Pewnego razu kiedy miałem siedem lat, poszedłem w nocy na
budowę, by zdobyć dla siostry kawałek szyby. Potrzebowała go do szkoły na prace ręczne. Była późna zimna jesień. Za oknem panowała ciemność. Kiedy siostra poprosiła o pomoc, niechętnie zwlokłem się z łóżka. Otworzyłem drzwi szafy i na prędce wygrzebałem jakieś porcięta. Na ramiona zarzuciłem płaszczyk i wybiegłem z domu wprost na budowę, otaczającą nasz blok ze wszystkich stron. Przecisnąłem się niezauważalnie przez dziurę w płocie. Skulony podbiegłem pod ścianę nowo postawionego budynku, będącego jeszcze w stanie surowym. Ostrożnie, żeby się na coś nie nadziać, wszedłem do pierwszej z brzegu klatki schodowej. Niestety nie miałem latarki. Pomimo tego, radziłem sobie dobrze - noc była księżycowa, a ja miałem świetny wzrok. Wspiąłem się do góry po namiastce przyszłych schodów, pokonałem rozrzucone pustaki i ostatecznie dotarłem do pierwszego piętra. Tam, w jakimś pomieszczeniu przykucnąłem pod ścianą i zacząłem szukać na podłodze rozbitych przez budowniczych kawałków szkła. Ostrożnie i trochę na oślep przeczesywałem gruz, starając się nie skaleczyć. - No nareszcie – westchnąłem po chwili, kiedy w znalezionej szybce zamigotało światło księżyca. Schowałem ją do kieszeni i już zamierzałem wrócić tą samą drogą, gdy nagle niebezpiecznie blisko rozległo się ujadanie psa i okrzyki nadchodzącego stróża nocnego. Skoczyłem na równe nogi. W panice rozejrzałem się dookoła. Niewiele myśląc wbiegłem na betonową platformę balkonu. Nie było poręczy. Zerknąłem w dół. Jakaś szara masa. Nie do końca mogłem ją rozpoznać. A czas naglił. Poczułem strach. Boże, nie mam wyboru – pomyślałem przerażony i skoczyłem na oślep. Walnąłem o coś miękkiego. Piasek. Uff! – odetchnąłem rozdygotany. – Ale miałem szczęście. Gwałtownym ruchem sięgnąłem do kieszeni. Wszystko w porządku. Szybka była cała. Wstałem, otrzepałem spodnie i chyłkiem pobiegłem w kierunku znajomej dziury w płocie. W oddali szczekał pies. Już bez większych kłopotów dotarłem do podwórka mojego bloku. Kiedy poczułem się bezpieczny, odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na ciemne okna mieszkania. Wszyscy już chyba spali. Zamiast jednak do domu, sam nie wiedząc dlaczego, poszedłem na miasto. Włóczyłem się bez celu po ulicach Chrzanowa. W pewnym momencie znalazłem się w pobliżu kościoła. Zajrzałem przez bramę do środka. Rozświetlone wnętrze przyciągało mnie magicznie. Zapragnąłem wejść. Trudno opisać co się ze mną wtedy działo. Dorastałem w rodzinie ciężko poszkodowanej i poranionej przez wojnę. Moja mama po dwu i pół letnim pobycie w łagrze na dalekiej zimnej Syberii zatraciła wiarę, zwłaszcza w sensie praktykowania jej na pokaz. Ale pomimo tego pokornie uczyła nas modlitw i podstaw religii. Pragnęła, abyśmy sami dokonali w przyszłości wyboru. Ojciec także przeszedł straszne rzeczy na wojnie, jednak wiary nie stracił. Dzięki temu wszyscy przystąpiliśmy do pierwszej komunii. Otoczenie, a zwłaszcza dzieci sąsiadów traktowały nas jednak jako ateistów lub innowierców, i zdarzały się z ich strony różne szykany. Mojej siostrze, małej wesołej i przejętej nauką dziewczynce, dzieci rozbiły głowę kamieniami, a brat został ciężko pobity przez kolegów z klasy. Porwali mu ubranie i okładając pięściami, uczyli modlitwy. Ja także od czasu do czasu dostawałem niezłe baty. Dlatego też, praktycznie od najmłodszych lat, wykształciłem w sobie wiele argumentów przeciwko istnieniu Boga. A tymczasem tego późnego wieczoru, wszedłem w wielkim strachu do kościoła, który przyciągał mnie z taką siłą, że w żaden sposób nie mogłem się temu oprzeć. Moje serce było głęboko rozdarte. Z jednej strony czułem zdumiewający i nieodparty zew, a z drugiej, pogrążony w oceanie przykrości za tę moją inność - hipokryzję, w imię której mojej rodzinie okazywano tyle niechęci i upokorzeń.
Kiedy wszedłem do kościoła, nie wiedziałem jak się zachować.
Strasznie przejęty podszedłem pod sam ołtarz, ukląkłem i poprosiłem Boga, by na dowód tego, że istnieje, natychmiast mnie zabił. W swojej dziecięcej naiwności miałem nadzieję, że chociaż w momencie śmierci mógłbym doświadczyć jego istnienia i raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości. Odczekałem chwilę. Nic się nie stało. Bóg mnie nie zabił. Powiedziałem mu, że nie istnieje i teraz mam dowód na to, że tak jest. Potem zawstydzony uciekłem do domu i z wypiekami na twarzy położyłem się spać. Rano siostra znalazła kawałek szybki i była bardzo zadowolona.
***
Mijały lata. Skończyłem liceum, zdałem maturę, studiowałem
fizykę…. Jednak szykany nadal trwały. Dorośli jak i dzieci bywają okrutni, nie było więc łatwo. Może dlatego przez cały okres dzieciństwa i później lat młodzieńczych uczestniczyłem w wielu gorących dyskusjach dotyczących istnienia Boga. Aż pewnego razu moje wątpliwości sięgnęły apogeum. Postanowiłem zrobić wyjątkowy eksperyment w życiu i pomimo przykrych doświadczeń otworzyć się na objawione przekazy. Kiedy ta decyzja ostatecznie skrystalizowała się w sercu, zaczęły się dziać niezwykłe rzeczy.
To tak, jakby świat i całe moje dotychczasowe pojęcie o nim ukazały
nową głębię. Ze zdumieniem zacząłem doświadczać, że te same argumenty, którymi z taką wprawą posługiwałem się, aby obalić egzystencję Boga, teraz zaczęły do mnie z jeszcze większą siłą przemawiać na korzyść jego istnienia i ukazywać rzeczywistość z zupełnie innych perspektyw. Stwierdzenie Ludwika Paustera, że „mała ilość wiedzy prowadzi do ateizmu, ale duża ilość wiedzy prowadzi do teizmu” nabrało dla mnie szczególnego znaczenia. Zacząłem gorąco modlić się o duchowego przewodnika. To pragnienie było tak intensywne, że nie opuszczało mnie nawet w snach. Z upływem lat pojawiło się w moim życiu wielu pseudo guru, ale pomimo wszelkich kłopotów z ich strony, natrafiłem wreszcie na książki Śrila Prabhupada. Musiałem jeszcze doświadczyć wielu rzeczy i przygód, aby to, co nieśmiało wschodziło w sercu, nabrało z czasem wielkiej siły i umocniło się w niezmąconym przekonaniu.
W ten oto sposób głęboko doświadczyłem, że Bóg ma względem mnie
jakiś plan. Chociaż nie zabił mnie owego jesiennego wieczoru, to jednak tak pokierował życiem, że nie tylko przekonał mnie o swoim istnieniu, ale pozwolił mi też spotkać wielu szczerych i wspaniałych Wielbicieli. Dzięki temu uważam, że każda chwila mojego życia ma wielką wartość. Bóg, Największy Mistyk, zamienił ocean wątpliwości w ocean tęsknoty.