MC2

You might also like

Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 2

Pola Bielańskie, lata 60-te.

Mieliśmy 14 - 15 lat. Marek był ministrantem, ja bielanką, a że mieliśmy wspaniałych


kapłanów, wspólnie integrowaliśmy się w grupie młodzieżowej.
Na placu budowy nowego kościoła parafii Sw. Zygmunta graliśmy w piłkę, a w salkach
katechetycznych przy kaplicy bawiliśmy się w karnawale przy muzyce z płyt pocztówkowych.
Koledzy zapamiętali Marka jako wysokiego, szczupłego chłopaka, dobrze grającego w piłkę
nożną i siatkówkę, a my - dziewczyny, jako świetnego tancerza...

Potem szkoła średnia - wspólne wyjazdy w Tatry z Rodziny Rodzin, założonej przez
Ks. Prymasa Stefana Kard. Wyszyńskiego.
Wtedy zaczęła się miłość Marka do gór, która już na zawsze z nim pozostała...

Był wrażliwy na przyrodę, ale także na drugiego człowieka.


Wspomina jeden z naszych kolegów:
“17XII1970 roku wracaliśmy pociągiem od naszego ulubionego księdza, Bogdana
Sotkiewicza, którego nam zabrano z Bielan na Gołąbki. W pociągu usłyszeliśmy wiadomość
o wydarzeniach w Stoczni Gdańskiej i strzelaninie na ulicach Gdańska. Pełni emocji, jak to u
20-latków, prawie z radością komentowaliśmy, jak to robotnicy rozprawią się z komunistami.
Marek spojrzał na nas i powiedział: Jak możecie, tam strzelają do niewinnych ludzi.”

Kiedyś, przed maturą, przyprowadziłam Marka do mojej przyjaciółki z liceum - do Grażyny,


na jej 18-tkę.
Wkrótce zaczęła się rodzić między nimi delikatna przyjaźń - jeszcze nie kochanie...
... spędzali długie godziny na rozmowach, mieli sobie tyle do powiedzenia…
Czas młodości, wyborów, decyzji...

...I ten Bal z okazji 5-lecia naszego liceum na AWF-ie.


Złożyłyśmy z Grażyną niemalże “śluby panieńskie”, że idziemy same, ale okoliczności
sprawiły, że poszli z nami Marek i mój przyszły mąż - Mietek...
... To wtedy przyjaźń Marka i Grażyny zaczęła przeradzać się w miłość.
Piękna z nich była para przed ołtarzem w akademickim kościele Św. Anny,
w którego podziemiach jakiś czas wcześniej razem bawiliśmy się na balu ostatkowym,
zakończonym o północy Mszą Św. ...

Cieszę się, że byłam świadkiem na ich ślubie, bo wytrwali w małżeństwie do końca,


ponad 46 lat, mimo burz i trudnej miłości - bo przecież każde małżeństwo jest trudnym
powołaniem.
Byliśmy razem przez te lata w radości i sukcesach, razem bawiliśmy się na wagusowskich
balach sylwestrowych, karnawałowych, jeździliśmy na wakacje pod namioty, wspólnie
przeżywaliśmy narodziny naszych dzieci, potem wnuków…
... ale też razem byliśmy w chwilach trudnych - stanu wojennego, choroby i śmierci naszych
rodziców…

Marek miał swoje pasje - interesował się historią, był przewodnikiem warszawskim,
przez wiele lat uczestniczył w organizowaniu rajdów, a szczególnie Palmir,
zdobywał odznaki turystyczne, aktywnie udzielał się w PTTK, w Kole Wagusów....
Kiedy rodzina kupiła wspólną działkę poza Warszawą, aby w większym gronie spotykać się
na łonie przyrody, Marek, który zawsze lubił majsterkować, pokochał pracę przy remoncie
domu, pomagał też innym, lubił tam jeździć - zbierać grzyby, chodzić po lesie, cieszył się
przyrodą.

Lubił i potrafił też gotować. Kiedyś zorganizowaliśmy na działce dla naszych dzieci
Marzannę. Następnego dnia rano, kiedy wszyscy jeszcze spali, zajął się naszymi dziećmi
rozpalił ogień w piecu i usmażył im jajecznicę. Nasz syn, a Marka Chrześniak, wspominał
potem - że takiej dobrej jajecznicy jeszcze nigdy nie jadł…
Potem w domu sam ją przygotowywał i zachęciło go to do gotowania też innych potraw.
Swoje pasje przekazał synom, jak również wnukom, za co są mu wdzięczni i miło to
wspominają...
Marek uwielbiał też wyjazdy na narty, był wysportowany, lubił wyzwania, podróże,
wypływał w rejsy po Bałtyku - wielu z was towarzyszyło mu w tych wyprawach...

... Zapamiętamy go jako człowieka życzliwego, chętnego do pomocy, ale także szczerego.
Miał poczucie humoru, ale także potrafił przytulić, wysłuchać, doradzić...

... Zapamiętamy go z tym lekko drwiącym wyrazem twarzy, z którym przeszedł na tamten
świat.
Wiem też, że bardzo kochał swoją żonę i szczególnie w ostatnich latach był dla niej
ogromnym wsparciem w jej chorobie...
Odszedł w okresie swojego życia - kiedy czuł się spełnionym jako Mąż, Ojciec, Dziadek,
ale także jako człowiek - wyciszony, spokojny, pogodny...

... Nie mówimy Ci Marku “żegnaj” - lecz “do zobaczenia”,


bo miłość przewyższa cierpienie…
Cierpienie należy tylko do tego życia - natomiast MIŁOŚĆ trwa także w przyszłym...

Mamy nadzieję, że będziesz patrzył na nas z góry łaskawym okiem i dalej nas wspierał...

You might also like