Professional Documents
Culture Documents
Booth Michael - Japonia, Chiny I Korea. O Ludziach Skłóconych Na Śmierć I Życie
Booth Michael - Japonia, Chiny I Korea. O Ludziach Skłóconych Na Śmierć I Życie
Fenomeny
Tytuł oryginału: Three Tigers, One Mountain: A Journey through the Bitter History and Current
Conflicts of China, Korea, and Japan
Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach
pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu
Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne
korzystanie z niniejszej książki w całości lub z jej fragmentów z wyjątkiem dozwolonego użytku
osobistego lub publicznego.
www.wuj.pl
Dwa tygrysy nie mogą mieszkać na tej samej górze
(starożytne przysłowie chińskie)
PROLOG
– Zobaczysz ich, jeśli zajrzysz dyskretnie do środka, tylko lepiej, żeby nie
zauważyli, że się gapisz – instruuje mnie szeptem profesor Tom Gill, mój
przewodnik po mroczniejszej stronie Yokohama, z którym sterczę teraz na
chodniku.
Sprawdza, czy nikt nas nie obserwuje, a potem zachęca mnie gestem, bym
zajrzał przez zasłonę z koralików wiszącą w wejściu do domu tuż przed
nami. Na ulicy przed wejściem stoi lśniący czarny mercedes kabriolet z lat
siedemdziesiątych, zupełnie nie na miejscu w tej zapyziałej części miasta.
Mijając otwarte drzwi z udawaną nonszalancją, zapuszczam przez nie
żurawia. Wewnątrz kilku mężczyzn siedzi wokół stolika i gra w karty. Tom
mówi, że to członkowie yakuza. Dom zaś to nielegalna jaskinia hazardu.
Z mojego punktu widzenia jest to niesamowicie ekscytujący zwrot akcji,
ale Tom – spec od antropologii kulturowej w swetrze w romby i okularach
niedbale przesuniętych na czoło – już nie raz widywał takie rzeczy. Mój
dobiegający sześćdziesiątki przewodnik od dawna mieszka w Yokohama,
a w Japonii spędził już 26 lat. Jest wykładowcą na yokohamskim
Uniwersytecie Meiji Gakuin i kopalnią wiedzy na temat dzielnicy
Kotobuki, którą właśnie zwiedzamy. Choć sąsiaduje ona z Chinatown, jest
do niej zupełnie niepodobna. Turyści zapuszczają się tu tylko wtedy, kiedy
się zgubią.
W Kotobuki mieszkają nie tylko yakuza, ale także kilka tysięcy
robotników pracujących za dniówkę. Rozmaite wersje tych japońskich
slumsów znajdują się w wielu dużych miastach, lecz yokohamskie są chyba
najsłynniejsze; są też czymś w rodzaju nieoficjalnej dzielnicy koreańskiej,
ponieważ zarówno właściciele, jak i lokatorzy większości tutejszych
noclegowni są z pochodzenia Koreańczykami.
Koreańczycy mieszkający na stałe w Japonii są nazywani Zainichi.
Termin ten znaczy dosłownie „obcokrajowiec przebywający w Japonii”.
Teoretycznie więc może oznaczać każdego cudzoziemca, w rzeczywistości
jednak używa się go w odniesieniu do potomków koreańskich imigrantów
przybyłych do Japonii przed 1945 rokiem. Owa fala imigracji była
pokłosiem aneksji Korei, która znajdowała się pod japońską okupacją
w latach 1910–1945. Wówczas to setki tysięcy Koreańczyków,
zachęcanych przez japońskie władze, przeniosło się do Japonii, aby podjąć
tam pracę w kopalniach, fabrykach amunicji, rolnictwie i innych sektorach,
kiedy jednak militarne ambicje Japonii nabrały rozmachu, wielu innych
sprowadzono do tego kraju siłą lub zwabiono podstępem, aby zastępowali
Japończyków wysyłanych na front. Pod koniec drugiej wojny światowej
w Japonii mieszkało już około 2,3 miliona Koreańczyków, w większości
pochodzących z terenu dzisiejszej Korei Południowej, ponieważ jednak
gospodarka kraju uległa niemal całkowitej destrukcji i trudno było znaleźć
jakiekolwiek zajęcie, większość z nich wróciła do ojczyzny. Ci, którzy
zostali, a było ich około 600 tysięcy, przeważnie wyemigrowali do Japonii
dobrowolnie we wczesnym okresie japońskich rządów kolonialnych
w Korei i przez kilkadziesiąt lat zdążyli się zadomowić w nowej ojczyźnie.
W latach 1950–1953 Korea pogrążyła się w krwawej wojnie domowej, po
której nastał okres dotkliwej biedy i klęsk głodu, a władzę, zarówno
w północnej, jak i południowej części podzielonego kraju, objęli brutalni
dyktatorzy. Wszystko to skutecznie zniechęcało japońskich Koreańczyków
do powrotu do ojczyzny przodków.
Dziś w Japonii żyje około pół miliona Zainichi, choć – jak się
przekonamy – na skutek ich burzliwych losów w okresie powojennym
niełatwo jednoznacznie określić, kim są ani jak sami postrzegają swoją
tożsamość. Zainichi byli bezwzględnie dyskryminowani na powojennym
rynku pracy. Nie mogli podejmować pracy w sektorze publicznym,
ponieważ aby móc pracować dla rządu, trzeba być obywatelem Japonii.
W 1952 roku, gdy tylko Japończycy odzyskali kontrolę nad własnym
krajem, bezpośrednio po podpisaniu traktatu z San Francisco, na mocy
którego aliancka okupacja Japonii oficjalnie dobiegła końca, Zainichi
zostali zepchnięci na wiele lat do roli bezpaństwowców o znacznie
ograniczonych prawach obywatelskich w zakresie opieki medycznej,
swobody podróżowania i szans na znalezienie zatrudnienia, chociaż wnieśli
niemały wkład zarówno w japoński wysiłek wojenny, jak i w powojenną
odbudowę kraju.
Gdy pozwolono im w końcu ubiegać się o japońskie obywatelstwo,
proces ten był długi i kosztowny, co dla wielu Koreańczyków stanowiło
przeszkodę nie do pokonania. Dopiero w 1965 roku, kiedy przywrócono
stosunki dyplomatyczne z Koreą Południową, Zainichi zyskali możliwość
składania podań o koreańskie paszporty, z której wielu skwapliwie
skorzystało. Później wolno im było występować z wnioskiem o przyznanie
„wyjątkowego statusu stałego pobytu” w Japonii. Nawet wówczas wiele
japońskich firm nadal nie chciało zatrudniać Koreańczyków, którzy w tej
sytuacji podejmowali pracę dla zachodnich okupantów, przede wszystkim
Amerykanów. Mnóstwo Zainichi zatrudniło się w dokach w Yokohama
przy wyładunku ogromnej liczby statków z pomocą żywnościową, które
przypływały do Japonii w pierwszych latach po zakończeniu wojny, a także
później, w okresie wojen koreańskiej i wietnamskiej, który był dla Japonii
czasem gospodarczej prosperity.
Odmienność Kotobuki rzuca się w oczy, kiedy tylko profesor Gill i ja
mijamy pierwszą z jej czterech przecznic: obok jezdni piętrzą się stosy
śmieci, a dokoła wznoszą się obskurne budynki o poplamionych,
betonowych murach i brudnych, zardzewiałych oknach. Chinatown było
kolorowe, pełne życia, oferowało mnóstwo rozrywek. Kotobuki jest
monochromatyczne i przygnębiające. Na rogu jednej z ulic kilkudziesięciu
dość niechlujnie wyglądających mężczyzn rozsiadło się na krawężniku
z puszkami piwa u stóp. To robotnicy dniówkowi.
– Koreańska społeczność w Yokohama nigdy nie miała takiej maszynki
do robienia pieniędzy, jaką jest Chinatown – mówi Tom, kiedy zbliżamy się
do obskurnego baru kawowego.
Dwaj mężczyźni w roboczych kombinezonach, którzy sączą przy barze
piwo beczkowe, przez chwilę przypatrują się nam podejrzliwie, a potem
powracają do oglądania jakiegoś konkursu młodych talentów w telewizorze
ustawionym na lodówce.
– Wszystko, co mają, to te slumsy. Większość Japończyków nie ma
pojęcia, że to koreańska dzielnica, a nawet gdyby wiedzieli, wykorzystaliby
ją jako jeszcze jeden przykład na to, jak „niechlujni” i „śmierdzący” są
Koreańczycy – dodaje Tom.
Uprzedzenia te nie znikają, chociaż ludzie wywodzący się ze społeczności
Zainichi osiągnęli sukces i wysoką pozycję w wielu sferach japońskiego
społeczeństwa. Najbogatszy człowiek w Japonii Son Masayoshi, założyciel
telekomunikacyjnego giganta SoftBank, jest potomkiem Koreańczyków,
którzy przybyli do Japonii przed drugą wojną światową; powrócił nawet do
swego koreańskiego nazwiska rodowego. Mimo to wielu Japończyków
nadal postrzega Zainichi – i to nie tylko robotników dniówkowych, ale
w ogóle wszystkich Koreańczyków – jako przedstawicieli klasy niższej,
którzy jedzą potrawy o ostrym smaku i zapachu, hołdują odmiennym
tradycjom niż japońskie oraz pracują jako robotnicy niewykwalifikowani
albo wręcz zajmują się działalnością przestępczą. W powszechnym
mniemaniu wszyscy Koreańczycy prowadzą salony gry w pachinko5,
restauracje yakiniku (oferujące mięso z rusztu, na wzór dań kuchni
koreańskiej) albo trudnią się nielegalnym hazardem – na tych stereotypach
opierają się autorzy haseł rozpowszechnianych za pośrednictwem czarnych
vanów.
Obecnie liczba Zainichi – potomków migrantów w czwartym albo piątym
pokoleniu – systematycznie się zmniejsza. Co roku około 10 tysięcy
przyjmuje japońskie obywatelstwo, a wraz z nim nierzadko także japońskie
nazwiska. Sprzyja temu pewna japońska osobliwość – można tu bowiem
mieć jedno nazwisko codziennego użytku oraz drugie, oficjalne nazwisko,
którego używa się wyłącznie do celów reprezentacyjnych. Zainichi mają
wiele możliwości, najczęściej jednak w sytuacjach nieformalnych posługują
się swoimi koreańskimi nazwiskami, nazwiska japońskie natomiast
zachowują do oficjalnego użytku, jako swego rodzaju urzędowe aliasy.
– Większość ludzi przyzna, że koreańskie nazwisko w CV to duży minus,
kiedy szuka się pracy – mówi Tom.
W przeszłości Zainichi miewali spore problemy z wynajęciem
nieruchomości i mimo świetnej opinii, jaką koreańscy mężczyźni cieszą się
wśród Japonek za sprawą popularności koreańskich telenowel w japońskiej
telewizji, koreańskie pochodzenie wciąż jeszcze utrudnia randkowanie
i zawieranie związków małżeńskich.
Ponieważ w Japonii wypytywanie rozmówcy o koreańskie pochodzenie
jest tabu, czasami Japończycy muszą się uciekać do innych metod, by
uzyskać tę informację. Opowiadam Tomowi o pewnym znajomym
Japończyku, który powiedział mi, że rodzice jego narzeczonej, którzy
podejrzewali, że może on mieć koreańskie korzenie, chcąc to sprawdzić,
skorzystali z usług prywatnego detektywa. Tom twierdzi, że obecnie takie
praktyki są nielegalne, dodaje jednak, że dla wielu tradycjonalistycznych
rodzin kwestia pochodzenia jest nadal bardzo istotna. Mimo to zawiera się
dziś wiele małżeństw, w których jedno z małżonków jest pochodzenia
koreańskiego, a drugie rdzennie japońskiego. Wedle niektórych szacunków
w takich rodzinach urodziło się już ponad milion mieszanych rasowo
dzieci.
Socjolog Fukuoka Yasunori wyodrębnił pięć kategorii Koreańczyków
mieszkających w Japonii. Do pierwszej należą ci, którzy identyfikują się
z Koreą Południową. Są nazywani Mindan i miewają nawet podwójne,
japońsko-koreańskie obywatelstwo – oficjalnie nielegalne, lecz rzadko
traktowane jak przestępstwo i ścigane sądownie. Najbardziej zdumiewająca
z punktu widzenia cudzoziemca jest druga kategoria – twardogłowi
sympatycy Korei Północnej, którzy żywią nadzieję, że pewnego dnia
powrócą do zjednoczonej na nowo Korei pod rządami dynastii Kimów
z Phyŏngyang. Nazywa się ich Chongryŏn albo Chongreon (Czongrion).
Z oczywistych powodów w ostatnich latach ich szeregi stopniały, ale był
taki czas, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy ich postawa
nie była tak absurdalna jak obecnie, ponieważ Korea Północna mogła się
jeszcze wydawać interesująca pod względem ekonomicznym
i ideologicznym.
Na przeciwległym krańcu tego spektrum znajdują się Koreańczycy, którzy
nienawidzą swego pochodzenia i zmienili nazwiska, by wtopić się
całkowicie w japońskie społeczeństwo: często nie mówią po koreańsku,
naturalizowali się i mają japońskie paszporty. W wielu przypadkach
przyjaciele i współpracownicy tych osób nie mają pojęcia o ich koreańskich
korzeniach. Wśród japońskich Koreańczyków są też tacy, którzy odczuwają
dumę ze swojej koreańskiej spuścizny – szczególnie odkąd za sprawą fali
kulturowej Hallyu bycie Koreańczykiem stało się „cool” – nie są jednak
szczególnie przywiązani do swojej koreańskości, nie utożsamiają się ani
z Koreą Północną, ani z Południową, z całą pewnością nie mają zamiaru
przeprowadzać się do Korei i często nie mówią nawet po koreańsku.
Ostatnią grupę stanowią ludzie, którzy mają te kwestie w nosie, chcą tylko,
żeby pozwolono im żyć w spokoju i nie zmuszano do utożsamiania się
z czymkolwiek.
Szacuje się, że w Japonii mieszka 35 tysięcy Koreańczyków, którzy nie
ubiegają się ani o południowokoreański, ani o japoński paszport, ponieważ
sympatyzują z reżimem Wielkiego Przywódcy Kima; jest też bardzo
prawdopodobne, że część spośród tych, którzy z oporami wystąpili o jeden
lub drugi paszport, także wciąż utożsamia się z Północą. Wyczekują oni
dnia, w którym tamtejsza totalitarna dyktatura w końcu zatriumfuje i czysta
rasa „prawdziwej” Korei na nowo zjednoczy obydwa kraje półwyspu.
Co jeszcze bardziej osobliwe, sympatycy Korei Północnej prowadzą
większość z ponad sześćdziesięciu koreańskich szkół, które działają na
terenie Japonii. Szkół o północnokoreańskiej afiliacji było znacznie więcej,
ale w ciągu minionych dwudziestu lat wiele z nich połączyło się lub zostało
zamkniętych. Niektóre szkoły prowadzone przez Chongryŏn są
subsydiowane bezpośrednio przez Phyŏngyang, a część z nich otrzymuje
nawet finansowanie z japońskiego budżetu za pośrednictwem lokalnych
prefektur. Dzieje się tak, ponieważ do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku
wielu japońskich polityków, szczególnie z ugrupowań komunistycznych
i socjalistycznych, bardzo dbało o utrzymywanie dobrych stosunków
z przywódcami społeczności Chongryŏn. Przedstawiciele grupy Mindan –
sympatyzującej z Koreą Południową – często posyłają swoje dzieci do tych
szkół, ponieważ chcą, aby nauczyły się one języka i poznały koreańską
kulturę. Rodzice stają przed wyborem: mogą zapisać dzieci do szkół
północnokoreańskich albo całkowicie utracić więź ze swoim dziedzictwem
kulturowym i etnicznym. Gdy uświadomimy sobie, że niszczenie
miejscowej kultury i języka stanowiło element japońskiej polityki
okupacyjnej w Korei, bez trudu zrozumiemy, jakimi pobudkami kierują się
owi rodzice.
– Wyobraź sobie, że przez dziesięciolecia przyglądasz się, jak Japończycy
usiłują zniszczyć twoją kulturę i tożsamość narodową – zmuszają ludność
do posługiwania się językiem japońskim, przybierania japońskich imion
i nazwisk, stawiają wszędzie shintōistyczne świątynie – mówi Tom.
Szczególnie pod koniec okupacji Japończycy robili wszystko, co w ich
mocy, by zrobić z Koreańczyków obywateli Japonii. Określali ich nawet
mianem „zewnętrznych Japończyków”.
Mieszkańcy Korei Południowej, jak się zdaje, mają ambiwalentny
stosunek do niedoli swoich ziomków Zainichi. W przeprowadzonym
w 2018 roku badaniu opinii publicznej tylko 7,8 procent ankietowanych
wymieniło „dyskryminację Koreańczyków z Południa mieszkających
w Japonii” jako powód swoich „negatywnych odczuć” w stosunku do
Japończyków. Za znacznie bardziej palącą kwestię uznano na przykład
suwerenność wysp Tokdo/Takeshima. Tymczasem, zdaniem japońskich
ugrupowań prawicowych, specjalny status Zainichi, uprawniający ich do
stałego pobytu, zapewnia im nienależne przywileje. To niesprawiedliwe –
twierdzą – że kiedy rezydent pochodzenia koreańskiego popełnia
przestępstwo, w doniesieniach prasowych nie pojawia się jego prawdziwe
nazwisko, lecz któryś z japońskich aliasów. Irytuje ich również, że Zainichi
mają prawo przechodzić przez te same bramki kontroli imigracyjnej, co
Japończycy.
Japońscy ultranacjonaliści wykorzystują specjalny status rezydentów
przyznany Zainichi w charakterze poręcznego kija, którym mogą ich do
woli okładać. Ale tym, co naprawdę ich wkurza, jest nieustająca krytyka
kolonialnej przeszłości Japonii, którą uprawiają południowi Koreańczycy –
słychać ją w wystąpieniach polityków, hasłach uczestników wieców
protestacyjnych, w telewizji, w filmach – a nade wszystko elementy
antyjapońskiej propagandy nadal obecne w tamtejszych programach
nauczania, no i, oczywiście, spór o wyspy Tokdo/Takeshima.
Ostatnio jednym z najbardziej aktywnych ugrupowań prawicowych
o wyraźnie antykoreańskim nastawieniu jest Zaitokukai. (Jego pełna nazwa
w swobodnym tłumaczeniu brzmi „Stowarzyszenie Obywateli przeciwko
Przywilejom Zasiedziałych Japońskich Koreańczyków”). Rozpoczęło
działalność około roku 2010, początkowo w internecie, później zaś przeszło
do organizowania protestów ulicznych w Ōsaka i Tōkyō, zazwyczaj
w dzielnicach zamieszkiwanych przez dużą liczbę Koreańczyków. Oto
hasła, które wykrzykują przed koreańskimi szkołami i osiedlami
mieszkaniowymi (zaczerpnięte z relacji w „Japan Times”):
Wykopać Koreańczyków z Japonii.
Wrzucić koreańskich przestępców do Zatoki Tokijskiej.
Wyjdźcie, Koreańczycy, którzy tego słuchacie. Wyjdźcie, żebyśmy mogli was zatłuc na
śmierć. Nie oszukacie Japończyków, karaluchy.
Pokażcie się, jeżeli czujecie się dumnymi Koreańczykami z Północy. Wyjdźcie, żeby dać
się zakatować za waszego Kim Jŏng-Ila. Wyłaźcie, żebyśmy was mogli pozabijać.
Po wielu podobnych zajściach w 2014 roku amerykański Departament
Stanu w swoim raporcie na temat sytuacji w Japonii zarzucił temu krajowi
„głęboko zakorzenioną dyskryminację” społeczności imigranckich. Na
skutek nacisków ze strony Komisji Praw Człowieka ONZ w Japonii
uchwalono w końcu ustawę zakazującą stosowania gróźb użycia przemocy
fizycznej, która jednak nie zakazuje mowy nienawiści (także w sieci) ani
nie przewiduje kar dla winnych.
W Tōkyō społeczność koreańska tradycyjnie skupia się przede wszystkim
w Shin-Ōkubo, niewielkiej dzielnicy przycupniętej w cieniu Okręgu
Shinjuku. Jadę tam następnego dnia i spędzam miło popołudnie, spacerując
po ulicach wokół dworca, na których znajduje się mnóstwo koreańskich
restauracji. Przyjechałem tu na spotkanie z dziennikarzem Yasuda Kōichi.
Chcę zdobyć nieco informacji na temat hałaśliwych pasażerów czarnych
minivanów, którzy wydają się tak bardzo nie na miejscu w przykładającej
wielką wagę do przestrzegania form i nader powściągliwej współczesnej
Japonii. Yasuda był obecny przy narodzinach ich ruchu.
„Tu, w Japonii, rasiści są obecni od zawsze, ale jeśli się ich nie szukało,
trudno było ich zauważyć” – mówi Yasuda, mężczyzna tuż po
pięćdziesiątce, z charakterystycznymi dla reporterów oznakami lekkiego
przemęczenia na twarzy. „Ale to była całkiem nowa grupa. Widywało się
zupełnie zwyczajne matki z dziećmi, niewyróżniających się niczym
urzędników, emerytów, którzy twierdzili, że było nam lepiej bez
cudzoziemców. Mieli to dojmujące poczucie straty, wrażenie, że wiele
rzeczy zostało im odebranych przez cudzoziemców i obce kraje”.
Mniej więcej w grudniu 2006 roku niezadowolenie manifestowane dotąd
w internecie przeniosło się na japońskie ulice. Niezadowolonym przewodził
człowiek, który przedstawiał się jako Sakurai Makoto – jego prawdziwe
imię i nazwisko to Takada Makoto – z Fukuoka. Yasuda powęszył trochę,
żeby czegoś się o nim dowiedzieć.
– Rozmawiałem z ludźmi, którzy chodzili z nim do liceum, ale
powiedzieli mi tylko, że był bardzo cichy i niczym się nie wyróżniał.
Większość nawet go nie pamiętała. Nikt nie umiał powiedzieć, co się z nim
działo po ukończeniu szkoły poza tym, że imał się dorywczych prac, a to
oznacza, że przypuszczalnie nie miał wielu przyjaciół – powiedział.
Takada przeprowadził się do Tōkyō, podjął tam pracę jako ochroniarz
i zdołał jakimś cudem zyskać sympatię rzeszy internautów, którzy śledzili
jego rasistowskie tyrady i wpisy na blogu.
– Zaczął atakować Koreańczyków, nawiązując do kwestii terytorialnych
i historycznych. Stał się internetowym bohaterem, charyzmatycznym
patriotą – dodał Yasuda.
Tymczasem skala migracji do Japonii jest minimalna. W 2017 roku kraj
rozpatrzył pozytywnie 20 z ponad 20 tysięcy wniosków o azyl. Rocznie
przyznaje się obywatelstwo nie więcej niż 10 tysiącom osób. Cudzoziemcy
mieszkający w Japonii stanowią obecnie 1,75 procent ogółu obywateli,
podczas gdy na przykład w Wielkiej Brytanii około 14 procent. Warto
jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba zagranicznych
pracowników wysoko i średnio wykwalifikowanych, którzy otrzymali
zezwolenie na pobyt w Japonii, podwoiła się, osiągając w 2018 roku
1,28 miliona. Wśród nich największy odsetek – 29 procent – stanowią
Chińczycy, a zaledwie 4,4 procent przybysze z Korei Południowej.
Paradoksalnie napływ imigrantów jest nadzorowany przez obecnego
premiera Abe Shinzō, blisko powiązanego z prawicowymi nacjonalistami.
Co więcej, premier planuje sprowadzenie do 2025 roku na krótki pobyt
jeszcze pół miliona pracowników niewykwalifikowanych w celu
uzupełnienia niedoborów rąk do pracy w rolnictwie, budownictwie oraz
opiece nad osobami starszymi.
Coraz więcej zwolenników Takady wylegało na ulice, początkowo
w największej koreańskiej dzielnicy w Japonii, Tsuruhashi w Ōsaka,
a później także tutaj, w Tōkyō, w dzielnicy Shin-Ōkubo. Yasuda niemal od
samego początku zwracał uwagę na aktywność tego ruchu, ale japońskie
media głównego nurtu nie chciały drukować jego artykułów.
– Redaktorzy naczelni twierdzili, że jest to marginalne zjawisko; uważali,
że nie muszą o nim pisać. Ich postawę można streścić w zdaniu:
„Ignorujmy ich, bo i tak się rozproszą” – mówi Yasuda. – Chodziło także
o to, by nie zapewniać temu nowemu ruchowi darmowej reklamy.
Yasuda czuł jednak, że stanowi on jak najbardziej realne zagrożenie,
właśnie ze względu na swoje szerokie zaplecze społeczne:
– Gdyby to była jakaś grupka skinheadów, można byłoby ją zlekceważyć.
Wizyta premiera Korei Południowej na spornych wyspach
Tokdo/Takeshima w 2012 roku zadziałała jak katalizator, przyczyniając się
do znacznego zwiększenia liczby uczestników antykoreańskich marszów.
Gdy na demonstracjach przed koreańskimi szkołami zaczęło się pojawiać
nawet do tysiąca osób, rząd oraz media głównego nurtu nie mogły ich
dłużej ignorować. Zanim władze Tōkyō zakazały w końcu organizowania
marszów, mieszkańcy miasta zmobilizowali się i zaczęli organizować kontr-
manifestacje.
– Gdy Zaitokukai zgromadzili siedmiuset demonstrantów, tysiąc
tokijczyków przychodziło, by wyrazić swój sprzeciw i, podobnie jak
Zaitokukai, byli to ludzie reprezentujący najrozmaitsze grupy społeczne
i wiekowe: zwykli ludzie, nie związkowcy czy komuniści, lecz pracownicy
budżetówki, muzycy, urzędnicy – mówi Yasuda.
Czemu prawica obrała za cel swoich protestów właśnie Koreę
Południową? Korea Północna i Chiny stanowią przecież o wiele
poważniejsze zagrożenie militarne, ekonomiczne i dyplomatyczne dla
Japonii.
– Zapytałem o to członka Zaitokukai. Odpowiedział, że mają więcej
informacji na temat Korei Południowej. Chiny i Korea Północna są bardziej
oddalone nie tylko w sensie fizycznym, ale także pod względem dostępu do
informacji. Wszystko, o czym donoszą media południowokoreańskie,
pojawia się także w mediach japońskich. Japońscy rasiści słyszą
o koreańskim systemie edukacji [w programach szkolnych nie brakuje
akcentów zjadliwie antyjapońskich], wiedzą całkiem dobrze, co przeciętny
Koreańczyk z Południa myśli o Japonii. Obywatele Korei Południowej są
dla nich łatwym celem.
Wszystko to było bardzo przygnębiające, ale Yasuda-san miał także kilka
dobrych wiadomości:
– Liczba demonstracji wyraźnie zmalała. Ich aktywność spada do zera.
Hura!
Nie tak szybko.
– Dzieje się tak nie dlatego, że mamy teraz w Japonii mniej rasizmu czy
dyskryminacji. Rzecz w tym, że japońskie społeczeństwo jako całość
przyswoiło ich ideologię. Kiedyś tylko oni nawoływali: „Koreańczycy do
domu!”, a teraz słyszę to samo z ust wielu ludzi. Spójrzmy chociażby na
japoński rząd. To nic innego, jak rozwodniona wersja Zaitokukai. Pan Abe
nie wygłasza wprawdzie ordynarnych uwag – jest na to zbyt
wyrafinowany – ale jego rząd uważa, że przedwojenny japoński militaryzm
był jak najbardziej słuszny. Podobne twierdzenia wygłasza bardzo wielu
przedstawicieli władz lokalnych – dodał Yasuda.
Kolejne znane ugrupowanie prawicowe to utworzona w 1997 roku
Nippon Kaigi – „Konferencja Japońska”. Jej członkowie posługują się
zdecydowanie bardziej wyrafinowaną retoryką niż agitatorzy z czarnych
vanów: pewien ekspert scharakteryzował ich w rozmowie ze mną jako
„arystokratyczną elitę złożoną ze zniewieściałych reakcjonistów”. Boją się
oni Chin, pragną wskrzesić wizję Japonii z nadrzędną rolą cesarza, rodem
z okresu Restauracji Meiji, wnieść do konstytucji poprawki, które
umożliwią militaryzację kraju, i wymazać z japońskich podręczników
historii wszelkie wzmianki o ciemnych stronach kolonialnej przeszłości.
W pełni aprobują wizyty premiera w świątyni Yasukuni, gdzie oddaje on
hołd ofiarom wojny, w tym także zbrodniarzom wojennym. Wśród
członków tego ugrupowania są potomkowie polityków i wojskowych,
którzy w latach trzydziestych ubiegłego stulecia opowiadali się za
kontynuowaniem działań wojennych, na czele z samym premierem Abe
(jego dziadek w czasie wojny piastował eksponowane stanowisko
w rządzie), a także wielu członków Zgromadzenia Narodowego –
japońskiego parlamentu.
Zdaniem Yasuda rasizm dzisiejszej prawicy wywodzi się wprost
z imperialnej przeszłości kraju:
– Japończycy zawsze uważali mieszkańców Półwyspu Koreańskiego za
wrogów. Dziewięćdziesiąt lat temu, po wielkim trzęsieniu ziemi w regionie
Kantō z epicentrum tutaj, w Tōkyō, miejscowi wymordowali wielu
Koreańczyków6. Zawsze nimi gardziliśmy, uważając ich za skłonnych do
przemocy barbarzyńców. Pamiętam, jak moi dziadkowie ostrzegali, że
powinniśmy zawsze uważać na Koreańczyków. Ich historia to dzieje
dyskryminacji.
Media społecznościowe zmieniły, naturalnie, klimat społeczny,
jednocześnie izolując i łącząc ludzi o ekstremistycznych poglądach.
„Ludzie ci przekonują się, że to, co myślą, funkcjonuje w sieci jako prawda.
Dla nich wrogiem są media. Uwagę ludzi przyciąga ten, kto krzyczy
najgłośniej i najdłużej”.
Mimo to Yasuda żywi jeszcze resztki nadziei:
– Nie podoba mi się obecny stan rzeczy w Japonii, ale wierzę
w społeczeństwo. Wierzę, że naród ma w sobie siłę konieczną do przemiany
tego dziadowskiego społeczeństwa, bo przecież to właśnie zwykli ludzie
powstrzymali demonstracje w Shin-Ōkubo. Dziś nie można już bezkarnie
organizować tam takich demonstracji. Zostają od razu wyszydzone.
Dochodzi do natychmiastowego kontrataku. Demokracja jest krucha
i nietrwała, ja jednak wciąż mam nadzieję – wątłą, ale jej nie tracę.
7 Zob. Min Jin Lee (Yi Min-jin), Pachinko, przeł. Urszula Gardner, Czarna Owca,
Warszawa 2017, s. 351.
5
NARA
11 Igrzyska ze względu na szalejącą globalną epidemię COVID-19 przeniesiono na 2021 rok, ale
liczba gości zapewne będzie ograniczona (przyp. red.).
12Ruth Benedict, Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej, przeł. Ewa Klekot,
PIW, Warszawa 1999.
7
ŌSAKA
produkcja ryżu wzrosła, ale większość zbiorów przeznaczano na eksport. Jak podaje
Andrew Grajdanzev w swojej książce Modern Korea, w latach 1934–1938 spożycie ryżu
w Korei spadło z 18,93 kg do 10,6 kg na jednego mieszkańca.
11
MOKPO
21 Fikcyjny minerał z universum Star Trek. Kryształy dilithium kontrolują reakcję, która
zachodzi w silnikach warp, umożliwiając tym samym loty z prędkością nadświetlną
(przyp. tłum.).
12
PUAN
22 Chińskie władze niezwłocznie zakazały dystrybucji filmu w swoim kraju, zapewne nie
chcąc rozpowszechniać czegoś, co mogłoby wywołać choćby najodleglejsze skojarzenia
z protestami na placu Tiananmen.
14
SEUL I
23 Kilka lat temu podobne lustra zaczęto wieszać na peronach niektórych stacji metra
w Japonii, z tą różnicą, że tam miały one zapobiegać próbom samobójczym. Chodziło o to,
by potencjalny samobójca, ujrzawszy swoje odbicie w lustrze, na nowo przemyślał swoją
decyzję.
24 Brytyjska zakonnica Wendy Mary Beckett (1930–2018), która w latach
Jedno jest pewne – bez względu na to, czy całą winę ponoszą chaebŏle, czy
też nie, mieszkańcy Korei Południowej są głęboko nieszczęśliwi. Według
Światowego Raportu Szczęśliwości ONZ dotyczącego roku 2018 zajmują
57. miejsce wśród 106 krajów, a w zestawieniu, które łączy poziom
szczęścia z poziomem zamożności, wypadają jeszcze gorzej34. Odsetek
samobójstw w Korei Południowej, najwyższy w całej Azji, jest jednym
z pięciu najwyższych na świecie.
Mark Su Ŭn-guk (także Suh Eunkook) jest koreańskim psychologiem,
który specjalizuje się w problematyce szczęścia. W kręgu jego
zainteresowań badawczych znajdują się takie zagadnienia, jak „Czy
atrakcyjność fizyczna zapewnia szczęście?” i „Czy tytuł grzecznościowy
poprawia nastrój: współzależność między formą językową a walencyjnością
emocji” – innymi słowy, czy ściśle określone formy grzecznościowe
związane z wiekiem i statusem społecznym unieszczęśliwiają
Koreańczyków? Odwiedziłem dr. Su w jego wąskim, wypełnionym
książkami gabinecie na Wydziale Psychologii Ogólnej i Społecznej
Uniwersytetu Yŏnsei, który mieści się w okazałym, obrośniętym bluszczem
budynku z wieżą zegarową zwieńczoną blankami.
Mam szczęście mieszkać w Danii, która z reguły znajduje się w pierwszej
piątce najszczęśliwszych krajów świata według klasyfikacji ONZ. Na
pierwszy rzut oka Duńczycy sprawiają wrażenie gromady podejrzliwych
zrzęd, ale potrafię sobie wyobrazić, dlaczego mogą się czuć
„usatysfakcjonowani” albo „zadowoleni” ze swego życia. Zastanawiałem
się, czy problem z rankingami poziomu szczęśliwości nie polega na tym, że
różne narody odmiennie interpretują pojęcie szczęścia. Czy nie dlatego
Koreańczycy, którzy są bogatsi i cieszą się większą wolnością niż
większość narodów, wypadają tak słabo w tych zestawieniach?
– W ostatecznym rozrachunku Koreańczycy, Duńczycy i wszyscy inni
ludzie starają się odnaleźć w swoim życiu właściwie to samo – rozpoczyna
swój wywód dr Su Ŭn-guk, drobny mężczyzna ubrany jak na wycieczkę
jachtem, w dżinsy i buty żeglarskie. – Pragną być wpływowi, pragną
uznania, chcą być ważni. Jedyna różnica – a zarazem trudność – polega na
tym, że aby zrealizować te pragnienia, muszą rozegrać inną grę kulturową.
Z moich doświadczeń wynika, że pragnienia władzy i uznania nie są
priorytetami Duńczyków. Czy Koreańczycy przywiązują większą wagę do
statusu, a jeśli tak, czy ma to związek z ich konfucjańską spuścizną?
– Nie sądzę, by ktokolwiek, choćby był członkiem jakiegoś afrykańskiego
plemienia czy jeszcze kimś innym, pragnął, by uważano go za frajera, ale
tak, różnice istnieją. Zmienną kulturową bardzo silnie związaną ze
szczęściem we wszystkich krajach jest indywidualizm, a sedno
indywidualizmu tkwi w mentalnym przystosowaniu do życia
i nieprzejmowaniu się za bardzo tym, jak inni ludzie oceniają to nasze
życie. Taka mentalność sprzyja silnemu poczuciu szczęścia, ponieważ nie
wymaga weryfikacji ze strony innych ludzi. To nie ich sprawa.
W większości kultur azjatyckich, a zwłaszcza w kulturze Korei, mamy do
czynienia z czymś wręcz odwrotnym i zdaniem dr. Su Ŭn-guka właśnie to
jest zasadniczym źródłem stresu i braku poczucia szczęścia:
– Tutaj wszyscy wtrącają się do twojego życia. Ktoś inny zawsze dyktuje
warunki. A ty masz obowiązek robić to, ale nie wolno ci robić tamtego,
stajesz się więc szczególnie wyczulony na to, że inni bez przerwy cię
oceniają. Czasami moje oceny mogą się nie zgadzać z tym, jak postrzegają
mnie inni. Może mi się wydawać, że wszystko jest w porządku, ale oni
mogą uważać, że wiodę nędzny żywot. Koreańczycy mają niezwykle silną
potrzebę aprobaty społecznej. Musisz udowodnić i zademonstrować swój
sukces nie sobie samemu, ale swojej rodzinie. Mnóstwo mieszkańców Azji
Wschodniej przejmuje się najbardziej tym, jak oceniają ich inni.
Niewykluczone, że ma to coś wspólnego z konfucjanizmem.
Zakorzeniona w konfucjanizmie presja, by spełniać cudze oczekiwania
oraz precyzyjnie określić swoje miejsce w hierarchii społecznej –
odpowiednio do statusu i wieku – musi być ogromnie wyczerpująca.
Triumfujący indywidualizm zachodnich kultur także jest źródłem różnych
rodzajów presji, ale przynajmniej pozostawia jednostce możliwość
interpretowania pojęcia „sukcesu” na jej własny sposób. Możemy
powiedzieć: „pieprzyć to!” i wypisać się z wyścigu po kasę, urodę i sukces,
a mimo to dawać całkiem przekonujący pokaz bycia szczęśliwym.
W kulturach azjatyckich natomiast, jak ujął to Su Ŭn-guk, „z definicji
będzie bardzo niewielu zwycięzców. Mnóstwo ludzi będzie czuć, że są
w jakimś sensie gorsi”. Michael Breen uważa, że mieszkańcy Korei
Południowej „są niezwykle wrażliwi na opinie innych na swój temat,
zwracają na nie uwagę przez cały czas”. Być może jest to jedna z przyczyn
tak wielkiej liczby samobójstw w tym kraju.
Aby mi wyjaśnić, że presja na osiągnięcie spektakularnego sukcesu może
mieć fatalne konsekwencje, Su sięga po przykład golfa. Mniej więcej jedna
trzecia spośród czołowej setki golfistek na świecie to Koreanki, „ponieważ
od chwili, gdy te dziewczęta kończą sześć lat, ich rodziny podporządkowują
całe swoje życie ich karierze sportowej. Ojciec rodziny rezygnuje z pracy
zawodowej. To olbrzymia presja, prawda? W idealnej sytuacji dziewczyna
zostaje słynną golfistką, jej kariera świetnie się rozwija, wszyscy są
szczęśliwi, ale to bajka; w większości przypadków sprawy nie ułożą się tak
dobrze, a czasami, jeżeli wszystko pójdzie źle, ostateczną decyzją osób,
którym się nie powiodło, może być odebranie sobie życia”.
Jak podkreśla Su Ŭn-guk, jednym z ważnych aspektów dbania
o wizerunek człowieka sukcesu jest unikanie utraty twarzy. Stwierdzenie,
że Azjaci przykładają do tego większą wagę niż ludzie Zachodu, to banał,
element konwencjonalnego wyobrażenia o kulturze Wschodu, tak się
jednak składa, że jest to jeden z tych banałów, które odpowiadają
rzeczywistości. Zetknąłem się już z drobnym przejawem tego fenomenu:
patologiczną niezdolnością Koreańczyków do przyznania „nie wiem”, gdy
pyta się ich o drogę. Student zapytany przeze mnie, gdzie się mieści gabinet
dr. Su Ŭn-guka, z pełnym przekonaniem wskazał pobliski budynek, ale –
jak się niebawem przekonałem – trafił kulą w płot. Najlepszym przykładem
tej cechy Koreańczyków – który teraz, po upływie pewnego czasu, cenię
sobie jako przydatne doświadczenie – było zachowanie pewnej kobiety,
którą kilka dni wcześniej zaczepiłem na ulicy w Seulu i poprosiłem
o wskazanie drogi do najbliższej stacji metra. Pewnym ruchem wyciągnęła
rękę przed siebie i odparła:
– Widzisz tamtą ulicę przed nami? Idź tam, okej?
Kiwnąłem głową, podążając wzrokiem za jej gestem.
– Okej, więc ten, idź prosto, skręć w lewo i… – zawiesiła głos, jakby
zastanawiała się, jak sformułować ostatnią wskazówkę – spytaj kogoś
innego.
Odwróciła się na pięcie i czmychnęła w przeciwną stronę, dokładnie tam,
gdzie po półgodzinnym błądzeniu znalazłem poszukiwaną stację.
Kilka lat temu południowokoreański mnich, nauczyciel buddyzmu zen
Haemin Sunim (kor. Hyemin Sunim, przy czym „Sunim” to tytuł
honoryfikatywny przysługujący mnichowi / mniszce; faktyczne nazwisko:
Chu Pong-sŏk), pragnąc pomóc ludziom w radzeniu sobie z presją
współczesnego życia, zaczął im przekazywać perełki mądrości za
pośrednictwem mediów społecznościowych. Zdobył tak liczne grono
sympatyków, że niebawem jego aforyzmy ukazały się drukiem w postaci
jednej z tych książek z mnóstwem pustego miejsca i pięćdziesięcioma
słowami na stronie, których pisaniem – jak często myślę w chwilach
frustracji – sam powinienem się zająć. Książka Zwolnij wreszcie. Jak
odnaleźć spokój w świecie, który nigdy się nie zatrzymuje35 ukazała się
w Korei w 2012 roku i przez prawie rok zajmowała pierwsze miejsce na
liście bestsellerów.
Haemin, który koncentruje się głównie na presji, jaką wywierają na
Koreańczykach oczekiwania innych, kieruje do czytelnika wiele apeli
w indywidualistycznym tonie, dotyczących wyboru religii i partnera
życiowego, w rodzaju: „Nie wybieraj ścieżki kariery na podstawie tego, co
inni pomyślą o twoim wyborze. W rzeczywistości inni ludzie nie
poświęcają ci zbyt wiele uwagi”. Albo: „Przede wszystkim zrozum, proszę,
że tym, co sprawia, że czujesz napięcie i zdenerwowanie, jest… presja
rodziny, która pragnie, byś się przystosował”.
W trakcie rozmowy zyskuję krzepiącą świadomość, że dr Su Ŭn-guk nie
poświęca czasu Haeminowi. W ogóle poświęca niezbyt wiele czasu kwestii
szczęścia jako celu życiowego.
– Tak się składa, że właśnie napisałem książkę, w której krytykuję cały
ten kram ze szczęściem, tę modę na psychologię pozytywną. Moim
zdaniem to brednie, bo, niestety, nie zostaliśmy stworzeni do szczęścia.
Jako gatunek Homo sapiens nie różnimy się zbytnio od ptaków i innych
zwierząt, a one nie zostały stworzone do szczęścia, prawda? Z punktu
widzenia ewolucji szczęście jest tylko narzędziem, czymś w rodzaju
sygnału, który nakierowuje nas na zasoby niezbędne do przetrwania. Gdy
czujemy się szczęśliwi? Kiedy jemy albo uprawiamy seks. Szczęście to
tylko sygnał, że jesteś funkcjonującą prawidłowo istotą ludzką.
Nie można dyskutować o szczęściu w Korei, nie wspomniawszy o pojęciu
han. Zetknąłem się z rozmaitymi definicjami han. Pod tym pojęciem mogą
się kryć tłumiona niechęć, bezsilna wściekłość, poczucie krzywdy albo
zadawniony żal, najchętniej bez szans na uzdrowienie sytuacji. Dla
Koreańczyków han – tak jak hygge dla Duńczyków – jest wszechobecne,
nieuchwytne, zrozumiałe dla wszystkich i akceptowane jako nieodłączny
element koreańskości. I tak samo jak Duńczycy o swoim hygge,
Koreańczycy lubią mówić o han, że jest nieprzetłumaczalne.
Stephanie Pak Se-hoi opisała han jako „melancholię i gorycz.
Nieuzewnętrzniony gniew, skierowany przeciwko światu i samemu sobie;
taki, który nie ma jednoznacznie określonego obiektu. Nikt nie wie, skąd się
wziął. Nikt nie wie, dlaczego się pojawił. Nikt nie wie, jak sobie z nim
poradzić, a jednak on… po prostu jest. To sytuacja bez wyjścia, którego
zresztą nikt nie szuka. Ten gniew zawsze tu był i zawsze będzie”.
Jonathan Kim, producent filmowy, stanowczo się nie zgadza z tym
stanowiskiem:
– Ludzie mówią: „Nie da się wytłumaczyć, czym jest han, bo występuje
tylko w Korei”. Gówno prawda. To po prostu uraza, odczuwanie urazy do
kogoś!
Sŏng Sŏk-je (także jako Song Sokze, Song Sok-dze), południowo‐
koreański poeta i powieściopisarz, z którym umówiłem się raz na lunch
w Seulu, także twierdził, że han to uniwersalne pojęcie.
– Jest to coś, co kumuluje się w tobie, gdy żyjesz w ciągłym stresie albo
dotykają cię jakieś trudne życiowe doświadczenia, coś jak wewnętrzna
rana. Można dawać temu wyraz w różnorodnych formach sztuki – w tańcu,
literaturze, śpiewie – albo, jak niektórzy, płakać i jęczeć pod wpływem
niedającego się ukoić cierpienia, ale nie wydaje mi się, żeby było to uczucie
zarezerwowane wyłącznie dla Koreańczyków. Han dotyka ludzi na całym
świecie.
Dr Su Ŭn-guk podzielał sceptycyzm Sŏng Sŏk-je.
– Moim zdaniem Koreańczycy nie mają jakiejś wyjątkowej odmiany
niedoli. Jest to rodzaj poczucia beznadziei czy też przygnębienia znanego
we wszystkich kulturach. Być może robimy wokół niego tyle szumu
z powodu naszej najnowszej historii i dlatego, że kolejne reżimy
wykorzystywały je, żeby mobilizować ludzi. Nie twierdzę, że ono nie
istnieje, tylko że jest jak kimchi. Uważamy, że jest to coś wyjątkowego,
a przecież inne narody też kiszą kapustę.
Zastanawiałem się czy han – jeśli w ogóle istnieje – było przejawem
mentalności ofiary, spuścizną po japońskich rządach kolonialnych?
W takim razie można by je nawet uznać (po cichutku, z dala od uszu
Koreańczyków) za niezamierzony dar od Japończyków – zaprawioną
pragnieniem odwetu siłę napędową, której Koreańczycy zawdzięczają swój
niesamowity powojenny sukces gospodarczy. W Tōkyō rozmawiałem o tym
z należącym do społeczności Zainichi uczonym Tei Tai-kinem.
– Kolonialne rządy Japończyków były negatywnym doświadczeniem –
powiedział. – Po wojnie jednak uczucie upokorzenia stało się bodźcem do
podjęcia rywalizacji z Japonią, bo skoro Japonia może się podźwignąć,
czemu nie miałoby się to udać Korei?
Stephanie Pak Se-hoi była innego zdania.
– To się zaczęło na długo przed kolonizacją. Być może wzięło się stąd, że
nasze państwo było trybutariuszem Chin, ale z czasem zaczęliśmy lubić to
uczucie. Byliśmy nieszczęśliwi i dumni z naszego nieszczęścia.
Jestem pewien, że wielowiekowa historia ucisku społecznego, biedy,
najazdów i dyskryminacji płci musiała być istotnym czynnikiem, który
wpłynął na ukształtowanie się han. W Korei każdy znał swoje miejsce
i niezmienny status; przez stulecia kobiety nie mogły spożywać posiłków
wspólnie z mężczyznami, obowiązywał zakaz opuszczania domów nocą,
a wszyscy Koreańczycy musieli nosić plakietki identyfikacyjne; plakietki
dla elity były wykonane z kości słoniowej, dla klasy średniej z rogu jelenia,
dla urzędników niższej rangi z drewna topolowego, a dla ludu ze zwykłego
drewna. „Koreańczycy nie istnieli jako jednostki w zachodnim rozumieniu
tego pojęcia” – pisze jeden z koreańskich ekspertów.
Chang Han-la studiuje antropologię na Uniwersytecie Seulskim
i specjalizuje się w gender studies. Spotykam się z tą
dwudziestosześciolatką o łagodnym głosie i zdecydowanych poglądach
w parku obok siedziby Zgromadzenia Narodowego. Nie przemówiła do niej
moja hipoteza, że han nabrało impetu pod wpływem japońskiej okupacji.
– Moim zdaniem han nabierało kształtu powoli, a jego korzenie sięgają
daleko w głąb naszej historii. Han to raczej smutek z domieszką gniewu,
który nie ma nic wspólnego z pragnieniem rywalizowania z Japończykami
i dążeniem do odniesienia sukcesu. Nie ma w sobie niczego pozytywnego –
stwierdziła.
O Sŏnhwa, urodzona w Korei pisarka o projapońskim nastawieniu, z którą
rozmawiałem w Tōkyō, przeciwstawiła han japońskiemu mono-no aware –
zadumie nad upływającym czasem.
– Japończycy po prostu wrzucają wszystkie problemy do wody
i pozwalają im odpłynąć – powiedziała, mając zapewne na myśli to, że
Japończycy lepiej sobie radzą z akceptowaniem tego, co przynosi im los,
z wybaczaniem i zapominaniem. Koreańczycy natomiast rozpamiętują
w nieskończoność rzeczywiste i wyimaginowane krzywdy, doprowadzając
się do stanu, który moja babcia nazwałaby „starą dobrą histerią”.
– Koreańczycy jęczą i lamentują. Japończycy zwykle nie okazują emocji,
co bynajmniej nie oznacza, że ich nie odczuwają – stwierdziła O.
Wszystko wskazuje na to, że han – albo przynajmniej przaśna koreańska
niedola – jest skutecznie podtrzymywane przez wybitnie stresogenny
południowokoreański system edukacji. Według najnowszego
ogólnoświatowego rankingu poziomu nauczania południowokoreańscy
uczniowie zajmują siódme miejsce w dziedzinie matematyki i czytania oraz
jedenaste – przyzwoite, ale i tak za Chinami, Japonią, Hongkongiem
i Tajwanem – w dziedzinie nauk przyrodniczych. Za to pod względem
dobrostanu uczniów młodzi Koreańczycy wypadają bardzo słabo. Tylko
połowa uważa się za „zadowolonych” lub „bardzo zadowolonych” ze
swego życia, podczas gdy średnia światowa wynosi 71 procent. 22 procent
określiło swój poziom zadowolenia z życia jako „niski” – w tym przypadku
średnia to 12 procent. Wszyscy nakładają na siebie olbrzymią presję –
82 procent stwierdziło, że chcą być najlepszymi uczniami w klasie, podczas
gdy na całym świecie pragnienie takie wyraża średnio 59 procent
uczniów36.
Widać wyraźnie, że coś tu jest bardzo nie w porządku. Być może winę
ponoszą niesławne hagwŏn, prywatne akademie prowadzące intensywne
korepetycje, do których wiele – być może nawet większość – dzieci
uczęszcza po szkole i przebywa tam często do późnej nocy. Rząd przyjął
ustawę, która ogranicza godziny pracy hagwŏnów: nie można prowadzić
w nich zajęć między godziną 22:00 a 5:00. (Wyobrażacie sobie, że trzeba
było uchwalić ustawę zakazującą takich praktyk?) Ale hagwŏny to przede
wszystkim niesamowicie dochodowy biznes: według jednego z szacunków
w 2009 roku zarobiły więcej niż Samsung. Oparty na konfucjańskiej
tradycji sposób nauczania w południowokoreańskich szkołach, polegający
na metodzie pamięciowej i bezrefleksyjnym akceptowaniu przekazywanej
wiedzy, wydaje się wyjątkowo zniechęcający. Na dodatek czesne
w hagwŏnach jest astronomicznie wysokie, a więc stać na nie tylko
zamożniejszych rodziców, co oznacza, że ich dzieci z reguły lepiej
wypadają na egzaminach, dostają się na lepsze uczelnie i znajdują lepszą
pracę. Przyczynia się to do pogłębiania i tak szybko rosnących nierówności
ekonomicznych.
Zauważyłem, że późnym wieczorem w seulskim metrze jest prawie
zawsze pełno dzieci. Pewnego wieczoru siedziałem obok na oko
piętnastoletniego chłopca. Najpewniej był w drodze z albo do jednego
z tysięcy hagwŏnów w mieście. Pogrążony w lekturze podręcznika do
matematyki, kołysał się łagodnie na siedzeniu, uderzając wolną ręką
w mięsień łydki. Może była to jakaś technika zapamiętywania, która miała
mu pomóc „donieść” w głowie wiadomości aż do egzaminu, a może po
prostu powoli tracił zmysły37.
Najważniejszym ze wszystkich szkolnych egzaminów jest sunŭng (także
jako suneung lub sunyng). Sunŭng to egzamin wstępny na uniwersytet,
który odbywa się co roku w listopadzie i rozstrzyga o przyszłym losie
absolwentów szkół średnich. Przekierowuje się loty i zamyka drogi, byle
tylko zapewnić ciszę i spokój uczniom zasiadającym do egzaminu, którego
wynik zadecyduje o tym, czy zostaną przyjęci na jeden z czterech czy
pięciu najbardziej prestiżowych uniwersytetów, w tym na uznawany za
najlepszy w kraju Narodowy Uniwersytet Seulski. Miejsce na jednej z tych
uczelni stanowi furtkę do pracy w chaebŏlu. W powszechnym przekonaniu
porażka skazuje młodego Koreańczyka nie tylko na studia na
drugorzędnym uniwersytecie, ale także na drugorzędne życie.
W Chinach od setek lat obowiązuje podobny system egzaminacyjny –
gāokăo – w którym egzamin wstępny na wyższą uczelnię decyduje o być
albo nie być zdającego. Podobno w tamtejszych szkołach uczniom
przystępującym do egzaminu podaje się kroplówki z energetyzującym
koktajlem aminokwasów. Pewien student pierwszego roku, którego
poznałem w Pekinie, na późniejszym etapie mojej podróży, opowiadał mi,
że przez trzy lata uczył się codziennie do szóstej rano do późnej nocy, żeby
się przygotować do dwudniowego egzaminu, który odbywa się co roku
w dniach 7 i 8 czerwca. Powiedział, że był dobrym uczniem i spodziewał
się, że zda śpiewająco, ale nie udało mu się spełnić własnych oczekiwań.
Maksymalna liczba punktów wynosiła 750, on zaś uzyskał 584, za mało, by
mógł studiować języki obce na jednej z dwóch najlepszych uczelni –
Uniwersytecie Pekińskim lub Qīnghuá (trad. Tsinghua) – o czym marzył,
podjął więc studia ekonomiczne na drugorzędnym uniwersytecie.
Co by zyskał, gdyby lepiej zdał egzamin?
– Uczysz się u najlepszych wykładowców, a potem masz możliwość
wyjazdu na studia zagraniczne, warto o to powalczyć.
Mimo przykrych doświadczeń uważał, że system się sprawdza i że
w kraju o tak olbrzymiej populacji surowy odsiew jest konieczny, nawet
jeśli wydaje się brutalny.
– Ten system daje ci niezłą szkołę – stwierdził. – Jeżeli nie umiesz sobie
poradzić na egzaminie, to może nie zasługujesz na życie usłane różami.
Inny chiński student, z którym rozmawiałem, powiedział mi jednak, że na
skutek niezwykle wysokich wymagań w szkole cierpiał na zespół stresu
pourazowego.
– Co noc miałem koszmary, w których nauczyciele mnie torturowali.
Presja była nie do wytrzymania – wspominał.
Han-la, studentka antropologii, którą poznałem w Seulu, była zdania, że
ze względu na niezwykle wysokie koszty porządnego wykształcenia oraz
ostrą rywalizację na zdominowanym przez chaebŏle rynku pracy młodzi
Koreańczycy mają coraz bardziej konserwatywne nastawienie do
planowania własnej przyszłości. Stwierdziła, że osoby, które kończą
edukację, mają przed sobą tylko cztery możliwości: ubiegać się o cenną
posadę w jednym z chaebŏli, która urządzi ich na całe życie, kontynuować
studia, co wymaga posiadania sporych zasobów finansowych, iść na prawo
(w Korei prawnicy zawsze świetnie sobie radzą) albo podejść do egzaminu
na urzędnika państwowego. Dla większości z nich działalność biznesowa
albo podróże to mrzonki. Gdy wspomniałem o sektorze kreatywnym,
którego kluczowe znaczenie dla przyszłości Korei podkreślał poprzedni
prezydent, Han-la roześmiała się lekceważąco:
– To zwykłe pustosłowie.
Dodała jednak, że istnieje jeszcze piąta opcja, którą wybiera wielu
młodych Koreańczyków.
– Założenie rodziny i wychowanie dzieci jest tak kosztowne i ryzykowne,
że wielu młodych ludzi postanawia nie podejmować tego ryzyka.
Przekonali się już, jak ciężko tu być dzieckiem i jak trudno zapewnić mu
porządne wykształcenie. Rezygnują więc. Rezygnują z małżeństwa,
rezygnują z miłości, rezygnują z posiadania dzieci.
34 Japończycy zajęli niewiele wyższe, 54. miejsce, Chińczycy zaś uplasowali się na
niechlubnej 86. pozycji; Amerykanie i Brytyjczycy znaleźli się na 18. i 19., a Tajwan na
przyzwoitej 26.
35 Tytuł ang. The Things You Can See Only When You Slow Down, tłum. z ang. Adriana
Mój pobyt w Korei Południowej kończy się w Inch’ ŏn, mniej więcej
godzinę drogi na zachód od Seulu. Postanowiłem kontynuować podróż
w stylu „slow” i dlatego wyruszam w dalszą drogę promem, który wypływa
z Inch’ ŏn co wieczór i po osiemnastu godzinach dociera do Qīngdăo (także
Tsingtao, Cingtao) na wschodnim wybrzeżu Chin.
Najpierw jednak zamierzam spędzić cały dzień w Inch’ ŏn, słyszałem
bowiem, że – podobnie jak w Yokohama – żyje tu liczna chińska
społeczność, ponieważ przez tutejszy port od ponad stu lat przechodzi
większość migrantów, którzy przybywają do Korei z chińskiej prowincji
Shāndōng (także Shantung, Szantung). Przetrwała tu niewielka chińska
dzielnica, chociaż w 1950 roku Inch’ ŏn było także miejscem lądowania sił
ONZ. Dzielnica z licznymi muzeami i restauracjami znajduje się
w bezpośrednim sąsiedztwie portu. W posępny poniedziałkowy wieczór,
gdy ciężkie od smogu powietrze zalatuje odorem kanalizacji, inch’ ŏńskie
Chinatown świeci pustkami, choć czteropiętrowe, oświetlone jak choinki
chińskie restauracje wabią radosnymi kolorami.
W jednej z nich zamawiam chajangmyōn (także tchajangmyōn,
jjajangmyeon, jajangmyeon)). Jest to tutejszy makaronowy klasyk
uhonorowany własnym muzeum, w którym dowiaduję się, że danie to
przywędrowało do Inch’ ŏn razem z chińskimi robotnikami w latach
osiemdziesiątych XIX wieku. . W tamtych czasach ten tani, szybki i sycący
robotniczy posiłek sprzedawano z ręcznych wózków na nabrzeżu. Z czasem
danie wzbogaciło się o koreański akcent w postaci pasty ze sfermentowanej
soi, a w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, nie wiedzieć czemu,
zaczęto do niego dodawać karmel. Dziś podaje się je z całym wachlarzem
tradycyjnych koreańskich dodatków – pikli, fermentowanych dipów
i kimchi.
W latach osiemdziesiątych XIX wieku, gdy Korea włączyła się do
międzynarodowej wymiany handlowej, siedziby japońskich
przedstawicielstw handlowych mieściły się w pobliżu portu, tuż obok
dzielnicy zamieszkiwanej przez przybyszów z Chin, oddzielone od niej
schodami, które istnieją do dziś. Wieńczy je pochodzący z późniejszego
okresu posąg Konfucjusza, dar od miasta Qīngdăo. W Inch’ ŏn zachowała
się największa w kraju liczba japońskich budynków sprzed epoki
kolonialnej. Przechadzam się między budowlami o niejednorodnej
architekturze, głównie dawnymi siedzibami banków. W przysadzistym
granitowym budynku z 1883 roku, zwieńczonym neoklasyczną kopułą,
mieścił się kiedyś tutejszy oddział Pierwszego Banku Japonii, pierwsza
nowoczesna instytucja finansowa w Korei. Na ulicy Japońskiej znajduje się
jeszcze kilka budynków w stylu japońskim, w tym drewniane sklepy,
podobne do powszechnie spotykanych w Kyōto machiya. Stoi tu także
dawny brytyjski konsulat, w którym dziś mieści się hotel Paradise.
Następnego dnia stawiam się w porcie nafaszerowany moim tradycyjnym
koktajlem leków na chorobę morską. Przede mną w zatłoczonej hali odpraw
wije się długa kolejka, ale panuje w niej pogodny nastrój. Moi
współpasażerowie – handlowcy w średnim wieku i kierowcy ciężarówek –
wyglądają na wesołą gromadkę. Gdy możemy już wejść na trap, ogarnia
nas nerwowe podniecenie charakterystyczne dla wszystkich pasażerów
wsiadających na promy.
Na pokładzie członek obsługi wskazuje mi drogę do mojej kajuty bez
okien. Przy ścianach w wąskim pomieszczeniu stoją naprzeciw siebie dwie
koje. Obok drzwi mieści się toaleta z prysznicem, a na przeciwległym
końcu kajuty stolik i ławeczka. Wnętrze jest do połowy zastawione
kartonowymi pudłami i sfatygowaną, mocno wypchaną i przewiązaną
sznurkiem czarną walizką, przypuszczalnie należącymi do mojego
współpasażera.
Ten prom, tak jak wszystkie promy – o ile się orientuję – został sklecony
z winylu, poliestru i włókna akrylowego gdzieś około 1974 roku. Każdą
powierzchnię pokrywa gruba warstwa brudu. Powietrze jest przesycone
wonią zgnilizny; postawienie bosej stopy na dywanie grozi ciężką
grzybicą – najodpowiedniejszym strojem na tej łajbie byłby kombinezon
ochronny.
Zostawiam bagaż w kajucie i wyruszam na zwiady. Z interkomu lecą
przeboje duetu Carpenters i zaczynam się zastanawiać, czy przez pomyłkę
nie kupiłem biletu na rejs tematyczny poświęcony latom siedemdziesiątym.
Zauważam sklepik ogólnospożywczy wypełniony po sufit chińskimi
zupkami instant i puszkami gazowanego napoju truskawkowego Chupa
Chups. Na jednym z pokładów natrafiam na dużą, otwartą przestrzeń
sypialną z rzędami materacy rozłożonych wprost na podłodze – wyjście
awaryjne na wypadek, gdyby mój współspacz za głośno chrapał.
Sprawdzam ofertę bufetu, w którym podają ryż z jakąś półpłynną czerwoną
papką. Później skosztuję trochę tego czerwonego; okaże się tak pikantne, że
wypali mi doszczętnie błonę śluzową w jamie ustnej.
Prom wypływa punktualnie z dżdżystego Inch’ ŏn i posuwa się
majestatycznie pod olbrzymim, zbudowanym przez Samsunga mostem
wiszącym, przez który wiedzie trasa na lotnisko. Wspinam się na najwyższy
pokład, staję obok komina wypluwającego kłęby gęstego, czarnego dymu
niczym stara minitaksówka i zadarłszy głowę, gapię się na spód mostu.
Robi niesamowite wrażenie, a ja nie mogę się oprzeć myśli, że zamiast na
tej krypie powinienem być tam na górze, w taksówce, w drodze na lotnisko.
Na szczęście morze jest spokojne, za co jestem mu niezmiernie
wdzięczny. Leżę na swojej koi, która kołysze się w łagodnym rytmie, ale
w nocy wybijają mnie ze snu na przemian dziwne trzaski i jęki naprężonego
metalu oraz znów przeraźliwe zgrzytanie zębami mego sąsiada. Po
powrocie zastałem go w naszej kabinie. Nazywa się Dong i pochodzi
z Pekinu. Wytłumaczył mi na migi, czym się zajmuje. Sądząc z jego
skomplikowanej gestykulacji, kafelkuje łazienki albo hoduje wielbłądy,
a może prowadzi warsztaty dla mimów. Każda możliwość wydawała się
równie prawdopodobna. Na temat zawartości pudeł uzyskałem mniej więcej
tyle samo informacji, ale założyłem, że robi jakieś interesy w Korei
Południowej.
– A co z THAAD? – zapytałem.
Pokazałem na migi zestrzeliwanie rakiet. Śledził wzrokiem moje palce,
a potem rzucił szybkie, nerwowe spojrzenie na drzwi. Na tym etapie naszej
„rozmowy” uznał przypuszczalnie, że pracuję w przemyśle lotniczym albo
jestem terrorystą. Spróbowałem czegoś innego, ale widząc jego
zdezorientowane spojrzenie, uznałem, że moje gesty naśladujące pisanie
także mogą zostać mylnie zinterpretowane. Zamiast tego spróbowałem
naśladować pisanie na klawiaturze. Zdaje się, że Dong pomyślał, iż jestem
pianistą.
Później wykonaliśmy jeszcze niezgrabny taniec wokół kwestii, kto
pierwszy skorzysta z łazienki, w końcu jednak udało się nam zgasić światło
i wylądować w naszych kojach. Teraz jednak nie mogę zasnąć. No bo jak
niby miałbym zmrużyć oko? Jestem na morzu, zamknięty w pudle w samej
bieliźnie, w jednym pomieszczeniu z obcym facetem, który uważa mnie za
pianistę terrorystę. Około trzeciej nad ranem w mojej głowie pojawia się
nagle fraza: I am on a slow boat to China41. Być może za sprawą leków,
które zażyłem, zdanie to wydaje mi się niesamowicie fascynujące
i godzinami powtarzam je w myślach. Później, około piątej, wpływamy na
bardziej wzburzone wody i zaczyna mocno kołysać. Czuję się, jakbym
pokonywał wodospad Niagara zamknięty w beczce. Staram się zwalczyć
naglącą potrzebę powspominania ostatniego posiłku, który składał się
z żylastego kawałka wołowiny polanego ostrym keczupem, ale jakiś
masochistyczny imperatyw każe mi bez przerwy przywoływać jego obraz.
Pędzę do toalety, a na resztę wydarzeń tamtej nocy pozwalam sobie spuścić
zasłonę milczenia. Ale tak, są chwile, gdy chcę umrzeć.
Następnego ranka, gdy czekam, by zejść na ląd w Qīngdăo, członek
załogi promu prowadzi mnie do specjalnej strefy z pierwszeństwem
wyjścia. Reszta pasażerów, w tym Dong, z którym wymieniłem stosownie
niezręczne gesty pożegnania, stoi w długaśnej kolejce w wąskim korytarzu
pokładu kabinowego. Czekając na swoją kolej, mam okazję po raz pierwszy
w życiu obserwować na żywo przykład syndromu wpychania się do kolejki
na bezczelnego (SWKB). Dwóch nędznie odzianych Chińczyków, jeden
w lustrzankach na nosie, drugi z heroiczną zaczeską, obaj z kartonowymi
pudłami przewiązanymi sznurkiem, pojawia się, gdy wszyscy już się
ustawili. Zamiast jednak udać się na koniec kolejki, stają z przodu, przed
kobietą, która czeka już co najmniej dziesięć minut. Obaj gapią się w sufit
z minami niewiniątek. Kobieta marszczy brwi, ale nawet nie próbuje
zwrócić im uwagi.
W nadchodzących tygodniach, w różnych miejscach w Chinach,
wielokrotnie będę świadkiem podobnie bezwstydnego wpychania się bez
kolejki. Ponieważ cudzoziemcy, a szczególnie Anglicy, tradycyjnie skarżą
się na ten paskudny zwyczaj, ograniczę się do przedstawienia rezultatów
moich obserwacji na temat najczęściej stosowanych strategii. Dwa
segmenty populacji wykazują szczególną skłonność do SWKB i każdy
z nich stosuje specyficzną dla siebie metodę. Mężczyźni w średnim wieku
przybierają luzacką pozę osobnika z urodzenia uprawnionego do przywileju
włażenia bez kolejki. Młode kobiety udają, że prowadzą Bardzo Ważną
Rozmowę przez swój smartfon, patrzą na tablicę odjazdów/odlotów z miną,
która mówi: „Nie przeszkadzać, wykonuję kilka ważnych zadań naraz”,
a ręką, w której dzierżą telefon, osłaniają się jak tarczą przed niechętnymi
spojrzeniami swoich ofiar. Obydwie techniki są doprawdy imponujące
w swoim bezwstydzie. Sam nie potrafiłbym ich zastosować. Muszę dodać,
że nigdy nie widziałem, by ktokolwiek zaprotestował, nie wspominając już
o podjęciu jakichś działań; wszyscy wydawali się akceptować to, że zawsze
znajdzie się ktoś, kto akurat w momencie kiedy dokonujesz transakcji,
nachyli się do okienka i wrzuci przez nie jakiś dokument albo pieniądze,
żeby odwrócić uwagę urzędniczki. Urzędniczka zaś za każdym razem
obsłuży intruza, tak jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
Podczas moich podróży po Chinach spędziłem wiele godzin na
rozmyślaniach o SWKB. Wykształciłem także u siebie szczególny rodzaj
widzenia peryferyjnego o zasięgu znacznie wykraczającym poza ludzkie
standardy. Mogłem dzięki niemu skutecznie blokować podstępne próby
zajęcia mego miejsca, robiąc szybki krok w lewo lub w prawo, a czasami
wykonując zręczny zwód w obie strony. Stojąc w kolejce po bilet do
jednego z muzeów w Szanghaju, rozegrałem wyjątkowo satysfakcjonujący
pojedynek z filigranową, ale niezwykle zdeterminowaną starszą panią, która
próbowała wepchnąć się przede mną do kolejki. Wykonałem posuwisty
wykrok w lewo, a potem w prawo, blokując jej dostęp do kasjerki niczym
ochroniarz Beyoncé osłaniający swoją podopieczną ciałem przed
wścibskimi paparazzi. W końcu moja przeciwniczka zrozumiała, że nie ma
szans, i oboje skwitowaliśmy śmiechem naszą przepychankę, ale dużo
później, zmęczony tygodniami kolejkowych zmagań, złamałem się w końcu
pewnego popołudnia, w kolejce do odprawy na lotnisku w Szanghaju.
Mężczyzna w średnim wieku zbliżył się z boku do strefy odgrodzonej liną
i niczym drapieżny ptak, który pikuje pod ostrym kątem na niczego
niepodejrzewającą polną myszkę, dopadł pierwszego stanowiska odpraw,
które się zwolniło po odejściu poprzedniego pasażera.
Byłem wprawdzie piąty w kolejce, ale postanowiłem zaprotestować
i krzyknąłem do żałosnego osobnika na czele kolejki, który dopuścił do
tego bezczelnego wtargnięcia:
– Co?! Czemu pan mu na to pozwala?! Wcisnął się do kolejki z boku!
A my tu wszyscy czekamy! – Wzmocniłem przekaz gwałtowną
gestykulacją.
Mężczyzna z przodu kolejki spojrzał na mnie przez ramię, ledwie
dostrzegalnie wzruszył ramionami i skierował wzrok z powrotem ku ladzie.
Byłem bezsilny; mogłem tylko pofantazjować o czynach pełnych przemocy.
Gdy w końcu nadeszła moja kolej, celniczka poinformowała mnie, że mam
nadbagaż; miałem przejść do innego stanowiska, żeby zrobić dopłatę.
Wskazała dłonią w lewo, w stronę, z której nadszedł kolejkowy intruz.
– Zaraz, ale to znaczy, że później będę musiał znowu odstać swoje
w kolejce – biadoliłem, zerkając wymownie na kolejkę za moimi plecami,
która teraz wyraźnie się wydłużyła.
– Nic podobnego. Proszę podejść prosto do lady – wyjaśniła kobieta
uprzejmym tonem.
Zrozumiałem wtedy, że właśnie to robił tamten mężczyzna. Wcale nie
próbował wcisnąć się bez kolejki. Po tym wydarzeniu już nigdy nie
reagowałem nerwowo na chińskie obyczaje kolejkowe.
Czekam w strefie VIP, żeby zejść z promu na nabrzeże w Qīngdăo. Obok
mnie siedzi mężczyzna ubrany jak niedzielny łowca przygód, w spodnie
khaki z zamkami błyskawicznymi wokół kolan i kamizelkę wędkarską. Ma
wielki plecak, do którego przytroczył bidon z wodą i lornetkę.
– Niech pan tylko na nich spojrzy – mówi z niesmakiem. – Chińczycy.
– A pan nie jest Chińczykiem. Koreańczyk?
Mężczyzna wygląda na urażonego:
– Nieeee, Japończyk!
Przedstawia się jako pan Norisuke. Zajmuje się pisaniem reportaży
z podróży. Pyta, czy wiem, że ten prom został zbudowany w Japonii. Język
jego ciała sugeruje jednoznacznie, że według niego zbudowanie promu tej
klasy przekracza możliwości Koreańczyków.
– Wie pan – nachyla się do mnie i mówi konspiracyjnym szeptem –
koreańskie promy toną jeden po drugim.
Pan Norisuke ma także sprecyzowaną opinię o Chińczykach. Twierdzi, że
są nieprzewidywalni i niegodni zaufania. Jako Japończyk musi uważać,
zwłaszcza kiedy podróżuje przez tereny wiejskie. W niektórych częściach
Chin ludzie wciąż nie pałają sympatią do Japończyków i choć sam nigdy
nie padł ofiarą przemocy fizycznej, czasami na wszelki wypadek udaje, że
jest Tajwańczykiem.
Po zejściu na ląd zostawiam pana Norisukego z jego opiniami i łapię
taksówkę na dworzec. Qīngdăo wygląda na atrakcyjne, pełne zieleni miasto
z kilkoma uroczo sfatygowanymi budynkami z epoki kolonialnej. Na
początku okresu nazywanego w Chinach stuleciem wstydu, kiedy
zachodnie mocarstwa kolonialne poczynały sobie wyjątkowo nikczemnie
z Państwem Środka, Qīngdăo zostało wydzierżawione Niemcom w ramach
koncesji kolonialnej. Oprócz kilku przykładów ładnej architektury rodem
z Mitteleuropy, niemiecka spuścizna zachowała się jeszcze w lokalnych
budkach z fast foodami, które oferują kiełbaski w bułce i piwo popularnej
w Chinach marki Qīngdăo.
Dworzec w Qīngdăo to imponująca budowla – olbrzymia, świetnie
rozplanowana, czysta. Każdy kolejny chiński dworzec, który odwiedzę
w ciągu tej podróży, będzie wspanialszy od poprzedniego. Hala główna
ostatniego z nich, dworca w Szanghaju, jest chyba największym
budynkiem, w jakim kiedykolwiek byłem. Podróżując po współczesnych
Chinach, można się poczuć jak bohater powieści Swifta. Jest to jedna z tych
krain, gdzie wszystko jest dziwaczne, przerysowane, wykoślawione;
nigdzie nie widać tego lepiej niż na dworcach kolejowych.
Pociąg do Pekinu jest punktualny co do minuty, przestronny, nowoczesny
i – zgodnie z tym, co pokazuje się na ekranie nad wejściem do wagonu –
chwilami osiąga prędkość 306 kilometrów na godzinę. Przejeżdżamy przez
tereny okryte brudnobrązową mgiełką smogu. Obszary wiejskie w Chinach
to frapująca mieszanka zakładów przemysłu ciężkiego, dymiących
kominów, wieżowców mieszkalnych, mniejszych osiedli zabudowanych
niższymi, pudełkowatymi szeregowcami i upraw na skalę przemysłową.
Widać, że stąd pochodzi część żywności potrzebnej do wykarmienia
1,37 miliarda ludzi. Na pewnym odcinku podróży przez co najmniej
czterdzieści minut oglądam przez okno ciągnące się po horyzont połacie
tuneli foliowych. Biorąc pod uwagę prędkość jazdy, przypuszczalnie
przejechaliśmy właśnie przez region wielkości Belgii.
41On a slow boat to China (dosł. na łodzi, która bardzo powoli płynie do Chin) – idiom
używany w sytuacji, gdy coś dzieje się wyjątkowo wolno, w żółwim tempie. Także tytuł
popularnej piosenki, którą wykonywali m.in. Ella Fitzgerald, Frank Sinatra i Jimmy Buffett
(przyp. tłum.).
24
HARBIN I
Ishii Shirō urodził się pod koniec XIX wieku w Shibayama na wschód od
Tōkyō, w pobliżu miejsca, gdzie dziś znajduje się lotnisko Narita. Zdjęcia
dobiegającego trzydziestki Ishii ukazują okularnika z wysuniętą dolną
szczęką, który w za dużym płaszczu wygląda na nastolatka. W 1920 roku
ukończył studia na wydziale medycyny Uniwersytetu Cesarskiego w Kyōto.
Wkrótce też ten pracowity, poważny i ambitny młody człowiek poślubił
córkę rektora uczelni.
Ponieważ Ishii interesował się szczególnie bakteriami, w 1928 roku udał
się do Europy w celu prowadzenia badań nad historycznymi epidemiami.
Cztery lata później opatentował rewolucyjne urządzenie do oczyszczania
wody, nazwane oczyszczaczem Ishii; przyczynił się także do utworzenia
laboratorium bakteriologicznego przy Wojskowej Szkole Medycznej
w Tōkyō.
Przełom lat dwudziestych i trzydziestych to burzliwy okres w stolicy
Japonii. Podczas gdy w kraju panował głęboki kryzys ekonomiczny, elity
wojskowe dążyły wszelkimi metodami – nierzadko uciekając się do buntów
i zabójstw – do osłabienia rządu, zahamowania procesów demokratycznych
i rozszerzenia władzy cesarza. Militarystów uskrzydlały sukcesy japońskiej
Armii Kwantuńskiej, która w 1931 roku własnymi siłami dokonała inwazji
na Mandżurię, wykorzystując jako pretekst zorganizowaną przez siebie
prowokację – znaną pod nazwą incydentu mukdeńskiego albo
mandżurskiego – która polegała na wysadzeniu w powietrze odcinka jednej
z japońskich linii kolejowych. W lutym 1932 roku, łamiąc zasady traktatów
międzynarodowych, Armia Kwantuńska zaatakowała Harbin, jedno
z największych miast w regionie, i osadziła Puyi, ostatniego cesarza Chin
z dynastii Qīng, na tronie marionetkowego państwa Mandżukuo,
utworzonego z podbitych terenów północnych Chin i Mongolii
Wewnętrznej. Inwazję tę potępił cały świat zachodni; Ameryka, którą
łączyły z Chinami ważne interesy gospodarcze, nałożyła na Japonię sankcje
handlowe. W odpowiedzi Japonia wystąpiła z Ligi Narodów. W kraju
zapanowała gorączka wojenna, a pasmo sukcesów militarnych i aprobata
„boskiego” cesarza dla agresywnych działań armii podsycały
przeświadczenie, że Japonia jest niepokonana. Armia cesarska, która
cieszyła się powszechnym poparciem społecznym, dotarła pod mury
Pekinu, a w 1936 roku Japonia przystąpiła do paktu z Niemcami
i Włochami oraz kontynuowała ekspansję w Chinach.
W 1933 roku bakteriologiczne laboratorium Ishii zostało przeniesione do
Harbinu i przemianowane na Oddział Prewencji Epidemiologicznej Armii
Kwantuńskiej. Była to jednak tylko przykrywka dla instytucji znanej lepiej
pod nazwą Jednostki 731 (jap. Dai nana-san-ichi butai), największego na
świecie ośrodka badawczego, w którym pod kierunkiem młodego
mikrobiologa pracowano nad stworzeniem broni biologicznej. Prowadzono
tam badania nad pięćdziesięcioma różnymi drobnoustrojami, w tym
bakteriami dżumy, cholery, wąglika i gruźlicy, a także przeprowadzano
eksperymenty na ludziach i wiwisekcje.
Jednostka 731 rozpoczęła swoją działalność w niewielkiej piwnicy
w centrum Harbinu od eksperymentów na dwóch grupach tak zwanych
bandytów – pierwszą wystawiono przez pięć minut na działanie fosgenu,
gazu bojowego, drugiej wstrzyknięto 15 mililitrów cyjanku potasu,
a następnie porażono prądem o napięciu 20 tysięcy woltów, który spalił
ofiary żywcem. W 1939 roku, po ucieczce kilku więźniów, ośrodek
przeniesiono do lepiej zabezpieczonej bazy w Pingfang, jednym
z przedmieść Harbinu. Nowy, specjalnie zbudowany kompleks otaczało
ogrodzenie pod napięciem i trzymetrowy rów. W nowej placówce Ishii
nadal kierował pracami nad bronią biologiczną, testował jej działanie na
ludziach, zwierzętach i roślinach, pracował nad zapobieganiem epidemiom
i oczyszczaniem wody dla armii. Obiekt, który później wyposażono we
własny pas startowy, mógł pomieścić do 3500 osób – personelu i więźniów.
Więźniów Ishii – Chińczyków, Rosjan i Koreańczyków – dobrze
karmiono i zachęcano do aktywności fizycznej, aby utrzymać ich w dobrej
formie na potrzeby eksperymentów, takich jak poddawanie działaniu
temperatury –27ºC w celu badania skutków odmrożeń, na które mogli być
narażeni japońscy żołnierze walczący w Mongolii. Więźniów kładziono na
plecach i przywiązywano do noszy. Niektórzy mieli gołe ręce i mokre
skarpetki na stopach, inni mokre rękawiczki i za ciasne buty, jeszcze inni
znajdowali się pod wpływem alkoholu lub mieli puste żołądki. Ofiary
wystawiano na zakażenie drogą powietrzną i na działanie trujących gazów,
zakażano za pośrednictwem ładunków wybuchowych lub uśmiercano
zastrzykami z trucizną. Często poddawano więźniów wiwisekcjom bez
znieczulenia, zatykając im usta kneblami z gazy.
Ofiarami eksperymentów byli kryminaliści, ludzie podejrzewani
o działalność w ruchu oporu, szpiedzy, a także okoliczni mieszkańcy,
których wygląd nie spodobał się japońskim żandarmom – „zatwardziali,
niereformowalni recydywiści”. Więźniów wyznaczonych do „specjalnego
transferu” do Jednostki 731 przestawano traktować jak istoty ludzkie – tak
jak więźniów w niemieckich obozach koncentracyjnych – i mówiąc o nich,
używano określenia maruta – „kłody”. Zdaniem historyków w ośrodku
uśmiercano ponad 600 więźniów rocznie.
Ponieważ na skutek amerykańskiego embarga dostawy metali i surowców
mineralnych do Japonii były mocno ograniczone, Japończycy uznali, że
wojna biologiczna jest znacznie bardziej ekonomiczną metodą zabijania niż
bomby i kule, w związku z czym Jednostka 731 zaczęła odgrywać główną
rolę w wysiłku wojennym. Zgodnie z niektórymi szacunkami ilość bakterii
namnażanych w ośrodku wystarczyłaby do wyeliminowania całej ziemskiej
populacji.
Japończycy po raz pierwszy zastosowali broń biologiczną na polu walki
w lipcu 1939 roku, gdy oddział wysłany z misją samobójczą przez
Jednostkę 731 wlał 22,5 kilograma płynu z bakteriami cholery, tyfusu
i innych chorób do rzeki Chalch (także Khalkha, Kahlkhyn Gol, Chalchyn
gol, Chałchyn goł) w pobliżu granicy chińsko-mongolskiej, gdzie
Japończycy walczyli z Rosjanami. W późniejszym okresie z inicjatywy
Ishii utworzono na terenie Chin więcej ośrodków, w których prowadzono
badania nad bronią biologiczną. Powstały one w Nankinie, Chángchūn,
Kwangju i Pekinie, a także w Singapurze i innych miastach na terenie
rozrastającego się gwałtownie imperium japońskiego.
W 1940 roku w Qúzhōu japoński samolot zrzucił na pola ziarno pszenicy
zainfekowane dżumą. Rok później Jednostka 731 przeprowadziła ataki na
Zhejiang, Jiangxi i Nankin, a także rozpoczęła wojnę biologiczną
w Chángdé na terenie prowincji Húnán. Jak wynika z ustaleń chińskich
historyków, na terenie Chin Japończycy użyli broni biologicznej 1919 razy
w dwudziestu prowincjach.
Po kilkudniowym pobycie w Pekinie wyruszam do Harbinu oddalonego
o osiem godzin jazdy pociągiem na północ. Stamtąd w zaledwie dwie
godziny mógłbym dotrzeć do granic Syberii i Korei Północnej. Zamierzam
zwiedzić Muzeum Japońskiego Eksperymentalnego Ośrodka Badań nad
Bronią Biologiczną, zbudowane dziesięć lat temu na terenie dawnej
siedziby Jednostki 731. Muzeum, do którego jadę taksówką, znajduje się
w oddalonej o godzinę jazdy od centrum strefie przemysłowo-mieszkalnej,
położonej naprzeciwko wielkiej fabryki Forda. Główny budynek to gładki
monolit z czarnego granitu. Mógłby uchodzić za siedzibę skandynawskiego
muzeum sztuki nowoczesnej, gdyby nie tablica, na której umieszczono
informację, że gmach ten jest „pomnikiem ofiar faszyzmu, który wraz
z europejskimi obozami koncentracyjnymi i »strefą zero« w Hiroshima
przypomina całemu światu o potrzebie wspólnego dążenia do utrzymania
pokoju i sprzeciwu wobec wojny”.
Niektórzy Japończycy nadal nie przyjmują do wiadomości prawdziwego
celu utworzenia Jednostki 731, ale muzeum jest bardzo przekonujące, nie ze
względu na bogactwo prezentowanych świadectw materialnych, lecz na ich
niedostatek. Jest tu kilka mikroskopów, fumigatorów, parę skalpeli, masek
gazowych, porażających „stojaków na wnętrzności” i „haków
dentystycznych” – w większości ofiarowanych muzeum przez miejscową
ludność – ale nie ma prawie nic, co mogłoby posłużyć jako fizyczny dowód
zbrodni. Muzeum wbrew pozorom nie jest poligonem ćwiczebnym łzawej
antyjapońskiej propagandy, lecz prezentuje nagie, makabryczne fakty,
opierając się na relacjach naocznych świadków, w tym wielu japońskich
weteranów wojennych, na ustaleniach naukowców i dziennikarzy.
Na terenie wokół głównego budynku muzeum znajdują się głównie
odkopane fundamenty zabudowań ośrodka, osłonięte pawilonami bez ścian,
podobnymi do tych, które często osłaniają rzymskie ruiny w Europie. Na
tabliczkach znajdują się informacje o przeznaczeniu każdego z budynków
w kompleksie, który został zbudowany na podstawie niemieckiego
projektu. W tak zwanym Budynku Kwadratowym przeprowadzano masowe
eksperymenty na zdrowych jeńcach, których zarażano dżumą dymieniczną,
wąglikiem, cholerą, gruźlicą i tyfusem. Obok miejsca, gdzie znajdowało się
Laboratorium Niskich Temperatur – dwukondygnacyjny, hermetycznie
zamknięty budynek, w którym można było prowadzić badania przez
okrągły rok – zauważam niewielką tabliczkę z napisem: HODOWLA
SUSŁÓW. Japończycy hodowali także myszy, króliki, osły, małpy i konie,
aby prowadzić na nich doświadczenia.
Pewien nowo przybyły członek niższego personelu Jednostki 731,
zapalony jeździec, wspominał po latach swoje pierwsze zetknięcie z końmi:
„W pobliżu nie było nadzorców, wsiadłem więc na pierwszego z brzegu
uwiązanego konia. Zawołałem: »Ruszaj, ruszaj«. Nagle usłyszałem czyjś
gniewny okrzyk: »Co ty wyprawiasz?«. Podbiegli do mnie dwaj przerażeni
badacze w strojach ochronnych”. Rozebrali młodego mężczyznę do naga
i odkazili od stóp do głów. Jak się później dowiedział, koń został zarażony
bakterią nosacizny, choroby zakaźnej koni i bydła, którą badano pod kątem
potencjalnego wykorzystania przeciwko człowiekowi. Jednostka 731
wypróbowywała także różne metody przenoszenia broni biologicznej, takie
jak zrzucanie bomb z ładunkami bakterii i rozpylanie mikrobów
z samolotów, ale najbardziej dziwaczny pomysł polegał na wypuszczeniu
balonów z podwieszonymi bombami nad Pacyfikiem i skierowaniu ich
w głąb Stanów Zjednoczonych.
Ishii miał trzech braci. Jeden zginął na wojnie rosyjsko-japońskiej, która
toczyła się w latach 1904–1905. Dwóch pozostałych Ishii zwerbował
później do pracy w swoim ośrodku w Harbinie. Jeden zajmował się
spalaniem zwłok, drugi zaś został zatrudniony w charakterze technika
weterynarii do opieki nad zwierzętami laboratoryjnymi. Wielu
pracowników Jednostki 731 było krewnymi Ishii lub znajomymi z jego
rodzinnego miasta, kolegami z czasów szkolnych albo byłymi studentami,
co znacznie ułatwiało zachowanie tajemnicy.
9 sierpnia 1945 roku Jednostka 731 otrzymała informację, że do ośrodka
zbliża się Armia Czerwona. Ishii kazał swoim podwładnym spalić
w piecach wszelkie dowody ich działalności. Swemu bratu Tadaotoko
powierzył zadanie zagazowania lub zastrzelenia pozostałych więźniów
i skremowania zwłok. 10 sierpnia Japończycy zbombardowali kompleks,
lecz zakażone myszy i pchły ocalały i wywołały epidemię dżumy
w Pingfang. W ciągu następnych dziewięciu lat w Harbinie zmarły na
dżumę łącznie 143 osoby.
Gdy Japonia skapitulowała, większość byłych pracowników Jednostki
731 zdążyła już uciec do kraju przez Pusan. Otrzymali surowy zakaz
kontaktowania się ze sobą, identyfikowania siebie nawzajem oraz
kontynuowania prac jednostki. Część pracowników jednostki trafiła do
rosyjskiej niewoli. Jednym z jeńców był Kawashima Kiyoshi, szef
Wydziału 1, który podczas procesu w 1945 roku zeznał, że tylko w latach
1940–1945 w Jednostce 731 uśmiercono ponad 3 tysiące ludzi. Niektórzy
spośród pracowników Jednostki 731, którym udało się wrócić do Japonii,
zignorowali rozkazy i założyli związki weteranów. Żaden z nich nie poniósł
kary. Przeciwnie, w muzeum w Harbinie możemy się dowiedzieć, że wielu
„czerpało niewiarygodne zyski z otwieranych przez siebie prywatnych
szpitali i firm farmaceutycznych, [a także] zajmowało eksponowane
stanowiska w japońskich kręgach medycznych”. Jeden z nich, Kitano
Masaji, pracował w prywatnej klinice w Japonii i żył w dostatku aż do
śmierci w 1986 roku. Człowiek, który odpowiadał za badania nad
odmrożeniami, Yoshimura Hisato, podjął pracę na uczelni medycznej. Były
kierownik sekcji badań nad wąglikiem, Uemura Hajime, pracował
w japońskim ministerstwie edukacji. Jeden z weteranów Jednostki 731
został wicegubernatorem Hokkaidō, inny zaś kierował uczelnią medyczną
Japońskich Sił Samoobrony.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wielu weteranów
Jednostki 731 złożyło obszerne zeznania, w których opisali popełniane
przez siebie zbrodnie. Niektórzy bronili swoich działań, zasłaniając się
zasadą konieczności wojennej. Inni, jak Shinozuka Yoshio, który podjął
pracę w Jednostce 731, mając zaledwie piętnaście lat, zeznawali, by chociaż
w ten sposób odpokutować za swoje winy; nierzadko też reprezentowali
ocalałych Chińczyków i ich rodziny przed japońskimi sądami w sprawach
o zbrodnie wojenne japońskiej armii. Japońscy dziennikarze i naukowcy
gruntownie zbadali historię Jednostki 731, chyba nawet staranniej niż ich
chińscy i koreańscy koledzy, a japońscy prawnicy – podobnie jak
w przypadku kobiet pocieszycielek – pomagali krewnym ofiar w składaniu
pozwów cywilnych przeciwko japońskim władzom. Mimo to są jeszcze
uczeni odpowiedzialni za treść podręczników historii, którzy
konsekwentnie utrzymują, że w Harbinie nigdy nie przeprowadzano
eksperymentów na ludziach. W filmie dokumentalnym Unit 731
zrealizowanym w 2002 roku dla programu „Correspondent” telewizji BBC
dziennikarka Anita McNaught przyszła z walizką pełną dowodów – którą
z trudem wtaszczyła na schody – do biura Nobukatsu Fujioka, profesora
pedagogiki na Uniwersytecie Tokijskim i autora podręczników. Początkowo
utrzymywał on, że dowody nie istnieją. Po zapoznaniu się z zawartością
walizki stwierdził jednak, że dokumentacja została sfałszowana.
W muzeum w Harbinie można przeczytać wiele krytycznych uwag pod
adresem Japończyków, którzy zaprzeczają istnieniu Jednostki 731. Jest tam
mowa o „siłach prawicowych, które zniekształcają historię japońskiej
agresji, nadając pospolitym napaściom na inne kraje pozory działań
godnych szacunku, oraz starają się ożywić niechlubną tradycję
militaryzmu”. Zaprezentowano tam również zdjęcie z wizyty Abe Shinzō
w bazie wojskowej w Higashimatsushima, w prefekturze Miyagi, w 2013
roku. Abe siedzi w kabinie myśliwca treningowego T-4 z uśmiechem na
ustach i uniesionym kciukiem. Na burcie samolotu widnieje numer 731.
Pod zdjęciem czytamy: „Trudno sobie wyobrazić, że Abe Shinzō mógłby
nie znać historii Jednostki 731. Jego postępowanie odzwierciedla to, że gros
japońskiego społeczeństwa nie chce przyjąć odpowiedzialności za wojnę,
poświęcić jej głębokiej refleksji ani za nią przeprosić”.
Ishii uciekł do Japonii 12 sierpnia 1945 roku. Sfingował własną śmierć,
a jego pogrzeb odbył się w jego rodzinnym mieście 10 listopada 1945 roku.
Amerykańscy śledczy wytropili go w Kanazawa, gdzie ukrywał się
w świątyni, która pełniła funkcję prowizorycznej bazy Jednostki 731.
Amerykanie mieli własny ośrodek badań nad bronią biologiczną w Camp
Detric, w stanie Maryland, gdzie jednak nie prowadzili eksperymentów na
ludziach, pragnęli więc poznać wyniki badań Ishii. „Nie mogliśmy uzyskać
tych informacji w naszych własnych laboratoriach ze względu na obiekcje
wobec eksperymentowania na ludziach” – czytamy w raporcie
amerykańskich śledczych.
Podczas długotrwałych, drobiazgowych przesłuchań Ishii początkowo
bagatelizował potencjał wojny biologicznej: „Podczas zwycięskiej wojny
nie ma powodu, by sięgać po broń biologiczną, a wojna, która zmierza ku
przegranej, nie daje możliwości efektywnego wykorzystania tej broni. Do
prowadzenia badań nad bronią biologiczną potrzeba mnóstwa ludzi,
pieniędzy i materiałów”. Przyznał, że prowadzone były badania na „małych
zwierzętach”, twierdził jednak, że nie planowano ani nie prowadzono
wojny biologicznej. Gdy jednak zrozumiał, że jego zeznania nie zostaną
wykorzystane przeciwko niemu ani nawet ujawnione podczas procesów
tokijskich, zaczął rozmawiać z Amerykanami bardziej otwarcie, a w końcu
zaoferował Stanom Zjednoczonym kompletne wyniki swoich badań
w zamian za wycofanie wszystkich zarzutów przeciwko niemu i jego
zespołowi42. Zawsze konsekwentnie zaprzeczał twierdzeniom, że
działalność Jednostki 731 została oficjalnie usankcjonowana przez Tōkyō,
i utrzymywał aż do śmierci, że cesarz nie wiedział o prowadzonych przez
nią badaniach. „Cesarz miłuje ludzkość i nigdy nie wyraziłby zgody na coś
takiego” – stwierdził w rozmowie z jednym z przesłuchujących go
Amerykanów. W rzeczywistości Hirohito w lipcu 1937 zawarł rozkaz
użycia broni biologicznej w dyrektywie opatrzonej jego pieczęcią.
Doskonale wiedział o istnieniu Jednostki 731 i w pełni aprobował jej
działalność. Ishii zmarł na raka krtani 9 października 1959 roku w swoim
domu w Tōkyō. Miał sześćdziesiąt siedem lat.
Jak dziś patrzą na to wszystko Chińczycy? W muzeum zapoznałem się
z wynikami ankiety przeprowadzonej przez UNESCO w ramach procedury
poprzedzającej wpisanie placówki na Listę Światowego Dziedzictwa.
O dziwo, większość mieszkańców Harbinu nawet nie słyszała o Jednostce
731 ani o muzeum. Około 76 procent ankietowanych uważało, że nie należy
utożsamiać wszystkich Japończyków z tamtejszą prawicą, a 55 procent było
zdania, że świat nie powinien obwiniać o dawne zbrodnie dzisiejszych
Japończyków.
Przed wyjściem rozmawiam przez chwilę z pracownicą muzeum, która
obsługuje stanowisko informacyjne. Mówi, że ich placówkę odwiedza
rocznie 300 tysięcy gości. Pytam, czy jest wśród nich wielu Japończyków.
Odpowiada, że niezbyt wielu. Przychodzi najwyżej kilkoro w tygodniu,
głównie studenci. Wydaje się jednak, że fakty na temat Jednostki 731 są
wreszcie akceptowane przez japońską opinię publiczną. W sierpniu 2017
roku japońska telewizja państwowa NHK wyświetliła film dokumentalny
poświęcony Jednostce 731, w którym znalazły się świadectwa jej byłych
członków, a w kwietniu 2018 roku jeden z pracowników naukowych
Uniwersytetu Shiga opublikował listę personelu jednostki ze stycznia 1945
roku, zawierającą 3607 nazwisk.
Wracając taksówką do hotelu w centrum Harbinu, myślałem o japońskich
prawicowcach, którzy twierdzą, że osoby, które przyznały się do pracy
w Jednostce 731, zostały wcześniej poddane praniu mózgu przez
Chińczyków. Czy oni naprawdę wierzą, że jednostka nigdy nie istniała?
Czy rzeczywiście są przekonani, że wojna, którą Japończycy rozpętali
w Azji, była sprawiedliwa i jako taka uzasadniała każde działanie, nawet
najbardziej odrażające pod względem moralnym? Przypuszczam, że jednym
ze źródeł ich postawy jest chęć wytrącenia broni z ręki „wrogom Japonii”,
a zwłaszcza tym chińskim i koreańskim politykom, którzy atakują Japonię,
by zjednać sobie przychylność wyborców. Jeśli jednak Japończycy sądzą,
że kwestię ich zbrodni wojennych uda się zamieść pod dywan, są w błędzie.
Zarówno bowiem Chińczycy, jak i Koreańczycy są zdecydowani nagłośnić
i upamiętnić japońskie zbrodnie oraz – jak się później przekonałem – dążą
do tego z niesłabnącą determinacją.
Rankiem 26 października 1909 roku, tuż przed japońską aneksją Korei, Itō
Hirobumi, były premier Japonii i bliski przyjaciel cesarza Meiji, przybył na
dworzec w Harbinie, ówczesnej enklawie rosyjskiej w głębi terytorium
Chin. Itō Hirobumi przybył tam, by kontynuować negocjacje z rosyjskim
ministrem finansów Kokowcowem, zainicjowane po klęsce Rosji w wojnie
1905 roku. W tamtym okresie Korea była już właściwie japońskim
protektoratem.
Na dworcu czekał już na Itō członek koreańskiego ruchu oporu An
Chung-gŭn (także jako Ahn Jung-geun, An Czung-gyn) z pistoletem
ukrytym w pudełku na drugie śniadanie. Gdy Japończyk wysiadł z pociągu
i skierował się w stronę wyjścia z peronu, An wychynął z cienia i oddał
kilka strzałów, zabijając Itō Hirobumi na miejscu. Rosjanie aresztowali
Ana, ale szybko przekazali go Japończykom, którzy postawili go przed
sądem i skazali na śmierć. Podobnie jak zamach na Franciszka Ferdynanda,
do którego doszło kilka lat później, zabójstwo miało poważne reperkusje.
Jego śmierć odbiła się szerokim echem w Azji Wschodniej, chociaż dziś
Koreańczycy i Japończycy postrzegają tamto wydarzenie zupełnie inaczej:
ci pierwsi czczą Ana jako bohatera narodowego, drudzy zaś uważają go za
terrorystę.
Tydzień wcześniej zwiedziłem w Seulu przepiękne muzeum poświęcone
Anowi. Dziś Korea Południowa podchodzi z tak wielką powagą do kwestii
upamiętniania bohaterów, którzy walczyli o wyzwolenie kraju spod jarzma
Japończyków, że – jak twierdzą niektórzy – wyolbrzymia skalę i dokonania
ruchu oporu. W 2018 roku, w swoim przemówieniu z okazji Narodowego
Dnia Wyzwolenia Korei, prezydent Mun Jae-in stwierdził na przykład, że
„żaden naród na świecie nie był tak nieugięty w walce o niepodległość jak
naród koreański. Wolność nie została nam dana, sami ją sobie
wywalczyliśmy”. Ciekaw jestem, czy Francuzi, którzy w czasie wojny
zorganizowali silny ruch oporu i toczyli z Niemcami wojnę partyzancką,
oraz Amerykanie, którzy wyzwolili Koreę, byliby tego samego zdania.
Cztery szklane sześciany, w których mieści się Muzeum Ana, nie
mogłyby się znajdować w bardziej prestiżowej lokalizacji. Wznoszą się
bowiem w parku Namsan, na wzgórzu, które góruje nad centrum Seulu.
W muzeum zapoznałem się z tłem historycznym japońskiego zaboru Korei
po, jak to określono, trzydziestu latach „narodowego kryzysu”, który
rozpoczął się wraz z podpisaniem traktatu z Ganghwa w 1876 roku,
a zakończył całkowitą aneksją kraju w 1910 roku. An Chung-gŭn przyszedł
na świat w tym właśnie feralnym okresie, w roku 1879. Jako młody
człowiek przeszedł na katolicyzm, a następnie wyjechał do Szanghaju,
z zamiarem nawiązania kontaktu z tymczasowym rządem Republiki Korei,
który miał tam swoją siedzibę. An wrócił do Korei po śmierci ojca w 1906
roku i – jak wynika z informacji zgromadzonych w muzeum – ślubował, że
nie wypije ani kropli alkoholu, dopóki Korea nie odzyska niepodległości.
An i jego towarzysze uznali jednak, że abstynencja to zbyt skromne
wyrzeczenie, dlatego też po złożeniu uroczystego ślubowania, że przywrócą
niepodległość Korei, każdy z nich przypieczętował przysięgę, obcinając
sobie część palca serdecznego na wysokości pierwszego stawu. Jeden
z muzealnych eksponatów – oświetlony punktowo, zakrwawiony koniuszek
palca, który spoczywa na złożonej chusteczce – przemawia do wyobraźni,
pomagając wyobrazić sobie pokłosie owego rytualnego okaleczenia.
W 1908 roku An wyjechał na Syberię, gdzie zamierzał zgromadzić armię,
która miała zaatakować Japończyków. Podczas pobytu w Harbinie
opracował plan zamordowania Itō Hirobumi. W muzeum znajduje się
makieta naturalnej wielkości, na której odtworzono moment zamachu.
Fotografie wykonane po aresztowaniu ukazują zakutego w łańcuchy
przystojnego, młodego mężczyznę o szczerym spojrzeniu, szerokiej twarzy
z wysokim czołem i rzadkim wąsem. Twierdził, że jest generałem
Koreańskiej Armii Ochotniczej, i uważał się za jeńca wojennego. „Nie
zabiłem z zemsty” – napisał w swoim oświadczeniu do Japończyków.
„Zabiłem w imię pokoju w Azji Wschodniej”. Mimo ogromnego
zainteresowania opinii międzynarodowej – „The Times” donosił, że
„współczesna japońska cywilizacja zasiada na ławie oskarżonych na równi
z więźniami” – japoński sąd wydał wyrok śmierci i An został stracony 26
marca 1910 roku.
Cztery lata po otwarciu Muzeum Ana w Seulu prezydent Korei
Południowej Pak Gŭn-hye nakłoniła Chińczyków do otwarcia muzeum
pomnika pamięci Ana na dworcu w Harbinie. Pak doskonale wiedziała, że
każda manifestacja wrogości wobec Japończyków zostanie dobrze przyjęta
przez południowokoreański elektorat, a chińskie władze zapewne także
zdawały sobie sprawę, że mogą zbić kapitał polityczny na tarciach między
Japonią a Koreą Południową, które nadal wywołuje postać Ana. Na
uroczystości otwarcia muzeum rzecznik chińskiego MSZ Qín Gāng
powiedział:
– Jeżeli An Chung-gŭn był terrorystą [jak twierdzą niektórzy
Japończycy], to za kogo mamy uważać czternastu zbrodniarzy wojennych
klasy A, którym oddaje się cześć w świątyni Yasukuni?
Pomyślałem, że skoro jestem w Harbinie, skorzystam z okazji i obejrzę to
nowe muzeum na dworcu. Wybrałem się tam następnego ranka.
Harbin ma około 10 milionów mieszkańców i wszystko tutaj – od bloków
mieszkalnych przez place i sklepy po budynki administracji publicznej –
jest gigantyczne. Miasto rozwijało się tak szybko, że chyba nie starczyło
czasu na takie ozdobniki, jak ciche przedmieścia, malownicze obszary
podmiejskie albo planowanie przestrzenne. Są tu tylko gęste lasy beżowych
wieżowców mieszkalnych, których fasady już pękają, pola uprawne i strefy
przemysłowe, rozmieszczone bez ładu i składu. Wyjątek stanowi
Zhōngyāng Dàjiē (chiń. Ulica Centralna), wysadzana drzewami główna
ulica handlowa, gdzie wciąż jeszcze można dostrzec ślady rosyjsko-
żydowskiej przeszłości, spacerując pod chińskimi flagami, które powiewają
na masztach ustawionych wzdłuż krawężnika.
Pod koniec XIX wieku Rosjanie zdołali przekonać Chińczyków, aby
pozwolili im zorganizować w Harbinie centrum administracyjne Kolei
Transsyberyjskiej, łączącej Rosję z jej bazą morską nad ciepłymi wodami
Morza Żółtego w Port Arthur – w okolicach dzisiejszego Dalian na
zachodnim wybrzeżu Półwyspu Koreańskiego. Moskwa nakłoniła tysiące
Żydów do przeprowadzki do miejsca, które w tamtych czasach było
zaledwie skromną wioską nad brzegiem rzeki, obiecując im wytchnienie od
pogromów, do których regularnie dochodziło w europejskiej części Rosji.
Po rewolucji 1917 roku społeczność żydowska w Harbinie stała się siłą
napędową tamtejszej gospodarki i biznesu, a także kwitnącego życia
kulturalnego. Niestety, wraz z przybyciem Japończyków w 1931 roku
warunki życia Żydów znacznie się pogorszyły i ostatecznie większość
żydowskiej społeczności wyemigrowała do Australii i Palestyny.
Sława, jaką cieszy się Harbin jako siedziba festiwali muzyki klasycznej,
to właściwie jedyny trwały element żydowskiej spuścizny w tym mieście.
Zachowały się także nieliczne pożydowskie budynki w stylu barkowym,
renesansowym i art nouveau. Część z nich odrestaurowano i umieszczono
na nich tabliczki z informacjami historycznymi, zredagowanymi w stylu,
który przywodzi na myśl skecze Borata (z jednej z nich możemy się na
przykład dowiedzieć, że dom należał do „Żyda nazwiskiem P.A. Birkwiky”,
inna wyjaśnia, że w budynku mieścił się kiedyś „Narodowy Bank Żydów”).
Ślady rosyjskiego rozdziału w historii miasta to cerkwie zwieńczone
charakterystycznymi kopułami cebulastymi, iście bizantyjskie banki
z początku XX wieku i domy towarowe. W jednym z nich mieści się biuro
informacji turystycznej, do którego wstępuję, by dowiedzieć się czegoś
więcej o historii miasta i jego głównych atrakcjach, ale ponieważ personel
sprawia wrażenie autentycznie przerażonego tym, że prawdziwy turysta
zwraca się do nich z jakimiś pytaniami, wychodzę, by nie przysparzać im
więcej stresu.
W sklepach na brukowanej Zhōngyāng Dàjiē znajdziemy artykuły
wszystkich znanych europejskich, luksusowych marek, a w niektórych
także rosyjskie jagody, wódkę, futra i lalki. Z wnętrz wielu budynków
dobiega charakterystyczna melodia, standardowy podkład dla kazaczoka.
Na placu, który znajduje się w połowie długości ulicy, kilka par uprawia
taniec towarzyski, a nieco dalej rosyjska orkiestra daje koncert dla
nielicznej widowni. Na ulicach Harbinu widać zaskakująco wiele
japońskich akcentów – restauracje serwujące sushi i takoyaki, salony
odzieżowe Harajuku i japońskie sieci fast foodów, takie jak Yoshinoya, ale
tylko na jednym harbińskim zabytku odnajduję bardzo wymowne
nawiązanie do okresu japońskiej dominacji. Budynek ten to na wpół
zrujnowana, przysadzista wieża. Na mocno popękanej i zachlapanej farbą
tabliczce widnieje lakoniczna informacja, że „Japończycy zbudowali ją
i wykorzystywali w latach trzydziestych”.
Docieram wreszcie do dworca w Harbinie od strony południowej, ale
dzieli mnie od niego wielopasmowa, niezwykle ruchliwa ulica. Przez kilka
minut próbuję przedostać się na drugą stronę, ale dochodzę do wniosku, że
ryzyko śmierci pod kołami jest zbyt wielkie. Na dodatek rozprasza mnie
mężczyzna, który przechodzi obok, prowadząc na smyczy dwie wiewiórki.
Wpadam na pomysł, żeby dojechać do dworca taksówką, żadna jednak nie
chce się zatrzymać43. W końcu zatrzymuje się koło mnie starszy
mężczyzna na skuterze i odsłaniając poczerniałe zęby w szerokim,
życzliwym uśmiechu, pokazuje mi, żebym usiadł na tylnym siodełku. Nosi
różowy kask i sfatygowaną skórzaną kurtkę. Nie ma kasku dla pasażera,
a jego pojazd jest w tak samo opłakanym stanie jak uzębienie, ale to moja
jedyna szansa, żeby w końcu dotrzeć na dworzec, wskakuję więc na
siodełko.
Mężczyzna rusza z wariacką prędkością i wykonując szalony slalom
między autami osobowymi i ciężarówkami, dociera na drugą stronę jezdni.
Zsiadam ze skutera nieco roztrzęsiony, wręczam mężczyźnie kilka
banknotów i dziękuję mu z entuzjazmem skazańca, który cudem uniknął
egzekucji.
Na miejscu okazuje się jednak, że nasz wysiłek nie był wart funta kłaków.
Szwendam się po dworcu przez jakiś czas, po czym dowiaduję się od
jednego z kolejarzy, że pawilon z wystawą upamiętniającą Ana został
usunięty. Stało się to krótko po zainstalowaniu w Korei Południowej
amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej THAAD. Okazuje się
więc, że postać Ana była tylko zwykłym pionkiem na politycznej
szachownicy.
Dzięki profesor Yang mogłem się wyzbyć poczucia winy z powodu niemal
patologicznego zauroczenia Hongkongiem. I bardzo dobrze, bo moim
zdaniem na ziemi istnieje niewiele równie magicznych miejsc. Gdy tu
jestem, to przepełnia mnie podniecenie, jak psa, który właśnie dostrzegł
wiewiórkę, z tą różnicą, że w moim przypadku uczucie to nie mija. Miasto
działało na mnie dokładnie tak samo już za pierwszym razem, gdy
odwiedziłem je, na krótko zanim Brytyjczycy zwrócili je Chińczykom
w 1997 roku. Tym razem przez dwa dni po prostu chodzę, patrzę, dotykam,
wącham, wspinam się i schodzę w dół po zboczach wzgórz jak w grze Węże
i drabiny, od czasu do czasu wskakuję do jednej z tutejszych dekadenckich
zewnętrznych wind, a potem wyskakuję z niej, żeby pogapić się
z podziwem na niesamowicie rozłożysty banian, albo siadam na chwilę
w parku i słucham niecichnącego ani na chwilę śpiewu ptaków, który
sprawia, że czuję się, jakbym przebywał w gigantycznej, otwartej ptaszarni,
albo wdycham aromat durianów i spalin z silników Diesla. Panorama
miasta jest doprawdy spektakularna, zwłaszcza nocą, ale najbardziej
urzekają mnie zwyczajne elementy tutejszej codzienności – rattanowe kosze
pełne czarnego czosnku, wystawione do suszenia na wysepkach na środku
jezdni, sklepy z otwartymi witrynami, w których sprzedaje się suszone
rybie pęcherze pławne i grzyby nadrzewne wielkości pokrywy kubła na
śmieci, oraz zatłoczone bary z przekąskami dim sum (kant. dimsam,
standardowym chińskim diănxīn), pełne emerytów, których obsługują
zrzędliwi, ubrani od stóp do głów na biało kelnerzy.
W trakcie wędrówki ulicami miasta czuję dziwną, bolesną nostalgię za
spędzonymi tu latami młodości. Co jest bardzo dziwne, ponieważ nigdy nie
mieszkałem w Hongkongu. Niemcy zapewne mają jakieś zgrabne słowo na
określenie tego uczucia – myślę, spoglądając na sylwetkę miasta po drugiej
stronie zatoki i przywołując całkowicie fałszywe wspomnienia eleganckich
przyjęć na Wzgórzu Wiktorii, randek z dziedziczkami wielkich fortun
w restauracji hotelu Mandarin Oriental i pieniędzy przepuszczonych na
bakarata podczas wypadów do kasyna w Makau.
Chociaż są tu jeszcze tablice z angielskimi nazwami ulic i salony Marksa
& Spencera, że na niektórych monetach widnieje profil królowej,
a samochody mają kierownice po prawej stronie, to podejrzewam, że
źródłem mojej melancholijnej zadumy nie jest przemijanie epoki
kolonialnej, ale poczucie, że samo istnienie Hongkongu jest czymś
wyjątkowym i niesamowitym – po podpisaniu traktatu nankińskiego
w 1842 roku w Londynie zżymano się, że zyskaliśmy tylko „jałową wyspę
z paroma chałupami”. Równie niesamowite jest to, że Hongkong pozostał
w brytyjskich rękach do samego końca stuletniego okresu dzierżawy, choć,
oczywiście, przez kilka lat znajdował się pod kontrolą Japonii.
Japończycy zaatakowali Hongkong kilka godzin po zbombardowaniu
Pearl Harbor. W drugim dniu pobytu w mieście zwiedzam fortecę,
zbudowaną przez Brytyjczyków na wysokim klifie nad wschodnim
krańcem portu, w której Japończycy przejęli kontrolę nad wyspą w grudniu
1941 roku. Dziś mieści się tu znakomite Muzeum Obrony Wybrzeża,
założone w okresie brytyjskiego protektoratu. Na blankach murów wciąż
widać ślady po kulach wystrzelonych przez Japończyków podczas ataku
w 1941 roku.
Choć Japończycy stacjonowali w pobliskim Guăngzhōu od 1938 roku,
Brytyjczycy nigdy nie brali pod uwagę możliwości, że ci chuderlawi, mali
Azjaci odważą się zaatakować potężne brytyjskie imperium, nie
wspominając już o jego pokonaniu. Przed ostatecznym podjęciem decyzji
o kapitulacji w dniu Bożego Narodzenia w 1941 roku gubernator
Hongkongu sir Mark Young dwukrotnie odrzucał japońskie żądania
złożenia broni.
Po zajęciu miasta Japończycy wzięli do niewoli około 9 tysięcy jeńców,
z których część wysłali do obozów pracy w Japonii. Zaczęli następnie
realizować scenariusz, który wcześniej wprowadzili w życie w Korei:
Hongkong miał odtąd być integralną częścią Japonii. Okupanci zastąpili
dolara hongkońskiego jenem wojskowym, zaczęli zmieniać tamtejszy
program nauczania tak, aby Japonia była w nim przedstawiana w jak
najkorzystniejszym świetle, przystąpili do nauczania mieszkańców języka
japońskiego, japońskiej kultury i etykiety – a wszystko to w ramach
wdrażania ich projektu Strefy Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji
Wschodniej czy też, mówiąc wprost, japońskiego imperium. Wszystkie
symbole zachodniego imperializmu zostały usunięte.
Bezpośrednimi skutkami japońskiej okupacji były galopująca inflacja,
surowa reglamentacja żywności oraz wybuchy epidemii cholery i gruźlicy.
W 1945 roku, po wycofaniu się Japończyków, miasto było w ruinie,
a wejście do portu blokowały wraki 230 statków. Po dziesięciu miesiącach
port wznowił działalność.
O dziwo po wojnie w Hongkongu nie wyczuwało się wrogości wobec
Japonii, zapewne częściowo dlatego, że wielu Chińczyków wyjechało
z miasta lub zostało wywiezionych przez Japończyków. Liczba ludności
zmniejszyła się o 1,8 miliona i w 1945 roku wynosiła zalewie około pół
miliona. Poza tym chociaż Hongkong odgrywał niezwykle ważną rolę
w działaniach Japonii w trzech wielkich teatrach wojennych, zasadniczo był
tylko bazą wojskową, dlatego też okupanci scedowali administrowanie tą
enklawą na marionetkowy rząd. W latach pięćdziesiątych wiele japońskich
firm operowało już z terytorium Hongkongu, który szybko odzyskał
pozycję jednego z największych i najważniejszych portów handlowych na
świecie.
Pod koniec drugiej wojny światowej Czang Kaj-szek poprosił
o przekazanie Hongkongu Republice Chińskiej i aż do Jałty wydawało się,
że jego prośba zostanie spełniona. To jednak Brytyjczycy odzyskali swoją
posiadłość dzięki życzliwości Amerykanów, którzy obawiali się, że chińscy
nacjonaliści nie zdołają się utrzymać przy władzy, a wówczas Hongkong
wpadnie w ręce komunistów. Po powrocie Brytyjczycy wykazali się nieco
bardziej postępowym podejściem, pozwalając, by miejscowi Chińczycy
mieli co nieco do powiedzenia w kwestii zarządzania tym terytorium.
– Wszystkie te reformy wprowadzane były przez grupę stosunkowo
młodych brytyjskich urzędników, z których wielu się tu wychowywało –
powiedziała mi profesor Yang. – To pozwala zrozumieć, dlaczego
mieszkańcy Hongkongu nadal odczuwają wdzięczność wobec
Brytyjczyków.
Po zwycięstwie w wojnie domowej w 1949 roku komuniści nie domagali
się zwrotu Hongkongu, przynajmniej początkowo. Zdawali sobie sprawę,
że ten ważny ośrodek wymiany handlowej i komunikacji jest dla Chin
bezcennym oknem na świat.
W muzeum historycznym w Kowloon podczas oglądania ekspozycji
poświęconej negocjacjom poprzedzającym powrót Hongkongu do Chin
nieoczekiwanie stanąłem jak wryty przed zdjęciem, na którym widniała
Margaret Thatcher ze swoją wstrząsającą koafiurą. Poczułem się tak,
jakbym stanął oko w oko ze znienawidzoną nauczycielką; ciarki przeszły
mi po plecach. Materiały zaprezentowane na tej ekspozycji zawierały
wymowne świadectwo jednego z licznych złudzeń, jakimi karmiła się
Thatcher: na początku negocjacji z Dèng Xiăopíngiem wierzyła, że
Chińczycy zechcą pozostawić kolonię w rękach Brytyjczyków. Było to
jednak zupełnie nierealne. W ostatnich latach swojej okupacji Brytyjczycy
zaczęli natomiast intensywnie demokratyzować Hongkong – jak ktoś, kto
pospiesznie spuszcza prochy z wodą w toalecie, gdy policja puka do
drzwi – choć realną władzę nadal sprawowała grupka konserwatywnych
biznesmenów.
Dèng zapewnił mieszkańców, że dzięki jego strategii „jednego państwa,
dwóch systemów” sytuacja w Hongkongu nie ulegnie zmianie,
przynajmniej do ostatecznego, pełnego połączenia z resztą Chin w 2047
roku. W tamtym okresie większość obserwatorów i miejscowych była
zdania, że do tego czasu to raczej Chiny zbliżą się do modelu
hongkońskiego niż na odwrót, a naturalnym skutkiem reform
gospodarczych będzie większa otwartość i wolność, ale jak wiemy, dzieje
się coś wręcz przeciwnego i Pekin stopniowo tłamsi demokrację
w Hongkongu.
Dài Wénmíng, chińska dziennikarka telewizyjna, którą poznałem
w Szanghaju, powiedziała mi, że Hongkong doświadcza głębokiego
kryzysu tożsamości
– Ludzie tam nie wiedzą już, dokąd zmierzają – stwierdziła. – Utracili
swój wyjątkowy status. Chcą być jak Singapur, wolni i kosmopolityczni, ale
Shēnzhèn [sąsiednie miasto, które łączy Hongkong z kontynentalną częścią
Chin] wyprzedza ich pod względem wyników ekonomicznych.
Dodała, że obecnie w Chinach jest wiele równie kosmopolitycznych miast
i regionów, a w Hongkongu klasa średnia jest systematycznie wypierana
z rynku nieruchomości.
Podczas rewolucji parasolek w 2014 roku tysiące mieszkańców
Hongkongu demonstrowało, domagając się większej demokratyzacji,
a zwłaszcza rezygnacji z mianowania szefa lokalnego rządu przez Pekin
i przywrócenia procedury demokratycznych wyborów. Aresztowano
wówczas wielu aktywistów ruchu parasolowego, w tym wydawców książek
i prasy oraz naukowców. Jeden z działaczy na rzecz obrony demokracji,
Howard Lam Tsz-kin (nazwisko w wersji kantońskiej; standardowa wersja
chińska to Lín Zĭjiàn), twierdził, że został uprowadzony przez chińskich
agentów, którzy go następnie torturowali, używając zszywacza. Sąd
w Kowloon oskarżył go o „złożenie fałszywego raportu funkcjonariuszowi
policji”, a w lipcu 2017 roku hongkoński sąd najwyższy, opierając się na
fałszywych podstawach, unieważnił wybór czterech legislatorów
o demokratycznych poglądach.
Podczas mojej wizyty w mieście odbywają się wybory do Rady
Ustawodawczej, organu, który jest pozostałością po schyłkowym okresie
rządów kolonialnych. Brytyjczycy pozwolili, by połowę jego składu
stanowili demokratycznie wybierani kandydaci; dziś większość drugiej,
niewybieralnej połowy składu wyznacza rząd w Pekinie. Niektórzy aktualni
członkowie rady zostali zdymisjonowani przed końcem kadencji za
wypowiedzi krytyczne wobec Chin, a prodemokratycznych kandydatów na
ich miejsce usunięto z list wyborczych pod kuriozalnymi powodami.
Podczas spaceru po wyspie przechodzę obok kilku lokali wyborczych. Nie
różnią się niczym od podobnych lokali w moim kraju; stoją przed nimi
nawet agitatorzy, którzy zachęcają do głosowania na demokratów. Pytam
jedną z aktywistek, czy wybory są wolne i uczciwe. Czy Pekin ingeruje
w ich przebieg?
– A jak myślisz? – odpowiada pytaniem.
Następnego dnia, po przeliczeniu głosów, kandydaci prodemokratyczni
tracą dwa z czterech możliwych do obsadzenia miejsc, a wraz z nimi
resztkę dotychczasowych wpływów. Bardzo niska frekwencja wyborcza
świadczy o braku wiary w sens wyborów. Podobno wyborcy byli celem
wyrafinowanej, szeroko zakrojonej kampanii w mediach
społecznościowych, krążą także plotki, że skonfundowanych seniorów
mobilizowano do głosowania na kandydatów wystawionych przez Pekin.
Mieszkaniec Hongkongu o demokratycznych poglądach, z którym
rozmawiam w jednej z kawiarni w dzielnicy Central and Western, wskazuje
jeszcze inne czynniki, które wpłynęły na wynik wyborów:
– Ci z Pekinu zrobili dwie rzeczy: zapewnili swoim kandydatom znacznie
większe wsparcie finansowe i sprowadzili do Kowloon masę ludzi
z kontynentu, głównie słabo opłacanych, niewykwalifikowanych
robotników, po czym zmienili przebieg granic okręgów wyborczych w taki
sposób, żeby jak najbardziej skutecznie wykorzystać głosy tych wyborców.
Są to ludzie pochodzący z ubogich regionów, którym partia zapewniła tu
godziwe warunki życia, a potem poprosiła, żeby zagłosowali na jej
kandydatów – powiedział.
Jutro polecę do ostatniego kraju na trasie mojej wędrówki po Azji
Wschodniej – Tajwanu. Wiem, że Tajwańczycy śledzą z niepokojem rozwój
sytuacji w Hongkongu. Chiny kontynentalne na przemian grożą
Tajwańczykom i próbują ich przekupić, by podporządkowali się ich władzy
i powrócili na łono Niebiańskiego Królestwa, tak jak zmuszony był uczynić
Hongkong. Ale mój kawiarniany rozmówca miał wiadomość dla
Tajwańczyków:
– Jeżeli zostaniecie wchłonięci przez Chiny, stopniowo utracicie coś
niezwykle cennego: swoje prawa, swój styl życia. Przepadnie to wszystko,
co w nowoczesnym, otwartym społeczeństwie wydaje się najbardziej
elementarne i oczywiste, poczynając od Facebooka. A obiecywane
korzystne zmiany ekonomiczne, jakie ma wam przynieść zjednoczenie
z Chinami? Nie odczują ich zwykli ludzie, tylko elity.
TAJWAN
33
REPUBLIKA CHIŃSKA
Abe Shinzō 33, 52–54, 80, 85, 90, 95–97, 118, 119, 127, 128, 227, 229, 230, 249, 272,
329, 405, 409, 410
Academia Sinica, Taipei 368
Akihito, cesarz Japonii 91, 226
Amnesty International 67
An Chung-gŭn (Ahn Jung-geun, An Czung-gyn) 275–277, 280
Analekta (Konfucjusz) 296
Aoi Sora 293
Apkuchŏng (Apgujeong), Seul 162, 163
Apple 203, 204
archipelag Ryūkyū (Riukiu) 83
Argentyna 206
Armia Kwantuńska 265, 266, 283, 343
„Asahi Shimbun” 109, 318, 410
Asaka Yasuhiko, książę 310
„Asia Times” 390
Aso Tarō 128
Associated Press 319
atak na Błękitny Dom (1968) 251
Auden, W.H. 312
Australia 278
Austria 406
Bank Japonii 75, 258
Barker, Ronnie 308
Bending Adversity: Japan and the Art of Survival (Pilling) 79
Benedict, Ruth 87, 88
biały terror (Tajwan) 366–368
Biddle, James 27, 28
Birma 97, 227, 234, 313, 343, 350
Bix, Herbert 114, 344
Bizen, Japonia 147
Blair, Tony 386
BoA (piosenkarka) 167, 172
Bokanron (Teoria głupiej Korei) (O) 101
Breen, John 83–87, 91, 97, 409
Breen, Michael 138, 170, 182, 194, 211, 249, 252
Brexit 317
British Airways 390
British Broadcasting Corporation (BBC) 97, 112, 160, 223, 271, 301, 324
broń biologiczna zob. wojna biologiczna
broń nuklearna 16, 17, 110, 112–115, 117, 141, 250–252, 298, 343, 380, 393, 406, 411
Bruce, James, ósmy hrabia Elgin 348
Brytyjska Partia Narodowa 86
BTS (grupa k-popowa) 174
Bund, Szanghaj 323, 324
Burkina Faso 390
Burton, William 377
bushidō 291, 313
Camp Detric, Maryland 272
Camp Humphreys, Korea Południowa 180
Carter, Jimmy 154
Centrum Badań i Dokumentowania Odpowiedzialności Japonii za Działania Wojenne 109
chaebŏl (chaebōl, czebol, zaibatsu) 132, 169, 187, 194, 197–209, 218, 219, 302, 306
chajangmyōn (tchajangmyōn, jjajangmyeon, jajangmyeon) 257
Chang An-lo (Biały Wilk) 370
Chang Chih-yun (Zhāng Zhiyun) 290, 388
Chang Han-la (Jang Han-la) 191, 215, 219
Chang, Iris 319–322
Chang Su-hyŏn (Jang Soo-hyun, Czang Su-hion) 171
Chang Wu-hoi (Chang Woo-hoi, Czang U-hoi) 179, 180
Changchūn, China 268
Chen Lidei 338
Chiang Ching-kuo (Jiăng Jīngguó, Ciang Cing-kuo) 367
„Chicago Tribune” 320
China International Publishing Group 291
Chinese Comfort Women: Testimonies from Imperial Japan’s Sex Slaves (Zhiliang, Lidei &
Qiu) 338
Chinese Whispers (Chu) 352
Chiny
a Japonia 265, 266, 281–294, 297, 403, 412
a Korea Południowa 131, 247, 297–299
a Korea Północna 250
a Stany Zjednoczone 265, 266, 288
a Tajwan 364–367, 387–398
a Wielka Brytania 344–352
cenzura 327, 328
demokracja 328
edukacja 218, 219, 282, 354, 410–412
gospodarka 79, 80
imigracja 330
jako ofiara 352–354
kultura 21, 173–175
militaryzacja 288
nacjonalizm 285, 286
nastroje antyjapońskie 17, 18, 91, 94, 264, 283–294, 412, 413
nastoje antykoreańskie 18, 173, 174, 412
pasywność 349
polityka jednego dziecka 328, 330
przemysł filmowy 173, 174
seks i pornografia 245, 293, 340
spadek liczby ludności 328–333
turystyka 291–293
wpychanie się do kolejki na bezczelnego 261–263
zob. także konfucjanizm; Hallyu
Chińska Partia na rzecz Promocji Zjednoczenia (Chinese Unification Promotion Party,
Zhōnghuá Tŏngyī Cùjìn Dăng, Partia Unionistyczna) (Tajwan) 370
Chińska Republika Ludowa zob. Chiny
Chińskie Taipei, zob. Tajwan
Ch’ ö Sun-shil (Choi Soon-sil, Czhwe Sun-sil) 188
Ch’oe Thae-wŏn (Chey Tae-won, Czhwö Te-won) 201
Cho Chung-hun (Cho Choong-hoon) 196, 197
Cho Hyŏn-a (Cho Hyun-ah) 195–197
Cho Hyŏn-min (Cho Hyun-min) 196
Cho Wŏn-thae (Cho Won-tae) 196
Cho Yang-ho 196
Chŏn Du-hwan (Chun Doo-hwan, Czon Du-hwan) 151–155, 193
Chŏng Ho-ch’ŏl (Jeong Ho-cheol, Czöng Ho-chhöl) 233–235
Chŏng Hyang-gyŏn 69
Chŏng Mong-gu (Chung Mong-Koo, Czang Mong-ku) 201
Chŏng Yu-ra (Chung Yoo-ra) 188, 189
Chŏng Yung-ruk (Youngruk Cheong) 173
Chongryŏn (Chongreon, Czongrion) 48, 49, 57–64
„Chosun Ilbo” 208
Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej (Benedict) 87
chrześcijaństwo 27, 28, 32, 85, 86, 143, 178, 345
Chu, Ben 352
Chuang, Emily 396
Cieśnina Tajwańska 15, 372, 385
Cíxĭ, cesarzowa Chin 349
Cleese, John 308
Cmentarz Akademii Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, Kolorado 95
cmentarz Chidorigafuchi, Japonia 91
Cmentarz Narodów Zjednoczonych, Pusan (Busan) 135
cmentarz w Arlington, Virginia 84, 95
cmentarz w West Point, Nowy Jork 95
Comfort Women: A New Musical 335
Comfort Women of the Empire (Pak Yu-ha) 228
Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu, czyli jak jeden naród podbił świat za pomocą
popkultury (Hong) 170
Cooper, John F. 369
Corbett, Ronnie 308
„Correspondent” (cykl programów BBC) 271
Crook, Steve 368, 380, 393
cud nad rzeką Han 182
Cumings, Bruce 248, 249, 298, 304
Cypr 391
Czang Kaj-szek (Jiăng Jièshí, Chiang Kai-shek) 250, 282, 314, 357, 363–368, 372, 378,
381, 385, 389, 394
Daewoo (Tae-u) 198
Dài Wénmíng 290, 292, 359
„Daily Telegraph” 92, 103
Dania 189, 210, 325
Dàoguāng, cesarz Chin 350
Darjeeling, Indie 347
De Mente, Boye Lafayette 252
Dear Pyongyang (film dokumentalny) 60
Demokratyczna Partia Postępowa (Democratic Progressive Party, Mínzhŭ Jìnbù Dăng)
(Tajwan) 366, 367, 386
Dèng Xiăopíng 358
Drake, Francis 144
druga wojna światowa 16, 17, 38, 41, 44, 85, 107, 109, 125, 138, 222, 249, 250, 281, 284,
312, 321, 322, 357, 406
a Japonia 86, 90, 93–97, 108–110, 112–115, 137
zob. także kobiety pocieszycielki; praca przymusowa; wojna biologiczna; broń nuklearna;
Pearl Harbor; Trybunał Tokijski
Durdin, Tillman 319
Ebisu, Tōkyō 57–69
Edelman Trust Barometer 328
Edo, Japonia 31, 34
edukacja 215–219, 410–412
zob. także poszczególne kraje
Enomoto Masayo 314
Etajima, Japonia 110
Eunkook Mark Suh (Su Ŭn-guk Mark) 209–214
festiwal błota w Boryŏng (Boryeong) 22, 177, 179–181, 184, 238
Filipiny 20, 171, 232, 234, 321, 343, 403
Fillmore, Millard 25
„Financial Times” 79, 90, 288, 338
Fitch, George 319
Fongshan (Fèngshān), Tajwan 378
Formoza, zob. Tajwan
Foxconn 392
Franciszek Ferdynand, arcyksiążę Austrii 275
Francja 27, 32, 118, 137, 281, 312
Franco, Francisco 366
Frost Report (serial telewizyjny) 308
Fujifilm 78
Fujio Masayuki 313
Fukuoka, Japonia 22, 121, 122, 126, 133, 192
Fukuoka Yasunori 47
Fundusz Kobiet Azji 225, 226
Gangnam Style 18, 160, 172, 181
gatunek kenchū-zōkan 101
Genron NPO 231, 291, 412
Getting Over It! Why Korea Needs to Stop Bashing Japan (O) 101
Gill, Tom 43, 45, 57, 103, 118
Ginza, Tōkyō 74, 79
Gladstone, William 346
Gladwell, Malcolm 303
Glendale, Los Angeles 235
Glosserman, Brad 118
główny cmentarz dla cudzoziemców, Yokohama 71
golf 17, 34, 131, 211, 212, 237, 239
Gomikawa Junpei 109
Grajdanzev, Andrew 138
grobowce nosów 145–150
Grupa Hanjin 196, 197
Grupa Hanwa 200
Grupa SK 201
Guăngzhōu, Chiny 346, 356
zob. także Kanton
H.O.T. (grupa k-popowa) 172
Haas, Mark 333
Haemin Sunim (Hyenim Sunim, Chu Pong-sŏk) 212, 213
Haesindang Park zob. Park Penisów
hagwŏn 217
Hakata, Japonia 121
Hakka 350, 385, 386
Hakodate, Japonia 32
Hallyu (koreańska fala) 19, 48, 167–175
han 213–216
Harbin, Chiny 265–274, 275–279
Harfa birmańska (film) 116
Harris, Arthur „Bomber” 96
Hashima (film) 284, 285
Hashimoto Ryūtarō 225
Hashimoto Tōru 100, 227
Helgesen, Geir 308
herbata 345, 347
Higashimatsushima, Japonia 272
Hinzpeter, Jürgen 155, 156
Hirohito, cesarz Japonii 21, 109, 114, 115, 226, 249, 273, 310, 314, 322, 344, 378
Hiroshima (Hiroszima), Japonia 17, 110–116, 146, 269, 317, 378
History Textbooks and the Wars in Asia (Shin & Sneider) 411
Hodgson, C. Pemberton 33
Hokkaidō, Japonia 27, 28, 32, 39, 67, 104, 110, 249, 271
Hoklo 385, 387
Hokusai 245
Holandia 32, 81, 92, 372
Holenderskie Indie Wschodnie, zob. Indonezja
Honda Katsuichi 109
Hong, Euny 170
Hongkong 26, 35, 344, 354, 355–360, 403
okupacja japońska 356, 357
przekazanie Chinom 358
ruchy protestacyjne 286, 359, 360
rządy Brytyjczyków 32, 348, 349, 358, 359
Horror in the East (Rees) 314
House of Sharing, Kwangju 232–235
Hsu (Xu), Jason 386–388, 395, 397
Hu Jintao 171
Hu Yaobang 89
Huái’ān, Chiny 319
Huyard, Frank 302
Hyundai 73, 132, 173, 194, 198, 201
Ienaga Saburō 322
Igrzyska Olimpijskie 82, 184, 237, 391
2018: Seul 67, 157, 208
2020: Tōkyō 118
Ikeda Miko 113
Ils sont fous ces coreens! (Surdej) 201
In the Shade of the Oleander (piosenka) 231
Inch’ ŏn (Incheon, Inczhön, Inczhon), Korea Południowa 104, 257–259
incydent na moście Marco Polo 281
Indie 20, 26, 103, 313, 345, 348, 395
Indonezja 20, 173, 224, 234
Iran 171
Ishihara Shintarō 127, 227, 286, 313
Ishii Shirō 265–268, 270, 272
Ishii Tadaotoko 270
Ishiwara Kanji 35
Ithaewŏn (Itaewon), Seul 158, 168
Itō Hirobumi 275–277
Izrael 20
Izumo-taisha, Japonia 92
Jackson, Van 404
Jacques, Martin 88, 300
„Japan Advertiser” 311
„Japan Times” 50
Japan’s Contested War Memories (Seaton) 107
Japonia
a Chiny 267, 281–294, 297, 403, 404, 412
a Hongkong 356–358
a Korea 298–300, 403, 404
a Korea Południowa 184, 298–300, 403, 404, 413
a Stany Zjednoczone 25–32, 35, 41, 93, 94, 99, 100, 105, 112, 113
a Tajwan 21, 34, 136, 363, 364, 371, 375–380, 391, 393–395
bieda 76–78
charakter narodowy 291
edukacja 410–412
ekspansjonizm 34–36
emocje 193, 215
gospodarka 74–80, 118
imigracja 51, 330
Korea, inwazja na 136, 143, 144, 145
Korea, okupacja 102–105, 136–138, 214, 215, 227–230, 275, 276, 404
kultura 87, 126, 294
kultura wstydu 87
militaryzacja 118, 119
motoryzacja 73, 74, 140
narracja z pozycji ofiar 116
nastroje antykoreańskie 16, 37, 38, 44–55, 57, 58, 102–105, 121–128
pacyfizm 116–119
pasywność 410
patriotyzm 87, 108, 109
polityka „zamkniętego kraju” (sakoku) 26
populacja chińska w 38–41
populacja koreańska w 43–55, 57–69
przemysł 78
przemysł motoryzacyjny 73, 74
ruch rewizjonistyczny 100–102
seks i pornografia 245, 293
spadek liczby ludności 329–333
westernizacja 34, 74, 300
wydatki na cele wojskowe 80
zatrudnienie 78, 330
zbrodnie wojenne 35, 95, 106, 109, 110, 114, 272, 282–285, 311–313
związki 330–332
zob. także kobiety pocieszycielki; konfuzjanizm; praca przymusowa; wojna biologiczna;
masakra w Nankinie; druga wojna światowa
Japońska Partia Socjalistyczna 89, 314
japoński Czerwony Krzyż 58, 60
Japońskie Morskie Siły Samoobrony 36, 38
Japońskie Stowarzyszenie Rodzin, które Straciły Bliskich w Czasie Wojny 90
Japońsko-Tajwańskie Towarzystwo Wymiany 391
Jednostka 731 266–274, 288, 315, 335
jelenie shika 78, 79
Jiangxi, Chiny 268
Jing-Mei, więzienie wojskowe 378
jīngrì 293
JTBC, spółka medialna 188
judaizm / Żydzi 278, 279
k-pop 19, 167, 171–175, 181
Kagoshima (Kagoszima), Japonia 33
Kambodża 231, 301
kamikaze 38, 85, 86, 93, 95, 291
Kanazawa, Japonia 272
Kang Gong-hyŏp 149
Kang Jang-hŏn 65–68
Kangnam, Seul 158, 160–162, 187, 200, 204
Kangwŏn (Gangwon), Korea Południowa 238
Kanton, Chiny 345, 346, 350
katastrofa w Fukushima, Japonia 375
Katō Kōichi 224
Kawamura Takashi 313
Kawashima Kiyoshi 270
Keating, Jerome 364, 391
Kelly, Robert 404
Kerr, Alex 76
KIA Motors 73, 140, 173, 237
Kim Dae-jung (Kim De-czung, Kim De-dżung) 193
Kim Dong-sŏn (Kim Dong-seon) 199
Kim Hak-sun (Kim Hak-soon) 224, 234
Kim Hye-sun 248
Kim Hyŏn-hŭi (Kim Hion-hyi) 252
Kim Il-sŏng (Kim Ir Sen) 58–62, 248–251, 304
Kim, Jonathan 168, 172–174, 214, 217
Kim Jŏng-il (Kim Dzong Il, Kim Dzong-il, Kim Jong Il) 50, 239
Kim Jŏng-ŭn (Kim Dzong Un, Kim Dzong-yn) 13, 48, 117, 194, 243, 249, 253, 254, 405
Kim Mu-sŏng (Kim Moo-sung) 304
Kim Sa-bok 156
Kim Sun-duk (Kim Soon-duk) 234
Kim Yŏng-sam (Kim Young-sam) 154, 193
Kim Yunjin 169
Kingston, Jeff 226
Kinmen (Jīnmén), wyspy 365
Kishi Nobusuke 96, 249
Kitano Masaji 271
klan Chōshū 33
klęska głodu w Bengalu (1943) 411
Kōbe, Japonai 111, 318
kobiety pocieszycielki 100, 105, 122, 126, 127, 221–236, 407, 408
Chinki 335–341
Filipinki 224
Koreanki 16, 104, 109, 121–123, 222–225, 227–233, 395
Kodak 203
Koizumi Jun’ichirō 90
Koizumi Shinjiro 92
Kokoro, Nippon 127
Kokowcow, Vladimir 275
Kolej Tajsko-Birmańska 93
Kolej Transsyberyjska 278
Kōmei, cesarz Japonii 25, 26, 33
Kompania Wschodnioindyjska 345, 348
Komunistyczna Partia Chin (KPCh) 89, 91, 124, 173, 282, 285, 302, 314, 324, 351–354,
388
komunizm 241, 250, 364, 365
Kondo Hajime 97
Kondycja ludzka (Gomikawa) 109
konfucjanizm 30, 61, 62, 80, 170, 210, 211, 296–308, 396, 403
konfucjańska hierarchia 143, 299, 300
na Tajwanie 302, 396
w Chinach 297, 301, 302
w Japonii 300, 301
w Korei 302–306
Konfucjusz 295–297, 307, 308
Konfucjusz musi umrzeć, żeby kraj mógł żyć 303
Kŏng Fūzi, zob. Konfucjusz
Kŏng Hé (Shúliáng Hé) 295
Kōno Tarō 229
Kōno Yōhei 225
Kopiec Tysiąca Nosów, Bizen 147
Korea 101
a Stany Zjednoczone 154, 155, 249, 250
chińska inwazja 136
japońska inwazja 136, 143, 144, 145
japońska okupacja 101–105, 136–138, 152–154, 214, 215, 227–230, 248, 249, 275, 276,
404
kultura 49, 57
podział 183, 243, 249, 250
ponowne zjednoczenie 62, 242, 252–254
pustelnicze królestwo 136
zob. także konfucjanizm; Korea Północna, Korea Południowa
Korea Południowa
a Chiny 131, 248, 297, 298
a Japonia 184, 298–300, 403, 413
a Korea Północna 185, 237–254, 404–406
a Stany Zjednoczone 180, 248, 249
a Tajwan 396, 397
a Zainichi 58–59, 64–69
chińska populacja w 257
chirurgia plastyczna 161–164, 175
edukacja 215–219, 411, 412
emocje 190–192, 215; zob. także han
etyka pracy 200–202
głód 183, 184
gospodarka 183, 184, 197–199, 203, 207
gry komputerowe 175
han 213–216
imigracja 330
„instynkt stadny” 191
kawa 158
korporacje, zob. chaebŏl (chaebōl, czebol, zaibatsu)
kosmetyki 160, 161, 180
kultura 167–171, 210–212
ład społeczny 209–212, 304–306
media 202, 203
motoryzacja 140
muzyka pop 171–173, 184
nastroje antyjapońskie 16, 90, 138, 132, 247, 248, 283–285, 403–414
pasywność 410
polityka 185–194, 207, 208, 230, 367
ponowne zjednoczenie 62, 242, 252–254
przemysł 196–207
przemysł filmowy 169, 170, 174
przeprosiny 230, 408
religia 178, 304, 305
seks i pornografia 245, 246
smartfony 158, 159
spadek liczby ludności 329–333
sukces, presja na odniesienie 210–213, 216–219
szczęście 209–216
telewizja 170, 171, 184, 193–194
utrata twarzy 148, 212, 213
wygląd zewnętrzny 159–162
zanieczyszczenie środowiska 157
zob. także chaebŏl (chaebōl, czebol, zaibatsu); kobiety pocieszycielki; konfucjanizm;
Hallyu; Korea
Korea Północna 48, 49, 58, 239–254, 395, 404
a Korea Południowa 185, 237–254, 404–406
a Stany Zjednoczone 242, 243, 250
a Zainichi 58–65
Chongryŏn (Chongreon, Czongrion) 48, 49, 57–64
gospodarka 239
nastroje antyjapońskie 404–406
ponowne zjednoczenie 62, 242, 252–254
testy rakiet 131, 248, 249
zob. także Korea
Korea, The Impossible Country (Tudor) 245, 331
Korean Air 195, 196, 252, 303
Koreańska Armia Ochotnicza 277
Koreańska Centralna Agencja Informacyjna 239
Koreańska Rada do Spraw Kobiet Przymusowo Werbowanych w Charakterze Niewolnic
Seksualnych przez Armię Japońską 335
Koreańska Rada do Spraw Pojednania i Współpracy 405
Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, zob. Korea Północna
Kosŏng (Goseong), Korea Południowa 239
Koster, Samuel 95
Kotobuki, Yokohama 43–45, 57
Kuo Chen-tsun 377–381, 395
Kuomintang (KMT, Guómíndăng) 363–371, 379, 380, 386–388, 392, 393
Kurihama, Japonia 25–36
Kuyung, Chiny 311
Kwangju (Kwangdzu), Korea Południowa 151–156
Kwangju (Kwangdzu), prowincja Gyeonggi 232
kwiat wiśni 82
Kyodo News (Kyōdō Tsūshinsha) 410
Kyokujitsu-ki (flaga) 37
Kyōto (Kioto), Japonia 34, 66, 72, 79, 81–86, 97, 100, 113, 146, 147, 258, 409
Kyūshū (Kiusiu), Japonia 33, 83, 143
Lagoda (statek wielorybniczy) 27, 28
Lam Tsz-kin (Lín Zĭjiàn), Howard 359
Laos 301
Le Pen, Jean-Marie 86
Lean, David 93
Lee Teng-hui (Lĭ Dēnghūi, Li Teng-huei) 367
LeMay, Curtis 95, 96
LG Electronics 198, 201, 207, 397
Li Jianli 16
Liancourt Rocks, zob. Tokdo/Takeshima, wyspy
Liga Narodów 266
Lin Zexu 345, 347
Lind, Jennifer 406, 410
linie lotnicze ANA 390
linie lotnicze JAL 390
Liu, Mike 368, 396, 397
Liu Xiaoming 92
Lockheed Martin 254
„London Review of Books” 249
Lotte, korporacja 198, 199, 201
Lovell, Julia 350, 351, 354
MacArthur, Douglas 88, 114, 182, 250
Macartney, George, pierwszy hrabia Macartney 346
Mada Yoko 121–128, 192
Magee, John 319
„Mainichi Shimbun” 223
Malezja 234
Mandżukuo 266
Mandżuria 96, 101, 125, 283, 343
mandżurscy chanowie 350
mandżurski (mukdeński) incydent (1931) 115, 265
Máo Zédōng 41, 250, 282, 301, 314, 325, 352, 365
Mar-a-Lago, Floryda 249
Marriott, sieć hoteli 391
masakra na placu Tiananmen (Tiān’ānmén) (1989) 352
masakra w Amritsarze (1919) 313
masakra w Beituan (1942) 283
Matsui Iwane 95
Mauzoleum Czang Kaj-szeka, Taipei 363
Mazu (Tajwan) 371
McDaniel, Charles 319
McGregor, Richard 288
McNaught, Anita 271
Meiji, cesarz Japonii 33, 34
Międzynarodowe Centrum Pokoju w Ōsaka 99, 100, 106, 115
Międzynarodowy Trybunał Kobiet do Spraw Niewolnictwa Seksualnego w Armii
Japońskiej 108, 109
Min Jin Lee zob. Yi Min-jin
Mindan 47, 49, 57, 58
Mitter, Rana 301
Miyazawa Kiichi 224
Mizuki Shigeru 109
Mjanma, zob. Birma
Modern Korea (Grajdanzev) 138
Mokpo, Korea Południowa 132, 139, 141, 142, 144, 145
Mongolia 266, 267, 396
mono-no aware 216
Mori Company 324
Moskwa, Rosja 228, 240, 278
most Lugōu (Lugōuqiao), zob. most Marco Polo
most Marco Polo, Pekin 281,282, 294
Most na rzece Kwai (film) 93, 247
Motoshima Hitoshi 322
Mud Museum, Boryŏng (Boryeong) 179, 181
Muji 19, 310
Mukai Toshiaki 311
mukdeński incydent, zob. mandżurski incydent
Mun Jae-in (Moon Jae-in, Mun Dzae-in) 13, 18, 132, 154, 186, 194, 199, 200, 206, 230,
237, 240, 243, 251–254, 276, 404–406
Murayama Tomiichi 294
Musk, Elon 159
Mutsuhito, zob. Meiji, cesarz Japonii
Muzeum Incydentu 28 Lutego, Taipei 366
Muzeum Iris Chang, Jiangsu 407
Muzeum Japońskiego Eksperymentalnego Ośrodka Badań nad Bronią Biologiczną 268–
274
Muzeum Narodowe, Pekin 282, 344, 351
Muzeum Obrony Wybrzeża, Hongkong 356
Muzeum Pamięci Masakry Nankińskiej 315
Muzeum Praw Człowieka 106
Muzeum Raumenu, Yokohama 39
Muzeum Skrzypłocza, Kasaoka 99
Muzeum Systemu Niewolnictwa Seksualnego Armii Japońskiej, Kwangju 232–234
Muzeum Wojny i Oporu Narodu Chińskiego Przeciwko Japońskiej Agresji, Pekin 282
Muzeum Yūshūkan, Tōkyō 92
Mỹ Lai, masakra w 95, 313
Myŏngdong, Seul 185
Myŏngnyang (Myeongnyang), bitwa pod (1597) 144
Nagano Shigeto 108
Nagasaki, Japonia 31, 83, 113, 115, 250, 310, 322
Nagatomi Hakudō 311
Nagoya, Japonia 78, 165, 291, 313, 317
Nagroda Bookera 390
Nakano Masahiro 40, 41
Nakasone Yasuhiro 89
Namsangol Hanok, skansen, Seul 165
Namwon, Korea Południowa 143
Nánjīng Lù (Nanjing Road), Szanghaj 325
Nankin, Chiny 41, 94, 95, 104, 108, 115, 124, 125, 127, 268, 283, 293, 309–322, 403, 411,
414
Nankin, masakra w (1937–1938) 94, 104, 108, 115, 124, 127, 309–322, 414
Napoleon Bonaparte 365
Nara, Japonia 65, 71, 78, 79
Narodowe Muzeum Pałacowe, Tajwan 372, 373
Narodowe Muzeum Praw Człowieka, Tajwan 378
Narodowe Muzeum Wojny, Seul 159
nazizm 114, 128, 231
Nemesis (okręt) 347
neokonfucjanizm 296
Neuralink 159
Never Forget National Humiliation (Wang) 353
„New York Times” 310, 319, 384
„New Yorker” 172, 408
Newshour (serial telewizyjny) 320
NHK (telewizja państwowa) 274, 288
Niemcy 20, 27, 79, 83, 107, 114, 156, 183, 228, 231, 232, 235, 239, 254, 264, 266, 276,
281, 288, 356
niewolnictwo seksualne, zob. kobiety pocieszycielki
Niigata, Japonia 58
Nikkei 75
Nippon Kaigi 54, 87
Nippon Steel 230
Niwa Uichirō 286, 408, 409
Nixon, Richard 41, 391
No Mu-hyön (Roh Moo-hyun, No Mu-hion) 193
No Thae-wu (Roh Tae-woo, No Te-u, Ro Te-wu) 154, 193, 367
Nobukatsu Fujioka 271
Noda Takeshi 311
Noda Yoshihiko 227
Norris Works, zakłady kolejowe 25
Noryang, bitwa pod (1598) 144
Nowa Zelandia 181, 385
O Sŏnhwa (O Sonfa, Oh Sonfa) 101–106, 216
Obama, Barack 85
Oddział Prewencji Epidemiologicznej Armii Kwantuńskiej zob. Jednostka 731
Ōhira Masayoshi 85
Okinawa, Japonia 16, 30, 31, 83, 93, 95, 313, 393, 395, 401
Okuno Seisuke 108
Ōkunoshima, Japonia 110
Oldboy (film) 170
opium 344–350
Organizacja Narodów Zjednoczonych 135, 226, 250, 391
Oriental Pearl Tower (Dōngfāng Mingzhūtă), Szanghaj 324
Ōsaka, Japonia 17, 19, 50, 52, 59, 61, 62, 65, 66, 99, 100, 106, 115, 122, 127, 147, 227
Oshin (serial telewizyjny) 116
ośrodek badań nad historią Chin na Uniwersytecie Oksfordzkim 301
Ośrodek Kultury – Miejsce Pamięci 18 Maja, Kwangju 154
Ōta Shimpei 192, 407
Our Homeland (film) 63
pachinko 46
Pachinko (Min Jin Lee) 64, 136
Pae Yong-jun (Bae Yong-joon, Pae Jong-dzun) 171
Pak Ch’an-wuk (Park Chan-wook, Pak Czhan-uk) 170
Pak Chŏng-hŭi (Park Chung-hee, Pak Czung-hyi, Pak Dzung-hyi) 59, 65, 152, 183, 190,
193, 197, 201, 204, 208, 224, 249, 251, 301, 302
Pak Du-ri (Park Doo-ri) 234
Pak Gŭn-hye (Pak Gyn-hie, Park Geun-hye) 131, 185–189, 191, 192, 194, 207, 251, 277
Pak Sam-jung 147
Pak San-gin (Park Sangin) 205–207, 254
Pak Se-hoi (Park Sehoi), Stephanie 187, 188, 190, 191, 207, 214, 215, 253
Pak Yu-ha 228
Palau 390
Palestyna 278, 391
Palin, Michael 243
Palmerston, wicehrabia zob. Temple, Henry John, trzeci wicehrabia Palmerston
pałac letni, Pekin 348, 351, 373
pałeczki 134, 135
Pan, Jason 379, 381, 386
Panama 390
Papua Nowa Gwinea 110, 233, 234
Park, Ed 408
Park i Muzeum Pokoju w Hiroshima 112–116
Park Penisów, Sinnam 244–246
Park Zjednoczenia, Korea Południowa 238
Partia Demokratyczna (Korea Południowa) 132
Partia Liberalno-Demokratyczna (Japonia) 89, 226, 249
Partia Wolnego Tajwanu (FTP) 394
pawilon Xìngtá, Qūfù 307
Pearl Harbor 94, 100, 356
Pekin, Chiny 268, 281, 286, 403
Perry, Matthew Calbraith 25–36, 71, 83
Pew Research Center 21, 202, 232, 403, 412
Phyŏngch’ang (Pjongczang), Korea Południowa 237
Phyŏngyang (Pjŏngyang) 16, 20, 48, 49, 61, 208, 243, 254
pierwsza wojna światowa 114
Pilling, David 79
Pingfang, Chiny 267, 270
„Playboy”, czasopismo 127, 313
plaża Taech’ ŏn (Daecheon, Taeczhon), Boryŏng 177, 179, 180, 182
poczdamska deklaracja (1945) 114
Podróż do Chin (Katsuichi) 109
Pol Pot 231
polityka jednych Chin 391
Pomniki i Muzeum Wojny, Seul 247
porit kogae 183
Portugalia 27, 372, 376
powstanie bokserów (1899–1901) 94, 282, 349
powstanie Cheju (Czedżu) (1948–1949) 102
powstanie tajpingów (1859–1864) 349, 385
powstanie w Kwangju (maj 1980) 102, 151–156
Poza schematem (Gladwell) 303
Półwysep Liádōng (Liaotuński) 136
praca niewolnicza, zob. praca przymusowa
praca przymusowa 93, 104, 107, 110, 115, 116, 132, 142, 230, 234, 242, 249, 284
Projekt Manhattan 113
Przemoc wobec Kobiet w Czasie Wojny – Oddział Japonia 108
przemysł motoryzacyjny 73, 74
Psy (piosenkarz) 160, 172, 181
Psy i demony. Ciemne strony Japonii (Kerr) 76
Puan, Korea Południowa 145–150
Pŭdōng, Szanghaj 323, 324
pułapka Tukidydesa 288
Pusan (Busan), Korea Południowa 121, 131–138, 229, 234, 240, 270
Puyi, cesarz Chin 266
Qianlong, cesarz Chin 346
Qín Gāng 277
Qīng, dynastia 35, 125, 136, 266, 344–352, 372, 376
Qīngdăo (Tsingtao, Cingtao), Chiny 257, 258, 261, 263, 264
Qīngdăo, piwo 264
Qiu Peipei 338
Qūfù, Chiny 295–297, 303, 307, 309
Quzhou, Chiny 268
Rabe, John 319
Rain (piosenkarz) 172
ramen 39–41, 309
Random Yoko, zob. Mada Yoko
Rees, Laurence 314
Rèn Xiăo 289, 292
Republika Korei zob. Korea Południowa
Restauracja Meiji 33, 36, 54, 83, 84, 93, 136, 141, 300
rewolucja kulturalna 338
rewolucja parasolek, Hongkong 359
Richardson, C.L. 33
Rishiri Ramen Miraku 39
Rosja 28, 32, 34, 82–84, 94, 114, 183, 228, 231, 240, 252, 266, 388
a Chiny 268, 275–278, 281
a Japonia 136, 268, 270
a Korea 248–250
zob. także Związek Radziecki
Rotorua, Nowa Zelandia 181
Ruff-O’Herne, Jan 223
Rusk, Dean 250, 251
Ryu Sŭng-wan (Ryoo Seung-wan, Riu Syng-wan) 284
Rzeź Nankinu (Chang) 319
Said, Edward 88
Saint Laurent, Yves 348
sakoku 26, 83, 300
sakura 81, 82
Sakurai Makoto, zob. Takada Makoto
Salmon, Andrew 170, 190, 202, 227, 228, 353, 413
Samguk sagi 14
Samsung 131, 132, 159, 169, 186, 188, 189, 194, 198, 199, 201–205, 207, 208, 217, 259,
397
samuraj 25, 33–35, 72, 83, 291, 311, 405
San Francisco, konferencja pokojowa w (1951) 14
Sasebo, Japonia 118
Satsuma, klan 33
Scidmore, Eliza 72
Seaton, Philip 90, 96, 107, 108, 110, 116
Seediq (Sediq, Sedziq, Seedziq, Sàidékè zú), lud 376
Sejongno, Seul 186, 194
sekta Muna (Moona) 178
Sen żony rybaka (Hokusai) 245
Senda Kako 223
seppuku 291
Seul, Korea Południowa 17, 20, 65–67, 143, 157–164, 165, 177, 178
Kangnam 158, 160–162, 187, 200, 204
kawiarnie 158
Myŏngdong 185
Sejongno 186
Sewöl (Sewŏl), katastrofa promu (2014) 188, 190
Shāndōng (Shantung, Szantung), Chiny 257, 295, 326
Shanghai World Financial Center 323
Sharp, korporacja 203
Shēnzhèn, Chiny 359
Shimoda, Japan 32
Shimonoseki, Japonia 234
Shimonoseki, traktat z (1895) 35, 123, 376
Shin Dong-bin 201
Shin Gi-uk (Shin Gi-wook) 411
Shin-Ōkubo, Tōkyō 51, 52, 55
Shinozuka Yoshio 271
shintō (shintōizm) 33, 84, 88, 137, 300, 377
Shiri (film) 169
Shizuoka, Japonia 72, 73
Shōwa (Mizuki) 110
Silmido (film) 169
Singapur 26, 30, 35, 268, 359
Sinnam, Korea Południowa 244
Six Bomb (grupa k-popowa) 175
słonecznej polityki, okres 240
Sneider, Daniel 411
Snyder, Scott 118
SoftBank 46
Sokch’o (Sokcho, Sokczho), Korea Południowa 240
Son Masayoshi 46
Sona, The Other Myself (film dokumentalny) 60
Sŏng Sŏk-je (Song Sokze, Song Sok-dze) 214, 231
Sonnets from China (Auden) 312
Sorry States: Apologies in International Politics (Lind) 406
Sri Lanka 30, 74, 385
Stalin, Józef 231
Stany Zjednoczone 84, 113, 136, 182, 231
a Chiny 265, 266, 287
a Japonia 25–32, 35, 41, 93, 94, 99, 100, 105, 112, 113
a Korea 154, 155, 249, 250
a Korea Południowa 180, 248, 249
a Korea Północna 242, 243, 250
a Tajwan 380, 392, 393
wojna biologiczna 272
Stowarzyszenie Internowanych w Chinach 109
Stowarzyszenie na rzecz Rozpowszechniania Faktów Historycznych 313
Strefa Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej 137, 357
Strefa Zdemilitaryzowana (DMZ) 133, 238–242, 251, 252
„stulecie wstydu” 264, 344, 350, 352
Su Zhiliang 335–341
Sugiura Shigemine 379
Sumitomo Metal 230
Sun Cheng, dr 285, 287, 288, 292, 409
Sun Myung Moon 178
Sun Yat-sen 137, 386
Surdej, Eric 201
Susquehanna (okręt) 31
Szanghaj (Shànghăi), Chiny 30, 262, 264, 276, 285, 289, 290, 310, 319, 323–327, 335–
340, 359, 388, 403
Bund 323, 324
dzielnica francuska 325
Nánjīng Lù (Nanjing Road) 325
Pŭdōng 323, 324
Szanghajski Uniwersytet Pedagogiczny 335
szczęście 209–215
Szwecja 332
Światowy Raport Szczęśliwości ONZ (2018) 209
świątynia Gaeamsa, Puan 148
świątynia Ise, Japonia 92
świątynia Naesosa, Puan 147
świątynia Yasukuni, Tōkyō 18, 54, 84–97, 105, 109, 127, 132, 277, 294, 316, 409
Tae Chang-gŭm (Dae Jang Geum, Te Czang-gym, pol. Klejnot w pałacu, ang. Jewel in the
Palace) (serial telewizyjny) 171
taekwondo (thaekwŏndo) 165–168
Tainan, Tajwan 368
Taipei 101, wieżowiec 394
Taipei (Tajpej, Taiběi), Tajwan 15, 21, 222, 311, 353, 363, 364, 368, 371, 373, 375, 383
Taiwan: Nation-State or Province? (Cooper) 369
Taiwan Sugar 368
Tajlandia 93, 173, 234
Tajwan 14, 15, 16, 18, 21, 85, 88, 123, 232, 250, 286, 360, 383
a Chiny 364–367, 388–397
a Japonia 21, 363–364, 371, 391, 393–395
a Korea Południowa 396, 397
a Stany Zjednoczone 379, 392, 393
edukacja 385
gospodarka 368, 388, 391, 392
japońska okupacja 34, 136, 375–380
język 393–395
kuchnia 372
ludność 383–386
nastroje antykoreańskie 21, 396, 397
niepodległość 373, 386, 388–395
polityka 367, 368, 386–388, 392
przestępczość zorganizowana 369–371, 386
świątynie 370
zob. także konfucjanizm
Takada Makoto 51, 52
Takeshima zob. Tokdo (Liancourt Rocks), wyspy
Taksówkarz (film) 155
Tanaka Kakuei 41
Tatsumo, Japonia 111
Tei Tai-kin 68, 69, 189, 191, 215, 299, 300
Temple, Henry John, trzeci wicehrabia Palmerston 346
Terminal High Altitude Area Defence (THAAD), system antybalistyczny 131, 173, 260,
280
Thatcher, Margaret 358
„The Economist” 351
„The Guardian” 288
The Japan–South Korea Identity Clash (Glosserman & Snyder) 118
The Korean Mind (De Mente) 252
The New Koreans (Breen) 138, 170, 182
The Opium War (Lovell) 351
The Stolen Bicycle (Wu Ming-yi) 390
„The Times” 277
Tillerson, Rex 186
Timor Wschodni 378
Titanic (film) 169
tōfuyo 401, 402
Tōjō Hideki 95
Tōkaidō, autostrada 72
Tokdo/Takeshima (Liancourt Rocks), wyspy 13–15, 38, 49, 50, 53, 105, 132, 174, 222, 287
Tokijski Uniwersytet Metropolitalny 68
Tokugawa Iemochi, siogun (shōgun, szogun) 33
Tokugawa, siogunat (shōgunat, szogunat) 25–27, 21, 33
Tokugawa Yoshinobu, siogun (shōgun, szogun) 33
Tōkyō (Tokio), Japonia 28, 74, 75, 95
Ebisu 57–69
Ginza 74, 79
Shin-Ōkubo 51, 52, 55
zob. także świątynia Yasukuni
Tomasa Dioso Salinog 223
Toshiba 78
Toyota 73, 78
Toyotomi Hideyoshi 142, 143, 145, 146
traktat nankiński (1842) 347, 356
traktat o normalizacji stosunków (1965) 224
traktat pekiński (1860) 348
traktat wersalski (1919) 114
traktat z Ganghwa (1876) 276
traktat z Kanagawa (1854) 32
traktat z San Francisco (1952) 45
Trần Thị Mai Xuân 406
Trump, Donald 14, 121, 126, 128, 185, 186, 194, 242, 249, 392
Trybunał Tokijski (1946) 115
trzęsienie ziemi w Kantō (1923) 55
Tsai Ing-wen (Cai Yīngwen) 367, 388, 389, 392
Tsuchiya Yoshio 314
Tsuruhashi 52, 66
Tudor, Daniel 178, 245, 331
Turton, Michael 302, 369, 370, 375
Tybet 339, 350, 391
Uemura Hajime 271
Ujgurów imperium 350
UNESCO 81, 273
Uniqlo 19, 310
Uniwersytet Cesarski w Kyōto 265
Uniwersytet Chūō 109, 224
Uniwersytet Doshisha, Kyōto 66
Uniwersytet Fudan, Szanghaj 289
Uniwersytet Hokkaidō 90
Uniwersytet Kwangwoon 171
Uniwersytet Meiji Gakuin, Yokohama 43
Uniwersytet Seton Hall, New Jersey 353
Uniwersytet Seulski, Narodowy Uniwersytet Seulski 66, 173, 183, 205, 215, 218, 254, 331
Uniwerystet Stanforda 411
Uniwersytet Shiga 274
Uniwersytet Temple, Japonia 226
Uniwersytet Tokijski 271
Uniwersytet Yŏnsei 209, 210
Uniwersytet Yŏnsŏng (Yeonsung) 187
Uniwersytet Żeński Ewha (Yi-hwa), Seul 188
Urząd do Spraw Tajwanu, Pekin 388
ustawa o stosunkach z Tajwanem, Stany Zjednoczone (1979) 393
Wang Yi 294
Wāng Zhēng 353
Wanping, Chiny 281, 282
Warmbier, Otto 243
„Washington Post” 76, 303
Waszyngton, Stany Zjednoczone 72, 154, 155
Watykan 390
Wēibō 293, 328
Wenezuela 206
When China Rules the World (Jacques) 88, 300
Whiplash (film) 217
„wiek wstydu”, zob. „stulecie wstydu”
Wielka Brytania 20, 52, 71, 76, 86, 103, 105, 114, 118, 137, 144, 201, 243, 281, 312, 328,
332, 346, 347, 349, 384
a Chiny 344–352
wielki skok 338
wielorybnictwo 26, 27
Wietnam 95, 171, 183, 232, 239, 313, 350, 391, 405
więzienie Sŏdaemun, Seul 152, 407
Władywostok, Rosja 240
Włochy 266, 406
wojna biologiczna 266–274
wojna koreańska (1950–1953) 44, 135, 183, 249, 250, 365
wojna w Wietnamie (1955–1975) 45, 95, 146, 184, 314, 343, 350, 391, 405
wojny chińsko-japońskie
pierwsza (1894–1895) 34, 115, 123, 136, 376
druga (1937–1945) 22, 137
wojny Imjin (1592–1598) 143, 147, 178, 247, 299, 403
wojny opiumowe 344–354
pierwsza (1839–1842) 344–348
druga (1856–1860) 348
Wojskowa Szkoła Medyczna, Tōkyō 265
Wŏnju (Wonju, Wondżu), Korea Południowa 237
Wu Ming-yi 390
Wu Xianbing 315–319, 322, 414
Wushe, incydent w (1930) 376
Wyspy Diaoyu, zob. Wyspy Senkaku
Wyspy Marshalla 390
Wyspy Senkaku 16, 123, 286
wyższość rasowa 21, 88, 143, 314
Xí Jìnpíng 327, 351, 389, 394
Xi’an, prowincja Shaanxi, Chiny 16
Xinjiang, Chiny 339
Xīntiāndì, Szanghaj 325
Xuzhou, bitwa pod (1938) 223
yakiniku 46
yakuza (jakuza) 43, 44, 160, 371
Yamaguchi, Japonia 33
Yang Yŏng-hŭi 58–65, 413
Yao Guiling 292
Yasuda Kōichi 51–55, 117
Yeonpyeong, wyspa 20
Yi Dasom 155
Yi Jae-yong (Lee Jae-Yong) 199, 201, 204, 205, 207
Yi Kŏn-hŭi (Lee Kun-hee) 203, 204
Yi Min-jin (Min Jin Lee) 64, 136
Yi Myŏng-bak (Lee Myung-bak, I Miong-bak) 194
Yi Ok-sun (Lee Ok-sun) 234, 235
Yi Sun-shin 142–144
Yi Sŭng-man (Syngman Rhee) 193
Yokohama (Jokohama), Japonia 16, 25, 32, 33, 37–41, 72
Yokosuka, Japonia 36
Yoshiaki Yoshimi 109, 224
Yoshimura Hirofumi 100
Yoshimura Hisato 271
Young Ruk-chuk 199
Young, sir Mark 357
YouTube 121, 122, 128, 192
Yu Yonghe 376
Yuk Yŏng-su (Yuk Young-soo, Juk Jong-su) 251
zaibatsu 132, 197
Zainichi 44–47, 49, 50, 55, 57–65, 68, 69, 99, 106, 107, 109, 127, 189, 192, 215, 299, 413
Zaitokukai 50, 53, 54
Zara 391
Zhejiang, Chiny 268
Zhōngyāng Dàjiē 278, 279
Zimowa sonata (serial telewizyjny) 167, 171
Zjednoczone Królestwo, zob. Wielka Brytania
Związek Bambusowy 371
Związek Radziecki 122, 123, 182, 287, 288; zob. także Rosja
Zwolnij wreszcie. Jak odnaleźć spokój w świecie, który nigdy się nie zatrzymuje (Haemin)
213
Redaktor inicjujący Mateusz Chaberski
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel.