności i pozwala choć na chwilę zapomnieć o pro- nuję już 6 lat. Nie jest to jedyna dyscyplina, którą się
blemach i niepokojach, z którymi mierzy się chyba zajmuję. Lubię biegać, jeździć na łyżwach, rolkach i ro-
każdy nastolatek. Utwory, po które najczęściej sięgam, werze oraz pływać i to spowodowało, że zainteresowa-
należą do gatunku fantasy, ale lubię także powieści po- łem się triathlonem. Mam już za sobą kilka startów
ruszające wątek true crime. Do pisania zachęciły mnie i nawet udało mi się dwa razy stanąć na podium. Mia-
właśnie książki oraz chęć przelania na papier wielu po- łem też ponadroczny epizod z nauką gry w snookera –
mysłów, które zrodziły się w mojej głowie po ich lektu- świetna sprawa.
rze. Moimi ulubionymi przedmiotami są matematyka, Sport nie jest moją jedyną pasją. Od kilku lat je-
język angielski oraz zajęcia z rysunku, z którym zresztą stem aktorem dziecięcym oraz dubbingowym. To fan-
wiążę swoją przyszłość. Zamierzam studiować archi- tastyczna aktywność, w której się bardzo odnajdu-
ję. Mam sporą wyobraźnię i czasem przenoszę ją na

102 103
LAUREACI Uczniowieszkół podstawowychklas VII–VIII

papier. W klasach 1-3 szkoły podstawowej napisałem BARTOSZ SKĘPIEC


cykl opowiadań Koty i ich psoty na podstawie kresków-
ki Simons Cat. Jestem uczniem kla-
Opowiadanie chciałem zadedykować: Rodzicom, sy VIII Szkoły Podstawo-
mojej Pani Opiekun tego projektu, Trenerom wszyst- wej nr 141 im. gen. Mariusza
kich dyscyplin, które uprawiam i uprawiałem, Nauczy- Zaruskiego w Łodzi. Dobrze
cielkom języka polskiego oraz Panu Jerzemu Górskie- radzę sobie z przedmiotów
mu, który mnie zainspirował do dalszego szukania humanistycznych, nie prze-
rozwiązań. padam za fizyką i chemią.
W czasie wolnym lubię czy-
tać książki i uprawiać sport.
MARIA PISKORZ Jestem energiczny, lubię innych ludzi. Mam dużą sym-
patię do zwierząt, szczególnie do psów. Historia opisa-
Mam 15 lat. Jestem na w moim opowiadaniu jest prawdziwa. Kiedy o niej
uczennicą VIII klasy Szko- przeczytałem, od razu wiedziałem, co będzie tema-
ły Podstawowej im. Jana tem mojego opowiadania. Obecna sytuacja na świecie
Pawła II w Starych Kobiał- jest bardzo trudna, lecz wierzę, że wszyscy wyjdziemy
kach. Mieszkam z rodzicami z tego silniejsi.
i młodszą siostrą w niewiel-
kiej miejscowości Nowy Ja-
mielnik, położonej w woje- MARIA BERENIKA
wództwie lubelskim. Uwiel- SZCZEPAŃSKA
biam rysować. Lubię zwierzęta. W wolnych chwilach
jeżdżę konno. Jestem kreatywną i wrażliwą dziewczy- Mam 14 lat. Jestem
ną, zaczytaną w celtyckich legendach oraz powieściach uczennicą Szkoły Podsta-
fantasy. Cenię sobie szczerość. Uważnie obserwuję wowej nr 70 im. Bohaterów
codzienność. Należę do drużyny harcerskiej 7 DHS Monte Cassino w Warsza-
22 Południk im. Władysława Załuski. Od czterech lat wie. Śmiało mogę powie-
piszę prozę. Wszystkie dotychczasowe sukcesy literac- dzieć, że jazda na rolkach
kie zawdzięczam swojej polonistce oraz rodzicom. jest jedną z moich pasji, a na
ośmiu kółkach przejeździ-
łam większą część swojego życia. Pierwszy raz zało-
żyłam rolki, gdy skończyłam 3 lata. Nie pamiętam sie-
bie bez rolek. Na początku jeździłam rekreacyjnie, ale

104 105
LAUREACI

zawsze chciałam rozwijać swoje umiejętności, jeździć


efektownie, kręcić piruety. To było moje marzenie.
Kilka lat jeździłam na łyżwach figurowych. Od tego
wszystko się zaczęło. Złapałam sportowego bakcyla.
Poza sezonem trenowaliśmy figury łyżwiarskie na rol-
kach, wtedy poczułam, że sprawia mi to radość, dodaje Mikołaj Adamczyk
energii i siły.
Jestem licencjonowanym zawodnikiem freestyle
slalomu, trenuję w klubie sportowym Slalom Academy
w Warszawie. Potrafię i lubię również jeździć konno.
Przez maskę marzeń
Kocham konie, ale bliskie są mi wszystkie zwierzęta.
Fascynuję się biologią i chemią. Z biologią wiążę swoją – Dzień dobry, drogi panie. Chyba najwyższa pora już
przyszłość, ponieważ chciałabym zostać lekarzem we- wstać – powiedziała mama, wchodząc do mojego po-
terynarii. Mam w sobie ogromną wrażliwość i empatię koju i kierując się w stronę okna, aby odsłonić żaluzję.
do ludzi i zwierząt. Nie lubię kompromisów, stawiam Nie zareagowałem, naciągnąłem tylko kołdrę wyżej
sobie wysoko poprzeczkę, dużo pracuję i dużo od sie- na głowę, by choć chwilkę jeszcze podrzemać.
bie wymagam. A moje pisanie? Jest ze mną od zawsze, – Auu! – wrzasnęła mama – Mikołaj! Chociaż raz
to moje emocje i doświadczenia. Wiele osób mówi mi, zostawiłbyś torbę szermierczą na swoim miejscu! Od
że ono wychodzi z mojej językowej wyobraźni, mam września masz iść do szkoły sportowej do Warszawy,
„lekkie pióro”. Często chodzą za mną słowa, lubię się ale chyba nigdzie nie pójdziesz! – mama krzyczała tak
nimi bawić, mam pomysły na różne teksty, więc je za- głośno, że było ją chyba słychać na drugim końcu Pol-
pisuję. Pisanie wydaje mi się bardzo trudne, ale pa- ski. – Nigdzie takiego bałaganiarza nie przyjmą!
radoksalnie przychodzi mi łatwo. Wierzę, że w życiu Zdałem sobie sprawę, że to nie przelewki i muszę
spełnię marzenia, przecież: Cokolwiek potrafisz lub my- szybko udobruchać mamę. Wyskoczyłem z łóżka jak
ślisz, że potrafisz, rozpocznij to. Odwaga ma w sobie Ge- z procy i uprzedziłem ją w odsłonięciu rolety.
niusz, potęgę i magię ( J.W. Goethe). – Dzień dobry, kochana mamusiu – powiedziałem
z najbardziej czarującym uśmiechem na twarzy – Co
dziś serwujesz na śniadanko dla przyszłego mistrza
olimpijskiego? Piękne zapachy dochodzą z kuchni. –
Wiedziałem, że mama ma hopla na punkcie zdrowego
żywienia i uwielbia dla nas gotować i wymyślać coraz
to nowe potrawy.
– Nie podlizuj się – odparła mama już tonem małej
myszki, a nie, jak przed chwilą, rozwścieczonej bestii.

107
Mikołaj Adamczyk Przez maskę marzeń

– Uff – odsapnąłem po cichu, przepychając torbę – Dzisiaj zajmiemy się początkami szermierki i jej
szermierczą w kąt pokoju, żeby już nie zawadzała. Całe obecnością na arenach olimpijskich.
szczęście, że sytuacja opanowana, bo mógłbym to jesz- Uszy mi się postawiły do góry jak głodnemu szcze-
cze przypłacić niemożnością uczestniczenia w trenin- niakowi, który usłyszy szelest torby, w której jest jego
gu, na co nie mogłem sobie pozwolić, bo niebawem papu. Od razu podniosłem się z ławki i zacząłem
czekały mnie mistrzostwa Polski juniorów. uważniej słuchać. Zastanawiacie się pewnie dlaczego,
Dzień zapowiadał się piękny, słońce grzało niemi- otóż już wam mówię: od sześciu lat trenuję szermierkę,
łosiernie. a nie bardzo znałem jej genezę.
– Boże, jak ja wytrzymam w tej budzie? – powie- – Adaś! Z tego, co mi się obiło o uszy, młody przy-
działem sam do siebie. jacielu, chyba trenujesz ten sport? Może przyniósłbyś
Dobrze, że dziś wtorek, w klubie będzie strumień, na kolejną lekcję coś związanego z nowoczesną szer-
czyli stosowanie określonych działań jeden po drugim, mierką? – Wiedziałem, że to do mnie, już się przyzwy-
powtarzając dany element aż do opanowania. Uwiel- czaiłem, że grono pedagogiczne też od czasu do czasu
białem to ćwiczenie, mogłem się „wyżyć” na trenerze używa mojego szkolnego przezwiska.
za wszystkie ciężkie treningi. – Jasne, psze pani, zrobi się! Może byśmy nawet ja-
Zjadłem pełnowartościowe śniadanie, które miało kiś miniturniej urządzili, jak średniowieczni rycerze?
mi dać siłę do przetrwania w szkole siedmiu nudnych – rzuciłem, kątem oka spoglądając na kumpli, którym
godzin, a potem do realizacji moich sportowych pa- szczena opadła poniżej szyi, i kontynuowałem, widząc
sji na treningu. Uśmiechnąłem się pod nosem i przy- ich zaciekawienie.
tuliłem mamę, chcąc jej w ten sposób okazać swoją – Spokojnie, psze pani, mam plastikową broń, to
wdzięczność, i wyszedłem na pole, aby poczuć zapach w pełni bezpieczne.
nadchodzącej wiosny. Niestety nie było zbyt dużo cza- – Taak!!! Taak, prosimy, prosimy. Będzie super! –
su i musiałem z bólem zbierać się do szkoły. Pierwszą męskie grono napierało na nauczycielkę.
lekcją była historia. Gdy zadzwonił dzwonek, weszli- – Sio, muchy – odgoniła nas na bezpieczną odle-
śmy do klasy, pani się z nami przywitała, a ja od razu głość, uśmiechając się przyjaźnie. – Skoro Adaś twier-
położyłem się na ławce, bo stwierdziłem, że jak zwy- dzi, że to bezpieczne, zgoda!
kle będzie nudny monolog, z którego nic nie wyniosę, Ale czad, pomyślałem, może uda mi się kogoś jesz-
więc lepiej zrobię zadanie, które zlecił mi trener. Mia- cze „zarazić” tym sportem, a nawet jak nie, będę mógł
łem rozpisać walkę mojego kumpla z kadry, który był się wykazać w tym, w czym jestem coraz lepszy, tak mi
ostatnio na Pucharze Europy w Nowym Sadzie. Ależ się przynajmniej wydawało. Mijała godzina za godzi-
mu zazdrościłem tego powołania, ale wiedziałem, że ną, a lekcje dłużyły się niemiłosiernie, w końcu nade-
sam też kiedyś mogę być na jego miejscu, tylko muszę szła chwila wyjścia ze szkoły.
ciężko pracować. Zająłem się lekturą zadania, gdy na- Po treningu pospieszyłem do domu, aby poprosić
gle z głębi sali dobiegł mnie głos nauczycielki: mamę o pomoc w przygotowaniu mi jakiejś ­prezentacji

108 109
Mikołaj Adamczyk Przez maskę marzeń

na jutrzejszy dzień, bo nie chciałem tylko pokazywać Zalałem się łzami, ale zaraz postarałem się opano-
klasie rekwizyty. Mama zgodziła się z miłą chęcią, wie- wać. Chciałem znaleźć jakieś rozwiązanie. „Pamiętaj,
działa, że ten sport daje mi ogromną moc i był źródłem nie ma sytuacji bez wyjścia, walcz do końca” – słysza-
energii, która mnie rozpierała i pchała do działania. łem w uszach słowa trenera, który każdego dnia mi je
– Młody, a może poszedłbyś na strych po tę sta- powtarzał. Nie wiedziałem, co robić, byłem zapłakany
rą maskę szermierczą z czasów początków szermier- i zagubiony. Usiadłem na rogu ulic i próbowałem się
ki, miałbyś dla porównania stary i nowoczesny sprzęt? jakoś ogarnąć. Po kilku minutach podszedł do mnie
– Mama, tę przedpotopową maskownicę wstyd ko- przechodzień i spokojnym głosem zapytał:
muś pokazywać, wyśmieją mnie! – żachnąłem się. – Co się stało, młodzieńcze?
– Mógłbyś pokazać różnice między nowoczesnym – Sęk w tym, że nie mam pojęcia, jak i dlaczego
a starym sprzętem – mama nie dawała za wygraną. znalazłem się w tym miejscu – powiedziałem ociera-
– No w sumie masz rację, co mi szkodzi – odparłem jąc łzę w oku.
i skierowałem się na strych. Poszukując maski, przeko- Przechodzień zaproponował mi, abym poszedł ra-
pałem większość gratów, jak to na strychu, i nie mo- zem z nim do jego domu. Wiedziałem, że nie powi-
głem jej znaleźć. Zrezygnowany, już miałem schodzić nienem, ale z drugiej strony, co miałem do stracenia.
na dół, gdy nagle potknąłem się o jakieś stare pudełko, Sam w innym kraju, innej epoce, bez domu, a przede
wystające spod półki, i zobaczyłem coś, co przypomi- wszystkim bez treningu… i znowu łzy napłynęły mi do
nało średniowieczną przyłbicę. To chyba to, schyliłem oczu. Zrobiłem kilka wdechów tak jak przed ważnymi
się, wyciągając rękę w jej stronę. Nie byłbym sobą, gdy- zawodami i zdołałem opanować swój strach. Niezna-
bym nie założył sprzętu na siebie. Zobaczyłem błysk jomy ugościł mnie w swoim mieszkaniu, dał ciepły po-
jasnego światła, które mnie oślepiło, i poczułem, jak siłek i położył spać w swojej sypialni. Następnego dnia,
gdzieś spadam. Po chwili ocknąłem się i zobaczyłem gdy słońce zajrzało do pokoju, myślałem, że to tylko
jakąś dziwną, jakby z innej epoki ulicę. Nie miałem po- zły sen, ale jednak to, co się wydarzyło poprzedniego
jęcia, co się stało i gdzie jestem. Na pewno nie był to dnia, działo się nadal. Wstałem z łóżka i zacząłem roz-
mój strych. glądać się po domu. W kuchni znalazłem tego samego
– Przepraszam, gdzie ja jestem? – spytałem po an- nieznajomego co wczoraj, przygotowywał właśnie dla
gielsku, bo człowiek, którego minąłem, nie wyglądał na nas śniadanie, równie bogate w białko i węglowoda-
Polaka. ny, jakie przygotowywała mi mama. Przywitałem się
– Jesteśmy w Atenach – odpowiedział nieznajomy. z nim i zapytałem:
– A który mamy rok? – zapytałem niepewnie, roz- – Kim pan jest?
glądając się dookoła: stare budynki, ci śmiesznie ubra- – Jestem Leonidas Pirgos, pochodzę z Grecji, a ty
ni ludzie – to wszystko świadczyło o innych czasach. kim jesteś? – odpowiedział pytaniem mój wybawca.
– Jest rok 1895 – powiedział już nieco zdenerwo- – Nazywam się Mikołaj. Czy pan nie jest przy-
wany moimi ciągłymi pytaniami przechodzień. padkiem tym sławnym szermierzem? – zapytałem

110 111
Mikołaj Adamczyk Przez maskę marzeń

­ ieśmiało, kojarząc twarz z wczorajszej lekcji histo-


n i przede wszystkim dodawała wdzięku. Wszystko było
rii, którą nauczycielka wyświetlała podczas swojej pre­ fajnie, ale coraz bardziej tęskniłem za mamą i swoimi
zentacji. kolegami z klubu. Przypomniałem sobie o masce, którą
– Zgadza się, jestem szermierzem, ale czy sławnym, zostawiłem na rogu tamtej ulicy i wpadłem na genial-
chyba nie – i roześmiał się w głos – Może mówmy so- ny pomysł, że skoro mnie tutaj przyniosła, to powinna
bie po imieniu, tak będzie łatwiej? mnie też zabrać z powrotem. Nie minęła godzina, a ja
– Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziałem już tro- sterczałem już na rogu ulicy, szukając maski. Jej odna-
chę śmielej, bo znalazłem pokrewną duszę. – A może lezienie nie było trudne, ponieważ w tamtych czasach
nauczyłbyś mnie paru sztuczek, kto wie, ile jeszcze nie istniało nic takiego jak kosz na śmieci i wszyst-
będę tutaj siedział, a każdy dzień bez treningu to dzień ko leżało na ziemi. Tak jak poprzednim razem zało-
stracony. żyłem ją na głowę i liczyłem na to, że przeniesie mnie
– Możesz chodzić ze mną na salę, podglądać, jak z powrotem, ale nic się nie działo. Poczekałem jeszcze
trenuję, i może mój trener cię przetestuje i będziesz chwilę, ale zamiast teleportacji usłyszałem głos: „Wró-
mógł z nami poćwiczyć. Ja się przygotowuję do igrzysk cisz do domu, gdy ta maska zostanie założona przez
olimpijskich, one będą już za rok w Atenach. pierwszego mistrza olimpijskiego w szermierce”. Ha,
– Wiem, widziałem wczoraj na internecie – rzuci- bingo! Mój plan na pewno się uda, pomyślałem, prze-
łem i znowu poczułem to ukłucie zazdrości. cież wiem, kto wygra zawody, nie może być nic prost-
– Co to internet? – spytał zaciekawiony Leon. szego. Pobiegłem do Leonidasa i kazałem mu założyć
– A nic takiego, nieważne! To kiedy ten trening? – tę maskę. Leon niepewnie wziął i założył ją na głowę,
zmieniłem szybko temat rozmowy. ale tak samo jak poprzednio nic się nie działo.
Leon zaprowadził mnie do sali, w której trenował. – Jak to, dlaczego? Przecież jesteś pierwszym mi-
Trudno to nazwać salą, nie było tam planszy, na któ- strzem olimpijskim? Czemu nic się nie dzieje? – krzy-
rej ja codziennie trenowałem w Brodach, nie było sy- czałem, a łzy cisnęły mi się do oczu.
gnalizacji świetlnej ani nawet strojów podobnych do Zapłakany pobiegłem do domu i żeby już nie my-
naszych. Jedyne, co było podobne, to maski, wszystkie śleć, położyłem się spać. Znowu minęło kilka tygodni,
były jak ta nieszczęsna, która zabrała mnie z ukocha- a ja dalej nie rozumiałem, dlaczego tak się stało. Za-
nego domu. przestałem nawet pojedynków z Leonem, bo nie wiem
Mijały tygodnie, a ja razem z Leonidasem trenowa- czemu, ale jego obwiniałem za to, że jestem tutaj. Może
łem, tzn. bardziej władaliśmy białą bronią. Dziwnie mi ta maska kłamie? Zakładałem ją na głowę chyba z mi-
się walczyło tym archaicznym sprzętem. Głownia flo- lion razy, myślałem i czytałem różne książki, które zna-
retu była bardzo sztywna i dlatego zadając pchnięcia, lazłem w domu Leonidasa, i nic. Przechadzając się kie-
trzeba było unosić rękę wysoko do góry. Zauważyłem, dyś jedną z uliczek prowadzącą do miejsca, w którym
że szermierka w tych czasach,w których się znalazłem, się znalazłem po raz pierwszy w Atenach, zauważyłem
była ćwiczeniem kształtującym zręczność ruchów małego chłopca, któremu tylko głowa wystawała zza

112 113
Mikołaj Adamczyk Przez maskę marzeń

rogu. Młodzieniec bacznie mi się przyglądał. Nie wy- Leonidasa. Jednak nigdy uśmiech nie zagościł na jego
trzymałem już ze złości na całą tę sytuację i zacząłem twarzy. Moje myśli były zaprzątnięte naszymi marze-
krzyczeć na chłopca: niami. Wiedziałem, że aby stały się rzeczywistością,
– Czego się tak gapisz?! Maski nie widziałeś?! trzeba dużo poświęcenia i wysiłku oraz potu wylanego
Zjeżdżaj stąd, ale już! – ładowałem w chłopaka mię- na treningach.
sem armatnim. Nadszedł w końcu ten kwietniowy dzień 1896 roku.
– Znam cię! Jesteś Mikołaj – powiedział, wysuwa- Wszyscy niezwykle podekscytowani towarzyszyliśmy
jąc się zza rogu i podając mi rękę. Leonidasowi, który wystąpił w turnieju floretowym.
– Ja jestem Sasza. Był niepokonany w swojej grupie eliminacyjnej szer-
– O Boże! Przepraszam, nie chciałem – spuściłem mierzy. W finale zmierzył się ze swoim kolegą Gre-
głowę, bo wstyd mi było za te słowa, które przed chwi- kiem, który również przeszedł swoją grupę eliminacyj-
lą do niego skierowałem. Chłopiec był na wózku inwa- ną bez porażki. Finał był bardzo zacięty. Było 4 : 4, czas
lidzkim. Jak się później okazało, urodził się już z lek- dobiegał końca, aż tu nagle Leon złamał klingę. Sędzia
kim niedowładem kończyn i nikt nie umiał mu pomóc. zarządził przerwę techniczną. Byłem przy nim, ale nie
Gdyby żył w naszych czasach, jedna operacja dałaby umiałem wydusić z siebie słowa, bo zobaczyłem Sa-
mu możliwość chodzenia. szę, który obgryzł paznokcie aż do krwi, i wtedy mnie
– Wiem, w czym tkwi problem – odezwał się Sasza, olśniło. Przecież jak on założy maskę, będzie miał szan-
widząc moje zakłopotanie. sę na normalność, będzie mógł, tak jak my – sportowcy,
– Co? Jak to? Skąd o tym wiesz? Przecież nawet cieszyć się z każdego kroku, podskoku, może też zo-
Leonowi nie mówiłem! stanie szermierzem? Adrenalina sięgała zenitu. Po kil-
– To proste! Przecież Leonidas nie został jeszcze ku minutach Leon dostał inną szpadę. Do końca walki
mistrzem olimpijskim, dlatego maska nie działa. zostało kilkanaście sekund. Leonidas, jak na prawdzi-
– O rany! Faktycznie, że też mi to do głowy wcze- wego mistrza przystało, zastosował wiązanie przeciw
śniej nie przyszło. szóstej, odbicie czwarte i wygrał. Cały we łzach szczę-
Od tego momentu wiedziałem już, że muszę po- ścia poszedł na podium odebrać trofeum dla zwycięzcy,
móc Leonidasowi, aby na 100% został mistrzem, bo a ja wtedy pomyślałem, że też kiedyś tak jak on chciał-
w końcu od tego zależał mój powrót. Przypomniały mi bym odebrać to najważniejsze dla sportowca trofeum
się wtedy słowa, które znalazłem na jednej ze stron po- – medal olimpijski.
święconych szermierce: „Cel to nic innego jak marze- Podszedłem do Leonidasa, pogratulowałem i po-
nie z terminem realizacji”. Marzenia były dwa: Leoni- prosiłem o maskę.
dasa – zostanie mistrzem, i moje – powrotu do domu. – Trzymaj, Sasza! Tobie bardziej się przyda. To
Mijały kolejne tygodnie żmudnej pracy, Sasza to- przepustka dla ciebie do normalnego życia, do życia
warzyszył nam na każdym treningu, przyglądając się sprawnych. Nie czekając na jego odpowiedź, założyłem
każdej zasłonie, wiązaniu, odbiciu, których nauczyłem mu maskę na głowę.

114 115
Mikołaj Adamczyk

– Bo życie jest po to, by spełniać marzenia, niech się


spełni i twoje.

– Mikołaj, Mikołaj co się stało? Czemu ty tyle cza-


su jesteś na tym strychu? – usłyszałem jak z zaświatów
głos mamy. Zofia Baradziej
– Kurczę, nie wiem, co się stało, musiałem chyba
uderzyć głową w tę belkę i zemdlałem. Rozejrzałem
się dookoła, wszystko było na swoim miejscu, a maska
nadal tkwiła w pudełku zarośnięta grubą warstwą pa-
Biegnij!
jęczyny.
Musisz! Biegnij! Dalej!
Nie możesz się zatrzymać.
Ani mi się waż zwalniać. Tylko spróbuj zboczyć z kursu.
Nigdy ci tego nie wybaczę.
Szybciej!
Co, jesteś taka słaba? Przestało ci zależeć? Przecież tyle się
napracowałaś. To jest twoja szansa. Drugiej nie będzie.
Myślisz o tym, że mogłabyś ją tak bezczelnie zmarnować?!
No co to ma być?
I ty uważasz, że jesteś w czymś dobra? Twoi rodzice tak się
poświęcali, a ty tak się im teraz odwdzięczasz?
Czym oni sobie na to zasłużyli, niewdzięcznico? Będą tacy
rozczarowani. Nigdy cię nie docenią. Nigdy nie zauważą.
Liczy się tylko podium.
Inne miejsca są dla nieudaczników. Tych, którzy nigdzie nie
dojdą.
Chyba nie chcesz być jak oni?
Liczy się tylko pierwsze miejsce.
Twój trener był wtedy z ciebie dumny. Widziałaś respekt
w jego oczach. Pamiętasz to uczucie? Wyobraź sobie,
że mogłabyś to stracić. Nie, lepiej nawet o tym nie myśl.
Ciśnij! No, mocniej!

117
Zofia Baradziej Biegnij!

J
ej serce bije coraz szybciej i szybciej. Biegnie. Bie- Ćwiczyła jeszcze dłużej. Cisnęła jeszcze mocniej.
gnie, marząc, by zobaczyć metę. Ale nie może jej Trener nie musiał nic mówić, ona i tak robiła dziesięć
dostrzec. Bo w tym wyścigu nie ma mety. Tylko razy więcej powtórzeń, niż polecił. Wydaje ci się to
ona o tym jeszcze nie wie. Nie umie nadążyć za wła- niemożliwe? Możliwe. Jakoś przecież trzeba dojść na
snymi nogami. Ale biegnie, bo nie może się zatrzy- szczyt. Czyż nie?
mać. Jej ciało krzyczy: Dość! Przestań! Ona nie po­
trafi. Zbyt wiele lat żyła w tym schemacie. Za wiele Ona biegnie teraz najważniejszy wyścig w swo-
wyrzeczeń ją to kosztowało. Nie mogłaby teraz prze- im życiu. Wie, że nie może się zatrzymać. Nie może
stać. Trudno jest się zatrzymać. Rozumiem ją. przestać. Bo zawiedzie wszystkich. Straci wszystko, na
czym do tej pory zbudowała swój świat.
Ona ma rude, grube warkocze. Jej włosy we wszyst- Ona jest mądra. Ona jest sumienna. Ona jest am-
kich odcieniach jesieni pachną jak wysuszona kora bitna. Ona jest piękna. Choć stojąc przed lustrem,
iglastego drzewa. Jest niska. Jak twierdzi: „za” niska. mówi sobie, że jest do niczego – to ją ma zmotywować
Ma przepiękne kolana. Wszystkie dziewczyny z klasy do zmiany. Sprawi, że będzie jeszcze bardziej zdyscy-
ich jej zazdroszczą. Ona uważa, że są „koślawe”. Całe plinowana.
życie mówili do niej per „Gruba”. Nie. Nie sprawi. Ja to wiem. Ona też kiedyś zrozu-
Zaczęła ćwiczyć. Dużo ćwiczyć. Niewyobrażalnie mie.
dużo ćwiczyć. Wydawało jej się, że jest coraz lepiej.
Miała wrażenie, że ją polubili, zaakceptowali. Ona da- Ona jest silna. Nie wie nawet, jak silna. Ta energia
lej czuła się źle, a nawet jeszcze gorzej. Ale co z tego? ją przytłacza, ale i rozpiera, niesie. Biegnie.
Czy akceptacja rówieśników nie jest najważniejszą
sprawą w życiu nastolatki? Co ja robię? Gdzie ja jestem? Która jest godzina?
I jeszcze docenił ją trener. Ale była wtedy dumna! Co się dzieje? Nie mogę oddychać! Biegnij!
Ona, która nie umiała piłki złapać na treningach indy- No dalej, przecież musisz być już bardzo blisko.
widualnych? No niemożliwe! Jej rodzice w końcu po- Jeszcze tylko trochę!
wiedzieli: „Będą z ciebie ludzie”. Kto w takiej sytuacji Nie. Nie, nie tym razem. Jestem wykończona!
przejmowałby się, że coś mu doskwiera? Widziała tę Biegnij!
ogromną radość. Przecież nie mogła tego popsuć. Mam dość! Ja już nie mogę. Dłużej nie wytrzymam.
Polubiła sport, owszem. To była dla niej ogromna Biegnij!
To nie jest mój wyścig. To nie będzie mój sukces.
frajda. Gdyby tylko nie ta presja… Trening po trenin-
To wszystko nie jest moje.
gu. Coraz więcej i więcej.
Biegnij!
To nie jestem ja.
I przyszedł pierwszy duży sukces. Kolejny, a po nim Biegnij!
kolejny i kolejny.

118 119
Zofia Baradziej

Czuję, jakby ktoś położył na mnie stos książek sięgający


­nieba. Każdy oddech to wielkie wyzwanie. Mam ściśnięte
gardło. Boli mnie brzuch.
Biegnij!
Coraz mocniej. Ktoś dokręca mi śrubę.
Czuję całe swoje nogi, wszystkie mięśnie. Są napięte.
W rękach przepływają mi bolesne impulsy. Cała drżę. Julia Duńko
Czy ja mogę sobie jakoś pomóc? Nie umiem. Nie wiem jak.
Brakuje mi siły, by utrzymać głowę w pionie. Jeszcze nigdy
nie byłam tak zmęczona! Zwycięstwo nad sobą? Moje olimpijskie marzenia…
Co to ma znaczyć?

S
Walczę z sobą, od kiedy pamiętam.
Przetestowałam, doświadczyłam, mam dość. port to radość życia, emocje, pokonywanie swo-
To nie dla mnie. Na pewno nie w taki sposób. ich słabości, nieśmiałości, siebie samego. To wal-
Jestem ważna. Jestem ważna? Jestem ważna! ka o bycie najlepszym! Sport to dla mnie wielka
Moje potrzeby są ważne! siła i wytrwałość w dążeniu do celu, to wielka przygo-
Wdech. da, która niesie ze sobą ludzi, którzy kochają wysiłek
Wydech. oraz myślą i czują podobnie jak ja…
Teraz zawalczę o siebie. Kilkadziesiąt kilometrów od Lublina na Rozto-
O nie! Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam, co ja zrobiłam? czu leży niewielkie miasteczko Biłgoraj. Tam właśnie
Stoję w miejscu. mieszka i trenuje Julka, zwykła i skromna dziewczy-
Nie biegnę. na. Ubiera się zwyczajnie jak każda ósmoklasistka. Nie
Nie bi egnę. wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych na-
stolatek poza tym, że większość swojego życia spędza
Co to? Niemożliwe. Nie, jednak nie. w wodzie i jak przysłowiowa ryba dobrze się w niej
Przede mną na ziemi rozciągają się litery. Układają się
czuje. Treningi na basenie to jej codzienność, jedena-
w słowa:
ście razy w tygodniu po 2 godziny i w weekendy też
START / META w wodzie, bo zazwyczaj wtedy są zawody. Julka bardzo
ciężko pracuje. Stara się najmocniej, jak tylko potrafi,
angażować w to, co robi. Nigdy się nie poddaje. Jeśli
coś zacznie, to musi skończyć i to nie byle jak. Mimo
że ma bardzo mało wolnego czasu, w szkole idzie jej
całkiem nieźle. Wspieram ją w tym, co robi, jak tylko
potrafię, podobnie jak jej kochająca rodzina, bo robi to
z wielkim zaangażowaniem i „sercem”. Kocha pływać.

121
Julia Duńko

Jej ciężka praca przekłada się na sukcesy. W Jul- walka z samym sobą, ze swoją słabością i z tym, co ma
ki pokoju na honorowym miejscu nad biurkiem wi- się w głowie, i że jeśli to pokonamy, będziemy zwycięz-
szą zdobyte w zawodach pływackich medale. Jest ich cami na treningu, a potem także tryumfatorami swoje-
bardzo dużo, w sumie około stu. Julka nie chwali się go dystansu po ciężkiej walce na zawodach.
nimi, ale jak zacznie o nich opowiadać, to nie ma koń- Podobnie jak baron de Coubertin mawia: „W życiu
ca. Każdy z nich ma dla niej wielką wartość i swoją hi- ważny jest nie triumf, lecz walka. Istotną rzeczą jest nie
storię. Marzy o tym, by tak jak Otylia Jędrzejczak re- zwyciężać, lecz umieć toczyć rycerski bój”. Każdy sta-
prezentować w przyszłości Polskę na igrzyskach olim- ra się dać z siebie wszystko. Trenujemy w bardzo faj-
pijskich i aby wśród tych medali znalazł się ten jedyny, nej drużynie. Każdy ma już swój ulubiony styl i dy-
olimpijski. To jest jej cichy cel i marzenie życia, do któ- stans. Każdy walczy o indywidualny start jako zawod-
rego dąży. nik, ale także jako drużyna. Każdy chce być najlepszy
To cała Julka, moja przyjaciółka, z którą w wieku i wie, że może nim zostać. Trener zawsze motywuje nas
6 lat weszłyśmy na ten sam „okręt klubu pływackie- do działania i dodaje nam otuchy. Jako drużyna mamy
go SPARTA”. Razem płyniemy na nim już ósmy rok. bardzo wysoką lokatę w Polsce. Nasza „spartańska za-
Wspieramy się i pomagamy sobie w trudnych chwi- łoga” mocno pracuje, by utrzymać ten wynik albo na-
lach, czasem też się uzupełniamy. Każdy z „załogi” daje wet wspiąć się jeszcze wyżej.
z siebie wszystko, by ta nasza wspólna „łajba” nie zato- Niektórzy nie wiedzą, na czym polega trening pły-
nęła i miała się jak najlepiej. Kapitanem naszego okrę- waka i krytykują nas twierdząc, że to tylko „nabijanie
tu jest trener Adam – wysoki, dobrze zbudowany męż- kilometrów od ściany do ściany”. Kiedyś sama podob-
czyzna o niebieskich oczach i dużych ustach, całkiem nie myślałam. Teraz wiem, że to nieprawda, ponieważ
łysy. Jest on człowiekiem z zasadami, bardzo wymaga- pływanie wymaga, jak inne dziedziny sportu, techniki
jącym. Uważa, że nawet jeśli coś jest perfekcyjnie zro- i staranności, gdyż każde pociągnięcie pod wodą wy-
bione, to i tak trzeba się jeszcze bardziej starać. Zawsze gląda inaczej. Trenujemy codziennie od 5.50 do 7.30
punktualny, poukładany, przygotowany do zajęć, cza- i po południu od 15.20 do 17.00. Wymaga to poświę-
sami lubi pożartować. To dzięki jego zaangażowaniu cenia czasu i determinacji, skupienia, poukładania, re-
i poświęceniu tworzymy superdrużynę, w której każdy zygnacji z wielu przyjemności i pogodzenia ze szkołą
ma wielką wartość w oczach trenera i ważną funkcję i nauką.
do spełnienia. Na zawodach muszę sama wykazać się mądrością
Wszyscy dobrze wiemy, jaki jest cel naszej wspólnej i ocenić swoje możliwości, wyliczyć, „na ile płynąć”, by
podróży, a w dążeniu do niego od początku pomaga- wystarczyło mi sił i jak rozłożyć tempo w zależności od
ją nam zasady egzekwowane przez trenera na naszym dystansu. Długoletnie doświadczenie nauczyło mnie,
„pokładzie”. Szacunek, wzajemne wsparcie oraz sta- jak pływać na długich dystansach. Inaczej było z Jul-
ranność w wykonywaniu zadań to podstawa w naszej ką, która preferowała dotychczas krótkie starty. Przy-
drużynie. Trener Adam powtarza, że każdy trening to szedł ważny dzień w jej życiu, kiedy po wielu l­atach

122 123
Julia Duńko Moje olimpijskie marzenia…

t­renowania zdecydowała się na dystans 800 metrów startowej, chyba zaraz zemdleję, czuję na sobie zanie-
stylem dowolnym. Julka z wielką ekspresją opowie- pokojone oczy trenera. Ogarnia mnie cisza, wyłączam
działa mi o swoim starcie: się, już nie słyszę żadnych dźwięków, hałasu z niecki,
jestem tylko wyczulona na dźwięk startu. W rzeczywi-
Pamiętam jak dziś ten wyścig. Zza okien pływal- stości to moment, dla mnie nieskończoność… Wystar-
ni padały promienie wakacyjnego słońca. Wskazów- towałam. Łamię zimną taflę wody, mechanicznie wy-
ki zbliżały się do jedenastej. Sędzina zaczęła wyczyty- konuję utrwalone ruchy pod wodą. Jeszcze nie potra-
wać nazwiska do mojej serii. Teraz naprawdę się bałam. fię w tej chwili myśleć, staram się uporządkować myśli,
Lęk przed konfrontacją z innymi zawodnikami para- by mądrze popłynąć. Zimna woda przywraca trzeź-
liżował mnie. Mimo to nie dawałam poznać po sobie wość myślenia, zaczynam panować nad własnym cia-
o moich wewnętrznych obawach. Nie chciałam za- łem, przypominam sobie wszystko to, co mówił tre-
wieść trenera, który we mnie wierzył. Bardzo bałam się ner – każdy ruch musi być przemyślany, dokładny,
porażki. Nie jestem w stanie powiedzieć, co się wtedy uporządkowany… Staram się odtwarzać wszystko to,
działo w mojej głowie! Taki mętlik, tyle myśli, emocji, co trener włożył mi do głowy. Wiem, że teraz każdy
analiz… W duchu sama sobie dodawałam otuchy, po- ułamek sekundy jest bezcenny, płynę najszybciej, jak
wtarzając non stop: – Julka dasz radę!!! I tak ciągle aż tylko potrafię. Pierwsze 100 m za mną. Widzę swo-
do momentu mojego startu. Nadeszła chwila prawdy. je rywalki… Słyszę zniekształcony przez wodę gorą-
Nogi miałam jak z waty, dreszcze, gęsia skórka. Robię, cy doping rodziców, przyjaciół, trenera. Plusk wody
co mogę, by się rozgrzać, jednak to nie przynosi więk- i odgłosy zburzonej moimi ruchami wody nadają rytm
szego efektu. Całe ciało drży, mam wrażenie, że nie i tempo pracy. Jestem jak w transie, nieustające odgło-
panuję nad nim. Czułam, że czekam na wyrok. Wyrok sy docierające do mnie układają się w melodię, któ-
co do tego, jak pracowałam na treningach przez całe ra pomaga przetrwać ten, wydawałoby się wtedy, po-
moje „pływackie życie” i co zdołam zastosować w prak- nadludzki wysiłek. Powoli brakuje mi sił i mocy, jednak
tyce ze wskazówek trenera. Przeszłyśmy z ciemnego nie zwalniam, płynę dalej równo, zbliżając się do koń-
korytarza pełnego stresu i strachu na nieckę pływal- ca tego morderczego dystansu. Głos trenera pokrzepia
ni. Woda lśniła i oślepiała swoim blaskiem. Na trybu- mnie, orzeźwia i przywraca z letargu… jeszcze tylko
nach zgromadzeni tam kibicowali i gwizdali, zagrze- ostanie 50 m. Zaczynam przyśpieszać. Moje nogi i ręce
wając do boju. Zaraz mój wielki start albo porażka. odmawiają posłuszeństwa, walczę sama z sobą. Ciało
Mam mętlik w głowie. Ustanawiam się z pozostały- mówi: NIE! Ale wewnętrzna siła podpowiada: JUL-
mi zawodniczkami przy wyznaczonych torach. Moje KA DASZ RADĘ, NIE PODDAWAJ SIĘ! Ostat-
przerażenie było prawie nie do opanowania. Zaczęłam nie 15 metrów! Widzę już ścianę końcową, trenera,
się rozgrzewać i pobudzać mięśnie. Nadeszła ta chwi- który nerwowo wymachuje dokumentami i zagrzewa
la… Weszłam na słupek, komenda startowa: „Na miej- mnie do walki. Płynę ostatkiem sił. Jestem już prawie
sca!”. Staram się utrzymać ciało nieruchomo w pozycji na finiszu. Teraz już nic nie czuję. Mam ciemno przed

124 125
Julia Duńko

oczami. Trudno złapać oddech… ślepo płynę naprzód,


żeby tylko dotrzeć i dotknąć ściany… i zakończyć tę
mękę. Ostatkiem tchu… kończę! Czas zatrzymał się!
Jak się po chwili okazało, jest to bardzo dobry czas! Je-
stem mistrzynią na długim dystansie.
Maja Klejman
Sport wydobywa z nas zamknięte i ukryte głęboko
możliwości. Jedynie upór, pokonywanie własnych sła-
bości i możliwości może zadziałać cuda i spełnić moje
olimpijskie marzenia… DOPÓKI WALCZYSZ, JE-
Presja
STEŚ ZWYCIĘZCĄ!

M
oja opowieść nie należy do najprzyjemniej-
szych. Nie jest to historia wielkiego zwycię-
stwa i dumy z wygranej. Jest to historia o tym,
jak marnowałam swoje życie do chwili, w której uświa-
domiłam sobie, że nie chcę i nie mogę dłużej tego ro-
bić. Duma moich rodziców jednak nigdy nie nadeszła.

Mam na imię Emilia. Nie wiem dokładnie, jakie są


moje najstarsze wspomnienia, ale wiem, że na pewno
są związane z gimnastyką. Od zawsze ją trenowałam.
Nie z własnego wyboru, ponieważ kiedy zaczęłam, by-
łam za mała na podejmowanie decyzji. Podjęli ją za
mnie moi rodzice. Mieli ambicje, że zostanę mistrzy-
nią świata. Nie byłam zbyt rozciągnięta i tak napraw-
dę nie miałam predyspozycji do tego sportu, ale mimo
to trenowałam. Nie byłam najlepsza w grupie, póki nie
byłam w niej najdłużej. Większość dzieci szybko rezy-
gnowało i zapisywało się na inne zajęcia.
Kiedy miałam siedem lat, moja trenerka powie-
działa, że jestem gotowa na sekcję zawodniczą. Oczy-
wiście dostałam się do niej bez problemu. Z roku na
rok jeździłam na kolejne zawody. Czasem wygrywa-
łam, a czasem nie. W końcu musiałam przejść na edu-

127
Maja Klejman Presja

kację domową, ponieważ pogodzenie zwykłej szkoły Jej odpowiedź mnie zszokowała. Wiedziałam, że
z treningami, które ­trwały nawet sześć godzin dzien- nie każdy uprawia sport, ale sobie tego nie wyobraża-
nie, było już niemożliwe. Tak wyglądała moja rzeczy- łam. W dodatku moja kuzynka, mimo że miała jakieś
wistość aż do pewnych wydarzeń, które miały miejsce, zainteresowania, to nie chciała osiągnąć w nich mi-
kiedy miałam około piętnastu lat. strzostwa świata. To mnie bardzo zaintrygowało. Za-
Wcześniej moja codzienność była wypełniona ruty- częłam zadawać jej więcej pytań. Dowiedziałam się
ną. Wstawałam rano i uczyłam się około czterech go- o tym, jak w weekendy spotyka się z przyjaciółmi na
dzin. Potem jadłam wczesny obiad i jechałam na tre- mieście, o tym, jak chodzi na imprezy (jedyne imprezy,
ning, z którego wracałam dopiero w porze późnej kola- na których ja byłam, to te, które wyprawiali mi rodzi-
cji. Jedynymi rówieśnikami, z którymi miałam kontakt, ce za zdobycie kolejnego medalu lub drobne i nieliczne
były dziewczyny trenujące gimnastykę w tym samym przyjęcia urodzinowe dziewczyn z gimnastyki) i o tym,
klubie co ja. Między innymi dlatego moje życie wy- jak chodzi do zwyczajnej szkoły i po powrocie z niej
dawało mi się takie, jak powinno być. Nie miałam in- odrabia prace domowe, a potem odpoczywa.
nej perspektywy, a z tymi gimnastyczkami mało roz- Wiedziałam, że codzienność większości nastolat-
mawiałam. Bardzo ze sobą konkurowałyśmy, a nasze ków tak wygląda, ale zobaczenie przykładu na wła-
kontakty opierały się na wzajemnej „chorej” rywali- sne oczy dało mi zupełnie nową perspektywę na życie.
zacji. Jeżeli już rozmawiałyśmy, to o tym, jakie mamy Marzyłam o tym, by zobaczyć, jak to jest. To się tro-
umiejętności, lub o tym, jak nam idzie nauka, która nie szeczkę spełniło, ponieważ doświadczyłam czegoś no-
tylko w moim wypadku była domowa. Nazywałam te wego. Pewnego wieczoru moja kuzynka zajęła się mo-
dziewczyny przyjaciółkami, gdyż to z nimi, poza moją imi jasnymi, prostymi włosami. Zobaczyłam, jak pięk-
rodziną, miałam jedyne relacje. nie wyglądam w innych fryzurach niż staranny prosty
Pewnego dnia – właśnie wtedy, kiedy miałam około kok, który zawsze nosiłam. Anna ubierała się bardzo
piętnastu lat – przyjechała do nas moja kuzynka, po- ładnie. Jedyne ładne ubrania, jakie miałam, to czte-
nieważ jej rodzice mieli nagłe i ważne wyjazdy służ- ry uroczyste sukienki na wręczanie nagród. Poza tym
bowe. Była w podobnym wieku do mnie, ale słabo ją w szafie miałam tylko trykoty na zawody, dresy i dwoje
znałam. Miała na imię Anna. Podczas jej pobytu zna- jeansów, bluzy, t-shirty oraz krótkie spodenki w kom-
lazłam chwilę, aby z nią porozmawiać. pletach z topami na treningi.
– Trenuję gimnastykę. Jaki sport ty trenujesz? – Było mi bardzo smutno, kiedy dziewczyna wyje-
spytałam. chała. Musiałam wrócić do normalnego życia.
– Właściwie to żaden, ale czasem jeżdżę na rowe- Za dwa tygodnie miałam zawody. Dostałam się już
rze. Bardziej niż sportem interesuję się dbaniem o wy- do drugiego etapu ogólnokrajowych zawodów, wie-
gląd, a szczególnie o włosy. Chciałabym zostać fryzjer- działam, że jeśli go przejdę, to będę o krok od mistrzo-
ką, ale nie jakąś znaną na cały świat, tylko pracującą stwa kraju. Moich rodziców niezmiernie by to ucieszy-
w małym miasteczku – odpowiedziała mi Anna. ło, ale nie bedą w pełni zadowoleni, póki nie z­ ostanę

128 129
Maja Klejman Presja

mistrzynią świata. Trenowałam coraz trudniejsze akro- myślałam o tym, jak to by było żyć „zwykłym” życiem.
bacje. Razem z trenerką opracowałam już układ na Chciałam chociaż móc jeździć na rowerze. Wstyd mi
najważniejsze zawody. Czułam się jednak zmęczona było się do tego przyznać, ale wtedy nie umiałam tego
i smutna. Myślałam o tym, jak żyje Anna. Ja nawet nie robić.
mogłam sama pójść na trening. Mama wszędzie mnie Pewnego dnia, a raczej wieczora, moja trenerka po
woziła. Bała się, że zrobię sobie krzywdę i nie będę długim treningu powiedziała, że chciałaby porozma-
mogła dalej ćwiczyć. Myślałam o tym, jak nie chcę za- wiać z moją mamą. Zawołałam ją, a sama poszłam do
wieść rodziców, więc w dniu zawodów dałam z siebie szatni. Nie zaczęłam się przebierać. Chciałam podsłu-
wszystko. Zajęłam drugie miejsce i przedostałam się chać ich rozmowę zza drzwi.
do finału. Moi rodzice jednak nie byli zadowoleni. – Nie wiem, o co chodzi, ale coś jest ostatnio nie
– Co to miało być? Dlaczego nie zdobyłaś pierw- tak z pani córką. Ma bardzo niską motywację do ćwi-
szego miejsca? Miałaś dać z siebie wszystko – tata za- czeń. Wydaje się przygnębiona. Za mało się skupia na
czął dyskutować w drodze do domu. treningu. Proszę coś z tym zrobić. Martwię się, że jej
– Dałam z siebie wszystko. Wiem, że drugie miej- zachowanie będzie miało wpływ na wynik – wyjaśniła
sce to nie to samo co pierwsze, ale i tak jestem w finale mamie trenerka, a ja od razu zaczęłam się bać.
– próbowałam spokojnie wyjaśnić, choć wewnątrz pło- Wiedziałam, jakie piekło będzie mnie czeka-
nęłam ze wstydu. ło w domu. Byłam o krok od popłakania się, ale moje
– Po pierwsze: nie dałaś z siebie wszystkiego. Wi- oczy były suche. Wiedziałam, że mama zauważyłaby,
działam, jak się zachwiałaś po skoku szpagatowym. że płakałam, a wtedy byłabym jeszcze w o wiele gor-
Każdy to widział. Po drugie: może jesteś w finale, ale szej sytuacji.
drugie miejsce daje ci o wiele mniejsze szanse na wy- – Dobrze, porozmawiam z nią – odpowiedziała
graną niż pierwsze – odpowiedziała mi mama. mama i wyszła.
– Ta twoja kuzynka źle na ciebie wpłynęła. Wiem, Teraz byłam pewna, że będzie źle.
że jej „niby-zainteresowania’’ wydają ci się wspania- Wolę nie opisywać tamtego wieczoru. Był zbyt
łe, ale ona nie ma przed sobą przyszłości i możliwości traumatyczny. Następnego dnia poszłam na trening
bycia sławną. Masz się starać bardziej! Za godzinę je- z zamiarem poprawienia się. Dawałam z siebie wszyst-
dziemy na trening. Możesz zjeść obiad, ale nie za duży. ko. Rozpędziłam się, żeby zrobić pewną akrobację. Po-
Musisz być szczupła, aby być najlepsza – oświadczył tknęłam się. Upadłam. Popłakałam się z bólu. Niesa-
mój ojciec. mowicie bolała mnie lewa kostka. Trenerka szybko do
Codziennie czułam presję ze strony rodziców mnie podbiegła i zadzwoniła po pogotowie. W szpita-
i trenerki. Zaczęłam zauważać dużo nieprawidłowości lu okazało się, że skręciłam lewą kostkę. Kiedy moi ro-
w swoim życiu. Na przykład: zawsze miałam zakwasy, dzice dowiedzieli się, że przez ten uraz nie będę mogła
ale byłam do nich przyzwyczajona, a teraz bardzo sil- ćwiczyć przynajmniej miesiąc, jeśli nie dłużej, zezłoś­
nie je czułam. Zawsze, kiedy obolała kładłam się spać, cili się na mnie.

130 131
Maja Klejman Presja

– Dobrze wiem, że to przez to, że za mało przykła- Mama nie miała w tej sprawie racji. Wcale nie czu-
dasz się do ćwiczeń – powiedziała mama. – To idealny łam nudy. Czułam się idealnie. Gdy tylko ignorowa-
dowód na to, że twoja trenerka miała rację. Za mało się łam głupie wypowiedzi rodziców, przeżywałam per-
skupiłaś i widzisz, co się stało – dodała. fekcyjne chwile. Skupiłam się bardziej na nauce, którą
– Mistrzostwa są za pół roku, a ty z tego całego cza- zawsze uwielbiałam, w przeciwieństwie do większości
su na przygotowania stracisz aż miesiąc. Wystarczyło uczniów. Czytałam ciekawe książki. Nawet udało mi
już, że w poprzednich zawodach zdobyłaś tylko drugie się w sekrecie lepiej poznać media społecznościowe.
miejsce, a teraz coś takiego – stwierdził tata. Wiedziałam, że gdyby rodzice się dowiedzieli, mia-
– Dajemy ci jedzenie, ubrania, czasem prezenty. łabym duże problemy. Tak naprawdę miałam wielkie
Masz własny pokój. Pomagamy ci w spełnianiu ma- marzenie, które wiedziałam, że się nie spełni. Chcia-
rzeń, a ty tak nam się odwdzięczasz – mama wzbudza- łam skończyć z gimnastyką. Chciałam być wolna…
ła we mnie wyrzuty sumienia. Kiedy wróciłam na zajęcia, jedna z dziewczyn, któ-
Wówczas nie wytrzymałam i popłakałam się. ra też przedostała się do mistrzostw, zwróciła się do
Z moich oczu polały się szczere, mokre i bardzo słone mnie w szatni.
łzy. Nie do końca wiedziałam, dlaczego płaczę, ale wie- – Współczuję ci. Opuściłaś tyle treningów. Pewnie
działam, że powód istnieje. Nie wiedziałam, że płacz o wiele trudniej będzie ci wygrać – powiedziała.
przynosi taką ulgę. Rzadko kiedy płakałam, a jeśli już Pozornie nie wydawało się to nieuprzejme, ale takie
to z błahych powodów, gdy na przykład coś mi nie wy- było. Słyszałam ironię w jej głosie. Odpowiedziałam
chodziło. Mimo że rodzice na mnie pod­nosili głos, tylko, że wezmę się za ciężką pracę i może mi się po-
czułam się lepiej. Wylałam swoje emocje i to mnie cie- szczęści. Powrót nie był łatwy. Proste ćwiczenia spra-
szyło… Płacz był oznaką żalu, ale też przyczyną szczę- wiały mi trudność. Nie wiedziałam czy to przez samą
ścia. Dawał poczucie wolności i swobody. Byłam sobą. przerwę, czy dlatego, że właściwie nie miałam na nie
Nie udawałam. Byłam zadowolona, mimo że z moich chęci. Podejrzewałam, że przez oba czynniki. Patrzy-
oczu wydobywały się skutki zdruzgotania… Nie cho- łam na zegar i odliczałam czas do końca treningu, da-
dziłam na treningi przez półtora miesiąca i był to naj- jąc z siebie absolutne minimum.
lepszy okres w moim życiu. Moje zazwyczaj obolałe Na zakończenie trenerka kazała nam posłuchać,
ciało mogło odpocząć. Tylko w kostce był ból! Tylko ze co ma do powiedzenia. Okazało się, że gimnastyczki,
strony opiekunów doznawałam przykrości. Po upływie które zajmą pięć pierwszych miejsc w mistrzostwach,
miesiąca mama zaczęła mieć pretensje. Nie tylko do będą w reprezentacji kraju. Moje rówieśnice były bar-
mnie, lecz także do lekarza. Po jednej z wizyt rzekła: dzo podekscytowane, ale ja czułam się, jakbym dostała
– Ile ten lekarz każe tobie jeszcze odpoczywać! Czy pięścią w brzuch. Było mi niedobrze. Cała pozielenia-
on nie rozumie, że mamy ważniejsze sprawy na gło- łam i oblałam się potem. Wiedziałam, co mnie cze-
wie? Gdybyś była bardziej odpowiedzialna, nie nudzi- ka w domu. Wiedziałam, jakie męczące będą przyszłe
łabyś się tak w domu. miesiące.

132 133
Maja Klejman Presja

Rodzice byli jeszcze bardziej podekscytowani niż w kilku miejscach złamaną rękę i w dwóch miejscach
dziewczyny. Powiedzieli, że mam zostawać o jedną go- nogę. Na tyle mocno, że spełniło się moje największe
dzinę dłużej na sali, aby być lepiej przygotowaną. Za- marzenie – nie mogłam już dłużej trenować.
uważyli, że nie jestem zbyt zadowolona. Nie mieszkam już z rodzicami. Na razie nie. Moja
– Dlaczego się nie cieszysz, Emilio? To dla cie- ciocia i mój wujek – rodzice Anny, zaproponowali,
bie wielka szansa. Spełnisz swoje marzenia – zapyta- abym z nimi zamieszkała – tak długo jak zechcę. Uwa-
ła mama. żają, że ja i moi rodzice powinniśmy od siebie odpo-
Chciałam jej powiedzieć, że to nie są moje ma- cząć. Teraz jestem szczęśliwa. Chodzę do normalnej
rzenia, ale ich – rodziców, że może ja wcale nie mam szkoły. Mam prawdziwych przyjaciół, a nawet chłopa-
ochoty być najlepsza, ale powiedziałam tylko, że się ka! Nauczyłam się jeździć na rowerze i bardzo to polu-
cieszę i że po prostu jestem zmęczona po intensywnym biłam. Moje doświadczenia nie zniechęciły mnie cał-
treningu, a potem poszłam do łóżka. kowicie do sportu. Mimo wszystko nadal jestem sobą
Długo nie spałam. Myślałam o tym wszystkim. Nie zawiedziona. Nie uszczęśliwiłam moich rodziców. Już
chciałam dłużej tak żyć. Nie chciałam, ale dla moich nigdy ich nie zadowolę. Nie będę taka, jak chcą, abym
rodziców to był jedyny możliwy sposób na życie. Czy była. To mnie zasmuca, ale staram się żyć dalej…
w takim razie powinnam była…?
– Nie – pomyślałam. Na razie nie… Spróbuję coś
wymyślić. Zobaczę, co z tego wyjdzie.
Następnego dnia wstałam wcześnie. Zeszłam na
śniadanie przed rozpoczęciem nauki. Byłam bardzo
zaskoczona, kiedy zauważyłam swoją torbę treningo-
wą już spakowaną. Przecież na treningi jeździłam do-
piero kilka godzin po obudzeniu się.
– Mamo, dlaczego moja torba jest spakowana? –
zapytałam.
– Zaraz wychodzimy. Będziesz teraz wcześniej za-
czynała, jeszcze przed świtem – odpowiedziała.
Nie chciałam jechać, ale pojechałam. Po drodze
myślałam o tym, jak bardzo wyczekuję końca tej mę-
czarni. Jak bardzo chcę odpocząć od bólu. Wysiadłam
z auta. Przechodziłam przez alejkę na parkingu. Zoba-
czyłam światła samochodu…
Minął rok, od kiedy potrąciło mnie auto. Po wy-
padku leżałam w szpitalu przez kilka tygodni. Miałam

134
Woda – mój żywioł

dobrą zabawę. Cieszę się, że woda nie budzi we mnie


lęku, ale szacunek. Pływanie jest dla mnie naturalne,
pozwala mi poznać swój organizm z zupełnie innej
strony, a mianowicie możliwości ludzkiego ciała. Na co
dzień nie myślę, że oddycham, poruszam ręką czy nogą,
Marianna Królicka po prostu poruszam się automatycznie. Sport i wysi-
łek sprawiają, że zaczynam dosłownie czuć, że żyję.
– Wyżej głowa, Marianna! – usłyszałam głos tre-
nera.
Woda – mój żywioł – Jeszcze jedna długość! Gotowa? Start!
Szybkie odbicie i już płynęłam delfinem, moją ulu-
Życie ludzkie to jakby olbrzymie zawody sportowe,
bioną techniką.
­których jesteśmy zarówno uczestnikami, jak i widzami.
– Zmieściłaś się w czasie! Gratulacje! Jedziesz na
Antoni Gołubiew zawody! – usłyszałam pełen entuzjazmu głos trenera.
– Co takiego? – nie mogłam uwierzyć w to, co sły-

J
eden skok zmienia wszystko. W ułamku sekun- szę. Ucieszyłam się, ale nigdy nie myślałam o zawo-
dy jestem pod wodą, w zupełnie innym wymia- dach, rywalizacji, zdobywaniu medali. Oczywiście ko-
rze przestrzeni. Skupiam się na oddechu, ruchu, cham pływanie, jest to część mojego życia, ale ścigać
wynurzam głowę nad powierzchnię wody i zaczynam się, kto pierwszy?! Nie byłam przekonana.
płynąć. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam ruch i aktywne
– Dawaj, dawaj! – słyszę głos trenera. Raz głośny, spędzanie czasu. Bieg zamiast spokojnego spaceru, jaz-
dopingujący, za chwilę stłumiony, dochodzący znad da na rowerze do szkoły zamiast podróży autobusem,
powierzchni wody, a może tylko wybrzmiewający ale nigdy nie myślałam, aby udowodniać, że jestem lep-
w mojej głowie. sza od innych.
Skupiam się na ruchu, oddechu. Jestem świadoma – Mamo! – krzyknęłam po powrocie z basenu – tre-
każdego wdechu i wydechu. Kontroluję każde napięcie ner powiedział, że jadę na zawody pływackie.
mięśni, ułożenie ciała, rytmiczne ruchy rąk i nóg. Je- – Świetna wiadomość – odpowiedziała radośnie
stem w swoim żywiole. mama.
Kocham uczucie poruszania się w wodzie. Od za- – Przecież wiesz, że nie lubię się ścigać – odburk-
wsze było to dla mnie naturalne. Uwielbiałam słuchać nęłam.
rodziców, którzy opowiadali mi, kiedy pierwszy raz – Powinnaś robić to, w czym jesteś dobra. Jeśli nie
wzięli mnie na basen. chcesz się ścigać z innymi, potraktuj zawody jak wyścig
Byłam czteromiesięcznym bobasem, który zanurzo- z samą sobą.
ny do wody nie płakał, a od razu potraktował to jako Rada mamy dała mi do myślenia….

136 137
Marianna Królicka Woda – mój żywioł

W dniu zawodów czułam to samo co zawsze – ra- – Czwarte miejsce to wspaniały wynik jak na pierw-
dość, że znowu wskoczę do wody i będę płynąć. Wy- sze zawody – powiedział tata.
darzenie miało miejsce na tej samej pływalni, na którą – Bycie tu dzisiaj jest warte każdego miejsca – od-
chodzę co dzień. Po prostu pójdę jak na trening, pomy- powiedziałam. Czułam się szczęśliwa bez względu na
ślałam. Kiedy byłam już blisko, poczułam, że serce bije wynik, bliski a zarazem daleki od podium. Zyskałam
mi mocniej. Pływalnia nie przypominała miejsca, które radość z rywalizacji z samą sobą. Dla mnie wszyscy
znałam. Muzyka, dekoracje, tłum uczestników, kibice, uczestnicy powinni mieć miejsce na podium. Z drugiej
w tym rodzice, na trybunach, całość tworzyła atmosfe- strony, jak nigdy wcześniej zrozumiałam, jak ważne jest
rę wielkiego wydarzenia. Co innego być widzem takich pokonywanie własnej słabości i bycia częścią sportowej
imprez, a co innego brać w nich udział. Poczułam, że społeczności.
budzi się we mnie duch walki. – No i jak, Marianna? Przyłożysz się do kolejnych
– Marianna, jesteś gotowa? Za chwilę wchodzisz – zawodów? – prowokacyjnie zapytał trener. – Widzę cię
usłyszałam głos trenera. Patrzył na mnie z uznaniem na podium – dodał.
i spokojem. Poczułam, że jestem gotowa stawić czoło – Jasne! – odpowiedziałam. W tym momencie po-
samej sobie, ale też ogarniającej mnie tremie. czułam dreszcz emocji. Czyżby obudził się we mniej
– Marianna! Marianna! – usłyszałam chór dopin- duch rywalizacji nie tylko z samą sobą…?
gujących mnie kolegów i koleżanek.
W tym właśnie momencie poczułam, że w spo-
rcie nie chodzi tylko o siebie samego. Byłam otoczona
ludźmi, którym na mnie zależało, którzy mnie wspie-
rali. Poczułam, że mogę na nich liczyć w każdej sytu-
acji. Poczułam wzruszenie i jednocześnie wielką moc.
– Start! – usłyszałam gwizdek, a następnie wszyst-
ko potoczyło się błyskawicznie. Skok, zanurzenie, wy-
nurzenie. Płynęłam jak szalona, chciałam dać z sie-
bie wszystko. Krzyk, doping i stłumione dźwięki pod
wodą. Niesamowite uczucie zespolenia z otoczeniem.
Miałam wrażenie, że wszystkie moje zmysły pracują
na najwyższych obrotach. Nie tylko płynęłam delfi-
nem, ale czułam się delfinem, a każdy wyskok był jak
przeskok przez olimpijskie koło. Aplauz był coraz gło-
śniejszy. Dotknęłam krawędzi basenu.
– Byłaś świetna – powiedział z uznaniem trener.
Szczęśliwi rodzice właśnie się zbliżali w moją stronę.

138
Stawiam na pasję!

– Dobry czas, ale mogłaś się bardziej postarać! Ta


Szwajcarka prawie cię wyprzedziła!
Szczęście spowodowane wygraną zniknęło tak
szybko, jak się pojawiło, zamieniając się w lekkie roz-
czarowanie. Dziewięć lat. Tyle już trwa moja przygo-
Nel Kuczaj da z jazdą na nartach, a od roku kojarzy mi się tylko
z utrapieniem, nieprzespanymi nocami i ciągłym stre-
sem. Zaczęłam trenować, gdy miałam sześć lat. Zachę-
cił mnie do tego mój tata, który pasjonował się tym
Stawiam na pasję! sportem od wczesnej młodości. Na początku podziela-
łam jego entuzjazm, szybko nauczyłam się jeździć na

P
odejście pod górę. Slalom. Zjazd. Ile to już trwa? nartach. Już po pierwszych sześciu miesiącach inten-
Sekundę, minutę, godzinę? A może nawet dzień sywnych treningów byłam jedną z najlepszych mło-
lub miesiąc? Nie odczuwam już bólu. Kolejny dych narciarek w naszym regionie. Potem wszystko po-
slalom, uczucie ciągłej obserwacji nie opuszcza mnie toczyło się jak lawina: zawody, wygrane, coraz cięższa
na krok. praca, większa presja. Nieraz udało mi się zakwalifiko-
– Skup się na drodze! – skarciłam się w myślach. wać do ogólnopolskich zawodów, co skutkowało nie-
Czerwone flagi, oznaczające upragniony koniec, są mal codziennymi całodziennymi treningami. W wieku
zbawieniem dla mojego wyczerpanego ciała. Tłum lu- piętnastu lat byłam zdobywczynią trzech różnych me-
dzi otaczający tor dzieli się na dwie grupy: tych, co ska- dali w zjazdach narciarskich juniorów (dwóch złotych,
czą z radości, i tych, którzy stoją z grymasem na twa- jednego srebrnego). Przyniosło mi to sławę na całą
rzy. Nim się obejrzałam, moje narty przekroczyły l­inię Polskę, ale również był to czas najgorzej wspomina-
mety. Znów pierwsza! Szum szusujących po śniegu nych przeze mnie chwil, ponieważ to wtedy tata po raz
nart zagłusza okrzyki szczęścia tych, którzy mi dopin- pierwszy skrytykował moją pierwszą przegraną.
gują, jak i niezadowolenia tych, którzy obserwują po- Z rozmyślań wyrwał mnie głos starszego pana wy-
rażkę swoich faworytów. Mam wrażenie, że wszystko głaszającego przez megafon przemowę, podczas któ-
dzieje się tak szybko. Czas postanawia zwolnić dopie- rej dziękował wszystkim za uczestnictwo w zawodach
ro wtedy, gdy po wyostrzeniu wzroku dostrzegam idą- i gratulował uczestnikom sukcesów. Po ponad godzin-
cą w moim kierunku postać. To wysoki, wysportowa- nym wystąpieniu, podczas którego moje powieki mi-
ny mężczyzna w średnim wieku. Jego mina nie wyraża mowolnie się zamykały, pan Damian, bo tak miał na
nic innego oprócz pewności siebie i pewnego rodza- imię przemawiający, wolnym krokiem udał się w stro-
ju dumy. Mój tata i trener (w jednej osobie) przysta- nę podestu, na którym stałam wraz z dwoma innymi
nął w odległości czterech metrów ode mnie i krzyknął uczestniczkami tegorocznych zawodów. Założył na
w moim kierunku: moją szyję złoty medal (trzeci do kolekcji), czyniąc

140 141
Nel Kuczaj Stawiam na pasję!

charakterystyczne skinienie głową, które od razu od- Panujące milczenie było nie do wytrzymania, a czas
wzajemniłam, bowiem oznaczało uznanie i gratula- dłużył się niemiłosiernie. Oznaką, że w samochodzie
cje zarazem. Po rozdaniu reszty medali i dyplomów znajdowała się jakaś żywa dusza, a nie manekin, było
oraz krótkim zakończeniu turnieju wszyscy rozeszli się ciężkie westchnienie mężczyzny. Gdy znaleźliśmy się
w różne strony. na rozwidleniu dróg, pojazd zamiast skręcić w stronę,
Gdy weszłam do auta, moje ciało ogarnęła fala która prowadziła do mojego domu, ruszył w przeciw-
zmęczenia. Resztkami sił chwyciłam butelkę wody nym kierunku. Zdezorientowana spojrzałam na tatę,
i wypiłam niemalże całą jej zawartość. Ryk silnika spo- który wyglądał na bardzo zdeterminowanego, aby do-
wodował, że spojrzałam w stronę kierowcy. Jego krót- jechać do celu. Gdy asfaltowa droga skończyła się, auto
ko przystrzyżone blond włosy wystawały zza oparcia zjechało na polną dróżkę. Wtedy dopiero zorientowa-
fotela. Wzrok mężczyzny skupiony był na ośnieżonej łam się, gdzie jedziemy. Momentalnie ogarnęła mnie
drodze. Zdawałam sobie sprawę, że rozmowa, do któ- wielka tęsknota. Spadające z nieba śnieżynki przypo-
rej przygotowywałam się od paru miesięcy, nastąpi prę- minały mi pierze, które niegdyś unosiło się nad łóż-
dzej czy później, ale mimo to chciałam ją maksymalnie kiem mojej mamy, gdy przez przypadek pękła podusz-
odwlec w czasie. Od najmłodszych lat starałam się być ka, którą rzucałyśmy w siebie, przekomarzając się, któ-
idealną córką, mieć dobre oceny. Zależało mi, aby ro- ra z nas ma przygotować śniadanie. Towarzyszące tej
dzice byli ze mnie dumni. Teraz moje wyznanie mia- scenie uśmiechy mogłyby rozświetlić nawet najgłębszy
ło przekreślić plany ojca na moją idealną przyszłość, mrok.
a uczucie, że go zawiodę, łamało mi serce na drobne Wspomnienie mamy na chwilę oderwało mnie od
kawałki. Jednak przychodzi taki moment w życiu każ- obserwowania tego, co widziałam zza okna samocho-
dego człowieka, w którym musi zadecydować o swojej du. A tam biały puch przykrywał coraz grubszą war-
przyszłości. Czy chce spełniać marzenia i realizować stwą drewniany płot ciągnący się wzdłuż drogi po mo-
cele, które od dłuższego czasu kiełkują w jego głowie, jej prawej stronie. W oddali znajdowało się dużych
czy może żałować do końca życia braku odwagi pod- rozmiarów zamarznięte jezioro. Samochód zatrzymał
jęcia ryzyka. Ja postanowiłam posłuchać głosu serca się na niewielkiej polanie, którą z każdej strony ota-
i osoby, która już na zawsze w nim pozostanie. czały wysokie świerki. Po wyjściu z auta poczułam do-
– Tato, moglibyśmy o czymś porozmawiać? – zapy- tkliwy chłód, przez co jeszcze szczelniej owinęłam wo-
tałam niepewnie. kół szyi wełniany szal. Bez zastanowienia ruszyłam za
On jednak milczał i wpatrywał się w drogę. Cisza mężczyzną, który znajdował się kilka metrów przede
wywołała strach, który sparaliżował moje ciało i umysł mną. Po krótkim spacerze, podczas którego żadne
w takim stopniu, że nie potrafiłam nawet wyjąkać ko- z nas się nie odezwało, doszliśmy do dobrze znanego
lejnego słowa. mi miejsca. Była to pusta przestrzeń przykryta śnie-
– Czy zrobiłam coś źle? – zastanawiałam się w my- giem, na której środku rosła piękna, stara wierzba. Mój
ślach. wzrok skierował się w stronę huśtawki zawieszonej

142 143
Nel Kuczaj Stawiam na pasję!

na najgrubszej gałęzi, na której nieraz zasiadałam po wspierać we wszystkim nawet wtedy, gdy zdecydujesz
wygranych zawodach i opowiadałam Jej wszystko ze się na pracę w oceanarium – stwierdził żartobliwie, by
szczegółami. Tata zajął miejsce na znajdującej się nie- rozładować napięcie.
daleko ławce. Przez krótką chwilę trwaliśmy w ciszy, Zaśmiałam się szczerze na wspomnienie wizyty
lecz nie była ona krępująca. Przypominała raczej jed- w morskim zoo cztery lata temu, kiedy to tata prawie
ną z tych, w której każde z nas musiało uporządkować wpadł do ogromnego akwarium z delfinami. Gdyby
własne myśli. Wiedziałam, że moglibyśmy tak przesie- nie hydrofobia, z którą musiał zmagać się od dzieciń-
dzieć wieczność, bo nieraz tak robiliśmy po Jej śmierci, stwa, wydarzenie to nie zakończyłoby się żadną kata-
ale musiałam mieć już to za sobą. strofą. Niestety, nikt z nas nie potrafi przewidzieć reak-
– Tato, chciałabym… – zaczęłam, jednak nie było cji drugiej osoby na nietypową sytuację. Właśnie dla-
dane mi dokończyć. tego ja i moja mama wpadłyśmy w osłupienie, kiedy to
– Chcesz zrezygnować z jazdy na nartach – bardziej zwykle spokojny mąż i ojciec zaczął robić aferę na całą
stwierdził, niż zapytał. recepcję o rzekomą „próbę morderstwa”.
Jego oczy spotkały się z moimi. Zaczął uśmiechać – Spokojnie, nie będę nadwerężać twojego zdrowia,
się tak, jakbym zrobiła coś śmiesznego. Zapewne roz- staruszku.
bawił go widok mojej zaskoczonej miny na dźwięk – Ej, nie jestem aż taki stary! – wypowiedziane
słów, które przed chwilą wypowiedział. Jednak mój przez tatę zdanie z udawanym oburzeniem sprawiło,
zdziwiony wyraz twarzy nie był spowodowany tym, co że moja twarz rozkwitła szczerym uśmiechem.
powiedział, lecz w większym stopniu widokiem jego – Dziękuję – szepnęłam po krótkiej chwili ciszy.
oczu, które wyrażały zrozumienie i brak śladu jakiego- – Kochanie, nie dziękuj mi, tylko bądź z siebie
kolwiek gniewu czy rozczarowania. dumna! To wszystko, czego dokonałaś, co osiągnęłaś,
– Nie rozumiem… Nie jesteś zły? Wiedz, że nie jest twoją zasługą. Robiłaś to dla siebie, nie dla mnie.
zamierzam zupełnie rezygnować z nart. Chciałabym Jeśli przestało dawać ci frajdę, to najwyższa pora na re-
tylko skończyć z rywalizacją i zawodami. W ogóle nie zygnację.
sprawiają mi frajdy! Cały czas muszę coś sobie i ko- – Myślisz, że mama byłaby ze nie dumna? – za-
muś udowadniać. To wszystko sprawia, że pasja staje pytałam łamiącym się głosem, szybko mrugając rzęsa-
się mniej ważna, a tak nie powinno być! – nieschodzący mi, aby pozbyć się łez, które niezauważenie znalazły się
z twarzy ojca uśmiech spowodował, że mój umysł zala- pod moimi powiekami. To niesamowite, jak nasz hu-
ła fala pytań, na które nie potrafiłam znaleźć odpowie- mor może się zmienić w ciągu niespełna sekundy.
dzi, dlatego wpadłam w taki słowotok. – Anastazjo – ojciec wstał z huśtawki, usiadł obok
– Oczywiście, że nie, córeczko. Nie da się ukryć, że mnie i uniósł mój podbródek, aby wzrok, który utkwi-
wolałbym, aby twoja kariera narciarska rozwijała się łam w sznurowadłach butów, spotkał się z jego spoj-
nadal. Jeżeli jednak nie sprawia ci ona przyjemności, rzeniem – jesteś najcudowniejszą i najbardziej ambit-
nie daje satysfakcji, szanuję twoją decyzję i chcę cię ną osobą, jaką kiedykolwiek znałem. Masz ogromne

144 145
Nel Kuczaj

s­ erce i troszczysz się o innych. Twoja mama darzyła cię


ogromną miłością, podziwiała cię za wszystko, co ro-
bisz i żadna podjęta przez ciebie decyzja nie mogłaby
sprawić, żeby coś zmieniło jej zdanie na twój temat –
mówiąc te słowa, starł kciukiem z mojego policzka łzę
wzruszenia, która niezauważanie spłynęła w stronę ust. Michał Pawłowski
I tak pogrążeni w błogiej ciszy cieszyliśmy się, że
mamy siebie nawzajem i dziękowaliśmy za Anioła,
który strzeże nas przed złem tego świata. Kiedy znów
razem spojrzeliśmy na wierzbę, każde z nas odtworzy-
Zbyt niski na marzenia?
ło w pamięci wspomnienia wspólnie spędzonych chwil

Z
wtedy, gdy byliśmy tutaj we troje. Chyba oboje w tym acznijmy od tego, że jestem tym samym chłop-
momencie pomyśleliśmy, że nadal stanowimy udane cem co rok temu. Takim, wiecie, który lubi wspi-
trio. nać się na drzewa i biegać za piłką. Jestem też
nadal mocno wkręcony w treningi siatkówki. Pamięta-
cie? Rok temu wam opowiadałem, jak bardzo kocham
ten sport. Tylko coś się chyba zmieniło. Wygląda na to,
że siatkówka przestała kochać mnie…

Moje podejrzenie na temat tego, że siatkówka po-


woli przestaje mnie akceptować, coraz mocniej do
mnie trafia. Pomimo tego że robię wszystko, co leży
w moich możliwościach, aby być jednym z tych naj-
lepszych, nic nie mogę zdziałać. Wygląda na to, że od
pewnego czasu brakuje mi co najmniej kilkunastu cen-
tymetrów.
Tak, od tego sezonu – sezonu młodzika – jestem
zwyczajnie za niski.
Nagle wszystko jest dla mnie trudniejsze do osią-
gnięcia. Nieważne, że moją technikę wciąż bardzo
chwalą trenerzy i obserwatorzy. Co z tego, skoro więcej
zaczęli znaczyć w grupie chłopcy ze słabszą techniką,
ale wysokim wzrostem. Ja mogę liczyć jedynie na po-
zycję libero. Nie satysfakcjonuje mnie ona absolutnie.

147
Michał Pawłowski Zbyt niski na marzenia?

Nie po to przez lata ćwiczyłem różne sposoby zagryw- Ironmana, którego spotkałem przed moimi pierwszy-
ki i czuję się w tym elemencie bardzo dobry. Nie po to mi zawodami duathlonowymi), odważyłem się z nim
wciąż staram się podciągnąć swój wyskok, aby utknąć porozmawiać.
na pozycji, gdzie wymienione elementy zupełnie nie są Pan Jerzy, który rozmawiał ze mną jak z równym
potrzebne. Nawet nauczyłem się najścia do wyskoku sobie sportowcem, skupił się w naszej rozmowie wła-
ze słabszej nogi. Wspominałem wam, że mam skrzy- śnie na moich rozterkach. Po ojcowsku wypytał o pro-
żowaną lateralizację? blem i powiedział:
Jestem praworęczny i lewonożny. Multum czasu – Michał, czy ty masz zaufanie do swojego trenera?
poświęciłem, aby przestawić sobie w mózgu, że za nic Jeśli tak, to podejdź do niego po treningu i powiedz mu
nie wolno mi zaczynać najścia od silniejszej nogi. Uda- to wszystko, co cię trapi. Szczerze. Dobry trener zrozu-
ło się. Dla chcącego nie ma nic niemożliwego. mie. To nie musi być trener twojej grupy. Zgłoś się do
takiego, któremu ufasz. Pamiętaj, że masz prawo pytać,
Tylko po co? Po co te wysiłki? masz też prawo zgłosić problem. Czegoś nie czujesz,
Nie chcę być libero… czegoś nie rozumiesz, idź do trenera. To ważne, abyś
Nie pociąga mnie rotacyjne wchodzenie na boisko wszystko, co robisz, robił dla siebie. Dla siebie trenu-
i kicanie gdzieś za plecami kolegów. jesz, dla siebie zmuszasz mięśnie do wysiłku, dla siebie
Przyznam się wam, że jest mi bardzo, bardzo przy- spędzasz czas na hali, a nie na zabawie. To twój wybór,
kro. Mam podobno wszystkie cechy dobrego przyjmu- więc ze swoim wyborem musisz czuć się dobrze…
jącego, ale nim nie będę, bo jestem niski. Momentami I tak zrobiłem. Poszedłem do trenera i powiedzia-
mnie to dobija. łem, że czuję się źle z tą moją fizyczną niemocą.
Zaczynam się coraz częściej zastanawiać, czy to był Nawet powiedziałem, że jest mi przykro i źle się
dobry pomysł, abym po czterech latach trenowania ho- czuję sam ze sobą na tym etapie trenowania, na jakim
keja na lodzie porzucił go dla siatkówki. obecnie jestem (czyli po prawie sześciu latach).
Tam byłbym tym zwinnym, szybkim, a wzrost nie Tak, nie czuję się już tym sportowcem, którym by-
grałby żadnej roli. Wiem to! łem. Ani tym, do którego dążyłem, żeby być – a uwierz-
Ale zakochałem się w siatkówce i poszedłem za cie, że dużo wkładałem i wkładam pracy w samo­
sercem. rozwój pomiędzy treningami. Biegam, by być szybszy,
Młody jeszcze jestem i nie znam się, ale podobno pływam, by poprawić wydolność, a także zrelaksować
tak samo jest z miłością do dziewczyny. mięśnie i barki, jeżdżę na rowerze, by wzmocnić nogi,
W klubie mam bardzo dobrą kadrę trenerską, co i oczywiście odbijam, odbijam, odbijam tę piłkę, którą
wiele razy mi powtarzano, choć sam doskonale o tym kiedyś kochałem, a teraz…
wiem. Mój ulubiony trener od niedawna wie o mo- Trener bardzo mnie wspiera. Nawet w meczach
ich „centymetrowych” żalach, bo za namową pewnego poza ligą młodzika (tam jestem libero) ustawiał mnie
niesamowitego sportowca Jerzego Górskiego (Double na pozycji przyjmującego, co sprawiało mi wielką

148 149
Michał Pawłowski Zbyt niski na marzenia?

f­rajdę. Dawał mi tym znak, że ma do mnie zaufanie Żebym jeszcze płakał – to była zwykła sportowa
również na tej pozycji. No i cały czas tłumaczy uparcie, złość na siebie.
że jestem jeszcze być może przed główną fazą wzro- Gdyby ten złośliwiec mógł w końcu zrozumieć, że
stu. Prosi, żebym się nie martwił, czekał i był cierpliwy. płakanie, a zbyt duża niemoc i duszenie w sobie nega-
Ale trener to jedno a koledzy drugie… . tywnych emocji po nieudanej akcji indywidualnej – to
jest co innego, kupiłbym mu pokojową nagrodę Nobla.
Mam w grupie świetnych chłopaków. Lubię się Otylia Jędrzejczak powiedziała kiedyś: „Nienawi-
z nimi spotykać, trenować i wygłupiać w szatni. dziłam przegrywać, zostało mi to do dzisiaj (…), ale
No, ale nie wszyscy są tacy świetni… myślę, że to dobra cecha dla sportowca – przecież gdy-
Są i tacy, którzy są dwulicowi. Lubią żartować so- by porażki po mnie spływały, oznaczałoby, że sport nie
bie i szydzić z mojego mizernego wzrostu. Dopóki byli ma dla mnie znaczenia (…)”.
ode mnie wyżsi o 10 cm, traktowali mnie normalnie. Muszę mu to chyba wydrukować i wrzucić do tre-
Na boisku byliśmy jak bracia. Po wakacjach różni- ningowej torby.
ca wzrostu urosła do 23 cm i stałem się dla nich nie- Fakt, oczywiście mogę nad sobą pracować – ja już
potrzebny na parkiecie. Według nich tylko przeszka- to robię – analizuję swoje błędy, ale zawsze bardzo chcę
dzam, bo jestem za niski. Nie zaatakuję, nie zablokuję. przyczynić się do zwycięstwa naszej drużyny oraz być
Zawadzam jak nic! dobrze zapamiętany.
No właśnie – ten WZROST! Czy ja cały czas
o nim mówię? Tak, wiem, ale przy nim się na chwilę Słyszałem też tekst typu:
zatrzymamy. WZROST to jest w tej chwili jedyne, co – Boże on cały czas chce wystaw, a wali w pół siatki.
nasuwa mi się, kiedy chcę opisać siebie w swojej ulu- Widać, że mi nawet do szyi nie sięga.
bionej dyscyplinie sportowej. Może przynudzam, ale… Owszem lubię atakować i owszem siła mojego ata-
Jeszcze rok temu pisałem, że mam 161 cm wzrostu. ku zależy od wysokości rozwieszonej siatki. Prawdzi-
Byłem pełen nadziei, że w wakacje sporo urosnę przed wy, dobry kolega, zamiast się wyśmiewać, wiedziałby,
ligą młodzików. Jednak przez rok nie dorosłem nawet że mimo mojej postury walczę ze sobą i moim ata-
do 170 cm, ponieważ obecnie mam 166 cm. Nie czu- kiem na wysokiej siatce. Na takiej chcę atakować, nie
ję się z tym za dobrze. Między innymi dlatego że, jak na niskiej, bo niska to dla mnie nie problem! On? Na-
już mówiłem, czasami jestem obiektem kpin wyższych wet nie musi skakać do ataku, za to ja muszę pokonać
zawodników. Nie chcę ich wymieniać po imieniu, więc Himalaje.
to zachowam dla siebie, ale jeden z nich szczególnie W szkole jestem nie do zatrzymania. Siatka tam
lubił mówić na mnie różne przykre rzeczy. Na przy- jest niższa niż na treningach. Wbijam same tak zwa-
kład: ne „gwoździe”. W szkole mogę w sobie poczuć to coś!
– On płacze na boisku, a ma 12 lat, no nie mogę, Sami widzicie, że nie mam łatwo w klubie przez
ha ha. swój wzrost…

150 151
Michał Pawłowski Zbyt niski na marzenia?

Kiedy kolega mi o powiedział o tym obgadywaniu produktów zawierających białko. Czyli jem bardzo
za plecami, że chłopak nazywa mnie konusem, nie czu- dużo mięsa ze sprawdzonych źródeł, fasolkę po bre-
łem się dobrze w tej sytuacji. Zresztą, kto by się poczuł, tońsku, dużo warzyw, owoców, ogromną liczbę jajek
wiedząc, że ktoś nie chce cię w drużynie tylko dlate- i ostatnio specjalnie zażyczyłem sobie prawdziwe kro-
go, że jesteś przy nim niski. Postanowiłem poczekać wie mleko. Podobno mleko na wzrost nie pomaga, lecz
dwa miesiące, żeby zobaczyć, czy chłopak się wreszcie na razie żaden specjalista mi tego nie potwierdził, dla-
ogarnie. Na próżno. Cały czas mnie obgadywał. Skąd tego motywuje mnie to do picia dużej ilości tego na-
to wiedziałem? Coraz więcej chłopaków mi o tym mó- poju. Oprócz kwestii żywienia wykonuję również zwi-
wiło. sy na drążku po około 1,5 do 2 minut. Ma to na celu
Postanowiłem tymczasowo nie przejmować się wyciągnięcie ciała. Kolejną rzeczą jest sumienne kła-
wzrostem i spróbować pokazać mu, co potrafię. Dobrze dzenie się do snu. Staram się kłaść przed 22.00 i śpię
wiedziałem, że na centymetry nie mogę liczyć, dlate- nawet po 9 godzin. Poważnie, słyszałem, że takie dosyć
go chciałem poprawić swój wyskok. Szło mi całkiem wczesne pójście do łóżka również trochę pomaga uro-
nieźle, ale wyskok to nie wszystko. Musiałem liczyć się snąć. Oczywiście wiem, że mają tutaj swoje znaczenie
z moimi gorszymi atakami względem kolegów. Sła- również hormony odpowiadające za wzrost, ale czuję,
bo się z tym czułem, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że u mnie chyba to jeszcze nie zaczęło działać. Jedy-
że niedługo zrobię wrażenie na pozostałych zawodni- na rzecz, która czasami mnie cieszy, to fakt, że udało
kach. Po jakimś czasie na treningu miałem naprawdę mi się przerosnąć mamę. Czasami stajemy koło siebie
udany atak. Podszedłem do słupka, żeby sprawdzić wy- i rzeczywiście jestem wyższy.
sokość siatki, bo aż nie chciało mi się wierzyć. Spoj- Taki mój mały sukcesik.
rzałem i okazało się, że to jest typowa wysokość siatki
w kategorii młodzika: 235 cm. Byłem szczęśliwy. Po- Chyba zakończę już te zwierzenia… Są dosyć emo-
wiedziałem sobie w myślach: cjonalne, ale naprawdę jestem ostatnio zdołowany
– Nie wierzę, to możliwe, udało mi się! swoją sytuacją. Czuję, jakby te prawie sześć lat potu,
Ten atak zostanie ze mną już do końca. Będę do łez i ćwiczeń szło na marne, bo nie dostałem wzrostu
niego wracał w myślach. od losu. Tak jakby los nie chciał mi dać szansy.
O ile byłoby mi łatwiej w tym sporcie i o ile bardziej
Jestem zdeterminowany, serio! Robię, co mogę. bym się liczył w oczach innych, gdybym oprócz umie-
Poza tym, co opisałem wam wcześniej, dodatkowo jętności miał ten nieszczęsny wzrost.
kombinuję, aby podkręcić wzrost dzięki diecie. Tylko że ja nie lubię się poddawać i swój smutek
Od dwóch lat próbuję odżywiać się jeszcze lepiej. i rozczarowanie spróbuję pokonać coraz większą pracą
Przekonałem się do wielu ciekawych i smacznych po- własną. Nie chcę, by znowu coś odebrało mi marzenia.
traw, które wcześniej odrzucałem tak po prostu. Porzu- Pamiętacie? Chciałbym wygrać mistrzostwo Europy
ciłem białe pieczywo dla pełnoziarnistego. Jem dużo lub mistrzostwo Polski z drużyną Jastrzębskiego Węgla.

152 153
Michał Pawłowski

Na razie miejsce w pierwszym składzie młodzika


mam zapewnione. Może po wakacjach podrosnę i do-
stanę szansę gry na przyjęciu. Do września zostało
jeszcze dużo czasu. Liczę bardzo na to, że jednak uro-
snę, choćbym miał wypić hektolitry mleka!
Maria Piskorz
Rok temu wspominałem o tym, że ewentualnie przy
braku centymetrów zacznę grać w siatkówkę plażową
albo w ogóle zmienię dyscyplinę. Jednak szkoda by mi
było, uwierzcie! Po sześciu latach nie chcę, aby moja
Krzyk wody
długoletnia praca poszła na marne. Zwłaszcza po kilku

K
fajnych osiągnięciach, które mam na koncie w halowej rzyk roznosił się po pokoju i uciekał oknem. Po-
siatkówce. Na razie nadal pracuję nad techniką, wysko- wtarzał się jak mantra. Minuta w minutę, dzień
kiem i fizycznością. Co będzie ze wzrostem? Tego nie w dzień, tydzień w tydzień. Zanurzyłem gło-
wiem, ale trzymajcie za mnie kciuki, proszę! Mocno! wę pod wodę. Tu krzyki wydawały się cichsze. Woda
Liczę na wasze wsparcie! Przecież nie mogę być zbyt miło otulała ciało i szczypała w oczy. To sprawiało, że
niski, by spełniać swoje sportowe marzenia… czułem życie. Do głowy napływały mi wspomnienia
z czasów, kiedy moja rodzina niczym się nie wyróż-
niała. Tata pracował i wracał do domu popołudnia-
mi. Mama zajmowała się domem. Siostra uczyła się
w innym mieście, a ja byłem zwykłym dzieckiem.
W środy pływałem, a w niedziele chodziłem na spa-
cery. Wszystko było idealne. Bez krzyku. Bez pijane-
go ojca. Bez zapłakanej matki. Bez długów. Wszystko
było tak beztroskie. Teraz została mi tylko woda. Jej
lekki dotyk i falowanie myśli. Wynurzyłem się na po-
wierzchnię.
Zapadła cisza. Wiedziałem, co to oznacza. Ojciec
usnął, a matka siedziała zamknięta w pokoju. Na myśl
o niej ścisnął mnie niekontrolowany żal. Naprawdę ją
kocham, ale nie mogę znieść tego, jak daje sobą po-
miatać. Wiem, że jest jej ciężko. Po tym, co się stało,
nie umie się pozbierać. Straciła blask w oczach, swój
uśmiech. Piękna, utalentowana kobieta zamieniła się

155
Maria Piskorz Krzyk wody

w szary kłębek smutku. Nie chcąc więcej o tym myśleć, dopiero teraz to czuję? Czemu zawsze od tego ucieka-
wyszedłem z łazienki. łem? Zaczęło brakować mi powietrza, a łzy lały się po
twarzy. Krzyki tłumu coraz bardziej mnie przerażały.
Wynurzyłem się z wody. Wiatr otulił moją twarz, Wydawało mi się, że każdy jeden głos to krzyk mojej
dreszcz opłynął moje ciało. Pojedyncze liście zwiastu- przerażonej matki. Krzyk zagubionej kobiety, próbują-
jące nadejście jesieni opadły na taflę wody. Nadzieja cej tylko pogodzić się z tragedią. Krzyk mojej kocha-
uciekła z głowy. Odkręciłem się i znowu popłynąłem. nej mamy. Moje ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć.
Moje myśli owładnął szum wody. Skupiłem się na każ- Nogi miałem jak z waty. Zacząłem się osuwać. Przy-
dym fragmencie mojego ciała, na każdej kropli wody trzymała mnie silna dłoń.
dotykającej mojej skóry. Czułem całkowitą harmonię – A więc przysłał tu pana przyjaciel?
i wewnętrzny spokój. Wynurzyłem głowę. – Tak – odpowiedziałem.
  – Jaka jest pana sytuacja rodzinna? – zapytała ko-
– No pora się zbierać, co? – spojrzałem na uśmiech- bieta. Nie odpowiedziałem. Spojrzała na mnie. Już
niętą twarz przyjaciela. Podał mi rękę i wyciągnął wiedziała, co się dzieje.
z wody. Reszta drużyny stała już przy drzwiach. Poma- – Pana pasją jest pływanie. Co dokładnie?
chali mi, a ja posłałem im lekki uśmiech. – Pływam w sztafecie – odpowiedziałem.
Zbliżało się południe. Głos z głośników nawoły- – Posłuchaj. To nie ma sensu. Nie musisz się bać ani
wał uczestników do stawienia się na miejsca. Usta- ukrywać. Jestem tu, by ci pomóc – powiedziała kobie-
wiliśmy się nerwowo, czekając na swoją kolej. Nasta- ta i posłała mi delikatny uśmiech. Poczułem, że to jest
ła cisza. Szum w uszach. Napływały myśli, ciało było ten moment, w którym wszystko może się wyjaśnić.
spięte. Ostry dźwięk przeszywał wnętrze. Ruch, woda. Rozluźniłem się.
Myśli uciekały. Widziałem tylko cel. Krótka chwila – Drogi Panie Boże. Dziękuję Ci, że pozwoliłeś mi
zamieniła się w całą wieczność. Nagle wszystko wy- zrozumieć samego siebie. Pozwoliłeś mi znaleźć pa-
dało się inne. Woda opływała moje ciało i muskała sję, która daje mi ukojenie. Sprawiłeś, że znowu mogę
skórę jak wiatr. Krzyki tłumu zamieniły się w krzyki czuć, że żyję. Proszę, pomóż też mojej matce odzyskać
rodzin. Wszystko chciało się ze mnie wylać. Dopły- radość życia i wybacz mojemu ojcu. Ja nie potrafię tego
nąłem i wynurzyłem głowę. Usłyszałem za sobą ko- zrobić, ale wierzę, że Ty mu pomożesz. Amen.
lejny plusk. Wyszedłem z wody. Nagle wszystko stało Wstałem i wskoczyłem do basenu. Woda przyjem-
się takie bliskie. Krzyki matki, złość ojca i ten dzień. nie otaczała moją skórę i zatapiała ponure myśli. Gła-
Dzień, w którym w drzwiach mojego pokoju pojawiła dziła porysowane serce. Krzyczała moim głosem, roz-
się matka. Dzień, w którym pierwszy raz zobaczyłem noszonym przez fale. Życie rodzinne to nie indywidu-
jej łzy. Dzień, w którym usłyszałem te słowa. Zrozu- alne zawody. To sztafeta. Sztafeta… sztafeta…
miałem, że już nigdy nie zobaczę swojej siostry. Łzy
popłynęły po mojej twarzy. Uniosłem głowę. Czemu

156
Ukraiński biathlonista

CHARKÓW, STYCZEŃ 2022

Kiedy wróciłem do domu, byłem zaskoczony tym,


co zastałem. Czekali na mnie wszyscy, rodzina, przyja-
ciele, sąsiedzi. Na początku byłem zdumiony, nie było
przecież dzisiaj żadnego specjalnego święta. Dowie-
Bartosz Skępiec
działem się, że przyszedł do mnie list z powołaniem do
narodowej reprezentacji Ukrainy na Zimowe Igrzyska
Olimpijskie w Pekinie. Omal nie zemdlałem, w głowie
Ukraiński biathlonista kłębiły mi się tysiące myśli. Stało się. Mały chłopak
z Charkowa pojedzie na igrzyska olimpijskie! Okazało
się, że przyszedł do nas kurier z listem, w którym znaj-
dowała się informacja o powołaniu. Moja mama prze-
CHARKÓW, LUTY 2014 czytała ten list i zorganizowała spontaniczne przyję-
cie-niespodziankę dla mnie. Byłem w euforii. Chcia-

T
elewizor był od rana włączony. Mój ojciec oglą- łem krzyczeć, śmiać się, płakać ze szczęścia. Kiedy
dał relacje z kryzysu na Krymie. Rosjanie weszli w końcu po przyjęciu zostałem sam, trochę się uspoko-
tam i zajęli cały półwysep niemal bez jednego iłem i podziękowałem Bogu za możliwość wystąpienia
wystrzału. Mój brat miał wtedy tylko 8 lat, nie rozu- na najważniejszej imprezie sportowej biathlonowego –
miał, dlaczego moja mama płacze i nikt nie chce roz- i nie tylko – świata. Nigdy wcześniej nie wystąpiłem
mawiać. Jeszcze przez wiele tygodni nastroje w całym nawet w seniorskiej kadrze, a co dopiero na igrzyskach.
kraju nie były unormowane. Moja rodzina nie uśmie- Ojciec mówił mi, że talent to nie wszystko, a raczej to
chała się, nie rozumiałem dlaczego, do Krymu było da- nawet bardzo mało, kiedy się nie pracuje. Ja pracowa-
leko. W innych domach było podobnie. Kobiety pła- łem bardzo dużo. I dostałem Pekin.
kały, wszyscy modlili się z nadzieją na lepsze jutro.
W końcu jednak udało się nam powrócić do normal-
ności. Nie zapomnieliśmy o Krymie, ale zaczęliśmy PEKIN, LUTY 2022
żyć normalnie. Miałem 11 lat i chciałem zostać złotym
medalistą olimpijskim. Być jednym z największych, Pomyślałem, że pobyt w Pekinie może sprawić, że
bohaterem. Wszyscy grali w piłkę, ale ja biegałem po przestanę myśleć o rosyjskich wojskach gromadzą-
śniegu, po jego nieskończonej bieli. Biegałem na nar- cych się przy granicy z Ukrainą. Nie można cały czas
tach i miałem do tego talent. Trenerzy w klubie powie- żyć potencjalną wojną. Na igrzyskach wystartowałem
dzieli mi, że najlepiej to mają wojskowi i tak zostałem w dwóch konkurencjach: biegu indywidualnym na
biathlonistą. 10  km oraz w biegu pościgowym na 30 km. W obu

158 159
Bartosz Skępiec Ukraiński biathlonista

z­ ająłem odległe miejsca, ale nie miało to dla mnie zna- bliżej do granicy z Polską. Nikt już nie miał wątpli-
czenia. To było moje pierwsze przetarcie, sukces miał wości, że będzie wojna. Odbieraliśmy rosyjską telewi-
przyjść za cztery lata w Mediolanie. Cieszyłem się zję, a tam cały czas mówili, że u nas faszyści rządzą,
startem na igrzyskach, chłonąłem atmosferę wioski że trzeba nas wyzwolić. Wraz z mamą i siostrą poje-
olimpijskiej, fascynowała mnie każda chwila w Pekinie. chał do Lwowa mój młodszy, 16-letni brat. On tak-
Udało mi się poznać wielu wspaniałych ludzi, takich że chciał zostać w Charkowie, ale nie zgodziliśmy się.
jak biegaczka narciarska Theresa Johaug czy narciarka Nigdy nie zapomnę determinacji w jego oczach, jego
alpejska Mikkela Shifrin. Patrzyłem na wielkich nor- woli. On nie chciał uciekać. On chciał zostać. Zostać
weskich biathlonistów, na braci Boe Johanesa i Thin- i walczyć za kraj. Teraz we Lwowie pewnie rwie się
gesa, na wspaniałych Francuzów, na ich wielkie wyniki. tak samo do wojny. Mówiłem mu, że jest jeszcze za
Wszystko to było przede mną. Mój debiut był marze- mały na prawdziwą wojnę. Nigdy nie pozwoliłbym,
niem i początkiem. Zacząłem swój bieg. Pierwszy raz żeby coś mu się stało. Ostatecznie zgodził się wyje-
mogłem uczestniczyć w takim wydarzeniu. chać do Lwowa, ale teraz mam przez niego wyrzuty
Tylko ta jedna rzecz mąciła moją radość. Przy gra- sumienia – może powinienem pozwolić mu zostać ra-
nicy Ukrainy z Rosją Rosjanie gromadzili coraz wię- zem ze mną i ojcem.
cej wojsk. Według różnych szacunków było ich już Kolejne dni w Charkowie napawały nas wszystkich
150 000, według innych nawet 200 000. Wielu spor- niepokojem. Zdarzyło mi się jeszcze ćwiczyć, biegać
towców i obcych osób składało mi wyrazy współczu- na nartach po pięknych trasach w lasach wokół miasta.
cia z powodu tego, co obecnie działo się w moim kraju. W końcu stało się to, czego od tak dawna się przecież
Igrzyska trwały, telewizja podała, że Putin jest w Peki- spodziewaliśmy, ale jednocześnie nie mogliśmy uwie-
nie. W kraju nikt nie wiedział, co będzie dalej, ale na- rzyć, że to dzieje się naprawdę.
stroje były bardzo patriotyczne. Rozmawiałem z wie- 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę.
loma moimi znajomymi z Ukrainy i wszyscy mówili Chcieli szybko zająć Kijów, tak aby nikt nie zoriento-
jednym, zgodnym głosem: nie uciekniemy, nie podda- wał się, co naprawdę się stało. Na szczęście Rosjanom
my się, nie da się nas pokonać jak w roku 2014! Był to nie udało się tego zrealizować. Kiedy przyszło powoła-
głos naszego narodu, który nigdy wcześniej nie był tak nie, nie wahałem się ani chwili. Wiedziałem, że to na-
zjednoczony. stąpi, w końcu pełniłem obowiązkową zasadniczą służ-
bę wojskową. Mój ojciec również na ochotnika zgłosił
się do wojska. Ochotników mieliśmy więcej niż broni
CHARKÓW, LUTY 2022 dla nich. Rozmawialiśmy z rodziną we Lwowie. Moja
matka płakała, błagała nas, żebyśmy uciekli do nich,
Po igrzyskach wróciłem do domu. Zdecydowali- a potem do jakiegoś innego państwa, do Polski albo
śmy, że moja mama wraz z naszą małą siostrą wyja- Słowacji. Jednak my postanowiliśmy zostać. Zostać
dą do babci mieszkającej we Lwowie, skąd miałyby i walczyć o ojczyznę.

160 161
Bartosz Skępiec Ukraiński biathlonista

Szybko trafiłem na front. Nie miałem doświadcze- mówią, że służy do eliminowania siły żywej przeciw-
nia bojowego, pełniłem służbę wojskową dopiero od nika. Do zabijania takich jak ja – ludzi z marzeniami.
niedawna. Po kilku dniach byłem już weteranem. Bez 4 dni po wybuchu wojny zostałem postrzelony w szyję.
długich treningów wytrzymałościowych, bez przygo- Na początku nie czułem nic. Potem poczułem tyl-
towań taktycznych z trenerami i mentalnych z psycho- ko przeszywający ból, który przeniknął moje ciało aż
logiem. Starczyło kilka dni i nocy po 24 lutego. Rosja- do szpiku kości. Szybko zostałem zabrany przez sani-
nie błyskawicznie podeszli pod moje miasto – Char- tariuszy z pola walki. Wtedy zemdlałem. Nie wiem, jak
ków i musieliśmy go bronić. Bronić naszej wolności, długo byłem nieprzytomny, ale gdy się ocknąłem i kie-
a przede wszystkim życia. Wtedy coś się we mnie dy zobaczyłem minę lekarza, wszystko już wiedziałem.
zmieniło. Widok rosyjskich samolotów bombardują- Leżałem w jakimś namiocie. Na prośbę mojego ojca
cych moje rodzinne okolice sprawił, że coś we mnie zostały tu przyniesione moje narty, w których prze-
pękło. Znienawidziłem cały naród rosyjski za krzywdę biegłem setki kilometrów na treningach i w  różnych
jaką wyrządzili nam – niewinnym Ukraińcom. Miałem zawodach biathlonowych. Po raz ostatni zobaczyłem
wrażenie, że zacząłem strzelać jakoś szybciej, celniej. swojego ojca. Uśmiechnąłem się, zamknąłem oczy
Broniliśmy się. Nagłe ataki i odwroty, bieg z ciężkim i więcej już ich nie otworzyłem. Oddałem życie za mój
sprzętem po zniszczeniu czołgu ze znienawidzonym kraj, ale nie żałuję. Gdybym mógł, zrobiłbym to raz
„Z”. Już nie biegałem na nartach, nie miałem swoje- jeszcze. Mam tylko nadzieję, że Ukraina przetrwa woj-
go karabinu sportowego, dystansu do przebiegnięcia nę i że nasz naród wyjdzie z tego silniejszy. A ja zacznę
i strzelnicy z czteroipółcentymetrowym celem. Rakiety swój kolejny bieg w białą dal przez cichy całun śniegu.
spadały, a piękne miasto zamieniało się w morze ruin.
Mój świat sportowca stał się tak odległy i nierealny, Jewhen Małyszew miał 19 lat. To była jego historia.
jakby nigdy nie istniał, a Pekin stał się odległym wspo-
mnieniem, które ginęło w wyciu przeciwlotniczej syre-
ny ogłaszającej kolejny alarm.
Karabin biathlonowy to bardzo precyzyjna broń.
Ma kaliber 5,6 mm i niską prędkość pocisku. Idealnie
nadaje się do strzelania sportowego. Większość z nas
ma karabinki dostosowane do swojej budowy ciała,
wyważone indywidualnie, niemal jak szyte na miarę.
Niektóre z nich mają imiona. To część naszego spor-
tu, część tak ważna jak człowiek – nie może zawieść.
AK  12 jest podstawowym karabinkiem szturmowym
armii rosyjskiej. Ma także kaliber 5,6 mm, jednak nie
służy do zdobywania punktów na zawodach. ­Wojskowi

162
Zwyciężyć mimo wszystko

łam przed siebie popychana niewyobrażalną radością,


wkrótce miało się okazać, że nie będzie to sport dla
mnie.
Kiedy większość dzieci bawiła się na placach za-
baw, ja z niecierpliwością czekałam na kolejny trening.
Maria Berenika Szczepańska Przez pięć dni w tygodniu jeździłam po 2 godziny
dziennie na lodowisku. Ćwiczyłam trójki, przeplatan-
ki, skoki i całe układy. Pamiętam, że często zasypiałam
w samochodzie, wracając z treningu do domu, a rano
Zwyciężyć mimo wszystko nie mogłam się ruszyć. Bolały mnie wszystkie mięśnie.
Czasem brakowało mi już sił, ale nie poddawałam się,
marząc o złotym medalu. Z każdym jednak kolejnym
Jedyne, co musisz zrobić, to nie poddawać się, rokiem i kolejnym treningiem wcale nie byłam bliżej
zanim zdarzy się to, o czym marzysz. swoich marzeń. Coraz bardziej stawało się oczywiste,
Joe Manganiello że nie miałam żadnych szans w sportowej rywaliza-
cji o podium. Problemy z koordynacją ruchową bardzo
dawały mi się we znaki, uczyłam się sekwencji kroków

C
zym jest pasja? Jest tym, co napędza cię do dzia- znacznie dłużej niż klubowi koledzy.
łania. Jeśli masz pasję, nie potrzebujesz jakiejś Nadszedł jednak dzień, gdy dostałam szansę startu
specjalnej motywacji, żeby coś robić. Po prostu w moich pierwszych zawodach sportowych. Przypo-
wstajesz z łóżka i nie możesz się doczekać, kiedy za- minam sobie, jak bardzo czekałam na to wydarzenie.
czniesz. Pasja pcha cię do przodu albo raczej, jeśli wo- Byłam przerażona, a stres nie pomagał mi w mobiliza-
lisz, prowadzi cię do celu, którego pragniesz. cji sił, ale przecież musiałam udowodnić sobie, że za-
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam tańczyć pracowałam na uznanie w oczach trenerów i rodziców.
i kręcić piruety na lodzie. Zakładałam kolorowe su- – Nie zdobędę medalu, teraz wszyscy zobaczą, jaka
kienki, zamykałam oczy i delikatnie obracałam się na jestem słaba – myślałam. Nie ma to jak wiara we wła-
palcach. Marzyłam o tym, żeby wszyscy zwracali uwa- sne możliwości, czyż nie? – Raz kozie śmierć – szep-
gę tylko na mnie. Krzyczałam do rodziców: nęłam do siebie. – Co ma być, to będzie. – Na lodowej
– Mamo, tato, patrzcie, jestem tutaj, tańczę! Mamo, tafli byłam sama. Nikt nie mógł mi już pomóc.
spójrz! – Brawo, kochanie! – usłyszałam jeszcze głos mamy
Byłam najszczęśliwszą małą dziewczynką na świe- i wyjechałam na lód. Tak bardzo nie chciałam jej za-
cie, gdy rodzice zapisali mnie do klubu sportowego. wieść.
W wieku niespełna czterech lat po raz pierwszy sta- Oczekiwanie na tamten werdykt pamiętam do dziś.
nęłam na tafli lodowiska i chociaż od razu pojecha- Czas wlókł się niemiłosiernie. Od samego początku

164 165
Maria Berenika Szczepańska Zwyciężyć mimo wszystko

miałam wrażenie, że moje klubowe koleżanki Zosia, – Trenerka założyła niedawno szkołę w Warszawie.
Ola i Julka były o niebo lepsze ode mnie. – Co one Jej podopieczni jeżdżą różne triki w połączeniu z mu-
mają takiego w sobie, czego ja nie mam? Dlaczego za- zyką.
wsze zwyciężają? – zastanawiałam się. Trzeba przy- – Naprawdę jest coś takiego? – zainteresowałam się
znać, że dziewczyny były bardzo pewne siebie. Tań- tym, co przed chwilą usłyszałam.
czyły pięknie. Lekko i zwinnie kręciły piruety, skaka- – Tak, to freestyle slalom. Zadzwoniłam do niej
ły wysoko, dynamicznie. Wtedy, gdy zobaczyłam, jak i umówiłam cię na pierwszy trening.
zgarnęły wszystkie medale, uświadomiłam sobie, że nie – Córciu, spróbujesz? – zapytała.
będę sportową mistrzynią. – Nie wiem, czy się nadaję – wyznałam. – A co bę-
– Dlaczego ja tak nie potrafię? Tyle czasu trenu- dzie, jak się okaże, że i tym razem nie dam rady? – oba-
ję. Co robię źle? – nie mogłam pozbyć się dręczących wiałam się. Byłam naprawdę przerażona, ale i zacie-
mnie myśli. Nie mogłam pogodzić się z przegraną. Pa- kawiona jednocześnie. – A jeśli się jej nie spodobam?
miętam, że zeszłam z tafli z miną zbitego psa, otrze- A co jeżeli znowu będę najgorsza?
pując swoje ubranie od góry do dołu. Przepełniona Milion myśli krążyło jednocześnie w tamtej c­ hwili
złością ściągnęłam łyżwy z nóg, mrucząc pod nosem: w mojej głowie. Ostatecznie jednak chyba zwycięży-
– Co za wstyd, nigdy więcej… ła ciekawość i tęsknota za regularnymi treningami.
Wkrótce przestałam na nich jeździć i zrezygnowa- Mama wytłumaczyła mi, że najważniejsza jest przy-
łam z uprawiania sportu. jemność płynąca z uprawiania sportu. Zaufałam jej.
– Dziecko, co się z tobą dzieje? – coraz częściej sły- Na szczęście trafiłam też na cierpliwych i wspiera-
szałam zaniepokojony głos mamy, gdy całymi dniami jących trenerów. Freestyle slalom stał się moją najwięk-
przesiadywałam w swoim pokoju, rysując na tablecie. szą pasją, a uprawianiu tej dyscypliny zawdzięczam
Mama chyba już wiedziała, że tęskniłam za treninga- wiele cech swojego charakteru. To prawda, że sport
mi i sportowym trybem życia, chociaż tak bardzo sta- bardzo uszlachetnia. Nauczył mnie pokory, szacunku
rałam się ukryć swoje uczucia. W ogóle nie miałam też do siebie. Nauczył mnie też systematyczności, ponie-
ochoty na jakąkolwiek rozmowę na ten temat. Pewne- waż wykonywania niektórych trików od A do Z uczy-
go dnia mama usiadła koło mnie, przytuliła mnie i za- łam się przez wiele miesięcy.
częła spokojnie opowiadać: Mijają kolejne lata, ja nadal trenuję, a moim głów-
– Oglądałam niedawno taki program o trenerce, nym celem jest dziś radość, którą czerpię z uprawia-
która tańczyła na rolkach. Ta dyscyplina, którą upra- nia sportu. Zrozumiałam, że tak naprawdę potrzebne
wiała, przypominała trochę łyżwiarstwo, wiesz? są nie predyspozycje i talent, ale chęci, upór i setki go-
Poczułam w tym momencie, że serce zabiło mi dzin spędzonych na rolkach. Przed szkołą, gdy akurat
mocniej. Nie przerwałam po raz pierwszy od wielu mam wolną chwilę, po szkole, ponieważ wtedy też naj-
miesięcy naszej rozmowy. Chciałam, aby opowiadała lepiej odpoczywam. Gdy ktoś lub coś mnie zdenerwu-
dalej. Mama kontynuowała: je, idę na rolki, ponieważ nigdzie lepiej nie odreaguję,

166 167
Maria Berenika Szczepańska

i gdy mam „lenia”, ponieważ nic mnie lepiej nie zmo- LAUREACI 2022
bilizuje. Na rolki idę się zmęczyć i idę odpocząć. „Na-
ładować akumulatory” albo trenować do późna w nocy,
aby potem z satysfakcją móc spokojnie zasnąć. Nie jest Uczniowie szkół podstawowych
dla mnie ważne, jak jeżdżę i czy w ogóle daję radę na-
uczyć się jakiegoś nowego triku. Nie jest też dla mnie – klasy IV–VI
ważne, ile zrobię obrotów i czy utrzymam się kręcąc
piruety na chicken leg.
Często włączam muzykę, zamykam oczy i po pro- Zuzanna Bukolt (kl. IV)
stu tańczę. Tańczę na rolkach. Czasem ktoś z gapiów, – Prawy sierpowy z warkoczem
czasem ktoś z przyjaciół zapyta: Szkoła Podstawowa nr 10 im. Jana Kochanowskiego
– Ale tobie się tak chce? z Oddziałami Sportowymi w Bydgoszczy
– Przecież ty marzysz o weterynarii, to czy to ­warto? Opiekunka naukowa: Magdalena Januszewska
– Nie chcesz być sportowcem przecież… A co,
­jeżeli nigdy nie staniesz na podium? Leon Gaudziak (kl. VI)
To wszystko nie jest dla mnie już tak ważne. Mam – Moja przygoda ze sportem
za sobą kilka występów na pokazach i zawodach slalo- Społeczna Szkoła Podstawowa nr 26 STO
mowych. Chociaż ten sport dał mi ogromną siłę i wia- w Warszawie
rę we własne możliwości, to przede wszystkim mam Opiekun naukowy: Stanisław Dutka
pasję. A przecież nic tak nie dodaje skrzydeł jak pasja,
zwłaszcza ta, która sprawia radość. Michał Kiciński (kl. VI)
Dziś otrzymałam licencję zawodniczą. Mogę rywa- – Kiedy zdobywasz swój Mount Everest…
lizować z najlepszymi freestyle slalomowymi zawodni- Zespół Szkolno-Przedszkolny w Bądkowie
kami w Polsce, a nawet w Europie. Osiągnięcie sporto- Opiekunka naukowa: Natalia Krzesiak
wego poziomu zajęło mi dziewięć lat.
Moja historia pokazuje, że marzenia się spełniają. Wiktor Lipa (kl. V) – Czy można stracić marzenia?
Może nawet kiedyś zdobędę medal dla Polski i usłyszę Szkoła Podstawowa nr 2 im. Batalionów Chłopskich
Mazurka Dąbrowskiego? w Sułoszowej
Mam na imię Berenika. A ono oznacza tę, któ- Opiekunka naukowa: Irena Wojtowicz-Dzień
ra zwycięża. I ja zwyciężyłam. Zwyciężyłam mimo
wszystko… Marianna Paplińska (kl. V) – Haniebny fortel
Społeczna Szkoła Podstawowa nr 10 STO
im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
Opiekunka naukowa: Małgorzata Białek

169
LAUREACI 2022 LAUREACI 2022

Maja Pawlaczyk (kl. V) – Jesienny liść Opiekunowie naukowi – laureaci


Publiczna Szkoła Podstawowa (klasy IV–VI)
im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Żytniowie
Opiekunka naukowa: Michał Apczyński
Katarzyna Leszczyńska-Niedrygoś Szkoła Podstawowa nr 42 z Oddziałami
Integracyjnymi im. Konstantego Ildefonsa
Amelia Polak (kl. IV) – Nigdy się nie poddawaj Gałczyńskiego w Warszawie
Szkoła Podstawowa nr 42 z Oddziałami
Integracyjnymi im. Konstantego Ildefonsa Katarzyna Leszczyńska-Niedrygoś
Gałczyńskiego w Warszawie Publiczna Szkoła Podstawowa
Opiekun naukowy: Michał Apczyński im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Żytniowie

Małgorzata Siecińska (kl. VI) – Być jak Pelé Joanna Świątek


Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza
nr 82 im. Jana Pawła II w Warszawie w Białaczowie
Opiekunka naukowa: Agnieszka Wenda

Florian Wienke (kl. IV) – Niesamowity Szwed


Szkoła Podstawowa nr 3 im. Adama Mickiewicza
w Szamotułach
Opiekunka naukowa: dr Aleksandra Araszkiewicz Uczniowie szkół podstawowych
– klasy VII–VIII
Maja Wróbel (kl. V) – Chcę być jak ona
Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza
w Białaczowie Mikołaj Adamczyk (kl. VIII) – Przez maskę marzeń
Opiekunka naukowa: Joanna Świątek Szkoła Podstawowa im. Naszej Przyrody
w Woźnikach
Opiekunka naukowa: Teresa Kolber

Zofia Baradziej (kl. VII) – Biegnij!


Szkoła Podstawowa nr 109
im. Kornela Makuszyńskiego w Krakowie
Opiekunki naukowe:
Urszula Stachurska-Czaja, Monika Górkiewicz

170 171
LAUREACI 2022 LAUREACI 2022

Julia Duńko (kl. VIII) – Moje olimpijskie marzenia… Maria Berenika Szczepańska (kl. VIII)
Szkoła Podstawowa nr 3 z Oddziałami – Zwyciężyć mimo wszystko
­Integracyjnymi w Biłgoraju Szkoła Podstawowa nr 70 z Oddziałami
Opiekunka naukowa: Małgorzata Droździel Integracyjnymi im. Bohaterów Monte Cassino
w Warszawie
Maja Klejman (kl. VIII) – Presja Opiekunka naukowa: Hanna Gembara
Społeczna Szkoła Podstawowa nr 11 STO
w Warszawie
Opiekunka naukowa: Magdalena Kowalczuk

Marianna Królicka (kl. VIII) – Woda – mój żywioł Opiekunowie naukowi – laureaci
Szkoła Podstawowa nr 341 im. Twórców Literatury
Dziecięcej w Warszawie
(klasy VII–VIII)
Opiekunka naukowa: Elżbieta Kalita
Teresa Kolber
Nel Kuczaj (kl. VII) – Stawiam na pasję! Szkoła Podstawowa im. Naszej Przyrody
Szkoła Podstawowa w Mysłakowicach w Woźnikach
Opiekunka naukowa: Marzena Chyży
Urszula Stachurska-Czaja, Monika Górkiewicz
Michał Pawłowski (kl. VII) Szkoła Podstawowa nr 109 im. Kornela
– Zbyt niski na marzenia? Makuszyńskiego w Krakowie
Szkoła Podstawowa nr 321 w Warszawie
Opiekunka naukowa: Aneta Dziedzic Małgorzata Walczak
Szkoła Podstawowa nr 141 im. gen. Mariusza
Maria Piskorz (kl. VIII) – Krzyk wody Zaruskiego w Łodzi
Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II
w Starych Kobiałkach
Opiekunka naukowa: Agata Świderska

Bartosz Skępiec (kl. VIII) – Ukraiński biathlonista


Szkoła Podstawowa nr 141
im. gen. Mariusza Zaruskiego w Łodzi
Opiekunka naukowa: Małgorzata Walczak

172
Spis treści Małgorzata Siecińska
Być jak Pelé . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74
Florian Wienke
Niesamowity Szwed . . . . . . . . . . . . . . . . . 82
Słowa wstępne
Maja Wróbel
Andrzej Kraśnicki, Prezes Polskiego Komitetu Chcę być jak ona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88
Olimpijskiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Dorota Koman-Szmigiero, Fundacja ABCXXI – LAUREACI
Cała Polska czyta dzieciom . . . . . . . . . . . . . 7 Uczniowie szkół podstawowych
Krzysztof Zuchora klas VII–VIII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95
Myśli stają się czystsze i jaśniejsze . . . . . . . . . . . 9 Mikołaj Adamczyk
Jury XXXII Ogólnopolskiego Konkursu Przez maskę marzeń . . . . . . . . . . . . . . . . 107
na opowiadania o tematyce olimpijskiej Zofia Baradziej
im. Jana Parandowskiego . . . . . . . . . . . . . . 15 Biegnij! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117
Julia Duńko
LAUREACI Moje olimpijskie marzenia… . . . . . . . . . . . . 121
Uczniowie szkół podstawowych Maja Klejman
klas IV–VI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Presja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 127
Zuzanna Bukolt
Marianna Królicka
Prawy sierpowy z warkoczem . . . . . . . . . . . . . 27
Woda – mój żywioł . . . . . . . . . . . . . . . . . 136
Leon Gaudziak
Nel Kuczaj
Moja przygoda ze sportem . . . . . . . . . . . . . . 34
Stawiam na pasję! . . . . . . . . . . . . . . . . . 140
Michał Kiciński
Michał Pawłowski
Kiedy zdobywasz swój Mount Everest… . . . . . . . 41
Zbyt niski na marzenia? . . . . . . . . . . . . . . 147
Wiktor Lipa
Maria Piskorz
Czy można stracić marzenia? . . . . . . . . . . . . . 45
Krzyk wody . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 155
Marianna Paplińska
Bartosz Skępiec
Haniebny fortel . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54
Ukraiński biathlonista . . . . . . . . . . . . . . . . 158
Maja Pawlaczyk
Maria Berenika Szczepańska
Jesienny liść . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
Zwyciężyć mimo wszystko . . . . . . . . . . . . . 164
Amelia Polak
Nigdy się nie poddawaj . . . . . . . . . . . . . . . . 64 Laureaci 2022 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 169

You might also like