Nazywam się Fred, a właściwie Ferdinand pochodzę z szerokiego rodu niziołczego o dumnym
nazwisku Earthwoods zamieszkującego Mootland.
Moja rodzina, a właściwie mój ród słynie z tego, jak z resztą wiele rodów niziołczych, że mają masę potomstwa. Ja sam mam 8 braci i 2 siostry jednak nie jest to coś niezwykłego wśród niziołków. Będąc jeszcze młody czułem że jestem nieco inny od wszystkich. To wpajanie od małego że wszystko jest wspólne, że nie ma czegoś takiego jak coś co jest moje - jest tylko nasze, nie pasowało mi kompletnie. Nie znałem jednak wtedy innego świata więc mimowolnie godziłem się na życie w takim społeczeństwie. Wiedziałem jednak że jest coś więcej. Wiele razy słyszałem opowieści o innych krainach, o wielkich pałacach władców, o ich strażnikach odzianych w lśniące zbroje, o tawernach gdzie różne istoty imprezują ze sobą od wieczora do rana. Zawsze kusiło mnie żeby poznać to wszystko. Zastanawiałem się jak oni funkcjonują, mając w głowie jedynie przekonania i nauki wyniesione z domu nie wyobrażałem sobie jak władca mający w pałacu masę złota może je trzymać bezpiecznie i nikt mu go nie podbiera. Wszystko zmieniło się pewnego dnia, dnia może nie tyle szczególnego bo odbywającego się co roku. Ojciec nie stronił od zabawy i hucznych imprez i tak też było i tym razem w dniu jego urodzin. Zaprosił masę krewnych i zrobił imprezę na skalę wręcz wesela. Poznałem tam syna stryja wujecznego kuzyna brata wuja stryjecznego o imieniu Elmregar. Zgadaliśmy się razem przy kielichu wina i zaczeliśmy pić i rozmawiać... Długo rozmawiać.... Okazało się że ma on podobne podejście do mojego jeśli chodzi o zwiedzanie świata. Rozmawialiśmy przez całą imprezę narzekając na naszą społeczność i na to że w sposób w jaki ona funkcjonuje to daleko nie zajdzie. Postanowiliśmy że nie ma co czekać i trzeba jak najszybciej ruszać w drogę. Następnego ranka gdy promienie słońca bolały i dało się odczuć zmysłem dotyku każdy dźwięk, obudziłem się z lekkim wyrzutem sumienia. Patrzyłem się w sufit i przypominałem naszą rozmowę. Ach... jak miło by było gdyby nie była ona jedynie pijackim bełkotem i rozmową której sens się kończy wraz z imprezą. Gdy tak leżałem do moich uszu nagle dobiegło pukanie do drzwi. Nie mogąc się podnieść za bardzo z łóżka moja młodsza siostra otworzyła i zawołała że to ktoś do mnie. Okazało się że był to Elmregar, spakowany i gotowy do drogi. Ja będąc pełen entuzjazmu i nieokreślonego podniecenia na myśl o zbliżającej się przygodzie niewiele myśląc spakowałem kilka par świeżych gaci, podręczne przedmioty, kilka racji żywnościowych i razem z Elmgarem wyruszyłem w nieznane... ku imperium, poznawać nowy świat. Gdy tam przybyliśmy okazało się że nie wiemy nic o tym co się dzieje dookoła i zajeło kilka dobrych lat zanim wpasowaliśmy się do społeczeństwa. W międzyczasie poznałem tą fantastyczną grę którą było wymienianie rzeczy na różnego rodzaju skrawki metali. Nie rozumiałem tego na początku jednak bardzo mi się to podobało. Po czasie poznałem nazwę tego zjawiska, był to "handel". Zastanawiało mnie, a zarazem ekscytowało to że różni ludzie oferują różne stawki za poszczególne towary. Zaczełem to studiować i szkolić się w tym rzemiośle żeby w pełni je zrozumieć. W międzyczasie syn stryja wujecznego kuzyna brata wuja stryjecznego - Elmregar był równie mocno zafascynowany prawami panującymi tam i podjął edukację w tym kierunku. Mineło kilka lat i pomimo tego że Elmregar skończył naukę i stał się prawnikiem, a ja pełnoprawnym kupcem nie wiodło nam się najlepiej. Ledwo starczyło nam na przetrwanie, a co dopiero mowa o odłożeniu czegoś żeby zwiększyć dźwignię finansową na sprzedawane przez nas produkty. Zmieniło się to pewnego dnia gdy razem próbowaliśmy sprzedawać ostrygi. Nikt prawie ich nie chciał a towar ten był bardzo ryzykowny ponieważ szybko się psuł, byliśmy zdesperowani gdy podszedł do nas dziwny mężczyzna. Przedstawił się jako Magnus Schatten i on jako jeden z niewielu kupił od nas ostrygę. Porozmawialiśmy chwilę i okazało się że on również jest kupcem. Jednak jedna rzecz różniła go odemnie. On odnosił sukcesy. Z tego co mówił to polubił nasz zapał i determinację i postanowił podzielić się z nami swoją wiedzą. Powiedział "Patrzcie na potrzeby ludzi w miejscu w którym handlujecie, a nie na wasze domysły, wtedy dopiero zaczniecie zarabiać". Ta rada.... Pomimo że mogła by się wydawać banalna, otworzyła nam oczy. Zaczeliśmy rozmawiać z ludźmi chodzącymi na targu, wypytywać się jakich rzeczy poszukują. Wszystko to spisaliśmy i zaczeliśmy kupować towary które najczęściej się pojawiały w ich odpowiedziach. Dzięki temu zaczeliśmy w końcu zarabiać. Nie były to jednak wielkie kwoty bo nie mieliśmy odpowiedniego kapitału obrotowego, aby kupić więcej produktów i bazowaliśmy jedynie na tym co mieliśmy. Magnus okazał się bardzo dobrym człowiekiem, kilka razy przesłał nam wiadomość co warto kupić tego dnia żeby sprzedać z zyskiem, a jego rady to zawsze był strzał w dziesiątkę. Ostatnio przysłał do nas wiadomość, w sprawie jakiegoś zlecenia, że w grę wchodzą poważne pieniądze i zaprasza nas do siebie żeby omówić szczegóły. Nie byłem w stanie, ani ja ani Elmregar odmówić takiej okazji. Czyżby w końcu szczęście miało się do nas uśmiechnąć ?