Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 48

TYTUS KAMIL ROLSKI

PISZĘ CISZĘ
Życie stało się wisielsze
TYTUS KAMIL ROLSKI

PISZĘ CISZĘ
Życie stało się wisielsze

wiersze

WYDAWNICTWO WIDNIK
by Amazon
ROGOŹNIK 2020
© Tytus Kamil Rolski, 2019
All rights reserved

ISBN: 9798638983789
Matce mej
* * *

Świat dostrzegany przez każdego z nas to wszechświat


osobny, nie mający styczności z jakimkolwiek innym światem
jakiegokolwiek innego bytu, istnienie w społeczności to ułuda;
jeśli w ogóle jesteśmy w coś uwikłani to w zbiorowość,
mnogość, liczebność, a nie w społeczność. Społeczność nie
wikła, społeczność wymachuje podartym białym sztandarem,
jest równie epatująca, co bezsilna, nic nie naprawia, niczemu
nie nadaje hierarchii, spowalnia tylko proces gnilny, maskuje
odór przemijania; obumieranie jednostki zakłócone jest
szmerem ludzkiego potoku, mrowia. Zakamuflowane w
społeczności umieranie jest ukierunkowane na tłum i dla
tłumu. Tylko tłum, bezbarwny, przezroczysty w swej
pstrokaciźnie, w mnogości jednostajny, utarty jak trakt od
tysięcy lat wiodący szlakiem, który był po drodze wielu jego
wyznaczycielom. Nie twórcom, lecz ledwie wyznaczycielom,
pisarzom po piasku – na dodatek ruchomym, bliźniaczo
podobnym do tego wypełniającego klepsydry.

Świat dostrzegany spod powiek to nieustający film, projekcja


w fotelu kinowym, choćby za mebel ów miał robić karton pod
bostońskim, czy wąchockim mostem, nawet gdyby w
Wąchocku nigdy żadnego mostu nikt nie wybudował.
Niesamowita i co-dzień, co-zmrużenie powiek niesłychana
jest ta część świata, którą łowimy naszym zmysłem, tylko
nasza, tylko w naszym ogródku, tylko na nasz sposób
oglądana z boku, zza węgła, czy prosto w oczy. To cud
osobności, niewypowiedzenia, niewysłowienia, niemożności
przybliżenia nawet o milimetr naszego świata, naszej mapy
zmysłów komukolwiek innemu.

Świat z podkulonym ogonem, bądź świat na proporcach, czy


też neurotyczne tupanie nóżką- wszystko jedno: to padlina
chwili NASTĘPNEJ, KOLEJNEJ, tego, co puka już do bram
naszego przyszłego oddechu, a czemu ani sprostać, ani
zapobiec nie jesteśmy w stanie.

Wypłukani ze złudzeń o pisaniu książek, które chcielibyśmy


uczynić bliskimi innym ludziom, piszemy Ciszę, piszemy
nasze zaciskanie warg z niemocy i pięści z bezsilności.
Piszemy z uczuciem, któremu ulegaliśmy przez lata, ze
złudzeniem, które ścigaliśmy aż za horyzont naszej chwili,
naszego czucia, naszego oczekiwania na odkrycie, na to, że
świat, czyli inni, czyli to, co poza nami, z gruntu i natury nam
obce, nie będące w stanie nas pojąć czy odczytać, zbliżyć się
choć o jotę do naszego cienia, że TO właśnie nas „odkryje”,
„pojmie”, „doceni”. To nasza piaskownica z zabawkami,
konik na biegunach, maskarada w obliczu mogiły.

Świata nie warto ani oceniać, ani przeżywać, ani opisywać.


Bardzo często ciężko jest go jednak mieć w dupie. Świat
pozbawia nas odwagi, by – jego przykładem – podnieść
ziarenko piasku z plaży, wydrzeć je z sypkiego
nieprzeliczonego kosmosu i oczekiwać na darcie szat, czy
dęcie w trąby żałobne przez ścielące się u stóp świata krocie
pozostałych ziaren. Sypki kosmos jednak po stracie
towarzysza nawet nie drgnie. Zupełnie jak ludzie. Brakuje
najbanalniejszej odwagi, by przyznać przed sobą samym, że
nikt nie poniósłby żadnej straty.

Nikt, zaprawdę nikt.

29.05.2013, Bytom tramwaj nr 5


...”a powietrze jest tutaj gęste
od nieobecności”...

Henryk Grynberg, Topole


1.,
X X X

ratunku
już brak sił wołać
nawet szeptać czy mamrotać
o pomocy pod nosem

nie mam już nawet


odruchu wyciągania dłoni
po pomoc
- w zamian podnoszę je
natychmiast
do góry

przeciągle wpatruję się


w ciemniejący horyzont
w znikający punkt
podartej mapy
z nakreśloną trasą ucieczki:

spostrzegam że to koło
punkt wyjścia
zabliźnił się z metą

z Kręgu nie
wydostanie się już żadne
z zaklęć
żadna ze skaz
czy przeklęta z myśli
nie odszuka mnie

poza mapą nie ma nic


poza zaklęciem nie
istnieje już świat
bez pośrednictwa
bez opowieści o czymś
w imię czegoś innego
bez imienia opisującego
istnienie

wszystko co zostało –
zostało w kręgu
i zaklina każdą z wybrzmiewających
nut.

Najśpieszniej jak umiem


zamykam powieki.
zamykam i zamykam,
zamknięte już - wciąż zamykam.

Zamykam.

14.06.2013, Zabrze
X X X

dotkliwa przestrzeń – pękająca pod


byle muśnięciem
rzucająca cień na pustkę

ciężar pokutnego wosku


skwierczący
zamknięty w oddechu
znużeniem
złotą szpilką wbijaną w tę
próżnię między piersiami

napełnienie Powrotem
prosto z łąk
z rozłogów
opięte muślinową chustą
w prawej dłoni kuglarza

serce. popiół.
dolina.

12.06.2013, Zabrze
X X X

brzeg zabieram ze sobą


mało kwiatów
trochę tęczy
wspomnienia na strychu
usta bliskich

nie rozgrzeszone błędy


odjęte od dni noce
i jeszcze spojrzenie
takie proste
zabrane ciszy
milczenie

27.06.2012, Rogoźnik
X X X

mój głos chrypiący


podniesiony z kolan
jak jabłko spod
rajskiego drzewa

świeca dopalająca
nas w sobie
coraz boleśniej
powrozem – w dodatku
kamiennym
czy też skamieniałym

chwieje się, rozlewa


czerwona czara –

nie dotrze już nigdy


do ust.

13.06.2013, Zabrze
X X X

nikt i nic nie ogarnia


całości, zawsze ułamek,
zawsze tylko odprysk –
myśli, czucia, świata.

nie ma obawy –
krzywdę można wyrządzić
tylko pewnej grupie-
im mniej władzy, przyjaciół,
rodziny
tym mniejszej

nawet ból nigdy nie


jest jednostajny

ćmi
i narasta
- ale zawsze mija,
czasem wraca echem
wspomnieniem
lub zapomnieniem –
więcej go nie ma
niż jest
i chwała mu za to
więcej go nie ma
niż jest –
nawet gdy boli,
gdy drzemie,
ćmi –
zna swoje miejsce
swoje trzy grosze
wrzuca do miseczki
ślepca
wydaje mu się
nie – wiadomo - co,
a tylko skomle
ten pozbawiony oparcia
kaleka
niepełnosprawnie mądry
złem chwil o które
ociera swój zad siny
i wymuskaną pierś.

i mija
i zna korytarz,
ujście,
zamysł.
i jest zbyt wierny
swym bladym pod poduszką
snom.

10.03.2014, Piekary Śl.


X X X

świat
to łza
której wyschło
oko
do płakania

19.03.2014, Zabrze
X X X

świerszcze
wielokrotnie
za kotarą

dzwonnicy
uczący rozumu

spalone krainy
żadnego szmeru
obudzone marzenia
tykanie zegara
łabędzie u drzwi
nie wyśnione
nie na koniec świata
trochę ciszy
trochę przędzy

obcałowany na próżno
zegar
zamknięty na kłódkę
nieufny
zaprzyjaźniony ze Skrzydłem
boso – po całej
Wyspie
boso – dzwonnicy
pytający o drogę
tym samym ukłonem
końska grzywa
zbudzona
trochę smutna
zdumiona
łaskocząca błękitnymi piórami
w nozdrza.

Ogród. Pełno zielska.


Znużenie.

12. 02.2013, Rogoźnik


X X X

żmije
dwa łabędzie
cień sukni

bez żalu
na kolanach
po bruku

kołysane kukułką
wilczą jagodą
wśród błyskawic
w ten upał

winogrona
znaczące słodyczą
ptaki z klatek
dusze z serc
wiersze z łez.
głowa. już próżna.
już roztopy.
już wcale.
ręka.
pustka.
wytrącona z dłoni
oplatająca ptasią szyję
tknięta jak u Adama i Ewy

szczerząca. mgliście rumiana


rana:

Cisza.

12.03.2013, Rogoźnik
X X X

...”Od rana ktoś strzelał opodal winnicy”...


Wacław Kubacki, „Z Mykanos”

jesień przetykana bezlistnością


czytająca w gwiazdach
jak w nie napisanej księdze
jesień wspierająca kijem
nasze zniedołężniałe szepty
przykuta do spalonego szałasu
na skraju polany

moja jesień w zagadkowej


konstelacji-
rysowanie węglem ośnieżonych
szczytów
umykanie chmurom
pochylenie obłokom
wzniośle myląca tropy
przyjaciółka pieśni

i słodycz przejrzałej
kiści winogradu

31.10.2009, Zabrze
2.,
X X X

w brzozowym pośpiechu
kalekie
pociemniałe krwią
urodziny

zabrakło chleba

nikt nie patrzy


nie słyszy
zimowe poranki
z piór

wzgórzem rozśpiewane
rozpoznane świętojańsko
pomiędzy słowami
nadlatują
w deszczu
chmurą na środku
plecioną lodowym węzłem

bez imienia
z kępy na kępę
wniebogłosy

pejzażem znalezionym
w chabrowym jeziorze

oplot w oczach
pieśń wieczorna
śpiące ptaki
z białymi skrzydłami
- w żałobie.

12.02.2013, Rogoźnik
TEN DRUGI KONIEC ŚWIATA

zaczęli tańczyć
ukryci za ścianą

jeden z dzwonników
przegonił świerszcze
powrozem splecionym
z koniczyny

zaczęli cieszyć się


nową pieśnią

złotawy odcień dzwonu


widać było z odległego
wzniesienia

zaczęli odwracać
głowy wyginać szyje
ku sennym minutom

ich przezroczyste skrzydła


roiły jak szelest
piasku w klepsydrze

korytarze chwil
opustoszały
wszelkie dziuple
w zaczarowanym lesie
straciły domowników

obmacywany nachalnie
Czas
stanął za zakrętem
ścieżki
zszedł z kamienia

oniemiał

15.04.2013, Zabrze Wolskiego


X X X

nie dymem z kominów


nie oczodołami okien
Siedlisko objawia
coś szarego

nie spracowaniem
krzątaniną w mchu
Mrowisko niepokoi
pożeraczy Światła

słońca zupełnie wystarczy


by odwiedzać
przyjaźnić się
spuszczać wzrok

słońca i chleba
na słońcu wysuszonego.

wody obmywającej
pojącej
odwracającej swe
szmaragdowe powieki
od topieli
tylko takiego kamienia
potrzeba
pod którym przyjdzie
złożyć głowę
- ten wystarczy za wszystkie -
meteorytu z planety
na drugim brzegu
Styksu.

15.04.2013, Zabrze
X X X

jeszcze mówić
gdy odcięty od słów
skomlący bezgłośnie
ranek
dobija się do naszej
wspólnej klatki
o szklanych kratach

takie dziwne
zerkanie Dnia
przez szparę

mądrzejsze bo
silące się na
obojętność
odliczanie przed
ostatnim Skokiem.

15.04.2013, Zabrze
X X X

spodziewać się czegoś


to wróżyć z fusów
z układu gałęzi w krzaku
czeremchy

ale są dni gdy tylko to


pozostaje czynić
wśród innych chwil
wybrane i wydarte
marzeniom
są sny o ścinaniu
się krwi
o kałuży zamarzającej w kamień
o ogniu sycącym
popioły – nie wygrzanym
lecz spodziewającym się
Stosu.

15.04.2013, Bytom
X X X

nie potrzeba jabłoni


by toczyło się daleko
od pnia

rozchylam ramiona
i usta
powiekom

23.01.2014, Stuttgart – Plieningen


X X X

podeszła
znalazła drogę.
na ścieżce –
kamień.

w dłoni ściśnięta
błyskotka
medalik mrugający w
słońcu

odstawiła puste wiadro


woda się skończyła
ścieżka wijąca się za
studnią zarośnie
w trzy miesiące

nie odnajdzie drogi czas.


nie spotka sen.
oddali spojrzenie wiatr.
wyrówna powierzchnię
wydm.

14.02.2014, Zabrze Wolskiego


ZŁOTE SIODŁO

synom moim najukochańszym

kamienie ociekajace miodem


legenda bolesnej drogi
szeptanej szklanymi usty
nad młyńskim u szyi
znakiem rozstania
drogą z ostatnich
najpośledniejszą

bez żadnej z win


bez nabrzmiałego grymasem
budzenia
dowiaduję się o godzinie
rozstania
ślepy już z bólu
wysrebrzony mgłami
rumak osiodłany pustym
horyzontem
już nie szarpie się
już tyle naokoło ognia
podchodzi pod sad
miesza w pejzażu tło
z gościnnym wieczorem
mój chory świerszcz
wkrótce po omacku
rozpłynie się w pieśń
dolinę wypełni salwa
ciszy.

6.10.2017, Rogoźnik
3.,
X X X

żyłem, to i
wpakowałem się
- nieważne,
nie umiałem walczyć

spotkanie ze światem
zacząłem od strachu
a potem:
nikogo to nie obchodzi
nie dotyczy
nie zajmuje
nawet sekundy
namysłu

tak już musi być


zupełnie jakbym
wdepnął w gówno
gdzie się pojawiam
niecierpliwie
przestępuje się z nogi
na nogę
- pod byle pretekstem
odchodzi się:
nagle trzeba gdzieś iść
coś zrobić
kogoś spotkać
albo milknie się wpół
słowa
gdy zamajaczę na
horyzoncie
ból wyraźnieje
płytka myśl
zamiata samą siebie
pod dywan

nie starcza chwil


sił
czy złudzeń
odchylam głowę
w półuśmiechu
nawet nie pochmurnie –
znużenie banalnieje
jak otchłań –
już pora.

10.11.2013, Katowice
X X X

jestem tym prościej


im trudniej
uchylam się drodze
tym bardziej walczę
im szybciej ulegam
i nie powtarzam za
echem
już ani jednego jęku
z dniem przyjaźni się zmierzch
nocy nadskakuje poranek
pod nosem nucę
z teatralną skazą
zapominaną co rusz
melodię:
obława.

23.01.2014, Stuttgart – Birkach


X X X

na brzegu kamiennym
odwrócony Chwili
posłaniec z listem:

poruszone szalem
zbiegłym z konduktu
wtórując tętnu
łopocze Słowo –

w lustrze przekreśla
twarz jasnowłosej

23.01.2014, Stuttgart – Birkach


X X X

zerwana więź
nawet nie nanizana
na ucho igielne
wspiera się
na Piśmie

na Słowie oddanym
natchnieniu
w tym tylko jest
w czym zapomina być
czemu służyć nie ma
już siły ani nadziei

bez przynależności
bez wyzwalającej osobności
stajemy przed Słowem
nadzy i cisi
bosi i trędowaci
naszym zgniłym paplaniem

Słowo wszystko przetrzyma


i Pismo

Słowo cierpliwe jest


i nie szuka poklasku

Pismo wszystko zniesie


nawet nasze plugawiące
dyrdymały
Wygnanych
z ogrodu jak z zaklętej pieśni
pokornie przygarnia synkopą
odwiecznie kulawiącą takt
jak nasza skłonność
do fałszów

spogląda spoza znaczeń


dobitnie staje się
Znakiem
wybranym w Piśmie

dostępnym jako skarb


nawet dla fałszerzy
nieumyślnych
Sprawy

Słowo i Pismo
odda nam zawsze odblask
nieba w tym otępiałym
piekle.

15.04.2013, Piekary Śląskie Szarlej


X X X

...”Tęcza sukni rozpięta”...

Wiesław Kazanecki

w gołębiej gwarze
moje przywiązanie
do osieroconej chwili
zaskakuje błotem
i łzą:
ornament nade wszystko

ocieniony punkt
spotyka środek
osławione meritum
i puszy się światu
spokorniałą chustą
pochyleniem
nad korzeniem dnia

z sitowia tkane
wkrótce zapomiane
− na próżno.

6.01.2010, Zabrze Pośpiecha


X X X

studnia wysycha każdego dnia


nocą płacze do niej rosa
i znów wystarcza oazie
tych kilka łyków co odrywają usta
od dzbanów
nie wraca do ciała krew
odnajduje szlak odmieniony
zapełnia dłonie
kończącym za horyzontem
skinięciem
jest przemieniona kroplą
jest wyznaczona chwilą
jest jak najbardziej własna
pustopełna w całej drobinie
bo drobna w całości

jest bardziej rzeką niż woda


bardziej górą niż kamień
bardziej ogniem niż płomień

wystarcza
usychającym dniom

14.02.2014, Zabrze
X X X

w domu naprzeciwko zapalono ogrodowe światła.


ludzie nieśpiesznie przechodzą z pokoju do pokoju.
z mej perspektywy wygląda jakby przechodzili z okna do
okna –

tutaj nie spotyka się zasłon, a rolet jeszcze nikt nie spuścił.
twarze tych ludzi wyrażają znużenie, bądź co najmniej
znudzenie odtwarzanymi codziennie krokami –

rutynowo od komputera do biurka, od ekspresu do


kawy do drukarki nieśpiesznie wypluwającej ze
swych wnętrzności ulotki reklamowe firmy,
zapytania ofertowe bądź faktury.

świat poukładany do szaleństwa, ocierający się


o obłęd ład, dzięki któremu większość statystów
biorących udział w tym osobliwym teatrze
nie przeniesie się zbyt szybko na zerkający
z pobliskiego wzgórza cmentarz lecz w charakterze
pensjonariuszy zamieszka u schyłku swych dni w
antropozoficznym domu opieki, gdzie obsługiwany przez
Rosjanki, Bośniaczki lub Polki pewnego wieczora odbędzie tę
niepowtarzalną wyprawę, którą kilkanaście godzin wcześniej
niechybnie zapowiada marmurowa siń nóg podążająca
nieugięcie w górę, aż wyprostuje nie tylko wszelkie
zmarszczki, grymasy, szkice bólem po promiennych niegdyś
twarzach, ale również wykres kardiografu.

wyprawie tej nie sprzeciwi się żaden odruch, żadna


wyprawie tej nikt nie nada odkrywczego
charakteru - w niej odkrywcy zawsze będą sami.

23.01.2014, Stuttgart - Birkach

You might also like