Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 2

September 23, 2019 (05:05) | Publication: Puls Biznesu

PKO mBank Polski

W ogłoszonym tydzień temu programie wyborczym PiS zapowiedziało, że będzie na bieżąco analizować sytuację i w razie pojawiających się korzystnych, rynkowych
warunków podejmie działania mające na celu zwiększenie udziału kapitału polskiego w sektorze finansowym. W przypadku mBanku słowa te brzmią jak memento.

W piątek niemiecka gazeta ekonomiczna Handelsblatt, powołując się na anonimowych rozmówców, napisała, że Commerzbank w ramach nowej strategii rozważa sprzedaż
mBanku. Plan miał zostać zaprezentowany radzie nadzorczej w najbliższą środę. Na piątek zaplanowano publikację strategii banku.

Commerzbank nie czekał tak długo z ujawnianiem swoich zamiarów. W kilka godzin po publikacji w gazecie podał w raporcie giełdowym główne założenia strategii
Commerzbank 5.0.. Jak się okazuje, wizja przyszłości grupy nie obejmuje mBanku.

Zarys strategii przewiduje sprzedaż większościowego pakietu akcji w mBanku. Pozwoliłoby to uwolnić zasoby finansowe banku (Commerzbanku) i szybciej wdrożyć strategię
i powiązane z nią inwestycje. Sprzedaż będzie skutkowała zmniejszeniem aktywów ważonych ryzykiem o około 17 mld EUR i uwolni kapitał w Commerzbanku. Planowana
sprzedaż wymagałaby uzyskania zgód regulacyjnych czytamy w raporcie.

mBank sfinansuje inwestycje

Informacja napisana jest w trybie przypuszczającym, gdyż zarząd zastrzega, że są to wstępne założenia, które będą dyskutowane z radą nadzorczą podczas spotkania 25-26
września, a rezultaty zostaną zaprezentowane podczas konferencji prasowej. Zarząd i rada nadzorcza nie podjęły jeszcze żadnej decyzji w sprawie żadnego z punktów zarysu
strategii.

Lektura całego draftu strategii wyraźnie wskazuje, że innej opcji jednak nie ma. Commerzbank z jednej strony chce ciąć koszty, z drugiej inwestować. Tu uwaga: cięcia
kosztów pochłoną więcej pieniędzy niż inwestycje. Bank potwierdza wcześniejsze medialne informacje w sprawie zwolnień i redukcji sieci. Pisze, że oddziały stanowią filar
strategii, ale zarząd sugeruje zamknięcie 200 z 1000 działających obecnie placówek. Planowane są też redukcje zatrudnienia, które mogą objąć 2,3 tys. etatów.

Nie wiadomo, jakich oszczędności z tego tytułu spodziewa się Commerzbank. Znane są natomiast koszty cięć w infrastrukturze i personelu. We wstępie do informacji o
założeniach do strategii Comerz stwierdza, że musi wzmocnić długoterminowo swój biznes i zapowiada znaczący wzrost inwestycji na technologie. Po czym pisze, że wartość
nakładów inwestycyjnych wyniesie 1,6 mld EUR. Jednak z tego 750 mln zł pójdzie na digitalizację oraz na infrastrukturę IT, natomiast 850 mln EUR grupa przeznaczy na
sfinansowanie zwolnień i zamykanie oddziałów.

Wydatków będzie więcej, bo strategia przewiduje przejęcie całości i inkorporację Comdirectu, internetowego banku, w którym Commerz ma 82 proc. akcji. Plan zakłada
odkupienie reszty z 25-procentową premią. Kapitalizacja spółki w piątek wynosiła 1,61 mld EUR, co oznacza, że na skup akcji trzeba przeznaczyć kilkaset milionów euro.
Skąd wziąć na to wszystko pieniądze, skoro Commerzbank od lat groszem nie trąci? Odpowiedź znajdujemy w zarysie strategii: możliwości inwestycyjne zostaną wzmocnione
przez sprzedaż większościowego pakietu akcji w mBanku.

Palcem pisane po Renie

Pomimo zastrzeżeń na wstępie dokumentu, że są to wszystko tylko rozważania, to z lektury całości wynika, że powodzenie strategii 5.0 zależy w gruncie rzeczy od sprzedaży
mBanku. Ostateczna decyzja w tej sprawie nie będzie jednak łatwa. Jak zauważa Handelsblatt, są zwolennicy i przeciwnicy takiego rozwiązania. Oponenci podkreślają, jak
wielkim walorem jest wysoki poziom zaawansowania technologicznego mBanku, co stawia go w rzędzie najnowocześniejszych instytucji finansowych na świecie.

Poza tym mBank ma spory udział w wyniku grupy, która od dekady ma poważny problem z przychodami. Po I półroczu Commerzbank miał 391 mln EUR zysku (wobec 533
mln EUR rok wcześniej). mBank zarobił 110 mln EUR (spadek ze 166 mln EUR w I półroczu 2018 r.). Zwolennicy spieniężenia biznesu w Polsce wskazują, że mBank jest
ryzykownym aktywem ze względu na posiadany portfel frankowy. Niezależnie od wyroku TSUE w sprawie traktowania klauzul abuzywnych franki zawsze będą
niebezpiecznym narzędziem politycznym, co stawia Commerzbank przed realną perspektywą dodatkowych obciążeń na rzecz polskiej córki. Kusi też wizja zainkasowania
sporej sumy ze sprzedaży.

Aktualna wycena giełdowa mBanku to przeszło 13,5 mld zł. Na Commerzbank, który ma 62-procentowy pakiet, przypada dobre 9 mld zł, czyli około 3 mld EUR. Grubo ponad
potrzeby strategii 5.0. Problem tylko w tym, że wycena sugerowana bieżącym kursem może okazać się patykiem pisana po Renie.

Myślę, że decyzja o sprzedaży zapadła trochę późno, gdyż dzisiaj trudno o wycenę ze względu na ryzyko związane z portfelem frankowym. Niełatwo będzie znaleźć
konstrukcję finansowo-prawną, która pozwoli sprzedać bank bez przenoszenia ryzyka na kupującego, a wydaje się, że z portfelem walutowym będzie trudno o kupca mówi
Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowy.

Co prawda zabieg polegający na wykrojeniu frankowych kredytów z bilansu był już kilkakrotnie ćwiczony na polskim rynku: amerykański GE Capital sprzedał BPH do Aliora
bez walutowych kredytów, zostawiając sobie w Polsce kadłubowy frankowy bank; Raiffeisen Bank International sprzedał spółkę córkę BGŻ BNP Paribas, a franki wziął na
swoją książkę; niemiecki Deutsche Bank oddał biznes detaliczny Santanderowi również bez kłopotliwych kredytów. Tyle tylko, że w przypadku mBanku taka operacja byłaby
trudniejsza ze względu na wielkość frankowego portfela 15 mld zł a poza tym opcja curve out dla Commerzbanku miałaby średni sens, gdyż sprzedałby dochodowy bank,
zatrzymując w grupie tykającą frankową bombę.

Jest jeszcze jeden sposób na sprzedaż banku z frankami przećwiczony przy okazji Eurobanku. Millennium dobiło targu ze sprzedającym Societe Generale pod warunkiem,że
francuski bank da gwarancje finansowe i prawne (na wypadek roszczeń klientów) dla przejmowanego portfela. Było tego wszystkiego raptem miliard złotych, co dla
sprzedawcy jest niezauważalną kwotą. W przypadku mBanku wartość zabezpieczeń musiałby być daleko wyższa.

Oś Berlin Warszawa

Andrzej Powierża zwraca uwagę, że o ile dla grupy bankowej to może być problem, to dla państwa już nie. Trzeba bowiem pamiętać, że 15 proc. akcji Commerzbanku należy
do niemieckiego rządu. Dla Berlina Commerzbank i generalnie cały krajowy system bankowy to gigantyczny problem i wyrzut sumienia. Niemiecka bankowość to chory
człowiek Europy. Z kryzysu 2008 r. podniosły się i znacząco wzmocniły amerykańskie banki, obronną ręką wyszły francuskie, poradziły sobie, przynajmniej w większości,
hiszpańskie, przetrwały włoskie.

Niemieckie banki tracą biznes, rynki, nie przynoszą zysków, są przestarzałe technologicznie i mają gigantyczne koszty (w Commerzbanku wskaźnik koszty/dochody na koniec
czerwca to 73 proc., w mBanku 48 proc.). Dotyczy to zarówno sieci banków spółdzielczych, landesbanków, jak i dwóch największych komercyjnych banków: Deutsche Banku
i Commerzbanku. Rząd w Berlinie wie, że z sektorem bankowym trzeba coś zrobić.

Nie udało się połączyć Deutsche Banku i Commerzbanku, bo strony nie znalazły wspólnego języka. Do sprzedaży Commerzbanku zagranicznemu inwestorowi (do transakcji
pali się Unicredit) nikomu w Niemczech nie jest pilno. Jednak bank nie stanie na nogi o własnych siłach. Sprzedaż mBanku, zastrzyk gotówki z tego tytułu i uwolnienie
kapitałów mogłoby znacząco pomóc Commerzbankowi. Być może na potrzeby takiej transakcji akcjonariusze byliby zainteresowani daniem gwarancji kupującemu na poczet
kredytów frankowych. W tym rząd w Berlinie.

Wymyślenie odpowiedniej struktury transakcji to kluczowe wyzwanie dla bankierów inwestycyjnych, bo od tego zależy jej powodzenie. Zarys strategii zaprezentowany przez
zarząd Commerzbanku to mocna deklaracja woli. Do tanga trzeba jednak dwojga mówi Andrzej Powierża.
Do tanga albo raczej poloneza. Analitycy wskazują, że kupca dla mBanku nie trzeba byłoby szukać za granicą, bo chętny znalazłby się w kraju.

Przed laty rozważano opcję odrzucenia akronimu PKO i pozostawienie nazwy Bank Polski. Widzę nową markę po rebrandingu mBank Polski mówi pół żartem pół serio
Andrzej Powierża.

Jeden z najlepszych banków w regionie

Mówiąc zupełnie na poważnie, PKO BP jest jak najbardziej predestynowany do tego, żeby taką transakcję rozważyć. Kamil Stolarski, analityk DM Santander, wskazuje co
prawda, że mBank ma wszystko czego brakuje Pekao: system, know how i młodych klientów. Tyle tylko, że do poskładania transakcji musiałby znowu skrzyknąć co najmniej
Polski Fundusz Rozwoju lub być może PZU. PKO BP ma znacząco większą nadwyżkę kapitałową od bratniego Pekao. 9 mld zł, tyle pieniędzy jest do wzięcia, czyli mniej
więcej tyle, ile trzeba by wpłacić do Frankfurtu.

Jest tylko jeden problem: perspektywa wyroku TSUE i konsekwencji finansowych dla sektora, w tym dla PKO BP, który ma spory walutowy portfel. Pytanie, czy po transakcji
uda mu się zachować odpowiednio duży bufor na poczet ewentualnych roszczeń klientów. PKO BP najpewniej nie będzie jedynym zainteresowanym, jeśli oferta
Commerzbanku trafi na stół, gdyż mBank jest jednym z najlepszych banków w regionie. Choć trzeba zaznaczyć, że polski rynek bankowy jest już daleko mniej atrakcyjny dla
inwestorów niż kilka lat temu, kiedy dwucyfrowe ROE było czymś oczywistym. Sektor jest mocno dociążony podatkami i kosztami regulacyjnymi.

Ponadto co rusz pojawiają się kolejne zdarzenia podkopujące rentowność, jak niedawny wyrok TSUE w sprawie zwrotu prowizji od wcześniej spłaconych kredytów. Analitycy
wśród zainteresowanych tradycyjnie wymieniają banki francuskie. Być może zainteresowane mogą być niektóre banki hiszpańskie. Być może bankierom inwestycyjnym uda
się namówić któryś z amerykańskich banków, które w ostatnich latach coraz bliżej przyglądają się europejskiemu rynkowi.

Największy bankowy start- up

mBank jest jednym z kilku banków w Polsce, który imponujące rozmiary osiągnął poprzez wzrost organiczny. Należy też do elitarnego grona licznych w przeszłości banków
internetowych, które dotrwały do czasów współczesnych od czasu bańki dot.com z początku lat 2000 mBank na początku był detaliczną emanacją BRE Banku, czyli Banku
Rozwoju Eksportu, założonego jeszcze w 1986 r. W 1992 r. BRE wszedł na giełdę. Dwa lata później nawiązał partnerstwo z Commerzbankiem, który w 1995 r. został jego
głównym akcjonariuszem. Był to niezwykle cierpliwy akcjonariusz, który przez wiele lat nie dostał złotówki dywidendy, natomiast wpłacał kapitał, gdy zaistniała taka
potrzeba. W 2000 r. w ramach obsługującego firmy BRE Banku powstał mBank, internetowy, detaliczny bank. Marka okazała się tak mocna, że 13 lat później cała grupa
zmieniła nazwę na mBank. mBank wyrósł na instytucję niezwykle sprawną technologicznie (dwa lata temu francuski Banque Postale kupił całą platformę dla bankowości
detalicznej) o specyficznej, różnej od konkurencji kulturze korporacyjnej i komunikacyjnej. Jest marką doskonale rozpoznawalną na świecie wśród wszystkich interesujących
się nowoczesną bankowością mobilną i podawany jest jako przykład udanej transformacji technologicznej w sektorze bankowym.

Autor: Eugeniusz Twaróg

Any redistribution of this information is strictly prohibited.


Copyright © 2019 EMIS, all rights reserved.
An ISI Emerging Markets Group Company

You might also like