Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 6

Foki i ludzie

Płynąłem wpław Wisłą. Wyszedłem na brzeg w Fordonie – obecnie dzielnicy Bydgoszczy, by chwilę
odpocząć na brzegu. Toczył się projekt „Odyseja Wiślana”: razem z kolegą, Łukaszem Tkaczem,
pokonywaliśmy etapami całą rzekę, mając na sobie tylko kąpielówki, okulary i czepki pływackie. W
Fordonie dowiedziałem się, z opracowania Damiana Rączki, że od początku lat 90. XX wieku, w Wiśle
zaczęły pojawiać się foki. Jedna z nich zakłóciła zawody wędkarskie w Kwidzynie, inne widziano w
okolicy Grudziądza. Ktoś widział fokę żerującą w ujściu Drwęcy. Rzeka ta wpada do Wisły przed
Toruniem. Najdalej na południe, zwierzę było obserwowane we Włocławku. Fokę szarą trudno
pomylić z innymi mieszkańcami rzeki, bo samce osiągają 2,5 metra długości i mogą ważyć nawet 400
kg (samice są nieco mniejsze). Od tej pory foki zawładnęły moją wyobraźnią. Czekałem na spotkanie,
licząc na to, że ciekawskie, choć płochliwe ssaki, same nas znajdą w rzece. Z dużym
prawdopodobieństwem spotkamy je w ujściu Wisły, gdzie upodobały sobie piaszczystą łachę. Nie
chciałem już jednak czekać na spotkanie, więc postanowiłem wybrać się do Helu, gdzie działa Stacja
Morska Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego (IOUG) i tam zdobyć informacje z pierwszej
ręki o biologii i ekologii fok. Chwyciłem impulsywnie za telefon i bez problemów umówiłem się na
rozmowę z kierowniczką stacji, panią dr Iwoną Pawliczką1. Pojechałem z towarzyszem wodnych
przygód Tomaszem Mucem, uzbrojonym w różne obiektywy do aparatu fotograficznego.
Chcielibyśmy zdobyć zdjęcia zwierząt w naturze, oczywiście z bezpiecznej dla nich odległości.

W stacji morskiej tworzy się wiele pomocy edukacyjnych, licząc, że następne pokolenie ludzi stanie
się bardziej wrażliwe na los innych ssaków. Fot. Tomasz Muc

Jesteśmy już w budynku stacji. Jest letni poranek. Niedaleko, przed bramą Fokarium Stacji Morskiej
(IOUG), widać sporą kolejkę ludzi, czekających na otwarcie placówki. My jesteśmy uprzywilejowani.

Foki i ludzie 1
Czekamy wewnątrz drewnianego budynku w ciemnej sali, służącej do spotkań i zebrań. Wygląda jak
duża mesa sprzed stu lat albo lepiej: refektarz biologów morskich. Zapach drewna i soli. Modele
ssaków morskich. Może jestem na Spitsbergenie? Może w stacji na Antarktydzie? Po prawej od
wejścia stoi tablica poświęcona założycielowi, prof. Krzysztofowi Skórze2. „Trzeba budować
świadomość morską Polaków” – taki napis widnieje na tablicy. Prof. Skóra to legenda. Nie pytam
nikogo: pracownicy, wolontariusze, wszyscy o nim mówią. Wchodzi pani dr Pawliczka, a ja rzucam
się od razu z pierwszym pytaniem: „co to jest ta świadomość morska”. Pani kierownik jest może
trochę nieprzystępna, może odnosi się do nas na początku z rezerwą, ale rozmowa idzie bardzo
dobrze. Mi to odpowiada. Mam być przygotowany i nie tracić czasu rozmówcy. „Świadomość morska
to rozumienie morza. Znalazłam kiedyś taki slajd: Stoi pan z teczką na plaży, a pod spodem taki
napis: Józef jest zdziwiony. Po raz pierwszy widzi morze. Morze też jest zdziwione: pierwszy raz
widzi Józefa. Tak czasami myślimy o urzędnikach z Warszawy. Polacy zdobywali świat na koniach,
nie na okrętach. Polacy zawsze byli obróceni plecami do morza. Polak zna ryby z talerza. Ludzie nie
mają związków z wodą, więc tej wody nie rozumieją. Kto wie, że w naszej zatoce żyje ponad 50
gatunków ryb? Nic nie wiedzą o ssakach morskich” – mówi. Jeśli się czegoś nie dotknęło, to nie
można tym dobrze też zarządzać. Ssaki morskie mogłyby być symbolami naszego kraju. W Bałtyku
mieszka odradzająca się, ponad trzydziestotysięczna populacja foki szarej. One są trochę podobne do
nas, więc chyba łatwo o empatię dla tych zwierząt? Morświn, inny ssak morski, jest skrajnie
zagrożony i pewnie nie mógłby zostać żadnym symbolem, bo niedługo może nikt go już nie będzie
pamiętał. Dlaczego stacja zajmuje się foką szarą, a nie innymi gatunkami fok, mieszkającymi w
Bałtyku? – pytam się dalej. „Dlatego, że to gatunek najbardziej charakterystyczny dla Bałtyku. Foka
pospolita występuje też gdzie indziej, foka obrączkowana (nerpa), to gatunek związany z lodem,
arktyczny i jest u nas reliktem”. Kiedyś występowała jeszcze u nas foka grenlandzka, ale klimat się
zmienił i tego zasięgu nie da się teraz odtworzyć. Populacja fok szarych pod koniec XIX wieku liczyła
około 100 tysięcy osobników, jednak w wyniku polowań i zanieczyszczenia środowiska, stały się one
bardzo rzadkie i zagrażało im wymarcie. Teraz populacja foki szarej się odradza. Wzrasta także
liczba tych zwierząt widzianych na naszym wybrzeżu. Stacja Morska powstała między innymi w celu
badania i restytucji fok w Bałtyku. Od lat 90. prowadzona jest rehabilitacja fok: ranne, chore
osobniki są leczone, odrobaczane i karmione. Następnie, oznaczone, przywraca się środowisku. Foki
też się hoduje, by przychówkiem wzbogacić nasze morze. Pytam, ile dokładnie jest u nas tych
płetwonogich? Czy rzeczywiście tylko 200? „Trudno dokładnie powiedzieć. Teraz np. nie widać ich
wcale. Upodobały sobie miejsce na łasze, u ujścia Wisły. Ale akurat teraz zniknęły”. Czasami ich w
ogóle nie ma, raz ich było ponad 300, czasem jest kilkadziesiąt. Liczymy na lądzie, nie wiemy ile jest
w wodzie. Foki liczy się w basenie Bałtyku zawsze w tym samym czasie. Ile ich w takim razie
powinno być? „Nie można tak zadawać pytania. Wszystko zależy od pojemności środowiska, na którą
mamy wpływ. W Litwie i Łotwie wcale nie mają szans. Nie mają gdzie wyjść na ląd, dopiero wyżej, na
północy jest lepiej” – dowiaduję się.

Adaptacja do życia w wodzie


„Foki poruszają się podobnie do ryb. Trzymają tylne płetwy pionowo. Pomiędzy nimi, w jednej linii,
ustawiają mały ogonek i poruszają tym wszystkim na boki” – pokazuje mi dr Pawliczka. Technika
pływacka jest dla mnie intrygująca. „Uchatki napędzają się w wodzie przednimi łapami – płetwami,
fruwają w wodzie. Można je rozpoznać po wystających uszkach. Na lądzie podwijają tylne płetwy,
dzięki temu nieźle się poruszają po plaży. Walenie uderzają potężnym ogonem góra-dół”. Okazuje
się, że istnieją różne możliwości poruszania się, gdy ssak postanowi z powrotem wejść do wody.
Byłem zawsze zafascynowany koncepcją małpy wodnej. Nasi przodkowie mieli żyć w strefie
przybrzeżnej. Pływać i nurkować w poszukiwaniu owoców morza. Rozwijać akwatyczne
przystosowania, by potem niestety skręcić na sawannę i żyć już zupełnie na lądzie. Dowodem ma być
między innymi dobrze zachowana u człowieka reakcja nurkowa. Gdy zanurkujemy, szczególnie w
chłodniejszej wodzie, akcja serca zwalnia, krew przesuwa się do wnętrza ciała i spada tempo

Foki i ludzie 2
metabolizmu. Wszystko po to, by zużywać mniej tlenu. Tematem tym w Polsce zajmuje się fizjolog i
swobodny nurek – Marcin Baranowski. Zwraca on uwagę, że odruch, lub raczej szereg reakcji nurka,
uruchamia się u ludzi już podczas porodu. W momencie przejścia przez drogi rodne, występuje
ograniczenie dostępu tlenu i wtedy poziom metabolizmu automatycznie u dziecka spada. Mówi też,
że to może jest reakcja kręgowców, a nie tylko ssaków. Istnieją specyficzne reakcje poszczególnych
narządów, ważna jest odpowiedź nerwu trójdzielnego, omywanego chłodną wodą i reakcja nerwu
błędnego. Pomyślałem, że różnica pomiędzy ludźmi i fokami jest tylko ilościowa – mamy podobne
reakcje w wodzie. Człowiek, gdy jest wytrenowany, zanurza się na 100 metrów w głąb, foki zwykle
na 200 m. Foki nurkują przeciętnie 20 minut, człowiek wytrenowany na poziomie światowym około
9-10 minut. Dr Pawliczka sprowadza mnie jednak na ziemię. „Myślę, że jest to zupełnie co innego.
Nie widzę przeszkód, by foka nie mogła schodzić dużo głębiej i nurkować dużo dłużej. Istnieją
doniesienia, że schodzą na 600 metrów. Foki nurkują po wydechu. Mają opróżnione płuca, więc nie
mają problemów ze schodzeniem w dół, ze względu na dużą wyporność i nie muszą wyrównywać
ciśnienia jak nurkowie – ludzie”. Nie cierpią na chorobę kesonową”. Czytałem, że tlen magazynują
we krwi? „Tlen magazynują głównie w mięśniach. Mają więcej mioglobiny, w porównaniu ze
zwierzętami lądowymi. Wysyłają ten tlen głównie do serca i mózgu. Ich płuca są ściśnięte i malutkie
podczas zanurzenia. No ale wszystko przed nami. Ewolucja trwa nadal” – dodaje pani doktor, widząc,
że jestem zmartwiony. Gdyby tak było, zastanawiam się, jak wyglądałaby nasza technika poruszania
się w wodzie. Chyba nie bylibyśmy ludźmi-fokami, bo one wykonują boczne, „wężowe” ruchy, a my,
prostując sylwetkę w toku ewolucji, rozwinęliśmy potężne prostowniki grzbietu. Wystarczy spojrzeć
na ludzkie pośladki. Stawiam, jako nurkujący fizjoterapeuta, że poruszalibyśmy się jak walenie. Jeśli
przypniemy sobie do nóg monopłetwę, to techniką delfinów poruszamy się szybko, płynnie i
ekonomicznie. Druga, mniej prawdopodobna wersja, to pływanie w stylu uchatek – wszak kraul z
głównym napędem ramionami to obecnie najszybszy styl pływacki. Co z odpornością na zimno? My,
ludzie, po powtarzanych ekspozycjach na zimno, rozwijamy specjalną, brunatną tkankę tłuszczową.
Zawiera ona dużo mitochondriów i generuje ciepło. Kiedyś myślano, że brunatny tłuszcz posiadają
tylko niemowlęta, teraz wiemy, że także dorośli ludzie. Brunatną tkankę tłuszczową posiadają też
niedźwiedzie. Płetwonogie to bliscy krewniacy niedźwiedzi. Pytam się jak jest z fokami? „Foki mają
grubą warstwę tłuszczu i sierść. Potrafią szybko budować tkankę tłuszczową i ją tracić, np. podczas
karmienia młodych. Wtedy matki nie polują. Nie polują także podczas linienia. Można powiedzieć, że
podlegają huśtawce energetycznej. Mają okresy intensywnego żerowania i głodowania. Ale o
brunatnej tkance niewiele wiadomo” – mówi kierowniczka stacji morskiej. „Młode foki tak mocno
przybierają na wadze, gdy są karmione przez matkę, że nie potrafią się w ogóle poruszać na lądzie”.
To trochę jak ludzie, znów widzę podobieństwa. Człowiek do niedawna też odżywiał się
nieregularnie. W zależności od pory roku głodował, lub miał więcej jedzenia. Kiedyś jeden posiłek
dziennie był standardem, a teraz już podobno pięć.

Foki i ludzie 3
Dr Iwona Pawliczka opowiada o skomplikowanych interakcjach fok i ludzi. Fot. Tomasz Muc

Zmiany cywilizacyjne
Doskonale wytrenowany człowiek, może płynąć w chłodnej wodzie (16 stopni), bez ochraniającego
neoprenu, nawet 48 godzin, pokonując grubo ponad 100 km, jak to wygląda u fok? „Młoda foka może
przepłynąć od razu kilkaset kilometrów. Cały Bałtyk. Nie wiem, czy musi gdzieś wtedy wyjść na ląd”.
Cóż, doktor rozwiewa moje wątpliwości. Foki szare rodzą się pokryte lanugo – puchem, który zanika.
W ciągu pierwszego miesiąca rozwijają właściwe futro. Umieją one pływać od początku, jednak,
gdyby to robiły, mając przesiąknięte wodą lanugo, mogłyby utonąć. Zwierzęta te nie unikają słodkiej
wody. Właściwie Bałtyk nie jest przecież zbyt słony. Oprócz rzek, można je spotkać w przybrzeżnych
jeziorach. Dowiaduję się też, że fokę widziano w Odrze, na wysokości Wrocławia.

Współistnienie z ludźmi
Czas na podstępne pytanie: czy najlepiej by było, gdyby nie łowiono ryb? „Nie, dlaczego? Wystarczy,
że rybacy będą przestrzegali przepisów” – mówi dr Pawliczka. „Rybak, jak każdy inny
przedsiębiorca, powinien wykazać, że jego działalność jest nieszkodliwa dla środowiska. Powinien
podlegać ocenie, szczególnie jeśli łowi w obszarach chronionych. Na razie rybacy dbają o to, żeby
mieć co łowić. Przestrzegają sezonowych zakazów połowu ryb. Czy foki im zjadają ryby? Nawet jeśli
populacja foki szarej będzie dalej przyrastała, a rybołówstwo będzie intensyfikowane, to i tak foki nie
będą wpływały na ilość ryb. Najpierw należałoby oszacować ile potrzebują ryb wszystkie rybożerne
organizmy, a potem zobaczyć, co zostaje i może być użyte przez człowieka”. Sam wiem, że jeśli rybak
zgłosi szkodę, to dostanie odszkodowanie. Rybacy mogą liczyć zawsze na wsparcie rządowe, ssaki
morskie w mniejszym stopniu, delikatnie mówiąc. Kierowniczka stacji mówi, że np. w Kanadzie
rybacy rozumieją, że mają przywilej łowienia ryb. To nie jest konieczność. Nie trzeba jeść ryb.
Foki i ludzie 4
Pomyślałem, czy nie ma analogii ze Śląskiem: górnicy posiadają przywilej wydobywania węgla.
Mamy oczywiście też rybaków, którzy dbają o środowisko, a ranną fokę, są w stanie przywieźć do
Fokarium. Ci natomiast, którzy zwalczają foki, mają bardzo złą prasę.

Rozmawialiśmy też o zanieczyszczeniu Bałtyku. Morze jest dość czyste, w porównaniu z epoką
przemysłową. Metale ciężkie i toksyczne opryski, takie jak DDT niszczyły ssaki morskie. Teraz jednak
mamy inne problemy, takie jak np. podnoszenie się temperatury wody. Wpływa to na foki tylko
pośrednio, ponieważ są one gatunkiem oportunistycznym. Jeśli w Bałtyku będą występowały inne
gatunki ryb, niż obecnie, to foki będą się żywiły tymi gatunkami. W dalszym ciągu, do morza dostają
się nawozy z pól i oczyszczone lub nieoczyszczone ścieki komunalne. Eutrofizacja wody zwiększa
ilość skorupiaków, które są wykorzystywane jako żywiciel pośredni przez nicienie. Skorupiaki są
zjadane przez ryby, ryby dalej przez foki i to wpływa na pogorszenie się stanu zdrowia zwierząt,
które cierpią z powodu zbyt dużej ilości pasożytów. Nie do końca rozpoznanym zagrożeniem jest
mikroplastik w morzu.

Ptaki i ssaki nie mają szansy na znalezienie spokoju. Fot. Tomasz Muc

Pytam jeszcze o obecność surferów w Zatoce Puckiej. „Surferzy mają mało przestrzeni i jest ich za
dużo. Nie są bezpośrednią przyczyną niszczenia siedlisk zwierząt, tylko chodzi o infrastrukturę –
kempingi. Obozowiska rozwijały się kiedyś w sposób nielegalny. Wszystkie trzcinowiska, ważne dla
ryb i ptaków, zostały zniszczone. W wielu miejscach została usypana sztuczna plaża. Takie działania
stwarzają ogromną presję na środowisko. Ale tu chodzi o zarządzających terenem. Powinni się
kierować pojemnością środowiska dla turystów”. Dotykamy teraz sprawy najważniejszej. Foki i inne
zwierzęta najbardziej potrzebują spokoju od nas. Mają one naprawdę niewielką szansę wyjść na ląd i
odpocząć. Małą szansę mają na rozmnażanie i wychowywanie potomstwa, jeśli do dyspozycji w kraju
jest tylko łacha u ujścia Wisły. Innym ważnym miejscem zawsze była mielizna w Zatoce Puckiej – Ryf
Mew. Tutaj niestety docierają teraz nieświadomi turyści np. uczestnicząc w tzw. Marszu Śledzia3.
Akurat surferzy – ludzie wody i wiatru, to grupa, która chce żyć w zgodzie z naturą, więc jest szansa

Foki i ludzie 5
na rozsądne zmiany. Półwysep Helski może być odwiedzany w inne miesiące niż lipiec i sierpień.
Tymczasem zimą jest prawie pusto. To też daje odpowiedź na pytanie, czy Polacy kochają morze. Na
całym wybrzeżu powinny istnieć wygrodzone miejsca tylko dla zwierząt. Wystarczy co jakiś czas
kilkaset metrów przeznaczonych tylko dla nich. Turyści mogliby obserwować z punktów widokowych
ssaki i ptaki morskie. Plaż jest dość, a goście z głębi kraju, wcale nie są przeciw. Bardziej chodzi o
zmianę sposobu myślenia u zarządców terenu. Takie podejście też może generować zyski. Natomiast
my sami musimy wywierać ciągłą presję i musi być nas więcej. Na razie większość z nas zachowuje
się jak Lennie z powieści Johna Steinbecka pt. „Myszy i Ludzie”. Chcemy dobrze, ale nie
kontrolujemy swojej destrukcyjnej mocy, ani jej nie rozumiemy i dlatego zabijamy.

Biegniemy jeszcze do fokarium, by zdążyć przed turystami, ale to nie jest najważniejsze. „Jeśli
chcecie zobaczyć fokę w naturze, to idźcie panowie do wejścia na plażę numer 66. Tam od jakiegoś
czasu wychodzi jedna i zaprzyjaźnia się z ludźmi. Sama z siebie” – mówi dr Iwona Pawliczka – „i
proszę zainteresować się morświnami, to teraz ważny temat. Dobrze – odpowiadam, oznacza to, nie
mam już wyjścia – tak zrobię. Żegnamy się i ruszamy na wędrówkę wybrzeżem, by namierzyć nasze
zwierzęta. Tym razem nic z tego. W Jastarni, Kuźnicach i innych miejscach zgoła inne widoki. Panuje
duży hałas. Nieuzasadnione użycie większych silników powinno być zakazane. Dźwięk rozchodzi się
pod wodą na kilometr. Szybki napęd w jednostce pływającej stanowi zagrożenie dla zwierząt i ludzi
w wodzie. Trochę ciszy znajdujemy dopiero w Rozewiu. Jednak z dwóch gatunków miłujących leżenie
na plaży, jeden musi zrobić krok w tył – człowiek. Choćby myślał, że jest foką lub morsem.

Leszek Naziemiec

Leszek Naziemiec – organizuje zawody w pływaniu lodowym IISA (International Ice Swimming
Association). Poprowadził wyprawę pływacką na Spitsbergen i współtworzył wyprawę sportową na
Antarktydę. Płynął przez jezioro Titicaca i całą Wisłę. Propaguje proste sporty w środowisku
wodnym, które mogą, jego zdaniem, pomóc w odbudowie więzi człowieka z przyrodą. Jest
fizjoterapeutą dziecięcym i psychologiem.

Przypisy:
1. W 2010 r. na łamach „Dzikiego Życia” ukazała się rozmowa z dr Iwoną Pawliczką:
dzikiezycie.pl/archiwum/2010/sierpien-2010/bogactwo-ryfu-rozmowa-z-iwona-pawliczka.
2. Wspomnienie o prof. Krzysztofie Skórze autorstwa prof. Jana Marcina Węsławskiego, felietonisty
„Dzikiego Życia”: dzikiezycie.pl/archiwum/2016/marzec-2016/pozegnanie-prof-krzysztofa-skory.
3. O Marszu Śledzia na łamach „Dzikiego Życia” w 2010 r. pisał Andrzej Ginalski:
dzikiezycie.pl/archiwum/2010/sierpien-2010/marsze-sledzi-przez-ryf-mew.

Foki i ludzie 6

You might also like