Franczak Sny Marii Dunin Karola Irzykowskiego 2006

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 17

Interpretacje

Jerzy FRANCZAK
Sny Marii Dunin Karola Irzykowskiego
jako świadectwo nowoczesnego doświadczenia

Bractwo Wielkiego Dzwonu


Bohater Snów M ani Dunin opowiada swoją wizję senną. Z najduje się w prosce­
n iu m teatru, przed próbą nieznanego przedstaw ienia. Zw abiony urodą dziewczyny,
której głowa wyłania się zza kotary - a której ciało, w domyśłe graniczącym z pew­
nością, również jest nagie - podąża za nią w głąb kułis, w łabirynt ciem nych koryta­
rzy. Głowa dziewczyny, pozbawiona reszty ciała, sunąca w ciem nościach, zatrzym u­
je się wreszcie, by wypowiedzieć „słowa zawierające jakąś głęboką m yśl”1. D zięki
tem u śpiący uśw iadam ia sobie, że śni - i w idzi samego siebie jak gdyby z boku.
W krótce się budzi. R ankiem śmieje się ze swoich nocnych rojeń; zdrowy rozsądek
każe m u zbagatelizować senny m ajak. N atychm iast zagarniają go codzienne troski;
próbuje przypom nieć sobie zasłyszane we śnie słowa - nadarem no. W krótce okaże
się, że sen był zapow iedzią niezwykłej i niew iarygodnej przygody, która postawi
naszego bohatera na granicy światów; rzeczywistość została - by użyć określenia
Borgesa - „skażona snem ” i od tej pory nic już nie będzie takie, jak się wydaje.
O tw ierający nowelę Irzykowskiego opis snu jest m etaforycznym streszczeniem
i antycypacją całości Snów M a n i Dunin', te z kolei stanow ią swojego rodzaju p arty ­
tu rę Paluby (jak pisze autor, „Paluba jest w ykonaniem program u, w ypełnieniem
ram m glisto zarysowujących się w M ani D unin”', P, s. 466). W tym niepozornym
opisie m arzenia sennego skupiają się kluczow e w ątki m yśli Irzykowskiego i jego
współczesnych: zwróćm y uwagę na teatraln ą sztuczność p rzełam aną w ejściem za

U K. Irzy k o w sk i Pałuba. S n y M a n i D u n in , B N I 240, W ro cław 1981, s. 3-4.


C y ta ty lo k a liz u ję w te k śc ie po sk ró cie P.
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

kulisy, na labiryntow e przestrzenie i dw uznaczny erotyzm , na m otyw tajem nej


mowy będącej nośnikiem ukrytych, niew yslaw ialnych praw d, wreszcie na sam o­
świadomość, która jest funkcją dystansu. Sny M a m Dunin - będące „p a rty tu rą”
pow ieści uważanej za jedną z najoryginalniejszych, a zarazem najbardziej ch arak ­
terystycznych dla początku X X w ieku - uznać m ożna zatem za kw intesencję tego,
co nazywa się niekiedy horyzontem myślowym epoki. W tym niew ielkim opowia­
d an iu zaw iera się, m oim zdaniem , zarówno program pewnej u to p ii poznawczo-
estetycznej, jaka ożywiała naszą nowoczesność, jak i zakreślenie jej n iep rzek ra­
czalnych granic. Ten bagatelizow any w ielekroć w stęp o Pałuby2 jest jednym z pierw ­
szych na gruncie polskim tak w yrazistych św iadectw nowoczesnego dośw iadcze­
nia - zm ieniającego się rozum ienia świata i człowieka oraz roli literatury.
Splatają się tu ze sobą dwa wątki: historia zaświatowej m iłości tytułowej b oha­
te rk i i tem at Bractwa W ielkiego D zw onu, tajnej organizacji, odpow iedzialnej za
kontrolow anie kontaktów m iędzy naszym św iatem a tym , co w ykracza poza jego
granice. Gdy b o h ater-n arrato r opow iadania podczas spaceru naw iązuje rozmowę
z piękną nieznajom ą, dochodzi do spotkania dwóch odm iennych światów: świata
dziennego - uporządkow anego, zdroworozsądkowego, m ieszczącego się w racjo­
nalnych kategoriach i świata nocnego - dom eny chaosu i nieśw iadom ości. „Jestem
postacią kontrastow ą do M arii D u n in - stw ierdza protagonista - ja jestem życiem,
ona śm iercią, ja dniem , ona nocą” (P, s. 23).
Niezw ykła choroba M arii polega na odw róceniu porządków jawy i snu: to, co
większość ludzi zwykła brać za nieistotne m ajaki, pierzchające pod n aporem tw ar­
dej rzeczywistości, dla niej jest bardziej realne niż przypadkow y kształt naszego
świata. Niezwykła ciągłość i intensyw ność sennych w idziadeł każe jej uznać wszyst­
kie dzienne spraw y za rodzaj fantasm agorii; wszystko, co dla innych jest rzeczywi­
ste, n abiera właściwości iluzji, która pierzcha w raz z końcem dnia. W snach M aria
D u n in spotyka się z m ężczyzną, który jest zarazem jej kochankiem i przew odni­
kiem po „św iatach halucynacji, obłędu i dziwów” (P, s. 12). Ich uczucie, „pełne
grozy i szaleństw a”, przekracza w szelkie ograniczenia fizykalne, biologiczne i m o­
ralne; p rzestrzeń i czas pokonują siłą woli, przechodzą zadziw iające m etam orfozy
- p otrafią na przykład „zam ieniać swoją płeć dla zabaw ki” (P, s. 13). Osiągają
absolutną pełnię i jedność - są „echem i szukającym głosem, spragnionym pod­
różnym i źródłem tryskającym nagle na p u sty n i” (P, s. 13). Ich m iłość m a iście
kosm iczne wymiary, dlatego w olna jest od fałszu mowy: „rozm aw iali zaś o takich
rzeczach, o jakich ludzie naw et pojęcia nie m ają - M arii brak ło słów na ich okre­
ślenie” (P, s. 12-13).
Z akochany w M arii n arrato r m usi rywalizować z fantasm agorycznym kochan­
kiem ; aby zdobyć jej w zajem ność, próbuje przeniknąć, zrozum ieć i zniszczyć ten

-/ N ajczę ściej o p isu je się Sn y M a m D unin jak o u tw ó r „ p e łe n ta je m n ic z o ś c i,


e k s p o n u ją c y n ie m a l w e F re u d o w sk i sp o só b e ro ty c z n e w izje se n n e s o m n a m b u lic z n o -
-d e k a d e n c k ie j b o h a te k i ty tu ło w e j” . Z ob. M . P o d ra z a -K w ia tk o w sk a L iteratura M łodej
Polski, P W N , W arsz aw a 2000, s. 222.
Interpretacje

drugi, obcy m u w ym iar jej życia. Stoi on po stronie zdrowego r o z s ą d k u - w s p ó l ­


n e g o s e n s u (ang. common sens, fr. sense commmij, a więc sam onarzucającej
się oczywistości i n aturalności tego, co w istocie kulturow e, a także - po stronie
socjolektu jako społecznie uw arunkow anej ekspresji. M aria zaś przynależy dzie­
d zin ie szaleństw a, a n a rc h ii m e tafo ry i n ie p rz e tłu m a c z a ln e g o w ł a s n e g o
s e n s u , który wyraża się w niepow tarzalnym idiolekcie. „M ając zam iar wkroczyć
w labirynt, gdzie M inotaur w ięził swoją ofiarę, m usiałem przede w szystkim wziąć
ze sobą nitkę przew odnią - rozsądku” (P, s. 19-20).
Rozsądek podpow iada m u, że trzeba wyjaśnić tajem nicę spirytystycznym i, som­
nam bulicznym i i psychiatrycznym i teoriam i; sny M arii są więc albo tw orem eg­
zaltow anej fantazji, albo m ożna im przypisać pew ną obiektywność - np. telep a­
tycznej korespondencji z rzeczywiście istniejącym kochankiem . Gdy próby te speł­
zają na niczym , postanaw ia włączyć ten niepojęty fenom en w obręb ku ltu ry ; p u ­
blikuje serię artykułów, w których nagłaśnia p r z y p a d e k M arii D u n in , oswa­
jając tym sam ym niezwykłość (w ślad za n im i idzie seria innych artykułów i od­
czytów), a tajem nicę zm ieniając w anegdotę (historia ta staje się kanw ą kom edii).
Sytuację odwraca nadesłany egzem plarz dziwnej książki o końcu świata - falsyfi­
kat średniow iecznego m anuskryptu, w którym apokalipsa pow iązana jest z biciem
W ielkiego D zwonu. M aria - przekonana, że autor książki jest kochankiem z jej
snów - odwraca się od świata żywych. Jej dzienny kochanek, a w krótce już n arze­
czony, m usi odgrywać m iłosną farsę. „To nie tak łatwo udawać m iłość, jak się zda­
je; powoli zapala się serce i w kom edię w kłada się, ba, m usi się w kładać część k a­
p ita łu szczerości” (P, s. 27). G ranice światów ulegają zatarciu: protagonista nie
potrafi już oddzielić odgrywanej roli od naturalności, ryw alizuje przy tym z u m a r­
łym kochankiem M arii, naw iedzającym ją we śnie, nie mogąc już oprzeć się w ra­
żeniu, „że człowiek jest zam askow anym tru p e m ” (P, s. 24).
Równoległy w ątek wiąże się z osobą ojca M arii, panem A cheronta Movebo. To
niezw ykłe im ię i nazw isko zaczerpnął Irzykowski z Eneidy W ergiliusza („flecetere
si neąueo superos, Acheronta ?novebo”, ks. V III, w. 312; „Gdy niebo m i oporne, p i e ­
k ł o w z r u s z ę do d n a ”, podkr. J.F.). W arto zauważyć, że w łaśnie ten wers
posłużył za m otto w Traumdeutung Z ygm unta F reuda (P, s. 8 - przypis). Pan A che­
ronta M ovebo jest członkiem Bractwa W ielkiego D zw onu, czyli poszukiw aczy lub
nawoływaczy ideału. Za uświęcone m iejsce spotkań służy im H ala M anom etrów ,
gdzie nasłuchują dźw ięku D zw onu. W głębi ziem i bow iem znajd u je się olbrzym i
dzwon, którego bicie kiedyś, przed w iekam i, było słyszalne; działy się wówczas
cuda, a ludzi łączyły tajem ne więzi. Ale dziś bicie dzw onu, będącego esencją pier-
wotności, burzy sztuczny, kulturow y ład naszego świata i pow oduje, iż ludzie sza­
leją i dopuszczają się okrucieństw . Toteż rola członków Bractwa jest wyjątkowo
skom plikow ana; poszukują oni „takiego dzw onu, którego nie było i nie m a” (P,
s. 34) - jak gdyby nie w ierzyli w jego istnienie. N ie są przeto „sternikam i okrętu,
lecz utykaczam i szpar” (P, s. 34), przez które statek m ógłby pójść na dno; to od­
w rócenie tradycyjnej topiki wydaje się wymowne. Z atykanie szpar służy utrzym a­
n iu statku na pow ierzchni; dialektyka pow ierzchni i głębi odgrywa tu ta j klu czo ­
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

wą rolę. B ractw o, w ierząc w g ł ę b s z y porządek, w p o d z i e m n y n u rt


życia, w p i e r w o t n ą esencję świata pod postacią tajem niczego fluidum - stoi
zarazem na straży p o w i e r z c h n i o w e g o ła d u , p r z y z i e m n y c h
spraw i w t ó r n e j , s z t u c z n e j n atu ry rzeczywistości; tym sam ym swoimi
d ziałan iam i przeczy istocie tego, w co wierzy.
Zagadkowa rota przysięgi, którą powtórzyć m usi każdy nowy członek Bractwa,
niewyjaw iona w tekście opow iadania, rozszyfrow ana zostaje w Wyjaśnieniu „Snów
M a n i D unin”, autorskim kom entarzu, załączonym już do pierw szego książkowego
w ydania Pałuby z 1903 roku. Brzm i ona tak: „1) M asz szukać D zw onu. 2) N ie w ie­
rzyć w jego istnienie. 3) Cofać się w ostatniej chw ili przed m ożliwością odszuka­
nia go i zatykać szpary, którym i by się m ogły przedostać powiewy z tam tej stro n y ”
(P, s. 464). Poszukiw anie pierw otnej esencji, absolutnej realności ustępuje m iej­
sca konieczności utrw alania porządku świata ludzkiego. Poszukiw anie D zw onu
przem ienia się w p arareligijny obrządek; noc M arii D u n in ustąpić m usi blaskow i
rytu aln y ch pochodni. „Z ajm ują się oni szukaniem D zw onu n iby na serio - ko­
m en tu je Irzykow ski - ale tak bardzo w istnienie owego D zw onu przecież nie w ie­
rzą. M im o niew iary jed n ak m iota n im i w ciąż obawa: A n u ż jest ów D zw on?”
(P, s. 464).
Dw uznaczność i paradoksalność powołania Bractwa łagodzi kultywowana sam o­
świadomość przeradzająca się w karnaw ałow y śm iech, głęboka ironia, przech o ­
dząca w beztroską błazenadę. Oto podczas jednej z cerem onii ktoś „ciągnął za długą,
gdzieś w górze zaczepioną taśm ę, naśladując ruchy kogoś zawzięcie dzwoniącego,
a członkow ie Bractwa pokładali się ze śm iechu” (P, s. 33). Wszyscy członkowie
Bractwa - „Bracia G łuchm ani” - m ają na sobie błazeńskie czapki z dzw oneczka­
m i, a w oracji pana A cheronta M ovebo na pierw szy p lan wysuwa się „głęboka iro ­
nia tej błazeńskiej przemowy, która swoją śm iesznością uprzedzała śm ieszność”
(P, s. 34).
M aria D unin, porzucona przez narzeczonego, zdradzona przez Bractwo, zo­
staje skazana na śm ierć i wkrótce potem um iera. W szak była ona łącznikiem m ię­
dzy św iatam i, co groziło zachw ianiem w yrazistego rozdziału, gw arantującego trw a­
łość naszego Umwelt, świata życia codziennego. W yparcie się m iłości do niedaw ­
nej kochanki zw iązane jest z przystąpieniem do Bractwa i z odrzuceniem wszyst­
kiego, co nie m ieści się w przyjętych schem atach poznawczych: „W m oim um yśle
zapisują się tylko te w ypadki, które przystają do m oich zasad, a w yrobiłem w so­
bie podziw ienia godną zdolność odrzucania w rażeń niew ygodnych” (P, s. 41). Ta
podziw ienia godna skłonność spraw ia, iż przejście m iędzy św iatam i zam yka się,
a dośw iadczenie k o n tak tu z inną realnością zastyga ostatecznie w spetryfikow a-
nym kształcie dziwacznego rytuału, którego pielęgnow anie m a ch arak ter cyrko­
wej rozrywki.
O Snach M a n i Dunin pisano w kontekście prefreudyzm u, oniryzm u i m istycy­
zm u. Rzeczywiście, otaczająca bohaterów „noc pełna gwiazd, przepaści i skaczą­
cych cien i” (P, s. 32), w ypełniona zm ysłowymi i o krutny m i snam i, przyw odzi na
m yśl F reudow skie nieśw iadom e (Das Unbewufite), zaś teoria prehistorycznego,
Interpretacje

śpiącego w głębi ziem i D zw onu m a odcień mistyczny. Ale, po pierw sze, opow iada­
nie Irzykowskiego posiada wydźwięk głęboko ironiczny (sam pom ysł W iełkiego
D zw onu - jak przyznaje autor - podsunęło m u ironiczne niem ieckie wyrażenie
„D ie Sache an die gorsse Głocke hangen”; P, s. 462) i łekko parodystyczny (opisy
snów M arii D u n in uznać m ożna za parodię m łodopolskich egzaltacji). Po drugie,
mgławicowość, w ew nętrzna niespójność i konturow ość snów M arii czy teo rii Brac­
twa każe traktow ać je jako pars prv toto szerszego zagadnienia.
Pam iętam y, że M aria nie była w stanie opowiedzieć swoich snów, nie potrafiła
streścić swoich rozm ów z fantasm agorycznym kochankiem . Ironiczne i błazeńskie
w ypow iedzi Poszukiw aczy Ideału m askują nieadekw atność języka, czyniąc zeń
przedm iot śm iechu. Ich dośw iadczenie sprow adza się przeto w pew nym sensie do
k o n tak tu z niew yrażalnym . Z nam ienne nawiasowe zdanie narratorskiego kom en­
tarza - iż w opisanych sytuacjach „działała [...] głupia, b ru taln a, nad lu d zk a siła”
(P, s. 24) - przyw odzi na myśl określenie H ofm annsthalow skiego lorda C handosa,
iż świat nasz przenikają siły „bardziej boskie, bardziej zw ierzęce”3, a więc tajem ­
ne, tru d n e do nazw ania, z pew nością jednak nie-ludzkie. U czyńm y tę refleksję
p u n k te m wyjścia naszych rozważań.
To znam ienne przekonanie, iż istnieje inny, bardziej realny w ym iar świata,
czy też pew ien rudym entarny, um otyw ow any istotą rzeczy porządek, wiąże się ści­
śle z odkryciem konw encjonalności i um ow ności tego, co bierzem y za realność.
Taką zależność urucham ia dialektyka: jeżeli realność istnieje gdzie indziej, to, co
jest nam bezpośrednio dane, m usi być nierzeczyw iste; jeżeli istnieje język prawdy,
mowa rzeczy, to system znaków, którym i się posługujem y, m a ch arak ter czysto
arb itraln y i alienuje nas z naturalnego porządku świata. N ow oczesność4 próbuje
na różne sposoby poradzić sobie z tym rozw arstw ieniem dośw iadczenia świata,
w którym przeczucie jakiejś absolutnej realności nie pozwala się uzgodnić z dany­
m i em pirycznym i; zależnie od rozstaw ienia akcentów rozm aite szkoły filozoficz­
ne czy k ieru n k i artystyczne kładą nacisk bądź na aspekt um ykającej, lecz osiągal­
nej realności (np. fenom enologia), bądź na konw encjonalność konstruow anego
w akcie poznania obrazu świata (np. em piriokrytycyzm ). N iem niej żadne osta­
teczne rozw iązanie nie wydaje się satysfakcjonujące, dlatego, jak słusznie zauw a­
ża A dorno, „znam iona rozbicia są dla m oderny pieczęcią autentyczności”5.
A utentyczność stanow iłaby więc tutaj najwyższą w artość, a tro p ien ie sztucz­
ności, odkryw anie kulturow ego ch arak teru tego, co dotąd uchodziło za n atu raln e,
okazałoby się n adrzędnym im peratyw em m odernizm u. Irzykow ski - nazyw any

3Ć H . v o n H o fm a n n s th a l Księga przyjaciół i szkice w ybrane, w yb., p rzek ł. i n o ty P. H e rtz ,


W y d aw n ictw o L ite ra c k ie , K rak ó w 1997, s. 30.

4/ W ro z u m ie n iu o b e jm u ją c y m w ie k X X i część w ie k u X IX (zależn ie od k o n c e p c ji -
d w ie lu b trz y d e k a d y ). Por. ro z ró ż n ie n ia m ię d z y n o w o czesn o ścią a n o w o ży tn o ścią,
w: W. W elsch N a sza postm odernistyczna moderna, przeł. R . K u b ic k i, A. Z e id le r-
-Jan iszew sk a , O ficy n a N a u k o w a , W arszaw a 1998, s. 92-120.

5/ T.W. A d o rn o Teoria estetyczna, przeł. K. K rz e m ie n io w a , P W N , W arsz aw a 1994, s. 44.


Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

czcicielem Rzeczywistości - n arzucił sobie swoisty dyktat autentyczności: „Czy


wszystko to, co piszę, szczerze piszę?” - zapytuje w p am iętn ik u . Zaś we w spo­
m n ie n iu Zdzisław a D ębickiego jawi się jako „niezm ordow any poszukiw acz wew­
nętrznej prawdy, która w końcu zawsze okazywała się n iep raw d ą”6. Jego teoria
bezim ienności zjaw isk i stanów psychicznych oraz następczego świata zjaw isk sta­
nowiła teoretyczną podstaw ę w alki w ydanej gotowym pojęciow ym schem atom rze­
czywistości. Jak jednak uniknąć „kontrabandy psychicznej”? Jak ujrzeć absolutną
nagość w „garderobie duszy”? Jak dotrzeć do „bezim iennych atom ów ” zjawisk?
Co odsłoni się po „zdarciu ze świata skorupy n o m en k latu ry ” i w jaki sposób pod­
da się opisowi? I wreszcie - czy opis nie stanie się początkiem nowej n o m en k latu ­
ry? Skoro niem ożliw e jest „niew inne spojrzenie”, oczyszczone z kulturow ych za-
pośredniczeń, czy którekolw iek z tych pytań m a sens? T otalną w swoim m aksym a-
lizm ie myśl Irzykowskiego przenika zmysł krytyczny, co czyni z niej swego rodza­
ju sam ozw rotny m echanizm .
Uwaga Brzozowskiego, poczyniona na m arginesie rozw ażań n ad Pałubą - iż
książka ta przynosi ze sobą „rozkład w szelkich w artości bezw zględnych i wszel­
kich światopoglądów oraz tęsknotę za czymś wyższym, czystym ”7 - dałaby się uogól­
nić i odnieść do kondycji m yśli m odernistycznej m toto. Tęsknota za czymś wyż­
szym grozi bow iem w każdej chw ili zastygnięciem w gotowy św iatopogląd i przez
to ona rów nież podlega dialektyce negacji i przyzw olenia. Podobnie jak członko­
wie Bractwa W ielkiego D zw onu m oderniści poszukują „ideału”, w ątpiąc jedno­
cześnie w jego istnienie; jedynie istotny pozostaje dla nich sam ru ch m yśli, poszu­
kującej granic poznania i granic sztuki. A poniew aż każde wytyczenie takiej gra­
nicy byłoby arbitralnym usankcjonow aniem pewnej „wartości bezw zględnej”, u n o ­
szą oni granicę w sobie jako pieczęć autentyczności.

Modernizm antyliryczny
„Z pokolenia na pokolenie utrzym uje się tradycja, że w głębi ziem i, na której
m ieszkam y, zn ajd u je się olbrzym i dzw on” (P, s. 36) - poucza nowego członka
Bractwa A cheronta M ovebo. Ten dzwon m a przem ożny i niedostrzegalny wpływ
na nasze zachow ania, na to, kim jesteśmy; gdy rozlega się jego (niedosłyszalne dla
ucha) bicie, „hulam y, m ordujem y się w zajem nie i podpalam y nasze domy, a kiedy
m inie chwila szału, w racam y do spokojnego życia i kocham y się jak k ró lik i” (P,
s. 36). D zwon sym bolizuje więc pew ien ukryty porządek, utajoną przyczynę zm ien­
ności naszego świata; założenie jego istnienia spraw ia, iż konstelacja pozornie przy­
padkow ych detali, chaos nieprzystających do siebie elem entów zdaje się być głę­
boko umotyw ow any jakim ś nierozpoznanym , a dom agającym się rozpoznania sys-

' K. Irzy k o w sk i D zien n ik, t. 1: 1891-1897, W y d aw n ictw o L ite ra c k ie , K rak ó w 2001,


s. 77; B .W in k lo w a K arol Irzykow ski. Zycie i twórczość, t. 1, W y d aw n ictw o L itte ra c k ie ,
K rak ó w 1987, s. 115, 265.
77 T am że, s. 288-289.
Interpretacje

ternem . W Snach M arii Dunin, podczas cerem onii przyjęcia w now icjat, to, co za
dnia było niepozornym placem , otoczonym przez przypadkowo porozrzucane domy,
okazuje się tajem niczą św iątynią o regularnej budow ie, a dopiero specjalne różo­
we okulary pozw alają w szukających D zw onu robo tn ik ach rozpoznać szacownych
członków Bractwa (P, s. 33, 37).
Ta bardzo charakterystyczna postaw a, polegająca na in terp reto w an iu zjawisk
jako epifenom enów głębszego porządku, wymaga naszej uwagi. „Głębszy porzą­
dek” zostaje radykalnie u sunięty ze sfery bezpośredniego dośw iadczenia, które
tym sam ym nabiera ch a rak te ru nieum otyw ow anej przygodności. W szystko, co
m iało społeczną sankcję realności, okazuje się upraszczającym i ograniczającym
schem atem , zam askow anym narzędziem dom inacji czy godną pogardy „fobie con-
venue filistrów ”8. To fundam en taln e dośw iadczenie nowoczesności bywało opisy­
w ane w term in ach rozpadu św iatoobrazu, zniszczenia kodu, czy zerw ania kon­
trak tu , a George Steiner pisze naw et o zniszczeniu porządku logocentrycznego i po­
czątku epoki epillogue’u, czyli „po-Slow ia”, w której m iejsce świata zajął autorefe-
rencyjny i sam oregulujący kosmos dyskursu9. M odernistyczne strategie artystyczne
i filozoficzne byłyby więc odpow iedzią na dośw iadczenie rozpadu.
Pierwsza z m ożliw ych odpow iedzi to próba stw orzenia nowego kodu, u stan o ­
w ienia nowego k o n trak tu m iędzy słowem a światem. To odpow iedź udzielona przez
W ielką Awangardę, która dążyła do zbliżenia i utożsam ienia sztuki i życia. Te „opty­
m istyczne próby wyzwoleńcze”10, jak pisał o n ich R obert M usil, pogłębiają jedy­
nie sytuację kryzysu. Awangardowy b u n t szybko się ustatecznia, a ru in y starej formy
stają się w zorem nowej (wyjątek stanow i dadaizm , którego strategia zakłada cele­
brow anie m om entu anarchicznego w nieskończoność11). D ruga odpow iedź czyni
rozpad kodu przedm iotem swoich dociekań; utw ory głównego n u rtu m odernistycz­
nego opisują proces dyslokacji sfery znaczeń i świata, badają ograniczenia dys­
k ursu, na plan pierw szy wysuwając w łasną sztuczność i pośredniość. D ążen iu do
oczyszczenia percepcji z naleciałości kulturow ych, idei czystego, niezapośredni-
czonego w idzenia (pam iętam y postulaty futurystów : uw olnić oko, zburzyć M u ­
zeum , nauczyć się naśladow ać N atu rę ) przeciw staw iają analizę historycznego
uw arunkow ania percepcji i odsłanianie zapośredniczeń kulturow ych. D latego też,
m iast odcinać się od tradycji, trak tu ją ją jako m agazyn stru k tu r i mitów, który

87 H . v o n H o fm a n n s th a l Księga p rz y ja c ió ł..., s. 213.

97 G. S te in e r Z erw any kontrakt, przeł. O. K u b iń sk a , I n s ty tu t K u ltu ry , W arszaw a 1994,


s. 42-66.

107 R. M u s il C złow iek m atem atyczny i inne eseje, przeł. J.S . B u ras, w yb. H . O rło w sk i,
w stę p Z. S w iatło w k i, C z y te ln ik , W arsz aw a 1995, s. 84.

117 „C ały n u r t m o d e rn isty c z n y - p isz e S te in e r - aż po czasy n a m w sp ó łc zesn e , po


sz tu k ę m in im a lis ty c z n ą i happening, po «odloty» i m u z y k ę a le a to ry c z n ą , to tylko
p rz y p is, często b a rd z o p rz e c ię tn y i z d ru g ie j ręk i, do ru c h u D a d a ” . G. S te in e r Po
w ieży Babel. Problemy języka i przekładu, przeł. O. i W. K u b iń scy , U n iv e rsita s ,
K rak ó w 2000, s. 274.
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

należy wykorzystywać na w łasną rękę (w tym sensie m odernizm uskutecznia „stra­


tegię konserw acji, nadzorow ania spuścizny”12). Choć nie oznacza to, rzecz jasna,
że obcy im jest im puls aw angardow y13.
Z nakiem szczególnym tej form acji jest probłem atyzacja zagadnień epistem o-
łogicznych, poznania literackiego zaś w szczególności. Bada ona - czego Pałuba
zdaje się być najlepszym przykładem - „nieprzyw iedlność” języka i świata, inkon-
gruencję m iędzy schem atem pojęciow ym a rzeczyw istością, starając się osiągnąć
praw dę m etodą przybliżeń - stąd sam ośw iadom ość i autotem atyczna refleksja nad
w aru n k am i własnej sensowności. „D o chaosu staw ania się należy się tylko przez
to, że się tem u chaosowi przeciw staw ia, a nie przez to, że się chaos n aślad u je” 14 -
d eklaruje Irzykowski. W deklaracji tej odnajdujem y zachow aną opozycję proce-
sualności i stałości, chaosu świata i porządku opowieści, ale przeciw staw ienie to
zyskuje nowy sens: konstruow ania budow li świadomej swojej arbitralności, której
zadaniem jest czynienie aluzji do nieuchw ytnej m aterii życia.
N iczym we śnie protagonisty Snów M a n i D unin: śniący o tajem nym przejściu
za kulisy te atru i rew elacji niewysław ialnej praw dy zyskuje świadomość siebie jako
śniącego; opuszczenie w idow ni teatralnej (a zgodnie z odwieczną topiką, życie jest
teatrem ) i zapuszczenie się w głąb kulis (sferę niejaw nych m echanizm ów rządzą­
cych grą i nadających jej iluzję realności) kontrastu je ze zdystansow anym oglą­
dem , który w szelkie głębokie znaczenia, o d k r y w a n e w tej wędrówce, uk a­
zuje jako projekcje, s t w o r z o n e przez śniącego.
M odernizm rozum iany szeroko, jako w ielki paradygm at kulturow y, definio­
w any bywa (jak w teorii B radbury’ego i M cF arlane’a) w kategoriach odrzucenia
estetyki opartej na zasadach realizm u, subiektyw izm u w postrzeganiu świata oraz

127 T am że, s. 621.

137 A. E y ste in sso n A w angarda ja k o / esy modernizm ?, w: O dkryw anie modernizmu.


P rzekłady i kom entarze, red . i w stę p R. N ycz, U n iv e rsita s , K rak ó w 1998 s. 155-199.
L ed w ie n aszk ico w an e tu ta j z a g a d n ie n ie p ró b u je na swój sposób ro zstrzy g n ąć
k o n c e p c ja „ d ru g iej tra d y c ji m o d e rn is ty c z n e j”, w ed le k tó rej m o d e rn iśc i c e n tra ln i
- św ia d o m i, że d aw n y o b ra z św ia ta leg ł w r u in ie i p rz e d sta w ia się jak o „stos
p o k ru sz o n y c h o b ra z ó w ” (E lio t) - p ró b u ją go m im o w szystko p o jąć w o b ręb ie
jak ie g o ś o g ó ln eg o se n su i u n iw e rsa ln e g o p o rz ą d k u , czego d o w o d zi to ta ln o ść ta k ic h
z a m ie rz e ń lite ra c k ic h ja k Ulisses Jo y c e ’a czy Pieśni P o u n d a . D ru g i m o d e rn iz m
n a to m ia s t p o d w aży ł o g ó ln o lu d z k ie sa n k c je i u n iw e rsa ln e k a te g o rie , k tó re
p o zw alały b y w p isa ć tę k a ta s tro fę św ia to o b ra z u w ja k iś h u m a n is ty c z n y ład.
C e le b ro w a ł o n p o d staw o w ą n ie p rz y w ie d ln o ść św iata do języka, n iem o żliw o ść
z n a le z ie n ia ic h w sp ó ln e g o m ia n o w n ik a , k o n flik t te m a tu i spo so b ó w jego u jęcia.
Jeg o lin ia rozw ojow a m ia ła b y p ro w a d z ić z jed n ej s tro n y od N ie tz sc h e g o po
B a ta ille ’a i B la n c h o ta , z d ru g ie j - od H ó ld e rin a po R o u ssela , J a r r y ’ego
i n ad re a listó w . Z o b . M .P. M a rk o w sk i P oezja i nowoczesność, w: „R es P u b lic a N o w a”
2001 n r 8. Z o b . te ż J. O rsk a Przełom awangardow y w dw udziestow iecznym m odernizmie
w Polsce, U n iv e rsita s , K rak ó w 2004.

147 K. Irzy k o w sk i Słoń wśród porcelany, w: tegoż Wybór pism krytycznoliterackich,


opr. W. G ło w ala, Z a k ła d N a ro d o w y im . O sso liń sk ic h , W ro cław 1875, s. 369.
Interpretacje

kulm inacji i kryzysu narastających od czasów ro m antyzm u radykalnych te n d en ­


cji artystycznych1'. Teorie redukcjonistyczne (jak te Fokkem y i Ibscha) kojarzą
m odernizm z określonym typem prozy (Gide, M ann, Proust, Joyce, Woolf, M usil,
Huxley, Pirandello), traktującej tekst jako rzecz niedefinityw ną, utrzym anej w kon­
w encji epistem ologicznej w ątpliw ości i operującej m etajęzykow ym kom entarzem .
Twórcy m odernistyczni, w idziani w tej optyce, staliby w opozycji w zględem aw an­
gardzistów; wychodząc z założenia, że adekw atna ekspresja jest w ogóle niemożliwa,
nie w idzą oni powodów, aby włączać się w lingw istyczne eksperym enty fu tu ry s­
tów, ekspresjonistów , czy surrealistów 16. Z asadnicza różnica m iędzy tym i ujęciam i
sprow adza się do odm iennego rozum ienia istoty awangardy, ulokow anej odpo­
w iednio w sam ym cen tru m m odernizm u lub poza jego głównym n u rtem . Tym, co
je łączy - i co pozostaje w spólnym m ianow nikiem aw angardowego dzieła znisz­
czenia i m odernistyczej sztuki dystansu - jest nieufność w zględem języka i form
literack ich , które niosą ze sobą spetryfikow any św iatopogląd; nieufność, którą
M ilan K undera nazw ał „antyliryczną”17. A ntyliryczna bez w ątpienia jest sama
Pałuba, podczas gdy Sny M ani Dunin to swoista uw ertura, w której liryzm podlega
przew artościow aniu.
O dkrycie „sm utnej praw dy k u ltu ry - praw dy przeładow anego a pustego m a­
gazynu”18, skłania bądź do prób wyzwoleńczych (spalić m agazyn, uwolnić się od
sztuczności), bądź do postaw krytycznych (ukazać p ustkę przepełnionego m aga­
zynu, zdem askow ać sztuczność). W iara w „tam tą stro n ę” dyskursu ożywia próby
w yrażenia niew yrażalnego, odkrycia głębszego po rząd k u i uchw ycenia tego, co
rzeczywiste. Te absolutystyczne dążenia spotykają się jednak raz za razem z roz­
w iniętą krytyczną świadomością języka i konw encji. Opowieść próbuje dosięgnąć
życia, ale ilekroć to się udaje, życie okazuje się opowieścią. A to z kolei oznacza, że
właściwe życie m usi być gdzieś indziej - gdzieś g 1 ę b i e j. W ten sposób utopia
poznaw cza sama się uśm ierca i odradza raz za razem .

157 M . B radbury, J. M c F a rlan e The N am e and N aturę ofM odem ism , w: M odemism
1890-1930, red. M . B radbury, J. M c F a rlan e, P en g u in , H a rm o n d sw o rth 1976.
Z an eg o w an ie realistycznego ilu z jo n iz m u leży u podstaw w szystkich - w ielekroć
ro zb ieżn y ch - k ieru n k ó w p rz e m ia n lite ra tu ry m o d ern isty czn ej. R ealizm rzekom o
p o k azu je rzeczyw istość w olną od aksjologicznych obciążeń w stylu d oprow adzonym do
przezroczystości; w łaśnie ta pozorna przezroczystość i n eu traln o ść poznaw cza stała się
głów nym zarzu tem w m o d ern isty czn y m akcie oskarżenia. O skarżono realistyczny
ilu zjo n izm o utrw alan ie izolacji człow ieka od autentycznego św iata. Z akw estionow ano
u ro szczen ia języka do tra n sp a re n tn o śc i, zanegow ano tranzytyw ność form y, w skazano
n a m ed iacy jny c h a ra k te r słowa i konw encji. M o żn a by rzec, iż w oczach m o d ern istó w
„dom ze szk ła” ok azał się g ab in etem krzyw ych luster.

lh7 D.W . F o k k e m a H istoria literatury. M o d em ism i postm odernizm , przeł.


H . Ja n a sz a k -Iv a n ić k o w a , I n s ty tu t K u ltu ry , W arszaw a 1994, s. 18-25.

I 77 M . K u n d e ra S z tu k a powieści, przeł. M . B ień czy k , PIW , W arszaw a 1991, s. 13.

187 K. Irzy k o w sk i A lchem ia ciała 1 inne szkice oraz aforyzmy, w yb. W. G ło w ala, Tow.
P rz y ja c ió ł P o lo n isty k i W ro cław sk ie j, W ro cław 1996, s. 154.
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

Jak tw ierdził Irzykow ski, pisarz „organizuje chaos, a dezorganizuje szablon


[...] schodzi do źródeł, z których rodzą się teorie”. Z adanie pisarskie m a więc cha­
rak te r genealogiczny: należy zniszczyć „skorupę n o m en k latu ry ”, aby dotrzeć do
elementów. C hodzi tu taj, mówiąc krótko, o w yszukiw anie kontaktów z realnością:
trzeba zdezorganizow ać szablon, aby dotrzeć do rzeczywistego chaosu, ten jednak
m usi w sposób konieczny podlegać dalszej organizacji. W ypracow ujem y sobie „sys­
tem narzędzi i znaków, za których pomocą ów chaos u jm u jem y ”; wszystko, co nie
daje się ująć przy pom ocy tego system u, nie istnieje dla nas; jedynym twórczym
rozw iązaniem jest przekształcanie szablonów, podw ażanie ich roszczeń do ade­
kw atności i naturalności.

W tw ó rczo ści Irzy k o w sk ieg o (ch o d zi o Pałubę) czy W itk a c e g o - tw ie rd z i B ry g id a Paw-


lo w sk a -Ją d rz y k - w id ać jeszcze m o d e rn isty c z n e p rz e k o n a n ie o m ożliw ości re p re z e n ta c ji
św ia ta czy w ogóle a d e k w a tn e g o u ż y w a n ia języ k a, m im o p ro g ram o w e g o o d rz u c e n ia sc h e ­
m atów . G ra n ic a m ię d z y tą e p is te m ic z n ą w ia rą a jej p rz e c iw ie ń stw e m g d z ie ś w ięc is tn ie ­
je, ty m b a rd z ie j że są to te ż u tw o ry a k c e n tu ją c e e p is te m o lo g ic z n ą n ie p e w n o ś ć .19

P rzekonanie o m ożliwości reprezentacji świata i adekw atnego używ ania języ­


ka zostaje tu przypisane Irzykow skiem u (pod pew nym i w zględam i pochopnie)
i W itkacem u (nieco na wyrost); w yraźny rozdział epistem icznej w iary i niew iary
zm usza do stw ierdzenia, że granica m iędzy n im i g d z i e ś m usi istnieć - np.
m oże ona rozdzielać postawy Irzykowskiego i Jaworskiego, czy W itkacego i Schulza.
Lecz istnieje jeszcze inna możliwość: granica takowa istnieje w ew nątrz dzieł tych
pisarzy. W iara lub niew iara w dotarcie do niezapośredniczonego poziom u rzeczy­
w istości, do tego, co absolutnie rzeczywiste, splatają się ze sobą, co owocuje utw o­
ram i w ew nętrznie sprzecznym i i dialogicznie rozw arstw ionym i. W spólna im jest
epistem ologiczną niepew ność - świadomość iluzoryczości owych „pałaców u tk a­
n ych z m gły”, jak pisał M iłosz, które zn ajdują swoją rację b y tu w „dążeniu do
wyjścia poza, dokądś na drugą stronę”20. Jednocześnie owa „druga stro n a” okazu­
je się równie niepew na, nieostateczna i m glista, co odrzucony świat pozorów. Isto ­
tą tego m echanizm u jest dążenie do ostatecznej realności, które pociąga za sobą
odrealnianie tego, co konw encjonalnie rzeczywiste, i które jakiejkolw iek odnale­
zionej czy w ypracow anej realności bezustannie odm awia m iana ostatecznej.
Istota tego projektu sprow adza się do jakiegoś niew ym iernego pierw iastka lub
do samego ru ch u myśli. Jego ucieleśnieniem jest tytułow a bo h aterk a Snów M a m
Dunin. Jak w yjaśniał Irzykowski, jest ona

sy m b o lem p ie rw ia stk a o d śro d k o w eg o , p rz e m y tn ik ie m , łą c z n ik ie m o b u św iatów . Z p ie r ­


w ia s tk ie m o d śro d k o w y m w alczy je d n a k p ie rw ia ste k d ośrod kow y, in s ty n k t sa m o z a c h o ­
w aw czy lu d z i i św iata. [...] W czło w iek u k la p a b e z p ie c z e ń stw a d z ia ła n a d n ie jego s u ­
m ie n ia , jest to jego sanetissimum, w k tó ry m sz a c h ru je n ie p o s trz e ż e n ie . A zw łaszcza lu ­

D . K o rw in -P io tro w sk a Problemy poetyki opisu prozatorskiego, U n iv e rsita s , K rak ó w


2001, s. 51.

207 C z. M iło sz Z iem ia nieobjęta, W y d aw n ictw o L ite ra c k ie , K rak ó w 1988, s. 29.


Interpretacje

d z ie , k tó rz y n ajw ięcej b iją w e W ie lk i D zw o n , w ięc m y śliciele (tacy ja k N ie tz s c h e , Ib sen ,


S c h o p e n h a u e r) i poeci - u ty ch fu n k c jo n u je k la p a b e z p ie c z e ń stw a n a jw y b itn ie j. W ro z ­
strzy g ające j c h w ili co fają się o n i p rz e d k o n se k w e n c ją i m o rd u ją M a rię D u n in w sobie.
(P, s. 462-463)

Z jakiej zew nętrznej pozycji w ypow iadane są te słowa? Z pozycji członka Brac­
twa W ielkiego D zw onu, które jest „jakby uśw iadom ionym d ziałan iem tego in ­
stynktu samozachowawczego n atu ry ludzkiej, jego h ipostazą, najw ażniejszym cen­
tralnym urzędem ” (P, s. 463). Członkow ie Bractwa w yróżniają się więc św iadom o­
ścią m echanizm ów , rządzących naszym po strzeg an iem św iata, owej szacherki
psychicznej, odpow iedzialnej za poznawczą ułom ność człowieka. Czy są oni w ta ­
kim razie w posiadaniu ostatecznej Prawdy? D laczego m iast spisać ją w Księdze,
tworzą zw odnicze Apokryfy?

Palimpsest
W Snach M a n i D unin, o czym pisałem w cześniej, spłatają się ze sobą w ątek
zaświatowej m iłości tytułowej b ohaterki oraz Bractwa W ielkiego D zwonu. Łączy
je bez w ątpienia szczególna aura tajem niczości oraz m otyw zw iązku z realnością
wyższego rzędu. Za klucz in terpretacyjny mogą tu posłużyć teorie m istyczne czy
w ykładnie sym boliczne; mogą one wytłum aczyć treść zagadkow ych snów M arii,
niejasne pow ołanie Członków Bractwa, ich tajem nicze obrządki i ezoteryczne prze­
mowy. Sam D zw on sym bolizow ałby kontakt z wyższym w ym iarem , praw ibrację
bytu, egzystencjalne odbicie potęgi Boga łub bezpośrednią z N im rozmowę (jak
m a to m iejsce zarówno w w ykładni islam skiej, taoistycznej i chrześcijańskiej). We
w szystkich w ykładniach konotuje on h arm onię dźwięków, która w ynosi p o n ad
doczesność ku tem u, co absołunie realne21. Zarówno kształt fabularny jak i ogromna
część motywów zaw ierają podtekst o charakterze sym bolicznym czy religijnym .
Ten niew ielki utw ór podatny jest na rozm aite odczytania, które zresztą sam suge­
ruje. N ie podsuw a przy tym żadnej spójnej w ykładni, żadnego w spólnego m ia­
now nika, do którego sprow adzić by m ożna rozsiane w tekście znaki kulturow e,
aluzje i symbole. Ich sk ru p u latn e śledzenie, w ierne i dosłowne odczytyw anie ich
sensów m ogłoby zwieść na in terpretacyjne m anowce, a klucz do rozum ienia utw o­
ru m ógłby okazać się zaledw ie w ytrychem . To bow iem , co początkowo bierzem y za
drogowskazy, okazuje się zastaw ioną na nas pu łap k ą, głębia - złudzeniem trompe
Toeil, a oryginał - pałim psestem .
W szystkie zaw arte w now eli historie opow iadane są przez n arrato ra p erso n al­
nego, a więc będącego zarazem głów nym b o h aterem opisyw anych przez siebie
w ydarzeń. Fakt opow iadania jest od początku jawny: n arrato r ulega nam ow ie to ­
warzystwa zebranego w salonie państw a X-ów i opowiada „szczerze, czyniąc, acz
n iechętnie, zadość w ezw aniu” (P, s. 3). D eklarow ana szczerość każe m u szczegóło­
wo relacjonow ać nie tylko swoje przygody, ale i sny; wszystko jednak w tej szka­
oo
łN 217 Por. W. K o p a liń s k i S ło w n ik symboli, W ie d z a P o w sz ech n a, W arszaw a 1990, s. 87-89.
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

tułkow ej budow ie ulega coraz dalszym zapośredniczeniom , rozbija się o bariery


sztuczności. O pow iadana historia jest zam ierzona i niejako obliczona na zgrom a­
dzonych słuchaczy - żądnych „opowieści ze sfer m istycznych”, podlega więc od
początku w yraźnej i jawnej konw encjonalizacji. N arra to r czerpie ją z „biblioteki
swoich w spom nień”; m etafora ta sugeruje, jakoby to, co odchodzi w przeszłość,
n ieu ch ro n n ie zm ieniało się w anegdotę.
H istoria M arii D u n in , przechodząc barierę wysłowienia, krystalizuje się w ja­
kąś opowieść. Jednak kształt tej opowieści jest na tyle niespójny, że d o m a g a
s i ę dopełnienia: „Aby uniknąć chaotycznych wyrażeń mojej kochanki, opowiem
sam wszystko” (P, s. 11) - deklaruje narrator z pozycji autorytetu i przechwytując
opowieść M arii, przekłada ją na gotowe wyrażenia i wzorce fabularne, a także celowo
koloryzuje i przekłam uje „fakty”. Czyni to zgodnie ze wskazaniami Bractwa - wszak
sam jest „najznakom itszym z Bractwa Wielkiego D zwonu” (P, s. 41). Przypom nijm y
paradoksalną rotę przysięgi BWD: „1) Masz szukać Dzwonu. 2) N ie wierzyć w jego
istnienie. 3) Cofać się w ostatniej chwili przed możliwością odszukania go i zatykać
szpary, którym i by się mogły przedostać powiewy z tam tej strony” (P, s. 464).
Czyż rota ta nie jest rów nież m etaforycznym w yrażeniem św iadom ości uw ikła­
nia w słowa i niew iary w w ierne odwzorowanie rzeczywistości? Bracia G łuchm ani
paradoksalność swojej m isji sprow adzają do swoistej nadśw iadom ości, która p rze­
radza się w rytualną błazenadę, niczym pisarz odsłaniający swój w arsztat w celu
zrelatyw izow ania efektów poznaw czych i ujaw nienia fikcyjności opowieści. Bła-
zeńskie rytuały tak m ają się do absolutnych idei Bractwa, jak groteskowa form a
now eli do jej pow ażnych filozoficznych i artystycznych zam ierzeń. D zw on odsy­
łałby przeto do nieosiągalnej realności, a jego poszukiw acze - ci, którzy pragną ją
odwzorować - m io tan i są w ątpliw ościam i co do jej istnienia: „Z ajm ują się oni
szukaniem D zw onu niby na serio, ale tak bardzo w istnienie owego D zw onu p rze­
cież nie wierzą. M im o niew iary jednak m iota n im i wciąż obawa: A nuż jest ów
Dzw on?” (P, s. 464).
Sam p rzedm iot opow ieści jest w ielokrotnie zapośredniczony: w nieskładnej
opowieści M arii, w stronniczej in terp retacji narrato ra, obracającego wszystko na
korzyść swego w izerunku, w reszcie - w konw encji, narzuconej przez dom yślne
oczekiwania słuchaczy, w ram ow ych konw encjach literack ich i mnogości języko­
wych stylów. A bsolutnie realny Dzwon okazuje się każdorazowo już opow iedzianym
i zinterpretow anym „dzw onem ”, przez co oryginał przem ienia się w palim psest:

M a ria D unin jest p a lim p se s te m , to zn a c z y tyle, co m isty fik a c ją [...] A u to r w y p o w iad a


o fic ja ln ie p rz e k o n a n ia , p o d k tó ry m i n a le ż y d o p a try w a ć się in n y c h jego p rz e k o n a ń , w ręcz
p rz e c iw n y c h tam ty m . P o n iew aż zaś p rz y k o ń c u a u to r n a w e t i te d ru g ie p r z e k o n a n ia u j­
m u je w cud zy słó w , p rz e to m o ż n a p o w ied zieć, że M a n a D unin jest p a lim p se s te m do k w a­
d r a tu (P, s. 457).

W szystkie przekonania, uogónienia i w nioski, w szystkie znaki w artości, jakim i


opatryw ane są opow iadane zdarzenia, nie m ają obiektyw nego czy pozaperspekty-
w icznego charak teru , ich kształt zależy od inten cji mówiącego. Jeżeli pod o f i -
Interpretacje

c j a 1 n y m i, czyli odpow iednio w ym odelow anym i p rzek o n an iam i m ożna dopa­


trywać się innych, w r ę c z p r z e c i w n y c h t a m t y m , to również i te ostat­
nie, rzekom o n i e o f i c j a l n e i praw dziwe, należy ująć w cudzysłów. Każda
w erbalizacja jest bow iem fikcjonalizacją, każde wysłowienie wprow adza in te rp re­
tację w raz z presuponow anym i przez nią system am i oraz nadrzędnym porządkiem
opowieści. Tak na terenie literatury, jak i w życiu psychicznym - jak sugeruje Irzy­
kowski - posługiw anie się kategoriam i praw dy i fałszu prow adzi do paradoksów.
W słynnym paradoksie kłam cy zachodzi podstaw owa sprzeczność perform atyw na
m iędzy treścią zdania a nim sam ym (zdanie „wszystkie praw dy są w zględne” od­
nosi się do niego samego). M nożenie zastrzeżeń („wszystkie praw dy są względne,
z w yjątkiem tej prawdy, że wszystkie praw dy są w zględne”) przem ienia logiczną
sprzeczność w regressus m mfmitum. D rogi wyjścia z parad o k su kłam cy22 nie in te­
resują jednak Irzykowskiego; odrzucenie k ategorii praw dy i fałszu jako części skła­
dowych „skorupy nom en k latu ry ” m a um ożliw ić zbliżenie się do niejednoznacz­
nej praw dy o człowieku.
Równocześnie idea p alim psestu - a takie określenie „gatunkow e” w idnieje już
w podtytule now eli - nasuw a na myśl znacznie późniejsze teorie in tertek stu aln e,
zwłaszcza zaś tę G erarda G enette’a. Palim psest odsyła w nich do zjaw iska inter-
tekstualności, polegającego na tym , iż poszczególne teksty n ad p isu ją się n ad hipo-
tekstam i, do których naw iązują i n ad architekstam i gatunkow ym i23. Istnieją rzecz
jasna różne stopnie ogólności tej teoretycznoliterackiej refleksji: od kw estii rela­
cji m iędzy tekstam i, poprzez relacje tekst - system , aż po naw iązania tek stu do
nieograniczonego horyzontu kultury. Zależnie od stopnia ogólności palim psesto-
wość może opisywać bądź pew ną szczególną praktykę literacką, bazującą na tech ­
nice cytatu, aluzji, pastiszu i parodii, bądź kondycję pisarską, polegającą na n ie­
m ożności oddzielenia własnego tekstu od in te rtek stu k u ltu ry i utrw alonego w nim
dośw iadczenia językowego24. Sny M a n i Dunin proponują grę z architekstem , z kon­
w encjam i literackim i i stylam i językowymi, a zarazem prow adzą ku refleksji nad
(nie)m ożliw ą oryginalnością absolutną i koniecznością samej gry. Stosują te ch n i­
ki aluzji i parodii, przez co są z palim psestem , czyli „tekstem drugiego sto p n ia”.
Z arazem problem atyzują ów „drugi stopień” tekstualności - i w tym sensie są „pa­
lim psestem do k w adratu”.
Oto, jaki opis tytułowej b ohaterki proponuje n am narrator:

B yła p rz e ślic z n ą . B a rd zo m ło d a osoba. M n ie j w ięcej w tym w iek u , k ie d y dziew cz y n a z a ­


czy n a d o jrzew ać i pojm ow ać, co to zn a c z y być k o b ie tą . P o d ziw iałem k s z ta łty jej ciała,
k tó re w id o c z n ie w y p e łn ia ły się i p ię k n ia ły p o d w p ły w em w łasn eg o jej w z ro k u , p o d w p ły ­
w em m a rz e ń g o rący ch o ro zk o szn y c h u stę p stw a c h m iło ści. A to jej ciało, w swej n ie d b a -

Z n a n ie c k i o d n a jd u je c z te ry d ro g i - z p o św ię cen iem fo rm u ły u z n a ją c e j w ła sn ą
b ezw z g lę d n o ść lu b fo rm a ln e j z a s a d y sp rz e c z n o śc i z d a ń , zob. F. Z n a n ie c k i Zasada
względności ja ko podstaw a filo zo fii, s. 258-196.

237 G. G e n e tte Palimpsestes. L a litterature au second degre, S eu il, P a ris 1982, s. 7-25.

247 S. B a lb u s M iędzy stylam i, U n iv e rsita s , K rak ó w 1996, s. 38-52.


Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

lej p o zy cji, p rz y sło n ię te k ra tą g ałęzi z ie lo n y c h , w ciąg ało m n ie od ra z u w ja k iś cz a r z m y ­


słowy, czar, k tó ry je d n a k ra z n a zaw sze w y k lu cza p raw d ziw ą m iłość. T ak ie było m oje
p ierw sze w ra ż e n ie i d o p ie ro z n a c z n ie p ó ź n ie j, bo po k ilk u m ie sią c a c h zacz ą łe m k ry ty k o ­
w ać tę rze k o m ą p ięk n o ść, o b se rw u ją c sk ła d jej czaszk i, fo rm ę nosa i p o łą c z e n ie rysów.
P rz e k o n a łe m się, że p o sz czeg ó ln e p ię k n e rysy b y ły ja k b y stw o rzo n e p rz e z n a tu r ę do w y­
w o ła n ia chw ilo w ej złudy, bo n ie było w n ic h w łaściw ie n ic p ię k n e g o w p raw d ziw y m z n a ­
c z e n iu teg o w y razu , a fiz jo g n o m is ta , u m iejący , że ta k p o w iem , czy tać m ię d z y lin ia m i,
d o strz e g łb y w tw arzy tej d a m y n a w e t o g ó ln e tło b rzydoty. (P, s. 5-6)

Pierw sze, co rzuca się w oczy w tym opisie, to w ysunięta na p la n pierw szy
względność: piękna m łoda dziewczyna, jaką jest M aria D u n in , okazuje się osta­
tecznie brzydka. Ta względność jest być może pochodną ogólnikowości opisu; de­
tale są pom ijane albo zacierają się i toną w ogólnikowych refleksjach. W idzialne
kształty przesiania tu niem al zupełnie narzucona im w ykładnia - m iast sam otnej
dziew czyny na łące w idzim y dorastającą kobietę, m arzącą o „ustępstw ach m iło ­
ści” itd. To, co obserwowane, z dużą łatw ością dostosowuje się do zestaw u obiego­
wych term inów i w artości, jest natychm iast organizow ane przez podręczne po­
rów nania i przenośne przenośnie. D rugi akapit przynosi jednak zm ianę: odw ołu­
je charakterystykę z akap itu pierwszego, jest natychm iastow ą p alinodią liryczne­
go i z lekka egzaltow anego opisu. W ynika to po pierw sze z upływ u czasu, który
pozwala wypracować narratorow i rzekom o trzeźw e spojrzenie; akapit opisujący
pierw sze w rażenie kontrastuje z następnym , przynoszącym beznam iętną, zgoła fre-
nologiczno-fizjognom iczną analizę w yglądu M arii.
W tw arzy M arii, co znam ienne, m ożna dostrzec „ogólne tlo b rzydoty”, jeśli
czytać ją m i ę d z y l i n i a m i . Czy chodzi tu o linie (rysy) twarzy? N ieprecy­
zyjne użycie tego słowa w skazuje na jego inne znaczenie: to nie tw arz M arii czyta­
na jest w drugim akapicie, lecz opis jej tw arzy z pierw szego akapitu. R elekturze
podlega nie tyle uroda bohaterki, co konw encjonalny sposób jej odwzorowania.
N astęp uje utekstow ienie referentu, a druga część opisu n abiera ch a rak te ru samo-
zwrotnego. Środki retoryczne, użyte do opisu M arii są niczym jej rysy: stworzone
„do wywołania chwilowej złu d y ”, pozbaw ione praw dziwego p iękna, w rzeczywi­
stości zadają klam praw dzie. Czy jednak oznacza to, że M aria n a p r a w d ę jest
brzydka? Czy, analogicznie, drugi akapit zacytowanego frag m en tu jest w o l n y
od zwodniczej iluzyjności? Odpow iedź tw ierdząca w pędziłaby pisarza w ślepy za­
ułek p aradoksu kłamcy. Jedynym w yjściem w ydaje się porzucenie krępujących
swobodę ru ch u kategorii: „Nie chcę jednak, aby m nie posądzano o niechęć prze­
ciw M arii D u n in , i dlatego dodaję, że ta nawiasowa uwaga nie znosi poprzedniego
opisu, bo owszem, pierw sze w rażenie było rzeczywiście bardzo siln e”. Uwaga ta
przesuw a tok opowieści poza kategorie praw dy i fałszu - w im ię niew ym iernej i we­
w nętrznie sprzecznej praw dy o człowieku.
Tego rodzaju ustaw ienie głosu stoi w jawnej sprzeczności z regułam i realistycz­
nego iluzjonizm u. Sama sprzeczność stanow i w ynik postaw y myślowej Irzykow ­
skiego, jej ostentacyjna jawność jest stawką literackiej gry. W całej now eli Irzy­
kow ski m noży efekty realności - tylko po to, by n astępn ie je zdyskredytow ać; k re­
Interpretacje

dyt zaufania, zwykle od początku inwestowanego w prawdomówność n arratora i ilu-


zyjność świata przedstaw ionego, zm niejsza się w m iarę lektury. Opowieść „poda­
na do w ierzenia” obnaża samą tę w iarę jako naiw ną. To, co czytelnik bierze za
zw ierciadło, okazuje się, w ywołanym fajerw erkam i retoryki.
Pośród najbardziej w yrazistych efektów realności - takich jak skróty, m ask u ­
jące praw dziw e nazw iska istniejących realnie osób (salon X-ów, okolice N ... Q)
czy przesadna precyzja opisu („polana szeroka na jakiech 80 m etrów k w adrato­
wych) - rzucają się w oczy czytelne konw encje fab u larn e (miłość osób o skontra-
stowanych charakterach), w ędrowne m otywy (starożytny zam ek zam ieszkany przez
o sta tn ic h potom ków w ym ierającego rodu) czy obiegowe odw ołania k ulturow e
(M aria przyrów nyw ana jest kolejno do driady, Brunhildy, W alkirii i Sybilli). N a r­
rator odsyła ponadto do innych, istniejących rzekom o dzieł, dopow iadających pew ­
ne szczegóły h isto rii - co stanow i zabieg uw iarygadniający, p o p u larn y od czasów
rom ansów rycerskich i pierw szych powieści: „Opisowi jej [świątyni Bractwa] po­
św ięciłem osobny ustęp w m oim znanym dziele etnograficznym , do którego odsy­
łam m oich czytelników ” (P, s. 33). Postaci są przerysow ane, konw encje p rzeja­
skraw ione i raz za razem konfrontow ane z deziluzyjnym i sygnałam i. Z pewnością
jeden z w ażniejszych elem entów konstrukcyjnych całości stanow i parodia, której
przedm iotem są stylistyczna egzaltacja i tajem niczość, tworząca pozory głębi. Kiedy
n arrato r stanął nocą n ad łóżkiem śpiącej M arii
...rz e ź b y u szczy tu łóżka zacz ęły się ożyw iać, zw ięk szać i błyszczeć, p o d ło g a zd aw a ła się
ch w iać p o d e m n ą , a łóżko b y ło ło d z ią p ły n ą c ą d o k ą d ś w p rz e s tr z e n i...
sk u tk ie m d z ia ła n ia św ia tła , k tó re p a d a ło p rz e z o k n o w b o czn ej śc ia n ie n a p rz e c iw
ło ża M a rii D u n in . O k n a tego jak o ś za d n ia n ie u w z g lę d n iłe m . (P, s. 31)

To proste zderzenie em fazy i trzeźw ości obrazuje m etody p aro d ii stylistycz­


nej. Ezoteryczna sym bolika Bractwa rów nież ulega podobnej dem askacji (P, s. 25,
460). Z kolei nagrobek, jaki Bractwo wystosowało M arii, w ydaje się kp in ą z idei
mowy adam ow ej, w którym przyległość słów i rzeczy jest absolutna, a język, dzia­
łający niczym zaklęcie, posiada moc sprawczą:
D iritto pe blek, f a geniosa ilia,
Usol m i cortu, pajto hem filia.
To znaczy: O d e rw a n a od b ia ło śc i, n ie u ro d z o n a p ra w ie ... (Tu n a s tę p u je zw ro t p o g a rd li­
wy, n ie d a ją c y się p rz e tłu m a c z y ć n a p o lsk ie) ... c ó rk a n ie m e g o zła. (P, s. 40)

W ykorzystane tutaj rdzenie praindoeuropejsk ie sugerują znaczenia odm ienne


od podanych (blek - czarna; beni - dobro), co rozum ieć m ożna jako kom prom itację
poszukiw ań prajęzyka czy „utopii pozakodowej kom unikacji, pełnego porozum ie­
nia dusz z w yłączeniem alienującej m aski słów”25; założone sensy projektow ane
są na lingw istyczne w ynalazki i znaleziska.

252 J. P ro k o p Ż yw io ł wyzwolony. Studium o poezji Tadeusza M icińskiego, K rak ó w 1978,


s. 42. Z o b . p o le m ik ę R y szard a N y cza, w: teg o ż J ę z y k m odernizm u. Prolegomena
historycznoliterackie, W y d aw n ictw o U n iw e rsy te tu W ro cław sk ieg o , W ro cław 2002,
Franczak Sny M a rii Dunin Karola Irzykowskiego jako świadectwo

M aria D u n in , jak sugeruje sam autor w Wyjaśnieniach..., jest sym bolem p ier­
w iastka odśrodkowego, rozsadzającego każdą spójną budow lę światopoglądową.
Jej przeciw ieństw em byłby pierw iastek dośrodkowy, który utożsam ić by m ożna ze
zdrow ym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym ludzi. N akazuje on w de­
cydującym m om encie zabić M arię D u n in w sobie: „N iektóre ideały, dalej nauki,
w reszcie m iłość i poezja m ają w sobie pierw iastek odśrodkowy, bo w zięte na serio
i przeprow adzone aż do końca m usiałyby zniszczyć człow ieka” (P, s. 461).
Członkow ie Bractwa św iadom i są istnienia i w alki tych dwóch pierw iastków ;
dem askują oni m echanizm y „szacherki psychicznej” i „k lap iarstw a”. Jednakże
dem askacja klapiarstw a rów nież jest nim samym:

P o m im o iż d e m a s k u ję k la p ia rstw o , p o m im o p o z o ru n ajw ięk szeg o p rz e m y tn ic tw a , p rz e ­


cież sam je ste m k la p ia rz e m , sam n ie ja k o p rz e z to z d ra d z e n ie ta je m n ic y w y p rasza m d la
sie b ie d y sp e n sę . P rz y z n a ję się tedy, że i ja n ależę do B ractw a, p rz e d k tó ry m w ogóle nie
m a u cieczk i. (P, s. 464)

O statnia fraza - dźwięcząca znajom o w końcowych akapitach Ferdydurke - w ień­


czy m isterną konstrukcję Snów M a n i Dunin. N adśw iadom ość, którą opisuje, nie
pozwala opowiedzieć się po stronie żadnego z pierw iastków : ani po stronie zdro­
wego rozsądku, ani po stronie absolutu „wziętego na serio i doprow adzonego do
ko ń ca”. A ni po stronie m im etycznego odwzorowania, ani po stronie wyzwoleńczej
inw encji form alnej. Pozycja taka oznacza jednocześnie świadomość p u stk i, jaką
niesie ze sobą k u ltu ra , zastygła w „skorupie słów” i porażki, na jaką skazany jest
absolutyzm poznawczo-estetyczny.
Te dwa pierw iastki niosą ze sobą dwa sprzeczne im pulsy: jeden każe zbliżyć
się do realności absolutnej, pisząc Księgę, drugi - przem ienia Księgę w Palim p-
sest, a m etafizykę w m etatekst. D roga pośrednia - droga Bractwa - przebiega po­
m iędzy próbam i zbliżenia opowieści do życia, istniejącego niezależnie i u p rzed ­
nio, a przekonaniem , że nie m a życia nieopow iedzianego; tym sam ym godzi się na
wew nętrzną sprzeczność. Członkowie Bractwa nie są w stanie wyrzec się Snu o W iel­
kim Dzw onie, ale jednocześnie nie w ierzą weń:

W id z ie li sie b ie sa m y ch śp ią c y c h w ja k ic h ś z a m k n ię c ia c h i św ia d o m i b y li tego śn ie n ia
sw ojego, leżąc ja k b y w m a rm u ro w y c h tr u m n a c h na dw ó ch k ra ń c a c h św ia ta i czek a ją c
d n ia z m a rtw y c h w s ta n ia , k tó ry im m iało zw iastow ać u d e rz e n ie w ielk ieg o d zw o n u . (P 14)

N ie do przeoczenia w ydaje się religijny podtekst tego fragm entu; przynosi on


w izję zm artw ychw stania, kładącego kres doczesnej alienacji. W izja ta traci swój
ch arak ter absolutny, gdyż pozostaje „tylko snem ”, którego św iadom i są śniący.
Zm artw ychw stanie, a więc przejście do ostatecznego w ym iaru, m ożna rozum ieć
w ielorako - również jako osiągnięcie absolutnej realności, świata samego w sobie
(w końcu Jam es ideę rzeczy jako takiej uznaw ał za sym ptom m yślenia m istycznego).
Podobnie sen narrato ra, do którego naw iązałem na początku: obrazuje on n ie­
w iarę w praw dę pow ierzchni i poszukiw anie głębszego sensu, zderzone ze św iado­
m ością iluzoryczności wszelkiego sensu. Śpiący uśw iadam ia sobie, że śni i bu d zi
Interpretacje

się, aby zbagatelizow ać ów sen, po czym na jawie spotykają go najbardziej n ie­


praw dopodobne przygody, którym tru d n o dać wiarę. Przygody te również dom a­
gają się jakiegoś w yjaśnienia, a każde w y jaśn ien ie-b ęd ą c niew ystarczającym i nie-
ostatecznym - podważa realność jawy. Tak działa m echanizm szukania sensu i n a­
b ierania dystansu, którem u nie m a końca na żadnej z jaw. Ryszard N ycz zauważa:

F ik c y jn o ść re je stra c ji p ie rw o tn e g o re s id u u m se m a n ty c z n e g o ilu z ja u trw a le n ia ź ró d ło ­


w ego c h a o s u o d k ry w a m ity c z n y se n s p o sz u k iw a n ia g en ezy jak o re g re su w n ie s k o ń c z o ­
no ść - p o w ro tu , k tó ry n ie p rz e k ra c z a w szelak o g ra n ic p o z n a w a ln o śc i, g ra n ic k u ltu ry .

Poszukiw anie źródłow ego chaosu i odkryw anie jego iluzyjności - ów regres
w nieskończoność - to esencja ru ch u m yśli nowoczesnej. U p artem u d ążeniu do
tego co przed-slow ne tow arzyszy intuicja zam knięcia w granicach kultury. W szak
- by powołać się na słowa Steinera - „nie potrafim y inaczej, niż tylko m etaforycz­
nie, spytać słowam i o to, co może poprzedzać słowa”27. Świadomość nieprzekra-
czalności granic poznaw alności i (czyli) granic k u ltu ry n arasta począwszy od koń­
ca X IX w ieku i znajduje swój coraz pełniejszy wyraz: fakty obracają się w fikcję,
a praw dy w arm ię metafor.
Jak p isał Irzykowski, każdy pisarz w swoim dziele dokonuje jakiegoś odkrycia;
grafom an z oznakam i zdum ienia i z gestam i triu m fu odkopuje to, co sam wcześ­
niej zakopał28; praw dziw y pisarz próbuje przem ienić swoje dzieło w autentyczne
narzędzie poznania. Owocem poszukiw ań Irzykowskiego i innych członków Brac­
twa W ielkiego D zw onu była zarówno realność, jak i świadomość jej fikcyjności.
Poszukiw ania te tworzą dzieje nie tyle następujących po sobie odkryć, co walczą­
cych ze sobą i tw orzących w ew nętrznie sprzeczne k o n stru k cje „pierw iastków ”,
prześw iadczeń czy intuicji: że opowieść nie przylega do życia - i że „życie” jest
częścią opowieści. Ze opowieść wyobcowuje nas z realności - i że jesteśm y skazani
na opowieść i tylko to, co opow iedziane, nabiera cech realności. I żadna inna real­
ność nie jest nam pisana.

2^7 R. N y cz S ylw y współczesne, U n iv e rsita s , K rak ó w 1996, s. 27.

277 G. S te in e r Z erw any kontakt, s. 14.

287 K. Irzy k o w sk i N iezrozum ialcy, w: teg o ż C zyn i słowo. Glossy sceptyka, w s tę p A. L am ,


o p rać. Z. G ó rzy n a, W y d aw n ictw o L ite ra c k ie , K rak ó w 1980, s. 467-468.

You might also like