Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 2

Tristan McAdam 40 lat

Imiona matki Cara, ojca Liam


Dzieciństwo spędziłem mieszkającej i ucząc się w rodzinnej posiadłości na obrzeżach
miasta. Rodzice postawili na edukację domową aby uniknąć niepotrzebnych wypadów do
miasta. Odskocznie od domu i sporego ogrodu stanowiły dość częste wizyty i wujka
Henrego(kolegi ojca z uczelni, jest on starym pasjonatem gorzelnictwa, ale nietylko
alkocholem człowiek żyję od czasu do czasu projektuję scenografię do spektakli w miejskim
teatrze. Swoim zaiteresowaniami zaraził syna Williama po śmierci ojca zajął się
dziecięctwem bimbrowniczym i zajmował sie rodzinną posiadłością)z jego synem
kumplowałem się w zasadzie od dzieciaka dzieliliśmy wspólną pasję do teatru, historii i
szermierki. Kiedy rozpocząłem swoje studia na miejskiej uczelni tak naprawdę wiele się nie
zmieniło, pomimo stałego zamieszkania w mieście często przyjrzałem odwiedzać czy to
rodziców czy Williama który wybrał spokojne wiejskie życie nad uczelnie czy pracę w
mieście. Nie byłem typem imprezowicza czy jakiegoś społeczniaka, może i nie załapałem
wielu znajomości, za to mogłem się pochwalić najlepszymi wynikami na roku. Pewnie nie
było to jakieś duże osiągnięcie biorąc pod uwagę kierunek jaki wybrałem "Historia Sztuki"
niektórzy powiedzą że po tym nigdy się nie znajdzie pracy w zawodzie dla mnie jednak to
nie był duży problem gdyż i tak od dziecka marzyłem o zostaniu wykładowcą, historykiem
czy nauczycielem. Niedługo po zakończeniu studiów zapisałem się do szkoły doktorskiej, już
wtedy jako młody dostałem szansę prowadzenia swoich pierwszych wykładów. Teraz już
niejako byłem zmuszony do pojawiania się na uroczystościach uczelnianych. Choć i tak
większość czasu spędzałem podpierając ścianę z rzadka wdając się w dyskusję na tematy
około historyczne z innymi wykładowcami. Na jednej z takich imprez zobaczyłem piękną
kobietę, rozmawiała z rektorem od razu wpadła mi w oko jednak bałem się zagadać. Po kilku
minutach zniknęła mi z oczu. Starałem się o tym zapomnieć i dalej robić swoje. Jednak
obraz jej twarzy utkwił na dobre w mojej pamięci. Miesiące mijały moja praca doktorską
wyglądała coraz lepiej. Po kilku latach zarywania nocy nad pisaniem doktoratu nadszedł
moment kulminacyjny po ostatnich poprawkach i sugestiach od promotora poszedłem do
obrony mojej pracy. Poszło to bez większych turbulencji w przeciwieństwie do imprezy na
której znowu dostrzegłem piękną nieznajomą, tym razem postanowiłem zrobić pierwszy krok
i podejść do niej. Kiedy zacząłem iść w jej stronę wyszła z sali konferencyjnej w stronę
pokoju rektora. Teraz skradając się poszedłem jej śladem. Starałem się nie wychylać za
tłumy kiedy to było możliwe a potem trzymać się cienia nie oświetlonych korytarzy przed
pokojem czekał na nią jakiś mężczyzna nie byłem wstanie zbyt wiele zobaczyć z względu na
panujący półmrok. Kobieta wraz z facetem weszła do środka a drzwi za nimi zatrzasnęły się.
Podszedłem żeby podsłuchać co dzieje się w środku. Przez dłuższy czas nic nie słyszałem.
Nagle coś huknęło po czym usłyszałem odgłos tłuczonego szkła. Nie mogłem tak
bezczynnie stać i jakimś sposobem udało mi się wyważyć drzwi. Po wejściu do gabinetu
zauważyłem innego mężczyznę o znacznie węższej i słabiej zbudowanej sylwetce który
klęczał pochylony nad ciałem kiedy się zorientowałem że go dostrzegłem rzucił się na mnie.
Miał nienaturalnie wykrzywioną twarz jego paznokcie teraz bardziej przypominały szpony i
kły wystające z przymkniętych ust całych we krwi. W tamtym momencie mgłą już nie mogła
zasłaniać tego co nienaturalne a mój mythos się obudził. On próbując mnie zaatakować
przeniknął przez mnie po czym szybko uciekł zostawiając mnie z ciałem kobiety której nawet
nie znałem ale coś do niej czułem. Powiadomiłem służby i zacząłem szukać dziwnego
zabójcy. Nie mogłem go jednak znaleźć. Po chwili przyjechała karetka a kilkanaście minut
później policja spisali moje zeznania i reszty osób na sali. Lekarz który przyjechał z karetką
stwierdził zgon a jej ciało zostało przywiezione prosto do kostnicy. Kiedy adrenalina
przestała działać zrozumiałem co właśnie widziałem i czego doświadczyłem. Na szczęście
dyrektor mojego działu(Adam Schulz starszy człowiek bardzo przyjazny, uwielbia siedzieć z
ludźmi, często staje w centrum uwagi prowadząc wspaniałemu monologi na wiele różnych
tematów od filozofii do matematyki) wysłał mi miesięczny urlop żebym się pozbierał. Cały ten
czas spędziłem w posiadłości moich rodziców. Tam trafia do mnie kolejna smutna
wiadomość mój ojciec zaczął chorować na demencję a matka już nie dawała rady się nim
sama zajmować. Postanowiłem sprzedać swoją małą kawalerkę w mieście i zamieszkać tam
na stałe. Nie to było w centrum mojego zainteresowania. Kiedy moi rodzice kładli się spać
zamykałem się na strychu i poznawałem swoje nowe ja. Wiązało się to z pewnymi skutkami
ubocznymi poczułem powoli zatracać swoją osobowość na rzecz tego co się we mnie
ostatnio pojawiło. Ten drugi mieszkaniec mojej głowy zaczął nakłaniać mnie do znalezienia
tych "ludzi" którzy napadli budynek uniwersytetu w nocy. To nie było nic w obszarze moich
umiejętności. Musiałem iść z tym dalej, jednak nigdy nie zapomniałem o tych mężczyznach i
pięknej nieznajomej, prowadziłem wykłady pisałem artykuły a życie szło dalej. Po kilku
latach spokoju nadszedł kolejny coś moi kochani rodzice odeszli a wraz z nimi jakiekolwiek
towarzystwo w moim domu. Czasami wpadał William żeby mnie pocieszyć był też na samym
pogrzebie razem z większością uczelni. Przebył on spokojnie żal po ich odejściu nie
pozostał we mnie długo w ich wieku było to do przewidzenia a życie musiało iść dalej.

Relacje

James Frye bardzo ambitny, dokładny i niesłychanie oczytany student z którego aż


wychodzi wiedza na wszelakie tematy. Czasami zapraszam go do siebie na spotkania stricte
towarzyskie jednakże podczas rozmowy niekiedy schodzimy na tematy ostatnich ćwiczeń
czy wykładów. Poznałem również jego brata głównie z opowieści jednak raz się widzieliśmy.
Sprawia wrażenie honorowego człowieka z jasno nakreślonymi zasadami. Nie umniejsza to
jednak jego charyzmie.

*Mythos*
Viego, zniszczony król.

Utracił swoją ukochaną, dążąc do jej wskrzeszenia wykorzystał wody wskrzeszenia jak i
swój miecz który dawał mu nieśmiertelność. Operacja generalnie się nie udała a duch
ukochanej Viego zabił go i przy okazji zniszczył całą krainę zamieniając ją w wyspy cienia.

https://leagueoflegends.fandom.com/pl/wiki/Viego/historia

You might also like