Wybór Wierszy

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 57

Marcin Świetlicki

-- z tomu Zimne kraje (1992) ---

JONASZ

Młoda zima, bezśnieżnie. Och, dzisiejszy wieczór


uczynił z tej ulicy wnętrze wieloryba.
Byłbym nie zauważył lecz w sklepie warzywnym
sprzedawano fragmenty podmorskich zarośli
- i neony w tej chwili zaczęły wysyłać
mgłę i wilgoć. Kałuże pełne tranu i krwi.
Przy krawężniku znalazłem muszelkę
i poczułem, że jestem
trawiony.

(85)

***

Chmurko, jesteś różowa. Przypominam sobie


twarze współuczniów, współżołnierzy, współ-
mieszkańców, wszystkie tępe i
wyrażające tylko jedno. Moja twarz
nie różniła się; niczym, była jeszcze tępsza,
bo moja. Chmurko.
Niebieskie niebo.

(88)
DLA JANA POLKOWSKIEGO

Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno,


otworzyć okno i przewietrzyć pokój.
Zawsze się udawało, ale teraz się nie
udaje. Jedyny przypadek
kiedy po wierszach
pozostaje smród.

Poezja niewolników żywi się ideą,


idee to wodniste substytuty krwi.
Bohaterowie siedzieli w więzieniach,
a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco
użyteczny - w poezji niewolników.

W poezji niewolników drzewa mają krzyże


wewnątrz - pod korą - z kolczastego drutu.
Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie
długą i prawie niemożliwą drogę
od litery do Boga, to trwa krótko, niby
splunięcie - w poezji niewolników.

Zamiast powiedzieć: ząb mnie boli, jestem


głodny, samotny, my dwoje, nas czworo,
nasza ulica - mówią cicho: Wanda
Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid,
Józef Piłsudski, Ukraina, Litwa,
Tomasz Mann, Biblia i koniecznie coś
w jidisz.

Gdyby w tym mieście nadal mieszkał smok


wysławialiby smoka - albo kryjąc się
w swoich kryjówkach pisaliby wiersze
- maleńkie piąstki grożące smokowi
(nawet miłosne wiersze pisane by były
smoczymi literami...)

Patrzę w oko smoka


i wzruszam ramionami. Jest czerwiec. Wyraźnie.
Tuż po południu była burza. Zmierzch zapada najpierw
na idealnie kwadratowych skwerach.
(88)
--- z tomu Schizma (1994) ---

TRYB ŻYCIA

Kawa i papierosy.
Niedoczekanie.
Niedoczekanie na to, że---------
i na to, że ---------------
żadnych, zupełnie żadnych nowych mięśni, żadnych
nowych linii papilarnych, żadnych nowych siwych
włosów,
żadnych nowych zmarszczek.
Herbata albo kawa.
Caro lub Extra Mocne.
Taka alternatywa.
Do pracy przed południem albo po południu
piętnastką lub jedynką.
Wycieczki osobiste.
jeżeli spadnie śnieg, to trzeba rano wstać i
uprzątnąć śnieg.
Cuda są tylko wewnątrz.
Cuda są tylko wewnątrz.
Słuchać lub mówić.
Niedoczekanie.
Wódka rzadko.
Kompletny brak jakiegokolwiek kontaktu ze zdrową
częścią społeczeństwa, powiedzmy -- klasą robotniczą
albo małym lub dużym biznesem,
przez co zupełnie oderwanie od rzeczywistości.

Cuda są wewnątrz.
Kawa i papierosy.
Wyprowadzenie psa.
Nalewanie wody do miski.
Kamienny sen.
Niedoczekanie.
Wyrzucanie gości.
Żadnych przyjaznych domów.

Cuda są wewnątrz.
Cuda są tylko wewnątrz.
Zmysły kierują się do wewnątrz.
Zmysły powoli zaczynają się
odwracać.
Marzenia o hazardzie.
Drastyczna monogamia.
Niedoczekanie.
Żadnych istotnych lektur.
W kinie jedynie filmy oglądane któryś
raz z rzędu.
Kawa i papierosy.
Żadnych nowych zmarszczek.
Wkładanie, wyjmowanie.
Wilcze ścieżki, kłamstwa.
Ukrywana gorączka.
Kamienny sen i dreszcze wewnątrz kamiennego snu.
-- z tomu 37 wierszy o wódce i papierosach
(1996) ---

Opluty

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.


Na razie chodzę. Na razie patrzę.
Na razie swój nóż ostrzę.
Wkładam - zdejmuję kastet.

Opluty. Opluty.
Napluli mi na plecy.
Nic o tym nie wiem - chodzę po mieście.
Chodzę po mieście:
Planty,
Szewska,
Rynek.
Chodzę po mieście:
Rynek - Szewska - Planty.
Opluty. Opluty.
OPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTY...

Któregoś dnia to miasto


będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, patrzę.
Na razie nic.

Któregoś dnia
rzeką Wisłą
przypłynie
statek piratów,
o pięciu masztach,
dwudziestu armatach.

I zapytają:
- Który to Świetlicki?
A ja wtedy stanę
na samym środku rynku
i będę wskazywać:
- Tego. Tego. Tego.
Tego. Tego. Tamtą
Tego sprzątnąć.
Tamtą skasować.
Tego. Tamtą. WSZYSTKICH!

K r a k ó w i N o w a H u t a.
S o d o m a z G o m o r ą.
Z Sodomy do Gomory
j e d z i e s i ę t r a m w a j e m.

Chodzę po mieście.
Chodzę po mieście.
Opluty.
Opluty.
Opluty...

Nieprzysiadalność

No, proszę sobie wyobrazić:


marzec albo kwiecień
(mmm... raczej marzec), wieczór.
Spotykam JP, jest pijany jak
świnia, a ja jestem trzeźwy
jak świnia. Idziemy na kawę
On - między morzem wódki, a powrotem do domu.
Ja - pomiędzy kłótnią
z jedną kobietą a rozmową z drugą,
która być może także się przemieni w kłótnię.

Siedzimy więc w knajpie,


(choćbym się nawet bardzo skupił, nie pamiętam w jakiej).
On - pijany jak świnia . A ja trzeźwy jak
świnia. Pijemy tę kawę
i nagle on, wskazując mi jakieś dwie siedzące
przy sąsiednim stoliku, proponuje byśmy
się do tych dwóch przysiedli, a ja mówię: Daj mi
spokój, ja nie mam ochoty.
Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą
a rozmową z drugą,
która być może także się przemieni w kłótnię,
ja to pierdolę,
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.

Więc rezygnuje. Rozmawiamy o czymś.


O literaturze, być może nawet o
kobietach. Deszcz zaczyna padać.
On trzyma się nieźle,
chociaż jest pijany jak świnia. Ja się nieźle trzymam,
chociaż jestem jak świnia trzeźwy.
I znowu on - wskazując te dwie, mówi:
Zobacz, to się nieźle składa, ich dwie i nas dwóch,
dosiądźmy się do nich. A ja, ja mówię: Nie chcę,
nie, nie mam ochoty,
ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą a rozmową z drugą,
która być może także się przerodzi w kłótnię,
ja nie mam ochoty.
Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.

Tak się zdarza czasami,


że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Tak się zdarza zazwyczaj,
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Siedzę sam przy stoliku
i nie mam ochoty dosiąść się do was
choć na mnie kiwacie.
Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
---z tomu Pieśni profana (1998) ---

PIĘĆ WIERSZY RELIGIJNYCH

1
Maciek Świetlicki mówi:
- Ja wiem, to jest ten pan,
którego ojciec zabił.

Cały Nowy Testament


w jednym zdaniu.
Co dalej?

2
Maciek Świetlicki wie również o piekle.
Ktoś mu musiał nagadać.
Pójdę do piekła, tatusiu.

Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.


Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.
A pamiętasz, jak cię kopnąłem? Pamiętasz?

3
Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku
oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,
więc czuję się u siebie.

4
Jeśli to prawda,
że mówi przeze mnie szatan
- Bóg się zlituje
i wyrwie mi język.

5
Odstąpią wody.
Odsłonią wzgórze łotrów
zawieszonych głowami w dół.

Odsłonią niebo
pełne szarych roślin.

MAŁŻOWINA

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja już skończyłem.


Ja już skończyłem -- a jak pani?
Jeżeli o mnie chodzi -- to ja się odwracam.
Ja się odwracam do ciemnej ściany.

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja już wychodzę,


nim będę śmieszny i stary.
Jeżeli o mnie chodzi -- to ja nie chcę prosić
o ochłap. Nie chcę prosić. Bohater umarły,

lecz nie uwiędły. Tak właśnie od teraz


proszę mnie rozpatrywać. Umarły -- ale nie uwiędły
bohater. Owszem. Podoba mi się to.
Wzwód wymierzony w ciemność.

DRUGA PIEŚŃ PROFANA

Jak zwierzęta.
Bez telefonu.
Bez samochodu.
Bez wstydu.
Bez komputera.
Jak zwierzęta.
Nie odróżniający seksu od miłości.
Nie odróżniający prymasa od premiera.
Z tylko jedną ambicją: zasnąć
W cieple.
--- z tomu Czynny od odwołania (2001) ---

KŁAMANIE

- dla Brylewskiego -

Kłamie poranek.
Kłamie alkohol.
Kłamie saksofon.
Trolejbus kłamie.
Wielka zdrada.
Wielka zdrada.
Zostaliśmy sami.

I tylko
umarły
nie kłamie.

LEŻENIE

A może jestem po prostu potworem,


potworem na wakacjach?
Na plaży leżę w ciemnych okularach,
w praniebo patrzę.

W praniebo patrzę, jego majowego


prablasku byłbym nie zniósł, gdyby nie wakacje.
Nie zniósłbym blasku, kryje się zazwyczaj
przed nagonką w ciemnicach.

Tu jest najjaśniej. Tu, pod pralatarnią.


Jestem potworem na wakacjach.
Całuję jasne widziadło w prasłońcu.
Uszczypnij mnie, uszczypnij- mruczę do widziadła.

PALENIE

Pytam: dlaczego niepalący


wsiadają bez skrupułów do przedziałów
dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu
są wiecznie urażeni?

Mój mały przyjacielu, papierosie.


Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.
Niszczmy się nawzajem, czule
zobowiązani.

Pytam: dlaczego niepalący


nie doceniają naszej samotności,
naszej niemądrej odwagi, naszego
żaru, popiołu?

--- z tomu Nieczynny (2003) ---


POPATRZCIE

Popatrzcie na nas: jesteśmy


starzy, piękni i bogaci.
Popatrzcie na nas. Dobrze,
dobrze, żeśmy młodo nie umarli,

(to się dzieje w tej chwili, to jest tu, to będzie


narastało, nie puści, to kiełkuje we mnie,
uważaj, bo jak mnie spotkasz, to się
zesrasz ze strachu i zarazisz się)
--- z tomu Muzyka środka (2006) ---

NOWE PORZĄDKI

Sporząniał, śpi

nie chaotycznie, byle

gdzie.

Pije

wcześnie, nie jeździ

taksówkami nocą.

Syn którejś nocy mu rękę położył na ustach,

żeby sprawdzić, czy aby na pewno oddycha

- zawsze będzie oddychał, jakkolwiek

zdecydowano, jakkolwiek

będzie zdecydowane.

MARCIN

Marcin jest zły i nieporadny w tym źle.

Marcin ma grzech, z którego się nie wydobędzie

Marcin nie poznał żadnej sztuczki. Nie nauczył się

starać o siebie. Stara się o wiersze,


żeby mu nie wymarzły. Poświęca się dla nich.

Dba o to nieformalne, nieforemne państwo.

Dla niego kłamie

JOWEJEK

Żabka.

Kaczuszka.

Kajecik.

Ślizgawka.

Gojonczka.

Ziułtaczka.

Jowejek.

Jowejek.

A potem bryła ciała

wypchnięta w przestworza.
Marcin Świetlicki
POEZJA

„Odciski”

Nno. Proszę sobie wyobrazić:

Druga połowa lat osiemdziesiątych.

(Dlaczegóż by nie druga połowa lat osiemdziesiątych?

Dlaczegóż by nie?)

Miesiąc - powiedzmy - grudzień.

Tuż przed południem była jeszcze wiosna.

Tuż po południu zapadł mrok.

Nnno. Proszę sobie wyobrazić:


Mężczyzna w obskurnym mieszkaniu.

Kobieta, która wchodzi do bramy.

(Dlaczegóż nie mężczyzna i kobieta

Dlaczegóż by nie?)

On w obskurnym mieszkaniu, a ona na schodach.

On pali papierosa, ona puka do drzwi.

On w ciemnym korytarzu, ona poprawia włosy.

(Dlaczegóż by nie miała poprawiać?

Dlaczegóż by nie?)

I on ją widzi. I zaciska zęby.

I przez ściśnięte zęby pyta, bowiem jest

Wychowany niezgorzej: - Napijesz się kawy?

A ona: "Tak, tak" - odpowiada.

(Dlaczegóż by nie miała się napić?

Dlaczegóż by nie?)
Nno. Proszę sobie wyobrazić:

Druga połowa lat osiemdziesiątych.

On stoi w kuchni. I nalewa wodę

Do zielonego czajnika. Zastanawia się

I wylewa część wody. Uźywszy zapałek

Podpala gaz pod czajnikiem. Ona jest w pokoju.

On pali papierosa. Odciski mu się robią

Od papierosów na ustach. Stoi nad czajnikiem

I mówi do wody w czajniku,

Mówi tak:

Gotuj się, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie

Gotuj się, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie

W mrok.
Ja nie mam telefonu.

Ona nie ma telefonu.

Wyłączę domofon.

Założę drugi zamek.

Wyrzucę klucz. Wyjadę.

Gotuj się, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie

W mrok

Nno, Proszę sobie wyobrazić:

Ona jest w pokoju.

Stoi w płaszczu. Dotyka

Jego rzeczy, które

Nigdy nie będą jej.


On w kuchni. Pali papierosa.

Dotyka czajnika.

Czajnik jest zimny.

Dotyka ponownie.

Zagląda. Płomień płonie.

Wszystko w porzadku. Sprawdza.

Czajnik jest zimny. Pali papierosa.

Odciski robią mu się na ustach od tych papierosów

Odciski robią mu się na sercu od takich historii.

Więc

Mówi do wody.

Więc:

Gotuj się, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie

Gotuj się, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie
W mrok.

Nno. Proszę sobie wyobrazić.

Godziny mijają.

Ona zasnęła w fotelu, w płaszczu.

Wygląda pewnie ślicznie.

(Dlaczegóż by nie miała wyglądać ślicznie

Dlaczegóż by nie?)

On stoi w kuchni i patrzy bezsilnie.

Patrzy bezsilnie na czajnik.

Dotyka czajnika.

Pali papierosa.

Odciski mu się robią.

Robią mu się odciski.

(Dlaczegóż by nie miały się robić?

Dlaczegóż by nie?)

Ona w pokoju, on w kuchni.


Gotuj siê, kurwo, gotuj

Wypije i pójdzie

W mrok.

"Palenie"

Pytam: dlaczego niepalący

wsiadają bez skrupułów do przedziałów

dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu

są wiecznie urażeni?

Mój mały przyjacielu, papierosie.

Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.

Niszczymy się nawzajem, czule


zobowiązani.

Pytam: dlaczego niepalący

nie doceniają naszej samotności,

naszej niemądrej odwagi, naszego

żaru, popiołu?

"Pod wulkanem"

Po zdjeciu czarnych okularów

ten świat przerażający jest tym bardziej.

Prawdziwy jest. Własciwe barwy

wpełzają we właściwe miejsca.

Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka.


Właśnie nas dotknął.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Śnieg spadnie i zakryje wszystko.

Na razie widać jednak miasto

- czarną kość rozjaśnianą niekiedy światłami

maleńkich samochodów, usiadłem wysoko

i patrzę. Wieczór. Już zamknięte

wszystkie wesołe misteczka.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Po zdjęciu czarnych okularów

ten świat przerażający jest tym bardziej.

Szedł z nami pies i śmierdział. Wszystkie dokumenty


uległy rozkładowi. Wszystko, co kochałem,

uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.

Pod wulkanem

urodziło się

DZIECKO!

"Listopad, niemal koniec świata"

Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem.

Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do światła.

Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.

Och, gotów jestem już wyjść z tego miasta, ręce wytrzeć o

liście, cały ten kurz, tłuszcz miasta

wytrzeć o liście, wyjdź ze mną, zobaczysz.


Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych

łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach

i kobietach, mężczyznach; pomyśl - z jaka ulgą

będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,

a nasze krzyki dotrą na pewno aż na

portiernię. Wolne? Już, już za chwilę będzie wolne - odpowiadam. Zmierzch.

"Korespondencja pośmiertna"

Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;

istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się

i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,

piłem wino i grałem w ludzkie gry, jeździłem


koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,

wybacz.

Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,

byłam zajęta w innych miejscach, w innych

ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,

zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń

do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,

wybacz.

I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.

Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,

drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane

rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie

zrobić dopisek na twojej kartce poczowej

wybacz.
"79"

Oczywiście, że nie ma miłości.

Nie ma i nigdy nie było.

Nawet to, cośmy robili

w żadnym calu nie zahacza

o miłość.

Oczywiście, że nie ma miłości.

Pomyliłem się, pomyliłem się.

Oczywiście, że nie ma miłości.

Można już odetchnąć, można wetchnąć

resztki swojego ciepła

w resztki ciepła świata.


"Pogo"

Spałem źle. Ona spała źle. Pełne

porozumienie - spało nam się źle w tym kraju,

w którym wciąż więcej i wiecej palantów

nosi przy sobie broń (zażartowałem,

że są to dla nich namiastki penisów,

choć chodzi o coś groźniejszego). Źle spałem.

Spałem źle. W tym kraju,

w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.

Spałem źle. W tym kraju,

w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczę. (Jak ci się

nie podoba - to wypierdalaj!). Źle spałem.

Spałem źle. Chociaż się zdarzają


jakieś jaśniejsze momenty - na przykład:

czarne oliwki, wino Sophia-Riesling,

22 grudnia 91

oraz efekty owej rewolucji

seksualnej, z których skorzystałem

wyjątkowo skwapliwie, ponadto ty jesteś,

a ciebie nikt mi nie zabroni. Źle spałem.

Spałem źle

i przyśniła mi się Idea, przysnił mi się Działacz,

przyśniły mi się Obowiązki i konieczność Skruchy.

Kolaboruję z pismem katolickim,

nie mając nawet kościelnego ślubu,

nawet nie będąc bierzmowany!

Jakaż perwersja! Zawsze zdradzam, w tym

szczególnie pozostaję sobie wierny

- i przelatują przez te Muzea, Biblioteki, Banki,


a one ścian już niemal nie mają, nie warto się skupiać

na tych obcych detalach, mam w sobie gorący

detal, teraz cię muszę znaleźć, przejdziemy przez siebie

w lepsze, gorące kraje, bo istnieją, skoro

ty zaistniałaś i ja już istnieję...

I co? I pożar. To bardzo powoli

się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków,

zapachów, trzasków, drobnych świateł. Teraz

płonie. Poważnie. Ogień stawia swoje

stopy ostrożnie. Ja to sobie tańczę.

Siedzę przed lustrem, zupełnie nieruchomo, z zamkniętymi oczami,

tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.

Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za

ogniem, powoli,

powoli,
powoli.

Tańczę to

sobie.

"Henryk Kwiatek"

Henryk Kwiatek przyjaźnił sie z gościem ze świętego obrazu.

To był jedyny facet, z którym mógł to robić.

Wracał do domu - zaparzał herbatę,

a wtedy święty obraz doń z obrazu schodził.

I rozmawiali. Henryk Kwiatek mówił

o wszystkim, co mu się zdarzyło tego dnia a święty

milczał i świętymi oczami na Henryka patrzył.

Henryk Kwiatek przyjaźnił sie z gościem ze świętego obrazu.


Bo z kim się miał przyjaźnić? No przecież nie z księdzem,

co raz do roku po kolędzie chodził.

Bo z kim się miał przyjaźnić? Przecież nie z listonoszem,

co raz na miesiąc mu rentę przynosił.

Henryk Kwiatek...

Henryk Kwiatek przyjaźnił sie z gościem ze świętego obrazu.

Któregoś dnia wrócił z miasta - zaparzył herbatę.

A obraz zszedł z obrazu i usiadł przy stole,

a listonosz nie przyszedł i renty nie przyniósł.

Następnego dnia także listonosz nie przyszedł.

Henryk Kwiatek co chwilę do swych drzwi podchodził.

inął tydzień czekania - listonosz nie przyszedł.

Henryk Kwiatek do gościa z obrazu powiedział:

- Ja dotychczas nie chciałem niczego od ciebie.


Wiem doskonale, że ty możesz wiele.

Ja do tej pory niczego od ciebie nie chciałem,

więc teraz o pożyczkę chciałbym cię poprosić.

Henryk Kwiatek...

Święty gość długo milczał i patrzył świętymi

oczami na Henryka - Henryk Kwiatek znowu

poprosił o pożyczkę. A gość palec uniósł,

popatrzył na Henryka i powiedział:

- MIŁOŚĆ...

Teraz kamera opuszcza mieszkanie

i widać blokowisko przeraźliwie czarne

i widać czarne niebo - i na niebie czarnym

WIELKIE I BLADE PRZERAŹLIWIE SERCE.


"Synek"

Nie umiemy

dać mu imienia.

No bo to niezupełnie możliwe. Najprościej

było by go nazwac Chłopczykiem

lub Zajaczkiem

albo Zasranym Kaftanikiem. Jest.

Pojawił się

w miejsce Rzeczywistości.
"Kierowca nocnej ciężarówki"

Kierowca nocnej cieżarówki

na kierownicy ma litery

gorącej prośby: BOŻE PROWADŹ STASIA!

Cała kabina jest małą kapliczką.

Wysiadam w szczerym polu czarnych ulic

maleńkiego miasteczka i mylę kierunki,

klne bezgłośnie. A chodnik jest ruchoma krą.

"Pułapka"

Śnieg. Deszcz.

sy osaczają.

Rozpoznaję niektóre z nich.


"Uwodzenie"

Sto razy prościej byłoby na pewno,

gdybym się mylił. Ale sie nie mylę:

jesteś najlepszym miejscem tego miasta,

centralnym punktem.

Kiedy wracam do miasta - to do ciebie wracam.

Miasto po prostu nie istnieje, kiedy

nie ma w nim ciebie. Rozpadają sie

dekoracje. Są zgliszcza. Rumowisko jest.

Nocą na moście ze zgubionych kluczy,

piór wiecznych, dokumentów - odnajdujesz sie.

Miasto istnieje, jeżeli ty zechcesz.


Miasto odpływa, jeśli chcesz.

"Państwo von Kleist"

Tak. A ponadto donosimy, ze

leżymy zastrzeleni - i jeszcze w tej chwili

można nas tu odnaleźć. Bardzo staromodnie

leżymy - przytuleni, a trawy zwyczajnie

ruszają się - i drzewa, bo wszystko jest w ruchu:

państwowe trawy i państwowe drzewa,

nawet i nasze ciała, wyjątkowo martwe

(gdyby popatrzeć na nie z pewnej odległości,

jak pewnie to uczynisz, widać że falują

w te sama stronę, co wszelka natura,

wiatr jest po prostu). List ci


przyniosą we śnie. Otwieraj go wolno.

Wszystko należy robić cicho i powoli,

ponieważ miłość jednak jest. Tak.

"McDonald's"

Znajduję ślad twoich zębów w obcym mieście.

Znajduję ślad twoich zębów na swoim ramieniu.

Znajduję ślad twoich zębów w lustrze.

Czasami jestem hamburgerem.

Czasami jestem hamburgerem.

Sterczy ze mnie sałata i musztarda cieknie.

Czasami jestem podobny śmiertelnie


do wszystkich innych hamburgerów.

Pierwsza warstwa: skóra.

Druga warstwa: krew.

Trzecia warstwa: kości.

Czwarta warstwa: dusza.

A ślad

twoich zębów

jest najgłębiej,

najgłębiej.
Z tomiku "Wiersze wyprane".

"Tygrysia piosenka"
Napotkany rok po wojsku były kapral zaprosił mnie na wódkę.

Powiedziałem nienie obywatelu kapralu,

dla mnie obywatel kapral pozostanie na zawsze obywatelem kapralem,

z kapralami nie piję, pierdolę.

Napotkana była wielka miłość powiedziała:

wpadnij do nas na kawę.

Powiedziałem: nienie ukochana, jeżeli nawet wpadnę,

wpadnę tylko po to, by cię ze sobą zabrać.

Nie muszę wcale robić z tym, co mnie okrada, ale to robię, przerzucam ten gnój.

To jeszcze chwilę potrwa, a kiedy się skończy, to nie podam mu ręki i wyjadę stąd,

choć to nie jest złe miejsce.

Miłosierdzie należy do was...


"Parasolki"
Mówię coś. Wolałbym, żeby samo się mówiło. Żeby samo się grało.

Żeby samo się zaczęło. Żeby samo się skończyło.

Mówię coś, ale w głowie mam stare numery telefonów, nieaktualne adresy,

mnóstwo BARDZO wulgarnych wyrazów.

Nie wychodź bez PARAsolki,

NIE Wychodź bez PARASOLki.

Aaaa wszystko to jest identycznie trwałe jaaaak numer telefonu na pudełku zapałek,

aaaa wszystko to jest identycznie trwałe jaaaaak numer telefonu na pudełku zapałek aaaa

"Upiór"
Minęło kilka dni. Od kilku dni jeżdżę na drugi koniec miasta.

Pamiętałem po co jeszcze przedwczoraj. Dzisiaj nie pamiętam.

Przez park, po wielkich wyświechtanych liściach, pod drzwi.

Zadzwonić, zapukać, postać, pomedytować, odwrócić się, odejść.


To już nie jest cierpliwość, to jest religia.

To już nie jest religia - dzisiaj ktoś poruszył się wewnątrz.

Jutro będzie wiosna i będę dłużej pukać.

"Olifant"
Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.

Nie przyszedłem rozmawiać, nie przyszedłem się kłócić,

nie przyszedłem prowadzić odwiecznej wojny.

Ja przyszedłem się kochać.

Mam już jeden nóż w plecach i nie ma tam miejsca na następne.

Odpada dylemat: kawa - herbata?

Przyszedłem się kochać.

Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.

Nie przyszedłem rozmawiać. Nie przyszedłem namawiać.

Nie przyszedłem zbierać podpisów. Nie przyszedłem pić wódki.


Ja przyszedłem się kochać.

"Słonidarność"
Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.

Dzień dzisiaj jest kreatywny bardzo. Słoń zrobił kupę w cyrku.

Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.

Wszystkiemu winna jest SOLIDARNOŚĆ. Słoń zrobił kupę w cyrku.

"Przed wyborami"
Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.

Niosłem je za plecami, trzymając jak kwiaty.

Lato się gryzie z jesienią. Forma ocalała i wychodzi z podziemia.

Wszystko się układa w jeden wyraźny doskonały kształt:

OGRÓD KONCENTRACYJNY.

Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.


Niosłem je za plecami, trzymając jak krzyż.

Jestem tak bardzo martwy, że aż chodzę, czuję.

Widzę jak wszystko się układa w jeden wyraźny, doskonały kształt:

OGRÓD KONCENTRACYJNYYYYY!

"Opluty (44)"
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,

wkładam, zdejmuję kastet.

Opluty.

Opluty.

Napluli mi na plecy.

Nic o tym nie wiem.

Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.

PLANTY SZEWSKA RYNEK.


Chodzę po mieście.

RYNEKSZEWSKAPLANTY.

Opluty.

Oplutyoplutyoplutyopluty.

Puuu.

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.

Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.

O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.

I zapytają: - Który to Świetlicki?

A ja wtedy stanę na samym środku rynku - i będę wskazywać:

TEGO, TEGO, TAMTĄ, TEGO, TEGO,

WSZYSTKICH!!!!

Opluty. Opluty.

Ooooopluty.

Kraków i Nowa Huta - Sodoma z Gomorą -


z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.

Chodzę po mieście.

Chodzę po mieście.

Opluty.

"Casablanca"
Niekochany nie zdradza,

niekochany chodzi dzwoniąc w kieszeni niepotrzebnym kluczem.

Z bramy wychyla się staruszek niepokojąco podobny do Bogarta.

Celuję prosto w twoje serce synu.

Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.

W sąsiedniej bramie znaleziono siedemdziesięcioletnią Marilyn Monroe.

Potrafiła wykrztusić jedynie PU PU PI DU.

Niekochany nie zdradza,

niekochany chodzi dzwoniąc w kieszeni niepotrzebnym kluczem.

- Jaka jest pańska narodowość?

- Jestem pijakiem.
Jestem nieślubnym dzieckiem Bogarta i MM.

To wszystko na ten temat.

"M - Morderstwo"

A ona leży z nożem w plecach.

Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.

Skromnie skulona. O tak.

Jest wrzask.

Świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić..

A ona leży z nożem w plecach.

Morderca idzie wolno korytarzem.

Otwiera drzwi wejściowe i wychodzi w ogród.

Mija klomby. Wychodzi przez furtkę na ulicę.


Wsiada do tramwaju. Jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę,

dojeżdża do pętli, wraca do domu, przekręca klucz w zamku,

a ona leży z nożem w plecach.

A ona leży z nożem w plecach.

Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.

Skromnie skulona. O tak.

Jest wrzask (...) świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić.

A ona leży z nożem w plecach.

A ona wstaje, otrzepuje się.

Wkłada panterkę, przewiesza przez ramię karabin.

Wychodzi na ulicę, wytacza haubicę.

Wsiada do tramwaju, jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę, dojeżdża do pętli,

PUKA DO JEGO DRZWI..........................


"Pobojowisko"

Leży przy moim boku udaje że śpi czy coś ładnego zostanie z tych zniszczeń?

już zabiliśmy wszystko jasne ćmy szyb dotykają z obu stron

tym czasem cicho sto razy zaznaczała że mnie nie chce

wypróbowałem jednak wszystkie męskie sposoby

jest

jest przy moim boku na cudzym tapczanie

przegrała zwyciężyła

zwyciężyłem przegrałem

leży

ubrany usiadłem daleko siedzę i palę papierosa patrzę przewrócone

stłuczone dwie szklanki z herbatą popielniczka a w niej dwa długie niedopałki

kiedy otworzy oczy ja otworzę ogień!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


"...ska"

Dlaczego twój niepokój tak obraca się wokół wyrazów:

niepodległość - wolność - równość - braterstwo - Polska

od morza do morza - bezrobocie - podatki - Gazeta Wyborcza?

Czy nie wiedziałeś, że są to małe wyrazy?

Czy nie wiedziałeś, że są to wyrazy najmniejsze?

Dlaczego właśnie o nie zahacza twój język?

Czy nie wiedziałeś, że tym wszystkim rządzi ta szczupła dziwka,

ta którą kochasz a raczej masz na nią ochotę?

która wybiera sobie tego, którego akurat ty nienawidzisz?

Który znęca się nad nią i wbija w nią gwoździe?

Przez nią siedzisz w więzieniu! Przez nią jesteś głodny!

Przez nią!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"Pod wulkanem"

Po zdjęciu czarnych okularów ten świat przerażający jest tym bardziej.

Prawdziwy jest.

Właściwe barwy wpełzają na właściwe miejsca.

Wąż ślizga się po wszystkim co napotka, właśnie nas dotknął.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Śnieg spadnie i zakryje wszystko. Na razie jednak widać miasto - czarna kość,

rozjaśniona niekiedy światłami maleńkich samochodów.

Usiadłem wysoko i patrzę.

Wieczór. Już zamknięte wszystkie wesołe miasteczka.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Po zdjęciu czarnych okularów świat przerażający jest tym bardziej.

Szedł z nami pies i śmierdział.

Wszystkie dokumenty uległy rozkładowi - jestem zdrów i cały.


POD WULKANEM URODZIŁO SIĘ DZIECKO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

"Karol Kot"

Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki.

Mam cień, widziałem - obejrzałem się.

Mam cień siny na śniegu.

Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni.

Mam w płaszczu narzędzie.

Nie, nie zasłaniaj, nie zasłonisz, zostaw.

No, jeszcze trochę odkryj.

Lubię jak krwawisz, bo stare kobiety nie.

Plecy, dzwonek, dzwonki.

Dzwonki w kościołach, dzwonki w bramach, dzwonki pod kopcem Kościuszki.

Guzik z orzełkiem. Trener sekcji strzeleckiej stwierdził,

że nie mogę reprezentować.


Wziąłem duży rozmach i ściąłem jednocześnie - chłopca, śnieg, powietrze,

swój kręgosłup, łodygę.

Śnieg pada, śnieg pada.

Maszeruję przez sen.

Mnożę się.

"Opluty 2"

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.


Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się

to miasto należy raczej do

Grzegorza.Turnaua, Zbigniewa Preisnera i księdza Tischnera


Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się.

To miasto należy raczej do gołębi do wycieczek.

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Ja już nie chodzę, ja jeżdżę.


Jeżdżę taksówką

(....)
Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Proszę na mnie nie patrzeć.

Proszę na mnie nie patrzeć, ja wychodzę.


Proszę do mnie nie mówić, ja wychodzę.

Pomyliłem się.
To miasto jest wszędzie.

To miasto nigdy nie będzie moje


Pomyliłem się........
Marcin Świetlicki
(ur. 24 grudnia 1961 r. w Lublinie) - polski poeta, powieściopisarz,
dziennikarz, wokalista zespołu Świetliki oraz Czarne Ciasteczka.
Współpracował także z wieloma innymi artystami, między innymi z
Bogusławem Lindą, czy Cezarym Ostrowskim.
Jest synem Lucjana Świetlickiego i Anny z Łysakowskich Świetlickiej. Jego
ojciec jest cenionym historykiem i regionalistą związanym z Piaskami
Wielkimi.
Świetlicki uczęszczał najpierw do Szkoły Podstawowej im. Mikołaja
Kopernika w Piaskach Wielkich, a następnie do III Liceum
Ogólnokształcącego im. Unii Lubelskiej w Lublinie. Studiował polonistykę
na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Został usunięty z niej za
bojkot zajęć Studium Wojskowego. Dostał powołanie do Ludowego Wojska
Polskiego i odbył zasadniczą służbę wojskową w Słupsku, w latach 1984 -
1986. Po jej ukończeniu zamieszkał w Krakowie (gdzie mieszka do dziś) i
pracował m. in. w krakowskim Pałacu Sztuki ,był dozorcą kamienicy przy
ul. Ziai, pracował nad korektami tekstów.
Debiutował w lubelskim czasopiśmie Akcent. Jego pierwszym tomikiem
były Zimne kraje, wydane w 1992 roku przez fundację brulionu, chociaż
jeszcze przed debiutem został dostrzeżony przez krytyków i uznany za
jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. pokolenia brulionu. Do
2009 wydał siedemnaście tomików poezji.
Był też związany z redakcją podziemnego czasopisma Tumult, dla którego
przeprowadził jeden z pierwszych wywiadów z Maciejem Maleńczukiem.
W 1992 roku wspólnie z muzykami krakowskiego zespołu Trupa Wertera
Utrata założył grupę Świetliki, wykonującą jego teksty w oprawie rockowej.
Marcin Świetlicki występuje jako wokalista Świetlików, posługując się
charakterystyczną manierą melorecytacji. Zespół wydał pięć płyt
długogrających.
Marcin Świetlicki znany jest także ze współpracy z wieloma muzykami
alternatywnymi, takimi jak Robert Brylewski, Cezary Ostrowski) i
yassowymi (Mikołaj Trzaska).
Do 2004 roku pracował zawodowo jako korektor w redakcji Tygodnika
Powszechnego w Krakowie. Przez pewien czas prowadził program
telewizyjny Pegaz, w duecie z Grzegorzem Dyduchem. Zagrał główną rolę w
dramacie Wojciecha Smarzowskiego - zrealizowanego w formie spektaklu -
Małżowina (1998) oraz gościnnie pojawił się w w filmie Anioł w Krakowie
(2002).
W prozie pod własnym nazwiskiem zadebiutował w 2006, wydając książkę
Dwanaście, która dała początek trylogii - następnie ukazały się Trzynaście
w 2007 i Jedenaście w 2008.
Poezja
• 1992 - Zimne kraje
• 1994 - Schizma
• 1995 - Zimne kraje 2
• 1995 - Berlin
• 1996 - 37 wierszy o wódce i papierosach
• 1996 - Trzecia połowa
• 1996 - 20 niezapomnianych przebojów i 10 kultowych fotografii
• 1997 - Zimne kraje 3
• 1998 - Stare chłopy prowadzą rowery na techno
• 1998 - Pieśni profana
• 2001 - Czynny do odwołania
• 2003 - Nieczynny
• 2003 - Wiersze wyprane
• 2004 - 49 wierszy o wódce i papierosach
• 2006 - Muzyka środka
• 2007 - Nieoczywiste
• 2009 - Niskie pobudki

Proza
• 2001 - Katecheci i frustraci (jako Marianna G. Świeduchowska, z G.
Dyduchem)
• 2005 - Kotek (w antologii "Trupy Polskie")
• 2006 - Dwanaście
• 2007 - Trzynaście
• 2008 - Jedenaście
• 2009 - Orchidea (wraz z: Gaja Grzegorzewska, Irek Grin)

Dyskografia
Z grupą Świetliki
• 1995 - Ogród koncentracyjny (LP)
• 1996 - Cacy Cacy Fleischmaschine (LP)
• 1996 - Cacy cacy love mix (EP)
• 1999 - Perły (EP)
• 1999 - Wieprze (EP)
• 1999 - Perły przed wieprze (LP)
• 2001 - Złe misie (LP)
• 2005 - Las Putas Melancólicas (LP)

Z grupą The Users


• 1999 - Nie idź do pracy (LP)

Z grupą Czarne Ciasteczka
• 2003 - Tradycyjne polskie pieśni wielkopostne (LP)

Z Mikołajem Trzaską
• 2000 - Cierpienie i wypoczynek (LP)

Z Cezarym Ostrowskim
• 2005 - Czołgaj się (LP)

Gościnnie
• 2003 - Pidżama Porno - Koncertówka 2. Drugi szczyt (LP)

Filmografia
• 1998 - Małżowina (dramat, reż. W. Smarzowski, w roli głównej jako
M.)
• 2002 - Anioł w Krakowie (komedia, reż. A. Więcek, jako on sam)
• 2008 - Historia polskiego rocka (dokument, reż. L. Gnoiński, W. Słota)

You might also like