Download as doc, pdf, or txt
Download as doc, pdf, or txt
You are on page 1of 2

– Słyszał ty już?

– O czym?
– O drzewie... i Stasiu... i młodej Madzi?
– O tak, smutna historia.
– Wlazł na to drzewo wielkie przy rozdrożu i zaczął wołać: „Ja chcę kobiety! Jaaaa chcę
kobieeetyyy”.
– Tak. Jak opętany przez parę godzin tak ryczał, zupełnie stracił rozum człowiek.
– Nie tylko rozum, nie tylko. Wołał tak i wołał, cały czas to samo, że chce kobietę. A kto wie
jaką. Akurat Madzia się znalazła blisko tego drzewa. Wiadomo było, że go lubiła, ale że aż
tak?
– Jakby ona nie do niego, to on by do niej się w końcu sam przywlekł...
– No tak, ale by to może nie stało się na drzewie.
– A po cóz to ona wlazła też na to cholerne drzewo?
– Kto to wie... Wołał ją.
– Nie ją, tylko jakąś kobietę.
– Pewnie się nią poczuła.
– W tymże tylko momencie?
– Z kobietami nigdy nic nie wiadomo, może ulitowała się nad nim.
– Pod nim.
– Mówię ci, że wlazła też na to drzewo. Wszystko widziałem i słyszałem z bliska za
krzakami. Ukryłem się tam. Madzia podeszła do drzewa. Wtedy Stasio przestał drzeć się.
Madzia zgrabna niczym kózka wdrapała się rychło na drzewo, gałąź za gałęzią, w górę aż
prawie na sam wierzchołek, tam gdzie Staś tkwił, gdzie było jego gniazdo.
– A co on, gnieździł się tam częściej?
– Tak wygląda. Madzia go zawsze za tą skrytkę podziwiała, ale bała się sama tak wysoko
wdrapywać. Chyba mętlik w głowie zrobił jej ten krzyk Stasia, że się na to w ogóle odważyła.
– Nie tylko mętlik w głowie, ale i między nogami.
– Czekaj ty, przecież go kochała, więc tam sprawa była jasna.
– Gdzie?
– No między nogami, mówię ci przecież.
– No ale czy to kochanie musi być na drzewie?
– A skąd ja mam wiedzieć, gdzie młodzi sobie dziś okazję upatrzą. Wdrapała się więc do
niego. On widać podniecony bardzo, bo juz długo na nią czekał. Ona słodko: „Już, już, już”, i
była przy nim. Nie mogli objąć się wzajemnie, to objęli oboje grubą gałąź. Stasio jedną reką
trzymał sie tejże gałęzi, a drugą chwycił Madzię za biodra i przyciągnął ją do siebie. Ona
objęła go i gąłąź wzajemnie. A gruba gałąź była niczym przegroda między nimi. Wystarczyło
na razie tylko na pocałunki. Oj całowali się namiętnie i coraz mocniej Stasio przyciskał
Madzię do gałęzi. Zaczął ją rozbierać, szarpnął z niej majtki jednym ruchem, i widziałem jak
pofrunęły niczym spłoszony gołąb prosto na bagna. Już namiętność rozpaliła ich oboje,
chcieli się złączyć, lecz ta diabelna gałąź była między nimi. Postanowili wejść wyżej, tam
gdzie gałąź się roździela i tworzy siodełko. Pierwszy pnie się Stasio a za nim Madzia
centymetr za centymetrem. W końcu oparł się Staś o siodełko, posunął się jeszcze nieco
wyżej by wygodniej leżeć, Madzia usiadła na nim i się przycisneli do siebie, zwarli – bez
gałęzi. Bo gałąź była pod nimi, a skrzypiała! Jeszcze wiatr się zerwał i ruszał gałęziami w te i
we wte, że nie wiadomo było, czy to Staś i Madzia tak kołyszą swoją gałęzią i całym tym
drzewem, czy to wiatr wszystkim kołysał. Madzia obejmowała Stasia i gałąź pod nim obyma
ramionami i zdawała się balansować na nim i śmiać się głośno i wykonywać to, o co on tyle
godzin samotnie na tym drzewie prosił.
– Bożeż ty mój!
– Tak i Bóg miał swój mały palec w tym, bo targał ich ciała i dusze w takie miłosne
zawirowanie. I tak targał nimi w lewo i w prawo, w dół i w góre, a wiatr chłodził ich
rozpalone ciała, że zapomnieli się całkowicie. Zapomnieli o Bożym świecie, o drzewie, o
gałęzi, która ich trzymała, Madzia puściła gałąź, rozpuściła włosy, i puszczała też lubieżne
jęki. A i Stasio puścił wszystko, już nie trzymał się drzewa, nie czuł gałezi, tylko ją. Oboje już
nie balansowali, już się o nic nie troszczyli, nie martwili, i nie trzymali niczego – i się oboje
spuścili. Runął Stasio w dół, a w jego objęciach i Madzia. Zsunęli się oboje ze szczytu,
bezwładnie, już na nic nie bacząc. Tylko w siebie wtopili wzrok, we wspólnym objęciu
szybowali – ta chwila wydawała się wiecznością – w dół, ku ziemi, ku twardej czarnej ziemi.
– Boże, o Boże!
– Z rozpaczą wybiegłem z krzaków ku nim. Leżeli pod drzewem i obejmowali się nadal.
Madzia nadal jęczała, niewiadomo czy z bólu, czy z rozkoszy, śmiała się czy płakała? A
Stasio mamrotał do Madzi: „Czy to może my leżymy w bezruchu, a świat się porusza, czy
może my jesteśmy w locie? Jak ci się kręci w głowie, to trzymaj się mnie – mi się nie kręci w
głowie. Jak patrzy się tylko w jeden punkt, to się nię kręci w głowie, ja patrzę tylko na ciebię.
Jak myśli się tylko o jednej rzeczy, też się nie kręci w głowie, ja myślę tylko o tobie. Jak
wszystko kiedyś zniknie, jak nasz lot przeminie, i tak bedziemy się trzymać w przestrz...
prze...” – i nie dokończył.
– Straszna historia.

Wędrował Stasio po pięknej krainie,


szedł, podgwizdywał na drodze,
a że był wielce radosnym człowiekiem,
nigdy nie trapił sie srodze.
(nigdy nie wachał się w życiu.)

Lata mijają a on wciąż wędruje,


prosto przed siebie i hejże!
A tu mu jak nazłoźć ni z tąd ni z owąd
nagle sie dziewczyna marzy.
stoi na rozdrożu pierwszem.

Żył sobie raz Stasio, człowiek radosny,


chodził po lasach, wchodził na drzewa.
Raz sobie wszedł na pewnym rozdrożu
na wielki dąb, by partzeć się wdal.

You might also like