Brzoza Czesław, Sowa Andrzej Leon - Historia Polski 1918-1945

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 1379

WSTĘP

Początkowo autorzy tej pracy zamierzali omówić


w niej historię Polski z lat 1918-2005. Jednak potrzeba
wprowadzenia nowych ustaleń, pochodzących z wyda-
wanych w ostatnich latach publikacji źródłowych, mo-
nografii i artykułów odnoszących się do dziejów Polski
XX wieku, zmusiła nas do jej poszerzenia i podziału na
dwie odrębne pozycje, z których pierwsza obejmuje la-
ta 1918-1945, a druga 1945-2005. Stało się tak na sku-
tek konieczności uwzględnienia nowych faktów —
zwłaszcza dotyczących okresu II wojny światowej
i pierwszych lat po niej — pojawiających się po chwi-
lowym otwarciu dla historyków polskich dostępu do
części dokumentów w rosyjskich archiwach. W zna-
czący sposób uzupełniły one naszą wiedzę na temat
działania wojsk sowieckich we wrześniu 1939 r., poli-
tyki prowadzonej na ziemiach polskich okupowanych
przez ZSRR, międzynarodowej pozycji władz polskich
na uchodźstwie czy też stosunku władz radzieckich do
polskiego podziemia i ruchu komunistycznego. Nieste-
ty, obecnie dostęp do najważniejszych zbiorów archi-
walnych w tym kraju został — z powodów politycz-
nych — dla badaczy polskich w zasadzie zamknięty,
a ich ewentualne pełne otwarcie zmusi zapewne w
przyszłości historyków do ponownej rewizji znacznej
części dzisiejszych opinii. Podobne konsekwencje wy-
wołało dla okresu Polski Ludowej udostępnienie do-
kumentacji wytworzonej przez centralne instytucje PPR
i PZPR oraz wydawanie przez IPN zbiorów materiałów
źródłowych i monografii opartych na źródłach komuni-
stycznego aparatu represji. Historycy polscy w ostat-
nich latach w znacznym stopniu spenetrowali także ar-
chiwa brytyjskie, francuskie i amerykańskie. Nadal
wiele istotnego, niewykorzystanego w pełni materiału,
dotyczącego np. kampanii polskiej 1939 r. czy polskie-
go podziemia, znajduje się w archiwach niemieckich.
Z dokumentacji przechowywanej w państwach zachod-
nich niedostępne pozostają akta wywiadów, m.in. z
okresu II wojny światowej, w tym również niemieckie
przejęte przez USA i wykorzystywane w latach zimnej
wojny. Najpełniejsze informacje o zbiorach archiwal-
nych krajowych, a także zagranicznych przydatnych
podczas badań nad najnowszymi dziejami Polski za-
warte są w publikacji Archiwa w Polsce. Informator
adresowy (Warszawa 2004).
Badania naukowe dotyczące historii Polski XX
wieku rozpoczęły się jeszcze w okresie międzywojen-
nym i ze zmienną — ale generalnie bardzo dużą inten-
sywnością — trwają w kraju i za granicą do dzisiaj.
Opublikowane na ten temat monografie, wydawnictwa
źródłowe i artykuły naukowe idą już w tysiące. Naj-
ważniejsze z nich odnotowujemy w bibliografii, stano-
wiącej integralną część tej książki. Przy jej kompleto-
waniu kierowaliśmy się kilkoma kryteriami. Zamieści-
liśmy w niej podstawowe zbiory źródeł, dzienniki
i wspomnienia, opracowania będące klasyką historio-
grafii polskiej (nawet jeżeli są już częściowo przesta-
rzałe), najnowsze monografie i wreszcie wszelkie inne
pozycje, z których zaczerpnęliśmy dane faktograficzne,
nawet jeżeli prace te nie spełniają w pełni kryteriów
stawianych dziełom naukowym, bo na przykład ich za-
wartość podporządkowana została określonym celom
ideologicznym. W wykazie tym znajdują się także peł-
ne opisy pozycji autorów wspominanych w niniejszym
wstępie. Kompletny zestaw publikacji dotyczących
prezentowanego okresu można znaleźć także w kolej-
nych rocznikach wydawanej przez Instytut Historii
PAN Bibliografii historii Polski.
Wiele istotnych rozpraw pojawia się w czasopi-
smach naukowych. Dla badaczy bez wątpienia najważ-
niejszy jest poświęcony historii XX wieku kwartalnik
„Dzieje Najnowsze”, od roku 1969 wydawany przez
Instytut Historii PAN. Wśród innych czasopism ukazu-
jących się obecnie na szczególną uwagę zasługują m.in.
„Zeszyty Historyczne” (Paryż), „Karta”, „Niepodle-
głość” (Nowy Jork-Warszawa), „Zeszyty Historyczne
WiN”, „Mars”, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”,
„Pamięć i Sprawiedliwość” oraz „Biuletyn Instytutu
Pamięci Narodowej”.
Rolę podsumowującą pełnią na ogół podręczniki
uniwersyteckie i syntezy. Dla całości wieku XX lub je-
go różnych okresów powstało ich bardzo wiele, przy
czym różnią się one między sobą głównie sposobem
wykorzystania aktualnego — w czasie kiedy były two-
rzone — stanu badań. Część z nich pisano w okresie
PRL, kiedy swoboda wyboru tematyki naukowej była
w mniejszym lub większym stopniu ograniczana przez
ówczesne instytucje państwowe oraz autocenzurę sa-
mych badaczy. Syntezy i podręczniki pojawiały się
z bardzo różnych powodów. Część z nich ukazała się
wkrótce po opisywanych wydarzeniach, wyprzedzała
badania szczegółowe i była albo wyrazem ideowej glo-
ryfikacji analizowanych działań i procesów politycz-
nych, albo polemiki z nimi. W okresie międzywojen-
nym taki wydźwięki miały m.in. prezentujące opcję
konserwatywną opracowania Stanisława Kutrzeby
i Adama Krzyżanowskiego, a także Adama Próchnika,
interpretującego najnowszą historię Polski zgodnie
z wartościami socjalistycznymi, czy też Wacława So-
bieskiego, wyraźnie akcentującego sympatie do obozu
narodowego. Podobny charakter miały prace napisane
w okresie II wojny światowej lub tuż po niej, np. Stani-
sława Mackiewicza (Cata) czy też Władysława Konop-
czyńskiego (ta w rękopisie przeleżała prawie 50 lat, aż
do 1995 r., tracąc szanse na odegranie jakiejkolwiek ro-
li w dyskusjach historycznych). Książki te tworzyły
pierwszy — subiektywny — obraz dziejów II Rzeczy-
pospolitej, który do czasu weryfikacji przez szczegóło-
we ustalenia służył w znacznej mierze polemikom
o charakterze politycznym.
Pozanaukowe kłopoty z prowadzeniem obiektyw-
nych, szczegółowych badań — towarzyszące w mniej-
szym lub większym stopniu całemu okresowi funkcjo-
nowania Polski Ludowej — nie sprzyjały także po-
wstawaniu w pełni wiarygodnych syntez. Natomiast
borykające się z trudnościami materialnymi i szczupłe
liczebnie naukowe środowiska emigracyjne, dysponu-
jące bogatymi zbiorami źródeł z okresu II wojny świa-
towej, ale odcięte od krajowych zasobów archiwalnych,
początkowo nie miały możliwości rozwijania badań
podstawowych. Stąd też syntetyzujące wnioski, doty-
czące problemów sprzed 1939 r., zastępowano w poja-
wiających się tam publikacjach pojedynczymi przykła-
dami zaczerpniętymi z wydawnictw oficjalnych lub
z literatury wspomnieniowej. To po części tłumaczy np.
niezwykłą obszerność i drobiazgowość pracy pióra
Władysława Poboga-Malinowskiego, najważniejszej
syntezy historii Polski wydanej na emigracji.
W historiografii krajowej po stalinowskich latach
kompletnego zastoju sytuacja — mimo nadal trwają-
cych nacisków politycznych i ingerencji cenzury —
wyraźnie poprawiła się po 1956 r., kiedy to lawinowo
zaczęły ukazywać się różne periodyki i prace naukowe.
Ich wartość była zresztą różna, gdyż w dalszym ciągu
pewne zagadnienia były swoistym tabu lub musiały być
ukazywane w sposób jednostronny, skrajnie nieobiek-
tywny. Dotyczyło to w szczególności historii stosun-
ków polsko-radzieckich, która miała dokumentować je-
dynie życzliwość wschodniego sąsiada wobec Polski,
oraz dziejów ruchu robotniczego, sprowadzanego za-
zwyczaj do działalności komunistycznej. Nie wolno by-
ło też pisać o wszystkich uwarunkowaniach polityki
zagranicznej II Rzeczypospolitej.
Te generalne założenia nie wytrzymywały jednak
konfrontacji z rzeczywistością. Pojawiła się bowiem
konieczność podejmowania rzeczowej, a nie jedynie
propagandowej polemiki z powstającymi coraz liczniej
w środowiskach polskiej emigracji politycznej pracami
historycznymi. Z tego punktu widzenia przełomowe
znaczenie miał rok 1962, w którym w Paryżu zaczęły
ukazywać się „Zeszyty Historyczne”. Nie dało się ich
już ignorować, bo albo różnymi drogami docierały do
kraju, albo ich zawartość była prezentowana w audy-
cjach powszechnie słuchanych zachodnich rozgłośni
radiowych. Uniemożliwiało to historykom krajowym
całkowite pomijanie niewygodnych faktów i wymusza-
ło stopniowe poszerzanie zakresu swobody i badań na-
ukowych. Kolejnym wielkim przełomem stał się pierw-
szy okres istnienia „Solidarności” (1980-1981), kiedy
to cały chyba dorobek polskiej emigracyjnej historio-
grafii dotarł w sposób nieskrępowany, za pośrednic-
twem przedruków w niezależnych oficynach, do krajo-
wego czytelnika. Sytuacja nie zmieniła się nawet po
wprowadzeniu stanu wojennego. Późniejsze próby
ograniczenia swobody badań naukowych w Polsce, po-
dejmowane bez większego zresztą przekonania przez
władze komunistyczne, musiały skończyć się niepowo-
dzeniem.
Od początku lat 60. nastąpił już wyraźny, przy-
najmniej z punktu widzenia historii pierwszej połowy
XX wieku, podział badaczy zajmujących się najnow-
szymi dziejami Polski. Wyłoniła się wówczas grupa
uczonych, dla których główną domeną zainteresowań
stały się lata II Rzeczypospolitej i tych specjalizujących
się w okresie II wojny światowej. Zarówno w jednym,
jak i w drugim wypadku badaniom szczegółowym to-
warzyszyło powstawanie licznych syntez. Proces ten
został pogłębiony po 1989 r., kiedy po zlikwidowaniu
instytucjonalnej cenzury i umożliwieniu dostępu do
wielu nowych archiwów zapanowała właściwie całko-
wita swoboda badań naukowych.
Całościowe czy częściowe opracowania okresu II
Rzeczypospolitej znalazły się w dorobku m.in. Andrze-
ja Ajnenkiela, Hanny i Tadeusza Jędruszczaków, Hen-
ryka Zielińskiego, Mariana Eckerta. Ukazały się rów-
nież niezwykle cenne prace zbiorowe, np. Polska Od-
rodzona pod red. Jana Tomickiego czy Historia Polski
(PAN), t. IV 1918-1939 (cz. 1-4). Nadal swą wartość
zachowują wydane poza granicami Polski prace Pawła
Zaremby, Anthony'ego Polonsky'ego czy Richarda M.
Watta, również dotyczące dwudziestolecia między-
wojennego.
Równie licznie pojawiały się też syntezy historii
Polski z lat II wojny światowej. Z przyczyn oczywi-
stych (kłopoty z cenzurą większe niż w wypadku II
Rzeczypospolitej) najwięcej z nich powstało w latach
90. Po obszernej, ale pełnej zakłamań i pominięć pracy
Tadeusza Rawskiego, Zdzisława Stąpora i Jana Zamoj-
skiego ukazały się m.in. opracowania Marii Turlejskiej,
Józefa Ryszarda Szaflika, Józefa Garlińskiego, Karola
Grünberga, Eugeniusza Duraczyńskiego, Czesława Łu-
czaka, Włodzimierza Bonusiaka czy ostatnio Pawła
Wieczorkiewicza.
Jednym z najbardziej spornych zagadnień metodo-
logicznych była i jest dla historyków — niezależnie od
poglądów i miejsca działalności — kwestia cezur chro-
nologicznych. Ich przyjęcie nie jest bez znaczenia dla
sposobu prezencji charakteryzowanych problemów
i konstrukcji całej pracy. W badaniach nad polską hi-
storią w XX wieku panowała i panuje pod tym wzglę-
dem duża dowolność. Wiele syntez za punkt wyjścia
dla powstania niepodległego państwa polskiego uzna-
wało rozwój sprawy polskiej w trakcie I wojny świato-
wej. Stąd też w licznych pracach datą początkową nar-
racji stał się rok 1914. Takie stanowisko zajmowali
m.in. Stanisław Kutrzeba, Władysław Konopczyński,
Henryk Zieliński, Marian Eckert i Władysław Pobóg-
Malinowski. Dla innych autorów, np. Pawła Zaremby,
Andrzeja Alberta (Wojciecha Roszkowskiego), Richar-
da M. Watta i Czesława Brzozy, początek dziejów II
Rzeczypospolitej to rok 1918. Równie podzielone są
poglądy na datę kończącą jej istnienie. Najczęściej
przyjmowano tu wybuch II wojny światowej lub wyda-
rzenia z jej końcowego okresu. W rzeczywistości także
ta ostatnia granica nigdy nie była zbyt ścisła, gdyż
w momencie powstawiania zalążków struktur Polski
Ludowej większość ludności i tak stała na stanowisku
legalności władz II Rzeczypospolitej znajdujących się
w Londynie.
Ostatnio coraz powszechniej rozpoczyna się synte-
zy dziejów Polski Ludowej od charakterystyki wyda-
rzeń z lat 1939-1945. Taki punkt widzenia prezentują
np. Henry Rollet, Pierre Buchler, Andrzej Paczkowski
czy Andrzej Friszke. W rzeczywistości okres ten pod
wieloma względami stanowi pewną odrębną całość.
Jest on jednak, chociażby ze względu na ciągłość
uznawanej na arenie międzynarodowej i przez więk-
szość społeczeństwa władzy państwowej czy funkcjo-
nowanie tych samych co poprzednio partii politycz-
nych, o wiele bardziej związany z II Rzecząpospolitą
niż z Polską Ludową, jakkolwiek jej genezy należy po-
szukiwać także w latach II wojny światowej.
Wydaje się, że mimo istnienia wielu osobnych syn-
tez dla lat międzywojennych i lat 1939-1945 nie ulega
wątpliwości, iż okres II wojny światowej stanowi nie-
odłączną część dziejów II Rzeczypospolitej. Wpraw-
dzie po wojnie 1939 r. państwo polskie utraciło swe te-
rytorium, jednak w kraju konspiracyjnie działały jego
struktury wojskowe, polityczne i administracyjne, a na
arenie międzynarodowej było ono uznawane przez
główne mocarstwa zachodnie oraz większość państw
neutralnych co najmniej do lipca 1945 r. Takie rozwią-
zanie zdecydowaliśmy się przyjąć w niniejszym opra-
cowaniu, chociaż w wewnętrznej konstrukcji utrzymu-
jemy podział na dwie części — lata 1918-1939 oraz
1939-1945. Osobno omówiono w nich nie tylko życie
polityczne, ale także społeczne i gospodarcze. Jest to
konieczne, gdyż wydarzenia wojenne i okupacja odci-
snęły na tych dziedzinach wyjątkowo silne piętno i dla-
tego charakteryzowanie tych zagadnień w jednych blo-
ku tematycznym — razem z okresem II Rzeczypospoli-
tej — byłoby zabiegiem sztucznym i konstrukcyjnie
bardzo trudnym.
Coraz odleglejsza perspektywa lat 1918-1945 po-
woduje, że częściej niż poprzednio ich dzieje stają się
fragmentami syntez obejmujących dłuższe odcinki cza-
sowe. Zresztą rozwiązania takie stosowano już nawet
w okresie międzywojennym. Zapoczątkował to Wacław
Sobieski, opracowując historię Polski dla lat 1864-
1938. Podobny punkt wyjścia przyjęli m.in. Władysław
Pobóg-Malinowski, Józef Buszko, Jan M. Małecki oraz
Antoni Czubiński. Ten ostatni jest autorem kilku in-
nych syntez, wydanych w latach 1987-2000, a w każdej
z nich proponuje odmienne cezury. Odrębne stanowi-
sko zajęli Jerzy Eisler, Andrzej Szwarc i Paweł Wie-
czorkiewicz, publikując dzieje polityczne „ostatnich
dwustu lat” (1795-1995).
Mimo wszystkich wspomnianych zastrzeżeń więk-
szość syntez nadał zachowuje swoją wartość, stanowiąc
swoiste podsumowanie szczegółowych badań dla lat
poprzedzających ich wydanie oraz prezentując liczne
oryginalne analizy i spostrzeżenia autorów. Wiele do-
tychczasowych ocen ulega rewizji w wyniku dostępu
do nowych źródeł, co skutkuje lawinowym ukazywa-
niem się nowych zbiorów materiałów źródłowych oraz
monografii naukowych. W tej sytuacji dalsze wznawia-
nie starych syntez i podręczników, bez ich uaktual-
niania, w zasadzie mija się z celem, jak np. w przypad-
ku pracy W Roszkowskiego (Historia Polski 1914-
1990, Warszawa 1991), której dziesiąte wydanie, teore-
tycznie obejmujące wydarzenia do roku 2004, ukazało
się kilka miesięcy temu. W rzeczywistości prezentuje
ona stan wiedzy historycznej z roku pierwszego wyda-
nia (jak gdyby w historiografii późniejszych lat nic
wartościowego się nie ukazało), a uzupełnianie wzno-
wień polega na dopisywaniu dość przypadkowo dobie-
ranych wydarzeń z lat późniejszych. Ponadto ani autor,
ani wydawnictwo nie zdobyli się nawet na poprawienie
niezwykle licznych błędów rzeczowych i faktograficz-
nych — np. we wszystkich wydaniach informuje się
czytelnika, że japoński atak na Pearl Harbour miał
miejsce 7 września.
Historia nie jest jedyną dyscypliną, która odwołuje
się do faktów i wydarzeń z przeszłości. Stara się ona
jednak odtwarzać je maksymalnie obiektywnie i za-
chowuje niezbędny krytycyzm wobec wykorzystywa-
nych źródeł. Przestrzeganie tych zasad nie jest bynajm-
niej łatwe, gdyż każdy badacz ma swoje doświadcze-
nia, poglądy polityczne i ideologiczne, a na jego oceny
może rzutować także przynależność narodowa. Nieza-
leżnie od tych uwarunkowań, w ocenie wydarzeń histo-
rycznych dokonują się ciągle zmiany, które powinny
wpływać na wzrost obiektywizmu prezentowanych
opinii. Wynikają one z poszerzania się bazy źródłowej
i zwiększania perspektywy czasowej.
To poszukiwanie obiektywnej prawdy stawia histo-
rię w zasadniczej opozycji do narodowej mitologii
i tradycji historycznej (tzw. pamięci zbiorowej), histo-
rycznej propagandy państwowej czy partyjnej (obecnie
nazywanej polityką historyczną) oraz teologii politycz-
nej, w sposób aksjomatyczny dobierających i interpre-
tujących wydarzenia z przeszłości. Korygowanie mitów
historycznych, a zwłaszcza przypominanie wydarzeń
i zjawisk niezgodnych z powszechnie kształtowaną
opinią, takich jak chociażby ogromna represyjność sys-
temu sanacyjnego, antysemityzm większości polskiego
społeczeństwa czy geneza powstania warszawskiego
nadal w wielu środowiskach jest traktowane jako szar-
ganie świętości i zamach na polskość. Niechętna obiek-
tywnym badaniom historycznym jest z reguły propa-
ganda państwowa czy partyjna, preferująca własne
wersje „historii”. Jej negatywnych skutków doświad-
czali nie tylko badacze żyjący w systemie komuni-
stycznym, ale także na emigracji. Warto przypomnieć,
że swoisty ostracyzm dotknął np. Władysława Poboga-
Malinowskiego za krytyczne uwagi o niektórych dzia-
łaniach piłsudczyków oraz Komendy Głównej AK.
Wydaje się, że obiektywizm historyków przejawia
się nie tylko we w miarę pełnym i wiernym, z zacho-
waniem właściwych proporcji, odtwarzaniu wydarzeń,
ale także w sposobie przekazywania dokonanych usta-
leń, m.in. używaniu form językowych. W naszej narra-
cji staraliśmy się unikać określeń mających charakter
ironiczny, jednoznacznie pejoratywny lub takich, które
czytelnik mógłby odebrać jako wyraz naszych subiek-
tywnych poglądów. Dlatego np. wymiennie używamy
określeń „sowiecki” i „radziecki”, pozbawiając je w ten
sposób jakiegokolwiek znaczenia emocjonalnego.
Na zakończenie chcielibyśmy podziękować
wszystkim tym, którzy przyczynili się do powstania tej
książki. Wdzięczni jesteśmy za wnikliwe recenzje pro-
fesorowi Henrykowi Markiewiczowi i doktorowi Zdzi-
sławowi Zblewskiemu oraz za dużą pomoc panu Kami-
lowi Stepanowi. Wyrazy wdzięczności należą się
wszystkim osobom przygotowującym tę książkę do
druku, a zwłaszcza Barbarze Górskiej, Małgorzacie
Hertmanowicz-Brzozie, czuwającej nad całością tekstu,
a także wszystkim paniom korektorkom zaangażowa-
nym w przygotowanie ostatecznej wersji tej pracy.
Dziękujemy także panom Tomaszowi Lecowi, Andrze-
jowi Najderowi i Jackowi Drobniakowi, którzy dbali
o graficzny kształt książki.
CZĘŚĆ 1
W NIEPODLEGŁYM PAŃSTWIE 1918-1939
I. POCZĄTKI NIEPODLEGŁOŚCI
1. OD LOKALNYCH OŚRODKÓW WŁADZY DO RZĄDU
CENTRALNEGO

Pod koniec I wojny światowej zadaniem najpilniej-


szym było stworzenie centralnego ośrodka dyspozycyj-
nego, koordynującego wysiłki całego społeczeństwa
polskiego w walce o niepodległość i kształt terytorialny
państwa. Przygotowania do jego zorganizowania po-
dejmowano i w kraju, i poza jego granicami. Na przy-
kład w Poznaniu uformowano już w 1916 r. Centralny
Komitet Obywatelski, który jednak ze względu na ko-
nieczność zachowania konspiracji nie mógł prowadzić
szerszej działalności. 15 VIII 1917 odtworzono w Lo-
zannie Komitet Narodowy Polski (KNP) z udziałem
m.in. Erazma Piltza, Romana Dmowskiego, Maurycego
hr. Zamoyskiego i Ignacego Paderewskiego, uznany po
kilku miesiącach (już po przeniesieniu jego siedziby do
Paryża) przez główne państwa alianckie za „oficjalną
reprezentację polską”, a więc namiastkę rządu na emi-
gracji. Choć jego kompetencje były niewielkie i spro-
wadzały się w zasadzie do sprawowania opieki nad
obywatelami polskimi przebywającymi w krajach za-
chodnich oraz powstającą we Francji Armią Polską,
zdołał on jednak rozwinąć szeroką akcję dyplomatycz-
ną na rzecz sprawy polskiej, a w 1919 r., po uzupełnie-
niu składu o przedstawicieli władz krajowych, został
przekształcony w delegację polską na konferencję po-
kojową w Paryżu.
Decydujące znaczenie miały inicjatywy podejmo-
wane w kraju. Odbudowa państwowości była procesem
długotrwałym, podobnie jak formowanie władz ogól-
nopolskich. Poszczególne części ziem polskich uzyski-
wały niezależność w różnym czasie i wszędzie powo-
ływano jakieś namiastki rządów, obejmujące swymi
wpływami teren najwyżej jednego zaboru. Przez pe-
wien czas brak było jednak ośrodka, który mógłby zo-
stać uznany za ogólnopolski.
Wśród tych organów najistotniejszą rolę odgrywała
początkowo Rada Regencyjna (abp Aleksander Rakow-
ski, Zdzisław ks. Lubomirski i Józef Ostrowski), mają-
ca siedzibę w Warszawie, z woli okupantów powołana
do życia 12 IX 1917 jako władza zwierzchnia dla pro-
klamowanego rok wcześniej (5 XI 1916) marionetko-
wego Królestwa Polskiego. Położyła ona duże zasługi
w budowaniu podstaw państwowości polskiej, m.in. na
polu szkolnictwa, sądownictwa, administracji i sił
zbrojnych. Jej autorytet uznawany był także poza gra-
nicami Królestwa, aczkolwiek nigdy nie zapomniano,
że pochodziła z nominacji okupantów. W ostatnich
miesiącach wojny Rada starała się zwiększyć swą nie-
zależność oraz popularność w społeczeństwie. Najistot-
niejszym krokiem w tym kierunku było ogłoszenie 7 X
1918 (bez konsultacji z władzami okupacyjnymi) mani-
festu do narodu polskiego, w którym zgodnie z jego
oczekiwaniami akceptowała 14 punktów prezydenta
Woodrowa Thomasa Wilsona jako program zakończe-
nia wojny, a za swój najważniejszy cel uznawała zbu-
dowanie państwa obejmującego ziemie wszystkich za-
borów. Zapowiadała także utworzenie ogólnopolskiego
rządu narodowego oraz przeprowadzenie szybkich wy-
borów do sejmu na podstawie demokratycznej or-
dynacji. Manifest został przyjęty przez ludność polską
bardzo przychylnie, a w wielu częściach kraju jego
opublikowanie uznano, trochę na wyrost, za faktyczne
powstanie „niepodległej, trójzaborowej Polski”.
Z sympatią społeczeństwa spotkały się także kolejne
posunięcia Rady, m.in. przejęcie władzy zwierzchniej
nad zalążkami wojska polskiego (Polnische Wehr-
macht), podległymi dotychczas władzom niemieckim,
i wprowadzenie dla nich nowej roty przysięgi, już bez
tych słów o wierności sojuszniczej dla armii niemiec-
kiej i austro-węgierskiej, które półtora roku wcześniej
doprowadziły do likwidacji Legionów Polskich. Posu-
nięcia te były milcząco akceptowane przez niemieckie
władze okupacyjne, ale nie ulegało wątpliwości, że fak-
tycznie to jednak one są nadal instancją decydującą.
Bardzo szybko okazało się też, że zamiaru stworzenia
rządu reprezentującego wszystkie zabory nie da się zre-
alizować zarówno z uwagi na stanowisko Niemiec
(uniemożliwiających udział polityków wielkopolskich
w tym przedsięwzięciu), jak i z powodu nadmiernych
ambicji przywódców poszczególnych partii politycz-
nych. Z tych też względów obrady zjazdu (20-21 X
1918) z udziałem polityków królewiackich i galicyj-
skich zakończyły się kompletnym fiaskiem.
Ostatecznie też zamiast rządu trójzaborowego po-
wstał gabinet Józefa Świeżyńskiego (23 X 1918), re-
prezentujący pasywistyczne (czyli opowiadające się do-
tychczas przeciwko współpracy politycznej z władzami
okupacyjnymi) ugrupowania Królestwa Polskiego,
w praktyce złożony prawie wyłącznie z członków
Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego (SND). Je-
dynym przedstawicielem pozostałych dzielnic Polski
był Stanisław Głąbiński z Galicji (także reprezentujący
SND). Historia tego gabinetu była niezbyt długa, gdyż
tworzący go politycy, dążąc do przejęcia roli ogólno-
polskiego ośrodka władzy, uznali, że ich kapitał poli-
tyczny wzrośnie, jeżeli odetną się od skażonej współ-
działaniem z okupantem Rady Regencyjnej. Po dwuna-
stu zaledwie dniach istnienia rząd ogłosił własny mani-
fest (3 XI 1918), w którym zapowiadał, podobnie jak
wcześniej Rada Regencyjna, utworzenie przejściowego
rządu narodowego, skupiającego stronnictwa „repre-
zentujące lud polski”. Okazało się jednak, że Rada była
bardziej zdecydowana niż władze niemieckie i w rezul-
tacie ta próba papierowego zamachu stanu zakończyła
się zdymisjonowaniem rządu, który został zastąpiony
na bliżej nieokreślony czas przez gabinet urzędniczy
Władysława Wróblewskiego (docenta UJ), z naj-
starszymi rangą pracownikami poszczególnych resor-
tów jako ich kierownikami, uprawnionymi jednak tylko
do rozstrzygania spraw bieżących. Próby przejęcia
spadku po Radzie Regencyjnej przez obóz narodowo-
demokratyczny zakończyły się niepowodzeniem, ale
równocześnie znacząco wpłynęły na obniżenie prestiżu
samej Rady, w związku z czym jej starania o rozcią-
gnięcie wpływów na inne tereny polskie, np. wyzwolo-
ną spod austriackiego panowania Galicję, zakończyły
się fiaskiem. Rada przetrwała do połowy listopada 1918
r., ale nie odgrywała już istotniejszej roli.
W końcowych dniach wojny znaczną aktywność
zaczęli przejawiać politycy galicyjscy, tym bardziej że
mogli wykorzystywać większe niż w Królestwie moż-
liwości legalnego działania. Największa rola przypadła
polskim posłom do Rady Państwa (parlamentu au-
striackiego). To oni 2 października ogłosili w Wiedniu
rezolucję, w której domagali się odbudowania niepod-
ległego państwa polskiego, a po dwóch tygodniach (15
X 1918), w kolejnej deklaracji uznali się, niezależnie
od faktu bycia poddanymi austriackimi, „także” za
obywateli odradzającej się Polski. Niezręczność tego
sformułowania została wykorzystana w późniejszej
walce politycznej, ale cel zasadniczy osiągnięto, gdyż
w manifeście cesarza Karola o przekształceniu Austro-
Węgier w państwo federacyjne (16 X 1918) uznano
prawa Galicji do połączenia się z pozostałymi ziemiami
polskimi w obrębie odradzającego się państwa polskie-
go. Najwcześniej (19 X 1918) wyciągnęli z tego wnio-
ski działacze polscy w Księstwie Cieszyńskim (katolicy
i socjaliści), którzy utworzyli pod przewodnictwem
księdza Józefa Londzina Radę Narodową, podkreślają-
cą przynależność tych ziem do Polski. Bez wątpienia
istotniejsze znaczenie miała decyzja o powołaniu do
życia (28 X 1918) w Krakowie Polskiej Komisji Li-
kwidacyjnej (PKL), jako najwyższej władzy dla
wszystkich ziem zaboru austriackiego, które już tego
samego dnia uznano za część powstającego państwa.
W skład tymczasowego prezydium PKL weszli przed-
stawiciele najsilniejszych nurtów politycznych: ludo-
wego — Wincenty Witos jako przewodniczący, socjali-
stycznego (PPSD) — Ignacy Daszyński oraz narodo-
wodemokratycznego — Aleksander Skarbek i Tadeusz
Tertil (ten ostatni jako przewodniczący Koła Polskiego
w Wiedniu). Faktyczne przejęcie władzy dokonało się
trochę później. Zarówno przebieg wydarzeń międzyna-
rodowych, jak i zamiary ograbienia Galicji (głównie
Krakowa) z nagromadzonych zapasów sprzętu wojsko-
wego i żywności spowodowały — częściowo oddolne
— przyspieszenie akcji. Ostatecznie, nie napotykając
nadmiernego oporu, 31 X 1918 obalono panowanie au-
striackie w Krakowie, a w następnych dniach w innych
miastach zachodniogalicyjskich. Zwierzchnictwo nad
wyzwolonymi terenami przejęła PKL, która stała się
pierwszym w pełni suwerennym ośrodkiem władzy na
ziemiach polskich. Ukonstytuowała się ona ostatecznie
4 listopada, przyjmując do swego grona reprezentantów
wszystkich liczących się partii i stronnictw politycz-
nych oraz ks. J. Londzina jako przedstawiciela Księ-
stwa Cieszyńskiego. Chociaż Komisja podkreślała bar-
dzo mocno, że nie jest rządem, a jej zadaniem jest je-
dynie przyspieszenie procesu zjednoczenia zaboru au-
striackiego z resztą ziem polskich, to w rzeczywistości
spełniała jednak przez pewien czas tę rolę. Jej przy-
wódcy nie zdecydowali się także na uznanie zwierzch-
nictwa Rady Regencyjnej i gabinetu J. Świeżyńskiego,
choć Warszawa inicjatywę taką wysuwała, a część poli-
tyków galicyjskich (konserwatyści, narodowi demokra-
ci) ją popierała. Stanowisko to wynikało przede
wszystkim z niechęci do podporządkowania się ośrod-
kowi, który faktycznie znajdował się w dalszym ciągu
pod niemiecką kontrolą. To głównie z tych powodów
całkowitym fiaskiem zakończyła się misja Witolda ks.
Czartoryskiego, wyznaczonego przez gabinet J. Świe-
żyńskiego na Komisarza Generalnego Rządu Polskiego
na Galicję.
Polska Komisja Likwidacyjna — wbrew zapowie-
dziom — nie stała się ośrodkiem dyspozycyjnym dla
całego zaboru austriackiego, a co więcej, przejęcie
przez nią władzy w Krakowie przyspieszyło, jak się
wydaje, zbrojny konflikt polsko-ukraiński we wschod-
niej części kraju (1 XI 1918). W ogarniętym wojną
Lwowie powstały zalążki polskiej władzy cywilnej —
półkonspiracyjny Polski Komitet Obywatelski w części
miasta zajętej przez Ukraińców oraz Komitet Bezpie-
czeństwa i Ochrony Dobra Publicznego po stronie pol-
skiej. Po opanowaniu przez Polaków całego miasta obie
organizacje połączyły się (22 XI 1918) i utworzyły
Tymczasowy Komitet Rządzący (TKR), kierowany
przez zmieniającego się co tydzień przewodniczącego.
Funkcję tę pełnili m.in. Ernest Adam, Edward Duba-
nowicz, Artur Hausner i Władysław Stesłowicz. Zasięg
władzy Komitetu, ograniczonej wyłącznie do spraw lo-
kalnych, obejmował tereny opanowane przez wojsko
polskie. Po niecałych dwóch miesiącach istnienia (10 I
1919) dokonano fuzji ośrodków krakowskiego i lwow-
skiego, w której wyniku powstała Komisja Rządząca
dla Galicji i Śląska Cieszyńskiego oraz Górnej Orawy
i Spiszu, kierowana przez Kazimierza Gałeckiego.
Trudno ją jednak traktować jako niezależny lokalny
ośrodek władzy, gdyż spełniała swe czynności w imie-
niu rządu centralnego w Warszawie, a jej działania
sprowadzały się do załatwiania spraw bieżących,
zwłaszcza przygotowywania pełnego zespolenia tych
obszarów z resztą ziem polskich.
Na terenie zaboru pruskiego najważniejszą rolę
odgrywał istniejący od 14 XI 1918 i zmierzający do
pokojowego przejęcia władzy Komisariat Naczelnej
Rady Ludowej (NRL), w którego skład weszli politycy
reprezentujący Śląsk (Wojciech Korfanty), Wielkopol-
skę (ks. Stanisław Adamski) oraz Pomorze (Adam Po-
szwiński). Ich koncepcje w pełni zaakceptował zwoła-
ny do Poznania sejm dzielnicowy (3-5 XII 1918)
z udziałem przedstawicieli zaboru pruskiego i innych
skupisk polskich w Niemczech. Sejm poszerzył także
skład osobowy Komisariatu o Stefana Łaszewskiego,
Józefa Rymera i Władysława Seydę oraz wyłonił
osiemdziesięcioosobową Naczelną Radę Ludową, na
której czele stanął Bolesław Krysiewicz. Ośrodek po-
znański z dużą rezerwą odnosił się do Józefa Piłsud-
skiego, a całkowicie negatywnie do istniejącego wów-
czas gabinetu Jędrzeja Moraczewskiego. Właśnie dla-
tego apelował o utworzenie rządu ogólnonarodowego,
to znaczy obejmującego wszystkie liczące się ugrupo-
wania polityczne, a za swe przedstawicielstwo na are-
nie międzynarodowej uznawał KNP w Paryżu, w któ-
rym jego interesy reprezentował Władysław Grabski.
Zamiar pokojowego przejęcia władzy z rąk niemieckich
po ustaleniu granic państwowych na konferencji poko-
jowej okazał się jednak nierealny. 27 XII 1918 wybu-
chło w Wielkopolsce powstanie, a NRL objęła rządy na
wyzwolonych terenach i sprawowała je do końca sierp-
nia 1919 r., kiedy jej uprawnienia przejęło Minister-
stwo byłej Dzielnicy Pruskiej przy rządzie ogólnopol-
skim.
W tym burzliwym okresie także niektóre odłamy
ruchu robotniczego usiłowały budować własne ośrodki
władzy. Przejawiło się to w tworzeniu w Królestwie
Polskim Rad Delegatów Robotniczych (RDR), które
jednakże, w przeciwieństwie do pierwowzorów so-
wieckich, organami władzy państwowej nigdy się nie
stały. Taki charakter usiłowali nadać im tylko komuni-
ści, którym jednak nie udało się w nich zająć, poza od-
osobnionymi przypadkami, dominującej pozycji. Prze-
wagę mieli tam działacze socjalistyczni lub do nich
zbliżeni, którzy od początku traktowali je przede
wszystkim jako narzędzie wywierania nacisków na
formowane rządy w celu realizowania postulatów klasy
robotniczej. Epizodem bez większego znaczenia była
także tzw. Republika Tarnobrzeska, utworzona w po-
czątkach listopada 1918 r. z inicjatywy radykalnych
działaczy ludowych, m.in. Tomasza Dąbala oraz ks.
Eugeniusza Okonia, i zlikwidowana po paru dniach
przez oddziały PKL.
Wspomniane powyżej instytucje, z wyjątkiem Ra-
dy Regencyjnej, podkreślały swój lokalny i przejściowy
charakter. Próbę sformowania rządu ogólnopolskiego
podjęły na naradzie w Warszawie 1 listopada ugrupo-
wania lewicy niepodległościowej. Wtedy też zadecy-
dowano, że jego siedzibą będzie Lublin, gdyż okupacja
austriacka już się rozsypywała, a w mieście i okolicy
znajdowały się znaczne siły Polskiej Organizacji Woj-
skowej (POW), mogące zagwarantować powstającej
władzy zbrojną ochronę.
Utworzony 7 listopada Tymczasowy Rząd Ludowy
Republiki Polskiej, z Ignacym Daszyńskim na czele,
skupił socjalistów Królestwa Polskiego i Galicji, kró-
lewiackie Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”
(PSL Wyzwolenie”) i wywodzące się także z tego tere-
nu inteligenckie Stronnictwo Niezawisłości Narodowej.
Wspierała go POW a gotowość poparcia deklarowało
także tracące coraz bardziej na znaczeniu Polskie
Stronnictwo Ludowe Lewica (PSL Lewica) z zaboru
austriackiego. Próba pozyskania Polskiego Stronnictwa
Ludowego „Piast” (PSL „Piast”) zakończyła się fia-
skiem, gdyż mianowany na wyrost ministrem aprowi-
zacji W. Witos nie zdecydował się objąć funkcji, a jego
jedyny kontakt z tym rządem ograniczył się do zgło-
szenia zastrzeżeń dotyczących zbyt jednostronnego
składu politycznego gabinetu, a zwłaszcza pominięcia
w nim przedstawicieli narodowej demokracji. Zaplecze
polityczne gabinetu lubelskiego było rzeczywiście
skromne i w tej sytuacji poparcie dlań, wyrażane przez
niektóre Rady Delegatów Robotniczych i efemeryczną
Republikę Tarnobrzeską, nie miało większego znacze-
nia.
Organizatorzy rządu uważali go za twór przejścio-
wy, mający istnieć do chwili zwołania Sejmu Ustawo-
dawczego. W opublikowanym manifeście sformułowali
program radykalnych przeobrażeń społecznych i go-
spodarczych. Zadeklarowali, że część z nich wprowa-
dza się natychmiast, jak równość obywateli wobec
prawa, wolność sumienia, słowa, zrzeszania się i straj-
ków, upaństwowienie lasów, ośmiogodzinny dzień pra-
cy. Inne miał uchwalić parlament, wyłoniony na pod-
stawie demokratycznego prawa wyborczego. Wśród
nich wymieniano m.in. powszechne, obowiązkowe,
bezpłatne i świeckie nauczanie, przymusowe wywłasz-
czenie wielkiej własności ziemskiej, upaństwowienie
kopalń i części zakładów przemysłowych oraz wpro-
wadzenie przedstawicieli robotników do zarządów po-
zostałych.
Utworzenie gabinetu Daszyńskiego zamiast wyja-
śnić, skomplikowało jedynie sytuację. Rada Regencyj-
na, mimo płynących z Lublina gróźb wyjęcia jej spod
prawa i postawienia przed sądem ludowym, nie zamie-
rzała się rozwiązać, choć równocześnie była zbyt słaba,
aby siłą usunąć konkurenta. Kompetencji rządu lubel-
skiego nie uznał najpoważniejszy i w pełni niezależny
ośrodek krakowski. Zdecydowana większość prasy
(poza socjalistyczną) wpływającej na kształtowanie na-
strojów społecznych miała dlań jedynie słowa potępie-
nia lub starała się go ośmieszyć. Wśród polityków cen-
trowo-prawicowych pojawiły się natomiast koncepcje
utworzenia w Krakowie odrębnego rządu, z W. Wito-
sem na czele, mogącego liczyć przede wszystkim na
poparcie ruchu ludowego i narodowodemokratycznego.
W tak skomplikowanej i zaognionej sytuacji poja-
wił się nowy czynnik polityczny — 10 listopada przy-
był do Warszawy zwolniony z więzienia magdebur-
skiego Józef Piłsudski. Jego przyjazd zbiegł się w cza-
sie z załamywaniem się okupacji niemieckiej w pół-
nocno-zachodniej części Królestwa Polskiego. Jeszcze
tego samego dnia, przy jego udziale, zawarto z nie-
miecką Centralną Radą Żołnierską w Warszawie poro-
zumienie, na którego mocy Niemcy, w zamian za za-
gwarantowanie im bezpiecznego powrotu do Rzeszy,
zobowiązali się do pozostawienia na ziemiach polskich
zgromadzonych zapasów oraz przekazania broni rodzą-
cemu się Wojsku Polskiemu. Układ ten umożliwił prze-
jęcie nazajutrz urzędów i instytucji w Warszawie,
a w następnych dniach na pozostałych terenach. Zapo-
czątkował on także opuszczanie Królestwa Polskiego
przez niemieckie wojska okupacyjne.
Józef Piłsudski cieszył się, z rozmaitych powodów,
dużym autorytetem wśród społeczeństwa polskiego,
a o jego uwolnienie upominały się od dłuższego czasu
różne gremia — m.in. Rada Regencyjna oraz zdomi-
nowany przez jego zwolenników rząd lubelski; nawet
nieprzychylne mu środowiska narodowodemokratyczne
nie miały wątpliwości, że objęcie przezeń władzy do-
prowadzi do uspokojenia nastrojów społecznych. Z na-
strojów tych J. Piłsudski dobrze zdawał sobie sprawę,
dlatego też nie zamierzał się identyfikować z którym-
kolwiek z obozów, rezerwując sobie rolę arbitra. Z rąk
Rady Regencyjnej przyjął dzień po powrocie naczelne
dowództwo wojsk polskich, ale jeżeli Rada wiązała
z tym faktem nadzieje na umocnienie swej pozycji, to
bardzo szybko zrozumiała, że były one złudne. 14 li-
stopada podjęła więc decyzję o rozwiązaniu się i prze-
kazaniu Piłsudskiemu pełni posiadanych uprawnień.
Jego zwierzchnictwo uznały bez zastrzeżeń i rząd lu-
belski, i PKL. W tej nowej sytuacji Piłsudski mógł
przystąpić do formowania rządu ogólnopolskiego.
14 listopada rozpoczęły się w Warszawie narady
polityków ze wszystkich zaborów. Wiele zastrzeżeń
budziła osoba premiera, gdyż na to stanowisko Piłsud-
ski, uwzględniając sytuację wewnętrzną i międzynaro-
dową, a po części kierując się własnymi sympatiami,
desygnował I. Daszyńskiego. Spotkało się to jednak ze
zdecydowanym sprzeciwem prawicy, m.in. reprezenta-
cji Wielkopolski. Był on na tyle silny, że Daszyński
zrezygnował z misji. Ostatecznie 18 listopada premie-
rem został J. Moraczewski, także działacz socjalistycz-
ny, ale mający opinię polityka bardziej umiarkowane-
go. Niewiele to jednak poprawiło sytuację, gdyż naro-
dowa demokracja i tak nie zgodziła się wejść do rządu,
a ugrupowania centrowe (Zjednoczenie Ludowe, PSL
„Piast”), po pewnych wahaniach, także nie zdecydowa-
ły się na objęcie zarezerwowanych dla nich resortów.
W nowym gabinecie zabrakło przedstawicieli Wielko-
polski, a pod względem politycznym przybrał on ewi-
dentnie lewicowy charakter. Jego zaplecze, podobnie
jak gabinetu Daszyńskiego, tworzyli socjaliści, przed-
stawiciele lewicowego odłamu ruchu ludowego i ra-
dykalnych, ale pozbawionych szerszych wpływów
ugrupowań inteligenckich. Znalazła się w nim także
większość poprzednich ministrów, a ogłoszona dekla-
racja programowa przypominała bardzo często brzmie-
nie manifestu lubelskiego. Z tych też powodów gabinet
był i jest nieraz określany jako „drugi rząd lubelski”.
Oba rządy, ze względu na dominację w nich ugrupo-
wań lewicowych oraz radykalizm programowy, bardzo
często nazywane są ludowymi.
Ekipa J. Moraczewskiego, podobnie jak i jego po-
przednika, niemal od chwili utworzenia była bezpardo-
nowo zwalczana przez przeciwników i ze skrajnej le-
wicy, i ze środowisk prawicowych — albo za „burżua-
zyjny” (komuniści), albo „jednostronnie lewicowy”
(prawica) charakter. Większą aktywność w wystąpie-
niach publicznych, organizowanych niezmiennie pod
nośnym hasłem utworzenia rządu trójzaborowego,
przejawiała prawica, która wciągała w nie także liczące
się w opinii publicznej instytucje (np. senaty wyższych
uczelni) i organizacje (np. Towarzystwo Szkoły Ludo-
wej). Pretekstów do wrogich wystąpień dostarczały
również niektóre niezbyt przemyślane decyzje rządu,
niemające zresztą większego znaczenia praktycznego,
ale łatwe do wykorzystania propagandowego, np. za-
rządzenie o usunięciu korony z głowy orła w herbie
państwa. Przy okazji atakowano także Piłsudskiego,
obciążając go wyłączną odpowiedzialnością za wytwo-
rzoną sytuację.
Zgodnie z zaleceniem Piłsudskiego rząd Mora-
czewskiego unikał „eksperymentów socjalnych”, pozo-
stawiając te kwestie do rozstrzygnięcia przyszłemu
sejmowi. W swych działaniach akcentował przede
wszystkim cele ogólnopaństwowe, zwłaszcza dążenie
do przyspieszenia zjednoczenia wszystkich ziem pol-
skich. Zajął się także tworzeniem ładu prawnego
w państwie. Mimo bardzo trudnej sytuacji odnotował
również wiele sukcesów w rozładowywaniu napięć
społecznych. Działalność ta znajdowała odbicie w licz-
nych dekretach i zarządzeniach z przełomu lat 1918
i 1919, korzystnych zwłaszcza dla robotników i miesz-
kańców miast, co po części wynikało stąd, że te środo-
wiska wywierały na rząd najsilniejszy i najlepiej zorga-
nizowany nacisk, ale także i z faktu, że położenie tych
grup było wyjątkowo ciężkie. Na mocy tych zarządzeń
m.in. wprowadzono ośmiogodzinny dzień pracy,
a w sobotę sześciogodzinny (nazywano to potocznie
angielską sobotą), i ubezpieczenia na wypadek choro-
by, ustalono minimalne płace i przyznano jednorazowe
zapomogi robotnikom z zakładów państwowych, powo-
łano do życia mającą łagodzić konflikty między praco-
dawcami i pracobiorcami Inspekcję Pracy, wydano de-
kret o ochronie lokatorów, utrudniono eksmisje i za-
mrożono czynsze na poziomie z 1914 r., co w związku
z wojenną inflacją oznaczało znaczne ich obniżenie.
Ogólnospołeczne znaczenie miało podjęcie walki z li-
chwą i spekulacją, zwłaszcza artykułami pierwszej po-
trzeby.
Nie zmieniło to stanowiska przeciwników —
skrajna lewica uznała te posunięcia za taktyczne, mają-
ce osłabić walkę z burżuazją, a grupy narodowo- de-
mokratyczne za potwierdzenie „bolszewickiego” cha-
rakteru ekipy sprawującej władzę. W tych ostatnich
środowiskach zaczęło dojrzewać postanowienie prze-
prowadzenia „rewolucji narodowej” i usunięcia rządu
siłą. Mózgiem rodzącej się konspiracji byli m.in. Ma-
rian Żegota-Januszajtis (dowódca I Brygady Legionów
w latach 1916-1917, po ustąpieniu J. Piłsudskiego),
ekonomista Jerzy Zdziechowski i Eustachy ks. Sapieha.
Próbę przejęcia władzy przy poparciu zdezorientowa-
nych, nielicznych oddziałów wojskowych prze-
prowadzono w nocy z 4 na 5 1 1919. Zamachowcom
udało się wprawdzie aresztować J. Moraczewskiego
i kilku ministrów, ale cała akcja zakończyła się fia-
skiem i ośmieszeniem jej przywódców. Groźba przeję-
cia władzy przez prawicę przyczyniła się do skonsoli-
dowania zwolenników gabinetu, co potwierdzały liczne
manifestacje. Pozycja rządu nie wzmocniła się jednak,
gdyż czynnik decydujący, czyli J. Piłsudski, przeciwko
któremu w rzeczywistości zamach był skierowany, po-
traktował całe wydarzenie z wyjątkową pobłażliwością.
Uczestniczących w nim oficerów osadzono co prawda
w aresztach, ale bardzo szybko skierowano ich do od-
działów frontowych, a nawet umożliwiono im po pew-
nym czasie osiągnięcie wyższych stopni (np. M. Janu-
szajtis został awansowany na generała). Cywilni przy-
wódcy, poza otrzymaniem ustnej reprymendy, nie po-
nieśli żadnych konsekwencji. Zapowiedziano wpraw-
dzie postawienie ich przed sądem i zwolniono tylko na
„słowo honoru”, ale kilkanaście dni później ogłoszono
amnestię, która ich objęła. Oznaczało to, je Piłsudski
nie chciał się angażować w obronę powołanego przez
siebie rządu.
Takie stanowisko wynikało najprawdopodobniej
z faktu, że gabinet ten, bojkotowany przez wpływowe
środowiska w kraju, nie był też uznawany na arenie
międzynarodowej. Jeszcze w trakcie przetargów o jego
utworzenie I. Piłsudski rozesłał (16 XI 1918) do państw
zwycięskiej koalicji, neutralnych i sąsiednich (poza Ro-
sją bolszewicką) telegram notyfikujący powstanie nie-
podległego państwa polskiego. Pozostał on w zasadzie
bez odpowiedzi (swego przedstawiciela do Warszawy
przysłały jedynie Niemcy), co nie poprawiło międzyna-
rodowego wizerunku Polski. W dalszym ciągu paryski
KNP uznawany był zarówno przez zwycięskie mocar-
stwa, jak i poznańską NRL za jedyną oficjalną repre-
zentację społeczeństwa polskiego. Porozumienie z nim
i obozem alianckim było z wielu powodów konieczno-
ścią. Tylko dzięki temu można było sprowadzić do kra-
ju armię gen. Józefa Hallera, oddziały polskie formo-
wane pod patronatem Francji w Rosji (m.in. na Syberii,
w rejonie Murmańska i Odessy) oraz zapewnić dostawy
broni i sprzętu niezbędne siłom zbrojnym tworzonym
w kraju. Ponadto zbliżał się termin otwarcia konferencji
pokojowej, która miała m.in. zadecydować o polskich
granicach zachodnich. Zadaniom tym nie mógł podołać
rząd J. Moraczewskiego — potrzebna była inna osoba,
akceptowana w sferach międzynarodowych i niewzbu-
dzająca tak silnych emocji w kraju. Najprawdopodob-
niej zdawał sobie z tego sprawę także sam premier.
Ostatecznie J. Moraczewski, borykający się z we-
wnętrznymi problemami, politycznymi i ekonomicz-
nymi, podał się 16 I 1919 do dymisji, która została
przyjęta. Jeszcze tego samego dnia misję sformowania
nowego gabinetu otrzymał przybyły niedawno do Pol-
ski Ignacy Jan Paderewski, cieszący się znaczną popu-
larnością w państwach alianckich oraz dużym presti-
żem w kraju, i to zarówno wśród prawicy, jak i lewicy.
Premier objął także niezwykle ważne Ministerstwo
Spraw Zagranicznych, a na pozostałe stanowiska wpro-
wadził ludzi z dużym doświadczeniem fachowym, któ-
rzy — choć w większości sympatyzowali z ugrupowa-
niami centrowymi i prawicowymi — jednak nie byli
kojarzeni z bieżącą działalnością polityczną. Wyjąt-
kiem był Władysław Seyda, który od lata 1919 r. kie-
rował Ministerstwem byłej Dzielnicy Pruskiej.
Utworzenie gabinetu I. Paderewskiego było prze-
łomem w budowaniu centralnego ośrodka dyspozycyj-
nego. Nie wzbudzał on już takich namiętności jak po-
przednie rządy, jego zwierzchnictwo uznały bez za-
strzeżeń poznańska NRL i paryski KNP a co najistot-
niejsze — zyskał akceptację na forum międzynarodo-
wym, w tym także mocarstw: Stanów Zjednoczonych
(30 I 1919), Francji (23 II 1919), Wielkiej Brytanii (25
II 1919) i Włoch (27 II 1919).
2. FORMOWANIE KSZTAŁTU TERYTORIALNEGO PAŃ-
STWA

Walka o niepodległość łączyła się ściśle z walką


o terytorium. Przez znaczną część wieku XIX kwestia
ta nie budziła większych kontrowersji, gdyż kolejne
zrywy powstańcze miały na celu odbudowanie państwa
w kształcie przedrozbiorowym, ewentualnie jako
Rzeczpospolitą nie dwojga, ale trojga narodów, to jest
jako państwo polsko-litewskie-ruskie. W latach I wojny
światowej nikt już o takim rozwiązaniu poważnie nie
myślał, gdyż należało uwzględnić zmiany wywołane
aspiracjami państwowotwórczymi nowych grup naro-
dowych. Choć nie ulegało wątpliwości, iż państwo pol-
skie powinno objąć terytoria trzech zaborów, to równo-
cześnie zdawano sobie sprawę, że i na wschodzie, i na
zachodzie niezbędne będą korekty. Z jednej strony na-
leżało zrezygnować z ziem, które w ciągu XIX w. utra-
ciły polski charakter — na wschodzie w związku z po-
jawieniem się bardziej lub mniej rozwiniętych no-
woczesnych narodów (litewskiego, białoruskiego
i ukraińskiego), a na zachodzie ze względu na stopień
zgermanizowania podczas wieku XIX niektórych tere-
nów. Z drugiej strony nie wyobrażano sobie sytuacji,
w której poza Polską pozostałyby obszary oderwane od
niej przed wiekami (Śląsk Górny i Cieszyński), ale za-
mieszkiwane przez ludność o relatywnie silnej polskiej
świadomości. Postanowiono także upomnieć się o po-
łudniową część Prus Wschodnich. Mimo że nigdy zie-
mie te nigdy do Polski nie należały, były jednak zasie-
dlone przez wywodzącą się z Mazowsza ludność,
wśród której od końca XIX w. coraz wyraźniej zaczy-
nała się przejawiać polska świadomość narodowa (co
prawda, stopień zaawansowania tego procesu oceniono
zbyt optymistycznie). Sytuację dodatkowo kompliko-
wał fakt, że granice wpływów narodowych nie rysowa-
ły się zbyt ostro, a dla ludności niejednokrotnie kryteria
językowe i religijne były istotniejsze niż narodowe.
Przy wytyczaniu granic należało także uwzględnić
aspekty ekonomiczne i militarne. W rezultacie oznacza-
ło to z jednej strony konieczność pozostawienia poza
nimi niektórych skupisk ludności polskiej, a z drugiej
pojawienie się w państwie dużej liczby przedstawicieli
mniejszości narodowych. Z podobnymi problemami
borykała się większość państw Europy Wschodniej
i Południowej. Prowadziło to do zderzania się aspiracji
terytorialnych oraz do konfliktów, podczas których de-
cydujące znaczenie miały nie względy racjonalne, ale
siła zbrojna. Ponadto Polacy, niezależnie od sporów są-
siedzkich, nie mogli sami realizować swych koncepcji,
ale musieli się liczyć z postawą i interesami wielkich
mocarstw, zwłaszcza Wielkiej Brytanii i Francji.
W pewnych wypadkach, np. granicy polsko-
niemieckiej, z góry było wiadomo, że to właśnie ich
stanowisko będzie miało znaczenie decydujące. Budo-
wa terytorialna państwa dokonywała się więc w ogniu
sporów i polemik wewnętrznych, przetargów dyploma-
tycznych i konfliktów zbrojnych. Najwcześniej rozpo-
częły się one na wschodzie.
Jak już wspomniano, dość powszechne było prze-
konanie o konieczności zrezygnowania z pewnych ziem
tam położonych, mimo że przed rozbiorami wchodziły
one w skład państwa polskiego. Nie odnosiło się to jed-
nak do Galicji Wschodniej, chociaż przewagę miała
tam ludność ukraińska, aspirująca, podobnie jak polska,
do utworzenia jakiejś formy własnej państwowości. Te
jej zamiary zostały skonkretyzowane przez sformowaną
18 X 1918 Ukraińską Radę Narodową (URN) z Euge-
niuszem Petruszewiczem na czele. 19 października
ogłosiła ona powstanie państwa, które ostatecznie przy-
jęło nazwę Zachodnio-Ukraińska Republika Ludowa
(ZURL) i miało się składać z zamieszkanych przez lud-
ność ukraińską ziem rozpadających się Austro-Węgier.
Ośrodkiem rodzącego się organizmu miała być Galicja
Wschodnia z Lwowem jako stolicą. Deklaracje URN
nie oznaczały natychmiastowego wyemancypowania
się spod władzy austriackiej, a wręcz przeciwnie — po-
litycy ukraińscy do ostatniej chwili podkreślali lojal-
ność wobec Wiednia.
Działania zbrojne w nocy z 31 X na l XI 1918
podjęli Ukraińcy, a przyspieszyło je przejęcie przez
PKL władzy w Krakowie. Wykorzystując element za-
skoczenia i dysponując siłami większymi niż Polacy,
bez przeszkód opanowali oni całą wschodnią część Ma-
łopolski, łącznie z Przemyślem. Z poważniejszym opo-
rem zetknęli się dopiero we Lwowie, w którym też roz-
poczęła się wojna polsko-ukraińska. Dowódcą sił pol-
skich został kpt. Czesław Mączyński, a istotną rolę od-
grywali także dowódcy utworzonych wówczas grup
taktycznych — kpt. Zdzisław Tatar-Trześniewski i kpt.
Mieczysław Boruta-Spiechowicz. Zacięte walki rozgo-
rzały o opanowanie ważnych strategicznie punktów,
m.in. Szkoły im. Henryka Sienkiewicza, Domu Techni-
ków, Koszar Ferdynanda, Dworca Głównego i Góry
Stracenia. W obronie miasta piękną kartę zapisała mło-
dzież (ponad 1/4 ochotników walczących po polskiej
stronie miała mniej niż 17 lat), która zyskała wówczas
szczytne miano orląt lwowskich. Jej symbolem stał się
Jurek Bitschan, czternastoletni harcerz, który poległ na
cmentarzu Łyczakowskim. Na pomoc walczącemu
miastu pospieszyli Polacy z innych części kraju, przede
wszystkim z Małopolski Zachodniej. Formowane
w Krakowie oddziały dowodzone przez ppłk. Michała
Karaszewicza-Tokarzewskiego zdobyły najpierw
Przemyśl, a następnie opanowały linię kolejową pro-
wadzącą zeń do Lwowa, do którego weszły 22 XI
1918. Tego samego dnia wojska ukraińskie opuściły
miasto. W ciągu następnych miesięcy toczone ze
zmiennym szczęściem walki stawały się coraz zacie-
klejsze, a włączenie się do nich sił naddnieprzańskiej
Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL) rozszerzyło
działania wojenne na Wołyń i Polesie. Na przebieg wy-
darzeń rzutowało również stanowisko uznających się za
jedyny czynnik uprawniony do decydowania o przy-
szłości tych ziem wielkich mocarstw, pod których naci-
skiem zawierano co pewien czas nietrwałe rozejmy. Od
wiosny 1919 r., m.in. dzięki skierowaniu na front armii
gen. Józefa Hallera, przewagę zaczęli uzyskiwać Pola-
cy. 25 VI 1919 mocarstwa upoważniły władze polskie
do zajęcia całego terytorium Galicji, a rozpoczęta trzy
dni później ofensywa polska, pod osobistym dowódz-
twem J. Piłsudskiego, doprowadziła 17 lipca do wypar-
cia resztek armii ukraińskiej za linię Zbrucza, gdzie
podporządkowały się one dowództwu URL. Z nim też
zawarto 1 IX 1919 formalne zawieszenie broni, sank-
cjonujące polski stan posiadania.
Zakończenie walk nie oznaczało jednak definityw-
nego rozwiązania problemu, ale jedynie przeniesienie
go w sferę rozgrywek dyplomatycznych, wielkie mo-
carstwa nie kwapiły się bowiem z uznaniem praw Pol-
ski do zajętych obszarów. Co prawda 21 XI 1919 Rada
Najwyższa konferencji pokojowej w Paryżu postanowi-
ła przekazać je Polsce, ale jedynie w dwudziestopięcio-
letni zarząd, i to tylko pod warunkiem przyznania tym
ziemiom, pod kontrolą Ligi Narodów, uprawnień auto-
nomicznych. Po 25 latach o dalszych losach Małopolski
Wschodniej miała w plebiscycie zadecydować jej lud-
ność. Wywołało to zrozumiałe, żywiołowe protesty
w całym kraju. Miesiąc później (22 XII 1919) decyzję
tę zawieszono na czas nieokreślony. Dopiero w marcu
1923 r. Galicja Wschodnia została uznana przez Radę
Ambasadorów, następczynię Rady Najwyższej, za inte-
gralną część państwa polskiego.
Wojna polsko-ukraińska była tylko uwerturą do
poważniejszego konfliktu na wschodzie, tym razem
z bolszewicką Rosją. U jego podstaw legły problemy
i terytorialne, i ideologiczne. Oba państwa uważały, że
— ze względów historycznych — mają prawo decydo-
wać o losach ziem i narodów znajdujących się poza
granicami ich wyłącznych wpływów narodowych. Dla
Rosji sowieckiej kwestia ta łączyła się także ściśle
z dominującymi wówczas koncepcjami przeniesienia
rewolucji w głąb Europy, a przede wszystkim z moż-
liwością połączenia się z ruchami rewolucyjnymi na
zachodzie (Niemcy) i południu (Węgry). Szermując
swoiście interpretowanym, nośnym i zaakceptowanym
na arenie międzynarodowej hasłem prawa narodów do
samostanowienia, przystąpiła więc do tworzenia kolej-
nych republik sowieckich.
Przy rozpatrywaniu „kwestii wschodniej” po stro-
nie polskiej zarysowały się, najogólniej rzecz biorąc,
dwie koncepcje — federacyjna i inkorporacyjna. Obie
za punkt wyjścia przyjmowały ustalenie przyszłych sto-
sunków polsko-rosyjskich. Pierwszą z nich forsował
J. Piłsudski, a jednym z jej najgorętszych propagatorów
był blisko z nim wówczas związany znany działacz so-
cjalistyczny Leon Wasilewski. Znajdowała ona również
poparcie w partiach tzw. obozu belwederskiego (czyli
przede wszystkim PPS i PSL „Wyzwolenie”), choć ich
przywódcy woleliby zrealizować ją bez uciekania się
do wojny. Koncepcja ta przewidywała zadowolenie się
mniejszymi nabytkami terytorialnymi (choć ich zasięg
nigdy nie został dokładnie określony), ale w zamian za
to odgrodzenie się od Rosji sfederowanymi z Polską
i sięgającymi znacznie dalej na wschód niż wpływy
polskie państwami — Ukrainą, Białorusią i Litwą.
Rozwiązanie to byłoby z polskiego punktu widzenia
bardzo korzystne, gdyż odsuwałoby granice Rosji
i spychało ją na pozycje zajmowane na początku XVIII
w., a ponadto przewidywana bliska współpraca z nowo
powstałymi sąsiednimi krajami ułatwiłaby w przyszło-
ści rozwiązywanie wielu problemów, np. narodowo-
ściowych. Koncepcję inkorporacyjną reprezentował
R. Dmowski i popierające go grupy o charakterze naro-
dowym. Wychodzono w niej z założenia, że do Polski
należałoby wcielić te wszystkie ziemie, na których lud-
ność polska dominowała pod względem liczebnym, go-
spodarczym lub kulturalnym. Była ona także bardziej
sprecyzowana, gdyż zakładano w niej, że do Polski zo-
staną w całości przyłączone tereny litewskie oraz
Mińszczyzna i znaczna część Polesia, Wołynia i Podola
(przewidywaną w tej koncepcji granicę wyznaczała
tzw. linia Dmowskiego). Resztę spornych obszarów
zamierzano pozostawić Rosji, sądząc, że łatwiej pogo-
dzi się z mniejszymi stratami terytorialnymi, a ponadto
zostanie uwikłana w skomplikowane problemy naro-
dowościowe, co, jak się łudzono, umożliwi porozumie-
nie się z nią w przyszłości. W rzeczywistości ani jedna,
ani druga koncepcja nie mogła być zaakceptowana
przez bolszewików.
Bezpośredni konflikt rozgorzał w początkach 1919
r., gdy tereny na wschód od Bugu opuszczała armia
niemiecka, a równocześnie zaczęły na nie wkraczać
oddziały polskie i bolszewickie. 13 II 1919 doszło do
pierwszej wymiany ognia pod Berezą Kartuską na Po-
lesiu, a trzy dni później pod Maniewiczami na Woły-
niu. Starcia te zapoczątkowały niewypowiedzianą woj-
nę polsko-sowiecką. W pierwszych miesiącach sukcesy
odnosiła strona polska, co wynikało nie tyle z jej prze-
wagi militarnej, ile z faktu, że dla bolszewików za-
chodni teatr wojny nie był najważniejszy i główne swe
siły angażowali do walki z tzw. białymi armiami, gdyż
od tego zależała ich przyszłość. W rezultacie Polacy
zajmowali coraz to nowe terytoria i ośrodki administra-
cyjne, m.in. Słomim (3 III), Pińsk (7 III), Łuck (17 III),
Nowogródek (18 IV), Wilno (19-21 IV), Mińsk
(8 VIII), Ostróg (16 VIII). Sukcesy te stwarzały złudze-
nie, że bolszewicy nie są poważnym przeciwnikiem.
Rozwijającą się pomyślnie polską ofensywę zahamo-
wano późnym latem 1919 r., to jest w szczytowym
okresie przewag białogwardyjskich oddziałów gen. An-
tona Denikina, ponieważ Piłsudski nie chciał ułatwiać
mu sytuacji. Było to zrozumiałe, gdyż Denikin, podob-
nie jak i inni biali generałowie, toczył walkę z bolsze-
wikami pod hasłem odbudowy Rosji w przedwojennym
kształcie terytorialnym i jeżeli uznawał prawo Polski
do niepodległego bytu, to najwyżej w granicach daw-
nego Królestwa Polskiego, a prawdopodobnie — tak
jak Aleksandr Kołczak — nawet bez Chełmszczyzny.
W czasie rozmów z przedstawicielami Polski Denikin
domagał się np. oddania mu pod kontrolę zajętych
przez Polaków obszarów położonych na wschód od
Bugu. Należało się także liczyć z tym, że w wypadku
jego zwycięstwa poprą go wielkie mocarstwa, które 8
XII 1919, co prawda nie przesądzając definitywnie
kwestii granicznych, uznały prawo Polski do budowa-
nia stałej administracji jedynie na zachód od Bugu. Ten
pogląd, z istotną jednak korekturą, to jest przedłuże-
niem linii w kierunku południowym, przez co odcinano
od Polski całą Galicję Wschodnią, został powtórzony
w lipcu 1920 r. przez brytyjskiego ministra spraw za-
granicznych George'a Nathaniela Curzona, tym razem
jako propozycja polsko-sowieckiej linii rozejmowej.
Od tego też czasu „linia Curzona” weszła do historio-
grafii, przy czym najczęściej była ona interpretowana,
zwłaszcza przez stronę sowiecką, jako równoznaczna
z wytyczeniem granicy, co jednak nie jest do końca ści-
słe, gdyż w takim znaczeniu w dokumentach jej nie
wymieniano.
Po przerwaniu działań wojennych rozpoczęły się
nieoficjalne rozmowy, prowadzone najpierw w Biało-
wieży, a następnie w Mikaszewiczach na Polesiu. For-
malnie prowadzili je z obu stron przedstawiciele Czer-
wonego Krzyża i dotyczyły m.in. wymiany jeńców, za-
kładników i więźniów politycznych. Stronę sowiecką
reprezentował w nich polski komunista Julian Mar-
chlewski, a polską Michał Stanisław Kossakowski,
choć decydujący głos należał do kpt. Ignacego Boerne-
ra, zaufanego człowieka J. Piłsudskiego. Poinformował
on Marchlewskiego, że Polska nie wznowi wstrzyma-
nych działań wojennych.
Było to równoznaczne z sugestią, że sil sowieckich
z frontu polskiego można będzie użyć do walki z Deni-
kinem, co też bolszewicy skwapliwie wykorzystali. De-
legacja sowiecka zaproponowała wówczas przekształ-
cenie tych nieoficjalnych spotkań w formalne pertrak-
tacje pokojowe. Piłsudski uzależnił ich rozpoczęcie od
przyjęcia warunków wstępnych, m.in. zaprzestania agi-
tacji komunistycznej w wojsku polskim, przekazania
Dyneburga sprzymierzonej z Polską Łotwie i wstrzy-
mania przez Armię Czerwoną działań przeciwko Ukra-
ińskiej Republice Ludowej. Porozumienia nie osiągnię-
to, gdyż żądania te strona przeciwna uznała za wygó-
rowane, zwłaszcza w punkcie dotyczącym Ukrainy.
Ponadto, gdy po klęsce Denikina znikła groźba przeję-
cia władzy w Rosji przez białych generałów, Polacy nie
byli już zainteresowani kontynuowaniem rozmów.
Mimo że rokowania zostały zerwane, działań mili-
tarnych w zasadzie nie wznowiono, a operacje podej-
mowane z obu stron miały charakter lokalny. W ich
wyniku w końcu 1919 r. na Wołyniu i w rejonie Zbru-
cza linia frontu została tylko nieznacznie przesunięta
w kierunku wschodnim. Na początku stycznia 1920 r.
oddziały gen. Edwarda Śmigłego-Rydza zajęły Dyne-
burg i oddały go Łotwie, a w czasie kolejnej operacji
(5-8 III), kierowanej przez płk. Władysława Sikorskie-
go, opanowano Mozyrz i Kalenkowicze, ważne punkty
komunikacyjne na Polesiu, dzięki czemu przerwano po-
łączenie między północnym i południowym zgrupowa-
niem wojsk bolszewickich. Akcje zaczepne wojsk so-
wieckich w tym czasie, np. w rejonie Zwiahla na Wo-
łyniu, nie przyniosły im sukcesów.
Dla obu stron było jednak oczywiste, że ten stan
zbrojnego pogotowia był jedynie chwilowy i obie gro-
madziły siły i środki do rozstrzygającego starcia.
W tym też czasie bolszewicy występowali z licznymi
propozycjami rozpoczęcia rokowań pokojowych. Przy-
bierały one charakter not do rządu polskiego (22 XII
1919) albo publicznych deklaracji, skierowanych do
społeczeństwa polskiego, ale faktycznie przeznaczo-
nych także dla opinii międzynarodowej (28 I, 2 II
1920). Wyrażano w nich m.in. wolę położenia kresu
wszelkim konfliktom z Polską, uznawano „całkowicie
i bezwarunkowo” jej niezawisłość i suwerenność, za-
pewniano o braku jakichkolwiek antypolskich porozu-
mień i pisano nawet o chęci uznania aktualnej linii
frontu za podstawę rozstrzygnięć granicznych. Wezwa-
nia te przez długi czas pozostawały bez odpowiedzi,
i strona polska podejrzewała, że obliczone były głównie
na pozyskanie sympatii międzynarodowej i moralne
rozbrojenie społeczeństwa polskiego. Obawy te po-
twierdzane były doniesieniami wywiadu o wzmożonej
koncentracji sił sowieckich na linii frontu. Dopiero 27
III 1920 Polska wyraziła zgodę na rozpoczęcie roko-
wań w leżącym na linii frontu Borysowie i zawarcie w
jego rejonie lokalnego zawieszenia broni na czas roz-
mów. Byłoby to dla strony polskiej bardzo korzystne,
gdyż uniemożliwiałoby bolszewikom wykorzystanie
ważnego węzła komunikacyjnego i unieruchomiło
skoncentrowane w tym rejonie jednostki Armii Czer-
wonej. Strona radziecka opowiadała się za innym miej-
scem rozmów i wstrzymaniem działań na całym fron-
cie. Formalnie rozpoczęciu pertraktacji przeszkodziła
też niemożność ustalenia warunków wstępnych. W rze-
czywistości J. Piłsudski, a on właśnie decydował o całej
polityce wschodniej, nie chciał ich nawet zaczynać.
Równolegle do nieprzynoszącej rezultatów polsko-
sowieckiej wymiany not czyniono ostatnie przygoto-
wania do wznowienia działań wojennych, które — jak
przewidywano — miały zakończyć się zrealizowaniem
koncepcji federalistycznej. Służyła temu m.in. wzmo-
żona aktywność dyplomacji polskiej, chociaż zamiar
zbudowania silnego frontu antybolszewickiego z udzia-
łem Polski i krajów bałtyckich zakończył się fiaskiem,
w znacznym stopniu ze względu na sprzeczności pol-
sko-litewskie. Rezultaty przyniosły jedynie rozmowy
z Symonem Petlurą, szefem rządu nieistniejącej już
faktycznie Ukraińskiej Republiki Ludowej. Zaowoco-
wały one podpisaniem konwencji politycznej (21 IV)
i wojskowej (24 IV), na mocy których Petlura rezy-
gnował z pretensji do Galicji Wschodniej i Wołynia, w
zamian za co miał otrzymać pomoc militarną, niezbęd-
ną do wyparcia wojsk sowieckich z ziem na prawym
brzegu Dniepru.
25 kwietnia ruszyła, wspierana przez dywizje ukra-
ińskie, polska ofensywa na południu. W opublikowa-
nych odezwach — polskich i ukraińskich — pod-
kreślano wyzwoleńcze aspekty podjętej walki, chęć za-
tarcia błędów z przeszłości i zapoczątkowania nowego
rozdziału w stosunkach między oboma narodami. Ar-
mia polska nie napotkała poważniejszego oporu.
Wbrew przewidywaniom siły sowieckie na tym kierun-
ku były słabe, a ponadto unikały konfrontacji. W tej sy-
tuacji największym problemem stały się przestrzeń
i wytrzymałość nóg piechura. Po dwóch tygodniach
forsownych marszów i niezbyt ciężkich walk, w któ-
rych rozbito dwie armie sowieckie, oddziały polskie
dotarły do Kijowa (7 V) i zajęły go bez walki. Opano-
wały także przyczółek na lewym brzegu Dniepru. Osią-
gnięcia te, wbrew pozorom, nie były jednak zbyt duże,
choć w całym kraju wywołały euforię. Gdy w Polsce
upajano się sukcesami na Ukrainie, działania zaczepne
podjęły (14 V) sowieckie wojska frontu zachodniego,
dowodzonego przez Michaiła Tuchaczewskiego. Po-
wstrzymano je, ale odbyło się to kosztem dużego wy-
siłku i ściągnięcia części jednostek z Wołynia. Na po-
łudniu sytuacja była także daleka od stabilizacji. Wy-
prawa kijowska nie przyniosła też spodziewanych zy-
sków politycznych, gdyż bardzo szybko okazało się, że
S. Petlura nie uzyskał poważniejszego poparcia ludno-
ści ukraińskiej. Całkowicie zawiodły rachuby na roz-
budowę podporządkowanych mu sił zbrojnych, zresztą
zabrakło na to czasu.
5 czerwca ściągnięta z Kaukazu armia konna Sie-
miona Budionnego przerwała linię frontu na południu,
co zmusiło Polaków do opuszczenia Kijowa i do od-
wrotu. Kolejne próby zatrzymania nieprzyjaciela koń-
czyły się niepowodzeniem. 4 lipca wojska sowieckie
podjęły działania zaczepne również na północy. Także
tam nie udało się ich zatrzymać, choć wielokrotnie się
o to starano, m.in. na linii okopów niemieckich z I woj-
ny oraz w krwawych walkach nad Narwią i Bugiem.
Istotną rolę w przełamywaniu polskich linii obronnych
na tym froncie odgrywał korpus konny Gai Gaja (Gaj-
Chana).
Wojnę toczono, używając nie tylko klasycznych
środków. Od początku, ale w 1920 r. ze szczególnym
natężeniem, była ona równocześnie wielkim starciem
propagandowym. Strona polska odwoływała się do
uczuć patriotycznych, religijnych, zasad demokracji
i konieczności obrony cywilizacji zachodniej. Działania
sowieckie przebiegały dwukierunkowo. W propagan-
dzie wewnętrznej podkreślano nie tylko społeczny, ale
także narodowy charakter wojny i bardzo chętnie od-
woływano się do nacjonalizmu wielkoruskiego. Takie
akcenty pojawiły się np. w kierowanych wówczas do
carskich oficerów odezwach, zachęcających ich do
wstępowania w szeregi Armii Czerwonej, w której ofe-
rowano im nawet bardzo wysokie stanowiska — np.
przewodniczącym rady rzeczoznawców wojskowych
został gen. Aleksiej Brusiłow, ostatni naczelny wódz
armii rosyjskiej przed przejęciem władzy przez bolsze-
wików. Pozyskaniu sympatii na arenie międzynarodo-
wej służył zainicjowany pod szyldem Międzynarodów-
ki Komunistycznej ruch „Ręce precz od Kraju Rad”,
w którego ramach apelowano do międzynarodowej so-
lidarności proletariatu, akcentując konieczność popar-
cia rewolucji i obrony pierwszego socjalistycznego
państwa walczącego z najazdem polskim. Propaganda
ta spotkała się z pozytywnym oddźwiękiem w wielu
krajach, m.in. w Anglii, w której dokerzy odmawiali
załadowywania przeznaczonego dla Polski sprzętu.
Najsilniejszy odzew znalazła jednak w Niemczech, któ-
rym bolszewicy dodatkowo gwarantowali nienaruszal-
ność ich wschodnich granic z 1914 r. W tym kraju we
wspólnym froncie antypolskim znaleźli się i komuniści,
i nacjonaliści. W wyniku ich akcji zatrzymywano po-
ciągi przewożące materiały wojenne lub kierowano je
do odległych części Niemiec. W Gdańsku zaś, zgodnie
z uchwałą senatu tego miasta o zachowaniu neutralno-
ści, dokerzy proklamowali strajk, uniemożliwiając roz-
ładunek przybyłych tam drogą morską transportów
broni.
Sytuacja stawała się coraz trudniejsza, rozpoczęto
więc równolegle maksymalną mobilizację własnych sił
i starania o uzyskanie pomocy zagranicznej. Już 15
czerwca sejm podjął uchwałę o poborze dwóch roczni-
ków (1894 i 1902). Kilka dni później (23 VI) zastąpio-
no dotychczasowy centrowy rząd Leopolda Skulskiego
pozaparlamentarnym gabinetem Władysława Grabskie-
go. Z inicjatywy nowego premiera 1 lipca powołano do
życia Radę Obrony Państwa (ROP) — na następne trzy
miesiące najwyższy organ władzy państwowej, decydu-
jący o wszelkich kwestiach związanych z prowadze-
niem wojny i zawieraniem pokoju. Na czele Rady sta-
nął J. Piłsudski, a w jej skład weszli przedstawiciele
parlamentu, rządu i armii. Miała ona nie tylko ko-
ordynować różnorakie działania związane z wojną, ale
także kontrolować poczynania J. Piłsudskiego jako na-
czelnego wodza, gdyż w związku z ponoszonymi po-
rażkami różne ugrupowania, zwłaszcza prawicowe, co-
raz krytyczniej oceniały jego umiejętności dowódcze.
Rada wydała do społeczeństwa wiele odezw, apelując
o wstępowanie do wojska oraz poparcie wysiłku zbroj-
nego. Istotnym posunięciem było utworzenie (6 VII
1920) Generalnego Inspektoratu Armii Ochotniczej, na
którego czele stanął popularny w społeczeństwie gen.
J. Haller. Do armii tej przyjmowano osoby nieobjęte
obowiązkiem służby wojskowej albo z niego zwolnione
na mocy orzeczeń komisji rekrutacyjnych. W wyniku
zaciągu ochotniczego do służby zgłosiło się ponad 100
tys. osób, najliczniej z centralnej i zachodniej Polski.
Tworzono z nich albo samodzielne jednostki, które by-
ły prawie natychmiast kierowane na front, albo oddzia-
ły pomocnicze typu wartowniczego, technicznego itp.
Dominował w nich element młody, bardzo patriotycz-
ny, który mimo braków w wyszkoleniu i wyposażeniu
wnosił do oddziałów frontowych, niejednokrotnie zde-
moralizowanych długim odwrotem, ducha walki i wiarę
w zwycięstwo. Równie istotna była „ofiara mienia” —
strumień dobrowolnych darów na potrzeby armii. Wi-
domą oznaką konsolidacji stało się powołanie (24 VII
1920) do życia Rządu Obrony Narodowej złożonego
z przedstawicieli wszystkich liczących się partii poli-
tycznych z W. Witosem i I. Daszyńskim na czele.
Mniejsze efekty przyniosły zabiegi o pozyskanie
pomocy zagranicznej. Podjął je premier W. Grabski,
udając się do Spa w Belgii, gdzie odbywała się właśnie
konferencja przedstawicieli wielkich mocarstw. Obie-
cane mu 10 lipca poparcie miało charakter raczej mo-
ralny i wiązało się z bardzo ciężkimi warunkami. Pol-
ska miała zgodzić się na natychmiastowe zawieszenie
broni i zawarcie rozejmu z zatrzymaniem wojsk obu
stron na linii Curzona, uznać decyzję Rady Najwyższej
w sprawach sporów granicznych z Czechosłowacją
i Litwą (pozostawiając do czasu jej wydania Wilno po
stronie litewskiej) oraz związanych z przyszłością Gali-
cji Wschodniej, a także przyjąć opracowaną przez mo-
carstwa konwencję polsko-gdańską. W zamian za to
uzyskała jedynie obietnicę poparcia dyplomatycznego
w pertraktacjach z bolszewikami, a dopiero w razie ich
fiaska — dostaw broni i sprzętu. ROP zdecydowała się
przyjąć narzucone warunki. Pośrednim efektem wizyty
Grabskiego w Spa było przybycie do Warszawy misji
wojskowej z gen. Maxime'em Weygandem na czele,
mającej wspomóc polskich sztabowców w organizowa-
niu armii i opracowywaniu planów działań bojowych.
Zapowiedziane wsparcie dyplomatyczne okazało
się niezbyt skuteczne, ponieważ Sowieci odrzucali
wszelkie pośrednictwo, twierdząc, że rokowania po-
dejmą bezpośrednio z Polską. Z ich rozpoczęciem jed-
nak zwlekali, gdyż zamierzali do maksimum wykorzy-
stać sukcesy militarne, doprowadzić do zajęcia War-
szawy, co wydawało się już tylko kwestią czasu, usa-
dowić tam powolny sobie rząd i dopiero z nim prowa-
dzić rozmowy. Namiastką tych nowych władz był zain-
stalowany 30 lipca w Białymstoku Tymczasowy Komi-
tet Rewolucyjny Polski (Polrewkom) z J. Marchlew-
skim na czele oraz istniejący od 8 lipca, kierowany
przez Włodzimierza Zatońskiego, Galicyjski Komitet
Rewolucyjny (Galrewkom) jako zaczątek rządu Gali-
cyjskiej Republiki Rad.
W początkach sierpnia atakujące od północy woj-
ska bolszewickie przekroczyły Bug i w szybkim tempie
zbliżały się do stolicy. Dowództwo polskie kończyło
tymczasem opracowywanie nowego planu działań wo-
jennych, przewidującego utworzenie ostatecznej linii
obronnej opartej o Wisłę oraz przygotowanie odpo-
wiednich sił do kontrataku. Punktem kulminacyjnym
tej fazy wojny stała się bitwa warszawska, faktycznie
składająca się z trzech ściśle ze sobą powiązanych ope-
racji — zmagań na przedmościu warszawskim i nad
Wkrą oraz manewru znad Wieprza. Szczególnie zacięte
walki toczyły się na przedpolach Warszawy (13-15
VIII). Aby osłabić nacisk nieprzyjaciela, podjęto na
północ od stolicy działania ofensywne, które przeszły
do historii jako bitwa nad Wkrą (14-16 VIII). Zmagania
u bram Warszawy zakończyły się polskim zwycię-
stwem, okupionym jednak dużymi ofiarami. 16 sierpnia
na lewe skrzydło zaangażowanych pod Warszawą
wojsk bolszewickich spadło starannie przygotowane
uderzenie znad Wieprza, które zapoczątkowało kolejny
etap wojny — odwrót Armii Czerwonej. W następnych
dniach doszło jeszcze na północy do zaciętych walk
z wojskami sowieckimi, które dotarty w rejon Płocka
i Torunia z zamiarem zdobycia przepraw na Wiśle i,
podobnie jak w czasie powstania listopadowego, zaata-
kowania Warszawy od strony zachodniej. 18 sierpnia
zostały one odrzucone spod Płocka i także rozpoczęły
odwrót, zakończony częściowym internowaniem ich w
Prusach Wschodnich. Bitwa warszawska była bez wąt-
pienia największą ze stoczonych w czasie wojny pol-
sko-bolszewickiej. Było to równocześnie największe
polskie zwycięstwo w XX w., które lord Edgar d'Aber-
non w swym popularnym opracowaniu poświęconym
najważniejszym bataliom militarnym w dziejach ludz-
kości uznał za osiemnastą spośród bitew mających de-
cydujący wpływ na losy świata. Przeciwnicy J. Piłsud-
skiego, chcąc pomniejszyć jego zasługi jako dowódcy,
nadali jej miano cudu nad Wisłą, a nazwa ta została
spopularyzowana i utrwalona w społecznej świadomo-
ści m.in. dzięki znanemu obrazowi Jerzego Kossaka
pod takim właśnie tytułem.
Trochę inaczej wyglądała sytuacja na południu.
Gdy pod Warszawą decydowały się losy ofensywy so-
wieckiej, Budionny szturmował Lwów. Jednym z dra-
matyczniejszych epizodów tych walk było całodzienne
starcie na polach Zadwórza (17 VIII 1920), które prze-
szło do historii jako polskie Termopile. Zginęli tam
wszyscy żołnierze (312) z blokującego drogę do miasta
ochotniczego oddziału kpt. Bolesława Zajączkowskie-
go. Dopiero po bitwie warszawskiej Budionny zrezy-
gnował ze zdobywania Lwowa i, wypełniając już nie-
aktualny rozkaz M. Tuchaczewskiego, skierował się na
Lubelszczyznę. Jego armię pokonano w kilkudniowej
bitwie między Zamościem a Hrubieszowem. Jednym
z elementów tych zmagań była ostatnia chyba w dzie-
jach wojskowości wielka bitwa kawaleryjska, stoczona
pod Komarowem (31 VIII 1920), zakończona sukce-
sem jazdy polskiej. Budionnego zmuszono do odwrotu
za Bug, a następnie wyparto z Wołynia.
Ostatnim ważnym starciem w wojnie polsko-
sowieckiej była rozgrywająca się na dużych przestrze-
niach bitwa nad Niemnem (20-28 IX 1920), ze szcze-
gólnie zaciętymi walkami w rejonie Grodna i Wołko-
wyska, a jej szczytowym punktem były zmagania o Li-
dę (28 IX 1920). Niemeńskie zwycięstwo zade-
cydowało o zakończeniu działań zbrojnych i podpisaniu
zawieszenia broni (12 X 1920).
Odwlekane przez bolszewików ponad miesiąc
rozmowy pokojowe rozpoczęły się ostatecznie w poło-
wie sierpnia 1920 r. w Mińsku. Sytuacja delegacji pol-
skiej, która przekraczała linię frontu w chwili, gdy pod
Warszawą zaczynała się decydująca o losach wojny bi-
twa, była początkowo bardzo trudna. Licząc na wiążący
się z tym stan niepewności, Sowieci podyktowali jej 19
sierpnia niezwykle ciężkie warunki. Deklarowali co
prawda uznanie niezależności i suwerenności Polski
i rezygnowali z nałożenia na nią kontrybucji, ale rów-
nocześnie żądali m.in. przyjęcia (z drobnymi popraw-
kami) linii Curzona jako jej wschodniej granicy, zli-
kwidowania armii, przekazania im całego posiadanego
przez Polskę uzbrojenia i zakładów przemysłu zbroje-
niowego, zapewnienia „bezwarunkowego i swobodne-
go” tranzytu ludzi i materiałów przez jej ziemie, odda-
nia im w wyłączny zarząd linii kolejowej Wołkowysk-
-Białystok-Grajewo oraz poniesienia kosztów odbudo-
wy miejscowości i szlaków komunikacyjnych na
wschód od Bugu zniszczonych w czasie działań wojen-
nych. Wykonanie tych postanowień miałoby się odby-
wać pod kontrolą specjalnej komisji sowieckiej rezydu-
jącej w Polsce i pod nadzorem stacjonującej na nowej
granicy Armii Czerwonej. Przyjęcie tych propozycji
oznaczałoby sprowadzenie Polski do roli wasalnego
państewka.
Gdy wieści o wynikach bitwy warszawskiej nie da-
ło się już ukryć, dyplomaci bolszewiccy wycofali się
z wygórowanych żądań, a same rokowania, w związku
z przesuwaniem się linii frontu na wschód, przeniesio-
no do neutralnej Rygi, gdzie prowadzono je już rze-
czowo. Wobec braku militarnego rozstrzygnięcia i zbli-
żającej się zimy obie strony uznały konieczność prze-
rwania walk. 12 października podpisano preliminaria
pokojowe, a siedem dni później ustały działania wojen-
ne.
Oficjalne zakończenie stanu wojny nastąpiło 18 III
1921, w momencie podpisania w Rydze traktatu poko-
jowego. Ustalał on przede wszystkim granicę między
oboma państwami, biegnącą od Dźwiny na północy,
przez Białoruś (z Mińskiem po stronie sowieckiej), ba-
gna Polesia, do Zbrucza i Dniestru. Sprawy terytorialne
nie budziły zresztą większych kontrowersji, a strona
sowiecka gotowa była np. przekazać Polsce także całą
Mińszczyznę. Z propozycji tej nie skorzystano, gdyż
zwiększyłoby to znacząco odsetek mniejszości naro-
dowych w granicach państwa polskiego. Zobowiązano
się do wzajemnego nieingerowania w sprawy we-
wnętrzne i niepopierania działań wymierzonych w dru-
giego sygnatariusza traktatu, co na stronę polską nakła-
dało przykry obowiązek rozbrojenia i internowania so-
juszniczej armii ukraińskiej. Zapis ten nie oznaczał jed-
nak zakazu działalności partii komunistycznej w Pol-
sce, gdyż formalnie była ona prowadzona pod auspi-
cjami Kominternu, niezależnego od władz sowieckich.
Najwięcej problemów przysparzały kwestie finansowe.
Obie strony rezygnowały z kontrybucji, ale delegacja
polska domagała się rekompensaty za eksploatację
ekonomiczną Królestwa Polskiego w okresie rozbio-
rów. Po długich targach jej wysokość ustalono na 30
mln rubli w złocie, których Polska i tak nigdy nie
otrzymała, podobnie jak wynegocjowanych sum za
wywieziony w latach 1914-1915 tabor kolejowy, urzą-
dzenia przemysłowe itd. Istotnym i, co ważniejsze, zre-
alizowanym punktem porozumienia było natomiast zo-
bowiązanie strony sowieckiej do zwrotu polskich dóbr
kulturalnych (trofea wojenne, archiwalia, zbiory biblio-
teczne i muzealne), zagrabionych po 1 I 1772. Obie
strony gwarantowały też ludności ze spornych teryto-
riów prawo wyboru miejsca zamieszkania (prawo op-
cji), które umożliwiło akcję repatriacyjną na olbrzymią
skalę. Skorzystali z tego Polacy wywiezieni do Rosji
w latach I wojny, uczestnicy oraz potomkowie uczest-
ników polskich ruchów niepodległościowych, od roku
1830 poczynając, a także Żydzi, jeżeli byli urodzeni lub
mieszkali 1 VIII 1914 na terenach włączonych do pań-
stwa polskiego. Obie strony zobowiązywały się też, że
zagwarantują prawo do swobodnego rozwoju życia kul-
turalnego i religijnego mniejszościom narodowym (pol-
skiej w Rosji oraz rosyjskiej, białoruskiej i ukraińskiej
w Polsce).
Traktat pokojowy został przyjęty w obu państwach
z mieszanymi uczuciami. W przekonaniu wielu środo-
wisk polskich nie odpowiadał on w pełni sukcesom
z końcowej fazy wojny, pozostawiał poza granicą
znaczne skupiska ludności polskiej (choć ich przyłą-
czenie, jak podkreślano, nie nastręczyłoby większych
trudności), pod względem politycznym oznaczał zaś
nawet przekreślenie polskich aspiracji wschodnich.
Zawarto go bowiem nie tylko z Rosyjską Federacyjną
Socjalistyczną Republiką Rad, działającą również
w imieniu Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Rad,
ale także z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad.
Oznaczało to zarówno formalną rezygnację z programu
federacyjnego, prób zbudowania niepodległej Ukrainy i
Białorusi, jak i uznanie, że państwa te powstały z ini-
cjatywy Moskwy i są z nią związane. Dość powszech-
nie zdawano sobie również sprawę z faktu, że — mimo
zawarcia traktatu — stan napięcia we wzajemnych sto-
sunkach pozostał, a poczynione ustępstwa Rosja uważa
jedynie za posunięcia taktyczne. Pocieszano się jedynie
myślą, że bolszewicy, ze względu na problemy we-
wnętrzne, przez dłuższy czas nie będą zdolni do wzno-
wienia ekspansji w kierunku zachodnim. Strona so-
wiecka podkreślała wyłącznie swoje sukcesy — odpar-
cie najazdu polskiego oraz fakt, że przekazano Polsce
terytoria mniejsze niż oferowane przed wyprawą kijow-
ską. W rzeczywistości wynik wojny i traktat oznaczały
klęskę ideologiczną Moskwy, gdyż okazało się, że pol-
ski chłop i robotnik nie przyjął ofiarowanej mu „prole-
tariackiej” pomocy, ale stanął w szeregach „pańskiej”
armii.
W cieniu wojny z ZURL i Rosją sowiecką nastąpi-
ło rozstrzygnięcie sporów terytorialnych z Czechosło-
wacją i Litwą. Dotyczyły one niewielkich obszarów,
ale budziły olbrzymie emocje społeczne. Pierwszy
z nich związany był z koniecznością podziału Śląska
Cieszyńskiego, Spiszu i Orawy. Początkowo wydawało
się, że nie będzie to trudne. Odpowiednie porozumienie
v tej sprawie zawarła 5 XI 1918 Rada Narodowa Księ-
stwa Cieszyńskiego ze swym czeskim odpowiednikiem
(Zemský Národni Výbor pro Slezko). Było ono ko-
rzystne dla Polski i na ogół zgodne z zasięgiem wpły-
wów narodowościowych, ale nie zostało zaakceptowa-
ne przez centralne władze czeskie, wedtug których de-
cydujące znaczenie miały prawa historyczne, częścio-
wo popierane argumentami ekonomicznymi. Chcąc
zmienić sytuację, wywierano na Polskę różnego rodza-
ju naciski, co jednak nie przynosiło rezultatu. Aby nie
dopuścić do przeprowadzenia na tym terenie wyborów
do Sejmu Ustawodawczego (co dodatkowo umacniało-
by pozycję Polski), Czesi, wykorzystując zaangażowa-
nie sił polskich w wojnie z Ukraińcami, rozpoczęli 23 I
1919 działania zbrojne, w których efekcie, po przeła-
maniu polskiej obrony w rejonie Cieszyna, zajęli tereny
po górną Wisłę. Ich ofensywa została powstrzymana
pod Skoczowem przez siły polskie, dowodzone przez
płk. Franciszka Latinika. Po interwencji mocarstw
wstrzymano walki, a 3 II 1919 zawarto w Paryżu for-
malny rozejm, na mocy którego zmuszono Czechów do
wycofania się za przepływającą przez Cieszyn Olzę.
Oznaczało to pozostawienie w ich rękach większości
zagarniętych terenów, wraz z bogatym Zagłębiem
Karwińskim. Ponieważ sporu nie dało się rozstrzygnąć
na drodze dyplomatycznej, a nie rozwiązano go także
przy podpisywaniu traktatu pokojowego w Saint-
Germain (10 IX 1919), mocarstwa postanowiły (27 IX
1919), że o przyszłości spornych ziem, także Spiszu
i Orawy, zadecyduje plebiscyt. Zarówno w czasie walk,
jak i przetargów dyplomatycznych stanowisko Cze-
chosłowacji znajdowało poparcie Francji, a częściowo
także Wielkiej Brytanii. Do plebiscytu jednak nie do-
szło, gdyż w okresie zagrożenia bolszewickiego Polska
została zmuszona, podczas konferencji w Spa (10 VII
1920), do wyrażenia zgody na rozstrzygnięcie konfliktu
przez mocarstwa. Te zaś 28 VII 1920 dokonały arbi-
tralnego, niekorzystnego dla Polski podziału. W jego
wyniku Czechom przypadła większość Spiszu i Orawy
oraz najwartościowsza ekonomicznie część Śląska.
Przy podejmowaniu decyzji pominięto całkowicie kry-
teria narodowościowe, pozostawiając po stronie cze-
skiej, i to na terenach bezpośrednio przylegających do
granicy, około 150 tys. Polaków, w zdecydowanej
większości o wysokim stopniu świadomości narodowej,
niejednokrotnie dotychczas wyrażających swą chęć
przyłączenia się do reszty ziem polskich. Dokonany
podział miał daleko idące konsekwencje, m.in. przez
cały okres międzywojenny utrudniał bliższą współpracę
obu państw.
Jeszcze bardziej skomplikowany był problem li-
tewski. Jego rozwiązanie uniemożliwiały przede
wszystkim względy historyczne i narodowościowe.
W świadomości polskiej niezwykle żywe były tradycje
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, stąd też w całkowi-
cie zmienionej sytuacji nie rezygnowano z utrzymania
jakiejś formy dawnego związku. Przemawiał za tym
także fakt, że stosunki narodowościowe na tych tere-
nach były niezwykle skomplikowane, a ustalenie grani-
cy wpływów prawie niemożliwe.
Po stronie polskiej ścierały się wspomniane wyżej
koncepcje — federacyjna i inkorporacyjna. Dla Piłsud-
skiego, pomijając jego osobiste sympatie, znalezienie
jakiegoś modus vivendi z Litwą byłoby wyjątkowo
mocnym argumentem w sprawach całej polityki
wschodniej. Zwolennicy inkorporacji dążyli natomiast
do włączenia Litwy w granice Polski, z zagwarantowa-
niem ludności litewskiej pełni praw kulturalnych i na-
rodowych. Przywódcy odradzającego się państwa li-
tewskiego nie widzieli jednak jakiejkolwiek możliwo-
ści bliższego związku z Polską, a w swych koncepcjach
terytorialnych najchętniej odwoływali się do argumen-
tów historycznych, zgodnie z którymi w skład ich pań-
stwa winny wejść wszystkie ziemie tworzące niegdyś
trzon Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie brali oni
pod uwagę faktu, że po zrealizowaniu tych planów Li-
twini stanowiliby we własnym państwie zaledwie 30-
40% ogółu ludności. W stosunkach z Polską bardzo
wcześnie przyjęto zasadę, że jakiekolwiek rozmowy
będą możliwe dopiero po zaakceptowaniu warunku
wstępnego — uznania niepodległości i suwerenności
Litwy, z Wilnem jako stolicą. To, że Wilno i przyległe
do niego obszary od dawna już pozbawione były litew-
skiego charakteru narodowego, nie miało żadnego zna-
czenia dla władz kowieńskich. Sytuację dodatkowo
komplikowało ich pełne uzależnienie od okupacyjnego
zarządu niemieckiego. Nie dysponowały one też wła-
snymi siłami zbrojnymi i w związku z tym nie mogły
stwarzać faktów dokonanych.
Pojawił się natomiast kolejny partner — bolszewi-
cy, którzy w początkach stycznia 1919 r., po wycofaniu
się Niemców i ucieczce rządu litewskiego, opanowali
Wilno, wypierając z niego oddziały polskiej samoobro-
ny, dowodzone przez gen. Własysława Wejtkę. Na za-
jętych terenach przystąpili do budowania Litewsko-
Białoruskiej Republiki Rad. Rządy sowieckie nie były
zbyt długie. Na mocy tzw. porozumienia białostockiego
(5 II 1919) armii polskiej umożliwiono przejście przez
tereny okupowane przez Niemców, co pozwoliło na
nawiązanie kontaktu bojowego z wojskami sowieckimi.
Jednym z największych polskich sukcesów stało się za-
jęcie Wilna, tym istotniejsze, że rządy bolszewików
ewidentnie się załamywały, a do przejęcia spadku po
nich dążyli także Litwini. W tym swoistym wyścigu
szybsi okazali się Polacy, którzy po trzydniowych cięż-
kich walkach z bolszewikami (19-21 IV 1919) opano-
wali miasto, a następnie także całą Wileńszczyznę.
W intencjach J. Piłsudskiego mogło to być wstępem do
porozumienia z rządem kowieńskim, o czym świadczy
jego odezwa Do mieszkańców byłego Wielkiego Księ-
stwa Litewskiego (22 IV 1919), zapowiadająca wpro-
wadzenie na zajętych terenach zarządu cywilnego zło-
żonego „z najlepszych synów tej ziemi” i podkreślająca
prawo ludności do zadecydowania o swoim losie. Spo-
tkała się ona z przychylnym przyjęciem na arenie mię-
dzynarodowej. Reakcja drugiej strony była równie
szybka, co zdecydowana — dopóki Polacy nie oddadzą
Litwie jej historycznej stolicy, żadne rozmowy nie będą
prowadzone.
Od tego momentu spór polsko-litewski stał się
elementem rozgrywek międzynarodowych, w które za-
angażowała się przede wszystkim Wielka Brytania,
podkreślająca swe szczególne zainteresowanie jego
rozwiązaniem i na każdym kroku popierająca stanowi-
sko litewskie. Ponieważ możliwości pertraktacji wła-
ściwie nie istniały, po stronie polskiej narodził się nie-
zbyt szczęśliwy pomysł zamachu stanu i zainstalowania
w Kownie propolskiego rządu ze Stanisławem Naruto-
wiczem (bratem Gabriela, pierwszego prezydenta Pol-
ski) na czele. Plany te skończyły się kompletnym fia-
skiem, gdyż nie znalazły wystarczającego poparcia w
propolskich środowiskach litewskich, a na otwartą in-
gerencję i usadowienie w Kownie marionetkowego
rządu nie zgadzał się J. Piłsudski. W rezultacie stan wy-
tworzony wiosną 1919 r., mimo nieustannych prote-
stów litewskich, utrzymał się do lata roku następnego.
Próby załagodzenia konfliktu oraz rozgraniczenia
zasięgu wpływów terytorialnych obu państw podejmo-
wały kilkakrotnie, choć bezskutecznie, wielkie mocar-
stwa. Pewnym sukcesem były dopiero propozycje
opracowane przez sztab marszałka Ferdinanda Focha
18 VII 1919 r. i zaakceptowane kilka dni później przez
Radę Najwyższą konferencji pokojowej w Paryżu. Ta
tzw. linia Focha dzieliła sporne tereny na Suwalszczyź-
nie (po dzień dzisiejszy zgodnie z jej ustaleniami prze-
biega około dziewięćdziesięciokilometrowy odcinek
granicy polsko-litewskiej w tym rejonie) i ciągnęła się
dalej w kierunku pół- nocno-wschodnim do granicy
z Łotwą, na ogół ok. 12 km na zachód od przyznanej
Polsce linii kolejowej Grodno-Wilno-Dyneburg. Roz-
wiązanie takie nie budziło zbytniego entuzjazmu żadnej
ze stron. Litwini np. za niemożliwy do zaakceptowania
uznawali fakt pozostawienia po stronie polskiej Wilna
oraz uważali, że podział jest dla nich bardzo krzywdzą-
cy także na Suwalszczyźnie, gdyż po stronie polskiej
znalazły się niewielkie skupiska ludności litewskiej.
Ponadto oznaczał on konieczność rezygnacji z zajętych
do tego czasu za zgodą Niemców niektórych terenów,
w tym także zamieszkanych prawie wyłącznie przez
ludność polską. Mimo zaakceptowania propozycji nie
zamierzali więc ziem tych opuszczać, mając nadzieję
na utrwalenie stanu wytworzonego metodą faktów do-
konanych.
Reakcją strony polskiej stało się m.in. tzw. po-
wstanie sejneńskie (22- -23 VIII 1919), wywołane
przez miejscową organizację POW wspartą następnie
przez regularne oddziały wojska polskiego. W jego
efekcie, poza zajęciem Sejn, opanowano także kilka in-
nych miejscowości po stronie litewskiej. W trakcie za-
ciętych walk w następnych dniach, kiedy to Sejny prze-
chodziły z rąk do rąk, oddziały polskie zajęły wszystkie
przyznane Polsce tereny i obsadziły linię Focha. Wyda-
rzenia sejneńskie zapoczątkowały bezpośrednią polsko-
litewską konfrontację militarną, która z biegiem czasu
obejmowała coraz to nowe tereny, głównie na Wileńsz-
czyźnie.
Sytuacja zmieniła się, gdy — w związku z zaszło-
ściami na froncie — wojska polskie opuściły Wilno (14
VII 1920). Dwa dni wcześniej Litwa zawarła porozu-
mienie z bolszewikami, którzy, zgodnie ze swą gene-
ralną zasadą nieprzywiązywania wagi do kwestii teryto-
rialnych, zaakceptowali wszystkie litewskie roszczenia
w tym względzie, a uczynili to tym chętniej, że miały
one być zaspokojone kosztem Polski. Równocześnie
Polska została w Spa zmuszona do przyjęcia arbitrażu
mocarstw w sporze granicznym z Litwą, z pozostawie-
niem, do czasu jego rozstrzygnięcia, Wilna po stronie
litewskiej. Dlatego też, mimo sukcesów odnoszonych w
końcowej fazie wojny polsko-sowieckiej, nie mogła
ona oficjalnie wkroczyć na te tereny, tym bardziej że
w Wilnie stacjonowały już — wpuszczone tam przez
bolszewików — wojska litewskie.
Po całkowicie pomijającej kwestie narodowościo-
we decyzji mocarstw w sprawie granicy polsko-
czeskiej strona polska nie miała już wątpliwości, że
także w tym wypadku przyjęte rozwiązanie nie będzie
dla niej korzystne, gdyż np. z wypowiedzi wielu wpły-
wowych brytyjskich polityków wynikało, że sprawa
jest już całkowicie przesądzona. Należało więc szukać
innego rozwiązania i stworzyć liczące się fakty doko-
nane. Podobne działania podejmowali zresztą i Litwini,
w związku z czym pod koniec sierpnia i w pierwszej
połowie września 1920 r. z nową siłą rozgorzały walki
na południowej Suwalszczyźnie, którą Litwini, wyko-
rzystując zaangażowanie Polski w walce z bol-
szewikami, usiłowali zająć manu militari (m.in. opa-
nowali Sejny i Suwałki). Po bitwie warszawskiej zostali
jednak ponownie dość szybko wyparci na linię Focha.
Sytuację zaognił dodatkowo przemarsz części sił pol-
skich w czasie bitwy niemeńskiej przez terytorium pół-
nocnego sąsiada i rozbicie usiłujących przeciwstawić
się im jednostek. Było to krótkie (22-24 IX 1920), ale
chyba największe zbrojne starcie polsko-litewskie
w XX w. Pod naciskiem mocarstw Polska i Litwa pod-
jęły na nowo pertraktacje, ale toczące się w Suwałkach
rozmowy nie dawały początkowo nadziei na szybkie
znalezienie kompromisu. Przyspieszono je jednak po
przyjeździe specjalnej komisji kontrolnej Ligi Naro-
dów. Ostatecznie rozmowy sfinalizowano, zawierając 7
X 1920 tzw. umowę suwalską, przewidującą zakończe-
nie działań wojennych i wyznaczającą nową linię de-
markacyjną na Wileńszczyźnie. Ustalenia te przetrwały
zaledwie kilka godzin.
Na polecenie J. Piłsudskiego nastąpił „bunt” Dy-
wizji Litewsko-Białoruskiej, dowodzonej przez gen.
Lucjana Żeligowskiego i złożonej, przynajmniej ofi-
cjalnie, z żołnierzy rekrutujących się ze spornego tery-
torium. Wypowiedziała ona posłuszeństwo Rzeczypo-
spolitej i pomaszerowała na Wilno, z którego, podobnie
jak i z przyległych obszarów, bez większego wysiłku
wyparła Litwinów (9 X 1920). Akcja ta spotkała się ze
zrozumiałymi protestami państwa litewskiego. Zajętej
w ten sposób Wileńszczyzny nie można było jednak
wcielić bezpośrednio do Polski. Z opanowanych tere-
nów, celem uniknięcia komplikacji międzynarodowych,
utworzono więc 12 października nowe państwo — Li-
twę Środkową, na której czele stanął gen. L. Żeligow-
ski jako naczelny dowódca jej wojsk. Najwyższą wła-
dzę cywilną objęła Tymczasowa Komisja Rządząca,
kierowana przez Aleksandra Meysztowicza. Z wytwo-
rzonej fikcji zdawano sobie jednak powszechnie spra-
wę. O losach tego państwa miała ostatecznie zadecy-
dować — zgodnie z prawem narodów do samostano-
wienia — miejscowa ludność. Wyrazicielem jej woli
miał być lokalny parlament (Sejm Orzekający), wyło-
niony 8 I 1922 przez mieszkańców Litwy Środkowej
oraz dwóch dalszych powiatów (lidzkiego i brasław-
skiego), będących już — z prawnego punktu widzenia
— częścią Polski, ale do których w dalszym ciągu pre-
tensje zgłaszali Litwini. W wyborach, zbojkotowanych
przez Litwinów oraz większość Białorusinów i Żydów
(co odbiło się szczególnie na frekwencji w miastach),
wzięło udział ponad 64% uprawnionych do głosowania,
a zdecydowaną przewagę uzyskali zwolennicy rozwią-
zania inkorporacyjnego. Nic więc dziwnego, że wyło-
niony sejm w zasadzie jednomyślnie, przy 6 głosach
wstrzymujących się, uznał (20 II 1922), że ziemia wi-
leńska stanowi bez jakichkolwiek zastrzeżeń integralną
część Rzeczypospolitej i zażądał jej przyłączenia do
państwa polskiego. Z taką też misją wysłał do Warsza-
wy swą reprezentację, która zdecydowanie odrzuciła
propozycję J. Piłsudskiego przyznania Wileńszczyźnie,
na wzór Śląska, uprawnień autonomicznych. Oficjalną
decyzję o scaleniu obu krajów podjął Sejm Ustawo-
dawczy 24 III 1922. Nie zakończyło to oczywiście kon-
fliktu, gdyż władze kowieńskie nie uznały ani wybo-
rów, ani decyzji Sejmu Wileńskiego, ani aktu inkorpo-
racji i stały niezmiennie na stanowisku, że Wilno musi
należeć do Litwy, a nawet — zgodnie z uchwaloną
konstytucją — jest jej stolicą, chwilowo okupowaną
przez Polaków.
W powszechnym odczuciu kwestia zachodnich
granic Polski zależała całkowicie od decyzji wielkich
mocarstw mającej zapaść na konferencji pokojowej i na
nią też należało czekać. Poglądy takie prezentował ko-
misariat NRL, a jego stanowisko popierały uchwały
sejmu dzielnicowego (3-5 XII 1918). Było ono o tyle
zrozumiałe, że Niemcy, mimo przegranej wojny, posia-
dały potencjał militarny, z którym Polska nie mogła się
mierzyć. Niezależnie od podjętych decyzji organizowa-
no jednak własne oddziały zbrojne, złożone głównie
z byłych żołnierzy armii niemieckiej i członków różno-
rakich organizacji, którzy przeszli w nich elementarne
przeszkolenie wojskowe (Towarzystwo Gimnastyczne
„Sokół”, harcerstwo itp.). Znaleźli się oni głównie
w czysto polskich oddziałach Straży Ludowej oraz
w formalnie polsko-niemieckiej Służbie Straży i Bez-
pieczeństwa, mającej pomagać siłom policyjnym
w utrzymywaniu spokoju i porządku.
Okazało się, że taktyki wyczekiwania nie da się
stosować, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem konferencji
wybuchły w Wielkopolsce walki. Bezpośrednim do
nich impulsem stal się przyjazd do Poznania (26 XII
1918) I. Paderewskiego, podejmowanego entuzjastycz-
nie przez Polaków, przystrajających z tej okazji miasto
flagami narodowymi i alianckimi. Wywołało to kontr-
akcję niemieckich współobywateli (prawie połowy
mieszkańców Poznania) i w rezultacie doprowadziło
następnego dnia (27 XII 1918) do starć zbrojnych, naj-
pierw w Poznaniu, a następnie na całym obszarze
Wielkopolski. Dzięki zaskoczeniu, a także wrzeniu re-
wolucyjnemu w samych Niemczech, w pierwszym
okresie Polacy odnieśli wiele sukcesów, m.in. w wal-
kach pod Zdziechową (30 XII 1918), o Inowrocław (5-
6 I 1919), Chodzież (8 I 1919), pod Zbąszyniem i w re-
jonie Szubina (11 I 1919). Choć sytuacja zmieniła się,
gdy Niemcy ściągnęli odwody i przystąpili do kontro-
fensywy (28 I 1919), nie zdołali oni jednak przełamać
powstańczych linii obronnych. 16 II 1919 w Trewirze
zwycięskie mocarstwa i Niemcy podpisały przedłuże-
nie wygasającego rozejmu z Compiegne. W wyniku
zabiegów KNP objęto nim także Wielkopolskę. Działa-
nia wojenne przerwano, a linię frontu uznano za tym-
czasową linię demarkacyjną. Dzięki temu wojna jedne-
go polskiego województwa z Rzeszą Niemiecką zakoń-
czyła się pełnym sukcesem, choć nie oznaczało to cał-
kowitego wyeliminowania zagrożenia.
Na wyzwolonych terenach pełnię władzy przejęła
NRL, z której ramienia prezydentem prowincji poznań-
skiej został Wojciech Trąmpczyński. Bezpieczeństwo
od strony Niemiec miała zapewnić systematycznie roz-
budowywana, w pełni ochotnicza Armia Wielkopolska,
która w maju 1919 r. liczyła ponad 70 tys. ludzi. Jej
dowódcą, po mjr. Stanisławie Taczaku, został 15 I 1919
były dowódca 1. Korpusu Polskiego w Rosji, gen. Józef
Dowbor-Muśnicki, wspierany m.in. przez Władysława
Andersa jako szefa sztabu.
Konferencja pokojowa w Paryżu rozpoczęła się 18
I 1919. Z punktu widzenia interesów Polski największe
znaczenie miała ujawniona tam rywalizacja brytyjsko-
francuska. Oba mocarstwa starały się realizować wła-
sne koncepcje i zająć dominującą pozycję w Europie.
Francja, pamiętająca upokorzenie z czasów wojny fran-
cusko-pruskiej (1870-1871), a także ze względu na wy-
krwawienie własnego społeczeństwa w czasie wielkiej
wojny, dążyła do maksymalnego osłabienia Niemiec,
aby w przyszłości nigdy nie były one dla niej zagroże-
niem. Bardzo chętnie popierała więc wszelkie pretensje
terytorialne, w tym także polskie, zgłaszane pod adre-
sem Rzeszy. Dla Anglii zakończenie wojny i pokonanie
Niemiec, którym odebrano kolonie i flotę, oznaczało
załatwienie własnych interesów. Politycy brytyjscy nie
widzieli powodu do dalszego osłabiania tego kraju oraz
wspierania zyskującej hegemoniczną pozycję na konty-
nencie Francji. Zgodnie ze swą ugruntowaną zasadą
popierania pokonanego przeciwnika raczej starali się
Niemcy chronić, co musiało się odbić na stosunku do
sprawy polskiej.
Polska uznana była za pełnoprawnego członka
konferencji pokojowej, aczkolwiek zaliczono ją do
grupy państw „o ograniczonych interesach”, tzn. z pra-
wem wysłania maksimum dwóch delegatów, upoważ-
nionych do zabierania głosu wyłącznie w kwestiach
bezpośrednio dotyczących ich krajów, i to tylko wów-
czas, gdy zostaną o to poproszeni. Delegatami polskimi
zostali ostatecznie Roman Dmowski i Ignacy Paderew-
ski. 29 I 1919 delegacja polska przedstawiła Radzie
Najwyższej, złożonej z szefów rządów i ministrów
spraw zagranicznych USA, Wielkiej Brytanii, Francji,
Włoch i dwóch delegatów Japonii, swoje postulaty te-
rytorialne. W celu ich rozpatrzenia powołano komisję
z przychylnym sprawie polskiej byłym ambasadorem
Francji w Berlinie Jules'em Cambonem jako przewod-
niczącym. 28 II 1919 Roman Dmowski skierował do
komisji memoriał precyzujący dokładniej polski punkt
widzenia. Uzasadniono w nim żądania w stosunku do
terytoriów polskich należących poprzednio do Austro-
Węgier (m.in. Galicji Wschodniej oraz kląska Cieszyń-
skiego) i Niemiec. W dokumencie uwzględniano co
prawda także kwestie ekonomiczne i militarne, ale naj-
większy nacisk kładziono na sprawy narodowościowe.
R. Dmowski w imię sprawiedliwości domagał się przy-
znania polskich dążeń niepodległościowych i zadośću-
czynienia za zbrodnię rozbiorów, zbudowania silnego
państwa między Niemcami i Rosją oraz — podkreśla-
jąc szeroko propagowane wówczas prawo narodów do
samostanowienia — najogólniej przywrócenia granicy
z 1772 r., z niezbędnymi korektami wynikającymi ze
zgermanizowania niektórych obszarów lub repoloniza-
cji innych. Zgodnie z tą notą Polsce powinna przypaść
większość Górnego Śląska, faktycznie wyzwolona już
Wielkopolska, większość Pomorza Gdańskiego,
wschodnie skrawki Pomorza Zachodniego (powiaty lę-
borski, bytowski i część słupskiego), Warmia (ze
względów narodowych i historycznych) oraz połu-
dniowy pas Prus Wschodnich (ze względów narodowo-
ściowych). W nocie proponowano również oddanie
północno-wschodniej części tego kraju Litwie która
zgodnie z koncepcją Dmowskiego miała być w przy-
szłości połączona z Polską) i utworzenia z jego reszty
państewka pod protektoratem Ligi Narodów.
Żądania te uznano za zbyt wygórowane i kolejny-
mi decyzjami mocarstw coraz bardziej je redukowano.
Komisja Cambona 12 III 1919 zaakceptowała postulaty
polskie dotyczące Górnego Śląska (razem z Opolem),
Wielkopolski oraz Pomorza Gdańskiego i odrzuciła, ja-
ko nieprzekonujące, roszczenia do Pomorza Zachod-
niego. Kwestia przynależności Prus Wschodnich także
budziła jej wątpliwości i dlatego przyznano Polsce tyl-
ko cztery powiaty na vschodnim brzegu Wisły, a o lo-
sach reszty spornych terenów miał zadecydować plebi-
scyt. Pewne wątpliwości budziła także sprawa Gdań-
ska, gdyż powszechnie było wiadomo, że zamieszkuje
go prawie wyłącznie ludność niemiecka. W początkach
marca przetoczyła się przez Polskę fala wieców mani-
festacji, które apogeum osiągnęły w „dniu gdańskim” 9
III 1919. V uchwalanych rezolucjach żądano przyłą-
czenia Gdańska, powołując się na względy ekonomicz-
ne i prawa historyczne. Skądinąd właśnie na podstawie
tych ostatnich wcielono do Czechosłowacji obszary
zamieszkane zwartą masą przez ludność niemiecką
(Sudety) i polską (Zaolzie).
Wnioski komisji trafiły pod obrady Rady Najwyż-
szej (19 III 1919) i wtedy okazało się, że obawy o losy
Gdańska były w pełni uzasadnione, gdyż brytyjski
premier, David Lloyd George, zakwestionował tak
prawa Polski do tego miasta, jak i propozycję oddania
jej pasa ziemi na wschodnim brzegu Wisły, manifestu-
jąc przy okazji bardzo niechętne, wręcz antypolskie
stanowisko. Jego postawa przesądziła sprawę. Rada za-
decydowała o rozszerzeniu plebiscytu na cały sporny
teren Prus Wschodnich oraz o utworzeniu z Gdańska
i przyległych obszarów Wolnego Miasta, pozostającego
pod kontrolą mającej powstać Ligi Narodów.
Jak się okazało, nie był to koniec ustępstw, a róż-
nice poglądów między mocarstwami maksymalnie wy-
korzystali Niemcy. Przedstawiony im 7 V 1919 projekt
traktatu wzbudził ich gwałtowne protesty. W punktach
odnoszących się do granicy z Polską skupili się przede
wszystkim na obronie Górnego Śląska, używając ar-
gumentów natury moralnej, narodowościowej, poli-
tycznej i ekonomicznej. Podkreślali m.in., że Śląsk nie
ma polskiego charakteru narodowego, a ludność, acz-
kolwiek w znacznym stopniu używa dialektu zbli-
żonego do języka polskiego, nie ma polskiej świado-
mości narodowej. Do mocarstw przemawiało też pod-
kreślanie zagrożenia możliwością dokonania w Niem-
czech przewrotu typu bolszewickiego, który rzekomo
mógłby tam nastąpić, gdyż rząd nie potrafiłby zapano-
wać nad masami rozgoryczonymi utratą tej prowincji.
Najistotniejszy był jednak chyba argument, że w wy-
padku utraty śląskiego okręgu przemysłowego Niemcy
nie będą w stanie zapłacić nałożonych na nie traktatem
odszkodowań wojennych. Przeciwdziałanie strony pol-
skiej okazało się niewystarczające i w rezultacie posta-
nowiono, że o przynależności Górnego Śląska zadecy-
duje wola ludności wyrażona w plebiscycie. Do pier-
wotnego projektu wprowadzono drobne korekty, także
niezbyt korzystne, na pograniczu Pomorza Gdańskiego
i Zachodniego.
Na mocy podpisanego 28 VI 1919 traktatu wersal-
skiego, sygnowanego ze strony polskiej przez R.
Dmowskiego i I. Paderewskiego, Polska otrzymała
ostatecznie tylko i tak już odzyskaną Wielkopolskę
oraz Pomorze Gdańskie bez Gdańska. W artykułach
ekonomicznych układu nałożono na nią obowiązek
uregulowania części przedwojennego zadłużenia Nie-
miec, z racji przejęcia części ich terytorium i obiektów
przemysłowych. Łącznie te traktatowe obciążenia wy-
nosiły ok. 2,5 mld marek niemieckich, a więc sumę dla
rodzącego się państwa bardzo wysoką. Polska boleśnie
odczuła także narzucenie jej tzw. traktatu mniejszo-
ściowego, umożliwiającego mocarstwom jednostronną
ingerencję w jej wewnętrzne problemy. Nic dziwnego,
że postanowienia zawarte w obu traktatach nie spotkały
się z przychylnym przyjęciem, co ujawniło się zwłasz-
cza w burzliwej debacie sejmowej. Ostatecznie, przy
demonstracyjnym sprzeciwie części posłów, zostały
one przyjęte przez sejm 31 VII 1919.
Traktat wersalski wszedł w życie 10 I 1920 i wtedy
wojska frontu północnego gen. J. Hallera przystąpiły do
zajmowania Pomorza Gdańskiego, co zakończyło się
w Pucku symboliczną uroczystością zaślubin z Bałty-
kiem (10 II 1920). Ponieważ na przyznanym Polsce
skrawku wybrzeża nie było żadnego portu pełnomor-
skiego, istotna stała się sprawa zagwarantowania sobie
odpowiedniej pozycji w Wolnym Mieście, formalnie
istniejącym od 15 XI 1920. Częściowo kwestię tę roz-
strzygał już traktat pokojowy, zapowiadający m.in.
włączenie Gdańska do polskiego obszaru celnego,
przyznanie Polsce prawa do korzystania z portu i urzą-
dzeń portowych, zarządu nad szlakami wodnymi i całą
siecią kolejową, uruchomienia własnej sieci łączności
jn.in. urzędu pocztowego) itp. Ludności polskiej za-
pewniano pełne równouprawnienie, a na Gdańsk roz-
ciągnięto postanowienia traktatu mniejszościowego. Te
ogólne zasady zostały sprecyzowane w konwencji pol-
sko-gdańskiej, zawartej 9 XI 1920 w Paryżu, w której
dodatkowo przyznawano Polsce prawo reprezentowa-
nia interesów Gdańska i jego mieszkańców na arenie
międzynarodowej, ale równocześnie zobowiązywano
ją, że nie zawrze żadnej istotnej dla Wolnego Miasta
umowy międzynarodowej bez wcześniejszego zasię-
gnięta opinii jego władz. Ponadto miała ona zatrudniać
w swych konsulatach w krajach lub miastach szczegól-
nie ważnych dla interesów Gdańska jego przedstawicie-
li. Na Polskę nałożono także obowiązek militarnej
obrony statusu Wolnego Miasta, ale bez prawa umiesz-
czenia tam swego garnizonu, Gdańsk nie mógł być ba-
zą wojenną, choć ze względu na warunki obiektywie,
zgodnie ze specjalną umową, był portem macierzystym
polskich okrętów wojennych. Na potrzeby Polski wy-
dzielono także półwysep Westerplatte jako składnicę
tranzytową materiałów wojennych, dla której ochrony
mógł tam stacjonować niewielki oddział żołnierzy (ok.
90 ludzi).
O przyszłości Powiśla, Warmii i Mazur (14 powia-
tów) miała zadecydować wola ludności. Szanse obu
społeczności nie były jednak równe. W rękach nie-
mieckich pozostawały policja i władza administracyjna,
które wszystkimi dostępnymi środkami starały się
utrudniać działalność polską w okresie poprzedzającym
głosowanie. Nie chcieli tego dostrzegać przedstawiciele
alianckiej komisji plebiscytowej, zdominowanej przez
proniemiecko nastawionych Anglików i Włochów,
a więc tolerującej szykany administracyjne oraz po-
czynania nacjonalistycznych bojówek. Na korzyść
Niemiec przemawiała ewidentnie struktura wyznanio-
wa zamieszkałej na terenach plebiscytowych ludności,
związanej w przeważającej liczbie z Kościołem prote-
stanckim i z tego powodu podatnej na argumenty pasto-
rów, prawie wyłącznie Niemców, ukazujących odra-
dzającą się Polskę jako kraj wojującego katolicyzmu.
Przeciwdziałanie ze strony pastora Juliusza Burschego,
przewodniczącego polskiego Mazurskiego Komitetu
Plebiscytowego, okazało się niewystarczające, podob-
nie jak wysiłki kierującego Warmińskim Komitetem
Plebiscytowym Kazimierza Donimirskiego. Nie bez
znaczenia były także czynniki ekonomiczne, gdyż Pol-
ska powstawała jako kraj biedny i wyniszczony wojną.
Sytuacji nie poprawiły z pewnością niektóre nieprze-
myślane decyzje polskie, np. próba przeprowadzenia
poboru wojskowego na terenie przyznanej Polsce trak-
tatem wersalskim rejencji ciechanowskiej, zakończona
masową ucieczką poborowych do Prus Wschodnich.
Decydujące znaczenie jednak miał niski stan świado-
mości narodowej ludności, silnie związanej z miejscem
zamieszkania, i uznanej za polską tylko na podstawie
zadeklarowanego przez nią podczas przedwojennych
spisów języka ojczystego. Było to tym istotniejsze, że
w trakcie głosowania miano dokonać wyboru nie mię-
dzy Polską a Niemcami, ile między Polską a Prusami
Wschodnimi.
Terminu plebiscytu, wyznaczonego na 11 VII
1920, mimo polskich zabiegów nie przesunięto. Odbył
się on więc w okresie największych niepowodzeń pol-
skich na froncie bolszewickim, co bez wątpienia także
wpłynęło na decyzje ludności. Jego wyniki były wręcz
katastrofalne. Za przyłączeniem do Polski opowiedziało
się niespełna 16 tys. osób, czyli 3,3% głosujących.
W rezultacie przy podziale terytoriów plebiscytowych
(27 VIII 1920) Polsce przypadło jedynie 5 wsi na Po-
wiślu i 3 na Mazurach. W granicach państwa polskiego
znalazło się także całe koryto Wisły.
Korzystniej kształtowała się sytuacja na Górnym
Śląsku, gdzie podział narodowościowy pokrywał się
w zasadzie ze społecznym, a w dużym stopniu również
z religijnym. Polacy w zdecydowanej większości byli
robotnikami lub chłopami i prawie wyłącznie katolika-
mi. Wyższa też była ich świadomość narodowa, budzo-
na od lat przez polską prasę i działalność licznych pol-
skich organizacji społecznych, kulturalnych oraz reli-
gijno-kulturalnych, aczkolwiek wśród niemałej rzeszy
niezdecydowanych dużą popularnością cieszyła się
koncepcja przekształcenia tego terenu w samodzielne
państwo, propagowana m.in. przez Związek Górnoślą-
zaków, który w imię tej idei zwalczał polskie poczyna-
nia, a ostatecznie zaapelował w czasie akcji plebiscy-
towej o poparcie dla Niemiec.
Napięcie w stosunkach polsko-niemieckich nara-
stało na Śląsku od końca roku 1918. Po wybuchu po-
wstania wielkopolskiego pojawiły się tendencje do roz-
szerzenia jego zasięgu, szczególnie silne wśród człon-
ków organizowanej od stycznia 1919 r. Polskiej Orga-
nizacji Wojskowej Górnego Śląska. Projekty te torpe-
dowała poznańska NRL (zwłaszcza popularny wśród
ludności Wojciech Korfanty) i rząd polski, mający na-
dzieję na korzystny werdykt konferencji pokojowej.
Nie ziściła się ona, a mnożące się konflikty przybierały
coraz ostrzejszy charakter i osiągnęły apogeum w cza-
sie tzw. masakry mysłowickiej (15 VIII 1919), kiedy to
żołnierze Grenzschutzu ostrzelali tłum robotników i ich
rodzin, który wdarł się na teren kopalni w dniu wypła-
ty. Zginęło wówczas 10 osób. Stało się to jedną z bez-
pośrednich przyczyn pierwszego zrywu powstańczego
(16/17-24 VIII 1919), zakończonego klęską militarną
i wycofaniem powstańców na ziemie ówczesnego pań-
stwa polskiego. Przyspieszyło to jednak usunięcie ze
Śląska regularnych wojsk niemieckich i przybycie sił
alianckich.
Od 11 II 1920 władzę na Górnym Śląsku sprawo-
wała Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscy-
towa z siedzibą w Opolu. Na jej czele stał przychylny
Polsce francuski generał Henri Le Rond, a bezpieczeń-
stwo i porządek miały zapewnić kilkunastotysięczne
francusko-włoskie oddziały wojskowe. W lutym podję-
ły także działalność komisariaty plebiscytowe — polski
z siedzibą w Bytomiu, kierowany przez W. Korfantego,
i niemiecki w Katowicach, z dr. Kurtem Urbankiem
z katolickiej Partii Centrum na czele. Oba rozpoczęły
zakrojoną na wielką skalę akcję organizacyjną i propa-
gandową. Komisariat polski był bardzo rozbudowany
i miał wyjątkowo szeroki zakres zainteresowań. Po-
dejmowane decyzje realizowały w terenie delegatury
i komitety powiatowe. Poza prowadzeniem akcji plebi-
scytowej komisariat ten przygotowywał, z pełną wiarą
w zwycięstwo, kadry dla przyszłej administracji pol-
skiej.
Możliwości działania obu stron nie były jednak
równe. W rękach niemieckich znajdował się cały aparat
policyjny, który nie był bezstronny. Stąd też Polacy
nieustannie domagali się usunięcia go z terenów plebi-
scytowych, a Niemcy usiłowali utrzymać swe pozycje.
Na tym tle doszło do wielu incydentów, m.in. napadu
bojówek niemieckich na siedzibę polskiego komisariatu
(27 V 1920), polski konsulat w Opolu oraz niektóre
powiatowe komitety plebiscytowe. Latem sytuacja zao-
strzyła się dodatkowo w związku z wydarzeniami na
froncie polsko-sowieckim, które Niemcy starali się do
maksimum wykorzystać, przedstawiając je jako począ-
tek katastrofy i oznakę końca Polski jako państwa.
Oceny te miały potwierdzać także i inne niepowodzenia
— klęska plebiscytowa w Prusach Wschodnich i prze-
granie sporu granicznego z Czechosłowacją. Równole-
gle rozpoczęto akcję propagandową na rzecz zwalcza-
nia polskiego imperializmu i konieczności obrony re-
wolucyjnej Rosji. Te ostatnie działania inspirowane by-
ły przez komunistów, ale ze względu na swój antypol-
ski charakter uzyskiwały poparcie także środowisk na-
cjonalistycznych. Manifestacje, wsparte strajkiem gene-
ralnym, proklamowanym przez niemieckie związki za-
wodowe, spowodowały gwałtowne zaostrzenie sytuacji.
Doszło do licznych incydentów, m.in. krwawego star-
cia demonstrantów niemieckich z wojskami francuski-
mi w Katowicach 17 sierpnia 10 ofiar), napadów na
działaczy polskich itp. Zbrojne wystąpienie strony pol-
skiej zaczęło się w okolicach Katowic w nocy z 17 na
18 sierpnia i przekształciło w powstanie (19-25 VIII
1920). Miało ono większy zasięg niż pierwsze, ale ob-
jęło głównie tereny wiejskie, gdyż w większych mia-
stach znajdowały się silne oddziały niemieckiej policji
bezpieczeństwa oraz garnizony alianckie, a z nimi sta-
rano się unikać konfliktów. Walki zakończyła decyzja
Komisji Międzysojuszniczej o usunięciu ze Śląska po-
licji niemieckiej zastąpieniu jej polsko-niemiecką Poli-
cją Plebiscytową. 28 sierpnia przedstawiciele obu ko-
misariatów, polskiego i niemieckiego, wydali odezwę
do ludności z apelem o zachowanie spokoju i podjęcie
pracy.
Termin plebiscytu wyznaczono ostatecznie na 20
III 1921. Objął on większość Górnego Śląska, to jest
ponad 11 tys. km2, na którym mieszkało ok. 2 mln lud-
ności, w tym, według szacunków polskich, ok. 65-70%
Polaków. Polska przygotowywała się do niego bardzo
starannie, a w szczególności, podobnie jak i Niemcy,
próbowała pozyskać liczną rzeszę niezdecydowanych.
O zrozumieniu specyficznej sytuacji Śląska i jego pro-
blemów świadczył chwalony przez sejm 15 VII 1920
Statut Organiczny Województwa Śląskiego, zapowia-
dający nadanie uprawnień autonomicznych przyłączo-
nym terenom. Tuż przed plebiscytem Polska starała się
także zaprezentować jako kraj ugruntowanej pozycji
międzynarodowej, co potwierdzało zawarcie pokoju ry-
skiego (18 III 1921), i utrwalonych, demokratycznych
podstawach ustrojonych, w związku z czym przyspie-
szono uchwalenie konstytucji (17 III 1921). O tym, że
problemem Śląska interesowały się nie tylko władze,
ale także ale społeczeństwo, świadczyły dziesiątki róż-
norakich komitetów społecznych, środowiskowych czy
partyjnych, tworzonych od 1919 r. we wszystkich za-
kątkach kraju, wspierających polskich mieszkańców
Śląska propagandowo materialnie. Wysiłki te przynio-
sły jednak tylko połowiczne efekty.
Samo głosowanie, przy bardzo wysokiej frekwen-
cji (ponad 97%) i minimalnej liczbie głosów nieważ-
nych (0,3%), przebiegło bez poważniejszych incyden-
tów. Po opublikowaniu wyników okazało się, że za
przyłączeniem do Polski opowiedziało się 47,3% sta-
łych mieszkańców Śląska oraz 40,4% ogółu głosują-
cych. Do sukcesu strony niemieckiej przyczynili się
w znacznym stopniu tzw. emigranci, którym prawo do
głosowania traktat wersalski przyznał na wyraźne ży-
czenie polskiej delegacji (podjęte później zabiegi o
anulowanie tego postanowienia nie przyniosły efek-
tów). Kategoria ta obejmowała osoby urodzone na Ślą-
sku, ale już tam niemieszkające. W zdecydowanej
większości opowiedziały się one za pozostawieniem
Śląska w granicach Niemiec. Dokładniejsze dane o wy-
nikach zamieszczono w poniższym zestawieniu.
Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku (20 III 1921)
Kategoria Uprawnieni Głosowało Podział głosów ważnych
głosujących Polska Niemcy Razem
Liczba Liczba % Liczba % Liczba % 100%
Stali 1028588 993826 96,6 469376 47,3 524450 52,7 993826
mieszkańcy
Emigranci 192408 192408 100 10120 5,3 182288 94,7 192408
Razem 1220996 1186234 97,2 479496 40,4 706738 59,6 1186234
Podstawę późniejszych rozstrzygnięć stanowiły
wyniki uzyskane w gminach. Także i tu zaznaczyła się
przewaga niemiecka (55,3%). Najwięcej głosów za
Polską padło na terenach wiejskich, zwłaszcza na
wschód od Odry. W większych miastach przewaga
zwolenników Niemiec była wyraźna, i to nie tylko
w zachodniej części obszaru plebiscytowego, w Opolu
(95%) i Raciborzu (90%) czy już poza linią Odry —
w Głubczycach (99%), ale także na wschodnich tere-
nach, np. w Katowicach (85%), Bytomiu (75%), Gliwi-
cach (79%), Królewskiej Hucie, czyli późniejszym
Chorzowie (76%), Pszczynie (75%), Tarnowskich Gó-
rach (85%), a nawet w pogranicznych Mysłowicach
(56%). Wobec braku jednoznacznego rozstrzygnięcia
konieczny stał się podział terytorium plebiscytowego,
co znalazło się już w gestii mocarstw.
Bezpośrednio po plebiscycie pogorszyła się sytua-
cja ekonomiczna, nastąpiły także masowe lokauty pol-
skich robotników. Odpowiedzią była fala strajków. Na
nastroje ludności wpływały także docierające do niej
informacje o przetargach między mocarstwami w spra-
wie podziału terytorium plebiscytowego. Zgodnie ze
swymi interesami Anglia, wspierana przez Włochy,
stanęła na stanowisku, że Śląsk, jako jednolity orga-
nizm ekonomiczny, a zwłaszcza jego najlepiej uprze-
mysłowioną część, należy pozostawić przy Niemczech,
a Polska winna się zadowolić jedynie jego skrawkami
o charakterze rolniczym. Te niepokojące wieści spo-
wodowały, że POW i Polski Komisariat Plebiscytowy
zdecydowały się na kolejny zryw powstańczy (2 na 3 V
- 5 VII 1921), podjęty, podobnie jak poprzednie, pod
osłoną strajku generalnego. Powstanie to było najlepiej
przygotowane i otrzymało od Polski największą pomoc.
Na jego czele jako dyktator stał W. Korfanty, a do-
wództwo wojskowe sprawował początkowo płk Maciej
Mielżyński, a następnie płk Kazimierz Zenkteller. Po-
lacy, wykorzystując element zaskoczenia, odnieśli
znaczne sukcesy i opanowali tereny po linię Odry,
m.in. po krwawo okupionym zajęciu Kędzierzyna 9
maja. Sytuacja jednak szybko się zmieniła i rozgorzały
zacięte walki, których apogeum stanowiły zmagania o
Górę św. Anny (21-26 V i 4-6 VI 1921), punkt kluczo-
wy dla kontroli zagłębia przemysłowego. Polacy prze-
grali tę bitwę, ale Niemcy ponieśli tak duże straty, że
zrezygnowali z kontynuowania ofensywy. Pod koniec
czerwca, pod naciskiem mocarstw, przerwano walki,
a wojska alianckie rozdzieliły walczące strony, które
rozpoczęły wycofywanie swych sił z terytorium plebi-
scytowego. Władzę przejęła ponownie Komisja Mię-
dzysojusznicza.
Pod względem militarnym powstanie nie zostało
rozstrzygnięte, ale wywarło bez wątpienia istotny
wpływ na decyzje mocarstw. Po kilkumiesięcznych
sporach, głównie między Francją i Anglią, 20 X 1921
Rada Ambasadorów ustaliła linię graniczną, nie-
uwzględniającą jednak w pełni stosunków naro-
dowościowych. Polsce przypadło ostatecznie 3214 km2
terytorium (29%) i 996 tys. ludności (46%). W wyniku
dokonanego podziału znalazło się w niej ok. 250 tys.
Niemców, głównie w miastach, ale równocześnie po
stronie niemieckiej pozostało dwa razy tyle Polaków.
Z gospodarczego punktu widzenia Polska otrzymała te-
reny najwartościowsze, gdyż na nich znajdowała się
większość kopalń węgla kamiennego, cynku i ołowiu,
stalowni i wielkich pieców. Formalne przyłączenie tych
obszarów nastąpiło w czerwcu następnego roku, wraz
z wkroczeniem na nie wojsk polskich pod dowództwem
gen. Stanisława Szeptyckiego. Centralne uroczystości
połączenia Śląska z Polską odbyły się 16 VII 1922
w Katowicach.
Podział jednolitego terytorium spowodował siłą
rzeczy liczne komplikacje. Usiłowała je złagodzić ob-
szerna konwencja niemiecko-polska, podpisana 15 V
1922 w Genewie (nazywana potocznie genewską lub
górnośląską), regulująca na 15 lat, pod kontrolą mię-
dzynarodową, kwestie gospodarcze, polityczne i kultu-
ralne, m.in. kilkuletnią bezcłową wymianę towarową
między podzielonymi obszarami, co np. zobowiązywa-
ło Niemcy do przyjmowania przez trzy lata 6 mln ton
węgla z kopalń położonych po polskiej stronie. Umowa
zapewniała Polakom i Niemcom, pod warunkiem za-
chowania lojalności wobec władz państwowych, pełne
równouprawnienie pod względem językowym, z czym
wiązało się prawo do organizowania rodzimego szkol-
nictwa i zakładania własnych stowarzyszeń kultural-
nych i politycznych. Dzięki konwencji Polacy z nie-
mieckiej części Śląska, inaczej niż na pozostałym ob-
szarze Niemiec, mogli odwoływać się do opieki mię-
dzynarodowej. Dla strony niemieckiej, ze względu na
istniejący stan stosunków własnościowych, korzystne
były przepisy ograniczające prawo wywłaszczania ma-
jątków i przedsiębiorstw należących do obywateli dru-
giego państwa. Pozwalało jej to na zachowanie do koń-
ca okresu międzywojennego przewagi ekonomicznej.
II. PAŃSTWO I JEGO ORGANIZACJA
1. TERYTORIUM, GRANICE, PODZIAŁ ADMINISTRA-
CYJNY, LUDNOŚĆ, POLONIA.

TERYTORIUM I GRANICE
Przyłączenie w roku 1922 Litwy Środkowej i czę-
ści Górnego Śląska zakończyło w zasadzie proces bu-
dowy terytorialnej państwa polskiego. Wytworzony
stan usankcjonowano 15 III 1923 decyzją Rady Amba-
sadorów (następczyni Rady Najwyższej z czasów kon-
ferencji pokojowej), uznającej wschodnią granicę oraz
akceptującej fakt, że w obrębie Polski znalazły się Ga-
licja Wschodnia i Wileńszczyzna. W późniejszym
okresie następowały tylko drobne zmiany, m.in. na po-
łudniu, po niekorzystnym zakończeniu sporu polsko-
czechosłowackiego o Jaworzynę (1924). Pod względem
terytorialnym (388,6 tys. km2) Polska znalazła się (po
ZSRR, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Szwecji) na
szóstym miejscu w Europie. Dopiero w ostatnich latach
istnienia jej powierzchnia powiększyła się nieznacznie
(do 389,7 tys. km2) o przyłączone kosztem Czechosło-
wacji Zaolzie (1938) oraz pozyskane od Słowacji
skrawki Spiszu i Orawy (1939).
Bardzo nieregularny kształt państwa wyznaczały
granice — długie (5529 km, a tuż przed wojną 5548)
i prawie wyłącznie lądowe (97,5%), z niewielkim
skrawkiem wybrzeża morskiego (70 lub, po wliczeniu
linii Helu, 140 km). Na zachodzie i północy oddzielały
one Polskę od Niemiec (1912 km) i Wolnego Miasta
Gdańska (121 km), na północnym wschodzie od Litwy
(507 km) i Łotwy (106 km), na wschodzie od ZSRR
(1412 km), a na południu od Rumunii (347 km) i Cze-
chosłowacji (984 km). Po likwidacji państwa czecho-
słowackiego w połowie marca 1939 r. Polska graniczy-
ła od południa z Protektoratem Czech i Moraw (88 km),
a więc faktycznie z Niemcami, z formalnie niepodległą,
ale całkowicie uzależnioną od Niemiec Słowacją (638
km) oraz Węgrami (277 km), które wówczas zagarnęły
tzw. Ruś Zakarpacką.
Granice te zostały wytyczone — prawie z wszyst-
kimi sąsiadami — w wyniku konfliktów zbrojnych lub
arbitralnych, nie zadowalających żadnej ze stron decy-
zji mocarstw i przetargów dyplomatycznych, a więc nie
tylko nie należały do przyjaznych, ale były systema-
tycznie kwestionowane. Niemcy nie chciały pogodzić
się z utratą swych wschodnich kresów i przy każdej
możliwej okazji podkreślały konieczność dokonania
korekt. To ich stanowisko zostało wzmocnione na kon-
ferencji w Locarno (1925), podczas której mocarstwa
nie zdecydowały się na udzielenie gwarancji nienaru-
szalności polsko-niemieckiej linii granicznej, tak jak to
uczyniły w stosunku do granicy Niemiec z Francją
i Belgią. Spektakularnym przypomnieniem niemieckich
nastrojów była organizowana w latach 20. akcja rozpa-
lania ognisk wzdłuż granicy. Te widowiskowe pokazy
zakończyły się dopiero w latach 30., po zawarciu paktu
o nieagresji (1934), który jednak także nie gwarantował
Polsce jej stanu posiadania. Również ludność i władze
Wolnego Miasta, zgodnie z instrukcjami z Berlina, nie-
ustannie manifestowały niezadowolenie z faktu ode-
rwania od Niemiec i przy każdej okazji podkreślały
niechęć woleć Polski. Równie niespokojna była (druga
co do długości) granica z ZSRR, ustalona co prawda
podczas bezpośrednich negocjacji, ale dopiero po dłu-
gotrwałej wojnie. Moskwa od początku traktowała po-
czynione ustępstwa jako taktyczne oraz podkreślała, że
dokonany podział był niesprawiedliwy i krzywdzący
miejscową ludność białoruską i ukraińską. Starała się
też wszelkimi metodami podtrzymać ferment na pogra-
niczu, wspierając ruchy odśrodkowe i wzmacniając je
własnymi grupami dywersyjnymi, które — ze wzglę-
dów propagandowych — występowały jako oddziały
partyzanckie miejscowej ludności. Dokonywane przez
nie akty sabotażu, ataki na szlaki komunikacyjne, na-
pady na instytucje państwowe, majątki ziemskie czy
gospodarstwa osadników miały przekonać opinię świa-
tową, że stan wytworzony v Rydze jest niemożliwy do
utrzymania. Sytuacja poprawiła się dopiero po powoła-
niu (1924) Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). Do
przyjaznych nie należała też, ze względu na Śląsk Za-
olziański, granica z Czechosłowacją, choć na tym od-
cinku nie dochodziło do wrogich manifestacji. Wyjąt-
kowo trudna sytuacja powstała natomiast na granicy
z Litwą, stojącą na stanowisku, że do czasu oddania jej
Wileńszczyzny będzie znajdować się w stanie wojny
z Polską. Tam też przez cały okres międzywojenny do-
chodziło do największej liczby incydentów. Do marca
roku 1938 oba państwa nie utrzymywały ze sobą sto-
sunków dyplomatycznych. Mianem spokojnej można
by określić granicę z Łotwą, za przyjazną zaś uznać tę
z Rumunią, a od marca 1939 r. także z Węgrami. Za-
równo przebieg linii granicznej, jedynie w części połu-
dniowej opartej na przeszkodach naturalnych (Karpaty,
Dniestr), jak i złe, a nawet bardzo złe stosunki z więk-
szością sąsiadów nie dawały Polsce w wypadku kon-
fliktu zbrojnego większych szans obrony jej stanu po-
siadania.
PODZIAŁ ADMINISTRACYJNY
W pierwszym okresie niepodległości (1919-1922)
ukształtował się jednolity podział administracyjny pań-
stwa — zgodnie z przedrozbiorowymi tradycjami — na
województwa i powiaty. Najwcześniej wprowadzono
go w byłym Królestwie Polskim (1919). Ostatnim wo-
jewództwem, które utworzono, było wileńskie (1925).
Ostatecznie całe terytorium podzielono na 16 woje-
wództw. Od roku 1928 oddzielną jednostką administra-
cyjną, na prawach województwa, była Warszawa. Pod-
czas określania granic utrwalono — ze względu na tra-
dycje kulturowe, powiązania gospodarcze, a zwłaszcza
ciągle obowiązujące zróżnicowane przepisy prawne —
podziały zaborowe. Tak powstały grupy województw
charakteryzujące się wspólną przeszłością i zbliżonymi
warunkami prawnymi: centralne — utworzone z daw-
nego Królestwa Polskiego, wschodnie — z tzw. ziem
zabranych, południowe — z byłego zaboru austriac-
kiego i zachodnie — z ziem odzyskanych od Niemiec.
Jedynym wyjątkiem, podyktowanym w dużym stopniu
względami ekonomicznymi, było województwo śląskie
(grupa zachodnia), w którego skład weszły ziemie nale-
żące poprzednio do Austrii i Niemiec. Wyróżniało je
dodatkowo posiadanie uprawnień i instytucji autono-
micznych, m.in. własnego sejmu, skarbu i policji. Przy
tworzeniu województw starano się ludność i terytorium
rozdzielić mniej więcej równomiernie, co jednak nie
zawsze było możliwe. Do największych należały jed-
nostki powstające na wschodzie, zwłaszcza poleskie
i wołyńskie, a do najmniejszych, pomijając Śląsk, np.
pomorskie. Dopiero u schyłku analizowanego okresu
(1938-1939), gdy zakończono już w zasadzie unifikację
prawną państwa, dokonano istotnych korekt terytorial-
nych między województwami, m.in. na dawnym po-
graniczu Królestwa Polskiego i ziem zaboru pruskiego,
co miało przyczynić się do zacierania śladów podzia-
łów zaborowych.
Województwa dzieliły się na powiaty, których
liczba często się zmieniała, zwłaszcza w południowej
części kraju, ze stałą tendencją malejącą (1928 r. —
277, 1931 — 266, 1938 — 264). Najniższą jednostką
administracyjną były gminy, ale ich liczbę w pierw-
szym okresie nie bardzo można ustalić, gdyż w części
państwa (były zabór rosyjski) istniały gminy zbiorowe
(składające się z kilku miejscowości), a w części (były
zabór austriacki i pruski) jednostkowe (każda gmina
obejmowała tylko jedno osiedle). Na ziemiach należą-
cych poprzednio do Niemiec dodatkowo istniały jesz-
cze tzw. obszary dworskie (odrębne jednostki niewcho-
dzące w skład gmin wiejskich). Sytuację ujednoliciła
dopiero ustawa z roku 1934, na mocy której gminy
zbiorowe wprowadzono na terenie całego państwa. Tuż
przed wojną w Polsce znajdowało się 611 gmin miej-
skich i 3195 wiejskich. Te ostatnie obejmowały 40 533
gromady (miejscowości).
LUDNOŚĆ
Według niezbyt dokładnych danych spisowych
z 30 IX 1921 w Polsce, bez Wileńszczyzny i Górnego
Śląska, mieszkało 27,2 mln osób, co także zapewniało
jej, podobnie jak pod względem terytorialnym, szóste
miejsce w Europie, po ZSRR, Niemczech, Wielkiej
Brytanii, Włoszech i Francji. Liczba ludności nieustan-
nie rosła, głównie dzięki jednemu z najwyższych w Eu-
ropie, po ZSRR i Bułgarii, przyrostowi naturalnemu.
Apogeum osiągnął on w roku 1925 (18,5‰), a w na-
stępnych latach, poza rokiem 1930 (17‰), wykazywał
już tendencję spadkową — do 10,7‰ w 1938 r. Warto
przy tej okazji podkreślić, że w okresie międzywojen-
nym, mimo powszechnie dostrzeganych i wielokrotnie
podkreślanych niedostatków służby zdrowia (m.in. bra-
ku lekarzy), nastąpiła istotna zmiana, gdyż wskaźnik
zgonów zmniejszył się aż o 13,2‰, co okazało się re-
kordem w całej dwudziestowiecznej historii Polski. Dla
porównania można przypomnieć, że w latach 1946-
1997 wskaźnik ten spadł tylko o 0,4‰. W czasie kolej-
nego, ostatniego w okresie międzywojennym spisu po-
wszechnego (9 XII 1931) zarejestrowano 32,1 mln
mieszkańców, a tuż przed wybuchem wojny ich liczbę
szacowano na ok. 35 mln.
Liczba ludności Polski w stosunku do terytorium
nie była jak na warunki europejskie zbyt duża, gęstość
zaludnienia wynosiła bowiem w 1921 r. 70 osób na
km2, dziesięć lat później 83, a przed samą wojną praw-
dopodobnie ok. 90, a więc znacznie mniej niż nie tylko
w krajach zachodnioeuropejskich (Holandia, Wielka
Brytania, Belgia, Niemcy, Włochy), ale także w Cze-
chosłowacji czy na Węgrzech. Pod tym względem Pol-
ska plasowała się na ósmym miejscu w Europie. Roz-
mieszczenie ludności, ze względu na warunki ekono-
miczne, głównie możliwość znalezienia pracy, także
nie było równomierne. Najgęściej zaludnione było, ze
zrozumiałych względów, województwo śląskie (299
osób na km2), a na kolejnych miejscach plasowały się
nieźle rozwinięte pod względem gospodarczym kra-
kowskie (131), łódzkie (130), kieleckie (120) i lwow-
skie (110). Ich przeciwieństwem były województwa
kresowe — poleskie (31), wileńskie (44), nowogródz-
kie (46), białostockie (49) i wołyńskie (58). Proporcje
takie, z niewielkimi zmianami, utrzymały się do końca
okresu międzywojennego.
POLSKA DIASPORA
Dążeniu do niepodległości towarzyszyła naturalna
chęć skupienia zdecydowanej większości Polaków
w obrębie własnego państwa. Cel ten został w zasadzie
osiągnięty, niemniej jednak, według danych z połowy
lat 30., poza krajem znalazła się diaspora licząca ponad
8 mln osób. Po części była to ludność, do której Polska
nie doszła, choć czasami jej granice sięgały już bardzo
blisko. Dotyczyło to Wolnego Miasta Gdańska (ok. 35
tys.), Litwy (ok. 200 tys.), Łotwy (ok. 70-80 tys.), Cze-
chosłowacji (ok. 170-250 tys.), Rumunii, a zwłaszcza
Bukowiny (ok. 70-100 tys.), ZSRR (ok. 900 tys.) oraz
Niemiec (ok. 1,3-1,5 mln). Położenie tej ludności uza-
leżnione było od rozwoju stosunków między ich kraja-
mi zamieszkania a Polską, a — jak wspominano —
w większości nie były one zbyt dobre. W Czechosło-
wacji, na Litwie i Łotwie podejrzewano ją nieustannie
o tendencje irredentystyczne i dlatego starano się
zmniejszać możliwości jej działania, np. stosując róż-
norakie ograniczenia wobec polskiego szkolnictwa,
prasy i instytucji kulturalnych. W najmniej obawiają-
cym się polskiej ingerencji ZSRR przez pewien czas
istniały polskie obwody narodowościowe — na Ukrai-
nie (Marchlewsk) i Białorusi (Dzierżyńsk), utrzymy-
wane zresztą przede wszystkim ze względów propa-
gandowych, jako zalążek przyszłego „socjalistycznego
narodu polskiego”. W Niemczech Polacy zamieszkiwa-
li głównie pograniczne obszary Śląska Opolskiego,
Warmii i Mazur, chociaż duże skupiska polskie istniały
także w głębi Rzeszy — w uprzemysłowionej Nadrenii
i Westfalii (ok. 120 tys.).
Poza tą Polonią pogranicza istniały także w Euro-
pie znaczne, aczkolwiek najczęściej rozproszone, zbio-
rowości polskie, np. we Francji (ok. 600 tys.), w Belgii
(ok. 20 tys.), Danii (ok. 12 tys.) oraz w krajach, które
przejęły część ziem monarchii habsburskiej, np. na
Węgrzech (ok. 11 tys.) i w Jugosławii (ok. 15 tys.).
Ruchy migracyjne, choć na mniejszą niż przed
wojną skalę, trwały przez cały okres międzywojenny
i wywierały pewien wpływ na liczebność społe-
czeństwa w Polsce. W pierwszej połowie lat 20. istotną
rolę odgrywała repatriacja i reemigracja, przede
wszystkim z ZSRR, ale po części także z Francji, Nie-
miec, a nawet USA. Równolegle do niej trwała emigra-
cja stała i sezonowa, kierująca się tradycyjnie do do-
brze rozwiniętych państw europejskich, głównie Francji
i Niemiec, częściowo także do Belgii i krajów bałtyc-
kich, a poza Europę do USA i słabo zaludnionych kra-
jów Ameryki Południowej. Rozmiary emigracji zostały
przejściowo zahamowane w latach wielkiego kryzysu
gospodarczego, gdy większość krajów europejskich
i pozaeuropejskich, chroniąc własne rynki pracy,
wprowadziła w tej materii bardzo restrykcyjne przepi-
sy. W latach 1918-1939 opuściło Polskę, według ofi-
cjalnych danych (o liczbie wyjazdów nielegalnych,
choć było ich także bardzo wiele, brak bliższych infor-
macji), ponad 2 mln osób, z tego więcej niż połowa na
stałe. Większość emigrantów stanowili Polacy, ale licz-
ni byli też Żydzi (częściowo wyjeżdżający ze wzglę-
dów ideologicznych do Palestyny), Ukraińcy (głównie
do Kanady), Niemcy (przede wszystkim do Rzeszy)
i Białorusini (do USA). Dla Polski była to poważna
strata, gdyż kraj opuszczał z reguły element młody,
najbardziej przedsiębiorczy, a zazwyczaj także najlepiej
wykształcony.
Jak już wspomniano, na przełomie wieków XIX
i XX, a także w okresie międzywojennym wielu Pola-
ków wyemigrowało poza Europę. Jak wynika z przy-
bliżonych danych, najwięcej było ich w końcu lat 30.
W USA (ok. 4 mln) i Kanadzie (ok. 150 tys.), a na kon-
tynencie południowoamerykańskim w Brazylii (ok. 275
tys.), Argentynie (ok. 65 tys.) oraz Paragwaju i Uru-
gwaju (łącznie ok. 18 tys.). Na terenie Azji, poza
ZSRR, jedyna licząca się kolonia polska znajdowała się
w Mandżurii (ok. 2,5 tys.). Najmniej emigrantów pol-
skich dotarło wówczas do Australii, Polinezji i krajów
afrykańskich. Sytuację z końca lat 30. ilustruje poniż-
sze zestawienie.
Polonia pod koniec okresu międzywojennego
Kontynent Liczba %
Europa 3596000 44,3
w tym kraje przylegle 3027000 37,3
inne 569000 7,0
Ameryka Północna 4151600 51,1
Ameryka Południowa 363400 4,5
Azja i Oceania 5500 }0,1
Afryka 4200
Razem 8120700 100,0
Istnienie Polonii, zazwyczaj silnie jeszcze związa-
nej z krajem ojczystym, było z wielu względów ko-
rzystne. Zapewniało m.in. dopływ środków finanso-
wych (głównie dolarów amerykańskich), ułatwiało za-
poznawanie opinii międzynarodowej z problemami
polskimi, propagowanie kultury polskiej oraz zdoby-
wanie nowych rynków zbytu dla towarów wytwarza-
nych w Polsce.
Dla podtrzymywania więzi skupisk polonijnych
z krajem, wciągania ich w akcje istotne dla państwa
i popierania polityki rządu, a także dla nawiązania bliż-
szych kontaktów między nimi, duże zasługi położył
Światowy Związek Polaków z Zagranicy (Światpol),
utworzony latem 1934 r. i kierowany do wybuchu II
wojny światowej przez Władysława Raczkiewicza,
późniejszego prezydenta na uchodźstwie. Związek
podkreślał konieczność zachowania lojalnej postawy
przez Polaków wobec ich krajów zamieszkania i kon-
centrował się przede wszystkim na podtrzymywaniu
różnego rodzaju działań kulturalno-oświatowych. Ini-
cjował zakładanie polskich szkół, bibliotek, zespołów
sportowych czy towarzystw śpiewaczych oraz organi-
zowanie kursów oświatowych i wspierał je finansowo.
W mniejszym stopniu na jego pomoc mogły liczyć pol-
skie instytucje gospodarcze. Z inicjatywy Światpolu
odbywały się coroczne spotkania przedstawicieli orga-
nizacji polonijnych i — rzadziej organizowane — po-
lonijne igrzyska sportowe oraz zjazdy zespołów arty-
stycznych, najczęściej chórów. W zasięgu oddziaływa-
nia Związku znajdowały się przede wszystkim skupiska
Polaków z krajów europejskich. Poza jego strukturami
pozostawały, choć z nim współpracowały, najsilniejsze
organizacje polskie w USA, np. Związek Narodowy
Polski i Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie.
2. PRZEMIANY USTROJOWE
MIĘDZY MONARCHIĄ I REPUBLIKĄ
Równocześnie z walką o niepodległość toczyły się,
nie zawsze ujawniane zbyt wyraźnie, spory o kształt
ustrojowy państwa. Początkowo sprowadzały się one
do spraw najbardziej zasadniczych, to znaczy wyboru
modelu monarchistycznego lub republikańskiego.
W pierwszym okresie, z przekonania lub rozsądku,
przewagę mieli zwolennicy monarchii. Wynikało to
w dużej mierze z faktu, że rozwiązania republikańskie
przed I wojną światową były w Europie w zdecydowa-
nej mniejszości, a dłuższe tradycje miały jedynie
w dwóch państwach — Szwajcarii i Francji, do których
tuż przed wojną dołączyła jeszcze Portugalia (1912).
Za monarchistycznym rozwiązaniem opowiadała
się też większość liczących się w społeczeństwie pol-
skim sił politycznych, a zwłaszcza wpływowe i opi-
niotwórcze ugrupowania konserwatywne. Jeżeli nawet
stronnictwa lewicowe, z socjalistycznymi na czele, wo-
lałyby model republikański, to nie bardzo widziały one
wówczas możliwość przeforsowania swego punktu wi-
dzenia. Wydawało się też, że przewagę monarchistów
potwierdzają wydarzenia z czasu I wojny światowej,
np. utworzenie Królestwa Polskiego Aktem 5 listopada
czy powołanie Rady Regencyjnej, a sprawę przesądza
projekt ustawy zasadniczej opracowany przez komisję
sejmowo-konstytucyjną Tymczasowej Rady Stanu
w 1917 r., przewidujący wprowadzenie w Polsce dzie-
dzicznej monarchii.
W rzeczywistości jednak już wówczas, gdy go
opracowywano, nie było to takie oczywiste, gdyż
w tym czasie największe w kontynentalnej Europie
monarchie albo należały do przeszłości (Rosja), albo
w szybkim tempie zbliżały się do kresu istnienia (Au-
stro-Węgry, Niemcy). Na ich gruzach powstawały pań-
stwa o ustroju republikańskim. To także w znacznym
stopniu przesądzało o sytuacji w Polsce, choć nie ozna-
czało, że monarchiści całkowicie zniknęli. Najdłużej
sympatie takie zachowali konserwatyści, m.in. z tere-
nów północno-wschodnich, o czym świadczyła kampa-
nia wileńskiego „Słowa” (1922-1939), kierowanego
przez Stanisława Cata-Mackiewicza. Nie wygasły one
i w innych środowiskach, czego dowodem są wyniki
ankiet przeprowadzanych w pierwszej połowie lat 20.
przez popularne, docierające do szerokich kręgów spo-
łecznych dzienniki (krakowski „Ilustrowany Kuryer
Codzienny”, łódzką „Republikę”), w których systema-
tycznie ok. 30% odpowiadających uznawało monarchię
za najlepszą formę ustrojową. Najważniejszym ugrupo-
waniem skupiającym zwolenników takich zapatrywań
była Wszechstanowa (później Włościańska) Organiza-
cja Monarchistyczna, na której czele stał przez długi
czas Alojzy Ćwikliński, skądinąd były członek POW
i długoletni działacz lewicowego odłamu ruchu ludo-
wego. Jego organizacja, nie poparta nawet przez kon-
serwatystów, poniosła zresztą zupełną klęskę w wybo-
rach parlamentarnych w 1922 r. W następnych latach
monarchiści pogrążyli się już jedynie w jałowych spo-
rach o prawo do sukcesji po królach polskich.
Nie ulega jednak wątpliwości, że gdy kończyła się
I wojna światowa i rozpadły się największe monarchie
środkowoeuropejskie, wśród społeczeństwa polskiego
dominowali zwolennicy republiki. Nie było też dziełem
przypadku, że utworzony 7 XI 1918 lubelski gabinet
I. Daszyńskiego określił się mianem Tymczasowego
Rządu Ludowego Republiki Polskiej, a ten jego charak-
ter znalazł wielokrotne potwierdzenie w tekście opubli-
kowanego manifestu. Tydzień później, 14 XI 1918,
znikła najpoważniejsza monarchistyczna instytucja na
ziemiach polskich — Rada Regencyjna. Za ostatni ślad
występujących rozterek, chyba także bardziej legali-
stycznych niż rzeczywistych, można uznać neutralny,
nieprzesądzający niczego tytuł najważniejszego po od-
zyskaniu niepodległości wydawnictwa w państwie:
„Dziennik Praw Państwa Polskiego”, który dopiero
później stał się „Dziennikiem Ustaw Rzeczypospolitej
Polskiej”.
STAN TYMCZASOWY
Aczkolwiek autorytet Piłsudskiego, zwłaszcza po
przejęciu przezeń władzy z rąk Rady Regencyjnej,
uznawała znaczna część społeczeństwa, to jego pozycja
nie była jeszcze pod względem prawnym ugruntowana.
Powstające państwo wymagało w tej kwestii jedno-
znacznych rozwiązań. Znalazły się one w dekrecie
o organizacji najwyższej władzy reprezentacyjnej Re-
publiki Polskiej z 22 XI 1918, pełniącym przez kilka
miesięcy rolę prekonstytucji. Zgodnie z nim głową pań-
stwa stawał się, do czasu zwołania Sejmu Ustawo-
dawczego, Józef Piłsudski jako tymczasowy naczelnik
państwa, otrzymujący wyłączne prawo powoływania
odpowiedzialnego przed nim rządu i desygnowania, na
wniosek premiera, najwyższych urzędników w pań-
stwie. Funkcje legislacyjne sprawował rząd opracowu-
jący projekty dekretów, wchodzących jednakże w życie
dopiero po zatwierdzeniu przez J. Piłsudskiego, który,
z prawnego punktu widzenia, otrzymywał dzięki temu
władzę niemalże dyktatorską. Postanowienia listopa-
dowego dekretu miały charakter jedynie tymczasowy,
podobnie jak i opublikowane na jego podstawie akty
prawne, gdyż obowiązywały tylko do chwili zwołania
Sejmu Ustawodawczego, który mógł je przyjąć albo
odrzucić.
W społeczeństwie powszechna była opinia, że —
zgodnie z tradycją przedrozbiorową — sejm, jako naj-
ważniejszy wyraziciel woli narodu i jedyne źródło pra-
wa, uzyska najwyższą władzę w państwie. Wiązano
z nim olbrzymie i często sprzeczne nadzieje, z jednej
strony na przeprowadzenie głębokich reform, rozwią-
zanie wszelkich trudności ekonomicznych, a z drugiej
na likwidację napięć społecznych i skierowanie żywio-
łowych przejawów walki na tory legalne. Stanowisko
takie prezentowane było zarówno przez Radę Regen-
cyjną, rząd J. Świeżyńskiego w chwili zamachu (3 XI
1918), Polską Komisję Likwidacyjną, gabinet I. Da-
szyńskiego, jak i J. Piłsudskiego, który — przejmując
władzę od Rady Regencyjnej — zobowiązał się równo-
cześnie do możliwie szybkiego zwołania parlamentu.
Zlecając misję sformowania rządu J. Moraczewskiemu,
zastrzegł wyraźnie, że wszelkie kwestie socjalne i go-
spodarcze należy pozostawić do rozstrzygnięcia sej-
mowi, a za najważniejsze zadanie gabinetu uznał przy-
gotowanie ordynacji wyborczej.
Powstała ona wyjątkowo szybko, gdyż tekst, choć
nie pozbawiony ułomności i przeoczeń, został ogłoszo-
ny już 28 XI 1918. Tego samego dnia opublikowano
wykaz okręgów wyborczych i wyznaczono termin gło-
sowania na 26 I 1919. Część z przyjętych wówczas
rozwiązań została później zmodyfikowana, ale więk-
szość zasad obowiązywała do roku 1935. Prawo wy-
borcze, zgodnie z dominującymi poglądami, było po-
wszechne, równe (każdy wyborca miał tylko jeden głos
o tej samej wartości), bezpośrednie (głosowano na oso-
by, które miały wejść do parlamentu), tajne, co gwaran-
towało możność nieskrępowanego wyrażania swej wo-
li, i proporcjonalne. To ostatnie określenie w rzeczywi-
stości nie było przymiotnikiem odnoszącym się do
prawa wyborczego, ale dotyczyło zasad, na których
podstawie dzielono mandaty pomiędzy listy — propor-
cjonalnie do liczby uzyskanych przez nie głosów. Po-
wszechność ograniczał jedynie cenzus wieku, ustalony
na stosunkowo niskim poziomie — 21 lat. Ten punkt
ulegał najczęstszym korekturom, zarówno przy prawie
czynnym (głosowania), jak i biernym (kandydowania).
Z prawa wyborczego nie mogły korzystać osoby,
które — za popełnienie pewnych przestępstw (ordyna-
cja określała to bardzo dokładnie) — utraciły je na mo-
cy prawomocnych wyroków sądowych oraz tzw. nie-
własnowolne, to znaczy niezdolne do czynności praw-
nych, np. chorzy psychicznie. Pojawiające się i wtedy,
i później propozycje dodatkowego ograniczenia po-
wszechności przez wprowadzenie m.in. cenzusu wy-
kształcenia, zresztą na bardzo niskim poziomie (umie-
jętność czytania i pisania przy prawie czynnym i ukoń-
czenie szkoły powszechnej przy biernym), nie zostały
uwzględnione. Możliwości głosowania zostali pozba-
wieni, tak jak w całej Europie, z wyjątkiem ZSRR, żoł-
nierze w służbie czynnej, czyli pochodzący z poboru.
Było to zgodne z dominującym poglądem, że wojsko
nie może mieszać się do bieżącej polityki, a taki wy-
miar miałaby agitacja przedwyborcza w jednostkach,
którą zresztą trudno było sobie wyobrazić chociażby ze
względu na obowiązujące w nich przepisy (jedynym
wyjątkiem było zezwolenie na udział w głosowaniu
podczas wyborów uzupełniających w czerwcu 1919 r.
żołnierzy Armii Wielkopolskiej ze względu na jej
ochotniczy charakter). Zapis ten nie dotyczył zawodo-
wej kadry dowódczej. Wybory przeprowadzano
w okręgach wielomandatowych. Ich wielkość określał
przepis stwierdzający, że jeden poseł powinien przypa-
dać średnio na 50 tys. mieszkańców. Proporcja ta wzro-
sła później w związku z ustaleniem (1922) niezmiennej
liczby miejsc w sejmie na 444 i na 111 w senacie.
Mandaty rozdzielano między listy, wystawiane najczę-
ściej przez partie i stronnictwa polityczne, a ponadto
przez organizacje społeczne czy grupy obywateli. Do
ich zgłoszenia niezbędne było uzyskanie poparcia ze
strony przynajmniej 50 wyborców. Przy podziale man-
datów stosowano zasadę proporcjonalności, to znaczy
przyznawania poszczególnym listom mandatów w za-
leżności od liczby uzyskanych głosów. Najmniejsza
liczba głosów zapewniająca uzyskanie mandatu zwana
była dzielnikiem wyborczym.
Ordynacja zezwalała na kandydowanie tej samej
osoby w wielu okręgach wyborczych, co zdarzało się
bardzo często, ale wykluczała możliwość ubiegania się
o mandat z kilku list w tym samym okręgu. Przewidy-
wała również możliwość tworzenia bloków (wystawia-
nie jednej listy przez kilka ugrupowań) i związków wy-
borczych (traktowanie przy podziale mandatów sumy
głosów oddanych na kilka list tak, jak gdyby padły na
jedną). W wypadku wystawienia tylko jednej listy,
a nawet kilku, z liczbą kandydatów nieprzekraczającą
liczby mandatów przypadających na dany okręg, wybo-
rów nie przeprowadzano, a zgłoszone osoby miejsca
w sejmie uzyskiwały automatycznie. Sytuacje takie by-
ły jednak bardzo rzadkie, np. na Śląsku Cieszyńskim po
agresji czeskiej lub w jednym z okręgów wielkopol-
skich w czasie wyborów uzupełniających w czerwcu
1919 r.
Zarówno sama ordynacja, jak i towarzyszące jej
dodatkowe przepisy miały na celu wyeliminowanie
możliwości wszelkich nadużyć mogących wystąpić
w czasie głosowania, o których pamięć, zwłaszcza na
terenie Galicji, była wyjątkowo żywa. Temu służyły
zasada tajności i wykluczenie z głosowania żołnierzy.
Z tych też powodów zabroniono kandydowania urzęd-
nikom administracji państwowej, skarbowej i sądowej
z okręgu, na który rozciągał się zakres ich kompetencji,
a organom administracji państwowej lub samorządowej
popierania jakiejkolwiek listy. Za naruszenie tych za-
kazów przewidziano sankcje karne (od jednego roku do
trzech lat więzienia), podobnie jak za utrudnianie prawa
wolnego wyboru, uprawianie podstępnej propagandy
oraz kupowanie głosów w zamian za „poczęstunek” lub
obietnicę korzyści osobistej.
Zasady prawa wyborczego mogły budzić i rzeczy-
wiście budziły wątpliwości. Najwięcej z nich dotyczyło
proporcjonalności. Zakładano bowiem, że głosowanie
na listy, nie zaś na osoby powinno wyeliminować
z walki przedwyborczej element personalny na rzecz
konfrontacji koncepcji politycznych, czego jednak nie
osiągnięto. Dostrzegano także, że zasada ta, generalnie
premiująca różnorakie mniejszości pod warunkiem
zwartego zamieszkiwania przez nie jakiegoś terenu (np.
Białorusinów, Ukraińców, ale także i Polaków w wielu
rejonach Kresów Wschodnich), gwarantowała, iż par-
lament będzie wiernie odzwierciedlał układ sił narodo-
wych, wyznaniowych, a zwłaszcza politycznych, istnie-
jący w kraju i w społeczeństwie. Równocześnie był to
jej największy minus, gdyż występujące wśród społe-
czeństwa rozbicie polityczne było automatycznie prze-
noszone na forum izby ustawodawczej, a w rezultacie
utworzenie stabilnej, zdolnej do sformowania rządu
większości stawało najczęściej pod znakiem zapytania.
Głosowanie na listy, a nie na osoby bardzo często zmu-
szało wyborcę do niechcianych kompromisów, gdy nie-
jednokrotnie znajdowali się na nich obok jednostek
wartościowych także ludzie niedający gwarancji rzetel-
nej pracy. Z tym łączyła się także krytyka prawa kan-
dydowania jednej osoby z wielu okręgów. Partie poli-
tyczne, dążąc do pozyskania głosów, często w kilku lub
nawet kilkunastu okręgach umieszczały na pierwszym
miejscu osobistości znane i popularne, które jednak, co
oczywiste, mogły przyjąć tylko jeden mandat, a w po-
zostałych wypadkach torowały drogę osobom niemają-
cym żadnych szans na wybór w innych warunkach.
Wreszcie możliwość wystawiania list przy minimalnym
poparciu społecznym powodowała, że za każdym ra-
zem zgłaszano dziesiątki takich, które reprezentowały
grupki i jednostki o wybujałych ambicjach, ale bez
żadnego znaczenia, nawet w warunkach lokalnych. Za-
zwyczaj też uzyskiwały one w czasie głosowania po-
parcie mniejsze niż to, którego wymagano przy ich re-
jestracji. Większości wymienionych powyżej manka-
mentów nie zlikwidowano również w latach następ-
nych, aczkolwiek próby takie kilkakrotnie podejmowa-
no.
SEJM USTAWODAWCZY I MAŁA KONSTYTUCJA
Wybory do konstytuanty, nazwanej niezbyt precy-
zyjnie Sejmem Ustawodawczym, odbyły się 26 I 1919.
Początkowo zakładano, że obejmą wszystkie ziemie
polskie oprócz znajdujących się nadal pod okupacją
niemiecką Kresów Wschodnich (Wołyń i Polesie)
i Północno-Wschodnich (Wileńszczyzna i Grodzieńsz-
czyzna), choć przewidywano, że w niedługim czasie te
także wejdą do powstającego państwa. W pierwszym
rzędzie mieli w nich jednak uczestniczyć mieszkańcy
całego Królestwa Polskiego oraz ziem wchodzących w
skład Austro-Węgier i Niemiec. W rzeczywistości jed-
nak przeprowadzono je tylko na tych obszarach Króle-
stwa Polskiego i Galicji Zachodniej, na które faktycznie
rozciągała się władza rządu polskiego. Ludność pozo-
stałych terenów, zgodnie z dodatkowym postanowie-
niem, była reprezentowana przez posłów wybranych
z list polskich do parlamentu austriackiego (Reichsrat)
lub niemieckiego (Reichstag). W miarę krzepnięcia
struktur państwowych i rozszerzania ich zasięgu na co-
raz to nowe tereny przeprowadzano tam (oprócz Mało-
polski Wschodniej i Górnego Śląska) wybory uzupeł-
niające. W rezultacie w sejmie zabrakło jedynie przed-
stawicieli ludności z Wołynia, Polesia, Wileńszczyzny
i Grodzieńszczyzny. Ten ostatni mankament wyrów-
nywała częściowo decyzja Sejmu Ustawodawczego
z 24 III 1922 o kooptacji 20 posłów wybranych do wi-
leńskiego Sejmu Orzekającego. Gdy sejm zgromadził
się po raz pierwszy, zasiadało w nim 335 posłów, a pod
koniec kadencji ich liczba wzrosła do 432.
Sejm Ustawodawczy zebrał się po raz pierwszy 10
II 1919. Jego najważniejszym zadaniem było uchwale-
nie konstytucji, co jednak wymagało dłuższych prac.
Konieczne stało się przyjęcie rozwiązania tymczaso-
wego, gdyż z chwilą zebrania się parlamentu stracił
ważność dekret z 22 XI 1918. Dlatego 20 lutego sejm
podjął uchwałę O powierzeniu Józefowi Piłsudskiemu
dalszego sprawowania urzędu naczelnika państwa, któ-
ra przeszła do historii pod mianem małej konstytucji.
Skądinąd była to szczególna formuła prawna, gdyż
wiązała jeden z najwyższych urzędów w państwie
z wymienioną z imienia i nazwiska konkretną osobą,
a więc w wypadku jej śmierci lub ustąpienia zasady
w niej zawarte stałyby się automatycznie nieaktualne.
Zmieniała ona zasadniczo sytuację prawną w państwie.
Najwyższą władzą „suwerenną i ustawodawczą” stawał
się sejm, a podejmowane przezeń uchwały ogłaszał,
z kontrasygnatą premiera i odpowiedniego ministra,
marszałek sejmu. Władza wykonawcza pozostawała
w rękach naczelnika państwa (już nie tymczasowego),
ale jego pozycja uległa pod względem prawnym wy-
raźnemu osłabieniu. Reprezentował on państwo na ze-
wnątrz i był najwyższym wykonawcą uchwał sejmo-
wych w sprawach cywilnych i wojskowych. Powoływał
także rząd, ale „w porozumieniu z sejmem”. Zarówno
naczelnik, jak i rząd byli za swą działalność odpowie-
dzialni przed sejmem, a każdy akt państwowy naczel-
nika musiał być kontrasygnowany przez właściwego
ministra. W rzeczywistości pozycja J. Piłsudskiego na-
dal była znacząca, gdyż zagwarantowano mu pełną sa-
modzielność we wszelkich sprawach związanych z or-
ganizowaniem armii i prowadzeniem działań wojen-
nych, co w praktyce oznaczało także posiadanie po-
ważnego wpływu na politykę zagraniczną, zwłaszcza
że ciągle jeszcze jej najważniejszym elementem były
walki z sąsiadami. Zasady ustalone 20 lutego obowią-
zywały do czasu uchwalenia konstytucji marcowej,
a w rzeczywistości nawet dłużej, bo do chwili przeka-
zania przez naczelnika państwa swych uprawnień nowo
wybranemu prezydentowi w grudniu 1922 r.
KONSTYTUCJA MARCOWA
Przygotowaniem projektu ustawy zasadniczej zaję-
ły się wyspecjalizowane organy — najpierw utworzone
w początkach stycznia przez rząd J. Moraczewskiego
Biuro Konstytucyjne, następnie powołana 10 II 1919
z inicjatywy rządu I. Paderewskiego tzw. Ankieta Kon-
stytucyjna, grupująca wybitnych konstytucjonalistów
i znawców prawa pod przewodnictwem prof. Michała
Bobrzyńskiego, a w końcu wyłoniona 14 II 1919 sej-
mowa Komisja Konstytucyjna, składająca się z przed-
stawicieli poszczególnych klubów poselskich i kiero-
wana początkowo przez Władysława Seydę, później
przez Macieja Rataja, a wreszcie przez Edwarda Duba-
nowicza, który też wywarł największy wpływ na final-
ny projekt konstytucji. Do Komisji Konstytucyjnej
wpłynęło wprost bądź za pośrednictwem Biura lub An-
kiety wiele projektów opracowanych przez indywidu-
alnych autorów lub firmowanych przez większe zespo-
ły Wszystkie one miały pewne cechy wspólne: uznanie
narodu, rozumianego jako ogół obywateli, za jedyne
źródło władzy państwowej, zasadę pięcioprzymiotniko-
wego prawa wyborczego, przyznanie parlamentowi na-
czelnego miejsca w systemie najwyższych władz pań-
stwowych, z czym wiązało się podkreślenie odpowie-
dzialności gabinetu przed parlamentem. Występowały
także istotne różnice, dotyczące m.in. zakresu kompe-
tencji i sposobu wybierania głowy państwa. Żaden ze
zgłoszonych wniosków nie znalazł w całości uznania
Komisji, toteż ostatecznie wypracowała ona, w ciągu
kilku miesięcy, własne propozycje. Już na tym etapie
uwidoczniły się poważne rozbieżności i dlatego także
projekt przedstawiony sejmowi 8 VII 1920 nie od-
zwierciedlał poglądów całej Komisji Konstytucyjnej,
a duża część artykułów opatrzona była tzw. wotami
mniejszościowymi, najczęściej wyrażającymi punkt
widzenia przedstawicieli partii lewicowych, którzy nie
byli w stanie go przeforsować.
Faktyczna debata konstytucyjna rozpoczęła się do-
piero we wrześniu, po zażegnaniu niebezpieczeństwa
bolszewickiego. Od początku ujawniały się w niej duże
różnice stanowisk między prawicą a lewicą, które
z czasem przybierały na sile. Dotyczyły one m.in. jed-
no- lub dwuizbowości parlamentu, uprawnień Kościoła
katolickiego, zakresu praw obywatelskich, praw dla
mniejszości narodowych oraz wspomnianego już spo-
sobu wyłaniania i zasięgu uprawnień głowy państwa.
Najdramatyczniejsza walka, i to nie tylko w parlamen-
cie, rozegrała się o senat, za którego utworzeniem opo-
wiadała się prawica, dążąca ponadto do wprowadzenia
doń wirylistów, to znaczy osób uzyskujących mandaty
nie z wyboru, ale z racji sprawowanej funkcji (np. rek-
torów wyższych uczelni).
Ostatecznie prawica, mimo stosowania przez prze-
ciwników bardzo wymyślnych technik obstrukcyjnych,
zdołała — kosztem poczynionych w kuluarowych roz-
mowach niewielkich ustępstw — przeforsować swoje
koncepcje we wszystkich istotnych kwestiach. Między
innymi zgodziła się na usunięcie wirylistów z izby
wyższej oraz na wprowadzenie samego senatu niejako
na próbę, na okres jednej kadencji, po której upływie
miano ostatecznie zadecydować o jego losie. Zrezy-
gnowała także z zapisów, że prezydent musi być Pola-
kiem i katolikiem, że szkoły będą organizowane na za-
sadzie wyznaniowej, i zaakceptowała sformułowanie
przyznające wyznaniu rzymskokatolickiemu tylko „na-
czelne stanowisko wśród równouprawnionych wy-
znań”. Lewica zadowoliła się tymi pozornymi w grun-
cie rzeczy sukcesami i ustąpiła, głównie ze względu na
zbliżający się plebiscyt na Górnym Śląsku. 17 III 1921
sejm przyjął tekst konstytucji przez aklamację, gdyż jej
nieprzejednani przeciwnicy na czas głosowania opuścili
salę obrad.
Przyjęta ustawa składała się ze 126 artykułów, po-
dzielonych na 7 problemowych rozdziałów. Przyjęto w
niej klasyczny podział na władzę ustawodawczą (par-
lament), wykonawczą (prezydent i rząd) i sądowniczą,
określono podstawowe obowiązki obywateli oraz za-
gwarantowano im szeroki zakres praw i wolności.
Na czoło organów państwowych zdecydowanie
wysuwał się wyłaniany w demokratyczny sposób, na
pięcioletnią kadencję, dwuizbowy parlament, a w jego
obrębie sejm (izba poselska), uznawany za najważniej-
szego i w zasadzie jedynego wyraziciela woli całego
społeczeństwa. Zakres jego uprawnień zarysowano
bardzo szeroko i tylko on mógł decydować o najistot-
niejszych dla państwa kwestiach. Jedynie w drodze
ustawy sejmowej ustalano np. coroczny budżet pań-
stwa, liczebność wojska i pobór rekruta, nakładano po-
datki, decydowano o zaciąganiu pożyczek i obciążeniu
majątku narodowego zobowiązaniami finansowymi.
Sejm udzielał rządowi absolutorium i tylko on mógł
zgłaszać wotum nieufności zarówno całemu gabineto-
wi, jak i poszczególnym ministrom. Izba poselska, po-
dobnie jak rząd, miała prawo inicjatywy ustawodaw-
czej. O wyjątkowej roli sejmu świadczył także fakt, że
jego marszałek przewodniczył zgromadzeniu narodo-
wemu (połączonym izbom sejmu i senatu) oraz zastę-
pował głowę państwa w wypadku opróżnienia urzędu
prezydenta. Sejm mógł się rozwiązać na mocy własnej
uchwały. Jego kadencja mogła zostać skrócona (bar-
dziej teoretycznie niż praktycznie) także przez prezy-
denta, jeśli jego wniosek uzyskałby poparcie 3/5 sena-
tu.
Uprawnienia senatu, pozbawionego m.in. inicjaty-
wy ustawodawczej i kontroli nad rządem, sprowadzały
się przede wszystkim do analizowania projektów ustaw
uchwalonych przez sejm i wprowadzania do nich po-
prawek, które jednak stosunkowo łatwo mogły być
przez sejm odrzucone.
Parlamentarzyści byli przedstawicielami całego
społeczeństwa i nie mogli być krępowani instrukcjami
wyborczymi. Zachowaniu pełnej niezależności służyły
przepisy zakazujące im w czasie piastowania mandatu
utrzymywania powiązań z administracją państwową
(m.in. ekonomicznych), wykonywania płatnej służby
państwowej (poza stanowiskiem ministra, wiceministra
i profesora wyższej uczelni) oraz przyjmowania odzna-
czeń państwowych (poza wojskowymi). Swobodę pra-
cy zapewniał im natomiast immunitet, bardzo roz-
budowany, zwalniający od odpowiedzialności karnej
z tytułu sprawowania mandatu zarówno za działalność
w parlamencie, jak i poza nim. Nawet w wypadku po-
pełnienia przestępstwa kryminalnego można ich było
postawić przed sądem tylko za zgodą sejmu lub senatu.
W związku z tym zabroniono im pełnienia funkcji re-
daktora odpowiedzialnego, czyli osoby ponoszącej
konsekwencje karne za przestępstwo popełnione dru-
kiem przez zatrudniający ją organ prasowy.
Pozycja władzy wykonawczej, spoczywającej
w rękach prezydenta i rządu, była słaba. Uprawnienia
prezydenta, wybieranego na siedem lat przez zgroma-
dzenie narodowe, były niewielkie i sprowadzały się w
zasadzie do spraw etykietalno-reprezentacyjnych. Był
to efekt zabiegów prawicy, która przypuszczała, że sta-
nowisko to przypadnie J. Piłsudskiemu i dlatego prze-
pisy ustawy zasadniczej dostosowywała do tej konkret-
nej sytuacji. Do kompetencji prezydenta należało zwo-
ływanie, otwieranie, odraczanie (na 30 dni) i zamyka-
nie sesji parlamentu, ale, jak już wspomniano, w rze-
czywistości nie mógł on rozwiązać go samodzielnie
przed upływem kadencji. Nie przyznano mu także ani
inicjatywy ustawodawczej, ani prawa weta w stosunku
do uchwał podejmowanych przez izby ustawodawcze.
Prezydent formalnie powoływał szefa rządu i — na je-
go wniosek — pozostałych członków gabinetu, przy
czym musieli się oni cieszyć zaufaniem większości
sejmu. Nieliczne uprawnienia zagwarantowane mu w
konstytucji mógł realizować jedynie przy współdziała-
niu z rządem, a więc były to koncesje raczej na korzyść
powoływanych przez sejm gabinetów niż głowy pań-
stwa. Wydaje się, że w rzeczywistości prezydentowi
przysługiwało bez ograniczeń jedynie stosowanie pra-
wa łaski wobec osób skazanych na karę śmierci. Był
zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale nie mógł zostać na-
czelnym wodzem na wypadek wojny. Prezydent,
w przeciwieństwie do naczelnika państwa, nie był od-
powiedzialny przed sejmem za swe czynności urzędo-
we, ale każdy akt wydawany przez niego musiał kon-
trasygnować premier i właściwy minister, którzy też
ponosili za to rozporządzenie pełną odpowiedzialność.
Mógł być natomiast powołany do odpowiedzialności
konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu za zdradę pań-
stwa, złamanie konstytucji i przestępstwa pospolite. Po-
stawienie głowy państwa w stan oskarżenia wymagało
uchwały sejmu podjętej kwalifikowaną większością 3/5
głosów przy obecności przynajmniej połowy ustawo-
wej liczby posłów. Przepis ten okazał się czysto teore-
tyczny, gdyż nigdy nie został wykorzystany.
Zakres kompetencji rządu także nie byt zbyt duży,
choć organ ten wywierał istotny wpływ na funkcjono-
wanie państwa. Traktowany był on jako emanacja par-
lamentu i musiał się cieszyć jego zaufaniem. W sytua-
cjach wyjątkowych powstawały rządy pozaparlamen-
tarne (np. Władysława Grabskiego w latach 1923-
1925), przez sejm akceptowane, z którymi jednak nie
identyfikował się żaden z klubów poselskich. Na gabi-
necie ciążyła solidarna, a na jego poszczególnych
członkach indywidualna odpowiedzialność polityczna
(za kierunek działania) przed parlamentem oraz konsty-
tucyjna (za złamanie prawa) przed Trybunałem Stanu,
według procedury identycznej jak w przypadku prezy-
denta. Ministrowie byli także odpowiedzialni za poczy-
nania podległych im instytucji i urzędników. W okresie
obowiązywania konstytucji marcowej zdarzył się tylko
jeden wypadek postawienia ministra przed Trybunałem
Stanu, spowodowany zresztą walką polityczną. Znacz-
nie częściej sejm wyrażał dezaprobatę dla poczynań
rządu (ministra) przez uchwalenie wotum nieufności
lub, w łagodniejszej formie, przez dokonywanie cięć
budżetowych. Obie metody powodowały ustąpienie ga-
binetu lub ministra. Finansowa działalność rządu była
ponadto sprawdzana przez Najwyższą Izbę Kontroli.
W odrębnym, bardzo rozbudowanym rozdziale
konstytucja precyzowała nieliczne obowiązki i dość
znaczne prawa obywateli. Do najważniejszych obo-
wiązków należały: wierność wobec państwa, poszano-
wanie dla jego władz i praw, ponoszenie ciężarów
i świadczeń publicznych, odbywanie służby wojskowej
oraz wychowywanie dzieci na lojalnych obywateli pań-
stwa i zapewnienie im elementarnego wykształcenia.
Nie dopuszczano równoczesnego przyjmowania oby-
watelstwa innego kraju. Zakres praw był omówiony
bardziej szczegółowo. Ustawa gwarantowała obywate-
lom, bez różnicy pochodzenia, płci, wyznania i naro-
dowości, m.in. ochronę życia, mienia i wolności, rów-
ność wobec prawa, wolność myśli i przekonań, wyboru
miejsca zamieszkania i emigrowania, nietykalność
mieszkania, tajemnicę korespondencji, wolność prasy
i sumienia, nauki i nauczania, prawo organizowania się,
strajków i urządzania zgromadzeń. Na państwo nałożo-
no obowiązek roztoczenia opieki, ze szczególnym
uwzględnieniem kobiet i młodocianych, nad pracą oraz
zagwarantowania ubezpieczeń społecznych na wypadek
niemożności znalezienia zatrudnienia, choroby, nie-
szczęśliwego wypadku, a także niezdolności do pracy.
Bardzo istotny był art. 99, regulujący stosunki własno-
ściowe. Uznawał on wszelką własność za podstawę ist-
nienia państwa, a ewentualne jej naruszenie ze względu
na dobro publiczne, w tym także przejęcie części ziemi
na cele reformy rolnej, możliwe było tylko za pełnym
odszkodowaniem.
Ustawodawca przewidział także możliwość zmie-
niania ustawy zasadniczej. Mógł to uczynić drugi z ko-
lei sejm, bez udziału senatu, mocą własnej uchwały,
kwalifikowaną większością 3/5 głosów, w obecności
przynajmniej połowy ustawowej liczby posłów. Można
było także tego dokonać w każdej chwili uchwałą sej-
mu i senatu, podjętą większością 2/3 głosów ustawowej
liczby posłów i senatorów, a trzecią ewentualnością,
dopuszczaną co 25 lat, było wyrażenie takiej woli przez
zgromadzenie narodowe przy zwykłej większości gło-
sów.
Konstytucja weszła w życie w dniu ogłoszenia, to
znaczy 1 VI 1921, ale część jej przepisów dotyczących
funkcjonowania najwyższych władz państwowych za-
częła obowiązywać dopiero półtora roku później, po
pierwszych wyborach prezydenckich.
Rozwiązania przyjęte w polskiej ustawie zasadni-
czej nie odbiegały zbytnio od norm zastosowanych
w sąsiednich państwach i odzwierciedlały fakt, że
w większości państw ówczesnej Europy zatryumfowały
idee demokratyczne. W krajach bałtyckich przyjęto ja-
ko zasadę istnienie parlamentów jednoizbowych, wy-
bieranych na trzy lata, ale w Czechosłowacji, Austrii
i Niemczech, podobnie jak we Francji, na której Polska
się wzorowała, ciała ustawodawcze były dwuizbowe,
choć długość ich kadencji była różna. Podobnie jak we
Francji, Czechosłowacji, na Litwie i Łotwie głowę pań-
stwa wybierał parlament. Zakres jej kompetencji, po-
dobnie jak w Niemczech, był niewielki, choć większy
niż w Estonii, w której funkcję tę pełnił pozbawiony
większego znaczenia każdorazowy premier.
Wraz z uchwaleniem konstytucji nastąpiły także
zmiany w ordynacji wyborczej. Jej nowa wersja została
uchwalona przez sejm 28 VII 1922. Podniesiono w niej
cenzus wieku dla kandydatów na posłów (do 25 lat).
Prawo wyborcze do senatu przyznano osobom, które
ukończyły lat 30 (czynne) i 40 (bierne) i przynajmniej
przez rok mieszkały na terenie okręgu wyborczego, to
znaczy województwa. Zmodyfikowano także sposób
wyłaniania obu izb, dążąc do osłabienia konsekwencji
wynikających z nadmiernego rozproszkowania poli-
tycznego w kraju. Zgodnie z nowymi zasadami w okrę-
gach wybierano 372 posłów oraz 93 senatorów, a pozo-
stałe mandaty (72 poselskie i 18 senackich) rozdzielano
na zasadzie proporcjonalnej między tzw. listy pań-
stwowe, których rejestrację obwarowano dodatkowymi
zastrzeżeniami. Zgłaszano je na ręce Generalnego Ko-
misarza Wyborczego, najpóźniej 40 dni przed wybora-
mi, pod warunkiem uzyskania poparcia pięciu posłów
lub senatorów z ustępującego parlamentu albo co naj-
mniej tysiąca wyborców z dwóch okręgów wybor-
czych, przy czym z każdego z nich musiało pochodzić
przynajmniej pięciuset. Otrzymywały one numery
zgodnie z kolejnością złożenia, z pominięciem dzie-
wiątki, łatwej do pomylenia z szóstką. Listy okręgowe,
zgłaszane na dotychczasowych zasadach (po uzyskaniu
poparcia 50 wyborców), które zadeklarowały swe przy-
łączenie do państwowej, oznaczane były tym samym
numerem co ona. Ta jednolita w skali całego kraju nu-
meracja ułatwiała prowadzenie kampanii wyborczej,
a zwłaszcza używanie wszelkiego rodzaju materiałów
propagandowych. Okręgowe listy innych grup wybor-
ców, nieprzyłączone do państwowych, otrzymywały
w każdym okręgu numery następujące po najwyższym
numerze listy państwowej.
Żywa dyskusja, do której wówczas doszło, nie do-
tyczyła list państwowych jako takich, ale zasad, na
podstawie których powinny być między nie dzielone
mandaty. Część polityków uważała, że należy tego po-
działu dokonywać ! uwzględnieniem liczby głosów,
które padły na nie w okręgach, ale nie były la tyle licz-
ne, aby zapewnić danemu ugrupowaniu uzyskanie
mandatu. Za takim rozwiązaniem opowiadali się np.
przywódcy żydowscy, gdyż ze względu na terytorialne
rozproszenie swych zwolenników realne szanse na
przeprowadzenie własnych kandydatów mieli jedynie
w kilku dużych ośrodkach miejskich, a na pozostałych
terenach „marnowała się” olbrzymia, idąca w dziesiątki
tysięcy liczba głosów, które co najwyżej można było
wykorzystywać w wewnętrznych rozgrywkach jako
dowód zasięgu wpływów poszczególnych ugrupowań.
Z podobnych względów propozycje Żydów popierali
także politycy innych mniejszości narodowych, zwłasz-
cza Niemców, a z polskiej strony konserwatyści. Ci
ostatni w wyborach okręgowych nie mogli liczyć na
uzyskanie nawet jednego miejsca w parlamencie, gdyż
ich elektorat był terytorialnie rozproszony. Koncepcja
ta nie została uwzględniona, a prawo do mandatów
przyznano, na zasadzie proporcjonalnej, jedynie tym li-
stom, które przeprowadziły swych kandydatów co naj-
mniej w sześciu okręgach do sejmu lub trzech do sena-
tu. Mogły z nich więc korzystać jedynie ugrupowania
silne, o dużym zasięgu terytorialnym, co w intencji
ustawodawcy miało ułatwić wyłonienie większości par-
lamentarnej. Nadzieje te jednak nie ziściły się, a przyję-
te zasady doprowadziły do dodatkowego zaostrzenia
stosunków z przywódcami mniejszości narodowych,
którzy ponadto zarzucali autorom ustawy, że wprowa-
dzili do niej elementy tzw. geometrii wyborczej, mają-
cej na celu wzmocnienie polskiej większości. Rzeczy-
wiście terytorium państwa zostało podzielone, mniej
więcej wzdłuż Sanu i Bugu, na dwie części. W za-
chodniej, zdominowanej przez Polaków, jeden mandat
przypadał średnio na ok. 70 tys. mieszkańców, a we
wschodniej, z przewagą mniejszości narodowych, na
prawie 87 tys. Na wschodzie wykrojono także okręgi
z większą liczbą mandatów, co stwarzało ludności pol-
skiej, pod warunkiem zrezygnowania z walk partyjnych
i tym samym rozpraszania głosów, możliwość wyboru
własnych przedstawicieli.
NOWELA SIERPNIOWA I PRECEDENSY KONSTYTUCYJNE
14 XII 1922 naczelnik państwa przekazał władzę
nowo wybranemu prezydentowi. Od tego dnia konsty-
tucja, przynajmniej w zakresie funkcjonowania najwyż-
szych władz państwowych, weszła w życie, a ustalone
zasady obowiązywały w pełni do maja 1926 r. Z niedo-
skonałości jej przepisów zdawano sobie dość po-
wszechnie sprawę, dlatego też bardzo szybko pojawiły
się głosy dotyczące konieczności dokonania poprawek.
Postulaty, podkreślające najczęściej konieczność
wzmocnienia władzy wykonawczej, były często for-
mułowane, a nawet zgłaszane do laski marszałkowskiej
(np. 26 IV 1926 przez kluby prawicy i centrum), ale nie
doczekały się realizacji. Ze szczególną siłą opowiadał
się za takimi zmianami także J. Piłsudski, który przy
każdej okazji krytykował „sejmowładztwo” i odpowie-
dzialne za nie partie polityczne. Stąd też jednym
z pierwszych żądań, które wysunął po zamachu majo-
wym, było uzdrowienie ustroju państwa. Odpowiedni
projekt skierowano do parlamentu, gdzie, przy pewnej
wstrzemięźliwości ze strony lewicowych majowych
kombatantów, uzyskał poparcie większości, m.in.
ugrupowań prawicy i centrum, które przy tej okazji sta-
rały się zrealizować własne postulaty, zwłaszcza prze-
forsować zmianę ordynacji wyborczej, a w tym zmniej-
szenie liczebności parlamentu, likwidację zasady pro-
porcjonalności i podniesienie cenzusu wieku przy
czynnym i biernym prawie wyborczym. Te propozycje,
choć przyjęte w Komisji Konstytucyjnej, zostały od-
rzucone w dyskusji plenarnej. Ostatecznie projekt
uchwalono 2 VIII 1926 i z tego powodu przeszedł on
do historii pod nazwą noweli sierpniowej.
Na jej mocy prezydent otrzymał prawo przedter-
minowego rozwiązania parlamentu tylko na wniosek
rządu i — inaczej, niż to było dotychczas — bez ko-
nieczności uzyskania poparcia senatu. Jedyne ograni-
czenie sprowadzało się do zastrzeżenia, że może to
uczynić tylko raz z tego samego powodu. Równocze-
śnie nowa redakcja konstytucji pozbawiła sejm prawa
do samorozwiązania, co bardzo szybko okazało się po-
ważnym mankamentem (np. nie mógł z takiej możliwo-
ści skorzystać systematycznie ośmieszany i poniżany
sejm II kadencji). Prezydentowi przyznano prawo wy-
dawania dekretów nie tylko w okresie między kaden-
cjami i sesjami parlamentu, ale także w czasie jego ob-
rad, jeśli otrzymał od sejmu stosowne pełnomocnictwa.
Obejmowały one bardzo szeroki zakres problemów,
z wyjątkiem zmiany konstytucji i ordynacji wyborczej
oraz kwestii zastrzeżonych przez konstytucję wyłącznie
dla parlamentu. Wszystkie dekrety musiały być przed-
kładane sejmowi do akceptacji w ciągu 14 dni od roz-
poczęcia sesji lub kadencji. Parlamentowi narzucono
ścisły, pięciomiesięczny termin, w którym musiał
uchwalić ustawę budżetową. Niedotrzymanie go powo-
dowało, że moc ustawy otrzymywała albo wersja, nad
którą prace ukończono w przewidzianym czasie w sej-
mie lub senacie, albo — w skrajnym wypadku — pro-
jekt przygotowany przez rząd. Kolejna zmiana zabra-
niała głosowania nad wnioskiem o wotum nieufności
w stosunku do rządu lub poszczególnych ministrów na
tym samym posiedzeniu, na którym został on zgłoszo-
ny. Dokonano także zaostrzenia przepisu zabraniające-
go uzyskiwania od rządu korzyści (np. koncesji) w cza-
sie zasiadania w parlamencie, wprowadzając postano-
wienie o utracie mandatu za takie przewinienie.
Powyższe zmiany zostały przyjęte bez poważniej-
szego oporu, a ich zasadność nie budziła zastrzeżeń
wśród osób związanych z funkcjonowaniem państwa.
Na ogół odbierano je jako próbę usprawnienia systemu
rządzenia. Większe wątpliwości pojawiły się wśród
teoretyków prawa i historyków, podkreślających przede
wszystkim potencjalne ograniczenie praw władzy usta-
wodawczej w zakresie kontroli nad rządem. W rzeczy-
wistości uprawnienia te nie doznały większego
uszczerbku, poza pozbawieniem jej możliwości samo-
rozwiązania. Jak pokazała praktyka, nowe zasady po-
zwalały sejmowi na dokonywanie wszechstronnej i kry-
tycznej oceny kolejnych gabinetów w czasie dyskusji
budżetowej oraz na terminowe uchwalanie budżetu.
Nie zdarzyło się także ani raz, aby zgłoszone wotum
nieufności nie zostało przegłosowane na następnym po-
siedzeniu. Eliminowało to natomiast, również teore-
tyczną, możliwość przypadkowego obalenia gabinetu,
co w polskim parlamencie było znacznie łatwiejsze niż
utworzenie nowego, gdyż za wotum nieufności prawie
zawsze głosowali komuniści i znaczna część posłów
mniejszości narodowych, którzy w budowaniu więk-
szości sejmowej udziału nie brali. W zasadzie pozy-
tywnie należy ocenić wyposażenie prezydenta w prawo
rozstrzygania wielu kwestii drogą dekretów, gdyż gene-
ralnie przyspieszało to prawną unifikację państwa.
Przepis o zastosowaniu sankcji karnych za wykorzy-
stywanie mandatu parlamentarnego dla uzyskiwania
korzyści osobistych od rządu pozostał martwy, gdyż ta-
kich sytuacji ani przed majem, ani później nie wykryto,
a wszczynane dochodzenia kończyły się fiaskiem.
Po zamachu majowym istotniejsze od formalnych
były zmiany praktyczne, polegające na faktycznym
uniezależnieniu rady ministrów od parlamentu, z rów-
noczesnym coraz silniejszym, choć nieformalnym
wzrostem jej zależności od głowy państwa, a w rze-
czywistości od J. Piłsudskiego, decydującego o wszyst-
kich najważniejszych problemach, m.in. o personalnym
składzie kolejnych gabinetów, obsadzie najważniej-
szych urzędów administracyjnych, przesunięciach ka-
drowych w wojsku i kierunkach polityki zagranicznej.
Równie istotne stały się tzw. precedensy konstytucyjne,
polegające na rygorystycznym przestrzeganiu litery
prawa bez uwzględniania intencji ustawodawcy, co re-
alnie oznaczało, że dozwolone jest to wszystko, co nie
zostało wyraźnie zakazane. Autorem większości z nich
był Stanisław Car, jeden z najzdolniejszych prawników
obozu sanacyjnego, któremu opozycja nadała ironiczne,
nawiązujące do nazwiska miano: „jego intierprietator-
skoje wieliczestwo” (o carze Rosji mówiono „jego im-
pieratorskoje wieliczestwo”). Stosowanie precedensów
przejawiało się m.in. w ponownym powoływaniu na
poprzednie stanowiska ministrów, którzy otrzymali wo-
tum nieufności, gdyż w konstytucji stwierdzano jedy-
nie, że powinni oni ustąpić, nie zamieszczono nato-
miast zakazu ponownego powierzania im poprzednich
resortów. Ponownie wydawano także (co najwyżej
w lekko zmodyfikowanej formie) dekrety uprzednio
przez sejm odrzucone, gdyż w konstytucji zabrakło
przepisu, że dekret raz uchylony nie może zostać po raz
kolejny opublikowany. Niekiedy zwoływano sesje nad-
zwyczajne i natychmiast je odraczano na 30 dni, a na-
stępnie zamykano, gdyż w ustawie zasadniczej nie zo-
stało wyraźnie powiedziane, że w czasie sesji powinny
się toczyć obrady. Tego rodzaju wybiegi stosowano
również w innych sytuacjach. Metoda taka nie tylko
przynosiła doraźne korzyści obozowi rządzącemu, ale
pozwalała także na ośmieszanie systemu parlamentar-
nego i ukazywanie jego nieskuteczności oraz na rów-
noczesne podkreślanie wad ustawy zasadniczej,
a w konsekwencji szerzenie przekonania, że jej grun-
towna zmiana jest absolutnie konieczna.
DYSKUSJA KONSTYTUCYJNA W SEJMIE II KADENCJI
Wyłoniona w 1928 r. izba poselska II kadencji
miała, jak już wspomniano, prawo zmiany konstytucji.
Sprawa ta była zresztą jednym z ważniejszych elemen-
tów propagandy przedwyborczej prawie wszystkich
ugrupowań politycznych. Obóz pomajowy wprowadził
do tego parlamentu najliczniejszą grupę reprezentan-
tów, nie stanowiła ona jednak większości kwalifikowa-
nej, koniecznej do zmiany ustawy zasadniczej. Nie-
mniej jednak to on właśnie wystąpił z propozycją pod-
jęcia prac nad naprawą ustroju. Spotkała się ona z róż-
nym oddźwiękiem wśród przeważających w sejmie
klubów opozycyjnych, które w większości obawiały
się, że wprowadzone zmiany będą zmierzały do umoc-
nienia prawnej pozycji majowych zwycięzców,
a zwłaszcza J. Piłsudskiego, który po dokonanych po-
prawkach stanie formalnie na czele państwa. Obawy
tego typu szczególnie silne były wśród parlamentarzy-
stów prawicy. Lewica natomiast opowiedziała się za
podjęciem dyskusji, gdyż w ten sposób chciała wyka-
zać, że choć pod adresem sejmu ciągle padają najroz-
maitsze oskarżenia, jest on jednak zdolny do pozytyw-
nej pracy, a ponadto miała nadzieję na publiczne uka-
zanie reakcyjności propozycji ekipy rządzącej i demo-
kratycznego charakteru własnych koncepcji, a nawet na
przeforsowanie niektórych z nich, np. likwidacji senatu.
Ostatecznie, zdecydowaną większością głosów,
sejm podjął 22 I 1929 uchwałę o przystąpieniu do prac
nad rewizją ustawy zasadniczej. Był to jednoznaczny
sukces rządzącego obozu, gdyż uchwałę taką można
było interpretować jako potwierdzenie jego general-
nych zastrzeżeń. On też złożył do sejmowej Komisji
Konstytucyjnej najwcześniejszy (9 II 1929) i najob-
szerniejszy projekt (ok. 70 poprawek). Ponadto wpłynę-
ły tam także wnioski ugrupowań lewicowych, centro-
wych i prawicowych. Zgłoszone propozycje różniły się
między sobą w wielu kwestiach, czasami diametralnie.
Projekt rządowy zmierzał do wyraźnego umocnienia
pozycji władzy wykonawczej, a zwłaszcza prezydenta,
kosztem kompetencji władzy ustawodawczej i ograni-
czenia zakresu praw obywatelskich. Niektóre jego po-
stulaty, np. podwyższenia cenzusu wieku przy biernym
i czynnym prawie wyborczym czy wzmocnienia pozy-
cji senatu, popierała także prawica, a częściowo nawet
centrum. Lewica była zdecydowanie przeciwna ograni-
czeniu uprawnień władzy ustawodawczej, gdyż, jak
twierdzili jej przedstawiciele, Polska miała niedoskona-
ły parlament, ale jeszcze gorsze rządy. Ponadto lewica
usiłowała przy okazji rewizji konstytucji walczyć o swe
postulaty z lat 1920-1921, czyli m.in. o zniesienie sena-
tu, oddzielenie Kościoła od państwa, zapewnienie sze-
rokich uprawnień mniejszościom narodowym czy usta-
nowienie reprezentujących interesy klasy robotniczej
Naczelnej Rady Gospodarczej i Izby Pracy. Przy tak
dużych rozbieżnościach możliwość znalezienia rozwią-
zań zadowalających wszystkie strony była nikła, a po-
nadto w rzeczywistości nawet nie usiłowano wypraco-
wać kompromisu. Cała dyskusja, poza zaprezentowa-
niem stanowisk, zakończyła się na sferze czysto teo-
retycznej. Została ona, podobnie jak przed kilku laty,
wyniesiona poza mury parlamentu, a w czasie wystą-
pień działaczy sanacyjnych pojawiały się niepokojące
tony, zapowiadające, że — niezależnie od wysuwanych
przez opozycję zastrzeżeń — ustawa zasadnicza musi
zostać zmieniona. Na szczegółową debatę konstytucyj-
ną zabrakło czasu nawet w Komisji Konstytucyjnej,
gdyż parlament 26 VIII 1930 został rozwiązany. For-
malnym tego powodem był fakt, że nie potrafił dopro-
wadzić do naprawy ustroju, rzeczywistą przyczynę sta-
nowiło zaś zaostrzenie walki między obozem rządzą-
cym a opozycją.
Problem powrócił po wyborach z roku 1930, prze-
prowadzonych w warunkach szczególnych i zakończo-
nych zwycięstwem obozu sanacyjnego, zapewniającym
mu z naddatkiem bezwzględną przewagę w sejmie, cią-
gle jednak zbyt małą, aby mógł — zachowując obowią-
zujące przepisy — własnymi siłami zmienić ustawę za-
sadniczą. W trzydziestoosobowej Komisji Konstytu-
cyjnej, zgodnie z układem sił w sejmie, 18 miejsc przy-
padło zwycięskiemu obozowi, a 12 rozdrobnionej opo-
zycji, która w tej sytuacji w ogóle nie skierowała do
niej swych przedstawicieli, wychodząc ze słusznego za-
łożenia, że ich głosy i tak nie będą miały znaczenia,
a obecność zostanie przez opinię publiczną uznana za
wyraz aprobaty dla postulatów sanacyjnej większości.
Miało to jednak także negatywne konsekwencje, gdyż
ugrupowania anty- sanacyjne w rezultacie takiego po-
sunięcia nie orientowały się w postępach prac, które
zresztą początkowo nie były zbyt intensywne. Po części
wynikało to z faktu, że wiele postanowień, zmieniają-
cych istotnie sytuację prawną w kraju, realizowano na
drodze ustawodawstwa zwykłego, co przy bezwzględ-
nej większości parlamentarzystów prorządowych w obu
izbach nie było trudne. Posiadana przewaga pozwoliła
także na rozwiązywanie innych problemów, np. prze-
prowadzenie przy absencji opozycji reelekcji I. Mościc-
kiego na kolejną kadencję prezydencką (8 V 1933).
W pracach nad nowym tekstem konstytucji naj-
ważniejszą rolę odegrał S. Car. Powtórzono w niej
w większości postulaty zgłoszone w poprzednim sej-
mie, choć tym razem konsultowano je także ze znanymi
konstytucjonalistami, niektórymi środowiskami spo-
łecznymi i z nieformalnym gremium, tzw. zgromadze-
niem lokatorów, skupiającym wszystkich pomajowych
szefów rządów, z wyjątkiem słabiej związanego z elitą
sanacyjną Kazimierza Bartla. (Osobliwa nazwa tego
gremium wynikała z faktu, że urzędujący premierzy ko-
rzystali ze służbowego mieszkania w gmachu Prezy-
dium Rady Ministrów). Wiadomości o podejmowanych
rozstrzygnięciach z rzadka tylko docierały do szerszej
opinii publicznej. Na przykład Walery Sławek przed-
stawił je, bardzo ogólnie, na Zjeździe Legionistów 6
VIII 1933, podkreślając m.in. konieczność oparcia wy-
borów do senatu na elicie wywodzącej się z „przodują-
cych w pracy na rzecz dobra ogólnego” uczestników
walk o niepodległość i utrwalenie bytu państwa, okre-
ślanej mianem Legionu Zasłużonych, jednak nie spre-
cyzował szczegółowo kryteriów jej wyłaniania.
KONSTYTUCJA KWIETNIOWA
W grudniu 1933 r. Komisja Konstytucyjna zaak-
ceptowała przedyskutowane tezy konstytucyjne.
Oprócz nich powstał też znany tylko ścisłemu kręgowi
wtajemniczonych i dopracowany pod względem redak-
cyjnym projekt ustawy zasadniczej. Jedynym proble-
mem było uzyskanie dla niego niezbędnej większości
kwalifikowanej (2/3 głosów przy obecności połowy
ustawowej liczby posłów). Załatwiono to na drodze
niezbyt formalnej. 26 I 1934 Kazimierz Świtalski, jako
marszałek sejmu, poinformował izbę, że w trzecim
punkcie obrad znajdzie się sprawozdanie Komisji Kon-
stytucyjnej z jej dotychczasowych prac. Opozycja,
wierna swej zasadzie nieuczestniczenia w jakichkol-
wiek pracach nad projektem, na którego zredagowanie
nie miała żadnego wpływu, postanowiła zrezygnować
z udziału w tej dyskusji, przypominając przed opusz-
czeniem izby, że nie jest to projekt, lecz jedynie tezy
i dlatego, zgodnie z obowiązującymi przepisami kon-
stytucyjnymi i regulaminem sejmowym, nie można
podjąć żadnych wiążących uchwał, to znaczy, że nie
jest możliwe uchwalenie ich jako ustawy. Zgodnie
z konstytucją marcową wniosek o zmianę ustawy za-
sadniczej musiała podpisać co najmniej 1/4 ustawowej
liczby posłów i należało go zgłosić przynajmniej 15 dni
przed dyskusją. Stało się jednak inaczej. Na sali pozo-
stali wyłącznie zwolennicy obozu sanacyjnego, którzy
uznali tezy konstytucyjne za wniosek nagły, a przy ta-
kim, zgodnie z precedensową interpretacją wicemar-
szałka S. Cara, nie musiano przestrzegać normalnej
procedury. Na podobnej zasadzie (wniosek nagły)
przegłosowano także niezbędne poprawki w regulami-
nie sejmowym, uzupełnienie porządku dziennego oraz
skrócenie postępowania legislacyjnego, czyli rezygna-
cję z pierwszego i drugiego czytania. Wszystko to
umożliwiło zaakceptowanie „tez” jako projektu. Kiedy
zaalarmowana opozycja wróciła na salę, przywitał ją
śpiew bojowej pieśni piłsudczyków — Pierwszej Bry-
gady — gdyż nowa konstytucja była już uchwalona.
Zarówno we współczesnych, jak i w późniejszych
oświadczeniach członkowie ówczesnego obozu rządzą-
cego podkreślali zgodność swego działania z literą
prawa, co najwyżej ze względów propagandowych
przypominając, że pierwsza w polskich dziejach kon-
stytucja z 1791 r. także została uchwalona w atmosfe-
rze swoistego „zamachu stanu”. Niezależnie jednak od
ekwilibrystyki słownej nikt, łącznie z J. Piłsudskim, nie
miał wątpliwości, że analogie są bardzo dalekie,
a ustawę uchwalono „dowcipem i trikiem”, z pogwałce-
niem obowiązujących przepisów, co dla ustroju pań-
stwa nie było zjawiskiem korzystnym. Zgodnie z wolą
J. Piłsudskiego postanowiono sprawę na jakiś czas wy-
ciszyć, a projekt poddać gruntownej obróbce na forum
senatu, w którym obóz sanacyjny dysponował już wy-
maganą większością kwalifikowaną. W wyniku trwają-
cej prawie rok dyskusji dokonano kilku istotnych
zmian, n.in. zrezygnowano z Legionu Zasłużonych, po-
dobnie jak i z zamiaru wydłużenia kadencji senatu. 16 I
1935 senat wymaganą większością głosów (74:24)
przyjął lekko zmodyfikowany tekst i skierował go do
sejmu. Tym razem opozycja była już świadoma powagi
sytuacji, ale pojawił się ponownie problem interpretacji
konstytucji — czy poprawki senatu także mają być
przyjmowane lub odrzucane większością kwalifikowa-
ną 2/3 głosów ustawowej liczby posłów, czy też 11/20,
czyli obowiązującą w zwykłej procedurze. Wobec nie-
jasności sformułowań konstytucji marcowej uznano, że
wystarczająca jest większość zwykła, jak przy każdej
innej ustawie, z czym już nie było probierni. 23 III
1935 sejm, mimo błyskotliwych przemówień posłów
opozycyjnych, m.in. Macieja Rataja i Stanisława Stroń-
skiego, zatwierdził nową ustaję. Miesiąc później (23 IV
1935) pod jej tekstem złożyli podpisy prezydent oraz
członkowie rządu, a następnego dnia została ogłoszona
w „Dzienniku Ustaw” i tym samym weszła w życie.
Nowa konstytucja była bardziej zwięzła, gdyż
składała się z 14 rozdziałów 81 artykułów. Równocze-
śnie stwierdzano w niej, że 12 artykułów z rozdziału
o powszechnych obowiązkach i prawach obywatelskich
z poprzedniej ustawy zasadniczej, które w nowym tek-
ście nie uległy poprawkom redakcyjnym, obowiązuje
w dalszym ciągu. Utrzymywała także, z niewielką mo-
dyfikacją, ustawę konstytucyjną z 15 VII 1920 o statu-
cie organicznym województwa śląskiego.
Ustawę zasadniczą otwierał tzw. dekalog, zawarty
w rozdziale „Rzeczpospolita Polska”. Podkreślano
w nim nadrzędny charakter państwa wobec grup i po-
szczególnych członków społeczeństwa, a także, podob-
nie jak i w innych częściach ustawy, szczególne zna-
czenie odpowiedzialności moralnej spoczywającej na
jednostkach i zbiorowościach, tym większej, im szerszy
zakres władzy im dawano. Zaznaczano, że państwo, ja-
ko wspólne dobro wszystkich obywateli, wskrzeszone
walką i ofiarą najlepszych swych synów, winno być
systematycznie umacniane i przekazywane następnym
pokoleniom, za co każde z nich ponosi odpowiedzial-
ność „przed potomnością swoim honorem i swoim
imieniem”. Ciążyła ona w szczególności na stojącym
na czele państwa prezydencie (odpowiedzialnym
„przed Bogiem i historią”). Uprawnienia jednostek,
którym bez względu na pochodzenie, narodowość, płeć
i wyznanie zapewniano swobodny rozwój, do wpływa-
nia na sprawy publiczne miały być proporcjonalne do
ich zasług na rzecz „dobra powszechnego”. Państwo
gwarantowało obywatelom wolność sumienia, słowa
i zrzeszania się, ograniczoną jedynie „dobrem po-
wszechnym”, a w zamian za to żądało wierności i rze-
telnego wypełniania nakładanych obowiązków.
Konstytucja odrzucała klasyczny podział kompe-
tencji najwyższych organów państwowych i stawiała na
czele państwa prezydenta, w którego osobie skupiała
się ,jedna i niepodzielna władza”, sprawowana za po-
średnictwem podległych mu organów — rządu, sejmu
i senatu, sądownictwa oraz sił zbrojnych, odpowie-
dzialnego za dobro państwa, jego gotowość obronną
i pozycję międzynarodową oraz zobowiązanego do
przestrzegania konstytucji i dbania o zachowanie rów-
ności obywatelskiej.
Prezydent, podobnie jak poprzednio, miał być wy-
bierany na siedem lat, prawdopodobnie z możliwością
reelekcji, choć tego wyraźnie nie zapisano. W zasadzie
miało go wyłonić specjalne Zgromadzenie Elektorów,
złożone z pięciu wirylistów (marszałek senatu jako
przewodniczący Zgromadzenia, marszałek sejmu, pre-
mier, pierwszy prezes Sądu Najwyższego i generalny
inspektor sił zbrojnych) oraz 75 „obywateli najgodniej-
szych”, wskazanych przez sejm (50) i senat (25). Ustę-
pujący prezydent miał jednak prawo wskazania wła-
snego kandydata i w wypadku gdyby z niego skorzy-
stał, o obsadzie urzędu decydowali obywatele w głoso-
waniu powszechnym, opowiadając się za osobą wyty-
powaną przez prezydenta lub Zgromadzenie Elektorów.
Zapis okazał się teoretyczny, gdyż rozwój wydarzeń
nigdy nie pozwolił na jego zrealizowanie, podobnie jak
postanowienia, że o trwałej niemożności sprawowania
urzędu winno zadecydować zgromadzenie narodowe,
zwołane większością 3/5 ustawowej liczby głosów obu
izb na wniosek marszałka senatu, który też z urzędu
przejmowałby w takich okolicznościach funkcje głowy
państwa. Praktyczne zastosowanie znalazł natomiast ar-
tykuł pozwalający prezydentowi na wyznaczanie
w wypadku wojny swego następcy, z prawem sprawo-
wania urzędu w trakcie jej trwania i przez 3 miesiące
po zawarciu traktatu pokojowego oraz z możliwością
wydawania w tym czasie dekretów we wszystkich
sprawach z wyjątkiem zmiany ustawy zasadniczej.
Uprawnienia prezydenta były bardzo szerokie,
zdecydowanie większe niż poprzednio suwerennej wła-
dzy ustawodawczej. W ramach swych uprawnień zwy-
kłych był on zwierzchnikiem sił zbrojnych, reprezen-
tował państwo na zewnątrz, stanowił o wojnie i pokoju,
mianował „według swego uznania” premiera i człon-
ków rządu, zwoływał i rozwiązywał parlament, otwie-
rał, odraczał i zamykał jego sesje, zawierał i ratyfiko-
wał umowy z innymi państwami oraz decydował o ob-
sadzie zastrzeżonych mu urzędów. Przy wypełnianiu
niektórych zadań, np. mianowaniu ministrów, koniecz-
na była kontrasygnata premiera. Ponadto prezydent ko-
rzystał z tzw. prerogatyw, czyli uprawnień osobistych,
które kontrasygnaty nie wymagały. Należało do nich
wspomniane prawo wskazywania kandydata na swego
następcę, zarządzania głosowania powszechnego przy
wyborach prezydenckich, mianowania i odwoływania
premiera, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, pre-
zesa Najwyższej Izby z budżetową i miała trwać 4 mie-
siące, istniała jednak możliwość jej wcześniejszego
zamknięcia, jeżeli budżet uchwalono przed upływem
tego terminu. Sesje nadzwyczajne nadal miały charak-
ter wyjątkowy i można je było zwoływać w każdej
chwili na żądanie prezydenta lub na wniosek połowy
ustawowej liczby posłów.
Przy generalnym obniżeniu pozycji władzy usta-
wodawczej wzmocniona została pozycja senatu. Jego
marszałek otrzymał prestiżowe przewodnictwo zgro-
madzenia narodowego, Zgromadzenia Elektorów i za-
stępstwo prezydenta na wypadek nagłego opróżnienia
tego urzędu. Senatowi przyznano także prawo współu-
działu w wyrażaniu wotum nieufności rządowi. Do od-
rzucenia senackich poprawek konieczna była większa
niż dotychczas liczba głosów poselskich.
Immunitet parlamentarny członków sejmu i senatu
został zachowany, ale wprowadzono w nim istotne
ograniczenia. Mieli oni prawo korzystania zeń tylko
w takim zakresie, jakiego wymagało ich uczestnictwo
w pracach obu izb, ponadto nawet wówczas za wystą-
pienia sprzeczne z obowiązkiem wierności wobec pań-
stwa albo zawierające znamiona przestępstwa ścigane-
go z urzędu mogli być uchwałą odpowiedniej izby, na
żądanie jej marszałka lub ministra sprawiedliwości, po-
stawieni przed Trybunałem Stanu i na mocy jego orze-
czenia pozbawieni mandatu. Za wszelkie niezgodne
z prawem działania poza parlamentem i posłowie, i se-
natorowie byli pociągani do odpowiedzialności karnej
na równi z innymi obywatelami.
Zmiany ustawy zasadniczej można było dokonać
w trzech przypadkach — z inicjatywy prezydenta, na
wniosek rządu lub na wniosek 1/4 ustawowej liczby
posłów. Ustawa zmieniająca konstytucję z inicjatywy
prezydenta wymagała zgodnych uchwał sejmu i senatu
powziętych zwykłą większością głosów (w obecności
co najmniej 1/3 ich składu osobowego). Natomiast
w przypadku propozycji rządu lub posłów konieczne
było zgodne poparcie przez ustawową większość skła-
du obu izb (a więc minimum 105 posłów i 49 se-
natorów. Zmiany uchwalone z inicjatywy sejmu musia-
ły ponadto uzyskać akceptację prezydenta. Jego sprze-
ciw powodował, że proponowane poprawki miał prawo
rozpatrzyć dopiero nowo wybrany parlament, a więc
w skrajnym wypadku mogłoby to nastąpić dopiero po
upływie pięciu lat. Prezydent mógł także nie przyjąć
poprawek do wiadomości i rozwiązać izby przed upły-
wem kadencji. Także i te postanowienia nie zostały ni-
gdy zastosowane.
Konstytucja kwietniowa doczekała się już wielu
ocen, najczęściej negatywnych i nie zawsze sprawie-
dliwych. Jak wiele innych wydarzeń z czasów II Rze-
czypospolitej była oceniana nie tyle z pragmatycznego,
ile z politycznego lub ideologicznego punktu widzenia.
Opozycja od początku podkreślała, że uchwalono ją
z pogwałceniem obowiązujących zasad prawnych,
w związku z czym jest nielegalna. O zastrzeżeniach za-
pomniała dopiero wtedy, gdy dzięki tej konstytucji uda-
ło się zachować ciągłość prawną państwa, a ona sama
mogła przejąć władzę i utworzyć legalny rząd na emi-
gracji. Monopol na negatywne oceny przejęli wówczas
komuniści, usiłując przedstawić konstytucję jako ema-
nację sił skrajnie reakcyjnych. Należy jednak pamiętać,
że była ona produktem swoich czasów, czyli widocznej
w krajach europejskich (poza Czechosłowacją) domi-
nacji prądów totalitarnych — komunizmu i faszyzmu.
Na tym tle ustawa polska z 1935 r. nie wypadała najgo-
rzej. Budowano silną władzę wykonawczą, ale pozwa-
lano istnieć opozycji i nie odbierano jej możliwości
działania. Utrzymywano w dalszym ciągu, chociaż
z ograniczeniem uprawnień, parlament jako przedsta-
wicielstwo całego społeczeństwa, zróżnicowanego pod
względem społecznym, politycznym i narodowościo-
wym. Zachowywano podstawowe wolności obywatel-
skie i pluralizm polityczny. Gwarantowano, w ramach
generalnie liberalnych przepisów prawnych, wolność
wyrażania poglądów, a więc także organizowania się
w partie polityczne, oraz wolność prasy, co na wschód
i zachód od Polski nie było już możliwe. Pewne roz-
wiązania, na tle gwałtownego wzrostu nastrojów nacjo-
nalistycznych w sąsiednich państwach, łącznie z ZSRR,
były bardzo nowoczesne, m.in. zjawiskiem pozytyw-
nym była bez wątpienia mocno zaakcentowana i, co
ważniejsze, generalnie respektowana równość obywa-
telska bez względu na narodowość, rasę i wyznanie.
Podkreślenie nadrzędnego stanowiska państwa jako
wspólnego dobra obywateli o zróżnicowanym pocho-
dzeniu narodowym, religijnym i politycznym otwierało
możliwość (której stopień realności trudno jest obecnie
ocenić ze względu na brak warunków jej realizacji)
zgodnej z polską tradycją budowy rzeczypospolitej
wielu narodów. Polska przyjmowała swe własne roz-
wiązania ustrojowe, co prawda odległe już od klasycz-
nych zasad liberalizmu z lat tuż po I wojnie światowej,
ale także daleko odbiegające od koncepcji totalitarnych,
a nawet od stosowanych w większości systemów auto-
rytarnych, eksponujących nacjonalizm.
Z przyjęciem nowej ustawy zasadniczej łączyła się
także generalna zmiana ordynacji wyborczej, sprecy-
zowanej w ustawie z 8 VII 1935. Ponownie, i to dość
znacząco ograniczono powszechność prawa wyborcze-
go do izby niższej, podnosząc cenzus wieku, tym razem
także przy prawie czynnym. Zmiany zachodzące w tym
zakresie ilustruje poniższe zestawienie:
Cenzus wieku przy wyborach do izby poselskiej
Ordynacja z: Prawo czynne Prawo bierne
28 XI 1918 21 21
28 VII 1922 21 25
8 VII 1935 24 30
Podniesienie cenzusu wieku, aczkolwiek ważne,
nie było jednak największym mankamentem. Najistot-
niejszy był fakt, że nowa ordynacja zlikwidowała zasa-
dę proporcjonalności i wychodziła generalnie z założe-
nia, że wybory powinny wyłonić reprezentację związa-
ną bezpośrednio ze społeczeństwem, nie zaś uzależnio-
ną, jak dotychczas, od partii politycznych. Łączył się
z tym nowy sposób zarówno wyłaniania kandydatów,
jak i wyboru posłów, których liczbę zredukowano
o ponad 50% (z 444 do 208). Kraj podzielono na 104
dwumandatowe okręgi, w których wystawiano tylko
jedną listę, a wyborca miał wskazywać konkretne oso-
by, budzące jego największe zaufanie.
Odrzucenie proporcjonalności oznaczało, że ol-
brzymiego znaczenia nabierało ciało decydujące o do-
borze kandydatów na posłów, a więc w praktyce także
o składzie personalnym parlamentu. Funkcję tę spełnia-
ły zgromadzenia okręgowe pod przewodnictwem komi-
sarzy wyznaczonych przez ministra spraw wewnętrz-
nych. Z mocy prawa uczestniczyli w nich przedstawi-
ciele samorządu terytorialnego (rad powiatowych,
miejskich, gminnych), gospodarczego (izb rolniczych,
przemysłowo-handlowych i rzemieślniczych), zawodo-
wego (izb lekarskich, adwokackich, notarialnych, zrze-
szeń technicznych), organizacji zawodowych (związ-
ków zawodowych pracowników fizycznych i umysło-
wych) i kobiecych (np. Ligi Kobiet) oraz szkół wyż-
szych, jeżeli istniały na terenie okręgu. Własnych
przedstawicieli mogły delegować do zgromadzeń także
inne, liczące minimum 500 osób, grupy wyborców, ale
swoją wolę musiały udokumentować notarialnie po-
świadczonymi podpisami. Wyborca mógł udzielić po-
parcia tylko jednemu kandydatowi, a ewentualne nad-
użycie oznaczało automatyczne unieważnienie w cało-
ści wszystkich podpisanych przez niego wniosków
W czasie posiedzenia zgromadzenia okręgowego
zgłaszano kandydatury, i ustalony ich wykaz poddawa-
no pod głosowanie. Uzyskane w ten sposób Doparcie
decydowało o miejscu zajmowanym przez daną osobę
na liście wyborczej, która musiała zawierać co najmniej
cztery nazwiska (w rzeczywistości zazwyczaj były one
liczniejsze). Sam akt wyborczy miał, jak już wspo-
mniano, charakter pozytywny, gdyż wyborca wskazy-
wał osobę mającą znaleźć się w sejmie. Jeżeli oddawał
kartkę bez zaznaczenia swych preferencji, wówczas
przyjmowano, że poparł dwóch pierwszych kandyda-
tów. Mandaty otrzymywały osoby, które uzyskały naj-
większą liczbę głosów, nie mniejszą jednak niż 10 tys.
Gdyby żaden z kandydatów takiego poparcia nie zdo-
był, o w praktyce nigdy się nie zdarzyło, należało po-
wtórzyć całą procedurę, jeżeli otrzymał je tylko jeden,
wówczas drugi mandat pozostawał nie obsadzony. Or-
dynacja nie przewidywała funkcji zastępców posłów,
a ubytki w składzie parlamentu powstające na skutek
śmierci lub rezygnacji miano uzupełniać w wyborach
uzupełniających, ale dopiero wówczas, gdyby liczba
osłów zmniejszyła się o 10% (21 osób). Stąd też
w sejmie wybranym we wrześniu 1935 r. znalazło się
nie 208, ale tylko 205 osób, gdyż w dwóch kręgach
wybrano po jednym pośle, a w trzecim wyłoniony kan-
dydat zmarł przed otwarciem parlamentu.
Całkowicie zmienił się sposób wyłaniania senatu.
Jego liczebność ograniczono do 96 osób, z czego jedna
trzecia (32 senatorów) uzyskiwała miejsca nominacji
prezydenta. Podobnie jak w wypadku sejmu zlikwido-
wano proporcjonalność. Cenzus wieku nie uległ zmia-
nie, ale powszechność głosowania drastycznie ograni-
czono, gdyż prawo wyborcze uzależnione zostało od
zasług osobistych (udokumentowanych posiadaniem
odznaczenia państwowego), wykształcenia (minimum
ukończenia szkoły średniej lub równorzędnej) lub zau-
fania obywateli (czego dowodem było zasiadanie
w ciałach pochodzących z wyboru, a więc instytucjach
samorządu terytorialnego, gospodarczego, zawodowe-
go, np. radach miejskich, gminnych itp.). Przy
uwzględnieniu ich zastrzeżeń udział w głosowaniu mo-
gło wziąć tylko ok. 2% dotychczasowych wyborców.
Wybory przestały być bezpośrednie, gdyż najpierw wy-
łaniano delegatów (wyborców), a dopiero ci na posie-
dzeniach kolegiów wojewódzkich wybierali senatorów.
Tak skonstruowana ordynacja spotkała się z bardzo
ostrą krytyką ugrupowań opozycyjnych, które dostrze-
gały w niej, zgodnie ze stanem faktycznym, przede
wszystkim narzędzie utrwalenia rządów obozu sana-
cyjnego. Być może pod jej wpływem, ale w większym
chyba stopniu w wyniku przeobrażeń zachodzących
wewnątrz grupy rządzącej, pod koniec okresu między-
wojennego zapowiedziano zmianę zasad wprowadzo-
nych w roku 1935, ich zakresu jednak nie sprecyzowa-
no. Jedyna korekta, którą sejm uchwalił już po wybu-
chu wojny (2 IX 1939), zezwalała na piastowanie man-
datu mimo pełnienia czynnej służby wojskowej. Umoż-
liwiło to sporej grupie parlamentarzystów wstąpienie
do wojska i wzięcie udziału w obronie kraju.
3. ADMINISTRACJA, SAMORZĄD, SĄDOWNICTWO
ADMINISTRACJA
Swe praktyczne zadania państwo realizowało za
pośrednictwem administracji, której zakres działania
obejmował w zasadzie wszystkie przejawy życia oby-
wateli. Ze względu na zasięg przestrzenny dzieliła się
na administrację centralną i terytorialną. Najważniej-
szym organem administracji centralnej był rząd, złożo-
ny z premiera i ministrów, kierujących poszczególnymi
resortami i ich agendami terenowymi. Każdy urzędnik
w państwie musiał być podporządkowany odpowied-
niemu i odpowiedzialnemu za jego działalność mini-
strowi. Ustawy zasadnicze nie ustalały jednoznacznie
liczby ministerstw, dlatego też ulegała ona dość czę-
stym wahaniom. Najliczniejszy pod tym względem był
pierwszy rząd W. Witosa (1920-1921), składający się z
siedemnastu resortów. Po zamachu majowym liczba
ministerstw ustaliła się na poziomie trzynastu, a ostat-
nie gabinety (1933-1939) liczyły ich już tylko jedena-
ście. Powstawanie niektórych podyktowane było
względami szczególnymi, np. Ministerstwo byłej
Dzielnicy Pruskiej utworzono na okres przejściowy,
konieczny przy scalaniu tych ziem z resztą państwa,
a likwidacja innych wynikała albo z dokonywanych re-
organizacji, albo, częściej, ze względów oszczędno-
ściowych. Sposób organizowania rządu, w tym liczbę
ministerstw, ich kreowanie i likwidowanie oraz zakres
kompetencji regulowały dc 1935 r. ustawy sejmowe,
a w okresie późniejszym dekrety prezydenckie Przy
każdym ministerstwie powstawały różnego rodzaju cia-
ła doradcze i opiniodawcze. Poza ministerstwami ist-
niały także inne urzędy centralne, podległe odpowied-
nim szefom resortów. Należały do nich np. Główny
Urząd Statystyczny czy Dyrekcja Monopoli Państwo-
wych.
Specyficznym organem była Najwyższa Izba Kon-
troli (NIK), nadzorująca całą administrację państwową
pod względem finansowym oraz, wyrywkowo, niektóre
działy gospodarki państwowej. To na podstawie jej
opinii parlament podejmował rokrocznie decyzję
o udzieleniu lub odmówieniu rządowi absolutorium. Na
czele Izby stał prezes pochodzący z nominacji prezy-
denta, ale odpowiadający za swą działalność wyłącznie
przed parlamentem. Zarówno a, jak i pozostali człon-
kowie NIK (podobnie jak sędziowie) byli faktycznie
nieusuwalni, gdyż odwołać ich mógł tylko sejm, i to
uchwałą podjętą kwalifikowaną większością 3/4 gło-
sów. Niezależność Izby i zasada nieusuwalności jej
członków została ograniczona po wprowadzeniu w ży-
cie konstytucji kwietniowej. Podporządkowała ona NIK
prezydentowi, któremu przysługiwało prawo mianowa-
nia i odwoływania prezesa, oraz, na wniosek prezesa,
odwoływanie także pozostałych członków Izby.
Rząd posiadał swoje agendy terenowe, które dzieli-
ły się na organa administracji ogólnej, często zwanej
polityczną, oraz specjalnej. Te ostatnie zostały w więk-
szości zespolone z ogólną, ale niektóre miały własną,
odrębną strukturę, w tym także terytorialną. Zasady
prawne funkcjonowania administracji ogólnej były wie-
lokrotnie zmieniane, ale najistotniejsze znaczenie miały
rozstrzygnięcia z 1928 r. Administrację ogólną repre-
zentowali, jako przedstawiciele rządu, starostowie (I in-
stancja) i wojewodowie (II instancja). Na niższych
szczeblach funkcje takie spełniały organa samorządu
terytorialnego. Do wojewodów, starostów powiatowych
i grodzkich (w miastach wydzielonych, liczących po-
wyżej 75 tys. mieszkańców) należało m.in. kierowanie
na powierzonych im terenach administracją rządową
(poza wyodrębnionymi częściami), zapewnienie bez-
pieczeństwa i porządku publicznego, nadzór nad prasą,
stowarzyszeniami społecznymi, zgromadzeniami i sa-
morządem. Z wojewodami współpracowały wyłonione
przez samorząd powiatowy i miejski rady wojewódz-
kie, w zasadzie jako organ opiniodawczy, oraz wydzia-
ły wojewódzkie, złożone z urzędników i delegatów rad
wojewódzkich, jako organ doradczy. Ze starostami
współdziałały natomiast organy samorządu powiatowe-
go (rady i wydziały).
Niektóre resorty posiadały własne struktury, w ca-
łości lub częściowo niezależne od administracji ogól-
nej. Tą tzw. administracją niezespoloną dysponowały
ministerstwa Spraw Wojskowych, Sprawiedliwości,
Skarbu, Poczt i Telegrafów oraz Reform Rolnych (do
1932 r.), a częściowo także Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego, Przemysłu i Handlu, Komu-
nikacji i Opieki Społecznej. Zgodnie z ich specyficz-
nymi potrzebami wprowadzony przez nie podział tery-
torialny kraju nie pokrywał się z granicami woje-
wództw i powiatów. Na przykład pod względem woj-
skowym Polska podzielona była dziesięć Dowództw
Okręgów Korpusów z podległymi im komendami gar-
nizonów oraz rejonowymi komendami uzupełnień, pod
względem komunikacyjnym na dziewięć Dyrekcji Ko-
lei Państwowych z podporządkowanymi im działami
i urzędami kolejowymi, w kwestiach oświatowych na
dziesięć okręgów szkolnych składających się z kilku-
powiatowych obwodów, w materii poczty na siedem
okręgów poczt i telegrafów, sprawujących nadzór nad
urzędami i agencjami pocztowymi itd.
SAMORZĄD
Zaspokajanie potrzeb lokalnych społeczności
i grup interesów miały zapewnić różne instytucje samo-
rządowe. Obie ustawy zasadnicze kładły nacisk na roz-
budowę samorządu terytorialnego, zgodnego z podzia-
łem administracyjnym kraju (wojewódzkiego, powia-
towego, gmin wiejskich i miejskich), za którego po-
średnictwem ludność uczestniczyłaby w realizowaniu
zadań administracyjnych. Była to równocześnie naj-
ważniejsza forma tzw. decentralizacji administracji
państwowej. Konstytucja marcowa zapowiadała także
m.in. przekazanie samorządom części uprawnień usta-
wodawczych, zwłaszcza z zakresu administracji, kultu-
ry i gospodarki lokalnej. Deklaracja ta nie została
w pełni urzeczywistniona, np. nigdy nie powstał samo-
rząd szczebla wojewódzkiego, choć jego utworzenie
potwierdzała dodatkowo ustawa z 26 IX 1922 „O zasa-
dach powszechnego samorządu wojewódzkiego”.
Przez większość okresu międzywojennego organi-
zację samorządu regulowały różne przepisy, ustalone
jeszcze przez państwa zaborcze, m.in. przewidujące ku-
rialny system głosowania. Najistotniejsze znaczenie dla
jego ujednolicenia w całej Polsce miała tzw. ustawa
scaleniowa z 23 III 1933. Wprowadzała ona, do szcze-
bla powiatu, lokalne organy uchwałodawcze i wybiera-
ne przez nie wykonawcze. W gromadach i osadach
funkcje te pełniły rady lub zebrania gromadzkie oraz
sołtysi, w gminach wiejskich rady wyłaniane w drodze
jawnego i pośredniego głosowania oraz zarządy złożo-
ne z wójtów i ławników, w miastach rady pochodzące
z powszechnych, tajnych, równych, bezpośrednich
i proporcjonalnych wyborów oraz magistraty kierowa-
ne przez burmistrzów (w miastach wydzielonych —
prezydentów), wreszcie w powiatach rady, powoływa-
ne podobnie jak w gminach w głosowaniu jawnym
i pośrednim, oraz wybierane przez nie wydziały ze sta-
rostami na czele. Samorząd wojewódzki zachowano je-
dynie, zgodnie z zastanym ustawodawstwem pruskim,
w województwach pomorskim i poznańskim, w których
istniały pochodzące z wyborów pośrednich sejmiki wo-
jewódzkie oraz wydziały wojewódzkie, kierowane
przez tzw. starostów krajowych. W pozostałych woje-
wództwach istniały tylko wspomniane już rady i wy-
działy wojewódzkie. Równocześnie z ujednoliceniem
samorządu poddano go jednak wnikliwszej kontroli ze
strony organów administracji ogólnej (ministra spraw
wewnętrznych, wojewodów i starostów) oraz organów
wykonawczych samorządu wyższego szczebla. Polega-
ła ona m.in. na zatwierdzaniu podejmowanych przezeń
uchwał i dokonywanych wyborów sołtysów, wójtów,
burmistrzów i prezydentów, a nawet rozwiązywaniu
w całości zarówno ciał ustawodawczych, jak i wyko-
nawczych.
Zakres uprawnień samorządu lokalnego był dość
znaczny. Obejmował m.in. podejmowanie decyzji
w sprawach gospodarczych, kulturalnych, oświatowych
i zdrowotnych. Poza tymi tzw. uprawnieniami własny-
mi powierzano samorządom także niektóre kwestie
znajdujące się w zasadzie w gestii administracji rządo-
wej. Te tzw. sprawy poruczone w najszerszym wymia-
rze otrzymywały zarządy miast wydzielonych.
Poza terytorialnym istniał również samorząd go-
spodarczy i zawodowy. Pierwszy grupował na zasadzie
przymusowej osoby zajmujące się tą samą dziedziną
wytwórczości, a jego najważniejszym zadaniem było
reprezentowanie i obrona wobec władz państwowych
interesów swoich członków oraz popieranie rozwoju
życia gospodarczego. Ostatecznie wykształciły się w II
Rzeczypospolitej izby przemysłowo-handlowe, rze-
mieślnicze (najliczniejsze) i rolnicze. Ujednolicenie ich
funkcjonowania w całym kraju nastąpiło na podstawie
dekretów prezydenckich z lat 1927-1928. Od tego też
czasu zaczęły one przejmować funkcje państwowej
administracji gospodarczej. Do końca międzywojnia
nie powstały natomiast zapowiedziane w konstytucji
marcowej izby pracy najemnej, mające, jak sama na-
zwa wskazuje, roztaczać opiekę nad różnymi katego-
riami pracobiorców.
Samorząd zawodowy składał się z organizacji sku-
piających przedstawicieli poszczególnych grup zawo-
dowych, a tworzono go także, aby bronił interesów
swych członków. Największe znaczenie w okresie mię-
dzywojennym osiągnęły izby adwokackie i lekarskie.
Na przykład te drugie skupiały pod koniec okresu mię-
dzywojennego blisko 13 tys. członków (w tym prawie
16% kobiet).
WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI I UNIFIKACJA PRAWNA
Instytucją powołaną do sprawowania wymiaru
sprawiedliwości było sądownictwo. Jego miejsce
w strukturze władz państwowych oraz podstawom za-
sady organizacji określały ustawy zasadnicze. Zgodnie
z konstytucją marcową niezawisłe sądy były, obok
władzy ustawodawczej i wykonawczej, organami naro-
du, a konstytucja kwietniowa podporządkowała je pre-
zydentowi, który jednak nie miał wpływu na ferowane
wyroki. Normą konstytucyjną była jawność rozpraw,
choć istniały od niej wyjątki.
Sędziowie pochodzili wyłącznie z nominacji pre-
zydenta. Konstytucja marcowa przewidywała co praw-
da wybór sędziów pokoju, ale ten typ sądownictwa nie
został w Polsce zrealizowany. Nie powstały także za-
powiedziane sądy przysięgłych, mające orzekać o prze-
stępstwach politycznych lub kryminalnych zagrożo-
nych cięższymi karami. Wyjątkiem pod tym względem
było do 1938 r. terytorium Galicji, w której istniały one
na podstawie ustawodawstwa austriackiego. Dwuna-
stoosobowa ława orzekała większością ośmiu głosów
jedynie o winie bądź braku winy. Taki właśnie sąd
uniewinnił np. uczestników tzw. powstania krakow-
skiego z listopada 1923 r.
Sędziowie mieli zagwarantowaną niezawisłość, co
oznaczało, że nie można ich bez orzeczenia sądowego
usunąć, przenieść w stan spoczynku lub zawiesić
w czynnościach urzędowych, a nawet przenieść do in-
nej miejscowości. Zmiany takie mogły nastąpić tylko
w wypadku reorganizowania struktur sądowych. Swo-
bodę działania gwarantował im immunitet, uniemożli-
wiający pociągnięcie do odpowiedzialności lub pozba-
wienie wolności — nawet w wypadku schwytania na
gorącym uczynku przestępstwa pospolitego musieli zo-
stać, na żądanie właściwego sądu, zwolnieni z aresztu.
W zamian za to wymagano od nich całkowitej bez-
stronności podczas rozpatrywania spraw i ferowania
wyroków, dlatego też nie wolno im było np. należeć do
organizacji politycznych.
Wyłączność kompetencji sądów w wymierzaniu
sprawiedliwości bardzo mocno podkreślały obie kon-
stytucje, które równocześnie gwarantowały obywate-
lom, że żadna ustawa nie może ich pozbawić prawa do
drogi sądowej przy dochodzeniu doznanych szkód lub
krzywd. Sądy miały rozstrzygać sprawy zgodnie z ob-
owiązującymi aktami prawnymi (ustawami, dekretami),
ale nie mogły badać ich ważności.
Sądy dzieliły się na powszechne — rozpatrujące
sprawy cywilne i karne oraz szczególne — zajmujące
się ściśle określonymi kwestiami. Najbardziej rozbu-
dowane były sądy powszechne. Ich zróżnicowana or-
ganizacja została ujednolicona dekretem prezydenta z 6
II 1928. Od tego czasu dzieliły się na grodzkie (rozpa-
trujące najdrobniejsze sprawy), okręgowe i apelacyjne
oraz Sąd Najwyższy. Szczególne znaczenie posiadał
ten ostatni. Został on utworzony w 1919 r. i, niezależ-
nie od uprawnień apelacyjnych, miał m.in. także prawe
do interpretowania i wyjaśniania budzących wątpliwo-
ści przepisów prawnych (orzeczenia te były następnie
publikowane) oraz rozstrzygania o ważności oprote-
stowanych wyborów do parlamentu. Organem pomoc-
niczym sądów była zhierarchizowana prokuratura, po-
wołana do ścigania przestępstw z urzędu.
Do sądów szczególnych zaliczano wyznaniowe,
pracy i wojskowe. Te ostatnie podlegały ministrowi
spraw wojskowych i rozpatrywały, na podstawie wła-
snych kodeksów, w zasadzie sprawy osób związanych
z siłami zbrojnymi, choć także wyrokowały w przypad-
kach przestępstw zagrażających obronności państwa,
np. w sprawach o szpiegostwo. Do sądów szczególnych
zaliczano również Trybunał Stanu, Trybunał Kompe-
tencyjny i Najwyższy Trybunał Administracyjny.
Trybunał Stanu powstał w 1921 r. w celu osądza-
nia osób pociągniętych do odpowiedzialności konstytu-
cyjnej przez sejm (prezydent, ministrowie i prezes
NIK), a od 1935 r. także przez prezydenta (ministrowie,
posłowie i senatorowie). W jego skład wchodziło 12
członków powoływanych przez sejm (8) i senat (4),
a przewodniczył mu z urzędu pierwszy prezes Sądu
Najwyższego. Funkcję oskarżycieli pełnili trzej posło-
wie. Konstytucja kwietniowa ograniczyła jego liczeb-
ność do sześciu osób i prawo wyznaczania ich wszyst-
kich nadała prezydentowi. W ciągu całego okresu mię-
dzywojennego Trybunał zebrał się tylko raz (1929), aby
rozpatrzyć sprawę ministra Gabriela Czechowicza, do-
tyczącą dokonanych przezeń przekroczeń budżeto-
wych, ale nie podjął żadnej decyzji.
Utworzony w 1925 r. na mocy ustawy sejmowej
Trybunał Kompetencyjny rozstrzygał spory pojawiają-
ce się między organami administracyjnymi a sądowy-
mi. Zarówno jego 2 przewodniczących, jak i 14 człon-
ków powoływał prezydent.
W praktyce największe znaczenie miał istniejący
od 1922 r. i pochodzący w całości z nominacji prezy-
denckiej Najwyższy Trybunał Administracyjny (NTA).
Mogły się doń odwoływać, jako do ostatecznej instan-
cji, wszystkie osoby cywilne i prawne, których prawa
zostały naruszone lub na które nałożono obowiązki czy
ciężary prawem nieprzewidziane, jeżeli zarzucały pod-
jętej decyzji nielegalność, to znaczy niezgodność z ob-
owiązującym stanem prawnym. Zaskarżeniu nie mogły
podlegać sprawy dyplomatyczne, wojskowe dyscypli-
narne, a także mianowania na publiczne urzędy i sta-
nowiska, jeżeli nie pogwałcono ustawowych praw.
NTA był instytucją kasacyjną, czyli uprawioną do
uchylania zaskarżonych decyzji lub oddalania wnoszo-
nych skarg, ale bez prawa wydawania orzeczeń meryto-
rycznych. Podobnie jak w wypadku Sądu Najwyższego
wiele jego rozstrzygnięć miało charakter precedenso-
wy.
Tworzeniu jednolitego sądownictwa towarzyszyła
unifikacja systemu prawego. W pierwszym okresie nie-
podległości obowiązywało ustawodawstwo dziedziczo-
ne po państwach zaborczych, toteż Polska składała się
z kilku obszarów prawnych, a w każdym z nich stoso-
wano inne przepisy. W byłym zaborze austriackim ob-
owiązywało ustawodawstwo austriackie, z pewnymi
różnicami w sprawach lokalnych między Galicją a Ślą-
skiem Cieszyńskim, który w monarchii habsburskiej
był odrębnym krajem koronnym. Ponadto i skrawkach
Spiszu i Orawy stosowano obowiązujące tam do końca
I wojny światowej normy prawne państwa węgierskie-
go. Stosunki na Górnym Śląsku w byłym zaborze pru-
skim regulowało ustawodawstwo ogólnoniemieckie
krajowe pruskie. Na ziemiach należących uprzednio do
Rosji sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana,
gdyż obowiązywało tam prawo rosyjskie, tym że na te-
renie Królestwa Polskiego w sprawach cywilnych
i handlowych podstawę wymiaru sprawiedliwości sta-
nowiły przepisy francuskie, wprowadzone w okresie
Księstwa Warszawskiego. Wszystko to pociągało za
sobą liczne komplikacje, a w skrajnych wypadkach
zdarzało się, że ten sam czyn jednej części kraju nie był
zabroniony, w innej zaś ścigany jako przestępstwo. Bo-
leśnie odczuwała to np. prasa, gdyż tekst legalnie opu-
blikowany miejscu ukazywania się czasopisma mógł
być w innej części Polski skonfiskowany „za przestęp-
stwo popełnione drukiem”. Sytuacje takie nie należały
zresztą do rzadkości. Istniejący chaos utrudniał procesy
zjednoczeniowe i zespolenie dawnych dzielnic w jeden
organizm. Zróżnicowanie prawne było przyczyną m.in.
przyjętego podziału administracyjnego i zachowania na
prawie cały okres międzywojenny wyraźnych granic
rozbiorowych między poszczególnymi grupami woje-
wództw.
Problem unifikacji prawnej państwa, aczkolwiek
wyjątkowo pilny, postępował bardzo wolno i pod pew-
nymi względami nie został zakończony do obuchu II
wojny światowej, np. nie wypracowano jednolitego
prawa małżeńskiego. Niekiedy przyjmowano rozwią-
zania prowizoryczne. Taki charakter miało np. rozcią-
gnięcie ustawodawstwa austriackiego na Spisz i Orawę
(1922) lub austriackiej ustawy postępowania karnego
dla sił zbrojnych z 1912 r. na cały obszar Rzeczypospo-
litej (1919). Najistotniejszą rolę w tworzeniu jednolite-
go, ogólnopolskiego systemu prawnego odegrała Ko-
misja kodyfikacyjna, powołana do życia 3 VI 1919,
złożona z najwybitniejszych ławników polskich, mia-
nowanych przez głowę państwa. Jej skład personalny
w ciągu całego okresu międzywojennego wielokrotnie
się zmieniał. Przygotowywała ona propozycje aktów
prawnych własne albo też zlecone przez m lub ministra
sprawiedliwości. Co pół roku składała przed sejmem
sprawozdanie ze swych czynności. Opracowane przez
nią projekty rozpatrywane były przez Radę Ministrów,
a następnie albo — wnoszone przez ministra sprawie-
dliwości pod obrady sejmu — ukazywały się jako
ustawy, albo pojawiały się jako dekrety prezydenckie.
Wyniki prac Komisji oceniano zarówno wówczas,
jak i w latach późniejszych bardzo wysoko. Jej opra-
cowania charakteryzowały się nie tylko wysokim po-
ziomem merytorycznym, ale także oryginalnością
i nowoczesnością rozwiązań oraz zachowaniem ten-
dencji liberalno-demokratycznych. Regulowały one
prawie wszystkie dziedziny życia. Do liczących się
osiągnięć Komisji należały m.in. wprowadzone w życie
kodeksy — karny (1932), postępowania karnego (1928)
i cywilnego (1930) oraz prawo o wykroczeniach, prawo
o ustroju sądów powszechnych (1928), prawo patento-
we, prawo wekslowe i czekowe (1924), prawo o spół-
kach akcyjnych (1928), prawo autorskie, prawo praso-
we (1938) itd. Nowe akty przygotowywane były także
poza Komisją, np. ustawa wodna (1922), prawo górni-
cze (1928) czy wojskowy kodeks karny (1928). Mniej-
sze znaczenie praktyczne miała Rada Prawnicza, powo-
łana do życia dekretem prezydenckim z 12 VIII 1926,
mająca opiniować, na potrzeby rządu, pojawiające się
projekty pod kątem ich zgodności z konstytucją. Proces
ujednolicania prawnego państwa przybrał na sile po
1930 r., to znaczy po zdominowaniu parlamentu przez
obóz sanacyjny. Szczególnie imponujący pod tym
względem był dorobek sejmu III kadencji, który
uchwalił wiele nowych ustaw lub usankcjonował liczne
dekrety prezydenckie. Do nich należały m.in. ustawy
dotyczące kwestii społeczno-politycznych np. o zgro-
madzeniach i zebraniach (1932), oraz o stowarzysze-
niach (1932) Uchwalona w 1933 r. ustawa samorządo-
wa zastępująca dotychczasowe prze pisy z czasów za-
borów pozwoliła na przeprowadzenie pierwszych po
odzyskaniu niepodległości demokratycznych wyborów
do rad gminnych i powiatowych. W całym cyklu aktów
poświęconych kwestiom oświatowym szczególni miej-
sce zajmowała tzw. ustawa jędrzejewiczowska o ustro-
ju szkolnym (1932) ujednolicająca tok kształcenia mło-
dzieży. Rok później uchwalono także dość kontrower-
syjną ustawę o szkołach akademickich. Dekretem pre-
zydenckim (1932) uporządkowano kwestie związane
z ustrojem adwokatury. Wówczas także istotnym zmia-
nom uległo ustawodawstwo socjalne, m.in. dzięki
uchwaleniu ustawy ubezpieczeniowej, tzw. scaleniowej
(1932), i przyjęciu w tym samym roku ustawy o czasie
pracy i urlopach.
W następnym okresie, to jest po 1935 r., doprecy-
zowano szczegóły systemu prawnego. Do nich należał
m.in. wydany 22 XI 1938 dekret o rozwiązaniu zrze-
szeń wolnomularskich (choć stanowiły one jedynie
margines życia społecznego), na którego podstawie zli-
kwidowano m.in. Związek Żydowskiech Stowarzyszeń
Humanitarnych RP „B'nei B'rith”. Pod koniec okresu
między wojennego (28 XI 1938) uregulowano także
przepisy prawa prasowego. Największe znaczenie miał
dekret o ochronie niektórych interesów państwa (22 XI
1938), w którym przewidziano sankcje karne za działa-
nia wymierzone przeciwko jego obronności, podważa-
nie zaufania do polskiej waluty i gospodarki, działal-
ność strajkową itp. On też mógł budzić największe
obaw, gdyż zawierał postanowienia świadczące zarów-
no o tendencjach do dalszego umocnienia pozycji rzą-
dzącego obozu, jak i o rosnącej represyjności państwa.
Ponadto sposób zredagowania artykułów i paragrafów
był w nim bardzo ogólnikowy, przez co stwarzał i ad-
ministracji, i wymiarowi sprawiedliwości możliwość
bardzo różnej interpretacji. Przykładem tego może być
przepis mówiący ogólnikowo o karze więzienia grożą-
cej obywatelowi, „który wchodzi w porozumienie
z osobą działającą w interesie obcego rządu lub organi-
zacji międzynarodowej w celu działania na szkodę Pań-
stwa Polskiego”. Kara więzienia groziła także za roz-
powszechnianie fałszywych wiadomości, mogących
„obniżyć powagę naczelnych organów Państwa” oraz
za „złośliwą” ocenę wyroku sądowego. Niepokój mo-
gło budzić także przyznane ministrowi spraw we-
wnętrznych prawo wprowadzenia zakazu odbioru pro-
gramów „określonych zagranicznych stacji nadaw-
czych” oraz przepis przewidujący w stosunku do tych,
którzy „w miejscu publicznym lub w większym gronie
osób” słuchali zakazanych radiostacji karę aresztu,
grzywny i przepadek radioodbiornika.
Jak już wspomniano, do wybuchu II wojny świa-
towej nie zdołano jednak ujednolicić wszystkich prze-
pisów prawnych, choć należy podkreślić, że kwestie
najistotniejsze dla funkcjonowania państwa i społe-
czeństwa były w ostatnich latach II Rzeczypospolitej
rozstrzygane już zgodnie z przepisami polskiego prawa,
które w wielu wypadkach zachowało moc obowiązują-
cą także zez wiele lat po zakończeniu wojny.
4. SIŁY ZBROJNE I BEZPIECZEŃSTWO WEWNĘTRZNE
WOJSKO
Jednym z najważniejszych zadań władz odradzają-
cego się państwa polskiego było sformowanie własnej
armii — jedynej siły zdolnej wpłynąć na kształtowanie
granic Rzeczypospolitej. Było to tym trudniejsze, że
pod koniec 1918 r. niemal cały pochodzący z lat wojny
dorobek w tej materii przestał istnieć i do historii nale-
żały już Legiony Polskie oraz korpusy polskie na
wschodzie. Pierwsze kroki w tym kierunku uczyniła
w październiku 1918 r. Rada Regencyjna, która przeję-
ła pod swe zwierzchnictwo (12 X) tworzone zez oku-
pantów od 1916 r. oddziały Polnische Wehrmacht (Pol-
skiej Siły Zbrojnej). Jednym z jej pierwszych aktów, po
wyemancypowaniu się spod kurateli niemieckiej, było
ogłoszenie dekretu o armii narodowej (27 X), dla której
wprowadzono równocześnie nową formułę przysięgi —
bez fragmentu o wierności sojuszniczej dla armii nie-
mieckiej i austro-węgierskiej. Zmiany wyraźnie przy-
spieszyły napływ ochotników, a liczebność oddziałów
w ciągu zaledwie kilku tygodni podwoiła się. 11 listo-
pada, z nominacji Rady, dowództwo nad zalążkami ar-
mii przejął J. Piłsudski.
Początkowo wojsko formowane było metodą za-
ciągu ochotniczego, a w wielu rejonach kraju oddziały
powstawały spontanicznie, zazwyczaj przy wsparciu
lokalnych ośrodków władzy, i składały się przede
wszystkim z byłych legionistów lub, częściej, z człon-
ków półkonspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej
(POW). Chcąc uporządkować sytuację, utworzono
w grudniu 1918 r., już po powstaniu rządu ogólnopol-
skiego, pięć Okręgów Generalnych (Warszawa, Lublin,
Kielce, Łódź i Kraków), których dowódcy sprawowali
zwierzchnictwo nad wszystkimi formowanymi i stacjo-
nującymi na ich terenie jednostkami. Tworzenie armii
przebiegało bardzo sprawnie — w połowie stycznia
1919 r. Wojsko Polskie liczyło już ponad 100 tys. żoł-
nierzy, uzbrojonych głównie w broń pozyskaną od
opuszczających ziemie polskie oddziałów niemieckich
i austriackich. Zaciąg ochotniczy nie mógł pokryć wy-
stępującego zapotrzebowania, tym bardziej że odbudo-
wy państwa dokonywano od pierwszych dni w ogniu
walk z Ukraińcami, Niemcami, Czechami, w atmosfe-
rze pogłębiającego się dyplomatyczno-politycznego
konfliktu z Litwinami oraz ze świadomością nieu-
chronności konfrontacji z bolszewicką Rosją. 8 III 1919
Sejm Ustawodawczy podjął niezbyt popularną uchwałę
o poborze przymusowym sześciu roczników, co miało
umożliwić sformowanie armii składającej się z dwuna-
stu dywizji piechoty, sześciu brygad kawalerii oraz
różnorakich jednostek pomocniczych — łącznie ok.
500 tys. żołnierzy.
Poważnie wzmocnił wojsko przyjazd do kraju
w kwietniu 1919 r. Armii Polskiej z Francji, formowa-
nej tam od lata 1917 r., a od nazwiska dowódcy nazy-
wanej Armią Hallera lub — od koloru mundurów —
Błękitną Armią. Jednostka ta, licząca prawie 70 tys.
dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy, 2 VII
1919 została włączona w skład polskich sił zbrojnych.
Równie istotne było wcześniejsze podporządkowanie
władzom warszawskim (25 IV 1919) ochotniczej Armii
Wielkopolskiej (ok. 70 tys. ludzi), utworzonej w okre-
sie powstania i dowodzonej przez gen. Józefa Dowbo-
ra-Muśnickiego. Jesienią 1919 r. liczebność polskich sił
zbrojnych przekroczyła już 600 tys. ludzi. Symbolicz-
nym zamknięciem tego pierwszego okresu było Święto
Zjednoczenia Armii Polskiej (Kraków, 19 X 1919),
podczas którego przed trzema Józefami (Piłsudskim,
Hallerem, Dowborem-Muśnickim) defilowały oddziały
różnie umundurowane lub bez mundurów (powstańcy
górnośląscy) i różnorodnie uzbrojone. Dalsza rozbudo-
wa jednostek nastąpiła wiosną i latem roku następnego,
a w okresie szczytowego wysiłku wojennego, latem
i jesienią 1920 r., w armii służyło blisko milion żołnie-
rzy i oficerów.
Był to olbrzymi wysiłek, ale przecież wojsko,
wspierane w różnoraki sposób przez całe społeczeń-
stwo, odegrało trudną do przecenienia rolę w procesie
odzyskiwania niepodległości, a zwłaszcza w kształto-
waniu granic powstającego państwa. Zapłaciło też za to
wysoką cenę, choć nieco mniejszą niż we wrześniu ro-
ku 1939. Według przybliżonych ustaleń w latach 1918-
-1920 poległo ponad 16 tys. żołnierzy i oficerów,
a prawie 30 tys. zmarłe z powodu chorób i odniesio-
nych ran. Do nieodwracalnych strat należy doliczyć
ponad 50 tys. żołnierzy zaginionych bez wieści. O ów-
czesnym wysiłku przez cały okres międzywojenny
przypominała rzesza (ponad 110 tys.) inwalidów. Była
to olbrzymia danina krwi, nieporównywalnie większa
od tej, którą złożyły armie innych państw w tym sa-
mym czasie wybijających się na niepodległość.
Zakończenie działań wojennych na wschodzie
i podpisanie traktatu pokojowego w marcu 1921 r. roz-
poczęło proces odwrotny — dostosowywanie wojsk do
warunków pokojowych. Przebiegało to dość wolno, ale
do 30 XI 1921 przeniesiono do rezerwy prawie 4/5 sta-
nu osobowego (ok. 800 tys. ludzi). Od jesieni 1921 r.
armia liczyła ok. 260 tys. żołnierzy i oficerów i taki
stan, z nielicznymi odchyleniami, utrzymał się do koń-
ca II Rzeczypospolitej. Uzupełnianie jej szeregów do-
konywało się, zgodnie z konstytucyjnym obowiązana
powszechnej służby wojskowej dla mężczyzn po ukoń-
czeniu 21. roku życia, w drodze corocznego poboru re-
kruta. Czas trwania służby, w zależności od rodzaju
broni, wynosił od 18 (piechota) do 27 (marynarka) mie-
sięcy. Pod względem liczebności była to jedna z naj-
większych armii europejskich. Jej kadrę dowódczą two-
rzyli w pierwszym okresie Polacy z armii zaborczych
(zwłaszcza rosyjskiej i austriackiej) i z Legionów,
a w latach następnych absolwenci stojących na dobrym
poziomie polskich szkół wojskowych poszczególnych
rodzajów broni (m.in. piechoty, kawalerii, artylerii),
którzy od połowy lat 30. stanowili prawie 75% korpusu
oficerskiego, liczącego w 1939 r. ok. 19 tys. osób. Co
prawda tylko niewielka ich część (w 1939 r. niecałe
5%) legitymowała się ukończeniem wyższych studiów
wojskowych. Wśród elity dowódczej z wolna, zwłasz-
cza po 1926 r., zaczęli dominować byli legioniści. Na
przykład w 1921 r. w grupie generałów było ich tylko
8,3%, a w 1939 r. już 64%. Wydaje się, że ten proces
odnawiania składu średniej i wyższej kadry (majoro-
wie, podpułkownicy, pułkownicy i generałowie) był
zjawiskiem pozytywnym, gdyż dzięki temu pojawili się
ludzie nie obciążeni doktrynalnymi zasadami z prze-
szłości, bardziej otwarci na „nowinki wojskowe”.
Polskie siły zbrojne składały się prawie wyłącznie
z wojsk lądowych (wliczano do nich także lotnictwo),
z niewielkim dodatkiem marynarki wojennej. Ich trzo-
nem było 28 dywizji piechoty, 2 dywizje piechoty gór-
skiej, 10 brygad kawalerii oraz 10 pułków artylerii
ciężkiej. Formacje te uzupełniane były przez bronie
techniczne — lotnictwo (3 pułki lotnicze, a od 1925 r.
— 6), saperów i łączność oraz bronie pomocnicze —
żandarmerię i tabory. Zaplecze wojsk lądowych stano-
wiły różnego rodzaju służby, których zadaniem było
zapewnienie sprawnego funkcjonowania armii. Propor-
cje między poszczególnymi rodzajami broni odbiegały
dość istotnie od stanu istniejącego państwach ościen-
nych i sojuszniczej Francji. Sytuację w połowie lat 30.
ilustruje zestawienie.
Terytorialnie poszczególne jednostki podporząd-
kowane były Dowództwom Okręgów Korpusu (DOK),
których dziesięć powstało w 1922 r. na obszarze kraju.
Zasadnicze siły wojskowe uzupełniał utworzony w la-
tach 1924- 926 Korpus Ochrony Pogranicza (KOP) —
wyspecjalizowana formacja, przeznaczona początkowo
do uszczelnienia niespokojnej granicy ze Związkiem
Radzieckim, a później także do ochrony granic z Litwą
i Łotwą oraz (częściowo) z Rumunią i Prusami
Wschodnimi, a tuż przed wybuchem wojny również
z Węgrami i Słowacją. W momencie utworzenia
w skład KOP wchodziły 24 bataliony piechoty oraz 20
szwadronów jazdy, łącznie około 26-27 tys. żołnierzy.
Stan taki utrzymał się prawie do końca II Rzeczy po-
spolitej, choć tuż przed wybuchem wojny uległ zmniej-
szeniu, w związku z przekazaniem części jednostek
wojsku. Organizatorem i pierwszym do dowódcą KOP
(1924-1929) był gen. Henryk Minkiewicz. Po nim
funkcję tę pełnili gen. Stanisław Tessaro (1929-1930)
i gen. Jan Kruszewski (1930-1939), a od sierpnia 1939
r. gen. Wilhelm Orlik-Rückeman, który na czele części
jednostek podjął po 17 września walkę z wkraczający-
mi oddziałam sowieckimi.
Struktura sił lądowych (w procentach)
Rodzaj broni Polska Niemcy ZSRR Francja
Piechota 57,2 43,5 43,3 50,5
Kawaleria 10,5 2,1 6,2 6,4
Artyleria 14,6 22,3 15,7 19,6
Broń pancerna 2,3 4,9 2,7 4,7
Lotnictwo 2,5 7,6 6,2 6,3
Saperzy 3,3 4,8 8,8 2,4
Łączność 2,9 3,7 5,9 ?
Służby 6,4 10,7 10,5 10,4
Ochronę granicy na wschodzie i południu (z Niem-
cami, Czechosłowacji i Rumunią) zapewniała Straż
Graniczna, utworzona w 1928 r. Przejęła oni obowiązki
spełniane do tego czasu przez Straż Celną. Nowo po-
wstała formacja była podporządkowana w zakresie
ochrony celnej Ministerstwu Skarbu, a w zakresie
ochrony granic władzom administracji ogólnej. Ofice-
rowie i szeregowi, których rekrutowano spośród rezer-
wistów, podlegali przepisom dyscyplinarnym zbliżo-
nym do obowiązujących w wojsku. Do głównych zadań
Straży Granicznej należało zwalczanie przemytu i nie-
legalnego przekraczanie granicy, choć podejmowała
ona także działania o charakterze wojskowym np. orga-
nizowała własną sieć wywiadowczą. Komendantami tej
formacji byli: kolejno generałowie Stefan Wiktor Pa-
sławski (1928-1934), Jan Jur-Gorzechowski (1934-
1939) i Walerian Czuma (23-29 IX 1939).
Od 1937 r. regularne siły zbrojne były wzmacniane
oddziałami Obrony Narodowej (ON) — organizacji ty-
pu milicyjnego (żołnierze nie byli skoszarowani),
w znacznym stopniu ochotniczej, tworzonej, przynajm-
niej początkowo, w rejonach największego bezrobocia.
Tuż przed wybuchem wojny w jednostkach ON, roz-
mieszczonych głównie na zachodzie i południu Polski,
było ponad 50 tys. ludzi. Były one jednak niezbyt do-
brze uzbrojone, toteż nie przedstawiały większej warto-
ści bojowej, choć w czasie wojny obronnej 1939 r. za-
pisały niejedną piękną kartę. Bardziej elitarny charakter
miała reaktywowana pod koniec 1937 r. (korzeniami
sięgająca jeszcze czasu wojny polsko-bolszewickiej,
a rozwiązana w 1932 r.) Legia Akademicka, mająca
rozwijać wiedzę wojskową wśród słuchaczy wyższych
uczelni. W latach 20. Jej członkowie tworzyli 36. pułk
Legii Akademickiej, a 1 IX 1938 została ona czona do
oddziałów Obrony Narodowej.
Marynarka Wojenna składała się w 1921 r.
z dwóch flotylli rzecznych — wiślanej i pińskiej, a tak-
że dwóch dywizjonów morskich — trałowców i ćwi-
czebnego. Jej wyposażenie stanowił początkowo prze-
starzały sprzęt odziedziczony po zaborcach. Był on
jednak modernizowany, głównie w latach 30., tak że
pod koniec międzywojnia flota wojenna była już
w Wojsku Polskim najnowocześniejszym rodzajem
broni.
Utrzymanie licznej armii, mimo że pochłaniała ona
przez cały okres międzywojenny około jednej trzeciej
wydatków budżetowych (ok. 750-780 mln zł rocznie),
było w odczuciu zarówno elit kierowniczych, jak
i większości społeczeństwa gwarancją suwerenności
i integralności państwa. Miało to jednak negatywne
konsekwencje. Znaczna liczebność armii powodowała,
że budżet wojskowy miał przede wszystkim charakter
wegetacyjny, to znaczy zużywano głównie na utrzyma-
nie wojska, i dlatego nieustannie brakowało pieniędzy
na jego modernizację.
Zasady organizacji najwyższych władz wojsko-
wych oraz przygotowania kraju do wojny regulował
początkowo dekret naczelnika państwa z 7 I 1921, da-
jący gros uprawnień w tym zakresie tzw. Ścisłej Radzie
Wojennej, czyli ciału pozostającemu w dużym stopniu
poza kontrolą władz cywilnych. Utrzymanie takiego
stanu po uchwaleniu konstytucji marcowej było jednak
niemożliwe. W latach 1923-1926 podejmowano wiele
prób zmierzających do wypracowania nowych rozwią-
zań, które zwiększałyby uprawnienia odpowiedzianego
przed parlamentem ministra spraw wojskowych. Rozbi-
jały się one o opór wspieranego przez część korpusu
oficerskiego J. Piłsudskiego, widzącego w nich przede
wszystkim groźbę wciągnięcia armii w bieżące roz-
grywki polityczne. Kilkuletni konflikt został ostatecz-
nie rozwiązany zgodnie z koncepcjami Piłsudskiego już
po zamachu majowym, kiedy ukazał się dekret prezy-
dencki z 6 VIII 1926, powołujący do życia niezależny
od władz cywilnych Generalny Inspektorat Sił Zbroj-
nych (GISZ), któremu przyznano większość uprawnień
związanych z organizacją armii i dowodzeniem nią
oraz ugotowaniem państwa do konfrontacji zbrojnej
z sąsiadami. Zakres jego kompetencji został dodatkowo
rozszerzony na mocy dekretu z 9 V 1936. Generalnym
inspektorem, to jest oficerem przewidzianym na wypa-
dek wojny na naczelnego wodza, został w roku 1926
J. Piłsudski, który równocześnie objął, jak się miało
okazać — dożywotnio, stanowisko ministra spraw woj-
skowych. Po jego śmierci funkcje te zostały rozdzielo-
ne — nowym generalnym inspektorem został gen.
Edward Śmigły-Rydz, a ministrem spraw wojskowych
gen. Tadeusz Kasprzycki. Utworzenie GISZ zapocząt-
kowało kontrowersyjną w odczuciu historyków woj-
skowości dwutorowość w rozstrzyganiu kwestii woj-
skowych — istniała bowiem sfera pokojowa, podległa
ministrowi spraw wewnętrznych, i wojenna, zastrzeżo-
na dla generalnego inspektora. Siłą rzeczy musiało się
to odbić na organizacji sił zbrojnych. Od drugiej poło-
wy lat 20. dowódcy okręgów wojskowych stawali się
już tylko urzędnikami administracyjnymi, nieposiada-
jącymi większego wpływu na sprawy organizacyjne,
wyszkolenia i doboru kadry dowódczej jednostek pozo-
stających formalnie pod ich zwierzchnictwem. Władzę
sprawowali oficerowie GISZ, a zwłaszcza inspektorzy
armii (generałowie do prac) przewidziani na wypadek
konfliktu na dowódców dużych związków taktycznych.
Jednym z najważniejszych zadań naczelnych władz
wojskowych było przy gotowanie armii do wypełniania
jej podstawowej roli — obrony suwerenności i inte-
gralności państwa. Realizacja tego zadania uzależniona
była nie tylko od jej liczebności, ale także od odpo-
wiedniego wyszkolenia i systematycznie prowadzonej
modernizacji uzbrojenia. Punkt startu był wyjątkowe
niekorzystny (np. piechota posiadała 15 typów karabi-
nów), a jednym z najważniejszych problemów, którego
do końca nie udało się rozwiązać, było jej zacofanie
techniczne, będące w dużym stopniu pochodną trudnej
sytuacji ekonomicznej Polski, a zwłaszcza braku, przy-
najmniej na początku, własnego przemysłu zbrojenio-
wego. W ciągu całego okresu międzywojennego po-
dejmowano różnorakie wysiłki zmierzające do unowo-
cześnienia wojska, ale zaczęły one przynosić wyraź-
niejsze efekty dopiero w ostatnich latach przed wybu-
chem II wojny światowej, kiedy sprawy wojska znala-
zły się w gestii E. Śmigłego-Rydza.
Decydujące zmiany miały nastąpić w wyniku reali-
zacji sześcioletniego planu rozbudowy i modernizacji
sił zbrojnych, przewidzianego na okres od 1 IV 1936 do
31 III 1942. W pierwszym etapie (1936-1940) przewi-
dywano zmianę struktury organizacyjnej wojska, uno-
wocześnienie uzbrojenia i wyposażenia technicznego,
powiększenie liczebności piechoty (do 40 dywizji) roz-
budowę lotnictwa i zwiększenie niezbędnych zapasów.
W kolejnej fazie zamierzano prowadzić dalszą moder-
nizację sił zbrojnych, m.in. służb łączności i saperskich,
powiększyć liczbę jednostek lotniczych oraz artylerii
przeciwlotniczej i przeciwpancernej, częściowo zmoto-
ryzować kawalerię. Generalnie dążono do zwiększenia
mobilności i zdolności bojowej oddziałów oraz ustale-
nia stanu zapasów materiałowych (wyposażenia, broni
i amunicji) na poziomie pozwalającym na samodzielne
prowadzenie działań wojennych przez pół roku. Czę-
ścią składową tego planu była trwająca w latach 1936-
1939 intensywna rozbudowa własnego przemysłu zbro-
jeniowego, zlokalizowanego głównie w Centralnym
Okręgu Przemysłowym (COP). Nakłady na moderniza-
cję sił zbrojnych były w tych latach wyjątkowo duże.
Pochłaniały najwięcej wydatków budżetowych, a po-
nadto były finansowane z jeszcze większych dotacji
pozabudżetowych. Jak twierdził Eugeniusz Kwiatkow-
ski, w latach 1936-1939 przekazano armii poza ujaw-
nionymi (budżetowymi) sumami dwudziestokrotnie
więcej pieniędzy, niż oficjalnie otrzymała ona w latach
1926-1936. Wśród tych dodatkowych środków istotną
rolę odgrywały fundusze specjalne — Fundusz Obrony
Morskiej (FOM) i Fundusz Obrony Narodowej (FON).
Pierwszy z nich powołano do życia w kryzysowym
1933 r. z zamiarem gromadzenia pieniędzy na rozbu-
dowę Marynarki Wojennej. Pochodziły one z darów
społeczeństwa w kraju i od skupisk polonijnych. Po-
czątkowo środki te nie były, ze względu na ogólną sy-
tuację, zbyt duże, niemniej jednak m.in. z nich sfinan-
sowano częściowo budowę jednostki podwodnej RP
„Orzeł”. W ostatnich latach przed wojną (1937-1939)
zgromadzone ok. 2,6 mln zł miano przeznaczyć na bu-
dowę ścigaczy morskich. Większe znaczenie miał
utworzony w 1936 r. FON, na który składały się przede
wszystkim dotacje państwa (ok. 1 mld zł) i sumy uzy-
skiwane ze sprzedaży nieruchomości ziemskich należą-
cych do wojska. Oprócz tego znaczne kwoty pochodzi-
ły z ofiar społeczeństwa (pieniądze, złote i srebrne
przedmioty), które szczególnie szczodrze zasilało Fun-
dusz w latach 1938-1939. Ze składek społecznych
zgromadzono też niebagatelną sumę ok. 50 mln zł. Nie-
stety, duża część ofiar, zwłaszcza biżuterii i złota (tzw.
złoty FON), została wykorzystana tylko w minimalnym
stopniu, a większość zgromadzonych precjozów wy-
wieziono z Polski po wybuchu wojny. O zrozumieniu
potrzeb obronności państwa świadczyło także nadzwy-
czajne powodzenie rozpisanej wiosną 1939 r. Pożyczki
Obrony Przeciwlotniczej. Zgodnie z optymistycznymi
założeniami miała ona przynieść ok. 180 mln zł, w rze-
czywistości subskrybowano ją na sumę prawie 440
mln.
Generalnie dotacje na siły zbrojne były bardzo wy-
sokie. Szacuje się, że tylko w latach 1936-1939 zużyto
na ten cel ok. 4,2 mld zł, czyli ok. 40% ogólnych wy-
datków państwa. Jednak z realistycznych opinii władz
wojskowych wynikało, że sumy te ciągle były zbyt ma-
łe. Trudności potęgował fakt, nawet posiadanych środ-
ków nie można było wykorzystać w celu natychmia-
stowego zaspokojenia istniejących potrzeb, m.in. na
zakup nowoczesnego uzbrojenia, a to ze względu na
odległe terminy realizacji zamówień wyznaczane przez
potencjalnych kontrahentów. Stan wyposażenia armii
polskiej w broń typu podstawowego w 1939 r. ilustruje
poniższe zestawienie:
Rodzaj broni liczba (sztuki)
karabiny (kb, kbk) ok. 1.200.000
ręczne i lekkie karabiny maszynowe ok. 26.000
ciężkie karabiny maszynowe ok. 15.000
granatniki 45 mm ok. 3850
karabiny przeciwpancerne wz. 35 ok. 3500
armaty polowe 75 mm ok. 1850
moździerze 81 mm ok. 1200
działa przeciwpancerne 37 mm ok. 1200
działa przeciwlotnicze 75 mm ok. 156
W maju 1939 r. Wojsko Polskie łącznie z Korpu-
sem Ochrony Pogranicza, Marynarką Wojenną i jed-
nostkami Obrony Narodowej liczyło 354 tys. żołnierzy.
W wypadku wybuchu wojny planowano osiągnięcie
w pierwszym dniu mobilizacji liczebności 685 tys. żoł-
nierzy, a w trzydziestym — 1 355 tys. W ramach pla-
nów mobilizacyjnych przewidywano wystawienie 30
dywizji piechoty oraz 9 dywizji rezerwowych (słabiej
wyposażonych w broń ciężką), 11 brygad kawalerii, 17
dywizjonów artylerii ciężkiej i najcięższej, 1 brygady
pancerno-motorowej, 15 eskadr lotnictwa myśliwskie-
go oraz 17 eskadr lotnictwa liniowego i bombowego.
Głównym problemem polskiej armii był niedostatek
sprzętu technicznego oraz fakt, że ten posiadany ustę-
pował w większości jakościowo wyposażeniu armii
niemieckiej, a częściowo także radzieckiej. Wyjątkiem,
niewpływającym jednak na przebieg działań wojen-
nych, było w pełni nowoczesne wyposażenie Marynar-
ki Wojennej.
Wojsko Polskie spełniało także przez cały okres
międzywojenny wiele różnych funkcji, tylko częściowo
bezpośrednio związanych z przygotowaniami wojen-
nymi. Było ono bez wątpienia istotnym czynnikiem in-
tegrującym społeczeństwo polskie. Jednostki wojsko-
we, poza oddziałami ON, nie były formowane na zasa-
dzie terytorialnej, toteż żołnierze w trakcie odbywania
służby oraz podczas okresowych ćwiczeń czy manew-
rów poznawali różne części kraju i spotykali się z in-
nymi grupami narodowymi i wyznaniowymi. Niejed-
nokrotnie był to dla nich jedyny kontakt ze światem
zewnętrznym.
Armia stała się także, z konieczności, największą
szkołą powszechną w kraju. Zaniedbania w dziedzinie
edukacji były olbrzymie, a w początkach niepodległo-
ści zdarzało się, że w jednostkach liczących kilkuset
ludzi zaledwie kilkunastu zetknęło się wcześniej z nau-
ką czytania i pisania, najczęściej na najniższym pozio-
mie. W 1924 r. wśród poborowych było ok. 100 tys.
analfabetów, a więc prawie połowa. W następnych la-
tach sytuacja z wolna się poprawiała, ale do końca ist-
nienia II Rzeczypospolitej odsetek analfabetów wśród
żołnierzy był znaczący. Nauczanie na szczeblu podsta-
wowym było więc koniecznością, gdyż tylko ono mo-
gło zagwarantować, że żołnierz będzie w stanie przy-
swoić sobie podstawowe elementy wyszkolenia. Roz-
poczęto je też wraz z formowaniem oddziałów, a szer-
szy charakter nadano mu po uchwaleniu przez sejm
ustawy o przymusowym nauczaniu analfabetów
w Wojsku Polskim (21 VII 1919), zwłaszcza zaś po
przejściu armii na stopę pokojową. Szacuje się, że w la-
tach 1921-1939 wojskowe kursy dla zupełnych analfa-
betów w zakresie I klasy szkoły powszechnej ukończy-
ło k. 500 tys. żołnierzy, a kursy wyższego stopnia, za-
pewniające elementarną wiedzę ogólną, około miliona.
Przymusowemu nauczaniu towarzyszyła od po-
czątku szeroka akcja oświatowa, mająca zwiększyć mo-
ralną spoistość armii i służyć wychowaniu żołnierza-
obywatela. Polegała ona m.in. na organizowaniu poga-
danek, wycieczek, propagowaniu czytelnictwa, spół-
dzielczości itd., oczywiście na miarę istniejących moż-
liwości. To w wojsku żołnierze niejednokrotnie po raz
pierwszy w życiu spotykali się z gazetą i książką,
z elementarnymi urządzeniami higienicznymi lub naj-
nowszymi zdobyczami techniki — radiem i kinem.
Największe zasługi w szerzeniu oświaty położył istnie-
jący faktycznie od 1918 r. Wojskowy Instytut Nauko-
wo-Wydawniczy (od 1935 r. Wojskowy Instytut Nau-
kowo-Oświatowy), zajmujący się koordynowaniem
prac kulturalno-oświatowych w armii, propagowaniem
idei obronności państwa, inicjowaniem tworzenia prasy
wojskowej. Doprowadził on do powstania typowych
publikacji propagandowych i umoralniających, prze-
znaczonych dla najszerszego kręgu odbiorców, ale pod
jego egidą wydawano także liczne fachowe periodyki
przeznaczone dla poszczególnych rodzajów służb
i broni, na czele z „Belloną”, zajmującą się m.in. ogól-
nymi zagadnieniami obronności państwa. Specjali-
styczne czasopiśmiennictwo wojskowe stało na bardzo
wysokim poziom i na bieżąco informowało kadrę ofi-
cerską o zachodzących zmianach w armiach europej-
skich, a zwłaszcza w siłach zbrojnych najgroźniejszych
sąsiadów, czyli Niemiec i ZSRR.
Służba wojskowa sprzyjała także rodzeniu się po-
staw tolerancyjnych. Armia, podobnie jak całe pań-
stwo, była wielonarodowa i wielowyznaniowa. Najbar-
dziej jednolity charakter miała w okresie walk o granice
(1918-1921) gdyż, jak się szacuje, służyło w niej wów-
czas ok. 84-85% Polaków. Później, po objęciu poborem
rekruta także wschodnich części kraju, odsetek te wy-
raźnie się zmniejszył, a w niektórych latach spadał do
ok. 66%, choć by to sytuacje wyjątkowe. Generalnie
przedstawicieli mniejszości narodowych bywało w ar-
mii do 30%, ale w niektórych jednostkach, zwłaszcza
piechoty, gdyż do innych kierowano ich raczej niechęt-
nie, odsetek ten sięgał 40% stanu osobowego. Przybli-
żony skład wyznaniowy i narodowościowy Wojska
Polskiego ilustruje poniższe zestawienie:
Żołnierze WP wg wyznania i narodowości w 1926 i 1937 r.
Rok 1926 Rok 1937
Wyznanie Liczba % Narodowość Liczba %
Rzymskokatolickie 166 615 72,6 Polacy 154 310 75,2
Greckokatolickie 17 793 7,8 Ukraińcy 24 319 11,9
Prawosławne 27 277 11,8 Białorusini 10 566 5,2
Mojżeszowe 12 069 5,3 Żydzi 13 430 6,5
Ewangelickie 5 000 2,2 Niemcy 1608 0,8
Inne 688 0,3 Inni 895 0,4
W trakcie służby żołnierze spotykali się na co
dzień z przedstawicielami innych narodowości i wy-
znań, przy czym istniejące odmienności, zwłaszcza re-
ligijne, były przez władze wojskowe w pełni szanowa-
ne. Żołnierze składali przysięgę wojskową zgodnie ze
swym wyznaniem, a poszczególnym grupom umożli-
wiano także obchodzenie ich świąt religijnych. Okres
służby wojskowej wykorzystywany był również do
mocniejszego związania żołnierzy, zwłaszcza wywo-
dzących się z mniejszości narodowych, z państwem
polskim i polskością. Poborowi narodowości ukraiń-
skiej i białoruskiej najczęściej kierowani byli do garni-
zonów na zachodzie Polski, a dla odmiany Niemcy za-
silali rozlokowane wzdłuż wschodniej granicy jednost-
ki KOP. Żołnierze mniejszości narodowych nieznający
języka polskiego traktowani byli przez władze wojsko-
we jak analfabeci i obejmowani przymusowym naucza-
niem. Powstawaniu więzi międzyśrodowiskowych
sprzyjały także uroczyste obchody świąt wojskowych
i państwowych, a zwłaszcza pułkowych. Trudno ocenić
osiągnięte efekty, ale we wrześniu 1939 r. żołnierze
mniejszości narodowych na ogół dobrze wypełniali swe
obowiązki.
Armia oddziaływała także na życie gospodarcze.
Była np. jednym z najważniejszych odbiorców płodów
rolnych, i to w ilościach niebagatelnych, tym bardziej
że dzienna racja żołnierza polskiego nie odbiegała od
standardów europejskich. Dla wielu żołnierzy służba
wojskowa była jedynym okresem w ich życiu, gdy
otrzymywali obfite i urozmaicone pożywienie. Władze
wojskowe prowadziły też celową politykę dokonywa-
nia zakupów bezpośrednio u producentów, z pominię-
ciem różnego rodzaju pośredników. Korzystali tego
oczywiście w pierwszej kolejności właściciele mająt-
ków i dużych gospodarstw, ale także drobni rolnicy
w rejonach stacjonowania jednostek lub odbywania
ćwiczeń. Nie można także pominąć faktu, że pojawie-
nie się na kresach Wschodnich batalionów KOP wpły-
nęło ożywczo na sytuację wielu małych miejscowości,
a egzystencja niektórych z nich całkowicie zależała od
tych jednostek. Wojsko było również przez cały okres
międzywojenny liczącym się odbiorcą wytworów rze-
mieślników i drobnych producentów, a w ostatnich la-
tach II Rzeczypospolitej decydująco wpłynęło na po-
dejmowanie wielkich inwestycji przemysłowych.
Armia, zwłaszcza po 1926 r., dostarczała także
kadr administracji, zarówno centralnej, jak i terenowej.
Po części wynikało to z faktu, że w szeregach żołnier-
skich w latach 1918-1920 znalazło się wielu ludzi
przypadkowych, niejednokrotnie dobrych specjalistów
z różnych dziedzin, którzy nie chcieli wiązać z woj-
skiem swej przyszłości w latach pokoju. W miarę nor-
malizowania się sytuacji opuszczali oni armię, prze-
chodząc do zawodów cywilnych, bardzo często podej-
mując pracę w administracji, co było w pewien sposób
na rękę władzom państwowym, gdyż na niektóre tere-
ny, np. na Kresy Wschodnie, starano się celowo kiero-
wać jako urzędników ludzi zdecydowanych, nawykłych
do podejmowania szybkich decyzji. Po zamachu majo-
wym udział oficerów w elicie władzy stał się szczegól-
nie duży. Symboliczną wymowę może mieć fakt, że
przed majem 1926 r. wojskowy (gen. W. Sikorski) tyl-
ko raz był premierem, i to postawionym na czele rządu
w sytuacji wyjątkowej, natomiast spośród dziewięciu
osób kierujących gabinetami pomajowymi wyższy sto-
pień oficerski posiadało siedem. W latach 30. przy ob-
sadzaniu różnych stanowisk zasadą stało się przyzna-
wanie pierwszeństwa temu z równorzędnych kandyda-
tów, który był dawnym wojskowym. W rezultacie ofi-
cerowie służby czynnej, przeniesieni w stan spoczynku
lub oddelegowani z wojska, zaczynali odgrywać coraz
większą rolę w administracji państwowej i samorządo-
wej, różnego rodzaju instytucjach, organizacjach spo-
łecznych i przedsiębiorstwach państwowych. W latach
30. do najbardziej zmilitaryzowanych należały resorty
spraw zagranicznych i wewnętrznych (trudne dokładnie
ustalić rozmiary tego zjawiska, ale np. w 1937 r. już 12
spośród 16 wojewodów było dawnymi oficerami).
Władze wojskowe zdawały sobie sprawę z tego, że
zwiększenie obronności państwa nie może się ograni-
czać jedynie do szkolenia kolejnych roczników rekru-
tów Z tego względu żywo interesowały się powstawa-
niem i rozwojem różnorakich organizacji paramilitar-
nych, prowadzących w mniejszym lub większym stop-
niu przygotowanie wojskowe lub propagujących hasła
obronności. W pierwszej połowie lat 20. rolę taką speł-
niały np. reaktywowany 27 XI 1919 Związek Strzelecki
i istniejące od końca XIX w. Towarzystwo Gimna-
styczne „Sokół”. Otrzymywały one od armii niezbędny
do szkolenia sprzęt, broń i instruktorów. Ze względu na
silne wpływy polityczne lewicy (Związek Strzelecki)
czy narodowców („Sokół) nie były jednak dla niej zbyt
pewnym oparciem. Rozwój organizacji tego typu został
przyspieszony po roku 1926, a czas ich rozkwitu przy-
padł na lata 30. Istotną rolę w ich rozbudowie odgrywał
utworzony 24 III 1927 Państwowy Urząd Wychowania
Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (PU
WFiPW), podlegający bez pośrednio ministrowi spraw
wojskowych. Za pośrednictwem jego agend propago-
wano uprawianie masowego sportu i prowadzono przy-
sposobienie wojskowe nie tylko o charakterze ogól-
nym, ale również specjalistycznym, np. lotnicze, radio-
telegraficzne, konne, narciarskie itd. Powstawały także
grup branżowe, obejmujące m.in. pocztowców, koleja-
rzy, leśników. Brak środków finansowych uniemożliwił
jednak rozbudowę gęstej sieci ośrodków wyposażonych
w sprzęt wojskowy i urządzenia sportowe. Akces do te-
renowych od działów PU WFiPW był w pełni dobro-
wolny, toteż ich liczebność nieustanni się zmieniała,
aczkolwiek w niektórych latach należało do nich ponad
200 tys. osób. Dużą popularnością cieszyło się Przy-
sposobienie Wojskowe Konni w którego ramach two-
rzono tzw. szwadrony krakusów, będące naturalnym
zapleczem rezerw dla pułków kawalerii. Kadry dla
wojskowej służby pomocniczej, m.in. oświatowej, kan-
celaryjnej i sanitarnej, zapewniała utworzona w 1928 r.
Organizacja Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju,
przemianowana w początkach 1939 r. na Przysposobie-
nie Wojskowe Kobiet.
Urząd WFiPW koordynował i stymulował także
działalność innych organizacji. Na terenach wiejskich
największe znaczenie miał wspomniany Związek Strze-
lecki. Po 1926 r. znalazł się on pod dominującym
wpływem obozu sanacyjnego, toteż był zwalczany
przez ugrupowania opozycyjne, zwłaszcza Stronnictwo
Ludowe. W drugiej połowie lat 30. skupiał ok. 500 tys.
ludzi, a więc należał do najbardziej masowych organi-
zacji w Polsce. Dysponował, m.in. dzięki finansowemu
poparciu wojska, licznymi lokalami, urządzeniami
sportowymi oraz siecią świetlic i bibliotek. Poza dzia-
łalnością sportową i przysposobieniem wojskowym
zajmował się również zwalczaniem analfabetyzmu,
propagowaniem czytelnictwa, pobudzaniem życia kul-
turalnego (po jego egidą działały chóry, orkiestry, ama-
torskie zespoły teatralne), organizowaniem kursów za-
wodowych (zwłaszcza rolniczych) itp. W drugiej poło-
wi lat 30. pewną rolę odgrywały utworzone 22 IX 1936
z inicjatywy armii Junackie Hufce Pracy, mające służyć
ograniczaniu bezrobocia wśród młodzieży w wieku
przedpoborowym. W czasie dwuletniej służby junacy
zatrudniani byli przy wznoszeniu obiektów wojsko-
wych, głównie przy ciężkich i niewymagających kwali-
fikacji pracach ziemnych, za co otrzymywali, poza
umundurowaniem, zakwaterowaniem i wyżywieniem,
niewielkie wynagrodzenie, wówczas też zapoznawali
się z podstawowymi elementami wyszkolenia wojsko-
wego, obowiązkowo przechodzili kurs nauczania po-
czątkowego (analfabeci) i wychowania obywatelskiego.
Rozwój formacji był ograniczony brakiem środków fi-
nansowych, ale i tak, jak się szacuje, do wybuchu woj-
ny przez jej szeregi przewinęło się ok. 30 tys. osób.
Bezpośrednio lub poprzez PU WFiPW wojsko
wpływało także na wiele innych organizacji, np. na
związki rezerwistów, kombatantów, osadników, Zwią-
zek Harcerstwa Polskiego (ZHP) itd. Popierało również
rozwój stowarzyszeń propagujących podniesienie
obronności kraju, w tym m.in. istniejącej od 1923 r.
i działającej na rzecz rozwoju lotnictwa Ligi Obrony
Powietrznej Przeciwgazowej oraz Ligi Morskiej i Ko-
lonialnej (początkowo Ligi Żeglugi Polskiej, Ligi Mor-
skiej i Rzecznej), popularyzującej wśród społeczeństwa
zagadnienia morskie i rozbudowę polskiej Marynarki
Wojennej.
Nie wszystkie akcje podejmowane przez wojsko
lub przeprowadzane przy jego istotnym współudziale
przynosiły zamierzone efekty, a niektóre dawały rezul-
taty wręcz odwrotne niż oczekiwane. Tak można by
podsumować wysiłki armii zmierzające do wzmocnie-
nia polskiego żywiołu na wschodzie, przejawiające się
m.in. w forsowaniu osadnictwa wojskowego (zwłasz-
cza w latach 1920-1924), w tzw. aktywizacji szlachty
zagrodowej czy udziale w akcji „rewindykacji dusz”, to
znaczy rozszerzaniu wpływów Kościoła katolickiego
przy równoczesnym ograniczaniu roli Cerkwi prawo-
sławnej na tamtych tererach. Rezultaty były niewielkie
i raczej powierzchowne, a bez wątpienia w istotny spo-
sób przyczyniły się do wzrostu napięć między ludno-
ścią polską a ukraińską i białoruską.
Jednoznaczna ocena roli armii w dziejach II Rze-
czypospolitej jest bardzo trudna, gdyż w kierunkach jej
rozwoju, w podejmowanych działaniach przebijały się
zarówno elementy pozytywne, jak i negatywne. Wydaje
się jednak, że poczynań Polski w zakresie budowy
i przygotowania sił zbrojnych do odjęcia walki nie
można i nie powinno się oceniać, jak to się czyni naj-
częściej, ani przez pryzmat kampanii wrześniowej, ani
przez porównanie dorobku w tym zakresie z Niemcami
czy Związkiem Radzieckim, z którymi statecznie przy-
szło się jej zmierzyć. Polska należała do grupy państw
nowo powstałych. Wszystkie one dokonały olbrzymie-
go wysiłku, by stworzyć własne wojsko, które — w za-
leżności od potencjału ludnościowego i ekonomicznego
poszczególnych krajów — osiągało różną liczebność
oraz różny stopień rozwoju technicznego, na ogół wyż-
szy niż armia polska. Właśnie w tym kontekście należy
pamiętać, że jedynie wojsko polskie, poza fińskim, zda-
wało w roku 1939 egzamin praktyczny ze swego do-
robku. Armie pozostałych krajów (Czechosłowacja, Es-
tonia, Litwa, Łotwa) nie podjęły takiej próby i uległy
likwidacji bez oddania nawet symbolicznego strzału
w stronę przeciwnika.
POLICJA PAŃSTWOWA
Podstawowym zadaniem armii było zapewnienie
państwu bezpieczeństw zewnętrznego, natomiast bez-
pieczeństwo i porządek wewnątrz kraju spoczywały
w gestii Policji Państwowej (PP). Obie instytucje przy
wypełniani swych zadań często ze sobą współpracowa-
ły. W pierwszym okresie po odzyskaniu niepodległości
funkcje policyjne spełniało częściowo wojsko, a czę-
ściowo różnego rodzaju organizacje typu milicyjnego,
powstające z inicjatyw władz państwowych, samorzą-
dów oraz partii politycznych. Były to m.in. lokalne mi-
licje miejskie, straże obywatelskie, straże ludowe oraz
struktur zhierarchizowane, takie jak Milicja Ludowa
i Policja Komunalna w Królestwie Polskim, Żandarme-
ria Krajowa (Galicja Zachodnia), Żandarmeria Polowa
(Galicja Wschodnia) itd., lub jednostki powstające
z inicjatywy poszczególnych resortów, np. utworzona
w 1918 r. z inicjatywy Ministerstwa Kolei Żelaznych
Straż Kolejowa czy podporządkowana Ministerstwu
Robót Publicznych Straż Rzeczna.
Proces formowania jednolitego, ogólnopolskiego
aparatu policyjnego prze biegał etapami, podobnie jak
budowa terytorialna państwa. Jego najistotniejszym
elementem było przyjęcie przez parlament 24 VII 1919
ustawy o Policji Państwowej, która stopniowo, w miarę
przechodzenia poszczególnych części kraju pod zarząd
centralnego ośrodka władzy, przejmowała ich dotych-
czasowy dorobek. Podporządkowała ona sobie także
(1920) organizacje resortowe, to znaczy Straż Kolejo-
wą i Straż Rzeczną. Proces ten został faktyczni zakoń-
czony w 1921 r., a w roku następnym scalono jedynie
ze strukturami ogólnopolskimi policję Litwy Środko-
wej. Od lata 1922 r. poza nimi pozostawała jedynie au-
tonomiczna Policja Województwa Śląskiego z własną
Komendą Główną, zorganizowana jednak na zasadach
przewidzianych ustawą z lipca 1919 r.
Wspomniana ustawa określała podstawowe zada-
nia policji (ochrona bezpieczeństwa, zapewnienie ładu,
spokoju i porządku publicznego) oraz jej zasady orga-
nizacyjne. W zakresie realizowania wyznaczonych ce-
lów policji podlegała władzom administracji państwo-
wej, czyli starostom i wojewodom. Zobowiązana była
także do wypełniania, w zakresie czynności śledczych,
poleceń urzędów prokuratorskich i władz sądowych.
Najogólniej mówiąc, korpus policyjny składał się
z trzech rodzajów służb — mundurowej, śledczej i poli-
tycznej. Ta ostatnia zajmowała się gromadzeniem in-
formacji o wszelkich przejawach życia politycznego,
nawet tych wiążących się z obozem pozostającym
u władzy, ale w szczególności o osobach, środowiskach
i organizacjach, które działały na szkodę państwa lub
przeciwko usankcjonowanemu porządkowi prawnemu
albo też były o to podejrzewane. Policja zorganizowana
była hierarchicznie — od posterunków i komisariatów,
poprzez komendy powiatowe i okręgowe (wojewódz-
kie), po Komendę Główną, przy czym rolę komendanta
głównego, podobnie jak i innych przełożonych, ograni-
czono do spraw organizacyjnych, administracyjnych
oraz troski o dobór, wyposażenie i wyszkolenie kadr,
bez możliwości wywierania wpływu na charakter zadań
wypełnianych przez podwładnych. Zasady te utrzyma-
no do końca kresu międzywojennego, a wprowadzony
przez ustawę dualizm (to znaczy wspomniana wyżej
równoczesna podległość zarówno władzom własnym,
jak administracyjnym) przyczyniał się niejednokrotnie
do powstawania sporów kompetencyjnych.
Liczebność policji ulegała nieustannym zmianom.
Zgodnie z propagowanymi zasadami za optymalną, nie
tylko zresztą w Polsce, uznawano sytuacuję, w której
jeden policjant przypada na 500 mieszkańców w mia-
stach i 1000 mieszkańców na terenach wiejskich. Stanu
takiego nigdy nie osiągnięto, a według danych porów-
nawczych z 1933 r. średnia liczba mieszkańców na 1
policjanta należała w Polsce do najwyższych w świecie
(1180 osób). Liczba funkcjonariuszy zależała od wielu
czynników, ale przede wszystkim od możliwości finan-
sowych państwa. W 1923 r. służyło w policji ponad 49
tys. ludzi, a w następnych latach jej stany były systema-
tycznie redukowane. Po części wynikało to z pojawie-
nia się nowych instytucji przejmujących jej dotychcza-
sowe zadania — na przykład w 1924 r. ok. 20% całości
sił stanowiła, wydzielona wówczas, policja graniczna.
Utworzony w tym samym roku Korpus Ochrony Po-
granicza przejął jej obowiązki na najdłuższej granicy
wschodniej, a w latach następnych także na północnej
i częściowo południowej. Wydaje się jednak, że decy-
dujące znaczenie miały względy oszczędnościowe
(apogeum wydatków na policję przypadło na rok bu-
dżetowy 1930/1931 — 26 mln zł). Do najniższego po-
ziomu stany osobowe policji spadły w kryzysowych la-
tach 1933-1935 (ok. 29 tys.). Od tego momentu zazna-
czył się ponowny, aczkolwiek niewielki wzrost. Z sza-
cunkowych danych z 1938 r. wynika, że liczba zatrud-
nionych w policji wynosiła niecałe 33 tys. osób. Siły
policyjne były jednak większe, niż wskazywałyby na to
oficjalne stany, co początkowo wynikało z istnienia
tzw. grup rezerwowych oraz od 1923 r. tworzenia
w kilku okręgach oddziałów szkolnych rezerwy poli-
cyjnej, przeznaczonych do rozpraszania manifestacji
ulicznych. W 1936 r. wprowadzono oficjalnie służbę
przygotowawczą dla kandydatów na policjantów. Po-
wstawały w ten sposób w różnych częściach kraju licz-
ne skoszarowane kompanie (do wybuchu wojny 15),
które (choć formalnie policją nie były) wykorzystywa-
no, po elementarnym przeszkoleniu, we wszelkich sy-
tuacjach, gdy stałe siły policyjne okazywały się niewy-
starczające. Najczęściej używano ich do rozpraszania
nielegalnych zgromadzeń i manifestacji. Najwięcej od-
działów tego typu (3 kompanie) stacjonowało w pod-
warszawskim Golędzinowie.
Siły policyjne składały się w zasadzie z dwóch
grup. Pierwszą tworzyli przede wszystkim niżsi funk-
cjonariusze (posterunkowi, starsi posterunkowi, przo-
downicy i starsi przodownicy), na których spoczywała
cała praca terenowa i z którymi ludność spotykała się
najczęściej. Ta część aparatu policyjnego była najmniej
stabilna, najbardziej poddana procesom fluktuacyjnym.
Drugą grupę, czyli stosunkowo nieliczną kadrę dowód-
czą, tworzyli oficerowie (aspirant, podkomisarz, komi-
sarz, nadkomisarz, podinspektor, inspektor, nadinspek-
tor i inspektor generalny). Ponadto na etatach policyj-
nych pracowali niezbyt liczni urzędnicy cywilni i rów-
nie nieliczni niżsi funkcjonariusze cywilni (woźni, goń-
cy, woźnice itd.). Na szczycie hierarchii stał komendant
główny. Stanowisko to zajmowali kolejno: Władysław
Henszel (1919-1922), Wiktor Hoszowski (1922-1923),
Michał Bayer (p.o., 1923), Marian Borzęcki (1923-
1926), Janusz Jagrym-Maleszewski (1926-1935) i Józef
Kordian-Zamorski (1935-1939).
Policja, podobnie jak wojsko, była z założenia in-
stytucją całkowicie apolityczną. Funkcjonariusze nie
mogli należeć do partii i stronnictw, uczestniczyć
w wiecach i manifestacjach przez nie organizowanych,
ujawniać publicznie swych sympatii i antypatii, a wstą-
pienie do organizacji społecznych, nawet typu kultural-
nego i oświatowego, uzależnione było od wcześniej-
szego uzyskania zgody przełożonych. Zasadę tę utrzy-
mano do końca II Rzeczypospolitej, choć o pełnej apo-
lityczności, zwłaszcza kadry oficerskiej, trudno mówić.
Do zamachu majowego przeważały wśród niej sympa-
tie prawicowe, po 1926 r. wymagano od jej członków,
podobnie jak i od pozostałych funkcjonariuszy, akcen-
towania pozytywnego stosunku do rządzącej ekipy po-
litycznej, a angażowanie się w działalność wielu orga-
nizacji społecznych zwłaszcza paramilitarnych i prosa-
nacyjnych, było mile widziane. Zasada apolityczności
i równego traktowania wszystkich organizacji nie doty-
czyła partii komunistycznej oraz organizacji filokomu-
nistycznych, jako zagrażających podstawom porządku
prawnego w państwie. Przez cały okres międzywojenny
policja konsekwentnie zwalczała wszelkie przejawy
działalności komunistycznej. Podobne stanowisko zaj-
mowano wobec partii i organizacji mniejszości naro-
dowych, które, niezależnie od ich oficjalnych deklara-
cji, podejrzewano o prowadzenie działalności na szko-
dę państwa polskiego.
Chociaż policja i armia wykazywały wiele podo-
bieństw (zasada hierarchiczności, umundurowanie,
uzbrojenie, obowiązek karności i posłuszeństwa), to
przynajmniej jedna różnica między nimi była wyraźna.
W wojsku, przede wszystkim wśród szeregowych, li-
czącą się grupę tworzyli przedstawiciele mniejszości
narodowych, policja natomiast była instytucją prawie
czysto polską. Brak jest wprawdzie dokładnych infor-
macji na ten temat, ale w 1923 r., kiedy jej stan osobo-
wy osiągnął najwyższy pułap, osoby wyznania rzym-
skokatolickiego, wówczas uważanego w zasadzie za
świadczące o polskiej tożsamości narodowej, stanowiły
95% kadry oficerskiej, 97% niższych funkcjonariuszy
i 92% grupy urzędniczej. Policjanci (najprawdopodob-
niej wyłącznie niżsi funkcjonariusze) wyznania innego
niż rzymskokatolickie najliczniej (ok. 7% całości sił)
zatrudnieni byli we wschodniej części kraju. Można
przypuszczać, że proporcje te nie uległy w późniejszym
okresie większym zmianom.
Odrębny problem stanowiło przygotowanie policji
do wypełniania powierzonych jej zadań. Jednym z ele-
mentów je określających był poziom w kształcenia
ogólnego. Był on zróżnicowany w zależności od speł-
nianych funkcji, ale generalnie niezbyt wysoki, zwłasz-
cza w pierwszych latach niepodległości. Od początku
stosunkowo nieźle prezentowała się kadra oficerska,
gdyż — jak wynika z danych zgromadzonych w 1923 r.
— jej większość ukończyła wyższe uczelnie (ok. 30%)
lub szkoły średnie (ok. 60%). W tym samym czasie ol-
brzymia część niższych funkcjonariuszy kończyła edu-
kację na poziomie elementarnym. W latach później-
szych starano się poprawić tę sytuację m.in. poprzez
wprowadzenie przepisu uzależniającego przyjęcie do
pracy od ukończenia czterech klas szkoły podstawowej,
a uzyskanie stopnia oficerskiego od posiadania świa-
dectwa maturalnego lub równorzędnego. Jeszcze gorzej
przedstawiało się przygotowanie zawodowe kadr poli-
cyjnych, iż po odzyskaniu niepodległości osoby pracu-
jące uprzednio w organach bezpieczeństwa lub instytu-
cjach z nimi związanych stanowiły zdecydowaną
mniejszość grupy oficerskiej (niecałe 30%). Pozostałe
zdobywały niezbędne doświadczenie już w trakcie
służby. Po roku 1926 pojawiło się, widoczne także i na
innych polach, nasycanie kadry policyjnej oficerami,
którzy z różach powodów opuszczali szeregi wojska.
Przygotowanie zawodowe pracownicy policji uzyski-
wali w specjalnych kołach lub na kursach organizowa-
nych zarówno przez Komendę Główną, jak i placówki
terenowe. W pierwszym dziesięcioleciu dominowały
krótkotrwałe przeszkolenia (zazwyczaj trzymiesięczne),
na których zaznajamiano pracowników i kandydatów
z podstawowymi przepisami prawnymi ogólnymi resor-
towymi, specyficznymi technikami pracy, a także prze-
kazywano im wiedzę ogólną, zwłaszcza z zakresu hi-
storii, geografii i stosunków narodowościowych Polski.
Jednolitego systemu szkolenia doczekano się dopiero
w 1928 r., kiedy powstała Szkoła Oficerska PP w War-
szawie (jej najzdolniejsi absolwenci kontynuowali czę-
stokroć naukę w ośrodkach zagranicznych) oraz trzy
szkoły dla szeregowych — w Żyrardowie, Sosnowcu
i Mostach Wielkich. Słuchacze tych ostatnich trakto-
wani byli jako rezerwa zasadniczych sił i niejednokrot-
nie uczestniczyli, niejako w ramach szkolenia prak-
tycznego, w akcjach prewencyjnych, zwłaszcza w okre-
sach szczególnych napięć w stosunkach społecznych,
np. podczas różnego rodzaju strajków, m.in. w latach
1933 i 1937, gdy miały miejsce wystąpienia chłopskie.
Oceny funkcjonowania policji wyrażane przez
współczesnych były bardzo zróżnicowane. Co prawda,
w miarę upływu czasu charakteryzowała się ona raz
większym profesjonalizmem i odnotowywała liczne
sukcesy w zwalczaniu przestępczości pospolitej, jed-
nakże dostrzegalne to jest dopiero podczas analizy róż-
norakich zestawień statystycznych i tekstów przemó-
wień przedstawicieli władz państwowych. Systema-
tycznie podnoszono poziom przygotowania zawodowe-
go ogółu funkcjonariuszy, co szczególnie widoczne by-
ło w służbie kryminalnej. Wysiłki te doceniano nawet
na arenie międzynarodowej. Policja polska współpra-
cowała z podobnymi służbami innych państw, nawet
była współzałożycielem (1923) i liczącym się człon-
kiem wiedeńskiej Międzynarodowej Komisji Policji
Kryminalnej (Interpol). Dla większości społeczeństwa,
co jest w pełni zrozumiałe, bardziej widoczne były jed-
nak niedociągnięcia i rola spełniana przez policję
w rozbijaniu manifestacji, wieców, zgromadzeń, za-
zwyczaj zresztą organizowanych bez odpowiedniego
zezwolenia. Powszechne oburzenie, zwłaszcza wśród
środowisk lewicowych, wywołała np. postawa policji
i jej zaniedbania w czasie dramatycznych wydarzeń
w grudniu 1922 r., zakończonych zamordowaniem
pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Liczne donie-
sienia prasowe, a zwłaszcza interpelacje poselskie,
zgłaszane głównie przez kluby lewicowe i mniejszości
narodowych, następnie przedrukowywane przez prasę,
koncentrowały się na nadużywaniu władzy przez orga-
na policyjne, co bardzo chętnie generalizowano. Po-
twierdzeniem przynajmniej części zarzutów były też
równie liczne kary dyscyplinarni łącznie z usuwaniem
ze służby, za przekraczanie uprawnień i działania nie
zgodne z obowiązującymi przepisami. Należy jednak
podkreślić, że w czasie niektórych wydarzeń przeło-
mowych, np. zamachu majowego, stanowisk policji nie
budziło najmniejszych zastrzeżeń, co potwierdzały
zgodnie obie walczące strony, a także i fakt, że zwycię-
ski obóz, poza naturalnym dokonaniem zmian na naj-
wyższych stanowiskach, nie przeprowadzał jakiejkol-
wiek weryfikacji ani w korpusie oficerskim, ani wśród
niższych funkcjonariuszy.
Podstawowym zadaniem policji była troska o za-
pewnienie bezpieczeństw wewnętrznego kraju, ale
przewidywano też, że w momencie mobilizacji wojen-
nej stanie się ona automatycznie częścią sił zbrojnych,
w ramach których miała pełnić funkcje wojskowego
korpusu bezpieczeństwa, m.in. związane z mobilizacją,
obroną cywilną, czy zwalczaniem dywersji. Odnosiło
się to w pierwszej kolejności do skoszarowanych od-
działów rezerwowych i szkolnych. Plany te nie zostały
zrealizowane, a po wybuchu wojny większość sił poli-
cyjnych z obszarów Polski zachodniej i centralnej ewa-
kuowała się, niejednokrotnie chaotycznie, na tereny za-
bużańskie. Tam też silniej zaznaczyła ona swą obec-
ność, m.in. likwidując próby działań dywersyjnych po-
dejmowane przez ukraińskie grupy komunistyczne
i nacjonalistyczne lub włączają się bezpośrednio do
walki przeciw wkraczającym oddziałom sowieckim
m.in. w obronie Grodna, Kowla czy Łucka, a także
w ramach niektórych zgrupowań KOP, np. gen. Wil-
helma Orlika-Rückemana. Policjanci też stali si pierw-
szą zbiorową ofiarą zajmujących polskie ziemie Sowie-
tów.
III. SPOŁECZEŃSTWO
Ludność Polski była zróżnicowana pod wieloma
względami — miejsca zamieszkania (z czym najczę-
ściej łączył się także poziom cywilizacyjny), przyna-
leżności (mniej czy bardziej ścisłej) do grup i warstw
społecznych, a także pod względem narodowościowym
i religijnym. Jeden z najprostszych częściej stosowa-
nych podziałów wynikał z miejsca zamieszkania, czyli
dotyczył rozróżnienia na ludność miejską i wiejską. Jak
już wspominano, Polska odziedziczyła po państwach
zaborczych ich terytoria pograniczne, w więksi niezbyt
rozwinięte gospodarczo, a więc siłą rzeczy także słabiej
zurbanizowane, zdominowane przez ludność wiejską.
1. WIEŚ I MIASTO
Jak wynika z danych spisowych z 1921 r., aż 75%
ludności mieszkało na w zdecydowanej większości
(prawie 64%) utrzymywało się wyłącznie z pracy
w rolnictwie, ogrodnictwie, leśnictwie i pokrewnych
gałęziach. Jedynie niewielkiej części mieszkańców wsi
(ok. 10%) środki do życia zapewniały zajęcia pozarol-
nicze. Grupę tę tworzyli przede wszystkim rzemieślni-
cy, sklepikarze, nauczyciele oraz urzędnicy administra-
cji państwowej, samorządowej i prywatnej. Specyficz-
ną kategorią ludności wiejskiej, zwłaszcza w Polsce
centralnej, byli chłopi-robotnicy. W latach międzywoj-
nia dokonywała się pewna ewolucja, ale generalnie
zmiany nie były zbyt duże. Podczas spisu z 1931 r. od-
notowano, że na wsi mieszkało 73% ogółu ludności,
a tuż przed wybuchem wojny odsetek ten spadł do ok.
70%, przy czym procent osób utrzymujących się z rol-
nictwa wynosił wówczas ponad 59.
Wśród ludności wiejskiej utrzymującej się z rolnic-
twa przeważali właściciele drobnych gospodarstw,
uprawiający je siłami własnymi i najbliższej rodziny.
Statystyki z końcowego okresu II Rzeczypospolitej
wykazują, że wśród ludności czynnej zawodowo w rol-
nictwie ponad 26% stanowili tzw. samodzielni, czyli
właściciele gospodarstw, aż 59% pomagający członko-
wie rodzin i zaledwie 14,5% robotnicy rolni. Ta ostat-
nia grupa była równocześnie najliczniejszą częścią pol-
skiej klasy robotniczej (40% w 1921 r. i ok. 30%
w 1938). Zaliczano do niej stałą służbę folwarczną
i okresowych robotników najemnych z dużych mająt-
ków oraz osoby zatrudniane przez zamożniejszych
chłopów. Była to równocześnie grupa, poza robotnika-
mi rolnymi w województwach zachodnich, o najniż-
szym prestiżu społecznym. W pozostałych częściach
kraju liczyło się na wsi przede wszystkim posiadanie
choćby najmniejszego kawałka ziemi, nawet jeżeli jego
właściciel znajdował się w takiej samej sytuacji jak ro-
botnik rolny lub nawet gorszej.
W okresie międzywojennym liczba ludności wiej-
skiej, przynajmniej w ujęciu bezwzględnym, szybko się
powiększała. Przyrost ten wynikał głównie z niewiel-
kich możliwości znalezienia pracy poza rolnictwem,
a także z istotnego ograniczenia rozmiarów emigracji.
Stałym problemem wsi był więc nadmiar rąk do pracy.
Zjawisko to występowało nagminnie, a według szacun-
ków z końcowego okresu istnienia II Rzeczypospolitej
ok. 40% gospodarstw posiadało zbędną siłę roboczą, to
znaczy osoby mogące z nich odejść bez jakichkolwiek
konsekwencji dla wysokości produkcji, nawet przy za-
chowaniu tych samych metod gospodarowania. Najo-
strzej zjawisko to występowało w województwach cen-
tralnych i południowych, gdzie mieszkało 75% ogólnej
liczby ludzi „zbędnych”. Stamtąd też przed I wojną
światową rekrutowała się większość emigrantów
Na poziom życia ogółu ludności wiejskiej wpływa-
ły procesy zachodzące w państwie, a zwłaszcza prze-
bieg parcelacji powodujący zwiększanie posiadanego
przez nią odsetka gruntów użytkowanych rolniczo,
wdrażanie nowoczesnych technik gospodarowania
(głównie na wschodzie kraju) oraz niezbyt szybko, ale
systematycznie podnoszące się wykształcenie, zazwy-
czaj zresztą na najniższym poziomie, gdyż tylko ok. 25-
30% dzieci chłopskich kończyło naukę w pełnym,
siedmioletnim wymiarze. Dotkliwie odczuwano waha-
nia koniunktury, na ogół niekorzystnej dla rolnictwa.
Przez cały okres międzywojenny najlepiej przedstawia-
ła się sytuacja ludności wiejskiej w województwach za-
chodnich, gdzie nie odbiegała ona od standardów euro-
pejskich, trochę gorzej w Polsce centralnej (byłe Króle-
stwo Polskie i Małopolska Zachodnia), a najgorzej na
Kresach Wschodnich.
Ludność wiejska, jak już wspomniano, była silnie
zróżnicowana, zarówno pod względem narodowościo-
wym (ok. 40% Ukraińców i Białorusinów), jak pozio-
mu zamożności. Na ogół w niewielkim stopniu korzy-
stała z różnego rodzaju udogodnień, np. elektryczności,
wodociągów czy kanalizacji, które do końca dwudzie-
stolecia były jej prawie nieznane.
Trochę inaczej wyglądała sytuacja ludności miej-
skiej. Stopień zurbanizowania ziem II Rzeczypospolitej
należał jednak do najniższych w Europie. Działo się tak
mimo tego, że w dwudziestoleciu przyrost liczby lud-
ności miejskiej był bardzo duży, znacznie szybszy niż
ludności całego kraju, a pod koniec okresu międzywo-
jennego dał się ponadto zauważyć rozwój miast i mia-
steczek położonych w obrębie Centralnego Okręgu
Przemysłowego. Wiele nich zmodernizowano, a sztan-
darową inwestycją tego okresu była Stalowa Wola,
wzniesiona, jak niegdyś Gdynia, od podstaw. Nie mo-
gło to jednak wpłynąć na zasadniczą zmianę sytuacji
i pod względem zurbanizowania Polska nie tylko nie
zbliżała się do najnowocześniejszych krajów (Niemiec,
Francji czy Czechosłowacji), ale wyprzedzała jedynie
Bułgarię, Rumunię i Litwę.
W 1921 r. na terytorium Rzeczypospolitej znajdo-
wało się 611 miast, zamieszkanych przez ok. 25% ogó-
łu ludności kraju, ale jedynie sześć z nich (Warszawa,
Łódź, Lwów, Kraków, Wilno i Poznań) liczyło więcej
niż 100 tys. mieszkańców. Dziesięć lat później liczba
miast zwiększyła się do 626, a udział ludności miejskiej
w całej populacji Polski do 27%. Do grona dużych
miast dołączyły w ciągu tego dziesięciolecia Byd-
goszcz, Częstochowa, Katowice, Sosnowiec i Lublin.
Pod koniec okresu międzywojennego stutysięczny próg
przekroczyły także Gdynia, Chorzów i Białystok,
a liczba ludności miejskiej wzrosła do prawie 3,9 mln
osób, to znaczy do 30% ogółu społeczeństwa. Najszyb-
ciej rozwijały się ważne centra administracyjne
i ośrodki przemysłowe. Zmiany ludnościowe w naj-
większych ośrodkach miejskich ilustruje zestawienie.
Wielkie miasta (ludność w tysiącach)
Miasto Liczba mieszkańców w roku Przyrost w latach 1921-1939
1921 1931 1939 Liczba %
Warszawa 937 1172 1289 352 37,6
Łódź 452 605 672 220 48,7
Lwów 219 312 318 99 45,2
Poznań 169 245 272 103 60,9
Kraków 184 219 259 75 40,8
Wilno 129 195 209 80 62,0
Bydgoszcz 88 117 141 53 60,2
Częstochowa 80 117 138 58 72,5
Katowice 50 126 134 84 68,0
Sosnowiec 86 109 130 44 51,2
Lublin 94 112 122 28 29,8
Gdynia 1,3 30 120 118,7 903,1
Chorzów 73 81 110 37 50,7
Białystok 77 91 107 30 39,0
W porównaniu z okresem rozbiorów dawał się za-
uważyć spadek znaczenia dawnych ośrodków dzielni-
cowych, zwłaszcza Krakowa, Wilna, Poznania —
w mniejszym stopniu — Lwowa, na rzecz Warszawy.
Był to w pewnym sensie proces naturalny, w stolicy
znalazły się bowiem siedziby centralnych władz pań-
stwowych, najważniejsze instytucje polityczne, gospo-
darcze, administracyjne i kulturalne. Prężnie rozwijał
się warszawski okręg przemysłowy, a w związku z tym
szybko zwiększała się też liczba mieszkańców (w la-
tach 1921-1939 o ponad 350 tys.). Bardzo szybko roz-
wijała się Łódź, która w okresie międzywojennym po-
większyła swą liczebność o ponad 200 tys. osób.
Wzrost liczby ludności Katowic wiązał się po części
z faktem, że — niezależnie od rozwoju przemysłu —
były one głównym ośrodkiem autonomicznego woje-
wództwa śląskiego. Swoistym ewenementem była
Gdynia, bez wątpienia najnowocześniejsze miasto pol-
skie, głównie dzięki temu, że zbudowano je właściwie
od podstaw.
Dominujące znaczenie przez cały okres międzywo-
jenny miały jednak nie duże miasta, ale te bardzo małe,
niejednokrotnie swój miejski status zawdzięczające je-
dynie roli, którą odgrywały w przeszłości. W 1931 r.
ponad 75% wszystkich ośrodków miejskich stanowiły
takie, w których mieszkało mniej liż 10 tys. osób.
Strukturę miast polskich, wynikającą z danych spiso-
wych, przedstawiono w tabeli.
Miasta polskie w 1931 r. według liczby mieszkańców
Liczba mieszkańców Miasta Ludność (w tys.)
(w tys.) liczba % liczba %
poniżej 5 308 48,4 928 10,8
5-10 177 27,8 1233 14,2
10-20 83 13,1 1099 12,6
20-50 46 7,2 1392 16,0
50-100 11 1,7 688 7,9
100-200 6 0,9 781 9,0
200-500 3 0,5 784 9,0
ponad 500 2 0,4 1784 20,5
Razem 636 100,0 8689 100,0
Rozmieszczenie ośrodków miejskich nie było rów-
nomierne. Najwięcej miast i miasteczek znajdowało się
w województwie poznańskim (118), choć generalnie
najlepiej zurbanizowane były województwa centralne.
Trochę gorzej pod tym względem prezentowały się po-
łudniowe i zachodnie, a najsłabiej wschodnie, zwłasz-
cza wileńskie (14) i nowogródzkie (16). W 1931 r.
w miastach mieszkało prawie 9 mln osób, z czego po-
nad połowa w Polsce centralnej, co wynikało z faktu,
że na tym terenie znajdowały się dwa najludniejsze
ośrodki, to znaczy Warszawa i Łódź. W tym samym
czasie największy odsetek ludności miejskiej notowano
w województwach zachodnich (prawie 36% ogółu
mieszkańców) i centralnych (ponad 33%). Znacznie
słabiej wyglądały pod tym względem województwa po-
łudniowe — niecałe 23%, a najgorzej wschodnie —
14%.
Poziom urbanizacji ziem polskich wyraźnie odbie-
gał od sytuacji w przeważającej części krajów Europy,
a dystans ten był jeszcze większy, co zresztą lojalnie
przyznawali ówcześni obserwatorzy, w odniesieniu do
podstawowych standardów warunków mieszkalnych.
Różnice zaczynały się już od wyglądu zewnętrznego.
Jak wynika z danych statystycznych zgromadzonych
przez Związek Miast Polskich w 1931 r., budynki mu-
rowane (ogniotrwałe) stanowiły niecałe 46% zabudowy
miejskiej, a reszta wzniesiona była z drewna i cegły
(tzw. pruski mur), drewna, a nawet (ok. 4%) z gliny.
W większości miast, zwłaszcza na terenie byłego zabo-
ru rosyjskiego, brakowało jakiegokolwiek planu zabu-
dowy, np. ogromne kamienice czynszowe wznoszono
obok małych pałacyków i nędznych lepianek. Kontra-
sty takie najsilniej chyba występowały w Łodzi, pod
koniec lat 20. uznawanej za jedno z najbrzydszych
miast Europy. Równie kiepsko było z podstawowymi
urządzeniami sanitarnymi. W 1921 r. tylko około 1/3
ośrodków miejskich posiadało wodociągi i urządzenia
kanalizacyjne (skądinąd nie było ich jeszcze pod koniec
lat 20. półmilionowej Łodzi, drugim co do wielkości
mieście w Polsce). W tym samym czasie prawie 1/5
miast pozbawiona była także oświetlenia elektryczne-
go. Siłą rzeczy musiało się to odbijać na wyposażeniu
mieszkań, zazwyczaj bardzo małych — jedno- lub
dwupokojowych. Pod koniec lat 20. znaczna część
mieszkań robotniczych ograniczała się do jednej izby
z piecem kuchennym, w której mieszkała cała rodzina,
niejednokrotnie z konieczności przyjmująca jeszcze
sublokatorów, tzw. kątowników. Na początku lat 30.
jedynie ok. 13% budynków miejskich podłączone było
do sieci kanalizacyjnej, niecałe 16% do wodociągowej,
prawie 38% było zelektryfikowane, a gaz zdołano do-
prowadzić do niecałych 8%. Budynki posiadające
wszystkie podstawowe udogodnienia stanowiły zaled-
wie 10% całej zabudowy miejskiej, natomiast żadnego
z nich nie miało ponad 56%, choć mieszkała tam ponad
1/3 ogółu ludności miejskiej. Są to oczywiście dane
przeciętne, a w kraju występowało wyraźne zróżnico-
wanie, zależne od wielkości miasta oraz jego położenia
geograficznego. Inaczej wyglądały duże ośrodki, a tak-
że miasta w województwach zachodnich, gdzie sytua-
cja była najlepsza (np. prawie wszystkie miały wodo-
ciągi), i centralnych, a zupełnie inaczej było we
wschodniej części kraju — tam wygląd zewnętrzny ma-
łych miast czy miasteczek oraz warunki życia tylko
w niewielkim stopniu różniły się od panujących
w większych wsiach. Dominowały nieskanalizowane,
drewniane, parterowe domy, najczęściej kryte gontem
lub słomianą strzechą, niejednokrotnie z polepą zamiasl
podłogi, a zdarzały się nawet chaty kurne. Brakowało
chodników i ulic o utwardzonej nawierzchni, choć pod
tym względem nie najlepiej wyglądała sytuacja także
na peryferiach dużych miast w Polsce centralnej. Bliż-
sze dane zamieszczono poniżej.
Miasta polskie: rozmieszczenie, zabudowa i wyposażenie w 1931 r.
Wskaźnik Grupa województw Razem
zachodnie centralne wschodnie południowe
Liczba miast 152 223 59 169 603
(25,2%) (37,0%) (9,8%) (28,0%)
Ludność miejska w tys. 1621 4474 792 1935 8822
(18,4%) (50,7%) (9,0%) (21,9%)
Budynki ogniotrwałe (%) 91,4 47,2 13,0 36,6 45,8
Odsetek mieszkańców 69,7 33,3 11,0 28,2 36,6
w budynkach wyposażo-
nych w wodociągi
Odsetek mieszkańców 58,1 25,9 8,9 30,9 31,1
w budynkach wyposażo-
nych w kanalizację
Mieszkania jedno- i dwui- 51,4 73,0 72,6 93,3 68,8
zbowe (%)
Sytuacja ta poprawiła się, zwłaszcza w latach 30.,
kiedy to budownictwo mieszkaniowe stanęło na bardzo
wysokim poziomie. Nowe wzorce propagowała i reali-
zowała od 1922 r. np. Warszawska Spółdzielnia Miesz-
kaniowa. Przeobrażenia dokonywały się jednak bardzo
wolno, a najsilniej na statystyczne zmiany wpływały
nowo wznoszone osiedla i nowo powstające ośrodki
miejskie, takie jak Gdynia czy Stalowa Wola. Z udo-
godnień cywilizacyjnych korzystała w pierwszej kolej-
ności inteligencja (pracownicy umysłowi) i najlepiej
uposażone grupy robotników, np. kolejarze czy druka-
rze.
2. STRUKTURA ZATRUDNIENIA
Jak już wspominano, Polska odziedziczyła po
okresie zaborów ziemie w większości słabo rozwinięte
gospodarczo, z przewagą rolnictwa, niekiedy stojącego
niemalże na poziomie naturalnym, z niezbyt licznymi
enklawami dobrze rozwiniętego przemysłu. Siłą rzeczy
rzutowało to także na rozwój transportu i handlu. Brak
własnego państwa, a w zaborze rosyjskim również in-
stytucji samorządowych, nie sprzyjał rozbudowie sek-
tora służby publicznej. U progu niepodległości struktu-
ra zatrudnienia daleka była od tej w rozwiniętych go-
spodarczo krajach zachodnich. Podobne jak Polska, a
może nawet trochę gorsze wskaźniki osiągnęły jedynie
niektóre kraje bałkańskie, np. Rumunia i Bułgaria. W
okresie międzywojennym zachodziły pewne zmiany,
ale ich tempo nie było zbyt duże. Dokładniejsze dane
zamieszczono poniżej.
Struktura zawodowa ludności Polski (w procentach)
Dział gospodarki 1921 1931 1937
Rolnictwo, ogrodnictwo, leśnictwo 63,8 60,9 59,1
Przemyśl i rzemiosło 17,2 19,2 23,2
Handel i ubezpieczenia 6,2 5,9 6,1
Komunikacja i transport 3,4 3,6 3,5
Służba publiczna 3,7 4,1 4,2
Służba domowa 1,1 1,4 1,4
Inne i nieokreślone 4,6 4,9 2,5
Razem 100,0 100,0 100,0
Tempo tych przeobrażeń zostało przyspieszone
w czasie tzw. polityki nakręcania koniunktury tuż przed
wybuchem wojny, a więc można przypuszczać, że po
kilku latach wyniki byłyby nieznacznie korzystniejsze.
Jednak niezależnie od zachodzących zmian przez cały
okres międzywojenny większość mieszkańców Polski
utrzymywała się z pracy w rolnictwie. Na drugim miej-
scu znajdowały się przemysł i rzemiosło. Inne działy
gospodarki miały już mniejsze znaczenie. Odziedziczo-
na po epoce rozbiorów struktura zatrudnienia w okresie
międzywojennym z wolna się unowocześniała. Świad-
czył tym przede wszystkim spadek odsetka ludności za-
trudnionej w rolnictwie na korzyść innych działów,
zwłaszcza przemysłu, usług, a częściowo także służby
publicznej (administracji państwowej i samorządowej,
sądownictwa, różnego rodzaju stowarzyszeń, służby
zdrowia, szkolnictwa oraz instytucji zajmujących się
krzewieniem kultury i sztuki).
Analizując strukturę zatrudnienia, należy także
mieć na uwadze, że poziom rozwoju rolnictwa, rzemio-
sła, handlu i usług był bardzo niski, gdyż wśród osób
zawodowo czynnych zdecydowanie przeważali (ok.
57%) tzw. samodzielni, niezatrudniający sił najemnych,
a więc w rzeczywistości właściciele niewielkich gospo-
darstw, warsztatów i sklepów, wspomagani w razie po-
trzeby przez członków najbliższej rodziny.
3. GRUPY I WARSTWY SPOŁECZNE
W zależności od gałęzi zatrudnienia, a przede
wszystkim od rodzaju wykonywanej pracy, społeczeń-
stwo było podzielone na mniej lub bardzie wyraźne
grupy o zbliżonym systemie wartości, poziomie życia,
stopniu za możności i prestiżu. Układ ten i zachodzące
w nim zmiany ilościowe ilustruje poniższe zestawienie.
Podział klasowo-warstwowy społeczeństwa polskiego
Klasy i warstwy społeczne 1921 1931 1938
mln % mln % mln %
Robotnicy 7,5 27,6 9,4 29,3 10,5 30,2
Chłopi 14,5 53,3 16,7 52,0 17,4 50,0
Inteligencja i pracownicy umysłowi 1,4 5,1 1,8 5,6 2,0 5,7
Burżuazja 0,3 1,1 0,3 0,9 0,3 0,9
Drobnomieszczaństwo 3,0 11,0 3,4 10,6 4,1 11,8
Ziemianie 0,1 0,4 0,1 0,3 0,1 0,3
Inni 0,4 1,5 0,4 1,3 0,4 1,1
Razem 27,2 100,0 32,1 100,0 34,8 100,0
Jak wynika z zestawienia, najliczniejsza była grupa
chłopów. Zgodnie z przyjętymi zasadami zaliczano do
niej drobnych producentów rolnych, dla których pod-
stawę utrzymania stanowiły samodzielne gospodarstwa.
Do tej kategorii należała ponad połowa ludności kraju
i ponad 70% mieszkańców wsi. Czasami, niezbyt ści-
śle, mianem takim określano także osoby, które nie po-
siadały ziemi, ale mieszkały na wsi i utrzymywały się
z pracy na roli. Przy takim ujęciu liczebność warstwy
chłopskiej byłaby o kilkanaście procent wyższa. O po-
zycji społecznej i poziomie życia mieszkańców wsi de-
cydowała przede wszystkim ilość oraz jakość posiada-
nej ziemi i dlatego najwyższym prestiżem cieszyli się
właściciele największych gospodarstw, liczących od 10
do 50 ha (w województwach zachodnich nawet do
100). Prawie wyłącznie z ich szeregów wywodziły się
osoby zajmujące wszystkie ważniejsze stanowiska
w samorządzie oraz wszelkiego rodzaju organizacjach
gospodarczych, oświatowych i religijnych. Ich przed-
stawiciele zasilali też w znacznym stopniu polityczną
kadrę przywódczą wsi. Była to jednak grupa niezbyt
liczna (ok. 11-12%) i w ciągu dwudziestolecia wyka-
zywała tendencję malejącą. Znacznie więcej (37-38%)
było chłopów średniorolnych, to znaczy posiadających
gospodarstwa, z których dochód zazwyczaj pozwalał na
utrzymanie rodziny. Trochę liczniejsi byli chłopi mało-
rolni (41-42%) i ci musieli już na ogół szukać dodat-
kowych źródeł zarobkowania. W najtrudniejszej sytua-
cji znajdowali się właściciele gospodarstw karłowatych,
którzy zdecydowanie nie mogli się utrzymać bez do-
datkowej pracy. Oddzielną kategorię ludności wiejskiej
stanowili robotnicy rolni, zatrudniani w wielkich ma-
jątkach i dużych gospodarstwach chłopskich.
Drugą pod względem liczebności grupą społeczną
byli robotnicy, czyli najemni pracownicy fizyczni. Za-
trudnienie znajdowali w przedsiębiorstwach przemy-
słowych, zakładach rzemieślniczych, usługowych oraz
w rolnictwie i leśnictwie. W okresie międzywojennym
ich liczba systematycznie rosła zarówno w ujęciu bez-
względnym, jak i procentowym. W związku z postępu-
jącą modernizacją kraju najszybciej przybywało osób
zatrudnionych w wielkim i drobnym przemyśle, górnic-
twie, a częściowo także w rzemiośle i chałupnictwie.
Malała natomiast, przynajmniej procentowo, liczba ro-
botników rolnych. Zdecydowana większość robotników
(67,8%) mieszkała na terenie Polski centralnej, na Ślą-
sku i w województwie krakowskim. Warunki bytowe
i osiągane zarobki zależały przede wszystkim od miej-
sca zatrudnienia.
Ze względu na charakter państwa najliczniejszą
grupę (ok. 1/3 całości klasy robotniczej) tworzyli stali
i sezonowi robotnicy rolni. Duża część robotników sta-
łych (tzw. ordynariuszy) zatrudniona była w majątkach
ziemskich, z którymi powiązani byli różnorakimi wię-
zami. Zazwyczaj mieszkali w zabudowaniach dwor-
skich (czworakach), a wynagrodzenie otrzymywali czę-
ściowo w gotówce, a częściowo w postaci produktów
rolnych, prawa użytkowania kawałka ziemi na własne
potrzeby, a często także utrzymywania własnego in-
wentarza, wypasanego na dworskiej łące. Poziom wy-
kształcenia, warunki życia i status społeczny robotni-
ków rolnych, z wyjątkiem zachodniej części kraju, nie
były zbyt wysokie. W znacznie gorszej sytuacji znaj-
dowali się robotnicy sezonowi, rekrutujący się m.in.
z grona właścicieli gospodarstw karłowatych. Robotni-
cy rolni tworzyli swoistą formę przejściową między
ludnością chłopską a robotniczą. W omawianym okre-
sie byli oni, chociażby z racji zamieszkania i wykony-
wanej pracy, bardzo silnie związani ze środowiskiem
wiejskim i w sprzyjających warunkach, po nabyciu
ziemi, zasilali szeregi chłopskie. Związki takie były
istotne także dla innych grup robotniczych, tym bar-
dziej że jeszcze pod koniec lat 30. prawie 40% pracow-
ników fizycznych zatrudnionych poza rolnictwem
mieszkało na wsi. W tym samym czasie robotnicy rolni
i robotnicy zatrudnieni w innych gałęziach gospodarki,
ale mieszkający na wsi, stanowili ok. 55% całości klasy
robotniczej.
Poza rolnictwem najwięcej robotników zatrudnio-
nych było w przemyśle, zwłaszcza włókienniczym, me-
talowym i spożywczym, rzemiośle, górnictwie budow-
nictwie. Proletariat przemysłowy nie był jednak zbyt
liczny, gdyż składało się nań tylko ok. 18% ogółu ro-
botników. Jego największym skupiskiem był Górny
Śląsk. Na położenie robotników istotny wpływ wywie-
rały koniunktura ekonomiczna i towarzyszące jej wa-
haniom bezrobocie, które od czasu wielkiego kryzysu
przybrało charakter strukturalny. Wysokość zarobków
i związany z tym poziom życia uzależnione były od
kwalifikacji, miejsca oraz rodzaju wykonywanej pracy.
Do najlepiej uposażonych, poza drukarza mi, należeli
pracownicy zatrudnieni w przemyśle ciężkim, przed-
siębiorstwach państwowych, zwłaszcza na kolei (naj-
większy pracodawca w Polsce międzywojennej), i ko-
munalnych (gazownie, elektrownie, komunikacja miej-
ska). Najgorzej uposażeni byli robotnicy niewykwalifi-
kowani, bardzo często zatrudniani jedynie przy naj-
prostszych pracach sezonowych, np. w budownictwie.
Klasa robotnicza była dość jednolita pod względem
narodowym. Zdecydowanie przeważali w niej Polacy
(ok. 80% ogółu i 90% robotników wielkoprzemysło-
wych). Dominacja ta, wynikająca po części z celowej
polityki personalnej, była szczególnie widoczna
w przemyśle pracującym na potrzeby obronności
i w przedsiębiorstwach państwowych, zwłaszcza o zna-
czeniu strategicznym (koleje, poczta), a także w insty-
tucjach komunalnych. Oprócz Polaków klasę robotni-
czą tworzyli także Żydzi i Niemcy (głównie na Śląski
i w aglomeracji łódzkiej) oraz Ukraińcy (najczęściej
robotnicy rolni).
Trzecią co do wielkości grupą było drobnomiesz-
czaństwo (ok. 30% ludności pozarolniczej), stanowiące
formację przejściową między proletariatem a burżuazją.
Zaliczano do niego osoby dysponujące własnym źró-
dłem dochodu, zazwyczaj niezatrudniające sił najem-
nych, ale bardzo często wykorzystujące pomoc człon-
ków rodziny. Byli to przede wszystkim rzemieślnicy,
drobni kupcy (najliczniejsza grupa), właściciele nie-
wielkich domów czynszowych, mniejszych lokali ga-
stronomicznych itp. Dokładne określenie liczebności tej
grupy jest trudne, gdyż granica między jej najzamoż-
niejszą częścią a drobną burżuazją nie była zbyt ostra,
a jeszcze płynniejsza dzieliła jej spauperyzowany
odłam od robotników. Częstym zjawiskiem było też
przechodzenie z jednej grupy do drugiej, np. w wyniku
zakładania przez wykwalifikowanych robotników lub
chałupników własnych warsztatów rzemieślniczych al-
bo odwrotnie, z powodu ich likwidacji i spadku właści-
cieli do kategorii pracowników najemnych. W wielu
wypadkach uzyskanie stałej pracy, np. w przemyśle,
oznaczało nawet awans społeczny i finansowy. Nie-
wielkie także były różnice w poziomie wykształcenia
i warunkach bytowych obu grup. Prawdopodobnie tyl-
ko ok. 1/3 drobnomieszczaństwa żyło na wyższym po-
ziomie niż robotnicy, a znacznie większy odsetek uzy-
skiwał niższe dochody, a więc musiał zadowalać się
skromniejszymi warunkami niż te, które były udziałem
robotników, nawet spoza kręgu najlepiej uposażonych.
Występowały oczywiście różnice regionalne. Najsta-
bilniejsze i osiągające najwyższy poziom życia było
drobnomieszczaństwo województw zachodnich, ale je-
go bezwzględna i uboższa większość (prawie 55%)
zamieszkiwała miasta i miasteczka w województwach
centralnych, południowych i wschodnich.
Była to także grupa bardzo zróżnicowana pod
względem narodowym, choć bez wątpienia przeważała
w niej (ponad 55%) ludność żydowska, w niektórych
ośrodkach na wschodzie Polski w całości zaliczana do
tej kategorii. Najwyraźniej widoczne było to w handlu,
stojącym na ogół na bardzo niskim poziomie. Na Pola-
ków przypadało niecałe 40% całej grupy, a największe
znaczenie mieli oni na terenach Śląska i byłego zaboru
pruskiego, na których konkurowali z Niemcami. Bar-
dzo nieliczne było drobnomieszczaństwo innych grup
narodowych. Ponieważ liczba tych najdrobniejszych
placówek usługowych, zwłaszcza w handlu, była zde-
cydowanie większa niż istniejące potrzeby, dochodziło
do ostrej walki konkurencyjnej, którą — ze względu na
przewagę elementu żydowskiego — bardzo często
prowadzono nie pod hasłami gospodarczymi, ale wy-
znaniowymi, narodowymi i politycznymi. Drobno-
mieszczaństwo było też, zwłaszcza po polskiej stronie,
najsilniejszym zapleczem partii nacjonalistycznych.
Równie zróżnicowana była inteligencja, odgrywa-
jąca istotną rolę w funkcjonowaniu państwa. Ona za-
pewniała kadry pracownicze urzędom, instytucjom
państwowym i samorządowym, kształtowała opinię pu-
bliczną, a niejednokrotnie inicjowała zmiany polityczne
i cywilizacyjne. Jej największe skupiska występowały
siłą rzeczy w dużych miastach i ośrodkach przemysło-
wych, zwłaszcza na terenie województw centralnych
(ok. 46% całej grupy). Mniej liczna była na zachodzie
i południu kraju, a jej najsłabsza reprezentacja znajdo-
wała się w województwach wschodnich (ok. 6%).
Liczebność tej grupy jest trudna do ustalenia ze
względu na brak jednoznacznych kryteriów wyodręb-
niających. W okresie międzywojennym bardzo często
zaliczano do niej np. sfery urzędnicze, określane naj-
częściej mianem pracowników umysłowych. Przy ta-
kim ujęciu istotniejszy był rodzaj wykonywanej pracy
niż posiadane wykształcenie, na ogół niezbyt wysokie.
Ze szczegółowych ustaleń wynika, że tylko ok. 11% tak
szeroko rozumianej inteligencji ukończyło studia wyż-
sze, znacznie więcej miało świadectwa maturalne, ale
ponad 30% legitymowało się jedynie ukończeniem
szkoły powszechnej lub kilku klas średniej. W ciągu
okresu międzywojennego, dzięki rozbudowie szkolnic-
twa średniego i wyższego, sytuacja ta wyraźnie się po-
prawiała. Z kręgów szeroko rozumianej inteligencji re-
krutowała się też największa liczba uczniów szkół
średnich i słuchaczy wyższych uczelni.
Elitę intelektualną i finansową inteligencji tworzyli
przedstawiciele wolnych zawodów, zwłaszcza lekarze,
adwokaci i najwyższa kadra inżynieryjna, ale jej naj-
liczniejszą częścią byli pracownicy umysłowi, głównie
zatrudnieni w służbie państwowej i samorządowej oraz
instytucjach zależnych od państwa (ponad 50%). Naj-
więcej miejsc pracy zapewniały służba publiczna,
oświata i kultura oraz służba zdrowia. Rosło także za-
trudnienie w gospodarce, zwłaszcza w przemyśle, han-
dlu i komunikacji.
Inteligencja była zróżnicowana pod względem na-
rodowościowym, ale wyraźną przewagę miał tu ele-
ment polski (75-80%). Polakom, ze względu na prowa-
dzoną politykę personalną, było łatwiej niż przedstawi-
cielom innych grup narodowych znaleźć zatrudnienie
w administracji państwowej, samorządowej, szkolnic-
twie publicznym i przedsiębiorstwach państwowych.
Liczna była też inteligencja żydowska, a w grupie wol-
nych zawodów wysuwała się nawet na pierwsze miej-
sce (ponad 50% ogółu adwokatów i lekarzy). Żydzi
i ludzie pochodzenia żydowskiego odgrywali także
istotną rolę wśród twórców kultury. W gorszej sytuacji
znajdowali się pracownicy umysłowi tej narodowości,
którzy mogli liczyć na zatrudnienie przede wszystkim
w przedsiębiorstwach i instytucjach prywatnych,
zwłaszcza prowadzonych przez współwyznawców.
W podobnym położeniu jak żydowscy pracownicy
umysłowi znajdowała się niezbyt liczna inteligencja
ukraińska i białoruska, wśród której znaczną rolę od-
grywało duchowieństwo. Części wykształconych Ukra-
ińców zatrudnienie zapewniała dobrze rozwinięta spół-
dzielczość. Inteligencja niemiecka znajdowała prze-
ważnie pracę w prywatnych przedsiębiorstwach, mająt-
kach ziemskich oraz we własnych instytucjach spół-
dzielczych, oświatowych i kulturalnych.
Niezbyt liczne, ale bardzo wpływowe były dwie
ostatnie grupy, czyli burżuazja i ziemiaństwo. Do bur-
żuazji zaliczano osoby będące właścicielami lub
współwłaścicielami większych, tzn. zatrudniających
przynajmniej kilku pracowników najemnych, zakładów
przemysłowych, przedsiębiorstw handlowych, transpor-
towych, gastronomicznych, hotelarskich itp., a czę-
ściowo także wydawnictw (zwłaszcza prasowych), lo-
kali rozrywkowych i prywatnych instytucji zajmują-
cych się obrotem pieniężnym. Do grupy tej zaliczano
także rentierów uzyskujących dochód z dywidend, bez
angażowania się w bezpośrednią działalność produk-
cyjną (a więc np. osoby czerpiące dochody z posiada-
nych akcji) lub tzw. kamieniczników, to jest utrzymu-
jących się z czynszów właścicieli nieruchomości miej-
skich. Liczebność całej grupy, przy braku jedno-
znacznie sprecyzowanych kryteriów wyróżniających,
jest trudna do ustalenia, ale szacowano ją na kilkadzie-
siąt tysięcy osób czynnych zawodowo (60-70 tys.).
Najliczniejsza jej część była zaangażowana w przemysł
i handel. Ta stosunkowo niewielka grupa wpływała
jednak istotnie na politykę gospodarczą państwa, m.in.
za pośrednictwem Centralnego Związku Polskiego
Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów (tzw. Lewia-
tana). Jej najbogatsza część, oligarchia finansowa, była
już bardzo nieliczna, gdyż należało do niej mniej niż
100 osób. Burżuazja polska nie była zbyt mocna. Jej
podstawy ekonomiczne zniszczyła w dużym stopniu I
wojna światowa, a zwłaszcza utrata — w wyniku do-
konanych tam przeobrażeń ustrojowych — kapitałów
zainwestowanych w Rosji, z którą do czasu wybuchu
tego konfliktu znaczna jej część była ekonomicznie
związana. Rolę tej grupy dodatkowo zmniejszał
w okresie międzywojennym etatyzm (rozwój sektora
państwowego), będący wynikiem, jak to już podkreśla-
no, słabości finansowej polskiej burżuazji i niemożli-
wości spełnienia przez nią oczekiwań związanych
z rozwojem ekonomicznym i unowocześnianiem go-
spodarki państwa.
Burżuazja była także zróżnicowana narodowo-
ściowo, ale przy dominacji polskiej (ok. 50%) i żydow-
skiej (ok. 43-44%). Żydzi opanowali większość dużych
przedsiębiorstw handlowych, a ponadto stanowili także
liczącą się grupę wśród rentierów-kamieniczników,
a więc funkcjonowali w działach najsilniej związanych
z życiem codziennym. Sprzyjało to stworzeniu wśród
części społeczeństwa polskiego wizerunku Żyda-
wyzyskiwacza i przysparzało zwolenników polskim
ugrupowaniom nacjonalistycznym, propagującym una-
rodowienie życia gospodarczego, a zwłaszcza przemy-
słu i handlu, czyli eliminację z nich elementu obcego.
Nieliczna była natomiast wśród burżuazji reprezentacja
pozostałych narodowości. Na ziemiach zachodniej Pol-
ski, w mniejszym stopniu centralnej, pewną rolę (ok.
4% całości grupy) odgrywali Niemcy. Burżuazja, nie-
zależnie od podziałów narodowościowych, powiązana
była bardzo często, głównie ekonomicznie, ale także
i rodzinnie, z ziemiaństwem.
Grupa wielkich właścicieli ziemskich (to znaczy
takich, którzy posiadali gospodarstwa o powierzchni
przekraczającej 50 ha), niezbyt liczna i w ciągu okresu
międzywojennego zmniejszająca się na skutek postępu-
jącej parcelacji majątków, cieszyła się ciągle, głównie
ze względu na tradycję, znacznym prestiżem. Posiadała
ona ponadto dużą część ziemi uprawnej, co w wypadku
Polski, kraju o charakterze rolniczo-przemysłowym, nie
było bez znaczenia. Najwięcej majątków znajdowało
się w województwach wschodnich i centralnych, a do
najbardziej ziemiańskich ze względu na stan posiadania
(ponad 55% powierzchni) należałoby zaliczyć woje-
wództwa poznańskie, pomorskie, poleskie i stanisła-
wowskie.
Także i ta grupa nie była jednolita. Wyróżniano
wśród niej wywodzących się z najstarszych rodów
szlacheckich i cieszących się największym prestiżem
ziemian i niżej w tej hierarchii stojących posiadaczy
ziemskich, niemających takich korzeni, a pochodzą-
cych przede wszystkim z kręgów wzbogaconego
mieszczaństwa, które wykorzystało możliwości stwo-
rzone przez Konstytucję 3 maja i późniejsze ustalenia
prawne. W grupie wielkich właścicieli ziemskich, poza
Śląskiem, a częściowo także Wielkopolską i Pomo-
rzem, gdzie dominowali lub poważną rolę odgrywali
Niemcy, przeważali na ogół Polacy (ponad 80%),
z niewielkim dodatkiem Ukraińców, głównie w połu-
dniowej części Wołynia. Tam właścicielami części ma-
jątków byli również Rosjanie, natomiast w Galicji
Wschodniej pewien procent wielkich gospodarstw na-
leżał także do spolonizowanych Żydów. Wśród zie-
miaństwa nie było właściwie przedstawicieli ludności
białoruskiej, z wyjątkiem szczególnych i niejedno-
znacznych przypadków, takich jak np. Roman
Skirmunt, skądinąd bliski krewny Konstantego, długo-
letniego ambasadora polskiego w Wielkiej Brytanii.
Właściciele ziemscy cieszyli się olbrzymim presti-
żem — większym, niż wynikałoby to z ich liczebności,
a nawet stanu majątkowego. Po części dyskontowali
osiągnięcia z przeszłości. Powszechnie pamiętano, że
grupa ta położyła olbrzymie zasługi dla utrzymania
polskiego stanu posiadania, zwłaszcza na Kresach
Wschodnich. Była ona również dobrze wykształcona,
bardzo często na renomowanych uczelniach europej-
skich, toteż wielu jej przedstawicieli posługiwało się
kilkoma językami obcymi. Nic dziwnego, że z niej
wywodzili się w dużym stopniu ludzie, którzy zajmo-
wali najwyższe stanowiska w instytucjach rządowych
i administracji centralnej. W szczególności odnosiło się
to do elity ziemiaństwa (arystokracji), która w okresie
międzywojennym zdominowała w zasadzie wszelkie
stanowiska w służbie dyplomatycznej, m.in. dzięki te-
mu, że mogła wykorzystywać nie tylko wykształcenie,
ale także, co czasami bywało istotniejsze, swoje mię-
dzynarodowe towarzyskie i rodzinne powiązania.
Z podziałem na grupy i warstwy społeczne wiązał
się poziom zamożności, przejawiający się głównie
w wysokości rocznych dochodów, uzyskiwanych przez
zawodowo czynnych. Pod tym względem społeczeń-
stwo polskie można byłoby podzielić na cztery katego-
rie, obejmujące zarówno osoby zawodowo czynne
(pracujące lub kierujące pracą), jak i bierne (niepracu-
jący członkowie rodzin). Na najwyższym poziomie,
z dochodami powyżej 10 tys. zł rocznie, znajdowała się
arystokracja ziemska, właściciele większych przedsię-
biorstw i najwyżsi urzędnicy państwowi — w sumie
ok. 300 tys. ludzi, a więc niecały jeden procent ludno-
ści. Znacznie liczniejsza była grupa (ok. 4 mln —
11,5%) uzyskująca rocznie średnio 3000 zł, do której
należała większość inteligencji (pracownicy umysłowi
i przedstawiciele wolnych zawodów), właściciele
mniejszych majątków ziemskich i największych gospo-
darstw chłopskich, część burżuazji i drobnomieszczań-
stwa. Poniżej tego poziomu (11,5 mln — 33% ludno-
ści) plasowała się grupa o dochodach rocznych w gra-
nicach 1800 zł. W jej skład wchodzili bogatsi chłopi,
wykwalifikowani robotnicy, znaczna część drobno-
mieszczaństwa i niżsi funkcjonariusze państwowi.
Większość społeczeństwa (ok. 19 mln ludzi — prawie
55%) tworzyła ostatnia grupa, do której należeli naj-
liczniejsi w Polsce małorolni i bezrolni chłopi, robotni-
cy niewykwalifikowani i chałupnicy. Tu średni dochód
roczny nie przekraczał kwoty 900 zł. Zróżnicowanie
majątkowe było, podobnie jak obecnie, zjawiskiem na-
turalnym, z tym że w okresie międzywojennym jedynie
członkowie dwóch pierwszych grup funkcjonowali na
poziomie zbliżonym do osiąganego przez analogiczne
warstwy w rozwiniętej gospodarczo zachodniej Euro-
pie. Położenie warstwy średniej (III grupa) było już
zdecydowanie gorsze, a ostatniej i najliczniejszej grupy
niemożliwe w zasadzie do porównania, gdyż tak niski
poziom dochodów nie był tam znany.
4. NARODOWOŚCI MAŁE I DUŻE
Polska międzywojenna była państwem wielonaro-
dowym. Podstawową masę ludności tworzyli Polacy,
ale obok nich mieszkali także Ukraińcy, Żydzi, Biało-
rusini, Niemcy oraz, w mniejszej liczbie, przedstawi-
ciele innych narodowości. Wielonarodowa Polska nie
była we wschodniej i południowo-wschodniej Europie
czymś wyjątkowym. Mniejszości narodowe znajdowały
się właściwie we wszystkich państwach tego rejonu,
aczkolwiek w wypadku Polski ich odsetek był chyba
najwyższy (ok. 1/3 mieszkańców). Znaczny procent
mniejszości wykazywały także statystyki Rumunii (ok.
28%), Łotwy (ok. 26-27%) i Czechosłowacji (ok.
25%), a prawdopodobnie w rzeczywistości był on jesz-
cze wyższy.
Duża liczba mniejszości narodowych w Polsce by-
ła przede wszystkim dziedzictwem przeszłości.
W okresie I Rzeczypospolitej, obejmującej poza zie-
miami polskimi także rozległe obszary ruskie (ukraiń-
skie), białoruskie i litewskie, dokonywały się powolne
ruchy migracyjne, a w rezultacie polscy chłopi osiedlali
się nawet daleko na wschodzie. Równocześnie ludność
ukraińska (ruska) przesuwała się w kierunku zachod-
nim. Do miast przybywali m.in. Niemcy, Żydzi, Or-
mianie. W wielu wypadkach ludność ta, szczególnie
w miastach, asymilowała się, ale bardzo często, głów-
nie w środowiskach wiejskich, zachowywała swą od-
rębność językową i obyczajową, a zwłaszcza religijną.
Przez długi czas ta różnorodność nie stwarzała proble-
mów, gdyż podstawowym kryterium lojalności wobec
państwa była wierność prawom Rzeczypospolitej
i władcy, co dotyczyło zresztą stosunkowo wąskiego
kręgu narodu politycznego, tworzonego przez szlachtę
polską oraz — z biegiem czasu — spolonizowanych
całkowicie bojarów litewskich i ruskich. Po części lo-
jalności takiej wymagano także od mieszkańców naj-
większych ośrodków miejskich. Funkcjonowanie obok
siebie różnych grup narodowych i religijnych sprzyjało
wzbogacaniu kultury i języka, a także kształtowaniu
postaw tolerancyjnych wobec mniejszości. Najpełniej
zjawisko to wystąpiło na terenach kresowych, gdzie
powstały warunki do rozwoju niepowtarzalnego klima-
tu społecznego i kulturowego, który ostatecznie znisz-
czyła II wojna światowa. Sytuacja ta zaczęła się szybko
zmieniać od połowy XIX w., to znaczy wówczas, gdy
kształtowały się nowoczesne narody. Od tej pory różni-
ce religijne, narodowe i językowe, bardzo często pod-
sycane przez władze zaborcze, nabierały coraz więk-
szego znaczenia i zaczynały rzutować na coraz szersze
warstwy społeczeństwa, co bardzo wyraźnie można by-
ło zaobserwować we wschodniej części Galicji. Wtedy
też rządy zaborcze zaczęły prowadzić celową politykę
kolonizacyjną, mającą umocnić ich pozycje na terenach
zdominowanych przez żywioł polski. W najszerszym
zakresie prowadziły ją władze pruskie, za pośrednic-
twem m.in. Komisji Kolonizacyjnej, a podobne działa-
nia podejmowały także władze rosyjskie, powołując
w tym celu do życia Bank Włościański.
Fakt, że Polska międzywojenna była krajem wielo-
narodowym, nie ulega wątpliwości, ale dokładne usta-
lenie jej składu narodowościowego jest już nie do koń-
ca możliwe ze względu na niedoskonałości informacji
statystycznych, wynikające niekiedy z celowych zafał-
szowań, a po części z tego, że w wielu rejonach kraju
świadomość narodowa dopiero się krystalizowała. To
ostatnie zjawisko występowało przede wszystkim na
wszelkiego rodzaju pograniczach, najczęściej na Kre-
sach Wschodnich, na których żyli obok siebie ludzie
reprezentujący różne narodowości, języki i religie. Bar-
dzo często granice podziałów narodowych oddzielały
od siebie nie tylko regiony geograficzne czy miejsco-
wości, ale także rozbijały rodziny. Nie były rzadkością
sytuacje, gdy nawet rodzeni bracia deklarowali od-
mienną przynależność narodową; można tu przypo-
mnieć najbardziej znane tego przypadki w rodzinach
Iwanowskich czy Szeptyckich. Dlatego też wszelkiego
rodzaju zestawienia statystyczne, siłą rzeczy nie-
uwzględniające takich niuansów, powinno się trakto-
wać jedynie jako przybliżone. Tak też, jako nie do koń-
ca wiarygodne, należy przyjmować wyniki obu spisów
powszechnych z okresu międzywojennego. Pierwszy
z nich, z 1921 r., w którym pytano o narodowość, nie
objął całego państwa (Wileńszczyzna i Górny Śląsk
nadal były poza jego uznanymi granicami) i został ze
względów politycznych częściowo zbojkotowany przez
ludność ukraińską w Małopolsce Wschodniej, a ponad-
to był przeprowadzony w czasie, gdy silny ruch repa-
triacyjny dopiero zbliżał się do końca. Jego najwięk-
szym minusem był fakt, że wiele osób, a nawet część
komisarzy spisowych, nie rozróżniało pojęć „obywatel-
stwo” i „narodowość”. Stąd np. pojawiła się bardzo du-
ża grupa ludności deklarująca wyznanie mojżeszowe
i równocześnie narodowość polską. W czasie kolejnego
spisu, pragnąc uniknąć tego typu komplikacji, pytano
już tylko, poza wyznaniem, o język ojczysty. Także i to
okazywało się czasami zbyt trudne, gdyż wiele osób nie
potrafiło go określić i np. w województwie poleskim
zdecydowana większość mieszkańców (ponad 60%)
podała, że za ojczysty uważa język „tutejszy”. Prawdo-
podobnie nie była to sytuacja wyjątkowa, choć nie zna-
lazła odbicia w opublikowanych zestawieniach.
Dane o liczebności największych grup narodowych
zamieszczono poniżej.
Skład narodowościowy Polski w okresie międzywojennym (w procentach)
Narodowość19211931 1938 J. Tomaszewski J. Żarnowski W. Michowicz
(1931) (1931) (1931)
Polacy 69,0 68,9 69,0 64,7 66,0 66,0
Ukraińcy 14,0 13,9 13,9 16,0 15,3 16,2
Białorusini 4,0 3,1 3,1 6,1 4,3 5,6
Niemcy 4,0 2,3 2,3 2,4 2,6 2,6
Żydzi 8,0 8,6 8,4 9,8 8,6 8,7
Inni 1,0 3,2 3,3 3,3 3,2 0,9
Jak już wspomniano, oficjalne dane budzą liczne
wątpliwości, gdyż powszechnie uważa się, że zawyżają
liczbę polskiej ludności. Dlatego też historycy zajmują-
cy się kwestiami narodowościowymi na ogół posługują
się własnymi szacunkami. Wszystkie one mają cechę
wspólną — zmniejszają liczbę Polaków (do ok. 65-
66%) i powiększają odsetek mniejszości, zwłaszcza
ukraińskiej, białoruskiej i żydowskiej.
Niezależnie od dokonywanych korekt i stosowania
różnych metod obliczania struktury narodowościowej II
Rzeczypospolitej bez wątpienia najliczniejszą grupą na-
rodową byli w niej Polacy, dominujący zwłaszcza na
terenie województw centralnych i zachodnich. Z ofi-
cjalnych danych spisowych z 1931 r. wynika, że naj-
większy odsetek ludności deklarującej język polski jako
ojczysty mieszkał na terenie województw śląskiego
(92,3% ogółu ludności), krakowskiego (91,3%) i po-
znańskiego (90,5%). Według tego samego źródła in-
formacji najbardziej polski charakter miała wieś kielec-
ka (95,7%), największy odsetek polskiej ludności miej-
skiej (94%) znajdował się w Wielkopolsce, a Poznań
był najbardziej polskim miastem. Zupełnie inaczej wy-
glądała sytuacja na wschodzie. Tam poważniejsze sku-
piska ludności polskiej znajdowały się jedynie na Wi-
leńszczyźnie, w rejonie Lwowa i Tarnopola. Na więk-
szości ziem kresowych, poza województwem wileń-
skim, w którym dysponowali nieznaczną przewagą, Po-
lacy byli już tylko mniejszością wśród ludności ukraiń-
skiej, białoruskiej na wsi oraz żydowskiej w mniej-
szych miastach i miasteczkach. Najmniej Polaków było
na terenie województw poleskiego (14,5%), wołyń-
skiego (16,6%) i stanisławowskiego (22,4%).
Największa koncentracja mniejszości narodowych
występowała, jak już wspomniano, na wschód od Bugu
i Sanu. Na tych terenach, obejmujących prawie 2/3 te-
rytorium państwa, przeważała osiadła tam właściwie od
zawsze ludność ukraińska i białoruska. Należy przy
tym jednak podkreślić, że cechował ją zróżnicowany
stopień samoświadomości. Element napływowy, z bar-
dzo długą tradycją, stanowili Polacy i Żydzi oraz inne
drobne grupy narodowościowe. W odniesieniu do tych
terenów można było odnotować największe rozbieżno-
ści między oficjalnie opublikowanymi danymi staty-
stycznymi a szacunkami dokonywanymi przez znaw-
ców problematyki. Ilustruje to poniższe zestawienie.
Struktura narodowościowa ziem wschodnich według danych spisowych z 1931
r. (język ojczysty) i obliczeń szacunkowych
Województwo Ludność W tym
ogółem Polacy Ukraińcy Białorusini Żydzi Inni
(100%) liczba % liczba % liczba % liczba % Liczba %
Oficjalne dane spisowe (wg języka ojczystego)
Wileńskie 1276,0 761,7 59,7 1,6 0,1 289,7 22,7 108,9 8,5 114,1 9,0
Nowogródzkie 1057,2 553,9 52,4 1,2 0,1 413,5 39,1 77,0 7,3 11,6 1,1
Poleskie 1132,2 164,4 14,5 54,0 4,8 75,4 6,6 113,0 10,0 725,4 64,1
Wołyńskie 2085,6 346,6 16,61426,968,4 2,4 0,1 205,5 9,9 104,2 5,0
Lwowskie 3126,3 1804,057,71067,134,1 0,2 0,0 232,9 7,5 22,1 0,7
Tarnopolskie 1600,4 789,1 49,3 728,2 45,5 — — 78,9 4,9 4,2 0,3
Stanisławowskie 1480,3 332,2 22,41018,966,9 — — 109,4 7,4 19,8 1,3
Ogółem 11758,0 4751,940,44297,936,6 781,2 6,6 925,6 7,9 1001,4 8,5
Dane szacunkowe
Wileńskie 1275,9 641 50,2 — — 409 32,1 111 8,7 114,9 9,0
Nowogródzkie 1075,0 366 34,6 — — 616 58,3 83 7,9 10,0 0,9
Poleskie 1131,9 127 11,2 219 19,3 654 57,8 114 10,1 17,9 1,6
Wołyńskie 2085,6 326 15,6 1445 69,3 — — 208 10,0 106,6 5,1
Lwowskie 3127,4 1458 46,6 1305 41,7 — — 342 7,7 22,4 0,7
Tarnopolskie 1600,4 590 36,9 872 54,5 — — 134 8,4 4,4 0,2
Stanisławowskie 1480,3 241 16,3 1079 72,9 — — 140 9,5 20,3 1,3
Ogółem 11059,5 3749 33,9 4701 42,5 1679 15,2 1132 10,2 296,5 2,7
Drugą pod względem liczebności grupą narodową
w II Rzeczypospolitej byli Ukraińcy, skoncentrowani
na obszarach na wschód od Sanu i Bugu oraz od Prype-
ci na północy po Dniestr na południu. W wielu rejonach
mieli bezwzględną przewagę, nawet według oficjalnych
statystyk, a zgodnie z szacunkami dominowali w wo-
jewództwach stanisławowskim (73%), wołyńskim
(69%) i tarnopolskim (55%). Mniej było ich w woje-
wództwie lwowskim (42%), choć bez wątpienia prze-
ważali w jego wschodniej części, do linii Sanu, będą-
cego naturalną granicą między Małopolską Wschodnią
i Zachodnią. Ponadto liczące się ich skupiska znajdo-
wały się także w południowej części województwa kra-
kowskiego, wschodniej lubelskiego i w południowych
powiatach poleskiego. Szacuje się, że na ziemiach pol-
skich mieszkało ich ponad 5 mln, co oznaczało, że sta-
nowili ok. 15-16% ogółu ludności, choć część history-
ków ukraińskich uważa, że są to liczby zaniżone.
Ukraińcy byli społecznością wiejską. W miastach
zajmowali zazwyczaj trzecią — po Polakach i Żydach
— pozycję. W większości (ok. 80%) utrzymywali się
z dochodów uzyskiwanych z własnych, na ogół nie-
wielkich gospodarstw, a częściowo (ok. 8%) z pracy
w majątkach ziemskich, głównie należących do Pola-
ków i w niewielkim odsetku do Żydów. Ukraińska
większa własność, poza południową częścią Wołynia,
właściwie nie istniała. Rolnictwo ukraińskie, mimo
niekorzystnej struktury agrarnej i niezbyt dużych do-
chodów, odgrywało jednak istotną rolę dzięki dobrze
funkcjonującej spółdzielczości. Największe znaczenie
miał Związek Rewizyjny Spółdzielni Ukraińskich (Re-
wizynyj Sojuz Ukrajinśkych Kooperatyw — RSUK),
który w okresie rozkwitu skupiał prawie 3,5 tys. spół-
dzielni z mniej więcej 600 tysiącami członków i za-
pewniał pracę około 10 tysiącom osób. Podlegały mu
specjalistyczne centrale: mleczarska (Krajowy Związek
Mleczarski — Masłosojuz), zaopatrzenia i zbytu pro-
duktów rolnych (Związek Powiatowych Związków
Spółdzielni Gospodarczo-Spożywczych — Centroso-
juz), handlu hurtowego i detalicznego (Narodna
Torhowla) oraz kredytowa (Centralny Bank Spółdziel-
czy „Krajowy Związek Kredytowy” we Lwowie —
Centrobank). W propagowaniu modernizacji rolnictwa,
nowych metod uprawy ziemi i prowadzenia hodowli
najistotniejszą rolę odegrało współpracujące z RSUK
towarzystwo Silśkyj Hospodar (Gospodarz Wiejski), do
którego należało ok. 160 tys. członków.
Przedstawiciele innych zawodów byli zdecydowa-
nie mniej liczni. Niewielka, poza robotnikami rolnymi,
była grupa utrzymująca się z pracy najemnej, znajdują-
ca zatrudnienie w leśnictwie, przemyśle spożywczym,
wydobywczym (głównie w kamieniołomach) i trans-
porcie. Z ludności ukraińskiej rekrutowała się także
znaczna część służby domowej.
Dużą rolę, nieproporcjonalną do liczby (ok. 2%
ogółu ludności), odgrywała natomiast inteligencja, bar-
dzo prężna, w większości wykształcona poza granicami
Polski, głównie w Czechosłowacji i Niemczech. Po-
nieważ jej możliwości znalezienia pracy w instytucjach
państwowych i samorządowych były minimalne, skie-
rowała swą energię na rozbudowę instytucji ukraiń-
skich, przez co wpływała na utrwalanie i rozszerzanie
świadomości narodowej. To ona walnie przyczyniła się
do rozkwitu spółdzielczości, rozwoju organizacji spo-
łecznych, sportowych, a także kulturalnych i oświato-
wych, odgrywających — w miarę ograniczania rozmia-
rów szkolnictwa ukraińskiego — coraz większą rolę.
Do najpoważniejszych z nich należały: Towarzystwo
Naukowe im. T. Szewczenki, którego znaczenie wzro-
sło zwłaszcza po represjach, jakie dotknęły ukraińskie
życie naukowe w ZSRR w latach 30., Towarzystwo
Kulturalno-Oświatowe „Proswita”, dysponujące rozbu-
dowaną siecią bibliotek stałych (w 1936 r. prawie 700
tys. książek) i objazdowych, czytelń, prowadzące liczne
kursy, głównie dla analfabetów, ale także dla działaczy
i organizatorów życia kulturalnego, oraz Ukraińskie
Towarzystwo Pedagogiczne „Ridna Szkoła”, prowa-
dzące prawie 200 szkół powszechnych, kilkadziesiąt
średnich oraz kilkaset przedszkoli, a także w szerokim
zakresie działalność oświatową dla dorosłych, m.in.
poprzez organizowanie odczytów, koncertów i przed-
stawień amatorskich oraz różnego rodzaju kursów.
Mniejsze znaczenie miało działające na terenie
Chełmszczyzny i Podlasia Rusińskie Towarzystwo Do-
broczynne „Ridna Chata”, rozwiązane w 1930 r., po
opanowaniu go przez komunizujących działaczy.
Ukraińcy, przynajmniej ci mieszkający w okresie
międzywojennym na ziemiach polskich, przez ponad
sto lat znajdowali się w obrębie różnych organizmów
państwowych — Rosji i Austro-Węgier — co pozosta-
wiło bardzo głębokie ślady, widoczne np. w poziomie
wykształcenia, świadomości narodowej i w chyba naji-
stotniejszym podziale religijnym — na wyznawców
prawosławia (były zabór rosyjski) i członków Kościoła
greckokatolickiego, zwanego też unickim (Małopolska
Wschodnia). Możliwości rozwijania własnych instytu-
cji kulturalno-oświatowych (szkolnictwo powszechne
i średnie, towarzystwa naukowe i kulturalne), a zwłasz-
cza aspiracji narodowych, istniały tylko na terenie Au-
stro-Węgier, gdzie ponadto, jako przeciwwaga dla dą-
żeń polskich, niejednokrotnie spotykały się z popar-
ciem władz centralnych. W Małopolsce Wschodniej
Ukraińcy usiłowali też w końcowej fazie I wojny świa-
towej zbudować własne państwo — Zachodnio-
Ukraińską Republikę Ludową. Przetrwała ona jednak
tylko kilka miesięcy i upadła w wyniku przegranej
wojny z odbudowującym się państwem polskim. Zdo-
łano jednak stworzyć w tym krótkim czasie własny
rząd, rozbudowany aparat państwowy i własną armię,
przez którą przewinęło się ok. 150 tys. mężczyzn, co,
mimo klęski militarnej, dodatkowo przyczyniło się,
zwłaszcza wśród młodego pokolenia, do rozbudzenia
świadomości narodowej. W znacznie gorszym położe-
niu znajdowali się Ukraińcy z Wołynia, Polesia
i Chełmszczyzny, gdyż tam uznawano ich jedynie za
odłam narodu rosyjskiego i poddawano systematycznej
rusyfikacji. Ogólny poziom oświaty, ze względu cho-
ciażby na brak przymusu szkolnego, tak jak w całym
państwie rosyjskim, był bardzo niski. Brakowało im
własnej inteligencji, a ponad połowa ludności nie umia-
ła czytać i pisać. Likwidacja unii spowodowała, że du-
chowieństwo nie odegrało takiej roli jak w zaborze au-
striackim, w którym w zasadzie zainicjowało proces
budzenia się świadomości narodowej. Cerkiew gene-
ralnie była narzędziem rusyfikacji, a ze względów dok-
trynalnych wpajała swym wyznawcom wrogość do
grekokatolików, jako odszczepieńców od prawdziwej
wiary. Dążenia państwowotwórcze były też na tym te-
renie znacznie słabsze, co uwidoczniło się w okresie
walk o utworzenie i utrzymanie Ukraińskiej Republiki
Ludowej z centrum w Kijowie.
Zacieranie różnic między oboma dzielnicami było
bardzo trudne, tym bardziej że władze polskie w okre-
sie międzywojennym starały się je raczej podtrzymy-
wać, mając nadzieję na zapobiegnięcie tym sposobem
rozszerzaniu się ukraińskich tendencji narodowych
i nacjonalistycznych, które najżywsze były w Galicji.
Temu służyło m.in. utrzymywanie tzw. kordonu sokal-
skiego, przebiegającego wzdłuż dawnej granicy au-
striacko-rosyjskiej. Wykorzystując istniejące różnice
prawne, uniemożliwiano np. na Wołyniu i Chełmsz-
czyźnie, które leżały na północ od tej linii, podejmowa-
nie działalności legalnym ukraińskim organizacjom po-
litycznym, kulturalno-oświatowym, społecznym i go-
spodarczym, mającym swe centrale w Małopolsce
Wschodniej. Tak m.in. zlikwidowano filie „Proswity”
(1932) i RSUK (1934). Nie przyniosło to zresztą spo-
dziewanych rezultatów, a jedynie dodatkowo pogorszy-
ło i tak nie najlepsze stosunki polsko-ukraińskie.
Trudna jest do ustalenia precyzyjniejsza granica
między obszarami ukraińskimi i białoruskimi, które siłą
rzeczy w wielu rejonach musiały się wzajemnie przeni-
kać. Nie ulega jednak wątpliwości, że na północ od
Prypeci najliczniejszą grupą narodową byli Białorusini
— druga duża mniejszość „terytorialna”, choć dokład-
niejsze ustalenie jej liczebności stwarza wiele pro-
blemów, nawet więcej niż w wypadku ludności ukraiń-
skiej. W 1931 r. na ziemiach polskich mieszkało ich,
jak wynika z szacunków, ok. 2 mln, a więc stanowili
ok. 6% ogółu ludności państwa. Za danymi spisowymi,
a zwłaszcza szacunkami, można przyjąć, że ich naj-
większe skupiska znajdowały się w województwach
nowogródzkim (58,3%), poleskim (57,8%), wileńskim
(32,1%) i białostockim (16,4%). Oficjalne statystyki
wykazywały co prawda znacznie mniejszą ogólną licz-
bę Białorusinów (990 tys.) i mniejszy, czasami o kilka-
naście procent, ich odsetek w poszczególnych woje-
wództwach. Różnice te wynikały przede wszystkim
z faktu, że w wielu rejonach tych ziem proces krystali-
zowania się świadomości narodowej, a nawet języka,
znajdował się dopiero w stanie początkowym. Już
w 1921 r. część mieszkańców tych terenów określała
swą narodowość jako „tutejszą” lub „miejscową”, co
w jeszcze większym stopniu wystąpiło w 1931 r., kiedy
zażądano deklaracji językowej. Ustalenie, który z uży-
wanych wówczas dialektów można definitywnie uznać
za język białoruski, było wyjątkowo trudne, nawet dla
Białorusinów, gdyż pierwsza gramatyka tego języka,
autorstwa Bronisława Taraszkiewicza — jak można
przypuszczać znana jedynie elicie intelektualnej — po-
jawiła się dopiero latem roku 1918. Na znacznej części
terenów dominowały swoiste, niezbyt z nią zgodne,
dialekty polsko-białoruskie lub ukraińsko-białoruskie.
Nic więc dziwnego, że z tego powodu nie tylko Polacy,
ale także działacze polityczni rosyjscy, a nawet litew-
scy i ukraińscy niejednokrotnie traktowali tę ludność
jako nieuświadomioną część swego narodu bądź też,
w najlepszym razie, jako łatwy do pozyskania „materiał
etnograficzny”.
Sytuacja taka była konsekwencją faktu, że przez
dziesiątki lat brakowało czynnika, który przyspieszałby
proces samookreślenia. Roli takiej nie mogła odegrać,
jak w wypadku Ukraińców galicyjskich, religia. Po li-
kwidacji Kościoła greckokatolickiego w latach 30. XIX
w. Białorusini na wiele lat dostali się pod rusyfikacyjne
wpływy Cerkwi, z którą się z wolna utożsamili i pra-
wosławie uznali za swe wyznanie. Ukaz tolerancyjny
z 1905 r. nie dopuszczał możliwości reaktywowania
Kościoła unickiego, choć umożliwił części z nich po-
wrót do wyznania rzymskokatolickiego, które jednakże
na tych terenach utożsamiane było z polskością. Dla
większości ludności podziały religijne przez cały okres
międzywojenny były ważniejsze niż narodowe i w za-
leżności od wyznania poszczególne osoby arbitralnie
przypisywano do grupy Polaków (katolicy) lub Biało-
rusinów (prawosławni).
Białoruskie odrodzenie narodowe zaczęło się też
bardzo późno. Do początku XX w. nieliczne teksty
w języku białoruskim mogły być drukowane tylko poza
granicami Rosji, a szkolnictwo białoruskie pojawiło się
dopiero w końcowym okresie I wojny światowej, już
pod okupacją niemiecką. Wtedy też zaczęły się rozwi-
jać rodzime organizacje kulturalne i polityczne.
W 1917 r. przystąpiono do tworzenia białoruskich od-
działów wojskowych, niezbyt jednak licznych i o bar-
dzo zróżnicowanej orientacji. Nie potrafiły one też za-
pewnić bytu proklamowanej w Mińsku 24 III 1918 Bia-
łoruskiej Republice Ludowej, która usiłowała umocnić
swe pozycje od listopada 1918 r. m.in. we współpracy
z Polską. Ostatnią próbę zbrojnego wywalczenia nie-
podległości podjęli Białorusini już po zakończeniu
wojny polsko-bolszewickiej. Późną jesienią 1920 r. kil-
kutysięczne oddziały gen. Stanisława Bułaka-
Bałachowicza, wchodzące dotychczas w skład wojska
polskiego, wkroczyły na tereny zajęte przez Armię
Czerwoną z zamiarem zdobycia Mińska i wywołania
powszechnego powstania antysowieckiego. Po przej-
ściowych sukcesach, m.in. po opanowaniu Mozyrza 10
XI 1920, w którym proklamowano niepodległość Bia-
łorusi, akcja zakończyła się niepowodzeniem, a resztki
„bałachowców” wycofały się na polską stronę i zostały
internowane. Równie nieudana była podjęta w tym sa-
mym czasie próba powstania w rejonie Słucka. Tamtej-
sze oddziały także musiały schronić się w Polsce. Wal-
ka toczona od 1917 r. była istotna dla kształtowania się
późniejszej świadomości narodowej, podobnie jak ist-
nienie rządu Białoruskiej Republiki Ludowej, który pod
prezesurą Wacława Łastowskiego przetrwał na emigra-
cji, najpierw w łotewskiej Rydze, a następnie w nie-
przychylnym Polsce Kownie do 1923 r., to znaczy do
chwili oficjalnego uznania przez państwa zachodnie
wschodniej granicy Polski. Zawiedzione nadzieje poli-
tyczne i społeczne, a zwłaszcza fakt utrzymania przez
władze polskie dużych majątków ziemskich na tym te-
renie, usiłowali wykorzystać sąsiedzi, to znaczy Litwa
i sterowana przez Moskwę Białoruska Socjalistyczna
Republika Rad (BSRR), m.in. finansując i zaopatrując
do 1924 r. oddziały partyzanckie, potęgujące na użytek
opinii międzynarodowej wrażenie destabilizacji na
Kresach Wschodnich.
W późniejszym okresie rozszerzanie białoruskiej
świadomości narodowej w granicach II Rzeczypospoli-
tej utrudniał, niezależnie od polityki polonizacyjnej
władz państwa, bardzo wysoki odsetek analfabetów
(ponad 50%) i dotkliwy brak szerszego zastępu własnej
inteligencji. Z tego też względu osiągnięcia białoru-
skich organizacji społecznych, kulturalnych i oświato-
wych prezentowały się wyjątkowo skromnie, a ponadto
one same ulegały wpływom komunistycznych lub kryp-
tokomunistycznych partii, co było stosunkowo łatwe do
stwierdzenia i przyspieszało ograniczenie zasięgu ich
działalności lub likwidację. Do nich należały m.in. To-
warzystwo Szkoły Białoruskiej (1921-1937), które
w okresie rozkwitu, już po opanowaniu przez komuni-
stów w 1928 r., liczyło ok. 500 kół i ponad 30 tys.
członków, a pod koniec lat 30. zostało ze względu na
komunizujący charakter zlikwidowane, Białoruskie
Towarzystwo Naukowe w Wilnie (1919-1939), propa-
gujące prace z zakresu literatury, sztuki, historii i badań
filologicznych, głównie na podstawie posiadanych
zbiorów muzealnych, Białoruskie Towarzystwo Wy-
dawnicze, czynne (z przerwami) od 1913 r. do połowy
lat 30., koncentrujące się na drukowaniu i sprzedaży li-
teratury pięknej, popularnonaukowej, a zwłaszcza naj-
chętniej nabywanych przez ludność kalendarzy. Było to
niewiele, choć i tak, zwłaszcza w latach 30., znacznie
więcej niż na terenie BSRR, w której rusyfikacyjne
działania rządów carskich kontynuowano w całej roz-
ciągłości, z tą jedynie różnicą, że pod nowym szyldem
— jedności klasowej proletariatu.
Białorusini byli pod względem społecznym bardzo
jednorodną, chyba najbardziej chłopską społecznością
w Polsce międzywojennej. Nie posiadali własnej war-
stwy ziemiańskiej, a w zasadzie także drobnomiesz-
czaństwa i burżuazji. Na niezbyt duże grono inteligen-
cji składało się głównie duchowieństwo (m.in. katolic-
kie), a także nauczyciele oraz sporadycznie przedsta-
wiciele wolnych zawodów Klasę robotniczą tworzyli
robotnicy rolni pracujący w polskich majątkach i więk-
szych gospodarstwach chłopskich oraz niewielkie gru-
py zatrudnione — zazwyczaj na najniższych stanowi-
skach — w białostockim przemyśle włókienniczym.
Zdecydowana większość ludności (ponad 90%) utrzy-
mywała się z pracy w rolnictwie, stojącym zresztą na
niezbyt wysokim poziomie, z dominacją małych i śred-
nich gospodarstw, które ze względu na marne gleby
i trudne warunki klimatyczne zazwyczaj nie zapewniały
właścicielom odpowiedniego poziomu życia. Chro-
nicznym zjawiskiem w tej części kraju był np. niedobór
chleba przez większą część roku, a na przednówku na-
wet głód. Wszystko to powodowało, że wśród ludności
białoruskiej stosunkowo łatwo zdobywały poparcie
ugrupowania radykalne, m.in. organizacje komuni-
styczne i krypto komunistyczne, ukazujące nierealną,
ale pociągającą wizję szybkiej poprawy sytuacji po-
przez przejęcie ziemi należącej do polskiego ziemiań-
stwa.
Poza tymi kresowymi mniejszościami na ziemiach
polskich znajdowały się dwie inne, bardziej już rozpro-
szone, to znaczy Niemcy i Żydzi. Ustalenie liczebności
Niemców, jak każdej mniejszości narodowej, napotyka
różne przeszkody. Byli oni jednak bez wątpienia jedyną
grupą narodową, której liczebność w ciągu okresu mię-
dzywojennego wykazywała stałą tendencję spadkową.
Jak wynika z informacji z końca 1918 r., na ziemiach
mających się znaleźć w obrębie państwa polskiego było
ok. 2 mln Niemców. Wtedy też zaczął się — głównie
z Wielkopolski i Pomorza — masowy exodus, w ra-
mach którego do 1925 r. wyemigrowało, jak się szacu-
je, około miliona osób. W pierwszym okresie wyjazdy,
popierane przez Republikę Weimarską, obejmowały
działaczy politycznych, urzędników i fachowców, gdyż
łudzono się, że zwiększy to trudności wewnętrzne
w Polsce. Nie bez znaczenia mogły być również obawy
związane z utratą uprzywilejowanego stanowiska, zaj-
mowanego dotychczas z racji przynależności do narodu
panującego, a nawet przed antyniemieckimi wystąpie-
niami ze strony Polaków, takimi jak te, które spo-
radycznie pojawiały się w czasie powstania wielkopol-
skiego. Po wybuchu wojny celnej w 1925 r. wyjazdy
wymuszane były naciskami polskiej administracji.
W 1921 r. podczas spisu zarejestrowano już 1,1 mln
Niemców (3,9% ogółu ludności), a dziesięć lat później
ich liczba zmniejszyła się do 741 tys. (2,3% ludności),
choć niektóre szacunki wskazują, że była wyższa i wy-
nosiła 821 tys. (2,6% ludności Polski). Dane te budziły
i budzą zastrzeżenia strony niemieckiej, utrzymującej,
że faktyczna liczba Niemców była wówczas zdecydo-
wanie większa i wynosiła ok. 1-1,5 mln osób, choć
w przeprowadzonym w 1934 r. z inicjatywy organizacji
niemieckich „prywatnym” spisie ludności wykazano,
przynajmniej na terenie województw poznańskiego
i pomorskiego, tylko niewielkie różnice, niezmieniające
zasadniczo obrazu.
Tuż po zakończeniu wojny liczba Niemców naj-
bardziej spadła w Wielkopolsce i na Pomorzu, a po wy-
znaczeniu granicy państwowej — na Górnym Śląsku.
Szczególnie wyraźnie widać to było w miastach, np. do
roku 1921 liczba ludności niemieckiej w Poznaniu
zmniejszyła się z prawie 47% do niecałych 6%, dzięki
czemu stał się on w porównaniu z innymi miastami
najbardziej polski. W tym samym czasie w Toruniu
liczba Niemców spadła z 68% do 15%, a w Bydgosz-
czy z prawie 80% do 27%. W następnych latach proces
ten trwał nadal, aczkolwiek nie był już tak znaczący.
Nie można jednak wykluczyć, że ten błyskawiczny
wzrost liczby Polaków mógł wynikać także z przyj-
mowania przez część ludności swoistych „barw
ochronnych”, to znaczy przyznawania się do polskości
ze względów koniunkturalnych, takich jak np. chęć
spokojnego pozostania w swych stronach rodzinnych
i kontynuowania pracy w dotychczasowych warunkach.
Bardziej stabilna była sytuacja wśród niemieckich
mieszkańców wsi, choć także i ich odsetek stale się
zmniejszał. Z danych z początku lat 30. wynika, że lud-
ność niemiecka (ponad 50% całej populacji) mieszkała
przede wszystkim w województwach pomorskim, po-
znańskim i śląskim, w których zaliczano do niej prawie
9% ogółu mieszkańców. Liczące się grupy tworzyła
także w województwach warszawskim (prawie 3%)
i łódzkim (prawie 6%). W tym ostatnim jej największe
skupisko znajdowało się w samej Łodzi i najbliższej
okolicy (ok. 130 tys. osób, czyli znacznie więcej niż
w całym województwie pomorskim — 105 tys.). Resz-
ta przypadała w dużym stopniu na Kresy Wschodnie,
m.in. województwa wołyńskie (ok. 50 tys.) i stanisła-
wowskie (niecałe 20 tys.). Jak już wspomniano, mniej-
szość niemiecka była rozproszona i w żadnym rejonie
nie miała przewagi liczebnej, a jedynie w kilku powia-
tach jej odsetek przekraczał 20%. Najbardziej niemiec-
ki charakter miał powiat sępoleński na Pomorzu (40,4%
ogółu ludności), ale był to wyjątek. Na kolejnym miej-
scu plasował się powiat chodzieski w Wielkopolsce
(28,1% ogółu ludności). W tym czasie Niemcy utrzy-
mywali jeszcze bezwzględną przewagę w jednym mie-
ście — Bielsku (64% mieszkańców) i z tej też racji na-
zywane było ono niekiedy małym Berlinem.
Wspomniana fala wyjazdów z lat 1920-1923 wpły-
nęła z pewnością na strukturę społeczno-zawodową po-
zostałej w Polsce ludności niemieckiej. Dla ok. 60% jej
populacji (a w Wielkopolsce i na Pomorzu nawet dla
80%) podstawowym źródłem utrzymania było stojące
na wysokim poziomie rolnictwo.
Niemcy bywali zazwyczaj właścicielami dużych
gospodarstw, samowystarczalnych, bardzo często za-
trudniających siły najemne, a także, zwłaszcza tuż po
wojnie, znacznej liczby majątków ziemskich na Pomo-
rzu i w Wielkopolsce. Jeszcze w połowie lat 20. należa-
ło do nich na Pomorzu ponad 50% (w pow. morskim
i kartuskim ok. 90%) ziemi przypadającej na najwięk-
sze gospodarstwa (powyżej 180 ha). Później stan po-
siadania wielkiej własności niemieckiej ulegał stałemu
zmniejszaniu, m.in. w wyniku konsekwentnie re-
alizowanej na tych terenach reformy rolnej. Specyficz-
na sytuacja istniała na Śląsku, gdzie przez prawie cały
okres międzywojenny większa własność reprezentowa-
na była w zasadzie tylko przez Niemców. Części tej
ludności, zwłaszcza na Śląsku i w okręgu łódzkim, do-
chód zapewniała praca w przemyśle. Robotnicy (łącz-
nie z rolnymi) stanowili ok. 28% całej populacji. Liczni
byli także właściciele drobnych i średnich przedsię-
biorstw (ok. 8%). Niemcy odgrywali również istotną
rolę w niewielkim gronie największych potentatów
przemysłowych. Bardzo aktywna inteligencja znajdo-
wała zatrudnienie w administracji wielkich majątków,
zakładów przemysłowych, w dobrze prosperujących
prywatnych bankach, redakcjach licznych i trwałych
wydawnictw oraz w rozwiniętym szkolnictwie. Odgry-
wała również istotną rolę w doskonale funkcjonujących
instytucjach spółdzielczych, będących jednym z filarów
niemieckiego życia gospodarczego. Kilku powiązanym
ze sobą związkom rewizyjnym pod koniec okresu mię-
dzywojennego podlegało ponad 800 spółdzielń (w tym
m.in. cieszące się dobrą opinią oszczędnościowo-
pożyczkowe, mleczarskie i zbytu bydła rzeźnego), sku-
tecznie konkurujących z analogicznymi organizacjami
polskimi. W trudniejszej sytuacji znajdowały się drob-
ny handel i rzemiosło, co było po części konsekwencją
wspomnianych wyjazdów, zawężających krąg odbior-
ców, a po części wynikiem stanowiska zajmowanego
przez wpływową w Wielkopolsce i na Pomorzu naro-
dową demokrację, która przez całe dwudziestolecie
międzywojenne propagowała hasła bojkotu gospodar-
czego Niemców.
Na położenie ludności niemieckiej przez cały ten
okres wywierały istotny wpływ zarówno czynniki we-
wnętrzne, jak i zewnętrzne. Najwięcej zastrzeżeń bu-
dziła polityka rządu zmierzającego do zmniejszania jej
stanu posiadania. Niemcy uważali m.in., że reforma
rolna na terenie województw zachodnich przeprowa-
dzona była wyraźnie tendencyjnie i uderzała w pierw-
szej kolejności w ich majątki. Innym polem zadrażnień
stały się sprawy szkolnictwa, ponieważ władze podej-
mowały różnorakie i przynoszące pewne rezultaty wy-
siłki, zmierzające do ograniczenia jego zasięgu. Liczba
niemieckich publicznych szkół powszechnych w ostat-
nim piętnastoleciu II Rzeczypospolitej została zredu-
kowana o ok. 60% (z 919 do 394). Pod koniec 1936 r.
rząd polski stanął na stanowisku, że status niemieckie-
go szkolnictwa w państwie polskim powinien być od-
powiedni do poziomu tego, co w tej materii przysługuje
polskiej ludności w Niemczech, czyli pośrednio zapo-
wiedział jego dalsze ograniczanie. Inspiratorem wielu
pociągnięć wymierzonych przeciwko ludności nie-
mieckiej były, nawet niezależnie od temperatury ofi-
cjalnych stosunków polsko-niemieckich, władze woj-
skowe, dążące do umocnienia polskości zwłaszcza
w pasie przygranicznym. Akcje inicjowane przez struk-
tury państwowe wspierały często organizacje paramili-
tarne (Związek Strzelecki), kombatanckie (Związek
Legionistów Polskich, Związek Powstańców Śląskich)
i społeczne (Towarzystwo Ziem Zachodnich). Konse-
kwentnie antyniemieckie stanowisko zajmował ruch
narodowy, który w Wielkopolsce i na Pomorzu zbijał
w znacznym stopniu kapitał polityczny na walce
z ”niebezpieczeństwem niemieckim”, podobnie zresztą
jak w pozostałych częściach kraju na ukazywaniu za-
grożeń ze strony innych mniejszości. W drugiej poło-
wie lat 30. na polu tym zaczął z endecją rywalizować
obóz sanacyjny, najwcześniej na rządzonym przez wo-
jewodę Michała Grażyńskiego Górnym Śląsku, a na-
stępnie także w Wielkopolsce i na Pomorzu, co najo-
strzej przejawiło się podczas wyborów samorządowych
z przełomu lat 1938 i 1939. Według opinii niemieckich
niejednokrotnie przebiegały one na tych terenach w at-
mosferze swoistego licytowania się polskich stronnictw
w antyniemieckości. Sytuację dodatkowo zaogniały
przenikające do wiadomości publicznej informacje
o aferach szpiegowskich z udziałem obywateli polskich
narodowości niemieckiej. Tuż przed wybuchem wojny,
a zwłaszcza po jej rozpoczęciu, wywołało to wręcz
psychozę, której ofiarą padło wielu niewinnych ludzi.
Generalizowanie tego problemu nie było najlepszym
rozwiązaniem, aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że
był on poważny, gdyż wielu przedstawicieli mniejszo-
ści niemieckiej ostentacyjnie manifestowało swą nie-
chęć do Polski i polskości. Polskie władze wojskowe
tuż po ogłoszeniu mobilizacji alarmowej, wiosną 1939
r., oceniały, że do Niemiec zbiegło kilkanaście tysięcy
rezerwistów, a według danych niemieckich na kilka dni
przed wybuchem wojny w specjalnie utworzonych ob-
ozach uchodźców znajdowało się ok. 70 tys. osób,
przede wszystkim uciekinierów ze Śląska.
Ludność niemiecka była chyba najbardziej zróżni-
cowana pod względem religijnym, choć jej większość
należała do jednej z sześciu wspólnot protestanckich
(ewangelickich) istniejących na ziemiach polskich.
Część, przede wszystkim na Górnym Śląsku, związana
była z Kościołem rzymskokatolickim. Ponadto do na-
rodowości niemieckiej i tegoż języka przyznawali się
niektórzy wyznawcy religii mojżeszowej.
Niemcy pod wieloma względami wyróżniali się
wśród innych mniejszości, m.in. wysokim poziomem
świadomości narodowej, wykształcenia (w zasadzie nie
było wśród nich analfabetów), umiejętnością organizo-
wania się i prowadzenia walki o swoje prawa. Nie bez
znaczenia był również fakt, że przez cały okres mię-
dzywojenny mogli liczyć na pomoc swego kraju, który
nie tylko wspierał ich finansowo, ale także bardzo czę-
sto interweniował w ich sprawach u władz polskich i na
arenie międzynarodowej, m.in. na forum Ligi Narodów.
Oczywiście w ślad za tą pomocą szły także wpływające
na ich stanowisko wobec państwa polskiego instrukcje,
niejednokrotnie komplikujące jego wewnętrzną i ze-
wnętrzną sytuację. W rezultacie mniejszość niemiecką
traktowano dość podejrzliwie, a tuż przed wybuchem
wojny niemal powszechnie uważano, że spełnia ona
faktycznie rolę piątej kolumny.
Specyficzną mniejszością narodową byli Żydzi.
Wyróżniała ich ukształtowana przez stulecia — naka-
zami i zakazami — struktura osiedlenia, struktura spo-
łeczno-zawodowa, odrębność językowa, obyczajowa,
wyjątkowa jednorodność wyznaniowa i zrozumiały
brak, w przeciwieństwie do innych grup narodowych,
tendencji irredentystycznych. W Polsce było ich ok. 3
mln. Ustalenie dokładniejszej liczby utrudnia, w stop-
niu większym nawet niż w wypadku innych mniejszo-
ści, brak wyraźnego kryterium wyodrębniającego.
W czasie spisu powszechnego w 1931 r. podało język
żydowski (jidysz) i hebrajski jako swój ojczysty 2733
tys. osób (8,6%). Równocześnie przynależność do wy-
znania mojżeszowego, które duża część polityków ży-
dowskich i wszyscy zwolennicy prądów antysemickich
uważali za tożsame z narodowością, zadeklarowało
3114 tys. osób (9,8%). Wydaje się, że w rzeczywistości
liczba Żydów była bez wątpienia znacznie większa, niż
wynikałoby to z kryterium językowego, ale z pewno-
ścią mniejsza, niż można było wnioskować na podsta-
wie wyznania. Niezależnie od tego, które z tych skraj-
nych danych były bliższe prawdy, nie ulega wątpliwo-
ści, że Żydzi byli drugą co do liczebności mniejszością
narodową w Polsce i że tworzyli tu największe w Euro-
pie i drugie co do wielkości, po USA, skupisko na
świecie. W wielu polskich miastach, a nawet miastecz-
kach, mieszkało więcej Żydów niż w niejednym pań-
stwie, np. w Warszawie więcej niż w całej Palestynie,
w Lodzi więcej niż we Francji, w Krakowie więcej niż
we Włoszech, w Tarnowie tyle samo co w Szwajcarii,
a w Nowym Sączu znacznie więcej niż w Szwecji.
Jedną z charakterystycznych cech mniejszości ży-
dowskiej była jej hermetyczność. Mimo że Żydzi i Po-
lacy, podobnie jak przedstawiciele innych narodów,
przez dziesięciolecia lub stulecia mieszkali w tych sa-
mych miejscowościach, przy tych samych ulicach,
a niejednokrotnie nawet w tych samych domach, to
w praktyce obie społeczności żyły nie razem, ale obok
siebie. Wzajemna znajomość obyczajowości, religii
i języka była znikoma, choć chyba trochę większa po
stronie żydowskiej niż polskiej. Obie społeczności były
sobie prawie całkowicie obce, co niejednokrotnie pro-
wadziło do nieporozumień, a nawet konfliktów. Zdecy-
dowana większość Żydów polskich posługiwała się na
co dzień jedynie własnym językiem (jidysz), wywodzą-
cym się ze średniowiecznych dialektów południowo-
niemieckich, ale nasyconym także naleciałościami,
m.in. hebrajskimi i słowiańskimi. Przez wiele lat nie
był on ani przez większość polskiego społeczeństwa,
ani przez władze państwowe uznawany za odrębny ję-
zyk, ale jedynie za żargon niemiecki. Część Żydów nie
potrafiła płynnie posługiwać się językiem polskim, co
przyniosło tragiczne konsekwencje w latach okupacji.
Separację pogłębiała religia mojżeszowa, narzucająca
swym wyznawcom nie tylko najbardziej widoczny ob-
owiązek świętowania innego dnia niż chrześcijańskie
otoczenie, ale także, przynajmniej części ortodoksyjnej,
sposoby zachowania się, ubierania itd. Żydzi byli zresz-
tą pod względem religijnym najbardziej zwartą spo-
łecznością. Jeżeli nawet wśród wyznawców religii moj-
żeszowej zdarzały się nieraz osoby deklarujące równo-
cześnie jako swój język ojczysty polski, niemiecki czy
rosyjski, to nie jest znany przypadek, by osoba przyzna-
jąca się do jednego z wyznań chrześcijańskich dekla-
rowała jako swój język ojczysty jidysz lub hebrajski.
Żydzi mieszkali na obszarze całego państwa, choć
nigdzie nie tworzyli większości. Ich odsetek w woje-
wództwach zachodnich był znikomy, zwiększał się na-
tomiast w miarę przesuwania się na wschód, choć naj-
wyższy procent odnotowano w województwie lubel-
skim (12,8% ogółu mieszkańców). Ze względu na to te-
rytorialne rozproszenie niektórzy politycy syjonistyczni
uważali nawet, że Żydzi byli faktycznie jedyną mniej-
szością w Polsce, gdyż pozostałe grupy narodowe,
zwłaszcza Ukraińcy i Białorusini, były w rzeczy-
wistości większością na terenach swego stałego za-
mieszkania.
Struktura osiedlenia ludności żydowskiej była
w zasadzie odwrotnością wskaźników ogólnopolskich.
Podczas gdy w całym kraju dominowała ludność wiej-
ska, to Żydzi (ok. 76% całej populacji) byli przede
wszystkim ludnością miejską. Ich najliczniejsze skupi-
ska powstały w pięciu dużych ośrodkach — Warsza-
wie, Łodzi, Wilnie, Krakowie i Lwowie, w których
mieszkało łącznie prawie 25% ogółu Żydów polskich.
Powstawały tam całe dzielnice, swoiste miasta w mie-
ście, zdominowane przez Żydów, np. Nalewki w War-
szawie czy Kazimierz w Krakowie. Najwięcej ludności
żydowskiej mieszkało jednak w mniejszych miastach
i małych miasteczkach. W wielu z nich stanowiła ona
poważny odsetek ogółu mieszkańców lub nawet prze-
ważała. Żydzi byli większością np. w Biłgoraju (56%)
i Tomaszowie (54%) w woj. lubelskim, Pińsku (63%)
w woj. poleskim, Równem (56%) na Wołyniu oraz
Brodach (67%) i Podhajcach (55%) w woj. tarnopol-
skim. Najbardziej żydowskim miasteczkiem w Polsce
był prawdopodobnie Luboml (92,6%) na Wołyniu. Od-
setek Żydów wśród ludności miejskiej przedstawia ma-
pa (zob. s. 133).
Na wsi mieszkało jedynie ok. 24% całej populacji,
trudniąc się tam zresztą głównie zajęciami pozarolni-
czymi, a z pracy we własnych gospodarstwach utrzy-
mywał się tylko znikomy odsetek (4%). Społeczność ta
miała więc pod tym względem najnowocześniejszą
strukturę zawodową na świecie i dystansowała nawet
Wielką Brytanię, w której z pracy na roli utrzymywał
się wyższy procent ludności. Najwięcej Żydów na wsi,
a zarazem najwięcej rolników żydowskich znajdowało
się w województwie lubelskim.
Ograniczenia stosowane w przeszłości wobec lud-
ności żydowskiej spowodowały nie tylko jej koncentra-
cję w ośrodkach miejskich, ale także ukształtowanie się
specyficznej struktury społeczno-zawodowej. Jej naj-
liczniejszą warstwę stanowiło drobnomieszczaństwo,
które m.in. opanowało większość zajęć związanych
z wymianą towarową. Z jego szeregów rekrutowało się
ok. 60% osób zatrudnionych w handlu, a w najbardziej
rozpowszechnionym handlu detalicznym i domokrąż-
nym działało ok. 80%. Trochę mniej licznie reprezen-
towana była ludność żydowska w rzemiośle, choć i tu
był to udział znaczący. Przynajmniej w ośmiu woje-
wództwach rzemieślnicy żydowscy byli właścicielami
większości warsztatów, a ich najwyższy odsetek
(81,1% ogółu zarejestrowanych) odnotowano na Pole-
siu; w sześciu dalszych ich udział był bardzo poważny
— ok. 31-49% ogółu (najmniejszy w woj. krakow-
skim). Były to jednak, podobnie jak w wypadku przed-
siębiorstw handlowych, głównie zakłady najmniejsze,
jedynie sporadycznie zatrudniające siły najemne. Kon-
centracja Żydów miała nie tylko charakter terytorialny,
ale i branżowy. Za najbardziej żydowskie (75-100% za-
trudnionych) należy uznać m.in. cholewkarstwo, cza-
pnictwo, produkcję przedmiotów z mosiądzu, wyrób
pasmanterii i złotnictwo. Ta wyjątkowa pozycja w han-
dlu i rzemiośle była jednak z wolna ograniczana, np.
w południowo-wschodniej Polsce, zwłaszcza na tere-
nach wiejskich, z funkcji pośredników handlowych sys-
tematycznie wypierała Żydów coraz lepiej rozwijająca
się spółdzielczość ukraińska. Na całym obszarze pań-
stwa musieli oni toczyć zaciekłą walkę konkurencyjną
z drobnomieszczaństwem innych narodowości,
a zwłaszcza z najliczniejszym polskim, występującym
na ogół pod szyldem firm chrześcijańskich i wspiera-
nym przez znaczną część partii politycznych (głównie
endecję, chadecję i mniejszościowe ugrupowania na-
cjonalistyczne), które na ukazywaniu zagrożenia ży-
dowskiego i walce z nim usiłowały zbijać kapitał poli-
tyczny. Bardzo istotne znaczenie w tej walce miały
przeforsowane w parlamencie ewidentnie dyskryminu-
jące Żydów rozstrzygnięcia prawne, m.in. wprowadze-
nie (1919) ustawowego, co prawda niemożliwego do
wyegzekwowania i często łamanego, zakazu pracy
w niedzielę, co niejako automatycznie miało zmusić
ich, zwłaszcza przeważający w Polsce odłam ortodok-
syjny, do ograniczenia działalności zawodowej tylko do
pięciu dni w tygodniu. W praktyce niewiele to pomo-
gło, podobnie jak i półoficjalne zaakceptowanie pod
koniec lat 30. przez przedstawicieli rządu prowadzenia
walki ekonomicznej. Pod koniec okresu międzywojen-
nego nadzieję na wyeliminowanie konkurencji polskie
ugrupowania nacjonalistyczne wiązały już jedynie
z wprowadzeniem ustawodawstwa specjalnego, co jed-
nak nie zostało zrealizowane, choć pewne zaczątki, np.
w postaci ustawy o uboju rytualnym, ograniczającym
udział Żydów w rzeźnictwie i handlu mięsem, zdążyły
się pojawić.
Niezbyt liczna była żydowska klasa robotnicza, re-
prezentowana głównie (w ok. 80%) przez osoby za-
trudnione w rzemiośle i najmniejszych przedsiębior-
stwach. Największa koncentracja robotników żydow-
skich występowała w drobnych zakładach odzieżo-
wych, spożywczych i włókienniczych, zazwyczaj będą-
cych własnością współwyznawców, gdyż tylko tam
można było liczyć na respektowanie zasad religijnych,
to znaczy umożliwienie świętowania szabatu. Należy
jednak zaznaczyć, że np. organizacje ortodoksyjne nie-
jednokrotnie zwracały uwagę na fakt, iż pracodawcy
żydowscy wolą zatrudniać chrześcijan, gdyż dzięki te-
mu ich przedsiębiorstwa mogą pracować sześć dni
w tygodniu. Bardzo niewielu robotników żydowskich
(ok. 1% całości) pracowało w wielkim przemyśle. Naj-
liczniejsi byli oni w fabrykach włókienniczych Łodzi
i Białegostoku.
Dość znaczny był udział Żydów w grupie burżuazji
(ok. 43%). Co prawda — podobnie jak w wymiarze
ogólnopolskim — należała do niej znikoma część całej
społeczności, ale sam fakt istnienia takiej kategorii był
najłatwiej dostrzegany i stawał się jednym z najczęst-
szych argumentów propagandy antysemickiej. Żydzi
byli wyjątkowo licznie reprezentowani także w grupie
wolnych zawodów, zwłaszcza wśród adwokatów (ok.
50%) i lekarzy (ok. 55%). W niektórych częściach kra-
ju, zwłaszcza na wschodzie, odsetek ten przekraczał
70%. Zdecydowana większość żydowskiej inteligencji
(pracowników umysłowych) była zatrudniona jako
urzędnicy prywatni, gdyż znalezienie pracy w instytu-
cjach państwowych i samorządowych nastręczało jej
wielu trudności. Ze środowiska żydowskiego wywodzi-
li się liczni ludzie kultury, m.in. najbardziej znani i naj-
lepiej opłacani w okresie międzywojennym dzien-
nikarze, tacy jak Bernard Singer czy Konrad Wrzos.
W latach 30. doszło do widocznego pogorszenia
położenia ludności żydowskiej, głównie w wyniku kry-
zysu ekonomicznego, który spowodował upadek wielu
dziesiątków drobnych przedsiębiorstw i wyraźnie
wpłynął na zwiększenie się odsetka osób utrzymują-
cych się z różnych form pomocy organizowanych przez
gminy wyznaniowe. Trudności gospodarcze stały się
także przyczyną zaostrzenia walki konkurencyjnej mię-
dzy Żydami a innymi narodowościami, w szczególno-
ści Polakami i Ukraińcami. Ponadto prowadzona od
wielu lat antysemicka propaganda obozu narodowego,
wspierana pod koniec lat 30. przez część obozu sana-
cyjnego i kleru rzymskokatolickiego, przynosiła wy-
raźne efekty. Coraz więcej organizacji społecznych
i zawodowych, głównie inteligenckich, wprowadzało
do swych statutów tzw. paragraf aryjski, wykluczający
przyjmowanie do nich Żydów. Forsowana przez naro-
dowców „walka o stragan”, to znaczy o wyeliminowa-
nie Żydów z życia ekonomicznego, zaowocowała
w drugiej połowie lat 30. największą od czasu odzy-
skania niepodległości falą wystąpień antyżydowskich.
Szczególnie groźne rozmiary przybrały one m.in.
w Grodnie (7 VI 1935), Przytyku (9 III 1936), Mińsku
Mazowieckim (1 VI 1936), Brześciu nad Bugiem (13 V
1937) i Częstochowie (21 VI 1937). Ich efektem były
duże straty materialne oraz wielu zabitych i rannych.
Walka ekonomiczna, aczkolwiek z wykluczeniem
przejawów gwałtu, była akceptowana także przez elitę
rządzącą, o czym świadczyła m.in. wypowiedź premie-
ra Składkowskiego na forum sejmu (4 VI 1936). Z ini-
cjatywy posłów sanacyjnych, mimo masowych prote-
stów, uchwalono także ustawę ograniczającą ubój rytu-
alny (27 III 1936). Jej wprowadzenie uderzało w pod-
stawy bytu ekonomicznego części ludności żydowskiej
(według ocen żydowskich było to ok. 100 tys. osób).
Władze państwowe dążyły również do przyspie-
szenia i zwiększenia rozmiarów emigracji Żydów, co
było raczej nierealne, gdyż w latach kryzysowych
większość państw przeciwdziałała napływowi imigran-
tów. Z zabiegami tymi łączyła się także niefortunna
próba pozbawienia obywatelstwa polskiego Żydów
przebywających od wielu lat za granicą, m.in. w Niem-
czech i Austrii. Efekty tego kroku okazały się dokład-
nie odwrotne do zamierzonych, gdyż w odpowiedzi
Niemcy, 29 X 1938, z zastosowaniem bardzo brutal-
nych metod wypędzili do Polski kilkanaście tysięcy
obywateli polskich narodowości żydowskiej, którzy na-
stępnie przez wiele tygodni przebywali w specjalnie
utworzonym dla nich obozie przejściowym w Zbąszy-
niu.
Polskę, zwłaszcza jej wschodnią część, zamieszki-
wali, bardziej lub mniej rozproszeni, przedstawiciele
także innych narodowości, ale grupy te stanowiły
wspólnie niecały 1% ogółu ludności w państwie. Na
kresach i w województwach centralnych mieszkali
m.in. Rosjanie (ok. 140 tys.). Była to bardzo zróżnico-
wana grupa, składająca się z potomków chroniących się
w Rzeczypospolitej jeszcze przed rozbiorami dysyden-
tów religijnych, osiadłych tu w XIX i XX w. rodzin
urzędników oraz z emigrantów zbiegłych z Rosji po
przewrocie bolszewickim. W większości trudnili się oni
rolnictwem. Posiadali niezbyt liczną, rzutką grupę inte-
ligencji, dzięki której powstawały organizacje społecz-
ne (np. Rosyjskie Towarzystwo Dobroczynności),
a w większych skupiskach rozwijały się szkolnictwo
i prasa. Czynnikiem sprzyjającym zachowaniu, mimo
znacznego rozproszenia, solidarności narodowej była
opanowana przez rosyjskie duchowieństwo Cerkiew
prawosławna. To chyba dzięki jej oddziaływaniu ta sto-
sunkowo nieliczna grupa potrafiła wprowadzić do par-
lamentu swoich przedstawicieli. Na ogół Rosjanie sta-
rali się podkreślać lojalność wobec władz i nie przyspa-
rzać im kłopotów. Odosobnionym wypadkiem było za-
bójstwo posła radzieckiego Piotra Wojkowa, dokonane
w Warszawie przez rosyjskiego emigranta w 1927 r.
Bardziej zwarcie, prawie wyłącznie w wojewódz-
twach wileńskim, białostockim i częściowo nowo-
gródzkim, mieszkali Litwini. Znacznie trudniej jest
ustalić ich liczebność, gdyż w tym wypadku nie można,
tak jak w odniesieniu do innych mniejszości, posiłko-
wać się dodatkowo kryterium wyznaniowym. Z opubli-
kowanych danych spisowych z 1931 r. wynika, że lud-
ności litewskiej było ok. 82 tys. Znawcy problemu
uważają, że liczba ta została jednak tendencyjnie zani-
żona. Z tego też wynika fakt, że władze niepodległej
Litwy w ogóle nie brały jej pod uwagę. Według ich
najskromniejszych szacunków w Polsce znajdowało się
wówczas co najmniej 200 tys. Litwinów, co wydaje się
mało prawdopodobne, a ponadto dziwnie zbiega się
z podawaną na podstawie polskich szacunków liczeb-
nością Polonii na Litwie. Najczęściej władze kowień-
skie operowały jeszcze większymi liczbami, dochodzą-
cymi do 400-500 tys. osób. Być może był to efekt pro-
pagowania przez nie swoistej koncepcji pojęcia naro-
dowości, sprowadzającej się do stwierdzenia, że Litwi-
nem jest każdy, kto urodził się na terenie byłego Wiel-
kiego Księstwa Litewskiego — bez względu na jego
osobiste odczucia.
Litwini, niezależnie od tego, ilu ich w rzeczywisto-
ści żyło w Polsce, byli w zasadzie ludnością wiejską
(ok. 96%) i rolniczą, na ogół biedną, utrzymującą się
z pracy w dominujących na zamieszkanych przez nich
terenach gospodarstwach karłowatych i małorolnych.
Przemysłowcy, rzemieślnicy i kupcy stanowili niewiel-
ki procent tej narodowości. Inteligencja (m.in. księża,
nauczyciele, dziennikarze i lekarze) była nieliczna, ale
reprezentowała bardzo wysoki stopień świadomości na-
rodowej i przejawiała wyjątkowo dużą aktywność. Jej
poczynania systematycznie wspierały moralnie i, co
ważniejsze, finansowo Litwa kowieńska i skupiska li-
tewskie w Ameryce, dzięki czemu mogła utrzymywać
własną rozbudowaną prasę i prywatne szkolnictwo oraz
organizacje kulturalne i oświatowe. Najważniejszym,
choć zróżnicowanym politycznie przedstawicielstwem
tej mniejszości był istniejący od 1919 r. Tymczasowy
Komitet Litwinów Wileńskich (TKLW), koordynujący
całokształt działalności litewskiej, a zwłaszcza dość
licznych organizacji, powoływanych głównie w celu
podtrzymywania świadomości narodowej, jak np. Li-
tewskie Towarzystwo Naukowe, Litewskie Towarzy-
stwo Oświatowe „Rytas” (Poranek) czy Litewskie To-
warzystwo Wychowawcze i Opieki nad Młodzieżą im.
Św. Kazimierza. Nieoficjalnie TKLW pełnił też funkcję
litewskiego przedstawicielstwa konsularnego w Polsce.
W przeciwieństwie do innych grup narodowych Litwini
nigdy nie zdołali jednak odegrać poważniejszej roli pod
względem politycznym. Początkowo, podobnie jak
Ukraińcy, bojkotowali wszelkie zarządzane przez wła-
dze polskie akcje, które mogłyby wykazać zasięg ich
wpływów, takie jak wybory samorządowe czy wybory
do Sejmu Litwy Środkowej. Podjęta w późniejszym
okresie próba samodzielnego zdobycia mandatu do par-
lamentu zakończyła się kompletnym fiaskiem, a ich
możliwości chyba niezbyt wysoko oceniano, skoro na
popieranych przez nich listach Bloku Mniejszości Na-
rodowych ani w roku 1922, ani w 1928 nie znalazła się,
nawet na odległym miejscu, żadna kandydatura litew-
ska. Na położenie tej ludności i możliwości jej działa-
nia poważny wpływ wywierały nieuregulowane sto-
sunki między oboma państwami. Każde ich zaostrzenie,
a zwłaszcza zwiększenie represyjności polityki władz
kowieńskich wobec litewskiej Polonii, wywoływało na-
tychmiastowe posunięcia odwetowe, przejawiające się
m.in. w likwidowaniu organizacji (m.in. TKLW
w 1936 r.), szkół, czasopism, a nawet w deportacjach
(1922 i 1927) najaktywniejszych działaczy narodo-
wych. Najostrzejszy kurs wobec mniejszości litewskiej
prowadził w drugiej połowie lat 30. wojewoda wileński
Ludwik Bociański.
Mniej problemów przyczyniała mniejszość czeska
(ok. 38 tys.). Pojawiła się ona w Polsce zresztą nie
w wyniku międzypaństwowych rozstrzygnięć teryto-
rialnych, gdyż na terenach pogranicznych była w zasa-
dzie niezauważalna, ale w konsekwencji znacznie
wcześniejszych migracji. Najliczniej zamieszkiwała
Wołyń (ok. 31 tys.), a następnie Łódź i jej najbliższe
okolice (ok. 4 tys.). Na Wołyniu była to prawie wy-
łącznie ludność chłopska, która pojawiła się tam pod
koniec XIX w. skuszona atrakcyjnymi cenami ziemi.
Wyróżniała się ona zresztą bardzo korzystnie w tym re-
gionie ze względu na ogólny poziom cywilizacyjny
oraz, podobnie jak we wsiach niemieckich, na stosowa-
nie nowoczesnych metod gospodarowania. W rejonie
łódzkim jej trzon stanowili rzemieślnicy i wykwalifi-
kowani robotnicy, przybyli z Czech w początkach XIX
w. Na Wołyniu, pod naciskiem władz rosyjskich, lud-
ność ta przyjęła w większości prawosławie, ale zacho-
wała świadomość odrębności narodowej. W okresie
międzywojennym rozwijała swe instytucje kulturalne
i oświatowe, a zwłaszcza prywatne szkolnictwo. Wy-
siłki te wspierały zarówno czeskie władze państwowe,
jak i organizacje społeczne z Czeską Macierzą Szkolną
na czele, co nie zawsze było przychylnie przyjmowane
przez stronę polską, ze względu na nie najlepsze sto-
sunki między oboma państwami.
Do mniejszości pogranicza można natomiast zali-
czyć Słowaków, mieszkających na Spiszu i Orawie
(około tysiąca osób). Byli to prawie wyłącznie drobni
rolnicy, do 1920 r. znajdujący się jeszcze w zależności
pańszczyźnianej od tamtejszych właścicieli ziemskich
(rodu Salomonów na Spiszu i Kościoła katolickiego na
Orawie). Możliwości rozwoju narodowego i kultural-
nego tej społeczności, m.in. ze względu na brak wła-
snego szkolnictwa, były niewielkie. W zasadzie jedy-
nym czynnikiem podtrzymującym jej odrębność naro-
dową był Kościół katolicki, uwzględniający w nabo-
żeństwach (kazania, śpiew) język słowacki.
Grupę trudną do dokładniejszego zdefiniowania,
zarówno pod względem liczebności, języka ojczystego,
jak i wyznania, tworzyli Romowie (Cyganie), prowa-
dzący na ogół wędrowny tryb życia, a w związku z tym
uchylający się od wszelkich możliwych spisów. Jedy-
nie ich niewielka część osiadła na stałe w podkarpac-
kich wioskach, choć nigdzie nie tworzyła większości.
Według niezbyt pewnych szacunków było ich ok. 50
tys., a trudnili się m.in. handlem (zwłaszcza końmi),
kotlarstwem, kowalstwem i muzykowaniem. Cyganie
osiadli podejmowali się także najmniej płatnych zajęć,
m.in. przy budowie dróg. Społeczność ta rządziła się
własnymi prawami, zgodnie z którymi wszelkie sprawy
sporne rozstrzygano przed lokalnymi przywódcami, bez
konieczności odwoływania się do sądów państwowych.
Prawdopodobnie większość Cyganów związana była
z prawosławiem, choć zdarzali się wśród nich także ka-
tolicy. W obu wypadkach były to więzi bardziej sym-
boliczne niż praktyczne, gdyż kontakt ze zhierarchizo-
wanym Kościołem ograniczał się w zasadzie jedynie do
rejestrowania narodzin i zgonów, małżeństwa bowiem
zawierano już wyłącznie przed starszyzną, według
prawa zwyczajowego. W latach 30. jeden z najpoważ-
niejszych rodów cygańskich (Kwiekowie) usiłował
skonsolidować całą społeczność, m.in. przez organizo-
wanie wyborów cygańskiego króla, odbywanych na
jednym ze stadionów warszawskich. Trudno powie-
dzieć, czy widowisko to, co prawda bardzo barwne,
miało jednak jakieś znaczenie praktyczne.
Na obrzeżach większych i mniejszych grup naro-
dowych znajdowały się także społeczności, na ogół
bardzo nieliczne, mające świadomość odrębności et-
nicznej, ale nieposługujące się już własnym językiem
i wyróżniające się przede wszystkim wyznawaną reli-
gią. Do nich należeli m.in. Karaimi, Tatarzy i Ormia-
nie.
Karaimi byli najmniejszą z tych grup, gdyż ich li-
czebność szacowano na ok. 900-1500 osób. Mieszkali
prawie wyłącznie na terenie dwóch województw —
wołyńskiego (Łuck i Halicz) i wileńskiego (Wilno
i Troki). Na ziemie polskie przybyli z Krymu pod ko-
niec XIV w. Ich własny język należał do grupy turec-
kiej, ale w okresie międzywojennym posługiwali się już
zazwyczaj na co dzień polskim lub rosyjskim, a w li-
turgii hebrajskim. Wyznawana przez nich religia była
odłamem judaizmu, z tym że uznawali jedynie Torę,
odrzucali zaś Talmud. Centrum religijne znajdowało się
w Trokach, gdzie też mieściła się siedziba ich
zwierzchnika religijnego — hachana. Funkcję tę od
końca lat 20. pełnił Seraja chan Szapszał, były nauczy-
ciel perskiego następcy tronu, bardziej znany jako wy-
bitny orientalista. W pobliskim Wilnie posiadali własne
muzeum oraz od 1924 r. wydawali swe najważniejsze
pismo — „Myśl Karaimską”.
Trochę liczniejsza była grupa tatarska (ok. 5-6
tys.), osiedlona, jeszcze od czasów wielkiego księcia
Witolda, głównie w województwach białostockim, no-
wogródzkim i wileńskim. Z biegiem czasu zatracili oni
własną mowę i w okresie międzywojennym posługiwali
się już językiem polskim, a w pewnych rejonach biało-
ruskim. Wśród otaczającej ich ludności nie wyróżniali
się też obyczajami i strojem, dochowali jednak wierno-
ści islamowi. Powołany do życia w 1925 r. Muzułmań-
ski Związek Religijny w Rzeczypospolitej ogłosił nie-
zależność od dotychczasowych władz na Krymie i wy-
brał dr. Jakuba Szynkiewicza na swego najwyższego
zwierzchnika religijnego — muftiego, z siedzibą
w Wilnie. Związkowi, zarejestrowanemu ostatecznie
w 1936 r., podlegało 19 gmin z własnymi duchownymi
(imamami i muezzinami). Prawie w każdej gminie
znajdowały się meczet i stojąca na niezbyt wysokim
poziomie szkółka religijna, w której uczono dzieci czy-
tania Koranu i podstawowych prawd wiary, choć więk-
szość nauczycieli miała duże problemy z językiem
arabskim. Utrzymywaniu tradycji i odrębności kultu-
ralnej sprzyjały władze polskie, przychylnie odnoszące
się do powoływanych w dwudziestoleciu organizacji,
m.in. Związku Kulturalno-Oświatowego Tatarów Rze-
czypospolitej Polskiej, i instytucji — Tatarskiego Mu-
zeum Narodowego i Tatarskiego Archiwum Narodo-
wego. Bez przeszkód ukazywały się czasopisma, wśród
których wyróżniały się „Przegląd Islamski” i „Rocznik
Tatarski”. Tatarzy zachowali także z przedrozbiorowej
Rzeczypospolitej silne tradycje służby wojskowej.
Ujawniły się one już w momencie odradzania się pań-
stwa polskiego, kiedy z inicjatywy Związku Tatarów
Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy utworzono odrębny
oddział, który ostatecznie przyjął nazwę Pułku Tatar-
skich Ułanów im. Mustafy Achmatowicza. W wojnie
polsko-bolszewickiej poniósł on tak dotkliwe straty, że
latem 1920 r. przestał faktycznie istnieć. Do tradycji
dawnych i nowszych nawiązywał także utworzony w
1936 r. szwadron tatarski przy 13. Pułku Ułanów Wi-
leńskich, który z własnym proporcem i buńczukiem,
ofiarowanym mu przez społeczność muzułmańską, wy-
ruszył na wojnę w 1939 r. Podobnie jak jego poprzed-
nik poniósł duże straty i został rozwiązany pod koniec
września.
Mniejszością w zasadzie całkowicie spolonizowa-
ną, a podkreślającą swą odrębność już tylko na polu re-
ligijnym, byli Ormianie, potomkowie kupców, którzy
osiedlili się w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.
W okresie międzywojennym posługiwali się na co
dzień językiem polskim, aktywniejsi z nich udzielali się
w polskich organizacjach społecznych, kulturalnych
i politycznych, ale wszyscy kultywowali własny obrzą-
dek i należeli do Kościoła ormiańskokatolickiego.
5. MOZAIKA RELIGIJNA
Ludność Polski była zróżnicowana nie tylko pod
względem narodowościowym, ale także religijnym. In-
formacje na ten temat są dość dokładne, ponieważ w
czasie spisów powszechnych przynależność religijna, w
przeciwieństwie do narodowej lub deklarowanego ję-
zyka ojczystego, nie była prawdopodobnie przedmio-
tem manipulacji i dlatego publikowane dane jej doty-
czące są bardziej wiarygodne. Informacje o liczebności
największych grup religijnych przedstawiono na s. 140.
Podziały religijne w wielu wypadkach nakładały
się na narodowościowe, a często, zwłaszcza na pogra-
niczach, były nawet ważniejsze i to one właśnie wy-
znaczały zasięg wpływów narodowych. Zależności
między wyznaniem a narodowością określaną na pod-
stawie języka deklarowanego jako ojczysty w czasie
drugiego spisu powszechnego zamieszczono w tabeli.
Polska należała obok Włoch, Hiszpanii, Austrii
i Litwy do grupy krajów europejskich posiadających
największy odsetek wyznawców Kościoła rzymskoka-
tolickiego, gdyż identyfikowało się z nim ponad 3/4
ogółu ludności. Na ziemiach polskich reprezentowany
on był przez przede wszystkim przez trzy uznawane
przez państwo obrządki — łaciński, grecki (unicki)
i ormiański. Najbardziej rozpowszechniony był łaciń-
ski, który niejednokrotnie utożsamiano z całym Kościo-
łem rzymskokatolickim. Mniejszy zasięg, ograniczony
głównie do ziem południowo-wschodnich, miał obrzą-
dek grecki, a najmniejszy, który można określić jako
symboliczny — ormiański. Nie doczekał się natomiast
formalnego uznania obrządek wschodniobizantyjski
(neounicki).
Ludność Polski według wyznania
Wyznanie 1923 1931 1938
liczba % liczba % liczba %
(tys.) (tys.) (tys.)
rzymskokatolickie 18 144 63,7 20 670,1 64,8 22 462 64,9
greckokatolickie 3136 11,0 3 336,2 10,4 3 600 10,4
prawosławne 3 288 11,5 3 762,5 11,8 4177 12,1
ewangelickie 915 3,2 835,2 2,6 864 2,5
inne chrześcijańskie — — 145,4 0,5 154 0,4
mojżeszowe 2 989 10,5 3 113,0 9,8 3 309 9,5
inne niechrześcijańskie — — 6,8 0,0 7 0,0
inne i nieokreślone 16 0,1 45,7 0,1 37 0,1
razem 29 488 100,0 31 915,8 100,0 34 610 100,0
Największymi wpływami cieszył się, jak już
wspomniano, obrządek łaciński. Z nim związana była
też większość osób podających w czasie spisów naro-
dowość polską lub język polski jako ojczysty. Z tego
właśnie względu uznawany był za narodowe wyznanie
polskie, aczkolwiek przyznawały się do niego jako wła-
snego także znaczące liczebnie części innych grup na-
rodowych, m.in. Litwinów, Słowaków, Niemców, Bia-
łorusinów, Ukraińców i Czechów, a nawet Romów
(Cyganów). Jego wyjątkowa pozycja w społeczeństwie
polskim wynikała m.in. z roli, którą odegrał w czasie
rozbiorów, kiedy to — niezależnie od skomplikowa-
nych nieraz meandrów polityki jego hierarchów —
w powszechnym odczuciu był najważniejszym wyrazi-
cielem polskich dążeń narodowych i niepodległościo-
wych. Podobne znaczenie miał także w życiu narodo-
wym innych grup, np. litewskiej.
Kościół rzymskokatolicki na ogół kojarzono jed-
nak z polskością, stąd też podkreślanie jego wyjątko-
wego znaczenia było jednym z zasadniczych ele-
mentów programów dużej części polskich partii
i stronnictw, zwłaszcza prawicowych, w których, także
w elitach przywódczych, działało wielu duchownych,
nawet najwyższego stopnia — np. do zdecydowanych
zwolenników obozu narodowego należeli m.in. abp Jó-
zef Tedorowicz, bp Stanisław Łukomski i abp Adam
Sapieha, a wśród czołowych przywódców chrześcijań-
skiej demokracji był m.in. bp Stanisław Adamski, były
członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej.
W okresie międzywojennym episkopat zachowywał
jednak daleko idącą wstrzemięźliwość w ujawnianiu
własnych sympatii i antypatii politycznych, nawet w
sytuacjach wyjątkowych, takich jak np. sprawa brzeska,
i na ogół zabierał głos z dużym opóźnieniem, a swe
stanowisko formułował nader ogólnie i ostrożnie.
Znacznie wyraźniej występowali kapłani niższych
szczebli, a czysto polityczne poczynania obozu naro-
dowego i chrześcijańsko-narodowego niejednokrotnie
wspierane były przez wpływowe duchowieństwo za-
konne. Między innymi prawie wyłącznie w świątyniach
zgromadzeń zakonnych odbywały się nabożeństwa
w intencji E. Niewiadomskiego — zabójcy prezydenta
G. Narutowicza, a w latach 30. uroczyste święcenia
proporców Stronnictwa Narodowego, Związku Haller-
czyków itp. Generalnie jednak Kościół nie identyfiko-
wał się z żadnym z uznanych ruchów politycznych, co
stwarzało mu zresztą dość komfortową sytuację, gdyż
nie musiał zabiegać o niczyje względy, a równocześnie
wiele ugrupowań starało się uzyskać jego poparcie i
wprowadzało do swych programów korzystne dla niego
postanowienia. Dla niektórych nurtów (endecja, chade-
cja) popieranie interesów Kościoła było równoznaczne
z realizowaniem polskiej racji stanu.
Wyjątkowa pozycja rzymskiego katolicyzmu była
uznawana dość powszechnie, a umacniały ją akty
prawne o podstawowym znaczeniu. Podkreślała ją na
przykład konstytucja marcowa, przyznająca mu, jako
wyznawanemu przez większość społeczeństwa, „na-
czelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”
i zapewniająca mu rządzenie się własnymi prawami.
Stanowisko prawne Kościoła zostało najwcześniej ure-
gulowane w podpisanym 10 II 1925 ze Stolicą Apostol-
ską konkordacie, który po burzliwej dyskusji i licznych
zastrzeżeniach zgłaszanych w sejmie przez ugrupowa-
nia lewicowe został ratyfikowany pół roku później (3
VIII 1925).
Ludność według wyznania i języka ojczystego w 1931 r.
Wyznanie Ogółem Język ojczysty
PL UKR BROS ROS D IZR INNY
w tysiącach
rzymskokatolickie 20670,1 20333,3 25,5 77,8 1,9 118,5 — 113,1
greckokatolickie 3336,2 487,0 2840,6 2,3 0,9 0,3 — 5,1
prawosławne 3762,5 497,3 1540,0 903,6 99,6 0,1 — 721,9
ewangelickie 835,2 219,0 7,2 0,5 0,7 598,9 — 8,9
inne chrz. 145,4 55,1 25,9 4,2 35,0 15,9 — 9,3
mojżeszowe 3113,9 371,9 0,5 0,2 0,4 6,8 2731,4 2,7
Inne niechrz. 6,8 4,4 0,2 1,0 0,1 0,0 — 1,1
nieokreślone 45,7 25,4 1,7 0,3 0,1 0,5 1,2 16,5
i niepodane
razem 31915,8 21993,4 4 441,6 989,9 138,7 741,0 2 732,6 878,6
w procentach
rzymskokatolickie 64,8 92,5 0,6 7,9 1,4 16,0 — 12,9
greckokatolickie 10,4 2,2 64,0 0,2 0,6 0,0 — 0,6
prawosławne 11,8 2,3 34,7 91,3 71,8 0,0 — 82,2
ewangelickie 2,6 1,0 0,2 0,1 0,5 80,8 — 1,0
inne chrz. 9,8 0,2 0,6 0,4 25,2 2,1 — 1,1
mojżeszowe 0,5 1,7 0,0 0,0 0,3 0,9 100,0 0,3
inne niechrz. 0,0 0,0 0,0 0,1 0,1 0,0 — 0,1
nieokreślone 0,1 0,1 0,0 0,0 0,1 0,1 0,0 1,9
razem 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0
Gwarantował on Kościołowi prawo do własnej ju-
rysdykcji w sprawach wewnętrznych, pełną swobodę
w pracy duszpasterskiej, opiekę i pomoc państwa
w wykonywaniu niektórych decyzji kościelnych, nad-
zór nad nauczaniem religii w szkołach powszechnych
i średnich oraz czuwanie nad postawą moralną nauczy-
cieli prowadzących te zajęcia, nienaruszalność posiada-
nego majątku i prawo dysponowania nim (w praktyce
także nieruchomościami ziemskimi), dotacje państwo-
we, m.in. z racji sekularyzowania przez rządy zaborcze
części majątku kościelnego, który następnie znalazł się
w dyspozycji władz polskich. Regulował także sprawy
związane z uposażeniem duchowieństwa pełniącego
funkcje urzędników państwowych, np. prowadzących
na terenie byłego Królestwa Kongresowego księgi sta-
nu cywilnego, a wszystkim wiernym zapewniał moż-
ność swobodnego komunikowania się ze Stolicą Apo-
stolską. Władzom państwowym konkordat dawał nato-
miast możliwość wpływania na obsadzanie najważniej-
szych stanowisk kościelnych (biskupów i probosz-
czów), z czego niekiedy korzystały. Wszyscy biskupi
zobowiązani zostali do składania przysięgi na wierność
państwu polskiemu. Konkordat dostosowywał, zgodnie
z interesem państwa, kościelną organizację terytorialną
do aktualnych granic politycznych, tak by żadna część
państwa polskiego nie mogła zależeć od rezydującego
poza nimi biskupa.
Dużą rolę w funkcjonowaniu Kościoła odgrywali
nuncjusze, którzy — poza pełnieniem funkcji dyploma-
tycznych — wywierali wpływ na wiele posunięć hie-
rarchów polskich. Pierwszym nuncjuszem (początkowo
z tytułem wizytatora apostolskiego) został wiosną 1918
r. Achille Ratti (późniejszy papież Pius XI), który mi-
mo czasami kontrowersyjnych posunięć cieszył się
uznaniem władz polskich, a zwłaszcza J. Piłsudskiego
jako naczelnika państwa. Po jego odwołaniu w 1921 r.
godność tę piastowali kolejno Lorenzo Lauri, France-
sco Marmaggi i Filippo Cortesi. Wszyscy oni starali się
zachowywać dobre, a przynajmniej poprawne stosunki
z rządem polskim i niejednokrotnie wywierali znaczący
wpływ na stanowisko zajmowane przez episkopat pol-
ski.
W konkordacie uznano wynikający z dawnych po-
działów rozbiorowych fakt funkcjonowania obok siebie
dwóch prymasów — Polski, czyli zgodnie z tradycją
każdorazowego metropolity gnieźnieńsko-
poznańskiego, oraz Królestwa Polskiego, to znaczy, od
początków XIX w., także arcybiskupa warszawskiego.
Godność prymasów Polski i przysługujące im z tego ty-
tułu honorowe pierwszeństwo, m.in. przewodniczenie
corocznym konferencjom episkopatu, przypadła
w okresie międzywojennym kolejno Edmundowi Dal-
borowi (do 1926 r.) i Augustowi Hlondowi (od 1927 r.
kardynałowi). Honorowy tytuł prymasa Królestwa Pol-
skiego zachował, do śmierci w 1938 r., kardynał Alek-
sander Kakowski, były członek Rady Regencyjnej.
W rzeczywistości obu dostojnikom przysługiwały je-
dynie tytuły i honory (m.in. przywilej noszenia purpu-
rowych szat), ale nie realne uprawnienia, gdyż stanowi-
sko prymasa w Kościele polskim, zgodnie z sugestią
nuncjusza L. Lauriego, zostało oficjalnie zniesione
przez Watykan 5 II 1925, a więc tuż przed podpisaniem
konkordatu.
Zasady nowej organizacji terytorialnej Kościoła
rzymskokatolickiego w Polsce sprecyzowała papieska
bulla Vixdum Poloniae unitas z 28 X 1925, zgodnie
z którą wyodrębniono pięć prowincji (metropolii). Ob-
ok istniejących jeszcze przed rozbiorami gnieźnieńskiej
i lwowskiej oraz ukształtowanej w XIX w. warszaw-
skiej powstały dwie nowe — wileńska i krakowska.
Metropolie dzieliły się na diecezje (po 1918 r. powstały
nowe: łódzka, częstochowska, katowicka, pińska i łom-
żyńska), a te na dekanaty i parafie.
Przy ustalaniu nowego podziału administracyjnego
zachowywano po części dawne tradycje i granice histo-
ryczne, chociaż niekiedy dokonywano dość radykal-
nych zmian, m.in. ze względu na występujące potrzeby
duszpasterskie, wynikające z podziału dotychczaso-
wych zbyt wielkich jednostek na mniejsze, a także
z uwagi na interes państwa, również pod względem ko-
ścielnym dążącego do zacierania granic zaborowych.
Z tego właśnie powodu do prowincji gnieźnieńsko-
poznańskiej dołączono diecezję włocławską z byłego
Królestwa Polskiego, w granicach metropolii lwowskiej
znalazła się diecezja wołyńska, a w skład erygowanej
wówczas prowincji krakowskiej weszły diecezje znaj-
dujące się uprzednio w obrębie Austrii (krakowska
i tarnowska), Rosji (kielecka i częstochowska) oraz
Niemiec (katowicka). Ten unifikacyjny charakter me-
tropolii krakowskiej podkreślał fakt umiejscowienia
w Krakowie seminariów duchownych diecezji często-
chowskiej i śląskiej. Niezależnie od podziałów teryto-
rialnych istniało biskupstwo polowe Wojska Polskiego,
kierowane kolejno przez biskupów Stanisława Galla
i Józefa Gawlinę. Kapelani, zatrudnieni na etatach ofi-
cerskich, spełniali funkcje proboszczowskie dla kadry
oficerskiej i jej rodzin. Specyficzna sytuacja zaistniała
na terenie Wolnego Miasta Gdańska, który, zgodnie ze
swym statusem, został odrębną diecezją, poza ustaloną
organizacją polską i niemiecką, jednakże z tym zastrze-
żeniem, że tamtejszego biskupa, uwzględniając upraw-
nienia Polski, podporządkowano nuncjuszowi apostol-
skiemu akredytowanemu w Warszawie. Najwyższą
władzą Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce były
odbywane corocznie, najczęściej w Częstochowie, kon-
ferencje episkopatu, na których podejmowano też naji-
stotniejsze decyzje dotyczące kierunków działalności.
Podstawowymi jednostkami organizacyjnymi były,
tak jak poprzednio, parafie, zróżnicowane zarówno pod
względem zasięgu terytorialnego, jak i liczby wiernych.
Największe (do 350 km2) występowały na ogół we
wschodniej części kraju, w której ludność rzymskoka-
tolicka była bardzo rozproszona, a najliczniejsze
w ośrodkach miejskich (rekordowa pod tym względem
była jedna z parafii warszawskich, skupiająca ok. 80
tys. osób). Ich liczba wykazywała niezbyt dużą, ale sta-
łą tendencję rosnącą, będącą głównie efektem podziału
większych jednostek. W ciągu okresu międzywojenne-
go powstało 665 nowych parafii oraz 439 ośrodków fi-
lialnych. Obsługę zapewniało im w 1937 r. prawie 10
000 księży świeckich (w tym 6800 proboszczów i wi-
kariuszów), wykształconych w istniejących w każdej
diecezji seminariach duchownych, na wydziałach teo-
logicznych uniwersytetów w Warszawie, Krakowie,
Lwowie i Wilnie oraz w istniejącym od 1918 r. Uni-
wersytecie Lubelskim (od 1928 r. Katolickim Uniwer-
sytecie Lubelskim).
Duchowieństwo świeckie było wspierane w pracy
duszpasterskiej przez członków licznych zgromadzeń
zakonnych. Pod koniec okresu międzywojennego ist-
niało ponad 300 klasztorów i domów zakonnych mę-
skich (ok. 6 tys. zakonników) i prawie 1700 żeńskich
(ok. 17 tys. zakonnic). Do najliczniejszych zgromadzeń
męskich należeli franciszkanie, jezuici, salezjanie i mi-
sjonarze, a żeńskich szarytki, służebniczki Najświętszej
Marii Panny, franciszkanki i elżbietanki. Członkowie
zgromadzeń zakonnych zaznaczali swą obecność na
wielu polach, m.in. w oświacie i wychowaniu, opiece
zdrowotnej i na rynku wydawniczym.
Niektóre ze zgromadzeń zyskały wyjątkową reno-
mę. Na rynku prasowym wyróżniały się, m.in. pod
względem wysokości nakładów, czasopisma jezuic-
kiego Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy oraz gaze-
ty publikowane przez franciszkanów w podwarszaw-
skim Niepokalanowie („Mały Dziennik” i „Rycerz
Niepokalanej”). Z tym ostatnim ośrodkiem związany
był m.in. Rajmund Kolbe (ojciec Maksymilian).
Ośrodki zakonne przyczyniły się istotnie do rozbudowy
masowych, choć nieformalnych organizacji katolickich,
np. tercjarskich, kół różańcowych czy różnego rodzaju
bractw. Tylko Milicja Niepokalanej, utworzona z ini-
cjatywy ojca Maksymiliana, skupiała tuż przed wybu-
chem wojny ponad pół miliona osób. Zakony odegrały
także olbrzymią rolę w popularyzowaniu pewnych
ośrodków religijnych, zwłaszcza związanych z kultem
maryjnym, do których rokrocznie pielgrzymowały tłu-
my wiernych. Największą i ogólnopolską popularnością
cieszyło się sanktuarium na Jasnej Górze w Często-
chowie, a także Ostra Brama w Wilnie, Piekary na Ślą-
sku i Kalwaria Zebrzydowska w Małopolsce.
Pogłębianiu związków z Kościołem służyły rów-
nież organizacje zinstytucjonalizowane. Najważniejszą
i najbardziej masową była powołana do życia w 1920 r.
Liga Katolicka, przekształcona następnie (1930) w Ak-
cję Katolicką, skupiającą cztery zasadnicze człony,
zwane kolumnami — Katolickie Związki: 1) Mężów,
2) Niewiast, 3) Młodzieży Męskiej i 4) Młodzieży Żeń-
skiej. Z Ligą, a następnie Akcją Katolicką współpraco-
wały organizacje o charakterze pomocniczym, np. So-
dalicja Mariańska i Instytuty Wyższej Kultury Religij-
nej. Masowy charakter miały także Apostolstwo Modli-
twy, Bractwo Straży Honorowej i Krucjata Euchary-
styczna. Ta ostatnia skupiała głównie młodzież szkolną.
Na polu charytatywnym zaznaczyło się m.in. stowarzy-
szenie „Caritas” oraz różnorakie katolickie „komitety
opieki nad...”.
Wpływ Kościoła na prawie wszystkie dziedziny
życia, m.in. na aktywność intelektualną, był bardzo
poważny. Obok ogólnopolskiego Związku Polskiej In-
teligencji Katolickiej istniało wiele liczących się śro-
dowisk o znaczeniu lokalnym. Do takich należały prze-
de wszystkim podwarszawskie Laski, w których znaj-
dował się prowadzony przez zakonnice zakład opie-
kuńczy dla niewidomych. Matka Elżbieta Czacka i ks.
Władysław Korniłowicz zdołali też stworzyć silny
ośrodek grupujący inteligencję twórczą. Bardzo wysoki
poziom reprezentował wydawany tam w drugiej poło-
wie lat 30. poświęcony zagadnieniom kultury współ-
czesnej kwartalnik „Verbum”. Z redagowanym przez
krakowskich jezuitów „Przeglądem Powszechnym”
związane było grono liczących się literatów i pracow-
ników naukowych. Poważne środowisko katolickie
skupione było także wokół poznańskiej „Kultury”. Ge-
neralnie jednak poziom życia duchowego polskich ka-
tolików nie był zbyt wysoki i wśród najszerszych
warstw wiernych dominował typ religijności ludowej,
przejawiającej się przede wszystkim przywiązaniem do
zewnętrznych form obrzędowości. Stąd też dużą popu-
larnością cieszyły się wspominane już pielgrzymki do
cudownych obrazów, misteria (z najsłynniejszymi
w Kalwarii Zebrzydowskiej), procesje i odpusty.
Podstawy finansowe zapewniały Kościołowi co-
roczne dotacje państwowe, sięgające kilkunastu milio-
nów złotych. Ponadto był on, jako instytucja, właścicie-
lem znacznych obszarów ziemi — użytków rolnych
i lasów (ponad 200 tys. ha). Było to jedno z najważniej-
szych źródeł dochodu i zapewniało utrzymanie pro-
boszczom, biskupom i seminariom duchownym. Usta-
wodawstwo polskie przewidywało co prawda możli-
wość przejęcia części tej ziemi na cele reformy rolnej,
ale niezbyt szczęśliwy zapis w konkordacie spowodo-
wał, że w rzeczywistości parcelacja tych tzw. dóbr mar-
twej ręki miała charakter całkowicie dobrowolny
i prowadzona była tylko w takim stopniu, w jakim wy-
magały tego interesy instytucji kościelnych. Istotnym
elementem, zwłaszcza w wypadku duchowieństwa pa-
rafialnego, były także różnego rodzaju niesformalizo-
wane opłaty wnoszone przez wiernych za posługę dusz-
pasterską, m.in. za odprawianie niektórych mszy, a tak-
że za chrzty, śluby i pogrzeby.
Drugie miejsce, przynajmniej pod względem za-
sięgu wpływów, przypadało Kościołowi greckokatolic-
kiemu (unickiemu), aczkolwiek miał on charakter lo-
kalny, ograniczony w zasadzie do terenów Polski połu-
dniowo-wschodniej, zamieszkanych przede wszystkim
przez ludność ukraińską, która grekokatolicyzm uzna-
wała za swoje narodowe wyznanie. Kościół ten korzy-
stał ze wszystkich przywilejów prawnych i konkorda-
towych zagwarantowanych wyznaniu rzymskokatolic-
kiemu. Miał on olbrzymie, większe chyba nawet niż
obrządek łaciński dla Polaków, zasługi w budzeniu
i utrwalaniu ukraińskiej świadomości narodowej. Nic
dziwnego zatem, że politycy ukraińscy, nawet ci obo-
jętni w sprawach religijnych, Kościół ten uważali za je-
den z najważniejszych elementów wyodrębnienia naro-
dowego. Był on, jak pisano, nawet „czymś więcej niż
kręgosłup”. Wśród wyznawców grekokatolicyzmu
znajdowali się także przedstawiciele innych nacji (ok.
16%), m.in. Polacy, jak to można wnosić z ich deklara-
cji językowej. Według szacunków z 1939 r. Kościół ten
skupiał ponad 3,5 mln wyznawców, a więc był naj-
większą organizacją unitów na świecie.
Pod względem organizacyjnym tworzył on na zie-
miach polskich jedną prowincję halicko-lwowską,
w której znajdowały się trzy diecezje: lwowska, stani-
sławowska i przemyska. W 1934 r. wydzielono z diece-
zji przemyskiej Administrację Apostolską Łemkowsz-
czyzny (111 parafii), a to w celu skuteczniejszego
zwalczania przenikającego tam prawosławia. Archidie-
cezji lwowskiej były bezpośrednio podporządkowane
także parafie znajdujące się poza terenami zwartego
zamieszkania Ukraińców, np. w Warszawie, Wiedniu
i Berlinie, a ponadto podlegały jej skupiska unickie
w Ameryce. Stosunkowo niewielką parafię greckokato-
licką w Krakowie zaliczano do najbliższej terytorialnie
diecezji przemyskiej. Najniższą jednostką organizacyj-
ną były parafie, najczęściej jednowioskowe, co sprzyja-
ło utrzymywaniu bliskich kontaktów między probosz-
czem a wiernymi. Sieć parafii, bardzo gęsta już w cza-
sach zaborowych, została znacznie rozbudowana
w okresie międzywojennym (z 2208 w 1914 r. do 2378
w roku 1939).
Obsada personalna najwyższych stanowisk, ustalo-
na jeszcze w czasach austriackich, była bardzo stabilna
i w latach międzywojnia nie następowały w niej istot-
niejsze zmiany. Na czele prowincji, jako metropolita
halicki, stał od 1900 r. abp Andrzej Roman Szeptycki,
pochodzący z polskiej arystokratycznej rodziny, ale bę-
dący gorącym rzecznikiem narodowych dążeń ukraiń-
skich. Diecezją stanisławowską kierował bp Grzegorz
Chomyszyn, a przemyską bp Josafat Kocyłowski. Ad-
ministratorem Apostolskim Łemkowszczyzny został ks.
Bazyli Maściuch, a po jego śmierci (1936) Jaków
Medwecki. Biskupi greckokatoliccy uczestniczyli
w ogólnopolskich konferencjach episkopatu polskiego
i wchodzili nawet do niektórych powoływanych wów-
czas komisji, ale na ogół nie przejawiali na tym forum
większej aktywności.
Hierarchowie greckokatoliccy legitymowali się
gruntownym wykształceniem teologicznym i ogólnym,
zdobywanym na europejskich uniwersytetach. Wszyscy
popierali ukraińskie dążenia niepodległościowe, acz-
kolwiek odcinali się od poczynań skrajnych odłamów
nacjonalistycznych. Znacznie gorszy był poziom przy-
gotowania kleru parafialnego, kształconego w semina-
riach duchownych znajdujących się w każdej diecezji,
ponieważ greckokatolicki wydział teologiczny na Uni-
wersytecie Jana Kazimierza we Lwowie został niejako
automatycznie zlikwidowany, gdy wykładająca tam ka-
dra odmówiła złożenia przysięgi wierności państwu
polskiemu. Kler obrządku greckiego był na ogół bardzo
zżyty z wiernymi, zarówno ze względu na pochodzenie
(większość była synami duchownych), jak i na wspólne
troski dnia codziennego. Jego znaczna część uważała
też tradycyjnie za swe posłannictwo budzenie ukraiń-
skiego ducha narodowego wśród ludności i niejedno-
krotnie przejawiała dużą aktywność polityczną, także
w ugrupowaniach nacjonalistycznych, które w swych
programach, a zwłaszcza działaniach, raczej nie prze-
strzegały zasad chrześcijańskich i były potępiane przez
biskupów. Władze polskie traktowały niższe ducho-
wieństwo z dużą nieufnością, co w rezultacie prowadzi-
ło do częstych zadrażnień przy obsadzie probostw. To
również m.in. sprawiło, że starały się one raczej hamo-
wać propagowane przez abp. A. Szeptyckiego rozsze-
rzanie wpływów Kościoła greckokatolickiego na tereny
dawnego zaboru rosyjskiego, obawiając się powstawa-
nia nowych ognisk konfliktów.
W okresie międzywojennym episkopat podejmo-
wał wiele starań, aby podnieść poziom wykształcenia
najszerszych rzesz duchowieństwa. Celowi temu pod-
porządkowana była m.in. działalność Teologicznego
Towarzystwa Naukowego, które stało się podstawą
utworzenia w 1928 r. Greckokatolickiej Akademii Teo-
logicznej we Lwowie, z dwoma wydziałami — teolo-
gicznym i filozoficznym. Jej rektorem został Józef Sli-
pyj, późniejszy kardynał i metropolita. Była to jedyna
legalna ukraińska wyższa uczelnia na ziemiach pol-
skich. Podobnie jak w Kościele łacińskim popierano
rozwój różnych organizacji apostolstwa świeckich,
m.in. Akcję Katolicką, Bractwo Najświętszego Sakra-
mentu czy Bractwo Trzeźwości. Do pobudzenia życia
religijnego wykorzystano na szeroką skalę obchody
950-lecia chrztu Rusi (1938), połączone w każdej para-
fii ze święceniem jubileuszowych krzyży i kaplic. Z tej
okazji episkopat ogłosił list pasterski, podkreślający
konieczność zjednoczenia religijnego całego społeczeń-
stwa ukraińskiego, co miało być warunkiem wstępnym
utworzenia niepodległego państwa.
Hierarchowie greckokatoliccy, przewidując zjed-
noczenie wszystkich ziem ukraińskich w obrębie jed-
nego własnego bytu państwowego, w którym siłą rze-
czy miało dominować wyznanie prawosławne, podej-
mowali liczne działania mające na celu zaznaczenie od-
rębności swego obrządku. Najczęściej polegało to na
mocniejszym podkreślaniu związków z Kościołem ła-
cińskim. Z tego powodu bp G. Chomyszyn wprowadził
w 1920 r. do liturgii kalendarz gregoriański zamiast
obowiązującego dotychczas juliańskiego, co nie spotka-
ło się z przychylnym przyjęciem ze strony wiernych
i zostało uchylone trzy lata później przez metropolitę.
Najbardziej kontrowersyjna okazała się jednak próba
wprowadzenia celibatu dla kleru świeckiego. Za roz-
wiązaniem tym opowiadali się wszyscy hierarchowie,
a najgorętszymi orędownikami tej idei byli biskupi
G. Chomyszyn i J. Kocyłowski, wychodzący z założe-
nia, że księża pozbawieni trosk o rodzinę byliby sku-
teczniejsi w działalności duszpasterskiej. Celibat był
jednak całkowicie sprzeczny z dotychczasową tradycją,
zgodnie z którą wiele probostw przechodziło niejako
automatycznie z ojca na syna, a ponadto potomstwo
duchownych stale zasilało skromną liczebnie inteligen-
cję ukraińską. Nic więc dziwnego, że wywołało to falę
gwałtownych protestów zarówno ze strony wiernych,
jak i kandydatów na księży, a zwłaszcza inteligencji
obawiającej się nie tylko „wyschnięcia” naturalnego
źródła ją zasilającego, ale także — co szczególnie pod-
kreślała prasa ukraińska — zbytniego upodobnienia się
do utożsamianego z polskością obrządku łacińskiego.
Ta tzw. bitwa o żony była toczona przez cale między-
wojnie i w pierwszym okresie, oprócz pisania skarg do
Stolicy Apostolskiej, przybierała niezwykle dramatycz-
ne formy, np. masowego opuszczania seminariów du-
chownych przez kandydatów do stanu kapłańskiego, na
których usiłowano wymóc (między innymi uzależniając
od tego udzielenie święceń) składanie w tej sprawie pi-
semnych oświadczeń. Prawdopodobnie jednym z efek-
tów tej walki była także decyzja wielu wiernych i du-
chownych (ok. 20 tys. ludzi) na Łemkowszczyźnie
o przejściu w drugiej połowie lat 20. na wyznanie pra-
wosławne. Konfliktu nie rozstrzygnięto do wybuchu II
wojny światowej, ale trzeba przyznać, że postawa bi-
skupów z wolna przynosiła rezultaty i choć celibat nie
stal się zjawiskiem powszechnym, to Towarzystwo
Bezżennych Księży skupiało pod koniec międzywojnia
prawie 30% ogółu duchowieństwa świeckiego. Rosła
też wyraźnie liczba celibatariuszy, to znaczy duchow-
nych, którzy przed święceniami zadeklarowali goto-
wość zachowania celibatu. Ilustruje to poniższe zesta-
wienie.
Duchowieństwo greckokatolickie w 1918 11938 r.
Kategoria duchow- 1918 1938
nych liczba % liczba %
żonaci 1833 83,9 1391 59,3
wdowcy 277 12,7 268 11,4
celibatariusze 76 3,5 688 29,3
razem 2186 100,0 2347 100,0
Podobnie jak w obrządku łacińskim duży wpływ
na całokształt życia religijnego grekokatolików wywie-
rały zgromadzenia zakonne, a zwłaszcza najliczniejsi
bazylianie, rozwijający szeroką działalność duszpaster-
ską, wydawniczą, misjonarską i naukową. Obok nich
wyróżniali się studyci i redemptoryści obrządku
wschodniego oraz kilka zgromadzeń żeńskich (w 1939
r. łącznie 149 domów zakonnych i ponad 1000 zakon-
nic).
Podstawą utrzymania Kościoła greckokatolickiego,
poza opłatami wnoszonymi przez wiernych i dotacjami
państwowymi (kilka milionów złotych rocznie), były
nieruchomości ziemskie (użytki rolne i lasy) należące
do parafii, biskupstw i zgromadzeń zakonnych —
w sumie ok. 140 tys. ha, a więc, licząc proporcjonalnie
do jego lokalnego zasięgu, zdecydowanie więcej, niż
posiadał Kościół łaciński.
Z Kościołem rzymskokatolickim związane były
jeszcze dwa obrządki — ormiański i bizantyjsko-
słowiański (wschodniobizantyjski, neounicki). Pierw-
szy z nich miał bogatą przeszłość, ale jego wyznawcy
nie byli zbyt liczni.
Archidiecezji lwowskiej podlegało ok. 5 tys. wier-
nych, zgrupowanych wokół 8-9 rozproszonych parafii
w Małopolsce Wschodniej. Ich największe skupiska
znajdowały się w Kutach i we Lwowie, w którym mie-
ściła się też siedziba ich władz duchownych. Kierujący
w międzywojniu tym Kościołem abp Józef Teofil Teo-
dorowicz był znany nie tylko jako „złotousty kazno-
dzieja”, ale także jako jeden z aktywniejszych polskich
działaczy narodowych i obrońców polskiego stanu po-
siadania na Kresach Południowo-Wschodnich.
Kościół bizantyjsko-słowiański narodził się dopie-
ro na początku lat 20. i skupiał pozyskanych dla katoli-
cyzmu wyznawców prawosławia, w większości daw-
nych unitów. Zachował on całą obrzędowość prawo-
sławną i małżeństwa księży, ale uznawał papieża za
głowę Kościoła i podporządkowywał się miejscowym
biskupom łacińskim. Inicjatorem jego założenia był bp
Henryk Przeździecki, a rozwojowi patronowali biskupi
kresowi. Krzewieniem neounii zajmowali się począt-
kowo jezuici, wsparci następnie m.in. przez powołane
do życia wschodnie gałęzie redemptorystów i kapucy-
nów. W 1931 r. papież mianował dla neounitów odręb-
nego biskupa z tytułem wizytatora apostolskiego —
Mikołaja Czarneckiego. Do wybuchu wojny zdołano
zorganizować prawie 60 parafii skupiających kilkadzie-
siąt tysięcy wiernych oraz kierowane przez jezuitów
seminarium duchowne w Dubnie, które wykształciło
ponad 20 księży. Zaczęły powstawać także pierwsze
zgromadzenia zakonne męskie i żeńskie. Nowy obrzą-
dek przyjmowany był jednak z dużymi oporami. Zwal-
czała go ze zrozumiałych względów Cerkiew prawo-
sławna, niechętnie odnosiła się doń większość episko-
patu polskiego, a władze państwowe traktowały całe
przedsięwzięcie z nieufnością, obawiając się powsta-
wania nowych ognisk niepokoju.
Wielkim wyznaniem było także prawosławie. Ko-
ściół ten zrzeszał nawet więcej wiernych niż greckoka-
tolicki, ale był bardziej zróżnicowany pod względem
narodowościowym. Największymi i ugruntowanymi
w ciągu XIX w. wpływami dysponował na wschodnich
terenach, które uprzednio znajdowały się pod panowa-
niem rosyjskim. W czasie I wojny światowej i w okre-
sie międzywojennym podejmował, częściowo z powo-
dzeniem, próby pozyskania ludności katolickiej ob-
rządku greckiego, ale pewne sukcesy udało mu się od-
nieść jedynie na Łemkowszczyźnie, i to nie tyle dzięki
działalności misyjnej, ile z powodu wykorzystania an-
tagonizmów politycznych, występujących tam między
zwolennikami orientacji moskwofilskiej (staroruskiej)
i narodowo- ukraińskiej, wspieranej przez duchowień-
stwo greckokatolickie. Rozbieżności te przeniosły się
na sferę życia religijnego, dlatego też parafie zdomino-
wane przez starorusinów przeszły na prawosławie. Pro-
ces ten został zahamowany wraz z powołaniem w 1934
r. wspomnianej już Administracji Apostolskiej Lem-
kowszczyzny.
Liczba wyznawców prawosławia bardzo szybko rosła
— z 3,3 mln w 1923 r. do prawie 4,2 mln tuż przed
wybuchem wojny. Było to efektem dużego przyrostu
naturalnego, znacznie większego niż w pozostałych
grupach wyznaniowych. Prawosławie wyznawali Bia-
łorusini, Rosjanie oraz zamieszkujący Polesie, Wołyń
i Lubelszczyznę Ukraińcy. Związana z nim była także
część osób deklarujących w czasie spisu również inne
języki ojczyste, m.in. polski, czeski i „tutejszy”.
Odzyskanie przez Polskę niepodległości całkowi-
cie zmieniło sytuację prawosławia. Utraciło ono przede
wszystkim uprzywilejowaną pozycję religii panującej,
popieranej w różnoraki sposób przez władze rosyjskie,
traktujące je jako jedno z ważniejszych narzędzi rusyfi-
kacji, a stało się jednym z licznych wyznań uznawa-
nych przez państwo, ale nie faworyzowanych. Wiele
cerkwi, wzniesionych głównie zresztą w celach propa-
gandowych na ziemiach Królestwa Polskiego, łącznie
z monumentalnym soborem Aleksandra Newskiego
w Warszawie, zostało —jako symbole panowania ro-
syjskiego — rozebranych, natomiast te, które przetrwa-
ły, zamieniono w większości na świątynie katolickie,
najczęściej na kościoły garnizonowe. Duże zmiany do-
konały się na Chełmszczyźnie, gdzie już w 1918 r. po-
nad 100 cerkwi zamknięto lub zburzono, a ze 150
uczyniono kościoły katolickie. W późniejszych latach
takie sytuacje zdarzały się rzadziej, ale np. w 1929 r.
zburzono tam ok. 20 cerkwi, choć najbardziej drastycz-
ną i kontrowersyjną akcję przeprowadzono dziewięć lat
później (1938). W jej efekcie zniszczono ponad 120
obiektów sakralnych.
Znaczne straty poniosła także Cerkiew we
wschodnich województwach, gdzie katolicy podjęli ak-
cję odbierania zabudowań i majątków należących nie-
gdyś do Kościołów obrządku greckiego i łacińskiego,
a następnie skonfiskowanych przez władze rosyjskie
i przekazanych prawosławnym. Tuż po wojnie rewin-
dykacji dokonywano najczęściej przez tworzenie fak-
tów dokonanych, metodą „samodzielnych wystąpień
ludności”. Cerkiew utraciła w ten sposób kilkaset świą-
tyń, budynków mieszkalnych i gospodarczych oraz kil-
ka tysięcy hektarów użytków rolnych. Po ustabilizowa-
niu sytuacji proces ten został powstrzymany, a władze
państwowe stanęły na stanowisku, że oddawanie Ko-
ściołowi katolickiemu zagrabionych mu niegdyś świą-
tyń może nastąpić tylko pod warunkiem udowodnienia
przezeń rzeczywistych potrzeb duszpasterskich, z rów-
noczesnym wykazaniem, że obiekty te są zbędne wier-
nym wyznania prawosławnego. Wkrótce pojawiło się
nowe zagrożenie. W 1929 r. biskupi kresowych diecezji
katolickich złożyli w sądach ponad 750 pozwów, żąda-
jąc zwrotu dalszych nieruchomości połacińskich i pou-
nickich. Ich roszczenia nie znalazły jednak poparcia
u władz państwowych, a Sąd Najwyższy stanął na sta-
nowisku, że rewindykacji nie można dokonywać na
drodze sądowej, gdyż majątek pocerkiewny faktycznie
znajduje się w rękach państwa. Kwestię nieruchomości
ziemskich uregulowano ostatecznie na mocy porozu-
mienia zawartego między rządem a hierarchią rzymsko-
katolicką w 1938 r. Kościół zrzekł się swoich roszczeń
do utraconej ziemi w zamian za przyznane mu ze skar-
bu państwa odszkodowanie (3,5 mln zł) oraz zatwier-
dzenie dokonanych do tego czasu rewindykacji.
Wiele problemów wiązało się także z ustabilizo-
waniem sytuacji prawnej Kościoła prawosławnego. Po
odzyskaniu niepodległości w dalszym ciągu podlegał
on patriarsze Moskwy i całej Rosji. Utrzymywanie tej
zależności nie leżało w interesie Polski, zaczęto więc
wywierać naciski na biskupów (władyków), aby ogłosi-
li autokefalię (niezależność) Cerkwi w Polsce. Nie wy-
rażali na to zgody ani patriarcha, ani większość hierar-
chów, którzy uważali zarówno powstanie państwa pol-
skiego, jak i sytuację po zwycięstwie bolszewików za
stan tymczasowy i liczyli na odbudowę dawnej Rosji,
w której prawosławie zachowałoby uprzywilejowaną
pozycję. Patriarcha Tichon zgadzał się na szeroką auto-
nomię polskiej Cerkwi, ale był przeciwny jej pełnemu
uniezależnieniu. Dlatego też rozpoczęte już w 1920 r.
rokowania dotyczące ogłoszenia autokefalii przeciągały
się i przebiegały w atmosferze towarzyszących im dra-
matycznych wydarzeń. W końcu stanowisko władz pol-
skich, m.in. ze względu na gwałtownie pogarszającą się
sytuację prawosławia w Rosji, poparła część biskupów,
w tym także Georgij Jaroszewski (występujący zazwy-
czaj pod zakonnym imieniem Jerzy), od 1921 r. prawo-
sławny metropolita warszawski. Ostatecznie decyzję
o autokefalii podjął 14 VI 1922 sobór (zjazd) bisku-
pów, ale jej ogłoszenie odwlekło się o trzy lata — do
16 IX 1925. Zwłoka ta wynikła m.in. z silnego oporu
części duchowieństwa, zwłaszcza niektórych włady-
ków, utwierdzanych w tym stanowisku przez patriarchę
Tichona. Kontrowersje ujawniały się z niezwykłą siłą,
a ich ofiarą padł G. Jaroszewski (Jerzy), zamordowany
w 1923 r. przez fanatycznego mnicha. Opór przeciwni-
ków łamano przez pozbawianie ich stanowisk i godno-
ści, zamykanie w klasztorach, a nawet usuwanie z gra-
nic Polski. Nowy metropolita, Konstanty Waledyński
(imię zakonne Dionizy), przy pomocy władz polskich
uzyskał poparcie dla autokefalii od przywódców pra-
wosławia w innych państwach, w tym także od cieszą-
cego się wyjątkowym autorytetem patriarchy konstan-
tynopolitańskiego. Miało to duże znaczenie moralne,
ale nie zmieniało sytuacji formalnoprawnej, gdyż
w myśl przepisów kanonicznych najważniejsze było
uzyskanie zgody „kościoła matki”, czyli patriarchatu
moskiewskiego, który do 1948 r. nie uznawał stanu fak-
tycznego.
Doraźnie stosunki między Cerkwią i państwem re-
gulowały Tymczasowe przepisy o stosunku Rządu do
Kościoła Prawosławnego w Polsce z 30 I 1922.
W związku z występującymi kontrowersjami nie zosta-
ły one początkowo zaakceptowane przez wszystkich
władyków, a odpowiedni dekret, potwierdzający w za-
sadzie dotychczasowe ustalenia, został wydany dopiero
18 XI 1938. W praktyce jednak Tymczasowe przepisy...
obowiązywały przez większą część okresu międzywo-
jennego. Zgodnie z nimi podział administracyjny Cer-
kwi dostosowano do nowych granic politycznych.
Obejmowała ona metropolię warszawską i całej Polski,
kierowaną przez abp. K. Waledyńskiego (Dionizego),
któremu podlegał także bezpośrednio najsłynniejszy
klasztor prawosławny — Ławra Poczajowska na Woły-
niu — oraz pięć diecezji: warszawsko-chełmska, krze-
mieniecko-wołyńska, białostocko-grodzieńska, pole-
sko-nowogródzka i wileńsko-lidzka. Diecezje dzieliły
się na dekanaty i parafie. Liczba tych ostatnich ulegała
pewnym wahaniom, ale przed wybuchem wojny wyno-
siła prawie półtora tysiąca. Funkcje duszpasterskie
sprawowali duchowni (w 1938 r. ponad 3 tys.), przygo-
towywani do tych zadań w dwóch seminariach —
w Krzemieńcu (początkowo w Łucku) i Wilnie oraz
w Studium Teologii Prawosławnej w Warszawie.
Ogólny poziom wykształcenia księży prawosławnych
oceniano jednak niezbyt wysoko. Kościołowi za-
pewniano wolność w obsadzaniu wszystkich stanowisk,
ale duchowni musieli posiadać obywatelstwo polskie,
a objęcie biskupstwa i parafii uzależnione było od uzy-
skania zgody władz państwowych odpowiedniego
szczebla i złożenia przez kandydatów przysięgi wierno-
ści państwu polskiemu, za której naruszenie groziło po-
zbawienie stanowiska. Zgodnie z przyjętymi ustalenia-
mi językiem urzędowym Cerkwi był język polski. Pań-
stwo zapewniało jej coroczne dotacje, a dodatkowe do-
chody uzyskiwała z posiadanych nieruchomości ziem-
skich, chociaż ich rozmiary skurczyły się wyraźnie
(z ok. 150 do 51 tys. ha) w związku ze wspomnianą ak-
cją rewindykacyjną Kościoła rzymskokatolickiego oraz
z powodu przejęcia przez państwo części majątków
cerkiewnych na cele reformy rolnej i osadnictwa.
Niezależnie od sporów wokół autokefalii Cerkiew
wstrząsana była także konfliktami narodowościowymi.
Duchowieństwo prawosławne zdominowane było przez
Rosjan, podczas gdy zdecydowaną większość wiernych
(ok. 85%) stanowiła ludność ukraińska i białoruska.
W okresie panowania rosyjskiego był to niejako stan
normalny, ale po 1918 r. Ukraińcy podjęli działania
zmierzające do nasycenia Cerkwi elementami narodo-
wymi. Poczynione na ich rzecz koncesje, m.in. wpro-
wadzenie języka ukraińskiego do kazań i niektórych
nabożeństw, uznali za niewystarczające i domagali się
zwiększenia liczby duchownych, łącznie z biskupami,
narodowości ukraińskiej, uwzględniania ich interesów
przy obsadzaniu wszystkich stanowisk kościelnych,
utworzenia nowych diecezji i usunięcia nieprzychyl-
nych im hierarchów oraz powołania niezależnego me-
tropolity ukraińskiego. Apogeum tych sporów przypa-
dło na rok 1927. Żądania Ukraińców nie tylko nie zo-
stały spełnione, ale metropolita Dionizy zredukował
nawet zasięg uprawnień przyznanych początkowo ję-
zykowi ukraińskiemu.
Mniej liczni niż katolicy i prawosławni byli prote-
stanci (luteranie i kalwiniści), dodatkowo podzieleni na
kilka odłamów, z których część została uznana lub
przynajmniej była tolerowana przez władze państwowe.
W 1931 r. przynależność do wyznań ewangelickich za-
deklarowało ponad 835 tys. osób (2,6% ogółu ludno-
ści). Najwięcej, zgodnie z kryterium języka ojczystego,
było wśród nich Niemców (71,7%) i Polaków (25,7%),
reszta przypadała na Ukraińców (0,9%), Rosjan (0,1%)
i pozostałe grupy narodowe. Terytorialne rozmieszcze-
nie ludności protestanckiej było podobne jak mniejszo-
ści niemieckiej. Najwięcej (prawie 55%) mieszkało ich
w województwach zachodnich, ale licząca się grupa
(18,4% ogółu) znajdowała się także w województwie
łódzkim.
Ze względu na rozproszenie terytorialne, zróżni-
cowanie narodowościowe, tradycje historyczne,
a zwłaszcza niejednolitość pozostałych po okresie roz-
biorów przepisów prawnych protestanci podzieleni byli
na kilka odłamów, obejmujących swym zasięgiem
mniejsze lub większe terytoria. W zasadzie charakter
ogólnopolski miał tylko Kościół ewangelicko-
augsburski. W początkach niepodległości skupiał on
wiernych z byłego zaboru rosyjskiego, ale systema-
tycznie rozszerzał zasięg m.in. na Śląsk Cieszyński
(1918), gdzie jego wyznawcami byli przede wszystkim
Polacy, a częściowo także na Małopolskę, Wielkopol-
skę i Pomorze. W 1938 r. podporządkowano mu rów-
nież gminy ewangelickie na przyłączonym wówczas
Zaolziu (ok. 60 tys. wiernych). Tuż przed wybuchem
wojny Kościół ten posiadał dziesięć diecezji z ok. 120
parafiami i 40 filiałami (jednostkami mającymi pastora
nie z wyboru, ale z nominacji konsystorza) i skupiał
około pół miliona wyznawców (w tym ok. 200 tys. Po-
laków). Jego położenie prawne uregulował dopiero
wydany przez prezydenta w listopadzie 1936 r. dekret,
w którym m.in. ustalono zasady organizacyjne, podkre-
ślono niezależność od ośrodków zagranicznych, zagwa-
rantowano wpływ władz państwowych na obsadę urzę-
dów kościelnych oraz uznano język polski za obowią-
zujący w jego funkcjonowaniu. Najwyższą władzą tego
Kościoła był synod, zwoływany zazwyczaj w trzy-
letnich odstępach, a w okresach między synodami kon-
systorz (organ wykonawczy), którego prezesem przez
większość okresu międzywojennego był z nominacji
władz polskich znany prawnik Jakub Glass. Najwyższą
godność duchowną piastował generalny superintendent
(biskup) Juliusz Bursche, długoletni prezes Rady Ko-
ściołów Ewangelickich w Polsce, który w 1937 r. został
także prezesem konsystorza. Zróżnicowanie narodowo-
ściowe prowadziło do częstych walk o obsadę najwyż-
szych urzędów. Nasiliły się one po ukazaniu się dekretu
prezydenckiego, a zwłaszcza po opanowaniu w 1937 r.
konsystorza przez Polaków, co stało się przy wyraźnym
zresztą poparciu władz państwowych. Podjęta przez
oponentów wiosną 1939 r. próba utworzenia konkuren-
cyjnego Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego
w Polsce była zdecydowanie zwalczana zarówno przez
J. Burschego, jak i przez władze państwowe.
Pozostałe kościoły ewangelickie miały znacznie
mniejszy zasięg. Protestantów, głównie narodowości
niemieckiej, na terenie Wielkopolski i Pomorza skupiał
Kościół ewangelicko-unijny, wywodzący się z Kościoła
ewangelickiego unii staropruskiej. Przed zakończeniem
I wojny światowej należało do niego około miliona
osób, ale po masowych wyjazdach z lat 1919-1923
liczba ta spadła i w okresie międzywojennym utrzy-
mywała się na poziomie ok. 300 tys. Jego położenie od
początku komplikowała sytuacja prawna. Zarządze-
niami władz polskich przeniesiono bowiem na głowę
państwa uprawnienia w zakresie spraw organizacyj-
nych i personalnych posiadane dotychczas przez króla
pruskiego, a na Ministerstwo Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego uprawnienia Naczelnej Rady
Kościelnej w Berlinie. Przywódcy Kościoła, dążący do
niezależności od władz państwowych i utrzymania
związków z centralą berlińską, odwołali się od tej de-
cyzji do Ligi Narodów i opinii międzynarodowej, co
nie mogło jednak zmienić istniejących realiów. Spory
ciągnęły się przez kilka lat. Pewna poprawa nastąpiła
dopiero w 1928 r., kiedy w obradach synodu konstytuu-
jącego wziął oficjalnie udział przedstawiciel polskich
władz państwowych. Wokół przyjętego rok później
projektu statutu regulującego położenie tego Kościoła
w państwie polskim rozgorzała dyskusja rzeczoznaw-
ców, której — ze względu na rozbieżność stanowisk —
nie zdołano dokończyć aż do wybuchu II wojny świa-
towej.
Najwyższą władzą Kościoła był synod krajowy,
zwoływany zazwyczaj co trzy lata, a między synodami
konsystorz ewangelicki w Poznaniu, kierowany przez
prezydenta i wybierany na synodach zarząd. Wspo-
mniane kontrowersje prawne powodowały, że władze
nie przyjmowały do wiadomości zmian personalnych
dokonywanych w konsystorzu i synodzie krajowym,
dlatego też z wolna największego znaczenia nabierał
urząd generalnego superintendenta, sprawowany w cią-
gu całego dwudziestolecia przez Paula Blaua. Niższy
szczebel organizacyjny stanowiły diecezje, odpowiada-
jące zazwyczaj obszarowi powiatu, a najniższy gminy,
obejmujące zasięgiem najczęściej jedną miejscowość.
Pod wpływami Kościoła ewangelicko-unijnego znaj-
dowały się różnorakie organizacje o charakterze religij-
nym, a także społeczne, kulturalne i charytatywne.
Trochę mniej problemów, przynajmniej początko-
wo, pojawiało się w związku z Kościołem ewangelic-
ko-unijnym na Górnym Śląsku, będącym odrębną jed-
nostką prawno-organizacyjną. Do czasu podziału tej
dzielnicy podlegał on konsystorzowi Kościoła ewange-
licko-unijnego unii staropruskiej we Wrocławiu. Rok
po wytyczeniu nowej granicy państwowej (1923) ukon-
stytuowały się po stronie polskiej samodzielne władze
— synod krajowy oraz krajowa rada kościelna z siedzi-
bą w Pszczynie, z dotychczasowym superintendentem
pszczyńskim Hermanem Vossem jako prezydentem.
W początkach lat 20. do Kościoła tego należało ok. 80
tys. wiernych, a po wyjeździe części ludności niemiec-
kiej jego liczebność spadła do ok. 30 tys., wśród któ-
rych znaczny odsetek stanowiły osoby narodowości
polskiej. Spowodowało to liczne komplikacje, gdyż du-
chowieństwo pozostało w zasadzie niemieckie. W póź-
niejszych latach starano się je zastępować wychowan-
kami warszawskiego Wydziału Teologii Protestanckiej,
co wywołało jedynie falę sporów i wzajemnych oskar-
żeń o prowadzenie działalności albo polonizacyjnej, al-
bo germanizacyjnej.
Mniejszymi wpływami dysponował Kościół ewan-
gelicko-luterański, istniejący od początków XIX w.
i posiadający swą centralę we Wrocławiu. Pod koniec
1920 r. powstała jego diecezja obejmująca gminy staro-
luterańskie w Wielkopolsce i na Pomorzu. Tuż po za-
kończeniu wojny skupiał on ok. 10 tys. wyznawców,
ale w 1922 r. liczba ta była już o połowę mniejsza,
a pod koniec międzywojnia stopniała jeszcze bardziej
(do ok. 3,5 tys.). Jego wierni, prawie wyłącznie Niem-
cy, wywodzili się głównie ze środowisk wiejskich.
Próby podtrzymania związków z Naczelnym Kolegium
Kościelnym we Wrocławiu zostały uniemożliwione
przez władze polskie. Jego miejsce zajął wówczas, wy-
łaniany na zwoływanych co dwa lata synodach, auto-
nomiczny Zarząd Główny (konsystorz), którego dzia-
łalnością kierował Superintendent. Godność tę piasto-
wał przez 15 lat Reinhold Büttner z Rogoźna, a następ-
nie Theodor Brauner z Torunia. Miejsce zamieszkania
superintendenta było równocześnie siedzibą konsysto-
rza.
Na ziemiach należących uprzednio do Rosji istnia-
ły oprócz Kościoła ewangelicko-augsburskiego także
dwa inne skupiające zwolenników kalwinizmu — Ko-
ściół Ewangelicko-Reformowany w Rzeczypospolitej
Polskiej z konsystorzem w Warszawie (Jednota War-
szawska) i Wileński Kościół Ewangelicko-
Reformowany (Jednota Wileńska). Pierwszy z nich
ogarniał początkowo swym zasięgiem ziemie byłego
Królestwa Polskiego i miał prawie czysto polski cha-
rakter, z niewielkim dodatkiem ludności czeskiej.
W 1932 r. przyłączono do niego niektóre zbory kalwiń-
skie z Małopolski, grupujące ok. 2 tys. Ukraińców.
W połowie lat 30. liczył ok. 15 tys. wiernych, skupio-
nych wokół 16 zborów, obsługiwanych przez siedmiu
kapłanów. Superintendentem tego Kościoła był Włady-
sław Semadeni, a po jego śmierci w 1930 r. Stefan
Skierski. Z Jednotą Wileńską związani byli ewangelicy
z ziem wcielonych w czasie rozbiorów bezpośrednio do
Rosji. W 1936 r. należało do niej ok. 11 tys. osób,
głównie Polaków z województw wileńskiego, biało-
stockiego i wołyńskiego. Na rok przed wybuchem woj-
ny powstał także filiał w Warszawie. Kościół wileński
miał bardziej rozbudowaną sieć parafii (11 zborów i 10
filiałów), choć niewiele liczniejsze duchowieństwo (10
pastorów i 3 misjonarzy). Przez większość okresu mię-
dzywojennego jego przywódcą duchowym był superin-
tendent Michał Jastrzębski, zastąpiony w 1938 r. przez
Michała Kurnatowskiego. Próby połączenia obu Ko-
ściołów nie przyniosły rezultatów.
W Małopolsce najważniejszą rolę odgrywał grupu-
jący zwolenników luteranizmu i kalwinizmu Kościół
Ewangelicki Augsburskiego i Helweckiego Wyznania,
wyodrębniony pod koniec 1919 r. z większej wspólno-
ty, istniejącej uprzednio w Austrii. Po zerwaniu związ-
ków z Wyższą Radą Kościelną w Wiedniu zdecydowa-
no się na zachowanie niezależności i od ośrodka ewan-
gelicko-augsburskiego w Warszawie, i od ewangelicko-
unijnego w Poznaniu. Ostatecznie siedzibą władz został
Stanisławów, a kolejnymi generalnymi superintenden-
tami Kościoła byli Herman Fritsche (zmarł w 1924 r.)
i Theodor Zückler. Kościół skupiał przede wszystkim
protestantów niemieckich, ale także ukraińskich i pol-
skich, co niejednokrotnie prowadziło do konfliktów.
Ich efektem była np. secesja zdominowanego przez Po-
laków zboru krakowskiego, który w maju 1922 r. uznał
zwierzchnictwo warszawskiego konsystorza Kościoła
ewangelicko-augsburskiego. W 1932 r., jak już wspo-
minano, oderwały się od niego i podporządkowały wła-
dzom Jednoty Warszawskiej niektóre kalwińskie gminy
ukraińskie. Straty te w pewnej mierze rekompensowało
pozyskanie części parafii ewangelickich na Wołyniu.
Tuż przed wybuchem wojny Kościół ten liczył ok. 33
tys. wiernych, prawie wyłącznie Niemców (29 tys.)
i Ukraińców (niecałe 3 tys.).
Na obrzeżach dużych wyznań chrześcijańskich
funkcjonowało wiele mniejszych, nieuznawanych przez
państwo, choć na ogół tolerowanych. Większość społe-
czeństwa określała je mianem sekt, mimo że niejedno-
krotnie grupowały znaczną liczbę wiernych. Do trady-
cji Kościoła katolickiego odwoływał się m.in. istniejący
od początków XX w. Kościół mariawicki (po 1935 r.
podzielony na dwa zwalczające się odłamy), starokato-
licki, reprezentowany przede wszystkim przez Polski
Narodowy Kościół Katolicki, nieuznający dogmatu o
nieomylności papieża w kwestiach wiary itp. Oprócz
niego działali także zwolennicy wyznań reformowa-
nych (protestanckich) — baptyści, zielonoświątkowcy,
adwentyści (Powszechny Kościół Adwentystów Dnia
Siódmego), metodyści, różne odłamy Badaczy Pisma
Świętego (z najpopularniejszą grupą Świadków Jeho-
wy) itp. Specyficzny charakter miał zalegalizowany w
1928 r. Wschodni Kościół Staroobrzędowy, wyodręb-
niony jeszcze w XVII w. z Cerkwi prawosławnej, trak-
tującej go od tego czasu jako sektę. Dysponował on
pewnymi wpływami w północno-wschodniej Polsce
(52 gminy i ok. 30 tys. wiernych). Jego wyznawców
nazywano potocznie starowiercami lub — ze względu
na brak hierarchii duchownej — bezpopowcami. Kie-
rował nim Sobór złożony, podobnie jak w niektórych
wyznaniach ewangelickich, z wybieranych przez wier-
nych duchowych kierowników niemających święceń
kapłańskich i wyłaniana przezeń Rada Naczelna z pre-
zesem na czele. Funkcję tę w okresie międzywojennym
sprawował Arseniusz Pimonow. Istniał także, niezbyt
liczny, odłam staroobrzędowców (tzw. filiponi), który
zachowywał hierarchię duchowną i w związku z tym
określany był mianem popowców.
Wśród religii niechrześcijańskich największy za-
sięg miał judaizm, będący wyznaniem wyłącznie lud-
ności żydowskiej. Religia mojżeszowa nie wytworzyła
sformalizowanej hierarchii ani terytorialnej, ani perso-
nalnej. Podstawowymi i w pełni autonomicznymi jed-
nostkami były gminy wyznaniowe, do których przymu-
sowo należeli wszyscy Żydzi mieszkający na ich tere-
nie. Pod koniec lat 20. istniało ich w Polsce ponad 800.
Zobowiązane były przede wszystkim do troszczenia się
o wszelkie potrzeby religijne członków, m.in. o utrzy-
mywanie gminnych świątyń (synagog), cmentarzy, łaź-
ni rytualnych i zapewnienie ludności dostarczania ko-
szernego mięsa. Pełniły także istotne funkcje społeczne,
wynikające z ciążącego na nich obowiązku niesienia
pomocy ubogim współwyznawcom i popierania orga-
nizacji oświatowych, kulturalnych itd. Istniejące przy
gminach urzędy metrykalne były faktycznie urzędami
stanu cywilnego dla ludności żydowskiej. Środki finan-
sowe na obsługę gmin czerpano głównie z podatku na-
kładanego na wszystkich członków wspólnoty. Jego
wymiar zależał od stanu majątkowego i wysokości do-
chodów poszczególnych osób. Dodatkowym, ale bar-
dzo istotnym źródłem były różnego rodzaju opłaty
wnoszone przez wiernych, zwłaszcza cmentarne i od
uboju rytualnego.
Organizacja gmin, sposób wyłaniania kierujących
nimi gremiów, zakres ich kompetencji i uprawnienia
nadzorcze władz państwowych były początkowo zróż-
nicowane i zależały od nadal obowiązujących przepi-
sów zaborczych i okupacyjnych. Ich ujednolicenie,
z podkreśleniem funkcji religijnych gmin, nastąpiło na
mocy dekretów prezydenckich z lat 1927-1928. Prze-
widywane w nich powołanie do życia Związku Religij-
nego Wyznania Mojżeszowego (Żydowskiego Związku
Religijnego) z ogólnopolską Radą Religijną, która siłą
rzeczy stałaby się wyrazicielem całej społeczności ży-
dowskiej, nie doczekało się jednak realizacji i w prak-
tyce funkcje te pełniło Ministerstwo Wyznań Religij-
nych i Oświecenia Publicznego.
Najwyższą władzą gminy była rada wyznaniowa,
wyłaniana początkowo na zasadzie kurialnej, a od koń-
ca lat 20. na podstawie pięcioprzymiotnikowej ordyna-
cji, przy czym powszechność udziału w wyborach
ograniczono cenzusem płci (tylko mężczyźni) i wieku
(ukończone 30 lat). Dodatkowo, od początku lat 30.,
można było usunąć z listy wyborców osoby „publicznie
występujące przeciw wyznaniu mojżeszowemu”, co
otwierało drogę do pewnych nadużyć. Członkowie rady
wybierali następnie zarząd, z przewodniczącym lub
prezydentem na czele.
Ponieważ w praktyce od władz gminy zależały
również kwestie pozareligijne, o mandaty ubiegali się
także przedstawiciele organizacji i ugrupowań, dla któ-
rych religia nie miała większego znaczenia w praktycz-
nym działaniu, takich jak np. „Bund”, „Poalej Syjon”,
część syjonistów ogólnych i grupy asymilatorskie. Dla-
tego też wyniki wyborów do rad wyznaniowych można
traktować jako jeden z najważniejszych wskaźników
zasięgu wpływów politycznych ugrupowań składają-
cych się na żydowską mozaikę polityczną. Kon-
trowersje występujące na tym tle spowodowały też, że
pod koniec okresu międzywojennego w znacznej części
gmin istniały zarządy komisaryczne, wyznaczane przez
władze państwowe, starające się na ogół faworyzować
ugrupowania ortodoksyjne i asymilatorskie. Gminy
podlegały nadzorowi władz państwowych, wykonywa-
nemu przez starostów, którym przysługiwało prawo za-
twierdzania wybranych zarządów, gminnych rabinów
i podrabinów (asesorów rabinackich), korygowania
projektów budżetów itp.
Duchowymi przywódcami lokalnych społeczności
byli obieralni rabini gminni, wywodzący się na ogół
z kręgu osób legitymujących się dużą wiedzą talmu-
dyczną. Odpowiadali oni za nadzór religijny nad insty-
tucjami gminnymi i nauczaniem religii, kierowali są-
dem talmudycznym, modlitwami w świątyniach oraz,
w razie potrzeby, interpretowali przepisy religijne. Ra-
binów gminnych powoływano najczęściej w wyniku
rozpisanego konkursu, a o zatrudnieniu decydowało
specjalnie wyłaniane gremium. Podobnie jak w wypad-
ku rad wyznaniowych sprzeczności interesów powo-
dowały, że w wielu gminach uzyskanie porozumienia w
tej kwestii było bardzo trudne i np. pod koniec lat 30.
znaczna część gmin, zwłaszcza największych, nie miała
wybranych rabinów, a ich funkcje pełnili wyznaczeni
przez radę wyznaniową asesorzy.
Stosunek ludności żydowskiej do religii był dość
skomplikowany. Dzieliła się ona najogólniej na orto-
doksów i tzw. postępowców. Do pierwszej grupy, ściśle
przestrzegającej zasad religijnych, m.in. bezwzględnie
zachowującej przepisy dotyczące szabatu oraz spoży-
wania wyłącznie potraw przygotowanych według reli-
gijnych zaleceń (koszernych), należała zdecydowana
większość Żydów polskich (ok. 80%). Na zewnątrz wy-
różniali się oni ubiorem (długa kapota), noszeniem za-
rostu (broda i pejsy) i stałym używaniem nakrycia gło-
wy. Mimo tych wspólnych cech nie tworzyli jednak
zwartej całości, ale dodatkowo dzielili się na chasydów
i misnagdów (przeciwników). Z kierunkiem chasydz-
kim związana była prawie połowa wyznawców judai-
zmu w Polsce. W ich życiu wyjątkową rolę odgrywali
cadycy, których działalność wchodziła już po części
w zakres mistyki, a wpływy zdecydowanie przekracza-
ły sferę ściśle religijną i dotyczyły wszystkich dziedzin
życia, w tym także politycznego. Najsłynniejsi z nich
wywodzili się m.in. z Góry Kalwarii, Bobowej, Alek-
sandrowa i Radomska. Każdy cadyk miał licznych, fa-
natycznie mu oddanych zwolenników. Misnagdzi na-
tomiast, opowiadający się m.in. za skrupulatnym prze-
strzeganiem zasad zapisanych w Torze i Talmudzie,
uznawali za swych przywódców duchowych miejsco-
wych rabinów.
Mniej liczna, jak już wspomniano, była grupa tzw.
postępowców, nie- odróżniających się sposobem życia
i ubiorem od nieżydowskiego otoczenia. Zaliczano do
niej osoby dość liberalne w sprawach religijnych, jedy-
nie wybiórczo przestrzegające nakazów i zakazów ju-
daizmu, choć na ogół starające się zachowywać przepi-
sy związane z najważniejszymi świętami, a zwłaszcza
z Rosz ha-Szana (Nowym Rokiem), Jom Kipur (Sąd-
nym Dniem) i Pesach (jednym z trzech świąt plonów).
Za swych przewodników duchowych uznawali oni wy-
głaszających nauki w czasie uroczystych świąt tzw. ka-
znodziejów, których wpływ na sferę pozareligijną,
a zwłaszcza na postawy polityczne tej grupy był jednak
bardzo ograniczony. Z nurtem tym związana była np.
większość czynnych działaczy ogólnosyjonistycznych,
a jednym z najwybitniejszych kaznodziejów był kra-
kowski rabin Ozjasz Abraham Thon, zaliczany do czo-
łówki polityków syjonistycznych.
6. POLITYKA NARODOWOŚCIOWA
Zróżnicowany skład narodowościowy i wyznanio-
wy II Rzeczypospolitej stwarzał, co oczywiste, wiele
trudnych do rozwiązania problemów dotyczących uło-
żenia stosunków między poszczególnymi grupami na-
rodowymi, a zwłaszcza ukształtowania ich pozytywne-
go stosunku do państwa jako całości. Kwestie te w du-
żym stopniu zależały od koncepcji politycznych repre-
zentowanych przez kolejne ekipy znajdujące się u wła-
dzy, ale nie można również pominąć faktu, że istniały
jeszcze dwa czynniki, z którymi władze musiały się li-
czyć — były to nastroje społeczne i przyjęte przez pań-
stwo zobowiązania o charakterze międzynarodowym.
Najogólniej w polityce rządów polskich i wspiera-
jących je sił politycznych wobec mniejszości narodo-
wo-religijnych można wyodrębnić kilka okresów.
Pierwszy z nich obejmuje lata dominacji parlamentu
(1919-1926). W początkach tego okresu na stosunek do
mniejszości wpływały przede wszystkim kwestie
pragmatyczne, to znaczy konieczność unikania we-
wnętrznych konfliktów i dążenie do uzyskania poparcia
wielkich mocarstw dla objęcia granicami państwa tere-
nów, na których Polacy większości nie stanowili. Z te-
go m.in. względu nawet narodowcy w swym projekcie
konstytucji opowiadali się za przyznaniem mniejszo-
ściom autonomicznych uprawnień. Musiano także
uwzględniać punkt widzenia wielkich mocarstw,
a zwłaszcza narzucony Polsce w 1919 r. przez konfe-
rencję pokojową w Paryżu tzw. mały traktat wersalski,
zwany również traktatem mniejszościowym. Jego ini-
cjatorami byli Żydzi, szczególnie mocno doświadczeni
w pierwszych dniach niepodległości, m.in. przetaczają-
cą się przez ziemie polskie na przełomie lat 1918 i 1919
falą wystąpień antysemickich, w których wyniku wiele
osób zginęło lub straciło majątek. Najdrastyczniejsze z
nich były wydarzenia lwowskie (22-23 XI 1918), pod-
czas których (niezależnie od dużych strat ekono-
micznych) zamordowano kilkudziesięciu Żydów, a ra-
niono kilkuset. W pewnych wypadkach (np. 5 IV 1919
w Pińsku) sprawcami pogromów byli żołnierze, oskar-
żający ludność żydowską o sprzyjanie bolszewikom.
Szczególnie złą sławę w pamięci żydowskiej pozosta-
wili po sobie hallerczycy (żołnierze Błękitnej Armii)
i jednostki wielkopolskie. Na mocy wspomnianego
traktatu rząd polski został zobligowany do zapewnie-
nia, pod kontrolą międzynarodową, pełnego równou-
prawnienia wszystkich obywateli bez względu na wy-
znanie i narodowość, zagwarantowania mniejszościom
prawa swobodnego używania rodzimego języka, zakła-
dania i prowadzenia własnych szkół oraz instytucji kul-
turalnych. Dodatkowe przepisy określały uprawnienia
ludności żydowskiej, m.in. zobowiązywały władze pol-
skie do umożliwienia jej świętowania soboty. W wy-
padku łamania tych zasad poszczególne grupy narodo-
wościowe miały prawo składania skarg w Lidze Naro-
dów (z możliwości tych najczęściej korzystali Niemcy).
Postanowienia te, jako dające innym państwom prawo
ingerowania w wewnętrzne sprawy polskie, wywołały
liczne zastrzeżenia. Ponadto traktat nie miał charakteru
powszechnego i dlatego mniejszość polska w wielu in-
nych państwach, a zwłaszcza w Niemczech, nie mogła
liczyć na podobną ochronę. Po długiej debacie parla-
ment polski ostatecznie 31 VII 1919 zdecydowaną
większością głosów przyjął te zobowiązania, głównie
dlatego, że oba traktaty (wersalski z Niemcami i mniej-
szościowy) musiały być ratyfikowane w tym samym
czasie.
Narzucone ustalenia znalazły następnie odbicie
w ustawie konstytucyjnej z 17 III 1921, która wszyst-
kim obywatelom państwa polskiego, bez względu na
ich narodowość, wyznanie i pochodzenie, gwarantowa-
ła pełne równouprawnienie, a mniejszościom dodatko-
wo zapewniała prawo zachowania narodowości, pielę-
gnowania własnego języka i właściwości narodowych.
W rzeczywistości nie oznaczało to jednak automatycz-
nej likwidacji istniejących do tego czasu ograniczeń
prawnych, nałożonych (choć w praktyce najczęściej nie
stosowanych) np. na ludność żydowską. Dopiero dzie-
sięć lat później (10 IV 1931) weszła w życie ustawa
znosząca wszystkie niezgodne z postanowieniami kon-
stytucji ograniczenia lub przywileje obywateli wynika-
jące z ich pochodzenia, narodowości, języka, rasy lub
religii, jeżeli nie zostały one oficjalnie uchylone uchwa-
lonymi do tego czasu nowymi normami prawnymi.
Rozstrzygnięcia prawne nie rozwiązywały jednak
ostatecznie problemu, a sytuację dodatkowo kompli-
kował fakt, że najliczniejsze mniejszości narodowe, po-
za Żydami, znalazły się w obrębie państwa polskiego
wbrew swojej woli; Niemcy — w wyniku, jak podkre-
ślali, krzywdzącego ich „dyktatu wersalskiego”, Ukra-
ińcy — po przegranej z Polską wojnie, Białorusini —
w konsekwencji arbitralnych decyzji ryskich, a Litwini
z powodu konfliktów dyplomatycznych i zbrojnych,
ukoronowanych tzw. buntem Żeligowskiego. Nic więc
dziwnego, że zdecydowana większość przedstawicieli
tych narodowości odnosiła się do państwowości pol-
skiej wyraźnie wrogo i podejmowała różnorakie wysił-
ki, by zanegować lub podważyć prawa Polski do za-
mieszkiwanych przez nie terenów. Dlatego też ludność
niemiecka bojkotowała np. systematycznie obchody
Święta Niepodległości (11 XI), gdyż dla niej był to
dzień żałoby narodowej. Z tych samych względów
Ukraińcy organizowali w tym terminie uroczyste ob-
chody rocznicy powstania Zachodnio-Ukraińskiej Re-
publiki Ludowej, co najmocniej zaznaczyli w roku
1928. To ich nastawienie wykorzystywali nieprzychylni
Polsce sąsiedzi (Niemcy, ZSRR, Litwa i Czecho-
słowacja), wspierając — głównie organizacyjnie i ma-
terialnie — wszelkie pojawiające się oznaki tendencji
irredentystycznych. Konsekwencją takiego rozwoju sy-
tuacji był np. fakt, że do 1925 r. na Kresach Wschod-
nich trwała swoista antypolska wojna partyzancka,
prowadzona formalnie przez miejscowych Ukraińców
i Białorusinów, ale faktycznie inicjowana przez Niem-
cy i ZSRR i przez nie wspomagana nie tylko finansowo
oraz kadrowo, ale także w formie dostaw sprzętu, czę-
sto za pośrednictwem Litwy, a prawdopodobnie także
Czechosłowacji.
Na sytuację narodowościową od początku rzutował
ponadto brak dotyczącej mniejszości jednolitej i konse-
kwentnej polityki, której nie zdołano wypracować, choć
powszechnie zdawano sobie sprawę z tego, że niechęt-
ny lub wrogi stosunek do państwa 1/3 jego obywateli
jest zjawiskiem niekorzystnym. Narodowcy i ich zwo-
lennicy, wywierający w pierwszej połowie lat 20. istot-
ny wpływ na kierunki działalności rządów polskich,
forsowali nierealne plany asymilacji narodowej, tzn.
polonizacji społeczności słowiańskich (Ukraińców
i Białorusinów) oraz usunięcia z kraju elementów nie-
nadających się do zasymilowania, czyli Żydów i Niem-
ców. Koncepcji tej przyświecało powszechne przeko-
nanie o wyjątkowej, podobnie jak przed rozbiorami,
atrakcyjności i sile przyciągania polskiej kultury i pol-
skich instytucji demokratycznych. Choć tym razem nie
miało już ono wiele wspólnego z rzeczywistością, ży-
wili je nie tylko narodowcy, ale także piłsudczycy. Wy-
siłki polonizacyjne, zarówno te podejmowane wów-
czas, jak i — w różnych wariantach — później, do
ostatnich lat II Rzeczypospolitej, zakończyły się kom-
pletnym fiaskiem, podobnie jak starania o zredukowa-
nie liczebności elementu niepolskiego poprzez zwięk-
szenie rozmiarów emigracji żydowskiej. W tym pierw-
szym okresie pojawiały się również obietnice bez po-
krycia, takie jak np. ustawowa zapowiedź (1919) przy-
znania uprawnień autonomicznych zamieszkanym
przez Ukraińców ziemiom południowo-wschodnim czy
zawarcie (1925) z mniejszością żydowską precyzującej
jej uprawnienia ugody, która zresztą nigdy nie została
do końca zrealizowana. Ponadto część podejmowanych
decyzji zaostrzała jedynie sytuację, tak jak np. wpro-
wadzenie (1924) ustawy o szkolnictwie utrakwistycz-
nym (dwujęzycznym) na Kresach Wschodnich.
Zwolennicy Piłsudskiego, zgodnie z generalnymi
koncepcjami swego przywódcy, któremu obcy był
wszelki nacjonalizm, także wierzyli w wyjątkową
i przyciągającą siłę polskości i dlatego preferowali tzw.
asymilację państwową, to znaczy przyznanie osobom
należącym do mniejszości i tworzonym przez nie orga-
nizacjom pełni praw publicznych i zagwarantowanie
prawa do zachowania, a nawet kultywowania odrębno-
ści narodowej w zamian za całkowitą lojalność wobec
Rzeczypospolitej i gotowość współpracy z władzami
w imię dobra nadrzędnego, czyli interesów państwa
polskiego. Stanowisko takie zajmowali m.in. Tadeusz
Hołówko i Leon Wasilewski. Poglądy swe piłsudczycy
mogli w pełni wyartykułować dopiero po przejęciu
władzy w 1926 r. Za takim rozwiązaniem, m.in. w sto-
sunku do ludności żydowskiej, opowiadał się K. Bartel,
a najpełniej zaprezentował je minister spraw wewnętrz-
nych Kazimierz Młodzianowski w przedłożonym rzą-
dowi w sierpniu 1926 r. projekcie Wytycznych dla
władz samorządowych w sprawie stosunku do mniej-
szości narodowych. Wypowiedział się w nich przeciw-
ko stosowanym dotychczas metodom asymilacji naro-
dowej, które ocenił, zgodnie z prawdą, jako całkowicie
nieskuteczne. Za realną uznał natomiast możliwość po-
godzenia zróżnicowanej narodowościowo ludności kre-
sowej z Polską i wprzęgnięcie jej w polski system pań-
stwowy. Zdaniem ministra można to było osiągnąć po-
przez stopniowe, konsekwentne zaspokajanie jej po-
trzeb i realizowanie wysuwanych przez nią postulatów,
przede wszystkim w dziedzinie kulturalnej i gospodar-
czej, a także przez podniesienie sprawności i kompe-
tencji administracji oraz znoszenie na tych terenach
wszelkich wywodzących się z czasów zaborów ograni-
czeń prawnych dotyczących kwestii narodowościowych
lub wyznaniowych. Za wskazane uważał także ogło-
szenie szerokiej amnestii dla więźniów politycznych.
Podobne poglądy reprezentował minister wyznań reli-
gijnych i oświecenia publicznego Antoni Sujkowski,
gotów poprzeć np. dążenia Ukraińców do założenia
własnej uczelni we Lwowie, a właściwie zalegalizowa-
nia istniejącego tam od kilku lat tzw. tajnego uniwersy-
tetu.
Propozycje te nie zostały jednak zrealizowane,
a brak konsekwencji w poczynaniach obozu sanacyjne-
go uwidocznił się szczególnie wyraźnie w stosunku do
ludności ukraińskiej, która, zgodnie z wypowiedziami
J. Piłsudskiego jeszcze z 1919 r., nie powinna była od-
czuć negatywnych skutków znalezienia się w państwie
polskim, co oznaczało, że jej położenie nie mogło stać
się gorsze niż wówczas, gdy Małopolska należała do
monarchii habsburskiej. Linię taką nie zawsze można
było utrzymać, a ponadto pojawiały się także działania
nie tylko potęgujące wrogość wobec władz państwo-
wych, ale i pogłębiające antagonizmy między Polakami
a Ukraińcami. Do takich posunięć należy zaliczyć np.
poprzedzającą wybory parlamentarne w 1930 r. pacyfi-
kację województw południowo-wschodnich, co prawda
uzasadnioną względami bezpieczeństwa państwa, ale
przeprowadzoną wyjątkowo brutalnie i z zastosowa-
niem odpowiedzialności zbiorowej.
Na ogół jednak częściej pojawiały się gesty pojed-
nawcze. Sympatię, przynajmniej części ludności niepo-
lskiej, starano się pozyskać poprzez inspirowanie i po-
pieranie nurtów lojalnych wobec państwa, co najszerzej
próbowali realizować wojewodowie Henryk Józewski
na Wołyniu i Paweł Dunin-Borkowski w województwie
lwowskim. Józewski usiłował doprowadzić do zgodne-
go współżycia obu społeczności m.in. przez podkreśla-
nie wspólnego zagrożenia ze strony ZSRR. Zmierzał
także do odgrodzenia miejscowych Ukraińców od na-
cjonalistycznych ośrodków z Małopolski Wschodniej
oraz starał się zapewnić swobodę rozwoju deklarują-
cym lojalność wobec Polski ukraińskim organizacjom
kulturalnym i oświatowym, choć najbardziej odpowia-
dałoby mu zastąpienie ich mieszanymi instytucjami
polsko-ukraińskimi. Z jego inicjatywy powstało np.
w 1931 r. propolskie Wołyńskie Zjednoczenie Ukraiń-
skie (WUO), do którego wybitnych przywódców nale-
żeli m.in. Piotr Pewny, Sergiusz Tymoszenko i Stepan
Skrypnyk (późniejszy metropolita Mścisław). Or-
ganizacja ta nie odegrała jednak poważniejszej roli
z powodu wrogiego stanowiska innych, uznających ją
za zbiorowisko kolaborantów, ugrupowań ukraińskich,
niechęci większości społeczeństwa, ale również z uwa-
gi na przeszkody stwarzane przez stronę polską.
Względnie liberalna polityka prowadzona przez Józew-
skiego spotkała się także z ostrą krytyką kół nacjonali-
stycznych wewnątrz obozu sanacyjnego i zakończyła
się wraz z jego odwołaniem w roku 1938.
W omawianym okresie starano się znaleźć płasz-
czyznę porozumienia także z najsilniejszą partią ukra-
ińską — Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-De-
mokratycznym (UNDO), co zaowocowało tzw. umową
normalizacyjną zawartą w 1935 r. W zamian za rezy-
gnację z antyrządowej polityki Zjednoczenia i jego
udział w wyborach bojkotowanych przez znaczną część
społeczeństwa polskiego ekipa rządząca zobowiązała
się zagwarantować Ukraińcom odpowiednią liczbę
mandatów poselskich, zahamować działania antyukra-
ińskie, np. tak ocenianą przez nich utrakwizację szkol-
nictwa, zapewnić kredyty ukraińskim instytucjom spo-
łecznym i ogłosić amnestię dla więźniów politycznych.
Ugoda ta nie przetrwała jednak zbyt długo.
W miarę upływu czasu znalezienie kompromiso-
wych rozwiązań utrudniał coraz powszechniejszy,
ujawniający się we wszystkich grupach narodowych
wzrost nastrojów nacjonalistycznych. Wśród mniejszo-
ści niemieckiej zwiększało się znaczenie wrogiego Pol-
sce, znajdującego się w obrębie hitleryzmu tzw. ruchu
młodoniemieckiego, a wśród Ukraińców koncepcje ta-
kie, oprócz skrajnie antypolskiej, konspiracyjnej Orga-
nizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), propagowa-
ła legalna Partia Jedności Narodowej. Do jednoznacz-
nie antypolskich organizacji, nawiązujących do założeń
faszystowskich także i nazwą, należała również pozba-
wiona co prawda większych wpływów Partia Białoru-
skich Narodowych Socjalistów. Porozumienie z nimi
było już właściwie niemożliwe.
Wydaje się jednak, że ze względu na kształtowanie
polityki Rzeczypospolitej istotniejsze były przemiany
dokonujące się po stronie polskiej, a zwłaszcza fakt, że
koncepcjom nacjonalistycznym, reprezentowanym do
połowy lat 30. prawie wyłącznie przez opozycyjne śro-
dowiska narodowodemokratyczne, coraz wyraźniej za-
czynał hołdować także obóz rządzący. Momentem
przełomowym było utworzenie w 1937 r. Obozu Zjed-
noczenia Narodowego, który przejął do swego progra-
mu wiele założeń Stronnictwa Narodowego, a nawet
skrajniejszych grup, np. obu odłamów Obozu Narodo-
wo-Radykalnego. Musiało to siłą rzeczy znaleźć odbi-
cie w polityce narodowościowej.
Kwestie te powierzono utworzonemu w grudniu
1935 r. międzyministerialnemu Komitetowi do spraw
Narodowościowych, który jednak został areną ścierania
się sprzecznych poglądów i koncepcji reprezentowa-
nych przez wchodzące w jego skład różne osoby oraz
instytucje. Niezależnie od różnic występujących w po-
glądach, podkreślano w trakcie spotkań konieczność —
z punktu widzenia interesów państwa — zwrócenia
szczególnej uwagi na tereny, na których dominował lub
miał wyraźną przewagę element niepolski, a więc
w pierwszej kolejności na wschodnią część kraju,
i przeważnie opowiadano się za zwiększeniem tam pol-
skiego stanu posiadania.
Poszerzaniu zasięgu wpływów polskich w tych re-
gionach miała służyć zintensyfikowana akcja poloniza-
cyjna, przejawiająca się zarówno w umacnianiu pozycji
istniejących już skupisk ludności polskiej, jak i w osła-
bianiu wpływów mniejszościowych organizacji nacjo-
nalistycznych oraz narodowych, m.in. poprzez podsy-
canie odrębności regionalnych występujących między
poszczególnymi grupami ludności ukraińskiej. W tym
celu starano się roztaczać opiekę nad kreowanymi do
rangi odrębnych narodów lokalnymi społecznościami
etnicznymi — Hucułami, Bojkami, Łemkami, co zresz-
tą nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Zgodnie
z opiniami zaangażowanego na tym polu gen. Mieczy-
sława Smorawińskiego podejmowane przez Komitet
wysiłki miały doprowadzić nie tylko do utrwalenia
i podniesienia poziomu świadomości narodowej wśród
polskiej ludności kresowej, ale także do zwiększenia jej
liczebności, m.in. poprzez rewindykację dla polskości
tego wszystkiego, „co ongiś było polskie, a na skutek
przyczyn od nas niezależnych utraciło swą świado-
mość” oraz pozyskanie „elementów mniej świadomych
narodowo” lub przynajmniej mniej odpornych na polo-
nizację. Tym drugim w okresie przejściowym zamie-
rzano zagwarantować poszanowanie ich odrębności
grupowych, zwłaszcza religijnych, które wówczas wy-
dawały się najważniejsze.
Znacznie dalej idące postulaty wysuwał Sekretariat
Porozumiewawczy Polskich Organizacji Społecznych
(SPPOS), utworzony we Lwowie 23 XI 1935, dążący
do stworzenia płaszczyzny współpracy i konsolidacji
wszystkich stowarzyszeń polskich w południowo-
wschodniej części kraju. Jego pracami do czasu wybu-
chu wojny kierowali generałowie, kolejni dowódcy VI
Okręgu Korpusu we Lwowie z lat 1935-1939 — Alek-
sander Litwinowicz, Michał Karaszewicz-Tokarzewski
i Władysław Langner. Akces do SPPOS zgłosiło prawie
80 organizacji ze Lwowa i kilkadziesiąt z Małopolski
Wschodniej. Za swój zasadniczy cel Sekretariat uzna-
wał budzenie polskości i wspieranie Polaków w mia-
stach i miasteczkach, organizowanie i popieranie pol-
skiego przemysłu, chałupnictwa i handlu, a także Ko-
ścioła katolickiego obrządku łacińskiego. W praktyce
miało to jednak oznaczać całkowitą eliminację elemen-
tu niepolskiego z instytucji samorządowych i organów
administracji państwowej (urzędników, nauczycieli,
pracowników poczty, leśników, kolejarzy itd.) albo
przez zwalnianie z pracy (dotyczyło to nawet służby
domowej), albo przez przenoszenie do innych części
Polski, np. do województw zachodnich. Zgodnie z kon-
cepcjami SPPOS należało dążyć do parcelacji wielkich
majątków, ale tylko między Polaków, oraz wspierać
osadnictwo polskie, aby w kolejnych gminach, a w per-
spektywie także powiatach i województwach, żywioł
polski osiągał przewagę liczebną. Równocześnie opo-
wiadano się za zdecydowanym zwalczaniem tendencji
narodowych ludności ukraińskiej, a na wystąpienia ter-
rorystyczne postanowiono odpowiadać stosowaniem
odpowiedzialności zbiorowej.
Jednym z przejawów szerzenia i umacniania pol-
skości było zainicjowanie w 1936 r. na Kresach
Wschodnich działań polegających na roztaczaniu
szczególnej opieki nad „szlachtą zagrodową”, to znaczy
na popieraniu, jako potencjalnie propolskiej, kilkusetty-
sięcznej grupy miejscowej ludności podkreślającej na-
dal swą odrębność stanową, aczkolwiek najczęściej nie-
różniącej się zamożnością, stylem życia, językiem
i wyznaniem, a często także i stopniem świadomości
narodowej od reszty ludności chłopskiej na tych tere-
nach. Akcją tą objęto Podkarpacie, Małopolskę
Wschodnią, Wołyń i Polesie. Efekty nie były zbyt duże
i tuż przed wybuchem wojny działający pod patronatem
władz wojskowych Związek Szlachty Zagrodowej sku-
piał zaledwie ok. 40 tys. osób. Większe były konse-
kwencje negatywne, gdyż działania te przyczyniły się
do zaognienia stosunków polsko-ukraińskich.
Fatalne następstwa miało również zaangażowanie
wojska w rozszerzanie wpływów katolicyzmu obrządku
łacińskiego, co odbiło się przede wszystkim na sytuacji
na Chełmszczyźnie, gdzie istniała, jako spadek po cza-
sach carskich, znaczna liczba nieczynnych świątyń
prawosławnych. W latach 30. zaczęły wokół nich po-
wstawać tzw. nieetatowe, to znaczy tworzone bez zgo-
dy władz administracyjnych, parafie prawosławne. Ob-
sługiwali je na ogół młodzi księża narodowości ukraiń-
skiej, którzy — niezależnie od działalności duszpaster-
skiej — przykładali dużą wagę do budzenia wśród lud-
ności ukraińskiego poczucia narodowego. Pragnąc po-
wstrzymać ten proces, polecono wojsku zniszczenie
tych teoretycznie nieczynnych i zbędnych ośrodków
kultu. Do połowy lipca 1938 r. zlikwidowano ponad
120 cerkwi, kaplic i domów modlitwy, w tym także
obiekty o znacznej wartości zabytkowej, często przy tej
okazji dławiąc brutalnie przejawy sprzeciwu ze strony
ludności. Akcja ta nie tylko spotkała się z oporem lud-
ności, duchowieństwa prawosławnego i polityków
ukraińskich, ale została potępiona przez metropolitę
Andrzeja Szeptyckiego, przywódcę Kościoła greckoka-
tolickiego, a nawet przez niektóre polskie środowiska
intelektualne i katolickie, które uznały ją za przejaw
barbarzyństwa. Na arenie międzynarodowej wydarze-
nia te starał się wykorzystać Związek Radziecki, wy-
stępując na forum Ligi Narodów w obronie prze-
śladowanej w Polsce religii prawosławnej. Równie ne-
gatywne konsekwencje miało zmuszanie prawosław-
nych do przechodzenia na katolicyzm pod presją woj-
ska, co zdarzało się m.in. na Wołyniu.
Nic dziwnego, że politycy ukraińscy wszystkich
odcieni uważali nową politykę obozu sanacyjnego za
„logiczne ukoronowanie programu endeckiego”. Naj-
poważniejsza siła, tzn. UNDO, uznała, że ugoda nor-
malizacyjna z 1935 r. została jednostronnie zerwana
przez stronę polską, a jako warunek ewentualnego po-
rozumienia wysunęła Projekt ustawy konstytucyjnej
Ziemi Halicko-Wołyńskiej, zgodnie z którym obszary te
miałyby otrzymać znaczne uprawnienia autonomiczne,
łącznie z wyposażonym w szerokie kompetencje regio-
nalnym sejmem i rządem, a ponadto mogłyby na nich
stacjonować tylko jednostki wojskowe złożone z miej-
scowych poborowych, tzn. ukraińskie.
Sprawy narodowościowe bez wątpienia były, obok
reformy rolnej, najpoważniejszym problemem II Rze-
czypospolitej, którego nie tylko nie rozwiązano, ale
wobec którego nie potrafiono wypracować jednolitej li-
nii politycznej. Ten brak konsekwencji powodował za-
zwyczaj jedynie zaognienie sytuacji, co — zwłaszcza
na Kresach Wschodnich — ujawniło się we wrześniu
1939 r. Złożoną z nieprzemyślanych do końca koncep-
cji, a zwłaszcza popełnianych błędów, listę przyczyn
prowadzących do tego, że polska polityka narodo-
wościowa okresu międzywojennego nie przynosiła
spodziewanych efektów, można by wydłużać i uzupeł-
niać. Znacznie trudniej byłoby jednak wskazać jakieś
pozytywne działania, które powinno było się wówczas
podjąć, aby uzyskać wyraźniejsze rezultaty i doprowa-
dzić do związania mniejszości z państwem polskim.
Być może polityka ustępstw dobrowolnych, nie zaś
wymuszonych i koniunkturalnych, dałaby korzystniej-
sze efekty, a przynajmniej w większym stopniu łago-
dziłaby pojawiające się konflikty. Najogólniej jednak
rzecz biorąc, mniejszości narodowe uznawały wszyst-
kie czynione na ich rzecz koncesje za niewystarczające
i nieustannie wysuwały żądania, których pełna realiza-
cja była w rzeczywistości niemożliwa, gdyż przyspie-
szyłaby jedynie destabilizację państwa. Drogą
ustępstw, wymuszonych układem sił międzynarodo-
wych, próbowała iść przez pewien czas borykająca się
z podobnymi problemami Czechosłowacja, ale to m.in.
przyspieszyło właśnie jej rozpad. Należy także pamię-
tać, że wszelkie wzory postępowania z okresów po-
przednich, np. przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, któ-
ra — przyznając przywileje i włączając w obręb narodu
politycznego — wiązała ze sobą elity ówczesnych
mniejszości nie tyle narodowych, ile wyznaniowych,
czy nawet bliższej chronologicznie autonomicznej Ga-
licji, gdzie Austriacy wychowywali pokolenia lojalnych
poddanych niezależnie od ich narodowości i wyznania,
nie nadawały się już do zastosowania po I wojnie świa-
towej. Jest także rzeczą znamienną, że pozytywnego
programu rozwiązania problemów narodowościowych
nie zdołała w okresie międzywojennym wypracować
nie tylko Polska, ale i żadne z państw Europy Środko-
wo-Wschodniej.
IV. PROBLEMY GOSPODARCZE
1. ZASOBY NATURALNE
Polska, należąca pod względem terytorialnym do
grupy większych państw europejskich, została przez
przyrodę szczodrze wyposażona w liczne bogactwa na-
turalne, m.in. węgiel kamienny, węgiel brunatny, torf,
gaz ziemny, ropę naftową wraz z towarzyszącym jej
ozokerytem (woskiem ziemnym), sól kamienną, solanki
i sole potasowe, rudy żelaza, cynku, ołowiu oraz
w znacznie mniejszej ilości miedź i srebro oraz złoża
fosforytów, siarki, kaolinu (glinki porcelanowej) i róż-
nego rodzaju kamienia budowlanego, a także liczne
źródła mineralne, od Druskienik na północy po Karpaty
na południu. Nie wszystkie zasoby zostały wówczas
dokładnie rozeznane i nie wszystkie były w pełni eks-
ploatowane. Szczególne znaczenie miały złoża uważa-
nego za jedno z najważniejszych źródeł energii węgla
kamiennego, rozciągające się na terenach Górnego Ślą-
ska, Zagłębia Dąbrowskiego i Zagłębia Krakowskiego
(Chrzanowskiego), oraz ropy naftowej i gazu ziemnego
w Karpatach i na Podkarpaciu (od granicy powiatu no-
wosądeckiego po granicę rumuńską), z zagłębiami Kro-
śnieńskim, Drohobyckim i Stanisławowskim. Zasoby
soli kamiennej, szacowane na ponad 5,5 mld ton, znaj-
dowały się na terenie całego państwa, ale nie wszystkie
wykorzystywano i największymi ośrodkami wydobyw-
czymi były w dalszym ciągu Wieliczka i Bochnia. Ru-
dy żelaza występowały głównie na Śląsku oraz Kielec-
czyźnie. Były one niskowartościowe, nie mogły więc
w pełni zaspokoić potrzeb polskiego przemysłu hutni-
czego. Podobnie niewystarczające były zasoby rud
cynku i srebra. Tuż po odzyskaniu niepodległości tylko
w niewielkim stopniu wykorzystywano energię pol-
skich rzek, zwłaszcza w rejonie Karpat.
2. DZIEDZICTWO ZABORÓW I SKUTKI I WOJNY ŚWIA-
TOWEJ

Na sytuację gospodarczą Polski bezpośrednio po


odzyskaniu niepodległości rzutowały przede wszystkim
dwa czynniki, które w wielu wypadkach nakładały się
na siebie. Pierwszym — doraźnym — były straty spo-
wodowane I wojną światową, drugim — strukturalnym
— efekty wieloletnich zaborów. Nie bez znaczenia był
również fakt, że z chwilą zakończenia wojny, kiedy
większość państw przestawiała gospodarkę na tory po-
kojowe, Polska wchodziła w okres konfliktów zbroj-
nych ze wszystkimi prawie sąsiadami. Uniemożliwiało
jej to odbudowę substancji ekonomicznej, a równocze-
śnie wymagało przerastających możliwości państwa
nakładów, którym w znacznym stopniu można było po-
dołać tylko dzięki zaciąganiu materiałowych pożyczek
zagranicznych, głównie na potrzeby wojska, a więc
niesprzyjających odbudowie.
Prawie 90% (ok. 345 tys. km2) ziem, które weszły
w skład państwa polskiego, było terenem działań wo-
jennych, a na ponad 25% (ok. 100 tys. km2) toczyły się
długotrwałe walki pozycyjne, które spowodowały duże
zniszczenia w zabudowie miast i wsi oraz spustoszyły
tereny rolnicze. W niektórych rejonach stopień znisz-
czenia zabudowań mieszkalnych i gospodarczych prze-
kraczał 30-40% i był spowodowany zarówno działa-
niami wojennymi, jak i celowymi poczynaniami wal-
czących stron. Wśród najbardziej poszkodowanych
znajdowały się m.in. spalony przez Niemców Kalisz,
zniszczony przez Rosjan Żyrardów i zdewastowany
w trakcie walk Stanisławów. Na sytuacji przemysłu
szczególnie dotkliwie odbiła się rosyjska polityka z po-
czątków wojny, kiedy to ewakuowano całe zakłady
przemysłowe (ok. 150) wraz z załogami. Spowodowała
ona gwałtowny spadek produkcji, bardzo wyraźnie wi-
doczny w Królestwie już w 1914 r. Na to nałożyła się
stosowana przez armię rosyjską — zarówno w czasie
opuszczania Królestwa Polskiego, jak i zajętych przej-
ściowo ziem galicyjskich — taktyka „spalonej ziemi”,
polegająca na niszczeniu wszystkiego, czego nie udało
się wywieźć, m.in. przedsiębiorstw, zgromadzonych
zapasów, a nawet zboża na pniu. W Galicji podpalono
np. wszystkie szyby naftowe. Równie bezwzględna by-
ła polityka okupacyjnych wojsk austro-węgierskich,
a zwłaszcza niemieckich. Starały się one maksymalnie
wyeksploatować ziemie polskie, a w końcowej fazie
wojny prowadziły już ewidentną politykę rabunkową,
wywożąc maszyny, silniki elektryczne, pasy transmi-
syjne itp., nie tylko ze względu na rzeczywiste potrze-
by, ale także po to, aby w przyszłości wyroby przemy-
słu polskiego nie stanowiły konkurencji dla towarów
niemieckich.
Gwałtownie skurczyły się możliwości transporto-
we, przede wszystkim kolei. W czasie działań wojen-
nych zniszczono ponad 40% większych mostów, ok.
60% dworców i prawie połowę parowozowni. Dotkli-
wie odczuwano brak taboru, wywiezionego przede
wszystkim przez Rosjan, a częściowo przez Niemców.
W 1919 r. koleje dysponowały zaledwie mniej więcej
30% zasobów sprzed wybuchu wojny, i to w większo-
ści nadmiernie wyeksploatowanymi.
Nie mniejsze straty poniesiono i w innych dziedzi-
nach, przy czym niektóre były bardzo trudne do odro-
bienia. Szacuje się np., że w wyniku rabunkowego wy-
rębu Polska straciła ponad 2,5 mln ha lasów. Cała lud-
ność odczuła dotkliwie skutki rekwizycji, najpierw ro-
syjskich, a następnie niemieckich, które niejednokrot-
nie przekształcały się w zwykły rabunek płodów rol-
nych, zwłaszcza zboża, oraz bydła rogatego (prawie
2700 tys. sztuk), koni (ok. 1700 tys.) i nierogacizny
(ok. 500 tys.) itp. Dla miast oznaczało to długotrwałe
problemy aprowizacyjne, nawet przy zachowaniu po-
wszechnie obowiązującej reglamentacji artykułów
pierwszej potrzeby, a dla wsi nie tylko gwałtowne zu-
bożenie, ale także w wielu wypadkach utratę materiału
siewnego, siły pociągowej i najpowszechniejszego
wówczas nawozu naturalnego, co musiało się odbić na
możliwościach produkcyjnych i wysokości plonów.
Między innymi z tych powodów w latach 1918-1919
ok. 4,6 min ha użytków rolnych leżało odłogiem, a wy-
sokość plonów z okresu przedwojennego osiągnięto
dopiero po kilku latach. Według niezbyt precyzyjnych
obliczeń globalne straty ziem polskich spowodowane
wojną szacowano na ok. 2 mld dolarów (według ów-
czesnej siły nabywczej).
Zniszczenia i straty spowodowane wojną, choć za-
ciążyły nad polską gospodarką na wiele lat, były jednak
w miarę upływu czasu likwidowane. Z wolna odbudo-
wywano zniszczone osiedla (choć w Małopolsce
Wschodniej jeszcze kilka lat po wojnie ludzie mieszkali
w ziemiankach), zagospodarowywano odłogi, usuwano
najbardziej dotkliwe luki komunikacyjne, braki w ta-
borze uzupełniano poprzez rewindykację majątku pol-
skiego z ZSRR i Niemiec lub zastępowano nową pro-
dukcją. Wiele rozwiązań tymczasowych, np. prowizo-
ryczna naprawa części mostów, przetrwało do wybuchu
II wojny światowej.
Zdecydowanie większym problemem było zaciera-
nie różnic strukturalnych, ugruntowanych w ciągu wie-
ku XIX. Zjednoczenie pod względem gospodarczym
i stworzenie wspólnego rynku wewnętrznego było bez
porównania trudniejsze niż scalenie polityczne. Przez
dziesiątki lat ziemie polskie, choć były peryferiami mo-
carstw zaborczych, z wolna wrastały w ich organizmy
ekonomiczne i dostosowywały się do ich ogólnych po-
trzeb. Konsekwencje tego były oczywiste, m.in. prze-
jawiały się w nierównomiernym rozwijaniu poszcze-
gólnych gałęzi wytwórczości, co szczególnie wyraźnie
dawało o sobie znać w działach związanych z rolnic-
twem, np. w nadmiarze cukrowni, gorzelni czy płatkar-
ni, przy równoczesnym braku innych zakładów prze-
mysłowych niezbędnych w nowoczesnym państwie. Od
podstaw należało więc najczęściej budować inwestycje
związane z przemysłem elektrotechnicznym, chemicz-
nym czy zbrojeniowym. Sytuację dodatkowo pogorszył
fakt, że w pierwszych latach po odzyskaniu niepodle-
głości, przy wyjątkowej chłonności rynku krajowego
i zagranicznego, odbudowywano przemysł zgodnie ze
strukturą przedwojenną, co w późniejszym okresie
wywołało dodatkowe komplikacje.
Wytworzone w XIX w stosunki ekonomiczne
przez wiele lat decydująco wpływały na powiązania
handlowe ziem polskich. W przededniu I wojny świa-
towej np. śląski węgiel przeznaczany był przede
wszystkim dla berlińskich elektrowni i gazowni, a ok.
90% całej wytwórczości rolniczej Wielkopolski po-
chłaniały rynki niemieckie i tylko znikoma cząstka
znajdowała zbyt w Królestwie czy Galicji. Podobnie
działo się w innych zaborach. Ropę naftową wydoby-
waną w Galicji, jej najważniejszy produkt, w zdecydo-
wanej większości w postaci surowca przewożono do ra-
finerii w innych częściach monarchii austro-
węgierskiej. Jeszcze przez wiele lat powstałe wówczas
zależności miały decydująco wpływać na kierunki pol-
skiego handlu zagranicznego. Z tego względu począt-
kowo najważniejszym partnerem Polski były Niemcy,
do których w 1923 r. kierowano 54% całości polskiego
eksportu i z których pochodziło 44% wszystkich impor-
towanych towarów. Na trochę mniejszą skalę (16%
eksportu i 14% importu) widoczne to było w wymianie
handlowej z krajami byłej monarchii austro-węgierskiej
(głównie z Austrią i Czechosłowacją). Przeważającą
część najlepiej rozwiniętej produkcji włókienniczej
w Królestwie, w tym przede wszystkim z regionu łódz-
kiego, przeznaczano do 1914 r. na rynki rosyjskie i da-
lekowschodnie, które po wybuchu wojny zostały stra-
cone, jak się miało okazać — już bezpowrotnie.
Do wytworzonych więzi handlowych siłą rzeczy
dostosowana była komunikacja, a zwłaszcza decydują-
ce o powiązaniach ekonomicznych koleje. Były one
nieźle rozwinięte jeśli chodzi o połączenia między po-
szczególnymi zaborami a centralnymi ośrodkami Rosji,
Niemiec i Austro-Węgier, natomiast nie istniała prawie
wcale sieć międzyzaborowa, co po części wynikało ze
względów wojskowych. Dlatego tuż po odzyskaniu
niepodległości brakowało Unii kolejowych między
najważniejszymi polskimi ośrodkami administracyjny-
mi, gospodarczymi czy kulturalnymi, np. Krakowem
i Lwowem a Warszawą czy Warszawą a Poznaniem.
Ponadto po wytyczeniu granic politycznych dochodziło
do sytuacji, gdy niektóre odcinki linii kolejowych bie-
gły przez terytorium sąsiedniego kraju. Dodatkowe
utrudnienie stwarzało również to, że obowiązujące
w poszczególnych państwach normy techniczne unie-
możliwiały wykorzystywanie taboru kolejowego poza
ziemiami dawnych zaborów, na których używano go do
tej pory. Wielu problemów przysparzała również ko-
munikacja kołowa, gdyż — pomijając nawet fakt, że
np. w byłym zaborze austriackim obowiązywał ruch
lewostronny, co zmieniono dopiero w 1922 r. — wiele
dróg urywało się, także najczęściej ze względów woj-
skowych, w pobliżu dawnych granic. Niedogodności
tych nie zdołano usunąć w pełni do wybuchu II wojny
światowej, choć także i na tym polu widoczny był wy-
raźny postęp. Do najważniejszych osiągnięć należało
wybudowanie kolejowej magistrali węglowej, łączącej
Śląsk z Gdynią, choć nie bez znaczenia było także po-
łączenie w 1935 r. Krakowa z Miechowem i Radomia
z Warszawą, dzięki czemu wydatnie skrócono czas
przejazdu między starą i nową stolicą Polski. Od 1919
r. całość zagadnień związanych z kolejnictwem znaj-
dowała się w gestii utworzonego wówczas przedsię-
biorstwa Polskie Koleje Państwowe (PKP).
Równie widoczne były w poszczególnych dzielni-
cach różnice w poziomie rolnictwa. W zaborze pruskim
Polska odziedziczyła zdrową strukturę gospodarstw,
które były zdolne do produkowania na potrzeby rynku,
a pod względem stosowanych metod uprawy ziemi
i wysokości osiąganych plonów nie ustępowały warsz-
tatom rolnym w dobrze rozwiniętych państwach.
Znacznie gorzej, pod każdym względem, wyglądała sy-
tuacja w zaborze rosyjskim, a najgorzej w austriackim.
Różnice wyraźnie pogłębiły się podczas I wojny świa-
towej i wojny polsko-bolszewickiej, gdyż dzielnice za-
chodnie, w przeciwieństwie do Królestwa, Galicji
i Kresów Wschodnich, nie ucierpiały z powodu działań
wojennych. Podobne zróżnicowanie dotyczyło i innych
dziedzin gospodarki. W obrębie państwa polskiego ob-
ok takich terenów jak Śląsk, zaliczany do najlepiej
rozwiniętych ekonomicznie regionów Europy, czy sto-
sunkowo nieźle, mimo zniszczeń wojennych, uprzemy-
słowione byłe Królestwo Kongresowe, znalazły się tak-
że obszary (np. Polesie), na których przemysł właści-
wie nie istniał, a gospodarka utrzymywała się w dal-
szym ciągu na poziomie naturalnym.
Bardzo skomplikowanym problemem okazała się
operacja wprowadzenia jednolitego systemu podatko-
wego i instytucji powołanych do ściągania podatków.
Niektóre kwestie, np. ustalenie ogólnopolskich zasad
obliczania podatku majątkowego i dochodowego, zała-
twiono stosunkowo szybko, bo już w 1920 r. Trochę
później wprowadzono jednolity podatek przemysłowy.
Znacznie dłuższy, bo trwający w zasadzie do 1936 r.,
był proces ujednolicania podatku gruntowego, najważ-
niejszego ze względu na rolniczy charakter państwa.
Różnice pod tym względem między poszczególnymi
częściami kraju, przy obiektywnie takich samych prze-
słankach jego wymierzania, sięgały tuż po odzyskaniu
niepodległości nawet kilkuset procent. Uchwaloną w
1919 r. ustawę o jednolitych władzach skarbowych
zdołano (głównie z uwagi na brak wykwalifikowanych
kadr) rozciągnąć na całe terytorium Polski dopiero
w 1925 r.

3. UNIFIKACJA WALUTOWA, INFLACJA I HIPERINFLA-


CJA

Efektem związków z państwami zaborczymi


i zmian politycznych zachodzących w końcowej fazie
wojny była także mozaika walutowa. W pierwszym
okresie niepodległości jako środków płatniczych uży-
wano w dalszym ciągu przede wszystkim rubli carskich
(Kresy Wschodnie i Królestwo Polskie), marek nie-
mieckich (Śląsk i zabór pruski), koron austro-
węgierskich (Galicja, Śląsk Cieszyński i południowa
część Królestwa Polskiego) i marek polskich (północna
część Królestwa Polskiego od 1917 r.). Obok nich wy-
stępowały jednak także tzw. ostruble i ostmarki (ziemie
północno-wschodnie) oraz grzywny i karbowańce na
terenach, które znalazły się pod wpływami Ukraińskiej
Republiki Ludowej. Dla dopełnienia obrazu należy
wspomnieć o licznych lokalnych bonach, wypuszcza-
nych głównie przez miasta, ale także przez różnego ro-
dzaju organizacje i osoby prywatne. Każda z tych walut
miała inną siłę nabywczą, a trudny do skontrolowania,
mimo ustawowego zakazu, napływ banknotów z Nie-
miec, Austrii i Rosji oddziaływał na kurs pieniędzy
znajdujących się w obiegu i dodatkowo pogłębiał trud-
ności.
Ze względów gospodarczych i politycznych ujed-
nolicenie waluty było zagadnieniem bardzo ważnym
i pilnym. Uporządkowaniem chaosu walutowego zajęła
się Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa (PKKP), utwo-
rzona jeszcze przez okupacyjne władze niemieckie, ale
od 11 XI 1918 znajdująca się pod polskim zarządem
i kierowana w pierwszych miesiącach przez Stanisława
Karpińskiego. Ona też do czasu uruchomienia Banku
Polskiego w 1924 r. była jedyną polską instytucją emi-
syjną i centralną kasą urzędów państwowych. Władze
polskie rozważały możliwość szybkiego wprowadzenia
własnego środka płatniczego. Na mocy dekretu z po-
czątku lutego 1919 r. miał to być dzielący się na 100
groszy lech, ale miesiąc później zdecydowano się osta-
tecznie na tradycyjny złoty. Przeprowadzenie natych-
miastowej wymiany pieniędzy, nie tylko z powodów
technicznych, nie było jednak możliwe i ostatecznie
postanowiono uznać markę polską za najważniejszy
środek płatniczy i utrzymać ją przez pewien czas, m.in.
ze względu na przejęte zapasy banknotów. Z wolna za-
częła ona zdobywać na rynku polskim dominującą po-
zycję, a na mocy ustawy z 15 I 1920 stała się, obok in-
nych pieniędzy, ważnym środkiem płatniczym w całym
państwie. Wielowalutowość likwidowano etapami. Je-
sienią 1919 r. unieważniono obieg marek niemieckich
w wyzwolonej Wielkopolsce, co było zabiegiem sto-
sunkowo łatwym, gdyż ich siła nabywcza kształtowała
się identycznie jak marek polskich. Ze znacznie więk-
szymi oporami wprowadzono do obiegu w zaborze au-
striackim (od stycznia 1920) markę polską, gdyż usta-
lono niekorzystny dla Galicji kurs wymiany (100 koron
= 70 marek polskich). Spowodowało to falę protestów
miejscowych polityków i ekonomistów, ale przelicznik
został utrzymany. W kwietniu 1920 r. przestał być ofi-
cjalnie środkiem płatniczym carski rubel, cieszący się
jednak w dalszym ciągu dużym zaufaniem ludności,
zwłaszcza we wschodniej części państwa. W pierwszej
połowie 1920 r. faktycznie marka polska stawała się,
przynajmniej oficjalnie, jedynym środkiem płatniczym,
chociaż formalnie proces unifikacji walutowej dobiegł
końca dopiero 1 XI 1923, wraz z zakończeniem wy-
miany marek niemieckich na polskie w przyznanej Pol-
sce części Górnego Śląska.
Wyniszczenie kraju, dezorganizacja aparatu fiskal-
nego oraz niewielkie wpływy z podatków (w latach
1921-1923 przeciętne obciążenie fiskalne w przelicze-
niu na jednego mieszkańca wynosiło niecałe 25% po-
ziomu z 1914 r.) powodowały, że dochody skarbu pań-
stwa były stosunkowo niewielkie, potrzeby zaś, nawet
te uznawane za absolutnie niezbędne, wyjątkowo duże.
Już pod koniec 1918 r. obliczano, że wydatki samego
Królestwa Polskiego przewyższały dochody o 200-
300%. Z niektórych szacunków z 1919 r. wynika, że
dochody wystarczały na pokrycie ok. 20% poczynio-
nych wydatków, a w ciągu następnych czterech lat za-
ledwie na ok. 30%, przy czym w najbardziej drama-
tycznym roku 1920 jedynie na 13,3%. Nic więc dziw-
nego, że rokrocznie budżet zamykany był poważnym
deficytem. Ilustruje to poniższe zestawienie:

Dochody i wydatki Polski w latach 1919-1923 (w przeliczeniu na miliony zł)


Rok Suma wydatków Dochody Deficyt
suma % wydatków
1920 1403 186 13,3 1217
1921 529 184 34,8 345
1922 657 420 63,9 237
1923 961 414 43,1 547
Razem 3550 1204 33,9 2346
Ograniczenie wydatków, choć czyniono i takie
próby, nie bardzo było możliwe. Jednym z najważniej-
szych powodów powstawania deficytów budżetowych
w pierwszym okresie były wydatki nadzwyczajne,
przede wszystkim na tworzoną od podstaw i stale po-
większaną armię. Od końca 1918 do wiosny roku 1920
przeznaczano na ten cel przynajmniej 50-60% całości
budżetu, a w szczytowym okresie wojny polsko-
bolszewickiej zdecydowanie więcej. Po zakończeniu
wojny i demobilizacji większości żołnierzy wydatki te
zostały zmniejszone, choć i tak utrzymywały się na pu-
łapie wyższym (30-40% budżetu) niż w większości kra-
jów europejskich (ok. 20%). Bardzo poważnym źró-
dłem niedoborów były również koleje. Odbudowanie
zniszczeń i zakup nowego taboru, niezbędnego zarów-
no z punktu widzenia rozwoju ekonomicznego kraju,
jak i potrzeb wojskowych, wymagały dużych nakła-
dów. Ponadto, dążąc do ożywienia gospodarki, utrzy-
mywano na niskim poziomie taryfy przewozowe. Sza-
cuje się, że w latach 1919-1921 nadzwyczajne dotacje
dla wojska i kolei pochłaniały 65-70% wydatków pań-
stwowych. Po zakończeniu wojny utrzymywane w dal-
szym ciągu dopłaty do nierentownych — ze względu na
wspomniane zaniżone taryfy przewozowe — kolei stały
się jednym z najpoważniejszych powodów deficytu
(np. w 1923 r. były one przyczyną ok. 50% niedoborów
budżetowych).
Państwo nie mogło liczyć na stałe dochody. Nie
zapewniały ich, jak w normalnych warunkach, podatki
bezpośrednie, gdyż np. w 1919 r. uzyskane z tego źró-
dła wpływy (liczone w kg żyta) spadły w porównaniu
z rokiem 1913 do poziomu od 3,5% w Galicji do 6%
w Królestwie. Niepowodzeniem zakończyły się zabiegi
o pożyczki zagraniczne, a pożyczki wewnętrzne (za-
równo dobrowolne, jak i przymusowe) przynosiły nie-
wielkie efekty. Zawiodły także próby stworzenia in-
nych źródeł dochodu. W rezultacie jedynym sposobem
pokrywania niedoborów przez kolejnych, szybko zmie-
niających się ministrów skarbu było, z konieczności,
zaciąganie kredytu w podległej im PKKP. Oznaczało to
ciągłe wprowadzanie do obiegu nowych emisji pienią-
dza papierowego, co oczywiście powodowało spadek
jego wartości i stopniowe narastanie niekontrolowa-
nych procesów inflacyjnych. Wynikały one zresztą nie
tylko z deficytów budżetowych. Istotnymi przyczynami
wzrostu emisji były także potrzeby życia gospodarcze-
go, konieczność udzielania przez PKKP kredytów na
odbudowę i uruchamianie prywatnych przedsiębiorstw,
co w latach 1922-1923 pochłonęło ok. 20% emitowa-
nego pieniądza. Było to jednak niezbędne zarówno ze
względów ogólnych, jak i doraźnych, m.in. w związku
z koniecznością łagodzenia napięć społecznych powo-
dowanych bezrobociem. Do rozkręcenia spirali infla-
cyjnej przyczyniał się również ujemny bilans w handlu
zagranicznym. Tuż po odzyskaniu niepodległości Pol-
ska zdecydowanie więcej importowała, niż była w sta-
nie wyeksportować. Występującą różnicę musiano wy-
równywać walutami obcymi lub wywozem marki pol-
skiej, a niewielkie zapotrzebowanie na nią u kontrahen-
tów sprawiło, że przyjmowali ją najczęściej po kursie
niższym od faktycznego. Zabezpieczali się dzięki temu
przed ewentualnymi stratami, ale przyspieszali spadek
wartości polskiej waluty i tempo inflacji. Do deprecja-
cji marki przyczyniała się wreszcie sama ludność, która
— pragnąc ratować się przed stratami wynikającymi
z obniżania się wartości pieniądza — najchętniej loko-
wała oszczędności w złocie, biżuterii, a zwłaszcza w
trwałych walutach obcych. Olbrzymie zapotrzebowanie
na nie dodatkowo wpływało na przyspieszenie wzrostu
ich kursu. W rezultacie wraz z szybko powiększającym
się zadłużeniem skarbu państwa w PKKP rosła nomi-
nalnie globalna suma marek polskich będących w obie-
gu. Systematycznie też rosły nominały banknotów,
gdyż koszty druku mniejszych odcinków były wyższe
niż zysk osiągany z ich emisji. W konsekwencji tego
nieustannie spadał kurs marki w stosunku do ustabili-
zowanych walut, np. do dolara. Postęp inflacji w pierw-
szych latach ilustruje zestawienie.
Inflacja w Polsce w latach 1918-1922
Data Dług skarbu Obieg Kurs Równowartość
państwa banknotów dolara obiegu pieniężnego
w tysiącach w tysiącach w dolarach
marek marek
12 XI 1918 — 150 8,00 110 018 858
31 XII 1918 119 921 1 024 314 9,00 113 812 702
30 VI 1919 1 125 000 1 784 564 17,50 101 975 113
31 XII 1919 6 825 000 5 316 295 110,12 48 275 105
30 VI 1920 2 7 625 000 21 730 074 141,75 153 298 586
31 XII 1920 59 625 000 49 361 485 590,00 83 663 535
30 VI 1921 130 625 000 102 697 302 2 075,00 49 492 676
31 XII 1921 221 000 000 229 537 560 2 922,50 78 541 509
30 VI 1922 235 000 000 300 101 132 4 700,00 63 851 305
31 XII 1922 675 600 000 793 437 498 17 800,00 44 575 140
W pierwszych latach inflacja, mimo że uznawana
za zjawisko negatywne, nie budziła jeszcze u decyden-
tów poważniejszych obaw, gdyż korzystało na niej wie-
le grup społecznych, a przede wszystkim państwo, któ-
remu umożliwiała pokrywanie z nadwyżką niedoborów
budżetowych dzięki pojawieniu się tzw. podatku infla-
cyjnego, czyli przechwytywanej przez nie różnicy mię-
dzy tym, co można było nabyć, gdy otrzymało się pie-
niądze np. jako wynagrodzenie za wykonaną pracę,
a tym, co rzeczywiście nabywano po upływie pewnego
czasu, dysponując identyczną kwotą. Z wolna stał się
on najważniejszym źródłem dochodu skarbu państwa
i — według szacunków ekonomistów — w latach
1918-1923 zapewniał 64-78% całości wpływów budże-
towych. Dochody osiągane z tego źródła pozwalały
także państwu na udzielanie kredytów instytucjom go-
spodarczym, a więc rozkładały koszty odbudowy
zniszczeń wojennych na całe społeczeństwo.
Brak zaufania do marki zwiększał popyt na dobra
o trwałej wartości, sprzyjał więc rozwojowi produkcji
przemysłowej i zmniejszaniu bezrobocia. Wspomniane
zapotrzebowanie na waluty obce powodowało, że ich
kursy rosły szybciej niż ceny produktów na rynku kra-
jowym, co stwarzało zjawisko tzw. inflacyjnej premii
eksportowej, zwiększającej atrakcyjność cenową towa-
rów polskich na rynkach zagranicznych, a w związku
z tym ułatwiającej wejście na nie i zdobycie tam moc-
niejszej pozycji. Negatywnym efektem było natomiast
ukrywanie regresu technologicznego, który miał się
ujawnić w momencie ustabilizowania waluty. Wieś
przede wszystkim zyskiwała doraźnie na stale postępu-
jącym wzroście cen artykułów spożywczych z jednej
strony, a z drugiej na spadku realnej wartości obciążeń
podatkowych. Inflacja, a zwłaszcza hiperinflacja spro-
wadziła w zasadzie do zera najważniejsze obciążenie
gospodarstw chłopskich — podatek gruntowy.
W skrajnych wypadkach jego ściąganie stawało się
wręcz nieopłacalne, gdyż koszty wystawianego pokwi-
towania były wielokrotnie wyższe niż kwota, którą
uzyskiwano. Chłopi, podobnie jak wszyscy pozostali
dłużnicy, korzystali także z możliwości uregulowania
niewielkim kosztem zaciągniętych wcześniejszych zo-
bowiązań finansowych, gdyż nie były one waloryzo-
wane, to znaczy oparte na stałym mierniku, i zwracano
je tylko w nominalnej wysokości, a więc w praktyce je-
dynie jako równowartość cząstki pożyczonej sumy.
Zdarzały się przypadki, gdy za zaciągniętą pożyczkę
kupowano np. dwa hektary ziemi, a w chwili spłaty
długu za zwracaną kwotę można było nabyć co najwy-
żej dwa pudełka zapałek.
Te pozorne korzyści skończyły się wraz z przej-
ściem inflacji w drugiej połowie 1923 r. w stadium
wyższe — hiperinflacji (inflacji galopującej). Spadek
wartości marki stał się wówczas bardzo szybki, szybszy
niż tempo jej produkcji. Suma marek w obiegu rosła co
prawda błyskawicznie, ale wartość pieniądza w przeli-
czeniu na ustabilizowane waluty zmniejszała się jesz-
cze szybciej, by w momencie krytycznym (październik-
listopad 1923 n) spaść do poziomu 14-15 mln dolarów,
w porównaniu ze 110 mln dolarów w listopadzie 1918
r. Widoczną oznaką zachodzących zmian było poja-
wianie się w obiegu banknotów o coraz wyższych no-
minałach — od 10 tys. w 1920 r. do 5 i 10 mln pod ko-
niec 1923 (a przygotowywano już także banknot pięć-
dziesięciomilionowy). Przebieg hiperinflacji przedsta-
wiono poniżej:

Inflacja i hiperinflacja w Polsce w latach 1923-1924


Data Dług skarbu Obieg Kurs dolara Równowartość
państwa banknotów obiegu pieniężnego
w tysiącach marek w tysiącach ma- w dolarach
rek
1923
31 I 799 500 000 909 160 306 35 650 25 502 392
28 II 1 085 000 000 1 177 300 802 44 750 26 308 397
31 III 1 752 000 000 1 841 205 619 42 300 43 527 319
30 IV 2 161 000 000 2 332 396 794 46 625 50 024 596
31 V 2 377 000 000 2 733 794 112 52 875 51 702 961
30 VI 2 996 500 000 3 566 649 071 104 000 34 294 702
31 VII 4 190 500 000 4 478 709 058 196 750 22 763 451
31 VIII 6 473 000 000 6 871 776 522 249 000 27 597 496
30 IX 10 265 500 000 11 197 737 897 350 000 31 993 530
31 X 19 080 500 000 23 080 402 211 1 612 000 14 317 867
30 XI 42 854 000 000 53 217 494 679 3 535 000 15 054 453
31 XII 111 332 000 000 125 371 955 360 6 375 000 19 666 189
1924
31 I 238 200 000 000 313 659 830 013 9 300 000 33 726 863
28 II 291 700 000 000 528 913 418 744 9 250 000 57 179 829
31 III 291 700 000 000 596 244 205 556 9 250 000 64 350 725
27 IV 291 700 000 000 570 697 550 472 9 250 000 61 697 032
Z momentem wejścia w okres hiperinflacji marka
przestawała pełnić swą podstawową funkcję — mierni-
ka wartości. Niemożliwe stało się przeprowadzanie
przy jej użyciu jakichkolwiek kalkulacji. Powszechnie
też się od niej odwracano. W dokonywanych transak-
cjach w skrajnych wypadkach powracano do wymiany
naturalnej (towar za towar) lub używano, mimo for-
malnego zakazu, innych mierników, np. amerykańskie-
go dolara (zwłaszcza w Galicji), złotych rubli carskich
(Królestwo Polskie i Kresy) lub franków szwajcarskich.
Te ostatnie, określane wówczas mianem złotych fran-
ków, stały się z wolna umowną jednostką obliczeniową
nawet przy ustalaniu dochodów i wydatków państwa.
W późniejszym okresie przyjęto, że frank ten będzie
odpowiednikiem wprowadzonej do obiegu złotówki
Ucieczka od marki powodowała, że wzrost cen to-
warów na rynku wewnętrznym jesienią 1923 r. stał się
szybszy niż wzrost kursów walut obcych, w związku
z czym zanikła inflacyjna premia eksportowa. Dezor-
ganizacja rynku pieniężnego stwarzała dobre podłoże
do różnego rodzaju nadużyć bulwersujących opinię pu-
bliczną. Ich smutnym symbolem stała się tzw. afera ży-
rardowska. Zakłady włókiennicze w Żyrardowie, wła-
sność spółki francuskiej, zostały zniszczone w czasie
wojny. Właściciele nie przejawiali jednak żadnej inicja-
tywy w kierunku ponownego ich uruchomienia, a więc
ich obowiązki, z różnych powodów, m.in. ze względu
na występujące zapotrzebowanie na tego typu towary
i dążenie do złagodzenia bezrobocia, przejął polski
rząd, który sfinansował niezbędne koszty odbudowy
i doprowadził do wznowienia przez przedsiębiorstwo
produkcji. Wydatkowana na ten cel kwota (47 250 tys.
marek) stanowiła równowartość 2 600 tys. franków
szwajcarskich. Gdy zakłady zaczęły produkować
i przynosić zyski, upomniano się o nie. Ponieważ Pol-
sce zależało na dobrych stosunkach z Francją, zakłady
zostały oddane, pod warunkiem spłacenia poniesionych
przez skarb państwa kosztów, a PKKP udzieliła nawet
spółce niezwaloryzowanej pożyczki, niezbędnej do sfi-
nansowania transakcji. Wierzyciele spłacili ostatecznie
zaciągnięty kredyt w nominalnej wysokości w styczniu
1924 r., a więc wówczas, gdy kończył się okres hiperin-
flacji. W rezultacie oddali skarbowi państwa równo-
wartość tylko 18,8 tys. franków, to jest 0,7% zainwe-
stowanej przez rząd sumy. Przypadków tego typu, acz-
kolwiek w mniejszym wymiarze, było zdecydowanie
więcej. Szacuje się, że rząd w okresie inflacji przekazał
prywatnym przedsiębiorcom w formie pożyczek nie-
zwaloryzowanych, a więc faktycznie prawie bezzwrot-
nych, ponad 90 mln dolarów. Z takiej formy pomocy,
choć na mniejszą skalę, korzystały także miasta pol-
skie, które uzyskały ok. 19 min dolarów.
Negatywne konsekwencje inflacji, a zwłaszcza hi-
perinflacji, odczuwali wszyscy, ale najdotkliwiej odbi-
jały się one na położeniu tych grup społecznych, które
żyły z pracy najemnej i otrzymywały wynagrodzenie
w tracącym wartość pieniądzu papierowym, a więc ro-
botników, urzędników, rzemieślników, ludzi wolnych
zawodów, a także emerytów. Ich sytuacja pogarszała
się nie tylko na skutek spadku realnej wartości zarob-
ków, ale także z powodu zmniejszenia zaopatrzenia do-
starczanego przez wieś do miasta, a w mieście ukrywa-
nia przez kupców towarów, w nadziei na osiągnięcie za
dzień lub dwa większego zysku. Proceder ten co praw-
da zwalczano, ale efekty nie były zbyt duże. W rezulta-
cie środowiska najbardziej poszkodowane, przede
wszystkim robotnicy, starały się przeciwdziałać tym
konsekwencjom i domagały się podwyżek nie tylko re-
kompensujących doraźnie spadek wartości pieniądza,
ale nawet wyższych, by zabezpieczyć się przynajmniej
na najbliższą przyszłość, na co pracodawcy nie chcieli
się zgadzać. Ustępstwa wymuszano strajkami, w miarę
upływu czasu coraz częstszymi i dłuższymi. Ogarniały
one też coraz szersze grupy pracownicze, m.in. służby
miejskie i kolejarzy, co paraliżowało funkcjonowanie
nie tylko dużych ośrodków miejskich, ale całego pań-
stwa. Rząd usiłował spacyfikować nastroje, wprowa-
dzając zakaz zgromadzeń publicznych, a strajki złamać
metodami siłowymi, m.in. przez militaryzację kolei.
Oznaczało to, że kolejarze zostali powołani do służby
wojskowej. Polegała ona na wykonywaniu dotychcza-
sowych obowiązków, ale uchylanie się od ich wypeł-
niania było traktowane tak jak dezercja z szeregów ar-
mii, a za to groziła, o czym informowały rozplakatowa-
ne obwieszczenia, „kara śmierci przez powieszenie,
a w drodze łaski przez rozstrzelanie”. Nie przyniosło to
zresztą spodziewanych rezultatów, a jedynie zaostrzyło
sytuację i doprowadziło do otwartych starć ulicznych.
Najbardziej krwawo przebiegały one w Krakowie (6 XI
1923), w którym do zlikwidowania zgromadzenia ro-
botniczego użyto wojska. Zginęło ponad trzydziestu
żołnierzy i robotników, a trudna do ustalenia liczba
osób cywilnych, żołnierzy i policjantów została ranna.
Wojsko i policja poniosły także poważne, szacowane
na ok. 75 tys. zł straty materialne w zniszczonym lub
zagubionym sprzęcie i ekwipunku. Tego samego dnia
padli również zabici na ulicach Tarnowa i Borysławia.
Wymusiło to na władzach odwołanie najdrastyczniej-
szych zarządzeń i przyspieszyło upadek gabinetu
W. Witosa, który powszechnie obciążano odpowie-
dzialnością za przeżywane trudności. Było oczywiste,
że konsekwencje hiperinflacji uderzają w podstawy ist-
nienia państwa, a zapewnienie stabilizacji gospodarczej
i walutowej stało się najpilniejszym zadaniem.
4. REFORMY GOSPODARCZE I WALUTOWE WŁADY-
SŁAWA GRABSKIEGO

Na działaniach stabilizujących gospodarkę skon-


centrował się Władysław Grabski, od 19 XII 1923 mi-
nister skarbu i premier rządu pozaparlamentarnego, to
znaczy cieszącego się poparciem prezydenta RP i tole-
rowanego przez większość sejmową, ale takiego, za
którego działalność nie brał odpowiedzialności żaden z
klubów. Kierowanie takim gabinetem wymagało od
premiera dużej elastyczności postępowania i umiejęt-
ności zyskiwania sobie poparcia m.in. przez wprowa-
dzanie doń, w zależności od potrzeb, osób powiązanych
z klubami lub przez nie protegowanych. Z tego też po-
wodu na prawie wszystkich stanowiskach ministerial-
nych dokonywał on częstych zmian. W. Grabski był
jednym z najwybitniejszych polskich ekonomistów
i miał duże doświadczenie w sprawach skarbowych,
gdyż już uprzednio kilkakrotnie kierował tym resortem,
a w początkach 1923 r. powstrzymał nawet przejściowo
spadek wartości marki. Z jego inicjatywy wprowadzo-
no wówczas (14 V 1923) jednolity podatek przemysło-
wy, do którego doliczano pół procent dodatku na cele
komunalne.
Gdy W. Grabski obejmował władzę, liczyła się
przede wszystkim szybkość działania. W tej materii po
części ułatwił sytuację nowej ekipie odchodzący w nie-
sławie i powszechnym potępieniu gabinet Chjeno-
Piasta, który przed swym upadkiem przeforsował
w parlamencie najważniejsze ustawy stabilizacyjne. Do
nich w pierwszej kolejności należy zaliczyć ustawę (11
VIII 1923) o podatku majątkowym (w wysokości 1 mld
złotych franków, to znaczy 1 mld zł), mającym być
nadzwyczajną daniną na rzecz państwa, świadczoną
przez najzamożniejszą część społeczeństwa, czyli oso-
by fizyczne i prawne, które posiadały majątek przekra-
czający wartość 10 tys. zł. Obciążał on właścicieli
większej i średniej własności rolnej (500 mln), więk-
szych placówek usługowych i przedsiębiorstw przemy-
słowych (375 mln) oraz posiadaczy wszelkiej innej
własności (125 mln). Rząd Witosa zdołał także dopro-
wadzić do uchwalenia bardzo niepopularnej ustawy
o waloryzacji podatków (6 XII 1923), ustalanych od te-
go czasu na podstawie stałego, nieulegającego depre-
cjacji miernika (złoty frank w wypadku przedsiębiorstw
lub rynkowa cena zboża dla własności rolnej), dzięki
czemu po raz pierwszy w dziejach niepodległej Polski
do skarbu państwa zaczęły wpływać podatki w realnej,
a nie tylko nominalnej wysokości. Terminowość regu-
lowania należności dodatkowo gwarantował późniejszy
przepis, zgodnie z którym za każdy dzień zwłoki doli-
czano 0,5% sumy dłużnej.
Jak już wspomniano, zadowalające efekty gwaran-
towała szybkość działania, w tym także w kwestiach
zastrzeżonych ustawowo (np. podatkowych i celnych)
wyłącznie dla parlamentu. W. Grabski w związku z tym
zażądał na jeden rok dla prezydenta (faktycznie dla sie-
bie) nadzwyczajnych pełnomocnictw, pozwalających
na rozstrzyganie dekretami pojawiających się proble-
mów. Ze względu na powagę sytuacji parlament
uchwalił 11 I 1924 odpowiednią ustawę, i to nawet
w szerszym zakresie, niż żądał tego premier, ale skrócił
czas jej obowiązywania o połowę, to jest do 30 VI
1924. Na jej podstawie można było: 1) zmieniać wyso-
kość niektórych podatków (np. gruntowego) i przyspie-
szać płatność innych (np. od kapitałów i rent), 2)
wprowadzać, w zależności od koniunktury, zmiany
w taryfie celnej, 3) przekazywać samorządom niektóre
zadania należące do obowiązków państwa (np. oświa-
towe), ale tylko pod warunkiem zapewnienia na nie
niezbędnych funduszy, 4) zaciągać pożyczki zagranicz-
ne (do 500 mln zł), 5) zatwierdzać zmiany w statutach
kredytu długoterminowego, 6) zmieniać strukturę wła-
sności przedsiębiorstw państwowych, 7) wprowadzić
nową walutę i utworzyć nową instytucję emisyjną za-
miast Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej.
Zgodnie z koncepcją W. Grabskiego normalne
wpływy z podatków, cła, monopoli itd. powinny rów-
noważyć wydatki budżetowe. Dlatego też dbał on nie
tylko o powiększenie pierwszych, ale i o ograniczanie
drugich. To ostatnie zadanie zlecił Urzędowi Nadzwy-
czajnego Komisarza Oszczędnościowego, kierowane-
mu przez Stanisława Moskalewskiego, nader skutecz-
nego, a w związku z tym znienawidzonego wkrótce
przez wszystkich urzędników ministerialnych, co prze-
jawiło się w nadaniu mu pejoratywnego określenia
„moskalini”. Sytuację w okresie przejściowym miał ra-
tować podatek majątkowy i zapowiedziane rozpisanie
pożyczki wewnętrznej, choć rynek wewnętrzny był już
w zasadzie wyczerpany. Wszystkie te posunięcia miały
jednak nie naruszać „wyższych interesów obronności
kraju” oraz niezbędnego poziomu administracji i oświa-
ty. Oszczędności uzyskiwano także poprzez przyjęcie
zasady, że przedsiębiorstwa państwowe winny być
w pełni samowystarczalne, toteż najsłabsze zlikwido-
wano lub sprzedano, a pozostałe musiały zarabiać na
siebie. Te, które przetrwały, na tyle umocniły swą po-
zycję, że potrafiły bez większych wstrząsów przebrnąć
nawet przez kryzysową pierwszą połowę lat 30. W ra-
mach reform zredukowano wydatnie m.in. wysokość
dotacji do kolei, co spowodowało poważny wzrost taryf
przewozowych i cen biletów pasażerskich i w rezulta-
cie przejazd koleją stał się dla wielu osób nieosiągal-
nym luksusem.
W pierwszych kilkunastu dniach rządów W. Grab-
skiego inflacja trwała w dalszym ciągu. W początkach
stycznia cena dolara przekroczyła 10 mln marek, a we-
dług pesymistycznych prognoz miała pod koniec mie-
siąca osiągnąć poziom 15-20 mln. Grabski zdecydował
się wówczas na ryzykowny, ale, jak się okazało, sku-
teczny krok — sprzedaż posiadanych zapasów walut
obcych, głównie dolarów. Dzięki tej interwencji nie
tylko doprowadzono do powstrzymania inflacji, ale
nawet do niewielkiego, choć psychologicznie bardzo
ważnego wzrostu wartości marki. W rezultacie osoby
przechowujące oszczędności w walutach obcych zaczę-
ły się ich pozbywać, gdyż posiadanie ich nie tylko nie
gwarantowało już zysku, ale groziło poniesieniem strat.
Dzięki temu zasoby walutowe PKKP zaczęły szybko
wzrastać, a marka została ustabilizowana. 1 lutego, po
zapewnieniu sobie rezerw (55 trylionów marek),
wstrzymano druk pieniędzy na pokrywanie niedoborów
budżetowych. Od tego czasu dochody miały pokrywać
wydatki.
Osiągnięte sukcesy pozwoliły na rozpoczęcie prac
związanych z tworzeniem nowej instytucji emisyjnej.
Został nią Bank Polski. W myśl uchwalonego statutu
był on całkowicie niezależną od rządu spółką akcyjną
z prawem emitowania banknotów przez najbliższe 20
lat. Także ze statutu wynikało, że wartość tych środków
płatniczych miała być zagwarantowana w 30% zgroma-
dzonymi zapasami złota, walut i dewiz (to znaczy za-
granicznych należności pieniężnych znajdujących się
w bankach w innych krajach) oraz w 70% srebrem, we-
kslami i zobowiązaniami Skarbu Państwa. Nową jed-
nostką monetarną stał się, zgodnie z wcześniejszymi
ustaleniami, złoty, o sile nabywczej równej frankowi
szwajcarskiemu (złotemu frankowi), będący równowar-
tością 9/31 grama czystego złota. Zasady te miały
uniemożliwić na przyszłość emitowanie banknotów bez
realnego pokrycia. Skarb państwa otrzymał natomiast
prawo wprowadzania do obiegu bilonu i tzw. biletów
zdawkowych do wysokości 12 zł na jednego mieszkań-
ca Polski, a więc do sumy 150 mln zł.
Kapitał Banku Polskiego stanowiły walory (złoto,
dewizy) przejęte w spadku po PKKP oraz fundusze
uzyskane ze sprzedaży miliona stuzłotowych akcji
(1 mld zł). Początkowo, mimo szerokiej akcji propa-
gandowej i stosowania różnego rodzaju nacisków, nie
było na akcje zbytniego popytu, gdyż sprzedawano je
wyłącznie za złoto i waluty o ustabilizowanym kursie,
a możliwości społeczeństwa były pod tym względem
niewielkie. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy zaczę-
to je także sprzedawać za marki. W wielu wypadkach
ich nabywanie, zwłaszcza w środowiskach inteligenc-
kich, przybierało wówczas charakter manifestacji pa-
triotycznej. Rosnący popyt spowodował, że skarb pań-
stwa zdecydował się zachować tylko symboliczny je-
den procent akcji zamiast przewidywanych początkowo
dziesięciu. Ostatecznie największym udziałowcem zo-
stała grupa przemysłowców (35%), a na drugim miej-
scu uplasowała się inteligencja (23%). Najsłabiej wśród
akcjonariuszy reprezentowane były sfery rolnicze (7%).
Po rozprowadzeniu akcji Bank Polski podjął działal-
ność 28 IV 1924. Tego też dnia wprowadzono do obie-
gu złotówkę i rozpoczęto wymianę pieniędzy w relacji
1 zł = 1 800 000 marek, z czego wynikała także cena
dolara — 5,18 zł. Do 1 VII 1924 znajdowały się
w obiegu oba środki płatnicze, a po tym terminie, jesz-
cze w ciągu dziesięciu miesięcy (do końca maja 1925),
marki były wymieniane przez instytucje bankowe.
Powstrzymanie inflacji, unormowanie spraw skar-
bowych i zrównoważenie budżetu było dużym sukce-
sem W. Grabskiego, tym większym, że zdołał tego do-
konać bez pomocy z zewnątrz, co było regułą w wy-
padku innych państw dotkniętych hiperinflacją, np.
Węgier, Austrii czy Niemiec. Nie chciał o nią zabiegać,
gdyż zazwyczaj pociągało to za sobą poddanie gospo-
darki danego kraju obcej kontroli. Wolał więc zaciągać
pożyczki w mniejszej wysokości, na gorszych warun-
kach finansowych, ale bez klauzul pozaekono-
micznych. Uzyskał ich też niewiele. Do nich należały
zaciągnięte w latach 1924-1925 pożyczki: włoska (90
mln zł), której spłatę gwarantowano tworzonym wła-
śnie monopolem tytoniowym, tzw. dillonowska (27 mln
dolarów), zaciągnięta w nowojorskim banku Dillon,
Read & Co, oraz szwedzka (6 mln dolarów), udzielona
przez potentata zapałczanego Ivara Kreugera pod za-
staw monopolu zapałczanego. Wszystkie były wysoko
oprocentowane, a dodatkowe klauzule zmniejszały
jeszcze bardziej ich atrakcyjność. Na przykład pożycz-
ka z Banca Comerciale Italiana zobowiązywała polskie
przedsiębiorstwa do regularnego zakupu we Włoszech
nie najlepszego tytoniu, a dillonowska w praktyce za-
mknęła na pewien czas dla polskich papierów warto-
ściowych najzasobniejszy rynek amerykański, gdyż
zgodnie z przyjętymi warunkami nie wolno ich było
tam wprowadzać bez zgody kredytodawcy. Natomiast
konsekwencje podwyżki szwedzkiej społeczeństwo do-
tkliwie odczuło ze względu na znaczny wzrost cen za-
pałek.
Mimo widocznych osiągnięć sytuacja była jednak
daleka od pełnej stabilizacji, w związku z czym premier
zażądał od parlamentu kolejnych pełnomocnictw, dzię-
ki którym zamierzał utrwalić uzyskaną poprawę.
Otrzymał je w czerwcu 1924 r., ale ich zakres był już
zdecydowanie węższy niż przyznanych mu w styczniu.
Zezwalały one m.in. na dokonywanie dalszych osz-
czędności, zwiększanie podatków, rozbudowę monopo-
li państwowych, ograniczenie liczby świąt (dni wol-
nych od pracy) i wprowadzanie licznych dodatkowych
opłat, np. od świadectw szkolnych. W praktyce ozna-
czało to obciążenie kosztami reformy mniej zamożnej
części społeczeństwa, co budziło silne opory środowisk
lewicowych. Ujawniły się także inne konsekwencje
przeprowadzonych zmian, nie zawsze korzystne, m.in.
ustabilizowanie waluty spowodowało zaniknięcie infla-
cyjnej premii eksportowej, co utrudniało wywóz towa-
rów, zmniejszenie ich konkurencyjności na rynkach
międzynarodowych, a w rezultacie najpierw zmniejsze-
nie wpływów z handlu zagranicznego, a następnie po-
jawienie się salda ujemnego.
5. KRYZYS POINFLACYJNY, INFLACJA BILONOWA
I WOJNA CELNA Z NIEMCAMI

Rok 1924 zakończył się względnie pomyślnie,


gdyż zamknięto go nadwyżką dochodów nad wydatka-
mi, co prawda niewielką (niecałe 60 mln zł), ale ważną
psychologicznie i propagandowo. Rezultat ten osiągnię-
to jednak tylko dzięki zużyciu na potrzeby budżetowe
dochodów nadzwyczajnych, m.in. uzyskanych z likwi-
dacji PKKR wpływów z podatku majątkowego i sprze-
daży przedsiębiorstw państwowych. Bez nich deficyt
wyniósłby ok. 300 mln zł. Trudności pojawiające się
już w pierwszym roku reformy zaczęły szybko narastać
w 1925 r. Spadły wówczas wyraźnie wpływy z podat-
ków, zwłaszcza majątkowego, który zdołano ściągnąć
zaledwie w 20%. Kiepskie urodzaje w 1924 r. zmniej-
szyły dochody z eksportu płodów rolnych, stanowiące-
go do tego czasu jedno z istotniejszych źródeł dopływu
walut obcych. Narastający stan napięcia na Kresach
Wschodnich, podsycany przez ZSRR, zmusił władze do
znacznych wydatków związanych z powołaniem do ży-
cia Korpusu Ochrony Pogranicza — specjalnej formacji
przeznaczonej do uszczelnienia granicy polsko-
sowieckiej.
Narastające trudności budżetowe starano się roz-
wiązać, wprowadzając do obiegu coraz więcej bilonu
i biletów zdawkowych, które nie musiały posiadać za-
bezpieczenia przewidywanego Statutem Banku Pol-
skiego. Emisję powiększano ponad rzeczywiste potrze-
by oraz normy ustawowe. W pierwszej kolejności tę
nową politykę rządu odczuli urzędnicy państwowi, któ-
rzy w marcu 1925 r. uposażenie odebrali w postaci wo-
reczków napełnionych monetami. Dwa miesiące póź-
niej posłowie otrzymali diety prawie wyłącznie w mo-
netach dwudziestogroszowych. Z wolna też tzw. pie-
niądz skarbowy (bilon i bilety zdawkowe) zaczął domi-
nować w obiegu pieniężnym. Ilustruje to zestawienie.
Obieg pieniężny w Polsce w latach 1924-1925
Data Obieg pie- W tym%
niężny w mi- biletów Banku Pol- pieniądza skarbo- biletów
lionach zło- skiego wego PKKP
tych
31 V 1924 440,0 55,7 6,5 37,8
30 VI 1924 489,7 68,3 15,6 16,1
30 IX 1924 591,1 77,9 21,0 1,1
31 XII 1924 675,8 81,5 18,2 0,3
31 III 1925 754,8 74,6 25,1 0,3
30 VI 1925 747,2 67,3 32,7 -
30 IX 1925 739,7 53,6 46,4 -
31 XII 1925 815,0 46,8 53,2 -
Pojawienie się na rynku olbrzymich ilości bilonu
wywołało zrozumiałe zaniepokojenie w społeczeń-
stwie. Spotęgowane zostało ono jeszcze tym, że Bank
Polski, obawiając się, iż właściciele pieniądza skarbo-
wego będą starali się kupować zań waluty obce, wydał
zarządzenie, na mocy którego zaczęto prowadzić, w za-
leżności od rodzaju wpłaty, konta opiewające na bank-
noty lub pieniądz skarbowy, a waluty obce można było
nabywać wyłącznie za banknoty. W konsekwencji, przy
obowiązywaniu tego samego środka płatniczego, zale-
galizowało to stan swoistej dwuwalutowości, gdyż ta
sama suma pieniędzy miała inną wartość w zależności
od tego, czy posiadano ją w bilonie, czy w banknotach.
Zapotrzebowanie na te drugie było zdecydowanie
większe i w skrajnych przypadkach dokonywano nieo-
ficjalnej wymiany według kursu: 100 zł w banknotach
= 120 zł w pieniądzu skarbowym.
Powiększanie obiegu pieniężnego przez stale ro-
snącą emisję bilonu i biletów zdawkowych przy rów-
nocześnie malejącej produkcji sprzyjało ponownemu
pojawieniu się tendencji inflacyjnych. Ta tzw. druga in-
flacja lub inflacja bilonowa została przyspieszona za-
równo przez czynniki wewnętrzne, jak i międzynaro-
dowe. Jej pierwsze objawy nie oznaczały poważniej-
szego zagrożenia, ale społeczeństwo, mające w świeżej
pamięci niedawną hiperinflację, zareagowało dość hi-
sterycznie. Pragnąc zabezpieczyć się przed utratą posia-
danych oszczędności, zaczęło pozbywać się złotówek,
tak jak marek podczas inflacji, i kupować za nie złoto
oraz waluty obce, co wyraźnie wpływało na zmniejsze-
nie rezerw Banku Polskiego. Ograniczenia wprowa-
dzone w tym zakresie latem 1925 r. doprowadziły do
tego, że część należności za importowane dobra regu-
lowana była w złotych polskich. Ich duża podaż na
rynkach zagranicznych spowodowała, tak jak poprzed-
nio w wypadku marki, spadek ich kursu na giełdach.
Piętrzące się trudności zwiększył i pogłębił wy-
buch w lipcu 1925 r. wojny gospodarczej (celnej)
z Niemcami, najważniejszym partnerem handlowym,
który doskonale zdawał sobie sprawę z przeżywanych
przez Polskę trudności. W pierwszej połowie 1925 r.
wygasły dwa ważne postanowienia — korzystania
przez Polskę, podobnie jak i przez pozostałe państwa
alianckie, z przyznanej jej traktatem wersalskim jedno-
stronnej klauzuli najwyższego uprzywilejowania
w handlu z Niemcami, tzn. obowiązku udzielania przez
nie Polsce wszystkich przywilejów przyznanych
w handlu zagranicznym jakiemukolwiek innemu pań-
stwu, oraz umowa genewska (górnośląska) z 15 V
1922, zobowiązująca Niemcy na trzy lata do bezcłowe-
go przyjmowania wszystkich produktów pochodzących
z polskiej części Górnego Śląska. Najistotniejszym
punktem tejże umowy był obowiązek zakupu węgla
w ilości 500 tys. ton miesięcznie, tzn. 6 mln ton rocz-
nie.
Z większością swych partnerów Niemcy podpisały
w 1924 r. traktaty handlowe, oparte na zasadach wza-
jemności, ale zawarcie ich z Polską uzależniły od do-
datkowych warunków, a w tym np. od przyznania nie-
mieckim wyrobom klauzuli najwyższego uprzywilejo-
wania, kupcom i przemysłowcom niemieckim prawa do
osiedlania się w Polsce i swobodnego wykonywania
zawodu oraz rezygnacji Polski z prawa wysiedlania
tzw. optantów, to znaczy osób, które już po ustaleniu
granicy zdecydowały się na zachowanie obywatelstwa
niemieckiego i z tego powodu mogły zostać przez Pol-
skę usunięte z jej terytorium. Przyjęcie tych warunków
stanowiłoby akceptację zalania polskiego rynku nie-
mieckimi towarami, co było zresztą zgodne z koncep-
cjami państw finansujących gospodarczą odbudowę
Niemiec (plan Dawesa) i zatrzymania w swych grani-
cach elementu najbardziej wrogiego państwu.
Żądania te odrzucono, w następstwie czego 15 VI
1925 Niemcy zrezygnowały z dopuszczania na swe te-
rytorium produktów, w praktyce węgla, z polskiej czę-
ści Górnego Śląska. Według koncepcji ich ówczesnego
ministra spraw zagranicznych Gustava Stresemanna
(późniejszego laureata pokojowej Nagrody Nobla) mia-
ło to spotęgować wewnętrzne trudności gospodarcze
Polski, doprowadzić do jej załamania ekonomicznego,
a w konsekwencji umożliwić „pokojową” korektę gra-
nicy polsko-niemieckiej. Zgodnie z jego oceną Niemcy
mogły liczyć na osiągnięcie swych celów pod warun-
kiem, że „kryzys gospodarczy i finansowy w Polsce
dojdzie do punktu szczytowego, a cały organizm Polski
popadnie w niemoc”. Polska, starając się wymusić
zmianę stanowiska partnera, odpowiedziała zakazem
wwozu na swe terytorium niektórych towarów nie-
mieckich. Niemcy zareagowały ogłoszeniem podobnej
listy — całkowicie zakazano przywozu niektórych to-
warów, a inne obłożono tak wysokimi cłami, że ich
sprowadzanie stawało się nieopłacalne. Na skutek tych
represyjnych zarządzeń wykaz towarów obejmowanych
embargiem przez jedną lub drugą stronę wydłużał się
coraz bardziej.
Jak w każdym tego typu starciu, jego konsekwen-
cje dotkliwiej odczuwała strona słabsza, w tym wypad-
ku polska. Z szacunkowych ustaleń wynika, że zakazy
niemieckie dotknęły prawie 57% dotychczasowego
eksportu do Niemiec, czyli 27% całości eksportu Pol-
ski. W wyniku zarządzeń polskich przywóz towarów
z Niemiec zmniejszył się prawie o połowę (47%), co
stanowiło równocześnie 16% całości polskiego impor-
tu. Dla Niemiec było to jednak tylko około 3% ich glo-
balnego handlu zagranicznego. Wojna celna, trwająca
formalnie do 1930 r., a w rzeczywistości prawie dzie-
więć lat (do podpisania polsko-niemieckiego paktu
o nieagresji w 1934 r.), odbiła się na wszystkich dzie-
dzinach wytwórczości, ale w pierwszym okresie najdo-
tkliwiej odczuł ją przemysł węglowy i hutniczy. Utrata
rynków zbytu i źródeł zaopatrzenia była tylko częścią
problemów. Kontrahenci niemieccy zażądali bowiem
oddania zaliczek wpłaconych na poczet transakcji, któ-
re nie mogły już dojść do skutku, i zwrotu udzielonych
wcześniej kredytów. Należności te przekazywano czę-
ściowo w walutach obcych, a częściowo w złotówkach.
Równocześnie wydalani wówczas z Polski optanci
niemieccy wywozili znaczne sumy złotówek i wymie-
niali je za granicą na inne waluty. Wobec olbrzymiej
podaży banknotów złotowych ich kurs na giełdach za-
granicznych został zachwiany.
Wbrew rachubom Niemiec wojna celna, mimo że
początkowo wywołała olbrzymie trudności, nie dopro-
wadziła do załamania polskiej gospodarki, a w osta-
tecznym rozrachunku okazała się nawet dla Polski ko-
rzystna. Do pozytywów należało przede wszystkim roz-
luźnienie zależności ekonomicznej od Niemiec. Nowa
sytuacja zmusiła także polskich przedsiębiorców do
uruchomienia w kraju produkcji towarów dotychczas
importowanych, znalezienia nowych źródeł zaopatrze-
nia i nowych rynków zbytu. Okazało się, że polski wę-
giel, co prawda dzięki strajkowi górników angielskich
z początku 1926 r., znalazł odbiorców w krajach skan-
dynawskich. Wojna celna przyspieszyła także zdecy-
dowanie budowę Gdyni, która stosunkowo szybko stała
się najnowocześniejszym portem na Bałtyku i unieza-
leżniła Polskę od konieczności korzystania z usług nie-
przychylnego jej Gdańska. Nic dziwnego, że gdańsz-
czanie ochrzcili ją mianem „dusiciela Gdańska”.
Pozytywne strony wojny celnej ujawniły się jednak
dopiero po pewnym czasie, w skrajnych wypadkach po
wielu latach, natomiast w momencie rozpoczęcia zde-
cydowanie zwiększyła ona, w połączeniu z innymi
przyczynami, trudności gospodarcze i wpłynęła na za-
chwianie polskiej waluty. Od początku lipca 1925 r. za-
znaczał się spadek wartości złotówki. Pod koniec lipca
na giełdach zagranicznych cena 1 dolara wynosiła 5,80-
6,00 zł. Sytuację starano się opanować poprzez inter-
wencje giełdowe, czyli skup walut obcych po kursie
rzeczywistym (np. 1 dolar = 6,0 zł) i sprzedawania ich
po ustawowym (1 dolar = 5,18 zł). Operacja okazała się
wyjątkowo kosztowna, gdyż pochłonęła znaczną część
zasobów walutowych Banku Polskiego (jeden dzień in-
terwencji kosztował ok. 1,5 mln zł) i uzyskaną wów-
czas krótkoterminową pożyczkę szwajcarską (20 mln
franków), a uratowała złotówkę tylko na pewien czas.
We wrześniu za dolara ponownie płacono ok. 6 zł, choć
jego kurs oficjalny nadal formalnie równał się 5,18 zł.
Dążąc za wszelką cenę do utrzymania osiągniętych
rezultatów, a zwłaszcza wysokiego kursu złotego, W.
Grabski zaproponował zwiększenie oszczędności, zdy-
namizowanie eksportu, na co nie było większych szans,
i ograniczenie importu, zwłaszcza towarów luksuso-
wych, które od lata 1924 r. pochłaniały coraz więcej
walut obcych. Dzięki temu miano zmniejszyć kon-
sumpcję wewnętrzną i utrzymać w niezmienionej wy-
sokości świadczenia na rzecz rosnącej stale rzeszy bez-
robotnych. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu gło-
szone koncepcje wyrażały poglądy premiera, a w jakim
były obliczone na uzyskanie poparcia ugrupowań lewi-
cowych, zwłaszcza liczącego się w sejmie klubu PPS.
Sejm zaakceptował co prawda przedstawione propozy-
cje, ale ostateczny cios ekipie rządzącej zadał Bank
Polski, który 11 XI 1925 zrezygnował z dalszych in-
terwencji giełdowych, to znaczy sztucznego podtrzy-
mywania kursu złotego. Następnego dnia Bank także
zaczął sprzedawać waluty obce po kursie rynkowym,
nie zaś ustawowym, co dodatkowo wpłynęło na obni-
żenie wartości złotego. W tej sytuacji W. Grabski podał
się do dymisji. Był to jedyny wypadek w międzywo-
jennej Polsce, że o upadku rządu przesądziło nie parla-
mentarne wotum nieufności, ale decyzja prezesa Banku
Polskiego. W. Grabski odchodził od władzy w fatalnym
dla siebie momencie. Z jego osobą wiązano przede
wszystkim trudności ekonomiczne i konieczność wy-
rzeczeń.
W nowym koalicyjnym rządzie, kierowanym przez
Aleksandra Skrzyńskiego, sprawy skarbowe powierzo-
no Jerzemu Zdziechowskiemu, wybitnemu ekonomi-
ście powiązanemu z narodową demokracją, wicepreze-
sowi Centralnego Związku Polskiego Przemyślu, Gór-
nictwa, Handlu i Finansów, niegdyś (1919) uczestni-
kowi niefortunnego zamachu stanu. Przejął on spadek
w wyjątkowo trudnej sytuacji — widocznego niedobo-
ru budżetowego, wyczerpania rezerw Banku Polskiego,
wyraźnego wzrostu cen i powszechnego załamania wia-
ry w stabilizację waluty. Ponadto odejście W. Grab-
skiego przyspieszyło spadek wartości złotego — w po-
łowie grudnia 1925 r. za dolara płacono już według ofi-
cjalnych notowań 10,5 zł, a na czarnej giełdzie nawet
12,5-14,0 zł, a więc prawie trzy razy więcej, niż wyno-
sił kurs ustawowy. Wydawało się, że wraca poskro-
miona niedawno inflacja. Jak się miało jednak okazać,
było to zjawisko przejściowe. Polska, z dwuletnim
opóźnieniem, wchodziła w okres dobrej koniunktury.
Pierwszym objawem pozytywnych zmian była poprawa
w bilansie handlu zagranicznego. Spadek wartości zło-
tego spowodował, że ponownie pojawiła się inflacyjna
premia eksportowa, co ułatwiło wywóz polskich towa-
rów. Od listopada wartość eksportu zaczęła przeważać
nad wartością importu. Tendencja ta miała się utrzymać
przez kilkanaście miesięcy. Od początku 1926 r. zaczę-
ła wzrastać produkcja przemysłowa, czemu siłą rzeczy
towarzyszył spadek bezrobocia. Z tych pozytywnych
zjawisk, będących efektem reformy walutowej, wi-
docznych zresztą początkowo tylko dla specjalistów,
miała korzystać już inna ekipa.
Nowy minister, w przeciwieństwie do poprzednika,
nie koncentrował się wyłącznie na sprawach skarbo-
wych, ale skupił się na zrównoważeniu budżetu, co
wiązało się z ingerencją w całokształt życia gospodar-
czego. Sytuację miał utrudnioną, ponieważ w skład
rządu wchodzili także socjaliści, dbający o swój elekto-
rat, a więc przeciwstawiający się nadmiernym obciąże-
niom szeroko rozumianej klasy robotniczej. W wyniku
osiągniętego doraźnie kompromisu z PPS J. Zdzie-
chowski otrzymał jednak prawo do przeprowadzenia
zabiegów mających powiększyć dochody budżetowe,
m.in. do zwiększania różnego rodzaju opłat i dopłat do
dotychczasowych podatków oraz obniżenia na trzy
miesiące uposażenia tzw. sfery budżetowej. Jak już
wspomniano, zaczęło to przynosić rezultaty. Stąd też
przy opracowywaniu budżetu na rok 1926 r. minister
położył szczególny nacisk na zdobycie dodatkowych
funduszy, m.in. przez podniesienie dotychczasowych
podatków o 10%, podtrzymanie obniżki uposażenia
pracowników państwowych do końca roku 1926, prze-
prowadzenie reorganizacji zatrudnienia w PKP (co
w praktyce oznaczało masowe zwolnienia pracowni-
ków), zwiększenie oszczędności na rentach inwalidz-
kich i emeryturach oraz wprowadzenie nowych podat-
ków, np. od oświetlenia elektrycznego. Wszystkie te
pomysły uderzały w najuboższą część społeczeństwa.
Nic więc dziwnego, że PPS nie chciała ich firmować
i zrezygnowała z uczestnictwa w rządzie, który bez jej
obecności stracił rację bytu i zgodnie z obowiązującymi
zasadami parlamentarnymi podał się do dymisji. Jego
ustąpienie wiązało się z początkiem nowego okresu
w dziejach II Rzeczypospolitej, przede wszystkim pod
względem politycznym, ale także gospodarczym.
6. PRZEMIANY W STRUKTURZE AGRARNEJ
USTALENIE ZASAD REFORMY ROLNEJ
Z osobą W. Grabskiego związane było również za-
kończenie wieloletnich kontrowersji wokół reformy
rolnej. Była ona nie tylko ważnym problemem ekono-
micznym, ale także istotną kwestią polityczną. Polska
odrodziła się jako kraj rolniczy. Z niezbyt dokładnych
danych spisowych z 1921 r. wynika, że zdecydowana
większość ludności (ok. 75%) mieszkała na wsi, a dla
olbrzymiego jej odsetka (ok. 64%) praca na roli stano-
wiła jedyne źródło utrzymania. Przy takiej strukturze
społecznej i gospodarczej kwestie agrarne siłą rzeczy
wysuwały się na pierwszy plan. Podatki i opłaty wno-
szone przez wieś składały się na znaczną część docho-
dów budżetowych i samorządowych, a zakup towarów
przemysłowych przez mieszkańców wsi był najpew-
niejszą gwarancją rozwoju produkcji. Aby jednak speł-
niać te zadania, chłopi powinni byli uzyskiwać i prze-
znaczać na rynek nadwyżki ze swych gospodarstw, to
zaś mogło nastąpić dopiero wówczas, jeżeli posiadaliby
odpowiednią ilość ziemi. Niestety, pod tym względem
sytuacja nie była najlepsza.
Struktura agrarna Polski charakteryzowała się swo-
istą dwubiegunowością. Z jednej strony znajdowała się
olbrzymia masa (prawie 62%) gospodarstw karłowa-
tych (poniżej 2 ha) i małorolnych (2-5 ha), które sku-
piały jedynie niecałe 15% ziemi. W polskich warun-
kach glebowych i klimatycznych oraz przy ówczesnych
metodach uprawy takie warsztaty rolne były w zdecy-
dowanej większości nierentowne i nie zawsze pozwala-
ły nawet na utrzymanie rodziny. Najwięcej istniało ich
we wschodniej, a zwłaszcza w południowej części pań-
stwa, ale bardzo dużo było także w województwach za-
chodnich, tam jednak zazwyczaj stanowiły dodatkowe,
nie zaś jedyne źródło utrzymania. Na drugim biegunie
znalazły się duże gospodarstwa (powyżej 50 ha),
w zdecydowanej większości prywatne, ale także pań-
stwowe czy należące do związków wyznaniowych i in-
stytucji publicznych. Było ich stosunkowo niewiele
(niecały 1% wszystkich nieruchomości rolnych), ale
należało do nich prawie 50% ziemi. Najliczniej wystę-
powały we wschodniej i zachodniej części kraju. Wśród
wielkiej własności rolnej wyróżniały się olbrzymie ma-
jątki o powierzchni przekraczającej 1000 ha. We
wspomnianym spisie z 1921 r. odnotowano, że do gru-
py tej należały tylko 1964 nieruchomości (0,06%), ale
dysponowały one ok. 20% ziemi uprawnej. Największe
należały do Maurycego hr. Zamoyskiego (ponad 190
tys. ha), Stanisława ks. Radziwiłła (ponad 155 tys. ha),
Jarosława hr. Potockiego (prawie 135 tys. ha), Fiodora
Ogarkowa (89 tys. ha) i Albrechta ks. Radziwiłła (80
tys. ha). Znaczna część powierzchni tych wielkich ma-
jątków, zwłaszcza na wschodzie kraju, przypadała na
obszary leśne, jeziora i tereny bagniste. Dokładniejsze
dane o regionalnym zróżnicowaniu struktury agrarnej
zamieszczono poniżej.
Struktura agrarna Polski w 1921 r. (w procentach)
Gospodarstwa Województwa Razem
(w ha) zachodnie centralne wschodnie południowe
liczba obszar liczba obszar liczba obszar liczba obszar liczba obszar
do 2 46,0 1,9 22,0 2,0 13,6 1,0 41,6 7,2 29,0 2,8
2-5 16,6 3,9 29,8 10,8 35,3 8,5 38,5 20,5 32,6 11,2
5-10 13,2 6,8 31,5 22,3 32,9 15,8 15,3 17,2 24,7 17,3
10-20 14,9 15,0 13,5 18,0 13,5 11,5 3,6 8,9 10,3 13,7
20-50 6,9 13,9 2,4 6,6 3,7 7,1 0,7 3,1 2,5 6,9
ponad 50 2,4 58,5 0,8 40,3 1,0 55,1 0,5 44,0 0,9 48,1
Z anachroniczności istniejącego stanu i konieczno-
ści dokonania zmian zdawano sobie sprawę powszech-
nie. Problem stawał się tym pilniejszy, że po I wojnie
światowej wyraźnie skurczyły się możliwości rozłado-
wania przeludnienia wsi na drodze odpływu nadmiaru
ludności do handlu i przemysłu oraz poprzez emigrację,
która przed wojną sytuację — przynajmniej w byłej
Galicji — łagodziła, chociaż równocześnie pozbawiała
wieś najbardziej przedsiębiorczego elementu. Jedynym
wyjściem stawało się więc pomnożenie liczby gospo-
darstw rolnych oraz zwiększenie opłacalności ich pro-
dukcji. W 1918 r., wraz z wprowadzeniem powszech-
nego prawa wyborczego, pojawił się jeszcze jeden
ważki element. Miliony mieszkańców wsi decydowały
o wyniku wyborów parlamentarnych, a więc od ich po-
parcia zależało zdobycie i utrzymanie władzy, tego zaś
żadne ugrupowanie nie mogło lekceważyć. Względy
tego elektoratu można było pozyskać przede wszystkim
obiecując mu zlikwidowanie głodu ziemi. Problem był
pilny, bo na przełomie lat 1918 i 1919 stan napięcia
między dworem a wsią stawał się coraz ostrzejszy,
o czym świadczyły liczne wypadki dewastowania „pań-
skich” lasów, łąk, niszczenia stawów rybnych, a nawet
zajmowania siłą ziemi należącej do dworu. Musiały one
mieć dość szeroki zasięg, skoro w uchwale sejmowej
o zasadach reformy rolnej z lata 1919 r. zamieszczono
w formie ostrzeżenia zapis, że z jej dobrodziejstw zo-
staną wykluczone osoby „biorące samowolnie cudzą
rolę w posiadanie”.
Przekonanie o konieczności zmiany sytuacji było
powszechne, ale w zależności od środowiska i poglą-
dów politycznych proponowano różne koncepcje roz-
wiązań. Różnice dotyczyły m.in. metod przejmowania
ziemi i parcelacji, dopuszczalnego maksimum posiada-
nia, kwestii odszkodowania dla właścicieli i opłat wno-
szonych przez chłopów za otrzymywane nadziały. Naj-
radykalniejsze stanowisko, ale pozbawione szans reali-
zacji, prezentowali komuniści, którzy opowiadali się za
przymusowym wywłaszczeniem („unarodowieniem”)
bez odszkodowania wielkiej i średniej własności ziem-
skiej (granicy nie ustalono) i przekazaniem tak uzyska-
nych gruntów w użytkowanie kolektywnym wspólno-
tom, do których w miarę upływu czasu przyłączałyby
się indywidualne gospodarstwa chłopskie. Stanowisko
to nie budziło jednak entuzjazmu na wsi, dlatego też
zaczęto się opowiadać za bezpłatnym rozdzielaniem
przejętej ziemi między chłopów i robotników rolnych,
przy czym pewną część majątków zachowano by w ca-
łości, jako wzorcowe ośrodki kultury rolnej.
Także socjaliści, m.in. pod naciskiem Związku
Zawodowego Robotników Rolnych, wyrażali opinię, że
wielka własność powinna być wywłaszczona bez od-
szkodowania. Według ich koncepcji część majątków
miałaby pozostać w całości na potrzeby gospodarki
państwowej i gminnej. Resztę ziemi zamierzano wy-
dzierżawić, w pierwszej kolejności bezrolnym i mało-
rolnym oraz powstającym spółdzielniom rolniczym.
Program ten w kwestii agrarnej był jednak niezbyt roz-
budowany i zazwyczaj zadowalano się wspieraniem
postulatów wysuwanych przez ugrupowania chłopskie,
które siłą rzeczy poświęcały temu problemowi wyjąt-
kowo dużo miejsca.
Wszystkie partie ludowe dążyły do likwidacji
wielkiej własności i przekazania ziemi tym, „którzy na
niej pracują”. Różniły się jednak w precyzowaniu za-
sad, według których miano dokonać zmian. Najbardziej
skrajne stanowisko, zbliżone do komunistycznego,
zajmowało efemeryczne Chłopskie Stronnictwo Rady-
kalne, a w późniejszym okresie Niezależna Partia
Chłopska. Za wywłaszczeniem bez odszkodowania dla
posiadaczy opowiadało się coraz bardziej tracące na
znaczeniu PSL Lewica. Bardziej wyważone poglądy
wyrażały najsilniejsze ugrupowania. PSL „Piast” dąży-
ło do wywłaszczenia za odszkodowaniem tylko nadwy-
żek ziemi posiadanej przez wielkich właścicieli i pro-
wadzenia parcelacji pod kontrolą państwa, ale przy
współudziale dotychczasowych właścicieli. Duże zna-
czenie przywiązywano do postulatu, aby w wyniku
przeobrażeń powstawały w pełni samodzielne gospo-
darstwa, zdolne do produkcji na potrzeby rynku. Po-
dobne stanowisko prezentowało PSL „Wyzwolenie”,
które szczególny nacisk kładło na szybkie rozwiązanie
problemu, to znaczy ustawowe sprecyzowanie korzyst-
nych dla wsi zasad. Przedłużające się spory legislacyjne
były jednym z powodów, dla których w 1925 r. stron-
nictwo to zmieniło stanowisko i opowiedziało się za
dokonywaniem wywłaszczeń bez odszkodowania.
Kwestia agrarna zajmowała także dużo miejsca
w programach stronnictw prawicowych, najsilniej po-
wiązanych z ziemiaństwem. Na ogół przeciwne były
one wszelkim ingerencjom państwa i jakiejkolwiek
formie wywłaszczenia przymusowego. Uważały, że
parcelację, wyłącznie dobrowolną, powinni prowadzić
sami właściciele, ewentualnie pod bardzo ogólną kon-
trolą państwa, aby zapobiec spekulacji. Sam proces, ich
zdaniem, powinien być rozłożony w czasie, gdyż zbyt
gwałtowne zmiany mogłyby doprowadzić do obniżenia
kultury rolnej, spadku produkcji, a w konsekwencji do
wygłodzenia ośrodków miejskich i przemysłowych
oraz zmniejszenia dochodów w handlu zagranicznym.
Poprawę położenia wsi miały zapewnić inne działania,
np. podniesienie poziomu oświaty ogólnej i rolnej, ra-
cjonalniejsze wykorzystywanie już posiadanej ziemi,
likwidacja tzw. szachownicy gruntów czy przeprowa-
dzenie melioracji. Ugrupowania te wypowiadały się
także zdecydowanie przeciwko wysuwanym przez le-
wicę koncepcjom wywłaszczenia majątków należących
do związków wyznaniowych, a zwłaszcza Kościoła
rzymskokatolickiego.
Nadzieje wsi na szybkie załatwienie problemu roz-
budziły zapowiedzi centralnych władz państwowych,
zwłaszcza tzw. rządów ludowych, które obiecywały
szybkie przygotowanie projektów odpowiednich ustaw.
Nic więc dziwnego, że sprawa reformy rolnej stała się
na terenach wiejskich najważniejszym chyba
i w związku z tym często używanym demagogicznym
argumentem w kampanii wyborczej do Sejmu Ustawo-
dawczego. Od początku też zaciążyła nad jego obrada-
mi. Dyskusja i w Komisji Rolnej, i podczas obrad ple-
narnych sejmu należała do wyjątkowo burzliwych.
Najdramatyczniejsza batalia rozegrała się wokół punktu
dotyczącego maksymalnego areału ziemi dla in-
dywidualnych posiadaczy, który zdołano przeforsować
10 VII 1919 większością zaledwie jednego głosu.
Zgodnie z przyjętą wówczas uchwałą parcelacji miały
podlegać w pierwszej kolejności grunty należące z ja-
kiegokolwiek bądź tytułu do państwa, a następnie bę-
dące własnością instytucji i organizacji publicznych,
w tym także Kościoła katolickiego, ale dopiero po od-
powiednich uzgodnieniach ze Stolicą Apostolską, oraz,
za odszkodowaniem, nadwyżki ziemi z majątków pry-
watnych, przekraczających ustalone maksimum, to
znaczy — w zależności od położenia — 60 lub 180 ha
w Polsce centralnej i 400 ha na Kresach Wschodnich
i Zachodnich. Z parcelacji mieli korzystać w pierwszej
kolejności robotnicy rolni, chłopi bezrolni i małorolni,
zwłaszcza jeżeli legitymowali się odbyciem służby
w wojsku polskim.
Przyjęcie uchwały nie rozwiązywało jeszcze pro-
blemu, z czego nie wszyscy zdawali sobie sprawę.
Uchwała z natury swej nie była obowiązującym aktem
prawnym, ale jedynie wyrazem poglądów parlamentu
na to, jakie zasady powinny być uwzględnione przy
opracowywaniu ustawy. Było jednak rzeczą oczywistą,
że jej najważniejsze punkty zostaną powtórzone. Wła-
dze państwowe zaczęły też czynić odpowiednie przygo-
towania. Najistotniejszym posunięciem było powołanie
do życia 22 VII 1919 Głównego Urzędu Ziemskiego
(GUZ), mającego na celu przygotowanie szczegóło-
wych zasad reformy rolnej i czuwanie nad przebudową
ustroju rolnego, m.in. przebiegiem parcelacji. Na jego
czele stanął Franciszek Stefczyk — zasłużony galicyj-
ski działacz spółdzielczy.
Ustawę o reformie rolnej uchwalono dopiero rok
później (15 VII 1920), a więc w sytuacji, gdy położenie
na froncie stało się wyjątkowo trudne, a najważniej-
szym zadaniem było mobilizowanie wszystkich sił do
walki. Dlatego też, mimo że jej postanowienia były
zdecydowanie mniej korzystne dla sfer ziemiańskich
niż wcześniejszej uchwały, przyjęto ją bez dyskusji
i jednogłośnie. Zgodnie z nimi właścicielom gwaran-
towano odszkodowanie, ale tylko w wysokości połowy,
a w praktyce, po dokonaniu przewidzianych potrąceń,
ok. 1/3 szacunkowej wartości przejętej ziemi. Chłopi
natomiast otrzymywaliby ją na bardzo korzystnych wa-
runkach, co miało zachęcić ich do wstępowania do
wojska. O pozaekonomicznych racjach świadczyły
m.in. z jednej strony punkt gwarantujący pierwszeń-
stwo w korzystaniu z nadziałów byłym żołnierzom oraz
bezpłatne przyznawanie ziemi inwalidom wojennym
i rodzinom poległych, a z drugiej zapis wykluczający
z prawa do korzystania z niej dezerterów, osoby uchy-
lające się od służby wojskowej lub tych, którzy „samo-
wolnie zajmowali cudzą ziemię”.
Ustawa ta nie została jednak zrealizowana. Przyję-
ta kilka miesięcy później konstytucja (17 III 1921) kła-
dła szczególny nacisk na nienaruszalność własności
prywatnej, a ewentualne wywłaszczenie uzależniała od
wypłacenia właścicielowi pełnego odszkodowania.
Z tego też powodu decyzje GUZ, który tymczasem
opracował pierwszą listę majątków przeznaczonych do
parcelacji, zostały zaskarżone do Najwyższego Trybu-
nału Administracyjnego, który poparł stanowisko wła-
ścicieli. Wszystko wróciło do punktu wyjścia, a przy
istniejącym układzie sił politycznych w sejmie na
uchwalenie nowej ustawy nie można było poważnie li-
czyć. Parcelację co prawda prowadzono, i to w dość
szerokim zakresie, ale miała ona charakter dobrowolny,
a ponadto obejmowała w pierwszej kolejności nieru-
chomości należące do państwa.
Nowe wybory parlamentarne jesienią 1922 r. za-
kończyły się sukcesem zblokowanych partii prawico-
wych, silnie powiązanych, jak to już wspominano, ze
środowiskami ziemiańskimi. Liczba uzyskanych man-
datów nie dawała im jednak możliwości samodzielnego
sprawowania rządów. Potencjalnym sojusznikiem mógł
być w zasadzie tylko klub PSL „Piast”. Negocjacje
podjęto stosunkowo wcześnie, a sfinalizowano je 17 V
1923 w Warszawie, choć zawarte porozumienie na-
zwano potocznie (od Lanckorony, w której toczyła się
część rozmów) paktem lanckorońskim. Sygnowali go
m.in. Stanisław Głąbiński, Wincenty Witos i Wojciech
Korfanty. Uzgodniono w nim większość problemów
dotyczących polityki wewnętrznej i zagranicznej, ale
kamieniem węgielnym paktu było wypracowanie kom-
promisu w sprawie reformy rolnej. Zgodnie z nim przy-
jęto jako zasadę dobrowolną parcelację 200 tys. ha
ziemi rocznie, w pierwszej kolejności państwowej i na-
leżącej do instytucji publicznych. Ewentualny niedobór
uzupełniać miano przejmowanymi przymusowo nad-
wyżkami pochodzącymi z majątków prywatnych,
obejmujących ponad 180 ha w Polsce centralnej, 400
ha na Kresach Wschodnich i Zachodnich oraz 1000 ha
w wypadku tzw. majątków uprzemysłowionych, to
znaczy posiadających na swym terenie zakłady prze-
twórstwa rolnego (gorzelnie, płatkarnie, młyny, tartaki,
browary itd.), niezależnie od geograficznego położenia.
Właścicielom gwarantowano odszkodowanie według
rynkowych cen ziemi. Powtórzenie wcześniejszych za-
powiedzi, że z parcelacji w pierwszej kolejności po-
winni korzystać chłopi bezrolni i małorolni, nie miało
większego znaczenia, gdyż ich możliwości finansowe
były niewielkie.
Przyjęte ustalenia umożliwiły rzeczywiście przeję-
cie władzy w państwie, ale nie wywołały entuzjazmu
ani ludowców, ani środowisk ziemiańskich. Dla pierw-
szych oznaczały one zmniejszenie zasobu ziemi do par-
celacji i podniesienie jej ceny, a dla drugich koniecz-
ność działania pod przymusem. W rezultacie nastąpił
rozłam w klubie PSL „Piast”, co poważnie osłabiło
tworzoną większość parlamentarną, a od endecji zaczęli
z wolna odsuwać się reprezentujący ziemiaństwo kon-
serwatyści, uważający nie bez racji, że narodowcy ich
kosztem usiłują zdobyć ster rządów. Utworzony rząd
Chjeno-Piasta nie przetrwał długo, a czas jego istnienia
zbiegł się z apogeum kryzysu gospodarczego. Osta-
teczny cios spotkał go jednak z chwilą wniesienia do
sejmu 12 XII 1923 projektu ustawy opracowanej na
podstawie paktu lanckorońskiego, gdyż w klubie PSL
„Piast” nastąpił wówczas kolejny rozłam, w wyniku
którego większość parlamentarna przestała istnieć.
Przesądziło to zarówno o losie gabinetu W. Witosa,
który podał się do dymisji, jak i ustawy.
Stojący na czele nowego rządu W. Grabski był do-
skonałym znawcą problemów agrarnych, ale również
dobrze wiedział, jakie emocje wiążą się z ewentualną
ustawą. Ponieważ za najważniejsze zadanie uważał do-
prowadzenie do stabilizacji walutowo-skarbowej, nie
poruszał początkowo kwestii reformy. Dlatego też no-
wy projekt, w znacznej części zgodny z paktem lancko-
rońskim, został przedstawiony parlamentowi dopiero
w czerwcu 1925 r. Zgodnie z oczekiwaniami wywołał
istną burzę, a zastrzeżenia zgłaszały, jak się wydaje
głównie ze względów propagandowych, i prawica,
i lewica wspierana przez posłów mniejszości narodo-
wych. Ponieważ żadna ze stron nie mogła zapropono-
wać konstruktywnego alternatywnego rozwiązania,
projekt rządowy został przegłosowany w sejmie (20
VII 1925), a po kosmetycznych poprawkach senackich
przyjęto go ostatecznie 28 XII 1925, czyli już po upad-
ku gabinetu W. Grabskiego.
W ustawie, obowiązującej formalnie do końca II
Rzeczypospolitej, powtórzono wiele wcześniejszych
postanowień. Na cele parcelacji przeznaczano nieru-
chomości będące własnością państwa, związków wy-
znaniowych, instytucji publicznych i osób prywatnych.
W wypadku tych ostatnich, zgodnie z ustaleniami
z 1920 r., określono maksimum posiadania na 60 ha na
obszarach uprzemysłowionych i podmiejskich, 180 ha
w centralnej Polsce oraz 300 ha na Kresach Wschod-
nich. Zgodnie z paktem lanckorońskim wyodrębniono
grupę tzw. majątków uprzemysłowionych, których gór-
ną granicę, w zależności od rodzaju prowadzonej dzia-
łalności i jej znaczenia dla ogólnego rozwoju kultury
rolnej, określono na 350-700 ha. Do 1935 r. w ręce
chłopskie miały przejść 2 min ha ziemi, co oznaczało,
że rocznie powinno się parcelować 200 tys. ha. Decy-
dujące znaczenie chciano nadać parcelacji dobrowolnej,
a dopiero gdyby nie osiągnęła ona przewidzianego pu-
łapu, przeprowadzać miano wywłaszczenia przymuso-
we. Przy parcelacji dobrowolnej obowiązywały ceny
wolnorynkowe, z tym że urzędy ziemskie czuwały, aby
nie były one spekulacyjnie windowane. Przy wywłasz-
czeniach przymusowych, stosowanych najczęściej wo-
bec własności niemieckiej, cenę przejmowanych grun-
tów ustalano na podstawie wymiaru podatku majątko-
wego, a więc na poziomie znacznie niższym od rynko-
wego, co powodowało, że nabywcy otrzymywali je
także na korzystniejszych warunkach. Zakładano, że
kupujący skorzystają z pomocy państwa i przewidywa-
no, że będą wpłacać gotówką tylko część należności
(5% bezrolni, 10% właściciele gospodarstw powięk-
szanych oraz 25% nabywcy tzw. resztówek, czyli za-
budowań dworskich i położonych obok nich nierozpar-
celowanych terenów), a resztę spłacą jako nisko opro-
centowany (5% w skali roku) kredyt w wieloletnich ra-
tach: bezrolni — 41 lat, właściciele gospodarstw po-
większanych — 20 lat, pozostali — 5 lat.
Maksymalną wielkość nowo tworzonych gospo-
darstw, w zależności od części kraju, ustalono na 20-35
ha. Pierwszeństwo w nabywaniu ziemi zapewniano ro-
botnikom rolnym i chłopom bezrolnym, chociaż nie
zawsze (najczęściej ze względów finansowych) mogli
korzystać z tego prawa. Ustawowo pozbawiono możli-
wości nabywania parcel osoby skazane prawomocnymi
wyrokami za przestępstwa przeciwko państwu i dezer-
cję z wojska w czasie walk o granice w latach 1919-
1921.
Decydujące znaczenie przez całe dwudziestolecie
miała parcelacja dobrowolna, podczas której obowią-
zywały ceny wolnorynkowe, a w związku z tym jej
rozmiary zależały od możliwości finansowych wsi.
W latach, w których jej dochody były wyższe lub za-
ciąganie pożyczek stosunkowo łatwe, w ręce chłopskie
przechodziło nawet więcej ziemi, niż przewidywała
ustawa. Okresy takie były jednak stosunkowo krótkie.
Pierwszy z nich przypadł na lata 1921-1923, a więc
jeszcze przed uchwaleniem ustawy, i wiązał się ze
zniesieniem reglamentacji w obrocie płodami rolnymi
oraz korzyściami zapewnianymi przez umiarkowaną in-
flację. Rok 1922 był rekordowy w międzywojniu jeżeli
chodzi o prace parcelacyjne — 254 tys. ha. Korzystnie
kształtowała się sytuacja także tuż po uchwaleniu usta-
wy — w pierwszych trzech latach parcelowano rocznie
ponad 200 tys. ha. Znaczący okazał się jednak wielki
kryzys ekonomiczny, od którego rozpoczęcia aż do
1934 r. tempo parcelacji stale się zmniejszało. Obniże-
nie jej poziomu zaakceptował w 1933 r. sejm, który
podjął uchwałę, że kontyngent 200 tys. ha nie musi być
realizowany. W następnym roku zdołano podzielić już
tylko 56,5 tys. ha. Poprawa kondycji ekonomicznej wsi
ożywiła ponownie parcelację, ale do wybuchu wojny
nie zdołała osiągnąć wyników porównywalnych z lata-
mi dobrej koniunktury. Dokładniejsze dane zamiesz-
czono poniżej.
Parcelacja w Polsce w okresie międzywojennym (w tys. ha)
rok rozparcelowano rok rozparcelowano
1919 11,8 1929 164,5
1920 54,3 1930 130,8
1921 180,4 1931 105,3
1922 254,2 1932 74,1
1923 201,7 1933 83,5
1924 118,3 1934 56,5
1925 128,3 1935 79,8
1926 209,8 1936 96,5
1927 245,1 1937 113,1
1928 227,6 1938 119,2
W latach 1919-1938 w ręce osób korzystających
z reformy przeszło 2 654,8 tys. ha, z czego 1 761,0 ha,
to jest 66,3% rozparcelowali sami właściciele. Ziemię
tę przeznaczono w większości na utworzenie nowych
gospodarstw i powiększenie ponad pół miliona już ist-
niejących. Część gruntów wykorzystano na cele spo-
łeczne, np. rozbudowę miast oraz założenie obiektów
wzorowej gospodarki nasiennej i hodowlanej. Pewną
część, głównie na terenach podmiejskich, przeznaczono
na niewielkie działki, zazwyczaj nabywane przez ro-
botników i urzędników jako uprawne oraz na cele bu-
dowlane. Bilans reformy uwzględniający rodzaj gospo-
darstw przedstawiono poniżej.
Wyniki parcelacji w latach 1919-1938
Wyniki parcelacji w latach 1919-1938
gospodarstwa nowe powiększone inne razem
liczba obiektów (w tys.) 153,6 503,0 73,6 1 310,7
powierzchnia (w tys. ha) 1 431,8 1 004,3 47,8 2 483,9
przeciętna wielkość (w ha) 9,32 1,99 0,79 1,88
Na zmianę stosunków własnościowych wpływała
także akcja likwidacji serwitutów, którymi obciążona
była większa własność, przede wszystkim na terenie
dawnego zaboru rosyjskiego. Najpowszechniejsze
z nich były leśne (zapewniające chłopom prawo pozy-
skiwania opału z lasów) i pastwiskowe (zezwalające na
wypasanie na dworskich pastwiskach własnego bydła,
a nawet zbieranie siana z łąk), ale występowały także
inne, np. prawo połowu ryb w jeziorach stanowiących
część majątku. Wszystkie one utrudniały racjonalne go-
spodarowanie oraz powodowały liczne zatargi między
dworem a wsią. Likwidacją tych służebności zajęto się
stosunkowo wcześnie, gdyż już wiosną 1920 r. sejm
uchwalił ustawę znoszącą serwituty w byłym Króle-
stwie Polskim, a dwa lata później rozciągnięto ją na
województwa północno-wschodnie. Zgodnie z ustawą
likwidacja serwitutów winna dokonywać się na drodze
dobrowolnych umów, ale od początku lat 30. decydują-
ce znaczenie miał już przymus administracyjny, dzięki
czemu w zasadzie zdołano ją zakończyć do wybuchu
wojny. W zamian za rezygnację z dotychczasowych
przywilejów zapewniano wsiom rekompensatę w ziemi
lub gotówce. W latach 1919-1938 chłopi otrzymali
z tego tytułu prawie 600 tys. ha ziemi i blisko 4 mln zł.
Największe nasilenie akcji likwidacyjnej przypadło na
pomyślne gospodarczo lata 1928-1929 (195 tys. ha
i 1600 tys. zł). Uporządkowanie stosunków własno-
ściowych nie zawsze miało pozytywne konsekwencje.
Tak się działo np. na Polesiu, gdzie dokonane zmiany
pogorszyły sytuację wielu drobnych gospodarstw, gdyż
otrzymanie niewielkiego kawałka ziemi zazwyczaj nie
równoważyło utraty korzyści osiąganych poprzednio
z serwitutowych pastwisk, łąk i lasów.
Z reformą rolną łączyła się akcja osadnicza na Kre-
sach Wschodnich. Miała ona spełnić dwa podstawowe
zadania — być nagrodą dla żołnierzy zasłużonych
w walkach o granice oraz przyczynić się do zwiększe-
nia siły żywiołu polskiego na tym terenie. Prowadzenie
akcji umożliwiała decyzja sejmu z 17 XII 1920, na mo-
cy której byli wojskowi na bardzo korzystnych warun-
kach, a ochotnicy, inwalidzi i żołnierze szczególnie za-
służeni za darmo otrzymywali dość znaczne nadziały
ziemi (od kilkunastu do kilkudziesięciu hektarów). Na
cel ten przeznaczano głównie nieruchomości należące
uprzednio do państwa rosyjskiego oraz tzw. majątki
opuszczone. Największe natężenie akcji odnotowano w
latach 1921-1923, choć formalnie prowadzono ją do
początku lat 30. Z końcowych danych wynika, że po-
wstało prawie 8 tys. osad tego typu, a grupujący nowo-
nabywców Związek Osadników skupiał w 1934 r. ok.
16 tys. osób. Na Kresy Wschodnie, ze względu na ko-
rzystne ceny ziemi, przeniosło się po ustaleniu granicy
ryskiej także kilkanaście tysięcy rodzin chłopskich
z przeludnionych terenów centralnej Polski.
Akcja osadnicza nie spełniła wiązanych z nią
oczekiwań. Osadnicy wojskowi nie zawsze byli przy-
gotowani do podjęcia ciężkiej pracy, tym bardziej że
komisje kwalifikacyjne zazwyczaj uwzględniały zasłu-
gi wojenne kandydatów, nie zaś ich umiejętności rolni-
cze. Część z nich, nie mogąc sobie poradzić z trudno-
ściami, porzucała otrzymane gospodarstwa lub wy-
dzierżawiała je miejscowej ludności. Lepiej dawali so-
bie radę w nowych warunkach osadnicy cywilni.
W sumie osiedliło się ich jednak zbyt mało, aby mogli
wywrzeć większy wpływ na strukturę narodowościową
Kresów. Ich pojawienie się zaogniło natomiast stosunki
z ludnością ukraińską i białoruską, która reprezentowa-
ła pogląd, że ziemia ta tylko jej się należy. Przeciw obu
kategoriom osadników wymierzona była większość do-
konywanych przez grupy nacjonalistyczne lub komuni-
styczne akcji terrorystycznych, np. podpalanie zabudo-
wań mieszkalnych i gospodarskich oraz niszczenie za-
siewów. Szczególne nasilenie takich działań odnotowa-
no tuż po zakończeniu wojny oraz w roku 1930.
Większe sukcesy osiągnięto w odrabianiu strat
spowodowanych polityką rządu pruskiego, prowadzoną
w drugiej połowie XIX w. Po wejściu w życie traktatu
wersalskiego Polska przejęła majątki należące uprzed-
nio do państwa pruskiego oraz nieruchomości i upraw-
nienia Komisji Kolonizacyjnej. Część osadników nie-
mieckich nie miała prawa własności, a ziemię użytko-
wała na zasadzie dzierżawy. Umów takich po 1920 r.
już nie odnawiano, byli więc oni usuwani z gospo-
darstw, na których osadzano zarówno miejscowych Po-
laków, jak i przybyszów z centralnej Polski. Wywołało
to co prawda reperkusje międzynarodowe, łącznie ze
skargami ludności niemieckiej do Międzynarodowego
Trybunału Sprawiedliwości, ale nie zmieniło wytwo-
rzonego tymczasem stanu faktycznego. Polska wyko-
rzystała także prawo do usuwania ze swych granic tzw.
optantów, czyli osób, które zachowały obywatelstwo
niemieckie. Dla części pełnoprawnych kolonistów już
sam fakt pozbawienia przywilejów i opieki ze strony
własnego państwa był wystarczającym powodem, aby
sprzedać posiadaną ziemię i wyjechać do Niemiec.
Właściciele większych majątków odczuli dotkliwie po-
stanowienia ustawy o reformie rolnej z 1925 r. Sami
dość rzadko decydowali się na przeprowadzanie parce-
lacji, i dlatego stosowano wobec nich wywłaszczenia
przymusowe. Proces ten trwał z różnym nasileniem
przez cały okres międzywojenny i powodował istotne
zmiany nie tylko w stosunkach własnościowych, ale
i narodowościowych. W niewielkim stopniu zaznaczyły
się one na Śląsku, gdzie — zgodnie z postanowieniami
obowiązującej prawie przez cały okres międzywojenny
konwencji genewskiej z 1922 r. — przymusowe prze-
prowadzanie jakichkolwiek zmian własnościowych by-
ło w zasadzie niemożliwe.
Zmiany agrarne sprowadzały się nie tylko do par-
celacji i osadnictwa. Podejmowano także wiele wysił-
ków, aby stworzyć warunki do racjonalniejszego wyko-
rzystania ziemi, z czym łączyła się w pierwszej kolej-
ności akcja komasacyjna. Dla wielu gospodarstw
chłopskich poważnym problemem była tzw. szachow-
nica gruntów. Istniała ona wówczas, gdy jedna nieru-
chomość składała się z kilku lub kilkunastu parcel, za-
zwyczaj znacznie od siebie oddalonych, czasami nawet
o kilka kilometrów. Utrudniało to prowadzenie prac,
zmuszało do pozostawiania części areału na drogi do-
jazdowe i miedze sprzyjające rodzeniu się konfliktów.
Najostrzej zjawisko to występowało na terenie byłego
Królestwa Polskiego i w Małopolsce. Prace komasa-
cyjne, mające zlikwidować te problemy, podjęto tuż po
odzyskaniu niepodległości, a ich największe natężenie
przypadło na lata 30. Nie osiągnięto jednak im-
ponujących rezultatów, ponieważ warunkiem prowa-
dzenia komasacji była konieczność zamiany działek
między ich posiadaczami, co wywoływało silne opory
podyktowane obawą, że w rezultacie otrzyma się gor-
sze grunty. Do końca 1938 r. zdołano objąć pracami
scaleniowymi ok. 860 tys. gospodarstw zajmujących
ponad 5 mln ha. Trudno powiedzieć, jak trwały charak-
ter miały dokonane zmiany, gdyż zdarzały się sytuacje,
że niezbędne pomiary musiano prowadzić pod osłoną
policji. Jeszcze mniejsze znaczenie, głównie ze wzglę-
du na brak funduszy, miały prace melioracyjne,
w przedwojennych dokumentach także zaliczane do
przeobrażeń agrarnych.
Przemiany w strukturze agrarnej dokonywały się
bardzo wolno. Sytuację z początków i końca II Rze-
czypospolitej ilustruje poniższe zestawienie:
Struktura agrarna gospodarstw chłopskich w latach 1921 i 1938
Grupa 1921 1938 Różnica
gospodarstw Liczba Przeciętna Liczba Przeciętna Liczba Przeciętna
(w ha) (w %) wielkość (w%) wielkość (w %) wielkość
(w ha) (w ha) (w ha)
do 2 29,3 1,05 30,6 0,96 + 1,3 -0,09
2-5 32,9 3,73 33,8 3,41 + 0,9 -0,32
5-10 24,9 7,62 23,9 7,03 -1,0 -0,59
10-20 10,4 14,45 9,5 13,47 -0,9 -0,98
20-50 2,5 29,81 2,1 27,87 -0,4 -1,94
W wyniku tych zmian zmniejszyła się powierzch-
nia majątków, zwłaszcza największych (np. ordynacja
Zamoyskich skurczyła się ze 190 do 60 tys. ha), ale
w dalszym ciągu to te właśnie posiadłości były istot-
nym czynnikiem gospodarczym i np. w roku 1938 na-
dal należało do nich prawie 25% ziemi uprawnej.
W ciągu całego okresu międzywojennego w ręce
chłopskie, na drodze parcelacji, akcji osadniczej i li-
kwidacji służebności przeszły niecałe 3 mln ha. Nie
rozwiązało to istniejących problemów, ale należy pod-
kreślić, że przy ówczesnym głodzie ziemi nie byłaby
tego w stanie zapewnić nawet całkowita likwidacja
większej własności, choć z pewnością przyczyniłaby
się do złagodzenia sytuacji. W ciągu całego między-
wojnia postępowało natomiast, głównie na skutek dzia-
łów rodzinnych, rozdrobnienie gospodarstw chłopskich.
Ich globalna liczba rosła, i dotyczyło to głównie karło-
watych (o 36%) oraz małorolnych (o 34%), nie zawsze,
jak już wspominano, wystarczających na utrzymanie
rodziny. Najsilniej proces ten zaznaczył się na Kresach
Wschodnich i w Małopolsce. Znacznie wolniej nastę-
pował przyrost gospodarstw średniorolnych i więk-
szych (10-20 ha), a więc samowystarczalnych i zdol-
nych do produkowania na potrzeby rynku. Generalną
tendencją było zmniejszanie się przeciętnej wielkości
gospodarstwa chłopskiego. Z negatywnych konse-
kwencji tego zjawiska zdawano sobie sprawę, ale nie
potrafiono znaleźć środków zaradczych. Na wsi syste-
matycznie rosła liczba ludności w wieku produk-
cyjnym, dla której brakowało nowych warsztatów pra-
cy. Słabo rozwijające się działy gospodarki pozarolni-
czej (przemysł, usługi, służba publiczna itd.) nie były
w stanie wchłonąć tej nadwyżki, a od początku wiel-
kiego kryzysu coraz bardziej kurczyły się możliwości
emigracyjne. W takiej sytuacji pojawiające się koncep-
cje powstrzymania rozdrobnienia gospodarstw chłop-
skich — np. poprzez wprowadzenie ustawy o ich nie-
podzielności — nie wyszły poza sferę projektów. Wy-
daje się też, że nierozwiązanie kwestii agrarnej było
jedną z zasadniczych przyczyn słabości ekonomicznej
całego państwa.
7. POD ZNAKIEM DOBREJ KONIUNKTURY (1926-1929)
Poprawa koniunktury światowej zarysowała się
wyraźnie już w 1924 r., kiedy poziom produkcji prze-
kroczył wskaźniki z roku 1913. Ożywienie nie wystę-
powało równomiernie. W największym stopniu korzy-
stały z niego kraje zamorskie, zwłaszcza Japonia
i USA, a z krajów europejskich Czechosłowacja, Wło-
chy i Francja. W Polsce poprawa sytuacji ekonomicznej
nastąpiła z pewnym opóźnieniem. Pierwsze oznaki
przezwyciężenia kryzysu poinflacyjnego zarysowały
się już pod koniec roku 1925, a od początku następnego
stawało się oczywiste, przynajmniej dla ekonomistów,
że zaczyna się okres dobrej koniunktury. Świadczyły
o tym m.in. dodatni bilans w handlu zagranicznym,
wzrost poziomu produkcji, zrównoważenie budżetu
i spadek bezrobocia. Dla ogółu społeczeństwa poprawa
sytuacji stała się odczuwalna latem 1926 r., a więc nic
dziwnego, że powszechnie kojarzono ją z dojściem do
władzy nowej ekipy politycznej, która zresztą przeko-
nanie to konsekwentnie podtrzymywała. W rzeczywi-
stości nie wprowadzała ona nowych rozwiązań, zado-
walając się kontynuowaniem polityki poprzedników.
Dobra koniunktura ekonomiczna utrzymała się przez
trzy lata. Nie ominęła żadnej dziedziny wytwórczości
i wpłynęła korzystnie na położenie wszystkich grup
społecznych. Systematycznie rosła produkcja przemy-
słowa, choć jej globalne rozmiary, inaczej niż w więk-
szości krajów, nie osiągnęły poziomu sprzed wybuchu
wojny. Sytuację Polski ilustruje poniższe zestawienie:
Produkcja przemysłowa w latach 1924-1929 (1913 = 100)
Państwo 1924 1925 1926 1927 1928 1929
Świat 115 123 125 130 136 145
Japonia 430 456 460 444 477 515
USA 136 150 156 153 161 172
Włochy - 136 - - 152 155
Francja 109 108 126 110 127 139
Czechosłowacja 107 111 108 125 134 140
Niemcy 70 83 80 100 102 103
Wielka Brytania 91 89 69 99 93 101
Polska 57 58 56 70 79 81
Globalne wskaźniki nie były tu jednak najważniej-
sze, gdyż Polska dostosowywała profil i rozmiary pro-
dukcji do swych aktualnych potrzeb, podczas gdy przed
I wojną światową były one uzależnione od interesów
państw zaborczych. W najistotniejszych dziedzinach
albo zbliżała się do poprzedniego poziomu (produkcja
surówki żelaza, stali i cynku), albo nawet go przekra-
czała (wydobycie węgla kamiennego, soli potasowych,
produkcja koksu, cementu, cukru). Bardzo szybko roz-
wijały się nowe gałęzie wytwórczości, np. przemysł
elektrotechniczny i chemiczny, chroniony m.in. wyso-
kimi barierami celnymi przed niemiecką konkurencją.
Pozytywnym objawem było w tym okresie dążenie do
modernizowania zakładów, o czym świadczył rosnący
import maszyn i silników elektrycznych.
Okres prosperity zbiegł się z szybkim tempem po-
wstawania karteli, czyli porozumień producentów z tej
samej gałęzi wytwórczości, mających na celu m.in. wy-
eliminowanie walki konkurencyjnej poprzez ustalanie
wysokości produkcji, a nawet podział rynków zbytu
i określanie minimalnych cen na wytwarzane towary.
Niektóre z tych związków wchodziły w skład struktur
międzynarodowych. W latach 1926-1929 ich liczba
zwiększyła się z 53 do 133. Do największych porozu-
mień tego typu należały m.in. Ogólnopolska (od 1931
Polska) Konwencja Węglowa (98-99% wydobycia wę-
gla kamiennego), Syndykat Polskich Hut Żelaznych
(100% produkcji hutniczej), „Centrocement” (87%
produkcji cementu), kartel cukrowniczy (90% produk-
cji). Kartele zaczęły powstawać tuż po odzyskaniu nie-
podległości, ale początkowo nie miały większego zna-
czenia. Bezpośrednio po przewrocie majowym sytuacja
także nie zmieniła się znacząco, gdyż nowa ekipa od-
nosiła się do nich z dużą rezerwą, a w pierwszej poło-
wie 1927 r. rozwiązano nawet na polecenie ministra
przemysłu i handlu kilkanaście takich organizacji. No-
we podejście władz do tej sprawy ujawniło się w poło-
wie tego samego roku, kiedy zezwolono na przystępo-
wanie do karteli nawet przedsiębiorstwom państwo-
wym. Zmiana wynikała z dostrzeżenia ich pozytywnej
roli, doceniono zwłaszcza sukcesy w walce o nowe
rynki zbytu na polskie towary, co wpływało na zwięk-
szenie eksportu i powodowało napływ dewiz. Współ-
działanie przedsiębiorstw położonych w różnych czę-
ściach kraju sprzyjało także kształtowaniu ogólnopol-
skiego rynku i zacieraniu granic zaborowych. Pod ko-
niec 1929 r. kartele kontrolowały ok. 25-50% całej pro-
dukcji przemysłowej Polski. Co prawda już wówczas
pojawiły się także negatywne formy ich działalności,
np. stosowanie dumpingu w wymianie międzynarodo-
wej czy też ograniczanie produkcji w celu podwyższa-
nia cen. Przykładem tego może być fakt, że ceny su-
rowców i półfabrykatów w omawianym okresie gene-
ralnie spadały, natomiast tych oferowanych przez karte-
le zdecydowanie wzrosły.
Wraz z dobrą koniunkturą zwiększało się zatrud-
nienie w przemyśle i przeżywającym wyraźne ożywie-
nie budownictwie. W tych latach powstało m.in. wiele
monumentalnych gmachów użyteczności publicznej.
Jesienią 1928 r. zarejestrowano tylko ok. 80 tys. bezro-
botnych, co było liczbą najniższą w całym okresie mię-
dzywojennym. Towarzyszył temu nominalny i realny
wzrost zarobków, zwiększenie konsumpcji i ogólne
podniesienie poziomu życia ludności miejskiej.
Na mapie przemysłowej nie dokonały się jednak
wówczas istotniejsze zmiany. W dalszym ciągu decy-
dujące znaczenie miały okręgi, które swą pozycję
ugruntowały jeszcze w XIX w. W nich też lokowano
większość zakładów nowo powstających. Niemniej
jednak podejmowano także nowe inwestycje lub przy-
spieszano realizację już rozpoczętych. Dotyczyło to
w pierwszej kolejności portu w Gdyni, którego budowę
forsował Eugeniusz Kwiatkowski, nowy minister
przemysłu i handlu. Widoczne postępy robót odnoto-
wano od 1927 r., co wynikało po części z trwającej
wojny gospodarczej z Niemcami i utrudnień piętrzo-
nych przed Polską w Gdańsku. Większość środków na
budowę tej inwestycji pochodziła z budżetu państwa,
ale dzięki wprowadzeniu ulg podatkowych także inwe-
storom prywatnym stworzono wyjątkowo korzystne
warunki. Szybko rozbudowywano nabrzeża, mola
i magazyny. Proporcjonalnie do nich rosła liczba ob-
sługiwanych statków pasażerskich i towarowych, liczba
pasażerów i masa przeładowywanych towarów. Z Gdy-
nią łączyło się rozpoczęcie kolejnego wielkiego przed-
sięwzięcia, realizowanego do wiosny 1939 r. — budo-
wy tzw. magistrali węglowej, mającej nowy port połą-
czyć ze Śląskiem.
Znaczącym osiągnięciem było zbudowanie od pod-
staw, także przy dużym współudziale E. Kwiatkow-
skiego i głównie ze środków budżetowych, Państwowej
Fabryki Związków Azotowych w Mościcach pod Tar-
nowem — nowoczesnego zakładu produkującego na-
wozy sztuczne.
Podejmowano również próby zachęcenia prywat-
nego kapitału, polskiego i zagranicznego, do inwesto-
wania w rozwój przemysłu, ale nie przynosiły one
większych rezultatów, mimo proponowania korzyst-
nych warunków, m.in. stosowania ulg podatkowych.
Pewne efekty osiągnięto jedynie w rozbudowie prze-
mysłu w tzw. trójkącie bezpieczeństwa, to jest na tere-
nach między Wisłą i Sanem. Kapitał prywatny sfinan-
sował także rozbudowę Zakładów Mechanicznych „Ur-
sus” w Czechowicach pod Warszawą, w których podję-
to produkcję m.in. samochodów ciężarowych i autobu-
sów.
Pozytywne zmiany dały się zauważyć także w rol-
nictwie. Dobre urodzaje w roku 1925 wraz z równocze-
snym zwiększeniem zapotrzebowania na płody rolne
i wiążącym się z tym wzrostem ich cen zwiększały do-
chody ludności wiejskiej. Szacuje się, że w najkorzyst-
niejszym roku 1927/1928 wartość produkcji rolnej po-
większyła się o prawie 70% w porównaniu z przeciętną
z lat 1922-1925. Wpływała na to również korzystna dla
wsi relacja cen artykułów przemysłowych i rolniczych,
gdyż duże zapotrzebowanie na żywność powodowało,
że ceny płacone producentom, zwłaszcza za zboża, ro-
sły nawet szybciej niż hurtowe artykułów przemysło-
wych. Korzystała z tego w szerszym zakresie większa
własność ziemska, ale część zysków trafiała także do
chłopów. Dodatkowy dopływ gotówki zapewniały wsi
różnego rodzaju prace sezonowe, m.in. przy przewoże-
niu towarów, wyrębie lasów i robotach budowlanych.
Korzystne ceny i łatwość zbytu płodów rolnych
zachęcały do tworzenia nowych i powiększania już ist-
niejących gospodarstw. Wpływało to wyraźnie na roz-
miary parcelacji, która postępowała bardzo szybko,
rokrocznie przekraczając ustawowe normy. W tym po-
myślnym dla wsi czteroleciu (1926-1929) podzielono
prawie 35% ziemi rozparcelowanej w ciągu całego
okresu międzywojennego. Przeważała parcelacja do-
browolna, co szczególnie widoczne było w wojewódz-
twach krakowskim i lwowskim. W niektórych czę-
ściach kraju (woj. pomorskie, poznańskie, kieleckie)
dokonywano jej jednak pod przymusem. Rosnące do-
chody zachęcały ludność do modernizacji gospodarstw,
co przejawiało się w zwiększonych zakupach towarów
przemysłowych. Dotyczyło to nawozów sztucznych
(choć ich zużycie było nadal mniejsze niż przed woj-
ną), a także maszyn i narzędzi. Poprawiał się również
stan wyposażenia mieszkań chłopskich. Zmiany te naj-
widoczniejsze były w zachodniej i centralnej Polsce.
Dokonywaniu inwestycji sprzyjała łatwość uzyskiwania
kredytu w instytucjach bankowych, a także pożyczek
od osób prywatnych, dysponujących nadwyżkami go-
tówki. Zaciągano je chętnie, mając nadzieję, że zostaną
szybko spłacone i zapewnią lepsze warunki życia
w przyszłości.
Niewielkie efekty przyniosły natomiast starania
o uzyskanie pomocy finansowej z zagranicy. Mimo że
nastąpiła poprawa sytuacji ekonomicznej i umocnienie
gwarantujących stabilizację polityczną rządów majo-
wych, z zewnątrz udało się otrzymać tylko jedną po-
ważniejszą pożyczkę. W październiku 1927 r. uzyskano
tzw. pożyczkę stabilizacyjną w wysokości prawie 72
min dolarów i zużyto ją następnie głównie (80%) na
umocnienie pozycji Banku Polskiego, m.in. poprzez
zwiększenie jego kapitału zakładowego ze 100 do 150
mln zł, a minimalnego pokrycia emitowanych bankno-
tów złotem, dewizami i walutami z 30 do 40%. Rów-
nocześnie zdewaluowano złotego o 42% w stosunku do
poprzedniego parytetu (1 zł z 1924 r. = 1,72 zł z 1927).
Nowy ustawowy kurs dolara wzrósł tym samym z 5,18
do 8,91 zł, a więc był chyba bardziej dostosowany do
możliwości polskiej gospodarki. Pożyczki udzieliło
Polsce międzynarodowe konsorcjum banków (głównie
amerykańskich) na niezbyt korzystnych warunkach,
gorszych niż te, które w tym samym czasie zaoferowa-
no np. Belgii, Grecji czy Rumunii. Dodatkowo wiązała
się z nią krępująca konieczność zainstalowania na trzy
lata przy rządzie polskim specjalnego doradcy, który
równocześnie został członkiem rady Banku Polskiego.
Funkcję tę pełnił amerykański finansista Charles De-
wey. Wydaje się jednak, że jego obecność, poza stra-
tami prestiżowymi, nie miała negatywnych konsekwen-
cji.
Godząc się na takie warunki, rząd miał nadzieję, że
dzięki temu uda mu się zwiększyć napływ długotermi-
nowych kredytów inwestycyjnych w przyszłości, co się
jednakże nie stało. W latach 1926-1929 kapitał zagra-
niczny rzeczywiście docierał w większych rozmiarach
niż poprzednio, ale zazwyczaj w postaci krótkotermi-
nowych (najczęściej półrocznych) pożyczek. Co praw-
da większość z nich przedłużano automatycznie na ko-
lejny, sześciomiesięczny okres, ale mimo to nie mogły
być one brane w rachubę przy planowaniu poważniej-
szych inwestycji. Największymi wierzycielami Polski
(ok. 60% zadłużenia) z wolna stawały się Stany Zjed-
noczone, Wielka Brytania i Niemcy, w następnej kolej-
ności Francja, Belgia i Włochy. W analizowanym okre-
sie zwiększał się udział kapitału obcego w polskich
spółkach akcyjnych (z 21% w 1927 r. do 33% w 1929),
zwłaszcza tych, które gwarantowały szybki i wysoki
dochód. Dotyczyło to m.in. przemysłu naftowego, gór-
niczego, elektrotechnicznego, częściowo chemicznego
oraz pracujących na potrzeby miast przedsiębiorstw
energetycznych, gazowniczych i wodociągowych. Uła-
twiało to finansowanie produkcji i modernizację zakła-
dów, a w pewnym — mniejszym — stopniu budowanie
nowych. Równocześnie jednak zwiększał się w postaci
prowizji, dywidend i odsetek odpływ środków finan-
sowych za granicę. W okresie prosperity było to od-
czuwalne, ale nie stanowiło jeszcze poważniejszego
problemu. Negatywne konsekwencje miały w pełni wy-
stąpić podczas wielkiego kryzysu ekonomicznego.
Generalnie lata 1926-1929 były w całym dwudzie-
stoleciu okresem najpomyślniejszym dla polskiej go-
spodarki. Swoistą wizytówkę tych czasów stanowiła
Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu, potocznie
nazywana Pewuką (1929), na której zaprezentowano
m.in. dziesięcioletni dorobek ekonomiczny Polski od-
rodzonej. Cieszyła się ona też dużą popularnością.
W ciągu niecałych pięciu miesięcy zwiedziło ją ok. 4,5
mln osób, w tym wielu cudzoziemców. Była ona nie
tylko sukcesem propagandowym, ale miała także duże
znaczenie praktyczne, gdyż przyczyniła się np. do
wzrostu polskiego eksportu.
8. GOSPODARKA W LATACH WIELKIEGO KRYZYSU
GOSPODARCZEGO (1929-1935)

Dobra koniunktura okazała się nader krótkotrwała.


Już pod koniec 1928 r. wystąpiły pierwsze symptomy
zbliżającego się kryzysu ekonomicznego, przejawiające
się m.in. recesją w przemyśle włókienniczym, ale
głównie spadkiem cen artykułów rolnych i wzrostem
liczby osób poszukujących pracy. Nie budziło to po-
czątkowo większych obaw, nawet wśród ekonomistów,
gdyż sytuacje takie cyklicznie się powtarzały w związ-
ku ze zwiększoną podażą płodów rolnych jesienią i za-
mieraniem w tym samym czasie prac sezonowych, np.
budowlanych. Niektóre problemy dostrzegane wiosną
1929 r. traktowano jako niezbyt groźną konsekwencję
niespotykanej od wielu lat fali mrozów (-35, a nawet
-40° C), która wcześniej nawiedziła Polskę. Wydawało
się, że bezzasadność obaw potwierdza rok 1929, rekor-
dowy pod względem poziomu produkcji przemysłowej.
Pojawiające się wówczas trudności ze zbytem towarów
traktowano powszechnie, podobnie jak w wielu innych
krajach, jako zjawisko przejściowe.
Sytuacja pogorszyła się gwałtownie jesienią 1929
r., a za umowny początek światowego kryzysu ekono-
micznego uznawane jest załamanie notowań kursów
akcji i papierów wartościowych na giełdzie nowojor-
skiej. Wystąpiło ono 23 października, choć wówczas
zostało jeszcze opanowane dzięki szybkiej interwencji
największych banków amerykańskich. Jednak już kilka
dni później, w tzw. czarny wtorek (29 X 1929),
w związku z olbrzymią podażą (kilkadziesiąt milionów
akcji i obligacji) i zerowym popytem, spadek kursów
wystąpił ze znacznie większą siłą i już nie zdołano go
powstrzymać. Rozpoczęło to kryzys finansowy, który
błyskawicznie przekroczył granice Stanów Zjednoczo-
nych i objął także Europę. Efektem było ogłoszenie
bankructwa przez wiele banków, zahamowanie inwe-
stycji przemysłowych, ograniczanie produkcji,
a w konsekwencji wzrost bezrobocia.
Zjawisko kryzysów gospodarczych znane było już
od dawna, ale w poprzednich dziesięcioleciach miały
one ograniczony zasięg terytorialny, niejednokrotnie
nawet mniejszy od obszaru państwa, lub branżowy, to
znaczy, że uwidaczniały się tylko w niektórych gałę-
ziach wytwórczości. Na ogół też były krótkotrwałe.
W przeciwieństwie do nich wielki kryzys ogarnął cały
świat (z wyjątkiem słabo powiązanego ekonomicznie
z innymi państwami ZSRR), trwał wyjątkowo długo
i dotknął wszystkich dziedzin gospodarki (przemysł,
rolnictwo, finanse, handel zagraniczny). Najmocniej je-
go ostrość i konsekwencje odczuwały kraje najsłabsze
ekonomicznie, a właśnie do ich grona należała Polska.
W Polsce, jak już wspomniano, pierwsze objawy
kryzysu pojawiły się w rolnictwie. Zapoczątkowany je-
sienią 1928 r. spadek cen płodów rolnych postępował
także w latach następnych, a w rezultacie zmniejszała
się szybko dochodowość gospodarstw, czemu jednak
nie towarzyszyła redukcja zobowiązań finansowych.
W rezultacie, aby uzyskać środki na zapłacenie podat-
ków, obowiązkowych ubezpieczeń, dokonanie najnie-
zbędniejszych zakupów, spłatę zaciągniętych poprzed-
nio kredytów i pożyczek należało zwiększyć ilość
sprzedawanych produktów. Zwiększona podaż powo-
dowała jednak dalszy spadek cen. W tym samym czasie
spadały także, ale znacznie wolniej, ceny artykułów
przemysłowych nabywanych przez rolników. Proces
ten ilustruje poniższe zestawienie:
Ceny artykułów rolnych i przemysłowych w latach kryzysu (1928 = 100)
Rodzaj artykułów Rok
192919301931193219331934193519361938
Ziemiopłody sprzedawane przez 76 68 54 48 40 34 33 39 43
rolników
Artykuły przemysłowe nabywane 101 99 91 81 73 71 67 65 65
przez rolników
Oznaczało to, że coraz silniej rozwierały się na
niekorzyść producentów rolnych tzw. nożyce cen. Na
zakupienie tych samych towarów rolnik musiał bowiem
przeznaczać coraz większą część swojej produkcji,
a więc obiektywnie ciągle one drożały. W przeliczeniu
na kilogramy zboża w latach 1928-1935 cena pługa
wzrosła o 170%, nawozów sztucznych (100 kg super-
fosfatu) o 161%, pary butów o 107%, a cukru o 156%.
Najbardziej podrożały sól (263%) i zapałki (275%).
Kryzys uderzał we wszystkich producentów rol-
nych, ale bez wątpienia najsilniej odczuwali go właści-
ciele drobnych gospodarstw. Na tę sytuację dodatkowo
rzutował fakt, że skończyły się właściwie możliwości
znalezienia dodatkowych źródeł dochodu, w poprzed-
nich latach w sposób znaczący wpływających na ich
egzystencję. Ponadto wraz z rozpoczęciem kryzysu
większość państw, starając się ochronić własny rynek
pracy, zamknęła granice dla imigrantów. Zaczęła więc
zamierać emigracja, zarówno stała, jak i sezonowa, któ-
ra do tego czasu częściowo łagodziła problem przelud-
nienia agrarnego. Nowe, wchodzące w wiek produk-
cyjny pokolenia nie mogły liczyć na znalezienie za-
trudnienia w przeżywającym również kryzys przemyś-
le. Rosła więc na wsi liczba ludzi, których odejście nie
wpłynęłoby na poziom tamtejszej produkcji, nawet
przy zachowaniu metod stosowanych do tego czasu.
Teraz byli oni nie tylko zbędni na wsi, ale nie potrze-
bowano ich także w miastach. Ich liczbę, w zależności
od stosowanych metod, szacowano na 2,5-8,0 mln
osób.
Wieś podejmowała różne próby zmniejszenia kon-
sekwencji kryzysu. Pierwszą reakcją było dążenie do
zwiększenia ilości towaru przeznaczonego na sprzedaż.
Stąd też w latach kryzysowych produkcja rolna nieu-
stannie rosła, głównie dzięki zagospodarowywaniu
gruntów dotychczas niewykorzystywanych pod wzglę-
dem rolniczym. W konsekwencji powierzchnia upraw
powiększyła się o prawie 2 mln ha (ok. 11%). Nie to-
warzyszył temu jednak wzrost wydajności, gdyż bra-
kowało pieniędzy na modernizację gospodarstw, m.in.
na zakup nawozów sztucznych. W pewnych rejonach
kraju, zwłaszcza w dobrze rozwiniętych wojewódz-
twach zachodnich, nastąpił wyraźny spadek wysokości
plonów z hektara. Rosło pogłowie nierogacizny, bydła,
owiec. Zmniejszała się natomiast liczba koni, gdyż
koszty ich utrzymania stawały się zbyt wysokie dla
mniejszych gospodarstw.
Powiększanie rozmiarów produkcji było jednak
możliwe tylko do pewnych granic. Gdy okazało się to
niewystarczające, zaczęto coraz bardziej zmniejszać
konsumpcję — rezygnowano z zakupu artykułów
przemysłowych i ograniczano własne spożycie produk-
tów rolnych. W krańcowych sytuacjach występowało
zjawisko tzw. podaży głodowej, przejawiającej się tym,
że na sprzedaż przeznaczano nie tylko posiadane nad-
wyżki, ale także żywność niezbędną do wykarmienia
członków własnej rodziny. Stąd też rosnącej hodowli
oraz powiększającej się produkcji zboża i nabiału towa-
rzyszył na wsi brak chleba, mięsa i mleka, a zjawisko
głodu, zwłaszcza na terenach wschodnich, nie należało
do rzadkości. W czasie kryzysu pogorszyły się warunki
życia wszystkich grup społecznych, ale Najsilniej od-
czuła to ludność wiejska. Jak wynika z danych za 1933
r., poziom spożycia w porównaniu z okresem przedkry-
zysowym nie zmienił się jedynie w wypadku pracow-
ników umysłowych, a w innych grupach zmniejszył się
następująco: przedsiębiorcy i wolne zawody — o 8%,
ziemianie — o 18%, drobnomieszczaństwo — o 22%,
robotnicy — o 25%, chłopi — o 56%. Dramatyczną sy-
tuację znacznej części wsi w tym okresie odzwiercie-
dlają powstałe wówczas Pamiętniki chłopów (Warsza-
wa 1935).
Równolegle ze zmniejszaniem spożycia ogranicza-
no potrzeby, rezygnując z nabywania towarów przemy-
słowych na użytek własny i gospodarstwa. Zmniejsza-
no wydatki na kulturę i oświatę (prasa, zeszyty i pod-
ręczniki szkolne), używki (papierosy i alkohol), odzież,
obuwie, cukier, sól, naftę, zapałki itd. Wiele niezbęd-
nych rzeczy (ubrania, obuwie, sprzęty domowe) starano
się wytworzyć w obrębie własnego gospodarstwa lub
własnej wsi. Zaprzestano prawie całkowicie inwestycji,
drastycznie zmniejszano wydatki na zakup inwentarza
żywego i martwego. Zużycie nawozów sztucznych
między 1928 a 1932 r. zmniejszyło się ponad cztery ra-
zy, a produkcja maszyn i narzędzi rolniczych na skutek
braku odbiorców spadła do zaledwie kilku, a w najlep-
szym wypadku kilkunastu procent poziomu z roku
1929. W rezultacie wieś przestała się liczyć jako od-
biorca towarów przemysłowych, stając się, jak to pod-
kreślał E. Kwiatkowski, skromnym dodatkiem do rynku
miejskiego.
Kryzys w przemyśle przebiegał trochę inaczej,
a jego najbardziej charakterystyczną cechą był trwający
do 1932 r. spadek produkcji — wyjątkowo duży, jeden
z największych na świecie. Światowa produkcja prze-
mysłowa zmniejszyła się w 1932 r. (1928 = 100)
o 33%, krajów europejskich o 27%, a Polski o 41%.
W rezultacie jej udział w globalnej produkcji przemy-
słowej zmniejszył się z 0,7 do 0,5%. Silniejszy spadek
odnotowano jedynie w najbardziej rozwiniętych prze-
mysłowo państwach, to jest Niemczech i USA, ale tam
załamanie rozpoczęło się od znacznie wyższego po-
ziomu, a odrabianie strat postępowało bardzo szybko.
Najsilniej skutki kryzysu odczuły przedsiębiorstwa na-
stawione na produkcję dóbr inwestycyjnych. Widoczne
to było np. w górnictwie węglowym, wydobyciu rudy
żelaza i wytopie stali czy produkcji cementu. Ograni-
czaniu rozmiarów wytwórczości towarzyszyła likwida-
cja lub unieruchamianie wielu zakładów, np. kopalń
węgla czy wielkich pieców. W mniejszym stopniu od-
czuły załamanie zakłady nastawione na produkcję dóbr
konsumpcyjnych — energii elektrycznej, gazu ziemne-
go itp. Odosobnionym przypadkiem był przemysł elek-
trotechniczny, który nadal dobrze się rozwijał, a nawet,
w czasach ogólnego regresu, zwiększał zatrudnienie.
Silny spadek poziomu produkcji przemysłowej
wynikał z drastycznego zmniejszenia spożycia ludno-
ści, a zwłaszcza z ograniczenia siły nabywczej ludności
wiejskiej. Jak już wspomniano, wieś w zasadzie prze-
stała się liczyć jako rynek zbytu, a odbiorcą wytwarza-
nych towarów stawała się ludność miejska, także
z niewielkimi możliwościami zakupu, i inne zakłady
przemysłowe. Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, podob-
nie jak i na całym świecie, pod koniec roku 1932, ale
ożywienie następowało bardzo wolno. Przybrało ono na
sile dopiero w 1935 r., a więc gdy zaczęła się popra-
wiać sytuacja w rolnictwie. Dopiero wówczas można
było mówić o przełamaniu kryzysu w Polsce.
Jedną z konsekwencji załamania gospodarczego
było przyspieszenie tempa kartelizacji, gdyż porozu-
mienia między przedsiębiorstwami umożliwiały, mimo
kryzysu, utrzymanie cen na odpowiednio wysokim po-
ziomie, m.in. metodą planowego ograniczania produk-
cji. Stąd też w pierwszych latach kryzysu ogólnemu
spadkowi cen artykułów przemysłowych towarzyszył
wzrost cen towarów wytwarzanych przez kartele. Było
to także jedną z zasadniczych przyczyn rozwierania się
wspomnianych „nożyc cen”.
Zmiany cen produktów skartelizowanych i nieskartelizowanych w okresie kry-
zysu
Rok Artykuły przemysłowe ogółem Wyroby gotowe
skartelizowane nieskartelizowane skartelizowane nieskartelizowane
1929 +7 -4 + 10 0
1930 +7 -15 + 15 -7
1931 +4 -30 +5 -19
1932 -1 -41 +2 -30
1933 -11 -48 -9 -48
1934 -19 -49 -16 -49
Na szeroką skalę stosowano politykę dumpingu, to
znaczy sprzedawania za granicami towarów poniżej
kosztów produkcji, dzięki czemu utrzymywano się na
rynkach, licząc na powrót dobrej koniunktury. Jednak
straty ponoszone w handlu zagranicznym musiano so-
bie rekompensować — co czyniono czasami z nawiąz-
ką — na rynku wewnętrznym. Stąd też kilogram pol-
skiego cukru w Wielkiej Brytanii kosztował 17 gr,
a polski konsument płacił za niego 1,4 zł, czyli osiem
razy więcej. Rząd tolerował tego typu praktyki, gdyż
dzięki temu zapewniano dopływ niezbędnych dewiz.
Utrzymywanie sztywnej polityki cenowej w kraju po-
głębiało jednak kryzys wewnętrzny. Negatywnie odbiły
się także na sytuacji gospodarczej powiązania z mię-
dzynarodowymi kartelami polskich przedsiębiorstw,
gdyż wiele z nich, za odpowiednim wynagrodzeniem,
rezygnowało z eksportu, utrzymując równocześnie wy-
sokie ceny w kraju. Władze, dążąc do obniżenia cen
rynkowych, zaczęły wywierać naciski na zrzeszenia,
a gdy to nie pomagało, wykorzystywały swe uprawnie-
nia i rozwiązywały je. Z tych właśnie powodów zlikwi-
dowano np. kartel cementowy, co wpłynęło na widocz-
ny spadek cen cementu, a pośrednio ożywiło ruch bu-
dowlany. Na szerszą skalę metody takie zaczęto stoso-
wać dopiero pod koniec 1935 r., czyli wówczas, gdy
kryzys zbliżał się ku końcowi. W grudniu 1935 r., na
mocy decyzji ministra, rozwiązano ponad 90 organiza-
cji monopolistycznych.
Spadkowi popytu i zmniejszeniu produkcji towa-
rzyszyły także brak nowych inwestycji oraz zahamo-
wanie modernizacji zakładów, gdyż istniejące zdolno-
ści wytwórcze i tak nie mogły być w pełni wykorzy-
stywane. Te negatywne konsekwencje miały stać się
zauważalne dopiero po pewnym czasie, gdy nastąpiło
ponowne ożywienie koniunktury. W latach kryzysu do-
konywały się również istotne zmiany w stosunkach
własnościowych. W polskich spółkach akcyjnych
zwiększał się szybko udział kapitału zagranicznego, co
nie oznaczało jednak napływu nowych środków finan-
sowych, zazwyczaj bowiem spółki te nie były w stanie
spłacić w ustalonych terminach zaciągniętych pożyczek
i regulowały należności własnymi akcjami. W latach
1929-1935 udział kapitału zagranicznego w najwięk-
szych spółkach akcyjnych wzrósł z 33 do 44%. Na tro-
chę podobnej zasadzie przebiegał proces etatyzacji,
czyli zwiększania udziału państwa w życiu gospodar-
czym. Rząd z różnych powodów, m.in. społecznych,
starał się nie dopuścić do upadku największych przed-
siębiorstw i udzielał im pomocy finansowej, a z powo-
du niemożności zwrócenia zaciągniętych kredytów
przejmował kontrolny pakiet akcji. Ta etatyzacja — nie
celowa, ale z przymusu — przejawiająca się zresztą
w Polsce przez cały okres międzywojenny, świadczyła
jedynie o słabości polskiego kapitału prywatnego.
Dla ludności miejskiej najdotkliwsze stało się
szybko rosnące bezrobocie, gdyż bezpośrednim skut-
kiem ograniczania produkcji było redukowanie za-
trudnienia. W latach 1929-1933 liczba zarejestrowa-
nych osób poszukujących pracy (zgodnie z szacunko-
wymi obliczeniami o połowę mniejsza od liczby fak-
tycznie bezrobotnych) powiększyła się ponad 11 razy
— z 70 do 780 tys. Sytuacja ludzi pozbawionych moż-
liwości zarobkowania, zwłaszcza po zakończeniu usta-
wowego okresu, w którym mogli pobierać zasiłek, była
wyjątkowo trudna, czasami cięższa niż ludności wiej-
skiej. Nie wszystkim udawało się znaleźć nawet do-
rywcze, kiepsko opłacane zajęcie. Utrata pracy powo-
dowała automatycznie obniżenie poziomu konsumpcji.
W pierwszym rzędzie rezygnowano z nabywania, jako
mniej potrzebnych, artykułów przemysłowych, a na-
stępnie ograniczano zakupy żywności. Kolejne etapy
degradacji prowadziły do wyprzedaży zgromadzonego
dobytku, przenoszenia się do tańszych, o niższym stan-
dardzie mieszkań i korzystania z dobroczynności pu-
blicznej. Trudna sytuacja sprzyjała szerzeniu się zja-
wisk patologicznych — prostytucji i przestępczości,
o czym informowała zarówno prasa, jak i statystyki po-
licyjne.
Obniżenie poziomu życia wystąpiło także wśród
grupy, która w dalszym ciągu pracowała. Wraz z bez-
robociem całkowitym rosło równie szybko tzw. bezro-
bocie częściowe. Wielu robotników pracowało w nie-
pełnym wymiarze (ok. 30% wszystkich zatrudnionych
w 1932 r.), to znaczy 3-4 dni w tygodniu i w związku
z tym odpowiednio niżej ich wynagradzano, mniejsze
płace musiały wystarczyć natomiast na utrzymanie
większej liczby osób, jako że prawie w każdej rodzinie
byli bezrobotni. Spadała także nominalna wysokość
wynagrodzenia, gdyż olbrzymia podaż siły roboczej
umożliwiała przedsiębiorcom wyjątkowo łatwe znale-
zienie chętnych do podjęcia pracy nawet na bardzo nie-
korzystnych warunkach. Skutki obniżania płac bywały
łagodzone tym, że w związku ze wspomnianym spad-
kiem cen artykułów rolnych i przemysłowych zmniej-
szały się koszty utrzymania. W pewnych przypadkach
płace realne nawet rosły, gdyż za mniejszą sumę pie-
niędzy można było kupić więcej niektórych towarów,
np. żywności i niejednokrotnie z tego właśnie powodu
robotnicy godzili się na dokonywane cięcia. Ponadto
zdawali sobie również sprawę, że strajki w obronie wy-
sokości poborów nie miały większych szans powodze-
nia.
Załamanie gospodarcze z lat 1929-1933 wywarło
istotny wpływ na koncepcje ekonomiczne zakładające,
że mechanizmy gospodarcze same doskonale się regu-
lują, a wszelkie ingerencje z zewnątrz mogą jedynie
pogorszyć sytuację. Okazało się, że interwencja pań-
stwa, m.in. poprzez ustalenie wysokości cen, stóp pro-
centowych, a zwłaszcza podejmowanie na szeroką ska-
lę robót publicznych w dziedzinach nieopłacalnych dla
prywatnych przedsiębiorców może przynosić pozytyw-
ne rezultaty. Działania takie przyspieszyły przełamy-
wanie kryzysu np. w Stanach ^jednoczonych i Niem-
czech.
W Polsce przez pierwsze lata nie zdołano wypra-
cować programu antykryzysowego. Podstawą polityki
gospodarczej państwa w tym okresie była obrona war-
tości złotego, czyli dążenie do utrzymania jego kursu
na niezmienionym poziomie nawet wówczas, gdy
znacznie silniejsze i zamożniejsze państwa (Stany
Zjednoczone, Wielka Brytania) zdecydowały się na
zdewaluowanie swej waluty i odejście od jej wymie-
nialności na złoto. Ofiary te ponoszono w nadziei na
przyciągnięcie obcych kapitałów, co jednak się nie zi-
ściło, a ograniczało m.in. możliwości eksportowe.
Z tych samych powodów Polska starała się realizować
w pełni wszelkie zobowiązania finansowe wobec zagra-
nicy, nawet jeżeli w świecie coraz powszechniejsze
stawało się wprowadzanie ograniczeń dewizowych.
Ta deflacyjna polityka bardzo ujemnie odbijała się
na stosunkach wewnętrznych, w które zaczęto ingero-
wać dopiero w 1932 r., to jest wówczas, gdy kryzys
sięgnął dna, a problemy społeczne zaczęły stawać się
groźne także ze względów politycznych, o czym świad-
czyły m.in. krwawe starcia związane ze ściąganiem za-
ległości podatkowych oraz strajki targowe (1932-1933),
głównie w Małopolsce, polegające na wstrzymaniu
przez chłopów dowozu żywności do miast. Interwencja
państwa, zmierzająca do złagodzenia konsekwencji za-
łamania gospodarczego, przebiegała wielokierunkowo.
Sytuacji na wsi starano się ulżyć m.in. poprzez tzw. ak-
cję oddłużania, to znaczy odraczanie terminów spłat
i obniżanie oprocentowania od zaciągniętych pożyczek.
Stało się to ułatwieniem głównie dla większych gospo-
darstw, korzystających z kredytów bankowych. Drobni
właściciele zadłużali się najczęściej u lichwiarzy, któ-
rych nie można było zmusić do stosowania nowych
przepisów. Także na rozpoczętych przez państwo in-
terwencyjnych zakupach zboża, mających powstrzymać
spadek ich cen, zarabiała większa własność. Rozmiary
tej akcji, ze względu na brak środków, nie były jednak
zbyt duże. Dla szerszych warstw ludności wiejskiej
bardziej zauważalne i korzystniejsze było obniżenie lub
zniesienie niektórych opłat, uiszczanych do tego czasu
przy wwożeniu żywności do miast (tzw. rogatkowe), co
jednak oznaczało utratę liczącego się źródła dochodu
przez samorządy miejskie. Zmniejszono także ceny
niektórych artykułów monopolowych (spirytus, tytoń).
Przeciwdziałaniu rosnącemu bezrobociu miały służyć
forsowanie eksportu, kredyty udzielane przedsiębior-
stwom, aby zapobiec ich zamknięciu oraz rozpoczęcie,
podobnie jak w innych krajach, robót publicznych,
głównie budowy dróg. Te ostatnie finansowano za po-
średnictwem utworzonego w 1933 r. w tym celu Fun-
duszu Pracy. Wszystkie te posunięcia, głównie ze
względu na brak środków finansowych, nie mogły
wpłynąć wyraźnie na zmianę sytuacji.
Polityka gospodarcza rządu polskiego oceniana
bywa z perspektywy historycznej niezbyt wysoko. Sto-
sunkowo łatwo można wykazać jej niekonsekwencje
i błędy. Opinie te są zasadniczo słuszne, ale zazwyczaj
koncentrują się na poszczególnych dziedzinach życia
gospodarczego. Wydaje się również, że wypracowanie
całościowego programu reform zdolnych powstrzymać
załamanie gospodarcze nie było jednak możliwe.
Zmiana sytuacji nastąpiła też nie w wyniku takiej czy
innej polityki rządu, ale w związku z poprawą (od 1933
r.) koniunktury światowej. W Polsce ponadto zaznaczy-
ło się to tylko niewielkim wzrostem produkcji przemy-
słowej. Widoczne i pozytywne zmiany nastąpiły dopie-
ro w 1935 r., kiedy polskie rolnictwo zaczęło korzystać
z rosnących cen żywności na rynkach światowych.
Zarówno przebieg, jak i konsekwencje kryzysu
okazały się w Polsce dotkliwsze niż w wielu innych
krajach. Wpływały na to liczne czynniki. Poprzedzająca
kryzys dobra koniunktura trwała w Polsce przynajmniej
o dwa lata krócej niż w większości państw Europy,
a więc uniemożliwiła odrobienie w pełni wcześniej-
szych strat. W rezultacie kraj wchodził w okres zała-
mania gospodarczego z bardzo niskiego pułapu. Roz-
miary i gwałtowność kryzysu zaskoczyły nie tylko spo-
łeczeństwo i władze państwowe, ale także ekonomi-
stów. Dość powszechnie liczono, że będzie on — po-
dobnie jak poprzednie — krótkotrwały, a więc począt-
kowo nie podejmowano środków zaradczych, starając
się jedynie przetrwać zły okres. Ponadto ze względu na
dominację rolnictwa wyraźniejsza zmiana sytuacji za-
znaczyła się, jak już wspomniano, dopiero po wystą-
pieniu oznak poprawy na wsi. Kryzys kończył się więc
w Polsce dwa lata później niż w innych krajach. Zosta-
wił też wyjątkowo silne ślady w psychice społecznej.
Wspomnień z nim związanych nie były w stanie zatrzeć
znacznie krótsze okresy dobrej koniunktury. Nic więc
dziwnego, że obraz tych wyjątkowo czarnych lat prze-
noszony był, także w części historiografii, na całe dwu-
dziestolecie międzywojenne.
9. POLITYKA NAKRĘCANIA KONIUNKTURY
Wielki kryzys gospodarczy zrewidował dotychcza-
sowe koncepcje liberalizmu ekonomicznego. Okazało
się, że kapitalizm wolnokonkurencyjny nie był w stanie
poradzić sobie z występującymi problemami i koniecz-
na stała się pomoc państwa, na którym, zgodnie z no-
wymi poglądami, spoczęła odpowiedzialność za kiero-
wanie porządkiem ekonomicznym, a zwłaszcza obo-
wiązek zapewnienia obywatelom zadowalającego po-
ziomu życia. W najpełniejszej formie zasady te zasto-
sowano w USA, w ramach koncepcji nazwanej New
Deal (Nowy Ład), przeforsowanej przez prezydenta
Franklina D. Roosevelta w 1933 r. Najogólniej polegała
ona na zwiększeniu siły nabywczej społeczeństwa,
m.in. poprzez mające ożywić gospodarkę i możliwości
eksportowe zdewaluowanie pieniądza, reglamentację
handlu zagranicznego, inwestycje o charakterze infra-
strukturalnym, to znaczy nieprzysparzające dóbr kon-
sumpcyjnych na rynku, ale wymagające prowadzenia
robót publicznych i dużych nakładów finansowych,
przez rozbudowanie ubezpieczeń społecznych, ograni-
czenie długości dnia roboczego (do 35 godzin tygo-
dniowo), zmniejszenie, za odszkodowaniem, rozmia-
rów produkcji rolnej w celu zwiększenia jej opła-
calności itd. Podobne rozwiązania przyjęły niektóre
państwa europejskie (Wielka Brytania, Francja, kraje
skandynawskie). Trochę inną, ale także zapewniającą
wzrost dochodów społeczeństwa formę interwencji za-
stosowały kraje faszystowskie (Niemcy, Włochy, a po
części Japonia) — rozwój przemysłu zbrojeniowego
i wielkie roboty publiczne. Interwencjonizm państwo-
wy stawał się, w takim lub innym wymiarze, zjawi-
skiem powszechnym. Najdobitniej to nowe spojrzenie
na gospodarkę i rolę państwa wyraził John M. Keynes
w Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza
(1936), uznawanej za najbardziej rewolucyjną rozprawę
ekonomiczną od czasu ukazania się przed ponad 150 la-
ty pracy Adama Smitha Badania nad naturą i przyczy-
nami bogactwa narodów (1776). Keynes wychodził
z założenia, że przyczyną kryzysów ekonomicznych
było bezrobocie i — jako jego konsekwencja —
zmniejszanie popytu. Aby nie dopuścić do recesji, na-
leżało zwiększyć siłę nabywczą społeczeństw poprzez
uruchamianie inwestycji, gdyż dodatkowe zatrudnienie
zwiększało popyt.
W Polsce pewne, niezbyt śmiałe, formy interwen-
cjonizmu państwowego stosowano, jak już wspomnia-
no, od 1932 r. Środki przeznaczone na ten cel (inter-
wencyjne zakupy zboża, roboty publiczne) były jednak
zbyt skromne, aby poczynania takie mogły przynieść
widoczne rezultaty. W efekcie przełamywanie kryzysu
wynikało nie z działań rządu polskiego, ale z rozwoju
koniunktury światowej, a zwłaszcza z wywołanego
nieurodzajem w 1935 r. wzrostu cen płodów rolnych na
rynkach międzynarodowych.
Nowe metody gospodarcze zbiegły się w czasie
z istotnymi zmianami politycznymi po śmierci J. Pił-
sudskiego, m.in. z rywalizacją o pełnię władzy między
tzw. obozem zamkowym, skupionym wokół prezydenta
I. Mościckiego, i grupą generalnego inspektora sił
zbrojnych — E. Śmigłego-Rydza. Sprawy gospodarcze,
na skutek doraźnego porozumienia obu konkurentów,
znalazły się w gestii obozu prezydenckiego. Umożliwi-
ło to powrót do działania zaufanemu człowiekowi pre-
zydenta — E. Kwiatkowskiemu, niegdyś jego bliskie-
mu współpracownikowi przy uruchamianiu zakładów
w Chorzowie oraz sprawnemu ministrowi przemysłu
i handlu (1926-1930), zasłużonemu zwłaszcza dla bu-
dowy portu gdyńskiego, odsuniętemu następnie od ży-
cia politycznego na skutek niezbyt jasnych zastrzeżeń
J. Piłsudskiego. Jesienią 1935 r. został on, z rekomen-
dacji prezydenta, wicepremierem do spraw eko-
nomicznych i równocześnie ministrem skarbu. Z jego
osobą wiązał się też nowy kierunek polityki gospodar-
czej rządu w ostatnich latach II Rzeczypospolitej i jej
największa inwestycja przemysłowa — Centralny
Okręg Przemysłowy (COP).
Kwiatkowski powracał do działalności w trudnym
okresie, gdy kryzys dopiero się kończył, sytuacja wsi
nadal była bardzo ciężka, a bezrobocie wśród ludności
miejskiej wciąż stanowiło bardzo poważny problem.
Co prawda od trzech lat wzrastała z wolna produkcja
przemysłowa, ale — ze względu na pauperyzację wsi
— w przeciwieństwie do wielu innych krajów, nie zdo-
łała jeszcze osiągnąć rozmiarów sprzed kryzysu.
Kwiatkowski uznał, że najskuteczniejszą metodą prze-
łamywania trudności będzie zwiększenie siły na-
bywczej ludności, głównie dzięki wzrostowi zatrudnie-
nia w przemyśle, gdyż dokonanie szybkich zmian
w stosunkach agrarnych nie było możliwe. Indu-
strializacja zapewniałaby ponadto nowe miejsca pracy
na przyszłość. Zgodnie z panującymi poglądami nale-
żało położyć nacisk na rozwój wytwórczości, jednakże
nie tych jej gałęzi, które przyczyniałyby się do po-
wstawania dóbr konsumpcyjnych, a to dlatego, że na-
wet dotychczasowa, obniżona produkcja z trudnością
znajdowała nabywców. Podstawowe znaczenie miały
odgrywać przedsięwzięcia infrastrukturalne, a zwłasz-
cza rozbudowa przemysłu zbrojeniowego. Ten ostatni
stawał się z wolna niezwykle istotny, gdyż tylko własne
wytwórnie broni i sprzętu wojskowego mogły unieza-
leżnić Polskę od kosztownego i bardzo niepewnego
importu, a z konieczności dokonania modernizacji ar-
mii, w związku z narastaniem napięcia międzynarodo-
wego, zdawano sobie sprawę dość powszechnie. Nowe
inwestycje finansowane przez państwo, m.in. budowa
fabryk broni, wpływały ponadto ożywczo na wiele in-
nych gałęzi wytwórczości, np. na przemysł maszyno-
wy, co stwarzało perspektywy unowocześnienia całego
państwa. Odbiorcą produktu finalnego miały być
przedsiębiorstwa państwowe i armia, co niejako auto-
matycznie rozwiązywało problemy zbytu. Podstawową
metodą tzw. polityki nakręcania koniunktury musiały
stać się inwestycje państwowe, choć żywiono nadzieję,
że dzięki stworzeniu korzystnych warunków, m.in.
znacznym ulgom podatkowym, zwiększy się także za-
angażowanie polskiego i zagranicznego kapitału pry-
watnego. Rachuby te okazały się zawodne. Napływ ka-
pitału zagranicznego był nieznaczny, a kapitał krajowy
okazał się zbyt słaby. W rezultacie największe znacze-
nie miały fundusze państwowe.
Realizacja koncepcji E. Kwiatkowskiego wymaga-
ła znacznych środków finansowych, co spowodowało
istotne zmiany w polityce pieniężnej państwa i odejście
od liberalnych zasad panujących do tego czasu. Zmiany
były konieczne, gdyż wraz z zakończeniem kryzysu
odpływ złota i walut obcych nie tylko nie ustał, ale na-
wet przybrał na sile, co szczególnie wyraźnie dało się
zauważyć w początkach roku 1936. Tylko w kwietniu
zasoby Banku Polskiego zmniejszyły się o prawie 60
mln zł, co zaczynało zagrażać utrzymaniu ustawowego
pokrycia dla banknotów znajdujących się w obiegu. Był
to chyba bezpośredni powód wprowadzenia 27 IV 1936
ograniczeń dewizowych, polegających m.in. na zakazie
wolnego handlu zagranicznymi środkami płatniczymi
i zmonopolizowaniu go przez Bank Polski oraz wyzna-
czone przez niego instytucje kredytowe — tzw. banki
dewizowe. Zabroniono także handlu złotem monetar-
nym i wywożenia go z kraju, nabywania papierów war-
tościowych za granicą oraz przesyłania i wywożenia
pieniędzy z Polski. Eksporterów zobowiązano do od-
sprzedawania uzyskanych walut obcych Bankowi Pol-
skiemu, a importerzy mogli regulować swe zobowiąza-
nia wobec zagranicy dopiero po uzyskaniu zgody od-
powiedniej instytucji państwowej. Dawało to rządowi
możliwość dość dokładnego kontrolowania handlu za-
granicznego, a zwłaszcza wpływania na rozmiary
i strukturę importu. W ślad za tymi ograniczeniami po-
szły następne, m.in. renegocjowanie zawartych dotych-
czas umów handlowych, a nawet warunków obsługi
długów zagranicznych, dzięki czemu niejednokrotnie
uzyskiwano korzystne zmiany, zmniejszając wysokość
corocznych spłat obciążających budżet.
Pod koniec okresu międzywojennego wprowadzo-
no nawet obowiązek ujawnienia przez obywateli posia-
danych kont w bankach zagranicznych i przekazania
zgromadzonych tam środków do dyspozycji Banku
Polskiego, w zamian za co gwarantowano otrzymanie
w złotówkach równowartości walut obcych. Zarządze-
nie to było kontrowersyjne i nie bardzo możliwe do
wyegzekwowania, natomiast przeprowadzona w 1937
r. obowiązkowa wymiana posiadanych przez obywateli
polskich w kraju obligacji pożyczkowych, emitowa-
nych uprzednio przez państwo w walutach obcych, na
konwersyjną pożyczkę wewnętrzną została w pełni zre-
alizowana. Dzięki temu zabiegowi zobowiązania spła-
cano w złotówkach, a nawet osiągnięto istotne osz-
czędności, gdyż oprocentowanie pożyczki konwersyj-
nej ustalono na niższym poziomie niż wspomnianych
obligacji.
W 1938 r. nastąpił także wyraźny wzrost (o 33%)
obiegu pieniądza. Od dłuższego czasu dążyły do tego
sfery wojskowe, ale spotykały się z oporem prezesa
Banku Polskiego, prezydenta i E. Kwiatkowskiego.
Ostatecznie jednak, głównie pod naciskiem E. Śmigłe-
go-Rydza, ustalono, że aby zwiększyć środki na finan-
sowanie inwestycji i modernizację armii, Bank Polski
będzie mógł wprowadzić do obiegu ok. 1 mld zł bez
statutowego pokrycia w złocie i walutach obcych.
Wbrew obawom nie wywołało to ani procesów infla-
cyjnych, ani spadku zaufania do polskiej waluty,
a umożliwiło zwiększenie kredytów udzielanych przez
ten bank na cele inwestycyjne i wojskowe. Kolejne
zmiany rozluźniające zasady polityki emisyjnej nie
miały już większego znaczenia praktycznego, gdyż de-
cyzje podjęto dopiero po wybuchu wojny.
Z inicjatywy nowego wicepremiera opracowano
czteroletni plan inwestycyjny na okres od 1 VII 1936
do 30 VI 1940. Miał on być realizowany równolegle
z przygotowanym przez sfery wojskowe sześcioletnim
planem rozwoju i modernizacji sił zbrojnych. Oba
przedsięwzięcia, choć przyświecał im ten sam cel, nie
były jednak ze sobą ściśle uzgadniane, co w konse-
kwencji prowadziło do częstych i zbędnych nieporo-
zumień. Twórcy planu czteroletniego zakładali, że
znaczna część przewidzianych w nim prac zostanie
wykonana w ramach robót publicznych, co miało zła-
godzić bezrobocie w miastach i dać, przynajmniej czę-
ściowo, zatrudnienie tzw. ludziom zbędnym na wsi.
Nacisk zamierzano położyć na infrastrukturę, m.in. ro-
boty drogowe, kolejowe, elektryfikacyjne i przy szla-
kach wodnych, czyli przygotowanie podstaw przyszłej
industrializacji całego państwa. Znaczną część nakła-
dów zamierzano poświęcić na budownictwo publiczne
i mieszkaniowe. Przewidywano, że wydatki na nie wy-
niosą ok. 1 800 mln zł, a więc niewiele więcej, niż in-
westowano w latach poprzednich, choć wysokość na-
kładów miała się systematycznie zwiększać.
W pierwotnej wersji inwestycjami zamierzano ob-
jąć całe terytorium kraju, widząc również konieczność
zaktywizowania ośrodków niegdyś ważnych (np. Sta-
ropolskiego Okręgu Przemysłowego), które z biegiem
czasu podupadły. Budowanie nowych obiektów prze-
mysłowych uwzględniano tylko w niewielkim wymia-
rze. Bardzo szybko zorientowano się, że założenia te
nie były najlepsze. Środki, które państwo mogło prze-
znaczyć na realizację planu, były niezbyt duże, odzew
kapitału prywatnego nikły, a rozproszenie inwestycji
nie przyniosłoby ani widocznych, ani realnych korzy-
ści. Z tych względów już po kilku miesiącach zdecy-
dowano się na modyfikację planu. Kwiatkowski zaczął
forsować koncepcję koncentracji nakładów finanso-
wych i prac w tzw. trójkącie bezpieczeństwa na połu-
dniu Polski, czemu dał wyraz w przemówieniu sejmo-
wym z 5 II 1937, podczas którego wystąpił także
z wnioskiem o powiększenie środków inwestycyjnych
do 2 400 mln zł, co zostało zaakceptowane. Tak osta-
tecznie narodziła się idea Centralnego Okręgu Przemy-
słowego.
Lokalizacja COP nie była w pełni oryginalnym
pomysłem wicepremiera, gdyż zamiar skoncentrowania
zakładów zbrojeniowych w tym rejonie narodził się już
u zarania niepodległości (1921-1922) w bazujących na
doświadczeniach lat 1914-1920 kręgach wojskowych.
Wtedy także pojawiła się nazwa „trójkąt bezpieczeń-
stwa”, wówczas uzasadniona faktem, że tereny te leżały
poza zasięgiem lotnictwa potencjalnych przeciwników
Polski, to jest ZSRR i Niemiec. Użycie wobec tego ob-
szaru miana „region bezpieczeństwa” w dekrecie pre-
zydenckim z 1928 r., w którym określano preferencje
podatkowe dla osób i instytucji prawnych podejmują-
cych tam inwestycje, było już mniej racjonalne — gdy
przystępowano do realizacji planu, „bezpieczeństwo”
straciło swą aktualność z powodu zwiększenia zasięgu
lotnictwa obu przeciwników, a dwa lata później zakła-
dy COP Niemcy bombardowali już w pierwszym dniu
wojny. Wspominając o kwestiach bezpieczeństwa, na-
leży także pamiętać, że większość zakładów przemy-
słowych na Górnym Śląsku znajdowała się w tym cza-
sie w zasięgu artylerii, a nawet ciężkich karabinów ma-
szynowych ustawionych po drugiej stronie granicy.
Centralny Okręg Przemysłowy obejmował ok. 15%
terytorium państwa i był zamieszkany przez prawie
18% ludności. W jego obrębie znalazły się części czte-
rech województw — wschodnia krakowskiego, za-
chodnia lwowskiego i lubelskiego oraz południowa kie-
leckiego. Były to w większości, poza Lubelszczyzną,
nieurodzajne i przeludnione tereny rolnicze, na których
przeważały gospodarstwa karłowate i małorolne, ze
względu na warunki glebowe niezapewniające utrzy-
mania nawet właścicielom. W rejonie tym liczbę poszu-
kujących pracy szacowano, w zależności od przyjętych
metod, na 400 do 700 tys. osób. Czynnik demograficz-
ny był jednym z istotniejszych przy wyznaczaniu gra-
nic COR Skądinąd przeludnienie i brak pracy stwarzały
tam także od wielu lat problemy polityczne. Był to bo-
wiem obszar, na którym w roku 1918 powstała tzw.
Republika Tarnobrzeska, w latach kryzysu pojawiły się
niepokoje społeczne, łącznie z masowymi wystąpie-
niami ludności w rejonie Leska i Ropczyc (1932-1933),
a w latach 30. uwidoczniła się dominacja radykalizują-
cego się i zdecydowanie opozycyjnego Stronnictwa
Ludowego. Podejmowane inwestycje mogły więc być
ważne także dla poprawienia mocno nadszarpniętego
podczas wielkiego kryzysu wizerunku obozu rządzące-
go, aczkolwiek nie to było sprawą decydującą. Większe
znaczenie bez wątpienia miały inne czynniki, takie jak
zasoby taniej energii (gaz ziemny i możliwości budowy
elektrowni wodnych) i surowców oraz duża podaż siły
roboczej. Ponadto rolniczy charakter tych terenów za-
pewniał tanią aprowizację.
Centralny Okręg Przemysłowy nie był obszarem
jednolitym i ze względu na pełnione funkcje dzielono
go na trzy zasadnicze rejony: A — surowcowy, obej-
mujący przede wszystkim południową część woje-
wództwa kieleckiego, B — aprowizacyjny, którego
trzonem była Lubelszczyzna, oraz C — przetwórczy,
czyli tereny wschodnie województwa krakowskiego
i zachodnie lwowskiego. Najistotniejsza część COP po-
łożona była w widłach Wisły i Sanu, z centrum w San-
domierzu. Ten ostatni rejon, ze względu na koncentra-
cję zakładów przemysłowych, często utożsamiany jest
z całym okręgiem, położonym na pograniczu tzw. Pol-
ski A i B, czyli dwóch wielkich, różniących się pod
każdym względem części kraju. Umowna granica mię-
dzy nimi przebiegała wzdłuż Sanu i Bugu. Część
A obejmowała tereny zachodnie i centralne, zamiesz-
kane w zasadzie przez ludność polską, z pewnym od-
setkiem niemieckiej, a zwłaszcza żydowskiej. Na tym
obszarze skoncentrowany był przemysł, tu konsumo-
wano większość jego wytworów i zużywano np. 93%
całej energii elektrycznej oraz 80% produktów żela-
znych. Część B, obejmująca wschodnie, zasiedlone
głównie przez ludność ukraińską, białoruską i żydow-
ską terytoria, zdominowana była przez rolnictwo, znaj-
dujące się zresztą na bardzo niskim poziomie i tylko w
niewielkim stopniu korzystające z nowoczesnych środ-
ków i metod uprawy ziemi. O stanie i sposobach go-
spodarowania w rolnictwie w tzw. Polsce B może
świadczyć fakt, że zużywano tam tylko ok. 20% nawo-
zów sztucznych wykorzystywanych w całym kraju.
COP mógł więc zapoczątkować niwelowanie występu-
jących różnic, szybki rozwój przemysłu stwarzał bo-
wiem nie tylko nowe miejsca pracy, ale także chłonny
rynek zbytu dla rolnictwa, a więc mógł wpływać ożyw-
czo na znacznie większe obszary niż tylko industriali-
zowany region.
Prace podjęto z olbrzymim rozmachem, nad wie-
loma obiektami równocześnie, ale też dzięki temu
w przewidywanym terminie uzyskiwano realne efekty.
Niezbędnej energii powstającym zakładom miały do-
starczać budowane na podkarpackich rzekach elek-
trownie wodne, a także cieplne, wykorzystujące miej-
scowe zasoby gazu ziemnego. W ramach trzydziesto-
letniego programu tworzenia zakładów wodnoenerge-
tycznych zamierzano zbudować ponad trzydzieści in-
westycji — elektrowni i zbiorników retencyjnych. Te
ostatnie miały przyczynić się również do złagodzenia
skutków częstych powodzi i ułatwić żeglugę. Do wy-
buchu wojny najpoważniej zaawansowane były prace
przy hydroelektrowniach w Porąbce, Rożnowie
i Czchowie, a kończono prace studyjne dotyczące
obiektów w Czorsztynie, Solinie i Myczkowcach. Nie-
które inwestycje dokończyli Niemcy (Rożnów), a wiele
innych projektów zrealizowano dopiero kilkadziesiąt
lat później. Bardziej widoczne efekty osiągnięto w
dziedzinie gazyfikacji. Do listopada 1938 r. oddano do
użytku ponad 300 km gazociągu, zaopatrującego za-
równo zakłady przemysłowe, jak i istniejące oraz nowo
powstające osiedla, choć nie wystarczyło już czasu, aby
przedłużyć go do Warszawy.
Jak już powyżej zaznaczono, nie wszystkie inwe-
stycje zaprojektowane i rozpoczęte w ramach COP zdo-
łano zakończyć przed wybuchem II wojny światowej.
Nie było to bez znaczenia, ponieważ mimo że nosiły
one zazwyczaj pokojowe lub neutralne nazwy, w rze-
czywistości miały wzmacniać polski potencjał obronny,
tzn. ich produkcja nastawiona była na potrzeby armii.
Z ważniejszych i ukończonych lub bardzo poważnie
zaawansowanych należy wymienić przede wszystkim
budowę tzw. Zakładów Południowych, czyli kombinatu
metalurgicznego w Stalowej Woli, w którym poza hutą
stali szlachetnych wytwarzającą materiał dla wielu ga-
łęzi przemysłu znalazła się także nowoczesna fabryka
armat. W Rzeszowie, w wybudowanej wówczas przez
firmę H. Cegielski Fabryce Obrabiarek, powstawały
silniki i reflektory przeciwlotnicze, a specjalnością tych
zakładów były wysoko cenione działka przeciwlotnicze
i przeciwpancerne. W Fabryce Obrabiarek „Nowy Sa-
nok” zaczęto produkować działka przeciwpancerne,
zwane popularnie najcięższymi karabinami maszyno-
wymi. W Dębicy uruchomiono wytwórnię syntetyczne-
go kauczuku i opon (Zakłady Chemiczne „Dębica”
i Fabryka Gum Jezdnych „Stomil”), głównie z myślą
o przewidywanej motoryzacji polskiej piechoty i kawa-
lerii oraz o potrzebach rozwijającego się lotnictwa.
W Bliżynie koło Starachowic powstała wytwórnia ma-
gnezu, wykorzystywanego przede wszystkim do pro-
dukcji rac sygnalizacyjnych. W zasadzie zakończono
prace w fabrykach Polskich Zakładów Lotniczych
w Mielcu i Rzeszowie. Bardzo poważnie zaawansowa-
na była budowa Państwowych Fabryk Amunicji
w Majdanie-Dębie i Dąbrowie-Borze, a projektowano
wzniesienie kolejnej w Jawidzu koło Lublina, głównie
z myślą o nasyceniu wojska bronią maszynową. Do
końca zbliżały się działania związane z budową no-
wych wytwórni prochu i materiałów wybuchowych
w Jaśle, Sarzynie i Pustkowie oraz przedsiębiorstw
o ogólniejszym znaczeniu, takich jak walcownia miedzi
i aluminium w Pustyniu koło Dębicy, rafineria miedzi
i metali nieżelaznych w Mokrzyszewie pod Tarnowem
oraz inwestycje w Poniatowej, w której zlokalizowano
filię Państwowych Zakładów Tele- i Radiotechnicz-
nych, mającą wytwarzać, poza telefonami, niezbędny
wojsku sprzęt łączności. Dzięki dokonanej rozbudowie
zwiększono możliwości produkcyjne istniejących już
zakładów, np. Państwowych Wytwórni Uzbrojenia
w Starachowicach i Radomiu, Państwowej Wytwórni
Prochu i Materiałów Kruszących w Pionkach koło Ko-
zienic, Państwowych Zakładów Azotowych w podtar-
nowskich Mościcach oraz wytwórni celulozy (potrzeb-
nej do produkcji prochu strzelniczego) w pobliskich
Niedomicach. Tempo prac było wyjątkowo szybkie, co
bardzo dobrze świadczyło o poziomie polskiej kadry
inżynierskiej i menedżerskiej oraz o jej umiejętnościach
planowania i koordynowania różnego rodzaju przed-
sięwzięć. Wyraźnie widoczne było to np. w przypadku
budowanych na „surowym korzeniu”, tzn. od zera, Za-
kładów Południowych w Stalowej Woli czy podczas
gruntownej przebudowy Fabryki Obrabiarek w Rze-
szowie.
Budowa COP była bez wątpienia najambitniejszym
przedsięwzięciem Polski międzywojennej oraz najważ-
niejszym elementem planu czteroletniego. Dzięki
sprzyjającej sytuacji, pomyślnemu rozwojowi koniunk-
tury i zwiększonym dochodom budżetowym plan czte-
roletni zrealizowano nawet o rok szybciej, niż zakłada-
no, przy czym — jak już wspomniano — wielkość
środków przeznaczonych na ten cel została znacznie
powiększona — z 1800 mln zgodnie z projektem pier-
wotnym do zainwestowanej ostatecznie sumy 2400 mln
zł. Z kwoty tej najwięcej pieniędzy pochłonęła budowa
zakładów zbrojeniowych, w następnej kolejności elek-
trowni, linii kolejowych, telekomunikacyjnych i dro-
gowych (w tym również wznoszenie mostów i regula-
cja rzek), a także przedsięwzięcia towarzyszące, np.
budowa osiedli robotniczych i szkół, m.in. zawodo-
wych, przygotowujących kadry robotników dla powsta-
jących zakładów.
Możliwości finansowe państwa, mimo dokonanych
zmian w polityce emisyjnej i dewizowej, nie były zbyt
duże. Ponieważ ostatecznie skoncentrowano się na bu-
dowie COP, rozbudowie miasta i portu w Gdyni oraz
rozbudowie i modernizacji warszawskiego okręgu
przemysłowego, w zasadzie nie dokonywano więk-
szych inwestycji w innych częściach Polski. Kwiat-
kowskiemu zarzucano nawet, że tworzy swoistą „oazę
szczęśliwości”, tzn. COP, kosztem innych części kraju,
w których problemy ekonomiczne czy społeczne, np.
bezrobocie, występowały w równie ostrej postaci.
W rzeczywistości nawet w owej „oazie szczęśliwo-
ści” daleko było do rozwiązania wszystkich najpilniej-
szych kwestii. Nowe zakłady państwowe oraz towarzy-
szące im inwestycje prywatne, m.in. w rzemiośle i han-
dlu, zdołały zapewnić zajęcie ok. 100 tys. osób, aby
jednak zlikwidować bezrobocie tylko w miastach poło-
żonych na terenie COP, liczba miejsc pracy musiałaby
być przynajmniej czterokrotnie większa. Należy także
pamiętać, że wiele z nich zostało zajętych przez wyso-
ko wykwalifikowanych robotników, pochodzących
z innych części kraju (do przeniesienia się skłoniono
ich głównie znacznymi podwyżkami poborów — od 50
do 100%).
Wicepremier zdawał sobie z tego sprawę, ale COP
traktowany był jako punkt wyjścia do generalnej zmia-
ny sytuacji. Takie opinie podtrzymywała prasa, a popu-
laryzował je m.in. w swych pracach Melchior Wańko-
wicz, publikując COP ognisko siły — Centralny Okręg
Przemysłowy (Warszawa 1938), Sztafeta. Książka
o polskim pochodzie gospodarczym (Warszawa 1939).
COP był równocześnie dowodem na skuteczność poli-
tyki nakręcania koniunktury. Rozmiary produkcji
przemysłowej systematycznie rosły, a pod koniec okre-
su międzywojennego przekroczyły zdecydowanie
wskaźniki z lat przedkryzysowych. W Polsce nie od-
czuto także recesji, która wyraźnie zaznaczyła się
w 1938 r. w gospodarce USA, Francji i Wielkiej Bryta-
nii.
Pod koniec omawianego okresu wzrósł również
potencjał ekonomiczny kraju. Stało się to — niezależ-
nie od dokonywanych inwestycji — dzięki przy-
łączeniu w październiku 1938 r., kosztem likwidowanej
Czechosłowacji, górniczo-hutniczego Śląska Zaolziań-
skiego, niewielkiego terytorialnie (ok. 900 km2), ale
doskonale rozwiniętego gospodarczo. Znajdowało się
tam ponad 6,5 tys. zakładów przemysłowych i handlo-
wych, w tym duża liczba kopalń węgla kamiennego
(16), koksowni (5), brykieciarni (2), wielkich pieców
(4, o zdolności wytwórczej ok. 550 tys. ton surówki)
i pieców martenowskich (16, o zdolności produkcyjnej
ok. 750 tys. ton), walcowni (8, dostarczających rocznie
około pół miliona ton produktów) oraz liczących się
przedsiębiorstw chemicznych, zlokalizowanych głów-
nie w Boguminie, a także ważne węzły komunikacyjne
w Cieszynie i Boguminie. O znaczeniu tej pozyskanej
krainy może świadczyć fakt, że do tego czasu przemysł
polski był w stanie rocznie dostarczyć 754 tys. ton su-
rówki, 1451 tys. ton stali i około miliona ton wyrobów
walcowanych. Niezależnie od sukcesu politycznego
oznaczało to jednak pojawienie się poważnych trudno-
ści natury ekonomicznej, gdyż gospodarka Polski nie
była przygotowana do wchłonięcia olbrzymiej produk-
cji nowego regionu, co w konsekwencji oznaczało m.in.
konieczność rozwinięcia wymiany handlowej z okrojo-
ną terytorialnie Czechosłowacją, która poprzednio
przyjmowała całość tej wytwórczości. Do czasu wybu-
chu II wojny światowej kwestie te nie zostały ostatecz-
nie rozwiązane, a brak decyzji polityczno-
ekonomicznych wpływał na ograniczenie rozmiarów
produkcji.
Minister Kwiatkowski, wykorzystując zdobyte do-
świadczenia i nowo otwarte możliwości, starał się też
dać społeczeństwu konkretną wizję poprawy położenia
w stosunkowo niezbyt odległej przyszłości, mniej wię-
cej za życia jednego pokolenia. Gdy kończył przedter-
minowo realizację czteroletniego planu inwestycyjne-
go, zaprezentował nową, wszechstronniejszą koncepcję
przebudowy gospodarczej całego państwa. 2 XII 1938
zreferował na forum sejmu ogólne założenia opraco-
wywanego planu piętnastoletniego, mającego objąć lata
od 1 IV 1939 do 31 III 1954. Zakładał w nim, że w pię-
ciu trzyletnich okresach nakłady finansowe państwa
(przynajmniej 60% wszystkich środków inwestycyj-
nych) będą koncentrowane na rozwiązaniu jednego
istotnego problemu. Ze względów praktycznych naj-
pełniej został przygotowany kosztorys pierwszej trzy-
latki (1939-1942). W tym czasie, podobnie jak w planie
czteroletnim, zamierzano skoncentrować się na sprawie
najważniejszej — zwiększeniu obronności kraju i tech-
nicznego potencjału armii, a więc na kontynuowaniu
rozbudowy rodzimego przemysłu zbrojeniowego,
głównie w COP. W latach 1942-1945 miały domino-
wać inwestycje komunikacyjne, czyli m.in. rozbudowa
sieci kolejowej i drogowej, zakładów motoryzacyjnych,
odbudowa i wznoszenie mostów, rozwijanie lotnictwa
i powiększanie portu w Gdyni, co generalnie także mia-
ło zwiększać mobilność armii, a tym samym możliwo-
ści militarne państwa. W czasie kolejnej trzylatki
(1945-1948) na pierwszy plan zamierzano wysunąć
kwestie związane z modernizacją rolnictwa, rozwojem
handlu (zwłaszcza produktami rolnymi) i rozbudową
oświaty, głównie wiejskiej. W przedostatnim etapie
(1948-1951) zamierzano położyć nacisk na urbanizację
kraju i tworzenie nowych miejsc pracy w miastach,
dzięki czemu mógłby napłynąć do nich nadmiar ludno-
ści wiejskiej, co miało także spowodować zwiększenie
tam odsetka ludności polskiej. W tym samym czasie
chciano dokonać pozytywnych zmian w systemie
oświaty, służbie zdrowia oraz doprowadzić do podnie-
sienia ogólnego poziomu cywilizacyjnego ludności.
Zwieńczeniem planu miało być dokonane w ostatnim
okresie (1951-1954) ujednolicenie państwa, zatarcie
widocznych w 1938 r. różnic między poszczególnymi
jego częściami, a w pierwszej kolejności dysproporcji
między najlepiej rozwiniętymi i najbardziej gospodar-
czo zacofanymi regionami kraju.
Była to bardzo śmiała wizja i gdyby zdołano wcie-
lić ją w życie, zmieniłoby się całkowicie ekonomiczne
oblicze Polski, która znalazłaby się w gronie państw
uprzemysłowionych. Od lat, podobnie jak w odniesie-
niu do każdego z tego typu planów, toczą się dyskusje,
w jakim stopniu można go było zrealizować. Często
podkreśla się, że koncepcja ta miała wymiar jedynie
propagandowy, a jej najsłabszym punktem było założe-
nie, iż stan pokoju utrzyma się w Europie jeszcze przez
kilkanaście lat, co jednak już nawet dla ówczesnych
obserwatorów politycznych było mało prawdopodobne.
W opracowywanych założeniach nie uwzględniono też
faktu, że od jesieni 1938 r. wystąpiły wyraźne sympto-
my ponownego kryzysu w polskim rolnictwie (spadek
cen płodów rolnych), które niejako automatycznie
zmniejszały również możliwości rozwoju nie tylko po-
zazbrojeniowych gałęzi przemysłu, ale także rzemiosła
i handlu. Równocześnie jednak należy pamiętać o wy-
sokiej sprawności planowania i realizowania założeń
teoretycznych oraz wyjątkowych wręcz umiejętno-
ściach optymalnego wykorzystywania skromnych środ-
ków finansowych wykazywanych przez polskich eko-
nomistów i menedżerów w poprzednich latach. To wła-
śnie pozwala przypuszczać, że wizja E. Kwiatkowskie-
go nie była jedynie frazesem propagandowym, mają-
cym pozyskać społeczeństwo dla rządzącej ekipy. Nie-
realność planu zaczęła stawać się oczywistością dopie-
ro kilka miesięcy później, po wypowiedzeniu (28 IV
1939) przez Adolfa Hitlera paktu o nieagresji, gwaran-
tującego Polsce spokój od strony zachodniej do 1944 r.,
choć także i wówczas można było jeszcze łudzić się
nadzieją, że rozpoczyna się tylko etap wojny nerwów,
który jednakże w dalszym ciągu można będzie wyko-
rzystywać do zwiększania potencjału ekonomicznego
i militarnego państwa. Nikt natomiast nie był w stanie
przewidzieć zerwania bez żadnych zapowiedzi paktu
o nieagresji z ZSRR, mającego obowiązywać zgodnie
z zapisem także do lata 1944 r., tym bardziej że jeszcze
pod koniec 1938 r. wschodni sąsiad deklarował, rów-
nież na arenie międzynarodowej, iż wszelkie poprzed-
nie układy zawarte z Polską zachowują w dalszym cią-
gu moc obowiązującą.
10. BILANS DOKONAŃ
Dzieje gospodarcze II Rzeczypospolitej są już roz-
działem zamkniętym. Jej rozwój został przerwany na-
gle przez katastrofę wojenną. W ocenach dorobku tego
okresu dominowały przez długi czas, zwłaszcza w hi-
storiografii krajowej, skrajne opinie, na ogół wykazują-
ce niedostatki, błędy polityki gospodarczej, ciężkie po-
łożenie najszerszych warstw ludności itd. Wykorzysty-
wano przy tym najczęściej źródła i opinie dotyczące lat
wielkiego kryzysu. Takiemu rysowaniu przeszłości usi-
łowała się przeciwstawić historiografia emigracyjna,
akcentująca dla odmiany przede wszystkim osiągnięcia,
zwłaszcza z końcowego okresu istnienia państwa. Do
jej stanowiska zaczęła się zbliżać w ostatnich latach
część historyków krajowych, a w popularnych wydaw-
nictwach i artykułach prasowych pojawiały się nawet
opinie o Polsce międzywojennej jako o kraju „mlekiem
i miodem płynącym”. W rzeczywistości mit dostatniej
II Rzeczypospolitej jest chyba równie odległy od rze-
czywistości, jak jej obrazy jednoznacznie negatywne.
Państwo to odnotowało bez wątpienia liczne sukcesy,
ale równocześnie borykało się z trudnościami, których
nie udało mu się do końca przezwyciężyć.
Osiągnięciami Polski były: odrobienie strat wojen-
nych, unifikacja ekonomiczna ziem, które ostatecznie
znalazły się w jej granicach, wytworzenie ogólnopol-
skiego rynku gospodarczego i dostosowanie go do no-
wych potrzeb. Zadania te w większości zrealizowano,
najczęściej własnymi siłami, bez pomocy z zagranicy,
choć nie doprowadzono np. do równomiernego nasyce-
nia inwestycjami wszystkich dzielnic, nie do końca też
zatarto różnice między nimi, skądinąd utrzymujące się
w niektórych aspektach po dzień dzisiejszy. Występu-
jące dysproporcje zamierzano dopiero znacznie złago-
dzić w ramach przygotowywanego piętnastoletniego
planu inwestycyjnego.
Z powodzeniem, choć ponosząc duże koszty, do-
konano własnymi siłami unifikacji i stabilizacji walu-
towej. Złoty polski, mimo początkowych perturbacji,
stał się ostatecznie jedną z najstabilniejszych walut eu-
ropejskich i cieszył się zaufaniem zarówno własnych
obywateli, jak i zagranicy, nawet przez pewien jeszcze
czas po wrześniowej tragedii. Jego siła nabywcza nie
tylko utrzymała się, ale nawet znacznie wzrosła po do-
konanej dewaluacji dolara i funta szterlinga w latach
wielkiego kryzysu. Należy jednak pamiętać, że polityka
deflacyjna rządu polskiego, zwłaszcza w pierwszej po-
łowie lat 30., uznawana jest przez ogół ekonomistów za
błędną. Wynikała ona zresztą bardziej z przesłanek
propagandowo-psychologicznych, to znaczy z chęci
ukazania Polski jako kraju stabilnego, w pełni realizu-
jącego swoje zobowiązania (co dawało nadzieję, jak się
miało okazać bezpodstawną, na zwiększenie napływu
kapitałów obcych), niż z realistycznego egoizmu, zaw-
sze dominującego w stosunkach ekonomicznych. Kwe-
stie pieniężne i kredytowe znajdowały się przez cały
czas pod dużym wpływem rządu, kontrolującego naj-
poważniejsze instytucje bankowo-kredytowe. Dla ogó-
łu ludności największe znaczenie miała bez wątpienia
Pocztowa Kasa Oszczędności (PKO), utworzona 7 II
1919 z zadaniem gromadzenia jej środków pieniężnych
i propagowania oszczędzania, która odegrała ponadto
ważną rolę w popularyzowaniu obrotu bezgotówko-
wego. Cieszyła się ona bardzo dobrą opinią i zaufaniem
klientów, o czym świadczył stały wzrost wysokości de-
pozytów, liczba wydanych książeczek oszczędnościo-
wych oraz suma wkładów na rachunkach czekowych.
Z jej inicjatywy powołano do życia pod koniec 1929 r.
Bank Polska Kasa Opieki SA (PKO SA), mający za za-
danie obsługę skupisk polskiej emigracji (głównie gro-
madzenie wkładów oszczędnościowych i pośrednicze-
nie w przekazywaniu pieniędzy rodzinom emigrantów
w kraju). Posiadał on swe oddziały w Paryżu, Nowym
Jorku i Tel Awiwie, a nawet dysponował własnym ban-
kiem w Argentynie (Banco Polaco PKO w Buenos Ai-
res). PKO SA stała się także od 1933 r. faktycznym
właścicielem przedsiębiorstwa Polskie Biuro Podróży
„Orbis”, jednej z najpoważniejszych, powstałej dziesięć
lat wcześniej, organizacji turystycznej. W rozwoju eko-
nomicznym kraju najważniejszą rolę odegrał utworzo-
ny w 1924 r. Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK),
pod koniec okresu międzywojennego największy, po
centralnym banku emisyjnym, bank w Polsce. Udzielał
on wówczas dwa razy więcej kredytów niż wszystkie
banki prywatne razem wzięte, głównie na cele przemy-
słowe i samorządowe. Ponadto w jego gestii znajdowa-
ło się administrowanie niektórymi rządowymi tzw.
funduszami celowymi (m.in. Budowlanym, Pomocy In-
stytucjom Kredytowym i Pracy) oraz częścią przedsię-
biorstw państwowych lub — znacznie liczniejszą —
prywatnych, ale z przewagą udziałów państwowych.
W końcu lat 30. tworzyły one tzw. koncern BGK. Istot-
ną rolę odgrywał także Państwowy Bank Rolny (do
1921 r. Polski Państwowy Bank Rolny), jeden z naj-
ważniejszych instrumentów oddziaływania na polskie
rolnictwo, powołany do życia w 1919 r. w związku
z przygotowaniami do przeprowadzenia reformy rolnej.
Do jego zadań należało przede wszystkim popieranie
rozwoju rolnictwa, przemysłu rolnego i gospodarczej
aktywności wsi. Z jego środków czerpano fundusze na
finansowanie parcelacji, osadnictwa i komasacji. Ode-
grał on również pewną rolę w akcji oddłużeniowej rol-
nictwa w latach wielkiego kryzysu. Pod kontrolą pań-
stwa znajdowało się także wiele innych instytucji, m.in.
utworzony w kryzysowym 1933 r. z myślą o oddłuże-
niu rolnictwa (głównie w celu konwersji zaciągniętych
kredytów) Bank Akceptacyjny SA, istniejący od 1919
r. i udzielający kredytu związkom samorządowym Pol-
ski Bank Komunalny SA, mający podobny charakter,
utworzony w 1923 r. i obsługujący głównie ziemie Pol-
ski zachodniej Komunalny Bank Kredytowy oraz po-
wstały w 1920 r. i emitujący obligacje zabezpieczone
wierzytelnościami Państwowego Funduszu Mieszka-
niowego Bank Budowlany. Ten ostatni przetrwał tylko
do 1927 r. i został wchłonięty przez Polski Bank Ko-
munalny. W przeciwieństwie do instytucji państwo-
wych banki prywatne przeżywały widoczne trudności,
pogłębione w okresie inflacji i kryzysu ekonomicznego.
Ich liczba i zasięg działania ulegały też systema-
tycznemu zmniejszaniu. Charakterystyczne pod tym
względem były losy dwóch największych takich in-
stytucji, to znaczy założonego w 1870 r. Banku Han-
dlowego SA w Warszawie i istniejącego od 1885 r.
Banku Związku Spółek Zarobkowych w Poznaniu —
oba utrzymały się tylko dzięki pomocy kapitału pań-
stwowego. Inflacja i kryzys ekonomiczny doprowadziły
także do istotnego spadku znaczenia bujnej poprzednio
spółdzielczości kredytowej. W okresie międzywojen-
nym poważniejszą rolę odgrywała jedynie Centralna
Kasa Spółek Rolniczych, skupiająca tzw. Kasy Stef-
czyka (spółdzielnie oszczędnościowo-pożyczkowe), ale
i w jej kapitale zakładowym duży odsetek stanowiły
udziały państwowe.
Bardzo istotne było scalenie komunikacyjne pań-
stwa. W pierwszej kolejności dotyczyło to szlaków ko-
lejowych, gdyż ten rodzaj transportu dominował w opi-
sywanym okresie — np. w 1938 r. kolejami przewie-
ziono 226 mln (84,3%) pasażerów i ok. 75 mln ton
(99%) ładunków. Od 1926 r. zarządzało nimi przedsię-
biorstwo Polskie Koleje Państwowe, cieszące się
w pełni zasłużoną sławą jednego z najlepszych i naj-
bardziej dbających o punktualność w Europie. Prawie
wyłącznie na jego potrzeby pracowały wytwórnie tabo-
ru kolejowego w Chrzanowie, Warszawie, Sanoku
i Ostrowcu Świętokrzyskim, dzięki którym m.in. do
wybuchu II wojny całkowicie wymieniono zużyte pa-
rowozy i wagony odziedziczone po zaborcach. W ciągu
całego dwudziestolecia zdołano położyć niezbyt dużo
nowych linii normalnotorowych — w sumie tylko 1770
km, ale najczęściej nowe inwestycje, nawet kilkudzie-
sięciokilometrowe, rozwiązywały problem bezpośred-
niego połączenia między najważniejszymi ośrodkami
administracyjnymi i gospodarczymi, których brak tak
dotkliwie odczuwano tuż po odzyskaniu niepodległości.
Największym osiągnięciem było bez wątpienia zbudo-
wanie magistrali węglowej łączącej Górny Śląsk
z Gdynią, wykorzystywanej zresztą po dzień dzisiejszy.
Mniejsze znaczenie miała komunikacja samocho-
dowa, która zaczęła się rozwijać dopiero po odzyskaniu
niepodległości. Rozwój motoryzacji hamowany był
m.in. stanem dróg. Największymi inwestycjami po-
wstałymi w omawianym okresie były nowoczesne arte-
rie łączące Warszawę z Katowicami i Kraków z Zako-
panem. Było to niewiele, gdyż pod koniec niepodległo-
ści znajdowało się w Polsce tylko 3,3 tys. km (ok. 6%)
nowoczesnych dróg kołowych. Nic więc dziwnego, że
w przewozie ładunków, zwłaszcza na niewielkie odleg-
łości (do 50 km), do końca międzywojnia dominował
wymagający mniejszych inwestycji transport konny
(ponad 80% przewozów). Samochody zdobywały na-
tomiast pozycję w przewozie pasażerów (np. w 1938 r.
ok. 41 mln osób, czyli ponad 15%). Zadania te realizo-
wały w zasadzie przedsiębiorstwa prywatne, choć od
1932 r. istotnym czynnikiem w międzymiastowej ko-
munikacji drogowej zaczęły się stawać Polskie Koleje
Państwowe, które nowoczesnymi autobusami uzupeł-
niały swą sieć komunikacyjną, zwłaszcza na trasach do
atrakcyjnych miejscowości wypoczynkowych, takich
jak Krynica czy Zakopane. Pod koniec okresu między-
wojennego autobusy PKP obsługiwały 39 linii i prze-
woziły rocznie ok. 4 min pasażerów.
Z komunikacją kolejową i samochodową nie mogła
konkurować żegluga śródlądowa, gdyż w pełni można
było do niej wykorzystać właściwie tylko uregulowane
szlaki rzeczne, odziedziczone po zaborze pruskim.
W dwudziestoleciu poczyniono w tym zakresie tylko
niewielkie inwestycje, np. w środkowym biegu Wisły,
budując porty rzeczne w Płocku i Warszawie. Transport
wodny, głównie na Wiśle (ok. 70%), wykorzystywano
tradycyjnie do spławu drewna. Do końca II Rzeczypo-
spolitej ten rodzaj transportu, zarówno towarowy, jak
i osobowy, miał tylko znaczenie lokalne. Ambitne pla-
ny zbudowania arterii łączącej Wisłę z Górnym Ślą-
skiem, dzięki czemu zamierzano znacznie obniżyć
koszty transportu węgla, m.in. do stolicy, zaczęto reali-
zować dopiero w ostatnich miesiącach przed wybu-
chem wojny.
Całkowitą nowością była natomiast żegluga mor-
ska, a budowa miasta i nowoczesnego portu w Gdyni
stała się jedną z w pełni zasłużonych wizytówek osią-
gnięć międzywojnia. Rola Gdyni zaczęła szybko rosnąć
od 1926 r., aby pod koniec lat 30. wyraźnie zdystanso-
wać sąsiedni i nieprzychylny Polsce port w Gdańsku,
a także wiele innych ośrodków o ustalonej renomie, np.
Szczecin, Sztokholm i Helsinki. O zachodzących zmia-
nach świadczył fakt, że w 1926 r. suma przeładunków
w Gdańsku wynosiła ok. 6,3 mln ton, a w Gdyni tylko
0,4 mln ton, natomiast dwanaście lat później odpo-
wiednio 7,1 oraz 9,2 mln ton. Wraz z rozwojem Gdyni
rosła liczba i tonaż handlowych oraz pasażerskich stat-
ków pływających pod polską banderą. Największe zna-
czenie w końcowym okresie osiągnęły linie Żegluga
Polska, Polsko- -Brytyjskie Towarzystwo Przewozowe,
a zwłaszcza istniejące od 1930 r. Polskie Transatlan-
tyckie Towarzystwo Okrętowe, przemianowane cztery
lata później na Gdynia-Ameryka Linie Żeglugowe
(GAL), zapewniające regularną komunikację z nadmor-
skimi ośrodkami zachodnioeuropejskimi, Nowym Jor-
kiem, portami Ameryki Południowej oraz Palestyną.
W dyspozycji GAL znajdowały się m.in. nowoczesne
liniowce pasażerskie — „Piłsudski”, „Batory”, „Sobie-
ski” i „Chrobry”, wykorzystywane po wybuchu wojny
do wojskowych zadań transportowych.
Od podstaw budowano również komunikację lotni-
czą krajową i zagraniczną. Pierwszą stałą linię między-
narodową (Warszawa-Praga) uruchomiono już w 1919
r. Działalność linii krajowych zainaugurowano w 1921
r. lotami między stolicą a Poznaniem. W tym samym
roku uruchomiono stałe połączenie z Gdańskiem.
W 1928 r. komunikacja lotnicza została zmonopolizo-
wana przez powołane przez rząd Polskie Linie Lotnicze
„Lot” SA. Nie zarabiały one w pełni na siebie, ale
utrzymywane były ze względów prestiżowych i wspie-
rane dotacjami państwowymi. Na potrzeby „Lot” Pol-
skie Zakłady Lotnicze skonstruowały pod koniec okre-
su międzywojennego samolot pasażerski „Wicher”
(PZL-44), który miał zastąpić używane do tego czasu
maszyny amerykańskie. Nie zdołał on jednak wyjść po-
za fazę prototypową.
Trudniej jest ocenić zmiany, które dokonały się
w rozwoju sił wytwórczych państwa. Stosunkowo naj-
prostszą metodą byłoby porównanie globalnej produk-
cji i jej wielkości w przeliczeniu na jednego mieszkań-
ca ziem polskich w roku 1913 i 1938. Z takiego zesta-
wienia wynika, że Polska była chyba jedynym więk-
szym krajem europejskim, który pod koniec między-
wojnia nie zdołał osiągnąć poziomu sprzed I wojny
światowej. Globalna wielkość produkcji wynosiła ok.
94-95% stanu z 1913 r., a ponieważ liczba ludności wy-
raźnie się powiększyła, oznaczało to, że spadek w prze-
liczeniu na jednego mieszkańca był jeszcze wyraźniej-
szy (ok. 82% poziomu z 1913 r.). Dokonywanie takich
porównań jest w pełni uzasadnione w odniesieniu do
państw dawnych, to znaczy istniejących przed I wojną
światową, ale w wypadku Polski, której poszczególne
części włączone były w systemy ekonomiczne wielkich
potęg zaborczych i produkowały głównie na ich po-
trzeby, nie do końca się sprawdza. W okresie między-
wojennym zmieniano strukturę i profil produkcji,
a szlaki komunikacyjne i wymianę handlową prze-
kształcano, dostosowując je do nowych potrzeb. Ozna-
czało to ograniczanie rozmiarów niektórych gałęzi wy-
twórczości, tym drastyczniejsze, że część rynków zby-
tu, np. rosyjski, została całkowicie i bezpowrotnie utra-
cona, a inne — np. niemiecki, uległy wyraźnemu skur-
czeniu. Pojawiła się natomiast konieczność budowania,
właściwie od zera, nowych działów przemysłu. Tak
powstał przemysł zbrojeniowy, chemiczny, gumowy,
elektrotechniczny, radiotechniczny i telekomunikacyjny
oraz lotniczy i motoryzacyjny. Biorąc pod uwagę te
fakty, zaproponowano, aby za punkt wyjścia oceny
okresu międzywojennego przyjąć nie rok 1913, ale ra-
czej 1922, a więc moment, gdy zakończył się w zasa-
dzie proces formowania terytorium II Rzeczypospolitej.
Wówczas porównanie wypada znacznie korzystniej,
gdyż wynika z niego, że globalna produkcja wzrosła
w ciągu 16 lat o ponad 50%, a w przeliczeniu na jedne-
go mieszkańca o 20%. Ilustruje to poniższe zestawie-
nie:

Rozwój produkcji przemysłowej w Polsce


Rok Wariant I (1913 = 100) Wariant II (1922 = 100)
Wielkość produkcji
globalna na 1 mieszkańca globalna na 1 mieszkańca
1913 100,0 100,0 — —
1922 61,9 68,3 100,0 100,0
1923 66,9 72,6 108,1 106,3
1926 56,1 58,1 90,6 85,1
1929 80,7 80,5 130,4 117,9
1932 50,5 47,7 81,6 69,8
1935 67,3 61,1 108,7 89,5
1938 94,3 82,2 152,7 120,4
Jedną z charakterystycznych cech rozwoju gospo-
darki II Rzeczypospolitej był systematyczny wzrost roli
sektora państwowego. Pod koniec okresu międzywo-
jennego w rękach państwa znajdowało się 100% prze-
mysłu samochodowego, lotniczego, spirytusowego, ty-
toniowego oraz wydobycia soli potasowych. Całkowi-
cie kontrolowana była przez państwo komunikacja lot-
nicza (100%), a prawie całkowicie kolejowa (93%)
oraz żegluga morska (96%). Własnością państwa były
radio (100%) i większość telefonii (73%). W jego rę-
kach znajdowało się ponad 80% przemysłu teletech-
nicznego, 70% hutnictwa, ponad 50% produkcji obra-
biarek i ponad 80% wydobycia soli. Pod kontrolą pań-
stwa znajdowała się wreszcie większość nowo powsta-
jących zakładów zbrojeniowych. Z szacunków dla 1938
r. wynika, że własnością państwa było ok. 20% całości
majątku narodowego. Mniej więcej taki sam odsetek
ogólnej produkcji przemysłowej pochodził z przedsię-
biorstw państwowych.
Należy jednak podkreślić, że nie wynikało to z ce-
lowego działania ówczesnych decydentów gospodar-
czych, a sektor państwowy powiększał się nawet
wbrew ich przekonaniom. Nie było to zgodne np.
z koncepcjami E. Kwiatkowskiego, chociaż to właśnie
on przyczynił się walnie do jego rozwoju. Programowi
zwolennicy etatyzmu, opowiadający się za wzrostem
roli państwa w gospodarce, skupieni po 1926 r. wokół
Stefana Starzyńskiego w tzw. Pierwszej Brygadzie Go-
spodarczej, nie byli ani zbyt liczni, ani zbyt popularni.
W rzeczywistości realizowano, jak się często podkreśla,
„etatyzm z przymusu”, czy też „etatyzm słabości”.
Nieustannie rosnąca rola państwa w życiu gospodar-
czym wynikała bowiem przede wszystkim ze słabości
kapitału rodzimego i niechęci kapitału zagranicznego
do inwestowania w Polsce. W wielu wypadkach po-
większanie sektora państwowego nie oznaczało zwięk-
szania potencjału gospodarczego, ale jedynie ratowa-
nie, ze względów ogólnospołecznych, już istniejących
przedsiębiorstw zagrożonych bankructwem. Zjawiska
takie szczególnie mocno wystąpiły w latach wielkiego
kryzysu oraz w okresie tzw. nakręcania koniunktury.
Taką drogą na własność państwa przeszła w 1936 r. np.
większość akcji Katowickiej Spółki Akcyjnej dla Gór-
nictwa i Hutnictwa, cały portfel akcji Górnośląskich
Zjednoczonych Hut „Królewska” i „Laura” oraz Żyrar-
dowskie Zakłady Włókiennicze. Z pewnością jednak
bez zaangażowania — celowego lub wymuszonego sy-
tuacją — finansów państwowych rozwój polskiego ży-
cia gospodarczego, a zwłaszcza przemysłu, byłby
znacznie skromniejszy.
W rozwoju gospodarczym Polski międzywojennej
ważną rolę odgrywało rzemiosło, niekiedy trudne do
oddzielenia od drobnego przemysłu fabrycznego czy
chałupnictwa. Bardzo częste były bowiem przypadki,
zależne od wahań koniunktury, degradowania rze-
mieślników do roli chałupników lub wybijania się osób
taką pozycję zajmujących na samodzielnych przedsię-
biorców. W latach I wojny światowej rzemiosło, po-
dobnie jak przemysł, poniosło znaczne, choć trudniej-
sze do oszacowania straty, zwłaszcza na terenie Kró-
lestwa Polskiego i Małopolski. Szybciej niż zakłady
przemysłowe, bo też i konieczne do tego środki finan-
sowe były skromniejsze, odbudowywało jednak swą
pozycję. Już pod koniec 1919 r. funkcjonowało na zie-
miach polskich ponad 150 tys. drobnych warsztatów
(właściciel i pomagający mu członkowie rodzin), dwa
lata później liczba ta została podwojona, aby następnie,
na skutek narastających trudności, radykalnie się
zmniejszyć. W tym pierwszym okresie w rzemiośle
znajdowało zajęcie dwa razy więcej ludzi niż w zakła-
dach przemysłowych średniej i dużej wielkości, to zna-
czy zatrudniających powyżej 20 robotników. Skutecz-
nie, nawet w latach dobrej koniunktury (1926-1929),
konkurowało ono z produkcją fabryczną, a wielkość za-
trudnienia w niektórych jego gałęziach, np. w szew-
stwie, była w 1928 r. wyższa niż w całym fabrycznym
przemyśle włókienniczym. W mniejszym stopniu od-
czuło ono także konsekwencje wielkiego kryzysu,
a liczba zakładów rzemieślniczych w czasie jego trwa-
nia nawet wzrosła — według informacji Izb Rzemieśl-
niczych z ok. 198 tys. do prawie 347 tys., a to dlatego,
że wielu wykwalifikowanych robotników tracących
pracę w przemyśle usiłowało się ratować, zakładając
własne przedsiębiorstwa. Prawdopodobnie przyrost ten
był jeszcze większy, gdyż wiele osób (jak wynika
z szacunków ok. 30-50%), podejmowało działalność
nielegalnie, tzn. bez rejestracji.
Rosnąca liczba zakładów nie oznaczała jednak
w rzeczywistości zwiększonego zapotrzebowania na
wyroby i usługi, ale była przejawem postępującej pau-
peryzacji społeczeństwa. Świadczyły o tym, niezbyt co
prawda wiarygodne, oficjalne dane o spadku wysokości
zatrudnienia w rzemiośle z ponad 800 tys. w 1930 r. do
570 tys. w 1935. Poprawa koniunktury po 1935 r., choć
postępująca w rzemiośle wolniej niż w przemyśle,
wpłynęła stabilizująco zarówno na liczbę warsztatów,
jak i na wysokość zatrudnienia. Niewiele natomiast
zmieniła się jego struktura produkcji i rozmieszczenie
terytorialne. Pod koniec okresu międzywojennego po-
nad 50% wszystkich zakładów znajdowało się na tere-
nie centralnej Polski, a dominujące znaczenie przez ca-
ły ten czas zachowały szewstwo, krawiectwo i rzeźnic-
two. Dopiero pod koniec międzywojnia zaczynały po-
wstawać zakłady specjalizujące się w nowoczesnych
kategoriach usług — radiotechnicznych, elektrotech-
nicznych i motoryzacyjnych. Wydaje się, że rzemiosło,
niezależnie od fluktuacji koniunkturalnych i rywalizacji
wynikającej ze skomplikowanych układów narodowo-
ściowych, wywierało znaczny wpływ na rozwój gospo-
darczy kraju, a także przyczyniało się do łagodzenia
skutków kryzysów ekonomicznych.
W trudniejszej sytuacji niż przemysł znajdowało
się rolnictwo, na którego rozwoju bardzo silnie zaciążył
wielki kryzys. Jak już wspomniano, trwał on w rolnic-
twie znacznie dłużej, a okres dobrej koniunktury po
1936 r. okazał się krótkotrwały. Już dwa lata później,
zanim zdołano odrobić straty, wystąpił ponownie spa-
dek cen płodów rolnych. Hamowało to skutecznie siłę
nabywczą wsi i intensyfikację produkcji rolnej. Te nie-
korzystne zmiany odbywały się wyjątkowo mocno na
sytuacji producentów w najlepiej zagospodarowanych
województwach zachodnich, gdyż na tych terenach po-
przednio najwięcej inwestowano w kulturę rolną. Wy-
sokość plonów w ciągu całego okresu międzywojenne-
go wykazywała tendencje do stagnacji, co wynikało
m.in. z kurczącego się zużycia nawozów sztucznych.
Ich produkcja co prawda systematycznie rosła, ale cią-
gle były zbyt drogie, aby mogły wejść do powszechne-
go użycia. W ostatnim przedwojennym pięcioleciu
(1934-1938) zbiory żyta i jęczmienia z jednego hektara
były prawie takie same jak przed I wojną światową
(1909-1913). Pewne tendencje wzrostowe odnotowano
w wypadku owsa i ziemniaków, ale równocześnie za-
znaczył się niezbyt duży spadek zbiorów bardziej wy-
magających upraw — pszenicy i buraków cukrowych.
Wzrosła natomiast wyraźnie globalna wysokość pro-
dukcji roślinnej, osiągnięta przede wszystkim dzięki
powiększeniu powierzchni zasiewów, co najwyraźniej
dało się zauważyć w latach wielkiego kryzysu. Znacz-
nie lepiej przedstawiał się rozwój hodowli. Ponieważ
sprzedaż mięsa przynosiła dochód większy niż ten, któ-
ry można było uzyskać za ziarno zużyte do żywienia
zwierząt, wiele mniejszych gospodarstw traktowało
zboże jako pasze. Ten kierunek był popierany także
przez władze państwowe. W 1937 r. z inicjatywy E.
Kwiatkowskiego wprowadzono ograniczenia w ekspor-
cie zbóż z równoczesnymi preferencjami dla wywozu
mięsa. Nadmiernemu spadkowi cen zbóż w okresie
przejściowym starano się zapobiegać m.in. poprzez
państwową kontrolę cen i niezbyt duże, interwencyjne
zakupy. W wyniku tych zabiegów w ostatnich latach
przed wojną zmniejszył się wywóz żyta, owsa, mąki
pszennej i żytniej, a wzrósł eksport mięsa i jego prze-
tworów, m.in. konserw.
W międzywojniu nie zdołano wypracować pro-
gramu przebudowy polskiego rolnictwa, a jego słabość
wyraźnie rzutowała na całość polskiej gospodarki. Kie-
rujący od 1934 r. tym resortem Juliusz Poniatowski
w mniejszym stopniu zajmował się problemami aktual-
nymi, opowiadał się natomiast za pięknymi, ale niezbyt
realnymi i obliczanymi na całe pokolenia wizjami ta-
kiego przekształcenia istniejącej struktury agrarnej, aby
dominowały w niej gospodarstwa typu farmerskiego
(ok. 60 ha na rodzinę). Propagował też powstawanie te-
go typu osad ze skomasowanymi i zmeliorowanymi
gruntami (popularnie nazywano je „poniatówkami”).
Zmianom w stosunkach własnościowych, przede
wszystkim likwidacji najliczniejszych w Polsce gospo-
darstw karłowatych i małorolnych, miało towarzyszyć
podniesienie ogólnego poziomu cywilizacyjnego lud-
ności chłopskiej. Ideałem, do którego dążono, była
wzorcowa wieś Lisków w powiecie kaliskim, z zabu-
dowaniami podłączonymi do wodociągu, kanalizacji
i elektryczności, z własną szkołą rolniczo-handlową,
ośrodkiem zdrowia, sierocińcem, spółdzielniami — za-
opatrzenia i zbytu, mieszkaniową oraz mleczarską, do-
mem ludowym, Kasą Stefczyka, a nawet własnym or-
ganem prasowym („Liskowianin”). Utworzenie tej
swoistej „oazy szczęśliwości” związane było jednak ze
zorganizowaniem tam w 1937 r., dzięki zaangażowaniu
finansów państwowych, samorządowych i polonijnych,
wystawy prezentującej dorobek polskiej wsi.
Od chwili odzyskania niepodległości do początku
II wojny światowej dokonywały się także pewne zmia-
ny w handlu, zarówno wewnętrznym, jak i zagranicz-
nym. Były one istotne, gdyż z handlu utrzymywało się
ok. 16-18% ludności nierolniczej (1,6-1,9 min osób).
W handlu wewnętrznym dominowały przez cały czas
niewielkie przedsiębiorstwa, zazwyczaj zajmujące jed-
no pomieszczenie i zatrudniające najwyżej jednego
pracownika, a znacznie częściej nawet dysponujące
pomieszczeniami „nie posiadającymi ani wyglądu, ani
charakteru pokoju” i nie zatrudniające pracowników
najemnych. Znaczną rolę w wymianie handlowej od-
grywały w dalszym ciągu targi i jarmarki, czyli tzw.
handel obwoźny. Te kategorie wymiany skutecznie
konkurowały z powstającymi w miastach dużymi do-
mami towarowymi. Swoistym symbolem tego stanu
rzeczy była upadłość wielkiego domu towarowego
zbudowanego w Krakowie w pierwszej połowie lat 20.,
którego gmach przejął następnie koncern prasowy „Ilu-
strowanego Kuryera Codziennego” („IKC”). Trochę le-
piej funkcjonowały przedsiębiorstwa stawiające na
liczne, choć niezbyt wielkie punkty sprzedaży. Do nich
należała m.in. sieć Polskiego Przedsiębiorstwa Księ-
garni Kolejowych „Ruch”, monopolizująca sprzedaż na
dworcach i stacjach kolejowych. Renomę, a dzięki te-
mu i trwałość, zdołały sobie wypracować niektóre skle-
py fabryczne, np. zakładów Polskiej Spółki Akcyjnej
„Bata” w Chełmku, zaopatrujące ludność w cieszące się
dobrą opinią obuwie. Istotny był także rozwój sieci
handlowej związanej ze spółdzielczością, m.in. Związ-
ku Spółdzielni Spożywców RP „Społem”, dysponują-
cego pod koniec okresu międzywojennego ponad 1400
punktami sprzedaży. Mniejszy zasięg miały spółdziel-
nie rolniczo-handlowe, rolno-spożywcze oraz związki
spółdzielcze mniejszości narodowych.
W handlu międzynarodowym po okresie ścisłej re-
glamentacji z lat 1918- -1921 zachodzące przemiany
prowadziły, czasami w sposób wymuszony, do rozluź-
nienia kontaktów odziedziczonych po rozbiorach i szu-
kania nowych rynków zaopatrzenia i zbytu. Dotyczyło
to w pierwszej kolejności powiązań handlowych Polski
z Niemcami, tuż po odzyskaniu niepodległości najważ-
niejszym partnerem (ok. 50% całości obrotów). Choć
mimo długoletniej wojny celnej kraj ten utrzymał swą
wyjątkową pozycję i pod koniec okresu między-
wojennego nadal był ważnym rynkiem dla polskiego
eksportu i importu, to jednak obok niego zaczynali się
coraz bardziej liczyć i inni kontrahenci, m.in. Wielka
Brytania, Stany Zjednoczone, kraje skandynawskie
i Holandia. Nie zdołano natomiast odzyskać, głównie
ze względu na odmienność realizowanej polityki go-
spodarczej, atrakcyjnych rynków rosyjskich, chociaż
takie próby strona polska podejmowała. W końcowym
okresie istnienia II Rzeczypospolitej na zagraniczne ob-
roty handlowe w coraz większym stopniu wpływała,
m.in. poprzez system reglamentacji i ograniczeń dewi-
zowych, globalna polityka gospodarcza państwa, dążą-
cego do przebudowy polskiego eksportu i importu oraz
zapewnienia sprzyjających warunków do realizowania
planów inwestycyjnych oraz planu rozbudowy i mo-
dernizacji armii.
Dokonania okresu międzywojennego trudno jest
jednoznacznie ocenić. W bilansie takim pojawiają się
zarówno wspomniane elementy pozytywne, jak i nega-
tywne. Należy również oczywiście pamiętać, że czas
pomyślnego rozwoju gospodarczego (1926-1929, 1936-
1939) był niezbyt długi, krótszy niż w dużej części kra-
jów europejskich. Większość z nich startowała też ze
znacznie lepszych pozycji wyjściowych, nie musiała
np. od podstaw budować wewnętrznego rynku ekono-
micznego, wcześniej niż Polska zaczęła przestawiać
swą gospodarkę na tory pokojowe, nie musiała borykać
się samotnie z problemami inflacji i hiperinflacji, wcze-
śniej zaczynała korzystać z dobrej koniunktury w latach
20. oraz krócej odczuwała konsekwencje wielkiego
kryzysu ekonomicznego. Wydaje się, że trudności eko-
nomiczne Polski, niezależnie od wspomnianych czyn-
ników obiektywnych, wynikały w dużej mierze z nie-
rozwiązania kwestii agrarnej, a więc z braku dużego
i chłonnego rynku wewnętrznego, który dla pozosta-
łych państw miał decydujące znaczenie. Hamowało to
przez wiele lat rozwój przemysłu, handlu i usług, które
jako jedyne byłyby zdolne do przejęcia nadwyżek siły
roboczej ze wsi i rozładowania bezrobocia w miastach.
Oczywiście trudno dopatrywać się w szybkiej i rady-
kalniejszej reformie rolnej panaceum na wszystkie bo-
lączki, ale przykład sąsiedniej Litwy wskazuje, że wy-
branie takiej drogi przynosiło pozytywne rezultaty
Na rozwoju gospodarczym zaciążyła też słabość
rodzimego kapitału i nie tyle zależność od kapitału ob-
cego, bo i w innych krajach występowała ona dość po-
wszechnie, ile jego niechęć do inwestowania w Polsce.
W większości państw zyski osiągane przez zagranicz-
nych inwestorów były lokowane na miejscu, wykorzy-
stywane do finansowania kolejnych inwestycji przemy-
słowych i zasilania banków, dzięki czemu mogły one
udzielać tanich kredytów. Do wytworzenia takiej sytu-
acji bezskutecznie dążyła także Polska, przez wiele lat
heroicznie i skrupulatnie realizując swe zobowiązania
i utrzymując stabilność waluty. Miało to utrwalić na
międzynarodowym forum przekonanie, że jest ona ta-
kim krajem, z którym kontakty nie mogą przynieść
strat. W rzeczywistości oznaczało jednak zgodę na sys-
tematyczny odpływ złota i dewiz, co najmniej w takim
samym wymiarze, jaki przeznaczano na inwestycje. Do
1939 r. nie przeprowadzono dewaluacji waluty, choć na
taki krok zdecydowały się kraje znacznie zamożniejsze,
jak USA i Wielka Brytania. Ograniczenia dewizowe
wprowadzono bardzo późno, chociaż nawet i w tym
ostatnim okresie posunięcie to przyniosło pozytywne
rezultaty.
Rozwój gospodarczy II Rzeczypospolitej został
nagle przerwany przez wybuch II wojny światowej,
niejako w pół drogi zapoczątkowanej przemyślaną
i przynoszącą widoczne rezultaty „polityką nakręcania
koniunktury”. Ten właśnie fakt stwarza zarówno jej
krytykom, jak i zwolennikom szerokie pole dla ocen,
domysłów i spekulacji. Bez wątpienia istniejące
w okresie międzywojennym możliwości dałoby się wy-
korzystać pełniej, ale wymagałoby to przyjęcia, tak jak
w wypadku sąsiadów wschodniego i zachodniego, roz-
wiązań totalitarnych, na co w Polsce się nie zdecydo-
wano.

V. ŻYCIE POLITYCZNE W POLSCE MIĘDZY-


WOJENNEJ
1. LATA PRZEWAGI PARLAMENTARNEJ (1918-1926)
GŁÓWNE NURTY POLITYCZNE NA SCENIE POLSKIEJ W PIERWSZYCH
LATACH NIEPODLEGŁOŚCI

Odzyskanie niepodległości sprzyjało konsolidacji


życia politycznego, rozwijającego się do tej pory w ra-
mach poszczególnych zaborów. W państwie rozpoczął
się proces łączenia partii politycznych o identycznych
lub zbliżonych założeniach programowych, równocze-
śnie jednak pojawienie się nowych problemów spo-
łecznych i politycznych powodowało, że nawet niezbyt
istotne różnice poglądów między przywódcami po-
szczególnych ugrupowań owocowały rozłamami lub
wyodrębnianiem się nowych kierunków politycznych,
w wielu wypadkach efemerycznych, nieodgrywających
poważniejszej i. Owe procesy konsolidacyjne i odśrod-
kowe pojawiały się najwcześniej na forum parlamen-
tarnym — łączenie klubów poselskich lub, co zdarzało
się częściej, dokonywane w nich rozłamy były zazwy-
czaj wstępem do połączenia partii lub wyodrębnienia
się nowych organizacji.
Najwcześniej procesy zjednoczeniowe wystąpiły
wśród skrajnej lewicy, reprezentowanej przez działają-
ce głównie na terenie byłego zaboru rosyjskiego So-
cjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL)
oraz Polską Partię Socjalistyczną Lewicę. Oba ugrupo-
wania programowo zwalczały w pierwszym okresie
koncepcję odbudowy państwowości polskiej, a następ-
nie dążyły do obalenia istniejącego w Polsce systemu
ustrojowo-prawnego i wprowadzenia wiązań przyjętych
przez bolszewików. Z ich połączenia 16 XII 1918 po-
wstała Komunistyczna Partia Robotnicza Polski
(KPRP), przemianowana siedem lat później (1925) na
Komunistyczną Partię Polski (KPP). Z założenia miała
ona grupować wszystkie osoby o przekonaniach komu-
nistycznych zamieszkałe na ziemiach polskich, nieza-
leżnie od narodowości. Ze względu na negatywny sto-
sunek do państwowości polskiej KPRP od stycznia
1919 r. faktycznie znalazła się w podziemiu, a działal-
ność komunistyczna była traktowana jako przestępstwo
i zagrożona karami więzienia. Stąd też przywódcy ko-
munistyczni przebywali zazwyczaj poza granicami Pol-
ski, najczęściej w ZSRR, Niemczech lub w Wolnym
Mieście Gdańsku. Tam też odbywały się zjazdy partyj-
ne i ukazywały główne organy prasowe (m.in. druko-
wany w Czechosłowacji teoretyczny „Nowy Prze-
gląd”), które następnie przemycano do Polski. Do czo-
łówki działaczy komunistycznych należeli m.in. Adolf
Warszawski-Warski, Maria Koszutska-Kostrzewa,
Maksymilian Horwitz-Walecki i Julian Leszczyński-
Leński. Wśród tej grupy występowały przez cały czas
pewne różnice poglądów, głównie dotyczące spraw tak-
tycznych. Kontrowersje te z biegiem czasu nasilały się,
a ich apogeum przypadło na okres zamachu stanu
w 1926 r. W rezultacie doprowadziły do wyodrębnienia
się zwalczających się frakcji — tzw. większości
i mniejszości.
KPRP była współzałożycielką utworzonej w marcu
1919 r. w Moskwie Międzynarodówki Komunistycznej
(Kominternu), której decyzjom politycznym była od te-
go czasu całkowicie podporządkowana. Od 1921 r.
związki te podkreślano dodaniem do nazwy partii dru-
giego członu — Sekcja Międzynarodówki Komuni-
stycznej. Miało to realne uzasadnienie, gdyż faktycz-
nym centrum dyspozycyjnym był właśnie Komintern,
reprezentujący interesy ca- o światowego ruchu komu-
nistycznego, utożsamiane zresztą z racją stanu ZSRR,
a KPRP/KPP w swych najważniejszych kierunkach
działania realizowała jedynie nadchodzące z Moskwy
zalecenia.
Jak już wspomniano, komuniści od początku ne-
gowali konieczność odbudowy „burżuazyjnej” Polski.
Ich podstawowym celem w przełomowych miesiącach
lat 1918 i 1919 było dążenie do wywołania rewolucji
typu bolszewickiego. Z tego m.in. powodu apelowali
do ludności o zbojkotowanie poboru do wojska, a także
nieuczestniczenie w budowie zrębów administracji
państwowej i wyborów do Sejmu Ustawodawczego
oraz równocześnie, jako przeciwwagę dla instytucji
państwowych, postulowali budowanie na wzór bolsze-
wicki Czerwonej Gwardii i Rad Delegatów Robotni-
czych (RDR), czyli proletariackich ośrodków władzy
i zaczątku Polskiej Republiki Rad. Szeroko reklamo-
wanemu prawu narodów do samostanowienia nadawali
specyficzny charakter, gdyż na jego podstawie negowa-
li roszczenia Polski nie tylko do Kresów Wschodnich,
w nomenklaturze komunistycznej określanych zresztą
konsekwentnie jako Zachodnia Ukraina i Zachodnia
Białoruś, ale także do Pomorza i Śląska.
Rachuby na wybuch rewolucji nie ziściły się,
a powstające dość licznie RDR, ze znacznym udziałem
działaczy socjalistycznych, nie stały się, tak jak w Ro-
sji, ośrodkami alternatywnymi dla władzy państwowej.
Zawiodły także nadzieje na przejęcie rządów przy po-
mocy z zewnątrz, to jest z udziałem Armii Czerwonej.
Po zajęciu przez nią Białegostoku zainstalowano tam
30 VII 1920 Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski
(określany najczęściej rosyjskim skrótem Polrewkom)
pod przewodnictwem Juliana Marchlewskiego
i z udziałem przybyłych razem z nim m.in. Stanisława
Bobińskiego i Feliksa Dzierżyńskiego. Członkowie
Komitetu przesuwali się wraz z Armią Czerwoną
w kierunku Warszawy, z zamiarem utworzenia w niej,
po klęsce wojsk polskich, rządu komunistycznego.
Udało im się dotrzeć tylko do Wyszkowa, skąd po bi-
twie warszawskiej ewakuowali się w głąb Rosji.
Przeciwnikami komunistów były nie tylko struktu-
ry państwowe, ale siłą rzeczy wszystkie niekomuni-
styczne ugrupowania polityczne angażujące się w bu-
dowę i utrwalanie państwowości polskiej, a w pierw-
szej kolejności ruch socjalistyczny, będący ich najgroź-
niejszym konkurentem w walce o wpływy wśród prole-
tariatu. Dlatego też forsowane przez KPRP/KPP hasło
.jedności” klasy robotniczej w praktyce oznaczało dą-
żenie do podporządkowania sobie całości ruchu robot-
niczego. Na pozyskanie przywódców socjalistycznych
dla swych koncepcji komuniści nie mogli liczyć, dlate-
go też odrzucali możliwość pertraktacji z nimi, a opo-
wiadali się za budową owego frontu „od dołu”, tzn. po-
przez opanowywanie najniższych struktur partyjnych
i związkowych, co czasami, ze względu na ogólny
wzrost nastrojów radykalnych, przynosiło rezultaty.
Przegrana w bezpośredniej walce o władzę w la-
tach 1918-1920 nie była w odczuciu komunistów cał-
kowitą klęską, a nawet nie oznaczała konieczności
zmiany założeń programowych. Nie zahamowała także
rozwoju organizacyjnego KPRP która z wolna wchła-
niała organizacje komunistyczne powstałe na terenie
Górnego Śląska, Wielkopolski i Kresów Wschodnich.
Szeregi partii zasiliły także, zwłaszcza w pierwszych
latach niepodległości, radykalne grupy wywodzące się
z innych partii, przede wszystkim z PPS i PSL Wyzwo-
lenie” oraz z robotniczych partii żydowskich — „Bun-
du” i „Poalej Syjonu”. Tak m.in. wchłonięto tzw. PPS
Opozycję z Tadeuszem Żarskim na czele (1919), socja-
listyczną grupę Jerzego Czeszejki-Sochackiego (1921)
czy grupę zwolenników programu komunistycznego w
„Bundzie”, tzw. Kombund (1922). W obrębie KPRP
istniały, od 1923 r. na zasadzie autonomicznej, sekcje
podkreślające odrębność Kresów Wschodnich, to zna-
czy Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi
(KPZB) i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy
(KPZU). Wpływy komunistyczne wśród młodego po-
kolenia szerzył utworzony w 1922 r. Związek Młodzie-
ży Komunistycznej (ZMK), przemianowany w 1930 r.
na Komunistyczny Związek Młodzieży Polski (KZMP),
w którym dominującą pozycję najczęściej zajmowali
zawodowi funkcjonariusze partyjni. Mimo różnorakich
wysiłków KPRP/KPP nigdy, nawet według własny ich
ocen, nie stała się partią masową.
Komuniści usiłowali także inicjować powstawanie
podporządkowanych sobie legalnych struktur politycz-
nych lub opanowywać istniejące już organizacje o cha-
rakterze radykalnym, które z różnych względów nie
przyłączyły się formalnie do KPRP (KPP). Przykładem
takiego działania może być powołanie do życia w 1922
r., z powodu zbliżających się wyborów parlamentar-
nych, Związku Proletariatu Miast i Wsi (ZPMW), który
zaznaczył swą obecność w czasie wyborów, a później
bez powodzenia usiłował kontynuować działalność
i w końcu został przez partię zlikwidowany (1925).
Większe sukcesy osiągnięto poprzez zdominowanie
Niezależnej Partii Chłopskiej (NPCh), powstałej
w 1924 r. w wyniku rozłamu w PSL „Wyzwolenie”,
która mimo ludowego rodowodu i chłopskiego zaplecza
była w rzeczywistości organizacją komunistyczną, co
też w konsekwencji spowodowało jej delegalizację
wiosną roku 1927. Podobnie potoczyły się losy Biało-
ruskiej Włościańsko-Robotniczej „Hromady”, utwo-
rzonej z inspiracji KPZB w czerwcu 1925 r. i rozwią-
zanej dwa lata później pod zarzutem działalności ko-
munistycznej. Trochę dłużej działało powiązane
z KPZU Ukraińskie Chłopsko-Robotnicze Socjali-
styczne Zjednoczenie „Selrob” (1926-1932), również
rozwiązane przez władze. Sympatie komunistyczne
dominowały przez wiele lat w istniejącej od 1920 r.
Żydowskiej Socjalno-Demokratycznej Partii Robotni-
czej „Poalej-Syjon” w Polsce (tzw. „Poalej-Syjon” Le-
wicy), ale ostatecznie w ugrupowaniu tym, po latach
wahań, przeważyły tendencje syjonistyczne.
Niewiele później niż kierunek komunistyczny
zjednoczył się ruch socjalistyczny, odgrywający bardzo
istotną rolę zarówno w walce o niepodległość, jak
i w budowaniu zrębów państwowości polskiej. Socjali-
ści tworzyli zaplecze polityczne Tymczasowego Rządu
Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie oraz gabinetu
J. Moraczewskiego. Do momentu odzyskania przez
Polskę niepodległości ruch socjalistyczny, mimo wielu
powiązań, był podzielony na odrębne organizacje, dzia-
łające w granicach politycznych państw zaborczych, to
znaczy na PPS zaboru rosyjskiego, Polską Partię So-
cjalno-Demokratyczną Galicji i Śląska (Cieszyńskiego)
i najsłabszą w tym nurcie PPS zaboru pruskiego. Z ich
połączenia 26 IV 1919 powstała na zjeździe w Kra-
kowie Polska Partia Socjalistyczna (PPS), która nieco
później wchłonęła istniejące do 1922 r. niezależnie or-
ganizacje socjalistyczne z Kresów Wschodnich (Polska
Partia Socjalno-Demokratyczna Litwy i Białej Rusi)
i Zachodnich (Polska Partia Socjalistyczna na Górnym
Śląsku).
Od chwili zjednoczenia PPS była najpoważniej-
szym ugrupowaniem polskiego ruchu robotniczego. Jej
wpływy obejmowały cały kraj, choć najbardziej ugrun-
towane były na ziemiach dawnych zaborów rosyjskiego
(Królestwo Polskie) i austriackiego (Małopolska Za-
chodnia i Śląsk Cieszyński), gdzie także cieszyła się
największą popularnością. Tej jej pozycji nie zachwiały
secesje drobnych odłamów, które oderwały się od niej
w latach 1919-1921 i następnie albo zasiliły szeregi
komunistyczne, albo bez większego powodzenia usiło-
wały prowadzić samodzielną działalność, jak w przy-
padku utworzonej w 1922 r. przez Bolesława Drobnera
Partii Niezależnych Socjalistów (od 1924 r. Niezależna
Socjalistyczna Partia Pracy).
Zasięg swego oddziaływania PPS poszerzała dzięki
bardzo poważnym wpływom w grupującym tzw. kla-
sowe związki zawodowe Związku Stowarzyszeń Za-
wodowych oraz w innych popieranych przez nią orga-
nizacjach, takich jak Związek Robotniczych Stowarzy-
szeń Spółdzielczych (Związek Robotniczych Spół-
dzielni Spożywców), rozbudowane Towarzystwo Uni-
wersytetu Robotniczego (TUR) czy Związek Robotni-
czych Towarzystw Sportowych. Najważniejszą przy-
budówką młodzieżową PPS była utworzona w lutym
1926 r. Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwer-
sytetu Robotniczego (OM TUR), koncentrująca się, po-
za szerzeniem ideologii socjalistycznej, m.in. na orga-
nizowaniu życia kulturalnego i sportowego, działalno-
ści oświatowo-wychowawczej i propagowaniu czytel-
nictwa. Wśród słuchaczy szkół wyższych koncepcje
socjalistyczne propagował istniejący od 1922 r. Zwią-
zek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Polska Par-
tia Socjalistyczna współpracowała z partiami socjali-
stycznymi innych państw, najpierw w ramach reakty-
wowanej II Międzynarodówki, a następnie (od 1923)
kontynuującej jej tradycje Socjalistycznej Międzynaro-
dówki Robotniczej.
Socjaliści dysponowali liczną kadrą wytrawnych
działaczy politycznych, nie tylko popularnych, ale tak-
że w większości dobrze znających zasady parlamenta-
ryzmu. Do elity partyjnej, poza nestorem ruchu Bole-
sławem Limanowskim, należeli bez wątpienia Ignacy
Daszyński, Jędrzej Moraczewski, Mieczysław Nie-
działkowski, Norbert Barlicki, Herman Diamand, Jan
Kwa- piński i Marian Malinowski. Utrzymywanie kon-
taktów z masami partyjnymi i sympatykami ułatwiała
dobrze redagowana prasa, a zwłaszcza dzienniki —
wychodzący w Warszawie centralny organ PPS „Ro-
botnik” i bardzo popularny na południu kraju krakow-
ski „Naprzód”. Ponadto ukazywały się liczne tygodniki
i wydawnictwa lokalne.
Przed 1918 r. podstawowym celem polskiego ru-
chu socjalistycznego było wywalczenie niepodległości,
a w następnym okresie walka o jej utrwalenie, jedno-
czenie wszystkich ziem polskich oraz przeprowadzenie
w państwie, drogą legalną, głębokich reform społecz-
nych i ekonomicznych. Z tego też powodu socjaliści
odegrali wyjątkowo dużą rolę w budowaniu podstaw II
Rzeczypospolitej, zwłaszcza w zdominowanych przez
nich tzw. rządach ludowych. W uchwalonych w mo-
mencie zjednoczenia ruchu założeniach programowych
(kwiecień 1919) opowiadano się m.in. za systemem
demokracji parlamentarnej, szerokimi swobodami
obywatelskimi, uspołecznieniem podstawowych gałęzi
życia gospodarczego i udziałem robotników w zarzą-
dzaniu przedsiębiorstwami, za popieraniem rozwoju
oświaty i spółdzielczości, przyznaniem autonomii
mniejszościom narodowym, oddzieleniem sfery życia
religijnego od instytucji państwowych oraz wywłasz-
czeniem bez odszkodowania wielkiej własności ziem-
skiej. Stanowisko zajmowane przez PPS siłą rzeczy
prowadziło do konfrontacji z komunistami z jednej
strony oraz z nacjonalistyczną prawicą z drugiej. So-
juszników partia szukała na lewicy, a zwłaszcza w naj-
bliższym ideowo PSL „Wyzwolenie”, wraz z którym
tworzyła trzon tzw. obozu belwederskiego, wspierają-
cego zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicz-
nej posunięcia J. Piłsudskiego jako naczelnika państwa.
Polska Partia Socjalistyczna opowiadała się m.in. za
koncepcją federacyjnego rozwiązania problemu
wschodniego, chociaż zasadniczo wolałaby zrealizować
ją bez konieczności prowadzenia wojny. Silniej niż in-
ne grupy obozu belwederskiego akcentowała natomiast
konieczność zajęcia się sprawami granicy zachodniej
i południowej, a zwłaszcza zaolziańskiego, proletariac-
kiego Śląska. W polityce wewnętrznej, mimo dużego
krytycyzmu i wielu zastrzeżeń, akceptowała kolejne
rządy, tzw. centrowe, powoływane przez naczelnika
państwa, a w niektórych nawet uczestniczyła. Za jed-
noznacznego przeciwnika uznała natomiast pierwszy
gabinet parlamentarny wyłoniony przez sejm II kaden-
cji w maju 1923 r., czyli rząd Chjeno-Piasta z W. Wito-
sem na czele. Przeciwko jego zmodyfikowanej wersji
PPS wystąpiła też zdecydowanie w maju 1926 r.
Bardziej skomplikowana sytuacja istniała w ruchu
ludowym. W początkach niepodległości był on repre-
zentowany przede wszystkim przez wywodzące się
z Galicji centrowe Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”
(PSL „Piast”). Wśród jego przywódców najistotniejszą
rolę odgrywał Wincenty Witos, bez wątpienia najwy-
bitniejszy przywódca chłopski w Polsce. Obok niego
duże znaczenie w tym nurcie odgrywali: Maciej Rataj
(marszałek sejmu w latach 1922-1927), WładysłaW.
Kiernik, Franciszek Bardel (do 1921 r.), Jan Dębski,
Wiktor Kulerski, Andrzej Średniawski i senior ruchu
ludowego Jakub Bojko. Na terenie byłego Królestwa
Polskiego i Kresów Wschodnich decydujące znaczenie
miało istniejące od 1915 r., bardziej lewicowe, bo
utworzone z inspiracji PPS, Polskie Stronnictwo Lu-
dowe „Wyzwolenie” (PSL „Wyzwolenie”), wspierające
w latach 1918-1919 tzw. rządy ludowe, a następnie ga-
binety powoływane przez naczelnika państwa
i w związku z tym wchodzące, obok PPS, w skład
wspomnianego obozu belwederskiego. Do grupy przy-
wódczej „Wyzwolenia” należeli m.in. Stanisław Thu-
gutt, Tomasz Nocznicki, Juliusz Poniatowski i Błażej
Stolarski, którzy znaleźli się także w składzie pierw-
szych rządów Polski niepodległej. Obok wspomnianych
działały również mniejsze ugrupowania, głównie o cha-
rakterze lewicowym. Do nich należało np. kierowane
przez Jana Stapińskiego Polskie Stronnictwo Ludowe
Lewica (PSL Lewica) w Galicji i wyodrębnione zeń
pod koniec 1918 r. Chłopskie Stronnictwo Radykalne
(ChSR) ks. Eugeniusza Okonia, które jednak nigdy nie
przeistoczyło się w partię masową, a swymi wpływami
tylko przejściowo objęło głównie południową część
dawnego Królestwa Polskiego. Odnoszone w czasie
kampanii wyborczych w 1919 i 1922 r. sukcesy za-
wdzięczało ono głównie demagogicznym zdolnościom
swego przywódcy, współtwórcy tzw. Republiki Tarno-
brzeskiej.
Dokładne prześledzenie przeobrażeń organizacyj-
nych w ruchu ludowym w pierwszych latach niepodle-
głości nie jest łatwe zarówno ze względu na liczbę par-
tii i stronnictw podkreślających, przynajmniej nazwą,
swój ludowy rodowód lub charakter, jak i z powodu ich
wyjątkowo małej stabilności. Najbardziej charaktery-
stycznym rysem tych ugrupowań były nieustanne sece-
sje i rozłamy, wynikające z różnic ideowych i — chyba
częściej — ambicji politycznych przywódców. W ich
efekcie zazwyczaj powstawały efemeryczne twory, któ-
re albo umierały śmiercią naturalną po krótkim czasie,
albo ponownie łączyły się ze stabilniejszymi ugrupo-
waniami. W rzeczywistości i szeroko reklamowane roz-
łamy, i akcje zjednoczeniowe na ogół nie miały więk-
szego znaczenia i nie wpływały poważniej na ogólny
obraz ruchu ludowego.
Niezależnie od różnic programowych wszystkie
partie tego kierunku łączyło przekonanie o ich szcze-
gólnym znaczeniu jako reprezentacji ludności wiejskiej,
to jest najliczniejszej warstwy społecznej w kraju. Po-
chodną tego przekonania były aspiracje do odgrywania
przez nie decydującej roli w państwie i jego najwyż-
szych władzach. Starając się utrzymać wpływ na swój
elektorat, partie te najwięcej uwagi zwracały na kwestie
bezpośrednio związane z wsią i rolnictwem. Do nich
należała w pierwszym rzędzie walka o reformę rolną,
niezależnie od różnic w kwestiach szczegółowych jej
dotyczących, a ponadto o rozwój instytucji samorzą-
dowych i spółdzielczości, podniesienie poziomu oświa-
ty w szkołach ludowych itd. Niejednokrotnie też w tych
właśnie sprawach ich kluby sejmowe, a nawet posłowie
chłopscy należący do innych reprezentacji parlamen-
tarnych (np. narodowej), występowali nadzwyczaj so-
lidarnie. Wszystkie ugrupowania chłopskie opowiadały
się za rządami demokracji parlamentarnej i prawie
wszystkie za jednoizbowym parlamentem.
Podobnie jak w wypadku innych ugrupowań jedną
z charakterystycznych cech ruchu ludowego w pierw-
szych latach niepodległości były wysiłki zmierzające
do objęcia swym zasięgiem całego kraju. W tym czasie
najwięcej inicjatywy konsolidacyjnej wykazało i naj-
szybciej granice zaborowe przekroczyło PSL „Piast”,
opowiadające się wówczas na ogół także za współpracą
z ruchem narodowym. Przejęło ono w całości lub
w części dorobek organizacyjny królewiackich organi-
zacji chłopskich — Zjednoczenia Ludowego (1918),
Polskiego Zjednoczenia Ludowego (1919), a nawet
części PSL „Wyzwolenie” (1920) oraz lepiej lub gorzej
zorganizowanych grup ludowych z Wielkopolski
(1920) i Pomorza (1920). Ostatnim poważniejszym
sukcesem było wchłonięcie resztek wegetującego już
Narodowego Zjednoczenia Ludowego, powiązanego
dotychczas z narodową demokracją w Wielkopolsce.
Do końca istnienia terenem najsilniejszych wpływów
PSL „Piast” pozostawała zachodnia część Małopolski.
Ponosiło ono jednak również straty — w 1923 r. prze-
żyło dwa poważne rozłamy, w których wyniku wyod-
rębniło się Polskie Stronnictwo Ludowe „Jedność Lu-
dowa” i Polski Związek Ludowców. Stronnictwo dys-
ponowało rozbudowaną prasą, głównie tygodnikami.
Do najważniejszych tytułów należały: krakowski
„Piast”, warszawska „Wola Ludu”, pomorska „Gazeta
Grudziądzka” i wielkopolski „Włościanin”.
O wyjątkowym znaczeniu PSL „Piast” na mapie
politycznej w pierwszym okresie niepodległości świad-
czyło m.in. powierzenie W. Witosowi przewodnictwa
Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie (1918),
a zwłaszcza premierostwa Rządu Obrony Narodowej
(1920). To jego miejsce potwierdził spektakularny suk-
ces w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w Mało-
polsce Zachodniej oraz istotny wpływ na treść ustawy
o reformie rolnej (1920) i brzmienie konstytucji mar-
cowej (1921). Równie duże poparcie wyborców umoż-
liwiło w 1922 r. PSL „Piast” i przeforsowanie kandyda-
tury M. Rataja na marszałka sejmu, i obsadzenie przez
S. Wojciechowskiego fotela prezydenckiego. Niemniej
jednak próba objęcia rządów w państwie w 1923 r.,
z konieczności w porozumieniu z prawicą (tzw. rząd
Chjeno-Piasta), doprowadziła do wspomnianych wcze-
śniej rozłamów i zaostrzenia stosunków z innymi ugru-
powaniami ludowymi, a zwłaszcza z PSL „Wyzwole-
nie” i PSL Lewicą, a po sześciu miesiącach zakończyła
się fiaskiem. Ponowna próba przejęcia rządów, reali-
zowana w 1926 r. w zbliżonym układzie politycznym,
wypadła jeszcze gorzej, gdyż przyspieszyła najprawdo-
podobniej zamach stanu i dojście do władzy obozu sa-
nacyjnego.
Drugie chłopskie ugrupowanie galicyjskie, Polskie
Stronnictwo Ludowe Lewica, przeżywało po odzyska-
niu niepodległości wyraźny kryzys. Świadczyła o tym
m.in. nieudana próba ponownego zjednoczenia z PSL
„Piast”, podjęta w końcu 1918 r. Zakończyła się ona
fiaskiem głównie na skutek popierania tzw. rządów lu-
dowych z przełomu lat 1918 i 1919 i wchodzenia w ich
skład. Elementy radykalniejsze oderwały się wówczas
od PSL Lewicy i utworzyły ChSR. W styczniu 1919 r.
PSL Lewica poszła samodzielnie do wyborów i zdołała
nawet uzyskać 12 mandatów. Szybko jednak ujawniły
się w niej tendencje dezintegracyjne. Wydaje się, że
najistotniejsze znaczenie miał dokonany latem 1922 r.
(m.in. przez Józefa Putka) rozłam, po którym rola
Stronnictwa spadła prawie do zera. Dwa lata później
(maj 1924) wegetująca PSL Lewica połączyła się z se-
cesjonistami z PSL „Piast”, to znaczy z Polskim
Związkiem Ludowców i utworzyła wraz z nim Związek
Chłopski, który w większości przejął jej dorobek orga-
nizacyjny, statutowy i programowy, ale nie zdołał roz-
winąć szerszej działalności. W styczniu 1926 r. Zwią-
zek zgłosił akces do nowo utworzonego Stronnictwa
Chłopskiego (SCh). Przez cały czas istnienia PSL Le-
wicy i Związku Chłopskiego ich najwybitniejszym
przedstawicielem był Jan Stapiński, równocześnie re-
daktor centralnego organu partyjnego, czyli krakow-
skiego tygodnika „Przyjaciel Ludu”. Pozycja Stapiń-
skiego nie była jednak na tyle mocna, żeby mógł objąć
kierownictwo SCh, a nadmierne ambicje polityczne
skłoniły go po maju 1926 r. do podjęcia współpracy
z obozem sanacyjnym, co spowodowało wykluczenie
go z partii.
W rzeczywistości jedynym poważnym konkuren-
tem PSL „Piast” w ruchu ludowym było królewiackie
PSL „Wyzwolenie”, przejawiające, jak już wspomnia-
no, jednoznacznie lewicowe sympatie i w związku
z tym wspierające pierwsze gabinety Polski odrodzo-
nej. Po 1918 r. naturalną tendencją wśród jego przy-
wódców, zwłaszcza na terenie sejmowym, były próby
podjęcia współpracy z PSL „Piast”, co zaowocowało
pod koniec 1919 r. utworzeniem wspólnego klubu par-
lamentarnego. Bardzo szybko okazało się jednak, że
występujące różnice, zarówno programowe, jak i tak-
tyczne, były zbyt duże, aby zawarte porozumienie mo-
gło przetrwać próbę czasu. Po kilku miesiącach reak-
tywowano ponownie odrębny klub „Wyzwolenia”, ale
dokonano tego kosztem znacznych strat, gdyż więk-
szość posłów, m.in. M. Rataj, zdecydowała się pozostać
w klubie „Piasta”. PSL „Wyzwolenie”, związane po-
czątkowo prawie wyłącznie z byłym Królestwem Pol-
skim, starało się rozszerzyć swój zasięg także na inne
tereny. Wpływy w północno-wschodniej Polsce zapew-
nił mu przyłączony doń w maju 1922 r. Polski Związek
Ludowy „Odrodzenie”, istniejący od dwóch lat na Wi-
leńszczyźnie. Pięć miesięcy później akces niewielkiej
grupy rozłamowej z PSL Lewicy (tzw. Lewicy Ludo-
wej) z Józefem Putkiem na czele pozwolił Stronnictwu
wejść do Galicji. Istotniejsze znaczenie dla zwiększenia
zasięgu wpływów na tym terenie miało sfinalizowanie
w listopadzie 1923 r. połączenia z grupą secesjonistów
z PSL „Piast” (tzw. PSL „Jedność Ludowa”) pod prze-
wodnictwem Jana Dąbskiego, w wyniku czego zmie-
niono nawet na kilka lat oficjalną nazwę partii na
Związek Polskich Stronnictw Ludowych „Wyzwolenie
i Jedność Ludowa”.
Był to już jednak kres jego wysiłków konsolida-
cyjnych, gdyż w następnych miesiącach Stronnictwo
osłabiły rozłamy wywołane przez grupy o radykalniej-
szym lub bardziej zachowawczym charakterze. W wy-
niku pierwszego powstała w listopadzie 1924 r. rady-
kalna, a w praktyce znajdująca się pod kontrolą komu-
nistów, Niezależna Partia Chłopska, z Sylwestrem Wo-
jewódzkim na czele, która przejęła, zwłaszcza na Kre-
sach Wschodnich, znaczną część dotychczasowego
elektoratu „Wyzwolenia”. W marcu 1925 r., a więc za-
ledwie kilka miesięcy później, od Stronnictwa oderwała
się kolejna grupa z popularnym w ruchu ludowym
przywódcą Bolesławem Wysłouchem i mniej wówczas
znanymi prof. Kazimierzem Bartlem i Marianem Zyn-
dramem-Kościałkowskim. Tym razem dokonano tego
na znak protestu przeciwko wprowadzeniu do progra-
mu partii zapisu o przejęciu ziemi wielkiej własności na
cele reformy rolnej bez odszkodowania. Secesjoniści
powołali do życia najpierw nieliczny klub sejmowy,
a następnie nową, równie słabą, organizację: Partię
Pracy. Najdotkliwszy okazał się jednak rozłam ze
stycznia 1926 r., dokonany m.in. przez niedawno pozy-
skanego J. Dąbskiego, który ze swymi zwolennikami
(15 posłów) dołączył do pozbawionego większego zna-
czenia Związku Chłopskiego i wraz z nim utworzył
Stronnictwo Chłopskie.
Mimo ponoszonych na skutek rozłamów strat PSL
„Wyzwolenie” zdołało utrzymać znaczące wpływy
w centralnej Polsce i na Kresach Wschodnich, co po-
twierdzały m.in. wybory do organizacji samorządo-
wych, spółdzielczych I gospodarczych. Pod koniec
pierwszej połowy lat 20. do grona przywódczego lej
partii należeli m.in. Kazimierz Bagiński, Irena Ko-
smowska, Bogusław Miedziński, Tomasz Nocznicki,
Błażej Stolarski, Jan Smoła i Stanisław Thugutt. Cen-
tralnym organem Stronnictwa był nadal wydawany
w Warszawie tygodnik „Wyzwolenie”, wspierany przez
wiele pism lokalnych, takich jak „Kurier lwowski”,
„Goniec Wielkopolski” i wileńskie „Wyzwolenie Lu-
du”.
Jak już wspomniano, Stronnictwo Chłopskie poja-
wiło się pod koniec pierwszej połowy lat 20. — for-
malnie 12 1 1926. Jego zaczątkiem była grupa wywo-
dząca się ze Związku Polskich Stronnictw Ludowych
„Wyzwolenie i Jedność Ludowa”, do której niemal na-
tychmiast zgłosił także akces Związek Chłopski, a nie-
co później część działaczy ChSR oraz efemeryczne
Kresowe Stronnictwo Chłopskie. W nowej organizacji
znaleźli się ostatecznie ludzie wywodzący się ze
wszystkich dotychczasowych ugrupowań ludowych
i w związku z tym programowo opowiadali się oni za
Zjednoczeniem całego ruchu ludowego, choć zarówno
w deklaracji założycielskiej, jak i w opublikowanym
w czerwcu 1927 r. programie znalazły wyraz przede
wszystkim założenia propagowane dotychczas przez
lewicowe odłamy ruchu chłopskiego. Do grona wybit-
niejszych działaczy SCh należeli m.in. Jan Dąbski, An-
drzej Pluta, Andrzej Waleron i Stanisław Wrona. Cen-
tralnym organem Stronnictwa został warszawski tygo-
dnik „Gazeta Chłopska”.
Bardziej zwarty charakter miała prawica nacjonali-
styczna. Do końca I wojny światowej reprezentowały ją
przede wszystkim działające oddzielnie w poszczegól-
nych zaborach stronnictwa narodowodemokratyczne,
podlegające, podobnie jak i drobniejsze organizacje te-
go nurtu, jednemu ośrodkowi dyspozycyjnemu, to zna-
czy istniejącej od 1893 r. Lidze Narodowej, dzięki cze-
mu, mimo formalnych podziałów terytorialnych, zaj-
mowały one na ogół jednolite stanowisko wobec naj-
ważniejszych problemów. Umożliwiło to także w cza-
sie wyborów do konstytuanty utworzenie, przynajmniej
na terenie Królestwa Polskiego, wspólnych Narodo-
wych Komitetów Wyborczych Stronnictw Demokra-
tycznych, co dodatkowo zbliżyło je do siebie oraz za-
pewniło sukces w walce o mandaty.
W początkach lutego 1919 r., a więc tuż po zebra-
niu się Sejmu Ustawodawczego, przystąpiono do akcji
scaleniowej, której celem było zgrupowanie w obrębie
jednej organizacji wszystkich partii i stronnictw utwo-
rzonych niegdyś z inicjatywy Ligi Narodowej. Efektem
tych zabiegów było powstanie jednego klubu narodo-
wego w sejmie, a następnie wspólnego stronnictwa —
Związku Ludowo-Narodowego (ZLN).
Bardzo szybko okazało się jednak, że poszczególne
odłamy różniły się od siebie zbyt znacząco, aby mogły
funkcjonować w obrębie jednego ugrupowania. Ode-
rwała się od niego m.in. grupa Edwarda Dubanowicza
(Narodowe Zjednoczenie Ludowe) oraz grupa chrześci-
jańskodemokratyczna z Wojciechem Korfantym na
czele. Utworzony ostatecznie 27 X 1919 ZLN konty-
nuował w zasadzie tradycje Stronnictwa Narodowo-
Demokratycznego (SND). Z nowo powstałą formacją
współpracowały wyspecjalizowane organizacje, m.in.
zrzeszająca słuchaczy szkół wyższych Młodzież
Wszechpolska oraz Narodowa Organizacja Kobiet.
Współpracę z pokrewnymi ideowo grupami zapewniały
formalnie ponadpartyjne organizacje, np. zarejestrowa-
ne w 1921 r. Towarzystwo Rozwoju Życia Narodowe-
go w Polsce „Rozwój”. W programie uchwalonym
w październiku 1919 r. powtarzano dotychczasowe za-
łożenia Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, ak-
centując przede wszystkim wyjątkowe znaczenie prawa
własności, konieczność zachowania solidarności naro-
dowej, wierność katolicyzmowi, akceptację ustroju re-
publikańskiego, poparcie dla demokratycznego prawa
wyborczego z pewnymi ograniczeniami dla mniejszości
narodowych itp. Zgodnie z dotychczasowymi koncep-
cjami podkreślano w dalszym ciągu niebezpieczeństwo
niemieckie i opowiadano się za współpracą z Francją.
Nie wykluczano także nawiązania bliższych kontaktów
z Czechosłowacją, co jednak pozostało tylko w sferze
życzeń.
Przywódcą i głównym ideologiem Związku był
w dalszym ciągu Roman Dmowski, wspierany m.in.
przez Stanisława Grabskiego, Stanisława Głąbińskiego,
Mariana Seydę, Stanisława Kozickiego i Jerzego
Zdziechowskiego. Koncepcje narodowe propagowano
za pośrednictwem rozbudowanej prasy, wśród której
szczególną rolę odgrywały dzienniki, m.in. „Gazeta
Warszawska”, lwowskie „Słowo Polskie” i „Kurier Po-
znański”, a także organy teoretyczne — tygodnik
„Myśl Narodowa” i reaktywowany w 1922 r. „Przegląd
Wszechpolski”.
Z obozem narodowym najczęściej współpracowało
wywodzące się ze wspólnego pnia Polskie Stronnictwo
Chrześcijańskiej Demokracji (PSChD), występujące
przez pewien czas pod nazwą Chrześcijańsko-
Narodowe Stronnictwo Robotnicze (1920-1925). Jego
zaczątkiem był zjazd zjednoczeniowy w Krakowie (7-8
XI 1919), w czasie którego dokonano unifikacji grup
chrześcijańsko-społecznych z Małopolski (Chrześcijań-
sko-Narodowe Stronnictwo Robotnicze) i Królestwa
Polskiego (Polska Chrześcijańska Demokracja). W na-
stępnym roku, na jeździe warszawskim (24-25 V 1920),
dołączyła do nich analogiczna grupa (Chrześcijańsko-
Narodowe Stronnictwo Robotnicze) z Wielkopolski,
a trzy lata później (1923) Chrześcijańskie Zjednoczenie
Ludowe z Górnego Śląska. PSChD było ugrupowaniem
ogólnopolskim, aczkolwiek największymi wpływami
dysponowało na Górnym Śląsku, co wynikało w znacz-
nym stopniu z dużej popularności W. Korfantego na
tym terenie. Obok niego do grupy najwybitniejszych
działaczy należeli m.in. Józef Chaciński, ks. Stanisław
Adamski, Władysław Tempka, ks. Zygmunt Kaczyński,
Ludwik Gdyk i Wacław Bitner. Koncepcje chadecji
propagowała ciesząca się znaczną popularnością prasa,
m.in. katowicka „Polonia”, krakowski „Głos Narodu”
i „Dziennik Bydgoski”.
Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji
podkreślało w swych założeniach programowych
szczególne znaczenie wartości chrześcijańskich. Za
podstawę działalności przyjęło zasady katolicyzmu
społecznego, najpełniej wyrażone w wydanej w 1891 r.
encyklice Leona XIII Rerum novarum. Zgodnie z tymi
wskazaniami zwalczano nurty ograniczające wolność
jednostek i propagujące nienawiść klasową, do których
w pierwszej kolejności zaliczano socjalizm i utożsa-
miany z bolszewizmem komunizm. Za przeciwnika
uważano także bezideowy i egoistyczny liberalizm.
Możliwość rozwiązania nabrzmiałych problemów spo-
łecznych dostrzegano w koncepcji upowszechnienia
własności, m.in. przez zapewnienie robotnikom prawa
do zysków osiąganych przez przedsiębiorstwa, w któ-
rych byli zatrudnieni. Stronnictwo stało na stanowisku
ścisłego związku między Kościołem i państwem oraz
skrupulatnego przestrzegania postanowień zawartych
w konkordacie. Podkreślano także wyjątkowe znacze-
nie wartości narodowych, choć oficjalnie odcinano się
od skrajnych zasad propagowanych przez środowiska
nacjonalistyczne. W praktyce działacze chrześcijańsko-
demokratyczni, podobnie jak prasa Stronnictwa, wiele
miejsca poświęcali konieczności walki z prądami i gru-
pami zagrażającymi ideałom chrześcijańskim,
a w pierwszej kolejności z niebezpieczeństwem żydow-
skim. Z tych też względów chadecja najchętniej współ-
działała, jak już wspomniano, z narodową demokracją
— m.in. wchodziła do utworzonego z okazji wyborów
w 1922 r. Chrześcijańskiego Związku Jedności Naro-
dowej, formalnie przystąpiła do tzw. paktu lanckoroń-
skiego oraz weszła w skład powołanego kilka miesięcy
później rządu Chjeno-Piasta, a także, w maju roku
1926, do jego zmodyfikowanego wydania.
Z nurtem chrześcijańsko-społecznym związane by-
ło także kilka mniejszych grup. Niektóre z nich miały
efemeryczny charakter, np. funkcjonujące w dawnym
Królestwie Polskim Zjednoczenie Ludowe (później Na-
rodowe Zjednoczenie Ludowe), roztopione następnie
w klasycznych partiach chłopskich (PSL „Piast” i PSL
„Wyzwolenie”), inne zaś były trwalsze. Jednak i one
nigdy nie przekształciły się w partie ogólnopolskie. Na-
leżało do nich np. wpływowe — ale tylko na terenie
diecezji tarnowskiej — Polskie Stronnictwo Katolicko-
Ludowe, zawdzięczające swe istnienie opiece miejsco-
wego biskupa — Leona Wałęgi i funkcjonujące w za-
sadzie tylko do jego śmierci w 1939 r.
Mniej wyraźny charakter miała Narodowa Partia
Robotnicza (NPR), utworzona w maju 1920 r. z połą-
czenia dwóch organizacji, to znaczy Narodowego
Związku Robotniczego, działającego od początków
wieku w Królestwie Polskim, oraz części utworzonego
w Westfalii pod koniec wojny Narodowego Stronnic-
twa Robotników, które zdobyło sobie następnie znacz-
ne wpływy na terenie zaboru pruskiego. NPR była
ugrupowaniem ogólnopolskim, choć swymi wpływami
obejmowała głównie Pomorze i Wielkopolskę, a na te-
renie byłego zaboru rosyjskiego najwięcej zwolenni-
ków miała w Zagłębiu Dąbrowskim i w rejonie Łodzi.
Nie zdołała natomiast uzyskać silniejszej pozycji
w Małopolsce. Zasięg oddziaływania zwiększała po-
przez podporządkowane sobie Zjednoczenie Zawodowe
Polskie, jedną z najsilniejszych wówczas w Polsce cen-
tral związkowych, a w mniejszym stopniu przez swą
przybudówkę młodzieżową — Związek Młodzieży
Pracującej „Jedność”.
W swym programie NPR akcentowała nadrzędność
polskich interesów narodowych nad klasowymi, choć
równocześnie opowiadała się za przestrzeganiem kon-
stytucyjnych praw mniejszości narodowych (pomijając
jednak Żydów) do swobodnego rozwoju narodowego
i kulturalnego oraz akceptowała konieczność walki ro-
botników o należne im prawa, m.in. o prawo do pracy
i godziwe wynagrodzenie. Podobnie jak chadecja pod-
kreślała konieczność przestrzegania zasad moralności
chrześcijańskiej, toteż zwalczała zarówno komunizm,
socjalizm, jak i rodzący się faszyzm. Partia akceptowa-
ła system kapitalistyczny, a jego widoczne wady chcia-
ła usunąć m.in. poprzez rozwój spółdzielczości, oświa-
ty, samorządu oraz likwidację porozumień mono-
polistycznych i stopniowe uspołecznienie większych
zakładów przemysłowych. Koncepcje te najszerzej
propagowano za pośrednictwem prasy partyjnej, m.in.
„Głosu Robotnika” i „Sprawy Robotniczej”.
Do grona wybitniejszych działaczy należeli m.in.
Karol Popiel, Jan Brejski, Adam Chądzyński, Antoni
Ciszak, Bolesław Fichna i Stanisław Wachowiak. Znaj-
dowali się wśród nich zarówno zwolennicy obozu bel-
wederskiego, jak i nurtu narodowego, co osłabiało spo-
istość partii i możliwość utrzymania jednej linii działa-
nia. Klub poselski NPR w Sejmie Ustawodawczym,
podobnie jak inne grupy lewicowe, opowiadał się za
demokratycznym prawem wyborczym i silną władzą
wykonawczą, a niejednokrotnie popierał J. Piłsud-
skiego w jego sporach ze stronnictwami prawicowymi.
Naciski grupy lewicowej uniemożliwiły też formalne
wejście NPR, mimo żywych sympatii, do rządu Chje-
no-Piasta w latach 1923 i 1926.
Oprócz wymienionych powyżej działało także wie-
le innych partii i stronnictw, które jednak albo okazały
się efemerydami, albo miały jedynie znaczenie regio-
nalne. Wyjątkowe miejsce w tej mozaice zajmowali
konserwatyści, wywodzący się przede wszystkim ze
sfer ziemiańskich i przemysłowych. Po 1918 r. nie uda-
ło im się stworzyć, mimo podejmowanych wysiłków,
trwałego ogólnopolskiego stronnictwa, a nawet wypra-
cować jednolitej linii działania. Przez cały opisywany
okres konserwatyści reprezentowani byli przez lokalne
ugrupowania, bardzo często zmieniające nazwy, m.in.
z powodu zachodzących fuzji i rozłamów. Organizacje
te miały na ogół elitarny charakter i mimo że skupiały
osoby należące do elity finansowej i intelektualnej,
o bogatym doświadczeniu w życiu politycznym, nie by-
ły w stanie odegrać większej samodzielnej roli, co naj-
wyraźniej widać było podczas wyborów parlamentar-
nych. Zaistnienie na arenie politycznej i obrona intere-
sów ekonomicznych możliwe były tylko przy współ-
pracy z bardziej masowymi ugrupowaniami i wpływo-
wymi politykami. W grupie małopolskiej i wileńskiej
występowały silne tendencje do porozumienia z obo-
zem belwederskim, a zwłaszcza z J. Piłsudskim. Taką
linię reprezentowały np. tworzone w 1922 r. przy
udziale konserwatystów bloki wyborcze — Unia Naro-
dowo-Państwowa i Państwowe Zjednoczenie na Kre-
sach. Konserwatyści z Polski centralnej (Królestwo
Polskie) i zachodniej (zabór pruski) możliwość taką do-
strzegali we współdziałaniu z narodową demokracją,
którą wspierali finansowo w czasie kampanii wybor-
czej. Sympatie te uległy jednak wyraźnemu osłabieniu,
gdy ZLN w pakcie lanckorońskim (1923) zobowiązał
się do poparcia starań PSL „Piast” o uchwalenie ustawy
o reformie rolnej, przewidującej m.in. przymusowe wy-
właszczanie wielkiej własności ziemskiej.
Jak już wspomniano, konserwatyści dysponowali
liczną kadrą wytrawnych działaczy politycznych. Nale-
żeli do nich m.in. Edward Dubanowicz, Stanisław
Stroński, Jan Stecki, Stanisław Cat-Mackiewicz, Janusz
Radziwiłł, Stanisław Estreicher i Zdzisław Tarnowski.
Ich koncepcje propagowała wydawana przez poszcze-
gólne ośrodki opiniotwórcza prasa. Do najbardziej zna-
nych tytułów należały: krakowski „Czas”, wileńskie
„Słowo”, warszawski „Dzień Polski” i wielkopolski
„Dziennik Poznański”. Konserwatyści mieli znaczne
wpływy w różnorakich organizacjach społecznych, kul-
turalnych i zawodowych, m.in. rolniczych, a ponadto
powiązane były z nimi wegetujące na obrzeżach życia
politycznego grupy monarchistyczne, które jednak nie
tylko nie potrafiły się zjednoczyć, ale nawet ustalić
wspólnego kandydata do tronu polskiego.
PARTIE I STRONNICTWA MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH W LATACH
1918-1939
Podziały polityczne charakteryzowały nie tylko
społeczeństwo polskie, ale występowały także wśród
mniejszości narodowych, choć ich ugrupowania, poza
żydowskimi i częściowo niemieckimi, miały siłą rzeczy
zasięg lokalny i obejmowały tylko tereny zamieszkane
przez poszczególne narodowości. Bardzo silnie pod
tym względem zróżnicowani byli Żydzi. Ich partie
i stronnictwa w dużej części powstawały jeszcze przed
rokiem 1918. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległo-
ści tylko niektóre, np. Powszechny Żydowski Związek
Robotniczy „Bund”, zdołały przekształcić się w zhie-
rarchizowane partie ogólnopolskie. Większość zacho-
wała struktury dzielnicowe i obejmowała swym zasię-
giem zazwyczaj teren jednego z dawnych zaborów lub
nawet tylko jego część. Na przykład Organizacja Syjo-
nistyczna przez cały okres międzywojenny posiadała
odrębne centrale dla byłego zaboru rosyjskiego (po-
czątkowo nawet oddzielne dla dawnego Królestwa Pol-
skiego i ziem wcielonych do cesarstwa), Małopolski
Wschodniej oraz Małopolski Zachodniej i Śląska.
Ugrupowania żydowskie należały, z niewielkimi wy-
jątkami, do struktur ponadpaństwowych, które określa-
no najczęściej mianem światowych. W czasie kongre-
sów międzynarodowych wyłaniano ich gremia kierow-
nicze oraz ustalano kierunki działalności politycznej,
obowiązujące we wszystkich krajach. Najwyraźniej
uwidaczniało się to w wypadku Organizacji Syjoni-
stycznej. Inną ich cechą charakterystyczną było to, że
jedna z zasadniczych linii podziałów wynikała ze sto-
sunku do kwestii palestyńskiej.
Na prawicy stronnictw żydowskich znajdował się
utworzony w 1916 r. w Warszawie ortodoksyjny Zwią-
zek Izraela (Agudat Israel, potocznie zwany Agudą),
przejściowo używający także nazwy Pokój Wiernym
Izraelitom. Aguda prezentowała pogląd, że Żydzi
w ciągu wielowiekowej diaspory zachowali odrębność
tylko dzięki swej religii i w związku z tym żądała, aby
całe życie żydowskie, zarówno w sferze prywatnej, jak
i politycznej, zostało podporządkowane zasadom judai-
zmu. Z rezerwą odnosiła się do koncepcji odbudowy
państwa żydowskiego, gdyż zgodnie z Biblią uczynić to
mógł tylko Mesjasz. Gdy ostatecznie zaakceptowała
budowę żydowskiej siedziby narodowej w Palestynie,
domagała się, aby oparta została ona na zasadach reli-
gijnych. W stosunkach wewnętrznych podkreślała ko-
nieczność lojalności wobec państwa i utrzymywania
poprawnych stosunków z ekipami znajdującymi się ak-
tualnie przy władzy. Postawy takie nasiliły się szcze-
gólnie po zamachu majowym, gdyż z nowym obozem
łączono duże nadzieje na poprawę położenia Żydów w
Polsce. W zamian za udzielane poparcie, m.in. podczas
wyborów parlamentarnych, władze państwowe zajmo-
wały życzliwe stanowisko wobec wysiłków ortodok-
sów dążących do zachowania dominującego wpływu
w żydowskich gminach wyznaniowych, tym bardziej że
postulowali oni ich ściśle religijny charakter. Zasięg
wpływów Agudy poszerzały podporządkowane jej or-
ganizacje grupujące młodzież, robotników i kobiety
oraz powiązane z nią liczne stowarzyszenia o charakte-
rze społecznym, kulturalnym i religijnym. Do zwolen-
ników trafiano także za pośrednictwem prasy,
a zwłaszcza żydowskojęzycznego dziennika „Der Jud”,
przemianowanego następnie na „Dos Jidisze Togbłat”.
Do grona wybitniejszych przywódców tego ugrupowa-
nia należeli m.in. rabini Abraham Mordechaj Alter,
Meir Szapira i Abraham Perlmutter oraz działacze
świeccy, tacy jak Eliasz Kirszbraun i Mojżesz Deut-
scher. Na masy ortodoksyjne bardzo duży wpływ,
znacznie większy niż formalne władze partyjne, wy-
wierali lokalni przywódcy religijni, a zwłaszcza cady-
cy. Niektórzy z nich, np. bełzki i aleksandrowski, pod-
jęli nawet w latach 30. nieudane próby utworzenia kon-
kurencyjnych wobec Agudy stronnictw politycznych.
Najpoważniejszym konkurentem ortodoksów był
obóz syjonistyczny, dążący do dwóch zasadniczych ce-
lów — zbudowania siedziby narodowej, a następnie
państwa żydowskiego w Palestynie oraz uzyskania dla
Żydów w Polsce statusu mniejszości narodowej i prze-
kształcenia żydowskich gmin wyznaniowych w lokalne
reprezentacje narodowo-polityczne. Jego trzon stanowi-
ła Organizacja Syjonistyczna (będąca częścią Świato-
wej Organizacji Syjonistycznej), pod względem teryto-
rialnym podzielona w Polsce, jak już wspomniano,
między trzy centrale. Podejmowane wielokrotnie próby
wyłonienia władz ogólnopolskich nie przynosiły trwa-
łych rezultatów. Wynikało to m.in. z faktu, że wśród
działaczy syjonistycznych występowały istotne różnice
poglądów, dotyczące zarówno kwestii palestyńskich,
jak i polityki krajowej. Doprowadziły one w pierwszej
połowie lat 20. do wykształcenia się konkurujących ze
sobą frakcji — Et Libnoth (Czas Budować), posiadają-
cej najsilniejsze wpływy w Małopolsce, oraz Al Ha-
miszmar (Na Straży), cieszącej się dużą popularnością
na terenie byłego zaboru rosyjskiego. Ponad- zaborowy
charakter miała od początku najpóźniej ukształtowana
frakcja Syjonistów-Rewizjonistów, koncentrująca się
prawie wyłącznie na kwestiach palestyńskich.
Syjoniści wszystkich odłamów dysponowali licz-
nymi zastępami wytrawnych działaczy, wśród których
na czoło wybijali się m.in. Icchak Grunbaum i Apolina-
ry Hartglas z byłej Kongresówki oraz Leon Reich i ra-
bin Ozjasz Abraham Thon z Małopolski. Posiadali tak-
że liczne i poczytne organy prasowe w językach pol-
skim, jidysz i hebrajskim. Z polskojęzycznych tytułów
wymienić należy m.in. lwowską „Chwilę”, krakowski
„Nowy Dziennik” i warszawski „Nasz Przegląd” oraz
wychodzący w Krakowie rewizjonistyczny tygodnik
„Trybuna Narodowa”. Do obozu syjonistycznego
wchodziły na zasadzie autonomicznej także inne ugru-
powania — Organizacja Syjonistów Ortodoksów „Mi-
zrachi” (Centrum Duchowe), Syjonistyczna Partia Pra-
cy „Hitachdut” i Niezależna Żydowska Socjalistyczna
Partia Robotnicza „Robotnicy Syjonu” („Poalej Syjon”
Prawica), za których pośrednictwem starano się pozy-
skać dla syjonizmu sfery religijne i robotnicze. Wszyst-
kie frakcje syjonistyczne i ugrupowania wchodzące do
obozu syjonistycznego posiadały własne przybudówki
młodzieżowe oraz dysponowały silnymi wpływami
w organizacjach kulturalnych, gospodarczych i spo-
łecznych.
Na lewicy znajdowały się partie robotnicze. Do
nich należał w pierwszym rzędzie Powszechny Żydow-
ski Związek Robotniczy „Bund”, o charakterze zbliżo-
nym do PPS, z którą niejednokrotnie współpracował,
m.in. w czasie wyborów parlamentarnych i komunal-
nych. Podobnie jak w wypadku PPS wpływy partyjne
poszerzano dzięki związkom zawodowym. Początkowo
„Bund” obejmował swym zasięgiem ziemie byłego za-
boru rosyjskiego, a na teren Małopolski wszedł dopiero
wiosną 1919 r. dzięki połączeniu z istniejącą tu Żydow-
ską Partią Socjaldemokratyczną. Programowo odrzucał
on forsowane przez syjonistów koncepcje palestyńskie,
gdyż uznawał je nie tylko za nierealne, ale także za od-
rywające masy żydowskie od walki o swe prawa w Pol-
sce oraz potęgujące antagonizm żydowsko-arabski
w Palestynie. Poza ogólnym dążeniem do zwycięstwa
socjalizmu starał się koncentrować na walce o zapew-
nienie Żydom pełnego równouprawnienia w Polsce,
z uwzględnieniem ich specyficznych potrzeb, np. uży-
wania jidysz jako języka ojczystego. Wśród działaczy
bundowskich na czoło wybijali się m.in. Wiktor Alter,
Henryk Erlich, Maurycy Orzech i Szmul Zygielbojm.
Radykalniejszy charakter miała istniejąca od 1920 r.
Żydowska Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza
„Robotnicy Syjonu” („Poalej Syjon” Lewica), niejed-
nokrotnie współpracująca z KPRP i z tego względu
traktowana przez władze państwowe jako organizacja
kryptokomunistyczna. Do jej przywódców należeli
m.in. Natan Buchs- baum i Jakub Witkin (Zerubawel).
Regionalny charakter, ograniczony do niektórych
terenów byłego zaboru rosyjskiego, miała Żydowska
Partia Ludowa (jej członków nazywano potocznie
folkistami), która odrzucała postulat budowy państwa
żydowskiego, a swe wysiłki koncentrowała przede
wszystkim na zapewnieniu Żydom w państwie polskim
uprawnień autonomicznych. Do grona jej przywódców
należeli m.in. adwokat Nojach Pryłucki oraz znany,
przynajmniej wśród społeczności żydowskiej, literat
Dawid Nomberg.
W okresie międzywojennym prawie zupełnie za-
nikł bardzo silny jeszcze pod koniec XIX w. nurt asy-
milatorski, propagujący pełne zespolenie ludności ży-
dowskiej z polskim społeczeństwem i w związku z tym
spotykający się ze strony przeciwników z zarzutem, że
żydowską kwestię stara się rozwiązać poprzez likwida-
cję żydostwa. W maju 1919 r. grupy zwolenników tego
kierunku z zaborów rosyjskiego i austriackiego utwo-
rzyły wspólną reprezentację — Związek Polaków Wy-
znania Mojżeszowego Wszystkich Ziem Polskich, która
nie odegrała jednak poważniejszej roli, podobnie jak
powołany w połowie lat 30. Wszechstanowy Blok Ży-
dów Polskich. Do koncepcji asymilatorów nawiązywa-
ły także niektóre organizacje społeczne, przede wszyst-
kim zaś utworzony w 1929 r. Związek Żydów Uczest-
ników Walk o Niepodległość Polski, grupujący m.in.
byłych legionistów.
Najbardziej charakterystyczną cechą przemian za-
chodzących w żydowskim życiu politycznym w okresie
międzywojennym była jego postępująca atomizacja.
Szczególnie wyraźnie przejawiało się to wśród syjoni-
stów ogólnych. Do wybuchu II wojny nie tylko nie uda-
ło im się stworzyć ogólnopolskiej centrali, ale ich frak-
cje prowadziły między sobą coraz ostrzejszą walkę —
np. przez pewien czas na terenie dawnego zaboru rosyj-
skiego istniały dwa konkurujące ze sobą Komitety Cen-
tralne — jeden utworzony przez Et Libnoth i drugi
przez Al Hamiszmar. W latach 30. różnice te znacznie
się pogłębiły, tym bardziej że przekroczyły granice Pol-
ski i zaowocowały powstaniem rywalizujących ze sobą
struktur. Ostatecznie Et Libnoth znalazła się w Świato-
wym Związku Ogólnych Syjonistów, a Al Hamiszmar
w Światowym Zjednoczeniu Ogólnych Syjonistów.
Jeszcze dalej poszły zmiany zachodzące w zysku-
jącej coraz więcej zwolenników frakcji rewizjonistycz-
nej, która pod wpływem swego niekwestionowanego
przywódcy Włodzimierza Żabotyńskiego postanowiła
zerwać wszelkie więzi z macierzystą organizacją
i w 1935 r. przekształciła się w całkowicie odrębne
ugrupowanie — Nową Organizację Syjonistyczną
(NOS), negującą prawo dotychczasowych przywódców
do występowania w imieniu ruchu syjonistycznego.
NOS opowiadała się za budową już nie siedziby naro-
dowej, ale państwa żydowskiego, i to nie tylko w Pale-
stynie, ale po obu stronach Jordanu. Propagowała też
nośne hasło nielegalnej emigracji ludności żydowskiej
na te tereny oraz prowadzenia tam zbrojnej walki za-
równo z Arabami, jak i z Anglikami. Jej młodzieżowa
przybudówka — Betar, formalnie Związek Skautowy
im. kapitana Josefa Trumpeldora — była zorganizowa-
na na zasadach paramilitarnych, a jej członkowie ofi-
cjalnie występowali zazwyczaj w mundurach — bru-
natnych koszulach, których kolor wybrano, aby podkre-
ślić związki z barwą ziemi palestyńskiej. Mimo że Be-
tar pierwszy podjął zdecydowaną walkę z antysemic-
kimi organizacjami polskimi, to jednak rewizjoniści,
m.in. ze względu na nieustanne akcentowanie koniecz-
ności zintensyfikowania emigracji, cieszyli się popar-
ciem władz polskich, a jego członkom umożliwiano
odbywanie szkoleń na udostępnionym przez armię
sprzęcie i na jej poligonach.
Dezintegracji Organizacji Ogólnosyjonistycznej
towarzyszył wzrost znaczenia lewicowej części obozu,
reprezentowanej przez „Hitachdut” i prawicę „Poalej
Syjon”, które — jak można sądzić na podstawie wyni-
ków wyborów na kolejne kongresy syjonistyczne —
skupiły wokół utworzonej pod koniec lat 20. Ligi Pra-
cującej Palestyny znaczną część społeczności żydow-
skiej. Sytuację skomplikowała decyzja światowych
central obu stronnictw z sierpnia 1932 r. o Zjednocze-
niu i przyjęciu przez nie wspólnego programu. Newral-
giczna w tym wypadku stała się kwestia językowa.
W przyjętym wówczas programie opowiedziano się
m.in. za równouprawnieniem jidysz i języka hebraj-
skiego w Palestynie, a równocześnie uznano decydują-
ce znaczenie języka żydowskiego w krajach rozprosze-
nia. Spotkało się to z oporem dużej części członków
„Hitachdut”, która w rezultacie podzieliła się w Polsce
na zwolenników platformy zjednoczeniowej (Ichud)
i jej przeciwników (Antyichud).
Poza obozem syjonistycznym wyraźnie wzrastał
zasięg wpływów „Bundu”, który w latach 30. rozwinął
się w masową partię, m.in. dzięki organizowaniu bojó-
wek podejmujących walkę w obronie ludności żydow-
skiej i inicjowaniu ogólnożydowskich akcji protesta-
cyjnych przeciw pogromom oraz różnym przejawom
dyskryminacji, np. gettu ławkowemu na wyższych
uczelniach. Widomą oznaką wzrostu jego popularności
były ostatnie przed wybuchem wojny wybory do nie-
których żydowskich gmin wyznaniowych, m.in. war-
szawskiej, a zwłaszcza wybory samorządowe z przeło-
mu lat 1938 i 1939, w czasie których partia ta odnoto-
wała spektakularne sukcesy m.in. w Warszawie i Łodzi.
Tuż po wytyczeniu granic życie polityczne mniej-
szości niemieckiej w Polsce związane było z lokalnymi
odłamami różnych organizacji, których centrale znaj-
dowały się na terenie państwa niemieckiego. Stan taki
nie mógł być utrzymany i szybko podjęto starania o do-
stosowanie się do nowych warunków. Naturalne zróż-
nicowanie poglądów powodowało, że w okresie mię-
dzywojennym powstało kilkadziesiąt partii i stronnictw
o zasięgu ogólnopolskim lub regionalnym, reprezentu-
jących kręgi nacjonalistyczne, liberalne, robotnicze i —
w latach 30. — faszystowskie. Prawie wszystkie były
wspierane moralnie, materialnie i finansowo przez wła-
dze niemieckie, co powodowało, że w miarę upływu
czasu coraz bardziej umacniały się w nich tendencje an-
typolskie. Niezależnie od istniejących podziałów
Niemcy, w imię solidarności narodowej i wspólnoty in-
teresów, dążyli do zbudowania regionalnych ponad-
partyjnych ośrodków kierowniczych (ugrupowań kon-
solidacyjnych), a w dalszej perspektywie jednego ogól-
nopolskiego ośrodka dyspozycyjnego, choć temu zde-
cydowanie przeciwstawiały się władze polskie. Pierw-
szym poważnym osiągnięciem na tym polu było powo-
łanie do życia w 1921 r. Związku Niemczyzny dla
Ochrony Praw Mniejszości w Polsce (Deutschtums-
bund zur Wahrung der Minderheitsrechte in Polen),
określanego najczęściej mianem Deutschtumsbund.
Obejmował on swymi wpływami przede wszystkim
Pomorze i Wielkopolskę, chociaż tworzył agendy
i w innych częściach państwa. Do rangi ogólnonie-
mieckiej reprezentacji w Polsce aspirował także po-
wstały w tym samym czasie w Łodzi Związek Niem-
ców w Polsce (Bund der Deutschen in Polen), który
jednak ostatecznie nie został zarejestrowany, a powoła-
ne na jego miejsce Niemieckie Stowarzyszenie Ludowe
w Polsce (Deutscher Volksverband) nie przekraczało
zasięgiem granic byłego zaboru rosyjskiego. Na naj-
później przyłączonym do Polski Górnym Śląsku istnie-
jące tam partie katolickie, narodowe i socjaldemokra-
tyczne uformowały pod koniec 1921 r., gdy podział tej
krainy był już przesądzony, swe naczelne kierownictwo
w postaci Niemiecko-Górnośląskiego Związku Ludo-
wego na Polskim Śląsku dla Obrony Praw Mniejszości
(Deutschoberschlesischer Volksbund für Polnisch
Schlesien zur Wahrung der Minderheitsrechte), używa-
jącego najczęściej tylko określenia Volksbund (Zwią-
zek Ludowy) lub Deutscher Volksbund (Niemiecki
Związek Ludowy).
Bez wątpienia najpoważniejsze znaczenie miał
Deutschtumsbund, który podporządkowywał sobie
z wolna, zwłaszcza w byłym zaborze pruskim, całość
niemieckiego życia społeczno-politycznego, określał
jego stanowisko wobec władz polskich, pełnił rolę arbi-
tra w sporach wewnątrzniemieckich oraz wnosił,
w imieniu ogółu Niemców w Polsce, skargi do Rady
Ligi Narodów i Międzynarodowego Trybunału Spra-
wiedliwości w Hadze na naruszanie przez Polskę zo-
bowiązań narzuconych jej przez tzw. mały traktat wer-
salski. Jego działalność trwała niewiele ponad dwa lata,
gdyż został rozwiązany pod zarzutem szpiegostwa
i zdrady stanu, czego jednakże nie potwierdziły ani
śledztwo, ani wydany siedem lat później wyrok sądo-
wy, uniewinniający wszystkich oskarżonych. Funkcje
tej organizacji, łącznie z obowiązkiem zgłaszania skarg
na forum międzynarodowym, przejęły biura poselskie
Niemieckiego Zjednoczenia w Sejmie i Senacie dla Po-
znańskiego, Okręgu Noteci i Pomorza (Deutsche Ver-
einigung im Sejm und Senat für Posen, Netzegau und
Pommerellen, DV), w których zresztą znalazły się
w większości osoby czynne uprzednio w Deutschtums-
bundzie. Do instytucji ponadpartyjnych nie zgłosiły
formalnego akcesu grupy socjalistyczne, choć i one
uznawały ich nadrzędną pozycję.
Wszystkie ugrupowania niemieckie miały dobrze
administrowaną i stabilną prasę, w której starano się
prezentować wspólne stanowisko Niemców w Polsce.
Do ważniejszych tytułów należały m.in. „Deutsche
Rundschau in Polen” (Bydgoszcz), „Posener Tageblatt”
(Poznań), „Kattowitzer Zeitung” (Katowice) i „Lodzer
Freie Presse” (Łódź). Wśród polityków niemieckich
najistotniejszą rolę odgrywały osoby zaangażowane
w zakładanie organizacji ponadpartyjnych i kierowanie
nimi, takie jak np. Erwin Hasbach, Eugen Naumann,
Otto Ulitz, Joseph Spickerman i August Utta.
Na podziały wśród ludności niemieckiej wpływały
w sposób znaczący przeobrażenia polityczne zachodzą-
ce w Rzeszy. Od 1933 r. coraz większą rolę w partiach
i stronnictwach zaczęły odgrywać wpływy hitlerow-
skie, chociaż istniejąca w Polsce nielegalnie NSDAP
nie zdołała się szerzej rozwinąć. Stopniowej hitleryza-
cji uległy wspomniane ugrupowania konsolidacyjne
(Zjednoczenie Niemieckie w Wielkopolsce i na Pomo-
rzu, Niemiecki Związek Ludowy na Górnym Śląsku
i Niemieckie Stowarzyszenie Ludowe na terenach Pol-
ski centralnej), które w swych wystąpieniach coraz sil-
niej podkreślały problem .jedności narodowej”, choć
równocześnie starały się zachować tradycyjne wartości
konserwatywno-liberalne. Opcja ta, nazywana często
„staroniemiecką”, z wolna traciła na znaczeniu na rzecz
tzw. ruchu młodoniemieckiego, reprezentowanego
przede wszystkim przez utworzoną w 1931 r. w Bielsku
i kierowaną przez Rudolfa Wiesnera Partię Młodonie-
miecką (Jungdeutsche Partei, JdP). W jej programie
znalazło się wyjątkowo dużo zapożyczeń z założeń
NSDAP m.in. zasada wodzostwa, walka z komuni-
zmem i socjalizmem oraz obrona „czystości rasy”. Par-
tia Młodoniemiecką po przejęciu władzy przez Hitlera
rozwinęła szeroką kampanię, chcąc skupić w swych
szeregach całą ludność niemiecką w Polsce. Wysiłki te
przyniosły tylko częściowe rezultaty Przekształciła się
co prawda z lokalnego ugrupowania w partię ogólno-
polską, ale zasadniczego celu nie zrealizowała, m.in. ze
względu na idące w podobnym kierunku przemiany
programowe konkurencyjnego ruchu „staroniemieckie-
go”. Największe zbliżenie stanowisk między oboma
nurtami nastąpiło w 1939 r., w związku z zaostrzeniem
stosunków polsko-niemieckich. Tuż przed wybuchem
wojny poza zasięgiem wpływów hitlerowskich znajdo-
wały się już tylko tracące na znaczeniu ugrupowania
reprezentujące ruch socjalistyczny (Niemiecka Socjali-
styczna Partia Pracy w Polsce) i katolicki (Niemiecka
Chrześcijańska Partia Ludowa).
Ukraińskie organizacje polityczne miały najbar-
dziej ugruntowaną pozycję na terenach Małopolski
Wschodniej, znacznie słabiej prezentowały się, za-
równo ze względu na brak tradycji, jak i kadr kierowni-
czych, na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego. Repre-
zentowały one bardzo szeroki wachlarz kierunków —
od komunistycznego po skrajnie nacjonalistyczny.
Wszystkie partie ukraińskie, poza komunistami, pod-
kreślały swe niepodległościowe i narodowe cele. Wzię-
ły też aktywny udział w budowie zrębów państwowości
ukraińskiej w latach 1918-1919. Do ważniejszych nale-
żały Ukraińska Ludowa Partia Pracy i Ukraińska Partia
Pracy Narodowej. Z ich połączenia powstało w 1925 r.
Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne
(UNDO), do którego zgłosiło akces kilka drobniejszych
grup. W rezultacie Zjednoczenie stało się największym
i najpoważniejszym ugrupowaniem ukraińskim w Pol-
sce międzywojennej, co potwierdziły m.in. wyniki wy-
borów do parlamentu w 1928 r. Dysponowało ono wła-
sną prasą, a zasięg jego wpływów poszerzały ściśle
z nim związane masowe organizacje o charakterze go-
spodarczym, oświatowym i społecznym. Należały do
nich m.in. Związek Rewizyjny Spółdzielni Ukraiń-
skich, Związek Powiatowych Związków Spółdzielni
Gospodarczo-Spożywczych, Towarzystwo Kulturalno-
Oświatowe „Proswita”, Ukraińskie Towarzystwo Peda-
gogiczne „Ridna Szkoła”, stowarzyszenia sportowe
„Sokił” i „Łuh”, Towarzystwo Ubezpieczeniowe „Dni-
ster”.
Perspektywicznym celem UNDO było utworzenie
niepodległego państwa, obejmującego wszystkie ziemie
zamieszkane przez ludność ukraińską. Z tych też po-
wodów zajmowało ono zdecydowanie antypolskie sta-
nowisko i przy każdej nadarzającej się okazji kwestio-
nowało prawo Rzeczypospolitej do województw połu-
dniowo-wschodnich. W bieżącej działalności Zjedno-
czenie walczyło o respektowanie politycznych praw
Ukraińców, zagwarantowanych im konstytucją i ukła-
dami międzynarodowymi, podniesienie ekonomicznego
i kulturalnego poziomu wsi, rozbudowę spółdzielczości
oraz rozwój życia gospodarczego i oświaty w języku
ojczystym. Konsekwentnie sprzeciwiało się napływowi
polskich osadników i opowiadało za parcelacją pol-
skich majątków między miejscowych chłopów ukraiń-
skich. Założenia te propagowano za pośrednictwem
licznej prasy, wśród której największe znaczenie miał
dziennik „Diło”. W 1935 r. UNDO zdecydowało się na
podjęcie rozmów z władzami rządowymi i zawarcie
ugody polsko-ukraińskiej, która jednak nie przetrwała
zbyt długo. Do wybitniejszych przywódców partyjnych
należeli m.in. Konstanty Lewicki, Włodzimierz Cele-
wicz, Dymitr Lewicki i Wasyl Mudry, którzy w róż-
nych okresach piastowali mandaty parlamentarne.
Występujące w UNDO różnice poglądów dopro-
wadziły w 1933 r. do rozłamu i wyłonienia się skraj-
niejszej i faszyzującej grupy, która ukonstytuowała się
jako Front Jedności Narodowej. Nowa organizacja od-
cinała się jednak, przynajmniej oficjalnie, od działań
typu terrorystycznego. Do końca okresu międzywojen-
nego kierował nią określany mianem „wodza” Dymitr
Palyiw, który w 1944 r. zginął pod Brodami jako oficer
Dywizji SS Galizien.
Mniejszą rolę odgrywały inne grupy polityczne. Ze
względu na brak liczniejszej klasy robotniczej niezbyt
duże znaczenie miały partie o charakterze socjalistycz-
nym i socjaldemokratycznym. Do nich należała m.in.
Ukraińska Partia Radykalna (od 1926 r. Ukraińska Par-
tia Socjalistyczno-Radykalna), pretendująca do miana
reprezentacji mas pracujących i wchodząca w skład II
Międzynarodówki, choć wpływami dysponowała
głównie wśród ludności chłopskiej i inteligencji. Nie
zdobył także większych wpływów ruch komunistyczny,
reprezentowany początkowo przez Komunistyczną Par-
tię Galicji Wschodniej, a następnie (od 1922 r.) przez
Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy (KPZU),
mimo że udało mu się wchłonąć liczne grupy radykal-
ne, np. utworzoną pod koniec XIX w. Ukraińską Partię
Socjal-Demokratyczną. Komuniści inspirowali także
zakładanie nowych organizacji lub przejmowali wpły-
wy w już istniejących. Tak się stało w wypadku po-
wstałego w 1924 r. i aktywnego głównie wśród ludno-
ści chłopskiej Wołynia i Chełmszczyzny Ukraińskiego
Zjednoczenia Socjalistycznego „Związek Włościański”
(„Sel-So- juz”), które po dwóch latach weszło w skład
utworzonego z inicjatywy KPZU Ukraińskiego Chłop-
sko-Robotniczego Socjalistycznego Zjednoczenia, zna-
nego szerzej pod skrótem „Sel-Rob”. Nowa partia zo-
stała już rok później (1927) rozbita na skutek występu-
jących sprzeczności, a jej reszki („Sel-Rob” Jedność)
zdelegalizowano w 1932 r. Sama KPZU była także
wstrząsana walkami frakcyjnymi i ostatecznie została
w 1938 r. rozwiązana przez Komintern pod tymi sa-
mymi zarzutami co KPP.
Dość liczne, aczkolwiek niezbyt wpływowe, były
ugrupowania nie tyle propolskie, ile opowiadające się
za porozumieniem z władzami polskimi, a w związku z
tym określane przez zwolenników obozu narodowego
mianem „ugodowych”. Większość z nich ukształtowała
się po przejęciu władzy w Polsce przez obóz sanacyjny.
Do nich należały m.in. Ukraińsko-Ruska Partia Rolni-
ków (tzw. Chliborobów), Ukraiński Związek Ludowy,
Ukraińska Katolicka Partia Ludowa, a zwłaszcza naj-
ważniejsze z nich, powstałe w 1931 r. z inicjatywy wo-
jewody Henryka Józewskiego Wołyńskie Zjednoczenie
Ukraińskie.
Na życie polityczne Ukraińców istotny wpływ
wywierały organizacje konspiracyjne, propagujące
czynną, to znaczy zbrojną walkę o niepodległość. Naj-
ważniejszym reprezentantem tego kierunku była utwo-
rzona w 1920 r. i kierowana przez płk. Strzelców Si-
czowych Jewhena Konowalca Ukraińska Organizacja
Wojskowa (UWO), koncentrująca się na prowadzeniu
akcji dywersyjnych i terrorystycznych. Ich szczególne
nasilenie nastąpiło jesienią 1922 r., a celem było wy-
muszenie na ludności ukraińskiej respektowania rzuco-
nego przez ugrupowania narodowe hasła bojkotu wy-
borczego. Dlatego też, obok ataków na polskich zie-
mian i osadników oraz utożsamiane z Polską instytucje
i urządzenia publiczne (np. szlaki komunikacyjne, linie
telegraficzne), skierowano ją także przeciwko wyłamu-
jącym się z akcji bojkotowej politycznym działaczom
ukraińskim, a zwłaszcza kandydatom na posłów. Kilku
z nich, m.in. popularny Sidor Twerdochlib, zostało
wówczas zamordowanych. W latach następnych po-
dejmowano, bez powodzenia, próby zamachów na naj-
wyższych dostojników państwowych odwiedzających
Małopolskę Wschodnią, m.in. na Józefa Piłsudskiego
i Stanisława Wojciechowskiego.
W 1929 r. na Zjeździe w Wiedniu z połączenia
UWO i kilku drobniejszych grup „rewolucyjnych” po-
wstała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).
Do jej wybitniejszych przywódców należeli m.in.
Jewhen Konowalec, Andrzej Melnyk, Stepan Bandera
i Mikołaj Łebed. OUN nastawiła się głównie na prowa-
dzenie działalności sabotażowej i terrorystycznej, przy-
czyniającej się do systematycznej eskalacji napięcia
w stosunkach polsko-ukraińskich, co wpływało także
na rozszerzanie zasięgu jej wpływów. W swej propa-
gandzie kreowała się na jedyną wyrazicielkę idei walki
o niepodległość i zjednoczenie wszystkich ziem ukraiń-
skich — idei wymagającej całkowitego poświęcenia
oraz bezgranicznych ofiar i w imię której — zgodnie
z tzw. dekalogiem OUN — dopuszczane było stosowa-
nie absolutnie wszystkich środków („Nie zawahasz się
dokonać największej zbrodni, jeżeli tego wymaga do-
bro Sprawy”). W przełożeniu na język praktyki ozna-
czało to dokonywanie zamachów na polskich dostojni-
ków państwowych, napadów na polskie instytucje
(m.in. urzędy pocztowe w celu zdobycia pieniędzy), ak-
tów terroru wobec ludności polskiej, a zwłaszcza osad-
ników i właścicieli ziemskich. Fala akcji tego typu
przeprowadzonych przez nią latem 1930 r. stała się
bezpośrednią przyczyną wojskowej pacyfikacji Kresów
Południowo-Wschodnich. OUN odpowiedzialna była
także za zamordowanie polskich wybitnych działaczy
obozu sanacyjnego — Tadeusza Hołówki (1931) i Bro-
nisława Pierackiego (1934). Podobne akcje, aczkolwiek
na mniejszą skalę, prowadzono też wobec przeciwni-
ków politycznych w społeczności ukraińskiej. Po doj-
ściu Hitlera do władzy przywódcy OUN nawiązali bli-
skie kontakty z Niemcami, które wspierały ich poczy-
nania, m.in. środkami finansowymi. Nie było też chyba
dziełem przypadku, że ponowne — największe — nasi-
lenie wystąpień nacjonalistycznych odnotowano w Ma-
łopolsce Wschodniej na przełomie lat 1938 i 1939. Po-
licja zarejestrowała wówczas kilkaset demonstracji an-
typaństwowych oraz liczne przypadki sabotażu i zama-
chów terrorystycznych.
Znacznie skromniej rozwijało się życie polityczne
mniejszości białoruskiej. Dominujące znaczenie przy-
padło w nim dwóm nurtom — chrześcijańsko-
społecznemu i socjalistycznemu. Pierwszy kierunek re-
prezentowało kierowane przez ks. Adama Stankiewicza
Białoruskie Zjednoczenie Chrześcijańsko-
Demokratyczne, odwołujące się w kwestiach społecz-
nych, podobnie jak jego polski odpowiednik, do wska-
zań encykliki Rerum novarum. Jego perspektywicznym
celem było zjednoczenie na drodze — jak podkreślano
— pokojowej wszystkich ziem białoruskich i utworze-
nie niepodległego państwa. Do czasu zrealizowania te-
go zasadniczego postulatu za swe naj- ważniejsze za-
dania uznawało ono walkę o autonomię polityczną dla
Białorusinów w Polsce, o prawo powszechnego uży-
wania języka białoruskiego i o reformę rolną. Swe kon-
cepcje propagowało ono głównie za pośrednictwem
ukazującego się w Wilnie tygodnika „Krynica” (od
1925 r. „Białoruska Krynica”).
Konkurujący z wpływami białoruskiej chadecji
ruch socjalistyczny był, przynajmniej początkowo, bar-
dzo rozdrobniony, choć jego koncepcje cieszyły się bez
wątpienia znaczną popularnością, o czym m.in. świad-
czył fakt, że w 1922 r., w wyborach do parlamentu I
kadencji białoruskie partie socjalistyczne uzyskały
dziesięć z jedenastu mandatów, które przypadły tej na-
rodowości w ramach Bloku Mniejszości Narodowych.
W sejmie posłowie socjalistyczni powołali też do życia
(24 VI 1925) klub, który następnie przekształcił się
w najliczniejszą partię — Białoruską Włościańsko-
Robotniczą „Hromadę”, od początku znajdującą się pod
wpływami komunistycznymi i propagującą w związku
z tym połączenie wszystkich ziem zamieszkanych przez
Białorusinów w obrębie Białoruskiej Republiki Ra-
dzieckiej. Jak wynika z niezbyt precyzyjnych danych
z 1926 r., skupiała ona wówczas już ok. 100 tys. człon-
ków i opanowała większość białoruskich organizacji
społecznych. „Hromada” opowiadała się m.in. także za
sojuszem robotniczo-chłopskim, przeprowadzeniem ra-
dykalnej reformy rolnej w interesie miejscowej ludno-
ści (czyli z pominięciem osadników z centralnej Pol-
ski), rozbudową robotniczego ustawodawstwa socjal-
nego, rozwojem spółdzielczości, bezpłatnym szkolnic-
twem w języku narodowym oraz uznaniem w północ-
no-wschodniej Polsce języka białoruskiego za pełno-
prawny. Jej żywot nie był zbyt długi, gdyż ze względu
na powiązania z ruchem komunistycznym została zde-
legalizowana na początku roku 1927. Jej przywódców,
m.in. Bronisława Taraszkiewicza, Piotra Miotłę, Jerze-
go Sobolewskiego, Pawła Wołoszyna i Szymona Raka-
Michajłowskiego, po pozbawieniu mandatów parla-
mentarnych, sąd skazał na długoletnie więzienie. Kary
nie odbyli, gdyż w ramach wymiany więźniów poli-
tycznych przekazano ich ZSRR, ale tam kilka lat póź-
niej zostali straceni pod zarzutem wysługiwania się
polskiemu wywiadowi. Mniejsze znaczenie miał po-
wstały w 1925 r., z inicjatywy socjalistów nieakceptu-
jących programu „Hromady”, Białoruski Związek Wło-
ściański, kierowany m.in. przez Fabiana Jaremicza.
W latach 30. możliwości działania mniejszości bia-
łoruskiej uległy dalszemu pogorszeniu, w związku
z systematycznie postępującą likwidacją jej szkolnic-
twa i powiązanych z grupami politycznymi instytucji
kulturalnych. Władze zawiesiły wówczas działalność
Towarzystwa Białoruskiej Szkoły, Białoruskiego Insty-
tutu Gospodarki i Kultury oraz Białoruskiego Komitetu
Narodowego. Cofnęły również dotacje dla wileńskiego
Muzeum im. Iwana Łuckiewicza. Decyzje takie uza-
sadniano najczęściej komunistyczną penetracją środo-
wisk białoruskich, chociaż był to okres, w którym zor-
ganizowany ruch komunistyczny przeżywał wyraźny
kryzys. Po części wiązało się to z likwidacją jego legal-
nych ekspozytur — „Hromady” i kontynuującego jej
tradycje Białoruskiego Klubu Poselskiego „Zmaganie
o interesy chłopów i robotników”, potocznie określane-
go mianem „Zmahannia”. Wydaje się jednak, że decy-
dujące znaczenie miała narastająca w ZSRR fala repre-
sji wymierzonych przeciwko działaczom białoruskim,
a zwłaszcza prowadzenie tam przymusowej kolektywi-
zacji połączonej z masowymi deportacjami ludności.
Ruch komunistyczny ostatecznie utracił znaczenie wraz
z rozwiązaniem KPP i będącej jej autonomiczną czę-
ścią Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Część
byłych działaczy „Hromady” przeszła po zerwaniu
z komunizmem na pozycje faszystowskie. Z ich inicja-
tywy powstała niemająca większego znaczenia Bia-
łoruska Partia Narodowo-Socjalistyczna.
Odgrywająca najpoważniejszą rolę w białoruskim
życiu politycznym w latach 30. chadecja z wolna traciła
charakter ugrupowania chrześcijańsko-społecznego,
a coraz wyraźniej nabierała cech partii chłopskiej, co
uwidoczniało się także w obowiązującej od 1936 r. no-
wej nazwie — Białoruskie Zjednoczenie Ludowe
(BNA). W przyjętych wówczas założeniach programo-
wych podkreślano dążenie do zbudowania niepodległe-
go, demokratycznego państwa białoruskiego, obejmu-
jącego wszystkie ziemie zamieszkane przez Biało-
rusinów. Akceptując nienaruszalność własności pry-
watnej, stwierdzano, że ziemia i bogactwa narodowe
Białorusi są wspólną własnością narodu białoruskiego.
Zjednoczenie odnosiło się negatywnie do ruchu komu-
nistycznego, ale także do obozu sanacyjnego, głównie
ze względu na prowadzoną przezeń akcję wynarada-
wiania, i m.in. z tego powodu zbojkotowało wybory
parlamentarne z lat 1935 i 1938.
Partie polityczne pozostałych mniejszości narodo-
wych, np. rosyjskiej, choć niejednokrotnie mające
istotne znaczenie w ich wewnętrznych rozgrywkach,
nie odgrywały jednak poważniejszej roli w ogólnym
życiu politycznym.
WYBORY DO SEJMU USTAWODAWCZEGO
Pierwszym poważnym sprawdzianem zasięgu
wpływów dla partii i stronnictw, przede wszystkim pol-
skich, stały się wybory do Sejmu Ustawodawczego,
przeprowadzone 26 I 1919. Odbyły się one jedynie
w Małopolsce Zachodniej i na większości ziem Króle-
stwa Polskiego, ponieważ pozostałe tereny albo objęte
były działaniami wojennymi (Małopolska Wschodnia,
Śląsk Cieszyński), albo znajdowały się w sytuacji,
w której decydujące znaczenie przypadało na nich wła-
dzom okupacyjnym (Kresy Wschodnie), albo też —
z prawnego punktu widzenia — stanowiły nadal inte-
gralną część innego państwa (zabór pruski).
Ogłoszenie ordynacji i wyznaczenie terminu wybo-
rów ożywiło powszechną aktywność polityczną. Zain-
teresowanie nimi było tym szersze, że z wyłonieniem
parlamentu wiązano ogromne, niejednokrotnie sprzecz-
ne nadzieje. Przez wszystkie partie akceptujące odbu-
dowę Polski był on postrzegany jako instytucja naj-
ważniejsza w państwie, mająca kierować dalszymi wy-
siłkami zmierzającymi do zjednoczenia wszystkich
ziem zamieszkanych przez Polaków, podkreślająca sa-
modzielność poczynań społeczeństwa polskiego, rozła-
dowująca poważne wówczas napięcia społeczne i kie-
rująca toczące się spory na legalne tory. Dla prawicy
istnienie parlamentu miało prowadzić do rządów prawa
i poszanowania naruszanej wówczas niejednokrotnie
własności prywatnej. Socjaliści uważali, że stworzy on
szanse utrwalenia republikańskiego ustroju, ponownego
przejęcia władzy przez rządy ludowe oraz przeprowa-
dzenia głębokich reform społecznych i gospodarczych.
Dla licznych partii chłopskich, przekonanych ze wzglę-
du na charakter kraju o swym zwycięstwie, miał on być
przede wszystkim ciałem, które ustali zasady oczeki-
wanej przez wieś reformy rolnej. W takiej sytuacji ko-
munistyczne apele o zbojkotowanie wyborów do sejmu
jako instytucji klasowej i burżuazyjnej nie mogły siłą
rzeczy znaleźć większego odzewu.
Przygotowania wyborcze ujawniły olbrzymie roz-
bicie polityczne społeczeństwa, gdyż prawie w każdym
okręgu rejestrowano od kilku do kilkunastu list wybor-
czych. Najbardziej zwarci okazali się mieszkańcy okrę-
gu suwalskiego, w którym zgłoszono jedynie dwie —
narodowodemokratyczną oraz bliżej nieokreśloną „le-
wicową”, jak się okazało, niemającą większego znacze-
nia. Największe rozdrobnienie wystąpiło w stolicy kra-
ju, w której o 16 mandatów ubiegało się ponad 300
kandydatów umieszczonych na 21 listach, co prawda
niekiedy wręcz kuriozalnych i w związku z tym nieuzy-
skujących liczącego się poparcia. Równie rozbici poli-
tycznie byli mieszkańcy okręgów: włocławskiego (19
list), nowotarskiego (17) i łowickiego (16).
Kampania wyborcza była niezwykle ożywiona
i obfitowała w wiele dramatycznych momentów. Na-
dzieje J. Moraczewskiego, formalnego autora ordynacji
wyborczej, że wprowadzona przez nią zasada propor-
cjonalności spowoduje, iż w walce politycznej wezmą
udział tylko wielkie obozy i będą ją prowadziły na po-
ziomie ideowym, nie bardzo się ziściła. Na ogół, choć
i te elementy się często pojawiały, za program wystar-
czały dotychczasowe dokonania czołowych kandyda-
tów z poszczególnych list, a zamiast teoretycznych
dyskusji, przy ówczesnej bardzo niskiej kulturze poli-
tycznej, bardziej przekonujące były i łatwiej trafiały do
wyborców próby dyskwalifikowania kontrkandydatów
z moralnego punktu widzenia: za popełnione przez nich
faktycznie lub — równie często — wyimaginowane
przewinienia. Generalnie w propagandzie dominowała
prymitywna demagogia wzmagająca stan napięcia,
zwłaszcza tuż przed terminem głosowania.
Mimo obaw dzień 26 I 1919 minął jednak wyjąt-
kowo spokojnie i nigdzie nie doszło do poważniejszych
konfrontacji. Być może należy to zawdzięczać niezwy-
kle mroźnej aurze, dość skutecznie temperującej rozbu-
dzone emocje. Niemniej jednak, jak na społeczeństwo
po raz pierwszy uczestniczące w wyborach powszech-
nych, w których jedynymi ograniczeniami były zastrze-
żenia formalnoprawne (sądowe pozbawienie praw pu-
blicznych lub własnowolności, czyli zdolności do wy-
pełniania czynności prawnych), frekwencja wyborcza
była bardzo wysoka — na większości terenów przekro-
czyła 70%, a rekordowy wskaźnik (94,4%) osiągnęła
w okręgu konińskim.
Wydaje się, że choć styczniowe wybory odbywały
się tylko na części terytorium powstającego państwa, to
ich wyniki można potraktować jako przybliżony obraz
politycznych sympatii i antypatii całego polskiego spo-
łeczeństwa. W byłym Królestwie zakończyły się one
zupełną klęską zwolenników współdziałania z mocar-
stwami centralnymi (tzw. aktywistów), a w Galicji
oznaczały kres dotychczasowej przewagi lojalnych wo-
bec Austro-Węgier konserwatystów. Największy suk-
ces w obu dzielnicach osiągnęła narodowa demokracja
oraz ugrupowania ją wspierające, i to zarówno na tere-
nach wiejskich, jak i w miastach. Na listy zorganizo-
wanych przez nią w Królestwie Narodowych Komite-
tów Wyborczych Stronnictw Demokratycznych padło
ponad 45% głosów. Słabiej wypadła w Małopolsce Za-
chodniej, w której poparło ją tylko ok. 10% głosują-
cych. Jej dominującą pozycję w Wielkopolsce (ok. 98%
ważnych głosów) potwierdziły przeprowadzone tam
pół roku później wybory uzupełniające. Dużą popular-
nością cieszyły się także partie chłopskie. W Króle-
stwie za PSL „Wyzwolenie” opowiedziało się ponad
20% wyborców, a w Galicji PSL „Piast” i PSL Lewica
zgromadziły ponad 50% ważnie oddanych głosów. Za-
skakująca była natomiast porażka socjalistów w Króle-
stwie, w którym uzyskali oni poparcie mniejsze niż
dziewięcioprocentowe. Trochę lepiej wypadli w Gali-
cji, gdzie ich wpływy były bardziej ugruntowane i zdo-
byli zaufanie prawie 18% głosujących. Poza wspo-
mnianymi nurtami obecność na mapie politycznej za-
znaczyły i drobniejsze ugrupowania, takie jak Polski
Związek Ludowy (głównie w Królestwie) czy niektóre
partie żydowskie, z nurtem syjonistycznym na czele.
Wybory, jak już wspomniano, objęły jedynie część
ziem powstającego państwa, tzn. te, które faktycznie
znajdowały się wówczas pod władzą rządu polskiego.
Ludność polska na innych obszarach, pozbawiona
z różnych względów możliwości wyłonienia własnego
przedstawicielstwa, miała być — zgodnie z dodatko-
wymi przepisami — reprezentowana przez osoby, które
z list polskich uzyskały mandaty do parlamentów pań-
stw zaborczych, to znaczy austriackiej Rady Państwa
(Reichsratu) i niemieckiego Reichstagu. Na tej zasadzie
z Galicji Wschodniej dokooptowano 28 posłów oraz
dwóch dalszych wybranych we Lwowie 26 stycznia na
podstawie starej ordynacji austriackiej. Na tejże zasa-
dzie (kooptacji) weszło do konstytuanty przed-
stawicielstwo Górnego Śląska (5 osób), Wielkopolski
(9 osób) i Pomorza (2 osoby). W chwili rozpoczęcia
obrad w Sejmie Ustawodawczym zasiadało 335 po-
słów, w tym 44 kooptowanych z terenów nieobjętych
wyborami. W miarę zwiększania zasięgu wpływów
rządów polskich na nowe tereny, zwłaszcza na ziemie
pod zarządem niemieckim, przeprowadzano na nich
wybory uzupełniające.
Najwcześniej odbyły się one w okręgu suwalskim,
w którym wybrano czterech posłów, następnie na mocy
uchwały sejmowej, potwierdzającej jedynie przepisy
ordynacji, uznano za posłów osoby umieszczone na
kompromisowej liście zarejestrowanej na zajętym przez
Czechów Śląsku Cieszyńskim. Istotniejsze znaczenie
miały wybory uzupełniające w Wielkopolsce, w okrę-
gach białostockim i bialsko-podlaskim oraz — najpóź-
niej przeprowadzone — na Pomorzu, potwierdzające
dominujące wpływy narodowej demokracji. Ostatnia
zmiana zaszła, kiedy dokooptowano do składu Konsty-
tuanty, po ogłoszeniu aktu inkorporacji Litwy Środko-
wej, 20 posłów wybranych do wileńskiego Sejmu
Orzekającego. Ostatecznie do końca nie było w niej re-
prezentowane jedynie polskie społeczeństwo Polesia
i Wołynia. W efekcie zachodzących przemian w Sejmie
Ustawodawczym pod koniec jego istnienia zasiadały
442 osoby. Zachodzące zmiany ilustruje zestawienie.
Posłowie Sejmu Ustawodawczego w latach 1919-1922
Dzielnica Stan w dniu Wybory uzupełniające
10 II 1919
Wy- Bez Razem 1919 1920 1922
brani wyboru 16 II 9 III 14 III 1 VI 15 VI 2 V 24 III
26.01.
1919
Królestwo 220 - 220 4 6 - - 11 - -
Polskie
Małopolska 69 - 69 - - - - - - -
Zachodnia
Małopolska 2 28 30 - - - - - - -
Wschodnia
Wielkopolska - 9 9 - - - 42 - - -
Pomorze - 2 2 - - - - - 20 -
Górny Śląsk - 5 5 - - - - - - -
Śląsk - - - - - 6 - - - -
Cieszyński
Wileńszczyzna - - - - - - - - - 20
Razem 291 44 335 4 6 6 42 11 20 20
Preferencje społeczne ujawnione w czasie głów-
nych wyborów tylko w niewielkim stopniu ukształto-
wały oblicze parlamentu. Posłowie w Konstytuancie
zgrupowali się w dziesięciu klubach, które jednakże
podlegały częstym podziałom, zarówno ze względu na
niejednolitość programową, jak i — wydaje się, że
znacznie częściej — z powodu politycznych ambicji
ich przywódców. Jedynie dwa z nich, to jest konserwa-
tywny i socjalistyczny, zdołały przetrwać przez cały
czas bez rozłamów. Gdy w 1922 r. kończyła się prze-
dłużona kadencja Sejmu Ustawodawczego, funkcjono-
wało w nim już 19 zespołów poselskich. W wyniku za-
chodzących przemian słabły prawica i lewica, rosła na-
tomiast rola centrum, do którego w początkach 1920 r.
zaliczano ponad 59% wszystkich posłów.
Przez cały czas na prawicy dominował klub
Związku Sejmowego Ludowo- -Narodowego, skupiają-
cy posłów wywodzących się z narodowej i chrześci-
jańskiej demokracji, Zjednoczenia Narodowego, Pol-
skiej Partii Postępowej oraz formalnie bezpartyjnych.
Uplasowany także na prawicy konserwatywny Klub
Pracy Konstytucyjnej odgrywał dzięki wyniesionej
z austriackiej Rady Państwa doskonałej znajomości za-
sad gry parlamentarnej istotną rolę, zwłaszcza w wy-
szukiwaniu formuł kompromisowych przy rozwiązy-
waniu pojawiających się licznych konfliktów. Z klu-
bów centrowych największe znaczenie miały przede
wszystkim dwa — PSL „Piast”, który po krótkotrwałej
fuzji z PSL „Wyzwolenie” (grudzień 1919 — styczeń
1920) osiągnął największą liczebność w parlamencie,
oraz Narodowej Partii Robotniczej i Polskiego Zjedno-
czenia Ludowego, wzmocniony także posłami Stron-
nictwa Katolicko- -Ludowego. Lewicę reprezentowały
początkowo przede wszystkim zespoły poselskie PSL
Wyzwolenie”, PSL Lewicy i Związku Parlamentarnego
Polskich Socjalistów. Pod koniec istnienia Konstytuan-
ty pojawił się także dwuosobowy klub Komunistycznej
Frakcji Poselskiej.
Ponieważ wybory nie objęły ziem wschodnich,
bardzo nieliczne było przedstawicielstwo mniejszości
narodowych. Faktycznie reprezentował je tylko Wolny
Związek Posłów Narodowości Żydowskiej, w którego
skład wchodzili syjoniści, ortodoksi i bezpartyjni, oraz
klub Niemieckiego Stronnictwa Ludowego, skupiający
posłów wybranych w Łodzi i na Pomorzu.
Parlament zainaugurował działalność 10 II 1919 r.
Jego obrady otworzył J. Piłsudski, podkreślając
w pięknym przemówieniu, że odtąd będzie to jedyny
pan i gospodarz w państwie. Tymczasowym przewod-
niczącym (marszałkiem-seniorem) Konstytuanty został
Ferdynand ks. Radziwiłł, były poseł do Reichstagu, je-
den z trzech najstarszych posłów w izbie. Cztery dni
później sejm wybrał swe prezydium. Zgodnie z ówcze-
snym układem sił marszałkiem został związany z naro-
dową demokracją, choć formalnie bezpartyjny, Woj-
ciech Trąmpczyński, także były poseł do Reichstagu,
członek Naczelnej Rady Ludowej i szef administracji
cywilnej wyzwolonej w czasie powstania Wielkopolski.
Zdołał on pokonać kandydatów wysuniętych przez PSL
„Piast” (W. Witosa) i Polskie Zjednoczenie Ludowe
(Józefa Ostachowskiego).
CZASY RZĄDÓW CENTROWYCH
Istnienie licznych klubów i brak wyraźnej więk-
szości w sejmie spowodowały, że niemożliwe stało się
wyłonienie stabilnej większości, dzięki czemu gabinet
I. Paderewskiego, mimo ciągłego spadku popularności,
zdołał przetrwać prawie do końca roku. Dopiero 13 XII
1919 zastąpił go centrowy rząd Leopolda Skulskiego,
ale większość, która go wyłoniła, rozpadła się już po
kilku miesiącach. Na czele kolejnego krótkotrwałego
(23 VI - 24 VII 1920) i pozaparlamentarnego gabinetu
stanął Władysław Grabski. Stan skrajnego zagrożenia,
będący konsekwencją klęsk ponoszonych w walkach na
wschodzie, spowodował konieczność konsolidacji
wszystkich liczących się w społeczeństwie sił politycz-
nych od PPS na lewicy po ZLN na prawicy. Zaowoco-
wało to 24 VII 1920 powołaniem do życia szerokiej
koalicji z W. Witosem jako premierem i I. Daszyńskim
jako wicepremierem na czele.
Porozumienie to miało charakter doraźny i wraz
z wyjaśnieniem sytuacji na froncie ponownie uwidocz-
niły się różnice poglądów na politykę wewnętrzną, a od
koalicji odpadały stronnictwa zarówno prawicowe, jak
i lewicowe, gabinet zaczął więc nabierać centrowego
oblicza. Najwcześniej wystąpili z rządu narodowi de-
mokraci (listopad 1920), a trochę później socjaliści
(grudzień 1920) i PSL „Wyzwolenie” (luty 1921). Od
lata 1921 r., to znaczy od momentu ustąpienia mini-
strów reprezentujących chadecję i Narodowe Zjedno-
czenie Ludowe, miał on już charakter ewidentnie ka-
dłubowy i tylko rozbicie w parlamencie, a po części
także tolerancyjne stanowisko klubów lewicowych
obawiających się dojścia do władzy prawicy spowodo-
wały, że mimo borykania się z rozlicznymi trudnościa-
mi wewnętrznymi utrzymał się do połowy września
1921 r.
Po ustąpieniu W. Witosa, wobec niemożności wy-
łonienia nowej większości, powstał gabinet pozaparla-
mentarny, z Antonim Ponikowskim na czele (19 IX
1921), podobnie jak poprzedni nieformalnie popierany
przez kluby centrowe. Jego upadek w marcu 1922 r.
spowodowany został sporami o status Wileńszczyzny,
przyłączanej właśnie do Polski. Cały problem dało się
załagodzić i po kilku dniach A. Ponikowski ponownie
stanął na czele nieznacznie zrekonstruowanego rządu.
Nie przetrwał on jednak długo i ustąpił (6 VI 1922) pod
wpływem krytyki ze strony naczelnika państwa, zarzu-
cającego mu nieudolność w prowadzeniu polityki za-
równo wewnętrznej, jak i zagranicznej, czego koron-
nym dowodem było pogorszenie położenia Polski na
arenie międzynarodowej, zwłaszcza po zawarciu nie-
miecko-radzieckiego porozumienia w Rapallo, choć
zdawano sobie sprawę, że na ten fakt dyplomacja pol-
ska nie miała wpływu.
Upadek gabinetu A. Ponikowskiego zapoczątkował
prawie dwumiesięczne, najdłuższe w dziejach II Rze-
czypospolitej, przesilenie rządowe. Trwało ono tak dłu-
go, gdyż bardzo szybko przekształciło się w konfronta-
cję między J. Piłsudskim jako naczelnikiem państwa
a liczącą się w parlamencie narodową demokracją o za-
kres kompetencji, niezbyt precyzyjnie określonych
w ciągle obowiązującej małej konstytucji. Sejm stał na
stanowisku, że w świetle jej przepisów tylko on ma de-
cydujący głos przy powoływaniu i odwoływaniu gabi-
netu, a zdymisjonowanie rządu A. Ponikowskiego
przez naczelnika państwa było pozaprawne. Według
J. Piłsudskiego zarówno powoływanie, jak i odwoły-
wanie gabinetu należało przede wszystkim do kompe-
tencji głowy państwa i dopiero w następnej kolejności
do parlamentu. Spór ten miał nie tylko wydźwięk teore-
tyczno-prawny, gdyż nowy rząd miał przygotować
i nadzorować przebieg zbliżających się wyborów do
sejmu i senatu, czym zainteresowane były obie strony
konfliktu.
28 VI 1922 J. Piłsudski, wykorzystując brak jedno-
ści w sejmie, powierzył prezesurę nowego gabinetu
powolnemu sobie Arturowi Śliwińskiemu, który jed-
nakże nie spotkał się w parlamencie z przychylnym
przyjęciem i 7 lipca musiał ustąpić. Przeciwnicy J. Pił-
sudskiego wysunęli na stanowisko szefa rządu W. Kor-
fantego, przeżywającego wówczas, w związku z przy-
łączaniem do Polski Górnego Śląska, szczyt swej popu-
larności. Jego kandydatury nie zaakceptował jednak
naczelnik państwa, który nie podpisał wymaganego ak-
tu nominacyjnego. Spory przeniosły się szybko na uli-
cę, popierającą, w zależności od organizatora demon-
stracji, J. Piłsudskiego lub W. Korfantego. Apogeum
konfliktu przypadło na 25 lipca, kiedy z inicjatywy na-
rodowej demokracji zgłoszono w sejmie wniosek
o udzielenie naczelnikowi państwa wotum nieufności.
Tak radykalnego rozwiązania nie życzyły sobie jednak
niektóre popierające dotychczas narodową demokrację
grupy, a zwłaszcza będący języczkiem u wagi Klub
Pracy Konstytucyjnej, i z tego też względu wniosek nie
uzyskał w parlamencie niezbędnego poparcia. Oznacza-
ło to jednak, że w sejmie brakuje skrystalizowanej
większości zdolnej przeforsować swój punkt widzenia.
Ostatecznie też spór zakończył się zwycięstwem J. Pił-
sudskiego, gdyż on powołał kolejny rząd z Julianem
Nowakiem na czele. Nowy premier, rektor Uniwersyte-
tu Jagiellońskiego, związany z konserwatystami kra-
kowskimi, kontynuował linię swych centrowych po-
przedników, starając się o zachowanie poprawnych sto-
sunków zarówno z Piłsudskim, jak i z parlamentem. Ze
swego najważniejszego zadania — przeprowadzenia
wyborów do sejmu I kadencji — wywiązał się też do-
skonale, pilnując, aby podległe mu władze administra-
cyjne zachowały wobec walczących stron pełną bez-
stronność.
SEJM I KADENCJI I WYBORY PREZYDENCKIE
Niezależnie od bardzo ostrych niekiedy rozgrywek
politycznych Sejm Ustawodawczy po marcu 1921 r.
nadal koncentrował się na unifikacyjnych pracach pra-
wodawczych, a jedna z najważniejszych ustaw uchwa-
lonych w tym okresie ustalała zasady nowej ordynacji
wyborczej (28 VII 1922). Zmianie, jak już wspomina-
no, uległ cenzus wieku przy prawie biernym, a najistot-
niejszą innowacją było wprowadzenie instytucji list
państwowych.
Termin pierwszych wyborów obejmujących całość
terytorium Rzeczypospolitej wyznaczono na 5 listopada
(sejm) i 12 listopada (senat) 1922 r. Nic więc dziwne-
go, że wzbudziły one duże zainteresowanie, rosnące
wraz ze zbliżaniem się terminu głosowania. Odbiciem
istniejącego wówczas zróżnicowania politycznego było
zgłoszenie 20 list państwowych, to znaczy ogólno-
polskich, oraz 261 o zasięgu lokalnym, czyli wystawio-
nych w jednym okręgu lub w kilku. Rzeczywista liczba
tych drugich okazała się mniejsza (164), gdyż 97 z nich
unieważniono ze względu na różnego rodzaju usterki
formalne, najczęściej z powodu braku wymaganej
przez ordynację liczby podpisów. Ostatecznie o 444
mandaty ubiegało się ponad 6 tys. kandydatów.
W sposób najbardziej skonsolidowany wystąpiła
ponownie prawica. Jej najsilniejsze ugrupowania, to
jest ZLN, PSChD oraz reprezentujące głównie konser-
watystów z byłego Królestwa Polskiego i Małopolski
Wschodniej Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo
Ludowe wspólnie utworzyły blok — Chrześcijański
Związek Jedności Narodowej (ChZJN). Wspierały go
rozmaite formacje podporządkowane Lidze Narodowej,
m.in. Narodowa Organizacja Kobiet, a także mniejsze
grupy konserwatywne, takie jak np. wielkopolskie
Chrześcijańskie Stronnictwo Rolnicze. Skrót nazwy
bloku dał przeciwnikom politycznym okazję do
ochrzczenia go pogardliwą nazwą Chjeny.
Bardziej rozbite było centrum (7 list), w którym
najistotniejszą rolę odgrywały PSL „Piast” i NPR. Poza
nimi pojawiły się następujące listy: nr 10 Unii Narodo-
wo-Państwowej, grupującej galicyjskich konserwaty-
stów i tzw. demokratów bezprzymiotnikowych, nr 22
popieranego przez J. Piłsudskiego Państwowego Zjed-
noczenia na Kresach, nr 14 wielkopolskiego Centrum
Mieszczańskiego, z popularnym tam gen. Józefem
Dowborem-Muśnickim jako czołowym kandydatem, nr
12 Polskiego Centrum, za którym kryło się wpływowe
w Sejmie Ustawodawczym Narodowe Zjednoczenie
Ludowe oraz Polskie Stronnictwo Katolicko-Ludowe,
nr 6 lokalnego ugrupowania wileńskiego — Związku
Rad Ludowych.
Równie rozczłonkowana była lewica, reprezento-
wana przez pięć list, choć największe szanse miały tyl-
ko dwie — PPS oraz PSL „Wyzwolenia i Lewicy Lu-
dowej” (w rzeczywistości była to lista „Wyzwolenia”
wspieranego przez rozłamową grupkę z małopolskiej
PSL Lewicy). Ponadto o miejsca w parlamencie ubie-
gały się PSL Lewica i Chłopskie Stronnictwo Radykal-
ne ks. E. Okonia, to ostatnie tym razem na terenie wo-
jewództwa lubelskiego, na którym jeszcze jego przy-
wódca nie był znany ze swej demagogii. Na uczestnic-
two w tych wyborach zdecydowali się także komuniści,
którzy na ten czas powołali do życia nową organizację
— Związek Proletariatu Miast i Wsi. Ponadpartyjny
charakter miała Lista Komitetu Wyborczego Inwalidów
i Zdemobilizowanych Żołnierzy, która jednakże, mimo
używania nazwy odwołującej się do znacznej części
społeczeństwa, nie potrafiła zgrupować wokół siebie
liczniejszego elektoratu.
Tym razem w wyborach miały wziąć udział także
mniejszości narodowe. Ich przywódcy z wieloma za-
strzeżeniami ustosunkowali się do nowo uchwalonych
zasad ordynacji wyborczej, która — ich zdaniem —
wyraźnie dyskryminowała społeczności niepolskie,
m.in. stosując elementy tzw. geografii wyborczej, czyli
wykrawania okręgów zgodnie z interesami polskiej
większości. Aby zminimalizować powstające w wyniku
takiej działalności szkody, zdecydowano się na sfor-
mowanie wspólnego Bloku Mniejszości Narodowych
(BMN), obejmującego wszystkie niepolskie żywioły,
głównie Żydów, Niemców, Białorusinów oraz Ukraiń-
ców z Wołynia i Lubelszczyzny. W jego tworzeniu
szczególną rolę odegrał znany niemiecki działacz naro-
dowy Erwin Hasbach wraz z jednym z najbardziej li-
czących się przywódców syjonistycznych Icchakiem
Grünbaumem. Blok, jak podkreślano w propagando-
wych odezwach, był „w prostej linii wynikiem oszu-
kańczej operacji”, której dopuszczono się na ordynacji
wyborczej i „taktycznym środkiem obrony przeciw
wydzieraniu mniejszościom mandatów należnych im na
zasadzie prawa, ich siły liczebnej, roli w państwie”. Nie
objął on jednak wszystkich środowisk mniejszościo-
wych. Poza nim pozostali Żydzi galicyjscy, którym sa-
modzielna (z powodu ukraińskiego bojkotu wyborów)
walka o mandaty stwarzała znacznie większe szanse.
Ze względu na niemożność współpracy z partiami
mieszczańskimi nie przystąpiły do niego żydowskie
ugrupowania robotnicze („Bund”, oba odłamy „Poalej
Syjon” i polsko-żydowska Partia Niezależnych Socjali-
stów). Poza Blokiem, ze względów taktycznych, znala-
zła się również Żydowska Partia Ludowa z terenu zabo-
ru rosyjskiego.
O mandaty ubiegały się także organizacje tworzone
wyłącznie na potrzeby akcji wyborczej, najczęściej w
województwie lubelskim i na Kresach Wschodnich,
niejednokrotnie zaskakujące przyjmowanymi nazwami,
jak np. Apodyktyczna Partia Chłopska, Prawosławna
Partia Obywateli Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej
czy Koło Radamickich Włościan Rolników.
Najbardziej skomplikowana sytuacja zaistniała
w Małopolsce Wschodniej, w której nacjonalistyczni
przywódcy ukraińscy, nadal uznający za swą jedyną re-
prezentację przebywający na emigracji w Wiedniu rząd
ZURL E. Petruszewycza, starali się przy każdej spo-
sobności podważyć legalność działania władz polskich.
W 1921 r. usiłowali, częściowo z powodzeniem, unie-
możliwić dokonanie spisu ludności, a tym razem —
przeprowadzenie wyborów, i dlatego zaapelowali do
ludności o zbojkotowanie głosowania, nawet w wo-
jewództwie krakowskim, znajdującym się faktycznie
poza aspiracjami ZURL. W masowo kolportowanych
odezwach udział w wyborach określano jako równo-
znaczny ze zdradą interesów narodowych, za co zresztą
grożono śmiercią. W skrajnych przypadkach nawoły-
wano nawet „do rzezi Lachów”. Propagowane hasła
wspierano akcjami terrorystycznymi (morderstwami,
podpaleniami zabudowań i plonów, niszczeniem szla-
ków komunikacyjnych itp.) Znaczna ich część była
zwrócona przeciwko współziomkom, to jest działa-
czom, którzy — mimo gróźb — na apel ks. Mikołaja
Ilkiwa i zasłużonego dla sprawy ukraińskiej poety
i dziennikarza Sydora Twerdochliba zdecydowali się na
złamanie frontu protestu i wzięcie udziału w wyborach.
Działalność terrorystyczną prowadziły głównie Ukraiń-
ska Wojskowa Organizacja, kierowana przez E. Kono-
walca, oraz Ukraińska Krajowa Studencka Rada, sku-
piająca słuchaczy zagranicznych — przede wszystkim
czeskich — uczelni. Śmiertelnymi ofiarami rozpętanej
histerii padli m.in. trzej kandydaci na posłów, a wśród
nich wspomniany S. Twerdochlib.
W przeważającej części kraju kampania wyborcza
przebiegała podobnie jak w 1919 r., być może tylko
z większym nasileniem agresji i demagogii oraz moc-
niejszym podkreślaniem, przynajmniej przez obóz na-
rodowy, jej plebiscytowego charakteru. Zainteresowa-
nie głosowaniem było znaczne — do urn wyborczych
zgłosiło się prawie 68% uprawnionych. Najwyższą fre-
kwencję (blisko 90%) zanotowano na Pomorzu
i w Wielkopolsce, a najniższą, w wyniku bojkotu ukra-
ińskiego, w Małopolsce Wschodniej (np. w woj. stani-
sławowskim — 32,1%).
Wybory zakończyły się wyraźnym zwycięstwem
ChZJN, na którego listy oddano ponad 29% głosów.
Zwycięstwo zapewnili mu przede wszystkim wyborcy
z ziem Polski centralnej i zachodniej. Znaczny sukces
odniosła lewica, a zwłaszcza PSL „Wyzwolenie” i PPS,
choć swych kandydatów przeprowadziły także PSL
Lewica, Chłopskie Stronnictwo Radykalne i komuniści.
Na PPS głosowało tym razem o ponad 300 tys. wybor-
ców więcej, przede wszystkim na ziemiach byłego za-
boru rosyjskiego, gdyż w Małopolsce wystąpił raczej
regres, co szczególnie wyraźnie ujawniło się w woj.
krakowskim. Dla przywódców tej partii niepokojący
był także widoczny spadek liczby głosów, z wyjątkiem
Warszawy, oddawanych na jej listę w ośrodkach miej-
skich. PSL „Wyzwolenie” tylko częściowo odrobiło
straty spowodowane rozłamem dokonanym w jego klu-
bie w Sejmie Ustawodawczym. Wyraźnie straciło na
popularności w byłej Kongresówce, a liczące się popar-
cie zyskało natomiast na Kresach Północno-
Wschodnich i zdołało wejść na tereny Małopolski. Sła-
biej wypadły partie centrowe. Poważniejszy sukces od-
notowały jedynie PSL „Piast” i NPR, choć i tak straciły
w porównaniu ze stanem istniejącym pod koniec ka-
dencji poprzedniego parlamentu. PSL „Piast” tradycyj-
nie najlepiej wypadło w Małopolsce, choć także rozsze-
rzyło swe wpływy na dawną Kongresówkę. Niepowo-
dzenie przyniosła natomiast jego walka o mandaty
w zachodniej Polsce i na Kresach Wschodnich. Dla
NPR wybory zakończyły się dotkliwą porażką w byłym
Królestwie, w którym zdołała przeprowadzić jedynie
dwóch posłów (wobec trzynastu poprzednio), i zupełną
klęską w Małopolsce, gdzie nie zdobyła ani jednego
mandatu. Umocniła natomiast swe wpływy na ziemiach
zaboru pruskiego, awansując tam do roli drugiej (po
ZLN) co do znaczenia siły. W sejmie zabrakło przed-
stawicieli wielu wpływowych uprzednio klubów cen-
trowych, np. Zjednoczenia Mieszczańskiego, Klubu
Pracy Konstytucyjnej czy Narodowego Zjednoczenia
Ludowego. Poważny sukces odnotowały natomiast
mniejszości narodowe, zwłaszcza listy Bloku Mniejszo-
ści Narodowych, które na Kresach Wschodnich zgro-
madziły ponad 75% ważnie oddanych głosów. W sumie
wprowadziły one do sejmu 89 posłów, w tym 35 Ży-
dów.
W czasie wyborów do senatu uwidoczniły się dwie
charakterystyczne cechy, mające powtarzać się także w
następnych kampaniach — niższa frekwencja i podob-
ny rozkład głosów, choć przy bardziej zdecydowanym
zwycięstwie ugrupowania odnoszącego sukces w wy-
borach sejmowych. W głosowaniu wzięło udział 61,5%
uprawnionych. Najwyższą frekwencję odnotowano po-
nownie w Wielkopolsce i na Pomorzu, najmniejszą,
zgodnie z przewidywaniami, w Małopolsce Wschod-
niej. ChZJN zwyciężył w dziesięciu województwach,
a w skali kraju poparło go 39% wyborców. Na drugim
miejscu uplasowały się mniejszości narodowe — ich li-
sty zgromadziły przeszło 20% ważnie oddanych gło-
sów, co zapewniło im ponad 24% mandatów. Najwięk-
szy sukces BMN osiągnął na Wołyniu (85,6% głosów),
gdzie też zdobył wszystkie mandaty. Na dalszych miej-
scach uplasowały się listy stronnictw ludowych, to jest
PSL „Piast” i PSL „Wyzwolenie” (łącznie 27% gło-
sów), oraz PPS i NPR.
Nowo wybrani parlamentarzyści podzielili się
w sejmie na 16, a w senacie na 10 klubów. Najistotniej-
szy, ze względu na zasięg uprawnień, był układ sił
w izbie poselskiej. Nie był on jednak, podobnie jak po-
przednio, zbyt stabilny z powodu dokonywanych fuzji,
secesji i rozłamów. Te ostatnie najsilniej dotknęły re-
prezentacje ludowców i słowiańskich mniejszości na-
rodowych. W rezultacie zmieniała się liczba klubów,
zmniejszała liczebność prawicy i centrum, a zwiększała
siła lewicy.
Tuż po ukonstytuowaniu się sejmu prawica dyspo-
nowała w nim 28% głosów, centrum — prawie 30, roz-
drobniona lewica — 22. Reszta głosów (20%) przypa-
dła mniejszościom narodowym. Oznaczało to, że epoka
dawnych rządów centrowych należała już do przeszło-
ści, aczkolwiek nie do pomyślenia była możliwość wy-
łonienia większości parlamentarnej bez poparcia cen-
trum, a w praktyce bez pozyskania siedemdziesięcioo-
sobowej reprezentacji PSL „Piast”. Od niego też zale-
żało utworzenie rządów centroprawicowych lub centro-
lewicowych, choć to drugie rozwiązanie, ze względu na
polityczne sympatie formalnie centrowego klubu
PSChD, a także i części polityków „Piasta”, było mało
prawdopodobne. Najbardziej logiczne wydawało się
powstanie większości centroprawicowej. W tym też
kierunku poszły starania narodowej demokracji. Pierw-
szą oznaką zarysowującej się współpracy były wybory
marszałków sejmu i senatu dokonane 28 XI 1922. Naj-
liczniejszy wówczas w sejmie klub ZLN nie zgłosił
swojego kandydata i poparł wysuniętego przez PSL
„Piast” M. Rataja, co też zagwarantowało mu zwycię-
stwo w konfrontacji z Eugeniuszem Śmiarowskim, for-
sowanym przez PSL „Wyzwolenie” i popieranym przez
całą lewicę. Dla odmiany PSL „Piast” zrezygnował
z ubiegania się o stanowisko marszałka senatu i opo-
wiedział się za zgłoszonym przez ZLN Wojciechem
Trąmpczyńskim, walczącym o tę godność z wysunię-
tym przez PPS Ksawerym Praussem.
Faktycznym sprawdzianem zarysowującego się po-
rozumienia miały stać się wybory prezydenckie. Po-
czątkowo było niemal pewne, że urząd ten przypadnie
J. Piłsudskiemu, mającemu największe szanse na uzy-
skanie poparcia większości zgromadzenia narodowego,
a ewentualny kontrkandydat prawicy będzie miał jedy-
nie szansę zademonstrowania odmienności jej poglą-
dów. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy na kilka dni
przed wyborami, ku zaskoczeniu swych zwolenników
i przeciwników, J. Piłsudski oświadczył publicznie, że
nie zamierza kandydować, gdyż konstytucja marcowa
daje głowie państwa zbyt nikłe możliwości samodziel-
nego działania. Prawdopodobnie chętnie widziałby na
tym stanowisku W. Witosa, który jednakże musiałby
uzyskać poparcie albo prawicy, albo lewicy i mniejszo-
ści narodowych. Było to jednak mato prawdopodobne,
gdyż stronnictwa tworzące ChZJN zdecydowały się
wysunąć własnego kandydata, a szanse porozumienia
z lewicą rozbiły się o niemożliwy do przezwyciężenia
sprzeciw kilkudziesięcioosobowej reprezentacji PSL
„Wyzwolenie”. Znalezienie innej, niebudzącej zbyt
wielu namiętności osoby było właściwie niemożliwe,
a wynik zbliżających się wyborów stawał się wyjątko-
wo trudny do przewidzenia.
Zgromadzenie narodowe (połączone izby sejmu
i senatu), przy niemalże stuprocentowej frekwencji
(545 osób na 555 uprawnionych), zebrało się 9 XII
1922. Brak jakichkolwiek wcześniejszych ustaleń spo-
wodował, że zgłoszono aż pięć kandydatur. Kluby wy-
wodzące się z ChZJN zaproponowały Maurycego Za-
moyskiego, znanego z patriotyzmu i ofiarności na cele
publiczne. PSL „Piast”, wobec niechęci prawicy do
kandydatury W. Witosa, wysunęło Stanisława Wojcie-
chowskiego, znanego działacza spółdzielczego, niegdyś
socjalistę, nadal cieszącego się pewnym poparciem
J. Piłsudskiego. Pozostałe kandydatury miały charakter
już bardziej demonstracyjny, gdyż nie liczono na to, że
mogą uzyskać niezbędną akceptację większości człon-
ków zgromadzenia. PSL „Wyzwolenie” zgłosiło nie-
zbyt znanego Gabriela Narutowicza, niemającego do-
tychczas nic wspólnego z ruchem ludowym. Dał się on
poznać m.in. jako orędownik ustawy z 26 IX 1922, za-
powiadającej wprowadzenie samorządu szczebla wo-
jewódzkiego, czym mniejszości, zwłaszcza ze wschod-
niej części kraju, były żywo zainteresowane. PPS za-
proponowała I. Daszyńskiego, świetnego mówcę, naj-
szerzej jednak pamiętanego z kierowania kontrower-
syjnym ludowym rządem lubelskim. Kandydatem
mniejszości narodowych został Jan Niecisław
Baudouin de Courtenay, wybitny językoznawca, zabie-
rający niejednokrotnie głos w obronie interesów niepo-
lskiej części społeczeństwa.
Zgodnie z obowiązującym regulaminem do zgło-
szenia kandydata na prezydenta wystarczało uzyskanie
poparcia 50 parlamentarzystów, ale aby zwyciężyć,
niezbędna była bezwzględna większość głosów uczest-
ników zgromadzenia. Pierwsze głosowanie, zgodnie
z oczekiwaniami, nie przyniosło rozstrzygnięcia, a po-
szczególni kandydaci otrzymali w zasadzie głosy jedy-
nie tych grup, które ich wysunęły, dlatego też najlepiej
wypadli M. Zamoyski (222), S. Wojciechowski (105)
i J. Baudouin de Courtenay (103). W drugiej turze so-
cjaliści przerzucili swe głosy na S. Wojciechowskiego,
a mniejszości narodowe na G. Narutowicza, dzięki
czemu ich szanse prawie się wyrównały. W trakcie ko-
lejnych głosowań odpadli I. Daszyński i J. Baudouin de
Courtenay. W czwartej turze, prawdopodobnie dzięki
nieoficjalnym zabiegom prawicy i równie niespodzie-
wanemu poparciu łamiących dyscyplinę partyjną skraj-
nych działaczy PPS, przepadł S. Wojciechowski. Wy-
tworzyła się dzięki temu sytuacja pozornie nader ko-
rzystna dla ChZJN, gdyż klucz do sukcesu znalazł się w
rękach PSL „Piast”, a można było przypuszczać, że nie
opowie się ono za kandydatem forsowanym przez
mniejszości narodowe i zgłoszonym przez to stronnic-
two, które zamknęło drogę do prezydentury W. Wito-
sowi, skądinąd znanemu ze skłonności do współpracy
z prawicą. W rachubach tych nie wzięto jednak pod
uwagę, że do utrącenia kandydatury W. Witosa przy-
czyniła się także postawa Chjeny, co jej zapamiętano.
Dla W. Witosa, niezależnie od jego osobistych sympatii
i antypatii, nie bez znaczenia było udzielenie jego
stronnictwu poparcia przez wyborców z powodu prze-
konania, że doprowadzi ono do szybkiego uchwalenia
ustawy o reformie rolnej. Trudno teraz byłoby im wyja-
śnić, że pierwszym krokiem do tego było usadowienie
w fotelu prezydenckim największego właściciela ziem-
skiego w Polsce. Ostatecznie w piątej turze piastowcy
w większości opowiedzieli się za G. Narutowiczem,
a najbardziej nieprzejednani wstrzymali się od głosu.
Dzięki temu poparciu G. Narutowicz otrzymał 289 gło-
sów, a więc 16 więcej niż wymagane minimum, pod-
czas gdy M. Zamoyski musiał zadowolić się ponownie
głosami samego ZChJN (227 kartek).
Gabriel Narutowicz pochodził z patriotycznej ro-
dziny żmudzkiej. Jego brat Stanisław, z którym zresztą
nie utrzymywał bliższych kontaktów, był przewidywa-
ny przez polskich spiskowców latem 1919 r. na premie-
ra propolskiego rządu na Litwie. G. Narutowicz znacz-
ną część życia spędził w Szwajcarii — był profesorem
politechniki w Zurychu i cieszył się opinią doskonałego
specjalisty z zakresu hydroenergetyki. Po stronie pol-
skiej był znany jako założyciel i prezes utworzonego
tuż po wybuchu I wojny światowej Polskiego Komitetu
Samopomocy, a zwłaszcza jako działacz sienkiewi-
czowskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom
Wojny w Polsce (tzw. Komitetu w Vevey). Po powro-
cie do kraju (1920) piastował m.in. tekę ministra robót
publicznych w gabinecie W. Grabskiego, a później mi-
nistra spraw zagranicznych w rządach W. Witosa,
A. Śliwińskiego i J. Nowaka.
Wybór G. Narutowicza przy istotnym poparciu
mniejszości narodowych był zjawiskiem pozytywnym,
gdyż świadczył o ich zaangażowaniu w życie politycz-
ne państwa, co można było wykorzystywać propagan-
dowo m.in. na arenie międzynarodowej, zwłaszcza
w kontekście szerzonych opinii o Polsce jako „więzie-
niu narodów”. Pozytywów tych nie chciała jednak do-
strzec prawica, która, odwołując się do niedawno prze-
prowadzonych wyborów, zaczynała forsować koncep-
cję rządów tzw. polskiej większości, jako jedynie po-
wołanej do decydowania o polskich problemach, w tym
także o wyborze głowy państwa. Zgodnie z jej teorią ta
polska większość jednoznacznie opowiedziała się za
M. Zamoyskim, podczas gdy sukces G. Narutowicza
wynikał z poparcia wrogich państwu mniejszości naro-
dowych.
Już w dniu wyborów zwolennicy obozu narodowe-
go rozpoczęli, bez przeszkód ze strony policji, organi-
zowanie wieców i manifestacji protestacyjnych, które
trwały także dnia następnego. Mówcy kwestionowali
legalność dokonanej elekcji, używając przy tym chwy-
tliwych, choć nieprawdziwych argumentów, a nowo
wybranego prezydenta przedstawiali jako „elekta ży-
dowskiego” oraz najistotniejszą przeszkodę do ustabili-
zowania sytuacji. Do ataków przyłączyła się także pra-
sa. Wszystko to miało zmusić Narutowicza do zrzecze-
nia się uzyskanej godności oraz — w dalszej perspek-
tywie — ukazać, że pomijanie w rządzeniu państwem
najsilniejszego ugrupowania będzie niemożliwe.
W związku z zaistniałą sytuacją także część polity-
ków, w tym nawet głoszących na Narutowicza, starała
się go przekonać, aby nie przyjmował wyboru. Gdy na-
ciski te zawiodły, prawica postanowiła uniemożliwić
odbycie uroczystości zaprzysiężenia, nie dopuszczając
do gmachu sejmu zarówno prezydenta elekta, jak i po-
pierających go członków zgromadzenia narodowego.
11 XII 1922 stolica stała się, przy biernej postawie po-
licji, widownią dramatycznych wydarzeń i gorszących
scen. Bojówki narodowe, złożone głównie z młodzieży
akademickiej, opanowywały tramwaje, wznosiły bary-
kady na trasie przejazdu prezydenta i pobiły wielu zdą-
żających do sejmu posłów i senatorów reprezentują-
cych mniejszości narodowe i partie lewicowe. Sytuacja
zaostrzyła się, gdy na pomoc uwięzionym przez naro-
dowców posłom socjalistycznym przybyli robotnicy.
W wyniku strzelaniny na pl. Trzech Krzyży jeden ro-
botnik został zabity, a kilkunastu uczestników starcia,
z obu stron, odniosło większe lub mniejsze obrażenia.
Wysiłki prawicy nie przyniosły spodziewanych rezulta-
tów, gdyż prezydent, obrzucany co prawda po drodze
obelgami, śniegiem i błotem, dotarł do parlamentu
i przy demonstracyjnej absencji klubów ChZJN złożył
konstytucyjną przysięgę. Trzy dni później (14 XII
1922) naczelnik państwa przekazał władzę G. Naruto-
wiczowi. Z tą chwilą weszły w życie wszystkie przepi-
sy konstytucji marcowej.
Wraz z przejęciem władzy przez G. Narutowicza
pojawiła się konieczność sformowania nowego gabine-
tu. Możliwości manewru nie były duże. Większość,
która wybrała prezydenta, była całkowicie przypadko-
wa i faktycznie zbyt słaba, aby sformować rząd parla-
mentarny, zwłaszcza że na trwalsze poparcie ze strony
licznej reprezentacji mniejszości narodowych nie moż-
na było liczyć. Należało więc szukać dróg porozumie-
nia z niedawnymi przeciwnikami, tym bardziej że tylko
to mogło wyciszyć rozbudzone namiętności. Stąd też
jako kandydata na premiera G. Narutowicz wysunął
Ludwika Darowskiego, uchodzącego za przedstawicie-
la centrum, a więc mającego szansę na porozumienie
z prawicą. Gdy okazało się, że nie potrafi on jednak
uzyskać wystarczającego poparcia, prezydent wziął pod
uwagę kandydaturę związanego ze ZLN Leona Pluciń-
skiego, znanego m.in. z zasług położonych przy two-
rzeniu ochotniczej Armii Wielkopolskiej w 1919 r.
Zamierzał także powierzyć M. Zamoyskiemu, to zna-
czy pokonanemu konkurentowi do fotela prezydenc-
kiego, piastowany dotychczas przez siebie resort spraw
zagranicznych, co miało wyjątkowy wydźwięk. Na cze-
le Ministerstwa Skarbu zamyślał postawić W. Grab-
skiego — i ze względu na jego fachowość, i z powodu
związków z narodową demokracją.
Wszystko to świadczyło o wyjątkowej elastyczno-
ści głowy państwa i cennej umiejętności przechodzenia
do porządku nad własnymi sympatiami. Predyspozycji
tych nie zdołał jednak rozwinąć, ze względu na, jak się
okazało, brak czasu. W rzeczywistości jedynym fak-
tycznym posunięciem G. Narutowicza jako głowy pań-
stwa było zastosowanie prawa łaski wobec osoby ska-
zanej na śmierć. 16 grudnia zdołał złożyć kurtuazyjną
wizytę arcybiskupowi A. Rakowskiemu, co miało
szczególny wydźwięk w kontekście wysuwanych przez
prawicę pod jego adresem oskarżeń o ateizm. Tego sa-
mego dnia został zamordowany przez Eligiusza Nie-
wiadomskiego na otwarciu wystawy malarskiej w gma-
chu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Funkcje
głowy państwa, zgodnie z konstytucją, przejął M. Ra-
taj.
Sytuacja była groźna, gdyż śmierć prezydenta
zbiegła się z odbywającym się właśnie manifestacyj-
nym pogrzebem zastrzelonego kilka dni wcześniej ro-
botnika, w związku z czym wyjątkowo łatwo można
było skierować tłumy do krwawej rozprawy z naro-
dowcami, powszechnie obciążanymi moralną odpowie-
dzialnością za dokonane morderstwo. Niebezpieczeń-
stwo zażegnali przywódcy socjalistyczni z I. Daszyń-
skim na czele oraz marszałek sejmu. Było jednak
oczywiste, że dalsze utrzymywanie gabinetu Juliana
Nowaka, nawet po usunięciu zeń szefa MSW Antonie-
go Kamińskiego za bezczynność (11 XII 1922), nie jest
już możliwe. Rataj powołał tego samego dnia rząd „sil-
nej ręki” z Władysławem Sikorskim, który okazał się
wyjątkowo sprawny na tym stanowisku. Jednym
z pierwszych pociągnięć nowego premiera było wpro-
wadzenie stanu wyjątkowego w Warszawie i interno-
wanie najbardziej napastliwych agitatorów, m.in. Adol-
fa Nowaczyńskiego, dzięki czemu w stolicy zapanował
spokój, tym łatwiejszy do osiągnięcia, że i obóz naro-
dowy dążył teraz do spacyfikowania nastrojów.
Kolejne posiedzenie zgromadzenia narodowego
M. Rataj zwołał na 20 grudnia. Zgłoszono wówczas
tylko dwie kandydatury — ze strony prawicy, bardziej
zresztą ze względów propagandowych niż z wiarą
w sukces, Kazimierza Morawskiego (prezesa Polskiej
Akademii Umiejętności, profesora filologii klasycznej
i historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, politycznie
związanego z krakowskimi konserwatystami) oraz
z ramienia PSL „Piast” ponownie S. Wojciechowskie-
go. W tej sytuacji rozstrzygnięcie zapadło już w pierw-
szej turze, w której S. Wojciechowski otrzymał 298
głosów, a więc wymaganą bezwzględną większość.
Kandydata prawicy poparły ponownie (221 głosów)
tylko kluby chjeńskie. Nowy prezydent został więc wy-
brany przez tę samą większość polityczno-
narodowościową co jego poprzednik, ale tym razem
zwolennicy „polskiej większości” przyjęli to już spo-
kojnie. S. Wojciechowski został też tego samego dnia
zaprzysiężony bez najmniejszych przeszkód i objął
urzędowanie.
Do pełnego uspokojenia nastrojów było jednak
jeszcze daleko, gdyż opinię publiczną utrzymywała
w stanie napięcia tzw. sprawa Niewiadomskiego. Mor-
derca G. Narutowicza — malarz, dobry ilustrator, autor
kilku prac z zakresu historii sztuki — był gorącym
zwolennikiem ruchu narodowego, aczkolwiek formal-
nie ani do ZLN, ani tym bardziej do Ligi Narodowej
nigdy nie należał. Zaraz po zabójstwie został uznany
przez narodowców za człowieka psychicznie chorego,
ale w miarę trwania procesu sądowego zmienili oni
zdanie. Bez wątpienia wpłynęła na to postawa samego
oskarżonego, który nie usiłował zbiec z miejsca prze-
stępstwa, a przed sądem twierdził, że nie poczuwa się
do winy, ale jedynie do złamania prawa, za co, jak
podkreślał, gotów był ponieść najdalej idące konse-
kwencje. Został skazany na śmierć, a S. Wojciechow-
ski, do którego zwrócono się o skorzystanie z prawa ła-
ski, nie znalazł podstaw do takiego kroku. 31 I 1923
Niewiadomskiego rozstrzelano na stokach Cytadeli
warszawskiej, co zapoczątkowało nowy etap kontro-
wersji. Ugrupowania narodowe niemal natychmiast
uznały go za męczennika wielkiej idei głoszącej prawo
narodu polskiego do rządzenia państwem. W artyku-
łach prasowych ze względu na fakt, że został stracony
dokładnie w tym miejscu, na którym zawiśli na szubie-
nicach ostatni członkowie Rządu Narodowego z 1864
r., kreowano go na bohatera narodowego. Już jego po-
grzeb, mimo niesprzyjającej pory (godzina 6 rano), stał
się wielką manifestacją z udziałem ok. 10 tys. ludzi. Od
tego też dnia w całym kraju, przede wszystkim w ko-
ściołach zgromadzeń zakonnych, zaczęto odprawiać
nabożeństwa żałobne w jego intencji, które zazwyczaj
przekształcały się w manifestacje poparcia dla obozu
narodowego. Przeciwko propagowaniu kultu mordercy
czynnie wystąpiły ugrupowania lewicowe, a zwłaszcza
socjaliści, którzy zaczęli organizować kontrmanifesta-
cje, przybierające niekiedy drastyczne formy. Tak np.
w Krakowie, w czasie jednego z nabożeństw żałob-
nych, wybito szyby w pałacu biskupim i w redakcji en-
deckiego „Gońca Krakowskiego” oraz zapowiedziano
organizowanie dalszych akcji odwetowych. Ostatecznie
problem zakończyła uchwała sejmowa (przyjęta nie-
wielką liczbą głosów) potępiająca gloryfikowanie mor-
dercy prezydenta, a także list pasterski biskupów, któ-
rzy wypowiedzieli się przeciwko organizowaniu nabo-
żeństw prowadzących do niepokojów społecznych.
MIĘDZY RZĄDAMI POZAPARLAMENTARNYMI I PARLAMENTARNYMI
Utworzony w wyjątkowej chwili pozaparlamentar-
ny gabinet W. Sikorskiego nie zdołał uzyskać trwałej
pozycji, chociaż zanotował na swoim koncie liczne
sukcesy, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagra-
nicznej. Początkowo nadzieje na jego przetrwanie
wzmacniał fakt, że exposé premiera zostało przyjęte
przychylnie przez zróżnicowany politycznie parlament
i uzyskało nawet, rzecz wyjątkowa w dziejach II Rze-
czypospolitej, poparcie ze strony części klubów mniej-
szości narodowych. Pozycję rządu umacniało, poza do-
raźnym spacyfikowaniem niepokojów polityczno-
ulicznych, przejściowe zahamowanie inflacji, będące
w intencjach ówczesnego ministra skarbu W. Grab-
skiego wstępem do rozwiązania całokształtu proble-
mów gospodarczych. Na arenie międzynarodowej naj-
większym sukcesem było uznanie 15 III 1923 przez
Radę Ambasadorów, następczynię Rady Najwyższej
z okresu konferencji pokojowej w Paryżu, wschodniej
granicy państwa wraz ze znajdującymi się faktycznie w
jego obrębie Wileńszczyzną i Małopolską Wschodnią,
co oznaczało równocześnie wycofanie uznania dla emi-
gracyjnego rządu ZURL. Z punktu widzenia prawa
międzynarodowego było to formalnym zakończeniem
długotrwałego procesu budowy terytorialnej państwa.
Wszystko to jednak nie zapewniało utrzymania się
u władzy, zwłaszcza jeżeli o składzie ekipy rządzącej
miał decydować układ sił w parlamencie. Zarysowujące
się tuż po wyborach porozumienie między prawicą
(ChZJN) i PSL „Piast” nie doszło wówczas do skutku,
głównie z powodu kontrowersji związanych z okolicz-
nościami wyboru i zabójstwa G. Narutowicza. Nie
oznaczało to jednak, że koncepcja ta została całkowicie
pogrzebana, tym bardziej że obie strony dążyły do ob-
jęcia władzy i realizacji swych zamierzeń, co bez za-
warcia odpowiedniego sojuszu politycznego nie było
możliwe. Dla PSL „Piast” była to właściwie jedyna
droga do zakończenia przetargów wokół najważniejszej
dla niego sprawy reformy rolnej, która wreszcie powin-
na wejść w etap praktycznej realizacji.
Nic więc dziwnego, że po uspokojeniu nastrojów
powrócono do nieoficjalnych rozmów, głównie z udzia-
łem polityków z ZLN, PSChD i PSL „Piast”, mogących
liczyć na poparcie Narodowo-Chrześcijańskiego Stron-
nictwa Ludowego i przynajmniej części NPR. Część
rozmów prowadzono m.in. w majątku senatora Ludwi-
ka Hammerlinga w Lanckoronie, dlatego też osiągnięte
porozumienie, sfinalizowane faktycznie w Warszawie
(17 V 1923), przeszło do historii jako pakt lanckoroń-
ski. Podpisali je m.in. W. Witos, S. Głąbiński i W. Kor-
fanty.
Zgodnie z przyjętymi ustaleniami chjeńskie kluby
zobowiązały się przede wszystkim do poparcia projektu
ustawy o reformie rolnej, przewidującej przez najbliż-
sze dziesięć lat coroczną parcelację 200 tys. ha ziemi
większej własności. Natomiast PSL „Piast” miał po-
przeć wysiłki ChZJN zmierzające do podkreślenia na-
rodowego charakteru państwa, m.in. przez wprowadze-
nie zasady numerus clausus dla mniejszości narodo-
wych w szkolnictwie ponadpodstawowym, to znaczy
ograniczenia liczby uczniów szkół średnich i słuchaczy
szkół wyższych do takiego odsetka, który odpowiadał-
by liczebnemu udziałowi poszczególnych narodowości
w społeczeństwie. W praktyce dotyczyłoby to młodzie-
ży żydowskiej. Ludowcy mieli także poprzeć dążenia
do umocnienia polskości na Kresach Wschodnich,
czym zresztą byli sami żywo zainteresowani, oraz
wzmocnienia pozycji Kościoła rzymskokatolickiego
w życiu państwa, co miało znaleźć wyraz w przygoto-
wywanym konkordacie.
Zawarcie układu przesądziło o dalszych losach ga-
binetu W. Sikorskiego. Nowo utworzona większość nie
zgłosiła co prawda formalnego wniosku o wotum nie-
ufności, ale wyraziła je w łagodniejszej formie — 26 V
1923 r., podczas głosowania w izbie poselskiej nad
prowizorium budżetowym, zadecydowała o skreśleniu
zeń funduszu dyspozycyjnego premiera i ministra
spraw zagranicznych, co spowodowało, że Sikorski po-
dał się do dymisji. 28 maja prezydent podpisał dekret
powołujący W. Witosa na premiera. Kierowany przez
niego gabinet określany był przez przeciwników mia-
nem rządu Chjeno-Piasta, gdyż jego zaplecze stanowił
PSL „Piast” i kluby wywodzące się z ChZJN. Nowa
ekipa nie miała zbyt mocnej pozycji, gdyż zawarte po-
rozumienie spowodowało rozłam w klubie PSL „Piast”,
a w rezultacie gabinet W. Witosa dysponował w izbie
poselskiej już tylko minimalną większością. Nadzieję
na przyszłość mógł budzić jedynie fakt, że opozycja
także nie dysponowała siłą wystarczającą, aby utwo-
rzyć własny gabinet. Sytuację dodatkowo komplikowa-
ło nieprzychylne nowej większości stanowisko cieszą-
cego się nadal dużym autorytetem moralnym J. Piłsud-
skiego, który na znak protestu przeciwko powstałej ko-
alicji zrezygnował ze wszystkich piastowanych dotąd
funkcji wojskowych i taki właśnie powód swego kroku
zaakcentował w czasie przemówienia na pożegnalnym
spotkaniu ze swoimi zwolennikami (3 VII 1923). To
jego taktyczne posunięcie narodowcy przyjęli z dużą
ulgą, a ich niektórzy przywódcy zaczęli, niejako na wy-
rost, traktować J. Piłsudskiego niemalże jak emeryta
politycznego.
Rząd Chjeno-Piasta, nawet wzmocniony takimi au-
torytetami jak R. Dmowski i W. Korfanty, od początku
borykał się z poważnymi problemami ekonomicznymi.
Dobitnym ich potwierdzeniem było ponowne załama-
nie marki i szybkie postępy inflacji, co spowodowało
wycofanie się z gabinetu W. Grabskiego, krytykowane-
go zresztą przez pozostałych ministrów za wykorzysta-
nie rezerw finansowych dla podniesienia prestiżu przej-
ściowego gabinetu W. Sikorskiego. Powierzenie tego
newralgicznego resortu mało znanemu i niezbyt uzdol-
nionemu Władysławowi Kucharskiemu nie poprawiło
sytuacji, choć w okresie jego urzędowania przeforso-
wano w parlamencie najważniejsze pomysły W. Grab-
skiego, czyli ustawy o podatku majątkowym i o walo-
ryzacji podatków. Konsekwencją załamania gospodar-
czego była rosnąca lawinowo fala strajków, których nie
udawało się likwidować kompromisowo. Ich apogeum
przypadło na jesień 1923 r., kiedy przekształciły się
w zbrojne konfrontacje uliczne w Krakowie, Tarnowie
i Borysławiu.
Wzrostowi napięcia sprzyjały dokonywane przez
bliżej nieokreślone grupy prawicowe zamachy bombo-
we. Pierwsze z nich miały co prawda miejsce jeszcze w
okresie prezesury W. Sikorskiego (np. 15 V 1923 na
redakcję syjonistycznego „Nowego Dziennika” w Kra-
kowie), ale kontynuowano je także w następnych mie-
siącach, m.in. w Warszawie, a niewykrycie sprawców
obciążało w opinii publicznej nową ekipę. Ostateczny
cios rządzącej większości zadał jednak kolejny rozłam
w klubie PSL „Piast”, dokonany 14 XII 1923 na znak
protestu przeciwko zasadom zawartym w zgłoszonym
projekcie ustawy o reformie rolnej, a więc dotyczącym
najważniejszego elementu spajającego oba obozy. Rząd
utracił większość w izbie poselskiej i, nie czekając na
formalne wotum nieufności, o które było wyjątkowo ła-
two ze względu na konsekwentne popieranie takich
wniosków (niezależnie od ich źródła) przez mniejszości
narodowe i komunistów, podał się do dymisji. Jego de-
cyzję przyspieszyło bez wątpienia stanowisko M. Rata-
ja, który — nie konsultując się z władzami partyjnymi
— zgłosił rezygnację z funkcji marszałka sejmu, gdyż,
jak pisał we wniosku, przestała istnieć większość, która
go tą godnością obdarzyła. W tym ostatnim wypadku
była to jedynie manifestacja bez praktycznych konse-
kwencji, gdyż niemal cała izba poselska, łącznie z
mniejszościami narodowymi, opowiedziała się (21 XII
1923) za odrzuceniem rezygnacji M. Rataja, dzięki
czemu wyszedł on z tego kryzysu wyjątkowo wzmoc-
niony. Losy gabinetu W. Witosa były jednak przesą-
dzone.
Na nowego premiera został desygnowany Stani-
sław Thugutt (PSL „Wyzwolenie”), który jednak nie
zdołał sobie zapewnić w parlamencie wystarczającego
poparcia i po dwóch dniach zrezygnował z misji. Ozna-
czało to, że lewica nie jest zdolna do utworzenia rządu
większościowego. W tej sytuacji prezydent zdecydował
się na powołanie gabinetu pozaparlamentarnego, a na
jego szefa wyznaczył W. Grabskiego. Nowa ekipa zo-
stała utworzona 19 XII 1923 i dwa dni później więk-
szość sejmu (prawica oraz PSL „Piast”) przyjęła do
wiadomości dość ogólnikowy program rządu. Zgodnie
z oczekiwaniami dokonano tego przy sprzeciwie mniej-
szości narodowych oraz uchyleniu się od głosowania
stronnictw lewicowych. Za rząd nie brał odpowiedzial-
ności żaden z klubów sejmowych, ale równocześnie
większość z nich musiała go tolerować i dlatego pre-
mier rozwinął, zgodnie z wyznawaną przez siebie zasa-
dą „równoważenia lewicowca przez prawicowca”, sze-
roką akcję pozyskiwania zwolenników wśród głównych
sił politycznych, m.in. powołując, w zależności od po-
trzeby, na stanowiska ministerialne łudzi z nimi zwią-
zanych lub mile przez niewidzianych. W praktyce
oznaczało to niezwykle częste zmiany w rządzie,
w którym w ciągu niespełna dwóch lat niemalże każde
ministerstwo kierowane było przez dwie, czasem trzy
osoby. Innym sposobem pozyskiwania poparcia było
udzielanie instytucjom powiązanym z partiami różno-
rakich koncesji i wsparć finansowych. Zarówno jedna,
jak i druga metoda, chociaż zapewniały rządowi stałe
poparcie większości izby, to jednak prowadziły do de-
moralizacji klubów poselskich, gdyż umacniały prze-
konanie, że za udzielenie poparcia należą im się różne-
go rodzaju gratyfikacje.
Władysław Grabski skoncentrował się na rozwią-
zaniu najistotniejszych kwestii gospodarczo-
walutowych, odkładając na dalszy plan inne problemy,
nawet jeżeli w opinii publicznej budziły coraz większe
emocje, a on sam uznawał ich wagę. Nie zdołał np. po-
nownie pozyskać dla działalności publicznej J. Piłsud-
skiego, gdyż pertraktacje rozbijały się każdorazowo
o niemożliwość wypracowania kompromisowego roz-
wiązania sprawy organizacji najwyższych władz woj-
skowych. To było m.in. faktycznym powodem ustąpie-
nia gen. K. Sosnkowskiego ze stanowiska ministra
spraw wojskowych oraz decydująco przyczyniło się do
zantagonizowania środowiska piłsudczyków z gen.
W. Sikorskim, opowiadającym się w tym sporze za
koncepcjami zgodnymi z ustawą zasadniczą.
Nie przyniosły także większych rezultatów starania
rządu o znalezienie płaszczyzny porozumienia z mniej-
szościami narodowymi, choć problem coraz bardziej
nabrzmiewał. Najbardziej napięta była sytuacja na tere-
nach północno-wschodnich, wyniszczonych w czasie
wojny i następnie fatalnie administrowanych. Występu-
jące niezadowolenie miejscowej ludności białoruskiej
podsycały liczne grupy dywersyjne, szkolone i wypo-
sażane, także w broń maszynową, przez stronę radziec-
ką, a częściowo i litewską. Atakowały one urzędy, po-
sterunki policji, plebanie, ziemian i kolonistów oraz
szlaki komunikacyjne. Niektóre z tych akcji uzyskiwały
nawet znaczny rozgłos, np. napad w nocy z 3 na 4 VIII
1924 na powiatowe miasteczko Stołpce w wojewódz-
twie nowogródzkim i opanowanie 24 IX 1924 pod Łu-
nińcem w województwie poleskim pociągu, w którym
obrabowano i poddano „karze” chłosty m.in. wojewodę
poleskiego, okręgowego komendanta policji i tamtej-
szego biskupa. Groźnym ostrzeżeniem był także nieu-
dany zamach na prezydenta S. Wojciechowskiego we
Lwowie (5 IX 1924), dokonany przez nacjonalistów
ukraińskich. Problem starano się rozwiązać, wprowa-
dzając sprawniejszą administrację, do czego miało
przyczynić się zastąpienie cywilnych wojewodów wyż-
szymi oficerami. Wtedy także powstała specjalna,
uszczelniająca granicę formacja policyjno-wojskowa —
Korpus Ochrony Pogranicza. Temu samemu celowi
służyły ustępstwa na rzecz ludności ukraińskiej i biało-
ruskiej, między innymi przeforsowane przez rząd
w lipcu 1924 r. tzw. ustawy językowe. Umożliwiły one
ludności kresowej składanie w urzędach pism w ojczy-
stym języku i otrzymywanie w nim odpowiedzi oraz
zakładanie prywatnych szkół ukraińskich, białoruskich
i litewskich. Równocześnie jednak wiele szkół pu-
blicznych przekształcono w dwujęzyczne (utrakwi-
styczne), w których część zajęć prowadzono po polsku,
a część w języku mniejszości narodowej. To ostatnie
posunięcie w praktyce ograniczało jednak rozmiary
szkolnictwa mniejszościowego i zostało bardzo nie-
chętnie przyjęte. Niewiele lepiej układały się stosunki
z mniejszością żydowską, choć tu także starano się za-
łagodzić występujące napięcia, m.in. na drodze
ustępstw językowych (zaakceptowanie używania języ-
ków hebrajskiego i jidysz na zgromadzeniach publicz-
nych) i w zakresie szkolnictwa. Próbą całościowego
rozwiązania problemu była wielopunktowa tzw. ugoda
polsko-żydowska z 4 VII 1925, która jednakże nie do-
czekała się realizacji.
Ostateczny cios gabinetowi Grabskiego, borykają-
cemu się z problemami ekonomicznymi i coraz waż-
niejszymi politycznymi — zarówno wewnętrznymi, jak
i międzynarodowymi — zadał, jak już wcześniej
wspominano, Bank Polski, który odmówił, ze wzglę-
dów zasadniczych, dalszej współpracy przy podtrzy-
mywaniu kursu złotego, w związku z czym rząd podał
się do dymisji, i to w okolicznościach podkreślających
ogólny kryzys w państwie.
Znalezienie następcy nie było sprawą najłatwiej-
szą, ale ostatecznie kluby poselskie popierające dotych-
czas W. Grabskiego (od PPS po ZLN) zdecydowały się
na utworzenie nowego gabinetu pod prezesurą Alek-
sandra Skrzyńskiego. Był to od roku 1920 drugi przy-
padek tak szerokiej koalicji politycznej, podobnie jak
poprzednio wymuszony doraźną potrzebą — tym razem
ratowania za wszelką cenę państwa i demokracji. Już
sam proces formowania rządu przebiegał w zagęszcza-
jącej się atmosferze politycznej, na co istotny wpływ
wywierali J. Piłsudski i jego zwolennicy. Od początku
też porozumienie rwało się na skutek sprzecznych inte-
resów gospodarczych i politycznych, prezentowanych
przez kluby tworzące koalicję, co nie było najlepszym
prognostykiem na przyszłość. Między innymi członko-
wie rządu z ramienia PPS domagali się, nie zawsze
konsultując: swe wystąpienia z władzami partyjnymi,
natychmiastowego stworzenia warunków umożliwiają-
cych J. Piłsudskiemu powrót do czynnego życia pu-
blicznego, choć wiedzieli, że nie da się tego problemu
szybko rozwiązać. Z takiego właśnie powodu podał się
demonstracyjnie do dymisji J. Moraczewski, który naj-
prawdopodobniej nadal bardziej czuł się kapitanem sa-
perów I Brygady niż członkiem PPS. Równie istotne
okazały się sprzeczności ekonomiczne. Wszyscy mini-
strowie zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i z fak-
tu, że ostateczne ustabilizowanie gospodarki wymaga
dalszych ofiar, ale równocześnie starali się chronić inte-
resy swoich wyborców. W rezultacie z trudem sklecona
większość przetrwała niecałe pół roku, a wyłoniony po
dramatycznym przesileniu rządowym gabinet W. Wito-
sa zdołał utrzymać się tylko pięć dni.
2. W EPOCE RZĄDÓW JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
ZAMACH MAJOWY
Jak już wspominano, J. Piłsudski w lipcu 1923 r.
na znak protestu przeciwko utworzeniu gabinetu Chje-
no-Piasta zrezygnował ze wszystkich sprawowanych
funkcji i formalnie stał się osobą prywatną. Podkreślał
to dodatkowo, nie wykorzystując przysługującej mu
dożywotnio pensji marszałkowskiej i przeznaczając ją
na cele publiczne, m.in. na Uniwersytet Stefana Bato-
rego w Wilnie. Utrzymywał się wówczas z honorariów
za publikowane teksty i wygłaszane odczyty, służące
zresztą utrwalaniu i rozbudowywaniu jego legendy jako
osoby wyjątkowej — twórcy niepodległości i budowni-
czego zrębów państwowości polskiej. Porównanie tych
jego dokonań z aktualną sytuacją nasuwało się samo:
zantagonizowane partie oraz rozbity politycznie i skłó-
cony parlament marnują ten dorobek.
Szczególne znaczenie w budowaniu tej legendy
miała — niezbyt zrozumiała dla większości społeczeń-
stwa ze względu na terminologię prawną — sprawa or-
ganizacji najwyższych władz wojskowych. Zgodnie
z poglądami J. Piłsudskiego winny w dalszym ciągu
obowiązywać przepisy wydanego przez niego jako na-
czelnika państwa dekretu z 7 I 1921, zapewniające mu
wówczas — jako przewodniczącemu Ścisłej Rady Wo-
jennej, a więc ciała poza kontrolą parlamentarną —
pełnię władzy nad armią, łącznie z decydowaniem
o obsadzie dowódczej jednostek do szczebla pułku
włącznie. Utrzymanie tych przepisów po wejściu w ży-
cie konstytucji marcowej było jednak ze względów
prawnych niemożliwe, czego J. Piłsudski nie chciał
przyjąć do wiadomości. Od zagwarantowania mu mo-
nopolistycznego wpływu na politykę wojskową uzależ-
niał swój powrót do czynnej służby, o co zabiegały za-
równo prawica, jak i lewica. Wszelkie kompromisowe
i zgodne z konstytucją rozwiązania, wypracowane
przez kolejnych ministrów spraw wojskowych
(K. Sosnkowski, S. Szeptycki i W. Sikorski), nie tylko
nie uzyskały jego aprobaty, ale zostały wręcz uznane za
przejaw celowego działania mającego uniemożliwić mu
powrót do wojska. Taki punkt widzenia popierały zjaz-
dy kombatanckie, a zwłaszcza legionowe, w których
uczestniczyli także oficerowie służby czynnej. Jednym
z ich najbardziej chwytliwych argumentów, nośnym
zwłaszcza w niezbyt zorientowanym w realiach społe-
czeństwie, było ukazywanie zagrożeń wynikających
z faktu istnienia „armii bez wodza”.
Sytuacja zaogniła się po upadku gabinetu W. Grab-
skiego. Dzień później, 14 XI 1925, J. Piłsudski, for-
malnie będący osobą prywatną, złożył wizytę pre-
zydentowi S. Wojciechowskiemu, aby ostrzec go przed
bagatelizowaniem „interesów moralnych armii” i przy-
pomnieć, że uprzednie działania (zwłaszcza postawie-
nie na czele resortu spraw wojskowych generałów S.
Szeptyckiego i W. Sikorskiego) doprowadziły jedynie
do silnego „rozdrażnienia w wojsku”. To bezpreceden-
sowe posunięcie, milcząco zaaprobowane przez prezy-
denta, który nie tylko pisemnie pokwitował przyjęcie
złożonej „noty werbalnej”, ale nawet zainicjował dys-
kusję na temat obsady personalnej Ministerstwa Spraw
Wojskowych, umocniło jedynie przekonanie J. Piłsud-
skiego, że fakty dokonane także w przyszłości spotkają
się z aprobatą głowy państwa. O pomyłce miał się
przekonać dopiero 12 V 1926.
Podkreśleniem faktu, że w sferach wojskowych
J. Piłsudski nie jest tylko osobą prywatną, była manife-
stacja dla uczczenia rocznicy jego uwolnienia z magde-
burskiego więzienia, zorganizowana w Sulejówku 15
XI 1925, a więc następnego dnia po wizycie u prezy-
denta, z udziałem prawie tysiąca oficerów (w tym wielu
generałów) służby czynnej. Powód zgromadzenia był
niezbyt przekonujący, gdyż rocznica minęła kilka dni
wcześniej, a ponadto do tej pory (podobnie zresztą jak
i w latach następnych) przechodziła ona na ogół bez
echa. Niezależnie jednak od pretekstu istotne znaczenie
miały wygłaszane w Sulejówku przemówienia, zdomi-
nowane nie przez wspomnienia, ale zawierające jedno-
znaczne deklaracje polityczne, najdobitniej wyrażone
przez gen. Gustawa Orlicza-Dreszera, ofiarującego so-
lenizantowi, poza okolicznościowymi komplementami,
także „pewne, w zwycięstwach zaprawione szable”, to
znaczy obietnicę poparcia go przez wojsko w każdym
konflikcie. Być może, jak przypuszcza część history-
ków, był to kolejny, po 1922 i 1923 r., wstęp do zama-
chu stanu, którego jednak ze względu na brak wcze-
śniejszych przygotowań raczej nie dałoby się zrealizo-
wać. Manifestacja była jednak swoistym skandalem —
dowodem na mieszanie się bezpartyjnego wojska do
polityki bieżącej, dlatego też urzędujący w dalszym
ciągu minister spraw wojskowych, gen. W. Sikorski,
zresztą w dobrze pojętym własnym interesie, starał się
usunąć jej uczestników z garnizonu warszawskiego.
Wśród „zesłanych” był m.in. gen. G. Dreszer, który
znalazł się, jak się okazało na krótko, w jednoznacznie
antypiłsudczykowskim Poznaniu. Pozornie więc
wszystko wróciło do normy, ale faktycznie pozycja
J. Piłsudskiego została wzmocniona, gdyż po jego nie-
zbyt parlamentarnych atakach na W. Sikorskiego, naj-
bardziej wydawałoby się oczywistego kandydata na
ministra spraw wojskowych, resort ten, po konsulta-
cjach prezydenta z byłym naczelnikiem państwa, po-
wierzono ostatecznie gen. L. Żeligowskiemu, w pełni
dyspozycyjnemu wobec J. Piłsudskiego, a W. Sikor-
skiego usunięto do odległego Lwowa. Jednym z pierw-
szych posunięć nowego ministra było sprowadzenie do
Warszawy rozesłanych po prowincji uczestników
„pielgrzymki” do Sulejówka.
Utworzenie po usunięciu się A. Skrzyńskiego no-
wego rządu parlamentarnego napotykało — ze względu
na podziały polityczne w sejmie — poważne przeszko-
dy. Dysponujące większością cztery kluby poselskie
(ZLN, PSChD, PSL „Piast” i NPR) zgłosiły co prawda
niemal natychmiast gotowość powołania gabinetu
z W. Witosem jako premierem, ale spotkało się to
z niezbyt przychylnym przyjęciem ze strony prezyden-
ta, dla którego wspomnienia roku 1923 były zbyt świe-
że. Jednoznacznie negatywnie została ona oceniona
także przez konsolidującą się lewicę (PPS, PSL „Wy-
zwolenie”, Stronnictwo Chłopskie i Partię Pracy), która
6 V 1926 ogłosiła wspólne oświadczenie, uznające ro-
dzącą się większość za reprezentację społecznych, poli-
tycznych i gospodarczych sił reakcji i otwartą prowo-
kację dla całej demokratycznej Polski. Wobec tej koali-
cji zapowiedziano też stanowczy i najostrzejszy opór,
grożąc nawet bezpośrednią konfrontacją. Ostrzeżenia
były poważne, ale parlament nie potrafił zmienić swego
oblicza. W. Witos zrezygnował i rozpoczął się istny
pochód kandydatów na premiera (m.in. Zygmunt Ma-
rek z PPS, M. Rataj z PSL „Piast”, pozapartyjny
W. Grabski, a nawet J. Piłsudski), wysuwanych zarów-
no z inicjatywy prezydenta, jak i przez nieustannie
zmieniającą się większość sejmową, co świadczyło je-
dynie o niedostatkach kształtującej się dopiero demo-
kracji. Ostatecznie jedyną osobą mającą realne szanse
na objęcie stanowiska okazał się W. Witos, mogący li-
czyć na poparcie polityczne ze strony wskrzeszonego
Chjeno-Piasta. On też podjął się misji utworzenia gabi-
netu, choć zdawał sobie sprawę z siły istniejącej opo-
zycji. Jego formowanie rozpoczął od niezbyt fortunnej
konferencji prasowej, w czasie której, nawiązując do
nieustannych zastrzeżeń wysuwanych przez J. Piłsud-
skiego, stwierdził m.in., iż w takiej sytuacji on sam nie
wahałby się wziąć władzy siłą i że tak właśnie powi-
nien postąpić Piłsudski, jeżeli rzeczywiście — jak nieu-
stannie podkreśla — ma poparcie wojska. Stronnictwa
lewicowe uznały tę wypowiedź wręcz za dowód przy-
gotowywania przez prawicę zamachu stanu i dążenia
do wprowadzenia rządów dyktatorskich.
Powstały 10 V 1926 rząd Witosa spotkał się, jak to
było do przewidzenia, z ostrymi atakami lewicy, uzna-
jącej go — jako emanację sił wyzyskujących klasę ro-
botniczą — za jednoznacznie politycznie i społecznie
reakcyjny oraz antyrepublikański. Z ocenami tymi
współgrało prasowe wystąpienie J. Piłsudskiego, przy-
pominającego, że odrodziła się koalicja, która w 1923 r.
zmusiła go do wycofania się z życia publicznego, a ar-
mię pozbawiła wodza. W swej wypowiedzi zaatakował
także urzędującego premiera oraz partyjniactwo i „sej-
mokrację”, które — według jego oceny — wyraźnie
rozmijały się z oczekiwaniami społeczeństwa. Wywiad
co prawda skonfiskowano, a autora zamierzano nawet
pociągnąć do odpowiedzialności za przestępstwo po-
pełnione drukiem, ale realne efekty takiego postępowa-
nia były żadne. Coraz wyraźniej było natomiast widać,
że kontestująca lewica znalazła niezwykle popularnego
protektora.
Niemal natychmiast po sformowaniu gabinetu Wi-
tosa w stolicy doszło do licznych manifestacji ku czci J.
Piłsudskiego, które faktycznie wymierzone były prze-
ciwko nowemu rządowi. Na ulicach rozrzucano niele-
galnie ulotki, w których nieznani autorzy protestowali
przeciwko „rozkradaniu Polski” i „frymarczeniu woj-
skiem” oraz przypominali, że „nie ma armii bez wo-
dza”, to jest bez Piłsudskiego. Manifestanci często
wkraczali do lokali publicznych, nawet tych najbardziej
ekskluzywnych, w których polecali orkiestrom odgry-
wanie Pierwszej brygady, bojowej pieśni piłsudczy-
ków, a gości zmuszali, używając niejednokrotnie siły,
do wznoszenia okrzyków na cześć marszałka. Wśród
demonstrantów i kolporterów dominowali słuchacze
lewicowej Wolnej Wszechnicy Polskiej, ale najwięcej
niepokoju mogło budzić uczestnictwo w tych wydarze-
niach licznych oficerów służby czynnej. Oznaczało
bowiem, że deklaracja gen. Dreszera sprzed kilku mie-
sięcy o gotowości poparcia J. Piłsudskiego przez „pew-
ne, w zwycięstwach zaprawione szable” nie była
czczym frazesem.
Sytuacja stawała się coraz groźniejsza, ponieważ
niezadowoleni mogli liczyć również na realną siłę
zbrojną, przygotowaną przez poprzedniego ministra
spraw wojskowych L. Żeligowskiego. Na jego polece-
nie w podwarszawskim Rembertowie gromadziły się od
pewnego czasu jednostki mające uczestniczyć w grach
wojennych (manewrach), których prowadzenie pod
względem merytorycznym powierzono J. Piłsudskiemu.
Dla dobrego znawcy spraw polityczno-wojskowych by-
ło jednak oczywiste, że napływały tylko te jednostki,
których dowódców znano ze ślepego wręcz posłuszeń-
stwa wobec Piłsudskiego. Nic więc dziwnego, że nieźle
zorientowany w tych nieformalnych związkach gen. Ju-
liusz Malczewski, minister spraw wojskowych w rzą-
dzie W. Witosa, natychmiast polecił odwołać ćwicze-
nia, a zgromadzonym wojskom nakazał powrócić do
miejsc stałego zakwaterowania. Ten jego rozkaz nie zo-
stał jednak wykonany, a — co więcej — do Remberto-
wa w dalszym ciągu przybywały nowe oddziały pod
dowództwem oficerów o jednoznacznych, propiłsud-
czykowskich sympatiach.
W rezultacie czekano tylko na pretekst. Stało się
nim rzekome ostrzelanie w nocy z 11 na 12 V 1926
willi J. Piłsudskiego w Sulejówku przez nieznanych
i nigdy nieujętych sprawców, przepędzonych zresztą
przez przybyłe patrole wojskowe. Następnego dnia (12
V 1926) Piłsudski, według oficjalnej wersji, zdecydo-
wał się zaprotestować u najwyższych władz Rzeczypo-
spolitej przeciwko zamachowi na życie jego rodziny,
a w trosce o bezpieczeństwo osoby marszałka postano-
wiły mu towarzyszyć oddziały wojskowe zgromadzone
w Rembertowie. W rzeczywistości oznaczało to rozpo-
częcie zamachu stanu.
Zwolennicy Piłsudskiego opanowali bez przeszkód
Pragę i zatrzymali się na linii Wisły, gdyż najważniej-
sze szlaki przeprawowe zostały zajęte przez wojska
wierne rządowi. W godzinach popołudniowych doszło
na moście Poniatowskiego do dramatycznego spotkania
Józefa Piłsudskiego ze Stanisławem Wojciechowskim.
Dopiero wówczas Piłsudski przekonał się, że metoda
tworzenia faktów dokonanych nie zawsze skutkuje.
Prezydent, niezależnie od swych osobistych sympatii,
stanął zdecydowanie w obronie obowiązującej konsty-
tucji i powołanego zgodnie z nią rządu. W wydanej po
spotkaniu odezwie do wojska nakazał też zbuntowanym
oddziałom, jako najwyższy zwierzchnik sił zbrojnych,
natychmiastowe podporządkowanie się legalnym wła-
dzom, a w sformułowanym za jego aprobatą komunika-
cie dla zagranicy jednoznacznie uznawano, że buntow-
nik Piłsudski Jest stokroć niebezpieczniejszy dla Pań-
stwa od wroga zewnętrznego”. Oznaczało to zerwanie
jakiejkolwiek możliwości porozumienia między oboma
stronami.
Zamachowcy mieli przewagę nie tylko wojskową,
ale mogli też liczyć na poparcie znacznych kręgów spo-
łeczeństwa, a zwłaszcza partii lewicowych oraz piłsud-
czykowskich organizacji społeczno-kombatanckich, ta-
kich jak masowy Związek Strzelecki czy wpływowy
Związek Legionistów Polskich. Także PPS, od począt-
ku opowiadająca się bez zastrzeżeń za Piłsudskim, za-
raz po jego wystąpieniu zaapelowała do swych zwolen-
ników o poparcie walki z „monarchistyczno-
faszystowsko-paskarskim” rządem W. Witosa, o podję-
cie działań uniemożliwiających dotarcie do stolicy
wojsk wiernych rządowi oraz przystąpiła do formowa-
nia batalionów robotniczych (które, choć powstały, to
jednak mimo podejmowanych zabiegów nie otrzymały
broni). Na apel ten najszybciej zareagował Związek
Zawodowy Kolejarzy, który proklamował dość swoisty
strajk, polegający wyłącznie na blokowaniu ruchu
transportów wojskowych idących na pomoc rządowi.
Zamach poparły również inne partie lewicowe, łącznie
z komunistami, którym J. Piłsudski jawił się wówczas
jako polski Kiereński, torujący im drogę do władzy Oni
też przekonali się o błędności tych rachub najwcześniej
— jeszcze bowiem w trakcie walk, gdy podporząd-
kowane zamachowcom siły policyjne rozpędziły ko-
munistyczną manifestację.
Już pierwszego dnia wojska Piłsudskiego przez
niebroniony w zasadzie most kolejowy przedostały się
do lewobrzeżnej Warszawy i szybko zajęły większość
newralgicznych z wojskowego punktu widzenia obiek-
tów, m.in. centralę telefoniczną i siedzibę Sztabu Gene-
ralnego. Dwa dni później zajęto lotnisko, ostatecznie
pozbawiając rząd możliwości kontaktu ze światem ze-
wnętrznym. W toczących się walkach obie strony stara-
ły się jednak w miarę możliwości minimalizować straty
własne i przeciwnika. Zamachowcy odnosili się na
przykład z dużą troską do walczących po stronie rzą-
dowej podchorążych, doceniając ich znaczenie dla
przyszłości wojska i postawę będącą konsekwencją
złożonej przysięgi. Walki przybierały mimo to coraz
bardziej zacięty charakter, a niektóre rozkazy świad-
czyły nie tylko o determinacji wywołanej potrzebą
chwili, ale mogły budzić niepokój ze względu na moż-
liwe następstwa — np. dowodzący siłami rządowymi
gen. Tadeusz Rozwadowski nakazał nie tylko zdławić
bunt, ale także starać się ująć jego przywódców, „nie
oszczędzając ich życia”, a gen. Włodzimierz Zagórski,
dowodzący rządowymi siłami lotniczymi, wydał rozkaz
zbombardowania pozycji przeciwnika, nie biorąc pod
uwagę strat, jakie z tego powodu ponieść mogła lud-
ność cywilna. Wszystko to nie poprawiło położenia
rządu, który 14 maja musiał opuścić zagrożony przez
zamachowców Belweder i wraz z prezydentem wyco-
fać się do Wilanowa, gdzie też zapadły zasadnicze de-
cyzje.
Pozycja rządu nie była jeszcze najgorsza, a sytua-
cję militarną mogły zmienić na jego korzyść wierne mu
pułki wielkopolskie, które mimo najrozmaitszych prze-
szkód zbliżały się do stolicy. Z tych też powodów część
oficerów, m.in. płk Władysław Anders, opowiadała się
za kontynuowaniem walki. Decydujący głos mieli jed-
nak politycy, którzy obawiali się przekształcenia wyda-
rzeń warszawskich w ogólnopolską wojnę domową,
o konsekwencjach niemożliwych do przewidzenia.
Niebezpieczeństwo było bardzo realne, gdyż we
wszystkich zakątkach kraju i zwolennicy, i przeciwnicy
zamachu mobilizowali swoje siły zarówno wojskowe,
jak i społeczno-polityczne. Świadczyło o tym utworze-
nie w Poznaniu Legii Akademickiej jako trzonu organi-
zowanej przez J. Hallera i J. Dowbora-Muśnickiego
prorządowej Armii Ochotniczej. Identyczny charakter
miała Legia formowana ze słuchaczy szkół wyższych
we Lwowie. Dla odmiany CKW PPS proklamował roz-
poczęcie ogólnopolskiego strajku powszechnego jako
wyrazu poparcia dla zamachowców, a piłsudczycy
w niektórych miejscowościach, np. w Puławach, przy-
stąpili do rozbrajania posterunków policji i usuwania
z urzędów ludzi opowiadających się za legalnym gabi-
netem. Narastający kryzys mógł być także wykorzysta-
ny przez sąsiednie państwa i nacjonalistycznych przy-
wódców mniejszości narodowych.
Tymi też m.in. względami, nie do końca zgodnie
z rzeczywistością, usprawiedliwiał brak zaangażowania
w toczące się walki gen. Władysław Sikorski. Nie zde-
cydował się on na wysłanie rządowi pomocy z podle-
głego mu garnizonu lwowskiego i tłumaczył to obawą
przed wybuchem powstania ukraińskiego.
Ostatecznie prezydent uznał, że w zaistniałych wa-
runkach nie jest w stanie pełnić funkcji i podał się do
dymisji. Jego uprawnienia, zgodnie z konstytucją, prze-
jął marszałek sejmu M. Rataj. Na jego ręce, jako tym-
czasowej głowy państwa, W. Witos złożył dymisję
w imieniu swego zdekompletowanego — gdyż część
ministrów rozpierzchła się — gabinetu. M. Rataj do-
prowadził też do formalnego przerwania walk, które
w tej sytuacji niczego już nie zmieniały, były natomiast
bardzo kosztowne, gdyż w ich wyniku po obu stronach
zginęło do tego czasu 379 osób, a 920 zostało rannych.
Część zabitych i rannych, ze względu na miejsce to-
czonych starć, stanowiła ludność cywilna.
STABILIZACJA STOSUNKÓW
Naturalną konsekwencją zamachu stanu, tak jak
w wielu krajach Europy w tym czasie, powinno być ob-
jęcie dyktatorskich rządów przez J. Piłsudskiego lub
ewentualne przekazanie ich tym siłom politycznym,
które go w walce poparły. Wydawało się, że na realną
możliwość zastosowania pierwszego rozwiązania
wskazuje komunikat kwatery głównej zamachowców
o zakończeniu walk, według którego S. Wojciechowski
„zrzekł się władzy na rzecz marszałka Piłsudskiego
i uznał go za jedynie godnego i powołanego do rządze-
nia Polską” oraz zlecił mu sformowanie rządu złożone-
go z ludzi uczciwych. Współgrały z nim oświadczenia
wspierających zamach stronnictw lewicowych. Doma-
gały się one m.in. powierzenia urzędu prezydenckiego
J. Piłsudskiemu i utworzenia (jak się można było do-
myślać, z ich przywódców) rządu robotniczo-
chłopskiego oraz deklarujących — jak się okazało na
wyrost — że żadnego innego nie poprą. Bardziej real-
ny, co miały potwierdzić przyszłe wydarzenia, był
ogłoszony przez tymczasową głowę państwa, to znaczy
M. Rataja, komunikat informujący o zakończeniu walk
i zapowiadający utworzenie nowego gabinetu przy
współudziale J. Piłsudskiego, co w praktyce oznaczało,
że od tego czasu właśnie on, niezależnie od zajmowa-
nego stanowiska, będzie decydował o najważniejszych
sprawach państwa.
Piłsudski starał się od początku odcinać od swych
doraźnych politycznych zwolenników, gdyż — tak jak
w roku 1918 — nie chciał być sztandarem tylko jedne-
go kierunku politycznego, to jest stronnictw lewico-
wych. Podobnie jak poprzednio podkreślał, że repre-
zentuje całą Polskę, a więc także i tych, których musiał
pokonać, aby faktycznie objąć władzę. Jak sam twier-
dził, ze swego wystąpienia nie chciał wyciągać „rewo-
lucyjnych konsekwencji”, a raczej starał się możliwie
szybko przywrócić, przynajmniej pod względem for-
malnym, obowiązujące nadal zasady prawa. Dlatego też
15 maja został powołany gabinet nie polityczny, ale fa-
chowy i przejściowy (mający istnieć tylko do czasu
wyboru prezydenta). Na jego czele stanął Kazimierz
Bartel — niezbyt znany szerszym kręgom społeczeń-
stwa profesor Politechniki Lwowskiej, który mimo bra-
ku legionowo-peowiackiej przeszłości był całkowicie
oddany zwycięskiemu przywódcy. W rządzie tym
J. Piłsudski objął tekę ministra spraw wojskowych
i miał ją utrzymać aż do śmierci. Istotny resort spraw
zagranicznych powierzono wówczas, jak się okazało na
sześć lat, „fachowcowi” — Augustowi Zaleskiemu —
pod którego okiem miał dojrzewać właściwy kandydat
J. Piłsudskiego na to stanowisko, czyli Józef Beck. Ga-
binet ten, w świetle powyżej już wspomnianych, rów-
noległych oświadczeń PPS i PSL „Wyzwolenie” o ko-
nieczności utworzenia rządu „robotniczo-włociań-
skiego”, musiał zostać przyjęty przez lewicę z miesza-
nymi uczuciami, potęgowanymi z powodu akcentowa-
nia przez nową ekipę konieczności powstrzymania się
od „eksperymentów”, to znaczy wdrażania reform eko-
nomicznych i społecznych.
Zapoczątkowaną normalizację prawną miały przy-
pieczętować wybory prezydenckie. Najpewniejszym
kandydatem, podobnie jak przed czterema laty, był
J. Piłsudski, choć obserwatorzy sceny politycznej przy-
puszczali, że konieczne będą dodatkowe przetargi mię-
dzy klubami, gdyż w parlamencie znaczną siłą dyspo-
nowali nadal jego przeciwnicy. Sama lewica nie miała
wystarczającej liczby głosów, aby zapewnić mu zwy-
cięstwo. Podobnie jak w grudniu 1922 r. o sukcesie
miały zadecydować głosy PSL „Piast”, a jego stanowi-
sko nie było do końca pewne. Obawiano się także presji
ze strony zwycięskiej ekipy na członków zgromadzenia
narodowego, stąd też pojawiły się głosy sugerujące
przeniesienie jego obrad poza Warszawę, np. do neu-
tralnego politycznie Krakowa. Obawy te rozwiał J. Pił-
sudski, który w czasie spotkania z parlamentarzystami
29 V 1926 zagwarantował pełną swobodę obrad jako
ostatnią próbę „rządzenia w Polsce bez bata”. Prze-
strzegał jedynie przed próbami zawierania z kandyda-
tami „pactów conventów” i przypominał, że sejm i se-
nat są najbardziej znienawidzonymi instytucjami w kra-
ju. Nie zajął też wyraźnego stanowiska wobec własnej
kandydatury, choć tym razem nie oświadczał jedno-
znacznie, że nie ma zamiaru ubiegać się o fotel prezy-
dencki.
Zgromadzenie narodowe zebrało się 31 V 1926
przy wysokiej frekwencji (546 osób). Zgłoszono tylko
dwóch kandydatów — J. Piłsudskiego ze strony lewicy
oraz wysuniętego przez ZLN wojewodę poznańskiego
Adolfa Bnińskiego. Dzięki temu rozstrzygnięcie zapa-
dło już w pierwszej turze, w której J. Piłsudski otrzy-
mał 292 głosy, a więc o kilkanaście więcej od wyma-
ganego minimum. Bnińskiego poparły 193 osoby. Po-
nad 50 członków zgromadzenia, głównie komunistów
i przedstawicieli mniejszości narodowych, wstrzymało
się od głosowania lub oddało głosy nieważne. Ogłoszo-
ny wynik wywołał wśród zwolenników zwycięskiego
elekta zrozumiałą euforię, która błyskawicznie rozprze-
strzeniła się także na warszawską ulicę. Radość była
jednak przedwczesna, gdyż J. Piłsudski — ku zasko-
czeniu zarówno swych zwolenników, jak i przeciwni-
ków — nie zdecydował się na przyjęcie wyboru,
a uznał go jedynie za prawne zalegalizowanie dokona-
nego zamachu stanu. Niemożność przyjęcia ofiarowa-
nej godności uzasadniał zbyt nikłymi uprawnieniami
przyznawanymi głowie państwa przez obowiązującą
konstytucję.
Odmowa przyjęcia ofiarowanej mu godności nie
oznaczała jednak, że J. Piłsudski zrezygnował z decy-
dowania o tym, kto ją obejmie. Ostatecznie wysunął na
to stanowisko Ignacego Mościckiego, niegdyś działacza
socjalistycznego, teraz znanego już jednak głównie
z osiągnięć naukowych i organizacyjnych. Zanim to na-
stąpiło, rozważał także inne kandydatury, m.in. Zdzi-
sława ks. Lubomirskiego — byłego członka Rady Re-
gencyjnej, Artura Śliwińskiego — byłego premiera,
Mariana Zdziechowskiego — profesora Uniwersytetu
Stefana Batorego w Wilnie. 1 VI 1926, podczas następ-
nego posiedzenia zgromadzenia narodowego, zgłoszo-
no trzy kandydatury — I. Mościckiego, ponownie
A. Bnińskiego i dodatkowo Zygmunta Marka (PPS). Ta
ostatnia nie miała realnego znaczenia i była jedynie
manifestacją niezadowolenia partii z faktu, że Piłsudski
nie przyjął wyboru. Pierwsza tura nie przyniosła roz-
strzygnięcia, choć I. Mościcki zgromadził największą
liczbę głosów (215). W drugiej turze poparli go, zgod-
nie z oczekiwaniami, socjaliści i zapewnili mu zwycię-
stwo 281 głosami, przy 200 oddanych na A. Bnińskiego
oraz 63 wstrzymujących się lub nieważnych. Tym ra-
zem wynik przyjęto już bardzo spokojnie, tym bardziej
że powszechnie zdawano sobie sprawę z faktu, iż wła-
dza pozostanie nadal w rękach znajdującego się w cie-
niu J. Piłsudskiego. Trzy dni później nowy prezydent
został zaprzysiężony i objął urzędowanie. Zgodnie
z wcześniejszymi zapowiedziami podał się do dymisji
K. Bartel wraz ze swym gabinetem. Nie miało to więk-
szego znaczenia, gdyż misję sformowania rządu otrzy-
mał ponownie i w zasadzie pozostawił poprzednią ob-
sadę. Wybijającą się indywidualnością w nowym ze-
spole był bliski współpracownik prezydenta — Euge-
niusz Kwiatkowski, który na kilka lat objął Minister-
stwo Przemysłu i Handlu.
UMACNIANIE WŁADZY
Pierwszy okres po przewrocie majowym upłynął
pod znakiem umacniania pozycji obozu sanacyjnego
i budowania przezeń własnego zaplecza politycznego.
Towarzyszyły temu działania mające na celu pogłębia-
nie sprzeczności występujących prawie we wszystkich
partiach i stronnictwach. Od jesieni 1926 r. systema-
tycznie wprowadzano do rządów, choć początkowo nie
na najbardziej eksponowane stanowiska, osoby całko-
wicie oddane J. Piłsudskiemu, w tym wielu oficerów
zawodowych wycofanych ze służby czynnej, decy-
dujących następnie o najistotniejszych kwestiach, m.in.
sprawach kadrowych czy dysponowaniu finansami
w poszczególnych ministerstwach. Szczególną uwagę
zwrócono na wojsko, w którym dokonano licznych
zmian, łącznie z przenoszeniem na emeryturę lub od-
suwaniem na boczny tor generałów znanych z wrogie-
go lub niechętnego stosunku do Piłsudskiego. Pozosta-
łej kadrze oficerskiej starano się poprawić warunki ma-
terialne. Podwyżka uposażeń była rzeczywiście po-
trzebna, ale przeciwnicy interpretowali ją jako zapłatę
za poparcie zamachu. Równolegle do tego dokonywano
przesunięć personalnych w administracji, a zwłaszcza
obsadzano urzędy wojewodów i starostów osobami
związanymi z obozem pomajowym. W pierwszych
miesiącach po zamachu zmieniono siedmiu z siedem-
nastu wojewodów, a prawie we wszystkich urzędach
wojewódzkich pojawili się nowi ludzie, którzy — po-
dobnie jak się to działo na szczeblu ministerstw —
zajmowali przeważnie stanowiska nie najbardziej eks-
ponowane, ale za to newralgiczne, najczęściej kierow-
ników wydziałów bezpieczeństwa.
Mniejsze efekty przyniosły natomiast wysiłki
zmierzające do dyskredytowania poprzedniej ekipy
przez pociąganie jej członków do odpowiedzialności
karnej z powodu wykorzystywania przez nich piasto-
wanych stanowisk do czerpania korzyści osobistych,
które to zjawisko, przynajmniej według oświadczeń
Piłsudskiego i jego zwolenników, miało mieć po-
wszechny charakter, zwłaszcza w środowisku parla-
mentarnym. Wszczęto co prawda kilka postępowań,
m.in. wobec Karola Popiela i Wojciecha Korfantego,
ale zakończyły się one fiaskiem. Ostatecznie też jedyną
osobą osądzoną i skazaną był nie poseł, ale zawodowy
oficer, późniejszy marszałek Polski Ludowej — gen.
Michał Żymierski, zdegradowany i usunięty z armii za
malwersacje przy zakupie sprzętu wojskowego. Także
i w tym wypadku sytuacja nie była do końca jasna,
gdyż w maju 1926 r. Żymierski dowodził pułkami
wielkopolskimi, idącymi na pomoc rządowi W. Witosa.
Opinię publiczną bulwersowały też napady na oso-
by, które naraziły się J. Piłsudskiemu lub jego obozowi.
Dokonywali ich „nieznani sprawcy”, zazwyczaj wystę-
pujący w mundurach oficerskich i nigdy niewykryci,
choć w każdym wypadku wszczynano śledztwo. Tak
m.in. został pobity we własnym mieszkaniu przewodni-
czący sejmowej Komisji Budżetowej i były minister Je-
rzy Zdziechowski za zaproponowanie dokonania cięć
w budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych. Podob-
nie potraktowano związanych z prawicą dziennikarzy
— Adolfa Nowaczyńskiego i Tadeusza Dołęgę-
Mostowicza, autorów tekstów wymierzonych przeciw-
ko nowej elicie. Obaj zostali uprowadzeni na ulicy,
wywiezieni za miasto i pobici do utraty przytomności.
Jedną z najbardziej tajemniczych spraw było zaginięcie
gen. W Zagórskiego, przeciwnika Piłsudskiego jeszcze
z czasów legionowych, a podczas zamachu majowego
dowódcy rządowych sił lotniczych. Po zakończeniu
walk został on aresztowany, a po ponadrocznym poby-
cie w więzieniu wojskowym w Wilnie zwolniony i od-
wieziony do Warszawy, gdzie zaginął po nim wszelki
ślad. W kraju krążyły wówczas pogłoski, że został za-
mordowany, ale udowodnić tego nigdy się nie udało.
Specyficznie ułożyły się stosunki między zwycię-
skim obozem a parlamentem. Wydawało się, że logicz-
ną konsekwencją przewrotu majowego, przepro-
wadzonego przecież m.in. pod hasłem walki z sejmo-
kracją i partyjniactwem, winno być jego rozwiązanie,
zwłaszcza po zalegalizowaniu przez zgromadzenie na-
rodowe zamachu majowego. Tego domagali się konse-
kwentnie, jeszcze w trakcie walk, wywodzący się z le-
wicy zwolennicy J. Piłsudskiego, którzy liczyli na zwy-
cięstwo wyborcze. Oczekiwała ich jednak kolejna nie-
spodzianka — Piłsudski nie zdecydował się na takie
posunięcie. Istniejący sejm był dla niego wyjątkowo
wygodny, gdyż przy jego większej lub mniejszej apro-
bacie udawało się przeprowadzanie istotnych zmian
umacniających pozycję obozu sanacyjnego bez ko-
nieczności liczenia się z bardziej zdecydowanym sprze-
ciwem. Gdy pojawiały się problemy, rozwiązywano je,
uciekając się do rozbudowanego systemu kruczków
prawnych (tzw. precedensów konstytucyjnych).
Pierwszym, poza wyborami prezydenckimi,
sprawdzianem nowego układu sił był wniosek rządu
o zmianę konstytucji. Nie napotkał on poważniejszych
sprzeciwów z wyjątkiem niemającej w praktyce zna-
czenia taktycznej demonstracji socjalistów. Co więcej,
debata wykazała, że ugrupowania centroprawicowe go-
towe były do koncesji idących nawet dalej, niż postu-
lowano w propozycjach rządu. 2 VIII 1926 znowelizo-
wano konstytucję i uchwalono pełnomocnictwa dla
prezydenta. Sejm zaakceptował też dekret z 6 VIII
1926 o powołaniu do życia Generalnego Inspektoratu
Sił Zbrojnych. Zakończyło to — zgodnie ze stanowi-
skiem prezentowanym przez Piłsudskiego — długoletni
spór o organizację najwyższych władz wojskowych.
Mogło się więc wydawać, że znalezienie płaszczyzny
współdziałania będzie możliwe.
Bardzo szybko pojawiły się jednak nieporozumie-
nia, celowo zresztą wywoływane przez Piłsudskiego.
Pierwsze poważne starcie dotyczyło zasady odpowie-
dzialności politycznej rządu przed sejmem. Pod koniec
września 1926 r. sejm uchwalił na wniosek klubu
PSChD wotum nieufności dla dwóch ministrów w rzą-
dzie Bartla — Kazimierza Młodzianowskiego (sprawy
wewnętrzne) i Antoniego Sujkowskiego (wyznania re-
ligijne i oświata). Na znak solidarności z nimi cały ga-
binet podał się do dymisji, ale trzy dni później prezy-
dent mianował nowy, ponownie z K. Bartlem na czele
i w tym samym składzie, łącznie z przydzieleniem mi-
nistrom, którzy otrzymali wotum nieufności, tych sa-
mych tek, gdyż konstytucja wyraźnie tego nie zabrania-
ła. Był to początek serii tzw. precedensów konstytucyj-
nych. Stosując je, zaczęto regulować przebieg sesji
sejmowych, które zgodnie z konstytucją zwoływał,
otwierał, odraczał i zamykał prezydent. Zgodnie z no-
wą interpretacją zwoływanie sejmu nie oznaczało rów-
noczesnego rozpoczynania jego obrad i w rezultacie se-
sja budżetowa w 1926 r. została otwarta z dwutygo-
dniowym opóźnieniem. W odniesieniu do sesji nad-
zwyczajnych, zwoływanych na żądanie posłów, stoso-
wano metodę zamykania ich po kilku dniach,
a w skrajnych wypadkach bez jednego nawet posiedze-
nia, gdyż w konstytucji nie było zapisu, że w czasie se-
sji posłowie mają obradować. Tak też zakończyła się
ostatnia sesja zwyczajna, zwołana na 31 X 1927, tzn.
w ostatnim możliwym terminie, i natychmiast odroczo-
na na 30 dni, a więc do końca ustawowej kadencji. Pre-
cedensowy charakter miał także spór o dekrety praso-
we. Wydane w listopadzie 1926 r., po zamknięciu sesji
parlamentu, rozporządzenie prezydenckie unifikowało
częściowo prawo prasowe, ale równocześnie umożli-
wiało nakładanie na redakcje bardzo wysokich kar (do
10 tys. zł lub 30 miesięcy aresztu) za rozpowszechnia-
nie nieprawdziwych wiadomości, zwłaszcza mogących
wzbudzić niepokoje społeczne. Określenie było na tyle
nieprecyzyjne, że uznano je za zamach na wolność pra-
sy. Wywołało to powszechne protesty środowisk
dziennikarskich niezależnie od ich orientacji politycz-
nej. Miesiąc później sejm jednomyślnie uchylił dekret,
a jego stanowisko poparł także senat. Sam parlament
stworzył więc precedens, że uchylenie rozporządzenia
prezydenckiego może nastąpić tylko drogą ustawy.
W maju 1927 r., po zakończeniu sesji sejmowej, ukazał
się kolejny dekret regulujący kwestie prasowe i powta-
rzający w najważniejszych punktach rozporządzenie
sprzed kilku miesięcy, gdyż nie istniał żaden przepis,
który zabraniałby głowie państwa wydania aktu praw-
nego raz już uchylonego. Reakcja parlamentu była bar-
dzo szybka i na zwołanej w związku z tym sesji nad-
zwyczajnej sejm zdążył podjąć ponownie uchwałę
o odrzuceniu dekretu. Sesję jednak natychmiast odro-
czono, a następnie zamknięto, tak że decyzja sejmu nie
mogła uzyskać akceptacji senatu. W rezultacie rząd
stanął na stanowisku, że niezakończenie drogi le-
gislacyjnej związanej z odrzuceniem dekretu oznacza,
iż jest to akt obowiązujący. Uchwały sejmu nie ogło-
szono w „Dzienniku Ustaw RP”, w związku z czym
administracja i wymiar sprawiedliwości egzekwowały
przepisy rozporządzenia do roku 1930, kiedy to zostały
one oficjalnie uchylone przez parlament. Te i podobne
posunięcia powodowały, że sytuacja sejmu stawała się
coraz trudniejsza, a poczynania nieskuteczne. Jego eg-
zystencja była jednak podtrzymywana przez obóz rzą-
dzący, który tym sposobem zyskiwał czas, aby lepiej
przygotować się do i tak nadchodzących wyborów.
PRZEMIANY W UKŁADZIE SIŁ POLITYCZNYCH
Konsekwencją zamachu stanu i wynikającej z nie-
go konieczności ustosunkowania się do nowej ekipy
były przegrupowania w partiach i stronnictwach poli-
tycznych, bardzo często inspirowane przez piłsudczy-
ków. Postępowały one powoli, ale w ich rezultacie
kształtował się nowy układ sił, reprezentowany z jednej
strony przez umacniający się obóz sanacyjny, a z dru-
giej przez coraz wyraźniej krystalizującą się, choć roz-
drobnioną i w związku z tym niezbyt skuteczną w dzia-
łaniach opozycję.
Jednym z objawów dokonujących się przetasowań
było rozchodzenie się dróg J. Piłsudskiego i ugrupowań
lewicowych, które poparły go w czasie zamachu. Nie
zostały one powołane do steru rządów, choć początko-
wo wydawało im się to oczywiste. Jak już wspominano,
w momencie zakończenia walk partie lewicowe, m.in.
PPS i PSL „Wyzwolenie”, podjęły niemal jedno-
brzmiące uchwały, w których domagały się utworzenia
rządu robotniczo- -chłopskiego i zapowiadały, że od-
mówią udzielenia poparcia każdemu gabinetowi o in-
nym charakterze. Okazało się, że oczekuje je pasmo
rozczarowań. Nie zostały wzięte pod uwagę podczas
formowania pomajowych gabinetów, Piłsudski odmó-
wił przyjęcia wyboru na prezydenta, do czego walnie
się przyczyniły, nie rozwiązał zgodnie z ich żądaniami
parlamentu, a co więcej, na ministerialne stanowiska
zaczął wysuwać ludzi z wrogich im ugrupowań pra-
wicowych. Na lewicy nie rozumiano, że Piłsudski —
podobnie jak w roku 1918 — celowo dystansował się
od swych doraźnych zwolenników, nie chciał bowiem
być uważany za człowieka lewicy, zamierzał natomiast
stanąć ponad podziałami partyjnymi, gdyż tylko dzięki
temu mógł zarówno w kraju, jak i na arenie międzyna-
rodowej umacniać swą pozycję. Musiał więc, niezależ-
nie od tego, co głosił w koniunkturalnych wypowie-
dziach, nawiązywać kontakty także z prawą stroną, co
prawda nie z nacjonalistyczną narodową demokracją,
ale z konserwatystami, już przecież w czasach legio-
nowych z nim współpracującymi, których siłę intelek-
tualną oraz finansową, a także fachowość w pełni do-
ceniał.
Te ponadpartyjne koncepcje uwidoczniły się
w trakcie konstruowania pierwszego gabinetu J. Piłsud-
skiego (2 X 1926). Znaleźli się w nim politycy związa-
ni poprzednio z PPS (J. Moraczewski), PSL Wyzwole-
nie” (Bogusław Miedziński), chadecją (Paweł Ramoc-
ki), Partią Pracy (K. Bartel) oraz reprezentanci tzw. żu-
brów kresowych, czyli konserwatystów wileńskich
(Aleksander Meysztowicz i Karol Niezabytowski). Po-
zornie był to rząd obejmujący szeroki wachlarz poli-
tyczny, ale w rzeczywistości każdy z ministrów repre-
zentował tylko siebie, gdyż decyzje o przyjęciu teki
podejmowali bez konsultacji ze swymi władzami par-
tyjnymi, które też nie uważały ich za swych przedsta-
wicieli. Największą sensacją byli oczywiście konserwa-
tyści, a zwłaszcza A. Meysztowicz, gdyż ciągle jeszcze
żywa była pamięć o jego obecności na uroczystościach
odsłonięcia pomnika carycy Katarzyny w Wilnie
(1904) i powszechnie z tego powodu używanym wobec
niego pogardliwym mianie „kataryniarza”.
Szybko miało się okazać, że obecność konserwaty-
stów w rządzie nie była dziełem przypadku, ale ozna-
czała wstęp do bliższego porozumienia między tym ob-
ozem a J. Piłsudskim, o czym świadczyło kolejne wy-
darzenie, które lewicowych sojuszników wprawiło
w poważne zakłopotanie. 25 X 1926 premier dość nie-
oczekiwanie zjawił się w Nieświeżu — kresowej sie-
dzibie Radziwiłłów — pod pretekstem udekorowania
orderem Virtuti Militari sarkofagu Stanisława Radzi-
wiłła, swego adiutanta poległego w 1920 r. Rzeczywi-
ste znaczenie tej wizyty wynikało z faktu, że w uroczy-
stości uczestniczyli najwybitniejsi przedstawiciele zie-
miaństwa północno-wschodniej Polski. W wygła-
szanych przemówieniach, m.in. Janusza Radziwiłła,
przyszłego wiceprezesa klubu BBWR i E. Sapiehy,
uczestnika zamachu (1919) przeciwko rządowi J. Mo-
raczewskiego (obecnie ministra), wyraźnie dominowały
polityczne akcenty. Podkreślano w nich gotowość kon-
serwatystów do popierania dążenia do wzmacniania au-
torytetu władzy wykonawczej zagrożonej przez war-
cholski sejm, co zresztą uznawano za równoznaczne
„z wielkim dziełem utrwalenia państwowości polskiej”.
W ślad za spotkaniem nieświeskim nastąpiły kolej-
ne, co prawda już bez udziału J. Piłsudskiego, ale
w obecności jego najbliższych współpracowników, to
jest Walerego Sławka i Edwarda Śmigłego-Rydza. Ich
efektem było opowiedzenie się ziemiańsko-
konserwatywnych organizacji z poszczególnych dziel-
nic za obozem pomajowym. Pozyskanie dla rządu An-
drzeja Wierzbickiego, kierującego wpływowym „Le-
wiatanem” (Centralnym Związkiem Polskiego Przemy-
słu, Górnictwa, Handlu i Finansów), oznaczało przy-
ciągnięcie do współpracy także najbardziej liczących
się sfer przemysłowych. Końcowym efektem tych za-
biegów było znaczące osłabienie endecji, korzystającej
poprzednio z pomocy finansowej tych środowisk,
zwłaszcza w kampaniach wyborczych.
Wymowa tych posunięć, dość oczywista z perspek-
tywy czasu, była początkowo dla współczesnych,
a zwłaszcza dla lewicy, niezbyt jasna i dość kłopotliwa.
Z wolna zaczynała jednak także i ona rozumieć, że na-
dzieje, które wiązała z zamachem stanu i osobą J. Pił-
sudskiego, nie zostaną zrealizowane. Najwcześniej,
jeszcze w trakcie walk w Warszawie, złudzenia stracili
komuniści, gdy organizowane przez nich wówczas ma-
nifestacje zostały rozpędzone przez zamachowców. Po-
parcie dla przewrotu wyrażone przez KPP zostało także
potępione przez Komintern, co spowodowało, że w par-
tii doszło do ostrych kontrowersji na temat przyczyny
zajęcia przez nią takiego stanowiska, określonego
wówczas jako „błąd majowy”. Pogłębiły one na kilka
lat różnice między tzw. mniejszością i większością.
Komuniści, działający właściwie w podziemiu, nie byli
jednak liczącą się siłą. Większe problemy stwarzała le-
galna i hałaśliwa Niezależna Partia Chłopska, która ze
względu na swój ewidentnie kryptokomunistyczny cha-
rakter została zdelegalizowana w marcu 1927 r.
Zmiany postaw ujawniały się także w innych ugru-
powaniach lewicowych, które z wolna przechodziły do
opozycji, choć początkowo uprawiały ją wyjątkowo ła-
godnie. W wystąpieniach wiecowych i publicystyce
krytykowano, nieraz bardzo ostro, pomajowy system
rządzenia, starannie jednak unikano ataków na jego
faktycznego architekta, to znaczy na J. Piłsudskiego. Ta
wstrzemięźliwość wynikała w znacznym stopniu z fak-
tu, że wśród przywódców lewicy istotną rolę odgrywały
osoby, dla których lojalność wobec marszałka, mimo
jego skomplikowanych, a nawet niezrozumiałych posu-
nięć politycznych, była znacznie ważniejsza niż ofi-
cjalna linia ich partii. Ponadto obawiano się, że bezpo-
średni atak na Piłsudskiego spowodowałby jedynie roz-
łamy w stronnictwach. Klasycznym przykładem takie-
go oportunizmu była taktyka PPS, choć podobnie po-
stępowały także PSL „Wyzwolenie” i Stronnictwo
Chłopskie, które co prawda manifestowały niezadowo-
lenie z rozwoju sytuacji, faktycznie jednak popierały
rząd. Ich stanowisko zaostrzało się w miarę porzucania
szeregów partyjnych przez zdeklarowanych piłsudczy-
ków, którzy albo odchodzili indywidualnie, albo też
dokonywali grupowych secesji, co np. zdarzyło się
w Stronnictwie Chłopskim w czasie kampanii wybor-
czej w 1928 r.
Najwięcej zwolenników Piłsudskiego znajdowało
się w dalszym ciągu w PPS, a zwłaszcza w najliczniej-
szej organizacji warszawskiej, kierowanej przez Raj-
munda Jaworowskiego. Narastające przez lata sprzecz-
ności osiągnęły apogeum jesienią 1928 r., czyli wtedy,
gdy rozpoczęła się ostra walka obozu sanacyjnego
z sejmem. Okazało się wówczas, że próby pogodzenia
lojalności wobec Piłsudskiego z dyscypliną partyjną
były już niemożliwe. W drugiej połowie października
1928 r. rozłamowcy powołali do życia propiłsudczy-
kowską PPS dawną Frakcję Rewolucyjną, nawiązującą
nazwą do okresu, w którym Piłsudski zajmował w ru-
chu socjalistycznym wyjątkową pozycję. Nowa organi-
zacja nie zdobyła jednak, poza Warszawą i Śląskiem,
poważniejszego poparcia i nie odgrywała też w póź-
niejszym okresie większej roli.
Dokonany rozłam osłabił liczebnie PPS, ale przy-
czynił się równocześnie do jej konsolidacji i umocnie-
nia pozycji działaczy antysanacyjnych, co ujawniło się
m.in. w uchwałach odbywającego się dwa tygodnie
później XXI Kongresu tej partii.
Duże rozbieżności pojawiły się w ugrupowaniach
centrowych, współtworzących rząd W. Witosa w maju
1926 r. Parlamentarzyści z PSL „Piast”, m.in. pod
wpływem marszałka sejmu M. Rataja i kierującego fak-
tycznie klubem poselskim Jana Dąbskiego, poparli
w czasie wyborów prezydenckich najpierw kandydatu-
rę Piłsudskiego, a następnie Mościckiego. Co prawda
obradująca dwa tygodnie później konferencja krakow-
ska (14 VI 1926) potępiła przewrót, krytycznie oceniła
rząd K. Bartla i jednoznacznie poparła opozycyjne sta-
nowisko prezentowane przez W. Witosa, ale w prakty-
ce Stronnictwo stosowało, mimo zastrzeżeń swego pre-
zesa, zasadę tzw. rzeczowej opozycji, dlatego też jego
posłowie niejednokrotnie popierali w sejmie projekty
rządowe. Istniejące różnice zdań nabrały poważniejsze-
go znaczenia dopiero w okresie poprzedzającym wybo-
ry parlamentarne i wówczas doprowadziły do rozłamu.
Znacznie szybciej nastąpiła polaryzacja stanowisk
w Narodowej Partii Robotniczej, w której jeszcze przed
majem 1926 r. silne były sympatie propiłsudczykow-
skie. Od początku też część działaczy opowiadała się za
legalizacją przewrotu i poparciem J. Piłsudskiego jako
rozwiązaniem alternatywnym wobec lansowanego
przez większość władz centralnych zbliżenia z obozem
narodowym. Pod ich wpływem w czasie wyborów pre-
zydenckich NPR poparła najpierw kandydaturę J. Pił-
sudskiego, a następnie I. Mościckiego. Występujące
kontrowersje były jednak na tyle silne, że już latem
1926 r. doszło do rozłamu, w którego wyniku wyłoniła
się, formalnie 15 VIII 1926, prosanacyjna NPR Lewica,
z Antonim Ciszakiem i Ludwikiem Waszkiewiczem na
czele. Rozłamowców wsparła część organizacji tere-
nowych, głównie z województw zachodnich i central-
nych. Ich najważniejszym zapleczem była nowo utwo-
rzona centrala związkowa — Polskie Związki Zawo-
dowe „Praca”. Nowe ugrupowanie, zbijające kapitał na
podkreślaniu wierności programowi partii z 1920 r., nie
było jednak zbyt silne, a sama organizacja trwała, gdyż
po sześciu latach podzieliła się na Narodowe Stronnic-
two Pracy i usiłującą z nim konkurować efemeryczną
Partię Narodowych Socjalistów.
Bardziej skomplikowana sytuacja wytworzyła się
w PSChD, w którym ujawniły się podziały ideologicz-
ne i, częściowo się z nimi pokrywające, terytorialne.
Przejawem braku jedności i dezorientacji było poparcie
przez przeważającą część chadeckich deputowanych
kandydatury J. Piłsudskiego do fotela prezydenckiego,
a następnie oddanie przez większość z nich głosów na
I. Mościckiego. Wobec pojawiających się tendencji
ugodowych zdecydowanie anty- sanacyjne stanowisko
zajmowała organizacja śląska, kierowana przez
W. Korfantego. Pod koniec 1927 r., odcinając się od,
jak twierdziła, zbyt chwiejnej postawy władz central-
nych, ogłosiła ona nawet swą autonomię w obrębie
stronnictwa. Zbliżone poglądy (choć bez tak radykal-
nych posunięć jak ogłaszanie autonomii), przynajmniej
do początku lat 30., reprezentowało środowisko kra-
kowskie, a wydawany przez nie „Głos Narodu” uzna-
wany był, obok katowickiej „Polonii”, za najbardziej
antysanacyjny dziennik w Polsce. Bardziej pojednaw-
czy charakter miała organizacja lwowska, a w zasadzie
wschodnio-małopolska, kierowana m.in. przez Stefana
Bryłę, opowiadająca się na ogół za porozumieniem
z obozem rządzącym. Niezdecydowaną postawę zaj-
mowali działacze z centralnej Polski, grupujący się wo-
kół Józefa Chacińskiego, prezesa Zarządu Głównego
PSChD. Zmniejszenie zasięgu wpływów chadecji po-
wodowała także — obok sporów wewnętrznych — co-
raz ostrożniejsza polityka hierarchii rzymskokatolic-
kiej, zaczynającej się wyraźnie dystansować od ugru-
powań opozycyjnych, w tym także chadecji, aby w do-
brze pojętym interesie Kościoła nie utrudniać sobie
układania poprawnych stosunków z obozem rządzą-
cym.
Trochę inny wpływ wywarł zamach majowy na
obóz narodowy, w którym nie było zwolenników
współpracy z sanatorami. Nie oznaczało to jednak, że
nie usiłował on nowo wytworzonej sytuacji wykorzy-
stać dla swoich celów. Przykładem tego były chociażby
próby przeforsowania swych koncepcji ustrojowych
przy okazji uchwalania noweli sierpniowej, w złudnej
nadziei, że w przyszłości okażą się one przydatne.
Zmiany dokonujące się w obozie nie były jednak, tak
jak w wypadku prawie wszystkich innych ugrupowań,
efektem różnicy zdań na temat stanowiska, jakie należy
zająć wobec majowych zwycięzców, ale sporów o wy-
bór drogi, która umożliwiłaby narodowcom dojście do
władzy.
Roman Dmowski, odnoszący się podobnie jak
J. Piłsudski z dużą niechęcią do klasycznych partii
i stronnictw politycznych, w tym także do ZLN, jako
przeżytych form działania, opowiadał się za nowymi
rozwiązaniami. Z jego inicjatywy powstał 4 XII 1926
Obóz Wielkiej Polski (OWP), który w intencjach twór-
cy miał się stać szeroko rozbudowaną legalną organiza-
cją ponadpartyjną, zdolną do skupienia przedstawicieli
różnych grup społecznych, a nawet politycznych. W za-
łożeniach ideowych starano się podkreślać elementy
niebudzące większych kontrowersji i mogące być
płaszczyzną porozumienia większości społeczeństwa
polskiego. Dlatego też akcentowano m.in. przywiązanie
do katolicyzmu, solidaryzm narodowy, konieczność
walki o silną pozycję państwa i zwalczanie wszystkie-
go, co je osłabiało, tzn. w praktyce ugrupowań lewico-
wych i mniejszości narodowych, zwłaszcza żydow-
skiej. Formy organizacyjne Obozu zaczerpnięto czę-
ściowo ze sprawdzonych wzorów włoskiego faszyzmu.
Obóz Wielkiej Polski nie był partią w klasycznym
rozumieniu tego słowa. Jego władze nie pochodziły
z wyborów. Zgodnie z przyjętą zasadą hierarchiczności
kierownictwo niższego szczebla było mianowane przez
wyższy. Na członków nałożono obowiązek noszenia
odznak („mieczyk Chrobrego”) i strojów organizacyj-
nych. Na czele OWP stanął, jako Wielki Oboźny, jego
twórca Roman Dmowski, wspierany przez osoby o no-
śnych nazwiskach, m.in. Zygmunta Berezowskiego,
gen. Stanisława Hallera i Jerzego Zdziechowskiego.
Wewnątrz organizacji wyróżniał się dynamizmem au-
tonomiczny i zdyscyplinowany Ruch Młodych OWP,
którego ogniwa terenowe przeprowadzały zebrania
w formie odpraw wojskowych. Do liczących się przy-
wódców „młodych” należeli m.in. Tadeusz Bielecki,
Zdzisław Stahl i Klaudiusz Hrabyk.
Twórcy Obozu zamierzali przyciągnąć do niego
także działaczy ze zbliżonych ideowo ugrupowań, m.in.
z PSL „Piast”, ale podjęte rozmowy nie przyniosły re-
zultatów i ostatecznie w OWP zgrupowały się jedynie
najbardziej nacjonalistyczne elementy obozu narodo-
wego.
Równolegle do OWP funkcjonował w dalszym
ciągu ZLN, przykładający szczególną wagę do trady-
cyjnych form aktywności, a zwłaszcza działalności par-
lamentarnej. Po klęsce wyborczej w 1928 r. także i on
został zreorganizowany, o czym świadczyła m.in.
zmiana nazwy na Stronnictwo Narodowe (SN), mające
stać się nowoczesną, sformalizowaną partią polityczną
i, podobnie jak niegdyś ZLN, skupić w swych szere-
gach rozproszone grupy wywodzące się z Ligi Naro-
dowej. Celu jednak nie osiągnięto, a w Stronnictwie
znaleźli się prawie wyłącznie działacze ZLN i zamiera-
jącego Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego. Po-
dobnie jak w wypadku chadecji zawiodła nadzieja na
uzyskanie wyraźniejszego poparcia ze strony Kościoła
katolickiego. W rzeczywistości SN stało się domeną
wpływów starszego pokolenia narodowców, m.in. Joa-
chima Bartoszewicza, Stefana Dąbrowskiego, Stani-
sława Głąbińskiego, Romana Rybarskiego i Karola
Wierczaka, przywiązanych do tradycyjnej linii poli-
tycznej i sprawdzonych metod działania. Potwierdzał to
przyjęty w październiku 1928 r. program. Dalszemu
zaostrzeniu uległ jedynie stosunek do mniejszości na-
rodowych, zwłaszcza żydowskiej, o czym świadczyły
m.in. postulaty wprowadzenia na wyższych uczelniach
numerus clausus, wzmożenia walki ekonomicznej z ob-
cymi żywiołami oraz wysiłków zmierzających do spo-
lszczenia miast przez eliminowanie z nich wpływów
żydowskich. Ponadto SN opowiadało się za konse-
kwentnym zwalczaniem zarówno obozu sanacyjnego,
jak i ugrupowań lewicowych. Z pewną rezerwą odnosi-
ło się też do partii oraz stronnictw centrowych, głównie
ze względu na występujące w nich tendencje do poro-
zumienia z sanacją.
Zachodzące przeobrażenia organizacyjne związane
były z przemianami w niejawnych ośrodkach kierowni-
czych obozu narodowego. Prawdopodobnie na przeło-
mie lat 1927 i 1928 rozwiązaniu uległa tajna Liga Na-
rodowa, istniejąca od ponad czterdziestu lat, ale także
od dłuższego już czasu tracąca na znaczeniu. Do jej
upadku przyczynił się bez wątpienia całkowity brak
orientacji i bezradność w okresie zamachu majowego.
Nie oznaczało to oczywiście, że narodowcy zrezygno-
wali ostatecznie ze struktur konspiracyjnych. Na miej-
sce Ligi powołano do życia zbudowaną hierarchicznie
„organizację wewnętrzną” — Straż Narodową, teore-
tycznie lepiej przygotowaną do działalności w warun-
kach istnienia państwowości polskiej. Do jej kierownic-
twa („Ogniska Głównego”) pod prezesurą R. Dmow-
skiego, obok zasłużonych działaczy ligowych (m.in.
J. Bartoszewicza, S. Kozickiego i S. Grabskiego),
wprowadzono również reprezentantów młodszego po-
kolenia (m.in. Tadeusza Bieleckiego i Mieczysława
Trajdosa). Oznaczało to rzeczywiste zaakceptowanie
coraz silniejszych podziałów wewnętrznych na powią-
zanych z OWP „młodych” i grupujących się wokół SN
„starych”.
Zamach majowy nie wywarł siłą rzeczy poważniej-
szego wpływu na partie i stronnictwa mniejszości naro-
dowych, choć część tych środowisk przyjęła dojście do
władzy nowej ekipy, wyraźnie dystansującej się od
koncepcji nacjonalistycznych, z pewną nadzieją. Uwi-
doczniło się to m.in. w postawie klubów poselskich
Żydów i Niemców, które poparły wybór J. Piłsudskiego
i I. Mościckiego, a następnie wprowadzenie zmian
w konstytucji i uchwalenie pełnomocnictw dla prezy-
denta. Nieprzejednane stanowisko zajmowały cały czas
mniejszości słowiańskie, a zwłaszcza te ich grupy, któ-
re znajdowały się pod wpływami komunistycznymi.
One też najwcześniej spotkały się z represjami, czego
najwyraźniejszym przejawem stało się aresztowanie
działaczy białoruskich, m.in. posłów Bronisława Ta-
raszkiewicza i Szymona Raka-Michajłowskiego, będą-
ce wstępem do delegalizacji masowej, komunizującej
Białoruskiej Włościańsko-Robotniczej „Hromady”.
Najważniejszym wydarzeniem w opisywanym
okresie były jednak nie tyle przemiany w istniejących
już strukturach, ile ukształtowanie się politycznego za-
plecza obozu sanacyjnego. Piłsudczycy, jak już wspo-
mniano, nie posiadali początkowo silniejszego własne-
go ugrupowania politycznego, a te, które się pojawiały,
miały raczej niewielki zasięg. Do nich można było zali-
czyć Partię Pracy, powstałą w 1925 r. w wyniku rozła-
mu w PSL „Wyzwolenie”, oraz utworzony z inspiracji
tajnego Związku Patriotycznego w czerwcu 1926 r.,
a więc już po zamachu, Związek Naprawy Rzeczypo-
spolitej (ZNR), w którym znaleźli się głównie człon-
kowie opanowanych do tego czasu przez piłsudczyków
organizacji paramilitarnych, społecznych i kombatanc-
kich, takich np. jak Związek Strzelecki, Centralny
Związek Osadników i Związek Powstańców Śląskich.
Na stronę obozu pomajowego przeszła także wspo-
mniana NPR Lewica, zapewniająca pozyskiwanie zwo-
lenników w kręgach robotniczych. Przyczółki na tere-
nie wiejskim tworzyły głównie Zjednoczenie Ludu Pol-
skiego, powstałe pod koniec 1927 r. w wyniku rozłamu
dokonanego w PSL „Piast” przez pozyskanego dla sa-
nacji seniora ruchu ludowego Jakuba Bojkę, oraz Zwią-
zek Chłopski, nawiązujący, przynajmniej nazwą, do
tradycji jednej z najstarszych galicyjskich organizacji
chłopskich, powołany w 1928 r. przez zasłużonego dla
rozwoju ruchu ludowego Jana Stapińskiego po usunię-
ciu go z przechodzącego do opozycji Stronnictwa
Chłopskiego. Wszystko to można było traktować jako
punkty zaczepienia na przyszłość. Istotniejsze znacze-
nie miał w tym momencie fakt, że piłsudczycy związa-
ni byli ze stronnictwami i partiami lewicowymi o usta-
lonej renomie, a zwłaszcza z PPS i PSL „Wyzwolenie”,
w których niejednokrotnie zajmowali nawet bardzo
eksponowane stanowiska. Dzięki temu mogli zapewnić
J. Piłsudskiemu ich poparcie w maju 1926 r., a później
skutecznie neutralizować przejawy niezadowolenia
i krytyki wobec rządów pomajowych, choć — w miarę
upływu czasu i naturalnego narastania tendencji opozy-
cyjnych — ich możliwości oddziaływania na politykę
z wolna malały. Wszystkie te organizacje były jednak
niezbyt liczne i nie mogły wystarczyć jako baza w zbli-
żającej się kampanii wyborczej i podczas wyborów,
tym bardziej że miano je przeprowadzić zgodnie z za-
sadami ordynacji z 1922 r., preferującej silne ugrupo-
wania. Dlatego też jesienią 1927 r. rozpoczęto budowa-
nie własnej formacji. Jej zaczątkiem stały się różnorod-
ne Komitety Współpracy z Rządem, a końcowym efek-
tem było utworzenie Bezpartyjnego Bloku Współpracy
z Rządem Marszałka Piłsudskiego (BBWR), którego
deklarację ideową opublikowano 19 I 1928.
Blok byt nową jakością na polskiej scenie poli-
tycznej. Nie miał on charakteru tradycyjnego porozu-
mienia wyborczego, czyli nie był doraźnym sojuszem
partii i stronnictw, zawartym przez ich elity kierowni-
cze. Mogły przystępować do niego także jednostki, na-
wet bez względu na aktualną przynależność organiza-
cyjną, jeżeli tylko uznawały nadrzędność interesów
państwa i obowiązek pracy dla niego oraz akceptowały,
z jakichkolwiek względów, działania rządu. Była to
szeroka platforma, umożliwiająca pozyskanie osób
o bardzo zróżnicowanym rodowodzie politycznym,
a także o różnych korzeniach narodowych. Ostatecznie
też w BBWR znaleźli się radykałowie i monarchiści,
dawni socjaliści i ludowcy obok konserwatystów,
a także przedstawiciele Żydów, Białorusinów i Ukraiń-
ców. Od początku istotną rolę w centralnych władzach
organizacji odgrywali ludzie wywodzący się z armii
i w związku z tym określani mianem pułkowników,
chociaż nie wszyscy posiadali ten stopień. Ich najwy-
bitniejszym przedstawicielem był Walery Sławek, pre-
zes Bloku.
Nic dziwnego, że przy tak różnorodnym składzie
osobowym i politycznym deklaracja Bloku miała cha-
rakter dość ogólnikowy i w dużej części koncentrowała
się na krytyce niedociągnięć ustrojowych i wadliwości
zasad politycznych rzekomo powszechnie występują-
cych w okresie przedmajowym. Elementy pozytywne
sprowadzały się do podkreślania widocznych dla każ-
dego osiągnięć, zwłaszcza na polu ekonomicznym,
o czym świadczyły m.in. spadek bezrobocia, wzrost
produkcji przemysłowej, szybkie tempo reformy rolnej,
dodatni bilans w handlu zagranicznym itd. Wszystkie te
zjawiska, wynikające z pomyślnej koniunktury ekono-
micznej, bez żenady przedstawiano jako wyłączną za-
sługę nowej ekipy i wprowadzonych przez nią zmian.
Dlatego też zwracano uwagę na konieczność dalszego
wzmocnienia władzy wykonawczej, czyli w praktyce
ograniczenia nadmiernie rozbudowanych uprawnień
zdominowanego przez skłócone partie polityczne par-
lamentu. Taka konstrukcja deklaracji była dobrze
przemyślana. Miała przekonać społeczeństwo, że liczą
się odczuwalne przez wszystkich mieszkańców kraju
efekty konkretnych działań, a nie zawarte w dokumen-
tach programowych partii opozycyjnych piękne słowa
i obietnice, przekładające się jednak w praktyce głów-
nie na walkę o partykularne interesy poszczególnych
grup.
Sam Blok był bardzo zróżnicowany. W jego ra-
mach działało także, na zasadach autonomii, wiele in-
nych organizacji propiłsudczykowskich, takich jak Par-
tia Pracy i Związek Naprawy Rzeczypospolitej (tzw.
Naprawa), które po wyborach z 1928 r. połączyły się,
tworząc Zjednoczenie Pracy Wsi i Miast. Porozumienie
okazało się nietrwałe i w styczniu 1930 r. Partia Pracy
wznowiła samodzielną działalność, pozostawiając
w spadku nazwę dotychczasowej Naprawie. Wspierają-
ce BBWR organizacje konserwatywne (małopolskie
Stronnictwo Prawicy Narodowej, Polska Organizacja
Zachowawczej Pracy Państwowej z Polski centralnej
i północno-wschodniej oraz wielkopolskie Chrześcijań-
skie Stronnictwo Rolnicze) powoływały do życia ciała
koordynacyjne — Komitet Zachowawczy (1928), Za-
chowawczy Związek Organizacji Politycznych i Go-
spodarczych (1930) i Zjednoczenie Zachowawczych
Organizacji Politycznych (1933).
Losy ugrupowań, które zgłosiły akces do BBWR,
toczyły się różnie. Zachowujące początkowo odrębność
organizacje wywodzące się z ruchu ludowego (Zjedno-
czenie Ludu Polskiego J. Bojki, wielkopolskie Zjedno-
czenie Włościańskie i pomorskie Zjednoczenie Gospo-
darcze) dość szybko się w nim rozpłynęły. Trochę dłu-
żej (do 1930 r.) przetrwał Związek Chłopski, kierowa-
ny przez J. Stapińskiego. Najpóźniej, dopiero po śmier-
ci swego protektora — biskupa tarnowskiego Leona
Wałęgi (1933) — uległo faktycznej likwidacji Polskie
Stronnictwo Katolicko-Ludowe. W wyniku rozłamów
z 1930 r. straciła jakiekolwiek znaczenie PPS dawna
Frakcja Rewolucyjna. Przywódcy rozpadających się
grup przechodzili bezpośrednio do coraz bardziej rozra-
stającego się BBWR.
WYBORY Z 1928 R. I UKŁAD SIŁ W SEJMIE II KADENCJI
Choć w maju 1926 r. parlament — wbrew po-
wszechnym dążeniom lewicy i obawom prawicy — nie
został rozwiązany, to jego trwanie po zamachu stanu
nosiło wszelkie znamiona tolerowanej jedynie egzy-
stencji. Taka sytuacja była dla J. Piłsudskiego nader ko-
rzystna, gdyż mimo formalnego istnienia sejmu i senatu
miał on równocześnie możliwość sprawowania władzy
bez ich faktycznej kontroli. Ponadto sejm był wyjątko-
wo wdzięcznym obiektem ataków, stwarzającym mu
możliwość ukazywania błędów oraz niedostatków za-
równo klasycznego systemu parlamentarnego, jak i ob-
owiązującej konstytucji. Pozorne utrzymywanie status
quo zapewniało też czas niezbędny do uspokojenia ra-
dykalnych nastrojów społecznych, pogłębienia
sprzeczności w istniejących partiach oraz, co było naj-
ważniejsze, budowy własnego obozu. Tylko dzięki te-
mu sejm przetrwał do przewidzianego ustawowo końca
kadencji.
Nowe wybory wyznaczono na 4 i 11 III 1928. Od
początku było jednak oczywiste, że będą one przebie-
gać według innych niż dotychczas zasad, co wynikało
w pierwszej kolejności ze stanowiska zajmowanego
przez ekipę rządzącą. W 1919 i 1922 r. podstawowym
zadaniem rządów było przede wszystkim dbanie o tzw.
czystość przebiegu głosowania, to znaczy o likwido-
wanie wszelkiego rodzaju nadużyć, przy czym admini-
stracja państwowa spełniała jedynie rolę arbitra w po-
jawiających się konfliktach. Obecnie rząd stawał się
jedną z walczących o względy wyborców stron, a po-
nadto postanowił wykorzystać posiadane możliwości,
m.in. działając za pośrednictwem podległej mu admini-
stracji na rzecz zapewnienia zwycięstwa popieranemu
przezeń obozowi, czyli BBWR. Ta nowa sytuacja
ujawniła się już w czasie obsadzenia funkcji General-
nego Komisarza Wyborczego, powoływanego do czu-
wania nad prawidłowością i bezstronnością całego pro-
cesu. Zgodnie z obowiązującymi zasadami wyznaczał
go prezydent spośród osób wskazanych przez prezesów
Sądu Najwyższego. Tak było w 1922 r., ale tym razem
zażądano, aby wśród kandydatów znalazł się Stanisław
Car, wiceminister sprawiedliwości i specjalista od tzw.
precedensów konstytucyjnych. Nacisk byt zbyt brutal-
ny, co spowodowało nieuwzględnienie sugestii przez
sędziów, a jednak właśnie jego powołano na to stano-
wisko, zgodnie z interpretacyjną koncepcją, że przeka-
zana lista ma dla prezydenta charakter jedynie informa-
cyjny, nie zaś obowiązujący. Był to pierwszy przejaw
stosowania nowych metod, a kolejne miały się szybko
pojawić.
Wszystkie ugrupowania ubiegające się o miejsca
w parlamencie podkreślały plebiscytowy charakter
zbliżającego się głosowania, to znaczy uznawały je za
formę wypowiedzenia się za J. Piłsudskim lub przeciw
niemu i wprowadzonemu przezeń systemowi rządów.
Zainteresowanie wyborami było też wyjątkowo duże,
toteż zgłoszono do nich rekordową liczbę 34 list pań-
stwowych, choć ostatecznie, po rezygnacjach i unie-
ważnieniach, pozostało tylko 27. W całym kraju komi-
sje zarejestrowały trochę mniej (717) niż w 1922 r. list
okręgowych, z których tradycyjnie część (137) nie zo-
stała przyłączona do państwowych, a niektóre reprezen-
towały drobne, niemające większego znaczenia grupy
lub nawet pojedyncze osoby. To właśnie te listy zaska-
kiwały czasami przyjmowanymi nazwami, takimi jak
np. Alfabetyczna A, Polsko-Ukraińsko-Żydowski Trój-
faszyzm Halicza, Lista Zasiedziałej Ludności Okręgu
Wyborczego Bydgoszczy, Chłop za Płuhom, Bezpar-
tyjny Blok Chłopski Puszczy Kurpiowskiej czy Chłop-
ska Partia Lewicowa. Na ogół, właściwie już tradycyj-
nie, uzyskiwały one minimalne poparcie społeczne.
Zmniejszenie liczby list okręgowych było też po
części efektem stanowiska Głównej Komisji Wybor-
czej. Zgodnie z prawem poleciła ona, aby skrupulatnie
przestrzegano obowiązujących zasad, m.in. dokładnie
badano autentyczność złożonych podpisów, szczegól-
nie, jak można przypuszczać, na listach wystawionych
przez opozycję. Dotychczas nie zwracano na to więk-
szej uwagi i zdarzało się, że rzeczywiście nie wszystkie
podpisy były prawdziwe, zwłaszcza w wypadkach do-
tyczących zdeklarowanych członków jakiejś orga-
nizacji, których podpisywano nieraz nawet bez konsul-
tacji z nimi. Tym razem z takich powodów część list
niejako automatycznie uznano za niebyłe. W skali całe-
go kraju unieważniono ich wówczas 214, najwięcej
w okręgach rzeszowskim (14), krasnostawskim i prze-
myskim (po 10). Zwiększało to automatycznie szanse
pozostałych list, a zwłaszcza BBWR.
Walka wyborcza rozegrała się właściwie między
kilkoma obozami. Najbardziej zwarcie wystąpił tym ra-
zem blok rządowy, reprezentowany głównie przez
BBWR, który wystawił swych kandydatów we wszyst-
kich prawie okręgach. Wspierały go Narodowo-
Państwowy Blok Pracy, utworzony przez działaczy
Związku Naprawy Rzeczypospolitej i NPR Lewica oraz
Katolicka Unia Ziem Zachodnich, grupująca zwolenni-
ków J. Piłsudskiego na terenie Wielkopolski i Pomorza.
Pod firmą Unii poszło też ostatecznie do wyborów Pol-
skie Stronnictwo Katolicko-Ludowe z Małopolski Za-
chodniej. Obóz rządzący, zwłaszcza BBWR, domino-
wał w trakcie kampanii wyborczej m.in. liczbą organi-
zowanych spotkań, kolportowaniem niebywałych ilości
materiałów propagandowych, stosowaniem nowych
sposobów oddziaływania na społeczeństwo (wykorzy-
stano np. samoloty i napisy świetlne), przede wszyst-
kim zaś zabiegał o zwolenników, przypisując wyłącz-
nie wpływowi pomajowego systemu rządów wszelkie
— rzeczywiście widoczne w Polsce — korzystne zmia-
ny, takie jak spadek bezrobocia, wzrost produkcji
przemysłowej, dodatnie saldo w handlu zagranicznym,
stabilizacja waluty, poprawa położenia ludności wiej-
skiej, szybkie tempo reformy rolnej itd.
Bardziej rozbita była lewica. Wśród jej przywód-
ców pojawiły się co prawda tendencje do skonsolido-
wania wysiłków, ale — m.in. na skutek przeciw-
działania K. Świtalskiego — nie doszło do wystawienia
wspólnej listy przez PPS i PSL „Wyzwolenie”. Wystar-
czyło ostrzeżenie, że rząd nie ma zamiaru stwarzać
problemów odrębnym listom, natomiast będzie zwal-
czał ewentualny blok. Ostatecznie oba ugrupowania,
podobnie jak Stronnictwo Chłopskie, poszły do wybo-
rów samodzielnie. O miejsca w sejmie ubiegali się tak-
że komuniści, którzy zgłosili ogólnopolską listę Jedno-
ści Robotniczo-Chłopskiej, a wspierani byli przez
okręgowe listy organizacji kryptokomunistycznych,
czyli PPS Lewica i Zjednoczenia Lewicy Chłopskiej
„Samopomoc”.
W najtrudniejszej sytuacji znalazły się ugrupowa-
nia prawicy i centrum. Uznawana przez ekipę rządzącą
za głównego przeciwnika i bezwzględnie zwalczana
endecja występowała jako Blok Katolicko-Narodowy,
który faktycznie obejmował jedynie ZLN i jego przy-
budówki. Dystansował się odeń nawet tradycyjny so-
jusznik, tzn. PSChD, które tym razem zawarło sojusz
z PSL „Piast” i utworzyło Polski Blok Katolicki. Do-
datkowo chadecja i endecja rozpoczęły w wielu rejo-
nach kraju bezpardonową, osłabiającą je obie walkę,
konkurując w zabiegach o pozyskanie poparcia Kościo-
ła katolickiego, którego hierarchowie zachowywali jed-
nak daleko idącą wstrzemięźliwość. Choć w ogłoszo-
nym (5 XII 1927) liście pasterskim potępiali zagrażają-
cy światu komunizm oraz podkreślali, że do parlamentu
należy wybierać wyłącznie ludzi o przekonaniach kato-
lickich, to równocześnie dystansowali się od toczącej
się walki wyborczej i w półoficjalnych wypowiedziach
zaznaczali, że list nie był zwrócony przeciwko BBWR.
Prymas August Hlond, podobnie jak kilku innych bi-
skupów, zabronił nawet księżom kandydowania do par-
lamentu.
Niezbyt skonsolidowane były narodowości niepo-
lskie. Co prawda mimo zabiegów K. Świtalskiego
utworzyły one ponownie Blok Mniejszości Narodo-
wych, ale tym razem był to twór mniej spoisty, gdyż
nie zdecydowali się do niego przystąpić ortodoksi ży-
dowscy, którzy albo poparli BBWR, albo — przynajm-
niej na terenie dawnego zaboru rosyjskiego — skupili
się wokół własnego Ogólnożydowskiego Bloku Wy-
borczego do Sejmu i Senatu. Do BMN tradycyjnie nie
przystąpili syjoniści ani z Małopolski Zachodniej, ani
ze Wschodniej, a poza nim znaleźli się także Rosjanie
oraz część ugrupowań ukraińskich.
4 III 1928 do urn zgłosiła się rekordowa w okresie
międzywojennym liczba wyborców — 78,3% upraw-
nionych, tzn. o 10% więcej niż w roku 1922. Wynikało
to zarówno z faktu, że tym razem wybory nie były boj-
kotowane przez Ukraińców galicyjskich, jak i z mak-
symalnego zmobilizowania swych zwolenników przez
poszczególne ugrupowania. W kilku okręgach Polski
zachodniej frekwencja przekroczyła 90%, a rekord —
99,2% uprawnionych — ustanowili wyborcy w powie-
cie jarocińskim. Na przeciwnym biegunie uplasowała
się twierdza endecji, czyli Poznań (59,6% uprawnio-
nych), i okręgi na Kresach Wschodnich, w których
średnia frekwencja zbliżała się do 60%.
Największy sukces, zgodnie z oczekiwaniami, od-
niósł BBWR. Złożyło się na to kilka przyczyn: osobista
popularność Piłsudskiego (choć nie ubiegał się on
o mandat), intensywność propagandy, poparcie udzie-
lane Blokowi przez administrację państwową i różnego
rodzaju naciski wywierane na osoby od niej zależne,
a także ewidentne nadużycia. Na listy Bloku, jak wyni-
ka z oficjalnych ustaleń, oddano prawie 21% głosów
ważnych, co zapewniało mu znaczną część mandatów
z listy państwowej i pozycję najsilniejszego klubu sej-
mowego (122 miejsca). Zwracał uwagę fakt, że jedynie
w kilku okręgach (Łowicz, Zamość, Konin, Sando-
mierz, Krasnystaw) BBWR nie zdołał przeforsować
swoich kandydatów. Były to sytuacje wyjątkowe, gdyż
w niektórych województwach (krakowskie, lwowskie
i wołyńskie) święcił absolutne tryumfy, a w okręgu
kowelskim udało mu się nawet uzyskać wszystkie
mandaty. Blok mógł liczyć także na stałe poparcie ze
strony posłów wybranych z list Narodowo-
Państwowego Bloku Pracy, Stronnictwa Katolicko-
Ludowego i Związku Chłopskiego.
Sukces obozu rządowego był wyraźny, aczkolwiek
trudno byłoby uznać ogólne wyniki wyborów za jego
bezwzględne zwycięstwo. BBWR stawał się co prawda
najsilniejszym klubem poselskim, ale przy zachowaniu
klasycznych zasad parlamentarnych nie dawało mu to
ani szansy na sprawowanie samodzielnych rządów, ani
tym bardziej na zmianę własnymi głosami atakowanej
nieustannie ustawy zasadniczej. Dodatkowych proble-
mów przysparzał fakt, że w wielu okręgach powodze-
nie zawdzięczano nie tyle mniej lub bardziej sterowa-
nym nastrojom społecznym, ile zwykłym fałszerstwom,
zwanym cudami nad urną. Potwierdzała to rekordowa
dla okresu międzywojennego liczba protestów wybor-
czych (183), w znacznej części zgłaszanych na Kresach
Wschodnich. Do początków 1930 r. Sąd Najwyższy
rozpatrzył tylko część z nich i unieważnił wyniki w 7
okręgach, z których wybrano ponad 40 posłów. W za-
rządzonych wyborach uzupełniających BBWR, na znak
protestu, nie wystawiał już swojej listy, mandaty przy-
padały więc wyłącznie ugrupowaniom opozycyjnym.
W praktyce nie miało to jednak większego znaczenia,
gdyż nowi posłowie nie zdołali wejść do sejmu, który
tymczasem został przedterminowo rozwiązany.
Wybory ukazały dużą popularność ugrupowań le-
wicowych (PPS, PSL „Wyzwolenie”, Stronnictwo
Chłopskie), na które oddano łącznie prawie 30% waż-
nych głosów, co zapewniło im w sejmie pozycję rów-
norzędną z BBWR. Najbardziej zadowolona mogła być
PPS, która zdobyła ponad pół miliona głosów więcej
niż w roku 1922 i zapewniła sobie drugie miejsce (63
mandaty) w sejmie. O wzroście zasięgu jej wpływów
świadczyły głosy pozyskane m.in. na Pomorzu,
w Wielkopolsce i Łodzi. Dla przywódców partyjnych
bardziej niepokojący był jednak fakt, że w rejonach,
w których wpływy partii robotniczych wydawały się
ugruntowane, m.in. w Warszawie i Zagłębiu Dąbrow-
skim, PPS przegrywała w konfrontacji z komunistami.
Z wyników wyborów mogło być zadowolone także
PSL „Wyzwolenie”, gdyż mimo poniesionych na rzecz
BBWR strat na Kresach Wschodnich klub tego stron-
nictwa zajmował trzecie miejsce w sejmie (40 manda-
tów). Nieźle wypadło również najmłodsze w tym gro-
nie Stronnictwo Chłopskie, które uzyskało 25 manda-
tów. Sukces ten byłby prawdopodobnie większy, gdyby
nie secesja części działaczy, zainspirowana w Stronnic-
twie przez piłsudczyków podczas kampanii wyborczej.
Z rosnących wpływów lewicy skorzystali komuniści,
którzy zgromadzili prawie 280 tys. głosów, i to przede
wszystkim w dużych ośrodkach robotniczych, Warsza-
wie, Łodzi i Zagłębiu Dąbrowskim, co zapewniło im 7
mandatów. Ponadto mogli liczyć na głosy posłów wy-
branych z list kryptokomunistycznych, np. Zjednocze-
nia Lewicy Chłopskiej „Samopomoc”. Ze sceny poli-
tycznej znikło natomiast Chłopskie Stronnictwo Rady-
kalne, a jego twórca i przywódca (ks. E. Okoń) został
uwięziony w czasie kampanii za stosowanie podstępnej
propagandy.
Widoczny sukces BBWR i lewicy, czyli sił doko-
nujących przewrotu lub go popierających, musiał rów-
nocześnie oznaczać porażkę partii i stronnictw prawi-
cowych oraz centrowych jako tych ugrupowań, prze-
ciwko którym zamach był wymierzony. Najmocniej
odczuł to ZLN, na walce z którym zbijały zresztą kapi-
tał polityczny zarówno BBWR, jak i cała lewica. Naj-
większe straty poniósł on w Małopolsce i Polsce cen-
tralnej i ostatecznie uzyskał tylko 38 mandatów, a więc
niecałe 40% poprzedniego stanu posiadania, w wyniku
czego w nowym sejmie jego klub spadł z pierwszego
pod względem liczebności miejsca na jedno z odleglej-
szych. Równie dotkliwą klęskę poniosły stronnictwa
centrowe. Szczególnie widoczne było to w wypadku
Polskiego Bloku Katolickiego, to znaczy połączonych
sił PSL „Piast” i PSChD, gdyż poparło go zaledwie 6%
wyborców, to znaczy niewiele więcej niż połowa zwo-
lenników samego tylko „Piasta” w roku 1922. O zupeł-
nej klęsce można było mówić zwłaszcza w wypadku
Małopolski Wschodniej, w której Blok zdobył mini-
malną liczbę głosów i nie otrzymał żadnego mandatu,
choć w poprzednich wyborach PSL „Piast” uzyskał ich
tam 25. Generalnie zmniejszył się także stan posiadania
osłabionej rozłamem NPR. Jej prawica straciła prawie
połowę głosów zebranych w roku 1922 i zdołała za-
pewnić swym kandydatom zaledwie 14 miejsc w sej-
mie.
Pozornie mogło się wydawać, że zmiany zacho-
dzące po stronie polskiej w niewielkim tylko stopniu
odbiły się na stanie posiadania mniejszości naro-
dowych, które łącznie zdobyły 86 mandatów, a więc
prawie tyle samo co pięć lat wcześniej (89). W rzeczy-
wistości była to porażka, i to dość znaczna. Tym razem
bowiem w wyborach wzięło udział więcej ich przed-
stawicieli, m.in. Ukraińcy galicyjscy, ale z powodu
zbytniego rozproszenia głosów nie przełożyło się to na
liczbę mandatów. Podobnie jak w 1922 r. najkorzyst-
niej wypadł Blok Mniejszości Narodowych (55 manda-
tów), choć swych kandydatów zdołały także przefor-
sować walczące poza nim o miejsca ugrupowania ukra-
ińskie, żydowskie, białoruskie, a nawet rosyjskie. Kilku
przedstawicieli mniejszości narodowych znalazło się w
parlamencie także z list BBWR.
Wybory do senatu (11 III 1928) budziły już mniej-
sze zainteresowanie i dlatego frekwencja nie przekro-
czyła 64%. Prawdopodobnie mniej też było ingerencji
administracyjnych w przebieg głosowania, chociaż
sukces ugrupowań prorządowych był jeszcze wyraź-
niejszy, gdyż zdołały one uzyskać prawie 32% ważnie
oddanych głosów, dzięki czemu BBWR stał się także
najliczniejszym klubem senackim (46 miejsc). Pozosta-
łe miejsca podzieliły między siebie rozbite na kluby
mniejszości narodowe (w sumie 24 mandaty), stron-
nictwa lewicowe (20) oraz najsłabiej reprezentowane
centrowe (12) i prawica, to znaczy ZLN (9 mandatów).
Sukces wyborczy, przy zachowaniu tradycyjnych
zasad parlamentarnych, nie zapewniał sanacji, jak to
już wspomniano, ani samodzielnego sprawowania wła-
dzy, ani tym bardziej możliwości zmiany konstytucji.
Zgodnie z koncepcją J. Piłsudskiego nowo wybrany
parlament powinien współpracować z rządem, konsul-
tować z nim ważniejsze decyzje, ale nie wtrącać się do
rządzenia. Cele te można było w zasadzie osiągnąć po-
przez tworzenie większości drogą współdziałania z le-
wicą, w której jego zwolennicy w dalszym ciągu od-
grywali pewną rolę. Piłsudski nie życzył sobie jednak
zawierania żadnych porozumień, a współpracę wyobra-
żał sobie jako dalsze faktyczne ustępstwa sejmu na
rzecz władzy wykonawczej. Nic więc dziwnego, że
prowadziło to do konfrontacji.
Zapoczątkowały ją już wydarzenia związane z uro-
czystym otwarciem sejmu 27 III 1928, rozpoczęte od
usunięcia przez policję z izby komunistów usiłujących
demonstrować przeciwko odczytującemu orędzie pre-
zydenckie J. Piłsudskiemu. W powszechnym odczuciu
było to złamanie zarówno immunitetu poselskiego, jak
i zasady, zgodnie z którą siły porządkowe nie mają
prawa wstępu do gmachu sejmowego. Wrażenia tego
nie mogło zmienić „interpretacyjne” wyjaśnianie, że
całe zajście nastąpiło przed ukonstytuowaniem się izby,
a wyrzuceni z sali awanturnicy nie byli jeszcze posła-
mi, gdyż nie zdążyli złożyć wymaganego procedurą
ślubowania.
Wydaje się, że ten incydent skomplikował dodat-
kowo wybory marszałka sejmu. Piłsudski desygnował
na ten urząd K. Bartla, ostrzegając równocześnie, że
każda inna osoba na tym stanowisku nie będzie miała
łatwego życia. Sejm zdecydował się podjąć wyzwanie
i ugrupowania lewicowe wysunęły jako kontrkandydata
Ignacego Daszyńskiego. Charakter demonstracji miały
głosy oddane na reprezentantów narodowców (Alek-
sander Zwierzyński), Ukraińców (Jan Leszczyński),
a nawet komunistów, którym tego samego dnia ze-
zwolono na powrót do izby (Konstanty Sypuła i Adolf
Warski). Rozstrzygnięcie zapadło w drugiej turze,
w której K. Bartel został, tak jak i w pierwszej, poparty
przez BBWR oraz kilku posłów żydowskich i ludo-
wych z PSL „Piast”. Zdecydowana większość izby
opowiedziała się ostatecznie za I. Daszyńskim, podkre-
ślającym konieczność przestrzegania uprawnień parla-
mentu i deklarującym równocześnie gotowość lojalnej
współpracy z ekipą rządzącą. Swą dezaprobatę wobec
dokonanego wyboru klub BBWR wyraził manifestacyj-
nym opuszczeniem sali obrad i rezygnacją z obsadzenia
miejsc przypadających mu w prezydium sejmu. Wy-
tworzyła się dość szczególna sytuacja: najliczniejszy
klub nie miał swego przedstawicielstwa we władzach
izby, a rządy w państwie piastował gabinet nieposiada-
jący poparcia większości sejmu. Na marszałka senatu
wybrano tego samego dnia, już bez niespodzianek, re-
prezentującego BBWR prof. Juliana Szymańskiego,
który został poparty także przez chadecję i Klub Ży-
dowski. Na jego najpoważniejszego kontrkandydata —
Stanisława Posnera z PPS — padło jedynie 25 głosów.
Jak już wspomniano, większość w sejmie miały
ugrupowania wrogie lub niechętne sanacji. Opozycja ta
była jednak rozproszona i raczej dość łagodna. W naj-
silniejszych klubach lewicowych, niezależnie od tego,
że czuły się one przynajmniej częściowo moralnie win-
ne wytworzonej sytuacji, znajdowało się w dalszym
ciągu wielu zwolenników J. Piłsudskiego, skutecznie
hamujących podejmowanie bardziej zdecydowanych
akcji. Ciągle także łudzono się nadzieją, że antydemo-
kratyczne posunięcia systemu pomajowego po pewnym
czasie na tyle skompromitują go w oczach społeczeń-
stwa, iż będzie musiał ustąpić. Sejm, m.in. pod naci-
skiem I. Daszyńskiego, starał się więc nie zaostrzać sy-
tuacji, w nadziei, że czas pracuje na korzyść opozycji.
W pewnych wypadkach, np. przy uchwalaniu budże-
tów, nastroje opozycyjne łagodził fakt zajmowania
przez posłów stanowiska tzw. państwowej konieczności
(budżet jest dla państwa, a nie dla rządu). Z tych też
m.in. względów sejm zaakceptował bez większych za-
strzeżeń rządowe projekty kredytów inwestycyjnych
i budżetu na rok 1928/1929. Jedynie w stosunku do mi-
nistra spraw wewnętrznych — gen. Felicjana Sławoja
Składkowskiego, osobiście kierującego akcją policji
podczas otwarcia sejmu, wyrażono dezaprobatę,
zmniejszając mu wysokość funduszu dyspozycyjnego.
Ze względów merytorycznych odrzucono także zapro-
ponowane przez rząd projekty ustaw podatkowych.
W sumie sesja przebiegała w zasadzie bezkonfliktowo
do momentu zamknięcia 22 VI 1928.
POD ZNAKIEM CENTROLEWU
Wyważone stanowisko zajmowane przez opozy-
cyjną większość nie przyniosło jednak spodziewanych
rezultatów. Po uchwaleniu budżetu i zamknięciu sesji
J. Piłsudski uznał, że spełnił swe podstawowe zadania
i podał się wraz z rządem do dymisji (27 VI 1928). Na
czele nowego gabinetu, w którym pozostali prawie
wszyscy poprzedni ministrowie, stanął po raz kolejny
K. Bartel. Zmiana miała więc raczej charakter formal-
ny. Prawdopodobnie wpływ na decyzję Piłsudskiego
o rezygnacji z premierostwa miał pogarszający się stan
jego zdrowia. Jednak w udzielonym kilka dni później
warszawskiemu „Głosowi Prawdy” wywiadzie swą re-
zygnację uzasadniał, niejako tradycyjnie, niemożliwo-
ścią konstruktywnej pracy dla państwa ze względu na
obowiązujące zasady ustrojowe. Nowy wydźwięk miała
reszta jego wypowiedzi, będąca już tylko atakiem na
posłów i parlament (wyrażonym ponadto z użyciem
bardzo brutalnego, niespotykanego do tego czasu słow-
nictwa), żądaniem zmiany konstytucji i groźbą „oktro-
jowania nowych praw”.
Wystąpienie to było szokiem dla opinii publicznej,
tym bardziej że nie miało żadnych racjonalnych pod-
staw. Zostało też odebrane jako zapowiedź jeżeli nawet
nie nowego zamachu stanu, to przynajmniej rozpoczę-
cia bezpardonowej walki z parlamentem. Przywódcy
największych klubów opozycyjnych — od socjalistów
po narodowców — zgodnie zaprotestowali więc prze-
ciwko i tonowi wypowiedzi, i bezpodstawnym atakom
na zasady praworządności w państwie. Oznaczało to, że
są już zdeterminowani, aby podjąć wyzwanie i rozpo-
cząć narzuconą walkę. Najsilniej tendencje takie wy-
stąpiły w stronnictwach lewicowych (PPS, PSL „Wy-
zwolenie”, SCh). Ich też kluby poselskie utworzyły 14
XI 1928 Komisję Porozumiewawczą Stronnictw Lewi-
cowych dla Obrony Republiki Demokratycznej, mającą
na celu, jak wskazywała nazwa, współpracę we
wszystkich kwestiach związanych z obroną i utrwale-
niem ustroju republikańskiego, zasad demokracji i par-
lamentaryzmu. Od początku 1929 r. Komisję zaczęły
także wspierać partie centrowe, to znaczy PSL „Piast”,
NPR i PSChD.
Konsolidująca się opozycja nie dążyła jednak, mi-
mo ostrych niekiedy wypowiedzi, do natychmiastowej
konfrontacji. Świadczył o tym przebieg jesiennej sesji
budżetowej, w czasie której m.in. starano się polemi-
zować z wywiadem Piłsudskiego, ale nie poparto np.
zgłoszonego przez Klub Narodowy wniosku o wotum
nieufności dla nowo mianowanego ministra sprawie-
dliwości S. Cara. Bez większych problemów, ze wzglę-
du na interes państwa jako całości, uchwalono budżet.
Podobnie jak poprzednio brak akceptacji dla rządu wy-
rażono poprzez skreślenie całego funduszu dyspozy-
cyjnego gen. Składkowskiego oraz, co miało silniejszy
wydźwięk, zmniejszenie wysokości takiego funduszu
Piłsudskiego jako ministra spraw wojskowych. Tym ra-
zem spotkało się to z bardzo zdecydowaną reakcją mar-
szałka, przybył on bowiem na posiedzenie Komisji Bu-
dżetowej i ponownie zaatakował sejm i posłów, oskar-
żając ich m.in. o rozkradanie pieniędzy państwowych.
Nie było to najszczęśliwsze wystąpienie, gdyż ob-
rady sejmu miała właśnie zdominować sprawa nadużyć
finansowych dokonanych przez rząd kierowany przez
Piłsudskiego. Jak wynikało z dokonanych ustaleń, mi-
nister skarbu Gabriel Czechowicz wydał poza zatwier-
dzonym budżetem ok. 560 mln zł, do czego miał zresz-
tą prawo, ale w związku z czym rząd powinien, nawet
post factum, zwrócić się do sejmu o przyznanie mu do-
datkowych kredytów, co — po merytorycznej ocenie
poczynionych wydatków — zakończyłoby całą sprawę.
Żądanie takie wystosowała izba poselska po otwarciu
sesji, ale — mimo składanych przez Bartla obietnic —
wniosku takiego nie złożono. Rząd nie spieszył się
z zalegalizowaniem poczynionych przekroczeń, gdyż
wśród wydatków znajdowała się „wstydliwa” suma 8
mln zł przekazanych na fundusz dyspozycyjny premie-
ra, czyli J. Piłsudskiego (powiększono go czter-
dziestokrotnie w stosunku do ustalonego budżetu), a ta-
jemnicą poliszynela było, że z pieniędzy tych sfinan-
sowano kampanię wyborczą BBWR. Z pomocy takiej
nie korzystało żadne inne ugrupowanie, a więc dla opo-
zycji, nieustannie i gołosłownie oskarżanej o rozkrada-
nie grosza publicznego, byłaby to wymarzona wręcz
okazja, wyjątkowo nośna propagandowo, aby udowod-
nić, że to właśnie obóz przejmujący władzę w kraju pod
hasłem uzdrowienia zabagnionej sytuacji jako pierwszy
sięgnął po pieniądze podatników, aby sfinansować swe
partykularne interesy.
Długotrwały brak reakcji ze strony ekipy rządzącej
skłonił kluby lewicowe do zgłoszenia 12 II 1929 for-
malnego wniosku o pociągnięcie G. Czechowicza do
odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu za złama-
nie obowiązującego prawa. Ich stanowisko zaakcepto-
wała Komisja Budżetowa. Miesiąc później (20 III
1929), mimo mającej wręcz uniemożliwić przebieg ob-
rad obstrukcyjnej taktyki ze strony BBWR, sejm zde-
cydował się na podjęcie odpowiedniej uchwały. Ozna-
czało to, że uderzano, jeszcze bez wymieniania nazwi-
ska, w Piłsudskiego, gdyż faktycznie to on ponosił od-
powiedzialność za dokonane nadużycie. On też zarea-
gował publicznie w słynnym artykule Dno oka — czyli
wrażenia człowieka chorego z sesji budżetowej w Sej-
mie, opublikowanym w piłsudczykowskim „Głosie
Prawdy”, a następnie przedrukowanym przez więk-
szość gazet polskich. Zaatakował w nim ponownie, i to
wyjątkowo wulgarnie, parlament i posłów, a zwłaszcza
Hermana Liebermana (PPS) jako referenta wniosku
sejmowej większości.
Wystąpienie Piłsudskiego uznano dość powszech-
nie za zapowiedź zaostrzenia metod walki z parlamen-
tem, a nawet jego przedterminowego rozwiązania.
Obawy te mogła potwierdzać zmiana gabinetu, doko-
nana bez żadnej widocznej potrzeby. 14 IV 1929 pre-
mierem został Kazimierz Świtalski, który podobnie jak
i licząca się część ministrów (sześciu z czternastu) wy-
wodził się z grupy zawodowych oficerów, oddelego-
wanych po przewrocie majowym do prac cywilnych.
Opozycja ochrzciła więc nową ekipę mianem rządu
pułkowników. Istota zmian nie polegała jednak na ro-
dowodzie ministrów, ale na tym, że większość z nich
należała do grupy opowiadającej się za zaostrzeniem
metod walki z opozycją i odejściem od ciągle funkcjo-
nującego systemu rządów opartych na współpracy
z parlamentem. Przejawiło się to np. w konfrontacyj-
nych działaniach nowego ministra pracy i opieki spo-
łecznej, Aleksandra Prystora, który m.in. zajął się po-
rządkowaniem sytuacji w kasach chorych, usuwając
z nich dotychczasowe zarządy i rady nadzorcze, złożo-
ne w znacznej części z czynnych działaczy socjali-
stycznych, i wprowadzając zarządy komisaryczne,
zdominowane przez zwolenników BBWR.
Uwagę społeczeństwa przyciągała wówczas,
w stopniu większym niż działalność nowej ekipy, sze-
roko nagłośniona przez opozycję sprawa Czechowicza.
Rozprawa, jedyna w okresie międzywojennym, przed
Trybunałem Stanu trwała tylko kilka dni (26-29 VI
1929) i nie przyniosła spodziewanego oczyszczenia sy-
tuacji. Wysłuchano aktu oskarżenia, zreferowanego
m.in. przez H. Liebermana, dobitnie podkreślającego
złamanie obowiązującego prawa, a zwłaszcza wykorzy-
stywanie przez obóz pomajowy państwowych funduszy
na swe cele, dość bezbarwnego wystąpienia samego
podsądnego i zeznań licznych świadków. Zrozumiałe,
że największe, ale jak się jednak okazało nieuzasadnio-
ne oczekiwania wiązano z zeznaniami J. Piłsudskiego,
który swe wystąpienie ponownie wykorzystał nie tyle
do wyjaśnienia meritum problemu, ile jako doskonałą
okazję do ataku na istniejący w Polsce system prawny,
w tym także na sam Trybunał, choć najwięcej uwagi
poświęcił krytycznym ocenom posłów i sejmowi.
Wbrew oczekiwaniom sprawa ta nie została rozstrzy-
gnięta, gdyż Trybunał uznał, że jego werdykt musi być
poprzedzony parlamentarną oceną merytoryczną po-
czynionych wydatków. Ta decyzja była więc w rów-
nym stopniu zwycięstwem i obozu pomajowego, gdyż
nie zapadł wyrok skazujący, i opozycji, której dawał
szansę dalszego wykorzystywania sprawy, zwłaszcza
pod względem propagandowym. Można zatem uznać,
że cały problem został jedynie zawieszony, a obu stro-
nom dano możność mobilizowania zwolenników.
Wydaje się jednak, że brak rozstrzygnięcia przy-
spieszył przede wszystkim konsolidację opozycji. 14
IX 1929, dwa tygodnie przed sesją sejmową, doszło do
spotkania przedstawicieli ugrupowań lewicowych
i centrowych (PPS, PSL „Wyzwolenie”, SCh, PSL
„Piast”, NPR i PSChD), na którym podjęto decyzję
o współdziałaniu, m.in. w kwestii przedterminowego
zwołania sejmu i, co było istotniejsze, o solidarnym
stanowisku wobec przygotowanego przez rząd projektu
budżetu. Spotkanie to uznaje się też za umowną datę
powstania Centrolewu, to jest najważniejszego antysa-
nacyjnego bloku opozycyjnego po roku 1926. Zgodnie
z przyjętymi wówczas ustaleniami opozycja odrzuciła
propozycję K. Świtalskiego dotyczącą rozpoczęcia
wstępnych rozmów nad projektem budżetu, co mogło
być uważane za pośrednią formę wotum nieufności. Jej
bardziej zdecydowane wystąpienie, a zwłaszcza podję-
cie dyskusji o sprawie Czechowicza, przygotowywano
na czas jesiennej sesji budżetowej, mającej rozpocząć
się 31 X 1929.
Zgodnie z tradycją miało zainaugurować ją odczy-
tanie orędzia prezydenta przez J. Piłsudskiego w za-
stępstwie chorego, jak przypuszczano — dyploma-
tycznie, premiera K. Świtalskiego. Zamiana ta nie była
przypadkowa, gdyż tego dnia w przedsionku sejmu ze-
brało się wielu oficerów piłsudczyków, którzy mimo
wezwań straży marszałkowskiej nie opuścili gmachu
parlamentu. Najprawdopodobniej zgromadzono ich
w związku z łatwymi do przewidzenia, poniekąd już
tradycyjnymi manifestacjami komunistów i posłów
mniejszości słowiańskich, odbywającymi się na po-
czątku każdej sesji. Po ich rozpoczęciu mieli zapewne
wtargnąć do sali w obronie swego wodza, co, jak nie
bez podstaw przypuszczano, mogło doprowadzić do
zmasakrowania opozycyjnej części izby poselskiej.
Marszałek I. Daszyński uznał tę demonstrację za przy-
gotowania do rozpędzenia sejmu i dlatego, mimo silnej
presji, nie zgodził się na otwarcie obrad. To jego sta-
nowisko poparła opozycja, a PPS zorganizowała nawet
liczne wiece i strajki protestacyjne. Problem formalnie
rozstrzygnął prezydent, odraczając obrady na 30 dni, co
jednak było tylko połowicznym zwycięstwem przeciw-
ników sanacji, gdyż o tyle została automatycznie skró-
cona sesja budżetowa.
Sytuacja nie uległa załagodzeniu, gdyż natychmiast
po otwarciu sesji opozycja centrolewicowa zgłosiła (5
XII 1929) wniosek o wotum nieufności dla rządu puł-
kowników. Po raz pierwszy po maju 1926 r. wyrażono
dezaprobatę całemu gabinetowi, czyli pośrednio syste-
mowi rządzenia państwem. Wniosek przegłosowano
dwa dni później i rząd ustąpił. Wbrew obawom nie do-
szło do rozwiązania sejmu i wydawać by się mogło, że
przeciwnicy sanacji odnieśli sukces. Był on jednak po-
zorny, gdyż tryumfująca opozycja doskonale wiedziała,
że nie ma szans na wyłonienie rządu możliwego do za-
akceptowania przez prezydenta. Jemu więc pozosta-
wiono inicjatywę. W rezultacie nastąpiło długotrwałe
przesilenie gabinetowe, generalnie korzystne dla obozu
rządzącego. Zgodnie z niepisanym zwyczajem podczas
przesilenia sejm zawieszał swą działalność, to znaczy
w praktyce ciągle skracał swą sesję budżetową, a po-
nadto dostarczał sanacji, zwłaszcza na użytek niezbyt
wyrobionych politycznie sfer, nośnego propagandowe-
go argumentu, że krytyka wyrażana przez J. Piłsud-
skiego jest w pełni uzasadniona, gdyż parlament zdolny
jest jedynie do działań destrukcyjnych, czyli w tym
wypadku obalenia rządu, nie potrafi natomiast zapro-
ponować rozwiązania alternatywnego.
Wydaje się, że z tych właśnie powodów przesilenie
trwało wyjątkowo długo, bo aż do 29 XII 1929, to zna-
czy do momentu powołania przez prezydenta piątego
i — jak się miało okazać — ostatniego rządu pod prze-
wodnictwem cieszącego się opinią liberalnego polityka
K. Bartla. Rząd ten miał wyraźnie przejściowy charak-
ter. Zgodnie z pomajową tradycją znalazła się w nim
znaczna część ministrów z obalonego gabinetu, m.in.
zwalczany przez PPS minister pracy i opieki społecznej
A. Prystor. Mimo to sejm uchwalił w rekordowo krót-
kim czasie budżet, i to w wymiarze wyższym, niż
przewidywał rząd. Stało się tak z dwóch przyczyn —
po pierwsze, dla wyrażenia poparcia Bartlowi, a po
drugie, dla zaoszczędzenia czasu, który chciano wyko-
rzystać, aby — zgodnie z zaleceniem Trybunału Stanu
— zająć się ponownie sprawą Czechowicza. Do tego
nie zamierzał jednak dopuścić obóz rządzący. W celu
sparaliżowania tych zamiarów wykorzystano kolejne
przesilenie rządowe, wywołane zgłoszeniem przez so-
cjalistów wniosku o wotum nieufności dla A. Prystora.
Stało się ono także doskonałą okazją dla J. Piłsudskiego
i K. Bartla do ponownego zaatakowania parlamentu
i ukazania jego destrukcyjnej roli. Sztucznie podtrzy-
mywane przesilenie trwało do chwili zamknięcia sesji
budżetowej, a tym samym sprawa Czechowicza nie zo-
stała poruszona.
29 III 1930 na czele nowej Rady Ministrów stanął
Walery Sławek. Była ona z lekka zmodyfikowaną wer-
sją obalonego przed kilkoma miesiącami przez Centro-
lew gabinetu K. Świtalskiego, dlatego też ochrzczono
ją mianem drugiego rządu pułkowników. Zmiana ta by-
ła równocześnie wyzwaniem pod adresem opozycji,
która albo musiała zaakceptować fakt, że nie ma żad-
nego wpływu na dobór ludzi kierujących krajem, albo
zareagować, co oznaczałoby kolejne zaostrzenie sytua-
cji. Zdecydowano się na drugie rozwiązanie i kluby
centrolewicowe zgłosiły wniosek o zwołanie sesji nad-
zwyczajnej. Formalnie motywowały go koniecznością
opracowania środków zaradczych przeciw narastające-
mu kryzysowi gospodarczemu oraz kontynuowania
prac nad zmianą konstytucji. Było jednak oczywiste, że
miały również zamiar zgłosić wotum nieufności dla
rządu i zakończyć drażliwą sprawę przekroczeń budże-
towych.
Sesja została zwołana i natychmiast odroczona na
30 dni. Nikt nie miał wątpliwości, że zostanie ona na-
stępnie w trybie precedensowym zamknięta bez jedne-
go posiedzenia. Oznaczało to również, że stosowana
dotychczas przez opozycję metoda walki parlamentar-
nej nie przynosi rezultatów, a więc należy albo skapitu-
lować, albo szukać innych dróg wyrażenia niezadowo-
lenia, już poza murami sejmu. Ostatecznie przywódcy
Centrolewu postanowili, że na 29 VI 1930 zwołają do
Krakowa Kongres Obrony Prawa i Wolności Ludu.
Mimo różnorakich utrudnień i działań dywersyjnych ze
strony administracji (np. rozsyłania sfałszowanych te-
legramów o jego odwołaniu) zgromadził on wiele osób.
I choć prawdopodobnie dokładnej liczby jego uczestni-
ków nie da się ustalić, była to bez wątpienia pierwsza
wielka manifestacja anty- sanacyjna. Świadczyły o tym
również przyjęte wówczas uchwały, w których m.in.
atakowano nie tylko pomajowy system rządzenia, ale
także J. Piłsudskiego jako faktycznego dyktatora
i I. Mościckiego jako jego bezwolne narzędzie. Odsu-
nięcie od władzy sanacji uznawano za cel nadrzędny,
a równocześnie niezbędny warunek utrwalenia niepod-
ległości, demokracji, międzynarodowego bezpieczeń-
stwa państwa i przezwyciężenia trudności ekonomicz-
nych. Zapowiadano w nich ponadto kontynuowanie
wspólnej walki „aż do zwycięstwa”, to znaczy do utwo-
rzenia parlamentarnego rządu, i zdecydowaną kontrak-
cję w razie ewentualnych prób stosowania terroru. Do-
magano się także ustąpienia prezydenta, akceptującego
nadużywanie jego konstytucyjnych uprawnień dla po-
pierania i umacniania sanacyjnej dyktatury.
Brak wyraźnego przeciwdziałania władz i spokoj-
ny przebieg obrad Kongresu spowodowały, że przy-
wódcy Centrolewu opuszczali Kraków pełni entuzja-
zmu i przekonani, że podjęta walka zakończy się suk-
cesem. Przesłuchanie przez policję członków prezy-
dium Kongresu traktowano jako niegroźną szykanę.
Konfiskowanie czasopism zamieszczających tekst przy-
jętych uchwał uznawano za nadużycie, ale niezbyt
groźne, gdyż i tak społeczeństwo zapoznawano z nimi
innymi metodami, np. bez większych przeszkód rozpo-
wszechniano ich treść w czasie zebrań partyjnych. Bez-
pośredni nacisk na obóz rządzący uznano za właściwą
metodę działania, toteż akcję wiecową postanowiono
kontynuować. Zgodnie z decyzją podjętą w połowie
sierpnia przez przywódców Centrolewu apogeum
przewidziano na 14 września. Na ten dzień zapowie-
dziano w ponad dwudziestu ośrodkach, łącznie z War-
szawą, zwołanie wielkich zgromadzeń protestacyjnych.
Spodziewano się, że pod wrażeniem tak powszechnych
i masowych wystąpień obóz sanacyjny wreszcie ustąpi.
Jak się okazało, rachuby te nie miały realnych pod-
staw, a brak przeciwdziałania ze strony władz admini-
stracyjnych nie oznaczał oczywiście kapitulacji obozu
rządzącego. Wkrótce po podjęciu uchwały o wrześnio-
wych wiecach nastąpiła zmiana gabinetu, faktycznie
bez jakiejkolwiek przyczyny. 25 VIII 1930 W. Sławek
został zastąpiony przez J. Piłsudskiego, któremu Cen-
trolew zapowiedział natychmiast zgłoszenie wotum
nieufności. Dla obserwatorów sceny politycznej ozna-
czało to jednak, że walka zbliża się do rozstrzygnięcia,
gdyż Piłsudski stawał na czele rządu tylko w sytuacjach
wyjątkowych. Przewidywania okazały się słuszne —
cztery dni później I. Mościcki ogłosił na wniosek pre-
miera dekret o przedterminowym rozwiązaniu parla-
mentu z równoczesnym wyznaczeniem terminu wybo-
rów do nowych izb.
WYBORY „BRZESKIE” I SEJM III KADENCJI
Decyzję o rozpisaniu wyborów można było inter-
pretować jako powrót do zasady rozstrzygania sporów
politycznych metodami parlamentarnymi. Zdziwienie
mógł jedynie budzić fakt, że obóz rządzący zdecydował
się na taki krok w bardzo niekorzystnej dla siebie chwi-
li, to znaczy wówczas, gdy opozycja centrolewicowa
osiągnęła szczyt popularności, a ponadto w całym kraju
coraz dotkliwiej odczuwane były skutki pogłębiającego
się kryzysu ekonomicznego. Jego przejawami o naji-
stotniejszym dla społeczeństwa znaczeniu były rosnące
bezrobocie w miastach i gwałtowne obniżenie docho-
dów na wsi, niejako automatycznie pociągające za sobą
spadek tempa parcelacji większej własności, co po-
wszechnie utożsamiano z reformą rolną. Obóz rządzący
nie tylko tracił jeden z najdonioślejszych argumentów
wyborczych sprzed dwóch lat, kiedy poprawę koniunk-
tury ekonomicznej demagogicznie przypisywał wy-
łącznie sobie, ale równocześnie musiał odpierać ataki
ze strony zblokowanej opozycji, równie demagogicznie
obarczającej go całkowitą odpowiedzialnością za po-
gorszenie warunków życia w państwie. Zarzuty te było
tym trudniej odpierać, że — jak twierdzili przeciwnicy
sanacji — szybko rosnące trudności wynikały przede
wszystkim z dokonanych przekroczeń budżetowych,
które tym samym przestawały być jedynie niezrozumia-
łym problemem prawno-konstytucyjnym, stawały się
natomiast istotnym argumentem w bieżącej walce poli-
tycznej. Obawy o wynik głosowania mogłyby rzeczy-
wiście być istotne, gdyby cała kampania wyborcza
przebiegała zgodnie z klasycznymi regułami wolnej gry
sił politycznych. Tym razem miało to jednak wyglądać
zupełnie inaczej. Wybory poprzedziły nie tylko znacz-
nie intensywniejsze niż w 1928 r. przygotowania pro-
pagandowe obozu sanacyjnego, wykorzystującego do
swoich celów zarówno sprawy wewnętrzne, jak i za-
graniczne, ale także szeroko zakrojona akcja usuwania
przeciwników na czas głosowania.
W zmasowanych działaniach wykorzystano na sze-
roką skalę wszelkie dostępne środki i metody, a więc
poza prasą także druki ulotne (często rozrzucane z sa-
molotów), napisy neonowe, tablice ogłoszeniowe, radio
i film. Wyjątkową rolę zajmowały w niej wywiady
J. Piłsudskiego, poświęcone głównie krytyce tradycyj-
nego parlamentaryzmu w polskim wydaniu, a zwłasz-
cza partyjnym „posłom-dieciarzom”, którzy — jak
twierdził autor — sprawowaną funkcję społeczną prze-
kształcili w intratne źródło dochodu dla siebie i swoich
ugrupowań, co przez lata dezorganizowało aparat pań-
stwowy i zmuszało go do dużych i zbędnych wydat-
ków. Była to więc klasyczna metoda zrzucenia odpo-
wiedzialności, głównie za trudności gospodarcze, na
przeciwników. Zarzuty formułowano niekiedy w bar-
dzo drastyczny sposób, tak jak wówczas, gdy padło
stwierdzenie, iż nadzieja posłów, „że to wszystko, co
należy się za fotel, za hotel, za burdel i serdel ma opła-
cić rząd z pieniędzy skarbowych — musi zawieść”. Nie
bez znaczenia były także zapowiedzi Piłsudskiego, bar-
dzo mocno podkreślane tuż przed głosowaniem, że on
i jego zwolennicy nie mogą przegrać wyborów. Wy-
wiady te dezorganizowały opozycję, a dla słabszych
psychicznie i niezbyt zdecydowanych jednostek stały
się także wyraźną wskazówką, jak mają postąpić
w dniu głosowania.
Równocześnie propagandowe przeciwdziałanie
Centrolewu, uznawanego za najważniejszego przeciw-
nika, było słabe zarówno ze względu na występujące
w jego łonie różnice poglądów, jak i z powodu kontr-
akcji obozu rządzącego. W programowej odezwie Cen-
trolewu z 10 IX 1930 znalazły się głównie ogólnikowe
hasła, nie zawsze atrakcyjne, a także nie zawsze zro-
zumiałe dla nie wyrobionego politycznie odbiorcy,
gdyż tylko takie mogły znaleźć akceptację wszystkich
stronnictw tworzących blok wyborczy. Ale nawet taka
odezwa nie zawsze trafiała do wyborców, gdyż niejed-
nokrotnie jej wydrukowany już nakład był zajmowany
przez policję pod pretekstem ewentualnej niezgodności
z obowiązującym prawem prasowym. Słabsze było,
mimo prezydenckiego dekretu o wolności zgromadzeń
przedwyborczych, także bezpośrednie oddziaływanie
opozycji na społeczeństwo. Choć zapowiedziane jesz-
cze w sierpniu na 14 IX 1930 protestacyjne wiece Cen-
trolewu przekształcono w zgromadzenia wyborcze,
i tak większość z nich została rozbita przez policję.
W niektórych miejscowościach, np. w Warszawie i To-
runiu, byli nawet zabici i ranni.
Nowym i propagandowo nośnym elementem kam-
panii wyborczej stało się mobilizowanie społeczeństwa
do popierania walki ekipy rządzącej z narastającym za-
grożeniem ze strony Republiki Weimarskiej, a w kon-
sekwencji podsycanie nastrojów antyniemieckich. Było
to istotne novum, gdyż dotychczas walka z niebezpie-
czeństwem grożącym Polsce ze strony zachodniego są-
siada stanowiła jeden z najważniejszych punktów pro-
pagandowego repertuaru obozu narodowego. Zmianę
w tej sytuacji zapoczątkowała wypowiedź ministra
Gottfrieda Treviranusa z początku sierpnia 1930 r.,
w której została zakwestionowana, co zdarzyło się
zresztą nie po raz pierwszy i ostatni, trwałość wersal-
skiej granicy polsko-niemieckiej. Tym razem przez
Polskę przetoczyła się fala masowych wieców protesta-
cyjnych, inicjowanych przez obóz rządzący. Świadczy-
ły one bez wątpienia o rzeczywistej jednomyślności
społeczeństwa polskiego w dążeniu do utrzymania tery-
torialnego status quo, ale równocześnie miały przyspo-
rzyć sanacji zwolenników. Podobną rolę spełniały apele
organizacji prorządowych, głównie Związku Strzelec-
kiego i Związku Legionistów Polskich, o ufundowanie
okrętu podwodnego o wymownej nazwie „Odpowiedź
Treviranusowi”, co jednak było postanowieniem nie-
możliwym do zrealizowania ze względu na zubożenie
ludności.
Obóz rządzący wykorzystywał także propagando-
wo rozdźwięki występujące w środowisku opozycyj-
nym. Stronnictwa tworzące Centrolew, zgodnie ze swą
zapowiedzią jeszcze z krakowskiego Kongresu, posta-
nowiły wystawić wspólną listę wyborczą. Odżegnało
się jednak od niej PSChD, które na tle różnic progra-
mowych z lewicowymi partnerami, zwłaszcza z areli-
gijnymi socjalistami i lewicowymi ludowcami (PSL
„Wyzwolenie”) w poglądach na sprawy religii i pozycji
Kościoła rzymskokatolickiego, zdecydowało się na sa-
modzielną walkę o głosy. Pozostałe stronnictwa podję-
ły 9 IX 1930 decyzję o utworzeniu bloku wyborczego
— Związku Obrony Prawa i Wolności Ludu Stronnictw
Centrolewu.
Bezpośrednią reakcją na utworzenie bloku było
eliminowanie z walki wyborczej najgroźniejszych
przeciwników sanacji. Już kilka godzin później (w nocy
z 9 na 10 września) nastąpiły aresztowania przywód-
ców opozycji, dokonywane na podstawie list przygo-
towanych kilka dni wcześniej i zatwierdzonych przez
J. Piłsudskiego. Znaleźli się na nich ludzie, którzy na-
razili mu się osobiście lub których zatrzymanie miało
dostarczyć niezbędnego materiału propagandowego do
usankcjonowania całej akcji. Aresztowania przeprowa-
dzono z naruszeniem obowiązującego prawa, gdyż na-
kazów uwięzienia nie wydały sądy, ale dokonał tego
gen. Składkowski — minister spraw wewnętrznych.
Nie podano także powodów aresztowania. Prawo zosta-
ło pogwałcone również przez to, że zatrzymanych —
osoby cywilne — umieszczono w więzieniu wojsko-
wym w Brześciu nad Bugiem, gdzie poddano ich
wszelkim rygorom obowiązującym w takich ośrodkach,
w tym wypadku nawet ostrzejszym, gdyż na ten czas
skierowano tam specjalną ekipę nadzorczą, skompleto-
waną z osób znanych z sadystycznych skłonności. Na
jej czele postawiono Wacława Kostka-Biernackiego,
mającego fatalną opinię już od czasów legionowych.
Jak wynikało z późniejszych ustaleń, więźniowie byli
traktowani wyjątkowo brutalnie — głodzono ich, sto-
sowano wobec nich przemoc fizyczną (bicie) i wy-
myślne tortury psychiczne (np. pozorowanie egzeku-
cji).
Wśród aresztowanych znaleźli się przede wszyst-
kim aktywni działacze Centrolewu, w tym osoby znane
i zasłużone dla odzyskania i utrwalenia niepodległości,
np. Norbert Barlicki (były członek Rady Obrony Pań-
stwa w 1920 r., przewodniczący CKW PPS), Herman
Lieberman (członek PPS, słynny ze wspaniałej obrony
legionistów uwięzionych w obozie w Marmaros Sziget
w 1918 r.), Kazimierz Bagiński (członek PSL „Wyzwo-
lenie”, legionista, działacz POW, kawaler orderu Virtu-
ti Militari), Wincenty Witos (przywódca PSL „Piast”,
trzykrotny premier, m.in. Rządu Obrony Narodowej
w 1920 r., i jeden z nielicznych w Polsce kawalerów
Orderu Orła Białego). Dwa tygodnie później dołączył
do nich Wojciech Korfanty (przywódca PSChD, komi-
sarz plebiscytowy i dyktator III powstania śląskiego).
Skądinąd, aby można go było aresztować, prezydent
rozwiązał wybrany zaledwie przed czterema mie-
siącami Sejm Śląski, do którego Korfanty był wówczas
posłem.
W oficjalnym komunikacie policyjnym starano się
na użytek opinii publicznej zdyskredytować uwięzio-
nych, zarzucając im popełnienie przestępstw natury
kryminalnej (kradzieże, oszustwa, przywłaszczenie
mienia itp.) i politycznej (strzelanie do policji, nawo-
ływanie do gwałtu i nieposłuszeństwa władzom, wystą-
pienia antypaństwowe itd.). Podobnie uzasadniał tę ak-
cję J. Piłsudski w wywiadzie udzielonym prasie bezpo-
średnio po aresztowaniach, sugerując zresztą — nie-
zgodnie z prawdą — że nie miał z nimi nic wspólnego.
Wersję o przestępstwach wymierzonych przeciwko
państwu postanowiono uwiarygodnić, dołączając do
aresztowanych przywódców Centrolewu pięciu posłów
ukraińskich (Włodzimierz Celewicz, Osyp Kohut, Jan
Leszczyński, Dymitr Palijiw i Aleksander Wysłocki),
znanych z manifestowanego niejednokrotnie niechętne-
go stanowiska wobec państwowości polskiej. Zarzuty
natury kryminalnej miało natomiast potwierdzać aresz-
towanie Jana Kwiatkowskiego — aktywnego członka
SN i przedsiębiorcy, oskarżanego o ogłoszenie „pod-
stępnego bankructwa”, w którego efekcie liczni obywa-
tele ponieśli straty materialne. Swoistą sensacją, bardzo
korzystną propagandowo, bo ukazującą bezstronność
władz, stało się dołączenie do zatrzymanych Józefa Ba-
ćmagi, członka BBWR, któremu zarzucano, jak się
okazało bezpodstawnie, zdefraudowanie pieniędzy
gminnych.
Wydarzenia z nocy 9 na 10 września były jedynie,
zgodnie z oświadczeniami władz, wstępem do szerszej
akcji represyjnej przeciwko osobom, jak podkreślano
— niezależnie od ich powiązań organizacyjnych, wy-
korzystującym swą pozycję publiczną do dokonywania
przestępstw wymierzonych przeciwko państwu oraz
dobru publicznemu i dobru obywateli. Aresztowania
trwały więc nadal i uderzały wyłącznie w opozycję,
chociaż podczas ich dokonywania w stopniu większym
niż poprzednio dbano o zachowanie obowiązujących
przepisów. Ich ofiarą padło 84 byłych posłów i senato-
rów, czyli 15% składu całego parlamentu i ok. 30%
parlamentarzystów z klubów zaliczanych do opozycyj-
nych. W miarę upływu czasu represje schodziły na co-
raz niższy poziom. W sumie w aresztach i więzieniach
znalazło się ok. 5 tys. osób, w tym najwięcej socjali-
stów (około tysiąca) oraz działaczy ukraińskich i biało-
ruskich. Faktycznie aresztowania te były jednym
z istotniejszych elementów przygotowań wyborczych,
gdyż dzięki nim eliminowano najbardziej zdecydowa-
nych przeciwników, a pozostałych zastraszano. W wie-
lu wypadkach kierownictwo opozycyjnych grup partyj-
nych przechodziło w ręce osób jeśli nawet nie bardziej
kompromisowych, to przynajmniej ostrożniejszych,
mniej skłonnych do generalnej konfrontacji.
Funkcję podobną do aresztowań spełniało wyjąt-
kowo często stosowane przenoszenie znanych z opozy-
cyjnego nastawienia funkcjonariuszy państwowych
(urzędnicy, nauczyciele) z terenów, na których cieszyli
się dużym autorytetem do innych części państwa, gdzie
dopiero musieli zdobywać sobie zaufanie społeczne. Na
pozostałych urzędników wywierano różnego rodzaju
presje, żeby angażowali się w działalność propagando-
wą na rzecz BBWR lub przynajmniej publicznie nie
kwestionowali jego posunięć. Niejednokrotnie wymu-
szano na nich składanie pisemnych oświadczeń, że
w nadchodzących wyborach poprą listę rządową.
Gorączkę przedwyborczą podsycały wiadomości,
jak się okazało nieprawdziwe, o wykryciu spisku na
życie J. Piłsudskiego. Stały się one jednak pretekstem
do urządzania protestacyjnych wieców i manifestacji,
m.in. przez PPS dawną Frakcję Rewolucyjną i Związek
Strzelecki. Czasami oburzenie wyładowywano w napa-
dach na lokale organizacyjne lub redakcje czasopism
stronnictw opozycyjnych. Niekiedy miało to tragiczne
konsekwencje, takie jak w Częstochowie, gdzie grupa
zwolenników obozu rządzącego zdemolowała siedzibę
PPS i zniszczyła znajdujący się tam sztandar partyjny.
W odwecie socjaliści dokonali napadu na lokal BBWR,
a w rezultacie tych akcji trzy osoby poniosły śmierć.
Nie powiodły się natomiast tym razem próby pod-
sycania sprzeczności w istniejących ugrupowaniach
i inicjowanie akcji rozłamowych. Jedynym chyba wy-
jątkiem była secesja części działaczy ze Stronnictwa
Chłopskiego w październiku 1930 r. Rozłamowcy po-
wołali własną Radę Naczelną z usuniętym już wcze-
śniej ze Stronnictwa Janem Ledwochem na czele, potę-
pili Centrolew i zapowiedzieli prowadzenie „rzeczo-
wej” polityki wobec sanacji. Grupa ta nie zdołała jed-
nak znaleźć większego poparcia wśród ludności wiej-
skiej. Jeszcze mniejsze znaczenie miało sporadyczne
pozyskiwanie dla BBWR lub współpracujących z nim
Związku Chłopskiego J. Stapińskiego i Zjednoczenia
Ludu J. Bojki, lokalnych działaczy PSL „Piast”, najczę-
ściej wójtów, obawiających się utraty zajmowanych
stanowisk.
Istotny element przygotowań stanowiły częste, za-
zwyczaj nocne, rewizje w lokalach partyjnych,
a zwłaszcza w prywatnych mieszkaniach działaczy
opozycyjnych, dokonywane pod pretekstem poszuki-
wania broni i nielegalnych wydawnictw, które w tym
czasie rzeczywiście były kolportowane, jak np. ulotka
pt. Dlaczego Józef Piłsudski musi być odsunięty od
władzy. Niejednokrotnie zajmowano jednak przy tej
okazji całe nakłady oficjalnie wydanych druków propa-
gandowych, które następnie zwracano, ale niekiedy do-
piero po wyborach. W Krakowie zatrzymano w ten
sposób tuż przed głosowaniem kilkadziesiąt tysięcy
odezw Centrolewu i parę tysięcy nadzwyczajnego wy-
dania „Naprzodu” z odezwą I. Daszyńskiego, w której
apelował o popieranie opozycji. Działania takie nie tyl-
ko zmniejszały możliwość propagandowego oddziały-
wania na wyborców, ale także, co nie było bez znacze-
nia, powodowały znaczne straty finansowe związane
z kosztami wydawniczymi.
Z przygotowaniami wyborczymi wiązała się także
po części tzw. pacyfikacja, którą objęto tereny wschod-
niej Małopolski. Była to reakcja na narastający tam od
pewnego czasu terror, uprawiany przez Organizację
Ukraińskich Nacjonalistów, kontynuującą w tym zakre-
sie tradycje Ukraińskiej Organizacji Wojskowej. Dzia-
łania nowo powstałej OUN przybrały latem 1930 r. za-
straszające rozmiary, a ich efektem miało być zdeza-
wuowanie na arenie międzynarodowej prawa Polski do
obecności na tych terenach i uniemożliwienie ewentu-
alnego porozumienia polsko-ukraińskiego. W znacznie
silniejszym stopniu niż w 1922 r. w działalności tej
podkreślano antypolonizm, atakowano bowiem prawie
wyłącznie polskie instytucje państwowe, Polaków oraz
Ukraińców — zwolenników ugody z Polską. Rozmiary
tych wystąpień od lata 1930 r. systematycznie przybie-
rały na sile. Tylko we wrześniu odnotowano ponad sto
podpaleń, głównie zabudowań należących do polskich
ziemian i nowo przybyłych osadników (cywilnych
i wojskowych), a także liczne uszkodzenia linii kolejo-
wych i telegraficznych. Nie mogło to pozostać bez re-
akcji ze strony rządu.
W połowie września 1930 r., na polecenie gen.
Składkowskiego, używając wojska i policji, rozpoczęto
kontrakcję mającą zapewnić spokój. Trwała ona ponad
dwa miesiące, czyli do końca listopada. Dotkliwa z za-
łożenia akcja odwetowa objęła kilkaset miejscowości
w szesnastu powiatach. Z oficjalnych danych wynika,
że w jej trakcie przeprowadzono ponad pięć tysięcy re-
wizji oraz aresztowano, pod zarzutem wrogich wobec
Polski poczynań, ponad 1700 osób. Zdecydowana
większość zatrzymanych należała do elity intelek-
tualnej ukraińskiego społeczeństwa, gdyż byli to słu-
chacze szkół wyższych, księża greckokatoliccy oraz
uczniowie szkół średnich. Większość aresztowanych
(1143) przekazano sądom, choć ostatecznie tylko część
z nich została skazana za działalność niezgodną z pra-
wem.
Jeżeli sama pacyfikacja, nawet w opinii Ligi Naro-
dów, do której Ukraińcy wnieśli skargę, była uzasad-
niona, to zdecydowane zastrzeżenia budziły po-
dejmowane środki, a zwłaszcza powszechnie stosowana
metoda odpowiedzialności zbiorowej. Podczas akcji
pacyfikacyjnej, przeprowadzanej w sposób wyjątkowo
uciążliwy, używano przemocy fizycznej oraz dewasto-
wano, zazwyczaj z premedytacją, dobytek osób pry-
watnych, co zresztą czyniono także w czasie podob-
nych akcji dokonywanych w stosunku do ludności pol-
skiej, np. w środkowej Małopolsce w latach 1932-1933.
W tym wypadku zasady te stosowano także wobec
ukraińskich instytucji spółdzielczych, a ponadto nisz-
czono symbole ukraińskiego ruchu narodowego i kultu-
ralnego. Część organizacji i instytucji rozwiązano
w trybie administracyjnym, pod pretekstem współpracy
z OUN. W ten sposób zlikwidowano m.in. gimnazja
ukraińskie w Drohobyczu, Rohatynie i Tarnopolu oraz
organizację młodzieżową „Płast”. Jeszcze częstsze były
przypadki zmuszania ludności do „dobrowolnego”
rozwiązywania wszystkich istniejących we wsiach sto-
warzyszeń. W wymuszanych przy okazji oświadcze-
niach polecano ludności zamieszczać równocześnie de-
klaracje z wyrazami hołdu „Najjaśniejszej Rzeczypo-
spolitej, Panu Prezydentowi i Panu Marszalkowi Józe-
fowi Piłsudskiemu”. Źródła ukraińskie podawały, że
niejednokrotnie ludność zobowiązywano również do
głosowania w nadchodzących wyborach na listę
BBWR, choć trudno powiedzieć, w jakim stopniu rze-
czywiście zwiększyło to odsetek głosów na nią odda-
nych. Pacyfikacja przyniosła z pewnością doraźne ko-
rzyści, gdyż np. przyczyniła się do zahamowania akcji
sabotażowej i terrorystycznej podziemia ukraińskiego,
ale wydaje się, że generalnie wzmocniła jednak pozycję
OUN, ponieważ pogłębiła przepaść już nie tylko mię-
dzy Ukraińcami a państwem, ale także między ludno-
ścią polską i ukraińską.
Szanse na sukces wyborczy obozu sanacyjnego
zwiększało eliminowanie przezeń list przeciwników lub
innych grup mogących zdobyć mandaty. Ubiegało się
o nie tym razem trochę mniej list niż poprzednio, co
m.in. wynikało ze zblokowania znacznej części opozy-
cji wokół Związku Obrony Prawa i Wolności Ludu
Stronnictw Centrolewu. Ze zgłoszonych 20 list pań-
stwowych część wycofano, a niektóre (m.in. komuni-
styczną) unieważniono, tak że ostatecznie pozostało
tylko 14. Szczególną uwagę zwrócono na istotniejsze
listy okręgowe. W całym kraju zgłoszono ich prawie
700, ale tym razem poddano je wyjątkowo dokładnej
kontroli i ponad 200 zdyskwalifikowano ze względu na
faktyczne lub pozorne uchybienia. Czasami przybierało
to bardzo szerokie rozmiary — np. w okręgu rzeszow-
skim unieważniono 14 z 16 zgłoszonych list — z po-
wodu „wad i braków bliżej niewyszczególnionych”.
Naj- wnikliwiej przyglądano się zgłoszeniom Centro-
lewu, uznawanego za najważniejszego przeciwnika, to-
też jego listy unieważniono w jedenastu okręgach, i to
właśnie w tych, w których mógł liczyć na wyraźne po-
parcie, gdyż w 1928 r. tworzące go stronnictwa zdobyły
w nich prawie 25% mandatów. Konsekwencją tego był
nie tylko brak szansy na uzyskanie miejsca w parla-
mencie, ale także straty finansowe, związane z druko-
waniem materiałów do kampanii wyborczej, i — rów-
nie istotne — propagandowe. Na tych terenach zaape-
lowano bowiem do zwolenników Centrolewu, m.in. so-
cjalistów i lewicowych ludowców, aby oddawali głosy
na SN, co z kolei dało obozowi sanacyjnemu wyjątko-
wo wdzięczną pożywkę dla ukazywania bezideowości
opozycji. W mniejszym stopniu odczuło represyjną po-
litykę SN, choć także i jemu odebrano szanse w sześciu
okręgach. Metodę unieważniania zgłoszeń wyjątkowo
często stosowano na Kresach Wschodnich, tak że
w skrajnych przypadkach wyborcom pozostawały je-
dynie lista BBWR i jakieś lokalne, niemające szans na
poważniejsze poparcie, a więc bez żadnego znaczenia.
Ostatecznie w kraju zarejestrowano 485 list
w okręgach, z czego 120 nie przyłączono do państwo-
wych. Jak zwykle najwięcej pojawiało się ich w dużych
ośrodkach miejskich o zróżnicowanej strukturze naro-
dowościowej, np. w Łodzi (16), Warszawie (13), Lwo-
wie (11) i Wilnie (10). W sumie o miejsce w sejmie
ubiegało się tym razem ponad 4200 osób. Do najbar-
dziej liczących się należały listy: BBWR, wystawione
we wszystkich 64 okręgach, Centrolewu, który osta-
tecznie zarejestrował swych kandydatów w 48 okrę-
gach, i Lista Narodowa, zabiegająca o poparcie w 40
okręgach. Pozostałe były zgłaszane tylko w niektórych
regionach, z wyjątkiem Bloku Lewicy Socjalistycznej,
utworzonego przez „Bund” i Niezależną Socjalistyczną
Partię Pracy (41 okręgów). Tradycyjnie część Ust wy-
stawiały lokalne grupy bez żadnego znaczenia. Do ta-
kich należały listy: Bloku Proletariatu (Łódź), Chłop-
skiej Demokracji (Warszawa), Siły Robotniczej (War-
szawa), Dobrobytu Ludu Pracującego (Kielce), Związ-
ku Obrony Praw Chłopsko-Robotniczych (Konin) itp.,
zdobywające minimalne poparcie (kilka lub kilkanaście
głosów). Większe znaczenie miały jedynie listy PPS
Lewicy (wystawiona w 22 okręgach), komunistyczna
pod nazwą Jedności Robotniczo-Chłopskiej (21 okrę-
gów) i Zjednoczenia Lewicy Chłopskiej „Samopomoc”
(10 okręgów).
Samo głosowanie przebiegało niejednokrotnie
w dość nietypowej scenerii, gdyż zgodnie z apelami
BBWR bardzo często odbywało się jawnie, co było do-
datkową formą wywierania presji na wyborców. Nie-
jednokrotnie pracownicy urzędów i przedsiębiorstw
państwowych zbierali się przed miejscem pracy, a na-
stępnie maszerowali, czasami poprzedzani orkiestrą za-
kładową, do punktów wyborczych. W niektórych rejo-
nach kraju, m.in. w województwach wschodnich, gło-
sowanie odbywało się zaraz po nabożeństwach, a zmie-
rzającą do głosowania kolumnę prowadzili duchowni.
Mimo że walczące strony starały się maksymalnie
zmobilizować swych zwolenników, frekwencja nie na-
leżała do najwyższych. W głosowaniu wzięło udział
74,8% uprawnionych, a więc trochę mniej niż w czasie
poprzednich wyborów. Wydaje się, że od pójścia do
urn uchylali się głównie ci przeciwnicy sanacji, którzy
stracili nadzieję, że tą drogą można będzie obalić istnie-
jący system rządów.
Wybory zakończyły się zdecydowanym zwycię-
stwem BBWR, który uzyskał prawie 47% ważnie od-
danych głosów i, łącznie z mandatami z listy państwo-
wej, podwoił swój stan posiadania. Duży sukces odnio-
sło także SN, które znacząco powiększyło liczebność
swej reprezentacji i tworzyło w sejmie klub drugi co do
wielkości. Niewielkie straty zanotowała chadecja, wal-
cząca samodzielnie o miejsca w parlamencie. Klęskę
poniósł natomiast Centrolew, gdyż zdołał zebrać nieca-
łe 18% głosów, wobec czego otrzymał tylko 79 manda-
tów, podczas gdy tworzące go stronnictwa posiadały
ich poprzednio 164, przy czym najdotkliwiej konse-
kwencje przegranej odczuły PPS i PSL „Wyzwolenie”.
Równie niekorzystnie wypadły wybory dla mniejszości
narodowych, które, jak już wspomniano, nie zdołały
stworzyć wspólnego bloku. Najwyraźniej odbiło się to
na liczebności przedstawicielstw parlamentarnych
Niemców i Białorusinów. Niezbyt duże były natomiast
straty Ukraińców, choć prowadzili przygotowania wy-
borcze w wyjątkowo trudnych warunkach. Zmiany
w układzie sił w sejmie przedstawiono poniżej.
Liczebność ważniejszych klubów sejmowych w 1928 i 1930 r.
Ugrupowanie Liczba mandatów w roku Różnica
1928 1930
Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem 122 247 + 125
Związek Ludowo-Narodowy (Stronnic- 37 62 + 25
two Narodowe)
Chrześcijańska Demokracja 18 15 -3
Narodowa Partia Robotnicza 14 10 -4
Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” 21 15 -6
Stronnictwo Chłopskie 26 18 -8
Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwole- 40 15 -25
nie”
Polska Partia Socjalistyczna 63 24 -39
Komunistyczna Partia Polski 7 4 -3
Mniejszości narodowe 86 33 -53
Wybory do senatu (23 XI 1930) jak zwykle budziły
mniejsze zainteresowanie. Tradycyjnie frekwencja była
także mniejsza (63,4%) i zgodnie z przewidywaniami
głosowanie zdecydowanie potwierdziło zwycięstwo
obozu rządowego, BBWR poparło bowiem prawie 55%
wyborców, co zapewniło mu 75 (67,6%) mandatów.
Centrolew i SN uzyskały prawie tę samą liczbę manda-
tów (14 i 12). Swych przedstawicieli zdołały wprowa-
dzić do senatu także chadecja (3) i mniejszości naro-
dowe (7).
Zwycięstwo BBWR było poważne. Opozycja,
zwłaszcza centrolewicowa, od początku lansowała opi-
nię, że było to głównie efektem stosowanego terroru
i ewidentnych fałszerstw, a wyniki, podobnie jak
w 1928 r., zostały dodatkowo skorygowane na korzyść
BBWR już po zakończeniu wyborów, to znaczy w cza-
sie przewożenia urn przez policję z komisji obwodo-
wych do okręgowych. Podkreślano, że — według ofi-
cjalnych danych — prawie pół miliona głosów (ok.
4%) uznano za oddane wadliwie, a zwłaszcza że tym
razem najwięcej takich przypadków (ok. 300 tys.) od-
notowano nie — jak poprzednio — na Kresach
Wschodnich, zdominowanych przez mniejszości naro-
dowe, ale w centralnej Polsce, czyli na terenach o naj-
większych wpływach Centrolewu. Podnoszonych za-
rzutów nie można oczywiście pomijać, choć trudno je
udowodnić, ale z pewnością nie należy ich generalizo-
wać. Obóz sanacyjny miał bez wątpienia licznych zwo-
lenników, choć może nie aż tylu, na ilu wskazywałaby
liczba oddanych nań głosów. Można przypuszczać, że
wielu wyborców zdecydowało się poprzeć sanację ze
względu na osobisty autorytet J. Piłsudskiego, który
tym razem zgodził się na umieszczenie swego nazwiska
na liście państwowej BBWR. Zarzutów o powszechno-
ści fałszerstw nie potwierdził, inaczej niż to miało
miejsce w 1928 r., rozpatrujący liczne skargi wyborcze
Sąd Najwyższy. Nie unieważniono wyborów w ani jed-
nym okręgu, uznając, że zasygnalizowane i stwierdzone
nieprawidłowości nie mogły wpłynąć na ostateczny
wynik głosowania. Zastanawiający jest także fakt, że
podkreślane przez opozycję nadużycia i terror nie prze-
szkodziły jednak w odniesieniu sukcesu Stronnictwu
Narodowemu ani — mimo pacyfikacji — nie zniwe-
czyły szans Ukraińców uczestniczących w walce wy-
borczej.
Bez wątpienia uzyskana przez BBWR liczba
miejsc w sejmie pozwalała na skupienie pełni władzy
w rękach sanacji i zapewniała jej, jak to określił Pił-
sudski, pięć lat spokojnego życia, które należało wła-
ściwie wykorzystać. Sukcesu nie można jednak nazwać
pełnym, gdyż posiadana w parlamencie większość nie
była wystarczająca, aby zmienić własnymi siłami kon-
stytucję, na czym Piłsudskiemu i Blokowi najbardziej
zależało.
Swoistym zakończeniem kampanii wyborczej były
liczne procesy polityczne, wytaczane działaczom opo-
zycji za popełnione podczas niej przestępstwa, najczę-
ściej za wygłaszane na wiecach przemówienia. Za to
m.in. skazano posłankę Irenę Kosmowską (PSL „Wy-
zwolenie”) na 6 miesięcy więzienia i Jana Kwapińskie-
go (PPS) na rok twierdzy. Działania te były swego ro-
dzaju koniecznością, gdyż uzasadniały na użytek opinii
publicznej słuszność stosowania wówczas represji.
Wydaje się, że ważniejsze było, jak zwykle w takich
wypadkach, uzyskanie wyroku skazującego niż jego
wysokość czy nawet samo odbycie kary. Kosmowską
ułaskawiono po wyborach, a Kwapińskiego, także po
wyborach, uniewinnił sąd apelacyjny, ale wówczas obie
te sprawy nie budziły już większego zainteresowania.
Zaskakująco niski wyrok (rok więzienia) zapadł w pro-
cesie organizatorów rzekomego zamachu na życie
J. Piłsudskiego. Znacznie surowiej (od dwóch do ośmiu
lat więzienia) potraktowano osoby aresztowane
w związku z krwawymi wydarzeniami (14 IX 1930)
w Warszawie i Toruniu.
Dla rządzącego obozu najbardziej kosztowna —
i moralnie, i prestiżowo — okazała się sprawa posłów
uwięzionych w Brześciu. Zwolniono ich za kaucją tuż
po wyborach i wówczas do opinii publicznej zaczęły
docierać pierwsze wiadomości o sposobie ich trakto-
wania. Przyjmowano je z niedowierzaniem, ale zostały
w pełni potwierdzone w zgłoszonym 10 grudnia wnio-
sku nagłym SN oraz wniesionej kilka dni później (16
XII 1930) przez stronnictwa Centrolewu interpelacji
sejmowej. Opisano w niej ze szczegółami przebieg
aresztowań, stosowane w więzieniu metody poniżania
godności ludzkiej, terroru fizycznego i psychicznego
oraz wymieniono z imienia i nazwiska odpowiedzialne
za to osoby. Interpelację opublikowały wszystkie pisma
opozycyjne i znaczna część prasy zagranicznej. Sana-
cyjna większość w sejmie odrzuciła, co było do prze-
widzenia, wniosek Stronnictwa Narodowego o powoła-
nie specjalnej komisji, wyjaśnienie zarzutów i ukaranie
winnych. Walery Sławek, jako premier, usiłował
zmniejszyć wywołane wrażenie, oświadczając w parla-
mencie, że według jego ustaleń „sadyzmu i znęcania
[się nad więźniami] nie było”, a część aresztowanych
nie potrafiła zachować godności, ale faktom podanym
w interpelacji nie mógł zaprzeczyć. Jego wypowiedź
miała jednak duże znaczenie praktyczne, gdyż na jej
podstawie konfiskowano następnie wszelkie czasopi-
sma zamieszczające jakiekolwiek wzmianki o Brześciu.
Wiadomości o podobnym traktowaniu więźniów
pojawiały się co prawda także wcześniej, ale wówczas
bagatelizowano je lub nawet usprawiedliwiano, gdyż
metody takie stosowano wobec ewidentnych przeciw-
ników państwa, m.in. komunistów i nacjonalistycznych
działaczy mniejszości narodowych. Tym razem chodzi-
ło jednak o przywódców uznanych partii politycznych,
których zasług dla wywalczenia państwowości i jej
utrwalenia nikt nie mógł kwestionować. Opublikowane
rewelacje były szokiem dla społeczeństwa i wywołały
falę protestów. Tę tzw. moralną krucjatę zapoczątkowa-
li profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy
10 XII 1930, w liście otwartym do Adama Krzyżanow-
skiego, swego kolegi i zarazem posła z ramienia
BBWR, nazwali Brześć „hańbą XX wieku”, wprowa-
dzającą w polskie życie „rozkład i zgniliznę”. Ich sta-
nowisko poparli, niezależnie od sympatii politycznych,
pracownicy innych szkół wyższych, m.in. z Warszawy,
Lublina i Poznania, izby adwokackie, środowiska twór-
cze i liczne organizacje społeczne. Ten punkt widzenia
podzielały także niektóre osoby związane z BBWR
i gdy okazało się, że wyjaśnienie sprawy w parlamencie
nie jest możliwe, kilku posłów, m.in. A. Krzyżanowski,
złożyło na znak protestu mandaty.
Po stwierdzeniu, że droga sejmowa została za-
mknięta, a sądy cywilne nie mogą się zająć sprawą,
gdyż załoga twierdzy podlega pod względem kompe-
tencyjnym sądownictwu wojskowemu, pozostała na-
dzieja, iż podniesione zarzuty zostaną wyświetlone
w czasie budzącego olbrzymie zainteresowanie procesu
wytoczonego jedenastu byłym więźniom, oskarżonym
o „zawiązanie spisku i przygotowanie zamachu mają-
cego na celu usunięcie przemocą rządu i zastąpienie go
innymi osobami”. Rozprawa przed Sądem Okręgowym
w Warszawie trwała prawie trzy miesiące (26 X 1931 -
13 I 1932), ale specjalnie dobrany zespół sędziowski
uniemożliwił zarówno oskarżonym, jak i ich obrońcom
poruszanie jakichkolwiek kwestii dotyczących pobytu
w więzieniu, gdyż formalnie nie wiązały się one z roz-
patrywaną sprawą. Jeden z podsądnych (Adolf Sawic-
ki) został uniewinniony, a pozostałe wyroki, jeżeli
zważyć rangę stawianych zarzutów, nie były wysokie,
choć i tak wzbudziły zdecydowany sprzeciw członka
kompletu sędziowskiego Stanisława Leszczyńskiego,
który w zgłoszonym votum separatum domagał się
uniewinnienia wszystkich podsądnych. Pięciu oskarżo-
nych — Adama Ciołkosza, Stanisława Dubois, Mieczy-
sława Mastka, Adama Pragiera i Józefa Putka skazano
na trzy lata więzienia, trzech dalszych — Norberta Bar-
lickiego, Hermana Liebermana i Władysława Kiernika
na dwa i pół roku, Kazimierza Bagińskiego na dwa lata,
a Wincentego Witosa na półtora roku. Sprawa w kolej-
nych instancjach ciągnęła się do października 1933 r.,
kiedy to Sąd Najwyższy utrzymał w mocy decyzję Są-
du Okręgowego.
Także w tym wypadku władze nie były zaintere-
sowane wyegzekwowaniem zasądzonego wyroku, gdyż
pięciu osadzonym w więzieniach oskarżonym już we
wrześniu 1934 r. zawieszono wykonywanie reszty kary.
Pięciu pozostałych (W. Witos, W. Kiernik, K. Bagiń-
ski, H. Lieberman i A. Pragier) na znak protestu opuści-
ło jesienią 1933 r. bez specjalnych przeszkód kraj i uda-
ło się na emigrację do Francji i Czechosłowacji. Grono
emigrantów politycznych powiększył dwa lata później
(maj 1935) zagrożony ponownym aresztowaniem Woj-
ciech Korfanty, który z racji uzyskania mandatu sena-
torskiego, a także ponownie poselskiego w wyborach
w 1930 r. do Sejmu Śląskiego, nie był sądzony razem
z pozostałymi przywódcami Centrolewu. Było jednak
oczywiste, że zostanie postawiony przed sądem z chwi-
lą wygaśnięcia immunitetu parlamentarnego, to znaczy
najpóźniej latem 1935 r.
Nowo wybrany parlament, któremu dane było
przetrwać prawie pełną pięcioletnią kadencję, miał wy-
jątkowy charakter. Po raz pierwszy w dziejach II Rze-
czypospolitej pojawiła się w nim wyraźna i, co waż-
niejsze, bardzo karna i niepodatna na rozłamy więk-
szość. W świetle obowiązującej konstytucji powinno to
gwarantować stabilność rządów, automatycznie wol-
nych od konieczności ubiegania się o poparcie ze stro-
ny innych grup. Można więc było przypuszczać, że po-
nownie zaczęła obowiązywać przedmajowa zasada, iż
u steru władzy znajdują się ludzie cieszący się zaufa-
niem większości izby poselskiej, a przesilenia należą
już do przeszłości. W rzeczywistości zmiany rządów
następowały w dalszym ciągu bardzo często, choć nie
miały już większego znaczenia, gdyż dokonywały się
w obrębie tej samej ekipy politycznej. W latach 1926-
1930 zmiany personalne były jeszcze częściowo wy-
muszane przez opozycyjną większość parlamentarną,
zgłaszającą wnioski o wotum nieufności dla poszcze-
gólnych ministrów lub, znacznie rzadziej, całych gabi-
netów. Od końca 1930 r. także i ten czynnik, z powodu
zdominowania sejmu przez BBWR, przestał mieć zna-
czenie, a dokonująca się rotacja była raczej efektem
przesunięć i nowego podziału obowiązków wewnątrz
samego obozu sanacyjnego, mających zwiększyć grono
osób przygotowanych do rządzenia państwem. 4 XII
1930, to znaczy jeszcze przed ukonstytuowaniem się
parlamentu, zrezygnował z premierostwa J. Piłsudski,
który nie zdecydował się także na objęcie przypadają-
cego mu mandatu poselskiego. Na czele nowego gabi-
netu stanął na kilka miesięcy ponownie W. Sławek,
który następnie nieoczekiwanie przekazał (27 V 1931)
swe stanowisko na prawie dwa lata Aleksandrowi Pry-
storowi. 10 V 1933 szefem rządu został na rok Janusz
Jędrzejewicz, jego zaś z kolei zastąpił prof. Leon Ko-
złowski (15 V 1934 - 28 III 1935). Tuż przed śmiercią
J. Piłsudski znowu desygnował na stanowisko premiera
W. Sławka, jednego z nielicznych swych przyjaciół, za-
równo osobistych, jak i politycznych.
Korowód na stanowisku szefa rządu nie miał, jak
już wspomniano, większego znaczenia. O wiele waż-
niejsze były zmiany w niektórych resortach. W ga-
binecie W. Sławka zabrakło np. z niezbyt jasnych po-
wodów E. Kwiatkowskiego, od 1926 r. ministra prze-
mysłu i handlu, znamienne też było powierzenie Mini-
sterstwa Sprawiedliwości prokuratorowi Czesławowi
Michałowskiemu, który następnie odegrał niezbyt
chlubną rolę w procesie brzeskim. W rządzie A. Prysto-
ra powszechną uwagę zwracał fakt osadzenia w Mini-
sterstwie Skarbu brata marszałka — Jana Piłsudskiego,
mimo że nie miał do tego specjalnych kwalifikacji.
Dość powszechnie uznawano to za przejaw nepotyzmu,
choć w tym wypadku chodziło raczej o zaufanie do
osoby niż o więzi rodzinne. Bez wątpienia bardzo waż-
ną zmianą było przejęcie (2 XI 1932) resortu spraw za-
granicznych od kierującego nim od 1926 r. Augusta Za-
leskiego przez Józefa Becka, przygotowywanego już od
kilku lat do tej funkcji osobiście przez J. Piłsudskiego.
Istotnym wydarzeniem było także powierzenie (4 VIII
1931) Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia
Publicznego doskonale znającemu te kwestie Januszo-
wi Jędrzejewiczowi, który przeprowadził (1932) grun-
towną, choć wzbudzającą zastrzeżenia współczesnych,
reformę polskiego szkolnictwa.
Posiadanie bezwzględnej większości w obu izbach
zagwarantowało też bezproblemową reelekcję na kolej-
ną kadencję I. Mościckiego, gdyż zgodnie z życzeniem
J. Piłsudskiego powinien on nadal sprawować urząd
prezydenta, przynajmniej do czasu uchwalenia nowej
konstytucji. Na zwołanym posiedzeniu zgromadzenia
narodowego (8 V 1933) zabrakło opozycji, gdyż nie
miała ona szans przeforsowania swego kandydata. Po-
jawiło się na nim tylko 343 posłów i senatorów. Poza
członkami BBWR przybyli Żydzi, Niemcy i komuniści.
I. Mościcki, jedyny zgłoszony kandydat, otrzymał po-
parcie BBWR i Żydów (332 głosy). Niemcy oddali bia-
łe kartki (wstrzymali się od głosu), a komuniści demon-
stracyjnie głosowali na siedzącego w więzieniu sekreta-
rza generalnego KPP, Juliana Leszczyńskiego-
Leńskiego.
Choć po wyborach z 1930 r. wytworzył się
w izbach ustawodawczych nowy układ sił (powstała
zdecydowana większość), nie oznaczało to, wbrew po-
zorom, że demokracja parlamentarna zostanie ugrunto-
wana. W normalnych warunkach wyłaniać rząd powin-
na większość sejmowa. Tym razem jednak stało się
oczywiste, że zaistniała dokładnie odwrotna sytuacja,
gdyż to właśnie rządzący obóz decydująco wpłynął na
powstanie większości parlamentarnej, a konsekwencją
tego miała być pełna dyspozycyjność ciał ustawo-
dawczych wobec władzy wykonawczej. Ta nowa sytu-
acja została dobitnie podkreślona już przy wyborze
marszałków obu izb (9 XII 1930). To że zostali nimi
przedstawiciele sanacyjnej większości — Kazimierz
Świtalski w sejmie i Władysław Raczkiewicz w senacie
— było rzeczą naturalną, podobnie jak i demonstracyj-
ne wysuwanie przez opozycję kontrkandydatur niema-
jących szans na zwycięstwo lub manifestowanie nieuf-
ności wobec rządzącej ekipy przez oddawanie kartek
z napisem „Brześć”, jako przypomnienia faktycznych
lub domniemanych nadużyć. O wiele większe znacze-
nie miał fakt, że obaj marszałkowie przyjęli wybór nie
bezpośrednio po ogłoszeniu wyników głosowania, ale
dopiero po uzyskaniu akceptacji prezydenta. Miało to
oznaczać, że nowo wybrany parlament rezygnuje
z przyznanej mu w konstytucji roli samodzielnego
czynnika politycznego, przekształca się natomiast
w organ zależny od władzy wykonawczej.
Te nowe poglądy na rolę władzy ustawodawczej
najdobitniej wyraził marszałek K. Świtalski, który
w swym inauguracyjnym wystąpieniu podkreślił, iż
sejm ma być odtąd miejscem wyłącznie spokojnej
i twórczej pracy dla państwa, a nie, jak dotychczas,
„areną dla sensacyjnych widowisk i demonstracji”, że
ma współpracować, nie zaś walczyć z rządem. Natural-
ną konsekwencją tego punktu widzenia była także jego
zapowiedź, że nie będzie przeciwdziałał wydawaniu
posłów sądom, jeżeli one tego zażądają. Była to ewi-
dentna groźba pod adresem opozycji, gdyż posłowie
BBWR zrzec się przywilejów gwarantowanych im im-
munitetem poselskim musieli już w momencie umiesz-
czania swych nazwisk na listach wyborczych. W czasie
kadencji wpłynęło do kancelarii marszałkowskiej pra-
wie 50 takich wniosków i wszystkie uzyskały aprobatę.
Najdotkliwiej odczuł to klub komunistyczny, którego
skład osobowy z tych właśnie powodów uległ pełnej
wymianie.
Posiadanie całkowitej przewagi pozwoliło sanacji
na dalsze ograniczenie roli opozycji w sejmie, co gwa-
rantował uchwalony przez nową większość (16 XII
1930) regulamin sejmowy. Zgodnie z nim upoważnio-
no marszałka do skreślania ze stenogramu obrad sej-
mowych tych wypowiedzi poselskich (w całości lub we
fragmentach), które uznał za niezwiązane z meritum
dyskusji lub będące nieuzasadnioną manifestacją poli-
tyczną. Miało to istotne znaczenie dla prasy, zwłaszcza
opozycyjnej. Zgodnie z zasadami zawartymi w obo-
wiązującej ciągle konstytucji nikt nie mógł być pocią-
gnięty do odpowiedzialności za rozpowszechnianie
zgodnego z prawdą sprawozdania z jawnych posiedzeń
sejmu i komisji sejmowych. Od tego czasu można było
jednak konfiskować zamieszczane w gazetach informa-
cje, nawet prawdziwe, jeżeli nie znajdowały one po-
twierdzenia w jedynym legalnym dokumencie, czyli
oficjalnie opublikowanym stenogramie. Regulamin
ograniczył ponadto czas wystąpień posłów, a nawet po-
zwalał marszałkowi na odbieranie im głosu, jeżeli
w jego odczuciu nie wiązały się one z meritum sprawy.
Poprawki dotyczyły także zasad zgłaszania interpe-
lacji, gdyż powiększono o 100% (z 15 do 30) liczbę
wymaganych podpisów poselskich, będącą warunkiem
przyjęcia ich do wiadomości. W związku z tym z jede-
nastu sejmowych klubów opozycyjnych samodzielnie
mogły je wnosić tylko dwa (narodowy i ludowy), i one
też najczęściej z tej możliwości korzystały, niekiedy
również w imieniu słabszych ugrupowań, w tym mniej-
szości narodowych. Nic więc dziwnego, że interpelacji,
tak istotnych w poprzednim parlamencie, w ciągu całej
kadencji zgłoszono niewiele (133) i uczyniły to głów-
nie wspomniane dwa kluby. Ponadto interpelacje —
w myśl przyjętych zasad — musiały być odczytywane
w całości na posiedzeniu izby, a nie, jak dotychczas,
jedynie zgłaszane.
Zgodnie z nowymi postanowieniami, jak się wyda-
je generalnie bardzo słusznymi, interpelacje nie mogły
jednak dotyczyć np. tekstów prasowych, które uprzed-
nio zostały skonfiskowane decyzją sądu. Likwidowało
to ewidentne wykorzystywanie zasad ustroju demokra-
tycznego, w którym nawet najdziwaczniejsze lub szko-
dliwe, skonfiskowane przez sąd teksty prasowe mogły
pojawiać się drukiem po immunizowaniu ich w parla-
mencie. W skrajnych przypadkach zdarzało się bo-
wiem, co było wręcz kpiną z obowiązującego prawa, że
niektóre czasopisma ukazywały się nawet w całości
(łącznie z tytułem, informacjami o warunkach prenu-
meraty i stopką redakcyjną) w postaci interpelacji po-
selskich, co z pewnością podrywało w społeczeństwie
autorytet wymiaru sprawiedliwości i stwarzało przeko-
nanie, że każdą informację, nawet najbardziej wrogą
państwu, można podać do publicznej wiadomości, jeże-
li tylko posiada się niezbędne ku temu poparcie.
O ile jednak trudno jest odmówić słuszności nie-
którym nowym postanowieniom, o tyle należy także
stwierdzić, że nowy regulamin krępował wolność wy-
powiedzi, a ze względu na polityczny skład izby posel-
skiej, odrzucającej w imię dyscypliny wszelkie wnioski
opozycji — także wolność merytorycznej dyskusji.
Generalnie też, jak już wspomniano, nowy sejm
utracił rolę niezależnego organu władzy, a raczej do-
browolnie się jej pozbawił. Sanacyjna większość fak-
tycznie zrezygnowała z prawa do politycznej kontroli
nad rządem i przysługującej izbie inicjatywy ustawo-
dawczej. Stanowienie prawa w praktyce stało się do-
meną kolejnych gabinetów. W dalszym ciągu nawet
najistotniejsze kwestie, np. pojawienie się pierwszego
ogólnopolskiego kodeksu karnego (1932), rozstrzygane
były drogą dekretów prezydenckich, a w sejmie na ogół
ustawy albo przyjmowano w brzmieniu, jakie nadał im
rząd, albo też z poprawkami przezeń zaaprobowanymi.
Nic więc dziwnego, że zgodnie z krążącym dowcipem
posłowie stali się faktycznie jedynie kategorią kosz-
townie opłacanych urzędników, którzy za pomocą sia-
dania i wstawania (regulamin sejmowy stanowił, że po-
parcie projektu ustawy uzewnętrzniano przez powstanie
z miejsc) pieczętowali to, co rząd z góry przesądził.
Znaczna część ustaw przyjmowanych przez sejm, przy-
najmniej według opinii opozycji, miała charakter blan-
kietowy, czyli charakteryzowała się tzw. luzami usta-
wodawczymi, zezwalającymi gabinetowi czy nawet po-
szczególnym ministrom na dość swobodne — w zależ-
ności od potrzeb — interpretowanie uchwalonego pra-
wa w sposób zawężający lub rozszerzający. Tak skon-
struowane akty były w rzeczywistości zakamuflowaną
formą pełnomocnictw dla rządu.
Znaczna część zastrzeżeń opozycji dotyczących
degradacji sejmu była bez wątpienia prawdziwa, ale
mimo tego parlament nadal pozostawał w zasadzie je-
dyną wolną trybuną, z której przeciwnicy sanacji mogli
ukazywać naruszenie obowiązujących praw, obnażać
nadużycia władzy i głosić poglądy sprzeczne ze stano-
wiskiem obozu rządzącego. Z tych też powodów, mimo
posiadania w nim bezwzględnej przewagi, zwoływano
parlament rzadko, głównie po to, aby przyjął budżet lub
uchwalił kolejne pełnomocnictwa prawodawcze dla
prezydenta. Sejmowi zarezerwowano także niezbyt
wdzięczne zadanie firmowania licznych, przygotowa-
nych przez rząd aktów prawnych, o których wiedziano,
że nie spotkają się z aprobatą społeczną.
Niezależnie od metod stosowanych w działalności
sejmu III kadencji należy podkreślić, że jego dorobek
miał dla funkcjonowania państwa duże znaczenie.
W ciągu zaledwie kilku lat usankcjonowano liczne de-
krety prezydenckie oraz uchwalono wiele ustaw grun-
townie zmieniających i porządkujących system prawny
w państwie. Dotyczyły one niemal wszystkich dziedzin
życia, a więc spraw społecznych, politycznych, socjal-
nych, oświatowych, samorządu, wymiaru sprawiedli-
wości itd. Ich ukoronowaniem była nowa ustawa kon-
stytucyjna.
Co prawda rozwiązania szczegółowe budziły za-
strzeżenia, zwłaszcza wśród przeciwników politycz-
nych. W swych wypowiedziach podkreślali oni przede
wszystkim klasowy i polityczny charakter nowych ak-
tów oraz wynikające z nich faktyczne lub potencjalne
zagrożenia dla systemu demokratycznego, dostrzegalne
dążenie ustawodawcy do ograniczenia uprawnień oby-
watelskich oraz utrudnienia działalności opozycji
i utrwalenia, także na przyszłość, pozycji obozu sana-
cyjnego. Z tego punktu widzenia kontrowersyjne były
ustawy o zgromadzeniach (11 III 1932) i o stowarzy-
szeniach (27 X 1932), gdyż obie zwiększały kontrolę
administracyjną nad życiem publicznym. Zgodnie
z pierwszą w zebraniach mieli uczestniczyć przedsta-
wiciele władz administracyjnych, którzy byli upraw-
nieni do ich rozwiązania, jeżeli uznali, że zagrażają
„spokojowi i bezpieczeństwu publicznemu”, a to dawa-
ło szerokie możliwości interpretacyjne. Z tych samych
powodów urzędy mogły odmówić rejestracji nowych
organizacji społecznych oraz rozwiązywać już istnieją-
ce. Uzyskały one także prawo kontrolowania lokali
i dokumentacji funkcjonujących stowarzyszeń. Przepi-
sy te odnosiły się także do związków zawodowych, cie-
szących się do tego czasu znaczną swobodą. Zaniepo-
kojenie, jak się okazało nieuzasadnione, budziła zapo-
wiedź, że w przyszłości stowarzyszenia wyższej uży-
teczności publicznej mogą zostać zmonopolizowane.
Z falą protestów spotkała się ustawa o szkołach wyż-
szych (15 III 1933), ograniczająca samorząd uczelniany
i zezwalająca policji na wkraczanie z własnej inicjaty-
wy na teren szkoły w celu przywrócenia porządku.
Przepisy te odebrano wręcz jako zemstę za zapocząt-
kowanie przez uczelnie protestów w sprawie brzeskiej.
Środowisko prawnicze niechętnie przyjęło przyznanie
ministrowi sprawiedliwości (23 VIII 1932) prawa prze-
noszenia sędziów w stan spoczynku lub do innego sądu
oraz usuwania ze stanowisk prezesów i wiceprezesów
sądów, gdyż, jak przypuszczano, miało to służyć głów-
nie pozbywaniu się z wymiaru sprawiedliwości prze-
ciwników politycznych. Z tych samych powodów za-
strzeżenia budził dekret o ustroju adwokatury (7 X
1932), zgodnie z którym pierwsza Naczelna Rada Ad-
wokacka została w całości mianowana przez rząd. Jako
groźbę na przyszłość traktowano wprowadzenie nowe-
go regulaminu więziennego (sierpień 1931), pozbawia-
jącego więźniów politycznych posiadanych przywile-
jów, oraz dekret z 7 XI 1931 o położeniu kolei w czasie
wojny lub groźnego niebezpieczeństwa, zezwalający
władzom na jej zmilitaryzowanie i przewidujący za
udział w strajku w takich sytuacjach karę do 5 lat wię-
zienia.
W pewnych wypadkach pojawianie się represyj-
nych zarządzeń było bezpośrednią reakcją na zacho-
dzące wydarzenia — np. na zamordowanie przez ukra-
ińskich nacjonalistów (29 VIII 1931) Tadeusza Hołów-
ki, wiceprezesa BBWR, rząd odpowiedział wprowa-
dzeniem sądów doraźnych, które, jak wiadomo, ferują
wysokie i natychmiast wykonywane wyroki. Działały
one od 2 IX 1931 do 13 III 1934 i osądziły prawie pięć-
set osób, z czego jedynie sześć uniewinniły. Wydały
natomiast 270 wyroków śmierci, z których 167 wy-
konano. Wśród straconych znajdowali się m.in. człon-
kowie OUN, ujęci w listopadzie 1932 r. podczas napa-
du na pocztę w Gródku Jagiellońskim, choć o ich uła-
skawienie, ze względu na ideowe podłoże czynu, za-
biegało nawet kilku byłych członków Organizacji Bo-
jowej PPS.
Niecałe trzy lata później (17 VI 1934), tym razem
po zamordowaniu przez OUN ministra spraw we-
wnętrznych Bronisława Pierackiego, został utworzony
w wyniku dekretu prezydenckiego obóz odosobnienia
w Berezie Kartuskiej, do którego na mocy decyzji
władz administracyjnych, to znaczy bez konieczności
udowadniania winy i bez wyroku sądowego, kierowano
na pewien czas (średnio osiem miesięcy) osoby, któ-
rych działalność lub postępowanie dawały „podstawę
do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie
bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”.
Zastosowanie takiego rozwiązania budziło zastrzeżenia
nawet wśród elity piłsudczykowskiej, a dla opozycji
było ewidentnym przykładem ulegania wpływom hitle-
rowskim. Przez obóz, istniejący do wybuchu wojny,
przewinęli się przedstawiciele wszystkich chyba grup
i stronnictw opozycyjnych. Najwcześniej pojawili się
w nim członkowie ONR, podejrzewani początkowo
o dokonanie zamachu na B. Pierackiego (m.in. Jan
Jodzewicz, Henryk Rossmann, Bolesław Piasecki
i Zygmunt Dziarmaga). W okresie późniejszym więk-
szość więźniów stanowili komuniści i przedstawiciele
nacjonalistycznych środowisk ukraińskich, głównie
OUN, choć nie brakowało i działaczy innych nurtów
politycznych. Wyjątkowo trafiały do Berezy nawet
osoby przez długie lata związane z obozem sanacyj-
nym, np. znany publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz,
osadzony tam w marcu 1939 r. za kwestionowanie poli-
tyki zagranicznej prowadzonej przez J. Becka. Od dru-
giej połowy 1937 r. kierowano tam także przestępców
kryminalnych, a tuż przed wojną kupców i sklepikarzy
parających się paskarstwem. Do września 1939 r. przez
obóz przewinęło się ok. 3000 ludzi (najwięcej w latach
1938-1939), z czego 13 osób zmarło, zazwyczaj w szpi-
talu w Kobryniu, do którego odsyłano chorych. Liczbę
ofiar śmiertelnych powiększa jeden przypadek samo-
bójstwa.
Równie krytycznie odnosiła się opozycja do ustaw
społecznych, np. oświatowych, m.in. wskazując na za-
mykanie najuboższej młodzieży drogi do wy-
kształcenia, co było wynikiem wprowadzenia gradacji
szkół. Bardzo niechętnie przyjęte zostały postanowienia
ustaw ubezpieczeniowych, częściowo pogarszające za-
kres dotychczasowych świadczeń, zwiększające wyso-
kość składek pracowniczych przy równoczesnym
zmniejszeniu obciążeń pracodawców, postrzegane czę-
sto jako koncesja dla przemysłowców popierających
pomajowy system rządzenia.
W mniejszym stopniu zwracano uwagę na pozy-
tywne efekty dokonywanych zmian, tzn. ujednolicanie
przepisów w skali całego kraju, wprowadzenie po-
wszechnego prawa wyborczego przy wyłanianiu repre-
zentacji samorządowych, stworzenie nowych typów
ubezpieczeń socjalnych i rozszerzenie ich na te grupy
pracownicze, które dotychczas były ich pozbawione
oraz dostosowywanie przepisów prawnych do istnieją-
cych możliwości. Odnieść to można m.in. do szkolnic-
twa, gdyż wprowadzony w 1919 r. siedmioletni obo-
wiązek szkolny i tak, ze względu na brak nauczycieli
i pomieszczeń, nie był realizowany, a tzw. ustawa ję-
drzejewiczowska jednak nie tylko, jak to jej zarzucano,
stawiała progi w dostępie do wiedzy, ale tworzyła także
jednolity i nowoczesny system oświatowy w całym kra-
ju, przebudowywała od podstaw zaniedbane do tego
czasu kształcenie zawodowe i zapewniała szybsze
przygotowywanie niższych kadr urzędniczych.
ŻYCIE POLITYCZNE W CIENIU KRYZYSU GOSPODARCZEGO
Na życie polityczne pierwszej połowy lat 30. istot-
ny wpływ wywierała m.in. sytuacja ekonomiczna
i wiążąca się z tym radykalizacja postaw społecznych
oraz dążenie obozu sanacyjnego do ugruntowania swej
pozycji. Problemy gospodarcze były np. bezpośrednią
przyczyną poważnych wystąpień chłopskich w środ-
kowej Małopolsce w czasie tzw. powstania leskiego
(1932) oraz ropczyckiego (1933). W obu wypadkach
przywrócono spokój po brutalnych akcjach policyj-
nych, ale kosztem licznych zabitych i rannych. Konse-
kwencją kryzysu był także rozwój wpływów komuni-
stycznych z jednej strony, a z drugiej powstawanie grup
odwołujących się do rozwiązań faszystowskich, takich
jak np. Obóz Narodowo-Radykalny czy efemeryczna
Narodowo-Socjalistyczna Partia Robotnicza. W oma-
wianym okresie wielu kłopotów przysparzała państwu
także akcja sabotażowo-terrorystyczna prowadzona na-
dal przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów.
Zachodzące wówczas przemiany były mniej burz-
liwe niż w okresach wcześniejszych, ale niektóre z nich
wyraźnie zmieniały istniejącą sytuację. Sukces wybor-
czy w 1930 r. umocnił pozycję obozu sanacyjnego. Je-
go trzonem w dalszym ciągu był BBWR, który, choć
powołany do życia dla doraźnej potrzeby wyborczej,
z wolna przekształcał się w stałą strukturę i nabierał co-
raz wyraźniej cech partii politycznej. Obok zorganizo-
wanych w poprzednim okresie (1928-1930) zarządów
wojewódzkich i powiatowych zaczęły masowo po-
wstawać w poszczególnych miejscowościach koła tere-
nowe i wkrótce ich sieć pokryła cały kraj. Zasilali je za-
równo ideowi piłsudczycy, jak i członkowie rozpadają-
cych się ugrupowań prosanacyjnych (np. Związku
Chłopskiego, PPS dawnej Frakcji Rewolucyjnej, Stron-
nictwa Katolicko-Ludowego). Po roku 1930 BBWR
rozszerzał także swe wpływy przez uzależnianie od
siebie nowych grup, powstających najczęściej w drodze
rozłamów w partiach opozycyjnych, takich jak np. ten,
który doprowadził (1932) do wyłonienia się z PSChD
Zjednoczenia Chrześcijańsko-Społecznego i Chrześci-
jańskiego Stronnictwa Ludowego. Do obozu sanacyj-
nego przeszedł również Związek Młodych Narodow-
ców, będący w prostej linii kontynuacją części Obozu
Wielkiej Polski. Zasilili go także secesjoniści z ruchu
ludowego, zgrupowani w Chłopskim Stronnictwie
Agrarnym i reaktywowanym Stronnictwie Chłopskim.
W większości były to twory niezbyt znaczące politycz-
nie i zazwyczaj o niewielkiej liczbie członków. Istot-
niejsze było uzyskiwanie wpływów w niektórych maso-
wych organizacjach społecznych, zwłaszcza przygoto-
wujących kadry na przyszłość. Przykładem takich za-
biegów mogło być np. powołanie wojewody śląskiego
Michała Grażyńskiego na stanowisko naczelnika
Związku Harcerstwa Polskiego, dzięki czemu organiza-
cja ta znalazła się w ścisłej sferze oddziaływania rzą-
dzącej elity.
Umacnianiu pozycji obozu sanacyjnego towarzy-
szyło narastanie problemów w stronnictwach opozy-
cyjnych. Nie wytrzymał przede wszystkim próby czasu
Centrolew. Wybrani z jego listy posłowie utworzyli
w sejmie odrębne, partyjne kluby poselskie, które na-
wet niezbyt często podejmowały bliższą współpracę.
Ich ostatnim wspólnym wystąpieniem było złożenie
wspomnianej interpelacji w sprawie brzeskiej.
Nie oznacza to jednak, że współdziałanie z lat
1929-1930 minęło zupełnie bez echa. Jednym z naj-
ważniejszych wydarzeń pierwszej połowy lat 30. było
zjednoczenie ruchu ludowego. Ze szkodliwości wystę-
pującego rozbicia zdawano sobie sprawę od dawna, ale
wcześniejsze próby zlikwidowania go nie przynosiły
rezultatów ze względu na tradycje historyczne, różnice
regionalne i programowe, a także ambicje przywódców
poszczególnych stronnictw. Dopiero bliższa współpra-
ca w walce z sanacją, m.in. w okresie istnienia Cen-
trolewu, niedola więzienna w Brześciu i popieranie
wspólnej listy wyborczej w wyborach 1930 r. dopro-
wadziły do załagodzenia sprzeczności i zaprzestania
konkurencji, często sztucznie rozniecanej. Zapowiedzią
połączenia ruchu było utworzenie w grudniu 1930 r.
Klubu Posłów i Senatorów Chłopskich z Michałem
Rogiem na czele, dzięki czemu ludowcy stali się, po
BBWR i SN, trzecim pod względem liczebności zespo-
łem sejmowym. Korzyści były tak wyraźne, że musiało
to oczywiście wpływać na stanowisko członków ruchu
i ich przywódców, nawet tych niechętnie do idei zjed-
noczenia usposobionych. Trzy miesiące później (15 III
1931) odbył się w Warszawie zjazd zjednoczeniowy
PSL „Piast”, PSL „Wyzwolenie” i Stronnictwa Chłop-
skiego, na którym podjęto decyzję o utworzeniu ogól-
nopolskiego Stronnictwa Ludowego (SL), uchwalono
jego program i statut oraz powołano centralne władze.
Ta ostatnia kwestia przysparzała zresztą najwięcej
trudności. Z tego też powodu podczas ustalania ich
składów zastosowano tzw. trójpolówkę, czyli rozwią-
zanie gwarantujące, że każde z łączących się ugrupo-
wań otrzyma Uczącą się reprezentację w organach cen-
tralnych. Kongresowi zjednoczeniowemu przewod-
niczył Maksymilian Malinowski (PSL „Wyzwolenie”),
na prezesa nowej Rady Naczelnej powołano W. Witosa
(PSL „Piast”), a kierownictwo Naczelnego Komitetu
Wykonawczego (NKW) objął Stanisław Wrona (SCh).
Podobne rozwiązania przyjmowano także niekiedy przy
powoływaniu zarządów niższego szczebla. Rozszerze-
nie zasięgu wpływów SL na młodsze pokolenie zapew-
niał istniejący od 1928 r. Związek Młodzieży Wiejskiej
Rzeczypospolitej Polskiej „Wici” (ZMW RP „Wici”),
znany już z bogatej i różnorodnej działalności, nie tylko
politycznej, ale także kulturalnej, oświatowej, sporto-
wej i spółdzielczej. Nowo utworzone Stronnictwo
opowiedziało się za kontynuowaniem walki z obozem
rządzącym w obronie parlamentaryzmu, praworządno-
ści i demokracji. W miarę upływu czasu, m.in. w efek-
cie narastającego kryzysu i pauperyzacji wsi, założenia
programowe stawały się coraz radykalniejsze — np.
w 1933 r. opowiedziano się za przejęciem zadłużonych
wielkich majątków na cele reformy rolnej bez odszko-
dowania.
Zjednoczenie ruchu ludowego nie przebiegało bez-
problemowo. W nowo powstałym Stronnictwie jeszcze
długo dawały o sobie znać różnice poglądów i, znacz-
nie częściej, animozje osobiste, umiejętnie zresztą pod-
sycane przez ekipę rządzącą. Najsilniejsze były one
wśród części starszych działaczy, nie wpłynęły jednak
zasadniczo na sytuację. Wspomniane kontrowersje
ujawniły się już rok po kongresie zjednoczeniowym,
gdy kilku posłów z Mieczysławem Michałkiewiczem
(PSL „Piast”) na czele wystąpiło z klubu ludowego
i utworzyło prosanacyjne Narodowo-Chłopskie Stron-
nictwo Agrarne, przemianowane następnie na Chłop-
skie Stronnictwo Rolnicze. Nie odnotowało ono, mimo
wszechstronnej pomocy ze strony administracji, więk-
szych sukcesów, a jego resztki wchłonął w 1937 r. obóz
sanacyjny. Groźniej, przynajmniej początkowo, wyglą-
dał rozłam z przełomu lat 1934 i 1935, wywołany usu-
nięciem S. Wrony ze stanowiska przewodniczącego
Naczelnego Komitetu Wykonawczego. Skupiona wo-
kół niego grupa działaczy, wspierana przez sanację
m.in. finansowo, prowadziła przez pewien czas działal-
ność frakcyjną w obrębie Stronnictwa, aby następnie
w czerwcu 1935 r. wystąpić zeń i ogłosić reaktywowa-
nie Stronnictwa Chłopskiego jako ugrupowania alterna-
tywnego dla SL. W rzeczywistości także i ta dywersja
spaliła na panewce. Rozłamowcy zdołali pozyskać
zwolenników tylko w niektórych częściach Polski,
a ponadto szybko podzielili się na dwa zwalczające się
odłamy. Ostatecznie jeden z nich zgłosił akces do obo-
zu sanacyjnego, a drugi zbliżył się do ruchu ko-
munistycznego i został administracyjnie rozwiązany.
Wspomniane rozłamy nie zachwiały pozycją SL, które
nadal pozostało jedyną liczącą się reprezentacją wsi
polskiej. Ponoszone straty szybko odrabiano, zwłaszcza
że wśród elit przywódczych coraz większą rolę zaczy-
nali odgrywać ludzie młodzi, najczęściej wywodzący
się ze ZMW RP „Wici”.
Przemiany zachodziły także w ruchu narodowym.
Po jego reorganizacji i utworzeniu Stronnictwa Naro-
dowego nurt ten zaczął odzyskiwać wpływy, co czę-
ściowo potwierdzały wyniki wyborów sejmowych
w 1930 r. Obok SN w dalszym ciągu funkcjonował pre-
ferujący pozaparlamentarne metody działania OWP.
Ujawniało się to głównie w organizowaniu manifestacji
antysanacyjnych oraz wystąpień wymierzonych prze-
ciw Żydom, których tradycyjnie obciążano odpowie-
dzialnością za wszelkie występujące problemy, także
ekonomiczne. Celował w tym zwłaszcza Ruch Mło-
dych OWP. Na wyższych uczelniach podobną działal-
ność prowadziła Młodzież Wszechpolska, zbijająca ka-
pitał m.in. na propagowaniu hasła numerus clausus dla
mniejszości narodowych, zwłaszcza zaś dla młodzieży
żydowskiej. Propagowanie walki z sanacją i Żydami
przynosiło pewne efekty, np. zjednywało zwolenników
w mniej wyrobionych politycznie i intelektualnie krę-
gach bezrobotnych i drobnomieszczaństwa, ale miało
dla samej organizacji także negatywne konsekwencje,
gdyż władze administracyjne rozwiązywały jej tereno-
we ogniwa, m.in. w Małopolsce Wschodniej (1927)
oraz na Pomorzu i w Wielkopolsce (1932). Był to jedy-
nie wstęp, gdyż 28 III 1933 Obóz, ze względu na stwa-
rzane zagrożenie dla „spokoju i bezpieczeństwa pu-
blicznego” oraz wzniecanie nienawiści rasowej, został
zdelegalizowany w całym kraju. Członkowie OWP
znaleźli w większości schronienie w szeregach SN,
w którym utworzono dla nich Sekcję Młodych. Nie
wszyscy zdecydowali się na taki krok. Część działaczy,
m.in. Zdzisław Stahl, Ryszard Piestrzyński i Klaudiusz
Hrabyk, utworzyła w listopadzie 1932 r. Związek Mło-
dych Narodowców, w którym znaleźli się członkowie
OWP z Wielkopolski, Pomorza i Małopolski Wschod-
niej. Pozornie była to prosta kontynuacja OWP, ale
Związek od początku odnosił się z pewną rezerwą do
SN, a dwa lata później przeszedł na pozycje sanacyjne.
Zmianę orientacji politycznej potwierdzała nowa
(przyjęta w 1937 r.) nazwa — Ruch Narodowo-
Państwowy.
Zasadnicza masa członków OWP, która po delega-
lizacji zasiliła szeregi SN, zwiększyła ferment w Stron-
nictwie i doprowadziła do utworzenia zwalczających
się frakcji, określanych mianem „młodych” (w więk-
szości członkowie OWP) i „starych” (większość daw-
nych przywódców), choć wiek nie miał w tym wypad-
ku decydującego znaczenia. Efektem tego były liczne
konflikty, najsilniej ujawniające się w organizacji sto-
łecznej. 14 IV 1934 część działaczy, m.in. Jan Mosdorf,
Henryk Rossman, Bolesław Piasecki, Tadeusz Gluziń-
ski i Jan Jodzewicz, powołała do życia Obóz Narodo-
wo-Radykalny (ONR), nawiązujący wprost do wzor-
ców faszystowskich. W założeniach programowych od-
rzucali oni m.in. tradycyjne metody działania, negowali
parlamentaryzm, a opowiadali się za „akcją bezpośred-
nią”, zaostrzeniem walki z żydostwem, komunizmem
i masonerią. Podkreślali wyjątkowe znaczenie katolicy-
zmu i narodu oraz konieczność tworzenia zhierarchi-
zowanych struktur społecznych. Rozwiązanie problemu
mniejszości narodowych widzieli w przyspieszonej
asymilacji grup słowiańskich i pozbawieniu praw oby-
watelskich Żydów. Domagali się także przeprowadze-
nia szybkiej i konsekwentnej reformy rolnej oraz
zwiększenia ingerencji państwa w życie gospodarcze
kraju. Prezentowany radykalizm znajdował zwolenni-
ków głównie wśród młodzieży. Obóz działał legalnie
niezbyt długo. Gdy 15 VI 1934 ministra spraw we-
wnętrznych B. Pierackiego zamordowali ukraińscy na-
cjonaliści, pierwsze podejrzenie padło jednak na ONR,
dlatego też jego przywódców, m.in. B. Piaseckigo,
aresztowano i osadzono w specjalnie wówczas utwo-
rzonym miejscu odosobnienia w Berezie Kartuskiej,
a sam Obóz niecały miesiąc później (10 VII 1934) zo-
stał zdelegalizowany. W przeciwieństwie do OWP nie
zaprzestał jednak działalności i kontynuował ją konspi-
racyjnie lub raczej półlegalnie. W samej organizacji po-
jawiły się wówczas różnice poglądów, które w kwietniu
1935 r. doprowadziły do podziału na dwie grupy —
ONR „ABC”, kierowany przez H. Rossmana i ONR
„Falangę”, na czele z B. Piaseckim, który tymczasem
został zwolniony z Berezy. Ta druga używała także na-
zwy Ruch Radykalno-Narodowy.
Wyodrębnienie się ONR nie zakończyło trwającej
w Stronnictwie Narodowym walki między znajdujący-
mi się w defensywie „starymi” a wspieranymi przez
R. Dmowskiego „młodymi”, wśród których wyróżniali
się m.in. Jędrzej Giertych i Tadeusz Bielecki. Jednym
z przejawów kontrowersji i zachodzących zmian było
rozwiązanie Straży Narodowej, tajnego ośrodka kie-
rowniczego zdominowanego przez „starych”, i powoła-
nie na to miejsce nowego — tzw. siódemki, w której
przewagę uzyskali już „młodzi”. Był to jedynie wstęp,
gdyż w początkach 1935 r. opanowali oni całkowicie
władze Stronnictwa. Przenieśli też częściowo na jego
grunt metody działania stosowane uprzednio przez
OWP. Być może dzięki temu wzrastały wpływy obozu
narodowego w społeczeństwie, co potwierdzały m.in.
wyniki wyborów samorządowych.
Trochę mniej dramatycznie przeżyła kryzysowe la-
ta chadecja, choć także i w niej dochodziło do przeta-
sowań, co głównie było efektem występujących ten-
dencji odśrodkowych. Kruszącą się jedność usiłował
scementować, bazując na eksponowaniu antysanacyj-
ności, W. Korfanty, który w 1931 r. stanął na czele
PSChD. Jednakże jego postawa nie spotkała się z po-
wszechną aprobatą ani wśród partyjnej elity przywód-
czej, ani w kierownictwie powiązanego z chadecją
Chrześcijańskiego Zjednoczenia Zawodowego. Konse-
kwencją narastających kontrowersji były kolejne, choć
na ogół niezbyt groźne rozłamy. W 1932 r. usunięto
z organizacji senatora Maksymiliana Thullie, opowia-
dającego się za zajmowaniem „rzeczowego” stanowi-
ska wobec obozu rządzącego, to znaczy za jakąś formą
współpracy z nim. W praktyce posunięcie to oznaczało
osłabienie wpływów PSChD w Małopolsce Wschod-
niej, w której senator cieszył się znaczną popularnością.
Na tym kłopoty się nie zakończyły, gdyż w początkach
1934 r. odpadła od Stronnictwa kolejna prosanacyjna
grupa, m.in. ze Stefanem Bryłą, Ludwikiem Gdykiem
i Stanisławem Burianem, która ukonstytuowała się jako
Zjednoczenie Chrześcijańsko-Społeczne. Tym razem
rozłam dotkliwie odczuło środowisko krakowskie, któ-
re straciło swój dziennik („Głos Narodu”), gdyż wraz
z właścicielem (S. Burtanem) przeszedł on na nowe
pozycje. W początkach następnego roku wyodrębniło
się Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe, kierowane
m.in. przez popularnego Wacława Bittnera i byłego
premiera Antoniego Ponikowskiego, które także dołą-
czyło do obozu sanacyjnego. Obu wydarzeniom inicja-
torzy rozłamów i propaganda sanacyjna nadali duży
rozgłos, choć w rzeczywistości nie odcisnęły one trwa-
łego piętna na polskiej scenie politycznej.
Założenia programowe zasadniczego trzonu chade-
cji (PSChD) zostały w tym czasie lekko zmodyfikowa-
ne, zgodnie ze wskazaniami opublikowanej wówczas
(15 V 1931) encykliki Piusa XI Quadragesimo anno,
która przez chadecję została uznana za przełomowy
dokument w sprawach społecznych, a zwłaszcza
w kwestii robotniczej. O wadze przywiązywanej do en-
cykliki świadczyło m.in. to, że PSChD i powiązane
z nią chrześcijańskie związki zawodowe postanowiły
dzień jej ogłoszenia obchodzić corocznie jako oficjalne
święto pracy, konkurencyjne dla socjalistyczno-
komunistycznego 1 Maja. Zgodnie z zawartymi w niej
tezami, a także pod wpływem sytuacji kryzysowej,
ostrzej niż dotychczas osądzano w publicystyce cha-
deckiej egoistyczny charakter kapitalizmu, podtrzymu-
jąc jednocześnie zdecydowanie negatywną ocenę zasad
socjalizmu i komunizmu. Krytykowano nadmierny wy-
zysk i propagowano idee upowszechniania własności
poprzez przyznawanie pracownikom prawa do udziału
w zyskach osiąganych przez przedsiębiorstwa. Postu-
lowano odrzucenie zasad klasycznego liberalizmu eko-
nomicznego i zwiększenie interwencjonizmu państwa
w całokształt życia gospodarczego. Opowiadano się
także za rozwojem systemu korporacyjnego jako drogą
umożliwiającą likwidowanie mnożących się konfliktów
między pracodawcami a pracobiorcami.
Kryzys wpłynął wyraźnie na zmiany w PPS, która
traciła zarówno zarejestrowanych członków (ok. 20-30
tys.), gdyż nie wszystkich jej zwolenników było stać na
wykupywanie legitymacji, jak i zmniejszała zasięg te-
rytorialny. Partia w dalszym ciągu największymi
wpływami cieszyła się w Małopolsce i województwach
centralnych, chociaż od czasu rozłamu z 1928 r. traciła
znaczenie na najbardziej prestiżowym terenie, czyli
w Warszawie, w której skutecznie konkurowała z nią
sanacyjna PPS dawna Frakcja Rewolucyjna, a po części
także komuniści. Wydaje się jednak, że ważniejsza od
zmniejszania się liczby członków była ówczesna kon-
solidacja partii. Jest rzeczą charakterystyczną, że PPS
była chyba jedynym liczącym się ugrupowaniem, które
w pierwszej połowie lat 30. nie przeżyło poważniejsze-
go rozłamu. Nie oznaczało to oczywiście, że nie wystę-
powały w niej, zwłaszcza wśród przywódców, różnice
poglądów. Dotyczyły one jednak nie spraw zasadni-
czych, ale głównie metod działania, sposobów walki
z sanacją i szukania do tej walki sojuszników. Część
działaczy, na ogół starszego pokolenia (m.in. Ignacy
Daszyński, Mieczysław Niedziałkowski, Kazimierz Pu-
żak, Tomasz Arciszewski), opowiadała się za współ-
pracą wszystkich sił demokratycznych, w pierwszej ko-
lejności dawnych członków Centrolewu. Inne poglądy
prezentowali zbliżeni do nich pokoleniowo Zygmunt
Zaremba i Jan Kwapiński, którzy dostrzegali wszelkie
mankamenty poprzedniego sojuszu, zwłaszcza obecno-
ści w nim uznawanych przez tę grupę za otwartych
„wrogów socjalizmu” ludowców, a także NPR, którą
określali mianem „ekspozytury drobnomieszczaństwa”,
w konsekwencji opowiadali się więc za prowadzeniem
akcji w pełni samodzielnej. Za możliwe, ze względu na
bliskość ideową, uważali natomiast przyciągnięcie do
współpracy socjalistycznych partii mniejszości naro-
dowych. Jeszcze inną koncepcję prezentowała niezbyt
początkowo liczna grupa skupiona wokół Adama
Próchnika, Stanisława Dubois, Norberta Barlickiego
oraz Bolesława Drobnera, który po nieudanych próbach
stworzenia własnego stronnictwa powrócił do PPS. Do-
strzegała ona takiego sojusznika w ruchu komunistycz-
nym, a na jej korzyść oddziaływała ogólna radykaliza-
cja nastrojów wśród członków partii, przyspieszana
przez systematycznie pogarszające się warunki życia,
a także wydarzenia międzynarodowe, takie jak walki
toczone (1934) przez robotników w Wiedniu czy po-
wstrzymanie wspólnymi siłami przez socjalistów i ko-
munistów ekspansji ugrupowań faszystowskich, m.in.
Ognistych Krzyży w Paryżu.
Wspomniane różnice poglądów najostrzej wystąpi-
ły na XXIII Kongresie w lutym 1934 r., w czasie które-
go radykałowie przeforsowali wiele swych postulatów.
W przyjętych uchwałach, poza tradycyjnym podkreśla-
niem konieczności wzmocnienia suwerenności i inte-
gralności terytorialnej państwa oraz jego potencjału
obronnego, opowiedziano się nie tylko za kontynuowa-
niem walki z obozem sanacyjnym, któremu przepowia-
dano zresztą rychły upadek, ale także za utworzeniem
rządu robotniczo-włościańskiego, obaleniem systemu
kapitalistycznego i przekształceniem Polski w republi-
kę socjalistyczną oraz za wprowadzeniem na okres
przejściowy dyktatury proletariatu. Za najniezbędniej-
sze po zwycięstwie reformy uznano uspołecznienie za-
kładów przemysłowych, wywłaszczenie bez odszko-
dowania wielkiej własności ziemskiej i podział przeję-
tych gruntów, w pierwszej kolejności między robotni-
ków rolnych i chłopów bezrolnych. Nie zdobyły nato-
miast aprobaty pojawiające się w czasie obrad głosy
postulujące, w związku z zaostrzeniem systemu repre-
syjnego, pocięcie działalności konspiracyjnej, a nawet
powołanie własnej organizacji bojowej. W większym
stopniu niż w partii nastroje radykalne ujawniały się
wówczas w jej młodzieżowej przybudówce, to znaczy
Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Ro-
botniczego, która coraz silniej ulegała wpływom ko-
munistycznym, co spowodowało, że pod koniec 1935 r.
centralne władze PPS zdecydowały się ją rozwiązać
i powołać na jej miejsce Centralny Wydział Młodzieży
PPS.
Przekonaniu, że w Polsce zbliża się czas rewolucji
hołdowali powszechnie i niejako tradycyjnie komuni-
ści. Ustaleniu jednolitej linii działania sprzyjało wymu-
szone w 1929 r. przez Komintern zakończenie trwającej
od trzech lat walki między „większością” i „mniejszo-
ścią”, z równoczesnym odsunięciem od kierownictwa
przedstawicieli tej pierwszej orientacji (m.in. Adolfa
Warszawskiego-Warskiego i Marii Koszutskiej-
Kostrzewy). Nowe władze z Julianem Leszczyńskim-
Leńskim na czele uznały — zgodnie ze wskazaniami
płynącymi z Międzynarodówki Komunistycznej —
wszystkie partie i stronnictwa w Polsce za jawne lub
zakamuflowane ekspozytury faszyzmu. W publicystyce
komunistycznej zaczęły dominować określenia „socjal-
faszyzm”, „ludofaszyzm” itp. Z tego też m.in. powodu
bezkompromisowo zwalczano Centrolew, a jego klęskę
wyborczą potraktowano wręcz jako własny sukces.
Komuniści opowiadali się co prawda za zjednoczeniem
wysiłków klasy robotniczej, ale tę jedność chcieli bu-
dować „od dołu”, to znaczy bez możliwości porozu-
mienia z gremiami kierowniczymi innych partii.
Za jedno z najważniejszych zadań uznano przy-
spieszenie „kryzysu rewolucyjnego”, czemu miało słu-
żyć organizowanie i popieranie wszelkich akcji straj-
kowych oraz przekształcanie ich w masowe wystąpie-
nia polityczne. Miano nadzieję, że ostatecznie dopro-
wadzi to do otwartych walk zbrojnych, w których wy-
niku komuniści przejmą władzę i wprowadzą na wzór
radziecki dyktaturę proletariatu. Konsekwencją tej tak-
tyki były próby wysuwania, nawet w lokalnych wystą-
pieniach strajkowych, niemożliwych do zrealizowania
postulatów ekonomicznych i politycznych oraz nieu-
stanne oskarżanie pozostałych ugrupowań proletariac-
kich o zdradę interesów robotniczych. Tak jak i wcze-
śniej występowano nadal przeciwko traktatowi wersal-
skiemu i propagowano prawo narodów do samostano-
wienia, co w praktyce miało prowadzić do oderwania
pewnych obszarów od państwa polskiego. W pierwszej
kolejności dotyczyło to ziem wschodnich, które winny,
zgodnie z raczej bezpodstawnie zakładaną wolą ludno-
ści, połączyć się z odpowiednimi republikami radziec-
kimi. Podobny wydźwięk nadawano temu prawu w od-
niesieniu także do terenów zachodnich, zwłaszcza Ślą-
ska i Pomorza, na których większość ludności dążyła
rzekomo do połączenia z Niemcami. Pewna zmiana
taktyki komunistycznej nastąpiła dopiero po pogorsze-
niu stosunków radziecko-niemieckich w wyniku doj-
ścia Hitlera do władzy, a zwłaszcza po wejściu ZSRR
do Ligi Narodów i uznaniu przezeń zasadniczych po-
stanowień traktatu wersalskiego. Propagowane przez
komunistów koncepcje nie spotykały się z większym
odzewem społecznym, natomiast w sposób oczywisty
powodowały zwiększenie represji władz państwowych.
3. OSTATNIE LATA II RZECZYPOSPOLITEJ
Większość dziejów Polski międzywojennej upłynę-
ła pod znakiem J. Piłsudskiego. Jego wpływ na bieżące
wydarzenia był zawsze istotny — bardzo duży
w pierwszych latach niepodległości i dominujący po
zamachu majowym. Akceptacja jego osoby, wyrażanie
mu poparcia i deklarowanie wierności często wystar-
czały jako program polityczny i jednostkom, i grupom
politycznym. Wiele wydarzeń z tego okresu — np. wy-
bory parlamentarne w 1928 i 1930 r. — zarówno jego
zwolennicy, jak i przeciwnicy uznawali za formę ogól-
nopolskiego plebiscytu, w którym miano wyrazić mu
poparcie lub zgłosić wotum nieufności. Na popularno-
ści i autorytecie Piłsudskiego obóz sanacyjny budował
swe pozycje, stąd też jego śmierć była równie ważnym
momentem w historii II Rzeczypospolitej jak objęcie
przezeń funkcji głowy państwa w 1918 r. lub dokona-
nie zamachu majowego. Wagi wydarzenia nie zmniej-
szał fakt, że ze względu na stan zdrowia w kilku ostat-
nich latach życia, mniej więcej od późnej jesieni 1930
r., wycofał się on właściwie z szerszej działalności, sys-
tematycznie powiększając zakres uprawnień i kompe-
tencji swych najbliższych współpracowników. Coraz
rzadziej występował publicznie, nie pojawiał się nawet
na dorocznych zjazdach legionistów, zadowalając się
wysyłaniem okolicznościowych listów, zaprzestał też
udzielania prasie bulwersujących opinię wywiadów na
tematy aktualne. Jego zwolennikom dało to zresztą
asumpt do budowania legendy o czuwającym nad lo-
sami kraju „samotniku z Belwederu”.
OBÓZ SANACYJNY PO ŚMIERCI JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
Józef Piłsudski zmarł w Belwederze 12 V 1935,
dokładnie w dziewiątą rocznicę zamachu stanu. Jego
najbliższe otoczenie od pewnego czasu wiedziało, że
jest on nieuleczalnie chory (rak), ale jak zwykle śmierć
nastąpiła zbyt szybko i nieoczekiwanie. W ogłaszanych
z tej okazji żałobnych komunikatach i wypowiedziach
zgodnie, a może nawet przesadnie, podkreślano wy-
jątkowość zdarzenia — odejścia „największego Pola-
ka” (klepsydra Zarządu Głównego Związku Strzelec-
kiego) lub „największego na przestrzeni całej naszej hi-
storii człowieka” (I. Mościcki). Okres oficjalnej sze-
ściotygodniowej żałoby narodowej zapoczątkował zja-
wisko lawinowego wręcz nadawania placom i ulicom
imienia zmarłego oraz wznoszenia jego pomników.
Tendencja ta utrzymała się także w późniejszym okre-
sie, a uchwalona 23 IV 1937 ustawa o uznaniu 11 listo-
pada za oficjalne Święto Niepodległości podkreślała, że
wybrano ten dzień jako „po wsze czasy związany
z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego
Wodza Narodu w walkach o Wolność Ojczyzny”.
Próby prezentowania innego stanowiska spotykały
się z ostrymi sprzeciwami, wyrażanymi zarówno przez
kręgi rządzące, jak i, zazwyczaj brutalniej, przez zwo-
lenników zmarłego. Na przykład przeciwko znanemu
od lat z wrogiego stanowiska wobec Piłsudskiego bi-
skupowi kieleckiemu Augustynowi Łosińskiemu, który
zabronił wówczas duchowieństwu w swej diecezji od-
prawiania nabożeństw żałobnych, organizowano w ca-
łej Polsce manifestacje na znak protestu przeciw znie-
ważaniu najgłębszych uczuć narodu, a nawet roz-
klejano klepsydry informujące, że 12 maja „zmarł [on]
dla społeczeństwa”. Niezależnie od tego władze pań-
stwowe wstrzymały wypłacanie przysługującego mu
uposażenia i wystąpiły do Watykanu z żądaniem jego
usunięcia, co jednak nie przyniosło spodziewanych re-
zultatów. Stan napięcia utrzymał się aż do śmierci bi-
skupa w początkach 1937 r.
Doniosłość faktu nie budziła wątpliwości także po-
za granicami Polski, m.in. na forum Ligi Narodów czy
we wszystkich liczących się państwach europejskich,
łącznie z hitlerowskimi Niemcami i komunistycznym
ZSRR, co znajdowało wyraz w wypowiedziach ich
przywódców. Centralne uroczystości pogrzebowe
w Krakowie (18 V 1935), z udziałem dziesiątek tysięcy
ludzi, były chyba największą manifestacją w II Rze-
czypospolitej. Wzięli w nich udział nawet przeciwnicy
polityczni, m.in. oficjalne delegacje niektórych organi-
zacji socjalistycznych ze sztandarami partyjnymi. Wię-
cej problemów, ze względów protokolarnych (zmarły
był formalnie jedynie ministrem spraw wojskowych
i generalnym inspektorem sił zbrojnych), przysparzało
przysłanie reprezentacji zagranicznych — stąd też
w ich skład wchodzili głównie przedstawiciele armii.
W orszaku pogrzebowym znalazł się cały korpus dy-
plomatyczny akredytowany w Polsce, a wśród specjal-
nie przybyłych delegatów z wielu państw znaleźli się
m.in. Hermann Göring jako przedstawiciel III Rzeszy
oraz Philippe Pétain i Pierre Laval z Francji.
Śmierć J. Piłsudskiego nie tylko oznaczała kres
pewnej epoki w życiu politycznym Polski, ale bardzo
wyraźnie odbiła się na obozie sanacyjnym. Dopóki
marszałek żył, utrzymywał go w jedności. Nie pozo-
stawił jednak następcy, który dorównywałby mu auto-
rytetem i mógł przejąć ster władzy w państwie bez
wywoływania sprzeciwu nie tylko innych obozów poli-
tycznych, ale nawet znacznej części rządzącej elity. Sy-
tuację komplikował ponadto fakt, że Piłsudski nie spo-
rządził też formalnego testamentu politycznego, a jedy-
nymi przesłankami co do jego zamiarów były niektóre
decyzje z przeszłości i luźne opinie wygłaszane przy
różnych okazjach. Wiedziano np., że w sprawach woj-
skowych obdarzał zaufaniem gen. E. Śmigłego-Rydza,
a w kwestiach polityki zagranicznej jego jedynym
uczniem i najbliższym współpracownikiem był przez
wiele lat J. Beck, dlatego też nikt nie miał wątpliwości,
że to oni nadal powinni się nimi zajmować. Mniej
oczywisty, chociaż bardzo prawdopodobny, był rozpo-
wszechniany wówczas pogląd, że nowym prezydentem
powinien zostać W. Sławek. Ten brak jednoznacznych
wskazówek, różnice programowe między grupami two-
rzącymi BBWR, a także ambicje osobiste części pił-
sudczyków powodowały, że prawie natychmiast po
śmierci Piłsudskiego w jednolitym dotychczas obozie
zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze rysy, prowa-
dzące w konsekwencji do podziałów na frakcje, z któ-
rych każda podkreślała, że jedynie ona najlepiej i naj-
pełniej realizuje cele wytknięte przez zmarłego przy-
wódcę. Proces ten, trwający z różnym natężeniem
w zasadzie do wybuchu wojny, znany publicysta pił-
sudczykowski Bogusław Miedziński określił używa-
nym do dziś mianem dekompozycji obozu sanacyjnego.
Wspomniane problemy miały wyraźniej ujawnić
się kilka miesięcy później. Natychmiast po śmierci
J. Piłsudskiego konieczne było jednak podejmowanie
szybkich rozstrzygnięć, np. w sprawie obsady stano-
wisk (generalny inspektor sił zbrojnych i minister
spraw wojskowych), które piastował on nieprzerwanie
od roku 1926. Decyzje w tej kwestii zapadły już w no-
cy z 12 na 13 V 1935. Na specjalnym posiedzeniu rady
gabinetowej (rządu i prezydenta) postanowiono roz-
dzielić obie funkcje. Pierwszą (GISZ) powierzono gen.
E. Śmigłemu-Rydzowi, a drugą gen. Tadeuszowi Ka-
sprzyckiemu. Obaj generałowie zaczynali karierę woj-
skową jeszcze przed I wojną światową. W przeszłości
łączyła ich wspólna służba w szeregach I Brygady Le-
gionów, praca w podziemnej Polskiej Organizacji Woj-
skowej, a następnie udział w walkach o granice. Obaj
też utrzymali się na swych stanowiskach do końca
września 1939 r. O nominacji E. Śmigłego-Rydza za-
decydowało po części przekonanie prezydenta, jak się
miało okazać błędne, że nie ma on ambicji politycz-
nych i poświęci się wyłącznie sprawom wojskowym.
Desygnowanie T. Kasprzyckiego, w sierpniu 1914 r.
dowódcy Pierwszej Kompanii Kadrowej, miało ponie-
kąd wydźwięk symboliczny.
WYBORY PARLAMENTARNE 1935 R.
Decyzje podjęte w połowie maja 1935 r., w tym
także personalne, nie rozwiązywały wszystkich pro-
blemów wywołanych śmiercią J. Piłsudskiego. W za-
wieszeniu pozostawiono najistotniejsze kwestie zwią-
zane z przejęciem spadku politycznego po nim, m.in.
przewidywaną za jego życia sprawę zmiany na fotelu
prezydenta, która powinna nastąpić po wejściu w życie
nowej konstytucji. Za ważniejsze uznano jednak do-
kończenie przemian ustrojowych — zwłaszcza uchwa-
lenie nowej ordynacji wyborczej i wyłonienie na jej
podstawie izb ustawodawczych.
Projekt ordynacji wniesiono do sejmu w czerwcu,
a uchwalono ją 8 VII 1935. Opierała się ona, jak już
wspomniano, na założeniu, że podczas wyborów należy
bez pośrednictwa partii politycznych wyłonić reprezen-
tację ogółu obywateli, a posłowie powinni reprezento-
wać wyborców, nie zaś desygnujące ich koterie partyj-
ne. Konsekwencją tego było odrzucenie zasady propor-
cjonalności, gdyż zgodnie z nowymi zasadami wyborca
powinien był oddawać głos na konkretnego, budzącego
jego największe zaufanie kandydata, a nie jak dotych-
czas tylko na numer listy, na której znajdowały się na-
zwiska osób umieszczone tam bez jego najmniejszego
udziału. Nic więc dziwnego, że te rozwiązania spotkały
się z ostrą krytyką ze strony ugrupowań opozycyjnych,
tracących swą uprzywilejowaną pozycją w procesie
wyłaniania kandydatów na postów. Nie miała ona jed-
nak większego znaczenia praktycznego ze względu na
posiadaną przez BBWR przewagę w parlamencie.
Przeciwnicy bardzo krytycznie ocenili też podniesienie
cenzusu wieku przy prawie wyborczym, gdyż w konse-
kwencji nie tylko redukowano liczbę wyborców mniej
więcej o 10%, ale odsuwano od glosowania pokolenie
dorastające i wykształcone w niepodległym państwie,
a w wypadku mężczyzn także osoby, które odbyły
służbę wojskową, a więc spełniły swój obowiązek wo-
bec państwa i teraz traciły jedno z podstawowych praw.
Sama zasada głosowania na konkretne osoby była
z czysto teoretycznego punktu widzenia bez wątpienia
słuszna, choć nie oznaczało to, że nowe przepisy były
rzeczywiście lepsze. W praktyce bowiem zarówno do-
bór kandydatów na posłów, jak i — co też miało prze-
cież znaczenie — zajmowane przez nich miejsce na li-
ście wyborczej z pewnością wyrażały nie tyle preferen-
cje społeczeństwa, ile sympatie członków zgromadzeń
okręgowych, złożonych w zdecydowanej większości
z reprezentantów instytucji i organizacji opanowanych
już do tej pory przez obóz sanacyjny, a można było
przecież przypuszczać, że z biegiem czasu jego pozycja
w tych gremiach zostanie jeszcze umocniona. Wydaje
się też, że metoda doboru kandydatów na posłów była
chyba największym mankamentem ordynacji. Odbiera-
ła ona raz na zawsze ugrupowaniom opozycyjnym na-
dzieję na zwycięstwo w wyborach i na przejęcie władzy
drogą legalną. Alternatywnym rozwiązaniem były je-
dynie jałowa kontestacja albo sięgnięcie do metod po-
zaprawnych, skądinąd takich, dzięki którym rządy
w państwie przejął obóz sanacyjny.
Jeszcze większe zmiany, jak już wspomniano,
wprowadzała ordynacja przy wyborach do izby wyż-
szej. Ustalając jej zasady, zachowano w formie szcząt-
kowej propagowaną przez W. Sławka ideę tzw. Legio-
nu Zasłużonych, zgodnie z którą wpływ na rządy
w państwie winni mieć przede wszystkim ci obywatele,
którzy wśród ogółu wyróżniali się zasługami w pracy
na rzecz dobra powszechnego (co potwierdzało otrzy-
manie odznaczeń państwowych od brązowego Krzyża
Zasługi poczynając, na Orderze Orła Białego kończąc),
wykształceniem lub społecznym zaufaniem. W rezulta-
cie grono wyborców, przy zachowaniu dotychczasowe-
go cenzusu wieku (30 lat), zmniejszyło się prawie
o 98%.
Po raz pierwszy przepisy ordynacji miały znaleźć
zastosowanie w czasie wyborów wyznaczonych na 8
i 15 IX 1935. Opozycja, niemająca najmniejszych szans
nie tylko na zwycięstwo, ale nawet na wprowadzenie
do parlamentu większej grupy własnych zwolenników,
postanowiła wyrazić wotum nieufności rządzącej ekipie
przez zbojkotowanie wyborów. Takie stanowisko zaję-
ły wszystkie liczące się ugrupowania, od komunistów
poczynając, na narodowcach kończąc. Stanowisko to
poparły także robotnicze partie żydowskie, niemieckie
i ukraińskie. Wszystkie też wystosowały do społeczeń-
stwa apele o wstrzymanie się od udziału w głosowaniu,
a ponadto — jak twierdziła administracja — wezwania
te wspierane były także różnymi formami presji na wy-
borców. W tej sytuacji już samo udanie się do punktu
głosowania miało być pewną formą manifestacji — za
obozem sanacyjnym lub przeciw niemu, najważniej-
szym zaś sprawdzianem wpływów rządzącej ekipy sta-
wała się frekwencja.
Wobec solidarnych wezwań bojkotowych ugrupo-
wań polskich obóz rządzący zwrócił szczególną uwagę
na elektorat mniejszości narodowych, co przyniosło
zresztą pewne rezultaty. Bez wątpienia największym
sukcesem było zawarcie porozumienia z najbardziej
wpływowym stronnictwem ukraińskim — UNDO oraz
kierowaną przez bp. Grzegorza Chomyszyna Partią Na-
rodowo-Katolicką, skupiającą tzw. starorusinów. Oba
ugrupowania zobowiązały się do wzięcia udziału
w wyborach m.in. w zamian za utrzymanie status quo
w szkolnictwie ukraińskim, ogłoszenie amnestii dla
więźniów politycznych (także dla zabójców B. Pierac-
kiego) oraz zagwarantowanie odpowiedniej liczby
mandatów poselskich i miejsc w prezydium sejmu,
w tym stanowiska wicemarszałka. Również stronnictwa
żydowskie postanowiły wziąć udział w głosowaniu,
choć nowa ordynacja dodatkowo zmniejszała ich szan-
se na zdobycie mandatów. Uznano jednak, że nawet
symboliczna reprezentacja mogąca artykułować postu-
laty żydowskie i ujawniać doznawane krzywdy jest lep-
sza niż żadna. Wśród części przywódców, zwłaszcza
syjonistycznych, większe — i jak się miało okazać re-
alne — obawy budziło to, że ludność żydowską w za-
sadzie pozbawiono wpływu na dobór kandydatów oraz
przekonanie, iż zgromadzenia okręgowe będą usiłowały
narzucać jako jej reprezentantów osoby jedynie formal-
nie związane z żydostwem. Udział w wyborach zade-
klarowały także ugrupowania niemieckie, choć wie-
działy, że nie mają szans na wprowadzenie do sejmu
nawet symbolicznego przedstawicielstwa. Ich decyzja,
wynikająca prawdopodobnie z poleceń Berlina, była
więc niezbyt kosztownym gestem, mającym potwier-
dzać, że w stosunkach polsko- -niemieckich nastąpił
nowy okres, zapoczątkowany podpisanym półtora roku
wcześniej paktem o nieagresji. Strona polska to doceni-
ła, gdyż prezydent, w ramach swych prerogatyw, mia-
nował dwóch niemieckich senatorów.
Przygotowania wyborcze, mimo że starannie za-
planowane, nie przebiegały bezkolizyjnie. Już w czasie
posiedzeń zgromadzeń okręgowych okazało się, że
w wielu wypadkach na listach, nawet na dwu pierw-
szych miejscach (tzw. mandatowych), znalazły się oso-
by, których BBWR pierwotnie nie przewidywał, co nie
najlepiej świadczyło o jego rozeznaniu sytuacji.
W większości okręgów umieszczano na listach, wbrew
zaleceniom, więcej niż czterech kandydatów. Ponadto,
zgodnie z koncepcjami W. Sławka, miały to być pierw-
sze wybory bez poprzedzających je kosztownych przy-
gotowań propagandowych, a za program miały wystar-
czać same nazwiska kandydatów. Rzeczywistość była
jednak inna i prawie we wszystkich okręgach rozgorza-
ła między nimi bezpardonowa walka, ze szczególnym
natężeniem prowadzona przez osoby, które w wyniku
decyzji zgromadzeń okręgowych znalazły się na dal-
szych, a więc „niemandatowych” miejscach.
Z powodu plebiscytowego charakteru wyborów
szczególną wagę przykładano, jak już wspomniano, do
frekwencji, ale także w tej kwestii nie osiągnięto sukce-
su. 8 IX 1935 do urn wyborczych przystąpiło ok. 46%
uprawnionych. Była to najniższa frekwencja w Polsce
międzywojennej. Najkorzystniej dla obozu rządzącego
wypadły pod tym względem wybory na Śląsku (75,7%)
oraz w województwach wschodnich, zwłaszcza w pole-
skim (67,9%) i wołyńskim (64,9%), czyli tam, gdzie
zdecydowanie dominowała ludność niepolska, przy
czym w dwóch województwach (wołyńskie i nowo-
gródzkie) odsetek głosujących był nawet trochę wyższy
niż w roku 1930. Hasło bojkotu zostało natomiast naj-
pełniej zrealizowane na ziemiach zachodniej i central-
nej Polski, w której frekwencja plasowała się poniżej
średniej krajowej, a np. w województwach poznańskim,
warszawskim, łódzkim i kieleckim oscylowała wokół
37%. Obóz rządzący najdotkliwiej odczuł porażkę w
stolicy, w której do urn udało się niewiele ponad 29%
uprawnionych i gdzie ponadto znaczną część głosują-
cych stanowili Żydzi, popierający wyłącznie własnego
kandydata. Dokładniejsze dane zamieszczono poniżej:

Frekwencja podczas wyborów sejmowych w 1930 11935 r. (w procentach)


Województwo Rok
1930 1935 Różnica
miasto Warszawa 64,7 29,4 -35,3
warszawskie 76,8 37,3 -39,5
łódzkie 79,3 36,7 -42,6
kieleckie 77,1 36,6 -40,5
lubelskie 69,8 39,9 -29,9
białostockie 72,3 57,2 -15,1
wileńskie 58,9 41,7 -17,2
nowogródzkie 62,6 63,8 + 1,2
poleskie 68,9 67,9 -1,0
wołyńskie 64,2 64,9 + 0,7
poznańskie 86,5 37,4 -49,1
pomorskie 81,7 44,6 -37,1
śląskie 90,6 75,7 -14,9
krakowskie 76,0 42,9 -33,1
lwowskie 73,2 42,9 -30,3
stanisławowskie 80,4 41,6 -38,8
tarnopolskie 77,0 58,0 -19,0
Razem 74,8 46,5 -28,3
Mimo że zasady wyborcze były wyjątkowo proste,
komisje ponownie musiały uznać prawie pół miliona
głosów za nieważne. Najwięcej takich kart oddano na
Śląsku (ok. 21% głosów) i w Wielkopolsce. Był to
w zdecydowanej większości efekt świadomej decyzji
tej części elektoratu, która zgodnie z wezwaniami boj-
kotowymi chciała zdystansować się do aktu wyborcze-
go, ale jednak z różnych powodów, przede wszystkim
ze względu na zatrudnienie w instytucjach i przedsię-
biorstwach państwowych, musiała zjawić się przy
urnach.
Frekwencja wyborcza stała się natychmiast przed-
miotem różnorakich interpretacji. Opozycja uznała
wstrzymanie się od udziału w głosowaniu większości
wyborców za swoje zdecydowane zwycięstwo, nato-
miast duża frekwencja Ukraińców, Żydów i Niemców
dała obozowi narodowemu nośny argument propagan-
dowy, że o losach Polski decydują „obce agentury”.
Dla odmiany publicyści sanacyjni podkreślali nie tylko
utrudniającą dotarcie do lokali wyborczych istną plagę
klęsk żywiołowych, które rzekomo tego dnia spadły na
kraj (ulewne deszcze, powodzie, dotkliwe zimno itp.),
ale zwracali też uwagę, że zawsze istniała grupa oby-
wateli (ok. 20-25%) niekorzystająca z przysługującego
im prawa. Podkreślali ponadto, że w porównaniu z wy-
borami z 1930 r., w których przecież uczestniczyli
przeciwnicy sanacji, frekwencja była niższa tylko ok.
30%. To z kolei pozwalało im na tyle właśnie oszaco-
wać rzeczywiste wpływy wszystkich ugrupowań opo-
zycyjnych razem wziętych, gdyż — jak twierdzili —
tym razem głosy poszły oddać jedynie te osoby, które
akceptowały nowy system rządzenia.
Niezależnie jednak od wszelkich tłumaczeń i inter-
pretacji trudno było uzyskane wyniki uznać za sukces.
Z punktu widzenia rządzącej ekipy zaniepokojenie mu-
siał budzić także fakt, że nazwiska ok. 25% tych kan-
dydatów, którzy mieli teraz zasiąść w ławach sejmo-
wych, znajdowały się na listach na miejscach „nieman-
datowych”, to znaczy trzecim, czwartym, a nawet szó-
stym i ósmym. Oznaczało to, że preferencje zgroma-
dzeń okręgowych także rozmijały się z oczekiwaniami
wyborców, nawet tych, którzy poszli do urn. Osta-
tecznie wybrano prawie 130 posłów, których obecności
w parlamencie nie przewidywano w początkowych
przymiarkach.
Nowy sejm bardzo wyraźnie zmienił swe oblicze.
Pojawiło się w nim wielu ludzi bez doświadczenia par-
lamentarnego, ale znanych, często jedynie w lokalnych
społecznościach, z zaangażowania w prace organizacji
społecznych, zawodowych, kombatanckich, samorzą-
dowych itp. Mniejszości narodowe uzyskały w sumie
25 (12%) miejsc, z czego, dzięki wspominanemu po-
wyżej porozumieniu, aż 19 przypadło Ukraińcom. Za-
brakło przedstawiciela Niemców, a Żydzi musieli się
zadowolić trzema mandatami. Ponadto w izbie znaleźli
się Białorusin, Rosjanin i Czech, ten ostatni głównie ze
względu na zaangażowanie w strukturach BBWR.
Bezproblemowo przebiegło natomiast ustalanie
składu izby wyższej. W prawyborach, to znaczy wyła-
nianiu elektorów do kolegiów wojewódzkich (25 VIII
1935), wzięło udział ponad 62% uprawnionych. Był to
zresztą w dziejach II Rzeczypospolitej jedyny przypa-
dek wyższej frekwencji w wyborach senackich niż
w sejmowych. Po części wynikało to z faktu, że czynne
prawo wyborcze zachowały jedynie osoby albo akcep-
tujące dokonane zmiany, albo też z innych przyczyn —
np. ze względu na miejsce zatrudnienia — starające się
nie manifestować zbyt ostentacyjnie swego opozycyj-
nego stanowiska. Nic więc dziwnego, że obecność na
posiedzeniach kolegiów wojewódzkich (15 IX 1935)
była już niemal stuprocentowa.
Po raz pierwszy nowo wybrane izby zebrały się 4
X 1935. Tym razem już bez niespodzianek, tak jak to
wcześniej ustalono, marszałkiem sejmu został S. Car,
a senatu A. Prystor. Jednym z wicemarszałków sejmu,
zgodnie z porozumieniem polsko-ukraińskim, został
prezes UNDO Wasyl Mudryj. W przeciwieństwie do
poprzednio obowiązujących zasad polscy posłowie
i senatorowie nie tworzyli już klubów partyjnych
(wszyscy związani byli z jednym obozem politycz-
nym), ale skupiali się w tzw. grupach regionalnych (te-
rytorialnych), do których zgłosiła akces również część
posłów mniejszościowych. Ukraińcy, najliczniejsi
w sejmie po Polakach, powołali dwa zespoły, także po
części o charakterze regionalnym, to jest skupiającą po-
słów z Małopolski Wschodniej Ukraińską Reprezenta-
cję Parlamentarną oraz Wołyńską Ukraińską Reprezen-
tację Parlamentarną, które jednak w sprawach najistot-
niejszych zajmowały zazwyczaj wspólne stanowisko.
Po dokonaniu unifikacji politycznej parlamentu je-
go obrady nie były już siłą rzeczy tak burzliwe jak po-
przednio i w związku z tym budziły mniejsze zaintere-
sowanie publiczne, o czym świadczyły i oszczędniejsze
niż poprzednio relacje prasowe z poczynań izb, i puste
galerie dla publiczności. Niemniej jednak w parlamen-
cie żywym echem odbijały się wszystkie ważniejsze
wydarzenia zachodzące w państwie, a posłowie wyka-
zywali znaczną aktywność, co znajdowało wyraz np.
w tym, że interpelacje zgłaszano teraz znacznie częściej
niż w sejmie „brzeskim”.
Wybory zakończyły proces zmian ustrojowych
w państwie, gdyż zaczęły funkcjonować wszystkie in-
stytucje przewidziane w ustawie zasadniczej. Zamknęły
także okres solidarności obozu sanacyjnego, gdyż na
plan pierwszy zaczęły się wysuwać przyspieszające
wspomniany już proces dekompozycji kwestie związa-
ne z przejęciem spadku politycznego po J. Piłsudskim.
Efektem tego było coraz wyraźniejsze wyodrębnianie
się trzech ośrodków dążących do zajęcia dominującej
pozycji. Pierwszy z nich, skupiony wokół I. Mościckie-
go, zwano zamkowym (nazwa pochodziła od mieszczą-
cej się na Zamku Królewskim w Warszawie siedziby
prezydenta). Drugi określano mianem obozu GISZ,
gdyż jego zwolennicy gromadzili się wokół E. Śmigłe-
go-Rydza — nowego generalnego inspektora sił zbroj-
nych. Trzeci — pułkowników — grupował wokół
W. Sławka najbliższych niegdyś współpracowników
zmarłego marszałka. Odrębne miejsce zajmował
J. Beck, osobiście najbliższy pułkownikom, niekwe-
stionowany następca Piłsudskiego w zakresie polityki
zagranicznej, co zapewniało mu pewną niezależność
wobec toczonych rozgrywek i w kierowaniu swoim re-
sortem.
Wstępem do pogłębienia rozbieżności stała się
sprawa obsadzenia stanowiska głowy państwa. Walery
Sławek, najprawdopodobniej przewidywany na tę
funkcję i sam bez wątpienia przekonany, że ją obejmie,
po wyborach zażądał od I. Mościckiego zwołania
Zgromadzenia Elektorów i — ewentualnego — zarzą-
dzenia wyborów prezydenckich. Nieoczekiwanie dla
siebie spotkał się z oporem. Mościcki, który do maja
1935 r. znajdował się w cieniu J. Piłsudskiego, po jego
śmierci uznał, iż może rządzić w pełni samodzielnie,
tym bardziej że nowa konstytucja stwarzała mu jako
prezydentowi olbrzymie możliwości w tym względzie.
Takie stanowisko dla bacznych obserwatorów wyda-
rzeń politycznych nie było zupełną niespodzianką. Już
kilka miesięcy wcześniej (w sierpniu 1935) udzielił on
bowiem wywiadu prasowego, w którym określił siebie
jako „najstarszego piłsudczyka”, a na wyraźnie zainspi-
rowane pytanie, czy po wejściu w życie nowej ustawy
zasadniczej zamierza ustąpić z zajmowanego stanowi-
ska, odpowiedział dość ezopowo, że w swych decy-
zjach zawsze uwzględniał przede wszystkim to, „co jest
najlepsze dla Rzeczypospolitej”.
Dla W. Sławka otwarta odmowa Mościckiego
ustąpienia z urzędu była jednak kompletnym zaskocze-
niem, gdyż po raz pierwszy spotkał się z sytuacją,
w której ktoś zakwestionował wolę zmarłego przywód-
cy. Co prawda pozycja Sławka w ewentualnej konfron-
tacji była, przynajmniej pozornie, bardzo mocna. Stał
z polecenia J. Piłsudskiego — a miało to wśród piłsud-
czyków wyjątkową wagę — na czele rządu, był preze-
sem BBWR, a więc silnego i jedynego zaplecza poli-
tycznego obozu sanacyjnego, oraz przewodniczącym
Związku Legionistów Polskich — masowej i najbar-
dziej wpływowej organizacji kombatanckiej w Polsce.
Sławek, bez wątpienia doskonały wykonawca na-
wet najtrudniejszych poleceń J. Piłsudskiego, nie byt
jednak, jak się okazało, osobą zdolną do samodzielnego
prowadzenia walki. Wręcz błyskawicznie stracił też
wszystkie posiadane atuty. 12 X 1935, po żądaniu pre-
zydenta, by wprowadził w skład swego gabinetu
E. Kwiatkowskiego, do którego zmarły marszałek nie
miał zaufania, podał się na znak protestu wraz z gabine-
tem do dymisji, a ta została przyjęta. Dwa tygodnie
później (30 X 1935) rozwiązał BBWR, uznając, że
spełnił on już swoje zasadnicze cele, to znaczy przefor-
sował zmiany ustrojowe. Ponadto obawiał się, co
świadczyło zarówno o jego uczciwości, jak i naiwności,
że jako partia rządząca Blok może przyciągnąć do sie-
bie nie tylko jednostki ideowe, ale także karierowi-
czów. Pozbawił tym samym zaplecza politycznego nie
tylko obóz sanacyjny, ale także, a może przede wszyst-
kim, siebie. Ostatnią liczącą się funkcję odebrano mu
w maju następnego roku, gdy walne zebranie Związku
Legionistów, zgodnie z sugestią E. Śmigłego-Rydza,
wybrało na swego przewodniczącego Adama Koca.
W rezultacie Sławek został odsunięty na boczny tor,
a wraz z nim popierająca go grupa pułkowników, która
silną pozycję zdołała do 1938 r. utrzymać już tylko
w parlamencie.
Usunięcie Sławka nie zakończyło problemu. Krót-
kotrwałe przesilenie po jego manifestacyjnym ustąpie-
niu było wyjątkowo dramatyczne, wszystko wskazywa-
ło bowiem na to, że prezydentowi nie uda się znaleźć
jego następcy, ponieważ wszyscy potencjalni kandyda-
ci na znak solidarności z ustępującym premierem, jako
najbliższym przyjacielem Piłsudskiego, odmawiali
przyjęcia misji sformowania rządu. Także J. Beck, po-
pierający Sławka, początkowo demonstracyjnie odma-
wiał dalszego kierowania resortem spraw zagranicz-
nych, ale ostatecznie jednak ustąpił. 13 X 1935 powstał
nowy rząd z premierem Marianem Zyndramem-
Kościałkowskim, byłym legionistą i wiceprezesem
BBWR, uchodzącym — ze względu na powiązania
w przeszłości z PSL „Wyzwolenie” — za zwolennika
kursu liberalnego, skłonnego szukać porozumienia
z opozycją. Wicepremierem i ministrem skarbu został
w nowym gabinecie, zgodnie z wolą prezydenta,
E. Kwiatkowski.
Powstanie gabinetu spotkało się, co zrozumiałe, nie
tylko z wyraźnie wrogim przyjęciem ze strony pułkow-
ników, którzy nosili się nawet z zamiarem zgłoszenia
dlań w sejmie wotum nieufności, ale także z niechęcią
E. Śmigłego-Rydza, który, wbrew pierwotnym opi-
niom, przejawiał coraz większe ambicje polityczne.
Prawdopodobnie uważał on za rzecz naturalną, że wraz
ze stanowiskiem generalnego inspektora przejął także
uprawnienia swego poprzednika do decydowania
o wszystkich istotnych sprawach w państwie, w tym
również o powoływaniu rządu i jego składzie personal-
nym. Pozycja Śmigłego była na tyle silna, że zarówno
I. Mościcki, jak i jego otoczenie szybko dostrzegli ko-
nieczność podzielenia się z nim władzą. W takiej sytu-
acji utrzymanie gabinetu, zdominowanego przez zwo-
lenników obozu zamkowego, okazało się niemożliwo-
ścią. Pod koniec 1935 r. między oboma ośrodkami zo-
stało zawarte porozumienie, na którego mocy miano
dokonać zmiany rządu, tym bardziej że borykał się on
z dużymi trudnościami i ekonomicznymi, i społeczny-
mi. Ich przejawem była m.in. olbrzymia fala strajków,
która wiosną 1936 r. przetoczyła się przez ziemie pol-
skie, a czasami nawet przekształcała się w krwawe
starcia uliczne.
Ostatecznie 15 V 1936 Kościałkowski został od-
wołany i utworzono nowy rząd z generałem Składkow-
skim jako kompromisowym premierem na czele. Nowy
szef rządu zapisał piękną kartę w walce o niepodległość
— najpierw w szeregach Organizacji Bojowej PPS,
a następnie w Legionach. Był wiernym i bezkrytycz-
nym zwolennikiem J. Piłsudskiego, czemu dawał nie-
jednokrotnie wyraz w wystąpieniach publicznych,
a zwłaszcza w pisanych przez całe życie, zresztą z du-
żym talentem, szkicach wspomnieniowych. Po roku
1935 uznał za swój obowiązek wsparcie wszystkimi si-
łami nowego generalnego inspektora — „Wodza, któ-
rego Komendant wyznaczył jako strażnika całości gra-
nic Rzeczypospolitej”, co najdobitniej wyraził w pierw-
szym wystąpieniu sejmowym po objęciu premierostwa.
Do nowego gabinetu weszli zarówno ludzie desy-
gnowani przez Śmigłego-Rydza, do których ewidentnie
zaliczano F. S. Składkowskiego (premiera i ministra
spraw wewnętrznych), gen. T. Kasprzyckiego (ministra
spraw wojskowych), płk. Juliusza Ulrycha (ministra
komunikacji) i Witolda Grabowskiego (ministra spra-
wiedliwości), jak i przez I. Mościckiego, czyli —
E. Kwiatkowski (wicepremier i minister skarbu), Woj-
ciech Świętosławski (minister wyznań religijnych
i oświecenia publicznego), Emil Kaliński (minister
poczt i telegrafów) i M. Zyndram-Kościałkowski (mi-
nister opieki społecznej). W jego składzie znalazł się
także zachowujący pełną niezależność od obu frakcji
J. Beck. Założono, że gabinet ten będzie miał jedynie
przejściowy charakter, okazał się on jednak najtrwal-
szym rządem w dziejach II Rzeczypospolitej i kierował
państwem ponad trzy lata, aż do katastrofy wrześnio-
wej. Z prawnego punktu widzenia nie ulegało wątpli-
wości, że utworzono go z pogwałceniem konstytucji
kwietniowej, która wyłanianie rządu rezerwowała wy-
łącznie dla prezydenta. Nie było to zresztą jedyne naru-
szenie obowiązujących zasad prawnych, gdyż wątpli-
wości mogło także budzić powstanie nieformalnego
ciała, złożonego z prezydenta, generalnego inspektora,
premiera, ministra skarbu i ministra spraw zagranicz-
nych, rozstrzygającego od połowy 1936 r. wszelkie
ważniejsze zagadnienia polityki wewnętrznej i ze-
wnętrznej państwa, choć formalnie one także powinny
należeć do wyłącznej sfery działań prezydenta.
Najistotniejszy był jednak chyba fakt, że kompro-
mis w sprawie utworzenia rządu i tak nie zakończył
rozgrywki między GISZ a Zamkiem, gdyż oba ośrodki
usiłowały następnie zdobyć decydujący wpływ na jego
działalność. Już 15 V 1936 w pierwszym roboczym po-
siedzeniu gabinetu wziął udział, trudno powiedzieć na
jakiej podstawie, E. Śmigły-Rydz. W wygłoszonym
wówczas przemówieniu zaakcentował dość ogólnikowo
narastanie zagrożeń zewnętrznych, a w związku z tym
podkreślił konieczność współpracy władz cywilnych
i wojskowych oraz zaapelował do ministrów o popiera-
nie wysiłków zmierzających do umocnienia obronności
państwa. Wystąpienie to, zwłaszcza w obozie zamko-
wym, odebrano jako przejaw chęci podporządkowania
całego rządu poczynaniom GISZ. Prezydent zareago-
wał na to na jednym z kolejnych posiedzeń gabinetu
pozornie dość zdecydowanie — przypomnieniem mini-
strom o obowiązku skrupulatnego przestrzegania kon-
stytucji, zgodnie z którą byli oni odpowiedzialni poli-
tycznie wyłącznie przed nim i w związku z tym nie
powinni ulegać komukolwiek innemu. Mimo prezen-
towanej stanowczości zdawał sobie jednak sprawę ze
swej słabnącej pozycji i z tego, że dalsze ustępstwa sta-
ną się koniecznością, chociaż ze względów prestiżo-
wych wolał, aby ich tempo i zakres były przezeń kon-
trolowane.
Jedną z najgłośniejszych konsekwencji tego nowe-
go stanowiska było wyrażenie w rozmowie z premie-
rem ustnej sugestii, nakazującej wszystkim urzędnikom
państwowym traktowanie generalnego inspektora
z największym szacunkiem, jako osoby odpowiedzial-
nej za zapewnienie bezpieczeństwa kraju. To poufne
zalecenie znalazło odbicie w opublikowanym 13 VII
1936 przez F. S. Składkowskiego oficjalnym, fatalnie
zredagowanym stylistycznie okólniku, który nadawał
Śmigłemu-Rydzowi, jako rzekomo wyznaczonemu
przez Piłsudskiego na „pierwszego obrońcę Ojczyzny”
i „pierwszego współpracownika Pana Prezydenta
w rządzeniu państwem”, nieprzewidywaną w konstytu-
cji godność „pierwszej w Polsce osoby po Panu Prezy-
dencie”, w związku z czym wszyscy funkcjonariusze
państwowi, łącznie z autorem rozporządzenia, okazy-
wać mu winni „objawy honoru i posłuszeństwa”. Był to
jeden z pierwszych przejawów budowania legendy
Śmigłego-Rydza jako faktycznego następcy J. Piłsud-
skiego. Potwierdzały to przyznawane mu kolejne god-
ności i zaszczyty: awans na generała broni i marszałka
(10 XI 1936) oraz obdarzenie go najwyższym polskim
odznaczeniem — Orderem Orła Białego — jako
„pierwszego współpracownika i najwierniejszego żoł-
nierza Józefa Piłsudskiego”. 19 III 1937 Mościcki, po-
wołując się na nieistniejący ustny testament Piłsudskie-
go, wyznaczający rzekomo Śmigłego-Rydza na szefa
sił zbrojnych, uznał go za swego następcę na urzędzie
prezydenta i zaapelował, by „cała Polska widziała
w nim również Wodza Narodu”. Do tej akcji propagan-
dowej włączyli się także sanacyjni publicyści i literaci,
a zwłaszcza cieszący się wówczas dużą popularnością
Juliusz Kaden-Bandrowski, który opublikował m.in.
głośny artykuł Wtedy Śmigły (15 III 1939).
Kreowanie nowego „wodza” spotykało się z za-
strzeżeniami nie tylko w środowiskach opozycyjnych,
ale także wśród ortodoksyjnych piłsudczyków, którzy
ze szczególną niechęcią przyjęli przede wszystkim na-
danie Śmigłemu najwyższego w armii polskiej stopnia
wojskowego, gdyż zmarły przywódca wyraźnie pod-
kreślał, że w czasach pokoju marszałek w Polsce nie
jest potrzebny. Od tego też czasu wyrazem swoistej
dezaprobaty kręgów piłsudczykowskich dla tego awan-
su było określanie J. Piłsudskiego mianem Pierwszego
lub Wielkiego Marszałka. Niemniej jednak wszelkie
ustępstwa poczynione przez prezydenta zwolennicy
nowego marszałka uważali za niewystarczające i od je-
sieni 1937 r. coraz wyraźniej dążyli do reorganizacji
rządu, a w szczególności do usunięcia zeń E. Kwiat-
kowskiego. Wynikało to nie tyle z niechęci do niego
jako eksponenta wpływów prezydenckich, ile do for-
sowanej przezeń polityki skarbowo-ekonomicznej, blo-
kującej — zdaniem czynników wojskowych — możli-
wości rozbudowy i modernizacji armii.
Przesunięcia i rozgrywki na szczytach władzy nie
zawsze były zrozumiałe dla opinii publicznej. Dla niej
bardziej istotne było coraz wyraźniejsze pogłębianie się
różnic wewnątrz obozu sanacyjnego, manifestowane
m.in. przez członków Zjednoczenia Pracy Miast i Wsi
i przenoszące się na powiązane z nim środowiska kom-
batanckie. Podobny wydźwięk miało dystansowanie się
od oficjalnej polityki sanacji PPS dawnej Frakcji Re-
wolucyjnej, mającej — przynajmniej teoretycznie —
zapewnić kręgom rządzącym wpływy w środowiskach
robotniczych, głównie w kierowanym przez J. Mora-
czewskiego prosanacyjnym dotychczas Związku
Związków Zawodowych. Analogiczne procesy zacho-
dziły także w utworzonym z inicjatywy BBWR w 1930
r. jako rozwiązanie alternatywne dla endeckiej Mło-
dzieży Wszechpolskiej, a frondującym od dłuższego
czasu Legionie Młodych — Akademickim Związku
Pracy dla Państwa, który z wolna przechodził na pozy-
cje zbliżone do PPS, a po części nawet komunistyczne.
POWSTANIE OBOZU ZJEDNOCZENIA NARODOWEGO I WYBORY
1938 R.
Od jesieni 1935 r., to znaczy od rozwiązania
BBWR przez W. Sławka, obóz sanacyjny był pozba-
wiony zaplecza politycznego. Lukę tę starano się zapeł-
nić, usiłując nawiązać bezpośrednią łączność ze społe-
czeństwem, ponad przywódcami partii i stronnictw po-
litycznych. Najwięcej inicjatywy w tym kierunku prze-
jawiał obóz skupiony wokół Śmigłego-Rydza, ale efek-
ty nie były zbyt udane. Pierwszą taką próbą był udział
generalnego inspektora w manifestacji chłopskiej
w Nowosielcach w powiecie przeworskim 29 VI 1936
(czyli w rocznicę krakowskiego kongresu Centrolewu),
zorganizowanej dla upamiętnienia udanej obrony tej
wsi przez Wojciecha Pyrza, miejscowego wójta, przed
zagonem tatarskim w 1624 r. Początkowo zakładano,
że uroczystość będzie miała charakter lokalny, ale zo-
stała ona szybko, m.in. dzięki prasie ludowej i „Ilu-
strowanemu Kuryerowi Codziennemu”, rozpropagowa-
na i przekształciła się w ogólnopolską manifestację, na
którą przybyły delegacje chłopskie z całego kraju
i przywódcy SL. Jak wynika z trudnych do sprawdzenia
szacunków, uczestniczyło w niej ok. 120-150 tys. ludzi,
a więc było to chyba największe wystąpienie ruchu lu-
dowego w okresie międzywojennym. Do obchodów
włączyło się także wojsko, ale obecny na trybunie ho-
norowej E. Śmigly-Rydz nie doczekał się jednak spo-
dziewanych wyrazów uznania. Wręczono mu natomiast
rezolucję, w której zadeklarowano co prawda gotowość
poparcia wysiłków zmierzających do podniesienia po-
tencjału militarnego kraju, ale równocześnie uznano za
szkodliwe monopolistyczne wiązanie armii i sprawy
obronności państwa z obozem sanacyjnym lub jakim-
kolwiek innym ugrupowaniem politycznym. Ponadto
domagano się dokonania zasadniczych przekształceń
ustrojowych — zmiany konstytucji, rozwiązania „par-
lamentu mianowańców” i wyłonienia nowego na pod-
stawie demokratycznej ordynacji wyborczej, utworze-
nia rządu zaufania mas ludowych oraz powrotu emi-
grantów brzeskich z W. Witosem na czele.
Zdobycie wpływów w społeczeństwie miało za-
pewnić ostatecznie nowe ugrupowanie, które ponownie
skupiłoby zwolenników dezintegrującego się obozu sa-
nacyjnego. Inicjatywa wyszła z otoczenia generalnego
inspektora. Utworzenie tej formacji zapowiedział
E. Śmigły-Rydz już pod koniec maja 1936 r. na zjeź-
dzie Związku Legionistów Polskich. Wtedy też polecił
nowo wybranemu komendantowi naczelnemu Związku
— Adamowi Kocowi — opracowanie założeń progra-
mowych. Wybór nie był chyba najlepszy, gdyż A. Koc
przyjął zadanie bez specjalnego entuzjazmu, dlatego też
postęp prac był niezbyt duży. Do przygotowanego pro-
jektu, ze względu na jego nadmiernie konserwatywny
charakter, wniósł istotne poprawki E. Śmigły-Rydz.
Ostatecznie deklarację ideową Obozu Zjednoczenia
Narodowego (OZN), ochrzczonego przez przeciwni-
ków mianem Ozonu, A. Koc ogłosił w polskim radiu
21 II 1937, a następnie jej tekst zamieściły w całości
lub w obszernych fragmentach wszystkie liczące się
czasopisma w Polsce. Początkowo dość powszechnie,
choć niezbyt trafnie uważano, że nowa organizacja była
prostą kontynuacją rozwiązanego BBWR. W rzeczywi-
stości różnice były jednak istotne, zwłaszcza w podej-
ściu do spraw religijnych i narodowościowych. Była to
próba pogodzenia tradycyjnych koncepcji piłsudczy-
ków z nowymi elementami, na ogół zaczerpniętymi
z ideologicznego i propagandowego arsenału narodow-
ców.
W deklaracji podkreślano, zgodnie z ideologią pił-
sudczyków, nadrzędność interesów państwa nad intere-
sami jednostek i grup. Postulowano naturalne niejako
dążenie do zwiększenia obronności państwa przed nie-
zbyt sprecyzowanymi zagrożeniami zewnętrznymi.
Przy tej okazji bardzo mocno eksponowano rolę, jaką
w jednoczeniu społeczeństwa powinna odgrywać armia
i jej naczelny dowódca E. Śmigły-Rydz, jako oczywisty
i niekwestionowany następca J. Piłsudskiego. Trady-
cyjnie potępiano komunizm oraz jego destrukcyjne za-
łożenia i działania. Nowością było natomiast akcento-
wanie wyjątkowego znaczenia Kościoła katolickiego
obrządku łacińskiego, jako jednej z najważniejszych in-
stytucji cementujących naród polski, choć równocze-
śnie gwarantowano innym wyznaniom tolerancję. Kon-
sekwencją eksponowania szczególnej roli elementu
polskiego w państwie była zmiana stosunku do mniej-
szości narodowych, którym co prawda zapewniano na-
dal równouprawnienie i możliwość swobodnego roz-
woju, ale pod silniej podkreślonym warunkiem pełnej
lojalności wobec państwa. Efektem tych nowych po-
glądów było np. akceptowanie walki ekonomicznej
z Żydami, którzy, jak zakładano, w przyszłości powinni
opuścić granice państwa polskiego. Bardzo mocno
zwracano uwagę na konieczność zachowania solidary-
zmu narodowego, nazywanego teraz jednością społe-
czeństwa, a tym samym nie tylko kwestionowano za-
sadność istnienia partii politycznych, ale wręcz uzna-
wano je za element destrukcyjny z racji reprezentowa-
nia jedynie partykularnych interesów poszczególnych
grup społecznych.
W sumie zapożyczenia z programu obozu narodo-
wego były rzeczywiście wyjątkowo obfite, a więc nic
dziwnego, że Stronnictwo Narodowe uznało tę deklara-
cję za „ideowy plagiat”. Zabieg ten umożliwił jednak
rozszerzenie wpływów OZN na niektóre środowiska,
zdominowane dotychczas przez obóz nacjonalistyczny.
Marszałka Śmigłego-Rydza przyjęto np. dość ciepło na
komersie blisko związanej z obozem narodowym kor-
poracji „Arkonia” (18 V 1937), a nawet wyrażono go-
towość udzielenia poparcia armii i ideom realizowanym
przez jej najwyższego zwierzchnika. Umożliwiło to
także pozyskanie do współpracy niektórych działaczy
ONR.
Podczas budowania struktur organizacyjnych OZN
przyjęto, nie do końca sprecyzowane, zasady hierar-
chiczno-wojskowe. Na jego czele stał szef, decydujący
o wszystkich najważniejszych sprawach, w tym także
o wszelkich kwestiach personalnych. Funkcję tę pełnili
kolejno: płk A. Koc (1937-1938), gen. Stanisław
Skwarczyński (1938-1939) oraz bardziej formalnie niż
faktycznie płk Zygmunt Wenda, powołany na to stano-
wisko 2 IX 1939. Rozbudowanym organem wykonaw-
czym (sztabem) kierował szef sztabu (początkowo płk
Jan Kowalewski, zastąpiony już w październiku 1937 r.
przez płk. Z. Wendę). Instytucją doradczą szefa OZN
była pozbawiona szerszych uprawnień Rada Naczelna.
Sam Obóz rozbudowywano dwutorowo — terytorialnie
i środowiskowo. Ogniwami terytorialnymi były okręgi
i obwody, obejmujące odpowiednio teren województwa
i powiatu, oraz koła, tworzone w mniejszych miejsco-
wościach lub instytucjach (zakładach pracy). Równo-
legle do struktur terytorialnych istniały sektory: miejski
— kierowany przez Stefana Starzyńskiego, wiejski —
z gen. Andrzejem Galicą na czele, oraz znajdujące się
w stadium organizacji robotniczy i młodzieżowy. Sek-
torem robotniczym, w praktyce pokrywającym się z za-
sięgiem wpływów Zjednoczenia Polskich Związków
Zawodowych, kierował Leopold Tomaszkiewicz. Naj-
ważniejszym członem sektora młodzieżowego był
utworzony w czerwcu 1937 r. Związek Młodej Polski
(ZMP), który skupił pod koniec tego roku ponad 25 tys.
członków. Na jego czele stał początkowo wywodzący
się z Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga” Jerzy
Rutkowski, a po jego usunięciu, jako szef Służby Mło-
dych OZN, mjr Edmund Galinat, znany później z do-
starczenia pod koniec września 1939 r. rodzącemu się
ruchowi oporu dyrektyw naczelnego wodza.
Nowo powstała organizacja rozwijała się w znacz-
nie trudniejszych warunkach niż BBWR. Nie zaakcep-
tował jej, z różnych względów, nie tylko ogół społe-
czeństwa, ale także liczni piłsudczycy — nie przystąpił
do niej, co miało szczególną wymowę, np. W. Sławek.
Jak świadczą dane z końca grudnia 1937 r., do OZN
przystąpiło zaledwie ok. 40-50 tys. osób. Dwa miesiące
później, w rocznicę ogłoszenia deklaracji ideowej, in-
formowano o ok. 100 tys. członków indywidualnych, to
jest tych, którzy osobiście zgłosili formalny akces i zo-
stali przyjęci po otrzymaniu pozytywnych opinii od
przynajmniej dwóch członków wprowadzających. Na
tej zasadzie przyjmowano do organizacji jedynie osoby
narodowości polskiej „o nieposzlakowanej opinii”, nie-
należące do żadnej innej organizacji politycznej.
Zwiększenie liczebności i zasięgu wpływów OZN gwa-
rantowali jednak przede wszystkim tzw. członkowie
zbiorowi, czyli mniej lub bardziej masowe organizacje,
np. spółdzielcze, zawodowe, kulturalne i społeczne,
których zarządy zgłosiły akces do OZN, nie zawsze
zresztą konsultując swój krok z szeregowymi członka-
mi. Niezależnie jednak od formy przystąpienia, od tego
momentu traktowano ich automatycznie także jako
członków OZN. Z liczących się środowisk taką decyzję
podjęło np. Zjednoczenie Pracy Wsi i Miast (od połowy
lat 30. — Związek Działaczy Społecznych), rozłamow-
cy z SL wywodzący się z kręgów dawnego PSL „Wy-
zwolenie”, Związek Młodych Narodowców skupiający
dawnych członków OWP, niektóre grupy o rodowodzie
chadeckim (np. kierowane przez S. Burtana Zjednocze-
nie Chrześcijańsko-Społeczne), liczne organizacje
kombatanckie z Federacją Polskich Związków Obroń-
ców Ojczyzny na czele, masowy Związek Strzelecki
oraz kierowany przez M. Grażyńskiego Związek Har-
cerstwa Polskiego (ZHP). W tym ostatnim przypadku
spowodowało to pojawienie się w ZHP środowisk opo-
zycyjnych, dystansujących się od oficjalnego kie-
rownictwa. Jeżeli uwzględni się owych członków zbio-
rowych, liczebność OZN, na którą często się powoły-
wano, wynosiłaby rzeczywiście ok. 1,5-2,0 mln osób.
Jak już wspominano, nowa organizacja podkreślała
wyjątkowe znaczenie religii rzymskokatolickiej (ob-
rządku łacińskiego) i zapowiadała roztoczenie nad nią
opieki. Obietnica ta nie spotkała się jednak ze zbyt
przychylnym przyjęciem ze strony episkopatu, który
przy każdej okazji podkreślał, że oczekuje ewentualnie
raczej przejawów współpracy ze strony władz pań-
stwowych, ponieważ oferowanie opieki w sytuacji, gdy
olbrzymia większość społeczeństwa polskiego związa-
na jest z katolicyzmem, nie ma praktycznego znacze-
nia. Deklaracje ideowe miał szybko wystawić na po-
ważną próbę tzw. konflikt wawelski. Pod koniec
czerwca 1937 r. metropolita A. S. Sapieha jako biskup
krakowski polecił, mimo sprzeciwu piłsudczyków,
przenieść spoczywającą w katedrze na Wawelu trumnę
ze zwłokami J. Piłsudskiego z krypty św. Leonarda do
przygotowywanej specjalnie krypty Srebrnych Dzwo-
nów. Wydaje się, że niezależnie od endeckich sympatii
A.S. Sapiehy i tak najistotniejsze znaczenie przy po-
dejmowaniu tej decyzji miały względy czysto prak-
tyczne, gdyż nieustanne „pielgrzymki”, zresztą na ogół
zróżnicowane pod względem religijnym, przybywające
w celu złożenia hołdu zmarłemu przywódcy, musiały
przechodzić przez wawelską świątynię i często dezor-
ganizowały jej ściśle religijne funkcje. Decyzja arcybi-
skupa wywołała ponaddwutygodniowy ostry konflikt
z obozem rządzącym i zwolennikami J. Piłsudskiego.
Jego przejawem było demonstracyjne podanie się do
dymisji rządu F. S. Składkowskiego oraz liczne, chyba
nawet gwałtowniejsze niż w czasie sporu z biskupem
kieleckim w 1935 r., manifestacje antysapieżyńskie,
w czasie których potępiano biskupa, domagano się
odebrania mu wszystkich godności honorowych i od-
znaczeń, a nawet umieszczenia go w obozie odosobnie-
nia (w Berezie). Ostatecznie konflikt zażegnano po
opublikowaniu przez A.S. Sapiehę oświadczenia, że nie
zamierzał uchybić pamięci zmarłego. Zatarg nie wpły-
nął też wyraźniej na stosunki między władzami pań-
stwowymi i kościelnymi, gdyż w ostatnim okresie
przed wojną układały się one raczej poprawnie, choć
trudno byłoby mówić o ścisłej współpracy.
Wielu problemów przysparzało OZN negatywne
stanowisko licznych osobistości i organizacji piłsud-
czykowskich, odżegnujących się jednoznacznie od jego
nacjonalistyczno-katolickich założeń ideowych. Dy-
stansował się od nich np. kierowany przez J. Mora-
czewskiego Związek Związków Zawodowych, co au-
tomatycznie osłabiało zasięg wpływów Obozu w śro-
dowiskach robotniczych. Jednoznaczną, wręcz wrogą
wymowę miały wypowiedzi bliskiego zmarłemu gen.
L. Żeligowskiego, organizatora „buntu wojskowego”
w 1920 r. i twórcy tzw. Litwy Środkowej, prezentowa-
ne konsekwentnie do 1939 r., m.in. na łamach poczyt-
nego wileńskiego dziennika konserwatywnego „Sło-
wo”.
Część działaczy dawnej lewicy sanacyjnej nie tyl-
ko wyraźnie odcinała się od Obozu, ale na znak prote-
stu zaczęła tworzyć organizacje alternatywne. Naj-
wcześniej działania takie podjęto w stolicy, w której już
jesienią tego roku (16 X 1937) powstał Klub Demokra-
tyczny, grupujący, najogólniej rzecz biorąc, przeciwni-
ków zasad ogłoszonych przez A. Koca, w większości
powiązanych uprzednio z obozem rządzącym. Na po-
dobnej zasadzie zaczęli się organizować piłsudczycy
i przeciwnicy OZN w innych ośrodkach. Na wzór stoli-
cy kluby takie utworzono m.in. w Krakowie, Katowi-
cach, Lodzi, Lwowie i Wilnie. Zapoczątkowany wów-
czas proces zamknęło powołanie do życia w kwietniu
1939 r. Stronnictwa Demokratycznego (SD), które na
pewien czas miało stać się trwałym, aczkolwiek niezbyt
wpływowym elementem polskiej sceny politycznej.
Wówczas opowiadało się ono za wzmocnieniem pań-
stwa, przywróceniem demokratycznego systemu rzą-
dzenia, zmianą powszechnie krytykowanej ordynacji
wyborczej, a także wypracowaniem racjonalniejszych
zasad polityki wobec mniejszości narodowych. Do gro-
na założycieli i wybitniejszych działaczy SD należeli
m.in. Mieczysław Michałowicz, Mikołaj Kwaśniewski,
Wincenty Rzymowski i Marceli Handelsman.
Pierwszym poważniejszym sprawdzianem dorobku
organizacyjnego, zysków i strat oraz orientacyjnego za-
sięgu wpływów OZN miały być przedterminowe wybo-
ry parlamentarne. Zdecydowano się na nie z kilku po-
wodów. Niezależnie od zabiegów statystyczno-
propagandowych zdawano sobie sprawę, że frekwencja
wyborcza w 1935 r., jeżeli rozpatrywać ją w katego-
riach społecznego wotum zaufania, była wyjątkowo ni-
ska i zamierzano zatrzeć pamięć tej porażki. Liczono,
że w nowej sytuacji, charakteryzującej się m.in. popra-
wą koniunktury ekonomicznej i sukcesami w polityce
międzynarodowej (nawiązanie stosunków dyploma-
tycznych z Litwą i odzyskanie Śląska zaolziańskiego),
a także narastającymi zagrożeniami zewnętrznymi, wy-
stąpi naturalna niejako skłonność społeczeństwa do
opowiedzenia się po stronie ekipy rządzącej. Było to
tym bardziej prawdopodobne, że wyraziła ona, bez pre-
cyzowania szczegółów, chęć naprawienia popełnionych
w przeszłości błędów Zgodnie z powszechnymi dąże-
niami zapowiadano zmianę ordynacji wyborczej, aby
— jak podkreślono w dekrecie prezydenta o roz-
wiązaniu parlamentu z 13 IX 1938 — „dać pełniejszy
wyraz nurtującym w społeczeństwie prądom”. Nie bez
znaczenia była także chęć ostatecznego usunięcia w po-
lityczny niebyt grupy pułkowników, z W. Sławkiem na
czele, która nie tylko w dalszym ciągu dysponowała li-
czącymi się wpływami w parlamencie, ale zaczynała
tam wykazywać znaczną aktywność i podkreślać swą
niezależność. Z tego punktu widzenia symptomatyczny
był np. fakt, że po śmierci S. Cara w czerwcu 1938 r.
izba poselska wybrała na swego marszałka W. Sławka,
który objął funkcję bez zwyczajowego już niejako
oświadczenia, że czyni to, mając akceptację prezyden-
ta.
Termin nowych wyborów wyznaczono na 6 i 13 XI
1938. Także i tym razem opozycja postanowiła nie brać
w nich udziału, chociaż — ze względu na uznanie przez
Sąd Najwyższy głoszenia haseł bojkotowych za dzia-
łalność wymierzoną w podstawy ustrojowe państwa
i w związku z tym karalną — nie mogła propagować
swego stanowiska zbyt otwarcie. Brak bardziej zdecy-
dowanego przeciwdziałania ze strony opozycji przy in-
tensywnej kampanii propagandowej OZN (w której
m.in. łączono wybory z obchodami dwudziestolecia
niepodległości) i towarzyszących jej niekiedy naci-
skach administracji, łącznie z rozsyłaniem imiennych
przypomnień o obowiązku głosowania, przyniósł wi-
doczne rezultaty, gdyż frekwencja wyborcza była tym
razem znacznie wyższa niż poprzednio. W istotniej-
szych wyborach do sejmu wzięło udział 67,1% upraw-
nionych, a więc o ponad 20% więcej niż przed trzema
laty i tylko o 7-10% mniej niż w czasie rekordowych
kampanii w 1928 i 1930 r. Ilustruje to mapka.
W kilku województwach, m.in. białostockim, wi-
leńskim i lubelskim, frekwencja przekroczyła wyraźnie
poziom z 1930 r. Należy jednak pamiętać, że ponow-
nie, tak jak w roku 1935, część osób (ponad pół milio-
na) celowo oddała karty wyborcze w takiej formie, aby
zostały one uznane za nieważne. Najwyższy odsetek
głosujących zanotowano ponownie na Śląsku (83,4%),
a na drugim miejscu uplasowało się województwo tar-
nopolskie (82,6%). Na przeciwległym biegunie znala-
zło się województwo krakowskie, w którym — jako je-
dynym w Polsce — do urn wyborczych zgłosiło się
niecałe 50% uprawnionych. Być może była to reperku-
sja krwawych wystąpień strajkowych w poprzednim
roku.
Frekwencja podczas wyborów sejmowych w 1935 i 1938 r. ( w procentach)
Województwo Rok
1935 1938 Różnica
miasto Warszawa 29,4 54,7 + 25,3
warszawskie 37,3 64,3 + 27,0
łódzkie 36,7 59,7 + 23,0
kieleckie 36,6 66,8 + 30,2
lubelskie 39,9 71,1 + 31,2
białostockie 57,2 76,6 + 19,4
wileńskie 41,7 70,9 + 29,2
nowogródzkie 63,8 68,6 + 4,8
poleskie 67,9 74,3 + 6,4
wołyńskie 64,9 74,9 + 10,0
poznańskie 37,4 64,4 + 27,0
pomorskie 44,6 66,1 + 21,5
śląskie 75,7 83,4 + 7,7
krakowskie 42,9 47,8 + 4,9
lwowskie 42,9 63,8 + 20,9
stanisławowskie 41,6 66,0 + 24,4
tarnopolskie 58,0 82,6 + 24,6
Razem 46,5 67,1 + 20,6
Z wyników mogły być zadowolone władze OZN,
gdyż jego członkowie stanowili ok. 80% nowo wybra-
nych posłów. Sukces nie był jednak pełny, ponieważ
w części okręgów jego protegowani nie znaleźli się na
preferencyjnych miejscach na listach ustalonych przez
zgromadzenia okręgowe, a w niektórych przegrywali
z kandydatami niezależnymi. Najbardziej dotkliwą pre-
stiżowo porażką był np. dla OZN fakt, że jego szef —
gen. S. Skwarczyński — umieszczony na pierwszym
miejscu listy w Wilnie, choć zdobył mandat, to jednak
uzyskał poparcie znacznie mniejsze niż to, które wyra-
żono znajdującemu się na „niemandatowej” pozycji
gen. L. Żeligowskiemu, znanemu z bardzo ostrych wy-
stąpień antyozonowych. Wybory do senatu przebiegły,
jak zazwyczaj, bez komplikacji, przy 70% frekwencji.
Znaleźli się w nim najbardziej prominentni przedstawi-
ciele rządzącego obozu.
Przy okazji wyborów zrealizowano także dodat-
kowe cele, np. ostatecznie wyeliminowano z gry poli-
tycznej grupę pułkowników. Szczególną wymowę mia-
ła przegrana W. Sławka, który ubiegał się o mandat
w Warszawie jako niezależny kandydat. Był on zresztą
jedną z postaci najbardziej zwalczanych w czasie tej
kampanii i przegrał konfrontację z osobami mniej zna-
nymi, ale wysuniętymi i popieranymi przez OZN.
W tym wypadku osiągnięto nie tylko cel doraźny (po-
zbawienie mandatu), ale uzmysłowiono mu, że nie bę-
dzie miał szans w walce o fotel prezydencki w 1940 r.,
gdyż o zajęciu tego stanowiska miał zadecydować no-
wo wybrany parlament, zdominowany przez jego prze-
ciwników. Wydaje się, że W. Sławek zrozumiał, iż sy-
tuacja zmieniła się nieodwracalnie, gdyż zaraz po wy-
borach wycofał się z czynnego życia politycznego do
ofiarowanej mu przez przyjaciół siedziby w Racławi-
cach, a kilka miesięcy później (z 2 na 3 IV 1939) po-
pełnił samobójstwo.
Nowy parlament zebrał się 28 XI 1938. Obrady izb
otworzyli nie — zgodnie z tradycją — najstarsi wie-
kiem parlamentarzyści, ale osoby mające podkreślać
albo dominującą opcję polityczną (w sejmie — gen.
S. Skwarczyński, szef OZN), albo najświeższe sukcesy
ekipy rządzącej (w senacie Leon Wolf — reprezentują-
cy z nominacji prezydenta odzyskany właśnie Śląsk
Zaolziański). Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami
marszałkiem sejmu został prof. Wacław Makowski
(kontrkandydat W. Sławka w czasie wyborów), a sena-
tu Bogusław Miedziński (jeden z najbliższych współ-
pracowników E. Śmigłego-Rydza). O zmianie stosunku
do mniejszości narodowych, reprezentowanych w izbie
już tylko przez Ukraińców i Żydów, świadczył m.in.
fakt, że Wasyl Mudryj został co prawda ponownie
członkiem prezydium (wicemarszałkiem) sejmu, ale nie
na podstawie wcześniejszych ustaleń, tylko w wyniku
zgłoszenia go z sali przez posłów ukraińskich.
Udział w wyborach parlamentarnych, jak już
wspomniano, traktowano ponownie jako rodzaj plebi-
scytu — za rządową ekipą lub przeciw niej. Patrząc na
akt wyborczy pod tym kątem, władze miały powód, aby
uznać, że wrażenie porażki z 1935 r. zatarto, choć to-
warzyszące tej konstatacji propagandowe stwierdzenia,
iż w tych kilku procentach różnicy (7-10%) między
liczbą głosujących w latach 1928 i 1930 a wynikami
uzyskanymi w 1938 r. „zamykały się realne siły
i wpływy opozycji we wszystkich jej odłamach”, były
już z pewnością przesadzone.
Wydaje się, że bardziej wiarygodne dla poznania
nastrojów i sympatii społecznych były przeprowadzane
na podstawie proporcjonalnej ordynacji wybory samo-
rządowe z przełomu lat 1938 i 1939. Mimo że tym ra-
zem frekwencja była niższa niż przy wyborach parla-
mentarnych (średnio ok. 64%), uczestniczyły w nich
jednak także ugrupowania opozycyjne. Niezbyt duży
odsetek głosujących pozwolił natomiast prorządowym
publicystom na wysunięcie tezy, że — wbrew twier-
dzeniom opozycji — dla społeczeństwa pięcio- przy-
miotnikowe prawo wyborcze nie miało większego zna-
czenia. Trudniej było im wytłumaczyć preferencje poli-
tyczne ujawnione podczas wyborów. Co prawda także
i w nich OZN odnotował znaczne sukcesy, zwłaszcza
na Kresach Wschodnich, na których zyskiwał zwolen-
ników, m.in. podkreślając konieczność solidarności na-
rodowej i obrony polskiego stanu posiadania (a więc
dzięki argumentom zaczerpniętym z arsenału endecji).
Znacznie gorzej wypadł tam, gdzie takie wezwania nie
mogły przynosić rezultatów, czyli w centralnej i za-
chodniej Polsce, w której na terenach wiejskich wyraź-
nie zaznaczyły się wpływy SL (najsilniej w woj. kra-
kowskim i łódzkim) lub SN (Wielkopolska), a w mia-
stach przewaga SN i PPS oraz równie opozycyjnych
ugrupowań żydowskich. Wyjątkową wymowę miało to,
że w największych ośrodkach miejskich (Warszawa,
Łódź, Kraków, Poznań) wybory zakończyły się wyraź-
nymi zwycięstwami przeciwników sanacji, a wręcz
symboliczną wymowę miał fakt, że w wybudowanej za
czasów sanacyjnych Gdyni samorząd miejski zdomino-
wali socjaliści. Opozycja nie mogła się jednak w pełni
cieszyć osiągniętymi sukcesami. W większości przy-
padków nie potrafiła się Zjednoczyć i wyłonić zarzą-
dów miejskich. Wykorzystała to ekipa rządząca
i wprowadziła zarządy komisaryczne, w pełni dyspozy-
cyjne wobec obozu sanacyjnego.
PRZEMIANY W STRONNICTWACH OPOZYCYJNYCH
Obok istotnych zmian w obozie sanacyjnym, decy-
dująco wpływających nadal na sytuację wewnętrzną
w Polsce, ważne przeobrażenia zachodziły także wśród
ugrupowań opozycyjnych, od komunistów poczynając,
na skrajnych odłamach narodowych kończąc. W prze-
ciwieństwie do wcześniejszych okresów następujące
zmiany (secesje, rozłamy, procesy zjednoczeniowe) nie
były już powiązane z życiem parlamentarnym, gdyż
opozycja została z niego wyeliminowana.
Duża aktywność KPP, zwiększająca się od począt-
ku lat 30., w miarę pogłębiania się kryzysu ekonomicz-
nego, uznawanego za czynnik sprzyjający rewolucji,
utrzymywała się w dalszym ciągu. Partia ta nadal kon-
sekwentnie uważała, że najważniejszym zadaniem jest
obrona interesów ZSRR, który w jej dokumentach
określano zazwyczaj mianem .jedynej ojczyzny proleta-
riatu” i apriorycznie uznawano także za jedynego orę-
downika wszystkich uciśnionych i wyzyskiwanych lu-
dzi i narodów na całym świecie. W bieżącej działalno-
ści KPP zachodziły wówczas zmiany, ale nie wynikały
one z przewartościowań programowych, lecz były kon-
sekwencją zaleceń taktycznych Kominternu, a zwłasz-
cza jego zorganizowanego latem 1935 r. VII Kongresu.
Pod wpływem wydarzeń z lat 1933-1935 uznał on, że
demokracja, nawet burżuazyjna, była dla ruchu komu-
nistycznego korzystniejszą formą rządów niż docho-
dzące wówczas do władzy w wielu krajach systemy to-
talitarno-faszystowskie. Kongres zalecił też swoim sek-
cjom, w tym również KPP, zmianę kierunku działania.
Teraz najistotniejsze miało być dążenie do utworzenia
w każdym państwie jednolitego frontu klasy robotni-
czej, zwłaszcza w porozumieniu ze zwalczanymi do-
tychczas „socjalfaszystami”, oraz budowanie frontu lu-
dowego, obejmującego wszystkie ugrupowania antyto-
talitarne, łącznie z katolickimi.
Zgodnie z tymi poleceniami KPP zrezygnowała
z działań propagandowych, których celem było podwa-
żanie przy każdej możliwej okazji podstaw ustrojowych
i integralności państwa polskiego, a nawet kwestiono-
wanie sensu jego istnienia, zaczęła natomiast występo-
wać jako rzeczniczka jego obrony, chociaż tylko przed
rewizjonizmem niemieckim. W kwestiach wewnętrz-
nych zaprzestano bezwzględnej walki z ugrupowaniami
stojącymi na prawo od komunistów i starano się przed-
stawiać partię jako najkonsekwentniejszą zwolenniczkę
wartości demokratycznych, zagrożonych przez obóz
sanacyjny i faszyzujące odłamy nurtu narodowego.
Dlatego też w jej propagandzie zaczęto wskazywać,
zgodnie z realiami, na narastające zagrożenie ze strony
zachodniego sąsiada, zwłaszcza dla Gdańska, Śląska,
Wielkopolski i Pomorza, a więc ziem tak niedawno
jeszcze traktowanych w wypowiedziach czołowych
działaczy partyjnych jako przemocą oderwane od nie-
mieckiej macierzy.
Zwrot był zbyt gwałtowny, jego przyczyny zbyt
oczywiste, a ilość nagromadzonych uprzedzeń — za-
równo dotyczących spraw międzynarodowych, jak
i, a może przede wszystkim, wewnętrznych — zbyt du-
ża, aby propozycje współpracy wysuwane przez komu-
nistów mogły zostać przez inne ugrupowania potrakto-
wane poważnie. Zastrzeżenia takie ujawniły się z dużą
siłą w PPS, a więc w partii potencjalnie im najbliższej.
Co prawda pod naciskiem istniejącej tam grupy rady-
kalno-lewicowej zdecydowano się latem 1935 r. za-
wrzeć z KPP tzw. pakt o nieagresji, mający oznaczać
powstrzymanie wzajemnego, zwłaszcza propagando-
wego zwalczania się, ale pozostawiono obu stronom
prawo do „rzeczowej krytyki” partnera. Na taki krok
PPS zdecydowała się ze względu na konieczność skon-
solidowania wysiłków mających na celu obronę intere-
sów robotniczych oraz, co bardziej prawdopodobne,
zneutralizowanie dość silnych wpływów komunistycz-
nych w związkach zawodowych, gdyż KPP w zamian
za współdziałanie deklarowała gotowość zlikwidowa-
nia tzw. lewicy związkowej. W konsekwencji PPS po-
szła na daleko idące ustępstwa, m.in. wyraziła zgodę na
udział członków KPP w organizowanych przez siebie
akcjach, a nawet na wygłaszanie przez nich przemó-
wień na pepeesowskich wiecach, choć zdawano sobie
sprawę, że może to ściągnąć na partię represje policyj-
ne. Porozumienie, jak się okazało, nie miało trwalszych
racjonalnych podstaw i przetrwało niezbyt długo.
Prawdopodobnie jego efektem było zaostrzanie przez
komunistów akcji strajkowych w 1936 r., co doprowa-
dziło, np. w Częstochowie, Krakowie i Lwowie, do
krwawych konsekwencji. Także prawo do „rzeczowej
krytyki” zostało wykorzystane przez komunistycznego
partnera — zgodnie z moskiewskimi dyrektywami —
do publicznego i nieuzasadnionego oskarżenia Zyg-
munta Zaremby, członka najwyższych władz PPS,
o działalność agenturalną w ruchu robotniczym. Dlate-
go też niecały rok po zawarciu porozumienia (maj
1936) centralne władze PPS ostatecznie zdecydowały
się, zarówno ze względów ideowych, jak i praktycz-
nych, na jego zerwanie.
Znaczna część wysiłku komunistów została w tym
okresie skoncentrowana na staraniach o udzielenie po-
parcia republikańskiemu rządowi w Hiszpanii. Komu-
nistyczna Partia Polski bardzo szybko — zgodnie z za-
leceniami Kominternu — uznała, że jego obrona
i utrzymanie jest jednym z najważniejszych zadań mię-
dzynarodowego ruchu robotniczego. Od początku też
włączyła się do tzw. akcji solidarnościowej z Hiszpa-
nią, uchwalania na zgromadzeniach rezolucji potępiają-
cych frankistowską rebelię, organizowania zbiórek pie-
niężnych oraz rekrutowania ochotników do armii repu-
blikańskiej. Odzew był proporcjonalny do zasięgu
wpływów KPP. Jak wynika z ustaleń samych komuni-
stów, do Hiszpanii dotarło z Polski i skupisk polonij-
nych (Francja, ZSRR) ok. 5 tys. ochotników, którzy
znaleźli się w większości najpierw w Batalionie, a na-
stępnie w Międzynarodowej Brygadzie im. J. Dąbrow-
skiego. Znaczna ich część (ok. 2 tys.) zginęła w wal-
kach. Wśród dowódców brygad międzynarodowych był
m.in. Karol Świerczewski i ta jego działalność stała się
jednym z najważniejszych elementów budowanej po
wojnie legendy.
Głoszenie chwytliwych haseł, takich jak obrona
demokracji, walka z totalitaryzmem oraz faszyzmem
czy postulat uwolnienia osób więzionych za prze-
konania polityczne, przysparzało komunistom zwolen-
ników w niektórych środowiskach. Jednym z ich po-
ważniejszych osiągnięć było uzyskanie w marcu 1936
r. podpisów członków ZMW RP „Wici” i, formalnie
już nieistniejącej, OM TUR na przygotowanej przez
Komunistyczny Związek Młodzieży Polski Deklaracji
praw młodego pokolenia Polski, w której podkreślano
m.in. prawo całej młodzieży do równego startu w doro-
słe życie.
Propagowane przez komunistów koncepcje spoty-
kały się także z przychylnym przyjęciem w kręgach in-
teligencji, zwłaszcza młodszego pokolenia. Świadczyły
o tym obrady zorganizowanego w maju 1936 r. pod ha-
słami jednolitofrontowymi lwowskiego Kongresu Pra-
cowników Kultury, z udziałem m.in. Władysława Bro-
niewskiego, Wandy Wasilewskiej, Leona Kruczkow-
skiego i Emila Zegadłowicza. Znajdowały one również
silne odbicie w efemerycznych czasopismach kultural-
no-literackich, takich jak „Po prostu”, „Sygnały”, „Le-
war” i „Karta”, choć największe znaczenie w ich sze-
rzeniu odegrał firmowany przez Norberta Barlickiego
(PPS) „Dziennik Popularny” (1936-1937). To ostatnie
wydawnictwo usiłowało, bez większego powodzenia,
uruchamiać swe mutacje terenowe, np. w Krakowie
w 1937 r. Czasami starano się wykorzystać w tym celu
czasopisma o szerokim zasięgu i ugruntowanej reno-
mie. Między innymi w początkach marca 1936 r. uka-
zał się z inspiracji W Wasilewskiej specjalny numer
wydawanego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego
„Płomyka”, poświęcony w całości propagowaniu ko-
munistycznych wzorców wychowania, stosowanych
w Związku Radzieckim. Spotkało się to z protestami
społecznymi i przeciwdziałaniem środowisk o bardziej
wyważonych poglądach. Ostatecznie „Płomyk” został
skonfiskowany, a po latach nawet W Wasilewska uzna-
ła, że taka próba indoktrynacji była zbyt nachalna.
Na możliwości działania komunistów w Polsce,
w tym także propagowania koncepcji Frontu Ludowe-
go, obok braku poważniejszego poparcia społecznego
coraz wyraźniej rzutowało stanowisko Kominternu, fi-
nansującego niebagatelnymi sumami swą polską sekcję.
III Międzynarodówka znajdowała się faktycznie pod
kontrolą komunistów sowieckich, a zwłaszcza niekwe-
stionowanego autorytetu — Józefa Stalina. Od połowy
lat 30. ośrodki te traktowały KPP z dużą podejrzliwo-
ścią. Przyczyny tego są trudne do wyjaśnienia, ale być
może wynikały z faktu, że mimo przekazywania jej du-
żych środków finansowych i wbrew napływającym do
Moskwy raportom o stale wzmagających się w Polsce
nastrojach prokomunistycznych i rewolucyjnych fak-
tyczne osiągnięcia partii były raczej mizerne. Wydaje
się, że w centrach kierowniczych zaakceptowano tezę,
iż głównym powodem takiej sytuacji było opanowanie
struktur partyjnych przez agentów polskiego kontrwy-
wiadu. Nic więc dziwnego, że w pierwszej kolejności
ich właśnie należało usunąć, co na większą skalę zaczę-
to realizować od 1933 r. Stąd też pierwszymi ofiarami
czystek w elicie kierowniczej KPP padły te osoby, któ-
re wywodziły się z ruchu socjalistycznego lub ludowe-
go i przebywały w ZSRR. Wszystkie też oskarżono
o prowadzenie działalności agenturalnej w ruchu robot-
niczym na polecenie polskiego wywiadu wojskowego.
Na tej podstawie skazano np. Jerzego Czeszejkę-
Sochackiego — niegdyś m.in. sekretarza generalnego
PPS (aresztowany latem 1933 r., według oficjalnej wer-
sji popełnił samobójstwo w więzieniu niecały miesiąc
później), Tadeusza Żarskiego — także rozpoczynające-
go działalność w PPS (aresztowany i stracony w 1934
r.) czy Sylwestra Wojewódzkiego — byłego członka
PPS, żołnierza Legionów, działacza PSL „Wyzwole-
nie”, współtwórcę i przywódcę kryptokomunistycznej
Niezależnej Partii Chłopskiej (aresztowany i najpraw-
dopodobniej stracony w 1933 r.). Represje stosowano
pod pretekstami, które już w odczuciu wielu współcze-
snych były zupełnie niewiarygodne, a zastrzeżenia te
zostały w pełni potwierdzone w masowych powojen-
nych procesach rehabilitacyjnych. Kolejne ekipy przy-
wódcze KPP przyjmowały jednak te wyroki jako
w pełni uzasadnione, a ewentualne wątpliwości tłuma-
czono „wyższymi racjami”, czyli zasadą najpełniej wy-
artykułowaną po latach przez W Wasilewską, że lepiej,
żeby poniósł śmierć nawet ktoś niewinny, „aniżeliby
miał zginąć Związek Radziecki”.
Największe straty w elicie kierowniczej poniosła
KPP w okresie prób realizowania przez nią budowy
jednolitego frontu klasy robotniczej i Frontu Ludowe-
go. Już w styczniu 1936 r. Komintern podjął decyzję
o rozwiązaniu tych ogniw KPP, które arbitralnie uzna-
no za najbardziej opanowane przez przeciwników, to
znaczy nie tylko przez polską defensywę (kontrwywiad
wojskowy), ale także przez ukryte lub jawne „elementy
trockistowskie”. Apogeum procesów politycznych
w Moskwie, wytaczanych z powodu różnorakich „od-
chyleń”, a więc przypominających działalność Świętej
Inkwizycji w średniowieczu, i niezmiennie kończących
się wyrokami długoletniego więzienia lub — znacznie
częściej — śmierci, przypadło na lata 1937-1938. Dzia-
łania takie, choć już na znacznie mniejszą skalę, konty-
nuowano także w okresie późniejszym, a jeden z ostat-
nich wyroków śmierci wykonano (na Kazimierzu Ci-
chowskim) jeszcze w 1940 r. Ofiarą czystek padli nie-
mal wszyscy dawni i aktualni przywódcy KPP, bez
względu na zajmowane stanowisko oraz toczące się
w partii walki frakcyjne, np. między tzw. mniejszością
i większością. Z pogromu ocaleli jedynie ci, którzy
znajdowali się wówczas w polskich więzieniach i z te-
go powodu nie mogli przyjechać do ZSRR. Logiczną
konsekwencją takiego stanowiska było oskarżenie ca-
łego ugrupowania o działalność agenturalną, co znala-
zło wyraz w zamieszczonym w centralnym organie
Kominternu w styczniu 1938 r. głośnym artykule Pro-
wokatorzy przy robocie i formalnym rozwiązaniu partii
w sierpniu tego roku. Wraz z nią przestały także istnieć
jej afiliowane sekcje, to znaczy Komunistyczna Partia
Zachodniej Ukrainy i Komunistyczna Parta Zachodniej
Białorusi oraz KZMP.
Likwidacja KPP, faktycznie działającej w konspi-
racji, nie wpłynęła poważniej na zmiany w układzie sił
politycznych w kraju. W dalszym ciągu najważniej-
szym reprezentantem polskiego ruchu robotniczego po-
zostawała PPS.
Zarówno w jej kierownictwie, jak i wśród przy-
wódców niższego szczebla ścierały się od połowy lat
30. koncepcje grupy lewicowej (tzw. jednolitofronto-
wej), opowiadającej się za współpracą z komunistami,
oraz opcji umiarkowanej, przeciwstawiającej się temu
ze względów ideologicznych i czysto praktycznych.
Zarysowująca się przez pewien czas przewaga tzw. le-
wicy zaowocowała m.in. zawarciem paktu o nieagresji
z KPP (lato 1935), który, jak już wspominano, okazał
się jedynie kilkumiesięcznym epizodem. Ujawniła się
ona zwłaszcza w trakcie masowych wystąpień robotni-
czych mających miejsce w tym czasie, na politykę par-
tii i stanowisko jej przywódców rzutowała bowiem
w znacznym stopniu fala strajków, nasilająca się po za-
kończeniu kryzysu ekonomicznego. Apogeum osiągnę-
ła w początkach 1936 r., stąd też okres ten przeszedł do
historii pod mianem „krwawej” lub „czarnej” wiosny.
W zdecydowanej większości protesty robotników miały
na celu przeciwdziałanie obniżce płac. Opór pracodaw-
ców spowodował, że zaczęto na dużą skalę stosować
wówczas nową formę protestów — strajki okupacyjne,
które początkowo przynosiły korzystne dla robotników
rezultaty i dlatego uciekano się do nich coraz częściej
(tę formę protestu zaczęto nawet w Europie nazywać
„strajkiem polskim”). Czasami jednak, na żądanie wła-
ścicieli, interweniowała policja, usuwając siłą robotni-
ków z okupowanych przedsiębiorstw i zakładów, co
stawało się zaczątkiem dalszych akcji protestacyjnych,
które — często z inspiracji komunistów — zamieniały
się w uliczne zamieszki.
Najbardziej dramatyczny charakter przybrały
wówczas wydarzenia w Krakowie i Lwowie. W Kra-
kowie, po brutalnym usunięciu przez policję strajkują-
cej załogi (w większości kobiet) z zakładów „Sempe-
rit”, został proklamowany na 23 III 1936 jednodniowy
strajk powszechny. Jego centralnym punktem był wiec,
po którym, wbrew uzgodnieniom między organizato-
rami i władzami administracyjnymi, urządzono uliczną
manifestację i skierowano ją pod siedzibę urzędu wo-
jewódzkiego. W rezultacie doszło do licznych starć
z policją, podczas których zginęło osiem osób. Trzy ty-
godnie później, w czasie rozpraszania demonstracji
bezrobotnych we Lwowie, zastrzelono jedną osobę.
Miejscowe organizacje robotnicze urządziły jej 16
kwietnia manifestacyjny pogrzeb. Podobnie jak w Kra-
kowie nie przestrzegano jednak przyjętych ustaleń
i kondukt z bocznych ulic skierowano do centrum mia-
sta. W konsekwencji doszło do kolejnych, tym razem
znacznie krwawszych potyczek z policją, gdyż śmierć
poniosło trzynastu uczestników pogrzebu.
Można przypuszczać, że zarówno bezpodstawne
oskarżenia wysuwane pod adresem działaczy socjali-
stycznych przez komunistów, jak i rola, którą odegrali
oni w krwawych wydarzeniach krakowskich oraz
lwowskich, spowodowały, że wśród przywódców PPS
umacniała się pozycja przeciwników współpracy z ko-
munistami, opowiadających się za budową frontu de-
mokratycznego, obejmującego ugrupowania antysana-
cyjne, ale bez SN i KPP. Zarówno w większości wy-
dawanych wówczas dokumentów, jak i podczas wystą-
pień publicznych podkreślano konieczność walki z ob-
ozem sanacyjnym i „faszyzującym” ruchem narodo-
wym, ale równocześnie dystansowano się od komuni-
zmu.
Podstawowe zamierzenia i kierunki działania na
bliższą i dalszą przyszłość określał nowo uchwalony
program, przyjęty na ostatnim przed wybuchem wojny
XXIV Kongresie w Radomiu (31 I - 2 II 1937). Celem
zasadniczym pozostała nadal walka o likwidację kapita-
lizmu i budowę demokratycznego państwa wyrażające-
go „zbiorową wolę społeczeństwa”, czyli Polskiej Rze-
czypospolitej Socjalistycznej. Ponadto podkreślano
w nim m.in. konieczność uspołecznienia wielkich za-
kładów przemysłowych, banków i instytucji kredyto-
wych, wprowadzenia gospodarki planowej uwzględnia-
jącej interesy i potrzeby warstw pracujących, przejęcia
przez państwo monopolu w handlu zagranicznym,
a także, w interesie pracującego chłopstwa, wywłasz-
czenia bez odszkodowania wielkiej własności ziem-
skiej, co było wyraźnym ukłonem w stronę SL. O na-
strojach panujących w partii świadczył fakt, że w skła-
dzie wyłonionego wówczas Centralnego Komitetu Wy-
konawczego zabrakło jakiegokolwiek zwolennika tzw.
jednolitego frontu. Wszystkie najistotniejsze funkcje
objęli natomiast przeciwnicy współpracy z komunista-
mi — Tomasz Arciszewski (przewodniczący CKW),
Kazimierz Pużak (sekretarz generalny CKW) i Zyg-
munt Żuławski (przewodniczący Rady Naczelnej).
Propagowana przez kierownictwo ruchu socjali-
stycznego koncepcja frontu demokratycznego nie do-
czekała się realizacji, z różnych zresztą powodów. Nie
doszło także, mimo częstych deklaracji o wspólnocie
interesów oraz lokalnych porozumień taktycznych, do
bliższego współdziałania z SL. Partia, być może pod
wpływem krwawych doświadczeń 1936 r., niechętnie
odniosła się do koncepcji wielkiego strajku, proklamo-
wanego rok później przez SL i, poza niezbyt częstymi,
w zasadzie wyłącznie werbalnymi zapewnieniami o so-
lidarności, właściwie go nie poparła. Razem z SL,
a także z innymi ugrupowaniami opozycyjnymi, stanęła
na stanowisku bojkotu wyborów parlamentarnych
w 1935 i 1938 r. Podobnie jak cała opozycja wzięła na-
tomiast udział w wyborach samorządowych na przeło-
mie lat 1938 i 1939, w których, zwłaszcza w dużych
ośrodkach miejskich, m.in. w Warszawie i Krakowie,
odnotowała poważne sukcesy, choć czasami, np. w Ło-
dzi, zawdzięczała je częściowo poparciu członków zli-
kwidowanej KPP. Bez wątpienia jednak wybory samo-
rządowe potwierdziły zarówno utrwaloną pozycję PPS
na polskiej scenie politycznej, jak i jej dominujące zna-
czenie w środowiskach robotniczych.
Na stanowisko zajmowane w drugiej połowie lat
30. przez przywódców najbliższego socjalistom SL
wywierały wpływ i wydarzenia wewnątrz ugrupowania,
i postawy ludności wiejskiej. Utworzenie SL, jak już
wspominano, nie zakończyło rozdźwięków wewnątrz
ruchu ludowego, a nawet spowodowało ich nasilenie po
w zasadzie jednomyślnej (3 głosy sprzeciwu) decyzji
Nadzwyczajnego Kongresu SL z 14 VII 1935 o przej-
ściu do bezwzględnej opozycji wobec obozu sanacyj-
nego, na znak protestu przeciwko wprowadzonej kon-
stytucji, a zwłaszcza nowej ordynacji wyborczej. Kon-
gres podjął decyzję o zbojkotowaniu zbliżających się
wyborów parlamentarnych i równocześnie ostrzegł, że
ubieganie się o mandat lub jego przyjęcie jest równo-
znaczne ze znalezieniem się poza Stronnictwem.
Jak się okazało, kongresowa jednomyślność nie
przekładała się na rzeczywistość. Trzy tygodnie później
(8 VIII 1935) kilkunastu członków Rady Naczelnej SL,
przede wszystkim wywodzących się z PSL „Wyzwole-
nie” i SCh, m.in. z zasłużonymi dla ruchu ludowego
Andrzejem Waleronem, Michałem
Rogiem i Janem Smotą, uznało decyzję bojkotową
za ewidentny błąd, gdyż — jak twierdzili — oddawała
ona prawo reprezentowania interesów wsi w parlamen-
cie ludziom z nią niezwiązanym. Na znak protestu
i „w imię interesów wsi” postanowili oni wystąpić ze
Stronnictwa. Secesjoniści utworzyli nowe ugrupowanie
— Kadrę Działaczy Chłopskich (określane przez prze-
ciwników pogardliwym skrótem „kadzichłopy”) i zaa-
pelowali do ludności o popieranie w czasie wyborów
autentycznych przedstawicieli wsi. Można jednak przy-
puszczać, że o stanowisku tej grupy zadecydowały nie
tyle względy ideowe, ile czysto praktyczne, m.in. per-
spektywa utraty wysokich diet poselskich. Secesja zna-
nych działaczy wyglądała początkowo groźnie, ale
szybko okazało się, że nie uzyskali oni jednak poważ-
niejszego poparcia na wsi, o czym świadczyła mizerna
frekwencja wyborcza na terenach opanowanych przez
ruch ludowy, a samo ugrupowanie, znane obecnie je-
dynie historykom, nie potrafiło nawet utrzymać na
dłuższą metę samodzielności i roztopiło się w sektorze
wiejskim OZN.
Dla SL rozłam ten był nawet w pewnym sensie
zjawiskiem pozytywnym, gdyż przyspieszył jego kon-
solidację, rezygnację z tzw. trójpolówki, stosowanej od
1931 r. przy obsadzie stanowisk partyjnych i umożliwił
zasilenie centralnych władz nowymi działaczami, wy-
wodzącymi się głównie ze zdecydowanie antysanacyj-
nego ZMW RP „Wici”. Przemiany te znalazły wyraźne
odbicie na kongresie SL w grudniu 1935 r., kiedy to
demonstracyjnie wybrano na prezesa Stronnictwa prze-
bywającego na emigracji politycznej W. Witosa, a fak-
tyczne kierowanie ugrupowaniem powierzono M. Rata-
jowi.
W nowo uchwalonym programie bardzo mocno
podkreślano zasady agraryzmu, uwzględniano dorobek
ideowy ZMW RP „Wici” i zwracano uwagę na tragicz-
ną sytuację ekonomiczną wsi. Jednoznacznie potępiano
kapitalizm jako system niespełniający oczekiwań spo-
łecznych. Tradycyjnie akcentowano nienaruszalność
własności prywatnej, ale z istotnym wyjątkiem, gdyż
uznano, że wielka własność ziemska musi być przejęta
bez odszkodowania na cele reformy rolnej. Ratunek dla
wsi i państwa widziano w oparciu przyszłego ustroju
agrarnego na kilkunastohektarowych, rodzinnych go-
spodarstwach, zapewniających zarówno godziwe wa-
runki życia osobom w nich zatrudnionym, jak i zaopa-
trzenie w żywność pracownikom sektora pozarolnicze-
go. Opowiadano się także za rozwojem różnych form
spółdzielczości, zwłaszcza handlowej, umożliwiającej
wsi pozbycie się pasożytujących na niej pośredników.
Za konieczne uznano uspołecznienie banków i najwięk-
szych zakładów przemysłowych. Kongres skonkrety-
zował także na kilka najbliższych lat postulaty SL
w kwestiach politycznych. Żądano przywrócenia ustro-
ju parlamentarno-demokratycznego, zmiany konstytu-
cji, parlamentu wyłanianego na podstawie demokra-
tycznej ordynacji wyborczej oraz rządu odpowiedzial-
nego przed parlamentem i cieszącego się zaufaniem
społeczeństwa. Aksjomatycznemu przekonaniu o wy-
jątkowym znaczeniu pracy na roli i wykonującej ją lud-
ności wiejskiej nie towarzyszyły siłą rzeczy konkret-
niejsze decyzje o szukaniu bliższych sojuszników poli-
tycznych.
Wzmagająca się konsolidacja SL oraz zachodzące
w nim zmiany, przede wszystkim narastanie tendencji
antysanacyjnych podsycanych przez emigrantów poli-
tycznych z W. Witosem na czele, wyraziły się w ma-
sowych manifestacjach organizowanych przy różnych
okazjach. Można to było zauważyć nie tylko w czasie
tradycyjnego Święta Ludowego, ale także w zapocząt-
kowanych w 1936 r. obchodach Święta Czynu Chłop-
skiego (15 VIII), urządzanych dla upamiętnienia decy-
dującej roli odegranej przez chłopskich żołnierzy
w zwycięskiej bitwie warszawskiej w 1920 r. czy
wspomnianych już uroczystościach ku czci W. Pyrza
w Nowosielcach (29 VI 1936). Obóz rządzący obser-
wował te działania z coraz większą niechęcią i zao-
strzył swe stanowisko wobec SL. Wyrazem tego była
m.in. akcja pacyfikacyjna, przeprowadzona na połu-
dniowej Lubelszczyźnie jesienią 1936 r., kiedy to czę-
sto stosowano metody wypróbowane na chłopach ukra-
ińskich w roku 1930, a także i polskich w czasie zamie-
szek w latach 1932-1933 w środkowej Małopolsce.
Można sądzić również, że dlatego zamiar SL zorgani-
zowania w kwietniu 1937 r. w Racławicach masowych
obchodów poświęconych upamiętnieniu wyjątkowej ro-
li chłopskich kosynierów w bitwie stoczonej tu w cza-
sie powstania kościuszkowskiego spotkały się z nie-
przychylnym stanowiskiem władz administracyjnych,
które wydały zakaz urządzenia uroczystości i uczyniły
to dosłownie w ostatniej chwili. Doprowadziło to do
krwawych starć między przybyłymi na miejsce kilku-
nastoma tysiącami chłopów a policją, w efekcie których
zastrzelono dwóch manifestantów, a wielu aresztowano
i postawiono przed sądem.
Wydarzenia racławickie miały wszelkie cechy
prowokacji politycznej. Nic więc dziwnego, że SL,
m.in. pod wpływem nadal znajdującego się na emigra-
cji W. Witosa, postanowiło odpowiedzieć na nią także
akcją polityczną, czyli proklamowanym podczas ob-
chodów Święta Czynu Chłopskiego masowym, dziesię-
ciodniowym (16-25 VIII 1937) strajkiem chłopskim.
Podobnie jak w pierwszej połowie lat 30. miał on pole-
gać przede wszystkim na wstrzymaniu dostaw żywno-
ści do miast (bojkot targów) i zaniechaniu w tym czasie
zakupów jakichkolwiek artykułów przemysłowych.
Jednakże na tym kończyło się podobieństwo do po-
przedniej akcji, gdyż teraz żądania ekonomiczne nie
tylko powiązano z politycznymi, ale te drugie wysunię-
to na pierwszy plan. Domagano się m.in. przywrócenia
przedzamachowych demokratycznych metod rządzenia
państwem, zmiany powszechnie krytykowanej ordyna-
cji wyborczej i konstytucji oraz ogłoszenia amnestii dla
emigrantów brzeskich, czyli uznania, że skazanie ich
nastąpiło niezgodnie z prawem. Strajk miał być nie tyl-
ko wielką manifestacją antysanacyjną, ale także testem
sprawności organizacyjnej SL, toteż postanowiono wy-
łączyć z niego obszary, na których Stronnictwo odgry-
wało niewielką rolę, w tym najbardziej chłopskie, lecz
zdominowane przez obóz narodowy ziemie zachodniej.
Zrezygnowano z niego także we wschodniej Polsce,
gdzie wpływy i SL, i elementu polskiego były nie-
znaczne. Sama idea strajku (a zwłaszcza jego politycz-
ny aspekt) miała przeciwników w centralnych władzach
Stronnictwa, i to wśród osób o ugruntowanej pozycji,
m.in. należał do nich urzędujący prezes M. Rataj, który
w związku z tym w kwietniu 1937 r. przekazał swe ob-
owiązki wielkopolskiemu działaczowi Stanisławowi
Mikołajczykowi, powiązanemu z coraz bardziej rady-
kalizującym się i popierającym nowe metody walki
W. Witosem.
Ostatecznie też strajk objął prawie wyłącznie tere-
ny zachodniej i środkowej Małopolski oraz, w trochę
mniejszych rozmiarach, graniczące z nimi południowe
ziemie byłego Królestwa Polskiego. Ponieważ teryto-
rialny zasięg strajku został wyraźnie ograniczony, lo-
kalni działacze SL szczególną wagę przykładali do te-
go, aby podkreślana przez nich i propagowana różnymi
metodami zasada solidarności wiejskiej nie została
złamana. Czuwały nad tym specjalne bojówki (tzw.
straże wiejskie), do których czasami angażowano także
komunistów, żywo zainteresowanych w podsycaniu
„rewolucyjnych” nastrojów. Straże te stosowały wobec
tzw. łamistrajków brutalny terror — bicie, niszczenie
nie tylko produktów wywożonych wbrew generalnemu
zakazowi do miast, ale także zasiewów i zbiorów, na-
rzędzi i maszyn rolniczych, zabijanie zwierząt gospo-
darskich, a nawet zatruwanie studni. Rozmiary działań
terrorystycznych, niejednokrotnie wyolbrzymiane przez
przeciwników, stawały się oficjalnym powodem inter-
wencji policji, a w konsekwencji nawet starć zbrojnych.
Z oficjalnych danych wynika, że zginęło w nich ponad
40 chłopów, a kilkuset odniosło obrażenia. Dokonano
wówczas także aresztowań na szeroką skalę (1,5-5 tys.
osób), jednak zdecydowaną większość zatrzymanych
dość szybko zwolniono z aresztu, gdyż zgodnie z opi-
nią ówczesnego premiera i ministra spraw wewnętrz-
nych F. S. Składkowskiego trudno było więzić i skazy-
wać „narzędzia”, gdy równocześnie faktyczni sprawcy
niepokojów zdołali różnymi sposobami (np. przedsta-
wiając zaświadczenia lekarskie) zapewnić sobie bez-
karność i dzięki gąszczowi obowiązujących przepisów
uchylić się od odpowiedzialności.
Strajk z 1937 r. nie przyniósł chyba efektów spo-
dziewanych przez jego inicjatorów i zwolenników, dla-
tego też pomysł powtórzenia go w następnym roku spo-
tkał się już ze znacznie większym sprzeciwem.
O zmianie nastrojów świadczyło m.in. ponowne powie-
rzenie w lutym 1938 r. M. Ratajowi, zdecydowanemu
przeciwnikowi wystąpień strajkowych, obowiązków
urzędującego prezesa SL. Bez wątpienia na poglądy
większości działaczy w tym okresie, m.in. na rezygna-
cję z przygotowywanego kolejnego strajku chłopskiego
w 1938 r., istotny wpływ wywarło narastające zagroże-
nie zewnętrzne i poczucie odpowiedzialności za losy
państwa. Prawdopodobnie brano pod uwagę normalny
w takich sytuacjach wzrost nastrojów patriotycznych i
nacjonalistycznych, powodujący odrzucanie partyku-
larnych haseł.
Nie oznaczało to jednak rezygnacji z walki z obo-
zem sanacyjnym. SL ponownie zbojkotowało wybory
parlamentarne (1938), a jego stanowisko najmocniej
poparła kolebka ruchu ludowego, to znaczy wojewódz-
two krakowskie (poniżej 50% głosujących). Wraz z po-
zostałymi antysanacyjnymi ugrupowaniami Stronnic-
two wzięło udział w ostatnich przed wybuchem wojny
wyborach samorządowych z przełomu lat 1938 i 1939,
gdyż przeprowadzano je na podstawie demokratycznej,
proporcjonalnej ordynacji. Potwierdziły one dominują-
cą pozycję SL na wsi, zwłaszcza w południowej i cen-
tralnej Polsce.
Stronnictwo, mimo napotykanych przeszkód,
umacniało też swoje wpływy w organizacjach gospo-
darczych i spółdzielczych. Z szacunkowych danych
wynika, że Stronnictwo Ludowe, od maja 1939 r. kie-
rowane już oficjalnie przez przybyłego z emigracji do
kraju W. Witosa, skupiało w przededniu wojny ok. 150
tys. członków. Było więc najbardziej masową organi-
zacją na polskiej wsi, zdecydowanie dystansującą
wszelkie inne grupy usiłujące zająć jego miejsce, nawet
jeżeli posługiwały się nośnym w ostatnich miesiącach
niepodległości hasłem „rzeczowego traktowania” po-
jawiających się problemów.
W drugiej połowie lat 30. największe zmiany na-
stąpiły w ugrupowaniach centrowych, to znaczy
w PSChD i NPR, które wówczas ostatecznie połączyły
się organizacyjnie. Był to niejako uboczny efekt po-
dejmowanych od dłuższego czasu prób skonsolidowa-
nia całej opozycji antysanacyjnej. Poprzednie wysiłki w
tej materii albo nie wytrzymały próby czasu (Centro-
lew), albo były niemożliwe do zaakceptowania (komu-
nistyczny Front Ludowy lub socjalistyczny front demo-
kratyczny) przez wszystkich potencjalnych partnerów.
Zgodnie z koncepcją wyznawaną przez wielu polity-
ków silna pozycja obozu sanacyjnego była pochodną
rozproszenia i braku współpracy sił opozycyjnych, na-
kazem chwili stawała się więc konieczność zjednocze-
nia wysiłków. Znaczną aktywność na tym polu wyka-
zywał m.in. gen. Władysław Sikorski, który po zama-
chu majowym został w zasadzie odsunięty od pracy w
wojsku. Uważał on, że punktem wyjścia do stworzenia
silnego bloku antysanacyjnego winno być w pierwszej
kolejności porozumienie między wybitniejszymi dzia-
łaczami politycznymi, a dopiero w następnej współ-
działanie stronnictw.
Wstępem do tworzenia nowego obozu polityczne-
go stało się spotkanie opozycyjnych działaczy, które
w drugiej połowie lutego 1936 r. odbyło się w szwaj-
carskiej siedzibie I. Paderewskiego Riond-Bosson
w Morges z udziałem gospodarza, gen. W. Sikorskiego,
gen. J. Hallera oraz przebywającego na emigracji
W. Witosa. Konferencja ta uznawana jest za narodziny
tzw. Frontu Morges. W pierwszym opublikowanym
komunikacie podkreślano dość enigmatycznie koniecz-
ność zjednoczenia narodu i zintensyfikowania wysił-
ków w celu „opanowania obecnego, a tak groźnego dla
przyszłości Polski kryzysu”. W późniejszych enuncja-
cjach krytykowano sanację, przestrzegano przed ten-
dencjami faszystowskimi na prawicy oraz nadmiernym
radykalizmem lewicy i podkreślano dążenie do przy-
wrócenia w pełni demokratyczno-parlamentarnych za-
sad rządzenia. W kraju koncepcje te propagowały m.in.
pisma „Odnowa” i „Zwrot”. W kolejnych spotkaniach
w Morges uczestniczyli m.in. Wojciech Korfanty, Ka-
rol Popiel i gen. Marian Januszajtis. W sumie domino-
wali przedstawiciele ugrupowań centrowych, choć po-
dejmowano starania mające przyciągnąć liczących się
działaczy SN i PPS. Wysiłki nie przyniosły jednak re-
zultatów. SN odrzuciło taką możliwość, gdyż, głównie
pod wpływem R. Dmowskiego, uznało inicjatywę za
„masońską”. Mimo zaangażowania W. Witosa i kilku
jego najbliższych współpracowników nie poparło jej
także SL. Koncepcja nie spotkała się również z więk-
szym zainteresowaniem wśród działaczy PPS.
Ostatecznie też jedynym widocznym efektem dzia-
łania Frontu było, jak już wspomniano, zakończenie
długoletniego okresu rozbicia partii centrowych. 10 X
1937, na zjeździe w Warszawie, z połączenia PSChD
i NPR powstało Stronnictwo Pracy (SP). Akces do nie-
go zgłosiło także kilka mniejszych grup o zbliżonym
charakterze politycznym, a wsparł je również dość licz-
ny kombatancki Związek Hallerczyków.
W uchwalonym wówczas programie powtarzano
najważniejsze założenia obu tworzących go partii.
W kwestiach społecznych odwoływano się do pod-
stawowych wartości chrześcijańskich, krytykowano
kapitalizm i podkreślano konieczność dokonania prze-
obrażeń gospodarczych, choć równocześnie uznawano
nienaruszalność własności prywatnej. Zgodnie z daw-
niej głoszonymi zasadami opowiadano się za demokra-
tycznym ustrojem parlamentarnym, a w polityce zagra-
nicznej uznawano za niezbędne zacieśnienie współpra-
cy z Francją. Do końca okresu międzywojennego przy
różnego rodzaju okazjach akcentowano zdecydowanie
antysanacyjne stanowisko. Kongres wybrał także swoje
władze, wśród których znaleźli się czołowi przedstawi-
ciele łączących się organizacji. Na prezesa Stronnictwa
demonstracyjnie wybrano przebywającego na emigracji
W. Korfantego (PSChD), choć faktycznie, jako prezes
urzędujący, funkcję tę pełnił K. Popiel (NPR). Godność
przewodniczącego Rady Naczelnej powierzono gen.
J. Hallerowi. Nie tylko we władzach, ale nawet wśród
członków zabrakło gen. W. Sikorskiego, choć po-
wszechnie SP uchodziło za jego ugrupowanie. Nowo
powstałe Stronnictwo nie spotkało się z większym od-
zewem społecznym i nie było też zbyt liczne (ok. 20
tys. członków). Poważniejsze wpływy, w spadku po
poprzednikach, posiadało jedynie w zachodnich woje-
wództwach, a zwłaszcza — ze względu na osobę
W. Korfantego — na Śląsku.
Na prawicy największe znaczenie miały organiza-
cje tworzące obóz narodowy. Ich najsilniejszą repre-
zentacją pozostawało Stronnictwo Narodowe, systema-
tycznie powiększające wówczas swój zasięg i liczeb-
ność. Z jego własnych, jak się jednak wydaje, nie do
końca wiarygodnych danych z lata 1936 r. wynika, że
utworzyło ono w 22 okręgach prawie 5 tys. kół i skupi-
ło ponad 180 tys. członków, a tuż przed wybuchem
wojny ponad 200 tys. Była to więc chyba najbardziej
masowa partia polityczna na ziemiach polskich. O jej
rosnącej popularności świadczyły m.in. sukcesy odno-
szone na przełomie lat 1938 i 1939 w wyborach samo-
rządowych w całym kraju.
Na początku drugiej połowy lat 30. ostatecznie po-
zbyto się z kierownictwa SN tzw. starych. Przejęcie
władzy w Stronnictwie przez „młodych” nie zakończy-
ło kontrowersji wewnątrz ugrupowania, czego przeja-
wem była rywalizacja dwóch ukształtowanych wów-
czas frakcji, konkurujących o zajęcie dominującego
stanowiska we władzach centralnych. Jedną z nich,
skupioną wokół Tadeusza Bieleckiego, wspieranego
m.in. przez Mieczysława Trajdosa i Stefana Sachę,
określano mianem „pragmatyków”, gdyż nie wyklucza-
ła możliwości porozumienia z częścią obozu sanacyj-
nego, oczywiście na własnych warunkach. Przeciwsta-
wiali się jej, wspierani przez Romana Dmowskiego,
tzw. ideowcy, zgrupowani wokół Kazimierza Kowal-
skiego, Jędrzeja Giertycha i Jana Matłachowskiego,
którzy jakąkolwiek formę współdziałania z którymkol-
wiek z odłamów obozu rządzącego uznawali za zdradę
programu narodowego. Pogląd ten był dodatkowo
utwierdzany przekonaniem, że postępująca od śmierci
J. Piłsudskiego dezintegracja obozu sanacyjnego działa
na ich korzyść i umożliwi im stosunkowo szybko prze-
jęcie władzy w państwie. Oni też, m.in. wykorzystując
autorytet R. Dmowskiego, kierowali początkowo
Stronnictwem, m.in. K. Kowalski od października 1937
r. piastował godność jego prezesa. W miarę upływu
czasu wiara w przejęcie władzy stawała się iluzoryczna,
co wzmacniało pozycję „pragmatyków”, a ostatecznie
umożliwiło im przejęcie władzy w SN. Pod koniec
czerwca 1939 r., a więc kilka miesięcy po śmierci
R. Dmowskiego, prezesem został T. Bielecki, a do Za-
rządu Głównego weszli prawie wyłącznie jego zwolen-
nicy.
Należy jednak podkreślić, że niezależnie od walk
frakcyjnych obie strony w podstawowych kwestiach
reprezentowały prawie identyczne stanowisko — i jed-
na, i druga głosiła konieczność oparcia bytu państwa na
ściśle zhierarchizowanej strukturze społeczeństwa,
zwiększenia kontroli państwa nad życiem gospodar-
czym, polonizacji mniejszości słowiańskich, obrony in-
tegralności terytorialnej Rzeczypospolitej, przeciwsta-
wienia się zagrożeniu ze strony Niemiec, a nawet prze-
sunięcia zachodnich granic Polski na dogodną strate-
gicznie linię Sudetów, Nysy Łużyckiej i Odry.
Spór nie dotyczył także konieczności prowadzenia
walki z niebezpieczeństwem żydowskim, akceptowanej
przez wszystkie odłamy ruchu narodowego. Jej najbar-
dziej spektakularnym przejawem stał się tzw. marsz na
Myślenice, poprowadzony przez Adama Doboszyń-
skiego (22 na 23 VI 1936), mający wykazać słabość
rządzącej ekipy i stać się zaczątkiem ogólnopolskiej
„rewolucji narodowej”. Akcja zakończyła się jednak
zupełnym fiaskiem, mimo że zdołano opanować
wszystkie newralgiczne punkty w mieście (m.in. poste-
runek policji), podpalić synagogę i zniszczyć kilkana-
ście sklepów żydowskich. Policja szybko przywróciła
porządek, a ujęty przywódca zamieszek został skazany
na karę czterech lat więzienia.
Kontrowersje występowały także w skrajnych
odłamach obozu narodowego, to jest w ONR „ABC”
i ONR (Ruch Narodowo-Radykalny) „Falanga”, for-
malnie nielegalnych, ale tolerowanych przez władze.
Oba zabiegały o zdobycie wpływów, zwłaszcza w śro-
dowiskach młodzieżowych, m.in. wśród słuchaczy
wyższych uczelni. Rywalizacja ta przejawiała się nie
tylko w działaniach propagandowych, ale momentami
prowadziła nawet do otwartej walki, o czym świadczy-
ły sporadyczne starcia między bojówkami obu nurtów
(1936-1937). I jeden, i drugi starał się też rozszerzyć
zasięg oddziaływania poprzez powoływanie podpo-
rządkowanych sobie legalnych, na ogół niezbyt licz-
nych struktur. ONR „ABC” kierowany był faktycznie
przez ściśle zakonspirowaną, kilkustopniową Organiza-
cję Polską. Wśród jej grupy przywódczej, poza wspo-
mnianym już H. Rossmannem, znajdowali się m.in.
Tadeusz Gluziński, Jan Jodzewicz, Witold Kozłowski
i Tadeusz Todtleben. Niekwestionowanym przywódcą
zorganizowanej na zasadzie wodzostwa i propagującej
totalitarne rozwiązania „Falangi” był do wybuchu woj-
ny Bolesław Piasecki, a obok niego istotną rolę odgry-
wali także m.in. Wojciech Kwasieborski, Jerzy Rut-
kowski, Witold Staniszkis i Wojciech Wasiutyński. Po-
glądy tej grupy najpełniej wyrażały opublikowane
w początkach 1937 r. Zasady programu narodowo-
radyhalnego. Obie organizacje podkreślały swą antysa-
nacyjność, ale z największą zaciętością zwalczały Ży-
dów i organizacje lewicowe.
Wzrost tendencji nacjonalistycznych w części obo-
zu sanacyjnego, widoczny zwłaszcza w dokumentach
programowych OZN, stwarzał przesłanki do poro-
zumienia z ekipą rządzącą, zwłaszcza z grupą skupioną
wokół E. Śmigłego-Rydza. Rozmowy takie ONR
„ABC” podjął pod koniec 1936 r. m.in. z Bogusławem
Miedzińskim, ale nie przyniosły one konkretnych rezul-
tatów. Bardziej obiecująco zapowiadały się kontakty
nawiązane przez A. Koca z B. Piaseckim w maju 1937
r., gdyż ich efektem było powierzenie działaczom „Fa-
langi” kilku istotnych stanowisk — np. J. Rutkowski
stanął na czele Związku Młodej Polski (młodzieżowej
przybudówki OZN), a Paweł Musioł został na kilka
miesięcy kuratorem Związku Nauczycielstwa Polskie-
go. Także i w tym wypadku współpraca nie miała
trwalszych podstaw i zerwano ją w kwietniu 1938 r.,
wywołała bowiem z jednej strony protesty liberalniej-
szych kręgów obozu sanacyjnego, a z drugiej okazała
się niemożliwa do utrzymania, gdyż narodowcy usiło-
wali wykorzystywać objęte funkcje do realizowania
własnych celów politycznych. Po tym epizodzie „Fa-
langa” skoncentrowała się na samodzielnej działalno-
ści, umacnianiu swych pozycji, m.in. przez rozbudowę
organizacji legalnych, zgrupowanych od 1938
r. w Komitecie Porozumiewawczym Organizacji Naro-
dowo-Radykalnych.
Z ruchem narodowym związana była również
Młodzież Wszechpolska, czyli najsilniejsze ugrupowa-
nie skupiające słuchaczy szkół wyższych, zwłaszcza
studentów najpopularniejszych kierunków — prawa
i medycyny. Wywierała ona także przemożny wpływ
na organizacje formalnie bezpartyjne, np. samopomo-
cowe Bratnie Pomoce, koła naukowe, stowarzyszenia
korporacyjne czy Akademicki Związek Sportowy.
W pracy polityczno-wychowawczej realizowała główne
wskazania obozu narodowego, m.in. propagowała anty-
semityzm. Konsekwentnie domagała się wprowadzenia
na uczelniach zasady numerus clausus, a nawet nume-
rus nullus (całkowitego wyeliminowania ze szkół wyż-
szych przedstawicieli innych narodowości, w praktyce
żydowskiej), a do czasu jej urzeczywistnienia starała
się realizować rozwiązania częściowe. Pod wpływem
Młodzieży Wszechpolskiej znaczna część organizacji
akademickich wprowadziła do swych statutów tzw. pa-
ragraf aryjski, zgodnie z którym ich członkami mogły
być tylko osoby wyznania chrześcijańskiego. Z jej ini-
cjatywy ogłaszano co pewien czas „dni bez Żydów”,
podczas których nie dopuszczano na zajęcia słuchaczy
żydowskich, usiłowano wprowadzić tzw. getto ławko-
we, to znaczy zmusić studentów żydowskich do zaj-
mowania w salach wykładowych jedynie wydzielonych
dla nich miejsc itp. Owocowało to licznymi awantura-
mi, niejednokrotnie kończącymi się dopiero po inter-
wencji policji.
Wybuch wojny zamknął dwudziestoletni okres le-
galnego działania istniejących w Polsce partii i stron-
nictw politycznych oraz dokonujących się w nich
przemian. Zachodzące wówczas procesy oznaczały ge-
neralnie, mimo licznych rozłamów i pojawiania się
efemerycznych grup, powolną konsolidację sił poli-
tycznych, likwidację podziałów zaborowych i prowa-
dziły do tworzenia silnych ugrupowań, odwołujących
się albo do interesów grupowych, albo do zasad solida-
ryzmu narodowego lub państwowego. Najwcześniej
skonsolidowali się komuniści, wierzący w rychłe zwy-
cięstwo rewolucji. Bardzo szybko — wraz z powsta-
niem w lutym 1919 r. Związku Ludowo-Narodowego
— jednoczył się ruch narodowy. W tym wypadku było
to najłatwiejsze, ponieważ ugrupowania go tworzące
dotychczas także podlegały jednemu ośrodkowi dyspo-
zycyjnemu, to znaczy Lidze Narodowej. Niemal równie
szybko, ze względu na zbieżność programową, dokona-
ło się zjednoczenie socjalistów (kwiecień 1919). Ze
znacznie większymi problemami przebiegały procesy
scaleniowe ugrupowań ludowych, chociaż również
i one zakończyły się sukcesem wraz z utworzeniem
w marcu 1931 r. Stronnictwa Ludowego. Najpóźniej —
w wyniku powstania Stronnictwa Pracy w październiku
1937 r. — nastąpiło zjednoczenie ruchu chrześcijańsko-
społecznego.
Wspomniane powyżej nurty rozpoczęły działalność
albo pod koniec wieku XIX, albo przed I wojną świa-
tową. Nowymi siłami na scenie politycznej były orga-
nizacje obozu sanacyjnego, to znaczy przede wszyst-
kim BBWR i OZN lub wywodzące się z tego obozu eli-
tarne Stronnictwo Demokratyczne. Nowymi jakościo-
wo ugrupowaniami były także skrajnie nacjonalistycz-
ne emanacje obozu narodowego — Obóz Narodowo-
Radykalny „ABC” i Ruch Narodowo-Radykalny „Fa-
langa”, chociaż nie wywierały one istotniejszego
wpływu na ogólny obraz polityczny Polski. Wybuch
wojny zahamował zachodzące przeobrażenia, choć
prawie wszystkie ugrupowania wznowiły działalność
w warunkach konspiracyjnych. Ukształtowany pod ko-
niec międzywojnia układ sił politycznych wywarł także
znaczący wpływ na strukturę polityczną Polskiego Pań-
stwa Podziemnego, w której decydująca rola przypadła
PPS, SL, SN i SP.
Znacznie wolniej przebiegała w tym czasie wy-
miana elit politycznych. Brakuje szczegółowych da-
nych na ten temat, ale wydaje się, że pod koniec dwu-
dziestolecia międzywojennego w dalszym ciągu
w gremiach kierowniczych poszczególnych ugrupowań
znajdowały się w większości osoby te same, co u progu
niepodległości. Zmiany dokonywały się po części
z przyczyn naturalnych (śmierci) lub ewolucji przeko-
nań politycznych — najczęściej przechodzenia do obo-
zu sanacyjnego. W okresie międzywojennym spośród
wybitnych działaczy politycznych zmarli, poza Józefem
Piłsudskim, m.in. Bolesław Limanowski (1935), Ignacy
Daszyński (1936), Stanisław Car (1938), Roman
Dmowski (1939), Walery Sławek (1939) i Wojciech
Korfanty (1939). Pod koniec lat 20. do obozu sanacyj-
nego przeszedł z PPS m.in. Jędrzej Moraczewski,
a z ruchu ludowego Jakub Bojko i Jan Stapiński. Naj-
wyraźniej zmiana elity przywódczej zaznaczyła się
w ruchu narodowym wraz z przejęciem jego kierownic-
twa przez tzw. młodych. W mniejszym stopniu ujawni-
ło się to w innych ugrupowaniach, choć pod koniec
okresu międzywojennego do ścisłego grona przywód-
czego SL wszedł np. Stanisław Mikołajczyk, a we wła-
dzach SP znalazł się Karol Popiel. Dalsze zmiany, i to
w tempie przyspieszonym, następowały w latach II
wojny światowej.
Warto przypomnieć, że uroczystości pogrzebowe
znanych przywódców politycznych każdorazowo prze-
kształcały się w wielkie manifestacje polityczne. Na
przykład R. Dmowskiego na proletariackim cmentarzu
Bródnowskim w Warszawie przyszło pożegnać (7 I
1939) ok. 100 tys. osób, a więc tylko trzykrotnie mniej
niż uczestniczyło w ceremonialnym pogrzebie J. Pił-
sudskiego. Wielu jego zwolenników wystąpiło wów-
czas w formalnie zakazanych przez władze państwowe
mundurach organizacyjnych OWR Natomiast samobój-
cza śmierć (3 IV 1939) W. Sławka stała się okazją do
ostatniej wielkiej manifestacji piłsudczyków — prze-
ciwników OZN, wspieranych przez byłych towarzyszy
zmarłego z PPS i, co miało szczególną wymowę, naj-
bliższą rodzinę J. Piłsudskiego (żonę i córki). Pogrzeb
W. Korfantego (20 VIII 1939) był chyba ostatnią wiel-
ką manifestacją polskości Górnego Śląska.
W OBLICZU ZAGROŻENIA WOJENNEGO
W związku z coraz wyraźniejszym od lata 1938 r.
narastaniem zagrożenia zewnętrznego walki wewnętrz-
ne, aczkolwiek nadal bardzo ważne, schodziły z wolna
na dalszy plan. Sytuacja ta wpływała zarówno na masy
niezorganizowanego politycznie społeczeństwa, szuka-
jącego naturalnego oparcia w rządzie i siłach zbroj-
nych, jak i na stosunki między sanacją i najważniej-
szymi ośrodkami opozycyjnymi. Zgodnie bowiem
uważano, że pierwszoplanowym zadaniem i obozu rzą-
dzącego, i stronnictw opozycyjnych staje się przygoto-
wanie państwa do zbliżającej się konfrontacji militar-
nej. Stąd też w różnych środowiskach, zwłaszcza opo-
zycyjnych, pojawiły się głosy postulujące, ze względu
na powagę sytuacji, zawieszenie walk i, podobnie jak
w roku 1920, utworzenie Rządu Obrony Narodowej,
reprezentującego wszystkie liczące się siły polityczne
i konsolidującego całe społeczeństwo. Świadczyły
o tym uchwały Rad Naczelnych SL (15 I 1939) i PPS
(25 - 26 II 1939).
W obozie piłsudczykowskim zwolennikiem takie-
go rozwiązania był np. gen. K. Sosnkowski, apelujący
niejednokrotnie od końca 1938 r. o zjednoczenie Pola-
ków, niezależnie od istniejących przeszkód i podzia-
łów. Generał, mimo dużego autorytetu moralnego,
znajdował się jednak na bocznym torze i jego koncep-
cje nie były uwzględniane przez faktycznych decyden-
tów. Podobne tendencje występowały także wśród czę-
ści ekipy rządzącej — np. próby rozmów z SL i SN po-
dejmował w 1938 r. E. Kwiatkowski. Nie przyniosły
one większych efektów, m.in. dlatego, że jego propo-
zycje miały charakter zbyt ogólnikowy. Generalnie
grupa znajdująca się faktycznie u władzy ustosunko-
wała się do pomysłów o rozszerzeniu zaplecza poli-
tycznego rządów raczej niechętnie. Ostatecznie
w czerwcu 1939 r. ścisłe kierownictwo obozu sana-
cyjnego podjęło decyzję o niedzieleniu się odpowie-
dzialnością, to znaczy zrezygnowało z przyciągnięcia
do bliższej współpracy innych ugrupowań. Najprawdo-
podobniej wynikało to z panującego wśród jego człon-
ków przekonania, że wzrost napięcia w stosunkach
z Niemcami jest efektem przede wszystkim ich gry ob-
liczonej na złamanie ducha oporu przeciwników, a do
wojny jednak nie dojdzie. Naturalną konsekwencją ta-
kiego stanowiska było przekonanie, że posiadaną wła-
dzą, i nie tyle odpowiedzialnością za państwo, ile za-
sługami związanymi z wyprowadzeniem go z trudnej
sytuacji, nie należy się z nikim dzielić. Na takie stano-
wisko elity rządzącej dodatkowo wpływała porażka
opozycji w wyborach parlamentarnych, gdyż — zgod-
nie z oficjalną tezą propagandową — świadczyła ona
o zredukowaniu zasięgu wpływów przeciwników sana-
cji do minimalnych rozmiarów.
Dlatego też ani uchwały kierownictwa SL i PPS,
w których była mowa i konieczności utworzenia rządu
koalicyjnego, ani delegacje obu ugrupowań wysłane do
prezydenta nie spotkały się z życzliwym przyjęciem.
W wypadku SL nie było to nawet dziwne, ponieważ je-
go przedstawiciele (m.in. późniejszy przywódca Gora-
lenvolku Wacław Krzeptowski) wręczyli równocześnie
I. Mościckiemu podpisany przez ponad pół miliona
osób apel o demokratyzację życia publicznego w kraju
i upomnieli się o emigrantów brzeskich. Z niewiele lep-
szą reakcją ze strony prezydenta, mimo protekcji
E. Kwiatkowskiego, spotkała się 30 III 1939 wizyta
grupy polskich intelektualistów, w większości ludzi na-
uki, powiązanych z wszystkimi prawie orientacjami po-
litycznymi, którzy także prezentowali pogląd o ko-
nieczności Zjednoczenia całego narodu i zaktywizowa-
nia jego sił pod kierownictwem Rządu Obrony Naro-
dowej. Utworzenie takiego rządu z pewnością nie mo-
gło odwrócić zbliżającej się katastrofy, ale bez wątpie-
nia odmowa jego powołania dodatkowo obciążyła hipo-
tekę obozu sanacyjnego na przyszłość.
O ile do końca nie zamierzano się dzielić władzą,
o tyle bardzo chętnie odwoływano się do patriotyzmu
społeczeństwa. Z apelami takimi występował najczę-
ściej marszałek E. Śmigły-Rydz, choć ogłaszali je także
zwolennicy obozu zamkowego, np. E. Kwiatkowski.
Podkreśleniem jedności celów całego społeczeństwa
oraz zbratania armii z narodem stały się ostatnie przed
wybuchem wojny obchody nowo ustanowionego Świę-
ta Niepodległości (11 listopada), celebrowanego
w każdej prawie miejscowości z udziałem jednostek
wojskowych (defilada) i tłumów publiczności. Bardzo
przychylnie przyjmowano też zgłaszane przez różnego
rodzaju organizacje społeczne lub grupy terytorialne
deklaracje (jeżeli tylko nie umieszczano w nich żad-
nych dodatkowych warunków) dotyczące gotowości
poparcia wysiłków mających wzmocnić potencjał
obronny państwa, np. przez gromadzenie środków fi-
nansowych na Fundusz Obrony Narodowej i dozbraja-
nie armii. Były to piękne gesty, choć tylko w niewiel-
kim stopniu mogły wpłynąć na ogólną sytuację.
Akcje tego typu nasiliły się w pierwszych miesią-
cach 1938 r., a apogeum osiągnęły pod koniec tego
i w początkach następnego roku. W gromadzących za-
zwyczaj olbrzymie tłumy uroczystościach związanych
z przekazywaniem armii sprzętu (czołgów, samolotów,
karabinów maszynowych, kuchni polowych, wyposa-
żenia sanitarnego itp.) nabywanego ze składek społecz-
nych uczestniczyli nie tylko przedstawiciele wojska
i władz państwowych, ale bardzo często także delegacje
miejscowych partii i stronnictw opozycyjnych, niejed-
nokrotnie nawet ze sztandarami organizacyjnymi. Od
końca 1938 r. instytucje samorządowe, w tym także ra-
dy miejskie i gminne, choć niejednokrotnie zdomino-
wane przez opozycję, podejmowały uchwały popierają-
ce rząd w jego dążeniach do utrzymania suwerenności
i integralności państwa oraz przeznaczały na potrzeby
obronności znaczne kwoty ze swoich budżetów.
Najbardziej widocznym, zwłaszcza propagandowo,
przejawem zjednoczenia społeczeństwa stał się utwo-
rzony w marcu 1939 r. społeczny komitet subskrypcyj-
ny Pożyczki Obrony Przeciwlotniczej (POP), w któ-
rym, po raz pierwszy od wielu lat, zasiedli wspólnie
przedstawiciele wszystkich liczących się sił politycz-
nych w państwie, a więc obozu sanacyjnego (jednak
bez ostentacyjnie pominiętych przedstawicieli tzw. puł-
kowników) i ugrupowań opozycyjnych (od PPS po
ONR). W wypadku tych drugich swoistą wymowę miał
fakt, że wówczas powrócili do kraju, po sześcioletniej
nieobecności, tzw. emigranci brzescy — K. Bagiński,
W. Kiernik, W. Korfanty i W. Witos, a niektórzy
z nich, jak np. W. Witos, włączyli się bardzo aktywnie
w akcję propagowania POP. Jej subskrybowanie prze-
kształciło się też w wielką manifestację poparcia dla
państwa i rządu, o czym świadczył zasięg akcji (ponad
3 mln subskrybentów z różnych warstw i grup zawo-
dowych oraz narodowościowych). Potwierdzały to
wznoszone w ważniejszych miastach tzw. termometry
uczuć, odnotowujące wysokość sum zadeklarowanych
na POP przez lokalne społeczności. Końcowe wyniki
subskrypcji przeszły zresztą najśmielsze oczekiwania
inicjatorów. W ostatnich miesiącach przed wybuchem
wojny zwiększyła się wyraźnie ofiarność na FON, na
który m.in. przekazywano coraz częściej złote i srebrne
monety, niejednokrotnie rzadkie numizmaty, oraz ro-
dzinne precjoza, często o dużej artystycznej wartości.
Ten tzw. złoty FON, jeden z najważniejszych dowodów
patriotyzmu społeczeństwa polskiego, nie został jednak
prawie w ogóle wykorzystany.
Ze spontanicznym odzewem społecznym, bez
względu na podziały religijno-narodowe, spotkały się
wezwania władz administracyjnych i wojskowych
z końca sierpnia 1939 r., apelujących o włączenie się
ludności do prac przy budowie umocnień, a głównie
kopania w miastach rowów przeciwlotniczych. Ze zro-
zumieniem i akceptacją spotkały się również zarządze-
nia administracji, zarówno represyjne, np. wymierzone
przeciwko kupcom i sklepikarzom, usiłującym nieucz-
ciwie zwiększać swe zyski dzięki wojennej koniunktu-
rze, jak i porządkowe. Te ostatnie dotyczyły m.in. za-
kazu urządzania zgromadzeń publicznych, sprzedaży
alkoholu oraz konieczności przygotowywania przez
mieszkańców miast tzw. minimalnego wojennego zapa-
su żywności, mającego wystarczyć pięcioosobowej ro-
dzinie na dwa tygodnie. Bez większych problemów,
mimo zawirowań związanych z przesuwaniem termi-
nów, przeprowadzono także powszechną mobilizację
do wojska.
VI. KULTURA POLSKI MIĘDZYWOJENNEJ
1. WARUNKI ROZWOJU
Odzyskanie niepodległości było w dziejach społe-
czeństwa polskiego wydarzeniem wyjątkowo donio-
słym i zaznaczyło się na wszystkich polach jego ak-
tywności. Bardzo ważny, a może nawet największy
wpływ wywarło na rozwój oświaty i kultury, które nie
musiały się już liczyć z różnorakimi ograniczeniami
nakładanymi przez państwa zaborcze. Nowo powstałe
państwo było żywo zainteresowane odrabianiem naro-
słych zaniedbań i wprzęgnięciem szkolnictwa oraz in-
stytucji kulturalnych w służbę własnych interesów. Do-
tyczyło to m.in. upowszechnienia oświaty, zwłaszcza
na podstawowym poziomie. Zanikły także liczne, doty-
czące m.in. wypowiedzi literackich ingerencje cenzor-
skie, zgodnie z którymi np. w zaborze rosyjskim wy-
mienienie Warszawy, Poznania i Krakowa w jednym
tekście, niezależnie od tematyki, bywało wystarczają-
cym powodem do jego skonfiskowania. Z chwilą poja-
wienia się własnej państwowości zmieniły się również
zadania stawiane przed literaturą i sztuką. Podstawo-
wym celem artystów polskich przestawało być, jak
w ciągu całego wieku XIX, tworzenie „ku pokrzepieniu
serc”, wychowywanie społeczeństwa i kreowanie norm
postępowania zgodnych z interesem narodu, gdyż teraz
zajęło się tym systematycznie rozbudowywane własne
szkolnictwo i wyspecjalizowane instytucje państwowe.
Nowa rzeczywistość umożliwiała im w większym niż
dotychczas stopniu włączanie się w ogólnoeuropejskie
prądy literackie i artystyczne, także i te najbardziej
eksperymentalne, szukanie nowych środków wyrazu
i znajdowanie dla siebie nowego miejsca. Nie bez zna-
czenia było również pojawienie się mecenatu państwo-
wego, łącznie ze zinstytucjonalizowanymi formami do-
tacji na cele kulturalne i dla twórców kultury. Nic więc
dziwnego, że w każdej z dziedzin życia wiążącej się
z twórczością dokonywały się olbrzymie przemiany.
Odzyskanie niepodległości stanowiło moment
przełomowy głównie ze względu na warunki rozwoju,
ale również z uwagi na prezentowane wartości. W wie-
lu dziedzinach jeszcze po 1918 r. ujawniały się nurty
zapoczątkowane pod koniec wieku XIX lub tuż przed I
wojną światową. Liczne nowe, które się dopiero rodzi-
ły, nie zdołały się w pełni rozwinąć. Doniosłe znacze-
nie miało zdjęcie z kultury jej obowiązku służenia ide-
om narodowym i pojawienie się możliwości wkrocze-
nia w sferę form czystej sztuki. Pewna grupa twórców
rzeczywiście z tego skorzystała, wprowadzając do pol-
skiego życia artystycznego nowatorskie, eksperymen-
talne formy wyrazu. Wielu innych twierdziło, że zmie-
niła się jedynie skala powinności, a kultura i sztuka
winny nadal służyć narodowi w rozwiązywaniu jego
bieżących problemów. Byli i tacy, którzy uznali, że ich
obowiązkiem jest przede wszystkim zrezygnowanie
z wielkich ambicji i przybliżanie kultury najszerszym
warstwom społecznym.
Rozwój tych zróżnicowanych postaw był możliwy,
jak to już wspomniano, m.in. dzięki pojawieniu się me-
cenatu państwowego, wspieranego również bardzo czę-
sto przez inicjatywy społeczne. Samo społeczeństwo
doceniało zasługi i znaczenie kultury i nauki oraz wy-
jątkową rolę twórców. Świadczył o tym m.in. wynik
plebiscytu na „12 najzasłużeńszych żyjących Polaków”,
ogłoszony latem 1922 r. przez „Ilustrowany Kuryer
Codzienny” — dziennik trafiający do bardzo szerokie-
go i zróżnicowanego kręgu odbiorców. Za najbardziej
zasłużoną osobę ponad 23 tys. czytelników uznało
J. Piłsudskiego, co było niejako naturalne ze względu
na świeżo zakończone walki o niepodległość i granice
oraz sprawowaną funkcję głowy państwa, ale tylko nie-
znacznie (o niespełna 200 głosów) wyprzedził on Marię
Skłodowską-Curie. Jak się okazało, dużym uznaniem
cieszyli się obok polityków i generałów, a więc osób,
z którymi najczęściej łączono odzyskanie niepodległo-
ści, ludzie kultury o ugruntowanej już pozycji, na któ-
rych padło wyjątkowo dużo głosów. Byli to Ignacy Jan
Paderewski (pianista) i Karol Szymanowski (kompozy-
tor), pisarze ze Stefanem Żeromskim, Władysławem
Reymontem i Janem Kasprowiczem na czele, malarze
(Wojciech Kossak, Jacek Malczewski i Leon Wyczół-
kowski), a także przedstawiciele innych dziedzin, jak
np. Adolf Szyszko-Bohusz (architekt), Ludwik Solski
(aktor), Oswald Balzer (historyk), Jan Baudouin de Co-
urtenay (językoznawca) itd.
Widomą oznaką doceniania znaczenia kultury
w życiu społeczeństwa było utworzenie tuż po odzy-
skaniu niepodległości Ministerstwa Sztuki i Kultury.
Nie przetrwało ono zbyt długo, gdyż m.in. trudności fi-
nansowe i szukanie oszczędności w dziedzinach naj-
mniej koniecznych spowodowały w marcu 1922 r. jego
likwidację. Funkcje odrębnego resortu przejął następnie
departament, a jeszcze później już tylko wydział istnie-
jący w ramach Ministerstwa Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego. Ta degradacja była dość
znamienna, ale równocześnie należy podkreślić, że
państwo nie zapominało o swoich obowiązkach. Sami
twórcy także dążyli do budowania własnych branżo-
wych, ponadzaborowych struktur. Jako jeden z pierw-
szych powstał Związek Artystów Scen Polskich (1918),
a wkrótce także Związek Polskich Artystów Grafików
(1919), Związek Zawodowy Literatów Polskich (1920),
Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych
(1921) i Związek Dziennikarzy Rzeczypospolitej Pol-
skiej (1924). Dbały one o interes i sprawy materialne
swych członków, ale także zajmowały się propagowa-
niem kultury, a ponadto miały pewien wpływ na przy-
znawanie nagród i odznaczeń.
W roku 1928 powołano do życia Fundusz Kultury
Narodowej, kierowany przez Stanisława Michalskiego
i mający za zadanie popieranie twórczości naukowej
i artystycznej, zwłaszcza przez udzielanie zasiłków
oraz stypendiów, krajowych oraz zagranicznych (do
wybuchu wojny przyznano ich prawie 2000). Pod ko-
niec okresu międzywojennego obowiązki Funduszu
rozszerzono na wprowadzanie w życie subsydiowanych
przedsięwzięć, a część zasiłków przeznaczano na dofi-
nansowywanie publikacji, m.in. deficytowych jak zaw-
sze prac naukowych.
Ważnym wydarzeniem dla całości kultury polskiej
było utworzenie w tym samym roku (1928) w Warsza-
wie Biblioteki Narodowej, mającej gromadzić publika-
cje polskie oraz polonika, niezależnie od miejsca wy-
dania. Powołany w jej ramach Instytut Bibliograficzny
dokumentował na bieżąco ruch wydawniczy, m.in.
w publikowanym corocznie „Urzędowym wykazie dru-
ków” i „Statystyce druków”.
Państwo roztoczyło również opiekę nad najważ-
niejszymi zabytkami przeszłości. Z jego środków
przywrócono świetność m.in. Zamkowi Królewskiemu
w Warszawie, a także Wawelowi. Zdejmowało to
w pewnej mierze obowiązki ciążące dotychczas na pa-
triotycznej i zamożniejszej części społeczeństwa, która
od drugiej połowy wieku XIX finansowała koszty ta-
kich przedsięwzięć. Między innymi dzięki tej ofiarno-
ści tuż po odzyskaniu niepodległości nie wstrzymano
prac renowacyjnych na Wawelu, a nazwiska ówcze-
snych sponsorów, zarówno indywidualnych, jak i zbio-
rowych, zapewniających pokrycie kosztów jednego
dnia prac konserwatorskich, widnieją po dzień dzisiej-
szy utrwalone na tzw. cegiełkach wawelskich, umiesz-
czonych w murze od strony bramy herbowej.
Dzięki dokonującemu się na wszystkich szczeblach
rozwojowi oświaty i szkolnictwa zwiększał się automa-
tycznie krąg odbiorców przedsięwzięć kulturalnych.
Oczywiście należy pamiętać, że w zależności od stop-
nia ich intelektualnego przygotowania poziom percep-
cji był większy lub mniejszy. To zróżnicowanie poten-
cjalnych odbiorców siłą rzeczy wymuszało na twórcach
kultury oferowanie im dzieł o rozmaitej wartości. Bez
wątpienia życie kulturalne społeczeństwa Polski mię-
dzywojennej rozwijało się, podobnie jak i obecnie, na
kilku poziomach. Stąd też, oceniając ówczesną skalę
rozszerzania inicjatyw kulturalnych, należy także
uwzględniać stopień recepcji społecznej form i metod
preferowanych przez twórców.
Wiele dokonań z tego okresu w momencie ich po-
wstawania dostrzegalne było jedynie przez najlepiej do
tego przygotowaną elitę artystyczną i intelektualną.
Niejednokrotnie budziły one nawet wśród niej olbrzy-
mie namiętności, a toczone wówczas dyskusje o roli
i charakterze prezentowanych dzieł przeszły następnie
do historii poszczególnych dyscyplin czy kierunków
twórczych. Niemniej jednak należy pamiętać, że w wie-
lu wypadkach wydarzenia takie nie miały poważniej-
szego wpływu na masowego odbiorcę, na ogół niezbyt
wykształconego, który zazwyczaj preferował wartości
i oceny wszczepione mu w szkole lub — znacznie czę-
ściej — we własnym środowisku społecznym. Stąd też
wydaje się, że o wiele większy zasięg oddziaływania
społecznego miały nie awangardowe treści i formy, ale
twórczość plasująca się zdecydowanie niżej, czasami
nawet bardzo nisko, i z tej racji najczęściej pomijana
obecnie w podręcznikach, która jednak przybliżała ja-
kiś rodzaj kultury i sztuki szerokim kręgom społeczeń-
stwa.
O tej wielokierunkowości, a dokładniej — różnych
poziomach rozwoju kultury należy pamiętać przy do-
konywaniu oceny analizowanego okresu, tym bardziej
że pod tym względem społeczeństwo z początków XX
i XXI w. niewiele się różni. Stąd też w omawianej epo-
ce równie istotne były np. dokonania Awangardy Kra-
kowskiej, jak podwórkowego poety „Cezara”, którego
prawdziwego nazwiska nigdzie nie zapisano, choć jego,
skądinąd grafomańska, twórczość była bez wątpienia
dla większości krakowian lat międzywojnia najbardziej
znaną literaturą. Świadczą o tym zachowane w prywat-
nych zbiorach egzemplarze jego „dzieł” i przekazy
w literaturze pamiętnikarskiej. Zapewne dla dużej czę-
ści krakowskiej społeczności była ona także ważniejsza
niż ambitne przedsięwzięcia poetów spod znaku
„Zwrotnicy”, mimo tego że właśnie oni zapewnili sobie
trwałe miejsce w historii literatury. Wydaje się, że ta-
kich porównań można by dokonać znacznie więcej
w odniesieniu do każdego większego ośrodka, i to nie
tylko na polu literackim, ale także w dziedzinie sztuk
plastycznych i muzyki.
2. SZKOLNICTWO I OŚWIATA
Jednym z podstawowych czynników określających
poziom rozwoju cywilizacyjnego społeczeństw jest ich
wykształcenie. W zależności od prowadzonej przez
rządy zaborcze polityki narodowościowej i kulturalno-
oświatowej poziom wykształcenia ludności w poszcze-
gólnych częściach kraju był bardzo zróżnicowany. Ge-
neralnie porozbiorową spuściznę cechowały w tej dzie-
dzinie wyjątkowo duże zaniedbania i wyraźne różnice
in minus w porównaniu ze stanem istniejącym w więk-
szości krajów europejskich, w których w ciągu wieku
XIX powszechne szkolnictwo, przynajmniej na pozio-
mie elementarnym, stało się zjawiskiem normalnym.
Na ziemiach polskich władze zaborcze, nawet jeżeli
z różnych względów popierały jego rozwój, to wagę
przykładały jednak nie tyle do rzeczywistego rozwoju
oświaty, ile do osiągania tą drogą zamierzonych korzy-
ści, m.in. wynaradawiania ludności polskiej. Cel ten ze
szczególną siłą i konsekwencją realizowano w zaborze
pruskim, w którym najwcześniej wprowadzono po-
wszechną i obowiązkową naukę na szczeblu pod-
stawowym, choć na terenie Wielkopolski i Pomorza
przeważały szkoły najniżej zorganizowane, z jednym
łub dwoma nauczycielami, a placówki zapewniające
naukę w pełnym wymiarze (7-8 klas) były rzadkością.
Podobne zadania stawiano przed szkołą w zaborze ro-
syjskim, przy czym na tamtym terenie nie istniał obo-
wiązek szkolny i dlatego w Królestwie Polskim na
przełomie wieków XIX i XX odsetek dzieci pobierają-
cych naukę należał do najniższych w Europie. Sytuacja
poprawiła się w czasie rewolucji 1905-1907, kiedy po-
jawiły się możliwości zakładania prywatnych szkół
z polskim językiem nauczania, ale istotne zmiany przy-
niosła dopiero I wojna światowa. W latach okupacji
niemiecko-austriackiej wprowadzono obowiązek
szkolny, naukę w języku polskim i zagwarantowano
bezpłatność nauczania. W tym też czasie, głównie
dzięki wysiłkom społecznym, prawie podwoiła się licz-
ba szkół powszechnych (z 5885 do 10 356), co prawda
w większości na najniższym poziomie organizacyjnym,
i ponad dwukrotnie wzrosła liczba uczniów (z 366 tys.
do 869 tys.). Stosunkowo najkorzystniejsze warunki
rozwoju oświaty istniały w zaborze austriackim, w któ-
rym pod koniec XIX w., w dobie autonomicznej,
wprowadzono obowiązek szkolny (sześcioletni na wsi
i siedmioletni w miastach), nauka odbywała się w języ-
ku polskim, a szkoła — choć starała się kształtować po-
stawę lojalności wobec monarchii i dynastii — nie
prowadziła jednak działalności wynaradawiającej. Jed-
nak i na tym terenie dominowały szkoły jedno- i dwu-
klasowe, a obowiązek nauki nie był w pełni przestrze-
gany.
Swoistym podsumowaniem uzyskanego w zakresie
oświaty dziedzictwa był spis powszechny z 1921 r.
Wykazał on, że liczba analfabetów mających ponad 10
lat, a więc będących już w wieku, w którym przekracza
się etap kształcenia elementarnego, wynosiła ponad
33% ogółu ludności. Było niejako rzeczą naturalną, że
mniej ich znajdowało się w miastach (niecałe 19%),
a zdecydowanie więcej na wsi (ponad 38%) oraz że
analfabetyzm powszechniej występował wśród kobiet
(36%) niż wśród mężczyzn (30%). Konsekwencją
wspomnianej wcześniej zróżnicowanej polityki rządów
zaborczych był fakt, że największy odsetek analfabe-
tów znajdował się w byłym zaborze rosyjskim, a więc
na większości terytorium nowo powstałego państwa,
przy czym dodatkowo pod tym względem upośledzone
były ziemie kresowe, gdyż największą liczbę ludności
nieumiejącej czytać i pisać odnotowano w woje-
wództwach poleskim (71%) i wołyńskim (69%). Tro-
chę lepiej kształtowała się sytuacja w byłym zaborze
austriackim, choć i tam odsetek analfabetów był bardzo
wysoki (ponad 31%). Najkorzystniej wypadły ziemie
zaboru pruskiego, na których analfabeci należeli do wy-
jątków (ok. 4%).
Z anormalności zastanej sytuacji zdawano sobie
sprawę powszechnie, a odrabianie zaniedbań stało się
jednym z najważniejszych zadań nowo powstałego
państwa. Domagali się tego nie tylko rodzice, ale także
organizacje polityczne, społeczne i zawodowe ze
Związkiem Polskiego Nauczycielstwa Szkół Po-
wszechnych na czele. Radykalne zmiany w tym zakre-
sie zapowiadały też powstające ośrodki władzy pań-
stwowej. Na charakter zachodzących przemian wywarł
poważny wpływ tzw. sejm nauczycielski, obradujący w
Warszawie w kwietniu 1919 r. Postulował on budowę
jednolitego, hierarchicznego systemu kształcenia, roz-
poczynającego się od siedmioklasowej szkoły po-
wszechnej, a kończącego na uczelniach wyższych, jed-
nakże takie rozwiązanie nie było wówczas możliwe do
zrealizowania. Nauczyciele biorący udział w zjeździe
opowiedzieli się także za nasyceniem programów nau-
czania treściami demokratycznymi. Przeważająca część
uczestników stanęła również na stanowisku ogranicze-
nia wpływu Kościoła na zarządzanie oświatą i domaga-
ła się utworzenia zamiast Ministerstwa Wyznań Reli-
gijnych i Oświecenia Publicznego (MWRiOP) Mini-
sterstwa Wychowania i Oświecenia Publicznego oraz
zapewnienia nauczycielom decydującego wpływu na
dobór kierowników szkół, inspektorów i kuratorów
szkolnych. Większości tych postulatów nie udało się
w pełni zrealizować. Władze oświatowe musiały skon-
centrować się na kwestiach najistotniejszych i na tym
polu odnotowały znaczne sukcesy.
Już 7 II 1919 dekretem naczelnika państwa wpro-
wadzono siedmioletni obowiązek szkolny dla dzieci w
wieku od 7 do 14 roku życia. Miano go realizować nie
tylko w siedmioklasowych szkołach, gdyż powstanie
takich przewidywano raczej w przyszłości, ale także
w placówkach niżej zorganizowanych, zapewniających
naukę przynajmniej na początkowym poziomie. Przyję-
te wówczas zasady, mimo że miały być rozwiązaniem
doraźnym, obowiązywały ponad dziesięć lat. W rozwo-
ju i ujednolicaniu szkolnictwa istotną rolę odegrała
ustawa z 4 VI 1920, podporządkowująca je w całości
MWRiOP i likwidująca tym samym odrębności zabo-
rowe oraz dzielnicowe instytucje oświatowe, takie jak
np. Rada Szkolna Krajowa w Galicji. Uchwalona rok
później konstytucja poświęciła szkolnictwu wiele miej-
sca, podkreślając m.in. obowiązek nauki na poziomie
podstawowym, bezpłatność szkół państwowych i samo-
rządowych oraz gwarantując obywatelom swobodę za-
kładania szkół prywatnych. Zrealizowanie postanowień
zarówno dekretu z 1919 r., jak i konstytucji przerastało
jednak istniejące możliwości. Brakowało budynków
szkolnych i nauczycieli, toteż obowiązek szkolny nie
był w pełni wykonywany, choć szybko dały się zauwa-
żyć wyraźne oznaki poprawy. Ilustruje to tabela na s.
375.
Powszechność nauczania
Rok szkolny Liczba szkól Dzieci podlegające Dzieci uczęszczające do
obowiązkowi szkol- szkoty
nemu w tys. tys. %
1921/1922 4 810,4 3 317,4 69,0
1922/1923 27 384 4 554,9 3 333,4 73,2
1923/1924 4 263,7 3 382,9 79,3
1924/1925 3 945,3 3 356,2 85,1
1925/1926 3 710,6 3 350,1 90,3
1926/1927 26 579 3 620,0 3 447,2 95,2
1928/1929 26 376 3 746,3 3 569,0 95,3
1932/1933 26 839 4 859,2 4 510,7 89,5
1934/1935 27 757 5 074,0 4 655,4 88,7
1937/1938 5 164,7 4 647,0 90,0
1938/1939 28 881 5 296,9 4 953,0 90,6
Sukcesy w upowszechnianiu oświaty odnoszone
w pierwszych latach niepodległości były po części, jak
wynika z zestawienia, rezultatem faktu, że liczba dzieci
podlegających obowiązkowi szkolnemu systematycznie
malała, a więc zwiększenie powszechności nauczania
stawało się łatwiejsze i wymagało mniejszych nakła-
dów finansowych. Załamanie spowodował wielki kry-
zys gospodarczy, który siłą rzeczy odbił się także na
wysokości wydatków na szkolnictwo powszechne.
Równocześnie gwałtownie wzrastała wówczas także
liczba dzieci, którym należało zapewnić konstytucyjne
prawo do nauki. Zadanie to przerastało możliwości
ubożejącego społeczeństwa i dlatego obowiązek szkol-
ny był realizowany w coraz mniejszym wymiarze,
a najniższy poziom osiągnął w roku 1934/1935. Wraz
z poprawą sytuacji ekonomicznej zaczęto ponownie
nadrabiać zaległości, choć wydaje się, że do końca ist-
nienia II Rzeczypospolitej nie osiągnięto poziomu
z najpomyślniejszego pod tym względem roku
1928/1929.
W latach kryzysu wprowadzono w życie nowy sys-
tem organizacyjny szkolnictwa powszechnego. 11 III
1932 sejm przyjął ustawę o ustroju szkolnym, zwaną
popularnie jędrzejewiczowską, od nazwiska jej twórcy
Janusza Jędrzejewicza — ówczesnego ministra wyznań
religijnych i oświecenia publicznego. Upoważniała ona
ministra do skracania czasu obowiązku szkolnego oraz,
w zależności od liczby dzieci i istniejących możliwości,
wprowadzała gradację szkół powszechnych na cztero-,
sześcio- i siedmioklasowe. Spowodowało to powstanie
tzw. ślepych torów systemu szkolnego, gdyż najpow-
szechniejsze, zwłaszcza na terenach wiejskich, były od
tego czasu placówki pierwszego typu. Nie dawały one
jednak możliwości kontynuowania nauki, gdyż wstęp
do szkół średnich zapewniało dopiero ukończenie sze-
ściu klas. Z tego też względu ustawa była bardzo moc-
no krytykowana, zwłaszcza przez partie lewicowe.
Z niedostatków przyjętych rozwiązań zdawał sobie do-
skonale sprawę także ich autor, ale akceptował je na za-
sadzie smutnej konieczności, gdyż upowszechnienie
pełnowartościowej szkoły siedmioklasowej zależało nie
od poglądów politycznych lub dobrej czy złej woli mi-
nistra, ale od materialnych możliwości państwa i społe-
czeństwa.
Wszystkie te posunięcia, niezależnie od ich oceny,
zmieniały obraz polskiego społeczeństwa. O poprawie
sytuacji świadczyły także informacje o systematycz-
nym spadku liczby analfabetów. W czasie kolejnego
spisu powszechnego (1931) zarejestrowano ich co
prawda jeszcze 5,5 mln, w znacznej części nadal na te-
renach kresowych, ale stanowiło to już niewiele ponad
23% ogółu ludności. Wyraźnie zmieniała się także
struktura wiekowa tej kategorii osób. Podczas gdy
w początkach niepodległości prawie 30% ogółu nieu-
miejących czytać i pisać miało od 10 do 14 lat, to
w 1931 r. dzieci w tym wieku było w całej populacji
analfabetów już tylko niespełna 7%. Można przypusz-
czać, że tendencja taka utrzymywała się do wybuchu
wojny.
Osiągnięcia te zawdzięczano zarówno wysiłkowi
władz, jak i całego społeczeństwa. Nakłady na oświatę
wykazywały w ogólnych wydatkach budżetowych pań-
stwa, zwłaszcza w pierwszych latach niepodległości,
stałą tendencję rosnącą — z 5,2% w roku 1921 do
15,3% w 1928, co plasowało Polskę na jednym
z pierwszych miejsc w Europie, choć należy także pa-
miętać, że punkt startu pozostałych krajów był znacznie
wyższy, a zatem i środki finansowe przeznaczane na
oświatę mogły być w nich mniejsze. Rekordowe dota-
cje (626,1 mln zł) otrzymało szkolnictwo w roku
1929/1930. Kryzys, który dotknął wszystkich dziedzin
funkcjonowania państwa, spowodował załamanie tego
pozytywnego trendu, a dna sięgnął w roku 1935/1936,
kiedy szkolnictwu i oświacie przyznano tylko 411,2
mln zł. Po przełamaniu kryzysu ponownie przeznacza-
no na ten cel coraz większe kwoty, choć do wybuchu
wojny nie uzyskały one pułapu z lat pomyślnych.
Wysiłki państwa były wspierane przez wyspecjali-
zowane organizacje społeczne, wśród których nadal
najważniejszą rolę odgrywały powstałe jeszcze przed I
wojną światową Towarzystwo Szkoły Ludowej (zabór
austriacki), Towarzystwo Czytelni Ludowych (zabór
pruski) i Polska Macierz Szkolna (zabór rosyjski), m.in.
corocznie organizujące z okazji 3 Maja ogólnopolskie
zbiórki pieniędzy na cele szkolnictwa i oświaty. Towa-
rzystwa te przez cały okres międzywojenny zachowały
w zasadzie charakter dzielnicowy, chociaż od 1923 r.
miały wspólną centralę — jednoczenie Polskich Towa-
rzystw Oświatowych — znajdującą się pod silnymi
wpływami ruchu narodowego. Z piłsudczykami zwią-
zana była natomiast mniej znana, choć realizująca iden-
tyczne cele, założona w 1926 r. Federacja Oświatowa
Organizacji Społecznych. Bardzo wszechstronną dzia-
łalność oświatową prowadziło Towarzystwo Uniwersy-
tetu Robotniczego, powołane do życia w styczniu 1923
r. przez PPS. Podobne działania podejmowali także lu-
dowcy, a ich najsłynniejszym przedsięwzięciem był bez
wątpienia Uniwersytet Ludowy im. Władysława Orka-
na w Szycach, a następnie w Gaci Przeworskiej, kiero-
wany przez Ignacego Solarza. W zwalczaniu analfabe-
tyzmu wśród młodzieży w wieku pozaszkolnym ode-
grała, jak już wspominano, olbrzymią rolę armia,
w której przez całe dwudziestolecie prowadzono przy-
musowe nauczanie na szczeblu podstawowym. Organi-
zacje oświatowe o celach identycznych z polskimi po-
woływały także mniejszości narodowe, dla których
działania takie były równie ważne jak dla Polaków
przed I wojną światową, kiedy to nie posiadali własne-
go państwa. Także i one, niezależnie od utrwalania od-
rębności narodowych, a niejednokrotnie rozbudzania
niechęci do Polski, odegrały istotną rolę w ogólnym
podnoszeniu poziomu oświaty. Wydaje się, że najwięk-
szymi osiągnięciami na tym polu mogła się poszczycić
wspomniana już ukraińska „Proswita”.
W upowszechnianiu oświaty na podstawowym po-
ziomie, niezależnie od zachodzących zmian politycz-
nych i gospodarczych, trudną do przecenienia rolę ode-
grali nauczyciele szkół powszechnych. Ich pozycja
i prestiż znacznie się zwiększyły w porównaniu z okre-
sem przedwojennym. Na mocy dekretu z 18 XII 1918
nauczycielom przyznano, choć z niezbyt wysoką płacą,
status urzędników państwowych, co uniezależniło ich
od wielu dokuczliwych, stosowanych wcześniej naci-
sków z zewnątrz, np. ze strony organizacji religijnych
różnych wyznań czy sponsorów, najczęściej właścicieli
majątków, zakładających szkoły i zapewniających im
podstawy finansowe. W lipcu 1926 r. pozycja tego za-
wodu została dodatkowo wzmocniona, gdyż pozytyw-
nie ocenianym jego przedstawicielom zagwarantowano
stabilizację zawodową, chroniącą m.in. przed zwolnie-
niami z pracy. Władze szkolne przywiązywały dużą
wagę do zapewnienia placówkom oświatowym wykwa-
lifikowanych sił pedagogicznych, co było tym ważniej-
sze, że w początkach niepodległości wśród nauczycieli
przeważały osoby (ok. 50%, a w województwach
wschodnich prawie 90%) bez właściwego przygotowa-
nia zawodowego. Niedoborów nie odczuwała wówczas
jedynie Galicja, która w miarę możliwości wspomagała
także ziemie byłych zaborów pruskiego i rosyjskiego.
W okresie międzywojennym dopływ nowych i nieźle
przygotowanych kadr zapewniała rozbudowywana sys-
tematycznie sieć pięcioletnich seminariów nauczyciel-
skich, do których przyjmowano uczniów po ukończeniu
szkoły powszechnej. W okresie późniejszym (po re-
formie jędrzejewiczowskiej) zadania te przejęły lepiej
zorganizowane trzyletnie licea pedagogiczne na podbu-
dowie gimnazjum ogólnokształcącego oraz dwuletnie
pedagogia dla absolwentów liceów ogólnokształcących.
Dzięki tym rozwiązaniom Polska znalazła się na jed-
nym z pierwszych miejsc w Europie pod względem fa-
chowego i wszechstronnego przygotowania grona nau-
czającego. Zdobycie zawodu nauczyciela, zwłaszcza
dla młodzieży ze środowisk wiejskich, było także spo-
sobem zapewnienia sobie awansu społecznego i presti-
żu, który w poprzednich dziesięcioleciach gwarantowa-
ło jedynie poświęcenie się stanowi duchownemu.
Wyraźnie wzrosła także, jak wynika z tabeli, liczba
szkół wznoszonych wysiłkiem zarówno państwa, jak
i — w jeszcze większym stopniu — samorządów oraz
społeczeństwa. Wyjątkowe znaczenie pod tym wzglę-
dem miała akcja budowania w latach 30. szkół jako
tzw. żywych pomników im. J. Piłsudskiego, z czego
korzystały w pierwszej kolejności najbardziej zanie-
dbane Kresy Wschodnie. Zachodzące zmiany miały
zresztą nie tylko wymiar ilościowy, ale oznaczały także
istotną poprawę jakościową, gdyż w początkach nie-
podległości na cele oświatowe na wsi wykorzystywano
najczęściej adaptowane mieszkalne zabudowania
chłopskie, natomiast w latach 30. nowe budynki po-
wstawały już specjalnie jako przeznaczone do celów
dydaktycznych. Systematycznie rosła także liczba szkół
powszechnych o wyższym poziomie organizacyjnym,
a więc zapewniających naukę w pełniejszym wymiarze
(6-7 klas). Pod koniec okresu międzywojennego
uczęszczało do nich już ponad 50% dzieci.
Zreorganizowano także szkolnictwo średnie,
a w niektórych częściach kraju, np. w byłym zaborze
pruskim, budowano je po 1918 r. właściwie od pod-
staw, zapełniając miejsce po dotychczasowych szko-
łach niemieckich. Przez całe dwudziestolecie miało ono
jednak charakter dość elitarny, a liczba szkół zwiększy-
ła się w tym okresie tylko nieznacznie (z 762 w roku
1922 do 789 tuż przed wybuchem wojny). Szybkie po-
wstawanie nowych placówek hamowane było, podob-
nie jak w wypadku szkolnictwa powszechnego, przez
brak pomieszczeń i nauczycieli. Początkowo także ich
kwalifikacje, z wyjątkiem pracowników niektórych
ośrodków, np. w Galicji, nie stały na najwyższym po-
ziomie. W 1922 r. jedynie 20% kadry nauczającej mia-
ło ukończone studia uniwersyteckie, a prawie 60% nie
zetknęło się z wyższą uczelnią. Braki uzupełniano na
różnego rodzaju kursach i w trakcie skróconych stu-
diów. To także przyniosło rezultaty, gdyż pięć lat póź-
niej liczba nauczycieli bez kwalifikacji spadła do 48%,
a tuż przed wojną pedagodzy bez właściwego przygo-
towania byli już wyjątkami.
Znacznie większym fluktuacjom niż liczba szkół
podlegała liczba uczniów, co najczęściej zależało od
koniunktury ekonomicznej i wysokości dochodów po-
szczególnych grup społecznych, choć na ogół oscylo-
wała ona wokół 200 tys. osób. Najniższy poziom —
166 tys. — zanotowano w roku 1934/1935, a więc pod
koniec wielkiego kryzysu gospodarczego, a najwyższy
— ponad 230 tys. — w ostatnim roku szkolnym przed
wybuchem wojny. Dokładniejsze dane zamieszczono
poniżej:
Średnie szkoły ogólnokształcące w Polsce
Rok szkolny Liczba
szkól uczniów (w tys.)
1922/1923 762 227,1
1926/1927 796 215,5
1928/1929 777 203,9
1930/1931 743 205,0
1932/1933 765 186,8
1934/1935 770 166,1
1936/1937 763 200,6
1938/1939 789 234,2
Nic więc dziwnego, że uzyskanie świadectwa ma-
turalnego powszechnie uważano wówczas za oznakę
nobilitacji społecznej, tym bardziej że wymagania
w polskich szkołach były wyjątkowo wysokie. Ich ab-
solwenci poza wykształceniem ogólnym na europej-
skim poziomie uzyskiwali w nich dobrą znajomość
przynajmniej jednego języka obcego.
W ciągu całego okresu międzywojennego różnego
rodzaju szkoły średnie ukończyło ok. 400 tys. osób,
a świadectwa maturalne uzyskało ok. 250 tys. W dąże-
niu do zwiększenia powszechności podejmowania nau-
ki na poziomie ponadpodstawowym progiem istotnym,
a czasami nawet najważniejszym, była bariera finanso-
wa, gdyż w szkołach średnich, mimo zapowiedzi kon-
stytucyjnych, uczniowie musieli uiszczać dość wysokie
opłaty, tzw. czesne, wynoszące rocznie w latach 30. od
około 200 do około 300 zł w placówkach państwo-
wych, a od 700 do 1300 zł w prywatnych, przy czym
tych ostatnich było właśnie najwięcej. Sytuację trochę
łagodził fakt, że w szkołach utrzymywanych przez pań-
stwo i samorządy znaczna część uczniów (m.in. dzieci
urzędników państwowych, nauczycieli czy zawodo-
wych wojskowych) korzystała ze stawek ulgowych (po-
łowa normalnej opłaty). We wszystkich rodzajach szkół
ok. 10% najuboższych, lecz dobrze uczących się dzieci
zwalniano z opłat całkowicie. Nie mogło to jednak
zmienić ogólnego obrazu, dlatego też w wielu wypad-
kach nobilitacja maturalna najbardziej zależała od moż-
liwości finansowych rodziców, a po części także od ich
zrozumienia konieczności nauki. Stąd też wśród matu-
rzystów, a co za tym idzie także słuchaczy wyższych
uczelni, przeważały osoby wywodzące się albo ze śro-
dowisk inteligenckich, przywiązujących do wykształ-
cenia dzieci wyjątkową wagę, albo z grup za-
możniejszych (wyższe warstwy drobnomieszczaństwa,
burżuazji i właścicieli ziemskich). Nie odbiegało to
zresztą od sytuacji w ówczesnej Europie.
Podstawowym typem szkoły średniej były po od-
zyskaniu niepodległości ośmioletnie gimnazja, podzie-
lone według profilu na klasyczne, humanistyczne, neo-
humanistyczne i matematyczno-przyrodnicze. Zróżni-
cowanie w przedmiotach nauczania i liczbie przezna-
czonych na nie godzin decydujących o specjalizacji
w tych szkołach następowało od V klasy Zasadniczym
zmianom system ten uległ po uchwaleniu wspomnianej
ustawy jędrzejewiczowskiej. Nauka w szkole średniej
przebiegała wówczas w dwóch stopniach. Pierwszym
były czteroklasowe gimnazja o jednolitym ogólno-
kształcącym programie. Wstęp do nich zapewniało
świadectwo 6 klasy szkoły podstawowej, a naukę koń-
czyło uzyskanie tzw. małej matury, umożliwiającej
ubieganie się o pracę urzędniczą (na ogół na niższych
szczeblach) w instytucjach państwowych, samorządo-
wych i prywatnych. Etapem wyższym było następujące
po gimnazjum dwuletnie liceum ogólnokształcące
(o profilu humanistycznym, klasycznym, matematycz-
no-fizycznym i przyrodniczym) lub trzyletnie zawodo-
we (w tym także pedagogiczne, z wolna zastępujące
dotychczasowe seminaria nauczycielskie). Naukę w li-
ceum kończyła „duża matura”, zapewniająca prawo
wstępu na wyższe uczelnie.
Wprowadzenie tego rozróżnienia, podobnie jak
gradacji szkół powszechnych, także spotkało się z ostrą
krytyką. Wyrażały ją zarówno lewicowe ugrupowania
polityczne, wskazując przede wszystkim na fakt, że
w wielu ośrodkach gimnazjalnych nie ma liceów,
a więc kontynuowanie nauki podnosi koszta kształce-
nia, jak i gremia naukowe, m.in. Polska Akademia
Umiejętności i niektóre wydziały Uniwersytetu Jagiel-
lońskiego, obawiające się, jak się okazało niezbyt traf-
nie, napływu do szkół wyższych młodzieży bez nale-
żytego przygotowania ogólnego. Często przy tym za-
pominano, że nowy system wydłużał o 2-3 lata naukę
na poziomie podstawowym w rodzinnej lub pobliskiej
miejscowości, a tym samym skracał o tyle samo czas
pobytu w szkole średniej i związane z tym koszty. Po-
mijano także fakt, że zdanie „dużej matury” zapewniało
możliwość kontynuowania nauki na najwyższym
szczeblu wszystkim absolwentom, czego wychowan-
kowie dotychczasowych szkół zawodowych i semina-
riów nauczycielskich byli pozbawieni. Trudno powie-
dzieć, w jakim stopniu ten system sprawdziłby się
w praktyce, gdyż do wybuchu wojny naukę w tym cy-
klu zdołał ukończyć tylko jeden rocznik.
Szkolnictwo powszechne i średnie ulegało nie tyl-
ko przeobrażeniom organizacyjnym, ale i programo-
wym. Pierwszą wielką przemianą była jego pełna polo-
nizacja, najbardziej widoczna w zaborach pruskim i ro-
syjskim, ale odczuwana także na terenie Galicji. Prze-
miany nie polegały bowiem jedynie na zmianie języka
nauczania oraz usunięciu z programów obowiązkowej
nauki niemieckiej czy rosyjskiej historii, ale na wpro-
wadzeniu w znacznym wymiarze przedmiotów posze-
rzających wiadomości o państwie polskim, jego geo-
grafii, literaturze i kulturze oraz aktualnych proble-
mach. Nasycenie programu treściami patriotycznymi
miało budzić dumę z przynależności do państwa,
a zwłaszcza do narodu polskiego, i z jego osiągnięć.
Była to niejako normalna reakcja na lata niewoli, ale
równocześnie takie rozłożenie akcentów edukacyjnych
nakładało pośrednio na szkołę zadania polonizacyjne
w stosunku do mniejszości narodowych. To tzw. wy-
chowanie narodowe przeważało do zamachu majowe-
go.
Wraz z dojściem do władzy piłsudczyków sytuacja
uległa zmianie. Dla nowej ekipy nadrzędną wartością
było państwo i służba dla niego, co wynikało m.in.
z zaleceń najwyższego autorytetu, to znaczy J. Piłsud-
skiego, który już w roku 1919 zapowiadał nadejście
czasów, w których wyścig pracy będzie ważniejszy niż
danina krwi. Forsowany przez nich ideał tzw. wycho-
wania państwowego zmierzał do umocnienia związków
z państwem jako wspólnotą wszystkich obywateli bez
względu na istniejące różnice społeczne, narodo-
wościowe i wyznaniowe, a także do wzbudzenia sza-
cunku dla każdej formy konstruktywnej pracy na rzecz
państwa i ogółu jego mieszkańców. Założenie takie by-
ło bez wątpienia bardzo piękne, zwłaszcza w społe-
czeństwie, które przez dziesięciolecia budowało swój
system wartości na walce z obcymi władzami, ale w
praktyce zaczęto coraz częściej utożsamiać interes pań-
stwa z interesem grupy rządzącej, przy czym niekwe-
stionowanym wzorcem postępowania miały być poczy-
nania J. Piłsudskiego, co najczęściej przekształcało się
w budowanie kultu jego osoby. Nic więc dziwnego, że
program ten spotkał się z bardzo niechętnym przyję-
ciem zarówno lewicy, jak i prawicy. Pierwsza zarzucała
mu, zwłaszcza w latach 30., wprzęgnięcie szkoły
w system budowania sanacyjnej dyktatury, a druga po-
mniejszanie znaczenia wartości narodowych. Nie bra-
kło także krytyki ze strony mniejszości narodowych,
które w tych ideałach wychowawczych nadal dostrze-
gały przede wszystkim tendencje do eliminowania od-
rębności językowych, wyznaniowych i kulturowych.
Gdy analizuje się tę sytuację z perspektywy czasu,
można zauważyć, że zastrzeżenia owe były chyba jed-
nak przesadne. Szkoła ówczesna rzeczywiście wiązała
z państwem, a jej wychowankowie, realizując wpojone
im ideały, zapisali jedną z najpiękniejszych kart w naj-
nowszych dziejach Polski. Bez wątpienia sprzyjała tak-
że rozszerzaniu idei polskości, ale nie można jedno-
znacznie uznać, że jej zasadniczym celem było wyna-
radawianie.
Inne problemy wiązały się ze szkolnictwem mniej-
szości narodowych, do którego rozwijania państwo zo-
bowiązywało się zarówno na arenie międzynarodowej
w małym traktacie wersalskim, jak i na podstawie zapi-
su we własnej ustawie zasadniczej. Wszystkie narodo-
wości mogły rozwijać własne szkolnictwo prywatne,
a na terenach przez nie zdominowanych utrzymanie
placówek oświatowych miało spadać na państwo. Wy-
magało to wielu rozstrzygnięć szczegółowych i pierw-
sze decyzje zapadły dopiero po kilku latach. 31 VII
1924 sejm uchwalił ustawę przygotowaną przez Stani-
sława Grabskiego, jednego z przywódców obozu naro-
dowo-demokratycznego i ówczesnego ministra wyznań
religijnych i oświecenia publicznego. Jej przepisy od-
nosiły się tylko do Kresów Wschodnich. Zgodnie z ni-
mi szkoły z niepolskim językiem nauczania miały po-
wstawać wówczas, gdy w obwodzie szkolnym (w prak-
tyce w gminie) żądanie takie zgłosili rodzice co naj-
mniej czterdzieściorga dzieci. Jeżeli jednak równocze-
śnie rodzice dwadzieściorga dzieci wyrazili wolę, aby
ich potomstwo było nauczane w języku polskim, wów-
czas powstawała szkoła utrakwistyczna (dwujęzyczna),
w której pobierały naukę zarówno dzieci polskie, jak
i należące do mniejszości narodowych ukraińskiej, bia-
łoruskiej bądź litewskiej. W praktyce część lekcji od-
bywała się w języku ojczystym mniejszości narodo-
wych, a część w języku polskim. Na identycznej zasa-
dzie miano budować szkolnictwo szczebla średniego.
Według opinii projektodawcy szkoły takie powinny by-
ły sprzyjać lepszemu wzajemnemu poznaniu się dzieci
używających na co dzień innych języków, wychowy-
wanych w środowiskach kultywujących odmienne idea-
ły i uczęszczających do świątyń różnych wyznań i ob-
rządków. Pobieranie nauki w tej samej szkole miało
umożliwić budowanie między uczniami więzów,
z czym łączono nadzieję, że będą one owocować w la-
tach późniejszych. Choć sama idea była bardzo chwa-
lebna, to jednak w rzeczywistości jej realizowanie
sprowadzało się do likwidacji istniejącego do tego cza-
su odrębnego szkolnictwa powszechnego ukraińskiego,
białoruskiego i litewskiego. Przeciwko temu występo-
wały zdecydowanie, niejednokrotnie przy wsparciu ze
strony przedstawicieli polskiej lewicy, elity przywód-
cze mniejszości, które szkoły tego typu uznawały za
wstęp do polonizacji. Mimo tych oporów ustawa była
realizowana, a liczba szkół powszechnych z narodo-
wymi językami nauczania systematycznie się kurczyła.
Bardzo wyraźnie zjawisko to wystąpiło na terenach
zamieszkanych przez Ukraińców. W ciągu kilkunastu
lat obowiązywania ustawy (1923/1924-1937/1938) licz-
ba powszechnych szkół ukraińskich zmniejszyła się
z 2835 do 420 (w tym część prywatnych), a liczba
szkół dwujęzycznych wzrosła ze 147 do 3064. Utra-
kwizacja w mniejszym stopniu dotknęła ukraińskie
szkoły średnie, którym w zasadzie udało się utrzymać
stan posiadania.
Zachodzące w tej materii zmiany jeszcze wyraźniej
odbiły się na szkolnictwie białoruskim, rozwijającym
się dość szybko w latach I wojny światowej i począt-
kowo wspieranym także przez władze polskie. Po wej-
ściu w życie ustawy z 1924 r. nastąpiła jego szybka li-
kwidacja, m.in. przy częściowej akceptacji posiadającej
niezbyt wysoką świadomość narodową miejscowej
ludności, dla której posługiwanie się językiem polskim
było oznaką swoistej nobilitacji. W rezultacie zdecy-
dowana większość dzieci białoruskich pod koniec okre-
su międzywojennego uczyła się w szkołach polskich,
gdyż nawet utrakwistyczne należały na tych terenach
do wyjątków.
Na położeniu szkolnictwa litewskiego, podobnie
jak całej mniejszości litewskiej, zdecydowanie nega-
tywnie odbijał się brak stosunków dyplomatycznych
między oboma państwami. Niemniej jednak do końca
okresu międzywojennego Litwini zdołali utrzymać kil-
kanaście szkół publicznych i podobną liczbę szkół
prywatnych, do czego bez wątpienia przyczyniła się fi-
nansowa pomoc płynąca z Kowna.
Wydaje się, że w najlepszej sytuacji znajdowało się
przez cały okres międzywojenny szkolnictwo mniej-
szości niemieckiej, która w tej materii potrafiła w pełni
wykorzystać postanowienia małego traktatu wersal-
skiego, a na obszarach Górnego Śląska również kon-
wencji genewskiej z 1922 r. Nie bez znaczenia były
także wysoki stopień zorganizowania tej ludności, silna
warstwa inteligencka oraz systematyczna pomoc finan-
sowa otrzymywana z Rzeszy. Dodatkowym atutem uła-
twiającym rozwój szkolnictwa niemieckiego była oba-
wa władz polskich przed represyjnymi posunięciami
zachodniego sąsiada wobec polskich placówek oświa-
towych w Niemczech. Wszystkie te czynniki powodo-
wały, że w przedostatnim roku szkolnym (1937/1938)
mniejszość niemiecka (niewiele ponad 2% ludności)
miała 394 szkoły powszechne (większość prywatnych)
z własnym językiem nauczania, a więc niewiele mniej
niż Ukraińcy (15-16% mieszkańców Polski). Poza tym
w ponad 200 polskich szkołach istniały tzw. klasy rów-
noległe, w których prowadzono zajęcia po niemiecku.
W rezultacie ok. 70% dzieci tej mniejszości mogło ko-
rzystać z nauki w języku ojczystym. Równie dobrze
kształtował się stan niemieckiego szkolnictwa średnie-
go, które pod koniec okresu międzywojennego posiada-
ło 15 szkół ogólnokształcących (w tym 13 prywatnych)
z około trzema tysiącami uczniów.
W znacznie trudniejszej sytuacji znajdowało się
szkolnictwo żydowskie. Ze względu na rozproszenie tej
ludności państwo nie czuło się zobowiązane do zakła-
dania odrębnych szkół, w których nauka prowadzona
byłaby w jej językach, to znaczy jidysz lub hebrajskim.
W utrzymywanych przez państwo placówkach oświa-
towych, w których przeważały dzieci żydowskie, zaję-
cia prowadzono wyłącznie w języku polskim. W tych
tzw. szabasówkach zatrudniano jednak w większości
nauczycieli żydowskich, przestrzegano zasady zwalnia-
nia uczniów od zajęć w święta żydowskie i, zgodnie
z konstytucją, prowadzono obowiązkową naukę religii
mojżeszowej. Narodowe szkolnictwo żydowskie rozwi-
jało się natomiast głównie dzięki wysiłkom licznych
organizacji społecznych, powiązanych najczęściej
z partiami politycznymi. Kontrowersje między nimi,
a zwłaszcza trwające przez cały okres międzywojenny
gwałtowne spory między tzw. jidyszystami i hebrai-
stami, uniemożliwiały stworzenie jednolitego systemu
i w rezultacie nauczanie odbywało się w kilku nurtach.
Najpowszechniejsze były chedery, szkoły o charakterze
zdecydowanie religijnym, znajdujące się pod wpływem
ortodoksów. Tylko nieliczne z nich, tzw. zrefor-
mowane, wprowadzające obok nauki przedmiotów reli-
gijnych także niektóre świeckie, były akceptowane
przez polskie władze oświatowe, a naukę w nich uzna-
wano za równoznaczną z realizacją obowiązku szkol-
nego. Dla przeważającej większości dzieci z rodzin or-
todoksyjnych była to jednak wyłącznie szkoła dodat-
kowa, w której zajęcia odbywały się zazwyczaj po po-
łudniu, a więc po zakończeniu normalnej nauki. Cha-
rakter religijno-narodowy i z założenia polsko-
hebrajski miały placówki tworzone pod patronatem
znajdującego się pod wpływami „Mizrachi” Stowarzy-
szenia Kulturalno-Oświatowego „Jabne”, stawiające
sobie za cel wychowanie w duchu przywiązania do
wiary, narodu i kraju ojczystego, to znaczy Palestyny,
nowego pokolenia Żydów, będących jednak równocze-
śnie zdrowymi i pożytecznymi obywatelami Polski.
Nauczanie w języku hebrajskim, w rzeczywistości rea-
lizowane tylko w odniesieniu do wybranych przedmio-
tów, propagowały placówki zakładane przez powiązane
z syjonistami Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe
„Tarbut” (Kultura). Były to szkoły na ogół dobrze zor-
ganizowane i stojące na wysokim poziomie. Szczegól-
ny nacisk kładziono w nich na podkreślanie więzi z Pa-
lestyną jako nie tylko historyczną, ale i przyszłą siedzi-
bą narodu żydowskiego. Jidysz był natomiast językiem
nauczania w szkołach podległych utworzonej z inicja-
tywy „Poalej Syjon” Prawicy organizacji Szul-Kult
(Towarzystwo Popierania Szkolnictwa Żydowskiego
i Kultury Żydów), choć nie negowano w nich znaczenia
hebrajskiego jako przyszłego języka oficjalnego w ży-
dowskiej Palestynie. Jidysz jako jedyny język żydowski
propagowano najkonsekwentniej w szkołach znajdują-
cej się pod wpływami „Bundu”, Centralnej Żydowskiej
Organizacji Szkolnej, w których akcentowano ponadto
przede wszystkim znaczenie świeckiej kultury żydow-
skiej. Szkoły te z założenia nastawione były na zwal-
czanie syjonizmu i propagowanej przezeń idei pale-
styńskiej.
Rozwój szkolnictwa i oświaty, niezależnie od jego
mankamentów i zróżnicowania, przyczyniał się do
podniesienia poziomu cywilizacyjnego społeczeństwa
i sprzyjał ożywianiu życia kulturalnego, a w pierwszej
kolejności, dzięki systematycznemu likwidowaniu anal-
fabetyzmu, rozszerzaniu czytelnictwa prasy i literatury,
co prawda nie zawsze na najwyższym poziomie.
3. NAUKA I SZKOLNICTWO WYŻSZE
Naturalnym zakończeniem procesu edukacyjnego
była nauka w szkołach wyższych. Na tym też poziomie
zaszły zmiany, które pod względem rozległości można
porównać z procesami dokonującymi się w odniesieniu
do szkolnictwa powszechnego. Tuż po odzyskaniu nie-
podległości, poza galicyjskimi uczelniami istniejącymi
już w okresie zaborów, to znaczy Uniwersytetem Ja-
giellońskim, Uniwersytetem Lwowskim (od 18 XI
1918 Jana Kazimierza) i Politechniką Lwowską, zaczę-
to uruchamiać liczne nowe uczelnie. Najwcześniej za-
częły one powstawać w stolicy. Jeszcze w czasie woj-
ny, 15 XI 1915, a więc prawie natychmiast po wyparciu
stamtąd Rosjan, otwarto równocześnie Uniwersytet
Warszawski i Politechnikę Warszawską. Także podczas
wojny niektóre warszawskie placówki edukacyjne,
utrzymywane dotychczas z funduszów prywatnych,
otrzymały po reorganizacji status uczelni państwowych
— w 1915 r. Wyższe Kursy Handlowe przekształcono
w Wyższą Szkołę Handlową, przemianowaną kilkana-
ście lat później (1933), z równoczesnym nadaniem jej
pełnych praw akademickich, na Szkołę Główną Han-
dlową, a w roku 1916, na bazie istniejących do tego
czasu Kursów Przemysłowo-Rolniczych, powstała
Wyższa Szkoła Rolnicza, która tuż przed odzyskaniem
niepodległości (17 XI 1918) także uzyskała takie
uprawnienia i ostatecznie przyjęła nazwę Szkoła Głów-
na Gospodarstwa Wiejskiego, pod którą kontynuowała
działalność przez cały okres międzywojenny. Na po-
dobnej zasadzie warszawskie Towarzystwo Kursów
Naukowych zostało przekształcone na przełomie lat
1918 i 1919 w Wolną Wszechnicę Polską, która dzie-
sięć lat później (1929) uzyskała uprawnienia akademic-
kie. Jej łódzka filia, istniejąca od 1927 r., stała się po II
wojnie światowej, a więc w całkowicie już zmienio-
nych warunkach, zaczątkiem tamtejszego ośrodka aka-
demickiego.
Po odzyskaniu niepodległości proces budowania
nowych centrów uczelnianych szybko przeniósł się po-
za stolicę. 8 XII 1918 otwarto, jako uczelnię prywatną
pod patronatem władz kościelnych, Katolicki Uniwer-
sytet Lubelski (początkowo używający nazwy Uniwer-
sytet Lubelski). Kilka miesięcy później (7 V 1919) roz-
począł działalność Uniwersytet Poznański, a jesienią
1919 r. reaktywowano (pod nazwą Uniwersytet Stefana
Batorego) Uniwersytet w Wilnie, zlikwidowany przez
władze rosyjskie w ramach represji po powstaniu listo-
padowym. Ważnym wydarzeniem było rozpoczęcie
w Krakowie działalności przez Akademię Górniczą (20
X 1919), w której otwarto wkrótce także wydział hutni-
czy (1922). Liczba wyższych uczelni rosła systema-
tycznie, chociaż zjawisko to najwyraźniej można było
zaobserwować w pierwszych latach po odzyskaniu nie-
podległości. W 1920 r. było ich już czternaście, w 1923
— siedemnaście, a pod koniec okresu międzywojenne-
go — dwadzieścia osiem cywilnych (państwowych
i prywatnych) oraz Wyższa Szkoła Wojenna, przygo-
towująca wyspecjalizowane kadry oficerskie. Najszyb-
ciej powstawały rozmaite placówki kształcące specjali-
stów z wielu dziedzin, m.in. na potrzeby przemysłu
i handlu, ale także artystów, dziennikarzy i duchow-
nych.
Rozmieszczenie szkół wyższych w Polsce było
bardzo nierównomierne. Do rangi najbardziej znaczą-
cego miasta uniwersyteckiego bardzo szybko urosła
Warszawa, w której pod koniec okresu międzywojen-
nego znajdowała się zarówno największa liczba szkół,
jak i studiującej młodzieży. Zdystansowała ona wyraź-
nie tradycyjne centra akademickie w Małopolsce (Kra-
ków i Lwów), nie mówiąc już o stosunkowo świeżych
ośrodkach na Kresach Wschodnich i Zachodnich (Wil-
nie i Poznaniu) oraz dopiero walczących o swe miejsce
i posiadających uczelnie prywatne Lublinie (Uniwersy-
tet Katolicki), Łodzi (filia warszawskiej Wolnej
Wszechnicy Polskiej) i Katowicach (Wyższe Studium
Nauk Społecznych i Gospodarczych). Dokładniejsze
dane zamieszczono poniżej.
Ośrodki akademickie w Polsce w roku akademickim 1937/1938
Ośrodek aka- Szkoły wyższe Studenci
demicki liczba % liczba %
Warszawa 11 39,3 20 608 42,3
Lwów 5 17,9 9 240 19,0
Kraków 4 14,3 7 500 15,4
Poznań 3 10,7 5 975 12,3
Wilno 2 7,1 3 310 6,8
Lublin 1 3,6 1377 2,8
Łódź 1 3,6 523 1,1
Katowice 1 3,6 191 0,4
Razem 28 100,0 48 724 100,0
Wolniej niż liczba uczelni rosła liczba słuchaczy,
choć tendencja wzrostowa i w tym wypadku była do-
strzegalna — z ok. 38 tys. osób w roku 1922/1923 do
prawie 49 tys. w roku 1937/1938. Największą popular-
nością cieszyły się tradycyjnie studia na uniwersyte-
tach, na których, nawet bez Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego, pod koniec okresu międzywojennego na-
ukę pobierało ponad 55% studentów zapisanych do
szkół wyższych. Pod względem liczby słuchaczy bar-
dzo szybko wysunął się na czoło Uniwersytet War-
szawski (od roku 1935 im. Józefa Piłsudskiego), na któ-
rym w roku akademickim 1937/1938 studiowało ponad
8 tys. osób, to jest ponad 17% ogółu studentów w Pol-
sce.
Istotnym, jeszcze ważniejszym niż w wypadku
szkół średnich czynnikiem ograniczającym powszech-
ność nauczania były koszty kształcenia, m.in. obowią-
zek wnoszenia czesnego, którego wysokość, mimo pro-
testów studentów nagminnie organizujących tzw. komi-
tety antyopłatowe, wzrosła właśnie w 1932 r., czyli
w najtrudniejszym dla społeczeństwa okresie — pod-
czas wielkiego kryzysu ekonomicznego. Dla słuchaczy
wywodzących się spoza ośrodka akademickiego ważną
pozycją w budżecie była opłata za wynajem mieszka-
nia. W rezultacie studia wyższe miały przez cały okres
międzywojenny wyraźnie elitarny charakter. Niemniej
jednak, jak wynika z przybliżonych danych, ukończyło
je wówczas ok. 83 tys. osób i wśród krajów europej-
skich nie był to wskaźnik najgorszy.
Sytuację wyższych uczelni określały odrębne akty
prawne. Liberalna ustawa z 13 VII 1920, regulująca or-
ganizację i funkcjonowanie szkół wyższych, zapewnia-
ła im szeroki samorząd wewnętrzny i niezależność od
władz administracyjnych, w tym także policyjnych.
O rozwoju uczelni i kształtowaniu właściwych im we-
wnętrznych struktur decydowały ich władze kolegialne
(senaty i rady wydziałów) oraz wyłaniani przez nie rek-
torzy i dziekani. Ustawa ta gwarantowała także pra-
cownikom naukowym pełną swobodę prowadzenia ba-
dań naukowych i procesu nauczania. Całość tych
uprawnień powszechnie określano mianem autonomii
uniwersyteckiej.
Najistotniejsze zmiany prawne w tym stanie
wprowadziła nowa ustawa o szkołach akademickich, 15
III 1933 przyjęta przez sejm mimo zdecydowanych
protestów zarówno pracowników naukowych, jak i stu-
diującej młodzieży, tym silniejszych, że dość po-
wszechnie odebrano ją jako zemstę ekipy sanacyjnej za
zapoczątkowanie przez Uniwersytet Jagielloński fali
protestów w sprawie brzeskiej. Nowe ustalenia ograni-
czyły znacznie uprawnienia autonomiczne uczelni wyż-
szych. Ministerstwo otrzymało np. prawo tworzenia
nowych katedr i likwidacji istniejących oraz reorgani-
zacji wydziałów. Według interpretacji ustawodawcy
miało to służyć lepszemu wykorzystaniu kadry i likwi-
dacji katedr dublujących się lub nieposiadających wy-
starczającej obsady personalnej, a więc niegwarantują-
cych właściwego poziomu nauczania. W rzeczywistości
niejednokrotnie likwidowano lub — jak to wówczas
określano — zwijano katedry kierowane przez prze-
ciwników politycznych sanacji. Tylko na Uniwersyte-
cie Jagiellońskim, który jako pierwszy odczuł skutki
nowej ustawy, zlikwidowano ich — mimo protestów
władz uczelni wspartych nawet przez radę miejską
Krakowa — osiem, w tym m.in. historii kultury Stani-
sława Kota, socjologii Jana Stanisława Bystronia, histo-
rii sztuki Juliana Pagaczewskiego oraz ekonomii poli-
tycznej i polityki ekonomicznej Adama Heydla, a więc
— jak to w swym wystąpieniu podkreślił rektor Stani-
sław Maziarski — prowadzonych przez „uczonych nie-
pośledniej miary, w pełni sił, stojących na poważnych
placówkach naukowych, pracujących sumiennie dla
dobra nauki, dla dobra uniwersytetu i młodzieży”. Od
marca 1933 r. o funkcjonowaniu uczelni, doborze kadr,
a nawet po części o kierunkach rozwoju nauki decydo-
wał w coraz większym stopniu czynnik administracyj-
ny, gdyż w gestii MWRiOP znalazło się m.in. zatwier-
dzanie uchwał rad wydziałów o nadaniu stopnia dokto-
ra habilitowanego. Podobnie jak poprzednio prawo
mianowania profesorów nadzwyczajnych i zwyczaj-
nych przysługiwało, po zapoznaniu się z opinią
MWRiOP prezydentowi. Od tego czasu prezydent za-
twierdzał także, na wniosek ministra, wybory rektorów,
które tym samym przestały być wewnętrzną sprawą
uczelni, a w razie nieuzyskania takiej akceptacji musia-
ły być powtarzane, co — choć dość rzadko — jednak
się zdarzało, tak jak w czerwcu tegoż roku, gdy nie za-
twierdzono wyboru profesora Walerego Goetla na rek-
tora Akademii Górniczej w Krakowie.
Nowa ustawa ograniczyła nie tylko uprawnienia
pracowników naukowych, ale także słuchaczy, zwłasz-
cza tych zaangażowanych w działalność polityczną,
gdyż wprowadzała zakaz zakładania stowarzyszeń aka-
demickich o charakterze wyraźnie politycznym, a także
stowarzyszeń obejmujących zasięgiem kilka szkól wyż-
szych. Jednak największe protesty młodzieży, zwłasz-
cza powiązanej z obozem narodowym, skądinąd domi-
nującej w szkołach wyższych, budziło przyznanie poli-
cji prawa wkraczania z własnej inicjatywy na teren
uczelni w celu przywracania tam porządku, podczas
gdy do tej pory mogła to czynić tylko na wyraźne we-
zwanie rektora. Na sytuację słuchaczy miało także
wpływ wprowadzenie 18 III 1933 nowych zasad przy-
znawania stypendiów, zgodnie z którymi to nie uczel-
nia, ale minister wyznań religijnych i oświecenia pu-
blicznego podejmował ostateczną decyzję o ich roz-
dziale, a ponadto do jego wyłącznej dyspozycji rezer-
wowano 20% całej puli, co dość powszechnie uznano
za stworzenie funduszu polityczno-korupcyjnego, gdyż
było oczywiste, że będzie on wykorzystywany dla po-
pierania akademickich organizacji o charakterze pro-
rządowym.
Uczelnie były nie tylko miejscami kształcenia, ale
także instytucjami naukowymi. Ich ranga i popularność
zależały w znacznym stopniu od poziomu prezentowa-
nego przez kadrę nauczającą. W początkach niepodle-
głości w najlepszej sytuacji pod tym względem znaj-
dowały się uczelnie krakowskie oraz lwowskie i to one
głównie zasilały nowo powstające ośrodki. Nie bez
znaczenia był również powrót do kraju wielu wybit-
nych uczonych pracujących do tego czasu w innych
państwach, zwłaszcza w Rosji, Niemczech i Austrii, ale
także w Szwajcarii, Francji i Belgii, a nawet Stanach
Zjednoczonych. Wśród tych naukowych reemigrantów
zaznaczyli się zarówno w dziedzinie nauki polskiej, jak
i w działalności publicznej m.in. Wojciech Świętosław-
ski (fizyko- chemik, w latach 1935-1939 minister wy-
znań religijnych i oświecenia publicznego), Leon Pe-
trażycki (teoretyk prawa, rektor Uniwersytetu Stefana
Batorego), Stefan Pieńkowski (fizyk z Liège, twórca
i kierownik znanego w świecie Zakładu Fizyki Do-
świadczalnej), Mieczysław Wolfke (fizyk), Edward
Loth (antropolog), Gabriel Narutowicz (hydrotechnik,
choć bardziej znany jako pierwszy prezydent Rzeczy-
pospolitej), Roman Kozłowski (paleozoolog), Ignacy
Mościcki (chemik, autor wielu prac naukowych i kilku-
dziesięciu patentów, najbardziej znany jednak jako dłu-
goletni prezydent Rzeczypospolitej) i Tadeusz Zieliński
(filolog klasyczny). Ich powrót owocował nie tylko
wzmacnianiem potencjału intelektualnego w Polsce, ale
także ułatwiał późniejsze nawiązywanie tak istotnych
dla nauki kontaktów międzynarodowych. Warto rów-
nież pamiętać, że najczęściej decyzja o powrocie była
równocześnie świadomą rezygnacją z ustabilizowanego
i prowadzonego na wysokim poziomie życia w kraju
dotychczasowego zamieszkania, gdyż w Polsce niepod-
ległej, zwłaszcza w pierwszych latach, nadal traktowa-
no działalność naukową jako rodzaj posłannictwa, ota-
czanego co prawda wielkim szacunkiem, ale kiepsko
opłacanego — na przykład przeciętne wynagrodzenie
pracowników naukowych w Polsce na początku lat 20.
było mniej więcej sześciokrotnie niższe niż we Francji.
W miarę upływu czasu w szkołach wyższych za-
częli przeważać wychowankowie polskich uczelni.
Liczba pracowników naukowych, mimo że nie byli oni
najlepiej uposażani, rosła też dość szybko. U progu
niepodległości można było do tej grupy zaliczyć ok.
1000 osób, a tuż przed wybuchem II wojny światowej
prawie 2500. Jej elitę stanowili pochodzący z nominacji
prezydenckiej i na ogół kierujący katedrami w szkołach
wyższych lub samodzielnymi instytutami naukowymi
profesorowie, których liczba w okresie międzywojen-
nym prawie się podwoiła — z niecałych 440 osób
w roku akademickim 1918/1919 do 824 w roku
1938/1939. Bez wątpienia ten przyrost byłby znacznie
większy, gdyby nie skromne możliwości finansowe
państwa, które i tak przeznaczało na naukę środki na
średnim poziomie europejskim. Oczywiście nie można
pominąć faktu, że punkt startu nauki polskiej, jak pra-
wie wszystkich dziedzin życia, był usytuowany na wy-
jątkowo niskim poziomie i dlatego nawet obiektywnie
wysokie dotacje nie zawsze pozwalały na usunięcie
najbardziej dotkliwych braków. Ten i tak względnie
pomyślny okres nie trwał jednak długo, a największym
ciosem dla nauki polskiej, podobnie zresztą jak i dla ca-
łego społeczeństwa, był wielki kryzys ekonomiczny.
Ośrodki naukowe odczuły go wyjątkowo boleśnie,
gdyż dotacje kierowane do nich z budżetu zmniejszano
znacznie drastyczniej niż te przeznaczane na inne typy
działalności oświatowej, np. szkolnictwo powszechne
czy średnie. Oznaczało to konieczność zahamowania
tempa realizacji wielu projektów badawczych lub
wręcz rezygnacji z nich, a nawet likwidowania niektó-
rych wyspecjalizowanych jednostek, np. wydziału bu-
dowy okrętów na Politechnice Warszawskiej. Warto
jednak pamiętać, że powstałe wówczas straty starano
się, oczywiście w miarę możliwości, nadrobić w krót-
kim okresie dobrej koniunktury tuż przed wybuchem
wojny.
Koordynowaniem działalności naukowej, prowa-
dzonej także coraz częściej poza szkołami wyższymi,
zajmowały się wyspecjalizowane placówki. Szczególna
rola w tej dziedzinie przypadła Polskiej Akademii
Umiejętności (PAU), powstałej w 1919 r. w wyniku
przemianowania istniejącej od kilkudziesięciu lat kra-
kowskiej Akademii Umiejętności. Zgodnie z nowym
statutem głównym zadaniem PAU było organizowanie,
prowadzenie i wspieranie badań naukowych w Polsce
oraz reprezentowanie nauki polskiej na arenie między-
narodowej. W obrębie Akademii istniały najpierw trzy,
a od 1930 r. cztery wydziały (I — Filologiczny, II —
Historyczno-Filozoficzny, III — Matematyczno-Przy-
rodniczy i IV — Lekarski), grupujące członków czyn-
nych i członków korespondentów z kraju i zagranicy.
Pod koniec okresu międzywojennego powoływano tak-
że komisje i komitety zajmujące się realizowaniem
konkretnych problemów badawczych. Polska Akade-
mia Umiejętności prowadziła szeroką działalność wy-
dawniczą i przystępowała do międzynarodowych sto-
warzyszeń naukowych oraz zakładała swe placówki
poza granicami kraju — na przykład oprócz istniejącej
od końca XIX w. stacji naukowej w Rzymie utworzono
(1927) nową w Paryżu. Akademia znajdowała się pod
szczególną opieką państwa, ale mogła zachować daleko
idącą niezależność od elit rządzących, m.in. dzięki sa-
modzielności finansowej, którą zapewniły jej dochody
uzyskiwane z majątków ziemskich otrzymanych z pry-
watnych zapisów, np. arcyksięcia Karola Habsburga.
Jej działalnością w okresie międzywojennym kierowali
prezesi — Kazimierz Morawski (1918-1925), Jan
M. Rostworowski (1925-1929), Kazimierz Kostanecki
(1929-1934), Stanisław Wróblewski (1935-1939) i Sta-
nisław Kutrzeba (1939-1946).
Działalność naukową ośrodków akademickich
uzupełniały, jak już wspomniano, dokonania instytutów
i towarzystw naukowych. Niektóre z nich istniały jesz-
cze przed odzyskaniem niepodległości, np. Towarzy-
stwo Naukowe Warszawskie, nawiązujące do tradycji
Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk z pierw-
szej potowy XIX w. W okresie międzywojennym było
ono drugim co do wielkości (po PAU) towarzystwem
naukowym w Polsce. Podobne organizacje, choć nie
o takiej randze, kontynuowały działalność lub powsta-
wały w Płocku, Toruniu, Poznaniu i we Lwowie.
Z okresu rozbiorów wywodziła się także zasłużona
dla finansowania działalności badawczej warszawska
Kasa im. Mianowskiego, która od 1920 r. objęła zasię-
giem cały kraj. Jednym z jej największych osiągnięć
wydawniczych było opublikowanie ośmiotomowego
Słownika języka polskiego (1900- -1927). Popieraniem
rozwoju i koordynowaniem prac badawczych nauk
technicznych, a także działalnością wydawniczą z tego
zakresu zajmowała się utworzona w 1920 r. Akademia
Nauk Technicznych. Powstawały także liczne inne wy-
specjalizowane placówki, np. Główny Urząd Staty-
styczny (1918), Polski Instytut Meteorologiczny
(1919), Główny Urząd Miar (1919), Instytut Badań
Spraw Narodowościowych (1921) czy Instytut Ko-
niunktur Gospodarczych i Cen (1928).
W sumie instytucji takich było kilkaset, w znacznej
części zlokalizowanych w Warszawie. Prezentowały
one bardzo wysoki poziom, który zawdzięczały przyję-
tej zasadzie zatrudniania osób ze stopniami naukowy-
mi, przy czym warunkiem objęcia stanowiska kierow-
niczego było posiadanie tytułu profesorskiego. Warto
także pamiętać, że ustalenia wielu z nich są wykorzy-
stywane po dzień dzisiejszy, tak jak ma to miejsce w
wypadku publikacji GUS, a zwłaszcza wydawanych
przezeń „Roczników Statystyki Rzeczypospolitej Pol-
skiej” (1921-1931) i „Małych Roczników Statystycz-
nych” (1930-1939), które jako niezwykle rzetelne pod
względem naukowym i uwzględniające wszystkie dzie-
dziny życia społecznego są obecnie jednym z najważ-
niejszych i niezastąpionych źródeł dla poznania dzie-
jów Polski międzywojennej. Należy przy tej okazji
podkreślić, że ich autorzy, niezależnie od zmieniającej
się koniunktury politycznej, stali na stanowisku, iż
wszelkie dane należy przekazywać tak, aby mogły być
one porównywalne w dłuższych odcinkach czasowych.
To dzięki takiemu podejściu możemy obecnie znaleźć
w „Rocznikach...” prawie wszystkie istotne informacje
i prześledzić zmiany zachodzące w najważniejszych
dziedzinach życia. Bardzo cenne są nadal publikacje
(kilkadziesiąt tomów) kierowanego przez Ludwika
Krzywickiego Instytutu Gospodarstwa Społecznego,
będące wynikiem rozpisywanych przezeń konkursów,
m.in. wstrząsające Pamiętniki bezrobotnych (1933)
i Pamiętniki chłopów (1935-1936) oraz interesujące
Pamiętniki emigrantów (1939).
Niewielkie (mimo że w stosunku do polskich rea-
liów dość znaczne) środki finansowe przeznaczane na
naukę powodowały, że polscy uczeni nie bardzo mogli
konkurować ze swymi kolegami z lepiej rozwiniętych
ekonomicznie krajów, w których tworzenie zespołów
badawczych, organizowanie laboratoriów, nabywanie
aparatury i wykonywanie doświadczeń naukowych
wspierano znacznie większymi kwotami. Uczeni pol-
scy, choć nie stronili od poszukiwania praktycznych
rozwiązań technicznych, niejednokrotnie bardzo orygi-
nalnych i znajdujących zastosowanie w życiu gospo-
darczym, poza Polską cenieni byli przede wszystkim ze
względu na swój dorobek teoretyczny, a więc na polu,
na którym mniej liczyły się nakłady finansowe, a bar-
dziej sprawność i błyskotliwość umysłu. Z tego znani
byli m.in. uczeni parający się naukami matematyczno-
przyrodniczymi (matematycy, fizycy, chemicy, biolo-
dzy i mikrobiolodzy). Między innymi szeroko był i jest
znany w świecie dorobek polskiej szkoły matematycz-
nej z tamtego okresu, a zwłaszcza Stefana Banacha.
Wysoko oceniano także osiągnięcia Stefana Pieńkow-
skiego (fizyka), Mieczysława Wolfkego (fizyka), Woj-
ciecha Świętosławskiego (fizykochemia), Ignacego
Mościckiego (chemia), Michała Siedleckiego (biolo-
gia). Wiele ustaleń uczonych polskich na trwałe wpisa-
ło się do nauki światowej, np. Kazimierza Funka —
biochemika, współtwórcy wiedzy o witaminach i od
połowy lat 30. głównego konsultanta naukowego ame-
rykańskiej Vitamin Corporation, Ludwika Hirszfelda
— mikrobiologa, współtwórcy obowiązującego do dziś
sposobu oznaczania grup krwi czy Rudolfa Weigla —
bakteriologa, najbardziej znanego z opracowania
szczepionki przeciwko durowi plamistemu.
Mimo braku rozbudowanego zaplecza nie stronio-
no od poszukiwania rozwiązań praktycznych, np. efek-
tem myśli technicznej były oryginalne konstrukcje sa-
molotów, w tym dla lotnictwa wojskowego, oraz cie-
szące się uznaniem wytwory polskiego przemysłu zbro-
jeniowego.
Siłą rzeczy z mniejszym rezonansem na arenie
międzynarodowej spotykały się prace polskich humani-
stów, zwłaszcza tych, którzy zajmowali się wewnątrz-
polskimi problemami (historia, historia literatury, kul-
tury i sztuki polskiej itp.). Należy jednak pamiętać, że
ich ustalenia decydująco wpływały na poszerzenie sta-
nu wiedzy zarówno polskich elit, jak i reszty społe-
czeństwa. Wśród liczących się po dzień dzisiejszy do-
konań bez wątpienia należy wymienić bogato ilustro-
waną, monumentalną, a równocześnie w przystępny
sposób zredagowaną trzytomową syntezę dziejów pol-
skich (Polska, jej dzieje i kultura od czasów najdaw-
niejszych do chwili obecnej, 1930), wydaną nakładem
Księgarni Trzaski, Everta i Michalskiego pod redakcją
Stanisława Lama. Wśród zespołu autorskiego znaleźli
się m.in. Stanisław Arnold, Roman Gródecki, Oskar
Halecki, Aleksander Brückner, Jan Stanisław Bystroń,
Marian Gumowski i Marian Kukiel, a niezwykle sta-
ranną stronę graficzną zapewniła jej krakowska Dru-
karnia Narodowa. W 1935 r. zaczął ukazywać się pod
redakcją Władysława Konopczyńskiego Polski Słownik
Biograficzny. Jego edycja, przewidywana pierwotnie na
15 lat, trwa po dzień dzisiejszy. Z indywidualnych do-
konań tego okresu należy wspomnieć np. dorobek Sta-
nisława Kutrzeby, najbardziej znanego jednak z opu-
blikowanej po raz pierwszy w 1905 r. i następnie wie-
lokrotnie wznawianej Historii ustroju Polski w zarysie,
na której wychowało się kilka pokoleń prawników i hi-
storyków. Wówczas także ukazały się czterotomowe
Dzieje kultury polskiej (1930- -1939) i dwutomowa En-
cyklopedia staropolska (1937-1939) Aleksandra Brü-
cknern. W badaniach nad dziejami filozofii wyróżnił
się Władysław Tatarkiewicz, którego Historia filozofii
(1931) w poszerzonej postaci była wielokrotnie wzna-
wiana także po II wojnie światowej. Nowe spojrzenie
na prehistorię ziem polskich przyniosły badania Józefa
Kostrzewskiego, a zwłaszcza prowadzone przezeń w
latach 30. prace wykopaliskowe w Biskupinie. W bu-
dowaniu podstaw nowoczesnej kartografii, a także do-
kumentowaniu gospodarczej, społecznej czy narodo-
wościowej sytuacji olbrzymie zasługi położył Euge-
niusz Romer. Jego opracowania odegrały istotną rolę
już przy wytyczaniu projektów granic odradzającego
się państwa, a wiele z przygotowanych przez niego
map II Rzeczypospolitej jest powielanych bez zmian po
dzień dzisiejszy. Listę wybitnych polskich uczonych
z okresu międzywojennego, podobnie jak ich dokonań,
i to w każdej dziedzinie, można by oczywiście znacznie
wydłużyć. Pozostaje także kwestią dyskusyjną, czy
wymienione nazwiska, może poza S. Banachem, są
najbardziej reprezentatywne dla kierunków badań
i dyscyplin naukowych.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nauka polska
w dwudziestoleciu, zarówno w szkołach wyższych, jak
i poza nimi, bardzo szybko odrabiała zaległości z cza-
sów zaborów. Jej przedstawiciele mieli nie tylko istotny
udział w badaniach teoretycznych, ale równocześnie
uczestniczyli w rozwijaniu wielu dyscyplin dobrze słu-
żących przygotowywaniu ludzi mających kierować
państwem. Najlepszym sprawdzianem jej osiągnięć by-
ło bowiem systematyczne podnoszenie poziomu oświa-
ty powszechnej z jednej strony, a z drugiej umiejętności
wychowanych na polskich uczelniach kadr inżynieryj-
no-technicznych wykazywane w rozwiązywaniu różno-
rodnych, nawet najbardziej skomplikowanych kwestii
praktycznych, co można było zaobserwować np. pod-
czas budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego.
Szkolnictwo wyższe w okresie międzywojennym
miało charakter czysto polski, choć wśród kadry nau-
czającej znajdowali się nie tylko Polacy, ale także Ży-
dzi, Ukraińcy i Niemcy. Mniejszości narodowe często
powoływały do życia własne towarzystwa naukowe,
zazwyczaj chcąc bardziej wyeksponować rolę, jaką ich
społeczności odgrywały w dziejach Polski bądź wyzna-
czyć kierunki działania na przyszłość. Takie zadania
spełniały np. niemieckie organizacje w Poznaniu (To-
warzystwo Historyczne w Polsce i Niemieckie Stowa-
rzyszenie Naukowe), w Bydgoszczy (Niemieckie To-
warzystwo Sztuki i Nauki) i Toruniu (Copernicus —
Niemieckie Stowarzyszenie Kulturalno-Naukowe).
Równie silnie swój naukowy charakter podkreślało
wiele organizacji żydowskich, wśród których na czoło
wybiły się z czasem dwie instytucje — powołany do
życia w 1925 r. podczas konferencji uczonych żydow-
skich w Berlinie (m.in. z udziałem Alberta Einsteina,
Zygmunta Freuda, Szymona Dubnowa i Jakuba Lesz-
czyńskiego) Żydowski Instytut Naukowy (JIWO)
z centralą w Wilnie, będący światowym centrum badań
nad kulturą jidyszystyczną. Podobne cele, z tym że po-
pularyzować chciano język hebrajski i jego rozwój
wspierać, przyświecały wspomnianemu Towarzystwu
„Tarbut”. Popieraniu badań naukowych (zwłaszcza hi-
storyczno-społecznych), ale także kształceniu nauczy-
cieli religii mojżeszowej i przedmiotów judaistycznych,
służył otwarty w 1928 r. w Warszawie Instytut Nauk
Judaistycznych, z którym związani byli m.in. Mojżesz
Schorr, Ignacy Schipper, Jakub Kahan i Arie Tartako-
wer.
Dla rozwoju życia naukowego mniejszości ukraiń-
skiej na ziemiach polskich najważniejsze były dokona-
nia wspominanego już Towarzystwa Naukowego im. T.
Szewczenki. Posiadało ono trzy sekcje (historyczno-
filozoficzną, filologiczną i matematyczno-przyro-
dniczą), dysponowało własną biblioteką, muzeum
i wydawnictwami. Jednym z jego największych osią-
gnięć było wydanie na początku lat 30. pierwszej
w dziejach encyklopedii w języku ukraińskim (Ukraj-
inśka zahalna encyktopedija, Ukraińska Encyklopedia
Powszechna). Ukraińcy z uporem walczyli także przez
cały okres międzywojenny, podobnie jak i przed ro-
kiem 1918, o założenie własnej uczelni wyższej o peł-
nych prawach akademickich. Zabiegi te nie przyniosły
jednak rezultatów, nawet mimo prób stwarzania faktów
dokonanych, gdy pod koniec 1920 r. powstał Uniwer-
sytet Ukraiński we Lwowie. Choć najczęściej określano
go mianem tajnego lub podziemnego, to o jego istnie-
niu, personaliach kadry wykładającej i słuchaczy były
doskonale poinformowane zarówno władze lokalne, jak
i centralne. Mimo różnych trudności i szykan w pierw-
szym roku akademickim (1921/1922) uruchomiono trzy
wydziały (filozoficzny, prawny i medyczny) z 54 kate-
drami, na których studiowało 1260 studentów. W na-
stępnym roku otworzono dziewięć nowych katedr,
a liczba słuchaczy wzrosła do ok. 1500. W 1921 r. uru-
chomiono na podobnych zasadach również Ukraińską
Szkołę Politechniczną — także z trzema wydziałami
(ogólnym, maszynowym i leśnym) — na której jednak
wykładano właściwie tylko przedmioty teoretyczne.
Egzaminy zdawane na obu uczelniach honorowane by-
ły przez szkoły wyższe w Austrii i Czechosłowacji,
gdzie też większość studentów kontynuowała naukę
rozpoczętą we Lwowie. Oba ośrodki, na skutek areszto-
wań i innych represji, zawiesiły działalność w 1925 r.
Ukraińcy nie doczekali się także otwarcia własnego
uniwersytetu, przewidzianego w ustawie o samorządzie
wojewódzkim z 26 IX 1922. Pertraktacje w tej sprawie
rozbiły się formalnie o lokalizację wszechnicy, gdyż
Ukraińcy za jedyną możliwość uważali Lwów, a wła-
dze polskie skłonne byłyby, i to z poważnymi oporami,
umiejscowić ją w Krakowie lub Warszawie. W rezulta-
cie najważniejszymi ośrodkami akademickimi Ukraiń-
ców były uczelnie na terenie Czechosłowacji — Wolny
Uniwersytet Ukraiński w Pradze (do 1945) i Ukraińska
Akademia Rolnicza w Podiebradach (do 1935).
4. LITERATURA I WYDAWNICTWA
Zachodzące przemiany znalazły bardzo żywy od-
dźwięk w literaturze. Także i w tym wypadku duże
znaczenie miały zmiany formalnoprawne. Po ponad
dziesięcioletnich dyskusjach powstała w 1929 r. Polska
Akademia Literatury (PAL) jako oficjalna reprezenta-
cja piśmiennictwa artystycznego. Zgodnie z przyjętym
statutem miała podejmować wszelkiego rodzaju działa-
nia zmierzające do podniesienia poziomu twórczości,
opiekować się literatami, opiniować rządowe wnioski
w sprawach dotyczących języka, literatury i kultury,
w tym także przyznawania nagród, wyróżnień i stypen-
diów. PAL była instytucją elitarną, gdyż liczba jej do-
żywotnich członków została ustalona początkowo na 15
osób, a później podniesiona do 21, choć nie wszystkie
miejsca obsadzono. Pierwsze siedem osób, które miały
znaleźć się w jej składzie, mianował minister WRiOP
pozostali wybierani byli już przez samych akade-
mików. Działalnością Akademii kierowało prezydium
w składzie: Wacław Sieroszewski (prezes), Leopold
Staff (wiceprezes) i Juliusz Kaden-Bandrowski (sekre-
tarz generalny). Członkostwo PAL, poza honorem,
przynosiło także realne korzyści finansowe. Wśród
akademików dominowali ludzie o znanych i liczących
się nazwiskach. Oni też decydowali o przyznawaniu
prestiżowych wyróżnień literackich — złotego i srebr-
nego Wawrzynu PAL oraz Nagrody Młodych (dla pisa-
rzy poniżej 30. roku życia). Sama instytucja ze względu
na zależność od rządu budziła różnorakie zastrzeżenia,
zgłaszane zarówno z prawej, jak i z lewej strony — np.
Andrzej Strug demonstracyjnie odmówił przyjęcia za-
proponowanego mu członkostwa, Maria Dąbrowska
dwukrotnie odmówiła kandydowania i nawet przyjęcia
przyznanego jej Złotego Wawrzynu, a w 1937 r. Karol
Hubert Rostworowski demonstracyjnie zrzekł się
członkostwa Akademii na znak solidarności z abp. Sa-
piehą, atakowanym przez jej władze w związku z tzw.
konfliktem wawelskim.
Nagrody z zakresu literatury i sztuki fundowane
były także przez samorządy, m.in. wszystkie duże mia-
sta, stowarzyszenia (Nagroda Wydawców), a nawet re-
dakcje niektórych czasopism np. „Wiadomości Literac-
kich” i „Prosto z mostu”. Od 1925 r., a więc już po
ustabilizowaniu waluty, zaczęto przyznawać państwo-
we nagrody literackie w niebagatelnej kwocie — po-
czątkowo 5 tys., a następnie 20 tys. zł.
Dla elity intelektualnej najbardziej liczyły się
oczywiście dokonania uznanych już literatów lub nowo
powstających grup twórczych, do których często nale-
żeli także przedstawiciele sztuk plastycznych. Wskaza-
nia i manifesty tych formacji można było w większym
lub mniejszym stopniu zaakceptować lub z nimi się
spierać. Bez specjalnych zastrzeżeń przyjmowano
twórczość poetów skupionych wokół warszawskiego
czasopisma „Skamander”. Oni także zdominowali tro-
chę późniejsze „Wiadomości Literackie”, najważniej-
sze pismo kulturalne II Rzeczypospolitej. Najwybitniej-
szymi postaciami spośród należących do tej grupy byli
Jan Lechoń, Julian Tuwim, Kazimierz Wierzyński, Ja-
rosław Iwaszkiewicz i Antoni Słonimski. Negowali oni
dominujący poprzednio patos i koturnowość, głosili na-
tomiast radość tworzenia w nowo powstałej, niepodle-
głej rzeczywistości. W nurt ten włączało się wielu in-
nych twórców, m.in. dwie najwybitniejsze poetki okre-
su międzywojennego — Maria Pawlikowska-
Jasnorzewska i Kazimiera Iłłakowiczówna. Skaman-
dryci na ogół stronili od polityki, ale wielkie i ważne
wydarzenia znajdowały odbicie także w ich poezji. Dla-
tego też z tego kręgu wyszedł jeden z najbardziej
wstrząsających wierszy pierwszej połowy lat 20. — Do
was, autorstwa J. Tuwima, poświęcony zamordowane-
mu prezydentowi G. Narutowiczowi. W miarę upływu
czasu radość z posiadanej niepodległości coraz bardziej
przysłaniały narastające problemy polityczne i ograni-
czenia dnia codziennego, które wpłynęły na to, że sta-
wała się ona — jak to napisał w 1923 r. Juliusz Kaden-
Bandrowski — „radością z odzyskanego śmietnika”.
Nasiliły się one zwłaszcza po zamachu majowym, ge-
neralnie przyjętym przez skamandrytów bardzo przy-
chylnie, a wręcz spiętrzyły w latach wielkiego kryzysu.
W związku z tym pojawiał się coraz większy kryty-
cyzm wobec nowej rzeczywistości. Można to zaobser-
wować na przykładzie najpłodniejszego przedstawiciela
tego kierunku — J. Tuwima, w sposób niedościgniony
operującego słowem polskim i w miarę upływu czasu
coraz częściej sięgającego do ironii czy wręcz kpiny.
Warto pod tym kątem przeczytać zwłaszcza jego Jar-
mark rymów, opublikowany po raz pierwszy w roku
1934. W jeszcze większym stopniu krytycyzm ów
Ujawnił się w Balu w operze, napisanym w 1936 r., ale
opublikowanym w całości dopiero po II wojnie świa-
towej.
Dla części poetów nowa rzeczywistość stawała się
przede wszystkim okazją do włączenia się w europej-
skie nurty literackie i szukania tam form wyrażania
swych myśli i przekonań. I tak ekspresjonizm, obecny
już częściowo w twórczości poetów Młodej Polski,
znalazł najpełniejszy wyraz wśród grona skupionego
wokół poznańskiego czasopisma „Zdrój”, z którym
związani byli np. Jerzy Hulewicz (wydawca i redaktor
pisma oraz autor najważniejszych tekstów programo-
wych), Stanisław Przybyszewski czy Emil Zegadło-
wicz, ten ostatni bardziej znany jako najwybitniejszy
przedstawiciel grupy Czartak, a później autor kontro-
wersyjnych powieści ze Zmorami (1935) na czele.
Jeżeli ekspresjoniści zaskakiwali odbiorców gwał-
townością i kontrastowością wypowiedzi, to tworzący
w tym samym czasie futuryści wręcz szokowali osten-
tacyjnym odrzucaniem wszelkiego rodzaju dotychcza-
sowych wartości i ustaleń, łącznie z powszechnie obo-
wiązującymi zasadami ortograficznymi. W gronie tym
największą indywidualnością był chyba Bruno Jasień-
ski. Ich czołową trybunę stanowiła warszawska efeme-
ryczna „Nowa Sztuka”, choć wydaje się, że bardziej
znani byli ze swych jednodniówek-manifestów, takich
jak np. Nuż w bżuhu (1921), Jednodńuwka futurystuw.
Mańfesty futuryzmu polskiego (1921) lub zaskakują-
cych tytułami zbiorków poezji (But w butonierce B. Ja-
sieńskiego). Twórczość ekspresjonistów, a zwłaszcza
futurystów, drażniła i szokowała mętlikiem pojęć, ob-
razoburczością i krzykliwością, ale okazała się jedynie
epizodem i nie wywarła poważniejszego wpływu na li-
teraturę polską okresu międzywojennego. Pod tym
względem istotniejsze były dokonania Awangardy
Krakowskiej, zafascynowanej postępem techniki i in-
dustrializacją, czyli — jak pisał w programowym tek-
ście Tadeusz Peiper, jej najwybitniejszy przedstawiciel
i teoretyk — „miastem, masą, maszyną”. Peiper utrzy-
mywał wówczas bliskie kontakty z ekspresjonistami
i futurystami, ale szukał własnej drogi. Był on także
wydawcą i redaktorem ukazującej się z przerwami
w latach 1922-1927 „Zwrotnicy”, czasopisma propagu-
jącego „sztukę teraźniejszości”. Do najważniejszych
współpracowników wydawnictwa należeli pisarze Jan
Brzękowski, Jalu Kurek, Julian Przyboś i Władysław
Strzemiński (malarz). Na początku lat 30. do tych tra-
dycji nawiązywało kolejne awangardowe czasopismo
krakowskie — „Linia” (1931-1933), w którym także
kilku „zwrotniczych” zamieszczało swoje utwory.
Z ideowego i teoretycznego dorobku krakowian czerpa-
ły i inne grupy — albo bezpośrednio do nich nawiązu-
jąc, albo polemizując z nimi. Tak narodziła się np. gru-
pa nazywana czasami Drugą Awangardą. Jej sztanda-
rowym przedstawicielem był Józef Czechowicz, w któ-
rego twórczości brakło już fascynacji teraźniejszością,
a zaczęła przeważać katastroficzna wizja przyszłości.
Swoistym wyrazem sprzeciwu wobec dominacji awan-
gardy, ale także i skamandrytów, było powstanie grupy
literackiej Kwadryga, skupionej wokół miesięcznika
o takim samym tytule, ukazującego się z przerwami w
latach 1927-1931. Jednym z najwybitniejszych kwa-
drygantów był bez wątpienia Konstanty Ildefons Gał-
czyński. Stanowisko opozycyjne wobec wszystkich ist-
niejących kierunków prezentowała wileńska grupa Ża-
gary, w której rozpoczynał poetycką karierę m.in. Cze-
sław Miłosz. Zupełnie inny kierunek wybrali twórcy
preferujący poezję proletariacko-rewolucyjną, niejed-
nokrotnie nawiązujący do nurtu skamandryckiego. Ich
najwybitniejszym przedstawicielem był chyba Włady-
sław Broniewski, skądinąd oficer Legionów i uczestnik
wojny polsko-bolszewickiej. Z nurtem tym związany
był także wspomniany B. Jasieński, który ostatecznie
zdecydował się przenieść do ZSRR, gdzie też zmarł
w łagrze.
Równie istotne zmiany zachodziły w twórczości
prozatorskiej. Także w tym wypadku część twórców
poczuła się zwolniona z wszelkich narodowo-
patriotycznych serwitutów i uznała, że może się po-
święcić czystej sztuce, zgodnie z pojawiającymi się
prądami europejskimi, tym bardziej że poruszanie ogól-
noludzkich problemów nie oznaczało przecież wypie-
rania się polskości. Taką drogą poszedł wybijający się
dopiero Witold Gombrowicz (Ferdydurke, 1938), Bru-
no Schulz (Sklepy cynamonowe, 1934; Sanatorium Pod
Klepsydrą, 1937) czy Stanisław Ignacy Witkiewicz
(m.in. Nienasycenie, 1930). Odejście od „krzepienia
ducha” i afirmowania polskości zaowocowało także
rozwijaniem głębszego zainteresowania innymi czasa-
mi i krajami, co m.in. uwidoczniło się w twórczości Ja-
na Parandowskiego, którego Dysk olimpijski (1933) zo-
stał uhonorowany brązowym medalem na olimpiadzie
w Berlinie (1936), a popularnie opracowana Mitologia
(1924) wznawiana jest po dzień dzisiejszy. W ukazy-
waniu przeszłości zwracano uwagę nie tylko na piękne
i wzniosłe idee, ale także na towarzyszące im ludzkie
przywary, takie jak bezwzględność i okrucieństwo, co
m.in. znalazło odbicie w cyklu powieści jednej z naj-
płodniejszych i najwszechstronniejszych pisarek dwu-
dziestolecia Zofii Kossak-Szczuckiej, poświęconych
krucjatom — Krzyżowcy (1935), Król trędowaty
(1937), Bez oręża (1937). Ten literacki rcwizjonizm do-
tyczył również historii Polski, a jednym z najbardziej
kontrowersyjnych i budzących wiele emocji utworów
był bez wątpienia Kordian i cham (1932) Leona Krucz-
kowskiego, powieść, w której różne stanowiska wobec
walki o niepodległość podczas powstania listopadowe-
go autor uzasadniał, zgodnie z marksizmem, wyłącznie
różnicami interesów klasowych.
Bardzo często odwoływano się również do wyda-
rzeń niedawnych, doskonale znanych czytelnikowi. Ta-
ki charakter miała przede wszystkim najwybitniejsza
polska powieść-rzeka XX w. Noce i dnie (1932-1934)
Marii Dąbrowskiej, barwnie napisana i z wyjątkową
znajomością realiów ukazująca proces przemian zacho-
dzących od upadku powstania styczniowego po wybuch
I wojny światowej w deklasującym się środowisku
szlachecko-ziemiańskim, poszukującym dla siebie
miejsca w nowej rzeczywistości. Podobne przeobraże-
nia, tyle że w miejskim środowisku stanu średniego,
ukazane w powieściach Dziewczęta z Nowolipek (1935)
i Rajska jabłoń (1937) przyniosły sławę Poli Gojawi-
czyńskiej. Do kwestii społecznych, także z okresu mię-
dzywojnia, w mniejszym lub większym stopniu i z róż-
nymi intencjami, odwoływano się wielokrotnie, np.
w poświęconym służbie folwarcznej zbiorze opowiadań
M. Dąbrowskiej Ludzie stamtąd (1926) czy w demaska-
torskim utworze J. Kadena-Bandrowskiego Czarne
skrzydła (1928-1929), ukazującym problemy robotni-
ków Zagłębia Dąbrowskiego. W ten nurt wpisywali się
także pisarze najmłodszego pokolenia, związani pocho-
dzeniem lub przekonaniami ze środowiskiem ludowym
i w związku z tym koncentrujący swą uwagę na sytua-
cji wsi. Do tej grupy należy zaliczyć przede wszystkim
Jalu Kurka (Grypa szaleje w Naprawie, 1934, za którą
dostał m.in. nagrodę literacką miasta Krakowa oraz
Woda wyżej, 1935), a także Jana Wiktora (Orka na
ugorze, 1935).
Szczególnie częstym motywem w twórczości lite-
rackiej były powikłane losy polskie w latach I wojny
światowej, rewolucji bolszewickiej i wojny polsko-
sowieckiej, przy czym niektóre z traktujących o tym
powieści były wręcz zbeletryzowanymi wspomnienia-
mi. Taki charakter miała m.in. Pożoga (1922) Z. Kos-
sak-Szczuckiej, ukazująca tragiczne losy ziemiaństwa
polskiego na Wołyniu w latach rewolucji 1917-1919.
Jednak największą chyba popularnością (porównywal-
ną jedynie z Quo vadis H. Sienkiewicza) cieszyła się
wspomnieniowa opowieść Ferdynanda Antoniego Os-
sendowskiego Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów
(1923), w której autor zawarł wrażenia ze swej wę-
drówki przez zrewoltowaną Syberię i Mongolię. Do-
czekała się ona tłumaczeń na kilkanaście języków eu-
ropejskich i pozaeuropejskich (w tym japoński i he-
brajski), na esperanto oraz zapisu alfabetem Braille'a.
Zdecydowana większość pisarzy uznała, że należy
reagować na otaczającą ich rzeczywistość, w tym na
zachodzące zmiany polityczne, i dostrzegała potrzebę
poruszania ważkich problemów społecznych. Nurt ten
zapoczątkował Juliusz Kaden-Bandrowski swym Gene-
rałem Barczem (1922), będącym swoistą kroniką two-
rzenia państwowości polskiej, ale także obrazem bez-
względnej walki między jej budowniczymi, reprezentu-
jącymi różne i sprzeczne koncepcje, dyktowane ambi-
cjami osobistymi, interesami grupowymi lub politycz-
nymi, a niejednokrotnie wymagające w imię dobra
zbiorowego rezygnacji z własnych aspiracji, a nawet
godności. Wydarzenia ukazane w powieści odczytywa-
ne były przez wielu jej odbiorców jako literacka wizja
konfrontacji między piłsudczykami a narodowymi de-
mokratami. Bardzo szybko okazało się również, że
dość powszechna wiara, iż wraz z pozbyciem się obcej
kurateli i zbudowaniem własnego państwa znikną i inne
problemy, nie była uzasadniona. Im większe żywiono
nadzieje, tym silniejsze stawało się rozczarowanie za-
nikiem ideowości, przejawami korupcji, nieuczciwości
oraz potępienie dla ponad rzeczywisty wymiar nagła-
śnianych przez prasę różnego rodzaju afer, zarówno po-
litycznych, jak i gospodarczych. Znalazło to odbicie
m.in. w powieści Zofii Nałkowskiej Romans Teresy
Hennert (1923). Podobne odczucia zdominowały Poko-
lenie Marka Świdy (1925) Andrzeja Struga, choć autor
ten ciągle żywił nadzieję na odrodzenie moralne społe-
czeństwa. Gdy się nie ziściła, przeszedł po 1926 r. do
zdecydowanej opozycji wobec znajdujących się u wła-
dzy dawnych towarzyszy broni. Siłą rzeczy pojawiały
się też pytania o dalszą drogę rozwoju państwa i prze-
strogi przed możliwymi konsekwencjami zawiedzio-
nych nadziei, co najdobitniejszy wyraz znalazło w koń-
cowym fragmencie Przedwiośnia (1924), ostatniej
wielkiej powieści Stefana Żeromskiego, najlepiej chyba
ukazującej zderzenie oczekiwań i rzeczywistości.
W tym też czasie z coraz większą niechęcią, może nie
do końca uzasadnioną, spoglądano na sceną polityczną.
Było to wynikiem ujawniających się rozbieżności mię-
dzy pięknymi i wzniosłymi programami partyjnymi
a, jak podkreślano, dominującym w praktyce egoizmem
poszczególnych grup. Kwestia ta pojawiała się w wielu
utworach, ale walka z partyjniactwem stała się jednym
z najważniejszych elementów działań piłsudczyków,
a w sposób literacki najpełniej wyraził ją wspomniany
J. Kaden-Bandrowski w powieści Mateusz Bigda
(1933), kreśląc w niej karykaturalny obraz parlamenta-
ryzmu polskiego przed zamachem majowym. Utwór
ten, i chyba słusznie, odczytywano jako atak na W. Wi-
tosa, z którym tytułowy bohater ma wiele wspólnych
cech. Pomajowa rzeczywistość, poza krótkim zachły-
śnięciem się dobrą koniunkturą z lat 1926-1929, także
nie zawsze budziła entuzjazm, co znalazło odbicie
w satyrycznej powieści czy raczej pamflecie Tadeusza
Dołęgi-Mostowicza Kariera Nikodema Dyzmy (1932),
ukazującej błyskawiczną karierę hochsztaplera, umie-
jętnie wykorzystującego przypadek i wewnętrzne roz-
grywki wśród elity rządzącej. Zgodnie też została ona
uznana za satyrę wymierzoną w rządy sanacji, choć
później nie przeszkodziło to bliskiej współpracy autora
z rządowym koncernem tzw. prasy czerwonej.
Wiele z wymienionych utworów starano się, lepiej
lub gorzej, przybliżyć odbiorcy, przenosząc je na deski
sceniczne lub do atelier filmowych (np. sfilmowano
prawie wszystkie utwory S. Żeromskiego). Ze znacze-
nia tych środków przekazu, zwłaszcza mającego ugrun-
towaną pozycję teatru, większość twórców doskonale
zdawała sobie sprawę i dlatego też przynajmniej część
z nich pisarstwo sceniczno-dramatyczne traktowała wy-
jątkowo poważnie i za jego pośrednictwem starała się
propagować wartości ponadczasowe, wychowywać, re-
agować na zachodzące wydarzenia i kształtować na-
stroje społeczne. Dorobek polskiego dramatopisarstwa
nie był zbyt obfity, ale niektóre utwory zdobyły sobie
trwałe miejsce w polskiej literaturze. Do nich można
zaliczyć m.in. Obronę Ksantypy (1939) Ludwika Hie-
ronima Morstina, Dom kobiet (1930) Zofii Nałkow-
skiej, Lato w Nohant (1937) Jarosława Iwaszkiewicza,
Żeglarza (1925) Jerzego Szaniawskiego oraz Antonie-
go Słonimskiego Murzyna warszawskiego (1928) i Ro-
dzinę (1933). Z kilku sztuk teatralnych S. Żeromskiego
warto przypomnieć m.in. odnoszącą się do wojny pol-
sko-bolszewickiej Ponad śnieg bielszym się stanę
(1921), a zwłaszcza Uciekła mi przepióreczka (1925),
poruszającą m.in. ważki temat szerzenia oświaty w nie-
podległym państwie. Jednym z nielicznych utworów
poświęconych walce o niepodległość było legionowe
widowisko Gałązka rozmarynu Zygmunta Nowakow-
skiego, wielokrotnie wystawiane od 1937 r.
Do najwybitniejszych twórców dramatycznych
omawianego okresu należał bez wątpienia krakowski
pisarz Karol Hubert Rostworowski, mający już wcze-
śniej ugruntowaną pozycję dzięki sztukom odnoszącym
się do starożytności, a zwłaszcza do początków chrze-
ścijaństwa. Umocniły ją utwory napisane w okresie
międzywojennym, m.in. Miłosierdzie (1920). Najwięk-
szą sławę przyniosła mu Niespodzianka (1929), poru-
szająca kwestię nędzy chłopskiej, prowadzącej do za-
mordowania przez rodziców nierozpoznanego syna, co
miało pomóc wyrwać się z kręgu beznadziei drugiemu
z dzieci. Dramat ten, dość zgodnie uznany za najdoj-
rzalsze dzieło okresu międzywojennego, spotkał się ze
szczególnym rezonansem społecznym, ponieważ odwo-
ływał się do autentycznego wydarzenia. Sukces Nie-
spodzianki zachęcił autora do kontynuowania poruszo-
nego problemu w następnych, już nie tak udanych
utworach — Przeprowadzka (1931) i U mety (1932),
poświęconych kolejom losu owego drugiego syna,
zmieniającego swe życie wskutek dokonanej zbrodni i
uzyskanym w jej wyniku środkom finansowym. Od-
rębne miejsce wśród dramaturgów okresu międzywo-
jennego zajmował Stanisław Ignacy Witkiewicz. Jego
wizjonerska twórczość, nawiązująca do ekspresjonizmu
i surrealizmu, z dominującym w niej katastrofizmem,
zbytnio jednak wyprzedzała swe czasy i nie znajdowała
większego uznania u współczesnych, a w związku
z tym i prapremiery nie cieszyły się większą popularno-
ścią. Przesłania zawarte m.in. w Szewcach (1934, ale
opublikowanych dopiero po wojnie), Tumorze Mózgo-
wiczu (1921) czy Kurce wodnej (wystawionej po raz
pierwszy w 1922 r.) odczytano, trudno powiedzieć, na
ile dokładnie, dopiero wiele lat później, już po samo-
bójczej śmierci pisarza w 1939 r.
W okresie międzywojennym zaczęto także zwracać
większą uwagę na inne formy twórczości, to znaczy
esej, reportaż i felieton. W dziedzinie felietonu najwy-
bitniejszym twórcą okazał się chyba Antoni Słonimski,
najbardziej znany ze swych tyleż złośliwych, co dow-
cipnych Kronik tygodniowych zamieszczanych
w „Wiadomościach Literackich”, od których ponoć
większość czytelników rozpoczynała lekturę tego tygo-
dnika. Dzięki współpracy z ukazującym się w olbrzy-
mim nakładzie „Ilustrowanym Kuryerem Codziennym”
poznano szerzej twórczość Zygmunta Nowakowskiego,
co ułatwiło rozpowszechnianie jego felietonowych
książek. Na tym polu zapisał się także wszechstronny
Tadeusz Żeleński (Boy), który nawet w ogłoszonym
przez sensacyjny „Ekspres Poranny” konkursie literac-
kim (1937) na cieszącego się największym uznaniem
pisarza polskiego zdystansował innych twórców, m.in.
Andrzeja Struga, Józefa Weyssenhoffa, Antoniego Fer-
dynanda Ossendowskiego i Marię Dąbrowską. Popu-
larność zapewniały mu, poza wcześniejszym dorob-
kiem, zarówno felietony teatralne (Flirt z Melpomeną,
1922-1934), utwory wspomnieniowe (np. Znasz-li ten
kraj?..., 1931) i obyczajowo-antyklerykalne (Dziewice
konsystorskie, 1929; Nasi okupanci, 1934), doskonałe
przekłady i opracowania literatury francuskiej (ponad
100 tomów), jak i monografia Marysieńka Sobieska
(1934). Do grona najpopularniejszych felietonistów na-
leżał także Kornel Makuszyński, obecnie bardziej zna-
ny jako autor powieści dla dzieci i młodzieży. W dzie-
dzinie reportażu zdobył sobie uznanie m.in. Ksawery
Pruszyński zarówno jeśli chodzi o tematykę krajową
(Podróż po Polsce, 1937), jak i międzynarodową (np.
W czerwonej Hiszpanii, 1937), a zwłaszcza Melchior
Wańkowicz (m.in. Na tropach Smętka, 1936; COP —
ognisko siły, 1938). Ugruntowaną pozycję na tym polu
mieli również Konrad Wrzos (właśc. Henryk Rosen-
berg) i prezes Klubu Sprawozdawców Sejmowych Ber-
nard Singer.
Na rynku wydawniczym pojawiło się wówczas du-
żo, znacznie więcej niż w poprzednich okresach, utwo-
rów pisanych specjalnie z myślą o dzieciach. Dużą po-
pularnością cieszyły się np. opowiadania i powieści
(Król Maciuś Pierwszy, 1923; Bankructwo małego
Dżeka, 1924 i Kajtuś czarodziej, 1935) Janusza Kor-
czaka (właśc. Henryka Goldszmita), któremu długolet-
nie kierowanie żydowskim i polskim sierocińcem dało
doskonałą znajomość psychiki dziecka. Do arcydzieł
poezji dziecięcej zaliczane są utwory J. Tuwima, m.in.
Lokomotywa i Słoń Trąbalski (1938). Autorem wyjąt-
kowo poczytnych, pogodnych i wielokrotnie wznawia-
nych książek dla najmłodszych czytelników był wspo-
mniany Kornel Makuszyński (m.in. O dwóch takich, co
ukradli księżyc, 1928; Awantura o Basię, 1937; Szatan
z siódmej klasy, 1937 oraz wydanych w komiksowej
formie, dzięki współpracy z Marianem Walentynowi-
czem, Przygód Koziołka Matołka, 1933-1934).
Najwięcej czytelników zdobywały sobie jednak,
podobnie jak obecnie, powieści popularne — przygo-
dowe, sensacyjne i kryminalne. Za ich pośrednictwem
starali się trafić do odbiorców zarówno autorzy poświę-
cający się wyłącznie tej tematyce, jak i twórcy znani
głównie z ambitniejszych dokonań. Do takiej formy
odwoływali się, co prawda bardzo rzadko, nawet znani
politycy, dążący w ten sposób do spopularyzowania
swoich koncepcji. Taką drogę wybrał Roman Dmow-
ski, który pod pseudonimem (Kazimierz Wybranowski)
opublikował kryminalno-sensacyjną powieść Dziedzic-
two (1931), ukazującą zagrożenie żydowsko-masońskie
dla społeczeństwa polskiego.
Wśród autorów powieści popularnych nadal w czo-
łówce znajdowały się Maria Rodziewiczówna i Helena
Mniszkówna, które tę pozycję zdobyły sobie jeszcze
przed wojną. Ich książki, z nieodłącznym wątkiem ro-
mansowym i towarzyszącymi mu perypetiami, wynika-
jącymi głównie z przesądów stanowo-klasowych, były
wielokrotnie wznawiane i doczekały się także kilku
ekranizacji. Ciepły świat małych dworków i piękne
opisy przyrody nadal przyciągały czytelników wzna-
wianych utworów Józefa Weyssenhoffa, choć w okre-
sie międzywojennym tworzył on już niewiele.
Wątek sensacji, przygody i egzotyki zapewniał
nieustanną popularność pracom E. A. Ossendowskiego.
Z bardzo ciepłym przyjęciem spotkała się jego obszer-
na powieść Lenin (1930), która doczekała się trzech
wznowień już w roku wydania, a wkrótce została prze-
tłumaczona na 18 języków. Rewelacją na rynku księ-
garskim okazał się T. Dołęga-Mostowicz. Do najbar-
dziej znanych jego utworów, poza wspomnianą Karierą
Nikodema Dyzmy, należały m.in. Znachor (1937) i Pro-
fesor Wilczur (1939). Zarówno te, jak i liczne pozostałe
jego prace pojawiały się najpierw w odcinkach na ła-
mach sensacyjnych i wysokonakładowych dzienników,
co zapewniało autorowi wzrost popularności i poważne
dochody, nawet do 15 tys. zł miesięcznie. Pod koniec
okresu międzywojennego poczytne stały się także po-
wieści Sergiusza Piaseckiego (m.in. Kochanek wielkiej
niedźwiedzicy, 1937; Piąty etap, 1938; Bogom nocy
równi, 1939), któremu twórczość literacka umożliwiła
wyjście z więzienia. Z licznych autorów powieści kry-
minalnych największe sukcesy odnosił Antoni Mar-
czyński, kreator postaci detektywa amatora Rafała Kró-
lika, który jednakże nie zyskał sławy polskiego Sher-
locka Holmesa.
Dorobek wymienionych i dziesiątków innych auto-
rów polskich uzupełniały, podobnie jak dziś, tłumacze-
nia zarówno wartościowej literatury pięknej, jak
i, a może przede wszystkim, kryminalnej, szpiegow-
skiej i erotyczno-romansowej, wabiącej mało wybred-
nych czytelników krzykliwymi, sensacyjnymi tytułami
i barwnymi okładkami. Część z nich ukazywała się na-
wet jako polskie „oryginalne dzieła”, gdyż adaptowano
je do rodzimych warunków, najczęściej jedynie przez
zmienienie nazwisk i imion bohaterów oraz — bez
nadmiernej dbałości — nazw geograficznych. Metodę
tę najczęściej stosowali wydawcy tzw. prasy rewolwe-
rowej, której immanentną częścią była właśnie chwy-
tliwa powieść w odcinkach. Takim adaptowaniem nie-
mieckich powieści do polsko-żydowskich realiów zara-
biał przez pewien czas na życie Izaak Baszewis Singer,
późniejszy laureat literackiej Nagrody Nobla, a można
przypuszczać, że nie był on wyjątkiem. Ta literatura
najniższych lotów rozpowszechniana była, m.in. dzięki
atrakcyjnej cenie, także w postaci specjalnych serii wy-
dawniczych, zeszytów powieściowych, w czym wyspe-
cjalizował się zwłaszcza koncern łódzkiej „Republiki”,
którego nakładem ukazywały się np. serie „Co tydzień
powieść”, „Lord Lister” czy „7 Nowel”. Wydaje się, że
w dużym stopniu to właśnie polska literatura popularna
i trywialna oraz tłumaczenia podobnych utworów
wpływały dość istotnie na rozmiary globalnej produkcji
wydawniczej i rozwój czytelnictwa w II Rzeczypospo-
litej.
Ruch wydawniczy w okresie międzywojennym
wykazywał największą dynamikę w pierwszym dzie-
sięcioleciu po odzyskaniu niepodległości, przynajmniej
jeśli chodzi o liczbę opublikowanych tytułów — z ok.
2200 w 1918 r. do ponad 4000 w 1921 i ponad 6000
w 1930 r. Kryzys ekonomiczny spowodował, tak jak
we wszystkich innych dziedzinach, gwałtowne załama-
nie i poziom przedkryzysowy nieznacznie przekroczo-
no dopiero w roku 1938. Rosła też globalna wysokość
produkcji i wielkość nakładów, zwłaszcza w drugiej
połowie lat 30. — np. przy porównywalnej liczbie tytu-
łów (ok. 6000) w 1929 i 1938 r. liczba wydrukowanych
egzemplarzy w tych latach wynosiła odpowiednio ok.
20 i 36 mln. W liczbach tych uwzględniono także pu-
blikacje mniejszości narodowych. Według oficjalnej
statystyki ukazujących się druków nieperiodycznych
(w zasadzie książek) struktura językowa publikacji wy-
glądała tak, jak to przedstawiono w tabeli na s. 401.
Na polu wydawniczym duże zasługi położyły zarówno
instytucje kontynuujące jeszcze przedwojenne tradycje
— np. oficyny Gebethnera i Wolffa, M. Arcta, J. Mort-
kowicza w Warszawie, S.A. Krzyżanowskiego w Kra-
kowie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Lwowie
(m.in. od 1933 r. kontynuujący wydawanie zapocząt-
kowanej w 1919 r. przez Krakowską Spółkę Wydawni-
czą serii Biblioteka Narodowa) oraz Księgarnia i Dru-
karnia św. Wojciecha w Poznaniu, jak i firmy będące
wynikiem nowych inicjatyw. Wśród wielu nowo otwar-
tych oficyn zasłużoną sławę zdobyło kilka, np. uru-
chomione w 1917 r. Wydawnictwo Polskie Rudolfa
Wegnera, którego nakładem ukazywały się m.in. Bi-
blioteka Laureatów Nobla, Biblioteka Autorów Pol-
skich, a zwłaszcza ceniona po dziś bogato ilustrowana
seria monografii Cuda Polski, poświęcona regionom
i miastom II Rzeczypospolitej. W 1920 r. powstało
koncentrujące się na publikacjach słownikowo-
encyklopedycznych Wydawnictwo Trzaski, Everta
i Michalskiego. Rok później działacze Związku Nau-
czycielstwa Polskiego powołali do życia specjalizujące
się w publikacjach przeznaczonych dla dzieci i mło-
dzieży Wydawnictwo Nasza Księgarnia. W tym samym
czasie rozpoczęło działalność zajmujące się publiko-
waniem podręczników i pomocy dydaktycznych Pań-
stwowe Wydawnictwo Książek Szkolnych (1921)
i Książnica-Atlas we Lwowie (1924).
Druki nieperiodyczne według języka
Rok Ogółem W tym tytuły w języku
PL UKR BRUS ROS D IZR INNY

1928 5580 4370 229 37 45 105 645 149


1932 5399 4573 187 21 61 78 331 148
1935 7460 6184 223 23 44 167 481 338
1937 7974 6373 448 21 39 250 443 400
nakład w tysiącach egzemplarzy
192820658,2 18020,7 914,1 88,0 174,9 256,9 905,2 298,4
193212780,4 11204,5 510,9 26,5 210,0 106,8 511,2 210,5
193520645,7 18502,4 635,4 18,0 106,6 188,7 769,0 425,6
193729152,9 26086,2 1362,3 20,3 99,4 297,9 675,7 611,1
Wiele z tych oficyn miało własną sieć księgarń.
Wyjątkowe zasługi dla spopularyzowania książki poło-
żyło uruchomione przez Melchiora Wańkowicza i Ma-
riana Kistera w 1924 r. Towarzystwo Wydawnicze
„Rój”, wyróżniające się m.in. tempem produkcji (do 30
książek miesięcznie). Towarzystwo najczęściej rezy-
gnowało z ozdobnej szaty graficznej, dobrego papieru,
a nawet staranniejszego opracowania redakcyjnego, ale
dzięki temu oferowane przez nie pozycje (głównie be-
letrystyka — w tym wiele tłumaczeń, ale także repor-
taż, biografistyka i literatura sensacyjna) należały do
najtańszych. W „Roju” ukazywały się prace chyba
wszystkich liczących się w dwudziestoleciu literatów.
Ułatwił on także wejście na rynek wielu młodym pisa-
rzom, m.in. Jerzemu Andrzejewskiemu, Teodorowi
Parnickiemu i Witoldowi Gombrowiczowi. Większość
książek publikowanych przez „Rój” ukazywała się
w ramach względnie tanich i popularnych serii wydaw-
niczych — Biblioteczka Historyczno-Geograficzna,
Dzieła XX Wieku i Biblioteka Powieściowa.
Generalnie na rynku dominowały pod każdym
względem publikacje w języku polskim, chociaż istnia-
ły również wyspecjalizowane ośrodki nastawione na
wydawanie książek, w tym także literatury pięknej, dla
innych grup narodowych. Sytuację z końcowych lat
międzywojnia przedstawiono w tabeli.
Rozpowszechnianie książki zależało w znacznym
stopniu od wyrobienia w społeczeństwie nawyku sys-
tematycznego czytania, ale także od możliwości finan-
sowych poszczególnych grup ludności. Oba te czynniki
powodowały, że tzw. publiczność literacka nie była
zbyt duża i obejmowała ok. 7-10% mieszkańców Pol-
ski. Odsetek ten był oczywiście znacznie wyższy
w kręgach inteligenckich oraz drobnomieszczańskich
i znacznie niższy wśród robotników i chłopów.
Literatura piękna publikowana w Polsce według języka w latach 30.
Rok Ogółem W tym tytuły w języku
PL UKR BRUS ROS D IZR INNY
1935 1490 1247 60 10 3 8 151 11
1936 1598 1296 101 13 9 9 162 8
1937 1560 1 172 164 11 13 4 188 8
nakład w tys. egzemplarzy
1936 4007,6 3539,7 218,8 12,6 6,8 16,5 205,7 7,5
1937 6550,3 742,1 460,8 7,6 13,9 2,5 313,4 10,0
Wszystkim grupom społecznym kontakt z literatu-
rą ułatwiały wypożyczalnie i biblioteki (często prywat-
ne), dzięki którym za darmo lub za niewielką opłatą
można było zapoznawać się z nowościami wydawni-
czymi.
Do największych w Polsce należały wspomniana
Biblioteka Narodowa w Warszawie (prawie 800 tys.
jednostek przed wojną) i Biblioteka Jagiellońska w
Krakowie, znana zwłaszcza z bogatego zbioru rękopi-
sów, inkunabułów i starodruków. Najliczniejsze były
biblioteki szkolne (ok. 26 tys. w roku 1936/1937), które
jednak zasoby swe gromadziły pod specyficznym ką-
tem — elementarnych potrzeb nauczycieli i uczniów
(lektury). Bardziej wszechstronne były zbiory niektó-
rych jednostek wojskowych, a zwłaszcza szkół wyż-
szych. Dla najszerszego kręgu odbiorców większe zna-
czenie miały tzw. biblioteki oświatowe, zakładane
głównie przez różnego rodzaju organizacje społeczne
i polityczne, związki wyznaniowe oraz osoby prywatne,
a także instytucje samorządowe. Pod koniec okresu
międzywojennego było ich ponad 8000 i posiadały ok.
6,5 mln tomów. Większość mieściła się jednak w mia-
stach, dlatego też wyjątkowo cenną inicjatywą było
utworzenie tzw. bibliotek ruchomych, docierających
z książką do ponad 10 tys. wsi i małych miasteczek.
Liczba zarejestrowanych w tym czasie mniej lub bar-
dziej stałych czytelników oscylowała wokół miliona,
a więc nie należała do imponujących, ale był to i tak
duży skok w porównaniu z sytuacją u progu niepodle-
głości.
Popularność dzieł literackich zależała zarówno od
poruszanej problematyki, jak i języka, w którym były
publikowane. Prac najwybitniejszych nawet pisarzy
polskich w wielu wypadkach nie dostrzegała 1/3 społe-
czeństwa, które chętniej się gało po gazetę i książkę
w swym ojczystym języku. Dlatego też duże znaczenie
miała twórczość literatów piszących wyłącznie na po-
trzeby własnego środowiska narodowego i językowego.
Dorobek mniejszości narodowych był istotny, aczkol-
wiek nierównomierny — np. stosunkowo niewiele li-
czących się utworów powstało w kręgu literatów nie-
mieckich (m.in. do grona tego zaliczany był superin-
tendent Paul Blau), bardzo często eksponujących ele-
ment krzywdy, która dotknęła ich współobywateli ode-
rwanych od pnia macierzystego. Zaczynający się dopie-
ro wybijać pisarze białoruscy w większości związani
byli z Wilnem (nazywanym „białoruskim Syjonem”)
i wydawanymi tam czasopismami. Do ich grona należe-
li m.in. poeci, dramaturdzy i prozaicy: ks. Kazimir
Swajak (właśc. Konstancin Stapowicz), Michaś Masza-
ra, Pilip Piestrak i Maksim Tank (właśc. Jauhien Skur-
ko). W ich utworach dominowały kwestie związane
z wsią białoruską, znacznie rzadziej pojawiała się tema-
tyka walk o wyzwolenie. Pisarze starali się również
przybliżyć swemu społeczeństwu najwybitniejsze dzie-
ła literatury światowej, w tym także polskiej — m.in.
B. Taraszkiewicz, znany przede wszystkim z działalno-
ści politycznej, przełożył na język białoruski Iliadę
i Pana Tadeusza. Liczne przekłady utworów Mickiewi-
cza i Słowackiego wyszły także spod pióra M. Tanka.
Bogatsza i bardziej zróżnicowana była literatura
ukraińska. Do jej najwybitniejszych przedstawicieli
w międzywojniu należeli np. Bohdan Lepki, znany ra-
czej jako profesor UJ i senator z nominacji prezydenta,
który jednak dla swych rodaków był przede wszystkim
poetą i prozaikiem oraz tłumaczem i propagatorem lite-
ratury ukraińskiej. Spod jego pióra wyszła m.in. penta-
logia poświęcona hetmanowi Iwanowi Mazepie — Mo-
tria (1926), Nie zabijaj (1926), Baturyn (1927), Połta-
wa (1928-1929), Spod Połtawy do Bender (wydane do-
piero wiele lat po śmierci autora w 1955) oraz słowa do
popularnej pieśni Żurawli. Ponadto w środowisku lite-
rackim, nie tylko ukraińskim, liczyli się także Wasyl
Stefanyk — obecny patron Biblioteki Miejskiej we
Lwowie — znany przede wszystkim jako nowelista,
Bohdan Ihor Antonycz — poeta, Wasyl Paczowski —
poeta i dramaturg (m.in. Hetman Mazepa) oraz związa-
ny ze środowiskiem petlurowskim w Warszawie poeta
Jewhen Małaniuk, autor wierszy o wydźwięku patrio-
tycznym.
Najbardziej rozbudowana i wielonurtowa była lite-
ratura żydowska. Część pisarzy wywodzących się z tej
grupy narodowej weszła całkowicie w krąg kultury pol-
skiej i wyłącznie do niej też jest zaliczana (np. Julian
Tuwim, Bolesław Leśmian, Antoni Słonimski, Adam
Ważyk, Marian Hemar). W okresie międzywojennym
zaznaczyły się jednak wyjątkowo silnie dążenia żydow-
skie do stworzenia w literaturze i sztuce własnego stylu
narodowego. Było to np. jednym z podstawowych ce-
lów łódzkiej grupy Jung Jidysz (1919-1922). Tego am-
bitnego zamierzenia nie zrealizowano, ale coraz więcej
twórców bardzo mocno podkreślało swe związki z ży-
dowskością, zarówno przez podejmowaną tematykę,
jak i język, w którym tworzyli. Ich dokonania można
podzielić najogólniej na trzy nurty językowe: polski
(tzw. literatura polsko- -żydowska), jidysz lub hebraj-
ski. Podział nigdy nie był zbyt ścisły, gdyż na ogół pi-
sarze żydowscy swobodnie posługiwali się każdym
z tych języków, choć jeden z nich zazwyczaj prefero-
wali. W rozwoju literatury polsko-żydowskiej szcze-
gólną rolę odegrała polskojęzyczna prasa żydowska,
a zwłaszcza dzienniki i tygodniki zawierające na ogół
wyodrębnione dodatki literackie. Należały do nich wy-
dawnictwa lwowskie („Chwila”, „Nasza Opinia”), war-
szawskie („Nasz Przegląd”, „Nowy Głos”, „Opinia”,
„Ster”) i krakowski „Nowy Dziennik”. Wokół każdego
z nich powstawały grupy twórcze. Najbujniej rozwijała
się literatura w jidysz, gdyż najłatwiej trafiała do czy-
telników. Jej ważnym centrum była m.in. grupa literac-
ko-artystyczna Jung Wilne (1929-1939), a także prężne
środowisko lwowskie, choć bez wątpienia na czoło wy-
bijała się Warszawa. Wśród dziesiątków poetów jidy-
szystycznych największy rozgłos uzyskał Icyk Manger,
który pochodził co prawda z Rumunii, ale w Polsce na-
pisał swe najwybitniejsze utwory. W Polsce ukazała się
także pierwsza powieść wspomnianego już noblisty
Izaaka Beszewisa Singera (Szatan w Goraju, 1935),
choć w środowisku polskich Żydów bardziej liczyła się
twórczość jego brata — Izraela Jehoszuy Singera
(zwłaszcza powieści Josze Kalb, 1932 i Di brider Asz-
kenazi, 1936). W języku żydowskim powstawała także
bogata i oryginalna literatura ludowa. Jednym z jej
przedstawicieli był krakowski stolarz Mordechaj Gebir-
tig. Wyjątkową sławę zyskał on dzięki napisanej
w związku z pogromem w Przytyku pieśni S'brent
undzer sztett, brent (Płonie nasze miasteczko, płonie),
która stała się nieoficjalnym hymnem bojowców ży-
dowskich w gettach w latach II wojny. Wyraźne związ-
ki z kulturą ludową miała także twórczość Urke-
Nachalnika (właściwie Icka Fhrbarowicza), którego
i losy, i tematyka powieści w języku polskim oraz ji-
dysz (m.in. Życiorys własny przestępcy, 1933; Wszystko
przez kobiety, 1933) w dużym stopniu przypominają
wspominanego wcześniej S. Piaseckiego. Znacznie sła-
biej na tym tle wypadała literatura w mniej rozpo-
wszechnionym wśród Żydów języku hebrajskim, popie-
rana jednak gorąco ze względów ideologicznych przez
środowiska syjonistyczne. W tym nurcie szczególne
miejsce zajmował dorobek Matitjahu Mosze Szohama,
poety i dramaturga, podpisującego swe utwory najczę-
ściej pseudonimem Polakiewicz. Wielu literatów roz-
poczynających karierę pisarską w Polsce kontynuowało
ją w innych częściach świata, głównie w USA i Pale-
stynie. Generalnie jednak tej bujnej i zróżnicowanej
twórczości położyła kres wojna, która pochłonęła także
większość żydowskich pisarzy.
5. PRASA I RADIO
Postęp techniczny dokonujący się w pierwszej po-
łowie XX w. w coraz większym stopniu umożliwiał
wpływanie na nastroje społeczeństwa i kształtowanie
jego postaw. Obok już wypróbowanych metod przeka-
zu (prasa) rozwijały się techniki w poprzedniej epoce
dopiero raczkujące (film) i błyskawicznie wręcz zdo-
bywające masowych zwolenników (radio). Pod koniec
opisywanego okresu pojawiła się także, choć dopiero w
formie eksperymentalnej, telewizja, której czas miał
nadejść w całkowicie zmienionych warunkach po II
wojnie światowej.
Bez wątpienia przez cały okres międzywojenny
największe znaczenie miała prasa, wyjątkowo zresztą
zróżnicowana pod względem formy przekazu, orienta-
cji politycznej, języka i zasięgu społecznego. W opisy-
wanym czasie bardzo szybko, niezależnie od rodzaju,
zmieniała ona swoją szatę zewnętrzną, starając się
przyciągnąć czytelnika zakresem przekazywanych wia-
domości, nowatorskimi rozwiązaniami graficznymi,
wykorzystywaniem koloru, ilustracji itd. Zmieniały się
z wolna także kadry dziennikarskie. Samouków, cza-
sami nawet bardzo błyskotliwych, stopniowo zastępo-
wali ludzie z odpowiedniejszym przygotowaniem za-
wodowym — absolwenci wydziałów dziennikarskich
przy uniwersytetach w Krakowie i Warszawie,
a zwłaszcza utworzonej w 1927 r. w Warszawie trzy-
letniej Wyższej Szkoły Dziennikarskiej, na której do
wybuchu wojny studia podjęło prawie 1500 osób, choć
tylko niewiele z nich (ok. 20%) zdołało je, z różnych
względów, ukończyć. Interesy coraz liczniejszego śro-
dowiska dziennikarskiego (od ok. 1500 osób tuż po od-
zyskaniu niepodległości do ponad 2500 pod koniec
okresu międzywojennego) reprezentowały w waż-
niejszych ośrodkach wydawniczych syndykaty, najczę-
ściej pod względem organizacyjnym wzorowane na do-
robku i doświadczeniach galicyjskich sprzed roku
1918, skupiające wszystkie osoby piszące na potrzeby
prasy, a więc zarówno zawodowych dziennikarzy, jak
i literatów, a po części także współpracujących z prasą
naukowców. Stąd też wśród członków tych stowarzy-
szeń można spotkać nawet najgłośniejsze nazwiska
związane z literaturą, sztukami plastycznymi, a także
naukami humanistycznymi i ścisłymi. Ich ogólnopolską
reprezentacją stał się założony w 1924 r. Związek
Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej. Zarówno
w obrębie Związku, jak i lokalnych syndykatów po-
wstawały sekcje grupujące dziennikarzy reprezentują-
cych podobny profil zawodowy (np. z prasy sportowej)
lub — znacznie częściej — narodowy, czyli np. sekcje
żydowskie. W środowisku dziennikarskim pewne oso-
by zdobywały, niezależnie od narodowości i specjaliza-
cji, wyjątkowe znaczenie i rozgłos, którym na ogół to-
warzyszyły także wysokie honoraria. Należeli do nich
m.in. Tadeusz Dołęga-Mostowicz (głównie jako autor
powieści w odcinkach), Tadeusz Żeleński (Boy), któ-
remu właściciel Pałacu Prasy gotów był płacić 5000 zł
miesięcznie za nadsyłanie recenzji teatralnych, Konrad
Wrzos, najbardziej chyba znany ze swego cyklu
wstrząsających reportaży Oko w oko z kryzysem. Repor-
taż z podróży po Polsce (1933), Bernard Singer — pre-
zes Klubu Sprawozdawców Sejmowych, na stałe wpi-
sany do historii międzywojnia dzięki m.in. cyklowi re-
portaży Od Witosa do Stawka, poświęconych głównie
sprawom parlamentu, a zamieszczanych równocześnie
we wszystkich ważniejszych gazetach żydowskich
i opublikowanych już po wojnie również w postaci
książkowej w Paryżu i Warszawie, a także redaktor na-
czelny „Słowa” — Stanisław Cat-Mackiewicz, bardziej
znany obecnie jako pisarz polityczny.
Prasa rozwijała się bardzo szybko także dzięki za-
niknięciu poprzednich ograniczeń cenzorskich i admi-
nistracyjnych oraz korzystnym dla niej rozwiązaniom
prawnym. Ustawa zasadnicza z 17 III 1921 gwaranto-
wała wolność druku i wykluczała stosowanie systemu
koncesyjnego, wprowadzenie cenzury prewencyjnej
(kontroli tekstu przed wydrukowaniem), a także debitu
pocztowego (ograniczenia zasięgu terytorialnego). Nic
więc dziwnego, że w pierwszych latach niepodległości
nastąpiła prawdziwa eksplozja inicjatyw wydawni-
czych. Liczba tytułów rosła błyskawicznie również dla-
tego, że każda grupa polityczna, a było ich wyjątkowo
dużo, starała się zaznaczyć swą obecność także na ryn-
ku prasowym. Podobne ambicje przyświecały masowo
powstającym organizacjom społecznym, religijnym
i zawodowym. Nie bez znaczenia było również przeko-
nanie, że wydając czasopismo, można się dorobić lub
przynajmniej zapewnić sobie znośne warunki egzysten-
cji. Dlatego też pojawiła się olbrzymia liczba inicjatyw
indywidualnych, podejmowanych przez ludzi dążących
do znalezienia sobie miejsca na polach jeszcze nie zdo-
minowanych przez dotychczasowych potentatów. Licz-
ba ukazujących się tytułów wykazywała, mimo przej-
ściowych załamań, tendencję wzrostową — od ok.
1000 w 1919 r. do prawie 2700 w 1937. Większość
z nich, jak się miało okazać, nie wytrzymała próby cza-
su. Wydaje się więc, że jedną z najbardziej charaktery-
stycznych cech polskich inicjatyw prasowych była ich
efemeryczność. Wiele z nowo zakładanych gazet i cza-
sopism kończyło swój żywot po ukazaniu się kilkuna-
stu lub kilku numerów, a często nawet jednego. Jak
wynika z szacunkowych ustaleń, w latach 1918-1937
pojawiło się ok. 12 tys. nowych tytułów, ale do wybu-
chu wojny przetrwało tylko ok. 4 tys., to znaczy ok.
1/3, pozostałe zaś, z różnych powodów, uległy likwida-
cji. Bez wątpienia duże znaczenie miał czynnik ekono-
miczny i dlatego najbardziej krytyczne dla rozwoju
prasy okazały się lata hiperinflacji (1923) oraz wielkie-
go kryzysu gospodarczego (1929-1935).
Prasa prezentowała bardzo szeroki wachlarz tema-
tyczny. Obok publikacji o wyraźnym charakterze poli-
tycznym ukazywały się dzienniki, tygodniki i mie-
sięczniki popularne i sensacyjne, adresowane do naj-
szerszego kręgu czytelników, wydawnictwa branżowe,
związkowe, religijne, kulturalne, dziecięce, szkolne,
kobiece, a także przeznaczone dla wyjątkowo wyspe-
cjalizowanych grup odbiorców (np. liczne naukowe lub
skierowane do oficerów teoretyczne czasopisma oma-
wiające przemiany w koncepcjach i doktrynie poszcze-
gólnych rodzajów broni). Wydaje się, że te ostatnie,
mimo na ogół niewielkich nakładów, istotnie wpływały
na zwiększenie liczby ukazujących się tytułów. Stan
istniejący pod koniec okresu międzywojennego przed-
stawiono w tabeli.
Prasa ukazywała się głównie w dużych miastach, a
niekwestionowanym potentatem na rynku wydawni-
czym była stolica, mieszcząca centralne władze pań-
stwowe, parlament oraz większość zarządów głównych
organizacji politycznych, społecznych, kulturalnych i
związkowych. W 1919 r. wydawano tu ok. 33%
wszystkich tytułów, a w drugiej połowie lat 30. już
42%, czyli więcej niż w sześciu innych dużych ośrod-
kach — Poznaniu, Katowicach, Łodzi, Lwowie, Kra-
kowie i Wilnie, w których łącznie wychodziło ich 30-
35%. Owa koncentracja odbywała się kosztem wyraź-
nego zmniejszenia liczby tytułów lokalnych, nieraz
o wieloletniej tradycji, ukazujących się w małych miej-
scowościach i przeznaczonych w związku z tym dla
niewielkiego kręgu odbiorców. Wydaje się, że ich upa-
dek wynikał z konkurencji popularnej i taniej prasy
wielkomiejskiej, ale największym ciosem dla wydaw-
ców był chyba wielki kryzys gospodarczy.
Czasopisma według przekazywanych treści (stan z 31 XII 1937 r.)
Rodzaj czasopisma Tytuły
Liczba %
ogólnoinformacyjne, literackie i artystyczne 885 32,9
naukowe 440 16,3
religijne 295 11,0
gospodarcze 374 13,9
wydawane przez młodzież (m.in. szkolne) 167 6,2
organy zrzeszeń zawodowych 162 6,0
urzędowe i samorządowe 132 4,9
ilustracyjne, rozrywkowe, humorystyczne 39 1,5
sportowe 49 1,8
inne 149 5,5
razem 2 692 100,0
Hamująco na rozwój prasy, zwłaszcza politycznej,
wpływały także dążenia kolejnych ekip rządzących do
zwiększenia kontroli nad przekazywanymi przez nią
wiadomościami. W pierwszym okresie niepodległości
na represje narażone były przede wszystkim podważa-
jące zasadność istnienia państwa wydawnictwa komu-
nistyczne oraz zdominowane przez tendencje irredenty-
styczne czasopisma mniejszości narodowych, zwłasz-
cza ukraińskiej. Całość prasy odczuwała także wzmo-
żoną działalność cenzorską władz wojskowych w latach
walk o granice (1919-1921), a zwłaszcza w czasie apo-
geum wojny polsko-bolszewickiej (lato 1920). Publika-
cje lewicowe, głównie socjalistyczne (np. krakowski
„Naprzód”), dotkliwie odczuły naciski, a nawet szyka-
ny cenzorskie w okresie narastających niepokojów spo-
łecznych w roku 1923. Były to jednak wówczas sytua-
cje wyjątkowe. Dopiero po zamachu majowym pojawi-
ły się silniejsze tendencje do krępowania wolności wy-
powiedzi. Temu m.in. służyły wspomniane prasowe
dekrety prezydenckie z listopada 1926 r. i maja 1927 r.,
przewidujące wysokie kary za rozpowszechnianie „nie-
prawdziwych” wiadomości. Choć dekrety te zostały
wkrótce uchylone zarówno na skutek sprzeciwu parla-
mentu, jak i protestów dziennikarskich, nie oznaczało
to już jednak powrotu do przedmajowej sytuacji. Od
początku lat 30. zakres i rozmiary rozmaitych szykan
oraz ingerencji cenzorskich, w znacznym stopniu inspi-
rowanych przez władze administracyjne, systematycz-
nie się powiększały. Najdotkliwiej odczuwała to opo-
zycyjna prasa polityczna. Jej sytuacji nie poprawiła
także jednolita ustawa prasowa z 16 XI 1938, gdyż
w rzeczywistości przekazywała ona kontrolę nad prasą
administracji i powodowała, że istniejący do tego czasu
obowiązek sądowego zatwierdzania wszystkich konfi-
skat realizowano tylko wyjątkowo, to znaczy wówczas,
gdy redakcja odwołała się od dokonanego zajęcia cza-
sopisma do sądu, na co jednak rzadko się decydowano,
nie chcąc (ze względu na elastyczność prawa i moż-
liwość przegranej) ponosić dodatkowych kosztów.
Oprócz środków prawnych obóz rządzący miał
również inne możliwości kształtowania korzystnych dla
siebie tendencji w ruchu wydawniczym. Do nich nale-
żało m.in. stosowanie odpowiedniej polityki kredyto-
wej banków kontrolowanych przez państwo, składanie
zamówień na druki urzędowe w akceptowanych dru-
karniach prasowych, zamieszczanie w dobrze widzianej
prasie drogich płatnych ogłoszeń przedsiębiorstw pań-
stwowych, sądów, komorników itd. Nie bez znaczenia
był także fakt, że w rękach państwa, a więc ekipy sana-
cyjnej, znalazły się przedsiębiorstwa decydujące
w znacznym stopniu i rozwoju nowoczesnej prasy, to
znaczy Polska Agencja Telegraficzna (PAT), mająca
właściwie monopol na dostarczanie prasie informacji
z kraju i zagranicy, oraz największe przedsiębiorstwo
kolportażowe — Polskie Towarzystwo Księgarń Kole-
jowych „Ruch”. Dysponowało ono pod koniec okresu
międzywojennego ok. 500 kioskami kolejowymi i ok.
3000 punktów kolportażu w kilkuset miejscowościach
i mogło z pozaekonomicznych względów odmówić —
co nieraz czyniło — przyjęcia do rozpowszechniania
niektórych wydawnictw niemile widzianych przez rzą-
dzącą ekipę.
W kształtowaniu nastrojów i postaw społecznych
dużą rolę odgrywała rozbudowana prasa polityczna.
W latach 1918-1926 znaczna jej część (do 40%) powią-
zana była bezpośrednio lub pośrednio z ugrupowaniami
prawicowymi, a zwłaszcza z obozem narodowym. Do
jego najważniejszych organów należały m.in. „Gazeta
Warszawska” (zastąpiona w 1935 r. „Warszawskim
Dziennikiem Narodowym”), „Kurier Poznański”,
„Słowo Narodowe” i znacznie słabsza „Gazeta Wileń-
ska”. Narodowcy dysponowali także prasą typu popu-
larnego. Do nich należały m.in. warszawski dziennik
„ABC”, przejęty w połowie lat 30. przez jeden z odła-
mów Obozu Narodowo-Radykalnego, który z tytułu
uczynił nawet część nazwy partii, oraz wydawany także
w stolicy „Kurier Poranny”, od 1937 r. znajdujący się
w rękach prorządowych secesjonistów. Elitarnym i teo-
retycznym organem obozu narodowego była „Myśl Na-
rodowa”, zasilana artykułami najwybitniejszych przy-
wódców i kontynuująca częściowo tradycje przedwo-
jennego „Przeglądu Wszechpolskiego”. Po zamachu
majowym na pierwsze miejsce na rynku prasowym wy-
sunął się obóz sanacyjny, i to nie tyle dzięki swym
sztandarowym tytułom („Gazeta Polska”, „Polska
Zbrojna”), ile z powodu uzyskania silnych wpływów
w masowych i formalnie apolitycznych wydawnic-
twach popularno-sensacyjnych. Na pozycje prorządowe
przeszły również opiniotwórcze dzienniki konserwa-
tywne — krakowski „Czas” (od 1935 r. w Warszawie),
wileńskie „Słowo”, które zdobywało popularność m.in.
dzięki świetnemu pióru Stanisława Cata-Mackiewicza,
warszawski „Dzień Polski” i „Kurier Poznański”. Do-
robek innych grup politycznych był już znacznie
skromniejszy. Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej
Demokracji docierało do swych zwolenników głównie
za pośrednictwem wydawanej przez Wojciecha Korfan-
tego katowickiej „Polonii”, krakowskiego „Głosu Na-
rodu”, który jednak pod koniec okresu międzywojen-
nego został przekształcony w organ Akcji Katolickiej,
i „Gazety Bydgoskiej”. Mniejszy zasięg i krótszy żywot
miały wydawnictwa NPR, ukazujące się w kilku ośrod-
kach, m.in. w Warszawie, Poznaniu i Łodzi. Dorobek
prasowy obu ugrupowań przejęło w większości utwo-
rzone w 1937 r. Stronnictwo Pracy, które zainicjowało
ponadto powstanie własnego dziennika w Warszawie
(„Nowa Prawda” i „Nowa Rzeczpospolita”). Rozbity
politycznie ruch ludowy dysponował kilkunastoma cza-
sopismami, głównie tygodnikami, najczęściej o zasięgu
lokalnym, w tym posiadającymi wieloletnią tradycję
„Piastem” i „Przyjacielem Ludu”, ale także nowszymi,
np. „Wyzwoleniem” czy „Gazetą Chłopską” Józefa
Putka. Kilkakrotnie podejmowane przez ludowców
próby założenia własnego dziennika nie przynosiły
większych rezultatów. Po zjednoczeniu ruchu i powsta-
niu Stronnictwa Ludowego jego centralnym organem
został „Zielony Sztandar”, choć znacznie większy na-
kład miała „Gazeta Grudziądzka” Wiktora Kulerskiego.
Wyraźnie natomiast spadało wówczas znaczenie „Pia-
sta”, borykającego się z olbrzymimi trudnościami fi-
nansowo-cenzuralnymi. Wśród prasy socjalistycznej
przez cały okres międzywojenny największe znaczenie
miał centralny organ partii — warszawski „Robotnik”,
który w latach 30. zwiększał swój zasięg m.in. poprzez
system mutacji terenowych. Do końca lat 20. poważną
rolę odgrywały również krakowski „Naprzód” oraz re-
gionalne tygodniki. Możliwości oddziaływania socjali-
stów zwiększała liczna prasa związków zawodowych,
w dużej części podporządkowanych PPS.
W pierwszej połowie lat 20. ukazywało się także
wiele liczących się pism wydawanych przez wpływowe
wówczas ugrupowania polityczne (np. Stronnictwo
Chrześcijańsko-Narodowe) lub osoby prywatne. Do
nich należała np. założona w 1920 r. przez I. Paderew-
skiego „Rzeczpospolita”, uznawana za jeden z naj am-
bitniej szych i najlepiej redagowanych dzienników. Po
przejęciu jej przez PSChD (1924) zaczęła jednak tracić
zwolenników. Nieoficjalnym organem J. Piłsudskiego
przed zamachem majowym był liberalny „Kurier Po-
ranny” (1877-1939) redagowany przez Ludwika Felik-
sa Freyzego, przejęty w latach 30. przez obóz sanacyj-
ny. Z piłsudczykami związany był także założony i re-
dagowany przez Wojciecha Stpiczyńskiego „Głos
Prawdy”.
Generalnie jednak dwudziestolecie międzywojenne
nie było zbyt pomyślnym okresem dla rozwoju prasy
o wyraźnym obliczu politycznym, mimo że ukazywało
się jej wyjątkowo dużo. Wiele tytułów o długoletniej
tradycji albo upadało, albo zaledwie wegetowało. Wy-
nikało to zarówno z sytuacji gospodarczej, jak i z poli-
tyki ekip rządzących (zwłaszcza po maju 1926), starają-
cych się zminimalizować zasięg wpływów przeciwni-
ków.
Trudności finansowe doprowadziły na krawędź
bankructwa jedną z najstarszych gazet polskich — kon-
serwatywny „Czas”, który pod koniec okresu między-
wojennego wegetował po przeniesieniu z Krakowa do
Warszawy. Problemy ekonomiczne, narastające szcze-
gólnie w latach wielkiego kryzysu, w połączeniu z ce-
lową polityką represyjną władz cenzorskich spowodo-
wały upadek najstarszego dziennika socjalistycznego
— krakowskiego „Naprzodu”, który w ostatnich latach
II Rzeczypospolitej ukazywał się już tylko jako mutacja
warszawskiego „Robotnika”. Podobne przyczyny za-
chwiały pozycją tygodnika „Piast”, jednego z najzasłu-
żeńszych pism ludowych. W drugiej połowię lat 30.
ukazanie się numeru, który nie uległ konfiskacie było
przez resztę prasy odnotowywane jako nadzwyczajne
wydarzenie. Znikło najstarsze pismo ludowe w Polsce
— „Przyjaciel Ludu”, głównie jednak z powodu wy-
jątkowo pokrętnej drogi politycznej jego redaktora na-
czelnego Jana Stapińskiego, która wiarygodności po-
zbawiła także tygodnik. Sięgająca korzeniami XVIII w.
„Gazeta Warszawska” została zawieszona po śmierci
J. Piłsudskiego za nadmierny krytycyzm wobec jego
osoby. Zadania „Gazety” przejął uruchomiony natych-
miast Warszawski Dziennik Narodowy”.
Część wydawnictw wyszła jednak z takich perype-
tii obronną ręką, a nawet wykazywała pewne tendencje
rozwojowe. Do tej grupy należały m.in. związana z ru-
chem chrześcijańsko-społecznym katowicka „Polonia”
czy wileńskie konserwatywne „Słowo”. To ostatnie
obroniło się m.in. dzięki przejściu do obozu prorządo-
wego, choć po śmierci J. Piłsudskiego także borykało
się z poważnymi problemami, czego przykładem mogło
być osadzenie w obozie odosobnienia w Berezie Kartu-
skiej, co prawda na krótko, jego redaktora naczelnego
Stanisława Cata-Mackiewicza.
Kłopoty czasopism politycznych wynikały także
po części z pojawienia się konkurencji — pism infor-
macyjno-sensacyjnych, ostentacyjnie podkreślających,
nie zawsze zgodnie z prawdą, swe niezależne, ponad-
partyjne stanowisko i wyłączną chęć służenia społe-
czeństwu, narodowi i państwu, a więc nie obciążonych
obowiązkowymi serwitutami. Rozwijały się one dzięki
dobremu wyczuciu oczekiwań odbiorców, których in-
formowały nie tylko o najważniejszych sprawach poli-
tycznych, ale także o różnego rodzaju niecodziennych
wydarzeniach, zwłaszcza najbardziej interesujących
sensacyjnych i brukowo-kryminalnych, co zapewniało
im czytelników wywodzących się nawet ze skrajnie
wrogich sobie obozów politycznych. Dzięki przyjęciu
takiej linii wyrósł krakowski koncern Pałacu Prasy,
największy potentat Polski okresu międzywojennego,
kierowany przez Mariana Dąbrowskiego, który — ina-
czej niż większość jego kolegów — nie tyle wykorzy-
stywał możliwości tkwiące w wydawanych czasopi-
smach dla robienia osobistej kariery, ile raczej starał
się, zdobywając coraz wyższą pozycję, rozbudowywać
własne przedsiębiorstwo. Trzonem koncernu był zało-
żony w 1910 r. „Ilustrowany Kuryer Codzienny” (taki
zapis tytułu mimo zmian ortografii polskiej utrzymano
do końca II Rzeczypospolitej), nazywany powszechnie
od skrótu tytułu („IKC”) — „Ikacem”. Dziennik rekla-
mował się, zresztą zgodnie z prawdą, jako „najlepiej,
najdokładniej poinformowane pismo polskie”, gdyż do
pozyskiwania informacji wykorzystywano wszelkie
możliwe nowinki techniczne, łącznie z własną radiową
stacją odbiorczą. Dzięki perfekcyjnej polityce redak-
cyjnej dziennik systematycznie zwiększał objętość i za-
sięg terytorialny, zarówno w Polsce, w której założono
kilka oddziałów redakcyjnych, jak i poza jej granicami,
gdyż była to chyba jedyna gazeta polska docierająca do
wszystkich zakątków globu ziemskiego, jeżeli znajdo-
wali się tam Polacy. Jego popularność zwiększały licz-
ne dodatki, w szczytowym okresie ponad dziesięć ty-
godniowo, uwzględniające bardzo różne dziedziny. Po-
za najbardziej znanym „Kuryerem Literacko-
Naukowym” ukazywały się także dodatki poświęcone
sprawom filmu, radia, techniki, fotografii, kwestiom
kobiecym, a nawet ogrodnictwu i pszczelarstwu.
Wszystko to umożliwiło budowę koncernu, poszerzo-
nego o kolejny popularny i jeszcze bardziej niż „IKC”
sensacyjny dziennik „Tempo Dnia” (1934-1939) oraz
o zaczątki kolejnego, który pod koniec sierpnia 1939 r.
zaczął pojawiać się nieregularnie jako „Telegram Wie-
czorny”, a także o liczne i bogato ilustrowane tygodni-
ki, wydawane z reguły w nakładzie kilkudziesięciu ty-
sięcy egzemplarzy (od ok. 20 do 60 tys.). Pierwszym
z nich był ogólnoinformacyjny „Światowid” (1924-
1939), formalnie własność odrębnej spółki wydawni-
czej, w której większość udziałów posiadał jednak
M. Dąbrowski. Dorobek fotoreporterów „Światowida”
i pozyskiwane przez redakcję z innych źródeł zdjęcia,
znajdujące się obecnie w Archiwum Dokumentacji Me-
chanicznej, są do dziś jedynym i niezastąpionym serwi-
sem fotograficznym, dotyczącym zarówno II Rzeczy-
pospolitej, jak i historii powszechnej okresu międzywo-
jennego. Ze zgromadzonych materiałów korzystał
przede wszystkim koncern, który zdecydował się na
wypuszczenie kolejnego wydawnictwa — „Na szero-
kim świecie” (1928-1939), zdominowanego bardzo
szybko przez atrakcyjne, kolorowe ilustracje, przezna-
czonego — zgodnie z podtytułem — „dla miast i wsi”,
mającego zapewnić rozrywkę, informować o cieka-
wostkach, a także popularyzować najnowszą literaturę
sensacyjną i kryminalną. Operowanie ilustracją i atrak-
cyjnym tekstem stało się bazą następnego tygodnika —
„As” (1935-1939), przeznaczonego dla bardziej elitar-
nego, „wytwornego” odbiorcy. Ponadto koncern wy-
dawał stojące na wysokim poziomie także inne tygo-
dniki. Do nich należały satyryczne, ale rzadko popada-
jące w konflikt z cenzurą (tylko dwie konfiskaty w cią-
gu dziesięciu lat) „Wróble na Dachu” (1930-1939). Od
maja 1931 r. zaczął się ukazywać pierwszy chyba
w Polsce nowoczesny tygodnik sportowy „Raz, dwa,
trzy” (1931-1939), który równie poważnie traktował
sport wyczynowy, jak i amatorski. Co więcej, tygodnik
wraz z macierzystym dziennikiem fundował nagrody w
dziedzinach sportowych do tego czasu niezbyt docenia-
nych lub dopiero rozwijających się, np. w wioślarstwie.
Za popularyzację sportów zimowych i Zakopanego
M. Dąbrowski otrzymał nawet honorowe obywatelstwo
„zimowej stolicy” Polski. Kontrowersyjnym przedsię-
wzięciem okazał się jedynie tygodnik kryminalistycz-
no-sądowy „Tajny Detektyw” (1931-1933), który spo-
tkał się co prawda z bardzo ciepłym przyjęciem ze
strony czytelników (ok. 80-90 tys. nakładu), ale też
z równie silnymi protestami środowisk oddziałujących
na wychowanie (Kościół, nauczyciele, policja), a także
kręgów intelektualnych. Był to chyba jedyny przypadek
w dziejach II Rzeczypospolitej, że świetnie rozwijające
się czasopismo zostało zlikwidowane przez właściciela.
Oceniając dorobek koncernu Pałacu Prasy, należy
pamiętać o jego roli w rozszerzaniu świadomości kultu-
ralnej i narodowej. W pierwszej kolejności służyły te-
mu wydawane przez kilkanaście lat „Kalendarze Ilu-
strowanego Kuryera Codziennego” (1928-1939), za-
wierające podstawowe informacje o najważniejszych
wydarzeniach w Polsce i na świecie, rozbudowany
dział kulturalny i nekrologię, dane o aktualnym skła-
dzie władz państwowych, samorządowych w Małopol-
sce itd. W wielu wypadkach były to teksty opracowy-
wane przez liczących się pracowników naukowych. Na
tych wzorach opierano się, wydając później „Kalendarz
Ziem Wschodnich” (1934-1939), znacznie jednak
uboższy. Ponadto dla swych stałych abonentów dzien-
nik przeznaczał dodatkowe premie — w 1936 r. było
nią np. paszkwilanckie opracowanie pt. Czesi, a w 1935
propagandowe, ale doskonale ilustrowane broszury Gdy
wódz odchodził w wieczność i Od Zulowa po Wawel,
wydane z okazji śmierci J. Piłsudskiego. Bez wątpienia
największym i najtrwalszym osiągnięciem wydawni-
czym koncernu było opublikowanie monumentalnego
Dziesięciolecia Polski odrodzonej (1928).
Pałac Prasy był największym, ale nie jedynym
koncernem prasowym w Polsce. W 1922 r. w stolicy
założono z inicjatywy Henryka Butkiewicza i Antonie-
go Lewandowskiego spółkę akcyjną Prasa Polska, na
bazie której powstał koncern tzw. prasy czerwonej (na-
zwa pochodziła od koloru tytułów gazet, zwyczajowo
zarezerwowanego wówczas dla prasy sensacyjnej). Je-
go zaczątkiem były dwa dzienniki — popularny
„Express Poranny” oraz bardziej sensacyjny „Kurier In-
formacyjny i Telegraficzny”, przemianowany po dwóch
latach na „Kurier Czerwony”. W 1929 r. uruchomiono
gazetę popołudniową „Dobry Wieczór”, którą jednak
trzy lata później (1932) połączono ze wspomnianym
„Kurierem Czerwonym”. Odtąd ukazywały się one pod
wspólnym tytułem „Dobry Wieczór — Kurier Czerwo-
ny”. W 1930 r. pojawił się kolejny dziennik — „Dzień
dobry”. Znaczna część materiału w tych wydawnic-
twach (kronika miejska, sportowa i sądowa) była taka
sama. Ich zasięg terytorialny, zwłaszcza „Expressu Po-
rannego” i „Dzień dobry”, poszerzano, uruchamiając
kilkanaście mutacji, głównie dla miast w centralnej
Polsce i na Kresach Wschodnich. Na początku lat 30.
łączny nakład dzienników szacowano na 250 tys. eg-
zemplarzy, co oznacza, że był nawet wyższy niż „Ika-
ca”. Czytelników przyciągano sensacyjnymi doniesie-
niami i chwytliwymi dodatkami ilustrowanymi. Obok
dzienników nakładem koncernu ukazywały się i inne
pisma — dwa razy w tygodniu przejęty w 1926 r. od
wydawnictwa Gebethner i Wolff „Przegląd Sportowy”,
a także tygodniki — „Kino”, humorystyczny „Cyrulik
Warszawski” oraz bogato ilustrowana „Panorama 7
Dni”. Wydawnictwa Prasy Polskiej podkreślały na ze-
wnątrz swój obiektywizm i niezależność od zwalczają-
cych się grup politycznych, ale od drugiej połowy lat
20. znajdowały się w orbicie wpływów obozu sanacyj-
nego, co częściowo chroniło je przed represjami cen-
zorskimi oraz ułatwiało zaciąganie pożyczek.
Okres prosperity sprzyjał nie tylko zakładaniu no-
wych tytułów, ale także rozbudowie zaplecza material-
nego spółki, która zdecydowała się na wzniesienie
w 1928 r. imponującego gmachu w centrum Warszawy
(Dom Prasy) i zakupienie najnowocześniejszego sprzę-
tu drukarskiego. Wszystko to pochłaniało nie tylko
osiągane zyski, ale także powodowało systematyczny
wzrost zadłużenia. W rezultacie właściciele nie byli
w stanie spłacać zaciągniętych pożyczek, a nawet odse-
tek od długów. Rosły także zaległości podatkowe.
W 1934 r. majątek koncernu szacowano na ok. 20 mln
zł, ale równocześnie długi wynosiły ok. 11 mln. Sytua-
cję tę postanowił wykorzystać obóz rządzący. Bank
Gospodarstwa Krajowego (BGK), któremu spółka win-
na była prawie 2 mln zł, odmówił przedłużenia kredytu,
a próby osiągnięcia porozumienia z pozostałymi wie-
rzycielami także nie przyniosły rezultatu. Ostatecznie
koncern został przejęty za długi przez BGK i natych-
miast odstąpiony utworzonej wówczas Nowoczesnej
Spółce Wydawniczej S.A. z Bogusławem Miedzińskim
na czele, który zresztą otrzymał od Banku pożyczkę
w wysokości niezbędnej do sfinansowania całej trans-
akcji. W ten sposób za 1,8 mln zł obóz rządzący stał się
właścicielem koncernu wartego dziesięć razy więcej,
i to o ugruntowanej pozycji na rynku prasowym. Nie
uległa ona zachwianiu do końca II Rzeczypospolitej,
a w 1938 r. łączny nakład dzienny gazet Domu Prasy
sięgał 240-250 tys. egzemplarzy. Swą popularność za-
wdzięczały „czerwoniaki” dobremu rozeznaniu rynku,
niezwykle sprawnej organizacji pracy, punktualności,
doskonale zorganizowanemu kolportażowi oraz pozy-
skaniu do współpracy liczących się dziennikarzy i lite-
ratów. Pracownikami lub bliskimi współpracownikami
koncernu byli m.in. Kazimierz Wierzyński, Melchior
Wańkowicz, Magdalena Samozwaniec, Stefan Wiech-
Wiechecki i Tadeusz Dołęga-Mostowicz.
Z tymi największymi ośrodkami usiłował konku-
rować, czasami nawet skutecznie, łódzki koncern „Re-
publiki”, powołany do życia w 1923 r. przy współ-
udziale Maurycego J. Poznańskiego, jednego z ówcze-
snych potentatów przemysłowych. Tytułowa „Republi-
ka” (od roku 1925 „Ilustrowana Republika”) była pi-
smem polityczno-informacyjnym, z rozbudowanym
działem gospodarczym. Tuż po założeniu starała się
sprostać oczekiwaniom bardziej wyrobionego odbiorcy,
ale w miarę upływu czasu w coraz większym stopniu
uwzględniała treści sensacyjne. Poza stałymi działami
dołączano do niej tygodniowe dodatki („Republika
Dziecka”, ilustrowaną „Panoramę” i wzorowany na
krakowskim, ale utrzymany na niższym poziomie „Do-
datek Literacko-Naukowy”). W szczytowym okresie
powodzenia miała 20-30 tys. nakładu. Zasadnicze zna-
czenie dla rozwoju koncernu miał jednak drugi dzien-
nik — „Express Ilustrowany”, od początku przezna-
czony dla niezbyt wybrednego czytelnika, którego
przyciągał krzykliwymi tytułami. Formuła okazała się
trafna i po kilku latach nakład gazety sięgnął 50-60 tys.
Weszła ona na rynek prawie w całej Polsce i dyspono-
wała kilkunastoma mutacjami. Niektóre z nich utrzy-
mały się przez kilka lat, np. „Express Kaliski”
i „Express Powszechny” w Kielcach. W 1931 r. wy-
puszczono rewolwerową popołudniówkę „Gazeta 5
groszy dla wszystkich”, zdobywającą klientelę prawie
wyłącznie w Łodzi, przede wszystkim atrakcyjną ceną.
Obok pism codziennych wydawano stojące na podob-
nym poziomie tygodniki „Karuzela”, „Wędrowiec”,
„Tarzan”, „Buffalo Bill” oraz wspomniane serie wy-
dawnicze. Inny charakter miał tylko branżowy dwuty-
godnik „Gazeta Przemysłu i Handlu Włókienniczego”.
Pod koniec międzywojnia łączny nakład pism „Repu-
bliki” zbliżał się do poziomu osiąganego przez wydaw-
nictwa Domu Prasy. Trochę mniejsze znaczenie miał
łódzki koncern Jana Stypułkowskiego, dysponujący
dwoma dziennikami („Echo”, „Kurier Łódzki”).
Wymienione powyżej ośrodki były albo własno-
ścią obozu sanacyjnego (Dom Prasy), albo znajdowały
się w obrębie jego wpływów (Pałac Prasy, „Republi-
ka”). Zupełnie inną orientację prezentował koncern
Drukarni Polskiej S.A. w Poznaniu, utworzony w 1920
r. z połączenia kilku istniejących bądź zakupionych
przedsiębiorstw i od początku związany z obozem na-
rodowym. Dysponował on świetnym i stale wzbogaca-
nym zapleczem technicznym oraz doskonałą kadrą
dziennikarską i administracyjną, wśród której wybijał
się Roman Leitgeber, faktyczny twórca potęgi przed-
siębiorstwa i jego dyrektor administracyjny, a ważną
rolę odgrywał znany z politycznej działalności Marian
Seyda. W chwili powstania koncern dysponował trze-
ma pismami — „Kurierem Poznańskim” (od 1925 r.
dwa wydania dziennie), „Orędownikiem” i „Wielkopo-
laninem”. Bardzo szybko pojawiły się kolejne — „Ga-
zeta Bydgoska”, „Głos Poranny”, „Wielkopolska Ilu-
stracja”, „Samochód”, „Pomorzanin” i „Nowiny Po-
świąteczne”. Najważniejszym pismem Drukarni Pol-
skiej był „Kurier Poznański” — naczelny organ obozu
narodowego w Wielkopolsce, ale największą popular-
ność uzyskał „Orędownik”, który nie tylko miał duży
nakład, ale zyskał zwolenników także w byłym Króle-
stwie, z mutacjami, które z wolna przekształcały się
w samodzielne pisma. Wydawnictwa poznańskie były
też bardzo stabilne, m.in. dlatego, że opierały swój byt
— co w Polsce nie było częste — na stałej prenumera-
cie, a nie na ryzykownej sprzedaży komisowej.
Inny profil miał podwarszawski Niepokalanów oo.
franciszkanów, reprezentujący czasopiśmiennictwo ka-
tolickie. Jego podstawą był nie dziennik, ale miesięcz-
nik — „Rycerz Niepokalanej”, którego nakład docho-
dził nawet do 800 tys., czego nie osiągały żadne inne
wydawnictwa prasowe. W 1935 r. pojawił się tam także
popularny „Mały Dziennik”, który błyskawicznie zdo-
był sobie liczące się miejsce (ok. 120 tys. egzemplarzy
nakładu). Publikacje niepokalanowskie były bardzo ta-
nie („Mały Dziennik” kosztował 5 gr, a miesięczna
prenumerata 1 zł), część rozdawano nawet za darmo.
Na tę popularność, obok rozbudowanego systemu kol-
portażu przez parafie i domy zakonne, wpływało dosto-
sowanie treści do niskiego dosyć poziomu intelektual-
nego odbiorców i umiejętne łączenie informacji ogól-
nych z religijnymi, sensacyjnymi i antysemickimi.
Koszty produkcji były zredukowane, gdyż większość
prac wykonywali bezpłatnie zakonnicy. Przekonującą
propagandę wydawnictwom, jako „dobrej prasie”, za-
pewniało duchowieństwo świeckie i zakonne w czasie
kazań i nauk misyjnych. Ich popularność zwiększały
podejmowane dodatkowe akcje, np. dołączanie w for-
mie premii do egzemplarzy „Małego Dziennika” bute-
leczek z cudowną wodą z Lourdes, jako panaceum na
wszelkie zdrowotne problemy. Próby ośmieszenia tejże
akcji przez prasę lewicową, głównie socjalistyczną,
skończyły się klęską, gdyż potraktowano je jako starcie
idei katolickiej i wywodzącego się z Rosji bezbożnic-
twa.
Wydawnictwa niepokalanowskie były swoistym
fenomenem, ale czasopiśmiennictwo katolickie w ogóle
charakteryzowało się wyjątkową trwałością oraz wyso-
kimi nakładami i było w okresie międzywojennym naj-
liczniejsze. Przez wiele lat, przynajmniej pod wzglę-
dem liczby drukowanych egzemplarzy (ok. 160 tys.),
pierwsze miejsce wśród prasy polskiej zajmował po-
znański „Przewodnik Katolicki”, który dopiero w 1930
r. ustąpił miejsca „Rycerzowi Niepokalanej”. Znaczny
był także dorobek jezuickiego Wydawnictwa Apostol-
stwa Modlitwy w Krakowie (WAM), którego nakładem
ukazywało się kilkanaście czasopism i wydawnictw
ciągłych. Do najważniejszych należały: „Posłaniec Ser-
ca Jezusowego” (ok. 120-150 tys. egzemplarzy), roz-
prowadzany również w licznych środowiskach polonij-
nych Europy i Ameryki, „Misje Katolickie” — popu-
larne i bogato ilustrowane, zamieszczające także opisy
obyczajów ludów wschodnich (Chiny, Japonia), „Głosy
Katolickie” — ukazujące się w postaci monotematycz-
nych, wielokrotnie wznawianych zeszytów i kontynuu-
jące tradycję dziewiętnastowiecznej serii „Pobożnych
książek dla wiernych każdego stanu”, „Orienas” —
propagujący ponowne połączenie prawosławia i katoli-
cyzmu, a także przeznaczone dla dzieci i młodzieży
„Hostia” oraz „Młody Las”. W Wydawnictwie Apo-
stolstwa Modlitwy wychodził także wspomniany
„Przegląd Powszechny”, z którym współpracowało
wiele znanych osobistości ze świata politycznego i na-
ukowego. Znaczenie WAM zmniejszyło się w połowie
lat 30., gdy redakcję części pism przeniesiono do War-
szawy. Swoje wydawnictwa miały także inne ośrodki,
m.in. wszystkie domy zakonne, choć nie uzyskiwały
one rozmachu Niepokalanowa. Działalność wydawni-
cza innych wyznań przedstawiała się zdecydowanie
skromniej.
Wydaje się, że rozwój niektórych typów prasy ha-
mowany był nie tylko przez brak zaplecza czytelnicze-
go, ale także przez istnienie licznych specjalistycznych
dodatków do pism popularnych. Na przykład dodawany
do „IKC” raz w tygodniu „Kuryer Literacko-
Naukowy”, żywo reagujący na wszelkie wydarzenia
kulturalne, artystyczne i odkrycia naukowe od archeo-
logii po mikrobiologię, pod koniec swego istnienia
zajmował kilkanaście kolumn i był redagowany przez
osobny zespół. Większość tekstów miała popularną, ale
profesjonalną formę, autorami zaś byli literaci oraz pro-
fesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii
Górniczej i Polskiej Akademii Umiejętności, którzy
szybko zrozumieli, że jest to najpewniejsza droga prze-
kazywania naukowych ustaleń masowemu odbiorcy.
W praktyce dodatek ten przekształcił się w stojący na
wysokim poziomie tygodnik kulturalny, o nakładzie ta-
kim samym jak macierzysty dziennik (od ok. 100 tys.
do prawie 200 tys. egzemplarzy), o czym mogli tylko
marzyć wydawcy innych pism tego rodzaju, łącznie
z najbardziej cenionymi „Wiadomościami Literackimi”
(ok. 15 tys. egzemplarzy).
Były jednak także i inne tytuły o ogromnej popu-
larności. Do nich należały np. propagujące zagadnienia
marynistyczne wydawnictwa Ligi Morskiej i Kolonial-
nej. Jej dwa miesięczniki — „Morze” i „Polska na Mo-
rzu” — osiągały w drugiej połowie lat 30. łączny na-
kład ok. 650 tys. egzemplarzy. Odbiorcami obu czaso-
pism była w dużym stopniu należąca do Ligi młodzież
szkolna, otrzymująca je w ramach płaconych składek
członkowskich. Do najmłodszych czytelników starały
się zresztą dotrzeć różne środowiska, łącznie z poli-
tycznymi, oświatowymi i religijnymi. Pod koniec okre-
su międzywojennego ukazywało się kilkaset pism prze-
znaczonych dla dzieci i młodzieży, ale wydaje się, że
największą popularnością cieszyły się interesująco re-
dagowane tygodniki Związku Nauczycielstwa Polskie-
go — „Płomyk”, „Płomyczek” i „Mały Płomyczek”,
ten ostatni w dwóch mutacjach — dla miast i dla wsi.
Pod koniec okresu międzywojennego ich łączny nakład
sięgał ok. 250 tys. egzemplarzy. Najpoważniejszym
konkurentem wydawnictw ZNP były młodzieżowe
i dziecięce czasopisma Kościoła katolickiego, m.in.
niepokalanowski „Rycerzyk Niepokalanej” (ok. 150-
180 tys. egzemplarzy), „Mały Apostoł” oo. pallotynów
(ok. 60 tys.) czy jezuicki „Młody Las”, który w roku
wybuchu wojny odbijany byt tylko w 16 tys. egzempla-
rzy, ale uzyskał aprobatę MWRiOP jako pomocnicza
lektura szkolna, a więc oficjalnie uzyskał taką samą
rangę jak „Płomyk” i „Płomyczek”.
Wraz z postępującą emancypacją kobiet szybko
rozwijała się przeznaczona dla nich prasa. Z wolna tra-
ciły znaczenie tradycyjne tytuły, usiłujące kultywować
dziewiętnastowieczne wzory, np. „Bluszcz”, którego
nakład obniżył się do zaledwie 10 tys. Pojawiały się
nowe, a największą karierę zrobiła bez wątpienia żniń-
ska „Moja Przyjaciółka”, której nakład dochodził do
100 tys. egzemplarzy.
Bardzo rozbudowana i popularna była prasa spor-
towa. Na jej czele znajdowały się ogólnopolskie wy-
dawnictwa wielkich koncernów — „Przegląd Sporto-
wy” (Warszawa) i „Raz, dwa, trzy” (Kraków), ale obok
nich pojawiało się wiele lokalnych, mających, podobnie
jak kluby sportowe, swych zagorzałych zwolenników.
Duże nakłady osiągały również publikacje poświęcone
filmowi z „Kinem” na czele (60 tys.) oraz tygodniki sa-
tyryczne, wśród których na czoło wybijały się pisma
warszawskie („Szczutek”, „Mucha”, „Cyrulik War-
szawski” i „Szpilki”) i krakowskie („Wróble na Da-
chu”).
Dużą karierę w okresie międzywojennym robiły
magazyny ilustrowane. Do nich należały m.in. wspo-
mniane wydawnictwa Pałacu Prasy (zwłaszcza „Świa-
towid” i „Na szerokim świecie”), warszawskie — „Na-
około świata”, „Tygodnik Ilustrowany” i „Świat” oraz
poznańska „Wielkopolska Ilustracja” przemianowana
wraz z poszerzeniem zasięgu na „Ilustrację Polską”.
Magazyny ilustrowane, z nielicznymi wyjątkami, nie
miały jednak wielkich nakładów, gdyż koszty ich pro-
dukcji, a tym samym i cena sprzedaży były dość wyso-
kie.
Odrębną grupę tworzyły czasopisma literackie
i kulturalne. Bez wątpienia najważniejszym z nich były
wielokrotnie wspominane „Wiadomości Literackie”
(1924-1939) redagowane niezmiennie przez Mieczy-
sława Grydzewskie- go, żywo reagujące na wszelkie
wydarzenia nie tylko literackie i kulturalne, ale także
społeczne. Cieszyły się one w środowiskach twórczych
wyjątkowym prestiżem, a przyznawane przez nie w la-
tach 30. nagrody cenione były na równi z nagrodami
PAL. Obok nich ukazywało się wiele innych periody-
ków tego typu, np. powiązany z obozem sanacyjnym
tygodnik „Pion” (1933- -1939), założony przez naro-
dowców tygodnik „Prosto z mostu” (1935-1939), który
usiłował nawet konkurować z „Wiadomościami Lite-
rackimi”, poznański tygodnik katolicki „Kultura”
(1936-1939), „Przegląd Warszawski” (1921- -1925) —
ogólnohumanistyczny miesięcznik poświęcony literatu-
rze, sztuce i nauce oraz po części kontynuujący jego
tradycje miesięcznik „Ateneum” (1938-1939). Znany
i ceniony był także związany z konserwatystami kra-
kowski „Przegląd Współczesny” (1923-1939), redago-
wany przez Stanisława Wędkiewicza.
Liczącą się część wydawnictw (ok. 40% w 1937 r.)
stanowiła niezabiegająca o pozyskanie względów czy-
telnika poprzez uatrakcyjnianie wyglądu zewnętrznego
prasa specjalistyczna, m.in. naukowa, wojskowa, urzę-
dowa, samorządowa, część religijnej i młodzieżowej,
na ogół niskonakładowa (przeciętnie od kilkudziesięciu
do kilkuset egzemplarzy), przeznaczona dla wyselek-
cjonowanego odbiorcy.
W okresie międzywojennym najszybciej rozwijała
się, co było całkowicie zrozumiałe, prasa polska i w ję-
zyku polskim. Ale obok niej ukazywały się także pu-
blikacje w innych językach. Część wydawnictw, głów-
nie naukowych, pojawiała się, jak np. „Statystyka Pol-
ski”, po polsku i francusku lub tylko po francusku, a
część pism matematycznych — wyłącznie po angiel-
sku. Ponadto w państwie, w którym 1/3 obywateli nale-
żała do innych narodowości, istotne znaczenie musiała
mieć prasa mniejszości narodowych, preferująca naj-
częściej ich języki ojczyste. Zróżnicowanie prasy pol-
skiej pod tym względem ilustruje poniższe zestawienie.
Czasopisma według języka (31 XII 1937 r.)
Język pisma Tytuły
Liczba %
polski 2 255 83,8
żydowski i hebrajski 130 4,8
ukraiński 125 4,6
niemiecki 105 3,9
białoruski 8 0,3
rosyjski 9 0,3
inny 60 2,2
razem 2 692 100,0
Jak wynika z zestawienia, największe znaczenie,
poza polską, miała prasa żydowska, dysponująca wła-
sną agencją informacyjną (odpowiednikiem PAT)
i prezentująca bardzo zróżnicowane typy wydawnictw.
Żydzi w Polsce, podobnie jak we wszystkich innych
krajach, korzystali najczęściej z prasy w trzech języ-
kach — żydowskim (jidysz), hebrajskim i kraju za-
mieszkania, w tym wypadku polskim. W Polsce naj-
większe znaczenie miały publikacje w języku polskim
i żydowskim oraz bardzo często pojawiające się dwuję-
zyczne (np. krakowski „Unzer Wort — Nasze Słowo”).
Preferencje językowe w tej grupie narodowej były
efektem wyjątkowo skomplikowanej sytuacji. Do czę-
ści zasymilowanych Żydów można było trafić jedynie
za pośrednictwem wydawnictw w języku polskim. Stąd
też pojawił się krakowski „Nowy Dziennik” — pierw-
sze w historii codzienne pismo żydowskie wydawane
w języku kraju zamieszkania, a trochę później lwowska
„Chwila” i warszawski „Nasz Przegląd”. W okresie
późniejszym największe znaczenie, przynajmniej pod
względem liczby egzemplarzy, osiągnął warszawski
„Nasz Przegląd”. Dla znacznej części ludności żydow-
skiej najłatwiej przyswajane były jednak dzienniki
i czasopisma w jidysz, których też ukazywało się wy-
jątkowo dużo. Największymi sukcesami mogły po-
szczycić się inicjatywy warszawskie („Hajnt” i „Der
Moment”), powiązane zresztą z różnymi ośrodkami po-
litycznymi. .Jednorazowy nakład dzienników żydow-
skich (niezależnie od języka) w drugiej połowie lat 30.
osiągał ok. 350 tys. egzemplarzy. Słabiej rozwijała się
prasa w języku hebrajskim, mimo że nauczano go w or-
todoksyjnych chederach (jednak głównie jako pismo
świętych ksiąg). Propagowany był także przez syjoni-
stów, dążących do przekształcenia go w codzienne na-
rzędzie komunikacji ludności żydowskiej. W języku
tym ukazywały się też przede wszystkim różnorakie
almanachy religijne, a znacznie rzadziej publikacje
świeckie o wydźwięku syjonistycznym. Największymi
ośrodkami wydawniczymi prasy żydowskiej były War-
szawa, Łódź i Wilno, które niekiedy sami Żydzi w swej
publicystyce nazywali „nową Jerozolimą”.
Trochę słabiej rozwijała się prasa ukraińska, gene-
ralnie z centrum we Lwowie (w 1937 r. ukazywało się
tam ok. 3/4 wszystkich tytułów w języku ukraińskim).
Czasopiśmiennictwo ukraińskie zdominowane było
w zasadzie przez wydawnictwa religijne. Do bardziej
znanych publikacji politycznych należał odwołujący się
do dziewiętnastowiecznych tradycji dziennik „Diło”,
który od 1925 r. stał się oficjalnym organem UNDO,
oraz młodsze stażem „Hromadśkyj Hołos”, „Nasze
Żyttja”, „Ukrainśkyj Hołos” i „Ukrainśkąja Nywa”,
a pod koniec okresu międzywojennego „Ukrainśkie
Słowo”. Ponadto Ukraińcy wydawali wiele czasopism
oświatowych i specjalistycznych, głównie o charakterze
gospodarczym.
Poważny był także dorobek czasopiśmiennictwa
niemieckiego, szczególnie prężnie rozwijającego się
w kilku ośrodkach — Poznaniu, Bydgoszczy, Łodzi,
Katowicach i Bielsku. W 1935 r. w Polsce ukazywało
się 71 politycznych pism niemieckich na ogólną liczbę
1691 tytułów publikowanych poza granicami Niemiec.
Do największych należały dzienniki związane z trady-
cyjnym obozem nacjonalistycznym — bydgoski „Deut-
sche Rundschau” (ok. 25 tys.), „Kattowitzer Zeitung”
(ok. 15 tys.), chorzowska „Der Oberschlesische Zei-
tung” (ok. 24 tys.) i łódzka „Freie Presse” (ok. 5 tys.).
Mniejsze znaczenie miały wydawnictwa innych nur-
tów, m.in. socjalistów (dziennik „Lodzer Volkszeitung”
i katowicki tygodnik „Volkswille”) oraz młodoniem-
ców (np. poznański dziennik „Deutsche Nachrichten”).
Ukazywały się też liczne czasopisma gospodarcze, spo-
łeczne, kulturalne i oświatowe. Ponadto ludność nie-
miecka przez cały czas korzystała z prasy masowo nad-
syłanej z Rzeszy. Niemieccy dziennikarze byli jedyną
grupą narodową, która utworzyła (1934) własną organi-
zację zawodową — Verband der Deutschen Redakteure
in Polen, znajdującą się poza strukturami Związku
Dziennikarzy RP
Znacznie skromniejsze były osiągnięcia innych
mniejszości, m.in. Białorusinów, którzy nie posiadali
nawet jednego własnego dziennika i tylko nieliczne
czasopisma kulturalne i gospodarcze. Wśród ich wy-
dawnictw dominowały tygodniki i miesięczniki, na
ogół powiązane z grupami politycznymi, redagowane
dość tradycyjnie i przeznaczone dla ludności wiejskiej,
np. „Nasza Sprawa”, „Hałos Pracy”, „Biełaruskaja
Krynica”, „Sialanskaja Niwa”. Najważniejszym biało-
ruskim ośrodkiem wydawniczym było Wilno. W tym
wielokulturowym mieście ukazywała się także niemal
w całości niskonakładowa prasa litewska. Bardziej roz-
proszone były wydawnictwa rosyjskie, które także nie
osiągały zbyt wysokich nakładów.
Prasa miała od dawna ugruntowaną pozycję, a jej
szybki rozwój wynikał głównie ze sprzyjających uwa-
runkowań i wykorzystywania postępu technicznego.
Całkowitym novum było natomiast radio. W pierw-
szych latach niepodległości znajdowało się ono wy-
łącznie w kręgu zainteresowań wojska oraz nielicznych
cywilnych zapaleńców. Momentem przełomowym stało
się powołanie do życia w 1924 r. Polskiego Towarzy-
stwa Radiotechnicznego, zdominowanego zresztą przez
kapitał angielski i francuski. Jego staraniem urucho-
miono produkcję radioodbiorników, otwarto kursy
szkolące radiotechników i doprowadzono do wydania
przez sejm aktów prawnych regulujących kwestie
związane z radiem (1924). Polskie Towarzystwo Ra-
diotechniczne uruchomiło także pierwszą eksperymen-
talną stację radiową, która podjęła pracę 1 II 1925 (po-
czątkowo 1-2 godziny dziennie). Jej audycje docierały
głównie do mieszkańców Warszawy, choć słyszane by-
ły także w większej odległości (ok. 200 km), a spora-
dycznie odbierano je nawet znacznie dalej, m.in.
w Wiedniu i Londynie. Podejmowane wysiłki wspiera-
ne były przez coraz liczniej zakładane w różnych czę-
ściach kraju „radiokluby”, propagujące rozwój radio-
fonii na swoim terenie. Mimo trudności finansowych
i technicznych Próbna Stacja Radionadawcza przetrwa-
ła ponad rok i metodą prób i błędów wytyczyła polskim
rozgłośniom kierunki działania na przyszłość. W tym
czasie zaczęto bowiem emitować, poza informacjami
dostarczanymi przez Polską Agencję Telegraficzną, du-
żo programów (ok. 75% czasu antenowego) z popular-
ną muzyką rozrywkową, ale również poważną, pie-
śniami ludowymi i żołnierskimi, ariami operowymi (ja-
ko jeden z pierwszych artystów przed polskim mikro-
fonem wystąpił Jan Kiepura), literackich — głównie
tzw. kwadranse literackie, w których omawiano naj-
nowsze publikacje i czytano powieści w odcinkach,
a także audycji dla dzieci (bajki i słuchowiska). Pod
koniec jej istnienia pojawił się także cykl wykładów
powszechnych z różnych dziedzin (22 II 1926), a jed-
nym z najlepszych prelegentów okazał się historyk,
prof. Henryk Mościcki, zdobywający uznanie nie tylko
dobrym („radiowym”) głosem, ale i niezwykłym wy-
czuciem czasu wypowiedzi. W ramach eksperymentu
uruchomiono także naukę języka francuskiego, z rów-
noczesnym publikowaniem w specjalistycznej prasie
materiałów pomocniczych. Dorobek Próbnej Stacji Ra-
dionadawczej był rzeczywiście imponujący, ale w 1925
r. dwudziestoletnią koncesję na budowę rozgłośni i ich
eksploatację otrzymała mało znana spółka akcyjna Pol-
skie Radio, w której kontrolnym pakietem akcji (40%,
a w 1939 r. już ponad 95%) rozporządzało państwo.
Rozpoczęła ona 18 IV 1926, wykorzystując bazę stwo-
rzoną przez Polskie Towarzystwo Radiotechniczne, na-
dawanie regularnych codziennych, sześciogodzinnych
programów, które docierały jednakże do bardzo wą-
skiego kręgu odbiorców, gdyż liczba zarejestrowanych
radioabonentów wynosiła, łącznie z różnego rodzaju
instytucjami, zaledwie ok. 5000, głównie w Warszawie.
Nowy środek przekazu zyskał z miejsca zarówno
gorących zwolenników, jak i nie mniej zagorzałych
przeciwników. Najwięcej obaw pojawiało się w sferach
dziennikarskich, choć nie brakowało ich także w innych
środowiskach — np. Karol Irzykowski nazwał go
wręcz „wynalazkiem szatańskim”. Pesymistycznie
przewidywano, że radio doprowadzi do upadku prasy,
zahamuje czytelnictwo, spowoduje opustoszenie sal te-
atralnych i koncertowych, a nawet może znacząco
wpłynąć na obniżenie frekwencji w szkołach po-
wszechnych oraz zainteresowanie szkołami średnimi
i wyższymi, a człowieka zmieni w istotę przyklejoną do
słuchawki radiowej. Nie był to co prawda pogląd do-
minujący, gdyż wcale nieodosobnione były głosy prze-
ciwne, np. Tadeusza Żeleńskiego (Boya), twierdzącego,
że radio spowoduje jedynie spopularyzowanie wartości
kulturalnych, przyczyni się do zwiększenia czytelnic-
twa prasy i książek oraz zainteresowania teatrem, fil-
harmonią i operą. Bardzo szybko okazało się, że rację
mieli optymiści, a lawinowo rosnąca liczba abonentów
i słuchaczy, zwłaszcza w drugiej połowie lat 30., nie
wpływała negatywnie na rozwój innych środków prze-
kazu i instytucji kulturalnych. Przejściowe, ale bardzo
krótkie załamanie odnotowano jedynie w okresie dna
kryzysu ekonomicznego.
W rzeczywistości liczba radioodbiorników była
nawet większa (pod koniec okresu międzywojennego
o 250-300 tys.) niż zaznaczona na wykresie, gdyż od
początku pojawiło się masowe zjawisko tzw. radiopaję-
czarstwa, to znaczy korzystania z niezarejestrowanych
i nieopłacanych urządzeń odbiorczych. W pierwszym
okresie szacowano, że liczba tych ostatnich była dwa
razy większa niż posiadanych legalnie, a można przy-
puszczać, że tendencja ta utrzymała się i w latach na-
stępnych, choć pewnie w mniejszym wymiarze, gdyż
radiopajęczarstwo było karane bardzo surowo.
W pierwszej precedensowej sprawie sądowej tego typu
już w 1926 r. ustalono obowiązujące przez wiele lat
normy — konfiskata aparatu i grzywna w wysokości
500 zł, niezależnie od konieczności pokrycia kosztów
postępowania sądowego.
Wydaje się, że na systematyczne powiększanie się
liczby radioabonentów w Polsce, z których opłat Pol-
skie Radio się w zasadzie utrzymywało, decydująco
wpływały dwa czynniki — zwiększenie liczby rozgło-
śni oraz zmniejszenie kosztów ponoszonych przez od-
biorców indywidualnych. Rozwiązanie pierwszego
problemu znajdowało się przede wszystkim w gestii
Spółki Akcyjnej Polskie Radio, gdyż umowa koncesyj-
na zobowiązywała ją do tworzenia stacji lokalnych,
a nawet szczegółowo przewidywała, że np. po zainsta-
lowaniu nadajnika większej mocy w Warszawie do-
tychczas tam wykorzystywany zostanie przekazany
Krakowowi, w którym zresztą eksperymentalna rozgło-
śnia została przez miejscowych radiofilów, wspiera-
nych przez właściciela Pałacu Prasy Mariana Dąbrow-
skiego, uruchomiona już 23 III 1926. Przyjęte zobo-
wiązania spółka starała się w pełni realizować w dobrze
pojętym własnym interesie. Stąd też już w 1927 r. za-
częły nadawać rozgłośnie w Krakowie, Poznaniu i Ka-
towicach. Dwie ostatnie miały szczególne znaczenie,
ponieważ liczba zwolenników radia była w zachodniej
części Polski wyjątkowo duża, ale tereny te znajdowały
się dotychczas wyłącznie w zasięgu oddziaływania
niemieckich ośrodków radiowych w Königswusterhau-
sen pod Berlinem, Wrocławiu i nadgranicznych Gliwi-
cach. Polska racja stanu przemawiała też za szybkim
uruchomieniem własnych stacji na Kresach Wschod-
nich, choć ubóstwo tamtejszej ludności nie sprzyjało
rozwojowi radiofonii. Najwcześniej powstała stacja
w Wilnie (1928), trochę później we Lwowie, a jedną
z ostatnich inwestycji było uruchomienie ośrodka
w Baranowiczach. Tuż przed wojną ukończono także
prace przy rozgłośni w Łucku, nie zdążyła ona już jed-
nak podjąć działalności. Ważnym wydarzeniem w skali
ogólnopolskiej było zbudowanie (1931) najwyższego
na świecie masztu radiostacji. Powstał on w Raszynie
pod Warszawą, a emitowane przy jego użyciu progra-
my były odbierane na prawie całym terytorium pań-
stwa. Dokładniejsze dane o rozbudowie polskich stacji
radiowych zamieszczono poniżej:
Stacje Polskiego Radia w 1939 r.
Rozgłośnia Data uruchomienia Moc w kW Zasięg detektora w km
Warszawa I 18 IV 1926 120 300
Kraków 15 II 1927 2 20
Poznań 24 IV 1927 16 60
Katowice 22 XI 1927 12 50
Wilno 15 I 1928 50 140
Lwów 15 I 1930 50 100
Łódź 2 II 1930 2 20
Toruń 15 I 1935 24 60
Warszawa II 1 III 1937 5 30
Baranowicze 31 VII 1938 50 120
Uruchamianie rozgłośni lokalnych wpływało wy-
jątkowo ożywczo na zwiększenie liczby radioabonen-
tów. Na przykład w Krakowie pierwszej miejscowej
audycji wysłuchało niecałe 3000 odbiorców, a dwa
miesiące później było ich już o 500 więcej. Warto także
pamiętać, że choć każda z tych stacji pod względem
doboru repertuaru na ogół powtarzała schematy wypra-
cowane w Warszawie, to jednak wszystkie one tworzy-
ły także własne, indywidualne wartości. Kraków jako
pierwszy zapoczątkował bezpośrednie relacjonowanie
wiadomości z ważnych imprez sportowych i dostarczył
polskiemu radiu wyjątkowo charakterystyczny sygnał
— hejnał z wieży Mariackiej, którym od 1 VIII 1927
otwierano i zamykano ogólnopolski program, Poznań
wsławił się transmisjami przedstawień operowych, Ka-
towice rozpoczęły nadawanie audycji w językach ob-
cych (po francusku), przybliżając Polskę, jej kulturę
i problemy przedstawicielom innych narodów, Wilno
zasłynęło z doskonałych słuchowisk i programów tea-
tralnych, w tym także pierwszych przygotowywanych
specjalnie dla radia, a Lwów spopularyzował skrzącą
się humorem „Wesołą lwowską falę”, która m.in. dzięki
temu trafiła później także do filmu.
Dla rozpowszechnienia nowego środka przekazu
bardzo istotne były także ceny radioodbiorników. Po-
czątkowo dominowały aparaty lampowe, na ogół bar-
dzo drogie. Nawet najprostsze (dwulampowe) pod ko-
niec lat 20. kosztowały ok. 160 zł, a najlepsze — pię-
ciolampowe firmy „Telefunken” — ok. 1000 zł, to zna-
czy równowartość 4-5 pensji urzędniczych. Ponadto
nadawały się do wykorzystywania tylko na terenach ze-
lektryfikowanych. Przełomem stało się wprowadzenie
w 1930 r. na rynek tzw. detefonów — prostych w kon-
strukcji i obsłudze, a przede wszystkim tanich (w 1930
r. ok. 30 zł, a w 1938 nawet 20 zł), bardzo często
sprzedawanych nawet na raty aparatów detektorowych,
możliwych do wykorzystania także w miejscowościach
bez stałej sieci elektrycznej. Było to osiągnięcie na ska-
lę światową. Polskie Radio różnymi metodami dążyło
do nasycenia terenu radioodbiornikami — np. jedną
z najczęstszych nagród we wszelkiego rodzaju konkur-
sach były właśnie fundowane przez nie aparaty radio-
we. Starano się także o dostarczenie ich instytucjom
publicznym, głównie szkołom powszechnym. Radio
zdobywało sobie zresztą coraz to nowe pola. Już w ma-
ju 1929 r. zamontowano odbiorniki w pociągach po-
spiesznych relacji Warszawa-Kraków, a można z nich
było korzystać dzięki słuchawkom wypożyczanym za
opłatą u konduktora. Pod koniec okresu międzywojen-
nego pojawiły się pierwsze „radiodorożki”, to znaczy
taksówki z zamontowanymi aparatami radiowymi.
Najwięcej (2/3) abonentów było w miastach. Po-
nadto występowały wyraźne różnice w nasyceniu od-
biornikami w poszczególnych częściach kraju. Z ostat-
nich dostępnych informacji z 1 IV 1938 wynika, że
przeciętnie na 1000 mieszkańców Polski przypadało 29
aparatów. Najlepiej kształtowała się pod tym względem
sytuacja w Warszawie (ponad 120 aparatów) i woje-
wództwie śląskim (75). Powyżej przeciętnej plasowały
się cztery województwa — pomorskie (40), poznańskie
(30), warszawskie (38) i łódzkie (37). Na drugim bie-
gunie znajdowały się województwa kresowe — tarno-
polskie (9), wołyńskie (10), nowogródzkie (11) i pole-
skie (12).
Wbrew obawom radio nie spowodowało kryzysu
na rynku prasowym, ale umożliwiło redakcjom szybsze
uzyskiwanie informacji, nawet z bardzo odległych czę-
ści świata. Jako pierwszy, już w 1922 r., warszawski
„Express Poranny” uruchomił w swej siedzibie urzą-
dzenie odbiorcze, które jednak zostało zlikwidowane
po protestach Polskiej Agencji Telegraficznej, obawia-
jącej się złamania swego monopolu na dostarczanie
wiadomości. Więcej szczęścia miał Pałac Prasy, który
własną stację odbiorczą, po dopełnieniu wszelkich biu-
rokratycznych formalności, zamontował w 1924 r. Tu
także po raz pierwszy zaczęto korzystać z „fultogra-
mów”, czyli fotografii przekazywanych drogą radiową.
Pierwsze zdjęcie tego typu (fotografię nowo wybranego
prezydenta Ekwadoru), co prawda nie najlepszej jako-
ści, zamieszczono w „Ikacu” 4 IV 1929.
Pod koniec okresu międzywojennego stałe rozgło-
śnie Polskiego Radia zatrudniały ok. 1600 pracowni-
ków i emitowały rocznie ok. 40 tys. godzin programu,
docierającego do wszystkich zakątków Polski, a nawet,
dzięki międzynarodowej współpracy, do skupisk polo-
nijnych, w tym także do USA. W programie radiowym
dominowały audycje kulturalne. Największą rolę speł-
niała muzyka, która wypełniała ok. 60% czasu anteno-
wego, z czego przynajmniej połowę rezerwowano dla
muzyki poważnej — m.in. stałym współpracownikiem
rozgłośni warszawskiej był Karol Szymanowski. Spe-
cyficzne potrzeby w tym względzie spowodowały po-
wstanie (1934) Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Pol-
skiego Radia pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga. Rów-
nie często gościli przed mikrofonami wykonawcy po-
pularnych szlagierów tego okresu. Istotne (ok. 30%
czasu) były także odczyty, pogadanki, audycje lite-
rackie i informacyjne, przekazywane przez autorów lub
— znacznie częściej — znanych aktorów. Dużym
uznaniem cieszyły się słuchowiska, pisane przez wy-
bitnych literatów, m.in. Jerzego Szaniawskiego, Marię
Pawlikowską-Jasnorzewską, a nawet Karola Irzykow-
skiego, który z biegiem czasu zmienił swój stosunek do
radia-”złodzieja czasu”. Wysoki poziom artystyczny
miały audycje dla dzieci, przygotowywane m.in. przez
Ewę Szelburg-Zarembinę i Janusza Korczaka. Pojawiły
się także utwory specjalnie pisane na potrzeby radia.
Jedna z pierwszych powieści tego typu (Dni powsze-
dnie państwa Kowalskich) wyszła spod pióra Marii
Kuncewiczowej i spotkała się z bardzo ciepłym przyję-
ciem, o czym świadczyły liczne listy adresowane do
bohaterów powieści i do jej autorki. Utrzymywaniu sta-
łego kontaktu z odbiorcami służyły tzw. skrzynki, czyli
audycje, podczas których odpowiadano na listy z py-
taniami i uwagami. W miarę upływu czasu i zwiększo-
nego napływu korespondencji liczba „skrzynek” rosła
— w drugiej połowie lat 30. obok ogólnej istniały także
rolnicza, techniczna, dziecięca, sportowa, wojskowa,
kobieca i muzyczna. Niewielkie znaczenie, i to tylko
przez pewien czas, miała reklama zamieszczana w ra-
mach specjalnych kilkunastominutowych audycji no-
szących tytuł „Chwilka reklamowa”, a następnie
„Rozmaitości” (np. w 1929 r. dochody Polskiego Radia
wynosiły ponad 5 mln zł z abonamentu i zaledwie 120
tys. z anonsów).
Stosunkowo słabo przedstawiały się wiadomości
nadawane przez radio, tym bardziej że rozbudowie tego
działu przeciwstawiała się ze względów konkurencyj-
nych prasa. Najczęściej też przekazywano w ich ra-
mach informacje, które wcześniej już ukazały się dru-
kiem. W miarę upływu czasu radio pozwalało jednak
słuchaczom uczestniczyć nawet w bieżących wydarze-
niach, np. w 1935 r. w uroczystościach pogrzebowych
J. Piłsudskiego, a trzy lata później, także za pośrednic-
twem licznie rozstawionych megafonów w miastach,
w zajmowaniu Zaolzia. Na apel władz 5 V 1939 wła-
ściciele radioodbiorników wystawili je w oknach, aby
jak największa liczba osób mogła wysłuchać sej-
mowego przemówienia J. Becka, będącego odpowie-
dzią na wypowiedzenie przez A. Hitlera paktu o niea-
gresji z Polską. Za pośrednictwem radia przygotowy-
wano także ludność do zbliżającego się konfliktu
zbrojnego, np. cyklem audycji poświęconych zasadom
obrony przeciwlotniczej. Trudno też zapomnieć o roli,
którą odegrało ono w czasie obrony stolicy w 1939 r.
W okresie międzywojennym prasa umocniła swoją
pozycję jako najpoważniejszy środek przekazu, ale ra-
dio pod koniec omawianych lat także spełniało bardzo
istotną rolę — według szacunkowych danych dyspo-
nowało około sześcioma milionami słuchaczy. Wów-
czas też do wejścia na rynek szykował się kolejny part-
ner — telewizja. Budziła ona początkowo, podobnie
jak radio, zainteresowanie naukowców i entuzjastów,
wierzących w możliwość przekazywania na odległość
nie tylko dźwięku, ale także obrazu. Już w 1929 r. za-
prezentowano na Powszechnej Wystawie Krajowej
w Poznaniu odbiornik telewizyjny polskiej konstrukcji.
Ważniejsze były jednak prace podjęte kilka lat później
(1935) przez pracowników Państwowego Instytutu Te-
lekomunikacyjnego. Po dwóch latach efekty ich wysił-
ków, łącznie z kilkoma eksperymentalnymi programa-
mi, zostały pokazane na wystawie radiowej. Pierwszą
polską Doświadczalną Stację Telewizyjną zainstalowa-
no w 1938 r. na warszawskim „drapaczu chmur” —
szesnastopiętrowym gmachu Towarzystwa Ubezpie-
czeń „Prudential”. Do wybuchu wojny zdołano jeszcze
skonstruować eksperymentalny nadajnik o znacznej
mocy, choć przekazywane przez niego niezbyt skom-
plikowane programy mogło odbierać jedynie kilkuna-
stoosobowe grono wtajemniczonych.
6. FILM
Odzyskanie własnej państwowości nie stało się dla
polskiej produkcji filmowej wydarzeniem przełomo-
wym. Podobnie jak przed 1918 r. była ona nadal skon-
centrowana całkowicie w Warszawie, gdzie działała
najstarsza (i jedyna stale aktywna) polska wytwórnia
filmowa „Sfinks” oraz liczne biura wynajmu filmów.
Ówczesna produkcja fabularna — zdominowana cał-
kowicie przez różnych odcieni melodramaty — ani pod
względem tematyki, ani stylistyki nie odbiegała od
niemieckiej, której wytwory od roku 1915 stanowiły
największą grupę filmów wyświetlanych w Polsce.
Wielka kariera, jaka stała się udziałem dwóch czoło-
wych występujących dla „Sfinksa” aktorek — Poli Ne-
gri i Mii Mary (obie w 1916 r. przeniosły się do Berli-
na), umożliwiła tej wytwórni relatywnie szeroki eksport
nawet starych filmów z ich udziałem. Gorzej było
z produkcją bieżącą. Podstawowym problemem, z któ-
rym przyszło odtąd zmagać się polskim producentom
filmowym, był stosunkowo mały rynek krajowy, gdyż
w całym państwie istniało zaledwie kilkaset sal kino-
wych — ok. 800-900 w roku 1921 i tylko 428 dwa lata
później. Ponadto były one w większości małe i filmów
nie wyświetlano w nich codziennie. Poprawę sytuacji
skutecznie torpedowały przepisy o podatku widowi-
skowym, który w skrajnych przypadkach dochodził do
100% dochodów. Oba te czynniki nie skłamały produ-
centów do eksperymentów. Hamująco na rozwój kra-
jowej wytwórczości wpływała także zapewniająca
funkcjonowanie kin obfitość filmów niemieckich, ame-
rykańskich, francuskich czy duńskich. W tej sytuacji
cała polska produkcja nastawiona była na gusta najlicz-
niejszego, ale też niezbyt wymagającego widza, a reży-
serzy nielicznie powstających wówczas filmów, na
ogół sprawni rzemieślnicy — często przedwojenni we-
terani (Edward Puchalski, Władysław Lenczewski, An-
toni Bednarczyk) — zadowalali się powielaniem wy-
próbowanych już schematów. Obawa przed kasową
klęską powodowała, że najchętniej kultywowanym ga-
tunkiem filmowym był melodramat o zabarwieniu pa-
triotycznym. Nie brakowało adaptacji czołowych dzieł
literatury polskiej, jednak zazwyczaj, przerabiając
utwory, eksponowano głównie romansową anegdotę
(np. Rok 1863 E. Puchalskiego według Wiernej rzeki
Żeromskiego, 1922), mniejszą uwagę zwracając na ich
przekaz ideologiczny.
Z punktu widzenia handlowego istotnym walorem
filmów był udział w nich najpopularniejszych aktorów
(Halina Bruczówna, a później Jadwiga Smosarska, Ka-
zimierz Junosza-Stępowski, Józef Węgrzyn), jednak
twórcy filmów nie usiłowali wynaleźć im oryginalnego
emploi, zadowalając się tym, które oni sami — rutyno-
wani aktorzy teatralni — wypracowali na deskach sce-
nicznych.
Należy zauważyć, że w Polsce — inaczej niż
w wielu krajach zachodnioeuropejskich — produkcja
filmowa była pozbawiona poważniejszego zaplecza ka-
pitałowego. Zdarzało się, że przystępowały do niej nic
dotychczas wspólnego z kinematografią niemające fir-
my, których właściciele liczyli przede wszystkim na ła-
twy zysk. Tymczasem nieinwestowanie w nowy sprzęt
i zachowawcza postawa producentów powodowały, że
rozziew pomiędzy filmami zachodnioeuropejskimi
i amerykańskimi a polskimi stale się zwiększał, to zaś
z kolei utrudniało ekspansję na rynki zagraniczne.
W okresie wojny polsko-bolszewickiej państwo,
chcąc zwiększyć oddziaływanie na opinię publiczną,
zdecydowało się wesprzeć całkowicie dotąd prywatne
przedsięwzięcia. Spóźnionym rezultatem tej działalno-
ści było kilka filmów (Bohaterstwo polskiego skauta,
Matko nasza, Cud nad Wisłą, Idziem do Ciebie, Polsko,
Dla Ciebie, Polsko), które na ekrany trafiły jednak do-
piero bezpośrednio przed zawieszeniem broni. Z po-
dobnych względów, choć w skromniejszym zakresie,
państwo wsparło wysiłek propagandowy podjęty przed
plebiscytem na Śląsku Górnym i Cieszyńskim. Zaowo-
cowało to m.in. nakręceniem kilku filmów (np. Nie
damy ziemi, skąd nasz ród, Dwie urny) oraz zorganizo-
waniem sieci kin objazdowych na terenie plebi-
scytowym. Działania te zostały po części wymuszone
przez aktywność propagandową Niemców. Po utrwale-
niu granic władze państwowe zrezygnowały z prób
wspierania produkcji fabularnej.
W pierwszej połowie lat 20. nadal dominowała
jedna wytwórnia filmowa, czyli wspomniany już
„Sfinks”, prowadzony przez Aleksandra Hertza. Produ-
kowane tam melodramaty (Tajemnica przystanku
tramwajowego — 1922, Niewolnica miłości — 1923,
O czym się nie mówi — 1924, Iwonka — 1925) korzy-
stały z rosnącej popularności Jadwigi Smosarskiej.
Stworzony przez nią typ pięknej, niewinnej, szlachetnej
Polki doskonałe utrafił w gusta widowni i aktorka
w ciągu paru lat osiągnęła (wielokrotnie potwierdzaną
w różnych plebiscytach) pozycję „królowej polskiego
ekranu”, którą zachowała aż do II wojny światowej.
Filmy, ciągle budowane według tego samego schematu,
były jednak słabe technicznie, operowały przestarzałym
montażem i konserwatywnymi (choć dobrymi tech-
nicznie) zdjęciami. To właśnie jednak dawało pro-
ducentom pewność powodzenia u niewyrobionej este-
tycznie publiczności. Komentując ową produkcję, naj-
wybitniejszy ówcześnie polski znawca filmu, Karol
Irzykowski, pisał w 1924 r., że polską ambicją ,jest
międzynarodowy kicz”.
Jeśli mimo tak niekorzystnej sytuacji pojawiło się
w latach 1921-1923 parę filmów odbiegających od po-
wszechnej sztampy, było to zasługą kilku młodych
twórców, niezwiązanych dotychczas ściślej z branżą
filmową. Na pierwszym miejscu należy wymienić Wik-
tora Biegańskiego (Otchłań pokuty, Zazdrość), Brunona
Bredschnidera (Ludzie mroku, Syn szatana), Alek-
sandra Reicha (Zaraza) i Franciszka Zyndrama-Muchy
(Tajemnice Nalewek), którzy zazwyczaj byli jednocze-
śnie scenarzystami i współproducentami tych obrazów.
Pod względem scenariuszowym nie odbiegały one za-
sadniczo od głównego nurtu produkcji „Sfinksa”, ale
różniły się od niej zdecydowanie sposobem narracji —
zamiast wywodzącej się z teatru i statycznie filmowa-
nej opowieści widz otrzymywał dość dynamiczną,
sprawnie opowiedzianą i utrzymującą w napięciu „sen-
sacyjną” historię. Ponadto obsada w tych filmach skła-
dała się głównie z początkujących aktorów, nie zmanie-
rowanych pracą w teatrze (choć często niedokształco-
nych). Oparcie się na nowoczesnych wzorcach nie-
mieckich i francuskich przynosiło dobre rezultaty. Za-
lety te — chętnie podnoszone przez krytykę — były
jednak niewystarczające, aby nowe, całkowicie pozba-
wione zaplecza finansowego wytwórnie zdołały się
utrzymać na rynku, wciąż opanowanym przez filmy
skierowane do konserwatywnej i nieobytej widowni.
Potwierdzeniem tego było kolejne dzieło „Sfinksa” —
ekranizacja popularnej powieści Heleny Mniszkówny
Trędowata (1926), z Jadwigą Smosarską w głównej ro-
li. Historia nieszczęśliwej miłości magnata i skromnej
szlachcianki zdobyła niezwykłą popularność, dystansu-
jąc szybko poprzednie filmy tego typu.
W roku zamachu majowego sytuacja w branży fil-
mowej zaczęła się zmieniać na lepsze — po strajkach
„kiniarzy” podatek widowiskowy został obniżony, przy
czym filmy produkcji krajowej objęto preferencyjną,
dziesięcioprocentową stawką. W nowych ośrodkach
produkcyjnych („Leo-Film”, „Klio-Film”, „Kolos”) de-
biutowało dysponujące już nowocześniejszym warszta-
tem reżyserskim następne pokolenie reżyserów: Henryk
Szaro (1925), Leon Trystan (1927) i Juliusz Gardan
(1928). Pozbawione dotychczasowej „swojskości” sce-
nariusze pozwalały na psychologiczne pogłębienie po-
staci (Kropka nad i oraz Pan policmajster Tagiejew
w reżyserii J. Gardana) oraz kształtowanie obrazu przez
połączenie rytmu i niespotykanej poprzednio dynamiki
(Bunt krwi i żelaza L. Trystana, Czerwony błazen
H. Szaro). Odrębną pozycję zajął debiutujący w tym
czasie Józef Lejtes, którego Huragan (1928), poświę-
cony powstaniu styczniowemu, stał się pierwszym wy-
bitnym polskim filmem historycznym. Starannie opra-
cowany i doskonale zmontowany, utrzymany w klima-
cie malarstwa Artura Grottgera film był zapowiedzią
dalszych prac Lejtesa, który uznawany jest za najwy-
bitniejszego polskiego reżysera filmowego w okresie
międzywojennym. Ta grupa młodych, zdolnych twór-
ców umiejętnie operowała językiem dojrzałego już fil-
mu niemego i współdziałała w wypracowaniu jego poe-
tyki. Obok nich kontynuował pracę, tworząc swe naj-
lepsze obrazy (Wampiry Warszawy 1925, Orlę 1926)
W. Biegański, a także debiutowali jego asystenci Leo-
nard Buczkowski i Michał Waszyński. Równolegle do-
skonalili swój warsztat operatorzy i aktorzy, nabywają-
cy z wolna umiejętności specyficznej pracy przed ka-
merą. W filmach młodych reżyserów popularność zdo-
bywało także nowe pokolenie aktorów — Zbigniew
Sawan, Maria Malicka, Igo Sym, ale do współpracy
pozyskano także nawet sędziwego już Ludwika Sol-
skiego (Dusze w niewoli L. Trystana 1930). Najsłab-
szym elementem dzieła filmowego pozostał aż do woj-
ny scenariusz, zwykle banalny, mało przejrzysty i kiep-
sko rozpracowany. Nagminnie pojawiały się problemy
z ustaleniem dramaturgii całości i stopniowaniem na-
pięcia, a w konsekwencji — z wyeksponowaniem
punktu kulminacyjnego, co już w zarodku przekreślało
szansę na pełny sukces artystyczny.
Schyłek lat 20. przyniósł kolejną falę adaptacji
dzieł literackich. Na ekran trafiły m.in. Chata za wsią
J. I. Kraszewskiego (pt. Cyganka Aza 1926), Ziemia
obiecana W. Reymonta (1927), dzieła S. Żeromskiego
(Przedwiośnie 1928, Ponad śnieg bielszym się stanę
1929, Uroda życia 1930, Wiatr od morza 1930)
i A. Struga (Mogiła nieznanego żołnierza 1927, Pokole-
nie Marka Świdy — pt. Grzeszna miłość 1929, Fortuna
kasjera Śpiewankiewicza — pt. Niebezpieczny romans
1930), G. Zapolskiej (Pan policmajster Tagiejew
1929), S. Przybyszewskiego (Mocny człowiek 1929),
a nawet Pan Tadeusz (1928). Jednak pomimo współu-
działu wybitnych literatów (wśród scenarzystów zna-
leźli się m.in. W Sieroszewski, S. Kiedrzyński, E Go-
etel i A. Strug) także ta próba uszlachetnienia filmu po-
przez sięgnięcie do wielkiej literatury nie przyniosła ar-
tystycznie zadowalających rezultatów, gdyż — jak po-
przednio — autorzy adaptacji pozostawiali jedynie za-
rys fabuły i zazwyczaj eksponowali „ponadczasowe”
wątki melodramatyczne bądź sensacyjne. Jedynym no-
wym, całkiem zrozumiałym rysem tego okresu była
próba sięgnięcia po tematykę związaną z dziejami Le-
gionów, jednak o ile sprawnie zrealizowany film L.
Buczkowskiego z 1928 r. Szaleńcy (My, Pierwsza Bry-
gada) okazał się pewnym sukcesem, o tyle przygoto-
wana w tym samym roku przez byłego legionistę Hen-
ryka Bigoszta biografia Komendant została z bliżej nie-
znanych przyczyn zatrzymana przez cenzurę.
Należy zauważyć, że pomimo werbalnego doce-
niania roli filmu władze sanacyjne niewiele zmieniły
w modelu funkcjonowania branży filmowej. Powołanie
Centralnego Biura Filmowego (CBF) przy Minister-
stwie Spraw Wewnętrznych (1928), początkowo
przyjmowane jako wyraz większego zainteresowania
sfer rządowych sprawami Dziesiątej Muzy, nie miało
większego znaczenia, podobnie jak powstanie w tym
samym roku Rady do spraw Kultury Filmowej. W Pol-
skiej Agencji Telegraficznej utworzono w 1928
r. wreszcie Wydział Filmowy, ale rozwój tej instytucji
(z którą wiązano spore nadzieje) był powolny. Szcze-
gólną pozycję wśród filmowców osiągnął wówczas Ry-
szard Ordyński — wybitny reżyser teatralny i filmowy,
posiadający rozległe stosunki także w elitach władzy.
U schyłku lat 20. próbowano tworzyć ośrodki pro-
dukcyjne poza Warszawą. Wytwórnie filmowe powsta-
ły wówczas m.in. w Poznaniu, Lodzi i Katowicach, ale
ich dorobek był skromny zarówno pod względem ilo-
ściowym, jak i jakościowym. Istotniejsze było, że
w ślad za polepszeniem sytuacji gospodarczej zwięk-
szyła się ponownie liczba sal kinowych — w roku 1929
znowu istniało ich w Polsce 727.
Przełom dźwiękowy nadszedł do Polski z niewiel-
kim tylko opóźnieniem — warszawska premiera ame-
rykańskiego Śpiewającego błazna odbyła się we wrze-
śniu 1929 r., a pierwszy polski film dźwiękowy, Mo-
ralność pani Dulskiej (reż. Bolesław Newolin), poka-
zano 29 III 1930. Początkowo zarówno krytycy, jak
i właściciele kin ustosunkowali się do nowego wyna-
lazku negatywnie — pierwsi obawiali się utraty wypra-
cowanego już specyficznego filmowego języka, umie-
jętności opowiadania za pomocą obrazów, a drudzy
wydatków, gdyż zainstalowanie aparatury dźwiękowej
było bardzo kosztowne. Ostatecznie żywiołowy rozwój
filmu dźwiękowego przesądził sprawę, ale do schyłku
1931 r. polskie filmy fabularne powstawały w dwóch
wersjach — dźwiękowej i cieszącej się nadal dużą po-
pularnością niemej, a nawet niektóre nowo otwierane
kina (np. krakowska „Sztuka”) w celach reklamowych
deklarowały, że będą prezentowały wyłącznie te drugie.
Na tempo przechodzenia na film dźwiękowy wpływał
też pogłębiający się kryzys gospodarczy — liczba wi-
dzów w roku 1931 była o 30% mniejsza niż w roku po-
przednim, a obciążenia podatkowe nie malały. W tym
też roku strajk właścicieli kin w Warszawie wymusił
obniżkę podatku widowiskowego.
Choć oba nakładające się na siebie kryzysy, go-
spodarczy i dźwiękowy, były ciężką próbą dla polskie-
go przemysłu filmowego, to jednak — ponieważ do-
tknęły one także dotychczasowych potentatów filmo-
wych — stworzyły również pewną szansę dla rozwija-
jącego się filmu rodzimego. Początkowo zwiększyła się
liczba dramatów historyczno-patriotycznych, eksploa-
tujących tym razem najchętniej okres rewolucji lat
1905-1907 (Na Sybir 1930, Dziesięciu z Pawiaka 1931,
Córka generała Pankratowa 1934, Młody las 1934).
Nadal także dokonywano swoiście pojętej adaptacji
znanych utworów — po Moralności pani Dulskiej się-
gnięto po Janka muzykanta (1930) z dorobionym przez
E. Goetla happy endem i Dzieje grzechu (1933), które
ukazano jednak tylko jako erotyczno-sensacyjny melo-
dramat. Wkrótce także zaczęły się nieśmiało pojawiać
nowe wątki i tendencje. Były to próby wyzyskania eg-
zotyki, m.in. afrykańskiej (Głos pustyni 1932, Ostatnia
eskapada 1933) i huculskiej (Oczy czarne 1934), a tak-
że przeszczepienia na rodzimy grunt tzw. filmu gór-
skiego (Biały ślad 1932), sensacyjnego (Bezimienni bo-
haterowie 1932) czy historycznego (Księżna Łowicka
1932). Pojawiły się również nieliczne ambitne dramaty
społeczne — Legion ulicy Aleksandra Forda (1932)
i Wyrok życia J. Gardana (1933). Największym sukce-
sem komercyjnym — a przy tym filmem relatywnie
dość wartościowym artystycznie — okazał się utrzymu-
jący się na premierowym ekranie w Warszawie przez
pięć miesięcy dramat religijny Pod Twoją obronę
J. Lejtesa i E. Puchalskiego (1933), zrealizowany
w kontakcie z władzami kościelnymi. Opowiadał on hi-
storię lotnika, który po ciężkim wypadku przeżywał za-
łamanie psychiczne z powodu kalectwa, ale na Jasnej
Górze doznał cudownego uzdrowienia. Film faktycznie
został nakręcony przez J. Lejtesa, ale ze względu na je-
go żydowskie pochodzenie pojawił się na ekranach, na
życzenie decydentów kościelnych, jako obraz E. Pu-
chalskiego, którego udział w całym przedsięwzięciu był
drugorzędny.
Po kilkunastoletnim okresie dominacji melodrama-
tu od roku 1932 rozpoczął się renesans komedii (ze
względu na pojawienie się dźwięku głównie muzycz-
nych) i fars. Szukająca zapomnienia o ciężkich kryzy-
sowych realiach publiczność przyjęła ów zwrot entu-
zjastycznie, o czym świadczyła znaczna popularność
całej serii powstałych wówczas tego typu filmów (m.in.
Ułani, ułani 1931, 10% dla mnie 1932, Każdemu wolno
kochać 1933, Jego ekscelencja subiekt 1933, Pieśniarz
Warszawy 1934). Głównymi atutami tych błahych pro-
dukcji byli aktorzy czołowych warszawskich scen
i scenek, których dotąd kino nie potrafiło właściwie
wykorzystać — Zula Pogorzelska, Kazimierz Krukow-
ski, Stanisław Sielański, Michał Znicz, a przede
wszystkim Adolf Dymsza, który do filmu przeniósł
stworzoną przez siebie postać Dodka — charaktery-
stycznego warszawskiego cwaniaka. Dodatkową zaletą
komedii lat 30. była doskonała, pełna przebojów muzy-
ka Henryka Warsa, Zygmunta Karasińskiego czy Je-
rzego Petersburskiego.
Jeszcze bardziej zmieniła się sytuacja w dziedzinie
filmu krótkometrażowe- go. Wydział Filmowy PAT,
który już od 1929 r. produkował nieme reportaże,
w 1933 r., po zakupie aparatury dźwiękowej rozpoczął
regularne wydawanie własnej kroniki filmowej (Tygo-
dnik Filmowy PAT). Jego etatowy personel stanowili
reżyserzy i operatorzy, co wpłynęło na poszerzenie
działalności firmy (m.in. rozpoczęto realizację filmów
oświatowych). Powszechnie krytykowaną wadą pro-
dukcji PAT była szablonowość i niewiarygodny, pro-
pagandowy obraz życia kraju. Inne wytwórnie w po-
czątkach lat 30. skoncentrowały się na produkcji krót-
kich fabuł (głównie muzycznych) oraz ambitniejszych
filmów dokumentalnych (np. Gdańsk w cieniu swastyki
1933), małe studia próbowały także realizacji filmów
rysunkowych i naukowych. Duże znaczenie miała ak-
tywność młodych awangardzistów, skupionych w Sto-
warzyszeniu Miłośników Filmu Artystycznego „Start”
(Eugeniusz Cękalski, Karol Szołowski, Aleksander
Ford, Wanda Jakubowska, Jerzy Zarzycki), lwowskim
Klubie Filmowym „Awangarda” (Wacław Radulski,
Bolesław W Lewicki) i krakowskim Studiu Polskiej
Awangardy Filmowej (Jan M. Brzeski, Gustaw Puchal-
ski). Wprawdzie największą zasługą tych stowarzyszeń
była działalność popularyzatorska, ale ich członkowie
zrealizowali także wiele ważnych filmów krótkometra-
żowych (m.in. Tętno polskiego Manchesteru A. Forda,
Czerwiec E. Cękalskiego, Głuche drogi W. Radulskie-
go). Równie interesujące były realizowane bez kontak-
tu z branżą filmową krótkometrażowe filmy eks-
perymentalne Franciszki i Stefana Themersonów (Ap-
teka, Europa), Jalu Kurka (OR) i Jerzego Gabryelskie-
go (Buty). Niektórzy z awangardzistów przeszli później
do realizacji pełnometrażowych filmów fabularnych.
Na dalszy rozwój kinematografii wpływ miało
uchwalenie przez sejm ustawy o filmach i ich wyświe-
tlaniu (13 III 1934), nieśmiało stymulującej rynek fil-
mowy. Równocześnie istniejące dotychczas związki
producentów, dystrybutorów i właścicieli kin powołały
do życia Radę Naczelną Przemysłu Filmowego, która
stała się głównym reprezentantem środowiska wobec
władz państwowych, a także w znaczący sposób wpły-
nęła na uporządkowanie życia wewnętrznego branży.
Na czele Rady stanął dobrze widziany w kręgach rzą-
dowych i cieszący się sporym autorytetem środowi-
skowym Ryszard Ordyński.
Podobnie jak i w pozostałych działach gospodarki,
przezwyciężenie kryzysu w branży filmowej nastąpiło
w roku 1935. Po okresie spadku produkcji fabularnej
(1932-1934) film polski wszedł w fazę rozwoju, która
trwała do wybuchu wojny. Ponownie zwiększyła się
liczba stałych kin — w 1938 r. było ich 807 (w tym
jeszcze 18 dla filmów niemych), choć nadal tylko 300
czynnych było codziennie. Nowe rozporządzenie MSW
(1936) wprowadzało pozytywne zmiany w podatku wi-
dowiskowym, uzależniając jego wysokość od wielkości
miasta, w którym znajdowało się kino, i jednoznacznie
faworyzując produkcję krajową (podatki od filmów
polskich 3-5%, a od zagranicznych 15-60% uzyskiwa-
nego dochodu oraz dodatkowe zniżki dla kin, które zo-
bowiązały się do wyświetlania co najmniej 10% filmów
krajowych w skali roku). Najważniejsza przez całe de-
kady wytwórnia — „Sfinks” — w zasadzie wycofała
się z produkcji, zdystansowana przez nowe studia:
„Libkow-Film”, „Blok-Muza-Film”, „Rex-Film”. Roz-
winięto produkcję polskiej aparatury dźwiękowej,
a w Warszawie powstało kilka nowoczesnych hal zdję-
ciowych. W rezultacie stare i małe kina powoli ustępo-
wały miejsca nowym, mieszczącym się w specjalnie
zaprojektowanych budynkach.
Początkowo dominującym gatunkiem były kome-
die (w 1935 aż 71% całości produkcji filmowej), z któ-
rych wiele tworzono z myślą o konkretnym wykonaw-
cy. Wówczas ugruntowała się pozycja A. Dymszy, któ-
ry w latach 1935-1939 wystąpił w 10 filmach, m.in.
w cieszących się dużą popularnością obrazach Antek
policmajster (1935), ABC miłości (1935), Wacuś (1935)
i Dodek na froncie (1936). Ich scenarzyści zadowalali
się powtarzaniem ciągle tych samych chwytów, skazu-
jąc aktora na sztampowe powielanie jednego i tego sa-
mego schematu. Dużą popularnością cieszyły się też
komedie z udziałem E. Bodo (Jaśnie pan Szofer, Piętro
wyżej), S. Sielańskiego (Dorożkarz nr 13) oraz debiutu-
jących „lwowskich batiarów” — Szczepka i Tońka
(Będzie lepiej, Włóczęgi). W latach 1937-1939 nurt
komediowy wyraźnie osłabł, a powstałe wówczas obra-
zy są dowodem systematycznego rozwoju twórców, np.
Piętro wyżej (1937), Paweł i Gaweł (1938) i Zapo-
mniana melodia (1938). Z wolna pozbywano się uza-
leżnienia od zagranicznych wzorów i zaczynano np.
operować subtelniejszym humorem, bardziej dostoso-
wanym do polskich realiów.
Nadal popularny był klasyczny melodramat, repre-
zentowany m.in. przez nową ekranizację Trędowatej
(1936) i jej kontynuację, Ordynata Michorowskiego
(1937), które przyniosły wielką sławę Franciszkowi
Brodniewiczowi i Elżbiecie Barszczewskiej. Na fali en-
tuzjazmu sfilmowano także kolejną powieść Mnisz-
kówny (Gehenna 1938). Równie wielki sukces odniosła
starannie sfilmowana przez M. Waszyńskiego trylogia
Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Znachor, Profesor Wil-
czur i Testament profesora Wilczura (1937-1939)
z kreującym główną rolę weteranem filmowym Kazi-
mierzem Junoszą-Stępowskim. Adaptowano również
powieści innych popularnych wówczas pisarzy, m.in.
Kamila Nordena i Antoniego Marczyńskiego, a po-
nowne sięgnięcie do twórczości Marii Rodziewiczówny
zaowocowało wzorcowym melodramatem Wrzos
(1938) w reżyserii J. Gardana, ze zdobywającą szybko
status gwiazdy Stanisławą Angel-Engelówną. Nie po-
trafił się natomiast wybić rodzimy film sensacyjny (np.
Tajemnica panny Brinx), gdyż nadal kładziono w nim
nacisk na wątek melodramatyczny.
Najwybitniejszą częścią ówczesnej produkcji były
filmy Józefa Lejtesa. Choć adaptacja Róży Żeromskie-
go (1936) okazała się porażką, to już zrealizowana
w tym samym roku Barbara Radziwiłłówna (1936)
z J. Smosarską w roli tytułowej była wielkim widowi-
skiem historycznym, powielającym wprawdzie (na ży-
czenie producentów i kiniarzy) zmitologizowaną histo-
rię miłosną, ale dzięki pracy reżysera, operatora i sce-
narzysty stanowiącym krok naprzód. Podobnie Ko-
ściuszko pod Racławicami (1937), mimo wymuszonego
przez producentów zbanalizowania i doczepienia histo-
rii miłosnej, był prawdziwą kroniką historyczną. Lejtes
wyreżyserował również dwie ambitne ekranizacje —
Dziewczęta z Nowolipek (1937) według P. Gojawiczyń-
skiej oraz Granicę (1938) według Z. Nałkowskiej, któ-
re były powszechnie chwalone za realizm psycholo-
giczny i obyczajowy, doskonałą konstrukcję i dobre
prowadzenie aktorów. Debiutujący w filmie pełnome-
trażowym byli członkowie stowarzyszenia „Start” zrea-
lizowali dwa kolejne udane i wartościowe obrazy —
Ludzie Wisły (J. Zarzycki i A. Ford 1937) oraz Strachy
(K. Szołowski i E. Cękalski 1938), dowodzące dobrego
opanowania rzemiosła i dużej wrażliwości artystycznej.
Nacisk sfer rządowych na wytwórnie (wywierany
poprzez CBF) i dotyczący tematyki filmów był raczej
niewielki i nieskuteczny. Dopiero w 1937 r. nowo po-
wstała „asemicka” Polska Spółka Filmowa zrealizowa-
ła „państwowotwórczy” film Płomienne serca (reż.
Romuald Gantkowski), dobrze przyjęty przez władze
(wyróżniony na Targach Filmowych we Lwowie na-
grodami MSW i MSWojsk.) i zganiony przez część
krytyki za bezideowość i sentymentalizm. Znacznie go-
rzej powiodło się wytwórni „Orion-Film”, która w tym
samym roku zrealizowała filmową biografię marszałka
Piłsudskiego pt. Pieśń o wielkim rzeźbiarzu w reż.
J. Nowiny-Przybylskiego. Film ten, podobnie jak nie-
gdyś Komendant H. Bigoszta, nie został przez cenzurę
dopuszczony na ekrany.
Rozwój produkcji filmowej wymagał, zwłaszcza
w miarę upływu czasu, coraz większych nakładów fi-
nansowych. Mogły sobie na to pozwolić społeczności
najzasobniejsze lub zamożne jednostki decydujące się
na zaangażowanie dużych środków, zazwyczaj z na-
dzieją na szybki zysk. Doraźnie uzyskiwane fundusze
umożliwiały produkowanie filmów oświatowych i do-
kumentalnych, których pojawiło się wówczas bardzo
dużo. Na tym polu bardzo istotna była aktywność
mniejszości narodowych, zwłaszcza żydowskiej, a po
części także ukraińskiej. Nie miało to jednak wpływu
na najbardziej nośną produkcję pełnometrażowych fil-
mów fabularnych, których w ciągu całego okresu mię-
dzywojennego zdołano zrealizować w Polsce ok. 300.
Były to prawie wyłącznie filmy przeznaczone dla naj-
szerszego kręgu odbiorców (po pojawieniu się dźwięku
przede wszystkim dla widza polskiego). Warto jednak
pamiętać, że w polskim przemyśle filmowym dominu-
jącą rolę (ok. 80% wytwórców) odgrywali Żydzi, któ-
rzy także zajmowali naczelne miejsca we władzach
Polskiego Związku Producentów Filmowych i Polskie-
go Związku Przemysłowców Filmowych. Z tego kręgu
wywodziła się czołówka reżyserów, a po części i akto-
rów. Niemniej jednak producenci, kierując się dobrze
pojętym interesem ekonomicznym (prawami rynku),
a także w pewnej mierze nastrojami społecznymi oraz
stanowiskiem właścicieli sal kinowych, co prawda
w większości Żydów, ale zainteresowanych wyłącznie
zyskiem, nie decydowali się na finansowanie filmów
żydowskich, gdyż to automatycznie zawężało krąg od-
biorców. Stąd też w latach międzywojnia powstało ta-
kich filmów niewiele, choć niektóre z nich zapisały się
trwale w historii kina. Pionierskim przedsięwzięciem
tego typu było wyreżyserowane przez Zygmunta Tur-
kowa Ślubowanie (1924). Ten pierwszy czysto żydow-
ski film spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem pu-
bliczności zarówno żydowskiej, jak i polskiej, a także
krytyki, która uznała go za jedno z największych osią-
gnięć kinematografii w 1924 r., oraz, co ważniejsze,
stał się przebojem kasowym. Sukces przyspieszył sfi-
nansowanie kolejnego filmu, wyreżyserowanego przez
wspomnianego H. Szaro — Jeden z 36 (1925), łączące-
go wspomnienia z powstania styczniowego z ludową
legendą żydowską o mężach sprawiedliwych, potrafią-
cych uratować osoby na to zasługujące, ale płacących
za to życiem. Ekranizacja spotkała się z przychylnymi
ocenami krytyków, ale że zainteresowanie odbiorców
było nikłe, więc dochody z rozpowszechniania nie po-
kryły kosztów produkcji. Do tematyki powstania stycz-
niowego nawiązywał także kolejny, ostatni żydowski
film niemy — W lasach polskich (1928), nakręcony
przez Jonasa Turkowa według powieści Josefa Opato-
szu, ukazującej retrospektywnie udział Żydów w wal-
kach o niepodległość Polski od czasów insurekcji ko-
ściuszkowskiej. W filmie zatrudniono aktorów żydow-
skich i polskich (np. jako Berek Joselewicz wystąpił Je-
rzy Leszczyński). Spodziewanego sukcesu jednak nie
osiągnięto, głównie na skutek dokonanych na żądanie
ortodoksów cięć cenzorskich, eliminujących z filmu
sceny „erotyczne” i niezgodne z prawem religijnym.
Dopiero kilka lat po pojawieniu się dźwięku przy-
stąpiono do kręcenia filmów w jidysz. Podobnie jak po
polskiej stronie dominowały w nich produkcje z prze-
wagą melodramatu, komedii i z rozbudowanymi
wstawkami muzycznymi. W ostatnich trzech latach
przed wybuchem wojny pojawił się na ekranach m.in.
film Aleksandra Martena (właśc. Marka Tennenbauma)
Za grzechy (1936). Spółka reżyserska Józefa Greena
(wł. Griberga) i Jana No- winy-Przybylskiego nakręciła
komedie muzyczne Judei gra na skrzypcach (1936)
i Błazen purimowy (1937). Reżyserami równocześnie
realizowanych komedii List do matki (1938) i Mateczka
(1938) byli wspomniany J. Green i Konrad Tom. Filmy
te spotykały się z różnym, cieplejszym lub chłodniej-
szym przyjęciem, ale nie ulega wątpliwości, że najwy-
bitniejszym żydowskim dźwiękowym dziełem filmo-
wym okresu międzywojennego była ekranizacja Dybu-
ka (1937) według Szymona Anskiego w reżyserii Mi-
chała Waszyńskiego, zrealizowana przez podupadającą
wówczas wytwórnię „Sfinks”. Film, w którym po mi-
strzowsku, zgodnie z żydowskimi wierzeniami oddano
atmosferę tajemniczości i mistyki oraz, jak to określił
sam autor, „granicy dwóch światów” — ponadczaso-
wego i doczesnego — trwale zapisał się w historii kina,
i to nie tylko polskiego, a ponadto okazał się jednym
z największych przebojów kasowych.
7. TEATR
Odzyskanie niepodległości wpłynęło wyjątkowo
ożywczo na polskie życie teatralne, podobnie jak
w wypadku literatury głównie dzięki zniknięciu ogra-
niczeń cenzorskich, gdyż pod względem finansowym
zmiany były niewielkie, a nadzieje na mecenat ze stro-
ny własnego państwa okazały się nieuzasadnione.
W pierwszym okresie z jego pomocy mogły korzystać
przede wszystkim zespoły wspierające wysiłki w walce
o granice, a więc wystawiające sztuki dla wojska lub
produkujące się ze względów propagandowych na tere-
nach plebiscytowych, o których losach miała zadecy-
dować wola ludności. Powstały wówczas np. objazdo-
wy teatr śląski Edmunda Rygiera, Teatr Plebiscytowy
(od 1921 r. Powstańczy) w Bytomiu, Teatry Plebiscy-
towe na Śląsk u Cieszyńskim i na Mazurach. Starały się
one wzmocnić nastroje propolskie, przybliżając wi-
dzom wybitne dzieła dramatyczne o ugruntowanej już
renomie, najczęściej sztuki Aleksandra Fredry, a także
utwory wyjątkowo przemawiające do wyobraźni i po-
budzające patriotyczne doznania, np. Władysława Lu-
dwika Anczyca (Kościuszko pod Racławicami), Lucja-
na Rydla (Betlejem polskie) i Elizy Bośniackiej (Obro-
na Częstochowy). Podobną rolę, łącznie z Teatrem Żoł-
nierskim w Słonimiu, spełniały zespoły pracujące bez-
pośrednio na potrzeby walczącej armii. W zasadzie
wszystkie one były efemerydami i po wypełnieniu do-
raźnych zadań zostały zlikwidowane. Większość sta-
łych teatrów utrzymywały, tak jak poprzednio, samo-
rządy miejskie, choć w dobie wielkiego kryzysu także
i ich pomoc zaczęła zawodzić.
Odzyskanie niepodległości umożliwiło powstanie
ogólnopolskich zinstytucjonalizowanych organizacji
reprezentujących interesy ludzi teatru. Do nich należy
zaliczyć przede wszystkim wspomniany już Związek
Artystów Scen Polskich (ZASP 21 XII 1918), konse-
kwentnie dążący do poprawienia warunków pracy
i stabilizacji życia teatralnego. Wywalczył on m.in. za-
sadę, zgodnie z którą dyrekcje zostały zmuszone do
zawierania umów przede wszystkim z zawodowcami
— członkami Związku — a nie, jak to się wcześniej
często zdarzało, z osobami przypadkowymi, a ponadto
miały być to kontrakty z wyraźnie wyznaczonym okre-
sem pracy i czasem jej wypowiedzenia. W wyniku sta-
rań ZASP powstało też (1927) w Skolimowie pod War-
szawą Schronisko dla Weteranów Sceny. Dbając o inte-
resy swych członków, Związek dążył równocześnie do
eliminowania wszelkich uchybień przeciw zasadom
pracy artystycznej i dobrym obyczajom w teatrze.
Dzięki jego wysiłkom rozwinęło się szkolnictwo i cza-
sopiśmiennictwo teatralne (np. „Scena Polska”, 1924-
1926, 1936-1938). W ślad za ZASP powstały inne or-
ganizacje stawiające sobie podobne cele, m.in. Polski
Związek Artystów Widowiskowych grupujący osoby
zatrudnione w mniejszych teatrzykach, kabaretach, re-
wiach, a nawet cyrkach, oraz stowarzyszenia skupiające
autorów pracujących na potrzeby sceny, tzn. Związek
Autorów i Kompozytorów Scenicznych i Związek Au-
torów Dramatycznych. Nowa sytuacja umożliwiła usta-
bilizowanie szkolnictwa zawodowego — najpierw
utworzono warszawską Szkołę Dramatyczną przy pań-
stwowym Konserwatorium Muzycznym, a następnie
Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej z wydziałem ak-
torskim i reżyserskim, a raczej reżysersko-
scenograficznym. Oba ośrodki nie posiadały jednak
praw akademickich. Nowe pokolenie aktorów wycho-
wywano także np. w Szkole, a później Instytucie Redu-
ty.
Na rozwój teatru w tym okresie wpływali w dal-
szym ciągu decydująco dyrektorzy poszczególnych
placówek, rozstrzygający o doborze wystawianych
sztuk, zatrudnieniu reżyserów, aktorów i sposobie za-
prezentowania konkretnych dzieł. Na ogół wywodzili
się oni z grona doświadczonych aktorów, reżyserów, li-
teratów i scenografów. Z liczących się wówczas na-
zwisk należy przypomnieć np. Arnolda Szyfmana, któ-
ry Teatrem Polskim i Teatrem Małym w Warszawie
kierował nieprzerwanie przez cały okres międzywojen-
ny i przez pewien czas piastował funkcję dyrektora ge-
neralnego największego w II Rzeczypospolitej koncer-
nu teatralnego — Towarzystwa Krzewienia Kultury
Teatralnej (od 1933), Teofila Trzcińskiego związanego
przez wiele lat ze sceną krakowską oraz Wilama Ho-
rzycę (Lwów), Stanisławę Wysocką (Poznań), kierują-
cego Redutą Juliusza Osterwę oraz Iwo Galla (Często-
chowa, Kalisz), Edmunda Wiercińskiego (Poznań,
Warszawa) i Karola Frycza (Kraków). Co prawda na-
wet najwybitniejsi z nich atakowani byli przez krytykę
za obniżanie poziomu repertuaru, przejawiające się
w wystawianiu w nadmiernej liczbie płaskich fars
i komedii. Wysuwając takie zarzuty zapominano, że
było to konieczne ustępstwo na rzecz gustów niewyro-
bionej publiczności.
Wśród odgrywających coraz większą rolę reżyse-
rów (np. w prasie często pisano o Akropolis Teofila
Trzcińskiego czy Księciu niezłomnym J. Osterwy) naj-
większą indywidualnością był bez wątpienia związany
z wieloma scenami Leon Schiller, genialny insceniza-
tor, narzucający wykonawcom bardzo osobistą interpre-
tację wystawianych sztuk i własną wizję całości utwo-
ru, w której liczył się nie tylko aktor, ale także w rów-
nym stopniu scenografia i muzyka. Zdołał on pozyskać
do współpracy wielu wybitnych artystów, m.in. sceno-
grafie wykonywał dla niego formista Andrzej Prona-
szko. Schiller dał się poznać już w pierwszej połowie
lat 20., ale największy wpływ na polski teatr wywarł
w następnej dekadzie. W jego twórczości wyodrębniły
się trzy nurty. W swym teatrze ideowym (sam nazywał
go „Zeittheater”), najbardziej oryginalnym w owych
czasach, ukazywał dzięki znanym utworom problemy
zrodzone z nędzy i wyzysku (np. Opera za trzy grosze
Bertolda Brechta), również kolonialnego (głośna sztuka
Siergieja Tretiakowa Krzyczcie Chiny), a także propa-
gował pacyfizm przez ośmieszanie kultu munduru i mi-
litaryzmu (np. Carla Zuckmayera Kapitan z Köpenick).
Sztuki te spotykały się z najlepszym przyjęciem
w okresie kryzysu gospodarczego, a sam twórca czuł
się silnie związany z propagowanymi ideami. Niektóre
wystawiane przezeń sztuki, np. Cyjankali Friedricha
Wolfa, akceptująca przerywanie ciąży, wywołały zde-
cydowaną kontrakcję młodzieży ze środowisk narodo-
wych. W stworzonej przez siebie koncepcji teatru mo-
numentalnego, w którym przekazywana treść, gra akto-
rów, scenografia i oprawa muzyczna tworzyły jedną ca-
łość, w nowatorski sposób zinterpretował przede
wszystkim dzieła romantyczne, a największy sukces
osiągnął w Dziadach (inscenizowanych czterokrotnie),
Nie-Boskiej komedii (trzykrotnie), Kordianie (również
trzykrotnie). Jego specjalnością były także tzw. obrazki
śpiewające (np. Dawne czasy w piosence, poezji i zwy-
czajach polskich 1924, Bandurka 1925, Witaj jutrzenko
swobody 1928 i Kulig 1929). Wypracowane przez nie-
go kierunki z większym lub mniejszym powodzeniem
podejmowane były także przez innych reżyserów.
O roli i popularności teatru decydowali jednak na
ogół występujący w nim aktorzy. W międzywojniu na
deskach scenicznych wszystkich ośrodków pojawiało
się wyjątkowo wiele sław, tak więc wymienienie nawet
największych nie bardzo jest możliwe. Wśród nich
znajdowali się odtwórcy ról ze starszego pokolenia,
o ugruntowanej, wręcz legendarnej renomie i niekwe-
stionowanej pozycji, jak np. Ludwik Solski, Kazimierz
Kamiński, Karol Adwentowicz czy Stanisława Wysoc-
ka. Pojawienie się ich nazwisk na afiszach wystarczało
za program, gdyż w powszechnym odczuciu gwaran-
towało najwyższy poziom przedstawienia. Trochę
młodsze pokolenie, które też już uzyskało rangę mi-
strzów, reprezentowali Stefan Jaracz, Juliusz Osterwa,
Józef Węgrzyn, Mieczysława Ćwiklińska, Aleksander
Zelwerowicz czy Kazimierz Junosza-Stępowski, a naj-
młodsze, którego czas miał dopiero nadejść, m.in. Elż-
bieta Barszczewska, Maria Malicka, Jacek Woszczero-
wicz i Aleksander Węgierko.
Dla rozwoju życia teatralnego największe znacze-
nie miały stałe teatry zawodowe, nieustannie borykają-
ce się zresztą z kłopotami finansowymi (ceny biletów
w Polsce były chyba najniższe w Europie), gdyż mogą-
ce liczyć tylko na pomoc ze strony samorządów, choć
rzadko w formie bezpośrednich dotacji, i w jeszcze
mniejszym stopniu na pomoc państwa. Liczba i roz-
mieszczenie scen ulegały częstym zmianom. Pod ko-
niec 1918 r. działało ich 15, wyłącznie w największych
ośrodkach miejskich — Warszawie, Łodzi, Krakowie,
Lwowie, Poznaniu, Wilnie i Lublinie. Brakło wśród
nich teatru kaliskiego, spalonego przez Niemców
w 1914 r. W następnych latach liczba ta wykazywała
tendencję rosnącą, m.in. dzięki przejęciu przez Polskę
niemieckich instytucji teatralnych na ziemiach przyłą-
czonych w latach 1919-1922, np. w Poznaniu, Katowi-
cach, Bydgoszczy i Grudziądzu. Większość z nich
przetrwała do wybuchu II wojny światowej. Nowych
inwestycji w międzywojniu było niewiele — powstał
np. Teatr Bagatela w Krakowie (1919), preferujący od
początku lekkie utwory, a jednak i tak po kilku latach
zamieniony został na salę kinową. Odbudowano na
dawnym miejscu teatr w Kaliszu (1936), wzniesiono od
podstaw nowoczesny gmach teatru w Częstochowie
z dwoma salami — kameralną na 300 widzów (1931)
i dużą (1938), mogącą pomieścić ich 1000. Przywróco-
ny publiczności został także, jako Teatr Narodowy,
gmach Teatru Rozmaitości w Warszawie (1924), który
spłonął pięć lat wcześniej (1919). W 1938 r. pojawił się
okazały gmach teatru w Białymstoku, był on jednak
wykorzystywany tylko przez zespoły bawiące tam go-
ścinnie.
Tak jak w każdej innej dziedzinie życia, przejścio-
we załamanie wystąpiło podczas wielkiego kryzysu go-
spodarczego. Wtedy właśnie (1931) doszło nawet
w wyniku zerwania negocjacji między związkiem dy-
rektorów teatrów a ZASP do tzw. wojny teatralnej. Dy-
rektorzy, z powodu spadających wpływów i braku po-
mocy ze strony państwa, zażądali ograniczenia praw
aktorów (m.in. 12-miesięcznych kontraktów, obniżenia
poziomu minimalnej pensji, zniesienia opłat konwen-
cyjnych itp.). Aktorzy zareagowali krótkotrwałym
strajkiem, w którego wyniku nie otwarto normalnego
sezonu teatralnego. Koszty ponosiły obie strony, a więc
po pewnym czasie znaleziono formułę kompromisową,
umożliwiającą wyjście z patowej sytuacji. W tym trud-
nym okresie (1933) upadł też m.in. teatr lubelski, który
nie zdołał się już odrodzić do wybuchu II wojny świa-
towej.
W końcu przełamano trudności i sytuacja zaczęła
się poprawiać, aczkolwiek nie osiągnięto już poziomu
przedkryzysowego. W ostatnim sezonie teatralnym
przed wybuchem wojny (1938/1939) istniały 32 stałe
sceny. Poza miastami poprzednio wymienionymi znaj-
dowały się one wówczas także w Grodnie, Kaliszu, Ka-
towicach, Łucku, Sosnowcu, Stanisławowie i Toruniu.
Zaznaczył się więc wyraźny postęp, ale sytuacja nadal
daleka była od doskonałości. Jak wynika z powyższego
wyliczenia, stałych placówek nie miało wówczas nawet
kilka miast wojewódzkich, i to nie tylko na najbardziej
pod każdym względem zaniedbanych Kresach
Wschodnich (Nowogródek, Brześć i Tarnopol), ale tak-
że w centralnej Polsce (Białystok, Kielce, Lublin). Co
prawda przytoczone informacje odnoszą się do teatrów
dramatycznych i w rzeczywistości istniało więcej scen.
Z ostatnich oficjalnych znanych danych wynika, że
w 1936 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało
103 koncesje na prowadzenie przedsiębiorstw teatral-
nych, w tym 47 stałych i 56 objazdowych. Najliczniej-
sze wśród nich były jednak preferujące lżejszy program
zespoły kabaretowe, wodewilowe i rewiowe (w sumie
56).
W porównaniu z czasami zaborowymi na teatralnej
mapie Polski zaszły istotne przeobrażenia. Najbardziej
charakterystycznym elementem stał się spadek znacze-
nia scen i ośrodków galicyjskich, zwłaszcza Krakowa,
który w okresie bezpośrednio poprzedzającym odzy-
skanie niepodległości odgrywał, m.in. dzięki liberal-
nym przepisom prawnym, rolę kulturalnej i teatralnej
stolicy ziem polskich. Tu działali także najwybitniejsi
twórcy młodopolscy (S. Wyspiański i L. Rydel), a po-
nadto teatr krakowski miał wówczas szczęście do do-
brych, a nawet wybitnych dyrektorów (Stanisław Koź-
mian, Tadeusz Pawlikowski i Ludwik Solski). Oni to
— inaczej niż praktykowano w teatrach warszawskich,
gdzie największe znaczenie miały gwiazdy, a do sceno-
grafii i kostiumów nie przywiązywano większej wagi
— z wielką dbałością podchodzili do wszystkich ele-
mentów przedstawienia. Nie bez znaczenia był również
fakt, że Kraków miał coś w rodzaju monopolu na wy-
stawianie sztuk o wydźwięku patriotycznym, gdyż tu
mogły być one prezentowane bez przeszkód (w literatu-
rze pamiętnikarskiej pojawiają się nawet opisy wycie-
czek z Królestwa do Krakowa np. na Kościuszkę pod
Racławicami). Zmniejszyło się, chociaż nie tak wyraź-
nie, znaczenie Wilna i Poznania. Rosła natomiast rola
szybko powiększającej się Warszawy, dysponującej
największą liczbą scen (w niektórych latach było ich
nawet po kilkanaście), a więc i oferującej największe
możliwości pracy i zdobycia sławy. Do niej też napły-
wali lub byli ściągani aktorzy i reżyserzy z innych
ośrodków, m.in. galicyjskich. Wydaje się, że w teatral-
nym życiu stolicy w okresie międzywojennym najważ-
niejszą rolę odegrały zespoły teatrów Polskiego, Redu-
ty, im. W Bogusławskiego (1924-1926) i — z zastrze-
żeniami — Narodowego. Teatr Narodowy, mający być
z założenia pierwszą sceną w Polsce, nie spełniał jed-
nak tej roli, mimo że stanowisko dyrektorskie powie-
rzano największym ówczesnym sławom (np. Osterwie).
W takiej sytuacji na czołowym miejscu utrzymał się
prywatny Teatr Polski A. Szyfmana. Okresowo konku-
rował z nim jedynie Teatr im. Bogusławskiego, w któ-
rym swoje nowatorskie koncepcje realizowali L. Schil-
ler, A. Zelwerowicz i W Horzyca.
W latach 30. liczył się także utrzymywany przez
Związek Zawodowy Kolejarzy i TUR teatr Ateneum,
na którym odcisnęła piętno indywidualność Stefana Ja-
racza. W tym okresie pojawiły się również prywatne
instytucje teatralne, zakładane i kierowane przez zna-
nych aktorów, np. Karola Adwentowicza (Teatr Kame-
ralny) czy Marię Malicką, która dysponowała wówczas
nawet dwiema własnymi scenami.
Jednym z najwybitniejszych teatrów okresu mię-
dzywojennego była bez wątpienia Reduta, związana
formalnie z Warszawą i Wilnem, ale znana w całym
kraju. Na jej dzieje w największym stopniu wpłynął Ju-
liusz Osterwa. W pierwszym okresie swego istnienia
w Warszawie (1919-1925) dała się poznać jako scena,
na której wystawiano wyłącznie sztuki polskie, w tym
nie tylko najpopularniejsze dziewiętnastowieczne
i współczesne, ale także częściowo już zapomniane
komedie z okresu Oświecenia, a nawet dzieła staropol-
skie (np. Historyja o chwalebnym Zmartwychwstaniu
Pańskim... Mikołaja z Wilkowiecka). W kolejnych la-
tach (1925-1931) Reduta, która opuściła Warszawę,
wniosła ożywczy ferment w teatralne życie Wilna oraz
Grodna i w tym też okresie zapoczątkowała swą misję
przybliżania teatru na najwyższym poziomie miastom
i miasteczkom w całym kraju. Działalność tę konty-
nuowała po powrocie (1931) do Warszawy, gdzie chy-
ba jako pierwszy teatr polski zorganizowała studio ra-
diowe.
Jeżeli nawet stolica wybijała się na czoło pod pra-
wie każdym względem, nie oznaczało to, że rola ośrod-
ków „prowincjonalnych”, zwłaszcza Krakowa, Lwowa,
Wilna i Poznania, ale także i wielu innych, została
sprowadzona do zera. Niektóre z nich uzyskały rozgłos
dzięki doborowi repertuaru lub nowatorskim rozwiąza-
niom inscenizacyjnym. Teatr krakowski przybliżył np.
polskiemu widzowi wielu dwudziestowiecznych auto-
rów europejskich oraz zapoczątkował wystawianie
sztuk awangardyzujących pisarzy polskich — m.in.
Stanisława Ignacego Witkiewicza (Tumor Mózgowicz
1921), Emila Zegadłowicza (Lampka oliwna 1924) czy
Witolda Wandurskiego (Śmierć na gruszy 1925). Tu
odbywały się także prapremiery najsłynniejszych utwo-
rów międzywojnia, np. Niespodzianki Karola Huberta
Rostworowskiego. Wydarzeniem artystycznym stało
się w 1923 r. wystawienie na renesansowym dziedzińcu
wawelskim Odprawy posłów greckich Jana Kochanow-
skiego, którą obejrzał także prezydent S. Wojciechow-
ski. Z równie entuzjastycznym przyjęciem spotkała się
wileńska realizacja Księcia niezłomnego w inscenizacji
J. Osterwy (1926). Te sukcesy teatru plenerowego
spowodowały, że podobne rozwiązania stosowano nie
tylko w Krakowie (np. Igrce w gród walą Adama Po-
lewki w Barbakanie, Mikołaj Kopernik Hieronima
Morstina na dziedzińcu Collegium Maius czy Kawaler
księżycowy Mariana Niżyńskiego w Collegium Nowo-
dworskiego, gdzie próbował swych sił m.in. Karol
Wojtyła), ale także z powodzeniem podejmowano je
w innych miastach, np. toruński Teatr Ziemi Pomor-
skiej wystawił w Stoczni Gdańskiej Dziady (1934).
Ważne miejsce zajmował teatr lwowski, lokowany
najczęściej na drugim miejscu w Polsce, po placówkach
warszawskich. Pozycję tę umocnił w latach 30., za cza-
sów dyrekcji Wilama Horzycy, m.in. dzięki nowator-
skiej, choć nie zawsze przyjmowanej ze zrozumieniem,
oprawie plastycznej A. Pronaszki. Istotną rolę odgry-
wały sceny wileńskie (Lutnia, Pohulanka, Ratusz, Let-
ni), tym większą, że starały się pozyskać publiczność
wyjątkowo zróżnicowaną pod względem narodowym.
Wiele z tamtejszych przedsięwzięć weszło do historii
teatru polskiego, podobnie jak dokonania innych
ośrodków, np. Poznania, a w mniejszym stopniu i Lo-
dzi, w której wśród najbogatszej części tamtejszej spo-
łeczności do dobrego tonu należało odwiedzanie tea-
trów stołecznych. Teatry z ówczesnych ziem zachod-
nich (Poznań, Katowice, Toruń, Bydgoszcz, Grudziądz)
starały się nie tyle eksperymentować, choć i to im się
zdarzało (m.in. premiery utworów S. I. Witkiewicza
czy E. Zegadłowicza), ile pozyskiwać widzów klasycz-
nymi polskimi sztukami — romantycznymi dramatami
i chronologicznie późniejszymi komediami o ugrunto-
wanej renomie. Stąd też bardzo często wykorzystywano
dorobek J. Słowackiego, A. Mickiewicza, A. Fredry, G.
Zapolskiej, Michała Bałuckiego i Włodzimierza Pe-
rzyńskiego. Chętnie sięgano także do repertuaru patrio-
tyczno-narodowego, do którego, poza wspomnianymi
już utworami grywanymi w okresie walk o granice, do-
łączyła pod koniec międzywojnia wspomniana już Ga-
łązka rozmarynu, wystawiana wówczas przez więk-
szość zespołów z okazji każdej oficjalnej uroczystości.
Z „prowincją” związane też były najważniejsze
i najdłużej działające teatry awangardowe. Nie licząc
efemeryd w rodzaju Teatru Formistów w Zakopanem,
warszawskiego Teatru Elsynor czy teatrzyku Semafor
we Lwowie, najtrwalszy okazał się krakowski Teatr Ar-
tystów Cricot, który w latach 1933-1939 zaprezentował
ponad 20 sztuk polskich i obcych, co prawda przycią-
gających niewielu widzów.
Charakterystycznym rysem międzywojnia był spa-
dek liczby i znaczenia popularnych w poprzedniej epo-
ce teatrów objazdowych, choć istniały one nadal jako
ważny element życia teatralnego. Taką funkcję spełnia-
ły m.in. Teatr Podolsko-Pokucki ze Stanisławowa, Wo-
łyński z Łucka czy Pomorski z Grudziądza. Ich działal-
ność uzupełniały zespoły organizowane przez teatry
stałe. Szczególne zasługi na tym polu położył teatr Re-
duta, który — jak już wspominano — zaczął to czynić
w 1924 r., początkowo sporadycznie, a od 1926 r. stale,
aż do wybuchu II wojny światowej, dając mieszkańcom
nawet bardzo małych miasteczek możliwość zapozna-
nia się z najwybitniejszymi dziełami dramatycznymi
w wyjątkowo dobrym wykonaniu, do czego przywią-
zywano dużą wagę. Apogeum tych wędrówek przypa-
dło na rok 1927, w którym trzy zespoły Reduty odwie-
dziły ponad 150 miejscowości. Dzięki jej wysiłkom
profesjonalny teatr został przybliżony mieszkańcom
wszystkich regionów Polski — od Gdyni na północy do
Kołomyi na południu i od Łunińca i Zdołbunowa na
wschodzie po Wolsztyn i Czarnków na zachodzie.
Reduta była ewenementem, ale podobną działal-
ność na mniejszą skalę podejmowali także pracownicy
innych scen, np. krakowskiej, którzy odwiedzali Biel-
sko i Cieszyn, Teatru Polskiego im. S. Wyspiańskiego
w Katowicach, docierający do wszystkich chyba ślą-
skich miast i osiedli robotniczych województwa ślą-
skiego z nadzwyczaj popularnym Weselem na Górnym
Śląsku Stanisława Ligonia, Teatru Ziemi Pomorskiej,
utworzonego w 1927 r. Objazdowego Teatru Wielko-
polskiego, poznańskiego Teatru Narodowego, łuckiego
Teatru Wołyńskiego i stanisławowskiego Teatru Po-
kucko-Podolskiego. Co więcej, zespoły te przekraczały
nawet granice państwa i bardzo często pojawiały się np.
w Wolnym Mieście Gdańsku (poza Redutą także teatry
z Grudziądza i Bydgoszczy, a nawet Łodzi i Lwowa),
w którym wystawiono do wybuchu wojny 140 polskich
sztuk. Teatr katowicki wyprawiał się najczęściej na
najbliższy sobie Śląsk, gdzie po drugiej stronie granicy
mieszkało kilkaset tysięcy Polaków. Tam jednak pre-
zentowanie sztuk napotykało nie tylko trudności tech-
niczne, ale także wiązało się z koniecznością liczenia
się z brutalną kontrakcją nacjonalistycznych ugrupo-
wań niemieckich — np. w 1929 r. pobito w Opolu, i to
bardzo ciężko, kilka osób z katowickiego zespołu ope-
rowego, a w kwietniu 1939 r., już po wypowiedzeniu
paktu o nieagresji z Polską, hitlerowcy zdemolowali w
Strzelcach salę teatralną i pobili do utraty przytomności
niektórych członków zespołu.
Dramatyczny teatr zawodowy, niezależnie od pre-
ferowanej oferty, borykał się przez cały okres między-
wojenny z problemami finansowymi, a po załamaniu
z lat wielkiego kryzysu nie odzyskał już pozycji
z pierwszej dekady niepodległości. Niewiele lepiej wy-
glądała sytuacja ośrodków operowych. Z kilku znaczą-
cych — Warszawa, Poznań, Lwów, Katowice, Wilno
i Toruń — naj- bardziej liczyły się dwa pierwsze. Ope-
ra warszawska, specjalizująca się w popularyzowaniu
dorobku współczesnych polskich kompozytorów, okres
swej świetności przeżywała w latach 1919-1929 pod
kierownictwem Emila Młynarskiego, a następnie,
głównie ze względu na problemy finansowe, została
przejęta przez przedsiębiorcę prywatnego i odtąd pre-
zentowała przede wszystkim lżejszy repertuar operet-
kowy. W drugiej połowie lat 30. pierwsze miejsce
wśród scen operowych w Polsce należało już do Teatru
Wielkiego w Poznaniu. Istotna była również pozycja
zespołów z Katowic i Torunia, które podobnie jak tam-
tejsze teatry podejmowały działalność objazdową.
W ciągu dwudziestolecia wystawiono na polskich sce-
nach prawie 40 dzieł powstałych po roku 1918. Najpo-
pularniejsze były utwory Feliksa Nowowiejskiego (Le-
genda Bałtyku), Ludomira Różyckiego (Beatrix Cenci
i balet Pan Twardowski), Tadeusza Joteyki (Zygmunt
August), Bolesława Wallek-Walewskiego (Pomsta
Jontkowa), Adama Wieniawskiego (Król kochanek)
i Karola Szymanowskiego (Król Roger).
Trudności finansowe piętrzące się przed teatrami
wynikały zarówno ze zubożenia społeczeństwa,
zmniejszenia dochodów skarbu państwa, a zwłaszcza
dotujących je w okresach dobrej koniunktury samorzą-
dów, jak i ze zmiany upodobań publiczności, która co-
raz chętniej zadowalała się lżejszym programem. To
m.in. zapewniło dobre funkcjonowanie wyspecjalizo-
wanemu od wielu lat w repertuarze komediowym Tea-
trowi Letniemu w Warszawie, który tę samą sztukę wy-
stawiał nieraz ponad sto razy, a także wpłynęło na roz-
kwit, prawie wyłącznie w Warszawie, teatrzyków re-
wiowych i kabaretowych. Powstawało ich wyjątkowo
dużo, ale tylko niektóre osiągnęły rzeczywiście wysoki
poziom i ogólnopolską sławę. Zespół rewiowy Morskie
Oko przyciągał publiczność bogatą wystawą oraz adap-
towaniem rozwiązań sprawdzonych w wielkich rewiach
światowych, zwłaszcza paryskich. Cieszył się też, mi-
mo wysokich cen biletów (16 zł), dużą popularnością.
Rekordowe przedstawienia ściągały widzów z całej
Polski i przy wypełnionej sali powtarzane były nawet
dwieście razy. Wśród teatrzyków kabaretowych palma
pierwszeństwa przypadła zespołowi Qui pro Quo, który
swą popularność zawdzięczał m.in. dowcipnym i w do-
brym tonie utrzymanym tekstom dostarczanym przez
znanych poetów i pisarzy, głównie z kręgu skaman-
dryckiego. Do jego stałych współpracowników literac-
kich należeli J. Tuwim, A. Słonimski i Marian Hemar.
W drugiej połowie lat 30. tradycje te kontynuował
z powodzeniem Cyrulik Warszawski. Rewia i kabaret
stały się również popularyzatorami międzywojennych
przebojów, a na ich scenach wyrastało nowe pokolenie
piosenkarzy i aktorów, takich jak Eugeniusz Bodo, Ad-
olf Dymsza, Kazimierz Krukowski, Hanka Ordonówna,
Mira Zimińska czy Zula Pogorzelska itd. Natomiast
przedsięwzięcia kabaretowe na prowincji nigdy nie
osiągnęły poważniejszego znaczenia ani poziomu.
Teatry w 1936 r. według języka przedstawień
Typ teatru Język przedstawienia
PL PL i INNY UKR ROS D IZR razem
opera i operetka 6 - 1 - - 1 8

dramat i komedia 26 - 4 2 2 7 39
rewia 14 - - - - 1 15

mieszane i inne 21 3 9 - - 6 41
ogółem 67 3 14 2 2 15 103
W życiu teatralnym polski międzywojennej wyraź-
ny udział zaznaczyły mniejszości narodowe, z których
prawie każda w mniejszym lub większym stopniu stara-
ła się zaistnieć także na scenie. Największe osiągnięcia
odnotowała na tym polu ludność żydowska i ukraińska.
Jak wynika z oficjalnych statystyk, w 1936 r. działało
w Polsce 36 scen (11 stałych i 25 objazdowych) nasta-
wionych na przyciągnięcie widzów narodowości innej
niż polska. Dokładniejsze dane zamieszczono powyżej.
Zespoły tworzone przez mniejszości narodowe na
ogół działały na ograniczonym terytorium, choć miały
także swoich wiernych widzów i zwolenników. Do
ważniejszych instytucji tego typu należały Stadttheater
w Bielsku, istniejące od 1934 r. Rosyjskie Studio Dra-
matyczne w Warszawie oraz teatry ukraińskie, najbuj-
niej rozwijające się w latach 20. Wśród nich wyróżniał
się wówczas zespół Zahrawy, specjalizujący się w ad-
aptacji najnowszych sztuk autorów ukraińskich, choć
większą popularnością cieszyły się Teatry im. Tobile-
wicza czy im. Sadowskiego, preferujące repertuar ope-
retkowy. Na tym tle wyraźnie wybijał się teatr żydow-
ski. Tematyka żydowska pojawiała się zresztą na sce-
nach wielu teatrów polskich, najczęściej w Łodzi, w
której jednym z przebojów kasowych była np. grana
prawie 70 razy Matka Szwarcenkopf Gabrieli Zapol-
skiej. Do publiczności żydowskiej najłatwiej trafiały
jednak sztuki wystawiane w jidysz. To dzięki temu
mogły istnieć liczne zespoły (najliczniejsze w Warsza-
wie, ale także we Lwowie, Łodzi i Krakowie), które,
poza występami na swych stałych scenach, często
przemierzały Polskę i prezentowały swój dorobek za-
równo w dużych miastach, jak i w miasteczkach, a nie-
jednokrotnie wyprawiały się także poza granice. Do
bardziej znanych należały Trupa Wileńska, Warszawski
Żydowski Teatr Artystyczny (WIKT), Warszawski
Nowy Teatr Żydowski (WNIT), zespół Kamińskich
i Teatr Młodych. Prezentowały one głównie sztuki au-
torów żydowskich, najczęściej Szymona Anskiego,
z cieszącym się nieprzemijającą popularnością Dybu-
kiem na czele, Szaloma Asza, Izaaka Lejba Pereca,
Mendełe Mojchera Sforima i Abrahama Goldfadena.
Niejednokrotnie sięgano także do dorobku dramaturgii
polskiej i światowej. Pojawiły się również teatrzyki sa-
tyryczne, z których znaczną popularnością cieszyły się
np. Azazel, Ararat, Jidysze Bandę i Sambation. Nigdy
niezrealizowaną ambicją syjonistów było utworzenie w
Polsce stałego teatru hebrajskojęzycznego; niedostatek
ten wypełniały częściowo gościnne występy (1926,
1930, 1938) Habimy — najsłynniejszego teatru hebraj-
skiego, istniejącego początkowo w ZSRR, a później
w Palestynie.
Wydaje się jednak, że mimo wielu osiągnięć mię-
dzywojnie nie było najlepszym okresem dla zawodo-
wego teatru polskiego, choć lata 20. należy uznać za
pomyślne. Został on bardzo mocno dotknięty przez
kryzys gospodarczy, z trudnością zdobywał sobie no-
wych zwolenników i coraz wyraźniej przegrywał kon-
kurencję z kinem. Świadczy o tym chociażby fakt, że
liczba biletów sprzedanych łącznie w teatrach i teatrzy-
kach w dwóch ostatnich latach przed wybuchem wojny
utrzymywała się prawie na tym samym pułapie — 5
522 tys. w roku 1937 i 5 669 tys. w kolejnym, nato-
miast liczba sprzedanych biletów kinowych wzrosła
w tym samym czasie z 49 do 57 mln.
W mniejszym stopniu trudności te odbijały się na
teatrze amatorskim, który rozwijał się też wyjątkowo
bujnie. W niektórych latach liczbę zespołów (choć naj-
częściej bardzo nietrwałych) tego typu działających
równocześnie na terenie całego kraju szacowano nawet
na 10 tysięcy. Teatr ten jednak, w przeciwieństwie do
scen zawodowych, nie potrzebował stałego zaplecza
technicznego i, poza sporadycznymi wypadkami, nie
płacił pensji aktorom, reżyserom czy scenografom, oraz
wykorzystywał kostiumy i rekwizyty przygotowane
najczęściej nieodpłatnie przez samych wykonawców.
Zespoły amatorskie powstawały często w szkołach
(powszechnych i średnich), ale także powoływane były
przez organizacje młodzieżowe, społeczne, religijne
(popularnym tematem wówczas były misteria wielka-
nocne), a nawet polityczne. Znaczne zasługi na tym po-
lu położyło np. związane z PPS Towarzystwo Uniwer-
sytetu Robotniczego, patronujące w latach 30. ponad
250 zespołom, oraz znajdujący się pod wpływami ru-
chu ludowego Związek Młodzieży Wiejskiej RP „Wi-
ci”.
Do teatru amatorskiego z sympatią odnosiło się
wielu profesjonalistów, np. L. Schiller, ale największe
zasługi dla jego rozwoju położył bez wątpienia Jędrzej
Cierniak, autor wielu utworów pisanych specjalnie dla
takich grup amatorskich, długoletni redaktor miesięcz-
nika „Teatr Ludowy”, oraz inicjator i założyciel Insty-
tutu Teatrów Ludowych (1929), zajmującego się za-
równo działalnością naukowo-badawczą, jak i wydaw-
niczą. Podobne zespoły tworzyły także wszystkie
mniejszości narodowe. Ten ruch amatorski najpełniej
chyba odzwierciedlał charakter zróżnicowanej społecz-
nie, politycznie, religijnie i narodowo Polski między-
wojennej.
8. MUZYKA
O ile zaraz po odzyskaniu niepodległości wśród li-
teratów i plastyków prowadzono gorące dyskusje pro-
gramowe, wydawano manifesty i tworzono nowe (czę-
sto efemeryczne) grupy artystyczne, o tyle muzyka pol-
ska nie mogła wyzwolić się z gorsetu nałożonego na
nią przez Stanisława Moniuszkę i jego licznych konty-
nuatorów oraz naśladowców, którzy akcentowali jej ze-
wnętrzne, pozamuzyczne powinności. Podkreślana
w okresie zaborów dążność do wzmocnienia narodo-
wego charakteru twórczości (m.in. przez korzystanie
z inspiracji folklorystycznych i historycznych), począt-
kowo zgodna z trendami ogólnoeuropejskimi, u progu
XX w. stawała się już anachronizmem. Jednak gdy
w 1906 r. grono młodych kompozytorów (m.in. Karol
Szymanowski, Ludomir Różycki, Apolinary Szeluto)
utworzyło grupę Młoda Polska w Muzyce, stawiającą
sobie za cel odnowę muzyki polskiej poprzez adaptację
nowoczesnych europejskich prądów kompozytorskich,
konserwatywna krytyka krajowa zaatakowała ich za
„programowy kosmopolityzm”.
W pierwszym okresie po odzyskaniu niepodległo-
ści nurtem dominującym wśród polskich twórców był
nadal postromantyzm, mocno nacechowany przez
wspomniane wcześniej dążenie do wykorzystania ro-
dzimego folkloru lub tematyki narodowej. Punktem
odniesienia była nadal muzyka Chopina i Moniuszki —
nie tylko zresztą pod względem tematyki, ale i języka
muzycznego, przynależącego do minionej już epoki.
Kompozytorzy tej późnoromantycznej formacji dyspo-
nowali warsztatem kompozytorskim solidnym i konser-
watywnym (dla większości z nich już twórczość zmar-
łego przed ponad 30 laty Ryszarda Wagnera była zbyt
nowoczesna) oraz poważnym dorobkiem sprzed roku
1918, reprezentującym wszystkie gatunki muzyczne
z wyraźną przewagą liryki instrumentalnej i wokalnej.
Do najstarszych należeli Piotr Maszyński i Stanisław
Niewiadomski — obaj niezwykle zasłużeni przede
wszystkim na polu twórczości chóralnej i liryki wokal-
nej. Pozostali przedstawiciele tej generacji w zasadzie
poświęcili się już w omawianym okresie działalności
pedagogicznej. Kompozytorzy nieco młodsi, ale także
kultywujący tradycje romantyczne, byli po roku 1918
aktywni na różnych polach — np. Henryk Opieński czy
Tadeusz Joteyko koncentrowali się na twórczości sce-
nicznej, muzykę oratoryjną uprawiał długoletni dyrek-
tor lwowskiego konserwatorium Mieczysław Sołtys,
najważniejszą częścią dorobku Witolda Maliszewskie-
go była muzyka symfoniczna (m.in. poświęcona „odna-
lezionej i odzyskanej Ojczyźnie” IV Symfonia 1921),
a bardzo wielu kompozytorów tworzyło utwory forte-
pianowe i wokalne. Twórcy ci wypowiadali się w tra-
dycyjnych formach, odziedziczonych po muzyce wieku
XIX. Stosunkowo mała liczba dzieł symfonicznych by-
ła przede wszystkim skutkiem istnienia niewielu zawo-
dowych orkiestr. W obrębie szeroko rozumianej estety-
ki późnoromantycznej, w której mieścili się wszyscy
powyżej wymienieni, różnice wynikały nie tylko z tem-
peramentu twórców, ale także z miejsca, w którym po-
głębiali swe wykształcenie kompozytorskie. O ile więc
na stylistyce Maliszewskiego, wykształconego i działa-
jącego do rewolucji w Rosji, najmocniej zaważyła mu-
zyka tego kraju, o tyle w twórczości Eugeniusza Mo-
rawskiego i Adama Wieniawskiego dostrzec można
wpływy francuskie, wraz z elementami impresjonizmu,
który w Polsce nigdy nie był szczególnie mocno repre-
zentowany, a mocne (zwłaszcza początkowo) ślady
niemieckiej kultury muzycznej widoczne są u autora
Roty — Feliksa Nowowiejskiego.
Od tego tła odcinała się postać Karola Szymanow-
skiego, niegdyś jednego ze współtwórców Młodej Pol-
ski w Muzyce, który — wyszedłszy z pozycji neoro-
mantycznych — odrzucił tradycyjny system tonalny
i podczas I wojny światowej doszedł do indywidualne-
go języka muzycznego, stapiającego elementy ekspre-
sjonistyczne i impresjonistyczne (m.in. III Symfonia
„Pieśń o nocy”, I Koncert skrzypcowy czy Mity na
skrzypce i fortepian), mocno przestylizowanego
i wzbogaconego o elementy orientalne. W pierwszej
powojennej dekadzie jego twórczość, atakowana często
przez konserwatywną krytykę za „kosmopolityzm mu-
zyczny” i niezrozumiałość, była jedynym świadectwem
współuczestnictwa Polski w fundamentalnych przemia-
nach zachodzących w muzyce europejskiej tego okresu.
Wkrótce po powrocie Szymanowskiego z wojennej tu-
łaczki (1919) w jego muzyce rosnącą rolę zaczął od-
grywać pierwiastek narodowy. Jednak w jego wypadku
inspiracja, zwłaszcza ludową muzyką góralską, nie
oznaczała powrotu do neoromantycznej wizji harmo-
nicznej, gdyż stworzył on nowoczesny język muzyczny
na podłożu folkloru (cykl pieśni Słopiewnie do słów
J. Tuwima 1921, 20 mazurków na fortepian 1922-1924,
Stabat Mater 1925, balet Harnasie 1923-1931, Pieśni
kurpiowskie na chór 1931). Do doświadczeń Szyma-
nowskiego odwoływały się następne generacje twór-
ców.
Podkreślić trzeba, że droga twórcza Szymanow-
skiego była całkowicie inna niż drogi jego rówieśników
— np. niegdysiejszy współzałożyciel Młodej Polski
Ludomir Różycki skoncentrował się na muzyce sce-
nicznej (m.in. balet Pan Twardowski, opera Casanova),
a twórczość innych kompozytorów pozostawała konse-
kwentnie w kręgu dziewiętnastowiecznej estetyki
i ideologii, chociaż język niektórych twórców także
wzbogacił się przez odwołania do folkloru (Maliszew-
ski, Nowowiejski, Szeluto). Nie ulega zresztą wątpli-
wości, że na taką właśnie, niezbyt nowoczesną muzykę
istniało nadal duże zapotrzebowanie.
Jednocześnie jednak wśród młodych kompozyto-
rów narastał bunt wobec zastanej stylistyki. Od połowy
lat 20. (częściowo z inspiracji Szymanowskiego) liczni
młodzi twórcy i wykonawcy wyjeżdżali do Paryża,
gdzie studiowali pod kierunkiem Paula Dukasa, Alberta
Roussela, a przede wszystkim Nadii Boulanger. Do po-
czątku lat 30. w Paryżu znaleźli się m.in. Stanisław
Wiechowicz, Tadeusz Szeligowski, Bolesław Woyto-
wicz, Szymon Laks, Piotr Perkowski, Michał Kondrac-
ki, Tadeusz Zygfryd Kassern, Roman Palester, Antoni
Szałowski, Zygmunt Mycielski, Grażyna Bacewicz. Już
w 1926 r. z inicjatywy Piotra Perkowskiego utworzyli
oni Stowarzyszenie Młodych Muzyków Polaków w Pa-
ryżu. Zasadniczym celem Stowarzyszenia miało być
propagowanie dorobku jego członków oraz koncertów
z ich udziałem. Faktycznie jednak rola Stowarzyszenia
okazała się większa — skupiło ono reprezentantów an-
ty- romantycznej postawy kompozytorskiej, zafascy-
nowanych królującym wówczas we Francji neoklasy-
cyzmem, który także wśród kompozytorów polskich na
następne dwie dekady stal się najpopularniejszym sty-
lem kompozytorskim. Antyromantyczna estetyka ozna-
czała dla muzyki polskiej całkowitą reorientację — od-
rzucenie romantycznej (i neoromantycznej) programo-
wości, wykorzystanie barokowych form muzycznych
(m.in. concerto grosso), zastąpienie ciężkiej faktury
neoromantycznej lekką i przejrzystą. Wśród młodych
kompozytorów szybko doszło do wykrystalizowania
dwóch odrębnych podejść do języka muzycznego —
część z nich przejęła uniwersalistyczny język muzyki
francuskiej, a pozostali tworzyli własny, równie nowo-
czesny język na podłożu polskiego folkloru, w czym
niewątpliwie widać inspirację postawą Szymanowskie-
go. Większość młodych po zakończeniu studiów po-
wróciła do kraju, a ci, którzy pozostali w Paryżu
(R. Palester, A. Szałowski) stali się częścią tamtejszej
coraz liczniejszej polskiej kolonii artystycznej. Do wy-
buchu II wojny światowej reprezentanci różnych od-
mian neoklasycyzmu zajęli centralne miejsce w nowo-
czesnej polskiej twórczości muzycznej. Osiągnięcia
kompozytorów zaliczanych do neoklasyków (lub choć-
by do nich zbliżonych) były znaczne — utwory Per-
kowskiego (Sinfonietta, I koncert skrzypcowy), Bace-
wiczówny czy Palestra należały do najlepszych dzieł
szkoły paryskiej, a Uwertura Szałowskiego (1936)
uważana bywa za najlepsze w ogóle dzieło neoklasycy-
styczne. Wśród prac kompozytorów zainspirowanych
folklorem na czoło wysuwają się dzieła S. Wiechowi-
cza, szczególnie jego pieśni chóralne oraz rondo sym-
foniczne Chmiel (1926). Dużą niezależność stylistyczną
wykazywali M. Kondracki, także chętnie sięgający do
folkloru (Mała symfonia góralska, Suita kurpiowska),
oraz T. Z. Kassern (Koncert na sopran i orkiestrę
1928). Specyficzny katalog różnych wpływów przed-
stawiała wczesna twórczość Jana Adama Maklakiewi-
cza. Jego próby archaizujące (Koncert wiolonczelowy
na tematy gregoriańskie 1929) sąsiadowały z dziełami
opartymi na skalach wschodnich (Pieśni japońskie
1930) i utworami impresjonistycznymi (Concerto quasi
una fantasia 1928). W początkach lat 30. Maklakiewicz
dokonał uproszczenia swego języka, dążąc do tworze-
nia muzyki dla mas (Pieśń o chlebie powszednim 1931,
pieśni chóralne).
Podczas gdy szeroko rozumiany neoklasycyzm
zdobył wśród polskich kompozytorów sporą popular-
ność, to drugi z rodzących się wówczas kierunków —
dodekafonia — został właściwie odrzucony. Jedynym
konsekwentnym jej reprezentantem był lwowski twórca
Józef Koffler, który już w 1926 r. komponował utwory
serialne według Schönbergowskich reguł (15 wariacji
szeregu dwunastu tonów 1927, Trio smyczkowe 1928,
kantata kameralna Miłość 1931, 4 symfonie). Jego
awangardowa twórczość (choć i w jego muzyce nie
brak zbieżności z neoklasycyzmem), ceniona poza gra-
nicami kraju, w Polsce była słabo znana i nie doczekała
się zrozumienia.
Nieco podobny był los wielu Polaków, którzy po
paryskich studiach nie powrócili już do kraju i zajęli
poważną pozycję wśród kompozytorów w Niemczech
(Karol Rathaus), Francji (Aleksander Tansman) czy
USA (Feliks Roderyk Łabuński). Podkreślali oni na
różne sposoby swoje związki z krajem pochodzenia, ale
w Polsce recepcja ich muzyki — zbyt nowoczesnej na
gusta krajowej krytyki — była mniej niż skromna.
Nie należy jednak tracić z oczu elitarności wszyst-
kich opisanych sporów i muzyki, których one dotyczy-
ły. Mimo stopniowo rosnącej liczby orkiestr i wykonań,
mimo sporej ilości czasu antenowego, który Polskie
Radio poświęcało rodzimej twórczości, poza głównymi
miastami współczesna muzyka poważna pozostawała w
zasadzie nieznana. Rozdźwięk pomiędzy często nieła-
twą w odbiorze „wysoką” muzyką współczesną a gu-
stami i potrzebami masowego słuchacza był zresztą za-
uważany zarówno przez krytykę, jak i przez część mu-
zyków lat 30. Niektóre dzieła S. Wiechowicza,
J. A. Maklakiewicza, T. Szeligowskiego czy Feliksa
Rybickiego, którzy nie rezygnowali ze wszystkich zdo-
byczy współczesnego warsztatu kompozytorskiego, by-
ły jednak przez nich programowo uproszczone i obli-
czone na masowego słuchacza.
Generalnie w muzyce nawet najważniejsze wyda-
rzenia polityczne znajdowały słabe odbicie, choć
oczywiście podczas wojny polsko-bolszewickiej kom-
pozytorzy (nie wyłączając Karola Szymanowskiego)
zaangażowali się w akcję propagandową, pisząc muzy-
kę do licznych pieśni żołnierskich, a przez cały okres
międzywojenny powstawały proste suity (np. chóralna
Suita legionowa Stanisława Kazury do tekstów Edwar-
da Słońskiego), złożone z opracowań popularnych pie-
śni patriotycznych i wojskowych. Nigdy jednak nie po-
wstały muzyczne ekwiwalenty powieści Struga czy
Kadena-Bandrowskiego, obrazów Kossaka czy monu-
mentalnych pomników, choć nie oznacza to, że próby
takie w ogóle się nie pojawiały. Do nielicznych utwo-
rów będących jakąś formą doraźnej reakcji na zacho-
dzące wydarzenia należą np. Kantata na sprowadzenie
Słowackiego E. Rybickiego (1927), napisane po śmierci
J. Piłsudskiego Żałobny poemat Bolesława Woytowicza
(1935) i Ostatnie werble J. A. Maklakiewicza (1936),
a także Epitafium na śmierć Karola Szymanowskiego T.
Szeligowskiego (1937) czy powstała w 1938 Zaolziań-
ska fantazja na chór i orkiestrę Anny Marii Klechniow-
skiej.
W Polsce ingerencja czynników państwowych
w twórczość muzyczną była znikoma, inaczej niż miało
to miejsce w drugiej połowie lat 30. np. w Niemczech
i ZSRR. W gronie najbardziej zainteresowanych także
nie było tendencji do osłabienia istniejącego plurali-
zmu. Pod koniec lat 30., w związku z podjętymi
w Niemczech i ZSRR próbami walki z nowoczesną
muzyką, doszło w Polsce do rozpisania przez wpływo-
we czasopismo „Muzyka Polska” ankiety na temat
swobody twórców. Było charakterystyczne, że nawet
radykalni przeciwnicy nowych prądów wypowiedzieli
się stanowczo przeciwko zwalczaniu awangardy na
drodze administracyjnej.
Niezależnie od polskiego rozwijało się życie mu-
zyczne mniejszości narodowych, m.in. ukraińskiej. Ob-
ok twórców starszego pokolenia, jak Denis Siczyński,
zasłużony również jako twórca i dyrygent chórów ukra-
ińskich, we Lwowie działali m.in. pochodzący z Jaro-
sławia Stanisław Ludkiewicz — długoletni dyrektor
ukraińskiego Konserwatorium im. Mykoły Łysenki,
twórca utworów opartych na folklorze ukraińskim
(Symfonia przykarpacka, Rapsodia galicyjska, opraco-
wania pieśni ludowych) oraz pochodzący z Tarnopola
Wasyl Barwiński (Barwinśkyj) — kompozytor, pianista
i muzykolog, autor m.in. Rapsodii ukraińskiej, patrio-
tycznych kantat i pieśni, również długoletni wykładow-
ca Konserwatorium im. M. Łysenki. Ważną rolę w kul-
tywowaniu i rozwoju muzyki ukraińskiej odgrywały
liczne chóry, nie ulega jednak wątpliwości, że w opi-
sywanym okresie centrum rozwoju muzyki ukraińskiej
stanowił nie polski Lwów, ale sowiecki Kijów.
Słabiej widoczny był rozwój profesjonalnej świec-
kiej (czy raczej — poza- synagogalnej) muzyki żydow-
skiej, pozbawionej poważniejszego zaplecza wyko-
nawczego (choć w poszczególnych miastach tworzono
żydowskie towarzystwa muzyczne, przy których z kolei
okresowo działały chóry bądź orkiestry kameralne).
Spomiędzy kompozytorów związanych wyłącznie
z muzyką żydowską warto wymienić działającego
w Kielcach i Warszawie Leona Wajnera.
Odzyskanie niepodległości, jak już wspomniano,
nie było równoznaczne z radykalnymi zmianami w kie-
runkach twórczości polskich artystów, jednak bez wąt-
pienia należy je uznać za korzystne. Kompozytorzy,
którzy nie byli w stanie utrzymać się z honorariów au-
torskich, zostawali na ogół dyrygentami, profesorami
konserwatoriów oraz kierownikami muzycznymi tea-
trów lub chórów. Nie rozwiązywało to wszystkich kło-
potów tych środowisk, gdyż liczba dodatkowych miejsc
pracy była jednak ograniczona, bo instytucji takich, lo-
kowanych w największych ośrodkach miejskich, nie
było zbyt wiele. Stałe sceny operowe istniały w War-
szawie, Poznaniu i Lwowie (okresowo w Krakowie
i Katowicach), a wszelkie trudności międzywojnia
przetrwały jedyne dwie filharmonie — warszawska
i lwowska (natomiast w wielu miastach funkcjonowały
zawodowe orkiestry). Więcej było konserwatoriów mu-
zycznych (Warszawa, Poznań, Katowice, Łódź, Kra-
ków, Lwów i Wilno). Obok działających od początku
XX w. katedr muzykologii przy uniwersytetach w Kra-
kowie i Lwowie powstała (1922) w Poznaniu nowa,
o ukierunkowaniu bardziej etnomuzykologicznym. Ist-
niało także kilka specjalistycznych czasopism, wśród
których na czoło wysuwał się opiniotwórczy miesięcz-
nik „Muzyka” (1924-1938). Nie udało się natomiast
uruchomić państwowego wydawnictwa muzycznego
i kompozytorzy polscy, podobnie jak w XIX w., swe
ważniejsze utwory publikowali za granicą, głównie
w Niemczech i Francji.
Polska liczyła się w muzycznym środowisku mię-
dzynarodowym. Dostrzegano m.in. dokonania twórców
oraz organizowane konkursy dla wykonawców — Mię-
dzynarodowy Pianistyczny im. E Chopina (1927, 1932,
1935) i Międzynarodowy Skrzypcowy im. H. Wieniaw-
skiego (1935). Swoistym wyrazem uznania i dużym
wyróżnieniem było powierzenie Polsce zorganizowania
XVII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współcze-
snej (1939).
W podnoszeniu kultury muzycznej społeczeństwa
dużą rolę odegrała szkoła, gdyż lekcje muzyki i śpiewu
należały do zajęć obowiązkowych. Bardzo ważne było
także radio, które co prawda większość czasu anteno-
wego poświęcało na nadawanie muzyki poważnej, ale
w szerokim zakresie uwzględniało także muzykę popu-
larną, zdobywającą sobie olbrzymie rzesze zwolen-
ników, przy czym warto wspomnieć, że część jej ów-
czesnych dokonań jest znana do dziś. Do najbardziej
popularnych twórców w tej kategorii należeli m.in.
Zygmunt Karasiński i Szymon Kataszek (Każdemu
wolno kochać), Artur i Henryk Goldowie (Jesienne ró-
że) oraz niezwykle wszechstronny Henryk Wars (Mi-
łość ci wszystko wybaczy, Umówiłem się z nią na dzie-
wiątą). Zawrotną wręcz karierę zrobiły kompozycje Je-
rzego Petersburskiego, np. Ta ostatnia niedziela, Już
nigdy..., Młodym być..., a zwłaszcza Tango milonga,
które pod zmienionym tytułem (Donna Clara) stało się
światowym przebojem. Dużą popularność tym i wielu
innym piosenkom zapewniał także fakt, że teksty do
nich wychodziły spod pierwszych piór w kraju, m.in.
pisali je Julian Tuwim (Miłość ci wszystko wybaczy),
Marian Hemar, Andrzej Włast i Emanuel Schlechter.
Dzięki takim szlagierom ogólnopolską sławę zdobył
Chór Dana (Władysława Dan-Daniłowskiego).
Twórcy muzyki popularnej przyczynili się również
do rozbudzenia w Polsce zainteresowania jazzem, tym
bardziej że różnice między jego ówczesnym brzmie-
niem a muzyką popularną były niewielkie. Pierwszy
zespół jazzowy utworzyli w 1922 r. Z. Karasiński,
Sz. Kataszek i J. Petersburski. W repertuarze ówcze-
snych orkiestr jazzowych dominowała muzyka tanecz-
na, a zwłaszcza styl swing, który przeważał w produk-
cjach publicznych orkiestr m.in. A. Gol- da, J. Peters-
burskiego, H. Golda, Z. Karasińskiego i E Melodysty.
Muzykę jazzową, podobnie jak popularną, propagowa-
ły wytwórnie płytowe (np. Odeon, Syrena-Record, Sy-
rena-Electro).
Oddzielny i chyba najszerszy nurt muzyczny, choć
trudny nawet do statystycznego ujęcia, tworzyły szero-
ko rozumiane zespoły amatorskie: orkiestry, kapele,
chóry. Były one wyjątkowo liczne. Wiele z nich po-
wstało jeszcze w XIX w. Zakładano je z inicjatywy
miejscowych entuzjastów (np. Orkiestra Włościańska
Karola Namysłowskiego), organizacji i stowarzyszeń
regionalnych zainteresowanych zachowaniem i kulty-
wowaniem rodzimego folkloru, wojska, instytucji i or-
ganizacji społecznych (straże ogniowe), religijnych (or-
kiestry i chóry kościelne, cerkiewne, synagogalne itd.)
oraz organizacji kulturalnych powiązanych z partiami
i stronnictwami (np. TUR i ZMW RP „Wici”).
9. SZTUKI PLASTYCZNE
Na kształtowanie życia kulturalnego wpływały
w istotny sposób sztuki plastyczne. Docierały one do
odbiorcy różnymi drogami: za pośrednictwem obrazów
(w oryginale lub częściej jako kopie), grafiki, plakatu,
dokonań rzeźbiarzy i architektów. Dzieła te reprezen-
towały różne style, przekazywane były w rozmaitych
formach i oczywiście miały niejednakową wartość arty-
styczną. Wszystkie one, choć nie w równym stopniu,
wpływały na odczucia artystyczne odbiorców i kształ-
towanie ich poglądów na sztukę. Najbardziej elitarny
charakter, niezależnie od prezentowanych kierunków,
miało malarstwo, z którym najczęściej kontakt mieli
mieszkańcy największych i dużych ośrodków miej-
skich. Szerszy zasięg oddziaływania, głównie za po-
średnictwem bardziej lub mniej udanych pomników,
miała rzeźba. Najszerszy był zasięg odbioru architektu-
ry, także ze względu na masowość dokonań w tej dzie-
dzinie.
Wydaje się jednak, że odzyskanie niepodległości
nie spowodowało radykalnego zwrotu w kierunkach
twórczości plastycznej. W znacznym stopniu do mino-
wały w niej tendencje z okresu wcześniejszego (impre-
sjonizm), powstające zaś w opozycji do nich i zaliczane
już do dorobku II Rzeczypospolitej nurty awangardowe
także zaczęły się rozwijać znacznie wcześniej. Przełom
listopadowy miał natomiast inne istotne konsekwencje,
podobnie zresztą jak i w pozostałych dziedzinach życia.
Bez wątpienia przyspieszył procesy integracyjne śro-
dowiska artystycznego, choć powstające grupy twórcze
miały nadal w większości charakter lokalny i związane
były z większymi miastami (Warszawa, Kraków, Łódź,
Lwów, Wilno). Widomą oznaką zmian stało się po-
wstanie grupujących osoby związane ze sztukami pla-
stycznymi (malarzy, rzeźbiarzy i plastyków) ogólno-
polskich organizacji, z których połączenia powstał
w 1933 r. Związek Zawodowy Polskich Artystów Pla-
styków. Był on jednak od początku rozsadzany pogłę-
biającymi się z upływem czasu sprzecznościami kon-
cepcyjnymi i pokoleniowymi, które doprowadziły m.in.
do powstania konkurencyjnej organizacji — Bloku Za-
wodowego Artystów Plastyków (1935). Przejawem
różnicy zdań były także widowiskowe konflikty, głów-
nie młodszego pokolenia malarzy, z właścicielami sa-
lonów wystawowych — np. w 1927 r. na znak protestu
przeciwko decyzjom zarządu krakowskiego Towarzy-
stwa Przyjaciół Sztuk Pięknych o rozdziale nagród
i wyróżnień większość miejscowego środowiska
uchwaliła i przeprowadziła trwający kilka miesięcy
bojkot jego pomieszczeń. Podobne przyczyny legły
u podstaw powstania w Warszawie Instytutu Propagan-
dy Sztuki (1930), stawiającego sobie za cel promowa-
nie kultury plastycznej i sprawowanie mecenatu nad
twórczością artystyczną. Instytutowi udało się nawet
wybudować własny salon wystawowy jako alternatywę
dla „nieuznawanego” gmachu Towarzystwa Zachęty
Sztuk Pięknych. W pierwszej połowie lat 30. doszło
także do bojkotu salonów wystawowych Towarzystw
Przyjaciół Sztuk Pięknych we Lwowie i Krakowie,
oskarżanych o wspieranie nurtów zachowawczych.
Niezależnie od tych kontrowersji widoczne były
pozytywne efekty posiadania własnego państwa, umoż-
liwiającego poszerzanie i rozwój środowisk słabiej
rozwiniętych. Istotne znaczenie miało także pojawienie
się mecenatu państwa, nawet jeżeli nie zostały spełnio-
ne duże oczekiwania związane z utworzeniem Mini-
sterstwa Sztuki i Kultury, a także nadzieje na silniejsze
wsparcie w formie bezpośrednich dotacji i stypendiów
(choć i to się zdarzało). Artyści dopiero rozpoczynający
karierę borykali się też nieustannie i niejako tradycyjnie
z kłopotami finansowymi, nasilającymi się zwłaszcza
w okresach trudności gospodarczych. Stąd też na po-
czątku lat 30. w wielu salonach pojawiły się przy nie-
których pracach karteczki — jak donoszono „na wzór
Paryża” — informujące, że autor gotów jest oddać swe
dzieło „za ubranie, bieliznę, materiały malarskie itp.”
Nowa, niełatwa rzeczywistość umożliwiała jednak arty-
stom prezentowanie ich dzieł także za granicą. Państwo
starało się też łagodzić problemy finansowe środowisk
twórczych, składając zamówienia architektom, rzeźbia-
rzom i malarzom na opracowanie projektów licznych
nowo wznoszonych reprezentacyjnych budowli rządo-
wych lub na upiększanie ich fasad i wnętrz. Istotne było
również to, że na arenie międzynarodowej dorobek ar-
tystów pojawiał się jako emanacja sztuki polskiej, a nie
rosyjskiej, austriackiej czy niemieckiej. Pierwsze wiel-
kie i udane wystąpienie tego typu miało miejsce na
Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych
i Przemysłu Współczesnego w Paryżu (1925), w czasie
której swe prace zaprezentowało ok. 300 polskich
twórców Zostały one ocenione bardzo wysoko, skoro
aż 172 otrzymały nagrody i wyróżnienia. W okresie
późniejszym promocją artystów poza granicami zaj-
mowało się utworzone w 1926 r., tuż po zamachu ma-
jowym, Towarzystwo Szerzenia Sztuki Polskiej Wśród
Obcych, powiązane organizacyjnie z Ministerstwem
Spraw Zagranicznych oraz Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego. Jego działalność budziła
w sferach artystycznych liczne zastrzeżenia, najczęściej
ze względu na to, że przy doborze propagowanych prac
nie zawsze kierowano się wyłącznie względami mery-
torycznymi, ale także ogólnymi zasadami polityki
„państwowotwórczej”. Niemniej jednak dorobek Towa-
rzystwa (kilkaset wystaw zagranicznych) był bez wąt-
pienia imponujący.
Zakończenie okresu walki o niepodległość i budo-
wania własnego państwa wpłynęło, podobnie jak w lite-
raturze, na zmianę nastawienia środowisk artystycz-
nych do rzeczywistości i swych powinności. Część
twórców uznała, że nie musi już przypominać wielkich
wydarzeń z przeszłości i budzić dumy narodowej oraz,
co silnie jeszcze przejawiało się w okresie wojenno-
legionowym, agitować za włączaniem się do walki na-
rodowowyzwoleńczej. Wraz ze zrzuceniem, jak pisał
poeta, „płaszcza Konrada”, można było zająć się bar-
dziej uniwersalnymi problemami, nurtującymi sztukę
w Europie i świecie. Nie oznacza to jednak, że całko-
wicie zrezygnowano z nawiązywania do tak żywego
w społecznej pamięci czasu walk o niepodległość i gra-
nice. Przypominały o tym np. obrazy Stanisława Bagiń-
skiego (Rozbrajanie Niemców przed Komendą Główną
w Warszawie), Leona Wróblewskiego (Powstańcy
wielkopolscy przed Bazarem w Poznaniu), Wojciecha
Kossaka (cykl obrazów poświęcony „orlętom lwow-
skim” oraz Straż nad Wisłą — Czuwaj, Pościg za bol-
szewikami, Zaślubiny Polski z morzem), Jerzego Kossa-
ka (Cud nad Wisłą, Bitwa pod Komarowem), Antonie-
go Bartkowskiego (Śmierć ks. Skorupki), Stanisława
Batowskiego (Zadwórze — polskie Termopile). Były
one szeroko propagowane, m.in. za pośrednictwem sto-
jących na wysokim poziomie edytorskim widokówek.
Inni twórcy dokumentowali aktualne wydarzenia. Do
takich należały płótna np. Zygmunta Wierdaka (Po-
grzeb rokitniańczyków) czy Mariana Nowickiego (Defi-
lada kawalerii na Błoniach — poświęcona jednemu
z najbardziej widowiskowych wydarzeń okresu mię-
dzywojennego, upamiętniającemu 250. rocznicę odsie-
czy wiedeńskiej).
Nie był to jednak kierunek dominujący. Pojawiają-
cy się w malarstwie jeszcze niekiedy naturalizm, zwany
wówczas realizmem obiektywnym, dążący do najwier-
niejszego kopiowania odtwarzanej rzeczywistości,
z programowym wyłączeniem własnych odczuć i na-
strojów, był już nurtem właściwie bez znaczenia. Owa
idealizowana dokładność i wierność szczegółom nie
mogła bowiem wytrzymać konkurencji z nowymi tech-
nikami, zwłaszcza z fotografią. Wydaje się, że w
pierwszych latach niepodległości dominujące znaczenie
miała polska odmiana impresjonizmu. Kierunek ten
przeżywał rozkwit na przełomie XIX i XX w., a jego
najważniejszą ostoją, także przez większość dwudzie-
stolecia, było założone w 1897 r. w Krakowie Towa-
rzystwo Artystów Polskich „Sztuka”, którego autorytet
i znaczenie podnosił fakt, że dominowali w nim profe-
sorowie krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z To-
warzystwem związani byli głównie malarze, ale nie
brakowało tu także rzeźbiarzy, a nawet architektów.
Należeli do niego m.in. Teodor Axentowicz, Olga Bo-
znańska, Xawery Dunikowski (rzeźbiarz), Julian Fałat,
Konstanty Laszczka (rzeźbiarz), Jacek Malczewski, Jó-
zef Mehoffer, Fryderyk Pautsch, Ferdynand Ruszczyc,
Kazimierz Sichulski, Adolf Szyszko-Bohusz (archi-
tekt), Wojciech Weiss i Leon Wyczółkowski. Co praw-
da zarówno sam kierunek, jak i znaczna część twórców
z nim związanych najświetniejsze dokonania miała już
za sobą.
Opozycja wobec impresjonizmu, pojawiająca się
już przed I wojną światową (np. wystawy niezależ-
nych), systematycznie przybierała na sile. Uwi-
daczniało się to w powstawaniu coraz to nowych grup,
prezentujących różne koncepcje, ale zwarcie występu-
jących przeciw uznanym autorytetom i dążących do
przeszczepienia na grunt polski europejskich nowinek.
Międzywojnie było krótkim okresem historycznym
i nie dopracowano się w tym czasie własnego oryginal-
nego stylu, z którym mogłoby być identyfikowane,
choć liczba propozycji była znaczna. Większość z nich
okazała się krótkotrwałymi, choć czasami hałaśliwymi
modami i nie pozostawiła po sobie liczących się doko-
nań, a możliwości rozwoju innych przerwała wojna.
Wszystkie one wywarły jednak pewien wpływ na kul-
turę plastyczną.
Pierwsze antyimpresjonistyczne formacje, grupują-
ce malarzy, pisarzy, publicystów i rzeźbiarzy zaczęły
powstawać już w czasie I wojny światowej. Do nich na-
leżała np. grupa „Bunt”, skupiona wokół wspomniane-
go czasopisma poznańskiego „Zdrój”, hołdująca docie-
rającym na ziemie polskie za pośrednictwem Niemiec
prądom ekspresjonistycznym. „Zdrój” nie przetrwał
zbyt długo i grupa rozpadła się w 1922 r. Równie krótki
był żywot zespołu stworzonego przez młodych arty-
stów krakowskich (1917-1922), propagujących kult
„czystej formy”, stąd też nazywanych Formistami, choć
sami początkowo nazywali się Polskimi Ekspresjoni-
stami. Ich organem było nieregularnie ukazujące się
czasopismo „Formiści” (1919-1921), wydawane i reda-
gowane przez Tytusa Czyżewskiego. Do grupy tej, po-
za wspomnianym redaktorem, należeli m.in. Andrzej
i Zbigniew Pronaszkowie, Leon Chwistek, Stanisław
Ignacy Witkiewicz, Władysław Skoczylas i August
Zamoyski (rzeźbiarz). Formiści działali krótko, nie byli
grupą jednorodną, nie mieli wspólnego poglądu na
sztukę, o czym świadczyły np. spory dwóch najwięk-
szych teoretyków grupy — L. Chwistka i Witkacego,
ale mimo to wnieśli do środowiska artystycznego oży-
wienie owocujące jeszcze przez wiele lat, dali też im-
puls do powstawania kolejnych grup, często równie
krótkotrwałych, które łączyła przede wszystkim wspól-
na niechęć do tradycyjnych form wyrazu. Przejawiło
się to np. powstaniem warszawskiego Rytmu — naj-
trwalszej formacji lat 20. Znalazła się w nim część
Formistów (np. Z. Pronaszko, K. Winkler, W Sko-
czylas, Eugeniusz Zak), a największymi pozaformi-
stycznymi osobowościami byli m.in. Roman Kramsz-
tyk, Zofia Stryjeńska i Henryk Kuna (rzeźbiarz),
a przede wszystkim Ludomir Ślendziński.
Skupiający większość wybitnych artystów Rytm,
który wywarł chyba największy wpływ na malarstwo
lat 20., odchodził zarówno od koncepcji formistycz-
nych, jak i ekspresjonistycznych. Jego zwolennicy bar-
dzo chętnie sięgali do folkloru. Jeszcze wyraźniej anty-
impresjonistyczne tendencje zaznaczyły się w twórczo-
ści powstałej ok. 1925 r. tzw. szkoły wileńskiej zgru-
powanej wokół L. Ślendzińskiego, nawiązującej do
osiągnięć włoskiego quattrocenta. Antyformistyczny
charakter miały również grupy artystyczne pojawiające
się w Warszawie, znajdujące się pod przemożnym
wpływem Tadeusza Pruszkowskiego (profesora tamtej-
szej ASP) — Bractwo św. Łukasza (1925), Szkoła
Warszawska (1929), Loża Wolnomularska, Grupa
Czwarta (1936). Najdłużej istniejące Bractwo chętnie
nawiązywało do metod siedemnastowiecznego malar-
stwa holenderskiego. Wspólnym celem obu ośrodków,
w zasadzie niemożliwym jednak do zrealizowania, było
stworzenie jednej koncepcji sztuki narodowej.
Inny punkt widzenia prezentowały formacje awan-
gardowe, odwołujące się chętnie do eksperymentalnych
koncepcji sztuki rozwijanych wówczas głównie
w ZSRR, Niemczech i Francji. Jednym z najbardziej
znanych przywódców i propagatorów tego nurtu był
Władysław Strzemiński, z którego nazwiskiem łączy
się powstanie i działalność takich grup jak Blok (1924),
Praesens (1926) i a.r. (artyści rewolucyjni, 1929), ak-
centujących m.in. związek sztuki z konstrukcją i ma-
szyną. Wydaje się, że największym osiągnięciem
wspomnianych grup, a zwłaszcza „rewolucjonistów”,
było doprowadzenie do utworzenia w Lodzi Muzeum
Sztuki Współczesnej. Powstała w 1929 r. lwowska gru-
pa Artes chętniej niż do preferowanych przez środowi-
ska królewiackie kierunków mechanistycznych odwo-
ływała się do futuryzmu. Grupy awangardowe, cho-
ciażby z racji nieustannie podkreślanego bliskiego
związku problemów artystycznych i społecznych, miały
oczywiście także swoje oblicze polityczne. Najbliższa
była im lewica, nawet w wydaniu komunistycznym.
Powiązania te najsilniej prezentowała powstała w 1932
r. Grupa Krakowska, faktycznie powołana do życia
przez studiujących na ASP członków KPP i KZMP,
oraz utworzone dwa lata później w Warszawie ugru-
powanie Czapka Frygijska. Oba zresztą bardziej znane
były ze swych manifestów i raportów policyjnych niż z
dokonań artystycznych (nawet w zakresie gloryfikowa-
nej przez nie tzw. sztuki propagandowej).
Zupełnie inną drogę proponował najbardziej chyba
popularny i oryginalny w okresie międzywojennym
nurt tzw. kolorystów, przeszczepiający na polski grunt
doświadczenia francuskiego impresjonizmu, a zwłasz-
cza postimpresjonizmu. Miał on już dość długą trady-
cję, gdyż pierwsze prace jego prekursorów (Władysła-
wa Podkowińskiego, Józefa Pankiewicza) pojawiły się
w warszawskich salonach wystawowych już pod koniec
XIX w. Twórcy ci przywiązywali największą wagę do
prób wyrażania doznań emocjonalnych, towarzyszą-
cych artyście podczas bezpośredniego kontaktu z naturą
w czasie malowania obrazu. Mimo wyraźnych związ-
ków z francuskimi ustaleniami artyści polscy starali się,
podobnie jak i ich poprzednicy z kręgu impresjoni-
stycznego, wnieść do malowanych obrazów własne, in-
dywidualne odczucia. W okresie międzywojennym po-
wstało kilka wyjątkowo trwałych ugrupowań skupiają-
cych zwolenników koloryzmu, w Krakowie np. Cech
Artystów Plastyków „Jedno- róg” (1925-1935) i Zrze-
szenie Artystów Plastyków „Zwornik” (1929-1939),
a w Warszawie Grupa Artystów Plastyków „Pryzmat”
(1930-1939). Najsilniejsze piętno na koloryzmie odci-
snęli jednak tzw. kapiści. Terminem tym określane jest
grono uczniów Józefa Pankiewicza (profesora ASP
w Krakowie), którzy zawiązali w 1923 r. Komitet Pary-
ski (KP — stąd nazwa), stawiający sobie za cel bardzo
praktyczne zadanie — zgromadzenie funduszów umoż-
liwiających młodym artystom wyjazd do stolicy Francji
w celu pogłębienia wiedzy i zapoznania się z tamtej-
szymi zbiorami dziewiętnastowiecznej i dwudziesto-
wiecznej sztuki. Cel osiągnięto i w 1924 r. wyjechało
jedenaście osób, które zapoczątkowały coś w rodzaju
paryskiej filii ASP w Krakowie. Później dołączyli do
nich następni. W grupie tej znajdowali się m.in. Jan
Cybis (jej najbardziej reprezentatywny przedstawiciel),
Józef Czapski (bardziej znany jako pisarz), Hanna
Rudzka-Cybisowa, Zygmunt Waliszewski, Artur Nacht
(po wojnie używający nazwiska Samborski), Tadeusz
Piotr Potworowski. Do kraju wrócili dopiero po kilku
latach (1931). Potrafili stworzyć dość wyraźny pro-
gram, ale w swych dziełach stosowali różne metody.
Bardzo częstym motywem ich obrazów były martwe
natury, ale poza nimi na płótnach pojawiały się wszyst-
kie możliwe tematy.
Wspomniane kierunki i grupy malarskie nie obej-
mowały oczywiście wszystkich artystów. Niektórzy
szukali własnej drogi, nie dając się wcisnąć w mniej lub
bardziej skonkretyzowane prądy. Najwybitniejszym
przedstawicielem tych „niezależnych” był chyba Tade-
usz Makowski, który stworzył swój własny styl, zdo-
minowany przez dzieci-ludziki w spiczastych czapecz-
kach.
Ważną dziedziną twórczości okresu międzywojen-
nego, w różnym stopniu powiązaną z rozmaitymi kie-
runkami malarstwa, była grafika. Na tym polu zazna-
czył się przede wszystkim dorobek Leona Wyczółkow-
skiego i Władysława Skoczylasa (obaj wychowali także
całe pokolenie grafików działających już po II wojnie
światowej). Prądy pojawiające się w malarstwie i grafi-
ce siłą rzeczy znalazły odbicie także w plakacie pol-
skim, cieszącym się już wówczas dobrą opinią. Najczę-
ściej propagowano za jego pośrednictwem polskie
uzdrowiska, ale także zapowiadano wystawy artystycz-
ne i architektoniczne lub włączano się, zwłaszcza
w czasie kampanii wyborczych, w walkę polityczną.
Wydaje się, że najpowszechniejsze były jednak te odbi-
jane w mniejszym formacie, w postaci starannie opra-
cowanych tzw. znaczków kwestarskich i nalepek
okiennych, rozprowadzane rokrocznie np. z okazji 3
Maja w masowych nakładach przez Towarzystwo
Szkoły Ludowej, Towarzystwo Czytelni Ludowych
i Polską Macierz Szkolną. Umieszczano na nich na
ogół te same motywy (najczęściej orła), ale sposób ich
przedstawienia wiernie oddawał tendencje dominujące
w sztuce.
Dzieła malarskie znane były stosunkowo niewiel-
kiemu kręgowi społeczeństwa, ograniczonemu głównie
do środowisk twórczych oraz publiczności odwiedzają-
cej sale wystawowe i galerie sztuki w większych mia-
stach. Jak już wspomniano, do szerokich rzesz ludności
docierały przede wszystkim za pośrednictwem wido-
kówek, ale dotyczyło to zwłaszcza autorów uwzględ-
niających nurt patriotyczno-niepodległościowy. Popu-
larne były także motywy ludowe, uwzględniane w pro-
pagandowych wydawnictwach TSL, m.in. na kartkach
wydawanych masowo z okazji Bożego Narodzenia czy
Wielkiej Nocy. Wydaje się, że m.in. dzięki nim znaczą-
co wzrosła popularność Zofii Stryjeńskiej.
Trochę inaczej wyglądały dokonania rzeźbiarzy,
związanych z wszystkimi możliwymi grupami twór-
czymi. Z częścią ich prac (nawet bardzo wartościo-
wych), np. Augusta Zamoyskiego (cenione przez kry-
tyków akty kobiece), Henryka Kuny (Rytm, Jutrzenka),
Edwarda Wittiga (Nike Polska, Wenus), Xawerego Du-
nikowskiego (Głowy wawelskie), podobnie jak w przy-
padku dokonań większości malarzy, zapoznawali się
tylko nieliczni. Jeszcze mniejszy oddźwięk znajdował
dorobek artystów awangardowych, np. Katarzyny Ko-
bro, czy forsujących własne oryginalne wiqe, jak Stani-
sław Szukalski („Stach z Warty”), usiłujący połączyć
motywy indiańskie i prasłowiańskie. Dla olbrzymiej
większości mieszkańców Polski spotkanie z rzeźbą by-
ło jednak częstsze niż z obrazem, głównie dzięki roz-
licznym pomnikom i tablicom pamiątkowym (w wielu
wypadkach płaskorzeźbom) pojawiającym się w naj-
bardziej uczęszczanych punktach miast i miasteczek
i trafiających w ogromnej części na kartki pocztowe, co
dodatkowo zwiększało ich popularność.
Wartość artystyczna owych rzeźb była bardzo róż-
na, zwłaszcza w pierwszych miesiącach i latach niepod-
ległości, kiedy to najczęściej zadowalano się usunię-
ciem z postumentu wizerunku zaborczego władcy
i umieszczeniem na tym miejscu orła lub popiersia za-
służonej polskiej osobistości (najczęściej J. Piłsudskie-
go). W okresie późniejszym pojawiły się już oryginal-
ne, starannie zaprojektowane pomniki, których autora-
mi niejednokrotnie byli znani artyści. Należały do nich
m.in. Edwarda Wittiga Pomnik lotnika i Pomnik peo-
wiaka w Warszawie oraz Pomnik Lisa-Kuli w Rzeszo-
wie, Jana Raszki Czwórka w Kielcach czy Konstantego
Laszczki Pomnik J. Piłsudskiego w Zaleszczykach.
Najwięcej powstało ich chyba na terenie byłego zaboru
rosyjskiego i pruskiego, gdyż w poprzednim okresie,
inaczej niż w Galicji, upamiętnianie ważnych wydarzeń
narodowych nie było tam możliwe. Niejednokrotnie
przypominały one o walkach powstańczych z XIX w.
(np. warszawskie pomniki Francesca Nulla, Jana Kiliń-
skiego czy Józefa Sowińskiego), choć najczęściej o la-
tach 1914-1921. Jednym z największych dokonań tego
typu był Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie, za-
projektowany przez Stanisława Ostrowskiego — będą-
cy zarówno założeniem architektonicznym, jak i po-
mnikiem utrwalającym pamięć o tysiącach bezimien-
nych bohaterów poległych w latach zaborów w walce
o wolność. W listopadzie 1925 r. złożono w nim zwłoki
niezidentyfikowanego żołnierza poległego w 1920 r.
pod Zadwórzem oraz urny z ziemią z innych pól bitew-
nych, których nazwy zapisano na marmurowych tabli-
cach. Podobny charakter miał kompleks pomnikowy
wzniesiony w latach 1922-1938 według projektu Ru-
dolfa Indrucha na wydzielonej części cmentarza Łycza-
kowskiego, który utrwalił się w świadomości narodo-
wej jako cmentarz Obrońców Lwowa. Wydaje się jed-
nak, że najpopularniejsze były jednak tzw. Pomniki
Niepodległości, wznoszone masowo we wszystkich
częściach ziem polskich przez cały okres międzywo-
jenny i na ogół bardzo do siebie podobne — zazwyczaj
był to wysoki postument o kształcie graniastosłupa,
okrągłej kolumny, trójkątnego obelisku (lub kompozy-
cji złożonej z tych figur), zwieńczony zrywającym się
do lotu orłem (np. w Delatynie, Grodnie, Wołkowysku,
Kielcach, Nawojowej Górze koto Krzeszowic). Ponad-
to powstawały monumenty poświęcone różnym forma-
cjom wojskowym, najczęściej Legionom Polskim, np.
najbardziej chyba znana wspomniana już kielecka
Czwórka J. Raszki. Upamiętniano także, najczęściej
w Warszawie, ofiarę złożoną przez członków POW
(E. Wittig), Dowborczyków (Michał Kamieński), po-
wstańców górnośląskich, żołnierzy z niektórych ro-
dzajów wojsk, np. saperów (Mieczysław Lubelski) czy
lotników (E. Wittig). Od roku 1936 zaczęły także po-
wstawać pomniki Czynu Chłopskiego, przypominające
wkład najliczniejszej grupy żołnierzy walczących
o niepodległość. Niektóre wznoszono, aby uczcić pa-
mięć konkretnych osób, np. poległego w Torczynie
w starciu z Ukraińcami Leopolda Lisa-Kuli czy ks.
Skorupki na miejscu jego śmierci w Ossowie w czasie
bitwy warszawskiej, ale bez wątpienia najczęściej po-
święcano je J. Piłsudskiemu — w połowie 1935 r. sta-
nęły już w 23 miastach, a można przypuszczać, że do
wybuchu wojny liczba ta znacznie się powiększyła.
W tej grupie wybijał się, przynajmniej pod względem
rozmiarów, monument w Tarnopolu, wzniesiony we-
dług projektu Apolinarego Głowińskiego. Trochę
mniej, w odróżnieniu od poprzedniego okresu, powsta-
ło dzieł upamiętniających ludzi nauki i kultury. Także
i na tym polu przodowała Warszawa, przyozdobiona
w międzywojniu m.in. zaprojektowanym przez Wacła-
wa Szymanowskiego pomnikiem Fryderyka Chopina
w Łazienkach oraz Wojciecha Bogusławskiego autor-
stwa Jana Szczepkowskiego, ustawionym przed Tea-
trem Narodowym. W Krakowie odsłonięto pomnik Jó-
zefa Dietla dłuta X. Dunikowskiego, ale już zaprojek-
towany przez Z. Pronaszkę pomnik Mickiewicza
w Wilnie, jako zbyt awangardowy, nigdy nie został wy-
konany, a wystawiona w 1924 r. makieta po paru latach
uległa zniszczeniu.
Najpowszechniej dostrzegane były zmiany w ar-
chitekturze. Także i tu, podobnie jak w malarstwie
i rzeźbie, uwidaczniały się zróżnicowane kierunki oraz
równie ważne indywidualne koncepcje twórców — od
prób stworzenia oryginalnego stylu polskiego pod no-
śnym hasłem „nowa architektura dla nowego państwa”,
poprzez usiłowania przeszczepienia na grunt polski
awangardowych rozwiązań pojawiających się na
wschodzie i zachodzie Europy, aż do wykorzystywania
doświadczeń historycznych. Ta różnorodność, general-
nie dobrze świadcząca o ówczesnych twórcach, przy-
nosiła niekiedy nie najlepsze rezultaty — np. budowana
od podstaw Gdynia (z licznymi gmachami użyteczności
publicznej i jeszcze liczniejszymi mieszkalnymi), która
mogła stać się wyjątkowym pomnikiem architektonicz-
nym swoich czasów, okazała się niezbyt udanym zlep-
kiem sprzecznych koncepcji. Stało się tak prawdo-
podobnie dlatego, że podczas wznoszenia niezliczo-
nych wręcz gmachów o różnym przeznaczeniu bardziej
istotna była siła przebicia poszczególnych architektów
niż troska o jakość efektu końcowego. W mniejszym
stopniu kwestie te dotyczyły Stalowej Woli, zdomino-
wanej przez praktyczne budownictwo mieszkaniowe
i w zasadzie pozbawionej reprezentacyjnych budowli.
Problemy pojawiające się w Gdyni nie były wcale odo-
sobnione i borykać się z nimi musiało także wiele in-
nych ośrodków, np. Kraków. Zaprojektowany przez
cieszącego się w mieście wyjątkową estymą Adolfa
Szyszko-Bohusza gmach wiedeńskiego towarzystwa
ubezpieczeniowego „Feniks” w Rynku Głównym został
wzniesiony, mimo że od chwili pojawiania się projektu
budził liczne zastrzeżenia. Nie ustały one zresztą po
dzień dzisiejszy. Na tym tle bez wątpienia chlubnym
wyjątkiem był Kalisz, odbudowywany ze zniszczeń
wojennych według jednolitego i konsekwentnie reali-
zowanego projektu architektów Tadeusza Zielińskiego
i Zygmunta Wójcickiego. Równie interesująco zapro-
jektowano odbudowę Kazimierza Dolnego, która jed-
nakże do wybuchu II wojny światowej nie została za-
kończona.
Pierwsze lata po wielkiej wojnie zdominowane by-
ły przez zapoczątkowane w okresie wcześniejszym po-
szukiwania rodzimego stylu polskiego, dlatego też nad-
zwyczaj chętnie sięgano do elementów architektonicz-
nych występujących najczęściej w polskim krajobrazie,
czyli dawnych siedzib szlachecko-ziemiańskich, zbli-
żonych do nich wyglądem plebanii oraz karczem-
zajazdów. Efektem owych poszukiwań był uznawany
za najbliższy polskiej tradycji tzw. styl dworkowy
(zwany także narodowym eklektyzmem i narodowym
historyzmem), w którym często jako element zdobniczy
występowały łamane dachy, mansardy i ganki z kolum-
nami. Największą popularnością cieszył się on w po-
czątkach niepodległości. Wykorzystywano go budując
rezydencje wiejskie, ale także wolno stojące wille
w miastach (np. dom starosty w Sarnach), a nawet całe
dzielnice, np. tzw. kolonię oficerską na Żoliborzu
w Warszawie z charakterystyczną bryłą willi gen. Mie-
czysława Dąbkowskiego czy Osiedle Oficerskie
w Krakowie, a także w wielu miejscowościach na Kre-
sach Wschodnich, np. w Baranowiczach, Łucku i Rów-
nem. Próbowano go przenosić także do zwartej zabu-
dowy miejskiej i wówczas gmachy ozdabiano najczę-
ściej łamanymi dachami oraz bardziej lub mniej fine-
zyjnymi attykami. Styl dworkowy stosowano również
przy wznoszeniu od podstaw, odbudowywaniu lub
gruntownym przebudowywaniu obiektów użyteczności
publicznej, np. wyjątkowo zniszczonych w czasie woj-
ny dworców kolejowych (Nałęczów, Białystok, Prusz-
ków, Lublin). Znanymi przykładami narodowego histo-
ryzmu są gmachy Gimnazjum im. Bolesława Chrobre-
go w Warszawie i Collegium Chemicum w Poznaniu.
Znalazł on także odbicie w mozaice architektonicznej
Gdyni. Niekiedy, zgodnie z tą koncepcją, dokonywano
retuszu w wyglądzie już istniejących gmachów, np.
siedziby biskupów w Pelplinie, którą z ciężkawej pru-
skiej budowli przekształcono w klasycyzujący polski
pałac.
W drugiej połowie lat 20. chętnie sięgano do do-
robku polskiej sztuki stosowanej sprzed I wojny świa-
towej. W powstałym wówczas nurcie sąsiadowały ze
sobą dekoracyjność, elementy ludowego ciesielstwa
i kubizmu. Do propagatorów tego nurtu należał przede
wszystkim Jan Koszczyc-Witkiewicz (m.in. projektant
zespołu zabudowań Szkoły Głównej Handlowej
w Warszawie i Gimnazjum im. Mickiewicza w Pozna-
niu), choć poza granicami spopularyzował go Józef
Czajkowski, autor nagrodzonego złotym medalem pol-
skiego pawilonu na Międzynarodowej Wystawie Sztuki
Dekoracyjnej w Paryżu (1925). Znacznie rzadsze
w tym czasie były odwołania do tradycji malowniczo-
romantycznej. Jednym z niewielu przykładów mogła
być willa A. Szyszko-Bohusza w podkrakowskich
Przegorzałach, wzniesiona według jego projektu w la-
tach 1924-1926, przypominająca doskonale wkompo-
nowany w teren średniowieczny zameczek rycerski.
W rozwijającym się w Polsce budownictwie repre-
zentacyjno-monumentalnym przeważała maniera kla-
sycyzująca, do czego przyczyniła się w znacznym stop-
niu grupa architektów wywodząca się z petersburskiej
Akademii Sztuk Pięknych. Należeli do niej, poza
wspomnianym A. Szyszko-Bohuszem i J. Koszczyc-
Witkiewiczem, m.in. Marian Lalewicz, Oskar Sosnow-
ski, Paweł Wędziagolski i Wojciech Jastrzębowski. Do
najbardziej znanych przykładów tego budownictwa na-
leżą np. siedziba Pocztowej Kasy Oszczędności w Kra-
kowie oraz sąsiadujący z nią zwarty kompleks pięciu
budynków mieszkalnych dla pracowników tej instytucji
(A. Szyszko-Bohusz), gmachy Izby Skarbowej (Wa-
cław Krzyżanowski) i Banku Polskiego w Krakowie
(Ludwik Wojtyczko), siedziba Sejmu i Urzędu Woje-
wódzkiego w Katowicach (m.in. L. Wojtyczko i Kazi-
mierz Woyczyński) oraz Banku Rolnego w Warszawie
(M. Lalewicz).
Od początku lat 30. do budownictwa zaczął wkra-
czać nowy styl, częściowo uwzględniający awangar-
dowe koncepcje konstruktywizmu i funkcjonalizmu
rozwijające się m.in. w ZSRR, Niemczech, Holandii
i Francji. Ta „nowa architektura”, preferująca wznosze-
nie dużych bloków mieszkalnych zamiast dotychcza-
sowych jednorodzinnych domków, odrzucająca deko-
racyjność, narzucająca płaskie dachy i pozbawione
ozdób ściany, nadawała wznoszonym obiektom zgeo-
metryzowany, kubistyczny kształt, stąd też określana
była niekiedy mianem „stylu pudełkowego”. W więk-
szym niż dotychczas zakresie wykorzystywano przy
tym niektóre takie materiały jak szkło, metal i żelbet.
Standaryzacja połączona nawet z wykorzystaniem pre-
fabrykatów powinna była przyspieszyć tempo wzno-
szenia budynków. Wszystko to miało służyć konkret-
nemu celowi — zapewnieniu funkcjonalnych, a przede
wszystkim tanich mieszkań uboższym warstwom lud-
ności. Koncepcje owe spotkały się też z dużym zainte-
resowaniem spółdzielń mieszkaniowych i licznych to-
warzystw budowy tanich domów. Zgodnie z nimi po-
wstawały kolonie mieszkalne w wielu miastach, a jed-
nym z najbardziej znanych przykładów było osiedle
Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Żoliborzu.
W mniejszym stopniu te nowe tendencje znalazły
wyraz w budowlach użytku publicznego. Częściowo
wywarły wpływ na budownictwo sakralne (np. kościoły
Matki Bożej Zwycięskiej, św. Szczepana i św. Stani-
sława Kostki w Krakowie), gdyż Kościół niejako trady-
cyjnie najszybciej akceptował nowe rozwiązania archi-
tektoniczne. Jednak w bardzo licznie powstających w
latach 30. monumentalnych gmachach reprezentacyj-
nych dominował zmodernizowany klasycyzm, określa-
ny nawet niekiedy mianem „stylu II Rzeczypospolitej”.
Znalazł on wyraz w projektach autorstwa m.in. Rudolfa
Świerczyńskiego, Edgarda Nowertha, Bohdana Pniew-
skiego, Juliusza Żórawskiego i Wacława Krzyżanow-
skiego. Najwięcej budowli tego typu powstało w War-
szawie, np. Bank Gospodarstwa Krajowego, gmachy
Ministerstw Spraw Zagranicznych i Komunikacji czy
Instytut Wychowania Fizycznego. Wznoszono je także
w wielu innych miejscowościach, m.in. w Krakowie
(Biblioteka Jagiellońska, Muzeum Narodowe), Katowi-
cach (Muzeum Śląskie) oraz ośrodkach wczasowo-
wypoczynkowych — pensjonat Patria w Krynicy.
Osiągnięcia polskich architektów były dostrzegane
w świecie — np. polski pawilon na Międzynarodowej
Wystawie Sztuki i Techniki w Paryżu (1937) uzyskał
jedną z najwyższych ocen jury. Z równie ciepłym przy-
jęciem spotkał się także pawilon polski na Wystawie
Światowej w Nowym Jorku (1939).
Polskie sztuki plastyczne w okresie międzywojen-
nym rozwijały się bardzo dynamicznie. Dzięki pań-
stwowemu i społecznemu mecenatowi szybko nadra-
biano zaległości z czasów zaborów. Obok tradycyjnych
ośrodków twórczych (Warszawa, Kraków, Lwów) po-
jawiały się nowe, np. Poznań i Wilno. Polscy malarze,
rzeźbiarze i architekci prezentowali swój dorobek na
wystawach zagranicznych i odnosili tam sukcesy, m.in.
na organizowanych razem z olimpiadami konkursach
sztuki. Medalem złotym (Los Angeles, 1932) i srebr-
nym (Berlin, 1936) zostały uhonorowane rzeźby Józefa
Klukowskiego. W dziedzinie grafiki srebrny medal
uzyskała Janina Konarska (Los Angeles, 1932), a brą-
zowe W Skoczylas (Amsterdam, 1928) i Stanisław
Ostoja-Chrostowski (Berlin, 1936). Sami twórcy przy-
czyniali się do organizowania w Polsce dość częstych
wystaw artystów z innych krajów. Wszystko to umoż-
liwiało im zapoznawanie się z nowymi prądami poja-
wiającymi się we Francji, a także, zwłaszcza w latach
20., w Niemczech i Związku Radzieckim. Warto jednak
podkreślić, że na ogół, podobnie jak w minionej epoce,
nie naśladowali dosłownie obcych wzorów, ale starali
się je łączyć z rodzimą tradycją.
Sztuki plastyczne, podobnie jak muzyka, mają
z natury rzeczy charakter uniwersalny, ponadnarodowy.
Najłatwiej określić jest styl, z którym analizowane
dzieła są związane. Pewne cechy indywidualne umoż-
liwiają rozpoznanie autora. Na ogół brak jednak wy-
różników wskazujących na jego narodowość. Stąd też
charakterystykę przeobrażeń zachodzących w sztuce
polskiej okresu międzywojennego należy równocześnie
odnosić do dokonań twórców wywodzących się
z mniejszości narodowych. Wielu z nich, zwłaszcza
Żydów, wchodziło do wymienianych tu grup artystycz-
nych, w których zwracano uwagę na mniejszą lub
większość zgodność w poglądach na sztukę, a nie na
pochodzenie członków.
Mimo to trzeba pamiętać, że niektórzy autorzy,
zwłaszcza jeżeli chodzi o tematykę ich dzieł, starali się
wyraźnie akcentować elementy związane z własnym
folklorem i problemami właściwymi tylko ich grupie
narodowej, nawet jeżeli przedstawiali je zgodnie z do-
minującymi tendencjami artystycznymi. Widoczne jest
to w twórczości malarzy, rzeźbiarzy i grafików żydow-
skich, chętnie odwołujących się do specyficznego świa-
ta małych, zdominowanych przez Żydów miasteczek
(sztetł), dzielnic i ulic żydowskich w dużych ośrodkach
miejskich lub wątków starotestamentowych, np. Hen-
ryka Berlewi, Wilhelma Wachtla, Artura Markowicza.
Oryginalnością wyróżniał się Artur Szyk, który co
prawda większość życia spędził poza granicami Polski,
ale czuł się z nią silnie związany. Sławę przyniosły mu
ilustracje do tekstów biblijnych, a zwłaszcza do Statutu
kaliskiego z 1264 r., choć nie stronił też od ukazywania
wydarzeń współczesnych. Podkreślaniu odrębności na-
rodowych służyło także powoływanie własnych stowa-
rzyszeń twórczych, takich jak Jung Jidysz (1919-1921),
Jung Wilne (1929-1939), warszawskie Żydowskie To-
warzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych (1923-1939)
i krakowskie Zrzeszenie Żydowskich Artystów Mala-
rzy i Rzeźbiarzy (1931-1939).
Podobne tendencje ujawniały się w środowisku
ukraińskim, w którym największe znaczenie miały gru-
py twórcze działające we Lwowie, m.in. utworzone
w 1921 r. Koło Artystów Sztuki Ukraińskiej i założone
dziesięć lat później Towarzystwo Niezależnych Ukra-
ińskich Artystów (ANUM), a także istniejące w War-
szawie Koło „Spokij” (1927-1939), grupujące malarzy
wywodzących się z emigracji petlurowskiej. Ośrodki te
wydawały własne pisma, a także — co było istotniejsze
— organizowały wystawy malarskie. Do grona wybit-
niejszych twórców z nimi związanych należeli m.in.
Petro Chołodnyj (starszy) — hołdujący kierunkowi im-
presjonistycznemu, a znany zwłaszcza jako autor ikon,
ikonostasów i witraży ozdabiających liczne cerkwie
w Małopolsce Wschodniej, Pawło Kowżun — współ-
autor polichromii w wielu cerkwiach, bardziej znany
jako grafik i projektant plakatów, Leon Perfecki —
koncentrujący zainteresowania wokół dziejów koza-
czyzny i stosunkowo świeżych walk toczonych przez
petlurowców, bardzo wszechstronna portrecistka i pej-
zażystka Olena Kulczycka — autorka m.in. cyklu obra-
zów „Huculszczyzna”. Jednym z najbardziej znaczą-
cych przedstawicieli środowiska ukraińskiego w War-
szawie był Petro Chołodnyj (młodszy), etatowy pra-
cownik tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. W gronie
malarzy wyróżniali się także Ołeksa No- wakiwski —
konsekwentnie kontynuujący tradycje secesyjne, Iwan
Trusz — współorganizator Towarzystwa Przyjaciół
Ukraińskiej Literatury, Nauki i Sztuki, autor pejzaży
oraz portretów (m.in. Iwana Franki oraz Mykoły Ły-
senki) i Leon Getz — malarz i grafik, współzałożyciel
ANUM.
10. SPORT
Teatr, film i radio miały licznych zwolenników, dla
których były one źródłem zarówno wzniosłych przeżyć,
jak i relaksu. Bez wątpienia jednak najbardziej masową
formą dostarczania rozrywki i emocji był sport, i to nie
tylko w wymiarze czynnym (bezpośredniego uczestnic-
twa), ale przede wszystkim biernym (poprzez kibico-
wanie imprezom sportowym). O randze i popularności
sportu świadczyło również to, że w odniesieniu do
wszystkich chyba uprawianych wówczas dyscyplin
można było dostrzec stałą tendencję rosnącą, niezależ-
ną od koniunktury ekonomicznej i niechęci niektórych
zachowawczych środowisk, a liczba obiektów sporto-
wych oraz klubów i ich członków zwiększała się nawet
w latach wielkiego kryzysu.
Odzyskanie niepodległości wpłynęło ożywczo na
rozwój sportu, a przede wszystkim pozwoliło na scale-
nie doświadczeń wypracowanych w poszczególnych
zaborach. W punkcie startu sytuacja najkorzystniej
kształtowała się, podobnie jak w wielu innych dziedzi-
nach, na terenie Galicji, w której organizacje sportowe
rozwijały się w zasadzie bez przeszkód. Tutaj od po-
czątku wieku działały także kluby wywierające duży
wpływ na życie sportowe całego międzywojnia —
Czarni Lwów (1903), Wisła i Cracovia Kraków (oba
założone w 1906 r.), Pogoń Lwów (1907). Tu także
wcześniej jeszcze pojawiły się inicjatywy zmierzające
do upowszechnienia zasad nowoczesnego systemu ćwi-
czeń fizycznych. Wynikiem tego było powstanie we
Lwowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”
(1867), które do wybuchu I wojny światowej odno-
towało duże osiągnięcia w upowszechnianiu wszelkie-
go rozwoju ćwiczeń fizycznych, zwłaszcza gimnastyki,
jeździectwa, szermierki, wioślarstwa i kolarstwa. Z je-
go inicjatywy i ze zgromadzonych przez nie środków
finansowych powstało też wiele obiektów sportowych
(tzw. domów „Sokoła”) w znacznej części miast gali-
cyjskich. Wysiłki te wspierał tzw. Park Jordana w Kra-
kowie (1889), który wprowadził do polskiej kultury fi-
zycznej piłkę nożną, i wzorowane na nim lwowskie
Towarzystwo Zabaw Ruchowych (1906). Poważne by-
ły także dokonania w zaborze pruskim, także dzięki za-
legalizowanej tam działalności „Sokoła”. Najgorzej
wyglądała sytuacja w zaborze rosyjskim, w którym
przed 1914 r. nie zarejestrowano żadnej polskiej orga-
nizacji sportowej o charakterze ogólnym i np. Towa-
rzystwo Gimnastyczne „Sokół” było w związku z tym
zmuszone do działalności półlegalnej. Mogły powsta-
wać natomiast organizacje o zasięgu lokalnym, niepod-
kreślające w swych nazwach polskiego charakteru, np.
Łódzki Klub Sportowy (ŁKS, 1909).
Polskie związki sportowe – stan z 1938 r.
Nazwa związku Rok powstania Liczba
Klubów, sekcjiczłonków w tys.
Automobilklub Polski 1920 18 5,0
Polski Związek Atletyczny 1925 56 1,8
Bokserski 1923 145 8,0
Hokeja na Lodzie 1925 93 2,5
Hokeja na Trawie 1926 9 0,5
Jeździecki 1928 29 5,5
Kajakowy 1930 143 2,3
Lekkoatletyczny 1919 238 8,9
Łuczniczy 1927 200 6,0
Łyżwiarski 1921 38 2,1
Motocyklowy 1926 62 3,0
Narciarski 1919 270 23,5
Piłki Nożnej 1919 943 124,4
Piłki Ręcznej” 1928 338 13,4
Pływacki 1922 97 5,5
Sportu Głuchoniemych 1927 8 0,3
Strzelectwa Sportowego 1933 1130 22,6
Szermierczy 1922 39 1,1
Tenisowy (Lawn-Tenisowy) 1921 97 2,7
Tenisa Stołowego 1931 157 4,3
Towarzystw Gimnastycznych 1919 832 30,0
„Sokół”
Towarzystw Kolarskich 1920 153 7,4
Towarzystw Wioślarskich 1919 66 8,1
Żeglarski 1924 27 5,3
Razem 5188 2942,0
W 1919 r. powstały pierwsze ogólnokrajowe Pol-
skie Związki grupujące np. piłkarzy, narciarzy, lekkoat-
letów i wioślarzy. W następnych latach organizowali
się sportowcy innych dyscyplin. Do 1939 r. organizacji
takich powstało ponad dwadzieścia. Od 1922 r. związki
te podlegały jednej wspólnej centrali — Związkowi
Polskich Związków Sportowych. Dokładniejsze dane
o liczebności związków i ich charakterze zamieszczono
powyżej.
Zawodnicy zrzeszeni w wymienionych związkach
kształtowali oblicze polskiego sportu. Organizacje te
urządzały coroczne zawody sportowe, podczas których
wyłaniano najlepsze drużyny w kraju. Ich przedstawi-
ciele reprezentowali także Polskę na arenach międzyna-
rodowych. Najpopularniejszy i najliczniejszy był Polski
Związek Piłki Nożnej (PZPN). Już w momencie po-
wstania (1919) akces do niego zgłosiło ponad trzydzie-
ści klubów, a liczba ta, jak wynika z tabeli, znacznie się
później powiększyła. Od początku lat 20. PZPN był
pełnoprawnym członkiem Międzynarodowej Federacji
Piłki Nożnej (FIFA). Piłkarze najwcześniej wypraco-
wali metody cieszących się olbrzymią popularnością
rozgrywek o mistrzostwo Polski. Pierwsze zakończyły
się zwycięstwem Cracovii (1921), która tryumfowała
także kilkakrotnie i później (1930, 1932, 1937), a w la-
tach następnych zwycięstwo najczęściej przypadało
lwowskiej Pogoni (1922-1926), krakowskiej Wiśle
(1927-1928) i chorzowskiemu Ruchowi (1933-1936,
1938). Piłkarze jako pierwsi pojawili się także na sta-
dionach zagranicznych — w 1921 r. w Budapeszcie
(przegrana 1:0) i w Sztokholmie (zwycięstwo 2:1). Tuż
po nich wystąpili jeźdźcy, którzy w 1923 r. na presti-
żowych międzynarodowych zawodach o Puchar Naro-
dów w Nicei zajęli drugie miejsce.
W świecie sportowym największym prestiżem cie-
szyły się oczywiście rozgrywki olimpijskie. Polski
Komitet Igrzysk Olimpijskich (od 1926 Polski Komitet
Olimpijski), zrzeszający związki oraz instytucje i orga-
nizacje sportowe, powstał już w roku 1919, a rok póź-
niej przystąpił do Międzynarodowego Komitetu Olim-
pijskiego, w którym Polskę reprezentowali Kazimierz
ks. Lubomirski, płk Ignacy Matuszewski i gen. Stani-
sław Rouppert. Zawodnicy polscy pojawili się po raz
pierwszy na stadionach olimpijskich w 1924 r. podczas
Tygodnia Sportów Zimowych w Chamonix, uznanych
ex post za I Olimpiadę Zimową, nie odnieśli jednak
wówczas sukcesów. Bardziej udane były występy na
olimpiadzie zimowej w Lake Placid (USA, 1932),
gdzie hokeiści zajęli czwarte miejsce, i kolejnej,
w Garmisch-Partenkirchen (Niemcy, 1936), z piątym
miejscem Stanisława Marusarza w skokach narciar-
skich. Lepiej wiodło się sportowcom na letnich igrzy-
skach. Z Paryża (1924) przywieziono pierwsze dwa
medale olimpijskie — srebrny za kolarski wyścig dru-
żynowy na dystansie 4 tys. m oraz brązowy, zdobyty
przez Adama Królikiewicza (jeździectwo) w indywidu-
alnym konkursie skoków. Najpomyślniejsze, przynaj-
mniej pod względem prestiżowym, były igrzyska w
Amsterdamie (1928) i Los Angeles (1932), w czasie
których Polakom przypadły m.in. trzy złote medale —
Halinie Konopackiej w rzucie dyskiem (1928), Janu-
szowi Kusocińskiemu w biegu na 10 km (1932) i Stani-
sławie Walasiewiczównie w biegu na 100 m (1932). Na
ostatnich przedwojennych igrzyskach w Berlinie naj-
lepsze wyniki (srebrne medale) osiągnęła ponownie
S. Walasiewiczówna, a także Jadwiga Wajsówna (rzut
dyskiem) i drużyna jeźdźców we wszechstronnym kon-
kursie konia wierzchowego. W sumie w okresie mię-
dzywojennym Polacy zdobyli dwadzieścia medali
olimpijskich oraz siedem, w tym dwa złote — Kazi-
mierz Wierzyński w dziale poezji (1928) i Józef Klu-
kowski w dziale rzeźby (1932) — na towarzyszących
olimpiadom konkursach sztuki. Odnotowywali również
Uczące się sukcesy na mistrzostwach świata (35 me-
dali, w tym 13 złotych) i mistrzostwach Europy (51
medali, w tym 9 złotych). Dali się także poznać w dzie-
dzinach dopiero się rozwijających, takich jak zawody
samolotów turystycznych (Challenge), organizowane
przez Międzynarodową Federację Samolotową, w któ-
rych dwukrotnie zdobyli pierwsze miejsce na maszy-
nach rodzimej produkcji — w roku 1932 w Berlinie
Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura, a w 1934
w Warszawie Jerzy Bajan z Gustawem Pokrzywką.
Związki sportowe przyczyniały się do populary-
zowania sportu, ale w jego umasowieniu bez wątpienia
ważniejszą rolę odegrała szkoła i różnego rodzaju or-
ganizacje, dążące do podniesienia ogólnej kultury fi-
zycznej. Jeszcze u schyłku I wojny światowej (20-22
IX 1918) odbył się w Warszawie I Zjazd Polskich Sto-
warzyszeń Sportowych i Gimnastycznych, podczas któ-
rego podkreślano znaczenie rozwoju fizycznego mło-
dzieży. Ten punkt widzenia podzielił Ogólnopolski
Zjazd Nauczycieli (14-17 IV 1919), który, nawiązując
do idei zapoczątkowanych w polskim szkolnictwie już
przez Komisję Edukacji Narodowej, uznał, że wycho-
wanie fizyczne jest równie ważne jak rozwój umysłowy
ucznia. Zostało ono następnie wprowadzone do obo-
wiązującego kanonu zajęć szkolnych. Gorzej było z re-
alizacją tego założenia ze względu na brak sal gimna-
stycznych i odpowiednio przygotowanych nauczycieli,
ale w ciągu całego okresu międzywojennego następo-
wała poprawa także i na tych polach. W znacznej części
dawniejszych szkół i we wszystkich nowo wznoszo-
nych pojawiły się pomieszczenia umożliwiające pro-
wadzenie zajęć gimnastycznych. Braki kadrowe z wol-
na wypełniali absolwenci zakładanych uczelni sporto-
wych. W 1919 r. powstała Katedra Higieny Szkolnej
i Wychowania Fizycznego przy Wydziale Filozoficz-
nym Uniwersytetu Poznańskiego, która stała się za-
czątkiem (1924) samodzielnego Studium Wychowania
Fizycznego przy Wydziale Lekarskim. U progu niepod-
ległości w Poznaniu powstała także Centralna Szkoła
Wojskowa Gimnastyki i Sportów (występowała pod
różnymi nazwami), a w Warszawie Państwowe Kursy
Wychowania Fizycznego, przekształcone następnie
w Państwowy Instytut Wychowania Fizycznego. Z po-
łączenia obu ośrodków (1929) narodził się Centralny
Instytut Wychowania Fizycznego z siedzibą w War-
szawie. W 1938 r. uzyskał on pełne prawa akademickie
i istniał jako uczelnia wojskowa — Akademia Wycho-
wania Fizycznego Marszałka Józefa Piłsudskiego.
W Krakowie, nawiązując jeszcze do galicyjskich trady-
cji, uruchomiono w 1927 r. Studium Wychowania Fi-
zycznego przy Uniwersytecie Jagiellońskim. Wszystkie
te ośrodki kształciły nauczycieli gimnastyki, instrukto-
rów sportowych i organizatorów zajęć fizycznych na
potrzeby wojska, szkolnictwa i organizacji społecz-
nych.
Bardzo istotna dla rozwoju kultury fizycznej była
działalność różnego rodzaju organizacji albo o wyraź-
nym obliczu sportowym, albo znacznie częściej spo-
łecznych, ale uwzględniających w swych statutowych
celach także różne formy ćwiczeń fizycznych. Do nich
zaliczyć należy np. Akademicki Związek Sportowy, za-
łożony w Krakowie w roku 1908, który po odzyskaniu
niepodległości objął swym zasięgiem wszystkie ośrodki
uczelniane w kraju. Położył on duże zasługi na polu
popularyzowania niektórych dyscyplin sportowych, np.
tenisa, narciarstwa, taternictwa, pływania, żeglarstwa
(Akademicki Związek Morski), a także propagowania
sportów kobiecych. Był on także organizatorem pierw-
szych Akademickich Mistrzostw Świata w Warszawie
(1924). Upowszechnianiem kultury fizycznej zajmowa-
ło się nadal Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „So-
kół”, które w 1919 r. utworzyło wspólną centralę
w Warszawie. Choć jego rola z wolna malała w wyniku
pojawienia się mecenatu państwa i wyspecjalizowa-
nych organizacji, ale mimo to jeszcze w połowie lat 30.
organizacja ta skupiała nadal kilkadziesiąt tysięcy
członków. Propagowanie turystyki, także ochrony przy-
rody i zabytków, nadal znajdowało się w gestii Pol-
skiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towa-
rzystwa Krajoznawczego, dzięki którym powiększyła
się np. liczba schronisk. Różne formy aktywności fi-
zycznej były znaczącą częścią działalności Związku
Harcerstwa Polskiego. Jego reprezentacja na zawodach
zorganizowanych z okazji II Międzynarodowego Zlotu
Skautowego (Jamboree) w Kopenhadze w 1924 r. zaję-
ła liczące się piąte miejsce (na 33 drużyny). Duże za-
sługi na polu wychowania fizycznego odnotowało kato-
lickie Zjednoczenie Młodzieży Polskiej (ok. 130-150
tys. członków), które co prawda koncentrowało się na
działalności moralno-wychowawczej, ale równocześnie
masowo zakładało koła gier ruchowych, którymi objęto
dużą część podopiecznych. Bardziej elitarny charakter
(ok. 10 tys. członków w 1939 r.) miał Chrześcijański
Związek Młodzieży Męskiej (YMCA), posiadający od-
działy w wielu miastach. Z jego inicjatywy powstało
kilka nowoczesnych obiektów sportowych z salami do
gier i krytymi pływalniami. Za pośrednictwem YMCA
rozpowszechniła się w Polsce koszykówka i siatkówka.
Założone w 1933 r. Towarzystwo Krzewienia Kultury
Fizycznej Kobiet koncentrowało się na działaniu
w środowisku kobiet pracujących.
Rozwój sportu bardzo mocno popierała armia, ży-
wo zainteresowana w uzyskiwaniu dobrego materiału
żołnierskiego. Stąd też ludzi w mundurach można było
spotkać zarówno wśród zawodników (niektóre dyscy-
pliny, np. jeździectwo, zostały niemal w całości opa-
nowane przez wojskowych), jak i — jeszcze częściej
— wśród działaczy i organizatorów sportowych. Oni
kierowali np. Związkiem Polskich Związków Sporto-
wych (Juliusz Ulrych), Polskim Komitetem Olimpij-
skim (Kazimierz Glabisz) i reprezentowali Polskę
w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim (Ignacy
Matuszewski, Stanisław Rouppert), a także kontrolowa-
li wychowanie fizyczne z ramienia Ministerstwa Wy-
znań Religijnych i Oświecenia Publicznego (Walerian
Sikorski). Pod szczególną opieką wojska znajdowały
się organizacje koncentrujące się na dyscyplinach przy-
datnych w służbie żołnierskiej. Do nich należał np.
Związek Strzelecki, nawiązujący nazwą do swego po-
przednika sprzed I wojny światowej. W jego działalno-
ści na czoło wybijały się strzelectwo, łucznictwo, spły-
wy kajakowe, a zwłaszcza marsze przełajowe, organi-
zowane w wielu częściach kraju. Szczególną renomę
zdobył sobie zapoczątkowany w 1924 r. i kontynuowa-
ny do wybuchu wojny marsz szlakiem Pierwszej Kom-
panii Kadrowej na trasie Kraków-Kielce. Równie popu-
larny był marsz na trasie Sulejówek-Warszawa, a póź-
niej marsz szlakiem II Brygady Legionów w Karpatach.
Z punktu widzenia wojska istotna była także Liga
Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (którą przez
większość okresu międzywojennego kierował gen. Le-
on Berbecki), propagująca m.in. rozwój lotnictwa spor-
towego, a zwłaszcza szybownictwa i rozbudowę zaple-
cza technicznego dla tej dziedziny sportu. Dzięki wy-
siłkom Ligi powstało np. kilka lotnisk sportowych. Po-
dobną rolę spełniała Liga Morska i Kolonialna, popie-
rająca rozwój sportów wodnych, m.in. spływów kaja-
kowych i żeglarstwa morskiego, a także modelarstwa.
W latach 30. najpoważniejsza rola w rozpowszechnia-
niu sportów obronnych przypadła wspomnianemu Pań-
stwowemu Urzędowi Wychowania Fizycznego i Przy-
sposobienia Wojskowego, kierowanemu kolejno przez
płk. Władysława Kilińskiego, płk. J. Ulrycha i gen. Ka-
zimierza Sawickiego. Widomym symbolem popierania
kultury fizycznej przez ówczesne władze było ustano-
wienie w 1930 r. Państwowej Odznaki Sportowej, którą
rokrocznie, po spełnieniu regulaminowych warunków,
zdobywało od kilkudziesięciu do ponad 200 tys. osób.
Działalność sportowa była także bardzo popularna
wśród mniejszości narodowych (głównie żydowskiej,
ukraińskiej, niemieckiej), które powoływały własne
stowarzyszenia i kluby sportowe. Możliwości ich dzia-
łania były na ogół mniejsze niż analogicznych organi-
zacji polskich, co wynikało po części z faktu, że
w mniejszym stopniu mogły liczyć na pomoc ze strony
władz państwowych i utrzymywały się głównie ze
składek członkowskich i dotacji zamożniejszych orga-
nizacji społecznych lub politycznych, z którymi bardzo
często były powiązane.
Największym dorobkiem mogli poszczycić się Ży-
dzi, zakładający kluby we wszystkich swych większych
skupiskach, choć inicjatywy takie niejednokrotnie spo-
tykały się z silnym przeciwdziałaniem środowisk orto-
doksyjnych, a nawet zdarzały się wypadki, co prawda
sporadyczne, rzucania klątwy przez rabinów na mło-
dzież uprawiającą ćwiczenia fizyczne w sobotę. Dzia-
łalność sportowa popierana była natomiast bez zastrze-
żeń przez ugrupowania syjonistyczne, zgodnie z hasłem
rzuconym na przełomie wieków przez jednego z ich
najwybitniejszych działaczy tego nurtu — Maxa Nor-
daua — budowania „muskularnego judaizmu”. Przed I
wojną światową sport żydowski rozwijał się najprężniej
w autonomicznej Galicji, a po 1918 r. objął szybko te-
rytorium całego państwa. Większość powiązanych z sy-
jonistami klubów przyjmowała tę samą nazwę „Maka-
bi” (Młot), nawiązującą do Judy Machabeusza, przy-
wódcy powstania żydowskiego w II w. p.n.e. W 1921 r.
powstał Wszechświatowy Związek Żydowskich Towa-
rzystw Gimnastyczno-Sportowych „Makabi” (WZM),
skupiający kluby i związki krajowe, w tym także roz-
proszone z Polski. Dopiero prawie dziesięć lat później
(1930) powstał Oddział Polski WZM, który w połowie
lat 30. skupiał ok. 250 klubów z ponad 30 tys. zawod-
ników. Wśród nich pod względem masowości,
a zwłaszcza liczby sekcji wybijały się na czoło krakow-
ski i warszawski. Kluby polskie uczestniczyły i odnosi-
ły sukcesy w makabiadach — igrzyskach sportowych
organizowanych od 1932 r. przez centralę światową.
Najlepiej wypadła reprezentacja z Polski na I letniej
makabiadzie w Palestynie, w której zajęła pierwsze
miejsce. Staraniem Polskiego Oddziału zorganizowano
I zimową makabiadę w Zakopanem (1933), także za-
kończoną zwycięstwem polskich drużyn. Poza syjoni-
styczną „Makabi” istniało także wiele zespołów znajdu-
jących się pod wpływami partii robotniczych — „Bun-
du” i obu odłamów „Poalej Syjon”. Posiadały one
wspólną centralę — Związek Robotniczych Stowarzy-
szeń Sportowych Rzeczypospolitej Polskiej, do którego
należało ok. 6 tys. osób. Sportowcy żydowscy odnieśli
wiele liczących się sukcesów w zawodach ogólnopol-
skich i mistrzostwach Europy.
Znacznie słabiej przedstawiało się życie sportowe
mniejszości niemieckiej, skoncentrowane w ramach
różnorakich towarzystw — gimnastycznych, ko-
larskich, wioślarskich, pływackich, kręglarskich, pił-
karskich itd. Od 1927 r. posiadały one wspólną centralę
— Związek Niemieckich Towarzystw Gimnastycznych
w Polsce, skupiający na początku lat 30. ponad 7 tys.
zawodników w 53 oddziałach. Podobnie jak w wypad-
ku mniejszości żydowskiej powstawały także kluby
i zespoły w środowiskach robotniczych. Ich wspólną
centralą był Robotniczy Związek Gimnastyczny i Spor-
towy w Polsce.
W specyficznych formach rozwijała się aktywność
mniejszości ukraińskiej. Obok klubów czysto sporto-
wych, skoncentrowanych w utworzonym w 1924 r. we
Lwowie Ukraińskim Związku Sportowym, duże zna-
czenie miały organizacje łączące szerzenie kultury fi-
zycznej z celami wychowawczymi, społecznymi i po-
głębianiem świadomości narodowej. Szczególną rolę na
tym polu odegrały towarzystwa „Sokił”, „Piast”
i „Łuh”. Najdłuższą historię miało Ukraińskie Towa-
rzystwo Gimnastyczne „Sokił”, założone w 1894 r. we
Lwowie. Tam też znajdowała się jego centrala („Sokił-
Bat'ko”), której podlegały drużyny gimnastyczne po-
wstające w miastach oraz gimnastyczno-pożarnicze na
wsi. Te ostatnie występowały pod nazwą „Sokił” lub
„Sicz”. W dwudziestoleciu międzywojennym jego dzia-
łalność została, ze względu na stanowisko władz pol-
skich, ograniczona w zasadzie jedynie do terenów Ma-
łopolski Wschodniej. Po okresie względnie pomyślnego
rozwoju w latach 20. (w 1929 r. 486 placówek tereno-
wych) jego znaczenie zaczęło spadać, do czego głównie
przyczyniły się utrudnienia wynikające z przepisów
ustawy o stowarzyszeniach z 1933 r. Tuż przed wybu-
chem wojny istniało już tylko ok. 300 placówek z 35
tys. członków. Organizacja przyczyniła się do rozwoju
niektórych dziedzin sportu (m.in. gimnastyki, lekkoat-
letyki, boksu i koszykówki). Z jej inicjatywy powstał
wspomniany Ukraiński Związek Sportowy, zlikwido-
wany administracyjnie w 1937 r. Bardzo prężnie rozwi-
jający się Ukraiński Związek Skautowy „Płast” był or-
ganizacją o charakterze zbliżonym do polskiego harcer-
stwa. W jego ramach utworzono także np. odpowiedni-
ki gromad zuchowych i kręgów starszoharcerskich. Na
początku lat 20. jego drużyny funkcjonowały we
wszystkich ukraińskich szkołach średnich w Małopol-
sce Wschodniej i przy większości kół „Proswity” na
Wołyniu. W 1930 r. istniało 10 okręgów (chorągwi) ze
118 kureniami (hufcami), do których należało ponad 6
tys. członków. Jednym z głównych kierunków aktyw-
ności było rozwijanie działalności sportowej, a ponadto
kultywowanie tradycji i szerzenie ukraińskiej świado-
mości narodowej. Od początku też „Płast” znajdował
się pod silnym wpływem skrajnych organizacji nacjo-
nalistycznych — początkowo UWO, a następnie OUN
— i to właśnie było powodem, że władze polskie trak-
towały go wyjątkowo podejrzliwie i drogą zarządzeń
administracyjnych zabroniły mu działalności najpierw
w szkołach państwowych (1924), potem na Wołyniu
(1928), a w końcu zlikwidowały całą organizację
(1930). W latach następnych „Płast” kontynuował dzia-
łalność częściowo w konspiracji, a częściowo pod przy-
krywką legalnych stowarzyszeń, np. Ukraińskiego Hi-
gienicznego Towarzystwa. Powstałe w 1925 r. Towa-
rzystwo Gimnastyczno-Sportowe „Łuh” koncentrowało
się, podobnie jak rozwiązane rok wcześniej drużyny
„Siczy”, na niesieniu pomocy ludności w razie pożaru.
Wymagało to podnoszenia sprawności fizycznej człon-
ków, czemu służyły różnorakie zajęcia sportowe, przy
czym równolegle do nich rozwijano paramilitarne for-
my szkolenia, łącznie z musztrą i nauką strzelania. Ze
względu na spełniane funkcje „Łuh” był tolerowany
przez władze polskie, choć równocześnie starały się
one rozciągnąć nad nim ściślejszą kontrolę, co zreali-
zowały w 1932 r., podporządkowując go Radzie Wy-
chowania Fizycznego. W przededniu wojny organizacja
posiadała 805 oddziałów terenowych i ok. 50 tys.
członków oraz dysponowała własnymi obiektami spor-
towymi, np. strzelnicą i stadionem we Lwowie.
Wydaje się, że podziały narodowościowe, aczkol-
wiek istotne, nie odgrywały aż tak dużej roli w sporcie
jak w innych dziedzinach życia. Wszystkie zarejestro-
wane kluby mogły uczestniczyć np. w ogólnopolskich
rozgrywkach i korzystały z tego prawa. Wiele z nich
wchodziło także w skład ogólnopolskich związków.
Najszerzej proces ten wystąpił w stowarzyszeniach ży-
dowskich, np. rodząca się centrala „Makabi” (1930) po-
leciła swym sekcjom przyłączanie się do odpowiednich
polskich związków sportowych, a jej zawodnicy repre-
zentowali Polskę w wielu rozgrywkach międzynarodo-
wych. Pod koniec międzywojnia dużą popularnością
cieszył się Szapseł Rotholc — bokserski mistrz Polski
wagi muszej, wstawiony m.in. spektakularnym zwy-
cięstwem nad zawodnikiem niemieckim we Wrocławiu
w 1938 r. Bardziej wstrzemięźliwi byli pod tym wzglę-
dem Ukraińcy i Niemcy, choć także niektóre kluby
ukraińskie (Ukraina, San, Protom) zdecydowały się
w 1928 r. na zgłoszenie akcesu do Polskiego Związku
Piłki Nożnej. Znani piłkarze niemieccy (np. Ernst Wi-
limowski i Friedrich Scherfke) niejednokrotnie wystę-
powali w barwach polskich na spotkaniach międzyna-
rodowych.
Międzywojnie było okresem szybkiego i wszech-
stronnego rozwoju sportu na ziemiach polskich, szcze-
gólnie intensywnego w drugiej połowie lat 30. Według
ostatnich znanych danych z 1938 r. w Polsce było zare-
jestrowanych, poza wojskowymi i szkolnymi, prawie
8200 stowarzyszeń sportowych, skupiających bez mała
470 tys. osób. W tym samym czasie liczba trenujących
zawodników wynosiła ponad 300 tys. (w tym 60 tys.
kobiet). Znacząco powiększyło się także w tym okresie
zaplecze techniczne. Po odzyskaniu niepodległości wy-
budowano dziesiątki nowych, nowoczesnych i zazwy-
czaj interesujących pod względem architektonicznym
obiektów sportowych — stadionów, pływalni, kortów
tenisowych, schronisk turystycznych itd.
VII. DYLEMATY POLITYKI ZAGRANICZNEJ II
RZECZYPOSPOLITEJ
Pozycję Polski na arenie międzynarodowej okre-
ślały m.in. jej wewnętrzne osiągnięcia, zwłaszcza na
polu polityki gospodarczej i rozwiązywania skom-
plikowanych kwestii narodowościowych. Jej znaczenie
i atrakcyjność dla partnerów z zewnątrz wzrastały pro-
porcjonalnie do osiąganej w wewnętrznych stosunkach
stabilizacji ekonomicznej i politycznej. Bez wątpienia
istotna była także umiejętność wynajdywania przez lu-
dzi kierujących państwem odpowiednich, stosownie do
aktualnych i długofalowych potrzeb, sojuszników i za-
wierania z nimi korzystnych z polskiego punktu widze-
nia porozumień.
Na forum międzynarodowym, gdy zakończyły się
walki o kształt terytorialny państwa, naturalne stało się
dążenie Polski do tego, aby respektowane były posta-
nowienia zawartych wcześniej międzynarodowych
układów, z traktatem wersalskim i statutem Ligi Naro-
dów na czele. Na tym też polu dyplomacja polska oka-
zała się wyjątkowo aktywna. Równie naturalne było
dążenie do podjęcia bliższej współpracy z „wrogami
naszych nieprzyjaciół”, to znaczy z państwami na rów-
ni z Polską zagrożonymi przez ZSRR i Niemcy. Z tego
też wynikało zbliżenie z Francją i Rumunią.
Na kierunki polskiej polityki zagranicznej wywie-
rały wpływ nie tylko wydarzenia o szerszym zasięgu
międzynarodowym, ale także ludzie decydujący o lo-
sach państwa. Z tego punktu widzenia można przyjąć,
że przez większość okresu międzywojennego, niezależ-
nie od często zmieniających się ministrów, faktycznie
decydował o niej J. Piłsudski — najpierw jako naczel-
nik państwa (1918-1922), a następnie, nieformalnie, ja-
ko generalny inspektor sił zbrojnych (1926-1935), to
znaczy oficer odpowiedzialny za przygotowania obron-
ne państwa. Jego linia polityczna była kontynuowana
także w latach następnych, do czasu wybuchu wojny.
Oceniając blaski i cienie polskiej polityki zagra-
nicznej w okresie międzywojennym, należy także pa-
miętać, że II Rzeczpospolita, niezależnie od oficjalnie
propagowanej mocarstwowości, co zresztą wówczas
oznaczało przede wszystkim możliwość prowadzenia
polityki zgodnej z własnymi interesami, nigdy nie była
równorzędnym partnerem dla wielkich mocarstw, które
— począwszy od konferencji pokojowej w Paryżu, po-
przez odpowiadającą ich interesom konstrukcję władz
Ligi Narodów — zagwarantowały sobie decydujący
głos przy podejmowaniu wszelkich istotnych rozstrzy-
gnięć, nie zawsze licząc się z żywotnymi interesami
państw mniejszych. Polska nigdy też nie miała decydu-
jącego czy współdecydującego wpływu na postanowie-
nia o globalnym znaczeniu. Mogła natomiast być, i czę-
sto była, m.in. dla Francji, wygodnym argumentem
w rozgrywkach między wielkimi mocarstwami.
1. W POSZUKIWANIU MIEJSCA W WERSALSKIEJ EURO-
PIE (1918-1926)

Polska weszła do grona państw liczących się na


arenie międzynarodowej w początkach 1919 r., wraz
z oficjalnym uznaniem przez wielkie mocarstwa jej
suwerenności i niepodległości, a rządu I. Paderewskie-
go za jedyny legalny ośrodek władzy. Najwcześniej de-
klarację taką złożyły Stany Zjednoczone Ameryki (30 I
1919), a niecały miesiąc później także Francja (23 II
1919), Wielka Brytania (25 II 1919) i Włochy (27 II
1919). W pierwszych latach niepodległości wysiłki
Polski w polityce zewnętrznej koncentrowały się prze-
de wszystkim na działaniach zmierzających do uzyska-
nia najkorzystniejszych z polskiego punktu widzenia
granic, nawiązania stosunków dyplomatycznych i han-
dlowych, zapewnienia sobie pomocy materiałowej dla
formowanej armii i dyplomatycznej w rozstrzyganiu
niektórych kwestii spornych.
Walka o ukształtowanie zasięgu terytorialnego ro-
dzącego się państwa doprowadziła, jak już wspomina-
no, do mniejszych lub większych konfliktów ze
wszystkimi prawie, poza Łotwą i Rumunią, sąsiadami.
Po zakończeniu walk o granice podstawowym zada-
niem polskiej polityki zagranicznej było dążenie do
utrzymania zawartych dotychczas porozumień między-
narodowych gwarantujących trwałość terytorialną pań-
stwa, do ukształtowania poprawnych stosunków ze
wszystkimi sąsiadami oraz pogłębienia współpracy
i zawarcia układów sojuszniczych z państwami mają-
cymi wspólne interesy z Polską, to znaczy w pierwszej
kolejności na równi z nią narażonymi na rewizjoni-
styczne działania ze strony graniczących z nimi krajów.
Nie ulegało wątpliwości, że najpoważniejsze zagroże-
nie dla Polski stwarzali jej najwięksi sąsiedzi, to jest
Niemcy i ZSRR, z którymi łączyły ją ponadto najdłuż-
sze granice. W wypadku Niemiec niebezpieczeństwo
było wynikiem występującej od początku w Republice
Weimarskiej tendencji do generalnego negowania ca-
łości postanowień narzuconego im „dyktatu” wersal-
skiego, na mocy którego m.in. utraciły na wschodzie
Wielkopolskę, Pomorze oraz część Śląska, czego nigdy
nie zaakceptowały. ZSRR nie tylko negował — jako
podjęte bez jego obecności — wszystkie ustalenia kon-
ferencji pokojowej w Paryżu, ale także, mimo formal-
nego wyrażenia zgody w traktacie ryskim na pozosta-
wienie w Polsce obszarów ze znacznym odsetkiem lud-
ności białoruskiej i ukraińskiej, stanął na stanowisku,
że było to ustępstwo wymuszone, gdyż ziemie owe
powinny należeć do wchodzących w skład ZSRR od-
powiednich republik związkowych (białoruskiej i ukra-
ińskiej). Od początku też w odniesieniu do tychże tery-
toriów używał w swej propagandzie określeń Zachod-
nia Białoruś i Zachodnia Ukraina, co podkreślały po-
nadto swymi nazwami działające tam autonomiczne
sekcje KPRP (KPP).
W zaistniałej sytuacji Polska musiała przywiązy-
wać dużą wagę do możliwie najlepszego ułożenia sto-
sunków ze wszystkimi państwami stojącymi na straży
ładu wersalskiego bądź z takimi, które odczuwały po-
dobne jak ona zagrożenie, to jest obawiającą się Nie-
miec Francją lub chcącą uniknąć aneksji ze strony
ZSRR Rumunią oraz państwami bałtyckimi. Starano się
także polepszyć stosunki z Czechosłowacją i bez po-
wodzenia czyniono wysiłki, aby nie dopuścić do zbli-
żenia niemiecko-radzieckiego, które musiałoby przy-
brać jednoznacznie antypolski charakter.
Możliwości bliższej i korzystnej współpracy
z Wielką Brytanią, mimo że była ona formalnie gwa-
rantem nowego ładu europejskiego, były niezbyt duże,
gdyż kraj ten od początku ustosunkował się do Polski
raczej niechętnie, a ponadto kwestionował zasadność
przyznania jej ziem należących uprzednio do Niemiec.
Znacznie bardziej obiecująco wyglądała możliwość do-
brego ukształtowania stosunków polsko-francuskich.
W Polsce pamiętano o pomocy ze strony Francji
w końcowej fazie I wojny światowej (Błękitna Armia),
w czasie konferencji pokojowej i plebiscytów (działal-
ność J. Cambona i gen. H. Le Ronda) oraz wojny pol-
sko-bolszewickiej (misja gen. M. Weyganda). Najistot-
niejszy był jednak fakt, że oba państwa łączyło wspólne
poczucie zagrożenia ze strony Niemiec, a ponadto
Francja tradycyjnie dążyła do posiadania sojusznika za
ich wschodnią granicą. Doprowadziło to do stosunko-
wo szybkiego zawarcia układu wojskowego oraz poro-
zumień politycznych i handlowych między oboma kra-
jami. Układ sojuszniczy, normujący zasady współpracy
na wypadek konfliktu zbrojnego, został sprecyzowany
podczas pobytu delegacji polskiej (Józef Piłsudski, Eu-
stachy Sapieha i gen. Kazimierz Sosnkowski) w Pary-
żu, a podpisano go 19 II 1921. W dołączonej doń tajnej
konwencji wojskowej z 21 II 1921 oba państwa gwa-
rantowały sobie udzielenie pomocy militarnej wszyst-
kimi posiadanymi siłami przede wszystkim w wypadku
agresji niemieckiej. W ewentualnym konflikcie polsko-
radzieckim Francja miała zapewnić Polsce głównie
bezpieczeństwo od strony niemieckiej, a dopiero w na-
stępnej kolejności udzielić jej pomocy, zwłaszcza mate-
riałowej. Dalsze punkty przewidywały udzielenie Pol-
sce pożyczki (400 mln franków), częściowo „w mate-
riale z nadwyżek z demobilu francuskiego”, przezna-
czonej przede wszystkim na zreorganizowanie armii
polskiej według francuskich wzorów. Zgodnie z dodat-
kowymi ustaleniami układ wszedł w życie dopiero rok
później (6 II 1922), tzn. po podpisaniu niezbyt korzyst-
nej dla Polski umowy handlowej i gospodarczej.
Niebezpieczeństwo rewizjonizmu niemieckiego
doprowadziło do porozumienia z Francją, a efektem
wspólnego poczucia zagrożenia ze strony wschodniego
sąsiada było zawarcie dwa tygodnie później (3 III
1921) przymierza obronnego (układu sojuszniczego)
z Rumunią, z którą przyjazne kontakty łączyły Polskę
już od wiosny 1919 r., to jest od chwili otrzymania z jej
strony wsparcia zbrojnego w walce z ZURL. Najważ-
niejszy punkt tego układu, o charakterze wybitnie de-
fensywnym, przewidywał udzielenie sobie przez oba
państwa pomocy zbrojnej w wypadku niesprowokowa-
nej z ich strony agresji radzieckiej. Co prawda poten-
cjał militarny Rumunii nie był imponujący, ale mimo to
strona polska przykładała do porozumienia dużą wagę.
Widomym znakiem tego stanowiska była m.in. wizyta
J. Piłsudskiego w tym kraju w 1922 r. oraz rewizyta
rumuńskiej pary królewskiej w 1923 r. Trzy lata póź-
niej, w marcu 1926 r., sojusz został odnowiony, chociaż
jego zawarcie i podtrzymywanie komplikowało stosun-
ki między Polską a ZSRR.
Znacznie mniejsze rezultaty odnotowano, mimo
wielokrotnie od 1920 r. podejmowanych wysiłków,
w kwestii ustalenia wspólnej linii politycznej i współ-
pracy wojskowej z państwami północno-wschodnimi,
podobnie jak Polska, poza Litwą, graniczącymi z ZSRR
i podobnie jak ona odczuwającymi niebezpieczeństwo
płynące z tego sąsiedztwa. Zgodnie z koncepcjami
J. Piłsudskiego ich możliwości działania i poczucie
bezpieczeństwa zwiększyłoby powstanie tzw. Związku
Bałtyckiego, obejmującego ściśle ze sobą współpracu-
jące na różnych polach Finlandię, Estonię, Łotwę, Li-
twę i Polskę. Realizacja tego pomysłu już w punkcie
wyjścia rozbijała się o ostry i niemożliwy do rozwiąza-
nia spór polsko-litewski o Wilno i Wileńszczyznę,
w związku z którym oba państwa nie utrzymywały ze
sobą nawet stosunków dyplomatycznych, co auto-
matycznie uniemożliwiało współdziałanie. Nie był to
jedyny problem, i dlatego wielokrotnie podejmowane
rozmowy, nawet bez udziału Litwy, także nie przy-
nosiły rezultatu, mimo że czasami porozumienie wy-
dawało się bliskie. Na przykład w czasie spotkania
w Warszawie w marcu 1922 r. podpisano umowę poli-
tyczną przewidującą pokojowe rozstrzyganie sporów
między sygnatariuszami, niezawieranie układów bez-
pośrednio lub pośrednio skierowanych przeciwko sobie
(oznaczało to izolację Litwy), zobowiązanie do zacho-
wania w wypadku niesprowokowanej agresji na któreś
z nich życzliwej postawy wobec ofiary napadu i posza-
nowania zawartych do tego czasu przez nie umów mię-
dzynarodowych. Umowa nie została jednak ratyfiko-
wana przez Finlandię i tym samym nie weszła w życie.
Wydaje się, że fiasko polskich zabiegów na tym obsza-
rze wynikało m.in. z obawy potencjalnych partnerów
przed zdominowaniem ich przez Polskę oraz z chęci
zachowania neutralności na wypadek najbardziej praw-
dopodobnego konfliktu Polski z ZSRR lub Niemcami.
Nie bez znaczenia były także powiązania handlowe
krajów bałtyckich, zwłaszcza Estonii i Łotwy, z ZSRR.
Równie niewielkie efekty przyniosły starania, in-
spirowane i wspierane przez Francję, niezależnie od
identycznych dążeń dyplomatów polskich, zmierzające
do bliższego porozumienia z Czechosłowacją. Na prze-
szkodzie stanęły bowiem nie tylko uprzedzenia związa-
ne z zajęciem przez nią terenów, na których dominowa-
ła ludność polska (Śląsk Zaolziański), ale także ogólne
postrzeganie problemów europejskich przez oba pań-
stwa. Czechosłowacja w przeciwieństwie do Polski nie
obawiała się np. odwetu ze strony Niemiec, których
kosztem przyłączyła do swego państwa jedynie nie-
wielki tzw. Kraj Hulczyński. Była natomiast przekona-
na, że wcześniej czy później to Polska stanie się pierw-
szym obiektem rewizjonistycznej polityki niemieckiej.
Sama posiadała co prawda w swych granicach kilkumi-
lionową mniejszość niemiecką, uzyskała ją jednak
w spadku po rozpadzie Austrii, która była zbyt słaba,
aby stanowić realne zagrożenie, a traktaty z Wersalu
i Saint Germain wykluczały możliwość jej połączenia
z Niemcami. To także z punktu widzenia Pragi prze-
mawiało przeciwko bliższym związkom z Polską. Ta-
kie stanowisko politycy czescy, nawet wbrew poglą-
dom sfer wojskowych, podtrzymywali do drugiej po-
łowy lat 30. Oba państwa różnił też stosunek do ZSRR,
z którym Czechosłowacja nie miała spornych proble-
mów terytorialnych, natomiast dążyła, w imię ciągle
żywych tendencji panslawistycznych, do utrzymywania
z nim bliższej współpracy. Zastrzeżenia strony polskiej,
poza drażliwymi kwestiami granicznymi i stosunkiem
do ZSRR, budziło dodatkowo m.in. popieranie od 1918
r. przez władze praskie antypolskich, nacjonalistycz-
nych organizacji ukraińskich. Oba państwa dzielił rów-
nież stosunek do Węgier, wrogo traktowanych przez
Czechosłowację, przyjaźnie zaś przez Polskę. Z tych
też powodów wynegocjowany pod koniec 1921 r. układ
regulujący wzajemne stosunki nie był z punktu widze-
nia bezpieczeństwa Polski zbyt korzystny. Na skutek
sprzeciwu Pragi zabrakło w nim np. sformułowania
przewidującego wspólną zbrojną akcję obronną przed
Niemcami. Gwarantował on natomiast obu państwom
m.in. ich aktualny terytorialny stan posiadania (co
oznaczało ze strony polskiej wyrzeczenie się roszczeń
do utraconych obszarów), miał zapewniać życzliwą
neutralność w razie zaatakowania któregoś z nich przez
państwo trzecie i zgodę na korzystny dla napadniętego
tranzyt materiałów wojennych przez terytorium sąsiada.
Zyskiem płynącym z takiego porozumienia byłoby za-
przestanie przez Czechosłowację popierania irredenty
ukraińskiej w Polsce w zamian za rezygnację Polski ze
wspierania niepodległościowych dążeń Słowaków. Pol-
ska zobowiązywała się także do respektowania ukła-
dów zawartych przez południowego partnera w ramach
tzw. Małej Ententy (porozumienia Czechosłowacji,
Rumunii oraz Królestwa Serbów, Chorwatów i Sło-
weńców, czyli rodzącej się Jugosławii), wymierzonej
przede wszystkim przeciwko Węgrom. Wszelkie ogól-
ne postanowienia i szczegóły ustalone w dodatkowych
konwencjach i tak nie miały, jak się okazało, większego
znaczenia, gdyż układ nie wszedł w życie. Odrzuciły go
zarówno sejm polski, jak i większość opinii publicznej
w Czechosłowacji, skądinąd posługując się dokładnie
tym samym argumentem, że zaciągnięte zobowiązania
poszły zbyt daleko. Tam uważano, że nadmiernie ogra-
niczają one suwerenność państwa i możliwości jego
działania na arenie międzynarodowej, a w Polsce (jak
twierdzili m.in. socjaliści), że postanowienia akceptują
brutalną czechizację środowisk robotniczych za Olzą.
Sytuacja nie zmieniła się nawet w okresie rokowań lo-
karneńskich, podczas których oba państwa zostały po-
traktowane poniżej ich oczekiwań (żadne nie uczestni-
czyło w ustalaniu podejmowanych decyzji), ani też
w epoce polokarneńskiej, gdyż Czechosłowacja nadal
była przekonana, że jej problemy będą rozstrzygane
inaczej niż polskie.
Nie przyniosły także większych rezultatów wysiłki
dyplomacji polskiej zmierzające do zapobieżenia naj-
groźniejszemu dla Polski współdziałaniu jej najwięk-
szych i najbardziej nieprzychylnych sąsiadów, to zna-
czy Niemiec i Rosji Radzieckiej. Oba państwa zbliżała
wrogość do Polski i negatywny stosunek do traktatu
wersalskiego. Była to wystarczająca platforma porozu-
mienia, które zaczęło się zarysowywać już w 1920 r.
w czasie wojny polsko-bolszewickiej, a formalnie zo-
stało sfinalizowane 16 IV 1922 w Rapallo. Niemcy
i Rosja nawiązały wówczas stosunki dyplomatyczne,
zrzekły się wzajemnych pretensji finansowych i przy-
znały sobie klauzulę najwyższego uprzywilejowania
w wymianie handlowej. Zapoczątkowało to także ko-
rzystną dla Niemiec kilkuletnią ścisłą współpracę na
polu wojskowym, w tym możliwość prowadzenia do-
świadczeń z zakresu nowych broni, których nie wolno
im było posiadać. Mogli je jednak testować na sowiec-
kich poligonach, znajdujących się poza wszelką mię-
dzynarodową kontrolą. Rosji natomiast współpraca ta
zapewniała istotny dla całej gospodarki napływ nowo-
czesnych technologii. Nic więc dziwnego, że w War-
szawie porozumienie to uznano „za najgorszą konstela-
cję, jaka się w dziejach Polski może zdarzyć”. Ustale-
nia z Rapallo zostały następnie potwierdzone i rozsze-
rzone układem berlińskim z 24 IV 1926.
Nie była to jedyna oznaka pogarszania się między-
narodowego położenia Polski. W połowie lat 20. wy-
raźnie osłabł także sojusz z Francją, która dążyła prze-
de wszystkim do zagwarantowania bezpieczeństwa
swym wschodnim granicom. Początkowo zamierzała to
uzyskać, budując system własnych sojuszy i bez-
względnie egzekwując zobowiązania traktatowe. Temu
m.in. służyły zawierane przez nią w pierwszych latach
po wojnie układy sojusznicze z Polską i Czechosłowa-
cją oraz twarda linia polityki wobec Niemiec, której
ukoronowaniem było zbrojne zajęcie Zagłębia Ruhry
(1923). To ostatnie posunięcie, choć bardzo kosztowne,
nie przyniosło spodziewanych rezultatów i Francja mu-
siała się po roku z tego terenu wycofać. Korzystniejsze
wydawało się szukanie rozwiązań kompromisowych, za
którymi opowiadał się także nowy minister spraw za-
granicznych Republiki Weimarskiej Gustav Strese-
mann, podkreślający, że jego celem, w przeciwieństwie
do poprzedników, było likwidowanie zadrażnień i wy-
pracowanie poprawnych stosunków z państwami za-
chodnimi, m.in. poprzez deklarowanie chęci wypełnia-
nia przez Niemcy postanowień traktatowych. W Paryżu
z dużym zadowoleniem przyjęto np. jego propozycję
załagodzenia konfliktów, to znaczy gotowość do dobro-
wolnego, nie zaś wymuszonego uznania nowej granicy
niemiecko-francuskiej, a więc zrzeczenia się praw do
Alzacji i Lotaryngii, a także chęć zapewnienia między-
narodowych gwarancji istniejącemu stanowi. Podjęte
rokowania zaowocowały porozumieniami lokarneń-
skimi, parafowanymi 16 X 1925, a podpisanymi 1 XII
1925 w Londynie przez Francję, Niemcy, Belgię, Wiel-
ką Brytanię i Włochy. Najważniejsze z nich, tzw. pakt
reński, podkreślało nienaruszalność istniejącej granicy
Niemiec z Francją i Belgią oraz utrzymanie zdemilita-
ryzowanej strefy nad Renem. W wypadku złamania po-
rozumienia przez którąś ze stron sygnatariusze paktu
zobowiązani zostali do udzielenia ofierze agresji na-
tychmiastowej zbrojnej pomocy, nawet bez stosownej
decyzji Ligi Narodów. Zabiegi Polski, której nie do-
puszczono zresztą do rozmów, o rozciągnięcie iden-
tycznych gwarancji na granicę polsko-niemiecką nie
zostały uwzględnione. W ten sposób wprowadzano
niebezpieczne zróżnicowanie granic niemieckich na
niezmienne i nienaruszalne zachodnie oraz wschodnie,
w stosunku do których milcząco uznawano możliwość
dokonania rewizji. Oznaczało to nie tylko istotne pod-
ważenie traktatu wersalskiego, ale także osłabienie so-
juszu z Francją. Co prawda tego samego dnia podpisała
ona z Polską traktat gwarancyjny przewidujący pospie-
szenie jej z pomocą w wypadku ataku niemieckiego,
nie miało to jednak, jak zakładano we wcześniejszych
ustaleniach, nastąpić automatycznie, ale uzależnione
zostało od stanowiska Rady Ligi Narodów, w której
Polska nie była wówczas reprezentowana. Jeszcze
mniejsze znaczenie miał podpisany wówczas polsko-
niemiecki traktat arbitrażowy, który nie dotyczył kwe-
stii terytorialnych i nie został objęty gwarancjami mo-
carstw.
Pakt reński nie był jedyną korzyścią odniesioną
przez Niemcy w Locarno. Mocarstwa zobowiązały się
również do poparcia ich starań o przyjęcie do Ligi Na-
rodów i zapewnienie im stałego miejsca w jej Radzie,
co ostatecznie nastąpiło we wrześniu 1926 r. Była to
kolejna porażka Polski, która od dłuższego czasu bez-
skutecznie zabiegała o uzyskanie takiego miejsca.
Pewną, ale mniej prestiżową rekompensatą było przy-
znanie jej w tym czasie w Radzie tzw. miejsca półstałe-
go (z prawem ponownego wyboru przez Zgromadzenie
Ogólne Ligi Narodów po upływie trzyletniej kadencji).
Reelekcja nie napotykała w następnych latach prze-
szkód i dzięki temu przedstawiciel Rzeczypospolitej
zasiadał w Radzie Ligi Narodów do 1938 r., to znaczy
do momentu, w którym Polska, coraz bardziej rozcza-
rowana tą instytucją, przestała o ponowny wybór za-
biegać.
Zapoczątkowana w Locarno polityka ustępstw wo-
bec Niemiec trwała w latach następnych i budziła coraz
większe zaniepokojenie Polski. Pod koniec 1926 r.
wielkie mocarstwa zdecydowały się na zlikwidowanie
stałej Sojuszniczej Komisji Kontroli, nadzorującej roz-
brojenie Republiki Weimarskiej. Latem 1930 r., cztery
i pół roku przed przewidzianym terminem, zakończono
okupację Nadrenii. W tym też czasie ze zrozumieniem
zaczęto odnosić się do zgłaszanych przez Niemcy po-
stulatów przyznania im równouprawnienia w zakresie
zbrojeń.
Narastające poczucie zagrożenia ze strony Niemiec
spowodowało natomiast podjęcie działań mających na
celu zmniejszenie napięć polsko-radzieckich. Podpisa-
nie traktatu ryskiego nie zlikwidowało bowiem wszyst-
kich problemów, a nawiązanie stosunków dyploma-
tycznych i podjęcie bliższej współpracy napotykało
różnorakie przeszkody. We wzajemnych stosunkach
przeważały nieufność i podejrzenia. Wynikały one
m.in. ze sporów interpretacyjnych towarzyszących rea-
lizacji ustaleń pokojowych, np. podczas wytyczania
granicy w terenie, zawieraniu układu o repatriacji, dzia-
łalności przewidzianych traktatem komisji mieszanych
itd., przy czym obie strony zarzucały sobie złą wolę.
Nie poprawiało sytuacji ani tolerowanie przez Polskę
na swym terytorium antysowieckich organizacji, ani też
formowanie w ZSRR oddziałów dywersyjnych prze-
rzucanych do Polski i represje władz radzieckich wobec
polskiego duchowieństwa. Stosunki zakłócił także
układ niemiecko-radziecki z Rapallo, traktowany przez
Polskę z uzasadnioną podejrzliwością. Strona radziecka
nie przyjęła do wiadomości natomiast postanowienia
Konferencji Ambasadorów o uznaniu wschodniej gra-
nicy Polski (1923), zwłaszcza w punkcie odnoszącym
się do Małopolski Wschodniej. Wzajemne relacje były
więc dalekie od doskonałych, chociaż — niezależnie od
częstych oskarżeń radzieckich — Rzeczpospolita po
zawarciu traktatu ryskiego nie żywiła wobec ZSRR
agresywnych zamiarów i nie zamierzała popierać akcji,
które mogłoby przeciwko niemu podjąć inne państwo.
Mimo występujących kontrowersji i wzajemnych
podejrzeń sytuacja z wolna się normalizowała. Wyrazi-
ło się to m.in. w zwiększeniu wymiany handlowej (acz-
kolwiek w dalszym ciągu pozostawała ona na bardzo
niskim poziomie), w istotnych dla strony radzieckiej
ułatwieniach komunikacyjnych, ustaleniu trybu rozwią-
zywania zatargów granicznych, zakończeniu repatriacji
ludności polskiej itd. Wszystko to nie oznaczało jednak
przełomu w stosunkach, gdyż dla ZSRR o wiele waż-
niejsza była współpraca z Niemcami. Wysiłki podejmo-
wane przez stronę polską, dążącą do zawarcia porozu-
mienia w celu zlikwidowania wszelkich kwestii spor-
nych, zakończyły się fiaskiem, podobnie jak wymiana
poglądów na temat paktu o nieagresji. ZSRR godził się
na podpisanie takiego układu, ale tylko z Polską, pod-
czas gdy ta starała się o jego rozszerzenie na inne pań-
stwa, przede wszystkim Rumunię i kraje bałtyckie.
Wydaje się też, że obie strony prowadzone rozmowy
traktowały po części jako grę obliczoną na wzmocnie-
nie swych pozycji w stosunkach z innymi państwami.
Symboliczną poniekąd wymowę miał fakt, że radziecki
ludowy komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Czi-
czerin, we wrześniu 1925 r. bardzo uroczyście podej-
mowany w Warszawie, bawił w polskiej stolicy prze-
jazdem, po drodze do Berlina. Możliwości porozumie-
nia dodatkowo osłabiło odnowienie wiosną 1926 r. so-
juszu polsko-rumuńskiego i podpisanie w kwietniu tego
roku niemiecko-radzieckiego układu, rozszerzającego
zakres współpracy obu naszych sąsiadów.
Pierwsza polowa lat 20. minęła pod znakiem prób
realizowania koncepcji polityki zagranicznej prezento-
wanych przez J. Piłsudskiego (1918-1922) oraz mini-
stra Aleksandra Skrzyńskiego (1922-1923, 1924-1926),
generalnie kończyła się jednak niezbyt pomyślnie. Nie
udało się w tym okresie doprowadzić do uregulowania
stosunków z większością najbliższych sąsiadów
(Niemcy, ZSRR, Litwa, Czechosłowacja), a relacje
z częścią z nich uległy nawet zaostrzeniu — np. z Li-
twą, a zwłaszcza z Niemcami, które latem 1925 r. roz-
poczęły z Polską wieloletnią formalną wojnę gospodar-
czą (celną), obliczoną na załamanie ekonomiczne pań-
stwa polskiego. Nie potrafiono też zapobiec niezwykle
groźnemu dla Polski nawiązaniu wieloaspektowej i bli-
skiej współpracy niemiecko-radzieckiej. W końcowym
okresie uległ ponadto ewidentnemu osłabieniu, nie
z winy polskich dyplomatów, niezwykle istotny dla
bezpieczeństwa państwa sojusz polsko-francuski. Te
niekorzystne zmiany w układzie międzynarodowym
mogły być i były wykorzystywane w wewnętrznej wal-
ce o władzę w kraju. Bardzo łatwo było bowiem prze-
ciwstawiać osiągnięcia z początku lat 20. (m.in. zawar-
cie sojuszów z Francją i Rumunią), kiedy państwem
kierował J. Piłsudski, niepowodzeniom ostatnich lat, w
których bezpieczeństwo, zwłaszcza zachodnich granic
Polski, w związku z nową orientacją polityki francu-
skiej (Locarno) i dopiero co rozpoczętą wojną go-
spodarczą z Niemcami (1925-1934), stanęło pod zna-
kiem zapytania.
2. POLITYKA ZAGRANICZNA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
(1926-1935)
Po zamachu majowym zasadnicze kierunki pol-
skiej polityki zagranicznej, ponownie podporządkowa-
nej J. Piłsudskiemu, nie uległy znaczącym zmianom.
Pewnym novum była tylko próba ożywienia kontaktów
i zbliżenia z Wielką Brytanią, od czasów Locarno naj-
bardziej znaczącym czynnikiem w polityce europej-
skiej. Skądinąd zabiegi te część polityków i historyków
uznawała za argument, że to Anglia doprowadziła do
zamachu stanu w Polsce, a nawet go sfinansowała.
Czasami także odczytywano je, prawdopodobnie zgod-
nie z rzeczywistymi intencjami, jako chęć znalezienia
przeciwwagi dla dominujących dotychczas wpływów
francuskich. Generalnie polityka polska nabrała jednak
większej stabilności, gdyż ponownie znalazła się cał-
kowicie w rękach J. Piłsudskiego, który do końca życia
podejmował najważniejsze decyzje w tym zakresie.
Swoistą oznaką trwałości tej linii politycznej był także
fakt, że w ciągu 13 lat, które upłynęły od zamachu do
wybuchu wojny, mimo często zmieniających się gabi-
netów, funkcję ministra spraw zagranicznych pełniło
tylko dwóch polityków. Od przewrotu w 1926 r. do
1932 r. tekę tę piastował związany z piłsudczykami
August Zaleski, wychowanek London School of Eco-
nomics and Political Science (sympatyzujący następnie
w latach wojny z najbliższą Piłsudskiemu tzw. lewicą
niepodległościową), dobrze znający mentalność polity-
ków zachodnich i dlatego uznany za najlepszego kan-
dydata. W 1932 r. jego obowiązki przejął długo przygo-
towywany przez J. Piłsudskiego do tych zadań płk Jó-
zef Beck, jako były oficer I Brygady Legionów po-
wszechnie uważany za wyraziciela koncepcji Pierw-
szego Marszałka także wówczas, gdy go zabrakło.
W kontaktach międzynarodowych był on mniej „układ-
ny” niż jego poprzednik i niejednokrotnie, zresztą w
pełni świadomie, wyrażał swe poglądy i opinie w spo-
sób odbiegający od powszechnie obowiązujących reguł
dyplomatycznych.
Faktyczne założenia polityki J. Piłsudskiego spro-
wadzały się do chęci utrzymania poprawnych kontak-
tów z największymi sąsiadami, to jest Niemcami oraz
ZSRR, i publicznego głoszenia opinii, które miały
spowodować przekonanie ich, że Polska nie zamierza
wiązać się z jednym z tych państw przeciwko drugie-
mu. Było to szczególnie istotne w wypadku ZSRR, któ-
ry przejęcie władzy w Polsce przez piłsudczyków —
pamiętając ich poprzednie nastawienie, a zwłaszcza
tzw. ideę prometejską, zmierzającą do rozbicia Rosji na
państwa narodowe poprzez wykorzystanie odśrodko-
wych tendencji — odebrał jako bezpośrednie zagroże-
nie swoich interesów. W rzeczywistości koncepcje te,
jako nierealne, nie były już wówczas przez czynnik de-
cydujący (J. Piłsudskiego) nadmiernie forsowane
i przypominano je najczęściej jako interesujący przed-
miot teoretycznych studiów wyspecjalizowanych orga-
nów wojskowo-politycznych. Nowy decydent zmierzał
natomiast do podtrzymania, jako gwarancji bezpieczeń-
stwa Polski i pokoju europejskiego, układów sojuszni-
czych z Rumunią i Francją. Ta druga po Locarno sys-
tematycznie starała się o rozluźnienie i zminimalizowa-
nie swych zobowiązań, choć, w dobrze pojętym wła-
snym interesie, nie dążyła do zerwania traktatów. Nie
można pominąć faktu, że Piłsudski niechętnie i z nieuf-
nością odnosił się — uznając je za niezbyt skuteczne,
bo ograniczone najróżniejszymi zastrzeżeniami — do
wszelkich instytucji międzynarodowych, łącznie z Ligą
Narodów, oraz do zbiorowych układów mających gwa-
rantować pokój. Zdecydowanie większą wagę przywią-
zywał do bardziej realnych zobowiązań bilateralnych
(dwustronnych) — jako pewniejszych i łatwiejszych do
wyegzekwowania. Na tej drodze dążył także do roz-
wiązania problemów istniejących od wielu lat lub do-
piero się pojawiających.
W pierwszych latach rządów nowej ekipy najbar-
dziej spektakularny charakter, choć z punktu widzenia
kwestii ogólnopolskich marginalny, miało wystąpienie
J. Piłsudskiego na forum Ligi Narodów w grudniu 1927
r., związane z naprężonymi stosunkami polsko-
litewskimi. Litwa, jak już wspomniano, nie uznawała
przyłączenia Wileńszczyzny do Polski, a jej punkt wi-
dzenia podzielał m.in. ZSRR. Oba te państwa we wrze-
śniu 1926 r. podpisały układ o nieagresji i neutralności,
potwierdzający także dokonane między nimi w 1920 r.
ustalenia terytorialne. Po zamachu stanu na Litwie (16
na 17 XII 1926) i objęciu tam rządów przez siły nacjo-
nalistyczne, z Antanasem Smetoną (prezydentem)
i Augustinasem Voldemarasem (premierem) na czele,
nastąpił gwałtowny, w znacznym stopniu sterowany,
wzrost nastrojów antypolskich. Najwyraźniej odbiło się
to na położeniu licznej polskiej mniejszości w tym kra-
ju (zamykanie szkół, likwidacja czasopism i organiza-
cji), co siłą rzeczy wywołało podjęcie przez rząd polski
działań odwetowych wobec mniejszości litewskiej we
własnym państwie oraz popieranie środowisk opozy-
cyjnych, najczęściej propolskich, na Litwie. Doprowa-
dziło to do zaognienia stosunków, a nawet złożenia
przez rząd kowieński, stojący na stanowisku, że znajdu-
je się w stanie wojny z Polską, formalnej skargi do Ligi
Narodów o przygotowywanie przez polską stronę agre-
sji, choć w rzeczywistości takich zamiarów ona z pew-
nością nie miała. Do decydującego starcia doszło 10
XII 1927 na specjalnie zwołanym w tym celu tajnym
posiedzeniu Rady Ligi, na którym pojawił się J. Piłsud-
ski i zażądał kategorycznie od premiera litewskiego
jednoznacznej deklaracji, czy między oboma państwa-
mi istnieje stan pokoju, czy wojny. Premier Voldema-
ras — zgodnie z wcześniejszymi, nieoficjalnymi usta-
leniami — opowiedział się za pokojem. Starcie, choć
zakończyło się ostatecznie przyjęciem jedynie niezo-
bowiązującej rezolucji Rady Ligi Narodów, podkreśla-
jącej konieczność pokojowego regulowania napięć
między oboma państwami w drodze dwustronnych per-
traktacji, było powszechnie, zarówno w opinii między-
narodowej, jak i w propagandzie polskiej, uznawane za
sukces strony polskiej, a zwłaszcza Piłsudskiego.
W rzeczywistości nie było to osiągnięcie zbyt wielkie,
gdyż nie doprowadzono np. do nawiązania stosunków
dyplomatycznych.
Jeszcze mniej szczęścia miała Polska przy próbach
przeforsowania w Lidze Narodów własnych koncepcji
politycznych, mających ugruntować zasady pokojowe,
choć ówczesny polski minister spraw zagranicznych
przywiązywał do tego duże znaczenie. Zgłoszony z ini-
cjatywy A. Zaleskiego projekt rezolucji wykluczającej
w ogóle wojnę jako narzędzie rozstrzygania problemów
międzynarodowych spotkał się z niechętnym przyję-
ciem wielkich mocarstw. Po długich debatach zaakcep-
towano go, ale w formie wręcz karykaturalnej, bo nie-
odbiegającej od istniejącego już zapisu statutowego Li-
gi, to jest potępienia wojny napastniczej. Co prawda
sama koncepcja nie została zarzucona i stała się pod-
stawą zawartego 27 VIII 1928 z inicjatywy USA
i Francji paktu Brianda-Kelloga (zwanego też dlatego
czasami paktem Brianda-Kelloga-Zaleskiego), odrzuca-
jącego wojnę jako metodę rozwiązywania konfliktów,
ale także niewykluczającego prowadzenia działań ewi-
dentnie obronnych. Do porozumienia przystąpiło osta-
tecznie przed wybuchem wojny ponad 70 państw. Pol-
ska została sygnatariuszem zarówno tego paktu, jak
i — wraz z ZSRR, Estonią, Łotwą i Rumunią — jego
mutacji dla Europy Wschodniej, to znaczy tzw. proto-
kołu Litwinowa (9 II 1929), przewidującego, że na tym
terenie podjęte ustalenia wejdą w życie niezależnie od
przedłużającej się procedury ratyfikacji właściwego
paktu przez wszystkich jego uczestników. Przyczyniło
się to do osłabienia napięć w stosunkach polsko-
radzieckich, aczkolwiek należy podkreślić, że oba do-
kumenty miały jedynie charakter deklaratywny.
Znaczenie międzynarodowych porozumień mają-
cych zapobiegać wojnie nie było w rzeczywistości zbyt
duże, podobnie jak i propagowanej w tym czasie tzw.
idei rozbrojenia moralnego, mającej kształtować pacy-
fistyczne nastroje społeczeństw. Bez wątpienia bardziej
istotny był natomiast coraz wyraźniejszy niedowład Li-
gi Narodów, teoretycznie strzegącej światowego poko-
ju. Z tego też względu kierujący polską polityką zagra-
niczną J. Piłsudski coraz większą wagę przykładał do
porozumień lokalnych, dwustronnych, mających na ce-
lu jeżeli już nie definitywne rozwiązanie występujących
sprzeczności, to przynajmniej załagodzenie ich choćby
na kilka lat. W pierwszej kolejności oznaczało to ko-
nieczność unormowania sytuacji z dwoma najgroźniej-
szymi sąsiadami — ZSRR i Niemcami. Sprawa stawała
się tym pilniejsza, że sojusz polsko-francuski ulegał
dalszej erozji. Francja — po zapadnięciu decyzji
o przedterminowym zakończeniu okupacji Nadrenii —
postanowiła mimo posiadania gwarancji lokarneńskich
przystąpić w styczniu 1930 r. do budowy na granicy
z Niemcami systemu umocnień, tzw. Linii Maginota.
Było oczywiste, że oznacza to kolejne osłabienie ukła-
du sojuszniczego, gdyż powszechnie zdawano sobie
sprawę z tego, że nie po to olbrzymim wysiłkiem finan-
sowym rozbudowuje się system obronny, aby prowa-
dzić działalność ofensywną. W tym samym czasie
Francuzi odrzucili też zarówno propozycję zlokalizo-
wania w Polsce części swoich składów wojskowych,
które mogłyby zostać wykorzystane przez armię polską
w razie wojny, jak i starania rządu polskiego o uzyska-
nie poważniejszej pożyczki na cele zbrojeniowe. Ostat-
nia odmowa była tym dotkliwsza, że taką właśnie for-
mę pomocy przyznano Czechosłowacji.
Wszystko to zmuszało Polskę do zintensyfikowa-
nia wysiłków zmierzających do załatwienia swych naji-
stotniejszych problemów sąsiedzkich. Najszybciej do-
szło do uregulowania stosunków z ZSRR, tym bardziej
że Moskwa z obawą obserwowała wzrost znaczenia
zdecydowanie antykomunistycznego ruchu hitlerow-
skiego w Niemczech, a ponadto była zaniepokojona na-
rastającą ekspansją Japonii (m.in. zajęciem Mandżurii
jesienią 1931), coraz wyraźniej zagrażającą zasięgowi
jej wpływów na Dalekim Wschodzie. W tych okolicz-
nościach unormowanie sytuacji na zachodnich grani-
cach zaczynało nabierać istotnego znaczenia i polska
inicjatywa zagwarantowania spokoju we wzajemnych
stosunkach spotkała się z bardzo przychylnym przyję-
ciem. Przyspieszyło to sfinalizowanie ciągnących się
od wielu lat rozmów. W styczniu 1932 r. parafowano,
a 25 lipca tego roku podpisano w Moskwie polsko-
radziecki pakt o nieagresji. Zgodnie z przyjętymi usta-
leniami oba państwa wyrzekały się na trzy lata używa-
nia siły w rozwiązywaniu kwestii spornych, zobowią-
zywały nie przystępować do żadnych porozumień skie-
rowanych przeciwko drugiej stronie, a na wypadek zaa-
takowania ich przez inne państwo do nieudzielania po-
mocy agresorowi. Podobne porozumienia zawarł ZSRR
z krajami bałtyckimi. Mimo wysiłków Polski nie udało
się doprowadzić do podpisania układu radziecko-
rumuńskiego, gdyż Rumunia domagała się zamieszcze-
nia w nim punktu gwarantującego jej prawa do zajętej
Besarabii. Swoistym uzupełnieniem paktu i wcześniej-
szego protokołu Litwinowa było podpisanie na począt-
ku lipca 1933 r. w Londynie przez ZSRR i jego sąsia-
dów, w tym także Polskę i Rumunię, konwencji precy-
zującej pojęcia „agresora” i „agresji”. Za działania
kwalifikujące się jako „napaść” uznawano nie tylko
formalne wypowiedzenie wojny, ale także najazd
zbrojny bez wypowiedzenia wojny, popieranie strony,
która wojnę wypowiedziała lub wspieranie akcji dy-
wersyjno-partyzanckich prowadzonych na terytorium
innego państwa. Tak zdefiniowanej agresji, zgodnie
z konwencją, nie mogły usprawiedliwić żadne prze-
słanki natury ideologicznej, politycznej, wojskowej czy
gospodarczej.
Efektem zawarcia paktu o nieagresji było wyraźne
ocieplenie w stosunkach polsko-radzieckich, przejawia-
jące się m.in. w przyjaznych, choć niemających więk-
szego praktycznego znaczenia gestach, takich jak np.
przekazanie stronie radzieckiej biblioteczki i rękopisów
Lenina, odziedziczonych przez Polskę po sądowych
władzach austriackich, czy dostarczenie przez Moskwę
materiałów archiwalnych dotyczących konspiracyjnej
działalności i uwięzienia J. Piłsudskiego. Większy cię-
żar gatunkowy miał fakt, że oba państwa — z różnych
powodów — zdecydowanie wystąpiły także przeciwko
włoskiej koncepcji tzw. paktu czterech (1933), zgodnie
z którą o wszystkich problemach europejskich, w tym
także o pokojowej rewizji istniejących granic, decydo-
wałyby wspólnie Włochy, Niemcy, Francja i Wielka
Brytania. Pakt ten został podpisany, ale nie wszedł
w życie, gdyż nie został ratyfikowany przez wszystkich
sygnatariuszy.
Zbliżeniu z ZSRR towarzyszył wzrost napięć
w stosunkach polsko-niemieckich, który niejako trady-
cyjnie ujawnił się w Wolnym Mieście Gdańsku. 1 VII
1931 jego senat wypowiedział umowę o prawie pol-
skiej floty wojennej do stacjonowania w porcie gdań-
skim. Spotkało się to ze zdecydowanym sprzeciwem
Polski, którą podejrzewano nawet o wszczęcie przygo-
towań do zbrojnego zajęcia miasta. Dla podkreślenia
międzynarodowej opieki nad miastem 15 VI 1932 za-
winęły do Gdańska, na zaproszenie Wysokiego Komi-
sarza Ligi Narodów, trzy brytyjskie okręty wojenne. Na
polecenie J. Piłsudskiego do portu wpłynął wówczas
także, pełniąc honory gospodarza, kontrtorpedowiec
„Wicher”. Dowódca okrętu otrzymał równocześnie
rozkaz ostrzelania budynku senatu w przypadku jakiej-
kolwiek wrogiej demonstracji władz gdańskich wobec
polskiej bandery. Wywołało to co prawda wielkie za-
mieszanie międzynarodowe, ale Gdańsk po dwóch mie-
siącach (15 VIII 1932) odnowił umowę z Polską. Do
kolejnego incydentu doszło w następnym roku. 15 II
1933 senat wypowiedział umowę o wspólnej polsko-
gdańskiej policji portowej. W odpowiedzi Polska sa-
mowolnie zwiększyła (6 III 1933) liczebność załogi
w składnicy tranzytowej na Westerplatte o dodatkową
kompanię wojska i zarządziła koncentrację swych od-
działów na Pomorzu. Spotkało się to z potępieniem ze
strony mocarstw zachodnich i jednostka polska została
po kilku dniach wycofana, ale równocześnie przywró-
cono mieszaną policję portową. Manifestacje te miały
m.in. przekonać i Niemcy, i mocarstwa zachodnie, że
Polska nie dopuści do jakichkolwiek zmian w statusie
Wolnego Miasta i nie zgodzi się, aby jej kosztem na
nowo organizowano Europę. Oba incydenty zakończyły
się sukcesem, ale każdemu towarzyszyła gwałtowna
kampania propagandowa w Niemczech i państwach za-
chodnich, ukazująca Polskę jako państwo przejawiające
agresywne zamiary i zagrażające pokojowi. Z tym też
najprawdopodobniej związane były pojawiające się po-
głoski o przygotowaniach J. Piłsudskiego do wojny
prewencyjnej z Niemcami.
Dla Polski istotną wymowę, zwłaszcza w przypad-
ku drugiego incydentu, miało stanowisko zajmowane
przez Adolfa Hitlera, stojącego od stycznia 1933 r. na
czele niemieckiego rządu. W czasie kryzysu marcowe-
go nie zajął on jednoznacznie antypolskiej postawy.
Przyjęto to jako przejaw zmiany w polityce niemiec-
kiej, orientującej się dotychczas na współpracę z Za-
chodem i ZSRR, ale równocześnie zwróconej wyraźnie
przeciwko Polsce. Jednak nowy szef państwa niemiec-
kiego miał własną wizję polityki zagranicznej. Jego ce-
lem było obalenie całego ładu wersalskiego, a nie uzy-
skiwanie drobnych ustępstw. Prawdopodobnie już wte-
dy miał inne plany w stosunku do Polski, którą zamie-
rzał sobie w przyszłości całkowicie podporządkować.
Z tego względu eskalowanie napięcia w stosunkach
z nią uważał za niepożądane. W wypowiedziach
i oświadczeniach Hitlera z 1933 r. pobrzmiewały, z nie-
wielkimi wyjątkami, nuty pojednawcze, z podkreśla-
niem gotowości utrzymania stosunków z Polską w ra-
mach obowiązujących traktatów. Pod jego naciskiem
wyciszono hałaśliwą propagandę antypolską, a władze
gdańskie doprowadziły do wyraźnego odprężenia
w kontaktach z Rzecząpospolitą. Te koniunkturalne po-
sunięcia uważano w kręgach polskich przywódców za
istotny zwrot w polityce niemieckiej, rzekomo wynika-
jący z tego, że Hitlerowi jako Austriakowi obcy miał
być antypolonizm dominujący wśród przywódców
wywodzących się z Prus. Sądzono nawet, że przejęcie
przez niego władzy oznacza kres pruskiej dominacji
w Niemczech.
Wszystko to stało się dobrym punktem wyjścia do
podpisania 26 I 1934 w Berlinie dziesięcioletniej pol-
sko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy.
Oba państwa podkreślały chęć rozpoczęcia we wza-
jemnych stosunkach nowego okresu, w którym sprawy
sporne miały być załatwiane wyłącznie na drodze bez-
pośrednich rokowań. Zawarcie porozumienia wyciszyło
na kilka lat rewizjonistyczną propagandę w Niemczech
i Gdańsku. Znaczenie paktu o nieagresji, mimo iż nie
zawierał on, podobnie jak i układ z ZSRR, klauzuli
o niezmienności istniejących granic, było tym większe,
że kilka miesięcy wcześniej (październik 1933) Niemcy
opuściły Konferencję Rozbrojeniową i wystąpiły z Ligi
Narodów. Wzmacniał on generalnie pozycję Polski,
a mocarstwom co najmniej utrudniał kontynuowanie li-
nii politycznej, dzięki której, jej kosztem, jak np. w Lo-
carno, załatwiały swoje sprawy z Niemcami. Jego za-
warcie umożliwiło także rozwiązanie wielu innych pro-
blemów, m.in. zamknęło trwającą od 1925 r. wojnę
celną, co formalnie było istotne, choć tylko w nie-
wielkim stopniu wpłynęło na ożywienie wymiany han-
dlowej między oboma państwami. Polska nie absoluty-
zowała znaczenia paktu, nie wierzyła też święcie —
choć w podpisanym tekście nie przewidywano możli-
wości jego wcześniejszego wypowiedzenia — że rze-
czywiście będzie on w pełni przestrzegany do końca
przewidzianego dziesięcioletniego terminu. Niecałe
dwa miesiące po zawarciu układu (7 III 1934) Piłsudski
wyraził opinię, że zapewni on Polsce bezpieczeństwo
ze strony zachodniej najwyżej na cztery lata. Skądinąd
było to zbieżne z oceną sformułowaną w kwietniu tego
roku przez Benita Mussoliniego, który uznał, że już pod
koniec lat 30. powiększający się systematycznie poten-
cjał Niemiec umożliwi im rozwiązywanie problemów
z pozycji siły.
Porozumienie polsko-niemieckie, ze względu na
wcześniejszy wieloletni stan napięcia, stało się w stoli-
cach europejskich swoistą sensacją. Mimo że łagodziło
ono sytuację w jednym z najbardziej zapalnych punk-
tów Europy, nie wszędzie przyjmowano je ze zrozu-
mieniem. Z dużą rezerwą zostało potraktowane np.
w Paryżu, a z jeszcze większą w Moskwie. Dość po-
wszechnie przypuszczano, że oprócz jawnego układu
zawarto także inne, mające zacieśnić stosunki między
oboma krajami kosztem państw trzecich. Wrażenie bli-
skiej współpracy polsko-niemieckiej potęgowały m.in.
częste wizyty dygnitarzy hitlerowskich w Polsce, które
rozpoczęły się tuż po podpisaniu paktu (do 1939 r. Pol-
skę odwiedzili m.in. Joseph Goebbels, Hermann
Göring, Heinrich Himmler i Hans Frank). Strona polska
starała się w miarę swych możliwości rozwiewać poja-
wiające się obawy, zgodnie z prawdą zapewniając, że
układ dotyczy wyłącznie stosunków polsko-
niemieckich.
Jak już wspomniano, podpisanie paktu o nieagresji
z Niemcami ochłodziło wyraźnie stosunki z Paryżem,
który postrzegał go jako przejaw osłabienia polsko-
francuskiego układu sojuszniczego. Chociaż Francja,
podejmując zabiegi mające zwiększyć jej bezpieczeń-
stwo, nigdy nie liczyła się nadmiernie z interesami
swego polskiego partnera, to jednak równocześnie bar-
dzo niechętnie przyjmowała każdy przejaw jego samo-
dzielnego działania na arenie międzynarodowej. Polska
starała się zmniejszyć te zastrzeżenia, podkreślając
w prowadzonych rozmowach, że — niezależnie od za-
wartego porozumienia — gotowa jest wypełnić wszel-
kie swoje sojusznicze zobowiązania.
Dążąc do podtrzymania poprawnych stosunków
z Moskwą i zneutralizowania rodzących się tam podej-
rzeń, J. Beck zdecydował się wkrótce po podpisaniu
deklaracji z Niemcami złożyć jako pierwszy w dziejach
minister spraw zagranicznych państwa kapitalistyczne-
go oficjalną wizytę w ZSRR (13-15 II 1934), podczas
której podjęto decyzję o przedłużeniu polsko-
radzieckiego paktu o nieagresji także na 10 lat. W ślad
za podróżą Becka nastąpiły dalsze gesty, mające ozna-
czać poprawę stosunków. Wyrazem tego były np. przy-
jacielskie wizyty polskich okrętów wojennych w Le-
ningradzie i radzieckich w Gdyni oraz podniesienie do
rangi ambasad przedstawicielstw dyplomatycznych obu
krajów. Niejako dla równowagi podobny status uzyska-
ło poselstwo polskie w Berlinie i niemieckie w War-
szawie.
Pod koniec 1934 r. Polska dokonała jeszcze jedne-
go istotnego posunięcia. Po wystąpieniu Niemiec z Ligi
Narodów jej Rada podjęła starania mające na celu po-
zyskanie Związku Radzieckiego i zaproponowała mu
objęcie po nich miejsca stałego członka. Rząd polski
obawiał się, że ZSRR, podobnie jak wcześniej Niemcy,
zechce wykorzystywać tę instytucję do ingerowania
w wewnętrzne sprawy Polski, popierając w tym celu
składane w Lidze skargi kresowych mniejszości naro-
dowych. Dlatego też zdecydowano się na naruszenie
jednego z kanonów polskiej polityki, jakim było re-
spektowanie wszystkich układów kończących I wojnę
światową. 13 IX 1934 J. Beck ogłosił deklarację infor-
mującą, że Polska do czasu wprowadzenia w życie po-
wszechnego i jednolitego systemu ochrony mniejszości
narodowych nie będzie współpracowała z organizacja-
mi międzynarodowymi w kwestiach związanych z rea-
lizowaniem tzw. małego traktatu wersalskiego, to zna-
czy ze stosowaniem międzynarodowej kontroli nad
przestrzeganiem zawartych w nim przepisów. Było to
faktyczne wypowiedzenie najistotniejszego punktu
traktatu o ochronie praw mniejszości narodowych, na-
rzuconego Polsce w 1919 r. Wywołało ono silny rezo-
nans międzynarodowy, ale ostatecznie zostało przez
Zgromadzenie Ligi przyjęte do wiadomości. Decyzja ta
nie wywołała również większych sprzeciwów ze strony
zamieszkujących Polskę mniejszości narodowych.
3. OD POLITYKI RÓWNOWAGI DO KATASTROFY
WRZEŚNIOWEJ

Podpisanie dziesięcioletnich układów o nieagresji


z ZSRR i III Rzeszą zapoczątkowało prowadzenie
przez Warszawę tzw. polityki równowagi. Polegała ona
na utrzymywaniu przez Polskę równego dystansu wo-
bec swoich wielkich sąsiadów i niezawieraniu żadnych
układów politycznych, które Moskwa lub Berlin mo-
głyby potraktować jako skierowane przeciwko sobie.
To generalne założenie stało w pewnej sprzeczności
z dążeniem J. Becka do dodatkowego umocnienia po-
zycji Polski poprzez zawarcie sojuszu z Wielką Bryta-
nią, czego jednak w tym czasie nie można było zreali-
zować, gdyż Londyn był jak najdalszy od czynnego an-
gażowania się w Europie Środkowo-Wschodniej. Sła-
bością koncepcji Becka było lekceważenie faktu, że po-
lityka równowagi była możliwa tylko dzięki brakowi
woli Niemiec do porozumienia z ZSRR. Niezbyt szczę-
śliwe było także jego przeświadczenie, że antagonizm
niemiecko- -radziecki pozostanie trwałym elementem
układu międzynarodowego, a także przekonanie, iż
Polska po zamachu majowym stała się mocarstwem eu-
ropejskim i może prowadzić swą politykę zagraniczną
w pełni niezależnie, a nawet z pozycji siły.
Tymczasem Hitler dążył wyraźnie do związania
Polski z III Rzeszą układem sojuszniczym skierowa-
nym przeciwko ZSRR oraz mocarstwom zachodnim.
Już w styczniu 1935 r. bawiący w Polsce z wizytą
Hermann Göring zaproponował zawarcie tajnego ukła-
du, który ustalałby na wschodzie strefy zainteresowań
obu państw. Polsce przy tym podziale miałaby przypaść
Ukraina i ewentualnie Litwa. Spotkało się to ze zdecy-
dowaną odmową ze strony Piłsudskiego. Także w na-
stępnych latach sugestie stworzenia wspólnego bloku
antysowieckiego pojawiały się wielokrotnie i za każ-
dym razem były odrzucane, podobnie jak i propozycje
przystąpienia przez Polskę do paktu antykominternow-
skiego, który od 1936 r. łączył III Rzeszę z Japonią,
a następnie z Włochami (1937) oraz od 1939 r. z Wę-
grami, Mandżukuo i Hiszpanią. Niezależnie jednak od
tych zabiegów Hitler wielokrotnie wobec polskich dy-
plomatów wyrażał opinię o konieczności uregulowania
w przyszłości problemu Gdańska oraz przeprowadzenia
przez ziemie polskie eksterytorialnego połączenia Prus
Wschodnich z Pomorzem Szczecińskim. Dbając o po-
prawność relacji Warszawa-Berlin, starano się
w pierwszej kolejności rozwiązywać problemy istotne
dla dwustronnych stosunków. Do nich należało np.
unormowanie kwestii mniejszości narodowych w obu
państwach. Odpowiedni układ podpisano 5 XI 1937, po
wygaśnięciu konwencji górnośląskiej z 1922 r. Zgodnie
z zawartym porozumieniem sytuację Polaków w Niem-
czech i Niemców w Polsce uznano za równorzędną. Na
obie mniejszości nakładano obowiązek pełnej lojalno-
ści wobec państwa zamieszkania, ale równocześnie
obydwie układające się strony zobowiązywały się do
nieprowadzenia wobec nich polityki dyskryminacyjnej,
zagwarantowania im swobodnego rozwoju kulturalne-
go, możliwości używania ojczystego języka (m.in. we
własnych szkołach), zakładania organizacji i stowarzy-
szeń. Dzięki temu układowi Polacy w Niemczech
otrzymali, przynajmniej teoretycznie, uprawnienia, któ-
rymi ludność niemiecka w Polsce cieszyła się przez ca-
ły okres międzywojenny.
Kierownictwo polskiej polityki zagranicznej przy-
kładało przez cały czas dużą wagę do utrzymania do-
brych stosunków z Francją, która jednak syste-
matycznie zmierzała do rozluźnienia sojuszu z War-
szawą. Odnowieniu nadwerężonych więzi i ustaleniu
nowych zasad współpracy miała m.in. służyć wizyta
w Warszawie francuskiego ministra spraw zagranicz-
nych Jeana Louisa Barthou (kwiecień 1934), którą sta-
rał się on wykorzystać, aby pozyskać Polskę dla tzw.
paktu wschodniego, określanego często także mianem
wschodniego Locarno. Zgodnie z nim Polska, Niemcy,
ZSRR, Czechosłowacja i kraje bałtyckie miałyby ofi-
cjalnie uznać swoje aktualne granice, zapewnić sobie
nawzajem pomoc w wypadku agresji i zobowiązać się
do niepopierania agresora. Istotnym elementem tej
koncepcji miał być układ francusko-radziecki, na mocy
którego ZSRR gwarantowałby pakt reński z 1925 r.,
a Francja porozumienia związane z paktem wschodnim.
Inicjatywa ta nie spotkała się z aprobatą Warszawy,
głównie z tego względu, że Francja równocześnie za-
mierzała przy tej okazji wprowadzić dalsze zmiany do
polsko-francuskiej konwencji wojskowej. Zgodnie
z nowymi propozycjami pomoc wojskowa Francji
w wypadku agresji Niemiec na Polskę mogłaby nastą-
pić nie — jak to przewidywał francuski traktat gwaran-
cyjny z 1925 r. — tylko po wyczerpaniu procedural-
nych działań podejmowanych przez Radę Ligi Naro-
dów, ale musiałaby być dodatkowo poprzedzona kon-
sultacjami Francji z innymi sygnatariuszami paktu
wschodniego. Zdecydowanie negatywnie odniosły się
od samego początku do pomysłu takiego paktu Niemcy,
a ponadto idea „wschodniego Locarno” nie uzyskała
aprobaty brytyjskiej i to najprawdopodobniej było de-
cydującym powodem jej upadku.
Zerwanie przez III Rzeszę współpracy politycznej
i wojskowej z ZSRR, które nastąpiło po dojściu Hitlera
do władzy, zmusiło Moskwę do reorientacji dotychcza-
sowej polityki. W nowych warunkach zamierzała ona,
poprzez współpracę z mocarstwami zachodnimi oraz
ukazywanie zagrożenia, jakie niesie faszyzm dla poko-
ju europejskiego, wyjść z izolacji politycznej i uzyskać
możliwość wpływu na politykę europejską. Przejawem
nowej taktyki radzieckiej było podpisanie w 1935 r.
układów sojuszniczych z Francją oraz z Czechosłowa-
cją. Polska, ze względu na ogromne zaawansowanie ra-
dzieckich zbrojeń oraz strach przed destrukcyjnym cha-
rakterem ideologii komunistycznej, obawiała się jednak
ZSRR bardziej niż Niemiec.
Ratyfikacja porozumienia radziecko-francuskiego
w lutym 1936 r. doprowadziła do zaostrzenia stosun-
ków międzynarodowych, gdyż Niemcy wypowiedziały
układy lokarneńskie, a Wehrmacht wkroczył do zdemi-
litaryzowanej Nadrenii (marzec 1936). To kolejne, po
wprowadzeniu (1935) powszechnej służby wojskowej
w Niemczech, pogwałcenie traktatu wersalskiego nie
spotkało się z poważniejszą reakcją ze strony mocarstw
zachodnich, a z polskiego punktu widzenia było nawet
zjawiskiem korzystnym, gdyż niejako automatycznie
zniknął podział granic Niemiec na nienaruszalne (za-
chodnie) i możliwe do zakwestionowania (wschodnie),
a ponadto zwiększała się wartość Polski jako sojuszni-
ka Francji. W związku z tym kryzysem Warszawa za-
pewniła Paryż o gotowości wywiązania się ze swych
zobowiązań sojuszniczych, najprawdopodobniej
w przekonaniu, że nie pociągnie to żadnych praktycz-
nych konsekwencji, gdyż publicznie nie zdecydowała
się nawet na ogłoszenie komunikatu potępiającego ak-
cję niemiecką. Niemniej jednak stanowisko zajęte przez
Polskę w związku z remilitaryzacją Nadrenii przyniosło
ocieplenie i ożywienie w kontaktach z Francją, która —
mimo wcześniejszych zastrzeżeń — skłonna była
w imię dobrze pojętych własnych interesów udzielić
Polsce pomocy finansowej przeznaczonej na moderni-
zację armii, a nawet zaczęła zabiegać o oficjalną wizytę
generalnego inspektora E. Śmigłego-Rydza. Po długo-
trwałych przygotowaniach doszła ona do skutku na
przełomie sierpnia i września 1936 r. i oznaczała reak-
tywowanie mocno nadwerężonych stosunków sojuszni-
czych. Jej najistotniejszym elementem było podpisanie
w podparyskim Rambouillet 6 IX 1936 umowy o udzie-
leniu Polsce pożyczki w wysokości 2,6 mln franków na
dozbrojenie armii. Była to decyla znacząca głównie
z politycznego punktu widzenia, gdyż w praktyce Pol-
ska zdołała do września 1939 r. wykorzystać tylko po-
łowę przyrzeczonych funduszy.
Stan napięcia w Europie, wzrastający systematycz-
nie od czasu przejęcia władzy przez Hitlera, zbliżał się
z wolna do punktu kulminacyjnego. Brak wyraźnej re-
akcji państw zachodnich na agresywne poczynania
Niemiec, a nawet przyjęcie przez nie zasady „zaspoka-
jania” (appeasement) kolejnych żądań tego kraju, zmu-
szał Polskę do szukania własnych dróg rozwiązywania
istniejących od lat lub pojawiających się problemów,
zwłaszcza z najbliższymi sąsiadami. Postronnemu ob-
serwatorowi niejednokrotnie mogłoby się wydawać, iż
był to okres coraz większego zbliżenia w stosunkach
polsko-niemieckich, tym ściślejszego, że wiele akcji
oba państwa podejmowały w tym samym czasie. Nale-
ży jednak podkreślić, że w rzeczywistości Polska usi-
łowała jedynie wykorzystać zawirowania europejskie
do załatwienia własnych spraw, niejednokrotnie nara-
stających od zarania niepodległości.
Do nich należała m.in. kwestia litewska. Litwa by-
ła jedynym sąsiadem, z którym Polska, mimo podej-
mowanych wielokrotnie starań, nie nawiązała stosun-
ków dyplomatycznych. Wszelkie inicjatywy rozbijały
się o przynależność państwową Wilna, będącego we-
dług konstytucji Litwy jej stolicą. Dążenia do zmiany
tej anormalnej sytuacji nasiliły się pod koniec lat 30.
Prowadzone rozmowy przebiegały jednak bardzo wol-
no, a chcąc je przyspieszyć, strona polska wykorzystała
jeden z wielu incydentów granicznych, podczas którego
zginął żołnierz KOP. 17 III 1938, a więc pięć dni po
wkroczeniu oddziałów Wehrmachtu do Austrii, Polska
wystosowała ultimatum do rządu litewskiego, domaga-
jąc się natychmiastowego nawiązania normalnych sto-
sunków dyplomatycznych, co pośrednio miało ozna-
czać także zaakceptowanie przez Litwę nieuznawanej
przez nią dotychczas granicy z Polską. Ultimatum pop-
arto hałaśliwymi demonstracjami w całym kraju, naj-
częściej pod hasłem: „Wodzu, prowadź na Kowno!”
i fatalnie pod względem organizacyjnym przeprowa-
dzoną manifestacją zbrojną na Wileńszczyźnie. Cel
jednak osiągnięto, gdyż Litwa przyjęła postawione wa-
runki. Na arenie międzynarodowej pojawiły się co
prawda przy tej okazji obawy, jak się okazało całkowi-
cie nieuzasadnione, że drogą podobnych nacisków Pol-
ska będzie chciała ingerować w litewskie sprawy we-
wnętrzne. Wydaje się, że ten wymuszony stan uznania
„wzajemnych interesów” był korzystny dla obu dość
sztucznie rozdzielonych krajów, gdyż kontakty między
nimi wkrótce się unormowały.
Od czasu wchłonięcia — przy całkowitej bierności
mocarstw zachodnich — Austrii przez Niemcy stawało
się coraz bardziej oczywiste, że kolejne żądanie Hitlera
będzie dotyczyć przyłączenia terytoriów czeskich (Su-
detów), zamieszkanych prawie wyłącznie przez ludność
niemiecką. Dlatego też latem 1938 r. bardzo nieprzy-
chylna Polsce do tego czasu dyplomacja czechosło-
wacka zaczęła sugerować możliwość zacieśnienia sto-
sunków, zresztą na warunkach korzystnych dla swego
państwa. Praga zaproponowała wówczas podjęcie
współpracy gospodarczej (m.in. zgodziła się na dosta-
wy sprzętu wojennego) i kulturalnej oraz zapowiedziała
korzystną rewizję swej dotychczasowej polityki wobec
mniejszości polskiej, co oznaczało, że przestanie ją
traktować jako spolonizowanych Czechów. Zmiany te
uzależniła od zawarcia sojuszu wojskowego z Warsza-
wą. Jednak wówczas to Polska nie zamierzała angażo-
wać się w bliższe kontakty, tym bardziej że wśród
przywódców sanacyjnych (J. Piłsudski, J. Beck) od lat
dominowało przekonanie, że Czechosłowacja jest two-
rem sztucznym, którego utrzymanie nie będzie na dłuż-
szą metę możliwe. Zgodnie z tymi poglądami sugestie
wypływające z Pragi uznawano, chyba prawidłowo, za
manewr wyłącznie taktyczny. Beck słusznie prze-
widywał ponadto, że mocarstwa zachodnie, mimo za-
ciągniętych zobowiązań, mogą wykonać jedynie nic
nieznaczące gesty, ale nie pospieszą Czechosłowacji
z realną pomocą. W takiej sytuacji zawarcie wojskowe-
go sojuszu polsko-czeskiego pogorszyłoby jedynie sto-
sunki z Niemcami. W rezultacie Polska nie tylko nie
zamierzała wesprzeć Czechosłowacji w konfrontacji
z Hitlerem, ale poprzez specjalne grupy dywersyjne
skierowane na Śląsk Zaolziański próbowała przyspie-
szyć jej rozpad i odzyskać sporne tereny. Pozornie wy-
glądało to na poparcie dla Hitlera w jego rozgrywce
z mocarstwami zachodnimi w sprawie Czechosłowacji,
ale faktycznie Polska chciała wówczas uzyskać rozwią-
zanie spornych kwestii także w stosunkach polsko-
niemieckich. 20 IX 1938, a więc w okresie narastające-
go tzw. kryzysu sudeckiego, ambasador RP w Berlinie
Józef Lipski w rozmowie z Hitlerem zaproponował
podjęcie rozmów na temat ustabilizowania sytuacji
Gdańska jako Wolnego Miasta, uznania przez Niemcy
ich granicy z Polską oraz przedłużenia paktu o nie-
agresji. Plany polskie pokrzyżowała jednak włoska
propozycja rozwiązania sprawy Sudetów poprzez zwo-
łanie konferencji czterech mocarstw — Niemiec,
Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji. Mimo usilnych za-
biegów Polska, domagająca się traktowania jej jako
mocarstwa, nie została do Monachium zaproszona. Na
konferencji tej (28 IX 1938) uwzględniono tylko nie-
mieckie pretensje do czeskich Sudetów, postanawiając
bezzwłocznie włączyć je do Rzeszy. Decyzje, które tam
zapadły, będące całkowitą kompromitacją polityki
Francji, związanej przecież sojuszem wojskowym
z Czechosłowacją, zostały zaakceptowane przez władze
praskie. Odnośnie do pretensji terytorialnych Polski
i Węgier wobec Czechosłowacji zadecydowano, że je-
żeli sprawy te nie zostaną rozstrzygnięte w bilateral-
nych układach, to staną się przedmiotem decyzji kolej-
nej konferencji szefów rządów czterech wielkich mo-
carstw.
Władze w Warszawie uznały postanowienia konfe-
rencji monachijskiej za próbę narzucenia wiążących
decyzji przez wielkie mocarstwa innym państwom, te-
go zaś Polska nie mogła zaakceptować, jeżeli nie chcia-
ła spaść do roli przedmiotu polityki międzynarodowej,
w której także jej żywotne interesy mogłyby być do-
wolnie regulowane przez mocarstwa. W takiej sytuacji
zapadła decyzja wystąpienia z dwunastogodzinnym ul-
timatum wobec rządu czechosłowackiego, w którym
domagano się natychmiastowego oddania Polsce Za-
olzia. Zostało ono przyjęte przez Pragę i 2 X 1938 od-
działy polskie zaczęły zajmować sporne terytorium
(906 km2). Akcja ta została poparta przez zdecydowaną
większość społeczeństwa, w tym także przez część par-
tii opozycyjnych. Pewną wstrzemięźliwość w ogólno-
polskiej euforii zachowali jedynie ludowcy i socjaliści
oraz niektórzy przywódcy obozu narodowego. Wkro-
czenie wojsk polskich na Zaolzie stało się natomiast
pretekstem dla polityków państw zachodnich, a zwłasz-
cza dla tamtejszej prasy, do gwałtownych ataków na
Polskę, jak się wydaje, głównie w celu odwrócenia
uwagi własnych społeczeństw od roli, jaką ich przy-
wódcy odegrali w czasie konferencji monachijskiej.
W tym chórze potępienia zapominano nie tylko o gene-
zie sporu polsko-czeskiego, sięgającego lat 1919-1920,
ale także o niezbyt chlubnej roli odegranej przez te sa-
me mocarstwa przy arbitralnym ustalaniu polsko-
czechosłowackiej linii granicznej w 1920 r. Konse-
kwencją stanowiska zajętego przez Polskę w czasie
kryzysu sudeckiego było także wymuszenie na Czecho-
słowacji w listopadzie 1938 r. zwrotu skrawków Spiszu
i Orawy (ok. 220 km2), co skomplikowało stosunki
z rodzącym się państwem słowackim.
Kryzys wywołany rozstrzygnięciami z Monachium
spowodował także znaczne pogorszenie stosunków pol-
sko-radzieckich. Zanim jeszcze na konferencji zapadły
ostateczne decyzje, ZSRR skoncentrował na granicy
z Polską swoje wojska i domagał się ich przepuszcze-
nia, aby — jak twierdził — mogły pospieszyć z pomo-
cą Czechosłowacji. Konferencja w Monachium, bez
udziału ZSRR, była także poważną porażką prestiżową
polityki Moskwy, gdyż uświadomiła przywódcom ra-
dzieckim, że przez rządy mocarstw europejskich wciąż
nie są oni traktowani jako równorzędni partnerzy. Na
Kremlu uznano wówczas, że podejmowane do tego
czasu radzieckie starania o zbliżenie z demokracjami
Zachodu były błędem i zdecydowano się czekać na taki
rozwój sytuacji, który umożliwiłby kolejną, korzystną
reorientację polityki zagranicznej. Słusznie spodziewa-
no się, że okazją do takiej zmiany może być przewidy-
wany przez Moskwę kryzys w stosunkach polsko-
niemieckich.
Sukces zaolziański, nagłośniony przez rządzącą
ekipę do maksymalnych granic, w rzeczywistości ozna-
czał pogorszenie położenia Polski, a wynikające z kon-
ferencji monachijskiej konsekwencje wzmocnienia
Niemiec nie kazały na siebie zbyt długo czekać. 24 X
1938 przywódcy Niemiec wrócili do polskich propozy-
cji „globalnego” rozwiązania punktów spornych w sto-
sunkach między oboma państwami i zażądali zgody na
przyłączenie Gdańska do Rzeszy z zachowaniem spe-
cjalnych uprawnień Polski w tym mieście oraz po-
łączenie eksterytorialną autostradą i wielotorową linią
kolejową Prus Wschodnich z III Rzeszą przez Pomorze
Gdańskie (w propagandzie niemieckiej nazywane pol-
skim korytarzem), a ponadto przystąpienia Polski do
paktu antykominternowskiego. W zamian oferowali
gwarancję dla istniejących granic, poparcie polskich
dążeń do uzyskania wspólnej granicy z Węgrami oraz
przedłużenie układu o nieagresji na lat 25. Propozycje
te zostały odrzucone, ale Niemcy konsekwentnie i co-
raz kategoryczniej je powtarzali. Oczywiste już było, że
nie mają one charakteru sondażowego, a Polska staje
w obliczu bezpośredniego zagrożenia swej suwerenno-
ści i integralności, nie mogąc liczyć na realną pomoc
mocarstw zachodnich.
Układ monachijski traktowany był przez państwa
zachodnie, podobnie jak niegdyś traktat wersalski, jako
porozumienie ustalające nowy ład europejski. Wydawa-
ło się ono tym cenniejsze i trwalsze, że zawarto je przy
pełnej akceptacji Niemiec, deklarujących, że wszystkie
ich żądania terytorialne zostały już zaspokojone. Szo-
kiem dla polityków zachodnich stało się więc zburzenie
tego ładu przez jednostronne działania Niemiec, podję-
te w połowie marca 1939 r. W ich wyniku nastąpiła li-
kwidacja Czechosłowacji, utworzenie okupowanego
przez wojska niemieckie Protektoratu Czech i Moraw,
podporządkowanie polityczne i militarne formalnie
niepodległej Słowacji, a także aneksja litewskiej Kłaj-
pedy i narzucenie Rumunii traktatu handlowego, uza-
leżniającego od III Rzeszy gospodarkę tego kraju.
W takiej sytuacji tylko pozornym sukcesem Warszawy
było uzyskanie wspólnej granicy z Węgrami (marzec
1939) wskutek zagarnięcia przez to państwo Rusi Za-
karpackiej.
Pogwałcenie przez Hitlera porozumienia monachij-
skiego, to jest podeptanie „nowego Wersalu”, Wielka
Brytania uznała za próbę podważenia swej mocarstwo-
wej pozycji i zdecydowała się na działania mające
zmusić III Rzeszę do powrotu na drogę uzgadniania
swoich poczynań z Zachodem. Z tego też względu
m.in. podjęła kroki uniemożliwiające wprzęgnięcie
Polski do niemieckiego rydwanu. Po kolejnym odrzu-
ceniu przez J. Becka żądań niemieckich Londyn, po
konsultacji z Warszawą, zdecydował się na udzielenie
(26 III 1939) Polsce gwarancji. Oficjalnie opinię mię-
dzynarodową poinformował o tym premier Chamberla-
in, ogłaszając w parlamencie 31 III 1939 gotowość
przyjścia z pomocą Polsce, gdyby została ona zmuszo-
na do podjęcia walki w obronie swej niepodległości.
Równocześnie też zaakcentował, że identyczne stano-
wisko zajmuje Francja. Kilka dni później (6 IV 1939)
to jednostronne oświadczenie zostało zastąpione pod-
czas wizyty J. Becka w Londynie dwustronnymi gwa-
rancjami Wielkiej Brytanii i Polski oraz zapowiedzią
zawarcia polsko-brytyjskiego sojuszu wojskowego.
Oficjalne poparcie dla tego układu zgłosiła Francja, de-
klarując gotowość wypełnienia wobec Polski swych
zobowiązań sojuszniczych z 1921 r.
Uzyskanie zachodnich gwarancji zostało uznane
w Warszawie za sukces, gdyż Polska wychodziła z izo-
lacji politycznej, w której znalazła się pod koniec 1938
r. Wierzono ponadto, że Hitler nie zdecyduje się na
konflikt z Wielką Brytanią, uważaną wówczas za jedy-
ne prawdziwe supermocarstwo. Zbliżenie polsko-
brytyjskie Hitler potraktował jako swoją porażkę stra-
tegiczną i postanowił zniszczyć Polskę, najchętniej w
lokalnej wojnie. 28 IV 1939 w przemówieniu w Reich-
stagu ujawnił dotychczasowe propozycje Niemiec pod
adresem Warszawy, uznając je równocześnie już za
nieaktualne. Nowe porozumienie polsko-brytyjskie by-
ło, w jego ocenie, jednym z koronnych dowodów poli-
tyki okrążania Niemiec, w związku z czym wypowie-
dział ważność układów zawartych do tego czasu
z Wielką Brytanią oraz polsko-niemiecką deklarację
o niestosowaniu przemocy z 1934 r., mimo że jej tekst,
jak już wspominano, nie przewidywał takiej możliwo-
ści. Odpowiedzią Polski było wygłoszenie przez
J. Becka w sejmie 5 V 1939 przemówienia, w którym
podkreślił, że Polska nie da się odepchnąć od Bałtyku.
Wydaje się, że kierownictwo polskie nadal błędnie
zakładało, iż dzięki uzyskanym gwarancjom brytyjsko-
francuskim perspektywa wojny z Niemcami jest mało
realna. Nie chciano np. dostrzegać faktu, że od marca
do czerwca 1939 r. Wielka Brytania udzieliła identycz-
nych gwarancji kolejnym sześciu państwom, zarówno
graniczącym (Belgia, Holandia, Szwajcaria), jak i nie-
graniczącym z Niemcami (Rumunia, Grecja, Turcja),
co powodowało, iż układ taki dotyczący Polski tracił
swą wyjątkowość i także w Berlinie postrzegany był
jedynie jako forma ostrzeżenia politycznego.
Od kwietnia 1939 r. Polska zintensyfikowała pro-
wadzone z mocarstwami zachodnimi rozmowy, mające
na celu dokładniejsze ustalenie zakresu realnej pomocy,
na którą mogłaby liczyć. Postępowały one, w odróżnie-
niu od składania mniej zobowiązujących deklaracji po-
litycznych, bardzo wolno, a ich efekty nie były duże.
W kwietniu Francja przyznała Polsce na dozbrojenie
nową pożyczkę w wysokości 430 mln franków, zreali-
zowaną następnie tylko w minimalnym stopniu. Znacz-
nie później (8 VIII 1939) otrzymano od Anglii niewiel-
ką (8 mln funtów) pożyczkę materiałową, której, po-
dobnie jak francuskiej, także nie zdołano już wykorzy-
stać. 19 maja sprecyzowano zasady pomocy militarnej
ze strony Francji. Miała ona udzielić jej Polsce natych-
miast po rozpoczęciu działań wojennych z Niemcami,
najpierw w formie wsparcia lotniczego, następnie woj-
skami lądowymi, a szesnastego dnia wojny rzucić do
ofensywy wszystkie swe siły. Wejście w życie tego po-
rozumienia uzależniono od zawarcia układu politycz-
nego, którego jednak do czasu wybuchu wojny nie zdo-
łano podpisać. Pod koniec maja 1939 r. Wielka Bryta-
nia zobowiązała się do udzielenia Polsce pomocy lotni-
czej.
Kolejne miesiące upłynęły na intensywnych zabie-
gach zarówno ze strony Niemiec, jak i Wielkiej Bryta-
nii oraz Francji, zmierzających do pozyskania nowych
sojuszników. 22 maja Niemcy zawarły z Włochami so-
jusz wojskowy, zwany paktem stalowym. Mocarstwa
zachodnie podjęły natomiast próbę pozyskania pomocy
od ZSRR. Podjęte w kwietniu 1939 r. rozmowy brytyj-
sko- -francusko-radzieckie nie przynosiły jednak wi-
docznych rezultatów. Polska odmówiła udziału w nich,
obawiając się, że właśnie to mogłoby skłonić Hitlera do
rozpoczęcia wojny. Ponadto dla Warszawy możliwość
pomocy ze strony ZSRR w razie zagrożenia niemiec-
kiego była bardziej niż problematyczna. Nikt bowiem
nie mógł jej zagwarantować, że Armia Czerwona wy-
cofa się po wypełnieniu zadania. Państwa zachodnie nie
chciały zaakceptować radzieckiego rozumienia definicji
„agresji pośredniej”, które umożliwiłoby ZSRR podpo-
rządkowywanie sobie drogą faktów dokonanych, nawet
pod błahym pretekstem, państw objętych gwarancją
pomocy. Zresztą zarówno dla mocarstw zachodnich,
jak i dla ZSRR rozmowy te miały znaczenie przede
wszystkim taktyczne. Anglia i Francja traktowały je ja-
ko jeszcze jedno ostrzeżenie dla Hitlera, a ZSRR jako
sondaż intencji Zachodu i dodatkowy atut przy zawie-
raniu porozumienia z III Rzeszą, z którą prowadził
równolegle, tajne pertraktacje. Zostały one uwieńczone
niemiecko-radzieckim układem o nieagresji, podpisa-
nym 23 VIII 1939, który przeszedł do historii pod na-
zwą paktu Ribbentrop-Mołotow. Formalnemu porozu-
mieniu o rozstrzyganiu wszelkich spraw spornych na
drodze pokojowej towarzyszyły tajne protokoły ustala-
jące „strefy wpływów” obu państw w Europie. W stre-
fie radzieckiej, poza Finlandią, Estonią, Łotwą i rumuń-
ską Besarabią, znalazły się ziemie Rzeczypospolitej na
wschód od linii rzek Pisy, Narwi, Wisły i Sanu.
Pakt sierpniowy oznaczał zasadniczą zmianę ukła-
du politycznego w Europie. Dopiero teraz zrozumiano
w Warszawie, że Polska stanęła rzeczywiście w obliczu
bezpośredniego konfliktu zbrojnego z Niemcami.
ZSRR, poza zapowiedzią nabytków terytorialnych, zy-
skał możliwość współdecydowania o politycznych
przemianach w Europie, gdyż stał się obiektem zabie-
gów zarówno Niemiec, jak i mocarstw Zachodu. Hitler
uznał, że dzięki traktatowi doprowadził do całkowitej
politycznej izolacji swej kolejnej ofiary, a jego zbrojna
agresja nie pociągnie za sobą wojny z Zachodem i na
26 sierpnia wyznaczył termin uderzenia wojsk nie-
mieckich na Polskę. Nadzieje te jednak się nie ziściły.
Układ moskiewski, nawet jeżeli jego szczegóły nie były
znane Londynowi, co wcale nie jest pewne, przyspie-
szył zawarcie polsko-brytyjskiego układu sojusznicze-
go. Został on podpisany 25 sierpnia, a Anglia zobowią-
zywała się w nim do udzielenia Polsce na wypadek
konfliktu zbrojnego z Niemcami „wszelkiej pomocy
i poparcia będących w jej mocy”. Oznaczało to, że Pol-
ska nie będzie izolowana, a rozpoczęty konflikt przy-
bierze zasięg powszechny. Nie była to jedyna zła wia-
domość, którą tego dnia otrzymał Hitler. Równocześnie
Mussolini poinformował go, że Włochy nie są przygo-
towane do wojny i nie przystąpią do niej przed rokiem
1942. W tej sytuacji zdecydował się on na odłożenie
agresji na kilka dni, choć nie wszystkie jednostki zdo-
łano o tym powiadomić, na skutek czego doszło do
wielu incydentów granicznych, w tym najbardziej zna-
nego starcia o Mosty Śląskie na Zaolziu.
Ostatnie dni podarowanego Europie pokoju zostały
wykorzystane przez Niemcy do stworzenia wrażenia,
że to nie one są winne rozpoczynającej się wojnie, za
którą odpowiedzialność spoczywa w pierwszej kolejno-
ści na Polsce, a w następnej na popierających ją pań-
stwach zachodnich. Temu m.in. służyła złożona 27
sierpnia propozycja zawarcia porozumienia niemiecko-
angielskiego za cenę uregulowania spraw Gdańska,
Pomorza i niemieckich roszczeń kolonialnych. Równie
propagandowy charakter miało ultimatum niemieckie
z 30 sierpnia, nigdy zresztą stronie polskiej nie dorę-
czone. Zawierało ono 16 punktów, od których zreali-
zowania uzależniano zachowanie pokoju, przy czym
przyjęcie ich oznaczałoby bezwarunkową kapitulację
Polski. Ta „pokojowa propaganda” przyniosła Niem-
com dodatkową korzyść w postaci opóźnienia polskiej
mobilizacji powszechnej. Ogłoszono ją 29 sierpnia, ale
pod naciskiem Anglii i Francji, ciągle jeszcze liczących
na możliwość pokojowego rozwiązania konfliktu, od-
roczono na jeden dzień, w związku z czym wojsko pol-
skie przed wybuchem wojny nie uzyskało pełnej goto-
wości bojowej.
2
PAŃSTWO POLSKIE I POLACY W DRUGIEJ
WOJNIE ŚWIATOWEJ
I. KAMPANIA POLSKA 1939 R. I JEJ KONSE-
KWENCJE
Od dawna trwa spór, jakie miano należy nadać
działaniom zbrojnym rozgrywającym się na terenie
państwa polskiego we wrześniu i październiku 1939 r.
Początkowo przyjęła się nazwa kampania wrześniowa
1939, jako że większość jej działań przebiegała we
wrześniu tego roku. Takiego określenia używali histo-
rycy niemieccy, a także polscy, piszący na ten temat
w okresie wojny oraz po jej zakończeniu, zarówno na
emigracji, jak i w kraju. W latach sześćdziesiątych XX
w. forsowano w PRL ze względów ideologicznych
i politycznych nazwę wojna obronna Polski 1939.
Ostatnio coraz większą popularnością cieszy się pojęcie
kampania polska 1939, uważane za najbardziej ade-
kwatne dla określenia wydarzeń wojskowych i poli-
tycznych dziejących się we wrześniu i październiku
1939 r. na terenie Polski i wokół niej.
1. PRZYGOTOWANIA WOJENNE OBU STRON
Do opracowywania planów wojennych oba kraje
przystąpiły mniej więcej w tym samym czasie — Pol-
ska 4 marca, a Niemcy 11 kwietnia 1939. Jednak po-
między przygotowaniami polskimi a niemieckimi była
zasadnicza różnica. Sztabowcy polscy pracowali nad
zorganizowaniem skutecznej obrony terytorium pań-
stwa, celem zaś prac strony niemieckiej było przygoto-
wanie agresji, mającej doprowadzić do zniszczenia sił
zbrojnych Polski oraz zaboru jej terytorium. W ten spo-
sób inicjatywa strategiczna znajdowała się po stronie
niemieckiej, co z punktu widzenia zasad sztuki wojen-
nej stawiało nasz kraj na słabszej pozycji.
W działaniach przeciwko Polsce zamierzano wy-
próbować nowatorską doktrynę niemieckich sił zbroj-
nych (Wehrmachtu), zwaną Blitzkriegiem. Zgodnie
z nią głównych uderzeń miały dokonać wojska pancer-
ne i zmotoryzowane, wsparte lotnictwem szturmowym.
Ich zadaniem było przełamywanie ugrupowań obron-
nych przeciwnika i śmiałe podążanie w głąb jego tery-
torium w celu zdezorganizowania zaplecza wojsk
i uniemożliwienia prowadzenia skutecznej obrony. Na-
tomiast w doktrynach wojennych państw zachodnich
i Polski główny ciężar działań zaczepnych i obronnych
nadal spoczywał na piechocie, wojska pancerne i zmo-
toryzowane miały ją zaś tylko wspierać. Tempo ma-
newru armii polskiej wyznaczała szybkość ruchu pie-
chura, konnicy oraz pojazdów konnych, stąd też było
ono czterokrotnie wolniejsze niż armii niemieckiej.
W ramach planu działań militarnych przeciwko
Polsce („Fall Weiss”) główną część zadań powierzono
wojskom lądowym (Heer), a współdziałać z nimi miały
lotnictwo (Luftwaffe) i marynarka wojenna (Kriegsma-
rine). Skuteczność wykonania zadań operacyjnych za-
pewnić miało zaskoczenie strony polskiej poprzez
uprzedzenie jej mobilizacji i koncentracji. Orientacyj-
nym celem koncentrycznych uderzeń wojsk niemiec-
kich z rejonu Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich była
Warszawa. Zamierzano w ciągu dwóch tygodni rozbić
główne siły polskie, co do których przewidywano, że
zostaną skoncentrowane na zachód od linii Wisły i Na-
rwi. Zadania te miały wykonywać wojska dowodzone
przez naczelnego dowódcę wojsk lądowych gen. Wal-
thera von Brauchitsch. Podzielono je na dwie Grupy
Armii (GA) — „Północ” (gen. Fedor von Bock) oraz
„Południe” (gen. Gerd von Rundstedt). GA „Południe”
(Armie 8., 10. i 14.), uderzając ze Śląska, Moraw
i Słowacji, miała ruszyć ku Warszawie i osiągnąć Wisłę
między ujściem Bzury i Wieprza, a ponadto związać si-
ły polskie na obszarze Małopolski Zachodniej. Zada-
niem GA „Północ” (3. i 4. Armia) było połączenie Rze-
szy z Prusami Wschodnimi poprzez zajęcie polskiego
„korytarza”, a następnie uderzenie z Prus Wschodnich
na obszar położony na wschód od Warszawy w celu
zrealizowania wspólnej z wojskami GA „Południe”
operacji okrążenia armii polskich. Floty Powietrzne 1.
I 4., dowodzone przez generałów Alberta Kesserlinga
i Alexandra Löhra, miały wykonać zmasowane uderze-
nie na Warszawę, aby sparaliżować system łączności
naczelnych władz politycznych i wojskowych, wywo-
łać panikę, zniszczyć lotnictwo polskie, jego bazy zao-
patrzenia i lotniska, a po zdobyciu panowania w powie-
trzu uderzyć na tyły operacyjne wojsk polskich, dezor-
ganizując ich mobilizację, koncentrację, system dowo-
dzenia i ewakuacji. Jednostki lotnictwa szturmowego
miały działać na korzyść sił pancernych, atakując
pierwsze rzuty wojsk znajdujące się na głównych kie-
runkach natarcia. Grupa „Wschód” Kriegsmarine, do-
wodzona przez adm. Conrada Albrechta, dostała zada-
nie zniszczenia polskiej floty wojennej, zablokowania
Zatoki Gdańskiej, ochrony morskich linii komunika-
cyjnych Rzeszy i artyleryjskiego wsparcia oddziałów
lądowych atakujących polskie wybrzeże. Istotną rolę w
planie ataku na Polskę przewidziano dla sił specjalnych
oraz grup sabotażowych, mających m.in. uniemożliwić
oddziałom polskim wysadzenie ważnych strategicznie
mostów drogowych i kolejowych (zwłaszcza prowa-
dzących przez Wisłę w kierunku Prus Wschodnich),
dezorganizować łączność i system dowodzenia, wywo-
ływać chaos i panikę na zapleczu frontu. Głównym
obiektem dywersji miał być Górny Śląsk. Tam zamie-
rzano opanować kluczowe obiekty przemysłowe
(zwłaszcza kopalnie i huty) i nie dopuścić do ich znisz-
czenia przez wycofujące się wojsko polskie. Akcję dy-
wersyjną miały prowadzić oddziały zorganizowane
spośród miejscowych obywateli polskich pochodzenia
niemieckiego, występujące na Górnym Śląsku jako
ochotnicze jednostki Freikorps Ebbinghaus, a na Pomo-
rzu jako Selbstschutz. Tworzone przez niemiecki wy-
wiad wojskowy (Abwehra) konspiracyjne grupy Kampf
und Sabotage-Organisation składały się nie tylko
z członków mniejszości niemieckiej, ale także z Ukra-
ińców. W porozumieniu z wywiadem niemieckim Or-
ganizacja Ukraińskich Nacjonalistów przygotowywała
się do wywołania w dorzeczu Dniestru antypolskiego
powstania.
Kierownictwo polityczne i wojskowe III Rzeszy
było początkowo przekonane, że mocarstwa zachodnie
nie wypowiedzą Niemcom wojny w obronie Polski.
Ponadto (zgodnie z kalkulacjami sztabowców niemiec-
kich) siły zbrojne Francji nie były zdolne do przepro-
wadzenia skutecznej ofensywy na Zachodzie, gdyż do-
wództwu brakowało czasu na opracowanie i wdrożenie
nowych planów operacyjnych, a istniejące przewidywa-
ły tylko realizację zadań obronnych. Granicę niemiec-
ko-francuską chronił już w tym czasie intensywnie roz-
budowywany pas niemieckich fortyfikacji, zwany Linią
Zygfryda. Pozwoliło to Niemcom przeznaczyć całość
posiadanych wojsk pancernych i zmotoryzowanych (15
dywizji) do działań przeciwko Polsce. Rozmieścili oni
na granicy z Francją Grupę Armii „C”, dowodzoną
przez gen. Rittera von Leeb (Armie 1., 5., 7.), złożoną z
mniej wartościowych dywizji piechoty, ale wspartą po-
tężnym lotnictwem (dwie floty powietrzne). Przeciwko
Francji i Wielkiej Brytanii działać miała także więk-
szość sił Kriegsmarine.
Założenia polskiego planu zostały określone przez
generalnego inspektora sił zbrojnych, marszałka
E. Śmigłego-Rydza, następująco: broniąc obszarów
niezbędnych do prowadzenia wojny, zadać Niemcom
jak największe straty, wykorzystując sprzyjające wa-
runki do przeciwuderzeń odwodami, nie dać się rozbić
przed rozpoczęciem przez sprzymierzonych działań na
Zachodzie, po wystąpieniu zbrojnym sprzymierzonych
i odciążeniu frontu polskiego podjąć decyzję w zależ-
ności od sytuacji. Koncepcja ta przewidywała stoczenie
bitwy obronnej na głównej linii oporu, biegnącej w po-
bliżu granic z Niemcami i Słowacją, przy czym opar-
ciem miały być na północnym wschodzie i północy
rzeki Biebrza, Narew, Bug oraz Wista (do ujścia Brdy),
dalej linia Chojnice-Bydgoszcz, na zachodzie od Żnina
linia Noteci i Warty do Śląska, Żywca i Karpat na po-
łudniu. 23 marca dowódcy armii i grup operacyjnych
otrzymali zadania: Samodzielna Grupa Operacyjna
(SGO) „Narew” (gen. Czesław Młot-Fijałkowski) miała
bronić północnego Podlasia, Armia „Modlin” (gen.
Emil Krukowicz-Przedrzymirski) — osłaniać Warsza-
wę od strony Prus Wschodnich, Armia „Pomorze” lub
„Toruń” (gen. Władysław Bortnowski), skoncentrowa-
na w Borach Tucholskich i nad rzeką Ossą na granicy
z Prusami Wschodnimi — bronić Pomorza, Armia „Po-
znań” (gen. Tadeusz Kutrzeba) — osłaniać Wielkopol-
skę oraz przeprowadzać zaczepne przeciwuderzenia
w wypadku zagrożenia skrzydeł jej sąsiadów na półno-
cy i na południu, Armia „Łódź” (gen. Juliusz Rómmel)
— bronić kierunków operacyjnych ze Śląska Opolskie-
go na Łódź i Warszawę, Armia „Kraków” (gen. Antoni
Szylling) miała jak najdłużej pozostawać na miejscu,
bazując na fortyfikacjach Śląska i linii Karpat, tworzyć
podstawę operacyjną do stopniowego i zorganizowa-
nego odwrotu dla pozostałych związków operacyjnych
za Wisłę i San, przewidywane razem z Bugo-Narwią
jako podstawa kolejnej rubieży obronnej. Dopiero
w pierwszej połowie lipca utworzono Armię „Karpaty”
(gen. Kazimierz Fabrycy), z zadaniem zamknięcia prze-
łęczy karpackich na drogach prowadzących ze Słowa-
cji. Odwody Naczelnego Wodza (NW) miały koncen-
trować się z oddziałów organizowanych dopiero po za-
rządzeniu mobilizacji powszechnej. Najważniejszym
z odwodów była Armia „Prusy” (gen. Stefan Dąb-
Biernacki), z rejonem koncentracji przewidzianym na
obszarze pomiędzy Tomaszowem Mazowieckim, Ra-
domiem i Kielcami, na tyłach armii „Łódź” i „Kra-
ków”. Z pozostałych odwodów Grupa Operacyjna
(GO) „Wyszków” miała wspierać działania SGO „Na-
rew” i Armii „Modlin”, GO „Kutno” armii „Pomorze”
i „Poznań”, GO „Tarnów” Armii „Karpaty”. Inaczej niż
w siłach niemieckich polska broń pancerna nie była
zorganizowana w osobne jednostki taktyczne (dywizje),
ale stanowiła organiczną część oddziałów piechoty lub
odwodów armijnych (bataliony pancerne). W Wojsku
Polskim istniała tylko jedna brygada pancerno-
motorowa, druga znajdowała się w stadium organizacji.
Wojska lotnicze podzielono na lotnictwo armijne, wy-
konujące zadania na rzecz odpowiednich związków
operacyjnych, i lotnictwo dyspozycyjne Naczelnego
Wodza. To ostatnie składało się z dwóch brygad —
myśliwskiej (54 samoloty) i bombowej (84 samoloty).
Brygada myśliwska miała osłaniać rejony szczególnie
ważne dla obrony kraju, zwłaszcza Warszawę. Brygada
bombowa miała obezwładniać transport i linie komuni-
kacyjne nieprzyjaciela oraz atakować cele na polu wal-
ki. Obrona wybrzeża morskiego i wód terytorialnych
nie miała większego znaczenia operacyjnego z powodu
braku możliwości współdziałania marynarki wojennej z
wojskami lądowymi. Oprócz trzech nowoczesnych
niszczycieli („Burza”, „Błyskawica”, „Grom”), które
30 VIII 1939 odpłynęły do Wielkiej Brytanii, pozostałe
jednostki (m.in. 1 niszczyciel, 1 stawiacz min, 2 kano-
nierki, 5 okrętów podwodnych, 6 trałowców) miały
działać na Bałtyku. Obroną Wybrzeża dowodził do-
wódca floty kontradmirał Józef Unrug. Oddziały Lą-
dowej Obrony Wybrzeża miały bronić przede wszyst-
kim Gdyni i Helu — baz marynarki wojennej.
Marszałek Śmigły-Rydz nie mógł wiedzieć, czy
plany niemieckie zakładają zaatakowanie całego teryto-
rium państwa polskiego, czy też działania Wehrmachtu
ograniczą się tylko do uzyskania celów ograniczonych,
na przykład do zajęcia polskiego Pomorza lub przyłą-
czenia obszaru Wolnego Miasta Gdańska. W celu za-
pobieżenia tej ostatniej możliwości w połowie sierpnia
wprowadzono do korytarza pomorskiego Korpus In-
terwencyjny w sile dwóch dywizji piechoty (DP),
przewidziany do podjęcia działań zaczepnych na te-
renie Gdańska w wypadku wybuchu hitlerowskiego pu-
czu w tym mieście. Natarcie Korpusu Interwencyjnego
miało być skorelowane z działaniami w obrębie samego
Gdańska. Miano tam m.in. bronić terenu składnicy tran-
zytowej na Westerplatte oraz gmachu Poczty Polskiej.
Polskie naczelne dowództwo liczyło, że — zgodnie
z ustaleniami podjętymi w trakcie polsko-francuskich
rozmów sztabowych odbytych w Paryżu w maju 1939
r. — wojska francuskie natychmiast po zakończeniu
mobilizacji (w terminie około dwóch tygodni od wy-
powiedzenia wojny) rozpoczną generalną ofensywę na
Zachodzie, zmuszając w ten sposób niemieckie do-
wództwo do wycofania części sił ze wschodniego teatru
działań wojennych. Brytyjskie i francuskie siły po-
wietrzne miały od początku wojny dokonywać inten-
sywnych bombardowań celów wojskowych w Niem-
czech. Strona polska nie była poinformowana, że już
wiosną 1939 r. sztabowcy brytyjscy i francuscy wspól-
nie ocenili, iż siły sprzymierzone nie są w stanie w po-
czątkowym etapie wojny przyjść z efektywną pomocą
Polsce i postanowili w tym czasie nie podejmować
żadnych poważniejszych działań. W kalkulacjach mo-
carstw zachodnich Polacy mieli poprzez maksymalne
opóźnienie ofensywy niemieckiej na Francję dać
sprzymierzonym jak najwięcej czasu na dozbrojenie
i przygotowanie sił do długotrwałej wojny z Niemcami.
Z powodu braku autentycznych komentarzy mar-
szałka Śmigłego, jedynej osoby orientującej się w isto-
cie polskich przygotowań obronnych, ocena zasadności
przyjętych rozwiązań jest niezwykle trudna i ciągle
wzbudza kontrowersje wśród historyków. Jak się wyda-
je, przyjęta przez polskiego Naczelnego Wodza metoda
budowy planu obronnego nie odbiegała od sposobów
stosowanych w większości europejskich sztabów gene-
ralnych. Była to jednak metoda anachroniczna, oparta
na zupełnie błędnej wizji początkowego okresu przy-
szłej wojny, który — jak sądzono — niewiele miał się
różnić od wstępnego etapu I wojny światowej, kiedy to
od mobilizacji sił i formalnego wypowiedzenia wojny
do rozpoczęcia działań zbrojnych upłynęło nieco czasu.
Tymczasem rzeczywistość pierwszych dni kampanii
wojennej okazała się zupełnie odmienna i postawiła
przed polskimi sztabami liczne problemy, wobec któ-
rych były one całkowicie bezradne. W wielu wypad-
kach pogłębiło to stan zaskoczenia, a nawet doprowa-
dziło niektórych dowódców do załamania moralnego.
Mimo bardzo dobrej pracy polskiego wywiadu — m.in.
Polacy jeszcze przed wojną wnieśli duży wkład w od-
czytanie niemieckiego szyfru maszynowego (Enigma)
— tempo działań niemieckich oraz sposób ich pro-
wadzenia były dla polskiego dowództwa przykrą nie-
spodzianką, a susza oraz upalna i bezchmurna pogoda
stwarzały operacjom lotnictwa i wojsk pancernych zna-
komite warunki. Trudności po stronie polskiej pogłę-
biała wadliwa koncepcja organizacji dowodzenia. Na-
czelny Wódz zamiast — tak jak w armii niemieckiej —
zorganizować grupy armii, sam próbował dowodzić
wszystkimi siedmioma armiami pierwszego rzutu oraz
czterema odwodami, co przekraczało możliwości nawet
genialnego dowódcy. Zaniechano również — co było
regułą w wojskach europejskich — łączenia dywizji
w korpusy, z których dopiero tworzono armie.
Jak już wspomniano, niemieckie uderzenie miało
rozpocząć się o świcie 26 sierpnia. Wokół granic pol-
skich skoncentrowanych było wówczas 30 dywizji,
w tym wszystkie pancerne, lekkie i zmotoryzowane.
Militarne położenie Polski było bardzo niekorzystne,
gdyż dopiero 23 sierpnia rozpoczęła się tajna mobiliza-
cja głównych jej sił, których większość znajdowała się
w garnizonach lub transportach kolejowych w drodze
na miejsce koncentracji. Gdyby wojska niemieckie roz-
poczęły działania zbrojne 26 sierpnia, to natknęłyby się
tylko na bardzo słabe polskie siły osłonowe i w zasa-
dzie bez walki mogłyby dojść do Warszawy i dalej
w głąb kraju. Jednak Hitler w ostatniej chwili zdecy-
dował się zmienić termin ataku, by ponownie podjąć
próbę izolacji Polski na arenie międzynarodowej
i uniknąć wojny z Wielką Brytanią i Francją. W tym
celu zarówno niemiecka dyplomacja, jak i propaganda
starały się przedstawić Polskę jako agresora, a jej kie-
rownictwo jako grupę nieodpowiedzialnych polityków
zmierzających do wywołania wojny. Dla uzasadnienia
tej tezy władze niemieckie przygotowały liczne prowo-
kacje graniczne, wśród których największy rozgłos
uzyskał rzekomy polski napad na radiostację w Gliwi-
cach, przeprowadzony wieczorem 31 sierpnia przez
niemieckie siły specjalne. Ponadto niemieckie środki
masowego przekazu pełne były doniesień o prześlado-
waniach, których jakoby dopuszczali się Polacy wobec
członków mniejszości niemieckiej. Aby uwiarygodnić
tezę o polskiej odpowiedzialności za wybuch wojny,
dowództwo niemieckie zrezygnowało z przeprowadze-
nia terrorystycznego ataku lotniczego na Warszawę,
mającego ją zrównać z ziemią.
Wojsko Polskie, znajdujące się na poziomie tech-
nicznym i organizacyjnym odpowiadającym okresowi I
wojny światowej, co było rezultatem gospodarczego
zacofania państwa, nie miało żadnych szans, by sku-
tecznie przeciwstawić się Wehrmachtowi, będącemu
wówczas najlepiej uzbrojoną i dowodzoną armią na
świecie.
2. PRZEBIEG DZIAŁAŃ BOJOWYCH 1 IX-16 IX 1939
1 IX 1939 o świcie rozpoczęła się inwazja wojsk
niemieckich. Do wojny przeciwko Polsce przyłączyła
się także Słowacja, ale udział jej wojsk miał charakter
symboliczny. Do ataku Niemcy rzucili co najmniej 51
dywizji (piechoty, pancernych, lekkich i zmotoryzowa-
nych), ponad 2500 czołgów oraz 1390 samolotów bo-
jowych. Polskie siły zbrojne zostały zaskoczone w
trakcie mobilizacji powszechnej, ogłoszonej dopiero 30
sierpnia, i choć przygotowywały się do wystawienia 39
dywizji piechoty, 3 brygad górskich, 11 brygad kawale-
rii oraz 2 brygad pancerno-motorowych, to 1 września
wojska rozwinięte na pozycjach liczyły zaledwie 21
dywizji piechoty, 3 brygady górskie, 8 brygad kawale-
rii, 1 brygadę pancerno-motorową oraz pewną liczbę
batalionów Obrony Narodowej. Polacy dysponowali
610 przestarzałymi czołgami i tankietkami oraz 394
samolotami bojowymi, które także ustępowały znacznie
sprzętowi niemieckiemu. Przyjmuje się, że 1 września
w szeregach WP było zmobilizowanych ok. 1 miliona
żołnierzy, natomiast w jednostkach niemieckich rzuco-
nych przeciwko Polsce służyło ok. 1,5 mln ludzi. Siły
polskie rozwinięte linearnie — wzdłuż granicy z Niem-
cami i Słowacją, o stosunkowo płytko rozmieszczonych
odwodach, od początku zostały zagrożone dwustron-
nym okrążeniem.
Pierwszego dnia wojny wzdłuż prawie całej grani-
cy polsko-niemieckiej rozgorzały zacięte walki. Za ce-
nę poważnych strat Polacy dość skutecznie utrudniali
Niemcom wprowadzenie do akcji sił pancernych i od-
działów piechoty. I tak w rejonie Mławy, na pozycji
bronionej przez 20. DP z Armii „Modlin”, utknął nie-
miecki I Korpus Piechoty i Dywizja Pancerna (DPanc.)
„Kempf”, na Pomorzu — pod Krojantami — ruch nie-
mieckich sił zmotoryzowanych zatrzymał szarżą 18.
pułk ułanów (p. uł.) z wchodzącej w skład Armii „Po-
morze” Pomorskiej Brygady Kawalerii (BK), w środ-
kowej części frontu Wołyńska BK z Armii „Łódź”,
wsparta dwoma pociągami pancernymi, zatrzymała pod
Mokrą 4. DPanc., a 7. DP z Armii „Kraków” walczyła
pod Częstochową z trzema dywizjami niemieckimi. Na
Śląsku, pod Mikołowem, 55. DP powstrzymywała na-
tarcie VIII KP, na umocnieniach w okolicach Węgier-
skiej Górki w pow. żywieckim załamały się ataki nie-
mieckiej 7. DP, a w rejonie Jordanowa i Chabówki 10.
Brygada Pancerno-Motorowa przez kilka dni sku-
tecznie opóźniała marsz XXII Korpusu Pancernego
(KPanc.) z 14. Armii.
Hitler jednak najbardziej zaskoczony był zaciekłą
obroną Westerplatte, gdzie wzmocniona kompania pie-
choty przez siedem dni stawiała skuteczny opór prze-
ważającym siłom nieprzyjaciela, wspartym ogniem
ciężkiej artylerii krążownika „Schleswig-Holstein” oraz
zmasowanymi uderzeniami lotnictwa szturmowego.
Przez kilka godzin broniła się także załoga Poczty
Gdańskiej.
Równocześnie, od pierwszych godzin wojny, były
systematycznie atakowane przez siły powietrzne różne
cele w głębi terytorium Polski — zwłaszcza miasta i li-
nie komunikacyjne. Spowodowało to znaczne straty
wśród ludności cywilnej, a w rezultacie wywoływało
panikę i masową ucieczkę w głąb kraju. Doprowadziło
także do poważnej dezorganizacji życia na zapleczu
walczących polskich wojsk, pogarszając i tak bardzo
trudną ich sytuację. Ponadto na tyłach polskiego frontu
szerzyła się dywersja niemiecka. Niezrozumiałe dla
polskiego społeczeństwa — przekonanego o sile wła-
snej armii — błyskotliwe sukcesy nieprzyjaciela wywo-
ływały powszechną psychozę szpiegostwa. 3 i 4 wrze-
śnia, kiedy wycofujące się oddziały polskie zostały
ostrzelane w Bydgoszczy przez dywersantów, doszło
tam do pogromu ludności niemieckiej, podczas którego
zginęło ok. 300 osób w mieście i ok. 400 w okolicy.
Wielu Niemców z terenu całego kraju straciło także ży-
cie po internowaniu przez władze polskie. Te wydarze-
nia stały się pożywką dla propagandy niemieckiej, któ-
ra twierdziła, że w trakcie kampanii Polacy zabili po-
nad 58 tys. cywilnych osób narodowości niemieckiej.
W rzeczywistości straty mniejszości niemieckiej wy-
niosły — w tym także z powodu bombardowań i dzia-
łań wojennych — ok. 10% tej liczby.
2 września w sposób zasadniczy skomplikowała się
sytuacja na południowym kierunku operacyjnym. Za-
grożona okrążeniem Armia „Kraków” rozpoczęła
w nocy odwrót. W ten sposób załamała się cała kon-
cepcja polskiego planu obrony, zakładająca, że Armia
„Kraków” będzie wycofywała się jako ostatnia. Tego
samego dnia wieczorem XIX KPanc. z niemieckiej 4.
Armii w rejonie Borów Tucholskich na Pomorzu okrą-
żył część sił Armii „Pomorze”. W ciągu kilku następ-
nych dni w zaciekłych walkach uległy one całkowitemu
zniszczeniu. Następnie walczące tam pancerne siły
niemieckie zostały przerzucone do Prus Wschodnich.
W centrum frontu (w rejonie Częstochowy), rano 3
września, w walce z przeważającymi siłami wroga roz-
bita została 7. DP, co spowodowało wytworzenie się
pomiędzy armiami „Kraków” i „Łódź” luki, w którą
Niemcy wprowadzili XVI KPanc. z 10. Armii, z zada-
niem uderzenia prosto w kierunku Warszawy. 4 wrze-
śnia ciężką klęskę poniosła Armia „Modlin”. Wycofu-
jąca się spod Mławy 20. DP została rozbita przez nie-
mieckie lotnictwo. Jeszcze wcześniej 8. DP została
ogarnięta paniką i przez pewien czas przestała funkcjo-
nować jako zdolna do walki jednostka bojowa. W ten
sposób odsłonięty został kierunek wyprowadzający siły
niemieckie bezpośrednio z Prus Wschodnich w stronę
Warszawy.
Mimo sukcesów militarnych Niemcy ponieśli po-
ważną porażkę polityczną. Ku ogromnemu zaskoczeniu
Hitlera 3 września Wielka Brytania i Francja wypowie-
działy wojnę III Rzeszy, co oznaczało, że próba poli-
tycznej izolacji Polski na arenie międzynarodowej za-
kończyła się niepowodzeniem, a wojna polsko-
niemiecka z lokalnej przekształciła się w światową.
Przystąpienie mocarstw zachodnich do wojny — jak-
kolwiek nie poprawiło położenia militarnego Polski —
uniemożliwiło Niemcom pozyskanie do inwazji na Pol-
skę Węgier i Litwy, a także prawdopodobnie opóźniło
atak wojsk sowieckich na terytorium Rzeczypospolitej.
Tymczasem na froncie trwał nieustanny napór
wojsk niemieckich. W jego centrum XVI KPanc., po
zepchnięciu oddziałów Armii „Łódź”, uderzył 5 wrze-
śnia na 19. DP z Armii „Prusy”, zajmującą pozycję
wokół Piotrkowa, rozbił ją, a następnie ruszył na To-
maszów Mazowiecki, broniony przez 13. DP. Następ-
nego dnia i ta dywizja uległa przeważającym siłom nie-
przyjaciela, a droga do Warszawy stanęła przed Niem-
cami otworem. W kolejnych walkach źle dowodzona
i opuszczona przez wielu dowódców (w tym gen. Dę-
ba- -Biernackiego) Armia „Prusy” została rozbita, a jej
resztki wycofały się za Wisłę. Bardzo skomplikowała
się także sytuacja na północnym odcinku działań bojo-
wych. 6 września Niemcom udało się pod Różanem
sforsować Narew, zmuszając część sił polskich do od-
wrotu oraz rozdzielając od siebie wojska Armii „Mo-
dlin” i SGO „Narew”. W nocy z 8 na 9 września
uchwycili oni przyczółki na południowym brzegu Bugu
koło miejscowości Brok. W ten sposób zagrożone zo-
stały tyły całej polskiej obrony w rejonie Warszawy
oraz na Lubelszczyźnie.
Podejmowane przez marszałka Śmigłego próby
zakłócenia działań niemieckich były z reguły spóźnio-
ne. 4 września utworzono na linii środkowej Wisły
Armię „Lublin” (gen. Tadeusz Piskor), złożoną z orga-
nizowanych doraźnie, niepełnowartościowych jedno-
stek. W nocy z 5 na 6 września Naczelny Wódz polecił
wszystkim polskim armiom wycofać się za Wisłę.
W trakcie odwrotu znaczna część polskich sił —
zwłaszcza w centrum frontu — została rozproszona. Po
ucieczce gen. Rómmla do Warszawy dowodzenie nad
częścią Armii „Łódź” objął gen. Wiktor Thommée i po
ciężkich walkach doprowadził ją do twierdzy w Modli-
nie. Tylko dowódcy Armii „Kraków” udało się więk-
szość swoich związków taktycznych wyprowadzić za
Wisłę i San.
Mimo niewątpliwych sukcesów na froncie do-
wództwo niemieckie uznało, że nie jest w stanie prze-
szkodzić odwrotowi większości polskich sił za Wisłę
i postanowiło zmodyfikować swoje plany. 9 września
Hitler polecił kontynuowanie operacji wojennych aż do
uzyskania pewności, że Polacy nie będą zdolni do
utworzenia ciągłego frontu. W rozkazach przekazanych
wojskom pomiędzy 9 a 11 września polecono operacją
okrążającą objąć obszary położone między Wisłą a Bu-
giem, a wielkie kleszcze wokół wojsk polskich za-
mknąć na wschód od linii Bugu.
Na terenach opuszczonych przez wojsko i polską
administrację często do walki stawały grupy ludności
cywilnej, być może w jakimś stopniu mające oparcie
w sabotażowo-dywersyjnych komórkach, jeszcze przed
wojną tworzonych w całym kraju pod egidą oddziału
wywiadowczego Sztabu Głównego WP. Działały one
na zapleczu wojsk niemieckich (a następnie radziec-
kich). W zachodniej Polsce do najintensywniejszych
walk doszło m.in. 3-5 września w Katowicach, 8-9
września w Kłecku koło Gniezna oraz w Inowrocławiu.
Zbliżanie się Niemców do Warszawy wywołało
w mieście panikę. Początkowo stolica nie była przygo-
towywana do obrony. Zastanawiano się nawet, czy nie
ogłosić Warszawy miastem otwartym. W nocy z 6 na 7
września, zgodnie z nadanymi przez radio wezwaniami,
opuściły ją setki tysięcy mieszkańców. Ewakuowały się
również urzędy państwowe z Radą Ministrów na czele
oraz część Naczelnego Dowództwa z marszałkiem
Śmigłym-Rydzem. Jednak dzięki energicznym zabie-
gom dowódcy obrony Warszawy gen. Waleriana Czu-
my, komisarza cywilnego Stefana Starzyńskiego oraz
prowadzącego w radiu audycje propagandowe ppłk.
Wacława Lipińskiego stolicę zaczęto intensywnie
przygotowywać do walki. Pod wieczór 8 września pró-
bowała ją z marszu zająć 4. DPanc. W świat popłynął
radiowy komunikat niemiecki, że stolica Polski jest
w rękach niemieckich. W rzeczywistości siły nieprzy-
jacielskie ze znacznymi stratami zostały z miasta wy-
parte, a podejmowane w następnych dniach natarcia nie
przyniosły sukcesów.
Tymczasem polskie naczelne dowództwo podej-
mowało kolejne próby odzyskania inicjatywy w działa-
niach bojowych. W tym celu przeprowadzano re-
organizację dowodzenia oraz opracowywano nowe
koncepcje obrony. 8 września utworzono Grupę Armii
„Warszawa” (gen. Juliusz Rómmel), w której składzie
znalazły się m.in. armie „Modlin” i „Łódź”, załogi
Warszawy i Modlina oraz jednostki dozorujące linię
Wisły po ujście Pilicy. Jej zadaniem była obrona war-
szawskiego obszaru operacyjnego, którego trzon sta-
nowiła stolica, oraz utworzenie bazy operacyjnej dla
przygotowywanego zwrotu zaczepnego znad Bzury. 10
września, po podjęciu decyzji o przesunięciu linii obro-
ny znad Bugu i Narwi na Podlasie i Lubelszczyznę, GA
„Warszawa” pozbawiona m.in. Armii „Modlin” została
przekształcona w Armię „Warszawa” (gen. Rómmel),
z zadaniem obrony Warszawy i Modlina. 10 września
utworzono Front Południowy (gen. Kazimierz Sosn-
kowski), w którego skład wchodziły armie „Kraków”
oraz „Małopolska” (dawna „Karpaty”), z zadaniem
obrony Małopolski Wschodniej od Sandomierza po
Rawę Ruską oraz utrzymania połączeń komunikacyj-
nych z Rumunią. Ten związek operacyjny pozostał na
papierze, gdyż pomiędzy armiami „Kraków” i „Mało-
polska” nie udało się nawiązać łączności. 11 września
powołano Front Północny (gen. Stefan Dąb-Biernacki),
złożony z Armii „Modlin” i SGO „Narew” oraz two-
rzonych doraźnie grup operacyjnych. Zadaniem tego
Frontu, koncentrującego się na północnej Lubelszczyź-
nie, było utworzenie frontu obronnego między Brze-
ściem nad Bugiem a Kockiem. W wypadku konieczno-
ści dalszego odwrotu Front Północny we współdziała-
niu z Armią „Lublin” miał przejść na linie oporu w re-
jonie Tomaszów Lubelski-Hrubieszów-Włodzimierz.
Podobnie jak poprzednio większość tych dyrektyw już
w chwili opracowywania okazała się nieaktualna. 13
września marszałek Śmigły-Rydz polecił wszystkim
wojskom wycofywanie się na południowy wschód na
tzw. Przedmoście Rumuńskie, w rejon chroniony Stry-
jem i Dniestrem, gdzie miał być stworzony ostatni ba-
stion polskiej obrony.
Na północy kraju 9 września nieliczna załoga
umocnionej pozycji osłaniającej przeprawy w bagnistej
dolinie Narwi przez cały dzień opierała się pod Wizną
dywizjom XIX KPanc. Uległa po bohaterskiej walce
zakończonej samobójczą śmiercią kpt. Władysława Ra-
ginisa i niemieckie dywizje pancerne ruszyły na połu-
dnie w kierunku twierdzy w Brześciu nad Bugiem, roz-
bijając po drodze 11-13 września w rejonie Zambrowa
główne siły SGO „Narew”. Na południowym kierunku
operacyjnym w trakcie wcześniejszych działań Niemcy
przełamali barierę Karpat i wprowadzili pomiędzy Ar-
mię „Kraków” i Armię „Karpaty” XXII KPanc. z 14.
Armii, który 10 września opanował przyczółki na Sa-
nie, zanim dotarły tam poważniejsze siły polskie. Na-
stępnie ruszył przez południową Lubelszczyznę w kie-
runku Rawy Ruskiej, Tomaszowa Lubelskiego i Zamo-
ścia, co zagroziło odcięciem przemieszczających się na
południe oddziałów polskich. W ten sposób coraz real-
niejsza stawała się możliwość wzięcia w kleszcze pol-
skich wojsk.
Tymczasem od strony zachodniej w kierunku War-
szawy podążały nierozpoznane przez nieprzyjaciela
armie „Poznań” i „Pomorze”. Znajdowały się one w re-
jonie Kutna. Ponieważ nie miały szans na dotarcie do
stolicy przed wojskami niemieckimi, dowódca Armii
„Poznań” gen. Kutrzeba zdecydował się uderzyć czę-
ścią swoich sił na oddziały 8. Armii, w ogólnym kie-
runku na Łódź, aby reszcie ułatwić dalszy odwrót.
Rozkazom gen. Kutrzeby podporządkowała się Armia
„Pomorze”. Naczelne dowództwo zaakceptowało plan
natarcia, gdyż uznało, że polskie działania zaczepne na
zachód od Warszawy mogą związać znaczne siły nie-
przyjaciela i ułatwić pozostałym armiom polskim odzy-
skanie swobody operacyjnej. Wieczorem 9 września
rozpoczęta się bitwa nad Bzurą — największa w całej
kampanii (nazywana przez Niemców bitwą pod Kut-
nem). W pierwszej jej fazie — trwającej od 9 do 13
września — wojska polskie zaskoczyły nieprzyjaciela
i zadały mu duże straty. W drugiej fazie, rozpoczętej 14
września, część sił polskich natarła w kierunku Łowi-
cza i Skierniewic, by w ten sposób ułatwić pozostałym
oddziałom przedarcie się do Warszawy. W kolejnym
natarciu miano otworzyć sobie drogę ku stolicy, opa-
nowując Sochaczew. W tym czasie Niemcy już podcią-
gnęli w rejon działań znaczne siły pancerne. 16 wrze-
śnia rozpoczęła się trzecia faza bitwy. Natarcie w rejo-
nie Sochaczewa zostało rozjechane przez niemieckie
dywizje pancerne, które wdarły się w głąb polskiego
ugrupowania. Armie „Poznań” i „Pomorze” okrążyło
19 nieprzyjacielskich dywizji. W następnych dniach
niemieckie siły lądowe, wsparte zmasowanymi uderze-
niami lotnictwa szturmowego, stopniowo zaciskały
pierścień okrążenia. Walki trwały do 21 września. Tyl-
ko nielicznym oddziałom polskim udało się sforsować
Bzurę i w ciężkich bojach przedrzeć przez Puszczę
Kampinoską do Warszawy. Do niewoli dostało się po-
nad 100 tys. żołnierzy. Działania polskie zmusiły jed-
nak Niemców do modyfikacji dotychczasowych pla-
nów operacyjnych — wycofania większości sił działa-
jących w środkowej Polsce (Kielecczyzna), przygoto-
wujących się do forsowania Wisły, i rzucenia ich w re-
jon bitwy nad Bzurą. W ten sposób znajdujące się na
Lubelszczyźnie wojska polskie miały ułatwione wy-
cofywanie się na południe, w kierunku wyznaczonych
rubieży obronnych.
Na południowym kierunku operacyjnym sytuacja
zmieniała się jednak na niekorzyść strony polskiej.
Wprowadzone ze Słowacji siły niemieckie rozbiły
część sił Armii „Małopolska”, a następnie uderzyły
w kierunku Lwowa. 12 września po południu rozgorza-
ły w centrum miasta ciężkie walki uliczne. Wprawdzie
nieprzyjaciel został z miasta wyparty, jednak coraz re-
alniejsza stawała się groźba odcięcia sił polskich wal-
czących w głębi kraju od granicy z Rumunią, przez któ-
rą można było utrzymywać kontakt z zachodnimi alian-
tami. Kiedy dowódca Armii „Małopolska”, przebywa-
jący wówczas we Lwowie gen. Fabrycy, odmówił po-
wrotu do swych walczących żołnierzy, 13 września do
okrążonych pod Przemyślem wojsk przybył samolotem
gen. Sosnkowski i w następnych dniach podjął na czele
trzech dywizji próbę przebicia się do Lwowa, po dro-
dze w Mużyłowicach (rejon Lasów Janowskich) rozbi-
jając w nocy z 15 na 16 września część elitarnego zmo-
toryzowanego pułku SS „Germania”. Wojska polskie w
ciągłych walkach dotarły pod Lwów, ale nie zdołały się
do niego przedostać.
Szacuje się, że 16 września Wojsko Polskie liczyło
jeszcze niemal połowę swoich pierwotnych stanów
osobowych, czyli ok. 650 tys. żołnierzy. Jednak znacz-
na jego część (ok. 250 tys.) walczyła na zachód od Wi-
sły (rejon Oksywia i Helu, Warszawy i Modlina, kocioł
nad Bzurą). Ponad 200 tys. wojsk operacyjnych działa-
ło między Wisłą a Bugiem, głównie na środkowej Lu-
belszczyźnie. Wojska te jednak były poważnie zagro-
żone okrążeniem przez pancerne siły niemieckie, docie-
rające od północy i południa do okolic Włodawy i Hru-
bieszowa. Na terenach wschodniej Polski — od Wi-
leńszczyzny do Podola — rozmieszczone były liczne
ośrodki zapasowe, z zadaniem odtwarzania polskich
jednostek. Znajdowało się w nich ponad 200 tys. żoł-
nierzy, pozostających jednak w strukturach słabo zor-
ganizowanych. W tym czasie dostrzeżono osłabienie
naporu sił niemieckich w kierunku wschodnim, zwią-
zane z kontynuowaniem bitwy nad Bzurą oraz z trud-
nościami w zaopatrywaniu zmotoryzowanych wojsk w
paliwo i zapasy amunicji. Ta sytuacja spowodowała
nadmierny optymizm polskiego naczelnego dowództwa
co do możliwości kontynuowania walki. Nie ulega
wątpliwości, że z operacyjnego punktu widzenia kam-
pania była już w tym czasie przez stronę polską prze-
grana.
3. AGRESJA RADZIECKA I OSTATNIE DZIAŁANIA
ZBROJNE 17 IX-6 X 1939

Przygotowania ZSRR do agresji rozpoczęły się na-


tychmiast po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow od
uzupełniania rezerwistami i sprzętem wybranych jed-
nostek wojskowych, stacjonujących na pograniczu z
Polską. 3 IX 1939 postawiono w stan podwyższonej
gotowości bojowej 6 okręgów wojskowych. Tego sa-
mego dnia Ribbentrop zwrócił się do Mołotowa z suge-
stią wzięcia pod uwagę możliwości wkroczenia Armii
Czerwonej do Polski w celu zajęcia sowieckiej strefy
interesów Jednakże o zamiarze rozpoczęcia w najbliż-
szych dniach działań wojskowych Moskwa zapewniła
Berlin dopiero wówczas, gdy dotarła do niej fałszywa
wiadomość o upadku Warszawy 8 września.
7 września Stalin w rozmowie z sekretarzem gene-
ralnym Komitetu Wykonawczego Międzynarodówki
Komunistycznej Georgijem Dymitrowem oświadczył,
że nie stanie się nic złego, jeśli w następstwie rozgro-
mienia Polski system socjalistyczny zostanie rozsze-
rzony na nowe terytoria i nową ludność. Na tej podsta-
wie następnego dnia Dymitrow opracował dyrektywę
Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu),
zgodnie z którą partie komunistyczne, zwłaszcza Fran-
cji, Belgii, Wielkiej Brytanii i USA, w żadnym wypad-
ku nie miały wspierać „faszystowskiej” Polski. Kiedy
okazało się, że Warszawa broni się nadal, Moskwa po-
nownie odwołała swoją gotowość do inwazji, uzależ-
niając jej rozpoczęcie od kapitulacji polskiej stolicy.
Miało to zmniejszyć prawdopodobieństwo, że zachodni
alianci Polski mogą wypowiedzieć ZSRR wojnę w jej
obronie. Dodatkowymi powodami odwlekania terminu
uderzenia były trudności organizacyjne, które wystąpiły
podczas mobilizacji i koncentracji sowieckich wojsk na
polskiej granicy. Rozdrażniony sowiecką odmową Hi-
tler zastanawiał się nad wywołaniem antypolskiego
powstania w Małopolsce Wschodniej, a następnie
utworzenia tam podporządkowanego Niemcom pań-
stewka ukraińskiego. Rzeczywiście od 11 września na
terenach zamieszkanych przez ludność ukraińską za-
częło dochodzić do napadów na oddziały WP i kolum-
ny uciekającej na wschód ludności cywilnej oraz pod-
palania polskich osiedli. Ruchawki tej, krwawo tłumio-
nej przez oddziały policji i wojska, nie udało się całko-
wicie uśmierzyć przed początkiem agresji sowieckiej.
14 września poinformowano Niemców o osiągnię-
ciu przez Armię Czerwoną gotowości do działań. Tego
samego dnia dowódcy graniczących z Polską okręgów
wojskowych — białoruskiego i kijowskiego — otrzy-
mali dyrektywy zawierające dokładne plany działań.
Poszczególne armie radzieckie miały opanować cały te-
ren przyznany ZSRR w sierpniowym układzie z Niem-
cami, a więc do linii rzek Pisa-Narew-Wisła-San. Zale-
cano, aby wojska nie dały się związać oddziałom pol-
skim czołowymi walkami, ale poprzez obchodzenie
stawiającego opór przeciwnika posuwały się szybko do
przodu. Zadaniem południowego zgrupowania sił ra-
dzieckich było odcięcie wojska polskiego od granicy
z Rumunią.
Nad ranem 17 września polskiemu ambasadorowi
Wacławowi Grzybowskiemu odczytano notę rządu ra-
dzieckiego, w której stwierdzano, że państwo polskie
i jego rząd przestały faktycznie istnieć, dlatego też stra-
ciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR a Pol-
ską. Dalej komunikowano, że rząd sowiecki polecił
swoim wojskom przekroczyć granicę, by wziąć pod
opiekę ludność Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Biało-
rusi. Zapowiadano również podjęcie wszystkich środ-
ków w celu uwolnienia narodu polskiego od wojny
i umożliwienia mu życia w pokoju. W notach przeka-
zanych przedstawicielstwom państw rezydujących
w Moskwie władze radzieckie zapewniały, że wobec
wojny pomiędzy Niemcami a mocarstwami zachodnimi
nadal zachowają neutralność oraz dołączały tekst enun-
cjacji skierowanej do ambasadora RP, z której wynika-
ło, iż ZSRR nie prowadzi wojny z Polską, bo ta jako
państwo już nie istnieje. Przywódcy Wielkiej Brytanii
i Francji, którzy Polskę już wcześniej spisali na straty
(12 września w Abbeville zadecydowano o wstrzy-
maniu i tak niezwykle anemicznych działań zbrojnych
na froncie zachodnim), agresją sowiecką nie byli za-
skoczeni. Niewykluczone, że kanałami nieoficjalnymi
Londyn został wcześniej poinformowany przez Mo-
skwę o planowanej inwazji, w każdym razie najpóźniej
16 września władze brytyjskie przedyskutowały z dy-
plomacją francuską możliwe reakcje na agresję ra-
dziecką. Ostatecznie Francja złożyła w Moskwie w tej
sprawie ustne démarche z żądaniem wyjaśnień, a Wiel-
ka Brytania ograniczyła się do zamieszczonego w pra-
sie komunikatu, w którym podtrzymano zobowiązania
wobec Polski. Mocarstwa zachodnie nadal żywiły na-
dzieję pozyskania ZSRR do wojny z III Rzeszą,
a w poufnych analizach wyrażały nawet satysfakcję
z działań podjętych przez Armię Czerwoną, gdyż w ten
sposób odpadła możliwość uzyskania przez III Rzeszę
bezpośredniej granicy z Rumunią, gdzie znajdowały się
bogate złoża ropy naftowej. W instrukcji przesłanej
placówkom dyplomatycznym 19 września brytyjski
minister spraw zagranicznych Edward Halifax zalecał,
aby wyjaśnianie braku reakcji brytyjskiej na agresję
sowiecką tłumaczyć tym, że Polska i ZSRR nie wypo-
wiedziały sobie wojny, a rząd polski opuścił własne te-
rytorium.
O świcie 17 września wojska sowieckie działające
w ramach dwóch zgrupowań operacyjnych, nazwanych
następnie frontami — Białoruskim (komandarm II ran-
gi Michaił Kowalow) oraz Ukraińskim (komandarm I
rangi Siemion Timoszenko), przekroczyły granicę pol-
ską. Każdy front składał się z tzw. grup armijnych.
Front Białoruski tworzyły Grupa Połocka (przekształ-
cona następnie w 3. Armię), Grupa Mińska (11. Armia)
i 6. Dzierżyńska Grupa Konno-Zmechanizowana. Do
działań w rejonie Polesia przygotowywały się dwie ar-
mie (4. i 10.). W skład Frontu Ukraińskiego wchodziły
Grupa Kamieniecko-Podolska (12. Armia), Wołoczy-
ska Grupa Armijna (6. Armia) oraz Szepietowska Gru-
pa Wojsk (5. Armia). W odwodzie pozostawała Odeska
Grupa Armijna (13. Armia), mająca zabezpieczyć gra-
nicę z Rumunią. Dokonujące agresji oddziały Armii
Czerwonej liczyły 17 września ponad 466,5 tys. żoł-
nierzy (31 dywizji piechoty i kawalerii, 15 brygad pan-
cernych), dysponowały 5500 wozami bojowymi, a tak-
że liczącym ponad 3 tys. samolotów lotnictwem.
Z każdym dniem siły te wzrastały, gdyż w głąb Polski
przesyłano kolejne skompletowane jednostki wojsko-
we. Szacuje się, że na przełomie września i październi-
ka 1939 r. na terenie Polski mogło się znaleźć 700-750
tys. żołnierzy Armii Czerwonej i Ludowego Komisaria-
tu Spraw Wewnętrznych (NKWD). Przygotowania do
wojny z Polską ujawniły ogromne niedostatki logistyki
wojsk radzieckich. Brakowało wszystkiego — m.in.
mundurów, butów, pasów do karabinów, paliwa, żyw-
ności. Także umiejętności bojowe oficerów i żołnierzy
pozostawiały wiele do życzenia. Sukcesy wojsk ra-
dzieckich na ziemiach polskich wynikały głównie z te-
go, że nie miały one właściwie z kim walczyć.
W połowie września wschodnie granice RP chroni-
ło 25 batalionów Korpusu Ochrony Pogranicza i 7
szwadronów kawalerii. Siły te, pełniące służbę w 190
strażnicach, liczyły ok. 12 tys. żołnierzy. Większość
oddziałów KOP stawiła 17 września zbrojny opór prze-
ciwnikowi. Zacięte walki rozgorzały na Wileńszczyźnie
i Nowogródczyźnie oraz na Podolu. Część oddziałów
polskich została rozbita, inne wycofywały się pod naci-
skiem przeciwnika. Zamieszanie potęgował brak rozka-
zów Naczelnego Dowództwa, początkowo nie bardzo
wiedzącego, jak zareagować na agresję. Niektórzy pol-
scy dowódcy łudzili się nawet, że wojska sowieckie idą
Polsce na pomoc przeciwko Niemcom. Takie plotki
rozsiewały oddziały radzieckie wkraczające do Mało-
polski Wschodniej i na Wołyń. Mimo napływających
już od 8 września informacji o dużym prawdopodo-
bieństwie sowieckiej agresji, odpowiednie służby pol-
skie, na czele z ministrem Beckiem, zaniechały wypra-
cowania politycznego stanowiska na wypadek takiej
możliwości i 17 września zostały uderzeniem Armii
Czerwonej całkowicie zaskoczone. Po naradach prezy-
denta z rządem i Naczelnym Wodzem władze pań-
stwowe postanowiły natychmiast przekroczyć granicę
rumuńską, by tą drogą przedostać się do Francji. Praw-
dopodobnie pod wpływem sugestii aliantów zachod-
nich zaniechano wydania aktu stwierdzającego, że Pol-
ska znajduje się w stanie wojny z ZSRR. Przed opusz-
czeniem państwa, co nastąpiło wieczorem 17 września,
marszałek Śmigły-Rydz nakazał wojskom wycofywać
się do Rumunii oraz na Węgry i nie walczyć z bolsze-
wikami, z wyjątkiem wypadków natarcia z ich strony
lub próby rozbrajania oddziałów. Polecał, aby miasta,
do których podejdą wojska bolszewickie, pertraktowały
z nimi w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub
Rumunii. Rozkazywał także kontynuować walkę
z Niemcami w Warszawie i w innych ośrodkach oporu
atakowanych przez Wehrmacht. Dyrektywa marszałka
nie zapobiegła walkom z Sowietami, ponieważ wszę-
dzie oddziały Armii Czerwonej albo atakowały Pola-
ków, albo próbowały ich rozbrajać, natomiast osłabiła
polityczną wymowę tych starć, gdyż mogła stanowić
dla opinii międzynarodowej dowód, że Polska działania
sowieckie traktuje inaczej niż operacje Wehrmachtu.
W ten sposób Polska sama minimalizowała swoje szan-
se na uzyskanie pomocy międzynarodowej, jaka się jej
należała z powodu zbrojnej agresji dokonanej przez
ZSRR. W rzeczywistości polskie naczelne dowództwo
dysponowało odpowiednimi siłami, nawet lotnictwem
i bronią pancerną, by — przed przejściem granicy ru-
muńskiej — co najmniej przez kilka dni stawiać sku-
teczny opór wojskom sowieckim. Na Kresach Wschod-
nich Sowieci zagarnęli ogromne ilości niewykorzysta-
nej broni i zapasów amunicji. Ponadto jedynie zdecy-
dowana walka z agresją ze wschodu i powstrzymywa-
nie marszu wojsk radzieckich mogło umożliwić znajdu-
jącym się w głębi kraju oddziałom polskim przedosta-
nie się na Węgry i do Rumunii.
Walki polsko-sowieckie trwały do początków paź-
dziernika. Najwięcej — bo kilkanaście — stoczyło wy-
cofujące się od granicy wschodniej przez Polesie zgru-
powanie oddziałów KOP dowodzone przez gen. Wil-
helma Orlika-Rückemanna, koncentrujące się wcze-
śniej pod osłoną batalionu fortecznego KOP „Sarny”
(ppłk Nikodem Sulik), który przez trzy dni bronił swej
umocnionej pozycji nad Słuczą. 28 września pod Szac-
kiem wojska gen. Orlika-Rückemanna rozproszyły
część radzieckiej 52. Dywizji Strzeleckiej, której pod-
oddziały wzajemnie się ostrzeliwały. Zgrupowanie
KOP zakończyło szlak 1 października na Lubelszczyź-
nie, po boju w rejonie Wytyczna, gdy zabrakło mu
amunicji. Zostało rozformowane, a kadra dowódcza
utworzyła organizację konspiracyjną — Komendę
Obrońców Polski. Na południe od zgrupowania KOP
walczył 3. pułk piechoty KOP płk. Zdzisława Zającz-
kowskiego. 21 września stoczył on ciężki bój w rejonie
Borowicz, Nawozu i Hruziatyna (niedaleko Kołek),
a 23 września, po kolejnej walce w rejonie wsi Janów-
ka, skapitulował. Także sformowana w początkach
września SGO „Polesie” (gen. Franciszek Kleeberg),
zanim dotarła pod Kock, stoczyła wiele bojów z od-
działami sowieckimi i wspierającymi je dywersantami
(m.in. pod Jabłonią i Milejowem). Na Lubelszczyźnie
z oddziałami radzieckimi walczyło także kilka innych
zgrupowań polskich.
Symboliczny tylko charakter miał opór stawiony
Armii Czerwonej w nocy z 18 na 19 września przez
młodzież na ulicach Wilna. W Grodnie 20 i 21 wrześ-
nia spontanicznie bronili się żołnierze i polscy miesz-
kańcy miasta, a w walkach ulicznych sowieckie oddzia-
ły pancerne poniosły znaczne straty. Także wycofujące
się ku granicy litewskiej kawaleryjskie zgrupowanie
gen. Wacława Przeździeckiego ścierało się z oddziała-
mi radzieckimi. Największy bój stoczono 22 września
pod Kodziowcami, gdzie na skutek działań 101. p. uł.
Sowieci stracili wiele sprzętu pancernego. 27 września
w rejonie Krukienic (pod Samborem) została rozbita
Grupa Operacyjna Kawalerii (gen. Władysław Anders),
która wyrwawszy się z niemieckiego okrążenia pod
Tomaszowem Lubelskim, próbowała dotrzeć do grani-
cy węgierskiej. Natomiast nie stawiły Sowietom oporu
dysponujące dużą ilością broni i amunicji załogi Łucka,
Kowla, Włodzimierza Wołyńskiego. Także bez walki
skapitulowała 22 września załoga Lwowa. Dowódca
obrony Lwowa, gen. Władysław Langner, nie stanął na
wysokości zadania i poddał miasto z dzielną, dobrze
uzbrojoną, posiadającą znaczne zapasy żywności i go-
tową walczyć załogą. Konsekwentna obrona Lwowa
miałaby ogromne znaczenie dla późniejszej walki dy-
plomatycznej o utrzymanie tego miasta w granicach
Rzeczypospolitej.
Sytuację wojska i ludności na Kresach Wschodnich
komplikowały zbrojne wystąpienia przeciw Polakom,
inicjowane przez specjalne grupy sowieckie oraz przed-
stawicieli mniejszości narodowych — Ukraińców, Bia-
łorusinów i Żydów. Ofiarami mordów stawali się osad-
nicy, wojskowi, ziemianie, uciekinierzy z Polski cen-
tralnej. Poczynania te spotkały się z krwawym odwe-
tem oddziałów polskich. Wielu zbrodni dopuściły się
regularne wojska sowieckie, zwłaszcza tam, gdzie do-
szło do walk, w których Armia Czerwona poniosła stra-
ty.
Na mocy niemiecko-radzieckich ustaleń z 21 wrze-
śnia oddziały Wehrmachtu rozpoczęły wycofywanie się
na linię demarkacyjną przebiegającą wzdłuż Pisy, Na-
rwi, Wisły i Sanu. Sowietom uroczyście przekazano
m.in. Przemyśl, Białystok, Brześć nad Bugiem. Od 23
września w „Prawdzie” drukowano mapkę z przyjętą
linią demarkacyjną oraz zamieszczano komunikaty wo-
jenne z informacjami o walkach polsko-sowieckich.
Z walki nie rezygnowały zgrupowania WP znajdu-
jące się w zasięgu działań wojsk niemieckich. Jedne
starały się przebić ku granicy, by przedostać się na Wę-
gry lub do Rumunii, inne nie chciały złożyć broni, za-
nim nie wyczerpią wszystkich możliwości prowadzenia
działań. Liczyły one jeszcze ok. 140 batalionów pie-
choty i posiadały 540 dział i moździerzy oraz 70 czoł-
gów. Od 17 do 20 września w rejonie Tomaszowa Lu-
belskiego walczyły oddziały armii „Kraków” i „Lublin”
(ok. 20 batalionów piechoty, 130 armat i 30 czołgów),
dowodzone przez gen. Piskora. Skapitulowały po nieu-
danych próbach przebicia się na południe. 21 września
na Niemców obsadzających obszar wokół Tomaszowa
Lubelskiego uderzyły wojska Frontu Północnego (ok.
40 tys. żołnierzy i 225 dział), idące na pomoc oddzia-
łom gen. Piskora. 26 września zostały one zmuszone do
kapitulacji. Wcześniej gen. Dąb-Biernacki ponownie
opuścił swoje wojska. Do 27 września trwała obrona
Warszawy. Po zmasowanym bombardowaniu miasta 25
września i po rozpoczęciu szturmu generalnego, 28
września dowództwo polskie podpisało kapitulację. Na-
stępnego dnia poddała się także załoga twierdzy Mo-
dlin. W trakcie obrony Warszawy zginęło ok. 5 tys.
żołnierzy, a ok. 16 tys. zostało rannych.
Osobną kampanię prowadzili polscy obrońcy Wy-
brzeża. 3 września podczas bombardowań lotniczych
zniszczona została polska flota. Ocalały okręty pod-
wodne operujące na Bałtyku. Intensywne walki o Gdy-
nię, a następnie o Kępę Oksywską trwały do 19 wrze-
śnia i zakończyły się samobójczą śmiercią dowódcy
polskiej obrony płk. Stanisława Dąbka. 2 października
skapitulowała załoga Helu, dowodzona przez kontr-
adm. Józefa Unruga. Nadal na Bałtyku przebywał okręt
podwodny „Orzeł”, który wyrwał się z internowania
w Tallinie, by w połowie października zawinąć do por-
tu Rosyth w Szkocji. Do wybrzeży Wielkiej Brytanii
dotarł także 20 września okręt podwodny „Wilk”. Trzy
pozostałe — „Sęp”, „Ryś” i „Żbik” — zostały interno-
wane w Szwecji.
Ostatnią bitwę stoczyła SGO „Polesie”. W walkach
pod Kockiem (2-5 X) z niemieckim XIV Korpusem
Zmotoryzowanym zadała mu znaczne straty, jednak
wobec wyczerpania się amunicji i beznadziejnej sytua-
cji ogólnej gen. Kleeberg podpisał 6 października kapi-
tulację.
Część pododdziałów WP nie złożyła broni i podję-
ła działania partyzanckie. Wśród ponad 30 oddziałów
partyzanckich, działających jesienią 1939 r., zarówno
pod okupacją niemiecką, jak i sowiecką, najbardziej
znany był Oddział Wydzielony WP mjr. Henryka Do-
brzańskiego („Hubala”), który w rejonie Gór Święto-
krzyskich zamierzał w mundurach dotrwać do momen-
tu — spodziewanej wiosną 1940 r. — zwycięskiej
ofensywy Francji i Wielkiej Brytanii na froncie za-
chodnim.
Prowadzone przez Niemców działania miały cha-
rakter wojny totalnej. Ogromne straty były udziałem
nie tylko walczącego na froncie wojska, ale także lud-
ności cywilnej, bombardowanej i ostrzeliwanej z samo-
lotów w miejscach zamieszkania oraz w trakcie uciecz-
ki. Spalono co najmniej 476 wsi, a ponad 160 miast
i osiedli było celem ataków Luftwaffe. W terrorystycz-
nych atakach lotniczych na Wieluń, Sulejów, Garwolin,
Kurów zniszczono 50-70% zabudowań tych miejsco-
wości. Poważnie ucierpiała Warszawa, gdzie straty
ludności cywilnej wyniosły według różnych szacunków
od 10 do 25 tys. zabitych oraz kilkadziesiąt tysięcy ran-
nych. Zniszczeniu uległo ok. 12% budynków, m.in.
Zamek Królewski i wiele zabytków. Działaniom wo-
jennym towarzyszyły zbrodnie popełniane przez nie-
mieckie oddziały frontowe oraz specjalne grupy policji
i bezpieczeństwa SS. W co najmniej 615 egzekucjach
— tylko w obecnych granicach państwa polskiego —
zamordowano 12 136 osób, głównie narodowości pol-
skiej i żydowskiej. Ogólne straty ludności cywilnej
w kampanii 1939 r. szacuje się na ok. 100 tys. osób.
W przeszło 1500 walkach i bojach stoczonych
z Niemcami poległo ponad 67 tys. oficerów i żołnierzy
polskich, rannych zostało co najmniej 133 tys., a do
niemieckiej niewoli trafiło ok. 420 tys. Na polu walki
życie straciło czterech generałów: Józef Kustroń, Stani-
sław Grzmot-Skotnicki, Franciszek Wład i Mikołaj
Bołtuć. Straty niemieckie wyniosły ok. 50 tys. żołnie-
rzy, w tym co najmniej 16 340 zabitych. Zniszczeniu
lub zużyciu uległo m.in. ok. 1000 niemieckich czołgów
i samochodów pancernych, ok. 6000 samochodów, ok.
600 samolotów. Zużycie amunicji i paliwa było tak du-
że, że stało się jednym z czynników, które spowodowa-
ły zaniechanie planów Hitlera, skłaniającego się do
rozpoczęcia kampanii na zachodnim froncie jeszcze
w 1939 r.
Według danych sowieckich do niewoli radzieckiej
dostało się ponad 452 tys. polskich oficerów i żołnie-
rzy. W rzeczywistości zatrzymywano wszystkie osoby
noszące jakiekolwiek mundury — policjantów, straża-
ków, junaków, harcerzy, pracowników poczty itp. Wy-
daje się, że liczba ujętych polskich oficerów i żołnierzy
nie przekraczała 255 tys. Szacuje się, że liczba pole-
głych i pomordowanych obrońców Kresów Wschod-
nich mogła wynieść ok. 6-7 tys. osób i 10 tys. rannych.
Zamordowany został m.in. dowodzący Dowództwem
Okręgu Korpusu Grodno gen. Józef Olszyna-
Wilczyński. Według tych samych ocen Armia Czerwo-
na straciła ok. 2,5-3 tys. żołnierzy, 8-10 tys. zostało
rannych. Około 500 czerwonoarmistów trafiło do pol-
skiej niewoli. Zniszczono i uszkodzono co najmniej
150 sowieckich wozów bojowych oraz 15-20 samolo-
tów.
Granicę węgierską przekroczyło ok. 40 tys. pol-
skich żołnierzy, a rumuńską 30 tys. Na Litwie interno-
wano ok. 14 tys., a na Łotwie 1,5 tys. żołnierzy WP. Do
Rumunii i dalej do Francji udało się ewakuować zapasy
złota Banku Polskiego oraz najcenniejsze zbiory wa-
welskie, w tym kolekcję arrasów Zygmunta Augusta.
Błyskawiczna klęska militarna była ogromnym za-
skoczeniem dla polskiego społeczeństwa — przekona-
nego pod wpływem przedwojennej propagandy, że Pol-
ska jest mocarstwem europejskim — i stała się źródłem
wstrząsu moralnego, objawiającego się głównie utratą
zaufania do dotychczasowych elit przywódczych,
oskarżanych nie tylko o nieudolność, ale nawet o zdra-
dę. Opinie te były motywowane zachowaniem części
administracji cywilnej i wojskowej, zbyt szybko i zbyt
łatwo opuszczającej swe posterunki, m.in. w War-
szawie. Ocenę tę wzmocniła — budząca do dzisiaj kon-
trowersje — decyzja przejścia do Rumunii marszałka
Śmigłego-Rydza, w sytuacji kiedy w kraju walczyły
jeszcze poważne siły wojskowe. Krytykowano także
prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda, który również
opuścił kraj i udał się do Rzymu. Te nastroje wykorzy-
stywała opozycja polityczna, chcąca uwiarygodnić
swoje pretensje do sprawowania władzy, a także propa-
ganda niemiecka, sowiecka i powojenna, by zniesła-
wiać dorobek II Rzeczypospolitej.
W rzeczywistości swoją samotną walką Polska
opóźniła niemieckie uderzenie na Francję i Wielką Bry-
tanię, przez co dała im czas na rozbudowę potencjału
militarnego i zwiększyła szanse sprzymierzonych
w ostatecznej konfrontacji zbrojnej z Niemcami. Klę-
ska Polski nie może zmienić faktu, że kampania 1939 r.
była najpoważniejszym militarnym wkładem Polski
w przebieg II wojny światowej i jednym z najwięk-
szych wysiłków organizacyjnych i wojskowych pań-
stwa polskiego w całych jego dziejach.
II. SPRAWA POLSKA NA ARENIE MIĘDZYNA-
RODOWEJ
1. WŁADZE POLSKIE NA UCHODŹSTWIE WE FRANCJI
I WIELKIEJ BRYTANII 1939-1941

Możliwość przeniesienia siedziby władz polskich


do Francji dyskutowana była — z inicjatywy francu-
skiej — z różną intensywnością już od 9 września.
Wprawdzie Rumunia w sprawie wojny polsko-
niemieckiej zadeklarowała neutralność, jednak jej am-
basador w Polsce nie widział żadnych przeszkód, aby
władze polskie przez terytorium tego państwa udały się
do Francji, nie było to bowiem sprzeczne z postano-
wieniami konwencji haskiej z 1907 r. W tym samym
jednak czasie dyplomacja niemiecka rozpoczęła wy-
wieranie brutalnych nacisków na rząd rumuński, aby
skłonić go do internowania członków polskich władz
cywilnych w wypadku przekroczenia przez nich grani-
cy. Od 15 września prezydent RP, rząd, korpus dyplo-
matyczny oraz Naczelny Wódz wraz ze sztabem prze-
bywali na Pokuciu, pomiędzy miastami Śniatyn, Koło-
myja, Kosów i Kuty, przy granicy z Rumunią. Tutaj też
zastała ich agresja ZSRR na Polskę. Po przekroczeniu
granicy w Kutach (nie w Zaleszczykach, jak później
błędnie utrzymywano) władze polskie znalazły się
w Czerniowcach. Po odmowie ministra Becka podpisa-
nia deklaracji, w której rząd polski rezygnowałby
z wszelkich atrybutów konstytucyjnych, politycznych
i administracyjnych, doszło do rozdzielenia prezydenta
RP, rządu i naczelnego dowództwa oraz internowania
ich w osobnych miejscowościach. Formalnym pretek-
stem do uzasadnienia tej decyzji były faktyczne wy-
padki pogwałcenia neutralności Rumunii przez władze
polskie, z których najważniejsze było przekazanie do
Polski poprzez rumuński urząd pocztowy orędzia pre-
zydenta Mościckiego. W rzeczywistości zadecydowały
naciski niemieckie, wobec których nieskuteczne okaza-
ły się interwencje brytyjskie w obronie prawa władz
polskich do swobodnego przejazdu przez terytorium
Rumunii.
Z internowania władz polskich skorzystali przed-
stawiciele opozycji anty- sanacyjnej, którzy bez prze-
szkód, przez Rumunię i Węgry, przedostawali się do
Francji, by w końcu września w Paryżu utworzyć zna-
czący ośrodek polityczny, cieszący się sympatią i po-
parciem władz francuskich. 24 września dołączył do
niego gen. Władysław Sikorski, mający uzasadnioną
opinię frankofila. Jeszcze w Rumunii gen. Sikorskiemu
podporządkował się — po wypowiedzeniu posłuszeń-
stwa Wodzowi Naczelnemu — attaché wojskowy am-
basady polskiej, który oddał do dyspozycji generała
swój personel i posiadane środki pieniężne. Otrzymał
on od Sikorskiego instrukcje, aby zajął się sprowadze-
niem do Paryża czołowych działaczy opozycji, zwłasz-
cza związanych z Frontem Morges, uniemożliwiał na-
tomiast wydostanie się z Rumunii aktywistom obozu
sanacyjnego, a także wyższym wojskowym. Akcję tę
Sikorski, przy pełnym poparciu strony francuskiej, kon-
tynuował z terenu Francji. Wśród części dawnych dzia-
łaczy opozycyjnych (Herman Lieberman, Stanisław
Mikołajczyk) pojawiła się nawet tendencja zmierzająca
do zerwania ciągłości państwa i powołania — bez opie-
rania się na konstytucji kwietniowej — jakiegoś komi-
tetu narodowego. Planom tym zdecydowanie przeciwny
był jednak gen. Sikorski.
Internowanie władz polskich w Rumunii groziło
zakończeniem działalności konstytucyjnych organów
państwa polskiego, co byłoby znakomitym argumentem
na rzecz stanowiska władz niemieckich i radzieckich,
głoszących tezę, że państwo polskie przestało istnieć.
Chwilowo koordynacją działań polskich na arenie mię-
dzynarodowej zajmowała się Rada Ambasadorów, zło-
żona z przedstawicieli RP przy rządach w Paryżu (Ju-
liusz Łukasiewicz), w Londynie (Edward Raczyński)
oraz w Rzymie (Bolesław Wieniawa-Długoszowski).
Kontakty z internowanymi najwyższymi władzami pol-
skimi utrzymywał ambasador RP w Bukareszcie Roger
Raczyński. Możliwość wyjścia z impasu stwarzały
przepisy konstytucji kwietniowej, zgodnie z którymi
w okresie wojny prezydent RP miał prawo mianować
swojego następcę, automatycznie przejmującego wła-
dzę w wypadku śmierci lub ustąpienia z urzędu dotych-
czasowej głowy państwa. 24 września ambasador Ju-
liusz Łukasiewicz otrzymał dekret prezydenta Mościc-
kiego desygnujący na następcę prezydenta gen. Bole-
sława Wieniawę-Długoszowskiego, jednego z najbar-
dziej zaufanych ludzi marszałka Piłsudskiego. 26 wrze-
śnia Francuzi, w porozumieniu z przedstawicielami
polskiej opozycji, zawiadomili Łukasiewicza, że rząd
francuski nie ma zaufania do osoby nowego prezydenta
i nie widzi możliwości uznania jakiegokolwiek rządu
przezeń powołanego. Była to ze strony Francji brutalna
ingerencja w wewnętrzne sprawy Polski. Ostatecznie
30 września prezydentem został Władysław Raczkie-
wicz, prezes Światowego Związku Polaków z Zagrani-
cy, wcześniej kilkakrotny minister spraw wewnętrz-
nych i wieloletni wojewoda oraz marszałek senatu
(1930-1935). Raczkiewicz należał do sanacyjnej elity
rządzącej, ale nie był tak wyrazistym jej przedstawicie-
lem jak Wieniawa-Długoszowski.
Nowym prezesem Rady Ministrów został gen.
Władysław Sikorski. Był on ze względu na walory oso-
biste, doceniane nawet przez Józefa Piłsudskiego, oraz
doświadczenie polityczne i wojskowe, człowiekiem
najbardziej w tym momencie predestynowanym do ob-
jęcia tego urzędu. 1 października nowy rząd RP został
zaprzysiężony w składzie: wicepremier Stanisław
Stroński (następnie minister informacji i dokumentacji),
minister spraw zagranicznych August Zaleski oraz mi-
nister skarbu płk Adam Koc. Uważa się, że objęcie
dwóch stanowisk ministerialnych przez piłsudczyków
(Zaleski i Koc) wynikało z faktu, że były to osoby zna-
ne i cenione w Wielkiej Brytanii, a poza tym stanowiło
to potwierdzenie deklaracji Sikorskiego, iż będzie on
dążył do utworzenia władz złożonych z przedstawicieli
wszystkich obozów politycznych. Do 16 października
rząd został powiększony o czterech ministrów, repre-
zentujących występujące na emigracji stronnictwa poli-
tyczne. W tym samym czasie stanowisko ministra
otrzymał przybyły z kraju gen. Kazimierz Sosnkowski,
najwybitniejsza obok W. Sikorskiego postać politycz-
nego wychodźstwa. Gen. Sikorski, który oprócz funkcji
premiera sprawował już stanowisko ministra spraw
wojskowych, dodatkowo objął urząd ministra sprawie-
dliwości. Utworzono także ministerstwo opieki spo-
łecznej. Pozostali ministrowie pozostawali bez teki.
W pierwszej dekadzie grudnia w skład rządu weszli:
Stanisław Kot (SL), pełniący funkcję nieformalnego
zastępcy gen. Sikorskiego, oraz Henryk Strasburger ja-
ko następca odwołanego ministra skarbu Adama Koca.
Na spójność prac rządu negatywnie wpływały ujawnia-
jące się stopniowo w jego łonie animozje personalne.
Szczególnie istotne były konflikty pomiędzy odpowie-
dzialnym za kierowanie wojskową konspiracją w kraju
gen. Sosnkowskim a ministrem Kotem, któremu podle-
gało podziemie cywilne.
30 IX 1939 prezydent ustnie („umowa paryska”)
zobowiązał się do realizowania swych osobistych pre-
rogatyw, określanych przez odpowiednie przepisy kon-
stytucji kwietniowej, w ścisłym porozumieniu z preze-
sem Rady Ministrów, co wkrótce zaczęto interpretować
jako obowiązek uzgadniania wszystkich decyzji prezy-
denta z rządem. Zobowiązanie to — potwierdzone 30
XI 1939 w radiowym przemówieniu Raczkiewicza —
według większości konstytucjonalistów było sprzeczne
z konstytucją, gdyż wprowadzało do niej istotne zmia-
ny, a takich uprawnień prezydent nie posiadał. Nie-
mniej jednak stało się ono podstawową normą ustrojo-
wą respektowaną przy konstruowaniu władz na emigra-
cji. Umowa paryska prowadziła do nonsensów praw-
nych, gdyż powodowała, że nawet odwoływanie pre-
miera powinno odbywać się za jego zgodą. W ten spo-
sób ciężar władzy wykonawczej z gestii prezydenta
zdecydowanie przesunął się ku premierowi. Natomiast
prezydent posiadający prawo wydawania dekretów
z mocą ustawy pozostawał jedynym organem władzy
ustawodawczej, gdyż sejm i senat zostały 2 XI 1939
formalnie rozwiązane. Jednak jego rola sprowadzała się
w rzeczywistości do sygnowania aktów prawnych
przygotowanych przez rząd. Walka o zakres władzy
prezydenta i rządu toczyła się z większym lub mniej-
szym natężeniem przez całą wojnę.
9 XII 1939 prezydent powołał Radę Narodową
(RN, późniejsza nazwa — Rada Narodowa Rzeczypo-
spolitej Polskiej), stanowiącą namiastkę parlamentu,
jednak o funkcjach wyłącznie doradczych. Jej prze-
wodniczącym został Ignacy Paderewski. W skład RN
wchodziły 22 osoby, z których większość należała do
czterech stronnictw, teoretycznie tworzących koalicję
rządzącą (SL, SR SN i PPS), chociaż w rzeczywistości
SN do wielu poczynań rządu odnosiło się z rezerwą. Do
Rady Narodowej weszły także osoby o znanych w kraju
nazwiskach, m.in. gen. Lucjan Żeligowski oraz Stani-
sław Cat-Mackiewicz. Od lutego 1940 r. działała też
Najwyższa Izba Kontroli, a jej prezesem został, powo-
łany jeszcze w grudniu 1939 r., Tadeusz Tomaszewski
(PPS). Powołanie NIK w zasadzie zakończyło formo-
wanie cywilnych instytucji władz polskich na uchodź-
stwie. Pod koniec 1940 r. zatrudnionych w nich było
ponad 300 urzędników.
Obok cywilnych działały także naczelne władze
wojskowe. Tworzyły je sztab Naczelnego Wodza (sta-
nowiący właściwie dowództwo sił lądowych oraz sze-
fostwo wywiadu), Kierownictwo Marynarki Wojennej,
Dowództwo Polskich Sił Powietrznych, Komenda
Główna Związku Walki Zbrojnej oraz Ministerstwo
Spraw Wojskowych. Wiosną 1940 r. pracowało w nich
ponad 300 oficerów. Wszystkie te instytucje podlegały
Naczelnemu Wodzowi. 7 XI 1939 został nim gen. Si-
korski, mianowany kilka dni później także generalnym
inspektorem sił zbrojnych. W ten sposób skupił on
w swych rękach władzę niemal dyktatorską.
Władze polskie we Francji nie działały w próżni.
Polska emigracja zarobkowa w tym kraju w chwili wy-
buchu wojny liczyła ok. 750 tys. osób, z tego ok. 498
tys. obywateli polskich, głównie robotników. Utworze-
nie we Francji polskich władz państwowych zintensyfi-
kowało życie polityczne, kulturalne i społeczne całej
Polonii. Od końca września codzienne audycje w języ-
ku polskim emitowały równocześnie cztery francuskie
rozgłośnie radiowe. Znakomicie rozwijała się prasa
polska, zarówno partyjna, jak i kulturalna. Rolę półofi-
cjalnego dziennika rządowego pełnił „Głos Polski”.
Działały komitety zagraniczne poszczególnych partii
politycznych. Na czele Komitetu Zagranicznego SL stał
Stanisław Mikołajczyk, Komitetem Politycznym SN
kierował Tadeusz Bielecki, Komitetem Zagranicznym
PPS Herman Lieberman, a działalnością SP Karol Po-
piel.
Od końca listopada 1939 r. siedzibą prezydenta
i rządu RP stało się Angers, historyczna stolica Ande-
gawenii, gdzie władze polskie uzyskały przywilej eks-
terytorialności. Przy polskim rządzie akredytowanych
było czterech ambasadorów — Francji, Wielkiej Bryta-
nii, USA i Turcji, sześć poselstw i nuncjatura apostol-
ska, ale grono państw, z którymi Polska nadal utrzymy-
wała stosunki dyplomatyczne, było znacznie szersze.
Sikorski — podobnie jak większość emigracyjnych
polityków — był przekonany, że klęskę Polski spowo-
dowały zaniedbania jej przedwrześniowych władz, na-
tomiast mocarstwa sprzymierzone łatwo poradzą sobie
z Niemcami i wojna zakończy się najprawdopodobniej
już w roku 1940. Dlatego też celem jego ówczesnych
działań, wspieranych przez partie koalicyjne, było
stworzenie warunków do utrzymania władzy także po
rychłym — jak sądzono — powrocie do kraju. W tym
celu wiele energii zużytkowano na zwalczanie konku-
rentów politycznych, przede wszystkim piłsudczyków.
Temu miała głównie służyć powołana 10 X 1939 komi-
sja rządowa, złożona z polityków wrogo nastawionych
do sanacji, mająca za zadanie zbadanie przyczyn klęski
wrześniowej. W jej pracach szczególnie negatywną rolę
ze względu na niekompetencję i skrajną stronniczość
odegrał płk dypl. Izydor Modelski. Za apogeum walki
z poprzednimi władzami można uznać wniosek mini-
stra opieki społecznej Jana Stańczyka (PPS) z 2 I 1940,
w którym domagał się od rządu postawienia przed są-
dem lub Trybunałem Stanu marszałka Śmigłego-Rydza,
premiera Składkowskiego oraz ministrów Becka i Ka-
sprzyckiego. Prace zreformowanej dekretem prezyden-
ta z 30 V 1940 komisji były kontynuowane także
w Wielkiej Brytanii. Zawziętość nowej ekipy w pięt-
nowaniu i prześladowaniu członków poprzedniego rzą-
du wywoływała nieprzychylne dla Sikorskiego i władz
polskich reakcje polityków brytyjskich, przez których
szczególnie ceniony był Józef Beck, jako twórca soju-
szu polsko-brytyjskiego. Walce personalnej z przeciw-
nikami politycznymi oraz obsadzaniu stanowisk swoi-
mi ludźmi wiele energii poświęcali zwłaszcza Stani-
sław Kot, Stanisław Mikołajczyk i Karol Popiel, przy
pełnej aprobacie szefa rządu. Ingerując także w perso-
nalną obsadę stanowisk konspiracyjnych, a nie mając
pojęcia o warunkach działania pod okupacjami, stali się
oni mimowolnymi sprawcami wielu aresztowań,
zwłaszcza na terenach podległych Sowietom.
Dla oficerów i urzędników niemających konkret-
nego przydziału, a uznanych za zwolenników rządów
przedwojennych, utworzono specjalne obozy odosob-
nienia, najpierw we Francji (Cerizay), a po jej klęsce
w Wielkiej Brytanii (Rothesay na wyspie Bute). Przez
ten ostatni ośrodek — do czasu jego likwidacji w mar-
cu 1942 r. — przewinęło się ok. 1500 osób, a jednora-
zowo przebywało ich tam od 300 do 500.
W okresie francuskim rząd absorbowała koniecz-
ność udzielania pomocy materialnej tysiącom uchodź-
ców znajdujących się we Francji, Rumunii, na Wę-
grzech, Litwie i w innych krajach. Znaczne sumy pie-
niędzy przekazywano także do kraju. W ten sposób nie
tylko pomagano jego mieszkańcom i wspierano działa-
nia konspiracyjne, ale także starano się pozbyć przed-
wojennych złotych polskich, w uzasadnionej obawie, że
w okupowanym kraju zostaną one wycofane z obiegu.
W sprawach dotyczących powojennego charakteru
państwa program rządu, dyskutowany w listopadzie
i sformułowany m.in. w przemówieniu gen. Sikor-
skiego wygłoszonym 18 XII 1939, był bardzo ogólni-
kowy i powtarzał hasła Stronnictwa Pracy, ugrupowa-
nia najbliższego ideowo premierowi. Zakładał, że Pol-
ska — bazując na kulturze i zasadach chrześcijańskich
— będzie państwem demokratycznym, gwarantującym
wolność jednostki i prawa obywatelskie, z parlamen-
tarno-gabinetowym systemem władzy i sprawnym rzą-
dem. W stosunkach społeczno-gospodarczych obowią-
zywać miała zasada sprawiedliwości społecznej, gwa-
rantująca wszystkim obywatelom prawo do pracy oraz
uwzględniająca prawo „rzesz pracujących do ziemi i do
warsztatów pracy”. Wierne państwu mniejszości naro-
dowe miały uzyskać możliwości swobodnego rozwoju.
Zapowiadano, że ostatecznie o kształcie ustrojowym
i społeczno-gospodarczym państwa zadecyduje naród,
jako źródło władzy w państwie polskim. Tezy te
w imieniu rządu gen. Sikorski nieco rozwinął 24 II
1942 na posiedzeniu II Rady Narodowej, zapowiadając
po zakończeniu wojny przekazanie przez rząd władzy
ustawodawczej sejmowi, wybranemu na podstawie
czteroprzymiotnikowego prawa wyborczego (pominął
zasadę proporcjonalności), oraz przeprowadzenie re-
formy rolnej w duchu agraryzmu. Zakładano, że ustrój
rolny w Polsce będą tworzyć rodzinne gospodarstwa
o charakterze towarowym. Państwo miało zlikwidować
bezrobocie i wprowadzić dla obywateli obowiązek pra-
cy przy zachowaniu swobody zatrudnienia.
Polskie aspiracje terytorialne określano stopniowo.
Początkowo zakładano, że Polska z wojny wyjdzie po-
większona o Prusy Wschodnie oraz obszar Wolnego
Miasta Gdańska, a następnie domagano się także przy-
łączenia Śląska Opolskiego oraz części Pomorza Za-
chodniego. Te postulaty władze brytyjskie interpreto-
wały jako gotowość Polski do zrzeczenia się ziem za-
garniętych przez ZSRR, gdy tymczasem aksjomatem
polskiej polityki zagranicznej było utrzymanie całości
terytorium przedwojennego państwa polskiego.
W polityce zagranicznej nawiązywano do przed-
wojennych koncepcji Międzymorza, zgodnie z którymi
wokół Polski miała się utworzyć koalicja państw znaj-
dujących się pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym,
stanowiąca przeciwwagę polityczną, gospodarczą
i wojskową dla Niemiec i Rosji. Początkiem takiej koa-
licji miała być federacja Polski, Czechosłowacji i Wę-
gier. Koncepcja ta zbieżna była z postulatami dyploma-
cji brytyjskiej i francuskiej. W realniejszym kształcie
zarysowała się dopiero w drugiej połowie 1940 r., kie-
dy doszło do konkretnych rozmów na temat powołania
konfederacji polsko-czechosłowackiej z emigracyjnymi
władzami czechosłowackimi, na czele z Edvardem Be-
nešem, dokładnie o swoich kontaktach z Polakami in-
formującym nie tylko Brytyjczyków, ale także dyplo-
matów radzieckich. Rozmowy napotkały wiele trudno-
ści z obu stron. Polacy nie chcieli zrezygnować z na-
bytków terytorialnych uzyskanych kosztem Czecho-
słowacji w 1938 r. oraz obawiali się możliwości zdo-
minowania przez Czechów polskiego życia gospo-
darczego. Polityków czechosłowackich — traktujących
kontakty z Polakami wyłącznie w kategoriach taktycz-
nych — niepokoiła możliwość politycznej supremacji
Warszawy, zwłaszcza gdy między oboma partnerami
występowały zasadnicze różnice w ocenie polityki
ZSRR. Mimo braku zbliżenia stanowisk w powyżej
przedstawionych sprawach 11 XI 1940 podpisano
wspólną deklarację, w której zapowiadano wejście po
zakończeniu wojny obu państw w ściślejszy związek
polityczny i gospodarczy. 31 I 1941 powołano miesza-
ny Komitet Koordynacyjny, mający poprzez wyłaniane
komisje doprecyzować koncepcje przyszłego związku.
Zostały one bardzo ogólnie zarysowane w kolejnej de-
klaracji podpisanej 23 I 1942. Zastrzeżenia ZSRR wo-
bec zamiaru powołania federacji polsko-
czechosłowackiej doprowadziły wiosną 1943 r. do osta-
tecznego przerwania i tak ze strony czechosłowackiej
tylko pozorowanych prac.
Pomiędzy Polską a mocarstwami zachodnimi cały
czas istniała zasadnicza różnica w sposobie ustosunko-
wania się do ZSRR. Władze polskie uważały, że de fac-
to znajdują się w stanie wojny ze Związkiem Sowiec-
kim i traktowały go jako sojusznika Niemiec oraz pod-
kreślały groźbę bolszewizacji Europy, natomiast mo-
carstwa zachodnie — poza krótkim epizodem związa-
nym z agresją ZSRR przeciwko Finlandii (grudzień
1939-marzec 1940) — nadal starały się pozyskać Mo-
skwę do wojny z Niemcami. Stanowisko takie wyraźnie
ujawniły władze brytyjskie podczas wizyt w Londynie
ministra Zaleskiego (11 i 12 X 1939) i gen. Sikorskiego
(14-20 XI 1939), gdy jednoznacznie poinformowały
stronę polską, że Wielka Brytania nie zaangażuje się
zbrojnie w popieranie jej dążeń co do restytucji przed-
wojennej granicy polsko-radzieckiej. W tym czasie
Brytyjczycy posunęli się już do działań wyraźnie ła-
miących postanowienia układu z 25 VIII 1939. 17 X
1939 podsekretarz stanu w Foreign Office Richard Bu-
tler poinformował ambasadora Majskiego, że rząd bry-
tyjski zadowoliłby się po wojnie utworzeniem niewiel-
kiej, etnicznej Polski, na wzór Księstwa Warszawskie-
go, objętej gwarancjami Wielkiej Brytanii, Francji,
ZSRR i Niemiec, a 22 X 1940 ambasador brytyjski
w Moskwie Stafford Cripps zadeklarował wobec władz
radzieckich gotowość swego państwa do uznania suwe-
renności ZSRR nie tylko na przyłączonych do niego te-
renach Litwy, Łotwy, Estonii, Besarabii i północnej
Bukowiny, ale także na „tych częściach byłego państwa
polskiego, które znajdują się obecnie pod władzą ra-
dziecką”. Strona brytyjska, oficjalnie przedstawiając
niemiecko-radziecką granicę z 28 IX 1939 (por. s. 554-
555) jako zbieżną z tzw. linią Curzona z lipca 1920 r.
(o wiele bardziej korzystną dla Polski), dezinformowała
opinię międzynarodową, co skrzętnie wykorzystała dy-
plomacja i propaganda sowiecka. Polacy nie reagowali
energicznie na łamanie sojuszu m.in. dlatego, że czo-
łowe postacie polskiej dyplomacji (Zaleski, Raczyński)
wykazywały żenującą ignorancję w znajomości jego
postanowień, w których Wielka Brytania zobowiązy-
wała się do nienaruszania integralności terytorialnej
Polski w porozumieniach ze stroną trzecią. Słabość pol-
skiej dyplomacji zachęcała więc Londyn do lekceważe-
nia polskich interesów narodowych.
Władze polskie nie miały żadnych szans uzyskania
statusu równorzędnego partnera Francji i Wielkiej Bry-
tanii w koalicji antyniemieckiej i podejmowane przez
Sikorskiego zabiegi o to zakończyły się ze strony
sprzymierzonych kilkoma gestami, takimi jak jednora-
zowe uczestnictwo polskiego premiera w posiedzeniu
Najwyższej Rady Wojennej (kwiecień 1940) czy do-
puszczenie przedstawiciela Polski do udziału w posie-
dzeniach Międzyalianckiego Komitetu Wojskowego,
ale z ograniczonymi uprawnieniami. Także starania
o umocnienie pozycji Polski w Lidze Narodów zakoń-
czyły się prestiżową porażką, kiedy w grudniu 1939 r.
starająca się o miejsce w Radzie Ligi Polska otrzymała
tylko jeden głos poparcia.
Jednym z najważniejszych celów, które starał się
zrealizować gen. Sikorski, było odtworzenie Wojska
Polskiego. Już we wrześniu 1939 r. przystąpiono do
formowania we Francji jednej dywizji piechoty. 18 XI
1939 podpisano umowę określającą zasady funkcjono-
wania Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii, opera-
cyjnie podporządkowanej admiralicji. Sojusznikom
podporządkowana została także polska flota handlowa,
licząca 36 statków pełnomorskich, w tym dwa liniowce
pasażerskie m/s „Batory” i m/s „Piłsudski”. 4 I 1940
Sikorski podpisał z premierem Francji trzy umowy
określające zasady funkcjonowania i podległości Woj-
ska Polskiego. Zamierzał on sformować dwa korpusy
piechoty (cztery dywizje) oraz jedną jednostkę pancer-
ną. Plany te natrafiły na znaczne trudności, ponieważ
dowództwo francuskie nie miało zaufania do wartości
polskiego żołnierza i dlatego nie kwapiło się z dostar-
czaniem stronie polskiej nowoczesnego uzbrojenia, po-
nadto Polakom brakowało wyszkolonej kadry podofi-
cerskiej i młodszych oficerów, a rekrutacja do wojska
także nie przebiegała bez zakłóceń. Do czerwca 1940 r.
sformowano Samodzielną Brygadę Strzelców Podha-
lańskich (gen. Zygmunt Szyszko-Bohusz), początkowo
przeznaczoną do obrony Finlandii przed agresją ZSRR,
1. Dywizję Grenadierów (gen. Bronisław Duch), 2.
Dywizję Strzelców Pieszych (gen. Bronisław Prugar-
Kettling), zapoczątkowano formowanie 10. Brygady
Kawalerii Pancernej (gen. Stanisław Maczek), 3. i 4.
Dywizji Piechoty oraz na terenie Syrii Samodzielnej
Brygady Strzelców Karpackich. Siły lotnicze tworzono
równolegle we Francji i Wielkiej Brytanii. Ogólny stan
Wojska Polskiego w czerwcu 1940 r. wynosił ok. 84
500 ludzi.
Istotnym problemem utrudniającym odtworzenie
wojska był kryzys zaufania, który wystąpił po kampanii
wrześniowej wśród młodszej kadry w stosunku do ofi-
cerów sztabowych. Wyrazem tego było istnienie
w korpusie oficerskim tajnych organizacji zarówno we
Francji, jak też następnie w Wielkiej Brytanii i na Bli-
skim Wschodzie. Do przywódców tych struktur należe-
li m.in. Jerzy Klimkowski i Maciej Kalenkiewicz. Or-
ganizacje te, dążące do zapewnienia sobie nieformalne-
go wpływu na decyzje podejmowane przez wyższe do-
wództwa, wykorzystywane były w Wielkiej Brytanii
w pewnym stopniu przez wywiad niemiecki do pene-
tracji armii polskiej.
W maju 1940 r. Wojsko Polskie uczestniczyło
w działaniach sprzymierzonych w Norwegii, gdzie pod
Narwikiem z powodzeniem walczyła (28-30 V) Samo-
dzielna Brygada Strzelców Podhalańskich. Straty po-
niosła Marynarka Wojenna, która utraciła niszczyciel
„Grom” oraz okręt podwodny „Orzeł”. W czerwcu
1940 r. Polacy zostali zaangażowani w ramach wojsk
francuskich do obrony Francji. 1. Dywizja Grenadierów
walczyła w Lotaryngii (m.in. 17-18 VI pod Lagarde), 2.
Dywizja Strzelców Pieszych w południowej Alzacji
w rejonie Belfortu (18-19 VI), 10. Brygada Kawalerii
Pancernej w Szampanii, m.in. w Montbard (16-17 VI),
a część Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalań-
skich, po jej powrocie z Norwegii, w obronie tzw. redu-
ty bretońskiej (16-18 VI). Przed kapitulacją Francji
wszystkie jednostki wojsk lądowych — oprócz 2. Dy-
wizji Strzelców Pieszych internowanej w Szwajcarii —
zostały rozwiązane. W walkach powietrznych nad
Francją uczestniczył 1. Dywizjon Myśliwski „War-
szawski” oraz część 2. Dywizjonu Myśliwskiego „Kra-
kowsko-Poznańskiego”. Na Wyspy Brytyjskie udało się
ewakuować tylko ok. 19 500 żołnierzy.
Przebieg kampanii francuskiej w maju i czerwcu
1940 r. był szokiem dla polskich elit politycznych,
a zwłaszcza gen. Sikorskiego, którego optymistyczne
prognozy rozwoju sytuacji na froncie mijały się z rze-
czywistym przebiegiem wydarzeń. Próbując równocze-
śnie kierować rządem i sprawować dowództwo nad
wojskiem, stracił kontrolę nad jednym i drugim,
zwłaszcza kiedy między 11 a 16 czerwca osobiście po-
szukiwał kontaktu z naczelnym dowództwem francu-
skim. W atmosferze narastającego chaosu i wzajem-
nych oskarżeń prezydent i rząd ewakuowały się do Li-
bourne pod Bordeaux, gdzie dopiero odnalazł się pre-
mier. Część personelu rządowego (m.in. minister Stań-
czyk) porzuciła swoje posterunki i na własną rękę ewa-
kuowała się na Wyspy Brytyjskie. 18 czerwca na za-
proszenie premiera Winstona Churchilla Sikorski udał
się samolotem do Londynu, by omówić warunki ewa-
kuacji władz i wojska z Francji. W trakcie tej wizyty
zamierzał wręczyć władzom brytyjskim memoriał,
w którym zwracano uwagę, że w ZSRR mogłaby po-
wstać trzystutysięczna armia polska oraz sugerowano
możliwość pewnych zmian terytorialnych na korzyść
republik radzieckich. Memoriał na żądanie ambasadora
Raczyńskiego został przeredagowany, niemniej jednak
dla opozycji politycznej stanowił dowód gotowości Si-
korskiego do szukania kompromisu z Moskwą bez za-
bezpieczenia interesów państwa.
Utrata wiary w możliwość zwycięstwa samotnej —
po klęsce Francji — Wielkiej Brytanii skłoniła kilku
drugorzędnych polityków polskich pozostających we
Francji i Portugalii do szukania za pośrednictwem
Włoch kontaktu z władzami III Rzeszy. Próby te zosta-
ły przez Niemców zignorowane. Niektórzy politycy
czekali na dalszy rozwój sytuacji. Dopiero w końcu
czerwca 1941 r. z Francji do Londynu przeniósł się Ta-
deusz Bielecki.
Po przybyciu prezydenta i członków rządu do
Wielkiej Brytanii doszło do poważnego kryzysu poli-
tycznego. Sikorskiego obarczano odpowiedzialnością
za utratę wojska, źle zorganizowaną ewakuację, za-
trzymanie przez władze francuskie zapasów złota wy-
wiezionych z Polski, a także błędy w polityce zagra-
nicznej, których dowodem był niefortunny memoriał
przygotowany dla władz brytyjskich. 18 lipca prezy-
dent mianował nowym premierem Augusta Zaleskiego.
Okazało się jednak, że zmianie tej niechętne są władze
brytyjskie, a ponadto w obronie Sikorskiego wystąpiła
grupa wyższych oficerów, inspirowana przez gen.
M. Kukiela. Ostatecznie w wyniku misji mediacyjnej
podjętej przez gen. Sosnkowskiego Sikorski zachował
stanowisko szefa rządu, jednak jego osobisty autorytet
znacznie ucierpiał. Swoim zastępcą na stanowisku
premiera Sikorski mianował gen. Sosnkowskiego.
Wobec bezpośredniego zagrożenia Wielkiej Bryta-
nii przez inwazję wojsk niemieckich władze polskie
najwięcej uwagi poświęcały organizowaniu Polskich
Sił Zbrojnych. Zagadnienia te precyzowała umowa
wojskowa polsko-brytyjska z 5 VIII 1940. Z powodu
rozpoczętej 10 VII 1940 bitwy powietrznej o Wielką
Brytanię najważniejsze było stworzenie sprawnego lot-
nictwa. Dla Brytyjczyków każdy wojskowy pilot był na
wagę złota (łatwiej było wyprodukować nowy samolot,
niż wykształcić wojskowego pilota), dlatego też polscy
lotnicy odegrali ogromną rolę w obronie Wielkiej Bry-
tanii przed inwazją niemiecką. Od lata 1940 do wiosny
1941 r. utworzono 13 polskich dywizjonów myśliw-
skich i bombowych. Polscy lotnicy uczestniczący
w walkach powietrznych nad Wielką Brytanią znisz-
czyli w 1940 r. 203 maszyny wroga. Szczególną sławę
zyska! myśliwski dywizjon 303. W polskim lotnictwie
najwięcej zestrzeleń uzyskał mjr. Stanisław Skalski.
Rozwijała się także polska Marynarka Wojenna, która
otrzymywała nowe okręty od Royal Navy. W maju
1941 r. niszczyciel „Piorun” odznaczył się w operacji
wykrycia i zatopienia niemieckiego pancernika „Bi-
smarck”. W najgorszym stanie znajdowały się polskie
siły lądowe, liczące na Wyspach Brytyjskich ok. 15 tys.
żołnierzy. Tworzyły one 1. Korpus Polski (gen. M. Ku-
kiel), mający ochraniać wschodnie wybrzeża Szkocji.
W czerwcu 1940 r. pod dowództwo brytyjskie przeszła
z Syrii na teren Palestyny Samodzielna Brygada Strzel-
ców Karpackich, licząca 3756 żołnierzy. Szukanie
możliwości pozyskania rekruta na kontynencie amery-
kańskim było głównym celem wizyty gen. Sikorskiego
w Kanadzie i USA (24 III—9 V 1941). Wizyta zwięk-
szyła osobisty prestiż polskiego przywódcy, przyjętego
przez prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta,
natomiast nadzieje na powtórzenie się sytuacji z okresu
I wojny światowej, kiedy to członkowie Polonii kana-
dyjskiej i z USA masowo wstępowali do organizowanej
we Francji armii polskiej, okazały się płonne. W tym
czasie asymilacja Polonii amerykańskiej była już pro-
cesem znacznie zaawansowanym.
2. PRÓBA UŁOŻENIA STOSUNKÓW POMIĘDZY POL-
SKĄ A ZSRR 1941-1943

22 VI 1941 Wehrmacht dokonał niespodziewanego


uderzenia na ZSRR, uzyskując zaskoczenie strategicz-
ne. Niemcy w błyskawicznym tempie parli w głąb ra-
dzieckiego terytorium, zadając Armii Czerwonej
ogromne straty. Wydawało się, że ich całkowite zwy-
cięstwo jest kwestią najbliższych tygodni. Wojna nie-
miecko-radziecka zmieniła całkowicie układ sił mię-
dzynarodowych. Poprzednio to Wielka Brytania zabie-
gała o pomoc ZSRR, a teraz role się odwróciły. Jednak
Churchill obawiał się, że zagrożone całkowitą klęską
przywództwo radzieckie może próbować szukać poro-
zumienia z Berlinem, toteż już wieczorem 22 czerwca
w przemówieniu radiowym zaoferował ZSRR wszelką
pomoc, a 12 lipca zawarł ze Stalinem układ sojuszni-
czy. W tej sytuacji nagląca stawała się kwestia uregu-
lowania stosunków polsko-radzieckich.
Brak pełnego dostępu do dokumentów radzieckich
utrudnia udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na pyta-
nie, jakie były założenia polityki radzieckiej wobec
sprawy polskiej. Nie ulega wątpliwości, że przywódz-
two radzieckie chciało zniszczyć II RP jako „państwo
burżuazyjne” i gdyby miało okazję, wprowadziłoby na
wszystkich terenach zamieszkanych przez Polaków
ustrój sowiecki, jednak przyszłość tych ziem zależała
od politycznej pozycji Moskwy i była najpierw funkcją
stosunków ZSRR z III Rzeszą, a następnie z Wielką
Brytanią i USA. Z ujawnionej instrukcji dla dowództwa
Frontu Białoruskiego z 16 IX 1939 wiadomo, że na ob-
szarze etnicznych ziem polskich, pomiędzy Narwią,
Wisłą a Bugiem, zamierzano utworzyć Polską Socjali-
styczną Republikę Radziecką. W wyniku przekazania
Niemcom terenów, na których miała powstać, plany te
stały się nieaktualne, ale Stalin przestrzegł Hitlera
przed tworzeniem „polskiego państwa szczątkowego”,
dając w ten sposób do zrozumienia, że ZSRR nie za-
mierza rezygnować ze współdecydowania o przyszłości
ziem polskich. Kwestia polska ponownie wzbudziła za-
interesowanie Stalina, kiedy w drugiej połowie roku
1940 zaczął narastać kryzys w stosunkach niemiecko-
radzieckich. 31 października wytypowana przez
NKWD grupa polskich oficerów, na czele z ppłk. dypl.
Zygmuntem Berlingiem, została przewieziona z wię-
zienia na Łubiance do Małachowki pod Moskwą (do
„willi szczęścia”) i tam przystąpiła do opracowywania
planów utworzenia w ramach Armii Czerwonej polskiej
dywizji. Jej dowódcą miał zostać gen. Marian Żegota-
Januszajtis lub gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz,
obaj jednak uzależnili swoją zgodę od wytycznych gen.
W. Sikorskiego. Plany tworzenia polskiej dywizji prze-
rwał atak Niemiec na ZSRR, ale jeszcze 22 VI 1941
oficerowie zaangażowani w pracę nad formowaniem tej
jednostki podpisali deklarację stwierdzającą, że są zwo-
lennikami wejścia Polski w skład ZSRR. W tym sa-
mym czasie NKWD prowadziło z aresztowanymi na
Kresach Wschodnich wyższymi oficerami Związku
Walki Zbrojnej (ZWZ) grę operacyjną, mającą ułatwić
penetrację polskiego podziemia niepodległościowego
na terenie okupacji niemieckiej. NKWD dzięki szcze-
gółowym zeznaniom ujętych oficerów doskonale orien-
towało się w strukturze Komendy Głównej (KG) ZWZ
w Warszawie i jej obsadzie personalnej oraz poprzez
ujawnione punkty kontaktowe miało możność bezpo-
średniego dotarcia do niej.
Konsekwentnie przez cały okres 1939-1941 ZSRR
stał na gruncie swojej tezy, że państwo polskie przesta-
ło istnieć, stąd też polskie władze na obczyźnie były
przedmiotem niewybrednych żartów propagandy so-
wieckiej. Wydaje się, ze wybuch wojny niemiecko-
radzieckiej, a następnie gra radziecka z rządem gen. Si-
korskiego doprowadziły do modyfikacji planów Mo-
skwy zmierzających do podporządkowania sobie ziem
polskich, co jednak nie było równoznaczne z ich cał-
kowitym przekreśleniem.
Uregulowaniem stosunków pomiędzy ZSRR a rzą-
dem gen. Sikorskiego najbardziej zainteresowani byli
przywódcy Wielkiej Brytanii i oni też rozpoczęli mają-
ce do tego doprowadzić naciski na obie strony. 4 VII
1941 ambasador ZSRR Iwan Majski przekazał mini-
strowi spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Antho-
ny'emu Edenowi stanowisko swego rządu w sprawie
Polski, Czechosłowacji i Jugosławii. ZSRR zgadzał się
na utworzenie na swoim terytorium „komitetów naro-
dowych” tych krajów oraz na formowanie przez nie
oddziałów wojskowych. Ponadto rząd ZSRR deklaro-
wał przychylność dla powstania niepodległej Polski w
granicach etnicznych. Tak więc Kreml nadal podtrzy-
mywał swoją tezę o nieistnieniu państwa polskiego.
Nad warunkami wstępnymi rozmów z Sowietami dys-
kutowali też Polacy. Sprecyzował je gen. Sosnkowski,
który uznał, że stosunki dyplomatyczne z ZSRR mogą
zostać wznowione, jeżeli zgodzi się on na przywrócenie
gwarantowanej przez Wielką Brytanię i USA granicy z
traktatu ryskiego oraz prawne uregulowanie położenia
ludności polskiej na swym terenie. 5 lipca rozpoczęły
się w obecności przedstawicieli władz brytyjskich pol-
sko-radzieckie rozmowy, bardzo trudne wskutek nieu-
stępliwości strony radzieckiej w sprawie ponownego
uznania przez nią wschodniej granicy II RP oraz cią-
głych nacisków Londynu na Sikorskiego o ich jak naj-
szybsze sfinalizowanie. Sikorski ostatecznie uległ presji
i zadowolił się niemającą wartości prawnej formułką,
że ZSRR uznaje za nieobowiązujące traktaty niemiec-
ko-radzieckie z 1939 r. dotyczące terytorialnych zmian
w Polsce, natomiast Brytyjczycy zobowiązali się do
złożenia deklaracji, że nie uznają zmian terytorialnych
dokonanych siłą. Przyjęcie tej formuły wywołało burzę
wśród polskich elit politycznych. Sikorski interpretował
ją jako zgodę Kremla na przywrócenie w stosunkach
polsko-radzieckich stanu prawnego sprzed września
1939 r. Opozycja, z gen. Sosnkowskim na czele oraz
ministrem Zaleskim, słusznie uznała, że na podstawie
takiego zapisu problem granicy z ZSRR pozostaje
otwarty. Za opozycjonistami opowiedział się prezydent
Raczkiewicz. Poparcia dla układu z ZSRR odmówiło
kierowane przez Tadeusza Bieleckiego SN oraz część
emigracyjnej PPS, na czele z Adamem Ciołkoszem.
W ten sposób ukształtowała się otwarta opozycja wo-
bec większości rządu gen. Sikorskiego, której przewo-
dził gen. Sosnkowski, przekonany — wbrew opinii Na-
czelnego Wodza — że Moskwa padnie w najkrótszym
czasie. 25 lipca ministrowie Sosnkowski, Zaleski oraz
Marian Seyda (SN) zgłosili swoje dymisje z funkcji
członków rządu. Opozycja uważała, że — mimo naci-
sków brytyjskich — nie należy spieszyć się z podpisa-
niem układu, bo wobec druzgocących klęsk ponoszo-
nych przez Armię Czerwoną czas działa na korzyść
strony polskiej. Było to stanowisko naiwne, ponieważ
z powodu braku poparcia dla polskich postulatów ze
strony Wielkiej Brytanii i niemożności wywierania
przez nią nacisków na ZSRR (mogły to czynić tylko
USA, ale właśnie one były w pełni zaangażowane
w materialną pomoc dla państwa radzieckiego), Mo-
skwa wcale układu z Polską zawierać nie musiała. Taki
stan groził całkowitym zmarginalizowaniem pozycji
polskiego rządu na arenie międzynarodowej. Nadal też
istniała możliwość utworzenia w ZSRR polskiego ko-
mitetu narodowego, cieszącego się poparciem znajdu-
jących się tam Polaków. Według Sikorskiego ponadto
odkładanie podpisania układu z rządem radzieckim do
chwili, kiedy utraci on Moskwę, utrudniłoby, jeżeli
wręcz nie uniemożliwiło, zorganizowanie tam polskiej
armii oraz otoczenie opieką ludności polskiej. Charak-
terystyczne jest, że jeszcze przed zawarciem umowy
politycznej dyskutowano na forum rządu możliwość
ewentualnego wyprowadzenia tworzonego w ZSRR
wojska do Iranu, a sam Sikorski zadeklarował się jako
zwolennik takiego rozwiązania.
30 VII 1941 Sikorski, mimo że Raczkiewicz nie
udzielił mu pełnomocnictw do zawarcia traktatu,
w obecności Churchilla i Edena podpisał tekst polsko-
sowieckiego układu. Ze strony radzieckiej został on pa-
rafowany przez ambasadora Majskiego. Poza wspo-
mnianym już pierwszym artykułem, odnoszącym się do
niemiecko-radzieckich układów granicznych, traktat
zawierał jeszcze cztery inne, w których zapowiadano
przywrócenie stosunków dyplomatycznych i natych-
miastową wymianę ambasadorów Ponadto Moskwa
zgadzała się na tworzenie na terytorium ZSRR polskiej
armii, której dowództwo miało być mianowane przez
rząd polski w porozumieniu z rządem radzieckim. Ar-
mia Polska w sprawach operacyjnych miała podlegać
Naczelnemu Dowództwu ZSRR, w którego skład miał
wejść jej przedstawiciel. W dodatkowym protokole
strona sowiecka zobowiązywała się do udzielenia
„amnestii” wszystkim obywatelom polskim więzionym
na terenie ZSRR. Protokół ten wywołał kolejny atak
opozycji na gen. Sikorskiego, gdyż skonstatowano, że
użycie terminu „amnestia” wskazuje na istnienie podle-
głości obywateli polskich prawu sowieckiemu, a więc
jest pośrednim uznaniem jego obowiązywania na tere-
nach Polski wcielonych do ZSRR. Deklaracja brytyjska
o nieuznawaniu zmian terytorialnych dokonanych
w czasie wojny w Polsce — jako uzupełnienie układu
polsko-radzieckiego — nie była wiele warta, gdyż nie-
mal równocześnie władze brytyjskie stwierdziły, że ich
stanowisko nie jest równoznaczne z gwarantowaniem
granic przedwojennych. Niemniej jednak, nawiązując
stosunki dyplomatyczne z Polską, strona radziecka nie
mogła już twierdzić, że państwo polskie nie istnieje ani
— przynajmniej formalnie — prowadzić działań pod-
ważających pozycję uznawanego przez siebie polskiego
rządu.
Kryzys rządowy trwał do połowy sierpnia. Stano-
wisko Sikorskiego poparli politycy i wyżsi wojskowi
zwolnieni z więzień radzieckich, m.in. Stanisław Grab-
ski, gen. Marian Żegota-Januszajtis oraz gen. Włady-
sław Anders. Ten ostatni — w liście do Naczelnego
Wodza — układ z ZSRR nazwał czynem historycznym,
a akcję opozycji określił jako graniczącą ze zdradą.
Premier dokonał rekonstrukcji gabinetu, wprowadzając
w jego skład przywódców stronnictw, które udzieliły
mu poparcia. Wicepremierem i ministrem spraw we-
wnętrznych został Stanisław Mikołajczyk (SL), mini-
strem sprawiedliwości Herman Lieberman (PPS), mini-
strem bez teki Karol Popiel (SP). Kierownikiem Mini-
sterstwa Spraw Zagranicznych został Edward Raczyń-
ski, nadal zachowując stanowisko ambasadora RP
w Londynie. W marcu 1943 r. — po przerwie wywoła-
nej sprawowaniem funkcji ambasadora RP w ZSRR
i delegata rządu na Bliskim Wschodzie — na stanowi-
sko ministra powrócił Stanisław Kot, obejmując po
Stanisławie Strońskim resort informacji i dokumentacji.
Sikorski podtrzymywał fikcję, że jego gabinet ma
charakter rządu jedności narodowej, mimo iż poparcia
odmówiło mu emigracyjne SN oraz socjaliści w kraju,
a ponadto starał się wymusić na prezydencie zgodę na
rozszerzoną interpretację „umowy paryskiej” z jesieni
1939 r., zgodnie z którą rząd w osobie prezesa Rady
Ministrów porozumiewa się stale z prezydentem, a ten
nie sprzeciwia się postanowieniom gabinetu powziętym
przez jego większość. W ten sposób prezydent pozba-
wiony zostałby jakichkolwiek możliwości wpływu na
decyzje rządu. Ostatecznie konflikt z prezydentem zo-
stał załagodzony. Po rozwiązaniu przezeń 3 IX 1941
Rady Narodowej, jej drugi skład powołano 3 II 1942.
Poszerzono nieco jej kompetencje, przyznając prawo
opiniowania budżetu i wniosków złożonych przez rząd.
Nowa Rada Narodowa, której przewodniczącym został
Stanisław Grabski, liczyła 35 członków — przedstawi-
cieli popierających Sikorskiego ugrupowań politycz-
nych, bezpartyjnych i reprezentantów mniejszości ży-
dowskiej. Na jej forum ujawniła się opozycja wobec
polityki gen. Sikorskiego, reprezentowana przez socja-
listów (Adam Ciołkosz, Adam Pragier). Rada działała
do 21 III 1945, kiedy nastąpiło jej rozwiązanie.
W ciągu 1942 r. dokonano kolejnej reorganizacji
władz wojskowych, ograniczając dotychczasowe kom-
petencje Naczelnego Wodza. Na mocy dekretu prezy-
denta z 27 maja zmieniono określone dekretem z 1 IX
1939 relacje pomiędzy Naczelnym Wodzem, rządem
i ministrem spraw wojskowych. Naczelny Wódz prze-
stał być organem nadrzędnym wobec rządu i admini-
stracji cywilnej, a ponadto utracił część uprawnień na
rzecz uniezależnionego od niego ministra spraw woj-
skowych. 19 XI 1942 zamiast Ministerstwa Spraw
Wojskowych powołano Ministerstwo Obrony Narodo-
wej, a jego szefem został gen. M. Kukiel. Zmiany te
mogły sugerować, że gen. Sikorski myślał o ewen-
tualnej rezygnacji z funkcji Naczelnego Wodza i pozo-
staniu jedynie na stanowisku prezesa Rady Ministrów.
Naczelny Wódz nadal wiele troski poświęcał orga-
nizacji Polskich Sił Zbrojnych (PSZ). Cały czas w dzia-
łaniach bojowych uczestniczyły Polskie Siły Po-
wietrzne, biorące udział w wyprawach bombowych na
kontynent europejski oraz Marynarka Wojenna, zaan-
gażowana m.in. w konwoje do Murmańska. Zasłynęły
operujące na Morzu Śródziemnym okręty podwodne
„Sokół” oraz „Dzik”. Od połowy sierpnia do grudnia
1941 r. w obronie Tobruku w północnej Afryce uczest-
niczyła Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich
(gen. Stanisław Kopański), która następnie wzięła
udział w przełamaniu włosko-niemieckich pozycji pod
Ghazalą (15-17 XII). Reorganizowano siły lądowe
w Wielkiej Brytanii. Od 1940 r. rozpoczęto organizo-
wanie 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej (gen.
Stanisław Sosabowski), przeznaczonej do wsparcia
powstania przygotowywanego w kraju. Pod koniec lu-
tego 1942 r. przystąpiono do formowania 1. Dywizji
Pancernej (gen. Stanisław Maczek).
Wiosną 1942 r. gen. Sikorski doprecyzował swoje
plany strategiczne. Zakładał, że wojna potrwa długo,
dojdzie do wzajemnego wykrwawienia wojsk radziec-
kich i niemieckich, które ugrzęzną w przestrzeniach
ZSRR, natomiast — podobnie jak w I wojnie światowej
— ostateczne zwycięstwo przypadnie Anglosasom. Na-
czelny Wódz przewidywał utrzymywanie silnych wojsk
lądowych na trzech kierunkach — w Wielkiej Brytanii,
na Bliskim Wschodzie oraz w ZSRR, aby dzięki takie-
mu rozmieszczeniu sił polskich wszystkim armiom
sprzymierzonym, gdy dotrą do ziem polskich, towarzy-
szyły polskie wojska. Miały one wesprzeć przewidy-
wany na ten moment wybuch powstania powszechne-
go, przygotowywanego przez Armię Krajową. Utrzy-
mywanie wojska w ZSRR miało także zapewnić pozy-
skiwanie poborowych przeznaczonych do wzmocnienia
sił rozmieszczonych na pozostałych kierunkach strate-
gicznych.
W początkach sierpnia 1941 r. do ZSRR udała się
misja wojskowa na czele z gen. Zygmuntem Szyszko-
Bohuszem, aby wynegocjować umowę wojskową. Do-
wódcą mającej powstać armii został 6 sierpnia zwol-
niony z radzieckiego więzienia gen. Władysław An-
ders. Umowę podpisano 14 sierpnia. Strona radziecka
uznawała, że Armia Polska w ZSRR (AP) w sprawach
organizacyjnych i personalnych zostanie podporządko-
wana Naczelnemu Wodzowi PSZ, z tym że rozkazy w
tych dziedzinach miały być uzgadniane z radzieckim
naczelnym dowództwem. W sprawach operacyjnych
AP miała być podporządkowana dowództwu Armii
Czerwonej. W umowie przyjęto, że polskie jednostki
zostaną skierowane na front dopiero po osiągnięciu
pełnej gotowości bojowej, w związkach nie mniejszych
niż dywizja. Wynegocjowane zapisy już po podpisaniu
umowy wzbudziły zastrzeżenia gen. Sikorskiego, który
obawiał się ingerencji radzieckiej w sprawy personalne
i chciał, aby armia na front udała się w całości, a nie
poszczególnymi dywizjami. Na zmianę tych postano-
wień strona radziecka miała ustnie wyrazić zgodę, co
jednak nie zostało zawarte w formie pisemnej. Termin
gotowości bojowej oddziałów polskich optymistycznie
ustalono na 1 X 1941.
Z notatki szefa NKWD Ławrientija Berii z 2 XI
1940 wynika, że w tym czasie w obozach NKWD znaj-
dowało się 18 297 polskich jeńców wojennych, w tym
1052 oficerów, 4022 podoficerów. Osobno wyszcze-
gólniono 3303 polskich jeńców wojennych przejętych
przez NKWD po okupacji Litwy i Łotwy. Jeńcy pod-
dani zostali ścisłej penetracji przez brygady operacyjne
NKWD, które uznały, że zdecydowaną większość
można wykorzystać w polskiej jednostce wojskowej
organizowanej przez grupę ppłk. dypl. Zygmunta Ber-
linga. Toteż nie przypadkiem od sierpnia 1941 r. ze
strony radzieckiej tworzeniem Armii Polskiej nadal
zajmowali się oficerowie NKWD, którzy poprzednio
prowadzili pracę operacyjną wśród jeńców polskich lub
„urabiali” aresztowanych oficerów ZWZ. Ich szefem
był komisarz bezpieczeństwa państwowego (odpo-
wiednik generała) Gieorgij Żukow.
W tym samym czasie do przerzucenia samolotami
radzieckimi do Polski w celu nawiązania kontaktów
z Komendą Główną Związku Walki Zbrojnej przygo-
towywała się grupa oficerów, w tym także ci, którzy
należeli doń przed aresztowaniem. Zwolennikiem tej
akcji był gen. Żegota-Januszajtis, a współdziałali z nim
m.in. ppłk Józef Spychalski i płk dypl. Leopold Okulic-
ki. Gen. Januszajtis po przybyciu do Londynu próbował
uzyskać od Naczelnego Wodza zgodę na przejęcie nad-
zoru nad pracami wojskowymi w kraju. Jednak gen. Si-
korski uznał, że akcja przerzutu oficerów za pośrednic-
twem samolotów radzieckich do kraju ma na celu wy-
tworzenie prosowieckiej orientacji oraz rozwinięcie na
ziemiach polskich intensywnej akcji dywersyjnej i par-
tyzanckiej. 9 IX 1941 w instrukcji przekazanej gen.
Andersowi Naczelny Wódz nakazał radykalne ograni-
czenie współpracy z władzami radzieckimi w kwestiach
związanych z konspiracją w kraju i poinformował go,
że komendant ZWZ otrzymał rozkaz likwidowania na
terenie Polski osób współpracujących z NKWD. Nato-
miast — poprzez Polską Misję Wojskową w ZSRR i
Sztab Naczelnego Wodza w Londynie — wywiad Ar-
mii Krajowej (AK) do końca lipca 1942 r. drogą radio-
wą przekazywał stronie radzieckiej informacje o jed-
nostkach Wehrmachtu na froncie wschodnim. Już
wczesną wiosną 1942 r. polski wywiad trafnie ocenił,
że celem kolejnej wielkiej ofensywy niemieckiej będzie
rejon Kaukazu. Dywersją na zapleczu frontu wschod-
niego miała się zająć specjalnie powołana w tym celu
— w ramach ZWZ — organizacja bojowa o kryptoni-
mie „Wachlarz”.
Uzgodniono, że Armia Polska w ZSRR będzie
w pierwszym rzucie składać się z dwóch dywizji pie-
choty (po 11 tys. ludzi), szkoły oficerskiej i pułku za-
pasowego, łącznie w sile 30 tys. żołnierzy. Szefem
sztabu został płk dypl. Leopold Okulicki, dowódcą 5.
DP gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, a 6. DP gen.
Michał Tokarzewski-Karaszewicz. Organizowane jed-
nostki polskie rozmieszczono na Powołżu, w rejonie
Kujbyszewa. Dowództwo Armii stacjonowało w Buzu-
łuku, 5. DP w miejscowości Tockoje, 6. DP w Tatisz-
czewie. Część oficerów tworzących grupę ppłk. dypl.
Berlinga trafiła do 5. DP a on sam został jej szefem
sztabu. W początkach września dowództwo radzieckie
stwierdziło, że jest w stanie uzbroić tylko jedną dywizję
(broń otrzymała 5. DP), a resztę uposażenia i ekwipun-
ku Polacy powinni uzyskać od Anglików. Zabiegi Si-
korskiego w tej sprawie nie przyniosły rezultatów. Do
końca pobytu w ZSRR na uzbrojeniu AP znajdowało
się tylko ok. 9 tys. sztuk broni ręcznej, 108 cekaemów,
135 granatników i moździerzy, 28 dział i haubic. W in-
strukcji przesłanej 1 września gen. Andersowi Naczel-
ny Wódz przestrzegał go przed niebezpieczeństwem
zaprzepaszczenia jednostek polskich na froncie
wschodnim oraz przypominał o konieczności zabezpie-
czenia szeregów wojska przed propagandą komuni-
styczną. Podkreślał też, że pozwala na użycie AP na
froncie jedynie w całości i dopiero po osiągnięciu peł-
nej gotowości bojowej.
Tymczasem do punktów formowania polskich od-
działów lawinowo napływali zwalniani z miejsc pobytu
Polacy, będący najczęściej w stanie skrajnego wyczer-
pania i niedożywienia. Według danych radzieckich do 1
X 1941 wolność odzyskało ponad 50 tys. osób wypusz-
czonych z więzień i obozów, przeszło 26 tys. jeńców
wojennych i ponad 265 tys. osób, które przebywały
w specjalnych miejscach osiedlenia, zsyłki i rejonach
deportacji. Łącznie było to prawie 342 tys. polskich
obywateli z ok. 390 tys. mających wówczas pozosta-
wać — według rejestrów radzieckich — na terenie
ZSRR. W tej liczbie Polaków miało być ponad 200 tys.,
Żydów — ponad 90 tys., Ukraińców — ponad 31 tys.,
a Białorusinów powyżej 27 tys. Strona polska — na
podstawie własnych, szacunkowych, jak wiemy obec-
nie wielokrotnie zawyżonych danych — oceniała, że na
terenie ZSRR znajdowało się od 800 tys. do 1,5 mln
obywateli polskich. Według stanu na 25 XI 1941 w sze-
regach armii znajdowało się 40 961 osób, gdy tymcza-
sem 3 XI 1941 Państwowy Komitet Obrony ZSRR
przyjął uchwałę określającą liczebność Armii Polskiej
na 30 tys. żołnierzy. Strona sowiecka próbowała ogra-
niczyć napływ Polaków do obozów wojskowych, zgo-
dziła się jednak na zwiększenie zaopatrzenia Armii
Polskiej do 44 tys. racji żywnościowych. Problemem
stał się gwałtowny ruch zwalnianych z miejsc zsyłki
i łagrów Polaków, którzy zapełniali różne miejscowości
i węzły kolejowe. W początkach grudnia 1941 r. tylko
na stacjach kolejowych w Kazachstanie władze ra-
dzieckie doliczyły się 21 500 koczujących Polaków.
Starano się ich rozsiedlać i zatrudniać w miejscach po-
bytu.
Narastającym problemem stawała się sprawa zagi-
nionych w ZSRR oficerów, o których strona polska
wiedziała, że w 1939 r. znaleźli się w niewoli sowiec-
kiej. Listę zaginionych ustalała specjalna komórka
sztabu, kierowana przez rtm. Józefa Czapskiego, zna-
nego malarza. Wkrótce lista ta liczyła ponad osiem ty-
sięcy nazwisk i stale była uzupełniana. Na ciągłe moni-
ty polskie, także poprzez kontakty dyplomatyczne,
otrzymywano odpowiedzi, że wszyscy zostali zwolnie-
ni, choć mogli jeszcze nie dotrzeć, wreszcie Stalin po-
informował osobiście gen. Sikorskiego, że ci, których
poszukuje, prawdopodobnie uciekli do Mandżurii...
W tym czasie głównym powodem zadrażnień była
kwestia określenia kręgu osób, którym przysługuje pol-
skie obywatelstwo. 1 XII 1941 — tuż przed wizytą gen.
Sikorskiego w ZSRR — rząd radziecki stanął na sta-
nowisku, że wszyscy mieszkańcy terenów państwa pol-
skiego włączonych do ZSRR otrzymali w listopadzie
1939 r. obywatelstwo sowieckie, a po układzie Sikor-
ski-Majski wyjątek od tej zasady uczyniono tylko dla
osób narodowości polskiej. Strona polska odrzucała tę
wykładnię, co jednak nie zmieniało faktu, że władze
radzieckie zaczęły mnożyć trudności przy przyjmowa-
niu do wojska obywateli II RP narodowości ukraińskiej
i białoruskiej, mimo iż wcześniej zwalniały ich z miejsc
odosobnienia na podstawie amnestii dotyczącej pol-
skich obywateli.
Tymczasem własne plany wobec oddziałów pol-
skich organizowanych w ZSRR miała strona brytyjska.
Dążyła ona do wyeliminowania z Iranu wojsk radziec-
kich, wspólnie z armią brytyjską zabezpieczających ten
kraj przed penetracją niemiecką. 24 X 1941 Churchill
uzyskał zgodę Sikorskiego na przeniesienie części od-
działów polskich z ZSRR do Iranu, gdzie miały być
uzbrojone i wyposażone. Sprawa ta stała się przedmio-
tem rozmów dyplomacji brytyjskiej i amerykańskiej
z władzami radzieckimi. Ostatecznie miała być roz-
strzygnięta podczas zbliżającej się wizyty gen. Sikor-
skiego w ZSRR (30 XI - 15 XII 1941). Interesujące
światło na ówczesne plany gen. Sikorskiego — przed-
stawiane w historiografii jako wymuszone przez Chur-
chilla — rzucają jego słowa wypowiedziane 14 X 1941
na posiedzeniu rządu. Komentując działania ambasado-
ra RP w USA Jana Ciechanowskiego, wyrażającego
opinię „o gotowości armii polskiej w Rosji do bezpo-
średniego udziału w walkach z Niemcami”, Naczelny
Wódz stwierdził: „w rzeczywistości robimy wszystko,
by do tego nie dopuścić”.
Biorąc pod uwagę rezultaty rozmów ze stroną ro-
syjską, można założyć, że Stalin zamierzał w tym cza-
sie skłonić ekipę gen. Sikorskiego do bliższej współ-
pracy. Oprawa wizyty była bardzo uroczysta. Mimo
trudnych i ostrych rozmów większość polskich postula-
tów zaakceptowano. Wprawdzie Stalin zdecydowanie
sprzeciwił się wyjściu oddziałów polskich do Iranu,
jednak zgodził się na powiększenie stanu osobowego
armii do 96 tys. żołnierzy, na wyjazd 25 tys. osób jako
uzupełnienie dla PSZ w Wielkiej Brytanii oraz na prze-
niesienie Armii Polskiej do radzieckiej Azji Środkowej,
choć ostrzegał przed tamtejszym klimatem. Ogromnym
sukcesem polskim było uzyskanie zgody na utworzenie
na całym terenie ZSRR sieci 20 delegatur ambasady
RR służących prawną, materialną i medyczną pomocą
Polakom oraz pomagających im w tworzeniu placówek
kulturalnych i oświatowych. 4 XII 1941 Stalin i Sikor-
ski podpisali deklarację zapowiadającą wspólną walkę
obu państw z Niemcami. Wojsko polskie miało w niej
walczyć ramię w ramię z Armią Czerwoną. Dekla-
rowano też ułożenie w okresie pokoju stosunków na za-
sadzie dobrosąsiedzkiej współpracy, przyjaźni i rzetel-
nego wykonywania przyjętych zobowiązań.
Stalin zachęcał Sikorskiego do natychmiastowego
uregulowania sprawy granicy polsko-radzieckiej i de-
klarował poparcie dla polskich postulatów dotyczących
przyłączenia do Polski Prus Wschodnich oraz przesu-
nięcia granicy zachodniej do Odry. Sikorski jednak
zdecydowanie uchylił się od podjęcia tego tematu.
Z opublikowanych dokumentów radzieckich wiadomo,
że Sowieci gotowi byli w tym czasie oddać Polakom
Lwów, zatrzymując Wilno i Białystok, lub pozostawić
sobie Lwów, gdyby strona polska zdecydowała się za-
chować Białystok i Wilno. Stalin w trakcie tej wizyty
chciał się jeszcze raz osobiście spotkać z Sikorskim,
jednak ten z powodu choroby z zaproszenia nie skorzy-
stał. Później przywódca radziecki utwierdził się
w przekonaniu, że uznanie granic ZSRR z 1941 r. uzy-
ska od mocarstw zachodnich i dlatego zachęta pod ad-
resem strony polskiej do podjęcia tego zagadnienia już
się więcej nie pojawiła.
Mimo prezentowanej woli porozumienia Stalin nie
zrezygnował z przygotowywania alternatywnego scena-
riusza rozwiązania sprawy polskiej. Latem 1941 r.
przewodniczący Kominternu Georgi Dymitrow powołał
w szkole partyjnej w Puszkino pod Moskwą kilkuna-
stoosobową grupę inicjatywną — złożoną z byłych
działaczy KPP — mającą odtworzyć w kraju partię ko-
munistyczną pod mylącą nazwą Polska Partia Robotni-
cza (PPR). Próba przerzucenia tej grupy do Polski
skończyła się we wrześniu niepowodzeniem i dokonano
tego dopiero w końcu grudnia roku 1941. Od sierpnia
1941 r. działała radziecka radiostacja im. Tadeusza Ko-
ściuszki, nadająca w języku polskim audycje przezna-
czone dla ziem pod okupacją niemiecką. Wzywano
w nich do maksymalnego rozwinięcia czynnej walki
z Niemcami, co było sprzeczne z instrukcjami przesy-
łanymi do kraju przez rząd gen. Sikorskiego. W dal-
szym ciągu władze radzieckie kontynuowały akcję
przerzucania pozyskanych oficerów polskich do działań
dywersyjnych na tereny Generalnego Gubernatorstwa.
2 XII 1941, w dzień przyjazdu Sikorskiego do Mo-
skwy, „Izwiestia” w artykule Słuchajcie bracia Polacy
informowały o przebiegu zwołanego przez polskich
komunistów 30 listopada w Saratowie wiecu, na któ-
rym postulowano powołanie w ZSRR organizacji sku-
piającej Polaków. Sprawa ta wywołała gniewną reakcję
Sikorskiego wobec towarzyszącego mu radzieckiego
dyplomaty. 4 XII 1941 NKWD aresztowało dwóch pra-
cowników polskiej ambasady w Kujbyszewie, narodo-
wości żydowskiej, działaczy Bundu (Wiktora Altera
i Henryka Erlicha), którzy już nie wyszli z radzieckiego
więzienia.
Po powrocie do Londynu Sikorski zdecydowanie
sprzeciwiał się zamiarom władz brytyjskich zawarcia
układu z ZSRR, w którym planowały one uznanie so-
wieckiej aneksji państw bałtyckich. 11 III 1942 Chur-
chill odpowiedział na to argumentem, że jeśli Sowiety
zwyciężą, to i tak będą — niezależnie od kogokolwiek
— decydować o swoich granicach, natomiast gdy prze-
grają, wszelkie układy z nimi nie będą miały znaczenia.
26 V 1942 Wielka Brytania podpisała z ZSRR porozu-
mienie składające się z traktatu sojuszniczego na czas
wojny oraz z układu o współpracy i wzajemnej pomocy
na dwadzieścia lat. Nie było w nim — wskutek sprze-
ciwu USA — klauzul uznających granice z ZSRR
z czerwca 1941 r.
W ciągu stycznia 1942 r. trwało przemieszczanie
oddziałów Armii Polskiej na tereny Uzbekistanu, Kir-
gizji i Kazachstanu. Wojska zostały rozrzucone na
przestrzeni 900 km, wokół dowództwa mieszczącego
się w Jangi-Jul, niedaleko Taszkientu i przeorganizo-
wały się w sześć dywizji piechoty oraz jednostki armij-
ne (m.in. artylerii, saperów, łączności). Warunki za-
kwaterowania, klimat i wyżywienie były nieporówny-
walnie gorsze niż poprzednio. Od lutego do sierpnia
1942 r. liczba chorych żołnierzy w szpitalach doszła do
47 500, z czego ok. 7 tys. zmarło na choroby zakaźne.
Pytanie — czy po wymordowaniu wiosną 1940 r.
przez NKWD polskich jeńców wojennych, których ma-
sowe groby pozostały na terenach okupowanych przez
wojska niemieckie (w rejonie Smoleńska i Charkowa)
i o których uwolnienie bezustannie dopominała się
strona polska, tak wytrawny polityk jak Stalin mógł
rzeczywiście zakładać, że trwałe porozumienie z rzą-
dem polskim na wychodźstwie jest możliwe — pozo-
staje nadal bez odpowiedzi. Jeżeli tak nawet było, to
sowiecki dyktator szybko zmienił zdanie.
Co najmniej od końca listopada 1941 r. Stalin był
zasypywany informacjami NKWD o pogłębianiu się
nastrojów antyradzieckich wśród części kadry oficer-
skiej Armii Polskiej, o powstawaniu w jednostkach
wojskowych struktur konspiracyjnych, o wzrastającym
niepokoju spowodowanym brakiem informacji o zagi-
nionych oficerach. Nieufność Stalina mogło pogłębić
przechwycenie przez NKWD przy przekraczaniu frontu
niemiecko-radzieckie- go emisariuszy konspiracyjnej
organizacji Muszkieterowie z instrukcjami dla armii
Andersa, aby ta uderzyła od tyłu na wojska radzieckie.
Na stronę niemiecką przeszedł — w październiku 1941
r. — zwolniony z więzienia radzieckiego były premier
RP Leon Kozłowski. Z jakich motywów i w jaki sposób
tego dokonał, do dzisiaj pozostaje tajemnicą. Charakte-
rystyczne jest też, że w dokumentach radzieckich co
najmniej do połowy maja 1942 r. gen. Anders oceniany
był jako nastawiony prosowiecko i „całkowicie lojal-
ny”, choć większość wyższych polskich dowódców ra-
dziecka bezpieka podejrzewała o podwójną grę.
Od początku 1942 r. konflikty polsko-radzieckie
znacznie się nasiliły. W styczniu doszło do polemiki
między Ludowym Komisariatem Spraw Zagranicznych
ZSRR a ambasadą RP kierowaną przez Stanisława Ko-
ta. Strona radziecka zaprotestowała przeciwko stanowi-
sku ambasady określającej Lwów, Stanisławów
i Brześć jako polskie miasta, gdyż — jak stwierdzała —
leżą one na terytorium radzieckim. Moskwa także ostro
zareagowała na wywiad Edwarda Raczyńskiego uzna-
jący Estonię, Łotwę i Litwę za niepodległe państwa.
W początkach lutego pełnomocnik rządu radzieckiego
ds. Armii Polskiej, major bezpieczeństwa Żuków, za-
sugerował na polecenie Mołotowa gen. Andersowi, aby
jak najszybciej skierować na front uzbrojoną 5. DP,
a nie czekać, aż cała armia będzie gotowa do walki, po-
dobnie jak postąpiono w wypadku działania Samo-
dzielnej Brygady Strzelców Karpackich w Tobruku.
Anders odmówił, ale ostateczną decyzję uzależnił od
instrukcji gen. Sikorskiego, który stanowisko dowódcy
armii podtrzymał. Wkrótce strona radziecka po-
informowała Andersa, że od 21 marca liczba racji żyw-
nościowych dla Armii Polskiej zostanie znacznie ogra-
niczona. W wyniku bezpośrednich negocjacji ze Stali-
nem — 18 marca — Anders uzyskał zapewnienie, że
od kwietnia wydawanych będzie 44 tys. racji żywno-
ściowych. Nadwyżkę wojska oraz część ludności cy-
wilnej na propozycję Andersa postanowiono ewakuo-
wać do Iranu. Zaskoczony samowolą Andersa, który w
rozmowach z Moskwą pominął ambasadora Kota, gen.
Sikorski, przebywając z wizytą w USA, zaakceptował
te postanowienia i od 24 marca do 4 kwietnia przez port
w Krasnowodzku nad Morzem Kaspijskim ewakuowa-
no do Iranu ok. 43 850 osób, w tym ponad 33 tys. żoł-
nierzy (trzy dywizje piechoty).
Anders, który był przekonany o nieuchronnej klę-
sce ZSRR w wojnie z Niemcami, domagał się podczas
pobytu w Londynie w kwietniu 1942 r. od gen. Sikor-
skiego zgody na wyprowadzenie całości wojska pol-
skiego ze Związku Sowieckiego. Sikorski odmówił,
gdyż obawiał się, że uniemożliwi to dalszą rekrutację
żołnierza na tym terenie. Cele Andersa zbiegły się
z planami Churchilla, który nadal zabiegał u Stalina
o przeniesienie wojsk polskich na Środkowy Wschód.
14 V 1942 Mołotow powiadomił ambasadora Kota, że
nie widzi sensu kontynuowania naboru do Armii Pol-
skiej, skoro ma zostać ona wyprowadzona z ZSRR,
a w końcu czerwca poinformował Londyn, że rząd so-
wiecki zgodził się na przekazanie władzom brytyjskim
pozostałych trzech polskich dywizji. Churchill podzię-
kował Stalinowi za oddziały, które „tak uprzejmie ofia-
rował”. W czerwcu i lipcu 1942 r. nastąpiły represje
NKWD wobec delegatur ambasady RP, oskarżanych —
nie bez podstaw — o prowadzenie działalności szpie-
gowskiej. Aresztowano wszystkich delegatów, ich za-
stępców oraz personel placówek, łącznie ponad 150
osób. Zahamowało to opiekuńczą działalność ambasady
RP w skupiskach Polaków na terenie ZSRR. W 1942 r.
pomocą władz polskich objętych było ok. 265 tys.
obywateli polskich. Według danych NKWD stworzona
przez ambasadę RP sieć instytucji opiekuńczych obej-
mowała w styczniu 1943 r. m.in. 192 sierocińce dla
prawie 13 tys. dzieci, 168 przedszkoli dla ponad 6 tys.
dzieci, 32 domy opieki dla ok. 1600 osób, 26 stołówek
dla ponad 4100 osób, 51 szkół dla 2420 dzieci.
W końcu czerwca 1942 r. rozpoczęła się kolejna
niemiecka ofensywa strategiczna, zmierzająca do od-
cięcia ZSRR od źródeł ropy naftowej w rejonie Kauka-
zu. Armia Czerwona ponosiła druzgocące klęski. 26
lipca Anders otrzymał oficjalne pismo władz radziec-
kich ze zgodą na natychmiastową ewakuację Armii
Polskiej z ZSRR i przystąpił do jej realizacji. W sierp-
niu 1942 r. do irańskiego portu w Pahlawi przewiezio-
no ok. 70 tys. wojskowych oraz cywili. Łącznie pod-
czas obu akcji wyjechało z ZSRR ponad 115 700 osób,
w tym ok. 78 500 żołnierzy. Około 10% ewakuowa-
nych stanowiły osoby narodowości żydowskiej, ukraiń-
skiej i białoruskiej. Opuszczając ZSRR, gen. Anders
pozostawił podpisany przez siebie protokół, zawierają-
cy tezę radziecką — przyjętą przezeń do wiadomości
— że „Rząd Polski wbrew umowie między ZSRR
a Polską nie uważa za możliwe użycie na froncie nie-
miecko-sowieckim oddziałów polskich formowanych
w ZSRR”, co wobec ówczesnej sytuacji na froncie
niemiecko-radzieckim było wykorzystywane przez
propagandę sowiecką jako dowód tchórzostwa Pola-
ków.
We wrześniu 1942 r. ewakuowane z ZSRR siły
polskie rozmieszczono w Iranie i Iraku, a po połączeniu
z wojskami znajdującymi się na Bliskim Wschodzie
przemianowano na Armię Polską na Wschodzie (gen.
Władysław Anders). Wśród żołnierzy szerzyła się ma-
laria (ok. 8 tys. zachorowań), powodując dużą śmiertel-
ność. Propaganda antysowiecka, rozwijana przez orga-
na podległe gen. Andersowi, ocierała się wręcz o pro-
wokację polityczną. I tak, m.in. w grudniu 1942 r. wy-
dano mapę przyszłej Polski — „matki wolnych naro-
dów” — obejmującej swoimi granicami Estonię, Ło-
twę, Litwę, Białoruś z Witebskiem i Smoleńskiem,
Ukrainę z Charkowem, Krymem i Odessą, Mołdawię
z Kiszyniowem, rumuńskie Czerniowce, Wrocław
i Szczecin. Władze sowieckie wykorzystały ją na forum
międzynarodowym do oskarżania strony polskiej
o chęć rozbioru ZSRR. Szerzyły się także poglądy
wrogie gen. Sikorskiemu. Jedynym autorytetem stawał
się gen. Anders, który — jak twierdzono — na wzór
biblijnego Mojżesza wyprowadził Polaków z domu
niewoli. Zaniepokojony defetystycznymi poglądami
Andersa, rozpowszechniającego opinie o nieuchronnej
klęsce ZSRR, premier Churchill zażądał od Sikorskie-
go, aby przywołał generała do porządku.
Trudności w polityce z ZSRR gen. Sikorski pró-
bował równoważyć poprzez zacieśnienie stosunków
z USA, które od grudnia 1941 r. znajdowały się w sta-
nie wojny z Japonią i Niemcami. W 1942 r. przebywał
tam dwukrotnie — między 24 i 30 marca oraz od 1 XII
1942 do 10 I 1943. W trakcie ostatniej wizyty popula-
ryzował wśród władz USA swą strategiczną koncepcję
uderzenia przez Turcję i Bałkany w kierunku Polski, co
w powiązaniu z rozpoczętym na jej terenie powstaniem
AK miałoby oddzielić Armię Czerwoną od Niemiec
w celu zapobieżenia groźbie sowietyzacji Europy.
Sztabowcy amerykańscy uznali ten plan za bardzo ry-
zykowny ze względów wojskowych i poinformowali
stronę polską, że drugi front zostanie utworzony latem
1944 r. we Francji. Polski premier propagował koncep-
cje Międzymorza, jako czynnika stabilizacji w powo-
jennej Europie, oraz starał się pozyskać administrację
amerykańską dla planów rozszerzenia państwa polskie-
go o Prusy Wschodnie wraz z Gdańskiem i do obrony
nienaruszalności granicy z ZSRR. Nie zorientował się
w dwulicowości Roosevelta, który go zapewniał o po-
parciu USA dla planów powrotu do Polski terenów
włączonych do ZSRR, a wkrótce potem informował
Edena, że nie będzie kłopotu ze skłonieniem polskiego
rządu do zgody na linię Curzona w zamian za nabytki
terytorialne kosztem Niemiec.
Premier próbował wzmocnić pozycję Polski na fo-
rum międzynarodowym, inicjując w początkach 1942 r.
ścisłą współpracę pomiędzy przebywającymi na terenie
Wielkiej Brytanii ośmiu rządami na uchodźstwie —
Polski, Belgii, Grecji, Holandii, Luksemburga, Norwe-
gii, Czechosłowacji, Jugosławii oraz Komitetem Wol-
nej Francji gen. Charles'a de Gaulle'a. Po początko-
wych sukcesach także i ta koncepcja — z powodu nie-
chęci Wielkiej Brytanii oraz dążenia gen. Sikorskiego
do wywalczenia dla Polski dominującej pozycji w ta-
kim związku — nie spełniła nadziei pokładanych w niej
przez Polaków, a kontakty służyły raczej wymianie po-
glądów niż wypracowaniu wspólnej polityki wobec
mocarstw.
Na przełomie lat 1942/1943 pozycja strategiczna
ZSRR uległa diametralnej zmianie. Po powstrzymaniu
ofensywy Wehrmachtu Armia Czerwona przeszła do
kontrofensywy i zadała wojskom niemieckim spektaku-
larną klęskę pod Stalingradem. Nieprzypadkowo zwy-
cięstwa Armii Czerwonej zbiegły się z zaostrzeniem
konfliktu polsko-radzieckiego. W przekonaniu obser-
watorów polskich i zagranicznych Kreml w tym czasie
postanowił doprowadzić do zerwania stosunków dy-
plomatycznych z Rządem Polskim na uchodźstwie, aby
w ten sposób zapewnić sobie pełną swobodę w kształ-
towaniu spraw polskich. 16 I 1943 władze radzieckie
poinformowały ambasadę RP o cofnięciu obywatelstwa
polskiego wszystkim Polakom pozostającym na terenie
ZSRR. Osoby odmawiające przyjęcia sowieckiego
obywatelstwa aresztowano i skazywano na kary wię-
zienia. Próba utrzymania w tajemnicy działań so-
wieckich przez rząd RP wywołała kolejny ostry kryzys
wśród polskiego uchodźstwa w Londynie. Radziecka
nota, ujawniona przez działacza nacjonalistycznego
Adama Doboszyńskiego, stała się pretekstem do kryty-
ki całej polityki gen. Sikorskiego. Domagano się ustą-
pienia rządu. Również gen. Anders, łamiąc dyscyplinę
wojskową, sugerował prezydentowi odwołanie gabi-
netu. Tymczasem ataki na politykę rządu polskiego ze
strony Kremla i propagandy radzieckiej coraz bardziej
się zaostrzały.
Sprawy nabrały gwałtownego przyspieszenia, kie-
dy od 11 IV 1943 niemieckie rozgłośnie radiowe zaczę-
ły informować opinię publiczną o wykryciu w lasku ka-
tyńskim, niedaleko Smoleńska, masowych grobów ofi-
cerów polskich, pomordowanych według Niemców
wiosną 1940 r. przez NKWD. Rewelacje niemieckie
wyjaśniły, dlaczego nie można było — mimo inten-
sywnych zabiegów podejmowanych przez władze pol-
skie — odnaleźć zaginionych oficerów. Co do praw-
dziwości faktów ujawnionych przez Niemców wątpli-
wości nie żywili też Brytyjczycy, czego Churchill
w rozmowach z Sikorskim nie ukrywał, chociaż wzy-
wał go do umiarkowanej reakcji, argumentując, że po-
mordowanym życia się nie wróci. 16 IV 1943 rząd pol-
ski poprosił Międzynarodowy Czerwony Krzyż o prze-
prowadzenie śledztwa w tej sprawie. Tego samego dnia
analogiczny wniosek złożyli Niemcy. Władze radziec-
kie wykorzystały to do przedstawienia całej sprawy ja-
ko współdziałania polsko-niemieckiego i — mimo bry-
tyjskich prób mediacji — w nocy z 25 na 26 IV 1943
ambasadorowi RP w Moskwie Tadeuszowi Romerowi
odczytano sowiecką notę oskarżającą władze polskie
o zmowę i porozumienie z Hitlerem w szkalowaniu
ZSRR. Informowano dalej, że rząd radziecki postano-
wił przerwać stosunki z rządem polskim. Formuła
„przerwania”, nie zaś zerwania stosunków, nie-
istniejąca w prawie międzynarodowym, miała wobec
mocarstw zachodnich demonstrować skłonność Mo-
skwy do porozumienia w sprawach polskich.
Zanim jeszcze nastąpiło zerwanie, władze ZSRR
rozpoczęły organizowanie podporządkowanych sobie
struktur złożonych z Polaków, które miały się stać kon-
kurencją dla polskiego państwa na obczyźnie. 1 III
1943 ukajał się pierwszy numer „Wolnej Polski”, orga-
nu Związku Patriotów Polskich (ZPP) — organizacji,
która jeszcze formalnie nie istniała. 9 i 10 VI 1943 od-
był się w Moskwie zjazd ZPR na którym przyjęto jego
statut, deklarację ideową oraz powołano władze. ZPP
odmawiał rządowi gen. Sikorskiego prawa do repre-
zentowania narodu polskiego, oskarżając go o tenden-
cje profaszystowskie, uleganie „prowokacji hitlerow-
skiej dookoła lasku katyńskiego”, uznawanie antyde-
mokratycznej konstytucji kwietniowej, propagowanie
w kraju polityki bierności. Odrzucał granicę ryską oraz
głosił hasła słowianofilskie. Oficjalnie Związek groma-
dził ludzi o różnych poglądach politycznych, jego ko-
munistyczny charakter był więc starannie zakamuflo-
wany. W Zarządzie Głównym ZPP znajdowali się m.in.
ludowiec Andrzej Witos (brat Wincentego) oraz socja-
lista Bolesław Drobner. Jednak o wszystkim decydowa-
li komuniści (na czele z Wandą Wasilewską, byłą dzia-
łaczką socjalistyczną, córką znanego piłsudczyka Leo-
na Wasilewskiego, oraz Alfredem Lampe), ściśle reali-
zujący instrukcje sowieckie. Wasilewska została prze-
wodniczącą prezydium Zarządu Głównego ZPE Nieza-
leżnie od swego politycznego charakteru ZPP był dla
Polaków w ZSRR jedyną instytucją mogącą pomóc im
w sprawach bytowych oraz zapewnić zaspokajanie mi-
nimalnych potrzeb kulturalnych i oświatowych. Jak
wynika z danych władz radzieckich, w styczniu 1943 r.
przebywało w ZSRR ponad 215 tys. przedwojennych
polskich obywateli, w tym więcej niż 92 tys. Polaków,
ponad 102 tys. Żydów, ponad 14 tys. Ukraińców i po-
nad 6,5 tys. Białorusinów. ZPP kwestionował te liczby,
gdyż uważał, że nie obejmują ok. 200 tys. osób, które
powołano do batalionów pracy oraz ewakuowano w
1941 r. z terenów zagrożonych działaniami wojennymi.
Kierownictwo ZPP zabiegało o poprawę warunków ży-
cia Polaków, m.in. uzyskało zgodę na przesiedlenie 53-
56 tys. Polaków zesłanych na północną Syberię w eu-
ropejskie rejony ZSRR, o łagodniejszych warunkach
klimatycznych. Akcję tę przeprowadzono w dwóch tu-
rach — od maja do grudnia 1944 r. W połowie 1944 r.
ZPP uzyskał na potrzeby ludności polskiej 2305 ton
żywności oraz nieco tkanin i obuwia. Według danych
NKWD w maju 1944 r. na terenie ZSRR istniało —
prowadzonych przez ZPP — 40 polskich domów
dziecka dla ponad 3500 dzieci, 54 przedszkola z ok.
2500 dziećmi, 32 szkoły dla ok. 2800 dzieci, 24 domy
opieki dla ok. 1800 osób, a także ambulatoria i szpitale.
Była to kropla w morzu potrzeb, skoro już w końcu
1943 r. pod opieką ZPP znajdowało się ok. 223 tys.
osób, głównie Polaków (51%) i Żydów (44%).
W styczniu 1946 r. — przed migracją tej ludności do
Polski — w ZSRR istniało 248 polskich szkół dla 18
659 uczniów oraz 52 domy opiekuńcze, w których
przebywało 4840 dzieci.
W maju 1943 r. w obozie w Sielcach nad Oką za-
częto formowanie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza
Kościuszki, podległej ideowo ZPE Odbywało się to na
zasadach poboru, inaczej niż w wypadku armii dowo-
dzonej przez gen. Andersa, teraz bowiem wszyscy Po-
lacy byli — zgodnie z prawodawstwem ZSRR — oby-
watelami tego kraju. Prawo do starania się o obywatel-
stwo polskie żołnierze formacji podległych ideowo ZPP
zyskali dopiero 22 VI 1944 na mocy dekretu Rady
Najwyższej ZSRR. Braki w kadrze oficerskiej uzupeł-
niano oficerami sowieckimi polskiego pochodzenia,
a dywizją opiekowali się funkcjonariusze NKWD, ci
sami, którzy poprzednio penetrowali armię Andersa.
Dowódcą dywizji został były ppłk dypl. Z. Berling,
mianowany przez Radę Komisarzy Ludowych ZSRR
„generał-majorem”. Jeszcze w trakcie swojej służby
u Andersa zadeklarował on swym opiekunom
z NKWD, że jeśli zajdzie potrzeba, to „spod znaku bia-
łego orła” przejdzie „pod czerwone sztandary” i będzie
„bić Niemców w furażerce z gwiazdą”.
Od 27 do 31 V 1943 gen. Sikorski przebywał
w Egipcie, a między 2 i 12 czerwca wizytował wojska
na Bliskim Wschodzie, skąd wcześniej dochodziły do
Londynu niepokojące informacje o montowanych pod
ochronnym parasolem gen. Andersa działaniach skie-
rowanych przeciwko premierowi. Sikorski był podobno
zadowolony z przebiegu wizyty u Andersa, a jednym z
jej efektów było powołanie nowej jednostki frontowej
— 2. Korpusu Polskiego. 4 VII 1943 gen. Sikorski
wraz z córką, oficerami sztabowymi i kilkoma osobami
towarzyszącymi wsiadł w Gibraltarze do samolotu, aby
udać się do Londynu. Kilkanaście sekund po starcie
samolot wpadł do morza. W wyniku podjętej akcji ura-
towano pierwszego pilota oraz wydobyto zwłoki gene-
rała i kilka innych ciał. Sprawa katastrofy natychmiast
stała się źródłem rozlicznych spekulacji — o przygo-
towanie zamachu oskarżano Niemców, Sowietów, Bry-
tyjczyków, Polaków. Wersje te były uprawdopodob-
niane przez trzy wcześniejsze incydenty, które zdarzyły
się podczas lotniczych podróży generała. W 1944 r.
także Stalin rozpowszechniał opinię, że Sikorski padł
ofiarą zamachu zorganizowanego przez Brytyjczyków.
Do dzisiaj jednak nikt nie potrafi w sposób przekonują-
cy, czyli na podstawie wiarygodnych materiałów źró-
dłowych, wykluczyć oficjalnej wersji o wypadku lotni-
czym, a formułowanych spekulacji na temat zamachu
— ostatnio przez Tadeusza A. Kisielewskiego — nadal
nie da się zweryfikować.
Śmierć gen. Sikorskiego była dużą stratą. Odszedł
jedyny znany i ceniony na arenie międzynarodowej
polski polityk. Nie był wielkim mężem stanu, ale w
ówczesnej sytuacji nawet nadzwyczajne zalety osobiste
premiera nie mogłyby pomóc sprawie polskiej. Głęboki
patriotyzm, niewolny od megalomanii, ścierał się w je-
go działaniach z realizmem politycznym, większym niż
u innych ówczesnych polskich przywódców.
3. POLSKA MIĘDZY MOCARSTWAMI KOALICJI ANTY-
NIEMIECKIEJ 1943-1944

Śmierć gen. W. Sikorskiego zintensyfikowała wal-


kę polityczną na uchodźstwie. Opozycja — energicznie
popierana przez gen. W Andersa, który postulował, aby
premierem został gen. K. Sosnkowski — domagała się
powołania nowego rządu, opartego na szerszej podsta-
wie politycznej, a zwłaszcza nie chciała, aby jego sze-
fostwo objął Stanisław Mikołajczyk, znany z pełnego
nienawiści nastawienia do piłsudczyków, w tym także
prezydenta. Jako mściwego i zawziętego określił Miko-
łajczyka nawet gen. Sikorski. Politycy związani z do-
tychczasową koalicją rządową starali się nie dopuścić,
aby nowym Naczelnym Wodzem został gen. Sosnkow-
ski. Obie te opcje odrzucił prezydent Raczkiewicz, 8
VII 1943 mianując gen. Sosnkowskiego Naczelnym
Wodzem, a 14 lipca powołując Mikołajczyka na urząd
prezesa Rady Ministrów. W nowym rządzie nastąpiły
stosunkowo niewielkie zmiany personalne. Naj-
ważniejsze z nich to objęcie ministerstwa spraw zagra-
nicznych przez Tadeusza Romera oraz funkcji wice-
premiera przez Jana Kwapińskiego (PPS).
Rozdzielenie funkcji premiera i Naczelnego Wo-
dza nie było tylko sprawą formalną, gdyż w dotychcza-
sową jednolitą politykę wprowadzało dwoistość, wyni-
kającą z odmienności poglądów na sprawy Polski pre-
zentowanej przez Mikołajczyka i Sosnkowskiego. Mi-
kołajczyk — samouk i pragmatyk polityczny, w którym
Brytyjczycy zgodnie z prawdą dostrzegali kontynuatora
linii politycznej Władysława Sikorskiego, uważał, że
należy dążyć do kompromisu z ZSRR, bazując na po-
mocy mocarstw zachodnich, bo tylko one mogą za-
gwarantować powrót do kraju władz polskich na
uchodźstwie. Toteż stopniowo skłaniał się do ustępstw
na rzecz ZSRR w sprawie granicy wschodniej i do re-
organizacji rządu, aby doprowadzić do przywrócenia
stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Gen. Sosn-
kowski, doświadczony polityk, wyrafinowany intelek-
tualista i sprawdzony w działaniach bojowych dowód-
ca, był przekonany, że celem ZSRR jest aneksja Polski,
a wszelkie ustępstwa tylko ten moment przybliżają.
Uważał, że w wypadku zwycięstwa Stalina w wojnie
z Niemcami rychły konflikt zbrojny pomiędzy ZSRR
a Anglosasami jest nieuchronny. Dlatego zadaniem
rządu miało być oszczędzanie sił polskich i na emigra-
cji, i w kraju, by móc ich użyć — jak można było się
domyślać — podczas III wojny światowej. Do tego
momentu należało nie ulegać naciskom Zachodu, uni-
kać — aby nie wiązać sobie rąk — wszelkich kompro-
misów wobec Moskwy i czekać na pomyślną koniunk-
turę. Rozbieżności stanowisk premiera i Naczelnego
Wodza miały istotne znaczenie zwłaszcza dla określe-
nia, jak ma się zachować Polska Podziemna wobec na-
stępujących dynamicznie zmian politycznych i strate-
gicznych. Formalnie stanowisko wobec władz krajo-
wych miało być wspólne, w rzeczywistości zarówno
premier, jak i Naczelny Wódz poprzez własne sieci
łączności starali się przekonać kierownictwo podziemia
do zaakceptowania swych poglądów. Po śmierci gen.
Sikorskiego pogorszyły się także możliwości oddzia-
ływania strony polskiej na politykę mocarstw zachod-
nich. Naczelny Wódz gen. Sosnkowski nie miał — po-
za formalnymi — w zasadzie żadnych kontaktów nie
tylko z politykami, ale także z przedstawicielami woj-
skowych elit brytyjskich. Mikołajczyk te relacje dopie-
ro budował. Również osobiste kontakty premiera i Na-
czelnego Wodza były sporadyczne, spotykali się rza-
dziej niż raz na miesiąc. Co istotne, Polacy — inaczej
niż na przykład Czesi — nie potrafili przez cały okres
wojny w sposób skuteczny oddziaływać na brytyjską
opinię publiczną. Na przykład w dużym stopniu zmar-
nowano popularność, jaką po bitwie o Wielką Brytanię
cieszyli się polscy lotnicy.
Tymczasem po bitwie pancernej pod Kurskiem (5
VII - 23 VIII 1943) Niemcy ostatecznie utracili inicja-
tywę strategiczną na froncie wschodnim. W kolejnych
natarciach, prowadzonych jesienią 1943 r., wojska ra-
dzieckie przekroczyły linię Dniepru, m.in. wyzwalając
Kijów i Żytomierz, a na północy zbliżyły się do Połoc-
ka i Witebska. Zwycięstwa na froncie niepomiernie
wzmocniły pozycję Stalina w koalicji antyhitlerow-
skiej. Z jego zdaniem liczył się prezydent Roosevelt,
pragnący pozyskać go do wojny z Japonią. W relacjach
USA-ZSRR-Wielka Brytania stanowisko Londynu, je-
dynego mocarstwa mającego zobowiązania sojusznicze
wobec Polski, miało najmniejszą wagę. Różnice po-
między pozycją i interesami USA i Wielkiej Brytanii
wykorzystywał umiejętnie Stalin, także w prezentowa-
niu swych postulatów w sprawach polskich zręcznie
manewrujący pomiędzy przywódcami obu krajów.
Sprawy polskie stały się jednym z przedmiotów obrad
konferencji ministrów spraw zagranicznych wielkich
mocarstw w Moskwie (19-30 X 1943), a następnie
pierwszego spotkania „Wielkiej Trójki” w Teheranie
(28 XI - 1 XII 1943). Stalin zaatakował tam podpo-
rządkowane władzom w Londynie polskie podziemie,
oskarżając je o bierność, a nawet współpracę z Niem-
cami, oraz wyraził powątpiewanie co do szans ponow-
nego nawiązania przez ZSRR stosunków dyplomatycz-
nych z rządem polskim. Brytyjczycy błędnie zakładali,
że w zamian za uznanie sowieckich pretensji terytorial-
nych uzyskają zgodę Moskwy na ich wznowienie i dla-
tego wywołali dyskusję dotyczącą tej kwestii. Podczas
rozmów w Teheranie uzgodniono, że przyszłe granice
państwa polskiego opierać się będą na linii Curzona na
wschodzie oraz na Odrze na zachodzie. Blokując roz-
poczęte starania Edena, zmierzające do uzyskania dla
Polski Lwowa, Churchill stwierdził, że nie zamierza
przejmować się losem tego miasta, co przesądziło
sprawę jego przynależności. Zarysowana w Teheranie
przez Stalina granica pozostawiała po polskiej stronie
Białystok, Łomżę i Przemyśl. Stalin podkreślił też, że
zamieszkane przez Ukraińców tereny za Bugiem
(Chełmszczyzna) pozostaną w granicach Polski. Prze-
dyskutowano także problem oddania Polsce Opolsz-
czyzny oraz części Prus Wschodnich, bez Królewca,
którego w zamian za Przemyśl zażądał Stalin. Poruszo-
no również zagadnienie wysiedlenia ludności niemiec-
kiej z terenów przyznanych Polsce. Wprawdzie tehe-
rańskie ustalenia w sprawach Polski minister Eden
przedstawił (20 XII 1943) premierowi Mikołajczykowi
— niezgodnie z prawdą —jako niezobowiązującą wy-
mianę poglądów, jednak rozmowa ta zapoczątkowała
całą serię spotkań, w których Brytyjczycy usiłowali
wymóc na Polakach zgodę na zarysowany tam kształt
terytorialny państwa polskiego.
Wbrew rzeczywistym intencjom brytyjskim Stalin
uznał, że rezultatem konferencji w Teheranie będzie
pozostawienie mu wolnej ręki w sprawach Polski i dla-
tego już w grudniu 1943 r. zainicjował działania zmie-
rzające do powołania w Moskwie organu politycznego
konkurencyjnego w stosunku do polskiego rządu w
Londynie. Tworzony Polski Komitet Narodowy (PKN,
inna proponowana nazwa: Narodowy Komitet Wolnej
Polski) miał, według projektu deklaracji, działać jako
przedstawicielstwo narodu do czasu utworzenia rządu
i wybrania sejmu ustawodawczego. Termin tworzenia
PKN mógł być także związany ze zbliżaniem się Armii
Czerwonej do granic II RP. Ostatecznie z powołania
PKN, mimo określenia już jego składu osobowego,
zrezygnowano, gdyż prawdopodobnie stwierdzono, że
jest to przedsięwzięcie przedwczesne, mogące przy-
nieść ZSRR komplikacje na arenie międzynarodowej.
Ponadto władze radzieckie uzyskały informacje o po-
wstaniu w Warszawie utworzonej przez komunistów
Krajowej Rady Narodowej (KRN), która uznała się za
przedstawicielstwo narodu polskiego. Wprawdzie KRN
powstała bez wstępnej akceptacji Moskwy, ale mogła
okazać się przydatna dla sowieckich planów.
Jeszcze przed konferencją w Teheranie Stalin po-
stanowił propagandowo wykorzystać tworzone od wio-
sny polskie oddziały wojskowe. 1. DP im. Tadeusza
Kościuszki (ponad 12 tys. żołnierzy) została skierowa-
na na front w rejon Orszy, gdzie w ramach radzieckiej
33. Armii 12 i 13 X 1943 stoczyła bój pod Lenino. Źle
dowodzona, za cenę strat wynoszących 3054 żołnierzy
(w tym 510 zabitych i 652 zaginionych), co stanowiło
24,5% stanu osobowego, dywizja włamała się na głę-
bokość 4 km w pierwszy pas obrony niemieckiej, ale
pozbawiona wsparcia sił radzieckich utraciła zdolność
prowadzenia dalszych działań. Po jej wycofaniu na tyły
w celu reorganizacji, Niemcy odzyskali utracony teren,
jednak bój ten przedstawiono jako wielkie zwycięstwo
kościuszkowców. Jeńców i dezerterów z dywizji Niem-
cy wykorzystali do propagandy antykomunistycznej
w okupowanej Polsce. Po bitwie pod Lenino w dalszym
ciągu rozbudowywano polskie jednostki wojskowe, od
sierpnia 1943 r. tworzące 1. Korpus Polski. Wiosną
1944 r. składał się on z trzech dywizji piechoty, bryga-
dy pancernej, brygady artylerii oraz pułku lotniczego
i liczył ok. 40 tys. żołnierzy. Całą wyższą kadrę do-
wódczą stanowili oficerowie sowieccy, oddelegowani
z Armii Czerwonej. 16 III 1944 1. KP, uzupełniony Po-
lakami — jeńcami z Wehrmachtu i mieszkańcami Wo-
łynia, przekształcono w 1. Armię Polską, dowodzoną
przez gen. Berlinga. W maju 1944 r. weszła ona w
skład przygotowujących się do przekroczenia Bugu
wojsk 1. Frontu Białoruskiego, dowodzonych przez
gen. Konstantego Rokossowskiego.
Już od wiosny 1943 r. pomiędzy kierownictwem
ZPP na czele z Wandą Wasilewską a grupą osób zwią-
zanych z Zygmuntem Berlingiem istniał bardzo ostry
konflikt, zarówno personalny, jak i dotyczący relacji
pomiędzy ZPP a tworzonymi oddziałami wojskowymi.
W sporze tym ujawniły się ze strony Berlinga również
wątki antysemickie, wynikające z faktu, że większość
aktywnych wówczas w ZSRR polskich działaczy ko-
munistycznych była pochodzenia żydowskiego. Oso-
bami narodowości żydowskiej obsadzony był również
aparat polityczny polskich jednostek wojskowych, co
zresztą już latem 1944 r. niepokoiło władze radzieckie.
Spór pomiędzy Berlingiem a Wasilewską osobiście
podsycał Stalin, w rozgrywkach personalnych dostrze-
gający skuteczną metodę sterowania ludźmi. Do per-
fekcji opanował on sztukę manipulowania ludźmi, któ-
rym pozwalał wierzyć, że realizują swe własne koncep-
cje polityczne. Związek Patriotów Polskich formalnie
opowiadał się wówczas za przyjęciem w wyzwolonym
kraju ustroju o charakterze parlamentarno-
demokratycznym, w którym armia pełniłaby rolę słu-
żebną. Berling, nazywany przez propagandystów z 1.
DP „Naczelnym Wodzem”, forsował natomiast kon-
cepcję „zorganizowanej demokracji”, oznaczającą, że
życie w powojennej Polsce skupiłoby się w jednym ob-
ozie politycznym, który bazując na armii, zająłby miej-
sce partii politycznych i wyłonił silny rząd, na wzór
systemu sanacyjnego z lat 1937-1939. Program ten ko-
muniści z ZPP uznali za sprzeczny z własną koncepcją
sprawowania władzy, w czym zyskali poparcie Stalina.
Ostatecznie pomysły Berlinga odrzucono, a on sam zo-
stał odsunięty od wpływu na sprawy polityczne.
Rezultatem tych kontrowersji było utworzenie
w początkach lutego 1944 r., na mocy decyzji KC
WKP(b), tajnego Centralnego Biura Komunistów Pol-
ski (CBKP) jako organu kierującego całą działalnością
ZPP, 1. Korpusu Polskiego, radiostacją im. T. Ko-
ściuszki, a także współpracującego z działającą w kraju
PPR. Za pośrednictwem CBKP partyjne władze ra-
dzieckie — Wydział Informacji Międzynarodowej KC
WKP(b), w którym decydującą rolę odgrywał G. Dy-
mitrow — przekazywały swoje dyrektywy dla ZPP
i wojska. Przewodniczącym CBKP został Aleksander
Zawadzki, zastępca gen. Berlinga do spraw politycz-
nych, a od maja 1944 r. także szef Polskiego Sztabu
Partyzanckiego (PSzP), którego zadaniem było m.in.
kierowanie polskimi oddziałami, wyodrębnionymi
z partyzantki sowieckiej, przerzucanie grup spadochro-
nowych do kraju i tworzenie tam sieci wywiadu.
W skład CBKP weszli ponadto Stanisław Radkiewicz,
Karol Świerczewski, Jakub Berman oraz Wanda Wasi-
lewska. Jej rola polityczna dobiegała jednak końca. Od
lutego 1944 r. przestała zajmować się sprawami pol-
skimi, do których powróciła chwilowo latem 1944 r.
W CBKP coraz większe znaczenie zyskiwał Berman.
Stawał się on także główną postacią w przekazywaniu
dyrektyw radzieckich dla ZPR który m.in. zajmował się
przygotowywaniem administracji dla terenów Polski na
wypadek zajęcia jej przez Armię Czerwoną. W lipcu
1944 r. do CBKP weszli Hilary Minc oraz Marian Spy-
chalski.
W tym czasie na Kremlu opracowywano koncep-
cje, które miały tworzyć podstawy polityki zagranicz-
nej ZSRR w okresie powojennym. Ich treść — nawet
jeżeli zostały przyjęte w postaci dokumentu — nie jest
historykom znana. Opublikowano natomiast memoriał
autorstwa Iwana Majskiego, ówczesnego zastępcy Lu-
dowego Komisarza Spraw Zagranicznych ZSRR. Prze-
kazany 10 I 1944 przez Mołotowa do wiadomości m.in.
Stalina i Berii, zakładał utrzymanie przez ZSRR po
wojnie dobrych stosunków z USA i Wielką Brytanią,
a także rozwinięcie współpracy z odbudowaną Francją.
Kraje Europy Wschodniej autor memoriału dzielił na
przyjazne i wrogie ZSRR. Do tej ostatniej grupy zali-
czył m.in. Węgry i Polskę. Miano im w porozumieniu
z mocarstwami zachodnimi narzucić ustrój o formal-
nych cechach demokracji parlamentarnej, ewoluujący
w kierunku systemu socjalistycznego. Terytorialnie
Polska, jako państwo wrogie ZSRR, miała pozostać
krajem małym i słabym, bez obszarów włączanych do
ZSRR w 1939 r., co najwyżej powiększonym o część
Prus Wschodnich i Śląska. W memoriale Majskiego za-
rysowano jak widać koncepcję tworzenia krajów
o ustroju „demokracji ludowej”, którą Stalin realizował
bezpośrednio po wojnie w Europie Środkowej. Zawarte
w nim inne propozycje, m.in. w sprawie granic, zostały
odrzucone.
Ponowna polemika pomiędzy rządem polskim
a władzami ZSRR w sprawie granicy ryskiej oraz wa-
runków nawiązania stosunków dyplomatycznych roz-
pętała się, kiedy z 3 na 4 I 1944 wojska radzieckie
w rejonie Rokitna na Wołyniu znalazły się na teryto-
rium II RP. Obie strony trwały przy swoich wcześniej-
szych stanowiskach. 20 stycznia Churchill rozpoczął
kolejną fazę nacisków na władze polskie, domagając
się uznania przez nie granicy niemiecko-radzieckiej
z 28 IX 1939 (ciągle błędnie określanej jako linia Cur-
zona) za wschodnią granicę Polski, oferując w zamian
nabytki terytorialne kosztem Niemiec oraz zapowiada-
jąc obronę niepodległości Polski. Aby ostatecznie roz-
wiać złudzenia strony polskiej, premier brytyjski poin-
formował wówczas Mikołajczyka: „Przyjęliśmy w za-
sadzie w ciągu rozmów teherańskich punkt widzenia,
że siedziba narodu polskiego mieścić się winna pomię-
dzy linią Curzona a linią Odry”. Równocześnie Chur-
chill prowadził korespondencję z Moskwą. 23 stycznia
Mołotow jako trzy warunki, które władze polskie mu-
siałyby spełnić przed uznaniem rządu polskiego przez
ZSRR, wymienił: zgodę Polski na linię Curzona w wer-
sji radzieckiej, usunięcie ze składu rządu osób uzna-
nych przez Moskwę za nieprzyjazne, a także przyzna-
nie, że sprawa mordu katyńskiego była niemiecką pro-
wokacją. W rozmowach dyplomatycznych pojawiały
się one już od wiosny 1943 r., ale strona sowiecka bar-
dzo zręcznie nimi żonglowała. I tak, gdy wobec jedne-
go z partnerów większy nacisk kładziono na koniecz-
ność uznania przez władze polskie nowej granicy, to
wobec drugiego równocześnie eksponowano znaczenie
przebudowy polskiego rządu. Charakterystyczne, że li-
sta osób uważanych przez Moskwę za nieprzyjazne też
nie została określona jednorazowo. Pojawiały się na
niej stopniowo kolejne nazwiska. Stalin umiejętnie roz-
grywał również sprawę przynależności Lwowa, która
nadal budziła pewne wątpliwości dyplomatów zachod-
nich. Wiosną 1944 r. przedstawiciele władz Ukraińskiej
Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (Nikita Chrusz-
czow i Ołeksandr Kornyczuk) oficjalnie wystąpili z po-
stulatem przyłączenia do Ukrainy sowieckiej pięciu
polskich powiatów położonych na zachód od linii Cur-
zona — chełmskiego, hrubieszowskiego, zamojskiego,
tomaszowskiego i jarosławskiego. O podobnych żąda-
niach już od 7 lutego informowała moskiewska „Praw-
da”. W ten sposób roszczenia terytorialne Moskwy na-
bierały charakteru umiarkowanych, a Stalin, który
w Teheranie zaprezentował się jako zwolennik pozo-
stawienia tych ziem w granicach Polski, mógł udawać
arbitra w sporze pomiędzy Polakami a Ukraińcami.
W wyniku presji Churchilla, po burzliwych obra-
dach rządu i wymianie poglądów na posiedzeniu Rady
Narodowej, 15 lutego strona polska wystąpiła z projek-
tem tymczasowej linii demarkacyjnej, którą miano wy-
tyczyć na wschód od Wilna i Lwowa na terenach II RP
Administracja na zachód od niej pozostawałaby w ge-
stii władz polskich, na wschód — władz radzieckich,
pod kontrolą międzynarodową. Ta propozycja, mimo że
w rzeczywistości była zgodą na rewizję granicy ryskiej,
Moskwy zadowolić nie mogła. Brak wyraźnych
ustępstw ze strony władz polskich skłonił także Chur-
chilla do eskalacji nacisków. 22 II 1944 stwierdził on
w Izbie Gmin, że Londyn nigdy nie gwarantował żad-
nej polskiej granicy, a sowieckie żądania terytorialne
wobec Polski uznał za rozsądne i sprawiedliwe,
zwłaszcza wobec obietnicy przyznania jej kosztem
Niemiec rekompensaty na północy i zachodzie. Stano-
wisko Churchilla, przedrukowane przez polską prasę
emigracyjną i konspiracyjną, wywołało w opiniotwór-
czych kołach społeczeństwa polskiego szok. Pod datą
25 lutego mieszkająca w Warszawie Maria Dąbrowska
zanotowała: „osaczeni, ze wszystkich stron. Wszystko
spiknęło się na zgubę nieszczęsnej Polski”. Od prze-
mówienia Churchilla trudno było już liczyć na jakie-
kolwiek ustępstwa sowieckie nie tylko w sprawach
granic, ale także co do ponownego nawiązania stosun-
ków dyplomatycznych. Dlatego też późniejsze dążenia
Churchilla do wycofania się z uzgodnień teherańskich
i nieśmiałe próby wywierania nacisków na Stalina mu-
siały skończyć się fiaskiem. Moskwa już otwarcie inge-
rowała w sprawy polskie, m.in. ambasador ZSRR we
francuskiej Algierii, Aleksandr J. Bogomołow, w mar-
cu 1944 r. zaprotestował przeciwko zamiarom Francu-
skiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego gen. Char-
les'a de Gaulle'a dotyczącym zwrotu polskiego złota
rządowi Mikołajczyka.
Coraz większy udział jednostek PSZ w działaniach
bojowych także nie miał wpływu na poprawę politycz-
nego położenia władz polskich. Od kwietnia 1944 r.
w walkach o przełamanie niemieckich pozycji bronią-
cych od południa dostępu do Rzymu — w rejonie ma-
sywu Monte Cassino — uczestniczył 2. Korpus Polski
(ok. 46 tys. żołnierzy), w składzie dwóch dywizji, gru-
py artylerii oraz brygady czołgów, dowodzony przez
gen. Andersa, działający w ramach 8. Armii Brytyj-
skiej. Pierwsze natarcie polskie prowadzone 12 maja,
z punktu widzenia taktycznego bardzo schematycznie
i w skrajnie trudnych warunkach terenowych, zakoń-
czyło się niepowodzeniem i ogromnymi stratami. Prze-
silenie w bitwie nastąpiło wówczas, gdy Francuski
Korpus Ekspedycyjny przełamał pozycje niemieckie
położone na pozornie niedostępnym masywie górskim,
chroniącym dostępu do doliny rzeki Liri, a Polacy
w nocy z 16 na 17 maja ponownie natarli na kompleks
umocnień w rejonie Monte Cassino, wiążąc znajdujące
się tam siły niemieckie. Zacięte walki trwały cały
dzień. W nocy z 17 na 18 maja Niemcy pod osłoną czę-
ści oddziałów rozpoczęli odwrót. 18 maja Polacy za-
tknęli flagę na ruinach klasztoru, najbardziej znanego
punktu niemieckiej obrony. Zapewniło to 2. KP, który
wykonał zadanie przekraczające jego obiektywne moż-
liwości, tak potrzebny dla sprawy polskiej rozgłos pro-
pagandowy. Straty 2. Korpusu w tych walkach wynio-
sły 4199 żołnierzy, w tym 923 zabitych.
Między 5 a 15 VI 1944 bawił z oficjalną wizytą w
USA premier Mikołajczyk. Podczas wizyty, która miała
uroczystą oprawę, prezydent USA trzykrotnie spotkał
się z polskim przywódcą. Zbliżał się termin wyborów
prezydenckich i Roosevelt spotkania te traktował jako
element kampanii wyborczej. W trakcie rozmów ame-
rykański przywódca, wbrew swemu stanowisku z Te-
heranu, mamił Mikołajczyka gotowością poparcia pol-
skich starań — po wygranych w listopadzie wyborach
— do zachowania nie tylko Lwowa, ale także Tarnopo-
la i Drohobycza, umacniając w ten sposób polskiego
premiera w jego sprzeciwie wobec linii Curzona. Po-
nadto zasugerował Mikołajczykowi, aby udał się do
Moskwy, co ten uznał za sensowny pomysł.
Tymczasem dowództwo radzieckie przygotowywa-
ło się do przeprowadzenia gigantycznej ofensywy prze-
ciwko siłom niemieckim, mającej sięgnąć co najmniej
linii Wisły. W tej sytuacji zintensyfikowano przygoto-
wanie polskiej ekipy, która miała zostać zainstalowana
na zajętym przez Armię Czerwoną terytorium Polski.
16 maja do Moskwy, po dwumiesięcznej podróży, do-
tarła delegacja KRN, na czele z przedstawicielem KC
PPR Marianem Spychalskim oraz wiceprzewodniczą-
cym KRN, lewicowym działaczem socjalistycznym
Edwardem Osóbką, który następnie przyjął nazwisko
Osóbka-Morawski. 22 V 1944 spotkał się z nią Stalin,
który zapowiedział gotowość oficjalnego uznania przez
rząd radziecki KRN jako przedstawicielstwa narodu
polskiego oraz wyłonionego przezeń „czynnika wyko-
nawczego”. 22 czerwca Stalin oświadczył delegacji
KRN, że należy zacząć przygotowania do powołania
nowego rządu polskiego, bazującego na KRN i działa-
czach przebywających w ZSRR.
Między 19 maja a 23 czerwca z inicjatywy Mo-
skwy doszło w Londynie do serii tajnych rozmów no-
wego ambasadora ZSRR przy rządach emigracyjnych
Wiktora Lebiediewa z Mikołajczykiem, Romerem
i Grabskim. Lebiediew zażądał jako warunku wzno-
wienia stosunków dyplomatycznych usunięcia ze sta-
nowisk prezydenta Raczkiewicza, gen. Sosnkowskiego,
ministrów Kukiela i Kota. Po spełnieniu tego postulatu
sprawa granic mogłaby być dyskutowana podczas wi-
zyty Mikołajczyka w Moskwie. Uzyskawszy wstępną
zgodę Mikołajczyka na te warunki, strona radziecka za-
żądała nie tylko natychmiastowego zaakceptowania li-
nii Curzona, ale także wprowadzenia do rządu komuni-
stów. Cel Kremla był wyraźny — chodziło o pogłębie-
nie podziałów wśród polskiego uchodźstwa oraz wyse-
lekcjonowanie grupy polityków gotowych do współ-
pracy z ZSRR na warunkach podyktowanych przez Sta-
lina. W rozmowach z delegacją KRN Stalin ujawnił, że
na czele nowego rządu polskiego widzi właśnie Miko-
łajczyka.
23 czerwca wojska radzieckie rozpoczęły na Biało-
rusi ogromną operację zaczepną „Bagration”. Armia
Czerwona w szybkim marszu na zachód zdobywała ko-
lejne miasta, m.in. Orszę, Mińsk. Siły niemieckie na
północy frontu zostały całkowicie rozbite. 13 lipca roz-
poczęła się na południu operacja lwowsko-
sandomierska, a 18 lipca ruszyła w kierunku Lublina
i Warszawy następna ofensywa radziecka. Uczestniczy-
ła w niej, w ramach 1. Frontu Białoruskiego, 1. Armia
Polska w ZSRR, dowodzona przez gen. Berlinga, w sile
czterech dywizji piechoty, brygady pancernej, brygady
kawalerii. 20 lipca przekroczono Bug. Na przełomie
lipca i sierpnia 1. AP walczyła o przeprawy na Wiśle
pod Dęblinem i Puławami, następnie brała udział
w obronie przyczółka warecko-magnuszewskiego, we
wrześniu część jej sił zdobywała Pragę i uchwyciwszy
przyczółki po prawej stronie Wisły, toczyła walki
wspólnie z powstańcami warszawskimi. W lipcu 1944
r. została podporządkowana, jako 1. Armia Wojska
Polskiego, działającemu z ramienia KRN Naczelnemu
Dowództwu WP, kierowanemu przez gen. Michała
Żymierskiego „Rolę”.
15 lipca Osóbka-Morawski w imieniu delegacji
KRN i reprezentująca ZPP Wasilewska wystąpili do
Stalina z inicjatywą utworzenia polskiego rządu tym-
czasowego, który objąłby władzę na terenach na zachód
od Bugu. Na kolejnych posiedzeniach w Moskwie
z udziałem przedstawicieli CBKR KRN i ZPP uzgod-
niono powołanie struktury politycznej, która miała się
nazywać Delegaturą KRN dla Terenów Wyzwolonych,
ale ostatecznie 20 lipca przyjęła — zgodnie z wolą Sta-
lina, na wzór francuski — nazwę Polski Komitet Wy-
zwolenia Narodowego (PKWN). 23 lipca wieczorem
radio moskiewskie przekazało teksty rzekomego dekre-
tu KRN wydanego 21 lipca w Warszawie o powołaniu
PKWN, na czele z Osóbką-Morawskim oraz Manifestu
PKWN, datowanego na 22 lipca w Chełmie. Była to in-
formacja potrójnie nieprawdziwa: KRN w ogóle nie
powoływała PKWN, a tym bardziej w Warszawie,
a manifest nie mógł powstać w Chełmie, gdyż człon-
kowie PKWN nadal znajdowali się w Moskwie. 26 lip-
ca w tajnym układzie zawartym między rządem ZSRR
a PKWN, datowanym na dzień następny, ustalono
przebieg wschodniej granicy państwa polskiego w za-
sadzie zgodnie z granicą niemiecko-radziecką z 28 IX
1939, pozostawiając po stronie polskiej rejon Przemy-
śla, Bełza, Łomży, Białegostoku i część Puszczy Bia-
łowieskiej. Uzgodniono, że część Prus Wschodnich
z Królewcem zostanie włączona do ZSRR, a reszta po-
winna przypaść Polsce, podobnie jak ziemie do Nysy
— nie określono, o którą chodzi — i Odry, wraz ze
Szczecinem. 27 lipca radio moskiewskie poinformowa-
ło o zawartym poprzedniego dnia układzie pomiędzy
rządem ZSRR a PKWN, zgodnie z którym m.in. wła-
dze radzieckie wyrażały zgodę, by komitet organizował
na podstawie „ustaw Rzeczypospolitej Polskiej” organa
władzy administracyjnej. Było to równoznaczne z nie-
formalnym uznaniem PKWN przez ZSRR. 27 lipca
część członków PKWN przybyła do Chełma, a 1 sierp-
nia siedzibą komitetu stał się Lublin — stąd popularna
nazwa „Polska Lubelska” używana jako określenie no-
wych władz i terytorium, na którym działały.
20 VII 1944 Churchill w liście do Stalina poparł
inicjatywę Mikołajczyka, który publicznie zgłosił go-
towość udania się bez żadnych warunków wstępnych
na rozmowy do Moskwy. Po trzech dniach, dopiero po
ogłoszeniu informacji o powstaniu PKWN, przywódca
radziecki wyraził zgodę, zarazem deklarując, że siebie
widzi wyłącznie jako mediatora pomiędzy władzami
polskimi w Londynie a PKWN. Informacja o wyjeździe
Mikołajczyka do Moskwy wywołała burzę wśród opo-
zycji politycznej. Spodziewano się, że w tej sytuacji je-
dynym celem wizyty może być tylko kapitulacja wobec
żądań sowieckich. Gen. Sosnkowski, który od 11 lipca
wizytował 2. KP we Włoszech, w liście do prezydenta
z 25 lipca domagał się powołania rządu prawdziwej
jedności narodowej, z udziałem przedstawicieli piłsud-
czyków i kierowanego przez Tadeusza Bieleckiego SN.
W kolejnej depeszy zagroził w wypadku prób połącze-
nia polskiego rządu z PKWN wypowiedzeniem przez
PSZ posłuszeństwa „zespołowi” rządowemu. Pobyt we
Włoszech spowodował, że udział gen. Sosnkowskiego
w kształtowaniu sytuacji, która doprowadziła do wybu-
chu powstania warszawskiego, był ograniczony
Udając się do Moskwy, Mikołajczyk liczył, że jego
pozycja ulegnie tam wzmocnieniu w wyniku podjęcia
przez AK działań bojowych zmierzających do opano-
wania Warszawy przed wejściem wojsk radzieckich. 26
lipca rząd upoważnił Delegata Rządu do rozpoczęcia na
terenie kraju powstania powszechnego w momencie
przez niego wybranym. W Warszawie zostało to ode-
brane jako zachęta do akcji zbrojnej w stolicy i poin-
formowano premiera, że wkrótce się ona rozpocznie.
O rozwoju sytuacji w Warszawie Mikołajczyk podczas
pobytu w Moskwie był informowany na bieżąco za po-
średnictwem radiostacji ambasady brytyjskiej. Jego
rozmowy w Moskwie, dokąd wraz z T. Romerem
i S. Grabskim przybył 30 lipca, zakończyły się kolej-
nym niepowodzeniem. 3 sierpnia polski premier poin-
formował Stalina o wybuchu powstania w Warszawie
i prosił go o umożliwienie dotarcia do stolicy, gdzie
działa jako ekspozytura jego rządu Krajowa Rada Mi-
nistrów. Jednak już 9 sierpnia musiał prosić Stalina
o wojskową pomoc dla samotnie walczącej Warszawy.
6 i 7 sierpnia Mikołajczyk rozmawiał z przedstawicie-
lami KRN i PKWN (Bolesławem Bierutem, Wandą
Wasilewską i gen. Michałem Żymierskim „Rolą”), któ-
rzy mu zaproponowali natychmiastowe objęcie stano-
wiska premiera oraz trzy drugorzędne teki ministerialne
dla jego zwolenników (na 17 stanowisk rządowych),
pod warunkiem rezygnacji z konstytucji kwietniowej
i powrotu do ustawy konstytucyjnej z 1921 r. Propozy-
cja ta, sprowadzająca się do uznania nielegalności
władz, które reprezentował, była dla Mikołajczyka nie
do przyjęcia i nie pozostawiała żadnych złudzeń co do
prawdziwych intencji Moskwy.
W sierpniu i wrześniu 1944 r. sytuację w polskim
Londynie zdominowały tragiczne wieści nadchodzące
z Warszawy. Z jedyną skuteczną pomocą powstaniu
mogła przyjść strona radziecka, ta jednak już 12 sierp-
nia ogłosiła, że podjęcie walki w polskiej stolicy nie
było z nią uzgodnione i cała odpowiedzialność za roz-
wój wydarzeń w Warszawie spada na „polskie koła
emigracyjne” w Londynie. Mimo gorączkowych zabie-
gów polskich władz także rząd brytyjski, nie chcąc na-
razić się Moskwie, niechętnie angażował swoje lotnic-
two w niesienie pomocy powstańcom, a nawet, aż do
29 sierpnia — podobnie jak i władze USA — przewle-
kał wydanie deklaracji uznającej żołnierzy i oddziały
AK za część PSZ, którym przysługują prawa komba-
tanckie. Co gorsza, testując, jak daleko sięga ustępli-
wość mocarstw zachodnich, Stalin odmówił zgody na
lądowanie samolotów amerykańskich, gotowych od 12
sierpnia do dokonywania masowych zrzutów nad War-
szawą, na lotniskach radzieckich, mimo że operacje
tzw. lotów wahadłowych (kryptonim „Frantic”) pomię-
dzy bazami brytyjskimi i radzieckimi przeprowadzano
już wielokrotnie. Ustąpił, kiedy prasa brytyjska — in-
spirowana przez Churchilla — ujawniła całą sprawę,
oskarżając Moskwę o świadome uniemożliwianie nie-
sienia pomocy polskiej stolicy. Przeprowadzona 18 IX
1944 wyprawa 110 amerykańskich latających fortec (B-
17) ze zrzutami broni i zaopatrzenia dla powstańców,
osłaniana przez 154 myśliwce „Mustang” (P-51), miała
już tylko charakter symboliczny, podobnie jak udziela-
na także wówczas pomoc strony radzieckiej. Uzasad-
nione oskarżenia gen. Sosnkowskiego pod adresem
Wielkiej Brytanii o zbyt nikłą lotniczą pomoc dla wal-
czącej Warszawy, sformułowane w jego rozkazie z 1
września do żołnierzy AK, stały się pretekstem do od-
wołania go pod koniec września 1944 r. ze stanowiska
Naczelnego Wodza. Jego miejsce zajął komendant
główny AK gen. Tadeusz Komorowski, o którym wia-
domo było, że wraz z garnizonem warszawskim AK
udaje się do niewoli niemieckiej. W tej sytuacji stano-
wisko Naczelnego Wodza pozostało w praktyce, zgod-
nie z koncepcjami Mikołajczyka dążącego do uzyska-
nia decydującego wpływu także na sprawy wojskowe,
nie obsadzone aż do lutego 1945 r., kiedy p.o. Naczel-
nym Wodzem został gen. Anders. Do tego czasu kom-
petencje Naczelnego Wodza były rozdzielone pomię-
dzy prezydenta RP, ministra obrony narodowej oraz
szefa sztabu Naczelnego Wodza.
Mimo tych zawirowań politycznych PSZ (ok. 130
tys. żołnierzy w październiku 1944 r.) cały czas brały
udział w działaniach zbrojnych. Walki we Włoszech
kontynuował 2. KP (ponad 55 tys. żołnierzy w pierw-
szej linii), m.in. staczając zwycięskie boje o Ankonę
(17-24 VII 1944) oraz Bolonię (9-21 IV 1945). Od po-
czątku sierpnia 1944 r. walczyła we Francji 1. Dywizja
Pancerna (ok. 15 tys. żołnierzy), dowodzona przez gen.
Maczka. Była to jedyna polska jednostka lądowa, która
zachowała ciągłość organizacyjną od czasów kampanii
1939 r. W bitwie pod Falaise (8-22 VIII) 1. DPanc.
uniemożliwiła wyrwanie się siłom niemieckim z okrą-
żenia, następnie walczyła w Belgii, m.in. wyzwalając
Ypres, w Holandii, zdobywając Bredę i Axel, a 6 V
1945 przyjęła kapitulację garnizonu niemieckiego portu
wojennego w Wilhelmshaven. 1 Samodzielna Brygada
Spadochronowa (2200 żołnierzy) gen. Stanisława So-
sabowskiego uczestniczyła w nieudanej operacji desan-
towej w Holandii, w rejonie Arnhem-Driel (18-26 IX),
ponosząc w walkach znaczne straty (ok. 23% stanu
osobowego). Aktywnie działała Marynarka Wojenna
(2,5 tys. marynarzy), dysponująca m.in. 1 krążowni-
kiem, 6 niszczycielami, 6 ścigaczami oraz 3 okrętami
podwodnymi. Polskie Siły Powietrzne (10 tys. lotni-
ków) w sile 15 dywizjonów myśliwskich i bombowych
walczyły na terenie Francji i Niemiec, a także uczestni-
czyły w zrzutach dla walczącej Warszawy.
Mikołajczyk nadal nie rezygnował z prób porozu-
mienia się z Moskwą. 22 sierpnia Rada Ministrów
sformułowała pod jego wpływem (przy sprzeciwie so-
cjalistów) propozycje dalszych działań. Natychmiast po
uwolnieniu Warszawy premier zamierzał przenieść tam
siedzibę rządu i dokonać jego reorganizacji, w porozu-
mieniu m.in. z KRN. W nowym rządzie oraz funk-
cjonującej do czasu powołania Sejmu Konstytucyjnego
Radzie Narodowej przedstawiciele PPR otrzymaliby
1/5 miejsc. Nowy rząd, po zatwierdzeniu przez prezy-
denta, zawarłby układ sojuszniczy z ZSRR. Rada Mini-
strów miała następnie zorganizować wybory do sejmu,
który uchwaliłby nową konstytucję i ustalił granicę
z ZSRR. Po burzliwych naradach z kierownictwem kra-
jowego podziemia, które nie potrafiło jednak wypraco-
wać jednolitego stanowiska wobec rządowych propo-
zycji — za nimi optowała Rada Jedności Narodowej,
a przeciw dowódca AK oraz Delegat Rządu wraz
z większością Krajowej Rady Ministrów — zostały one
29 sierpnia przyjęte przez Radę Ministrów i przesłane
w formie memorandum rządom Wielkiej Brytanii, USA
i ZSRR. Zgodnie ze swoją taktyką Moskwa przekazała
memorandum do rozpatrzenia PKWN i formalnie do
jego treści się nie ustosunkowała. Od 9 X 1944 z wi-
zytą w Moskwie bawili Churchill oraz Eden. Jednym
z głównych przedmiotów ich rozmów ze Stalinem była
sytuacja w Polsce. Ponownie do Moskwy zaproszono
Mikołajczyka, Romera i Grabskiego, by zmusić ich do
zgody na fuzję rządu polskiego z PKWN. W tym celu
ściągnięto też Bieruta, Osóbkę oraz Żymierskiego.
Rozmowy rozpoczęły się 13 października. Mikołaj-
czyk, mimo brutalnych nacisków Churchilla, godził się
tylko na to, co poprzednio proponował w rządowym
memorandum oraz na przyjęcie linii Curzona (z po-
zostawieniem Lwowa po stronie polskiej), ale tylko ja-
ko linii demarkacyjnej. Po powrocie premiera do Lon-
dynu, mimo natarczywych nacisków Churchilla, 3 li-
stopada Rada Ministrów odrzuciła projekt uznania ra-
dzieckiej wersji linii Curzona za wschodnią granicę
Polski. Kryzys polityczny, spowodowany radziecką po-
lityką faktów dokonanych, a także klęską powstania
warszawskiego, coraz bardziej dojrzewał. 15 listopada
na posiedzeniu Rady Narodowej zgłoszono wniosek
formalnie o wotum nieufności dla przewodniczącego
Stanisława Grabskiego, a w rzeczywistości dla premie-
ra Mikołajczyka. Kiedy projekt amerykańskiej inter-
wencji u Stalina w sprawie Lwowa został odrzucony
przez większość Rady Ministrów jako niewystarczają-
cy, 24 listopada premier zgłosił prezydentowi rezygna-
cję rządu.
4. W CIENIU JAŁTY I POCZDAMU 1944-1945
Po początkowych personalnych perturbacjach (rząd
próbował sformować wicepremier Jan Kwapiński
z PPS), 29 XI 1944 powstał nowy gabinet z niedawno
przybyłym z kraju działaczem socjalistycznym Toma-
szem Arciszewskim na czele. Podstawą koalicji rządo-
wej stał się pierwszy w historii Polski sojusz PPS z SN
— partii, które dzieliło wszystko oprócz stosunku do
imponderabiliów dotyczących niepodległości i suwe-
renności Polski, w granicach z sierpnia 1939 r. W skład
rządu weszli, jak poprzednio, przedstawiciele SP, ale
w obecnej konfiguracji partia ta — najwięcej mająca do
powiedzenia w okresie rządów Sikorskiego — nie od-
grywała już takiej roli jak poprzednio. Natomiast do
opozycji przeszło kierowane nadal przez Mikołajczyka
SL, określające nowy rząd jako „nacjonalistyczno-
socjalistyczny”. Najmocniejsze pozycje w nowym ga-
binecie mieli ministrowie spraw wewnętrznych Zyg-
munt Berezowski (SN) oraz informacji i dokumentacji
Adam Pragier (PPS). Ministrem spraw zagranicznych
został Adam Tarnowski (zawodowy dyplomata), a kie-
rownikiem resortu obrony narodowej gen. Marian Ku-
kiel. Gabinet Arciszewskiego, który powstał na fali
sprzeciwu wobec polityki kompromisów Mikołajczyka,
stawiał sobie za cel obronę suwerenności państwa oraz
nienaruszalności jego granic, toteż zyskał opinię rządu
protestu narodowego. Mimo że był formalnie uznawa-
ny przez państwa sojusznicze, ich stosunek doń pozo-
stawał chłodny i ograniczał się do kontaktów formal-
nych. 15 XII 1944 w Izbie Gmin Churchill stwierdził,
że nie widzi szans, aby na popieranych przezeń warun-
kach mogło nastąpić porozumienie rządu Arciszew-
skiego z władzami radzieckimi, natomiast zachwalał
poprzednie działania Mikołajczyka, Romera i Grab-
skiego. Ponownie opowiedział się za linią Curzona,
z pozostawieniem Lwowa ZSRR. Polemizował z nim
Arciszewski, który 17 grudnia w wywiadzie dla „Sun-
day Timesa”, podkreślając prawa Polski do ziem
wschodnich, stwierdził, że choć Polska domaga się na-
bytków terytorialnych kosztem Niemiec, nie chce jed-
nak ani Wrocławia, ani Szczecina.
Niespodziewane natarcie Wehrmachtu w Ardenach
i związaną z tym prośbę aliantów zachodnich o przy-
spieszenie nowej ofensywy Armii Czerwonej Stalin
także wykorzystał do stworzenia następnych faktów
dokonanych w sprawach polskich. 27 grudnia poinfor-
mował Roosevelta o planach przekształcenia PKWN
w Rząd Tymczasowy RP, co też 31 XII 1944, w wyni-
ku decyzji KRN, nastąpiło. Jego premierem został
Osóbka-Morawski. 4 I 1945 ZSRR oficjalnie uznał
Rząd Tymczasowy, następnie uczyniły to Czechosło-
wacja i Jugosławia. 12 1 1945 na całym froncie
wschodnim, z pozycji nad Narwią i Wisłą, ruszyła ko-
lejna ofensywa radziecka, w której uczestniczyły woj-
ska podległe władzom w Lublinie, liczące w jednost-
kach frontowych ponad 150 tys. żołnierzy. 17 stycznia
1. Armia WP (gen. Stanisław Popławski), działająca
w składzie 1. Frontu Białoruskiego, zajęła ruiny War-
szawy, następnie brała udział w zdobywaniu Wału Po-
morskiego (1-11 II), gdzie poniosła straty w postaci ok.
6,5 tys. poległych i zaginionych oraz ok. 8 tys. rannych,
a w marcu dotarła do Bałtyku, m.in. zdobywając
w ciężkich ulicznych walkach Kołobrzeg (1266 pole-
głych i zaginionych oraz 3138 rannych). 1. Brygada
Pancerna im. Bohaterów Westerplatte uczestniczyła
w walkach o Gdynię i Gdańsk. W kwietniu 1945 r. 1.
Armia sforsowała Odrę pod Siekierkami i po walkach
na terenie Brandenburgii dotarta 3 maja do Łaby, gdzie
nawiązała kontakt z wojskami amerykańskimi. 1. DP
uczestniczyła w szturmie na Berlin, a 2. Armia WP,
w sile czterech dywizji piechoty i korpusu pancernego,
dowodzona przez gen. Karola Świerczewskiego, działa-
jąca w ramach 1. Frontu Ukraińskiego, 16 kwietnia
sforsowała Nysę Łużycką i natarta w kierunku Drezna.
Zaskoczona przez kontruderzenie niemieckie poniosła
pod Budziszynem (18-29 IV) straty sięgające ok. 8 tys.
poległych i zaginionych i 10 tys. rannych, co stanowiło
ponad 20% stanu osobowego. Utracono 57% sprzętu
pancernego oraz 20% artylerii. W toku dalszych dzia-
łań, w ramach operacji praskiej, 2. Armia dotarta do
Melnika, na północ od stolicy Czechosłowacji.
Sprawy polskie były jednym z głównych przed-
miotów obrad „Wielkiej Trójki”, które odbyły się na te-
renie ZSRR w Jałcie (4-11 II 1945). Stalin przeforso-
wał tam wszystkie swoje postulaty. W komunikacie
z obrad znalazła się zgoda mocarstw na przekształcenie
działającego na ziemiach polskich Rządu Tymczaso-
wego w Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej
(TRJN) „na szerszej podstawie demokratycznej z włą-
czeniem przywódców demokratycznych z samej Polski
i Polaków z zagranicy”. Zasady utworzenia TRJN, do
którego uznania zobowiązały się trzy sojusznicze mo-
carstwa, miała wypracować komisja z składzie Moło-
tow oraz dwaj ambasadorowie w ZSRR: William Ave-
rell Harriman (USA) i Archibald J. Clark Kerr (Wielka
Brytania). Zadaniem TRJN miało być przeprowadzenie
w możliwie krótkim czasie wolnych i nieskrępowanych
wyborów, w których miała obowiązywać zasada po-
wszechności i tajności głosowania. W wyborach mogły
uczestniczyć wszystkie demokratyczne i antynazistow-
skie partie. W komunikacie nie stwierdzono, kto będzie
decydował o tym, które partie należy uznać za demo-
kratyczne i antynazistowskie. Ponadto mocarstwa za-
chodnie nie nakłoniły Stalina, aby zgodził się na prze-
prowadzenie wyborów pod kontrolą międzynarodową,
co było de facto uznaniem prawa ZSRR do decydowa-
nia o kształcie przyjętych rozwiązań. Jak stwierdził
Churchill, komentując kwestie wolnych wyborów
w Polsce: „Osobiście mało mnie obchodzą Polacy, ale
muszę mieć możność oświadczenia w parlamencie, że
wybory będą miały przebieg przyzwoity”. W komuni-
kacie ujawniono i doprecyzowano postanowienia z Te-
heranu, zgodnie z którymi wschodnia granica Polski
miała biec wzdłuż linii Curzona, z korektą 5-8 km na
korzyść Polski. Co do granicy zachodniej zapowiedzia-
no, że Polska na przyszłej konferencji pokojowej, po
konsultacji mocarstw z TRJN, uzyska znaczny przyrost
terytorialny na północy i zachodzie. Stanowisko Wiel-
kiej Brytanii przyjęte na konferencji jałtańskiej było
równoznaczne z jednostronnym zerwaniem polsko-
brytyjskiego traktatu sojuszniczego z 25 VIII 1939
i podważało jej dotychczas ugruntowaną wiarygodność
jako państwa, które dotrzymuje umów, co jednak moż-
na tłumaczyć wyraźną utratą przez Anglię pozycji mo-
carstwa światowego i niemożliwością narzucenia swe-
go stanowiska ZSRR i USA.
Decyzje jałtańskie spowodowały rozbicie polskie-
go obozu niepodległościowego. 13 lutego zaprotesto-
wał przeciwko nim rząd RP który stwierdził, że są za-
przeczeniem zasad respektowanych przez sojuszników
i nie mogą obowiązywać narodu polskiego ani być
uznane przez polskie władze. Zamiar utworzenia TRJN
drogą uzupełnienia powołanego przez komunistów
Rządu Tymczasowego uznano za zalegalizowanie pra-
wa Sowietów do mieszania się w wewnętrzne sprawy
Polski, a narzucenie linii Curzona określono jako nowy
rozbiór Polski, tym razem dokonany przez jej sojuszni-
ków. Inne stanowisko przyjęły stronnictwa konspira-
cyjne skupione w Radzie Jedności Narodowej (RJN).
22 lutego przyjęła ona uchwałę, w której — protestując
przeciwko jednostronności postanowień konferencji
mocarstw — uznała, że jest zmuszona zastosować się
do nich, traktując to jako możliwość ratowania niepod-
ległości Polski. Deklarowała gotowość wzięcia udziału
w konsultacjach mających doprowadzić do wyłonienia
TRJN, na którego czele powinien stanąć Stanisław Mi-
kołajczyk. RJN postulowała włączenie do państwa pol-
skiego Prus Wschodnich oraz przesunięcie zachodniej
granicy do Nysy Łużyckiej i Odry, chciała natomiast,
aby wschodnia granica Polski została ustalona w trak-
cie bezpośrednich rokowań pomiędzy TRJN a rządem
ZSRR. Sam Mikołajczyk postanowienia jałtańskie
uznał dopiero w kwietniu 1945 r., gdyż było to warun-
kiem dopuszczenia go do rozmów w sprawie powołania
nowego rządu.
Skutkiem zaakceptowania przez RJN postanowień
konferencji jałtańskiej było przyjęcie przez przywód-
ców Polski Podziemnej propozycji szefa radzieckich sił
bezpieczeństwa na terenie Polski, gen. Iwana Sierowa,
aby podjąć rozmowy z dowództwem wojsk radziec-
kich. Wstępnie ustalono, że strona sowiecka zapewni
kilkunastu przedstawicielom podziemia transport lotni-
czy do Londynu na konsultacje z rządem polskim i Ra-
dą Narodową. 27 marca do siedziby dowództwa
NKWD w Pruszkowie udali się wicepremier i delegat
rządu na kraj Jan Stanisław Jankowski, przewodniczący
RJN Kazimierz Pużak oraz komendant główny AK gen.
Leopold Okulicki. Następnego dnia dołączyło do nich
kolejnych dwunastu działaczy podziemia, po czym po
wszystkich słuch zaginął. Dopiero po kilkukrotnych —
podejmowanych pod naciskiem rządu polskiego — in-
terwencjach władz brytyjskich i po początkowych za-
przeczeniach, 5 V 1945 władze radzieckie oficjalnie
przyznały, że pod zarzutem prowadzenia działalności
dywersyjnej i terrorystycznej na tyłach Armii Czerwo-
nej grupę przywódców polskiego podziemia areszto-
wano.
Rozpoczęte 23 lutego w Moskwie konsultacje
w sprawie utworzenia TRJN natrafiły na ogromne trud-
ności. Brytyjczycy chcieli doprowadzić do sformo-
wania całkowicie nowego rządu polskiego, strona ra-
dziecka broniła stanowiska, zgodnie z którym istniejący
już Rząd Tymczasowy miano tylko zreorganizować.
Moskwa nie zgadzała się też na udział w negocjacjach
Stanisława Mikołajczyka. Impas w rozmowach przeła-
mano dopiero w końcu maja, po mediacji Harry'ego
Hopkinsa, doradcy nowego prezydenta USA Harry'ego
Trumana. Strona brytyjska przestała naciskać w spra-
wie tworzenia nowego rządu, a władze radzieckie do-
puściły do rozmów Mikołajczyka. Od 16 do 21 czerwca
trwały w Moskwie rozmowy z udziałem siedmiu przed-
stawicieli KRN i Rządu Tymczasowego z Bolesławem
Bierutem i Władysławem Gomułką na czele, pięciu
niemających żadnego znaczenia politycznego osób
z kraju oraz trzech działaczy z emigracji, wśród których
tylko nazwisko Mikołajczyka miało istotny ciężar ga-
tunkowy. 21 czerwca Mikołajczyk przyjął warunki,
nieco gorsze od tych, które proponowano mu w począt-
kach sierpnia 1944 r. W nowym rządzie miał zostać wi-
cepremierem i ministrem rolnictwa, a jego zwolenni-
kom oferowano pięć mniej ważnych stanowisk ministe-
rialnych i dwa urzędy wiceprezydentów KRN. 28
czerwca prezydent Bolesław Bierut powołał TRJN,
z Edwardem Osóbką-Morawskim na czele. 5 lipca no-
wy rząd został uznany przez Wielką Brytanię i USA.
Równocześnie z rozmowami na temat powołania
TRJN toczył się w Moskwie pokazowy proces (18-21
VI) 15 aresztowanych działaczy Polski Podziemnej.
W literaturze naukowej funkcjonuje on jako „proces
szesnastu”, mimo że minister Antoni Pajdak (PPS) był
sądzony później (skazany na 5 lat). Proces posłużył
Sowietom za forum do brutalnego ataku na całą polity-
kę władz II RP i rządów na uchodźstwie, m.in. oskar-
żanych o współpracę z Niemcami. Aby nadać mu pozo-
ry autentyczności, jednemu z oskarżonych pozwolono
nie przyznać się do winy oraz zróżnicowano wyroki.
Najwyższe otrzymali: Leopold Okulicki (10 lat), Jan
Stanisław Jankowski (8 lat) oraz Stanisław Jasiukowicz
i Adam Bień (po 5 lat więzienia). Trzej pierwsi zmarli
w więzieniach sowieckich. Trzech oskarżonych unie-
winniono. Proces wymierzony był w Mikołajczyka,
którego podwładnymi byli podsądni, ale pośrednio ude-
rzył także w prestiż komunistów sprawujących władzę
w Polsce, stąd też opinii międzynarodowej nie pozo-
stawił złudzeń, kto naprawdę tam rządzi.
O przebiegu północnej i zachodniej granicy pań-
stwa polskiego zadecydowało ostatnie spotkanie
„Wielkiej Trójki” w Poczdamie (17 VII - 2 VIII 1945).
Tutaj jedynym obrońcą interesów Polski okazał się Jó-
zef Stalin, gdyż przedstawiciele mocarstw zachodnich,
zwłaszcza Churchill i później Clement Attlee, dążyli do
tego, aby nabytki Polski mające nastąpić kosztem Nie-
miec były jak najmniejsze. Stanowisko Stalina nie było
zgodne z wcześniejszymi opiniami wyrażanymi przez
niektórych polityków radzieckich, postulujących mak-
symalne ograniczenie wielkości terytorium Polski
(Iwan Majski), ale było logiczne, gdyż uzależniało do-
datkowo władze polskie od ZSRR, a także — wobec
niejasnej politycznej przyszłości Niemiec — powięk-
szało obszar bezpośrednich wpływów ZSRR. Pozornie
solidarnie w sprawie określenia granicy zachodniej wy-
stępowali zaproszeni na konferencję członkowie pol-
skiej delegacji: Bierut, Mikołajczyk i Gomułka. Miko-
łajczyk jednak sekretnie dążył, aby Brytyjczycy sprawę
zasięgu zachodniej granicy uzależnili od uzyskania od
polskich komunistów realnych zobowiązań w sprawie
przeprowadzenia w kraju wolnych wyborów, a ponadto
nie ujawnił swym kolegom z rządu pisma brytyjskiego
MSZ z 4 XI 1944, zawierającego bezwarunkowe gwa-
rancje w sprawie ewentualnych polskich roszczeń tery-
torialnych wobec Niemiec, łącznie ze Szczecinem.
Ostatecznie przywódcy mocarstw postanowili, że do
czasu konferencji pokojowej z Niemcami ziemie poło-
żone na zachód od linii Nysy Łużyckiej i Odry, Świno-
ujścia, obszar Wolnego Miasta Gdańska oraz część
Prus Wschodnich (nieprzekazana ZSRR) powinny
znajdować się pod zarządem państwa polskiego i poza
radziecką strefą okupacyjną w Niemczech. Pojęta rów-
nocześnie decyzja mocarstw o wysiedleniu z tych tere-
nów ludności niemieckiej, jako fakt nieodwracalny,
przesądzała o uznaniu wytyczonej linii za zachodnią
granicę Polski.
16 VIII 1945 TRJN podpisał z ZSRR jawny układ
graniczny, akceptujący tajne ustalenia przyjęte 27 VII
1944 przez PKWN. W nowym układzie wytyczono li-
nię graniczną w byłych Prusach Wschodnich, równo-
leżnikowo od Gołdapi poprzez Mierzeję Wiślaną, jej
cypel bałtycki zostawiając po stronie ZSRR, w wyniku
czego Elbląg, ważny dotąd port morski, został odcięty
od bezpośredniego dostępu do morza i utracił dotych-
czasowe znaczenie gospodarcze. W ten sposób ustalono
terytorialne zręby współczesnego państwa polskiego.
Sprawą otwartą pozostało, w jaki sposób wszystkie
państwa — w tym także Polska — znajdujące się w sfe-
rze dominacji radzieckiej zostaną w przyszłości powią-
zane ze sobą w ramach imperium radzieckiego. Nie są
znane radzieckie scenariusze dotyczące tego problemu.
Wiadomo, że Stalin nie wykluczał wykorzystania
w tym celu popularnych w czasie wojny koncepcji fe-
deracyjnych. Według Milovana Djilasa jeszcze długo
po zakończeniu wojny dopuszczano możliwość reorga-
nizacji ZSRR. Zgodnie z tymi zamysłami Białoruś mia-
ła zostać sfederowana z Polską i Czechosłowacją,
Ukraina z Węgrami i Rumunią, a Rosja z Jugosławią,
Bułgarią i Albanią. Być może dlatego Moskwa nadawa-
ła atrybuty niezależności Ukrainie i Białorusi, m.in. po-
przez wprowadzenie tych republik — jakby były nie-
podległymi państwami — do Organizacji Narodów
Zjednoczonych. W grudniu 1944 r. Stalin zachęcał
Warszawę do nawiązania oficjalnych stosunków dy-
plomatycznych z Mińskiem i Kijowem, a później pod-
kreślał naczelną rolę, jaką Polska ma do odegrania w
sojuszu narodów słowiańskich. Także w sierpniu 1945
r. delegacja TRJN w drodze do Moskwy zatrzymała się
z oficjalną wizytą w stolicy Białoruskiej SRR, której
przywódcy — jak zauważył Mikołajczyk — wręcz de-
monstracyjnie eksponowali swój białoruski patriotyzm
i rzekomą niezależność od Moskwy, m.in. postulując,
aby w obu krajach utworzyć po trzy placówki konsular-
ne. Ostatecznie nie doszło do nawiązania — obok
ZSRR — odrębnych stosunków dyplomatycznych po-
między Polską a BSRR i USRR.
III. TERROR I WALKA. ZIEMIE POLSKIE POD
OKUPACJĄ NIEMIECKĄ I RADZIECKĄ
1. POLITYKA OKUPANTÓW NA ZIEMIACH POLSKICH
1939-1941
O ostatecznym podziale ziem II RP pomiędzy III
Rzeszę a ZSRR zadecydowano w trakcie wizyty Rib-
bentropa w Moskwie, kiedy w nocy z 28 na 29 IX 1939
podpisano radziecko-niemiecki układ o przyjaźni i gra-
nicach. Granicę wytyczono wzdłuż Pisy, Narwi, Bugu
i Sanu. Moskwa, na mocy tajne- go protokołu, wymie-
niła ziemie między Wisłą a Bugiem na Litwę, którą te-
raz włączyła do strefy swych wpływów. Przesądziło to
o poniechaniu przez ZSRR przygotowań do utworzenia
Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
W dwóch następnych tajnych protokołach zapowiadano
wymianę ludności (co odnosiło się głównie do Niem-
ców zamieszkujących ziemie okupowane przez ZSRR),
a także zobowiązywano się do nietolerowania na swych
terenach jakiejkolwiek agitacji polskiej, która by doty-
czyła terytoriów drugiej strony. Zapis ten w historiogra-
fii raczej mylnie interpretuje się jako zapowiedź współ-
pracy w dziedzinie zwalczania polskich nielegalnych
ruchów niepodległościowych, podczas gdy prawdopo-
dobnie chodziło o uniemożliwienie obu stronom prób
samodzielnego rozwiązywania sprawy polskiej, po-
przez wspieranie przez Moskwę lub Berlin jawnych
działań Polaków mogących prowadzić do odbudowy
jakiejś formy własnej państwowości. O współpracy
Niemiec i ZSRR w zwalczaniu polskiej konspiracji hi-
storykom nadal nic konkretnego nie wiadomo, a odno-
towane spotkania przedstawicieli Gestapo i NKWD
w Krakowie i Zakopanem dotyczyły przygotowań do
wymiany ludności. Z przechowywanych w archiwum
niemieckiego MSZ materiałów, dotyczących jeńców
polskich w ZSRR, wynika, że ok. 500-1000 rodzin ofi-
cerów starało się skłonić Niemców do uzyskania ich
zwolnienia i przekazania III Rzeszy, a korespondencja
w tej sprawie między Berlinem a Moskwą toczyła się
jeszcze w czerwcu 1941 r. 31 X 1939, w przemówieniu
wygłoszonym w trakcie posiedzenia Rady Najwyższej
ZSRR, Mołotow określił państwo polskie jako „po-
kraczny twór traktatu wersalskiego”, który padł pod
uderzeniem Wehrmachtu i Armii Czerwonej, co było
pośrednim przyznaniem się do sowiecko-niemieckiego
współdziałania przeciwko Polsce.
Zgodnie z wrześniowym układem niemiecko-
sowieckim Niemcom przypadło ok. 188,7 tys. km2 tery-
torium państwa polskiego, a ZSRR ok. 201 tys. km2.
Na mocy późniejszych uzgodnień Litwa uzyskała od
ZSRR Wileńszczyznę (ok. 6,6 tys. km2), a Słowacja od
Niemiec część Tatr, Spiszu i Orawy (752 km2).
OKUPACJA NIEMIECKA
Po okresie przejściowym, kiedy tereny okupowane
administrowane były przez zarząd wojskowy, czyli
komendantury Wehrmachtu wspierane przez operacyj-
ne grupy policji bezpieczeństwa, na podstawie dekretu
Hitlera z 8 X 1939 bezpośrednio do Rzeszy zostały
wcielone województwa: pomorskie, poznańskie i ślą-
skie oraz część białostockiego, warszawskiego, kielec-
kiego, krakowskiego, a na początku listopada więk-
szość łódzkiego. Tereny włączone liczyły ok. 92,5 tys.
km2. Zamieszkiwało je ponad 10 mln ludzi, w tym 8
mln 900 tys. Polaków, 600 tys. Żydów i 600 tys. Niem-
ców. Na pozostałych terenach zajętych przez Niemcy
(ok. 95,5 tys. km2) 26 X 1939 proklamowano utworze-
nie Generalnego Gubernatorstwa (GG) dla okupo-
wanych polskich terenów. Według danych z 1940 r.
mieszkało w nim ponad 12 mln osób, w tym 9 mln 680
tys. Polaków, 1 mln 500 tys. Żydów, 750 tys. Ukraiń-
ców i 90 tys. Niemców.
Na terenach włączonych do państwa niemieckiego
przystąpiono do działań mających zatrzeć różnice po-
między nimi a resztą Rzeszy i w tym celu wprowadzo-
no system administracyjny w niej obowiązujący. Utwo-
rzono dwa nowe okręgi Rzeszy — Gdańsk-Prusy Za-
chodnie, na terenie Pomorza, kierowany przez Alberta
Forstera, oraz Kraj Warty (Warthegau), na obszarze
Wielkopolski i Łódzkiego, na czele z Arturem Greise-
rem. Dzieliły się one na rejencje. Rejencję Ciechanów
oraz Suwalszczyznę włączono do Prus Wschodnich,
a rejencję Katowice do prowincji śląskiej. Całkowicie
przeorganizowano życie gospodarcze. Zlikwidowano
polskie i żydowskie zakłady przemysłowe, warsztaty
i sklepy. Skonfiskowano należące do Polaków majątki
ziemskie oraz większe gospodarstwa rolne. Do 28 II
1942 Niemcy przejęli ponad 8 mln ha ziemi. Polacy
mieli być tylko siłą roboczą.
Zmianom o charakterze instytucjonalnym towarzy-
szyły intensywne zabiegi germanizacyjne. Likwidacji
uległy wszystkie polskie instytucje kulturalne i oświa-
towe, w tym także polskie szkolnictwo. Dobra kultury
były konfiskowane, a księgozbiory polskie niszczone.
Już w trakcie działań wojennych przystąpiono do eks-
terminacji polskiego „elementu przywódczego” — na-
uczycieli, księży, ziemian, przedstawicieli zawodów in-
teligenckich. Aby móc tego dokonać, niemieckie służby
bezpieczeństwa jeszcze przed wojną przygotowały spe-
cjalną listę proskrypcyjną, zawierającą ok. 80 tys. na-
zwisk osób przeznaczonych do wymordowania lub
osadzenia w obozach koncentracyjnych. Akcję ekster-
minacyjną najintensywniej prowadzono na Pomorzu,
gdzie do końca 1939 r. w masowych egzekucjach wy-
mordowano ok. 30 tys. Polaków, oraz w Wielkopolsce
(ok. 10 tys. zamordowanych). Na Śląsku w egzekucjach
życie straciło ok. 1,5 tys. osób. Wiosną 1940 r. ponad
30 tys. Polaków z terenu III Rzeszy osadzono w obo-
zach koncentracyjnych. W końcu października 1939 r.
na mocy dekretu Hitlera rozpoczęto w Rzeszy akcję eu-
tanazji osób psychicznie upośledzonych, a także części
nieuleczalnie chorych i starców z domów opieki. W ten
sposób na ziemiach okupowanych zamordowano ok. 12
tys. osób, w znacznej części przywożonych tutaj z głębi
Rzeszy.
Polaków nierokujących nadziei na germanizację
oraz mieszkających na terenach wytypowanych do
osiedlania Niemców sprowadzanych z ZSRR, państw
bałtyckich i Rumunii wysiedlano do Generalnego Gu-
bernatorstwa. W wyniku wysiedleń, prowadzonych
z ogromną brutalnością (m.in. odbierano Polakom
wszelkie środki pieniężne i pozwalano zabrać tylko ba-
gaż ręczny, w latach 1939-1941) w GG znalazło się ok.
460 tys. pozbawionych pieniędzy i majątku ruchomego
— głównie — Polaków (ale także i Żydów) z terenów
włączonych do Rzeszy. Bardzo trudno integrowali się
oni z mieszkańcami GG, a część z nich przebywała
w specjalnych obozach przesiedleńczych. Drugie tyle
Polaków na terenach anektowanych podlegało we-
wnętrznym przesiedleniom, na mocy których pozba-
wiano ich lepszych mieszkań, gospodarstw rolnych,
usuwano z konkretnych miejscowości. Tak więc róż-
nych form przesiedleń w Prusach Zachodnich i Kraju
Warty doświadczyło około miliona Polaków. W latach
1939-1941 do mieszkań i gospodarstw odebranych Po-
lakom sprowadzono ponad 386 tys. repatriantów nie-
mieckich z krajów bałtyckich, ZSRR, Rumunii i Lu-
belszczyzny.
Już na początku okupacji rozpoczęto masową akcję
przymusowego wywożenia Polaków na roboty w głąb
Niemiec, a później także do Francji. Tylko od września
1939 do grudnia 1940 r. jedynie z rejencji łódzkiej wy-
wieziono 219 671 osób (76 599 do GG i 143 072 na ro-
boty do Niemiec), co stanowiło 12,3% ludności pol-
skiej zamieszkującej te tereny.
4 III 1941 wydano rozporządzenie dotyczące tzw.
niemieckiej listy narodowościowej (Deutsche Volksli-
ste). Znormalizowano w ten sposób stosowaną od paź-
dziernika 1939 r. praktykę zapisywania na nią osób po-
chodzenia niemieckiego. Już w końcu 1939 r. prawie
95% mieszkańców województwa śląskiego zadeklaro-
wało narodowość niemiecką. Całą ludność ziem wcie-
lonych podzielono na cztery kategorie. W I i II znalazły
się osoby narodowości niemieckiej w mniejszym lub
większym stopniu aktywne w przedwojennych organi-
zacjach mniejszościowych w Polsce, do III i IV zali-
czono ludność polską, która poprzez powiązania ro-
dzinne rokowała nadzieje na zasymilowanie. Do dwóch
pierwszych zakwalifikowano ok. 960 tys. osób, do III
i IV ok. 1 mln 900 tys. Największy zasięg akcja przy-
stępowania do volkslisty miała na Górnym Śląsku (po-
nad 1 mln osób) oraz na Pomorzu (ok. 720 tys.). Po-
dobnie działo się w Łodzi, gdzie przyjęło ją prawie 108
tys. osób, czyli więcej niż 1/4 Polaków (388 tys.)
mieszkających przed wojną w tym mieście. Bodźcem
do tego kroku był fakt, że znalezienie się na niemiec-
kiej liście narodowościowej zapewniało o wiele lepsze
warunki życia oraz pozwalało uniknąć wysiedlenia, od-
stręczać natomiast mógł wiążący się z tym obowiązek
służby wojskowej, toteż od 1942 r. do III i IV grupy
volkslisty wiele osób wpisano przymusowo.
Warunki życia Polaków były niezwykle ciężkie.
Zatrudniano ich głównie jako pracowników fizycznych
i wynagradzano o wiele gorzej niż Niemców pracują-
cych na tych samych stanowiskach. Długość dnia pracy
ustalał pracodawca, a siedmiodniowy urlop przysługi-
wał tylko niektórym. Obowiązywał przymus pracy,
obejmujący osoby w wieku od 14 do 65 lat. Polakom
w Kraju Warty i w niektórych miastach Pomorza naka-
zano kłaniać się umundurowanym Niemcom i ustępo-
wać im z drogi. W lokalach, sklepach, kinach, bibliote-
kach, parkach, plażach powszechne były napisy zaka-
zujące wstępu dla nie-Niemców („nur fur Deutsche”).
Szczególnym restrykcjom podlegali Żydzi. Kilka-
dziesiąt tysięcy — głównie w 1939 r. — wysiedlono do
GG, pozostałych stopniowo gromadzono w gettach
i obozach pracy. Największe na ziemiach wcielonych
getto (ok. 200 tys. osób) powstało w kwietniu 1940 r.
w Łodzi. Panował tam straszliwy głód, gdyż Niemcom
udało się całkowicie odizolować je od kontaktów ze
światem zewnętrznym.
Na terenach włączonych do Rzeszy w bardzo trud-
nej sytuacji znalazł się Kościół rzymskokatolicki, trak-
towany przez władze niemieckie jako ostoja polskości.
Realizowano tam dwa warianty polityki kościelnej. Na
Górnym Śląsku była to polityka germanizacyjna,
a w Kraju Warty eksterminacyjna, zmierzająca do cał-
kowitej likwidacji hierarchii i struktur Kościoła kato-
lickiego. Na Pomorzu Gdańskim po eksterminacji
większości polskich duchownych przystąpiono do ger-
manizacji struktur kościelnych. Jesienią 1939 r. w die-
cezji chełmińskiej rozstrzelano 215 księży, a z 701 ka-
płanów tej diecezji w parafiach pozostało 35-40 du-
chownych. W początkach grudnia 1939 r. Stolica Apo-
stolska, łamiąc postanowienia konkordatu między Pol-
ską a Watykanem, wyraziła zgodę, aby biskup gdański
Carl Maria Splett administrował diecezją chełmińską.
Jego rządy są przez historyków różnie oceniane. Po po-
czątkowych bardzo ostrych oskarżeniach o współpracę
z Gestapo w tępieniu polskości obecnie podkreśla się,
że biskup Splett mimo wszystko starał się chronić swo-
ich polskich księży i wiernych przed represjami i opóź-
niał wprowadzanie w życie wymuszonych na nim anty-
polskich zarządzeń, na przykład zakazu spowiedzi po
polsku. W Kraju Warty w latach 1940-1941 aresztowa-
no i w większości zesłano do obozów koncentracyjnych
1025 księży, a jedyny pozostający na terenach włączo-
nych do Rzeszy do końca okupacji niemieckiej biskup
(sufragan poznański Walenty Dymek) najpierw prze-
bywał w areszcie domowym, a następnie mógł tylko
konspiracyjnie wykonywać swoje obowiązki. Najwięk-
sze aresztowania nastąpiły 5-7 X 1941, kiedy to uwię-
ziono ok. 560 duchownych. W październiku 1941 r. na
terenie Warthegau pozostawało w legalnym duszpaster-
stwie 73 polskich księży, czyli ok. 4% przedwojennego
stanu. Do połowy 1944 r. zamknięto tutaj ok. 1,3 tys.
kościołów i kaplic. W najlepszej sytuacji znalazł się
Kościół na Górnym Śląsku, gdzie ordynariusz diecezji
katowickiej, bp Stanisław Adamski, zalecił duchow-
nym zmianę obywatelstwa i odprawianie po niemiecku
nabożeństw, a na wikariusza generalnego powołał
Niemca. Tutaj straty osobowe duchowieństwa były
w porównaniu z Pomorzem i Wielkopolską stosunkowo
niskie (22% przedwojennego stanu osobowego). Sam
ordynariusz katowicki niemieckiego obywatelstwa nie
przyjął i w lutym 1941 r. został deportowany do GG.
Formalnie obszar GG stanowił odrębną jednostkę
administracyjną, oddzieloną od Rzeszy granicą policyj-
ną, celną i walutową. Administracją GG kierował gene-
ralny gubernator Hans Frank, teoretycznie podległy
tylko Hitlerowi. Zgodnie z zasadą jednolitej władzy
państwowej obowiązującej w III Rzeszy Frank był sze-
fem NSDAP oraz kierował administracją cywilną i po-
licją w GG. W rzeczywistości jego władza była ograni-
czona, gdyż w sprawach gospodarczych GG podpo-
rządkowane było Hermannowi Göringowi, a następnie
ministrowi Albertowi Speerowi, natomiast kwestie po-
lityki ludnościowej oraz bezpieczeństwa nadzorował
szef SS Heinrich Himmler. Wreszcie swoje interesy
w GG miał także Wehrmacht. Spory kompetencyjne,
zwłaszcza między Frankiem a Himmlerem, a później
Speerem, rzutowały także na określanie polityki władz
niemieckich wobec tych ziem. W bliższej perspektywie
GG było traktowane jako rezerwuar siły roboczej oraz
obszar eksploatacji gospodarczej dla wojennych po-
trzeb III Rzeszy. W dalszej perspektywie, nakreślonej
m.in. w Generalnym Planie Wschodnim (Generalplan
Ost), opracowywanym już po wybuchu wojny niemiec-
ko-radzieckiej, miano tam dokonać całkowitej germa-
nizacji, a Polaków wysiedlić na Syberię. Przejawem
tych zamierzeń było konsekwentne niemczenie w GG
nazw miast, placów i ulic, poczynając od Krakowa. Na
bardzo ostry kurs polityki wobec Polaków, o wiele bar-
dziej restrykcyjny w porównaniu z polityką prowadzo-
ną w stosunku do Czechów, wpłynął w jakimś stopniu
także osobisty uraz Hitlera, aż do śmierci przeko-
nanego, że odmowa władz II RP zawarcia z nim soju-
szu politycznego i wojskowego znacząco utrudniła mu
prowadzenie działań wojennych.
Generalne Gubernatorstwo podzielono na cztery
dystrykty: warszawski, radomski, lubelski i krakowski.
Na siedzibę władz wybrano Kraków, liczący w 1939 r.
ok. 259 tys. ludności. Organem wykonawczym Hansa
Franka był Urząd Generalnego Gubernatorstwa, zwany
także rządem, kierowany przez Josefa Bühlera. Na cze-
le dystryktów stali gubernatorowie, wyposażeni w peł-
nię władzy administracyjnej i policyjnej, a powiatami
kierowali niemieccy starostowie. Niższe stanowiska
administracyjne, w tym burmistrzów, wójtów czy sołty-
sów, sprawowali Polacy i Ukraińcy. Administracja GG
miała charakter typowo kolonialny. Tylko jej część
centralną i wyższe funkcje w terenie (ok. 10%) obsa-
dzali Niemcy. Na przykład w administracji cywilnej
dystryktu radomskiego, zamieszkanego w 1943 r. przez
ok. 2,3 mln ludzi, pracowało ponad czterystu Niemców.
Podobnie było w innych dystryktach. 1 IX 1943 cywil-
ny zarząd niemiecki w GG (bez poczty i kolei) liczył
najwyżej 11 tys. Niemców — 6800 mężczyzn i 4200
kobiet. Przeniesienie na Wschód członkowie admini-
stracji cywilnej często traktowali jako szykanę. Na ogół
byli to zresztą ludzie o miernych kwalifikacjach zawo-
dowych. Także nieobce tej grupie były korupcja, alko-
holizm i utrzymywanie stosunków przyjacielskich
i seksualnych z Polakami. W skład administracji oku-
pacyjnej z instytucji funkcjonujących w II RP włączono
samorządy, sądy i prokuraturę, służbę więzienną, straże
pożarne oraz policję. Ponadto wiele instytucji, takich
jak kolej, poczta, urzędy skarbowe czy służba leśna,
przekształcono formalnie w instytucje niemieckie, za-
chowując ich polski charakter kadrowy. Szacuje się, że
w aparacie państwowym GG pracowało ponad 40 tys.
Polaków.
Zasadniczą rolę w kontrolowaniu mieszkańców
GG spełniała niemiecka policja. Na jej czele stał wyż-
szy dowódca SS i policji w GG. Dzieliła się ona na dwa
piony — bezpieczeństwa (Sipo) oraz porządkowy (Or-
po). Najważniejszymi strukturami policji i służby bez-
pieczeństwa były: SD (Służba Bezpieczeństwa), stano-
wiąca formę policji wewnętrznej, badającej postawy
i zachowania zarówno własnych obywateli, jak też
przeciwników Niemiec, Gestapo (tajna policja pań-
stwowa), zajmująca się zwalczaniem działań politycz-
nych i zbrojnych wymierzonych w Rzeszę, oraz Kripo
(policja kryminalna), której zadaniem była walka z po-
spolitą przestępczością. W 1940 r. Sipo na terenie GG
liczyły ok. 2 tys. osób. Orpo, poza pilnowaniem po-
rządku, realizowała zadania wyznaczone jej przez poli-
cję bezpieczeństwa. Tak więc żandarmerii, a zwłaszcza
zmotoryzowanych batalionów Orpo używano do wy-
konywania egzekucji publicznych, pacyfikacji czy
zwalczania partyzantki. Dowództwu Orpo podlegała
policja polska (tzw. granatowa) oraz ukraińska. W koń-
cu 1940 r. policja polska liczyła ok. 10 500 funkcjona-
riuszy, a w latach 1943- -1944 ponad 12 500. Policja
ukraińska przed czerwcem 1941 r. składała się z kilku-
set, a w maju 1944 r. z ok. 4500 osób. We wszystkich
rodzajach policji porządkowej, m.in. ochronnej, kole-
jowej, leśnej, pocztowej i przemysłowej w listopadzie
1942 r. służyło ok. 26 tys. osób. Teren GG stanowił
także Okręg Wojskowy Wehrmachtu, którego dowódz-
two mieściło się najpierw w Spale, a następnie w Kra-
kowie. Na licznych poligonach znajdujących się w GG
odtwarzały się i ćwiczyły jednostki frontowe Wehr-
machtu, w razie potrzeby angażowane także do walki
z partyzantką. Między zarządem cywilnym a dowódz-
twem SS i policji w GG istniała głęboka przepaść
i konkurencja co do znaczenia obu instytucji. Dla
Niemców zatrudnionych w administracji, policji i woj-
sku tworzono w większych miastach GG specjalne
dzielnice niemieckie, po wysiedleniu z nich dotychcza-
sowych mieszkańców.
W celu zapewnienia sobie posłuszeństwa polskiego
społeczeństwa Niemcy od początku przystąpili do eli-
minacji jego elit intelektualnych oraz przywódczych. 6
XI 1939 podstępnie aresztowano i osadzono w obozie
koncentracyjnym w Sachsenhausen 183 profesorów
i asystentów Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Aka-
demii Górniczej w Krakowie. Ta tzw. Sonderaktion
Krakau spotkała się z powszechnymi protestami
w świecie, m.in. we Włoszech, co skłoniło Niemców do
zwolnienia większości w lutym 1940 r., jednak 19
uczonych straciło życie w obozie. Podobną akcję prze-
prowadzono 11 XI 1939 na Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim, aresztując tam 14 profesorów. 30 III 1940
władze niemieckie rozpoczęły na terenie GG tzw. akcję
AB, w czasie której rozstrzelano ok. 3,5 tys. osób
uznanych za przedstawicieli polskich elit przy-
wódczych, m.in. w masowych egzekucjach w Palmi-
rach pod Warszawą zginęli Maciej Rataj, Mieczysław
Niedziałkowski, prezes Stowarzyszenia Kupców Pol-
skich Henryk Brun oraz mistrz olimpijski Janusz Kuso-
ciński. W maju i czerwcu 1940 r. kilkanaście tysięcy
osób wywieziono do obozów koncentracyjnych. W tym
czasie Niemcy rozpoczęli organizowanie na ziemiach
włączonych do Rzeszy, ale w pobliżu granicy z GG,
największego na polskim terytorium obozu koncentra-
cyjnego w Auschwitz (Oświęcim). Początkowo prze-
znaczony był głównie dla Polaków, których pierwszy
transport (z Tarnowa) przybył tam 14 VI 1940.
Od czasu kampanii wrześniowej spektakularny ter-
ror miał być jednym z zasadniczych elementów nie-
mieckiej polityki skłaniającej Polaków do pogodzenia
się z okupacją. Do jego schematu należało założenie, że
każde wystąpienie antyniemieckie musi się spotkać
z masowymi represjami. Między innymi 18 XII 1939,
po napadzie na posterunek niemiecki dokonanym przez
członków Organizacji Orła Białego w Bochni, rozstrze-
lano 51 osób, 27 XII 1939 w Wawrze pod Warszawą
pod pretekstem zabicia przez Polaków dwóch żołnierzy
niemieckich (w rzeczywistości władze okupacyjne
wiedziały, że był to czyn kryminalny) zamordowano
107 osób. Do końca grudnia 1939 r. ofiarami zbrodni
hitlerowskich padło w GG przeszło 5 tys. osób. Na
przełomie marca i kwietnia 1940 r. w odwecie za dzia-
łania oddziału partyzanckiego mjr. „Hubala” zamordo-
wano na Kielecczyźnie prawie 700 jej mieszkańców
i spalono ok. 600 domostw.
Zgodnie z zaleceniami Hitlera Polaków zamierza-
no przekształcić w naród niewolników. Pozbawieni elit
przywódczych i kulturalnych, o wykształceniu docelo-
wo sprowadzającym się do umiejętności napisania na-
zwiska i liczenia do pięciuset, mieli wykonywać prace
pożyteczne dla Niemców. W posłuszeństwie dla Rze-
szy — jak chciał Hitler — miał ich wychowywać
i utrzymywać Kościół katolicki.
Być może dlatego polityka niemiecka wobec Ko-
ścioła katolickiego na terenie GG była mniej represyjna
niż na ziemiach włączonych do Rzeszy. W zasadzie
tropiono tutaj działania skierowane przeciwko Niem-
com oraz demonstrowane publicznie przejawy patrioty-
zmu księży, i z tym związana była większość dokony-
wanych wśród nich aresztowań. Stopniowo ogranicza-
no jednak działalność seminariów duchownych. Od
1941 r. całkowicie zakazano przyjmowania do nich
kandydatów, co zaowocowało konspiracyjnym kształ-
ceniem alumnów. Wszyscy biskupi — poza lubelskimi
— sprawowali swoje funkcje w diecezjach. Nieformal-
ną funkcję przewodniczącego episkopatu pełnił metro-
polita krakowski arcybiskup Adam Stefan Sapieha,
uznawany także w opinii społeczeństwa za ważny auto-
rytet moralny. Kościół polski nie spełnił nadziei pokła-
danych w nim przez władze niemieckie i był przez cały
czas okupacji ważnym elementem podtrzymywania pa-
triotycznych postaw Polaków.
Jednak stosunek biskupów do okupanta nie był
jednolity i wobec niektórych z nich formułowano opi-
nie krytyczne i w prasie konspiracyjnej, i wśród kleru
diecezjalnego za zbytnią — jak oceniano — uległość
wobec Niemców. W 1944 r. przy Delegacie Rządu
w Warszawie powstała Rada Kapłańska, która uzurpo-
wała sobie nawet prawo do wysuwania kandydatów na
stanowiska biskupów. Przedmiotem krytyki było też
stanowisko papieża Piusa XII, który przez całą okupa-
cję nie zdobył się na potępienie niemieckich zbrodni,
a także dopuszczał się łamania zawartego z państwem
polskim konkordatu, przeciwko czemu w ostrych li-
stach skierowanych do niego protestował nawet prze-
bywający na wychodźstwie biskup włocławski Karol
Mieczysław Radoński. Polska opinia publiczna nie
wiedziała natomiast o licznych interwencjach dyploma-
cji watykańskiej w Berlinie w obronie represjonowa-
nych polskich duchownych i wiernych.
Silnych prześladowań doświadczył działający
w centralnej Polsce Kościół ewangelicko-reformowany,
grupujący przed wojną ok. 500 tys. wyznawców, za-
równo Niemców, jak i Polaków. Z 227 księży tego Ko-
ścioła 125 przyznało się do narodowości polskiej. Po-
nad 16% duchownych zostało zamordowanych przez
Niemców, a aresztowany już w październiku 1939 r.
zwierzchnik tego Kościoła, biskup Juliusz Bursche,
zmarł w więzieniu.
Zlikwidowano polskie instytucje naukowe, kultu-
ralne i społeczne, zachowały się jedynie Polski Czer-
wony Krzyż i Ochotnicza Straż Pożarna. Pozwolono na
funkcjonowanie powstałego we wrześniu 1939 r.
w Warszawie Stołecznego Komitetu Samopomocy
Społecznej, włączonego w marcu 1941 r. do Rady
Głównej Opiekuńczej (RGO), kierowanej przez Adama
Ronikiera. Dysponowała ona siecią ogniw terenowych
— w postaci Polskich Komitetów Opiekuńczych — na
całym obszarze GG i odgrywała ogromną rolę w nie-
sieniu pomocy żywnościowej i materialnej coraz bar-
dziej spauperyzowanej ludności. Ponadto RGO zajmo-
wała się opieką nad dziećmi, zwłaszcza sierotami, or-
ganizowaniem kuchni polowych z bezpłatnymi posił-
kami, kolonii letnich, pomocą dla wysiedlonych z ziem
wcielonych do Rzeszy, pomocą dla uciekinierów przed
terrorem nacjonalistów ukraińskich oraz dla więźniów,
także przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych.
Stosowana przez władze okupacyjne w GG polity-
ka gospodarcza sprowadzała się do maksymalnej eks-
ploatacji kraju i jego ludności na rzecz gospodarki wo-
jennej III Rzeszy. Temu służył także pozorny chaos ist-
niejący w życiu gospodarczym GG. Już na początku
okupacji do obiegu wprowadzono oprócz złotych marki
niemieckie. Przelicznik był bardzo niekorzystny dla po-
siadaczy polskiej waluty i na ziemiach włączonych do
Rzeszy wynosił za 1 markę 2 zł, podczas gdy przed
wojną był dokładnie odwrotny. W styczniu 1940 r. na
mieszkańców GG nałożono obowiązek oddania do de-
pozytu bankowego wszystkich pięćset- i stuzłotówek,
co w praktyce równało się utracie zgromadzonych
w takich banknotach oszczędności. Zabieg ten, mający
ograniczyć możliwości konsumpcyjne ludności, okazał
się tak radykalny, że Niemcy wkrótce — aby nieco
ożywić życie gospodarcze — dopuścili wymianę dwu
stuzłotowych banknotów na osobę. Pod koniec 1939 r.
utworzono w GG Bank Emisyjny, na czele ze znanym
polskim ekonomistą Feliksem Młynarskim. W kwietniu
1940 r. wyemitowano nowe pieniądze, zwane popular-
nie młynarkami lub złotymi krakowskimi. Bank doko-
nywał wymiany przedwojennej waluty w kursie 1 za 1,
a także wypłacił równoważność złożonych do depozytu
banknotów, których wartość ogromnie spadła z powodu
inflacji. Szacuje się, że w wyniku tych manipulacji spo-
łeczeństwo utraciło ok. 800 mln przedwojennych zło-
tych. Na terenie GG okupant utrzymał zastany system
bankowy, który — chociaż z trudem — dotrwał jednak
do upadku Niemiec, obsługując firmy polskie, czy też
egzystując dzięki wyprzedaży posiadanych papierów
wartościowych. W GG Niemcy prowadzili celową poli-
tykę inflacyjną zmierzającą do zmniejszenia konsump-
cji. Tak więc, wbrew zasadom emisji pieniądza, nie po-
jawiał się on tam razem z towarami, wręcz przeciwnie
— był zapłatą za artykuły przeznaczane na potrzeby
Rzeszy, toteż zwiększeniu obiegu pieniądza towarzy-
szyło zmniejszanie się ilości towarów. Nakręcaniu in-
flacji, zwłaszcza od roku 1941, sprzyjało wprowadzenie
głodowych przydziałów kartkowych, będących pod-
stawą do w miarę regularnego zaopatrywania się ludno-
ści tylko w chleb i ziemniaki, a także zasada zamroże-
nia płac, których siła nabywcza z roku na rok spadała.
W 1941 r. przydziały kartkowe dla Niemców miały
wartość 2613 kalorii dziennie, dla Polaków 669, a dla
Żydów 253. W marcu 1941 r. wskaźnik kosztów
utrzymania w Warszawie był większy od tego z lipca
1939 r. o 468,3%. Robotnik warsztatów kolejowych
w Warszawie zarabiał wówczas miesięcznie 250 zł,
podczas gdy 1 kg masła kosztował 50 zł, chleba — 10
zł, a ziemniaków — 2 zł. W większych miastach rato-
wano się przed niedoborami żywności, urządzając tzw.
ogródki działkowe, to znaczy obsadzając kartoflami
i warzywami wszelkie place i skwery, a nawet podwór-
ka. Stosowano różne erzace, m.in. zamiast cukru uży-
wano sacharyny, zamiast herbaty ziół, a kawę zastępo-
wano prażonymi i mielonymi żołędziami. Upowszech-
niła się przydomowa hodowla drobiu, gołębi, królików
i kóz. Najgorsza sytuacja pod względem cen i zaopa-
trzenia zapanowała wiosną i latem 1941 r., kiedy to
żywność wykupywana była przez rzesze żołnierzy
Wehrmachtu, przybyłych na teren GG w trakcie przy-
gotowań do wojny i w pierwszej fazie ataku na ZSRR.
We wrześniu 1941 r. w porównaniu z lipcem 1939 r.
ceny żywności w Warszawie wzrosły o 2050%. W tej
sytuacji ogromną rolę odgrywał czarny rynek, zwłasz-
cza żywności, właściwie tolerowany przez władze nie-
mieckie, gdyż stwarzał możliwości uzupełnienia braku
produktów konsumpcyjnych, a poprzez wysokie ceny
był dla Niemców także dodatkowym środkiem sekwe-
stru, gdyż obracano na nim w znacznej części towarami
z legalnego obrotu, a także dobrami luksusowymi, na-
bywanymi od żołnierzy niemieckich. Rynek ten sku-
tecznie służył zaspokajaniu potrzeb gospodarki i ludno-
ści niemieckiej i pod tym względem w zupełności speł-
niał zadania postawione przez władze okupacyjne.
Jak wynikało z niemieckich analiz, rolnictwo
w GG należało do najbardziej zacofanych i przeludnio-
nych w Europie. Gdy na terenie Rzeszy na 100 ha
przypadało od 29 do 51 zawodowo czynnych rolników,
to w dystrykcie warszawskim 84, w lubelskim 87,
w radomskim 101, a w krakowskim aż 122 osoby.
Oceniano, że gęstość zaludnienia w GG była prawie tak
duża jak na terenie Niemiec, a wydajność z hektara
o połowę niższa. Dodatkowo sytuację komplikowała
wadliwa struktura gospodarstw. Zgodnie z ocenami
władz GG 70% gospodarstw miało wielkość do 10 ha,
z czego do 5 ha (karłowatych) było aż 37%. Gospodar-
stwa o powierzchni pomiędzy 20 a 50 ha stanowiły za-
ledwie nieco ponad 3%, a ponad 50 ha niecałe 11%. Na
danych tych opierał się program przebudowy polskiego
rolnictwa, opracowany przez władze okupacyjne. Za-
kładano, że w wyniku przeprowadzonej akcji scalania
gospodarstwa rolne staną się w pełni towarowe, a ich
podstawowa wielkość będzie wynosić ok. 100 ha grun-
tów rolnych. Ich właścicielami mieli być Niemcy. Prze-
ludnienie wsi chciano rozwiązać, kierując nadwyżki
ludności na roboty do Niemiec. Wstępem do realizacji
tych planów miało być kontynuowanie zapoczątkowa-
nej przed wojną komasacji rozdrobnionych gruntów
rolnych w ramach poszczególnych gospodarstw — zda-
rzali się rolnicy, których gospodarstwa składały się na-
wet z ponad 30 kawałków gruntu — oraz ich łączenie
we wspólnoty (spółdzielnie) produkcyjne. Wspólnoty,
podobne do spółdzielni tworzonych na terenie ZSRR,
miały być zarządzane przez kierownika, a nadwyżka
produkcji pozostała po oddaniu kontyngentów i podat-
ków miała być dzielona między członków, w zależno-
ści od wielkości ich wkładu (gruntu, inwentarza, pra-
cy). W 1942 r., ze względu na działania wojenne oraz
grożącą spadkiem produkcji niechęć rolników, pełną
realizację tych planów postanowiono odłożyć na okres
powojenny. Generalnie Niemcy sprzyjali rozwojowi
różnych form polskiej spółdzielczości, zwłaszcza rolni-
czej, gdyż zapewniało im to większą kontrolę nad po-
ziomem i asortymentem produkcji i handlu oraz wpływ
na nie. Dlatego też podczas okupacji liczba spółdzielni
rolniczo-handlowych była co najmniej dwukrotnie
wyższa niż przed wojną, a liczba ich członków wzrosła
dziesięciokrotnie. W niektórych powiatach dystryktu
warszawskiego, na przykład w grójeckim, nawet 100%
gospodarstw chłopskich zrzeszonych było w spółdziel-
niach rolniczo-handlowych. Dobrze rozwijała się
i w miastach, i na wsiach sieć spółdzielni spożywców
„Społem”.
W GG — inaczej niż na terenach wcielonych do
Rzeszy — zasadnicza część (ok. 7/8) wielkiej własno-
ści ziemskiej pozostała w rękach prywatnych i dlatego
przetrwało tu polskie ziemiaństwo. Przejęto natomiast
mająt- ki państwowe, żydowskie oraz zadłużone.
Niemcy odczuwały deficyt produktów rolniczych, stąd
celem prowadzonej przez nie polityki rolnej było uzy-
skanie jak najwyższych plonów także na terenie GG
i przeznaczenie ich na potrzeby mieszkańców Rzeszy.
Równocześnie podejmowano więc przedsięwzięcia
zmierzające do zapewnienia wzrostu produkcji rolnej
i mające na celu ograniczenie konsumpcji polskiej lud-
ności, zwłaszcza miejskiej. Dążenie do wzrostu pro-
dukcji rolnej na terenie GG przejawiało się m.in. w do-
stawach (jednak głównie do wielkich majątków) środ-
ków ochrony roślin, nawozów sztucznych, kwalifiko-
wanych nasion, bydła zarodowego, maszyn i narzędzi
rolniczych oraz propagowaniu oświaty rolniczej. Rów-
nocześnie opracowano oparty na kontyngentach system
przejmowania przez władze niemieckie jak największej
części produkcji rolnej. Chłopi mieli obowiązek sprze-
dawania Niemcom po urzędowych cenach, znacznie
niższych niż występujące na czarnym rynku, określonej
części produkcji rolnej i zwierzęcej. Kontyngenty doty-
czyły m.in. ziemniaków, zbóż, siana, słomy, mięsa,
wełny, warzyw czy miodu. Ich wysokość stopniowo
wzrastała. W 1940 r. w GG kontyngenty zbóż wynosiły
383 tys. ton, a niewywiązywanie się z dostaw było za-
grożone wysokimi karami, takimi jak skierowanie do
obozu pracy przymusowej, konfiskata bydła, a nawet
gospodarstwa. Jednak rolnicy potrafili obchodzić re-
strykcyjne przepisy i część produkcji przeznaczali na
sprzedaż na nielegalnym wolnym rynku, zwłaszcza
w miastach. Stąd też sytuacja materialna chłopów pol-
skich w pierwszych latach okupacji w porównaniu
z poziomem dochodów mieszkańców miast była dobra.
W Generalnym Gubernatorstwie rolnicy gospodarujący
na średniej wielkości gospodarstwach (10-15 ha) uzy-
skiwali zazwyczaj dochód wyższy niż w II RP. W trud-
nej sytuacji znajdowali się właściciele gospodarstw ma-
łych i karłowatych, gdyż to na nie spadała największa
część nakładanych przez władze okupacyjne świad-
czeń.
Przez cały czas władze niemieckie prowadziły
skrajnie rabunkową gospodarkę lasów w GG, toteż
walka z administracją leśną, toczona przez podziemie
m.in. poprzez napady na leśniczówki, niszczenie tarta-
ków itp. miała swój głęboki sens.
Około 70% całego przemysłu w GG skoncentro-
wane było na terenie dystryktu warszawskiego. Gdy
w pozostałych dystryktach 70-80% ludności zajmowało
się rolnictwem, tutaj proporcje były odwrotne. Konsu-
mentami produktów rolnych było 65% ludności dys-
tryktu warszawskiego, a jej producentami tylko 35%.
Większość przedwojennych zakładów przemysłowych
i przedsiębiorstw została przejęta przez Niemców na
mocy decyzji Głównego Urzędu Powierniczego
Wschód. Całkowitej konfiskacie podlegała własność
państwowa i żydowska. Do nielicznych fabryk, które
pozostały w rękach polskich właścicieli, przydzielono
zarządców niemieckich (Treuhänder), mających prawo
ingerowania we wszystkie poczynania właścicieli i dy-
rekcji. Początkowo okupant zamierzał całkowicie zli-
kwidować przemysł w GG. Rozpoczęto demontaż naj-
nowocześniejszych zakładów przemysłowych, zlokali-
zowanych na terenie Warszawy i COP. Do Rzeszy
wywieziono także znajdujące się w magazynach prze-
mysłowych zapasy surowców. Polityka ta uległa zmia-
nie po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej, kiedy
uznano, że lokalizacja przemysłu na zapleczu frontu ma
swoje korzyści strategiczne. Jednak profil polskiego
przemysłu został zupełnie zmieniony. Preferencje uzy-
skał przemysł surowcowy (wydobycie węgla, ropy naf-
towej i gazu ziemnego) oraz zbrojeniowy, a poza tym
remontowano tu tylko sprzęt wojskowy i produkowano
podzespoły, które następnie montowane były gdzie in-
dziej. Likwidowano produkcję przemysłu nastawionego
na pokrywanie potrzeb konsumpcyjnych ludności GG,
a maszyny i urządzenia służące tym celom przeznacza-
no na złom. Spowodowało to wzrost zakresu usług
świadczonych przez rzemiosło, które próbowało zapeł-
nić lukę w zaopatrzeniu ludności w towary przemysło-
we, zwłaszcza metalowe, chemiczne oraz odzieżowe.
Stałym problemem zakładów przemysłowych i ludno-
ści były braki w dostawach węgla i koksu, przekracza-
jące nawet 50% zapotrzebowania, co dezorganizowało
m.in. pracę warszawskiej elektrowni, która musiała
okresowo wyłączać prąd w poszczególnych dzielni-
cach. Sytuacja poprawiła się dopiero w kwietniu 1944
r., kiedy do Warszawy została doprowadzona ze Stara-
chowic linia wysokiego napięcia. Szacuje się, że
w 1941 r. produkcja przemysłowa w GG spadła o 63%
w porównaniu z poziomem z okresu przedwojennego.
Dla potrzeb Wehrmachtu odbudowywano i rozbu-
dowywano infrastrukturę komunikacyjną GG, zwłasz-
cza od połowy 1940 r., w ramach specjalnego programu
o kryptonimie „Otto”, związanego z przygotowywa-
niem koncentracji wojsk do uderzenia na ZSRR. Mo-
dernizowano sieć kolejową oraz drogową, m.in. dokoń-
czono budowę drogi biegnącej z Warszawy przez Kiel-
ce do Krakowa i przebudowano trasę między Radom-
skiem a Lublinem. Utrudnienia w korzystaniu z komu-
nikacji kolejowej, których doświadczali Polacy, wpły-
nęły na okresowe ożywienie transportu wodnego na
Wiśle, szczególnie na odcinku pomiędzy Warszawą
a Sandomierzem, a następnie Tarnobrzegiem. Tylko
w okresie między 28 IV a 28 V 1941 na linii Warsza-
wa-Sandomierz przewieziono ok. 78 tys. pasażerów
i ponad 704 ton towarów. Przygotowywane dla wojska
poligony w 1940 r. objęły w GG obszar 190 tys. ha i do
czerwca 1941 r. wysiedlono z nich ok. 150 tys. osób.
Likwidacja polskich instytucji oraz firm wywołała
wielkie bezrobocie. Zjawisko to szczególnie dotknęło
pracowników umysłowych, którzy musieli zacząć żyć
z oszczędności lub wyprzedaży ruchomości. Podejmo-
wali także prace dorywcze, a wiele osób angażowało
się w handel żywnością. Bezrobocie oraz przeludnienie
wsi ułatwiały nabór ludzi do pracy w Rzeszy. Dla
wszystkich osób powyżej 15 roku życia wprowadzono
przymus pracy. Zjawisko to kontrolowały niemieckie
urzędy pracy (Arbeitsamty). Zmieniała się struktura za-
trudnienia. Większość robotników pracowała w prze-
myśle zbrojeniowym lub w zakładach produkujących
na potrzeby wojenne. Znacznie wzrastało zatrudnienie
w transporcie, zwłaszcza w kolejnictwie. W maju 1940
r. utworzono Służbę Budowlaną (Baudienst), do której
powoływano młodzież w wieku 19-20 lat. Służba trwa-
ła rok, a junaków wykorzystywano do najcięższych
prac fizycznych. W czerwcu 1943 r. w szeregach Bau-
dienstu znajdowało się 44 729 junaków (w tym ok.
30% Ukraińców). Nie jest znana liczba Polaków, za-
trudnionych w Organizacji Todta, używanych do robót
przyfrontowych. Tylko z dystryktu warszawskiego do
września 1942 r. trafiło do niej ponad 25 tys. robotni-
ków. Osoby niemające pracy mogły zostać skierowanie
na przymusowe roboty do Niemiec —już w początkach
1940 r. planowano dostarczenie tam ok. miliona osób.
W bardzo trudnej sytuacji na terenie GG znalazła
się ludność żydowska, którą Niemcy wyodrębnili ze
społeczności, nakazując 23 XI 1939 noszenie opasek
z gwiazdą Dawida. Niemcy już w trakcie kampanii
1939 r. dopuszczali się licznych masowych morderstw
na Żydach oraz palenia synagog. Także później Żydzi,
podobnie jak Polacy, stawali się ofiarami masowych
egzekucji. W grudniu 1939 r. zabroniono im zmieniać
miejsce zamieszkania, w styczniu zakazano podróżo-
wania koleją. Skonfiskowano wszystkie należące do
nich zakłady pracy, magazyny i hurtownie, poza skle-
pikami i najmniejszymi warsztatami rzemieślniczymi,
a także grabiono wartościowe mienie ruchome, toteż
pauperyzacja tej społeczności postępowała jeszcze
szybciej niż Polaków. Także przydziały kartkowe dla
Żydów były o wiele mniejsze niż dla Polaków. Roz-
dzielaniem pomocy materialnej dla ludności żydow-
skiej, uzyskiwanej głównie z zagranicy (USA), zajmo-
wała się utworzona w maju 1940 r. Żydowska Samo-
pomoc Społeczna (późniejsza nazwa Żydowski Komi-
tet Pomocy), o kompetencjach zbliżonych do RGO.
W celu całkowitego oddzielenia Żydów od Polaków już
w październiku 1939 r. (Piotrków Trybunalski) Niemcy
przystąpili do organizowania gett. Powstały one w pra-
wie wszystkich średnich i większych miastach, gdyż
kierowano tam Żydów wysiedlanych z mniejszych
miejscowości. Na przełomie lat 1940/1941 było ok. 300
gett oraz 200 obozów dla Żydów. Największe w GG
getto powstało w październiku 1940 r. w Warszawie.
Z jego obszaru, otoczonego kilka tygodni później mu-
rami strzeżonymi przez niemiecką i polską policję,
usunięto ok. 75 tys. Polaków, a dodatkowo osiedlono
ok. 145 tys. Żydów wyrzuconych z innych dzielnic sto-
licy. Wkrótce ludność warszawskiego getta Uczyła ok.
360 tys. a w 1941 r. ok. 450 tys. Warunki życia w get-
tach były bardzo złe, ale naj- gorsze panowały w naj-
większych, a to ze względu na ciasnotę, fatalny stan sa-
nitarny i głód. Na przydziały kartkowe warszawscy Ży-
dzi mogli nabyć produkty spożywcze o wartości ok.
180-240 kalorii dziennie. Jednak Niemcom nie udało
się całkowicie odizolować gett od otaczających je sku-
pisk ludności polskiej, która za pieniądze i wartościowe
przedmioty przemycała Żydom brakujące produkty
(tzw. szmugiel). Szacuje się, że 80% żywności dostar-
czanej do getta warszawskiego pochodziło ze szmuglu.
W największym stopniu korzystali z niego bogaci Ży-
dzi, stąd też wśród mieszkańców gett występowały
znaczne kontrasty. Ogromne bogactwo i wyrafinowany
luksus sąsiadował z niewyobrażalną nędzą. Szerzyły się
choroby zakaźne, a zwłaszcza dur plamisty (tyfus), któ-
ry podobnie jak głód powodował ogromną śmiertel-
ność. Tworzone przez działające za zezwoleniem
Niemców żydowskie samorządy (Judenraty) kuchnie
ludowe i inne formy pomocy były tylko kroplą w mo-
rzu potrzeb. W 1941 r. śmiertelność wśród warszaw-
skich Żydów była dziesięciokrotnie wyższa niż przed
wojną. Mimo niezwykle trudnych warunków bytowania
w gettach rozwinęły się różne formy działalności kultu-
ralnej. Wychodziła prasa, działały teatry, kabarety,
szkoły. Szacuje się, że w gettach całej Polski zmarło
ok. 500 tys. Żydów (w tym w Warszawie ponad 100
tys.), a 250 tys. Niemcy wymordowali w trakcie ich li-
kwidacji.
Wojna i jej skutki dodatkowo skomplikowały sto-
sunki polsko-żydowskie. W trakcie obrony Warszawy
doszło do wzajemnego zbliżenia, jednak na Kresach
Wschodnich Żydzi uczestniczyli w antypolskich wy-
stąpieniach oraz owacyjnie witali wkraczającą Armię
Czerwoną. Wieści o tym, przyniesione przez tysiące
osób powracających z wrześniowej tułaczki, szybko ro-
zeszły się po całym GG. Przedwojenne resentymenty
wobec Żydów władze niemieckie umiejętnie wzmac-
niały poprzez antysemicką propagandę, w ramach któ-
rej m.in. eksponowano wypadki rzekomych mordów
rytualnych, czy też starano się utrwalać skojarzenia do-
tyczące braku higieny i nosicielstwa chorób zakaźnych
(Plakaty: „Żydzi — wszy — tyfus plamisty”). Treści
antysemickie pojawiały się także w prawicowych pi-
smach konspiracyjnych. Od początków 1940 r. w War-
szawie odnotowywano częste wypadki pobicia Żydów
przez grupy wyrostków. Największe natężenie przybra-
ły one w okresie Wielkanocy (koniec marca) 1940 r.,
kiedy to w trakcie trwających ok. ośmiu dni wystąpień
zorganizowanych z inspiracji władz niemieckich ma-
sowo demolowano i rabowano żydowskie sklepy. Eks-
cesy antyżydowskie zdarzały się także w innych miej-
scowościach GG. Równocześnie, w wielu wypadkach,
sąsiedzi Polacy starali się nieść pomoc swoim znajo-
mym Żydom, chroniąc ich przed zamknięciem w get-
tach. Co zrozumiałe, pomoc ta dotyczyła głównie śro-
dowisk charakteryzujących się dobrą znajomością ję-
zyka i kultury polskiej oraz kontaktami towarzyskimi
z Polakami.
Istotnym elementem polityki okupantów było także
podsycanie antagonizmów narodowych pomiędzy Po-
lakami a Ukraińcami, zamieszkującymi zwarcie przy-
graniczne tereny dystryktu lubelskiego oraz krakow-
skiego. W marcu 1940 r. szef policji bezpieczeństwa
w GG stwierdził, że Niemców z Ukraińcami łączy nie-
nawiść do Polaków. Zgodnie z tym założeniem Niemcy
wykorzystywali ich do denuncjowania polskich konspi-
ratorów oraz wychwytywania kurierów polskiego pod-
ziemia, przekraczających zieloną granicę. Ukraińcy by-
li w GG narodowością uprzywilejowaną. Otrzymali
wyróżniające ich kenkarty, większe przydziały kartko-
we chleba, mieli własne szkolnictwo nie tylko podsta-
wowe, ale także średnie, pozwolono im rozwijać dzia-
łalność społeczną, kulturalną, wydawniczą i sportową.
Koordynował ją utworzony w maju 1940 r. Ukraiński
Centralny Komitet (UCK), kierowany przez Woło-
dymyra Kubijowycza. 30 IX 1940 doszło do przebu-
dowy struktur organizacyjnych, działających na terenie
GG Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, na
czele z metropolitą Dionizym (ok. 320 tys. wiernych).
Miał on praktycznie charakter ukraiński. Był zorgani-
zowany w trzy diecezje — war- szawsko-radomską,
chełmsko-podlaską oraz krakowsko-łemkowską —
i cieszył się poparciem władz okupacyjnych. Także
grekokatolicy (z pozostającej w granicach GG części
diecezji przemyskiej i Łemkowszczyzny) korzystali ze
swobody kultu religijnego. Na terenie Lubelszczyzny
i Łemkowszczyzny działały ukraińskie lokalne samo-
rządy, wspierane przez narodową policję. Kubijowycz
zabiegał u władz niemieckich o doprowadzenie do ta-
kiego przesiedlenia ludności, aby oddzielić tereny za-
mieszkane przez Ukraińców od tych, gdzie żyli Polacy.
Na terenie GG znakomicie rozwijała się też działalność
formalnie pozostającej w konspiracji, ale tolerowanej
przez Niemców, Organizacji Ukraińskich Nacjonali-
stów (OUN), skierowana przeciwko Polakom oraz So-
wietom. Zimą 1940 r. OUN, głównie z powodów per-
sonalnych, podzieliła się na dwie frakcje — Andrija
Melnyka oraz Stepana Bandery. Ta ostatnia, pod nazwą
OUN Frakcja Rewolucyjna, licząca ok. 6 tys. aktywi-
stów, zyskiwała w społeczności ukraińskiej coraz więk-
sze znaczenie. Kierowała się ona doktryną „integralne-
go nacjonalizmu”, postulującego m.in. zasadę „oczysz-
czenia” terenów uznanych za etniczną siedzibę narodu
ukraińskiego ze wszystkich liczących się grup narodo-
wych (zwłaszcza Żydów i Polaków). Działacze OUN
koncentrowali wysiłki na pogłębianiu świadomości na-
rodowej wśród ludności ukraińskiej zamieszkującej
GG, celowo rozbudzając jej nienawiść wobec Polaków.
OKUPACJA LITEWSKA
27 X 1939 Wileńszczyzna, zajęta we wrześniu
przez Armię Czerwoną — po wywiezieniu do ZSRR
zagrabionych tam urządzeń przemysłowych, zgro-
madzonych surowców, m.in. węgla, dzieł sztuki oraz
aresztowanych członków elity politycznej i jeńców wo-
jennych — została przekazana władzom litewskim.
Zamieszkiwało ją ok. 548 tys. ludności, w tym 321 tys.
Polaków, 107 tys. Żydów, 75 tys. Białorusinów i tylko
31 tys. Litwinów.
Władze litewskie starały się poprzez działania go-
spodarcze pozyskiwać ludność przyłączonych regio-
nów, m.in. dbając o dostatnie zaopatrzenie Wilna
w żywność, na którą obowiązywały stabilne i stosun-
kowo niskie ceny, ustalając wymianę złotego na lity
w sposób korzystny dla posiadaczy polskich środków
płatniczych. Niemal równocześnie przystąpiły też do
brutalnej lituanizacji Wilna i całego regionu. Zmienia-
no nazwy miejscowości i ulic, napisy na szyldach,
a nawet polskie nazwiska. Rozbudowano policję poli-
tyczną stosującą terror wobec Polaków, administrację
i sądownictwo. Narzucono prawodawstwo litewskie
i na tej podstawie zlikwidowano organizacje poli-
tyczne, społeczne i kulturalne wszystkich mniejszości
narodowych, których majątek przejęło następnie pań-
stwo. Działania te najbardziej uderzały w Polaków
i Żydów. Uniwersytet Stefana Batorego, z którego usu-
nięto polskich wykładowców i studentów, przekształ-
cono w filię Uniwersytetu Witolda w Kownie. Praco-
wać i studiować mogły w niej tylko osoby z litewskim
obywatelstwem. Polskie szkolnictwo średnie ograni-
czono do dwóch gimnazjów męskich i dwóch żeńskich
w Wilnie. Litewskie obywatelstwo mogły uzyskać tyl-
ko osoby zapisane w księgach metrykalnych przed 6
VII 1920 i po 27 X 1939. Toteż z 270 tys. mieszkań-
ców Wilna do czerwca 1940 r. tylko ok. 80 tys. uzyska-
ło litewskie obywatelstwo, a reszta traktowana była ja-
ko cudzoziemcy. Z pracy masowo usuwano niemają-
cych litewskiego obywatelstwa Polaków, m.in. nauczy-
cieli, a także zakazano wykonywania przez nich niektó-
rych wolnych zawodów, m.in. adwokata i lekarza.
Liczba pozbawionych pracy i potrzebujących pomocy
mieszkańców Wilna sięgała 150 tys. Aby zmusić wła-
dze kościelne do lituanizacji nabożeństw, od stycznia
1940 r. zorganizowane grupy Litwinów zaczęły wywo-
ływać burdy w kościołach i terroryzować duchowień-
stwo oraz wiernych. Gdy w lutym 1940 r. zmarł sufra-
gan wileński bp Kazimierz Michalkiewicz, Watykan na
jego miejsce mianował, z naruszeniem zawartego
z Polską konkordatu, Litwina abp. Mečislovasa Reiny-
sa, który w wypadku wakansu na stolicy biskupiej
w Wilnie uzyskiwał uprawnienia biskupa rezydencjal-
nego, co ograniczało władzę metropolity wileńskiego
abp. Romualda Jałbrzykowskiego. Nacjonalizm litew-
ski dawał powód narastania nacjonalizmu polskiego.
Polityka państwa litewskiego wytworzyła zjawisko
trwałej nienawiści wileńskich Polaków do Litwinów,
która miała przetrwać okres litewskiej okupacji.
OKUPACJA RADZIECKA
Na terenach okupowanych przez ZSRR mieszkało
ok. 13 mln polskich obywateli, z czego ok. 40% stano-
wili Polacy, 34% Ukraińcy oraz po ok. 8,5% Białorusi-
ni i Żydzi. Władze radzieckie, podobnie jak hitlerow-
skie, stosowały masowy terror, jakkolwiek przesłanki,
którymi się kierowały, były inne niż władz niemiec-
kich. O ile Niemcy, bazując na rasistowskiej doktrynie,
starały się za pomocą eksterminacji fizycznie zlikwi-
dować narody uznane przez nie za złożone z podludzi,
o tyle dla Sowietów masowy terror był jednym z ele-
mentów działań służących do sowietyzacji narodów.
Władze radzieckie, kierując się zasadami marksistow-
skiej walki klas, dążyły do eksterminacji określonych
grup społecznych uznanych przez nie za wyzyskiwaczy
oraz elit przywódczych, a więc głównie inteligencji,
której istnienie utrudniało narzucenie podbijanym na-
rodom sowieckiego systemu wartości. Radzieckie in-
stytucje kulturalne i oświatowe działające w językach
narodowych wychowywały nową sowiecką inteligen-
cję, która miała zająć miejsce unicestwianych elit.
Uznanie w ramach ZSRR narodu rosyjskiego za naj-
ważniejszy powodowało, że niektóre działania władz
radzieckich miały także aspekt rusyfikacyjny.
Ludność okupowanych przez Armię Czerwoną te-
renów do władz sowieckich ustosunkowała się rozmai-
cie. Wrogo nastawiona była większość Polaków, którzy
— jako całość — stracili swój status narodu rządzącego
i związane z tym przywileje. W trakcie wkraczania
wojsk radzieckich niejednokrotnie dochodziło do sa-
mosądów na polskich ziemianinach, przedstawicielach
administracji czy kolonistach, których to aktów doko-
nywały zorganizowane grupy mniejszości ukraińskiej,
białoruskiej czy żydowskiej. Entuzjastycznie nowe
władze przyjmowali zwolennicy komunizmu oraz bie-
dota wszystkich narodowości. Z nadzieją powitali So-
wietów białoruscy chłopi, liczący na uzyskanie ziemi
obszarniczej. Ze strachem przyjmowały ich warstwy
bogatsze, w tym żydowskie, a także społeczności
o ukształtowanym poczuciu narodowym, zwłaszcza
aspirujący do posiadania własnego państwa narodowe-
go Ukraińcy. Pod okupacją sowiecką pogorszeniu ule-
gły stosunki pomiędzy Polakami a innymi grupami na-
rodowymi. Według polskich przekazów szczególną
wrogość wobec Polaków demonstrowali Żydzi i Ukra-
ińcy.
Zwolennikami nowych porządków okazała się du-
ża część młodzieży żydowskiej, dusząca się w małych
miasteczkach. Popierający władzę sowiecką Żydzi nie
zdawali sobie sprawy z faktu, że w wyniku likwidacji
ich przedwojennych samorządów dotychczasowe wa-
runki życia lokalnych społeczności żydowskich (sztetl)
ulegną całkowitemu przeobrażeniu. Sobota stała się
dniem normalnej pracy. Zwyczaje religijne i święta
ośmieszano. Pustoszejące synagogi obciążano ponadto
tak wysokimi podatkami, że część musiano zamknąć,
a władze sowieckie zamieniały je na warsztaty, maga-
zyny, czy nawet stajnie (w Janowie). Język hebrajski
był zwalczany, jidysz natomiast tolerowano. W jidysz
ukazywał się „Białystoker Stern”. Mimo dokonujących
się niekorzystnych przemian Żydzi łatwiej i szybciej
niż inne narodowości przystosowali się do radzieckiego
systemu gospodarczego, uczyli się w nim żyć i wyko-
rzystywać stwarzane przezeń możliwości, zwłaszcza
związane z handlem i czarnym rynkiem, co z kolei
sprzyjało pogłębianiu nastrojów antysemickich wśród
klepiących biedę Polaków, Ukraińców czy Białorusi-
nów. Istotną rolę w ugruntowywaniu takich stereoty-
pów odgrywał także napływ z głębi ZSRR Żydów
obejmujących partyjne i urzędnicze stanowiska. Naj-
nowsze badania, przynajmniej dotyczące „Zachodniej
Białorusi”, kwestionują utrwalony dotąd stereotyp
o nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego
w administracji sowieckiej. Było ich w niej proporcjo-
nalnie nawet mniej niż w miejscowej populacji. W mia-
stach, w których stanowili ok. 50% mieszkańców, zaj-
mowali w urzędach nie więcej niż 25% stanowisk. Na
„Zachodniej Białorusi” Żydzi stanowili ok. 11%
wszystkich aresztowanych (też zgodnie z procentem
w ogólnej populacji). Aresztowania dotykały głównie
osób schwytanych podczas nielegalnego przekraczania
granicy, także działaczy politycznych, przedsiębiorców
i kamieniczników, a za udział w konspiracji antyso-
wieckiej represjonowano tylko ok. 1% Żydów. W po-
równaniu z okresem przynależności tych ziem do II RP
kiedy obywateli narodowości żydowskiej w zasadzie w
administracji państwowej nie zatrudniano, nawet taki
udział tej grupy narodowościowej w aparacie sowiec-
kim musiał być dla społeczności polskiej szokujący.
Zetknięcie obywateli radzieckich, przyzwyczajo-
nych do sowieckiej gospodarki trwałych niedoborów,
z ogólnie przecież ubogimi — poza dużymi miastami
— Kresami Wschodnimi było szokiem kulturowym,
gdyż wydawały im się one terenami obfitującymi we
wszystkie atrakcyjne towary, a zwłaszcza żywność.
Z kolei zachowanie „ludzi radzieckich” w sklepach czy
restauracjach, ich ubogi wygląd, niedostatki w wyposa-
żeniu armii (karabiny na sznurkach) legły u podstaw
wytworzenia się w stosunku do nich niemalże pogardy
i pogłębiały niechęć do ustroju sowieckiego. Zrównanie
przez władze złotówki z rublem i związane z tym ma-
sowe wykupywanie towarów bardzo szybko spowodo-
wały, że sklepy na terenach zajętych przestały się róż-
nić od tych w ZSRR, a pauperyzacja miejscowej spo-
łeczności postępowała w ogromnym tempie. Na wol-
nym rynku relacja złotówki do rubla kształtowała się
jak 1 do 3. Wkrótce wprowadzono ceny państwowe na
towary pierwszej potrzeby. Na terenach okupowanych
dowództwa Armii Czerwonej dokonywały zor-
ganizowanych grabieży i wywoziły do ZSRR wszelkie
przydatne tam dobra, produkty żywnościowe, surowce,
tekstylia, nowoczesne maszyny i urządzenia. Kwitła
spekulacja, ponieważ np. we Lwowie czarnorynkowa
relacja pomiędzy rublem a dolarem była co najmniej
dziesięciokrotnie korzystniejsza dla waluty amerykań-
skiej niż w Moskwie, opłacało się więc na czarnym
rynku sprzedawać dolary we Lwowie, a kupować
w Moskwie. Podobnie różniły się ceny dolarów i wielu
artykułów na Białorusi i na Ukrainie, co także stawało
się przyczyną spekulacji.
Od początku agresji na Polskę władze sowieckie
zdecydowane były dokonać aneksji zajętych ziem.
W ślad za wojskiem podążały specjalne grupy służby
bezpieczeństwa (NKWD) oraz funkcjonariuszy partyj-
nych z zadaniem likwidowania polskich instytucji poli-
tycznych, państwowych i samorządowych, a następnie
tworzenia na ich miejsce nowych — sowieckich. 1 X
1939 Biuro Polityczne KC WKP(b) wyznaczyło termin
wyborów na okupowanych terenach do tzw. Zgroma-
dzeń Ludowych Zachodniej Ukrainy i Białorusi, ma-
jących wprowadzić władzę rad, ogłosić konfiskatę zie-
mi obszarniczej i kościelnej, upaństwowić banki i duże
przedsiębiorstwa przemysłowe, a przede wszystkim
formalnie zgłosić prośby o przyłączenie okupowanych
terenów do odpowiednich republik radzieckich. Obo-
wiązkiem zorganizowania wyborów obarczono do-
wództwa Armii Czerwonej, którym podlegały tymcza-
sowe organa administracyjne na tych obszarach.
W wyborach mogli uczestniczyć wszyscy mieszkańcy
powyżej 18 roku życia. Na listach kandydatów do
Zgromadzeń Ludowych znalazły się tylko osoby za-
twierdzone przez komitety centralne komunistycznych
partii Białorusi i Ukrainy. Same wybory, które odbyły
się 22 X, nie miały większego znaczenia, natomiast
władzom zależało na wysokiej frekwencji i dlatego
wyborcy zostali poddani ogromnej presji propagando-
wej i naciskom ze strony aktywistów, administracji
i funkcjonariuszy NKWD. Oficjalnie stwierdzono, że
frekwencja na „Zachodniej Białorusi” wyniosła blisko
97%, na „Zachodniej Ukrainie” 93%, a za wystawio-
nymi kandydatami opowiedziało się prawie 91% wy-
borców. Archiwalia radzieckie sugerują, że dane te
rozmijały się ze stanem faktycznym, m.in. były okręgi,
w których nie wybrano delegatów, ponadto według ofi-
cjalnych komunikatów w obradach Zgromadzeń brało
udział więcej delegatów, niż zostało wybranych. Na ob-
radach Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy
(26-28 X) i Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Bia-
łorusi (28-30 X), pełnych prymitywnych ataków na
„pańską” Polskę, przyjęto przygotowane wcześniej
w Moskwie uchwały. 1 i 2 listopada Rada Najwyższa
ZSRR formalnie zadecydowała o włączeniu „Zachod-
niej Ukrainy” i „Zachodniej Białorusi” do właściwych
republik radzieckich. Do Białorusi włączono ok. 104,7
tys. km2, a do Ukrainy ok. 89,7 tys. km2. Zgodnie ze
strukturą administracji obowiązującą w republikach ra-
dzieckich włączone terytoria podzielono na obwody,
rejony oraz wspólnoty wiejskie. Osobnymi jednostkami
administracyjnymi były także miasta. Formalnie władza
należała do wybieralnych rad odpowiednich szczebli,
w rzeczywistości sprawował ją miejscowy sekretarz
komitetu partyjnego, wspomagany przez organa
NKWD tworzące sieci tajnych współpracowników.
Większość aparatu administracyjnego i partyjnego re-
krutowała się z aktywistów radzieckich, skierowanych
na ziemie anektowane. Stopniowo na „Zachodniej Bia-
łorusi” i „Zachodniej Ukrainie” budowano terenowe
organizacje partyjne i komsomolskie oraz organizowa-
no nowe związki zawodowe. W styczniu 1940 r. tzw.
milicję robotniczą i chłopską zastąpiła normalna mili-
cja. Na terenach o większości polskiej (Łomżyńskie
i Zambrowskie) znaczną część stanowisk w administra-
cji sowieckiej — na niższych szczeblach — obsadzali
Polacy.
29 XI 1939 Prezydium Rady Najwyższej ZSRR
nadało obywatelstwo radzieckie wszystkim mieszkań-
com anektowanych ziem, co spowodowało m.in., że
podlegali oni także obowiązkowi służby wojskowej.
Szacuje się, że w latach 1940-1941 trafiło stamtąd do
Armii Czerwonej ok. 100 tys. poborowych. 30 XII
1939 ukazał się dekret o wydaniu dawnym polskim
obywatelom radzieckich dowodów osobistych (tzw.
paszportów). Zebrane przy okazji informacje posłużyły
NKWD do uzupełnienia danych przydatnych w plano-
waniu akcji represyjnych. Właścicielom paszportów
z tzw. paragrafem 11 (złe pochodzenie społeczne) ka-
zano przenieść się z większych miast na prowincję,
a także zabroniono im zamieszkiwania w pasie przy-
granicznym.
Przez cały okres tworzenia się władzy sowieckiej
trwały na anektowanych terenach aresztowania osób
uznanych przez NKWD za niebezpieczne, m.in. działa-
czy politycznych i społecznych, pracowników admini-
stracji państwowej i samorządowej, aparatu sprawie-
dliwości, oficerów rezerwy. Część z nich trafiła do ofi-
cerskich obozów jeńców wojennych. Na „Zachodniej
Ukrainie” w grudniu 1939 r. akcja ta nabrała charakteru
masowego. Wiadomo, że w początkach marca 1940 r.
w więzieniach NKWD na ziemiach okupowanych prze-
bywały 18 622 osoby, w tym 10 685 Polaków. W po-
czątkach czerwca 1941 r. liczba ta wzrosła do 39 653.
Według statystyk NKWD między wrześniem 1939
a czerwcem 1941 r. na okupowanych terenach (bez Wi-
leńszczyzny) aresztowano 107 140 osób (52% wszyst-
kich aresztowanych w ZSRR), z czego 40% stanowili
Polacy, 23% Ukraińcy, 22% Żydzi, 8% Białorusini.
Największą grupę aresztowanych (43 464) oskarżono
o nielegalne przekroczenie granicy. Ok. 39 tys. osób
otrzymało różne wyroki, w tym 1208 skazano na karę
śmierci. Osądzeni trafiali do więzień i obozów koncen-
tracyjnych (łagrów). Szacuje się, że w latach 1939-
1941 w łagrach mogło przebywać ok. 30-40 tys. oby-
wateli polskich.
Jednak zasadniczą metodą podporządkowywania
sobie tych ziem przez administrację sowiecką było
niszczenie określonych grup społecznych i zawodo-
wych. W nocy z 9 na 10 II 1940 NKWD i władze ad-
ministracyjne dokonały deportacji ok. 141 tys. osób —
osadników i leśników. Akcję przeprowadzono podczas
trzaskających mrozów, pozwalając deportowanym za-
brać ze sobą do 500 kg majątku ruchomego na rodzinę.
Podróż w towarowych, zakratowanych wagonach, gdy
temperatury sięgały -25 stopni, trwała z reguły 2-3 ty-
godnie, a jej warunki powodowały zgony, szczególnie
wśród dzieci i osób starszych. Procent śmiertelności
w pociągach, przewożących od 1200 do 2100 osób,
eskortowanych przez 22-25 konwojentów, sięgał 0,2-
0,7%. Problemem był brak ciepłych posiłków, dostar-
czanych nieregularnie, oraz opieki sanitarnej. Deporto-
wanych wywieziono do azjatyckiej części Rosji i osie-
dlono w tajdze, w administrowanych przez NKWD
„specposiołkach”. Pracowali tam głównie przy wyrębie
lasów. W tej grupie do połowy 1941 r. śmiertelność
wynosiła 5,2-5,6%. W następnej deportacji, przepro-
wadzonej z 12 na 13 IV 1940, wywieziono ok. 61 tys.
ludzi, krewnych osób uwięzionych oraz rodziny jeńców
wojennych. Większość z deportowanych, poprzednio
głównie zamieszkałych w miastach, osadzono w Ka-
zachstanie, resztę na Syberii. W kolejnej deportacji
rozpoczętej z 28 na 29 VI 1940, a trwającej przez cały
miesiąc, ofiarami byli głównie uchodźcy z zachodniej
i centralnej Polski, którzy po kampanii 1939 r. znaleźli
się na Kresach Wschodnich. Wśród 79 tys. wówczas
deportowanych, osiedlonych na terenach leśnych nad
środkową Wołgą, w Republice Komi oraz w środkowej
i centralnej części Uralu, znaczny odsetek stanowili
Żydzi. Ostatnia deportacja przebiegała w trzech turach
i zaczęła się 22 V 1941. Na „Zachodniej Ukrainie” ob-
jęła 12 371 osób. W nocy z 19 na 20 czerwca rozpoczę-
to ją na „Zachodniej Białorusi”, skąd wywieziono 22
353 osoby, a następnie z Litwy deportowano 12 682
osoby. Wywózki trwały jeszcze w trakcie rozpoczętej
inwazji Wehrmachtu na ZSRR. Dane z ujawnionych
źródeł sowieckich, podających, że deportacje dotknęły
ok. 325 tys. obywateli polskich, w tym ok. 210 tys. Po-
laków (63,6%), pozostawały w całkowitej sprzeczności
z szacunkami polskimi publikowanymi w czasie wojny
i powtarzanymi później przez historyków, zgodnie
z którymi miano wywieźć z Kresów Wschodnich od
900 tys. do 1875 tys. osób. Po wnikliwej dyskusji, od-
bytej na łamach czasopism naukowych, obecnie nikt
z poważnych historyków nie ma wątpliwości, że to jed-
nak dane radzieckie są wiarygodne. Wśród deportowa-
nych Żydów było ponad 70 tys. (21,2%), Ukraińców 25
tys. (7,6%), Białorusinów 20 tys. (6%). W opuszcza-
nych gospodarstwach osadzano m.in. rodziny przymu-
sowo wysiedlone wiosną 1940 r. z pasa przygraniczne-
go, oddzielającego Ukrainę i Białoruś od III Rzeszy.
Akcją tą objęto ok. 138 tys. osób. Szacuje się, że w la-
tach 1939-1941 co najmniej 500 tys. polskich obywateli
było poddanych różnym formom represji.
Wśród przemieszczeń ludności na uwagę zasługuje
akcja wymiany ludności pomiędzy Niemcami a ZSRR
z wiosny 1940 r. W jej ramach m.in. Niemcy wyjechali
z Wołynia i Galicji Wschodniej, a z GG przybyły na
Ukrainę grupy Ukraińców i Łemków.
5 III 1940 Biuro Polityczne WKP(b) zatwierdziło
podjętą przez Stalina decyzję o wymordowaniu 14 700
jeńców wojennych („byłych polskich oficerów, urzęd-
ników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu,
żandarmów, osadników i służby więziennej”) oraz 11
tys. osób („członków różnorakich kontrrewolucyjnych
szpiegowskich i dywersyjnych organizacji, byłych ob-
szarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów,
urzędników i zbiegów”), przetrzymywanych w więzie-
niach na Białorusi i Ukrainie. Nie są znane szcze-
gółowe motywy, które skłoniły władze sowieckie do
podjęcia tej decyzji. W piśmie do Stalina zawierającym
propozycję rozstrzelania jeńców i uwięzionych Pola-
ków Ławrientij Beria podkreślał, że osoby należące do
tych grup są motorem polskiej konspiracji niepodległo-
ściowej na ziemiach włączonych do ZSRR. Dla wielu
historyków jest oczywiste, że ta eksterminacja więk-
szości polskiej inteligencji, która znalazła się pod wła-
dzą sowiecką, była jednym z elementów przygotowań
do zsowietyzowania polskiego narodu i włączenia Pol-
ski do ZSRR. Od października 1939 r. polscy jeńcy wo-
jenni (nie licząc szeregowych i podoficerów, używa-
nych m.in. do prac drogowych i budowlanych) skon-
centrowani zostali w trzech obozach. W Kozielsku (Ro-
sja) i Starobielsku (Ukraina) przetrzymywano oficerów
zawodowych i rezerwy, a w Ostaszkowie (Rosja) funk-
cjonariuszy KOP, żandarmerii, policji i służby więzien-
nej. 3 IV 1940 rozpoczęto wywożenie grup więźniów
z obozu w Kozielsku — po ok. sto osób — do ośrodka
wypoczynkowego NKWD w Katyniu, gdzie ich roz-
strzeliwali funkcjonariusze NKWD ze Smoleńska. Eg-
zekucje trwały do połowy maja, a ciała pomordowa-
nych grzebano w miejscowym lesie. W tym samym
czasie jeńców z Ostaszkowa mordowano w siedzibie
NKWD w Kalininie (obecnie Twer), a następnie cho-
wano ich w masowych grobach w miejscowości Mied-
noje. Oficerów ze Starobielska zabijano w siedzibie
NKWD w Charkowie i grzebano w podmiejskich Piati-
chatkach. Według danych NKWD zginęło w ten sposób
14 552 polskich jeńców wojennych. 395 jeńców —
„agentów-informatorów i osoby, z którymi wiązać
można było korzyści operacyjne” (według opinii ra-
dzieckich służb bezpieczeństwa) — z trzech likwido-
wanych obozów przewieziono do obozu w Pawlisz-
czewie Borze, a następnie do Griazowca. W większości
trafili później do armii gen. Andersa.
Natomiast z 11 tys. zakwalifikowanych do wymor-
dowania więźniów ostatecznie życie miało stracić
„w innych obozach i więzieniach Zachodniej Ukrainy
i Zachodniej Białorusi” 7305. Miejsca ich pochówku
oraz część personaliów (osób z „Zachodniej Białorusi”)
nadal nie są znane. Z powyższych wyliczeń wynika, że
w trakcie realizacji decyzji Biura Politycznego WKP(b)
z 5 III 1940 rozstrzelano co najmniej 21 857 Polaków.
W latach 1939-1941 trwała intensywna akcja ujed-
nolicania struktur politycznych, społecznych i gospo-
darczych istniejących na terenach inkorporowanych
z systemem obowiązującym w ZSRR. Znacjonalizowa-
no wówczas zakłady przemysłowe zatrudniające ponad
40 pracowników lub dysponujące mocą 20 koni me-
chanicznych, stąd na liście upaństwowionych zakładów
znalazły się nawet kilkuosobowe przedsiębiorstwa.
Przejęto także banki i przedsiębiorstwa handlowe. Po-
zostałe zakłady prywatne zostały obłożone tak dużymi
podatkami, że stopniowo ulegały likwidacji. Od wiosny
1940 r. znikła klasa drobnych właścicieli sklepów. Za-
stąpili ją spółdzielcy. Rzemieślnikom nie dostarczano
surowców, musieli więc zapisywać się do spółdzielni.
W grudniu 1939 r. wywłaszczono w miastach właści-
cieli kamienic, a powszechną praktyką stało się dokwa-
terowywanie przybyszów z ZSRR do cudzych miesz-
kań lub nawet wyrzucanie z nich dotychczasowych
użytkowników. Od 22 XII 1939 jedynym środkiem
płatniczym na okupowanych ziemiach była waluta ra-
dziecka. Wymianę ograniczono do 300 zł zarówno na
osobę fizyczną, jak i prawną. Szacuje się, że w wyniku
wymiany ludność utraciła ok. 900 mln zł. W admi-
nistracji gospodarczej i samorządowej polscy urzędnicy
zastępowani byli przybyszami z ZSRR oraz miejsco-
wymi Ukraińcami, Białorusinami i Żydami. Wszystko
to pogłębiało pauperyzację polskiej ludności, zwłaszcza
miejskiej. Na wsi przeprowadzono parcelację wielkiej
własności ziemskiej (ok. 2,5 mln ha), większość grun-
tów rolnych przekazując chłopom, a ok. 13% gruntów
rolnych i 58% obszarów leśnych państwowym gospo-
darstwom rolnym (sowchozom). Już w grudniu 1939 r.
rozpoczęto kolektywizację na „Zachodniej Białorusi”,
a w pierwszej połowie 1940 r. także na „Zachodniej
Ukrainie”. Aby ją przyspieszyć, m.in. ograniczano do-
zwoloną wielkość gospodarstw chłopskich.
Tworzono Stacje Maszynowo-Traktorowe, z któ-
rych sprzętu mogli korzystać tylko rolnicy posiadający
mniej niż 15 ha ziemi. W kwietniu 1940 r. chłopów ob-
ciążono przymusowymi dostawami m.in. zbóż, ziem-
niaków, mięsa, mleka, słomy i siana oraz wysokimi
szarwarkami (obowiązkiem uczestnictwa w robotach
publicznych). Wielkość kontyngentów była zróżnico-
wana i miała doprowadzić do likwidacji dużych, towa-
rowych gospodarstw chłopskich. Akcja kolektywizacji
rolnictwa nie została zakończona do czasu wybuchu
wojny niemiecko-sowieckiej i objęła tylko niewielką
część gospodarstw chłopskich (W BSRR — 6,7% ziemi
ornej, a w USRR — 13%).
Na przyłączonych ziemiach w ramach walki z bez-
robociem werbowano ludzi do pracy w głębi ZSRR,
m.in. do kwietnia 1940 r. ok. 40 tys. osób skierowano
do pracy w Zagłębiu Donieckim. Przeżyli oni tam
ogromne rozczarowanie, wynikające z rozbieżności
pomiędzy zapowiedziami a rzeczywistymi warunkami
życia i pracy. Rozbudowywano przemysł, m.in. we
Lwowie powstały trzy zakłady przemysłu lekkiego, fa-
bryka autobusów, zakłady metalurgiczne, stąd też licz-
ba robotników wzrastała w mieście bardzo szybko.
Zjawisko bezrobocia zostało formalnie zlikwidowane
wiosną 1940 r.
Na okupacji zyskała ludność najuboższa i inteli-
gencja techniczna. Mimo postępującej pauperyzacji,
warunki bytowe na terenie okupacji sowieckiej były
lepsze niż w GG. Gorzej było na prowincji, znacznie
lepiej w miastach, zwłaszcza we Lwowie oraz w Bia-
łymstoku, traktowanych przez władze sowieckie jako
swego rodzaju wizytówki. Stopniowo ludność coraz le-
piej dostosowywała się do warunków życia w systemie
sowieckim. Niskie pensje uzupełniano, zarabiając „na
lewo”, rozkwitł czarny rynek, szerzyła się korupcja
i łapówkarstwo. Po zapaści, jaką gospodarka przecho-
dziła od jesieni 1939 do wiosny 1940 r., powoli poziom
życia zaczął się podnosić, choć kolejki utrzymały się do
końca okupacji. Trudności były w pewnym stopniu ła-
godzone przez darmowe świadczenia lekarskie, szkoły
i kursy, niskie ceny książek, biletów teatralnych czy ki-
nowych. Jednak system sowiecki, charakteryzujący się
wszechogarniającym terrorem, wywoływał psychozę
strachu, niwelując te skutki propagandowe, które chcia-
ła uzyskać władza. W bardzo złej sytuacji materialnej
znajdowali się emeryci, od 1 X 1939 pozbawieni przy-
sługujących im świadczeń, oraz dziesiątki tysięcy ucie-
kinierów z zachodniej i centralnej Polski, którzy zasie-
dlali głównie miasta.
Przekształceniom strukturalnym towarzyszyła pla-
nowa, wyrażająca się w zmianach nazw ulic i placów
depolonizacja Kresów, połączona z pospieszną sowie-
tyzacją wyglądu osiedli, zdominowanych natrętną pro-
pagandą wizualną — czerwonymi sztandarami, tabli-
cami z hasłami, pomnikami Lenina. W miastach na
miejscu likwidowanych placów targowych pojawiały
się parki i skwery. Wprowadzano nową obrzędowość
komunistyczną, m.in. przejawiającą się w obowiązko-
wym masowym celebrowaniu uroczystości państwo-
wych i partyjnych. Wśród części młodzieży, zwłaszcza
żydowskiej, identyfikującej się z radzieckim porząd-
kiem, przyjmowały się nowe stroje, wzorowane na
„sowieckich-proletariackich” — długie, wąskie szyne-
le, podniszczone kurtki, wysokie buty. Ogólnie w wy-
glądzie kraju dominowały szarzyzna, niechlujstwo
i brud. Język polski przestał być językiem urzędowym.
Zamiast niego wprowadzono rosyjski i jidysz oraz od-
powiednio do republik ukraiński lub białoruski. Z bi-
bliotek wycofano znaczną część przedwojennych pol-
skich książek. Zreformowano system oświaty.
Przeszkodą we wprowadzeniu pełnego monopolu
ideologicznego komunistów były instytucje religijne,
dlatego władze przystąpiły do stopniowego ogranicza-
nia ich działalności. W walce ze związkami religijnymi,
zwłaszcza z Kościołami rzymskokatolickim i greckoka-
tolickim, wykorzystywano głównie instrumenty fiskal-
ne oraz w sposób monstrualny szerzoną propagandę
ateistyczną. Kościołom odebrano majątki ziemskie, zli-
kwidowano szkoły, szpitale, zakłady opiekuńcze i wy-
dawnictwa. W 1940 r. skonfiskowano parafiom księgi
metrykalne. Starano się ograniczać działalność zako-
nów, m.in. zlikwidowano na terenie archidiecezji
lwowskiej co najmniej 9 klasztorów męskich oraz 10
żeńskich. Usunięto naukę religii ze szkół, a na uniwer-
sytecie lwowskim zlikwidowano wydział teologiczny.
Zamknięto seminaria duchowne w Lucku i Dubnie,
a seminarium lwowskie pozbawiono siedziby. Co naj-
mniej kilkudziesięciu księży rzymskokatolickich z po-
nad 800 duchownych archidiecezji lwowskiej zostało
aresztowanych, część z nich zginęła. W podobnej sytu-
acji znalazła się archidiecezja wileńska. Straty perso-
nalne Kościoła greckokatolickiego też były znaczne.
Władze sowieckie przygotowywały jego likwidację
i wchłonięcie przez Cerkiew prawosławną. Tymczasem
metropolita Andrzej Szeptycki uznał teren ZSRR za
misyjny i przygotowywał się do rozciągnięcia tam dzia-
łalności Kościoła greckokatolickiego. Kościoły gene-
ralnie nie natrafiały jednak na większe przeszkody
w wykonywaniu funkcji liturgicznych. Nadal odbywały
się m.in. odpusty oraz organizowano pielgrzymki. Wy-
padki zamykania obiektów liturgicznych należały do
rzadkości, natomiast stosunkowo często odbierano
księżom plebanie. We Lwowie zarekwirowano dla woj-
ska pałac arcybiskupa rzymskokatolickiego, w którym
mieściła się także siedziba kurii metropolitalnej.
28 VI 1940 Stalin przyjął na Kremlu nieformalną
przywódczynię polskich komunistów Wandę Wasilew-
ską, co zapoczątkowało swoistą reorientację sowieckiej
polityki wobec Polaków. Ocenia się, że po pierwsze by-
ła ona skutkiem pogarszania się stosunków sowiecko-
niemieckich, a po drugie wynikała z chęci pozyskania
mniejszości polskiej przez władzę sowiecką i wygrania
jej przeciwko nacjonalistycznie nastawionym Ukraiń-
com. Najbardziej spektakularnym wyrazem nowej ten-
dencji były uroczyste obchody 85. rocznicy śmierci
Adama Mickiewicza, zorganizowane w listopadzie
1940 r. w Moskwie, we Lwowie i we wszystkich więk-
szych skupiskach ludności polskiej. Podniesiono z 30
do 50 tys. nakład „Czerwonego Sztandaru”, dziennika
ukazującego się po polsku we Lwowie, w Mińsku roz-
poczęto wydawanie polskojęzycznej gazety „Sztandar
Wolności” oraz zwiększono liczbę tytułów radzieckich
książek drukowanych w języku polskim, zwłaszcza
podręczników szkolnych. W wyższych szkołach peda-
gogicznych we Lwowie, Równem i Łucku zamierzano
stworzyć wydziały polskie. Poprawiła się polityczna
sytuacja ok. 2 tys. polskich komunistów (z KPP, KPZU
i KPZB), czego wyrazem była zgoda na przyjmowanie
ich w szeregi WKP(b). Jakieś rozmowy prowadzono
z Kazimierzem Bartlem, zaproszonym do Moskwy
formalnie z okazji rosyjskiego wydania jego podręczni-
ka matematyki. Zmiany w polityce sowieckiej wobec
Polaków z niepokojem odnotowywane były w rapor-
tach niemieckiej ambasady w Moskwie. Nowy kurs po-
lityczny wobec Polaków — którego elementem była
także omówiona w innym miejscu próba organizowania
polskich jednostek wojskowych — można traktować
jako kolejny etap sowietyzacji społeczeństwa z ziem
włączonych do ZSRR, wcale nie sprzeczny z wcze-
śniejszym wymordowaniem polskiej inteligencji. Po-
nadto w związku z możliwością wybuchu wojny
z Niemcami otwierała się okazja rozszerzenia wpły-
wów radzieckich na Polaków mieszkających pod oku-
pacją niemiecką, do czego należało przygotować od-
powiednie kadry. Niektórych byłych członków KPP
(m.in. Mieczysława Moczara i Mariana Spychalskiego)
przerzucono na tereny zajęte przez Niemcy.
W połowie czerwca 1940 r. władza sowiecka zo-
stała także rozciągnięta na Wileńszczyznę, stanowiącą
część proklamowanej 21 lipca Litewskiej SRR, włą-
czonej formalnie 3 sierpnia do ZSRR. Zrównanie praw
wszystkich narodowości zamieszkujących sowiecką Li-
twę spowodowało początkowo relatywną poprawę sy-
tuacji ludności polskiej, prześladowanej poprzednio
przez władze litewskie. Jednak sowietyzacja gospodar-
ki oraz terror NKWD wkrótce pogorszyły położenie
wszystkich zamieszkujących te tereny. 14 VI 1941 Wi-
leńszczyznę objęła akcja deportacyjna, przerwana przez
atak niemiecki na ZSRR. NKWD przejęła też ok. 5200
polskich jeńców wojennych internowanych na Litwie
i Łotwie. Większość z nich, przewieziona do obozów
w Kozielsku i Juch- nowie, trafiła w styczniu 1941 r. do
obozu pracy Ponoj w obwodzie murmańskim, za krę-
giem polarnym, a później zasiliła szeregi armii gen.
Andersa.
2. POCZĄTKI KONSPIRACJI NA ZIEMIACH POLSKICH
1939-1941
Klęska wrześniowa była dla społeczeństwa szo-
kiem, który przyniósł nie tylko wzrost niechęci do
przywódców obozu sanacyjnego, ale spowodował rów-
nież, że zawodowa służba w Wojsku Polskim przestała
być źródłem prestiżu. Przeciwnie — wielu oficerów,
którzy uniknęli niewoli, ukrywało swój status nie tylko
z obawy przed Niemcami, ale także nie chcąc dozna-
wać upokorzeń ze strony polskiego otoczenia. Brak
możliwości racjonalnego wytłumaczenia przyczyn tak
szybkiego upadku polskiej państwowości oraz niepew-
ność jutra sprzyjały rozpowszechnianiu się wszelkiego
rodzaju wróżb, wśród których szczególną popularno-
ścią cieszyła się tzw. przepowiednia tęgoborska, przy-
pisywana Wernyhorze, opublikowana jeszcze wiosną
1939 r. na łamach krakowskiego „Ilustrowanego Kury-
era Codziennego”. Początkowe trudy okupacji pozwa-
lała przetrwać powszechna wiara, że wojna będzie
trwała krótko i najpóźniej wiosną 1940 r. Niemcy zo-
staną pokonane przez mocarstwa zachodnie (popularne
było powiedzenie „im słoneczko wyżej, tym Sikorski
bliżej”). Toteż już jesienią 1939 r. zaczęły masowo po-
wstawać w całym okupowanym kraju organizacje kon-
spiracyjne, zarówno o charakterze wojskowym, jak
i politycznym. Oblicza się, że na przełomie lat
1939/1940 działało ich ok. 150, a w ciągu całej okupa-
cji ok. 300. Wiele z nich organizowało się na bazie
tworzonych jeszcze przed wojną przez II Oddział (wy-
wiadowczy) Sztabu Głównego WP struktur dywersji
pozafrontowej, przeznaczonych do działań na zapleczu
frontu polsko-niemieckiego. Podczas kampanii wojen-
nej 1939 r. powstały one w całym właściwie kraju
i dysponowały pewnymi zapasami broni, materiałów
wybuchowych oraz środków finansowych. Struktury te
stały się m.in. podstawą utworzenia Organizacji Orła
Białego, działającej na Lubelszczyźnie, w Krakow-
skiem i na Śląsku oraz funkcjonującej w Stanisławowie
Tajnej Organizacji Wojskowej. Niektóre organizacje
miały ambicje objęcia swym zasięgiem całej Polski, jak
m.in. Komenda Obrońców Polski (inna nazwa Komitet
Obywatelsko-Patriotyczny), powołana przez dowódz-
two Zgrupowania KOP gen. Orlika-Rückemanna, któ-
rej pismo „Polska żyje!” w pierwszym okresie okupacji
należało do najpopularniejszych gazetek konspiracyj-
nych na terenie centralnej i zachodniej Polski, Organi-
zacja Wojskowa, utworzona przez oficerów SGO „Po-
lesie”, Tajna Armia Polska (TAP), Związek Czynu
Zbrojnego (ZCZ), Muszkieterowie czy Miecz i Pług.
Inne miały tylko charakter regionalny, jak działająca na
Pomorzu Tajna Organizacja Wojskowa „Gryf Kaszub-
ski” czy bardzo popularny na pograniczu Lubelszczy-
zny i Kielecczyzny Odwet Władysława Jasińskiego
„Jędrusia”. Naturalnym zjawiskiem było łączenie się
niektórych organizacji konspiracyjnych, obumieranie
innych i ciągłe powstawanie nowych. Zmieniały też
swoje oblicze ideowe, jak m.in. Komenda Obrońców
Polski, która tracąc na znaczeniu, nabierała charakteru
coraz bardziej lewicowego.
W konspiracji wznowiły działalność niektóre
z przedwojennych organizacji społecznych, m.in.
Związek Harcerstwa Polskiego (ZHP), który przyjął
kryptonim Szare Szeregi, Związek Ochotniczych Straży
Pożarnych („Skała”), Związek Nauczycielstwa Pol-
skiego (Tajna Organizacja Nauczycielska), Związek
Peowiaków, Związek Oficerów Rezerwy, Związek Za-
wodowy Kolejarzy. Na czele ZHP obejmującego swą
siecią cały kraj, stał najpierw Florian Marciniak, a na-
stępnie Stanisław Broniewski „Orsza”. W początkach
1944 r. Szare Szeregi liczyły ponad 8 tys. harcerzy.
Rozwój tajnych organizacji zależał także od wa-
runków istniejących w różnych rejonach Polski. Bez
wątpienia najlepszymi środowiskami do prowadzenia
działalności konspiracyjnej, także ze względu na sto-
pień przedwojennego zorganizowania społeczeństwa,
były duże miasta. Bezwzględnie przodowała tu War-
szawa, jedyna ponadmilionowa aglomeracja polska
(w 1940 r. ok. 1334 tys. mieszkańców), nad którą
Niemcy, jak to sami przyznawali, nigdy nie zyskali
pełnej kontroli. Działały w niej ogólnokrajowe kierow-
nictwa wszystkich właściwie najważniejszych organi-
zacji politycznych i wojskowych, była też centrum
podziemnej działalności wydawniczej oraz miejscem,
gdzie przeprowadzono najwięcej akcji zbrojnych skie-
rowanych przeciwko okupantowi. Tutaj skupiał się na-
jaktywniejszy element polski z całego kraju. Kazimierz
Wyka w Życiu na niby wspominał: „Warszawa mimo
zadanych jej wojną i zadawanych ustawicznym tępie-
niem ludności ran była chyba najbardziej niezwykłym
miastem Europy w latach drugiej wojny światowej. [...]
każdy z nas, prowincjuszy, przyjeżdżał do Warszawy
niczym do jakiejś centrali z tlenem wolności. By tego
tlenu nabrać do płuc na czekające po powrocie miesiące
[...] Warszawa, chociaż nie grały w niej działa, była
właściwie przez lata okupacji w stanie permanentnego
powstania [...] ponieważ miasto nigdy nie przyjęło do
wiadomości klęski i okupacji. Nie przyjęło przede
wszystkim w swoim obyczaju codziennym [...] War-
szawa była znów bohaterska i nadal z Wiecha. War-
szawa była ponadto zbyt wielkim środowiskiem miej-
skim, żeby ją można w trybie czysto administracyjnym
[...] zmienić na miasto potulne, polakierować na kolor
germański i czuć się u siebie. [...] Niemcy, znający do-
brze stosunki okupacyjne, Warszawy nienawidzili. [...]
Przerzucani z frontu na front, nie znający stosunków
w GG oficerowie pytali: — Dlaczego twierdzicie, że
jest wam tak ciężko pod naszą okupacją? Drugiego tak
bogatego i wesołego miasta jak Warszawa nie ma w ca-
łej Europie”. Warszawa walczyła, ale także handlowa-
ła. Była najważniejszym ośrodkiem życia gospo-
darczego w GG. Pod względem ogólnej aktywności
konspiracyjnej daleko za nią plasowały się takie miasta,
jak Kraków, Wilno i Lwów, jakkolwiek przodowały
w tym względzie w swych regionach. Wolniej i później
aktywizowały się środowiska wiejskie, lecz w reakcji
na terror okupanta gdzieniegdzie rozwinęły bardzo in-
tensywną działalność podziemną i zbrojną. Najlepsze
warunki do jej prowadzenia istniały na terenach o wy-
raźnej przewadze ludności polskiej wobec mniejszości
narodowych, zwłaszcza w GG. Bardzo trudne było
konspirowanie na ziemiach włączonych do Rzeszy,
zwłaszcza w Wielkopolsce i na Pomorzu, gdzie
wszystkie poczynania środowisk polskich były ściśle
kontrolowane przez administrację niemiecką, stąd też
po aresztowaniach w latach 1941-1942 aktywność taka
miała charakter szczątkowy. Nieco lepiej sytuacja wy-
glądała w Łódzkiem i na Górnym Śląsku. Także pod
okupacją sowiecką, gdzie władze starały się wyłapać
osoby czynne politycznie i społecznie w międzywojniu
(na radzieckich listach gończych znalazło się ponad 55
tys. nazwisk), a pomiędzy różnymi odłamami konspira-
cji trwała ostra polityczna i personalna rywalizacja uła-
twiająca NKWD rozpracowanie ich struktur, funkcjo-
nowanie polskich ośrodków oporu napotykało wielkie
trudności.
Intensywność działań konspiracyjnych zależała
także od wielu innych czynników, m.in. od sytuacji
międzynarodowej (np. znacznie osłabła w połowie
1940 r., po klęsce Francji) i polityki okupanta wobec
ludności. W Polsce, inaczej niż w pozostałych podbi-
tych krajach europejskich, władze niemieckie nie dąży-
ły do pozyskania poparcia elit społecznych, toteż kola-
boracja polityczna nie rozwinęła się tu na szerszą skalę.
Zmierzające do oparcia działalności politycznej na
Niemcach zabiegi niektórych polityków, np. Włady-
sława Studnickiego czy Janusza Radziwiłła, zostały
przez Berlin odrzucone. Także podjęte w Warszawie
przez działacza Ruchu Narodowo-Radykalnego „Fa-
langa” Andrzeja Świetlickiego próby zorganizowania
polskiej partii narodowo-socjalistycznej zostały przez
Niemców storpedowane. Zdecydowanie przeciwko po-
litycznej kolaboracji z Niemcami wypowiadały się
władze podziemne, piętnujące na łamach prasy konspi-
racyjnej osoby podejrzewane o takie działania. Gene-
ralnie niechęć i pogarda otaczała Polaków zatrudnio-
nych w instytucjach okupanta, działających na szkodę
społeczeństwa, takich jak policja granatowa czy orga-
nizujące wywózkę na roboty do Niemiec Urzędy Pracy.
Potępiano Polaków pracujących w aparacie propagan-
dowym, m.in. w redakcjach pism gadzinowych czy w
zorganizowanym przez Niemców w 1940 r. w Krako-
wie, w budynkach Uniwersytetu Jagiellońskiego, Insty-
tucie Niemieckiej Pracy Wschodniej (Institut für Deut-
sche Ostarbeit), specjalizującym się m.in. w wyszuki-
waniu dowodów niemieckości okupowanych polskich
terenów i uprawianiu w pseudonaukowej formie propa-
gandy antypolskiej i antysemickiej. Zatrudnienie w tej
placówce znalazło kilkunastu pracowników przedwo-
jennych polskich wyższych uczelni (w tym kilku profe-
sorów) z Krakowa, Warszawy i Lwowa, napiętnowa-
nych następnie imiennie przez władze Polski Podziem-
nej. Wyroki podziemia dotknęły polskich aktorów
uczestniczących w organizowanych przez Niemców
imprezach, zwłaszcza o antypolskim wydźwięku (m.in.
za udział w realizacji filmu Heimkehr).
Podczas gdy wypadki jawnej współpracy znanych
przedstawicieli elity intelektualnej i kulturalnej
z Niemcami były stosunkowo rzadkie, to o wiele bar-
dziej złożona była sytuacja pod okupacją sowiecką,
gdzie władze starały się włączać polskich intelektuali-
stów, szczególnie literatów i artystów do budowy ra-
dzieckiej kultury. Część z nich, m.in. Elżbieta Szem-
plińska, Leon Pasternak, Adam Ważyk, Jerzy Putra-
ment, Stanisław Jerzy Lec, dała się wykorzystać do
działalności szkalującej dorobek II Rzeczypospolitej,
zwłaszcza na łamach polskojęzycznego „Czerwonego
Sztandaru” oraz „Nowych Widnokręgów”. Literaci
i dziennikarze przebywający na terenach anektowanych
przez ZSRR, którzy nie nawiązali współpracy z orga-
nami propagandy sowieckiej, należeli do rzadkości,
m.in. była wśród nich Maria Dąbrowska. Wypadki
współpracy literatów z Niemcami przejawiały się
głównie w publikowaniu tekstów na łamach prasy ga-
dzinowej (oskarżano o to m.in. pisującego w wileńskim
„Gońcu Codziennym” Józefa Mackiewicza, reportaży-
stę tygodnika „7 Dni” Alfreda Szklarskiego czy Stani-
sława Wasylewskiego, od grudnia 1941 r. redaktora
gadzinowej „Gazety Lwowskiej”). W kontaktach
z niemieckim Urzędem Propagandy miał pozostawać
także pisarz Ferdynand Goetel, który jednak nie dał się
Niemcom wykorzystać do współpracy propagandowej,
bo trudno za taką uznać wyjazd zarówno jego, jak i Jó-
zefa Mackiewicza na miejsce sowieckiej zbrodni w Ka-
tyniu.
Doświadczenia lat 1939-1941 spowodowały zróż-
nicowanie postaw Polaków wobec okupantów. Na tere-
nach okupacji niemieckiej stosunek do ZSRR był
o wiele pozytywniejszy niż na Kresach Wschodnich
i odwrotnie. To zróżnicowanie utrzymywało się także
po ataku Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r.
W podziemiu kontynuowały działalność wszystkie
właściwie nurty polityczne ostatnich lat II RP. Tak jak
i wówczas pod względem liczebności członków domi-
nowały Stronnictwo Ludowe oraz Stronnictwo Naro-
dowe. Inne polityczne ugrupowania konspiracyjne były
nieporównywalnie słabsze.
Działalność środowisk sanacyjnych w pierwszym
okresie okupacji była rozproszona i ograniczała się
właściwie do obrony polityki zagranicznej oraz we-
wnętrznej rządów przedwrześniowych, powszechnie
oskarżanych o odpowiedzialność za klęskę państwa w
1939 r., i nie przybrała w kraju szerszych form zorgani-
zowanych. Ważniejsze z ówczesnych grup sanacyjnych
to utworzona przez członków Związku Peowiaków
Wojskowa Organizacja „Polska” czy lewicująca Grupa
„Olgierda”, zorganizowana w 1940 r. wokół pisma
„Polska Walczy” przez Henryka Józewskiego. Jednak
głównym centrum działalności sanacyjnej były w tym
czasie złożone w znacznym stopniu z urzędników
i wojskowych związanych z reżimem przedwrześnio-
wym skupiska uchodźców z Polski na Węgrzech
i w Rumunii, gdzie bardzo ostro krytykowano rząd gen.
Sikorskiego, zwłaszcza po klęsce Francji w 1940 r.,
która w sposób tonujący wpłynęła także na oceny przy-
czyn polskiej przegranej w 1939 r. Wśród internowa-
nych w Rumunii polityków sanacji doszło jeszcze
w końcu września 1939 r. do ostrych kontrowersji co
do dalszych poczynań politycznych. Wokół głównych
bohaterów tego konfliktu — marszałka Śmigłego-
Rydza i ministra Becka gromadzili się zwolennicy. Ten
ostatni współkierował Organizacją Pracy na Kraj
(OPK), zamierzającą rozwinąć konspirację w oku-
powanym kraju i na emigracji we współpracy z PPS
oraz częścią SL i SP. W lutym 1940 r. OPK zaprzestała
działalności, natomiast Śmigły podjął nieudane działa-
nia zmierzające do odbudowania struktur piłsudczy-
kowskich w formie konspiracji wojskowej. W kręgu je-
go zwolenników czołową rolę w Rumunii i na Wę-
grzech odgrywali były wiceminister komunikacji mjr
dypl. Julian Piasecki i dyrektor Instytutu Józefa Piłsud-
skiego ppłk Wacław Lipiński. Wiosną 1941 r. na Wę-
grzech Piasecki zapoczątkował tworzenie Obozu Polski
Walczącej (OPW). Piłsudczycy głosili hasło, że do Pol-
ski bliżej jest z Węgier i Rumunii, dlatego też byli
przeciwni przerzucaniu żołnierzy internowanych
w tych krajach do tworzącej się armii polskiej we Fran-
cji, a także, inaczej niż polskie władze w Paryżu, dążyli
do budowy silnych struktur konspiracyjnych w okupo-
wanej Polsce.
Najważniejszym ugrupowaniem obozu narodowe-
go, a właściwie nacjonalistycznego, który najlepiej tra-
fiał swoimi hasłami do drobnomieszczaństwa, pozo-
stawało Stronnictwo Narodowe, używające — w kore-
spondencji z władzami na obczyźnie — kryptonimu
Kwadrat. Jego pierwsze struktury konspiracyjne
ukształtowały się już w październiku 1939 r. Prezesem
podziemnego Zarządu Głównego został Mieczysław
Trajdos. Wśród przywódców byli zarówno przedstawi-
ciele „młodych” (Trajdos, Stefan Sacha), jak i „sta-
rych” (Witold Staniszkis, Roman Rybarski, Aleksander
Dębski). Wszyscy uznawali autorytet znajdującego się
na emigracji prezesa SN Tadeusza Bieleckiego. Silne
struktury Stronnictwa istniały na terenie całej Polski,
m.in. w Krakowie, Lwowie, Wilnie. Centralnym orga-
nem prasowym była „Walka”. Stronnictwo Narodowe
tworzyło także struktury wojskowe, które w 1941 r.
przyjęły nazwę Narodowa Organizacja Wojskowa
(NOW). Na jej czele stali m.in. Bolesław Kozubowski,
a następnie mjr Józef Wacław Rokicki. W maju 1941 r.
Gestapo aresztowało wielu czołowych działaczy, w tym
prezesa Trajdosa. Jego miejsce zajął Sacha, zarazem
reprezentant stronnictwa w Politycznym Komitecie Po-
rozumiewawczym (PKP). Pod ideowym kierownic-
twem SN pracowała też część harcerstwa, wywodząca
się m.in. z działającego w Warszawie przed wojennego
Kręgu Starszoharcerskiego św. Jerzego, złożonego
z działaczy ZHP którzy odeszli z organizacji po XI
Walnym Zjeździe ZHP w 1931 r., kiedy z władz
związku odsunięto zwolenników narodowej demokra-
cji. W czasie wojny grupa ta przekształciła się w Har-
cerstwo Polskie („Hufce Polskie”, HP), w przeciwień-
stwie do Szarych Szeregów nastawione na preferowa-
nie treści religijnych i nacjonalistycznych w celu wy-
chowywania „Polaka-katolika”. W październiku 1939 r.
naczelnikiem HP został Stanisław Sedlaczek. Organi-
zacja miała w całej Polsce liczyć ok. 4 tys. członków.
Poza SN znalazła się grupa jego przedwojennych
działaczy związana z konkurencyjną wobec Tadeusza
Bieleckiego częścią kierownictwa, uosabianą przez Ka-
zimierza Kowalskiego. Utworzyli oni Narodowo-
Ludową Organizację Wojskową, kierowaną przez Ka-
rola Stojanowskiego. Stojąc na gruncie bezwzględnego
totalitaryzmu, odrzucała ona — inaczej niż przywódcy
SN — jakiekolwiek porozumienie z partiami demokra-
tycznymi. Jednak już w 1940 r. budowane przez nią
struktury konspiracyjne w większości połączyły się
z SN, a ona sama skurczyła się do grupy bezkompromi-
sowych działaczy skupionych wokół Stojanowskiego
i Jana Matłachowskiego.
W końcu września 1939 r. narodowcy (ks. Józef
Prądzyński, Kirył Sosnowski, Witold Grott) powołali
w Poznaniu Ojczyznę. Do czasu masowych aresztowań
w latach 1941-1942 Ojczyzna była na ziemiach wcielo-
nych do Rzeszy najsilniejszym ugrupowaniem poli-
tycznym. Bazując na jej wpływach, działały struktury
ZWZ oraz Delegatury Rządu. Głównym organem pra-
sowym Ojczyzny była „Polska”.
Bardzo prężnie działała Organizacja Polska Obozu
Narodowo-Radykalnego (OP ONR), powstała jeszcze
przed wojną po zdelegalizowaniu ONR-ABC jako taj-
na, kilkupoziomowa struktura. Przyjęto w niej podział
na trzy szczeble wtajemniczenia, działające niezależnie
od siebie. Najwyższy poziom tworzył Zakon Narodo-
wy, co roku wybierający Komitet Wykonawczy Zako-
nu, a ten powoływał trzyosobowy Komitet Polityczny,
na czele z przewodniczącym. Czołowymi działaczami
OP ONR na szczeblu Zakonu Narodowego byli m.in.
Tadeusz Salski, Władysław Marcinkowski, Stanisław
Kasznica, Otmar Wawrzkowicz, Bolesław Sobociński.
Od tytułu najważniejszego organu prasowego OP ONR
ugrupowanie to zazwyczaj nazywa się Grupą „Szańca”.
W październiku 1939 r. powstała „wojskówka” OP
ONR, która przyjęła nazwę Organizacja Wojskowa
Związek Jaszczurczy (OW ZJ). Jej komendantem został
Władysław Marcinkowski „Jaxa”. Najsilniejsze wpły-
wy OW ZJ (ok. 7-10 tys. członków) miała w GG oraz
na terenach włączonych do Rzeszy (Łódzkie i Pomo-
rze). Już w marcu 1941 r. kontrwywiad ZWZ podej-
rzewał niektórych działaczy „Szańca” (m.in.
O. Wawrzkowicza) o kontakty z Gestapo.
Z największymi trudnościami odbudowywał się
w konspiracji Ruch Narodowo-Radykalny „Falanga”,
bowiem jego przywódca Bolesław Piasecki był od
grudnia 1939 r. do kwietnia 1940 r. więziony przez
Niemców. Część działaczy tego nurtu skupiła się w kie-
rowanej od listopada 1939 r. przez Witolda Rościszew-
skiego „Pobudce”.
Z ugrupowań generalnie słabego nurtu inspirowa-
nego katolicką nauką społeczną (m.in. Znak, Unia)
największe znaczenie miało Stronnictwo Pracy, o kryp-
tonimie Romb, bliskie ideowo gen. W. Sikorskiemu.
W terenie liczyło ok. 2 tys. członków. Pewnymi wpły-
wami, poza stolicą, dysponowało w Łódzkiem, na Ślą-
sku i w Poznańskiem. Do jego przywódców należeli
Władysław Tempka i Franciszek Kwieciński. Central-
nym organem SP był „Głos Warszawy”.
Konspiracyjny ruch ludowy zdominowany został w
zasadzie przez Stronnictwo Ludowe o kryptonimach
Trójkąt, Roch. Od początku większość jego najwybit-
niejszych przedwojennych działaczy była albo repre-
sjonowana przez okupantów (m.in. Wincenty Witos,
Władysław Kiernik), albo znalazła się na emigracji.
Maciej Rataj włączył się w prace konspiracyjne na
szczeblu państwowym. Dlatego też do tworzenia struk-
tur podziemnych działacze SL przystąpili stosunkowo
późno, bo dopiero w 1940 r. W połowie lutego 1940 r.
na konferencji w Lublinie powołano Centralne Kierow-
nictwo Ruchu Ludowego (CKRL), w składzie Józef
Niecko, Józef Grudziński i Maria Szczawińska. Na jego
czele stanął zwolniony z niemieckiego więzienia Rataj,
po którego ponownym aresztowaniu w połowie marca
1940 r. przewodniczącym CKRL został Stanisław
Osiecki. W marcu 1940 r. do SL włączyli się członko-
wie Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”, a w kwiet-
niu część struktur i członków konspiracyjnej Chłopskiej
Organizacji Wolności „Racławice”, powstałej na bazie
przedwojennego Centralnego Związku Młodej Wsi
„Siew”. Najsilniejszymi wpływami SL dysponowało na
terenie GG. W sierpniu 1940 r. podjęto decyzję o po-
wołaniu własnej organizacji zbrojnej o nazwie Straż
Chłopska (kryptonim Chłostra). Jej Komendantem
Głównym został w listopadzie 1940 r. Franciszek Ka-
miński. Od wiosny 1941 r. w odniesieniu do organizacji
wojskowej SL coraz częściej zaczęto używać nazwy
Bataliony Chłopskie (BCh) i ona ostatecznie się przyję-
ła. Głównymi organami prasowymi SL były pisma
„Przegląd”, „Ku zwycięstwu”, „Polska Ludowa”, „Ży-
wią i bronią”.
Liberalno-lewicowy, zwany w historiografii demo-
kratycznym, nurt konspiracji był bardzo zróżnicowany,
ale zakres jego wpływów ograniczał się właściwie do
środowisk polskiej inteligencji. Jego trzon stanowiły
takie ugrupowania, jak m.in. Stronnictwo Demokra-
tyczne, Związek Odbudowy Rzeczypospolitej, Polska
Ludowa Akcja Niepodległościowa, Polski Związek
Wolności. Najważniejsze wśród nich było Stronnictwo
Demokratyczne, o kryptonimie Prostokąt, kierowane
przez Mieczysława Michałowicza. Jego członkowie
licznie reprezentowani byli w aparacie propagandowym
ZWZ, zwłaszcza w Biurze Informacji i Propagandy
(BIP). Ich poglądy mogły być szeroko popularyzowane
w społeczeństwie, m.in. za pośrednictwem „Biuletynu
Informacyjnego”, tygodnika firmowanego przez KG
ZWZ, w którym oprócz bieżących informacji zamiesz-
czano analizy bliskie poglądom ugrupowań demokra-
tycznych.
Złożona była sytuacja ruchu socjalistycznego, jesz-
cze przed wojną rozdzieranego sporami ideologicznymi
i personalnymi. Z jednej strony socjaliści pozostawali
w zasadniczej opozycji wobec systemu rządów stwo-
rzonego przez sanację, z drugiej zaś znaczna ich część
w obronie interesów państwa gotowa była z nią współ-
pracować. Stąd też angażowali się w działania II Od-
działu Sztabu Głównego WP przygotowującego przed
wybuchem wojny dywersję pozafrontową, a w trakcie
oblężenia stolicy organizowali Robotnicze Bataliony
Obrony Warszawy. Aby zapobiec represjom okupanta,
w październiku 1939 r. przywódcy PPS ogłosili odezwy
informujące o zawieszeniu działalności partii. Prawie
równocześnie inicjatorzy tej decyzji — Mieczysław
Niedziałkowski, Kazimierz Pużak i Zygmunt Zaremba
— postanowili powołać kadrową konspiracyjną organi-
zację socjalistyczną o nazwie Centralne Kierownictwo
Ruchu Mas Pracujących Miast i Wsi — Wolność,
Równość, Niepodległość (WRN). Zostało to potwier-
dzone na naradzie czołowych działaczy socjali-
stycznych, zwołanej do Wawra 19 XI 1939. Przewod-
niczącym WRN został Tomasz Arciszewski, sekreta-
rzem Pużak, a szefem propagandy Zaremba. WRN po-
sługiwała się kryptonimem Koło. Jej głównym orga-
nem prasowym był tygodnik „WRN”. Organizacją
zbrojną WRN była Gwardia Ludowa (GL), bardzo
szybko podporządkowana dowództwu ZWZ. Powoła-
nie WRN miało na celu także wyeliminowanie z dzia-
łalności politycznej przedwojennej lewicy PPS, skłon-
nej wówczas do współpracy z komunistami lub demon-
strującej chęć bezkompromisowej walki z sanacją. Po-
zostający poza WRN działacze socjalistyczni utworzyli
na przełomie lat 1939/1940 kilka niezależnych od sie-
bie struktur. Najważniejsze z nich były trzy grupy —
mająca antysanacyjny charakter i kierowana przez Nor-
berta Barlickiego, skupiona wokół Stanisława Dubois
i wydawanej od maja 1940 r. „Barykady Wolności”
oraz Leszka Raabego, której organem prasowym była
„Gwardia”. Integrację tych grup w jedną organizację
utrudniły aresztowania przeprowadzone przez Gestapo.
Ich ofiarą padli m.in. Barlicki i Dubois.
W tym czasie aktywiści przedwojennych partii
komunistycznych (KPP, KPZU, KPZB) nie byli zbyt
czynni, gdyż oczekiwali od Moskwy zgody na odtwo-
rzenie rozwiązanych partii. W najlepszym razie utrzy-
mywali kontakty w swoich środowiskach lub angażo-
wali się w działalność na rzecz wywiadu sowieckiego.
Nadal też planowali stworzenie polskiej republiki ra-
dzieckiej. Od marca 1941 r. część z nich integrowała
się wokół tygodnika „Młot i Sierp”, a inna wiosną 1941
r. utworzyła Stowarzyszenie Przyjaciół ZSRR. We
wrześniu 1941 r. przekształciło się ono — po połącze-
niu z innymi mniejszymi grupami — w Związek Walki
Wyzwoleńczej. Według opinii Władysława Gomułki
wszystkie te organizacje nie mogły powstać bez zgody
władz sowieckich, bowiem niezmiennym aksjomatem
działalności komunistów pozostawała podległość Mo-
skwie, wynikająca z odpowiedniej interpretacji zasad
„proletariackiego internacjonalizmu” i „centralizmu
demokratycznego”, którymi kierowały się partie komu-
nistyczne. Ponadto dawni aktywiści KPP w walce
o uchwycenie władzy i pozyskanie zwolenników goto-
wi byli — na rozkaz Moskwy („Stalin wie najlepiej”)
— do całkowitej taktycznej reorientacji swojej linii po-
litycznej, co wyraziło się m.in. w ich stosunku do Nie-
miec przed zawarciem układu Ribbentrop-Mołotow
i po nim.
W wojskowej działalności konspiracyjnej od po-
czątku najważniejsza rola przypadła utworzonej 27 IX
1939 w Warszawie Służbie Zwycięstwu Polski (SZP),
dowodzonej przez gen. Michała Tokarzewskiego-
Karaszewicza. Powstała ona z inicjatywy grupy wyż-
szych oficerów, uczestników obrony Warszawy, którzy
wywodzili się głównie z obozu piłsudczykowskiego
i często mieli już doświadczenia w pracy konspiracyj-
nej, zdobyte w działającej podczas I wojny światowej
POW Zgodę na powstanie SZP wyraził gen. Juliusz
Rómmel, najwyższy wówczas na terenie kraju dowódca
WP, który ponadto przekazał do dyspozycji gen. Toka-
rzewskiego mjr. Edmunda Galinata. Przyleciał on do
Warszawy z pełnomocnictwami od Naczelnego Wodza
marsz. Śmigłego-Rydza, mając za zadanie formowanie
tajnych struktur wojskowych. W ten sposób SZP była
jedyną organizacją wojskowo-polityczną powołaną
z mandatu legalnych władz RP. Jej działanie miało
opierać się na obowiązujących uregulowaniach praw-
nych, w tym na dekretach prezydenta z 1 IX 1939,
m.in. wprowadzających na terenie kraju stan wojenny
oraz normujących relacje pomiędzy najwyższymi orga-
nami władzy państwowej, zgodnie z którym funkcjo-
nowanie administracji cywilnej podporządkowane było
wojsku. Na tej podstawie gen. Tokarzewski utworzył
przy komendzie SZP stanowisko komisarza cywilnego
i powierzył je Mieczysławowi Niedziałkowskiemu
(PPS), zarazem przewodniczącemu Rady Głównej
Obrony Narodowej (inaczej zwanej Radą Główną Poli-
tyczną). Rada Główna Polityczna miała być ciałem do-
radczym przy dowództwie SZP, a składała się z wybit-
nych działaczy politycznych wywodzących się z naj-
ważniejszych przed wojną nurtów opozycyjnych. Nale-
żeli do niej: Maciej Rataj i Stefan Korboński (SL), Ka-
zimierz Pużak (PPS), Leon Nowodworski (SN) oraz
Mieczysław Michałowicz (SD). Na podobnych zasa-
dach SZP miała być budowana w poszczególnych wo-
jewództwach. W teren rozesłano ekipy oficerskie, które
przystąpiły do montowania dowództw wojewódzkich.
Do końca 1939 r. powołano je w Warszawie, Krako-
wie, Kielcach, Lublinie, Łodzi, Wilnie i Lwowie.
Jednak ani zasady organizacyjne SZP, ani perso-
nalny skład dowództwa nie uzyskały akceptacji władz
państwa polskiego powołanych we Francji. Przed-
wrześniowy korpus oficerski WP, a przynajmniej jego
większość — mimo deklaratywnej apolityczności —
był przez opozycję uważany za ściśle związany z sys-
temem sanacyjnym. Ponadto gen. Sikorski i jego poli-
tyczne otoczenie byli przeciwni tworzeniu w kraju sil-
nych struktur konspiracji wojskowej, gdyż w związku
z przekonaniem, że wojna zakończy się bardzo szybko,
oceniali jej strategiczną przydatność jako niewielką.
Uznali również, że złożone w znacznym stopniu z ofi-
cerów o proweniencji piłsudczykowskiej dowództwo
SZP, przesyłające pierwsze meldunki internowanemu
w Rumunii marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi, może
w walce o władzę w Polsce stać się dla emigrantów
w Paryżu niebezpiecznym konkurentem. W tej sytuacji
postanowiono rozbić jednolitą organizację konspiracyj-
ną w kraju na osobne piony — wojskowy i polityczny,
a ponadto zmodyfikować personalny skład dowództwa.
8 XI 1939 gen. Sikorski powołał Komitet Ministrów
dla Spraw Kraju. Jego przewodniczącym został gen.
Kazimierz Sosnkowski, równocześnie kierujący spra-
wami wojskowymi na terenie okupowanej Polski. Za
podziemie cywilne i polityczne z ramienia rządu odpo-
wiadał Aleksander Ładoś, a od grudnia 1939 r. Stani-
sław Kot. Obaj należeli do SL. 13 listopada gen. Sosn-
kowski został Komendantem Głównym ZWZ, nowej
organizacji wojskowej powołanej w kraju na miejsce
SZP. Związek Walki Zbrojnej — właściwie Siły Zbroj-
ne w Kraju — był organiczną częścią działających jaw-
nie na emigracji Polskich Sił Zbrojnych. Komendant
Główny ZWZ wraz z swoim organem dowodzenia —
Komendą Główną znajdował się w Paryżu, skąd miał
bezpośrednio dowodzić sześcioma niezależnymi od
siebie obszarami ZWZ, na które podzielono cały oku-
powany kraj. W Generalnym Gubernatorstwie miały
powstać dwa obszary (Warszawa i Kraków), dwa na
ziemiach włączonych do Rzeszy (Poznań i Toruń), dwa
(Lwów i Białystok) na terenach pod okupacją sowiec-
ką. Łączność radiowa i kurierska była utrzymywana za
pośrednictwem baz mieszczących się w Bukareszcie,
Budapeszcie, Kownie (a później w Sztokholmie). W la-
tach następnych, w zależności od potrzeby, tworzono
kolejne. Charakter kadrowy i wspierający polskie pod-
ziemie pod okupacją sowiecką miał początkowo wileń-
ski okręg ZWZ, gdzie pod okupacją litewską warunki
konspirowania były stosunkowo znośne. Informacje
o likwidacji SZP i utworzeniu zamiast niej ZWZ dotar-
ły do kraju w grudniu 1939 r. (okupacja sowiecka)
i w styczniu 1940 r. (okupacja niemiecka). Równocze-
śnie z reorganizacją struktur dowodzenia, na żądanie
gen. Sikorskiego, usuwano z szeregów ZWZ oficerów
przed wojną powiązanych z obozem sanacyjnym, m.in.
byłego wojewodę wołyńskiego Henryka Józewskiego
czy mjr. Tadeusza Kruka-Strzeleckiego. Ogromne nie-
zadowolenie władz w Londynie spowodowało wydru-
kowanie w maju 1941 r. w podziemnym piśmie ZWZ
„Insurekcja” artykułu poświęconego pamięci marszałka
Piłsudskiego.
Reorganizacja podziemia wojskowego, zmierzają-
ca do objęcia go jak najpełniejszą kontrolą ośrodka rzą-
dowego w Paryżu, bardzo szybko okazała się nieży-
ciowa. Toteż już w połowie stycznia 1940 r. utworzono
stanowiska komendantów okupacji niemieckiej (płk
dypl. Stefan Rowecki) oraz okupacji sowieckiej (gen.
M. Tokarzewski-Karaszewicz). Trudności w łączności
z krajem, spowodowane klęską wojenną Francji i prze-
niesieniem polskich władz państwowych do Londynu,
skłoniły gen. Sosnkowskiego do mianowania 30 VI
1940 „Komendantem Głównym ZWZ w kraju” z sie-
dzibą w Warszawie gen. Stefana Roweckiego, używa-
jącego pseudonimów m.in. „Grot” i „Rakoń”. Komen-
dzie Głównej ZWZ w Warszawie podlegała całość
wojskowych prac konspiracyjnych na terenie okupacji
niemieckiej i sowieckiej. W Londynie nadzór nad dzia-
łalnością ZWZ sprawował jako zastępca Naczelnego
Wodza gen. Sosnkowski, który zachował tytuł Komen-
danta Głównego ZWZ. Jego organem wykonawczym
był VI Oddział Sztabu Naczelnego Wodza, w jaki
przekształciła się paryska komenda ZWZ. Jego zada-
niem było zapewnianie podziemiu w kraju pomocy
w środkach pieniężnych, uzbrojeniu i kadrze. Po klęsce
Francji, gdy rozwiały się nadzieje ekipy rządowej na
szybki koniec wojny, budowa silnego podziemia
w okupowanym kraju stała się koniecznością.
Struktura terenowa ZWZ bazowała na przedwo-
jennych podziałach administracyjnych kraju. Placówki
były odpowiednikami gmin, kilka z nich tworzyło rejo-
ny, obwody z reguły pokrywały się z powiatami,
a okręgi z województwami. Po kilka powiatów łączono
w inspektoraty, co ułatwiało planowanie działań opera-
cyjnych i prowadzenie walki zbrojnej. W zależności od
potrzeb można było łączyć okręgi (lub podokręgi)
w obszary, ale nie było to obligatoryjne. Przez cały
okres wojny istniały obszary warszawski, lwowski i za-
chodni ZWZ, obejmujący Pomorze i Wielkopolskę.
Podstawową jednostką wojskową ZWZ był pluton (50
żołnierzy). 1 IX 1940 w ZWZ było zarejestrowanych
2190 plutonów. Liczba plutonów podlegała fluktuacji,
jednak po okresowym spadku — w marcu 1941 r. było
ich 1466 — liczebność szeregów ZWZ miała stałą ten-
dencję wzrostową.
Zasadniczym zadaniem ZWZ było przygotowanie
powstania powszechnego, mającego wybuchnąć
w momencie załamania się Niemiec w wyniku zwy-
cięstw mocarstw zachodnich. Pierwsza wersja planu ta-
kiego powstania, wysłana do Londynu z datą 5 II 1941,
opierała się na dość mglistych przewidywaniach końca
wojny, gdyż nadal nie wiedziano, w jakim wówczas
strategicznym położeniu będzie się znajdował ZSRR.
Walka bieżąca z okupantem była przez KG ZWZ
traktowana — w przeciwieństwie do powstania po-
wszechnego — jako zadanie drugorzędne. Zniechęcały
do jej prowadzenia krwawe represje, będące niemiecką
odpowiedzią na każdy przejaw oporu polskiego społe-
czeństwa. W ocenach KG ZWZ straty zadane okupan-
tom w wyniku walki bieżącej były niewspółmierne do
możliwości stosowania przez nich terroru jako formy
działań odwetowych. Dobitnie świadczyły o tym dzieje
Oddziału Wydzielonego WP mjr. „Hubala” (Henryka
Dobrzańskiego), który odmówił władzom ZWZ zaprze-
stania walki partyzanckiej na Kielecczyźnie, swoją
działalnością dając okupantowi dogodny pretekst do
masowych represji. 30 IV 1940 oddział został rozbity
przez Niemców pod Anielinem, a dowódca poległ.
W kwietniu 1940 r., w okresie spodziewanych roz-
strzygnięć militarnych na Zachodzie, w ramach ZWZ
powołano Związek Odwetu (ZO), autonomiczną orga-
nizację dowodzoną przez mjr. Franciszka Niepokól-
czyckiego. Jej zadaniem było prowadzenie sabotażu
i dywersji tak zaplanowanych, by Niemcom utrudnić
ustalenie sprawców. Koncentrowano się na organizo-
waniu sabotażu na kolei, w zakładach przemysłu zbro-
jeniowego czy niszczeniu magazynów na terenach od-
dalonych od siedzib ludzkich. Do maja 1940 r. w okoli-
cach Krakowa i Łodzi wykolejono 4 transporty z woj-
skiem, amunicją i benzyną oraz stale spuszczano ben-
zynę z cystern kolejowych na trasie Lwów-Kraków,
a od kwietnia 1940 do marca 1941 r. spalono ok. 400
cystern z materiałami pędnymi, 24 magazyny ze sprzę-
tem wojennym oraz popełniono celowe błędy przy pro-
dukcji 3 tys. pocisków artyleryjskich. 15 VIII 1940 do-
konano zamachów bombowych na Dworcu Głównym
we Wrocławiu i na Dworcu Śląskim w Berlinie.
Duże sukcesy uzyskiwały struktury wywiadu
ZWZ, m.in. udało się im wiosną 1941 r. zidentyfikować
większość dowództw i jednostek Wehrmachtu skoncen-
trowanych w GG do ataku na ZSRR. W 1941 r. w ra-
mach Biura Informacji i Propagandy (BIP) KG ZWZ
uruchomiono pod kierownictwem Tadeusza Żenczy-
kowskiego propagandę dywersyjną wśród Niemców
(akcja „N”). Polegała ona na przygotowywaniu gazetek
i ulotek w języku niemieckim, rzekomo wytworzonych
przez niemieckie organizacje opozycyjne. Rozprowa-
dzano je anonimowo w środowiskach niemieckich, tak-
że w Wehrmachcie, w ten sposób niekiedy pozyskując
do współpracy z polskim podziemiem Niemców, prze-
konanych, że działają na rzecz swoich ziomków.
Bardzo silne tendencje do rozwijania aktywnych
form walki z okupantem panowały pod okupacją so-
wiecką, gdzie aresztowania i deportacje uznano za po-
czątek całkowitej depolonizacji Kresów Wschodnich.
W tej sytuacji, zwłaszcza w okresie klęsk Armii Czer-
wonej w wojnie z Finlandią i pogłosek o możliwości
wystąpienia mocarstw zachodnich (razem z Rumunią)
przeciwko ZSRR, dowództwo obszaru lwowskiego
ZWZ wręcz domagało się od władz polskich w Paryżu
zgody na rozpoczęcie akcji powstańczej. Wyrazem pa-
nujących tu nastrojów była nieudana próba opanowania
Czortkowa z 21 na 22 I 1940, podjęta przez grupę kon-
spirującej młodzieży. Z danych ZWZ wynika, że tylko
do maja 1940 r. na terenie okupacji sowieckiej znisz-
czono 9 pociągów z cysternami oraz 3 pociągi z żyw-
nością przeznaczone dla Niemców oraz wysadzono 3
mosty kolejowe. Działały także grupy i oddziały party-
zanckie, m.in. w rejonie Jedwabnego (Łomżyńskie) na
bagnach nadbiebrzańskich (Uroczysko Kobielno) ist-
niał kilkudziesięcioosobowy oddział partyzancki, 23 VI
1940 rozbity przez NKWD. Niektóre z tych grup prze-
trwały aż do wkroczenia Niemców latem 1941 r.
W kwietniu 1941 r. ludowy komisarz bezpieczeństwa
państwowego (NKGB) ZSRR Wsiewołod Mierkułow
oceniał, że na „Zachodniej Białorusi” z rąk polskiego
podziemia od października 1939 do sierpnia 1940 r.
zginęło lub zostało rannych 93 radzieckich funkcjona-
riuszy, a na „Zachodniej Ukrainie” od maja do listopa-
da 1940 r. „dokonano 96 zamachów terrorystycznych
na pracowników partyjnych”. Jednak w wyniku aresz-
towań działalność polskiego podziemia na Kresach
Wschodnich została prawie całkowicie sparaliżowana,
a część zachowanych struktur dowódczych ZWZ pra-
cowała pod kontrolą NKWD.
Rząd polski na uchodźstwie starał się wpływać na
postawy polskiego społeczeństwa. Już w kwietniu 1940
r. Komitet Ministrów dla Spraw Kraju uchwalił powo-
łanie dwóch rodzajów podziemnych sądów, zwanych
kapturowymi, z zadaniem ścigania m.in. przestępstw
zagrożonych karą śmierci — zdrady, szpiegostwa, pro-
wokacji i denuncjacji. Sprawy członków konspiracji
wojskowej miały sądzić sądy działające przy komen-
dach ZWZ. Osoby cywilne podlegały sądom tworzo-
nym przy terenowych strukturach organizowanej od
grudnia 1940 r. Delegatury Rządu. Od wyroków tych
sądów — orzekających albo karę śmierci, albo oddala-
jących sprawy — nie było odwołania. Jako jeden
z pierwszych zginął z wyroku Polski Podziemnej 7 III
1941 w Warszawie aktor Karol Juliusz (Igo) Sym.
Jesienią 1940 r. w ramach BIP KG ZWZ utworzo-
no Kierownictwo Walki Cywilnej (KWC), mające kre-
ować w społeczeństwie patriotyczne postawy. Opra-
cowywano specjalne kodeksy postępowania i piętno-
wano w prasie podziemnej zachowania uznawane za
naganne z punktu widzenia interesów narodowych. Nie
wszystkie zalecenia zostały przez społeczność polską
zaakceptowane, m.in. nie udało się doprowadzić do
bojkotu prasy gadzinowej i respektowania zakazu
uczęszczania do kontrolowanych przez Niemców kin
oraz teatrów.
Działania przeciwko Niemcom polegające na zry-
waniu flag hitlerowskich, niszczeniu niemieckich napi-
sów propagandowych czy malowaniu na murach haseł
patriotycznych nosiły nazwę „małego sabotażu”.
W Warszawie zajmowała się tym istniejąca od grudnia
1940 r. w ramach Szarych Szeregów Organizacja Ma-
łego Sabotażu „Wawer”, kierowana przez Aleksandra
Kamińskiego, który jej najsłynniejsze akcje opisał
w wydanych konspiracyjnie Kamieniach na szaniec
(1943).
Od początku z ZWZ współpracowały główne par-
tie polityczne wywodzące się z przedwojennej opozy-
cji. 26 II 1940 ukonstytuował się Polityczny Komitet
Porozumiewawczy (PKP) przy ZWZ w składzie Kazi-
mierz Pużak (WRN), Stefan Korboński (SL) i Aleksan-
der Dębski (SN). W Komitecie zabrakło przedstawicie-
la SD, reprezentowanego poprzednio w Radzie Głów-
nej Politycznej przy SZP, prawdopodobnie wobec
sprzeciwów SN, zarzucającego tej organizacji powią-
zania z masonerią.
Tymczasem Sikorski i kierujący z ramienia rządu
kontaktami z krajem Stanisław Kot próbowali wzmac-
niać struktury konspiracyjne związane ideowo z Fron-
tem Morges. W Warszawie kierował nimi od połowy
października 1939 r. polityczny przyjaciel Sikorskiego
Ryszard Świętochowski, który współpracował m.in.
z Tadeuszem Szpotańskim i Kazimierzem Drewnow-
skim. Tworzyli oni Biuro Polityczne, którego zaple-
czem był Centralny Komitet Organizacji Niepodległo-
ściowych (CKON), stanowiący konglomerat organiza-
cji politycznych i wojskowych o bardzo różnym cięża-
rze gatunkowym. Prezentowały one całe spektrum po-
glądów, a łączyła je głównie wrogość do sanacji i nie-
chęć do współpracy z ZWZ, oskarżanym o skupianie
przedstawicieli tej właśnie orientacji. Do CKON nale-
żało m.in. kierowane przez Władysława Tempkę Stron-
nictwo Pracy, grupa narodowców na czele z Marianem
Borzęckim, Chłopska Organizacja Wolności „Racławi-
ce”, kierowana przez Norberta Barlickiego grupa socja-
listów, Tajna Armia Polska, Muszkieterowie, Związek
Czynu Zbrojnego. Dla CKON przeznaczane były po-
czątkowo największe dotacje rządowe, do lata 1940 r.
sięgające 15 mln zł. Także do niego wysyłani byli ku-
rierzy polityczni, przywożący instrukcje z Paryża
i zbierający informacje o sytuacji w kraju. Oprócz
CKON Stanisław Kot szukał oparcia w Małopolsce,
gdzie od stycznia 1940 r. działał Krakowski Komitet
Międzypartyjny, złożony z przedstawicieli SN, SR SL
i PPS. Współpracował on z Organizacją Wojskową
Krakowa, kierowaną przez płk. Tadeusza Komorow-
skiego. Także małopolskie SL stanowiło polityczne za-
plecze Kota i Sikorskiego, w przeciwieństwie do war-
szawskiego ośrodka ludowców, zdominowanego przez
niechętnych Sikorskiemu i „morżowcom” działaczy
dawnego PSL „Wyzwolenie”. Kotowi jednak nie udało
się oprzeć prac rządu w kraju na CKON, który w po-
równaniu z PKP popieranym przez ZWZ okazał się
zbyt słaby. W kwietniu 1940 r. Świętochowski został
aresztowany na Słowacji, kiedy próbował przedostać
się do Francji, i zginął w Oświęcimiu. Przyspieszyło to
rozpad CKON, z którego jeszcze w kwietniu wyodręb-
niła się część organizacji, tworząc wraz z kilkoma in-
nymi Komitet Porozumiewawczy Organizacji Niepod-
ległościowych (KPON). W okresie największego roz-
woju grupował on ok. 25 organizacji, m.in. Tajną Ar-
mię Polską (TAP), Związek Czynu Zbrojnego (ZCZ),
Komendę Obrońców Polski, Miecz i Pług, Pobudkę.
Rozpadł się w sierpniu 1940 r.
W końcu września 1940 r. część organizacji
z KPON o charakterze katolicko-narodowym (m.in.
TAP, Znak, Pobudka, ZCZ) połączyła się w Konfede-
rację Narodu, a w styczniu 1941 r. wyodrębniły się
w niej dwa piony — polityczny i wojskowy. Polityczny
pozostał przy nazwie Konfederacja Narodu, a na jego
czele stanął Bolesław Piasecki. Pion wojskowy, kiero-
wany przez mjr. Jana Włodarkiewicza z TAP, przyjął
nazwę Konfederacja Zbrojna i we wrześniu 1941 r.
przystąpił do scalania swoich oddziałów z ZWZ.
W lipcu 1940 r. do PKP przystąpiło Stronnictwo
Pracy i w ten sposób stał się on ciałem politycznym
uznanym ostatecznie przez rząd Sikorskiego za poli-
tyczną reprezentację kraju. PKR podobnie jak Rada Na-
rodowa RP na uchodźstwie, złożony był z reprezentan-
tów tzw. grubej czwórki, czyli SN, SP, SL i WRN.
Współpracujące ze sobą w ramach PKP partie dzieliły
postulaty programowe oraz stosunek do ZWZ. Najbli-
żej z Siłami Zbrojnymi w Kraju współpracowała WRN.
Dążyła ona także do nawiązania sojuszu z SL i dlatego
wypracowała deklarację ideową łączącą postulaty so-
cjalistów i ludowców, znaną jako „Program Polski Lu-
dowej”. Współdziałanie obu partii zostało zerwane
w maju 1941 r., kiedy WRN poparła gen. Roweckiego,
odpowiedzialnego za ogłoszenie w piśmie ZWZ („Insu-
rekcji”) artykułu broniącego roli historycznej Józefa
Piłsudskiego.
Najtrudniejsza była i najwięcej sporów wywołała
sprawa budowy w kraju administracji cywilnej podle-
głej rządowi na wychodźstwie. W końcu lutego 1940 r.
Komitet Ministrów dla Spraw Kraju przewidywał po-
wołanie w porozumieniu ze stronnictwami polityczny-
mi w kraju trzech głównych delegatów rządu — dla
ziem wcielonych do rzeszy, GG oraz okupacji radziec-
kiej — i w poszczególnych województwach delegatów
okręgowych. Ich zadaniem miało być m.in. udzielanie
komendantom ZWZ dyrektyw politycznych w po-
rozumieniu z reprezentacją stronnictw politycznych,
dopomagania w podporządkowaniu ZWZ wszystkich
organizacji o charakterze wojskowym, kontrola budżetu
ZWZ i zatwierdzanie wyroków śmierci. Sprawa wyło-
nienia kandydatur na delegatów przewlekała się i w po-
łowie czerwca 1940 r. do Warszawy przybył z Paryża
jako Tymczasowy Delegat Rządu płk Jan Skorobohaty-
Jakubowski „Vogel”, mający przyspieszyć wykonanie
tego zadania. 28 VI 1940, korzystając z zamieszania
wywołanego klęską Francji, PKP postanowił zmienić
nazwę na Główny Komitet Polityczny i przejąć kompe-
tencje przewidywane dla Delegatur Rządu. W ten spo-
sób powstała tzw. Zbiorowa Delegatura Rządu, złożona
z przedstawicieli stronnictw, gen. Roweckiego i płk.
Skorobohatego-Jakubowskiego. Zdezawuowana przez
gen. Sikorskiego, 13 IX 1940 zaprzestała swojej dzia-
łalności. Wrócono też do nazwy PKP. 2 XII 1940 Si-
korski mianował Delegatem Rządu dla GG związanego
z SP Cyryla Ratajskiego („Wartski”), byłego prezyden-
ta Poznania. Równocześnie Delegatem Rządu dla ziem
wcielonych do Rzeszy został Adolf Bniński, dawniej
wojewoda poznański. Delegata dla okupacji sowieckiej
nie wyznaczono. Mianowanie delegatem Ratajskiego
wywołało ostre sprzeciwy ze strony SL i WRN (PPS).
Niemniej jednak Ratajski, popierany przez SP i SN,
utrzymał się na stanowisku i rozpoczął budowę central-
nego aparatu delegatury. Jego organem została „Rzecz-
pospolita Polska”. Kiedy w końcu lipca 1941 r. w Po-
znaniu Niemcy aresztowali Bnińskiego, jedynym urzę-
dującym Delegatem Rządu na terenie kraju pozostał
Ratajski. Taki stan rzeczy utrzymał się także w latach
następnych.
Powstanie Delegatury Rządu zakończyło budowę
podstaw Polskiego Państwa Podziemnego, składające-
go się z trzech niezależnych od siebie struktur: wojska
(ZWZ), administracji cywilnej (Delegatury Rządu)
i reprezentacji stronnictw politycznych (PKP).
3. SYTUACJA W OKUPOWANYM PAŃSTWIE POLSKIM
(CZERWIEC 1941-LIPIEC 1944)
Jednym ze skutków wojny niemiecko-radzieckiej,
rozpoczętej 22 VI 1941, była nowa fala morderstw
i terroru na ziemiach polskich. Początek ataku niemiec-
kiego zbiegi się z kolejną sowiecką deportacją, prowa-
dzoną m.in. na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Transporty
z deportowanymi były atakowane przez samoloty nie-
mieckie, a część z nich ogarnęły i uwolniły niemieckie
wojska. Na obszarach przyfrontowych NKWD przystą-
piło do likwidowania więzień i obozów. W tym czasie
w więzieniach na „Zachodniej Białorusi” i „Zachodniej
Ukrainie” przetrzymywano ponad 39,5 tys. osób. Część
więźniów wymordowano na miejscu lub w trakcie
ewakuacji. Szacie się, że na terenie okupacji sowieckiej
zginęło w ten sposób co najmniej 9,5 tys. osób. Do
największych mordów w więzieniach doszło we Lwo-
wie (ok. 2460 osób), Łucku (ok. 2000), Stanisławowie
(ok. 1500), Samborze i Stryju (ok. 1100), Drohobyczu
(ok. 1000), Tarnopolu (ok. 560). Podczas ewakuacji
wymordowano znaczną część więźniów m.in. z Czort-
kowa, Włodzimierza Wołyńskiego, Berezwecza (Głę-
bokiego) i Wilejki. Władze sowieckie ewakuowały tak-
że 68 obozów polskich jeńców wojennych, którzy
w Małopolsce Wschodniej byli zatrudnieni głównie na
budowach dróg, lotnisk, mostów, w kamieniołomach
i przy pracach leśnych (co najmniej 14 135 szeregow-
ców i podoficerów). W trakcie ewakuacji zginęło ok. 2
tys. jeńców.
Na terenach objętych walkami frontowymi cofają-
ce się oddziały Armii Czerwonej popełniały zbrodnie
wojenne na ludności cywilnej. Tylko w powiecie sokól-
skim w czerwcu 1941 r. zginęło z rąk żołnierzy co naj-
mniej 47 osób. Na Białostocczyźnie spalono zabudo-
wania i wymordowano mieszkańców wsi Sobieski oraz
Nowosiółki. Wśród zbrodni dokonanych w Małopolsce
Wschodniej najgłośniejsze było zastrzelenie 2 VII 1941
w Czortkowie przez uciekającą grupę NKWD 7 domi-
nikanów z miejscowego klasztoru.
Wielu zbrodni wojennych dopuściły się także od-
działy Wehrmachtu. Poza wypadkami pojedynczych
mordów dochodziło do pacyfikacji całych miejsco-
wości, m.in. 22 czerwca oddział Wehrmachtu zamor-
dował 25 mieszkańców osiedla Czarne koło Załuża
(Sanockie), a zabudowania spalił. Podobny los spotkał
m.in. cztery wsie na Białostocczyźnie. Jednak z reguły
zorganizowane mordy były dziełem posuwających się
za oddziałami frontowymi operacyjnych grup policji
bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa (Einsatz-
gruppen der Sicherheitspolizei und des SD), podpo-
rządkowanych szefowi RSHA (Główny Urząd Bezpie-
czeństwa Rzeszy) Reinhardowi Heydrichowi. Doko-
nywały one planowej eksterminacji ludności żydow-
skiej oraz przeprowadzały masowe egzekucje na oso-
bach współpracujących z władzami radzieckimi, a tak-
że na polskiej inteligencji. Tylko w ciągu pierwszych
dni okupacji Białegostoku zabito tam ponad 3 tys. Ży-
dów, a w getcie, utworzonym 1 VIII 1941, skoncen-
trowano ok. 50 tys. osób. W lipcu i sierpniu 1941 r.
w Ponarach wymordowano ok. 12 tys. wileńskich Ży-
dów. W kolejnych akcjach eksterminacyjnych, w któ-
rych aktywnie uczestniczyła litewska policja, już
w 1941 r. zginęła większość z liczącej przed wojną ok.
57 tys. osób populacji wileńskich Żydów. W końcu
1941 r. w wileńskim getcie legalnie przebywało ok. 12
tys. Żydów, a ukrywało się ok. 8 tys. Masowe mordy na
Żydach miały miejsce na Nowogródczyźnie, m.in.
w Nieświeżu (ok. 4 tys. osób), Ejszyszkach (ok. 3,4
tys.), Mirze (ok. 2,4 tys.). W 1941 r. Żydzi masowo gi-
nęli na Polesiu, Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej,
m.in. w Równem (ok. 24 tys. osób), Pińsku (ok. 11
tys.), Stanisławowie (ok. 10 tys.), Brześciu Litewskim
(ok. 5,5 tys.). Ostatecznej likwidacji Żydów na terenach
Komisariatów Rzeszy dokonano w ciągu roku 1943. Od
początku wojny przystąpiono też do planowej ekster-
minacji jeńców radzieckich, większość z nich wytraca-
jąc śmiercią głodową.
W ramach działań zmierzających do dalszego wy-
niszczania polskiej inteligencji już w nocy z 3 na 4 lip-
ca we Lwowie Niemcy, inspirowani przez nacjo-
nalistów ukraińskich, zamordowali 43 osoby, w więk-
szości profesorów wyższych uczelni, w tym Tadeusza
Żeleńskiego (Boya). 26 lipca rozstrzelano wielokrot-
nego premiera Kazimierza Bartla. W 1941 r. wymor-
dowano także polską inteligencję w Krzemieńcu (ok.
50 osób) oraz w Stanisławowie (ok. 300 osób). 27 IX
1941 rozstrzelano pod Wilnem 320 Polaków, oskarżo-
nych przez Litwinów o współpracę z bolszewikami. 16
IV 1942 w Krakowie w Domu Plastyków aresztowano
198 osób, w tym wielu artystów. Większość z nich
wkrótce została zamordowana w obozie koncentracyj-
nym w Auschwitz.
Zgodnie z opracowanym przed atakiem na ZSRR
planem szefa RSHA Reinharda Heydricha Niemcy sta-
rali się pozyskać do działań antyżydowskich część
mieszkańców Kresów Wschodnich różnych narodowo-
ści, zarówno Ukraińców, Białorusinów, jak i Polaków,
przekonanych, że reżim sowiecki w dużym stopniu
opierał swoją trwałość na pomocy ze strony miejscowej
społeczności żydowskiej. Szczegółowe badania histo-
ryczne nie potwierdzają tych opinii, bowiem z władza-
mi radzieckimi współpracowali przedstawiciele
wszystkich narodowości zamieszkujących tereny włą-
czone w latach 1939 i 1940 do ZSRR. Również człon-
kowie wszystkich grup narodowościowych byli prze-
śladowani przez władze radzieckie, a na listach pomor-
dowanych latem 1941 r. w więzieniach przez NKWD
znajdują się obok Polaków, Ukraińców i Białorusinów
osoby narodowości żydowskiej. Jednak stosunkowa ła-
twość, z jaką Żydzi potrafili przystosować się do wa-
runków życia w systemie sowieckim z pewnością
sprzyjała ugruntowywaniu się negatywnych stereoty-
pów dotyczących tej grupy narodowościowej. W końcu
czerwca i w lipcu 1941 r. na terenach dawnej okupacji
sowieckiej doszło do ponad 50 pogromów, w których
zginęło kilkanaście tysięcy Żydów, najwięcej w Galicji
Wschodniej i na Wołyniu. Miały one miejsce m.in. we
Lwowie, Tarnopolu, Złoczowie, Borysławiu i Łucku,
gdzie często towarzyszyły ekshumacji ofiar masowych
mordów dokonanych przez NKWD w więzieniach,
a oprócz policji niemieckiej i ukraińskiej uczestniczyły
w nich także różne męty społeczne, zarówno ukraiń-
skie, jak i polskie. Na Polesiu w pogromach ludności
żydowskiej, m.in. w Brześciu, uczestniczyli Polacy
i Białorusini. W Kownie i Wilnie szczególną nienawiść
do Żydów demonstrowali Litwini. Pogromy dokony-
wane przez Polaków, kierowanych lub inspirowanych
przez Niemców, w pierwszych tygodniach okupacji
niemieckiej zdarzały się w wielu miejscowościach (co
najmniej 23) na terenie powiatów łomżyńskiego
i szczuczyńskiego, gdzie już przed wojną ogromnymi
wpływami cieszyło się SN, wspierane w głoszeniu ha-
seł antysemickich przez miejscowe duchowieństwo ka-
tolickie. Przedwojenne uprzedzenia zostały znacznie
pogłębione w latach sowieckiej okupacji. Największych
pogromów dokonano w Radziłowie (7 VII) oraz w Je-
dwabnem (10 VII), gdzie zamordowano po kilkuset
Żydów. W obu wypadkach część z nich spalono żyw-
cem w stodołach. Trudno jest ustalić dokładną liczbę
pomordowanych, a podawane w relacjach świadków
szczegółowe dane — jak to wynika z prób ich weryfi-
kacji — są z pewnością znacznie zawyżone. Jednym
z istotnych motywów agresji wobec Żydów była także
chęć rabunku ich mienia. Dokonywano również samo-
sądów na Polakach gorliwie współpracujących po-
przednio z władzami radzieckimi lub wydawano ich
Niemcom.
Znaczna część, jeżeli nie większość, mieszkańców
terenów II RP pozostających od 1939 do 1941 r. pod
okupacją radziecką, w tym także Polacy, wejście wojsk
niemieckich początkowo przyjęła co najmniej z ulgą.
Ze zmianą okupacji duże nadzieje polityczne wiązali
Ukraińcy. Działacze OUN zorganizowali przy boku
Wehrmachtu dwa bataliony — „Nachtigal” i „Roland”,
służyli jako tłumacze w oddziałach niemieckich, na za-
pleczu Armii Czerwonej organizowali dywersję, a we
Lwowie próbowali nawet wywołać coś w rodzaju po-
wstania, stłumionego przez wojska radzieckie. 30 VI
1941 z inicjatywy OUN Frakcji Rewolucyjnej (OUN
FR), grupującej zwolenników Bandery, na terenie
Lwowa, a następnie całej „Zachodniej Ukrainy”, za-
skakując Niemców faktami dokonanymi, ogłoszono od-
rodzenie ukraińskiej państwowości oraz powołano rząd
kierowany przez Jarosława Stećkę. Żywiołowo rozbu-
dowywała się policja ukraińska. Jednak Niemcy nie
zamierzali realizować niepodległościowych aspiracji
ukraińskich. Zarówno Bandera, jak i Stećko zostali
aresztowani, bataliony „Nachtigal” i „Roland” prze-
kształcono w jednostkę policyjną przeznaczoną do wal-
ki z rodzącą się partyzantką sowiecką, zreorganizowa-
no i podporządkowano Niemcom ukraińską policję. We
wrześniu 1941 r. Gestapo rozpoczęło masowe areszto-
wania wśród aktywu OUN FR, co spowodowało jej
przejście do podziemia. W konspiracji banderowcy
stawali się stopniowo coraz bardziej znaczącą wśród
galicyjskich Ukraińców siłą polityczną. Wielu Ukraiń-
ców, zarówno związanych z OUN Melnyka, jak i z or-
ganizacjami samopomocowymi, nadal współpracowało
z Niemcami. Niemcy uniemożliwili także odtworzenie
litewskiej państwowości. Zgodzili się natomiast na po-
wstanie litewskiej policji oraz służby bezpieczeństwa,
która m.in. pomagała im w zwalczaniu polskiej konspi-
racji. Postawy Polaków z obszarów dawnej okupacji
sowieckiej różniły się znacznie od demonstrowanych
w Polsce centralnej. Jak odnotowywała prasa konspira-
cyjna, w Lwowskiem odsetek Polaków gotowych pod-
pisać volkslistę był o wiele wyższy niż na innych tere-
nach GG.
Bardzo szybkie postępy Wehrmachtu na froncie
wschodnim spowodowały, że jeszcze w lipcu 1941 r.
całość ziem II RP znalazła się pod okupacją niemiecką.
Wkrótce też dokonano na nich nowego podziału admi-
nistracyjnego, a wojsko przekazało władzę strukturom
cywilnym. Z większości ziem województw lwowskie-
go, tarnopolskiego i stanisławowskiego utworzono dys-
trykt Galicja (ponad 47,1 tys. km2) ze stolicą we Lwo-
wie i 1 VIII 1941 włączono go do GG. W ten sposób
obszar GG wzrósł do 145 180 km2, a jego ludność
w końcu listopada 1942 r. liczyła 16 958 tys. osób. Wo-
jewództwa wołyńskie i poleskie oraz skrawki tarnopol-
skiego i lwowskiego (ok. 69,5 tys. km2) włączono do
Komisariatu Rzeszy Ukraina, jako większość General-
nego Okręgu (Generalbezirk) Wołyń-Podole (obejmo-
wał on m.in. także część Żytomierszczyzny). Siedzibą
jego władz był Łuck. Inne generalne okręgi tworzono
na pozostałych terenach okupowanej Ukrainy Radziec-
kiej. Siedzibą władz Komisariatu Rzeszy Ukraina był
nie Kijów, ale Równe. Większość ziem północno-
wschodnich II RP (ok. 52 tys. km km2) przyłączono do
Komisariatu Rzeszy Ostland. W jego skład wchodziła
także radziecka Białoruś oraz państwa bałtyckie, two-
rzące cztery generalne okręgi. W ramach Komisariatu
Rzeszy Ostland utworzono m.in. Generalny Okręg Li-
twy (obejmujący Litwę i Wileńszczyznę) oraz General-
ny Okręg Białoruś, obejmujący prawie całe wojewódz-
two nowogródzkie, część wileńskiego i poleskiego oraz
radziecką Mińszczyznę. Komisariaty Rzeszy podpo-
rządkowane były Ministerstwu Rzeszy do spraw Tere-
nów Wschodnich, którym kierował Alfred Rosenberg.
Przedwojenne województwo białostockie, wraz z drob-
nymi częściami województw warszawskiego, poleskie-
go i nowogródzkiego (ok. 31,1 tys. km2), jako Bezirk
Białystok, po zniesieniu granicy celnej i wprowadzeniu
na początku listopada 1941 r. niemieckiego systemu
pieniężnego oraz podatkowego (od początków 1942) de
facto stało się częścią prowincji wschodniopruskiej,
czyli dołączyło do ziem polskich włączonych do III
Rzeszy, obejmujących wówczas ponad 123 tys. km2.
W tych oddzielonych od siebie granicami policyj-
nymi jednostkach administracyjnych życie ludności
wyglądało różnie, zależało bowiem od odmiennych
przepisów prawnych, specyficznych dla każdego obsza-
ru stosunków narodowościowych, społecznych i go-
spodarczych, wreszcie od koncepcji szefów administra-
cji okupacyjnej, dysponujących władzą formalnie abso-
lutną i znaczną swobodą w kształtowaniu własnej poli-
tyki, w tym także stosowaniu terroru, na podległych im
terytoriach. Jednak wszędzie regułą było wykorzysty-
wanie do walki z Polakami mieszkających na tych ob-
szarach grup narodowych.
Na terenach anektowanych Niemcy kontynuowali
politykę umacniania elementu niemieckiego i zaciera-
nia różnic pomiędzy nimi a obszarami „starej” Rzeszy.
W Warthegau trwały wewnętrzne akcje wysiedleńczo-
kolonizacyjne. Tylko w drugiej połowie 1941 r. objęły
one ok. 313 tys. Polaków, głównie chłopów lokowa-
nych w innych wsiach, powiatach lub obozach.
W mniejszym stopniu politykę wewnętrznych rugów
prowadzono na Śląsku (ok. 60 tys.) oraz na Pomorzu
(ok. 13 tys. Polaków). W okręgu Białystok wysiedlenia
od października 1942 do wiosny 1943 r. dotknęły ok.
48 tys. osób, w większości wywiezionych na roboty do
Niemiec. Równocześnie na terenach wcielonych osie-
dlali się przybywający z głębi Rzeszy Niemcy, ok. 132
tys. w Kraju Warty, 52 tys. na Pomorzu, w rejencji cie-
chanowskiej 26 tys.
W tym czasie na podstawie zarządzenia
H. Himmlera uproszczono i przyspieszono procedurę
wpisu na niemiecką listę narodowościową. Spowodo-
wane było to m.in. potrzebą zasilania Wehrmachtu no-
wymi poborowymi. Wkrótce liczba przymusowo wcie-
lonych do armii na Śląsku i Pomorzu przekroczyła 200
tys. W wyniku różnych działań władz niemieckich licz-
ba Polaków na terenach wcielonych do Rzeszy zmniej-
szyła się w latach 1940-1944 z ok. 88% do 63% ogółu
ludności. W dalszym ciągu Polacy podlegali specjal-
nym przepisom prawnym oraz policyjnym sądom do-
raźnym. W przemyśle zatrudniano coraz więcej kobiet i
dzieci poniżej 14 roku życia. Przydzielana Polakom
żywność nie pokrywała minimum (ok. 2400 kalorii)
przewidzianego przez władze okupacyjne dla osób pra-
cujących.
Polacy nadal podlegali tutaj rozbudowanemu sys-
temowi terroru. Obóz koncentracyjny w Auschwitz,
w którym mogło przebywać równocześnie ponad 30
tys. więźniów, dysponował ponad 40 podobozami. Po-
za Auschwitzem, do którego nadal trafiali więźniowie
z GG, najbardziej znanym obozem koncentracyjnym
ulokowanym na terenach włączonych do Rzeszy był
Stutthof koło Gdańska, gdzie więziono ok. 25 tys. osób,
a drugie tyle przetrzymywano w 37 podobozach.
Przyłączenie Galicji Wschodniej oraz ekstermina-
cja Żydów zmieniły strukturę narodowościową Gene-
ralnego Gubernatorstwa. W 1942 r. Polacy stanowili
64,1% mieszkańców, Ukraińcy — 22,7%, Żydzi —
11,7%, Niemcy — 1,4%. Nadal podstawą polityki nie-
mieckiej w GG były bezwzględny terror oraz pełna
eksploatacja ludności i gospodarki. Coraz wyraźniej
konkretyzowano założenia perspektywicznego Gene-
ralnego Planu Wschodniego, opracowywanego pod au-
spicjami Himmlera, zgodnie z którym z przeznaczo-
nych dla germańskiej kolonizacji okupowanych tere-
nów Polski i ZSRR zamierzano ok. 31 milionów ludno-
ści, w tym ok. 20 mln. Polaków, wysiedlić za Ural.
W pewnym sensie przygotowaniem do tej akcji były
plany stworzenia pasa niemieckiego osadnictwa w po-
łudniowej części dystryktu lubelskiego. Już w listopa-
dzie 1941 r. dokonano pierwszych wysiedleń na Za-
mojszczyźnie, rugując z ośmiu wsi ok. 2000 osób, a na
ich miejscu osadzając niemieckich kolonistów z Besa-
rabii. Do właściwych wysiedleń przystąpiono z 27 na
28 XI 1942. W pierwszym etapie Niemcy wysiedlili
116 miejscowości na terenie powiatów Zamość, Toma-
szów Lubelski i Hrubieszów, zamieszkanych przez ok.
34 tys. polskich i ukraińskich chłopów. Zdolnych do
pracy wysiedleńców kierowano do obozów koncentra-
cyjnych lub na przymusowe prace do Rzeszy, starców,
chorych i dzieci umieszczano w tzw. rezerwatach wiej-
skich. Szacuje się, że Niemcy ujęli ok. 16 tys. osób,
w tym ok. 5 tys. dzieci, z których część przeznaczono
do zgermanizowania. Reszta uciekła do lasów lub kryła
się u sąsiadów. Miejsce wysiedlonych zajęło ok. 14 tys.
kolonistów niemieckich. Wokół enklaw niemieckich
w części miejscowości, z których wyrzucono Polaków,
osadzano Ukraińców, także uprzednio wysiedlonych
z ich własnych gospodarstw. Praktyka ta musiała pro-
wadzić do wzrostu antagonizmu polsko-ukraińskiego.
W marcu 1943 r., wobec narastającego oporu ludności
polskiej, która przystąpiła do organizowania partyzant-
ki, oraz wskutek wewnętrznych sporów w kierownic-
twie niemieckim, akcja wysiedleń została przerwana.
Wrócono do niej w końcu czerwca 1943 r., kiedy to
w powiatach Biłgoraj, Tomaszów Lubelski i Zamość
zorganizowano wielką operację przeciwpartyzancką
„Wehrwolf”. Zamierzano wówczas wysiedlić ok. 60
tys. ludności z przeszło 170 miejscowości. Ostatecznie
Niemcy ujęli wówczas ok. 36 tys. osób, a ponad pięćset
zamordowali na miejscu. Do obozów koncentracyjnych
i na przymusowe roboty wysłano ok. 26 tys. osób. Jed-
nak w połowie lipca 1943 r. zaprzestano akcji wysie-
dleń i nie wznowiono jej już do końca okupacji.
W listopadzie 1941 r. założono obóz koncentracyj-
ny na Majdanku koło Lublina. Mieścił on ok. 40 tys.
więźniów i posiadał sieć podobozów, do których nale-
żało m.in. więzienie Gęsiówka w Warszawie i Płaszów
w Krakowie. Szacuje się, że na obszarze obecnej Polski
istniało w czasie wojny ok. 6 tys. różnego typu nie-
mieckich obozów i więzień służących terrorowi i eks-
terminacji ludności.
Wojna z ZSRR zmusiła władze niemieckie do sko-
rygowania prowadzonej w GG polityki gospodarczej.
Zaprzestano działań zmierzających do zlikwidowania
przemysłu, natomiast zaczęto przestawiać go na po-
trzeby wojenne. W tym celu kontynuowano też niektóre
przedwojenne zamierzenia inwestycyjne, m.in. zakoń-
czono budowę huty żelaza w Stalowej Woli oraz zapór
wodnych w Rożnowie i Czchowie. Nadal modernizo-
wano i rozbudowywano infrastrukturę komunikacyjną,
zwłaszcza linie kolejowe (m.in. w Krakowie). W 1943
r. w wyniku ofensywy powietrznej Anglosasów, zaczę-
to na tereny najmniej narażone na bombardowania, na
wschód od Odry, przenosić wiele niemieckich fabryk.
W jednym miejscu starano się wytwarzać tylko po-
szczególne elementy finalnych produktów (samolotów,
czołgów itp.), które później montowano gdzie indziej.
Wiele takich zakładów rozmieszczono w GG, m.in.
w Warszawie. Natomiast zakłady montażowe lokowano
w tunelach, opuszczonych kopalniach, specjalnie bu-
dowanych podziemnych fabrykach, m.in. w Sudetach.
Generalnie na ziemiach polskich nastąpił wzrost pro-
dukcji wydobywczej i przemysłu ciężkiego, m.in. wy-
dobycie węgla z 38 mln ton w 1938 r. wzrosło do 57
mln ton w roku 1943. Jednak dekapitalizacja maszyn
i urządzeń wykorzystywanych w przemyśle znacznie
przekraczała wartość poczynionych przez okupanta in-
westycji. Ponadto drastycznie pogorszyły się warunki
pracy. W 1942 r. wprowadzono w przemyśle, a następ-
nie w urzędach GG dziesięciogodzinny dzień pracy.
Sześciodniowy urlop w roku miał tylko charakter uzna-
niowy. Zarazem kierownicy zakładów pracy musieli to-
lerować stałą absencję robotników, zajmujących się
dodatkowo handlem lub inną pracą, gdyż zdawali sobie
sprawę, że głodowa pensja nie jest w stanie zapewnić
nawet wysoko wykwalifikowanym pracownikom mi-
nimum egzystencji.
W Generalnym Gubernatorstwie stopniowo pogar-
szała się sytuacja ludności rolniczej, gdyż wymiar kon-
tyngentów ciągle wzrastał (przeciętnie co roku o 20-
30%), chociaż i tak położenie materialne chłopów było
na ogół znacznie lepsze niż mieszkańców miast. Płace
robotników rolnych były bardzo wysokie i pod koniec
okupacji kształtowały się w dystrykcie warszawskim w
granicach 100-150 zł dziennie (!), podczas gdy inne ka-
tegorie zawodowe osiągały zarobki rzędu 300-400 zł
miesięcznie. Kontyngenty obejmowały ok. 40% pro-
dukcji czterech zbóż, 18% ziemniaków, 73% buraków
cukrowych. Kontrola hodowli polegała na kolczykowa-
niu zwierząt, a za nielegalny ubój wysyłano do obozu
koncentracyjnego. Sytuację łagodziła powszechna ko-
rupcja występująca wśród niemieckich urzędników.
Aby zmusić chłopów do oddawania kontyngentów, od
1942 r. wprowadzano w okresie żniw stan wyjątkowy,
na mocy którego za sabotowanie dostaw i nielegalny
ubój groziła kara śmierci. Gospodarka niemiecka na
wsi stawała się coraz bardziej rabunkowa. Gwałtownie
spadało pogłowie bydła i koni. Wiosną 1943 r. tylko
w powiecie grójeckim w ponad tysiącu gospodarstw nie
było koni, a na 100 ha przypadało tylko 28 sztuk bydła.
W tej sytuacji ściąganie kontyngentów można było za-
pewnić, tylko stosując bezwzględny terror oraz przy-
musowe rekwizycje, w których obok policji i żandar-
merii uczestniczył także Wehrmacht oraz oddziały zło-
żone z byłych jeńców sowieckich. Podczas okupacji
grabież zbóż chlebowych i cukru z terenów GG była tu
wyższa niż łącznie z terenów Francji, Holandii, Protek-
toratu Czech i Moraw i Serbii, a ziemniaków zabrano
trzy razy więcej niż w wyżej wymienionych państwach.
Ceny czarnorynkowe, wielokrotnie przekraczające
ceny kontyngentowe, dodatkowo zachęcały do omijania
przepisów okupanta. W lutym 1942 r. w porównaniu
z lipcem 1939 r. ceny żywności w Warszawie wzrosły
o 1652,9%, a ich tendencja zwyżkowa (z okresowymi
wahnięciami) także w następnych miesiącach i latach
była zjawiskiem stałym. Gwałtownie rosły także ceny
opału, nafty i karbidu, używanego do lamp oświetlają-
cych mieszkania. Głodowe ilości żywności, jakie lud-
ność miejska mogła uzyskać na podstawie kartek, były
podstawową przyczyną funkcjonowania czarnego ryn-
ku. W 1941 r. na kartki można było nabyć produkty,
których wartość kaloryczna sięgała jedynie 26% tego,
co przeciętnie kupował robotnik przed wojną, a w 1943
r. normy te obniżyły się do 16%. Wyczerpywały się za-
pasy obuwia i odzieży. Rosła inflacja, natomiast płace
stały w miejscu. Aby przeżyć, ludność miejska obok
oficjalnego zatrudnienia musiała szukać dodatkowych
dochodów, zwłaszcza w nielegalnym handlu, wykony-
wać w trakcie pracy tzw. fuchy, a więc nielegalnie pro-
dukować towary poszukiwane na wolnym rynku, kraść
w zakładach pracy lub na kolei (m.in. węgiel) itp. Na
terenach graniczących z Rzeszą kwitł przemyt. Celowa-
li w nim m.in. kolejarze przywożący węgiel ze Śląska.
Przemycaną z GG żywność wymieniano na artykuły
przemysłowe. Masowo rozwijało się żebractwo. Sza-
cowano, że w marcu 1942 r. w Warszawie procederem
tym zajmowało się na stałe ok. 4000 dzieci, w połowie
polskich, w połowie żydowskich. Niemcom nigdy nie
udało się zlikwidować nielegalnego handlu żywnością.
Wszystkie większe miasta centralnej i wschodniej Pol-
ski — Warszawa, Kraków, Kielce, Radom, Lublin,
Lwów, Wilno, Białystok były ośrodkami czarnego ryn-
ku, głównie żywności, na którym ceny kształtowały się
różnie. Najwyższe w centralnej Polsce były w Warsza-
wie. W styczniu 1942 r. ceny żywności w stolicy były
wyższe niż w Lublinie, Radomiu i Krakowie o 26-29%,
a w stosunku do Rzeszowa nawet o 44%. W najgorszej
sytuacji początkowo znajdowali się mieszkańcy kreso-
wych miast polskich, otoczonych wsiami, w których
przeważała ludność ukraińska. Polscy mieszkańcy
Lwowa doświadczali sezonowo głodu, a po żywność
wyprawiali się aż do centralnej Polski. Jednak już
w drugiej połowie 1943 r. Lwów należał do tych miast
Polski, w których żywność była najtańsza. W grudniu
1943 r. na wolnym rynku w Kielcach trzeba było zapła-
cić za 1 kg masła 230 zł, słoniny — 210 zł, wieprzowi-
ny — 120 zł, cukru — 90 zł, chleba — 10 zł. W tym
samym czasie cena 1 kg chleba we Lwowie wynosiła 5
zł, 1 kg masła kosztował 160 zł, słoniny 180 zł, a cukru
60 zł. Natomiast miesięczna pensja robotnika czy
urzędnika, zarówno w Kielcach, jak i we Lwowie, na-
dal oscylowała w granicach 300-400 zł. Sytuacja żyw-
nościowa spowodowała, że bardziej przedsiębiorcza
ludność przenosiła się z dużych miast do wsi oraz ma-
łych miast, gdzie po zagładzie Żydów można było też
łatwiej znaleźć pracę w handlu i rzemiośle oraz uzyskać
lepsze warunki mieszkaniowe. Dla części inteligencji
twórczej schronieniem stały się dwory ziemiańskie.
Bardzo trudna sytuacja w GG miała skłaniać do
dobrowolnych wyjazdów na roboty do Niemiec. Jednak
z powodu braku chętnych, gdyż warunki życia i pracy
w Rzeszy były z reguły jeszcze gorsze, policja organi-
zowała w miastach i na wsiach łapanki ludzi. Od poło-
wy 1941 do grudnia 1942 r. wysłano na roboty przymu-
sowe ok. pół miliona mieszkańców GG. W Rzeszy za-
trudniono też ok. 300 tys. polskich jeńców wojennych
(szeregowych i podoficerów), pozbawionych praw
kombatanckich. Akcję wywozu na roboty kontynu-
owano do końca okupacji. Szacuje się, że z całego ob-
szaru przedwojennej Polski wywieziono podczas wojny
na roboty do Rzeszy oraz okupowanej Francji ponad
2550 tys. polskich obywateli. Wśród wywiezionych ok.
670 tys. osób pochodziło z terenów włączonych do
Rzeszy, a z GG oraz okręgu białostockiego ponad 1290
tys.
Pogłębiało się zróżnicowanie materialne społe-
czeństwa. Postępująca pauperyzacja dotykała większo-
ści ludności miejskiej, ale pojawiały się też grupy no-
wobogackich, znakomicie funkcjonujących w nowych
warunkach. Bardzo dobrze prosperowało ziemiaństwo,
lepiej niż przed wojną powodziło się znacznej części
chłopstwa. Radziły sobie te grupy zawodowe, które
mogły „kombinować” — na przykład kolejarze.
Świadoma polityka okupanta zmierzała do ograni-
czania przyrostu naturalnego społeczeństwa, m.in. po-
przez podniesienie na terenach wcielonych do Rzeszy
wieku Polaków mogących zawierać małżeństwa. Także
w GG zawierano o wiele mniej małżeństw niż przed
wojną. Spadek przyrostu naturalnego wynikał również
ze zwiększania się liczby zgonów i zmniejszania liczby
mężczyzn z powodu przebywania na robotach przymu-
sowych i w obozach jenieckich. Wpływ na to zjawisko
miała także konieczność pracy zawodowej kobiet, brak
urlopów macierzyńskich i dodatków rodzinnych. Gene-
ralnie wśród społeczności polskiej występował ujemny
przyrost naturalny. W skali wszystkich ziem polskich
spadek urodzin w latach II wojny światowej szacowano
na ok. 1250 tys. Sytuację pogarszało zjawisko rozpo-
wszechniania się chorób zakaźnych, w dużym stopniu
opanowanych już przed wojną, takich jak dur brzuszny
i plamisty, jaglica, gruźlica, choroby weneryczne oraz
odra u dzieci. Szerzyły się różne patologie społeczne —
państwo, bimbrownictwo, prostytucja oraz przestęp-
czość, w tym bandytyzm. Szeroko rozpowszechnioną
plagą było donosicielstwo do władz okupacyjnych.
Częste stykanie się z gwałtowną śmiercią powodowało
swoistą znieczulicę moralną. Zanikał etos dobrej, solid-
nej pracy na rzecz jej markowania („metoda żółwia”),
kombinowania, oszukiwania, cwaniactwa. Malał i tak
słabo zakorzeniony szacunek do prawa. Sprzyjała temu
korupcja urzędników niemieckich, powszechne było
łapownictwo. Jedni szukali pociechy w praktykach re-
ligijnych (stąd rozpowszechnienie się ich nowych form,
m.in. zbiorowych modłów przy podwórkowych ka-
pliczkach w Warszawie), inni wiarę tracili. Popularno-
ścią cieszyło się wróżbiarstwo i spirytyzm. Zjawiska
społecznej solidarności krzyżowały się ze wzrostem
obojętności na krzywdę innych. Dokuczał brak stabili-
zacji i rozpowszechniały się postawy użycia bez oglą-
dania się na normy moralne.
W Generalnym Gubernatorstwie nadal wzrastała
liczba Niemców. W 1942 r. było ich — bez wojska, po-
licji i SS — ok. 264 tys. (miejscowych i z Rzeszy).
Najwięcej mieszkało w miastach. Wiosną 1944 r.
w Krakowie, liczącym ponad 320 tys. mieszkańców,
było ok. 30 tys. Reichsdeutschów i Volksdeutschów,
niewiele mniej niż w milionowej Warszawie. Siły Weh-
rmachtu w kwietniu 1943 r. na terenie GG szacuje się
— chyba z dużą przesadą — na 450 tys., a policji i SS
na 60 tys. Stosunkowo niewielkie efekty przyniosła
w GG akcja skłaniania Polaków do podpisywania nie-
mieckiej listy narodowościowej. W lipcu 1942 r. podję-
to także działania zmierzające do wyodrębnienia wśród
Polaków grupy osób połączonych więzami krwi
z Niemcami (Deutschstammige). W całym GG w po-
łowie 1943 r. zarejestrowanych było jako kandydaci na
„Niemców z pochodzenia” ok. 100 tys. osób, a za nada-
jących się do zniemczenia uznano 25 tys. W 1944 r. ak-
cji tej zaniechano.
Próbowano także rozbijać jedność polskiego społe-
czeństwa i budzić separatyzmy regionalne poprzez for-
sowanie tezy o istnieniu osobnego „narodu góralskie-
go” (Goralenvolku). Od lutego 1942 r. w Nowym Tar-
gu działał Komitet Góralski, kierowany przez Wacława
Krzeptowskiego (przedwojennego działacza SL). Sku-
pił on ok. 27 tys. osób posiadających odrębne karty toż-
samości i nieco większe przywileje niż Polacy. Jednak
rekrutacja do „góralskiego” oddziału SS skończyła się
całkowitym niepowodzeniem.
Przyłączenie Małopolski Wschodniej do GG jesz-
cze bardziej skłaniało Niemców do faworyzowania
Ukraińców kosztem Polaków. Według obliczeń nie-
mieckich z 15 IX 1942 w dystrykcie galicyjskim
mieszkało 4 mln 528 tys. osób, w tym 3 mln 247 tys.
Ukraińców, 956 tys. Polaków, 278 tys. Żydów i 43 tys.
Niemców. Zgodnie z danymi spisu z 1 III 1943 Pola-
ków miało być już o 155 tys. mniej, a w porównaniu ze
stanem z roku 1931 ubyło ich ok. 555 tys. (o 40,9%).
Równocześnie prawie o 402 tys. ludzi (14,2%) więcej
niż w roku 1931 przyznawało się do narodowości ukra-
ińskiej. W marcu 1943 r. we Lwowie, liczącym 254 tys.
mieszkańców, żyło 139 tys. Polaków (54%). Nadal
UCK posiadał znacznie szersze uprawnienia niż RGO
i rozwijał działalność nie tylko charytatywną, ale także
gospodarczą i oświatowo-kulturalną. Przydziały żyw-
ności dla ludności ukraińskiej, także w miastach o pol-
skiej większości, przewyższały otrzymywane przez
ludność polską. W dystrykcie Galicja w połowie stycz-
nia 1944 r. na 382 wójtów i burmistrzów tylko trzech
było narodowości polskiej. Także policja pomocnicza
miała charakter ukraiński. W drugiej połowie 1942 r.
liczyła ona w GG ok. 4 tys. ludzi, z czego 600 funkcjo-
nariuszy w dystrykcie lubelskim i krakowskim. Rozbu-
dowane było ukraińskie średnie szkolnictwo ogólno-
kształcące i pedagogiczne, którego Polacy byli pozba-
wieni. Również handel detaliczny został przy poparciu
Niemców opanowany przez Ukraińców, którzy także
odtworzyli struktury przedwojennej spółdzielczości.
Polacy natomiast, dzięki fachowemu przygotowaniu
i znajomości języka niemieckiego, przeważali w urzę-
dach, kolejnictwie i przemyśle naftowym. Przy ograni-
czonym wsparciu Kościoła greckokatolickiego, nadal
kierowanego przez metropolitę Andrzeja Szeptyckiego,
rozwijała się polityczna współpraca niemiecko-
ukraińska. Za jej apogeum można uznać tworzenie od
końca kwietnia 1943 r. ukraińskiej dywizji SS Galizien
(Hałyczyna), przy wsparciu działaczy UCK oraz kie-
rownictwa OUN Andrija Melnyka. Narastającą rywali-
zację między Ukraińcami a Polakami przewodniczący
UCK Kubijowycz próbował wykorzystać w celu prze-
konania Niemców do wysiedlenia Polaków z dystryktu
galicyjskiego i ostatecznego rozdzielenia terenów
zwarcie zamieszkanych przez obie grupy narodowe.
W porównaniu z warunkami w Galicji o wiele go-
rzej przedstawiała się sytuacja Ukraińców na Wołyniu,
włączonym do Komisariatu Rzeszy Ukraina. Zasadni-
czym celem administracji niemieckiej, kierowanej
przez Ericha Kocha, była maksymalna eksploatacji
ekonomiczna tych ziem i zamieszkałej na nich ludno-
ści. Nie oddano chłopom zabranej przez bolszewików
ziemi oraz utrzymano pod niemieckim nadzorem pań-
stwowe gospodarstwa rolne, zorganizowane na miejscu
majątków obszarniczych. Nie działały tu ukraińskie in-
stytucje samorządowe ani ponadpodstawowe szkolnic-
two, zezwolono jedynie na rozwój ukraińskiej policji
pomocniczej. W zasadzie bez większych przeszkód
rozwijało się życie religijne. Ludność polska na Woły-
niu w połowie 1942 r. liczyła, według spisu niemiec-
kiego, ok. 306 tys. osób, co stanowiło 14,6% wszyst-
kich mieszkańców. W porównaniu ze stanem przedwo-
jennym ubyło ok. 45 tys. Polaków, głównie osadników
i inteligencji. Początkowo podziemie polskie oceniało
stosunki polsko-ukraińskie na Wołyniu jako zadowala-
jące.
Bezwzględny wyzysk ekonomiczny wzmagał
wśród ludności Wołynia nienawiść do Niemców
i sprzyjał wzrostowi partyzantki sowieckiej, która naj-
lepiej rozwijała się na pograniczu Polesia i Wołynia.
Specjalizowała się w walce z niemieckim transportem
kolejowym, ale terroryzowała także ludność cywilną,
niechętną władzy sowieckiej. W odwecie za współpra-
cę z partyzantami Niemcy wraz z policją ukraińską or-
ganizowali od wiosny 1942 r. karne ekspedycje,
w trakcie których palili całe osady i mordowali za-
mieszkałą w nich ludność — zarówno Ukraińców, jak
i Polaków. Stopniowo rosła anarchia, gdyż administra-
cja niemiecka nie sięgała poza większe miasta, kwitła
też pospolita przestępczość i zwykły bandytyzm. W ce-
lu obrony ludność ukraińska zaczęła organizować od-
działy zbrojne. Wśród lokalnych organizacji podziem-
nych wyróżniał się ruch kierowany przez Tarasa Bo-
rowcia „Bulbę”, przed wojną związanego z orientacją
petlurowską. Swoje oddziały „Bulba” nazwał Ukraiń-
ską Powstańczą Armią (UPA). Ponadto na Wołyniu
działały od jesieni 1942 r. oddziały partyzanckie OUN
Bandery i OUN Melnyka. Wszystkie walczyły z party-
zantką sowiecką. Prowadziły również walkę z niemiec-
kimi ekspedycjami odbierającymi chłopom ukraińskim
żywność. Nasilały się także mordy na Polakach, oskar-
żanych przez banderowców o pracę w administracji
niemieckiej i popieranie partyzantki sowieckiej. Ich
skala gwałtownie wzrosła, kiedy w końcu marca 1943
r. zdezerterowało ze służby niemieckiej ok. 5 tys. poli-
cjantów ukraińskich, uczestniczących poprzednio w
eksterminacji ludności żydowskiej. Zasilili oni party-
zantkę banderowską, co także przesądziło o losie in-
nych podziemnych ugrupowań ukraińskich, które zosta-
ły przez banderowców wchłonięte lub rozbite. Oddziały
OUN Bandery przywłaszczyły sobie także bardzo po-
pularną na Wołyniu nazwę UPA. Niemal każdy kolejny
dzień przynosił nowe zbrodnie, m.in. z 22 na 23 IV
1943 w Janowej Dolinie UPA wymordowała ok. 500
Polaków. W tej sytuacji Polacy, mimo zakazów władz
konspiracyjnych, wstępowali do organizowanych przez
Niemców oddziałów policji pomocniczej. Na Wołyń
przybył także liczący ok. 360 ludzi 202. batalion Schut-
zmannschaftu, sformowany z polskich policjantów na
terenie GG. Oddziały te dokonywały razem z Niemca-
mi lub samodzielnie napadów na ukraińskie osiedla
i mordów na cywilnej ludności ukraińskiej, co dodatko-
wo podgrzewało konflikt narodowy, gdyż odpowie-
dzialnością za ich działalność propaganda banderowska
obciążała wszystkich Polaków. Pala zorganizowanego
terroru ukraińskiego osiągnęła apogeum w niedzielę 11
VII 1943, kiedy UPA dokonała napadów na co naj-
mniej 99 polskich miejscowości, mordując także — jak
m.in. w Porycku (obecnie Pawłówka), Kisielinie, Chry-
nowie i Swojczowie ludność zgromadzoną na nabożeń-
stwach w kościołach. Szacuje się, że tylko w lipcu 1943
r. z rąk UPA i uzbrojonych głównie w siekiery, widły
i łopaty ukraińskich chłopów, postępujących z wyjąt-
kowym okrucieństwem, śmierć poniosło ponad 10 tys.
ludzi. Noc w noc nad Wołyniem stała łuna od palących
się polskich osiedli. Z rąk ukraińskich zginęło także 21
księży rzymskokatolickich diecezji łuckiej, w której
przestało istnieć ok. 70% parafii. Mordowano wszyst-
kich — mężczyzn, kobiety i dzieci. Historycy polscy
nie mają wątpliwości, że eksterminacja ludności pol-
skiej miała charakter zorganizowany i została zaplano-
wana przez centralne lub wołyńskie kierownictwo ban-
derowskiej OUN i UPA, na czele z Dmytrem Klacz-
kiwśkym „Kłymem Sawurem”. Natomiast większość
historyków ukraińskich stoi na stanowisku, oficjalnie
reprezentowanym jeszcze w czasie wojny przez przy-
wódców OUN i UPA, że za rzeziami na Polakach kryły
się prowokacje niemieckie i sowieckie, a część napa-
dów na polskie osiedla miała charakter spontaniczny,
odwetowy lub była przejawem chłopskiej walki o zie-
mię. Ponadto likwidacja społeczności polskiej miała
uniemożliwić restytucję na tych terenach polskiej pań-
stwowości. Trudno jest ustalić rozmiary strat polskich
poniesionych na Wołyniu z rąk ukraińskich. Historycy
polscy szacują, że zginęło tam od 50 do 60 tys. Pola-
ków. Dziesiątki tysięcy ludzi uciekły do miast i dalej,
do GG, roznosząc po całej Polsce wieści o mordach
popełnianych przez Ukraińców. Straty ukraińskie z ręki
Polaków na Wołyniu według polskich szacunków mo-
gły sięgnąć kilku tys. osób. Historycy i publicyści ukra-
ińscy mają tendencję do podawania o wiele wyższych
szacunków strat ukraińskich (ostatnio nawet 100 tys.
osób!), co ma uzasadnić popularną wśród większości
z nich tezę, że wydarzenia na Wołyniu w podobnym
stopniu obciążają Polaków i Ukraińców.
Rezydujące w Galicji Wschodniej centralne kie-
rownictwo banderowskiej OUN i UPA, kierowane
przez Romana Szuchewycza „Tarasa Czuprynkę”, tak-
że postanowiło doprowadzić do depolonizacji tych ob-
szarów, uznanych za „etniczne ziemie ukraińskie”.
W końcu 1943 r. banderowcy rozpoczęli wśród Pola-
ków kolportowanie ulotek nakazujących „Lachom” pod
groźbą śmierci wyniesienie się za San, a następnie
przystąpili do realizacji tych zapowiedzi. W trakcie
podjętej przez UPA akcji eksterminacyjnej, trwającej
aż do ostatecznego opuszczenia ziem Małopolski
Wschodniej przez Polaków w 1946 r., zginęło ok. 20-
25 tys. Polaków, a ponad 300 tys. jeszcze przed powro-
tem w 1944 r. na te tereny wojsk sowieckich zmuszono
do ucieczki do centralnej Polski. Zdezorganizowane
zostały struktury parafialne Kościoła rzymsko-
katolickiego, a wielu księży i zakonników zamordowa-
no. Także i tutaj oddziały AK drogą akcji odwetowych
próbowały powstrzymywać terror banderowski. Jednak
nawet według danych historiografii banderowskiej
(m.in. Lwa Szankowśkiego) proporcje pomiędzy ofia-
rami ukraińskimi a polskimi na terenie Małopolski
Wschodniej kształtowały się do połowy 1944 r. jak 1
do 10 na niekorzyść Polaków.
Konflikt zbrojny polsko-ukraiński ogarnął od wio-
sny 1943 r. południowo-wschodnie tereny Lubelszczy-
zny (tzw. Chełmszczyznę), gdzie oddziały partyzanckie
AK i BCh przystąpiły do palenia wysiedlonych przez
Niemców polskich wsi, w których osadzono chłopów
ukraińskich, a apogeum osiągnął w pierwszej połowie
roku 1944. Tutaj wzajemne ataki równoważyły się, stąd
też straty ukraińskie były podobne do polskich i w spa-
lonych osiedlach mogły wynieść — po jednej i drugiej
stronie — po ok. 4-5 tys. pomordowanych mężczyzn,
kobiet, dzieci.
W bardzo trudnej sytuacji znalazła się ludność pol-
ska na terenie Komisariatu Rzeszy Ostland. Kolejni
szefowie Generalnego Okręgu Białoruś, Wilhelm Ku-
be, a następnie Kurt Gottberg, właśnie Polaków uznali
za głównych przeciwników Niemców i w związku
z tym faworyzowali białoruskich nacjonalistów. W lip-
cu 1942 r. powołano Radę Główną Białoruskiej Samo-
pomocy Ludowej (BNS) oraz zorganizowano jej eks-
pozytury w terenie. Rada Główna BNS zajmowała się
nie tylko dobroczynnością, ale rozwijała szkolnictwo
oraz prowadziła działalność kulturalną i wydawniczą.
Intensywnie rozbudowywano też białoruskie bataliony
policyjne — do stanu ponad 20 tys. ludzi. W grudniu
1943 r. władze niemieckie wyraziły zgodę na utworze-
nie Białoruskiej Centralnej Rady, z przedwojennym
działaczem „Hromady” Radosławem Ostrowskim na
czele. Podporządkowana jej Białoruska Obrona Krajo-
wa w marcu 1944 r. liczyła ok. 25 tys. uzbrojonych lu-
dzi. Niemiecka polityka popierania białoruskich dążeń
emancypacyjnych doprowadziła gdzieniegdzie do
ostrego konfliktu polsko-białoruskiego. Polaków na te-
renie Komisariatu było ok. 700 tys. (30% ludności), ale
wyraźną większość tworzyli jedynie w okolicy Lidy.
Niemcy zakazali używania w życiu publicznym języka
polskiego. Poparciem władz cieszyła się Cerkiew pra-
wosławna, natomiast represjom poddawano Kościół ka-
tolicki, uznawany za ostoję polskości. Aby wymusić
białorutenizację Kościoła, w lutym 1942 r. w okręgu
lidzkim na pewien czas zamknięto wszystkie świątynie
katolickie, a ich otwarcie uzależniono od indywidualnej
zgody udzielanej duchownym po wniesieniu podania.
Nakazano głoszenie kazań i prowadzenie lekcji religii
tylko po białorusku. Za nauczanie religii po polsku kil-
ku księży rozstrzelano. Władze niemieckie razem z po-
licją białoruską dopuściły się na tym terenie wielu
zbrodni na Polakach, m.in. w czerwcu 1942 r. areszto-
wano w powiatach Baranowicze, Nieśwież, Nowo-
gródek, Stołpce oraz w okolicach Słonimia ok. 1000
przedstawicieli polskiej inteligencji, z których wielu
później zamordowano. Eksterminacja tej warstwy spo-
łecznej była kontynuowana także w następnych latach.
Ponurą sławę zyskał obóz koncentracyjny w Kołdy-
czewie (koło Baranowicz), gdzie wymordowano około
20 tys. Żydów, Polaków, Białorusinów oraz jeńców so-
wieckich. Od 1942 r. Niemcy stopniowo intensyfiko-
wali pacyfikacje, będące odwetem za działalność party-
zantki sowieckiej. W trakcie tych akcji niszczono osie-
dla i masowo mordowano mieszkańców, m.in. w trak-
cie operacji „Herman” (14 VII-8 VIII 1943), która ob-
jęła rejon Puszczy Nalibockiej, spalono ponad 60 wio-
sek i zabito 4280 osób.
W Generalnym Okręgu Litwa władze niemieckie
starały się blisko współpracować z Litwinami, zarówno
przeciwko ludności żydowskiej, jak i polskiej, której
w maju 1942 r. było tam 356 tys. (12,7%), z czego 315
tys. na Wileńszczyźnie, w tym 103 tys. w Wilnie (pra-
wie 72% ludności miasta). Większość stanowisk w ad-
ministracji zajmowali Litwini. Także policja po-
mocnicza miała charakter litewski. Jesienią 1943 r.
Niemcy zorganizowali Litewski Korpus Terytorialny,
dowodzony przez gen. Povilasa Plechavičiusa. Wszyst-
kie struktury opanowane przez nacjonalistów litew-
skich starały się kontynuować wypieranie Polaków
z życia gospodarczego i urzędów, zapoczątkowane na
Wileńszczyźnie przez władze niepodległej Litwy. Zli-
kwidowano polskie szkolnictwo średnie, teatry i pla-
cówki kulturalne. Fizyczna eksterminacja Polaków na
terenie Generalnego Okręgu Litwa miała mniejsze
rozmiary niż w Generalnym Okręgu Białoruś, jednak
i tutaj mordowano ich — zwłaszcza inteligencję —
w egzekucjach. Między innymi w maju 1942 r., za za-
bicie przez partyzantów sowieckich w pobliżu Święcian
dwóch urzędników niemieckich, policja litewska i nie-
miecka zamordowała co najmniej 400 Polaków (niektó-
re źródła podają nawet liczbę 1200). We wrześniu 1942
r. policja litewska rozpoczęła usuwanie polskich rolni-
ków z terenów Litwy właściwej oraz Wileńszczyzny,
m.in. w powiecie poniewieskim wysiedlono historycz-
ny zaścianek Laudę. Akcją tą objęto co najmniej kilka
tysięcy osób. Miejsce wysiedlonych na Litwie właści-
wej zajmowali koloniści niemieccy, a na Wileń-
szczyźnie Litwini. Wysiedlenia te trwały do końca roku
1943.
Inaczej niż w Galicji polscy księża w Komisariacie
Rzeszy Ostland oraz połączonym z Prusami Wschod-
nimi Okręgu Białostockim podlegali ostrym represjom
władz niemieckich. Zginęło ponad 80 kapłanów archi-
diecezji wileńskiej, a do więzień i obozów trafiło 95
księży i kleryków. 22 III 1942 arcybiskup wileński
Romuald Jałbrzykowski został internowany w klaszto-
rze w Mariampolu, a władzę objął, jako administrator
apostolski, arcybiskup Mecislovas Reinys, który litwi-
nizował i białorutenizował i struktury, i formy kultu
w archidiecezji. Aresztowano większość zakonników
i zakonnic w Wilnie. W diecezji pińskiej (Polesie
i Nowogródczyzna) represje dotknęły 74 księży, z któ-
rych 45 zamordowano. 1 VIII 1943 w Nowogródku
rozstrzelano 11 nazaretanek. Natomiast do czasu mor-
dów ukraińskich diecezja łucka, obejmująca tereny
Wołynia i część Polesia (Komisariat Rzeszy Ukraina),
funkcjonowała w miarę normalnie, chociaż w obozach
koncentracyjnych przetrzymywano 36 tutejszych księ-
ży, z których 17 zmarło lub zostało zamordowanych.
Jakkolwiek polityka ludobójstwa wobec Żydów od
czasu ataku niemieckiego na ZSRR prowadzona była
już wyraźnie, to jednak jej ostateczne założenia sprecy-
zowano w styczniu 1942 r. w Wannsee pod Berlinem,
na konferencji zwołanej przez szefa Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy, kiedy to zapadła decyzja „o
ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Cała
ludność żydowska miała zostać jak najszybciej zgła-
dzona. W tym celu zaplanowano utworzenie obozów
zagłady, w których więźniów od razu z transportów ko-
lejowych miano kierować do komór gazowych. Taki
eksperymentalny obóz zaczął działać już 8 XII 1941
w Kraju Warty we wsi Chełmno nad Nerem, 70 km od
Łodzi. Ofiary przywożone z gett Warthegau uśmierca-
no spalinami w specjalnie zaprojektowanych samocho-
dach. Zginęło tu co najmniej 150 tys. osób. Drugi obóz
zagłady na terenach wcielonych do Rzeszy powstał w
Auschwitz-Birkenau. Od marca 1942 r. mordowano
tam Żydów przywożonych z całej Europy. Wiosną
1942 r. zaczęły funkcjonować obozy w Bełżcu i Sobi-
borze w dystrykcie lubelskim, a następnie zaczęto bu-
dować obóz w Treblince w dystrykcie warszawskim.
Żydzi mordowani byli także w obozach koncentracyj-
nych, m.in. na Majdanku, w Płaszowie koło Krakowa
oraz w Stutthofie.
Akcję eksterminacji w GG, największego skupiska
ludności żydowskiej w Europie, określono kryptoni-
mem „Reinhard”. Już 15 X 1941 wprowadzono karę
śmierci dla Żydów samowolnie opuszczających getta,
a także dla wszystkich osób udzielających im w tym
pomocy. Na początku 1942 r. rozpoczęło się przymu-
sowe przenoszenie Żydów z małych miast do więk-
szych, położonych przy liniach kolejowych. Powodo-
wało to drastyczne pogorszenie warunków życia ludno-
ści żydowskiej i jej dalszą pauperyzację. We wrześniu
1941 r. gęstość zamieszkania w warszawskim getcie
wynosiła 110 800 osób na 1 km2 (trzykrotnie więcej niż
w całej Warszawie). Z danych niemieckich wynika, że
na jedno mieszkanie przypadało tutaj przeciętnie 19
osób, a na jedną izbę 6-7 osób.
Deportacje Żydów z GG do obozów zagłady roz-
poczęto 17 III 1942 od mieszkańców getta w Lublinie.
W ciągu marca i kwietnia większość z nich wymordo-
wano w obozie w Bełżcu. 30 V 1942 r. zaczęto wywo-
zić do Bełżca część Żydów z getta w Krakowie. 21 VII
1942 rozpoczęto wywożenie Żydów z Warszawy. War-
szawski Judenrat, dysponujący policją żydowską, zo-
bowiązano do dostarczania na Umschlagplatz (plac ko-
ło bocznicy kolejowej przy ul. Stawki) od 6 do 10 tys.
ludzi dziennie. Początkowo zgłaszali się ochotnicy, któ-
rzy uwierzyli w niemieckie zapowiedzi, że transporty
kierowane są do nowych miejsc osiedlenia i pracy
Szybko jednak prawda o mordowaniu Żydów warszaw-
skich w Treblince dotarła do mieszkańców getta
i ochotników zabrakło. 23 VII 1942 prezes Judenratu,
Adam Czerniaków, nie chcąc być współwinnym mor-
du, popełnił samobójstwo. Od końca lipca wysiedlanie
przeprowadzały okupacyjne siły policyjne, a pomagała
im żydowska Służba Porządkowa. 5 sierpnia wywie-
ziono do Treblinki, razem z dziećmi z sierocińca, któ-
rymi się opiekował, pisarza i pedagoga Janusza Kor-
czaka. Deportacje z getta warszawskiego trwały do 21
IX 1942. Do Treblinki wywieziono 254 tys. osób.
W getcie pozostało 35 tys. Żydów zatrudnionych
w warsztatach pracujących dla Niemców, a prawie dru-
gie tyle ukrywało się na jego terenie. Od sierpnia do
września 1942 r. likwidowano ludność żydowską z gett
w całym GG, m.in. z Radomia, Mińska Mazowieckie-
go, Siedlec i Kielc. Do końca 1942 r. liczba gett w oku-
powanej Polsce zmniejszyła się ponad dziesięciokrotnie
(z 650 do 60). Z danych SS wynika, że w GG pod ko-
niec tego roku przebywało już tylko około 300 tys. Ży-
dów, a na ziemiach anektowanych 235 tys. Akcję eks-
terminacyjną kontynuowano w roku następnym. Zli-
kwidowano wówczas ostatecznie getta w całym GG,
w tym w Warszawie, Krakowie i Lwowie, a także poza
Gubernatorstwem, m.in. w Białymstoku i Wilnie.
Najdłużej przetrwało getto w Łodzi. Przewodni-
czący łódzkiego Judenratu Chaim Rumkowski próbo-
wał działać inaczej niż szef warszawskiego Judenratu
Czerniaków; organizował m.in. wytężoną pracę na
rzecz Niemiec oraz wydawał na śmierć część miesz-
kańców getta (chorych, starców i dzieci), byle uratować
pozostałych. Również i ta taktyka zawiodła. W lipcu
i sierpniu 1944 r. Niemcy zlikwidowali łódzkie getto,
a jego mieszkańców (ok. 82 tys.) wymordowali
w Chełmnie i Auschwitz-Birkenau.
W okresie największej aktywności obozów zagłady
w Treblince, Bełżcu i Sobiborze dziennie w komorach
gazowych ginęło po kilka tysięcy ludzi. Łącznie za-
mordowano w nich co najmniej 1460 tys. Żydów,
głównie polskich — w Treblince ok. 850 tys., w Bełżcu
ok. 483 tys., a w Sobiborze 130 tys. Jednak najwięk-
szym cmentarzyskiem Żydów stał się Auschwitz.
W kompleksie obozów straciło życie ok. 1100-1600
tys. ludzi, w większości Żydów z różnych krajów Eu-
ropy. Ponadto zginęło tam ok. 75 tys. Polaków, ok. 20
tys. Cyganów (Romów), 15 tys. jeńców radzieckich
i 30 tys. więźniów innych narodowości. W obozie za-
głady w Chełmnie nad Nerem do połowy 1944 r. za-
mordowano ok. 300 tys. Żydów. W drugiej połowie
1943 r. obozy zagłady w Bełżcu, Treblince i Sobiborze
— jako już niepotrzebne — zostały przez Niemców
zlikwidowane.
Podejmowane przez historyków próby jednoznacz-
nego zdefiniowania postaw ludności polskiej wobec
eksterminacji Żydów natrafiają na znaczne trudności.
Historiografie izraelska oraz zachodnie eksponują wro-
gie postawy części ludności polskiej wobec żydowskich
sąsiadów. W historiografii polskiej dominowała ten-
dencja odwrotna, sprowadzająca się do wydobywania
głównie faktów świadczących o pozytywnym stosunku
Polaków do Żydów. Tymczasem w społeczeństwie pol-
skim byli zarówno ludzie pomagający Żydom, jak
współpracujący z Niemcami w ich eksterminacji lub
zachowujący postawę bierną. Problemem pozostaje
ustalenie proporcji pomiędzy tymi trzema grupami.
W maju 1942 r. w konspiracyjnej „Prawdzie” uka-
zał się artykuł, prawdopodobnie napisany przez Zofię
Kossak-Szczucką, piętnujący ochotniczy udział w ma-
sakrze Żydów części ludności polskiej z różnych miej-
scowości. Wstrząsający opis takich zachowań przynosi
Dziennik z lat okupacji Zamojszczyzny, prowadzony
przez Zygmunta Klukowskiego. Do pomocy w ekster-
minacji Żydów Niemcy wykorzystywali policję grana-
tową, a także oddziały straży pożarnej i Baudienstu,
używane do wysiedlania i eskortowania Żydów. Prze-
ciwko zatrudnianiu przez Niemców junaków z Bau-
dienstu do grzebania pomordowanych Żydów prote-
stował wobec władz niemieckich metropolita kra-
kowski abp A. S. Sapieha. Dużym problemem społecz-
nym stało się również tzw. szmalcownictwo, polegające
na obrabowywaniu lub szantażowaniu dla zysku Ży-
dów, którym udało się uniknąć getta. Polska Podziemna
walczyła z tymi przejawami zwyrodnienia i karała je
śmiercią. Jednak negatywny stosunek do Żydów sze-
rzyła prawicowa prasa konspiracyjna, a większość hie-
rarchii Kościoła rzymskokatolickiego nadal reprezen-
towała przedwojenne stanowisko antyjudaistyczne,
m.in. biskup kielecki Czesław Kaczmarek, należący —
obok administratora diecezji podlaskiej bp. Czesława
Sokołowskiego — do hierarchów najbardziej lojalnie
nastawionych wobec niemieckich okupantów, jeszcze
w marcu 1941 r. w pisemku diecezjalnym opublikował
artykuł, w którym domagał się usuwania dzieci żydow-
skich ze szkół publicznych.
Należy pamiętać, że Polska była w grupie tych
okupowanych krajów — obok ZSRR, Serbii, Czech
i Norwegii — gdzie za wszelkie przejawy pomocy Ży-
dom Niemcy stosowali karę śmierci. Znane są wypadki
rozstrzeliwania Polaków nawet za podanie Żydowi ka-
wałka chleba lub podwiezienie go furmanką, a także za
poradę lekarską. Kilku księży zamordowano za wysta-
wianie fałszywych metryk. Od grudnia 1942 r. Niemcy,
w ramach represji, zaczęli palić w zabudowaniach całe
rodziny chłopskie wraz ze znalezionymi u nich Żydami.
W tej sytuacji pomaganie Żydom, a zwłaszcza ich
ukrywanie, było niebezpieczniejsze niż angażowanie
się w antyniemiecką konspirację. Co najmniej kilkuset
Polaków, znanych z imienia i nazwiska, zostało zamor-
dowanych przez Niemców z tego właśnie powodu. Dla-
tego też większość społeczeństwa polskiego, motywo-
wana zwykłym strachem, zachowała się wobec tragedii
ludności żydowskiej biernie i postawę taką trudno jed-
noznacznie potępić.
Spontaniczne ratowanie prześladowanych Żydów
przez pojedyncze osoby wyprzedziło formy pomocy
zorganizowanej, którą podjęło Polskie Państwo Pod-
ziemne oraz część organizacji konspiracyjnych, m.in.
współpracujących w ramach Społecznej Organizacji
Samoobrony. Wielu pojedynczych aktów pomocy nie
ujawniono nawet po wojnie, gdyż nie sprzyjała temu
ówczesna sytuacja polityczna. We wrześniu 1942 r.
przy Delegaturze Rządu RP powstała specjalna komór-
ka, która w grudniu tego roku przekształciła się w Radę
Pomocy Żydom (RPŻ) „Żegota” z Julianem Grobelnym
(WRN) jako przewodniczącym. W jej skład wchodzili
przedstawiciele WRN, SL, SD oraz „Bundu” i Żydow-
skiego Komitetu Narodowego. Rada działała głównie w
Warszawie, Krakowie i Lwowie. W 1944 r. z jej pomo-
cy finansowej korzystało ok. 4 tys. osób. W latach 1943
i 1944 dostarczyła ukrywającym się Żydom ok. 50 tys.
„aryjskich” dokumentów. Referat warszawski RPŻ
pomagał w przechowaniu ok. 2,5 tys. żydowskich dzie-
ci, z których wiele znalazło schronienie w klasztorach.
Całe rodziny żydowskie ukrywano w chłopskich obej-
ściach, m.in. przez dwa lata 40 osób przechowywała
Marianna Bąk, mieszkanka wsi Czajkowa koło Mielca.
Indywidualną akcję pomocy prowadził na Węgrzech,
załatwiając tysiącom polskich Żydów katolickie papie-
ry, polski dyplomata Henryk Sławik, który został
w 1944 r. zamordowany w obozie w Mauthausen.
Szeroką akcję informacyjną o eksterminacji ludno-
ści żydowskiej prowadził na Zachodzie rząd polski,
m.in. nadając duży rozgłos przysłanemu z kraju rapor-
towi „Bundu” z 11 V 1942, w którym określano liczbę
zamordowanych Żydów na 700 tys., a następnie misji
emisariusza z kraju Jana Karskiego (Kozielewskiego).
W listopadzie przybył on do Londynu i jako naoczny
świadek ludobójstwa osobiście informował o nim mini-
stra Edena, a następnie w USA prezydenta Roosevelta.
Z inspiracji Polski 17 XII 1942 rządy trzynastu państw
sojuszniczych potępiły niemiecką politykę zagłady, ale
miało to tylko wydźwięk moralny, gdyż mocarstwa za-
chodnie nie podjęły żadnych działań odwetowych. Cha-
rakter protestu wobec obojętności Zachodu na los pol-
skich Żydów miało samobójstwo Szmula Zygielbojma,
członka Rady Narodowej z ramienia „Bundu”, popeł-
nione 13 V 1943 na wiadomość o ostatecznej likwidacji
warszawskiego getta. Także organizacje żydowskie na
Zachodzie więcej uwagi poświęcały przejawom anty-
semityzmu w Polskich Siłach Zbrojnych oraz dezer-
cjom żołnierzy narodowości żydowskiej z ich szere-
gów, inspirowanych m.in. przez syjonistów, niż doko-
nującemu się ludobójstwu. Wyjątkowo napastliwa wo-
bec Polaków oraz polskich władz na uchodźstwie była
propaganda żydowska rozpowszechniana w Wielkiej
Brytanii oraz USA.
Oceny strat polskich Żydów w latach II wojny
światowej wahają się między 85 a 89% ich przedwo-
jennej populacji, szacowanej na ok. 3,5 mln osób. Naj-
więcej — ponad 200 tys. — polskich Żydów przeżyło
na terenie ZSRR, ok. 30-60 tys. wśród ludności pol-
skiej, ok. 20-40 tys. w niemieckich obozach koncentra-
cyjnych, a ok. 10-15 tys. w partyzantce i obozach le-
śnych. Część ukrywających się Żydów, którzy prze-
trwali dzięki posługiwaniu się polskimi dokumentami,
nawet po klęsce Niemców nie ujawniła swojej toż-
samości i wtopiła się w polskie społeczeństwo.
Drugą grupą narodowościową przeznaczoną do na-
tychmiastowej eksterminacji byli Cyganie (Romowie).
Mordowano ich w miejscach zamieszkania lub kiero-
wano do obozów zagłady. Z 80 tys. Cyganów mieszka-
jących na terenie II RP okupację niemiecką przeżyło
ok. 30 tys.
Pod koniec 1942 i na początku 1943 r., kiedy
symptomy klęski Niemiec w wojnie światowej stawały
się coraz wyraźniejsze, pojawiły się pierwsze oznaki
pozornie nowego kursu polityki niemieckiej wobec
ludności polskiej w GG. Miał on zapewnić Wehrmach-
towi spokój na zapleczu frontu wschodniego oraz skło-
nić Polaków do gospodarczej lub nawet wojskowej
współpracy. Zasady tego kursu sformułował Joseph
Goebbels, który 15 II 1943 wydał wytyczne zalecające
pozyskiwanie narodów Europy Wschodniej do walki
z bolszewizmem. We wskazówkach przeznaczonych
dla propagandy w GG z marca 1943 r. Goebbels zale-
cał, aby nie używać obraźliwych słów wobec Polaków
i nie porównywać ich do Żydów. Zmiany te zbiegły się
z ujawnieniem przez Niemców mordu w Katyniu. Wła-
dze niemieckie prowadziły rozmowy ze znanymi
przedstawicielami różnych grup polskiego społeczeń-
stwa, m.in. duchowieństwa, intelektualistów i ziemiań-
stwa, starając się skłonić ich, aby wystosowali do Pola-
ków antyradziecki apel. Mimo że akcja ta zakończyła
się całkowitym fiaskiem, Niemcy nadal próbowali od-
działywać propagandowo na polskie społeczeństwo.
Propaganda ta szła w trzech kierunkach — antyżydow-
skim, antyradzieckim i antyalianckim. Działalność pol-
skiego podziemia (zamachy na Niemców) przedstawia-
no jako dzieło Żydów i komunistów, a zachodnich
aliantów, zwłaszcza po śmierci gen. Sikorskiego, oskar-
żano o zdradę Polski na rzecz ZSRR. Największą inten-
sywność akcja pozyskiwania Polaków do wspólnego
„frontu antybolszewickiego” przybrała jesienią 1943 r.
i wiosną 1944 r. W lutym nadano jej kryptonim Berta.
W broszurach, ulotkach i sloganach antyradzieckich
starano się podszywać pod wydawnictwa konspiracyj-
ne. Treści antypolskie (postulat włączenia do ZSRR)
drukowano w publikacjach sygnowanych rzekomo
przez komunistów. W kwietniu 1944 r. za zgodą Niem-
ców grupa kolaborantów, m.in. Feliks Burdecki i Jan
Emil Skiwski, rozpoczęła wydawanie dwutygodnika
„Przełom”, wzorowanego w formie na prasie konspira-
cyjnej. Pismo nawoływało do porozumienia z Niemca-
mi na gruncie wspólnego zagrożenia komunizmem.
Ta polityka propagandowa, wspierana ze strony
niemieckich dygnitarzy na czele z H. Frankiem różny-
mi gestami mającymi wskazywać na wolę pojednania
z Polakami (m.in. zwolniono pewną liczbę więźniów
z warszawskiego Pawiaka i Majdanka, zezwolono na
otwarcie w Warszawie Teatru Rozmaitości, podwyż-
szono nieco przydziały kartkowe), pozostawała
w sprzeczności z konsekwentnie stosowanym terrorem,
motywowanym wzrostem przejawów antyniemieckiego
zbrojnego oporu. Zresztą Hitler nadal był przeciwny ja-
kiemukolwiek złagodzeniu kursu wobec Polaków, na-
wet wbrew sugestiom wysuwanym nie tylko przez
Franka, ale później także przez Himmlera, a jego sta-
nowisko było decydujące. W czerwcu i lipcu 1943 r.
w całej GG przeprowadzono wiele akcji przeciwparty-
zanckich, których stałym elementem były pacyfikacje
i egzekucje zbiorowe. W 1943 r. w GG spacyfikowano
co najmniej 86 wsi.
Do wzmożenia fali terroru doszło jesienią 1943 r.,
kiedy 2 października Frank wydał rozporządzenie
o „zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbu-
dowy w Generalnym Gubernatorstwie”. Za dowolnie
interpretowane przestępstwo naruszające „dzieło odbu-
dowy” jedyną odpowiedzialnością była wykonywana
natychmiast kara śmierci, orzekana przez policyjne są-
dy doraźne. Powszechnie stosowaną w tym czasie przez
Gestapo metodą mającą wywołać psychozę strachu sta-
ło się przeprowadzanie w miastach i na wsiach, w obec-
ności spędzonych współmieszkańców, egzekucji pu-
blicznych, w których tracono po 30, 50, 100 i więcej
osób. I o nich, i o tych, których zabijano tajnie, infor-
mowały hitlerowskie afisze śmierci z nazwiskami za-
mordowanych. Najwięcej egzekucji miało miejsce
w Warszawie, gdzie od 15 X 1943 do 1 VIII 1944 za-
mordowano co najmniej 9500 osób (władze okupacyjne
oficjalnie przyznały się do stracenia 3213). W dystryk-
cie krakowskim na listach skazanych od października
1943 r. do lipca 1944 r. znalazło się ok. 1800 nazwisk.
W dystrykcie lubelskim i radomskim w egzekucjach
zginęło po 400 osób, a w galicyjskim 350. W akcjach
pacyfikacyjnych, represyjnych i odwetowych na wsiach
zginęło ok. 7700 osób. Za protesty przeciwko zaostrza-
niu terroru stanowisko prezesa RGO utracił Adam Ro-
nikier, zastąpiony przez Konstantego Tchórznickiego.
W związku ze zbliżaniem się w styczniu 1944 r. li-
nii frontu władze okupacyjne rozpoczęły przygotowa-
nia do ewakuacji ze wschodnich terenów GG. W poło-
wie marca 1944 r., kiedy wojska sowieckie zbliżyły się
do Kowla, wśród lubelskich Niemców wybuchła pani-
ka. W początkach kwietnia Niemcy zaczęli opróżniać
wojskowe magazyny, w końcu czerwca ewakuować
warszawskie zakłady przemysłowe, a w końcu lipca
demontować przemysł w Kielcach. Przystąpiono do za-
cierania w GG śladów zbrodni, a opuszczane zakłady
przemysłowe i budynki użyteczności publicznej starano
się niszczyć. W drugiej połowie maja Niemcy zintensy-
fikowali prace przy budowie umocnień na zachodnim
brzegu Sanu i Wisły. Władze dystryktów warszawskie-
go, krakowskiego i radomskiego miały dostarczyć do
tych prac ok. 70 tys. ludzi. Do 22 czerwca udało im się
ściągnąć tylko 28 tys. Cały czas kontynuowano polity-
kę zmasowanego terroru, a wiosną i latem 1944 r. akcje
antypartyzanckie w GG osiągnęły niespotykany wcze-
śniej rozmiar. W końcu lipca 1944 r. panika ogarnęła
znaczną część Niemców w GG, a na przełomie lipca
i sierpnia 1944 r., kiedy Rosjanie znaleźli się nad Wi-
słą, ogarnęła nawet okolice Łodzi. Setki tysięcy Pola-
ków z terenów położonych na zachód od Wisły za-
gnano w tym czasie do prac przy kopaniu okopów i ro-
wów przeciwczołgowych. Na przełomie lipca i sierpnia
1944 r. front niemiecko-sowiecki ustabilizował się na
linii środkowej Wisły i dotrwał tam do stycznia 1945 r.
4. POLSKIE PAŃSTWO PODZIEMNE I JEGO POLITYCZ-
NI OPONENCI

W konspiracji w latach 1939-1944 działało ok. 50


partii i organizacji polityczno-społecznych. Wśród hi-
storyków trwają spory, które z tych organizacji należy
uznać za składową część Polskiego Państwa Podziem-
nego. Według węższej interpretacji należą do niej tylko
te ugrupowania, które uznawały za legalne władze pol-
skie na obczyźnie i podporządkowały się zarządzeniom
ich krajowych ekspozytur — Delegata Rządu na Kraj
oraz Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju. Zgodnie z tą
definicją poza strukturami państwa podziemnego znaj-
dowałaby się część obozu narodowego, reprezentowana
głównie przez OP ONR, oraz kilka ugrupowań lewico-
wych, a także komuniści. W szerszej interpretacji za in-
tegralną część Polskiego Państwa Podziemnego uznaje
się organizacje uznające legalność polskich władz na
uchodźstwie, a więc właściwie niemal wszystkie pod-
ziemne ugrupowania z wyjątkiem komunistów.
Wśród nurtów polityczno-ideowych, które osta-
tecznie wykrystalizowały się w podziemiu, historycy
wyróżniają: nacjonalistyczny, chrześcijańsko-spo-
łeczny (katolicki), sanacyjny, ludowy (agrarystyczny),
liberalno-lewicowy (demokratyczny), socjalistyczny
i komunistyczny. Różniły się one założeniami ideowy-
mi, wizją miejsca Polski w powojennej Europie, kon-
cepcją kształtu terytorialnego państwa polskiego i jego
ustroju politycznego, modelem gospodarki, jaki miał
być w Polsce realizowany, a także stosunkiem do re-
form społecznych i do mniejszości narodowych. Im bli-
żej końca wojny, tym poglądy tych nurtów były coraz
bardziej wyraziste, choć cały czas pozostawały także
wewnętrznie zróżnicowane.
Nacjonalistyczny nurt podziemia tworzyły m.in.
takie organizacje, jak OP ONR (Grupa „Szańca”), SN,
Ojczyzna, a od lipca 1942 r. także Konfederacja Naro-
du (KN), zdominowana przez zwolenników Bolesława
Piaseckiego, a przez to stanowiąca kontynuację przed-
wojennego Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”.
Łącznie mogły one liczyć, razem z organizacjami woj-
skowymi, ok. 180 tys. członków i sympatyków. Ugru-
powania obozu nacjonalistycznego zmierzały do stwo-
rzenia państwa narodowego, w którym wszystkie pro-
blemy rozwiązywać będą Polacy, zgodnie z własnym
interesem narodowym. Były w większości przeciwne
systemom demokratycznym i zamierzały budować pań-
stwo o ustroju autorytarnym lub totalitarnym, bez
mniejszości narodowych, które należało usunąć lub
asymilować, a na pewno pozbawić pełni praw politycz-
nych. W życiu społecznym i gospodarczym miał pano-
wać system oparty na korporacjach i rodzimych zakła-
dach pracy, głównie średnich i małych. Za ideologicz-
nych wrogów narodowcy uważali liberałów, masonów,
socjalistów, komunistów, stanowiących według nich
narzędzie „międzynarodowego żydostwa”. A zabar-
wiony nacjonalistycznie katolicyzm był jedną z pod-
staw głoszonej przez nich ideologii.
Nurt chrześcijańsko-społeczny, obejmujący m.in.
Stronnictwo Pracy, Związek Odrodzenia Narodowego,
grupę Znak, Unię i Front Odrodzenia Polski, liczył kil-
kanaście tysięcy członków i był w wielu koncepcjach,
m.in. granic powojennego państwa polskiego czy kor-
poracjonizmu, bliski nacjonalistom. Podstawą jego
programów była społeczna nauka Kościoła, dlatego na-
cisk kładziono na wartości rodzinne, postulowano ko-
nieczność uzgodnienia prawa państwowego z prawem
„naturalnym”, wywiedzionym z Pisma Świętego, oraz
wprowadzenia szkoły wyznaniowej. Ugrupowania ka-
tolickie w zasadzie opowiadały się za demokracją par-
lamentarną z silną władzą wykonawczą. Nieobce były
im także koncepcje etatystyczne oraz program uspo-
łecznienia górnictwa, przemysłu ciężkiego i banków.
Do politycznej prawicy należały także najważniej-
sze ugrupowania sanacyjne. Dla grup wywodzących się
z obozu sanacyjnego naczelną wartością pozostawało
państwo. Stały one na gruncie utrzymania także po
wojnie ustroju opartego na konstytucji kwietniowej. 30
X 1941 wrócił z Węgier do Warszawy marszałek
Edward Śmigły-Rydz, wokół którego zaczęli się sku-
piać zwolennicy OZN. 25 VIII 1942, kilka miesięcy po
jego śmierci (prawdopodobnie 2 XII 1941), ostatecznie
powstał Obóz Polski Walczącej (OPW) z mjr. dypl. Ju-
lianem Piaseckim na czele. OPW reprezentował ten-
dencje nacjonalistyczne i totalitarne. 15 X 1942 skupie-
ni wokół pisma „Myśl Państwowa” piłsudczycy, na-
wiązujący ideowo do płk. Walerego Sławka, utworzyli
Konwent Organizacji Niepodległościowych (KON),
którym kierował Zygmunt Hempel. KON domagał się
zmiany obowiązującej przed 1939 r. niedemokratycznej
ordynacji wyborczej i prowadził dialog z lewicą demo-
kratyczną. Zarówno OPW jak i KON były federacjami
różnych mniejszych organizacji. Później obie te struk-
tury nawiązały współpracę, czego wyrazem było powo-
łanie w grudniu 1943 r. Komisji Porozumiewawczej
KON i OPW Liczebność ugrupowań sanacyjnych sza-
cuje się na kilka tysięcy osób, ponadto prowadziły one
ożywioną działalność wydawniczą. Nadal samodzielnie
funkcjonowała grupa Henryka Józewskiego „Olgierda”,
uważana za lewicę piłsudczykowską. Ugrupowania sa-
nacyjne pozostawały w opozycji do władz polskich na
uchodźstwie i ich ekspozytur w kraju.
W centrum politycznym uplasowało się SL
„Roch”, wraz z organizacjami podporządkowanymi
(BCh) Uczące — według własnych danych — do 200
tys. członków. Ruch ludowy zdominowany był przez
ideologię agrarystów, którzy za najważniejszą grupę
społeczną uznawali chłopów. Postulowane przez SL
„Roch” reformy społeczno-gospodarcze miały podnieść
poziom życia i oświaty na wsi, a rolnictwo oprzeć na
towarowych gospodarstwach rodzinnych. Dlatego
stronnictwo stało na gruncie radykalnej reformy rolnej,
przewidującej parcelację bez odszkodowania majątków
powyżej 50 ha użytków rolnych. Przemysł zbrojeniowy
i kluczowy dla całej gospodarki oraz wielkie obszary
leśne miały zostać upaństwowione, a inne gałęzie
przemysłu uspołecznione. W gospodarce należało dą-
żyć do równowagi pomiędzy przemysłem a rolnictwem
i wykorzystywać różne formy spółdzielczości i plano-
wania. Preferowano rozwój przemysłu rolno-
spożywczego. Ludowcy byli zwolennikami powrotu do
demokracji parlamentarnej, rozdzielenia Kościoła od
państwa oraz rozwoju samorządności. Krytykowano za-
równo kapitalizm, jak i komunizm.
Nurt liberalno-lewicowy (demokratyczny), liczący
kilka tysięcy członków, reprezentowały liczne organi-
zacje, m.in. Stronnictwo Demokratyczne (SD), Polska
Niepodległa i Związek Odrodzenia Rzeczypospolitej
(ZOR), które w 1944 r. utworzyły Zjednoczenie Demo-
kratyczne, a także Chłopska Organizacja Wolności
„Racławice” czy Związek Syndykalistów Polskich
(ZSP), skupiający m.in. działaczy przedwojennego
Związku Związków Zawodowych i lewicę Związku
Polskiej Młodzieży Demokratycznej. Wspólna dla nich
wszystkich była wrogość do nacjonalizmu i totalitary-
zmu oraz preferowanie wartości liberalnych i laickich,
a także popieranie demokratycznych koncepcji ustro-
jowych oraz terytorialnej, gospodarczej i zawodowej
samorządności. Przewidywano parcelację wielkiej wła-
sności ziemskiej, uprzemysłowienie rolnictwa, upań-
stwowienie przemysłu strategicznego i uspołecznienie
wielkiego przemysłu oraz rozwój spółdzielczości. Na-
tomiast wewnętrznie nurt demokratyczny dzielił stosu-
nek do władz polskich na uchodźstwie i jego krajowych
przedstawicielstw. Na tym tle 4 VII 1943 z SD wyod-
rębniło się Stronnictwo Polskiej Demokracji, skupiają-
ce działaczy krytycznie odnoszących się do legalnych
władz RP. Podobne stanowisko zajmowało Polskie
Stronnictwo Demokratyczne, wyłonione jesienią 1943
r. z Komendy Obrońców Polski (KOP), a także Zwią-
zek Syndykalistów Polskich.
Organizacyjnie rozbity ruch socjalistyczny (łącznie
ok. 40 tys. osób, w tym co najmniej 35 tys. członków
WRN), opierał się na doktrynie marksistowskiej, której
podstawą jest teoria walki klas. Socjaliści stali na sta-
nowisku, że władza polityczna w państwie powinna na-
leżeć do robotników, jako klasy przodującej, oraz chło-
pów i pracującej inteligencji. Ponadto, w przeciwień-
stwie do komunistów, większość z nich opowiadała się
za demokracją parlamentarną oraz pluralizmem poli-
tycznym. Stąd też w programach socjalistów, ludo-
wców oraz demokratów było wiele elementów wspól-
nych. Socjaliści byli także zwolennikami modelu go-
spodarki planowej, opartej na trzech sektorach — pań-
stwowym, spółdzielczym i prywatnym — oraz inter-
wencjonizmu państwa. Lewica socjalistyczna mniejszą
wagę przywiązywała do wartości demokratycznych, na-
tomiast dążyła do szybkiego przeprowadzenia rewolu-
cji proletariackiej, która według jej diagnozy miała po
wojnie ogarnąć całą Europę.
Większość ugrupowań konspiracyjnych chciała
utrzymania przedwojennej granicy wschodniej RP przy
równoczesnym przyłączeniu znacznych terenów na za-
chodzie, co najmniej Prus Wschodnich i Śląska Opol-
skiego. SN i OP ONR od początku wojny postulowały
oparcie zachodniej granicy państwa na linii Odry i Ny-
sy Łużyckiej. Stopniowo coraz więcej ugrupowań po-
dzielało ten pogląd, m.in. SP i SL „Roch”. W okresie
klęsk ZSRR SN zakładało dokonanie znacznej korekty
granicy wschodniej, nawet oparcie jej na linii Dźwiny
i Dniepru, a także włączenie Litwy do Polski. Konfede-
racja Narodu początkowo postulowała zbudowanie na
gruzach ZSRR imperium słowiańskiego (bez Rosji),
w którym główną rolę odgrywałaby Polska. Później op-
towała za uzyskaniem przez państwo polskie granicy
wschodniej sprzed pierwszego rozbioru. Najbardziej
umiarkowani w zgłaszaniu postulatów granicznych byli
demokraci, syndykaliści i socjaliści. Generalnie prze-
ważała koncepcja, że potęga powojennej Polski będzie
się opierać na związkach federacyjnych z innymi pań-
stwami, zwłaszcza z Czechosłowacją i Węgrami.
„Walka” — organ SN — 19 IX 1941 postulował nawet
zbudowanie „Polski Trzech Mórz” — Bałtyckiego,
Czarnego i Adriatyckiego, bo tak daleko miał sięgać
„obszar polskich wpływów państwowych, narodowych
i cywilizacyjnych”.
Kontrowersje towarzyszące podpisaniu układu Si-
korski-Majski (30 VII 1941) ujawniły się także w kraju.
PKP skrytykował układ za brak uznania w nim przez
ZSRR przedwojennej granicy z Polską.
Stosunek do mniejszości narodowych, w porówna-
niu z prezentowanym w okresie międzywojennym,
uległ w programach wszystkich nurtów częściowej
ewolucji związanej z wydarzeniami wojennymi. Tylko
część socjalistów i demokratów oraz syndykaliści byli
zwolennikami równych praw dla wszystkich mniejszo-
ści. Mimo zagłady najmniej zmienił się stosunek do
Żydów. Prawica i centrum nadal uważały, że powinni
oni przymusowo lub dobrowolnie wyemigrować z Pol-
ski. Do Niemców skrajnie wrogo nastawiona była
większość organizacji. Uważano, że powinni oni zostać
przymusowo wysiedleni. Podobne stanowisko zaczęło
stopniowo dominować także w stosunku do Ukraińców.
Coraz większą popularność zdobywał pogląd o ko-
nieczności wymiany ludności pomiędzy Polską
a ZSRR. Miejsce Ukraińców wydalonych za Zbrucz za-
jęliby Polacy zamieszkali w okolicach Żytomierza oraz
na innych terytoriach ZSRR.
10 IX 1941 WRN wycofała z PKP swojego przed-
stawiciela, motywując tę decyzję niezgodą na pozosta-
wanie Cyryla Ratajskiego na stanowisku Delegata Rzą-
du i sprzeciwem wobec obsadzania przez niego ludźmi
prawicy stanowisk w administracji cywilnej. Delegata
WRN w PKP zastąpił Wincenty Markowski, reprezen-
tujący Polskich Socjalistów (PS), niewielkie, liczące w
skali kraju kilkaset osób ugrupowanie, utworzone 1 IX
1941 z połączenia lewicowych grup socjalistycznych.
Przewodniczącym Komitetu Centralnego PS został wy-
bitny historyk Adam Próchnik, a komendantem Forma-
cji Bojowo-Milicyjnych, podporządkowanych PS, Le-
szek Raabe. Programy obu ugrupowań socjalistycznych
— WRN i PS — dzieliła m.in. prognoza dotycząca po-
wojennego rozwoju sytuacji oraz stosunek do polityki
wschodniej rządu gen. Sikorskiego. Polscy Socjaliści
uważali, że po wojnie w Polsce władzę przejmie rząd
robotniczo-chłopski, a ona sama stanie się częścią
Zjednoczonych Stanów Socjalistycznych Europy Nie-
powodzeniem zakończyły się trwające od końca 1941 r.
rozmowy zjednoczeniowe pomiędzy WRN a PS. Pro-
ces ten został zahamowany w wyniku śmierci
A. Próchnika (maj 1942) oraz licznych aresztowań czo-
łowych działaczy PS. Stopniowo pozycja PS coraz bar-
dziej słabła, zwłaszcza że wielu działaczy tej partii in-
dywidualnie przechodziło do WRN, m.in. Markowski,
który — po Próchniku i Henryku Wachowiczu — zo-
stał kolejnym przewodniczącym KC PS. Z PS wycofał
się też L. Raabe, który z części Formacji Bojowo-
Milicyjnych utworzył Socjalistyczną Organizację Bo-
jową (SOB).
Od początku 1942 r. przewagę w PKP uzyskały si-
ły centrowo-lewicowe (SL, SP i PS), zwłaszcza kiedy
aresztowanego w styczniu 1942 r. przewodniczącego
SP Franciszka Kwiecińskiego, reprezentującego nurt
chadecki, zastąpił przedstawiciel lewicy w SP Zygmunt
Felczak, wywodzący się z NPR. Przez następne miesią-
ce w SP toczyła się walka o przywództwo i określenie
jego ideowego charakteru. W październiku 1942 r. usu-
niętego z PKP Felczaka zastąpił Józef Kwasiborski,
przedstawiciel prawicy chadeckiej. Po wyjściu zwolen-
ników Felczaka z SP ugrupowanie to nabierało charak-
teru coraz bardziej prawicowego, zwłaszcza kiedy w lu-
tym 1943 r. przystąpiła do niego Unia, łącząca kilka
grup katolicko-narodowej proweniencji, a w 1944 r.
Związek Odrodzenia Narodowego, wcześniej znany ja-
ko Znak. Kolejnymi przewodniczącymi SP byli Antoni
Antczak i Józef Chaciński.
Zygmunt Felczak, który uważał, że wojnę wygra
ZSRR, widział potrzebę utworzenia w kraju partii de-
klarującej chęć współpracy z Sowietami. Miało to osła-
bić pozycję komunistów, jedynego dotąd ugrupowania
głoszącego konieczność sojuszu z Moskwą, i stworzyć
warunki działania dla niezależnych od kierownictwa
ZSRR proradzieckich sił, reprezentujących jednak pol-
skie interesy narodowe i państwowe. Wiosną 1943 r.
Felczak utworzył Stronnictwo Zrywu Narodowego,
a jego organem prasowym było wychodzące od kwiet-
nia 1942 r. pismo „Zryw”, redagowane przez Feliksa
Widy-Wirskiego.
Rola SL „Roch” w kierownictwie Polski Podziem-
nej wzrosła dodatkowo, kiedy po ustąpieniu 5 VIII
1942 C. Ratajskiego z urzędu Delegata jego miejsce za-
jął — 17 września — ludowiec, prof. Jan Piekałkie-
wicz. Inspirowany przez ministra spraw wewnętrznych
S. Mikołajczyka wiele energii tracił on na działania
zmierzające do politycznego podporządkowania sobie
komendanta Sił Zbrojnych w Kraju gen. Roweckiego.
Kolejni Delegaci Rządu położyli duże zasługi dla
organizowania centralnego i terenowego aparatu admi-
nistracji państwowej. Było to możliwe dzięki fundu-
szom napływającym z Londynu. Uchwalony w począt-
kach kwietnia 1942 r. przez Radę Ministrów RP budżet
krajowy wynosił ponad 7 mln dolarów, z czego na po-
trzeby pionu cywilnego przewidziano ok. 2,7, a resztę
przeznaczono dla wojska. W 1943 r. preliminarz budże-
towy Delegatury Rządu wzrósł już do 4,3 mln dolarów,
z tego na opiekę społeczną przeznaczono 28%, na płace
15%, na oświatę i kulturę 20,1%, a na subwencje dla
partii politycznych 480 tys. W 1944 r. budżet krajowy
wynosił już 12 mln dolarów.
Organem pracy Delegata Rządu było Biuro Dele-
gata, które składało się z Biura Prezydialnego, depar-
tamentów i sekcji. Biuro Prezydialne, o kompetencjach
przedwojennego Biura Prezydium Rady Ministrów, or-
ganizowało i nadzorowało pracę departamentów oraz
terenowych ogniw Delegatury. Obok Biura utworzono
departamenty: Spraw Wewnętrznych, Sprawiedliwości,
Oświaty i Kultury, Rolnictwa, Skarbu, Komunikacji,
Prasy i Informacji, Likwidacji Skutków Wojny, Prze-
mysłu i Handlu, Pracy i Opieki Społecznej, Poczt i Te-
legrafów, Odbudowy i Robót Publicznych oraz Sekcję
Spraw Zagranicznych. Planowano przekształcenie ich
po wojnie w ministerstwa. Praca części z nich miała
głównie charakter studyjny i polegała na analizowaniu
zachodzących zmian i przygotowywaniu projektów
przyszłych aktów prawnych, które po wojnie stałyby
się podstawą rozstrzygnięć legislacyjnych. Inne depar-
tamenty prowadziły intensywną działalność bieżącą.
Departament Oświaty i Kultury, kierowany przez Cze-
sława Wycecha, organizował m.in. szeroką akcję tajne-
go nauczania, głównie w zakresie szkoły średniej oraz
szkolnictwa wyższego. Ważną rolę pełnił Departament
Spraw Wewnętrznych, kierowany przez Leopolda Rut-
kowskiego. W jego ramach działał m.in. kontrwywiad
polityczny, dysponujący oddziałem dyspozycyjnym
wykonującym wyroki na konfidentach, oraz Państwo-
wy Korpus Bezpieczeństwa, stanowiący zawiązek po-
wojennej policji. Departament Prasy i Informacji, kie-
rowany przez Stanisława Kauzika, prowadził działal-
ność propagandową, m.in. wydając oficjalny organ De-
legatury — dwutygodnik „Rzeczpospolita Polska”.
Największy budżet posiadał Departament Opieki Spo-
łecznej, udzielający poprzez RGO i PCK pomocy mate-
rialnej społeczeństwu.
Znacznie wolniej rozwijał się aparat terenowy De-
legatury Rządu. Władzę w poszczególnych wojewódz-
twach sprawowali delegaci okręgowi — odpowiednik
przedwojennych wojewodów. Struktury terenowe De-
legatury Rządu najlepiej funkcjonowały w GG, znacz-
nie słabiej na Kresach Wschodnich, i najgorzej na zie-
miach wcielonych do Rzeszy, co było wynikiem terro-
ru, braku ludzi, a także sporów spowodowanych stoso-
waniem klucza partyjnego przy obsadzaniu stanowisk.
Na tle budowy terenowej siatki administracyjnej doszło
do konfliktu między Delegatem Rządu a komendantem
ZWZ, który na potrzeby przewidywanego powstania
tworzył własną tzw. Administrację Zmilitaryzowaną,
kryptonim „Teczka”, liczącą ok. 15 tys. osób. W sierp-
niu 1943 r. większość jej struktur przekazano Delegatu-
rze Rządu. Łącznie zorganizowano 16 delegatur okrę-
gowych oraz 181 powiatowych (na 264 powiaty istnie-
jące przed wojną).
Istotną zmianę w układzie sił podziemia politycz-
nego spowodowało wznowienie przez Komitet Wyko-
nawczy Kominternu w Moskwie działalności polskiej
partii komunistycznej. Dla nowej organizacji, opierają-
cej się na znajdujących się w ZSRR działaczach KPP,
KPZU i KPZB, przyjęto zasugerowaną w sierpniu 1941
r. przez Stalina nazwę — Polska Partia Robotnicza
(PPR). Po długich przygotowaniach w ośrodkach szko-
leniowych w ZSRR w nocy z 27 na 28 XII 1941 pierw-
sza część kilkunastoosobowej Grupy Inicjatywnej PPR,
m.in. Marceli Nowotko (właściwe nazwisko Nowotka),
Paweł Finder, Bolesław Mołojec została zrzucona
z samolotu radzieckiego pod Warszawą, a kilka dni
później jej reszta wylądowała na spadochronach w re-
jonach Białej Podlaskiej i Końskich. 5 I 1942 w War-
szawie odbyło się spotkanie części grupy z miejsco-
wymi komunistami, które zostało uznane za moment
ukonstytuowania PPR. W opracowanym w ZSRR ma-
nifeście Do robotników, chłopów i inteligencji! Do
wszystkich patriotów polskich kierownictwo PPR
oskarżało przedwojenne rządy o zdradę, a jako cel swej
działalności podawało zjednoczenie „wszystkich sił do
walki z okupantem na śmierć i życie” oraz „utworzenie
frontu narodowego do walki o wolną i niepodległą Pol-
skę”. Wojnę niemiecko-sowiecką określano jako walkę
„między światem kultury a światem barbarzyństwa”
i nawoływano do utworzenia drugiego frontu na tyłach
wojsk niemieckich. W tym celu należało formować od-
działy partyzanckie, „niszczyć mosty, wykolejać pocią-
gi, podpalać cysterny i składy wojskowe”. Przyjmowa-
nym do PPR w kraju byłym działaczom KPP tłumaczo-
no, że manifest nie jest właściwym programem partii
(który odpowiada programowi Międzynarodówki Ko-
munistycznej), lecz tylko platformą potrzebną na da-
nym etapie. PPR nawiązywała w propagandzie do pol-
skich tradycji niepodległościowych oraz na łamach
swoich publikacji wprowadzała czytelników w błąd,
negując swoją zależność od Kominternu. Jedynie
w wewnętrznych biuletynach, przeznaczonych wyłącz-
nie dla członków PPR, nie ukrywano, że partia ma cha-
rakter komunistyczny. Na przykład w wydanym
w sierpniu 1942 r. w Łodzi „Okólniku” pisano: „Partia
nasza jest klasową organizacją proletariatu Polski. Pro-
letariat chcąc wykonać swoje historyczne zadanie —
obalenie kapitalizmu i zbudowanie społeczeństwa so-
cjalistycznego, a następnie społeczeństwa komuni-
stycznego, musi mieć swoją partię, która poprowadzi
klasę robotników i jej sojuszników — podstawową ma-
sę chłopstwa, drobne mieszczaństwo i inteligencję do
walki. Partia nasza opiera się o naukę Marksa — En-
gelsa, Lenina — Stalina czołowych przywódców mię-
dzynarodowej klasy robotniczej”. W innym wewnętrz-
nym dokumencie stwierdzano, że członkiem PPR może
zostać każdy, kto „szczerze stoi na gruncie politycznej
platformy, pracuje aktywnie w jednej z jej organizacji
i płaci regularnie miesięczne składki”. Głównym orga-
nem prasowym PPR był tygodnik „Trybuna Wolności”.
W skład PPR weszły działające poprzednio grupy
komunistyczne, m.in. Związek Walki Wyzwoleńczej
czy „Młot i Sierp”. W wyniku utraty po skoku z samo-
lotu radiostacji kontakt radiowy z kierownictwem Ko-
minternu w Moskwie Nowotko nawiązał dopiero 9 VI
1942 — po zrzuceniu w nocy z 19 na 20 maja kolejnej
grupy 8 działaczy komunistycznych, przysłanych
z ZSRR — informując Georgi Dymitrowa, że PPR li-
czy 4 tys. ludzi, do czego Władysław Gomułka w swo-
ich pamiętnikach odniósł się z dużą rezerwą. Także po
ogłoszeniu uchwały o rozwiązaniu Kominternu 22 V
1943 kierownictwo PPR nadal otrzymywało przez ra-
diostację instrukcje od Dymitrowa, od stycznia 1944 r.
kierownika Wydziału Informacji Międzynarodowej KC
WKP(b), w który centrala Kominternu została prze-
kształcona. Struktury PPR tworzono w zasadzie tylko
na terenie GG i na niektórych obszarach wcielonych do
Rzeszy. Zgodnie z pierwotnymi założeniami nie budo-
wano ich na obszarach anektowanych przez ZSRR
w 1939 r. Organizacja PPR działała jedynie przez krót-
ki czas (jesień 1942 - lato 1943), prawdopodobnie na
mocy specjalnego zezwolenia, we Lwowie i w Galicji
Wschodniej. Młodzieżową przybudówką PPR był ist-
niejący od 1943 r. Związek Walki Młodych. W urzę-
dowej historiografii PRL podawano, za sprawozdaniem
ogłoszonym na Zjeździe PPR w grudniu 1945 r., że
w okresie największego rozwoju w 1944 r. konspira-
cyjna PPR miała liczyć ok. 20 tys. członków. Dane te,
prawdopodobnie co najmniej dwukrotnie zawyżone,
podobnie jak wszystkie dotyczące struktur podziemia
komunistycznego w Polsce, zostały przyjęte po wojnie
arbitralnie przez kierownictwo PPR, dlatego powinny
zostać zweryfikowane w trakcie właściwych badań
źródłowych.
Działalnością PPR formalnie kierował kilkuoso-
bowy Komitet Centralny, a w rzeczywistości sekretarz
PPR Marceli Nowotko, który wraz z Pawłem Finderem
i Bolesławem Mołojcem tworzył trójkę kierowniczą
(sekretariat). W maju 1942 r. Gestapo rozpoczęło aresz-
towania członków warszawskiej organizacji PPR, które
do jesieni zdezorganizowały funkcjonowanie średniego
aktywu partii. Po zabójstwie Nowotki (28 XI 1942)
w okolicznościach do dziś budzących wątpliwości, kie-
rownictwo partią przejął Bolesław Mołojec, który
w przekonaniu wielu osób miał być inspiratorem tego
mordu. Sam Mołojec w depeszy radiowej wysłanej do
Moskwy o śmierć Nowotki oskarżył wywiad „sikorsz-
czaków”. Inspirowana przez Findera część aktywu PPR
(Małgorzata Fornalska, Władysław Gomułka i Franci-
szek Jóźwiak) uznała się za sąd partyjny i zleciła za-
mordowanie Mołojca, co nastąpiło 29 XII 1942.
W styczniu 1943 r. sekretarzem PPR został Paweł Fin-
der, a członkami trójki kierowniczej (sekretariatu)
Władysław Gomułka i Franciszek Jóźwiak. W swych
wspomnieniach Gomułka charakteryzuje Findera jako
aparatczyka bezwzględnie wykonującego polecenia
Moskwy. Między innymi to z jego rozkazu zamor-
dowano ostatniego kierownika sekretariatu krajowego
KPP Leona Lipskiego, który sprzeciwił się decyzji
Kominternu o rozwiązaniu partii. W ramach PPR ist-
niała też sieć wywiadowcza, z Teodorem Duraczem na
czele, realizująca zadania zlecone przez wywiad ra-
dziecki, z którym związana była część czołowych dzia-
łaczy PPR (m.in. Małgorzata Fornalska, Ignacy Loga-
Sowiński i Mieczysław Moczar).
Kontrwywiad AK uzyskał precyzyjne informacje
o zebraniu konstytuującym PPR z 5 I 1942 i znany był
mu jej charakter komunistyczny, zależność od Komin-
ternu, a nawet, że nazwa partii ustalona została „na wy-
raźne polecenie Stalina”. Część tych informacji zamie-
ścił 15 II 1942 oenerowski „Szaniec”, a powtórzył 26
marca „Biuletyn Informacyjny”, określając PPR jako
„agenturę nie tylko obcą i wrogą interesom polskim, ale
także szkodliwą dla współpracy rządów polskiego
i sowieckiego”.
Dążenia PPR do zintensyfikowania walki z Niem-
cami poprzez utworzenie Narodowych Komitetów
Walki nie przyniosły zakładanych efektów, podobnie
jak i sprzedaż obligacji Daru Narodowego oraz próby
włączenia się w struktury polskiego podziemia niepod-
ległościowego. Rozmowy na temat współdziałania,
podjęte przez PPR w lutym 1943 r. z Delegaturą Rządu
i KG AK, wobec całkowicie rozbieżnych stanowisk
obu stron zakończyły się fiaskiem, co zresztą zbiegło
się z zerwaniem przez ZSRR stosunków z rządem Si-
korskiego. Równocześnie komuniści rozpoczęli przy-
gotowania do pozyskania innych ugrupowań dla idei
powołania ośrodka politycznego mającego być bazą do
przyszłej walki o władzę w kraju. W tym celu propa-
gowali utworzenie tzw. frontu demokratycznego, obej-
mującego ugrupowania centrowe i lewicowe. Płaszczy-
zną porozumienia miała być opublikowana z datą 1 III
1943 deklaracja programowa PPR O co walczymy. Po-
stulowano w niej wyłonienie tymczasowych władz, po-
czynając od rad gminnych i miejskich do rządu włącz-
nie oraz przygotowanie demokratycznych wyborów
w celu powołania Zgromadzenia Narodowego, wybra-
nia prezydenta i rządu, uchwalenia konstytucji. Zapo-
wiadano wytyczenie granic, zgodnie z zasadą samosta-
nowienia narodów i wolą ludności. Podstawą polityki
zagranicznej miał być sojusz z ZSRR. W kwestiach
społecznych przewidywano uspołecznienie banków
oraz wielkiego przemysłu i oddanie ich pod kontrolę
komitetów fabrycznych, wywłaszczenie bez odszko-
dowania majątków obszarniczych powyżej 50 ha i roz-
dzielenie ziemi między małorolnych chłopów i robotni-
ków rolnych. Deklaracja nie do końca zadowoliła kie-
rownictwo Kominternu w Moskwie, które w depeszy
z 2 kwietnia do Findera skrytykowało m.in. ogranicze-
nie reformy rolnej tylko do małorolnych chłopów, brak
gwarancji nietykalności dla chłopskich gospodarstw
rolnych, pominięcie zapowiedzi zwrotu po wojnie
przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych ich wła-
ścicielom, a także występowanie w niej sformułowań
nasuwających skojarzenia z konstytucją ZSRR. Nadal
więc — zgodnie z zaleceniami Moskwy — dokumenty
PPR nie powinny zawierać niczego kojarzącego się
bezpośrednio z komunizmem. Miało to ułatwić prowa-
dzenie rozmów z socjalistami i ludowcami. Nie przyno-
siły jednak one rezultatów i PPR nadal pozostawała
w politycznej izolacji.
5 II 1943 gen. Sikorski, w sytuacji gwałtownego
pogarszania się stosunków polsko-radzieckich, zaape-
lował do przywódców podziemia o jednolitość działa-
nia i solidarne wsparcie rządu na uchodźstwie. 14 III
1943 do PKP został dokooptowany — zamiast repre-
zentanta PS — jako przedstawiciel socjalistów Kazi-
mierz Pużak z WRN. 21 III 1943 PKP podjął decyzję
o przekształceniu się w Krajową Reprezentację Poli-
tyczną (KRP). Układ sił w KRP był nieco inny niż po-
przednio w PKP. Po zastąpieniu PS przez WRN i wye-
liminowaniu z SP lewicowego skrzydła nabrał on cha-
rakteru wyraźnie centrowego. Tendencje te wzmocniła
także zmiana na stanowisku Delegata Rządu. W lutym
1943 r., po aresztowaniu przez Gestapo Piekałkiewicza,
jego miejsce zajął Jan Stanisław Jankowski, związany
politycznie ze Stronnictwem Pracy i w przeciwieństwie
do swego poprzednika ściśle współpracujący z do-
wództwem Armii Krajowej.
W przyjętej na posiedzeniu 15 VIII 1943 bardzo
ogólnikowej Deklaracji porozumienia politycznego
czterech stronnictw ugrupowania tworzące KRP zapo-
wiadały zgodne współdziałanie co najmniej do czasu
ogłoszenia wyborów do konstytucyjnych ciał ustawo-
dawczych, poparcie dla ustroju republikańskiego, prze-
prowadzenie reformy rolnej, nienaruszalność granicy
wschodniej, ochronę swobód obywatelskich. W paź-
dzierniku 1943 r. utworzono, na mocy decyzji KRP
Społeczny Komitet Antykomunistyczny (Antyk), z so-
cjalistą Franciszkiem Białasem na czele, m.in. mający
we współpracy z BIP KG AK ujawniać rzeczywiste ce-
le polityczne PPR.
Zgoda kierownictwa SN na przekazanie pod ko-
mendę dowódcy Armii Krajowej gen. Roweckiego
NOW doprowadziła w lipcu 1942 r. do frondy części
działaczy SN i NOW Rozłamowcy połączyli się z Na-
rodowo-Ludową Organizacją Wojskową i utworzyli
Tymczasową Komisję Rządzącą SN, konkurencyjną
wobec Zarządu Głównego SN, przekształconą następ-
nie w Wojenny Zarząd Główny SN. Dla rozłamowych
struktur SN przyjęła się nazwa SN-Secesja. Pod jej egi-
dą podjęto także akcję scalania różnych drobnych orga-
nizacji wojskowych o charakterze narodowo-katolickim
ze strukturami secesjonistów NOW w ramach Armii
Narodowej. 20 IX 1942, po nawiązaniu kontaktu przez
kierownictwo SN-Secesji z OP ONR, z rozłamowej
części Narodowej Organizacji Wojskowej i Organizacji
Wojskowej Związek Jaszczurczy oraz różnych drob-
nych organizacji wojskowych powstały Narodowe Siły
Zbrojne (NSZ). W początkach 1943 r., a formalnie 8 V
1943, utworzono jako zaplecze dla nich Tymczasową
Narodową Radę Polityczną (TNRP), liczącą ok. 40
osób. Wyłoniła ona ośmioosobowe prezydium (po 4
osoby z SN i OP ONR), na czele z sekretarzem gene-
ralnym Zbigniewem Stypułkowskim (SN). Członkowie
prezydium kierowali wydziałami TNRP. Oprócz two-
rzenia organizacji wojskowej TNRP przystąpiła do
formowania Służby Cywilnej Narodu (SCN), to znaczy
alternatywnej wobec sieci Delegatury Rządu struktury
administracyjnej, a w jej ramach Obrony Narodowej,
o charakterze służby bezpieczeństwa. W ten sposób na
prawicy podziemia ukształtował się ośrodek polityczny
konkurencyjny wobec władz Polskiego Państwa Pod-
ziemnego, przygotowujący się do dokonania w Polsce
przewrotu narodowego. W swojej deklaracji TNRP,
uznająca legalność rządu RP na uchodźstwie, zapowie-
działa dążenie do odrodzenia państwa polskiego w gra-
nicach obejmujących ziemie II RP poszerzone o tereny
po Odrę i Nysę Łużycką oraz walkę z organizacjami
komunistycznymi.
Pod naciskiem Naczelnego Wodza gen. K. Sosn-
kowskiego, próbującego stworzyć dla siebie na emigra-
cji i w podziemiu zaplecze polityczne oparte na współ-
pracy piłsudczyków z narodowcami, zabiegi wokół
włączenia NSZ w szeregi AK trwały nadal. 7 III 1944,
po ogłoszeniu umowy scaleniowej pomiędzy AK
i NSZ, doszło do rozłamu, w którego wyniku powstały
NSZ (AK), grupujące głównie członków wywodzących
się z NOW (ok. 80% stanów organizacji) oraz NSZ
(ZJ) będące właściwie kontynuacją Organizacji Woj-
skowe Związek Jaszczurczy. 1 IV 1944 SN-Secesja
wróciła do macierzystej organizacji. W SN dochodziło
do częstych zmian kierownictwa. Po aresztowaniu 15 V
1943 r. Stefana Sachy kolejnymi prezesami SN byli:
Władysław Jaworski (do czerwca 1943), Stanisław Ja-
siukowicz (do grudnia 1943) i Aleksander Zwierzyński
(do marca 1945).
Jako polityczne zaplecze dla NSZ (ZJ) powołano w
końcu maja 1944 r zamiast zlikwidowanej TNRP Radę
Polityczną NSZ złożoną z przedstawiciel OP ONR,
z Władysławem Marcinkowskim na czele. Rada nadal
uważała się za ciało alternatywne dla kierownictwa
Polskiego Państwa Podziemnego i rozbudowywała
podległe sobie struktury, jak SCN, Dyrektoriat Gene-
ralny, Szefostwo Administracji, Sąd Kapturowy.
W początkach kwietnia 1943 r. został zwołany II
Krajowy Zjazd PS, który powołał do życia nową orga-
nizację — Robotniczą Partię Polskich Socjalistów
(RPPS), z Piotrem Gajewskim na czele. We wrześniu
1943 r. RPPS na swym III Zjeździe zdecydowanie od-
rzuciła możliwość bliższych kontaktów z PPR, uznając
ją za agenturę sowiecką. RPPS usiłowała utworzyć
własny ośrodek konsolidujący centrowe i lewicowe
ugrupowania podziemia. Liczyła ona maksymalnie ok.
3 tys. członków, a jej ścisłe kierownictwo tworzyli Sta-
nisław Ronges, Teofil Głowacki i Stanisław Chudoba.
W wyniku zabiegów RPPS powstał 20 XI 1943 Na-
czelny Komitet Ludowy Zjednoczenia Stronnictw De-
mokratycznych i Socjalistycznych (NKL) z Wacławem
Barcikowskim z Polskiej Ludowej Akcji Niepodległo-
ściowej (PLAN) jako przewodniczącym. Oprócz RPPS
tworzyły go Komenda Obrońców Polski, PLAN i Pol-
skie Stronnictwo Demokratyczne. Jego formacją zbroj-
ną stała się kilkusetosobowa Polska Armia Ludowa
(PAL), kierowana przez Henryka Boruckiego. Próby
pozyskania SL i SD do współtworzenia tej „trzeciej si-
ły” — jako ośrodka politycznego pomiędzy prawicą
a komunistami — zakończyły się niepowodzeniem.
Tymczasem dawny członek kierownictwa RPPS
Edward Osóbka, nie wybrany do Komitetu Centralnego
na III Zjeździe — wraz z grupą kilku innych działaczy
— nawiązał kontakty z przywódcami PPR, a następnie
dokonał secesji w macierzystej organizacji.
14 XI 1943 Gestapo aresztowało sekretarza PPR
Pawła Findera oraz Małgorzatę Fornalską, dysponującą
kluczami do szyfrowania depesz radiowych, w wyniku
czego łączność między Warszawą a Moskwą została
utrudniona. 23 XI 1943 KC PPR powierzył funkcję se-
kretarza Władysławowi Gomułce. W skład sekretariatu
wszedł wówczas Bolesław Bierut, doświadczony przed-
wojenny działacz Kominternu, przebywający do lata
1943 r. w okupowanym przez Niemców Mińsku. Po
zamordowaniu Nowotki i Mołojca oraz aresztowaniu
Findera Moskwa nie miała zaufania do kierownictwa
PPR, zwłaszcza że w sekretariacie KC PPR nie było już
działaczy przysłanych w latach 1941 i 1942 z ZSRR,
toteż planowała wysłanie w okolice Warszawy pięciu
niezależnych od władz PPR grup komunistycznych,
utrzymujących łączność z Moskwą i organizujących
działalność partyjno-wojskową. Od początku stycznia
1944 r. na terenie Lubelszczyzny (Lasy Parczewskie)
działała specjalna grupa, kierowana przez Leona Ka-
smana, mająca informować Dymitrowa o sytuacji
w PPR. Kasman próbował podporządkować sobie tere-
nowe struktury PPR oraz GL na Lubelszczyźnie, co
doprowadziło do ostrego konfliktu pomiędzy nim a kie-
rownictwem PPR, początkowo niepoinformowanym, że
jego działania oparte są na dyrektywach Moskwy.
W listopadzie 1943 r. kierownictwo PPR opubli-
kowało kolejną deklarację O co walczymy. Domagano
się w niej przekazania steru władzy państwowej w ręce
przedstawicieli „najszerszych warstw narodu, reprezen-
tujących interesy robotników, chłopów i inteligencji”.
PPR mianowała się reprezentantką ich interesów oraz
uzurpowała sobie prawo do określania kryteriów demo-
kratyczności wszystkich ugrupowań politycznych.
Rządowi na uchodźstwie odmawiano prawa do wystę-
powania w imieniu narodu, piętnowano rzekomo sana-
cyjny charakter Delegatury Rządu i AK, jakoby współ-
pracujących z Gestapo, atakowano też partie tworzące
KRP (jako niedemokratyczne) i zapowiadano utworze-
nie „opartego na antyfaszystowskim froncie narodo-
wym” rządu tymczasowego, który przeprowadzi na
podstawie demokratycznej, pięcioprzymiotnikowej or-
dynacji wybory do sejmu ustawodawczego. Uznawano
prawo do samostanowienia Ukraińców i Białorusinów
zamieszkujących ziemie wschodnie „byłego państwa
polskiego”, co w rzeczywistości oznaczało zgodę na ich
aneksję przez ZSRR, i zapowiadano odzyskanie zger-
manizowanych polskich ziem etnicznych na zachodzie.
W ramach reform społecznych w deklaracji — zgodnie
z kwietniowymi zaleceniami kierownictwa Kominter-
nu — kładziono nacisk nie jak poprzednio na uspołecz-
nienie, ale na nacjonalizację wielkiego przemysłu,
a także uwzględniano większość pozostałych zastrze-
żeń Moskwy, m.in. zapowiadano — nie określając
areału — wywłaszczenie bez odszkodowania majątków
obszarniczych i kościelnych na rzecz wszystkich chło-
pów i robotników rolnych. Oskarżano także władze II
RP o współpracę z III Rzeszą i powtarzano tezy ra-
dzieckiej propagandy, że ZSRR we wrześniu 1939 r.
„obsadził przez Armię Czerwoną wschodnie obszary
ówczesnej Polski”, kiedy „rząd Śmigłego-Becka dawno
już uciekł z Polski, słowem — gdy Polska jako państwo
przestała istnieć”.
7 XI 1943 KC PPR podjął decyzję o utworzeniu
Krajowej Rady Narodowej (KRN) jako ośrodka władzy
konkurencyjnego wobec Polskiego Państwa Pod-
ziemnego. Powstała ona w nocy z 31 XII 1943 na 1 I
1944, na spotkaniu 19 osób, a w opublikowanym ko-
munikacie określano ją „jako faktyczną reprezentację
polityczną narodu polskiego, upoważnioną do wystę-
powania w imieniu narodu i kierowania jego losami do
czasu wyzwolenia Polski spod okupacji”. W deklaracji
programowej KRN odmawiano uznania polskich władz
na uchodźstwie i ich ekspozytur w kraju, jako istnieją-
cych na podstawie „elitarno-totalistycznej” konstytucji
kwietniowej, której legalności naród „nigdy nie uznał”.
Oskarżono ponadto władze RP o prowadzenie polityki
niezgodnej z racją stanu Polski i reprezentowanie „inte-
resów wąskiej reakcyjnej kliki”. W zgodzie z tezami
programowymi PPR zapowiadano wywłaszczenie bez
odszkodowania całej ziemi obszarniczej i poniemiec-
kiej w celu przekazania jej chłopom i robotnikom rol-
nym oraz nacjonalizację wielkiego przemysłu, kopalń,
banków i transportu. Powołany przez KRN Rząd Tym-
czasowy miał sprawować władzę do czasu wyłonienia
w pięcioprzymiotnikowych wyborach zgromadzenia
ustawodawczego. W dziedzinie polityki zagranicznej
na pierwszym miejscu stawiano trwałą przyjaźń
i współpracę ze Związkiem Radzieckim i deklarowano
przyłączenie się Polski do paktu radziecko-
czechosłowackiego z 12 XII 1943. W sprawach gra-
nicznych zapowiadano oparcie granicy wschodniej na
zasadzie uznania prawa narodów do samookreślenia
i dążenie do przywrócenia Polsce „wszystkich ziem
polskich na zachodzie i północy, które zostały przemo-
cą zgermanizowane”.
KRN w rzeczywistości była szyldem bez zaplecza,
gdyż poza PPR żadne liczące się siły polityczne nie
wyraziły chęci wejścia do niej. Co prawda in-
formowano, że w powołaniu KRN uczestniczyli przed-
stawiciele kilkunastu grup i środowisk, ale były to albo
organizacje utworzone przez PPR, albo niemające zna-
czenia. „Grupę lewicowych socjalistów” reprezentowa-
li wywodzący się z RPPS zwolennicy współpracy
z komunistami (kilkanaście osób), z Edwardem Osóbką
na czele, którzy w styczniu 1944 r. utworzyli rozłamo-
wy Tymczasowy Komitet Centralny RPPS, natomiast
„grupę radykalnych ludowców” zaczynano właśnie or-
ganizować, gdyż dopiero w lutym 1944 r. powstało
prokomunistyczne Stronnictwo Ludowe „Wola Ludu”,
powołane do życia przez oddelegowanych do pracy
w środowisku wiejskim członków PPR Władysława
Kowalskiego i Antoniego Korzyckiego. Stronnictwo to,
którego członkami byli później także autentyczni lewi-
cowi ludowcy, do lata 1944 r. egzystowało na obrze-
żach ruchu ludowego. Głównym hasłem programowym
nowego ugrupowania był sojusz robotniczo-chłopski —
jako warunek zdobycia władzy i utworzenia Polski Lu-
dowej — a także odrzucenie zasad agraryzmu, uznawa-
nych przez trzon autentycznego ruchu ludowego.
Przewodniczącym KRN został Bolesław Bierut. Si-
łą zbrojną KRN miała być Armia Ludowa (AL). Do
przechodzenia w jej szeregi wezwano żołnierzy AK
oraz członków innych organizacji zbrojnych. W na-
stępnych miesiącach w GG podjęto działania w celu
tworzenia terenowych rad narodowych. Okazało się, że
Finder przed aresztowaniem nie zdążył uzyskać zgody
Dymitrowa na utworzenie KRN, stąd też jej działania
oraz platforma ideowa, jako zbyt lewicowa, została
przez Moskwę w depeszach do kierownictwa PPR
skrytykowana, a jej istnienie także nie było właściwie
przez propagandę radziecką nagłaśniane. Dopiero roz-
wój sytuacji międzynarodowej skłonił władze ra-
dzieckie do uznania tego ciała za wygodny instrument
realizowania własnych planów wobec Polski, co zao-
wocowało ściągnięciem oczekującej od końca marca
w radzieckiej bazie partyzanckiej na Wołyniu na prze-
rzut do Moskwy delegacji KRN na rozmowy ze Stali-
nem, które odbyły się 22 V 1944.
Powstanie KRN zaniepokoiło zarówno rząd polski
w Londynie, jak i władze Polski Podziemnej, a szcze-
gólnie dowództwo AK, które dostrzegało pogłębiającą
się radykalizację społeczeństwa. W tej sytuacji przy-
spieszono realizację wielu przygotowywanych od dłuż-
szego czasu przedsięwzięć. 9 I 1944 Delegat Rządu na
Kraj ogłosił komunikat o utworzeniu Rady Jedności
Narodowej (RJN) zamiast dotychczasowej KRP. Jej
przewodniczącym został Kazimierz Pużak. Wchodziło
do niej po trzech delegatów z SN, SP, SL i WRN oraz
po jednym z mniejszych stronnictw: Zjednoczenia De-
mokratycznego, „Racławic” i „Ojczyzny”, a także
przedstawiciel duchowieństwa rzymskokatolickiego. 23
I 1944 Delegat Rządu Jan Stanisław Jankowski został
mianowany ministrem i zastępcą prezesa Rady Mini-
strów w Kraju.
Podejmowane przez komunistów próby rozszerze-
nia bazy KRN, m.in. poprzez wchłonięcie ugrupowań
tworzących NKL, nie powiodły się. W lutym 1944 r.,
po przyłączeniu kolejnych grup politycznych połączo-
nych w Patriotyczny Front Lewicy Polskiej, NKL prze-
kształcił się w Centralizację Stronnictw Demokratycz-
nych, Socjalistycznych i Syndykalistycznych, kierowa-
ną przez Centralny Komitet Ludowy (CKL), z Romual-
dem Millerem (Stronnictwo Polskiej Demokracji) jako
przewodniczącym. 4 III 1944 została opublikowana de-
klaracja programowa Centralizacji. Uznano w niej RJN
za przedstawicielstwo grup reakcyjnych, nieodzwier-
ciedlające rzeczywistego układu sił społecznych w kra-
ju i postulowano zastąpienie jej reprezentacją narodu,
obejmującą stronnictwa od centrum po skrajną lewicę.
Negatywny był również stosunek Centralizacji do
KRN, jako opartej tylko na PPR. Niepodległa i wolna
Polska Rzeczpospolita Ludowa miała być państwem
bezklasowym, o ustroju opartym na samorządach i rea-
lizującym gospodarkę planową. Władzę w nim miały
sprawować masy pracujące — robotnicy, chłopi i inte-
ligencja. Centralizacja była jednak zbyt słabą siłą pod-
ziemia, by podjęta przez nią próba stworzenia ośrodka
politycznego konkurencyjnego wobec RJN i KRN mia-
ła szanse realizacji. Rozmowy o jej wejściu do RJN za-
kończyły się niepowodzeniem. 21 VIII 1944 Centrali-
zacja podporządkowała się organom władzy powoła-
nym w Lublinie przez komunistów. RPPS, główne
ugrupowanie Centralizacji, 23 VI 1944 przyjęła —
w odpowiedzi na powrót (2 V 1944) WRN do nazwy
PPS — nazwę PPS Lewica.
Wiosną 1944 r. na tle dążeń Gomułki do poszerze-
nia KRN o partie polityczne tworzące CKL doszło do
ostrego sporu w kierownictwie PPR. Planom tym
sprzeciwił się Bierut, który uważał, że sama obecność
Armii Czerwonej wystarczy, aby móc objąć władzę
w Polsce, a wciąganie zbyt wielu sił do współpracy
może doprowadzić do utraty przez PPR tożsamości
i kierowniczej roli w zawieranych sojuszach. O swoich
wątpliwościach Bierut poinformował Georgi Dymitro-
wa w donosie na Gomułkę przekazanym w czerwcu do
Moskwy.
15 III 1944 RJN uchwaliła deklarację programową
O co walczy naród polski. W dziedzinie polityki zagra-
nicznej postulowano w niej ścisły sojusz z Wielką Bry-
tanią, USA, Francją oraz Turcją, a także z ZSRR, „pod
warunkiem uznania z jego strony integralności przed-
wojennego terytorium Rzeczypospolitej oraz zasady
nieingerowania w sprawy wewnętrzne”. Domagano się
rozszerzenia granic na północy o Prusy Wschodnie oraz
na zachodzie po linię Odry. Opowiadano się za granicą
polsko-czechosłowacką z Zaolziem po polskiej stronie
oraz mgliście sugerowano jak najbliższe współżycie
i współdziałanie z Litwą, przy uwzględnieniu aspiracji
narodu litewskiego do niepodległego bytu. Ład świa-
towy miał się opierać na międzynarodowej organizacji,
stojącej na straży trwałego i sprawiedliwego pokoju.
Ochronę przed hegemonią jakiegokolwiek mocarstwa
w środkowej i południowej Europie miały zapewniać
dobrowolne związki federacyjne między państwami.
Autorzy deklaracji zapowiadali wprowadzenie w kraju
systemu demokracji parlamentarnej i szerokich swobód
obywatelskich, a także przeprowadzenie głębokich re-
form społecznych, z reformą rolną, obejmującą majątki
powyżej 50 ha, upaństwowieniem lasów i nacjonaliza-
cją lub uspołecznieniem kluczowych gałęzi przemysłu
na czele. Czy reformy te miały być przeprowadzone za
odszkodowaniem, czy też bez — miał zadecydować
przyszły parlament. Przewidywano możliwość prowa-
dzenia przez państwo gospodarki planowej, przebudo-
wę ustroju rolnego zgodnie z koncepcjami agrarystycz-
nymi oraz upowszechnienie idei spółdzielczości. Z ana-
lizy treści dokumentu wynika, że był on kompromisem
pomiędzy programami tworzących RJN ugrupowań,
chociaż SN bardzo szybko zdystansowało się wobec
wielu zawartych w nim sformułowań, zwłaszcza zapo-
wiadających reformy społeczne. Z deklaracji RJN nie-
zadowolony był dowódca AK, który uznał, że sama za-
powiedź reform już nie wystarcza, aby pozyskać społe-
czeństwo i domagał się od władz polskich na obczyźnie
natychmiastowych decyzji prawnych, inicjujących ra-
dykalne reformy społeczne. Niezadowolony był też
premier Mikołajczyk, zaniepokojony postulatami tery-
torialnymi zawartymi w deklaracji, których spełnienie
uznawał za nierealne (utrzymanie granicy wschodniej)
lub zdradzającymi tendencje imperialistyczne (sprawa
Litwy).
26 IV 1944 został wydany tajny dekret prezydenta
RP ostatecznie rozstrzygający status wszystkich trzech
funkcjonujących w podziemiu instytucji jako organów
państwowych. Zgodnie z nim Delegat Rządu pozosta-
jący w randze ministra i zastępcy prezesa Rady Mini-
strów miał pełnić swój urząd do czasu powrotu do kraju
premiera. Miał prawo wydawania, w zakresie przy-
sługującym premierowi, Radzie Ministrów i ministrom,
tymczasowych rozporządzeń, ogłaszanych w krajowej
edycji „Dziennika Ustaw RP”. Dowódca Sił Zbrojnych
w Kraju, podległy bezpośrednio Naczelnemu Wodzo-
wi, miał prawo stawiania Delegatowi Rządu wniosków
i dezyderatów w sprawach związanych z działaniami
wojennymi i obronnością państwa oraz obowiązek
uzgadniania z nim zarządzeń o znaczeniu politycznym.
Organem doradczym i opiniodawczym Delegata Rządu
była Rada Jedności Narodowej, składająca się z kilku-
nastu członków, powoływanych na wniosek Politycz-
nego Komitetu Porozumiewawczego. 26 VII 1944
Rząd RP postanowił powołać do swojego składu
wszystkich trzech zastępców Delegata Rządu. Na tej
podstawie 30 VII 1944 Delegat Rządu — wicepremier
Jankowski — ustanowił Krajową Radę Ministrów
(KRM). Oprócz niego w jej skład weszli Adam Bień
(SL), Antoni Pajdak (WRN) oraz Stanisław Jasiuko-
wicz (SN). Decyzje te — antydatowane na 12 III i 3 V
1944 — ostatecznie zakończyły budowę struktur Pol-
skiego Państwa Podziemnego. Poza chęcią zwiększenia
prestiżu władz krajowych wobec przewidywanego ry-
chłego wkroczenia Armii Czerwonej do Warszawy,
nominacje te odzwierciedlały rzeczywisty wzrost zna-
czenia kierownictwa Polski Podziemnej — zarówno
Delegata Rządu, jak i Dowódcy Sił Zbrojnych w Kraju
— wobec władz polskich na uchodźstwie. W tym cza-
sie, mimo formalnej podległości, władze krajowe były
już dla polskiego Londynu bardziej równorzędnym
partnerem niż tylko — jak za rządów gen. Sikorskiego
— posłusznym wykonawcą jego poleceń.
5. KONSPIRACJE WOJSKOWE I WALKA ZBROJNA NA
ZIEMIACH POLSKICH W LATACH 1941-1944

Zgodnie z instrukcją z 16 I 1940 na terenie kraju


tylko ZWZ stanowił „część składową Sił Zbrojnych
Rzeczypospolitej podległą przez Komendanta Główne-
go Naczelnemu Wodzowi Wojsk Polskich”. Stąd też od
października 1941 r. w dokumentach wytwarzanych
przez Sztab Naczelnego Wodza i KG ZWZ konse-
kwentnie określano ZWZ jako „Siły Zbrojne w Kraju”.
Tak więc z punktu widzenia prawnego wszystkie woj-
skowe organizacje konspiracyjne poza ZWZ były bo-
jówkami paramilitarnymi. Kolejnymi rozkazami (3 IX
1941 i 15 VIII 1942) Naczelny Wódz kategorycznie
nakazał prowadzenie akcji scaleniowej, mającej do-
prowadzić do włączenia wszystkich organizacji konspi-
racyjnych o charakterze wojskowym w szeregi ZWZ.
Działania te, prowadzone właściwie od początku oku-
pacji, wywoływały największe opory w SN i SL, dys-
ponujących najliczniejszymi organizacjami paramilitar-
nymi. 14 II 1942, m.in. aby podkreślić wagę akcji sca-
leniowej, gen. Sikorski przemianował ZWZ na Armię
Krajową (AK).
Z Narodowej Organizacji Wojskowej, podlegającej
politycznie kierownictwu SN, część struktur tereno-
wych, m.in. okręg warszawski, przeszła do AK wiosną
1942 r., jeszcze przed zawarciem porozumienia scale-
niowego. Ostatecznie jesienią 1942 r. ok. 70 tys. człon-
ków NOW włączono do AK. Większość pozostałych,
którzy znaleźli się w NSZ, wcielono do AK wiosną
1944 r.
Duże trudności napotykało scalanie z AK podle-
głych kierownictwu SL Batalionów Chłopskich. W po-
łowie czerwca 1944 r. ich stany liczebne szacowano na
ponad 150 tys. ludzi. BCh największą siłą dysponowały
w Polsce centralnej (Lubelskie, Kieleckie, Krakowskie,
Rzeszowskie). Początkowo w ich ramach tworzono od-
działy taktyczne (przeznaczone do udziału w powsta-
niu) i terytorialne (o charakterze milicyjnym). Od jesie-
ni 1942 r. powstawały oddziały specjalne (OS), mające
prowadzić walkę bieżącą. Od końca 1942 r. rozpoczęły
działania tworzące się samorzutnie oddziały partyzanc-
kie. W połowie 1944 r. było ich ponad 70. Do głów-
nych zadań BCh należała ochrona wsi i ludności wiej-
skiej, a więc akcja antykontyngentowa, przeciwdziała-
nie wywózkom młodzieży na roboty do Rzeszy, walka
z ekspedycjami karnymi okupanta oraz obrona pacyfi-
kowanych i wysiedlanych wsi. Oddziały BCh likwido-
wały konfidentów oraz organizowały akcje odbijania
więźniów, a także toczyły walki z UPA. Rozmowy
w sprawie włączenia do AK Batalionów Chłopskich
formalnie zakończyły się podpisaniem 30 III 1943
umowy scaleniowej, jednak sam proces łączenia obu
organizacji przebiegał w terenie stosunkowo wolno. 11
VII 1944 Franciszek Kamiński, komendant główny
BCh, nakazał włączenie do 15 VIII 1944 wszystkich
komend BCh do AK, sam też został członkiem KG AK.
Jednak w terenie akcja scaleniowa nie została ostatecz-
nie zakończona i do AK weszło tylko ok. 60% oddzia-
łów liniowych BCh. Szacuje się, że poza AK pozostało
ok. 45 tys. członków BCh. To wolne tempo scalania
wynikało m.in. z faktu, że CKRL, przygotowując się do
walki o władzę po wojnie, chciało dysponować wła-
snymi oddziałami zbrojnymi. Dlatego też w paździer-
niku 1943 r. ludowcy utworzyli nową, skupiającą naj-
bardziej ideowy element organizację paramilitarną —
Ludową Straż Bezpieczeństwa (LSB), którą wyłączono
z akcji scaleniowej.
Scalenie przebiegało łatwiej w wypadku organiza-
cji mniejszych. W drugiej połowie 1941 r. w skład
ZWZ weszły m.in.: Tajna Armia Polska i Związek Czy-
nu Zbrojnego, w 1942 r. — Organizacja Wojskowa
„Unii”, Konfederacja Zbrojna, Muszkieterowie, w 1943
r. — Tajna Organizacja Wojskowa i Socjalistyczna Or-
ganizacja Bojowa. W sierpniu 1943 r. w szeregach AK
znalazły się podległe Konfederacji Narodu Bolesława
Piaseckiego Uderzeniowe Bataliony Kadrowe (UBK),
które poprzednio jako samodzielne oddziały partyzanc-
kie walczyły na Białostocczyźnie, a nawet organizowa-
ły wypady do Prus Wschodnich.
Dzięki akcji scaleniowej na przełomie lat
1943/1944 Armia Krajowa miała Uczyć około 250 tys.,
a w połowie 1944 r. przeszło 300 tys. żołnierzy i ugrun-
towała swoją pozycję jako najpoważniejszej siły całego
polskiego podziemia, zarówno wojskowego, jak i poli-
tycznego. Na terenie GG znajdowało się ok. 58% cało-
ści sił ludzkich oraz 67% kadry dowódczej AK. Bra-
kowało broni. W minimalnym stopniu uzyskiwano ją ze
zrzutów z Zachodu. Wiosną 1944 r. posiadanej w ca-
łym kraju broni ręcznej i maszynowej wystarczało
w najlepszym wypadku na uzbrojenie ok. 30 tys. żoł-
nierzy.
Do 30 VI 1943, do dnia aresztowania przez gesta-
po, na czele Armii Krajowej stał gen. Stefan Rowecki
„Grot”, bez wątpienia najwybitniejsza postać całego
polskiego podziemia, nie tylko wojskowego, ale także
politycznego. Jego następca, gen. Tadeusz Komorowski
„Bór”, w kampanii 1939 r. poprawny liniowy dowódca
brygady kawalerii, nie zdobył osobistego autorytetu
(m.in. z racji braku wyższego wykształcenia wojsko-
wego) wśród oficerów KG AK, w której składzie było
kilku wykładowców Wyższej Szkoły Wojennej.
W swoich decyzjach politycznych i wojskowych gen.
Komorowski opierał się głównie na sugestiach szefa
sztabu KG AK, gen. Tadeusza Pełczyńskiego „Grzego-
rza”, długoletniego przedwojennego kierownika wy-
wiadu wojskowego.
Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej przed
ZWZ stanęły nowe zadania. Na większości obszarów
dawnej okupacji sowieckiej — poza Okręgami Biały-
stok, Wilno i Nowogródek — należało od podstaw bu-
dować terenowe struktury konspiracyjne. Do tego za-
dania przygotowano specjalne ekipy oficerskie, które
wysłano z Warszawy na Kresy Wschodnie. Ponadto
władze radzieckie domagały się od gen. Sikorskiego
wzmożenia działań zbrojnych na zapleczu frontu
wschodniego. W tym celu latem 1941 r. na obszarach
wschodnich utworzono organizację „Wachlarz”. Tere-
nem działania „Wachlarza” miały być ziemie położone
na wschód od granic II RP, a jego zadaniem prowadze-
nie działań dywersyjnych, zwłaszcza w komunikacji,
dezorganizujących zaplecze frontu niemieckiego. Pla-
nowano również, że zorganizuje on działania osłonowe
w wypadku rozpoczęcia powstania powszechnego.
„Wachlarz”, podzielony na 5 odcinków, był obsadzany
głównie przez „cichociemnych”, czyli oficerów prze-
szkolonych w Wielkiej Brytanii do działań dywer-
syjnych i zrzucanych do Polski na spadochronach. Teo-
retycznie „Wachlarz” obejmował obszar na wschód od
granic II RP do linii rzek Dźwina i Dniepr. Okazało się
jednak, że możliwości działania poza terenami II RP
były niewielkie, a akcje dywersyjne, prowadzone m.in.
w rejonie Mińska, powodowały liczne aresztowania
wśród konspiratorów. Stąd też sieć organizacyjna „Wa-
chlarza” (ok. 800-1000 ludzi) w rzeczywistości rozwi-
nęła się na Kresach Wschodnich II RP Żołnierze tej
struktury łącznie wykonali ok. stu akcji bojowych,
głównie na liniach komunikacyjnych.
Istotną rolę odgrywał wywiad ofensywny ZWZ-
AK, który swą pracę opierał na samodzielnych sieciach
wywiadowczych KG AK oraz na sieciach terenowych
obszarów i okręgów. Wywiad ten, korzystający także
z siatek m.in. OW ZJ i Muszkieterów, działał na obsza-
rach od zaplecza frontu wschodniego aż po Rzeszę. Po-
za informacjami o ruchu jednostek wojsk niemieckich
do największych jego sukcesów należało zdobycie da-
nych o produkcji niemieckiej broni rakietowej VI i V2.
Części rakiety VI zostały przewiezione do Londynu
brytyjskim samolotem, który z 25 na 26 VII 1944 wy-
lądował na łąkach pod Tarnowem. Była to ostatnia
z trzech akcji (o kryptonimie „Most”) lądowania
w okupowanej Polsce samolotów brytyjskich przewo-
żących kurierów i dokumenty.
Głównym zadaniem, do którego wykonania ZWZ-
AK przygotowywały się przez cały czas, było powsta-
nie powszechne, mające wybuchnąć w końcowej fazie
wojny. Jego ostateczny plan gen. Rowecki zaakcepto-
wał 8 IX 1942. Wychodzono w nim z założenia, że po-
wodzenie powstania będzie możliwe jedynie w wypad-
ku wyraźnej klęski niemieckiej, a zwłaszcza powtórze-
nia się sytuacji z jesieni 1918 r., czyli kapitulacji Nie-
miec przed państwami anglosaskimi w warunkach
utrzymania przez Wehrmacht frontu wschodniego
w głębi ZSRR. Przewidywano też możliwość wywoła-
nia powstania powszechnego w wypadku podejścia
wojsk alianckich od południa do granic Polski. Dla ce-
lów powstania cały kraj podzielono na strefę osłonową
oraz bazę. Strefa osłonowa obejmowała tereny dawnej
okupacji sowieckiej. Zakładano prowadzenie tam pod-
czas powstania wzmożonych akcji dywersyjnych i par-
tyzanckich na linie komunikacyjne w celu opóźnienia
ruchu cofających się ze wschodu wojsk niemieckich.
Natomiast w bazie, czyli na obszarze GG (bez Galicji
Wschodniej), poszerzonym o okręg łódzki, Zagłębie
Dąbrowskie, zachodnią część okręgu białostockiego
oraz rejon Brześcia nad Bugiem, miał nastąpić zarzą-
dzony przez radiostacje oraz za pośrednictwem BBC
równoczesny atak zmobilizowanych oddziałów AK na
obiekty obsadzone przez siły okupacyjne, zwłaszcza
w dużych miastach — Warszawie, Kielcach, Radomiu,
Częstochowie, Krakowie, Rzeszowie, Lublinie i Łodzi.
Wybuch powstania miał być poprzedzony trwającym
od 4 dni do 2 tygodni okresem czujności i mógł być
odwołany, oraz okresem pogotowia. Pogotowie, auto-
matycznie — po 48 godzinach — przechodziło w dzia-
łania powstańcze, stąd też nie mogło być już odwołane.
Po opanowaniu bazy, w czym miała uczestniczyć bry-
gada spadochronowa PSZ oraz polskie lotnictwo dzia-
łające z zajętych przez AK lotnisk, oddziały AK miały
uderzyć na zachód w celu zajęcia Wielkopolski, Śląska
i Pomorza. W opanowaniu Pomorza dowódca AK li-
czył na desant morski, przeprowadzony przez PSZ
i polską marynarkę wojenną w rejonie Gdańska. Prze-
widywano też, że od początku powstania dojdzie do
walki z Ukraińcami o Lwów Miała się ona następnie
przekształcić w wojnę o opanowanie Małopolski
Wschodniej i Wołynia, a następnie całych Kresów
Wschodnich.
Z powstaniem powszechnym związany był plan
odtwarzania sił zbrojnych. Zgodnie z nim walczące od-
działy miały po zwycięskim powstaniu i mobilizacji re-
zerw podlegać reorganizacji w regularne pułki, brygady
i dywizje, przyjmujące nazwy wielkich jednostek WP,
stacjonujących przed wojną na danym terenie.
Walka bieżąca, prowadzona w okupowanym kraju
przez Związek Odwetu, w dalszym ciągu miała charak-
ter pomocniczy i drugorzędny w stosunku do przygo-
towań do powstania powszechnego. Nadal koncentro-
wano się na sabotażu, który nie powodował odwetu na
ludności cywilnej, oraz na likwidowaniu konfidentów.
Istniał zakaz podawania informacji na jego temat
w prasie konspiracyjnej i audycjach radiowych. W wy-
niku stopniowej intensyfikacji walki bieżącej powsta-
wały specjalne oddziały specjalizujące się w tych dzia-
łaniach, m.in. na szczeblu sztabu ZO w ramach KG AK
w sierpniu 1942 r. na ich bazie powstał oddział dyspo-
zycyjny „Motor”, dowodzony przez mjr. dypl. Jana
Wojciecha Kiwerskiego „Lipińskiego”. Jedną z naj-
większych akcji przeprowadzonych przez ZO, o kryp-
tonimie „Wieniec”, było wysadzenie w nocy z 7 na 8 X
1942 wszystkich 7 linii kolejowych prowadzących do
Warszawy.
W maju 1942 r. utworzono podporządkowaną bez-
pośrednio dowódcy AK Organizację Specjalnych Akcji
(„Osa”), przeznaczoną do przeprowadzania zamachów
na wysokich funkcjonariuszy niemieckich. W grudniu
1942 r. w jej ramach powstała komórka „Zagra-lin”,
która dokonała kilku udanych zamachów bombowych
na stacjach kolejki podziemnej i dworcach kolejowych
w Berlinie i Wrocławiu (luty-kwiecień 1943).
Społeczeństwo miał dyscyplinować rozbudowy-
wany w terenie podziemny aparat sprawiedliwości. Od
1942 r. sądy kapturowe przekształciły się w Wojskowe
i Cywilne Sądy Specjalne, działające przy poszczegól-
nych strukturach terenowych. Nadal zajmowały się one
ściganiem przestępstw polegających na działaniach na
korzyść okupanta lub na szkodę państwa i narodu pol-
skiego, zagrożonych karą śmierci. Możliwość likwido-
wania osób stwarzających niebezpieczeństwo dla kon-
spiracji jeszcze zanim zostały one osądzone dawała
niestety pole do wcale niesporadycznych wypadków
pomyłek, a nawet nadużyć, kiedy to ginęli ludzie nie-
słusznie podejrzewani lub oskarżeni z motywów osobi-
stych. Pod koniec wojny na niektórych terenach likwi-
dacja osób podejrzanych przybrała charakter masowy.
Od stycznia 1943 do czerwca 1944 r. tylko na terenie
obwodu Wysokie Mazowieckie w Okręgu Białystok
lokalne bojówki AK zabiły co najmniej 240 osób,
w tym ok. 160 Polaków.
Rozbudowanymi strukturami centralnymi i tere-
nowymi dysponowało Kierownictwo Walki Cywilnej,
które w kwietniu 1942 r. zostało podporządkowane De-
legaturze Rządu. Od kwietnia 1941 r. kierował nim Ste-
fan Korboński. Dzieliło się ono na wydziały, z których
najważniejsze były: sądowy, sabotażowo-dywersyjny
i informacji radiowej. Do wspierania prac KWC powo-
łano Komisję Główną Walki Cywilnej, złożoną
z przedstawicieli stronnictw wchodzących do PKP
i komendanta Formacji Bojowo-Milicyjnych PS, a od
jesieni 1942 r. dodatkowo przedstawiciela Społecznej
Organizacji Samoobrony. W skład SOS weszło kilka-
naście mniejszych organizacji politycznych, m.in.
Chłopska Organizacja Wolności „Racławice”, Unia,
Front Odrodzenia Polski, Obóz Polski Walczącej,
Konwent Organizacji Niepodległościowych, Polski
Związek Wolności i Stronnictwo Demokratyczne. Kor-
boński dysponował własną radiostacją, przez którą in-
formował Londyn o aktualnej sytuacji pod okupacją, co
jesienią 1942 r. pozwoliło na uruchomienie pod Londy-
nem rozgłośni radiowej „Świt”, rzekomo nadającej
konspiracyjnie z kraju. KWC zajmowało się upo-
wszechnianiem obowiązujących pod okupacją kodek-
sów postaw obywatelskich oraz piętnowaniem zacho-
wań niegodnych Polaka. Od 1943 r. działały Komisje
Sądzące KWC, których zadaniem było wydawanie wy-
roków w sprawach o popełnienie takich czynów. Orze-
kały one kary: infamii, nagany lub upomnienia. Dodat-
kowo stosowano od 1944 r. głównie na prowincji oraz
wobec kobiet utrzymujących kontakty z Niemcami
chłostę oraz strzyżenie włosów. Wyroki ogłaszane były
w rządowej prasie konspiracyjnej. KWC koordynowało
ponadto m.in. akcję sabotowania kontyngentów i wy-
wozu na roboty do Niemiec, niszczenia aparatury ki-
nowej czy kolektur loterii w Warszawie. 3 V 1943,
z okazji święta narodowego, KWC zorganizowało
w stolicy audycję megafonową.
Od połowy 1941 r. coraz większy niepokój KG
ZWZ budził rozwój partyzantki sowieckiej, początko-
wo na Kresach Wschodnich, a następnie w GG, głów-
nie na Lubelszczyźnie (Lasy Parczewskie). W ocenie
gen. Roweckiego partyzantka ta, składająca się ze zbie-
głych jeńców i zasilana spadochroniarzami, swymi ak-
cjami zbrojnymi sprowadzała na ludność miejscową
odwet niemiecki i mogła doprowadzić do wybuchu
niekontrolowanej walki z jej strony. Obawy te były
uzasadnione. W styczniu 1943 r. I sekretarz KC KP
Białorusi, a zarazem szef Centralnego Sztabu Ruchu
Partyzanckiego Pantalejmon Ponomarienko, w notatce
adresowanej do Stalina, Mołotowa, Malenkowa i Berii,
w odpowiedzi na wezwania przedstawicieli rządu pol-
skiego do społeczeństwa polskiego, aby nie dało się
sprowokować do przedwczesnej walki z Niemcami
i oszczędzało siły do wystąpienia w ostatnim okresie
wojny, postulował konieczność rozpalenia w Polsce
walki partyzanckiej w celu osłabienia nie tylko Niem-
ców, ale także polskich sił niepodległościowych.
W tym celu proponował wysłanie wiosną 1943 r. na te-
reny Polski 80-90 starannie przygotowanych i prze-
szkolonych agentów, władających biegle językiem pol-
skim (głównie członków KPP, KPZU i KPZB), mają-
cych kontakty wśród miejscowej ludności. Stopniowo
aktywność sowieckich oddziałów partyzanckich oraz
grup desantowych na terenie Polski stawała się coraz
bardziej intensywna, szczególnie na Kresach Wschod-
nich. W szeregach partyzantki sowieckiej walczyło tam
kilka tysięcy Polaków, z których tworzono nawet od-
działy „polskie”, działające na Wołyniu, Polesiu i Wi-
leńszczyźnie, samodzielnie lub w składzie innych jed-
nostek radzieckich. Część z nich (4 brygady partyzanc-
kie z Wołynia) została wiosną 1944 r. podporządkowa-
na Polskiemu Sztabowi Partyzanckiemu w ZSRR, pod-
ległemu Centralnemu Biuru Komunistów Polski, a na-
stępnie skierowana na Lubelszczyznę i Kielecczyznę.
W marcu 1942 r. kierownictwo PPR przystąpiło do
tworzenia organizacji zbrojnej, o przywłaszczonej od
WRN nazwie Gwardia Ludowa, z Bolesławem Mołoj-
cem na czele. Następnie kierował nią, jako szef sztabu,
Franciszek Jóźwiak „Witold”. W „Gwardziście”, jej
centralnym organie prasowym, związki PPR z GL były
starannie ukrywane, a ją samą prezentowano jako orga-
nizację ponadpartyjną. Propagowała ona całkowicie
odmienną koncepcję działań zbrojnych niż ZWZ-AK.
Jej celem było maksymalne wzmożenie bieżąc walki z
okupantem, by udzielić jak największej pomocy Armii
Czerwoni Liczono, że spirala walki i odwetu niemiec-
kiego doprowadzi poprzez anarchizację terenu do prze-
rodzenia się działań dywersyjnych i partyzanckie
w spontaniczne powstanie. Gwardia Ludowa działała
tylko w GG, w obwodzie łódzkim i na części Śląska.
Latem 1943 r. obwód lwowski GL przekaz; no konspi-
racji sowieckiej. W czerwcu 1942 r. miała liczyć ok. 3
tys. członków. Trzon kadry oficerskiej stanowili ścią-
gnięci z Francji polscy uczestnic wojny domowej
w Hiszpanii, tzw. dąbrowszczacy. Za podstawową for-
mę walki GL uznała działania partyzanckie, a za ich
główny cel dezorganizacji transportu kolejowego oraz
sieci łączności, co miało utrudniać zaopatrywanie jed-
nostek niemieckich na froncie wschodnim. Pierwszy
kilkunastoosobowy oddział Franciszka Zubrzyckiego
„Małego Franka”, zorganizowany w Warszawie, w ma-
ju 1942 r. przerzucono w Piotrkowskie. Słabo uzbrojo-
ny i nieposiadający zaplecza, został 21 VI 1942 rozbity
przez Niemców. Kolejnym powiodło się lepiej.
W grudniu 1942 r. działało 29 oddziałów i grup party-
zanckich GL, liczących ponad 800 osób. W oddziałach
oprócz Polaków znalazło się wielu Żydów, byłych jeń-
ców sowieckich, co nadawało im specyficzny charak-
ter, wykorzystywany przez propagandę antykomuni-
styczną. Nie brakowało też elementów kryminalnych.
W miastach, zwłaszcza w Warszawie, zgodnie z przyję-
tym założeniem, że wrogiem jest każdy Niemiec, GL
nastawiła się na dokonywanie zamachów na przypad-
kowe grupy Niemców, głównie w lokalach rozrywko-
wych, restauracjach czy w kawiarniach. Do naj-
większych akcji doszło 24 X 1942 w Warszawie, kiedy
w odwet za powieszenie 50 osób w egzekucji publicz-
nej obrzucono granatami kawiarnię „Cafe Club”, re-
staurację „Mitropa” oraz drukarnię „Nowego Kuriera
Warszawskiego”. Podobną serię zamachów bombo-
wych na Niemców grupy GL przeprowadziły w stolicy
17 1 1943, m.in. podkładając bombę w restauracji „Mi-
tropa” oraz 11-15 VII 1943, kiedy to najpierw zaata-
kowano „Cafe Club”, a następnie obrzucono granatami
maszerującą kolumnę SA oraz pasażerów niemieckiego
tramwaju. Straty niemieckie poniesione w każdym
z tych zamachów wyniosły od kilkunastu do kilkudzie-
sięciu zabitych i rannych. Podobne akcje bombowe
przeprowadzono m.in. w Krakowie. Wbrew rozpo-
wszechnianym opiniom w latach 1942-1943 ZSRR tyl-
ko minimalnie wspomagał PPR i GL finansowo oraz
w zrzutach broni (ok. stu pistoletów maszynowych).
Pieniądze na cele organizacyjne — dla PPR i GL —
zdobywano nie tylko podczas akcji na urzędy niemiec-
kie, ale w trakcie zwykłych napadów na zamożniejsze
osoby i instytucje finansowe, często pod pretekstem
rozprowadzania cegiełek tzw. Daru Narodowego. 30 XI
1942 w akcji na Komunalną Kasę Oszczędności
w Warszawie grupy GL zdobyły ponad milion złotych,
co zapewniło aktywowi PPR pewną finansową nieza-
leżność. Akcje mające na celu zdobywanie pieniędzy
z instytucji działających w GG podejmowały także inne
polityczne organizacje, m.in. NSZ i RPPS. Oddziały
partyzanckie GL najchętniej zaopatrywały się w żyw-
ność u „wrogów klasowych”, a więc u „obszarników”
i „kułaków”, czyli we dworach i u bogatszych chłopów,
czemu stosunkowo często towarzyszyły rabunki, a na-
wet morderstwa. Zdarzały się także zabójstwa człon-
ków podziemia, m.in. 22 I 1943 w Drzewicy (pow.
opoczyński) grupa GL „Lwy” zamordowała 7 działaczy
SN, NOW i NSZ, co według historyków związanych ze
środowiskiem kombatantów GL i AL było odwetem za
wcześniejszy mord na kilku członkach GL. Komuni-
stom nie udało się swojej organizacji nadać masowego
charakteru. Na początku 1944 r. w 56 partyzanckich
oddziałach GL było ok. 900 ludzi. Według peerelow-
skiej historiografii GL miała wówczas liczyć ponad 11
tys. ludzi, jednak dane te oparte zostały na powojen-
nych relacjach, toteż bliższe prawdy wydają się sza-
cunki Edwarda Osóbki, oceniającego ją na 3-5 tys.
osób. Odmiennie niż w wypadku innych partii, które
obok struktur politycznych budowały własne organiza-
cje wojskowe, siatki terenowe PPR i GL w zasadzie
składały się z tych samych ludzi.
We wrześniu 1942 r. z części NOW i OW ZJ po-
wstały Narodowe Siły Zbrojne. Miały one liczyć we-
dług własnych — zdaniem części historyków znacznie
zawyżonych — wyliczeń, ponad 72 tys. ludzi. Działały
one w GG, na Białostocczyźnie oraz niektórych tere-
nach wcielonych do Rzeszy. Przygotowywały się do
powstania zbrojnego, w trakcie którego miały opano-
wać ziemie po Odrę i Nysę Łużycką, wyrzucić stamtąd
ludność niemiecką i w ten sposób przed konferencją
pokojową stworzyć fakty dokonane. NSZ stały na sta-
nowisku walki z dwoma wrogami Polski — Niemcami
i ZSRR, ale w 1943 r. uznały, że Niemcy przegrali
wojnę, i dlatego koncentrowały się na walce z ko-
munistami. Dowódcą NSZ byt najpierw płk Ignacy
Oziewicz „Czesław”, a po jego aresztowaniu przez
Niemców w 1943 r. płk dypl. Tadeusz Kurcjusz „Że-
gota”. Zgodnie z ocenami niemieckimi najpoważniejsze
sukcesy NSZ odnotowały w dziedzinie wywiadu. Je-
sienią 1942 r. przystąpiły do tworzenia oddziałów Akcji
Specjalnej, przeznaczonych do działań dywersyjnych
i zwalczania partyzantki lewicowej oraz sowieckiej,
a także band rabunkowych. Później na Kielecczyźnie,
w Lubelskiem, Częstochowskiem i na Podlasiu powsta-
ły liczne oddziały partyzanckie NSZ prowadzące po-
dobne działania. Miały one na swoim koncie akcje an-
tyniemieckie, m.in. uwolniły więźniów w Siedlcach (12
III 1944) i w Łukowie (9 V 1944), a także zarekwiro-
wały w Banku Emisyjnym w Częstochowie (20 IV
1943) 3,6 mln zł. Uczestniczyły w walkach partyzanc-
kich z Niemcami, m.in. w czerwcu 1944 r. w Czerwo-
nym Borze. Jednak najgłośniejszą „akcją” NSZ stał się
mord na 26 partyzantach GL, dokonany 9 VIII 1943
pod Borowem na Lubelszczyźnie przez oddział pod
dowództwem dezertera z AK, cichociemnego Leonarda
Zuba-Zdanowicza, potępiony w komunikacie komen-
danta głównego AK. Mordów takich oddziały NSZ
miały na swoim koncie bardzo wiele. Pacyfikowały też
wsie oskarżane o lewicowość, m.in. Pardołów na Kie-
lecczyźnie, gdzie w styczniu 1944 r. zamordowano, pod
zarzutem przynależności do PPR i GL, 10 chłopów.
Podpisanej 7 III 1944 umowie scaleniowej NSZ z AK
nie podporządkowała się część NSZ wywodząca się
z OW ZJ. Zachowała ona samodzielność i nazwę, a jej
p.o. dowódcą został ppłk NSZ Stanisław Nakonieczni-
koff „Kmicic”, zastąpiony w lipcu 1944 r. przez gen.
Tadeusza Jastrzębskiego „Powałę”. O mordowanie Ży-
dów, działaczy PPR i polskiej lewicy oraz napady na
partyzantkę sowiecką oskarżał NSZ (ZJ) komendant
AK w depeszach wysyłanych wiosną i latem 1944 r. do
Londynu. Sympatyzujący z NSZ historycy wszystkie te
wypadki sprowadzają do tępienia bandytyzmu. W wal-
ce z lewicą część struktur NSZ (ZJ) utrzymywała kon-
takty z Niemcami i prawdopodobnie uzyskiwała od
nich uzbrojenie. Działalność NSZ nie doprowadziła do
likwidacji wpływów komunistów, natomiast Stalinowi
dała już w 1943 r. pretekst do oskarżania na forum
międzynarodowym całego podziemia niepodległościo-
wego, zwłaszcza AK, o mordowanie „polskich patrio-
tów” podejmujących walkę z Niemcami.
Mimo wszystko w kraju nie doszło do rozpalenia
na większą skalę walki bratobójczej. Groźba taka zaist-
niała także pod wpływem przekazanej dowódcom
okręgów i obwodów 15 IX 1943 przez komendanta AK
dwuznacznej instrukcji uzgodnionej z Delegatem Rzą-
du, nakazującej walkę „przeciw elementom plądrują-
cym bądź wywrotowo-bandyckim” oraz likwidowanie
„przywódców i agitatorów w bandach”. Instrukcja ta
w jakiś sposób sankcjonowała stosowaną powszechnie
w okręgach północno-wschodnich AK akcję ekstermi-
nacji osób podejrzewanych o sympatie komunistyczne.
Od kwietnia 1944 r. dowódca Okręgu Białystok okre-
ślał nawet poszczególnym obwodom miesięczny kon-
tyngent osób (od 4 do 8) przeznaczonych do likwidacji
za bandytyzm i współpracę z okupantem, przez co ro-
zumiano także udzielanie pomocy partyzantce sowiec-
kiej.
W Polsce centralnej największe niebezpieczeństwo
wzniecenia wojny domowej istniało na Lubelszczyźnie
i Kielecczyźnie, gdzie w latach 1943 i 1944 dochodziło
do licznych wypadków wzajemnych napadów między
oddziałami GL-AL a NSZ, AK i BCh oraz mordów po-
litycznych. Najbardziej znany incydent miał miejsce
w Owczarni w Lubelskiem, gdzie 4 V 1944 oddział AL
Bolesława Kowalskiego „Cienia” rozbroił i zamordo-
wał 17 żołnierzy z oddziału AK ppor. Mieczysława
Zielińskiego „Moczara”. Do dzisiaj nie został ostatecz-
nie wyjaśniony skrytobójczy mord dokonany w War-
szawie 13 VI 1944 na oskarżanych o lewicowość pra-
cownikach BIP KG AK doc. Ludwiku Widerszalu oraz
przewodniczącym SD Jerzym Makowieckim i jego żo-
nie. W lipcu 1944 r. w wyniku donosu Niemcy aresz-
towali kolejnych współpracowników BIP KG AK, Ha-
linę Krahelską oraz prof. Marcelego Handelsmana,
oskarżanego przez NSZ (ZJ) o działalność lewicowo-
masońską.
W sposób istotny na wzmożenie walki bieżącej
wpłynęły akcje wysiedleńcze podjęte przez Niemców
na Zamojszczyźnie w listopadzie 1942 r. Do obrony
ludności przystąpiły wówczas powstające żywiołowo
oddziały partyzanckie BCh i AK. W ciągu grudnia od-
działy BCh spaliły kilka skolonizowanych wsi. W noc
sylwestrową 1942/1943 r. AK przeprowadziła na Za-
mojszczyźnie akcję „Wieniec II”, w trakcie której wy-
sadzono m.in. 4 mosty, wykolejono 3 pociągi, zerwano
w kilku miejscach tory oraz zniszczono urządzenia sta-
cyjne i komunikacyjne. Łącznie oddziały AK wykonały
do końca grudnia 1942 r. ok. 60 akcji. 30 grudnia od-
działy BCh wraz z partyzantami sowieckimi stoczyły
z ekspedycją niemiecką zwycięską walkę pod Wojdą.
Kolejny bój partyzancki BCh odbył się 1 i 2 II 1943
pod Zaborecznem i Różą. Od lutego 1943 r. do działań
partyzanckich włączyły się oddziały GL, dowodzone
przez Grzegorza Korczyńskiego. Niemcy oceniali, że
na Zamojszczyźnie doszło do lokalnego powstania. Od
czasu wysiedleń Lubelszczyzna stała się pierwszym w
GG rejonem szeroko zakrojonych działań partyzanc-
kich. W 1943 r. były tam czynne 23 oddziały party-
zanckie AK (ok. 1000 żołnierzy), 24 GL (700 par-
tyzantów), 4 NSZ (300 bojowców), 5 BCh (650 ludzi)
a także silna partyzantka radziecka.
Od listopada 1942 (formalnie od 22 I 1943) całość
walki bieżącej została przez KG AK skoncentrowana
w Kierownictwie Dywersji (Kedyw), specjalnej organi-
zacji powstałej z połączenia ZO i „Wachlarza”. Jego
kolejnymi szefami byli płk August Emil Fieldorf „Nil”
oraz ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław”. Struktury
i oddziały Kedywu istniały na terenie całego kraju.
Najsilniejsze były w Warszawie i stąd wysyłano je do
wykonywania konkretnych akcji na prowincję, nawet
na Rzeszowszczyznę. Oddziały dyspozycyjne Kedywu
KG AK w 1944 r. wchodziły w skład Brygady Dywer-
syjnej („Broda 53”), której trzonem były harcerskie
Grupy Szturmowe, tworzące w jej ramach m.in. bata-
lion „Zośka”, znany z wielu śmiałych działań. Innymi
oddziałami KG AK były bataliony „Miotła” (używany
głównie do likwidacji konfidentów) oraz utworzony
w sierpniu 1943 r. „Agat 90” („Parasol”), także budo-
wany z harcerskich Grup Szturmowych, specjalizujący
się w zamachach na czołowych przedstawicieli nie-
mieckiego aparatu terroru.
Wykorzystując wysiedlenia na Zamojszczyźnie,
propaganda radziecka i pe- peerowska wzmocniła
oskarżenia wobec władz polskich i dowództwa AK
o powstrzymywanie walki z Niemcami w okupowanej
Polsce, ponadto komuniści wiele z anonimowych akcji
AK, m.in. wysadzenie torów wokół Warszawy, przypi-
sywali swoim oddziałom. W tej sytuacji dowódca AK
nakazał ujawnianie za pośrednictwem prasy konspira-
cyjnej efektów przeprowadzanych działań bojowych.
14 1 1943 w „Biuletynie Informacyjnym” ukazał się
pierwszy komunikat, podpisany przez powołane wów-
czas do koordynowania walki bieżącej Kierownictwo
Walki Konspiracyjnej (KWK), informujący o akcjach
zbrojnych przeprowadzonych przez AK. Odtąd były
one publikowane systematycznie. W „Biuletynie In-
formacyjnym” w artykułach Z bronią u nogi (11 II
1943) i Akcja zbrojna? Tak — lecz ograniczona (1 IV
1943) przedstawiono w ogólnych zarysach wypraco-
waną przez KG AK strategiczną koncepcję walki, od-
dzielającej walkę bieżącą od powstania powszechnego,
i demaskowano taktykę PPR i GL, zmierzającą do
maksymalnego rozpalenia walki zbrojnej, jako nieli-
czącą się ze stratami ludności i interesami państwa pol-
skiego. 5 VII 1943 w miejsce KWK i KWC powołano
Kierownictwo Walki Podziemnej (KWP), w składzie
dowódca AK, jego szef sztabu, szefowie Kedywu i BIP
KG AK oraz szef KWC. Odtąd KWP koordynowało
całokształt bieżącej wojskowej i cywilnej walki z oku-
pantem.
Wśród najgłośniejszych akcji bojowych wykona-
nych przez oddziały AK wymienić należy: odbicie do-
konane przez oddział Jana Piwnika „Ponurego” z wię-
zienia w Pińsku (18 1 1943) przetrzymywanych tam
oficerów „Wachlarza”, uwolnienie 26 III 1943 w War-
szawie „pod Arsenałem” przez harcerskie Grupy
Szturmowe kilkunastu więźniów przewożonych z ge-
stapo na Pawiak, a wśród nich phm. Jana Bytnara „Ru-
dego”, zdobycie w Warszawie 11 VIII 1943 ponad stu
min złotych (akcja „Góral”), przewożonych w cięża-
rówce Banku Emisyjnego, przeprowadzony 1 II 1944
zamach na dowódcę SS i policji dystryktu warszaw-
skiego gen. Franza Kutscherę, wykonany przez har-
cerzy z „Parasola”. W odwecie za publiczne egzekucje
dokonywane przez policję niemiecką przeprowadzono
jesienią 1943 r. liczne akcje wykolejenia niemieckich
pociągów pospiesznych, przewożących oficerów i żoł-
nierzy niemieckich udających się na urlop. 6-9 IV 1944
w ramach akcji „Jula” wysadzono w rejonie Przewor-
ska i Sanoka trzy mosty kolejowe wraz z dwoma po-
ciągami towarowymi oraz wykolejono pociąg ratowni-
czy.
W maju 1943 r. dowódca Kedywu w Okręgu AK
Kielce-Radom por. Jan Piwnik „Ponury” na własną rę-
kę utworzył w Górach Świętokrzyskich duże zgrupo-
wanie partyzanckie (300 żołnierzy), które atakowało
transporty kolejowe i placówki nieprzyjaciela. Działal-
ność ta wywołała niemieckie pacyfikacje, m.in. 12 i 13
VII 1943 spalono wieś Michniów, a 203 jej mieszkań-
ców wymordowano. W końcu 1943 r. zgrupowanie AK
zostało rozwiązane, a por. Piwnik przeniesiony do
Okręgu Nowogródek. Niemniej jednak odtąd także
Kielecczyzna stała się drugim, obok Lubelszczyzny, re-
jonem w GG, w którym partyzantka rozwijała się coraz
bardziej dynamicznie. Już na przełomie września i paź-
dziernika 1943 r. działało tam równocześnie 20 oddzia-
łów partyzanckich — AK, GL, BCh, NSZ.
Na rok 1943 przypadło także apogeum działań
zbrojnych podjętych przez bojowników gett. Były one,
w obliczu prowadzonej przez Niemców akcji eks-
terminacji Żydów, najczęściej świadomym wyborem
godnej śmierci. 28 VII 1942 w getcie warszawskim
powstała Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB), kiero-
wana przez Mordechaja Anielewicza. Politycznym za-
pleczem ŻOB były ugrupowania syjonistyczne, Bund
i PPR. W getcie działał także, kierowany przez Mieczy-
sława Apfelbauma, Żydowski Związek Wojskowy
(ŻZW), grupujący przedstawicieli zasymilowanej inte-
ligencji, powołany przez syjonistów-rewizjonistów,
współpracujący z ZWZ i AK. Żydowskie grupy bojowe
zbrojnie przeciwstawiły się wznowionej 18 1 1943 ak-
cji wywożenia Żydów. Na ulicach getta zginęło kilkaset
osób. W ciągu czterech dni Niemcy wywieźli do Tre-
blinki ok. 6 tys. osób, po czym akcję przerwano. Bo-
jowcy wycofanie się sił niemieckich z getta ocenili jako
zwycięstwo i rozpoczęli przygotowania do obrony.
Niewielką pomoc w uzbrojeniu uzyskano od AK i GL.
19 IV 1943 rozpoczęła się ostateczna likwidacja
getta w Warszawie, podjęta przez oddziały niemieckie,
liczące (wraz z pomocniczymi formacjami Łotyszów
i Ukraińców) ok. 2 tys. osób i wspierane przez 3 wozy
pancerne. Przeciwstawiły im się złożone z ok. 750 osób
grupy bojowców, słabo uzbrojonych, głównie w pisto-
lety i granaty. Powstanie w getcie można podzielić na
trzy fazy. Pierwsza — to walka z uprzednio przygoto-
wanych stanowisk. Druga — od 24 kwietnia do 8 maja
— to obrona bunkrów, w których ukrywała się także
ludność cywilna. Trzecia to działania drobnych grup
bojowców w ruinach getta. Zaskoczeni początkowymi
atakami bojowców Niemcy odstąpili od taktyki działa-
nia zwartymi oddziałami i rozproszyli swe siły po ca-
łym getcie, podpalając poszczególne budynki, wskutek
czego przygotowane w nich bunkry stały się bezuży-
teczne. 8 maja Niemcy wykryli bunkier komendy ŻOB.
Jej członkowie, na czele z Mordechajem Anielewi-
czem, popełnili samobójstwo. Symbolicznym zakoń-
czeniem działań zbrojnych było wysadzenie 16 maja,
z polecenia dowodzącego stroną niemiecką gen. SS
Jurgena Stroopa, budynku Wielkiej Synagogi na Tło-
mackiem. Niemniej jednak sporadyczne walki w getcie
trwały nadal. Według raportu Stroopa z 24 V 1943 uję-
to ponad 43 tys. Żydów na terenie getta oraz zastrzelo-
no 7 tys., a 5-6 tys. zabito w wyniku wysadzania i pale-
nia budynków. Zniszczono 631 bunkrów. Niemcy stra-
cili co najmniej 16 zabitych i 85 rannych. Na terenie ru-
in getta (ok. 1/3 obszaru Warszawy) utworzono obóz
koncentracyjny (KL Warschau), do którego włączono
także więzienie na Pawiaku. Do lipca 1944 r. dokony-
wano tam masowych egzekucji na więźniach przywo-
żonych z Pawiaka i z ulicznych łapanek. Zginęło tutaj
ok. 10 tys. osób. 29 VII 1944 obóz zlikwidowano, a ok.
350 więźniów pozostałych na tzw. Gęsiówce wyzwolili
5 VIII 1944 powstańcy z batalionu „Zośka”. Informa-
cje, jakoby w KL Warschau zginęło ok. 200 tys. więź-
niów, nie mają żadnego potwierdzenia źródłowego.
Powstanie w getcie warszawskim miało charakter
inspirujący i przyczyniło się do zorganizowania po-
wstań w innych miejscowościach. W trakcie likwidacji
gett próbowano bronić się m.in. w Będzinie (sierpień
1943) i w Białymstoku (16-17 VIII 1943). Bunty Ży-
dów miały miejsce także w obozach zagłady — w Tre-
blince (28 VIII 1943), w Sobiborze (14 X 1943) oraz
Auschwitz-Birkenau (7 X 1944).
Zbiegli mieszkańcy gett chronili się w lasach,
gdzie organizowali tzw. obozy rodzinne, ubezpieczane
przez uzbrojone grupy. Najwięcej takich obozów po-
wstało na Kresach Północno-Wschodnich (rejon Pusz-
czy Nalibockiej), na Wołyniu oraz na Lubelszczyźnie
(Lasy Parczewskie). Przebywający w nich Żydzi mu-
sieli pozyskiwać żywność od okolicznej ludności, co
prowadziło do konfliktów i przekształcenia się części
grup żydowskich w bandy kryminalne, dopuszczające
się rabunków, gwałtów i morderstw. Były one likwi-
dowane zarówno przez oddziały podziemia niepodle-
głościowego (NSZ, UBK i AK), jak i partyzantkę GL,
m.in. oddział Grzegorza Korczyńskiego. Bez przeszkód
Żydzi trafiali jedynie do partyzantki komunistycznej —
sowieckiej oraz GL. W oddziałach GL było ich kilku-
set. Natomiast do partyzantki tworzonej przez AK
i polskie ugrupowania polityczne Żydów w zasadzie
nie przyjmowano, poza specjalistami, którzy (głównie
lekarze) znajdowali się nawet w oddziałach NSZ.
Od wiosny 1943 r. działania obronne przeciwko
atakom oddziałów nacjonalistów ukraińskich na polskie
osady na Wołyniu podejmowały samorzutnie organi-
zowane placówki samoobrony, broniące skupisk ludno-
ści polskiej, a następnie wspierające je oddziały party-
zanckie AK. Najintensywniejsze działania miały miej-
sce wokół baz samoobrony w Hucie Stepańskiej, znisz-
czonej 18 VII 1943 przez UPA oraz 30 VIII 1943
w Przebrażu koło Łucka, gdzie ataki UPA odparto.
Większość z istniejących początkowo na Wołyniu 167
punktów samoobrony nie dotrwała do końca okupacji.
W ciągu 1944 r. walki AK z UPA w obronie polskich
wsi oraz o charakterze odwetowym toczyły się na tere-
nie Lwowskiego, Tarnopolskiego i Stanisławowskiego.
Zaostrza! się także konflikt polsko-ukraiński na Lu-
belszczyźnie. Od 1942 r. polskie podziemie li-
kwidowało przedstawicieli miejscowej inteligencji,
animującej działania zmierzające do rozwijania procesu
ukraińskiego odrodzenia narodowego i oskarżanej
o współpracę z Niemcami w zwalczaniu polskiej kon-
spiracji. W maju 1943 r. w Hrubieszowskiem oddziały
AK i BCh rozpoczęły akcję niszczenia dawnych pol-
skich wsi, zasiedlonych przez Niemców ludnością
ukraińską. Wkrótce do kontrakcji przystąpiły oddziały
policji ukraińskiej i grupy banderowskie. Do eskalacji
konfliktu polsko-ukraińskiego na tym terenie doszło
w lutym 1944 r., kiedy to oddział BCh „Rysia” (Stani-
sława Basaja) spalił ukraińską wieś Małków, a następ-
nie bojówki banderowskie zniszczyły kilka polskich
osad. W nocy z 9 na 10 III 1944 skoncentrowane od-
działy AK i BCh uderzyły na kilkanaście ukraińskich
miejscowości. We wsiach, spalonych podczas tych
działań, wymordowano ok. 1500 Ukraińców, najwięcej
w Sahryniu, przy stratach własnych wynoszących kilku
zabitych i rannych. W kolejnych napadach podjętych
przez oddziały polskie 19, 21 i 22 marca spalono co
najmniej 21 wiosek. Wkrótce zorganizowane na miej-
scu i ściągnięte z dystryktu galicyjskiego oraz Wołynia
oddziały UPA przystąpiły do skutecznych ataków na
polskie oddziały partyzanckie oraz wsie. Z pożogi oca-
leli ci, którzy salwowali się ucieczką. Ewakuacją z te-
renów zagrożonych walkami polsko-ukraińskimi miano
objąć kilkanaście tysięcy ludzi. Łącznie zniszczono po-
nad 50 osiedli ukraińskich i polskich. Trzy wyprawy
pacyfikacyjne na zamieszkane przez Ukraińców tereny
położone nad Sanem, w okolicach Leżajska i Sieniawy,
zorganizowały od kwietnia do czerwca 1944 r. oddziały
z podokręgu rzeszowskiego AK. Przeciwko ludności
ukraińskiej i UPA występowały też oddziały NOW
NSZ i BCh. Ostatecznie w wyniku toczonych w maju
i czerwcu 1944 r. zaciętych walk wzdłuż rzeki Huczwy
utrwalił się front polsko-ukraiński, obsadzony przez
kilkutysięczne zgrupowania AK i UPA, który przetrwał
aż do wkroczenia tam wojsk sowieckich.
Kolejny front walki wytworzył się na Kresach Pół-
nocno-Wschodnich po zerwaniu przez ZSRR stosun-
ków dyplomatycznych z rządem polskim. Na Wileńsz-
czyźnie i Nowogródczyźnie w połowie 1943 r. istniało
już kilka oddziałów partyzanckich AK, m.in. w rejonie
jeziora Narocz ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmici-
ca”, w okolicach Puszczy Nalibockiej dowodzony
przez ppor. Adolfa Pilcha „Górę” oddział im. T. Ko-
ściuszki oraz w rejonie Lidy i Szczuczyna Zaniemeń-
skie Zgrupowanie AK, dowodzone przez kpt. Józefa
Świdę „Lecha”. Początkowo AK współpracowała
z partyzantką radziecką. 22 VI 1943 na plenarnym po-
siedzeniu KC KP(b) Białorusi podjęto — na mocy in-
strukcji Moskwy — uchwałę „O wojskowo-
politycznych celach pracy w zachodnich obwodach
BSRR”, w której nakazywano „użyć wszelkich środ-
ków politycznych i organizacyjnych, by na terenach za-
chodnich obwodów Białorusi, zajętych przez niemiec-
kich okupantów, działały jedynie grupy, organizacje
i oddziały kierujące się interesami ZSRR”. W tej
uchwale, jak również w trakcie posiedzenia Biura KC
KP(b) Białorusi z 24 czerwca, zalecano walczyć
wszystkimi metodami z niepodległościowymi oddzia-
łami polskimi, m.in. wprowadzać w ich szeregi agentu-
ry, wystawiać je na uderzenia niemieckie, rozbrajać
i likwidować ich dowódców, a także przekazywać
Niemcom informacje o polskiej konspiracji. Realizując
te zalecenia, 26 VIII 1943 Sowieci rozbroili zwabione-
go pod pozorem rozmów ppor. „Kmicica” — Bu-
rzyńskiego, a następnie rozstrzelali jego i 50-80 akow-
ców, a resztę wcielili do swoich oddziałów. 1 XII 1943
partyzanci radzieccy rozbroili otoczonych w obozie
żołnierzy oddziału AK im. T. Kościuszki (ok. 230
osób). Odtworzone Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie
AK, nadal dowodzone przez ppor. Pilcha, zawarło po-
rozumienie z Niemcami, uzyskując od nich broń, amu-
nicję, żywność oraz obuwie i podjęło walkę z party-
zantką sowiecką. W Stołpcach umundurowani polscy
partyzanci i Niemcy oddawali sobie honory wojskowe.
Podobnie postąpił dowódca Zaniemeńskiego Zgrupo-
wana AK kpt. Świda, którego oddziały już od końca
października 1943 r. toczyły intensywne walki z party-
zantką sowiecką. W tej polsko-radzieckiej wojnie par-
tyzanckiej na Nowogródczyźnie, prowadzonej czę-
ściowo wzdłuż linii Niemna, stoczono do lipca 1944 r.
ok. 220 walk i potyczek. Straty polskie wyniosły ok.
300 zabitych i 230 rannych, a sowieckie ok. 400 zabi-
tych i 120 rannych. O wiele większe straty poniosła
ludność cywilna, zarówno ta wspierająca polskich, jak
i sowieckich partyzantów. Zginęło ok. 700-750 osób,
mężczyzn, kobiet i dzieci, m.in. 8 V 1943 w Nalibo-
kach Sowieci zamordowali 128 osób. Walki z party-
zantką radziecką toczyła także AK na Wileńszczyźnie,
głównie dowodzona przez rtm. Zygmunta Szendziela-
rza „Łupaszkę” V Brygada Wileńska, której trzonem
były niedobitki oddziału „Kmicica”. Partyzanci so-
wieccy także i tutaj niszczyli polskie wsie i zaścianki,
m.in. w nocy z 28 na 29 I 1944 na polską wieś Koniu-
chy, w rejonie Puszczy Rudnickiej, napadł 100-
osobowy oddział sowieckich partyzantów — zgodnie
z relacjami polskich świadków — głównie narodowości
żydowskiej. Z meldunku niemieckiego z 5 II 1944 wy-
nika, że zastrzelono 36 osób, a 14 zostało rannych.
Większość zabudowań spalono. Dowódca Okręgu Wil-
no, ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, planował
nawet (w maju-czerwcu 1944 r.) podjęcie dużej opera-
cji „Serce”, mającej na celu wyrzucenie siłą partyzantki
sowieckiej z Puszczy Rudnickiej i stworzenie tam
głównej bazy dla oddziałów AK, ale nie uzyskał na to
zgody KG AK. Także na Wileńszczyźnie Niemcy mię-
dzy 10 a 12 II 1944 podjęli rozmowy z dowództwem
okręgu AK, dzięki którym, mimo braku formalnych
uzgodnień, również oddziały wileńskie AK były do-
zbrajane przez Niemców.
29 VI 1944 Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie
AK, w sile 350 kawalerzy- stów i 600 piechurów na ok.
190 podwodach rozpoczęło z powodu ofensywy so-
wieckiej — prawdopodobnie w porozumieniu z Niem-
cami — ponad sześćsetkilometrowy marsz na zachód.
Jak na warunki partyzanckie, zgrupowanie posiadające
broń maszynową i ręczną było bardzo dobrze uzbrojo-
ne. 17 lipca przeprawiło się ono brodem przez Bug, 26
lipca zostało przez Niemców przepuszczone przez Wi-
słę i dotarło do Puszczy Kampinoskiej, gdzie nawiązało
kontakt z terenowym dowództwem AK i następnie, ja-
ko trzon Zgrupowania „Kampinos”, brało udział w po-
wstaniu warszawskim.
Próby pozyskania polskiego podziemia niepodle-
głościowego do walki z bolszewikami Niemcy od wy-
buchu wojny niemiecko-radzieckiej podejmowali wie-
lokrotnie. M.in. aresztowany przez Gestapo w lipcu
1941 r. szef sztabu KG ZWZ płk dypl. Janusz Albrecht
„Wojciech” zgodził się przekazać takie propozycje gen.
Roweckiemu. Ten je odrzucił, a Albrecht został zmu-
szony do popełnienia samobójstwa. Próby pertraktacji
Niemcy ponawiali m.in. wiosną 1944 r., po aresztowa-
niu dowódcy Okręgu Kraków AK płk. Józefa Spychal-
skiego „Lutego”, a później szukali porozumień nawet
na szczeblach poszczególnych obwodów. Generalnie,
poza Nowogródczyzną, nie przyniosły one spodziewa-
nych rezultatów. Podejmowano je zresztą na stosunko-
wo niskim szczeblu, gdyż nie wyrażał nimi zaintereso-
wania Hitler, który m.in. zakazał Himmlerowi wyko-
rzystania w celu zmiany orientacji AK aresztowanego
gen. Roweckiego (zamordowanego następnie po wybu-
chu powstania warszawskiego). Lokalne porozumienia
z Niemcami na Nowogródczyźnie zostały napiętnowa-
ne przez Naczelnego Wodza gen. Sosnkowskiego, któ-
ry polecił Komendantowi Głównemu AK gen. Komo-
rowskiemu ich inspiratorów postawić przed sądem wo-
jennym.
Natomiast kierownictwu Polskiego Państwa Pod-
ziemnego nie udało się uzyskać chociażby zawieszenia
broni w stosunkach z przywódcami podziemia organi-
zowanego przez narody od wschodu sąsiadujące z Po-
lakami. Rozmowy pomiędzy przedstawicielami pol-
skiej konspiracji a niepodległościowcami litewskimi
i ukraińskimi nie doprowadziły do porozumienia ze
względu na wykluczające się aspiracje do terytorium,
na którym chciano budować własne organizmy pań-
stwowe.
Decyzją KRN w styczniu 1944 r. GL została prze-
kształcona w Armię Ludową (AL). W jej skład weszły
niektóre lewicowe grupy BCh, a nawet AK. Dowódcą
AL został więziony przed wojną za malwersacje gene-
rał WP i agent wywiadu radzieckiego Michał Żymier-
ski „Rola”, a szefem sztabu Franciszek Jóźwiak „Wi-
told”. Polityczną kontrolę nad AL sprawowała PPR.
Podobnie jak w GL obszar działań AL, obejmujący GG
bez dystryktu lwowskiego, ziemię łódzką oraz część
Górnego Śląska, podzielono na sześć obwodów i 18
wchodzących w ich skład okręgów. W końcu lutego
1944 r. siły partyzanckie AL liczyły 56 jednostek,
z których największe nie przekraczały 50 ludzi. Później
zaczęto tworzyć brygady AL, liczące podobno od 150
do 750 partyzantów. Na przełomie lipca i sierpnia na
Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie działało ich dziewięć.
Od wiosny 1944 r. na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie
operowały też niezależnie od AL oddziały podporząd-
kowane Polskiemu Sztabowi Partyzanckiemu (PSzP).
W połowie lipca 1944 r. siły partyzanckie AL i PSzP
liczyły łącznie ok. 6 tys. łudzi. Stany osobowe AL mia-
ły w 1944 r. wynosić ponad 47 tys. ludzi. Do danych
tych — podawanych przez urzędową historiografię
PRL — należy podchodzić bardzo krytycznie, skoro
z oryginalnych zestawień Dowództwa Głównego AL
za okres od 15 III do 15 V 1944 wynika, że liczebność
całej organizacji nie przekraczała wówczas 6 tys. ludzi.
Oddziały AL atakowały pociągi, posterunki niemieckie
i policji polskiej, niszczyły infrastrukturę kolejową
(mosty, tory i urządzenia stacyjne), placówki admini-
stracyjne i instytucje gospodarcze, likwidowały konfi-
dentów niemieckich oraz przeciwników politycznych.
W 1944 r. do intensywnych działań partyzanckich
przystąpiła Armia Krajowa. Szeroko rozwinięte zostały
one zwłaszcza w Okręgu Wilno AK, dowodzonym
przez ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. Tu-
taj dla oddziałów partyzanckich w sile kilku kompanii
(czyli batalionu) przyjęto nazwę brygad. W lipcu 1944
r. działało w Okręgu 16 brygad partyzanckich AK i 6
mniejszych oddziałów, skupiających ok. 9 tys. żołnie-
rzy. Połączone w trzy Zgrupowania Oddziałów Party-
zanckich przeprowadziły one od kwietnia do czerwca
1944 r. 110 akcji bojowych, głównie przeciwko Niem-
com i Litwinom, m.in. z 13 na 14 V 1944 w rejonie
Murowanej Oszmianki brygady AK rozbiły sześć kom-
panii litewskiego korpusu gen. Povilasa Plechavičiusa,
zadając im straty sięgające 69 zabitych, ok. 130 ran-
nych i 150 wziętych do niewoli. Ogółem w starciach
z AK poległo ok. 150 żołnierzy Litewskiego Korpusu
Terytorialnego. W wyniku konfliktu polsko-litewskiego
straty ponosiła także ludność cywilna. Kiedy 20 VI
1944 Litwini spacyfikowali Glinciszki, mordując 39
Polaków, to trzy dni później oddział AK zabił w mia-
steczku Dubinki 37 Litwinów. W jednym i w drugim
wypadku ofiarami były także kobiety i dzieci. Polacy
likwidowali również zaangażowanych w działalność
narodową i współpracujących z Niemcami Białorusi-
nów. Szerokie działania partyzanckie rozwinęły na te-
renie Okręgu Nowogródek oddziały AK liczące w su-
mie ok. 8 tys. partyzantów skupionych w 11 batalio-
nach, 6 szwadronach i 5 oddziałach. Podstawą sił tego
okręgu był 77. pułk piechoty AK, składający się
z ośmiu batalionów partyzanckich połączonych w czte-
ry zgrupowania, oraz Zgrupowanie Stołpecko-
Nalibockie AK (batalion 78. pp i dywizjon 27. p. uł.).
Coraz szersze działania partyzanckie różne organi-
zacje podziemne oraz radzieckie jednostki dywersyjne
podejmowały także w GG, które 21 VI 1943 zostało
uznane przez Himmlera — razem z Chorwacją, Słowe-
nią, Ukrainą, Białorusią i okręgiem białostockim — za
obszary „bandyckie”. Na takich terenach każdy oficer
od kapitana wzwyż miał prawo za zabitego Niemca
rozstrzeliwać bez postępowania dowodowego od 50 do
100 osób. Przeciwko partyzantom Niemcy przeprowa-
dzali liczne operacje policyjno-wojskowe, m.in. 14 V
1944 w Lasach Parczewskich pod Rąblowem na Lu-
belszczyźnie zaatakowali partyzantów AL dowodzo-
nych przez Mieczysława Moczara. W czerwcu 1944 r.
do największej w GG akcji antypartyzanckiej „Sturm-
wind”, obejmującej Zamojszczyznę, Niemcy zaanga-
żowali trzy dywizje Wehrmachtu. W nocy z 22 na 23
VI 1944 oddziałom AL udało się po ciężkiej walce
wyjść z okrążenia, następnej nocy dokonali tego party-
zanci sowieccy, natomiast znajdujące się w Puszczy
Solskiej zgrupowanie AK i BCh, dowodzone przez mjr.
Edwarda Markiewicza „Kalinę”, zostało przez Niem-
ców całkowicie rozbite. Zginęło ponad 600 osób. Była
to największa klęska poniesiona przez oddziały party-
zanckie AK, w dużym stopniu zawiniona przez dowód-
cę.
Ostatnia wielka operacja przeciwpartyzancka na
Lubelszczyźnie miała miejsce między 18 a 21 VII
1944, w Lasach Parczewskich, gdzie w okrążeniu zna-
lazło się ok. 5 tys. partyzantów (27. Wołyńska DP AK,
dwie brygady AL oraz zgrupowanie partyzantów ra-
dzieckich). Przed ostateczną klęską oddziały AL ura-
towało nadejście wojsk radzieckich, natomiast pozosta-
łe jednostki partyzanckie wyrwały się wcześniej
z okrążenia.
6. „BURZA” I POWSTANIE WARSZAWSKIE
W miarę coraz wyraźniejszych sukcesów militar-
nych Armii Czerwonej, konieczność wypracowania in-
strukcji określającej sposoby zachowania władz Polski
Podziemnej na wypadek wkroczenia wojsk radzieckich
na tereny II RP w pościgu za Niemcami stawała się co-
raz pilniejsza. 26 X 1943 wydana została wspólna in-
strukcja rządu i Naczelnego Wodza dotycząca tych za-
gadnień. Omawiano w niej różne warianty zachowania
się Armii Krajowej, m.in. nakazując, aby wówczas, gdy
nie dojdzie do ponownego nawiązania stosunków pol-
sko-radzieckich, podjęła „wzmożoną akcję sabotażo-
wo-dywersyjną” przeciwko wojskom niemieckim wy-
cofującym się pod naciskiem Armii Czerwonej. Zakła-
dano jedynie polityczno-demonstracyjny charakter tej
akcji, po której wykonaniu oddziały AK wracałyby do
konspiracji, oczekując na wynik dyplomatycznych
działań rządu, a w wypadku aresztowania członków
podziemia lub innych represji przechodziłyby do samo-
obrony.
20 XI 1943, po otrzymaniu instrukcji rządu i Na-
czelnego Wodza, dowódca AK wydał obszarom i okrę-
gom AK rozkaz, w którym polecał przygotowanie się
do działań przeciwko Niemcom w dwóch formach —
albo powszechnego i równoczesnego powstania w ca-
łym kraju, albo „wzmożonej akcji dywersyjnej”. Wybór
formy działań miał zależeć od rozwoju sytuacji poli-
tycznej i militarnej. Powstanie powszechne mogło być
zarządzone przez KG AK tylko na podstawie decyzji
najwyższych władz RP, gdyby doszło do niespo-
dziewanego całkowitego załamania się Wehrmachtu na
froncie wschodnim. Natomiast wzmożoną akcję dywer-
syjną, która otrzymała kryptonim „Burza”, obszary
i okręgi miały rozpocząć na sygnał radiowy KG AK lub
z własnej inicjatywy w momencie ogólnego odwrotu
wojsk niemieckich. Gen. Komorowski rozkazał do-
wódcom AK i przedstawicielom władz cywilnych —
niezgodnie z treścią instrukcji najwyższych władz pań-
stwowych — aby po wykonaniu działań zbrojnych
ujawniali się wobec wkraczających wojsk radzieckich
i występowali w roli gospodarza. Terenowych dowód-
ców AK wyrażających wątpliwości wobec pomysłu
ujawniania usuwano ze stanowisk. O swych rozkazach,
wydanych w porozumieniu z Delegatem Rządu i Kra-
jową Reprezentacją Polityczną dowódca AK poinfor-
mował Naczelnego Wodza depeszą datowaną na 26 li-
stopada, a w rzeczywistości przesłaną do Londynu do-
piero w początkach stycznia 1944 r. Zmianę instrukcji
gen. Komorowski motywował tym, że na ziemiach pol-
skich w momencie wkraczania na nie Armii Czerwonej
nie może istnieć pustka polityczna i obawą, że anoni-
mowy wysiłek zbrojny AK przypisany zostałby czyn-
nikom komunistycznym.
Ta samowolna zmiana instrukcji rządowej i posta-
wienie władz w Londynie przed faktami dokonanymi
wyraźnie wskazywały, że kierownictwo Polski Pod-
ziemnej chce zarezerwować dla siebie decyzje strate-
giczne w sprawach dotyczących kraju. Reakcje w Lon-
dynie na działania firmowane przez gen. Ko-
morowskiego były niejednolite. Gen. Sosnkowski był
przeciwny zmianom wprowadzonym w instrukcji rzą-
dowej, gdyż uważał, że bez uprzedniego porozumienia
politycznego pomiędzy rządami ZSRR i Polski działa-
nia „burzowe” sprowadzą się do wojskowej pomocy
dla nowych okupantów, a ujawnienie zakończy się pró-
bą likwidacji oddziałów AK przez wojska radzieckie
i w rezultacie doprowadzi do zbrojnych starć z nimi.
Z aprobatą dla rozwiązań przyjętych w kraju odniósł się
natomiast premier Mikołajczyk, gdyż sądził, że ujaw-
nianie się oddziałów AK, w wypadku gdyby ich funk-
cjonowanie zostało uznane przez dowództwo radziec-
kie, może być czynnikiem sprzyjającym ponownemu
nawiązaniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy
Polską a ZSRR. Przeważyło stanowisko Mikołajczyka
i 18 II 1944 do Warszawy przesłano nową instrukcję
z akceptacją zmian wprowadzonych przez kraj, zgodnie
z którymi wobec wkraczającej Armii Czerwonej ujaw-
niać się miały zarówno oddziały AK, jak i terenowe or-
gana Delegatury Rządu. Nakazano im podkreślanie
przed władzami radzieckimi swej dyspozycyjności wo-
bec Rządu Polskiego, Naczelnego Wodza i dowódcy
AK. Gen. Sosnkowski nie krył przed dowódcą AK kry-
tycznego stanowiska w stosunku do ostatecznej wersji
„Burzy”. Podkreślał jednak, że szanuje wolę kraju
i ograniczył do minimum wydawanie rozkazów do-
wództwu Armii Krajowej, koncentrując się na przesyła-
niu obszernych analiz, w których przedstawiał możliwe
warianty rozwoju sytuacji strategicznej.
Wojskowy aspekt „Burzy” miał polegać na nęka-
niu cofających się straży tylnych sił niemieckich oraz
na prowadzeniu silnej dywersji, zwłaszcza na liniach
komunikacyjnych. Siły i środki przeznaczone do wy-
konania „Burzy”, inaczej niż to przewidywała pierwot-
nie instrukcja rządowa, były bardzo poważne. Zamie-
rzano wykorzystać całość posiadanych środków walki
oraz odpowiednią do tego liczbę żołnierzy. W kolejnym
rozkazie z 23 III 1944 KG AK doprecyzowała zadania
wojskowe „Burzy”. Przypominano, że działania „bu-
rzowe” należy rozpocząć automatycznie z chwilą cofa-
nia się Niemców. Oddziały AK miały najdłużej jak się
da występować samodzielnie, bez kontaktowania się
z Armią Czerwoną. Przestrzegano dowództwa terenowe
przed przedwczesnym mobilizowaniem dużych sił
i podkreślano zalety wykonywania akcji zbrojnych ma-
łymi oddziałami. Nie przewidywano walki w miastach,
stąd też m.in. uzbrojone jednostki AK miały opuścić
Warszawę, by wzmocnić oddziały wykonujące „Burzę”
w terenie. W połowie kwietnia 1944 r. zalecono mobi-
lizowanie garnizonów AK i władz cywilnych w opusz-
czonych przez wojska niemieckie osiedlach oraz deko-
rowanie ich barwami narodowymi. W wypadku rozbra-
jania akowców przez wojska radzieckie upoważniono
dowództwa terenowe do przerwania akcji ujawniania.
Należy tutaj podkreślić, że bez względu na podjęte
przed dowództwo AK modyfikacje działań „burzo-
wych” ich naczelną zasadą przez cały ten czas pozo-
stawało uderzanie na tylne straże wycofujących się od-
działów niemieckich, co oznaczało, że akcja polska
miała być zsynchronizowana z odwrotem wojsk nie-
mieckich.
Ujawnione założenia akcji „Burza” spotkały się
z gwałtowną polemiką ze strony piłsudczyków na emi-
gracji oraz niektórych ugrupowań politycznych w kra-
ju, zwłaszcza związanych z NSZ. Podnoszono tam, że
„Burza” wspomaga działania militarne Sowietów, de-
konspiruje wobec nich najbardziej wartościowy ele-
ment patriotyczny, ułatwiając jego zniszczenie, a poli-
tycznie nie daje żadnych korzyści.
W styczności z wojskami radzieckimi oddziały AK
najwcześniej znalazły się na Wołyniu. Tutaj, na bazie
ośrodków samoobrony chroniących ludność przed dzia-
łalnością UPA oraz działających tam oddziałów party-
zanckich, postanowiono zorganizować związek tak-
tyczny mający wykonać „Burzę” w rejonie Włodzimie-
rza Wołyńskiego i Kowla. W połowie stycznia 1944 r.
rozpoczęła się koncentracja polskich oddziałów,
w trakcie której nieustannie toczono walki z placów-
kami ukraińskimi oraz Niemcami. Nawiązując do
przedwojennej jednostki wojskowej stacjonującej na
tym terenie, liczące ok. 6,5 tys. żołnierzy zgrupowanie
przyjęło nazwę 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.
Nie dysponowało ono jednak, poza kilkoma działkami,
żadną bronią ciężką. W początkach marca 1944 r. do-
szło do pierwszych kontaktów 27. DP z regularnymi
wojskami radzieckimi. Ich dowództwo zgodziło się,
pod warunkiem wojskowego podporządkowania sobie
dywizji, uznać jej polityczną podległość sztabom
w Warszawie i w Londynie oraz zapewnić pomoc ma-
teriałową w przeorganizowaniu jej w regularną jed-
nostkę. Dalsze działania bojowe 27. DP wykonywała
we współdziałaniu z oddziałami radzieckimi. W końcu
marca przegrupowała się, aby uderzyć na Kowel, prze-
kształcony w silny punkt oporu niemieckiego. Od 2 do
4 kwietnia jej oddziały prowadziły działania ofensyw-
ne, a następnie przeszły do obrony. Początkowo działa-
nia AK wspierane były przez dwa pułki kawalerii so-
wieckiej, stopniowo jednak chęć współdziałania ze
strony radzieckiej była coraz mniejsza. Jeszcze 11
kwietnia wspólnie podjęto próbę opanowania Włodzi-
mierza Wołyńskiego. W połowie kwietnia w wyniku
silnego kontrnatarcia niemieckiego pododdziały dywi-
zji wraz z 54. Pułkiem Kawalerii radzieckiej znalazły
się w rejonie Lasów Mosurskich (na północ od Wło-
dzimierza Wołyńskiego) w okrążeniu. W ciężkich wal-
kach poległ m.in. dowódca dywizji ppłk dypl. Jan Woj-
ciech Kiwerski „Oliwa”. Z okrążenia wydostało się ok.
3 tys. żołnierzy, którzy w ciągłych marszach i walkach
z siłami niemieckimi dotarli na Polesie. W końcu maja
większość pododdziałów 27. DP sforsowała Bug i pod-
porządkowała się dowództwu Okręgu Lublin AK,
a część (ok. 750 żołnierzy) przedarła się na zaplecze
frontu sowieckiego i została w większości wcielona do
1. Armii Polskiej gen. Berlinga. Podjęta w kwietniu
1944 r. przez polski rząd w Londynie próba polityczne-
go zdyskontowania współdziałania sowiecko-polskiego
na Wołyniu zakończyła się kompletnym fiaskiem, gdyż
Moskwa nie tylko zaprzeczyła tym faktom, ale wręcz
zanegowała samo istnienie 27. DP AK.
W początkach czerwca 1944 r. kierownictwo przy-
gotowywania operacji wojskowych w KG AK objął
gen. Leopold Okulicki, który z 21 na 22 V 1944, jako
wysłannik Naczelnego Wodza, został zrzucony pod
Krakowem. Aby próbować zrozumieć motywy jego
dalszych działań, warto zwrócić uwagę na to, co aresz-
towany przez NKWD w styczniu 1941 r. we Lwowie
płk dypl. Okulicki, jako komendant ZWZ na terenie
okupacji sowieckiej, napisał podczas pobytu w sowiec-
kim więzieniu w obszernym, własnoręcznie spisanym
zeznaniu: „W walce między ZSSR a Niemcami naród
polski powinien stanąć przy boku ZSSR. [...] W prze-
konaniu, że zwycięstwo ZSRR da narodowi polskiemu
możność życia i rozwoju narodowego, kulturalnego,
gospodarczego i politycznego [...] deklaruję chęć dal-
szej pracy. Będzie Polska czerwona, dobrze niech bę-
dzie, byle tylko była. Zrobi to jej zresztą dobrze, wy-
zwoli i odkryje nowe, nieznane dotąd siły Narodu”.
Wyrażał on wówczas gotowość dotarcia do KG ZWZ
w Warszawie w celu przestawienia działalności pod-
ziemia wojskowego wyłącznie na tory antyniemieckie.
Treści tego oświadczenia Okulickiego — w którym po-
nadto ujawnił on NKWD znane mu szczegóły i osoby
zaangażowane w pracę konspiracyjną także na terenie
okupacji niemieckiej — nie znali jego przełożeni, kie-
dy, na jego usilne monity, wysyłali go do kraju.
W 1941 r. poinformował on ich ogólnie, że złożona
w więzieniu propozycja udania się do Warszawy była
elementem prowadzonej przez niego „gry” z NKWD.
Po powrocie do okupowanego kraju głównym celem
Okulickiego była maksymalizacja działań AK przeciw-
ko Niemcom. Swoją późniejszą aktywność w podzie-
miu w latach 1944-1945 obszernie przedstawił w kolej-
nym spisanym przez siebie zeznaniu przeznaczonym
dla szefa NKWD Ławrientija Berii, sporządzonym 5 IV
1945 w więzieniu na Łubiance. Gen. Okulicki, zainspi-
rowany poczynaniami 27. DP AK, doprowadził do
istotnej zmiany koncepcji działań wojskowych w ra-
mach planu „Burza”. Zgodnie z opracowanymi przez
niego wytycznymi, oprócz akcji dywersyjnej prowa-
dzonej małymi oddziałami, Armia Krajowa miała ude-
rzać dużymi siłami na ważne węzły komunikacyjne
i większe miejscowości. Oddziały wykonujące „Burzę”
miano łączyć w duże zgrupowania dywizyjne i dopiero
wówczas przystępować do rozmów z dowództwem ra-
dzieckim. Przewidywano nawet ogłoszenie mobilizacji
powszechnej w celu wzmocnienia ujawnianych oddzia-
łów. Nowa „Burza” wprowadzała odmienną od wcze-
śniejszej filozofię walki — poprzednio początek dzia-
łań zbrojnych AK był uzależniony od odwrotu wojsk
niemieckich, teraz zaś wyraźnie wiązano go ze zbliża-
niem się straży przednich Armii Czerwonej. Przy sła-
bym wyszkoleniu i uzbrojeniu oddziałów AK takie
działania niepomiernie zwiększały możliwość niepo-
wodzeń oraz wynikających z nich strat wśród ludności
cywilnej. Militarnie nowa „Burza” dawała siłom zbroj-
nym ZSRR największą pomoc, do jakiej AK była zdol-
na. Toteż używana wobec niej w literaturze historycz-
nej nazwa „powstanie strefowe” jest w pełni adekwatna
do ówczesnej sytuacji. Inna sprawa, że po wykonaniu
tego planu całkowicie zdekonspirowana AK nie byłaby
już zdolna do przestawienia się na działania przygoto-
wywane na czas walki z okupacją sowiecką, zwłaszcza
że zgrupowania dywizyjne AK były łatwe do otoczenia
i aresztowania przez siły bezpieczeństwa ZSRR.
Nowa koncepcja „Burzy” pozostawała w sprzecz-
ności z analizami przekazywanymi do KG AK przez
gen. Sosnkowskiego, który przekonany, że tak czy ina-
czej celem ZSRR jest stworzenie z Polski republiki ra-
dzieckiej, dążył do zachowania w kraju nienaruszonych
sił do czasu, kiedy ujawni się konflikt pomiędzy mo-
carstwami zachodnimi a ZSRR. W zeznaniu przezna-
czonym dla Berii gen. Okulicki utrzymywał, że zmiany
w koncepcji „Burzy” zostały dokonane na podstawie
ustnej instrukcji gen. Sosnkowskiego. Jednak w póź-
niejszym przesłuchaniu 29 V 1945 przyznał, że zgodnie
z instrukcją otrzymaną od Naczelnego Wodza tylko
niektóre oddziały AK miały nawiązać styczność z Ar-
mią Czerwoną, a główne jej siły powinny pozostać
w podziemiu w celu kontynuowania walki o niepodle-
głość Polski. Wobec zaprzyjaźnionych wyższych ofice-
rów AK gen. Okulicki nie ukrywał, że zmieniona kon-
cepcja „Burzy” jest jego własnym pomysłem. Udało
mu się jednak do niej przekonać ścisłe kierownictwo
AK w osobach gen. Pełczyńskiego i gen. Komorow-
skiego.
W ciągu czerwca i lipca 1944 r. nowe wytyczne
działań zostały przedstawione na odprawach KG AK
z dowództwami większości obszarów i okręgów.
Zgodnie z nimi wszystkie siły Okręgów Wilno i Nowo-
gródek AK miały uderzyć na wojska niemieckie
w Wilnie z zewnątrz i od wewnątrz, by opanować mia-
sto przed nadejściem Armii Czerwonej. Podobne akcje
polecono wykonać m.in. we Lwowie, Białymstoku,
Lublinie, Radomiu, Kielcach, Częstochowie, Rzeszo-
wie, Krakowie, Cieszynie. W tak rozumianej „Burzy”
mieściła się również walka o Warszawę, ale do sensu
jej przeprowadzenia gen. Okulicki musiał jeszcze do-
datkowo przekonać ścisłe kierownictwo AK. Inna
sprawa, że nowe dyrektywy wydawano poszczególnym
komendom terenowym AK stosunkowo późno, i dlate-
go jeszcze rozkaz dowódcy Okręgu Kraków z 27 VII
1944 nie zalecał walki o większe miejscowości, a jedy-
nie zajęcie ich przez oddziały samoobrony po wycofa-
niu się wojsk niemieckich. Jednak 30 VII 1944 — bez
wątpienia bazując na nowych wytycznych — wydano
oddziałom AK rozkaz uderzenia na Rzeszów, a wkrótce
po wybuchu powstania warszawskiego dowódca Okrę-
gu Kraków AK i miejscowy delegat rządu pracowali
nad odezwą do mieszkańców Krakowa, która zapowia-
dała: „Idziemy na śmiertelny bój — w ślad za Wilnem,
Lwowem i Warszawą”.
O przyjętych w czerwcu 1944 r. przez dowództwo
AK zmianach koncepcji walki Naczelny Wódz nie zo-
stał poinformowany i cały czas był przekonany, że
„Burza” realizowana jest zgodnie z rozkazem z 20 XI
1943. W zgodzie z nim pozostawała także dyrektywa
gen. Sosnkowskiego z 7 VII 1944 dla dowódcy AK,
w której m.in. zalecał on opanowanie Wilna, Lwowa
albo „innego większego centrum lub pewnego ograni-
czonego niewielkiego choćby obszaru”, jeżeli na to po-
zwoli „szczęśliwy zbieg okoliczności w ostatnich chwi-
lach odwrotu niemieckiego, a przed wkroczeniem od-
działów czerwonych”. Nie zalecała ona jednak atako-
wania Niemców przed złamaniem ich oporu przez woj-
ska sowieckie. Mimo to w atmosferze wytworzonej w
KG AK przez gen. Okulickiego depesza ta mogła
sprzyjać jego zamiarom maksymalnego wzmożenia bo-
jowych działań AK. W podobnym jak gen. Okulicki
duchu inspirował delegata Jankowskiego premier Mi-
kołajczyk, który w depeszy z 4 lipca pytał: „Czyście
rozpatrzyli kwestię powstania na wypadek rozsypki
Niemców, ewentualnie częściowego powstania, gdzie
by władzę przed przyjściem Sowietów objęli Delegat
Rządu i Komendant Armii Krajowej”?
Obie te depesze były pokłosiem dyskusji między
premierem, Naczelnym Wodzem i ministrem obrony
narodowej gen. M. Kukielem odbytych 3 i 6 lipca.
W trakcie spotkania z 3 lipca gen. Kukiel proponował,
aby w wypadku rozkładu Wehrmachtu Armia Krajowa
„dokonała próby powstania na ograniczonej przestrzeni
celem opanowania pewnego obszaru, dokąd w odpo-
wiedniej chwili udałyby się władze zwierzchnie Rze-
czypospolitej. Stworzenie tego obszaru o pełnej władzy
polskiej postawiłoby rząd sowiecki przed ciężkim dy-
lematem, przyczyniając się do wyjaśnienia w oczach
świata istotnej sytuacji”. Do tej propozycji przychylał
się również premier. Rozbieżności, jakie zarysowały się
pomiędzy stanowiskiem Sosnkowskiego, ostrożnego w
sprawie sugerowania podejmowania przez Armię Kra-
jową akcji powstańczej w sytuacji braku politycznego
porozumienia polsko-sowieckiego a poglądami Miko-
łajczyka i Kukiela, uznających sensowność takich dzia-
łań, jako dowodu poparcia kraju dla rządu polskiego na
uchodźstwie, próbowano przezwyciężyć na kolejnej
konferencji, jaką gen. Sosnkowski, premier Mikołaj-
czyk i gen. Kukiel odbyli 6 lipca z udziałem prezydenta
Raczkiewicza. Celem spotkania było m.in. — jak
stwierdził prezydent — wydanie „dla Delegata Rządu
i Komendanta AK instrukcji, które mogłyby być cał-
kowicie wykonane”. Na tej naradzie „rzucono myśl za-
sugerowania krajowi opanowania ważniejszych ośrod-
ków w razie wycofywania się Niemców w popłochu”.
Rezultatem tego ostatniego spotkania była wzmianko-
wana dyrektywa gen. Sosnkowskiego z 7 lipca skiero-
wana do gen. Komorowskiego, która mogła być
w Warszawie odebrana jako poparcie dla zaleceń z 4
lipca, skierowanych przez premiera do Delegata Rządu.
Fakt, że nawet w tak napiętej sytuacji — jaka wytwo-
rzyła się na ziemiach polskich — do wydania wspólnej
instrukcji premiera i Naczelnego Wodza dla władz kra-
jowych nie doszło, najlepiej charakteryzuje stan rozbi-
cia istniejący w polskim kierownictwie na uchodźstwie.
Wkrótce po konferencji u prezydenta RP gen. Sosn-
kowski wyjechał do Włoch na inspekcję 2. Korpusu
Polskiego dowodzonego przez gen. Andersa, skąd wró-
cił do Londynu dopiero po wybuchu powstania war-
szawskiego, toteż jego wpływ na późniejsze decyzje
KG AK był jeszcze bardziej ograniczony niż poprzed-
nio.
23 VI 1944 Armia Czerwona rozpoczęła na Biało-
rusi gigantyczną ofensywę. W trakcie działań niemiec-
ka Grupa Armii „Środek” przestała istnieć. Wydawało
się, że droga w głąb Polski, a nawet do Berlina stoi
przed wojskami radzieckimi otworem. W nocy z 6 na 7
VII 1944 dwa zgrupowania partyzanckie AK — mjr.
dypl. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego” i mjr.
Czesława Dębickiego „Jaremy”, dowodzone przez
ppłk. Krzyżanowskiego „Wilka” (ok. 4 tys. ludzi), zło-
żone z oddziałów okręgów Wilno i Nowogródek —
uderzyły od wschodu na ugrupowane obronnie wojska
niemieckie w Wilnie, liczące ok. 28 batalionów (ok. 17
500 żołnierzy), 270 dział, 60 czołgów i dział pancer-
nych. Ostrzeliwane przez lotnictwo szturmowe i zaim-
prowizowany pociąg pancerny oddziały polskie ponio-
sły znaczne straty i zmuszone zostały po kilku godzi-
nach walki do odwrotu. Po południu atak na miasto
podjęły wojska radzieckie, wspierane od wewnątrz
przez zmobilizowane w mieście oddziały konspiracyjne
AK. Ciężkie walki uliczne o opanowanie Wilna od-
działy Armii Czerwonej toczyły przez kilka dni. Wyco-
fujące się z miasta siły niemieckie starły się w rejonie
Krawczun ze zgrupowaniem partyzanckim AK mjr.
dypl. Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. 13 VII
1944 Wilno było wolne od wojsk niemieckich. Władzę
w nim próbowała przejąć ujawniona polska administra-
cja. Łącznie straty polskie w operacji „Ostra Brama”
wyniosły ok. 500 żołnierzy.
Po zakończeniu walk z Niemcami dowódca Okrę-
gu Wilno ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, który
w okresie pertraktacji z dowództwem radzieckim wy-
stępował jako generał, zarządził koncentrację wszyst-
kich zgrupowań partyzanckich w rejonie miejscowości
Turgiele i rozpoczął rozmowy z dowództwem radziec-
kim o przyszłości oddziałów polskich. Wstępnie uzys-
kał nawet zgodę na przeformowanie zgrupowań party-
zanckich w regularną dywizję piechoty i brygadę kawa-
lerii. Jednak 17 lipca zaproszeni rzekomo na naradę
oficerowie AK zostali aresztowani przez NKWD,
a większość oddziałów polskich, skoncentrowanych
w Puszczy Rudnickiej, została otoczona i rozbrojona.
Część partyzantów, która uniknęła internowania, podję-
ła marsz w celu przedarcia się do Polski centralnej lub
przeszła do konspiracji. Według danych NKWD roz-
brojono 7924 oficerów i żołnierzy AK, których część
(ok. 2500 osób) zwolniono. Internowanych partyzan-
tów (ok. 4400 ludzi) zgromadzono w Miednikach, a na-
stępnie większość, która nie zgodziła się wstąpić do
armii gen. Berlinga, wywieziono do obozów w rejonie
Kaługi. Pomiędzy oddziałami NKWD a grupami party-
zanckimi AK dochodziło do licznych starć. Najbardziej
znane miało miejsce 21 VIII 1944 pod Surkontami,
gdzie wraz z 35 podkomendnymi poległ dowódca No-
wogródzkiego Podokręgu AK ppłk dypl. Maciej Ka-
lenkiewicz „Kotwicz”. Do końca 1944 r. białoruskie
oddziały NKWD-NKGB rozbiły 259 grup zbrojnych,
zabiły 753 i aresztowały 2644 osoby. Intensywne walki
pomiędzy wywodzącymi się z AK grupami partyzanc-
kimi a sowieckimi siłami bezpieczeństwa trwały na Wi-
leńszczyźnie, Nowogródczyźnie i Grodzieńszczyźnie
jeszcze latem 1945 r., a resztki struktur konspiracyj-
nych istniały tam co najmniej do 1953 r.
Działania NKWD w rejonie Wilna były realizacją
dyrektywy Stalina, który 14 VII 1944 rozkazał dowód-
com czterech frontów rozbrajać i internować wszyst-
kich żołnierzy z oddziałów podległych władzom pol-
skim na uchodźstwie, a operujących na terenach ZSRR
w granicach z 1941 r. Analogiczna dyrektywa wydana
31 lipca dotyczyła oddziałów AK działających na ob-
szarach Polski, wobec których ZSRR nie zgłaszał pre-
tensji terytorialnych.
Na terenie Obszaru Lwowskiego AK walki w ra-
mach „Burzy” toczyły się w rejonie Tarnopola już od
marca 1944 r., a następnie także w Okręgu Sta-
nisławów. Do najintensywniejszych doszło w Okręgu
Lwów, gdzie m.in. od 23 do 27 lipca nacierające na
Lwów pancerne jednostki Armii Czerwonej, początko-
wo pozbawione własnej piechoty, były wspierane
w walkach ulicznych przez słabo wyszkolone i uzbro-
jone oddziały AK, noszące nazwy 5. DP i 14. Pułk
Ułanów Jazłowieckich (ok. 4 tys. żołnierzy). Walki
z Niemcami oddziały AK toczyły także w rejonie Stry-
ja, Drohobycza i Sambora. Po zdobyciu Lwowa przez
wojska radzieckie w mieście podjęły jawną działalność
polskie struktury administracyjne oraz garnizon AK.
Jednak rozmowy w Żytomierzu pomiędzy dowódz-
twem AK, z komendantem Obszaru płk. Władysławem
Filipkowskim „Janką” na czele, a reprezentującym
PKWN gen. Żymierskim, mające określić status jedno-
stek AK, zakończyły się aresztowaniem polskich ofice-
rów przez NKWD oraz rozbrojeniem i internowaniem
oddziałów AK, które ujawniły się we Lwowie i na
prowincji. Część z nich przesunęła się na Rzeszowsz-
czyznę, gdzie utworzyła zgrupowanie „Warta” (ok.
1600 ludzi), które jeszcze do czerwca 1945 r. było go-
towe do powrotu w rejon Lwowa i podjęcia walk
z UPA, gdyby miasto to pozostało w granicach RP.
Zajęcie województw południowo-wschodnich II
RP przez wojska radzieckie doprowadziło do likwidacji
grup samoobrony chroniących polskie osady przed na-
padami banderowców i ułatwiło ataki na nie, nadal
chętnie podejmowane przez UPA. W jakimś stopniu ich
rolę przejęły „istriebitielne bataliony”, organizowane
przez NKWD — osobno z miejscowych Polaków
i osobno z Ukraińców — do walki z podziemiem ukra-
ińskim, co jednak dodatkowo w latach 1944 i 1945
podsycało konflikt polsko-ukraiński, gdyż bataliony
złożone z Polaków używane były także do pacyfikacji
ukraińskich wsi.
Na całych Kresach Wschodnich siły NKWD doko-
nywały aresztowań Polaków. Do marca 1945 r. tylko
w zachodnich obwodach Ukrainy „spośród polskich re-
akcyjnych elementów” aresztowano ponad 7 tys., a na
Wileńszczyźnie ponad 11 340 osób. Na Białorusi do
początków marca 1947 r. aresztowano 13 329 osób
związanych z polskim podziemiem niepodległościo-
wym.
Intensywne działania „burzowe” podjęły w ciągu
lipca 1944 r. oddziały należące do Okręgu Lublin, do-
wodzonego przez płk. Kazimierza Tumidajskiego
„Marcina”. Zorganizowane tutaj dwie dywizje piechoty
AK — 3. i 9. oraz wołyńska 27. DP, liczące razem ok.
12 tys. żołnierzy, opanowały samodzielnie lub we
współdziałaniu z Armią Czerwoną kilkanaście miej-
scowości, m.in. Bełżec, Lubartów, Kock, Białą Podla-
ską, Chełm, Zamość, Lublin, Puławy, Dęblin. Na po-
graniczu Polesia i Podlasia działała w czerwcu i lipcu
licząca ok. tysiąca żołnierzy 30. Poleska DP AK, do-
wodzona przez ppłk. Henryka Krajewskiego „Trzaskę”.
Walki o zmiennym natężeniu od końca czerwca do
września toczyły oddziały Okręgu Białystok, dowodzo-
nego przez ppłk. Władysława Liniarskiego „Mścisła-
wa”. W lipcu oddziały AK Podokręgu Rzeszów, dowo-
dzonego przez płk. dypl. Kazimierza Putka „Zworne-
go”, walczyły m.in. w Przemyślu, Jarosławiu i Radym-
nie oraz uczestniczyły w wyzwalaniu Rzeszowa. Utwo-
rzona w lipcu „Rzeczpospolita Iwonicka” dotrwała do
września, do chwili nadejścia Sowietów. Płk dypl. Pu-
tek ujawnienie oddziałów AK — w porozumieniu
z władzami sowieckimi — sprowadził w sierpniu
i wrześniu 1944 r. do absurdu, domagając się od KG
AK wcześniejszych intensywnych zrzutów broni z sa-
molotów brytyjskich, by dokonać tzw. zbrojnego
Ujawnienia, czyli zaprezentowania Sowietom oddzia-
łów AK o etatowych stanach liczebnych i dobrze
uzbrojonych. Na części terenów Okręgu Kraków, do-
wodzonego od końca lipca przez gen. Stanisława Ro-
stworowskiego „Odrę”, utworzono na początku sierpnia
na przedpolu przyczółka sandomierskiego, opanowane-
go przez Armię Czerwoną, partyzancką „Rzeczpospoli-
tą Kazimiersko-Proszowicką”. W jej obronie, oprócz
AK, walczyły także jednostki BCh i AL. 10 sierpnia
uderzenie niemieckie zmusiło działające na tym terenie
oddziały polskie do powrotu do konspiracji. W Okręgu
Kielce-Radom, dowodzonym przez płk. Jana Zientar-
skiego „Mieczysława”, działania „burzowe” rozpoczęto
w końcu lipca 1944 r. w rejonie Sandomierza. Odtwa-
rzany tam 2. Pułk Piechoty Legionów AK wspomagał
Sowietów forsujących Wisłę i m.in. uczestniczył w
opanowaniu Staszowa. Wkrótce w całym okręgu zaczę-
to mobilizować trzy związki dywizyjne. Zatrzymanie
ofensywy radzieckiej na Wiśle spowodowało, że od-
działy te pozostały na przedpolu frontu i staczały liczne
walki z Niemcami. W końcu lipca do realizacji planu
„Burza” przystąpiły oddziały Podokręgu Wschodniego,
dowodzonego przez ppłk. Hieronima Suszczyńskiego
„Szeligę” z Obszaru Warszawskiego AK. Wyzwoliły
one m.in. Węgrów, Radzymin i Mińsk Mazowiecki.
Na całym terenie działań „burzowych” ujawniające
się jednostki AK były rozbrajane i internowane przez
oddziały NKWD. Aresztowano także przedstawicieli
zorganizowanej przez Delegaturę Rządu administracji
cywilnej. W tej sytuacji plan „Burza” zakończył się
całkowitym fiaskiem politycznym. Aliantów zachod-
nich Stalin informował, że musi opierać się na admini-
stracji stworzonej przez PKWN, gdyż organizacje woj-
skowe i polityczne związane z polskim rządem w Lon-
dynie okazały się „efemerydami pozbawionymi wpły-
wów”.
Mniejsze straty niż inne struktury AK poniósł
w wyniku represji NKWD Okręg Białystok, w którym
działania „burzowe” prowadzone były — z powodu
niechęci komendanta okręgu do ujawniania sił wobec
Sowietów — małymi oddziałami, na zasadach obowią-
zujących w rozkazie z listopada 1943 r.
W literaturze przedmiotu liczebność oddziałów AK
zmobilizowanych w 1944 r. ocenia się z wielką przesa-
dą nawet na 120 tys. ludzi. W rzeczywistości w ramach
„Burzy” AK uruchomiła do końca września 1944 r. siły
liczące ok. 50 tys. żołnierzy (bez powstańców war-
szawskich). Było to i tak bardzo dużo, zważywszy, że
stan oddziałów polowych komunistycznej AL oraz Pol-
skiego Sztabu Partyzanckiego nie przekroczył 6 tysięcy
ludzi. Inna sprawa, że ze względu na słabe uzbrojenie
i wyszkolenie dywizje i pułki AK (może poza 27. Wo-
łyńską DP) bardziej przypominały szlacheckie pospoli-
te ruszenie niż regularne wojsko.
Latem KG AK zintensyfikowała zainicjowane
w kwietniu 1944 r. prace, mające doprowadzić do zor-
ganizowania ściśle zakonspirowanej polityczno-
wojskowej organizacji NIE, przewidzianej do działania
w okresie okupacji sowieckiej. Kierował tymi przygo-
towaniami płk August Emil Fieldorf „Nil”, zwolniony
ze stanowiska szefa Kedywu KG AK. W końcu lipca
1944 r. na komendanta NIE gen. Komorowski desy-
gnował gen. Okulickiego.
Rozmach ofensywy sowieckiej zaskoczył KG AK.
Kiedy 20 lipca doszło jeszcze do nieudanego zamachu
na Hitlera, dowództwo AK oceniło, że istnieje szansa
na całkowite załamanie się Niemiec i 25 lipca zarządzi-
ło stan czujności dla wszystkich oddziałów AK, stano-
wiący wstępny etap uruchamiania powstania po-
wszechnego. W tej sytuacji gen. Okulicki nie miał
większych problemów z przekonaniem gen. Pełczyń-
skiego i gen. Komorowskiego co do konieczności sto-
czenia bitwy o Warszawę. 21 VII 1944 taka decyzja zo-
stała podjęta. Akcja w Warszawie miała być odpowie-
dzią na polityczne fiasko planu „Burza” i w koncep-
cjach ich inicjatorów powinna zmusić Sowiety albo do
uznania władz polskich w wyzwolonej przez AK stoli-
cy, albo do ich likwidacji z użyciem siły wojskowej.
Uważano, że tego nie da się ukryć przed opinią mię-
dzynarodową, stąd też wyobrażano sobie, że bitwa
o Warszawę „wstrząśnie sumieniem świata”. 22 lipca
decyzję o podjęciu walki w stolicy zaakceptował Dele-
gat Rządu i odtąd zasadniczym zagadnieniem rozpa-
trywanym przez sztab AK było wybranie najwłaściw-
szego momentu rozpoczęcia akcji. Rząd poin-
formowany o decyzji walki o Warszawę postanowił, że
o momencie rozpoczęcia powstania zadecydują władze
krajowe. Na determinację kierownictwa AK z pewno-
ścią wpłynęła także ogłoszona 23 lipca przez moskiew-
skie radio informacja o utworzeniu PKWN, jako tym-
czasowej władzy dla ziem polskich zajmowanych przez
wojska sowieckie.
W trakcie narad KG AK uznano, że opanowanie
Warszawy przez AK musi o co najmniej 12 godzin wy-
przedzać wejście Armii Czerwonej, gdyż tyle czasu po-
trzeba było administracji cywilnej, aby zorganizować
urzędowanie. Co do terminu rozpoczęcia walki wytwo-
rzyły się wśród sztabowców AK dwie opcje. Większość
— z gen. Okulickim i szefem BIP KG AK płk. dypl.
Janem Rzepeckim na czele — uważała, że lepiej zacząć
wcześniej, niż się spóźnić. Tendencja do przyspieszenia
walki wiązała się m.in. z chęcią wzmocnienia pozycji
premiera Mikołajczyka, wybierającego się na rozmowy
do Moskwy. Mniejszość, z płk. dypl. Januszem Boksz-
czaninem na czele, kierująca się kalkulacjami wojsko-
wymi, wystąpienie AK chciała uzależnić od uzyskania
pewności, że celem działań radzieckich jest zdobycie
Warszawy, a Armia Czerwona tak mocno zaangażowa-
na jest w walki o opanowanie miasta, że nie będzie w
stanie się już z nich wycofać. Ostatecznie wygrała op-
cja polityczna i termin wystąpienia ustalono w zupeł-
nym oderwaniu od rozwoju sytuacji na froncie w rejo-
nie Warszawy, gdy Niemcy na wschód od miasta —
o czym dowództwo AK dokładnie wiedziało — kon-
centrowali elitarne dywizje pancerne w celu zorgani-
zowania kontruderzenia. Nie ma także żadnych dowo-
dów, że wezwania kierowane w końcu lipca przez ra-
diostację ZPP „Kościuszko” do ludności Warszawy,
aby ta wystąpiła przeciwko Niemcom, a nagłośnione
m.in. przez propagandę hitlerowską po upadku powsta-
nia, były znane dowództwu AK przed podjęciem decyli
o walce w stolicy.
Przy ocenianiu zasadności samej decyzji podjęcia
walki w Warszawie dominują wśród historyków pol-
skich dwa przeciwstawne stanowiska. Zgodnie z pierw-
szym, zbieżnym z formułowanymi już po powstaniu
opiniami dowództwa AK, tak czy inaczej stolica zosta-
łaby zniszczona, a bez względu na rozwój sytuacji na
froncie walki w Warszawie uniknąć się nie dało, bo
ludność była rzekomo tak zdeterminowana, że uderzy-
łaby na Niemców nawet bez rozkazu, na przykład
sprowokowana przez komunistów, którzy przygoto-
wywali się, chcąc w wypadku powodzenia ofensywy
sowieckiej zająć kilka budynków władz municypalnych
w Warszawie. Przeciwnicy tej tezy podkreślają po-
twierdzone empirycznie ogromne zdyscyplinowanie
żołnierzy AK w Warszawie. 27 lipca dowódca okręgu
warszawskiego płk dypl. Antoni Chruściel „Monter”
w odpowiedzi na niemieckie wezwania, aby ok. 100
tys. mieszkańców stolicy zgłosiło się do budowy oko-
pów na przedpolu Warszawy, rozkazem nieuzgodnio-
nym z KG AK nakazał oddziałom pogotowie, oznacza-
jące koncentrację w miejscach wyjściowych do ataku.
Zgodnie z procedurami przyjętymi w AK rozkaz ten nie
mógł być odwołany, a jego logicznym następstwem
mogło być już tylko przekazanie terminu uderzenia na
obiekty wyznaczone do zdobycia. Tymczasem gen.
„Bór” polecił odwołać pogotowie i zmobilizowani do
walki żołnierze AK spokojnie rozeszli się do domów.
Przeciw tezie o nieuchronności powstania ze względu
na nastroje mieszkańców stolicy przemawia także i to,
że skoro do spontanicznego wybuchu nie doszło w cza-
sie panicznej ucieczki z miasta części niemieckiego
aparatu okupacyjnego, trudno domniemywać, że nastą-
piłby on wówczas, gdy niemieckie dążenia do po-
wstrzymania sowieckiej ofensywy były powszechnie
widoczne. Jak 27 lipca zanotowała Maria Dąbrowska,
przez Aleje Jerozolimskie „wojsko i armaty szły bez
końca na Pragę, znów tak jak w 1941 r. na wschód. Po-
dobno Niemcy pchnęli na front warszawski nowe 10
dywizji. O losie nasz tragiczny, że musimy to słyszeć
z ulgą — i raczej się z tego cieszyć. Myśl o inwazji
bolszewickiej jest najzupełniejszym koszmarem”. Po-
dobne w duchu opinie — wyrażające nie tyle entu-
zjazm, ile raczej niepokój z powodu decyzji rozpoczę-
cia walki w Warszawie — znaleźć można także w czę-
ści prowadzonych na bieżąco dzienników młodych po-
wstańców, doskonale orientujących się w mizerii
uzbrojenia i brakach organizacyjnych podziemnego
wojska oraz raczej trzeźwo oceniających rozwój sytua-
cji politycznej. Analiza działań bojowych na froncie
wschodnim w 1944 r. nie potwierdza także tezy, że
Warszawa musiałaby zostać w trakcie przetaczania się
frontu całkowicie czy nawet częściowo zniszczona.
Wiele dużych miast położonych na brzegach arterii
wodnych, czyli bardziej podatnych na zniszczenia pod-
czas zdobywania, i to nawet takich, w których toczyły
się ciężkie walki uliczne, m.in. Wilno i Poznań, lepiej
czy gorzej przetrzymało działania wojenne. Generalnie
Armia Czerwona podczas działań ofensywnych unikała
wikłania się w walki w miastach, starając się je okrą-
żać, a sztabowcy niemieccy, zdając sobie z tego spra-
wę, więcej uwagi poświęcali odcinkom frontu biegną-
cym poza miastami. Nie tak łatwo zresztą było bronić
się w dużych miastach, w których przeważała nienie-
miecka ludność, a jej ewakuowania w zasadzie Niemcy
nie praktykowali, m.in. z powodu braku odpowiednich
sił i środków technicznych.
Historykom nie udało się zweryfikować relacji
o rozmowach pomiędzy przedstawicielami KG AK,
prowadzonych ok. 22 VII 1944 z władzami nie-
mieckimi, w których strona polska podobno chciała
uzyskać zapewnienie, że wojsko niemieckie — podob-
nie jak w listopadzie 1918 r. — zachowa bierną posta-
wę i pozwoli Warszawę opanować Polakom (takie po-
stępowanie przewidywał plan powstania powszechne-
go), aby w ten sposób utrudnić działania Stalinowi.
Przy miażdżącej dysproporcji sił niemieckich i polskich
tylko takie porozumienie nadawałoby decyzji rozpo-
częcia walki 1 sierpnia przez oddziały AK w Warsza-
wie racjonalny sens.
Sposób, w jaki doszło do przyjęcia postanowienia
o rozpoczęciu bitwy o stolicę, wyraźnie świadczył nie
tylko o ostatecznym przesunięciu się ciężaru podejmo-
wania strategicznych decyzji w sprawach krajowych
z polskiego Londynu do konspiracyjnej Warszawy, ale
i o tym, że przewagę nad czynnikiem politycznym
w kraju zyskały koła wojskowe. To ich zdanie było de-
cydujące, a rola Delegata Rządu, bardziej urzędnika niż
polityka, sprowadzała się do akceptowania go. Warunki
konspiracyjne, stan ciągłego zagrożenia aresztowania-
mi nie sprzyjały podejmowaniu racjonalnych decyzji,
stąd oparte były one w dużym stopniu, zwłaszcza
w kwestii oceny międzynarodowej sytuacji Polski, na
myśleniu życzeniowym. Wierzono, że skoro Polska jest
„natchnieniem świata”, to jej interesy będą respekto-
wane przez zachodnie mocarstwa. Nie bez winy był
także premier Mikołajczyk, dla którego walka w War-
szawie miała być atutem w rozmowach ze Stalinem.
Przed wylotem z Londynu do Moskwy polecił on 26
lipca nadać depeszę do Delegata Rządu, upoważniającą
go do samodzielnego ogłoszenia wybuchu powstania
w momencie, który uzna za odpowiedni.
Walkę w Warszawie przeprowadzono, bazując na
fragmentach planu przygotowanego na wypadek po-
wstania powszechnego, stąd też używanie nazwy po-
wstanie warszawskie jest uzasadnione nie tylko z po-
wodu długotrwałości walk w stolicy, pierwotnie prze-
widywanych na kilka dni, ale także ze względu na spo-
sób, w jaki bitwa ta została stoczona. 25 lipca dowódca
AK wysłał do Londynu depeszę z informacją, że jest
gotowy w każdej chwili do walki o Warszawę, i doma-
gał się przysłania Brygady Spadochronowej oraz bom-
bardowania lotnisk pod Warszawą. Żądania te ocierały
się o granice technicznych i logistycznych możliwości
wykonania takich zadań przez siły alianckie, a ponadto
nie były realne z powodu trudności kompetencyjnych
i — przede wszystkim — politycznych. Warto zwrócić
uwagę, że w drodze z Wielkiej Brytanii lub Włoch do
Warszawy samoloty alianckie miały do pokonania trasę
liczącą od 1350 do 1570 km, i to w znacznej części nad
terytorium nieprzyjacielskim, chronionym przez my-
śliwce i baterie artylerii przeciwlotniczej. Czas przelotu
z Brindisi we Włoszech w rejon Warszawy i z powro-
tem, a była to podstawowa trasa niesienia pomocy lot-
niczej dla walczącej stolicy, trwał ok. 10-11 godzin.
Tymczasem z Lubelszczyzny w kierunku przecię-
tej Wisłą Warszawy zbliżały się wojska 1. Frontu Bia-
łoruskiego, dowodzone przez marszałka Konstantego
Rokossowskiego. 28 VII 1944 radziecka Kwatera
Główna poleciła mu „rozwijać natarcie w ogólnym kie-
runku na Warszawę i nie później niż 5-8 sierpnia opa-
nować Pragę” oraz uchwycić przyczółki na zachodnim
brzegu Wisły w rejonie Dęblina, Zwolenia i Solca,
a także na Narwi w rejonie Pułtuska i Serocka. Z dyrek-
tyw tych wynikało, że Warszawa miała być zdobywana
manewrem oskrzydlającym, nie zaś atakiem czołowym,
gdy tymczasem dowódca AK rozpoczęcie działań
w stolicy uzależniał jedynie od uderzenia wojsk ra-
dzieckich na Warszawę-Pragę. 30 lipca pod Radzymi-
nem, na przedpolach Pragi, dwa niemieckie korpusy
pancerne (5 elitarnych dywizji pancernych) starły się
z nacierającą w kierunku Pragi radziecką 2. Armią Pan-
cerną. Wywiązała się bitwa czołgów, w której wojska
radzieckie poniosły znaczne straty. Nad ranem 1 sierp-
nia dowódca radziecki nakazał swoim oddziałom przej-
ście do obrony. W ten sposób natarcie radzieckie w kie-
runku Warszawy zostało przerwane i przekształciło się
w zacięte walki obronne. O ile decyzja o przejściu do
obrony 2. Armii Pancernej bez wątpienia uwa-
runkowana była przyczynami wojskowymi — tak też
pisano o tym nawet w przygotowanym przez KG AK
w styczniu 1945 r. opracowaniu Bitwa o Warszawę —
o tyle kontrowersje wśród historyków wywołuje fakt
późniejszego niewznowienia radzieckiego natarcia.
Swoje stanowisko — podtrzymywane następnie przez
historyków sowieckich — strona radziecka uzasadniała
nie tylko niekorzystnym przebiegiem bitwy pancernej
pod Warszawą, ale także trudnościami w zaopatrywa-
niu wojsk w broń i amunicję oraz powolnym ruchem
swych armii działających na północny-wschód od War-
szawy, uwikłanych w walki na zachód od Białegostoku.
Jednak większość historyków polskich nie ma wątpli-
wości, że niewznowienie ofensywy sowieckiej w kie-
runku Warszawy spowodowane było przyczynami poli-
tycznymi i wiążą to m.in. z przekazaniem władzom ra-
dzieckim 31 lipca przez Mikołajczyka informacji o ma-
jącym lada moment nastąpić w Warszawie rozpoczęciu
przez AK walki o opanowanie miasta, do czego Stalin
początkowo odniósł się lekceważąco, gdyż na podsta-
wie dotychczasowego przebiegu „Burzy” uznał, iż AK
nie jest zdolna do takiego samodzielnego wysiłku. Po-
moc dla Warszawy Stalin prawdopodobnie uzależniał
od stopnia uległości polskich władz w Londynie wobec
jego politycznych żądań i bezwarunkowo pomagać po-
wstaniu nie miał zamiaru. Potwierdził to fakt natych-
miastowego wycofania radzieckiego lotnictwa z obsza-
ru powietrznego nad Warszawą, do końca lipca działa-
jącego w tym rejonie, a następnie niezrealizowanie pro-
jektu ofensywy mającej wyzwolić stolicę Polski, za-
proponowanego Stalinowi 8 sierpnia przez marszałków
Gieorgija Żukowa i Konstantego Rokossowskiego.
Mogłaby ona rozpocząć się ok. 25 sierpnia, po wzmoc-
nieniu i przegrupowaniu wojsk radzieckich oraz po
opanowaniu przyczółków na Narwi. Wrogie nastawie-
nie władz radzieckich wobec powstania warszawskiego
zostało ujawnione opinii światowej 12 sierpnia
w oświadczeniu agencji TASS.
Po południu 31 lipca, na podstawie niezweryfiko-
wanej wiadomości przyniesionej przez płk. dypl.
„Montera”, że czołgi radzieckie przełamały obronę
Pragi, gen. Komorowski, bez uzyskania opinii KG AK
(poza generałami Pełczyńskim i Okulickim), wydał
rozkaz rozpoczęcia 1 VIII 1944 o godz. 17 „Burzy”
w Warszawie.
W grudniu 1943 r. Warszawa (łącznie z Pragą) li-
czyła 954 360 mieszkańców, w tym obok Polaków 16
078 Niemców i volksdeutschów, 2600 cudzoziemców
oraz kilka tysięcy ukrywających się Żydów. Szacuje
się, że ok. 25% mieszkańców stolicy — co jest liczbą
raczej zawyżoną — było zaangażowanych w różne
formy działalności antyniemieckiej. Zgodnie z ewiden-
cją siły AK w Warszawie Uczyły ok. 50 tys. żołnierzy.
Rozkaz o rozpoczęciu walki nie dotarł do wszystkich
oddziałów i dlatego powstanie rozpoczęło ok. 23 tys.
żołnierzy, z których tylko ok. 10% miało broń ręczną
i maszynową z amunicją na 2-3 dni walk. Siły po-
wstańcze — w pierwszej linii liczące ok. 2-3 tys.
uzbrojonych żołnierzy, a więc stanowiące odpowiednik
brygady piechoty wojsk regularnych, ale bez artylerii
i broni przeciwpancernej — były stale uzupełnianie
ochotnikami, a w organizowaniu zaplecza i aktywnym
wykonywaniu różnych prac na rzecz powstania (służby
ratownicze, przeciwpożarowe, kuchnie obywatelskie,
działalność elektrowni i filtrów itp.) uczestniczyły dzie-
siątki tysięcy warszawiaków. Do walk włączyły się od-
działy NSZ, AL i PAL, które podporządkowały się do-
wództwu AK.
W czasie powstania oddziały polskie wykorzysty-
wały broń i amunicję zdobytą na wrogu, a także uzy-
skaną ze zrzutów lotniczych, dokonywanych od 4
sierpnia przez samoloty brytyjskich Królewskich Sił
Powietrznych (RAF), Polskich Sił Powietrznych, Połu-
dniowoafrykańskich Sił Powietrznych (SAAF) i lotnic-
twa USA. Z obawy narażenia się Moskwie Brytyjczycy
zmarnowali czas najlepszy dla niesienia stolicy lotni-
czej pomocy, to znaczy pierwsze dni powstania, kiedy
Polacy dysponowali największym zwartym terenem
(ok. 9 km2) w centrum miasta, na jaki można było zrzu-
tów dokonywać stosunkowo bezpiecznie. W połowie
sierpnia tereny opanowane przez powstańców znacznie
się skurczyły, a Niemcy w rejonie Warszawy skoncen-
trowali ok. 45 ciężkich dział przeciwlotniczych (88
mm), co powodowało, że straty wypraw lotniczych nad
Warszawę sięgały nawet 31% załóg. Alianci w okresie
powstania zrzucili na Warszawę, Puszczę Kampinoską
i Las Kabacki 239 ton zaopatrzenia, z tego w ręce po-
wstańców trafiło tylko 89 ton. Większość pomocy zo-
stała przejęta przez Niemców. W lotach nad Polskę
(głównie w rejon Warszawy) w sierpniu i wrześniu
1944 r. brało udział — łącznie z wyprawą 18 września
110 amerykańskich latających fortec — 298 bombow-
ców alianckich, z czego 37 stracono.
W chwili wybuchu powstania garnizon niemiecki
w Warszawie liczył ponad 16 tys. żołnierzy (gen. Rein-
er Stahel), a od 4 sierpnia do miasta przybywały jed-
nostki SS i policji kierowane tutaj przez Heinricha
Himmlera z miejscowości położonych nawet 300 km
od stolicy. Sformowano z nich — razem z wydzielo-
nymi jednostkami Wehrmachtu, głównie saperskimi —
specjalny korpus (ok. 22 tys. ludzi), dowodzony — od
6 sierpnia — przez gen. SS Ericha von dem Bach-
Zelewskiego, wsparty miotaczami ognia, artylerią,
działami pancernymi, eksperymentalną bronią przezna-
czoną do dokonywania zniszczeń w mieście (specjalne
tankietki, goliaty i tajfuny). Był on podporządkowany
dowódcy 9. Armii. W miarę możności kierowano do
walki z powstańcami pełnowartościowe jednostki Weh-
rmachtu, stąd też łącznie liczebność sił niemieckich za-
angażowanych w różnym czasie do zwalczania powsta-
nia mogła sięgać nawet 50 tys. żołnierzy. Znaczną
część oddziałów stanowiły formacje złożone z krymi-
nalistów i kolaborantów — m.in. pułk rosyjskiej RO-
NA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija)
gen. Mieczysława Kamińskiego, oddziały kozackie,
ukraińskie, turkmeńskie, azerbejdżańskie — o małej
wartości bojowej, specjalizujące się w mordach i gwał-
tach na ludności cywilnej. Początkowo (od 4 VIII)
przeciwko powstańcom używano dwóch eskadr samo-
lotów szturmowych (Ju-87) oraz eskadry myśliwców
bombardujących Me-109. W tym czasie jednorazowo
atakowało cele w stolicy nawet kilkanaście maszyn bo-
jowych. Po 18 sierpnia przeciwko Warszawie Niemcy
używali czterech samolotów Ju-87. Samoloty niemiec-
kie wykonały w okresie powstania 1408 lotów bojo-
wych, w trakcie których zrzucono na miasto 1580 ton
bomb różnych kalibrów. Było to możliwe tylko dzięki
temu, że Sowieci pozostawili Niemcom pełną swobodę
w przestrzeni powietrznej nad Warszawą.
Szturm oddziałów AK na obsadzone przez Niem-
ców najważniejsze punkty i obszary miasta, przepro-
wadzony 1 sierpnia o godz. 17, zakończył się nie-
powodzeniem i dużymi stratami powstańców, zwłasz-
cza że po uzyskaniu od konfidentów informacji o ter-
minie rozpoczęcia powstania o 16.30 gen. Stahel zarzą-
dził alarm bojowy warszawskiego garnizonu, co po-
zbawiło oddziały AK czynnika zaskoczenia. Ponadto w
kilku dzielnicach stolicy (m.in. Ochota i Żoliborz) wal-
ki rozpoczęły się na długo przed godz. 17. Część zała-
manych niepowodzeniem oddziałów AK wycofała się
do podwarszawskich lasów. Tysiące warszawiaków,
zaskoczonych wybuchem walk, zostało odciętych od
swych domów i rodzin. Początkowo dowództwu AK
wydawało się, że powstanie zostanie bardzo szybko
stłumione, co wywołało nawet 2 sierpnia u generałów
Komorowskiego i Pełczyńskiego defetystyczne nastro-
je. Uratowała je bierność niemieckiego garnizonu
w stolicy oraz żywiołowa pomoc ludności cywilnej,
spontanicznie wznoszącej barykady gaszącej pożary,
zapewniającej wyżywienie i wszelką pomoc walczą-
cym. Od 1 do 4 sierpnia inicjatywa należała do po-
wstańców, którzy obsadzili wówczas większą część
niebronionego przez Niemców Śródmieścia z Powi-
ślem, Starym Miastem i Wolą. Odrębne ogniska walki
utworzyły się na Żoliborzu oraz Mokotowie i Ochocie.
Na Pradze powstańcy obsadzili niektóre obiekty, jed-
nak wobec przewagi niemieckiej 3 sierpnia przerwano
walkę i wrócono do konspiracji. W trakcie walk zdo-
byto także wiele broni i amunicji. Jednak wiadomość
z „Biuletynu Informacyjnego” (6 VIII) o zniszczeniu
do tego dnia ok. 50 czołgów nieprzyjaciela była zdecy-
dowanie przesadzona i służyła pokrzepieniu serc. Nie-
mniej jednak pewna liczba czołgów i dział szturmo-
wych przerzucanych przez Warszawę na przedmoście
praskie została zaskoczona przez wybuch powstania na
ulicach stolicy i podjęła walkę. W stanie zdatnym do
użytku zdobyto kilka wozów pancernych. Na Woli har-
cerze z batalionu „Zośka” z dwóch czołgów typu Pan-
ther utworzyli nawet pluton pancerny, który przez kilka
dni wspierał polskie działania. 4 sierpnia dowódca po-
wstania płk dypl. Chruściel „Monter” nakazał przerwa-
nie działań zaczepnych i przejście do obrony. Siły po-
wstańcze podzielono wówczas na trzy grupy taktyczne:
Grupę Śródmieście (ppłk Edward Pfeiffer „Radwan”),
Grupę Północ (płk dypl. Karol Ziemski „Wachnow-
ski”), obejmującą Wolę, Stare Miasto, Żoliborz i Pusz-
czę Kampinoską, oraz Grupę Południe (ppłk Aleksan-
der Hrynkiewicz „Przegonią”, a od 18 sierpnia ppłk Jó-
zef Rokicki, „Karol”), obejmującą Mokotów, Czernia-
ków oraz Las Kabacki i Chojnowski.
5 sierpnia inicjatywę działań bojowych ostatecznie
przejęły przerzucane do Warszawy siły niemieckie,
które — dowodzone przez gen. von dem Bach — roz-
poczęły natarcie na pozycje polskie na Woli i Ochocie
w celu nawiązania łączności z blokowaną przez po-
wstańców w rejonie Ogrodu Saskiego i dzielnicy nie-
mieckiej grupą gen. Stahela oraz odblokowania arterii
komunikacyjnych prowadzących przez mosty na Wiśle
na przedmoście praskie. Mimo bohaterskiej obrony lo-
kalnych oddziałów, wspartych zgrupowaniem Kedywu
KG AK ppłk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, Wola,
gdzie rozpoczęła się rzeź mieszkańców, została zdoby-
ta, a wieczorem 6 sierpnia siły niemieckie nawiązały
kontakt z grupą gen. Stahela. W ten sposób Stare Mia-
sto, odcięte od Śródmieścia, przekształciło się w samo-
dzielny rejon walki. Między 4 a 11 sierpnia Niemcy
opanowali Ochotę, gdzie wymordowali tysiące bez-
bronnych mieszkańców. Następnie główne uderzenie
skierowali w rejon Starego Miasta, utrudniając komu-
nikację poprzez most Kierbedzia. Walki prowadzone na
Starym Mieście należały do najcięższych w całym po-
wstaniu. Niemieckie ataki lotnictwa i artylerii rakieto-
wej niszczyły całe kwartały domów. Artylerię rakieto-
wą — stosowaną od 12 sierpnia — tworzyło 6 wyrzutni
miotających równocześnie po sześć trzystumilimetro-
wych pocisków burzących lub zapalających o wadze 57
kg, zwanych przez powstańców „szafami” lub „kro-
wami”, oraz 2 działony (wyrzutnie) moździerzy rakie-
towych 380 mm, zamontowanych na podwoziu czołgu
Tygrys. Łącznie wyrzutnie były w stanie jednorazowo
wystrzelić 48 pocisków rakietowych. Akowcy walczyli
o każde miejsce i odtwarzali pozycje obronne w gru-
zach i płonących budynkach. 19 sierpnia sity niemiec-
kie, wsparte bronią pancerną, artylerią i lotnictwem,
przystąpiły do generalnego szturmu na Stare Miasto.
Przeprowadzone przez powstańców w nocy z 20 na 21
sierpnia i 22 sierpnia przed świtem próby połączenia
Starego Miasta i Żoliborza przez natarcie na niemieckie
pozycje w rejonie Dworca Gdańskiego, bronione m.in.
przez pociąg pancerny, zakończyły się niepowodze-
niem. 31 sierpnia, po bezskutecznych próbach przebicia
się załogi Starówki do Śródmieścia — udało się to tyl-
ko jednej kompanii batalionu „Zośka”, dowodzonej
przez ppor. „Andrzeja Morro” (Andrzej Romocki) —
rozpoczęła się ewakuacja polskich oddziałów kanałami.
Do 2 września udało się wyprowadzić ze Starówki do
Śródmieścia ok. 4500 ludzi, a na Żoliborz 800. Ciężko
rannych, pozostawionych w szpitalach, Niemcy wy-
mordowali, ludność cywilną umieścili w obozie przej-
ściowym w Pruszkowie. Obrońcy Starego Miasta wią-
zali walką główne siły korpusu gen. von dem Bach-
Zelewskiego przez trzy tygodnie, co umożliwiło siłom
powstańczym w innych częściach miasta skonsolido-
wanie obrony. W Śródmieściu zdobyto kilka ważnych
obiektów (m.in. 11 sierpnia Pałac Staszica, 20 sierpnia
gmach PAST-y na ul. Zielnej, 23 sierpnia gmach ko-
mendy policji na Krakowskim Przedmieściu). Niepo-
wodzeniem natomiast zakończyły się natarcia (z 26 na
27 sierpnia i następnej nocy) mające doprowadzić do
połączenia Mokotowa z Powiślem Czerniakowskim. Po
zdobyciu Starego Miasta celem dowództwa niemiec-
kiego było odcięcie powstańców od Wisły. 2 września
padła Sadyba, a następnego dnia Niemcy zaczęli w re-
jonie Powiśla uderzenie wsparte lotnictwem i artylerią,
zmuszając Polaków do wycofania się (6 IX) do Śród-
mieścia, poza linię ulicy Nowy Świat. Po utracie Powi-
śla jedynym rejonem powstańczym przylegającym do
Wisły pozostał Czerniaków Górny, utrzymujący słabą
łączność ze Śródmieściem. Ogromne straty oraz brak
szans na konkretną pomoc zewnętrzną skłoniły do-
wództwo AK do rozpoczęcia z Niemcami (9-10 IX)
rozmów kapitulacyjnych. Zostały one zerwane, kiedy
10 września wojska radzieckie, krytykowane w prasie
zachodniej za obojętność wobec tragedii powstania,
rozpoczęły natarcie na Pragę. Następnego dnia Niemcy
z użyciem sił pancernych uderzyli na Czerniaków, bro-
niony przez Zgrupowanie „Radosław”, w celu całkowi-
tego odcięcia Polaków od Wisły. W ciągu czterech dni
rejon ich oporu skurczył się tutaj do terenu przylegają-
cego bezpośrednio do rzeki. 14 września wojska ra-
dzieckie, w których składzie była również 1. DP im. T.
Kościuszki, zajęły Pragę oraz rozpoczęły zrzuty broni,
amunicji i żywności dla powstańców. Między 16 a 21
września oddziały 1. Armii WP gen. Berlinga (ok. 5 ba-
talionów piechoty) sforsowały Wisłę i wzmocniły siły
obrońców Czerniakowa oraz utworzyły przyczółki
w rejonie Powiśla i Żoliborza. Nie udało im się jednak
utrzymać bronionych pozycji, większość zginęła, część
dostała się do niewoli, a nieliczni wpław przeprawili się
na Pragę. Ok. 200 żołnierzy ze Zgrupowania „Rado-
sław” przedostało się kanałami na Mokotów. 24 wrze-
śnia, po likwidacji oporu na Czerniakowie, Niemcy
rozpoczęli natarcie na Mokotów. Po zaciętych walkach
część oddziałów wycofała się kanałami — w niezwykle
dramatycznych okolicznościach — do Śródmieścia,
reszta (ok. 2 tys. żołnierzy) 27 września skapitulowała.
29 września rozpoczęło się natarcie 19. Dywizji Pan-
cernej na Żoliborz, broniony przez oddziały ppłk. Mie-
czysława Niedzielskiego „Żywiciela”. Następnego dnia
wieczorem, po ciężkich walkach, Polacy skapitulowali.
Również 29 września siły niemieckie pod Jaktorowem
w pow. pruszkowskim rozproszyły liczące ok. 1200 lu-
dzi zgrupowanie AK „Kampinos” (mjr Alfons Kotow-
ski „Okoń”), zamierzające się przebić w Góry Święto-
krzyskie. Kilka oddziałów z tej jednostki, w tym szwa-
dron kawalerii z dawnego Zgrupowania Stołpecko-
Nalibockiego AK, dowodzony przez por. Adolfa Pilcha
„Dolinę”, dotarło na Kielecczyznę i do końca okupacji
niemieckiej walczyło w ramach 25 pp. AK.
W trakcie powstania w najgorszej sytuacji znalazła
się ludność cywilna, stłoczona w piwnicach, w dzień
atakowana przez lotnictwo, w nocy przez „krowy” oraz
artylerię i biernie oczekująca na to, co los przyniesie.
Wykonując rozkaz Hitlera o zniszczeniu Warszawy, si-
ły niemieckie przystąpiły do bezwzględnego mordowa-
nia mieszkańców stolicy. Apogeum rzezi nastąpiło 5 i 6
sierpnia na Woli. Później (ok. 12 VIII) Niemcy —
chcąc osłabić opór powstańców i wykorzystać miesz-
kańców Warszawy jako siłę roboczą — zmienili takty-
kę i zaczęli ewakuować ludność cywilną poza teren
działań bojowych. Niemniej jednak zbiorowe mordy
towarzyszyły walkom podczas całego powstania. Pod
wpływem rozwoju wydarzeń ewoluowały także relacje
pomiędzy ludnością cywilną a oddziałami powstań-
czymi, zwłaszcza kiedy początkowe nadzieje na sukces
powstania okazały się złudne. „15 VIII 1944 — za-
notowała w swoim dzienniku Maria Rodziewiczówna
— Wniebowstąpienie NMP Cudu nie było”. Jak zapisał
24 sierpnia walczący na Starym Mieście żołnierz bata-
lionu „Zośka”: „wraz ze zmianą sytuacji, cierpieniami
ponad wszelką wytrzymałość, zmieniał się do nas sto-
sunek ludności cywilnej. Z «bohaterów» staliśmy się
«bandytami». Złorzeczenia ludności powodują, że le-
piej się czuję w akcji [...] niż w odwodzie”. Niejedno-
krotnie trzeba było używać siły fizycznej, aby opano-
wać występujące wśród cywilów odruchy rozpaczy
i paniki. Los ludności Warszawy przejmująco przed-
stawił Miron Białoszewski w swoim poetyckim Pa-
miętniku z powstania warszawskiego. Jednak powstanie
warszawskie przyniosło nie tylko ogrom cierpień, ale
także pierwszy od końca września 1939 r. okres swo-
bodnej działalności politycznej, kulturalnej i społecz-
nej. Warszawa stała się wówczas enklawą wolności,
wspominaną tak przez cały okres istnienia Polski Lu-
dowej. Działania powstańcze w Warszawie to samo-
dzielna bitwa stoczona przez siły polskie, trwająca
o miesiąc dłużej niż kampania 1939 r.
14 sierpnia gen. Komorowski zarządził marsz
wszystkich dobrze uzbrojonych oddziałów AK z całego
kraju w kierunku Warszawy, z zadaniem uderzenia od
tyłu na Niemców atakujących stolicę. Historycy uważa-
ją, że operacyjnie był to pomysł chybiony. O wiele bar-
dziej sensowne byłoby nakazanie wykonywania działań
dywersyjnych na liniach komunikacyjnych prowadzą-
cych do Warszawy i wzmożenie walki partyzanckiej.
Maszerujące na terenach zajętych przez Armię Czer-
woną oddziały AK były rozbrajane przez NKWD. Taki
los spotkał m.in. zgrupowanie lwowskie w rejonie
Rudnika nad Sanem, 9. DP na Podlasiu i 30. DP AK
pod Otwockiem. Na obszarach pozostających pod oku-
pacją niemiecką nieliczna odsiecz AK (ok. 500 ludzi)
z Krakowskiego została powstrzymana pod Złotym Po-
tokiem na Kielecczyźnie przez działania niemieckie,
a liczący ok. 5 tys. żołnierzy Kielecki Korpus AK (2.
i 7. DP oraz 72. i 25. Pp. AK) został 23 sierpnia roz-
wiązany, gdyż jego szanse na dotarcie do Warszawy
oceniono jako znikome. Tak więc akcja marszu na
Warszawę zakończyła się całkowitym fiaskiem. Zgod-
nie z zadaniami „Burzy”, określonymi na odprawie
w KG AK 25 lipca, kieleckie oddziały AK przygoto-
wywały się teraz do zdobycia Kielc, Radomia, Skarży-
ska i Częstochowy.
W KG AK polityczne skutki bitwy o Warszawę po
opanowaniu przez powstańców początkowego kryzysu
oceniano bardzo optymistycznie, co wzmocniło aspira-
cje kierownictwa podziemia do decydowania o losach
kraju. 6 sierpnia gen. Okulicki wręcz zachęcał dowódcę
AK i Delegata Rządu do podejmowania działań bez li-
czenia się ze stanowiskiem polskiego Londynu. Dowo-
dził, że „obecną walkę o Warszawę, jako serce Polski,
a tym samym o Polskę wygramy całkowicie tylko wte-
dy, jeśli potrafimy po niej przeciwstawić się zdecydo-
wanie sowieckiemu imperializmowi”. Według niego
opanowanie Warszawy dawało dowódcy AK upraw-
nienia gospodarza i przekonywał go, że „jeśli ktoś
z Wami chce mówić, to do Was musi przyjść, a nie Wy
do niego, choćby to był sam batiuszka Stalin”. Wydana
12 IX 1944 dyrektywa gen. Komorowskiego — w
związku z przewidywaniem szybkiego wejścia Armii
Czerwonej do Warszawy — nakazywała „do czasu cał-
kowitego wyjaśnienia się polsko-sowieckich stosun-
ków” pozostawić zewnętrzne barykady w rejonach
miasta kontrolowanych przez oddziały AK, które miały
cały czas utrzymywać pełną gotowość bojową.
Coraz bardziej uwidaczniająca się tragedia War-
szawy nie miała większego wpływu na dalsze działania
podejmowane przez dowództwo AK. Generał „Bór”
otwarcie sprzeciwił się instrukcji Naczelnego Wodza
z 25 sierpnia, w której zarządzał on — w porozumieniu
z rządem — na terenach poza Warszawą ograniczenie
akcji „Burza” do ochrony ludności i do samoobrony
wobec wycofujących się Niemców, a także zalecał za-
przestanie ujawniania się wobec Armii Czerwonej.
Dowódca AK dopiero 29 sierpnia poinformował gen.
Sosnkowskiego, że projektuje „zmianę formy walki,
która polegałaby na opanowaniu większymi siłami du-
żych ośrodków, jak Radom lub Kielce i Piotrków [...]”,
gdy w rzeczywistości KG AK wdrażała tę strategię
w całym kraju już od czerwca 1944 r. Zresztą, nie cze-
kając na zdanie Naczelnego Wodza, 27 sierpnia gen.
„Bór” wysłał depeszę radiową, ponawiającą nakaz zdo-
bycia przez kieleckie oddziały AK Radomia lub Kielc,
a następnego dnia rozkazał, w jednym i drugim wypad-
ku, opanować Kraków lub Tarnów co najmniej na kilka
dni przed wkroczeniem bolszewików. Swój ostatni roz-
kaz — dotyczący Krakowa i Tarnowa — uzasadniał
przekonaniem, że walka w Warszawie „mimo dużych
strat w ludziach i materiałach” daje stronie polskiej
„potężny atut w rozgrywkach politycznych”. 30 sierp-
nia Okręg Łódź dostał rozkaz opanowania Piotrkowa.
Dużą akcję w ramach „Burzy” miał również przepro-
wadzić Okręg Śląsk. Dyrektywy te — wskazujące na
całkowite lekceważenie stanowiska Naczelnego Wo-
dza, jeżeli nie na świadome wprowadzanie go w błąd
— były dobitnymi dowodami utraty przez dowództwo
AK zdolności do podejmowania racjonalnych decyzji,
a ich realizacja mogła doprowadzić najwyżej do całko-
witego zniszczenia mniej dotkniętych wojną obszarów
kraju. W depeszy z 30 sierpnia Naczelny Wódz wyco-
fał się ze swoich rozkazów ograniczenia dotychczaso-
wych działań AK i pozostawił wolną rękę gen. Ko-
morowskiemu w sprawie określania dalszych zasad
wykonywania „Burzy”, chociaż równocześnie zwracał
mu uwagę na polityczny bezsens zdobywania więk-
szych miast, położonych w centralnej Polsce, w prze-
ciwieństwie do Wilna i Lwowa, które Moskwa chciała
anektować. Dowódca AK jednak nie zmienił swoich
rozkazów wysłanych do poszczególnych okręgów, a 1
września nakazał wszystkim okręgom AK pozostają-
cym nadal pod okupacją niemiecką: „Akcję «Burza»
prowadzić w dywizyjnych zgrupowaniach. Chodzi
o jedno- lub dwudniową walkę z wycofującymi się
Niemcami na terenie, która ma wpływ na ich obronę
lub odwrót. Ilość takich ośrodków walki w okręgu win-
na wynosić 1 do 2, zależnie od posiadanych sił i środ-
ków”. Na szczęście słabe uzbrojenie oddziałów AK
i opór części dowódców terenowych, świadomych tra-
gedii Warszawy, uniemożliwiły realizację tych nieod-
powiedzialnych pomysłów.
30 września, kiedy Polacy bronili się już tylko w
Śródmieściu, rozpoczęły się rozmowy na temat kapitu-
lacji powstania. Podpisano ją 2 października, uzyskując
dla AK w Warszawie prawa kombatanckie, co skutko-
wało umieszczeniem wziętych do niewoli powstańców
w obozach jenieckich i traktowaniem ich tak samo jak
żołnierzy armii regularnych.
Przez 63 dni poległo i zaginęło ok. 18 tys. po-
wstańców, ok. 25 tys. zostało rannych, a do niewoli tra-
fiło 15-16 tys. Trudne do ustalenia są straty ludności
cywilnej. W publicystyce i opracowaniach szacowano
je na ok. 100- -250 tys. Według najnowszych obliczeń
ofiarą samych mordów popełnionych przez siły pacyfi-
kujące powstanie padło nie mniej niż 63 tys. osób. Nie
wiadomo jednak, ilu cywilów zginęło w trakcie działań
bojowych, zabitych czy zasypanych w wyniku bombar-
dowań i ognia artylerii, stąd też nie jesteśmy w stanie
ustalić precyzyjnie wszystkich strat ludności Warsza-
wy. Można przypuszczać, że łącznie jest to nie więcej
niż 100 tys. osób. Powstanie warszawskie było trzecią
fazą niszczenia substancji materialnej Warszawy. Sza-
cuje się, że we wrześniu 1939 r. zburzono ok. 9-10%
ogólnej liczby budynków, a w trakcie likwidacji getta
ok. 15% budynków lewobrzeżnej Warszawy. Straty
w zabudowaniach w trakcie walk powstańczych sięgały
34% na lewym brzegu Wisły. Planowe unicestwianie
miasta w czasie powstania i po jego upadku doprowa-
dziło do strat w wysokości ok. 60% jego substancji ma-
terialnej oraz kulturalnej. Spośród 957 budynków za-
bytkowych całkowitemu zniszczeniu uległy 782, czę-
ściowemu 141. Szacuje się, że do wywozu zrabowane-
go mienia w Warszawie użyto ok. 45 tys. wagonów ko-
lejowych. Większość ludności lewobrzeżnej Warszawy
(ok. 550 tys.) trafiła do obozu przejściowego w Prusz-
kowie, a następnie została rozproszona w Kieleckiem
i Krakowskiem lub skierowana do obozów koncentra-
cyjnych (ok. 50 tys.) i na roboty do Niemiec (ok. 150
tys.). W ruinach Warszawy ukrywało się ok. kilkuset
osób (tzw. robinsonów warszawskich), m.in. pocho-
dzenia żydowskiego, które starały się dotrwać tam do
czasu wejścia wojsk sowieckich.
Straty niemieckie też były bardzo wysokie. We-
dług przeznaczonego dla Himmlera meldunku gen. Eri-
cha von dem Bach-Zelewskiego z 5 października zginę-
ło w trakcie tłumienia powstania 1570 żołnierzy z jego
korpusu, a 8374 było rannych. Dane te prawdopodob-
nie nie obejmowały strat pieszych formacji Luftwaffe,
które wyniosły 181 poległych i zaginionych oraz 573
rannych, a także wszystkich strat jednostek pancernych
Wehrmachtu biorących udział w likwidacji powstania.
Walczące w rejonie Żoliborza pododdziały 25. DPanc.
tylko do 16 września straciły 110 zabitych i 240 ran-
nych. Nie wiadomo także, jaką ilość sprzętu pancerne-
go utracili Niemcy podczas całego powstania. Według
meldunków powstańców, które trudno uznać za wiary-
godne, zniszczono 290 czołgów, dział szturmowych
i samochodów pancernych, jednak takiej ilości broni
pancernej oddziały zwalczające powstanie nigdy nie
posiadały. W rzeczywistości straty niemieckie nie
przekroczyły kilkudziesięciu zniszczonych i uszkodzo-
nych pojazdów pancernych. Ponadto w trakcie walk
Polacy zestrzelili 1 lub 2 samoloty szturmowe. W ze-
znaniach złożonych stronie polskiej w 1947 r. przewie-
ziony z więzienia norymberskiego do Warszawy gen.
von dem Bach-Zelewski podwyższył ocenę strat nie-
mieckich do nieprawdopodobnej liczby ok. 10 tys. za-
bitych, 6 tys. zaginionych i 9 tys. rannych. Gdyby było
to zgodne z rzeczywistością, to straty te byłyby wyższe
od stanów osobowych całego jego korpusu. Warto
w tym miejscu zauważyć jeszcze, że Niemcy w swych
relacjach niejednokrotnie wspominali, że imponowała
im postawa oddziałów powstańczych wykazywana za-
równo w trakcie walk, jak i po kapitulacji.
Bitwę o pamięć o powstaniu warszawskim jego
inicjatorzy podjęli jeszcze w trakcie walk, w cyklu ar-
tykułów publikowanych na łaniach „Biuletynu In-
formacyjnego”. W początkach 1945 r. KG AK przygo-
towała publikację (Bitwa o Warszawę) z zadaniem
obrony sensu podjęcia boju o stolicę. Podobne cele
stawiała sobie broszura PPS (WRN) Powstanie sierp-
niowe, autorstwa Zygmunta Zaremby, wydana już w li-
stopadzie 1944 r. Mimo że ataków na przywódców po-
wstania pełne w tym czasie były środki komunistycznej
propagandy, to jednak opinie gloryfikujące powstanie
pozostawały wówczas w sprzeczności z odczuciami
większości antykomunistycznie nastawionego polskie-
go społeczeństwa. Jak oceniał Sztab Główny PSZ
w Londynie — na podstawie relacji ludzi przybyłych
z kraju — w tajnym komunikacie z 1 X 1945: „Powsta-
nie Warszawskie jest uważane za poważny błąd poli-
tyczny, wojskowy i ekonomiczny. Pomijając akcenty
wojskowe i polityczne oraz zniszczenia — opinia pu-
bliczna sądzi, że Warszawa była najbogatszym miastem
w czasie okupacji, będąc centrum «czarnego rynku»
w Środkowej Europie. Posiadała olbrzymi zapas walut
zagranicznych, pieniądze miał każdy, kupić można było
wszystko. Stosunek do przywódców powstania nie
zawsze jest przychylny, bardzo wielu sądzi, ze powsta-
nie po prostu musiało wybuchnąć, ponieważ Polacy
przez długi okres przygotowywali się do zbrojnego
powstania i to napięcie w konsekwencji spowodowało
wybuch”.
Klęska powstania warszawskiego w swoich prak-
tycznych skutkach była nie mniej kosztowna niż prze-
grana w 1939 r. kampania. Starte z powierzchni ziemi
zostało najważniejsze, historyczne centrum polskich
działań niepodległościowych, aktywne od końca XVIII
w. Zniszczeniu uległ czołowy ośrodek życia politycz-
nego i kulturalnego II RP, zarazem ważny region pol-
skiej działalności gospodarczej, integrujący cały kraj.
Przerwana została historyczna ciągłość Warszawy. Je-
żeli nawet po wojnie większość dawnych mieszkańców
wróciła do stolicy, to zniszczenie dotychczasowej in-
frastruktury miejskiej oraz napływ tysięcy nowych
osiedleńców całkowicie zmieniły jej charakter. Jednak
ta część mieszkańców Warszawy, która nie wróciła do
stolicy, wniosła swój spryt życiowy i umiejętność ra-
dzenia sobie w każdej sytuacji do życia polskiej pro-
wincji, a zwłaszcza ziem poniemieckich. Wyelimino-
wanie Warszawy ułatwiło posługującym się terrorem
komunistom narzucenie Polakom nowego systemu rzą-
dów W stolicy wyginęła także znaczna część wychowa-
nej w II RP młodej elity intelektualnej i politycznej
państwa polskiego. Jednak przekonanie, że Stalin świa-
domie pozwolił Niemcom zniszczyć najbardziej patrio-
tyczny i najaktywniejszy element polskiego społeczeń-
stwa, uniemożliwiając udzielenie skutecznej pomocy
powstańcom, było jednym z istotniejszych czynników,
na których podstawie w czasach PRL oceniano stosu-
nek ZSRR do niepodległości Polski. Z jednej strony
bohaterstwo powstańców warszawskich było inspiracją
do kształtowania się postaw opozycyjnych wobec
władz PRL, z drugiej strony klęska Warszawy była dla
nowego pokolenia Polaków przestrogą przed konse-
kwencjami romantycznych, ale źle skalkulowanych
zrywów powstańczych.
7. OSTATNIE MIESIĄCE OKUPACJI NIEMIECKIEJ I LI-
KWIDACJA POLSKIEGO PAŃSTWA PODZIEMNEGO

Klęska powstania warszawskiego w społeczeń-


stwie polskim wywołała szok porównywalny z tym, ja-
ki wystąpił jesienią 1939 r. po przegranej kampanii pol-
sko-niemieckiej. Ogromnie zmalał też autorytet władz
Polskiego Państwa Podziemnego.
Powstanie warszawskie skłoniło władze niemieckie
do podjęcia wielu prewencyjnych działań mających
uniemożliwić powtórzenie się takiej akcji w innych
miastach GG (m.in. 6 VIII 1944 w Krakowie areszto-
wano ok. 8 tys. ludzi). Nadal nie uległa też zmianie po-
lityka terroru, przejawiająca się w licznych akcjach
przeciwpartyzanckich oraz pacyfikacyjnych. Zanoto-
wano ich z udziałem Wehrmachtu na terenie GG
w sierpniu — 38, we wrześniu — 17, w październiku
— 30, w listopadzie — 34 i w grudniu — 54.
Mimo wszystko Niemcy nie zaprzestali prób zmie-
rzających do pozyskania Polaków do politycznej
współpracy na gruncie obrony Europy przed zalewem
bolszewickim. Frank domagał się od Berlina uznania
GG za siedzibę narodu polskiego, zezwolenia na roz-
wój polskich instytucji kulturalnych, zagwarantowania
Polakom własności i uwzględniania postulatów Kościo-
ła.
Przy poszczególnych ogniwach administracji, po-
czynając od rządu GG, miały powstać składające się
z Polaków ciała doradcze. Frank planował także po-
wołanie Polskiego Komitetu Narodowego. Jednak śro-
dowiska polskie skłonne do politycznej kolaboracji na-
dal stanowiły margines społeczeństwa. W końcu paź-
dziernika 1944 r. były prezes RGO Adam Ronikier,
mając poparcie metropolity Sapiehy, za zgodą niemiec-
kich władz bezpieczeństwa utworzył w Krakowie Biuro
Studium Politycznego, grupujące ok. 70 osób wywo-
dzących się ze środowisk arystokratycznych, o poglą-
dach antyradzieckich, filoniemieckich i zachowaw-
czych. Ronikier, nadal demonstrując lojalność wobec
władz polskich na obczyźnie, zarazem nawoływał do
zaprzestania przez Polskę Podziemną walki z Niemca-
mi i zawarcia ugody z okupantami w celu ochrony resz-
ty polskiego stanu posiadania oraz poprawy bytu przy-
musowych robotników wywiezionych do Rzeszy. Nie-
mieckie plany wykorzystania Polaków sięgały znacznie
dalej. W połowie listopada 1944 r. władze niemieckie
rozpoczęły werbunek mężczyzn w wielu od 16 do 50
lat do pomocniczej służby w Wehrmachcie i w obronie
przeciwlotniczej. Zarówno w Krakowie, jak i w innych
miejscach rekrutacji, m.in. w Pruszkowie, a nawet na
terenach wcielonych do Rzeszy, akcja ta zakończyła się
pełnym fiaskiem i żaden polski legion pomocniczy
w służbie niemieckiej nie powstał. W Krakowie ochot-
ników miało być ok. 320. Większy wpływ na nastroje
społeczeństwa miała propaganda hitlerowska, wyko-
rzystująca klęskę powstania warszawskiego do oskar-
żania władz Polski Podziemnej, sojuszników zachod-
nich oraz ZSRR. Wypracowała dość wyrafinowane
formy oddziaływania na ludność, m.in. za pośrednic-
twem różnych fałszywek, udających na przykład druki
konspiracyjne („Przełom”, „Gazeta Narodowa”), a na-
wet stanowiące rzekome przedruki z prasy radzieckiej
(„Bolszewik”). Zresztą, jeśli chodzi o dobór prezento-
wanych informacji, to ze względu na niepokojący roz-
wój spraw polskich na arenie międzynarodowej także
w prasie gadzinowej w coraz mniejszym stopniu mu-
siano się uciekać do ich przemilczania czy przeinacza-
nia.
Ostatnie miesiące okupacji spowodowały drastycz-
ne pogorszenie się warunków życia Polaków na nie-
wielkim już obszarze GG, pozostającym we władaniu
Niemiec. Zniszczenie stolicy wpłynęło zasadniczo na
zmniejszenie się możliwości zarobkowania, chociażby
dlatego, że rynek warszawski stanowił podstawowe
centrum zbytu towarów ze środkowej Polski. Ponadto
na prowincję spadł ciężar utrzymywania kilkuset tysię-
cy warszawiaków wyrzuconych z miasta. Nielegalny
handel, odgrywający przed powstaniem istotną rolę
w zapewnieniu egzystencji wielu rodzinom, teraz uległ
znacznemu ograniczeniu. Utrzymanie znacznej części
warszawiaków spadło na barki RGO, PCK oraz społe-
czeństwa i rodziło różnorakie konflikty, np. między
nimi a mieszkańcami Krakowa, oskarżanymi o nikłą
ofiarność. Często tylko kuchnie uliczne pomagały
uchodźcom utrzymać się przy życiu. Wkrótce jednak ci
warszawiacy, którym udało się wynieść z miasta jakieś
zasoby finansowe, potrafili opanować nawet znaczną
część czarnego rynku w Krakowie. Zbliżająca się zima
dodatkowo wpływała na drastyczny wzrost cen miesz-
kań i żywności. Tysiące ludzi koczowały na stacjach
kolejowych i w miejscowościach położonych wzdłuż
szlaków komunikacyjnych.
Na pozostające w bezpośrednim zapleczu frontu te-
reny GG napłynęły masy wojska niemieckiego. W ra-
mach przygotowań do obrony wysiedlono tam wzdłuż
linii frontu wiele miejscowości, m.in. w rejonie Opato-
wa i Jasła, a także kontynuowano akcję demontażu za-
kładów przemysłowych oraz linii telekomunikacyjnych
i kolejowych. Wywożono zapasy żywności, drewna
i innych surowców. W dalszym ciągu organizowano —
m.in. w Częstochowie w połowie grudnia 1944 r. — ła-
panki na Polaków potrzebnych do robót fortyfikacyj-
nych i do pracy przymusowej w Rzeszy.
Także w Warthegau władze niemieckie masowo
organizowały prace fortyfikacyjne, co powodowało wy-
ludnienie wielu miejscowości, a także starały się po-
wstrzymać kolejne fale paniki, która w związku ze
zbliżaniem się frontu ogarniała miejscowych Niemców
już w lipcu i sierpniu 1944 r. Do ostatniej chwili pró-
bowano tutaj zachowywać pozory normalnego funk-
cjonowania administracji. Nie uległa zmianie również
polityka terroru. W październiku 1944 r. w Auschwitz
przebywało 93 tys. więźniów, a w obozie Stutthof —
57 tys.
Latem i jesienią 1944 r. działalność partyzancka
w GG rozwijała się ze zmienną intensywnością.
W końcu lipca 1944 r. obszarem najbardziej nasy-
conym oddziałami partyzanckimi — AK, AL, PSzP,
BCh i radzieckimi — stała się Kielecczyzna. Od
czerwca 1944 r. koncentrowały się na niej także siły
NSZ (ZJ) z Kieleckiego i Lubelskiego, przygotowujące
się do marszu na Zachód przed zajęciem tych terenów
przez Armię Czerwoną. 11 VIII 1944 powstała Brygada
Świętokrzyska NSZ, złożona z dwóch pułków — 202.
I 204., dowodzona przez ppłk. NSZ Antoniego Szac-
kiego „Bohuna”, „Dąbrowskiego”. Ta licząca około
850 osób jednostka była — jak na warunki partyzanc-
kie — dobrze uzbrojona i umundurowana. Zanotowała
ona na swym koncie kilka starć z Niemcami, ale po-
nieważ koncentrowała się na walce z partyzantką so-
wiecką i AL (m.in. 8 września pod Rząbcem wymor-
dowała 88 partyzantów sowieckich i AL), była też
przez Niemców tolerowana i prawdopodobnie dozbra-
jana. Najpoważniejszą siłę partyzancką na tym terenie
stanowiły oddziały AK, które — po rozwiązaniu Kie-
leckiego Korpusu AK — w zgrupowaniach dywizyj-
nych (2. i 7. DP) działały dalej, czekając na możliwość
wykonania „Burzy” i od połowy września walcząc
z częstymi obławami organizowanymi przez Niemców
(m.in. 13 września pod Miedzierzą, 17 września koło
wsi Szewce). 26 IX 1944 w lasach przysuskich walczy-
ły z powodzeniem dwa pułki AK — 25. i 72. W po-
czątkach października zgrupowania dywizyjne zostały
rozwiązane, a po dalszych starciach, m.in. w rejonie
Krzepina i Chotowa (27-29 X), stopniowo demobilizo-
wano pułki i bataliony AK, by w listopadzie pozosta-
wić w terenie niewielkie grupy partyzanckie. Także
wiele walk z obławami niemieckimi stoczyły oddziały
AL i PSzP, m.in. w lasach suchedniowskich (16-19 IX)
i pod Gruszką (29 IX). 28 X 1944 większość komuni-
stycznej partyzantki z Kielecczyzny przedostała się za
linię frontu, na tereny opanowane przez wojska so-
wieckie.
Rejonem intensywnych działań partyzanckich
w drugiej połowie 1944 r. były także górskie tereny
Krakowskiego oraz Górnego Śląska. Oddziały AK wal-
czyły m.in. koło Limanowej w obronie pacyfikowanych
wsi Lipnik i Wiśniowa (10-15 IX), pod Jamną w okoli-
cach Ciężkowic (25 IX), koto Kotonia pod Myślenica-
mi (29 XI). Wiele walk na Podhalu stoczył1. Pułk
Strzelców Podhalańskich AK, m.in. w rejonie Ochotni-
cy (18-21 X) i Szczawy (13-14 I 1945). Poza oddziała-
mi AK także i tutaj walczyły jednostki AL, LSB (BCh)
oraz sowieckie grupy zwiadowcze i dywersyjne. Do
końca okupacji w terenie pozostawało ok. 30 oddziałów
i grup partyzanckich AK, które atakowały Niemców
jeszcze w trakcie styczniowej ofensywy wojsk sowiec-
kich. Także na ziemiach wcielonych do Rzeszy działały
polskie i radzieckie grupy partyzanckie i spadochrono-
we, zwłaszcza na Kaszubach i Kociewiu na Pomorzu
(m.in. oddziały Gryfa Pomorskiego). Według danych
niemieckich w okresie między sierpniem a grudniem
1944 r. Niemcy (w rannych i zabitych) ponieśli w GG
straty wynoszące 1932 osoby.
Zniszczenie Warszawy skomplikowało w zasadni-
czy sposób funkcjonowanie Polskiego Państwa Pod-
ziemnego. Jego różne instytucje odtwarzały się na roz-
ległym terenie, od podwarszawskiego Milanówka po
Częstochowę i Kraków. Zresztą już w trakcie powsta-
nia warszawskiego doszło do zmiany dotychczasowego
systemu dowodzenia AK. Formalnie całością sił kiero-
wała KG AK pozostająca w Warszawie, w praktyce
dowodzenie okręgami coraz bardziej przejmował za
pośrednictwem sieci radiowej Sztab Naczelnego Wo-
dza w Londynie. W ten sposób poszczególne dowódz-
twa okręgowe AK uzyskały znaczną niezależność,
z której w następnych miesiącach niechętnie rezygno-
wały. Zamieszanie pogłębił rozkaz gen. Komorowskie-
go, który przed pójściem do niewoli zawiadomił 4 X
1944 okręgi, że swoim „następcą w pracy konspira-
cyjnej” mianował gen. Okulickiego „Niedźwiadka”.
Polskie władze w Londynie nie potraktowały tego jako
nominacji na komendanta Sił Zbrojnych w Kraju, gdyż
pozostawało to w kompetencjach prezydenta RP. Rów-
nież kilku wyższych dowódców AK zgłaszało wątpli-
wości co do osoby gen. Okulickiego. 7 października
Szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Kopański powia-
domił poszczególne okręgi AK, że dowództwo nad ni-
mi drogą radiową z Londynu będzie sprawował jego
zastępca gen. Stanisław Tatar „Tabor”, do wiosny 1944
r. szef operacji w KG AK, podobnie jak premier Miko-
łajczyk zdecydowany zwolennik nawiązania współpra-
cy z ZSRR. Natomiast głównym zadaniem gen. „Nie-
dźwiadka” miało być ponowne zorganizowanie Ko-
mendy Głównej AK i nawiązanie łączności z poszcze-
gólnymi okręgami. Nastąpiło to w miarę sprawnie.
Nowym szefem sztabu KG AK został płk dypl. Janusz
Bokszczanin „Sęk”. Niechętny nominacji gen. Okulic-
kiego na komendanta głównego AK był premier Miko-
łajczyk, gdyż błędnie uważał go za człowieka reprezen-
tującego poglądy gen. Sosnkowskiego. Wrażenie takie
mógł pogłębiać aktualny stosunek Okulickiego do pla-
nu „Burza”. Poprzednio zwolennik prowadzenia walki
w maksymalnych rozmiarach, 8 października — zgod-
nie z wielokrotnymi sugestiami gen. Sosnkowskiego —
proponował władzom w Londynie przerwanie wyko-
nywania „Burzy”, ograniczenie walk z Niemcami do
dywersji i działań samoobronnych, zaniechanie ujaw-
niania oddziałów AK wobec Sowietów, powrót do kon-
spiracji oraz ewakuację najbardziej zagrożonego ele-
mentu na Zachód. Propozycje te zostały bardzo kry-
tycznie odebrane w Londynie, a władze polskie jeszcze
27 XI 1944 domagały się gotowości oddziałów AK nie
tylko do realizacji „Burzy”, ale nawet powstania po-
wszechnego. Jednak 15 XII 1944 KRM w obecności
gen. Okulickiego przyjęła uchwalę o ograniczeniu akcji
„Burza” do obrony ludności i zaniechania ujawniania
oddziałów AK przed władzami sowieckimi. Ostatecz-
nie, po dłuższych perturbacjach, m.in. dzięki zdecydo-
wanemu poparciu Delegata Rządu i RJN, 21 XII 1944
gen. Okulicki został przez prezydenta RP mianowany
komendantem Sił Zbrojnych w Kraju, służbowo podpo-
rządkowanym Szefowi Sztabu Naczelnego Wodza.
W praktyce jego dowodzenie ograniczało się tylko do
terenów okupowanych przez Niemców, a między cen-
tralą w Londynie a dowództwami poszczególnych
okręgów AK nadal istniała dwustronna łączność radio-
wa. Na obszarze okupacji niemieckiej siły AK miały
w 2500 plutonach liczyć ok. 120 tys. żołnierzy. 26 XII
1944 koło Żarek (Częstochowskie) została zrzucona
łącznikowa misja brytyjska, kierowana przez płk. Dua-
ne T. Hudsona, mająca obserwować działania AK.
Chroniona przez oddział partyzancki AK, nie odegrała
ona większej roli i po rozpoczęciu ofensywy Armii
Czerwonej wróciła przez Moskwę do Wielkiej Brytanii.
Niezależnie od AK do działań pod okupacją so-
wiecką przygotowywała się wojskowo-cywilna organi-
zacja NIE, nadal kierowana przez gen. Fieldorfa „Ni-
la”. Jednak o stanie zaawansowania jej prac organiza-
cyjnych niewiele wiadomo, poza tym, że na bazie kadry
dowódczej AK jej zalążki powstały głównie na Kresach
Wschodnich, m.in. na terenie Wilna i Lwowa.
Kryzys organizacyjny przeżywały struktury pod-
ziemia cywilnego, mimo że jego kierownictwo działało
w niezmienionym składzie osobowym. Nadal na czele
dotychczasowej Krajowej Rady Ministrów pozostawał
wicepremier Jan Stanisław Jankowski, a Komisją
Główną RJN kierował Kazimierz Pużak. Mimo roz-
licznych wysiłków podejmowanych przez przywódców
Polski Podziemnej, klęska powstania warszawskiego
spowodowała spadek ich autorytetu, a także przyczyni-
ła się do stopniowego usamodzielniania się jej różnych
nurtów politycznych. Procesy dezintegracji podziemia
pogłębiły się, gdy nastąpiła zmiana rządu w Londynie,
a Mikołajczyk i SL przeszły do opozycji. Jednak w kra-
ju przedstawiciel ludowców (Adam Bień) — mimo
formalnie przyjętej decyzji o ich ustąpieniu z aparatu
administracyjnego — nadal pozostał członkiem KRM,
a działacze SL „Roch” na kierowniczych stanowiskach
w Delegaturze Rządu. Obradująca 15 i 16 XII 1944
w Piotrkowie Trybunalskim RJN zajęła wobec polityki
rządu Arciszewskiego stanowisko krytyczne i wezwała
władze na obczyźnie do odtworzenia dotychczasowej
współpracy czterech stronnictw. W podobnym tonie
w depeszach do Londynu wypowiadał się Delegat Rzą-
du. Atakowano także prezydenta Raczkiewicza, doma-
gając się jego ustąpienia. Przeciwko oświadczeniu
premiera Arciszewskiego w wywiadzie dla „Sunday
Times'a” (17 XII 1944), że Polska nie chce ani Wrocła-
wia, ani Szczecina, ostro zaprotestowała Ojczyzna,
wchodząca w skład RJN.
W końcu listopada 1944 r., na spotkaniu przywód-
ców Stronnictwa Narodowego w Grodzisku Mazo-
wieckim, postanowiono w warunkach coraz widocz-
niejszej dominacji sowieckiej przygotować się do walki
o pełne wyzwolenie oraz budowę katolickiego państwa
narodu polskiego. W tym celu, przygotowując się do
wyjścia z AK, połączono działające w ramach AK
struktury NOW i NSZ w jedną organizację — Narodo-
we Zjednoczenie Wojskowe (NZW), politycznie pod-
porządkowane kierownictwu SN. Funkcję komendanta
głównego NZW powierzono ppłk. Albinowi W Rakowi
„Lesińskiemu”, jednak właściwe organy dowodzenia
zbudowano wiosną 1945 r., już po zajęciu całego kraju
przez wojska sowieckie. W 1945 r. jego kolejnymi ko-
mendantami byli mjr Władysław Owoc „Fruktus”, a od
kwietnia 1945 r. ppłk Tadeusz Danilewicz „Kossak”.
W grudniu 1944 r. połączyły się także sanacyjne
organizacje Obóz Wielkiej Polski i Konwent Organiza-
cji Niepodległościowych, tworząc Centrum Państwo-
wo-Narodowe (CPN, inna nazwa — Zjednoczenie Or-
ganizacji Niepodległościowych), kierowane przez Mi-
kołaja Dolanowskiego, niegdyś sekretarza generalnego
BBWR. Podjęte przez CPN próby konsolidacji działań
„niepodległościowych” partii politycznych (SN i PPS)
nie przyniosły powodzenia i w połowie 1945 r. organi-
zacja zaniechała swej działalności.
Na terenie okupacji niemieckiej struktury politycz-
ne i wojskowe zdominowane przez Organizację Polską
ONR liczyły kilka tysięcy osób. Już od maja 1944 r. OP
ONR i NSZ (ZJ) podjęły działania mające sterroryzo-
wać konkurentów z NSZ (AK), a jesienią 1944 r. doko-
nały serii mordów na czołowych przedstawicielach tego
nurtu. 18 X 1944 z „wyroku” Rady Politycznej NSZ
został zastrzelony p.o. komendanta głównego NSZ (ZJ)
płk NSZ Stanisław Nakoniecznikoff „Kmicic”. W paź-
dzierniku 1944 r. stanowisko komendanta głównego
NSZ (ZJ) objął Zygmunt Broniewski „Bogucki”, awan-
sowany do stopnia generała NSZ. W styczniu 1945 r.
— w porozumieniu z Niemcami — wycofała się na za-
chód Brygada Świętokrzyska NSZ. Cztery patrole wy-
dzielone z partyzantów Brygady Niemcy zrzucili na
spadochronach między lutym a kwietniem 1945 r. na
tereny centralnej Polski, zajęte już przez wojska so-
wieckie. Po marszu przez Rzeszę, w początkach maja
1945 r., będąc już w Czechach, Brygada Świętokrzyska
wystąpiła przeciw Niemcom, rozbrajając załogę obozu
koncentracyjnego w Holiszowie, a następnie nawiązała
w rejonie Pilzna kontakt z wojskami amerykańskimi,
a później z dowództwem 2. Korpusu Polskiego dowo-
dzonego przez gen. Andersa, wobec którego podszywa-
ła się pod zgrupowanie AK. W połowie sierpnia 1945 r.
Brygada Świętokrzyska NSZ, licząca wówczas ponad
1400 ludzi, została przetransportowana do Niemiec
w rejon Coburga i przeorganizowana w 8 kompanii
wartowniczych, podporządkowanych armii USA. W
zajętym przez Armię Czerwoną kraju struktury NSZ
(ZJ), kierowane od sierpnia 1945 r. przez ppłk. NSZ
Stanisława Kasznicę, samodzielnie działały do paź-
dziernika 1945 r., kiedy przestały faktycznie istnieć,
a ich resztki podporządkowały się KG Narodowego
Zjednoczenia Wojskowego.
Termin i rozmach ofensywy sowieckiej, rozpoczę-
tej 12 I 1945 znad Narwi i Wisły, zaskoczyły dowódz-
two AK. Wkrótce cały obszar przedwojennej Polski za-
jęła Armia Czerwona. 19 stycznia gen. Okulicki wydał
opublikowany w ostatnim numerze „Biuletynu Infor-
macyjnego” rozkaz formalnie rozwiązujący Armię Kra-
jową. Stwierdzał w nim, że rzecznikiem narodu pozo-
staje legalny rząd polski w Londynie i wezwał żołnie-
rzy AK, aby w sytuacji, kiedy jedna okupacja została
zastąpiona przez drugą, nadal prowadzili działalność
w celu odzyskania pełnej niepodległości państwa.
W tym samym czasie gen. Okulicki poinformował
Londyn, że wraz ze zredukowanym sztabem pozostanie
w konspiracji, „rozwijając ją na NIE”. Także podle-
głym sobie dowództwom nakazał dalszą konspirację,
ukrycie posiadanej broni i zachowanie sieci łączności,
zwłaszcza radiowej. W ten sposób AK z masowej miała
przekształcić się w organizację kadrową. Rozkazy te
zgodnie z intencją dowódcy AK realizowano na zachód
od Wisły, m.in. w Okręgu Kielce-Radom żołnierzy
zwalniano z przysięgi, wypłacano im pobory oraz roz-
wiązywano oddziały. Podobne działania podjęto także
w Okręgu Kraków. Na terenach zajętych przez Armię
Czerwoną w lipcu 1944 r. rozkaz o rozwiązaniu AK po-
traktowano jako pozorny i w ogóle nie przeprowadzano
redukcji stanów osobowych. Tak było zarówno
w Okręgu Lublin jak i Białystok. Dowodzący Okrę-
giem Białystok ppłk Liniarski „Mścisław”, niemający
łączności z KG AK, jedynie zmienił nazwę organizacji
na Armia Krajowa Obywateli (AKO) i nadal inten-
sywnie usprawniał jej struktury terenowe oraz rozbu-
dowywał oddziały dyspozycyjne i partyzanckie. Nato-
miast na ziemiach włączonych do ZSRR struktury AK
ulegały naturalnej likwidacji, w miarę jak odchodziła
stamtąd ludność narodowości polskiej. 27 III 1945 gen.
Okulicki, mimo wyraźnych rozkazów z Londynu zaka-
zujących mu ujawnienia, udał się wraz z innymi przy-
wódcami Polski Podziemnej (Delegat Rządu Jankowski
i przewodniczący RJN Pużak) na rozmowy z władzami
radzieckimi do Pruszkowa, gdzie wszyscy zostali aresz-
towani przez NKWD i wywiezieni do Moskwy. Przed
pójściem na rozmowy gen. Okulicki swoim zastępcą
mianował płk. dypl. Jana Rzepeckiego „Ożoga”, byłego
szefa BIP KG AK.
13 V 1945 p.o. Naczelny Wódz gen. Anders powo-
łał płk. dypl. Rzepeckiego na stanowisko Delegata Sił
Zbrojnych na Kraj, z zadaniem informowania centrali
w Londynie o sytuacji w kraju, utrzymywania z nią
łączności, ochrony społeczeństwa i pracy konspiracyj-
nej poprzez likwidowanie szczególnie szkodliwych
jednostek, współdziałanie z centralą w realizacji prze-
rzutów, pieniędzy, poczty i niezbędnych specjalistów,
a także oddziaływanie na „żołnierzy Żymierskiego”.
Delegatura Sił Zbrojnych (DSZ, utworzona formalnie
już 7 V) powstała zamiast AK i zlikwidowanej
w kwietniu organizacji NIE. Utrzymała ona wypraco-
wany w AK podział kraju na okręgi, inspektoraty i ob-
wody. Ponadto cały kraj podzielono na trzy obszary:
centralny, obejmujący pięć okręgów (białostocki, kie-
lecki, lubelski, łódzki i warszawski), południowy
z trzema okręgami (krakowski, śląsko-dąbrowski, dol-
nośląski) oraz zachodni z pięcioma (bydgoski, gdański,
poznański, olsztyński i szczeciński). Obok struktur te-
renowych funkcjonowały cztery niezależne sieci wy-
wiadu. Wiosną 1945 r. działało na terenie Polski ok.
160 wywodzących się z AK oddziałów partyzanckich.
Odtworzono także, na miejsce aresztowanych
przez NKWD, cywilne władze Polski Podziemnej. Od
11 kwietnia premier Arciszewski kierownictwo bieżą-
cymi sprawami Delegatury powierzył Stefanowi Kor-
bońskiemu z SL, równocześnie dyrektorowi jej Depar-
tamentu Spraw Wewnętrznych. W nowym składzie
personalnym działała też Komisja Główna RJN, nadal
reprezentująca porozumienie czterech stronnictw —
SN, SR SL i PPS. Podobnie jak poprzednio SL zajmo-
wało krytyczne stanowisko wobec rządu Arciszewskie-
go, domagając się powrotu do władzy Mikołajczyka.
Cały czas trwała stopniowa likwidacja poszczególnych
komórek Delegatury. 7 V 1945 przedstawiciel SL wy-
cofał się z prac w Komisji Głównej RJN, a 27 VI 1945
Korboński złożył na ręce przewodniczącego RJN Je-
rzego Brauna (SP) rezygnację z kierownictwa pracami
Delegatury Rządu.
Po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Na-
rodowej, z udziałem przedstawicieli SL „Roch”, obra-
dująca 29 i 30 czerwca w Krakowie RJN podjęła decy-
zję o samorozwiązaniu, a także zwróciła się do rządu
z postulatem likwidacji Delegatury Rządu, jako pozba-
wionej dotychczasowej platformy politycznej, i w tym
celu powołała komisję likwidacyjną, natomiast sprawy
dalszego funkcjonowania DSZ pozostawiła do uznania
władz na obczyźnie. 6 lipca ukazał się ostatni numer
konspiracyjnej „Rzeczypospolitej Polskiej”, oficjalnego
organu Delegatury Rządu. Z czterech stronnictw RJN
dalsze poparcie dla rządu RP w Londynie deklarowało
już tylko SN. Rada Jedności Narodowej swoje decyzje
uzasadniła w wydanej odezwie, datowanej na 1 VII
1945, zawierającej również tzw. Testament Polski Wal-
czącej. Stwierdzono w niej, że z chwilą powstania no-
wego rządu i uznania go przez mocarstwa zachodnie
zakończył się okres walki konspiracyjnej kierowanej
przez legalny rząd, a powstał problem ,jawnej walki
stronnictw demokratycznych w Polsce o cele narodu
i o swe programy”. W Testamencie Polski Walczącej
domagano się m.in. opuszczenia terytorium Polski
przez sowieckie wojska i policję polityczną, zaprzesta-
nia prześladowań politycznych, dopuszczenia wszyst-
kich stronnictw demokratycznych do udziału w wybo-
rach na podstawie pięcio- przymiotnikowej ordynacji,
zapewnienia niezależności polskiej polityki zagra-
nicznej, rozwinięcia szerokiej samorządności, uspo-
łecznienia własności wielkokapitalistycznej oraz prze-
prowadzenia „sprawiedliwej” reformy rolnej.
5 sierpnia na odprawie komendantów obszarów
postanowiono rozwiązać Delegaturę Sił Zbrojnych na
Kraj. Nastąpiło to w wyniku wydanego 6 sierpnia for-
malnego rozkazu płk. dypl. Rzepeckiego. Niemal rów-
nocześnie analogiczną decyzję podjęły polskie władze
w Londynie. W ten sposób kierownicze struktury Pol-
skiego Państwa Podziemnego, stanowiące krajowe eks-
pozytury władz polskich na uchodźstwie, przestały ist-
nieć.
Rzeczywistość okupacyjna nie potwierdziła po-
tocznych opinii o znakomitych zdolnościach Polaków
jako konspiratorów. Polacy chętnie konspirowali, ale
generalnie robili to nie najlepiej. Stąd też m.in. dość
szybko struktury kierownicze ZWZ (personalia i sche-
maty organizacji) — łącznie z centralami w Paryżu i w
Warszawie — zostały rozpracowane przez NKWD
(styczeń 1940 r.) oraz Gestapo (lato 1941 r.). Stosun-
kowa łatwość, z jaką dochodziło do „wsyp” wynikała
nie tylko ze sprawności NKWD i Gestapo, ale także
z łamania przez członków konspiracji obowiązujących
zasad pracy. Gadatliwość, indywidualizm, rozpolity-
kowanie, ambicje personalne, wreszcie pijaństwo —
cechy dość powszechne wśród Polaków — oraz częste
równoczesne uczestnictwo w odmiennych strukturach
podziemia nie sprzyjały zapewnieniu bezpieczeństwa
tajnej pracy. Zasady konspiracji źle przestrzegane były
na najwyższych szczeblach podziemia (negatywnym
przykładem jest sam gen. Rowecki), a nawet wśród ci-
chociemnych. Lepiej wyglądała sytuacja w niektórych
środowiskach, takich jak warszawskie Szare Szeregi
czy wywiad, oraz w poszczególnych okręgach AK.
Wyróżniał się tutaj perfekcjonizmem Okręg Śląsk AK,
kierowany przez ppłk. dypl. „Waltera” — Zygmunta
Jankego, a także Okręg Białystok, dowodzony przez
ppłk. „Mścisława” — Władysława Liniarskiego. Zda-
rzało się, że wysyłano jako kurierów do kraju ludzi
dysponujących pełną wiedzą o personaliach osób zaan-
gażowanych w prace podziemne, toteż ich aresztowania
— na przykład braci Józefa i Stanisława Żymierskich
w styczniu 1940 r. przez NKWD — prowadziły do cał-
kowitej dekonspiracji kierownictwa i struktur ZWZ nie
tylko na Kresach Wschodnich, ale także w Paryżu
i Warszawie. Niektórych oficerów ZWZ, aresztowa-
nych przez NKWD w początkowym okresie konspira-
cji, po ich zwolnieniu na mocy układu Sikorski-Majski
w 1941 r., zamiast zatrzymać w służbie liniowej, wysy-
łano do kraju na eksponowane stanowiska w AK. W ten
sposób mogli tam docierać na przykład radzieccy agen-
ci wpływu, z zadaniami inspirowania działań pod-
ziemia korzystnych dla interesów ZSRR. Gestapo dys-
ponowało w okupowanej Polsce wielotysięczną siecią
konfidentów, która tylko w Krakowie liczyła 800-1000
osób, a szereg informacji uzyskiwało także dzięki dość
szeroko rozpowszechnionemu donosicielstwu. Według
niezweryfikowanych danych liczba agentów Gestapo
w Polsce sięgała 60 tys. Niemcy, podobnie jak wywiad
sowiecki, próbowali penetrować polskie podziemie,
m.in. konfidentami Gestapo byli przywódcy prawico-
wego Ruchu Miecz i Pług Anatol Słowikowski i Zbi-
gniew Grad. Zostali oni we wrześniu 1943 r. zlikwido-
wani przez agentów wywiadu sowieckiego, którzy opa-
nowali kierownictwo tej organizacji i następnie za jej
pośrednictwem docierali do struktur Delegatury Rządu,
NSZ i AK. Zdobyte przez wywiad GL i AL, którym
kierował Marian Spychalski, informacje dotyczące
podziemia niepodległościowego były anonimowo lub
za pośrednictwem agentów sowieckich ulokowanych
w kierownictwie Miecza i Pługa przekazywane Gesta-
po, dopóki procederu tego nie zakazał w 1944 r. Wła-
dysław Gomułka. Podobnymi metodami — skrytobój-
stwami, donosami do Gestapo — wobec działaczy le-
wicowych (nie tylko komunistów) posługiwały się koła
prawicowe, powiązane z kontrwywiadem AK oraz
wywiadem NSZ (ZJ).
Mimo popełnianych błędów konspiracja w Polsce
— zwłaszcza na terenach etnicznie polskich — była
masowa, o złożonych strukturach, stąd też mimo
wszystko trudna do zwalczania przez nieprzyjacielskie
siły bezpieczeństwa. Była dla okupantów poważnym
przeciwnikiem, a jej szeregi mimo licznych wpadek
i aresztowań systematycznie rosły. W okresie najwięk-
szego rozwoju — wiosną 1944 r. — liczebność człon-
ków konspiracji wojskowej i politycznej mogła sięgać
500 tys. osób.
Straty poniesione przez Niemców na skutek dzia-
łania organizacji podziemnych i oddziałów partyzanc-
kich (głównie polskich i radzieckich) wyniosły według
danych Dowództwa Okręgu Wehrmachtu tylko w GG
od sierpnia 1942 do grudnia 1944 r. (bez strat związa-
nych z powstaniem warszawskim) 11 491 zabitych
i rannych (Wehrmacht — 6722, SS i policja — 2805,
Reichs- i Volksdeutsche — 1984), z czego najwięcej
w roku 1944 (9053 osoby, w tym 3315 zabitych).
W tym samym okresie zarejestrowano 37 222 akcje ru-
chu oporu, w tym 6262 dokonane przez większe od-
działy partyzanckie. Wykolejono lub zatrzymano 1310
pociągów, dokonano 256 napadów na stacje kolejowe,
zniszczono lub uszkodzono 77 mostów kolejowych.
Straty ludności GG związane z działalnością ruchu
oporu, wynikające z zasady stosowania odpowiedzial-
ności zbiorowej, dowództwo okręgu wojskowego GG
oceniło na 102 551 osób (35 448 zabitych i 67 103
aresztowanych). Natomiast historiografia polska same
straty członków konspiracji szacuje na ok. 200 tys.
osób (poległych, zamordowanych i aresztowanych),
jednak na obszarze całego kraju. Tylko w obozie w Au-
schwitz więziono w latach 1940-1945 ok. 150 tys. Po-
laków, z czego połowa zginęła. Jak wynika z niemiec-
kich danych, straty ludności polskiej i ukraińskiej pozo-
stającej w służbie niemieckiej na terenie GG wyniosły
w okresie od stycznia 1943 r. do grudnia 1944 — 12
121 osób.
IV. KULTURA POLSKA LAT WOJNY I OKUPA-
CJI
W wyniku klęski w 1939 r. polskie środowiska in-
telektualne uległy rozproszeniu. Wielu twórców straciło
życie w związku z działaniami wojennymi, inni udali
się na emigrację (m.in. do Rumunii, na Węgry, Litwę
i do Francji) lub trafili do obozów jenieckich. Więk-
szość pozostała w kraju, gdzie tylko część mogła kon-
tynuować swoją działalność, gdyż okupanci zniszczyli
wszystkie przedwojenne instytucje będące podstawą
rozwoju życia kulturalnego. Ponadto elity podlegały
szczególnemu terrorowi okupacyjnemu, dlatego też
wielu ich członków zostało zamordowanych lub trafiło
do więzień, łagrów i obozów koncentracyjnych. Liczni
pisarze i artyści walczyli w szeregach wszystkich pol-
skich formacji wojskowych, konspiracyjnych i regular-
nych, zarówno w armii gen. Andersa, jak i w armii gen.
Berlinga. Bez przesady można stwierdzić, że życie kul-
turalne rozwijało się we wszystkich skupiskach obywa-
teli polskich, nie wyłączając gett, obozów jenieckich,
a nawet koncentracyjnych. Wszędzie tam najbardziej
popularnymi nośnikami szeroko rozumianych treści
kulturalnych były jawne lub konspiracyjne chóry i tea-
try oraz różnego typu pisma, na których łamach prezen-
towana była także twórczość plastyczna. Tam, gdzie to
było możliwe, starano się rozwijać różne formy oświa-
ty, a nawet kontynuować pracę naukową.
1. KULTURA I SZKOLNICTWO NA WYCHODŹSTWIE
W latach 1939-1940 najważniejszym obszarem
polskiego wojennego wychodźstwa stała się Francja,
gdzie działalność wznowiły polskie władze państwowe.
W tym czasie ukazywało się tam ok. 30 polskich tytu-
łów prasowych, prezentujących całe spektrum poglą-
dów politycznych, w tym także czasopisma o charakte-
rze kulturalnym, jak powstałe z inicjatywy Mieczysła-
wa Grydzewskiego „Wiadomości Polskie, Polityczne
i Literackie”, redagowane przez Stanisława Cata-
Mackiewicza „Słowo” czy „Czarno na białym” Janua-
rego Grzędzińskiego. W utworach literackich i w publi-
cystyce dominowały tematy związane z oceną dwu-
dziestolecia i kampanią 1939 r. We Francji przebywali
w tym czasie najwybitniejsi poeci z kręgu skamandry-
tów, m.in. Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński czy An-
toni Słonimski, publikujący swoje utwory w „Wia-
domościach” i „Słowie”. W końcu 1939 r. powstał
słynny wiersz A. Słonimskiego Alarm. We Francji or-
ganizowano także różne placówki polskiego życia kul-
turalnego oraz szkolnictwa, m.in. 1 XII 1939 utworzo-
no w Paryżu Polski Uniwersytet, gdzie na dwóch wy-
działach (humanistycznym i prawno-ekonomicznym)
studiowało ok. 100 osób. Po klęsce Francji zorganizo-
wane tam przez polską społeczność różnorakie placów-
ki zajmujące się działalnością społeczną i kulturalną
uległy likwidacji.
Kilka tysięcy żołnierzy polskich walczących
w obronie Francji zostało internowanych na terenie
Szwajcarii. Udało się tam w trzech tzw. obozach uni-
wersyteckich, uzyskując pomoc szwajcarskich szkół
wyższych, uruchomić dla internowanych system kształ-
cenia uniwersyteckiego i politechnicznego. W czasie
wojny studia ukończyło w ten sposób 311 osób, 98
uzyskało stopień doktora, a 2 przeprowadziły przewód
habilitacyjny.
Jednak od lipca 1940 r. najważniejszym ośrodkiem
polskiego życia politycznego i kulturalnego na wy-
chodźstwie stała się Wielka Brytania. Twórczo na tere-
nie tego kraju działało kilkuset Polaków — literatów,
naukowców, artystów. Wydawano ok. 200 różnych ty-
tułów prasowych, z których większość przeznaczona
była dla wojska. Oficjalnym organem rządowym był
„Dziennik Polski”, w styczniu 1944 r. połączony
z „Dziennikiem Żołnierza”. Własne periodyki posiada-
ły poszczególne ugrupowania polityczne. Wśród tytu-
łów literackich początkowo najważniejszą rolę odgry-
wały reaktywowane „Wiadomości Polskie, Polityczne
i Literackie”, prezentujące linię coraz wyraźniej opozy-
cyjną wobec polityki rządu gen. Sikorskiego, który
m.in. próbował objąć wszystkie czasopisma polskie
w Wielkiej Brytanii cenzurą prewencyjną. „Wiadomo-
ści” gromadziły wokół siebie przeciwników jakichkol-
wiek ustępstw wobec ZSRR, zwłaszcza w sprawach te-
rytorialnych. Na łamach tego pisma publikowali m.in.
J. Lechoń i K. Wierzyński. W opozycji do politycznego
profilu „Wiadomości” pozostawała wydawana od
kwietnia 1942 r. przez A. Słonimskiego „Nowa Pol-
ska”, gdzie ukazywały się utwory m.in. Juliana Tuwi-
ma, Władysława Broniewskiego czy Teodora Parnic-
kiego. W lutym 1944 r. władze brytyjskie uniemożliwi-
ły dalsze wydawanie „Wiadomości”. Wśród publiko-
wanych na Wyspach pozycji książkowych ważną rolę
odgrywały reportaże wojenne, m.in. Ksawerego Pru-
szyńskiego Droga wiodła przez Narwik (1941), Arka-
dego Fiedlera Dziękuję ci, kapitanie (1944), Janusza
Meissnera Żądło Genowefy (1943). Na uwagę zasługuje
także publicystyka Stanisława Cata-Mackiewicza, auto-
ra m.in. Historii Polski od 11 listopada 1918 roku do
17 września 1939 roku (1941) czy Klucza do Piłsud-
skiego (1943). Duże walory literackie ma także zreda-
gowana przez M. Grydzewskiego antologia wspomnień
Kraj lat dziecinnych (1942).
W Wielkiej Brytanii działały, głównie przy oddzia-
łach PSZ, liczne zespoły muzyczne i artystyczne, takie
jak kierowany przez Jerzego Kołaczkowskiego Chór
Wojska Polskiego czy „Lwowska Fala”. Dużą popular-
ność zdobył malarz Feliks Topolski, publikujący swoje
rysunkowe reportaże frontowe w prasie brytyjskiej. Pod
auspicjami polskich władz państwowych zrealizowano
ok. 20 filmów dokumentalnych, ilustrujących różne
przejawy życia polskiego na uchodźstwie i działalność
bojową PSZ.
Z instytucji, które miały później na stałe wpisać się
do historii polskiej emigracji, należy wymienić Biblio-
tekę Polską w Londynie, której zaczątkiem była powo-
łana w 1942 r. Biblioteka Ministerstwa Wyznań Reli-
gijnych i Oświecenia Publicznego, kierowana przez
Marię Danilewiczową, mająca gromadzić wszystkie
druki polskie wydawane poza krajem.
Rozwijano także polskie szkolnictwo, a zwłaszcza
starano się zapewnić Polakom możliwość studiowania
na wyższych uczelniach. W marcu 1941 r. na Uniwer-
sytecie w Edynburgu uruchomiono polski Wydział Le-
karski, na którym dyplomy uzyskało do lipca 1945 r. 80
osób. Utworzoną w 1942 r. Polską Szkołę Architektury
przy Uniwersytecie w Liverpoolu ukończyło 49 absol-
wentów. Rada Akademicka Szkół Technicznych
w 1945 r. wydała 69 dyplomów inżynierskich. Od 1942
r. na Uniwersytecie w St. Andrews działało polskie
Studium Prawno-Administracyjne, wiosną 1944 r.
przekształcone w Polski Wydział Prawa na Uniwersy-
tecie w Oxfordzie. Od 1942 r. w Londynie działała tak-
że Państwowa Szkoła Handlu Zagranicznego i Admini-
stracji Portowej. Również w ramach Polskich Sił
Zbrojnych reaktywowano Wyższą Szkołę Wojenną,
kształcącą oficerów dyplomowanych. Na terenie Wiel-
kiej Brytanii funkcjonowały również dwie szkoły śred-
nie — Państwowe Gimnazjum, Liceum Żeńskie im.
Marii Curie Skłodowskiej w Dunalastair House koło
Pitlochry i Państwowe Liceum Handlowe im. Henryka
Bruna, najpierw w Earling, a następnie w Glasgow.
Ważnym ośrodkiem życia kulturalnego i skupi-
skiem emigracji politycznej stał się Nowy Jork. Prze-
bywali tam i wydawali swoje utwory m.in. J. Lechoń
— Aria z kurantem (1945), K. Wierzyński — Pobojo-
wisko (1944) oraz Józef Wittlin. W opozycji do tego
środowiska, deklarującego twarde stanowisko wobec
ZSRR, pozostawał mieszkający tam także J. Tuwim,
publikujący m.in. w pismach londyńskich fragmenty
Kwiatów polskich. Podczas wojny powstały tu bardzo
ważne instytucje polskiego życia naukowego. W poło-
wie maja 1942 r. zainaugurował swoją działalność po-
wołany przez polskie władze uchodźcze Polski Instytut
Naukowy, kierowany przez prof. Oskara Haleckiego.
W początkach lipca 1943 r. powstał tam również Insty-
tut Józefa Piłsudskiego w Ameryce do Badania Naj-
nowszej Historii Polski, nawiązujący do analogicznej
placówki istniejącej przed wojną w Warszawie. Kiero-
wany przez Ignacego Matuszewskiego i Wacława Ję-
drzejewicza, wkrótce rozpoczął intensywną działalność
archiwalną i naukową.
Siłą rzeczy organizatorem życia kulturalnego sta-
wało się także polskie wojsko. Silne środowisko kultu-
ralne wytworzyło się przy armii dowodzonej przez gen.
Andersa wokół pisma „Orzeł Biały”. Kronikarzem ar-
mii stał się Melchior Wańkowicz, który już w 1945 r.
wydał pierwszy tom monumentalnego reportażu Bitwa
o Monte Cassino. W wydawnictwach armii publikował
swoje wojenne wiersze Władysław Broniewski, m.in.
Tułaczą armię (1943) oraz Józef Czapski, autor Wspo-
mnień starobielskich (1944).
5 V 1942 komuniści polscy w ZSRR (W Wasilew-
ska, A. Lampe) wznowili wydawanie dwutygodnika
społeczno-kulturalnego „Nowe Widnokręgi”. Był on —
podobnie jak „Wolna Polska”, drukowana od 1 III 1943
— organem ZPP.
Powstała także seria wydawnicza „Biblioteka
Związku Patriotów Polskich”, licząca 25 tytułów,
o łącznym nakładzie 300 tys. egzemplarzy. Obok klasy-
ków (Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Maria Ko-
nopnicka, Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus) drukowa-
no w niej utwory pisarzy współczesnych, m.in. Adama
Ważyka, Wandy Wasilewskiej, Jerzego Putramenta czy
Lucjana Szenwalda. Również z armią gen. Berlinga
związana była grupa artystów (m.in. Leon Pasternak,
Władysław Krasnowiecki czy Aleksander Ford).
Szeroko rozwijało się życie kulturalne na Wę-
grzech. Istniała tutaj polska prasa (m.in. „Wieści Pol-
skie”, „Słowo”), a także ukazywała się seria wydaw-
nicza „Biblioteka Polska”, w ramach której wydano 80
tytułów. W 1942 r. opublikowano w Budapeszcie Ka-
zimiery Iłłakowiczówny Wiersze bezlistne. Zbiór poezji
z lat 1936-1941. Na terenie Węgier działało w latach
wojny 27 polskich szkół, w tym gimnazjum i liceum
w Balatonzamardi, a następnie w Balatonboglar.
Do 1941 r. wydawano również polską prasę
i książki w Rumunii. Także i tutaj funkcjonowało 10
polskich szkół podstawowych i 8 gimnazjów i liceów.
2. POLITYKA KULTURALNA WŁADZ OKUPACYJNYCH
Z trudnościami zupełnie innymi niż na emigracji
borykali się twórcy kultury w okupowanym kraju. Tutaj
podstawowe ramy funkcjonowania kultury wyznaczała
polityka okupantów.
OKUPACJA RADZIECKA
Celem władz okupacyjnych było stworzenie pol-
skiej kultury radzieckiej, jako zasadniczej płaszczyzny
ideologicznej i politycznej indoktrynacji Polaków. Na
terenach okupowanych był on w latach 1939-1941 kon-
sekwentnie realizowany przez władze. Zlikwidowano
wówczas wszystkie działające tam instytucje kultural-
ne, planowo niszczono wszelkie dobra kultury (m.in.
pomniki oraz szkolne księgozbiory) przekazujące idee
sprzeczne z doktryną komunistyczną i zawierające pol-
skie treści patriotyczne. Podobną politykę prowadzono
także wobec pozostałych grup narodowościowych —
Ukraińców, Białorusinów i Żydów. Początkowo głów-
nym narzędziem sowieckiej indoktrynacji był wydawa-
ny od października 1939 r. we Lwowie w języku pol-
skim dziennik „Czerwony Sztandar”, na którego ła-
mach grupa polskich pisarzy, m.in. Wanda Wasilewska,
Leon Pasternak, Lucjan Szenwald, Elżbieta Szempliń-
ska, publikowała swoje utwory. Ich treścią było wy-
chwalanie rzeczywistości radzieckiej oraz karykatural-
ne przedstawianie polityki władz II RP. W Mińsku (sto-
licy BSRR) ukazywał się „Sztandar Wolności” (od
października 1940 r.), a na Litwie, włączonej do ZSRR,
„Prawda Wileńska”. Także wokół tych pism zgroma-
dziła się grupa literatów i publicystów (m.in. Janina
Broniewska, Henryk Dembiński, Teodor Bujnicki).
W polityce sowieckiej główną rolą literatury i sztuki
była ideologiczna pedagogika oraz przekazywanie tre-
ści propagandowych. Za najlepszą formę wyrażania
tych treści władze sowieckie uważały realizm socjali-
styczny. Przejawem dążeń do stworzenia polskiej lite-
ratury sowieckiej było wydawanie od marca 1941 r.
miesięcznika społeczno-literackiego „Nowe Widnokrę-
gi”. Publikowali w nim m.in. Julian Przyboś, Tadeusz
Boy-Żeleński, Jerzy Putrament, Adam Ważyk i Mie-
czysław Jastrun. Charakterystyczne jest, że w krytyce
władz przedwrześniowych uprawianej przez pro-
pagandę sowiecką, niemiecką oraz władze polskie na
uchodźstwie wiele motywów było wspólnych.
W styczniu 1940 r. aresztowano we Lwowie grupę le-
wicowych pisarzy, przed wojną sympatyzujących
z komunistami, m.in. Władysława Broniewskiego,
Aleksandra Wata, Tadeusza Peipera, Anatola Sterna
i Wojciecha Skuzę, krytycznie wyrażających się o rea-
liach życia w ZSRR.
Sowietyzacji społeczeństwa miał służyć także zre-
formowany przez władze system oświaty. Szkoły pry-
watne upaństwowiono, a większość polskich szkół pod-
stawowych zlikwidowano. Na Białorusi obok 4200
szkół białoruskich pozostało 930 polskich, 200 rosyj-
skich, 150 żydowskich, 60 litewskich i ok. 50 ukraiń-
skich. Na Ukrainie proporcje były podobne, m.in.
w obwodzie lwowskim działały 1003 szkoły ukraiń-
skie, 314 polskich, 20 żydowskich i 7 rosyjskich. Pro-
gramy szkolne od stycznia 1940 r. dostosowano do
wymogów radzieckich — dominowały w nich treści
marksistowskie, antyreligijne i antynacjonalistyczne.
Wprowadzono nauczanie koedukacyjne. W szkołach
działały sowieckie organizacje młodzieżowe — pio-
nierska i komsomolska. Dużą rolę zaczął odgrywać
szkolny sport. Zmiany programowe i organizacyjne ob-
jęły także wyższe szkolnictwo. Uniwersytet Jana Ka-
zimierza we Lwowie przekształcono w Uniwersytet im.
Iwana Franki, a uniwersytecki wydział lekarski wraz
z farmacją przekształcono w osobną uczelnię —
Lwowski Państwowy Instytut Medycyny. Zreorgani-
zowano także Politechnikę Lwowską, z której wyod-
rębniono Wydział Rolno-Leśny jako Lwowski Pań-
stwowy Instytut Rolniczy. Akademię Weterynaryjną
przekształcono w Lwowski Państwowy Instytut Wete-
rynaryjny, a Akademię Handlu Zagranicznego
w Lwowski Państwowy Instytut Handlu Sowieckiego.
Utworzono Lwowski Instytut Pedagogiczny. W roku
akademickim 1940/1941 funkcjonowało we Lwowie 8
wyższych uczelni. Wśród pracowników naukowych
nadal przeważali Polacy.
Istotną rolę w sowietyzacji społeczeństwa na tere-
nach okupowanych spełniały także wszystkie tamtejsze
instytucje kulturalne, m.in. kina i teatry. Polskie teatry
istniały w Grodnie, w Białymstoku (m.in. Państwowy
Polski Teatr BSRR, Polski Teatr Kukiełkowy), we
Lwowie (m.in. Państwowy Polski Teatr Dramatyczny,
Lwowski Państwowy Teatr Miniatur). Występowali
w nich wybitni przedwojenni polscy reżyserzy i akto-
rzy. Obok repertuaru propagandowego wystawiano
utwory klasyków obcych i polskich, m.in. Gabrieli Za-
polskiej, Aleksandra Fredry, Michała Bałuckiego. Dzia-
łały polskie zespoły jazzowe oraz muzyki rozrywko-
wej. Ten nowy system kultury funkcjonował na Kre-
sach Wschodnich II Rzeczypospolitej do czasu wejścia
na nie Wehrmachtu w lipcu 1941 r. Większość twór-
ców polskich zaangażowanych wówczas w tworzenie
sowieckiej kultury swoje doświadczenia wykorzystała
później w Polsce Ludowej przy wprowadzaniu reali-
zmu socjalistycznego jako obowiązującego prądu w li-
teraturze i sztuce.
OKUPACJA LITEWSKA
Krótki okres okupacji Wileńszczyzny przez władze
litewskie (1939-1940) nie zniszczył wszystkich przeja-
wów polskiego życia kulturalnego. W szczątkowym
stanie zachowało się polskie szkolnictwo. W Wilnie,
gdzie liczebnie przeważała ludność polska, działały na-
dal polskie teatry, rozwijało się życie muzyczne, wy-
chodziły książki i prasa. Na łamach polskojęzycznej
prasy toczyła się interesująca dyskusja na temat dorob-
ku II Rzeczypospolitej oraz relacji pomiędzy polskim
patriotyzmem a litewską „krajowością”. Wypowiadali
się w niej m.in. Czesław Miłosz, Ludwik Fryde i Józef
Mackiewicz.
OKUPACJA NIEMIECKA
Hitlerowska polityka kulturalna na okupowanych
ziemiach polskich realizowana na terenach wcielonych
do Rzeszy i w Generalnym Gubernatorstwie początko-
wo była dość podobna. Na całym okupowanym obsza-
rze burzono pomniki polskich bohaterów narodowych
i twórców kultury, dokonywano rabunku cenniejszych
dzieł sztuki (m.in. wywieziono do Niemiec krakowski
ołtarz Wita Stwosza), likwidowano wszystkie polskie
instytucje, fundacje i towarzystwa o charakterze kultu-
ralnym. Przystąpiono także do eksterminacji środowisk
inteligenckich. Od wiosny 1940 r. niemiecka polityka
kulturalna w GG uległa złagodzeniu, natomiast dotych-
czasowy kurs konsekwentnie, aż do 1945 r., realizowa-
no na terenach inkorporowanych do Rzeszy. Tutaj zli-
kwidowano polskie szkolnictwo wszystkich szczebli
(poza kilkoma powiatami przyłączonymi do prowincji
śląskiej, m.in. wadowickim i bielskim). Polakom zaka-
zano uczęszczania na niemieckie imprezy kulturalne,
a łamanie tego zakazu było karane zesłaniem do obozu
koncentracyjnego. Polacy mogli uczęszczać na niektóre
tylko seanse filmowe oraz na imprezy cyrkowe. Nie
ukazywała się żadna prasa polskojęzyczna. Kilkaset
polskich księgozbiorów poszło na przemiał. Karano
nawet za prywatne wypożyczanie polskich książek.
W Generalnym Gubernatorstwie polityka kultural-
na wobec Niemców, Polaków, Ukraińców i Żydów by-
ła zróżnicowana. W uprzywilejowanej pozycji znajdo-
wali się Niemcy, dysponujący własnymi placówkami
kulturalnymi — filharmonią, teatrami, bibliotekami, ki-
nami, wydawnictwami i szkolnictwem, skoncentrowa-
nymi głównie w Krakowie i Warszawie, gdzie istniały
także osobne, przeznaczone dla nich dzielnice. Fawory-
zowani byli również Ukraińcy. W 1942 r. w języku
ukraińskim wydawano w GG 2 dzienniki, 5 tygodni-
ków i 2 pisma dla dzieci i młodzieży. Ich łączny nakład
dzienny wynosił ok. 58 tys. egzemplarzy. Ukraińskie
szkolnictwo liczyło w tym czasie 914 szkół pod-
stawowych, 120 przemysłowych, handlowych i rze-
mieślniczych, 200 rolniczych, 2 muzyczne, 12 gimna-
zjów i 7 zakładów kształcenia nauczycieli. Naukę
w szkołach podstawowych pobierało ok. 91 tys.
uczniów, a w średnich ok. 6 tys. Szacuje się, że ze
szkolnictwa ukraińskiego musiało także korzystać —
z braku własnych szkół w miejscu zamieszkania — po-
nad 21 tys. polskich dzieci. We Lwowie uruchomiono
dla Ukraińców także placówki szkolnictwa wyższego
(medycyna). Mieli oni również prawo posiadania ra-
dioodbiorników. W najgorszej sytuacji znalazła się spo-
łeczność żydowska. Mimo wszystko w gettach, zwłasz-
cza największych, rozwinęło się bogate życie kultural-
ne — działały teatry, szkoły, zajmowano się twórczo-
ścią literacką i naukową.
Między marcem a październikiem 1940 r. władze
okupacyjne określiły poprzez szczegółowe zarządzenia
ramy legalnej działalności kulturalnej przeznaczonej
dla Polaków, całkowicie podporządkowanej i kontro-
lowanej przez Wydział Główny Propagandy rządu GG.
Pozwolono na licencjonowaną działalność teatralną,
muzyczną, plastyczną i literacką. Realizowany przez
władze GG model udziału Polaków w kulturze opierał
się na rasistowskim przekonaniu, że są oni podludźmi
(Untermensch). Oficjalnie popierano formy lekkiej
i prymitywnej rozrywki, nasyconej treściami erotycz-
nymi.
Zlikwidowano polskie szkolnictwo średnie i wyż-
sze, pozostawiono tylko szkoły powszechne i zawodo-
we o uproszczonym profilu nauczania. Naukę w szko-
łach podstawowych w GG (7210 w 1940 r. i 8465
w 1942 r.) pobierało ok. 1100 tys. dzieci, a znaczny od-
setek — nawet do 500 tys., pozostawał poza szkołą.
Zlikwidowano naukę historii i literatury polskiej, ogra-
niczono liczbę nauczycieli. Średnio na jednego nauczy-
ciela przypadało w klasie ponad 60 dzieci, co dodatko-
wo obniżało poziom nauczania. Od roku szkolnego
1940/1941 stopniowo podręczniki szkolne zastępowano
miesięcznikami „Ster” i „Mały Ster”. W roku
1942/1943 funkcjonowało 400 trzyletnich szkół zawo-
dowych o charakterze przemysłowym, rzemieślniczym
i handlowym i 923 rolnicze i ogrodnicze, a uczęszczało
do nich ok. 218 tys. młodzieży. Istniały także szkoły
zawodowe typu licealnego — w 1942 r. było ich 54
z 2439 uczniami. W latach następnych władze okupa-
cyjne dążyły także do likwidacji szkolnictwa zawodo-
wego, m.in. w 1943 r. zamknięto prywatne szkoły han-
dlowe, a w pozostałych naukę skrócono do 2 lat. Na po-
trzeby szkolnictwa 1 IX 1940 utworzono zakład kształ-
cenia nauczycieli z limitem 750 słuchaczy. Niemcy na-
kazali wycofywanie pozycji o treści patriotycznej z bi-
bliotek, wypożyczalni i księgarń i w związku z tym
przygotowali 4 edycje wykazu książek zakazanych.
Łącznie straty bibliotek polskich na terenie całej oku-
pacji niemieckiej szacowane są na ok. 10 mln tomów.
Niemiecka prasa polskojęzyczna (ok. 40 tytułów),
zwana gadzinową, z dziennikami „Nowy Kurier War-
szawski” (200 tys. nakładu), „Goniec Krakowski” (60
tys.), a od 1941 r. „Gazeta Lwowska” (70 tys.) na czele,
starała się w jak najgorszym świetle przedstawiać
przedwrześniowe władze polskie i zniechęcać do dzia-
łalności antyniemieckiej, rzekomo służącej tylko intere-
som mocarstw zachodnich. Była ona, podobnie jak cała
propaganda hitlerowska w GG, przesycona treściami
antysemickimi, antymasońskimi, antybrytyjskimi, a po-
tem także antykomunistycznymi i antysowieckimi. Na-
kład dzienników polskojęzycznych wynosił w 1944 r.
ok. 700 tys. egzemplarzy. Obok pism propagandowych
(9 dzienników i 6 tygodników lub miesięczników) uka-
zywały się także 22 specjalistyczne, przeznaczone dla
określonych grup zawodowych.
Istotną rolę w systemie propagandy niemieckiej
odgrywał film. Pierwsze kino dla Polaków uruchomio-
no w listopadzie 1939 r. w Warszawie. W 1944 r. dzia-
łało w GG 25 kin tylko dla Niemców, 190 mieszanych
(odrębne seanse dla Niemców i dla Polaków), 61 dla
Polaków i 4 dla Ukraińców. W 1941 r. w GG obejrzało
filmy 15 mln widzów, w tym 9 mln Polaków. Na reper-
tuar kin składała się głównie produkcja niemiecka, po-
przedzana propagandowymi kronikami. Wyświetlano
także kilka polskich filmów przedwojennych, m.in.
Żołnierza królowej Madagaskaru, oraz pełnometrażo-
we propagandówki niemieckie, m.in. Szlakiem szaleń-
stwa, przedstawiającą w karykaturalnej formie genezę
i przebieg kampanii 1939 r. Od lata 1940 r. przez mega-
fony nadawano propagandowe audycje Rozgłośni GG.
Ogromną rolę w propagandzie niemieckiej pełniły tak-
że plakaty i ulotki. Do lutego 1944 r. tylko ulotek anty-
radzieckich wydano ok. 20 mln egzemplarzy.
Od wiosny 1940 r. w GG rozwinęły działalność te-
atrzyki i scenki rewiowe o popularnym i frywolnym re-
pertuarze, zatwierdzanym przez władze okupacyjne. 13
IV 1940 powstał w Warszawie teatrzyk Kometa.
W samej Warszawie do lata 1944 r. działało 17 takich
scenek, zatrudniających ok. 200 aktorów, w tym tak
wybitnych, jak Adolf Dymsza, Kazimierz Junosza-
Stępowski, Jerzy Leszczyński, Maria Malicka, Stani-
sława Perzanowska czy Józef Węgrzyn. Podobne tea-
trzyki powstały w Krakowie, a następnie także we
Lwowie. 22 V 1940 rozpoczął działalność warszawski
teatr Komedia, który wystawił 41 sztuk, w tym 10 pol-
skich. Grano w nim głównie sztuki o problematyce
obyczajowej, m.in. Moralność pani Dulskiej oraz Śluby
panieńskie. Historycy teatru uważają, że teatr Komedia
stanowił pewną próbę zachowania ciągłości kultury na-
rodowej. 12 X 1940 otwarto Teatr Miasta Warszawy.
Miał on polską orkiestrę oraz zespól baletowy i trzy ra-
zy w tygodniu wystawiał operetki. Także w Krakowie
od stycznia 1941 r. działał Stary Teatr, dysponujący ze-
społami dramatyczno-operowym i rewiowym. Czysto
propagandowy charakter miał Teatr Objazdowy Gene-
ralnego Gubernatorstwa, wystawiający w latach 1942-
1943, a więc podczas ostatecznej eksterminacji Żydów,
w różnych miejscowościach GG tylko jedną antyse-
micką szmirę autorstwa Haliny Rapackiej Kwarantan-
na, nagrodzoną na konkursie dramatycznym Wydziału
Propagandy rządu GG pod hasłem „Żydzi — wszy —
tyfus plamisty”. W okresie tzw. elastycznego kursu,
kiedy władze okupacyjne próbowały kokietować Pola-
ków pewnymi ustępstwami na niwie kulturalnej, otwar-
to 15 III 1944 Krakowski Teatr Powszechny. W jego
repertuarze znalazły się m.in. Śluby panieńskie oraz
Halka. Spektakle dawał także Krakowski Polski Teatr
Kukiełek. Misteria religijne i jasełka wystawiane
w różnych kościołach stanowiły, zwłaszcza w mniej-
szych miejscowościach GG, istotny substytut życia tea-
tralnego.
W ramach oficjalnego życia muzycznego w czerw-
cu 1940 r. powstała w Krakowie Filharmonia GG. Mi-
mo zakazu władz podziemnych 90% zatrudnionych
w niej muzyków stanowili artyści polscy. Dawała ona
oddzielne koncerty dla Niemców i dla Polaków. Od
wiosny 1943 r. działała także Warszawska Orkiestra
Symfoniczna. Obie te placówki reprezentowały bardzo
wysoki poziom artystyczny. Jako sale koncertowe słu-
żyły także kawiarnie, zatrudniające wybitnych muzy-
ków. Do najsłynniejszych należała warszawska kawiar-
nia Lardellego, przez którą przewijały się tłumy słucha-
czy ze stolicy, a także z prowincji. Wydany początko-
wo przez Niemców zakaz wykonywania utworów pol-
skich kompozytorów stopniowo ulegał złagodzeniu,
m.in. od 1942 r. wolno było publiczne wykonywać
kompozycje Chopina. Dozwoloną formą rozrywki były
także organizowane w miastach wesołe miasteczka,
parki zabaw, występy cyrkowe (m.in. cyrku Staniew-
skich).
W GG istniało 58 polskojęzycznych firm wydaw-
niczych, które opublikowały co najmniej 657 książek
i broszur. Z tego 60% przypadało na pozycje „literac-
kie”. Większość z nowości była po prostu szmirą, ale
zdarzały się wśród nich także pozycje bardziej warto-
ściowe. Wielu z ok. 200 „literatów” zarejestrowanych
w GG sygnowało pseudonimami swoje publikacje
książkowe oraz prasowe („Ilustrowany Kurier Polski”,
„7 Dni”, „Co miesiąc powieść”). Większość wydanych
pozycji stanowiła apolityczna beletrystyka rozrywko-
wa, romansowa i sensacyjno-kryminalna, a znaczną
część twórczość dla dzieci i młodzieży. Wiele z niej nie
ustępowało poziomem książkom przedwojennym i było
wznawiane po wojnie, m.in. Witolda Zechentera Abe-
cadło z pieca spadło, Marii Kędziorzyny Czar Wielkiej
Sowy czy Wojciecha Laskowskiego Niezwykle przygo-
dy Robinsona. Dużym uznaniem cieszyła się po wojnie
komedia Romana Niewiarowicza Znajda (wystawiona
w kwietniu 1941 r. w warszawskiej Komedii), która
w 1946 r. pod tytułem Ich dwoje znalazła się na 10 sce-
nach teatralnych w Polsce, a w 1963 r. doczekała się
adaptacji filmowej (Smarkula).
Istniało także reglamentowane życie plastyczne.
Tylko niewielka grupa plastyków podjęła współpracę
z władzami okupacyjnymi, malując portrety dygnitarzy
hitlerowskich czy wykonując propagandowe plakaty.
Większość tworzyła w zaciszu własnych pracowni,
m.in. Tytus Czyżewski, Maja Berezowska, Czesław
Rzepiński i Jan Szczepkowski, którzy wystawiali swoje
prace w antykwariatach i salonach sztuki. Niemcy za-
kazali twórczości o tematyce historycznej i patriotycz-
nej, dozwolone było natomiast malarstwo rodzajowe,
pejzaże i portrety, które mimo ogólnego zubożenia
znajdowało wielu nabywców, gdyż przez nowobogac-
kich malarstwo traktowane było jako dobra lokata kapi-
tału. Podczas okupacji władze niemieckie pozwoliły
w lipcu 1944 r. w Zakopanem na zorganizowanie jed-
nej publicznej wystawy współczesnego malarstwa pol-
skiego. Wybitni plastycy angażowali się też w przygo-
towywanie w kościołach wystroju grobów wielkanoc-
nych, podobnie jak w okresie rozbiorów nasycanych
często motywami patriotycznymi i narodowymi. Szcze-
gólne uznanie zyskały groby z kościoła św. Anny
w Warszawie.
Władze Polski Podziemnej nakazywały społeczeń-
stwu bojkot oficjalnego życia kulturalnego, zabraniały
zwłaszcza czytania prasy „gadzinowej”, uczęszczania
na seanse filmowe i spektakle teatralne oraz rewiowe.
Polecenia bojkotu nie spotkały się z pozytywnym od-
zewem części społeczeństwa. Od maja 1940 do maja
1943 r. tylko sztuki warszawskiego teatru Komedia
obejrzało ponad 345 tys. widzów. Pełne były także sale
kinowe, a wśród widzów kinowych i teatralnych prze-
ważała młodzież oraz nowobogaccy.
Hasła bojkotu oficjalnego życia kulturalnego,
ogólne zubożenie społeczeństwa, godzina policyjna
i strach przez represjami spowodowały zmianę modelu
uczestnictwa w kulturze w porównaniu z istniejącym
przed wojną, przynajmniej w odniesieniu do najwięk-
szych miast polskich, zwłaszcza Warszawy i Krakowa.
W okresie okupacji najważniejszymi miejscami obiegu
treści kulturalnych i obchodu rocznic patriotycznych
stały się prywatne mieszkania. Intensyfikacji uległo ży-
cie towarzyskie, a zjawisku temu towarzyszyła często
integracja mieszkańców całych domów. Swoistym
przejawem tego procesu było powstawanie od lata 1943
r. na podwórkach warszawskich kamienic tysięcy ka-
pliczek i ołtarzyków, wokół których odbywały się zbio-
rowe modły mieszkańców. W przekazie informacji,
plotek i dowcipów politycznych ogromną rolę odgry-
wały kawiarnie, sklepy, tramwaje i wagony kolejowe.
Na ulicach występowały orkiestry wykonujące m.in.
ballady o aktualnej treści politycznej. Niepewność jutra
stworzyła zapotrzebowanie na rozmaite wróżby i prze-
powiednie, zapanowała więc moda na praktykowanie
wróżbiarstwa.
3. KULTURA I SZKOLNICTWO W KONSPIRACJI
Bojkotowane przez konspirację oficjalne życie kul-
turalne miała zastępować działalność artystyczna orga-
nizowana i finansowana przez Polskę Podziemną. Naj-
ważniejsze instytucje kulturalne w podziemiu istniały
przy Delegaturze Rządu, w której ramach aktywną
działalność prowadził m.in. Departament Oświaty
i Kultury, kierowany przez Czesława Wycecha. W po-
wiązaniu z DR funkcjonowały takie instytucje, jak Taj-
na Rada Teatralna, Związek Artystów Scen Polskich,
Związek Dziennikarzy Polskich, Polskie Towarzystwo
Wydawców Książek. Delegatura Rządu tylko w 1944 r.
objęła pomocą materialną ok. 1500 osób ze świata kul-
tury, udzielając im stypendiów i zaliczek na zamówione
dzieła. Dokonywano także inwentaryzacji spowodowa-
nych przez okupantów strat osobowych oraz material-
nych, a ich wyniki przekazywano władzom polskim
w Londynie. Informacje te stały się podstawą wielu pu-
blikacji, m.in. dwu tomów wydanych w 1945 r. w Lon-
dynie Strat kultury polskiej 1939-1944. Najważniej-
szymi ośrodkami tajnego życia kulturalnego były duże
miasta na czele z Warszawą i Krakowem, ale różne
formy działalności tego typu rozwijały się na prowincji,
a także wokół potężniejącego ruchu partyzanckiego.
Jednym z najważniejszych działań podejmowanych
przez Departament Oświaty i Kultury DR we współ-
pracy z Tajną Organizacją Nauczycielską było organi-
zowanie konspiracyjnego szkolnictwa. Zostało ono za-
początkowane jesienią 1939 r. w Warszawie, Krakowie
i Kielcach, a do końca 1940 r. objęło swą siecią całe
GG i ziemie wcielone do Rzeszy. Przez okres okupacji
w tajnych szkołach — na szczeblu podstawowym, na
którym uzupełniano naukę o przedmioty wyeliminowa-
ne ze szkół oficjalnych, i średnim — naukę pobierało
około miliona uczniów. Szacuje się, że w GG (bez dys-
tryktu galicyjskiego) konspiracyjne szkolnictwo objęło
ok. 40% przedwojennego stanu liczebnego szkół śred-
nich. Tylko w roku szkolnym 1943/1944 w tajnym na-
uczaniu na poziomie podstawowym uczestniczyło
w czterech dystryktach GG (warszawskim, krakow-
skim, kieleckim i lubelskim) ok. 100 tys. dzieci, nato-
miast na średnim 65 400 młodzieży, czyli 70% stanu
z roku 1937/1938. Szacuje się, że w konspiracyjną
oświatę zaangażowało się ok. 20 tys. nauczycieli. Istot-
nym pozytywnym zjawiskiem, które nastąpiło w taj-
nym szkolnictwie średnim w porównaniu z sytuacją
przedwojenną, była wymuszona okolicznościami jego
demokratyzacja. Przed wojną na terenie później nale-
żącym do GG szkoły średnie istniały w ok. 100 miej-
scowościach, a w roku 1943/1944 tajne szkolnictwo
średnie funkcjonowało w ok. 730 miejscowościach. Na
pozostałych obszarach okupowanego kraju szkolnictwo
miało charakter elitarny. Na ziemiach inkorporowanych
naukę w tajnym szkolnictwie podstawowym i średnim
pobierało w roku 1941/1942 ok. 20 tys. uczniów, a na
Kresach Wschodnich w 1942/1943 r. ok. 23 tys. W cią-
gu całej okupacji maturę uzyskało w Warszawie ok. 7
tys. uczniów. Na kolejnych miejscach plasowały się
Kraków i Kielce.
Znaczne sukcesy osiągnięto także w organizowa-
niu tajnego szkolnictwa wyższego. Skorzystało z tej
formy nauczania ok. 6300-6600 studentów, w tym 4500
w Warszawie, ok. 730 w Krakowie, 265 w Wilnie i ok.
150 we Lwowie. Ponadto ok. 5500 studentów uczęsz-
czało do jawnie działających szkół zawodowych, w ra-
mach których organizowano tajne studia politech-
niczne, medyczne czy ekonomiczne. Prawie 50% stu-
dentów wybrało kierunki humanistyczne, 33% medy-
cynę, 10% nauki techniczne i matematyczno-przy-
rodnicze, a 8% rolne i leśne. Z dostępnych danych wy-
nika, że dyplomy ukończenia studiów zdobyto ok. 1400
osób, 113 się doktoryzowało, a 33 uzyskało habilitację.
W tajnym szkolnictwie wyższym nauczało co najmniej
737 osób, w tym 257 profesorów i docentów.
W podziemiu napisano ponad 200 podręczników
i monografii naukowych. Najważniejsze z nich to Wła-
dysława Tatarkiewicza O szczęściu, kolejne tomy mo-
nografii Juliusza Kleinera o Mickiewiczu, studium Wa-
cława Borowego O poezji polskiej w wieku XVIII, Ka-
zimierza Wyki Pokolenia literackie, Juliana Krzyża-
nowskiego Nauka o literaturze — wszystkie ogłoszone
po wojnie. Departament Oświaty i Kultury zainicjował
także wydawanie podręczników dla szkół podstawo-
wych i średnich, zwłaszcza z języka polskiego i historii.
Ważną rolę w podziemnym życiu kulturalnym
spełniały konspiracyjne teatry. Tylko w Warszawie ist-
niały 4 zespoły studyjne oraz 20 teatrów dramatyczno-
poetyckich. Bujne życie teatralne rozwinęło się w Kra-
kowie, gdzie zasłużoną sławą cieszył się Teatr Rapso-
dyczny, kierowany przez Mieczysława Kotlarczyka
oraz Teatr Niezależny Tadeusza Kantora. W całym kra-
ju działało ponadto 10 teatrów amatorskich, m.in.
w Warszawie, Lwowie i Poznaniu. Popularne były
również teatrzyki lalkowe — Warszawa posiadała ich
21, a 7 funkcjonowało na ziemiach wcielonych (m.in.
w Poznaniu i Bydgoszczy). Organizowano także pod-
ziemne koncerty. W samej Warszawie między kwiet-
niem a czerwcem 1942 r. 70 artystów dało w 50 miesz-
kaniach 150 koncertów, w których uczestniczyło ok. 7
tys. osób.
„Sztuka walcząca” była dziełem plastyków ilustru-
jących wydawnictwa podziemne oraz tworzących pla-
katy (m.in. Stanisław Tomaszewski „Miedza”, Jan
Marcin Szancer, Marian Sigmund).
W konspiracji działały nawet kluby sportowe.
Warszawski Konspiracyjny Związek Piłki Nożnej
urządzał mecze piłkarskie. Zawody piłkarskie organizo-
wano także w Krakowie i Poznaniu.
Jednym z najważniejszych zadań władz Polski
Podziemnej oraz wszystkich organizacji konspiracyj-
nych było oddziaływanie na społeczeństwo polskie
i umacnianie go w woli oporu wobec okupantów. W tej
dziedzinie zasadniczą sprawą było dostarczenie Pola-
kom niezależnej informacji. Kara śmierci grożąca im ze
strony Niemców za posiadanie odbiorników radiowych
(na terenie okupacji sowieckiej było to dozwolone)
spowodowała, że przeprowadzona przez władze okupa-
cyjne konfiskata aparatów radiowych zakończyła się
sporym sukcesem. Tylko w Warszawie spośród ponad
130 tys. zarejestrowanych przed wojną radioodbiorni-
ków zarekwirowano ok. 87 tys. Trudno więc ocenić,
jak powszechny był zakres słuchania nadawanych od 7
IX 1939 w języku polskim audycji londyńskiej BBC
i rozgłośni francuskich, na czele z Radiem Tuluza (do
czasu kapitulacji Francji). Zasięg podawanych przez
nie wiadomości zwiększało rozpowszechnianie ich za
pomocą/drukowanych nielegalnie biuletynów radio-
wych.
Ponadto ambicją każdej grupy konspiracyjnej było
wydawanie gazetki konspiracyjnej. Już 10 X 1939 za-
częto wydawać pismo „Polska żyje”, organ Komendy
Obrońców Polski. Z niepełnych danych wynika, że
w 1939 r. ukazało się 55 tytułów pism, w 1940 — 241,
w 1941 — 336, w 1942 — 388, w 1943 — 506, w 1944
— 615, a w styczniu 1945 — 70. Główne ośrodki wy-
dawnicze mieściły się w Warszawie (690 tytułów),
Krakowie (113), Łodzi (49), Lwowie (33), Wilnie (15),
Kielcach (13). Największym potencjałem wy-
dawniczym dysponował ZWZ-AK. Tajne Wojskowe
Zakłady Wydawnicze na przełomie 1943 i 1944 r.
przeciętnie wypuszczały w ciągu miesiąca 248 500 eg-
zemplarzy czasopism, 65,5 tys. broszur i 120 tys. eg-
zemplarzy ulotek. Czołowym pismem opiniotwórczym
był w latach wojny redagowany przez Aleksandra Ka-
mińskiego „Biuletyn Informacyjny”, organ KG ZWZ
(AK), wydawany w Warszawie od 5 XI 1939 jako ty-
godnik (podczas powstania warszawskiego dziennik).
Jego nakład sięgał 43 tys. egzemplarzy, a ponadto wy-
dawano mutacje regionalne, m.in. w Krakowie i we
Lwowie. Nakład innych czasopism był znacznie niższy,
m.in. „Walkę” wydawano w 20 tys. egz., a „Trybunę
Wolności” w 5 tys. Swoistym paradoksem funkcjono-
wania prasy konspiracyjnej była nieograniczona w za-
sadzie swoboda wypowiedzi, niespotykana wcześniej
w okresie jawnego funkcjonowania państwa polskiego,
kiedy to wolność słowa była znacznie krępowana przez
cenzurę.
Wydawnictwa podziemne opublikowały co naj-
mniej 1075 książek i broszur, o wszechstronnej tematy-
ce, w tym utwory m.in. Krzysztofa Kamila Ba-
czyńskiego, Tadeusza Borowskiego, Czesława Miłosza,
Tadeusza Gajcego, Wacława Bojarskiego, Romana
Bratnego, Lesława Bartelskiego. Jednak pozycje takie
stanowiły tylko nikłą część publikacji podziemnych
(184 tytuły) i wydawane były w niewielkiej liczbie eg-
zemplarzy (10-400 egz.). Większy nakład (1-1,5 tys.)
miały antologie poezji współczesnej, takie jak Duch
wolny w pieśni czy zredagowana przez Czesława Miło-
sza Pieśń niepodległa.
Wznawiano także przedwojenne pozycje o aktual-
nej wymowie ideologicznej, m.in. Józefa Kisielewskie-
go Ziemia gromadzi prochy, Zbyszka Bednorza Śląsk
wierny ojczyźnie, R. Dmowskiego Myśli nowoczesnego
Polaka. Ukazywały się również książki dotyczące wy-
darzeń aktualnych, jak Marii Kann Na oczach świata,
Antoniego Szymanowskiego Likwidacja getta war-
szawskiego, Zofii Kossak Niszczyciele czy przedruko-
wany z wydawnictwa emigracyjnego Arkadego Fiedle-
ra Dywizjon 303.
Literatura polska okresu wojny nie tylko starała się
dokumentować rzeczywistość, ale także próbowała za-
chować niezależność i wysoki poziom artystyczny.
Domagano się, aby pisarze byli sumieniem narodu, a te
oczekiwania paraliżowały wielu z nich. Wojna nie
osłabiła kontrowersji literackich istniejących w okresie
międzywojennym. Młodzi pisarze walczyli o autono-
mię dzieł literackich wobec polityki. Uwidaczniał się
także konflikt pomiędzy potrzebą swobody twórczości
a koniecznością zaangażowania się. Linie podziału bie-
gły wzdłuż pewnych środowisk i związane były także
z wyborami politycznymi. Przy niektórych pismach
konspiracyjnych tworzyły się określone środowiska
ideowo-artystyczne. Wokół „Miesięcznika Literackie-
go” gromadzili się twórcy reprezentujący ideologię ka-
tolicką (Wojciech Żukrowski, Tadeusz Kwiatkowski,
Kazimierz Wyka). Podobny charakter miało środowi-
sko skupione wokół warszawskiej „Kultury Jutra” (Je-
rzy Braun, Jerzy Zagórski). W „Nurcie” publikowali
pisarze o poglądach piłsudczykowskich (Ferdynand
Goetel, Wiłam Horzyca). Obecne były tam idee mesja-
nistyczne i prometejskie. Wokół „Sztuki i Narodu”
skupiła się grupa utalentowanych młodych pisarzy
(Włodzimierz Pietrzak, Tadeusz Gajcy), która nawią-
zywała do ideologii skrajnie prawicowego Ruchu Na-
rodowo-Radykalnego „Falanga” i odwoływała się do
totalitaryzmu, także w odniesieniu do kultury, a ponad-
to ostro krytykowała literacki dorobek okresu między-
wojennego. Do nich zbliżeni byli poglądami pisarze
(m.in. Roman Bratny) publikujący w „Dźwigarach”, pi-
śmie powiązanym z organizacją „Miecz i Pług”. Byli
oni zwolennikami „imperializmu kulturalnego”, co wy-
nikało z przekonania o aktualności polskiej misji na
Wschodzie. W lewicującej „Drodze” publikowali m.in.
Stanisław Marczak, Juliusz Garztecki, Jan Józef Szcze-
pański, Krzysztof Kamil Baczyński i Tadeusz Borow-
ski, których frapowała m.in. problematyka moralnej
konsekwencji walki z okupantem. Pozostające pod
wpływem WRN pismo młodych socjalistów „Płomie-
nie” skupiało obok Karola Lipińskiego czy Jana Strze-
leckiego tych samych autorów co „Droga” i populary-
zowało hasła socjalizmu humanistycznego. Inni pisarze
i publicyści pisywali w lewicowo-socjalistycznym pi-
śmie „Lewą marsz” (Teofil Głowacki, Mieczysław Ja-
strun, Stanisław Ryszard Dobrowolski) czy komuni-
stycznym „Przełomie” (Stefan Żółkiewski, Władysław
Bieńkowski).
Szereg utworów napisanych w latach okupacji
opublikowano dopiero po wojnie, m.in. Noc Jerzego
Andrzejewskiego, Węzły życia Zofii Nałkowskiej, wier-
sze Czesława Miłosza z tomu Ocalenie i Juliana Przy-
bosia z tomu Póki my żyjemy.
Literatura lat wojny krytycznie ustosunkowywała
się do literackich dokonań dwudziestolecia, ale także
stanowiła jego kontynuację. Młodzi poeci czasów woj-
ny nawiązywali do przedwojennej awangardy. Na emi-
gracji swój młodzieńczy sukces powtórzyli skamandry-
ci (Wierzyński, Lechoń). W kraju pojawiły się znako-
mite debiuty (Baczyński, Gajcy, Borowski, Zdzisław
Stroiński). Oryginalnymi osiągnięciami mógł poszczy-
cić się Czesław Miłosz. Obok dotychczasowych gatun-
ków literackich rozkwit przeżywały formy paralite-
rackie, takie jak reportaż, dziennik, pamiętnik. Dla
okresu wojny charakterystyczne stało się zjawisko wy-
stępowania utworów z „pogranicza powieści”. Zapo-
czątkowana została wówczas literatura łagrowa, w so-
wieckim Lwowie narodziła się polska odmiana „reali-
zmu socjalistycznego”.
Wojna nie stanowiła w polskiej literaturze i sztuce
wyraźnego przełomu. Także rok 1945 był cezurą tylko
dla poezji okolicznościowej (zwłaszcza pieśni żołnier-
skiej). Jednak doświadczenia wyniesione przez twór-
ców z okresu wojny były ważniejsze od bezpośrednich
dokonań. Lata te wywierały decydujący wpływ na
kształt literatury powojennej zarówno w kraju, jak i na
emigracji co najmniej do końca lat siedemdziesiątych.
Podobne znaczenie czas II wojny światowej miał także
dla innych obszarów kultury polskiej.
V. BILANS II RZECZYPOSPOLITEJ I CZASÓW
DRUGIEJ WOJNY
II Rzeczpospolita trwała bardzo krótko, znacznie
krócej niż życie jednego pokolenia. Przyszło jej ponad-
to funkcjonować w wyjątkowo niesprzyjających wa-
runkach zarówno wewnętrznych, jak i międzynarodo-
wych. Warto przypomnieć, że Polska jako jedyne
z nowo powstałych po I wojnie światowej państw euro-
pejskich musiała w swych granicach scalać ziemie, któ-
re przez ponad sto lat znajdowały się w obrębie róż-
nych systemów politycznych, oświatowych, gospodar-
czych i prawnych. Bez obawy popełnienia większego
błędu można stwierdzić, że odrodzone państwo było
konglomeratem terytoriów, które w pierwszym okresie
więcej dzieliło, niż łączyło.
W zasadzie jedynym elementem spajającym dawne
zabory była najlepiej wykształcona i najbardziej uświa-
domiona narodowo część społeczeństwa polskiego, któ-
ra przed I wojną światową i w czasie jej trwania dążyła
różnymi drogami oraz używając różnych środków do
zbudowania własnej państwowości. Jednak gdy tylko
skończył się czas owej wymuszonej jedności, na pierw-
szy plan zaczęły wybijać się różnice, a zwłaszcza am-
bicje międzyzaborowe, przejawiające się chyba
w większym nawet stopniu niż wówczas, gdy usiłowali
je zaszczepić zaborcy. Przedstawiciele każdej z dzielnic
uważali zazwyczaj, że to ich wysiłki wniosły istotny
lub decydujący wkład w proces odzyskiwania niepod-
ległości i dążyli do tego, aby to ich reprezentanci od-
grywali w odrodzonym państwie wyjątkową rolę. Ten-
dencje takie najsilniej akcentowali lokalni działacze,
chociaż nie były one obce także elitom przywódczym.
Stąd też bardzo niechętnie postrzegano przybywających
na ziemie dawnych zaborów pruskiego i rosyjskiego
urzędników i nauczycieli galicyjskich, niejednokrotnie
przypominając im, że wywodzą się z ziem, na których
dominowały lojalistyczne postawy wobec rządzących
Austriaków. Dla odmiany w Galicji z niechęcią po-
strzegano ambicje „niedouczonych Prusaków”,
a zwłaszcza „Warszawistów z domowym wykształce-
niem”, przejawiających — mimo braku kwalifikacji —
ambicje obejmowania wszystkich najważniejszych
urzędów w państwie. Niemniej jednak dwudziestolecie
międzywojenne było pierwszym okresem w dziejach
społeczeństwa polskiego, w czasie którego zaczęło się
ono uczyć zasad funkcjonowania w ramach demokra-
tycznego państwa. Podstawy tego stworzyły akty praw-
ne wydane u zarania niepodległości. Niestety, okres
swobodnego rozwoju życia politycznego trwał wyjąt-
kowo krótko, a pierwsze doświadczenia także nie były
specjalnie budujące.
II Rzeczpospolita rozpoczęła swe „normalne” ist-
nienie z poważnym opóźnieniem. Gdy większość pań-
stw europejskich po zakończeniu I wojny światowej
przestawiała swe funkcjonowanie na tory pokojowe,
Polska dopiero rozpoczynała liczne konfrontacje zbroj-
ne (z Ukraińcami, Niemcami, Czechami, bolszewikami
i Litwinami), mające zadecydować jeżeli już nie ojej
istnieniu, to przynajmniej o kształcie terytorialnym.
Konflikty te automatycznie opóźniały wejście w czas
rozwiązywania podstawowych zadań. Rzutowały one
także na położenie państwa w ciągu całego okresu mię-
dzywojennego, gdyż stosunki z większością sąsiadów
były albo bardzo złe, albo niezbyt przyjazne. Konse-
kwencją tego była konieczność stałego utrzymywania
licznej armii i przeznaczania nią znacznie większego
odsetka środków budżetowych niż w innych krajach.
Polska od początku musiała borykać się z olbrzy-
mimi problemami ekonomicznymi. W większości wy-
nikały one z wieloletnich powiązań zaborowych, gdyż
Austria, Niemcy i Rosja starały się dostosować rozwój
gospodarczy na zagarniętych ziemiach do swoich spe-
cyficznych potrzeb. Konsekwencją tego były nadmier-
nie rozwinięte niektóre działy produkcji przy całkowi-
tym braku innych. II Rzeczpospolita przejęła terytoria
peryferyjne dawnych państw zaborczych, na ogół —
z wyjątkiem Śląska i niektórych regionów Królestwa
Polskiego — słabo rozwinięte pod względem przemy-
słowym i komunikacyjnym. Po części stan taki był
efektem celowej, dyskryminacyjnej polityki rządów
w Berlinie, Wiedniu i Petersburgu, a po części także
świadomych przewidywań, że w tereny te nie należy
inwestować, gdyż wcześniej czy później staną się one
areną wyniszczających zmagań militarnych. Tak też się
stało i I wojna światowa rzeczywiście przyczyniła się
dodatkowo do zmniejszenia ich potencjału ekonomicz-
nego. Na prawie 90% obszarów włączonych w skład II
Rzeczypospolitej toczyły się działania wojenne, a na
1/4 jej przyszłego terytorium miały one charakter dłu-
gotrwałych, wyniszczających walk pozycyjnych, któ-
rych konsekwencji nie dało się w pełni usunąć do koń-
ca okresu międzywojennego. Zniszczenia wojenne,
zwłaszcza na terenie Królestwa Polskiego, zostały do-
datkowo pogłębione grabieżczą polityką okupacyjnych
władz austriackich i niemieckich. Te ostatnie prawdo-
podobnie chciały m.in. w ten sposób zlikwidować po-
tencjalną konkurencję dla swego przemysłu na przy-
szłość.
Zarówno owa pozaborowa spuścizna, jak i ogrom
zniszczeń wojennych rzutowały na gospodarkę całego
dwudziestolecia. Pierwsze lata niepodległości zdomi-
nował kryzys inflacyjny i poinflacyjny. W krótkotrwały
okres dobrej koniunktury ekonomicznej (1926-1929)
Polska, w odróżnieniu od większości państw, weszła ze
znacznym, co najmniej dwuletnim opóźnieniem, a wiel-
ki kryzys gospodarczy, głównie ze względu na jej sła-
bość ekonomiczną, ale także z powodu błędów popeł-
nianych przez rządzącą wówczas ekipę, trwał w niej
znacznie dłużej niż w krajach lepiej rozwiniętych.
Możliwości rozwoju każdego państwa zależą także
od poziomu wykształcenia jego mieszkańców. W obrę-
bie II Rzeczypospolitej znalazły się ziemie, na których
nauczanie, przynajmniej na poziomie podstawowym,
było od dziesięcioleci regułą (zabór pruski), obowią-
zywało od niedawna (zabór austriacki) lub było zupeł-
nie nieznane (zabór rosyjski). Ponadto tylko w jednej
dzielnicy (zabór austriacki) odbywało się w całości po
polsku, mimo że zasadniczo miało za zadanie wycho-
wywanie lojalnych poddanych austriackich.
Mimo tych niesprzyjających okoliczności w punk-
cie startu II Rzeczpospolita odnotowała wiele znaczą-
cych sukcesów. Były one dostrzegalne prawie w każdej
dziedzinie życia. Stosunkowo szybko zbudowano cen-
tralny ośrodek władzy. Szybko i sprawnie zorganizo-
wano własne siły zbrojne, dzięki którym w dużej mie-
rze, niezależnie od równie ważnych zabiegów dyplo-
matycznych, ustalono kształt terytorialny państwa,
a wywalczone granice może nie były optymalne, ale
z pewnością jedyne, jakie wówczas można było uzy-
skać. Własne wojsko, utrzymywane w następnych la-
tach olbrzymim wysiłkiem finansowym, było nie tylko
gwarantem odzyskanej niepodległości, ale spełniało
także bardzo ważną rolę w procesie integrowania spo-
łeczeństwa polskiego. Ostatecznie też Polska, poza Fin-
landią, jako jedyna w gronie nowo powstałych państw,
zbudowała i wyszkoliła armię, która mimo skrajnie nie-
sprzyjających okoliczności podjęła walkę w obronie
swego kraju w rozpoczynającej się II wojnie światowej.
W wyniku wysiłku militarnego i dyplomatycznego
z lat 1918-1921 większość ludności polskiej — po raz
pierwszy od wieku XVIII — znalazła się w obrębie
własnego państwa, w tym także Polacy z części Śląska
i skrawków Prus Wschodnich, które przed rozbiorami
znajdowały się poza granicami Rzeczypospolitej. Mimo
różnic mentalnościowych i wspomnianych uprzedzeń
międzyzaborowych ludność ta z wolna wtapiała się
w nową rzeczywistość i stawała się częścią jednolitego
polskiego społeczeństwa.
W ciągu dwudziestolecia wykonano olbrzymią
pracę kodyfikacyjną. Bardzo szybko uchwalono kon-
stytucję, a następnie systematycznie zastępowano nor-
my prawne odziedziczone po zaborcach własnym usta-
wodawstwem, na ogół stojącym na wysokim poziomie
i uwzględniającym najnowocześniejsze naówczas roz-
wiązania. Dzięki temu niektóre z tych ustaw i dekre-
tów, jeżeli nie dotyczyły kwestii politycznych, obowią-
zywały bez zmian jeszcze przez wiele lat po II wojnie
światowej. Jednym z najważniejszych efektów budowa-
nia własnego ładu prawnego było stopniowe zacieranie
dawnych granic rozbiorowych. Swoistym podsumowa-
niem tego procesu były m.in. dokonane tuż przed wojną
zmiany w podziale administracyjnym kraju, w więk-
szym stopniu uwzględniające potrzeby państwa i społe-
czeństwa.
Bardzo duże przemiany nastąpiły na polu gospo-
darczym. Sprawnie odbudowano większość zniszczo-
nych przez wojnę zakładów i szlaków komunika-
cyjnych, niektóre co prawda tylko prowizorycznie.
Jeszcze istotniejsze było stworzenie ogólnopolskiego
rynku, dokonane w wyniku stopniowej likwidacji daw-
nych powiązań handlowych i ekonomicznych. Osią-
gnięcia te były tym ważniejsze, że uzyskano je mimo
braku znaczącej pomocy z zewnątrz. Polska jako jedy-
ny chyba kraj europejski pokonała własnymi siłami
kryzys inflacyjny i ustabilizowała swą walutę. Podjęła
się także przeprowadzenia wielkich jak na swe możli-
wości inwestycji, takich jak np. budowa magistrali wę-
glowej łączącej Śląsk z wybrzeżem morskim, wznie-
sienie od podstaw nowoczesnego miasta i portu
w Gdyni oraz budowa Centralnego Okręgu Przemysło-
wego. Przedsięwzięcia te były dowodem dużej spraw-
ności organizacyjnej i umiejętności dobrego gospoda-
rowania skromnymi środkami finansowymi. Na reali-
zację ambitnych założeń planu piętnastoletniego zabra-
kło już czasu.
Powstanie II Rzeczypospolitej stworzyło dość ko-
rzystne warunki rozwoju polskiej kultury. Polskich ar-
tystów zwalniało to po raz pierwszy z istotnego w XIX
w. obowiązku tworzenia ku pokrzepieniu serc i umoż-
liwiało, bez obawy o narażenie się na zarzut braku pa-
triotyzmu, włączanie się w szerszym niż dotychczas
zakresie w nurty twórcze o charakterze ogólnoeuropej-
skim i światowym. W wielu wypadkach ich dokonania
stawały się też ważną wizytówką odrodzonego pań-
stwa, o czym świadczyły nagrody uzyskiwane na mię-
dzynarodowych wystawach i konkursach.
Warto także pamiętać, że dopiero po powstaniu
własnego państwa wprowadzony został powszechny
obowiązek szkolny, który mimo olbrzymich trudności
był w dużym stopniu realizowany według jednolitego
systemu nauczania. O osiągnięciach w rozszerzaniu
oświaty na szczeblu podstawowym świadczyła syste-
matycznie malejąca liczba analfabetów (chociaż nau-
czanie nie zawsze stało na najwyższym poziomie). Na-
tomiast wysoki poziom, ale bardziej elitarny charakter
miało szkolnictwo szczebla średniego i wyższego. Tak-
że i na tych polach odnotować można było liczące się
sukcesy, których dowodem była zarówno rosnąca licz-
ba tego typu szkół, w niektórych częściach kraju budo-
wanych od podstaw, jak i liczba uczęszczającej do niej
młodzieży.
Poszerzane systematycznie szkolnictwo zapewnia-
ło, w zależności od stopnia organizacyjnego, nie tylko
elementarne umiejętności z zakresu czytania czy pisa-
nia, wiedzę ogólną i przygotowanie do pracy zawodo-
wej, ale także pogłębiało świadomość narodową, budzi-
ło poczucie dumy z dokonań społeczeństwa polskiego
i wiązało swych wychowanków z odzyskaną państwo-
wością. Zadanie to szkoła wypełniała chyba nieźle,
gdyż jej absolwenci na ogół dobrze zdali egzamin oby-
watelski w latach II wojny światowej.
Międzywojnie sprzyjało również porządkowaniu
sceny politycznej. Część partii i stronnictwa rozpoczy-
nających działalność zazwyczaj w granicach jednego
zaboru zanikała, ale pozostałe z wolna rozszerzały za-
sięg oddziaływania. Z istniejącego tuż po odzyskaniu
niepodległości konglomeratu ugrupowań lokalnych
stopniowo wyłaniały się stronnictwa ogólnopolskie.
Najszybciej, jeżeli pominiemy nieliczącą się w legal-
nym życiu politycznym KPR dokonała się konsolidacja
ugrupowań reprezentujących ruch narodowy i socjali-
styczny. Znacznie dłużej i z większymi trudnościami
przebiegał proces scalania ruchu ludowego, a najpóź-
niej połączyły się stronnictwa nurtu chrześcijańsko-
społecznego. Tuż przed wybuchem wojny większość
aktywnych politycznie osób związana była albo z naj-
mniej ugruntowanym w społeczeństwie obozem sana-
cyjnym, reprezentowanym głównie przez OZN, albo
z jednym z dużych i stabilniejszych stronnictw opozy-
cyjnych — Polską Partą Socjalistyczną, Stronnictwem
Ludowym, Stronnictwem Narodowym lub Stronnic-
twem Pracy, które miały także przejąć odpowiedzial-
ność za państwo i naród w latach wojny i okupacji. Na
obrzeżu tych głównych nurtów działało co prawda wie-
le organizacji o mniejszych wpływach, np. Obóz Naro-
dowo-Radykalny czy Stronnictwo Demokratyczne oraz
dziesiątki drobnych grupek, niekiedy bardzo hałaśli-
wych, ale ich znaczenie nie było zbyt duże.
Podkreślając osiągnięcia II Rzeczypospolitej nie
można jednak zapominać, że borykała się ona również
z problemami, których nie była w stanie rozwiązać. Do
nich należało m.in. położenie ekonomiczne wsi. Było to
istotne, ponieważ od zamożności ludności chłopskiej
i jej siły nabywczej zależał rozwój ekonomiczny całego
kraju, a w konsekwencji także potencjał obronny pań-
stwa. Wysiłki zmierzające do poprawienia sytuacji no-
siły przez cały czas znamiona niekonsekwencji i poło-
wiczności. Ostateczne efekty okazały się też niewielkie,
choć nie było to wyłącznie winą rządzących, ale w du-
żym stopniu konsekwencją trudnej sytuacji ekonomicz-
nej. Swoistą kwadraturą koła był problem stanowiących
ponad 30% mieszkańców państwa mniejszości naro-
dowych. Ich przeważająca część była wrogo lub nie-
przyjaźnie nastawiona do Polski, a kolejne rządy nie
potrafiły wypracować spójnego programu w tej kwestii.
Nie było to zresztą możliwe, gdyż wszelkie wysiłki
zmierzające do pozyskania ich sympatii lub choćby
zneutralizowania i związania z państwem nie przynosi-
ły rezultatów. Czynione na rzecz mniejszości ustępstwa
były zawsze zbyt małe w stosunku do oczekiwań, a wy-
suwane przez nie żądania w zasadzie niemożliwe do
zrealizowania.
Wydaje się, że równie nieskuteczna okazała się
polska polityka zagraniczna. Wszelkie wysiłki zmierza-
jące do utrwalenia pozycji Polski na arenie mię-
dzynarodowej nie przynosiły większych rezultatów, ale
też należy pamiętać, że miała ona niewielki wpływ na
zachodzące wydarzenia o powszechnym znaczeniu. Jej
zasadnicza linia z pierwszych lat niepodległości, pod-
kreślająca konieczność przestrzegania postanowień
wszystkich kończących I wojnę światową traktatów
międzynarodowych, z najistotniejszym wersalskim na
czele (mimo że nie zawsze zgodne one były z polską
racją stanu), nie mogła konkurować z dążeniami wiel-
kich mocarstw, starających się w imię egoistycznych
interesów umocnić swą pozycję w świecie i zagwaran-
tować przede wszystkim własne bezpieczeństwo.
W efekcie takie stanowisko mocarstw powodowało, że
erozja ładu wersalskiego postępowała bardzo szybko,
pogarszając systematycznie położenie Polski i osłabia-
jąc znaczenie zawartych przez nią sojuszy wojskowych.
Kierownicy polskiej polityki zagranicznej nie mieli
szans na zapobieżenie podjęciu w Rapallo wielostron-
nej współpracy przez dwóch najgroźniejszych sąsiadów
(Niemcy i ZSRR) ani dokonanemu w Locarno pierw-
szemu wielkiemu wyłomowi w systemie wersalskim.
Dzieje Polski międzywojennej upłynęły w dużym
stopniu w cieniu J. Piłsudskiego jako formalnego (na-
czelnik państwa) lub nieformalnego (generalny inspek-
tor sił zbrojnych) przywódcy państwa. Na przykład
właśnie z myślą o jego osobie zostały skonstruowane
obie ustawy zasadnicze, a wiele nawet niepopularnych
w społeczeństwie decyzji było podejmowanych przez
niego osobiście, bądź też, znacznie częściej — i to na-
wet już po jego śmierci — w jego imieniu. Dokonany
przezeń zamach majowy położył kres istnieniu kla-
sycznej demokracji parlamentarnej, a zapoczątkował
system rządów autorytarnych. Po roku 1926 obóz rzą-
dzący, dążąc do umocnienia swej pozycji, starał się
różnymi metodami ograniczać zarówno możliwości or-
ganizowania się społeczeństwa, jak i wpływania przez
nie na rządzenie państwem. Politykę tę realizowano
niekiedy wyjątkowo brutalnie, np. w czasie tzw. wybo-
rów brzeskich (aresztowania, więzienie brzeskie, pacy-
fikacja Kresów Południowo-Wschodnich), w imię za-
pewnienia obozowi sanacyjnemu przewagi w parla-
mencie. Szybko okazało się, że odniesione dzięki takim
metodom „zwycięstwo wyborcze” nie zapewnia spoko-
ju, a podsycana trudnościami gospodarczymi opozycyj-
ność zatacza coraz szersze kręgi. W latach następnych
zastosowano jeszcze drastyczniejsze środki, krwawo
tłumiąc przejawy niezadowolenia społecznego, np.
w czasie tzw. powstań leskiego i ropczyckiego,
a zwłaszcza, podczas dławienia strajku chłopskiego
w 1937 r., gdy od kul policyjnych padło ponad 40 chło-
pów.
Ukoronowaniem dążeń obozu sanacyjnego do za-
pewnienia sobie monopolu na władzę było uchwalenie
w 1935 r. nowej, likwidującej monteskiuszowski trój-
podział władz, ustawy zasadniczej, a zwłaszcza wpro-
wadzenie wówczas nowej ordynacji wyborczej, w rze-
czywistości odbierającej ugrupowaniom opozycyjnym
szansę przejęcia steru rządów drogą zwycięstwa wy-
borczego, a więc zgodnie z wolą większości społeczeń-
stwa.
W miarę upływu czasu i powiększania się różnic
poglądów między rządzącymi i rządzonymi stosowane
środki stawały się coraz ostrzejsze, o czym świadczyło
m.in. wprowadzenie na kilka lat sądów doraźnych,
a zwłaszcza utworzenie miejsca odosobnienia w Bere-
zie Kartuskiej (dokąd kierowano przeciwników poli-
tycznych bez wyroku sądowego, na mocy decyzji ad-
ministracyjnej), w którym warunki przetrzymywania
aresztowanych były zdecydowanie gorsze niż w wię-
zieniach. Wyjątkowo niebezpieczne postanowienia za-
warto w dekrecie o ochronie interesów państwa z 22 XI
1938, mającym w przyszłości zapewnić rządzącemu
obozowi pełną kontrolę nad społeczeństwem, łącznie
z coraz ważniejszym zmonopolizowaniem dostępu do
informacji. Jego postanowienia zostały następnie po-
wtórzone, z drobnymi modyfikacjami stylistycznymi,
w aktach prawnych wydanych po II wojnie przez wła-
dze komunistyczne. Wydaje się, że ten wzrost represyj-
ności świadczył przede wszystkim o postępującej alie-
nacji i bezradności sanatorów wobec nieskuteczności
ich inicjatyw i pojawiających się problemów. Należy
jednak podkreślić, że zakres ograniczeń i represji był
zdecydowanie mniejszy niż w wielu innych państwach,
a rządząca w Polsce ekipa stanowczo odrzucała i potę-
piała totalitarne metody sprawowania władzy, stosowa-
ne w sąsiadujących z Polską Niemczech i ZSRR. Dzię-
ki temu do wybuchu wojny funkcjonowały też bez
większych problemów partie opozycyjne i, mimo zao-
strzania cenzury, mogła się ukazywać się ich prasa.
Niezależnie od wszelkich cieni i błędów, wielu
niepowodzeń w polityce wewnętrznej, a zwłaszcza za-
granicznej, nie ulega wątpliwości, że II Rzeczpospolita
stała się trwałym, a nawet jednym z najważniejszych
elementów ładu międzywojennego. Podjęta próba wy-
mazania jej z mapy politycznej Europy wywołała, ina-
czej niż to było w XVIII w., natychmiastowe reperkusje
międzynarodowe i była bezpośrednią przyczyną wybu-
chu wielkiego konfliktu militarnego, i to — jak się oka-
zało — o zasięgu światowym. Dla większości uczestni-
ków tych zmagań, w odróżnieniu od sytuacji podczas I
wojny światowej, od początku nie ulegało też najmniej-
szej wątpliwości, że państwo polskie musi być odbu-
dowane. Ewentualne kontrowersje sprowadzały się
głównie do jego kształtu terytorialnego, a następnie do
miejsca w nowo powstającym układzie sił europej-
skich.
Udział zbrojny Polaków w II wojnie światowej był
znaczy, największy jednak w 1939 r., kiedy to państwo
polskie wystawiło armię, której liczebność zbliżała się
do miliona. Trudno także przecenić strategiczne i poli-
tyczne znaczenie kampanii polskiej 1939 r. Bez wąt-
pienia pokrzyżowała ona plany Hitlera, zamierzającego
atak na zachodzie rozpocząć jeszcze w 1939 r. Zanie-
chanie tych planów m.in. pod wpływem strat i czasu
poświęconego na wojnę z Polską być może uratowało
Wielką Brytanię przed inwazją i okupacją niemiecką.
W latach późniejszych udział regularnych wojsk pol-
skich w działaniach frontowych miał charakter bardziej
symboliczny, poza lotniczą bitwą o Wielką Brytanię.
Wprawdzie 1 V 1945 r. Polskie Siły Zbrojne na Zacho-
dzie liczyły ponad 192 tys. żołnierzy, z tego jednak
w walkach frontowych w 1944 r. uczestniczyło ok. 97
tys., w tym w wojskach lądowych ok. 74 tys., w lotnic-
twie ok. 19 tys., a w marynarce wojennej ponad 3,8 tys.
ludzi. W przededniu ofensywy styczniowej 1945 r.
podporządkowane władzom „Polski Lubelskiej” Woj-
sko Polskie liczyło ok. 285 tys. żołnierzy, z czego
udział w walkach na froncie wschodnim w 1945 r.
wzięło ok. 180 tys. W końcowym okresie wojny w re-
gularnych działaniach zbrojnych na frontach II wojny
światowej uczestniczyło więc ok. 277 tys. żołnierzy
polskich.
Sporna jest liczba osób czynnie zaangażowanych
w prace Polski Podziemnej. Przyjmowana w literaturze
kombatanckiej liczba Polaków uczestniczących w dzia-
łalności konspiracyjnej — 1 mln 185 tys. —jest nie-
prawdopodobna. Jeżeli w działalności podziemnej, za-
równo w jej formach wojskowych, jak i cywilnych
(partie polityczne, administracja cywilna, szkolnictwo)
w okresie największego rozwoju — wiosną 1944 r. —
było zaangażowanych ok. 500 tys. ludzi (w tym AK
350 tys., pracownicy Delegatury Rządu 50 tys., a 100
tys. partie polityczne i organizacje paramilitarne, łącz-
nie z komunistami) to wszystko. Jednak i ta liczba wy-
daje się znacząco zawyżona. Niektóre źródła podają, że
rzeczywiste stany osobowe AK mogły być nawet kil-
kukrotnie niższe niż podawane w oficjalnych dokumen-
tach, stanowiących podstawę do uzyskiwania wysokich
dotacji pieniężnych i pomocy materiałowej z zagranicy
i będących jednym z kryteriów oceny efektywności
pracy dowódców terenowych.
Mimo ogromnego wkładu w ostateczne zwycię-
stwo wojna zakończyła się dla Polski polityczną klęską,
gdyż odtworzone po wojnie państwo polskie utraciło na
prawie pół wieku suwerenność na rzecz ZSRR. Warto
jednak pamiętać, że żadna z realizowanych strategii nie
uchroniła przed podobnym losem także innych państw
europejskich, których terytorium zajęła Armia Czerwo-
na. Państwa te nie tylko nie mogły prowadzić niezależ-
nej od Moskwy polityki zagranicznej, ale również nie
były w stanie uchronić autonomii wewnętrznej. Podob-
nym rezultatem zakończyła się zarówno bezkompromi-
sowa obrona niepodległości przez rząd polski na
uchodźstwie, jak i realizowana przez emigracyjne wła-
dze czechosłowackie polityka współpracy z Moskwą
i uległości wobec niej. Jednak przyjęta przez polskich
przywódców koncepcja działań, zwłaszcza w formie
akcji „Burza”, okazała się wyjątkowo kosztowna. Przy
czym, o ile w decyzji rozpoczęcia walki w stolicy 1
VIII 1944 można jeszcze doszukiwać się racjonalnych
przesłanek, o tyle w końcu tego miesiąca, a więc wów-
czas, gdy klęska powstania warszawskiego była nie-
uchronna, rozkazy samodzielnego zdobywania przez si-
ły AK takich miast, jak Kraków, Tarnów czy Kielce
świadczyły o utracie przez polskie kierownictwo po-
czucia odpowiedzialności za losy kraju. Wykonanie ich
musiałoby prowadzić jedynie do dalszych, niczym nie-
uzasadnionych strat ludzkich i materialnych, a równo-
cześnie nie mogło przynieść żadnych korzyści poli-
tycznych.
Straty osobowe poniesione przez obywateli II RP
w latach II wojny światowej należą do najwyższych
wśród zaangażowanych w nią państw. Jednak dokładne
określenie tych danych nie wydaje się możliwe, a to
głównie z powodu trudności w ich zbieraniu i porów-
nywaniu, m.in. wskutek utraty przez Polskę prawie po-
łowy terytorium sprzed roku 1939, a także w rezultacie
późniejszych wędrówek ludności. Dane Biura Odszko-
dowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów,
opublikowane w styczniu 1947 r. straty te określały na
6028 tys. Dotyczyły one tylko zamieszkującej Polskę
przed 1 IX 1939 ludności polskiej i żydowskiej. Poza
rozważaniami pozostało ok. 8 mln osób, zaliczanych do
pozostałych mniejszości narodowych (ukraińskiej, bia-
łoruskiej czy niemieckiej). Straty ludności polskiej sza-
cowano na 2,6 mln, a żydowskiej na 3,4 mln. Około
644 tys. osób stracić miało życie w wyniku bezpośred-
nich działań wojennych, a 5384 tys. wskutek terroru,
przy czym obliczenia te uwzględniały tylko efekty
działania Niemców. Dane te — powstałe raczej w wy-
niku zapotrzebowania politycznego niż wywiedzione
z rzetelnych badań naukowych — traktowane były
przez historiografię polską, i to zarówno na emigracji,
jak i w Polsce Ludowej, niemal jak aksjomat.
Późniejsze szczegółowe obliczenia dotyczące licz-
by zabitych pochodzących z określonych regionów czy
konkretnych miejsc kaźni z reguły powodowały zna-
czące obniżenie przyjmowanych początkowo wielko-
ści. I tak liczbę ofiar obozu w Auschwitz, wstępnie sza-
cowanych na od 2,5 do 4 mln zredukowano do ok. 1,2
mln. Przyjmowano, że na Majdanku zginęło ok. 200
tys. Żydów, obecne szacunki zmniejszają jednak tę
liczbę do ok. 50-60 tys. zamordowanych. Aktualne sza-
cunki strat obywateli polskich narodowości żydowskiej
mieszczą się między ok. 2,35 mln a 2,9 mln. Liczbę
obywateli polskich objętych deportacjami radzieckimi
w latach 1940-1941, szacowano na co najmniej 1,5
mln, podczas gdy w rzeczywistości dotknęły one ok.
325 tys. osób. Znaczącej redukcji należy dokonać przy
szacunkach dotyczących bezpowrotnych strat ludności
polskiej. Także i w tym wypadku analiza szczegóło-
wych danych doprowadziła do ich znaczącego zmniej-
szenia. Na przykład w obozie w Żabikowie koło Po-
znania straty śmiertelne — na podstawie oświadczeń
więźniów — szacowano na 20 tys., w rzeczywistości
natomiast nie przekroczyły 500 osób. Nie jesteśmy jed-
nak w stanie przeprowadzić obliczenia całościowych
strat ludności, sumując ofiary egzekucji i pacyfikacji
dokonywanych na poszczególnych terenach państwa
polskiego, gdyż nie dysponujemy odpowiednimi dany-
mi z całego terytorium II RP a ponadto nie wiemy, ile
osób zginęło w różnych więzieniach i obozach, także
tych położonych poza granicami Polski.
Tak czy inaczej ponownych analiz wymagają pu-
blikowane dotąd dane dotyczące całości strat ludności
polskiej w okresie II wojny światowej. Należy jednak
zastrzec, że podanie precyzyjnych wyliczeń dotyczą-
cych tego zagadnienia nigdy nie będzie możliwe, cho-
ciażby z tego powodu, że nie wiemy, jaka liczba ludno-
ści, w tym także narodowości polskiej, zamieszkiwała
w 1939 r. obszar II RP gdyż ostatni spis przedwojenny
przeprowadzony został w 1931 r. Zgodnie z danymi
szacunkowymi, zamieszczonymi w „Małym Roczniku
Statystycznym Polski” (Londyn 1941), Polskę w 1939
r. zamieszkiwało ponad 35,3 mln osób, z czego języ-
kiem polskim jako ojczystym miało posługiwać się po-
nad 24,3 mln ludzi. Dla uproszczenia — nie wiemy ja-
ką część z tej wielkości stanowili na przykład Żydzi —
przyjmujemy, że wszyscy oni byli Polakami. Według
spisu z 3 grudnia 1950 r. — przeprowadzonego w okre-
sie, kiedy zasadnicze przesunięcia ludności na ziemiach
polskich już się dokonały — Polskę w nowych grani-
cach zamieszkiwało 25 mln obywateli, z tego 24,4 mln
było narodowości polskiej. Odliczając przyrost natural-
ny z czasów wojny i późniejszych (osób w wieku 0-10
lat było w 1950 r. ponad 5 mln) oraz ok. 1 mln auto-
chtonów (głównie Ślązaków i Mazurów), zamieszkują-
cych tereny poniemieckie, a także repatriantów z Fran-
cji i Belgii, można przyjąć, że ok. 18,4 mln osób
uwzględnionych w spisie to obywatele II Rze-
czypospolitej narodowości polskiej. Do tej grupy nale-
ży także zaliczyć ogromną większość z osób (ponad 1,3
mln), które zmarły w latach 1946-1950. Zgodnie z tymi
wyliczeniami wojnę przeżyłoby ok. 19,5 mln Polaków.
Tak więc ujemne saldo z lat II wojny światowej wyno-
siłoby ok. 4,8 mln ludności narodowości polskiej. Jed-
nak od tej liczby należy odliczyć Polaków, którzy po-
zostali na obszarach II Rzeczypospolitej anektowanych
przez ZSRR (co najmniej 1 mln) oraz tych, którzy
w wyniku zawieruchy wojennej rozpierzchli się po
świecie (co najmniej 500 tys.). Jest także wielce praw-
dopodobne, że liczba osób zmarłych śmiercią naturalną
w latach II wojny światowej była nie mniejsza niż w la-
tach 1946-1950, a więc wyniosła co najmniej 1,3 mln
osób. Reasumując, oceniam, że zgodnie z przedstawio-
nymi powyżej szacunkami straty bezpośrednie ludności
narodowości polskiej w latach 1939-1945 (zabici
w wyniku działań wojennych, zamordowani w egzeku-
cjach zbiorowych i indywidualnych, zmarli w więzie-
niach, obozach i łagrach) wynosiły ok. 2 mln osób.
Szacuję, że ok. 90% bezpośrednich strat poniesio-
nych przez Polaków podczas II wojny światowej było
rezultatem działań wojennych i terroru ze strony Niem-
ców. Za resztę śmiertelnych ofiar odpowiedzialność
spada w podobnym stopniu na władze radzieckie i na-
cjonalistów ukraińskich (w jednym i drugim wypadku
prawdopodobnie nie przekroczyły one 100 tys. osób).
Tak więc tylko w Auschwitz zginęło niewiele mniej
Polaków (ok. 75 tys.), niż zostało zamordowanych
przez władze radzieckie w okresie całej II wojny świa-
towej. Powyższe szacunki nie uwzględniają osób, które
w latach wojny, w wyniku pobytu w więzieniach, obo-
zach i łagrach oraz z powodu niedożywienia, braku hi-
gieny, rabunków czy gwałtów oraz panujących wów-
czas chorób straciły zdrowie fizyczne i psychiczne, co
po jej zakończeniu przyspieszyło ich zgon lub spowo-
dowało trwałe inwalidztwo. Istotne jest również to, że
w czasie okupacji nastąpił na ziemiach polskich zna-
czący spadek przyrostu naturalnego. Stosunkowo niską
liczbą wszystkich Polaków represjonowanych przez
władze radzieckie (zamordowani, aresztowani, depor-
towani, internowani) w okresie II wojny światowej (ok.
500-600 tys.) w porównaniu z ofiarami Niemców moż-
na tłumaczyć także tym, że ziemie polskie były znacz-
nie krócej pod okupacją radziecką, a więc w latach
1939-1941 i po 1944 r.
Jeszcze więcej trudności niż w wypadku Żydów
i Polaków występuje przy próbach określenia strat po-
niesionych w czasie wojny przez pozostałych obywateli
II RP, zwłaszcza Niemców, Ukraińców i Białorusinów.
Tutaj nie dysponujemy nawet danymi szacunkowymi.
Ubytki te były poważne, skoro tylko od lutego 1944 r.
do 1 I 1946 — według danych radzieckich — na terenie
Ukrainy Zachodniej zabito 103 313 członków OUN
i UPA. Znaczne straty w trakcie okupacji niemieckiej
poniosła ludność białoruska, doświadczona represjami
hitlerowskimi.
Jeżeli nawet ofiary poniesione przez Polaków
w okresie II wojny światowej były niższe niż to pier-
wotnie przyjmowano, to i tak procentowo dotknęły w
największym stopniu środowisk najważniejszych dla
rozwoju narodu i państwa, głównie inteligencji, nau-
czycieli, urzędników, kadry technicznej, wojskowych,
duchownych, działaczy politycznych, samorządowych
i społecznych, przekazujących całemu społeczeństwu
wartości patriotyczne i polityczne. Tylko spośród ok.
450 tys. osób, które w okresie II RP legitymowały się
wykształceniem wyższym, średnim ogólnokształcącym
i zawodowym, zginęło 37,5% osób z wyższym wy-
kształceniem, 30% absolwentów szkół średnich ogól-
nokształcących i 53,3% wychowanków szkół zawodo-
wych. Zarazem po raz pierwszy w dziejach Polski ma-
sowe mordy dotknęły w znacznym stopniu nie tylko
elit, ale także przedstawicieli pozostałych grup spo-
łecznych — chłopów, robotników i drobnomieszczan.
Ponadto z prawie 50% terytorium II Rzeczypospolitej
(183 tys. km2), które znalazły się w granicach ZSRR,
Polacy musieli się przesiedlić na tereny zachodnie no-
wego państwa polskiego, tracąc swoje „małe ojczyzny”
i adaptować się do zupełnie odmiennych warunków ży-
cia gospodarczego i społecznego.
W wyniku II wojny światowej większość najważ-
niejszych ośrodków politycznych, kulturalnych i uni-
wersyteckich przedwojennej Polski uległa częścio-
wemu zniszczeniu (Warszawa — 75%, Poznań —
45%) lub została bezpowrotnie utracona (Lwów i Wil-
no). Ocalał tylko Kraków i Lublin. Ogromne straty po-
niosła polska gospodarka. Z około 21 tys. zakładów
przemysłowych zniszczeniu uległo ok. 62%. Zmniej-
szył się potencjał wytwórczy rolnictwa. Zniszczono
ponad 353 tys. zagród chłopskich, a o ok. 50% zmniej-
szyła się liczba koni, bydła i trzody chlewnej. Dewasta-
cji uległy lasy. Ogromne straty poniósł transport kole-
jowy (2465 lokomotyw, 6265 wagonów osobowych
i 83 000 wagonów towarowych). Utracono ok. 43%
dóbr kulturalnych Polski, m.in. 25 muzeów, 35 teatrów,
665 kin. Duże straty poniosło szkolnictwo. Całkowicie
lub częściowo zniszczone zostały budynki z wyposaże-
niem 17 szkół wyższych, 371 średnich i 4880 podsta-
wowych. Spustoszeniu uległy biblioteki (utrata 66%
zbiorów) oraz archiwa. Z zespołu akt Archiwum Akt
Dawnych w Warszawie pozostało 6%. Tylko częścio-
wo odzyskano zbiory umiejscowione na terenach utra-
conych na rzecz ZSRR (m.in. część zasobów Ossoli-
neum). Pozostawione na Kresach Wschodnich archiwa-
lia na długie lata stały się niedostępne dla polskich ba-
daczy.
Na doświadczenia wojenne społeczeństwo reago-
wało w różny sposób, m.in. ogólnemu wzrostowi reli-
gijności niektórych środowisk, na przykład mieszczań-
skich, towarzyszyło nasilanie się zjawisk indyferenty-
zmu religijnego. Egoizm i dorobkiewiczostwo widocz-
ne u nowobogackich ścierały się z wymuszoną przez
warunki wojny solidarnością sąsiedzką, często obser-
wowaną w dużych miastach. Sytuacja ludności polskiej
w okupowanym kraju sprzyjała jednak rozwojowi róż-
nych form patologii społecznych, których nie znano
w okresie międzywojennym. Wstydliwą sprawą była
duża liczba donosów do policji niemieckiej, składanych
najczęściej z pobudek prywatnych lub antysemickich,
które spowodowały niejedną tragedię osobistą i wpadkę
grup konspiracyjnych. Istniał także problem kolabora-
cji, która bynajmniej — na poziomie najniższym — nie
była zjawiskiem marginesowym i rozwinęła się już od
początku wojny, zarówno pod okupacją sowiecką, jak
i niemiecką. Nasilała się także obojętność na śmierć,
znieczulica moralna i chęć użycia. Nastąpił znaczący
wzrost pijaństwa, rozwój bimbrownictwa oraz prze-
stępczości, zwłaszcza bandytyzmu. Gwałtownie wzro-
sła liczba napadów rabunkowych i kradzieży. Tylko
w Warszawie, gdy w listopadzie 1942 r. takich wypad-
ków było odpowiednio 20 i 820, to wiosną 1944 już
820 i 2650. Wystąpiły patologie w życiu gospodar-
czym. W zakładach pracy oprócz celowego, zalecanego
przez podziemie zmniejszania wydajności, którego
symbolem był żółw, pracowano na fuchę, czyli niele-
galnie produkowano towary poszukiwane na wolnym
rynku. Także w tym czasie rozwinęły się tak nagminnie
występujące po wojnie drobne kradzieże z zakładów
pracy. To wszystko niszczyło przedwojenny etos pracy,
najbardziej kultywowany jeszcze przez rzemieślników.
Wytworzone przez powojenne władze komunistyczne
warunki życia i pracy w jakimś stopniu przyczyniły się
do utrwalenia niektórych z tych niekorzystnych zjawisk
społecznych.
Straty osobowe elit oraz warunki bytowania w la-
tach wojny w sposób znaczący zmieniły system warto-
ści wyznawany dotąd przez Polaków, zwłaszcza że ak-
tywne w II RP warstwy właścicieli ziemskich oraz
prywatnych przemysłowców wkrótce po wojnie prze-
stały istnieć jako odrębne grupy zawodowe. Zamiast
wartości inteligencko-szlacheckich, propagowanych
przez elity przedwojenne, a tylko wybiórczo przyswo-
jonych przez pozostałe grupy społeczne, zaczęły domi-
nować wartości właściwe dla przeważającej liczebnie w
kraju warstwy chłopskiej i robotniczej, zmodyfikowane
przez doświadczenia okupacyjne. Takie pojęcia jak ho-
nor, poświęcenie dla ojczyzny, uczciwość, słowność,
obowiązkowość straciły wiele z przedwojennej atrak-
cyjności, zwłaszcza że wojenni bohaterowie w znacznej
części zapełnili komunistyczne więzienia. Coraz bar-
dziej na znaczeniu zyskiwał koniunkturalizm, rozumia-
ny jako umiejętność przystosowywania się do sytuacji,
praktycyzm (co ja z tego będę miał?) oraz cwaniactwo.
Mimo wszystko jednak najistotniejszą świadomo-
ściową spuścizną okresu II wojny światowej był etos
poświęcenia narodu polskiego i bezkompromisowej
walki o utrzymanie niepodległego bytu, który — jak-
kolwiek zmitologizowany — stanowił ważne psycho-
logiczne tworzywo dla działań podejmowanych w celu
uwolnienia Polski z systemu radzieckiej dominacji.
Powstałe w wyniku II wojny światowej nowe pań-
stwo polskie stało się krajem w zasadzie jednolitym na-
rodowo, a jego podstawowe polityczne interesy określi-
ło przyłączenie ziem poniemieckich sięgających Odry
i Nysy Łużyckiej. Walka o uzyskanie międzynarodo-
wego uznania dla tej linii jako zachodniej granicy Pol-
ski na długie lata stała się priorytetem polskiej polityki
zagranicznej. Okres wojny i jej skutki przyniosły więc
kres Polski jako formacji kulturowej, będącej w jakimś
stopniu kontynuacją wielonarodowej, ukierunkowanej
interesami politycznymi na wschód Rzeczypospolitej
przedrozbiorowej, do której ideowo nawiązywała II
Rzeczpospolita. Z tego właśnie powodu skutki II wojny
światowej dla narodu i państwa polskiego są niepo-
równywalne z konsekwencjami któregokolwiek
z wcześniejszych wydarzeń z historii naszego kraju.

You might also like