Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 292

Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie,

tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji


twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści
materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu
innym niż marketingowym,łamie prawo.

Dla dziewczyn...

Dla Juliet, która uważa, że każdy zasługuje na swój biały płot,

Dla Fallon, która uważa, że jeśli wiemy, czego tak naprawdę wiemy, to nie ma innego
wyboru,

I dla Tate, która wie, że walczenie z kimś nie jest nawet w połowie tak satysfakcjonujące,
jak walczenie o kogoś.

Kontynuujcie, panie.
Prolog

Tate

Cztery lata temu

- Jared Trent - skrzywiłam się.- Jeżeli po raz pierwszy w swoim życiu


wpakuję się w kłopoty i to trzy tygodnie przed ukończeniem liceum, to
powiem ojcu, że to twoja wina.

Niemalże pobiegłam za nim, kiedy pociągnął mnie wzdłuż ciemnego,


szkolnego korytarza, gdy szum muzyki z potańcówki owinął się wokół nas.

- Twój ojciec wierzy w osobiste branie odpowiedzialności za swoje


czyny, Tate - zauważył z rozbawieniem w jego głosie.- Chodź - ścisnął mnie za
dłoń.- Przyspiesz.

Potknęłam się, gdy szybciej poprowadził mnie na drugie piętro, gdy


moja ciemno niebieska, długa, studniówkowa kiecka owinęła mi się wokół
nóg. Dochodziła prawie północ naszej studniówki, która miała miejsce piętro
niżej i nie była w głowie mojego chłopaka. Nie żebym na to stawiała.

Czasami wyobrażałam sobie, że podczas towarzyskich aktywności


zwyczajnie spikował co zamierzał ze mną zrobić, gdy wreszcie zostaniemy
sami. Jared Trent lubił tylko kilka osób na całym świecie i jeśli nie było się w
tej grupie, to otrzymywało się z jego strony zaledwie krztynę
zainteresowania. Jeżeli nie mógł być ze mną, to zazwyczaj obracał się w
towarzystwie innych ludzi, których towarzystwo mógł znieść, a mianowicie
swojego brata, Jaxa, oraz najlepszego przyjaciela, Madoca Caruthersa.
Nienawidził potańcówek, nienawidził tańczyć i gardził monotematyczną
gadką szmatką. I chociaż swoją postawą chciał odepchnąć od siebie ludzi, ci
tylko decydowali, że chcą go poznać bardziej. Oczywiście to wszystko ku jego
uciesze.

Jednak to znosił. I to dla mnie. Z uśmiechem na ustach. Uwielbiał mnie


uszczęśliwiać.

Pobiegłam za nim, aby utrzymać tempo i uczepiłam się jego ramienia


obiema rękami, gdy za nim podążałam. Zmarszczyłam razem brwi,
zastanawiając się co planował, ale wbiegłam za nim do klasy, jakbyśmy się
bali, że zostaniemy przyłapani. Bądź co bądź nie powinniśmy byli błąkać się
po szkole.

Gdy już znaleźliśmy się w opuszczonej klasie, odwróciłam się, gdy i on


wszedł do środka i zamknął drzwi.

- Klasa Penley?- zapytałam. Od ostatniego semestru nie przekroczyliśmy


progu tej klasy.

Spojrzał na mnie swoimi psotnymi, czekoladowymi oczami, zanim


odpowiedział.

- Taa.

- Właśnie tu nienawidziliśmy siebie nawzajem - przypomniałam


żartobliwie.

- Taa.

Przesunęłam opuszkami palców po drewnianym biurku.

- Tutaj też zaczęliśmy się kochać - dalej się z nim droczyłam.

- Taa - jego cichy szept był niczym ciepły koc na mojej skórze.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając to sobie.

- Tam, gdzie byłam twoją północą.

Elizabeth Penley była naszą nauczycielką od literatury. Obydwoje


mieliśmy z nią jeszcze inne zajęcia, ale tylko to jedno dzieliśmy wspólnie.
Zeszłej jesieni Tematyki w Filmie i Literaturze.
Kiedy Jared i ja byliśmy wrogami.

Dała nam projekt do którego musieliśmy znaleźć sobie partnerów dla


kardynalnych kierunków. Skończyło się na tym, że Jared został moją
"Północą".

Niechętnie.

Moje wysokie, srebrne szpilki - które pasowały do srebrnych kamyków


na mojej sukience, która niemal nie miała pleców - uderzyły o podłogę, kiedy
odwróciłam się, aby dostrzec, że wciąż stał przy drzwiach.

Jego płaska, stoicka mina ukrywała niebezpieczny atak. I nagle


zapragnęłam wspiąć się na niego jak na drzewo.

Wiedziałam, że nie znosił garniturów, ale szczerze mówiąc, wyglądał w


nim jak diabeł i to najlepszego rodzaju. Na nogach miał spodnie w kant, które
podkreślały jego wąskie biodra. Czarna koszula nie była ciasna, ale też nie
ukrywała jego ciała, a czarna marynarka i krawat uzupełniały jego strój w taki
sposób, że jak zwykle emanował potęgą i seksem.

Przez osiem miesięcy, podczas których byliśmy razem, zdążyłam się już
nauczyć, że lepiej przełknąć ślinkę, zanim pozwolić jej wyciec z moich ust.

Na szczęście, patrzył na mnie w ten sam sposób.

Oparł się o drzwi i odsunął marynarkę na boki, kiedy wsunął dłonie w


kieszenie i przyglądał mi się z zainteresowaniem. Jego ciemno brązowe włosy
opadały mu na czoło w eleganckim chaosie, jakby ciemny cień unosił się nad
jego oczami.

- O czym myślisz?- zapytałam, gdy nadal tam stał.

- Jak bardzo tęsknie za tym, gdy wchodziłaś do tej klasy - odpowiedział,


mierząc mnie wzrokiem.

Moje ciało rozgrzało się, dokładnie wiedząc o czym mówił. Uwielbiałam


bawić się nim, gdy wiedziałam, że na mnie patrzy w tym miejscu.

- I - kontynuował.- I będę tęsknić za tym, jak unosiłaś dłoń do góry


niczym przygłup, aby odpowiedzieć na pytania.

Z trudem złapałam powietrze, otwierając szeroko oczy z lekkim


gniewem.

- Przygłup?- powtórzyłam. Położyłam dłonie na biodrach i zacisnęłam


dłonie, aby ukryć uśmiech.

Uśmiechnął się i dalej żartował:

- A także jak kuliłaś się do ławki, kiedy koncertowałaś się na teście, albo
jak jak przygryzałaś swój długopis, kiedy się denerwowałaś.

Spojrzałam w bok, gdzie jego stare biurko znajdowało się za moim.

Kontynuował, odpychając się od drzwi i kierując się w moją stronę.

- Będę też tęsknić za tym jak się czerwieniłaś, kiedy szeptałem ci do


ucha różne rzeczy, gdy Penley była odwrócona - przechylił głowę na bok, a ja
spojrzałam na niego, gdy na do mnie podszedł.

Dreszcz przebiegł wzdłuż moich ramion, gdy przypomniałam sobie jak


Jared wychylał się ze swojego stolika i łaskotał moje ucho w swoich gorących
obietnicach. Zamknęłam oczy, czując jak jego pierś otarła się o moją.

- Będę tęsknić za siedzeniem dwie stopy za tobą - szepnął do mnie.-


Oraz za tym, jak nikt nie zauważył, kiedy z samego rana wkradałem się do
twojego pokoju, aby zrobić z tobą różne rzeczy.

Zassałam oddech, czując jak opiera się czołem o moje.

Kontynuował:

- Będę tęsknić za torturą pragnienia ciebie podczas środka zajęć, gdy


nie mogłem cię mieć. Będę tęsknić za tą klasą, Tate.

Ja też.

Między nami zawsze była chemia. Nawet w zatłoczonej klasie pełnej


hałasu i rozproszeń, między nami była niewidzialna linia, która łączyła mnie i
jego. Dotykał mnie, nawet jeśli nie mógł mnie dosięgnąć. Szeptał do mojego
ucha z odległości dwudziestu stóp. A ja zawsze mogłam poczuć na sobie jego
wargi, nawet, gdy nie byliśmy ze sobą.

Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy, kiedy jego usta znalazły się cal od
moich.
- Nawet jeśli siedziałeś za mną, zawsze mogłam czuć na sobie twoje
spojrzenie, Jared. Czułam, że mnie obserwujesz nawet wtedy, gdy
zachowywałeś się jakbyś mnie nienawidził.

- Nigdy cię nie nienawidziłem.

- Wiem - delikatnie skinęłam głową, obejmując jego pas ramionami.

Kiedy trzy lata temu zrobił ze mnie swojego wroga, wydawało się to być
nie do zniesienia. Teraz zwyczajnie się cieszyłam, że to już się skończyło.
Byłam wdzięczna, że byliśmy teraz tutaj. Razem.

Ale nie będę wspominać liceum jako przyjemne doświadczenia i


wiedziałam, że miał wobec tego wielkie wyrzuty sumienia.

Przez całe swoje życie, Jared cierpiał z powodu porzucenia i


samotności. Ze strony swojego okropnego ojca i matki pijaczki. Ze strony
sąsiadów, którzy ignorowali co się działo, oraz ze strony nauczycieli, którzy
odwracali wzrok w drugą stronę.

Podczas pierwszego roku liceum, rodzice, którzy powinni go chronić,


skrzywdzili go niemal bez odwrotu. Jego ojciec znęcał się nad nim,
pozostawiając za sobą stałe blizny, a jej matki nie było wtedy dla niego.

Więc Jared zdecydował, że bycie samotnym było najlepsze. Zamknął się


na wszystkich.

Jednak ze mną posunął się o krok dalej. W sumie to o kilka kroków. Był
żądny zemsty.

Wtedy byłam jego najlepszą przyjaciółką, jednak uważał, że też go


porzucę. Była to kulminacja tych wszystkich złych rzeczy, które wydarzyły się
w zastraszająco krótkim czasie i nie można było zapomnieć o Jaredzie. Nie
zamierzał na to pozwolić.

Czuł kontrolę tylko wtedy, kiedy mnie źle traktował, więc stałam się
jego ofiarą. Wszystko przez co przeszłam podczas liceum, otrzymałam
właśnie z jego rąk.

Aż do ostatniego sierpnia, kiedy to wróciłam po roku uczenia się


zagranicą.

Kiedy Jared atakował, zaczęłam odwzajemniać atak. Świat wywrócił się


do góry nogami dla nas obojga i po wielu przebojach o których nie chciałam
pamiętać, odnaleźliśmy drogę powrotną do siebie.

- Mamy wiele dobrych wspomnień związanych z tą klasą - odchyliłam


głowę do tyłu, aby na niego spojrzeć.- Ale jest jedno miejsce z którym nie
wiążą się dobrze wspomnienia...

Wyślizgnęłam się z jego ramion i podeszłam do drzwi, sięgając w dół,


aby założyć swoje szpilki.

- No chodź - zachęciłam go, rzucając na niego okiem i uśmiechając się.

Otworzyłam drzwi i wybiegłam na korytarz.

- Tate!- usłyszałam jego krzyk za sobą, więc odwróciłam się biegnąc


tyłem, gdy dostrzegłam jak wyłonił się za drzwi klasy. Zmarszczył razem brwi,
gdy spojrzał na mnie w dezorientacji.

Zagryzłam dolną wargę, aby stłumić śmiech, gdy odwróciłam się i


znowu zaczęłam biec korytarzem.

- Tate!- znowu zawołał za mną.- Jesteś dobra w biegach! To


niesprawiedliwa przewaga!

Zaśmiałam się, czując jak ekscytacja wypełnia moje ramiona i nogi, gdy
podciągnęłam moją sukienkę, zbiegając po schodach i kierując się do działu
sportowego.

Usłyszałam, jak jego wielkie ciało pędzi za mną. Zeskoczył ze schodów,


a ja pisnęłam z zawrotnego strachu, kiedy pospiesznie otworzyłam drzwi od
szatni, aby nie zdobył przewagi.

Przebiegając przez trzy rzędy szafek, opadłam na małe, metalowe


drzwi, mój mocny oddech rozciągał dekolt mojej sukienki, gdy ściągnęłam
buty.

Poczułam, jak moje blond włosy opadają mi, ale namówiłam moją
przyjaciółkę, K.C., aby je ułożyła luźno w lekkich falach. Chciałam je upiąć,
aby nie wpadały mi w twarz, ale Jared uwielbiał, gdy miałam rozpuszczone
włosy, a przecież chciałam doprowadzić go do szaleństwa dzisiejszej nocy.

Drzwi od szatni otworzyły się, a ja zacisnęłam dłonie w pięści, słysząc


jak nadchodzi.
Jego lekkie kroki zbliżyły się do rogu, jakby dokładnie wiedział, gdzie
mnie znaleźć.

- Szatnia dziewczyn?- zapytał z dyskomfortem wymalowanym na


twarzy.

Wiedziałam, że się tego bał, ale nie zamierzałam mu odpuścić.

Wzięłam głęboki oddech.

- Gdy ostatnim razem tu byliśmy...

- Nie chcę myśleć o ostatnim razie, gdy tu byliśmy - przerwał mi, kręcąc
głową.

Ale znowu zaczęłam.

- Gdy ostatnim razem tu byliśmy - nacisnęłam.- Groziłeś mi i


próbowałeś mnie przestraszyć - powiedziałam mu i chwyciłam go za rękę,
gdy do mnie podszedł, z powrotem prowadząc go do miejsca w szatni w
którym ostatniej jesieni mieliśmy naszą konfrontację. Odchyliłam się,
chwyciłam go za biodra i przyciągnęłam do siebie, tak, że nade mną górował.

- Wepchnąłeś mnie w kąt i górowałeś nade mną tak jak teraz -


szepnęłam.- A ja czułam się ośmieszona przed całą cholerną szkołą.
Pamiętasz?

Pozostawiłam mu otwartą szansę. Nie powinniśmy się bać o tym


rozmawiać. Powinniśmy się śmiać, bo miałam już dość płakania. Powinniśmy
zmierzyć się z naszymi lękami i ruszyć dalej.

- Byłeś dla mnie podły - nacisnęłam.

Podszedł do mnie po tym jak wzięłam prysznic, wypędził moje koleżanki


z drużyny i rzucił kilka pogróżek, podczas gdy ja próbowałam stać przed nim
dumnie i dzielnie w niczym innym jak ręczniku. Potem weszło kilku uczniów i
zrobiło nam zdjęcia i chociaż nic wtedy się nie stało, to jednak bycie niemal
nagą w szatni z chłopakiem nie wyglądało zbyt wspaniale, a i tak cała szkoła
zobaczyła te zdjęcia.

Jareda oczy, które teraz zawsze patrzyły na mnie łagodnie, trzymając


mnie blisko, teraz się rozgrzały. Chwyciłam za klapy jego marynarki i
rozpłynęłam się przy jego ciele, chcąc zrobić tu dobre wspomnienie.
Pochylił ku mnie twarz, a jego oddech stał się szybszy, gdy poczułam,
jak jego palce musnęły wnętrze mojego uda, znikając pod moją sukienką
coraz wyżej.

- Więc wróciliśmy do miejsca, od którego wszystko się zaczęło - szepnął


w moje usta.- Tym razem uderzysz mnie tak jak na to zasługuję?

Poczułam rozbawienie, a także to, jak uniosły mi się kąciki ust.

Wysunęłam się z jego cienia, wskoczyłam na środek ławki za nim,


podczas gdy on nadal stał ze zdumioną miną, gdy się odwrócił w moją
stronę. Oparłam obie dłonie na szafce, która znajdowała się za jego plecami,
po obu stronach jego głowy, spojrzałam na niego i pochyliłam się w jego
przestrzeń osobistą.

- Jeśli cię kiedykolwiek dotknę - wyszeptałam te same słowa, które


powiedział mi te wszystkie miesiące temu.- Będziesz tego chciał.

Zaśmiał się cicho, gdy mnie pocałował.

Przechyliłam głowę, nadal się z nim bawiąc.

- Tak więc?- nacisnęłam.- Chcesz tego?

Chwycił moją twarz w obie dłonie i poprosił:

- Tak - i znowu pochwycił moje wargi.- Kurwa, tak.

I rozpłynęłam się.

Zawsze się przy nim rozpływałam.


Rozdział 1

Jared

Dzień Obecny

Dzieciaki są szalone.

Pokręcone, stuknięte, bez mózgu w głowie. Jeśli czegoś im się nie


wyjaśni, wtedy musisz wyjaśnić dlaczego, ponieważ nie słuchały cię po raz
pierwszy, a gdy tylko znowu to wyjaśnisz, zadają to samo cholerne pytanie na
które poświęciłeś dwadzieścia minut, aby na nie odpowiedzieć!

I są jeszcze pytania. Jasna cholera, pytania.

Niektóre dzieciaki gadają więcej w przeciągu jednego dnia niż ja w


całym swoim życiu, a nie można przed tym uciec, ponieważ za tobą łażą.

Nie potrafią złapać aluzji, wiecie?

- Jared! Teraz ja chcę niebieski kask, poza tym Connor miał go ostatni
raz i teraz jest moja kolej - blond włosy dzieciak wyjęczał z toru, kiedy inne
dzieciaki wsiadły do swoich gokartów, dwa rzędy po sześć w każdym.

Schyliłem brodę i wciągnąłem zirytowany oddech, gdy chwyciłem się


płotka, który otaczał tors.

- Nie ma znaczenia jakiego koloru założysz kask -warknąłem, napinając


mięśnie w swoich plecach.
Blondasek - jeszcze raz, jak miał na imię?- skrzywił się, czerwieniejąc
jeszcze bardziej.

- Ale... ale to niesprawiedliwe! Miał go już dwa razy, a ja...

- Weź czarny kask - rozkazałem, urywając mu.- To twój szczęśliwy,


pamiętasz?

Ściągnął razem brwi i zmarszczył piegowaty nos.

- Naprawdę?

- Naprawdę - skłamałem, czując jak gorące, kalifornijskie słońce


przeszywa moje ramiona schowane pod rękawami czarnej koszulki.- Trzy
tygodnie miałeś go na głowie, gdy wywróciłeś się w samochodziku. Dzięki
niemu jesteś bezpieczny.

- Myślałem, że miałem wtedy ten niebieski.

- Nie. Czarny - znowu skłamałem. Tak naprawdę nie miałem pojęcia


jakiego koloru miał wtedy kask.

Powinienem się czuć źle co do kłamania, ale tak nie było. Kiedy te
dzieciaki wreszcie staną się bardziej rozsądne, to w końcu będę mógł przestać
im wciskać ten naukowy kit, aby nakłonić je do zrobienia tego, czego
chciałem.

- Pospiesz się - krzyknąłem, słysząc jak powietrze wypełnił dźwięk


silniczków innych gokartów.- Pojadą bez ciebie.

Pobiegł na drugą stronę bramki, gdzie znajdowały się półki z kaskami,


po czym złapał za czarny. Przyglądałem się wszystkim dzieciakom, których
wiek wahał się od pięciu do ośmiu lat, które zapięły się pasami i z
podekscytowaniem uniosły swoje małe kciuki w górę. Chwyciły za swoje
kierownice, napięły swoje wątłe ramionka, zaś ja poczułem jak unoszą mi się
kąciki ust.

To była ta część, która nie była taka zła.

Krzyżując ręce na torsie, przyglądałem się im z dumą jak odjechały, zaś


każdy dzieciak z każdym tygodniem radził sobie coraz lepiej w czterech
kółkach. Ich lśniące kaski błysnęły w słońcu wczesnego lata, gdy maleńkie
silniczki zaczęły pracować pod maską i rozbrzmiały echem, gdy zniknęli w
oddali. Niektóre dzieciaki przez cały wyścig wciskały pedał gazu, jednak inne
zaczęły się uczyć jak wymierzyć swój czas na zakrętach. Ciężko było
zapanować nad cierpliwością, gdy zwyczajnie chciało się być z przodu całego
wyścigu, jednak niektóre załapały, że najlepszą bronią jest obrona. Nie
chodziło w tym tylko o to, aby wyprzedzić samochód; chodziło tu też o to,
aby jechać na czołówce tych, którzy byli za tobą.

I oprócz zdobywania wiedzy, też się świetnie bawili. Gdyby tylko takie
miejsce istniało, kiedy ja byłem w ich wieku.

Ale nawet w wieku dwudziestu dwóch lat, wciąż byłem za to wdzięczny.

Kiedy te dzieciaki po raz pierwszy przeszły przez moje drzwi, nie miały
pojęcia o niczym, a teraz jeździły po torze jakby spacerowali po parku. Dzięki
mnie i innym wolontariuszom. Zawsze byli tu szczęśliwi, uśmiechnięci i
patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.

Tak naprawdę chcieli być w moim pobliżu.

Nie miałem pojęcia dlaczego, ale jednego byłem pewien. Ilekroć


narzekałem lub uciekałem do swojego biura, aby wywalczyć w sobie nieco
więcej cierpliwości, zdecydowanie i bez wątpienia też chciałem być w ich
towarzystwie. Niektórzy z nich byli świetnymi gówniarzami.

Kiedy nie podróżowałem i nie pracowałem, ściągając się wraz ze swoją


drużyną, byłem tutaj, pomagając w dziecięcym programie.

Oczywiście, że nie był to tylko tor gokartowy. Znajdowały się tu również


garaż i sklep, przebywało tu także dużo kierowców ze swoimi dziewczynami,
spędzając swój wolny czas i dopieszczając swoje motocykle.

Z głośników rozbrzmiało "Something Different" Godsmack, na co ja


spojrzałem w niebo, przez co oślepiło mnie słońce w zenicie.

Pewnie w domu dzisiaj padało. Czerwiec w Shelburne Falls zawsze był


przepełniony burzami.

- Trzymaj - nakazała Pasha, wpychając podkładkę w mój tors.- Podpisz


tu.

Chwyciłem ją i skrzywiłem się przez swoje okulary słoneczne na moją


asystentkę o czarno fioletowych włosach, kiedy gokarty śmignęły obok nas.
- Co to?- wcisnąłem długopis i spojrzałem na coś, co wyglądało jak
potwierdzenie zakupu.

Obserwowała tor, gdy mi odpowiedziała:

- Na jednej stronie są zamówione części do twojego motocykla. Prześlę


je do Teksasu. Twój zespół będzie mógł je przejrzeć, kiedy pojedziesz tam w
sierpniu...

Opadły mi ramiona.

- To dopiero za dwa miesiące - krzyknąłem.- Skąd masz pewność, że


rzeczy wciąż tam będą, kiedy tam pojadę?

Austin miało być pierwszym przystankiem, kiedy to wrócę w trasę po


swojej przerwie. Rozumiałem jej logikę. Nie potrzeba mi było sprzętu aż do
tego momentu, ale były to części o wartości kilku tysięcy i mogły wpaść w
niepowołane ręce. Wolałbym mieć je już ze sobą w Kalifornii, niż niestrzeżone
trzy stany dalej.

Ale posłała mi zniesmaczone spojrzenie, jakbym nałożył musztardę na


jej naleśniki.

- Pozostałe dwa papierki to faktury przesłane faksem przez twojego


księgowego - kontynuowała, ignorując moje zmartwienie.- Papierkowa robota
dla JT Racing - i spojrzała na mnie, wyglądając na zaciekawioną.- Nie sądzisz,
że to próżne? Nazwać biznes inicjałami swojego imienia?

Odwróciłem wzrok z powrotem na dokumenty, zaczynając podpisywać.

- To nie moje inicjały - wymamrotałem.- I nie płacę ci za posiadanie


opinii do wszystkiego, a już z pewnością nie płacę ci za to, abyś grała mi na
nerwach.

Podałem jej podkładkę, którą przyjęła z uśmiechem.

- Nie, płacisz mi za to, abym pamiętała o urodzinach twojej mamy -


prychnęła.- Płacisz mi też za to, żebym wrzucała na twojego iPoda świeżą,
nową muzyką, płaciła twoje rachunki, dbała o twój motocykl, układała grafik
na twoim telefonie, bukowała loty, zapychała twoją lodówkę ulubionym
jedzeniem, no i moje ulubione: dzwonię do ciebie trzydzieści minut po tym
jak pójdziesz na jakieś spotkanie lub imprezę, aby dać jakąś durną wymówkę,
aby się zmyć ze społecznego zgromadzenia, bo jak stwierdziłeś, nienawidzisz
ludzi, racja?- jej ton ociekał zarozumiałością, przez co nagle się ucieszyłem,
że nie dane mi było dorastać z siostrą.

Nie nienawidziłem ludzi.

Dobra, owszem. Nienawidziłem większości ludzi.

Kontynuowała:

- Planują ci wizyty u fryzjera, prowadzę to miejsce i twoją stronę na


Facebooku - i tak nawiasem, to uwielbiam te topless zdjęcia, które wysyłają ci
laski - i jestem pierwszą osobą której szukasz, gdy chcesz na kogoś
nawrzeszczeć - położyła dłonie na biodrach, mrużąc oczy na mnie.- O reszcie
zapomniałam. Za co mi nie płacisz, abym dla ciebie zrobiła?

Moja pierś wypełniła się ciężkim oddechem, więc przygryzłem kącik ust,
aby wreszcie złapała aluzję i się zmyła. Niemalże wyczułem zapach jej
usatysfakcjonowanego uśmiechu, gdy wróciła do klepu.

Wiedziała, że była bezcenna, więc godziłem się na jej humorki. Mogłem


wysłuchiwać jej zrzędzenie, jednak miała rację. Sam nieźle dawałem jej
popalić.

Pasha była w moim wieku i była także córką współwłaściciela mojego


sklepu motocyklowego. Chociaż staruszek, Drake Weingarten, był legendą w
pokazach motocyklowych, postawił na bycie cichym partnerem i cieszyć się
swoją emeryturą w sali bilardowej na końcu ulicy kiedy przebywał w mieście,
lub w domku blisko Tahoe, gdy go tu nie było.

Lubiłem tutaj pomieszkiwać, zwłaszcza, że nie było daleko do występów


w Pomonie, poza tym naprawdę zainteresowałem się tym dziecięcym
programem, który sponsorował, gdy ja zatrzymałem się tu ze swoim
motocyklem niemal dwa lata temu. Kiedy zapytał, czy chcę się tu zakorzenić i
wkupić w to miejsce, był to idealny czas.

W domu już nic na mnie nie czekało. Teraz moje życie było tutaj.

Chłodna, mała dłoń wsunęła się w moją i spojrzałem na Giannę,


brunetkę o pogodnej twarzy wobec której czułem sentyment. Uśmiechnąłem
się, dostrzegając jej codzienną, wesołą minę, ale ścisnęła mnie za dłoń i
potarła wargami o moje ramię, wyglądając jak siedem nieszczęść.

- O co chodzi, dzieciaku?- zażartowałem.- Komu mam skopać tyłek?


Objęła mnie swoimi małymi rączkami w pasie, przez co poczułem jak
drży.

- Przepraszam - wymamrotała.- Pewnie płaczą tylko dziewczyny,


prawda?- sarkazm w jej głowie był nieomylny.

Och, chłopcze.

Laski - nawet te ośmioletnie - były skomplikowane. Kobiety nie chciały


bezpośrednio powiedzieć o co im chodziło. Och, nie. Nie mogło to być łatwe.
Trzeba było chwycić za łopatę i wykopać to z nich.

Gianna przychodziła tutaj od ponad dwóch miesięcy, ale dopiero


ostatnio zainteresowała się klubem wyścigowym. Ze wszystkich dzieciaków z
zajęć ona była najbardziej obiecująca. Martwiła się o bycie idealną, zawsze
oglądała się przez ramię i zdawało się, że zawsze wiedziała jak się ze mną
pokłócić, nawet zanim wiedziała co powiem - ale i tak wiedziała.

Dar.

- Dlaczego nie jesteś na torze?- wyciągnąłem rękę z jej uścisku i


usiadłem na ławce stolika piknikowego, aby być na równi z jej wzrokiem.

Wpatrywała się w ziemię, ale jej dolna warga drżała.

- Mój tata powiedział, że już nie mogę brać udziału w programie.

- Dlaczego nie?

Przestąpiła z nogi na nogę i serce zatrzymało mi się na chwilę, gdy


spojrzałem w dół i dojrzałem jej czerwone Chucksy. Były takie same jak te,
które Tate miała na nogach, kiedy poznałem ją w wieku dziesięciu lat.

Spoglądając w górę, zauważyłem, że wahała się przed


odpowiedzeniem.

- Mój tata powiedział, że mój brat się przez to źle czuje.

Oparłem łokcie na kolanach i przechyliłem głowę na bok, aby się jej


przyjrzeć.

- Bo w zeszłym tygodniu pokonałaś go w wyścigu - stwierdziłem.

Przytaknęła.
No oczywiście. W zeszłym tygodniu pokonała wszystkich, a jej brat - jej
bliźniak - zszedł z toru z rykiem.

- Powiedział, że mój brat nie będzie się czuć jak mężczyzna, jeśli będę
się z nim ścigać.

Parsknąłem śmiechem, ale przestałem, gdy dostrzegłem jej grymas.

- To nie jest śmieszne - pisnęła.- I jest niesprawiedliwe.

Pokręciłem głową i wyciągnąłem ścierkę ze swojej tylnej kieszeni.

- Trzymaj - podałem jej ją, pozwalając otrzeć łzy.

Odchrząkując, przysunąłem się do niej i powiedziałem cicho.

- Posłuchaj, nie zrozumiesz tego teraz, ale zapamiętaj to na później -


powiedziałem jej.- Twój brat zrobi wiele w przeciągu lat, aby poczuć się jak
mężczyzna, ale to nie twój problem. Rozumiesz?

Nie zmieniła miny, gdy mnie słuchała.

- Lubisz się ścigać?- zapytałem.

Szybko przytaknęła.

- Robisz coś złego?

Pokręciła głową, a jej nisko ściągnięte kucyki zawirowały wokół jej


ramion.

- Powinnaś się bać robić to co lubisz, ponieważ jesteś zwycięzcą, a inni


ludzie nie mogą sobie z tym poradzić?- nacisnąłem.

Jej niewinne, ciemno niebieskie oczy wreszcie uniosły się ku mnie, na


co wysunęła brodę i pokręciła głową.

- Nie.

- Więc wracaj na tor - rozkazałem, odwracając się do jeżdżących


gokartów.- Spóźniłaś się.

Posłała mi uśmiech, który zajął połowę jej twarzy, zanim pełna


podekscytowania pobiegła ku wejściu na tor. Potem zatrzymała się i odwróciła
w moją stronę.
- Ale co z moim tatą?

- Ja się nim zajmę.

Znowu się uśmiechnęła, zaś ja musiałem powstrzymać swój własny


uśmiech.

- Och, nie powinnam ci tego mówić - zanuciła.- Ale moja mama uważa,
że jesteś przystojny.

I odwróciła się, biegnąc w stronę samochodzików.

Wspaniale.

Wypuściłem z siebie niezręczny oddech, zanim zerknąłem w stronę


odkrytej trybuny na której siedziały matki. Jax nazwałby je kocicami, a Madoc
użyłby innego określenia.

Cóż, zanim się ożenił.

Z tymi kobietami zawsze było tak samo i zdawałem sobie sprawę, że


używają swoich dzieciaków tylko po to, aby zbliżyć się do kierowców i
motocyklistów, którzy spędzali tu swój czas. Zjawiały się ładnie uczesane i w
pełnym makijażu, zwykle w szpilkach i obcisłych dżinsach lub krótkich
spódniczkach, jakbym zamierzał wziąć jedną z nich do biura, podczas gdy jej
dziecko bawiło się na zewnątrz.

Połowa z nich trzymała telefony przed swoimi twarzami, wyglądając


jakby robiły coś, o czym nie miałem pojęcia. Dzięki Pashy i jej długiemu
jęzorowi, wiedziałem, że podczas niektórzy ludzie używali swoich okularów
przeciwsłonecznych, aby ukryć fakt, że się na ciebie gapili, te kobiety robiły
powiększenie na swoich kamerach, aby gapić się na mnie z przybliżenia.

Super. Na szczęście miałem Pashe, której zadaniem było nie opisywanie


mi tego, czego nie chciałem wiedzieć.

- Jared!- szczeknięcie Pashy przebiło każdy dźwięk dookoła.- Dzwonią


do ciebie na Skype'ie!

Przechyliłem głowę na bok, zerkają na nią. Skype?

Zastanawiając się kto chciał nawiązać ze mną wideo połączenie,


wstałem i przeszedłem przez kawiarnię i wszedłem do sklepu/garażu,
ignorując ciche szepty i skryte spojrzenia ze strony osób, które mnie
rozpoznały. Nikt poza motocyklowym światem mnie nie znał, ale wewnątrz
musiałem liczyć się z konsekwencjami posiadania swojego imienia, nie
wspominając już o uwadze z którą było mi ciężko. Jeśli mógłbym zrobić
karierę bez tego, to zrobiłbym ją, ale tłumy i tak przychodziły na wyścigi.

Zamknąłem za sobą drzwi, gdy wszedłem do biura, okrążyłem biurko i


spojrzałem na ekran swojego laptopa.

- Mama?- powiedziałem do kobiety, która wyglądała z wyglądu jak


kobieca wersja mnie.

Dzięki Bogu, że nie wyglądałem jak mój ojciec.

- Aw - zagruchała.- Więc pamiętasz kim jestem. Martwiłam się - żarliwie


skinęła głową, podczas gdy ja pochyliłem się nad biurkiem, unosząc brew.

- Nie dramatyzuj - burknąłem.

Biorąc pod uwagę meble za nią, nie wiedziałem, gdzie się znajdowała.
W tle zobaczyłem wiele bieli, więc zakładałem, że była w sypialni. Jej mąż - i
ojciec mojego przyjaciela, Jason Caruthers - był słynnym prawnikiem, więc
ich nowy apartament w Chicago był pewnie urządzony za grubą kasę.

Z drugiej strony moją mamę można było rozpoznać z łatwością. Była


absolutnie piękna i była też potwierdzeniem tego, że ludzie korzystają z
drugiej szansy, gdy im się takową daje. Wyglądała na zdrową, świadomą i
szczęśliwą.

- Gadamy co kilka tygodni - przypomniałem jej.- Ale nigdy nie


rozmawialiśmy przez kamerę, więc o co chodzi?

Odkąd dwa lata temu rzuciłem studia i wyjechałem z domu, wróciłem


tylko raz. Na tyle długo, aby zrozumieć, że był to błąd. Nie widziałem swoich
przyjaciół czy brata i chociaż utrzymywałem kontakt ze swoją matką, to tylko
przez telefon lub smsy. I nawet to było krótkie i słodkie.

Tak było lepiej. Nikogo nie widziałem, o nikim nie myślałem i to też mi
pasowało, bo za każdym razem gdy słyszałem głos mojej matki lub czytałem
e-maila od mojego brata czy jakiegoś znajomego z domu, myślałem o niej.

Tate.
Moja mama pochyliła się w stronę ekranu, a jej czekoladowe włosy,
które były takiego samego koloru co moje, spadły na jej ramiona.

- Mam pomysł. Zacznijmy od początku - zaćwierkała i wyprostowała


się.- Hej, synu - uśmiechnęła się.- Jak się masz? Tęskniłam za tobą. A ty za
mną?

Zaśmiałem się nerwowo i pokręciłem głową.

- Jezu - westchnąłem.

Poza Tate, to moja mama znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. I to nie
dlatego, że przez minione lata dzieliliśmy jakąś bliską więź między synem a
matką, ale dlatego, że mieszała ze mną na tyle długo, aby wiedzieć, że nie
lubiłem niepotrzebnych bzdur.

Drobne gadki? Taa, nie moja broszka.

Siadając na wysokim, skórzanym krześle, spojrzałem na nią.

- Mam się świetnie - powiedziałem.- A ty?

Skinęła głową, zaś ja zauważyłem, że szczęście rozświetla jej skórę.

- Mam wiele zajęć. Tego lata wiele wydarzy się w domu.

- Jesteś w Shelburne Falls?- zapytałem. Większość swojego czasu


spędzała ze swoim mężem w Chicago, do którego była jakaś godzina autem.
Dlaczego wróciła do naszego rodzinnego miasta?

- Wróciłam dopiero wczoraj. Ale zostanę na resztę lata.

Na sekundę opuściłem wzrok, ale wiedziałem, że moja matka to


zauważyła. Kiedy uniosłem wzrok, obserwowała mnie. Więc poczekałem na
to, co wiedziałem, że nadejdzie.

Kiedy niczego nie powiedziałem, zachęciła mnie.

- Jared, to ten moment w którym pytasz dlaczego zatrzymałam się u


Madoca i Fallon, zamiast zostać w mieście ze swoim mężem.

Odwróciłem wzrok, wyglądając na niezainteresowanego. Jej mąż kiedyś


miał dom w Shelburne Falls, ale oddał go Madocowi, gdy się ożenił. Jason i
moja mama mieszkali tam, kiedy byli w mieście i z jakiegoś powodu
stwierdziła, że będę zainteresowany tą nowiną.

Bawiła się ze mną. Próbowała mnie zaintrygować. Próbowała sprawić,


abym zapytał o dom.

Może nie chciałem wiedzieć. A może jednak...

Przez te dwa ostatnie lata rozmawianie z moim bratem było łatwe.


Wiedział, żeby się nie dopytywać i wiedział, że jeśli będę chciał pogadać, to
sam o tym wspomnę. Z drugiej strony moja mama była jak tykająca bomba.
Zawsze się zastanawiałem kiedy o tym wspomni.

Była w Shelburne Falls podczas letniej przerwy. Każdy by tam był.

Każdy.

Zamiast tego przewróciłem oczami i odchyliłem się w krześle,


zdeterminowany, aby nie dać się wkręcić w jej gierki.

Zaśmiała się, na co uniosłem wzrok.

- Kocham cię - zachichotała, zmieniając temat.- I cieszę się, że twoja


niechęć do drobnych gadek się nie zmieniła.

- Doprawdy?

Skinęła brodą, a jej oczy rozbłysły.

- To pocieszające, gdy wie się, że pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.

Zacisnąłem zęby, czekając, aż bomba wybuchnie.

- Ta, ja ciebie też kocham - powiedziałem od niechcenia i


odchrząknąłem.- Przejdź do rzeczy. O co chodzi?

Postukała palcami o biurko przed sobą.

- Nie było cię w domu od dwóch lat, a ja chciałabym cię zobaczyć. To


wszystko.

Byłem w domu. Raz. Jednak nie musiała o tym wiedzieć.

- To wszystko?- zapytałem, nie wierząc jej.- Jeśli tak bardzo za mną


tęsknisz, to wsiadaj w samolot i przyleć do mnie - zażartowałem.

- Nie mogę.
Zmrużyłem oczy.

- Dlaczego?

- Właśnie przez to - wstała, odsłaniając swój bardzo okrągły brzuch.

Otworzyłem szeroko oczy i opadła mi szczęka, gdy zastanawiałem się


co się właśnie kurwa stało.

Jasna cholera.

Poczułem jak zaczęła pulsować żyła w mojej szyi, gdy wgapiałem się w
ten stok narciarski, który ciągnął się od jej szyi po talię i... to nie mogło być
prawdziwe.

Ciąża? Była w ciąży! Ja miałem dwadzieścia dwa lata. Moja mama miała
z jakieś czterdzieści.

Przyglądałem się jak położyła dłonie na swoich plecach, gdy z


powrotem powoli usiadła. Oblizałem wyschnięte wargi, z trudem oddychając.

- Mamo?- nie zamrugałem ani razu.- To jakiś żart?

Posłała mi współczujące spojrzenie.

- Obawiam się, że nie - wyjaśniła.- Twoja siostra przyjdzie na świat za


jakieś trzy tygodnie...

Siostra?

- I chcę, aby powitali ją tu wszyscy bracia, gdy to się wydarzy -


dokończyła.

Odwróciłem wzrok, czując jak przez walenie serca robi mi się gorąco.

Jasna cholera, jest w pierdolonej ciąży.

Siostra, powiedziała.

I wszyscy jej bracia.

- Więc to dziewczynka - powiedziałem bardziej do siebie.

- To prawda.

Potarłem się po karku, będąc wdzięcznym za to, że przekazała mi tą


nowinę w lekki sposób, abym miał okazję to przetworzyć. Nie miałem pojęcia
o czym myśleć.

Spodziewała się dziecka i część mnie myślała o czym do cholery


myślała. Przez jakieś piętnaście lat była alkoholiczką, gdy ja dorastałem i
chociaż zawsze mnie kochała i była dobrą osobą, to też ja będę tą pierwszą
osobą, która przebije jej małą bańkę i powie jej, że nie sprawdziła się jako
rodzic.

Ale druga część mnie wiedziała, że się z tym uporała. Zasłużyła na


drugą szanse i była trzeźwa od pięciu lat, więc podejrzewałem, że była na to
gotowa. Była też idealną matką zastępczą dla mojego brata, Jaxa, kiedy z
nami zamieszkał i wspierała go po dziś dzień.

Chodziło o to, że mnie w to nie wtajemniczyła, odkąd byłem nieobecny.

Jej pasierb, Madoc i jego żona, Fallon; Jax i jego dziewczyna, Juliet;
mąż mojej mamy, Jason; ich gosposia, Addie... każdy tam dla niej był z
wyjątkiem mnie.

Potrząsnąłem głową i odwróciłem się z powrotem do ekranu.

- Jezu... mamo, ja... ja... - strasznie się jąkałem. Nie miałem pojęcia co
zrobić lub powiedzieć. Nie byłem wrażliwy ani dobry z takiego typu rzeczami.-
Mamo - z trudem przełknąłem ślinę i spojrzałem jej w oczy.- Cieszę się twoim
szczęściem. Nigdy bym nie pomyśłał, że...

- Że chcę mieć więcej dzieci?- wtrąciła.- Chcę moich wszystkich dzieci,


Jared. Strasznie za tobą tęsknię - przyznała.- Madoc i Fallon mnie pilnują,
odkąd Jason dokańcza wielką sprawę w mieście, poza tym Jax i Juliet są
cudowni, ale chcę ciebie tutaj. Wróć do domu. Proszę.

Odchrząknąłem. Dom.

- Mamo, mój terminarz jest... - spróbowałem znaleźć wymówkę.-


Spróbuję, ale to jest...

- Tate tu nie ma - przerwała mi, odwracając wzrok. Puls zaszumiał mi w


uszach.- Oczywiście jeśli właśnie tym się martwisz - wyjaśniła.- Jej ojciec
stacjonuje we Włoszech na kilka miesięcy, więc spędzi tam wakacje.

Skinąłem brodą, wciągając głęboki oddech.


Tate nie ma w domu.

Dobrze. Zacisnąłem szczękę. No i świetnie. Nie musiałbym się tym


zajmować. Mogłem pojechać do domu i spędzić czas ze swoją rodziną i z tym
skończyć. Nie musiałbym jej widzieć.

Nie chciałem się do tego przyznawać, nawet przed samym sobą, ale
bałem się, że na nią wpadnę. Tak bardzo, że nie wróciłem do domu.

Przesunąłem dłonią po udzie, pozbywając się potu, który się pojawiał,


kiedy o niej myślałem. I chociaż wyjechałem, aby poczuć się cały, wciąż był
we mnie kawałek, który był zawsze pusty.

Kawałek, który tylko ona wypełniała.

Nie mogłem jej zobaczyć i nie chciałem. Lub nie chciałem jej
znienawidzić.

- Jared?- powiedziała moja mama, przez co zwróciłem na nią uwagę.

- Taa - westchnąłem.- Jestem tutaj.

- Posłuchaj mnie - nakazała.- Tu nie chodzi o ciebie dlaczego


wyjechałeś. Tu chodzi o twoją siostrę. Chcę, żebyś teraz myślał tylko o tym.
Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale ja... - opuściła wzrok,
jakby szukała odpowiednich słów.- Nigdy nie wiem o czym myślisz, Jared. Tak
bardzo się pilnujesz, a ja chciałam mieć cię tylko dla siebie, aby powiedzieć ci
to osobiście. Nigdy nie znalazłeś czasu, aby przyjechać do domu, więc
poczekałam tak długo jak mogłam.

Nie wiedziałem dlaczego, ale zmartwiło mnie dlaczego mama miała


problem z porozmawianiem ze mną. Chyba nigdy o tym nie myślałem, ale
skoro już o tym wspomniała, to doszedłem do wniosku, że nie spodobało mi
się, że się przeze mnie denerwowała.

Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie, tym razem z powagą.

- Potrzebujemy cię - powiedziała cicho.- To Madoc będzie tym, który


będzie bawić się z nią jej wszystkimi zabawkami. Jax będzie wspinać się na
górę z nią na ramionach. Ale to ty będziesz jej tarczą, Jared. Tym, dzięki
któremu będzie pewna, że nigdy nie stanie się jej krzywda. Nie proszę cię o
to. Mówię ci o tym. Quinn Caruthers potrzebuje wszystkich swoich braci.
Nie mogłem na to nic poradzić - uśmiechnąłem się.

Quinn Caruthers. Moja siostra. Już miała imię.

I cholera, tak, będę tam dla niej.

Skinąłem głową, dając jej odpowiedź.

- To dobrze - ulga pojawiła się na jej twarzy.- Jax wyśle ci mailem bilet
samolotowy.

I rozłączyła się.
Rozdział 2

Jared

Dwa lata temu

Uwielbiałem takie poranki. Poranki podczas których budziłem się pierwszy i


mogłem patrzeć na nią przez kilka minut. Gładka, błyszcząca skóra jej piersi unosiła
się i opadła wraz z płytkimi oddechami i wiedziałem, że jeśli przesunąłbym palcami
wzdłuż jej pleców pod jej koszulką, to poczułbym pot. Przegrzewała się, gdy spała.

Rozluźniłem się w fotelu przy jej oknie, przypatrując się jak zacisnęła swoje
miękkie, różowe wargi, gdy zaczęła się kręcić. Jej długa, smukła szyja wzywała mnie,
przez co poczułem desperację.

Pierdoloną desperację, aby jej nie zostawiać. Nigdy nie chciałem zrobić tego,
co wiedziałem, że muszę zrobić w tej chwili.

Do Tate należało moje serce, zaś ja równie dobrze mogłem się udławić,
próbując przełknąć i ukryć moją potrzebę niej.

Próbowałem przypomnieć sobie dobre rzeczy. Rzeczy, które mogłem trzymać w


swoim sercu, podczas gdy mnie tu nie będzie. Deszczowe noce w moim samochodzie.
Jak bardzo różni się smak skóry jej szyi od jej warg. Jak mocno się grzeje pod
pościelą.

Jak bardzo teraz nienawidziłem spać sam.

Jej telefon zaczął wibrować na stoliku nocnym, więc zacisnąłem pięści,


wiedząc, że zaraz wszystko się rozpadnie.

Będę musiał ją skrzywdzić, gdy się obudzi.

Obróciła twarz w drugą stronę i dostrzegłem jak otwiera oczy, a jej ciało budzi
się do życia. Wciągnęła głęboki oddech i powoli podciągnęła się do pozycji
siedzącej. Potem momentalnie mnie zauważyła, gdy wpatrywałem się w nią przez
pokój. Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, który zniknął po tym, gdy go nie
odwzajemniłem.

Skinąłem głową w stronę jej telefonu, mając nadzieję, że się nim zainteresuje i
da mi chwilę. Gorąc zalał moją pierś, a serce zaczęło mi walić. Musiałem być w
stanie to zrobić. Dla niej i dla mnie.

Dla naszej wspólnej przyszłości.

Spojrzała na swój telefon, przesunęła kciukiem po ekranie i spojrzała na mnie.

- Dojechali na miejsce - szepnęła.- Są już w Nowej Zelandii.

Mówiła o Jaxie i Juliet. Wczoraj odwiozłem ich na lotnisko i musieli napisać,


jako, że dali jej znać, iż bezpiecznie dojechali. Ja pewnie dostałem tą samą
wiadomość, jednak mój telefon znajdował się w torbie podróżnej u moich stóp.

- Dokąd jedziesz?- zapytała, zauważając torbę.

Znowu opuściłem wzrok i uniosłem go, decydując się nie być cholernym
tchórzem.

- Wyjeżdżam na jakiś czas, Tate - próbowałem mówić cicho.

W jej oczach pojawiło się zmartwienie.

- A co ze szkołą wojskową?- zapytała

- Nie idę - pochyliłem się do przodu, opierając łokcie na kolanach.- Ja... -


wypuściłem powietrze, mówiąc powoli.- Kocham cię, Tate...

Ale odrzuciła na bok swoją pościel i zaczęła mocniej oddychać, wiedząc już
dokąd to zmierzało. Z tymi włosami ściągniętymi w niski kucyk i tak dostrzegłem na
jej twarzy zrozumienie.

- Jax miał rację - wychrypiała.

- Jax ma zawsze rację - przyznałem, żałując, że nie mogę robić tego co robiłem
przez ostatnie dwa lata. Pocałować ją, zgasić światła i wyłączyć się na świat.
Mój brat potrafił powiedzieć na głos to z czym każdy bał się zmierzyć, a znał
mnie jak samego siebie. Byłem nieszczęśliwy i nie mogłem już wykorzystywać Tate,
aby się na niej wspierać.

- Jeżeli będę to kontynuować... - pokręciłem głową.- Będziesz przeze mnie


nieszczęśliwa.

Mój brat wiedział, że nienawidziłem szkoły wojskowej. Wiedział o tym, chociaż


nie wspominałem mu o tym, że nie mogę znieść życia w Chicago. Nienawidziłem
szkoły. Nienawidziłem mieszkania. Czułem się jak zaginiony kawałek układanki.

Gdzie do cholery pasowałem?

A odkąd Tate podsłuchała moją rozmowę z Jaxem z tamtego dnia, też coś
podejrzewała. Nadeszła pora, aby wziąć sprawy w swoje ręce.

Spierdolić to, wziąć się w garść i powstać.

Spojrzała mi w oczy i dostrzegłem, że wzbierają się w nich łzy.

- Jared, jeśli chcesz odejść ze szkoły wojskowej, to odejdź - krzyknęła.- Nie


obchodzi mnie to. Możesz studiować co zechcesz. Lub nic. Tylko...

- Nie wiem czego chcę!- wybuchnąłem, teraz krzycząc, aby się nie rozpłakać.-
W tym tkwi problem, Tate. Muszę wszystko sobie przemyśleć.

- Z dala ode mnie - warknęła.

Wstałem, przeczesując włosy dłonią.

- To nie ty jesteś tu problemem, skarbie - spróbowałem ją uspokoić.- Jesteś


jedyną rzeczą, której jestem pewien. Ale muszę dorosnąć, a to tutaj się nie stanie.

Miałem dwadzieścia lat i jedyne co wiedziałem o sobie, to fakt, że kochałem


Tatum Brandt.

Dwa lata temu myślałem, że tyle wystarczy.

- Tutaj, czyli gdzie?- nacisnęła.- W Chicago? W Shelburne Falls? Przy mnie?

Zacisnąłem szczękę, wyglądając przez jej drzwi balkonowe. Po prostu


chciałem ją chwycić i zatrzymać dla siebie. Nie chciałem odchodzić.

Ale nie mogłem zrobić tego, czego chciała bym zrobił. Nie mogłem w tym
samym czasie rzucić szkoły, odnaleźć siebie i być przy niej. Co bym robił?
Siedziałbym w domu, przechadzał się po mieście, łapał się dziwnych prac, podczas
gdy odkrywałbym opcje kim jestem przez bóg jeden wie przez ile lat, podczas gdy ona
codziennie wracałaby do domu ze swoich zajęć, które napędzały jej życie do przodu?

Nie chciałem się do tego przyznać, ale chcecie szczerej prawdy? Moja duma by
tego nie zniosła.

Nie mogłem być nierobem, który próbowałby odnaleźć w swoim życiu siebie,
podczas gdy ona by na to patrzyła.

Ale zamierzałem wrócić. Zawsze będę jej chcieć.

Usiadła na łóżku na którym spaliśmy obok siebie przez niemal dziesięć lat. Na
łóżku w którym uprawiałem z nią miłość te niezliczone razy, przez co teraz poczułem
się jak skończony dupek. Pierdolony tchórz, ponieważ musiałem wyjechać i jak
tchórz, bo nie chciałem tego zrobić. Poczułem, jak się poddaję.

Ale odchrząknąłem i spojrzałem jej w oczy, naciskając.

- Mieszkanie jest opłacone na cały rok studencki, więc nie musisz się martwić...

- Rok!- przerwała mi, zrywając się z łóżka.- Pierdolony rok! Żartujesz sobie ze
mnie?

- Nie mam pojęcia co robię, jasne?- przyznałem.- Czuję się tak, jakbym nie
pasował na studiach! Czuję się tak, jakbyś jechała sto mil na godzinę, a ja cały czas
próbuję cię dogonić!

Pokręciła na mnie głową, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje.

Uspokoiłem głos i powiedziałem spokojnie. Musiałem to zrobić.

- Ty wiesz co robisz i czego chcesz, Tate, a ja... - zacisnąłem szczękę.- Jestem


kurwa ślepy. Nie mogę oddychać.

Odwróciła się, aby ukryć łzy, o których wiedziałem, że spływały.

- Nie możesz oddychać - powtórzyła, przez co ścisnął mi się żołądek. Sądziła,


że to mnie nie sprawia bólu?

- Kochanie - odwróciłem ją ku sobie.- Kocham cię - spojrzałem w jej niebieskie


oczy.- Kocham cię tak cholernie mocno. Ja tylko... Potrzebuję czasu - poprosiłem.-
Przestrzeni, aby zrozumieć kim jestem i czego chcę.

Spojrzała mi w oczy, gdy ściszyła głos.

- Więc co teraz się stanie?- zapytała.- Co się stanie, gdy znajdziesz życie,
którego tak szukasz?

Wyprostowałem plecy, gdy mnie tym zaskoczyła. Nie było żadnej przyszłości
bez niej w niej. Musiała o tym wiedzieć.

- Jeszcze nie wiem - przyznałem. Nie wiedziałem, gdzie skończę, co będę robić,
ale była moja. Na zawsze.

Znowu wrócę do domu.

Skinęła głową.

- Ale ja wiem - powiedziała oschle.- Nie przyszedłeś tutaj, aby powiedzieć mi,
że wrócisz. Że będziesz do mnie dzwonić lub pisać. Przyszedłeś tutaj, żeby ze mną
zerwać.

Odsunęła się i spróbowała odwrócić, ale ją złapałem.

- Kochanie, chodź tutaj.

Ale opuściła ręce, powstrzymując mój uścisk.

- Och, po prostu się wynoś!- krzyknęła, spoglądając na mnie z ogniem w


oczach.- Odcinasz od siebie każdego, kto cię kocha. Jesteś żałosny. Powinnam już się
do tego przyzwyczaić.

- Tate...

- Po prostu wyjdź!- krzyknęła i podeszła do drzwi od swojego pokoju,


otwierając je.- Brzydzę się twoim widokiem, Jared. Wyjdź.

Pokręciłem głową, mrużąc oczy.

- Nie - sprzeciwiłem się.- Musisz mnie zrozumieć.

Uniosła brodę.

- Wszystko co rozumiem, to to, że musisz żyć swoim życiem beze mnie w nim,
więc idź i to zrób.

- Nie chcę tego - zacząłem szukać słów, aby ją odzyskać.- Nie tak. Nie chcę cię
skrzywdzić. Usiądź, abyśmy mogli porozmawiać. Nie mogę cię tak zostawić -
nacisnąłem. Dlaczego nie mogła zrozumieć? Nie zostawiałem jej. Zamierzałem
wrócić.

Ale pokręciła głową.


- A ja nie pozwolę ci zostać. Musisz być wolny? To idź. Wynoś się.

Przełknąłem wielką gulę w gardle, gdy się jej przyglądałem. Co u diabła


właśnie się działo? W myślach przetworzyłem przebieg tych wydarzeń, myśląc, że
powinienem był to zrobić inaczej. Usiąść z nią i o tym porozmawiać. Ale nie miałem
pojęcia jak to zrobić. Nie wiedziałem jak być delikatnym.

Kurwa, niemile ją zaskoczyłem. I chociaż w przeciągu ubiegłego tygodnia


pojawił się między nami dystans, to wiem, że się tego nie spodziewała.

Wciąż mi nie ufała po tym co dla niej zrobiłem przez minione lata. Nie widziała
tego, że próbowałem być silny. Że próbowałem być mężczyzną. Wszystko co widziała
to to, że sprawiałem jej więcej bólu i miała dość.

- Natychmiast - rozkazała, gdy łzy wyschły na jej twarzy.

Spojrzałem w dół, czując jak w moich ramionach napina się każdy mięsień,
aby nie rzucić się w jej stronę. Złapać ją, przytulić do siebie, aby rozpłynęła się przy
mnie tak jak zawsze. Musiałem mieć Tate w swoim życiu.

Zaczeka na mnie.

Więc chwyciłem za swoją torbę, wiedząc, że wrócę. Musiałem to zrobić, ale


zamierzałem dla niej wrócić.

Nie potrzeba mi było nawet roku. Wystarczyło sześć miesięcy.

I okazało się, że nawet sześć miesięcy było zbyt długim czasem.

***

- Wspaniale - prychnęła Pasha, wyglądając przez okno samolotu ze


swojego miejsca w pierwszej klasie.- Teraz już rozumiem co mieli na myśli,
gdy mówili, że "przelecieli stan".

Zignorowałem jej niesmak, który spowodowało cokolwiek co tam


zobaczyła, wsłuchując się w piosenki na moim iPadzie, który miałem w
bagażu podręcznym, który co chwila szturchałem stopą pod swoim
siedzeniem.

- Uśmiechnij się - westchnąłem.- W Shelburne Falls też mamy


samochody, alkohol i fajki. Poczujesz się jak w domu.

Rozsiadła się w swoim miejscu i poczułem, jak jej maleńki grymas


skierował się w stronę miejsca przed nią.

- Już nie mogę się doczekać - jej głos ociekał sarkazmem.- Będę mogła
się dzisiaj upić, racja?- zapytała.

Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy, gdy zatkały mi się uszy podczas


schodzenia w dół.

- Nie będzie mnie obchodzić co będziesz robić, jeśli tylko będziesz u


mojego boku.

Usłyszałem jej krótkie, szybkie oddechy i zacząłem się zastanawiać -


pewnie tak samo jak i ona - dlaczego czułem potrzebę przywiezienia jej tu ze
sobą.

- To dziwne - burknęła.- Ty jesteś dziwny. Dlaczego muszę tu być?

- Bo płacę...

- Ci za to - dokończyła.- Cóż, kiedyś, gdy będzie ci potrzebna nerka,


słono za nią zapłacisz, stary.

Oblizałem wargi, zmuszając niewidoczną dłoń, aby zacisnęła się na


moim sercu, aby zwolnić bicie teg gnojka. Za chwilę miałem znaleźć się w
domu i denerwowałem się, chociaż Tate tam nie było. Zobaczenie mojego
domu, jej domu tuż obok, naszego starego liceum... i mojego najlepszego
kumpla, który ze mną nie gadał...

Jezu, jaka ze mnie suczka.

Obróciłem głowę, wciąż trzymając ją na zagłówku.

- Pasha?- wymamrotałem cicho.- Co chcesz usłyszeć? Że w ciągu


ostatnich dni nie mogę przeżuć jedzenia bez ciebie u swojego boku?-
wzruszyłem ramionami.- Czy to, że wolę mieć cię w pobliżu i nie potrzebować
cię, lub potrzebować cię i nie mieć blisko?

Jej ciemne brwi - prawa była ozdobiona kolczykiem w kształcie dwóch


kuleczek - zmarszczyły się, gdy spojrzała na mnie tak, jakby wyrósł mi róg.
Wiedziałem, że o tym wiedziała, jednak nigdy wcześniej się do tego nie
przyznałem. Mocno na niej polegałem i było to idealne porozumienie między
nami, ponieważ lubiła czuć się potrzeba. Właśnie to robiło z ludźmi
odrzucenie.

Chociaż strasznie lubiłem jej ojca, to niestety był tak samo dobrym
rodzicem jak moja mama, gdy dorastałem.

Jednak Pasha też dobrze sobie poradziła. Wyciągnęła mnie na


powierzchnię, gdy tonąłem i podjęła za mnie wiele decyzji, gdy ja nie byłem
w stanie. Wyciągnęła mnie z załogi w pit stopie i skierowała w stronę
motocyklów, znalazła mi sponsorów i inwestorów, a także przekonała mnie,
abym wkupił się w sklep. Nic z tego nie wydarzyło się podczas spokojnych i
rozsądnych kolacji biznesowych - bardziej podczas jej krzyczenia na mnie,
abym wreszcie wyciągnął łeb z tyłka - ale zanim się zorientowałem, wokół
mnie działo się tak wiele, że nawet nie miałem czasu na myślenie. Wypełniła
moje życie hałasem, podczas gdy cisza była zbyt niebezpieczna.

Nie tylko jej potrzebowałem, ale też chciałem ją mieć przy sobie.

I teraz o tym wiedziała.

Pewnie poprosi o kolejną, pierdoloną podwyżkę.

***

Jax czekał na zewnątrz terminalu, chociaż powiedziałem mu, że napiszę


do niego, kiedy będzie mógł nas odebrać.

Ale i tak się uśmiechnąłem w chwili w której go zobaczyłem, ledwie


zauważając, jak Pasha mnie minęła, aby wyjść na zewnątrz zapalić.
- Hej - objąłem ramieniem szyję Jaxa i przyciągnąłem go do siebie,
upuszczając swoją torbę na ziemię.

- Hej - powiedział tak, że tylko ja go usłyszałem.- Tęskniłem za tobą.

Na sekundę zamknąłem oczy, nagle czując cały ciężar spowodowany


tym na jak długo go zostawiłem. Byliśmy w stałym kontakcie i chociaż nie
wracałem tylko po to, aby uniknąć jednej konkretnej osoby, to Jax też przez
to cierpiał.

Byłem jego krwią. Jedyną krwią jaką miał.

Gdy się odsunąłem, przyjrzałem się temu wszystkiemu, co się nie


zmieniło. Jego czarne włosy, które były ułożone tak, jakby dopiero co
przeczesał je palcami, no i jego niebieskie oczy, które były tego samego
lazurowego koloru, gdy ostatnio go widziałem. Żadnych blizn ani siniaków,
które mógłbym dostrzec, więc wiedziałem, że trzymał się z dala od kłopotów.

Nie żeby Jax wdawał się w regularne bójki, ale mój instynkt kazał się
upewnić. Wciąż ubierał się w dżinsy i czarne koszulki, przypominając mnie
niemal idealnie. Pokręciłem głową, gdy zdałem sobie sprawę, że też mi się
przyglądał, a potem się rozluźnił, obejmując ręką ramiona swojej dziewczyny.

- Juliet - spojrzałem wreszcie na nią, dostrzegając, jak objęła go w


pasie.

Uśmiechnęła się i przywitała ze mną.

- Dobrze cię znowu zobaczyć.

Nie byłem pewien czy to prawda, jednak nie obchodziło mnie to.
Dogadywaliśmy się, ale nie byliśmy - i prawdopodobnie nigdy nie będziemy -
sobie najbliżsi. Miałem ograniczoną tolerancję wobec bezmyślnej gadki,
podczas gdy ona też traktowała mnie z coraz mniejszą serdecznością. Pewnie
przez Tate.

W liceum Juliet posługiwała się inicjałami swojej siostry, K.C. Kiedy


zaczęła chodzić z moim bratem dwa lata temu, wróciła do swojego
właściwego imienia, przez co przyzwyczajałem się do tego przez długi czas.

Podniosłem torbę i spojrzałem na ich dwójkę.

- Słyszałem, że powinienem ci pogratulować - powiedziałem Juliet.-


Uczenie w Costa Rica? Jesteście na to gotowi?

Juliet dopiero co ukończyła swoje studia pedagogiczne i jako że Jax


również przyspieszył swoje studia i skończył je wcześniej, ich dwójka
zamierzała wyjechać podczas jesieni do Ameryki Środkowej. Kilka tygodni
temu Jax powiedział mi, że podpisała tam jednoroczny kontrakt, ale w ogóle
nie rozmawiałem o tym z Juliet.

Odwróciła się, aby na niego spojrzeć, uśmiechając się ze zrozumieniem,


jakby dzielili prywatny żart.

- Żadna przygoda nie jest zbyt wielka - zażartowała, mówiąc bardziej do


niego niż do mnie.

Odchrząknąłem.

- Więc gdzie jest nasza matka?

Jax wsunął dłonie w kieszenie.

- Na spotkaniu z lekarzem.

- Wszystko w porządku?

- Taa - skinął głową i odwrócił się, zaczynając wyprowadzać nas z


lotniska.- Jest idealna. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że musisz do niego chodzić
co tydzień. Powinieneś ją zobaczyć, stary - zaśmiał się pod nosem.- Robi
zakupy jak szalona i je lody po każdym posiłku, ale jest na szczycie świata.

Ruszyłem za nim i dostrzegłem, że Pasha też do nas dołączyła.

- Dlaczego do cholery nie powiedziałeś mi, że jest w ciąży?- zapytałem


Jaxa.

Wiedziałem dlaczego moja mama zatrzymała to w tajemnicy przede


mną, ale Jax mógł mnie przecież ostrzec.

Pokręcił głową, uśmiechając się do mnie.

- Stary, to nie mój interes, aby powiedzieć ci, że twoja matka jest w
ciąży. Sory - biorąc pod uwagę jego rozbawiony ton, zgadłem, że wcale tego
nie żałował.- Poza tym naprawdę nie chciała, abyś dowiedział się o tym przez
telefon. Właśnie dlatego próbowała ściągnąć cię do domu.
Poczucie winy zaczęło kłóć mnie z różnych stron, gdy pomyślałem o
tych wszystkich problemach, które musiałem naprostować. Odpowiedzi na
pytania mojej matki, milczenie Madoca i odświeżenie kontaktu ze swoim
bratem...

- Um... cześć - Juliet odwróciła się gdy szliśmy, spoglądając na Pashę.-


Jesteś z Jaredem?

Przerzuciłem swoją torbę przez ramię, spoglądając na Juliet.

- Przepraszam - powiedziałem.- To Pasha - skinąłem głową w stronę


dziewczyny obok mnie.- Pasha, to mój brat Jax i jego dziewczyna, Juliet.

- Hej - Pasha przywitała się zwyczajnie.

Juliet szybko uścisnęła dłoń Pashy i odwróciła się, wyglądając na


zdezorientowaną. Dostrzegłem, jak z ukosa spogląda na Jaxa.

- Cześć, Pasha - Jax też uścisnął jej dłoń i spojrzał na mnie szybko,
zanim ruszyliśmy w stronę parkingu.- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się z
kimś spotykasz, stary?

Zaśmiałem się gorzko, ale przerwano mi.

- Aw - Pasha zagruchała, gdy weszliśmy na kryty garaż.- Nie


powiedziałeś mu o nas, kochanie?- i dźgnęła mój biceps swoim małym
palcem.

Przewróciłem oczami.

- To moja asystentka - wrzuciłem torbę do bagażnika mojego starego


Mustanga, który teraz należał do Jaxa.- To tylko moja asystentka. To
wszystko.

Jax machnął na nas swoim wskazującym palcem, gdy podszedł do


drzwi kierowcy.

- Więc wy dwoje nie...?

- Ewwww - burknęła Pasha, wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.

- Więc jesteś lesbijką?- odpalił.

Zatrząsłem się od śmiechu, gdy otworzyłem tylne drzwi dla dziewczyn.


Pasha położyła dłonie na biodrach.

- Jak ty... że co...?- wyjąkała, spoglądając na mnie podejrzliwie.

Uniosłem ręce w niewinnym geście.

Jax zmrużył oczy, gdy spojrzał na nią przez dach.

- Kiedy myśli się o kobietach, które nie są zainteresowane moim


bratem, tak jakby zostają tylko lesbijki.

Pasha burknęła i wsiadła na tyle miejsce wraz z Juliet. Zamknąłem za


nimi drzwi i skierowałem się do drzwi kierowcy.

Jax napiął się, dostrzegając mnie.

- To teraz mój samochód - wiedział, co zamierzałem robić.

Wbiłem w niego twarde spojrzenie.

- A ja nie jeżdżę jako pasażer. Poczekam, aż się z tym pogodzisz.

Po jakichś trzech sekundach zorientował się, że nie wygra. Wreszcie


westchnął ciężko i przeszedł na stronę pasażera.

Wsiadłem i uruchomiłem silnik, powoli rozsiadając się w swoim miejscu.


Stary, znajomy pomruk silnika przypomniał mi o wszystkim, co wydarzyło się
dawno temu. O tych czasach, kiedy byłem królem małego, wyschniętego
jeziorka. Kiedy myślałem, że wiem o wszystkim.

Wtedy liczyły się tylko długie, nocne przejażdżki, które wypełniała moja
muzyka, podczas gdy planowałem swoje życie wokół Tate i jak zamierzałem
ją dręczyć.

W mojej głowie pojawił się obraz, jak szła do szkoły. Wyprostowałaby


plecy, gdy usłyszałaby ryk mojego silnika, a ja minąłbym ją, spoglądając w
lusterko jak wiatr zwiał jej włosy. Niemal żałowałem, że tego lata nie będzie
jej w mieście.

Oddałbym wszystko, aby znowu mnie poczuła.

Nie wspominając już o tym, że zwróciła przeciwko mnie mojego


najlepszego kumpla. Nie rozmawiał ze mną i wiedziałem, że to przez nią.

Zapiąłem pasy.
- Więc zaczynamy - powiedziałem Jaxowi.- Gdzie jest Madoc?

Zawahał się, aż wreszcie odezwał się cicho.

- Tu i tam - stwierdził.- Dojeżdża do swojej letniej pracy w mieście, ale


wciąż mieszka w swoim domu w Shelburne Falls.

- Świetnie - skinąłem głową, przypominając sobie, że było wczesne,


piątkowe popołudnie.- Zajedziemy do niego domu, zanim wrócimy do
naszego.

- Stary - powiedział Jax, gdy wyjechałem z parkingu.- Nie sądzę, aby


Madoc się ucieszył...

– Walić to - zacisnąłem zęby.- To ciągnie się już dwa lata. Mam dość jego
fochów.
Rozdział 3

Tate

Przerwa letnia nie istnieje, gdy pójdzie się na studia. Być może zacznie
się chodzić na letnie zajęcia lub do tymczasowej pracy, lub bierze się za listę
książek jakie chciałoby się przeczytać lub ma się dodatkową pożyczkę do
spłacenia, ale wolny czas powoli zaczyna zanikać i zanim się zorientujesz,
robisz jedną rzecz dziennie którą lubisz i piętnaście, których nienawidzisz.

Witaj w świecie dorosłych, powiedziałby mój ojciec.

Powinnam być wdzięczna. Bądź co bądź nie było to takie złe. W moim
życiu pojawiła się okazja i ktokolwiek inny byłby wdzięczny i doceniłby ten
fakt. Moje wykształcenie zabezpieczyłoby moją przyszłość.

Udało mi się. Pewnego dnia zostanę doktorem. Może takim blisko domu.
Być może gdzieś daleko. Bez wątpienia wezmę ślub i będę mieć dzieci. Będę
płacić rachunku za dom i samochód. Płacić podatki, aby zapewnić sobie
wygodną emeryturę. Może mieć swój domek na Bahamach. Będę się śmiać
podczas wystąpień szkolnych moich dzieci i przytulać je, kiedy będą się bać.

Moi pacjenci będą wnosić wartościowe uczucie do mojego życia. Będę


pomagać jednym i tracić innych. Zostałam na to przygotowana. Będę
pocieszać wielu i płakać z kilkoma. Przyjmę na siebie wszystko i zrobię
wszystko co w mojej mocy dzięki swojej wiedzy.

Moje profesjonalne życie będzie poświęcone leczeniu chorób. Moje


prywatne życie będzie polegało na byciu pełną oddania małżonką i matką.
Cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość.

I od jakichś dwóch lat aż do teraz byłam podekscytowana z tego


powodu.

Chciałam tego wszystkiego.

- Tutaj jesteś - Ben chwycił mnie za rękę, całując mnie w policzek.-


Wzywali cię od jakichś dobrych pięciu minut.

Uśmiechnęłam się, kładąc dłoń na jego torsie i pochylając się ku niemu.

- Przepraszam - szepnęłam, znowu go całując, tym razem delikatnie w


usta.- Nie mogłam od tak rzucić nocnikiem, prawda?- zażartowała, odkładając
swoje sprawozdanie na biurko pielęgniarki.

Kąciki jego dolnej wargi zwróciły się ku dołowi w niesmaku.

- Masz rację - potwierdziłam.- Poza tym - kontynuowałam.- Jestem


kobietą na którą warto zaczekać. I wiesz o tym.

Uniósł brodę i przymknął swoje niebieskie oczy.

- Wciąż się nad tym zastanawiam - podroczył się.

- Auć - zaśmiałam się.- Może Jax jednak miał rację.

Zrzedła mu mina i całe rozbawienie zniknęło.

- Co tym razem o mnie mówiliście?- burknął.

Uśmiechnęłam się, ściągając przez głowę niebieską koszulkę, pozostając


w swoim białym topie.

- Powiedział, że jesteś niesamowity - zażartowałam.

Ben uniósł brwi, wiedząc swoje.

Jax, brat mojego byłego chłopaka, nie lubił nikogo, kto próbował zająć
miejsce jego brata w moim życiu. Dobrze, że nie potrzebowałam jego
uznania.

Wzruszyłam ramionami i kontynuowałam.

- Ale uważa, że nie poradzisz sobie ze mną.


Zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się, przyjmując wyzwanie. Obejmując
ręką mój kark, zrobił krok w moją stronę i przycisnął wargi do moich.

Ciepło jego ciała otoczyło mnie i rozluźniłam się przy jego pocałunku,
pochłaniając ten głód jaki z niego wyciekał.

Pragnął mnie.

Może ja nie szalałam z pożądania wobec niego, ale dzięki niemu czułam
się tak, jakbym to ja miała kontrolę, a to zdecydowanie podobało mi się.

Uśmiechnął się, gdy się odsunął, jakby potwierdził swoją tezę.

Oblizałam swoje wargi, smakując jego miętową gumę. Ben zawsze miał
smak do którego mogłam go przypisać. Mięta i cynamon na ustach, woda
kolońska na ubraniach, Paul Mitchell we włosach... i szczerze mówiąc to nie
miałam pojęcia jak pachniał bez tego wszystkiego. Z czasem zmieniła się jego
woda kolońska. Tak samo szampon i miętówki. Jakby pachniał na mojej
poduszce? Zapach zmieniłby się czy stale był taki sam?

Wskazał na czarne pudełko i drewniane pałeczki, które leżały na blacie.

- Przyniosłem ci obiad. Sushi - zauważył.- Łosoś ponoć jest jedzeniem


dla super mózgów - machnął ręką przed nas.- Zostajesz do północy, więc
pomyślałem, że mogłabyś coś przekąsić.

- Dziękuję - próbowałam być podekscytowana, wiedząc, że powinnam


to docenić. Nienawidziłam sushi, ale nie wiedział o tym.- Ale prawdę mówiąc,
to kończę pracę. Myślałam, że ci o tym wspominałam.

Zmrużył oczy, wyraźnie myśląc, a potem otworzył je szeroko.

- To prawda, mówiłaś - westchnął i pokręcił głową.- Przepraszam. Twoje


zmiany zmieniają się tak często, że zapomniałem.

- Nic nie szkodzi - rozplątałam mój potargany kucyk, czując


natychmiastową ulgę, gdy ściągnęłam przeklęte spinki. Kiedy nie pracowałam
w szpitalu - myłam gąbką pacjentów i zarządzałam bandażami - spędzałam
czas w bibliotece, aby przeczytać listę książek na swoje jesienne zajęcia lub
byłam na Pętli, relaksując się. Ostatnio byłam dziewczyną ciężką do
ujarzmienia, jednak Benowi to nie przeszkadzało.

- I tak zjem - powiedziałam, nie chcąc być niewdzięczną.- A teraz nie


muszę się martwić o kolację, wiesz? Naprawdę uratowałeś mi życie.

Chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, całując mnie w czoło i nos,


zawsze delikatnie.

Spotkałam się z Benem od sześciu tygodni, jednak był to związek na


odległość. Podczas wiosennej przerwy obydwoje byliśmy w domu i jednego,
deszczowego dnia straciłam kontrolę nad swoim samochodem na śliskiej
drodze.

I uderzyłam w jego samochód. Gdy był zaparkowany na krawężniku. Na


oczach jego i jego kumpli. Taa, cudowny moment.

Dobrze to rozegrałam. Wysiadłam z samochodu i nakrzyczałam na


niego, skarżąc się na jego beznadziejne umiejętności jako kierowcy i lepiej
żeby miał dobre ubezpieczenie, bo inaczej zadzwoniłabym po gliny.

Wszyscy się roześmieli, a on zaprosił mnie na randkę.

Spędziliśmy nieco czasu razem, wróciliśmy na uczelnie, aby dokończyć


semestr i połączyliśmy się, kiedy wróciliśmy do domu na letnią przerwę.

Jako, że chodziliśmy do tego samego liceum w tym samym czasie i


podczas ostatniego roku poszliśmy na randkę, która zakończyła się kiepsko,
miło było spędzić ze sobą nieco czasu, odkąd minęło go strasznie wiele.
Poznaliśmy się nawzajem i cieszyłam się spędzonym wspólnie czasem. Nie był
to gaz do dechy od pierwszego dnia. Ben był powolny.

I spokojny.

Wszystko działo się tak, jakbym zawsze ja była gotowa. Nie kiedy on był
gotów.

I nie byłam nawet blisko bycia gotową, co było ulgą.

A najlepsza część? Nie był intensywny. Nie wściekał się, ani nie był
niemiły. Nie miał problemów, które by mnie unieszczęśliwiały i nie musiałam
się martwić o to, że miałby na mnie taki wpływ, że podejmowałabym decyzje
ze względu na niego.

Nigdy na mnie nie naciskał, ani nie rzucał wyzwań i podobało mi się, że
to ja dominowałam w tym związku. Jednak nigdy tego nie wykorzystywałam,
ale wiedziałam, że to ja mam tu kontrolę. Było to wygodne, ale co więcej,
było to łatwe. Ben mnie nigdy nie zaskakiwał.

Był bezpieczny.

W maju ukończył swój licencjat w ekonomii na UMass i podczas jesieni


zamierzał przenieść się do szkoły w Princeton. Ja zamierzałam przenieść się
do Stanford do szkoły medycznej, więc zapowiadało się, że spędzimy jeszcze
więcej czasu osobno. Nie miałam pewności, czy ten związek przetrwa, jednak
w tym momencie miałam ochotę na coś lekkiego i łatwego.

Już coś tam wspomniał, że powinnam przenieść się z nim do New


Jersey i tam złożyć podanie do szkoły medycznej, lub gdzieś w pobliżu. Nie
zgodziłam się. Już raz poszłam na kompromis ze swoimi studenckimi planami
- z dobrego powodu - ale tym razem zamierzałam się trzymać swojego planu.
Tak czy siak zamierzałam pojechać do Kalifornii.

- Przyjdziesz dzisiaj na mój wyścig?- zapytałam cicho.

- A czyż zawsze na nich nie jestem?- odpowiedział i wiedziałam, że


powstrzymuje westchnięcie.

Benowi nie podobało się, że brałam udział w wyścigach. Powiedział, że


nie może znieść tłumu, ale wiedziałam, że chodziło o coś więcej. Nie chciał
umawiać się z dziewczyną, która ścigała się z chłopakami, podczas gdy on
siedział na trybunach.

Chociaż lubiłam Bena, to nie zamierzałam też zrezygnować z Pętli.

Na szczęście nigdy mnie o to nie poprosił - tylko zasugerował - i


zaczęłam przypuszczać, iż myślał, że było to coś z czego wyrosłabym lub
zrezygnowałabym, kiedy pójdę na Stanford.

Ale nie zamierzałam przestać dla kogokolwiek lub przez cokolwiek. Nie
zamierzałam przestać, dopóki nie byłabym na to gotowa.

Madoc jęczał na temat mojego bezpieczeństwa, mój ojciec zrzędził z


powodu pieniędzy wydawanych na samochód, kiedy potrzebowałam nowej
części lub naprawy i przynajmniej tuzin dupków wygadywał jakieś durne
odzywki, kiedy każdego tygodnia wsiadałam do swojego samochodu, aby się
z nimi ścigać.

Jednakże nic z tego na mnie nie wpłynęło. Piękno tkwiło w poznaniu


swojego własnego umysłu. Nikt nie mówił mi co mogę, a czego nie mogę
zrobił. Kiedy już jest się czegoś pewnym, to naprawdę wydaje się to takie
łatwe.

- W takim bądź razie spotkamy się na torze - objęłam jego szyję ręką i
uniosłam się do kolejnego pocałunku w którym jego delikatne wargi
wycisnęły przelotne muśnięcie.- Muszę wziąć prysznic i umyć się po tym jak
wyjdę.

Pochylił się nade mną, muskając nosem moje ucho.

- A po wyścigu będziesz moja, prawda?

Usłyszałam radość w jego głosie, ale moje serce i tak zabiło szybciej.

Moja.

Dreszcz przebiegł wzdłuż moich ramion i zamknęłam oczy, czując jak


gorący oddech owiewa mój policzek, a następnie moje wargi.

Chcę poczuć to, co jest moje. Co zawsze było moje.

Gorąc zalał mi twarz, a potrzeba ścisnęła moje podbrzusze. Jego wargi


musnęły moje, nigdy nie biorąc, drocząc się, więc wciągnęłam drżący oddech,
gdy po tak długim czasie pod moją skórą zapłonęło pożądanie.

To nie przez Bena.

To nie o jego pocałunkach lub jego oddechu marzyłam.

Chcę cię dotknąć.

Stanęłam na palcach, przyciskając swoje ciało do jego i przyciągając go


blisko. Jared.

I właśnie w tym momencie rozpłynęłam się na samo wspomnienie o


nim.

- Jest za późno, by prosić - szepnął Jared, przesuwając dłonią po tyle moich


włosów i ściskając je mocno, gdy przycisnął mnie do ściany szafki dozory.- Właśnie
to dostaniesz, gdy patrzysz na mnie seksownie pośrodku lekcji.

Zacisnęłam mocno oczy i zaczęłam się wić, gdy wepchnął dłoń w przód moich
dżinsów i wsunął we mnie swoje palce, aby przesunąć wilgoć na moją cipkę.
- O Boże - jęknęłam, a mój oddech zadrżał, gdy chwyciłam się jego ramion.-
Jared.

Gdy pochylił się ku mnie, poczułam na swoich wargach jego oddech.

– Chcę cię zobaczyć nagą, Tate - rozkazał.- Ściągaj wszystko. Teraz.

Musnęłam nosem jego szyję, wyczuwając egzotyczną wodę kolońską


Bena, zamiast leśnego płynu do kąpieli Jareda z tą pikantną nutką, którą
wciąż pamiętałam.

Stanęłam z powrotem na stopach, puszczając Bena.

Cholera.

Dlaczego podniecałam się bardziej na samo jego wspomnienie, niż na


kogokolwiek z krwi i kości? Ben traktował mnie lepiej. Jego łatwa natura nie
była dla mnie zagrożeniem. Nie było żadnych oczekiwań, a rozmowa była
bezpieczna.

Stare przyzwyczajenia ciężko umierają.

Pragnęłam brzydkich słów i szorstkich rąk, zaborczości i tego


wszystkiego, co nie było w stylu Bena. Tęskniłam za byciem oddechem w
cudzym ciele i bycia pożądaną jak wody.

Było to niebezpieczne, ale była to młoda miłość i kiedy byłam przez nią
niemal pożarta.

- Wszystko w porządku?- zapytał Ben, wyglądając na zmartwionego.

Posłałam mu zwyczajny uśmiech.

- Nic mi nie jest - zapewniłam go, pochylając się ku szybkiemu


pocałunkowi. Może i jeszcze nie czułam fajerwerków z Benem, ale nie trzeba
było się spieszyć. Żadnej presji.

Odsunęłam się, aby się pożegnać, ale pochylił się, aby skraść kolejne
szybkie cmoknięcie w usta, zanim odszedł korytarze, zostawiając mnie
uśmiechniętą na jego nieskomplikowane zachowanie.

Po wylogowaniu się z komputera, pobiegłam do szatni po plecak i


kluczyki, wrzuciłam swój fartuch rzucając do kosza na pranie, przez co
zostałam w swoich super stylowych, dopasowanych niebieskich spodniach.

Wiatr mnie wzywał i nie mogłam się doczekać, aby wyjść na zewnątrz.
Już czułam jak dreszczyk oczekiwania przebiega przez moje ciało.

Wysłałam wiadomość grupową do Madoca, Fallon, Juliet i Jaxa, dając


im do zrozumienia, że zamierzałam opuścić obiad, aby dojrzeć kilka ostatnich
rzeczy w swoim G8 przed dzisiejszym wyścigiem. Zamierzałam się z nimi
spotkać na torze.

Gdy tylko wyszłam przez automatyczne drzwi, zaczęłam biec, nie mogąc
powstrzymać śmiechu, który wymsknął mi się z ust. Byłam pewna, że
wyglądałam śmiesznie, tak chichocząc jak dziecko.

Ale uwielbiałam mój cholerny samochód. Był szybki, seksowny i tylko


mój.

W ostatniej klasie liceum dostałam swojego Pontiaca G8 i przyznałabym


tylko przed sobą, że w tym momencie kochałam go bardziej niż Bena.
Jeżdżenie było jak narkotyk. Wejść do środka, usiąść, zamknąć się i chwycić.
Był to jedyny czas w moim życiu w którym czułam się, jakbym się ruszała, ale
też nie musiałam nad tym pracować, aby cokolwiek osiągnąć. Byłam w
różnych miejscach, jednak tak naprawdę do nikąd nie zmierzałam. Przez
wiele godzin potrafiłam jeździć i słuchać muzyki - zatracając się w swoich
własnych myślach - ale też znajdowałam samą siebie. Mój prysznic też kiedyś
był moim sposobem ucieczki. Teraz był nim mój samochód.

Usiadłam na miejscu kierowcy i rzuciłam swój plecak - w którym była


masa książek i ubrania na zmianę - na miejsce pasażera, na którym
położyłam też sushi, które pewnie oddałabym Madocowi. Uruchomiłam
samochód, opuściłam okna i włączyłam muzykę. W głośnikach dobiegła mnie
piosenka Saliby, "Click Click Boom", wibrując w moim ciele, zaś ja
zaciągnęłam się słodkim zapachem powietrza wczesnego, letniego wieczoru.
Było ciut po piątej, jednak słońce wciąż jasno świeciło na niebie, a ciepły
powiew wlatywał do środka, mierzwiąc mi włosy.

Zacisnęłam dłonie na skórzanej kierownicy, wyjeżdżając na


dwupasmową ulicę, przekraczając prędkość i czując się bardziej żywa za
kierownicą, niż gdziekolwiek indziej. Była to jedna rzecz w całym moim
czasie, którą uwielbiałam.
Nie zawsze tak było. Dwa lata temu byłam połączona ze wszystkim,
każdego dnia budowałam w sobie bazę na jutro, w które wręcz chciałam
wskoczyć. Ale teraz...

Teraz nie mogłam powstrzymać strachu, który wkradał się do środka,


gdy myślałam o tym co może się wydarzyć, gdy wreszcie dotrę do
następnego dnia. Kiedy skończę szkołę, kiedy zostanę lekarzem, kiedy
zdobędę swoją przyszłość na którą tak ciężko pracowałam... co wtedy?

Z jakiegoś powodu, jeżdżenie - ściganie się - łączyło mnie z resztą.


Łączyło mnie z czasem, kiedy to moja krew wrzała pod moją skórą, a serce
pożądało więcej życia.

Zawsze więcej.

Wystawiając rękę przez okno, uśmiechnęłam się na pęd wiatru, który


przemknął mi przez palce. Pogłaśniając muzykę, wciągnęłam podekscytowany
oddech, kiedy mój żołądek ścisnął się od większej szybkości. Uwielbiałam
czuć te motylki.

Szybko dojechałam do domu, nawet jeśli ostatnią rzeczą jaką chciałam


zrobić, było wyjście z mojego samochodu. Ale przypomniałam sobie, że wiatr
czekał na mnie później tego wieczoru i że na torze będzie wszystko dobrze.

Jednak przed wyjazdem miałam wiele do zrobienia, więc zaparkowałam


z boku domu Madoca i złapałam za swój telefon, natychmiast czując wibracje
w dłoni.

Zerkając w dół, dostrzegłam imię Juliet.

- Hej - odebrałam.- Dostałaś moją wiadomość?

- A ty odebrałaś moją?- wypaliła, brzmiąc na podekscytowaną.

Zmrużyłam oczy w dezorientacji, gdy wysiadłam z samochodu.

- Nie, ale zauważyłam, że dzwonisz - przerzuciłam plecak przez ramię i


zamknęłam drzwi.- Właśnie skończyłam pracę, więc jeszcze nie sprawdziłam
wiadomości. Coś się stało?

Ominęłam kamienne schody i przebiegłam kilka kroków do swojego


prywatnego wejścia. Jared i ja mieliśmy tam swój pokój, zaś ja wciąż
korzystałam z niego od czasu do czasu. Madoc i Fallon byli jak rodzina, zaś ja
potrzebowałam miejsca do ucieczki, podczas gdy cały dół mojego domu był
przemalowywany.

- Gdzie jesteś?- zapytała, a ja usłyszałam jej podekscytowany oddech.

- Właśnie dojechałam do domu - otworzyłam drzwi i wrzuciłam do


środka plecak, przekładając telefon do drugiego ucha.

- U Madoca?- zapytała szybko. Niemalże

zaśmiałam się z jej pośpiechu.

- W porządku, gadaj. Coś się stało? Katherine zaczęła rodzić czy coś?

- Nie - odpowiedziała.- Ja... zatrzymaj się i posłuchaj mnie, dobrze?

Jęknęłam.

- Proszę, powiedz mi, że Jax znowu nie włamał się na Facebooka Bena i
nie wrzucił tam gejowskiego porno - powiedziałam, ściągając buty i kierując
się do prywatnej łazienki.

- Nie, Jax niczego nie zrobił - odpowiedziała, ale kontynuowała.- Cóż,


tak jakby. W sumie to zrobił. Powinnam ci o tym powiedzieć, więc
przepraszam - wymamrotała.- Ale nie miałam pojęcia, że pojedzie prosto do
Madoca, a nie chciałam, abyś znalazła się w pułapce, więc...

- Co się dzieje?!- krzyknęłam, otwierając drzwi od łazienki.

- Jared jest w domu Madoca!- krzyknęła wreszcie.

Ale było zbyt późno.

Już się zatrzymałam.

Gula rozciągnęła moje gardło, gdy stałam tak, wpatrując się w ciemne
oczy w odbiciu łazienkowego lustra, gdy jej ostrzeżenie nadeszło sekundę
zbyt późno.

Jared.

- Tate, słyszałaś mnie?- wrzasnęła, ale nie mogłam jej odpowiedzieć.

Zacisnęłam dłoń wokół klamki i zgrzytnęłam zębami tak mocno, że


rozbolała mnie szczęka.
Stał przy lustrze zwrócony do mnie plecami, a jego mięśnie nagich
ramion i torsu napięły się, gdy oparł się na rękach, wpatrując się we mnie
twardo.

Nie wydawał się być zaskoczony tym, że mnie zobaczył. I zdecydowanie


nie wyglądał na szczęśliwego.

Wciągnęłam krótkie, płytkie oddechy. Co u diabła tutaj robił?

- Tate!- usłyszałam jak ktoś krzyczy, jednak wszystko co mogłam zrobić,


to patrzeć jak wyprostował się, podniósł z blatu swój zegarek, zapiął go na
nadgarstki, cały czas patrząc mi w oczy.

Tak spokojnie. Tak zimno.

Jego spojrzenie było jak ostrze, które przeszyło moje serce, gdy ja
próbowałam oprzeć się pokusie, aby do niego podbiec. Może po to, aby mu
przywalić lub go przelecieć, jednak tak czy siak zamierzałam go skrzywdzić.
Napięłam każdy mięsień w swoim ciele, aby się powstrzymać.

Miał na sobie spowodowane, czarne spodnie, które wisiały nisko na


jego biodrach, jego stopy i tors były nagie, a jego włosy potargane, jakby
dopiero co wytarł je ręcznikiem.

Nasze drzewo z dzieciństwa rozpościerało się w niesamowitym, czarnym


tatuażu na jego plecach, jednak przesunęłam wzrok po jego ramionach i
rękach, aby dostrzec kilka nowych.

Zadrżał mi brzuch, więc napięłam swoje mięśnie, aby się oprzeć.

Minęło tak wiele czasu.

Jego czarne ubrania, jego ciemne nastroje, jego niemal czarne oczy...
moje serce zabiło jak perkusja, gdy zacisnęłam zęby, czując jak zaciska się
też mój środek.

Wyglądał dokładnie tak samo jak w liceum. Zniknęły jakiekolwiek ślady


z jego studenckich dni w szkole wojskowej. Był nieco bardziej umięśniony,
jego szczęka się bardziej wyostrzyła, ale mimo wszystko minęły cztery lata.

Skinęłam brodą, dostrzegając jak złapał za pasek i odwrócił się, idąc w


moją stronę.
- Tate?- Juliet zapytała przy moim uchu.- Tate, słyszysz mnie? Halo?

Podszedł do mnie powoli, wsuwając pasek w szlufki, gdy w mojej piersi


szalał ogień. Moje serce prawdopodobnie nie mogło zacząć bić szybciej, kiedy
spojrzałam na niego twardy, gdy zatrzymał się przede mną o kilka cali i
pochylił się.

- Tate - Juliet wrzasnęła.- Powiedziałam, że Jared jest u Madoca!

Kącik ust Jareda uniósł się, zdradzając mi, że usłyszał jej daremne
ostrzeżenie.

- Tak - odpowiedziałam, odchrząkując, gdy spojrzałam na niego z


gniewem.- Dzięki, że mnie uprzedziłaś - powiedziałam jej.

I odsunęłam telefon od ucha, aby zakończyć połączenie.

Zapiął swój pasek, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Ja też tego


nie zrobiłam. Było to naturalne dla Jareda. Pochylać się, zrzucać na mnie swój
cień, zastraszać tylko i wyłącznie swoją obecnością... jednak to wszystko było
daremne.

Ponieważ teraz znałam siebie. Nikt mnie nie dominował.

Uspokoiłam swój głos, próbując brzmieć na znudzoną.

- W tym domu jest z jakichś dwadzieścia innych pokoi - zauważyłam.-


Znajdź sobie jakiś.

Jego spojrzenie z groźnego stało się rozbawione, dokładnie w taki sam


sposób jak w stołówce podczas pierwszego dnia ostatniego roku w liceum,
kiedy zdecydowałam się walczyć. Jared zawsze rzucał mi wyzwania.

- Wiesz - zaczął, sięgając za drzwi łazienki i wyciągając białą koszulkę.-


Wyczułem cię, gdy tylko wszedłem do tego pokoju. Twój zapach jest wszędzie
- na jego gładki głos na całej mojej skórze wyskoczyła gęsia skórka. Jednak
kontynuował.- I pomyślałem, że to pozostałości po naszym wspólnym czasie
tutaj, ale później zauważyłem twoje rzeczy - wskazał na kosmetyki na
łazienkowym blacie, po czym wsunął ręce w rękawy swojej bluzki i założył ją
przez głowę.

Więc przyjechał tutaj, myśląc, że mnie tu nie zastanie. Przynajmniej


niczego nie planował.
Poklepał się po kieszeni swoich spodni i przechylił głowę, uśmiechając
się.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale pożyczyłem kilka twoich
gumek.

Nagle rozbolała mnie dłoń, gdy zdałam sobie sprawę, że przez cały ten
czas zaciskałam ją na klamce. Nie byłam pewna, czy byłam wściekła, iż
odnosił się do mojego życia seksualnego, czy insynuował plany wobec
swojego własnego, ale ten dupek się nie zmienił. Czekał, aż zareaguję.

Te prezerwatywy kupiła z jakieś półtorej roku temu, kiedy to ostatni raz


uprawiałam seks. Teraz pewnie były przeterminowane.

- Oczywiście - uśmiechnęłam się skwapliwie.- A teraz, jeśli nie masz nic


przeciwko... - odsunęłam się od drzwi i machnęłam ręką, dając mu do
zrozumienia, aby spadał.

W mojej głowie pojawił się milion pytań. Dlaczego tu był? W tym


domu? W moim pokoju? Gdzie była jego mała świta z którą widziałam go w
telewizji lub na YouTubie, kiedy poddawałam się podczas samotnych nocy i
googlowałam go?

Ale przypomniałam sobie, że Jared Trent nie był już częścią mojego
życia. Nie musiałam się o niego martwić.

Minął mnie, ocierając się o moją rękę, przez co zaczęłam oddychać


przez usta, gdyż jego zapach całkowicie zaatakował moje nerwy. Moimi
wspomnieniami i chwilami, kiedy byłam całkowicie jego.

Nie mogłam tu z nim stać. Nie w tym pokoju.

Nigdy nie pozwoliłam zostać tu Benowi, kiedy tu nocowałam i nikt o tym


nie wiedział, ale w szufladzie komody wciąż trzymałam zdjęcie swoje i Jareda
z naszego balu studniówkowego. Wraz z bransoletką, którą dał mi podczas
ostatniego roku liceum. Chciałam się ich pozbyć z mojego domu, ale nie
wyrzucić. Jeszcze nie.

Podczas początków naszego związku ten pokój miał zasadnicze


znaczenie. Była to pierwsza przestrzeń z dala od naszych rodziców, która była
nasza - w której mogliśmy robić to co chcieliśmy i zachowywać się tak, jak
wybraliśmy. Budzić się obok siebie, brać razem prysznic, kochać się bez
strachu, że ktoś nas usłyszy i późno kłaść się spać przez długie rozmowy lub
oglądanie filmów... Czy to było łóżko, podłoga, prysznic, ściana czy pieprzony
blat w łazience, całe to miejsce było wypełnione wspomnieniami związanymi
z jego osobą.

Wciąż nie mogłam zmierzyć się z faktem, że uwielbiałam tu być, i co


więcej, że nigdy nie pozwoliłam Benowi - czy komukolwiek innemu - tutaj
zostać.

Jednak to nie miało znaczenia. Był to mój pokój i nie musiałam niczego
wyjaśniać.

Skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się jak przypiął portfel


do łańcuszka u swoich spodni i wsunął go do swojej kieszeni. Zerknęłam na
jego torbę, która leżała na łóżku i wystające z niej ubrania - wszystkie były
czarne, szare lub białe.

- Upewnij się, że weźmiesz ze sobą wszystko zanim wyjdziesz -


rozkazałam, ściągając swoje skarpetki i wrzucając je do kosza przy drzwiach.-
To teraz mój pokój.

- Absolutnie powiedział gładko, dokańczając twardym głosem.- Tatum.

Wyprostowałam się, nagle czując iskrę podekscytowania pod swoją


skórę - oczywiście poza podekscytowaniem - której nie czułam od długiego
czasu. Nienawidziłam, gdy ktoś nazywał mnie "Tatum" i wiedział o tym.

Znowu do tego wróciliśmy.

Spojrzałam na niego, uśmiechając się.

- Tatum?- powtórzyłam.- Wróciłeś do domu uzbrojony w takie taktyki?-


zapytałam.

Odwrócił głowę i spojrzał na mnie przez ramię ze sztywną miną.

Zaśmiałam się.

- Może i gracze są ci sami, Jared - powiedziałam, odwiązując swoje


niebieskie spodnie od szpitalnego uniformu i pozwalając im spaść do moich
stóp.- Ale gra się zmieniła - ostrzegłam.

Jego brązowe oczy błysnęły lekko, zanim spojrzał na moje długie nogi,
które kiedyś uwielbiał i koronkowe, białe majtki.

Weszłam do łazienki, ale zatrzymałam się, aby spojrzeć na niego przez


ramię.

- To już nie jest liceum - powiedziałam, patrząc na niego z


rozbawieniem.- Wpadłeś w to zbyt głęboko.

I zatrzasnęłam drzwi, odcinając mu widok.


Rozdział 4

Jared

Zostałem wrobiony.

Oczywiście, że ciąża mojej mamy zmusiła mnie do powrotu do domu,


ale powinno się mnie ostrzec, zamiast kłamać.

Tate nie była w pierdolonych Włoszech.

Zatrzymała się u Madoca i Fallon, o czym Jax powinien mi powiedzieć,


zanim uparłem się, aby przyjechać tu w pierwszej kolejności.

Ale nie, pozwolił mi tam wejść, abym wziął prysznic i ogarnął się,
podczas czekania aż Madoc wróci do domu, jednak gdy tylko otworzyłem te
cholerne drzwi od tego pokoju, jej zapach uderzył we mnie jak paralizator.
Niemal zakręciło mi się w głowie.

Ale wtedy sobie przypomniałem...

Nie. Nie było jej tam. Nie było jej w kraju. Łóżko było zaścielone. Pokój
był nieskazitelny. Nikogo tam nie było.

Odłożyłem torbę i zacząłem się rozbierać, zanim wszedłem pod


prysznic, ale wtedy zauważyłem, że ktoś z całą pewnością tam mieszkał.

Na brzegu blatu łazienki znajdowały się kosmetyki, których Tate


używała do pielęgnacji twarzy i włosów, była tam też jej szczotka w której
były blond włosy.
I właśnie dlatego się dowiedziałem.

Zamknąłem oczy i zamarłem.

Tate była w domu.

Była w domu, zatrzymała się u Madoca i Fallon i niemal natychmiast


zapragnąłem ją zobaczyć.

Było u niej wszystko w porządku? Była szczęśliwa? Jak wyglądałaby jej


twarz, gdyby znowu mnie zobaczyła?

Po tak długim czasie chciałem ją zwyczajnie zobaczyć.

Do chwili w której zobaczyłem prezerwatywy.

Małe pudełeczko stało koło jej kosmetyczki i nie były kurwa nasze. Po
tym jak w liceum przeszła na tabletkę, przestaliśmy ich używać.

Odepchnąłem się od blatu i niemal zdarłem z siebie ubrania i zatopiłem


się pod prysznicem, zanim rozpierdoliłem wszystko w łazience.

Nienawidziłem jej. Chciałem, aby i ona znienawidziła mnie. Dlaczego


wciąż jej pragnąłem?

Kurwa!

Trzymałem głowę pod gorącą wodą przez tak długi czas, czując jak
głośna kaskada gorąca zatapia moje myśli, gdy powoli nad sobą
zapanowałem.

Gumki były zapalnikiem - przypomnieniem - że uprawiała seks z kimś


innym.

Wiedziałem o tym, a ona miała ku temu wszelkie prawo. Nie byliśmy ze


sobą, więc nie powinienem być się wściekać. Nigdy nie oceniała mnie przez te
wszystkie laski, które przeleciałem zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić, a poza
tym jej życie nie było moją sprawą. Nie powinienem być zły.

Ale to mnie nie powstrzymało. Powody nigdy nie powstrzymywały mnie


przed próbowaniem zatrzymania jej na swojej robicie. Po tym jak wyszedłem
spod prysznica, opróżniłem pudełeczko, spłukując paczuszki w toalecie i z
kimkolwiek się pieprzyła, mógł się pierdolić.
I było to jeszcze prawdziwsze w chwili w której usłyszałem, jak jej głos
wypełnia sypialnię, kiedy się zjawiła. Biorąc pod uwagę jednostronną
rozmowę, musiała rozmawiać przez telefon, więc oparłem się na blacie,
wiedząc, że wejdzie w każdej chwili. A potem uniosłem głowę, ona otworzyła
drzwi i...

Przytuliłem ją.

Wszystko do mnie wróciło. Każdy oddech, każdy pocałunek, każdy


uśmiech, każda łza, wszystko w niej co było moje.

Jej burzowo niebieskie oczy, które urzekły mnie od momentu w którym


mieliśmy po dziesięć lat; ciężkie unoszenie i opadanie jej piersi, kiedy czułem
to samo tak wiele razy; i tych dziesięć różnych emocji, które pojawiły się na
jej twarz, a każda z nich była skierowana w moją stronę jak wtedy w liceum
lub podczas innych momentów. Wszystko trafiło we mnie w jednej chwili.

Wciąż ją kochałem.

Mój puls szalał i czułem go w całym swoim ciele.

Ale wtedy zaskoczyła mnie. Moim naturalnym zamiarem było rzucenie


jej wyzwania tak jak zawsze, jednak słowa wyleciały mi z ust zanim o nich
pomyślałem. Ale nie ruszyło jej to. Nie zareagowała.

Byłem przyzwyczajony do odzywek Tate. Była dzikim kociakiem, który


naciskał kiedy ty naciskałeś, ale ta Tate była na innym poziomie. Była
protekcjonalna i niemal zimna. Nie znałem tej gry.

Wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach do głównych drzwi,


próbując wypchnąć ją ze swoich myśli. I tak nie była powodem dla którego
wróciłem do domu.

Moja mama nim była. Moja nienarodzona siostra. Moi przyjaciele.

Skierowałem się do garażu, gdzie wreszcie zobaczyłem zaparkowane


GTO Madoca.

W jego domu znajdowały się cztery garaże na dwa samochody, więc


ruszyłem ku otwartemu i zatrzymałem się przy wejściu, skrzyżowałem ręce na
torsie, gdy spojrzałem z gniewem na swojego przyjaciela.

- Nie zacząłeś mnie nawet szukać, kiedy wróciłeś do domu?- zapytałem


wyzywająco, dostrzegając, jak zatrzymuje się przy wkładaniu pudełka na
półkę.

Odwrócił się i spojrzał swoimi niebieskimi, zirytowanymi oczami w moje,


unosząc brew.

- Taa, właśnie tak, co nie?- jego znudzony ton podziałał mi na nerwy.-


Każdy musi zrobić wobec ciebie ten pierwszy krok?

Wbiłem w niego wzrok, gdy wszedłem do garażu. Madoc nie był tylko
moim kumplem. Był moją rodziną i nie ważne przez co przeszliśmy, to się
nigdy nie zmieniło. Gniew, kłopoty, różnice i nawet odległość oraz czas nie
odebrałyby mi mojego przyjaciela. Nie zamierzałem na to pozwolić.

- Zrobiłem pierwszy krok - zauważyłem.- A także drugi i trzeci. Ile razy


do ciebie dzwoniłem, pisałem smsy, pisałem e-maile - kto kurwa teraz wysyła
e-maile? Ale zrobiłem to - podszedłem do niego, zniżając głos.- To ty nigdy
nie chciałeś ze mną rozmawiać. Dlaczego?

Skrzyżował ręce na swoim torsie, który był odziany w białą koszulkę i


schylił brodę, jakby szukał odpowiednich słów. Zmarszczył mocno swoje
blond brwi i uderzyło we mnie, jak inny się wydawał.

Madoc nigdy się nie zamykał. Mógł rzucać historyjkę za historyjką i


kłócić się aż do przesady, ale teraz...

Pokręciłem głową. Prawdę mówiąc, to zabrakło mu słów.

Lub były rzeczy, których nie wiedział jak powiedzieć.

Usłyszałem za sobą kroki i odwróciłem głowę, aby dostrzec Jaxa, który


powoli wszedł do garażu. Nadal tu był i milczał, jakby czekał na to, co miało
się wydarzyć.

Odwróciłem głowę z powrotem, mrużąc oczy na Madoca.

- Co tu się kurwa dzieje?

Madoc zerknął na Jaxa, potem na mnie, wzdychają.

Dobra, pierdolić to.

Podszedłem do niego.
- Pamiętasz, jak Fallon zjawiła się po zakończeniu liceum i
niespodziewanie cię zostawiła? Wyjechałeś do Notre Dame i odciąłeś się od
wszystkich. Nie dzwoniłeś. Urwałeś kontakt. Zniknąłeś. Musieliśmy cię
namierzyć. Byłeś naszym przyjacielem i nie zamierzaliśmy dać ci odejść. A
teraz ja wyjechałem, a ty nawet nie okazałeś tej samej troski wobec mnie?-
obnażyłem zęby.- Co się kurwa z tobą dzieje?

Madoc przeczesał dłonią włosy i pokręcił głową.

Wreszcie sięgnął do kieszeni i wyciągnął swoje kluczyki.

- Jax i ja chcemy ci coś pokazać.

***

Chociaż nie cierpiałem jeździć samochodem jako kierowca,


zdecydowałem się teraz nie kłócić z Madociem w sprawie jego samochodu.
Jako, że Jax jeździł moim starym samochodem, mogłem z nim pogrywać, ale
Madoc i ja nie byliśmy na naszym starym poziomie komfortu... jeszcze.

Wyjechał ze swojej bogatej dzielnicy nadzianych domków i wjechał na


cichą szosę, którą wciąż oświetlało słońce, które przedostawało się przez
liście drzew umiejscowionych po obu stronach. Jax siedział z tyłu, bawiąc się
swoim telefonem, a obok niego Pasha, która uparła się, aby z nami jechać -
bo się nudziła - a Madoc wciąż się do mnie nie odzywał. Samochód
wypełniała piosenka "You Stupid Girl" Framing Hanley, a ja wciąż zacisnąłem
swoje pięści, czując ten szum w ciele po tym jak zobaczyłem Tate.

Kiedy wjechaliśmy w bardziej zaludnioną część miasta i Madoc wjechał


na ulice mieszkalne, wiedziałem, dokąd zmierzaliśmy. Minęliśmy nasze stare
liceum, jadąc przez ulicę na której codziennie obserwowałem jak Tate szła do
szkoły i wracała do domu. Ten sam róg na którym miałem zwyczaj łapać z nią
samochód z lodami, kiedy byliśmy młodsi.

A potem wjechaliśmy na Fall Away Lane i Madoc zatrzymał się przed


moim starym domem, który teraz należał do Jaxa.

Wytarłem swoje spocone dłonie w spodnie, modląc się jak cholera, aby
było to coś dobrego, zamiast złego.

Ale wyjrzałem przez okno tylko raz, gdy to zauważyłem.

Spróbowałem się odezwać, ale pierś ścisnęła mi się tak mocno, że


wręcz wydyszałem bez tchu moje słowa.

- Co do cholery się stało?

Nie czekając na ich odpowiedź, wysiadłem z samochodu i podbiegłem


do przestrzeni, która dzieliła nasze domy. Im bardziej się zbliżałem, tym
bardziej nie chciałem się z tym zmierzyć.

Dwa kable były zawiązane wokół dwóch gałęzi po obu stronach drzewa
mojego i Tate. Był też przymocowane do ziemi, utrzymując ciężki klon w
miejscu. Na pniu tuż nad ziemią, wgryzły się jakieś metalowe zęby,
powodując cięcie na niemal dwie stopy na całej szerokości drzewa.
Przeczesałem dłonią włosy, zatrzymując się w półkroku, gdy przyjrzałem się
temu i próbowałem ogarnąć co mogło się stać.

- Tate - usłyszałem za sobą schrypnięty głos Madoca.

Ale ledwo co go usłyszałem. Podszedłem do drzewa, przesuwając dłonią


po chropowatym konarze, aż do płytkiego cięcia, muskając je czubkami
palców.

I w tym momencie ogarnęła mnie wściekłość, gdy zacisnąłem pięść.

- Nie zrobiłaby tego - przełknąłem drżenie w moim głosie.

To drzewo było nasze. Nigdy by tego nie zrobiła. Nigdy nie


spróbowałaby go ściąć!

- Po tym jak wyjechałeś, stała się zimna - zaczął, a ja poczułem, jak


podszedł.- Nie mówiła o tobie. Nie wracała do domu na weekendy... - urwał,
a ja żałowałem, że musiałem to słyszeć.- Dałem jej na to czas -
kontynuował.- Pamiętałem jakie to uczucie, gdy straciłem Fallon. Pierwsza
miłość przysparza najgorszy ból.

Z tym wyjątkiem, że Tate nigdy mnie nie straciła. Wróciłem po nią.


- Pewnego dnia w wrześniu wróciłem do domu po tym jak wyjechałeś -
usłyszałem jak Jax się wtrącił.- I pracownicy ścinali drzewo.

Nie. Zamknąłem oczy.

Kontynuował.

- Ale kiedy się w nie wcieli, powstrzymała ich. Nie mogła tego zrobić.

- Myślę, że wiedziała, że nigdy byś jej tego nie wybaczył - dodał


Madoc.- I ona też nigdy by sobie tego nie wybaczyła, gdy wreszcie zaczęłaby
rozsądnie myśleć.

Ugryzłem wnętrze swojego policzka, aby stłumić swój drżący oddech.


Otworzyłem oczy i przyjrzałem się zniszczeniu, niemal nienawidząc jej w ten
moment.

Jak mogła?

- Na początku rozumiałem - powiedział mi Madoc.- Byłem z tobą przez


cały ten czas, stary. Wiedziałem co musisz zrobić.

Wreszcie odwróciłem się, aby spojrzeć mu w oczy. Wraz z Jaxem stał z


tyłu, podczas gdy Pasha usiadła na trawie z paczką swoich Sour Punch Bites,
grając na telefonie.

Madoc kontynuował:

- Ale później zaczęła zachowywać dystans - odsuwała się - i było tak,


jakby nasza rodzina zaczęła się rozpadać. My wszyscy. Nie była Tate bez
ciebie, a bez waszej dwójki nasza reszta z trudem trzymała się razem. Aby
czuć się normalnie.

Opuściłem głowę, spoglądając na jasno zielone liście, które powiewały


na wieczornym wietrze. Z wyjątkiem cięcia, drzewo wyglądało na zdrowe. Na
szczęście dochodziło do siebie.

- Po jakimś czasie - powiedział Madoc.- I po licznych naciskach z mojej


strony, zaczęła tu przyjeżdżać. Aby znaleźć swoje miejsce bez ciebie. Myślę,
że przez cały czas czuła się jak piąte koło u wozu. Nie mogłem być tu
jednocześnie dla ciebie i dla niej, Jared - wyjaśnił Madoc.- Nie chciałem w to
wchodzić. To sprawa Tate, ale musiałem wybrać i nie zamierzam za to
przepraszać. Potrzebowała mnie bardziej.
Podczas gdy nie mogłem zrozumieć dlaczego w tym samym czasie nie
mógł zostać kumplem moim i Tate, to cieszyłem się, że jeśli musiał już
wybrać, to wybrał ją.

Tate zamknęła się na mnie, wyrzuciła mnie i nie odpowiadała na moje


telefony czy wiadomości. Ale zdałem sobie sprawę, że nie była taka tylko dla
mnie. Musiała się zmienić wobec wszystkich.

- Jest coś jeszcze - Jax powiedział z wahaniem.

Zaśmiałem się z niedowierzaniem, kręcąc głową. Co teraz?

Zaczęli iść do miejsca z którego przyszliśmy.

- Spójrz na przednie podwórko domu Tate - zawołał Madoc, wskazując


na dom Tate.

Nie musiałem iść daleko. Kiedy zauważyłem znak NA SPRZEDAŻ z


drugiej strony jej podjazdu, ból, który stworzyła historia Madoca, zmienił się
we wściekłość w mojej głowie.

- Co do cholery tu się dzieje?- warknąłem, mierząc wzrokiem biały,


wysoki, drewniany znak, który był wbity w trawnik i słowa NA SPRZEDAŻ
rzucały się w oczy każdemu, kto tędy przejeżdżał.

Jej dom został wystawiony na sprzedaż? Przesunąłem wzrokiem z boku na


bok, stojąc w miejscu tylko dzięki myślom, które zalały mój umysł.

Jax zrobił krok do przodu.

- Jesienią Tate wyjeżdża do Stanford. Jej ojciec spędza większość czasu


za granicą - wyjaśnił, gdy do mnie podszedł.- W zeszłym tygodniu
zdecydował się na sprzedaż, jako, że obydwoje są w domu tak rzadko.
Zamierza kupić dom bliżej pracy, kiedy będzie w kraju.

- Tate nie ma z tym problemu?

- Nie ma wyboru - wtrącił Madoc.- James nie zamierza pozwolić, aby


odkupiła od niego dom za spadek. Pieniądze będą jej potrzebne na szkołę
medyczną.

Przykucnąłem, przesuwając dłonią przez włosy. Wziąłem wdech i


wydech, próbując się uspokoić, jednak to wszystko wywróciło moim światem
do góry nogami. Oziębłość Tate, drzewo, dom...

Zresztą myślałem, że co się stanie? Że zamieszka w tym domu na


wieczność? Wiedziałem, że sprawy się zmienią i musiałem to zaakceptować.
Tate odsunęła się ode mnie i jej życie było takie, jak powinno. Ruszyła do
przodu.

Ale moje płuca wypełniały i opróżniały się z powietrza, a ja żałowałem,


że mój ściśnięty żołądek nie słucha tego, do czego próbował go przekonać
mój mózg.

Tatum Brandt nie jest już twoja.

Ale zacisnąłem pięści i spojrzałem na jej dom.

A potem na nasze drzewo.

Następnie na mój dom.

I nie mogłem tego zaakceptować.

Po tych wszystkich dobrociach jakie spotkały mnie w życiu - mój biznes,


moją karierę i to jak dorosłem - byłem usatysfakcjonowany, ale niezbyt
szczęśliwy.

Wciąż ją kochałem. Chciałem tylko jej.

- Ktoś już złożył ofertę?- zapytałem, nie patrząc nikomu w oczy.

- Złożono już dwie - usłyszałem Madoca.

Oczywiście. Nikt by się nie oparł takiemu domowi. Oferty nadeszłyby


szybko i będzie ich wiele.

- Jednak James odrzucił obydwie - dodał.- Wygląda na to, że nie spieszy


mu się ze sprzedażą. Właśnie dlatego Tate zatrzymała się na kilka dni w
moim domu. Wykańczają wnętrze dla nowych nabywców.

Znowu przeczesałem włosy dłonią, ignorując fakt, że Pasha skupiła się


teraz na mnie i wgapiała we mnie wielkimi oczami, jedząc swoją przekąskę.
Tylko raz widziała mnie naprawdę wściekłego, więc pewnie teraz bawiło ją to
przedstawienie.

Spojrzałem na dom Tate. Był idealnie biały z jasno zielonymi listwami.


Wielka, piękna weranda. Jej zadbany trawnik, który wznosił się na małej
górce. Przypomniałem sobie, jak podobał mi się widok świateł w środku,
kiedy zimowymi wieczorami wjeżdżałem na swój własny podjazd.

I zaczęły piec mnie moje pierdolone oczy, więc odwróciłem wzrok.

Na tylnym podwórzu kochaliśmy się po raz pierwszy. Okna od naszych


sypialni były skierowane ku sobie. To drzewo nas łączyło.

Obnażyłem zęby, wciągając ostre oddechy. Myślałem, że nic się nie


zmieni.

- Jared - Madoc odchrząknął.- Właśnie powiedzieliśmy ci, że twoja


dziewczyna próbowała ściąć twoje drzewo. To, które wytatuowałeś sobie na
plecach - jego twardy głos stał się głośniejszy.- Dom, w którym mieszkała
odkąd ją poznałeś, został wystawiony na sprzedać.

- Nie jest moją dziewczyną - szczeknąłem.

- Nie jest też niczyją!- odkrzyknął Madoc.- Tatum Brandt kocha tylko
jedną osobę. Ciebie. Zawsze będzie cię kochać - jego niebezpieczny głos stał
się niemal szeptem.- Oddycha dla ciebie, nie ważne jak bardzo próbuje temu
zaprzeczyć lub ukryć.

Chciałem uwierzyć, że to była prawda. Że w głębi tej nowej, zimnej


Tate była wciąż moja dziewczyna, która miała moje serce.

Wstając, wsunąłem dłoń w kieszeń, zaciskając palce wokół znajomego


kawałka gliny na którym znajdował się jej odcisk palca. Po tym całym czasie
wciąż potrzebowałem tego kawałka skamieliny, którą zrobiła jako dziecko. Nie
mogłem przeżyć dnia bez niej.

- Powinieneś wrócić do niej już dawno temu - skrzywił się Madoc.

- Wróciłem - warknąłem, odwracając się w stronę Madoca.- Wróciłem


po sześciu miesiącach jak wyjechałem, a ona była z kimś innym!

Zrobiłem krok w tył, wypuszczając kawałek gliny i opuszczając rękę u


mojego boku, gdy spojrzałem na jego zdumioną minę.

Skinąłem głową, gdy wciąż brakło mu słów.

- Taa, wróciłem i było kurwa za późno, jasne?


Jax wiedział, jednak nie rozmawiałem z Madociem i biorąc pod uwagę
jego minę, Jax mu nie powiedział.

Wciąż czułem się tak, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.

Stanąłem przy oknie swojego starego pokoju zdumiony i wściekły. Zamarznięty


i napięty.

Ledwo co rozpoznałem tego kolesia. Gavin jakiś tam. Chodził z nią do tej
samej grupy w Northwestern; poznałem go rok temu. Zacisnąłem pięści. Jak długo
czekała po tym jak wyjechałem?

Tate była w swoim pokoju, obejmowała ramionami jego szyję, gdy on ją


przytulił, powoli z nią tańcząc. Pocałował ją, a mój żołądek ścisnął się.

Jego blond włosy - które pasowały do jej - były krótko ścięte, zaś ona zaśmiała
się, gdy przytulił ją bliżej i obrócił się.

Sześć miesięcy. Nie mogła poczekać nawet sześciu pierdolonych miesięcy.

Ja czekałem. Nie pieprzyłem się z nikim. Tylko ze swoją cholerną ręką - jak
żałosny frajer, który wciąż miał nadzieję, że na mnie zaczeka. Trzymając się nadziei,
że będę mógł ją odzyskać.

Ścisnęła mi się pierś, gdy przyjrzałem się im, nienawidząc tego jak się śmiała,
nienawidząc jak z nią tańczył i nienawidząc tego, że ruszył do przodu.

Wciąż ją kochałem. Dla mnie nic nie zblakło.

Dopadłem do okna i zacisnąłem dłonie na framudze, gdy przyglądałem się jak


całuje ją po szyi. Dotykał jej wszędzie, a ona uśmiechała się.

Dlaczego się uśmiechała? Nie mogła go chcieć.

Opadł na łóżko, pociągając ją ze sobą. Usiadła okrakiem na jego biodrach,


zaś ja odchyliłem się, uniosłem nogę i kopnąłem w szybę, słysząc trzask rozbijanego
okna, jednak nie zostałem na tyle długo, aby spojrzeć na wyrządzoną szkodę.

Niech sobie ruszy do przodu, jeśli właśnie tego chciała.

Ja też to zrobię i wszystko się skończy.

Wypadłem z domu, wskoczyłem do mojego samochodu i skierowałem się do


mojego hotelu w Chicago w którym mój zespół brał udział w wyścigach.
Zapomnę o niej.

Spróbuję o niej zapomnieć.

Ale nie udało mi się.

Nie wiedziałem kiedy zaczęła się umawiać z tym kolesiem, ale jednego
byłem pewien. Wróciła do gry przede mną.

- Gavin - Madoc przypomniał sobie.- Spróbowała ruszyć do przodu po


tym jak wyjechałeś. Chodzili ze sobą przez kilka miesięcy, ale zerwała z nim -
spojrzał mi prosto w oczy, ale nie chciałem znać szczegółów.

- Nie obchodzi mnie to - syknąłem. Nie chciałem znać jego imienia, ani
imion innych, z którymi się widywała.

Ale Madoc nacisnął.

- Była sama przez ponad rok, Jared - zauważył.- Nie zapomniała o


tobie, więc zerwała z nim, kiedy zorientowała się, że próbowała wskoczyć w
to wszystko zbyt szybko. Dojście do siebie zajęło jej dużo czasu, ale musiała
spróbować ruszyć do przodu ze swoim życiem - spojrzał na Jaxa, a potem z
powrotem na mnie.- Dopiero od niedawna znowu się z kimś umawia -
powiedział cicho.

Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie, ale mówiłem cicho.

- Z kim?

- Od wiosennej przerwy zaczęła się spotykać z Benem Jamisonem.

Jezu. Ben Jamison?

- I z tego co wiem - dodał Madoc.- Nie spieszą się. To jeszcze nic


poważnego.

Zauważyłem, że Pasha patrzy się bez mrugnięcia okiem na spektakl


przed sobą.

- Na co się tak gapisz?- warknąłem.

Zrobiła balona z gumy.

- To lepsze niż telewizja.


Skrzyżowałem ręce na torsie, próbując uspokoić swój oddech, gdy
odchyliłem głowę.

- Jeśli go chce - powiedziałem Jaxowi i Madocowi spokojnym głosem.-


To niech z nim będzie.

Madoc zaśmiał się gorzko.

- Ściągaj spodnie.

Przechyliłem głowę w jego stronę.

- Po co?

- Bo chcę zobaczyć jak wygląda facet z cipką.

Skurwy... Momentalnie podszedłem do Madoca, stając przed nim tors w


tors i patrząc na niego ze wściekłością.

Odsunął się tylko o krok, wyglądając tak, jakby chciał wywiercić mi


dziurę w głowie za pomocą swoich oczu.

Jax wszedł między nas, odpychając mnie, gdy nadal patrzyłem w oczy
Madoca.

- Pasha?- Jax stanął przede mną, krzyżując ręce na torsie i patrząc mi w


oczy, gdy zwrócił się do mojej asystentki.- Mój brat zawiesza na wstecznym
lusterku breloczek?- zapytał.- Jest na nim odcisk kciuka.

Odwróciłem swoje wściekłe spojrzenie ku Jaxowi.

- Taa - odpowiedziała.- I zawiesza go na szyi, gdy jeździ na motocyklu.

Jax uśmiechnął się z satysfakcją, aby mnie wkurwić.

- Unika blondynek niczym ksiądz w różowej koszuli?

Z trudem przełknąłem ślinę, słysząc śmiech Pashy.

- Prawdę mówiąc, to nie może ich znieść - odpowiedziała.

Jax dalej patrzył mi w oczy, kontynuując:

- Ma niemal niezdrową obsesję na punkcie Seether? A w szczególności


wobec piosenek "Remedy" i "Broken"?
- Upewniam się, że zawsze są na jego playliście - odpowiedziała,
spoglądając w moją stronę.

Do jasnej cholery.

Jax skinął brodą, spoglądając na mnie z satysfakcją.

- A teraz możesz spędzić tygodnie bujając się do przodu i w tył. Chcesz


jej. Nienawidzisz jej. Nie możesz przetrwać bez niej choćby jednego dnia. Nie
będziesz mógł jej znieść następnego. A my wszyscy będziemy gotowi się
powstrzymać, gdy będziesz się tak wahać, ale zadaj sobie jedno pytanie -
uniósł wyczekująco brwi.- Co byś zrobił, gdyby teraz Tate znajdowała się w
swoim pokoju, zwinęła się na łóżku i miała na sobie tylko pościel? Gdzie
chciałbyś być?

Zrzedła mi mina, jednak moje ciało zalał żar, kiedy pomyślałem o jej
ciepłym ciele zwiniętym pod pościelą.

Wciągnął głęboki oddech, wiedząc, że mnie przekonał.

- Chcemy wszystkiego tak jak było kiedyś - odpowiedział stanowczo.-


Tak samo jak ty.

Pokręciłem głową i odwróciłem się od ich spojrzeń.

Taa, wciąż byłem do niej przywiązany. No i co z tego?

Byłem zadowolony ze swojego życia.

Przynajmniej całkiem szczęśliwy.

Stałem się mężczyzną, którego szukałem, kiedy wyjechałem. Miałem


pracę, którą uwielbiałem i byłem w stanie zainwestować w swoją przyszłość i
zacząć swój własny biznes. Wolność podejmowania decyzji - spędzałem dni
na pracy, którą kochałem - dała mi nie tylko bezpieczeństwo, ale i spokój.
Miałem dzieciaki na torze, pracowałem w sklepie, miałem także czas na
odkrywanie moich pomysłów i pasji. Byłem dumny z tego jak spędzałem
swoje dni i mężczyzną, którym się stałem.

Ale mój brat miał rację.

Była i zawsze będzie ostatnim obrazem, który pojawi się w mojej głowie
przed zaśnięciem.
Odwróciłem się i wyciągnąłem telefon z kieszeni, decydując, ze ma
rację. Żadnych pierdolonych uników.

- Zadzwoń do mojego księgowego - rzuciłem telefon Pashy.- Kup ten


dom.

- Jared!- podniosła się z trawy z szokiem w oczach.- Będzie cię to


kosztować wszystko co masz!

Uniosłem na nią tylko brew. Uniosła tylko dłonie i odwróciła wzrok,


kręcąc głową. Była wkurzona, ale wiedziała, że kłótnia dobiegła końca.

Wiedziałem dlaczego się martwiła i miała ku temu wszelkie prawo.


Włożyła wiele pracy w zbudowanie mnie i mojego biznesu i chociaż nie były
to jej pieniądze, to martwiła się o moje zabezpieczenie. Naprawdę ją za to
lubiłem.

Zignorowałem te lekkie uśmieszki, jakie Madoc i Jax posłali sobie


nawzajem i ruszyłem w stronę samochodu, wołając przez ramię.

- I zadzwoń do chłopaków - krzyknąłem do Pashy.- Niech przywiozą tu


mój samochód.

Tate miała rację. Gra się zmieniła.

Tylko, że nie miała pojęcia jak bardzo.


Rozdział 5

Tate

Przecisnęłam się przez masę ludzi, idąc do kuchni, aby napełnić swój czerwony
kubeczek.

W domu Madoca był bałagan.

Fallon dobrze się bawiła - była to alternatywa pomiędzy zbieraniem zużytych


kubeczków i rozmawianiem z naszymi znajomymi, podczas gdy jej mąż był na dole z
Jaxem, grając w bilard z jakimiś kolesiami. Juliet i ja wtopiłyśmy się w imprezę na
której było morze gości.

Każdy przyjechał do domu na weekend, a ja przywiozłam ze sobą Gavina,


próbując przekonać mojego, aby przyzwyczaił się do nowego faceta w moim życiu.

- Hej - szepnął mi do ucha, stając za mną.- Wydaje mi się, że nadeszła pora,


aby się stąd zmyć.

Uśmiechnęłam się, ściągając dłoń Gavina ze swojego brzucha i obracając się.

- Nie wiem, czy możemy to zrobić teraz - stwierdziłam.- Obydwoje piiśmy.

Trzymając go za rękę, poprowadziłam go do blatu, słysząc "This Is the Time"


Nothing More, a piosenka ta wylewała się przez otwarte drzwi od piwnicy.

- Madoc da nam jakiś pokój. Możemy się przespać tutaj.

W uszach usłyszałam bicie swojego serca, ale nie odezwałam się. Da nam
pokój?

Gavin i ja chodziliśmy ze sobą od dwóch miesięcy i nie było wątpliwości, że się


dogadywaliśmy. Obydwoje studiowaliśmy medycynę w tej samej uczelni. Dogadywał
się też z Madociem, chociaż nie byli blisko.

Z drugiej strony Jax wciąż nie chciał mieć nic z nim wspólnego.

Mój ojciec także miał problem z przekonaniem się do niego i wiedziałam


dlaczego. Jego relacja z Jaredem była bliska i ciężko było ruszyć do przodu.
Rozumiałam to.

Ale ja próbowałam ruszyć do przodu. Gavin był zabawny i mądry, a kiedy z


nim byłam, nie myślałam o Jaredzie.

Był to jedyny moment w którym o nim nie myślałam.

Znowu próbowałam znaleźć odrobinę szczęścia, ale zamiast być to łatwiejsze,


było to coraz trudniejsze.

Każdego dnia było coraz bardziej widoczne, że go nie kochałam i martwiło


mnie to.

Wielu ludzi uprawiało seks bez miłości, ale zauważyłam jedno. Było inaczej.
Nie było tak samo dobrze.

- Jestem pewien, że znajdziemy pokój, aby się przespać - powiedziałam cicho,


posyłając mu lekki uśmiech.

Spojrzał na mnie.

- Nie masz tu swojego pokoju?- zapytał.- Chyba Madoc kiedyś o tym


wspominał.

Próbowałam pomyśleć nad odpowiedzią, kiedy opróżniłam swój kubeczek i


nalałam sobie do niego wody.

- Mam - skinęłam głową.- Ale...

Podskoczyłam, kiedy kilku facetów wbiegło do kuchni, wyłaniając się z piwnicy


i krzycząc, gdy wybiegli na korytarz.

- Ale?- nacisnął.

Spojrzałam na niego, rozproszona przez hałas.

- Hej!- ktoś krzyknął.- Obejrzyjcie to nagranie Trenta!

Zamrugałam, upuszczając swój kubeczek do zlewu.

Ignorując Gavina, ominęłam kuchenną wyspę i poszłam za chłopakami, którzy


rozsiedli się w salonie i zgromadzili wokół iPada. Zerkając przez czyjeś ramie,
spojrzałam na nagranie Jareda - wyglądało na to, że zostało wrzucone dzisiejszego
dnia - na którym pędził po torze naszpikowanym ostrymi zakrętami i zwrotami i
chociaż nie widziałam jego twarzy za kaskiem, wiedziałam, że to on. Wszędzie
poznałabym to ciało.

Wstrzymałam oddech i pozwoliłam sobie na lekki uśmiech.

Boże, był piękny. W ten sposób pochylał się i sterował swoim motocyklem,
będąc w pełnej kontroli.

I robił to.

Robił to co chciał i żył tak jak chciał żyć. Obserwowałam go i nie ważne jak
bardzo to bolało, byłam z niego strasznie dumna.

Poczułam Gavina przy swoich plecach, ale nie spojrzałam na niego. Nagranie
na YouTubie przesunęło się do komentatora i ścisnął mi się żołądek, gdy zobaczyłam
Jareda w tle.

Rozdawał autografy dzieciakom, gdy dziewczyny z wyścigów - te, które


zabawiały tłum w swoich seksownych strojach - wsiadły do busu za nim. Kolejny
członek zespołu chwycił Jareda za ramię, i szepnął mu coś do ucha, zanim obydwoje
się uśmiechnęli, jakby właśnie dzielili prywatny żart.

Koleś popchnął Jareda w stronę tego samego busu w którym dziewczyny


zniknęły w busie i poszedł za nim, zamykając za sobą drzwi.

- Stary, to dopiero jest życie - skomentował koleś po mojej prawej.

Odwróciłam się i próbowałam zachować niewzruszoną minę, chociaż moje


serce pękało na pół.

Gavin poszedł za mną na górę i choć nie wiedziałam dlaczego, zabrałam go


prosto do pokoju mojego i Jareda.

Musiałam to zrobić. Nie chciałam już Jareda. Nie chciałam czuć bólu. Nie
chciałam się chwytać szansy, że znowu będę jego i będę przechodzić przez to jeszcze
raz.

Miesiące bólu serca, miesiące próbowania ruszenia do przodu, a i tak czułam


się tak, jakby był wszędzie.

Kochałam się z Gavinem, a teraz mogłam się z nim kochać w łóżku moim i
Jareda, zwłaszcza, że musiałam pokonać tą granicę, po której nie byłoby już odwrotu.
Zabiłoby to wszystko we mnie.

Gavin zaczął całować mnie po szyi, a po mojej twarzy spłynęła łza. Miałam
wrażenie, że moja skóra jest pokryta błotem i czułam się coraz bardziej brudna z
każdym jego dotykiem. Nie chciałam tego.

Nie powinnam tego robić.

Ale zamknęłam oczy i przechyliłam głowę na bok, i tak go zapraszając.

Zacisnął dłonie na moich piersiach, pocierając je w okręgach przez koszulkę,


gdy mnie pocałował.

Wsunął dłoń w moje dżinsy, przez co zassałam oddech. Zacisnęłam uda, aby
trzymać go w ryzach, ale nie wiedziałam czego chcę.

Gavin sprawiał, że Jared znikał. Gavin zawsze sprawiał, że zapominałam.


Mogłam to zrobić.

Ale i tak pokręciłam głowę.

Z każdą sekundą tego wszystkiego czułam się coraz gorzej, a nie chciałam
wykorzystać Gavina. Chciałam sprawić, że to co robiliśmy stanie się brudne, abym
mogła się czuć lepiej.

W mojej głowie pojawił się głos Jareda.

- Wywracasz mój świat do góry nogami od ośmiu lat. Nie mam ciebie dość.

Łyknęłam powietrze, krztusząc się od łez, gdy odepchnęłam Gavina i ukryłam


twarz w dłoniach.

- Tate, co się stało?- brzmiał na przejętego.

Pokręciłam głową i opadłam na ścianę obok łazienki, zsuwając się na podłogę.

- Idź sobie - zapłakałam cicho.- Przepraszam, ale dzisiaj musisz spać gdzie
indziej.

Podszedł do mnie.

- Kochanie, my możemy spać gdzie indziej. Co zrobiłem nie tak?

Znowu pokręciłam głową.

- Proszę, po prostu wyjdź.

To był pokój mój i Jareda. Nikogo innego.


- Proszę, wyjdź - krzyknęłam głośniej.

- Tate - nacisnął.

- Natychmiast!- wrzasnęłam.- Zostaw mnie samą.

Oparłam głowę na kolanach i rozpłakałam się. Nie wiedziałam dlaczego, ale


czułam się winna. Uprawiałam seks tylko z Jaredem, dopóki nie pojawił się Gavin.
Nie sypiałam z byle kim, a Jared utopił swój ból i smutek w wielu dziewczynach
przede mną.

Dlaczego ja też nie mogłam poczuć się przez to lepiej?

Płakałam przez długi czas, wciąż słysząc na dole muzykę i nie wiedząc, czy
Gavin wyszedł, wrócił na imprezę, czy znalazł sobie inny pokój.

Dłoń dotknęła mojej i poderwałam głowę, dostrzegając Madoca, który ukląkł


przede mną na jednym kolanie.

Moja twarz pękła i nie byłam tego już dłużej wstrzymać.

- Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć?- zapłakałam.

Zamknął oczy i przeczesał dłonią włosy ze zmęczeniem, wyglądając tak, jakby


sam był gotów się rozpłakać.

Zamiast tego przyciągnął do siebie i przytulił, pozwalając mi ochłonąć.

- Kiedy odesłano Fallon - zaczął, dławiąc się swoimi własnymi łzami.-


Próbowałem się zatracić w wielu innych kobietach - usłyszałam, jak z trudem
przełyka ślinę.- Ale nie pomagało to na dłużej niż dzień i zawsze czułem się jeszcze
gorzej.

Spojrzałam na Madoca.

- Minęły miesiące. Jared pewnie ruszył do przodu, ale ja nie chcę nikogo
innego - podciągnęłam nosem, ocierając łzy, czując, jak więcej napływa.- To wciąż
boli. Wszystko boli. Ostatniej jesieni niemal ścięłam nasze drzewo, Madoc. Co jest ze
mną nie tak? Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć?

Uniósł brodę, a w jego niebieskich oczach pojawiły się łzy.

- Chcesz o nim zapomnieć?- zapytał.

Zmrużyłam oczy.

- Oczywiście, że tak.
Przechylił głowę na bok.

- Wydaje mi się, że wciąż go kochasz, Tate i myślę, że w głębi siebie wciąż masz
nadzieję, że po ciebie wróci.

Podciągnęłam nosem, odwracając wzrok.

- Nie potrafię mu zaufać. Zbyt wiele się wydarzyło - łzy spłynęły na moje
wargi.- Gavin to dobry chłopak. Muszę spróbować ruszyć do przodu.

Chwycił mnie za brodę, zachęcając mnie, abym spojrzała mu w oczy.

- Wymuszasz to - stwierdził.- Pamiętasz ostatni rok? Byłaś silniejsza, kiedy


stałaś o własnych siłach, Tate.

Madoc miał rację.

Następnego dnia zakończyłam swój krótki związek z Gavinem i


dołączyłam do mojego taty i Jaxa, aby popracować nad moim samochodem.
Tamtej wiosny zaczęłam też brać udział w wyścigach.

Dopiero ostatnio - ponad rok od rozmowy z Madociem - zaczęłam


spotykać się z Benem, nie spiesząc się i sprawdzając grunt.

Siedziałam w swoim G8, wpatrując się w swoje czarne wnętrze i


przyciemnione szyby swojego prywatnego świata, gdy w głośnikach
rozbrzmiewało "My Way" Limp Bizkit. Tłum kłębił się na zewnątrz, już
rozlewając swoje drinki z kubeczków, gdy potykali się na torze, zaś ja
powstrzymałam swój uśmiech, ani razu nie czując się źle, że do nich nie
dołączyłam. Ben chciał, abym to zrobiła. Pragnął szczęśliwej dziewczyny,
którą miałby u swojego boku w takich towarzyskich sytuacjach bez
komplikacji.

Bądź co bądź, jeśli zdecydowałam się ścigać, dlaczego nie miałam się
cieszyć atmosferą?

Jednak było nieco zbyt późno, aby Ben wyrobił odpowiednie wrażenie
na mojej osobowości. Już w liceum dowiedziałam się kim jestem i w nocy
spało mi się o wiele lepiej, gdy nie musiałam za to przepraszać.

Nie potrzebowałam ich, nie potrzebowałam nawet wygranej.


Potrzebuję tylko tego, pomyślałam, gdy chwyciłam za kierownicę i
sprzęgło. Krew w moich ramionach sprawiała wrażenie, jakby tańczyła pod
moją skórą i wiedziałam, że byłam gotowa.

Tak, Madoc miał rację.

Byłam silniejsza, kiedy stałam na własnych nogach. I kiedy Jax zachęcił


mnie, abym wzięła udział w wyścigach na Pętli, dowiedziałam się, że była to
jedna rzecz, którą zrobiłam sama - która należała do mnie - dzięki której
czułam siłę w swoich żyłach.

Nie było żadnego poczucia winy, żadnej presji - tylko cisza. I


zamierzałam tego się trzymać, kiedy Jared pojawi się dzisiejszego wieczoru
na torze.

Wiedziałam, że to zrobi.

Niechętnie się do tego przyznawałam, ale dzisiejszego dnia krew mi


nieco szybciej popłynęła dzięki niemu. I to nie przez to jak dobrze wyglądał.
Piękny tusz pokrywał znaczną część jego ramion niż te dwa lata temu, jednak
wciąż miał gładki, umięśniony tors, który wyglądał jeszcze bardziej
niesamowicie, gdy opaliło go zachodnie słońce.

No i oczywiście wystarczyło tylko jedno spojrzenie, aby zalazł mi pod


skórę.

W wieku dziesięciu lat Jared był moim przyjacielem. Gdy miałam


czternaście, stał się moim wrogiem; po osiemnastce stał się moim
kochankiem; a wieku dwudziestu lat złamał mi serce. Znałam go dłużej niż
przez połowę swojego życia i chociaż role się zmieniły, to jego impakt zawsze
był przytłaczający.

Zawsze.

Pochyliłam się, aby wyciągnąć z plecaka Źdźbła Trawy mojej mamy.


Rzucając plecak na tylne siedzenie, otworzyłam książkę i przycisnęłam kciuk
do brzegu stron, gdy nimi przekartkowałam, czując na twarzy lekki powiew
wiatru.

Odnalazłam stronę sześćdziesiątą czwartą i przesunęłam wzrok na


wersy dwudziesty, na "Pieśń o Sobie" Walta Whitmana.
Szepnęłam, przysuwając do siebie książkę:

- Istnieję taka jaka jestem i to wystarczy.

Było jeszcze wiele innych podkreślony wierszy w tej starej książce,


jednak zawsze wracałam do tych, które zaznaczyła moja matka. Być może
zaznaczyła je dla samej siebie, a może wiedziała, że będę ich potrzebować,
ale były dla mnie zawsze jak głos, gdy jej już ze mną nie było. I chociaż
zmarła na raka ponad dziesięć lat temu, nigdy nie przestałam jej
potrzebować. Więc wszędzie zabierałam ze sobą tą książkę.

Pochylając się do przodu, przycisnęłam nos do okładki i zaciągnęłam się


zapachem starych kartek, gdy zamknęłam oczy.

- Stara - usłyszałam głos Madoca.- To obleśne.

Otworzyłam oczy i wciągnęłam chrapliwy oddech, kiedy wcisnął swój


wielki łeb przez moje okno.

Można by pomyśleć, że to Madoc był moim chłopakiem, gdy tak się


mną zajmował, jednak nie można było się od tego odciąć. Napisał do mnie
trzy razy, aby się upewnić, że pojawię się dzisiejszego wieczoru. Nigdy nie
przegapiłam wyścigu, jednak wiedziałam dokładnie dlaczego pomyślał, że
dzisiaj mogłabym się wymigać. Ten kretyn myślał, że nie mam do siebie
szacunku.

- Nie chcę o tym gadać - ostrzegłam, wrzucając książkę do swojego


schowka - co zawsze robiłam na szczęście - i wysiadłam z samochodu.

- Dobra - skinął głowę, wsuwając dłonie w kieszenie swoich szarych


spodni do kolan.- Ale jeśli zobaczę, że sypiasz ze swoimi książkami, będę
musiał zainterweniować - skinął brodą w stronę mojego tylnego siedzenia,
które było zawalone notatkami ze szkoły.

Posłałam mu spojrzenie, idąc na tył swojego samochodu, aby


przymocować kamerę GoPro, którą dał mi Jax.

- Mam tyły w materiale z powodu swojej pracy w szpitalu - wyjaśniłam,


schylając się, aby przymocować kamerę.- I chcę nadrobić notatki i przypisy do
książek, zanim zacznie się szkoła.

- Czytasz przypisy do książek?- spojrzał na mnie tak, jakbym była cała


ubrana na pomarańczowo.
Wyprostowałam się, kładąc ręce na biodrach.

- Biorąc pod uwagę, że jesteś na studiach prawniczych, tobie też radzę,


żebyś zajrzał głębiej w spis lektur.

Otworzył szeroko oczy.

- A mamy jakiś spis?

Spojrzałam na niego ze zdumieniem i zaśmiałam się, zdając sobie


sprawę, że żartował. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Cóż, nie będziesz jutro brać udziału w operacji - stwierdził.- Więc


wyluzuj wreszcie.

- Nie mogę - powiedziałam, podchodząc do drzwi.- Ja tylko...

- Martwisz się, że zaczniesz o nim myśleć?- dokończył, przez co się


zatrzymałam.

Westchnęłam, zaciskając zęby.

- Nie zaczynaj teraz, dobra? Nie masz lepszych rzeczy do zrobienia? Tak
jakby ta twoja cała misja z założeniem drużyny piłki nożnej w gospodarstwie
Caruthersów, gdy studia się skończą?

Ale zignorował mnie. Zanim zorientowałam się co się stało, Madoc


wpadł na moje tylne siedzenie i zaczął zbierać moje książki i plecak.

- Madoc - krzyknęłam, próbując złapać za moje rzeczy.- Oddaj mi moje


książki.

Odsunął się ode mnie.

- Ja je wezmę.

- Natychmiast!- krzyknęłam szeptem.

- Nie dzisiejszej nocy - uśmiechnął się, kręcąc głową.

- Dlaczego nie dzisiaj?- zapytałam, jakbym nie wiedziała dokąd to


zmierza.

Ale w tym momencie schrypnięty głos dobiegł z głośnika, przez co wraz


Madociem spojrzeliśmy w górę.
- Tate!- moje imię rozbrzmiało na torze.- Jesteś tutaj?

Uśmiechnęłam się i uniosłam z rozbawieniem brew na Madoca.

- Wybacz mi na chwilę - powiedziałam słodko.

- Och, oczywiście - zagruchał, schylając głowę w ukłonie i patrząc na


mnie z wesołością.

Skierowałam się na przód swojego samochodu, wskoczyłam na maskę i


stanęłam.

- Tutaj!- krzyknęłam, czując na sobie ciężar setki par oczu z


otaczającego mnie tłumu.

W nocne powietrze uniosły się wiwaty, gdy ludzie - faceci i laski - wyli i
klaskali, gwizdali i skandowali moje imię, zaś ja dostrzegłam Fallon i Juliet na
trybunach, które uniosły swoje kubeczki i wykrzykiwały swoje wsparcie.

Zack Hager, komentator, stanął na podwyższonym miejscu wraz z


Jaxem, wyraźnie planując dzisiejsze wyścigi. Sprawdzali obecność tylko
wtedy, kiedy ktoś się wycofywał. Jako, że wszystko było ustalane dzień przed
wyścigiem, musieli wywnioskować kto był obecny, aby ustalić nowe
zestawienia.

Zeskoczyłam na ziemię i spojrzałam na Madoca, dokańczając naszą


rozmowę.

- Wszyscy wiedzieliście, że wraca do domu i nikt mi nie powiedział -


zauważyłam.- Nie jestem zła, ale nie zamierzam dać się wplątać w ten spisek,
jaki planujecie. Jestem już dorosła.

Zmarszczył brwi i upuścił mój plecak.

- Och, proszę cię - burknął.

I następne co wiedziałam to to, że złapał moją głowę pod ramię -


zakładając mi chwyt - i potarł mocno moją głowę knykciami.

- Madoc!- krzyknęłam, kładąc jedną rękę na jego plecach, a drugą na


bicepsie, próbując wyciągnąć głowę z jego uścisku.- Nie będziesz mnie
czochrać!

- Czochrać?- nie zgodził się ze mną.- Nie, dorośli nikogo nie czochrają. A
my jesteśmy dorośli, prawda?- zawołał, a od jego ataku zapiekł mnie skalp.

- Madoc!- warknęłam, oddychając krótko i szybko.- Puść mnie!-


tupnęłam nogą, wreszcie mu się wyrywając.

Cofnął się i roześmiał, podczas gdy ja wyprostowałam się, próbując


złapać swój oddech.

- Dupek z ciebie!- odgarnęłam włosy z twarzy, które wysunęły się z


mojego kucyka.

- To prawda - powiedziała Fallon, podchodząc wraz z Juliet.- Dopiero


teraz sobie to uświadomiłaś?- zażartowała, puszczając oczko swojemu
mężowi.

Prychnęłam, ściągając gumkę z włosów, ponieważ moja fryzura była


beznadziejną sytuacją.

- Ach, tak lepiej - Madoc uśmiechnął się w uznaniu, zerkając na moje


rozpuszczone włosy. Skrzywiłam się.

Ale później coś innego przykuło moją uwagę, gdy tłum stał się
głośniejszy i wszyscy obróciliśmy się w stronę toru na którym powstało
zamieszanie.

Ludzie odsunęli się na bok, zaś ja dostrzegłam Jareda, gdy tłum zaczął
wiwatować i krzyczeć.

Jechał na swoim motocyklu z liceum - tym samy, który Jax trzymał w


garażu, odkąd Jared ścigał się teraz na lepszych motocyklach - i wjechał na
wolną przestrzeń, aby się zatrzymać. W mgnieniu oka został otoczony
tłumem ludzi: starymi znajomymi, fankami i fanami.

Przyglądałam się jak ściągnął swój kask i przerzucił nogę, posyłając


uśmiech do swojego starego kumpla, Zacka, a mój żołądek ścisnął się, kiedy
dostrzegłam jak młoda kobieta zsiada z miejsca za nim.

Nie rozpoznałam jej i zignorowałam ukłucie zazdrości, gdy pomyślałam


o tym, że mogła być kimś, kogo przywiózł ze sobą z Kalifornii.

Każdy próbował zwrócić na siebie jego uwagę i po raz kolejny stał się
centrum wszystkiego.
Madoc pstryknął palcami przed moją twarzą, zwracając na siebie moje
spojrzenie.

- Wkurzyłaś się?- zapytał.

Zacisnęłam usta.

- Nie.

- Cóż, a powinnaś - odpowiedział.- To nie jego tłum. Należy do ciebie -


dodał.- Przyszli tutaj, żeby zobaczyć ciebie.

Wciągnęłam ostry oddech.

- Nie obchodzi mnie to...

- Niektórzy z nich mają długą pamięć - przerwał mi.- I być może są


zainteresowani tym co się stanie, gdy obydwoje tu jesteście, ale to nie
oznacza, że ma skraść całe światło twojego dzisiejszego przedstawienia.

Spojrzałam na niego.

- To obchodzi mnie jeszcze mniej...

Ale złapał mnie za ramiona i zamknęłam się, gdy mną potrząsnął.

- A co cię obchodzi?- warknął, a ja poczułam, jak Juliet i Fallon


nieruchomieją za mną.

Zassałam powietrze, zdumiona jego szorstkością. Ledwo co


zamrugałam, kiedy chwycił mnie za rąbek mojego luźnego, czarnego topu i
rozdarł go z boku.

Zacisnęłam zęby.

- Madoc, co ty do cholery wyprawiasz?- zapytałam spokojnie.

Chwycił za dwa końce i związał je na moim brzuchu.

- Jesteś królową - przypomniał mi i podniósł plecak z ziemi.- Ten tor


należy do ciebie jak i każdy kierowca, który tu jest. Ignoruje ten fakt, więc
pokaż mu lepiej.

Wzięłam głęboki oddech, nie chcąc mu pokazywać uśmiechu, który


próbowałam ukryć. Taa, to było moje. Tor, piątkowe wieczory i wygrane. Nie
musiałam zachęcać Jareda. Ale zamierzałam zatrzymać to, co było moje.

Odwracając się, Madoc warknął ostatni rozkaz, zanim odszedł.

- Juliet, przynieś jej jakąś szminkę.

Zmarszczyłam mocno brwi.

Dupek.

Juliet sięgnęła do swojej torebki, podczas gdy przyglądałam się jak


Madoc wrzucił plecak do swojego samochodu, wyraźnie się upewniając, że
nie będę mieć wymówki, aby wyłączyć się z towarzystwa po wyścigu.

Spojrzałam na swoją koszulkę.

Co za dupek. Nawet jeśli rozwiązałabym splot, to moja bluzka i tak


byłaby podarta.

- Twój mąż jest...

- Utrapieniem?- Fallon dokończyła, a w jej zielonych oczach pojawił się


uśmiech.- Owszem, jest.

Szarpnęłam się, gdy Juliet próbowała pomalować moje usta czerwoną


szminką.

- Nie ruszaj się - skarciła mnie.- Jax nienawidzi błyszczyków, więc


znalazłam tą szminkę, od której się nie świeci, gdy go całuję. Uwielbia ją, ale
jeśli rozmażę ci ją na twarzy, będzie potrzeba czegoś więcej, aby ją zetrzeć,
dobra?

Pozwoliłam jej nałożyć tą cholerną szminkę - i nie wiedziałam dlaczego.


Być może dlatego, że to była dodatkowa zbroja. Być może chciałam wyglądać
ładnie dla Bena.

A może dlatego, że zobaczyłam jak Jared rozsiada się na trybunach,


podczas gdy dziewczyna - tym razem inna, niż ta z którą przyjechał - położyła
dłoń na jego kolanie, okazując zainteresowanie całą sobą.

Może chciałam mu pokazać, że nie potrzebowałam go, aby zrobić


wrażenie samą sobą.

Znajoma z którą przyjechał, usiadła po jego drugiej stronie, wyglądając


na znudzoną i niezainteresowaną. Jej czarne włosy były przeplecione
fioletowymi kosmykami i po tym jak zerknęłam na jej ciało, zaczęłam się
zastanawiać jak bardzo zmienił się gust Jareda.

Zawsze miałam swój awangardowy styl, ale był on przyzwoity. Ta


dziewczyna była piękna, ale podkreślała swoją urodę bardziej intensywną
fryzurą, makijażem i kolczykami, które myślałam, że mogą się spodobać
Jaredowi. Zawsze wychodził z założenia, że im mniej tym lepiej.

Wychodzi na to, że było to kłamstwo.

Miała na sobie obcisłe dżinsy, których nogawki były upchnięte do botek


oraz czarną koszulkę, która opadała luźno na jej biodrach. Jej nadgarstki były
ozdobione metalowymi i żelowymi bransoletkami, podczas gdy w jej uszach
było kilka kolczyków. Na jej twarzy też było kilka ozdób.

Przypominała Fallon, jednak w głośniejszy sposób.

Zauważyłam, jak podszedł do niego Ben - pewnie chcąc szybciej


przełamać lody - też ruszyłam w jego stronę wraz z Fallon i Juliet, niemal
natychmiast podchwytując jego spojrzenie.

Madoc pochylił się w stronę Jareda, mówiąc cicho, jednak Jared dalej
patrzył na mnie, gdy Ben chwycił mnie za rękę, gdy podeszłam bliżej.
Zamrugałam, uśmiechnęłam się do niego, mając nadzieję, że nie wyczuje
potu na mojej dłoni.

- Tate - Jared skinął głową.

Oddychałam spokojnie przez noc, próbując zapanować nad swoim


pulsem.

- Jared.

- Twoja kariera naprawdę się rozkręciła, stary - Ben stwierdził z


uznaniem, mówiąc do Jareda.- Gratulacje.

- Dzięki - odpowiedział Jared, nawet nie patrząc Benowi w oczy.

- Zejść z toru!- w oddali usłyszałam wołanie Zacka, gdy pierwsza para


kierowców zajęła miejsce.

- Więc wreszcie się zeszliście?- zapytał Jared, co zabrzmiało bardziej jak


stwierdzenie niż pytanie.

Uniosłam brew, odwracając się do toru i ignorując go.

Ben dołączył do mnie, idąc za moim przykładem, gdy zorientował się,


że nie miałam ochoty wdawać się w konwersację z Jaredem. Zack ogłosił
kolejny wyścig, a my wszyscy przyglądaliśmy się jak wraz z Jaxem
przygotowuje kolejnych kierowców i wysyła ich w wyścig.

Rozbrzmiały ciężkie silniki, na co tłum ludzi zaczął krzyczeć z ekscytacji,


na co uśmiechnęłam się, gdy samochody przejechały obok nas, zwiewając mi
włosy z ramion.

Juliet i Fallon plotkowały ze sobą, Madoc stał cicho z tyłu. Jared siedział
za mną na trybunach, zaś ja czułam jego gorące spojrzenie na swoich
plecach.

Tęskniłam za tym uczuciem.

- Cóż - rozbrzmiał za mną gładki głos Jareda.- Nasze małe jeziorko z


pewnością przebyło długą drogę, prawda? Wygląda na to, że mój brat
przeszedł samego siebie z Pętlą. Teraz są tu niesamowite wyścigi, pojawili się
nowi, seksowni kierowcy...

Wsunęłam palce w kieszenie swoich obcisłych dżinsów i zadarłam


brodę, unosząc w uśmiechu kącik ust.

- Ale mimo wszystko to wciąż małe jezioro - dokończył głosem


ociekającym pogardą.

Kiedy ranił mnie w liceum, robił to po to, aby poczuć się lepiej. Jednak
teraz robił to po to, abym zareagowała.

Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy, ale nie dając mu tego, czego


chciał. Mógł się szczycić i uśmiechać z satysfakcją, ale ja już nie grałam w tą
grę.

Ale ku mojemu zdziwieniu, Jared się nie uśmiechał. Ani trochę. Nie
droczył się. Jego mina była zimna, zaś jego oczy wywiercały dziurę w mojej
osobie.

Nie było w nim żadnej złości, żadnego rozbawienia, żadnej groźby w


jego głosie...
O czym myślał?

- To Pasha, moja asystentka - Jared przedstawił dziewczynę z którą


przyjechał, a która wyglądała jak gothka. Odwrócił się do niej.- Pasha, to Tate
i Ben.

Asystentka? Taa, jasne. Facet i dziewczyna, którzy byli atrakcyjni i z


nikim niezwiązani, normalnie nie byli znajomymi. No chyba, że jedno z nich
było homoseksualne.

- Tate?- powtórzyła Pasha, jakby rozpoznała moje imię, zaś ja


dostrzegłam jak spojrzała to na mnie, to na Jareda.- Niby, że ta...?- zapytała
go, urywając, jakby dzieliło ich ciche porozumienie.

Zmrużyłam oczy, zauważając, że milczał, skupiając się na torze.

A jej zaciekawiona mina zmieniła się w tą osądzającą, gdy uniosła brew.

Wiedziała o czymś.

Odwróciłam się w samą porę, aby zobaczyć jak kierowcy dojeżdżają do


linii mety, zastanawiając się, czy Jared rozmawiał z nią o mnie. Byłoby to
niepodobne do niego. Rzadko kiedy się komukolwiek zwierzał, więc dlaczego
ona?

- Runda druga!- Zack krzyknął przez głośniki, na co podskoczyłam.

Spojrzałam na tor, czując, że rzednie mi mina i...

Moja krew teraz nie tańczyła pod moją skórą. Drżała.

Kurwa.

- Na tor!- krzyknął Zack, na co Ben chwycił mnie za łokieć, odsuwając


mnie na bok.

- Olej to - powiedział mi, chwytając w dłoń moją twarz.- To nie ma


znaczenia, że tu jest.

Odsunęłam delikatnie jego rękę, posyłając mu połowę uśmiechu. Byłam


wdzięczna za to co próbował zrobić, ale potrafiłam się zająć samą sobą.

Pozwoliłam Benowi pocałować się w usta, zanim odwróciłam się i


podeszłam do swojego samochodu, słysząc gwizdy ze strony męskiego tłumu.
Było ich znacznie więcej w tym tygodniu, biorąc pod uwagę interwencję
Madoca co do mojego wyglądu, zwłaszcza, że moja bluzka przykuwała uwagę
każdego. Czasami lubiłam się wystroić, bo było fajnie coś zmienić, jednak
chciałam być zauważana z powodu swojej jazdy, a nie przez kręcenie tyłkiem.

Wsiadłam do środka i podjechałam na linię startu, zatrzymując się obok


Jaegera, podczas gdy Chestwick i Kelley byli za nami. Był to wyścig na cztery
samochody, co było interesujące, biorąc pod uwagę, że tor był wąski.

Wysiadłam z samochodu, aby wysłuchać instrukcji.

Cała trójka facetów stanęła przed swoimi samochodami, otaczając się


swoimi dziewczynami i naszymi znajomymi, podczas gdy Jax załatwiał
techniczne sprawy na platformie, a Zack przekazywał nam zasady.

Napięłam się, decydując, że za chwilę wskoczę do swojego samochodu,


włączę swoją muzykę i zapomnę o całej reszcie.

- No dobra, wszyscy - zwrócił się do nas Zack, błyskając swoją łysą


głową w świetle latarni.- To wyścig na cztery okrążenia. Zwycięzcy z
ostatniego tygodnia zajmą dwa przednie miejsca. Żadnego spychania i innych
świństw - wskazał palcem na nas wszystkich.- Nie zostaniecie zaproszeni
ponownie, jeśli nie będziecie jechać czystko.

Zasady były już każdemu znane i ciężko było ich nie złamać. Tor był
szerszy niż w liceum, ale nie wystarczająco na cztery samochodu. Nie
ocieranie się było niemal niemożliwe.

Zack spojrzał na nas wszystkich, czekając na jakąś skargę, podczas gdy


tłum zaczął skandować imiona.

- Jestem gotowa - powiedziałam, kiwając głową.

Zack wyjrzał ponad nasze głowy, zerkając w stronę trybun.

- Panie Trent!- krzyknął formalnie w stronę Jareda.- Co powiesz na


powrót do starych czasów, Panie Gruba Rybo?- zażartował.

Uniósł swoje ręce, próbując zrobić wielkie przedstawienie i


podekscytować tłum, który i tak zaczął wiwatować.

- Sory, stary - usłyszałam w oddali głos Jareda.- Wezmę udział tylko w


jednym wyścigu, ale nie jestem pewien, czy ona jest gotowa dać mi to, czego
chcę.

- Ochhhh - tłum niemal jęknął i zanim jego słowa dotarły do mnie,


odwróciłam się i wsiadłam do swojego samochodu, nawet na niego nie
patrząc.

Każdy zszedł z drogi, zaś ja zerknęłam w swoje wsteczne lusterko, gdy


silniki ryknęły do życia. Oparł się na łokciach patrząc w moją stronę, przez co
odwróciłam wzrok i zamknęłam okna, włączając "Adrenaline" Shinedown.

Nic. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w muzykę. Nic na mnie nie ciąży.

Szkoła medyczna była mądrym wyborem. Dom nie był ważny. Ben nie
naciskał. Jared był tylko pokusą, której nie można było ufać.

Byłam na szczycie świata.

Otworzyły się drzwi od mojego samochodu i spojrzałam w tamtą stronę,


zauważając, jak "asystentka" Jareda wsiada do środka.

- Co ty wyprawiasz?- warknęłam, przyglądając się jak zapięła pas.

- Zabieram się z tobą - odpowiedziała, przesuwając swoje okulary w


ciemnej oprawce na czubek nosa.

Wpatrywałam się w nią ze zdumieniem, bo nie byłam do końca pewna,


czy próbowała być przyjazna, czy mnie wkurzyć.

Odchrząknęłam i spojrzałam na nią.

- Sypiasz z moim byłym chłopakiem - zauważyłam.- Wysiadaj.

Ściszyła muzykę.

- Nie sypiam z Jaredem - poprawiła mnie.- Nigdy nie spałam z Jaredem,


ani nie zamierzam.

Zmrużyłam oczy, przyglądając się jej.

Skinęła głową, mówiąc:

- Chociaż jesteśmy ze sobą blisko, nawet jeśli lubi udawać, że tak nie
jest. Raz widziałam jak niemal się popłakał i polubiłam go przez to nieco
bardziej, chociaż zachowuje się tak, jakby to nigdy nie miało miejsca -
wyjaśniła.- Ale obiecuję ci, że nie jest w moim typie.
Wyglądała na pewną i poważną i tak jakby jej uwierzyłam.

A potem zaczęłam się zastanawiać dlaczego mnie to obchodziło.

Znowu pogłośniłam muzykę.

- Wynocha - rozkazałam, ale znowu ją ściszyła.

- Nudzi mi się - sprzeciwiła się.- I chciałabym doświadczyć


domniemanych początków swojego szefa. Jeśli będziesz miała szczęście, to
mogę zacząć cię lubić.

Przewróciłam oczami.

Zobaczyłam jak Zack stanął na podium, zaś ja sprawdziłam, czy


wrzuciłam pierwszy bieg.

- Rozpraszasz mnie - wypaliłam, żałując, że nie wysiadła. Kusiło mnie,


aby poprosić kogoś, aby wyciągnięto ją na zewnątrz, jednak byłaby to strata
mojego czasu.

- Śmiem stwierdzić, że rozproszyło cię co innego - odpowiedziała, przez


co spojrzałam w jej stronę, załapując jej insynuację.

- Gotowi!

Zwróciłam uwagę w stronę przedniej szyby, nie czując się gotowa.

- Do startu!- usłyszałam jego krzyk i pogłośniłam muzykę, posyłając jej


ostrzegawcze spojrzenie.

Dlaczego była w moim samochodzie? Dlaczego myślała, że byłam


rozproszona?

I cholera, ile miałam zrobić okrążeń?

Uch... cztery. Cztery okrążenia. Skinęłam głową do samej siebie. Taa,


cztery.

- Start!- krzyknął, a ja zassałam oddech, dodając gaz do dechy.

Wrzuciłam drugi i trzeci bieg, robiąc to gładko tak jak zwykle. Mój
samochód był częścią mnie, więc zerknęłam we wsteczne lusterko,
dostrzegając, że dwa pozostałe samochody wciąż były za mną, a Jaeger obok
mnie.
Pozwoliłam Jaegerowi mnie wyprzedzić przy pierwszym okrążeniu i
jechałam za nim na prostej drodze. Wyjechałam na zewnętrzną stronę, nie
zwalniając ani trochę.

- Whoa!- Pasha krzyknęła, gdy tak jechaliśmy, zaś ja wrzuciłam czwarty


bieg i dodałam gazu, wyprzedzając wszystkich.

Chętnie bym powiedziała, że to dzięki moim umiejętnościom, ale


samochód też wiele dawał. Rozmiar i zwrotność były silnym atutem.

Wrzuciłam piąty i szósty bieg, słysząc obok siebie podekscytowany


oddech Pashy.

- A myślałam, że będziesz przyzwyczajona do tego, skoro żyjesz w


świecie wyścigów - powiedziałam wyzywająco, dostrzegając jak złapała się
uchwytu nad drzwiami, podczas gdy próbowałam oderwać myśli od Jareda,
który bez wątpienia śledził mój każdy ruch.

Pasha odetchnęła głęboko.

- Jeżdżę dla zabawy, oglądam wyścigi, ale rzadko kiedy jeżdżę jako
pasażer - pokręciła głową, uśmiechając się.- To co innego.

Niemal odwzajemniłam uśmiech. Taa, miała rację. Jeżdżenie z Jaredem


było mocnym pędem. Nie miało się żadnej kontroli - po prostu się jechało,
powierzając życie w ręce kogoś innego.

Było tu zupełnie odmienne doświadczenie, ale i tak było ekscytujące.

Wzięłam kolejny zakręt, powoli zaczynając się rozluźniać.

Wreszcie ściszyłam muzykę.

- Nie znasz mnie, jasne?- powiedziałam jej, kładąc kawę na ławę.-


Cokolwiek Jared ci powiedział...

Poczułam na sobie jej spojrzenie i chociaż chciałam się dowiedzieć co


wiedziała, nie zamierzałam o tym rozmawiać.

Nikt - a szczególnie ludzie, których nie znałam - nie będzie sprawiać, że


będę się czuć źle sama ze sobą. A jej wcześniejsze spojrzenie sprawiło, że się
skuliłam.

- Ten facet z którym chodzisz?- zaczęła cicho.- Ben? Jest dla ciebie
deską ratunkową. Taką, której trzymasz się, aby nie zatonąć, prawda?

Zerknęłam na nią, jednocześnie czując szok i dezorientację. Deska


ratunkowa?

- Wiesz skąd o tym wiem?- zapytała.- Bo jesteś silną kobietą, a on jest


dla ciebie zbyt słaby. Pewnie nawet go nie szanujesz.

- To śmieszne - warknęłam.- Nie znasz nas. Dopiero co nas poznałaś.


Jest dobrym chłopakiem i bardzo go lubię.

- Pewnie, że tak - odpowiedziała z rozbawieniem.- Jako kumpla.

Zacisnęłam dłonie na kierownicy, mijając metę i biorąc kolejne


okrążenie.

- Robi to co mówisz, aby zrobił - kontynuowała.- Nie kłóci się i nie


ucieka. Możesz sobie z nim łatwo poradzić, prawda?

Kiedy nic na to nie powiedziałam, kontynuowała:

- Wcześniej Jared spróbował zaleźć ci pod skórę, na co Ben powinien


zareagować - stwierdziła.- Jako facet z którym chodzisz, powinien wziąć to za
obrazę - przynajmniej trochę - ale jest zbyt wielkim tchórzem.

Zagryzłam wnętrze swojej wargi, czując ogień w nodze, gdy dodałam


gazu.

- Jesteś silna - stwierdziła Pasha.- Lubisz mieć kontrolę. Ale czy nie
będzie to wyczerpujące - nie wspominając już o byciu nudnym - że to zawsze
ty będziesz prowadzić? Że nigdy nie będzie rzucać ci wyzwania?

Znowu pogłośniłam muzykę i pokręciłam głową.

Ben nie był nudny.

Może i nie podniecał mnie, ale nie był też chamski, agresywny i
skomplikowany. A ja nie musiałam się tłumaczyć...

- A Jared?- zaćwierkała przez muzykę, przerywając tok moich myśli.-


Mogę sobie tylko wyobrażać, ze ten związek powalił cię na kolana i wyssał z
ciebie blask, co nie?

Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, ledwo co zauważając jak


samochód Jaegera mnie minął.

- Oczywiście w metaforyczny sposób - dodała.

Zaśmiałam się nerwowo, gdy zabrakło mi słów. Musiałam jej to oddać.


Była bezpośrednia.

Znowu dodałam gazu na zakręcie i o włos mijając samochód Jaegera.


Przyspieszyłam, znowu wysunęłam się na prowadzenie, gdy napięłam każdy
mięsień w swoim ciele, szarpiąc gwałtownie za kierownicę i rozśmieszając ją
na zakrętach.

Mijając metę kolejne dwa razy, ledwo co zwalniałam na zakrętach,


czując jak ciężar samochodu przechyla nasze ciała na jedną stronę.

Zaczęła się śmiać, nerwowo oglądając się za siebie.

- Jedź, jedź, jedź!- krzyknęła, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Jesteś bardzo dziwna, wiesz o tym?- skomentowałam.

- Biorę to za komplement - rozpromieniła się.

Pomarańczowe Camaro Jaegera zrównał się ze mną, przez co


wjechałam na jego stronę, wiedząc, że się zderzymy na następnym zakręcie,
jeżeli będziemy zbyt blisko siebie. Wycofując się za mnie, zatrąbił ze
wściekłością.

Jechałam do przodu, czując energię aż do kości, jak zwykle w takich


momentach.

Ale było w tym coś jeszcze. To uczucie nie miało zniknąć wraz z końcem
wyścigu.

Przejeżdżając przez linię mety i zaśmiałam się z radością, uderzając w


kierownicę, gdy zaczęła we mnie narastać adrenalina.

- Woo-hoo!- krzyknęła Pasha, otwierając okno i wyjąc z radości.

Zassałam oddech, oddychając ciężko, gdy odezwałam się do niej.

- Więc nudziłaś się?

Zachowywała się tak, jakby nie było to nic wielkiego.


- Nie było do bani.

Nadciągnął tłum, uderzając w dach, więc ruszyłam się, aby wysiąść z


samochodu, bo niby kto do cholery uważał, że mógł stukać w mój samochód?

Ale Pasha złapała mnie za ramię, przez co zatrzymałam się i spojrzałam


na nią.

- Powinnaś zapytać Jareda o ten moment w którym zobaczyłam go, jak


niemal płakał - powiedziała, a jej szczęśliwa mina stała się poważna.- Jestem
pewna, że to bardzo cię zainteresuje.
Rozdział 6

Jared

Jax stał na podeście komentatora, zerkając na mnie z uśmiechem na


twarzy, który mówił, że wpakowałem się w niezłe bagno. Taa, sam zacząłem
zdawać sobie z tego sprawę.

Tate była inna.

Pokręciłem głowa i odwróciłem wzrok w stronę toru, gdzie wyskoczyła


ze swojego samochodu, aby porozmawiać z innymi kierowcami. Była taka
pewna siebie. Taka silna.

Ale wciąż pragnąłem jej w taki sam sposób.

Jax miał rację. Mogłem się tak bujać przez kolejne dni, tygodnie, albo
przez kolejne dwa lata, jednak i tak doszedłbym do takiego samego wniosku
jak dzisiejszego popołudnia. Kochałem Tate i zawsze będę ją kochać.

Nigdy nie zamierzałem pozwolić jej odejść. Nie naprawdę. Po tym jak
zobaczyłem ją z kimś innym po półtorej roku, nie zareagowałem zbyt dobrze i
zacząłem myśleć, że wciąż nie byłem dla niej wystarczająco dobry, może
nigdy nie mógłbym się z nim równać, może wreszcie była szczęśliwa po tym
całym bólem jaki spowodowałem i być może choć raz, ten jeden raz,
mógłbym pomyśleć o jej szczęściu i choć raz w swoim pierdolonym życiu
zostawić ją samą. Może, być może nie byliśmy sobie przeznaczeni.

Ale teraz nie było żadnego być może. Chciałem ją odzyskać.


Na dobre.

- Dziewczyno - powiedział jeden z kierowców, obejmując ręką szyje


Tate, gdy przeciskała się przez tłum.- Mogłem wygrać ten wyścig. Wiesz, że
wycofałem się tylko ze współczucia.

Uniosła jeden kącik ust w uśmiechu, gdy szła do miejsca w którym stał
Ben, a mianowicie kilka kroków ode mnie.

- Ścigaliśmy się już trzy razy - zauważyła, patrząc na niego.- Dlaczego


się ze mną ścigasz, skoro już trzy razy specjalnie przegrałeś?

Zaśmiałem się pod nosem.

- Cóż, jeśli wygra z dziewczyną - wymamrotałem, udając, że bawię się


swoim telefonem.- To co tak naprawdę wygra?

Kilka metrów dalej usłyszałem prychnięcie Madoca, więc przełknąłem


ślinę, natychmiast żałując swoich słów.

Cudownie. Co u diabła było ze mną nie tak? Nie ważne jak bardzo
lubiłem myśleć o tym, że wreszcie dorosłem, jednak gdy byłem przy Tate,
znowu ze mnie wychodził gnębiciel.

Niemalże poczułem jak Pasha przewraca na mnie oczami, a biorąc pod


uwagę, że Tate przerwała swoją rozmowę, zrozumiałem, że wszyscy usłyszeli
obelgę.

- Nie wierzysz w to - płaski głos Tate brzmiał tak pewnie, że


wiedziałem, że mówiła do mnie.

Uniosłem wzrok, schowałem telefon do tylnej kieszeni i wstałem.

- Można powiedzieć o tobie wiele rzeczy - kontynuowała, krzyżując ręce


na piersiach.- Ale nie jesteś seksistą.

- Spójrzcie, kto zna mnie tak dobrze - zanuciłem, zachowując się, jakby
jej chłopaka tam nie było.

I go nie było. Nie miał on znaczenia.

Tate uniosła brew.

- Nie jest cię ciężko rozszyfrować, Jared.


- Nie, nie jest - zgodziłem się.- Jestem tylko znudzony.

- Hmmm - skinęła głową, posyłając mi swoje sztuczne, współczujące


spojrzenie.- Masz rację. To wszystko jest teraz poniżej twojego poziomu,
prawda? Jesteśmy zwyczajnym amatorami, którzy zabawiają cię swoją
przeciętnością - a potem uniosła głos, zbliżając się o krok, gdy zwróciła się do
tych wokół nas.- Pewnie opowiada historyjki o nas swoim nadzianym kolegą,
śmiejąc się ze swoich "korzeni"... - zatrzymała się, aby podkreślić palcami
cudzysłowu, ku uciesze każdego kto słuchał.- I pewnie chwali się jeszcze tym,
jak bardzo zaszedł w swoim życiu, podczas gdy my wciąż tkwimy w tym
mieście bez nazwy.

Przewróciłem oczami, zdając sobie sprawę jak bardzo się myliła.


Kochałem Pętlę i mój dom i nigdy nie pozwoliłem, aby sodówka odbiła mi do
głowy. Wszystko co robiłem lub mówiłem, było wyłącznie po to, aby zaleźć jej
za skórę.

Usłyszałem jak ktoś odchrząknął za mną i obejrzałem się przez ramię,


aby spojrzeć na uśmiechniętą Fallon i Juliet, które wspierały swoją
dziewczynę. Tak jakby zostałem sam. Jax stał na miejscu komentatora,
podczas gdy Madoc trzymał się z boku, wyraźnie nie biorąc żadnej ze stron,
lub zwyczajnie ciesząc się z tego przedstawienia jakie zaserwowałem mu z
Tate.

- Ale jeśli dobrze pamiętam - Tate znowu się odezwała, gdy rozmowy
dookoła ucichły i ludzie zaczęli pamiętać.- Jared powiedział, że chce się
ścigać, prawda?- zapytała tłum, rozglądając się dookoła i zachęcając ich.

Zawiwatowali i zaśmiali się, ciesząc się z tego do czego to wszystko


zmierzało.

- Tate?- warknąłem, ostrzegając ją, ale zignorowała mnie.

- Tak, tak, powiedział to, prawda?- krzyknęła, teraz zwracając na siebie


uwagę każdego.- Powiedział, że chce wziąć udział w wyścigu, a sądzę, że
Zack i Jax chętnie dopasują grafik, aby wcisnąć w Pętlę taką gwiazdę.

Posłałem twarde spojrzenie w górę, dostrzegając jak mój brat uśmiecha


się szeroko, przechylając przez poręcz.

Wziąłem głęboki oddech, krzyżując ręce na torsie.


- Powiedziałem, że chcę tylko jeden wyścig - wyjaśniłem Tate.- Jeden
wyścig z jednym konkretnym kierowcą.

Wiedziała, czego chciałem. Co wyprawiała?

Odwróciła się, spoglądając na tłum.

- Derek! Derek Roman, gdzie jesteś?

- Czego?- usłyszałem głęboki głos ze swojej prawej strony.

Przechylając głowę, dostrzegłem jak Roman przeciska się przez tłum,


używając ścierki, aby wytrzeć swoje palce. Z pewnością grzebał pod maską
samochodu.

Po tym wszystkim nie zmienił się zbytnio. Wciąż wyglądał jak wyrzutek z
lat pięćdziesiątych ze swoimi śliskimi włosami i prostą koszulką. Kiedy byłem
w liceum często wpadaliśmy na siebie na Pętli, wiedziałem też, że teraz
pracował z Jaxem na Pętli, pomagał i takie tam, ale nie rozmawiałem z nim.
Nie dogadywaliśmy się i Tate o tym wiedziała.

- Masz z Jaredem niedokończone sprawy - przypomniała mu Tate i


nagle poczułem jak pod moją skórą narasta irytacja, gdy zdałem sobie
sprawę z tego do czego zmierzała.

- Wasz ostatni wyścig zakończył się remisem, prawda?- Tate znała


odpowiedź. Teraz zwyczajnie przypominała reszcie.

- Nie - Roman pokręcił głową.- To ja wygrałem wyścig.

- Chyba sobie kpisz - wypaliłem, czując, jak odzywa się moja


rywalizacja.

Zaśmiał się, brzmiąc protekcjonalnie, podczas gdy ja spojrzałem jak


usta Tate unoszą się w uśmiechu, a jej oczy wypełniają psotą.

- Derek - powiedziała cicho.- Co powiesz na rewanż? Twój Trans Am


przeciwko motocyklowi Jareda?

- To głupi wyścig - odpowiedział Roman.

- Zgadzam się - przymknąłem oczy w znudzeniu.- Nie ma ze mną szans.

- Pierdol się - warknął.


- Sam się pierdol - mruknąłem, ledwo co spoglądając w jego stronę.

- Napięcie jest gorące, moi drodzy - Tate rozejrzała się po tłumie,


unosząc dłonie.- Co na to powiecie?

Przesunąłem się z irytacją, gdy hałas stał się bardziej donośny. Krzyki,
wycie, wiwaty rozległy się w gorącym, nocnym powietrzu, przez co chciałem
ją uciszyć. Naprawdę uciszyć.

- Nie podejmę się tego wyścigu!- usłyszałem krzyk Romana.- Sportowy


motocykl przeciwko mojemu samochodowi? To niesprawiedliwe!

- Dokładnie - skinąłem głową i przesunąłem się do Tate, ignorując


napiętego Bena za jej plecami.- I nie mam czego udowadniać, więc dlaczego
to robisz?- zapytałem ją.

- Ponieważ jeśli wygrasz - odpowiedziała.- Będziesz mógł się ze mną


ścigać - i spojrzała na Bena.- Nie masz nic przeciwko temu?

Uniósł brew, zaś jego twarde spojrzenie stało się rozbawione. Nie
potrzebowała jego pozwolenia, aby się ścigać, ale pytała go z szacunku.
Ściganie się ze swoim byłym chłopakiem - lub wkręcenie się w jakąkolwiek
aktywność ze swoim byłym chłopakiem - było przekroczeniem granicy.

- Nie martwię się - odpowiedział Ben, patrząc na mnie, gdy zwrócił się
do niej.- Zadławi się kurzem za tobą, dziecinko.

Ochhh wypełniło powietrze, a ja wciągnąłem głęboki oddech, kończąc z


tolerowaniem go.

- Cóż, a co ze mną?- jęknął Roman.- Co ja dostanę?

Tate minęła mnie, zaś ja obserwowałem, jak pochyliła się ku niemu i


zasłoniła usta dłonią, gdy coś mu szepnęła. Zmarszczył głęboko brwi, a
potem uniósł je w zdziwieniu, przez co wiedziałem, że go kupiła.

Mogłem się z nim ścigać i wygrać, dostając od niej to, czego chciałem -
nieco więcej interakcji - ale co do cholery mu obiecała?

Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

- Dobra - zawołał.- Wszyscy złażą z toru!- i jak podejrzewałem, podbiegł


do swojego samochodu.
Wiwaty rozległy się dookoła i wszyscy przesunęli się z toru na boki,
robiąc miejsce dla jego samochodu i mojego motocykla.

Ja zaś stałem tam, zastanawiając się co do cholery właśnie się stało.


Pożerałem takich kolesi jak Roman na śniadanie. To nie był wyścig. Tylko
zwrotność mojego motocykla była niesprawiedliwą przewagą przeciwko
niemu.

- Co mu obiecałaś?- zapytałem, gdy podeszła Tate.

- Obiecałam mu, że wygra - zawołała przez ramię, idąc za Benem w


stronę toru.

Poszedłem za nimi.

- W żadnym świecie nie wygra ze sportowym motocyklem. Lub ze mną -


dodałem.

Podeszła do mojego motocykla, złapała za kask i rzuciła go w moją


stronę.

- Wsiadaj, podjedź na linię startu i udowodnij to.

Stała tam, taka pewna siebie. Taka spokojna i niewzruszona, co mi się


nie spodobało. Nic z tego.

Tęskniłem za moją Tate. Za kocicą, która walczyła i uśmiechała się,


ponieważ była szczęśliwa, a nie dlatego, że planowała coś, co mnie zaboli. Ta
nowa, chłodna i wyrachowana kobieta była nieco przerażająca i nie
nadążałem za nią.

Odsunęła się, gdy przerzuciłem nogę przez swój motocykl,


uruchamiając go, jednocześnie zagłuszając rykiem silnika pozostały hałas,
który unosił się w powietrzu. Podjechałem na tor i stanąłem ramię w ramię z
2002 Pontiaciem Trans Am Romana.

Uwielbiałem się ścigać i chociaż ten pojedynek był niczym w


porównaniu do tego co spotykało mnie na co dzień, to moje serce i tak waliło
jak dwutonowy młot.

Jax podszedł do mnie, aby przymocować kamery GoPro. Jedna z nich


była skierowana w stronę toru, druga w stronę mojej twarzy.
- Zmieniła się - powiedziałem w jego stronę, zakładając swój czarny
kask.

Skinął głową, skupiając się na swoim zadaniu.

- Z pewnością trudniej jest teraz zrobić na niej wrażenie, więc wejdź do


swojej gry.

Nie chciałem wchodzić do swojej gry. Tak jakby nie chciałem brać
udziały w żadnej grze. Zwyczajnie chciałem ją zabrać gdziekolwiek. Płakać,
walczyć, nawet pozwolić jej mnie uderzyć, ale na pod koniec tego
wszystkiego wziąć w jej ramiona, podczas gdy jej burzowo niebieskie oczy
będą patrzeć na mnie z desperacją, bo tylko ja mogłem jej to dać. To była
moja Tate.

Drgnąłem się, czując dłoń na swoim ramieniu, więc obejrzałem się, aby
dostrzec jak Tate zajmuje miejsce za mną.

Co do...?

- Co ty wyprawiasz?- warknąłem, zauważając, jak zakłada na swoją


głowę kask Fallon.

- Jadę z tobą - zaćwierkała.- To część umowy.

- Och, kurwa nie!- warknąłem, obracając głowę jeszcze mocniej, aby się
na nią skrzywić.- To zbyt niebezpieczne. Złaź!

- Jeśli z tobą nie pojadę, to nie dostaniesz swojej nagrody, jeśli wygrasz
- wyjaśniła spokojnym tonem.- A jeśli teraz wycofasz się z wyścigu, każdy
pomyśli, że się boisz - wzruszyła ramionami.- Albo, że jesteś zbyt nadęty, aby
się z nami bawić.

- Ja nie...

- Och, spójrz - przerwała mi z rozbawieniem, skinąwszy brodą.- Zaczyna


się.

Przesunąłem wzrok do Zacka, który zszedł z miejsca komentatora, a


potem na nią, gdy rozsiadła się wygodniej na tylnym siedzeniu.

Wziąłem głęboki oddech i wypuściłem powietrze, nie wiedząc co zrobić.


Kurwa!
- Derek Roman - Zack oznajmił przez megafon.- I Jared Trent ostatni
raz ścigali się pięć lat temu! Była to jedna z bardziej pamiętliwych nocy jaką
tu mieliśmy...

- Złaź!- szepnąłem przez ramię do Tate.

- Nie ma mowy - odparła.- Nie możemy ci tego ułatwić, prawda?

Niemalże oczy wyszły mi z orbit, kiedy wreszcie to zrozumiałem. Kurwa.


Obróciłem się, aby powiedzieć coś jeszcze, ale Zack mnie uprzedził.

- Ponieważ był to też pierwszy raz, kiedy zobaczyliśmy wyścig Tatum


Brandt!- kontynuował.- Aby rozwiązać remis pomiędzy Jaredem i Derekiem,
pojechały z nimi ich dziewczyny. Jednakże wynik nigdy nie był jasny, więc
teraz, po pięciu latach możemy pokazać wszystkim kto jest prawdziwym
zwycięzcą!

Tłum zawiwatował i zaśmiać się, więc spojrzałem przez ramię i


warknąłem nisko na Tate.

- Natychmiast złaź - rozkazałem.- Nie mogę się ścigać, gdy będziesz tak
na mnie wisieć!

Usłyszałem jej prychnięcie, gdy objęła mnie rękami w pasie i oparła na


moich plecach.

- To tylko małe, wyschnięte jeziorko, Jared - powiedziała, powtarzając


moje słowa.

Pokręciłem głową, zaciskając zęby.

Nie zamierzała mi pozwolić ścigać się bez niej na motocyklu. Nie


mogłem się ścigać tak jak normalnie, bez strachu, że stanie się jej krzywda. A
wycofanie się w tym momencie nie było możliwe, ponieważ...

- Jesteście gotowi, panowie?- zawołał Zack, na co ja jęknąłem.

- Nie - powiedziałem pod nosem. A potem zawołałem za siebie.- Lepiej


się trzymaj - podkręciłem silnik, kiedy Trans Am Dereka ryknął obok mnie.

Tate objęła mnie mocniej, przez co zacząłem się zastanawiać co Ben


myślał o tym wszystkim. Bez wątpienia patrzył. Tate ostrzegła go, zanim się
do mnie dosiadła?
- Wiesz, odwdzięczę ci się za to - zagroziłem jej.

Przylgnęła do mnie, a jej oddech załaskotał mnie w ucho.

- Możesz spróbować.

Pokusiło mnie o uśmiech, na który sobie nie pozwoliłem.

- Gotowi!- Zack zawołał i pochyliłem się do przodu, napinając mięśnie


rąk.

- Do startu!- Tate zesztywniała przy moim ciele.

- Start!

Płynny gorąc zalał moje ciało, a krzyki wypełniły powietrze, gdy


wystartowaliśmy, nasze opony zakręciły się. W powietrzu uniósł się dym i
zapach palonej gumy, gdy ruszyliśmy torem.

Mój tył poślizgnął się przez dodatkowy ciężar do którego nie byłem
przyzwyczajony, więc mocniej chwyciłem za rączki, próbując się wyprostować.
Derek mnie minął, ale natychmiast nadgoniłem prędkością, prąc do przodu,
gdy Tate zaśmiała się z ekscytacją. Jej ramiona zacisnęły się na mnie, zaś ja
rozkoszowałem się jej ciepłem przy swoich plecach. Zawsze uwielbiałem, gdy
jeździła ze mną na motocyklu.

Ale natychmiast zahamowałem, gdy pojawił się pierwszy zakręt.

- Kurwa!- warknąłem, czując jak dodatkowy ciężar za mną spycha mnie


na jedną stronę, przez co straciłem równowagę. Nie mogłem brać zakrętów
tak jak podczas wyścigów - pędzić do przodu i schylać się nisko do ziemi -
ponieważ nie byłem na swoim wyścigowym motocyklu i nie byłem sam.

Tate jęknęła, przycisnęła się do moich pleców, podczas gdy raz była
wysoko, a raz pochylona w dół.

Wyciągnąłem stopę i zaryłem nią w ziemi podczas zakrętu, czując jak


zachwiała się za moimi plecami. Derek zatrąbił, minął mnie, zaś ja dodałem
gazu, pędząc za nim.

Poczułam, jak pierś Tate trzęsie się przy moich plecach i wiedziałem, że
się śmiała. Zacisnąłem szczękę.

Przynajmniej była cicha w swoim zwycięstwie.


Nadrobiłem prędkością, wyprzedzając Romana, ale zakręty mnie
zabijały. Było to bezsensowne.

Był w stanie wziąć zakręty szybciej, bo nie musiał zwalniać tak bardzo -
albo martwić się o bezpieczeństwo innej osoby w swoim samochodzie - zaś ja
nie mogłem skoncentrować się, ponieważ Tate była przyklejona do mojego
ciała i umysłu i dokładnie wiedziała co robiła. Nie mogłem się tak ścigać.

Traciłem równowagę, a ona wiedziała, że martwię się o jej


bezpieczeństwo. W samochodzie była osłonięta, ale tutaj... cholernie się
bałem i nie zamierzałem ryzykować. Kiedy się przesuwała, kołysaliśmy się i
nie było mowy, abym był w stanie ją ochronić, jeśli coś by się stało.

Przy czwartym zakręcie Derek był niemal przy mecie, zaś ja poczułem
jak żołądek uniósł mi się do gardła, gdy podjechałem powoli do stanowiska
komentatora i jak gorąc wstydu pokrywa moją skórę.

Cholera.

Roman był otoczony widzami, gdy wysiadł z samochodu, uśmiechając


się od ucha do ucha.

Ściągnąłem kask, nigdy w życiu nie czując takiego upokorzenia.

Właśnie przegrałem wyścig na motocyklu ze starym rywalem, którego


ledwo mogłem znieść i to na oczach setki ludzi z którymi chodziłem do
liceum.

Nie zabiję jej. Nie zrobię jej krzywdy.

Ale zamierzałem coś z nią zrobić. Z trzaskiem założyłem kask na rączkę.


Wiele zabawnych rzeczy.

Spuściłem głowę, biorąc uspokajające oddechy, podczas gdy Tate


zsiadła ze swojej strony, ściągając swój kask.

- Wiesz - zaczęła, spoglądając na Romana.- Tak jakby cholernie go


uszczęśliwiłeś. W życiu Dereka nie dzieje się zbyt wiele - powiedziała mi,
wyglądając na zamyśloną.- Ma kilku znajomych na Pętli, ale to wszystko.
Nigdy nie będzie na szczycie i nie będzie mieć całego świata u swoich stóp.
Dzięki temu pewnie będzie na naszym małym szczycie przez miesiąc.

Uśmiechnęła się lekko, a ja spojrzałem w jego stronę, aby dostrzec jak


śmieje się ze swoimi kumplami, ciesząc się nagrodą i uznaniem. Poczuł się
naprawdę dobrze przez wygraną. Spojrzałem na Tate, zdając sobie sprawę z
tego co dla niego robiła.

Pokręciłem głową, posyłając jej półuśmiech.

- Co mu obiecałaś, jeśli wygra?

- Nic - odpowiedziała.- Zapewniłam go tylko, że wygra.

- Byłaś tego pewna - powiedziałem, wiedząc, ze musiała zdradzić mu


swój plan przejażdżki ze mną.

Skinęła głową.

- Lubi mnie i ufa mi. Bardziej, niż ciebie.

- Wspaniale - warknąłem.

Zadarła brodę.

- Spójrz na niego - uśmiechnęła się.- Pewnie nie czuł się tak od dawna -
a potem spojrzała na mnie.- Nie potrzebuje nagrody. Po prostu potrzebna mu
była wygrana.

Spojrzałem na Romana, dochodząc do wniosku, że miała rację. Nie był


już dla mnie zagrożeniem, a mnie uszczęśliwiało wiele innych rzeczy. Nic się
nie stało.

Westchnęła ciężko.

- Jednak w twoim przypadku musi być gorzej - zażartowała z fałszywym


współczuciem wymalowanym na twarzy.- Jared Trent, utalentowany
motocyklista CD One Racing przegrywa z amatorem ze starego jeziorka?-
zaśmiała się.- Jej.

I przyglądałem się jak odeszła, zaciskając szczękę, gdy objęła Bena


ramionami.

Zszedłem ze swojego motocykla, wpatrując się w nią.

Zdecydowanie nadszedł czas, abym wkroczył do gry.


***

Nie byłem podniecony półtorej roku temu, więc dlaczego byłem teraz?

Przesunąłem się lekko w swoim siedzeniu, czując jak gorąc przesuwa


się z mojego brzucha do krocza, obserwując i chcąc, aby jej dotknął.

Naprawdę tego chciałem.

Chciałem, aby przesunął swoją pierdoloną rękę wyżej jej uda, abym
mógł poczuć więcej tego, czego brakowało mi przez dwa minione lata.

Tylko Tate robiła to z moją głową. Tylko ona działała na moje ciało w
taki sposób.

Nic się nie zmieniło.

- Jared, co ty robisz?- usłyszałem zdyszany głos Pashy, kiedy otworzyła drzwi


od pokoju hotelowego.

Wypiłem resztę whiskey ze swojej szklanki, czując jak pali mnie w gardle,
zanim żar przesunął się do mojego żołądka. Upuszczając szklankę na podłogę,
opadłem na łóżko - jedno z wielu łóżek w których sypiałem sam, będąc całkowicie
wierny Tate - i poczułem jak łzy napływają mnie do kącika oczu. Ale zacisnąłem
szczękę, nie pozwalając im spłynąć.

Chciałem, żeby każdy zostawił mnie w spokoju.

Oddychałem przez nos, chcąc albo zapomnieć lub zaakceptować to co


zobaczyłem dzisiejszej nocy przez okno w pokoju Tate.

Miała chłopaka.

Sufit nade mną zawirował, więc uniosłem dłonie do głowy, wbijając ich
podbicia w zamknięte oczy.

Sześć miesięcy temu Tate kochała mnie, a teraz nie miałem niczego. Za
pierwszym razem, gdy byłem dla niej niczym - był to też ostatni moment w którym
mówiła twardo i próbowała mnie przekonać, że nie nic dla niej nie znaczyłem -
skradłem nasz pierwszy pocałunek.

I wiedziałem, że kłamała.

Ale teraz... pokazała mi, że o mnie zapominała.

Czułem się tak jak w liceum. Zanim była moja.

Nie mogłem powstrzymać pierwszej łzy, która spłynęła.

- Tate - westchnąłem, szybko ocierając twarz.

- Kim jest Tate?- Pasha brzmiała na zmartwioną i wiedziałem, że nie rozumiała


nic z tego.- Jared, ty płaczesz?

- Wynoś się - warknąłem.

Dałem jej swój zapasowy klucz, aby jutrzejszego dnia mogła wziąć przed
wyścigiem to o czym mógłbym zapomnieć, jednak niestety usłyszała moje
wcześniejsze przybycie, kiedy kopnąłem w pokojowy barek i rozbiłem butelkę.

- Masz wyścig o dziesiątej rano!- krzyknęła.- Musisz być na torze o siódmej, a


jesteś zalany w trupa!

Poderwałem się do pozycji siedzącej.

- Wynoś się!- ryknąłem.- Wypierdalaj!

- Co się kurwa tu dzieje?- usłyszałem męski głos i natychmiast zrozumiałem, że


należał on do Craiga Danbury'ego, menadżera naszego zespołu.

- O mój Boże - usłyszałem, jak zaklął pod nosem, prawdopodobnie


dostrzegając efekt moich pijackich poczynań.

Nie oderwałem wzroku od swoich rąk, ale dostrzegłem jego buty blisko drzwi.

- Co do cholery się z nim dzieje?

- Nie wiem - powiedziała Pasha.- I nie mam pewności, czy jutro będzie z nim
dobrze.

Ścisnąłem głowę obiema dłońmi, nie mogąc się skoncentrować na niczym


innym z wyjątkiem niej. Nie czekała na mnie. Dlaczego nie zaczekała?

Wściekłość zalała moje ciało i chciałem walki. Chciałem komuś przypierdolić.

- Lepiej, żeby było z nim dobrze - syknął Craig.- Nie obchodzi mnie co będziesz
musiała zrobić. Przyprowadź mu dziewczynę albo daj pigułkę... rano ma być gotowy
w stu procentach.

Usłyszałem jak wyszedł i pokręciłem głową. Traciłem kontrolę i nienawidziłem


tego uczucia. Już nigdy nie chciałem się tak czuć.

Pasha położyła dłonie na moich ramionach, gdy uklękła przede mną.

- Jared - poprosiła.- Powiedz mi co do cholery się dzieje.

Zamknąłem oczy, czując jak moje ciało się kołysze.

- Straciłem Tate - szepnąłem, czując jak pieką mnie oczy.

- Kim jest Tate?- zapytała.- Jest twoją znajomą?

Zaśmiałem się gorzko, lubiąc jak to się zabrzmiało. Zacząłem żałować, że


dziesięć lat temu nasz nowy sąsiad nie okazał się chłopcem, zamiast dziewczyną.
Żałowałem, że Tate nie była chłopakiem z którym mógłbym chodzić do szkoły, a
zamiast tego była dziewczyną, którą polubiłem, gnębiłem, a na koniec w której się
zakochałem.

Żałowałem, że mój świat okręcał się wokół niej. Może obydwoje bylibyśmy
szczęśliwsi.

- Napij się tego - nakazała Pasha, podając mi butelkę wody.

Złapałem ją leniwie i odkręciłem, wypijając wodę. Kiedy skończyłem,


wepchnęła mi w rękę kolejną butelkę.

Pokręciłem głową.

- Wystarczy. Zostaw mnie samego.

- Nie - nacisnęła.- Jutro masz wyścig. To odpowiedzialność dla mnie i twojego


zespołu. Wypij to i pójdź wziąć prysznic, a ja pójdę po aspirynę i jedzenie. Musimy
wyciągnąć z ciebie alkohol.

Wyszła, a aja zassałem powietrze, próbując zignorować ścisk w moim żołądku,


którego nie spowodował alkohol. Wypijając drugą butelkę wody, wstałem na
chwiejne nogi i ściągnąłem spodnie i bokserki, gdy ruszyłem w stronę łazienki.

Nie chciałem życia bez Tate. Nie chciałem mieć niczego bez niej.

Potknąłem się, gdy wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Zadrżałem, gdy
gorąc uderzył w moje ciało i choć powinienem był włączyć zimną wodę, aby
wytrzeźwieć, jednak gorąca woda ukoiła moje nerwy.

Schyliłem głowę, pozwalając wodze spłynąć po moim karku i plecach i nagle


poczułem pierwszą kroplę spokoju, jaką poczułem dzisiejszej nocy.

Tate była dla mnie wszystkim od tak dawna, że jakoś uważałem, że będzie tak
zawsze. Nigdy w to nie wątpiłem.

Prawdę mówiąc, chciałem zostać w jej życiu, czy na dobre czy na złe.

I właśnie wtedy zdałem sobie z tego sprawę. Dałem jej zbyt wielką moc nad
sobą.

Moim pierwszym instynktem dzisiejszego wieczoru, kiedy zobaczyłem ją z


innym mężczyzną, było uderzenie kogoś, nakrzyczenia na nią, skonfrontowania się z
ich dwójka, ale coś w środku mnie powstrzymało.

Zawsze ją atakowałem, odpychałem i walczyłem z nią, a przecież nie chciałem


być już tą osobą. Wyjechałem głównie dlatego, aby dorosnąć.

Usłyszałem jak drzwi od łazienki zamykają się, więc odsunąłem nieco zasłonę
prysznica, aby zobaczyć jak opiera się o nie młoda kobieta.

Przyglądała mi się, gdy odgarnąłem mokre włosy z czoła, próbując ją sobie


przypomnieć. Wyglądała znajomo.

- Kim jesteś?- zapytałem, myśląc, że mogła być jedną z fanek lub czyjś
asystentką, ale od dawna nie zwracałem uwagi na inne kobiety, więc nie byłem
pewien.

Jej brązowe oczy wyglądały na zawstydzone.

- Pasha pomyślała, że przyda ci się poklepanie po plecach - odpowiedziała,


brzmiąc niewinnie.

Zmrużyłem oczy i przyglądałem się jak zaczęła się rozbierać, patrząc mi przez
cały czas w oczy, gdy jej plan stał się jasny.

Znieruchomiałem, powoli wypuszczając powietrze z płuc.

Jej jasno brązowe włosy opadły jej na ramiona, a moje serce zaczęło bić
mocniej, kiedy ściągnęła wszystko i stanęła nago przede mną.

Szepnąłem pod nosem, chcąc jej powiedzieć, aby sobie poszła.

Powiedzieć, by wyszła.
Milczała, ale dostrzegłem wesołość w jej oczach, gdy przechyliła głowę na
bok, czekając na moje zaproszenie.

- Chcesz, żebym wyszła?- zapytała łagodnie, a wszystko w jej postawie


wskazywało na to, że wiedziała, że jej nie odmówię.

Przesunąłem wzrokiem po jej ciele, niemal sobie wyobrażając jak ciepła by


była, jeśli bym ją dotknął.

Jak miło by było mieć kogoś w swoim łóżku.

Chciałem, aby wyszła, jednak nie chciałem zostawać sam.

W mojej głowie pojawił się uśmiech Tate, więc zacisnąłem szczękę, gdy
dziewczyna podeszła, a przez jej bliskość stanął mi każdy włosek na rękach.

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, zaś ja zacząłem twardnieć, gdy


pomyślałem jak otworzyłaby się dla mnie w łóżku. Mogłem zamknąć oczy i wziąć ją,
zatracić się w tym akcie i wyładować swoją złość i ból, użyć kogoś takiego jak ona
jak inne kobiety, ale...

Ale nic bym przez to nie zyskał.

Jutro znienawidziłbym siebie za ten tani ruch, bo nic nie równało się z
pieprzeniem się z kimś, kogo się kochało.

Igiełki wbiły się w tył mojego gardła, przez co z trudem przełknąłem ślinę.

- Taa - wychrypiałem, spoglądając na nią.- Chcę, żebyś wyszła.

Zdezorientowanie i ból pojawił się w jej oczach, gdy odwróciła wzrok, pewnie
próbując zrozumieć dlaczego jej nie chciałem.

Zasunąłem zasłonę prysznica i wreszcie usłyszałem jak drzwi otwierają się i


zamykają, przez co zalała mnie fala ulgi. Na chwilę Tate pojawiła się w mojej głowie
i cały skrawek mojego ciała poczuł powiew świeżego wiatru.

Pozwoliłem, żebym przez swoje pragnienie Tate, robił złe rzeczy w przeszłości i
podejmował beznadziejne decyzje, przez co nie zauważyłem, że wciąż brakło mi
kontroli nad moim własnym szczęściem.

Była dla mnie wszystkim, zaś ja wstrzymywałem się, zachowując się źle i
podejmując złe decyzje, ponieważ moje myśli były zaćmione przez jej osobę - i nie
zamierzałem już tak postępować.

Wyszedłem spod prysznica, owinąłem ręcznik wokół bioder i poszedłem do


łóżka.

Jutrzejszego dnia czekał mnie wyścig.

Przez ostatnie półtorej roku pojawiło się kilka kobiet, ale nigdy dlatego,
że byłem wściekły lub chciałem się zemścić. Próbowałem ruszyć do przodu
tak jak Tate. Chciałem wrócić i walczyć o nią, ale dopiero wtedy, gdy będę
pewien, że będę dla niej dobry. A może już mnie nie chciała, odkąd ruszyła
do przodu. Niech więc będzie.

Przez półtorej roku toczyłem bitwę między tym czego chciałem, a co


uważałem za słuszne. Chciałem ją albo odzyskać i kochać przez wieczność,
albo zostawić w spokoju, ponieważ jedyne co jej dawałem, to ból.

Ale kiedy dzisiaj wróciłem do domu i ją zobaczyłem, wszystko stało się


jasne. W mojej głowie już nie toczyła się bitwa.

Należała do mnie. Byłem dla niej stworzony.

Spojrzałem przez parkiet, na jej stolik przy którym siedzieli nasi znajomi
ze swoimi napojami, podczas gdy Ben opierał leniwie dłoń na jej udzie, przez
co zacisnąłem szczękę i zmusiłem się do uśmiechu.

Ten dotyk nie miał dla niej znaczenia.

Nie dla niej.

Tate nie lubiła powolnego przygotowania. Lubiła czuć płomień.

W głośnikach rozbrzmiewała piosenka Halestorm, "I Get Off" i kilku


naszych znajomych z liceum śpiewało na parkiecie. Uśmiechnąłem się do
siebie, przypominając sobie jak ta piosenka przypominała mi o niej, gdy
dorastaliśmy w domach, w których okna naszego pokoju były skierowane na
siebie. Nieźle się bawiła, kusząc mnie przez to okno, gdy jeszcze byliśmy ze
sobą.

Telefon zawibrował mi w dłoni, więc przesunąłem kciukiem po ekranie,


aby przeczytać wiadomość od Jaxa.

Co zamierzasz zrobić, kiedy z nim dzisiaj wyjdzie?


Spojrzałem w oczy swojemu braty, gdy posłał mi wszechwiedzący
uśmieszek.

Dupek.

Mój telefon znowu zawibrował.

Nie masz pojęcia, prawda?

Położyłem telefon na mój stolik i pokazałem mu środkowy palec.


Zaśmiał się i spojrzał na Madoca, który podzielał jego rozbawienie.

Co miałem zrobić? Zaciągnąć ją do swojego samochodu za włosy? Taa,


z pewnością bym na tym zyskał.

Ale miał rację. Nie było mowy, abym zniósł, aby pojechała z kimś do
domu. Chociaż nauczyłem się kontrolować swój temperament, była jak
zapalnik.

Nie ważne jaki romans miała półtorej roku temu, byłem wtedy na
miejscu tylko przez kilka minut, aby tego doświadczyć. Teraz było inaczej.
Ben nie był złym facetem, a Tate znała go całkiem dobrze. Sprawy mogły
szybko nabrać tempa między nimi.

Dziewczyna obok mnie przylgnęła do mojego ramienia, więc spojrzałem


na nią, niemal żałując, że nie mogłem jej zabrać do domu. Byłem
przepełniony energią i adrenaliną i chciałem spędzić dzisiejszą noc w łóżku z
dziewczyną.

Mogłem udawać, że zamierzam ją ze sobą zabrać. Mogłem siebie na to


namówić i pozwolić, aby jej ciało mnie podnieciło w miejscach na które się
wyłączyłem, zabawić się na chwilę, ale zmuszałbym się do tego. Była tutaj
tylko jedna dziewczyna, której pragnąłem, która wiedziała dokładnie to co
lubiłem.

- Dupek!

Oderwałem wzrok od parkietu, aby dostrzec jak Pasha odpycha od


siebie jakiegoś kolesia.

Wspaniale. Fala irytacji spłynęła na mnie niczym zimny prysznic, więc


wstałem, pozwalając aby dłoń dziewczyny spadła z mojego uda.

Pasha upiła się na tyle, aby pozwolić sobie na taniec z facetem, a teraz
dotarła do zdrowych zmysłów, nie chcąc jego uwagi.

Facet - biorąc pod uwagę jego wygląd, był w swojej późnej dwudziestce
- uśmiechnął się szeroko i chwycił ją za biodra, przyciągając do siebie.

- Przestań!- Pasha odepchnęła jego dłonie, na co ja podszedłem,


dokładnie wiedząc, co się stanie.

Parkiet był miały, więc ich zamieszanie nie uszło niezauważone. Madoc,
Fallon i cała reszta przy ich stoliku wyciągała swoje szyje, aby zobaczyć, o co
poszło.

Facet chwycił ją za ramię.

Kurwa.

Przepchnąłem się przez tłum w chwili, w której Pasha zdzieliła go w


twarz.

- Ty suko!- krzyknął, łapiąc się za twarz.

Wskoczyłem między nich, stając przed Pashą.

- Cofnij się - syknąłem na facetach, pochylając się nad nim, gdy


próbował mnie nastraszyć.

- Uderzyła mnie!- warknął.

Wszedłem w jego przestrzeń, patrząc mu w oczy.

- Lepiej ona, niż ja - zagroziłem.

Koleś zatrzymał się, prawdopodobnie rozważając swoje opcje, zanim


odwrócił się i zszedł z parkietu. Westchnąłem, wkurzając się tak samo na
niego jak i na Pashę. Często to robiła. Pozwalała myśleć jakiemuś facetowi, że
miał szanse, po to tylko, żeby się zorientować, że w ogóle ich nie chciała.
Musiała przestać próbować być kimś, kim nie była.

Odwróciłem się.
- Wszystko w porządku?- zapytałem, ale nie patrzyła na mnie. Zagryzła
swoją dolną wargę i pokręciła głową.

- Jestem lesbijką, prawda?- mruknęła, jakby właśnie zdała sobie z tego


sprawę.

Skinąłem głową i prychnąłem.

- Wiem o tym.

Uniosła głowę, mrużąc oczy w zdziwieniu. Naprawdę myślała, że nikt


nie podejrzewał.

- Mój ojciec mnie nienawidzi - szepnęła.- A teraz znienawidzi mnie


jeszcze bardziej.

Objąłem jej szyję ramieniem i sprowadziłem z parkietu.

- Wiesz co jest najlepszego w rodzinie?- mruknąłem.- Że to nie ty ich


wybrałaś, więc nie jesteś za to odpowiedzialna. Najlepsze w przyjaciołach jest
to, że sama możesz ich wybrać.

Wsunąłem stopę za nóżkę drewnianego krzesła przy stoliku Madoca,


pociągnąłem je i posadziłem na nim Pashę.

- Pamiętacie Pashę, prawda?- skinąłem brodą na swoich przyjaciół, zaś


rumieniec po mojej prawej stronie twarzy nie został niezauważony, gdy
poczułem na sobie spojrzenie Tate.

- Hej - przy stoliku rozległ się pomruk.

Stałem, opierając się na na tyle krzesła swojej asystentki, gdy Fallon


wstała i wyciągnęła z ich wiaderka butelkę piwa. Ściągnęła kapsel i postawiła
je przed Pashą.

Skinąłem w podzięce w stronę Fallon, wiedząc, że moi przyjaciele byli


najlepszą opcją, którą mogłem teraz dać Pashy.

Przesunąłem wzrok w stronę Tate, nawet jeśli wpatrywała się w pustą


przestrzeń stolika, wiedziałem, że była świadoma tylko mojej osoby.

Jej rozpuszczone włosy były przerzucone przez jego ramię i opadały na


jej pierś, podczas gdy siedziała nieruchomo i cicho, jakby oczekiwała, że coś
zrobię lub powiem.
Spojrzałem na dłoń Bena, która pocierała wnętrze jej uda, po czym
dostrzegłem, że ona też trzymała dłoń na jego nodze.

Zaciskają szczękę, odwróciłem się aby wrócić do swojego stolika przez


parkiet, kiedy Madoc zawołał.

- Stary, usiądź tutaj - zachęcił.- No dalej.

Zaśmiałem się, przez co wszyscy spojrzeli na mnie.

- Nie sądzę - powiedziałem, a potem dodałem.- Tate będzie czuć się


niekomfortowo.

Jej zmrużone oczy niemal natychmiast przesunęły się na mnie.

- Mamy tych samych przyjaciół, Jared. Nie mam nic przeciwko.

Przechyliłem głowę na bok, czując jak rozbawienie rozgrzewa moją


skórę.

- Naprawdę?- zapytałem wyzywająco.- Twój oddech jest płytki.


Zaciskasz pięści. Ledwo co na mnie patrzysz - stwierdziłem, przesuwając
wzrokiem po jej ciele.- I nie położyłaś na nim ręki - uniosłem brew w stronę
Bena.- Dopóki tutaj nie podszedłem.

Uśmiechnąłem się, rozkoszując ciszą, która mnie przywitała.

- Masz rację - stwierdziłem.- Nie czujesz się niekomfortowo. Jesteś


zdenerwowana.

Wiedziałem, że miałem rację. Wiedziałem,że jeśli dotknę jej policzka, to


byłoby ono ciepłe, a jeśli położyłbym dłoń na jej sercu, to biłoby jak szalone.

Ale chociaż byłem zadowolony z tego, że rozszyfrowałem jej nastrój, nie


mogłem się przestać zastanawiać, dlaczego nie zerwała się z krzesła i nie
uderzyła mnie.

Nie żeby Tate była agresywna, ale przynajmniej nakrzyczałaby na mnie.

Zamiast tego kącik jej ust uniósł się w złowieszczym uśmiechu, kiedy
wstała i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami.

Uniosła brew, wyglądając na rozbawioną.

- Denerwuję się?- powtórzyła.- Prawdę mówiąc, to bawi mnie, że


uważasz, że zajmujesz więcej niż zaledwie minimum mojej pamięci, Jared.
Właśnie z taką łatwością można o tobie zapomnieć - przysunęła się bliżej do
mnie, mówiąc spokojnie przy każdym kroku.- I szczerze mówiąc, to bawi mnie
też to, jak bardzo się dałam przez ciebie.

Zacisnąłem zęby przez jej protekcjonalny ton. Pierdolone wspomnienie?

Byłem jej wszystkimi wspomnieniami.

- Potrafisz wygrać kłótnię tylko poprzeć wbijanie w nią pięści -


stwierdziła.- Twoje antyspołeczne zachowanie strasznie mnie nudziło, a twój
brak konwersacyjnych umiejętności w miejscu publicznym był co najmniej
poniżający.

Co jest kurwa?

Wbiłem w nią swoje rozgrzane spojrzenie i powoli schyliłem brodę, gdy


wściekłość zalała moją pierś.

Pokonałem dystans między nami dzięki ostatniemu krokowi i spojrzałem


na nią, zaciągając się jej zapachem. Obnażyłem zęby, pozwalając wyciec
mojemu ukrytemu temperamentowi.

- Mimo to podobały ci się moje umiejętności rozmawiania -


zauważyłem, wycedzając każde kolejne słowo.- W samochodzie, na
samochodzie, pod moim prysznicem, w twoim łóżku... - schyliłem się ku jej
twarzy, warcząc.-... a także na niemal każdej podłodze w każdym pokoju
twojego domu, więc tak jakby uwielbiałaś moje zdolności konwersacyjne.

Usłyszałem śmiech za Tate, przez co jej wściekłe spojrzenie skierowało


się na Juliet.

Jej przyjaciółka uniosła wzrok i zrzedła jej mina, gdy natknęła się na
gniew Tate. Spojrzenia Madoca i Jaxa były wbite w podłogę, więc z całą
pewnością mądrze powstrzymywali swoje rozbawienie.

Ben pojawił się u boku Tate, chwytając ją za rękę i nie patrząc na mnie.

- Chodźmy - powiedział stanowczo.

Tate spojrzała na mnie ze wściekłością, która zaczerwieniła jej twarz i


skinęła głową.
- Zdecydowanie.

Ale gdy pozwoliła Benowi się poprowadzić, zatrzymała się obok mnie i
pochyliła, szepcząc tak cicho do mojego ucha, że tylko ja ją usłyszałem.

- Byłeś dobry w pewnych rzeczach - zaznaczyła.- Ale już nie w innych.

Moje płuca opróżniły się z powietrza, gdy przyglądałem się jak wyszli,
czując jak wszystkie spojrzenia ze stolika wbijają się w tył mojej głowi.

Pierdolnijcie mnie.

Działała na każde zakończenie nerwowe w moim ciele, przez co jeszcze


bardziej chciałem, aby znalazła się pode mną. Pomimo faktu, że właśnie
zainsynuowała, że byłem dobry tylko do jednego.

Uśmiechnąłem się.

Kiedy następnym razem wysunie swoje pazury, przypomnę jej o każdej


cholernej rzeczy do której byłem dobry.
Rozdział 7

Tate

- Wiesz, to nic takiego, jeśli bycie w jego obecności wytrąca cię z


równowagi - Ben powiedział cicho, trzymając mnie za dłoń, kiedy szliśmy
ceglaną ścieżką w stronę mojego domu.- Byliście ze sobą przez długi czas.

Posłałam mu skwapliwy uśmiech, ściskając go za dłoń.

- Jared mnie nie wytrąca mnie z równowagi - stwierdziłam.- Denerwuje


mnie.

Weszliśmy po szerokich, drewnianych schodach na oświetloną werandę,


przez co szybko przesunęłam wzrok w stronę domu Jaxa, zauważając, że
wszystkie światła wciąż były zgaszone.

Wybrałam powrót do domu, biorąc pod uwagę, że Jared pewnie


zamierzał zatrzymać się u Madoca.

Jeśli w ogóle zamierzał wrócić do domu. Bądź co bądź miał ze sobą


Pashę i swoją randkę.

Zatrzymałam się w półkroku na schodach i odwróciłam w stronę Bena,


który stał na schodku niżej.

- Zaprosiłabym cię - zaczęłam, lekko ciągnąć za przód jego koszulki


polo.- Ale w środku jest bałagan.

Na jego twarzy pojawiło się rozczarowanie, ale posłał mi szybki


uśmiech, dobrze je ukrywając.
Oczywiście bałagan nie powinien mieć znaczenia. I nie miał. Mój pokój
był czysty.

Prawda była taka, że byłam zbyt roztargniona, aby zaprosić Bena.


Zasługiwał na całkowita uwagę, ale teraz moje ciało i myśli były niespokojne.
Zbyt pobudzone. Nie mogłam go dzisiaj zaprosić do domu.

Przyglądał się ze spokojem mojej twarzy. Wiedziałam, że znał


prawdziwy powód mojej wymówki, ale niczego nie powiedział. Skinął głową,
akceptując to, czego nie mogłam wypowiedzieć na głos.

Ben był dobrym chłopakiem. Mądrym. Mówił mi, że byłam ładna i


wspierał moje wybory. Niemal chciałam się zatracić, gdy patrzyłam w jego
niebieskie oczy. Aby dowiedzieć się jakby to było poczuć jego ciepłą skórę
przy swojej. Aby się przekonać, czy mógł mi sprawić taką samą przyjemność
jak...

Odchrząknęłam, wyrzucając ten pomysł z głowy.

W ten sposób użyłabym Bena, aby poczuć się lepiej - aby poczuć
cokolwiek - a obydwoje zasługiwaliśmy na więcej. Właśnie dlatego
musieliśmy zaczekać na lepszy moment.

Wszedł na schodek wyżej i pocałował mnie delikatnie. Tym razem


smakował jak cynamon, a ja powoli zaciągnęłam się zapachem jego wody
kolońskiej. Cofając się, uśmiechnął się delikatnie, zanim odwrócił się, aby
odejść.

Ale powstrzymałam go.

Chwyciłam go za przedramię i przyciągnęłam do siebie, schyliłam głowę


i zatopiłam się w jego ustach, aż jego ciało podskoczyło ze zdziwienia.
Posmakowałam jego język swoim własnym i przechyliłam głowę na bok,
wnikając głębiej i rozkoszując się jego szybkim oddechem. Dłoń Bena
zacisnęła się na moim karku, a moje policzki zaczerwieniły od jego bliskości.

Właśnie tak powinno być. Przyjemnie. Komfortowo. Dobrze całował.

Ale nic się nie działo, dopóki na to nie naciskałam. Kiedy próbował
zaliczyć drugą bazę, zapytał mnie, czy nie miałam nic przeciwko. Czułam się
źle przez rozczarowanie. Bądź co bądź był tylko uprzejmy. Ale było tak, jakby
nie wiedział czego chciał i cieszył się, gdy mógł wykonywać moje polecenia.
Czekał, aż na coś mu przyzwolę i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek to by
mnie podnieciło.

Nie chodziło o to, że chciałam, aby ktoś miał nade mną kontrolę.
Chciałam się dać ponieść.

Cofnął się, uśmiechnął szerzej, zanim wreszcie odwrócił się i ruszył do


swojego samochodu.

Otworzyłam swoje drzwi, weszłam do środka i momentalnie usłyszałam


jak małe łapki zastukały na panelach podłogi.

Spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się do Madmana, który wybiegł z


kuchni i podskoczył, opierając się na moich łydkach. Musiał uciec z podwórka
Jaxa i znalazł swoje psie drzwiczki. Jax i Juliet pilnowali go, podczas gdy
zatrzymałam się u Madoca. Mogłam go wziąć ze sobą, ale byłam tak zajęta w
tym tygodniu, że więcej uwagi poświeciłby mu Jax z Juliet.

Był małym - bezdomnym psem - którego znalazłam wraz z Jaredem


jakieś dziesięć lat temu i chociaż mieszkał z Jaredem przez większość tego
czasu, cieszyłam się, że przez kilka ostatnich lat był ze mną.

Ten mały gostek zawsze mnie rozśmieszał. Nawet teraz, gdy zaczął się
starzeć, wciąż był strasznie energiczny.

Sięgnęłam w dół i poklepałam go po głowie, dokładnie wiedząc, czego


chciał ten mały diabeł wcielony. Jedzenia, wody i drapania po brzuszku -
najlepiej w tym samym czasie.

Skierowałam się do kuchni, mijając bałagan jaki po sobie zostawili


malarze, którzy w tym tygodniu zajęli się salonem. Białe prześcieradła były
rozpostarte na meblach i drewnianej podłodze, zaś ja zaciągnęłam się
znajomym zapachem farby.

Zapachem nowych początków i świeżego startu.

Nasypałam jedzenie Madmanowi i nalałam mu wody w kuchni, po czym


wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i wyszłam na tylną altankę,
rozkoszując się starymi wspomnieniami.

Mama często malowała pokoje, gdy dorastałam. Lubiła zmiany i prawdę


mówiąc zapach chemii mnie pocieszał. Czułam się jak w domu.
I nienawidziłam tego, że go traciłam. Mój ojciec odrzucił dwie dobre
oferty i choć nie byłam pewna dlaczego, nie narzekałam.

Rozumiałam, że sprzedanie domu miało nam wyjść na dobre. I chociaż


tęskniłabym za byciem blisko swoich przyjaciół, nie mogłam nawet myśleć o
tym, że zamieszkałby tu ktokolwiek inny, a musiałam oddalić się od Jareda.
Być z dala od wspomnień, od jego starego pokoju, który znajdował się
naprzeciwko mojego i od przyszłości, która będzie pełna niego, kiedy
zdecyduje się wrócić do miasta bez ostrzeżenia kiedy tylko będzie chciał.

Więc owszem, zmiana była potrzebna, nie ważne jak była


niekomfortowa.

Kiedy byłam mała, płakałam, kiedy moja mama nakłoniła mnie, abym
oddała niektóre ze swoich zabawek przed świętami. Powiedziała, że muszę
zrobić miejsce na inne rzeczy, które miał mi przynieść Święty Mikołaj i chociaż
nie bawiłam się starymi zabawkami, to niemal miałam takie odczucie, jakby
zabawki były ludźmi. Do kogo by poszły? Zaopiekowano by się nimi i
pokochano by je?

Ale moja mama powiedziała, że wszystko było trudne za pierwszym


razem. Im bardziej przyzwyczaja się do zmiany, tym staje się to prostsze.
Właśnie dlatego przemalowywała pokoje co kilka lat.

Zmiany przygotowywały nas na stratę i miała rację. Było to coraz


prostsze.

Musiałam się przyzwyczaić do możliwości związania się z Benem lub


kimkolwiek innym, a Jared mógł robić co chciał. Właśnie tak musiało być.

I nieważne jak bardzo niekomfortowe było przebywanie w jego


towarzystwie, wiedziałam, że Jared prawdopodobnie przyjechał do domu, aby
zobaczyć się ze swoją matką i być obecnym podczas narodzin swojej siostry.
Nie chciałam zniszczyć mu tej wizyty.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i weszłam do łazienki, jednocześnie


pisząc wiadomość drżącymi palcami.

Z trudem przełknęłam ślinę i wysłałam wiadomość do Jareda.

Zostaw mnie w spokoju, a ja zrobię to samo.


Ścisnęłam swój telefon na dwie sekundy, zanim odłożyłam go na zlew i
zaczęłam się rozbierać

I aby upewnić się, że nie będę wyczekiwać na jego odpowiedź albo na


to co powie lub zrobi, rozczesałam swoje włosy, założyłam swoje cienkie,
białe spodenki od piżamy i dopasowaną, czarną bluzę z kapturem z logiem
Seether i poszłam do łóżka.

Zgasiłam światło, podłączyłam telefon pod ładowarkę i zwinęłam się


pod pościelą. Nie zamierzałam czekać na jego odpowiedź. Nie zamierzałam
czekać na jego reakcję.

Nie zamierzałam czekać na niego.

***

Przetarłam swoje zaspane oczy, wreszcie zauważając na swoim


telefonie wiadomość od Jareda.

Nie mogę, napisał. Tak samo jak i ty.

Zerknęłam na godzinę na telefonie i dostrzegłam, że była dopiero druga


nad ranem. Spałam tylko godzinę.

Pomyślałam, że to tata do mnie napisał, ponieważ często zapominał o


różnicy czasu i pisał do mnie o dziwnych godzinach. Ale przypomniałam sobie
o swojej wiadomości do Jareda, w której napisałam, żeby dał mi spokój, więc
znowu przyjrzałam się jego wiadomości. Insynuował, że nie mogłam nad
sobą zapanować?

- Arogancki dupek - syknęłam, czując jak moje szalone palce wystukują


tylko jedną odpowiedź.

Szepnęłam do siebie, gdy pisałam. Nie odzywaj się do mnie. Nie zbliżaj
się do mnie.

Odłożyłam telefon na nocny stolik i wtuliłam twarz w poduszkę,


zdeterminowana aby o nim nie myśleć.

Nie podziałało.

Uderzyłam pięścią w łóżko. Co za dupek!

- Nadęty, zarozumiały, sukin... - warknęłam w poduszkę, nienawidząc


tego, że w jego odpowiedzi krył się cień prawdy.

Dobrze pamiętałam, kiedy uwielbiałam, gdy nie zostawiał mnie w


spokoju. Ulubione miejsce Jareda było tym, gdzie mógł mnie rozebrać do
naga.

Mój telefon zawibrował i zaświecił się, na co zamrugałam, wiedząc, że


muszę go zignorować.

Ale i tak uniosłam głowę i wciąż się krzywiąc, gdy przeczytałam


wiadomości pojawiające się na ekranie.

Nie zbliżę się do ciebie. Jeszcze. Wolę obserwować.

Zaparło mi dech w piersiach.

- Że co?- szepnęłam do siebie, marszcząc razem brwi.

Obserwować mnie? Przełknęłam ślinę i spróbowałam nad sobą


zapanować, nie będąc pewna, czy dobrze odczytałam wiadomość. Podniosłam
telefon, odrzuciłam pościel i na palcach podeszłam do końca łóżka, skąd też
wyjrzałam przez drzwi balkonowe i przez zielony kamuflaż drzewa.

Gdzie jesteś? Napisałam, zauważając, że w jego starym pokoju nie


świeciło się światło. Jak mógł mnie obserwował, skoro mnie nie widział?
Nagle wyprostowałam się, gdy kiedy dostrzegłam przez swoje zasłony, jak w
jego starym pokoju zapala się lampka, oświetlając przestrzeń.

Odgarnęłam włosy za ucho, gdy nerwowa fala ciepła zalała moją pierś.
Podciągnęłam rękawy i skrzyżowałam ręce na piersiach, gdy serce zaczęło mi
bić szybciej.

Jared pojawił się w oknie, przez co wycofałam się, pogrążając się w


mroku.

- Cholera - szepnęłam, jakby mógł mnie usłyszeć. Dlaczego jest w domu,


a nie u Madoca?

Przynajmniej to on zapalił światło, więc to ja mogłam obserwować jego,


a nie on mnie.

Wciąż miał na sobie swoje czarne spodnie, ale ściągnął pasek i koszulkę
i stał tak, jakby dokładnie wiedział gdzie byłam. Nawet ze swojego miejsca
dostrzegłam jego rozbawione oczy i bez wątpienia wiedziałam, że jeśli teraz
otworzyłabym drzwi od balkonu, przyszedłby do mnie. Tak jak za starych
czasów.

Poczułam, jak dreszczyk przebiega wzdłuż moich ramion, gdy o tym


pomyślałam.

Uniósł telefon do swoich bioder pisząc, zaś ja pozwoliłam sobie spojrzeć


na jego ciało - na mięśnie jego brzucha, napięte i wąskie, które nie raz
muskałam językiem.

Warknęłam cicho, odwracając wzrok.

Mój telefon zawbirował, więc przesunęłam palcem po ekranie, aby


odczytać jego wiadomość.

Byłaś dzisiaj na torze bardzo piękna.

Zmrużyłam oczy, próbując być twardą przy tej jego miękkiej stronie.
Rzadko ją okazywał, co dawało więcej impaktu, a nie chciałam, żeby prawił
mi komplementy.

Nawet po tak długim czasie, wciąż mnie zabijasz. Wciąż cię


pragnę, Tate.
- Nie - szepnęłam do nikogo, a następnie westchnęłam, siadając na
końcu łóżka, wciąż obserwując kątem oka jego ciemną postać.

Tęskniłem za tym jak twoje ciało porusza się z moim, znowu


napisał. Pochyliłam głowę do przodu, czytając wiadomości, które nadchodziły.

Ale nigdy o tym nie zapomniałem.

Pamiętam o każdym skrawku twojej skóry. O tym jak


smakowałaś, jakie wydawałaś dźwięki...

Światło księżyca opadło na moje kolana, przez co dostrzegłam, jak


zbielały mi palce od zaciskania ich na telefonie.

Znał każdy mój cal i mógł grać na mnie jak na instrumencie. Jego
władcze ręce i usta były tak zachłanne, przez co odchyliłam głowę do tyłu,
czując jak wzdłuż kręgosłupa ścieka mi strużka potu.

Cholera.

Zamrowiły mnie palce. Wiedziałam, co próbował zrobić i nie chciałam


go powstrzymywać.

Wygląda na to, że to ty dzisiejszej nocy niedomagasz ze


swoimi zdolnościami w rozmowie, napisał.

Przewróciłam oczami.

Może ci się wydawać, że jesteś inna, ale tak nie jest. Wiem, że
wciąż mnie czujesz, napisał, więc zacisnęłam zęby przez jego arogancję,
nawet jeśli zacisnęłam razem uda na jego wspomnienie.

Byłem w tobie tak wiele razy, kusił. Powiedz mi, że pamiętasz,


albo będę musiał ci przypomnieć.

Zamknęłam oczy, czując jak puls mi wali w ciele jak perkusja.


Jared.

Przesunęłam dłonią w dół swojego uda, uwielbiając ten cholerny pęd


między swoimi nogami. Minęło tak dużo czasu.

- Cholera by go wzięła - wydyszałam pod nosem.

Chcesz, żebym przestał? zapytał.

Wciągnęłam krótkie, szybkie oddechy, gdy spojrzałam na ekran.

Zrób to. Powiedz mu, żeby przestał, powiedziałam sama sobie. To


popieprzone i nie może cię mieć.

Ale moja skóra płonęła. I czułam się tak, jakbym była w domu.

Czułam ciepło i pokój i nie ważne jak bardzo zmieniało się moje życie,
jakich ludzi spotykałam, jakie rzeczy straciłam lub gdzie mieszkałam, jeśli
byłam na jego orbicie, to byłam w domu.

Nawet wtedy, kiedy miałam jedenaście lat i minął tylko rok od dnia
śmierci mojej matki, Jared stał się tamtego dnia moim światłem. Nie zostawił
mnie, nawet wtedy, gdy go ignorowałam. Po prostu kołysał mnie na naszej
starej huśtawce z opony na podwórzu przez dobre dwie godziny, zanim
przestałam płakać i zaczęłam mówić. Był moim przyjacielem. Mieliśmy silny
fundament.

A potem stał się mężczyzną, a uczucia stały się silniejsze. Znacznie


silniejsze.

Teraz siedziałam na swoim tyłku, dając sobie przyjemność, gdy o moją


skórę ocierały się moje stringi i spodenki.

Znowu napisał, więc poddałam się, chłonąc jego słowa.

Uwielbiałem twoją skórę na twoim krągłym udzie, Tate. W tym


miejscu w którym łączy ci się noga z biodrem. Było to jak niebo i
nawet teraz mogę poczuć jej smak.

Powieki mi zatrzepotały i opadłam na łóżko, gdy musnęłam palcami


część mojego uda, którą tak uwielbiał.

Chwytałaś się moich włosów cholernie mocno, że niemal byłaś


gotowa ujeżdżać moją twarz. Twój tata nigdy się nie dowiedział jak
bardzo niegrzeczna byłaś.

Przesunęłam wierzchem dłoni po swojej szparce przez spodenki piżamy


i jęknęłam, przypominając sobie jego poranne wizyty przed szkołą. Wkradał
się do środka, nurkował głową między moimi nogami i szalał tak bardzo, że
musiał zakrywać mi usta dłonią, aby nikt nas nie usłyszał.

Gdy zaczęłaś jeździć na tor podczas ostatniego roku... twoje


nogi były tak wymodelowane. Myślałem, że specjalnie próbujesz
doprowadzić mnie do szaleństwa.

Wsunęłam swój środkowy palec pomiędzy fałdki swoich cienkich


spodenek, nie mogąc się powstrzymać.

Znowu chciałam poczuć na sobie jego szorstkie ręce.

Napięłam każdy mięsień w swojej piersi, unosząc je wyżej i wyobrażając


sobie jak jego długie palce wsuwają się pod moją bluzę, ponieważ nigdy nie
mógł oderwać swoich cholernych rąk od moich piersi.

Zawsze pasowałaś idealnie, Tate. Ten sposób w jaki wyginałaś


ku mnie biodra, kiedy rżnąłem cię od tyłu.

- Kurwa - jęknęłam na to wspomnienie, kręcąc biodrami przy swojej


dłoni i zamykając oczy.

To była twoja ulubiona pozycja, prawda?


Nie odpowiedziałam, bo już wiedział. Od momentu ze stołem
kuchennym, zawsze uwielbiałam, kiedy kładł mnie na dłonie i kolana.

Nigdy też się pode mną nie rozpływałaś, kontynuował. Za


każdym razem gdy naciskałem, odwzajemniałaś się tym samym.
Wbijałem w ciebie swojego fiuta, a ty podnosiłaś swoje plecy z
łóżka, ocierałaś się swoimi sutkami o moje usta i prosiłaś o mój
język. Zawsze lubiłaś na ostro.

Ból przy moim wejściu był tkwi gorący i słodki. Potrzebowałam go tak
bardzo. Nikt nie doprowadzał mnie do szaleństwa tak jak on. Zalała mnie fala
pośpiechu i poczułam wilgoć przez spodenki, gdy mocniej potarłam swój
guziczek.

Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie, jak przewraca mnie na brzuch i


wsuwa się we mnie. Pot zrosił mi czoło, gdy przypomniałam sobie, jakby to
było wczoraj, ten cholernie cudowny ból, który zawsze czułam, kiedy we mnie
wchodził. Był to drobny ból, ale uwielbiałam go. Wchodził we mnie głęboko, a
rozciąganie i nacisk były słodkie.

Uniosłam telefon, aby zobaczyć jego nową wiadomość.

Pamiętasz noc ukończenia szkoły? W moim samochodzie, przy


jeziorze? Było tak gorąco. Twoja sukienka leżała rozdarta na
podłodze samochodu, a ty założyłaś mój krawat. Miałaś na sobie
tylko to.

Pamiętałam. Siedziałam na nim okrakiem na tylnym siedzeniu z jego


krawatem między piersiami. Nie mógł tego znieść. Zaatakował jak dziki pies,
niemal pożerając mnie żywcem.

Tate, nie masz pojęcia co ze mną wyprawiasz. Doprowadzasz


mnie do szaleństwa. Twoje słowa, twój śmiech, twoje łzy, twoje
oczy... wszystko w tobie mną zawładnęło.
- Mną też - szepnęła, czując jak łza wyciekła mi z kącika oka i spłynęła
w dół mojej skroni.

Przełknęłam ślinę, pocierając nogami o siebie, aby pozbyć się bólu.

Jestem lepszym mężczyzną, ale nigdy nie będzie dla mnie


lepszej kobiety. Nigdy nie było kogoś takiego jak ty, napisał.

Zacisnęłam dłonie, pragnąć dojść. Jęknęłam, chcąc, aby doprowadził


mnie do orgazmu, ale uderzyłam pięścią o łóżko, odmawiając mu tej
satysfakcji.

Skrzywdził mnie zbyt mocno i nie ważne jaki fizyczny pociąg między
nami istniał, to się nie zmieniło. Musiałam o tym pamiętać.

Mam ochotę połamać mu pierdolone ręce, kiedy cię dotyka.

Ale tak szczerze..., kontynuował. To cholernie podniecające, gdy


patrzę jak inny mężczyzna ma to, czego ja chcę.

Taa, czułam się podobnie, gdy widziałam go z inną kobietą.


Nienawidziłam tego i sprawiało mi to ból, ale czułam się przez to zaborcza.
Chciałam przez to walczyć.

Prawdę mówiąc, to jestem teraz cholernie twardy.

Z moich płuc uleciało powietrze i przeciągnęłam zębami po swojej


dolnej wardze, niemal się uśmiechając, ale powstrzymałam się. Jared -
twardy i gotowy - był widokiem, przez który zawsze naciekała mi ślinka do
ust. Wyobraziłam sobie, że teraz chwyta sam siebie, nawet jeśli leżałam na
łóżku i nie mogłam go zobaczyć.

Minęła kolejna minuta, zanim znowu napisał.


Wyglądasz seksownie. Powinnaś ściągnąć tą bluzę, zanim
pójdziesz do łóżka.

Otworzyłam szeroko i zerwałam się z łóżka, wyglądając przez swoje


drzwi balkonowe. Nie widział mnie, prawda? Było tu ciemno. Tam się świeciło.
Przeczesałam dłonią włosy, czując jak wstyd wkrada mi się na twarz.

Wyglądając przez swoje drzwi, zauważyłam, że Jared wciąż stał w złotej


poświacie lampki, którą wcześniej zapalił. Nawet przez ciemność i liście
drzewa dostrzegłam jego usatysfakcjonowany wyraz w twarzy, kiedy spojrzał
w dół i napisał kolejną wiadomość.

Pamiętam wszystko, Tate, napisał. I wiem, że ty też.

Upuściłam telefon na łóżko, dostrzegając jak rozbawienie w jego oczach


zmienia się w ciemną groźbę, gdy zaciągnął zasłony i zniknął.

Kurwa.
Rozdział 8

Tate

Biegłam wzdłuż chodnika, a sportowe buty pochłonęły impakt, gdy


zeskoczyłam z krawężnika i przebiegłam przez ulicę. "I Hate Everything About
You" Three Days Grace rozbrzmiewało mi w słuchawkach, a pot spływał mi z
twarzy aż do brzucha.

Byłam w dobrej kondycji i normalnie nie naciskałam na tempo podczas


swoich biegów, ale fakt, że ledwo co łykałam powietrze dał mi do
zrozumienia, że przesadziłam. Nigdy nie traciłam oddechu podczas moich
regularnych, porannych biegów.

Zwolniłam i zatrzymałam się na chodniku po mojej stronie ulicy, po


czym pociągnęłam za rąbek swojego czarnego topu i otarłam nim twarz.

Moje czarne leginsy były mokre od potu i podrażniały moje uda.

Wkurzały mnie.

Mój kucyk, który opadał mi na plecy też mnie wkurzał. Moje bolące
stopy i fakt, że nie wybiegałam niechcianej energii z mojego ciała też mnie
wkurzał.

Nie byłam tak wkurzona od długiego czasu.

Obudziłam się na dźwięk motocykla Jareda, który przeszył mój sen


niczym fala ciepłej wody moją skórę, i gdy tak leżałam płasko na materacu,
nagle rozpaczliwie zapragnęłam jednej z jego poranny wizyt. Rano nigdy nie
budziłam się w najlepszym nastroju, a wszystko zmieniało jego nagie ciało
między moimi nogami, prosząc o wejście. Było to cholernie miłe.

Ale odjechał i z pewnością nie chciał tego, czego pragnęło moje ciało.

Weszłam do swojego domu, na stolik przy wejściu odłożyłam klucze i


słuchawki wraz z iPodem i weszłam do kuchni z Madmanem depczącym mi po
piętach. Włączyłam laptopa, który stał na stole i zaczęłam przygotowywać
omlet, podczas gdy wypiłam dwie butelki wody i pokroiłam owoce.

Ciężko było odżywiać się zdrowo przy moim obecnym grafiku. W


szpitalu zawsze były pudełka pączków Krispy Kremes, ciastek i innych łakoci,
a odkąd spędzałam swój czas czytają w bibliotece, czytając w domu lub
pracując nad swoim samochodem, kiedy nie pracowałam lub byłam w szkole,
ciężko mi było przygotować sobie odpowiednie posiłki. Na szczęście miałam
wolne weekendy, więc mogłam przygotować sałatki i zdrowe przekąski.

Pomimo tego i tak zażerałam się pączkami w czekoladzie przy każdej


możliwej okazji.

Siadając przy stole, wybrałam połączenie wideo z moim ojcem, które


odbywaliśmy raz w tygodniu.

- Hej, tato - przywitałam go, krojąc kawałek omletu ze szpinakiem,


pieczarkami i serem.- Jak piękne są Włochy? Trzymasz się z dala od wina,
prawda?- zażartowałam, wpychając do ust kawałek jedzenia.

- Prawdę mówią, to wino jest dobre dla serca - zauważył ze śmiechem


w swoich niebieskich oczach. Moich oczach.

- Taa, jeden kieliszek - podkreśliłam.- Nie pięć, dobrze?

Skinął głową.

- Touché.

Mój tata nie był wielkim fanem alkoholu, ale wiedziałam, że polubił
konkretne dania w krajach do których był przypisany od lat. Włochy były
jednym z nich.

Jednakże kilka lat temu tryb jego życia wreszcie odbił się na jego ciele.
Miał napięty grafik, nie był konsekwentny w swojej rutynie, nie jadł zdrowo,
ponieważ ciągle żył w pośpiechu i mało ćwiczył przez ciągłe podróże. Podczas
wyjazdów miał dwa ataki serca o których mi nawet nie powiedział. Byłam
wściekła, kiedy się dowiedziałam.

Teraz mieliśmy lepszy kontakt, abym częściej mogła na niego zrzędzić.


Wyciągnęłam swoje oszczędności i na jedne święta wysłałam mu bieżnię i
nawet wyszukałam warzywniaki w którym mieszkał, aby nakłonić go do ich
sałatek i organicznej żywności.

Na szczęście dopasował się do tego. Był moim jedynym rodzicem od


dwunastu lat i wreszcie zrozumiał, że potrzebowałam go na znacznie dłużej.

- Jesteś w domu?- zapytał, wyglądając za mnie.- Myślałem, że


zatrzymałaś się u Madoca i Fallon.

Wzruszyłam ramionami, koncentrując się na jedzeniu.

- Jest weekend. Pracowników tu nie ma, a ja chciałam spędzić nieco


czasu w ogrodzie. Aby był przyjemny dla oka, wiesz?

Prawdę mówiąc ogród i trawnik przed domem były w dobrym stanie.


Jax zajmował się wszystkim, podczas gdy mojego ojca nie było, a ja
spędzałam czas w szkole. Tak naprawdę, to chciałam być w domu i
wiedziałam, że nie ważne jak bardzo próbowałam to ukryć, mój ojciec z
łatwością mógł to wyczytać.

- Tate, wiem, że to dla ciebie trudne - powiedział cicho.- Mam na myśli


sprzedaż domu. Wiem, że będziesz tęsknić za tym miejscem.

Przełknęłam kawałek jedzenia, aby upewnić się, że wyglądałam na


nieporuszoną.

- To będzie ciężkie pożegnanie, ale nic nie może być takie same na
zawsze, prawda?- próbowałam być pozytywna. Nie można było nic wobec
tego zrobić i nie mogłam oczekiwać, że mój ojciec będzie płacić wysokie
opłaty za duży dom, którego już nie potrzebowaliśmy.

- Kochanie, proszę, spójrz na mnie.

Przestałam kroić jedzenie swoim widelcem i uniosłam wzrok.

Wpatrywał się we mnie przez dobry moment, ale potem zmarszczył


czoło i odwrócił wzrok. Ocierając nos wierzchem dłoni, westchnął.
Zamarło mi serce, gdy zaczęłam się zastanawiać co próbował mi
powiedział.

- Wszystko w porządku?- zapytałam.- Twoje serce...?

- Nic mi nie jest - szybko skinął głową.- Ja tylko...

Zmrużyłam oczy.

- Chodzi o dom? Został sprzedany?

Spojrzał mi w oczy i zawahał się przed odpowiedzią.

- Nie - pokręcił głową.- Prawdę mówiąc, to nic złego się nie stało.

- Tato, wyduś to wreszcie z siebie.

Przeczesał dłonią włosy i wziął głęboki wdech.

- Cóż, prawdę mówiąc, to widuję się z kimś - powiedział.- Z kimś, kto


jest mi bliski.

Odłożyłam widelec, prostując plecy. Widuje się z kimś? Przypomniałam


sobie, jak wspominał o tym, że chodził na randkę to tu to tam po tym jak
zmarła moja mama, ale nigdy mi nikogo nie przedstawił. Było to coś
poważnego?

Mój tata obserwował mnie, pewnie czekając aż coś powiem.

Wreszcie zamrugałam i odchrząknęłam.

- Tato, to wspaniale - powiedziałam mu ze szczerym uśmiechem.-


Cieszę się twoim szczęściem. Jest Włoszką?

- Nie - odpowiedział, czując skrępowanie.- Prawdę mówiąc, to mieszka


w domu.

- Tutaj?

Wydął policzki, kiedy po raz kolejny przeczesał dłonią włosy.

- To bardzo niezręczne - zaśmiał się nerwowo.- Kochanie, jakiś rok temu


zacząłem się widywać jedną z... - urwał, wyglądając tak, jakby rozpaczliwie
potrzebował użyć innych słów, aby powiedzieć mi to co chciał.- Zacząłem się
widywać z jedną z twoich dawnych nauczycielek. Elizabeth Penley - wypalił.
- Z panną Penley?

Panna Penley i mój tata?

- To były sporadyczne spotkania - wyjaśnił, brzmiąc tak, jakby bardziej


mnie przepraszał.- Z moim grafikiem i jej pracą, a także z twoim grafikiem,
nie wspominając już o tym, że przyjeżdżałaś do domu od czasu do czasu,
chciałem spędzić nasz wspólny czas tylko z tobą - wziął głęboki oddech i
kontynuował.- Wyglądało na to, że nigdy nie było odpowiedniego czasu, aby
ci powiedzieć.

Rozumiałam go.

Jednak mógł wspomnieć o tym nieco wcześniej. Jezu.

- Nie sądziłem, że to przetrwa i nie chciałem o tym wspominać dopóki


nie byłbym tego pewien. Zrobiło się poważnie dopiero w przeciągu ostatnich
kolejnych miesięcy - wyjaśnił, jakby czytając mi w myślach.

Skinęłam głową, próbując przyjąć do świadomości myśl, że mój tato


właśnie powiedział mi o kimś nowym w swoim życiu. Nigdy nie zależało mu
na kimś aż tak bardzo.

Ale prawda była taka, że martwiłam się o niego. Zawsze się o niego
martwiłam. Zwłaszcza, gdy nie było mnie w domu kiedy on wracał. Nie
mogłam zdusić tego małego poczucia winy, kiedy jadał sam, sam oglądał
telewizję, chodził sam spać...

Chociaż moja mama zawsze będzie ważna i kochana, to nie chciałam,


aby mój ojciec zawsze był sam.

- Cóż - westchnęłam.- Nadeszła wielka pora. I uwielbiam pannę Penley.


Jest niesamowita - ale potem zmrużyłam oczy, pytając.- Dlaczego nie
znalazłeś czasu, aby powiedzieć mi podczas świąt lub wiosennej przerwy, albo
podczas naszych innych rozmów video?

Posłał mi spłoszony uśmiech.

- Bo zamierzam poprosić ją o rękę.


***

- Tate!

Odwróciłam głowę w lewa stronę, zauważając, że Madoc idzie w moją


stronę.

- Wspaniale - szepnęłam, z powrotem skupiając się na torze.

Po rozmowie z moim ojcem, przyjechałam tutaj - tak jak i wielu innych


podczas dnia - aby zrobić kilka ćwiczebnych okrążeń na torze i nacieszyć się
spokojem bez tłumu.

Nie radziłam sobie i nie wiedziałam dlaczego. Lubiłam Penley i chciałam,


aby mój tata znalazł sobie kogoś. Jego oświadczyny były dobrym pomysłem i
powinnam się cieszyć jego szczęściem.

Więc dlaczego czułam się tak, jakby to było nagłe?

Dom, Stanford, jego związek... czułam się jak podczas rejsu na łodzi
bez kotwicy.

Więc przyjechałam pojeździć. Aby rozjaśnić myśli.

Aby zostać sama, czego Madoc nienawidził.

- Jedziemy - warknął ostro i wiedziałam, że nie przyjąłby nie za


odpowiedź.- Teraz.

Znowu na niego spojrzałam, zaś dezorientacja, frustracja i


zdenerwowanie było wymalowane na mojej twarzy.

- Dokąd?

Skinął głową za siebie.

- Do mojego domu. Urządzamy razem imprezę. Fallon powiedziała, że


napisała do ciebie godzinę temu.

- Nie - pokręciłam głową, dokładnie wiedząc kogo tam zobaczę.-


Żadnych imprez.
Zatrzymał się i odsunął na boki swoją marynarkę, opierając dłonie na
biodrach.

- Co ty masz na sobie?- zapytałam, przyglądając się jego czarnym


spodniom i marynarce, oraz jasno niebieskiej koszuli i ciemno niebieskiemu
krawatowi. Jego ubrania i włosy były wystylizowane i ułożone, przez co nigdy
nie mogłam ogarnąć jakim cudem związał się z Fallon, która była zupełnie
inna.

Wyprostował się nagle, jakbym go obraziła. Przesuwając dłonią po


swojej koszuli, skinął na mnie głową.

- Seksownie czy nie?- zapytał, zwracając się z rozbawieniem do swojego


ubrania.- Rano musiałem spędzić kilka godzin na moim stażu.

Odwróciłam wzrok w stronę toru, nie zamierzając go zachęcać.

- Jedźmy - jego silny głos znowu wrócił do poprzedniego tematu.

Westchnęłam i zeskoczyłam z maski.

- Odwal się. Nie potrzebuję tego, żebyś interweniował.

Podeszłam do boku samochodu, aby otworzyć drzwi, ale Madoc położył


dłoń na szybie, powstrzymując mnie.

- W swoim życiu wpadniesz na niego wiele razy - zauważył.- Zjazdy,


śluby przyjaciół, a co zrobisz, kiedy Fallon i ja będziemy mieć dzieci? Lub Jax i
Juliet?

Serce zaczęło mi bić mocniej, gdy zdałam sobie sprawę, że Madoc miał
rację. Będę wpadać na Jareda przez wiele lat.

Cholera.

Madoc złapał mnie za ramiona, zmuszając, abym na niego spojrzała.

- Zrozum to wreszcie, dobrze?- odezwał się do mnie jak facet.- Jesteś


dla nas tak samo ważna jak on. Nie odsuniesz się znowu. Nie pozwolimy ci na
to.

I niczym nadąsane dziecko, spojrzałam na niego. Nie lubiłam jego


natarczywości.
Chociaż z drugiej strony ją lubiłam.

Nigdy nie pozwolił mi odejść. Juliet i Fallon zamierzały spędzić resztę


życia z tymi facetami i mieć z nimi dzieci. I bez wątpienia zamierzali zostać
tutaj.

I byli moimi przyjaciółmi tak samo jak Jareda.

Wyciągnęłam klucze z kieszeni.

- Dobra, ale jadę swoim własnym samochodem.

***

- Hej - Fallon przywitała się ze mną, przyciągając mnie do siebie, aby


cmoknąć mnie w policzek. Było to niecodzienne zachowanie, więc
pomyślałam, że już była wcięta, chociaż wyglądała na świadomą.

Miała na sobie jedną ze swoich starych szarych koszulek - pociętą,


podartą i związaną - którą przemieniła w seksowny top bez pleców. Jej
krótkie, przetarte spodenki już sprawiły, że Madocowi zaczęła cieknąć ślinka,
gdy za nią stanął, chwytając jej tyłeczek i wtulając twarz w jej szyję.

- Weź sobie coś do picia - rozkazała, uśmiechając się, gdy Madoc objął
ją zaborczo w talii. A później wbiła we mnie swoje zielone oczy.- I rozluźnij
się, dobrze?

Dostrzegłam Bena przy basenie, więc zostawiłam swoich przyjaciół i


podbiegłam do niego.

Madoc i Fallon lubili zapraszać ludzi, zaś Madoc zdecydowanie uwielbiał


swoje imprezy. Nie dlatego, że chciał się upić lub szpanować. Dlatego, że
uwielbiał tą społeczność. Kochał swoich przyjaciół, lubił się dobrze bawić i
rozmawiać. Nie miałam wątpliwości, że pewnego dnia Madoc zostanie
burmistrzem Shelburne Falls, bo właśnie tak mocno kochał swoją rodzinę. A
to miasto było jego rodziną.
A widok Fallon w niebieskiej - lub czerwonej - sukience z przypiętą flagą
Ameryki, był całkiem zabawny, więc niech Bóg ma ją w opiece.

Zatrzymałam się przy rozsuwanych, szklanych drzwiach i usłyszałam jak


"She's Crafty" Beastie Boys. Piosenka wypełniała popołudniowe powietrze, na
co wreszcie się uśmiechnęłam. Nie było tak wielu ludzi jak podczas
zwyczajnych imprez Madoca, ale było ich przynajmniej trzydzieści. Większość
z nich była ubrana w spodenki do kąpieli i bikini, podczas gdy ja wciąż
miałam na sobie swoje dżinsy i koszulkę, które miałam na Pętli.

Podeszłam do Bena i położyłam dłoń na jego nagich plecach, ale zanim


zdołał się chociażby odwrócić, poczułam znajomą świadomość przez którą
włoski na ramionach zawsze stawały mi dęba, kiedy Jared był w pobliżu.

Ben odwrócił się i posłał mi szeroki uśmiech, ale gdy pochylił się, aby
pocałować mnie w policzek, zerknęłam przez jego ramię, nie mogąc się
powstrzymać.

Jednak Jareda tam nie było. Zmrużyłam oczy, rozglądając się po


imprezie, jednak nigdzie go nie zauważyłam.

Było zupełnie tak jakbym miała jakiś dziwny szósty zmysł i chociaż nie
mogłam tego wytłumaczyć, to zawsze wiedziałam, gdy był blisko. Może to
przez sposób w jaki zaczął mnie palić kark lub skóra wibrowała pod
powierzchnią, a może dlatego, że oczekiwałam, iż tu będzie, jednak gdy tylko
go wyczułam, byłam świadoma tylko jego.

Pary się obściskiwały, a ludzie w basenie rozchlapywali wodę, ale ja


dalej się rozglądałam, nie mogąc go znaleźć.

Jednak musiał tu być. Jego asystentka, Pasha, nalewała sobie piwa z


beczki. Zauważyłam jej fioletowe włosy.

- Wszystko w porządku?- zapytał mnie Ben, kładąc jedną dłoń na moim


biodrze, a w drugą chwycił talerz z jedzeniem.

- Taa - wychrypiałam, dochodząc do siebie.- Nic mi nie jest. Ja tylko... -


zassałam powolny oddech, próbując uspokoić swoje nerwy, gdy wskazałam
kciukiem za siebie.- Pójdę do magazynu i przyniosę Madocowi więcej butelek
o które prosił, dobrze? Zaraz wrócę.

Szybko cmoknęłam Bena w policzek, odwróciłam się i szybko ruszyłam


do domu, zanim dostrzegł kłamstwo w moich oczach.

Oczywiście, że Madoc nie prosił, abym przyniosła alkohol z magazynu


jego ojca, ale potrzebowałam chwili dla siebie. Przeciskając się między ludźmi
w kuchni i mijając wyspę pełną jedzenia, otworzyłam drzwi od piwnicy i
zbiegłam w dół po schodach.

Piwnica była pusta, ponieważ podczas początku imprezy każdy bawił się
razem do góry, zanim kobiety pozwoliły swoim chłopakom - i mężom -
zniknąć w pokoju gier Madoca. Bilard, rampa do deskorolki i skórzane kanapy
były niewykorzystane, gdy przeszłam korytarzem i weszłam do łazienki
naprzeciwko składzika.

- Boże, kochanie - moją uwagę przykuł szorstki szept mężczyzny w


chwili w której chciałam wejść do łazienki.- Nie mogę oderwać od ciebie rąk.
Dlaczego to ze mną robisz, co?

Do jego stłumionego głosu dołączyły szmery i głośny oddech.

Nastąpił chicho, po którym odezwała się dziewczyna:

- Ja niczego nie robię, Panie Trent. Przysięgam.

Uniosłam wzrok, a żołądek ścisnął mi się. Pan Trent.

Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału i kobieta zassała powietrze.

Zacisnęłam szczękę i odsunęłam dłoń od klamki, przesuwając się cicho


w stronę drzwi od składzika, które były uchylone.

- Rozsuń dla mnie nogi - rozkazał, brzmiąc na spiętego.

Zatrzymałam i nasłuchiwałam, bojąc się tego usłyszeć, ale i lękając się


sobie pójść.

- No dalej - ponaglił bardziej stanowczym głosem.- Szerzej. Pokaż mi


jak bardzo tego chcesz.

O mój Boże.

To nie był Jared. Nie mógł być. Ale głos był schrypnięty i nie mogłam go
odróżnić.

Co u diabła?
Położyłam dłoń na drzwiach, aby się podtrzymać.

- Boli?- brzmiał na rozbawionego.

- Tak - wydyszała.- Tak mocno je dla ciebie rozsunęłam, kochanie.

- Podoba ci się?- zapytał, po czym usłyszałam dźwięk rozpinanego


rozporka.

- Tak - jęknęła.- Och, Boże. Proszę. Rżnij mnie!- jej krzyk rozniósł się po
korytarzu, a moje serce zaczęło mocniej bić.

Czy to był głos Juliet?

- Kocham cię - powiedział, a potem warknął nisko, gdy ona zassała


oddech.

- Och, Jax!- dziewczyna krzyknęła, zaś ja momentalnie wypuściłam


długi oddech.

Jax. Och, dzięki Bogu.

Nie Jared. Tylko brat Jareda. Również Pan Trent. Dobra. Teraz czułam
się lepiej.

Jednak dlaczego Juliet nazywała swojego chłopaka "Panem Trent"?

Pokręciłam głową, śmiejąc się do siebie. Zboczone dzieciaki.

Odwróciłam się i zrobiłam krok, ale natychmiast się zatrzymałam. Jared


stał tuż za mną z ramionami skrzyżowanymi na torsie. Opierał się o przeciwną
ścianę i zdawał się być całkowicie nieświadom, że niedaleko nas był Jax z
Juliet. Patrzył tylko na mnie.

Gorący gniew napłynął mi do kończyn i napięłam je, szykując się na


cokolwiek co planował.

- Ile czasu minęło?- skinął głową, odnosząc się do tego co działo się w
składziku.- Ile czasu minęło, odkąd tak się zatraciłaś?

Było to retoryczne pytanie. Być może już znał odpowiedź, jednak ja nie
zamierzałam mu jej zdradzić. Stałam tam, pozwalając mu zobaczyć jaka
byłam silna i spokojna. Spojrzał mi w oczy, zanim przesunął nim w dół
mojego ciała, przez co nagle poczułam się bardzo naga.
Byłam ubrana bardziej niż inni ludzie tutaj, jednak moje wytarte i
podarte dżinsy były obcisłe, mój czarny top niemal nie miał pleców i
przytrzymywały go tylko cienkie ramiączka. I jako, że top pasował bardziej
bez stanika, nie założyłam go.

Poczułam, jak moje sutki robią się twarde przy materiale i wiedziałam,
że też to zauważył.

Oczy Jareda wypełniły się głodem, a jego bicepsy napięły pod krótkimi
rękawkami jego czarnej koszulki.

Może i nigdy się nie wiedziało o czym Jared myślał, ale niemal zawsze
można było powiedzieć co czuł. Był subtelny jak bomba, gdy był podniecony.

Między moimi nogami wybuchło pożądanie i gorąc prędko rozpłynął się


po moim ciele. Jared i ja nigdy nie zawiedliśmy siebie nawzajem w sypialni i
minęło strasznie dużo czasu odkąd czułam się tak dobrze.

- Jak ostatnia noc?- zapytał kusząco.- Wydaje mi się, że wtedy straciłaś


kontrolę.

Ignorując swój plany, aby zaszyć się w łazience - odkąd próbowałam


znaleźć sobie ciche miejsce, aby pozbyć się myśli o nim, a teraz stał przede
mną - minęłam go na korytarzu, aby wyjść przez drzwi piwnicy. Nie
zamierzałam z nim rozmawiać.

Ale jęknęłam, gdy złapał mnie od tyłu, obejmując moją talię ramionami.

- Dokąd idziesz?- warknął.

Jego ręce były jak metalowe obręcze, przyciskając moje ciało do jego.
Zaczęłam ciężko oddychać, niemal się potykając, gdy poczułam na sobie jego
ciężar.

Cholera.

- Tate - szepnął do mojego ucha z desperacją.- Byłoby lepiej, gdybym


nigdy nie wyjechał? Wciąż byś mnie kochała, jeśli żyłbym w kłamstwie?

Odwróciłam głowę, wciągając wargi między zęby.

Nigdy nie chciałam, aby był nieszczęśliwy. Dlaczego znowu próbował


złamać mi serce? Chciałam tylko, żeby został.
Nie rozumiałam dlaczego musiał mnie zostawić, aby poczuć się cały.

Małe igiełki zakuły mnie w skórę, zaś jego oddech na mojej szyi
sprawiał wrażenie, jakby przepływał przez moją krew. Mianie go blisko było
takie przyjemne.

Zamknęłam oczy, wciągając powietrze. Musiałam mu powiedzieć, aby


zabierał ręce, jednak nie mogłam widzieć wyraźnie.

Zanim się zorientowałam co się działo, odwrócił mnie, podniósł i


posadził na stole bilardowym. Objął ręką moje udo i pisnęłam, gdy
przyciągnął mnie na koniec stołu. Zaczęłam się odchylać, ale zanim zdołałam
się wyprostować, sam się schylił, muskając wargami skórę mojego brzucha.

- Ach - jęknęłam zaskoczona tym, co robił. Moja pierś unosiła się i


opadała, gdy jego wargi i język, nie wspominając już o zębach, pieściły moje
ciało i przesunęły się do żeber.

Opadłam na stół, nie będąc w stanie się powstrzymać, zwyczajnie


próbując powstrzymać swoje oczy od przesunięcia się na tył głowy.

Jared.

O mój Boże. Jego usta. I jego zęby ciągnące za moją skórę, jakby nie
minął żaden czas.

Chwyciłam go za kark, wyginając ku niemu swoje ciało.

- Jared, złaź ze mnie - jęknęłam, zamykając oczy.- Proszę.

Ale wtedy zatopił zęby we wrażliwą skórę na moim boku, przez


zacisnęłam mocno oczy, czując jak rozkosz we mnie jest niemal nie do
zniesienia.

- Jared, przestań!- krzyknęłam, każąc mu się odsunąć, chociaż


uczepiłam się jego szyi, przytrzymując go przy sobie.

Jego wargi odsunęły się od mojej skóry i kiedy otworzyłam oczy, jego
niemal czarne spojrzenie, pociemniałe od pożądania, przesunęło się ku mojej
odsłoniętej piersi.

O cholera.

Podczas tej szamotaniny, moja bluzka podciągnęła się. Cienkie


ramiączko opadło na moje ramię, tak samo jak część topu, który zasłaniał
moją pierś.

Jared spojrzał na mnie, unosząc się wyżej, podczas gdy pokręciłam


głową.

- Nie - ostrzegłam, wiedząc, co zamierzał zrobić.

Ale odetchnął i tak zatopił wargi w moją skórę, zakrywając mój cały
sutek swoimi ustami.

Jęknęłam, znowu czując gorąc.

Przesunął językiem po moim twardniejącym ciele, łapiąc mój sutek


między zęby i ciągnąc go, jednocześnie się nim bawią. Zwolnił, ssąc niemal
boleśnie, co uwielbiałam.

- Powiedziałem, że po ciebie wrócę. Wiesz, że jestem tylko ja, Tate -


powiedział z naciskiem.- Nikt inny nie może ci tego dać.

Zacisnęłam dłoń na jego włosach z tyłu, a moje pożądanie momentalnie


stwardniało, stając się też zimne.

Pogładziłam kciukiem jego policzek, spoglądając na jego przystojną


twarz.

- Wiem, że mnie kochałeś. Nigdy nie chciałam cię unieszczęśliwić -


powiedziałam przez swoje chrapliwe oddechy.- Ale nie ufam ci. Zawsze mnie
porzucasz.

Odepchnęłam go od siebie i zeskoczyłam ze stołu, poprawiając swoje


ubrania, zanim zdążyłam to przemyśleć.

Bez oglądania się, wbiegłam po schodach i dotarłam nad basen, czując


nagłą chęć wrócenia do domu.

Ben stał z Madociem i Fallon - Madoc był teraz w swoim spodenkach


kąpielowych - i wszyscy śmiali się, gdy podeszłam do nich i stanęłam obok
Fallon.

- Przyniosłaś butelki?- zapytał Ben.- Nie było cię przez jakiś czas.

Zamrugałam, przypominając sobie o butelkach, o których mu


wspomniałam.
Dostrzegając zdezorientowane spojrzenie Madoca, pokręciłam tylko
głową.

- Nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam. Nic wielkiego. Więc... -


spojrzałam na Madoca, zmieniając temat.- Jak ci poszedł staż?

Madoc wsunął chipsa do ust.

- Dobrze - skinął głową.- Nie mogę znieść tych nadętych dupków w


biurze mojego ojca, a faceci są jeszcze gorsi, ale dam sobie radę.

Ben zaśmiał się, zaś ja przyglądałam się jak Madoc wyciąga z miski
garść chipsów.

- Trzymaj - powiedziała Fallon, chwytając za miskę i wpychając ją w


pierś Madoca.- I tak wiemy, że zjesz je wszystkie.

Wzruszył ramionami i jadł dalej.

Fallon zaśmiała się.

- Można by pomyśleć, że jest w ciąży - uśmiechnęła się z czułością do


swojego męża.- Wczoraj zjadł te sushi, które przywiozłaś, resztki z lodówki, a
potem zamówił hamburgery z Mining Company. Cały czas je.

Westchnęłam, spoglądając na reakcję Bena.

- Sushi?- zapytał.- Te sushi, które wczoraj przywiozłem ci do pracy?

- Tate nienawidzi sushi - za nami rozległ się głos i wyszło na to, że


Jared podszedł do chłodziarki i wyciągnął sobie butelkę piwa.

Ben zmrużył oczy na Jareda, wyraźnie denerwując się przez fakt, że ten
tu był, ale zainterweniowałam, aby uspokoić Bena, zanim cokolwiek się stało.

- Nie przejmuj się tym - odezwałam się do Bena.- Myślałam, że o tym


wspomniałam, ale najwidoczniej nie.

Jared ściągnął kapsel, wrzucił go do śmietnika i odwrócił się, aby na


mnie spojrzeć. Nie przerwał kontaktu wzrokowego, gdy schylił butelką i wziął
łyk.

Znałam to spojrzenie. Było to jedno z tych, które mówiło, że albo zaraz


przywali Benowi, albo mnie pocałuje. Jedno i drugie wywołałoby bójkę.
Spojrzałam na Bena, będąc gotowa się stąd zmyć.

- Masz ochotę się stąd wcześniej zmyć?- zapytałam.- Pojechać do mnie?

Wyglądało na to, że Benowi ulżyło. Nie podobało mi się, że moje


problemy powstrzymywały nas przed dobrą zabawą, ale przynajmniej
nieprzebywanie w towarzystwie Jareda oznaczało, że moglibyśmy się wreszcie
zrelaksować.

Ben skinął głową i złapał mnie za rękę, wyprowadzając mnie.

- Gdziekolwiek ją pocałujesz - Jared zawołał za nas, przez co


zauważyłam, że imprezowicze odwracają się, aby spojrzeć.- Pamiętaj, że mój
język był tam pierwszy.

Zatrzymałam się i odwróciłam, spoglądając ze złością na Jareda. Nie


wystarczyło, że ludzie się gapili, że kilka dziewczyn śmiało się za swoimi
rękami, to jeszcze Madocowi nie poszło ukrycie swojego parsknięcia
śmiechem.

Nie, najbardziej wkurzyło mnie bycie ośmieszoną przed Benem. Gdy


Jared mówił o mnie jakbym była jego osobistą własnością i nie chciał mi
pozwolić na związek z kimś innym.

Tak jak w liceum.

- Wciąż lubi to robić z rana?- kusił.- Wtedy ma najwięcej energii.

Straciłam swój spokój, przerażona tym, co robił. Co do cholery?

Imprezowicze zabuczeli zaśmiali się. Uśmiech Jareda stał się paskudny,


więc uniosłam brew, czując jak Ben napina się obok mnie, gdy Jared
próbował go pouczać. Mówił mu o wszystkich sposobach na jakie mnie znał.

Zacisnęłam pięści i powoli podeszłam do Jareda.

Pozwoliłam, aby mój uśmiech było widać w oczach, gdy szepnęłam.

- On wie, kiedy to lubię, Jared.

Było to kłamstwo, jednak Jared o tym nie wiedział. Jego uśmieszek


powoli znikł, jednak w jego oczach pojawiła się wściekłość, chociaż jego mina
była spokojna.
Obróciłam się w samą porę, aby dostrzec jak Ben rzuca się na Jareda i
wstrzymałam powietrze, kiedy Jared cofnął się do tyłu, podczas gdy Madoc
doskoczył do nich, aby odsunąć Bena.

- Ty sukins... - Ben nie dokończył, kiedy to Madoc odwrócił go i


odprowadził z dala od tłumu.

Jared objął mnie w talii, całkowicie zapominając o Benie.

- Chcesz się zabawić?- zapytał, wycedzając każde słowo tak, że tylko ja


mogłam go usłyszeć.- Wyzwanie przyjęte, Tatum. Tym razem nie chcę cię
skrzywdzić - kontynuował, a ja poczułam na sobie jego oddech, gdy się
pochylił do mojej twarzy.- I nie chcę, abyś czuła się mała. Chcę ciebie.
Słyszysz mnie?- przyciągnął mnie do swojego ciała.- Pewnego dnia na twoim
palcu znajdzie się mój pierścionek i moje dzieci w twoim brzuchu.

Odwróciłam się, próbując się wykręcić z jego uścisku, gdy od


wściekłości poczerwieniała mi twarz i szyja.

Obnażył zęby.

- Tatum Brandt jest moim pierdolonym jedzeniem - warknął.- Wszyscy


wiedzieli o tym w liceum i nic się kurwa nie zmieniło.

Wyrwałam się z jego uścisku i cofnęłam się, przechodząc przez patio,


gdy wciąż patrzył mi w oczy. Ręce aż rwały mi się, aby mu przywalić, jednak
zacisnęłam palce i napięłam ręce, patrząc na niego ze złością.

A on uśmiechnął się.

- Oto moja kocica - skomentował, wyraźnie widząc gniew, którego nie


byłam wstanie powstrzymać.- Chcesz mnie uderzyć, prawda? Chcesz walczyć,
krzyczeć i rzucać mi wyzwania, a wiesz dlaczego?

Zacisnęłam zęby, myśląc o tym jak przyjemnie by było zetrzeć ten


uśmieszek z jego twarzy.

- Bo ci zależy - dokończył.- Wciąż mnie kochasz i nic się nie zmieniło.

Pokręciłam głową i zanim się poddałam i stałam się starą Tate, która
reagowała zamiast unosić się ponad to i udowadniając, że miał rację,
wyszłam. Przeszłam przez drzwi, przez dom i drzwi frontowe.
Dlaczego wciąż na mnie działał? Dlaczego wciąż ja...

Nie mogłam dokończyć tej myśli. Oczy zapiekły mnie od łez, gdy
wyciągnęłam kluczyki, nie przejmując się tym, że zostawiałam Bena. Ten
dzień i tak został zniszczony, nawet jeśli oszalałby na tyle, aby wciąż chcieć
spędzić ze mną czas.

Jęknęłam, czując jak telefon zawibrował mi przy tyłku. Kusiło mnie, aby
go zignorować, ale i tak go wyciągnęłam.

Zgodziła się!

Zmrużyłam oczy, przyglądając się wiadomości od mojego taty. I


zamknęłam je, czując jak pierwsza łza spada na moją pierś.

Nie zmieniła się żadna cholerna rzecz.

Wszystko się zmieniło.


Rozdział 9

Jared

Kawałek gliny z odciskiem kciuka był gładki jak woda, gdy przesunąłem
go między kciukiem, a palcem wskazującym. Zielona wstążka, na której był
zawieszony gliniany breloczek, wyblakł wraz z biegiem lat.

Ale nic się nie zmieniło. Wciąż go kochałem.

Zieleń wciąż miała ten sam żywy odcień co drzewo między naszymi
oknami i pomimo minionych lat i lekkich pęknięć na kawałku gliny, odcisk jej
maleńkiego palca przetrwał.

Był wytarty, ale wciąż tam był. Delikatny, ale nienaruszony.

Uniosłem piwo do swoich ust, opróżniając butelkę i żałując, że nie


przyniosłem jeszcze jednego.

Siedząc w pustej i ciemnej sali kinowej w domu Madoca,


przysłuchiwałem się jak "Breath" Breaking Benjamin rozbrzmiewa w domu,
uniosłem wzrok i spojrzałem na czarny ekran telewizora - w sumie to ekrany -
widząc, jak patrzyło na mnie moje własne odbicie. I po raz pierwszy od
dwóch lat, znienawidziłem to, co zobaczyłem.

Znowu byłem tym facetem. Tym, przez którego płakała w liceum. Tym,
który złamał jej serce i przestał być jej przyjacielem. Tym, który był frajerem.
Byłem lepszy niż to wszystko. Dlaczego jej to zrobiłem? Dlaczego
zawsze próbowałem wycofać ją pod ścianę?

- Jared - usłyszałem za sobą głos swojej matki i zamrugałem,


odrywając się od swoich myśli.

Wsunąłem swoją pustą butelkę na pojemnik na napój w oparciu fotela i


wstałem, łapiąc za swoją kurtkę i wsuwając w rękawy ręce.

- Myślałam, że dorosłeś - powiedziała, brzmiąc na rozczarowaną.


Musiała zobaczyć co stało się między mną, a Tate. I biorąc pod uwagę jej
twarde spojrzenie i zaciśnięte usta, była wkurzona.

Odwróciłem wzrok, przygotowując swoją zbroję.

- Najbardziej kocham w tobie to, matko, że kompletnie nie wiesz kim


jestem.

Momentalnie uniosła brodę, a w jej oczach pojawił się ból, nawet jeśli
próbowała go ukryć.

Odwróciłem wzrok, czując jak wstyd pali mnie w skórę. Nie okazywała
swojego gniewu, ale nie mogła ukryć bólu w oczach. Nie było tak, że moja
mama nie miała o niczym pojęcia. Wiedziała, że spaliła ze mną kilka mostów.

A ja niemal zawsze jej o tym przypominałem.

Przesunęła rękę na swój brzuch, więc spojrzałem w dół i wciągnąłem


powietrze, przyglądając się jak jej drobna postać ma w sobie nowy początek.

- Przepraszam - powiedziałem, ledwo co patrząc jej w oczy.

- Będzie się to często powtarzać?

- Co takiego?- zapytałem.- Kłótnie z Tate?

- Przepraszanie - odpowiedziała.

Taa, to też często robiłem.

- Nie jesteś już dzieckiem - zbeształa mnie.- Musisz zacząć być


mężczyzną na jakich będziesz chciał wychować swoich synów.

Uniosłem wzrok. Synowie.


Wiedziała jak trafić do celu, prawda?

- Zawsze ją gnębiłeś - westchnęła i usiadła.- Zawsze. Może i byłeś


milszy, kiedy byłeś mniejszy, ale jedynie co musiałeś zrobić, nawet wtedy, gdy
miałeś jedenaście lat - uśmiechnęła się.- To objąć ręką jej szyję i poprowadzić
ją tam, gdzie chciałeś ją zaprowadzić. A ona zawsze za tobą szła.

W mojej głowie pojawił się obraz jedenastoletniej Tate, która siedziała


na rączkach od mojego roweru, kiedy to wpadłem na genialny pomysł, aby
wjechać na rampę i poszybować w powietrzu. Złamałem palec, a jej musiano
założyć sześć szwów.

- Ale też zawsze ją chroniłeś - zauważyła.- Zawsze wskakiwałeś przed


nią, chroniąc ją przed walką lub innym niebezpieczeństwem.

Wsunąłem dłonie w swoje kieszenie, obserwując jak przyglądała mi się


z miłością swoimi spokojnymi oczami.

- Ale wtedy była tylko dziewczynką, Jared, a teraz jest kobietą -


stwierdziła rzeczowa, a jej ton stwardniał.- Mężczyzna, który stanie przed
kobietą, tylko zablokuje jej widok. Potrzebuje mężczyzny, który stanie obok
niej, więc dorośnij.

Przestałem oddychać, czując się tak, jakby wymierzyła mi policzek.


Moja matka nigdy nie była matczyna. I z pewnością nie miała interesu w
dawaniu rad innym.

Ale pierdolnijcie mnie, bo brzmiała teraz... mądrze.

Nie trzeba było się zajmować Tate. Już sama była strasznie silna, gdy
znowu to udowodniła. Potrzebowała kogoś z kim będzie mogła dzielić rzeczy.
Kogoś, kto polepszy jej życie, a nie pogorszy. Kogoś, komu mogła zaufać. Jak
przyjacielowi.

Kiedyś byłem jej przyjacielem. Co się stało z tym chłopakiem?

Spojrzałem na moją matkę, nie okazując, że jej słowa do mnie dotarły,


gdy ją minąłem i wspiąłem się po schodach w domowej sali kinowej.

- Jared?- zawołała, przez co zatrzymałem się i odwróciłem głowę w jej


stronę.

- Jej ojciec zamierza się ożenić - oznajmiła.- Zadzwonił dzisiaj


wieczorem i poprosił, abym miała na nią oko - wzięła głęboki oddech,
spoglądając na mnie znacząco.- Nie żebyś kiedykolwiek był świadom uczuć
kogoś innego niż swoich samych, więc wycofaj się, dobrze? Jestem pewna, że
jest teraz przytłoczona.

James zamierzał się ożenić?

Odwróciłem się powoli, próbując zrozumieć co to oznaczało. Zamierzał


sprzedać dom. Tate miała wyjechać na Stanford. Będzie mieć nową żonę, gdy
przyjedzie w odwiedziny.

I gdzie będzie jej dom? Co - lub kto - było tą jedną, stałą i solidną
rzeczą, na której mogła polegać?

***

Rozsunąłem drogie, czarne zasłony w moim starym pokoju w dawnym


domu - bez wątpienia był to pomysł Juliet, odkąd przejęła ten pokój wraz z
Jaxem, po tym jak się wyprowadziłem. Odkąd wciąż byli na imprezie Madoca,
miałem to miejsce tylko dla siebie, pewnie na całą noc.

Rzuciłem swoją skórzaną kurtkę na krzesło w rogu i wyciągnąłem


telefon z kieszeni, zaglądając do jej ciemnego pokoju przez las liści. W domu
nie było zapalone żadne światło, nie było żadnego ruchu i nie dobiegał
stamtąd żaden dźwięk, ale musiała tam być. Jej samochód stał na podjeździe.

Wybrałem jej numer i natychmiast zauważyłem małe światełko - niczym


migocząca gwiazda na czarnym niebie - które przedostało się przez gęstą
zieleń drzewa. Jej telefon.

Przyglądałem się jak zaświeca się gaśnie, gdy próbowałem się połączyć,
jednak za każdym razem przekierowało mnie na pocztę.

Ścisnąłem swój własny telefon, czując jak jej milczenie krzywdzi mnie
bardziej, niż chciałem przyznać. Rzuciłem telefon na łóżko, ściągnąłem buty i
skarpetki, po czym otworzyłem okno, wyszedłem na zewnątrz, jedna ręka i
noga za jednym razem. Nacisnąłem swoim ciężarem na gałęzie drzewa,
testując ich wytrzymałość.

Po zniszczeniu jakie mogło spowodować nacięcie, nie byłem pewien jak


drzewo osłabło, albo ile ja przybrałem na wadze od ostatniego momentu,
kiedy wkradłem się do jej pokoju.

Chwytając się gałęzi nad sobą, usłyszałem znajome, pokrzepiające


skrzypnięcie pod palcami, gdy przeszedłem po gałęzi na której siedzieliśmy,
gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Była to ta sama gałąź, która zadrapała
jej nogę w wieku trzynastu lat, kiedy się poślizgnęła.

Sięgając do jej drzwi balkonowych, otworzyłem je, stanąłem na poręczy


i zeskoczyłem na jej podłogę.

Poderwała się na łóżku oddychając ciężko, a jej twarz była mokra od


świeżych łez. Wyglądała na zdezorientowaną i zaskoczoną, kiedy wsparła się
na rękach.

- Jared?- jej głos załamał się, gdy podciągnęła nosem.- Co do cholery tu


robisz?

Spojrzałem na jej zbolałe oczy i jak łzy dotarły do jej brody, co


podpowiedziało mi, że płakała już od jakiegoś czasu.

Boże, zabijała mnie.

Jej smutek kiedyś dawał mi moc, sprawiał, że byłem silny. Teraz był jak
para szczypiec ściskający moje serce.

Jej jasnoniebieski top podkreślał jej każdą krągłość i biorąc pod uwagę
tego, czego nie zakrywała jej różowo szara pościel, odgadłem, że była tylko w
majtkach. Jej słoneczne włosy były rozdzielone pośrodku i opadały na jej
piersi w pięknej perfekcji. Nawet gdy płakała, była najbardziej idealnym
stworzeniem na świecie.

I tak jak wtedy, kiedy mieliśmy po dwanaście lat i usiedliśmy po raz


pierwszy obok siebie na gałęzi i gdy zobaczyłem ją wtedy smutną po
niedawnej stracie mamy, nie obchodziło mnie kto stał mi na drodze, ani co
musiałem zrobić.
Musiałem być tylko w jej życiu.

- Słyszałem o twoim tacie - powiedziałem jej. Każdy skrawek mojego


ciała rozluźnił się, ponieważ właśnie tutaj powinienem być.

Odwróciła wzrok, unosząc swoją zapłakaną brodę.

- Nic mi nie jest.

Momentalnie podszedłem do łóżka i pochyliłem się, delikatnie


odwracając jej brodę ku sobie i opierając się czołem o jej.

- Już nigdy cię nie zostawię, Tate - szepnąłem, niemal rozpaczliwie.- Na


zawsze będę twoim przyjacielem i jeżeli tylko tyle dostanę, to to wezmę, bo
tylko wtedy, kiedy jesteś tutaj... - chwyciłem ją za dłoń i położyłem ją sobie
na sercu.-... czuję się tak, jakby moje życie było choć trochę warte.

W jej oczach pojawiło się więcej łez, a jej pierś zaczęła się szybciej
unosić i opadać.

Chwyciłem jej twarz w dłoń i otarłem jej mokry policzek swoim


kciukiem.

- Już odpuść, maleńka. Chcesz płakać? W takim bądź razie odpuść.

Spojrzała na mnie, a jej pełne łez oczy zaczęły wpatrywać się w moje
szukając i miałem nadzieję, że mogła znaleźć nieco tego chłopca, który
kochał ją bezwarunkowo.

A potem, jakby to dostrzegła, zassała głęboki oddech, zamknęła oczy i


schyliła głowę, drżąc z rozpaczy, gdy wreszcie odpuściła.

Usiadłem i przyciągnąłem ją do swojego torsu, kładąc nas powoli i


przytulając ją na tyle mocno, aby przekonać ją, że tuliłbym ją tak przez wieki,
jeśli właśnie tego by chciała.

Oparła głowę na wgięciu, gdzie moje ramie łączyło się z szyją, a dłoń
niepewnie położyła na moim brzuchu, kiedy zadrżała od łez. Zgiąłem swoje
nogi i tuliłem ją, czując nagłe ciepło, gdy zdałem sobie sprawę, że nic się nie
zmieniło. Jakieś dziesięć lat temu po raz pierwszy spałem z nią w łóżku -
byliśmy tylko dwójką dzieciaków, którzy znaleźli w sobie nawzajem wsparcie,
kiedy to życie rzuciło na nas zbyt wiele burz - i gdy tak leżeliśmy teraz, gdy to
znajome cienie liści drzewa tańczyły po suficie, czułem się tak, jakby to było
wczoraj.

Podciągnęła nosem i przesunęła swoją dłoń na mój bok. Potarłem jej


plecy w okręgach.

- To takie głupie - wymamrotała z bólem, który przepełniał jej zduszony


głos.- Powinnam być szczęśliwa, więc dlaczego nie jestem?

Dalej ją pocierałem.

Wciągnęła krótki, drżący oddech.

- Lubię pannę Penley, a mój tata nie będzie sam - zapłakała.- Więc
dlaczego nie mogę być szczęśliwa?

- Bo kochasz swoją mamę - powiedziałem, odgarniając jej włosy z


twarzy drugą ręką.- I dlatego, że przez tak długi czas byliście tylko we dwoje.
Jest ciężko, gdy sprawy się zmieniają.

Uniosła głowę i spojrzała na mnie, jej oczy wciąż były mokre i smutne,
jednak teraz były spokojniejsze.

Pogładziłem ją po twarzy.

- To oczywiste, że cieszysz się szczęściem swojego taty, Tate.

- Co jeśli zapomni moją mamę?

- Jakby mógł?- odpowiedziałem.- Ma ciebie.

Spojrzała na mnie łagodniej, a ja przyciągnąłem ją do siebie, wsuwając


jej głowę pod swoją brodę. Przesuwając palcami po jej miękkich włosach, co
jakiś czas muskałem jej skalp, po czym znowu przesunąłem nimi po jej
końcówka.

Jej ciało rozluźniło się przy moim, powoli rozpływając się tak jak
zawsze.

- Wiesz, że robię się głupia, kiedy tak robisz - burknęła, ale zauważyłem
senność w jej żartobliwym głosie.

Zamknąłem oczy, rozkoszując się uczuciem, gdy jej gładka noga


przesunęła się na górę mojej.

- Pamiętam - szepnąłem.- A teraz śpij. Tatum.


Chyba usłyszałem jak powiedziała "dupek", ale nie byłem pewien.
Rozdział 10

Tate

Sernik.

Odwróciłam się na plecy, poduszka pod moją głową była mięciutka jak
chmurka na Disneyowskim niebie po tym jak spałam tak dobrze i nagle wzięła
mnie ogromna ochota na setnik.

Słodki, kremowy i niebiański, przez co przełknęłam ślinę, czując nagłą


potrzebę pofolgowania sobie.

Co do...

Spojrzałam na drugą poduszkę - pustą, jednak ślad po jego ciele wciąż


był widoczny i cieszyłam się, że sobie poszedł. Zapach, który po sobie
zostawił, był tak soczysty, że do moich ust napłynęła ślinka i naszła mnie
ochota na wiśnie w czekoladzie, szampan, sernik i...

Na niego. Boże, byłam głodna.

Bycie w jego ramionach było tak przyjemne, że tej nocy spałam lepiej
niż w przeciągu ostatnich miesięcy i obudziłam się czując spokój i
podekscytowanie w tym samym czasie.

Poszłam do łazienki, gdzie rozczesałam swoje włosy i związałam je w


kucyk, po czym umyłam i spłukałam swoją twarz. Wypłukałam usta płynem
do odświeżania, pozbywając się gorzkiej pozostałości po kieliszku wina, który
wypiłam po tym jak przyjechałam do domu.
Wróciłam do pokoju, zerkając na drzwi od balkonu, które były teraz
zamknięte i zauważyłam, że okno od jego starego pokoju wciąż było otwarte.

Wahając się tylko chwilę, zbiegłam ze schodów, gotowa zaatakować


lodówkę i szafki, aby przygotować sobie naleśniki, jajka z bekonem i nieco
świeżego chleba. I być może kanapkę z bekonem, sałatą i pomidorem.

Z jakiegoś powodu to ostatnie brzmiało bardzo dobrze.

Dlaczego byłam taka głodna?

Zeskoczyłam z dwóch ostatnich schodków i natychmiast się


wyprostowałam, słysząc muzykę dochodzącą z jadalni.

Skręciłam w lewo, ominęłam wejście do domu i zatrzymałam się, gdy


zauważyłam Jareda.

Drzewo na jego plecach rozciągnęło się, gdy sięgnął w górę i


pomalował wałkiem długi pasek na ścianie, a później wróciło do normalnego
rozmiaru, kiedy opuścił rękę, a jego napięte mięśnie pleców i ramion były
nieźle wyrzeźbione, co podpowiedziało mi, że nie lenił się przez ten czas,
kiedy nie byliśmy razem.

Wciąż miał na sobie te same czarne spodnie co ostatniej nocy, ale


ściągnął swoją koszulkę i zauważyłam, że jego ręce były poplamione farbą
koloru café au lait, która pokrywała stary, lniany kolor, a którą pozostawili po
sobie malarze.

- Co ty tu robisz?- wypaliłam.

Odwrócił głowę na bok i spojrzał na mnie, po czym zwrócił wzrok w


stronę ściany, niemal lekceważąco.

- Pamiętasz jak pomagaliśmy twojemu tacie malować ten pokój z jakieś


dziesięć lat temu?

Zmarszczyłam brwi, zdziwiona jak spokojny się wydawał.

- Taa, pamiętam - powiedziałam, wciąż zdezorientowana, gdy


podeszłam do iPoda i ściszyłam piosenkę "Weak" Seether.- Teraz płacimy za
to ludziom. Przyjadą jutro, aby dokończyć robotę - powiedziałam mu.

Spojrzał na mnie z psotnym uśmiechem.


A potem znowu spojrzał na ścianę, znowu mnie ignorując, gdy dalej
malował.

Więc stałam tam, zastanawiając się co powinnam zrobić. Iść zrobić


śniadanie na które już nie miałam ochoty, czy wywalić go za drzwi?

Zmienił rękę, przekładając wałek do swojej lewej ręki, gdy


nieświadomie roztarł farbę i kropelka spadła na jego prawą rękę i nogawkę
spodni. Niemal się zaśmiałam. Spodnie wyglądały na drogie, ale oczywiście
Jareda to nie obchodziło.

Skrzyżowałam ręce na piersiach, próbując powstrzymać uśmiech.

Jared malował moją jadalnię. Tak samo jak dziesięć lat temu. Nie
chwytał mnie, nie walczył ze mną, ani nie próbował dobrać mi się do majtek.
Zachowywał się bardzo grzecznie.

Tak jak dziesięć lat temu.

Emanowała z niego cierpliwość i spokój i po raz pierwszy od dawna


poczułam stabilność domu. Był letni dzień, taki jak każdy inny, a chłopak z
domu obok spędzał czas ze mną.

Stłumiłam w sobie uczucie smutku, które towarzyszyło mi już od


długiego czasu i podeszłam za niego, aby podnieść drugi wałek z tacy.
Podeszłam do prostopadłej ściany do jego i zaczęłam malować, wsłuchując
się w niezakłócone dźwięki za mną.

Pracowaliśmy w ciszy, podczas gdy ja zerkałam na niego, denerwując


się tym kto powinien się odezwać pierwszy lub co powinnam powiedzieć.
Jednak on schylił się, namoczył wałek w tacy z farbą, wyglądając całkowicie
spokojnie.

Zmienialiśmy się, nabierając więcej farby i roznosząc ją po ścianach, aż


wreszcie po kilku minutach bicie mojego serca zwolniło do delikatnego bicia.

Dopóki nie położył dłoni na moich plecach.

Napięłam się przez jego bliskość, ale potem sięgnął na moją drugą
stronę, chwycił za drabinę i wrócił do swojego miejsca.

Och.
Dalej malowałam swoim wałkiem, podczas gdy on wszedł na drabinę i
zaczął malować ścianę bliżej sufitu zwykłym pędzlem, gdyż żadne z nas nie
mogło dosięgnąć tam wałkiem. Próbowałam zignorować fakt, że jego ciało
górowało nade mną, podczas gdy ja malowałam krawędzie pod nim, jednak
nie mogłam się powstrzymać od tego przyjemnego uczucia, gdy miałam go
tak blisko siebie. Było tak, jakby nasze magnesy znowu się przyciągały.

Było to podobne uczucie do tego, gdy letni deszcz uderzał o szybę.

- Nie możesz użyć wałka na rogach - odezwał się Jared, wyrywając


mnie z myśli.

Zamrugałam, zauważając, że sam zatrzymał się w połowie pociągnięcia


przy ścianie, gdy na mnie spojrzał. Spojrzałam na swój wałek, zauważając, że
zaraz wjechałabym na sąsiednią ścianę.

Skrzywiłam się na niego.

- Mimo wszystko daje sobie radę, prawda?

Zaśmiał się, jakbym była głupiutka, po czym zszedł i podał mi pędzel.

- Weź się za to - wskazał na swój pędzel i drabinę, na którą miałam


wejść.- I spróbuj nie spieprzyć gzymsów.

Wyrwałam pędzel z jego ręki i wdrapałam się na drabinę, zerkając na


niego, podczas gdy malowałam krótkimi pociągnięciami, próbując nie
przekroczyć niebieskiej taśmy.

Jared uśmiechnął się do mnie i pokręcił głową, gdy chwycił za mniejszy


pędzel, aby poprawić moje niechlujne dzieło, malując narożniki powolnymi
muśnięciami.

Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się w sobie.

- Tak więc... - zerknęłam na niego.- Jesteś szczęśliwy?- zapytałam.- W


Kalifornii. Ścigając się... - urwałam, nie będąc pewną czy chcę usłyszeć o jego
życiu w tamtym miejscu.

Skupił się na swoim zadaniu, gdy odezwał się z zamyśleniem.

- Budzę się - zaczął.- I nie mogę się doczekać, aby pójść do sklepu i
popracować nad motocyklami. Lub samochodem... - dodał.- Uwielbiam swoją
pracę. Zdarza się to w setkach różnych pomieszczeń, miast i arenach.

Tyle to i ja wiedziałam. Z tego co widziałam w telewizji, zdążyłam


zauważyć, że znalazł w swojej karierze ten właściwy element. Komfortowy,
kwitnący, ambitny...

Jednak nie odpowiedział na moje pytanie.

- Każdego dnia oddycham świeżym powietrzem - kontynuował,


pochylając się, aby szybko poklepać Madmana, zaś ja zwolniłam ze swoimi
pociągnięciami pędzla, gdy go słuchałam.- Uwielbiam się ścigać, Tate. Ale
szczerze mówiąc, to dla mnie coś więcej - spojrzał na mnie, posyłając mi swój
lekki uśmiech.- Zacząłem swój własny biznes. Chcę tworzyć pojazdy na
zamówienie.

Otworzyłam szeroko oczy, przestając malować.

- Jared, to... - zaczęłam, próbując znaleźć odpowiednie słowa.- To


naprawdę niesamowite - powiedziałam, uśmiechając się wreszcie.- I to też dla
mnie ulga. To znaczy, że nie będziesz ciągle na torze. Zawsze się boję, że
zdarzy się wypadek, kiedy oglądam cię w telewizji lub na YouTubie.

Zmarszczył mocno brwi, na co się skrzywiłam.

Cholera.

- Oglądasz?- zapytał rozbawionym tonem, patrząc na mnie tak, jakby


mnie przyłapał.

Zacisnęłam usta i zwróciłam swoją uwagę na malowanie.

- Oczywiście, że oglądam - burknęłam.

Usłyszałam jak zaśmiał się pod nosem, po czym znowu wrócił do


malowania.

- To wciąż oznacza podróżowanie - kontynuował.- Ale mnie przy tym, co


robię teraz. Poza tym mógłbym zacząć tutaj swój interes, jeśli bym chciał.

Tutaj?

Więc chciałby wrócić do domu? Odwróciłam wzrok, czując jak podoba mi


się pomysł jego powrotu, choć nie byłam pewna dlaczego. Przecież nie było
tak, że ja tu bym była.
Westchnął, przyglądając się swojemu dziełu na ścianie.

- Lubię czuć wiatr poza torem, Tate. Na autostradach - pokręcił głową,


niemal wyglądając smutno.- To jedyne chwile kiedy ty i ja jesteśmy razem.

Spojrzałam na niego, czując jak w moim gardle tworzy się gula.

Dostrzegłam jak jego jabłko Adama unosi się i opada, gdy przełknął
ślinę.

- Nigdy nie chciałem innej kobiety - jego gruby głos był niemal
szeptem.- Wyjechałem, aby móc się stać mężczyzną dla ciebie. Abym mógł po
ciebie wrócić.

Odwróciłam wzrok, powoli schodząc z drabiny.

Właśnie to było mi tak ciężko zrozumieć. Musiał wyjechać i odnaleźć


siebie - odcinając mnie od swojego życia - zrywając ze mną pod pretekstem
nie chcenia mnie wstrzymywać, podczas gdy zebranie się w sobie zajęłoby
mu niewiadoma jak wiele lat.

Spojrzałam mu w oczy, dostrzegając mężczyznę, który był taki sam, a


mimo to inny.

I może mimo wszystko nie był tylko pretekst.

Może miałam szczęście, bo zawsze wiedziałam dokąd chciałam zmierzać


i miałam wszystko poukładane. Być może Jared miał zbyt wiele zawirowań w
swoim życiu, zbyt wiele rzeczy, które odwracały jego uwagę, lub wątpił w
siebie na tyle, aby nie wiedzieć czego tak naprawdę chciał od życia.

Być może Jared, jak większość ludzi, potrzebował przestrzeni, aby


dorosnąć.

Może zaczęliśmy zbyt młodo.

- A co się stanie, kiedy zdecydujesz się po raz kolejny ode mnie odciąć,
Jared?- zapytałam, oblizując swoje wyschnięte wargi.- W liceum trwało to trzy
lata. Tym razem dwa.

Dotknął dłonią mojego policzka, kciukiem muskając kącik moich warg.

- Nie trwało to dwa lata, skarbie.


Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. O czym on mówił?

Schylił się, bardziej mocząc swój pędzel w farbie.

- Wróciłem na święta tego samego roku. A ty... - zawahał się,


przenosząc farbę na ścianę.- Ruszyłaś do przodu.

Odwróciłam wzrok, bo dokładnie wiedziałam o czym mówił.

- Co zobaczyłeś?- zapytałam, bawiąc się swoim pędzlem. Nie powinnam


się czuć źle. Bądź co bądź miałam wszelkie prawo, aby ruszyć do przodu.

Wzruszył ramionami.

- Tylko tyle, ile mogłem znieść. Czyli niezbyt wiele - zerknął na mnie i
spojrzał mi w oczy.

Było widać, że próbował powstrzymać swój temperament.

- Przyjechałem pewnej nocy - zaczął.- Dopiero co zacząłem się ścigać i


nawiązywać kontakty. Czułem się dobrze i... - skinął głową.- ... naprawdę
pewny siebie. Więc wróciłem do domu.

Sześć miesięcy. Tylko sześć miesięcy.

- Wiedziałem, że byłaś na mnie zła. Nie odzywałaś się, kiedy dzwoniłem


lub do ciebie pisałem, ale wreszcie byłem troszkę z siebie dumny, ale nigdy
nie byłem tak naprawdę szczęśliwy bez ciebie - ściszył głos niemal do szeptu.-
Więc przyjechałem, a ty byłaś z kimś innym.

Zamrugał kilka razy, zaś ja poczułam jak ściska mi się żołądek, bo go


skrzywdziłam. Chciało mi się wymiotować.

Właśnie o tym mówiła Pasha? O tym momencie, kiedy zobaczyła, jak


niemal płacze?

Nie powinnam się czuć co do tego źle. Jared uprawiał seks z mnóstwem
dziewczyn zanim byliśmy ze sobą i byłam pewna, że po mnie też się wiele
znalazło.

- Minęło pół roku, Jared - urwałam nieco papierowego ręcznika i


odwróciłam się ku niemu, wycierając farbę z jego rąk.- Jestem pewna, że do
tej chwili znalazłeś sobie kogoś.
Podszedł bliżej, unosząc rękę, aby owinąć sobie wokół palca kosmyk
moich włosów.

- Nie - szepnął.- Nie byłem z nikim.

Uniosłam wzrok.

- Ale... - skrzywiłam się, czując jak znowu ściska mi się żołądek.-


Widziałam cię. Widziałam wokół ciebie dziewczyny. Na torze, gdy wisiały na
tobie na zdjęciach...

Nie ruszyłam do przodu dlatego, że myślałam, iż on to zrobił, ale nie


sądziłam też, że będzie się wstrzymywać. Zakładałam, że...

Westchnął ciężko, odwracając się do ściany.

- Te dziewczyny przyszły wraz z tłumem, Tate. Czasami chcą sobie robić


zdjęcia z kierowcami. Czasami przyklejają się do nas jak natrętne fanki. Nigdy
nie chciałem kogoś innego, niż ciebie. Nie dlatego odszedłem.

Podniecenie zalało moją pierś i wiedziałam, że moje serce wciąż go


pragnęło. Nikt nigdy się z nim nie równał.

- Ciężko mi było żyć bez ciebie, Tate - jego głos brzmiał na ostrożny.-
Chciałem cię zobaczyć i z tobą rozmawiać, jednak przez tak długi czas żyłem
stawiając cię za centrum wszystkiego, że ja... - zawahał się, a jego głos stał
się bardziej gruby.- Nie wiedziałem kim jestem lub co zamierzałem ci
zaoferować. Za bardzo na tobie polegałem.

Spojrzałam w dół, zdając sobie sprawę, że był mądrzejszy ode mnie.


Jared odszedł, bo wiedział, że potrzebował mnie za bardzo. Ja nie zdałam
sobie sprawy jak bardzo ja go potrzebowałam, dopóki nie odszedł.

- Ja też na tobie polegałam - wykrztusiłam swoje słowa.- Powiedziałam


to w swoim monologu w ostatnim roku liceum, Jared. Byłeś kimś, kogo
chciałam zobaczyć już następnego dnia i nie mogłam się tego doczekać.
Kiedy odszedłeś, czułam się tak, jakby stale brakło mi powietrza.

Podczas ostatniego roku w liceum, kiedy to wreszcie miałam dość


gnębienia ze strony mojego przyjaciela z dzieciństwa, stanęłam przed całą
klasą i opowiedziałam o naszej historii. O stracie, złamanym sercu,
cierpieniu... Nie rozumieli tego, co słyszeli, ale nie miało to znaczenia. I tak
zwracałam się tylko do Jareda.
Spojrzał na mnie ze strachem, gdy powiedział:

- A teraz?

Westchnęłam, gdy w roztargnieniu zamoczyłam swój pędzel w farbie.

- A teraz - powiedziałam.- Mogę dać sobie radę sama. Nie ważne co się
stanie, nic mi nie będzie.

Odwrócił wzrok w stronę ściany, odpowiadając niemal ze smutkiem.

- To oczywiste - a potem zapytał.- A ty jesteś szczęśliwa?- powtórzył


moje własne pytanie, przez co zaczęłam się zastanawiać dlaczego to zrobił.
Właśnie powiedziałam, że nic mi nie będzie.

Jednak podejrzewałam, że wiedział, iż to też nie oznaczało, że byłam


szczęśliwa.

Nie.

Nie byłam szczęśliwa. Był kawałkiem układanki i nic nie wypełniało tej
dziury, gdy go nie było.

Zignorowałam pytanie i wzięłam się za malowanie.

- Jesteś z kimś teraz?- zapytałam.- Spotykasz się z kimś.

Malowałam ścianę w krótkich, szybkich pociągnięciach, podczas gdy


klepałam po głowie Madmana, obserwując go ostrożnie.

Zanurzył pędzel w farbie.

- Po tym jak zobaczyłem, że ruszyłaś do przodu, też spróbowałem -


powiedział mi.- Od tamtego momentu spotkałem się z kilkoma kobietami,
ale... - urwał i posłał mi droczące się spojrzenie z ukosa.- Nikt na mnie nie
czeka.

Uniosłam brew, przyciskając pędzel do ściany. Kilka kobiet.

Teraz byłam zazdrosna.

- Jestem z ciebie dumny, że dostałaś się do Stanford - zmienił temat,


wytrącając mnie z równowagi.- Jesteś podekscytowana?- zapytał.

Skinęłam głową, posyłając mu skwapliwy uśmiech.


- Owszem, jestem. Czeka mnie wiele pracy, jednak zdobędę więcej
doświadczenia, więc... - urwałam, przełykając gulę w gardle.

Chciałam wyjechać do Kalifornii. I zdecydowanie chciałam pójść do


szkoły medycznej. Ale nie chciałam myśleć o tym, jak sprawy zmienią się tam
na zawsze. Ślub mojego ojca. Dom zostanie wystawiony na sprzedaż. Bycie
tak blisko Jareda, ale nie będąc z nim.

Przerwał malowanie i spojrzał na mnie znacząco.

- W czym tkwi problem?

- Nie ma żadnego problemu - odpowiedziałam.

Podszedł do mnie, przechylając głowę na bok, jakby wiedział, że


kłamałam. Jakby wiedział, że wciąż nie byłam szczęśliwa.

Uniosłam ramiona do uszu, zaprzeczając temu.

- Powiedziałam, że nie ma żadnego problemu!- zaśmiałam się i


spojrzałam w dół.- I kapiesz na moje stopy!

Podwinęłam palce u stóp, kiedy farba z jego pędzla spadła na moją


skórę.

- O cholera - powiedział zdziwiony i uniósł pędzel, ocierając go o moją


twarz.

Warknęłam, zamykając mocno oczy.

- O cholera!- Jared powiedział po raz drugi, śmiejąc się.- Przepraszam.


To naprawdę był przypadek.

- Jasne - otworzyłam oczy, czując jak farba spłynęła mi na rzęsy


mojego lewego oka.- Przypadki chodzą po ludziach.

I rzuciłam się do przodu, przesuwając pędzlem po jego twarzy i torsie,


przez co zatoczył się do tyłu.

- Nie!- krzyknął, wyciągając przed siebie ręce i wciąż się śmiejąc.-


Przestań!

Znowu się na niego rzuciłam, jednak musnął pędzlem moje ramie,


pokrywając je farbą.
Skrzywiłam się.

- Ugh!- szczeknęłam.- Zapłacisz za to!

I pobiegłam za nim, gdy wypadł na ganek. Udało mi się trafić pędzlem


w jego plecy, sprawiając, że jego wytatuowane drzewo wyglądało teraz tak,
jakby było przyprószone śniegiem.

Odwrócił się i złapał mnie za nadgarstek, przyciągając moje plecy do


swojego torsu.

Zaczęłam się wić, przez co upuścił pędzel na dywan.

- Puszczaj!- rozkazał, łaskocząc moje boki.- Natychmiast wypuść pędzel!

- Nie!- zaśmiałam się, przyciskając łokcie do boków, aby osłonić się


przed jego atakiem.

Chwycił mnie za nadgarstek, uniósł go, odsłaniając moje przed ramie i


zaczął łaskotać. Podskoczyłam, krzycząc w przerażeniu i przyjemności, gdy
mój własny pędzel na podłogę.

- Jared! Przestań!- krzyknęłam, gdy brzuch ścisnął mi się od śmiechu.

Puścił mnie, jednak objął mnie ramionami w talii, gdy tak staliśmy,
oddychając ciężko, gdy próbowaliśmy się uspokoić.

Było tak przyjemnie. Znowu się dobrze przy nim bawiłam.

Położyłam ręce na jego z trudem łapiąc oddech, czując jak serce


zaczyna mi walić, gdy znowu czułam jego ciepło przy swoich plecach. Mój top
był jedynym materiałem, który oddzielał moją skórę od jego, więc nawet nie
myśląc, odwróciłam głowę i wtuliłam się w niego.

Jego gorący oddech owiał moje ucho, więc pochyliłam się ku niemu,
czując jak zaciskają się mięśnie w moim środku, gdy chciałam go dotknąć.

Minęło strasznie dużo czasu, gdy byłam dotykana w taki sposób. Dotyk
warg Jareda w moich włosach był bardziej intymny, niż jakiekolwiek
seksualne doświadczenie jakie spotkałoby mnie z kimś innym.

Uniosłam brodę, drocząc się, gdy zaczęłam skubać wargami jego


własne. Poczułam podekscytowanie w podbrzuszu, kiedy poczułam jak
zaczyna twardnieć przy moim tyłeczku.
Zaciągnęłam się jego zapachem.

- Jared - ledwie co szepnęłam. Wysunęłam języczek i przesunęłam nim


wzdłuż jego górnej wargi.

Zadrżał, wciągnął głośno powietrze i poczułam dumę, gdy wciąż


potrafiłam go doprowadzić do stanu w którym brakło mu słów.

Chwycił moją twarz w jedną dłoń i przysunął mnie do swoich warg,


żartując:

- Myślałem, że zostaniemy przyjaciółmi.

Jęknęłam, gdy przesunął swoją drugą rękę na moje ramię i wsunął ją


pod top, chwytając w nią moją pierś.

Zamknęłam oczy i jęknęłam.

- Dobrymi przyjaciółmi - poprawiłam.- Naprawdę dobrymi przyjaciółmi -


i poczułam, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu przy moich.

- Tate!

Podskoczyłam, mrugając na dźwięk stukania do drzwi.

Że co?

Nie.

- Tate, wstałaś już?- zapytała Fallon, przez co spojrzałam na Jareda,


czując jak moje ciało nagle ogarnia chłód. Cholera by to wzięła.

Jęknęłam na ból w miejscu w którym go potrzebowałam, gdy patrzyłam


na niego długo i twardo, wzdychając z frustracją.

- Kurwa - zaklął, puszczając mnie.

Wciąż czułam przez jego spodnie jak stał twardy i silny i to tylko dla
mnie. Do jasnej cholery, Fallon!

Otworzyła drzwi, przez co oboje się wyprostowaliśmy, wiedząc, że


wyglądaliśmy na winnych. Byłam pewna, że byłam zaczerwieniona na całym
ciele. Mogłam wyczuć gorąc swojego ciała.

- Och - zatrzymała się szybko, marszcząc czoło.- Hej.


Odwróciłam wzrok, wygładzając swoje ubranie.

- Malujemy.

Jared parsknął za mną śmiechem, ale zignorowałam go.

Fallon skinęła głową.

- W swojej piżamie - powiedziała bardziej do siebie, niż do nas.-


Całkowicie normalne.

Uniosłam na nią brew, gdy stała tak w swoich spodenkach i staniku do


ćwiczeń. Biegałyśmy w niedzielę, a ja byłam spóźniona.

- Jared?- odchrząknęłam, nie będąc w stanie ukryć rozbawienia na


twarzy, gdy się odwróciłam.- Wracaj do domu.

Posłał mi wszechwiedzący uśmieszek, a ja zadrżałam, gdy otarł się ręką


o mój tyłeczek, gdy mnie minął, podchodząc do drzwi. Pochylił się i pstryknął
Fallon w czoło.

– Masz beznadziejne wyczucie czasu - burknął i minął ją.


Rozdział 11

Tate

Każdy z moich przyjaciół wnosił coś innego do mojego życia.

Juliet uważała, że dzięki miłości można było zdobyć wszystko i że każdy


zasługiwał na biały płot w swoim życiu. Fallon twierdziła, że w parze z
decyzjami szła dezorientacja i jeśli naprawdę wiedzieliśmy czego chcieliśmy,
to nie było żadnego wyboru. Jax uważał, że nie powinno się marnować szans,
a im większe ryzyko, tym większa nagroda.

A Madoc był taki jak ja. To właśnie jego słuchałam, kiedy chciałam
usłyszeć mojej własnej opinii w głębszym głosie.

I najlepsze w nim było to, że byłam dla niego osobną jednostką i nie
patrzył na mnie przez pryzmat Jareda. Martwił się o mnie, nawet jeśli to
dobrze nie wpływało na jego stosunek z przyjacielem.

Przepraszam za imprezę, napisałam po tym, jak wróciłam z biegu z


Fallon. Przez ostatnie dwa lata spowodowałam wystarczająco dużo dramatu i
zawsze czułam się tak, jakbym nie sprawdzała się jako przyjaciółka. Jednakże
Madocowi to nigdy nie przeszkadzało.

Madoc: Nic nie szkodzi. Wszystko w porządku?

Złapałam za jabłko i wbiegłam po schodach na górę, chcąc wziąć


prysznic, jako, że moje ubrania lepiły mi się do skóry od potu.

Tak, napisałam. Nic mi nie będzie. Nie martw się.


Madoc: Musisz porozmawiać z Benem.

Zatrzymałam się i schyliłam głowę, wzdychając. Jezu. Było niemal tak,


jakby czytał mi w myślach.

Postukałam kciukami po ekranie, wysyłając swoją odpowiedź. Nawet


nie wiem co teraz się dzieje, jasne?

Madoc odpisał. Owszem, wiesz.

Przewróciłam oczami i ściągnęłam buty, po czym podeszłam do iPoda,


aby włączyć piosenkę Ataris, "The Boys of Summer".

Mój telefon znowu zadźwięczał. Dobra, walić Jareda. Odpowiedz mi


na to... myślisz o Benie?

Położyłam telefon obok zlewu i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.


Nie ignorowałam jego pytania. Po prostu nie musiał usłyszeć odpowiedzi.

Pewnie, że myślałam o Benie. Nie myślałam o nim tak samo jak o


Jaredzie, co mnie nieco zawstydzało.

Ben i ja nie ustaliliśmy, że będziemy widywać tylko siebie i jeszcze nie


przeszliśmy do intymnego etapu. Ale wiedziałam, że chciał tego. Cholera,
chciał tego już w liceum.

Jednak chodziliśmy ze sobą i gdyby Fallon nie weszła tego ranka, to


przekroczyłabym z Jaredem tą granicę pomimo moich zobowiązań wobec
Bena.

Mój telefon zaświecił się przy kolejnej wiadomości, więc spojrzałam w


dół, niemal serwując sobie kopniaka z tego powodu, że w ogóle
zdecydowałam się napisać do Madoca tego ranka.

Pragniesz go, potrzebujesz go i żyjesz dla niego? Zapytał Madoc.

Pokręciłam głową, uśmiechając się na celność swojego przyjaciela. No


dobra. Bądź co bądź wciąż myślałam o Jaredzie i nie mogłam się dać ponieść
przy Benie. Miał rację.

Czujesz się przy nim napalona? Madoc kontynuował, więc znowu


złapałam za swój telefon.

- Poważnie?- wypaliłam, przyglądając się jego chamskiemu słownikowi.


Chcesz na niego wejść z samego rana? Kontynuował, na co
westchnęłam ciężko.

Taa. A teraz zamknij się już.

Zaczęłam przesuwać kciukami, aby napisać mu właśnie to, gdy przyszła


kolejna wiadomość od niego, zanim dokończyłam swoją własną.

Co u diabła? Brał kurs szybkiego pisania smsów?

Masz przez niego kobiecy wzwód? Zażartował. Sprawia, że twój


wzgórek drży i pulsuje? Masturbujesz się, myśląc o nim?

- Madoc!- warknęłam w stronę telefonu, zaciskając na nim dłoń.- Co


do...?

Co jesteś taka cicha? Mój telefon znowu zawibrował. Odpowiedz na


moje pytania, Tate!

Skurwy... Zacisnęłam zęby.

- Napiszę do ciebie, jeśli tylko się zamkniesz, kretynie - warknęłam.

Znowu napisał, zaś mnie bezradnie opadły ramiona, gdy weszłam do


sypialni.

Dobra, a teraz szybko: Ben czy Jared? Zapytał.

Że co?

Ben czy Jared? Znowu mnie ponaglił. Nie myśl. Po prostu powiedz
pierwsze imię, które wleci ci do głowy.

Rozdziawiłam usta, wypuszczając sfrustrowane westchnienie.

- Co...

Ben czy Jared!!! Krzyknął w swoim smsie.

Moje kciuki zadrżały, gdy próbowałam odpisać, jednak mój mózg


zdawał się być w tym momencie przepełniony małymi kabelkami, przez które
każdy włosek na mojej głowie stanął dęba.

Ścisnęłam w dłoni telefon, próbując odnaleźć literki.

Teraz! Nacisnął.
- Ugh!- usiadłam na łóżku i wyciągnęłam się na materacu, uderzając
pięściami w łóżko, poddając się.

Dupek.

Ścisnęłam się za nasadę nosa, próbując sobie przypomnieć jaki był cel
w tej rozmowie.

Madoc był Madociem. Doprowadzał cię do szaleństwa piętnastoma


pytaniami, abyś mogła znaleźć odpowiedź na swój własny sposób, zamiast
poczekać dwie sekundy i podesłać ci swoją odpowiedź. Uważał, że podróż
była bardziej ważna niż dotarcie do celu.

Tak jak ja.

Wsunęłam dłoń we włosy i potarłam skórę głowę, śmiejąc się


ironicznie.

Telefon znowu zawibrował mi w ręce, przez co jęknęłam.

Boże, jesteś dzisiaj strasznie cicha.

Pokręciłam głową, rozbawiona i wyczerpana w tym samym czasie.


Uniosłam telefon nad siebie, wystukując odpowiedź.

Bardzo zabawne.

Jego odpowiedź nadeszła natychmiast. Mam ci powiedzieć co


powinnaś zrobić?

Tak, odpisałam.

Ale już sama wiesz.


Odpisałam szybko. I tak mi powiedz.

Chwilę później nadeszła jego odpowiedź. Powiedz chłopakowi z


którym chodzisz, że twój facet wrócił.

Opuściłam ręce po moich bokach i zamknęłam oczy, wzdychając. Taa,


też o tym myślałam.

Mój telefon znowu zawibrował. I będzie mieć kłopoty...

Co do...?

Hey-la, hey-la, mój facet wrócił, kontynuował śpiewnie, przez co


roześmiałam się cicho.

- Naćpałeś się - szepnęłam do siebie.

Zagryzłam swoją wargę, gdy ciepłe uczucie oczekiwania zaczęło mnie


wypełniać pierwszy raz od lat. Uniosłam telefon i napisałam.

Widzisz, że nadchodzi, lepiej się stąd zmywaj, dokończyłam


tekst piosenki, uśmiechając się.

Odpisał jeszcze raz, gdy skierowałam się do łazienki, aby wziąć


prysznic.

Bardzo dobrze, moja młoda Padawan. Bardzo dobrze.

***

Po tym jak wzięłam prysznic i się ogarnęłam, założyłam swoje stare


dżinsy i czarną koszulkę, aby popracować nad swoim samochodem. Pomimo
tego, że nie padało - była to moja ulubiona pogoda - niebo było piękne, nie
było na nim niemal żadnej chmurki, a lekki wiatr wiewał letnie zapachy przez
wszystkie okna do mojego domu.
Zbiegłam ze schodów - z nową energią w swoich krokach - i
zatrzymałam się w półkroku, przysłuchując się jak muzyka chłopaków z domu
obok roznosiła się w powietrzu. Wyjrzałam przez okno i dojrzałam Madoca,
Jaxa i Jareda, którzy wszyscy stali przy Mustangu Jaxa, zaglądając pod
maskę.

Jared zmienił dżinsy, a jego biała koszulka była wepchnięta w jego tylną
kieszeń i och, mój Boże... wąska stróżka potu spłynęła po jego pleców,
podczas gdy przyglądałam się jego gładkim, umięśnionym plecom. Od karku
po same biodra.

Słońce oświetlało jego nagą skórę, dobra muzyka uzupełniała widok, a


ja nie chciałam być gdziekolwiek indziej.

Zdecydowałam się skierować do swojego garażu, więc otworzyłam


drzwi od niego i dostrzegłam jak słońce uderzyło w opony, maskę i przednią
szybę starej Chevy Novy mojego taty.

Podniosłam ze stolika ścierkę i wsunęłam ją do swojej tylnej kieszeni,


zanim związałam swoje włosy w koński ogon.

Zamrowiły mnie stopy w moich starych, czarnych Chucksach, więc


zanim zdążyłam stchórzyć, wyszłam na zewnątrz.

Momentalnie poczułam na sobie spojrzenie Jareda, gdy odkluczyłam


mój samochód, sięgnęłam do niego od strony kierowcy i otworzyłam maskę.
Próbowałam nie patrzeć przez podwórko gdzie stał, ale zauważyłam, że
zachowywałam się dziecinnie.

Więc uniosłam wzrok nad maskę i dostrzegłam jak Fallon idzie ku mnie.
Za nią znajdował się Jared, który stał do mnie plecami, jednak zerkał przez
swoje ramię. Jednak jego cholerne brązowe oczy nie znajdowały się na
mojej twarzy.

Gdy tak zmarszczył swoje brwi, wyglądał niemal na wściekłego, kiedy


przesunął wzrokiem w górę moich nóg, powoli przesuwając nimi po moich
udach, do mojej talii. Legion motylków przesunął się gwałtownie między moje
nogi, więc zaczęłam powoli oddychać, aby się uspokoić.

Jego wygłodniałe spojrzenie napotkało moje, po czym odwrócił się,


jakby próbował nad sobą zapanować.
Ale właśnie o to chodziło. Jeśli Jared naprawdę się tak bardzo nie
zmienił, to potrzeba którą teraz czuł, nie była stłamszona.

Wszystko zbierała.

I cholera by mnie wzięła, jeśli znalazłabym się na jego linii wzroku,


kiedy wreszcie przeważyłaby szalę.

Zanurkowałam w swoim garażu, aby przynieść kilka narzędzi, które


potrzebowałam, podczas gdy Fallon złapała za stołek przy stole, aby na nim
usiąść i na mnie popatrzeć. Z podwórka Jaxa dobiegła do nas piosenka Like a
Storm, "Wish You Hell", przez co zajęłam się pracą, zaglądając pod maskę.

Po godzinie przyszła Juliet, która skończyła swoje darmowe korepetycje


w liceum. Podeszła do Jaxa i pociągnęła go przeciągle, po czym dołączyła do
Fallon i do mnie, podczas gdy wymieniłam świece, wyczyściłam niektóre
połączenia i wykonałam swoje cotygodniowe powinności, jak sprawdzenie
oleju lub ciśnienia w oponach.

- Hej.

Uniosłam wzrok nad maskę, aby dostrzec nadejście asystentki Jareda,


Pashy.

- Mogę z wami posiedzieć?- zapytała.

Skinęłam brodą w stronę drugiego krzesełka.

- Pewnie, że tak. Siadaj.

Wskoczyła na stołek i przesunęła swoje okulary na czubek głowy. Była


całkiem słodka i naprawdę mi ulżyło, że można było się z nią dogadać, biorąc
pod uwagę jej zachowanie.

Pomimo tego, że jej czarne włosy były przeplecione fioletowymi


kosmykami, jej brew była ozdobiona kolczykami, a jej pasek nabity ćwiekami,
wciąż wyglądała niesamowicie niewinnie. Miała na sobie obcisłe dżinsy i
czarno szarą, flanelową koszulę, która miała podwinięte rękawy. Jej włosy
były ułożone w luźne fale i nie miała innego makijażu z wyjątkiem tego na
mocnego na oczach.

Juliet zrzuciła swoje klapki na ziemię i oparła stopy na podnóżek stołka.


- Więc Madoc na ciebie mocno naciska?- zapytała Fallon, kontynuując
ich rozmowę na temat chcenia dzieci przez Madoca.

Fallon skinęła głową, przełykając wodę, której napiła się ze swojej


butelki.

- Taa - powiedziała z westchnieniem.- To znaczy, nie pozwala mi na


żadne wyrzuty sumienia czy coś, ale cholera... - zaśmiała się.

Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy, aby spojrzeć na Jareda, który


położył się na ziemi, aby sięgnąć po coś pod samochodem. Jego umięśnione
ramiona usmarowane smarem, słońce, przez które po jego brzuchu ściekła
stróżka potu...

Odwróciłam wzrok.

- Cześć - usłyszałam za sobą męski głos.

Uniosłam głowę, wychylając ją spod maski, aby spojrzeć na Bena.

- Hej - wymamrotałam zaskoczona.

Wsunął dłonie w kieszenie i uśmiechnął się, wyglądając, jakby na coś


czekał. Lub się wahał.

Wyciągnęłam ścierkę z tylnej kieszeni i wytarłam kilka smug ze swoich


dłoni. Fallon i Juliet przestały paplać, Pasha wstała, aby wejść wgłąb garażu,
a między mną i Benem pojawiła przepaść wielkości oceanu.

Nie było między nami łatwo, tak jak dwa dni temu.

Zerknęłam na moje koleżanki, próbując wyglądać spokojnie.

- Dajcie mi chwilkę - zwróciłam się do nich i nie przegapiłam spojrzenia,


jakie wymieniły.

Minęłam Bena, aby przejść do miejsca z którego by nas nie usłyszały.

Stanęłam blisko niego i z trudem spojrzałam mu w oczy.

- Ben, naprawdę przepraszam za tych kilka ostatnich dni - powiedziałam


cicho.- Wiem, że zrobiło się niezręcznie.

Ścisnął mi się żołądek, jednak nie chciałam go skrzywdzić. Niemal


żałowałam, że nie był dupkiem, aby było to łatwiejsze.
- Wiem - skinął głową, zerkając za mnie, zanim spojrzał mi w oczy.- Ale
chyba wiem dlaczego.

Przesunął wzrok w stronę domu Jaxa, więc podążyłam za jego


wzrokiem, dostrzegając, że Jared był do nas zwrócony plecami i opierał się
rękami na masce, patrząc przez ramię i obserwując.

- To nie przez niego - wyjaśniłam.- Niebawem zaczynam szkołę


medyczną, dom został wystawiony na sprzedaż i to wszystko...

- Więc to nie przez niego nie zostałem na noc?- przerwał mi Ben.- Albo
ledwo co spędziliśmy czas tylko we dwoje przez te ostatnie dwa dni?

Nie był zły. Jego uniesione brwi i delikatny ton podpowiadał mi, że już
znał odpowiedzi. Nie było tak, że Ben oczekiwał seksu, ale wiedział, że seks
był kolejnym krokiem między nami. Byłam ciepła, a teraz byłam zimna.

Skrzywiłam się, żałując, że miał rację.

Wiedziałam, że wciąż pragnęłam Jareda. Chemia między nami nie


zmieniła się i nie ważne w czym nie dawaliśmy sobie rady, zawsze byliśmy
wspaniali w sypialni.

Ale też była między nami miłość. Prawdę mówiąc, to było jej więcej niż
kiedykolwiek. Nie wiedziałam czy chciałam do niego wrócić i nie byłam
jeszcze gotowa podjąć tej decyzji, ale wiedziałam, że nie pragnęłam Bena z tą
samą pasją.

A on nie zasługiwał na nic mniej.

Posłał mi smutny uśmiech i pochylił się ku mnie.

- Cieszę się, że dałaś mi szanse - pocałował mnie w policzek.-


Powodzenia na Stanford.

I odwrócił się, wracając do swojego samochodu.

Przyglądałam się jak odchodzi, nieco żałując. Ułatwił mi to. Nie ważne
co się stało, właśnie to powinnam zrobić.

Odwróciłam się i unikając wzroku Jareda, bo wiedziałam, że wciąż


patrzył, wróciłam do swojego samochodu. Pasha wciąż stała w garażu,
patrząc za Benem, który odjechał, podczas gdy Juliet i Fallon kontynuowały
swoją rozmowę.

- Cóż - Fallon potarła się po szyi, zachowując się tak, jakby nie
próbowały podsłuchiwać.- Jestem zdeterminowana, aby przez jakiś czas była
tylko nasza dwójka, ale znasz Madoca... - urwała, brzmiąc na rozbawioną.- Im
więcej tym lepiej. Chce mieć piątkę. Ja jedno. Nasz kompromis stanął na
piątce.

Juliet parsknęła śmiechem, a ja zdałam sobie wreszcie sprawę, że nadal


rozmawiały o planach Madoca w natychmiastowym zapłodnieniu swojej żony.
Fallon zostały jeszcze dwa lata, aby skończyć studia w Northwestern i
wiedziałam, że wolała poczekać.

- To twoja mama?- zawołała Pasha.

Dostrzegłam, jak pochyla się nad stołem z narzędziami, przyglądając się


zdjęciu w ramce zawieszonym na ścianie. Wiedziałam o jakie zdjęcie chodziło.
Przedstawiało ono moją mamę, tatę i mnie w Disneylandzie, gdy miałam pięć
lat.

- Taa - odpowiedziałam, zakręcając ostatnią nakrętkę pod maską.

- Jak zmarła?- zapytała.

Spojrzałam na nią z dezorientacją.

- Skąd wiesz, że moja mama zmarła?

Lekko rozchyliła wargi, jakby się wahała.

- Um... ja - wyjąkała, marszcząc brwi, jakby szukała słów.- Cóż, ja...

A potem westchnęła, spoglądając na mnie przepraszająco.

- Zmusił mnie do wysyłania kwiatów na grób każdego czternastego


kwietnia - przyznała, krzywiąc się.

Zamarłam, trzymając w dłoni śrubkę, wpatrując się w Pashę.

- Że co?- szepnęłam, wciąż będąc w szoku.

- Tate - Juliet rozdziawiła usta i dostrzegłam, jak oczy jej załzawiły.

Przesunęłam wzrok w stronę Jareda, zauważając jak zamyka maskę


samochodu i uśmiecha się do swojego brata, najwidoczniej po powiedzeniu
żartu.

- Proszę, nie mów mu, że wiesz o to ode mnie - burknęła Pasha.- Będzie
zrzędzić, a ja będę musiała tego wysłuchiwać.

Kwiaty. Wysyłał mojej mamie kwiaty.

Jakim cudem się o tym nie dowiedziałam?

Pewnie dlatego, że każdego kwietnia byłam na studiach, ale mój tata


powinien wiedzieć. Dlaczego mi nie powiedział?

- Co oni wyprawiają?- odezwała się Fallon, przez co uniosłam wzrok,


aby dostrzec jej zdezorientowaną minę, gdy wpatrywała się w chłopaków,
którzy założyli swoje koszulki i wskoczyli do Mustanga, a Jared zajął miejsce
kierowcy.

- Jax?- zawołała Juliet, wstając.

Wychylił się przez okno pasażera, spoglądając na nią nad dachem.

- Zabieramy samochód na jazdę próbną!- krzyknął, próbując przebić się


przez głośny pomruk silnika.- Zaraz wracamy!

Jared nasunął na twarz swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i chwycił


za kierownicę, napinając ręce tak mocno, że dostrzegłam zarys jego żył.
Posłał mi szybkie spojrzenie z lekkim uśmiechem na ustach, zanim pogłośnił
muzykę i wyjechał z podjazdu.

I tak jakby burza tylko czekała na grzmot, ruszył ulicą w pokusie, której
nie można było odrzucić.

Serce szybciej mi zabiło, gdy zapragnęłam być częścią tej burzy.

Uśmiechnęłam się do swoich przyjaciółek.

- Wsiadajcie do samochodu.

- Co?- Juliet wyprostowała się, podczas gdy Fallon zatarła ręce.

- Aw, yeah - zażartowała, wstając.

- Co zrobimy?- Juliet zapytała, spoglądając na mnie nerwowo, gdy


Pasha wyszła na zewnątrz.
Ignorując jej pytanie, poruszyłam tylko brwiami, gotowa psocić, gdy ich
trójka wgramoliła się do mojego G8.
Rozdział 12

Jared

- Tak więc... - Madoc oparł ramię na drzwiach samochodu ze strony


pasażera, stukając palcami, podczas gdy ja prowadziłem.- Dwa dni. Wciąż nie
straciłeś kontaktu, prawda?

Trzymałem kierownicę w lewej dłoni, napinając mocno rękę, gdy


przycisnąłem plecy do oparcia fotela.

- Co masz na myśli?

- Właśnie zerwała z Benem - zauważył, mając na myśli Tate.- Wiesz, że


to właśnie się stało.

Wrzuciłem czwarty bieg, przyspieszając.

- Nie mam o niczym pojęcia.

- Nie wciskaj mi kitu - odpowiedział.- Już planujesz jak ją wciągnąć do


łóżka dzisiejszego wieczoru.

Zaśmiałem się, wyglądając przez okno. Cholerny Madoc.

Kiedy pokazał się Ben, momentalnie się napiąłem, nie mogąc znieść
sposobu w jaki na nią patrzył. Wiedząc, czego od niej chciał. Nie miałem
pojęcia, czy sypiali ze sobą i nie obchodziło mnie to. Z tego co wiedziałem,
skończyła zabijać czas.

Madoc mylił się. Nie chciałem się dostać do jej łóżka. To znaczy,
chciałem tego, ale przede wszystkim chciałem ją odzyskać.

- Mam pomysł - Jax odezwał się z tylnego siedzenia.

Napotkałem jego spojrzenie w lusterku wstecznym, przyglądając się jak


splótł dłonie za głową, gdy rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu.

- Niby jaki, mały braciszku?- wtrącił się Madoc.

Jax uśmiechnął się do mnie, gdy odezwał się do Madoca.

- Cóż, możemy to wszystko przeskoczyć i poprosić go, aby w końcu za


niego wyszła.

Momentalnie zamarłem, wyglądając przez przednią szybę.

Wziąć ślub. Zacisnąłem dłoń na kierownicy, zastanawiając się jakim


cudem mój brat pomyślał, że którekolwiek z nas było na to gotowe. A może
po prostu od tak rzucał tymi szalonymi pomysłami?

Nigdy nie myślałem, że nie ożenię się z Tate. Ale ta myśl wciąż była
odległa.

Madoc patrzył na mnie i wiedziałem, że Jax czekał na moją reakcję, ale


nie była to ich sprawa. Chciałem Tate na zawsze, ale najpierw musiałem ją
odzyskać. Niby dlaczego miałaby się teraz zgodzić?

Jax odchrząknął.

- Wasza dwójka kocha się najdłużej - powiedział cicho.- Nie pasuje mi,
że weźmiecie ślub jako ostatni.

Uniosłem wzrok, spoglądając w jego w lusterku.

- Co ty gadasz?- wymamrotałem.

- Ty mały gnojku - Madoc odwrócił głowę, spoglądając z szokiem na


Madoca.

Weźmiecie ślub jako ostatni. To oznaczało...

Jax wbił wzrok w swoje kolana, zaś ja nigdy nie widziałem go tak
wrażliwego.

- Nie mogę zasnąć, gdy nie ma jej obok mnie - niemal szepnął, mówiąc
o Juliet.- Uwielbiam wracać do domu i czuć zapach jej gotowania. Widzieć,
jak ociepla dom - wciąż nie patrzył na żadnego z nas, więc ścisnęła mi się
pierś.- Daje mi wszystko - kontynuował, spoglądając na nas.- Chcę jej dać
swoje nazwisko. Zamierzam się jej oświadczyć.

- Kiedy?- zapytał Madoc, przez co zdziwiłem się, że odnalazł słowa, bo


ja wciąż byłem zbyt zdumiony, aby to ogarnąć.

Jax zamierzył się oświadczyć Juliet.

- Po piątkowym wieczorze kawalerskim Zacka - odpowiedział.-


Podejrzewam, że gdy zostanie moją narzeczoną, to chodzenie do klubów ze
striptizem znajdzie się na mojej zakazanej liście.

Kurwa. Wieczór kawalerski. Ten, na który nie zamierzałem pójść, gdyż


sądziłem, że nie będzie mnie w mieście.

Zapomniałem o tym.

Zack, partner Jaxa z Pętli, który pomagał w prowadzeniu wyścigów, był


zaręczony odkąd tylko sięgałem pamięcią. Gdy wreszcie był gotów posunąć
się o krok dalej, wysłał nam wszystkim masową wiadomość, zapraszając
każdego kolesia w mieście powyżej dwudziestego pierwszego roku życia do
Wicked, ekskluzywnego klubu, który znajdował się pół godziny drogi stąd.

Zdziwiłem się, że Fallon i Juliet pozwoliły im pójść. W sumie to nie


dziwiłem się co do Fallon. W moich oczach nigdy nie była typem zazdrośnicy.

Zerknąłem za siebie, próbując ukryć uczucie zwątpienia, które mnie


naszło. Nie żeby mój brat nie byłby dobrym mężem, czy Juliet dobrą żoną, ale
mimo wszystko wciąż miał dopiero dwadzieścia jeden lat.

- Jax - zacząłem.- Jesteś pewien...

- Hej - przerwał mi Madoc.- Co do cholery?- wyjrzał przez okno z mojej


strony.

Podążyłem za jego spojrzeniem, momentalnie marszcząc brwi.

Co do...?

Tate jechała ze mną ramię w ramię swoim G8 z Fallon obok siebie, oraz
Juliet i Pashą z tyłu.
Siedziała na swoim miejscu, wyglądając na zrelaksowaną, jednak
pokręciłem na nią głową, gdyż jechała złym pasem.

- Jesteście na złym pasie!- krzyknąłem do zamkniętego okna Fallon.

Wsunęła dłoń za ucho i wymamrotała "Co?", po czym odwróciła się do


Tate i obie uśmiechnęły się.

- Co one do cholery wyprawiają?- Jax usiadł bardziej prosto, opierając


ramiona na przednich siedzeniach.

Zerknąłem do przodu i zauważając znak stopu, wcisnąłem na hamulec,


zatrzymując się z piskiem.

Kurwa.

Tate też się zatrzymała, przez co wraz z Fallon zachwiały się do przodu
przez nagłe zatrzymanie.

Wychyliłem się przez okno.

- Otwórz okno!- wydarłem się, przesuwając wzrok w stronę znaku


stopu, aby sprawdzić, czy nie nadjeżdżał żaden samochód.

Próbowała zrobić im wszystkim krzywdę?

Tate uśmiechnęła się z rozbawieniem, jednak to Fallon szczerzyła się od


ucha do ucha, kiedy otworzyła okno.

- Co wy wyprawiacie?- Madoc krzyknął, zanim ja miałem szansę.

- To nie ma znaczenia - Fallon wzruszyła ramionami.- Pojedziemy zbyt


szybko, abyście w ogóle mieli okazję nas dogonić.

Otworzyłem szeroko oczy, podczas gdy Madoc i Jax zaśmieli się, udając,
że obraza do nich dotarła.

- Ochhhh.

Madoc szturchnął mnie w ramię.

- Robią sobie jaja, Jared - stwierdził, gdy ja próbowałem powstrzymać


uśmiech, czując pęd w mięśniach.

Wyszedłem z samochodu - jako, że na ulicy i tak nie było żadnego


ruchu - podszedłem do samochodu Tate i pochyliłem się w stronę okna
Fallon.

- To wyzwanie?- zapytałem Tate.

Pokręciła głową, próbując mnie olać.

- Nie marnowałabym na to czasu - powiedziała kusząco.- Już raz cię


pokonałam.

Uśmiechnąłem się, unosząc brew.

- Doprawdy?- odpowiedziałem, insynuując, że to ja pozwoliłem jej


wygrać podczas naszego pierwszego i jedynego wyścigu, który miał miejsce
cztery lata temu.

Zrzedła jej mina, spoglądając sztywno i zaciskając usta, kiedy skupiła


się na drodze przed nami, naciskając na pedał gazu.

Podszedłem do swojego samochodu, śmiejąc się pod nosem.

- Zapnijcie pasy - rozkazałem Madocowi i Jaxowi, gdy wsiadłem do


środka i zapiąłem swój własny.

Madoc szybko złapał za swój pas, a jego oddech drżał z


podekscytowania. Ryknąłem swoim silnikiem, zerkając na Tate, gdy zrobiła to
samo. Lubiłem ten psotny wyraz na jej twarzy.

- Chłopaki - wtrącił Jax.- Gliny odwracają wzrok na pięć minut podczas


sobotnich nocy, kiedy robi to moja ekipa, ale...

- Zapiąłeś już swój pas?- przerwał mu Madoc, po czym krzyknął do


Fallon przez okno.- Szykuj się!- rozkazał swojej żonie.

- Ty też - usłyszałem jak woła Jax, więc odwróciłem się, aby dostrzec
jak Juliet mu salutuje.- Kurwa - zaklął za mną i wiedziałem, że nie spodoba mi
się to, co miało się stać.

Madoc włączył Mötley Crüe "Girls, Girls, Girls" na iPodzie, przez co na


niego spojrzałem.

Wzruszył ramionami, zgrywając niewiniątko.

- Nie patrz tak na mnie. To twój iPod, stary.


Przewróciłem oczami, nie zamierzając wyjaśniać, że to nie ja wrzucałem
na niego muzykę. Pasha lubiła sobie ze mną pogrywać. Od czasu do czasu
piosenki Britney Spears lub Lady Gagi przeplatały się ze Slipknotem czy
Kornem.

Pomimo to pogłośniłem muzykę i włączyłem klimatyzację. Przez gorąc


na zewnątrz czułem irytację. Była to lekcja, której nauczyłem sie przez te dwa
lata.

Usłyszałem jak z głośników Tate dobiega mnie "Blow Me Awa" Breaking


Benjamin, przez co spojrzałem na nią, kręcąc głową i nie mogąc już
powstrzymać uśmiechu.

- Jesteś gotowa?- krzyknąłem.

- A ty pewien?- zapytała.

Mała... Zapomniała, że właśnie tym zarabiałem na życie?

- Prosto przez główną, przez dwa świata - rzuciłem wyzwanie.-


Wygrywa ten, kto pierwszy dojdzie do domu - powiedziałem jej.

Bez wahania skinęła głową.

- Gotowi!- wrzasnął Madoc, przez co wraz z Tate ryknęliśmy naszymi


silnikami, spoglądając na siebie nawzajem, czując, jak moja stopa na pedale
robi się coraz cięższa.

- Do startu!- Madoc znowu zawołał, przez co Fallon zaczęła dogłębniej


wyrażać swoje podekscytowanie, gdy zaczęła raz za razem uderzać w drzwi z
zewnętrznej strony.

Tate spojrzała mi w oczy i oboje odwróciliśmy wzrok w stronę drogi,


będąc gotowymi.

- Start!- Madoc ryknął i rozpętało się piekło.

- Kurwa!- syknąłem.

Tate i ja wystrzeliliśmy do przodu, jednak musiała być już na drugim


biegu, ponieważ bez wahania nabrała prędkości, gdy wjechała przede mnie w
samą porę, aby uniknąć zderzenia czołowego z ciężarówką, która wyjechała
za znaku stopu.
- Mówiłem ci, że jest dobra - Jax powiedział rzeczowo, jednak
zignorowałem go.

Wrzuciłem drugi, a następnie trzeci bieg i dodałem gazu, zjeżdżając na


lewo i przyspieszyłem, równając się z nią, jako że była teraz na moim pasie.

Madoc złapał się za uchwyt nad drzwiami, zerkając na nie niepewnie.


Wrzuciłem czwarty bieg, wysuwając się na prowadzenie i dziękując za pustą
ulicę.

- Jared, zjedź na drugi pas - poradził Jax.

- A myślisz, że co próbuję zrobić?- warknąłem, dodając gazu, aż nie


wrzuciłem szóstego biegu.

Spojrzałem do przodu i zauważyłem białego sedana, który jechał w


naszą stronę, przez co serce podskoczyło mi do gardła, gdy zdałem sobie
sprawę, że znajdował się na moim pasie.

Wyciągnąłem szyję, aby spojrzeć na Tate i dostrzec ogień w jej oczach,


gdy pokręciła na mnie głową, mówiąc, abym w ogóle nie próbował.

- Jared - Jax ostrzegł, gdy Madoc mocniej chwycił się rączki.

Dalej jechałem na złym pasie, jadąc łeb w łeb z Tate.

- Jared!- Jax wrzasnął, a ja usłyszałem, jak biały sedan trąbi raz za


razem

Przerażone spojrzenie Tate przesunęło się w moją stronę, na co


uśmiechnąłem się. Skręciłem mocno kierownicą, napinając mięśnie w swoich
ramionach, aby wjechać swoją stroną na chodnik, biorąc taki kąt jaki
potrzebowałem.

- Kurwa mać!- zaklął Jax, na co Madoc się roześmiał.

Biały samochód przejechał między moim i autem Tate, wciąż trąbiąc.


Zerknąłem w ich stronę, dostrzegając jak Tate odwraca nerwowo głowę, aby
spojrzeć za siebie, przez co wykorzystałem szanse.

Wystrzeliłem do przodu, przyspieszając do dziesięciu mil na godzinę i


skręciłem w prawo, wjeżdżając na jej pas na tyle, aby ją zajechać.

- Whoo!- Madoc ryknął, a ja dostrzegłem Jaxa w swoim wstecznym


lusterku, gdy odchylił głowę do tyłu i przysłonił oczy dłońmi.

Pokręciłem głową i pochyliłem brodę do przodu, skupiając się na drodze


przed sobą. Na szczęście na drodze był zakaz parkowania na krawężniku,
więc było całe mnóstwo przestrzeni i żadnych pojazdów, które ukrywałyby
pieszych.

Wjechaliśmy na główną drogę, przez co warknąłem i skręciłem na


prawo, po czym zwolniłem tempo.

- Jedź, jedź!- krzyknął Madoc, gdy usłyszałem ja opony Tate pisnęły za


mną.

Zerknąłem we wsteczne lusterko i dostrzegłem, że wpadła w poślizg,


jednak prędko odzyskała równowagę.

- Niech każdy ma oczy dookoła głowy - rozkazałem.- Będzie tu mnóstwo


ludzi.

Chociaż niedziele w sąsiedztwie były spokojne - aż do popołudnia -


centrum miasta zawsze tętniło życiem. Ludzie robili zakupy, jedli lunch, szli do
kina, lub spędzali czas na skwerze.

Jechałem przed siebie, podczas gdy Tate od czasu do czasu wjeżdżała


na drugi pas, próbując dostrzec co znajdowało się przed nią. Dostrzegłem też
podekscytowane ruchy pozostałych trzech dziewczyn.

- O kurwa!- wrzasnął Jax, na co spojrzałem na ulicę.

Wdusiłem hamulce - gdy firmowy van wyjechał z podjazdu na naszą


ulicę - podczas gdy Tate wyjechała za mnie, wjeżdżając na przeciwny pas i
mijając mnie.

- Kurwa!- warknąłem, skręcając kierownicą, aby za nią pojechać.

- Dlaczego go nie okrążyłeś?- krzyknął Jax, odpinając swój pas i


przysuwając się bliżej przodu.

- Odchrzań się - szepnąłem i spojrzałem za nią.- Boże, jest świetna.

Usłyszałem jak Jax przełyka ślinę.

- Taa, ma świetny refleks. Najwidoczniej lepszy niż ty.


Wrzuciłem piąty bieg i nadrobiłem prędkością, wrzucając szósty,
wyczekując przed nami pierwszych świateł.

- No dalej - ponaglił Madoc, gdy ja wcisnąłem się mocno w swój fotel,


zaciskając dłonie na kierownicy.

Juliet i Pasha obracały się co chwila, aby spojrzeć na nas przez tylną
szybę. Przechodnie na chodnikach zaczęli zwracać na nas uwagę, więc
zauważyłem w swoim lusterku, jak odwracając się, aby obserwować jak
dwójka dupków - jak pewnie nas teraz nazywali - ścigało się ulicą. Niektórzy
otworzyli szeroko oczy, wskazując na nasze samochody i usłyszałem wiwat
przez otwarte okna.

Światło przed nami zmieniło się na czerwone, więc Tate wcisnęła


hamulce, a dźwięk jej piszczących opon zwrócił uwagę wprost ku nam.

Wcisnąłem mocno swoje hamulce, zatrzymując się obok niej.

- O cholera!- krzyknął ktoś z zewnątrz.- To Jared i Tate!

Ale patrzyłem na nią.

Wpatrywała się w światła, zerkając na mnie nerwowo i zagryzając dolną


wargę, aby powstrzymać uśmiech. Wręcz widziałem, jak jej noga drży w górę
i w dół, ponieważ jej ramiona i głowa wyglądały tak, jakby wibrowały.

- Jax - powiedziałem, ciężko oddychając.- Wciąż masz te swoje układy z


psami?

- Taa - odpowiedział z wahaniem.- Dlaczego?

- Bo tak - i zerknąłem na kamerę, która znajdowała się na szczycie


świateł, po czym zerknąłem w prawo i lewo i nie dostrzegając żadnych
samochodów, wcisnąłem się w swój fotel i dodałem gazu, przejeżdżając na
czerwonym.

- Skurwysy...! - usłyszałem przeklęcie Tate, jednak jej głos zniknął wraz


z moim tempem.

Madoc odchylił głowę do tyłu, parskając śmiechem, podczas gdy Jax


zachichotał tuż koło mojego ucha.

Ludzie na zewnątrz zawiwatowali, krzycząc i śmiejąc się. Zerknąłem w


swoje wsteczne lusterko na Tate, która podjechała do skrzyżowała i ruszyła
za mną, gdy stwierdziła, że było bezpiecznie.

Wrzuciłem czwarty i piąty bieg - gorące, letnie słońce było niczym w


porównaniu z lawą gotującą się pod moją skórą.

Boże, jak ja ją cholernie kochałem.

Nawet bycie na torze - które uwielbiałem - nie równało się z tym jak się
czułem, gdy była blisko mnie.

- Jared - Jax ostrzegł mnie.- Zwolnij.

Spojrzałem przed siebie, napinając szczękę w uśmiechu.

- Jared - powiedział znowu, tym razem bardziej twardo.

Zignorowałem go, przesuwając wzrok z lewej na prawo, wyglądając


zagrożenia, gdy zbliżaliśmy się do następnych świateł.

- Jared!- wrzasnął Madoc, na co wrzuciłem szósty bieg, czując jak serce


mi wali i oddech boleśnie szumi w piersi.

- O kurwa!- zawył Jax i wszyscy wstrzymaliśmy oddech, gdy światło


dopiero co zmieniło się na zielone, a ja przejechałem przez skrzyżowanie bez
zwalniania.

I wypuściłem wstrzymywane powietrze, bezpiecznie przejeżdżając na


drugą stronę.

- Och, dzięki Bogu - Madoc westchnął i spojrzał na mnie.- Ale z ciebie


dupek.

Zassałem powietrze.

- No co?- zapytałem niewinnie.- Było zielone.

Tate deptała mi po piętach, jednak wtedy zauważyłem, że skręciła za


mną w lewo.

- Co jest?- powiedziałem bardziej do siebie niż do chłopaków,


obserwując ją we wstecznym lusterku.

- Pojechała skrótem obok szkoły - odgadł Jax, wyglądając przez okno za


sobą.
- Kurwa - syknąłem, przypominając sobie, że bramy były otwarte dla
niedzielnych ćwiczeń. Mogła przejechać przez przedni parking, objechać
szkołę i wyjechać przez tylną bramę bez żadnego korku, który stanąłby jej na
drodze.

- Nie powiedziałeś którędy mamy jechać do domu - zauważył Madoc.

Taa, wiem. Dlaczego o tym nie pomyślałem?

Okrążyłem skwer i wjechałem w boczną, mniej uczęszczaną ulicę, gdzie


mniejsze lokale był zamknięte w niedziele.

Dodałem gazu, czując jak nerwy mnie palą od tej potrzeby jechania.
Nie zależało mi na wygranej.

Zwycięzcom zazwyczaj na niej nie zależało.

Chciałem tego, właśnie tutaj, właśnie teraz, z nią. Musiałem ją


zobaczyć. Było frustrujące nie wiedząc gdzie była.

Biorąc dwa kolejne zakręty i mijając znak stopu, wjechałem na Fall


Away Lane w chwili w której zjawiła się na drugim końcu.

- Jedź!- wrzasnął Madoc, przez co byłem gotów mu przywalić. Myślał,


że co robiłem?

Jadąc z pełną prędkością po pustej ulicy, obydwoje wystrzeliliśmy do


przodu, aż zatrzymałem się przy krawężniku, Tate pół sekundy później, a
głośne piski naszych opon wypełniły całą okolicę.

- Tak!- Madoc krzyknął, rycząc przez okno.- Woo-hoo!

Odchyliłem głowę do tyłu, czując jak łapczywie chwytałem oddech,


który wstrzymywałem. Jax poklepał mnie po ramieniu, ściskając je mocno, po
czym wyszedł z samochodu za Madociem.

Tate i reszta dziewczyn wyszła z jej G8, uśmiechając się i śmiejąc, gdy
Madoc i Jax wzięli je w ramiona, aby je pocałować.

Przetarłem dłonią twarz, czując lekką warstewkę potu, po czym


wyszedłem z samochodu Jaxa i spojrzałem na Tate, która skrzyżowała
ramiona na piersiach, gdy oparła się o maskę i spojrzała na mnie.

Jej pierś unosiła się i opadała - wciąż łapała oddech - a żar w jej oczach
był...

Jezu.

Wziąłem głęboki oddech, wiedząc, czego chciała. Wiedząc, że wciąż


wszystko wstrzymywała w swojej głowie i sercu i nie pozwoliła temu
wymsknąć się poza granicę ust. Wciąż była tą niewinną i płochą dziewczyną,
która pozwoliła mi się dotknąć w chemicznej klasie te cztery lata tamu,
jednak miała na sobie zbroję kobiety, która wciąż nie chciała zaufać. Nie żeby
cztery lata temu i tak ufała mi bezgranicznie.

Posłałem jej lekki uśmiech, pokazując jej swoim spojrzeniem wszystko,


co już wiedziała.

Nic się nie zmieniło. A już z pewnością nie nasza gra wstępna.

***

- Potrzebujesz czegoś?- zapytałem swoją mamę, przytrzymując telefon


między uchem a ramieniem, gdy zapinałem swój pasek. Dopiero co
wyszedłem spod prysznica, podczas gdy Jax, Juliet, Madoc i Fallon wzięli
Pashę do Mario, gdzie mieli się spotkać z jakimiś znajomymi przy kolacji.

Tate została w domu, aby nadrobić swoją książkową listę, a ja miałem


do wysłania e-maile, budżety do ogarnięcia i całą masę innych drobiazgów,
które Pasha zostawiła mi do sprawdzenia i które skończyłem, zanim
wskoczyłem pod prysznic, po czym zadzwoniła moja mama.

- Cóż, skoro już pytasz... - zaczęła, brzmiąc radośnie.- Jason nie może
jutro pojechać ze mną do lekarza. Pojechałbyś ze mną?

Znieruchomiałem. Chce, żebym co zrobił?

- Do ginekologa?- skrzywiłem się, łapiąc za zegarek i zakładając go.

Usłyszałem jej prychniecie.


- To położony, a zarazem ginekolog. Nie utrudniaj.

Chwytając telefon w drugą dłoń i złapałem za jedną z czarnych koszulek


Jaxa, jako, że moje rzeczy wciąż znajdowały się u Madoca.

- Um, cóż... wolałbym nie, ale jeśli mnie potrzebujesz...

Usłyszałem po drugiej stronie jej cichy śmiech.

- Jesteś bezcenny.

Przewróciłem oczami, odsuwając telefon od ucha, aby założyć koszulkę.

- O której mam po ciebie przyjechać?

- W południe - powiedziała.- I dziękuję.

Skinąłem głową, nawet jeśli nie mogła mnie zobaczyć. Próbowałem być
milszy. Myślałem, że na to zasługiwała. Ale ciężko było zmienić naszą relację,
kiedy od dawna niewiele się zmieniło między nami. Ile trzeba było czasu, aby
zacząć lubić i szanować osobę, do której wcześniej nie żywiło się takich
uczuć?

Nie mogło się to stać podczas jednej nocy. Nawet nie w przybliżeniu.
Poza tym czułem, że zawsze będzie między nami kwas.

Ale Quinn Cartuhers - wkrótce moja siostrzyczka - miała dostać to


wszystko. Jeżeli o mnie chodziło, nikt nie stanie jej na drodze.

Byłem gotów dla niej zapomnieć o swoim nieustannym żalu ze swojego


własnego dzieciństwa.

Podszedłem do okna i zauważyłem jak Tate siedzi na łóżku po turecku,


otoczona masą książek.

Jej opalone ramiona były w połowie przysłonięte przez jej długie włosy,
a gdy podniosła się, aby coś zrobić na swoim iPodzie, warknąłem pod nosem,
czując jak mój fiut zaczyna twardnieć, a potem puchnąć.

- Muszę kończyć - powiedziałem swojej mamie.- Do zobaczenia jutro - i


rozłączyłem się.

Przyciskając telefon do swojego boku, przyglądałem się jej przez


kolejne dwie sekundy - takiej świeżej, pięknej, słodkiej i doprowadzającej
mnie do cholernego szaleństwa - zanim zbiegłem ze schodów, jednocześnie
pisząc smsa.

Wyjdź na zewnątrz.

Złapałem za swoją skórzaną kurtkę i kluczyki, po czym wbiegłem do


garażu i otworzyłem go.

Dodałem Proszę dla lepszego wydźwięku wiadomości, po czym wsiadłem


na swój motocykl.

Uruchomiłem silnik i wycofałem się na podjazd, a później przed jej dom,


chwytając za kask, który był przymocowany do boku motocyklu.

Wiedziałem, że mogłaby się opierać, jednak ku mojej uldze jej frontowe


drzwi się otworzyły.

Wyszła na zewnątrz, krzyżując ręce na piersiach i wiedziałem, że zrobiła


to w skromnym geście. Była w swojej piżamie - spodenkach i koszulce - więc
nie miała na sobie stanika.

Wyglądając na zdezorientowaną, przeszła przez ceglaną ścieżkę i


przechyliła głowę na bok.

- Co wyprawiasz?

Uniosłem z nadzieją swój kask.

- Nocna przejażdżka?- zasugerowałem.- To twoja ulubiona rzecz


podczas lata.

No dobra, nie była to jej ulubiona rozrywka, jednak byłem blisko.

Spojrzała na mnie tak, jakbym oszalał.

- Jestem w piżamie, Jared.

- I będziesz ją na sobie mieć - odpowiedziałem.- Obiecuję.

Przymknęła oczy, nie czując żartu tak samo jak ja, gdy próbowałem
powstrzymać uśmiech.
Jej czerwone spodenki w kratkę były krótkie i niesamowite i nie mogłem
myśleć o niczym innym jak o jej udach, które były gładkie i mocne jak
zwykle, które owinęłyby się wokół mnie. W jakikolwiek sposób jaki mógłbym
dostać.

Przyjrzała mi się, przemyślawszy wszystko, jednak nie przegapiłem tej


iskierki pokusy, jaka błysnęła jej w oczach.

- Daj mi chwilę - westchnęła, poddając się i odwracając.

Zniknęła w domu, złapała za bluzę z kapturem, która wisiała przy


drzwiach i złapała za swoje czarne Chucsky. Założyła bluzę i wyciągnęła
włosy na zewnątrz, po czym usiadła na szczycie schodów, aby założyć swoje
buty, jednak nie zawiązując sznurówek.

I cieszyłem się, że nie będzie siedzieć przede mną, gdy poczułem jak
ogromna fala seksualnego podniecenia, gdy zbiegła ze schodków, a jej włosy
powiały na lekkim wietrze, zaś jej uśmiech trafił prosto do mojego serca.

Zamiast tego usiadła za mną, a ja podałem jej kask.

Jej nagie uda otarły się o moje boki, gdy objęła mnie w pasie, przez co
zamknąłem oczy, przełykając frustrację.

- Jesteś gotowa?- niemal wykrztusiłem swoje słowa.

Wtuliła się we mnie, muskając czymś moje ucho - być może nosem?

- Ładnie pachniesz - szepnęła, przez co zacisnąłem dłonie na rączkach.

Sukinsy...

Robiła to specjalnie.

- Biorę to za tak - powiedziałem, zakładając kask.

- Zawsze bierzesz to co chcesz - odpowiedziała.- Prawda?

Pokręciłem głową, gdy ona oparła brodę na moim ramieniu, nie


zamierzając wgłębiać się w ten temat. Odjechaliśmy ulicą, gdy przód jej ciała
wtulił się w moje plecy, gdy tak mocniej mnie objęła.

Po kilku zakrętach wyjechaliśmy na długie ulice miasta, na której


mogliśmy jechać z przyzwoitą prędkością, jednak niezbyt szybko. Z łatwością
manewrując po ulic, poczułam jak rozluźnia się przy mnie coraz bardziej, a jej
ciało synchronizuje z moim, kiedy schylałem się, aby zmienić pas lub wziąć
zakręt.

Poczucie niej było piękne. Tak jak zawsze. Moje ciało było ściśnięte
pomiędzy jej udami i była przy mnie blisko. Jej głowa - lub broda czy policzek
- ani na chwilę nie odsunęły się od moich pleców, gdy jechaliśmy
opustoszałymi uliczkami naszego miasta, zupełnie tak jak dawniej. Wtedy,
kiedy zdaliśmy sobie sprawę jak do dupy było bycie osobno i jak bardzo
chcieliśmy być razem, nie ważne co robiliśmy. Zwyczajnie musieliśmy się
dotykać.

I po jakiejś pół godzinie ona też sobie o tym przypomniała.

Jej dłonie wsunęły się pod moją kurtkę i przesunęła je z mojej talii na
brzuch.

Zacząłem ciężej oddychać, gdy potarła palcami mięśnie mojego


brzucha, przesuwając paznokciami po mojej skórze, przez co każdy mój
mięsień był napięty i to dzięki niej.

Jedna z jej dłoni przesunęła się na wnętrze mojego uda, przez co


poczułem trzepotanie w piersi.

Chwyciła płatek mojego ucha swoimi wilgotnymi wargami i wyszeptała


moje imię.

- Jared.

Zacisnąłem dłonie na rączkach, niemal bojąc się, że stracę kontrolę.

Sięgnąłem do tyłu, chwytając w dłoń jej udo. Tą miękką skórę tuż nad
jej kolanem. Przyciągając ją bliżej, próbowałem nad sobą zapanować, gdy
poczułem jak żar między jej nogami otula moje plecy, więc zabrałem nas do
domu, zanim oddałem się pokusie i wziąłem ją w ciemnej alejce.

Zatrzymałem się przed swoim domem i ściągnąłem kask, dalej tak


siedząc, ponieważ jej cholerne dłonie nie przestały manewrować, a było to
strasznie przyjemne.

- Tęskniłam za przejażdżkami z tobą - jej ciepły szept owiał moje ucho.-


Nie podczas piątkowego wyścigu, ale gdy tak spokojnie jeździmy. Są jak
taniec, gdy poruszam się tak z twoim ciałem.
Odwróciłem głowę, pochylając się ku jej ustom, gdy chwyciła w wargi
płatek mojego ucha.

- Bo jest. Właśnie w takim tańczeniu jestem dobry.

I syknąłem, kiedy sięgnęła do przodu i chwyciła w dłoń mojego fiuta,


masując go i sprawiając, że stał się boleśnie twardy. Próbował się przebić
przez moje dżinsy.

- Kurwa.

Ścisnąłem jej udo i poddałem się. Przesuwając swoje ciało, wsunąłem


jedną rękę pod jej, w drugą chwyciłem jej udo, przyciągając ją do siebie, aby
usiadła na mnie okrakiem.

Nie wahała się. Chwytając mnie za kark, przyciągnęła mnie do swoich


warg, przez co odwzajemniłem pocałunek z taką samą siłą.

Jezu Chryste.

Pocałunki Tate były jak gra. Przychodziła, wykonywała szybkie ruchy,


gdy lizała, gryzła i masowała, a później odsuwała się zdecydowanie zbyt
szybko, dezorientując mnie. Zawsze się droczyła, pozwalając mi posmakować
swój język, gdy lizała mój, a później wszystko zabierała, przez co czułem się
jak cholerny ćpun, który musiał wciągnąć kolejną kreskę.

A jej ciało. Jej płaski brzuch i idealne nogi poruszały się przy mnie i na
mnie i nie równały się z niczym innym jak wyglądała, gdy była naga i
poruszała się w ten sam sposób.

Chwytając jej tyłeczek w obie dłonie, pochyliłem jej plecy nad


motocyklem, rozpaczliwie próbując wsunąć dłoń pod jej bluzę.

Ale siedziałem tak, opierając się czołem o jej, gdy oddychaliśmy ciężko.
Wiedziałem, że tego chciała. Wiedziałem, że kurwa ja sam tego chciałem.

Z wyjątkiem tego, że zdałem sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji


znaleźlibyśmy się rano. Prawdopodobnie przez całą noc byśmy się pieprzyli i
uwielbiali każdą chwilę razem. Wiedziałem, że nie odmówiłaby, jeśli teraz
zabrałbym ją do środka, ale...

- Chcesz wejść do środka?- wydyszała, chwytając moją twarz w dłonie.-


Jared, proszę.
Zacisnąłem oczy, czując, że mój fiut zaraz wybuchnie, jeśli jej nie
wezmę, ale... cholera...

Nie chciałem się tylko pieprzyć.

Chciałem, żeby znowu mnie pokochała. Chciałem, aby powiedziała, że


jest moja.

I nie chciałem jej też do tego zmuszać.

Biorąc głęboki oddech, wyprostowałem się i pokręciłem głową.

- Nie.

Otworzyła szeroko oczy.

- Słucham?

Odetchnąłem ciężko, woląc już zjeść folię aluminiową, niż znowu jej
odmówić.

Chwyciłem ją za ręce i podniosłem.

- Chodź - zachęciłem, schodząc z motocyklu.- Odprowadzę cię do drzwi.

Wyglądała na całkowicie oszołomiona, gdy zsunęła się z motocyklu i


odgarnęła włosy za ucho.

- Mówisz poważnie?

Niemal się zaśmiałem. W przeszłości to zawsze ona panowała nad


wszystkim i z pewnością było to nowe dla nas obu.

Objąłem ręką jej ramiona, prowadząc ją jej ścieżką.

- Skoncentruj się na sobie w tym tygodniu - powiedziałem jej.- Idź do


swojej pracy. Przeczytaj swoje książki. Weź kąpiel w Lake You -
zażartowałem, podchodząc do schodków od jej werandy.- I jeśli pod koniec
tygodnia będziesz gotowa mi to dać - odwróciłem ją i położyłem dłoń na jej
sercu.- To wezmę i to - przesunąłem rękę między jej nogi, chwytając ją za
cipkę.

Zadrżała, znowu szeroko otwierając oczy, gdy znieruchomiała.

Pochyliłem się, pocałowałem ją delikatnie w usta i wróciłem do domu


Jaxa, zanim miałem okazje przemyśleć swoją głupią decyzję.

Tate i ja będziemy się pieprzyć.

Miejmy nadzieje, że jutro, kiedy będzie gotowa się przyznać do tego, że


przyjmie mnie z powrotem, ale do tego momentu...

Nie zamierzałem tracić dni, tygodni, a nawet miesięcy, krążąc w kółko.


Najpierw musiałem zdobyć jej serce.

Gdy wszedłem do domu, zauważyłem Jaxa, Juliet, Pashę i Fallon


zwiniętych na kanapie i dywanie, oglądających film, więc wszedłem do
kuchni, gdzie też znalazłem Madoca siedzącego przy stole i robiącego
kanapkę.

Powoli usiadłem na krześle i odchyliłem się, potrzebując snu i


perspektywy mojego przyjaciela.

- Wszystko w porządku?- zapytał, smarując chleb musztardą.

Pokręciłem głową.

- Nie.

Zerknąłem na niego, gotów zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie


robiłem i zwierzyć mu się. Chciałem, aby powiedział mi, że było z nią dobrze.
Że byłem dla niej dobry i że byłem wszystkim, czego potrzebowała.

Jednak jego przerażone, niebieskie oczy były skierowane w dół, przez


co nieco się odsunął.

- Taa, cóż - powiedział ostrożnie.- Twój fiut jest twardy, stary i tak jakby
mnie to przeraża. Pogadamy później.

I pospiesznie złapał za swój talerz i puszkę napoju, wstając i wychodząc


z kuchni.

Spojrzałem w dół, aby zauważyć, że faktycznie byłem podniecony przez


incydent na zewnątrz.

Moja pierś zadrżała od śmiechu.

- Nie podoba ci się?- zawołałem za nim.- Freud powiedział, że każdy


jest biseksualny, racja?
- Jasne, pierdol się - odkrzyknął.

Odchyliłem głowę do tyłu, śmiejąc się.


Rozdział 13

Tate

Tydzień.

Kazał mi poczekać tydzień, pewnie sądząc, że podejmę decyzję w ciągu


dnia, jednak miał rację.

Musiałam to przemyśleć.

Potrzebowałam czasu i nie mogłam uwierzyć, że to on powiedział mi, że


musimy zwolnić.

Następnego dnia czułabym się podle wobec Bena. Próbując wymusić


coś, czego chciałam, ale nie czułam.

Bądź co bądź, Ben był stabilny, przewidywalny i spokojny. Był


całkowitym przeciwieństwem Jareda.

I byłam zmęczona byciem przewidywalną.

Każda grzeczna dziewczynka chce złego chłopca, prawda?

Więc spróbowałam poukładać sobie wszystko w głowie, dochodząc do


wniosku, że nie chodziło tu walkę pomiędzy niegrzecznym chłopakiem, a tym
dobrem. Chodziło tu o Jareda kontra każdy facet na świecie, a bycie blisko
niego znowu przypomniało mi o tym, jak beznadziejne było moje życie bez
niego.
Bezbarwne i proste, poza tym wciąż go kochałam.

Doszłam do takiego wniosku, kiedy w poniedziałkowy ranek


przyjechałam do pracy. Potem spędziłam wieczór z Juliet na zakupach, a
kiedy wróciłam do domu, nie zadzwonił, ani nie zastukał do moich drzwi.

Praktycznie spodziewałam się, że tej nocy znowu wkradnie się do


mojego pokoju przez okno, ale gdy obudziłam się we wtorek rano, nie było
go tam.

Więc zdecydowałam, że nie ma sensu niczego pospieszać. Część mnie


wciąż mu nie ufała. Już dwa razy mnie porzucił i chociaż widziałam dowód na
to, że dorósł, nie było powodu, abym od razu rzucała się na głęboką wodę.

Więc postanowiłam poczekać tydzień, chodzić do pracy i nadrobić


zaległości w lekturze, przygotować swój samochód na tydzień i zaczekać na
rozwój wydarzeń. Lubiłam mieć przewagę, jednak podobało mi się też, gdy
mnie ścigał. Zawsze to lubiłam.

Jednak z wyjątkiem kilku ukradkowych spojrzeń, zostawił mnie w


spokoju.

Kiedy wczoraj wróciłam do domu, dostrzegłam go i Jaxa jak stali na


podjeździe wraz z kilkoma innymi chłopakami przy Fordzie Mustangu Bossie
302 Jareda. Przy tym samym samochodzie, który miał w liceum i w którym
spędziłam niezliczone godziny, robiąc z nim niezliczone rzeczy.

Nie wiedziałam, czy byli to jego kumple czy współpracownicy, jednak


było jasne, że dostarczyli tutaj jego samochód. Zanim pojechałam rano do
pracy, na podjeździe znajdował się też inny samochód, ale zniknął.
Podejrzewałam, że ktokolwiek nim przyjechał, musiał odjechać.

Więc Jared sprowadził tutaj swojego Bossa. Ciekawiło mnie dlaczego.

Usiadłam i złapałam za butelkę wody, spryskując swoją twarz, czując


jak drobinki łaskoczą mnie w skórę. Juliet leżała na brzuchu na leżaku obok
mnie z twarzą w telefonie, podczas gdy Fallon weszła do środka po więcej
wody.

Było po siódmej wieczór w piątkową noc i chociaż słońce już zniknęło za


horyzontem, to wciąż wylegiwałyśmy się na moim ogrodzie, rozkoszując się
resztką ciepła i urokami letnich dźwięków. Kosiarek, robaków w drzewach,
klimatyzacji... i mrowienia w mojej skórze, która dostosowywała się do
każdego jego dźwięku w domu obok. Jego muzyki, silnika jego samochodu...

- Co robisz?- usłyszałam pytanie Fallon i spojrzałam na Juliet, czując


taką samą dezorientację, gdy odłożyła butelki wody na mały, okrągły stolik.

- Co?- Juliet spojrzała na nią.

Fallon usiadła na swoim leżaku, a jej szmaragdowy strój kąpielowy


podkreślał kolor jej oczu.

- To telefon Jaxa - zauważyła, przyłapując Juliet na gorącym uczynku.

Uśmiechnęłam się, spoglądając podejrzliwie na Juliet, tak samo jak


Fallon.

Juliet z zamyśleniem zacisnęła usta.

- Słyszałam, że jest taka aplikacja, która pozwala namierzyć ci czyjś


telefon. Próbuję ją zainstalować na jego.

- O mój Boże - Fallon wyciągnęła telefon z rąk Juliet.- Jax cię


zdemoralizował. Naprawdę tak bardzo się martwisz?

Juliet podniosła się na czworaka, odwróciła się i usiadła.

- Chcesz mi powiedzieć, że w ogóle nie martwisz się, że nasi chłopacy...


- a potem wskazała na Fallon.- ... i twój mąż idą dzisiaj do klubu ze
striptizem?

- Nie - odpowiedziała Fallon.- A wiesz dlaczego? Bo znam Madoca.

Przesunęła swoje okulary przeciwsłoneczne z czubka głowy na oczy,


kontynuując:

- Gdy tylko wejdzie do klubu, zrobi sobie selfie lub cokolwiek innego i
wyśle mi je, abym zrzędziła - jej luzacki uśmiech powiększył się.- Po
dwudziestu minutach napisze do mnie, że żałuje, że to nie ja tańczę dla niego
na scenie. Po godzinie wpadnie przez drzwi, napalony jak nastolatek i
pragnąć kogo?- położyła dłoń na swojej piersi.- Mnie. A mnie nie będzie w
domu, ponieważ wychodzimy, przez co wpadnie w szał, zastanawiając się
gdzie do cholery jestem.

Parsknęłam śmiechem, ukrywając swoje własne obawy. Jared nie był


moim chłopakiem. Jednak nie martwiłam się tak bardzo jak Juliet i nie byłam
tak spokojna jak Fallon.

Odchrząknęłam, poprawiając wiązanie mojego czarnego bikini na swoim


karku.

- Juliet, wiesz lepiej - uspokoiłam ją.- To wieczór kawalerski Zacka, więc


odpuść chłopakom. Jax nie spojrzy dwa razy na te dziewczyny, a tym bardziej
nie będzie chciał mieć z nimi niczego wspólnego.

Zacisnęła usta, zaś ja spojrzałam nad nią, dostrzegając jak Jax pojawił
się w oknie, wycierając swoje włosy ręcznikiem.

Nie mógł oderwać od niej oczu. W szczególności, gdy miała na sobie


swój czerwony kostium.

- I wszystko co się stanie - kontynuowałam, dostrzegając jego uśmiech,


gdy odszedł.- To to, że podnieci się na myśl o tych wszystkich psotnych
rzeczach jakie będzie chciał z tobą zrobić, kiedy wróci do domu. Nie będzie ci
dzisiaj dane spać.

- A Jared?- odparła, zmieniając temat.

- Co z nim?

- Tylko on nie jest z nikim oficjalnie związany - zauważyła.- A kiedy te


wszystkie striptizerki zaczną go podniecać - co jest oczywiste, bo jest tylko
człowiekiem - do kogo dzisiaj wróci?

Posłałam jej znaczące spojrzenie, zastanawiając się dlaczego tak się


odgryzła. Już zamierzałam rzucić w jej twarz butelką spreju do twarzy, ale
Fallon mnie uprzedziła. Rzuciła w głowę Juliet zwiniętym ręcznikiem, który
Juliet odrzuciła, po czym obie zaczęły się śmiać.

Po jakiejś godzinie zmyłyśmy się z ogrodu i przyrządziłyśmy sobie


kolację - zwłaszcza, że chłopaki mieli zjeść z Zackiem, zanim pojechaliby do
klubu - po czym usiadłyśmy na przedniej werandzie, aby zjeść. Juliet wciąż
miała na sobie górę swojego czerwonego bikini i założyła krótką spódniczkę.
Fallon założyła białe spodenki, a ja założyłam białą narzutkę.

- O mój Boże.

Uniosłam wzrok, dostrzegając jak Juliet upuściła swój widelec i zaczęła


się wgapiać w dal. Opuściła wzrok, zerkając w stronę widelca, który spadł u
jej stóp, jednak zapomniała o nim, znowu unosząc wzrok.

Podążyłam za jej spojrzeniem i poczułam jak szczęka ściska mi się od


uśmiechu.

Jax wyszedł z domu wyglądając o wiele inaczej, przez co Juliet zaparło


dech w piersiach.

Miał na sobie czarne spodnie w kant i czarną marynarkę, a do tego


białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Jego wzrost, dzięki jego długim
nogom, sprawiły, że jego wygląd był bardziej zakazany i - musiałam przyznać
- cholernie seksowny. Jego czarne włosy, zgolone po bokach i dłuższe na
środku, były wystylizowane w sporadyczne muśnięcia i przesunięte do
przodu. W swoich butach, z błyszczącym zegarkiem i połyskującą klamrą od
paska - Jax wyglądał elegancko i potężnie.

Spojrzałam na jego dziewczynę, przewracając oczami, gdy lekko


rozdziawiła usta i gapiła się.

- Nie jest kawałkiem mięsa - zażartowałam.

Zamrugała, wracając do siebie i powoli wstając, aby podejść do


balustrady.

- O mój Boże.

Odwróciłam się, tym razem słysząc głos Fallon.

Tak jak Juliet, wgapiała się w Madoca - który też wyszedł z domu -
jakby coś ją bolało.

- Wygląda jak karierowicz - posłała mu tęskne spojrzenie.- Ale jest


cholernie słodki.

Parsknęłam śmiechem.

Madoc również miał na sobie czarne spodnie i marynarkę, jednak dobrał


do nich szarą koszulę i srebrny krawat. Madoc wyglądał świetnie w
krawatach. Pasowały do jego stylu i szerokiego torsu i biorąc pod uwagę, że
starannie dobierał swoje ubrania, zawsze się upewniając, że to co zakładał
było idealnie dopasowane, co tylko utwierdzało fakt, że Madoc był jak laluś,
nie miało nic wspólnego z tym jak seksowny był dla swojej żony o całkowicie
przeciwnym guście.

Fallon wsunęła palce w usta i zagwizdała.

- To się wie, dziecinko!

Juliet dołączyła do niej, gwiżdżąc na swojego faceta, gdy obie


przechylały się przez poręcz.

- Jesteście idiotkami - znowu zażartowałam, wstając, aby podnieść


widelec.

Obie zaczęły się śmiać, podczas gdy ich faceci pokręcili głowami,
uśmiechając się, gdy ruszyli w naszą stronę.

Skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o ścianę domu,


przyglądając się, jak dziewczyny przerzuciły nogi przez barierkę i usiadły na
poręczy.

Ale zrzedła mi mina. Ścisnął mi się żołądek, dech zaparło mi w piersiach


i jasna cholera.

Jared wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi, przez co odwróciłam


wzrok, jednak nie mogłam się powstrzymać.

Zerkając po raz kolejny, dostrzegłam go kątem oka, jak idzie w stronę


ulicy, zapinając swoje spinki od mankietów.

Spinki od mankietów?

Nosił spinki od mankietów. Wreszcie zamrugałam, czując jak serce


zaczyna mi walić niczym młot pneumatyczny.

Ślinka napłynęła mi do ust na widok Jareda w garniturze. Podobał mi


się w dżinsach i zwykłej, czarnej koszulce, ale gdy był taki odpicowany?

O mój Boże.

Jego czarne spodnie były świetnie dopasowane do jego nóg, opadając


na nich jakby o to nie dbał, jednak jego wyprasowana koszula i marynarka -
obie koloru głębokiej czerni - w ogóle nie ukrywały jego ciała. Dostrzegłam
kawałek jego obojczyka, odkąd jego górny guzik był odpięty. Po chwili wsunął
dłoń w kieszeń i spojrzał w moją stronę, przyłapując moje spojrzenie.
Odwróciłam się.

- Co dzisiaj moje panie mają w planach?- Madoc podniósł Fallon z


barierki i przycisnął ją do swojego torsu.

- Spędzimy ze sobą czas - zaćwierkała.- Zrobimy popcorn.

- Jasne - odpowiedział Jax, stając między udami Juliet, podczas gdy ta


dalej siedziała na poręczy.

Jared ruszył w naszą stronę, wyciągając kluczyki od samochodu.

Madoc całował i szeptał coś do Fallon. Jax patrzył na Juliet, gdy


próbował ją udobruchać, podczas gdy ona zgrywała zazdrosną.

A Jared stał z boku, ignorując mnie. Nie wiedziałam czy na mnie patrzył
i nie byłam pewna, czy był na mnie zły, że też po niego nie sięgnęłam, ale
wciąż czułam jego obecność w każdym skrawku swojego ciała.

Przyciągał mnie jak magnes.

Jax pociągnął Juliet w dół, całując ją w czubek nosa, a następnie wargi.

- Kocham cię - powiedział, na co spojrzałam na Jareda, natrafiając na


jego spojrzenie.- Wrócę do domu o północy - usłyszałam Jaxa, jednak nie
mogłam oderwać wzroku od Jareda. Żar był nieomylny. Jednak przeraziło
mnie też to, że zobaczyłam chłód.

Uderzyła we mnie fala déjà vu i na chwile znowu poczułam się tak,


jakbym była w liceum.

- Jeżeli spóźnisz się chociażby o sekundę - Juliet zbeształa Jaxa.-


Wpadnę w histerię.

- Uwielbiam twoje histerie - powiedział zawadiacko, przyciągając jej


biodra do swoich.

- Mówię prawdę - powiedziała, próbując brzmieć twardo, ale


wiedziałam, że to tylko ich gierka.- Przywalę ci, jeśli się spóźnisz.

- Obiecujesz?- zażartował, schylając się, aby skraść kolejny pocałunek.

Pokręciłam głową, odrywając wzrok od Jareda.

- Jax, chodźmy już - Madoc złapał Jaxa za kark, odciągając go od jego


dziewczyny.

Cała ich trójka podeszła do samochodu Jareda, a każdy skrawek ich


dobrze ubranych, wystrojonych postaci podkreślał, że byli teraz mężczyznami.
Wciąż ciężko było mi to ogarnąć, odkąd dorastałam z Jaredem i poznałam
Madoca i Jaxa jako nastolatka. Widziałam ich wszystkich - albo i nie - w
dżinsach i koszulkach. Widziałam, jak robią głupie rzeczy i w niektórych
przypadkach do nich dołączałam.

Ale ci chłopcy zniknęli.

- Jared!- Fallon zawołała, gdy Jared otworzył drzwi od strony kierowcy.-


Przywieź ich bezpiecznie do domu!

Uniósł brew, posyłając jej protekcjonalne spojrzenie.

- Wrócą do domu przede mną - powiedział, spoglądając na mnie.- Mnie


nie obowiązuje godzina policyjna.

Oczy zapiekły mnie od nagłej złości, kiedy obserwowałam jak bez


dodatkowego słowa wsiadł do swojego samochodu.

Uruchomił samochód i wyjechał z podjazdu, nie spoglądając więcej w


moją stronę.

Dupek.

Och, pewnie. Idź się zabaw. Nikt nie będzie czekać na ciebie w domu. Jeśli
nie będziesz miał mnie, to pójdziesz się zabawić z jakąś przypadkową dziewczyną, bo
dlaczego by nie, prawda?

Zacisnęłam dłonie i odchyliłam głowę.

Kurwa. Byłam śmieszna.

Madoc i Jax zamierzali bawić się ze swoimi znajomymi. Aby świętować.


Wrócą do domu zakochani w Fallon i Juliet tak jak zawsze.

A Jared mną manipulował. Tak jak zawsze, a ja wpadłam w tą pułapkę.


Był już dorosłym mężczyzną, który wciąż miał ochotę odgryźć wielki kęs ze
spokoju mojego ducha. Oczekiwał, że się poddam i zadzwonię lub napiszę do
niego, aby powiedzieć jak bardzo go kocham. Lub oczekiwał, że kolejnego
dnia przyjdę wszcząć bójkę wobec czegoś głupiego, abym mogła się na nim
wyżyć. Chciał mnie zezłościć, bo oczekiwał ode mnie reakcji.
Gdy silnik samochodu Jareda ucichł, uśmiechnęłam się lekko.

Był tak cholernie przyzwyczajony do pogrywania sobie ze mną. Była to


jego druga natura. Więc dlaczego nie zareagować i nie dać mu tego, czego
chciał?

- Wicked to klub ze striptizem dla każdego, prawda?- zapytałam


dziewczyny, już znając odpowiedź.- Tancerki na dole, tancerze na górze?

Juliet zerknęła na Fallon, po czym obie spojrzały na mnie.

I gdy to do nich dotarło, Juliet zachłysnęła się powietrzem, a Fallon


odrzuciła głowę do tyłu, śmiejąc się.

I wszystkie trzy pisnęłyśmy się, rzucając do drzwi wejściowy, aby się


wyszykować.

***

- Cześć - przywitałam się z krępym bramkarzem, którego włosy były


ścięte na jeżyka.

- Witam, panie - zmierzył nas wzrokiem, więc zatrzymałam się, przez co


Fallon wpadła na mnie, gdy zajrzała do klubu wraz z Juliet.

- Wpuszczacie na dół kobiety, prawda?- zapytałam.- To znaczy, jeśli


później zdecydujemy się obejrzeć tancerki.

Z rozbawieniem uniósł brwi.

- Uwielbiamy nasze klientki - odpowiedział.- Nie ważne co je podnieca.

Wyprostowałam się. Dobra, nie to miałam na myśli, ale niech będzie.

Zaciągnęłam się powietrzem, nie wiedząc czego się spodziewać, gdy


weszłyśmy do klubu. Papierosów i być może zapachy zwietrzałego alkoholu,
ale nie to rzuciło mi się w oczy po przekroczeniu progu.
Poczułam zapach brzoskwiń, jeżyn oraz lilii, a moje płuca wypełniły się
też aromatem wanilii i piżma. Czarny i bordowy wystrój wejścia był
zaakcentowany złotymi zdobieniami, które pewnie gdzie indziej wyglądałyby
krzykliwie, jednak tu dominowała zasada im mniej tym lepiej. Nie było
przytłaczająco. Dywany były miękkie, ściany były ciepłe, jednak ciemno
fioletowe, zaś wystrój nie był przesadzony i rozpraszający.

Stanęłyśmy w progu bez drzwi i momentalnie zatrzymałyśmy się,


dostrzegając niskie sklepienie sufitu i pomieszczenia przed nami na którego
widok zaparło mi dech w piersiach.

- Nic dziwnego, że się wystroili - mruknęłam pod nosem.- To miejsce...

Tylko słyszałam o Wicked. Znajdował się między Shelburne Falls a


Chicago i był to popularny przystanek dla mężczyzn - i kobiet - wracających z
pracy do domu na przedmieściach. Puszczano tu dobrą muzykę, mieli
najładniejszych tancerzy - co było oczywiste, jako, że godzinę stąd
znajdowały się cztery uniwersytety przepełnione studentami, którymi była
potrzebna dobrze płatna praca - mieli też kucharza z pięcioma gwiazdkami.

Chłopaki musieli zapłacić tysiące dolców za stolik, aby urządzić swój


wieczór kawalerski.

Hostessa w obcisłej, czarnej sukience - podobnej do mojej - podeszła


do nas z kartami.

- Witam - jej długie, brązowe włosy, brązowa karnacja oraz ciemne oczy
zabłyszczały w świetle świec.- Występ dla pań do góry zacznie się dopiero w
przeciągu kolejnej godziny, ale możemy znaleźć dla was miejsce.

Ledwo co jej słuchałam, rozglądając się za chłopakami. Było po


dziesiątej i podczas gdy w piątek i sobotę były dwa przedstawienia z
tancerzami, to tancerki występowały praktycznie co godzina.

- Prawdę mówiąc - odezwała się Fallon.- Możemy usiąść tutaj i napić się
czegoś?

Co?

- Oczywiście - uśmiechnęła się i skinęła głową.- Chodźcie za mną.

Westchnęłam i poszłam za nimi z Juliet u swojego boku, dostrzegając


jak się rozglądała, pewnie za Jaxem.
Chociaż przez swoją ciekawość chciałam podejrzeć chłopaków, to nie
chciałam, aby ten wieczór koncentrował się wokół nich. Madoc i Jax
oczekiwali od Fallon i Juliet cierpliwości i zrozumienia - które okazały - jednak
rozpętałoby się piekło, jeżeli dowiedzieliby się, że poradziły sobie w taki
sposób, że poszły na górę na własne przedstawienie.

Bądź co bądź taki był cel w przyjściu tutaj.

- Ugh - Fallon jęknęła, gdy zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na


scenę.- Spójrzcie na jej cycki.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na scenę, momentalnie czując jak


zrzedła mi mina.

Cholera.

Piękna blondynka o pofalowanych włosach i w złotym bikini, wypchnęła


do przodu swoje piersi, sprawiając, że przykuwały uwagę poza jej płaskim
brzuchem i idealną skórą. Trzymała się rury jedną ręką i odchylała do tyłu,
kręcąc biodrami i odgarnęła wolną ręką włosy, na co ścisnął mi się żołądek.

Nie chciałam, żeby Jared ją zobaczył. Wyglądała tak jak ja, tylko, że
lepiej.

- Myślałam, że się nie martwisz - Juliet zwróciła się do Fallon.

Fallon pokręciła głową, wciąż obserwując tancerkę.

- Nie zaczynaj z tym teraz. Masz wspaniałe cycki.

Juliet uśmiechnęła się, wciąż obserwując tancerkę.

- Madoc uwielbia twoje - zapewniła ją.- Chodźmy.

Hostessa posadziła nas w półokrągłej budce o fioletowym kolorze, którą


otaczały czarne draperie z obydwóch stron. Był też czarny stolik. Przygaszona
lampa unosiła się nad naszymi głowami, migocząc niczym świeczka.

- Nie ma opłat za stolik?- zapytała, wsuwając się na kanapę.

- Nie dla waszej trójki - puściła oczko, podając nam karty z drinkami.-
Taniec na kolanach kosztuje pięćdziesiąt dolców. Bawcie się dobrze.

Prychnęłam. Taa, zdecydowanie przydałby się nam taki taniec.


- Skąd mamy pewność, że w ogóle tutaj są?- zapytała Juliet, zerkając
na nas dwie.

- Są tutaj - Fallon uśmiechnęła się, pokazując nam swój telefon na


którym było wyświetlone zdjęcie Madoca, które zrobił sobie stojąc przed
klubem.- Wysłał mi je dwadzieścia minut temu.

Wszystkie pozwoliłyśmy sobie na obserwowanie morza klientów, którzy


wchodzili do klubu, wypatrując kawalerskiej świty, chociaż wiedziałam, że nie
powinnyśmy. Powinnyśmy dać spokój chłopakowi. Dopiero później
zamierzałyśmy dać im do zrozumienia za pomocą smsa lub portalu
społecznościowego, że bawimy się na górze.

Odnalezienie ich zajęło mi dwie sekundy.

Z prawej strony Jared siedział wraz z kilkoma facetami tuż przed sceną.
Zack, Madoc, Jax i ich kumpel z liceum, Sam, z tuzinem innych chłopaków,
których ledwie co kojarzyłam, siedzieli przy trzech mniejszych stolikach na
krzesłach wyściełanych poduszkami i z drinkami w rękach. Jax złapał za
butelkę i nalał kilka shotów, podał jednego Jaredowi i Madocowi, którego
Jared natychmiast wypił, odchylając głowę do tyłu. Wciągnęłam
podekscytowany oddech.

Ukrywając twarz w menu, mruknęłam do dziewczyn:

- Przy scenie. Dziewczyna ubrana jak Indianka tańczy dla Zacka.

Przesunęły się w stronę zasłony, przez co Juliet przysunęła się bliżej


Fallon, gdy obydwie wyjrzały na chłopaków.

Zaśmiałam się pod nosem.

- Dobry wieczór - przywitała nas kelnerka, podchodząc do naszego


stolika.- Chciałybyście się czegoś napić?- zapytała, kładąc serwetki.

- Trzy shoty Jim Beam'a - zamówiła Fallon.- Devil's Cut.

- Nie chcę whiskey - odpowiedziała Juliet.

- To dobrze, bo wszystkie są dla mnie - odpowiedziała jej Fallon, a mnie


rozbawiło jej zdenerwowanie. Zawsze była taka pewna siebie i twarda, jednak
mojej dziewczynie nie podobało się, że jej facet był w klubie ze striptizem.
Odłożyłam menu, przesuwając wszystkie trzy karty w stronę kelnerki.

- Ananas i Parrot Bay dla niej - zamówiłam, wskazując na Juliet.- Jej


trzy shoty i Newcastle - wskazałam na Fallon.- A dla mnie Red Stripe.

Kelnerka skinęła głową niczego nie zapisując i odeszła, przez co


wszystkie spojrzałyśmy na chłopaków. Z wyjątkiem kilku spojrzeń w stronę
tancerek na scenie, głównie siedzieli i żartowali. Jared był zwrócony przodem
do sceny, ale jego twarz była zwrócona na bok i biorąc pod uwagę jak drżały
jego ramiona, mogłam stwierdzić, że śmiał się od czasu do czasu. Kelnerka
przyniosła im przystawki i podczas gdy jakiś chłopak po nie sięgnął, głównie
pili.

Pokaz dzielił się na główne przedstawienie - tancerka na głównej scenie


- ale było jeszcze kilka mniejszych scen z rurami, na których tańczyły
dziewczyny.

Juliet wyprostowała się, wyglądając na spokojniejszą.

- Zachowują się - posłała mi smutny uśmiech.- Teraz źle się z tym czuję.
Powinnyśmy pójść na górę.

Wzruszyłam ramionami.

- I tak nie chciałam tu być.

Fallon spojrzała na mnie.

- Naprawdę? Nie jesteś zazdrosna? W ogóle?

Odwróciłam wzrok, nerwowo przeczesując dłonią swoje wyprostowane


włosy i przekładając je przez jedno ramię.

- Nie interesuje mnie to co robi Jared - stwierdziłam.

- Jesteś co do tego pewna?- Juliet zapytała nieśmiało, gdy nadal


wpatrywała się w scenę, napinając się.

- Tak - odpowiedziałam.- Niech się zabawi.

- Dobra - skinęła głową, brzmiąc smutno.- Bo wygląda na to, że podoba


mu się to, co widzi na scenie - a potem spojrzała na mnie z powagą.

Zmarszczyłam mocno brwi i natychmiast spojrzałam w stronę Jareda.


Wciąż siedział na swoim krześle, skupiając całą swoją uwagę na scenie i
niemal zakrztusiłam się powietrzem, gdy podążyłam za jego spojrzeniem.

Poczułam gorąc w szyi i zaczęłam krzyczeć w swoich myślach.

Piper.

Była Jareda. Dziewczyna z którą sypiał, zanim zeszliśmy się w liceum.

Moja czarna, obcisła sukienka zacisnęła się mocniej na moim ciele,


przez co chciało mi się wymiotować.

Nie widziałam jej od czterech lat. Dlaczego na nią patrzył?

W liceum rozprzestrzeniła moje i Jareda seks nagranie, a teraz siedział


tam, poświęcając jej całą swoją uwagę, jakby faktycznie się podniecił.

Znieruchomiałam nie sparaliżowana przez nią, ale przez niego. Powinien


się odwrócić. Powinien wyjść.

Po tym wszystkim co nam zrobiła...

Stała na mniejszej scenie, opierając się plecami na rurze, po czym


zgięła się w talii i odrzuciła włosy do tyłu, dając Jaredowi wyraźny i
bezpośredni widok na swoje cycki.

Potem wyprostowała się, przesunęła jedną rękę na swój kark, drugą za


plecy i pociągnęła za gładkie sznureczki swojego topu, pociągnęła za nie i
odsłoniła mu swoje opalone i idealne piersi.

Odwróciłam wzrok, zaciskając zęby.

Nie.

Rozbolała mnie twarz, gdy łzy napłynęły mi do oczu, więc odwróciłam


twarz, aby Fallon i Juliet tego nie zobaczyły.

Pieprzyć go.

Po sposobie w jaki na nią patrzył - nie próbując jej ignorować - i po


sposobie w jaki go wybrała, mogli się za siebie wziąć.

Wzięłam głęboki oddech i odchrząknęłam.

Sięgając do torebki, wyciągnęłam banknot, gdy kelnerka przyniosła nam


drinki.

Skinęłam brodą, mrugając szybko, aby pozbyć się łez.

- Chcę kupić taniec - powiedziałam jej, unosząc pieniądze.- Oczywiście


nie dla mnie.

Wsunęła tacę pod ramię i odebrała pieniądze.

- Pewnie. Czego potrzebujesz?

Pochyliłam się nad stolikiem, zauważając, że Jared wreszcie odwrócił


wzrok, zanim znowu wróciłam do rozmowy z kelnerką.

- Widzisz tego faceta o brązowych włosach, ubranego całego na


czarno? Teraz unosi szklankę do ust - wskazałam w jego stronę, na co
kelnerka odwróciła się, aby spojrzeć kogo mam na myśli.

Skinęła głową.

- Możesz do niego wysłać tancerkę ze sceny przed nim, kiedy skończy?-


zapytałam, czując jak Juliet sztywnieje obok mnie.

Kelnerka uśmiechnęła się.

- Oczywiście.

Odeszła, a ja zamknęłam torebkę, odkładając ją na miejsce obok mnie,


ignorując Fallon i Juliet, które z całą pewnością wpatrywały się we mnie.

- Tate, co ty wyprawiasz?- zmartwiony głos Juliet był pozbawiony jego


codziennego wigoru.

- Tate, powstrzymaj ją - ponagliła Fallon, mając na myśli kelnerkę.- Nie


rób tego. Wystawiasz go.

Nie wiedziałam, czy Madoc powiedział Fallon o epizodzie z Piper w


liceum, ale pomimo tego wiedziała, że kupienie Jaredowi tańca było złym
ruchem.

Prawdę mówiąc, to złowieszczym.

Wbiłam wzrok przed siebie, zaciskając dłoń na zimnej, brązowej


butelce.
Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Było niemal tak, jak wtedy, gdy
chciało się zadać pytanie lub czuło się, że powinno się to zrobić, jednak na
końcu nie chciało się poznać odpowiedzi.

Nie chciałam, aby Jared zainteresował się innymi kobietami. Kochałam


go.

Ale potrzebowałam powodu, aby go nie kochać. Chciałam tej jednej


rzeczy, która zepchnęłaby mnie z tego płotku. Jednej rzeczy, przez którą już
nigdy bym mu nie zaufała.

- Chcesz, żeby cię zawiódł - cichy głos Fallon był schrypnięty, więc
uniosłam wzrok, aby dostrzec jak oczy zaszkliły się jej za okularami.

Potem spojrzałam na Juliet, która wpatrywała się we mnie tak, jakby w


ogóle mnie nie znała.

- Nie - szepnęła do siebie, czując jak żar wstydu zalewa mi twarz.-


Chcę, żeby to bolało.

Wiedziałam, że zawsze zbyt łatwo zapominałam o bólu, jaki mi


przysparzał. Nie więcej.

Juliet zmrużyła oczy, wpatrując się we mnie z dezorientacją, nie


rozumiejąc. Nie rozumiejąc, że dzięki bólowi byłam silniejsza. Że dobrze było
czuć gniew i jeśli Jared by mnie skrzywdził, to mogłabym się nim pożywiać,
aby czuć przewagę.

Mogłam wygrać i nie być tą, która płakałabym, czekała lub próbowała
żyć z tą dziurą, którą po sobie zostawił, a której nie mogłam załatać.

- Sukinsyn.

Usłyszałam przeklęcie Fallon i odwróciłam wzrok, przyglądając się


przedstawieniu.

Piper wyszła za kulis i przeciskała się między stolikami, zbierając przez


to spojrzenia zainteresowany mężczyzn, których mijała.

Wciąż była piękna. Jej idealna postawa i pewność siebie nie zniknęły,
chociaż jej reputacja została zniszczona po tym, jak udostępniła nagranie.

Jej ciemnobrązowe włosy, teraz dłuższe niż pamiętałam, opadały w


falach pośrodku jej pleców, a jej ciało błyszczało niczym słońce na wodzie.

Miała na sobie białe bikini i stringi zdobione kamyczkami, ale wokół


bioder miała przewiązaną złotą siateczkę. Jednakże jej tyłek był całkowicie
widoczny przez siateczkę, która była założona tylko dla pokazu.

Wpatrywała się w Jareda, gdy tak szła z niemrawą miną. Z tego co


wiedziała, wciąż był wściekły za nagranie, jednakże to nie osłabiło jej
pewności siebie.

Stanęła za nim i powoli pochyliła się, opierając obie dłonie na oparciach


jego fotela, podczas gdy on spojrzał na nią i znieruchomiał.

Mówiła coś do niego, a on jej na to pozwolił.

Zaschło mi w ustach.

Podczas rozmowy z nim wygięła plecy w łuk i zgięła nogę, przez co było
widać, że starała się jak mogła, aby zauważył jej piersi, gdy przysunęła się
bliżej jego twarzy.

Nie widziałam Madoca ani Jaxa. Nie mogłam też dostrzec Fallon czy
Juliet.

Widziałam tylko jak spojrzał w dół, jakby walczył sam ze sobą.

Może naprawdę tego chciał.

Bądź co bądź kiedyś byli ze sobą. Podobał mu się seks z nią na tyle, aby
wrócić po więcej. Minęły cztery lata, wrócił do Shelburne Falls, a ja wciąż nie
oddałam mu swojego serca. Może brał to pod uwagę.

Nigdy bym się tego nie dowiedziała, prawda?

Zrób to.

Zapiękły mnie oczy i serce zaczęło szybciej bić, gdy chciałam, aby jej
dotknął. Piper byłaby niewybaczalną zdradą po tym co mi zrobiła, a ból byłby
olbrzymi. Moje serce stwardniałoby, zupełnie po tym jak odszedł.

Jednakże zacisnął szczękę ze złością jakby się wkurzył czy coś i przez
chwilę myślałam, że tego nie zrobi, ale...

- O mój Boże - Fallon odwróciła wzrok.


Juliet spojrzała w dół.

A ja oddychałam tak, jakby w pomieszczeniu brakło powietrza.

Wszystkie obserwowałyśmy, jak wstał, a ona chwyciła go za rękę,


prowadząc go na tyły, gdzie znajdowały się prywatne pokoje dla VIPów.

Powoli pokręciłam głową, przyglądając się jak z nią zniknął. Mogła


zatańczyć dla niego tu na miejscu. Dlaczego zabrała go w prywatne miejsce?

Wzięłam powolny łyk piwa, wyprostowałam plecy, nie pozwalając aby


dostrzegły, że czułam się tak, jakby ktoś wydarł mi serce i wbił w nie nóż.

Chciałam wrócić do domu.

Chciałam położyć się do łóżka, wstać i poczytać z rana, a potem


przygotować się do mojego wyścigu i odejść od niego, jakby nigdy niczego
dla mnie nie znaczył.

Ale zamiast tego rozpadłam się.

Łyknęłam powietrze, spuszczając głową i drżąc, gdy zaczęłam płakać.


Łzy popłynęły, a ja nie mogłam oddychać.

O Boże, dlaczego nie mogę oddychać?

Przycisnęłam dłoń do piersi, próbując powstrzymać serce przed


wyskoczeniem mi przez skórę.

- Tate - zawołała Juliet, chwytając mnie i obejmując mocno.- Tate, nie.

Wtuliła twarz w moją szyję, przytulając mnie mocno, jednak nie


mogłam tego znieść. Płacz utknął mi w gardle, a ja potrzebowałam
powietrza.

Odsunęłam ją od siebie i przesunęłam się na krawędź kanapy.

- Dajcie mi chwilę - i pobiegłam do łazienki przez te same drzwi, za


którymi zniknęła Piper z Jaredem.

Ale gdy tylko weszłam do ciemnego korytarza, na moich ustach


zacisnęła się dłoń, przez co spróbowałam krzyknąć. Zaczęłam się wić i
wyrywać, gdy ręka owinęła się wokół mojej talii i uniosła do góry, wciągając
mnie przez kolejne drzwi.
Nie!

Szpilki spadły mi ze stóp, gdy zaczęłam machać nogami nad ziemią.


Usłyszałam jak drzwi zamykają się, więc próbowałam ugryźć mojego
oprawcę, ale trzymał mnie mocno.

Twarde ciało za moimi plecami obróciło nas i podprowadziło mnie do


zamkniętych drzwi, dysząc mi do ucha.

- Zabijasz mnie - powiedział, a jego drżący oddech brzmiał tak, jakby


prawie płakał.

Jared.

Znieruchomiałam, wciągając krótkie oddechy przez jego palce, gdy


mnie postawił.

Jego groźny szept był wypełniony bólem.

- Naprawdę mnie zabijasz, Tate.

Nie był z Piper. Ledwo co dostrzegłam stolik i krzesła w ciemnym


pokoju, gdy weszliśmy.

Ale nie było tu Piper.

Spodziewał się mnie. Wiedział, że tu byłam.

Objął mnie mocniej w talii, a ja nie ruszyłam się z wyjątkiem moich


drżących rąk. Bałam się go. Był wściekły i nie widziałam go w takim stanie od
tamtej pamiętnej nocy podczas ostatniego roku w liceum, kiedy odcięłam
prąd podczas jednej z jego imprez.

- Wiedziałem, że tu jesteś w chwili w której weszłaś do klubu - warknął


mi do ucha.- Byłem rozbawiony. Prawdę mówiąc, to myślałem, że jesteś
zazdrosna.

Przesunął wargi na moje włosy i zaciągnął się powietrzem w krótkich


oddechach, wyraźnie będąc wściekłym i na granicy wytrzymałości.

- Podobało mi się, jak mnie obserwowałaś - powiedział.- Ale później


musiałaś wyskoczyć z tym gównem - jego głos stwardniał.- Podeszła do mnie
i powiedziała, że ktoś kupił dla mnie taniec i od razu wiedziałem, że to ty.
Naprawdę uważasz, że jestem dla ciebie nikim, prawda? Pomyślałaś, że będę
jej chciał?

Pokręciłam głową.

- Nie myślałam, że...

- Więc dlaczego mnie sprawdzasz?!- wrzasnął, przerywając mi i


uderzając pięścią w drzwi nad moją głową, przez co podskoczyłam.

Puścił mnie, na co się odwróciłam, dostrzegając jak jego tors unosi się i
opada ciężko - i przez cały czas patrzył na mnie tak, jakbym go zdradziła.

Poczucie winy wgryzło się w moje wnętrzności, przez co nie mogłam


nawet na niego patrzeć. Było mi przykro i spodziewałam się po nim
najgorszego, lecz to ja jego skrzywdziłam.

Wcześniej zawsze czułam się tak, jakbym była z Jaredem na jednym


poziomie lub, że byłam ponad nim. Że byłam lepsza od chłopaka, który przez
tak długi czas mnie gnębił.

Ale teraz to on był za dobry dla mnie.

Nie wiedziałam, gdzie była Piper, ale nie był z nią i tylko to miało
znaczenie.

Kiedy na mnie spojrzał, pogarda i rozczarowanie w jego oczach


zamknęły się na mnie jak grób.

Sięgnął za mnie i chwycił za klamkę, jednak objęłam ramionami jego


tors i wtuliłam twarz w jego plecy.

- Jared, proszę, nie odchodź - mój głos zadrżał, a jego ciało zamarło.-
Proszę?- poprosiłam.- Nie uważam, że cokolwiek z nią zrobiłeś - szepnęłam,
przyciskając czoło do jego pleców.- Jednak chciałam, abyś to zrobił.
Chciałam, aby to sprawiło mi ból.

Znieruchomiał, słuchając mnie w cichym pokoju.

- Łatwiej jest być wściekłym i osądzać, niż spróbować. Dzięki temu


czujesz się silniejszy.

Jego pierś wypełniła się oddechem.

- Taa, znam to uczucie.


Oparłam policzek na jego plecach, mocniej go przytulając.

- Nic bez ciebie nie jest właściwe. Ani szkoła czy dom - rozpłakałam
się.- To wszystko daje mi tylko tyle powietrza, abym przetrwała kolejny dzień
bez ciebie. Nigdy nie przestałam być twoja.

Schylił głowę, wzdychając.

Z trudem przełknęłam ślinę i zaryzykowałam.

- Kocham cię, Jared. Zawsze cię kochałam i zawsze będę cię kochać.

Nie było nikogo innego oprócz niego, nawet jeśli nie było go przy mnie.
Nigdy bym się od niego nie uwolniła - bo nie chciałam.
Rozdział 14

Jared

Schyliłem głowę, czując jak stres, który do tej pory narastał w moim
ciele, zaczął powoli znikać. Nie mogłem uwierzyć, że wreszcie to powiedziała.

Te wszystkie noce. Te wszystkie dnie, telefony i smsy, jakie wysłałem...


Każdego dnia miałem wrażenie, że coraz bardziej się ode mnie odsuwa, a
wspomnienia o niej były tylko snami, które nigdy nie były prawdziwe.

Tatum Brandt mnie kochała i nigdy więcej nie zamierzałem jej zostawić.

- Wiem czego chcę - powiedziała głosem grubym, od niewylanych łez.-


Wiem, dokąd zmierzam. Wiem, czego oczekuję i nie robię rzeczy, których nie
chcę robić - odwróciła mnie do siebie i spojrzała mi w oczy.- I mimo wszystko
nie jestem szczęśliwa, gdy nie ma cię w moim życiu. Na lepsze czy gorsze,
byłeś moją drugą połówką odkąd miałam dziesięć lat i nie mogę sobie
wyobrazić przyszłości której chcę bez ciebie w niej. Jesteś miłością mojego
życia.

Spojrzałem na nią, dostrzegając ten wzburzony wyraz w jej oczach,


które były wypełnione oczekiwaniem i zdenerwowaniem - na to co zrobię lub
powiem?- był tylko jeden sposób, na pociągnięcie tego. Jedyny sposób na
ruszenie do przodu.

Nie trzeba było więcej słów. Nie trzeba było niczego dyskutować ani
rozwiązywać. Każda moja cząstka należała do niej i miałem już dość życia
choćby sekundy dłużej bez niej.
- Wciąż mnie kochasz?- zapytała cicho, gdy niczego nie powiedziałem.

Odwróciłem wzrok i oblizałem swoje wyschnięte wargi, gdy ukląkłem,


aby podnieść z podłogi jej szpilki. Opierając się na jednym kolanie, chwyciłem
w dłoń jej szczupłą łydkę i założyłem but na jej stopę, robiąc to samo z
drugą.

- Jared, powiedz coś - poprosiła, a w jej głosie tym razem usłyszałem


niepokój.

Ale nie powiedziałem.

Pozwoliłem jej nieco się podenerwować. Miałem dość gadania.

Chciałem tylko swoją dziewczynę.

Wstałem i chwyciłem ją za rękę, wyciągnąłem za drzwi, wracając do


klubu. Potknęła się, ale zaraz odzyskała równowagę, idąc szybko, aby
dotrzymać mi kroku.

Wokół nas roznosiła się muzyka. Zerknąłem w stronę stolika Tate i


dostrzegłem, że Madoc odnalazł Fallon i przytulał się do jej pleców, całując jej
szyję. Juliet była blisko sceny, siedząc na kolanach Jaxa, obserwując tancerki,
podczas gdy on całował ją po ramieniu.

Dobrze. W takim bądź razie zawieźliby je do domu.

- Dokąd idziemy?- Tate brzmiała na zmartwioną.- Wciąż jesteś na mnie


zły czy coś?

Uśmiechnąłem się do siebie, wyprowadzając ją z klubu. Wyciągnąłem


swoje kluczyki i wdusiłem guziczek, aby otworzyć samochód, gdy tylko
doszliśmy na parking, po czym otworzyłem dla niej drzwi.

- Wsiadaj - powiedziałem jej. Zamrugała, wyglądając na


zdezorientowaną, ale wsiadła do środka, przez co zamknąłem drzwi.

Okrążyłem auto, otworzyłem swoje drzwi i momentalnie usiadłem,


odwracając ku niej swoją twarz.

- Jared - pokręciła głową.- Dlaczego się do mnie nie odezwiesz?

Sięgnąłem do niej i chwyciłem ją pod pachami, przeciągając jej ciało na


swoją stronę, tak, że usiadła bokiem na moich kolanach, przerzucając nogi
przez sprzęgło.

Jej plecy opierały się o drzwi, a jej twarz, która znajdowała się kilka cali
ode mojej, wypełniła się zdumieniem.

Dotknąłem boku jej twarzy.

- Możemy przeskoczyć do końca?- zapytałem cicho.- Jestem już


zmęczony tęsknieniem za tobą, Tate.

I to było to. Żadnego gadania, kłócenia się, żadnego zaprzeczania co


można by zmienić... żyłem tylko na jej orbicie i na niej bym też umarł. Nie
trzeba było podejmować żadnej decyzji.

Uniosłem rękę i przesunąłem palcami przez jej włosy, przysuwając jej


twarz ku sobie, aby nakryć jej wargi swoimi.

- Kocham cię - szepnąłem, przytulając ją do siebie, zatapiając usta w


jej, gdy dreszcz jej zdziwienia zawibrował na moim języku.

Jej słodki zapach wypełnił moje nozdrza, gdy wciągnąłem jej język do
swoich ust, ledwo co pozwalając jej złapać powietrze.

Uwielbiałem się z nią bawić. Przytuliłem ją mocno, aby móc co tylko


chciałem. Przez trzy lata w liceum odmawiałem sobie tego, czego chciałem i
przez ostatnie dwa lata powstrzymywała mnie od odzyskaniem tego, czego
chciałem, więc cała moja kontrola już dawno się skończyła.

Nie będzie w stanie chodzić, gdy z nią skończę.

Przesunąłem się po jej wargach, zatapiając zęby w tej dolnej i


pociągając za nią, aby znowu rzucić się do środka jej ust, aby zabawić się z
jej języczkiem.

Znowu zadrżała, jednak nie próbowała mi się oprzeć, gdy przejąłem


kontrolę nad pocałunkiem. Moje ręce i nogi mrowiły przez uczucie jej przy
sobie, ale zanim zdołałem przesunąć ręce na jakiekolwiek miejsce od którego
nie byłbym w stanie się oderwać, odsunąłem się, biorąc łapczywy oddech.

Jej pierś zaczęła unosić się i opadać, ale znowu rozchyliła wargi, chcąc
więcej.

Odsunąłem się, kręcąc głową, przez co dostrzegłem ból w jej oczach.


Zanim zdążyła zaprotestować, odpaliłem silnik, przesuwając dłonią pod
jej zgiętymi kolanami, aby wrzucić bieg.

Chociaż ciężko było tak prowadzić, nie zamierzałem jej odsunąć.


Wątpiłem, abym pozwolił jej odsunąć się ode mnie przez bardzo długi czas.

Wyjechałem z parkingu i wjechałem na szosę, czując jak rozsiadła się


wygodniej na moich kolanach, a jej łzy zmieniły się w podekscytowane
oddechy, gdy przyspieszyłem na ulicy. Wciąż miałem lewą rękę za jej plecami
i w jej włosach, więc wrzucałem biegi i prowadziłem prawą.

I przez cały czas próbowałem lekko dodawać gazu, ponieważ nie


mogłem się doczekać, aż dostanę się do domu i do jej środka. Mój fiut był
boleśnie napięty, gdy próbował jeszcze bardziej zesztywnieć, ale nie mógł.
Już zaczął puchnąć, jakby znał uczucie jej ud, które unosiły się nad nim o
jakiś cal, a także gdy zauważyłem, jak oblizywała swoje usteczka.

Wtuliła nos w moją szyję i dotknęła mojej twarzy wolną ręką, gdy
zassała oddech. Na co ja jęknąłem, niemalże zamykając oczy, gdy skubnęła
zębami moje ucho.

- Tate - wydyszałem, przesuwając się, aby poprawić swojego


twardniejącego fiuta. Kurwa.

Cholera, wiedziała co wyprawiała. Wysunęła języczek, powoli oblizując i


całując mnie w szyję, po czym rozsypując pocałunki po moim policzku i
pożerając mnie, jakbym był pieprzonym deserem.

Wciągnąłem ostry oddech, wrzucając szósty bieg, gdy drzewa śmigały


po obu stronach samochodu w tą ciemną noc. Byliśmy pośrodku nikąd i
dojechalibyśmy do domu dopiero za jakieś pół godziny.

- Jared - szepnęła do mojego ucha.- Proszę.

I zanim się zorientowałem, sięgnęła za swoją szyję i odpięła zapięcie,


pozwalając, aby góra jej sukienki opadła na jej biodra, odsłaniając piersi.

Błysnęły mi oczy, przez ułamek sekundy jej nienawidząc, gdy


spojrzałem na jej piersi, których nie mogłem dotknąć, bo jedną ręką
prowadziłem ten cholerny samochód.

Zjechałem na prawo i warknąłem z frustracją, kiedy wjechałem na


odpowiedni pas.

- Kochanie, proszę - poprosiłem.

Znowu wtuliła się w moją szyję, drocząc się:

- Zawsze podobały ci się moje cycki - kusiła.

Krew popłynęła do mojego fiuta, więc skrzywiłem się, gdy próbował się
napiąć w moich spodniach.

- Czuję cię - powiedziała, pocierając swoim tyłeczkiem mój wzwód.- I


jest tak przyjemnie.

Jezu, Tate. Przestań. Proszę, przestań. Chciałem ją wziąć do łóżka.

Potarła nosem o mój policzek i spojrzała na mnie.

- Nie sądzę, abym mogła zaczekać, aż wrócimy do domu - w jej oczach


kryła się desperacja.- Proszę - znowu poprosiła.

Pokręciłem głową, wzdychając, gdy spojrzałem jej w oczy.

- Minęły dwa lata, a ty zamierzasz skusić mnie, żebym zerżnął cię w


samochodzie, prawda?- niemal się nadąsałem.

Uśmiechnęła się, więc zjechałem na bok w jakąś mało uczęszczaną,


polną drogę, ponieważ nie było mowy, abym wygrał.

Cholera, nawet tego nie chciałem.

Jechałem żwirową drogą z jakieś osiemdziesiąt mil na godzinę, nie


dbając o to, że kamienie odbijały się od moich opon i pewnie zdzierały lakier
z samochodu.

Tate pożerała moją szyję, a ja ledwo co mogłem zapanować nad


samochodem.

- Kochanie, cholera - wydyszałem, chwytając jej wargi i całując


namiętnie, gdy próbowałem prowadzić.

Znowu zjechałem na prawo, tym razem na Ścieżkę Tannera, która była


tylko wąską drogą - ledwo co starczyła na jeden samochód - która otacza
małe oczka wodne w której zbierała się woda po tym jak rzeka wylewała.
Zatapiając się w ciemnościach wystarczająco daleko, gdzie żaden samochód
nie wjechałby o tej porze nocy, zwolniłem, zaś rozsypujący się żwir był jak
muzyka dla moich uszu.

Zaciągnąłem sprzęgło i opuściłem fotel do pozycji leżącej, podczas gdy


ona ściągnęła swoje buty i przerzuciła nogi przez moje uda, siadając na mnie
okrakiem.

W jej oczach pojawił się ogień, gdy spojrzała na mnie niczym


wygłodniałe zwierze, zanim chwyciła w palce guziki mojej koszuli i rozrywając
je.

- Cholera - warknąłem przez zaciśnięte zęby, sięgając za jej plecy i


także rozdzierając jej sukienkę na dwie części, odrywając ramiączka z jej
ciała.

Chwyciłem ją za tył głowy i wygiąłem szyję, ciągnąc za włosy,


jednocześnie chwytając w wolną rękę jej tyłeczek, zanim złapałem w usta jej
sutek.

Jęknęła, a jej ciało zadrżało z szoku, gdy poczułem jak się przy mnie
rozpłynęła. Otarła się o mnie tylko i wyłącznie w swoich czarnych,
koronkowych stringach, przez co nie mogłem uwierzyć jak boleśnie byłem
podniecony. Mój kutas wręcz błagał o poczucie jej ciepła.

Ugryzłem i possałem, przesuwając po niej dłońmi, ściskając i szarpiąc ją


za biodra.

- Teraz - jęknęła, wijąc się przy moim fiucie i wbijając paznokcie w mój
nagi tors.- Teraz, Jared.

Otworzyłem drzwi od strony kierowcy, dając sobie więcej przestrzeni,


gdy wystawiłem nogę na zewnątrz i uniosłem fotel o cal wyżej.

- Wciąż jesteś na pigułce?- wydyszałem ciężko, odpinając swój pasek.

Pospiesznie skinęła głową, schylając się, aby pocałować i skubać


zębami mój tors.

Uwolniłem swojego fiuta, chwytając ją za tyłeczek i przesuwając ją w


górę. Zassała drżący oddech, zaś ja chwyciłem w dłoń delikatny materiał jej
stringów i oparłem się czołem o jej.

- Dzisiejszej nocy twoja cipka poczuje mój język - warknął.- Ale teraz...
- zerwałem z niej materiał, a żałosny skrawek materiału zniknął we wnętrzu
samochodu.

Owinęła swoje gładkie palce wokół mojego kutasa, który sterczał


sztywno niczym maszt, po czym wsunęła go pod siebie, powoli wsuwając
mnie do swojego ciasnego ciała. Z jękiem rozchyliłem usta, gdy w nią
wszedłem.

Spojrzałem jej w oczy, później na jej pełne, piękne piersi, które prosiły
się o uwagę, pchnąłem mocno biodrami i wsunąłem w nią głęboko swojego
fiuta, że aż krzyknęła, uderzając dłonią o sufit samochodu, gdy jęknęła i
zaczęła łykać szybkie oddechy.

- Jared!

Złapałem ją za biodra, napinając mocno ciało, gdy zamknąłem oczy i


znowu się w niej zatopiłem.

Mój fiut pulsował w niej i skurcze przyjemności złapały mnie za brzuch i


uda, ciągnąć się wprost do mojej pachwiny.

Kurwa, jest ciasna.

Chwyciłem jej tyłeczek w dłonie i zakołysałem ją przy sobie, całując ją.

- Pieprz mnie, Tate - wydyszałem, prosząc o to przy jej wargach.- Pieprz


mnie tak, jak mnie nienawidzisz.

Uniosła biodra i znowu na mnie opadła, odchylając głowę z jękiem.

- Tak - warknąłem.

Jej plecy były przyciśnięte do kierownicy, więc pochyliłem się do przodu,


chwytając w usta jej sutek, gdy mnie pieprzyła.

Jej biodra zakręciły się przy mnie, rozcierając ciepłą wilgoć po moim
ciele, tak, że poczułem jej każdy ciasny skrawek. Unosiła się i opadała na
moim fiucie, coraz szybciej i szybciej, do tyłu i przodu, kręcąc biodrami na
boki, znowu do przodu i tyłu, podczas gdy ja trzymałem jej spocone ciało,
które lśniło od potu, gdy ujeżdżała mnie jak swoją pierdoloną zabawkę.

Odchyliła się do tyłu, posyłając mi uśmiech, zanim rozchyliła na boki


moją koszulę i marynarkę, zsuwając je z moich ramion.
- Ściągaj je - rozkazała.

Ściągnąłem koszulę z marynarką, podczas gdy mój kutas pulsował w


niej milę na minutę, gdy rzuciłem moje ubrania niewiadoma gdzie. Sięgnęła
w dół i podciągnęła wysoko fotel, po czym zahaczyła swoje udo o moje,
wystawiając nogę przez otwarte drzwi.

I ujeżdżała mnie mocno. Zacisnęła dłoń na pasie bezpieczeństwa z boku


drzwi, podczas gdy drugą chwyciła mnie za tors, a ja patrzyłem na nią,
przyglądając się jej pięknu, które niemal było bolesne.

- Och, Chryste - jęknąłem, zaciskając dłoń na jej piersi tak mocno, że


pewnie ją posiniaczyłem.- Kochanie, twoje biodra są jak pierdolona maszyna.

Odchyliła głowę do tyłu, a ja napiąłem każdy mięsień swojego torsu i


brzucha, także odchylając głowę do tyłu. Ani na chwile nie przerwała swojego
tempa.

- Nie podoba ci się?- zapytała, na co otworzyłem oczy, aby dostrzec, że


jej twarz była skierowana w stronę dachu.

Jęknęła.

- Przepraszam, kochanie - powiedziała bez tchu, uśmiechając się.- Ale


czy cię kocham, czy nienawidzę, właśnie tak się z tobą pieprzę.

A potem uniosła się, opadając na mnie jeszcze mocniej, już nie kręcąc
biodrami, tylko podskakując.

Zacisnąłem oczy, przyjmując jej atak. Kurwa.

Krew popłynęła do mojego fiuta, ale nie chciałem jeszcze dochodzić.

- Wszystko wokół może się zmienić, ale nigdy sposób w jaki cię kocham
- szepnąłem bardziej do siebie, niż do niej.

Biorąc pod uwagę stare nawyki, kiedy chciała ruszyć w jedną stronę, a
ja w drugą, znalazłem w sobie kontrolę, aby zaprowadzić ją na brzeg
krawędzi. Unosząc swoje biodra i wbijając się między jej uda, łapiąc ją za
biodra i biorąc ją ku sobie, nadziewając ją na siebie tak samo mocno, tak jak
ona brała mnie.

- O Boże - jęknęła, gdy pochyliłem się bardziej ku niej, ssąc ciało jej
piersi, gdy brałem ją od spodu.- Uwielbiam, gdy to robisz.

Uśmiechnąłem się przy jej skórze i odchyliłem, przejmując kontrolę,


wbijając się i ocierając, pieprząc ją głęboko i pocierając kciukiem o jej
guziczek.

- No dalej - ponagliłem, czując jak jej palce i pot otulają moje palce na
jej plecach.- Chcę, żebyś rozsunęła się dla mnie na masce samochodu, abym
mógł posmakować jak bardzo jesteś mokra.

- Tak - wydyszała.- Boże, kocham cię, Jared.

I ujeżdżała mnie szybciej, coraz bardziej się ocierając, gdy mój fiut
natrafił na odpowiedni punkcik, masując ja, aż całe jej ciało napięło się i
zaczęła jęczeć.

- Jared - krzyknęła.- Och... - jej biodra znowu mnie zaatakowały i wbiła


paznokcie w mój tors, odrzucając głowę do tyłu i dochodząc na mnie.

Jej mięśnie napięły się i zacisnęły wokół mojego kutasa, gdy zalał ją
orgazm, więc chwyciłem ją za pierś, z całych sił próbując jeszcze nie
dochodzić.

Jej biodra znieruchomiały, a jej oddech zwolnił, gdy wtuliła twarz w


moją szyję.

- Jeszcze raz - poprosiła.- Proszę.

Pochwyciłem jej usta, całując ją mocno. Pożerałem jej słodycz i pot i


pragnąłem jej obiecać tysiące rzeczy o których wiedziałem i bez wątpienia
zamierzałem jej dać. Nie ważne co musiałem zrobić, była warta wszystkiego.
Nic ani nikt nie był tak idealny, tak jak my razem.

Usiadłem, chwyciłem ją za talię i wyniosłem z samochodu. Owinęła


wokół mnie swoje wiotkie nogi, gdy zaniosłem ją na maskę, wciąż będąc w
niej swoim fiutem.

Położyła się, unosząc swoje kolana i zamykając nogi.

Ale złapałem ją za nie i rozchyliłem szeroko jej uda.

- Właśnie zerżnęłaś mnie jak zwierze, które nie ma dość -


zażartowałem, rozkoszując się widokiem jej krągłej piersi, która była gotowa i
na mnie czekała.- Nie baw się teraz w cnotkę.

Spodnie wisiały mi luźno na biodrach, gdy chwyciłem swojego penisa,


nie potrzebując zbyt wiele pomocy w byciu twardym.

Pochylając się w dół, przycisnąłem język do jej mokrej cipki i


przesunąłem nim po niej w szybkich okręgach, masując ją, ponieważ
dokładnie wiedziałem co lubiła, a o co bała się poprosić.

Tate lubiła mój język. Nie chciała tak bardzo moich palców i nawet jeśli
robiłem to z nią - lizałem i posuwałem swoimi ustami - robiłem to też dla
siebie.

Był to prosty akt, jednak wszystko co robiliśmy, nigdy nie było proste.
Była to chwila w całym oceanie momentów, dzięki którym żyliśmy z jednej
minuty do następnej, jednak to było niebo.

Całe życie spędziłem na życiu i żywieniu się bólem. To odrzuceniu


przyniósł alkoholizm mojej matki, krew rozlana przez mojego ojca, oraz strata
i samotność spowodowane przez siebie samego, gdy odmówiłem sobie tego,
co zwyczajnie było mi potrzebne do oddychania.

Zignorowałem prawdę i powody, ponieważ znacznie łatwiej było


wierzyć, że definiowała mnie moja siła, niż przyznanie się do tego, że
potrzebowałem kogoś. Ciężko było się pogodzić z rzeczywistością.

Że kochałem Tate.

I że ona kochała mnie.

I razem byliśmy niepokonani.

Pojęcie tego zajęło mi lata, jednak zamierzałem spędzić resztę życia


naprawiając te błędy.

Przesunąłem językiem po bokach jej ciała i przesunąłem się w dół,


wciągając ją do swoich ust. Krzyknęła i złapała mnie za włosy, podciągając
mnie, gdy usiadła.

- Teraz - szarpnęła swoimi biodrami, owijając wokół mnie nogi.

Chwytając ją pod udami, przesunąłem ją na krawędź maski i wsunąłem


się w nią, czując jak jej jęki powędrowały w głąb mojego gardła, gdy ją
pocałowałem.

Objęła ramionami moją szyję , więc oparłem rękę na masce


samochodu, gdy przylgnęliśmy do siebie pierś do piersi.

Wbijałem się w nią mocno, gdy na wierzch wypłynęło dwuletnie


pożądanie, gdy kochaliśmy się na masce mojego samochodu. Odchyliła głowę
do tyłu, gdy jej krzyki wypełniły nocne powietrze i wbiłem się w nią mocno,
pożerając jej wargi i usta, gdy z trudem łapała oddech.

- Tate - jęknąłem, czując jak ogień we mnie jest gotów eksplodować.-


Kocham cię, dziecinko.

I wybuchnąłem, wchodząc w nią tak głęboko i mocno, że ugryzła mnie


w wargę. Doszedłem, tryskając w jej środku, gdy jej ciało zacisnęło się na
mnie mocno i gorąco.

Jęknąłem, czując jak pot spływa mi po skroniach, gdy oddychałem


ciężko w jej ramię. Rozluźniłem palce, zauważając, że ściskałem ją za biodra
do tego stopnia, że pewnie sprawiałem jej ból.

Usłyszałem, jak z trudem połyka ślinę.

- Jeszcze raz - zażądała, na co zaśmiałem się ze zmęczeniem.

Przyjemnie było wiedzieć, że była taka nienasycona. Ja też nie miałem


jej dość.

- W domu - pochyliłem się i pocałowałem ją w policzek, a potem w


czoło.- Chcę do łóżka.

- W czyim domu?

Pocałowałem ją w czubek nosa.

- W naszym.
Rozdział 15

Tate

Jared wziął ode mnie kluczyki, aby otworzyć drzwi od mojego domu -
lub jego domu, jako, że złożył ofertę - a ja byłam wdzięczna, że na zewnątrz
było ciemno.

Moja sukienka i majtki znajdowały się w kawałkach gdzieś w jego


samochodzie i miałam na sobie tylko jego marynarkę, a on spodnie od
garnituru i rozpiętą koszulę, odkąd oderwałam jego guziki.

- Nie mogę uwierzyć, że kupiłeś ten dom - powiedziałam, krzyżując ręce


na piersiach, aby przytrzymać jego marynarkę na dekolcie. Tylko podczas
seksu nie byłam nieśmiała.- Nie musiałeś tego robić - kontynuowałam
łagodnym głosem, chociaż musiałam kilka razy zamrugać, aby powstrzymać
łzy, gdy rozejrzałam się po moim domu.

- Nie zaczynaj szukać kolejnego powodu do zmartwień - powiedział i


zamknął drzwi, podchodząc do mnie, aby objąć mnie ramionami.- Jedziesz na
Stanford - stwierdził.- I kto wie, gdzie zamieszkamy, ale nie mogłem jeszcze
oddać tego domu.

Rozejrzał się z zamyśloną miną na twarzy. Czułam to samo. Ja też nie


byłam gotowa na pożegnanie.

- Jeżeli go później sprzedamy - powiedział mi.- To będzie nasza decyzja,


gdy będziemy gotowi, ale...
Przysunęłam się do przodu, przerywając mu, gdy objęłam go ramionami
i mocno przytuliłam.

- Dziękuję - wykrztusiłam, czując jak łzy ściskają mi gardło.- Tak bardzo


ci dziękuję.

Wiedziałam, że martwił się o to co myślałam. Czy to oznaczało, że


zamieszkalibyśmy tutaj po mojej szkole medycznej? Czy to oznaczało, że nie
będę miała szansy pracować gdzie indziej, jeśli pojawi się okazja?

Ale nie martwiłam się o to. Zapewniał mnie, że nie musieliśmy jeszcze
podejmować decyzję. Dom był nasz i mogliśmy zrobić z nim co tylko
chcieliśmy, kiedy będziemy gotowi i nie zamierzaliśmy go stracić, dopóki
byśmy się na to nie zdecydowali.

Mój tata zamieszkałby w nowym miejscu z panną Penley - Elizabeth - i


chociaż próbowałam się do tego przyzwyczaić, wiedziałam, że dziwnie będzie
go odwiedzać w miejscu w którym nigdy nie mieszkałam. Święta już mogę
nigdy nie być takie same.

A teraz - rozejrzałam się po ciepłych ścianach i błyszczących,


drewnianych podłogach - zawsze będę mieć dom w którym dorastałam, dzięki
czemu moje wspomnienia będą zawsze żywe.

Nasze pierwsze święto Dziękczynienia, kiedy to zaprosiliśmy Katherine i


Jareda. Jared jadł moje warzywa tak długo, jeśli tylko ja podbierałam jego
sos żurawinowy, którego nie cierpiał.

Letni dzień, kiedy mój tata wypędził nas z domu, kiedy to Jared i ja
udowodniliśmy, że tak naprawdę nic nie było ognioodporne.

Poranki w podstawówce, kiedy to wkradał się przez drzewo do swojego


własnego pokoju po tym jak u mnie nocował, aby tylko pokazać się pół
godziny później, żeby odprowadzić mnie do szkoły.

Westchnęłam w jego szyję, uśmiechając się.

- Kupiłam coś dla ciebie - powiedziałam słodkim głosem.

- Naprawdę?- brzmiał na rozbawionego.- Dzisiaj?

Pokręciłam głową i odchyliłam się, spoglądając na niego.


- Jakiś rok temu - wyjaśniłam.- Zobaczyłam to i natychmiast
pomyślałam, że muszę to dla ciebie kupić. Mam to od tamtego czasu.

Jego seksowne wargi wygięły się w uśmiechu, spoglądając na mnie z


ciekawością.

- Ciężko jest coś dla mnie kupić - ostrzegł.

Odsunęłam się od niego.

- Przyjdź na górę za pięć minut - i odwróciłam się, wbiegając po


schodach na górę.

Gdy tylko weszłam do swojego pokoju, rzuciłam jego marynarkę na


krzesło w rogu i poszłam do łazienki, żeby się odświeżyć.

Zrobił ze mnie bałagan. Moje włosy były potargane, moje ciało obolałe i
miałam czerwone ślady na swoich biodrach po jego rękach.

Ale skłamałabym, jeśli powiedziałabym, że mi się nie podoba. Jared


pożerał mnie jak jedzenie. Nikt nie kochał mnie tak jak on i żyłam nim. I go
kochałam.

Wskoczyłam pod prysznic i spędziłam pod nim z jakieś piętnaście


sekund, aby spłukać z siebie pot i seks, po czym wyskoczyłam z niego, aby
rozczesać włosy.

Podeszłam do swojej komody i sięgnęłam na tył szuflady, aby


wyciągnąć bieliznę, którą wiedziałam, że nie musiałam dla niego zakładać, ale
którą z pewnością by pokochał.

Koronkowa, czarna góra była skrzyżowaniem topu i gorsetu - chociaż


tradycyjny gorset miał wiązania z tyłu, to ten skrawek materiału miał
wiązania z przodu. Założyłam swoje dopasowane stringi i założyłam top,
przekładając długie, czarne, jedwabne wstążki przez dziurki, tak, że
krzyżowały się z przodu, odsłaniając skórę mojego brzucha pod wstążką,
która wiązała się na moich piersiach.

Zawsze byłam zawstydzona z próbowaniem takich rzeczy. Jared miał


niskie wymagania i nigdy nie pokazywał, że nie jest zadowolony z moich
spodenek od piżamy i topu. I utrzymywałam intymne stosunki z Gavinem tak
rzadko, że nigdy nie miałam okazji poeksperymentować z bielizną.
Ale zainspirowała mnie Juliet. Pewnego dnia poszyłyśmy na zakupy i
musiałyśmy wrócić już następnego, ponieważ Jax zniszczył to koronkowe
wdzianko, które kupiła i dał jej swoją kartę kredytową, polecając aby kupiła
kolejną oraz kilka innych koszul nocnych.

W tamtym czasie byłam zazdrosna. Jej szczęście i radość sprawiły, że


też chciałam się tak poczuć.

Zerknęłam na światło, które padło na moją podłogę i podeszłam do


okna, wyglądając przez swoje zasłony do domu obok. Jax ściągnął sukienkę
Juliet, odsłaniając jej nagie plecy, a potem sięgnął za nią i zaciągnął zasłony.

Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie ten dzień sprzed


dwóch lat, kiedy musiałam do nich krzyknąć, "Hej, wszystko widzę.
Moglibyście...?"

Od tamtej pory upewniali się, że okno było zamknięte - ponieważ byli


też zbyt głośni - i zasłaniali je zasłoną.

Cieszyłam się, że Juliet odnalazła swoje szczęśliwe zakończenie, ale


wiedziałam, że nadeszła też pora na moje własne. Dlatego odwróciłam się i
podeszłam do drzwi od sypialni, nie zamierzając marnować ani jednej
dodatkowej sekundy z tych pięciu minut, przez których kazałam mu poczekać.

***

- Tate, kochanie - zaspany głos szepnął w moje włosy.- Twój telefon.

Jared objął mnie mocniej w pasie, budząc delikatnie. Zamrugałam kilka


razy, zauważając, że mój telefon dzwonił na nocnym stoliku. Uniosłam głowę
z jego torsu i spojrzałam na niego, gdy sen jeszcze nie uciekł mi z myśli, gdy
się do niego uśmiechnęłam.

Twarz miał skierowaną w stronę drzwi od balkonu i miał zamknięte


oczy, gdy oddychał spokojnie.
Niechętnie się odwracając, przytrzymałam pościel przy biuście, gdy
sięgnęłam po swój telefon.

- Hej, co się dzieje?- odpowiedziałam, dostrzegając imię Juliet na


ekranie. Zerknęłam na zegarek i dostrzegłam, że była dopiero szósta
trzydzieści nad ranem. Jared i ja spaliśmy zaledwie od kilku godzin.

- Przepraszam - powiedziała szybko.- Zauważyłam samochód Jareda,


więc jestem pewna, że jesteś... - zawahała się na tyle długo, aby wyraźnie to
za insynuować.- ... zajęta - dokończyła.

Uśmiechnęłam się.

- Nieeee - powiedziałam przeciągle.- Spałam. O co chodzi?

Odchrząknęła.

- Wiem, że chciałaś dzisiaj poćwiczyć, ale nie przyjdę. Jestem


wykończona.

- Nie ma problemu - westchnęłam, odwracając głowę, gdy usłyszałam


na zewnątrz grzmot pioruna.- I tak nigdzie się nie wybieram. Napiszesz do
Fallon, aby dać jej znać?

- Tak, pewnie - ziewnęła.

Jeżeli miało padać to i tak był to zły dzień na ćwiczenia na zewnątrz.

- Wszystko w porządku?- nacisnęłam, zauważając, że brzmiała na


zadziwiająco zmęczoną, co było nietypowe dla porannego ptaszka, którym
była.

- Tak - zapewniła mnie.- Położyłam się zbyt późno. Zobaczymy się


później.

- W porządku, do później - powiedziałam jej, czując jak przez moją


skórę przebiegają dreszcze, gdy dłoń Jareda przesunęła się po wewnętrznej
stronie mojego uda.

- Pa - i rozłączyła się.

Odłożyłam telefon i spojrzałam na wpół śpiącego Jareda, którego dłoń


przesuwała się coraz wyżej mojego uda.
Z powrotem wtulając się w jego ramiona, przesunęłam wzrokiem po
jego szczęce i wargach. Przesunęłam dłonią po jego torsie i w dół jego
umięśnionego brzucha, przyglądając się tatuażowi na jego torsie, który zrobił
sobie pięć lat temu, gdy byłam we Francji - Wczorajszy Dzień Trwa Wiecznie,
Jutro Nigdy Nie Nadejdzie - oraz Aż Pojawiłaś Się Ty, który wytatuowała mu
Aurora, jego tatuatorka, jakiś rok później, kiedy zeszliśmy się podczas
ostatniego roku w liceum.

Gdy się rozstaliśmy, zrobił sobie więcej tatuaży.

Po obu stronach torsu miał wytatuowane piórko, pod jednym był podpis
Bracia, a pod drugim Trent.

I ledwo co udało mi się złapać oddech, kiedy uniosłam się i spojrzałam


na jego lewą pierś i napis na niej.

Istnieję taki jaki jestem i to wystarczy.

Na jego sercu był wytatuowany mój cytat. Łzy szczęścia napłynęły mi


do oczu. Nie mogłam w to uwierzyć. Zapamiętał ten wiersz.

Schyliłam głowę i oparłam ją na jego torsie, obiecując sobie, że nigdy


nie pozwolę mu oddać.

Przesunął dłoń wyżej i zaczął gładzić mnie po włosach, gdy się


przesunął, ocierając się o moją nogę, przez co poczułam, że jego podniecenie
zaczęło robić się twarde.

Pochyliłam się na bok łóżka i podniosłam teraz bezużyteczną bieliznę z


której były wyrwane dwa kółeczka, ponieważ zniecierpliwił się podczas
rozplątywania wstążek.

- Podoba mi się - mruknął, przez co upuściłam koronkę.- Kto by się


spodziewał, że będziesz podobać mi się bardziej w tych ubraniach niż nago?

Pochyliłam się nad nim, posyłając mu urażone spojrzenie.

Zaśmiał się.

- Nie to dokładnie mam na myśli - poprawił się szybko.- Ale


zdecydowanie podoba mi się twój gust.

Przewróciłam oczami i przerzuciłam nogę przez jego ciało, siadając na


nim okrakiem, gdy na niebie trzasnęła błyskawica.

Pochyliłam się i szepnęłam w jego usta:

- Zobaczmy, co mogę jeszcze zrobić, aby cię zainteresować.

I przesunęłam się w dół jego ciała, słysząc jak wciąga oddech przez
zęby i chwyta mnie za włosy, gdy wzięłam go do ust.

***

Jared stał przy zlewie, wyglądając jeszcze seksowniej zmywając


naczynia, niż wtedy, gdy pracował przy samochodzie.

Ja zrobiłam śniadanie, a on zaczął zmywać po posiłku, tak jak zawsze.


Jared jako dziecko stał się samowystarczalny i dbał o porządek, nawet wtedy
gdy przez kilka lat mieszkaliśmy razem podczas studiów. Dzięki Bogu, że to
się nie zmieniło.

Dołączyłam do niego przy wyspie i włożyłam naczynia do zlewu.

- W zeszłym miesiącu pożyczyłam Jaxowi moją chłodziarkę -


powiedziałam mu, chwytając go za biodra od tyłu i całując delikatnie jego
plecy.- Zaraz wrócę, dobrze?

Dzisiejszego dnia mieliśmy się wybrać wraz z innymi kierowcami na


lunch do Chestnut Mountain. I chociaż na zewnątrz lekko padało, nic nie
mogło mnie powstrzymać przed podróżą. Jared i ja w samochodzie. Długa
jazda z muzyką. W deszczu.

Idealny dzień.

Odwrócił głowę, całując mnie.

- Moja torba jest w moim starym pokoju - mruknął między


pocałunkami.- Mogłabyś mi przynieść mi ubrania na zmianę?
Skinęłam brodą, zatapiając się w jego ustach, zanim odsunęłam się,
aby wyjść przez drzwi.

Moje ubrania zmokły, gdy tylko wyszłam na tylną werandę, ale nie
pobiegłam. Nigdy nie biegałam w deszczu. Moje obcisłe dżinsy zakrywały
moje nogi, jednak miałam bose stopy w japonkach i chociaż moja czarna
koszulka polo nie prześwitywałaby od deszczu, to moje ramiona - które były
nagie w krótkich rękawkach - już zaczęły błyszczeć od lekkiej mżawki.

Przeszłam przez furtkę i wkroczyłam na tylny, przerobiony ogród Jaxa i


Juliet, który był uzupełniony tarasem i piękną zielenią. Fallon użyła swojego
inżynierskiego i projektanckiego doświadczenia, aby poeksperymentować z
ich przestrzenią, przez co była ona bardziej piękna i zapraszająca.

Otworzyłam tylne drzwi i zawołałam:

- Jax!- weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.- Juliet!

- Tutaj - usłyszałam jej głos z łazienki, która znajdowała się obok


kuchni.

Błyskawica przeszyła niebo i powstrzymałam uśmiech, gdy niemal


wskoczyłam do łazienki.

Ale zatrzymałam się, gdy dostrzegłam Juliet pochyloną nad toaletą i


kaszlącą.

- Whoa, wszystko w porządku?- podeszłam do niej szybko.

- Och, nic mi nie jest - burknęła, spłukując toaletę i odchylając się do


tyłu, gdy otarła ręczniczkiem usta.- Jeden drink. Wypiłam wczoraj wieczorem
jednego, cholernego drinka - poskarżyła się.- I obudziłam się, czując jak
gówno. Dlaczego mam taką słabą głowę?

- Bo jesteś - zaśmiałam się, nalewając jej wody do szklanki.-


Przypomniało mi się liceum.

Uniosła brew, spoglądając na mnie ze złością.

- Nie chcę sobie o tym przypominać. Wyglądałaś seksownie, a ja


próbowałam być miła.

- Rzucając we mnie piwem?- zapytałam, podając jej szklankę.- Aby


mnie uspokoić, jak powiedziałaś?

Prychnęła i pokręciła głową, na wspomnienie jak szybko działał na nią


alkohol nawet w małych ilościach, zanim wzięła wodę. Nigdy nie piła zbyt
wiele, co pewnie było dobre, bo Jax też nie pił wiele.

- Przyszłam po chłodziarkę - powiedziałam do niej przez ramię, gdy


wyszła za mną z łazienki.- Jak podejrzewam jest w garażu?

Skinęła głową, odstawiając szklankę i wygładzając swoją gustowną,


czerwoną koszulę, luźno wpychając jej rąbki w spodenki.

- Muszę też wziąć ubrania na zmianę dla Jareda. Jax jest w pokoju?-
zapytałam, nie chcąc się na niego natykać.

- Jest w swoim biurze - skinęła brodą w stronę schodów.- Równie


dobrze możesz wziąć całą torbę Jareda. Pewnie nie spędzi tu już więcej nocy
- zażartowała.

Taa, pewnie nie.

Odwróciłam się, aby wyjść, ale złapała mnie za rękę.

- Tak bardzo się cieszę - powiedziała i spoważniała.- Ty i Jared... Nie


zawsze myślałam, że jest dla ciebie wystarczająco dobry, Tate - przyznała.-
Ale był też czas, kiedy nie myślałam tak o sobie.

Stałam tam, szczęśliwa, że zaskoczyła samą siebie.

Ścisnęła moją dłoń.

- Jest dobrym człowiekiem.

Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek.

- Dzięki.

Wbiegłam na górę po schodach i weszłam do pokoju Jaxa i Juliet,


zauważając torbę Jareda w rogu przy oknie.

Szybko wpakowałam porozrzucane ubrania do środka i podniosłam jego


torbę za rączki i przerzuciłam ją przez ramię, dziękując Bogu, że w szkole
wojskowej przynajmniej nauczył się, jak pakować się lekko.

Ruszyłam do drzwi, ale zatrzymałam się, zauważając okrągłe, skórzane


pudełeczko koloru czarnego na komodzie.

Szczęka zamrowiła mnie od dodatkowej energii, kiedy je podniosłam.


Wiedziałam, że nie powinnam była otwierać, ale miałam przeczucie, że Jax
niebawem oświadczy się Juliet. I jeżeli pierścionek był na widoku, to już
musiał ją poprosić. Chciałam zobaczyć.

Ale jeśli to zrobił, dlaczego mi nie powiedziała?

Zerknęłam w stronę drzwi i nie dostrzegając nikogo na korytarzu,


spojrzałam z powrotem na pudełeczko, otwierając je.

Serce zabiło mi szybciej w piersi i poczułam jak ekscytacja wypełnia


moje kończymy.

Pierścionek miał platynową obręcz i był otoczony małymi diamentami,


podczas gdy środek był otoczony mniejszymi kawałkami. Nie znałam się na
karatach, ale kamień był niemal tak szeroki jak jej palec.

- Wow - uniosłam dłoń do ust, aby zakryć swój szept.- Jasna...

- Cholera?- usłyszałam jak Jax dokończył, więc spojrzałam na niego,


gdy wszedł do pokoju.

Uśmiechnęłam się do niego przez łzy szczęścia.

- Poprosisz ją o rękę?- zapytałam.- Czy już to zrobiłeś?

Cieszyłam się dla Juliet.

Odwrócił wzrok, nie mogąc znaleźć słów.

- Prawdę mówiąc, to tak - wydusił z siebie.- Ale nie zamierzam użyć


tego pierścionka.

Widząc moje zdezorientowane spojrzenie, zamknął drzwi i odezwał się


cicho.

- To pierścionek Jareda - powiedział mi.- Zostawił go tutaj, gdy


przyjechał do domu półtorej roku temu.

Jareda...? Że co?

- Zostawił go tutaj, gdy przyjechał do domu ci się oświadczyć -


dokończył i widać było, że czeka na moją reakcję.
Z moich płuc uleciało powietrze, więc stałam tak. Nie mogłam się
ruszyć.

Jared wrócił ponad rok temu, aby mi się oświadczyć?

Upuściłam torbę i oparłam się o komodę, zamykając oczy,


przypominając sobie jak zobaczył mnie z kimś innym. Kupił pierścionek,
wrócił do domu wciąż kochając mnie tak samo, jak wtedy, gdy wyjechał i
zobaczył...

Jax chwycił moją twarz w dłonie, odwracając ją ku sobie.

- Spójrz na mnie, Tate - i spojrzeliśmy sobie w oczy.- Przestań, dobrze?


Nie zrobiłaś niczego złego. Jeśli już, to było to kiepskie wyczucie czasu -
chwycił mnie bardziej stanowczo za twarz, więc wzięłam głęboki oddech,
próbując pokonać nagły ból spowodowany wyrzutami sumienia. Nigdy nie
chciałam skrzywdzić Jareda. Ale to on mnie skrzywdził, gdy odszedł i
musiałam go odepchnąć.- Jesteś miłością jego życia - kontynuował Jax.- I nie
było wątpliwości, że wróci po ciebie szybciej lub później i zacznie o ciebie
walczyć. Najważniejsze jest to, że obydwoje ruszyliście do przodu. Macie
przed sobą wspólne życie, wspomnienia do stworzenia i dzieci do zrobienia -
potrząsnął moją twarzą przy ostatnich słowach, sprowadzając mnie z
powrotem do siebie.- Nie marnuj ani chwili więcej.

Miał rację. Zawsze miał rację.

Mogłam spędzić godziny lub dnie, mając wyrzuty sumienia wobec


Jareda i jego chęci ożenienia się ze mną już dawno temu, ale nie
zamierzałam złamać jego serca. Zwyczajnie chroniłam swoje.

A teraz był tutaj. Kochał mnie i ja kochałam jego. I byliśmy szczęśliwi.


Sprawa zamknięta i nikt nie zamierzał patrzeć za siebie.

- Jax!- Juliet krzyknęła z dołu.

Opuścił dłonie i wybiegł na korytarz.

- Co się stało?- wyjrzał przez poręcz.

- Sprawdź telefon! Madoc właśnie napisał - powiedziała, brzmiąc na


zmartwioną.- Katherine dostała skurczy. Zaczęła właśnie rodzić!
Rozdział 16

Jared

Wraz z Jaxem i dziewczynami wpadliśmy do windy, zaś mój telefon aż


skrzypnął, gdy tak go ścisnąłem w dłoni.

Po wiadomości od Madoca, Tate wpadła przez tylne drzwi z moją torbą i


usłyszałem jak uruchomiła samochód, podczas gdy ja się ubrałem. Jax i Juliet
pojechali od razu, podczas gdy ja podjechałem do domu Madoca po Pashę.
Znalazła sobie zajęcie spędzając czas z Madociem na Pętli, lub wspinając się
wraz z Madociem, Fallon i Lucasem - ich młodszym bratem z programu Wielcy
Bracia Wielkie Siostry - przez ten ostatni tydzień, jednak z jakiegoś powodu
nie chciałem, aby była odcięta od tej sprawy.

Więc zboczyłem nieco z drogi, odebrałem ją i ruszyliśmy w drogę.

I ku naszemu pierdolonemu szczęściu, moja matka pojechała na


weekend do Chicago, aby spędzić ten czas z Jasonem, podczas gdy jej
znajome z miasta przekonały ją, żeby pochwaliła się brzuszkiem, podczas
gdy powinna odpoczywać.

Pędziliśmy przez całą drogę, aż zrównałem się z Jaxem.

Gdy znaleźliśmy się w szpitalu, wysłałem Pashę do sklepu z pamiątkami


po kwiaty. Doszedłem do wniosku, że upewnienie się, że z moją siostrą i
matką było wszystko w porządku było ważniejsze od osobistego wybrania
bukietu kwiatów. Więc gdy ona poszła zająć się tą sprawą, cała nasza reszta
pospieszyła ku trzeciemu piętru.

Moje mięśnie napięły się z oczekiwania i poczułem jak strużka potu


ścieka mi po plecach. Nie wiedziałem dlaczego się tak denerwowałem.

Nie była to troska czy dyskomfort. Było to zdecydowanie


zdenerwowanie. Otarłem usta o koszulkę na moim ramieniu, ścierając
warstwę potu.

Co niby miałem zrobić z dzieckiem? Wątpiłem, abyśmy nawiązali jakąś


wieź. Nasza różnica wieku pewnie nas przed tym powstrzyma.

I była to dziewczynka. Co niby miałem zrobić z dziewczynką?

Na szczęście była mała i minęłoby wiele czasu, zanim zaczęłyby się


interakcje z kimkolwiek.

Jednakże część mnie poczuła przygnębienie z tego powodu.

Madoc, a nawet Jax bez wątpienia bardzo szybko nauczą się jak się z
nią bawić i z nią rozmawiać, jednak zabawianie, a tym bardziej tolerowanie
ludzi nigdy nie było moją mocną stroną.

Ale chciałem, żeby była mi bliska. Zwyczajnie nie miałem pojęcia co


zrobić, aby tak się stało.

Madoc napisał, że mama była w siódmej sali i jako, że dojazd do


Chicago zajął nam niemal godzinę, zwłaszcza, że musieliśmy pokonać korek i
przejechać koło parku, dziecko już się urodziło, a Fallon i Madoc byli na
miejscu, odkąd wyjechali przed nami.

Nie zapukałem. Wpadłem do środka, jednak zwolniłem, gdy zobaczyłem


jak Madoc stoi przy łóżku mojej mamy z dzieckiem w ramionach.

- Ja pierwszy ją wziąłem - zażartował.- Sory.

W ogóle nie było mu przykro, biorąc pod uwagę ten cholerny uśmieszek
na jego twarzy, ale nic nie szkodziło. Spojrzałem na ciasne, różowe
zawiniątko w wielkich ramionach Madoca, które wyglądem przypominało mały
bochenek chleba, podczas gdy próbowałem ogarnąć fakt, że to moja siostra.

Była tak otulona kocykiem, że nawet jej nie dostrzegłem.


Tate stała u mojego boku i poczułem na sobie wzrok mojej matki, gdy
Jax ominął mnie i stanął obok Madoca.

- Hej, Quinn Caruthers - zanucił, kładąc delikatnie dłoń na jej główce.

Madoc spojrzał na nią z zachwytem, już się zakochując, podczas gdy


Jax stał z boku i było widać, że aż rwie się, aby wziąć ją w ramiona.

Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się jak piąte koło u wozu.
Zerknąłem na swoją mamę, która wpatrywała się we mnie z cierpliwością.

- Wszyscy jej bracia - przypomniała mi, ponaglając mnie spojrzeniem,


abym spojrzał na dziecko z bliska.

Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do drugiego boku Madoca,


opuściłem wzrok i spojrzałem na tego malucha. Na tego malucha, przez
którego już ugięły się pode mną kolana.

- Czyż nie jest idealna?- zapytał Madoc, wyciągając ją w ramionach, tak,


że każdy mógł na nią spojrzeć.

I wszystko we mnie pękło.

Moje serce rozbiło się na setki małych kawałków, ręce mnie zamrowiły,
zupełnie tak, jakbym chciał ją przytulić.

Jej lśniące powieki zakrywały jej oczy, gdy spała, więc nie wiedziałem
jakiego były koloru, ale cała jej reszta była czerwona, jakby spaliła się na
słońcu.

Jej pulchne policzki były takie miękkie i delikatne, jej nosek nie był
większy niż mój mały paznokieć, a ten mały trójkątny dołeczek pod jej
wargami, gdy oddychała - wszystko było maleńkie - wbijało się do mojego
serca. Wyciągnąłem rękę i wsunąłem palec w jej piąstkę, nie mogąc się
powstrzymać.

Jak cokolwiek mogło być takie maleńkie?

Maleńkie paluszki - kruche jak zapałki - owinęły się wokół mojego palca
i gardło mi się ścisnęło, gdy próbowałem przełknąć bolesną gulę, jednak nie
dałem rady.

- Jesteśmy twoimi braćmi, maleńka - zagruchał Jax.


- Taa - Madoc zaśmiał się.- Masz przerąbane.

Wszyscy się zaśmieli, czując podekscytowanie z powodu nowego


dziecka, jednak ja się rozpadałem. Kocyk przesunął się spojrzałem na jej
maleńkie stopy, które się wysunęły.

- Jezu, jest maleńka - westchnąłem z podziwem. Uniosłem wzrok.-


Mamo, ja...

Ale moja mama płakała, łzy spływały jej po twarzy i natychmiast


poczułem się jak gówno, że nie podszedłem do niej w pierwszej kolejności.

- Wszystko w porządku?- zapytałem, próbując bezskutecznie wysunąć


palec z małej piąstki Quinn.

Pokręciła głową, uśmiechając się.

- Jestem na szczycie świata - zapewniła mnie.- Widok na który teraz


patrzę, nie mógłby być bardziej idealny - i znowu zaczęła płakać, spoglądając
na Madoca, Jaxa i na mnie. Jason przytulił jej głowę do swojej piersi,
wyglądając na tak samo wzruszonego.

- Będzie blondynką - zauważył, mówiąc o swojej nowej córce.

- Skąd wiesz?- Jax zapytał ciekawsko.

- Bo jest praktycznie łysa. Tak samo jak Madoc był.

Madoc prychnął i posłał swojemu ojcu zirytowane spojrzenie.

Położyłem dłoń na jej główkę, zdumiony jak pasowała do mojej ręki.


Poczułem, że Tate przypatruje się mnie, więc spojrzałem na nią, aby dostrzec
uśmiech w jej oczach.

- Chcesz ją potrzymać, Jared?- zapytała moja mama.

Pokręciłem głową.

- Nie sądzę.

Jednak Madoc już mi ją podał. Uniosłem ramiona, czując jak drżą mi o


tego lekkiego ciężaru.

- O kurwa - westchnąłem.
- Wyrażaj się - usłyszałem słaby mamrot mojej mamy.

Madoc odsunął ramiona, powoli opierając jej główkę w zgięciu mojego


ramienia i chociaż zdawało mi się, że nic nie warzyła, bałem się, że nie będę
w stanie jej utrzymać.

Kolejne uczucie, którego wcześniej nigdy nie doznałem.

Zmarszczyłem razem brwi, przyglądając się każdemu skrawkowi jej


słodkiej twarzyczki.

- Jest taka mała - powiedziałem bardziej do siebie, niż do innych.

- Urośnie - skomentował Jax, zerkając mi przez ramię.

Pokręciłem głową, nie mogąc uwierzyć, że kiedyś też byłem taki mały.

- Taka bezradna...

Tate wreszcie pojawiła się u mojego boku i pocałowała ją w czółko.

- Dziewczyna, która ma waszą trójkę za braci, w ogóle nie będzie


bezradna - zaśmiała się.

Moja pierś zadrżała, gdy przyglądałem się jak otworzyła swoje ustka,
gdy ziewnęła i - jasna cholera - myślałem, że umrę. Mogła być jeszcze
słodsza?

Zaśmiałem się, aby się nie rozpłakać.

- Czuję się tak, jakby pękało mi serce i nie wiem dlaczego. Co u diabła?

- To miłość - usłyszałem swoją mamę.- Twoje serce nie pęka. Ono


rośnie.

Tate objęła mnie w pasie, gdy oparła głowę na moim ramieniu, gdy
obydwoje przypatrywaliśmy się Quinn.

Pochyliłem się i potarłem wargami jej policzek, zaciągając się jej


dziecięcym zapachem.

Jezu. Byłem żałosny.

- Moja kolej - odezwał się Jax, przepychając się do mnie.

Niechętnie ją oddałem, ostrożnie podpierając jej główkę. Dotarło do


mnie jak bardzo nie chciałem jej oddawać.

Cholera, nie mogłem nawet znieść myśli, że znowu będę musiał opuścić
Shelburne Falls.

- O Boże!

Wszyscy odwróciliśmy się, wyrwani z naszego dziecięcego trasu, gdy


Juliet pochyliła się nad śmietnikiem i zwymiotowała, odwracając się do nas
plecami.

- Juliet!- Jax krzyknął, podając dziecko naszej mamie, gdy wraz z Tate
podbiegł do niej.

- Kochanie, wszystko w porządku?- zapytała Tate, gdy odgarnęła jej


włosy.

- O mój Boże - jęknęła, oddychając ciężko nad śmietnikiem.- Tak bardzo


przepraszam. Nie chcę zarazić dziecka, jeśli coś złapałam.

- Trzymaj - Jax podał jej chusteczkę, aby otarła usta i objął ją


ramieniem.

Odepchnęła go, znowu się zginając i wypróżniając wszystko, co zostało


jej w żołądku.

- Och nie - weszła pielęgniarka i wepchnęła w moje ramiona dzbanek z


wodą, gdy podbiegła do Juliet.

- Przepraszam - Juliet wymamrotała, zasłaniając usta dłonią i rumieniąc


się.

Odstawiłem dzbanek na stolik mojej mamy i nalałem szklankę wody dla


niej i dla Juliet.

- Nic się nie stało - zapewniła pielęgniarka.- Chodź ze mną - i położyła


dłoń na jej plecach, wyprowadzając ją.

Jax i Tate ruszyli się za nią, ale Juliet ich powstrzymała.

- Nie, wy zostajecie. Obydwoje - rozkazała.- Nic mi nie będzie.


Zostańcie z Quinn. Zobaczymy się w poczekalni.

- Jednak coś ci jest - odpowiedział Jax.


- Zostań - nakazała.- Proszę, będę się źle czuć. I tak miałam pójść do
łazienki. Zobaczymy się za chwilę.

Jax stanął w progu patrząc za nią, podczas gdy nasza reszta rozsiadła
się na kanapie, śmiejąc się z Madoca, który robił sobie zdjęcia z Quinn.

***

- Przepadła nam wycieczka- skomentowałem, zauważając na telefonie,


że była już czwarta po południu.

Po tym jak przyjechaliśmy do szpitala, aby odwiedzić moją mamę,


Jasona i Quinn, niemal nadeszła pora, aby wrócić do domu na dzisiejszy
wyścig Tate.

Na szczęście wypogodziło się, więc Jax oczekiwał sporego tłumu.

- Nic nie szkodzi - Tate wtuliła się w moje ramię, obejmując mnie
swoimi w pasie.- To i tak był o wiele lepszy dzień.

Spojrzała na Jaxa po swojej drugiej stronie, a potem na mnie.

- Wasza siostra jest farciarą. Obydwoje o tym wiecie, prawda?

Jax i ja wymieniliśmy spojrzenia, śmiejąc się do siebie.

- No co?- Tate spojrzała na nas.

Pokręciłem głową, wiedząc co miała na myśli, ale...

- Cóż - zacząłem.- Moją pierwszą myślą było to, że będzie potrzebowała


inne dzieciaki z którymi mogłaby dorastać. Będzie samotna.

- Taa - potwierdził Jax, unosząc do ust swoją butelkę wody do ust i


zgadzając się ze mną.

- Cóż - Tate sprzeciwiła się.- Zdziwicie się, gdy z czasem upewnicie się,
że nie będzie aż tak samotna.
- Masz rację - zgodziłem się. I pewnie miała rację. Moja mama trafnie
wypowiedziała się na temat naszych ról w życiu naszej siostry.

Gdy tylko wziąłem w ramiona jej bezradne, kruche ciałko, wiedziałem,


że przyjechałbym do niej ze środka pustki.

- Hej - Jax podszedł do stanowiska pielęgniarek.- Moja dziewczyna jest


chora. Pielęgniarka ją gdzieś zabrała, ale nie widziałem jej i nikt nic mi nie
powiedział.

- Juliet Carter?- zapytała momentalnie.- Jest w sali numer dwa.

- Umieściliście ją w sali?- zapytał z dezorientacją, przez co Tate


spojrzała na mnie ze zmartwieniem.

Pielęgniarka skinęła głową i wskazała ręką na lewo.

Zmarszczyłem brwi, nieco się martwić.

Chociaż zbliżyłem się do Juliet, to wciąż zachowywałem dystans. Jej


zainteresowania, hobby i dobre samopoczucie nie było wysoko na liście moich
priorytetów, więc nigdy nie poświęcałem jej wiele uwagi. Ale musiałem
przyznać, że zwariowała na punkcie mojego brata, ale była też wierna i
troskliwa. I ciężko pracowała, nigdy nie oczekując, że coś zostanie podane jej
na tacy.

Zasługiwała na niego, a on zasługiwał na nią.

Jax podbiegł do sali numer dwa i otworzył drzwi, podczas gdy Tate i ja
poszliśmy szybko za nim.

- Jezu - Jax zaklął pod nosem, gdy wszedł do środka.- Nic jej nie jest?

Wpadliśmy do środka, dostrzegając, że spała, wyglądając spokojnie i


wciąż mając na sobie wcześniejsze ubrania.

Podbiegł do jej boku, spoglądając na nią ze zmartwieniem.

- Co u diabła?- szepnął, odwracając się do pielęgniarki, która weszła za


nami.

Zatrzymała się ze zdumieniem wymalowanym na twarzy.

- Słucham, proszę pana?


- Co się z nią stało?- powiedział cicho, uważając, aby nie obudzić Juliet.

Tate stanęła obok Jaxa, spoglądając na swoją przyjaciółkę.

- Właśnie zaczęłam zmianę - wyjaśniła.- Z tego co wiem, to nic jej nie


jest. Chcieli tylko, żeby odpoczęła i się napiła - spojrzała po nas.- Niebawem
wydobrzeje. Nie martwcie się.

- Cóż, coś jest nie tak? To moja dziewczyna - zmartwione oczy Jaxa
próbowały połączyć kropki tej zagadki, tak jak i reszta nas. Ale bez sukcesu.

- Nic takie - jej głos był lekki.- Ciężko nie jest wymiotować podczas
pierwszego trymestru. Nic jej nie będzie. Upewnijcie się, że pije tak dużo
wody jak to możliwe.

Jaxowi niemal oczy wyskoczyły z orbit, kiedy ja zakrztusiłem się


powietrzem.

- Tr-co?- wykrztusiłem.

- Jax - Tate westchnęła, spoglądając na nas i zakrywając uśmiech


dłonią.

- Przepraszam - Jax pokręcił głową, wbijając wzrok w biedną, młodą


pielęgniarkę.- Co do cholery właśnie powiedziałaś?

Zrozumiała wszystko i wyprostowała się.

- Och - powiedziała, wyglądając, jakby została przyłapana na gorącym


uczynku.- Przepraszam. Myślałam, że lekarz już z wami rozmawiał -
przysunęła się do łóżka, czerwieniąc się ze wstydu.

- Jest w ciąży?- wypalił Jax.

Pielęgniarka skinęła głową, poprawiając dzbanek z wodą na stole.

- Tak, to jakiś piąty tydzień. Z tego co powiedziała inna pielęgniarka,


zanim wyszła, wygląda na to, że twoja dziewczyna też nie zdawała sobie z
tego sprawy - odwróciła się do wyjścia, jednak znowu spojrzała na Jaxa.-
Jeszcze raz przepraszam. Myślałam, że zostaliście poinformowani.

Wyszyła, po czym Jax pochylił się nad łóżkiem, spoglądając na Juliet.


Tate ścisnęła moją dłoń, przez co nagle poczułem chęć, aby zostać z nią sam.
To był szalony dzień.
Jax uniósł słoń i dotknął twarzy Juliet, po czym przesunął ją na jej
brzuch, wyglądając tak, jakby próbował ogarnąć tą wiadomość.

- Chodźmy - szepnąłem do Tate. W tej chwili mój brat musiał zostać ze


swoją dziewczyną sam na sam.

Wciąż trzymając Tate za rękę, wyprowadziłem ją z pokoju i


poprowadziłem korytarzem, znajdując toaletę dla jednej osoby. Z tym
dzisiejszym chaosie, nie wspominając już o tym, że wieczorem czekał ją
jeszcze wyścig, potrzebowałem z nią kilku minut sam na sam.

Wciągnąłem ją do środka, przysunąłem do drzwi i chwyciłem za kark,


miażdżąc jej wargi w pocałunku.

Jęknęła zaskoczona, gdy wsunęła dłonie pod moją koszulkę, aby


przesunąć je na moje plecy. Jej usta były takie ciepłe, więc skubnąłem je
zębami, zbyt wygłodniały, aby przesunąć wargi na resztę jej ciała.

- Więc - próbowała odezwać się pomiędzy pocałunkami.- Quinn już


będzie miała z kim dorastać. Tak jak chciałeś.

Odpiąłem jej dżinsy i zsunąłem z jej tyłeczka, zaciskając dłonie na jej


nagim ciele, gdy dalej atakowałem jej usta.

- Kocham cię - wyszeptałem.- Chcę z tobą wszystkiego, Tate.

Potem ukląkłem, zsuwając majtki i spodnie do jej kostek i ściągając je


wraz z japonkami.

Przesunęła palcami przez moje włosy i odchyliła głowę do tyłu,


wzdychając, gdy przerzuciłem jej nogę przez ramię i przesunąłem języczkiem
po jej wzgórku.

- I będziesz miał ze mną wszystko - wciągnęła głośno powietrze.-


Jestem twoja, Jared.

- Cholera, bo jesteś - warknąłem, oblizując gładką skórę jej delikatnego


ciepła. Pochwyciłem ją w usta i zacząłem ssać.

- Och - jęknęła, spoglądając w dół, aby na mnie patrzeć.

- Zobaczyłam pierścionek w pokoju Jaxa - przyznała drżącym głosem.- I


wiem o tym, kiedy wróciłeś do domu. Czuję się strasznie i nie wiem czy
powinnam, ale...

Czubkiem języka musnąłem jej szparkę, gdy mówiła, przez co zaczęła


kręcić się przy moich ustach, chcąc więcej.

Odsunąłem się, zataczając kciukiem kółeczka na jej guziczku.

- Byłem zdruzgotany, kiedy musiałem cię zostawić - wyjaśniłem.-


Nienawidziłem siebie, ale musiałem wyjechać. Musiałem to zrobić. Tak jak ty
musiałaś spróbować ruszyć do przodu i żyć w świecie, którego nie
próbowałem dominować przez cały czas.

Chwyciłem ją za cholernie seksowny tyłeczek i przyciągnąłem do siebie,


pożerając ją i biorąc mocno.

- Jared - jęknęła. A potem powiedziała.- Dlaczego chciałeś wziąć ze mną


ślub?

Co?

Odchyliłem się, dostrzegając jej zrozpaczone oczy, które płonęły z


miłości, ale i potrzeby.

Wstałem i objąłem ją ramionami, przyciągając blisko swojego ciała.

- Jakbym mógł nie chcieć?

Jak mogła nie wiedzieć, że była dla mnie wszystkim?

- Minęło dwanaście lat - powiedziałem.- I nigdy nie przestałem cię


pragnąć, Tate. Ani jednego dnia, gdy uwolniłem się od ciebie - oparłem się
czołem o jej, nos do nosa.- Chcę wszystkiego. Chcę, żebyś skończyła szkołę.
Chcę ślubu, na który przyjdą nasi przyjaciele i rodzina. Chcę domu i chcę
naszych dzieci, Tate.

Przycisnąłem wargi do jej, aż poczułem jak jak moje zęby wbiły się we
wnętrze moich ust.

- Ale jeśli nie chcesz czegoś z tego lub czegokolwiek - zauważyłem.- To


nagnę się, bo przede wszystkim... - spojrzałem jej w oczy.- ... chcę ciebie.

Jej piękne, niebiesko burzowe oczy zaszły się łzami niczym te


deszczowe dni, które tak uwielbiała, więc cofnąłem się, odpiąłem swoje
dżinsy, nigdy nie mając jej dość.
Chwytając ją za tył ud, nasunąłem ją na swojego fiuta, całując ją, aby
przełknąć jej nagły krzyk.

Wbijając się w nią, wyszeptałem przy jej ustach:

- Na zawsze.

Zamknęła oczy, rumieniąc się uroczo.

- Na zawsze - potwierdziła.- Oczywiście po tym jak rozstrzygniemy stary


porachunek.

Uniosłem wzrokiem, dostrzegając jak wargi wyginają się na sam


pomysł.

- Stare porachunki?

- Mmm-hmm - potwierdziła, zamykając oczy.- Mamy niedokończone


sprawy, Jaredzie Trent.

Cholera.
Rozdział 17

Tate

- Nie rozumiem po co to wszystko - Jared naciągnął swoją czarną bluzę


z kapturem. Deszcz zdecydowanie wszystko ochłodził.

- To proste - wyjaśniłam.- Ścigaliśmy się już dwa razy i jeszcze żadnego


nie wygrałam. Chcę spróbować jeszcze raz, zanim zaczniemy wszystko od
nowa.

- O czym ty mówisz?- odpowiedział, przeczesując dłonią swoje brązowe


włosy, sprawiając, że zaczęły sterczeć we wszystkie strony w idealny sposób.-
Cztery lata temu wygrałaś pierwszy wyścig - zauważył.

- Doprawdy?

Zrzedła mu mina, poza tym wyglądał na zirytowanego, gdy uniósł na


mnie brew.

Uśmiechnęłam się, sięgając przez swoje otwarte okno i łapiąc za moją


własną bluzę.

- Tate - podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich biodrach.- Ty i ja nie


musimy się ze sobą ścigać.

- Musimy - zdecydowałam.- To mój ostatni wyścig, Jared.

Zamilkł, przez co odwróciłam się, spoglądając na niego, gdy tak się


mnie przypatrywał. Chwyciłam go za rękę i oparłam się o samochód,
przyciągając go do siebie, chcąc poczuć nieco prywatności na Pętli, gdy tłum
stał kilka stóp dalej.

- Zawsze łączyła nas miłość do naszych samochodów - zaczęłam,


mówiąc stanowczo.- I będziemy się świetnie bawić, jeżdżąc i rozrabiając przez
kolejne lata, ale... - wzięłam głęboki oddech, próbując odnaleźć odpowiednie
słowa, aby mnie zrozumiał.- Dorastając, zawsze myślałam, że będę to dzielić
z tobą - przyznałam.- Od pierwszej chwili w której wspomniałeś o Pętli, gdy
mieliśmy po dziesięć lat, wiedziałam, że podczas wyścigu będzie Jared i ja.
Jared i ja w naszym samochodzie. Jared i ja jako zespół - przełknęłam to
marzenie, które nigdy się nie ziściło. Odchrząknęłam.- Kiedy odszedłeś, było
tak, jak mówiłeś, gdy byłeś swoim motocyklem na torze... jak to jedyny
moment, kiedy jesteśmy razem. Pamiętasz?

Znieruchomiał, przyglądając mi się ostrożnie. Było widać, że martwił


się, iż rezygnowałam z czegoś co kochałam ze złych powodów.

- Cóż - skinęłam głową.- Właśnie tym była dla mnie Pętla, gdy
odszedłeś. Był to sposób, aby być blisko ciebie, kiedy oszukiwałam samą
siebie, że pomagało mi to bez ciebie przetrwać - pokręciłam głową,
opuszczając wzrok.- Nie pomogło - wyznałam.- Nie szukam tu żadnej chwały i
nie interesuje mnie zdobycie czegoś bardziej rozwiniętego. Moje ambicje leżą
w medycynie i chociaż uwielbiam jeździć samochodem, to jedyny sposób w
jaki chcę pojawić się teraz na torze... - spojrzałam mu w oczy... - będzie
wtedy, gdy będziemy w tym samym samochodzie.

Uwielbiałam prowadzić, jednak nie była to dla mnie taka miłość jak dla
Jareda. I nie chciałam się już tym cieszyć bez niego.

Objęłam go mocniej wokół pasa.

- Wiem, że twoje serce należy do tory, ale ja tego nie potrzebuję i nie
chcę tego, jeśli nie będę mogła siedzieć koło ciebie. Nadeszła pora, abym
skupiła swoją energię na czymś innym.

Przesunął palcami po bokach mojej twarzy, wysyłając dreszcze w dół


moich ramion.

- Ale kochasz to - uparł się, patrząc na mnie z troską.

- Lubię to - poprawiłam go.- A kocham z tobą.


Skinął brodą i pocałował mnie, przez w mniej niż sekundę moje ciało
poczuło gorąc. Uwielbiałam jego smak.

- Tak więc... - odsunęłam się, mrugając szybko, aby pozbyć się tego
zawrotu głowy, który spowodował.- To mój ostatni wyścig i po raz ostatni
będziemy przeciwnikami - lub wrogami, jeśli o to chodzi - i chcę, żebyś to był
ty. Nikt inny.

Uniósł kącik ust w uśmiechu.

- I co sprawia, że nie dam ci po prostu wygrać?

- Bo to też zakład - odpowiedziałam z rozbawieniem w głosie.- Jeśli


wygram, oświadczę ci się przed tymi wszystkimi ludźmi.

Przewrócił oczami, odsuwając się ode mnie.

- Przez co poczujesz się bardzo kobieco przed tym ogromnym tłumem z


telefonami w rękach - kontynuowałam, mówiąc do jego pleców, gdy się
odwrócił.- I będzie to bardzo interesująca historia - jeśli nie nieco niemęska -
którą kiedyś opowiemy swoim dzieciom. Poza tym mój ojciec pewnie straci do
ciebie szacunek, ale gdy padnę na kolano, dziecinko - zażartowałam.-
Rozpłyniesz się i zemdlejesz.

- Dobry Boże - jęknął, odwracając się do mnie i wyglądając tak, jakby


zjadł coś zepsutego.- Podczas słuchania tego chyba straciłem jaja - a potem
odwrócił się, mówiąc do mnie przez ramię.- Nie oświadczysz mi się.

- Ale kochanie - krzyknęłam, zwracając przy tym uwagę innych.-


Uwielbiasz, kiedy to ja jestem alfą.

Ludzie zaśmiali się, a ja uśmiechnęłam, gdy Jared pokręcił głową, gdy


odszedł ode mnie, pewnie szukając ucieczki poprzez znalezienie Jaxa i
Madoca.

Zamknęłam swój samochód i wciągnęłam swoją bluzę z kapturem, gdy


podeszłam do Juliet, która siedziała na krzesełku obok samochodu Jaxa.

- Jak się czujesz?- zapytałam, dostrzegając koc i dwie butelki wody,


które leżały na ziemi obok krzesełka.

- Słabo - przyznała.- Ale nic mi nie jest. Jax chciał, żebyśmy zostali w
domu, ale gdy usłyszałam, że będziesz się ścigać z Jaredem, to uparłam się,
żebyśmy przyjechali.

Podniosłam koc i złożyłam go, odkładając na samochód Jaxa.

- Jak przyjął wieści?- zapytałam, zerkając na niego i dostrzegając, że


Madoc coś tam paplał.

- Znacznie lepiej niż ja - westchnęła.- W bagażniku ma skrzynkę wody i


owinął mnie kocem, jakby nie trwało lato - poskarżyła się, brzmiąc słodko.-
Już sprawdził na YouTubie jak odebrać poród w nagłych przypadkach, więc
podejrzewam, że całkiem szybko przyzwyczaił się do tej myśli - zażartowała,
śmiejąc się.

- A ty?

Wzruszyła ramionami, wzdychając.

- Jestem na pigułce. Lub byłam - dodała.- Nigdy nie byliśmy beztroscy,


nawet podczas tych dwóch lat jak jesteśmy ze sobą. Zdecydowanie nie byłam
na to przygotowana - wbiła wzrok przed siebie, więc podążyłam za nim,
dostrzegając, że obserwowała swojego chłopaka. Na jej twarzy pojawił się
delikatny uśmiech.- Ale ciągle dotyka mojego brzucha, jakby był w stanie już
coś poczuć - zaśmiała się.- Nigdy bym nie próbowała zajść w ciąże w tym
wieku, ale gdy tak na niego patrzę, nagle nie mogę się doczekać. Naprawdę
będziemy mieć razem dziecko.

Pochyliłam się, przytulając ją mocno. Było miło wiedzieć, że Jax


zamierzał się jej oświadczyć, zanim dowiedzieli się o dziecku. Zauważając, że
na jej palcu wciąż nie było pierścionka, doszłam do wniosku, że czeka na
specjalną okazję.

I dzięki dzisiejszej, niespodziewanej wieści, pewnie nastąpi to szybciej,


niż później.

- Wiesz o tym, że wszyscy jesteśmy tu dla ciebie, prawda?-


powiedziałam jej.- Fallon też niebawem zajdzie w ciąże, więc nie będziesz
sama.

Spojrzała na mnie z dezorientacją.

- Skąd wiesz?

Westchnęłam.
- To zdarza się trójkami. Katherine, ty i to nie będę ja, więc...

Zaśmiałyśmy się, dobrze wiedząc, że równie dobrze mogłam to być ja,


jednak jako, że Jax spodziewał się dziecka, byłam pewna, że Madoc prędko
zacznie urabiać Fallon.

- Tatum Brandt!- ktoś ryknął.- Chodź tu natychmiast!

Poderwałam się, spoglądając ze zdziwieniem na tłum. Co...?

Zerknęłam na Juliet, która tylko się uśmiechnęła, też rozpoznając głos


Jareda.

Zostając na swoim miejscu - ponieważ nie reagowałam na to imię i


dobrze o tym wiedział - wreszcie dostrzegłam go jak unosi się nad tłumem,
gdy stanął na... masce swojego własnego samochodu, jak podejrzewałam.

Przechylił głowę na bok, gdy ludzie spoglądali to na niego to na mnie.


Muzyka ucichła, zaś ja przyglądałam się jego usatysfakcjonowanemu,
łatwemu językowi ciała, gdy się odezwał.

- Chcesz się ze mną ścigać czy jak?- zapytał wyzywająco z tym samym
zarozumiałym i pewnym siebie zachowaniem, którego tak nienawidziłam, a
zarazem kochałam w liceum.

Serce zaczęło mi szybciej bić, więc skrzyżowałam ręce na piersiach,


kierując się do tłumu.

- Wiesz, że chcę - odpyskowałam.- Dlaczego zachowujesz się tak,


jakbyś nagle miał lepsze rzeczy do zrobienia?

- Z tobą?- odpowiedział.- Z pewnością mamy lepsze rzeczy do roboty.

Tłum zadrżał od śmiechu na ripostę Jareda, ale uśmiechnęłam się, nie


czując wstydu. Już dawno temu nauczyłam się z nim walczyć.

Rozejrzałam się po tłumie.

- Wydaje mi się, że boi się, że to ja wygram, prawda?- zadałam pytanie


retoryczne i usłyszałam rozbawienie tłumu, który odwrócił się ku niemu, aby
zobaczyć jego reakcję.

Zeskoczył ze swojego samochodu, przez co podeszliśmy do siebie, a


tłum się rozsunął na bok.
Zakpił:

- Ty wygrasz? Ścigałem się tutaj dwa razy więcej, niż ty. Wydaje mi się,
że poradzę sobie z tym, gdy zobaczę cię w swoim wstecznym lusterku, Tatum
- zażartował, na co moje serce zabiło mocniej, gdy próbował mnie obrazić,
przez co poczułam déjà vu. Do którego pewnie mnie zachęcał.

Aby mnie nakręcić.

Położyłam dłoń na piersi, udając współczucie.

- Och, ale kochanie? Czyż nikt ci nie powiedział?- podeszłam do niego,


uśmiechając się.- To wyścig kurczaków - poinformowałam go.- Nie będę za
tobą. Nie będę obok ciebie - pochyliłam się, aby szepnąć.- Wjadę wprost na
ciebie, skarbie.

Jego uśmiech spełzł mu do stóp, przez co musiałam powstrzymać się od


śmiechu.

Bezcenne. Cholera, byłam świetna.

Gorące spojrzenie Jareda stało się zażarte, gdy spojrzał na swojego


brata.

Prychnęłam, gdy podszedł Jax, przewracając oczami.

- Dzięki, Tate - powiedział z sarkazmem.- Jeszcze mu nie powiedziałem.

- O czym ona mówi?- głos Jareda nagle stał się napięty, podczas gdy ja
próbowałam powstrzymać uśmiech. Nie często udawało mi się go zaskakiwać.

- Uch, cóż - Jax wysunął się do przodu, mówiąc przepraszająco.- Mamy


tu nowe zasady, bracie. Obydwoje wystartujecie z linii startu, ale pojedziecie
w przeciwnych kierunkach - wyjaśnił, zerkając na mnie.- Macie dla siebie cały
tor, do momentu w którym sie nie miniecie, każdy na swoim pasie - Jax
powiedział twardo, tłumacząc to głównie mnie, odkąd nigdy wcześniej tego
nie robiłam i chciał się upewnić, że go dobrze zrozumiałam.

Uniosłam brwi, zerkając na Jareda.

- Ale na linii mety... - zaczęłam.

- Na linii mety - powiedział Jax.- Przy ostatnim zakręcie będziecie


musieli przejechać pomiędzy barierkami, aby zakończyć wyścig.
Wskazał na wysokie do pasa, plastikowe barierki, które były
wykorzystywane podczas napraw drogowych, a które były umieszczone za
nim, aby stworzyć tor o jednym pasie.

- Jest miejsce tylko na jeden samochód - zauważył Jax.

Nie mogłam się powstrzymać od podskakiwania na nogach.

- Dokładnie - zaznaczyłam.

- Ktokolwiek dojedzie pierwszy... - Jax skinął głową.- Cóż, sami już


wiecie.

Odwróciłam się i skierowałam do swojego samochodu, gdy Jax


gwizdnął, aby ludzie zeszli z trasy.

- Tate!- Jared krzyknął, jednak jego głos stłumił tłum.- Nie zrobię tego!

- Jeśli nie ty - zawołałam przez ramię. - To ktoś inny to zrobi i nie będę
z nimi tak samo bezpieczna jak z tobą, prawda?

Otworzyłam samochód i wsiadłam do środka.

- Gówniara z ciebie!- dostrzegłam jak warknął pośrodku tłumu.

Przechyliłam głowę na bok, wystawiając ją przez okno.

- Kocham cię - krzyknęłam żartobliwie.

I dzięki Bogu, że nie kłócił się bardziej. Wahając się tylko przez
moment, pokręcił głową, wyglądając na pokonanego, zanim odwrócił się i
podszedł do swojego własnego samochodu, który już stał na torze.

Samochód Jareda był dziełem sztuki i każdy się wokół niego zgromadził,
dokąd tutaj przyjechaliśmy.

Włączając silnik, ryknęłam nim uniosłam dłonie do kierownicy,


zaciskając je na niej, czując gorący pęd swojej krwi.

Tłum rozszedł się, rozchodząc na dalekie końce lub siadając na


trybunach, przez co wrzuciłam sprzęgło, wjeżdżając powoli na tor. Zakręcając,
stanęłam obok Jareda, tak, że oboje byliśmy skierowani w przeciwne strony, a
nasze miejsca kierowcy były obok siebie.

- Nigdy mi niczego mi nie ułatwiałeś - powiedziałam mu swoim


poważnym tonem.- Nie wstrzymuj się teraz.

Wpatrywał się w swoją przednią szybę, widocznie nienawidząc tego,


czego od niego chciałam.

Pogłośniłam muzykę, zebrałam swoje włosy i związałam je w kucyk.

Wreszcie spojrzał na mnie i obydwoje uśmiechnęliśmy się, na co sam


pogłośnił swoją muzykę.

- Witajcie wszyscy!- przez głośniki usłyszeliśmy Zacka.

Wyjrzałam przez okno, by dostrzec Madoca i Fallon na trybunach,


podczas gdy Jax i Juliet przeszli z tyłu mojego samochodu, aby też tam
dotrzeć.

Tłum, mieszanina licealistów, a także naszych znajomych z tamtych


czasów, wyciągnął telefony, aby zacząć nagrywać. Wielu z nich było
świadomych przeszłości mojej i Jareda, więc z zaciekawieniem czekali na ten
mały pokaz.

Jared uśmiechnął się, zaś ja nie mogłam się powstrzymać od stukania


stopą, gdy oczekiwanie wysłało dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa.

Wiedział, że podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył, więc


próbował wytrącić mnie z równowagi. No dobra, może nie specjalnie, ale
mimo wszystko.

- Tej dwójki - zaczął Zack, grzmiąc przez głośniki.- Nie trzeba wam
przedstawiać. To zestawienie, które rywalizowało z każdym tutaj i nigdy nas
nie zawiedli w dodaniu kilku nowych fajerwerków do Pętli.

Tłum zawiwatował, a ja spojrzałam na sprzęgło, aby upewnić się, że


byłam na pierwszym biegu.

- Jared i Tate?- kontynuował Zack.- Powodzenia.

Obserwatorzy zawiwatowali, na co westchnęłam ciężko, gdy Jared


zamknął okno.

Zrobiłam to samo, na moment ściszając muzykę.

- Gotowi!- zawołał Zack, jako, że ze swojej pozycji nie widziałam


świateł.
- Do startu!- usłyszałam, przełykając suchość w swoich ustach.

Jared i ja dodaliśmy gazu, zbyt podekscytowani, aby wytrzymać.

- Start!- ryk rozbrzmiał w moich uszach, gdy Jared i ja oderwaliśmy się


od siebie, a tłum zawiwatował jeszcze głośniej na dźwięk pisku naszych opon.

Wrzuciłam drugi bieg, a potem trzeci, przyspieszając szybko i gładko.


Coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie z Jaredem i gdy zerknęłam w swoje
wsteczne lusterko, byłam zaskoczona, że nie spodobało mi się, gdy oddalał
się ode mnie coraz bardziej. Niemal czułam to na swojej skórze.

Tak jak magnesy.

Błysnęły jego boczne światła, więc zacisnęłam dłonie na swojej


kierownicy, dostrzegając, jak bierze pierwszy zakręt.

Cholera.

Dodając gazu, wrzuciłam piąty bieg, pomijając czwarty i biorąc zakręt.


Problem w moim samochodzie był taki, że był cięższy od jego o jakieś sto
trzydzieści kilogramów, więc mógł manewrować szybciej i łatwiej.

Wrzuciłam trzeci bieg i dodałam gazu, jadąc do przodu, po czym


wrzuciłam piąty i szósty bieg. Smukły samochód Jareda wyglądał jak rakieta
pędząca przez wodę po deszczu na torze, gdy pędził ku kolejnemu zakrętowi.

Napięłam mięśnie w swoim udzie, czując jak ekscytacja wkrada się w


mój środek.

Cholera, jest seksowny. Nie widziałam go przez jego przyciemnione szyby,


jednak i tak udało mu się mnie podniecić.

Biorąc kolejny zakręt, parłam do przodu, trzymając się swojej prawej,


gdy Jared jechał na mnie i zaśmiałam się, gdy mnie minął.

Uwielbiałam się z nim ścigać. Zawsze czułam pęd i nie ważne z kim się
ścigałam, nic nie było aż tak dobre.

Pomimo bluzy chłód przebiegł po mojej skórze. Nie wahając się,


wzięłam kolejny zakręt.

Nie chciałam wygrać, ani nie czułam takiej potrzeby, ale chciałam tego z
nim.
Moja muzyka ucichła, gdy telefon zaczął dzwonić. Przyjęłam połączenie.

- Tak?- odpowiedziałam.

- Co się stanie, jeśli ja wygram?- zapytał Jared, a jego jedwabisty głos


wręcz pieścił moją skórę.

Zawahałam się, nie wiedząc jak odpowiedzieć.

- No to... - zaczęłam szukać słów.- To wtedy ci zaufam ci, że zawsze


dajesz mi to, co najlepsze.

Milczał, przez co usłyszałam tłum przed nami.

- A jeśli przegram?- zapytał, brzmiąc niewymownie smutno.- Wciąż mi


zaufasz, że daję ci to co najlepsze?

W moim gardle pojawiła się gula i szybko zamrugałam, aby pozbyć się
niespodziewanych łez.

- Jared - wciągnęłam wargi między zęby, próbując się nie rozpłakać.


Chciał wiedzieć, czy mu ufałam.

- Nie mogę ci obiecać, że będę się budzić każdego dnia, będąc w


dobrym nastroju na sto procent, Tate - przyznał.- Nikt nie może.

Usłyszałam jak jego głos zmienił się, gdy wziął ostatni zakręt i rusz
torem, a ja zrobiłam to samo, przyciskając się mocno do kierownicy, gdy to
zrobiłam.

- Ale - odetchnął ciężko przez wysiłek.- Mogę ci obiecać, że zawsze


będę stawiać cię na pierwszym miejscu.

- W takim razie udowodnij to - zachęciłam zamyślonym głosem.- Zmierz


się ze mną jak równy z równym.

Wrzuciłam piąty, a następnie szósty bieg, widząc naprzeciwko siebie


jego światła.

To było to. Tylko jedno z nas miało przejechać przez barierki, drugie
natomiast musiałoby wybrać drogę z zewnątrz, a on teraz pieprzył się z moją
głową, podczas gdy chciałam, aby się zwyczajnie ścigał.

- Tate... - powiedział z wahaniem.


- Jared, po prostu jedź - nacisnęłam.- To ty. Jesteś tylko ty. Tylko ty
rzucasz mi wyzwania, więc rzuć mi je! Nie wstrzymuj się. Ufam ci.

Ścisnęłam kierownicę, zmarszczyłam mocno brwi, gdy wcisnęłam się w


fotel.

Jedź, jedź, jedź...

Jadąc w stronę linii startu, wcisnęłam gazu aż do podłogi, widząc jak i


on nadjeżdża po ścieżce zaznaczonej barierkami.

- Tate! - warknął.

- Jedź!- krzyknęłam.

Jax zaznaczył linie na torze, dając kierowcom do zrozumienia, że była to


ich ostatnia szansa, aby zrezygnować, ale biorąc pod uwagę moją przestrzeń,
wiedziałam, że dałabym radę.

Zamierzałam dać radę i nie chciałam, aby Jared mi to ułatwiał. Daj mi


wszystko!

Trzymałam kierownice, moje ręce napinało się jak żelazne rury i


zassałam oddech, gdy moje serce waliło jak młot pneumatyczny.

- Kurwa!- Jared zaklął, jadąc wprost na mnie.- Tate, przestań!

Jego samochód, mój samochód, jeden tor, wprost na siebie, barierki za


trzy... dwa... jeden... i...

Nie!

Krzyknęłam, skręcając gwałtownie kierownicą tak, że w całym swoim


ciele poczułam koszmarny ból, gdy zjechałam z jego drogi i minęłam barierki,
niemalże płacząc ze strachu, gdy się skrzywiłam.

O Boże!

Zaczęłam mocno dyszeć, gdy szybko zerknęłam za siebie kilka razy, aby
zobaczyć, że on też był po drugiej stronie barierek.

Udało mu się. Tak jak i mnie.

Cholera. Odchyliłam głowę do tyłu, przerażona tym co prawie się stało,


gdy zwolniłam i zatrzymałam się.
Kręcąc głową, czując w tym samym czasie przerażenie i ulgę,
zauważyłam ironię.

Postawił mnie na pierwszym miejscu. Tak jak obiecał.

Tłum nadbiegł, a ja wysiadłam ze swojego samochodu, będąc słabą i


roztrzęsioną.

- Całkowicie zwariowałaś!- usłyszałam jego krzyk, gdy przedzierał się


przez tłum.- Stanford wie jak bezmyślna jesteś?- zaatakował.

Wyprostowałam się, ale uciekłam wzrokiem, czując się lekką skruchę.


Miał wszelkie prawo, aby się wkurzać. Zagrałam z jego głową, mówiąc mu,
aby dał mi od siebie to co najlepsze, przez co oboje niemal znaleźliśmy się w
niebezpieczeństwie. Oczekiwałam, że jaką decyzję podejmie? Ale zanim
miałam szansę przeprosić, rzucił we mnie małym pudełeczkiem.

- Trzymaj.

Uniosłam ręce, łapiąc je.

- Otwórz je - rozkazał.

Przyjrzałam się uważnie czarnemu, skórzanemu pudełeczko i już


wiedziałam, co to było.

Stał ode mnie o kilka stóp, ale tłum nas otaczał, podczas gdy nasi
przyjaciele przepchnęli się na przód widowni.

Zrobiłam tak jak mi kazał i otworzyłam je, przyglądając się platynowej


obręczy i diamentowi, które były przeznaczone dla mnie. Wśród tłumu
rozległy się westchnienia i nawet kilka pisków, pewnie ze strony licealistek,
które uznały, że jego chamstwo było słodkie.

Przesunęłam usta na bok, spoglądając na jego brew, którą uniósł ze


złością.

- Więc właśnie tak się oświadczasz?- zapytałam sztywno.- Ponieważ


mam problem z tym, że rzuciłeś mi pierścionkiem w twarz i nie ukląkłeś na
kolanie, tak jak oczekiwałby tego mój ojciec.

Spojrzałam na Jaxa i śmiejącego się Madoca, gdy kontynuowałam:

- Nie żebym spodziewała się, że Jared uklęknie - wiem, że nie jest taki
typem - ale cholera, oczekuję gestu i...

Spojrzałam w dół, dostrzegając przed sobą Jareda na jednym kolanie.

- Och - szepnęłam, uciszając się.

Usłyszałam śmiechy w tłumie i pozwoliłam mu chwycić się za dłoń, gdy


uśmiechnął się do mnie.

Serce zabiło mi mocniej i poczułam jak motylki wlatują mi do brzucha.

- Tate - powiedział powoli, patrząc mi w oczy w taki sam sposób, jakby


wciąż był tym chłopcem z którym dorastałam, ale był też mężczyzną, którego
pokochałam.- Jesteś wypisana na całym moim ciele - powiedział cicho, tylko
dla nas.- Nigdy nie usunę tych tatuaży. Masz moje serce i nikt cię nigdy nie
zastąpi.

Zacisnęłam usta, próbując nad sobą zapanować.

Kontynuował:

- Żyję tylko wtedy, kiedy jestem z tobą i proszę o twoje serce, twoją
miłość i twoją przyszłość - uśmiechnął się.- Proszę, zostaniesz moją żoną?

Zadrżała mi broda i pierś i nie mogłam nic na to poradzić. Zakryłam


swój uśmiech dłonią i pozwoliłam łzom popłynąć.

Tłum wokół nas zaczął wiwatować, jednak ja dotknęłam dłonią jego


twarzy, gdy wstał i podniósł mnie nad ziemię.

- Właśnie tak się oświadcza - zażartowałam przez dreszcze.

- Więc odpowiesz mi?

Zaśmiałam się.

- Tak - gwałtownie pokiwałam głową.- Wyjdę za ciebie z przyjemnością.

***
Po Pętli uciekliśmy.

Tylko nasza dwójka pojechała do Mario na późną kolację, a później do


domu. Nie mogłam powstrzymać motylków w piersiach.

Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.

Jared wsunął pierścionek na mój palce i przytulił mnie, wtulając mnie


pod swoją brodę, gdy zadzwoniliśmy z jego telefonu do mojego ojca na
Skypie.

Najwidoczniej zapytał mojego ojca o zgadał już półtorej roku temu i jak
zwykle bywało, mój ojciec nie mieszał się w nieswoje sprawy, ani nie
interweniował w sytuacje, które musiano rozegrać bez jego pomocy.
Dowiedzieliśmy się też, że nigdy nie przyjął innych ofert za dom. Wiedział, że
Jared kiedyś przyjedzie do domu.

Spojrzałam na Jareda, opierając głowę na jego ramieniu za mną.

- Przepraszam za drzewo - powiedziałam, czując wyrzuty sumienia, gdy


siedzieliśmy pośrodku niego, ja między jego nogami i opierając się plecami o
jego tors.

- Wiem - powiedział łagodnie.- Wyzdrowieje. Czas wyleczy wszystko.

Spoglądając w dół, zerknęła na pierścionek, wciąż czując szczęśliwy


ciężar na swoim palcu. Wciąż musieliśmy popracować ad wieloma rzeczami -
przegadać miejsce zamieszkania, podczas gdy pójdę do szkoły, jego karierę -
ale były to drobiazgi, biorąc pod uwagę to co przetrwaliśmy, aby być razem.
W życiu doszłam do dwóch wniosków: niemal nic nie wychodzi tak jak się
zaplanuje, ale byłabym szczęśliwa tylko wtedy, jeśli byłby u mojego boku. Nie
było innego wyboru.

- Jeśli ci się nie podoba, możemy go zmienić - odezwał się, obserwując


jak podziwiałam pierścionek.

- Nie, podoba mi się - zapewniłam go.- Jest idealny - i uśmiechnęłam


się.- Moja nowa deska ratunkowa.

Jared prychnął, przypominając sobie moje deski ratunkowe z liceum.


Rzeczy, które zawsze musiałam ze sobą mieć, gdy wychodziłam, tak na
wszelki wypadek, gdybym musiała przed nim uciec.

Pochylił się do przodu, całując mnie we włosy.

- Nie mogę się doczekać, aby wziąć z tobą ślub - szepnął, a ja wtuliłam
się w niego, tak bardzo go kochając.

Też nie mogłam się doczekać.


Rozdział 18

Jared

Trzy miesiące później

- Odwal się - odsunąłem się od rąk Madoca, gdy bawił się moim
krawatem.

- Ale jest pomięty - odpowiedział, z powrotem mnie przyciągając do


siebie.- I wygląda jak gówno.

Poddałem się, nieruchomiejąc i próbując nie czuć skrępowania, kiedy


inny facet wygładzał mój krawat.

Mój cały garnitur oczywiście był czarny, ale dodałem kamizelkę dla
efektu.

Madoc pochylił się ku mnie, jego usta były tylko cale od moich.

- Mmmm, ładnie pachniesz - zamruczał.

Znowu się odsunąłem, krzywiąc się.

- Odwal się ode mnie - warknąłem, odpychając go tylko po to, aby zgiął
się w pół i poczerwieniał od śmiechu.

Jax szybko do mnie podszedł, uśmiechając się.


- Już tu jest.

Uśmiechnąłem się, ale momentalnie to ukryłem. Chwyciłem się za kark i


schyliłem głowę, próbując zapanować nad swoim pulsem. Cholera, nie ważne
co musiałem zapanować nad swoją temperaturą. Czułem pot na swoich
plecach, chociaż był późny wrzesień i pogoda zaczęła się ochładzać.

Rozejrzałem się po oczku wodnym - naszym oczku wodnym - i skupiłem


się na małym wodospadzie zrobionym przez człowieka, jak woda spływała po
kamieniach w małych kaskadach i przypomniałem sobie ją tutaj, kiedy
byliśmy mali.

Myślałem, że właśnie tutaj ją straciłem, gdy miałem czternaście lat,


więc aby się upewnić się, że żadne miejsce nie było naznaczone złymi
wspomnieniami, które przejęłyby nad nami kontrolę, obydwoje uzgodniliśmy,
że właśnie tam weźmiemy ślub.

Był to start dla nowych wspomnień i nowych przygód.

Jason i Ciaran, ojciec Fallon, który przez jakiś czas zatrudniał mojego
brata i w jakiś sposób stał się częścią rodziny, stali z boku, prowadząc luźną
rozmowę - co było zaskakujące, jako, że działali po przeciwnych stronach
prawa. Moja mama - cała promieniejąca od nowo znalezionej energii -
siedziała na kamieniu z Quinn w swoich ramionach, podczas gdy Pasha stała
przy krawędzi oczka, ubrana w srebrno czarną sukienkę, wyróżniając się w
tłumie.

Lucas, "młodszy brat" Madoca, grał na swoim telefonie, podczas gdy


mama Lucasa i panna Penley - lub Lizzy, jak ją teraz wszyscy nazywaliśmy,
jednak ja tego nie robiłem, bo było to dziwne - zachwycały się moją młodszą
siostrą.

James, tata Tate, i jego nowa narzeczona kupili dom pomiędzy Chicago
i Shelburne Falls, stawiając na prostą komunikację, która nie przeszkodziłaby
im w ich pracy. Planowali swoją własną ceremonię w lato kolejnego roku.

Juliet, Fallon i James musieli być z Tate, ponieważ Madoc i Jax stali przy
mnie.

- Wiesz, że nie musisz tego robić - powiedział Madoc, prostując swój


własny krawat.- Jax jest twoim bratem. Miałoby większy sens, jeśli to on
stałby u twojego boku podczas twojego ślubu.
Dostrzegłem jak nadchodzi kapłan, więc zwróciłem się do Madoca:

- Ty też jesteś moim bratem. Nie mogę wybrać między wami, tak samo
jak Tate nie może wybrać między Fallon i Juliet.

Musieliśmy przekazać wielebnemu imiona naszych drużb i druhen - i nie


zastawialiśmy się dwa razy. Fallon i Juliet dla niej, Jax i Madoc dla mnie.

- Wiesz, że mogłeś to urządzić w moim domu - zasugerował.- Na dole


jest mnóstwo miejsca i nie musielibyśmy ograniczać listy gości.

- Ograniczyliśmy ją z własnego wyboru - poprawiłem go.- Nie przez


konieczność. Tate i ja chcieliśmy mieć małą i prywatną uroczystość -
powiedziałem mu, wiedząc, że wolał wielkie i błyskotliwe przyjęcia.- I
chcieliśmy, aby uroczystość odbyła się tutaj - dodałem.

- Dobra - zakończył temat, akceptując mój wybór. I wiedziałem, że


rozumiał.

Chociaż Madoc miał improwizowany ślub w barze, nie sądziłem, aby


żałował choćby sekundy. Kochał Fallon i chcieli się pobrać. Reszta nie miała
znaczenia.

Tate i ja poczekaliśmy nieco dłużej niż on i Fallon, jednak nie aż tak


długo.

Resztę lata spędziliśmy pomiędzy Shelburne Falls - relaksując się z


naszymi przyjaciółmi i spędzając czas z rodziną - i Kalifornii, gdzie szukaliśmy
mieszkania blisko Stanford i spędzając czas w moim sklepie.

Gdy zaczęła się szkoła, Tate zaczęła chodzić na zajęcia, podczas gdy ja
urządzałem dla niej dom. Dzień ślubu i szczegóły już były ustalone, więc
musieliśmy tylko przylecieć, a później wylecieć.

Na święta mieliśmy przyjechać tutaj na tydzień, aby spędzić go z


rodziną, a kolejny w chatce w Kolorado, aby tam uczcić nasz spóźniony
miesiąc miodowy. Tate wpadła na pomysł, że moglibyśmy pozjeżdżać na
nartach.

Taa, nie ma mowy.

Wystarczyła mi sama myśl o niej chodzącej po przytulnej chatce w


niczym innym jak długim swetrze, który pokazywałby jej piękne nogi w
świetle kominka...

Mógłbym zgodzić się na narty. Jeśli byłaby grzeczna.

Po dzisiejszej ceremonii, wszyscy mieliśmy pojechać na skromny,


prywatny obiad, a potem rozjechać się do swoich domów; już nieźle się
bawiliśmy myśląc o tym co zmienić, jeżeli zamieszkalibyśmy tutaj w
przyszłości.

- Chyba nie zaprosiłeś dzisiaj wieczorem tłumu ludzi do swojego domu


na imprezę, prawda?- posłałem Madocowi znaczące spojrzenie. Uwielbiał
imprezy i szukał powodu, aby jakąś urządzić.

Ale teraz wyglądał na urażonego.

- Oczywiście, że nie - odpowiedział i skinął brodą, prostując się.- No to


zaczynamy, stary.

Odwróciłem głowę, słysząc jak muzyka zaczyna grać i nagle poczułem


jak puls mi przyspiesza - walił niczym karabin maszynowy pod moją skórą -
gdy skupiłem się na ścieżce obok kamieni. Wiedziałem, że wyjdzie właśnie z
tamtego miejsca.

Czterech skrzypków siedziało na kamiennej półce nad nami, grając


"Nothing Else Matters" Apocalyptici. Rozejrzałem się dookoła, czując ból.
Zakładałem, że ten dobry. Tak strasznie chciałem ją zobaczyć.

Juliet pojawiła się jako pierwsza, ubrana w swoją jasno różową


sukienkę do kolan. Jej włosy były rozpuszczone, a po chwili usłyszałem, jak
mój brat wciąga ostry oddech. Jej mały brzuszek już był widoczny pod szarfą
przepasującą suknię, ale wyglądała świetnie, jako, że przeszły jej poranne
mdłości.

Fallon podążyła jej krokiem, mając na sobie szarą sukienkę podobną do


Juliet, jej włosy były ułożone w długich falach i dostrzegłem jak puściła
Madocowi oczko, zanim stanęła obok Juliet po przeciwnej stronie
duchownego.

Znowu spojrzałem w stronę kamieni. Nie widziałem Tate od dwudziestu


czterech godzin, ponieważ nasi przyjaciele stwierdzili, że rozłąka sprawi, że
dzień naszego ślubu będziesz jeszcze bardziej wyjątkowy. Ale nie mogłem już
wytrzymać.
Czekałem przez lata.

Pojawiła się, idąc ramię w ramię ze swoim tatą, na co uśmiechnąłem


się, patrząc jej w oczy.

- Jest piękna - usłyszałem Madoca.

Wypuściłem powolny oddech, czując jak pieką mnie oczy, gdy ścisnęło
mi się gardło.

Zamrugałem kilka razy, aby pozbyć się łez, gdy zacisnąłem szczękę,
próbując nad sobą zapanować.

- Patrz na nią, dobra?- szepnął Jax.- Patrz jej w oczy i nic się nie stanie.

Przełknąłem igiełki w swoim gardle i znowu na nią spojrzałem,


dostrzegając radość i spokój na jej twarzy.

Dlaczego czułem się tak, jakbym cierpiał?

Nigdy nie wyglądała bardziej pięknie.

Jej suknia bez ramiączek miała dekolt w kształcie serca - nie pytajcie
skąd o tym wiedziałem - który był ozdobiony kamyczkami na jej talii, która
rozświetlała gładką skórę jej ramion i szyi. Dół był w stylu antycznym i
zrobiony z warstw tiulu, który ciągnął się aż do ziemi i chociaż suknia była
piękna, nie dbałem o ten drobny dodatek. Wiedziałem tylko tyle, że złamała
mi serce wyglądając jak marzenie, które było całe moje.

Jej włosy były ułożone w idealne luźne fale i miała delikatny makijaż,
który podkreślał każdy jej cal. Zerknąłem w dół i dostrzegłem jak spod jej
sukni wystają białe Chucksy i nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.

Podeszła do przodu, nie odrywając ode mnie wzroku, gdy jej ojciec
pocałował ją w policzek i przekazał mnie.

Wiedziałem, że nie ten gest już nie obowiązywał - ojciec przekazujący


odpowiedzialność za córkę innemu mężczyźnie - ale wiele to dla mnie
znaczyło.

I nigdy nie wątpiłem, że zatroszczy się o mnie tak samo jak ja o nią.

Chwyciłem jej dłoń w swoją i poczułem na ramieniu zapewniający


uścisk ręki Jamesa, zanim się odsunął.
Spojrzałem na duchownego, skinąwszy głową, aby zaczął.

- Możesz się pospieszyć?- ponagliłem, słysząc u swojego boku śmiech


Jaxa i Madoca.

Nie chciałem być nieuprzejmy, ale Tate była niczym posiłek, na który
byłem zmuszony patrzeć, gdy umierałem z głodu.

Facet uśmiechnął się i otworzył księgę, aby zacząć.

Spojrzałem na Tate, ledwie co słysząc jego słowa.

- Kocham cię - szepnąłem.

Ja też cię kocham, powiedziała bezgłośnie, uśmiechając się.

Ludzie dookoła nas przysłuchiwali się krótkiej przemowie duchownego


dotyczącej miłości i komunikacji, zaufani i tolerancji, ale ani na chwilę nie
oderwałem wzroku od Tate.

Nie było tak, że musieliśmy słuchać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie


wiedzieliśmy wszystkiego i że będziemy się kłócić. Odebraliśmy zbyt wiele
ciężkich nauczek, aby wziąć za pewnika to, do czego doszliśmy.

Ale nie mogłem na nią nie patrzeć. Był to zbyt idealny dzień.

Duchowny zakończył przemowę, gdy Jax podał mu obrączki, a ja


dostałem tą dla Tate.

Wsunąłem go na jej palec, wsuwając go tylko do połowy, gdy


odezwałem się tylko do niej.

- Polubiłem cię jako moją przyjaciółkę - szepnąłem.- Pragnąłem jako


wroga. Kochałem cię jako wojowniczkę. A jako żonę... - i wsunąłem
pierścionek do samego końca.- ... zatrzymuję cię - uścisnąłem jej dłoń.- Na
zawsze - obiecałem.

Ciche łzy spłynęły po jej policzkach, jednak uśmiechnęła się, nawet jeśli
zadrżała jej pierś. Wzięła z ręki mężczyzny moją obrączkę i wsunęła mi ją na
palec.

- Gdy zostawiłeś mnie po raz pierwszy, byłam zdruzgotana -


powiedziała, mając na myśli nas, gdy mieliśmy czternaście lat.- Ale kiedy
zostawiłeś mnie po raz drugi, stałam się krnąbrna. Żałuję jednego i drugiego
- przyznała, mówiąc cicho.- Zawsze walczyłam z tobą zamiast walczyć o ciebie
i jeśli przez resztę naszego życia zobowiążę się do robienia czegoś inaczej,
Jared... - wzięła głęboki oddech, uspokajając głos.- ... to upewnię się, że
zawsze będziesz wiedział, że będę o ciebie walczyć - zamrugała, przez co
więcej łez spłynęło po jej policzkach.- Na zawsze.

Wiedziałem o tym bez konieczności wspominania o tym, jednak dobrze


było to usłyszeć. Bycie dzieciakiem było ciężkie. Bycie dzieciakiem i nie
posiadanie nikogo, na kogo mogłoby się liczyć, odmieniło moje życie. I jej.
Wiedziała jak bardzo jej potrzebowałem.

Zaoszczędziłem duchownemu fatygi i chwyciłem ją za kark, zanim


przyciągnąłem ją do pocałunku.

Objąłem ją ramieniem w talii, przycisnąłem jej ciało do swojego i


pocałowałem swoją żonę dłużej, niż było to konieczne, zatracając się w jej
smaku i zapachu, zanim odchyliłem się lekko, aby oprzeć się czołem o jej.

Śmiechy i prychnięcia wybuchły wokół nas, jednak nie zwracałem na to


uwagi. Według mnie i tak czekałem długo.

Po ceremonii Madoc walnął mnie w ramie, gdy wszyscy ruszyliśmy w


stronę samochodów.

- Ja prowadzę - poinstruował, mając na myśli coś, o czym nie miałem


pojęcia.

Zebrało się wiele samochodów, jednak nie było sensu robić


przedstawienia.

Ale co mi tam.

Wraz z Tate wszedłem do czarnej limuzyny, zamknąłem drzwi i


poinstruowałem kierowcę, aby pojechał za GTO. Potem zamknął okienko
dzielące dwie kabiny, zaś ja nie marnowałem ani chwili dłużej, aby wciągnąć
Tate na swoje kolana.

Podciągnąłem suknię, aby mogła usiąść na mnie okrakiem i ta biedna


dziewczyna wyglądała tak, jakby zatopiła się w chmurze jak w ruchomych
piaskach. Widziałem tylko jej twarz.

- Naprawdę podoba mi się ta sukienka - przesunąłem dłońmi po jej


gładkich udach.- Ale jest jak wrzód na dupie.
Chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do pocałunku, nie przejmując
się, że niszczyła moją fryzurę, którą dzisiaj moja matka perfekcyjnie ułożyła.

Limuzyna pojechała za GTO, a reszta za nami.

- Nasz ślub mnie podniecił - przyznałem, wsuwając dłoń w jej majtki.-


Pozwolisz mi przejść teraz do trzeciej bazy?- zażartowałem.

Wtuliła się w moją szyję, całując i bawiąc się i - zamknąłem oczy,


jęknąwszy - pieprzyć obiad. Musieliśmy znaleźć sobie pokój.

Ale na zewnątrz rozbrzmiały klaksony, przez co Tate wyprostowała się i


wyjrzała przez okno.

- Co u diabła?- szepnęła, zsuwając się z moich kolach.

Skrzywiłem się, gdy mój fiut napiął się boleśnie w moich spodniach.

Momentalnie otworzyłem okno i wyjrzałem przez nie, dostrzegając, że


ulica miasta była wypełniona naszymi wszystkimi znajomymi. Tymi, których
nie zaprosiliśmy na ceremonię, ponieważ była ona przeznaczona tylko dla
rodziny.

Co? Klaksony dźwięczały, ludzie gwizdali i zauważyłem, że nawet


zawodniczki z licealnej drużyny Tate klaskały.

Chociaż była to niespodzianka, było to wzruszające, że ludzie z którymi


dorastaliśmy, przyszli z nami uczcić ten moment.

- Och, nie zrobił tego... - Tate zagotowała się, myśląc dokładnie o tym
samym co ja.

Madoc.

Powiedział wszystkim.

I o wilku mowa. Wychyliłem się przez okno, dostrzegając, jak Madoc


zawrócił i podjechał do nas, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Skłamałem - przyznał, cały dumny z siebie.- W moim domu jest


cholernie wielka impreza - i odjechał, śmiejąc się.

Tate ze zdziwieniem spojrzała na mnie, kręcąc głową.

Najwidoczniej wszyscy ci ludzie mieli tam być.


Zamknąłem okno i wciągnąłem Tate na swoje kolana, wzdychając.

- Ma pokoje - kusiła przy moich ustach, szukając jakiejś zalety.- Wiele


pokoi dla nas, w których możemy się ukryć.

Pochyliłem się ku niej i pochwyciłem jej wargi w swoje, gdy ściągnąłem


swoją marynarkę.

- Komu jest potrzebny pokój?


Rozdział 19

Tate

Rok później

- Rozluźnij się - Pasha zbeształa mnie, stając obok mnie.- To jego


ostatni wyścig, więc przestań tak dramatyzować.

Wyciągnęłam szyję, splatając nerwowo palce, widząc jak Jared chwiał


się, gdy brał te wszystkie zakręty i nienawidząc tego, że jego motocykl
zawsze wyglądał tak, jakby miał się wywrócić i przekoziołkować, gdy pochylał
się przy zakręcie.

- Nie mogę -wykrztusiłam, zagryzając kciuk.- Nie cierpię, kiedy tam jest.

Cała nasza paczka stała z boku - Pasha, Madoc, Jax, Juliet, Fallon i ja -
mając na tyle szczęścia, że nie musieliśmy siedzieć na trybunach z tłumem,
jednak niestety nie mieliśmy zbyt dobrego widoku. Mama i ojczym Jareda tam
siedzieli, a Addie, gosposia Madoca, była w hotelu wraz z Quinn i Hawke,
świeżo narodzonym synem Jaxa i Juliet. Żużel w Anaheim był wypełniony
fanami, którzy chcieli zobaczyć ostatni wyścig Jareda i chociaż tęskniłby za
wyścigami, zdecydowaliśmy, że musiał się skupić na swoim biznesie, JT
Racing.

Nawiązał świetne kontakty i podczas, gdy ja skończę szkołę medyczną,


zdecydował z pewnością, że będziemy mogli przenieść biznes do domu wraz z
jego klientami.

- I może się źle skończyć, jeśli będzie się martwić tym, że ty się
martwisz - poskarżyła się Pasha.- Daj mu się tym nacieszyć.

Próbowałam, jednak jazda na motocyklach zawsze spychała mnie na


krawędź. Przynajmniej samochód zapewniał ochronę. Jak zbroja. Jazda na
motocyklu taka nie była i kierowcy byli dzieleni na dwie kategorie: tych,
którzy byli po wypadku i tych, którzy byli przed wypadkiem.

Była to tylko kwestia czasu. I właśnie dlatego tak się cieszyłam, że


Jared z tego rezygnował.

- Nic mi nie jest - skłamałam.- Tylko nieco mi niedobrze.

Podeszła do mnie Fallon i spróbowała mnie uspokoić, obejmując mnie


ramieniem.

- Piwo poproszę!- Pasha wrzasnęła w stronę stoisk i spojrzałam, jak


ruszyła w stronę jednego przy trybunach.- Chcecie jakieś?- zapytała,
spoglądając na nas.

- Wodę - odpowiedziałam.- Dziękuję.

Przyniosła nam napoje, podczas gdy motocykle śmignęły obok nas z


głośnym piskiem i zwiewając mi włosy w powietrze.

Nie mogłam patrzeć.

- Wiesz przecież - kontynuowałam swoją rozmowę z Pashą.- Tak samo


jak i ja, że od czasu do czasu weźmie udział w jakimś wyścigu. Wciąż jest
młody. Znowu będzie chciał to robić.

- Obydwoje wracacie do domu w następnym tygodniu, racja?- zapytał


Jax, odrywając wzrok od wyścigu, aby na mnie spojrzeć.

- Taa - skinęłam głową.- Będziemy jechać samochodem. Powinniśmy


przyjechać w czwartek.

Była letnia przerwa i chociaż miałam wiele do nadrobienia na zajęcia,


byliśmy podekscytowani, że mogliśmy wrócić do domu i spędzić czas z
rodziną i przyjaciółmi.
- To dobrze - znowu spojrzał na tor, ale mówił dalej.- Zapisałem Jareda
na wyścig terenowy na Pętli w następnym tygodniu, więc nie planujcie zbyt
wiele, dobra?

Skrzywiłam się.

- Wiesz, że Jared nie cierpi wyścigów terenowych - przypomniałam mu.-


Jeśli nie jest szybko...

- Chcę, żeby zapoznał się z terenem - przerwał mi.- Za kilka miesięcy


wyjeżdżamy z Juliet do Costa Rica i ufam, że zadba o sprawy jak nikt inny.

Racja. Niemal zapomniałam.

Jax i Juliet nie zamierzali pozwolić, aby dziecko ich spowolniło. Ich syn
mógł jeździć na ich przygody wraz z nimi. Juliet miała roczny kontrakt w
szkole - który przesunęła, gdy zaszła w ciążę - podczas gdy Jax zapewnił
sobie pracę w Outward Bound i na boku wykonywał pracę na komputerze.
Legalną pracę na komputerze.

Jared miał mieć oko na Pętle w jego imieniu, gdy będziemy w mieście.

- Przyprowadzę Lucasa - Madoc powiedział Jaxowi.- Jeżeli Jared będzie


chciał, weźmie go ze sobą na przejażdżkę. Im więcej mentorów ma ten
dzieciak, tym lepiej.

Uśmiechnęłam się, myśląc jak cudownie miał się Lucas. Madoc i Fallon
traktowali swojego "małego braciszka" jak jednego ze swoich własnych i nie
miałam wątpliwości, że ten dzieciak miał przed sobą obiecującą przyszłość
dzięki wsparciu jakie zapewnił mu system. Miał dobrą mamę i świetnych
przyjaciół.

- Spójrzcie!- wszyscy zaczęli krzyczeć, dostrzegając Jareda w jego


czerwono białym kostiumie do wyścigów, który musiał założyć.

Przejechał przez linię mety, a ja poczułam się tak, jakby te opony


przejechały po moim sercu.

- Tak!- Jax i Madoc ryknęli, unosząc w powietrze ręce, przybijając


podwójne piątki.

Położyłam jedną dłoń na sercu, a drugą na brzuchu, czując


zmartwienie.
Tłum zawiwatował, gdy wyścig dobiegł końca, a ja uśmiechnęłam się,
widząc jak Jared ignorował każdego, kto próbował z nim porozmawiać, gdy
podbiegł do mnie, po drodze rzucając kask na ziemię.

- Widzisz?- uniósł mnie w powietrze.- Zawsze jestem bezpieczny.

I przesunął mnie w dół, miażdżąc moje wargi w pocałunku w


niesamowity sposób. Niemal się skuliłam, słysząc błysk fleszy, kiedy się
całowaliśmy, ale widziałam to jako krok do przodu, jako, że tym razem nie
byłam w ręczniku.

Postawił mnie, obejmując ramionami.

- Ech - wzruszyłam ramionami.- Już nie martwię się o twoje


bezpieczeństwo - skłamałam.

Uniósł brwi.

- Nie?

- Nie - pokręciłam głową.- Tylko o to, że wygrywasz.

Pochyliłam się ku niemu, przesuwając palcami przez jego włosy na


karku, zaciągając się jego czystym ciałem.

- I chciałam, abyś był w dobrym nastroju - powiedziałam mu.- Nie


mogę przekazać ci szczęśliwych wieści podczas smutnego dnia.

Przechylił głowę, spoglądając na mnie z dezorientacją.

- A wygrana pieniężna pomoże - kontynuowałam.- Jako, że jesteś


jedynym pracującym członkiem rodziny, a ja będę kosztować cię wiele
pieniędzy - zażartowałam.

Posłał mi zarozumiały uśmiech.

- A to dlaczego?

I kiedy pochyliłam się bardziej ku niemu, aby powiedzieć mu, że musiał


zachować bezpieczeństwo i dlaczego teraz nic nie może mi stanąć na drodze
do szczęścia, poczułam jak jego pierś zaczyna się szybciej unosić.

Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, kiedy ukląkł na oczach


wszystkich - kamer błyskających w tyle i zaskoczonych westchnień naszych
przyjaciół - pocałował mój brzuch, witając się ze swoim dzieckiem.
Epilog

Tate

Siedem lat później

Wachlując się kopią Newseek'a, jęknęłam, gdy schyliłam się, aby


podnieść buty Dylan z dywany.

Ciepło lipca drażniło mnie tak bardzo, że miałam ochotę przybić


sznurówki jej butów do podłogi, jeśli nadal zamierzała wszędzie rozrzucać
swoje rzeczy.

Jared w ogóle nie pomagał, jeżeli chodziło o zbudowanie zmysłu


odpowiedzialności u naszej córki. No dobra, miała dopiero sześć lat, ale nie
rozpieszczaliśmy jej, prawda? Ciągle musiałam mu przypominać, że pewnego
dnia stanie się nastolatką i wtedy zacznie żałować.

Ale Dylan Trent była córeczką tatusia i niech niebiosa mu pomogą,


kiedy zacznie kręcić się wokół chłopaków i będzie chciała wracać po godzinie
policyjnej, zamiast zajmować się słodyczami i zabawkami.

- Dlaczego jest tu tak zimno?- usłyszałam ryk Madoca z korytarza.

Pokręciłam głową i rzuciłam buty mojej córki na szczyt kosza z brudną


bielizną w naszej prywatnej łazience, zgaszając światło, gdy wyszłam.
- Jest tu gorąco jak w piekle - burknęłam pod nosem, aby mnie nie
usłyszał.

Rozejrzałam się po pokoju, wreszcie czując satysfakcję z tego, że


wreszcie było czysto, a pranie było posprzątane. Wiedziałam, że Madocowi i
Fallon nie przeszkadzał bałagan, ale ja owszem, kiedy byłam u kogoś innego
w domu.

Odsunęłam ze swojej piersi koszulę Jareda o długich rękawach w


niebiesko białe paski i dalej wachlowałam otwarcie na mojej szyi, gdy
usiadłam na krawędzi łóżka. Jego mama kupiła mu wiele stylowych koszul
marki Brooks Brothers na jego wyjazdy służbowe, ale zakładał tylko czarne i
białe. Te w niebieskie i różowe paski były moje i wraz z moimi wełnianymi
spodenkami od piżamy były moim jedynym strojem w przeciągu ostatnich
dni.

Madoc otworzył drzwi od mojego pokoju i skrzywił się, kładąc dłonie na


biodrach.

- Jest tu zimno - oskarżył mnie, spoglądając na mnie jak na winowajcę,


jako, że w ostatnich dniach dosłownie gotowałam się i ustawiłam
temperaturę w jego domu na zerową.

Westchnęłam ze sztucznym współczuciem, gdy dalej się wachlowałam.

- Nie sprawiaj, że twoje problemy będą moimi problemami -


odpowiedziałam sarkastycznie.

Dopiero co wrócił ze swojego biura w Chicago i wciąż był ubrany w


swoje czarne spodnie od garnituru ozdobione wąskimi prążkami, a jego
rękawy od koszuli były podwinięte. Jego srebrny krawat wisiał luźno wokół
jego szyi i pewnie w drodze do domu szarpał go mocno, próbując się z niego
uwolnić.

Madoc uwielbiał swoją pracę, ale nie było mu łatwo. Sprzeciwiając się
rodzinnej tradycji, zdecydował się pracować w publicznym sektorze,
wpychając za kratki tych kryminalistów, których jego ojciec uwalniał. Można
by pomyśleć, że pogorszyłoby to ich stosunki, jednak obydwoje
Caruthersowie rozkoszowali się tą "grą", jak zwykli ją nazywać. Uważałam, że
walka na sali sądowej ich do siebie zbliżyła.

Przewrócił oczami na mnie, po czym przesunął z niesmakiem wzrokiem


po moim ciele.

- Jared mówi ci jak seksowna jesteś, nawet jeśli masz nadwagę?

Wyprostowałam się.

- Nie mam nadwagi. Jestem w ciąży.

- Jasne jasne - prychnął.- Ale masz w sobie tylko jednego dzieciaka.

Rzuciłam w niego magazynem, gdy wychylił się na korytarz.

Położyłam dłoń na brzuchu, wzdychając. Dupek.

Dzięki byciu doktorem wiedziałam jaka była akceptowalna waga w


czasie ciąży i byłam w fantastycznym stanie, dziękuję bardzo.

Madoc znowu wychylił swój łeb z korytarza.

- Tak nawiasem, Jared dzwoni na Skypie - zaćwierkał. A potem zniknął.

Uśmiechnęłam się, uwielbiając te słowa. Przesunęłam rękę za plecy, aby


wstać z łóżka.

Jako, że byłam w dziewiątym miesiącu ciąży z naszym drugim


dzieckiem, uzgodniliśmy z Jaredem, że nie powinnam być w naszym domu -
domu, w którym dorastałam - sama z Dylan. Odkąd Fallon wzięła rok
wolnego w swojej pracy w firmie architektonicznej w mieście, aby zająć się
swoim niezależnym projektem, który chciała odkryć, była idealną niańką, jeśli
"zdecydowałabym" się urodzić przed terminem. Jared nie chciał ryzykować,
jako, że wyjechał na kilka dni.

Zeszłam po schodach, czując jak bolą mnie nogi przez ciężar brzucha.
Już raz przysięgłam sobie, że poprzestanę na jednej ciąży.

Obiecałam to sobie po Dylan, ale Jared i ja wiedzieliśmy jak samotny


był jedynak, więc zdecydowaliśmy się na kolejne. Oczywiście miał brata, Jaxa,
jednak ten pojawił się w jego życiu wiele lat później.

Usłyszałam warczenie gdzieś w domu i kroki nade mną, dokładnie


wiedząc kto to był. Będę musiała pójść na trzecie piętro po rozmowie z
Jaredem, aby zapanować nad dzieciakami. Bliźniaki Madoca, Hunter i Kade
ostatnimi dniami odbijali się wraz z Dylan od ścian. Fallon i Addie pojechały
na zakupy, więc miałam nadzieję, że Madoc był na górze, aby zapanować nad
dziećmi.

Gdy była tu też Quinn, dom dzisiaj był jaskinią szaleństwa i hałasu.

Wyciągając krzesło od stołu w kuchni, usiadłam przed laptopem.

Jared uśmiechnął się do mnie.

- Hej, kochanie.

Poczułam motylki w brzuchu.

- Cześć - odwzajemniłam uśmiech, rozkoszując się widokiem jego


pomiętej, białej koszuli, potarganymi włosami i poluźnionym krawatem.-
Boże, świetnie wyglądasz - podroczyłam się, gotowa go zjeść wraz z frytkami.

Ktoś z tyłu dał mu dokumenty do podpisania, po czym spojrzał na mnie


z niezadowoleniem.

- Nie zaczynaj ze mną - ostrzegł.- Pragnę cię jak szalony. Jestem


zmęczony, głodny i napalony i nie mogę się doczekać, aż dzisiaj wieczorem
wsiądę do samolotu.

- Ciiii... - zaśmiałam się, rozglądając się za Madociem i dzieciakami.- W


domu jest pełno ludzi. Później ze mną brzydko porozmawiasz - powiedziałam
mu.

Jared był w Kalifornii i biorąc pod uwagę przestrzeń za nim, w której


znajdowały się wielkie skrzynie i wózki widłowe, był w magazynie. Miał tam
biuro, które normalnie prowadziła Pasha, ale co kilka miesięcy osobiście
składał tam wizyty, aby odbyć różne spotkania i sprawdzić jakoś JT Racing -
jak później się dowiedziałam, JT znaczyło Jared i Tate.

Stał przy stole w magazynie za sobą, ale nie miałam dość. Nawet
podczas swojej trzydziestki, mój mąż był seksowny.

W sumie to seksowniejszy. Dlaczego faceci starzeli się tak dobrze?

- Więc jak ma się mój syn?- Jared oddał papiery facetowi z boku i
spojrzał na mnie z całą swoją uwagą.

- Zdecydowanie rozsiadł się wygodnie na moim pęcherzu -


zażartowałam, klepiąc się po brzuchu.- Poza tym ma się dobrze.
- A jak z tobą?- zapytał.- Szpital zajął się twoimi spotkaniami?

- Tak - skinęłam głową.- Przez kilka kolejnych miesięcy będę się skupiać
tylko na rodzinie.

Dopiero niedawno przeszłam na urlop macierzyński, jako że w szpitalu


było mało pracowników. Jednak zbliżał mi się termin, więc cieszyłam się, że
przyjęli nowych ludzi. Teraz mogłam wziąć wolne bez zmartwień.

Usłyszałam skrobanie i skrzywiłam się, gdy się odwróciłam i zobaczyłam


jak Kade i Hunter ganiają Dylan z - zmrużyłam oczy - czy to był przepychacz
do toalety?

Dylan obiegła wyspę, jej miękkie, brązowe włosy podskakiwały na jej


ramionach, gdy próbowała im uciec.

Wbiła się w mój bok, wyraźnie szukając osłony, gdy objęłam ją


ramieniem.

Chłopcy - oboje mieli sześć lat - zatrzymali się w półkroku i spojrzeli na


nią ze złością.

- Zostawcie mnie w spokoju!- krzyknęła, machając swoją prawą stopą,


aby trzymać ich na przyzwoitej odległości.

Kade uniósł przepychacz, a ja podniosłam rękę, gdy Dylan krzyknęła.

- Och, nie, nawet nie próbuj. Odłóż to - rozkazałam mu.

Właśnie w tym momencie wbiegł Madoc, oddychając ciężko i


wyglądając na wkurzonego.

- Madoc!- Jared warknął, wbijając w niego swoim palcem


wskazującym.- Trzymaj swoich synów z dala od mojego dziecka. Mówię
poważnie.

Madoc otworzył szeroko oczy.

- Mam ich trzymać z dala?- powiedział zaskoczony.- Ty mały... - zacisnął


zęby, ale zatrzymał się. Podszedł bliżej, aby zakryć uszy Dylan, gdy szepnął
do Jareda.- Kocham ją. I to bardzo, ale jest z niej mała żmija - warknął
nisko.- Wypełniła pistolet na wodę wodą z kibla i strzelała nią w nich!

Jared prychnął i odwrócił się, aby się roześmiać.


Przewróciłam oczami i pokręciłam głową, mówiąc Madocowi, aby wziął
swoich szaleńców gdzie indziej.

Był to klasyczny przykład jak Jared i Madoc wychowywali dzieci. Żadne


z nich nie przyznałoby się, że ich dziecko zrobiło coś złego. Madoc był
strasznie dumny ze swoich synów, tak jak Jared z Dylan.

I już ostrzegłam Jareda, aby nie śmiał się z jej wybryków przed nią.
Zachęciłoby ją to tylko do złego zachowania.

Nie ważne jak zabawne było. Albo jak bardzo bliźniaki na to zasługiwali.

Wciągnęłam Dylan na swoje kolana, czując jak jej żółte Chucksy


ocierają się o moje łydki.

- Hej, tatusiu - zaćwierkała.- Tęsknię za tobą.

Uśmiechnęłam się na jej słodki głos, przyglądając się z czułością jej


zaróżowionym policzkom i wielkiemu uśmiechowi.

- Hej, niebieskooka - przywitał się z nią.- Mam dla ciebie niespodziankę.

- Jared - jęknęłam, czując jak twarde krzesło zaczyna wbijać sztylety w


mój kręgosłup.- Kochanie, jej pokój jest pełen niespodzianek. Im mniej tym
lepiej, dobrze?

Posłał mi swój zarozumiały uśmieszek, jakbym powinna była wiedzieć


lepiej.

Zawsze płacił dodatkowe opłaty za przeciążenie bagażu podczas swoich


powrotów. Zawsze przez prezenty, które jej przywoził. Koszulki, kule śnieżne,
pluszaki, podpisane zdjęcia kierowców z którymi pracował... lista się ciągnęła.
Miała zapchany pokój.

Mój dawny pokój.

- Madoc!- usłyszałam krzyk i odwróciłam się, aby zobaczyć jak Lucas


wchodzi przez rozsuwane, szklane drzwi od strony basenu z Gatorade w ręce
i z Quinn, która obejmowała go rękami w pasie.

Dylan i jej tatuś paplali ze sobą, gdy ja patrzyłam jak Madoc wszedł do
kuchni.

Ale Lucas odezwał się pierwszy, zanim Madoc zdołał coś powiedzieć.
- Stary, proszę, zabierz ode mnie swoją siostrę.

Quinn mocniej objęła Lucasa i uśmiechnęłam się na ten widok jak


ostatnio poświęcała mu wiele uwagi. Jednak dwudziestoletni Lucas nie miał
cierpliwości dla zakochanej ośmiolatki.

- Kocham Lucasa - powiedziała, chichocząc.- Wezmę z nim ślub.

- Za cholerę nie!- spojrzał na nią z brakiem tolerancji... i chyba lekkim


strachem.- Stary, poważnie - zwrócił się do Madoca.- To obleśne.

- Chodź - Madoc pochylił się i odciągnął swoją siostrę od ciała Lucasa.-


Jeszcze sprawisz, że Lucas zwieje z powrotem do koledżu - popchnął ją ku
nam.- Twoja mama i tata niebawem tu przyjadą. Przywitaj się z Jaredem.

Quinn - miała czekoladowe oczy po swojej matce i blond włosy po ojcu


- podeszła do nas i zasalutowała Jaredowi, potem chwyciła Dylan za rękę i
obydwie wybiegły na zewnątrz.

Jej relacja z Jaredem była najsłabsza. Wydawało mi się, że Quinn była


najbliżej z Madociem. Częściej go widywała. I dobrze się też bawiła z Jaxem.

Ale wydawało mi się, że przy Jaredzie stała się nerwowa. Jakby


oczekiwała jego uznania i szacunku, chociaż jej zmartwienie było
niepotrzebne.

Jared był nią zachwycony.

Może nie był taki towarzyski jak Madoc, ale uwielbiał uczyć ją nowych
rzeczy i upewniał się, że byliśmy na każdym jej recitalu lub przyjęciu
urodzinowym.

- Jax wspominał kiedy wróci z Juliet do domu w wakacje?- zapytałam,


wreszcie będąc sama z Jaredem.

- Kochanie, już nie ogarniam w jakim kraju są - westchnął.- Bhutan,


Bangladesz, albo...

- Brazylia - Madoc odezwał się z lodówki, do której zanurkował.

Pstryknęłam palcami.

- Brazylia. Byłeś blisko - droczyłam się z Jaredem.- Było to coś na B.


- Wolałbym, żeby po prostu został w domu - Jared wyglądał na
zirytowanego.- Chciałbym widzieć swojego bratanka częściej, niż na
zdjęciach.

- Niebawem - powiedziałam mu, zerkając na ścianę w kuchni, która


była wypełniona rodzinnymi zdjęciami. Jax siedział przed wodospadem, jego
twarz była skierowana w stronę obiektywu, Juliet przytulała się do jego
pleców, obydwoje byli brudni, spoceni i uśmiechnięci.

A do pleców Juliet przytulał się ich syn, Hawke, który miał teraz siedem
lat.

- Zadzwonię do niego dzisiaj - powiedziałam Jaredowi.- Trzeba będzie


przygotować dom.

Jax i Juliet wreszcie zdecydowali osiąść w Shelburne Falls w dawnym


domu Jareda, który znajdował się obok naszego. Przez kilka ostatnich lat
nieustanie byli w podróży i pracowali, aby wraz z niedochodowymi
organizacjami stawiać szkoły na całym świecie. Hawke ich jednak nie
zwalniał. Kiedy miał roczek, na zmianę nosili go w swoich plecakach. Teraz
pędził do przodu, wyprzedzając ich.

Jednakże coraz bardziej tęsknili za domem i wszyscy byliśmy


zdeterminowani, aby razem wychowywać nasze dzieci. Hawke uwielbiał swoją
kuzynkę, Dylan i chciał lepiej poznać chłopców Madoca.

Więc wracali do domu, a Fallon, Addie i ja zobowiązałyśmy się do


przygotowania domu, odkąd nie sprzątano w nim od wieków i trzeba było
zapełnić szafkę i lodówkę jedzeniem. Teraz martwiłam się tylko o to, aby mieć
oko na Dylan, która z pewnością wykorzystywałaby drzewo, aby spędzić czas
ze swoim kuzynem.

Otarłam pot z czoła i odsunęłam koszulę, próbując poczuć więcej


powietrza.

- Nie mogę się doczekać, aż wreszcie się urodzi - jęknęłam, mówiąc o


naszym synu.- Nie mogę się doczekać, aby wrócić na twój motocykl. Tęsknię
za wiatrem.

Jared oparł się na łokciach, uśmiechając się do mnie.

- Ja też - szepnął.- Potrzeba nam nocnej randki. I to prędko.


Mocniej się powachlowałam, myśląc o naszej ostatniej nocnej randce.
Jared i ja dobieraliśmy się do siebie przy każdej możliwej szansie, ale od
czasu do czasu udało się nam znaleźć czas tylko dla siebie, aby wyrwa się na
noc z domu. Zazwyczaj taki wypad kończył się na tylnym siedzeniu jego
samochodu.

Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.

Szklane drzwi znowu się rozsunęły i usłyszałam Dylan.

- Kade, chcesz popływać?

Odwróciłam się, aby spojrzeć jak syn Madoca odchodzi od niej.

- Daj mi spokój - prychnął.- Nie kumpluję się z dziewczynami.

Spuściła wzrok i moje serce pękło nieco. Miałam już do niej pójść, ale
Hunter - drugi syn Madoca - stanął za nią.

- Ja z tobą popływam - zaproponował.

Zatrzymała się, a potem skinęła głową i uśmiechnęła się lekko,


spoglądając jeszcze raz w stronę korytarza na którym zniknął Kade, zanim
wyszła z Hunterem na zewnątrz.

Wiedziałam, że Lucas z nimi był, więc się nie martwiłam.

Pokręciłam głową na Jareda i zaśmiałam się.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Hawke, Kade, Hunter, Dylan i Quinn


będą w liceum w tym samym czasie, prawda?- powiedziałam, przewidując dla
nas bardzo wybuchową przyszłość.- Przynajmniej przez dwa lata z czterech?-
przypomniałam mu.

Quinn w wieku ośmiu lat była najstarsza. Hawke był młodszy od niej o
rok, a Dylan, Kade i Hunter mieli po sześć lat.

- Spokojnie - chwycił za swoją marynarkę i założył ją.- Nie sądzę, aby


ktokolwiek wpakował się w większe kłopoty niż my.

Spojrzałam na niego, przypominając sobie te lata wzlotów i upadków i


przez jakie bagno musieliśmy przejść.

Wpakowaliśmy się w wiele kłopotów.


Liceum byłoby bardziej zabawne, jeżeli szybciej bym odpowiedziała na
wyzwanie Jareda, ale kto wie? Być może nie bylibyśmy tu teraz. Nie
zastanawiałam się nad tym, bo nie ważne co by się stało lub co nasz czekało,
zawsze bym go wybrała.

Jared był moim domem.

Gardło mi się ścisnęło, gdy z trudem przełknęłam ślinę.

- Będę cię zawsze kochać, Jaredzie Trent - szepnęła, czując jak do oczu
napływają mu łzy.

Wyciągnął rękę i przesunął palcem po ekranie komputera i wiedziałam,


że dotykał mojej twarzy.

- I jak będę cię zawsze kochać, Tatum Trent.

KONIEC

You might also like