Professional Documents
Culture Documents
Wywiad Z Panem Dugiello
Wywiad Z Panem Dugiello
Ja nie lubię dostawać nagród i żadnych emocji tam nie było. Dali mi jakiś papier i potem jakiś przelew
przyszedł na konto. Najlepsze emocje były dopiero jak zajrzałem na konto w banku. W każdym razie
dziękuję wszystkim tym, którzy docenili moją pracę i to chyba tyle. Zresztą to nie tylko ja ją
otrzymałem, jeszcze pan dyrektor i pan Ortyl z naszej szkoły, więc to był niespotykany wynik w
powiecie.
To wszystko zawdzięcza Pan historii. Może Pan opowie o swoich początkach z tym przedmiotem.
Czy zawsze było wszystko tak łatwo?
Jeśli chodzi o początki w liceum, to miałem świetną panią profesor z historii. Chodziłem do liceum w
Przemyślu i tam była pani profesor Kazimiera. Teraz już jesteśmy można powiedzieć ,,kolegami po
fachu”. Jest to bardzo sympatyczna kobieta, nieprawdopodobny mózg. Ona rzeczywiście nie tylko
mnie, ale i wszystkich moich kolegów zainteresowała. Chodziłem do klasy o profilu klasycznym,
uczyliśmy się łaciny, historii mieliśmy bardzo dużo. Z wszystkich osób tam uczących chyba 10 osób
wybrało historię jako przedmiot główny. Moi koledzy z dawnej klasy uczą teraz w tej szkole. To
właśnie pani profesor potrafiła nas zainteresować swoim przedmiotem. Nauka historii jest nauką
pochłaniającą dużo czasu i treści, trzeba też dużo czytać.
Myślę, że tak.
Podejmując decyzje w wieku dziewiętnastu lat, człowiek inaczej myśli o swojej przyszłości i ma inną
optykę patrzenia na tę sprawę. Decyzja spowodowana była na zasadzie: a kolega idzie to może i ja
pójdę, a właściwie to historia, może prawo lepiej, ale historia była ciekawsza. To ja na historię pójdę.
Kiedyś dostawanie się na studia wyglądało inaczej. Gdy zdawałem egzaminy wstępne na studia, to
wówczas było około 7 osób na jedno miejsce. Na innych studiach były wyższe progi i też było bardzo,
bardzo ciężko. W sumie przypadek, tak, to przypadek.
Zdecydowanie filozofia.
Trafiłem tutaj z Przemyśla, ponieważ znalazłem żonę z Mielca i przeprowadziliśmy się tutaj po
studiach. Pracowałem w szkole w Ławnicy przez 7 lat. Wtedy właśnie w 1997 roku odbywały się
wybory parlamentarne i w tych wyborach mandat parlamentarzysty otrzymał nauczyciel historii z
liceum z „Kopernika” i zwolniło się miejsce. Obecny dyrektor, pan Rzeźnik, spotykając mnie
przypadkowo powiedział do mnie, że jest miejsce na historyka i żebym napisał podanie. Napisałem i
wygrałem, więc od 1997 roku jestem tutaj.
A co Pan lubi w tej pracy?
Wakacje.
Czy pamięta Pan swoich wybitnych uczniów? Czym się oni odznaczali?
Było ich bardzo wielu. Pierwszym moim olimpijczykiem, który zajął jakieś wybitne miejsce w
olimpiadzie z historii był Piotrek. Pracowałem wówczas 4 lata w tej szkole. Olimpijczyków było potem
też bardzo wielu. Ale pamiętam nie tylko tych, którzy odnieśli jakieś sukcesy, ale i tych, którzy
pomimo braku sukcesów byli nieprawdopodobnymi ludźmi, jeśli chodzi o historię.
Każdy wie że prowadzi Pan lekcje tak, że nawet “antyhumany” słuchają z zaciekawieniem. Jak Pan
to robi?
Tak. I głupie kawały i opowieści. Jest wiele takich przykładów. Niedawno rozmawialiśmy o świętym
Stanisławie i mówiliśmy o takim incydencie, który miał tam miejsce z przykładaniem prosiąt do
piersi. Jeden sobie zapamiętał, że to nie było do piersi, tylko do głowy je przykładali. Z klasą
pękaliśmy ze śmiechu, bo właściwie nie wiadomo, czemu to miało służyć.
Według niektórych Pan nie tylko uczy historii, ale i ją tworzy. Czy to prawda?
Ja tego tak nie czuję, ale jeśli tak mówią to pewnie tak jest.
A jak to jest w dzisiejszych czasach: młodzież przepada za historią czy rożnie to bywa?
Myślę, że rożnie to bywa. Niektórzy lubią, ale się nie uczą, niektórzy się nie uczą, bo nie lubią i to tak
bywa. Nie jest tak źle.
Tak, każdy musi to wypracować. To jest metoda zapamiętywania dat, układając je sobie w głowie
chronologicznie. U mnie działa ta metoda.
Myślę, że niejeden uczeń podziękuje Panu za to. Czy w tym tkwi sekret wiedzy humanistycznej?
Sekret nie tkwi w pamięci. Najważniejsze jest rozumienie tego, co wiemy, czego się uczymy i
rozumienie świata wokół siebie. Pamięć jest tylko narzędziem do tego.
Szczerze mówiąc, nie mam takiego poczucia i takiej ekspresji. To jakoś nie bardzo do mnie pasuje.
Tak. Gramy z kolegami w piłkę trzy razy w tygodniu. Sam bardzo lubię pochodzić po Tatrach, chociaż
w tym roku czasu jest mniej, ale staram się kilka dni na to poświecić. Jeżdżę też motocyklem i jest
jeszcze wiele innych rzeczy, ale wstydzę się powiedzieć.
Przepraszam, ale muszę o to zapytać. Dlaczego w Pana wypowiedziach tak często pada to “słynne
miasto”?
Tej tajemnicy zdradzić nie mogę. To jest rzecz, którą wyjawię w testamencie przed śmiercią.
Myślę, że na zakończenie idealnie pasowałby jakiś żart, czy ma Pan coś w zanadrzu?
Oooooo, w zanadrzu to może nie. Ale historia jest jednym takim żartem.
No pa.