Professional Documents
Culture Documents
Brzoza Czesław, Sowa Andrzej Leon - Historia Polski 1918-1945
Brzoza Czesław, Sowa Andrzej Leon - Historia Polski 1918-1945
Brzoza Czesław, Sowa Andrzej Leon - Historia Polski 1918-1945
TERYTORIUM I GRANICE
Przyłączenie w roku 1922 Litwy Środkowej i czę-
ści Górnego Śląska zakończyło w zasadzie proces bu-
dowy terytorialnej państwa polskiego. Wytworzony
stan usankcjonowano 15 III 1923 decyzją Rady Amba-
sadorów (następczyni Rady Najwyższej z czasów kon-
ferencji pokojowej), uznającej wschodnią granicę oraz
akceptującej fakt, że w obrębie Polski znalazły się Ga-
licja Wschodnia i Wileńszczyzna. W późniejszym
okresie następowały tylko drobne zmiany, m.in. na po-
łudniu, po niekorzystnym zakończeniu sporu polsko-
czechosłowackiego o Jaworzynę (1924). Pod względem
terytorialnym (388,6 tys. km2) Polska znalazła się (po
ZSRR, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Szwecji) na
szóstym miejscu w Europie. Dopiero w ostatnich latach
istnienia jej powierzchnia powiększyła się nieznacznie
(do 389,7 tys. km2) o przyłączone kosztem Czechosło-
wacji Zaolzie (1938) oraz pozyskane od Słowacji
skrawki Spiszu i Orawy (1939).
Bardzo nieregularny kształt państwa wyznaczały
granice — długie (5529 km, a tuż przed wojną 5548)
i prawie wyłącznie lądowe (97,5%), z niewielkim
skrawkiem wybrzeża morskiego (70 lub, po wliczeniu
linii Helu, 140 km). Na zachodzie i północy oddzielały
one Polskę od Niemiec (1912 km) i Wolnego Miasta
Gdańska (121 km), na północnym wschodzie od Litwy
(507 km) i Łotwy (106 km), na wschodzie od ZSRR
(1412 km), a na południu od Rumunii (347 km) i Cze-
chosłowacji (984 km). Po likwidacji państwa czecho-
słowackiego w połowie marca 1939 r. Polska graniczy-
ła od południa z Protektoratem Czech i Moraw (88 km),
a więc faktycznie z Niemcami, z formalnie niepodległą,
ale całkowicie uzależnioną od Niemiec Słowacją (638
km) oraz Węgrami (277 km), które wówczas zagarnęły
tzw. Ruś Zakarpacką.
Granice te zostały wytyczone — prawie z wszyst-
kimi sąsiadami — w wyniku konfliktów zbrojnych lub
arbitralnych, nie zadowalających żadnej ze stron decy-
zji mocarstw i przetargów dyplomatycznych, a więc nie
tylko nie należały do przyjaznych, ale były systema-
tycznie kwestionowane. Niemcy nie chciały pogodzić
się z utratą swych wschodnich kresów i przy każdej
możliwej okazji podkreślały konieczność dokonania
korekt. To ich stanowisko zostało wzmocnione na kon-
ferencji w Locarno (1925), podczas której mocarstwa
nie zdecydowały się na udzielenie gwarancji nienaru-
szalności polsko-niemieckiej linii granicznej, tak jak to
uczyniły w stosunku do granicy Niemiec z Francją
i Belgią. Spektakularnym przypomnieniem niemieckich
nastrojów była organizowana w latach 20. akcja rozpa-
lania ognisk wzdłuż granicy. Te widowiskowe pokazy
zakończyły się dopiero w latach 30., po zawarciu paktu
o nieagresji (1934), który jednak także nie gwarantował
Polsce jej stanu posiadania. Również ludność i władze
Wolnego Miasta, zgodnie z instrukcjami z Berlina, nie-
ustannie manifestowały niezadowolenie z faktu ode-
rwania od Niemiec i przy każdej okazji podkreślały
niechęć woleć Polski. Równie niespokojna była (druga
co do długości) granica z ZSRR, ustalona co prawda
podczas bezpośrednich negocjacji, ale dopiero po dłu-
gotrwałej wojnie. Moskwa od początku traktowała po-
czynione ustępstwa jako taktyczne oraz podkreślała, że
dokonany podział był niesprawiedliwy i krzywdzący
miejscową ludność białoruską i ukraińską. Starała się
też wszelkimi metodami podtrzymać ferment na pogra-
niczu, wspierając ruchy odśrodkowe i wzmacniając je
własnymi grupami dywersyjnymi, które — ze wzglę-
dów propagandowych — występowały jako oddziały
partyzanckie miejscowej ludności. Dokonywane przez
nie akty sabotażu, ataki na szlaki komunikacyjne, na-
pady na instytucje państwowe, majątki ziemskie czy
gospodarstwa osadników miały przekonać opinię świa-
tową, że stan wytworzony v Rydze jest niemożliwy do
utrzymania. Sytuacja poprawiła się dopiero po powoła-
niu (1924) Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). Do
przyjaznych nie należała też, ze względu na Śląsk Za-
olziański, granica z Czechosłowacją, choć na tym od-
cinku nie dochodziło do wrogich manifestacji. Wyjąt-
kowo trudna sytuacja powstała natomiast na granicy
z Litwą, stojącą na stanowisku, że do czasu oddania jej
Wileńszczyzny będzie znajdować się w stanie wojny
z Polską. Tam też przez cały okres międzywojenny do-
chodziło do największej liczby incydentów. Do marca
roku 1938 oba państwa nie utrzymywały ze sobą sto-
sunków dyplomatycznych. Mianem spokojnej można
by określić granicę z Łotwą, za przyjazną zaś uznać tę
z Rumunią, a od marca 1939 r. także z Węgrami. Za-
równo przebieg linii granicznej, jedynie w części połu-
dniowej opartej na przeszkodach naturalnych (Karpaty,
Dniestr), jak i złe, a nawet bardzo złe stosunki z więk-
szością sąsiadów nie dawały Polsce w wypadku kon-
fliktu zbrojnego większych szans obrony jej stanu po-
siadania.
PODZIAŁ ADMINISTRACYJNY
W pierwszym okresie niepodległości (1919-1922)
ukształtował się jednolity podział administracyjny pań-
stwa — zgodnie z przedrozbiorowymi tradycjami — na
województwa i powiaty. Najwcześniej wprowadzono
go w byłym Królestwie Polskim (1919). Ostatnim wo-
jewództwem, które utworzono, było wileńskie (1925).
Ostatecznie całe terytorium podzielono na 16 woje-
wództw. Od roku 1928 oddzielną jednostką administra-
cyjną, na prawach województwa, była Warszawa. Pod-
czas określania granic utrwalono — ze względu na tra-
dycje kulturowe, powiązania gospodarcze, a zwłaszcza
ciągle obowiązujące zróżnicowane przepisy prawne —
podziały zaborowe. Tak powstały grupy województw
charakteryzujące się wspólną przeszłością i zbliżonymi
warunkami prawnymi: centralne — utworzone z daw-
nego Królestwa Polskiego, wschodnie — z tzw. ziem
zabranych, południowe — z byłego zaboru austriac-
kiego i zachodnie — z ziem odzyskanych od Niemiec.
Jedynym wyjątkiem, podyktowanym w dużym stopniu
względami ekonomicznymi, było województwo śląskie
(grupa zachodnia), w którego skład weszły ziemie nale-
żące poprzednio do Austrii i Niemiec. Wyróżniało je
dodatkowo posiadanie uprawnień i instytucji autono-
micznych, m.in. własnego sejmu, skarbu i policji. Przy
tworzeniu województw starano się ludność i terytorium
rozdzielić mniej więcej równomiernie, co jednak nie
zawsze było możliwe. Do największych należały jed-
nostki powstające na wschodzie, zwłaszcza poleskie
i wołyńskie, a do najmniejszych, pomijając Śląsk, np.
pomorskie. Dopiero u schyłku analizowanego okresu
(1938-1939), gdy zakończono już w zasadzie unifikację
prawną państwa, dokonano istotnych korekt terytorial-
nych między województwami, m.in. na dawnym po-
graniczu Królestwa Polskiego i ziem zaboru pruskiego,
co miało przyczynić się do zacierania śladów podzia-
łów zaborowych.
Województwa dzieliły się na powiaty, których
liczba często się zmieniała, zwłaszcza w południowej
części kraju, ze stałą tendencją malejącą (1928 r. —
277, 1931 — 266, 1938 — 264). Najniższą jednostką
administracyjną były gminy, ale ich liczbę w pierw-
szym okresie nie bardzo można ustalić, gdyż w części
państwa (były zabór rosyjski) istniały gminy zbiorowe
(składające się z kilku miejscowości), a w części (były
zabór austriacki i pruski) jednostkowe (każda gmina
obejmowała tylko jedno osiedle). Na ziemiach należą-
cych poprzednio do Niemiec dodatkowo istniały jesz-
cze tzw. obszary dworskie (odrębne jednostki niewcho-
dzące w skład gmin wiejskich). Sytuację ujednoliciła
dopiero ustawa z roku 1934, na mocy której gminy
zbiorowe wprowadzono na terenie całego państwa. Tuż
przed wojną w Polsce znajdowało się 611 gmin miej-
skich i 3195 wiejskich. Te ostatnie obejmowały 40 533
gromady (miejscowości).
LUDNOŚĆ
Według niezbyt dokładnych danych spisowych
z 30 IX 1921 w Polsce, bez Wileńszczyzny i Górnego
Śląska, mieszkało 27,2 mln osób, co także zapewniało
jej, podobnie jak pod względem terytorialnym, szóste
miejsce w Europie, po ZSRR, Niemczech, Wielkiej
Brytanii, Włoszech i Francji. Liczba ludności nieustan-
nie rosła, głównie dzięki jednemu z najwyższych w Eu-
ropie, po ZSRR i Bułgarii, przyrostowi naturalnemu.
Apogeum osiągnął on w roku 1925 (18,5‰), a w na-
stępnych latach, poza rokiem 1930 (17‰), wykazywał
już tendencję spadkową — do 10,7‰ w 1938 r. Warto
przy tej okazji podkreślić, że w okresie międzywojen-
nym, mimo powszechnie dostrzeganych i wielokrotnie
podkreślanych niedostatków służby zdrowia (m.in. bra-
ku lekarzy), nastąpiła istotna zmiana, gdyż wskaźnik
zgonów zmniejszył się aż o 13,2‰, co okazało się re-
kordem w całej dwudziestowiecznej historii Polski. Dla
porównania można przypomnieć, że w latach 1946-
1997 wskaźnik ten spadł tylko o 0,4‰. W czasie kolej-
nego, ostatniego w okresie międzywojennym spisu po-
wszechnego (9 XII 1931) zarejestrowano 32,1 mln
mieszkańców, a tuż przed wybuchem wojny ich liczbę
szacowano na ok. 35 mln.
Liczba ludności Polski w stosunku do terytorium
nie była jak na warunki europejskie zbyt duża, gęstość
zaludnienia wynosiła bowiem w 1921 r. 70 osób na
km2, dziesięć lat później 83, a przed samą wojną praw-
dopodobnie ok. 90, a więc znacznie mniej niż nie tylko
w krajach zachodnioeuropejskich (Holandia, Wielka
Brytania, Belgia, Niemcy, Włochy), ale także w Cze-
chosłowacji czy na Węgrzech. Pod tym względem Pol-
ska plasowała się na ósmym miejscu w Europie. Roz-
mieszczenie ludności, ze względu na warunki ekono-
miczne, głównie możliwość znalezienia pracy, także
nie było równomierne. Najgęściej zaludnione było, ze
zrozumiałych względów, województwo śląskie (299
osób na km2), a na kolejnych miejscach plasowały się
nieźle rozwinięte pod względem gospodarczym kra-
kowskie (131), łódzkie (130), kieleckie (120) i lwow-
skie (110). Ich przeciwieństwem były województwa
kresowe — poleskie (31), wileńskie (44), nowogródz-
kie (46), białostockie (49) i wołyńskie (58). Proporcje
takie, z niewielkimi zmianami, utrzymały się do końca
okresu międzywojennego.
POLSKA DIASPORA
Dążeniu do niepodległości towarzyszyła naturalna
chęć skupienia zdecydowanej większości Polaków
w obrębie własnego państwa. Cel ten został w zasadzie
osiągnięty, niemniej jednak, według danych z połowy
lat 30., poza krajem znalazła się diaspora licząca ponad
8 mln osób. Po części była to ludność, do której Polska
nie doszła, choć czasami jej granice sięgały już bardzo
blisko. Dotyczyło to Wolnego Miasta Gdańska (ok. 35
tys.), Litwy (ok. 200 tys.), Łotwy (ok. 70-80 tys.), Cze-
chosłowacji (ok. 170-250 tys.), Rumunii, a zwłaszcza
Bukowiny (ok. 70-100 tys.), ZSRR (ok. 900 tys.) oraz
Niemiec (ok. 1,3-1,5 mln). Położenie tej ludności uza-
leżnione było od rozwoju stosunków między ich kraja-
mi zamieszkania a Polską, a — jak wspominano —
w większości nie były one zbyt dobre. W Czechosło-
wacji, na Litwie i Łotwie podejrzewano ją nieustannie
o tendencje irredentystyczne i dlatego starano się
zmniejszać możliwości jej działania, np. stosując róż-
norakie ograniczenia wobec polskiego szkolnictwa,
prasy i instytucji kulturalnych. W najmniej obawiają-
cym się polskiej ingerencji ZSRR przez pewien czas
istniały polskie obwody narodowościowe — na Ukrai-
nie (Marchlewsk) i Białorusi (Dzierżyńsk), utrzymy-
wane zresztą przede wszystkim ze względów propa-
gandowych, jako zalążek przyszłego „socjalistycznego
narodu polskiego”. W Niemczech Polacy zamieszkiwa-
li głównie pograniczne obszary Śląska Opolskiego,
Warmii i Mazur, chociaż duże skupiska polskie istniały
także w głębi Rzeszy — w uprzemysłowionej Nadrenii
i Westfalii (ok. 120 tys.).
Poza tą Polonią pogranicza istniały także w Euro-
pie znaczne, aczkolwiek najczęściej rozproszone, zbio-
rowości polskie, np. we Francji (ok. 600 tys.), w Belgii
(ok. 20 tys.), Danii (ok. 12 tys.) oraz w krajach, które
przejęły część ziem monarchii habsburskiej, np. na
Węgrzech (ok. 11 tys.) i w Jugosławii (ok. 15 tys.).
Ruchy migracyjne, choć na mniejszą niż przed
wojną skalę, trwały przez cały okres międzywojenny
i wywierały pewien wpływ na liczebność społe-
czeństwa w Polsce. W pierwszej połowie lat 20. istotną
rolę odgrywała repatriacja i reemigracja, przede
wszystkim z ZSRR, ale po części także z Francji, Nie-
miec, a nawet USA. Równolegle do niej trwała emigra-
cja stała i sezonowa, kierująca się tradycyjnie do do-
brze rozwiniętych państw europejskich, głównie Francji
i Niemiec, częściowo także do Belgii i krajów bałtyc-
kich, a poza Europę do USA i słabo zaludnionych kra-
jów Ameryki Południowej. Rozmiary emigracji zostały
przejściowo zahamowane w latach wielkiego kryzysu
gospodarczego, gdy większość krajów europejskich
i pozaeuropejskich, chroniąc własne rynki pracy,
wprowadziła w tej materii bardzo restrykcyjne przepi-
sy. W latach 1918-1939 opuściło Polskę, według ofi-
cjalnych danych (o liczbie wyjazdów nielegalnych,
choć było ich także bardzo wiele, brak bliższych infor-
macji), ponad 2 mln osób, z tego więcej niż połowa na
stałe. Większość emigrantów stanowili Polacy, ale licz-
ni byli też Żydzi (częściowo wyjeżdżający ze wzglę-
dów ideologicznych do Palestyny), Ukraińcy (głównie
do Kanady), Niemcy (przede wszystkim do Rzeszy)
i Białorusini (do USA). Dla Polski była to poważna
strata, gdyż kraj opuszczał z reguły element młody,
najbardziej przedsiębiorczy, a zazwyczaj także najlepiej
wykształcony.
Jak już wspomniano, na przełomie wieków XIX
i XX, a także w okresie międzywojennym wielu Pola-
ków wyemigrowało poza Europę. Jak wynika z przy-
bliżonych danych, najwięcej było ich w końcu lat 30.
W USA (ok. 4 mln) i Kanadzie (ok. 150 tys.), a na kon-
tynencie południowoamerykańskim w Brazylii (ok. 275
tys.), Argentynie (ok. 65 tys.) oraz Paragwaju i Uru-
gwaju (łącznie ok. 18 tys.). Na terenie Azji, poza
ZSRR, jedyna licząca się kolonia polska znajdowała się
w Mandżurii (ok. 2,5 tys.). Najmniej emigrantów pol-
skich dotarło wówczas do Australii, Polinezji i krajów
afrykańskich. Sytuację z końca lat 30. ilustruje poniż-
sze zestawienie.
Polonia pod koniec okresu międzywojennego
Kontynent Liczba %
Europa 3596000 44,3
w tym kraje przylegle 3027000 37,3
inne 569000 7,0
Ameryka Północna 4151600 51,1
Ameryka Południowa 363400 4,5
Azja i Oceania 5500 }0,1
Afryka 4200
Razem 8120700 100,0
Istnienie Polonii, zazwyczaj silnie jeszcze związa-
nej z krajem ojczystym, było z wielu względów ko-
rzystne. Zapewniało m.in. dopływ środków finanso-
wych (głównie dolarów amerykańskich), ułatwiało za-
poznawanie opinii międzynarodowej z problemami
polskimi, propagowanie kultury polskiej oraz zdoby-
wanie nowych rynków zbytu dla towarów wytwarza-
nych w Polsce.
Dla podtrzymywania więzi skupisk polonijnych
z krajem, wciągania ich w akcje istotne dla państwa
i popierania polityki rządu, a także dla nawiązania bliż-
szych kontaktów między nimi, duże zasługi położył
Światowy Związek Polaków z Zagranicy (Światpol),
utworzony latem 1934 r. i kierowany do wybuchu II
wojny światowej przez Władysława Raczkiewicza,
późniejszego prezydenta na uchodźstwie. Związek
podkreślał konieczność zachowania lojalnej postawy
przez Polaków wobec ich krajów zamieszkania i kon-
centrował się przede wszystkim na podtrzymywaniu
różnego rodzaju działań kulturalno-oświatowych. Ini-
cjował zakładanie polskich szkół, bibliotek, zespołów
sportowych czy towarzystw śpiewaczych oraz organi-
zowanie kursów oświatowych i wspierał je finansowo.
W mniejszym stopniu na jego pomoc mogły liczyć pol-
skie instytucje gospodarcze. Z inicjatywy Światpolu
odbywały się coroczne spotkania przedstawicieli orga-
nizacji polonijnych i — rzadziej organizowane — po-
lonijne igrzyska sportowe oraz zjazdy zespołów arty-
stycznych, najczęściej chórów. W zasięgu oddziaływa-
nia Związku znajdowały się przede wszystkim skupiska
Polaków z krajów europejskich. Poza jego strukturami
pozostawały, choć z nim współpracowały, najsilniejsze
organizacje polskie w USA, np. Związek Narodowy
Polski i Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie.
2. PRZEMIANY USTROJOWE
MIĘDZY MONARCHIĄ I REPUBLIKĄ
Równocześnie z walką o niepodległość toczyły się,
nie zawsze ujawniane zbyt wyraźnie, spory o kształt
ustrojowy państwa. Początkowo sprowadzały się one
do spraw najbardziej zasadniczych, to znaczy wyboru
modelu monarchistycznego lub republikańskiego.
W pierwszym okresie, z przekonania lub rozsądku,
przewagę mieli zwolennicy monarchii. Wynikało to
w dużej mierze z faktu, że rozwiązania republikańskie
przed I wojną światową były w Europie w zdecydowa-
nej mniejszości, a dłuższe tradycje miały jedynie
w dwóch państwach — Szwajcarii i Francji, do których
tuż przed wojną dołączyła jeszcze Portugalia (1912).
Za monarchistycznym rozwiązaniem opowiadała
się też większość liczących się w społeczeństwie pol-
skim sił politycznych, a zwłaszcza wpływowe i opi-
niotwórcze ugrupowania konserwatywne. Jeżeli nawet
stronnictwa lewicowe, z socjalistycznymi na czele, wo-
lałyby model republikański, to nie bardzo widziały one
wówczas możliwość przeforsowania swego punktu wi-
dzenia. Wydawało się też, że przewagę monarchistów
potwierdzają wydarzenia z czasu I wojny światowej,
np. utworzenie Królestwa Polskiego Aktem 5 listopada
czy powołanie Rady Regencyjnej, a sprawę przesądza
projekt ustawy zasadniczej opracowany przez komisję
sejmowo-konstytucyjną Tymczasowej Rady Stanu
w 1917 r., przewidujący wprowadzenie w Polsce dzie-
dzicznej monarchii.
W rzeczywistości jednak już wówczas, gdy go
opracowywano, nie było to takie oczywiste, gdyż
w tym czasie największe w kontynentalnej Europie
monarchie albo należały do przeszłości (Rosja), albo
w szybkim tempie zbliżały się do kresu istnienia (Au-
stro-Węgry, Niemcy). Na ich gruzach powstawały pań-
stwa o ustroju republikańskim. To także w znacznym
stopniu przesądzało o sytuacji w Polsce, choć nie ozna-
czało, że monarchiści całkowicie zniknęli. Najdłużej
sympatie takie zachowali konserwatyści, m.in. z tere-
nów północno-wschodnich, o czym świadczyła kampa-
nia wileńskiego „Słowa” (1922-1939), kierowanego
przez Stanisława Cata-Mackiewicza. Nie wygasły one
i w innych środowiskach, czego dowodem są wyniki
ankiet przeprowadzanych w pierwszej połowie lat 20.
przez popularne, docierające do szerokich kręgów spo-
łecznych dzienniki (krakowski „Ilustrowany Kuryer
Codzienny”, łódzką „Republikę”), w których systema-
tycznie ok. 30% odpowiadających uznawało monarchię
za najlepszą formę ustrojową. Najważniejszym ugrupo-
waniem skupiającym zwolenników takich zapatrywań
była Wszechstanowa (później Włościańska) Organiza-
cja Monarchistyczna, na której czele stał przez długi
czas Alojzy Ćwikliński, skądinąd były członek POW
i długoletni działacz lewicowego odłamu ruchu ludo-
wego. Jego organizacja, nie poparta nawet przez kon-
serwatystów, poniosła zresztą zupełną klęskę w wybo-
rach parlamentarnych w 1922 r. W następnych latach
monarchiści pogrążyli się już jedynie w jałowych spo-
rach o prawo do sukcesji po królach polskich.
Nie ulega jednak wątpliwości, że gdy kończyła się
I wojna światowa i rozpadły się największe monarchie
środkowoeuropejskie, wśród społeczeństwa polskiego
dominowali zwolennicy republiki. Nie było też dziełem
przypadku, że utworzony 7 XI 1918 lubelski gabinet
I. Daszyńskiego określił się mianem Tymczasowego
Rządu Ludowego Republiki Polskiej, a ten jego charak-
ter znalazł wielokrotne potwierdzenie w tekście opubli-
kowanego manifestu. Tydzień później, 14 XI 1918,
znikła najpoważniejsza monarchistyczna instytucja na
ziemiach polskich — Rada Regencyjna. Za ostatni ślad
występujących rozterek, chyba także bardziej legali-
stycznych niż rzeczywistych, można uznać neutralny,
nieprzesądzający niczego tytuł najważniejszego po od-
zyskaniu niepodległości wydawnictwa w państwie:
„Dziennik Praw Państwa Polskiego”, który dopiero
później stał się „Dziennikiem Ustaw Rzeczypospolitej
Polskiej”.
STAN TYMCZASOWY
Aczkolwiek autorytet Piłsudskiego, zwłaszcza po
przejęciu przezeń władzy z rąk Rady Regencyjnej,
uznawała znaczna część społeczeństwa, to jego pozycja
nie była jeszcze pod względem prawnym ugruntowana.
Powstające państwo wymagało w tej kwestii jedno-
znacznych rozwiązań. Znalazły się one w dekrecie
o organizacji najwyższej władzy reprezentacyjnej Re-
publiki Polskiej z 22 XI 1918, pełniącym przez kilka
miesięcy rolę prekonstytucji. Zgodnie z nim głową pań-
stwa stawał się, do czasu zwołania Sejmu Ustawo-
dawczego, Józef Piłsudski jako tymczasowy naczelnik
państwa, otrzymujący wyłączne prawo powoływania
odpowiedzialnego przed nim rządu i desygnowania, na
wniosek premiera, najwyższych urzędników w pań-
stwie. Funkcje legislacyjne sprawował rząd opracowu-
jący projekty dekretów, wchodzących jednakże w życie
dopiero po zatwierdzeniu przez J. Piłsudskiego, który,
z prawnego punktu widzenia, otrzymywał dzięki temu
władzę niemalże dyktatorską. Postanowienia listopa-
dowego dekretu miały charakter jedynie tymczasowy,
podobnie jak i opublikowane na jego podstawie akty
prawne, gdyż obowiązywały tylko do chwili zwołania
Sejmu Ustawodawczego, który mógł je przyjąć albo
odrzucić.
W społeczeństwie powszechna była opinia, że —
zgodnie z tradycją przedrozbiorową — sejm, jako naj-
ważniejszy wyraziciel woli narodu i jedyne źródło pra-
wa, uzyska najwyższą władzę w państwie. Wiązano
z nim olbrzymie i często sprzeczne nadzieje, z jednej
strony na przeprowadzenie głębokich reform, rozwią-
zanie wszelkich trudności ekonomicznych, a z drugiej
na likwidację napięć społecznych i skierowanie żywio-
łowych przejawów walki na tory legalne. Stanowisko
takie prezentowane było zarówno przez Radę Regen-
cyjną, rząd J. Świeżyńskiego w chwili zamachu (3 XI
1918), Polską Komisję Likwidacyjną, gabinet I. Da-
szyńskiego, jak i J. Piłsudskiego, który — przejmując
władzę od Rady Regencyjnej — zobowiązał się równo-
cześnie do możliwie szybkiego zwołania parlamentu.
Zlecając misję sformowania rządu J. Moraczewskiemu,
zastrzegł wyraźnie, że wszelkie kwestie socjalne i go-
spodarcze należy pozostawić do rozstrzygnięcia sej-
mowi, a za najważniejsze zadanie gabinetu uznał przy-
gotowanie ordynacji wyborczej.
Powstała ona wyjątkowo szybko, gdyż tekst, choć
nie pozbawiony ułomności i przeoczeń, został ogłoszo-
ny już 28 XI 1918. Tego samego dnia opublikowano
wykaz okręgów wyborczych i wyznaczono termin gło-
sowania na 26 I 1919. Część z przyjętych wówczas
rozwiązań została później zmodyfikowana, ale więk-
szość zasad obowiązywała do roku 1935. Prawo wy-
borcze, zgodnie z dominującymi poglądami, było po-
wszechne, równe (każdy wyborca miał tylko jeden głos
o tej samej wartości), bezpośrednie (głosowano na oso-
by, które miały wejść do parlamentu), tajne, co gwaran-
towało możność nieskrępowanego wyrażania swej wo-
li, i proporcjonalne. To ostatnie określenie w rzeczywi-
stości nie było przymiotnikiem odnoszącym się do
prawa wyborczego, ale dotyczyło zasad, na których
podstawie dzielono mandaty pomiędzy listy — propor-
cjonalnie do liczby uzyskanych przez nie głosów. Po-
wszechność ograniczał jedynie cenzus wieku, ustalony
na stosunkowo niskim poziomie — 21 lat. Ten punkt
ulegał najczęstszym korekturom, zarówno przy prawie
czynnym (głosowania), jak i biernym (kandydowania).
Z prawa wyborczego nie mogły korzystać osoby,
które — za popełnienie pewnych przestępstw (ordyna-
cja określała to bardzo dokładnie) — utraciły je na mo-
cy prawomocnych wyroków sądowych oraz tzw. nie-
własnowolne, to znaczy niezdolne do czynności praw-
nych, np. chorzy psychicznie. Pojawiające się i wtedy,
i później propozycje dodatkowego ograniczenia po-
wszechności przez wprowadzenie m.in. cenzusu wy-
kształcenia, zresztą na bardzo niskim poziomie (umie-
jętność czytania i pisania przy prawie czynnym i ukoń-
czenie szkoły powszechnej przy biernym), nie zostały
uwzględnione. Możliwości głosowania zostali pozba-
wieni, tak jak w całej Europie, z wyjątkiem ZSRR, żoł-
nierze w służbie czynnej, czyli pochodzący z poboru.
Było to zgodne z dominującym poglądem, że wojsko
nie może mieszać się do bieżącej polityki, a taki wy-
miar miałaby agitacja przedwyborcza w jednostkach,
którą zresztą trudno było sobie wyobrazić chociażby ze
względu na obowiązujące w nich przepisy (jedynym
wyjątkiem było zezwolenie na udział w głosowaniu
podczas wyborów uzupełniających w czerwcu 1919 r.
żołnierzy Armii Wielkopolskiej ze względu na jej
ochotniczy charakter). Zapis ten nie dotyczył zawodo-
wej kadry dowódczej. Wybory przeprowadzano
w okręgach wielomandatowych. Ich wielkość określał
przepis stwierdzający, że jeden poseł powinien przypa-
dać średnio na 50 tys. mieszkańców. Proporcja ta wzro-
sła później w związku z ustaleniem (1922) niezmiennej
liczby miejsc w sejmie na 444 i na 111 w senacie.
Mandaty rozdzielano między listy, wystawiane najczę-
ściej przez partie i stronnictwa polityczne, a ponadto
przez organizacje społeczne czy grupy obywateli. Do
ich zgłoszenia niezbędne było uzyskanie poparcia ze
strony przynajmniej 50 wyborców. Przy podziale man-
datów stosowano zasadę proporcjonalności, to znaczy
przyznawania poszczególnym listom mandatów w za-
leżności od liczby uzyskanych głosów. Najmniejsza
liczba głosów zapewniająca uzyskanie mandatu zwana
była dzielnikiem wyborczym.
Ordynacja zezwalała na kandydowanie tej samej
osoby w wielu okręgach wyborczych, co zdarzało się
bardzo często, ale wykluczała możliwość ubiegania się
o mandat z kilku list w tym samym okręgu. Przewidy-
wała również możliwość tworzenia bloków (wystawia-
nie jednej listy przez kilka ugrupowań) i związków wy-
borczych (traktowanie przy podziale mandatów sumy
głosów oddanych na kilka list tak, jak gdyby padły na
jedną). W wypadku wystawienia tylko jednej listy,
a nawet kilku, z liczbą kandydatów nieprzekraczającą
liczby mandatów przypadających na dany okręg, wybo-
rów nie przeprowadzano, a zgłoszone osoby miejsca
w sejmie uzyskiwały automatycznie. Sytuacje takie by-
ły jednak bardzo rzadkie, np. na Śląsku Cieszyńskim po
agresji czeskiej lub w jednym z okręgów wielkopol-
skich w czasie wyborów uzupełniających w czerwcu
1919 r.
Zarówno sama ordynacja, jak i towarzyszące jej
dodatkowe przepisy miały na celu wyeliminowanie
możliwości wszelkich nadużyć mogących wystąpić
w czasie głosowania, o których pamięć, zwłaszcza na
terenie Galicji, była wyjątkowo żywa. Temu służyły
zasada tajności i wykluczenie z głosowania żołnierzy.
Z tych też powodów zabroniono kandydowania urzęd-
nikom administracji państwowej, skarbowej i sądowej
z okręgu, na który rozciągał się zakres ich kompetencji,
a organom administracji państwowej lub samorządowej
popierania jakiejkolwiek listy. Za naruszenie tych za-
kazów przewidziano sankcje karne (od jednego roku do
trzech lat więzienia), podobnie jak za utrudnianie prawa
wolnego wyboru, uprawianie podstępnej propagandy
oraz kupowanie głosów w zamian za „poczęstunek” lub
obietnicę korzyści osobistej.
Zasady prawa wyborczego mogły budzić i rzeczy-
wiście budziły wątpliwości. Najwięcej z nich dotyczyło
proporcjonalności. Zakładano bowiem, że głosowanie
na listy, nie zaś na osoby powinno wyeliminować
z walki przedwyborczej element personalny na rzecz
konfrontacji koncepcji politycznych, czego jednak nie
osiągnięto. Dostrzegano także, że zasada ta, generalnie
premiująca różnorakie mniejszości pod warunkiem
zwartego zamieszkiwania przez nie jakiegoś terenu (np.
Białorusinów, Ukraińców, ale także i Polaków w wielu
rejonach Kresów Wschodnich), gwarantowała, iż par-
lament będzie wiernie odzwierciedlał układ sił narodo-
wych, wyznaniowych, a zwłaszcza politycznych, istnie-
jący w kraju i w społeczeństwie. Równocześnie był to
jej największy minus, gdyż występujące wśród społe-
czeństwa rozbicie polityczne było automatycznie prze-
noszone na forum izby ustawodawczej, a w rezultacie
utworzenie stabilnej, zdolnej do sformowania rządu
większości stawało najczęściej pod znakiem zapytania.
Głosowanie na listy, a nie na osoby bardzo często zmu-
szało wyborcę do niechcianych kompromisów, gdy nie-
jednokrotnie znajdowali się na nich obok jednostek
wartościowych także ludzie niedający gwarancji rzetel-
nej pracy. Z tym łączyła się także krytyka prawa kan-
dydowania jednej osoby z wielu okręgów. Partie poli-
tyczne, dążąc do pozyskania głosów, często w kilku lub
nawet kilkunastu okręgach umieszczały na pierwszym
miejscu osobistości znane i popularne, które jednak, co
oczywiste, mogły przyjąć tylko jeden mandat, a w po-
zostałych wypadkach torowały drogę osobom niemają-
cym żadnych szans na wybór w innych warunkach.
Wreszcie możliwość wystawiania list przy minimalnym
poparciu społecznym powodowała, że za każdym ra-
zem zgłaszano dziesiątki takich, które reprezentowały
grupki i jednostki o wybujałych ambicjach, ale bez
żadnego znaczenia, nawet w warunkach lokalnych. Za-
zwyczaj też uzyskiwały one w czasie głosowania po-
parcie mniejsze niż to, którego wymagano przy ich re-
jestracji. Większości wymienionych powyżej manka-
mentów nie zlikwidowano również w latach następ-
nych, aczkolwiek próby takie kilkakrotnie podejmowa-
no.
SEJM USTAWODAWCZY I MAŁA KONSTYTUCJA
Wybory do konstytuanty, nazwanej niezbyt precy-
zyjnie Sejmem Ustawodawczym, odbyły się 26 I 1919.
Początkowo zakładano, że obejmą wszystkie ziemie
polskie oprócz znajdujących się nadal pod okupacją
niemiecką Kresów Wschodnich (Wołyń i Polesie)
i Północno-Wschodnich (Wileńszczyzna i Grodzieńsz-
czyzna), choć przewidywano, że w niedługim czasie te
także wejdą do powstającego państwa. W pierwszym
rzędzie mieli w nich jednak uczestniczyć mieszkańcy
całego Królestwa Polskiego oraz ziem wchodzących w
skład Austro-Węgier i Niemiec. W rzeczywistości jed-
nak przeprowadzono je tylko na tych obszarach Króle-
stwa Polskiego i Galicji Zachodniej, na które faktycznie
rozciągała się władza rządu polskiego. Ludność pozo-
stałych terenów, zgodnie z dodatkowym postanowie-
niem, była reprezentowana przez posłów wybranych
z list polskich do parlamentu austriackiego (Reichsrat)
lub niemieckiego (Reichstag). W miarę krzepnięcia
struktur państwowych i rozszerzania ich zasięgu na co-
raz to nowe tereny przeprowadzano tam (oprócz Mało-
polski Wschodniej i Górnego Śląska) wybory uzupeł-
niające. W rezultacie w sejmie zabrakło jedynie przed-
stawicieli ludności z Wołynia, Polesia, Wileńszczyzny
i Grodzieńszczyzny. Ten ostatni mankament wyrów-
nywała częściowo decyzja Sejmu Ustawodawczego
z 24 III 1922 o kooptacji 20 posłów wybranych do wi-
leńskiego Sejmu Orzekającego. Gdy sejm zgromadził
się po raz pierwszy, zasiadało w nim 335 posłów, a pod
koniec kadencji ich liczba wzrosła do 432.
Sejm Ustawodawczy zebrał się po raz pierwszy 10
II 1919. Jego najważniejszym zadaniem było uchwale-
nie konstytucji, co jednak wymagało dłuższych prac.
Konieczne stało się przyjęcie rozwiązania tymczaso-
wego, gdyż z chwilą zebrania się parlamentu stracił
ważność dekret z 22 XI 1918. Dlatego 20 lutego sejm
podjął uchwałę O powierzeniu Józefowi Piłsudskiemu
dalszego sprawowania urzędu naczelnika państwa, któ-
ra przeszła do historii pod mianem małej konstytucji.
Skądinąd była to szczególna formuła prawna, gdyż
wiązała jeden z najwyższych urzędów w państwie
z wymienioną z imienia i nazwiska konkretną osobą,
a więc w wypadku jej śmierci lub ustąpienia zasady
w niej zawarte stałyby się automatycznie nieaktualne.
Zmieniała ona zasadniczo sytuację prawną w państwie.
Najwyższą władzą „suwerenną i ustawodawczą” stawał
się sejm, a podejmowane przezeń uchwały ogłaszał,
z kontrasygnatą premiera i odpowiedniego ministra,
marszałek sejmu. Władza wykonawcza pozostawała
w rękach naczelnika państwa (już nie tymczasowego),
ale jego pozycja uległa pod względem prawnym wy-
raźnemu osłabieniu. Reprezentował on państwo na ze-
wnątrz i był najwyższym wykonawcą uchwał sejmo-
wych w sprawach cywilnych i wojskowych. Powoływał
także rząd, ale „w porozumieniu z sejmem”. Zarówno
naczelnik, jak i rząd byli za swą działalność odpowie-
dzialni przed sejmem, a każdy akt państwowy naczel-
nika musiał być kontrasygnowany przez właściwego
ministra. W rzeczywistości pozycja J. Piłsudskiego na-
dal była znacząca, gdyż zagwarantowano mu pełną sa-
modzielność we wszelkich sprawach związanych z or-
ganizowaniem armii i prowadzeniem działań wojen-
nych, co w praktyce oznaczało także posiadanie po-
ważnego wpływu na politykę zagraniczną, zwłaszcza
że ciągle jeszcze jej najważniejszym elementem były
walki z sąsiadami. Zasady ustalone 20 lutego obowią-
zywały do czasu uchwalenia konstytucji marcowej,
a w rzeczywistości nawet dłużej, bo do chwili przeka-
zania przez naczelnika państwa swych uprawnień nowo
wybranemu prezydentowi w grudniu 1922 r.
KONSTYTUCJA MARCOWA
Przygotowaniem projektu ustawy zasadniczej zaję-
ły się wyspecjalizowane organy — najpierw utworzone
w początkach stycznia przez rząd J. Moraczewskiego
Biuro Konstytucyjne, następnie powołana 10 II 1919
z inicjatywy rządu I. Paderewskiego tzw. Ankieta Kon-
stytucyjna, grupująca wybitnych konstytucjonalistów
i znawców prawa pod przewodnictwem prof. Michała
Bobrzyńskiego, a w końcu wyłoniona 14 II 1919 sej-
mowa Komisja Konstytucyjna, składająca się z przed-
stawicieli poszczególnych klubów poselskich i kiero-
wana początkowo przez Władysława Seydę, później
przez Macieja Rataja, a wreszcie przez Edwarda Duba-
nowicza, który też wywarł największy wpływ na final-
ny projekt konstytucji. Do Komisji Konstytucyjnej
wpłynęło wprost bądź za pośrednictwem Biura lub An-
kiety wiele projektów opracowanych przez indywidu-
alnych autorów lub firmowanych przez większe zespo-
ły Wszystkie one miały pewne cechy wspólne: uznanie
narodu, rozumianego jako ogół obywateli, za jedyne
źródło władzy państwowej, zasadę pięcioprzymiotniko-
wego prawa wyborczego, przyznanie parlamentowi na-
czelnego miejsca w systemie najwyższych władz pań-
stwowych, z czym wiązało się podkreślenie odpowie-
dzialności gabinetu przed parlamentem. Występowały
także istotne różnice, dotyczące m.in. zakresu kompe-
tencji i sposobu wybierania głowy państwa. Żaden ze
zgłoszonych wniosków nie znalazł w całości uznania
Komisji, toteż ostatecznie wypracowała ona, w ciągu
kilku miesięcy, własne propozycje. Już na tym etapie
uwidoczniły się poważne rozbieżności i dlatego także
projekt przedstawiony sejmowi 8 VII 1920 nie od-
zwierciedlał poglądów całej Komisji Konstytucyjnej,
a duża część artykułów opatrzona była tzw. wotami
mniejszościowymi, najczęściej wyrażającymi punkt
widzenia przedstawicieli partii lewicowych, którzy nie
byli w stanie go przeforsować.
Faktyczna debata konstytucyjna rozpoczęła się do-
piero we wrześniu, po zażegnaniu niebezpieczeństwa
bolszewickiego. Od początku ujawniały się w niej duże
różnice stanowisk między prawicą a lewicą, które
z czasem przybierały na sile. Dotyczyły one m.in. jed-
no- lub dwuizbowości parlamentu, uprawnień Kościoła
katolickiego, zakresu praw obywatelskich, praw dla
mniejszości narodowych oraz wspomnianego już spo-
sobu wyłaniania i zasięgu uprawnień głowy państwa.
Najdramatyczniejsza walka, i to nie tylko w parlamen-
cie, rozegrała się o senat, za którego utworzeniem opo-
wiadała się prawica, dążąca ponadto do wprowadzenia
doń wirylistów, to znaczy osób uzyskujących mandaty
nie z wyboru, ale z racji sprawowanej funkcji (np. rek-
torów wyższych uczelni).
Ostatecznie prawica, mimo stosowania przez prze-
ciwników bardzo wymyślnych technik obstrukcyjnych,
zdołała — kosztem poczynionych w kuluarowych roz-
mowach niewielkich ustępstw — przeforsować swoje
koncepcje we wszystkich istotnych kwestiach. Między
innymi zgodziła się na usunięcie wirylistów z izby
wyższej oraz na wprowadzenie samego senatu niejako
na próbę, na okres jednej kadencji, po której upływie
miano ostatecznie zadecydować o jego losie. Zrezy-
gnowała także z zapisów, że prezydent musi być Pola-
kiem i katolikiem, że szkoły będą organizowane na za-
sadzie wyznaniowej, i zaakceptowała sformułowanie
przyznające wyznaniu rzymskokatolickiemu tylko „na-
czelne stanowisko wśród równouprawnionych wy-
znań”. Lewica zadowoliła się tymi pozornymi w grun-
cie rzeczy sukcesami i ustąpiła, głównie ze względu na
zbliżający się plebiscyt na Górnym Śląsku. 17 III 1921
sejm przyjął tekst konstytucji przez aklamację, gdyż jej
nieprzejednani przeciwnicy na czas głosowania opuścili
salę obrad.
Przyjęta ustawa składała się ze 126 artykułów, po-
dzielonych na 7 problemowych rozdziałów. Przyjęto w
niej klasyczny podział na władzę ustawodawczą (par-
lament), wykonawczą (prezydent i rząd) i sądowniczą,
określono podstawowe obowiązki obywateli oraz za-
gwarantowano im szeroki zakres praw i wolności.
Na czoło organów państwowych zdecydowanie
wysuwał się wyłaniany w demokratyczny sposób, na
pięcioletnią kadencję, dwuizbowy parlament, a w jego
obrębie sejm (izba poselska), uznawany za najważniej-
szego i w zasadzie jedynego wyraziciela woli całego
społeczeństwa. Zakres jego uprawnień zarysowano
bardzo szeroko i tylko on mógł decydować o najistot-
niejszych dla państwa kwestiach. Jedynie w drodze
ustawy sejmowej ustalano np. coroczny budżet pań-
stwa, liczebność wojska i pobór rekruta, nakładano po-
datki, decydowano o zaciąganiu pożyczek i obciążeniu
majątku narodowego zobowiązaniami finansowymi.
Sejm udzielał rządowi absolutorium i tylko on mógł
zgłaszać wotum nieufności zarówno całemu gabineto-
wi, jak i poszczególnym ministrom. Izba poselska, po-
dobnie jak rząd, miała prawo inicjatywy ustawodaw-
czej. O wyjątkowej roli sejmu świadczył także fakt, że
jego marszałek przewodniczył zgromadzeniu narodo-
wemu (połączonym izbom sejmu i senatu) oraz zastę-
pował głowę państwa w wypadku opróżnienia urzędu
prezydenta. Sejm mógł się rozwiązać na mocy własnej
uchwały. Jego kadencja mogła zostać skrócona (bar-
dziej teoretycznie niż praktycznie) także przez prezy-
denta, jeśli jego wniosek uzyskałby poparcie 3/5 sena-
tu.
Uprawnienia senatu, pozbawionego m.in. inicjaty-
wy ustawodawczej i kontroli nad rządem, sprowadzały
się przede wszystkim do analizowania projektów ustaw
uchwalonych przez sejm i wprowadzania do nich po-
prawek, które jednak stosunkowo łatwo mogły być
przez sejm odrzucone.
Parlamentarzyści byli przedstawicielami całego
społeczeństwa i nie mogli być krępowani instrukcjami
wyborczymi. Zachowaniu pełnej niezależności służyły
przepisy zakazujące im w czasie piastowania mandatu
utrzymywania powiązań z administracją państwową
(m.in. ekonomicznych), wykonywania płatnej służby
państwowej (poza stanowiskiem ministra, wiceministra
i profesora wyższej uczelni) oraz przyjmowania odzna-
czeń państwowych (poza wojskowymi). Swobodę pra-
cy zapewniał im natomiast immunitet, bardzo roz-
budowany, zwalniający od odpowiedzialności karnej
z tytułu sprawowania mandatu zarówno za działalność
w parlamencie, jak i poza nim. Nawet w wypadku po-
pełnienia przestępstwa kryminalnego można ich było
postawić przed sądem tylko za zgodą sejmu lub senatu.
W związku z tym zabroniono im pełnienia funkcji re-
daktora odpowiedzialnego, czyli osoby ponoszącej
konsekwencje karne za przestępstwo popełnione dru-
kiem przez zatrudniający ją organ prasowy.
Pozycja władzy wykonawczej, spoczywającej
w rękach prezydenta i rządu, była słaba. Uprawnienia
prezydenta, wybieranego na siedem lat przez zgroma-
dzenie narodowe, były niewielkie i sprowadzały się w
zasadzie do spraw etykietalno-reprezentacyjnych. Był
to efekt zabiegów prawicy, która przypuszczała, że sta-
nowisko to przypadnie J. Piłsudskiemu i dlatego prze-
pisy ustawy zasadniczej dostosowywała do tej konkret-
nej sytuacji. Do kompetencji prezydenta należało zwo-
ływanie, otwieranie, odraczanie (na 30 dni) i zamyka-
nie sesji parlamentu, ale, jak już wspomniano, w rze-
czywistości nie mógł on rozwiązać go samodzielnie
przed upływem kadencji. Nie przyznano mu także ani
inicjatywy ustawodawczej, ani prawa weta w stosunku
do uchwał podejmowanych przez izby ustawodawcze.
Prezydent formalnie powoływał szefa rządu i — na je-
go wniosek — pozostałych członków gabinetu, przy
czym musieli się oni cieszyć zaufaniem większości
sejmu. Nieliczne uprawnienia zagwarantowane mu w
konstytucji mógł realizować jedynie przy współdziała-
niu z rządem, a więc były to koncesje raczej na korzyść
powoływanych przez sejm gabinetów niż głowy pań-
stwa. Wydaje się, że w rzeczywistości prezydentowi
przysługiwało bez ograniczeń jedynie stosowanie pra-
wa łaski wobec osób skazanych na karę śmierci. Był
zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale nie mógł zostać na-
czelnym wodzem na wypadek wojny. Prezydent,
w przeciwieństwie do naczelnika państwa, nie był od-
powiedzialny przed sejmem za swe czynności urzędo-
we, ale każdy akt wydawany przez niego musiał kon-
trasygnować premier i właściwy minister, którzy też
ponosili za to rozporządzenie pełną odpowiedzialność.
Mógł być natomiast powołany do odpowiedzialności
konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu za zdradę pań-
stwa, złamanie konstytucji i przestępstwa pospolite. Po-
stawienie głowy państwa w stan oskarżenia wymagało
uchwały sejmu podjętej kwalifikowaną większością 3/5
głosów przy obecności przynajmniej połowy ustawo-
wej liczby posłów. Przepis ten okazał się czysto teore-
tyczny, gdyż nigdy nie został wykorzystany.
Zakres kompetencji rządu także nie byt zbyt duży,
choć organ ten wywierał istotny wpływ na funkcjono-
wanie państwa. Traktowany był on jako emanacja par-
lamentu i musiał się cieszyć jego zaufaniem. W sytua-
cjach wyjątkowych powstawały rządy pozaparlamen-
tarne (np. Władysława Grabskiego w latach 1923-
1925), przez sejm akceptowane, z którymi jednak nie
identyfikował się żaden z klubów poselskich. Na gabi-
necie ciążyła solidarna, a na jego poszczególnych
członkach indywidualna odpowiedzialność polityczna
(za kierunek działania) przed parlamentem oraz konsty-
tucyjna (za złamanie prawa) przed Trybunałem Stanu,
według procedury identycznej jak w przypadku prezy-
denta. Ministrowie byli także odpowiedzialni za poczy-
nania podległych im instytucji i urzędników. W okresie
obowiązywania konstytucji marcowej zdarzył się tylko
jeden wypadek postawienia ministra przed Trybunałem
Stanu, spowodowany zresztą walką polityczną. Znacz-
nie częściej sejm wyrażał dezaprobatę dla poczynań
rządu (ministra) przez uchwalenie wotum nieufności
lub, w łagodniejszej formie, przez dokonywanie cięć
budżetowych. Obie metody powodowały ustąpienie ga-
binetu lub ministra. Finansowa działalność rządu była
ponadto sprawdzana przez Najwyższą Izbę Kontroli.
W odrębnym, bardzo rozbudowanym rozdziale
konstytucja precyzowała nieliczne obowiązki i dość
znaczne prawa obywateli. Do najważniejszych obo-
wiązków należały: wierność wobec państwa, poszano-
wanie dla jego władz i praw, ponoszenie ciężarów
i świadczeń publicznych, odbywanie służby wojskowej
oraz wychowywanie dzieci na lojalnych obywateli pań-
stwa i zapewnienie im elementarnego wykształcenia.
Nie dopuszczano równoczesnego przyjmowania oby-
watelstwa innego kraju. Zakres praw był omówiony
bardziej szczegółowo. Ustawa gwarantowała obywate-
lom, bez różnicy pochodzenia, płci, wyznania i naro-
dowości, m.in. ochronę życia, mienia i wolności, rów-
ność wobec prawa, wolność myśli i przekonań, wyboru
miejsca zamieszkania i emigrowania, nietykalność
mieszkania, tajemnicę korespondencji, wolność prasy
i sumienia, nauki i nauczania, prawo organizowania się,
strajków i urządzania zgromadzeń. Na państwo nałożo-
no obowiązek roztoczenia opieki, ze szczególnym
uwzględnieniem kobiet i młodocianych, nad pracą oraz
zagwarantowania ubezpieczeń społecznych na wypadek
niemożności znalezienia zatrudnienia, choroby, nie-
szczęśliwego wypadku, a także niezdolności do pracy.
Bardzo istotny był art. 99, regulujący stosunki własno-
ściowe. Uznawał on wszelką własność za podstawę ist-
nienia państwa, a ewentualne jej naruszenie ze względu
na dobro publiczne, w tym także przejęcie części ziemi
na cele reformy rolnej, możliwe było tylko za pełnym
odszkodowaniem.
Ustawodawca przewidział także możliwość zmie-
niania ustawy zasadniczej. Mógł to uczynić drugi z ko-
lei sejm, bez udziału senatu, mocą własnej uchwały,
kwalifikowaną większością 3/5 głosów, w obecności
przynajmniej połowy ustawowej liczby posłów. Można
było także tego dokonać w każdej chwili uchwałą sej-
mu i senatu, podjętą większością 2/3 głosów ustawowej
liczby posłów i senatorów, a trzecią ewentualnością,
dopuszczaną co 25 lat, było wyrażenie takiej woli przez
zgromadzenie narodowe przy zwykłej większości gło-
sów.
Konstytucja weszła w życie w dniu ogłoszenia, to
znaczy 1 VI 1921, ale część jej przepisów dotyczących
funkcjonowania najwyższych władz państwowych za-
częła obowiązywać dopiero półtora roku później, po
pierwszych wyborach prezydenckich.
Rozwiązania przyjęte w polskiej ustawie zasadni-
czej nie odbiegały zbytnio od norm zastosowanych
w sąsiednich państwach i odzwierciedlały fakt, że
w większości państw ówczesnej Europy zatryumfowały
idee demokratyczne. W krajach bałtyckich przyjęto ja-
ko zasadę istnienie parlamentów jednoizbowych, wy-
bieranych na trzy lata, ale w Czechosłowacji, Austrii
i Niemczech, podobnie jak we Francji, na której Polska
się wzorowała, ciała ustawodawcze były dwuizbowe,
choć długość ich kadencji była różna. Podobnie jak we
Francji, Czechosłowacji, na Litwie i Łotwie głowę pań-
stwa wybierał parlament. Zakres jej kompetencji, po-
dobnie jak w Niemczech, był niewielki, choć większy
niż w Estonii, w której funkcję tę pełnił pozbawiony
większego znaczenia każdorazowy premier.
Wraz z uchwaleniem konstytucji nastąpiły także
zmiany w ordynacji wyborczej. Jej nowa wersja została
uchwalona przez sejm 28 VII 1922. Podniesiono w niej
cenzus wieku dla kandydatów na posłów (do 25 lat).
Prawo wyborcze do senatu przyznano osobom, które
ukończyły lat 30 (czynne) i 40 (bierne) i przynajmniej
przez rok mieszkały na terenie okręgu wyborczego, to
znaczy województwa. Zmodyfikowano także sposób
wyłaniania obu izb, dążąc do osłabienia konsekwencji
wynikających z nadmiernego rozproszkowania poli-
tycznego w kraju. Zgodnie z nowymi zasadami w okrę-
gach wybierano 372 posłów oraz 93 senatorów, a pozo-
stałe mandaty (72 poselskie i 18 senackich) rozdzielano
na zasadzie proporcjonalnej między tzw. listy pań-
stwowe, których rejestrację obwarowano dodatkowymi
zastrzeżeniami. Zgłaszano je na ręce Generalnego Ko-
misarza Wyborczego, najpóźniej 40 dni przed wybora-
mi, pod warunkiem uzyskania poparcia pięciu posłów
lub senatorów z ustępującego parlamentu albo co naj-
mniej tysiąca wyborców z dwóch okręgów wybor-
czych, przy czym z każdego z nich musiało pochodzić
przynajmniej pięciuset. Otrzymywały one numery
zgodnie z kolejnością złożenia, z pominięciem dzie-
wiątki, łatwej do pomylenia z szóstką. Listy okręgowe,
zgłaszane na dotychczasowych zasadach (po uzyskaniu
poparcia 50 wyborców), które zadeklarowały swe przy-
łączenie do państwowej, oznaczane były tym samym
numerem co ona. Ta jednolita w skali całego kraju nu-
meracja ułatwiała prowadzenie kampanii wyborczej,
a zwłaszcza używanie wszelkiego rodzaju materiałów
propagandowych. Okręgowe listy innych grup wybor-
ców, nieprzyłączone do państwowych, otrzymywały
w każdym okręgu numery następujące po najwyższym
numerze listy państwowej.
Żywa dyskusja, do której wówczas doszło, nie do-
tyczyła list państwowych jako takich, ale zasad, na
podstawie których powinny być między nie dzielone
mandaty. Część polityków uważała, że należy tego po-
działu dokonywać ! uwzględnieniem liczby głosów,
które padły na nie w okręgach, ale nie były la tyle licz-
ne, aby zapewnić danemu ugrupowaniu uzyskanie
mandatu. Za takim rozwiązaniem opowiadali się np.
przywódcy żydowscy, gdyż ze względu na terytorialne
rozproszenie swych zwolenników realne szanse na
przeprowadzenie własnych kandydatów mieli jedynie
w kilku dużych ośrodkach miejskich, a na pozostałych
terenach „marnowała się” olbrzymia, idąca w dziesiątki
tysięcy liczba głosów, które co najwyżej można było
wykorzystywać w wewnętrznych rozgrywkach jako
dowód zasięgu wpływów poszczególnych ugrupowań.
Z podobnych względów propozycje Żydów popierali
także politycy innych mniejszości narodowych, zwłasz-
cza Niemców, a z polskiej strony konserwatyści. Ci
ostatni w wyborach okręgowych nie mogli liczyć na
uzyskanie nawet jednego miejsca w parlamencie, gdyż
ich elektorat był terytorialnie rozproszony. Koncepcja
ta nie została uwzględniona, a prawo do mandatów
przyznano, na zasadzie proporcjonalnej, jedynie tym li-
stom, które przeprowadziły swych kandydatów co naj-
mniej w sześciu okręgach do sejmu lub trzech do sena-
tu. Mogły z nich więc korzystać jedynie ugrupowania
silne, o dużym zasięgu terytorialnym, co w intencji
ustawodawcy miało ułatwić wyłonienie większości par-
lamentarnej. Nadzieje te jednak nie ziściły się, a przyję-
te zasady doprowadziły do dodatkowego zaostrzenia
stosunków z przywódcami mniejszości narodowych,
którzy ponadto zarzucali autorom ustawy, że wprowa-
dzili do niej elementy tzw. geometrii wyborczej, mają-
cej na celu wzmocnienie polskiej większości. Rzeczy-
wiście terytorium państwa zostało podzielone, mniej
więcej wzdłuż Sanu i Bugu, na dwie części. W za-
chodniej, zdominowanej przez Polaków, jeden mandat
przypadał średnio na ok. 70 tys. mieszkańców, a we
wschodniej, z przewagą mniejszości narodowych, na
prawie 87 tys. Na wschodzie wykrojono także okręgi
z większą liczbą mandatów, co stwarzało ludności pol-
skiej, pod warunkiem zrezygnowania z walk partyjnych
i tym samym rozpraszania głosów, możliwość wyboru
własnych przedstawicieli.
NOWELA SIERPNIOWA I PRECEDENSY KONSTYTUCYJNE
14 XII 1922 naczelnik państwa przekazał władzę
nowo wybranemu prezydentowi. Od tego dnia konsty-
tucja, przynajmniej w zakresie funkcjonowania najwyż-
szych władz państwowych, weszła w życie, a ustalone
zasady obowiązywały w pełni do maja 1926 r. Z niedo-
skonałości jej przepisów zdawano sobie dość po-
wszechnie sprawę, dlatego też bardzo szybko pojawiły
się głosy dotyczące konieczności dokonania poprawek.
Postulaty, podkreślające najczęściej konieczność
wzmocnienia władzy wykonawczej, były często for-
mułowane, a nawet zgłaszane do laski marszałkowskiej
(np. 26 IV 1926 przez kluby prawicy i centrum), ale nie
doczekały się realizacji. Ze szczególną siłą opowiadał
się za takimi zmianami także J. Piłsudski, który przy
każdej okazji krytykował „sejmowładztwo” i odpowie-
dzialne za nie partie polityczne. Stąd też jednym
z pierwszych żądań, które wysunął po zamachu majo-
wym, było uzdrowienie ustroju państwa. Odpowiedni
projekt skierowano do parlamentu, gdzie, przy pewnej
wstrzemięźliwości ze strony lewicowych majowych
kombatantów, uzyskał poparcie większości, m.in.
ugrupowań prawicy i centrum, które przy tej okazji sta-
rały się zrealizować własne postulaty, zwłaszcza prze-
forsować zmianę ordynacji wyborczej, a w tym zmniej-
szenie liczebności parlamentu, likwidację zasady pro-
porcjonalności i podniesienie cenzusu wieku przy
czynnym i biernym prawie wyborczym. Te propozycje,
choć przyjęte w Komisji Konstytucyjnej, zostały od-
rzucone w dyskusji plenarnej. Ostatecznie projekt
uchwalono 2 VIII 1926 i z tego powodu przeszedł on
do historii pod nazwą noweli sierpniowej.
Na jej mocy prezydent otrzymał prawo przedter-
minowego rozwiązania parlamentu tylko na wniosek
rządu i — inaczej, niż to było dotychczas — bez ko-
nieczności uzyskania poparcia senatu. Jedyne ograni-
czenie sprowadzało się do zastrzeżenia, że może to
uczynić tylko raz z tego samego powodu. Równocze-
śnie nowa redakcja konstytucji pozbawiła sejm prawa
do samorozwiązania, co bardzo szybko okazało się po-
ważnym mankamentem (np. nie mógł z takiej możliwo-
ści skorzystać systematycznie ośmieszany i poniżany
sejm II kadencji). Prezydentowi przyznano prawo wy-
dawania dekretów nie tylko w okresie między kaden-
cjami i sesjami parlamentu, ale także w czasie jego ob-
rad, jeśli otrzymał od sejmu stosowne pełnomocnictwa.
Obejmowały one bardzo szeroki zakres problemów,
z wyjątkiem zmiany konstytucji i ordynacji wyborczej
oraz kwestii zastrzeżonych przez konstytucję wyłącznie
dla parlamentu. Wszystkie dekrety musiały być przed-
kładane sejmowi do akceptacji w ciągu 14 dni od roz-
poczęcia sesji lub kadencji. Parlamentowi narzucono
ścisły, pięciomiesięczny termin, w którym musiał
uchwalić ustawę budżetową. Niedotrzymanie go powo-
dowało, że moc ustawy otrzymywała albo wersja, nad
którą prace ukończono w przewidzianym czasie w sej-
mie lub senacie, albo — w skrajnym wypadku — pro-
jekt przygotowany przez rząd. Kolejna zmiana zabra-
niała głosowania nad wnioskiem o wotum nieufności
w stosunku do rządu lub poszczególnych ministrów na
tym samym posiedzeniu, na którym został on zgłoszo-
ny. Dokonano także zaostrzenia przepisu zabraniające-
go uzyskiwania od rządu korzyści (np. koncesji) w cza-
sie zasiadania w parlamencie, wprowadzając postano-
wienie o utracie mandatu za takie przewinienie.
Powyższe zmiany zostały przyjęte bez poważniej-
szego oporu, a ich zasadność nie budziła zastrzeżeń
wśród osób związanych z funkcjonowaniem państwa.
Na ogół odbierano je jako próbę usprawnienia systemu
rządzenia. Większe wątpliwości pojawiły się wśród
teoretyków prawa i historyków, podkreślających przede
wszystkim potencjalne ograniczenie praw władzy usta-
wodawczej w zakresie kontroli nad rządem. W rzeczy-
wistości uprawnienia te nie doznały większego
uszczerbku, poza pozbawieniem jej możliwości samo-
rozwiązania. Jak pokazała praktyka, nowe zasady po-
zwalały sejmowi na dokonywanie wszechstronnej i kry-
tycznej oceny kolejnych gabinetów w czasie dyskusji
budżetowej oraz na terminowe uchwalanie budżetu.
Nie zdarzyło się także ani raz, aby zgłoszone wotum
nieufności nie zostało przegłosowane na następnym po-
siedzeniu. Eliminowało to natomiast, również teore-
tyczną, możliwość przypadkowego obalenia gabinetu,
co w polskim parlamencie było znacznie łatwiejsze niż
utworzenie nowego, gdyż za wotum nieufności prawie
zawsze głosowali komuniści i znaczna część posłów
mniejszości narodowych, którzy w budowaniu więk-
szości sejmowej udziału nie brali. W zasadzie pozy-
tywnie należy ocenić wyposażenie prezydenta w prawo
rozstrzygania wielu kwestii drogą dekretów, gdyż gene-
ralnie przyspieszało to prawną unifikację państwa.
Przepis o zastosowaniu sankcji karnych za wykorzy-
stywanie mandatu parlamentarnego dla uzyskiwania
korzyści osobistych od rządu pozostał martwy, gdyż ta-
kich sytuacji ani przed majem, ani później nie wykryto,
a wszczynane dochodzenia kończyły się fiaskiem.
Po zamachu majowym istotniejsze od formalnych
były zmiany praktyczne, polegające na faktycznym
uniezależnieniu rady ministrów od parlamentu, z rów-
noczesnym coraz silniejszym, choć nieformalnym
wzrostem jej zależności od głowy państwa, a w rze-
czywistości od J. Piłsudskiego, decydującego o wszyst-
kich najważniejszych problemach, m.in. o personalnym
składzie kolejnych gabinetów, obsadzie najważniej-
szych urzędów administracyjnych, przesunięciach ka-
drowych w wojsku i kierunkach polityki zagranicznej.
Równie istotne stały się tzw. precedensy konstytucyjne,
polegające na rygorystycznym przestrzeganiu litery
prawa bez uwzględniania intencji ustawodawcy, co re-
alnie oznaczało, że dozwolone jest to wszystko, co nie
zostało wyraźnie zakazane. Autorem większości z nich
był Stanisław Car, jeden z najzdolniejszych prawników
obozu sanacyjnego, któremu opozycja nadała ironiczne,
nawiązujące do nazwiska miano: „jego intierprietator-
skoje wieliczestwo” (o carze Rosji mówiono „jego im-
pieratorskoje wieliczestwo”). Stosowanie precedensów
przejawiało się m.in. w ponownym powoływaniu na
poprzednie stanowiska ministrów, którzy otrzymali wo-
tum nieufności, gdyż w konstytucji stwierdzano jedy-
nie, że powinni oni ustąpić, nie zamieszczono nato-
miast zakazu ponownego powierzania im poprzednich
resortów. Ponownie wydawano także (co najwyżej
w lekko zmodyfikowanej formie) dekrety uprzednio
przez sejm odrzucone, gdyż w konstytucji zabrakło
przepisu, że dekret raz uchylony nie może zostać po raz
kolejny opublikowany. Niekiedy zwoływano sesje nad-
zwyczajne i natychmiast je odraczano na 30 dni, a na-
stępnie zamykano, gdyż w ustawie zasadniczej nie zo-
stało wyraźnie powiedziane, że w czasie sesji powinny
się toczyć obrady. Tego rodzaju wybiegi stosowano
również w innych sytuacjach. Metoda taka nie tylko
przynosiła doraźne korzyści obozowi rządzącemu, ale
pozwalała także na ośmieszanie systemu parlamentar-
nego i ukazywanie jego nieskuteczności oraz na rów-
noczesne podkreślanie wad ustawy zasadniczej,
a w konsekwencji szerzenie przekonania, że jej grun-
towna zmiana jest absolutnie konieczna.
DYSKUSJA KONSTYTUCYJNA W SEJMIE II KADENCJI
Wyłoniona w 1928 r. izba poselska II kadencji
miała, jak już wspomniano, prawo zmiany konstytucji.
Sprawa ta była zresztą jednym z ważniejszych elemen-
tów propagandy przedwyborczej prawie wszystkich
ugrupowań politycznych. Obóz pomajowy wprowadził
do tego parlamentu najliczniejszą grupę reprezentan-
tów, nie stanowiła ona jednak większości kwalifikowa-
nej, koniecznej do zmiany ustawy zasadniczej. Nie-
mniej jednak to on właśnie wystąpił z propozycją pod-
jęcia prac nad naprawą ustroju. Spotkała się ona z róż-
nym oddźwiękiem wśród przeważających w sejmie
klubów opozycyjnych, które w większości obawiały
się, że wprowadzone zmiany będą zmierzały do umoc-
nienia prawnej pozycji majowych zwycięzców,
a zwłaszcza J. Piłsudskiego, który po dokonanych po-
prawkach stanie formalnie na czele państwa. Obawy
tego typu szczególnie silne były wśród parlamentarzy-
stów prawicy. Lewica natomiast opowiedziała się za
podjęciem dyskusji, gdyż w ten sposób chciała wyka-
zać, że choć pod adresem sejmu ciągle padają najroz-
maitsze oskarżenia, jest on jednak zdolny do pozytyw-
nej pracy, a ponadto miała nadzieję na publiczne uka-
zanie reakcyjności propozycji ekipy rządzącej i demo-
kratycznego charakteru własnych koncepcji, a nawet na
przeforsowanie niektórych z nich, np. likwidacji senatu.
Ostatecznie, zdecydowaną większością głosów,
sejm podjął 22 I 1929 uchwałę o przystąpieniu do prac
nad rewizją ustawy zasadniczej. Był to jednoznaczny
sukces rządzącego obozu, gdyż uchwałę taką można
było interpretować jako potwierdzenie jego general-
nych zastrzeżeń. On też złożył do sejmowej Komisji
Konstytucyjnej najwcześniejszy (9 II 1929) i najob-
szerniejszy projekt (ok. 70 poprawek). Ponadto wpłynę-
ły tam także wnioski ugrupowań lewicowych, centro-
wych i prawicowych. Zgłoszone propozycje różniły się
między sobą w wielu kwestiach, czasami diametralnie.
Projekt rządowy zmierzał do wyraźnego umocnienia
pozycji władzy wykonawczej, a zwłaszcza prezydenta,
kosztem kompetencji władzy ustawodawczej i ograni-
czenia zakresu praw obywatelskich. Niektóre jego po-
stulaty, np. podwyższenia cenzusu wieku przy biernym
i czynnym prawie wyborczym czy wzmocnienia pozy-
cji senatu, popierała także prawica, a częściowo nawet
centrum. Lewica była zdecydowanie przeciwna ograni-
czeniu uprawnień władzy ustawodawczej, gdyż, jak
twierdzili jej przedstawiciele, Polska miała niedoskona-
ły parlament, ale jeszcze gorsze rządy. Ponadto lewica
usiłowała przy okazji rewizji konstytucji walczyć o swe
postulaty z lat 1920-1921, czyli m.in. o zniesienie sena-
tu, oddzielenie Kościoła od państwa, zapewnienie sze-
rokich uprawnień mniejszościom narodowym czy usta-
nowienie reprezentujących interesy klasy robotniczej
Naczelnej Rady Gospodarczej i Izby Pracy. Przy tak
dużych rozbieżnościach możliwość znalezienia rozwią-
zań zadowalających wszystkie strony była nikła, a po-
nadto w rzeczywistości nawet nie usiłowano wypraco-
wać kompromisu. Cała dyskusja, poza zaprezentowa-
niem stanowisk, zakończyła się na sferze czysto teo-
retycznej. Została ona, podobnie jak przed kilku laty,
wyniesiona poza mury parlamentu, a w czasie wystą-
pień działaczy sanacyjnych pojawiały się niepokojące
tony, zapowiadające, że — niezależnie od wysuwanych
przez opozycję zastrzeżeń — ustawa zasadnicza musi
zostać zmieniona. Na szczegółową debatę konstytucyj-
ną zabrakło czasu nawet w Komisji Konstytucyjnej,
gdyż parlament 26 VIII 1930 został rozwiązany. For-
malnym tego powodem był fakt, że nie potrafił dopro-
wadzić do naprawy ustroju, rzeczywistą przyczynę sta-
nowiło zaś zaostrzenie walki między obozem rządzą-
cym a opozycją.
Problem powrócił po wyborach z roku 1930, prze-
prowadzonych w warunkach szczególnych i zakończo-
nych zwycięstwem obozu sanacyjnego, zapewniającym
mu z naddatkiem bezwzględną przewagę w sejmie, cią-
gle jednak zbyt małą, aby mógł — zachowując obowią-
zujące przepisy — własnymi siłami zmienić ustawę za-
sadniczą. W trzydziestoosobowej Komisji Konstytu-
cyjnej, zgodnie z układem sił w sejmie, 18 miejsc przy-
padło zwycięskiemu obozowi, a 12 rozdrobnionej opo-
zycji, która w tej sytuacji w ogóle nie skierowała do
niej swych przedstawicieli, wychodząc ze słusznego za-
łożenia, że ich głosy i tak nie będą miały znaczenia,
a obecność zostanie przez opinię publiczną uznana za
wyraz aprobaty dla postulatów sanacyjnej większości.
Miało to jednak także negatywne konsekwencje, gdyż
ugrupowania anty- sanacyjne w rezultacie takiego po-
sunięcia nie orientowały się w postępach prac, które
zresztą początkowo nie były zbyt intensywne. Po części
wynikało to z faktu, że wiele postanowień, zmieniają-
cych istotnie sytuację prawną w kraju, realizowano na
drodze ustawodawstwa zwykłego, co przy bezwzględ-
nej większości parlamentarzystów prorządowych w obu
izbach nie było trudne. Posiadana przewaga pozwoliła
także na rozwiązywanie innych problemów, np. prze-
prowadzenie przy absencji opozycji reelekcji I. Mościc-
kiego na kolejną kadencję prezydencką (8 V 1933).
W pracach nad nowym tekstem konstytucji naj-
ważniejszą rolę odegrał S. Car. Powtórzono w niej
w większości postulaty zgłoszone w poprzednim sej-
mie, choć tym razem konsultowano je także ze znanymi
konstytucjonalistami, niektórymi środowiskami spo-
łecznymi i z nieformalnym gremium, tzw. zgromadze-
niem lokatorów, skupiającym wszystkich pomajowych
szefów rządów, z wyjątkiem słabiej związanego z elitą
sanacyjną Kazimierza Bartla. (Osobliwa nazwa tego
gremium wynikała z faktu, że urzędujący premierzy ko-
rzystali ze służbowego mieszkania w gmachu Prezy-
dium Rady Ministrów). Wiadomości o podejmowanych
rozstrzygnięciach z rzadka tylko docierały do szerszej
opinii publicznej. Na przykład Walery Sławek przed-
stawił je, bardzo ogólnie, na Zjeździe Legionistów 6
VIII 1933, podkreślając m.in. konieczność oparcia wy-
borów do senatu na elicie wywodzącej się z „przodują-
cych w pracy na rzecz dobra ogólnego” uczestników
walk o niepodległość i utrwalenie bytu państwa, okre-
ślanej mianem Legionu Zasłużonych, jednak nie spre-
cyzował szczegółowo kryteriów jej wyłaniania.
KONSTYTUCJA KWIETNIOWA
W grudniu 1933 r. Komisja Konstytucyjna zaak-
ceptowała przedyskutowane tezy konstytucyjne.
Oprócz nich powstał też znany tylko ścisłemu kręgowi
wtajemniczonych i dopracowany pod względem redak-
cyjnym projekt ustawy zasadniczej. Jedynym proble-
mem było uzyskanie dla niego niezbędnej większości
kwalifikowanej (2/3 głosów przy obecności połowy
ustawowej liczby posłów). Załatwiono to na drodze
niezbyt formalnej. 26 I 1934 Kazimierz Świtalski, jako
marszałek sejmu, poinformował izbę, że w trzecim
punkcie obrad znajdzie się sprawozdanie Komisji Kon-
stytucyjnej z jej dotychczasowych prac. Opozycja,
wierna swej zasadzie nieuczestniczenia w jakichkol-
wiek pracach nad projektem, na którego zredagowanie
nie miała żadnego wpływu, postanowiła zrezygnować
z udziału w tej dyskusji, przypominając przed opusz-
czeniem izby, że nie jest to projekt, lecz jedynie tezy
i dlatego, zgodnie z obowiązującymi przepisami kon-
stytucyjnymi i regulaminem sejmowym, nie można
podjąć żadnych wiążących uchwał, to znaczy, że nie
jest możliwe uchwalenie ich jako ustawy. Zgodnie
z konstytucją marcową wniosek o zmianę ustawy za-
sadniczej musiała podpisać co najmniej 1/4 ustawowej
liczby posłów i należało go zgłosić przynajmniej 15 dni
przed dyskusją. Stało się jednak inaczej. Na sali pozo-
stali wyłącznie zwolennicy obozu sanacyjnego, którzy
uznali tezy konstytucyjne za wniosek nagły, a przy ta-
kim, zgodnie z precedensową interpretacją wicemar-
szałka S. Cara, nie musiano przestrzegać normalnej
procedury. Na podobnej zasadzie (wniosek nagły)
przegłosowano także niezbędne poprawki w regulami-
nie sejmowym, uzupełnienie porządku dziennego oraz
skrócenie postępowania legislacyjnego, czyli rezygna-
cję z pierwszego i drugiego czytania. Wszystko to
umożliwiło zaakceptowanie „tez” jako projektu. Kiedy
zaalarmowana opozycja wróciła na salę, przywitał ją
śpiew bojowej pieśni piłsudczyków — Pierwszej Bry-
gady — gdyż nowa konstytucja była już uchwalona.
Zarówno we współczesnych, jak i w późniejszych
oświadczeniach członkowie ówczesnego obozu rządzą-
cego podkreślali zgodność swego działania z literą
prawa, co najwyżej ze względów propagandowych
przypominając, że pierwsza w polskich dziejach kon-
stytucja z 1791 r. także została uchwalona w atmosfe-
rze swoistego „zamachu stanu”. Niezależnie jednak od
ekwilibrystyki słownej nikt, łącznie z J. Piłsudskim, nie
miał wątpliwości, że analogie są bardzo dalekie,
a ustawę uchwalono „dowcipem i trikiem”, z pogwałce-
niem obowiązujących przepisów, co dla ustroju pań-
stwa nie było zjawiskiem korzystnym. Zgodnie z wolą
J. Piłsudskiego postanowiono sprawę na jakiś czas wy-
ciszyć, a projekt poddać gruntownej obróbce na forum
senatu, w którym obóz sanacyjny dysponował już wy-
maganą większością kwalifikowaną. W wyniku trwają-
cej prawie rok dyskusji dokonano kilku istotnych
zmian, n.in. zrezygnowano z Legionu Zasłużonych, po-
dobnie jak i z zamiaru wydłużenia kadencji senatu. 16 I
1935 senat wymaganą większością głosów (74:24)
przyjął lekko zmodyfikowany tekst i skierował go do
sejmu. Tym razem opozycja była już świadoma powagi
sytuacji, ale pojawił się ponownie problem interpretacji
konstytucji — czy poprawki senatu także mają być
przyjmowane lub odrzucane większością kwalifikowa-
ną 2/3 głosów ustawowej liczby posłów, czy też 11/20,
czyli obowiązującą w zwykłej procedurze. Wobec nie-
jasności sformułowań konstytucji marcowej uznano, że
wystarczająca jest większość zwykła, jak przy każdej
innej ustawie, z czym już nie było probierni. 23 III
1935 sejm, mimo błyskotliwych przemówień posłów
opozycyjnych, m.in. Macieja Rataja i Stanisława Stroń-
skiego, zatwierdził nową ustaję. Miesiąc później (23 IV
1935) pod jej tekstem złożyli podpisy prezydent oraz
członkowie rządu, a następnego dnia została ogłoszona
w „Dzienniku Ustaw” i tym samym weszła w życie.
Nowa konstytucja była bardziej zwięzła, gdyż
składała się z 14 rozdziałów 81 artykułów. Równocze-
śnie stwierdzano w niej, że 12 artykułów z rozdziału
o powszechnych obowiązkach i prawach obywatelskich
z poprzedniej ustawy zasadniczej, które w nowym tek-
ście nie uległy poprawkom redakcyjnym, obowiązuje
w dalszym ciągu. Utrzymywała także, z niewielką mo-
dyfikacją, ustawę konstytucyjną z 15 VII 1920 o statu-
cie organicznym województwa śląskiego.
Ustawę zasadniczą otwierał tzw. dekalog, zawarty
w rozdziale „Rzeczpospolita Polska”. Podkreślano
w nim nadrzędny charakter państwa wobec grup i po-
szczególnych członków społeczeństwa, a także, podob-
nie jak i w innych częściach ustawy, szczególne zna-
czenie odpowiedzialności moralnej spoczywającej na
jednostkach i zbiorowościach, tym większej, im szerszy
zakres władzy im dawano. Zaznaczano, że państwo, ja-
ko wspólne dobro wszystkich obywateli, wskrzeszone
walką i ofiarą najlepszych swych synów, winno być
systematycznie umacniane i przekazywane następnym
pokoleniom, za co każde z nich ponosi odpowiedzial-
ność „przed potomnością swoim honorem i swoim
imieniem”. Ciążyła ona w szczególności na stojącym
na czele państwa prezydencie (odpowiedzialnym
„przed Bogiem i historią”). Uprawnienia jednostek,
którym bez względu na pochodzenie, narodowość, płeć
i wyznanie zapewniano swobodny rozwój, do wpływa-
nia na sprawy publiczne miały być proporcjonalne do
ich zasług na rzecz „dobra powszechnego”. Państwo
gwarantowało obywatelom wolność sumienia, słowa
i zrzeszania się, ograniczoną jedynie „dobrem po-
wszechnym”, a w zamian za to żądało wierności i rze-
telnego wypełniania nakładanych obowiązków.
Konstytucja odrzucała klasyczny podział kompe-
tencji najwyższych organów państwowych i stawiała na
czele państwa prezydenta, w którego osobie skupiała
się ,jedna i niepodzielna władza”, sprawowana za po-
średnictwem podległych mu organów — rządu, sejmu
i senatu, sądownictwa oraz sił zbrojnych, odpowie-
dzialnego za dobro państwa, jego gotowość obronną
i pozycję międzynarodową oraz zobowiązanego do
przestrzegania konstytucji i dbania o zachowanie rów-
ności obywatelskiej.
Prezydent, podobnie jak poprzednio, miał być wy-
bierany na siedem lat, prawdopodobnie z możliwością
reelekcji, choć tego wyraźnie nie zapisano. W zasadzie
miało go wyłonić specjalne Zgromadzenie Elektorów,
złożone z pięciu wirylistów (marszałek senatu jako
przewodniczący Zgromadzenia, marszałek sejmu, pre-
mier, pierwszy prezes Sądu Najwyższego i generalny
inspektor sił zbrojnych) oraz 75 „obywateli najgodniej-
szych”, wskazanych przez sejm (50) i senat (25). Ustę-
pujący prezydent miał jednak prawo wskazania wła-
snego kandydata i w wypadku gdyby z niego skorzy-
stał, o obsadzie urzędu decydowali obywatele w głoso-
waniu powszechnym, opowiadając się za osobą wyty-
powaną przez prezydenta lub Zgromadzenie Elektorów.
Zapis okazał się teoretyczny, gdyż rozwój wydarzeń
nigdy nie pozwolił na jego zrealizowanie, podobnie jak
postanowienia, że o trwałej niemożności sprawowania
urzędu winno zadecydować zgromadzenie narodowe,
zwołane większością 3/5 ustawowej liczby głosów obu
izb na wniosek marszałka senatu, który też z urzędu
przejmowałby w takich okolicznościach funkcje głowy
państwa. Praktyczne zastosowanie znalazł natomiast ar-
tykuł pozwalający prezydentowi na wyznaczanie
w wypadku wojny swego następcy, z prawem sprawo-
wania urzędu w trakcie jej trwania i przez 3 miesiące
po zawarciu traktatu pokojowego oraz z możliwością
wydawania w tym czasie dekretów we wszystkich
sprawach z wyjątkiem zmiany ustawy zasadniczej.
Uprawnienia prezydenta były bardzo szerokie,
zdecydowanie większe niż poprzednio suwerennej wła-
dzy ustawodawczej. W ramach swych uprawnień zwy-
kłych był on zwierzchnikiem sił zbrojnych, reprezen-
tował państwo na zewnątrz, stanowił o wojnie i pokoju,
mianował „według swego uznania” premiera i człon-
ków rządu, zwoływał i rozwiązywał parlament, otwie-
rał, odraczał i zamykał jego sesje, zawierał i ratyfiko-
wał umowy z innymi państwami oraz decydował o ob-
sadzie zastrzeżonych mu urzędów. Przy wypełnianiu
niektórych zadań, np. mianowaniu ministrów, koniecz-
na była kontrasygnata premiera. Ponadto prezydent ko-
rzystał z tzw. prerogatyw, czyli uprawnień osobistych,
które kontrasygnaty nie wymagały. Należało do nich
wspomniane prawo wskazywania kandydata na swego
następcę, zarządzania głosowania powszechnego przy
wyborach prezydenckich, mianowania i odwoływania
premiera, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, pre-
zesa Najwyższej Izby z budżetową i miała trwać 4 mie-
siące, istniała jednak możliwość jej wcześniejszego
zamknięcia, jeżeli budżet uchwalono przed upływem
tego terminu. Sesje nadzwyczajne nadal miały charak-
ter wyjątkowy i można je było zwoływać w każdej
chwili na żądanie prezydenta lub na wniosek połowy
ustawowej liczby posłów.
Przy generalnym obniżeniu pozycji władzy usta-
wodawczej wzmocniona została pozycja senatu. Jego
marszałek otrzymał prestiżowe przewodnictwo zgro-
madzenia narodowego, Zgromadzenia Elektorów i za-
stępstwo prezydenta na wypadek nagłego opróżnienia
tego urzędu. Senatowi przyznano także prawo współu-
działu w wyrażaniu wotum nieufności rządowi. Do od-
rzucenia senackich poprawek konieczna była większa
niż dotychczas liczba głosów poselskich.
Immunitet parlamentarny członków sejmu i senatu
został zachowany, ale wprowadzono w nim istotne
ograniczenia. Mieli oni prawo korzystania zeń tylko
w takim zakresie, jakiego wymagało ich uczestnictwo
w pracach obu izb, ponadto nawet wówczas za wystą-
pienia sprzeczne z obowiązkiem wierności wobec pań-
stwa albo zawierające znamiona przestępstwa ścigane-
go z urzędu mogli być uchwałą odpowiedniej izby, na
żądanie jej marszałka lub ministra sprawiedliwości, po-
stawieni przed Trybunałem Stanu i na mocy jego orze-
czenia pozbawieni mandatu. Za wszelkie niezgodne
z prawem działania poza parlamentem i posłowie, i se-
natorowie byli pociągani do odpowiedzialności karnej
na równi z innymi obywatelami.
Zmiany ustawy zasadniczej można było dokonać
w trzech przypadkach — z inicjatywy prezydenta, na
wniosek rządu lub na wniosek 1/4 ustawowej liczby
posłów. Ustawa zmieniająca konstytucję z inicjatywy
prezydenta wymagała zgodnych uchwał sejmu i senatu
powziętych zwykłą większością głosów (w obecności
co najmniej 1/3 ich składu osobowego). Natomiast
w przypadku propozycji rządu lub posłów konieczne
było zgodne poparcie przez ustawową większość skła-
du obu izb (a więc minimum 105 posłów i 49 se-
natorów. Zmiany uchwalone z inicjatywy sejmu musia-
ły ponadto uzyskać akceptację prezydenta. Jego sprze-
ciw powodował, że proponowane poprawki miał prawo
rozpatrzyć dopiero nowo wybrany parlament, a więc
w skrajnym wypadku mogłoby to nastąpić dopiero po
upływie pięciu lat. Prezydent mógł także nie przyjąć
poprawek do wiadomości i rozwiązać izby przed upły-
wem kadencji. Także i te postanowienia nie zostały ni-
gdy zastosowane.
Konstytucja kwietniowa doczekała się już wielu
ocen, najczęściej negatywnych i nie zawsze sprawie-
dliwych. Jak wiele innych wydarzeń z czasów II Rze-
czypospolitej była oceniana nie tyle z pragmatycznego,
ile z politycznego lub ideologicznego punktu widzenia.
Opozycja od początku podkreślała, że uchwalono ją
z pogwałceniem obowiązujących zasad prawnych,
w związku z czym jest nielegalna. O zastrzeżeniach za-
pomniała dopiero wtedy, gdy dzięki tej konstytucji uda-
ło się zachować ciągłość prawną państwa, a ona sama
mogła przejąć władzę i utworzyć legalny rząd na emi-
gracji. Monopol na negatywne oceny przejęli wówczas
komuniści, usiłując przedstawić konstytucję jako ema-
nację sił skrajnie reakcyjnych. Należy jednak pamiętać,
że była ona produktem swoich czasów, czyli widocznej
w krajach europejskich (poza Czechosłowacją) domi-
nacji prądów totalitarnych — komunizmu i faszyzmu.
Na tym tle ustawa polska z 1935 r. nie wypadała najgo-
rzej. Budowano silną władzę wykonawczą, ale pozwa-
lano istnieć opozycji i nie odbierano jej możliwości
działania. Utrzymywano w dalszym ciągu, chociaż
z ograniczeniem uprawnień, parlament jako przedsta-
wicielstwo całego społeczeństwa, zróżnicowanego pod
względem społecznym, politycznym i narodowościo-
wym. Zachowywano podstawowe wolności obywatel-
skie i pluralizm polityczny. Gwarantowano, w ramach
generalnie liberalnych przepisów prawnych, wolność
wyrażania poglądów, a więc także organizowania się
w partie polityczne, oraz wolność prasy, co na wschód
i zachód od Polski nie było już możliwe. Pewne roz-
wiązania, na tle gwałtownego wzrostu nastrojów nacjo-
nalistycznych w sąsiednich państwach, łącznie z ZSRR,
były bardzo nowoczesne, m.in. zjawiskiem pozytyw-
nym była bez wątpienia mocno zaakcentowana i, co
ważniejsze, generalnie respektowana równość obywa-
telska bez względu na narodowość, rasę i wyznanie.
Podkreślenie nadrzędnego stanowiska państwa jako
wspólnego dobra obywateli o zróżnicowanym pocho-
dzeniu narodowym, religijnym i politycznym otwierało
możliwość (której stopień realności trudno jest obecnie
ocenić ze względu na brak warunków jej realizacji)
zgodnej z polską tradycją budowy rzeczypospolitej
wielu narodów. Polska przyjmowała swe własne roz-
wiązania ustrojowe, co prawda odległe już od klasycz-
nych zasad liberalizmu z lat tuż po I wojnie światowej,
ale także daleko odbiegające od koncepcji totalitarnych,
a nawet od stosowanych w większości systemów auto-
rytarnych, eksponujących nacjonalizm.
Z przyjęciem nowej ustawy zasadniczej łączyła się
także generalna zmiana ordynacji wyborczej, sprecy-
zowanej w ustawie z 8 VII 1935. Ponownie, i to dość
znacząco ograniczono powszechność prawa wyborcze-
go do izby niższej, podnosząc cenzus wieku, tym razem
także przy prawie czynnym. Zmiany zachodzące w tym
zakresie ilustruje poniższe zestawienie:
Cenzus wieku przy wyborach do izby poselskiej
Ordynacja z: Prawo czynne Prawo bierne
28 XI 1918 21 21
28 VII 1922 21 25
8 VII 1935 24 30
Podniesienie cenzusu wieku, aczkolwiek ważne,
nie było jednak największym mankamentem. Najistot-
niejszy był fakt, że nowa ordynacja zlikwidowała zasa-
dę proporcjonalności i wychodziła generalnie z założe-
nia, że wybory powinny wyłonić reprezentację związa-
ną bezpośrednio ze społeczeństwem, nie zaś uzależnio-
ną, jak dotychczas, od partii politycznych. Łączył się
z tym nowy sposób zarówno wyłaniania kandydatów,
jak i wyboru posłów, których liczbę zredukowano
o ponad 50% (z 444 do 208). Kraj podzielono na 104
dwumandatowe okręgi, w których wystawiano tylko
jedną listę, a wyborca miał wskazywać konkretne oso-
by, budzące jego największe zaufanie.
Odrzucenie proporcjonalności oznaczało, że ol-
brzymiego znaczenia nabierało ciało decydujące o do-
borze kandydatów na posłów, a więc w praktyce także
o składzie personalnym parlamentu. Funkcję tę spełnia-
ły zgromadzenia okręgowe pod przewodnictwem komi-
sarzy wyznaczonych przez ministra spraw wewnętrz-
nych. Z mocy prawa uczestniczyli w nich przedstawi-
ciele samorządu terytorialnego (rad powiatowych,
miejskich, gminnych), gospodarczego (izb rolniczych,
przemysłowo-handlowych i rzemieślniczych), zawodo-
wego (izb lekarskich, adwokackich, notarialnych, zrze-
szeń technicznych), organizacji zawodowych (związ-
ków zawodowych pracowników fizycznych i umysło-
wych) i kobiecych (np. Ligi Kobiet) oraz szkół wyż-
szych, jeżeli istniały na terenie okręgu. Własnych
przedstawicieli mogły delegować do zgromadzeń także
inne, liczące minimum 500 osób, grupy wyborców, ale
swoją wolę musiały udokumentować notarialnie po-
świadczonymi podpisami. Wyborca mógł udzielić po-
parcia tylko jednemu kandydatowi, a ewentualne nad-
użycie oznaczało automatyczne unieważnienie w cało-
ści wszystkich podpisanych przez niego wniosków
W czasie posiedzenia zgromadzenia okręgowego
zgłaszano kandydatury, i ustalony ich wykaz poddawa-
no pod głosowanie. Uzyskane w ten sposób Doparcie
decydowało o miejscu zajmowanym przez daną osobę
na liście wyborczej, która musiała zawierać co najmniej
cztery nazwiska (w rzeczywistości zazwyczaj były one
liczniejsze). Sam akt wyborczy miał, jak już wspo-
mniano, charakter pozytywny, gdyż wyborca wskazy-
wał osobę mającą znaleźć się w sejmie. Jeżeli oddawał
kartkę bez zaznaczenia swych preferencji, wówczas
przyjmowano, że poparł dwóch pierwszych kandyda-
tów. Mandaty otrzymywały osoby, które uzyskały naj-
większą liczbę głosów, nie mniejszą jednak niż 10 tys.
Gdyby żaden z kandydatów takiego poparcia nie zdo-
był, o w praktyce nigdy się nie zdarzyło, należało po-
wtórzyć całą procedurę, jeżeli otrzymał je tylko jeden,
wówczas drugi mandat pozostawał nie obsadzony. Or-
dynacja nie przewidywała funkcji zastępców posłów,
a ubytki w składzie parlamentu powstające na skutek
śmierci lub rezygnacji miano uzupełniać w wyborach
uzupełniających, ale dopiero wówczas, gdyby liczba
osłów zmniejszyła się o 10% (21 osób). Stąd też
w sejmie wybranym we wrześniu 1935 r. znalazło się
nie 208, ale tylko 205 osób, gdyż w dwóch kręgach
wybrano po jednym pośle, a w trzecim wyłoniony kan-
dydat zmarł przed otwarciem parlamentu.
Całkowicie zmienił się sposób wyłaniania senatu.
Jego liczebność ograniczono do 96 osób, z czego jedna
trzecia (32 senatorów) uzyskiwała miejsca nominacji
prezydenta. Podobnie jak w wypadku sejmu zlikwido-
wano proporcjonalność. Cenzus wieku nie uległ zmia-
nie, ale powszechność głosowania drastycznie ograni-
czono, gdyż prawo wyborcze uzależnione zostało od
zasług osobistych (udokumentowanych posiadaniem
odznaczenia państwowego), wykształcenia (minimum
ukończenia szkoły średniej lub równorzędnej) lub zau-
fania obywateli (czego dowodem było zasiadanie
w ciałach pochodzących z wyboru, a więc instytucjach
samorządu terytorialnego, gospodarczego, zawodowe-
go, np. radach miejskich, gminnych itp.). Przy
uwzględnieniu ich zastrzeżeń udział w głosowaniu mo-
gło wziąć tylko ok. 2% dotychczasowych wyborców.
Wybory przestały być bezpośrednie, gdyż najpierw wy-
łaniano delegatów (wyborców), a dopiero ci na posie-
dzeniach kolegiów wojewódzkich wybierali senatorów.
Tak skonstruowana ordynacja spotkała się z bardzo
ostrą krytyką ugrupowań opozycyjnych, które dostrze-
gały w niej, zgodnie ze stanem faktycznym, przede
wszystkim narzędzie utrwalenia rządów obozu sana-
cyjnego. Być może pod jej wpływem, ale w większym
chyba stopniu w wyniku przeobrażeń zachodzących
wewnątrz grupy rządzącej, pod koniec okresu między-
wojennego zapowiedziano zmianę zasad wprowadzo-
nych w roku 1935, ich zakresu jednak nie sprecyzowa-
no. Jedyna korekta, którą sejm uchwalił już po wybu-
chu wojny (2 IX 1939), zezwalała na piastowanie man-
datu mimo pełnienia czynnej służby wojskowej. Umoż-
liwiło to sporej grupie parlamentarzystów wstąpienie
do wojska i wzięcie udziału w obronie kraju.
3. ADMINISTRACJA, SAMORZĄD, SĄDOWNICTWO
ADMINISTRACJA
Swe praktyczne zadania państwo realizowało za
pośrednictwem administracji, której zakres działania
obejmował w zasadzie wszystkie przejawy życia oby-
wateli. Ze względu na zasięg przestrzenny dzieliła się
na administrację centralną i terytorialną. Najważniej-
szym organem administracji centralnej był rząd, złożo-
ny z premiera i ministrów, kierujących poszczególnymi
resortami i ich agendami terenowymi. Każdy urzędnik
w państwie musiał być podporządkowany odpowied-
niemu i odpowiedzialnemu za jego działalność mini-
strowi. Ustawy zasadnicze nie ustalały jednoznacznie
liczby ministerstw, dlatego też ulegała ona dość czę-
stym wahaniom. Najliczniejszy pod tym względem był
pierwszy rząd W. Witosa (1920-1921), składający się z
siedemnastu resortów. Po zamachu majowym liczba
ministerstw ustaliła się na poziomie trzynastu, a ostat-
nie gabinety (1933-1939) liczyły ich już tylko jedena-
ście. Powstawanie niektórych podyktowane było
względami szczególnymi, np. Ministerstwo byłej
Dzielnicy Pruskiej utworzono na okres przejściowy,
konieczny przy scalaniu tych ziem z resztą państwa,
a likwidacja innych wynikała albo z dokonywanych re-
organizacji, albo, częściej, ze względów oszczędno-
ściowych. Sposób organizowania rządu, w tym liczbę
ministerstw, ich kreowanie i likwidowanie oraz zakres
kompetencji regulowały dc 1935 r. ustawy sejmowe,
a w okresie późniejszym dekrety prezydenckie Przy
każdym ministerstwie powstawały różnego rodzaju cia-
ła doradcze i opiniodawcze. Poza ministerstwami ist-
niały także inne urzędy centralne, podległe odpowied-
nim szefom resortów. Należały do nich np. Główny
Urząd Statystyczny czy Dyrekcja Monopoli Państwo-
wych.
Specyficznym organem była Najwyższa Izba Kon-
troli (NIK), nadzorująca całą administrację państwową
pod względem finansowym oraz, wyrywkowo, niektóre
działy gospodarki państwowej. To na podstawie jej
opinii parlament podejmował rokrocznie decyzję
o udzieleniu lub odmówieniu rządowi absolutorium. Na
czele Izby stał prezes pochodzący z nominacji prezy-
denta, ale odpowiadający za swą działalność wyłącznie
przed parlamentem. Zarówno a, jak i pozostali człon-
kowie NIK (podobnie jak sędziowie) byli faktycznie
nieusuwalni, gdyż odwołać ich mógł tylko sejm, i to
uchwałą podjętą kwalifikowaną większością 3/4 gło-
sów. Niezależność Izby i zasada nieusuwalności jej
członków została ograniczona po wprowadzeniu w ży-
cie konstytucji kwietniowej. Podporządkowała ona NIK
prezydentowi, któremu przysługiwało prawo mianowa-
nia i odwoływania prezesa, oraz, na wniosek prezesa,
odwoływanie także pozostałych członków Izby.
Rząd posiadał swoje agendy terenowe, które dzieli-
ły się na organa administracji ogólnej, często zwanej
polityczną, oraz specjalnej. Te ostatnie zostały w więk-
szości zespolone z ogólną, ale niektóre miały własną,
odrębną strukturę, w tym także terytorialną. Zasady
prawne funkcjonowania administracji ogólnej były wie-
lokrotnie zmieniane, ale najistotniejsze znaczenie miały
rozstrzygnięcia z 1928 r. Administrację ogólną repre-
zentowali, jako przedstawiciele rządu, starostowie (I in-
stancja) i wojewodowie (II instancja). Na niższych
szczeblach funkcje takie spełniały organa samorządu
terytorialnego. Do wojewodów, starostów powiatowych
i grodzkich (w miastach wydzielonych, liczących po-
wyżej 75 tys. mieszkańców) należało m.in. kierowanie
na powierzonych im terenach administracją rządową
(poza wyodrębnionymi częściami), zapewnienie bez-
pieczeństwa i porządku publicznego, nadzór nad prasą,
stowarzyszeniami społecznymi, zgromadzeniami i sa-
morządem. Z wojewodami współpracowały wyłonione
przez samorząd powiatowy i miejski rady wojewódz-
kie, w zasadzie jako organ opiniodawczy, oraz wydzia-
ły wojewódzkie, złożone z urzędników i delegatów rad
wojewódzkich, jako organ doradczy. Ze starostami
współdziałały natomiast organy samorządu powiatowe-
go (rady i wydziały).
Niektóre resorty posiadały własne struktury, w ca-
łości lub częściowo niezależne od administracji ogól-
nej. Tą tzw. administracją niezespoloną dysponowały
ministerstwa Spraw Wojskowych, Sprawiedliwości,
Skarbu, Poczt i Telegrafów oraz Reform Rolnych (do
1932 r.), a częściowo także Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego, Przemysłu i Handlu, Komu-
nikacji i Opieki Społecznej. Zgodnie z ich specyficz-
nymi potrzebami wprowadzony przez nie podział tery-
torialny kraju nie pokrywał się z granicami woje-
wództw i powiatów. Na przykład pod względem woj-
skowym Polska podzielona była dziesięć Dowództw
Okręgów Korpusów z podległymi im komendami gar-
nizonów oraz rejonowymi komendami uzupełnień, pod
względem komunikacyjnym na dziewięć Dyrekcji Ko-
lei Państwowych z podporządkowanymi im działami
i urzędami kolejowymi, w kwestiach oświatowych na
dziesięć okręgów szkolnych składających się z kilku-
powiatowych obwodów, w materii poczty na siedem
okręgów poczt i telegrafów, sprawujących nadzór nad
urzędami i agencjami pocztowymi itd.
SAMORZĄD
Zaspokajanie potrzeb lokalnych społeczności
i grup interesów miały zapewnić różne instytucje samo-
rządowe. Obie ustawy zasadnicze kładły nacisk na roz-
budowę samorządu terytorialnego, zgodnego z podzia-
łem administracyjnym kraju (wojewódzkiego, powia-
towego, gmin wiejskich i miejskich), za którego po-
średnictwem ludność uczestniczyłaby w realizowaniu
zadań administracyjnych. Była to równocześnie naj-
ważniejsza forma tzw. decentralizacji administracji
państwowej. Konstytucja marcowa zapowiadała także
m.in. przekazanie samorządom części uprawnień usta-
wodawczych, zwłaszcza z zakresu administracji, kultu-
ry i gospodarki lokalnej. Deklaracja ta nie została
w pełni urzeczywistniona, np. nigdy nie powstał samo-
rząd szczebla wojewódzkiego, choć jego utworzenie
potwierdzała dodatkowo ustawa z 26 IX 1922 „O zasa-
dach powszechnego samorządu wojewódzkiego”.
Przez większość okresu międzywojennego organi-
zację samorządu regulowały różne przepisy, ustalone
jeszcze przez państwa zaborcze, m.in. przewidujące ku-
rialny system głosowania. Najistotniejsze znaczenie dla
jego ujednolicenia w całej Polsce miała tzw. ustawa
scaleniowa z 23 III 1933. Wprowadzała ona, do szcze-
bla powiatu, lokalne organy uchwałodawcze i wybiera-
ne przez nie wykonawcze. W gromadach i osadach
funkcje te pełniły rady lub zebrania gromadzkie oraz
sołtysi, w gminach wiejskich rady wyłaniane w drodze
jawnego i pośredniego głosowania oraz zarządy złożo-
ne z wójtów i ławników, w miastach rady pochodzące
z powszechnych, tajnych, równych, bezpośrednich
i proporcjonalnych wyborów oraz magistraty kierowa-
ne przez burmistrzów (w miastach wydzielonych —
prezydentów), wreszcie w powiatach rady, powoływa-
ne podobnie jak w gminach w głosowaniu jawnym
i pośrednim, oraz wybierane przez nie wydziały ze sta-
rostami na czele. Samorząd wojewódzki zachowano je-
dynie, zgodnie z zastanym ustawodawstwem pruskim,
w województwach pomorskim i poznańskim, w których
istniały pochodzące z wyborów pośrednich sejmiki wo-
jewódzkie oraz wydziały wojewódzkie, kierowane
przez tzw. starostów krajowych. W pozostałych woje-
wództwach istniały tylko wspomniane już rady i wy-
działy wojewódzkie. Równocześnie z ujednoliceniem
samorządu poddano go jednak wnikliwszej kontroli ze
strony organów administracji ogólnej (ministra spraw
wewnętrznych, wojewodów i starostów) oraz organów
wykonawczych samorządu wyższego szczebla. Polega-
ła ona m.in. na zatwierdzaniu podejmowanych przezeń
uchwał i dokonywanych wyborów sołtysów, wójtów,
burmistrzów i prezydentów, a nawet rozwiązywaniu
w całości zarówno ciał ustawodawczych, jak i wyko-
nawczych.
Zakres uprawnień samorządu lokalnego był dość
znaczny. Obejmował m.in. podejmowanie decyzji
w sprawach gospodarczych, kulturalnych, oświatowych
i zdrowotnych. Poza tymi tzw. uprawnieniami własny-
mi powierzano samorządom także niektóre kwestie
znajdujące się w zasadzie w gestii administracji rządo-
wej. Te tzw. sprawy poruczone w najszerszym wymia-
rze otrzymywały zarządy miast wydzielonych.
Poza terytorialnym istniał również samorząd go-
spodarczy i zawodowy. Pierwszy grupował na zasadzie
przymusowej osoby zajmujące się tą samą dziedziną
wytwórczości, a jego najważniejszym zadaniem było
reprezentowanie i obrona wobec władz państwowych
interesów swoich członków oraz popieranie rozwoju
życia gospodarczego. Ostatecznie wykształciły się w II
Rzeczypospolitej izby przemysłowo-handlowe, rze-
mieślnicze (najliczniejsze) i rolnicze. Ujednolicenie ich
funkcjonowania w całym kraju nastąpiło na podstawie
dekretów prezydenckich z lat 1927-1928. Od tego też
czasu zaczęły one przejmować funkcje państwowej
administracji gospodarczej. Do końca międzywojnia
nie powstały natomiast zapowiedziane w konstytucji
marcowej izby pracy najemnej, mające, jak sama na-
zwa wskazuje, roztaczać opiekę nad różnymi katego-
riami pracobiorców.
Samorząd zawodowy składał się z organizacji sku-
piających przedstawicieli poszczególnych grup zawo-
dowych, a tworzono go także, aby bronił interesów
swych członków. Największe znaczenie w okresie mię-
dzywojennym osiągnęły izby adwokackie i lekarskie.
Na przykład te drugie skupiały pod koniec okresu mię-
dzywojennego blisko 13 tys. członków (w tym prawie
16% kobiet).
WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI I UNIFIKACJA PRAWNA
Instytucją powołaną do sprawowania wymiaru
sprawiedliwości było sądownictwo. Jego miejsce
w strukturze władz państwowych oraz podstawom za-
sady organizacji określały ustawy zasadnicze. Zgodnie
z konstytucją marcową niezawisłe sądy były, obok
władzy ustawodawczej i wykonawczej, organami naro-
du, a konstytucja kwietniowa podporządkowała je pre-
zydentowi, który jednak nie miał wpływu na ferowane
wyroki. Normą konstytucyjną była jawność rozpraw,
choć istniały od niej wyjątki.
Sędziowie pochodzili wyłącznie z nominacji pre-
zydenta. Konstytucja marcowa przewidywała co praw-
da wybór sędziów pokoju, ale ten typ sądownictwa nie
został w Polsce zrealizowany. Nie powstały także za-
powiedziane sądy przysięgłych, mające orzekać o prze-
stępstwach politycznych lub kryminalnych zagrożo-
nych cięższymi karami. Wyjątkiem pod tym względem
było do 1938 r. terytorium Galicji, w której istniały one
na podstawie ustawodawstwa austriackiego. Dwuna-
stoosobowa ława orzekała większością ośmiu głosów
jedynie o winie bądź braku winy. Taki właśnie sąd
uniewinnił np. uczestników tzw. powstania krakow-
skiego z listopada 1923 r.
Sędziowie mieli zagwarantowaną niezawisłość, co
oznaczało, że nie można ich bez orzeczenia sądowego
usunąć, przenieść w stan spoczynku lub zawiesić
w czynnościach urzędowych, a nawet przenieść do in-
nej miejscowości. Zmiany takie mogły nastąpić tylko
w wypadku reorganizowania struktur sądowych. Swo-
bodę działania gwarantował im immunitet, uniemożli-
wiający pociągnięcie do odpowiedzialności lub pozba-
wienie wolności — nawet w wypadku schwytania na
gorącym uczynku przestępstwa pospolitego musieli zo-
stać, na żądanie właściwego sądu, zwolnieni z aresztu.
W zamian za to wymagano od nich całkowitej bez-
stronności podczas rozpatrywania spraw i ferowania
wyroków, dlatego też nie wolno im było np. należeć do
organizacji politycznych.
Wyłączność kompetencji sądów w wymierzaniu
sprawiedliwości bardzo mocno podkreślały obie kon-
stytucje, które równocześnie gwarantowały obywate-
lom, że żadna ustawa nie może ich pozbawić prawa do
drogi sądowej przy dochodzeniu doznanych szkód lub
krzywd. Sądy miały rozstrzygać sprawy zgodnie z ob-
owiązującymi aktami prawnymi (ustawami, dekretami),
ale nie mogły badać ich ważności.
Sądy dzieliły się na powszechne — rozpatrujące
sprawy cywilne i karne oraz szczególne — zajmujące
się ściśle określonymi kwestiami. Najbardziej rozbu-
dowane były sądy powszechne. Ich zróżnicowana or-
ganizacja została ujednolicona dekretem prezydenta z 6
II 1928. Od tego czasu dzieliły się na grodzkie (rozpa-
trujące najdrobniejsze sprawy), okręgowe i apelacyjne
oraz Sąd Najwyższy. Szczególne znaczenie posiadał
ten ostatni. Został on utworzony w 1919 r. i, niezależ-
nie od uprawnień apelacyjnych, miał m.in. także prawe
do interpretowania i wyjaśniania budzących wątpliwo-
ści przepisów prawnych (orzeczenia te były następnie
publikowane) oraz rozstrzygania o ważności oprote-
stowanych wyborów do parlamentu. Organem pomoc-
niczym sądów była zhierarchizowana prokuratura, po-
wołana do ścigania przestępstw z urzędu.
Do sądów szczególnych zaliczano wyznaniowe,
pracy i wojskowe. Te ostatnie podlegały ministrowi
spraw wojskowych i rozpatrywały, na podstawie wła-
snych kodeksów, w zasadzie sprawy osób związanych
z siłami zbrojnymi, choć także wyrokowały w przypad-
kach przestępstw zagrażających obronności państwa,
np. w sprawach o szpiegostwo. Do sądów szczególnych
zaliczano również Trybunał Stanu, Trybunał Kompe-
tencyjny i Najwyższy Trybunał Administracyjny.
Trybunał Stanu powstał w 1921 r. w celu osądza-
nia osób pociągniętych do odpowiedzialności konstytu-
cyjnej przez sejm (prezydent, ministrowie i prezes
NIK), a od 1935 r. także przez prezydenta (ministrowie,
posłowie i senatorowie). W jego skład wchodziło 12
członków powoływanych przez sejm (8) i senat (4),
a przewodniczył mu z urzędu pierwszy prezes Sądu
Najwyższego. Funkcję oskarżycieli pełnili trzej posło-
wie. Konstytucja kwietniowa ograniczyła jego liczeb-
ność do sześciu osób i prawo wyznaczania ich wszyst-
kich nadała prezydentowi. W ciągu całego okresu mię-
dzywojennego Trybunał zebrał się tylko raz (1929), aby
rozpatrzyć sprawę ministra Gabriela Czechowicza, do-
tyczącą dokonanych przezeń przekroczeń budżeto-
wych, ale nie podjął żadnej decyzji.
Utworzony w 1925 r. na mocy ustawy sejmowej
Trybunał Kompetencyjny rozstrzygał spory pojawiają-
ce się między organami administracyjnymi a sądowy-
mi. Zarówno jego 2 przewodniczących, jak i 14 człon-
ków powoływał prezydent.
W praktyce największe znaczenie miał istniejący
od 1922 r. i pochodzący w całości z nominacji prezy-
denckiej Najwyższy Trybunał Administracyjny (NTA).
Mogły się doń odwoływać, jako do ostatecznej instan-
cji, wszystkie osoby cywilne i prawne, których prawa
zostały naruszone lub na które nałożono obowiązki czy
ciężary prawem nieprzewidziane, jeżeli zarzucały pod-
jętej decyzji nielegalność, to znaczy niezgodność z ob-
owiązującym stanem prawnym. Zaskarżeniu nie mogły
podlegać sprawy dyplomatyczne, wojskowe dyscypli-
narne, a także mianowania na publiczne urzędy i sta-
nowiska, jeżeli nie pogwałcono ustawowych praw.
NTA był instytucją kasacyjną, czyli uprawioną do
uchylania zaskarżonych decyzji lub oddalania wnoszo-
nych skarg, ale bez prawa wydawania orzeczeń meryto-
rycznych. Podobnie jak w wypadku Sądu Najwyższego
wiele jego rozstrzygnięć miało charakter precedenso-
wy.
Tworzeniu jednolitego sądownictwa towarzyszyła
unifikacja systemu prawego. W pierwszym okresie nie-
podległości obowiązywało ustawodawstwo dziedziczo-
ne po państwach zaborczych, toteż Polska składała się
z kilku obszarów prawnych, a w każdym z nich stoso-
wano inne przepisy. W byłym zaborze austriackim ob-
owiązywało ustawodawstwo austriackie, z pewnymi
różnicami w sprawach lokalnych między Galicją a Ślą-
skiem Cieszyńskim, który w monarchii habsburskiej
był odrębnym krajem koronnym. Ponadto i skrawkach
Spiszu i Orawy stosowano obowiązujące tam do końca
I wojny światowej normy prawne państwa węgierskie-
go. Stosunki na Górnym Śląsku w byłym zaborze pru-
skim regulowało ustawodawstwo ogólnoniemieckie
krajowe pruskie. Na ziemiach należących uprzednio do
Rosji sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana,
gdyż obowiązywało tam prawo rosyjskie, tym że na te-
renie Królestwa Polskiego w sprawach cywilnych
i handlowych podstawę wymiaru sprawiedliwości sta-
nowiły przepisy francuskie, wprowadzone w okresie
Księstwa Warszawskiego. Wszystko to pociągało za
sobą liczne komplikacje, a w skrajnych wypadkach
zdarzało się, że ten sam czyn jednej części kraju nie był
zabroniony, w innej zaś ścigany jako przestępstwo. Bo-
leśnie odczuwała to np. prasa, gdyż tekst legalnie opu-
blikowany miejscu ukazywania się czasopisma mógł
być w innej części Polski skonfiskowany „za przestęp-
stwo popełnione drukiem”. Sytuacje takie nie należały
zresztą do rzadkości. Istniejący chaos utrudniał procesy
zjednoczeniowe i zespolenie dawnych dzielnic w jeden
organizm. Zróżnicowanie prawne było przyczyną m.in.
przyjętego podziału administracyjnego i zachowania na
prawie cały okres międzywojenny wyraźnych granic
rozbiorowych między poszczególnymi grupami woje-
wództw.
Problem unifikacji prawnej państwa, aczkolwiek
wyjątkowo pilny, postępował bardzo wolno i pod pew-
nymi względami nie został zakończony do obuchu II
wojny światowej, np. nie wypracowano jednolitego
prawa małżeńskiego. Niekiedy przyjmowano rozwią-
zania prowizoryczne. Taki charakter miało np. rozcią-
gnięcie ustawodawstwa austriackiego na Spisz i Orawę
(1922) lub austriackiej ustawy postępowania karnego
dla sił zbrojnych z 1912 r. na cały obszar Rzeczypospo-
litej (1919). Najistotniejszą rolę w tworzeniu jednolite-
go, ogólnopolskiego systemu prawnego odegrała Ko-
misja kodyfikacyjna, powołana do życia 3 VI 1919,
złożona z najwybitniejszych ławników polskich, mia-
nowanych przez głowę państwa. Jej skład personalny
w ciągu całego okresu międzywojennego wielokrotnie
się zmieniał. Przygotowywała ona propozycje aktów
prawnych własne albo też zlecone przez m lub ministra
sprawiedliwości. Co pół roku składała przed sejmem
sprawozdanie ze swych czynności. Opracowane przez
nią projekty rozpatrywane były przez Radę Ministrów,
a następnie albo — wnoszone przez ministra sprawie-
dliwości pod obrady sejmu — ukazywały się jako
ustawy, albo pojawiały się jako dekrety prezydenckie.
Wyniki prac Komisji oceniano zarówno wówczas,
jak i w latach późniejszych bardzo wysoko. Jej opra-
cowania charakteryzowały się nie tylko wysokim po-
ziomem merytorycznym, ale także oryginalnością
i nowoczesnością rozwiązań oraz zachowaniem ten-
dencji liberalno-demokratycznych. Regulowały one
prawie wszystkie dziedziny życia. Do liczących się
osiągnięć Komisji należały m.in. wprowadzone w życie
kodeksy — karny (1932), postępowania karnego (1928)
i cywilnego (1930) oraz prawo o wykroczeniach, prawo
o ustroju sądów powszechnych (1928), prawo patento-
we, prawo wekslowe i czekowe (1924), prawo o spół-
kach akcyjnych (1928), prawo autorskie, prawo praso-
we (1938) itd. Nowe akty przygotowywane były także
poza Komisją, np. ustawa wodna (1922), prawo górni-
cze (1928) czy wojskowy kodeks karny (1928). Mniej-
sze znaczenie praktyczne miała Rada Prawnicza, powo-
łana do życia dekretem prezydenckim z 12 VIII 1926,
mająca opiniować, na potrzeby rządu, pojawiające się
projekty pod kątem ich zgodności z konstytucją. Proces
ujednolicania prawnego państwa przybrał na sile po
1930 r., to znaczy po zdominowaniu parlamentu przez
obóz sanacyjny. Szczególnie imponujący pod tym
względem był dorobek sejmu III kadencji, który
uchwalił wiele nowych ustaw lub usankcjonował liczne
dekrety prezydenckie. Do nich należały m.in. ustawy
dotyczące kwestii społeczno-politycznych np. o zgro-
madzeniach i zebraniach (1932), oraz o stowarzysze-
niach (1932) Uchwalona w 1933 r. ustawa samorządo-
wa zastępująca dotychczasowe prze pisy z czasów za-
borów pozwoliła na przeprowadzenie pierwszych po
odzyskaniu niepodległości demokratycznych wyborów
do rad gminnych i powiatowych. W całym cyklu aktów
poświęconych kwestiom oświatowym szczególni miej-
sce zajmowała tzw. ustawa jędrzejewiczowska o ustro-
ju szkolnym (1932) ujednolicająca tok kształcenia mło-
dzieży. Rok później uchwalono także dość kontrower-
syjną ustawę o szkołach akademickich. Dekretem pre-
zydenckim (1932) uporządkowano kwestie związane
z ustrojem adwokatury. Wówczas także istotnym zmia-
nom uległo ustawodawstwo socjalne, m.in. dzięki
uchwaleniu ustawy ubezpieczeniowej, tzw. scaleniowej
(1932), i przyjęciu w tym samym roku ustawy o czasie
pracy i urlopach.
W następnym okresie, to jest po 1935 r., doprecy-
zowano szczegóły systemu prawnego. Do nich należał
m.in. wydany 22 XI 1938 dekret o rozwiązaniu zrze-
szeń wolnomularskich (choć stanowiły one jedynie
margines życia społecznego), na którego podstawie zli-
kwidowano m.in. Związek Żydowskiech Stowarzyszeń
Humanitarnych RP „B'nei B'rith”. Pod koniec okresu
między wojennego (28 XI 1938) uregulowano także
przepisy prawa prasowego. Największe znaczenie miał
dekret o ochronie niektórych interesów państwa (22 XI
1938), w którym przewidziano sankcje karne za działa-
nia wymierzone przeciwko jego obronności, podważa-
nie zaufania do polskiej waluty i gospodarki, działal-
ność strajkową itp. On też mógł budzić największe
obaw, gdyż zawierał postanowienia świadczące zarów-
no o tendencjach do dalszego umocnienia pozycji rzą-
dzącego obozu, jak i o rosnącej represyjności państwa.
Ponadto sposób zredagowania artykułów i paragrafów
był w nim bardzo ogólnikowy, przez co stwarzał i ad-
ministracji, i wymiarowi sprawiedliwości możliwość
bardzo różnej interpretacji. Przykładem tego może być
przepis mówiący ogólnikowo o karze więzienia grożą-
cej obywatelowi, „który wchodzi w porozumienie
z osobą działającą w interesie obcego rządu lub organi-
zacji międzynarodowej w celu działania na szkodę Pań-
stwa Polskiego”. Kara więzienia groziła także za roz-
powszechnianie fałszywych wiadomości, mogących
„obniżyć powagę naczelnych organów Państwa” oraz
za „złośliwą” ocenę wyroku sądowego. Niepokój mo-
gło budzić także przyznane ministrowi spraw we-
wnętrznych prawo wprowadzenia zakazu odbioru pro-
gramów „określonych zagranicznych stacji nadaw-
czych” oraz przepis przewidujący w stosunku do tych,
którzy „w miejscu publicznym lub w większym gronie
osób” słuchali zakazanych radiostacji karę aresztu,
grzywny i przepadek radioodbiornika.
Jak już wspomniano, do wybuchu II wojny świa-
towej nie zdołano jednak ujednolicić wszystkich prze-
pisów prawnych, choć należy podkreślić, że kwestie
najistotniejsze dla funkcjonowania państwa i społe-
czeństwa były w ostatnich latach II Rzeczypospolitej
rozstrzygane już zgodnie z przepisami polskiego prawa,
które w wielu wypadkach zachowało moc obowiązują-
cą także zez wiele lat po zakończeniu wojny.
4. SIŁY ZBROJNE I BEZPIECZEŃSTWO WEWNĘTRZNE
WOJSKO
Jednym z najważniejszych zadań władz odradzają-
cego się państwa polskiego było sformowanie własnej
armii — jedynej siły zdolnej wpłynąć na kształtowanie
granic Rzeczypospolitej. Było to tym trudniejsze, że
pod koniec 1918 r. niemal cały pochodzący z lat wojny
dorobek w tej materii przestał istnieć i do historii nale-
żały już Legiony Polskie oraz korpusy polskie na
wschodzie. Pierwsze kroki w tym kierunku uczyniła
w październiku 1918 r. Rada Regencyjna, która przeję-
ła pod swe zwierzchnictwo (12 X) tworzone zez oku-
pantów od 1916 r. oddziały Polnische Wehrmacht (Pol-
skiej Siły Zbrojnej). Jednym z jej pierwszych aktów, po
wyemancypowaniu się spod kurateli niemieckiej, było
ogłoszenie dekretu o armii narodowej (27 X), dla której
wprowadzono równocześnie nową formułę przysięgi —
bez fragmentu o wierności sojuszniczej dla armii nie-
mieckiej i austro-węgierskiej. Zmiany wyraźnie przy-
spieszyły napływ ochotników, a liczebność oddziałów
w ciągu zaledwie kilku tygodni podwoiła się. 11 listo-
pada, z nominacji Rady, dowództwo nad zalążkami ar-
mii przejął J. Piłsudski.
Początkowo wojsko formowane było metodą za-
ciągu ochotniczego, a w wielu rejonach kraju oddziały
powstawały spontanicznie, zazwyczaj przy wsparciu
lokalnych ośrodków władzy, i składały się przede
wszystkim z byłych legionistów lub, częściej, z człon-
ków półkonspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej
(POW). Chcąc uporządkować sytuację, utworzono
w grudniu 1918 r., już po powstaniu rządu ogólnopol-
skiego, pięć Okręgów Generalnych (Warszawa, Lublin,
Kielce, Łódź i Kraków), których dowódcy sprawowali
zwierzchnictwo nad wszystkimi formowanymi i stacjo-
nującymi na ich terenie jednostkami. Tworzenie armii
przebiegało bardzo sprawnie — w połowie stycznia
1919 r. Wojsko Polskie liczyło już ponad 100 tys. żoł-
nierzy, uzbrojonych głównie w broń pozyskaną od
opuszczających ziemie polskie oddziałów niemieckich
i austriackich. Zaciąg ochotniczy nie mógł pokryć wy-
stępującego zapotrzebowania, tym bardziej że odbudo-
wy państwa dokonywano od pierwszych dni w ogniu
walk z Ukraińcami, Niemcami, Czechami, w atmosfe-
rze pogłębiającego się dyplomatyczno-politycznego
konfliktu z Litwinami oraz ze świadomością nieu-
chronności konfrontacji z bolszewicką Rosją. 8 III 1919
Sejm Ustawodawczy podjął niezbyt popularną uchwałę
o poborze przymusowym sześciu roczników, co miało
umożliwić sformowanie armii składającej się z dwuna-
stu dywizji piechoty, sześciu brygad kawalerii oraz
różnorakich jednostek pomocniczych — łącznie ok.
500 tys. żołnierzy.
Poważnie wzmocnił wojsko przyjazd do kraju
w kwietniu 1919 r. Armii Polskiej z Francji, formowa-
nej tam od lata 1917 r., a od nazwiska dowódcy nazy-
wanej Armią Hallera lub — od koloru mundurów —
Błękitną Armią. Jednostka ta, licząca prawie 70 tys.
dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy, 2 VII
1919 została włączona w skład polskich sił zbrojnych.
Równie istotne było wcześniejsze podporządkowanie
władzom warszawskim (25 IV 1919) ochotniczej Armii
Wielkopolskiej (ok. 70 tys. ludzi), utworzonej w okre-
sie powstania i dowodzonej przez gen. Józefa Dowbo-
ra-Muśnickiego. Jesienią 1919 r. liczebność polskich sił
zbrojnych przekroczyła już 600 tys. ludzi. Symbolicz-
nym zamknięciem tego pierwszego okresu było Święto
Zjednoczenia Armii Polskiej (Kraków, 19 X 1919),
podczas którego przed trzema Józefami (Piłsudskim,
Hallerem, Dowborem-Muśnickim) defilowały oddziały
różnie umundurowane lub bez mundurów (powstańcy
górnośląscy) i różnorodnie uzbrojone. Dalsza rozbudo-
wa jednostek nastąpiła wiosną i latem roku następnego,
a w okresie szczytowego wysiłku wojennego, latem
i jesienią 1920 r., w armii służyło blisko milion żołnie-
rzy i oficerów.
Był to olbrzymi wysiłek, ale przecież wojsko,
wspierane w różnoraki sposób przez całe społeczeń-
stwo, odegrało trudną do przecenienia rolę w procesie
odzyskiwania niepodległości, a zwłaszcza w kształto-
waniu granic powstającego państwa. Zapłaciło też za to
wysoką cenę, choć nieco mniejszą niż we wrześniu ro-
ku 1939. Według przybliżonych ustaleń w latach 1918-
-1920 poległo ponad 16 tys. żołnierzy i oficerów,
a prawie 30 tys. zmarłe z powodu chorób i odniesio-
nych ran. Do nieodwracalnych strat należy doliczyć
ponad 50 tys. żołnierzy zaginionych bez wieści. O ów-
czesnym wysiłku przez cały okres międzywojenny
przypominała rzesza (ponad 110 tys.) inwalidów. Była
to olbrzymia danina krwi, nieporównywalnie większa
od tej, którą złożyły armie innych państw w tym sa-
mym czasie wybijających się na niepodległość.
Zakończenie działań wojennych na wschodzie
i podpisanie traktatu pokojowego w marcu 1921 r. roz-
poczęło proces odwrotny — dostosowywanie wojsk do
warunków pokojowych. Przebiegało to dość wolno, ale
do 30 XI 1921 przeniesiono do rezerwy prawie 4/5 sta-
nu osobowego (ok. 800 tys. ludzi). Od jesieni 1921 r.
armia liczyła ok. 260 tys. żołnierzy i oficerów i taki
stan, z nielicznymi odchyleniami, utrzymał się do koń-
ca II Rzeczypospolitej. Uzupełnianie jej szeregów do-
konywało się, zgodnie z konstytucyjnym obowiązana
powszechnej służby wojskowej dla mężczyzn po ukoń-
czeniu 21. roku życia, w drodze corocznego poboru re-
kruta. Czas trwania służby, w zależności od rodzaju
broni, wynosił od 18 (piechota) do 27 (marynarka) mie-
sięcy. Pod względem liczebności była to jedna z naj-
większych armii europejskich. Jej kadrę dowódczą two-
rzyli w pierwszym okresie Polacy z armii zaborczych
(zwłaszcza rosyjskiej i austriackiej) i z Legionów,
a w latach następnych absolwenci stojących na dobrym
poziomie polskich szkół wojskowych poszczególnych
rodzajów broni (m.in. piechoty, kawalerii, artylerii),
którzy od połowy lat 30. stanowili prawie 75% korpusu
oficerskiego, liczącego w 1939 r. ok. 19 tys. osób. Co
prawda tylko niewielka ich część (w 1939 r. niecałe
5%) legitymowała się ukończeniem wyższych studiów
wojskowych. Wśród elity dowódczej z wolna, zwłasz-
cza po 1926 r., zaczęli dominować byli legioniści. Na
przykład w 1921 r. w grupie generałów było ich tylko
8,3%, a w 1939 r. już 64%. Wydaje się, że ten proces
odnawiania składu średniej i wyższej kadry (majoro-
wie, podpułkownicy, pułkownicy i generałowie) był
zjawiskiem pozytywnym, gdyż dzięki temu pojawili się
ludzie nie obciążeni doktrynalnymi zasadami z prze-
szłości, bardziej otwarci na „nowinki wojskowe”.
Polskie siły zbrojne składały się prawie wyłącznie
z wojsk lądowych (wliczano do nich także lotnictwo),
z niewielkim dodatkiem marynarki wojennej. Ich trzo-
nem było 28 dywizji piechoty, 2 dywizje piechoty gór-
skiej, 10 brygad kawalerii oraz 10 pułków artylerii
ciężkiej. Formacje te uzupełniane były przez bronie
techniczne — lotnictwo (3 pułki lotnicze, a od 1925 r.
— 6), saperów i łączność oraz bronie pomocnicze —
żandarmerię i tabory. Zaplecze wojsk lądowych stano-
wiły różnego rodzaju służby, których zadaniem było
zapewnienie sprawnego funkcjonowania armii. Propor-
cje między poszczególnymi rodzajami broni odbiegały
dość istotnie od stanu istniejącego państwach ościen-
nych i sojuszniczej Francji. Sytuację w połowie lat 30.
ilustruje zestawienie.
Terytorialnie poszczególne jednostki podporząd-
kowane były Dowództwom Okręgów Korpusu (DOK),
których dziesięć powstało w 1922 r. na obszarze kraju.
Zasadnicze siły wojskowe uzupełniał utworzony w la-
tach 1924- 926 Korpus Ochrony Pogranicza (KOP) —
wyspecjalizowana formacja, przeznaczona początkowo
do uszczelnienia niespokojnej granicy ze Związkiem
Radzieckim, a później także do ochrony granic z Litwą
i Łotwą oraz (częściowo) z Rumunią i Prusami
Wschodnimi, a tuż przed wybuchem wojny również
z Węgrami i Słowacją. W momencie utworzenia
w skład KOP wchodziły 24 bataliony piechoty oraz 20
szwadronów jazdy, łącznie około 26-27 tys. żołnierzy.
Stan taki utrzymał się prawie do końca II Rzeczy po-
spolitej, choć tuż przed wybuchem wojny uległ zmniej-
szeniu, w związku z przekazaniem części jednostek
wojsku. Organizatorem i pierwszym do dowódcą KOP
(1924-1929) był gen. Henryk Minkiewicz. Po nim
funkcję tę pełnili gen. Stanisław Tessaro (1929-1930)
i gen. Jan Kruszewski (1930-1939), a od sierpnia 1939
r. gen. Wilhelm Orlik-Rückeman, który na czele części
jednostek podjął po 17 września walkę z wkraczający-
mi oddziałam sowieckimi.
Struktura sił lądowych (w procentach)
Rodzaj broni Polska Niemcy ZSRR Francja
Piechota 57,2 43,5 43,3 50,5
Kawaleria 10,5 2,1 6,2 6,4
Artyleria 14,6 22,3 15,7 19,6
Broń pancerna 2,3 4,9 2,7 4,7
Lotnictwo 2,5 7,6 6,2 6,3
Saperzy 3,3 4,8 8,8 2,4
Łączność 2,9 3,7 5,9 ?
Służby 6,4 10,7 10,5 10,4
Ochronę granicy na wschodzie i południu (z Niem-
cami, Czechosłowacji i Rumunią) zapewniała Straż
Graniczna, utworzona w 1928 r. Przejęła oni obowiązki
spełniane do tego czasu przez Straż Celną. Nowo po-
wstała formacja była podporządkowana w zakresie
ochrony celnej Ministerstwu Skarbu, a w zakresie
ochrony granic władzom administracji ogólnej. Ofice-
rowie i szeregowi, których rekrutowano spośród rezer-
wistów, podlegali przepisom dyscyplinarnym zbliżo-
nym do obowiązujących w wojsku. Do głównych zadań
Straży Granicznej należało zwalczanie przemytu i nie-
legalnego przekraczanie granicy, choć podejmowała
ona także działania o charakterze wojskowym np. orga-
nizowała własną sieć wywiadowczą. Komendantami tej
formacji byli: kolejno generałowie Stefan Wiktor Pa-
sławski (1928-1934), Jan Jur-Gorzechowski (1934-
1939) i Walerian Czuma (23-29 IX 1939).
Od 1937 r. regularne siły zbrojne były wzmacniane
oddziałami Obrony Narodowej (ON) — organizacji ty-
pu milicyjnego (żołnierze nie byli skoszarowani),
w znacznym stopniu ochotniczej, tworzonej, przynajm-
niej początkowo, w rejonach największego bezrobocia.
Tuż przed wybuchem wojny w jednostkach ON, roz-
mieszczonych głównie na zachodzie i południu Polski,
było ponad 50 tys. ludzi. Były one jednak niezbyt do-
brze uzbrojone, toteż nie przedstawiały większej warto-
ści bojowej, choć w czasie wojny obronnej 1939 r. za-
pisały niejedną piękną kartę. Bardziej elitarny charakter
miała reaktywowana pod koniec 1937 r. (korzeniami
sięgająca jeszcze czasu wojny polsko-bolszewickiej,
a rozwiązana w 1932 r.) Legia Akademicka, mająca
rozwijać wiedzę wojskową wśród słuchaczy wyższych
uczelni. W latach 20. Jej członkowie tworzyli 36. pułk
Legii Akademickiej, a 1 IX 1938 została ona czona do
oddziałów Obrony Narodowej.
Marynarka Wojenna składała się w 1921 r.
z dwóch flotylli rzecznych — wiślanej i pińskiej, a tak-
że dwóch dywizjonów morskich — trałowców i ćwi-
czebnego. Jej wyposażenie stanowił początkowo prze-
starzały sprzęt odziedziczony po zaborcach. Był on
jednak modernizowany, głównie w latach 30., tak że
pod koniec międzywojnia flota wojenna była już
w Wojsku Polskim najnowocześniejszym rodzajem
broni.
Utrzymanie licznej armii, mimo że pochłaniała ona
przez cały okres międzywojenny około jednej trzeciej
wydatków budżetowych (ok. 750-780 mln zł rocznie),
było w odczuciu zarówno elit kierowniczych, jak
i większości społeczeństwa gwarancją suwerenności
i integralności państwa. Miało to jednak negatywne
konsekwencje. Znaczna liczebność armii powodowała,
że budżet wojskowy miał przede wszystkim charakter
wegetacyjny, to znaczy zużywano głównie na utrzyma-
nie wojska, i dlatego nieustannie brakowało pieniędzy
na jego modernizację.
Zasady organizacji najwyższych władz wojsko-
wych oraz przygotowania kraju do wojny regulował
początkowo dekret naczelnika państwa z 7 I 1921, da-
jący gros uprawnień w tym zakresie tzw. Ścisłej Radzie
Wojennej, czyli ciału pozostającemu w dużym stopniu
poza kontrolą władz cywilnych. Utrzymanie takiego
stanu po uchwaleniu konstytucji marcowej było jednak
niemożliwe. W latach 1923-1926 podejmowano wiele
prób zmierzających do wypracowania nowych rozwią-
zań, które zwiększałyby uprawnienia odpowiedzianego
przed parlamentem ministra spraw wojskowych. Rozbi-
jały się one o opór wspieranego przez część korpusu
oficerskiego J. Piłsudskiego, widzącego w nich przede
wszystkim groźbę wciągnięcia armii w bieżące roz-
grywki polityczne. Kilkuletni konflikt został ostatecz-
nie rozwiązany zgodnie z koncepcjami Piłsudskiego już
po zamachu majowym, kiedy ukazał się dekret prezy-
dencki z 6 VIII 1926, powołujący do życia niezależny
od władz cywilnych Generalny Inspektorat Sił Zbroj-
nych (GISZ), któremu przyznano większość uprawnień
związanych z organizacją armii i dowodzeniem nią
oraz ugotowaniem państwa do konfrontacji zbrojnej
z sąsiadami. Zakres jego kompetencji został dodatkowo
rozszerzony na mocy dekretu z 9 V 1936. Generalnym
inspektorem, to jest oficerem przewidzianym na wypa-
dek wojny na naczelnego wodza, został w roku 1926
J. Piłsudski, który równocześnie objął, jak się miało
okazać — dożywotnio, stanowisko ministra spraw woj-
skowych. Po jego śmierci funkcje te zostały rozdzielo-
ne — nowym generalnym inspektorem został gen.
Edward Śmigły-Rydz, a ministrem spraw wojskowych
gen. Tadeusz Kasprzycki. Utworzenie GISZ zapocząt-
kowało kontrowersyjną w odczuciu historyków woj-
skowości dwutorowość w rozstrzyganiu kwestii woj-
skowych — istniała bowiem sfera pokojowa, podległa
ministrowi spraw wewnętrznych, i wojenna, zastrzeżo-
na dla generalnego inspektora. Siłą rzeczy musiało się
to odbić na organizacji sił zbrojnych. Od drugiej poło-
wy lat 20. dowódcy okręgów wojskowych stawali się
już tylko urzędnikami administracyjnymi, nieposiada-
jącymi większego wpływu na sprawy organizacyjne,
wyszkolenia i doboru kadry dowódczej jednostek pozo-
stających formalnie pod ich zwierzchnictwem. Władzę
sprawowali oficerowie GISZ, a zwłaszcza inspektorzy
armii (generałowie do prac) przewidziani na wypadek
konfliktu na dowódców dużych związków taktycznych.
Jednym z najważniejszych zadań naczelnych władz
wojskowych było przy gotowanie armii do wypełniania
jej podstawowej roli — obrony suwerenności i inte-
gralności państwa. Realizacja tego zadania uzależniona
była nie tylko od jej liczebności, ale także od odpo-
wiedniego wyszkolenia i systematycznie prowadzonej
modernizacji uzbrojenia. Punkt startu był wyjątkowe
niekorzystny (np. piechota posiadała 15 typów karabi-
nów), a jednym z najważniejszych problemów, którego
do końca nie udało się rozwiązać, było jej zacofanie
techniczne, będące w dużym stopniu pochodną trudnej
sytuacji ekonomicznej Polski, a zwłaszcza braku, przy-
najmniej na początku, własnego przemysłu zbrojenio-
wego. W ciągu całego okresu międzywojennego po-
dejmowano różnorakie wysiłki zmierzające do unowo-
cześnienia wojska, ale zaczęły one przynosić wyraź-
niejsze efekty dopiero w ostatnich latach przed wybu-
chem II wojny światowej, kiedy sprawy wojska znala-
zły się w gestii E. Śmigłego-Rydza.
Decydujące zmiany miały nastąpić w wyniku reali-
zacji sześcioletniego planu rozbudowy i modernizacji
sił zbrojnych, przewidzianego na okres od 1 IV 1936 do
31 III 1942. W pierwszym etapie (1936-1940) przewi-
dywano zmianę struktury organizacyjnej wojska, uno-
wocześnienie uzbrojenia i wyposażenia technicznego,
powiększenie liczebności piechoty (do 40 dywizji) roz-
budowę lotnictwa i zwiększenie niezbędnych zapasów.
W kolejnej fazie zamierzano prowadzić dalszą moder-
nizację sił zbrojnych, m.in. służb łączności i saperskich,
powiększyć liczbę jednostek lotniczych oraz artylerii
przeciwlotniczej i przeciwpancernej, częściowo zmoto-
ryzować kawalerię. Generalnie dążono do zwiększenia
mobilności i zdolności bojowej oddziałów oraz ustale-
nia stanu zapasów materiałowych (wyposażenia, broni
i amunicji) na poziomie pozwalającym na samodzielne
prowadzenie działań wojennych przez pół roku. Czę-
ścią składową tego planu była trwająca w latach 1936-
1939 intensywna rozbudowa własnego przemysłu zbro-
jeniowego, zlokalizowanego głównie w Centralnym
Okręgu Przemysłowym (COP). Nakłady na moderniza-
cję sił zbrojnych były w tych latach wyjątkowo duże.
Pochłaniały najwięcej wydatków budżetowych, a po-
nadto były finansowane z jeszcze większych dotacji
pozabudżetowych. Jak twierdził Eugeniusz Kwiatkow-
ski, w latach 1936-1939 przekazano armii poza ujaw-
nionymi (budżetowymi) sumami dwudziestokrotnie
więcej pieniędzy, niż oficjalnie otrzymała ona w latach
1926-1936. Wśród tych dodatkowych środków istotną
rolę odgrywały fundusze specjalne — Fundusz Obrony
Morskiej (FOM) i Fundusz Obrony Narodowej (FON).
Pierwszy z nich powołano do życia w kryzysowym
1933 r. z zamiarem gromadzenia pieniędzy na rozbu-
dowę Marynarki Wojennej. Pochodziły one z darów
społeczeństwa w kraju i od skupisk polonijnych. Po-
czątkowo środki te nie były, ze względu na ogólną sy-
tuację, zbyt duże, niemniej jednak m.in. z nich sfinan-
sowano częściowo budowę jednostki podwodnej RP
„Orzeł”. W ostatnich latach przed wojną (1937-1939)
zgromadzone ok. 2,6 mln zł miano przeznaczyć na bu-
dowę ścigaczy morskich. Większe znaczenie miał
utworzony w 1936 r. FON, na który składały się przede
wszystkim dotacje państwa (ok. 1 mld zł) i sumy uzy-
skiwane ze sprzedaży nieruchomości ziemskich należą-
cych do wojska. Oprócz tego znaczne kwoty pochodzi-
ły z ofiar społeczeństwa (pieniądze, złote i srebrne
przedmioty), które szczególnie szczodrze zasilało Fun-
dusz w latach 1938-1939. Ze składek społecznych
zgromadzono też niebagatelną sumę ok. 50 mln zł. Nie-
stety, duża część ofiar, zwłaszcza biżuterii i złota (tzw.
złoty FON), została wykorzystana tylko w minimalnym
stopniu, a większość zgromadzonych precjozów wy-
wieziono z Polski po wybuchu wojny. O zrozumieniu
potrzeb obronności państwa świadczyło także nadzwy-
czajne powodzenie rozpisanej wiosną 1939 r. Pożyczki
Obrony Przeciwlotniczej. Zgodnie z optymistycznymi
założeniami miała ona przynieść ok. 180 mln zł, w rze-
czywistości subskrybowano ją na sumę prawie 440
mln.
Generalnie dotacje na siły zbrojne były bardzo wy-
sokie. Szacuje się, że tylko w latach 1936-1939 zużyto
na ten cel ok. 4,2 mld zł, czyli ok. 40% ogólnych wy-
datków państwa. Jednak z realistycznych opinii władz
wojskowych wynikało, że sumy te ciągle były zbyt ma-
łe. Trudności potęgował fakt, nawet posiadanych środ-
ków nie można było wykorzystać w celu natychmia-
stowego zaspokojenia istniejących potrzeb, m.in. na
zakup nowoczesnego uzbrojenia, a to ze względu na
odległe terminy realizacji zamówień wyznaczane przez
potencjalnych kontrahentów. Stan wyposażenia armii
polskiej w broń typu podstawowego w 1939 r. ilustruje
poniższe zestawienie:
Rodzaj broni liczba (sztuki)
karabiny (kb, kbk) ok. 1.200.000
ręczne i lekkie karabiny maszynowe ok. 26.000
ciężkie karabiny maszynowe ok. 15.000
granatniki 45 mm ok. 3850
karabiny przeciwpancerne wz. 35 ok. 3500
armaty polowe 75 mm ok. 1850
moździerze 81 mm ok. 1200
działa przeciwpancerne 37 mm ok. 1200
działa przeciwlotnicze 75 mm ok. 156
W maju 1939 r. Wojsko Polskie łącznie z Korpu-
sem Ochrony Pogranicza, Marynarką Wojenną i jed-
nostkami Obrony Narodowej liczyło 354 tys. żołnierzy.
W wypadku wybuchu wojny planowano osiągnięcie
w pierwszym dniu mobilizacji liczebności 685 tys. żoł-
nierzy, a w trzydziestym — 1 355 tys. W ramach pla-
nów mobilizacyjnych przewidywano wystawienie 30
dywizji piechoty oraz 9 dywizji rezerwowych (słabiej
wyposażonych w broń ciężką), 11 brygad kawalerii, 17
dywizjonów artylerii ciężkiej i najcięższej, 1 brygady
pancerno-motorowej, 15 eskadr lotnictwa myśliwskie-
go oraz 17 eskadr lotnictwa liniowego i bombowego.
Głównym problemem polskiej armii był niedostatek
sprzętu technicznego oraz fakt, że ten posiadany ustę-
pował w większości jakościowo wyposażeniu armii
niemieckiej, a częściowo także radzieckiej. Wyjątkiem,
niewpływającym jednak na przebieg działań wojen-
nych, było w pełni nowoczesne wyposażenie Marynar-
ki Wojennej.
Wojsko Polskie spełniało także przez cały okres
międzywojenny wiele różnych funkcji, tylko częściowo
bezpośrednio związanych z przygotowaniami wojen-
nymi. Było ono bez wątpienia istotnym czynnikiem in-
tegrującym społeczeństwo polskie. Jednostki wojsko-
we, poza oddziałami ON, nie były formowane na zasa-
dzie terytorialnej, toteż żołnierze w trakcie odbywania
służby oraz podczas okresowych ćwiczeń czy manew-
rów poznawali różne części kraju i spotykali się z in-
nymi grupami narodowymi i wyznaniowymi. Niejed-
nokrotnie był to dla nich jedyny kontakt ze światem
zewnętrznym.
Armia stała się także, z konieczności, największą
szkołą powszechną w kraju. Zaniedbania w dziedzinie
edukacji były olbrzymie, a w początkach niepodległo-
ści zdarzało się, że w jednostkach liczących kilkuset
ludzi zaledwie kilkunastu zetknęło się wcześniej z nau-
ką czytania i pisania, najczęściej na najniższym pozio-
mie. W 1924 r. wśród poborowych było ok. 100 tys.
analfabetów, a więc prawie połowa. W następnych la-
tach sytuacja z wolna się poprawiała, ale do końca ist-
nienia II Rzeczypospolitej odsetek analfabetów wśród
żołnierzy był znaczący. Nauczanie na szczeblu podsta-
wowym było więc koniecznością, gdyż tylko ono mo-
gło zagwarantować, że żołnierz będzie w stanie przy-
swoić sobie podstawowe elementy wyszkolenia. Roz-
poczęto je też wraz z formowaniem oddziałów, a szer-
szy charakter nadano mu po uchwaleniu przez sejm
ustawy o przymusowym nauczaniu analfabetów
w Wojsku Polskim (21 VII 1919), zwłaszcza zaś po
przejściu armii na stopę pokojową. Szacuje się, że w la-
tach 1921-1939 wojskowe kursy dla zupełnych analfa-
betów w zakresie I klasy szkoły powszechnej ukończy-
ło k. 500 tys. żołnierzy, a kursy wyższego stopnia, za-
pewniające elementarną wiedzę ogólną, około miliona.
Przymusowemu nauczaniu towarzyszyła od po-
czątku szeroka akcja oświatowa, mająca zwiększyć mo-
ralną spoistość armii i służyć wychowaniu żołnierza-
obywatela. Polegała ona m.in. na organizowaniu poga-
danek, wycieczek, propagowaniu czytelnictwa, spół-
dzielczości itd., oczywiście na miarę istniejących moż-
liwości. To w wojsku żołnierze niejednokrotnie po raz
pierwszy w życiu spotykali się z gazetą i książką,
z elementarnymi urządzeniami higienicznymi lub naj-
nowszymi zdobyczami techniki — radiem i kinem.
Największe zasługi w szerzeniu oświaty położył istnie-
jący faktycznie od 1918 r. Wojskowy Instytut Nauko-
wo-Wydawniczy (od 1935 r. Wojskowy Instytut Nau-
kowo-Oświatowy), zajmujący się koordynowaniem
prac kulturalno-oświatowych w armii, propagowaniem
idei obronności państwa, inicjowaniem tworzenia prasy
wojskowej. Doprowadził on do powstania typowych
publikacji propagandowych i umoralniających, prze-
znaczonych dla najszerszego kręgu odbiorców, ale pod
jego egidą wydawano także liczne fachowe periodyki
przeznaczone dla poszczególnych rodzajów służb
i broni, na czele z „Belloną”, zajmującą się m.in. ogól-
nymi zagadnieniami obronności państwa. Specjali-
styczne czasopiśmiennictwo wojskowe stało na bardzo
wysokim poziom i na bieżąco informowało kadrę ofi-
cerską o zachodzących zmianach w armiach europej-
skich, a zwłaszcza w siłach zbrojnych najgroźniejszych
sąsiadów, czyli Niemiec i ZSRR.
Służba wojskowa sprzyjała także rodzeniu się po-
staw tolerancyjnych. Armia, podobnie jak całe pań-
stwo, była wielonarodowa i wielowyznaniowa. Najbar-
dziej jednolity charakter miała w okresie walk o granice
(1918-1921) gdyż, jak się szacuje, służyło w niej wów-
czas ok. 84-85% Polaków. Później, po objęciu poborem
rekruta także wschodnich części kraju, odsetek te wy-
raźnie się zmniejszył, a w niektórych latach spadał do
ok. 66%, choć by to sytuacje wyjątkowe. Generalnie
przedstawicieli mniejszości narodowych bywało w ar-
mii do 30%, ale w niektórych jednostkach, zwłaszcza
piechoty, gdyż do innych kierowano ich raczej niechęt-
nie, odsetek ten sięgał 40% stanu osobowego. Przybli-
żony skład wyznaniowy i narodowościowy Wojska
Polskiego ilustruje poniższe zestawienie:
Żołnierze WP wg wyznania i narodowości w 1926 i 1937 r.
Rok 1926 Rok 1937
Wyznanie Liczba % Narodowość Liczba %
Rzymskokatolickie 166 615 72,6 Polacy 154 310 75,2
Greckokatolickie 17 793 7,8 Ukraińcy 24 319 11,9
Prawosławne 27 277 11,8 Białorusini 10 566 5,2
Mojżeszowe 12 069 5,3 Żydzi 13 430 6,5
Ewangelickie 5 000 2,2 Niemcy 1608 0,8
Inne 688 0,3 Inni 895 0,4
W trakcie służby żołnierze spotykali się na co
dzień z przedstawicielami innych narodowości i wy-
znań, przy czym istniejące odmienności, zwłaszcza re-
ligijne, były przez władze wojskowe w pełni szanowa-
ne. Żołnierze składali przysięgę wojskową zgodnie ze
swym wyznaniem, a poszczególnym grupom umożli-
wiano także obchodzenie ich świąt religijnych. Okres
służby wojskowej wykorzystywany był również do
mocniejszego związania żołnierzy, zwłaszcza wywo-
dzących się z mniejszości narodowych, z państwem
polskim i polskością. Poborowi narodowości ukraiń-
skiej i białoruskiej najczęściej kierowani byli do garni-
zonów na zachodzie Polski, a dla odmiany Niemcy za-
silali rozlokowane wzdłuż wschodniej granicy jednost-
ki KOP. Żołnierze mniejszości narodowych nieznający
języka polskiego traktowani byli przez władze wojsko-
we jak analfabeci i obejmowani przymusowym naucza-
niem. Powstawaniu więzi międzyśrodowiskowych
sprzyjały także uroczyste obchody świąt wojskowych
i państwowych, a zwłaszcza pułkowych. Trudno ocenić
osiągnięte efekty, ale we wrześniu 1939 r. żołnierze
mniejszości narodowych na ogół dobrze wypełniali swe
obowiązki.
Armia oddziaływała także na życie gospodarcze.
Była np. jednym z najważniejszych odbiorców płodów
rolnych, i to w ilościach niebagatelnych, tym bardziej
że dzienna racja żołnierza polskiego nie odbiegała od
standardów europejskich. Dla wielu żołnierzy służba
wojskowa była jedynym okresem w ich życiu, gdy
otrzymywali obfite i urozmaicone pożywienie. Władze
wojskowe prowadziły też celową politykę dokonywa-
nia zakupów bezpośrednio u producentów, z pominię-
ciem różnego rodzaju pośredników. Korzystali tego
oczywiście w pierwszej kolejności właściciele mająt-
ków i dużych gospodarstw, ale także drobni rolnicy
w rejonach stacjonowania jednostek lub odbywania
ćwiczeń. Nie można także pominąć faktu, że pojawie-
nie się na kresach Wschodnich batalionów KOP wpły-
nęło ożywczo na sytuację wielu małych miejscowości,
a egzystencja niektórych z nich całkowicie zależała od
tych jednostek. Wojsko było również przez cały okres
międzywojenny liczącym się odbiorcą wytworów rze-
mieślników i drobnych producentów, a w ostatnich la-
tach II Rzeczypospolitej decydująco wpłynęło na po-
dejmowanie wielkich inwestycji przemysłowych.
Armia, zwłaszcza po 1926 r., dostarczała także
kadr administracji, zarówno centralnej, jak i terenowej.
Po części wynikało to z faktu, że w szeregach żołnier-
skich w latach 1918-1920 znalazło się wielu ludzi
przypadkowych, niejednokrotnie dobrych specjalistów
z różnych dziedzin, którzy nie chcieli wiązać z woj-
skiem swej przyszłości w latach pokoju. W miarę nor-
malizowania się sytuacji opuszczali oni armię, prze-
chodząc do zawodów cywilnych, bardzo często podej-
mując pracę w administracji, co było w pewien sposób
na rękę władzom państwowym, gdyż na niektóre tere-
ny, np. na Kresy Wschodnie, starano się celowo kiero-
wać jako urzędników ludzi zdecydowanych, nawykłych
do podejmowania szybkich decyzji. Po zamachu majo-
wym udział oficerów w elicie władzy stał się szczegól-
nie duży. Symboliczną wymowę może mieć fakt, że
przed majem 1926 r. wojskowy (gen. W. Sikorski) tyl-
ko raz był premierem, i to postawionym na czele rządu
w sytuacji wyjątkowej, natomiast spośród dziewięciu
osób kierujących gabinetami pomajowymi wyższy sto-
pień oficerski posiadało siedem. W latach 30. przy ob-
sadzaniu różnych stanowisk zasadą stało się przyzna-
wanie pierwszeństwa temu z równorzędnych kandyda-
tów, który był dawnym wojskowym. W rezultacie ofi-
cerowie służby czynnej, przeniesieni w stan spoczynku
lub oddelegowani z wojska, zaczynali odgrywać coraz
większą rolę w administracji państwowej i samorządo-
wej, różnego rodzaju instytucjach, organizacjach spo-
łecznych i przedsiębiorstwach państwowych. W latach
30. do najbardziej zmilitaryzowanych należały resorty
spraw zagranicznych i wewnętrznych (trudne dokładnie
ustalić rozmiary tego zjawiska, ale np. w 1937 r. już 12
spośród 16 wojewodów było dawnymi oficerami).
Władze wojskowe zdawały sobie sprawę z tego, że
zwiększenie obronności państwa nie może się ograni-
czać jedynie do szkolenia kolejnych roczników rekru-
tów Z tego względu żywo interesowały się powstawa-
niem i rozwojem różnorakich organizacji paramilitar-
nych, prowadzących w mniejszym lub większym stop-
niu przygotowanie wojskowe lub propagujących hasła
obronności. W pierwszej połowie lat 20. rolę taką speł-
niały np. reaktywowany 27 XI 1919 Związek Strzelecki
i istniejące od końca XIX w. Towarzystwo Gimna-
styczne „Sokół”. Otrzymywały one od armii niezbędny
do szkolenia sprzęt, broń i instruktorów. Ze względu na
silne wpływy polityczne lewicy (Związek Strzelecki)
czy narodowców („Sokół) nie były jednak dla niej zbyt
pewnym oparciem. Rozwój organizacji tego typu został
przyspieszony po roku 1926, a czas ich rozkwitu przy-
padł na lata 30. Istotną rolę w ich rozbudowie odgrywał
utworzony 24 III 1927 Państwowy Urząd Wychowania
Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (PU
WFiPW), podlegający bez pośrednio ministrowi spraw
wojskowych. Za pośrednictwem jego agend propago-
wano uprawianie masowego sportu i prowadzono przy-
sposobienie wojskowe nie tylko o charakterze ogól-
nym, ale również specjalistycznym, np. lotnicze, radio-
telegraficzne, konne, narciarskie itd. Powstawały także
grup branżowe, obejmujące m.in. pocztowców, koleja-
rzy, leśników. Brak środków finansowych uniemożliwił
jednak rozbudowę gęstej sieci ośrodków wyposażonych
w sprzęt wojskowy i urządzenia sportowe. Akces do te-
renowych od działów PU WFiPW był w pełni dobro-
wolny, toteż ich liczebność nieustanni się zmieniała,
aczkolwiek w niektórych latach należało do nich ponad
200 tys. osób. Dużą popularnością cieszyło się Przy-
sposobienie Wojskowe Konni w którego ramach two-
rzono tzw. szwadrony krakusów, będące naturalnym
zapleczem rezerw dla pułków kawalerii. Kadry dla
wojskowej służby pomocniczej, m.in. oświatowej, kan-
celaryjnej i sanitarnej, zapewniała utworzona w 1928 r.
Organizacja Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju,
przemianowana w początkach 1939 r. na Przysposobie-
nie Wojskowe Kobiet.
Urząd WFiPW koordynował i stymulował także
działalność innych organizacji. Na terenach wiejskich
największe znaczenie miał wspomniany Związek Strze-
lecki. Po 1926 r. znalazł się on pod dominującym
wpływem obozu sanacyjnego, toteż był zwalczany
przez ugrupowania opozycyjne, zwłaszcza Stronnictwo
Ludowe. W drugiej połowie lat 30. skupiał ok. 500 tys.
ludzi, a więc należał do najbardziej masowych organi-
zacji w Polsce. Dysponował, m.in. dzięki finansowemu
poparciu wojska, licznymi lokalami, urządzeniami
sportowymi oraz siecią świetlic i bibliotek. Poza dzia-
łalnością sportową i przysposobieniem wojskowym
zajmował się również zwalczaniem analfabetyzmu,
propagowaniem czytelnictwa, pobudzaniem życia kul-
turalnego (po jego egidą działały chóry, orkiestry, ama-
torskie zespoły teatralne), organizowaniem kursów za-
wodowych (zwłaszcza rolniczych) itp. W drugiej poło-
wi lat 30. pewną rolę odgrywały utworzone 22 IX 1936
z inicjatywy armii Junackie Hufce Pracy, mające służyć
ograniczaniu bezrobocia wśród młodzieży w wieku
przedpoborowym. W czasie dwuletniej służby junacy
zatrudniani byli przy wznoszeniu obiektów wojsko-
wych, głównie przy ciężkich i niewymagających kwali-
fikacji pracach ziemnych, za co otrzymywali, poza
umundurowaniem, zakwaterowaniem i wyżywieniem,
niewielkie wynagrodzenie, wówczas też zapoznawali
się z podstawowymi elementami wyszkolenia wojsko-
wego, obowiązkowo przechodzili kurs nauczania po-
czątkowego (analfabeci) i wychowania obywatelskiego.
Rozwój formacji był ograniczony brakiem środków fi-
nansowych, ale i tak, jak się szacuje, do wybuchu woj-
ny przez jej szeregi przewinęło się ok. 30 tys. osób.
Bezpośrednio lub poprzez PU WFiPW wojsko
wpływało także na wiele innych organizacji, np. na
związki rezerwistów, kombatantów, osadników, Zwią-
zek Harcerstwa Polskiego (ZHP) itd. Popierało również
rozwój stowarzyszeń propagujących podniesienie
obronności kraju, w tym m.in. istniejącej od 1923 r.
i działającej na rzecz rozwoju lotnictwa Ligi Obrony
Powietrznej Przeciwgazowej oraz Ligi Morskiej i Ko-
lonialnej (początkowo Ligi Żeglugi Polskiej, Ligi Mor-
skiej i Rzecznej), popularyzującej wśród społeczeństwa
zagadnienia morskie i rozbudowę polskiej Marynarki
Wojennej.
Nie wszystkie akcje podejmowane przez wojsko
lub przeprowadzane przy jego istotnym współudziale
przynosiły zamierzone efekty, a niektóre dawały rezul-
taty wręcz odwrotne niż oczekiwane. Tak można by
podsumować wysiłki armii zmierzające do wzmocnie-
nia polskiego żywiołu na wschodzie, przejawiające się
m.in. w forsowaniu osadnictwa wojskowego (zwłasz-
cza w latach 1920-1924), w tzw. aktywizacji szlachty
zagrodowej czy udziale w akcji „rewindykacji dusz”, to
znaczy rozszerzaniu wpływów Kościoła katolickiego
przy równoczesnym ograniczaniu roli Cerkwi prawo-
sławnej na tamtych tererach. Rezultaty były niewielkie
i raczej powierzchowne, a bez wątpienia w istotny spo-
sób przyczyniły się do wzrostu napięć między ludno-
ścią polską a ukraińską i białoruską.
Jednoznaczna ocena roli armii w dziejach II Rze-
czypospolitej jest bardzo trudna, gdyż w kierunkach jej
rozwoju, w podejmowanych działaniach przebijały się
zarówno elementy pozytywne, jak i negatywne. Wydaje
się jednak, że poczynań Polski w zakresie budowy
i przygotowania sił zbrojnych do odjęcia walki nie
można i nie powinno się oceniać, jak to się czyni naj-
częściej, ani przez pryzmat kampanii wrześniowej, ani
przez porównanie dorobku w tym zakresie z Niemcami
czy Związkiem Radzieckim, z którymi statecznie przy-
szło się jej zmierzyć. Polska należała do grupy państw
nowo powstałych. Wszystkie one dokonały olbrzymie-
go wysiłku, by stworzyć własne wojsko, które — w za-
leżności od potencjału ludnościowego i ekonomicznego
poszczególnych krajów — osiągało różną liczebność
oraz różny stopień rozwoju technicznego, na ogół wyż-
szy niż armia polska. Właśnie w tym kontekście należy
pamiętać, że jedynie wojsko polskie, poza fińskim, zda-
wało w roku 1939 egzamin praktyczny ze swego do-
robku. Armie pozostałych krajów (Czechosłowacja, Es-
tonia, Litwa, Łotwa) nie podjęły takiej próby i uległy
likwidacji bez oddania nawet symbolicznego strzału
w stronę przeciwnika.
POLICJA PAŃSTWOWA
Podstawowym zadaniem armii było zapewnienie
państwu bezpieczeństw zewnętrznego, natomiast bez-
pieczeństwo i porządek wewnątrz kraju spoczywały
w gestii Policji Państwowej (PP). Obie instytucje przy
wypełniani swych zadań często ze sobą współpracowa-
ły. W pierwszym okresie po odzyskaniu niepodległości
funkcje policyjne spełniało częściowo wojsko, a czę-
ściowo różnego rodzaju organizacje typu milicyjnego,
powstające z inicjatyw władz państwowych, samorzą-
dów oraz partii politycznych. Były to m.in. lokalne mi-
licje miejskie, straże obywatelskie, straże ludowe oraz
struktur zhierarchizowane, takie jak Milicja Ludowa
i Policja Komunalna w Królestwie Polskim, Żandarme-
ria Krajowa (Galicja Zachodnia), Żandarmeria Polowa
(Galicja Wschodnia) itd., lub jednostki powstające
z inicjatywy poszczególnych resortów, np. utworzona
w 1918 r. z inicjatywy Ministerstwa Kolei Żelaznych
Straż Kolejowa czy podporządkowana Ministerstwu
Robót Publicznych Straż Rzeczna.
Proces formowania jednolitego, ogólnopolskiego
aparatu policyjnego prze biegał etapami, podobnie jak
budowa terytorialna państwa. Jego najistotniejszym
elementem było przyjęcie przez parlament 24 VII 1919
ustawy o Policji Państwowej, która stopniowo, w miarę
przechodzenia poszczególnych części kraju pod zarząd
centralnego ośrodka władzy, przejmowała ich dotych-
czasowy dorobek. Podporządkowała ona sobie także
(1920) organizacje resortowe, to znaczy Straż Kolejo-
wą i Straż Rzeczną. Proces ten został faktyczni zakoń-
czony w 1921 r., a w roku następnym scalono jedynie
ze strukturami ogólnopolskimi policję Litwy Środko-
wej. Od lata 1922 r. poza nimi pozostawała jedynie au-
tonomiczna Policja Województwa Śląskiego z własną
Komendą Główną, zorganizowana jednak na zasadach
przewidzianych ustawą z lipca 1919 r.
Wspomniana ustawa określała podstawowe zada-
nia policji (ochrona bezpieczeństwa, zapewnienie ładu,
spokoju i porządku publicznego) oraz jej zasady orga-
nizacyjne. W zakresie realizowania wyznaczonych ce-
lów policji podlegała władzom administracji państwo-
wej, czyli starostom i wojewodom. Zobowiązana była
także do wypełniania, w zakresie czynności śledczych,
poleceń urzędów prokuratorskich i władz sądowych.
Najogólniej mówiąc, korpus policyjny składał się
z trzech rodzajów służb — mundurowej, śledczej i poli-
tycznej. Ta ostatnia zajmowała się gromadzeniem in-
formacji o wszelkich przejawach życia politycznego,
nawet tych wiążących się z obozem pozostającym
u władzy, ale w szczególności o osobach, środowiskach
i organizacjach, które działały na szkodę państwa lub
przeciwko usankcjonowanemu porządkowi prawnemu
albo też były o to podejrzewane. Policja zorganizowana
była hierarchicznie — od posterunków i komisariatów,
poprzez komendy powiatowe i okręgowe (wojewódz-
kie), po Komendę Główną, przy czym rolę komendanta
głównego, podobnie jak i innych przełożonych, ograni-
czono do spraw organizacyjnych, administracyjnych
oraz troski o dobór, wyposażenie i wyszkolenie kadr,
bez możliwości wywierania wpływu na charakter zadań
wypełnianych przez podwładnych. Zasady te utrzyma-
no do końca kresu międzywojennego, a wprowadzony
przez ustawę dualizm (to znaczy wspomniana wyżej
równoczesna podległość zarówno władzom własnym,
jak administracyjnym) przyczyniał się niejednokrotnie
do powstawania sporów kompetencyjnych.
Liczebność policji ulegała nieustannym zmianom.
Zgodnie z propagowanymi zasadami za optymalną, nie
tylko zresztą w Polsce, uznawano sytuacuję, w której
jeden policjant przypada na 500 mieszkańców w mia-
stach i 1000 mieszkańców na terenach wiejskich. Stanu
takiego nigdy nie osiągnięto, a według danych porów-
nawczych z 1933 r. średnia liczba mieszkańców na 1
policjanta należała w Polsce do najwyższych w świecie
(1180 osób). Liczba funkcjonariuszy zależała od wielu
czynników, ale przede wszystkim od możliwości finan-
sowych państwa. W 1923 r. służyło w policji ponad 49
tys. ludzi, a w następnych latach jej stany były systema-
tycznie redukowane. Po części wynikało to z pojawie-
nia się nowych instytucji przejmujących jej dotychcza-
sowe zadania — na przykład w 1924 r. ok. 20% całości
sił stanowiła, wydzielona wówczas, policja graniczna.
Utworzony w tym samym roku Korpus Ochrony Po-
granicza przejął jej obowiązki na najdłuższej granicy
wschodniej, a w latach następnych także na północnej
i częściowo południowej. Wydaje się jednak, że decy-
dujące znaczenie miały względy oszczędnościowe
(apogeum wydatków na policję przypadło na rok bu-
dżetowy 1930/1931 — 26 mln zł). Do najniższego po-
ziomu stany osobowe policji spadły w kryzysowych la-
tach 1933-1935 (ok. 29 tys.). Od tego momentu zazna-
czył się ponowny, aczkolwiek niewielki wzrost. Z sza-
cunkowych danych z 1938 r. wynika, że liczba zatrud-
nionych w policji wynosiła niecałe 33 tys. osób. Siły
policyjne były jednak większe, niż wskazywałyby na to
oficjalne stany, co początkowo wynikało z istnienia
tzw. grup rezerwowych oraz od 1923 r. tworzenia
w kilku okręgach oddziałów szkolnych rezerwy poli-
cyjnej, przeznaczonych do rozpraszania manifestacji
ulicznych. W 1936 r. wprowadzono oficjalnie służbę
przygotowawczą dla kandydatów na policjantów. Po-
wstawały w ten sposób w różnych częściach kraju licz-
ne skoszarowane kompanie (do wybuchu wojny 15),
które (choć formalnie policją nie były) wykorzystywa-
no, po elementarnym przeszkoleniu, we wszelkich sy-
tuacjach, gdy stałe siły policyjne okazywały się niewy-
starczające. Najczęściej używano ich do rozpraszania
nielegalnych zgromadzeń i manifestacji. Najwięcej od-
działów tego typu (3 kompanie) stacjonowało w pod-
warszawskim Golędzinowie.
Siły policyjne składały się w zasadzie z dwóch
grup. Pierwszą tworzyli przede wszystkim niżsi funk-
cjonariusze (posterunkowi, starsi posterunkowi, przo-
downicy i starsi przodownicy), na których spoczywała
cała praca terenowa i z którymi ludność spotykała się
najczęściej. Ta część aparatu policyjnego była najmniej
stabilna, najbardziej poddana procesom fluktuacyjnym.
Drugą grupę, czyli stosunkowo nieliczną kadrę dowód-
czą, tworzyli oficerowie (aspirant, podkomisarz, komi-
sarz, nadkomisarz, podinspektor, inspektor, nadinspek-
tor i inspektor generalny). Ponadto na etatach policyj-
nych pracowali niezbyt liczni urzędnicy cywilni i rów-
nie nieliczni niżsi funkcjonariusze cywilni (woźni, goń-
cy, woźnice itd.). Na szczycie hierarchii stał komendant
główny. Stanowisko to zajmowali kolejno: Władysław
Henszel (1919-1922), Wiktor Hoszowski (1922-1923),
Michał Bayer (p.o., 1923), Marian Borzęcki (1923-
1926), Janusz Jagrym-Maleszewski (1926-1935) i Józef
Kordian-Zamorski (1935-1939).
Policja, podobnie jak wojsko, była z założenia in-
stytucją całkowicie apolityczną. Funkcjonariusze nie
mogli należeć do partii i stronnictw, uczestniczyć
w wiecach i manifestacjach przez nie organizowanych,
ujawniać publicznie swych sympatii i antypatii, a wstą-
pienie do organizacji społecznych, nawet typu kultural-
nego i oświatowego, uzależnione było od wcześniej-
szego uzyskania zgody przełożonych. Zasadę tę utrzy-
mano do końca II Rzeczypospolitej, choć o pełnej apo-
lityczności, zwłaszcza kadry oficerskiej, trudno mówić.
Do zamachu majowego przeważały wśród niej sympa-
tie prawicowe, po 1926 r. wymagano od jej członków,
podobnie jak i od pozostałych funkcjonariuszy, akcen-
towania pozytywnego stosunku do rządzącej ekipy po-
litycznej, a angażowanie się w działalność wielu orga-
nizacji społecznych zwłaszcza paramilitarnych i prosa-
nacyjnych, było mile widziane. Zasada apolityczności
i równego traktowania wszystkich organizacji nie doty-
czyła partii komunistycznej oraz organizacji filokomu-
nistycznych, jako zagrażających podstawom porządku
prawnego w państwie. Przez cały okres międzywojenny
policja konsekwentnie zwalczała wszelkie przejawy
działalności komunistycznej. Podobne stanowisko zaj-
mowano wobec partii i organizacji mniejszości naro-
dowych, które, niezależnie od ich oficjalnych deklara-
cji, podejrzewano o prowadzenie działalności na szko-
dę państwa polskiego.
Chociaż policja i armia wykazywały wiele podo-
bieństw (zasada hierarchiczności, umundurowanie,
uzbrojenie, obowiązek karności i posłuszeństwa), to
przynajmniej jedna różnica między nimi była wyraźna.
W wojsku, przede wszystkim wśród szeregowych, li-
czącą się grupę tworzyli przedstawiciele mniejszości
narodowych, policja natomiast była instytucją prawie
czysto polską. Brak jest wprawdzie dokładnych infor-
macji na ten temat, ale w 1923 r., kiedy jej stan osobo-
wy osiągnął najwyższy pułap, osoby wyznania rzym-
skokatolickiego, wówczas uważanego w zasadzie za
świadczące o polskiej tożsamości narodowej, stanowiły
95% kadry oficerskiej, 97% niższych funkcjonariuszy
i 92% grupy urzędniczej. Policjanci (najprawdopodob-
niej wyłącznie niżsi funkcjonariusze) wyznania innego
niż rzymskokatolickie najliczniej (ok. 7% całości sił)
zatrudnieni byli we wschodniej części kraju. Można
przypuszczać, że proporcje te nie uległy w późniejszym
okresie większym zmianom.
Odrębny problem stanowiło przygotowanie policji
do wypełniania powierzonych jej zadań. Jednym z ele-
mentów je określających był poziom w kształcenia
ogólnego. Był on zróżnicowany w zależności od speł-
nianych funkcji, ale generalnie niezbyt wysoki, zwłasz-
cza w pierwszych latach niepodległości. Od początku
stosunkowo nieźle prezentowała się kadra oficerska,
gdyż — jak wynika z danych zgromadzonych w 1923 r.
— jej większość ukończyła wyższe uczelnie (ok. 30%)
lub szkoły średnie (ok. 60%). W tym samym czasie ol-
brzymia część niższych funkcjonariuszy kończyła edu-
kację na poziomie elementarnym. W latach później-
szych starano się poprawić tę sytuację m.in. poprzez
wprowadzenie przepisu uzależniającego przyjęcie do
pracy od ukończenia czterech klas szkoły podstawowej,
a uzyskanie stopnia oficerskiego od posiadania świa-
dectwa maturalnego lub równorzędnego. Jeszcze gorzej
przedstawiało się przygotowanie zawodowe kadr poli-
cyjnych, iż po odzyskaniu niepodległości osoby pracu-
jące uprzednio w organach bezpieczeństwa lub instytu-
cjach z nimi związanych stanowiły zdecydowaną
mniejszość grupy oficerskiej (niecałe 30%). Pozostałe
zdobywały niezbędne doświadczenie już w trakcie
służby. Po roku 1926 pojawiło się, widoczne także i na
innych polach, nasycanie kadry policyjnej oficerami,
którzy z różach powodów opuszczali szeregi wojska.
Przygotowanie zawodowe pracownicy policji uzyski-
wali w specjalnych kołach lub na kursach organizowa-
nych zarówno przez Komendę Główną, jak i placówki
terenowe. W pierwszym dziesięcioleciu dominowały
krótkotrwałe przeszkolenia (zazwyczaj trzymiesięczne),
na których zaznajamiano pracowników i kandydatów
z podstawowymi przepisami prawnymi ogólnymi resor-
towymi, specyficznymi technikami pracy, a także prze-
kazywano im wiedzę ogólną, zwłaszcza z zakresu hi-
storii, geografii i stosunków narodowościowych Polski.
Jednolitego systemu szkolenia doczekano się dopiero
w 1928 r., kiedy powstała Szkoła Oficerska PP w War-
szawie (jej najzdolniejsi absolwenci kontynuowali czę-
stokroć naukę w ośrodkach zagranicznych) oraz trzy
szkoły dla szeregowych — w Żyrardowie, Sosnowcu
i Mostach Wielkich. Słuchacze tych ostatnich trakto-
wani byli jako rezerwa zasadniczych sił i niejednokrot-
nie uczestniczyli, niejako w ramach szkolenia prak-
tycznego, w akcjach prewencyjnych, zwłaszcza w okre-
sach szczególnych napięć w stosunkach społecznych,
np. podczas różnego rodzaju strajków, m.in. w latach
1933 i 1937, gdy miały miejsce wystąpienia chłopskie.
Oceny funkcjonowania policji wyrażane przez
współczesnych były bardzo zróżnicowane. Co prawda,
w miarę upływu czasu charakteryzowała się ona raz
większym profesjonalizmem i odnotowywała liczne
sukcesy w zwalczaniu przestępczości pospolitej, jed-
nakże dostrzegalne to jest dopiero podczas analizy róż-
norakich zestawień statystycznych i tekstów przemó-
wień przedstawicieli władz państwowych. Systema-
tycznie podnoszono poziom przygotowania zawodowe-
go ogółu funkcjonariuszy, co szczególnie widoczne by-
ło w służbie kryminalnej. Wysiłki te doceniano nawet
na arenie międzynarodowej. Policja polska współpra-
cowała z podobnymi służbami innych państw, nawet
była współzałożycielem (1923) i liczącym się człon-
kiem wiedeńskiej Międzynarodowej Komisji Policji
Kryminalnej (Interpol). Dla większości społeczeństwa,
co jest w pełni zrozumiałe, bardziej widoczne były jed-
nak niedociągnięcia i rola spełniana przez policję
w rozbijaniu manifestacji, wieców, zgromadzeń, za-
zwyczaj zresztą organizowanych bez odpowiedniego
zezwolenia. Powszechne oburzenie, zwłaszcza wśród
środowisk lewicowych, wywołała np. postawa policji
i jej zaniedbania w czasie dramatycznych wydarzeń
w grudniu 1922 r., zakończonych zamordowaniem
pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Liczne donie-
sienia prasowe, a zwłaszcza interpelacje poselskie,
zgłaszane głównie przez kluby lewicowe i mniejszości
narodowych, następnie przedrukowywane przez prasę,
koncentrowały się na nadużywaniu władzy przez orga-
na policyjne, co bardzo chętnie generalizowano. Po-
twierdzeniem przynajmniej części zarzutów były też
równie liczne kary dyscyplinarni łącznie z usuwaniem
ze służby, za przekraczanie uprawnień i działania nie
zgodne z obowiązującymi przepisami. Należy jednak
podkreślić, że w czasie niektórych wydarzeń przeło-
mowych, np. zamachu majowego, stanowisk policji nie
budziło najmniejszych zastrzeżeń, co potwierdzały
zgodnie obie walczące strony, a także i fakt, że zwycię-
ski obóz, poza naturalnym dokonaniem zmian na naj-
wyższych stanowiskach, nie przeprowadzał jakiejkol-
wiek weryfikacji ani w korpusie oficerskim, ani wśród
niższych funkcjonariuszy.
Podstawowym zadaniem policji była troska o za-
pewnienie bezpieczeństw wewnętrznego kraju, ale
przewidywano też, że w momencie mobilizacji wojen-
nej stanie się ona automatycznie częścią sił zbrojnych,
w ramach których miała pełnić funkcje wojskowego
korpusu bezpieczeństwa, m.in. związane z mobilizacją,
obroną cywilną, czy zwalczaniem dywersji. Odnosiło
się to w pierwszej kolejności do skoszarowanych od-
działów rezerwowych i szkolnych. Plany te nie zostały
zrealizowane, a po wybuchu wojny większość sił poli-
cyjnych z obszarów Polski zachodniej i centralnej ewa-
kuowała się, niejednokrotnie chaotycznie, na tereny za-
bużańskie. Tam też silniej zaznaczyła ona swą obec-
ność, m.in. likwidując próby działań dywersyjnych po-
dejmowane przez ukraińskie grupy komunistyczne
i nacjonalistyczne lub włączają się bezpośrednio do
walki przeciw wkraczającym oddziałom sowieckim
m.in. w obronie Grodna, Kowla czy Łucka, a także
w ramach niektórych zgrupowań KOP, np. gen. Wil-
helma Orlika-Rückemana. Policjanci też stali si pierw-
szą zbiorową ofiarą zajmujących polskie ziemie Sowie-
tów.
III. SPOŁECZEŃSTWO
Ludność Polski była zróżnicowana pod wieloma
względami — miejsca zamieszkania (z czym najczę-
ściej łączył się także poziom cywilizacyjny), przyna-
leżności (mniej czy bardziej ścisłej) do grup i warstw
społecznych, a także pod względem narodowościowym
i religijnym. Jeden z najprostszych częściej stosowa-
nych podziałów wynikał z miejsca zamieszkania, czyli
dotyczył rozróżnienia na ludność miejską i wiejską. Jak
już wspominano, Polska odziedziczyła po państwach
zaborczych ich terytoria pograniczne, w więksi niezbyt
rozwinięte gospodarczo, a więc siłą rzeczy także słabiej
zurbanizowane, zdominowane przez ludność wiejską.
1. WIEŚ I MIASTO
Jak wynika z danych spisowych z 1921 r., aż 75%
ludności mieszkało na w zdecydowanej większości
(prawie 64%) utrzymywało się wyłącznie z pracy
w rolnictwie, ogrodnictwie, leśnictwie i pokrewnych
gałęziach. Jedynie niewielkiej części mieszkańców wsi
(ok. 10%) środki do życia zapewniały zajęcia pozarol-
nicze. Grupę tę tworzyli przede wszystkim rzemieślni-
cy, sklepikarze, nauczyciele oraz urzędnicy administra-
cji państwowej, samorządowej i prywatnej. Specyficz-
ną kategorią ludności wiejskiej, zwłaszcza w Polsce
centralnej, byli chłopi-robotnicy. W latach międzywoj-
nia dokonywała się pewna ewolucja, ale generalnie
zmiany nie były zbyt duże. Podczas spisu z 1931 r. od-
notowano, że na wsi mieszkało 73% ogółu ludności,
a tuż przed wybuchem wojny odsetek ten spadł do ok.
70%, przy czym procent osób utrzymujących się z rol-
nictwa wynosił wówczas ponad 59.
Wśród ludności wiejskiej utrzymującej się z rolnic-
twa przeważali właściciele drobnych gospodarstw,
uprawiający je siłami własnymi i najbliższej rodziny.
Statystyki z końcowego okresu II Rzeczypospolitej
wykazują, że wśród ludności czynnej zawodowo w rol-
nictwie ponad 26% stanowili tzw. samodzielni, czyli
właściciele gospodarstw, aż 59% pomagający członko-
wie rodzin i zaledwie 14,5% robotnicy rolni. Ta ostat-
nia grupa była równocześnie najliczniejszą częścią pol-
skiej klasy robotniczej (40% w 1921 r. i ok. 30%
w 1938). Zaliczano do niej stałą służbę folwarczną
i okresowych robotników najemnych z dużych mająt-
ków oraz osoby zatrudniane przez zamożniejszych
chłopów. Była to równocześnie grupa, poza robotnika-
mi rolnymi w województwach zachodnich, o najniż-
szym prestiżu społecznym. W pozostałych częściach
kraju liczyło się na wsi przede wszystkim posiadanie
choćby najmniejszego kawałka ziemi, nawet jeżeli jego
właściciel znajdował się w takiej samej sytuacji jak ro-
botnik rolny lub nawet gorszej.
W okresie międzywojennym liczba ludności wiej-
skiej, przynajmniej w ujęciu bezwzględnym, szybko się
powiększała. Przyrost ten wynikał głównie z niewiel-
kich możliwości znalezienia pracy poza rolnictwem,
a także z istotnego ograniczenia rozmiarów emigracji.
Stałym problemem wsi był więc nadmiar rąk do pracy.
Zjawisko to występowało nagminnie, a według szacun-
ków z końcowego okresu istnienia II Rzeczypospolitej
ok. 40% gospodarstw posiadało zbędną siłę roboczą, to
znaczy osoby mogące z nich odejść bez jakichkolwiek
konsekwencji dla wysokości produkcji, nawet przy za-
chowaniu tych samych metod gospodarowania. Najo-
strzej zjawisko to występowało w województwach cen-
tralnych i południowych, gdzie mieszkało 75% ogólnej
liczby ludzi „zbędnych”. Stamtąd też przed I wojną
światową rekrutowała się większość emigrantów
Na poziom życia ogółu ludności wiejskiej wpływa-
ły procesy zachodzące w państwie, a zwłaszcza prze-
bieg parcelacji powodujący zwiększanie posiadanego
przez nią odsetka gruntów użytkowanych rolniczo,
wdrażanie nowoczesnych technik gospodarowania
(głównie na wschodzie kraju) oraz niezbyt szybko, ale
systematycznie podnoszące się wykształcenie, zazwy-
czaj zresztą na najniższym poziomie, gdyż tylko ok. 25-
30% dzieci chłopskich kończyło naukę w pełnym,
siedmioletnim wymiarze. Dotkliwie odczuwano waha-
nia koniunktury, na ogół niekorzystnej dla rolnictwa.
Przez cały okres międzywojenny najlepiej przedstawia-
ła się sytuacja ludności wiejskiej w województwach za-
chodnich, gdzie nie odbiegała ona od standardów euro-
pejskich, trochę gorzej w Polsce centralnej (byłe Króle-
stwo Polskie i Małopolska Zachodnia), a najgorzej na
Kresach Wschodnich.
Ludność wiejska, jak już wspomniano, była silnie
zróżnicowana, zarówno pod względem narodowościo-
wym (ok. 40% Ukraińców i Białorusinów), jak pozio-
mu zamożności. Na ogół w niewielkim stopniu korzy-
stała z różnego rodzaju udogodnień, np. elektryczności,
wodociągów czy kanalizacji, które do końca dwudzie-
stolecia były jej prawie nieznane.
Trochę inaczej wyglądała sytuacja ludności miej-
skiej. Stopień zurbanizowania ziem II Rzeczypospolitej
należał jednak do najniższych w Europie. Działo się tak
mimo tego, że w dwudziestoleciu przyrost liczby lud-
ności miejskiej był bardzo duży, znacznie szybszy niż
ludności całego kraju, a pod koniec okresu międzywo-
jennego dał się ponadto zauważyć rozwój miast i mia-
steczek położonych w obrębie Centralnego Okręgu
Przemysłowego. Wiele nich zmodernizowano, a sztan-
darową inwestycją tego okresu była Stalowa Wola,
wzniesiona, jak niegdyś Gdynia, od podstaw. Nie mo-
gło to jednak wpłynąć na zasadniczą zmianę sytuacji
i pod względem zurbanizowania Polska nie tylko nie
zbliżała się do najnowocześniejszych krajów (Niemiec,
Francji czy Czechosłowacji), ale wyprzedzała jedynie
Bułgarię, Rumunię i Litwę.
W 1921 r. na terytorium Rzeczypospolitej znajdo-
wało się 611 miast, zamieszkanych przez ok. 25% ogó-
łu ludności kraju, ale jedynie sześć z nich (Warszawa,
Łódź, Lwów, Kraków, Wilno i Poznań) liczyło więcej
niż 100 tys. mieszkańców. Dziesięć lat później liczba
miast zwiększyła się do 626, a udział ludności miejskiej
w całej populacji Polski do 27%. Do grona dużych
miast dołączyły w ciągu tego dziesięciolecia Byd-
goszcz, Częstochowa, Katowice, Sosnowiec i Lublin.
Pod koniec okresu międzywojennego stutysięczny próg
przekroczyły także Gdynia, Chorzów i Białystok,
a liczba ludności miejskiej wzrosła do prawie 3,9 mln
osób, to znaczy do 30% ogółu społeczeństwa. Najszyb-
ciej rozwijały się ważne centra administracyjne
i ośrodki przemysłowe. Zmiany ludnościowe w naj-
większych ośrodkach miejskich ilustruje zestawienie.
Wielkie miasta (ludność w tysiącach)
Miasto Liczba mieszkańców w roku Przyrost w latach 1921-1939
1921 1931 1939 Liczba %
Warszawa 937 1172 1289 352 37,6
Łódź 452 605 672 220 48,7
Lwów 219 312 318 99 45,2
Poznań 169 245 272 103 60,9
Kraków 184 219 259 75 40,8
Wilno 129 195 209 80 62,0
Bydgoszcz 88 117 141 53 60,2
Częstochowa 80 117 138 58 72,5
Katowice 50 126 134 84 68,0
Sosnowiec 86 109 130 44 51,2
Lublin 94 112 122 28 29,8
Gdynia 1,3 30 120 118,7 903,1
Chorzów 73 81 110 37 50,7
Białystok 77 91 107 30 39,0
W porównaniu z okresem rozbiorów dawał się za-
uważyć spadek znaczenia dawnych ośrodków dzielni-
cowych, zwłaszcza Krakowa, Wilna, Poznania —
w mniejszym stopniu — Lwowa, na rzecz Warszawy.
Był to w pewnym sensie proces naturalny, w stolicy
znalazły się bowiem siedziby centralnych władz pań-
stwowych, najważniejsze instytucje polityczne, gospo-
darcze, administracyjne i kulturalne. Prężnie rozwijał
się warszawski okręg przemysłowy, a w związku z tym
szybko zwiększała się też liczba mieszkańców (w la-
tach 1921-1939 o ponad 350 tys.). Bardzo szybko roz-
wijała się Łódź, która w okresie międzywojennym po-
większyła swą liczebność o ponad 200 tys. osób.
Wzrost liczby ludności Katowic wiązał się po części
z faktem, że — niezależnie od rozwoju przemysłu —
były one głównym ośrodkiem autonomicznego woje-
wództwa śląskiego. Swoistym ewenementem była
Gdynia, bez wątpienia najnowocześniejsze miasto pol-
skie, głównie dzięki temu, że zbudowano je właściwie
od podstaw.
Dominujące znaczenie przez cały okres międzywo-
jenny miały jednak nie duże miasta, ale te bardzo małe,
niejednokrotnie swój miejski status zawdzięczające je-
dynie roli, którą odgrywały w przeszłości. W 1931 r.
ponad 75% wszystkich ośrodków miejskich stanowiły
takie, w których mieszkało mniej liż 10 tys. osób.
Strukturę miast polskich, wynikającą z danych spiso-
wych, przedstawiono w tabeli.
Miasta polskie w 1931 r. według liczby mieszkańców
Liczba mieszkańców Miasta Ludność (w tys.)
(w tys.) liczba % liczba %
poniżej 5 308 48,4 928 10,8
5-10 177 27,8 1233 14,2
10-20 83 13,1 1099 12,6
20-50 46 7,2 1392 16,0
50-100 11 1,7 688 7,9
100-200 6 0,9 781 9,0
200-500 3 0,5 784 9,0
ponad 500 2 0,4 1784 20,5
Razem 636 100,0 8689 100,0
Rozmieszczenie ośrodków miejskich nie było rów-
nomierne. Najwięcej miast i miasteczek znajdowało się
w województwie poznańskim (118), choć generalnie
najlepiej zurbanizowane były województwa centralne.
Trochę gorzej pod tym względem prezentowały się po-
łudniowe i zachodnie, a najsłabiej wschodnie, zwłasz-
cza wileńskie (14) i nowogródzkie (16). W 1931 r.
w miastach mieszkało prawie 9 mln osób, z czego po-
nad połowa w Polsce centralnej, co wynikało z faktu,
że na tym terenie znajdowały się dwa najludniejsze
ośrodki, to znaczy Warszawa i Łódź. W tym samym
czasie największy odsetek ludności miejskiej notowano
w województwach zachodnich (prawie 36% ogółu
mieszkańców) i centralnych (ponad 33%). Znacznie
słabiej wyglądały pod tym względem województwa po-
łudniowe — niecałe 23%, a najgorzej wschodnie —
14%.
Poziom urbanizacji ziem polskich wyraźnie odbie-
gał od sytuacji w przeważającej części krajów Europy,
a dystans ten był jeszcze większy, co zresztą lojalnie
przyznawali ówcześni obserwatorzy, w odniesieniu do
podstawowych standardów warunków mieszkalnych.
Różnice zaczynały się już od wyglądu zewnętrznego.
Jak wynika z danych statystycznych zgromadzonych
przez Związek Miast Polskich w 1931 r., budynki mu-
rowane (ogniotrwałe) stanowiły niecałe 46% zabudowy
miejskiej, a reszta wzniesiona była z drewna i cegły
(tzw. pruski mur), drewna, a nawet (ok. 4%) z gliny.
W większości miast, zwłaszcza na terenie byłego zabo-
ru rosyjskiego, brakowało jakiegokolwiek planu zabu-
dowy, np. ogromne kamienice czynszowe wznoszono
obok małych pałacyków i nędznych lepianek. Kontra-
sty takie najsilniej chyba występowały w Łodzi, pod
koniec lat 20. uznawanej za jedno z najbrzydszych
miast Europy. Równie kiepsko było z podstawowymi
urządzeniami sanitarnymi. W 1921 r. tylko około 1/3
ośrodków miejskich posiadało wodociągi i urządzenia
kanalizacyjne (skądinąd nie było ich jeszcze pod koniec
lat 20. półmilionowej Łodzi, drugim co do wielkości
mieście w Polsce). W tym samym czasie prawie 1/5
miast pozbawiona była także oświetlenia elektryczne-
go. Siłą rzeczy musiało się to odbijać na wyposażeniu
mieszkań, zazwyczaj bardzo małych — jedno- lub
dwupokojowych. Pod koniec lat 20. znaczna część
mieszkań robotniczych ograniczała się do jednej izby
z piecem kuchennym, w której mieszkała cała rodzina,
niejednokrotnie z konieczności przyjmująca jeszcze
sublokatorów, tzw. kątowników. Na początku lat 30.
jedynie ok. 13% budynków miejskich podłączone było
do sieci kanalizacyjnej, niecałe 16% do wodociągowej,
prawie 38% było zelektryfikowane, a gaz zdołano do-
prowadzić do niecałych 8%. Budynki posiadające
wszystkie podstawowe udogodnienia stanowiły zaled-
wie 10% całej zabudowy miejskiej, natomiast żadnego
z nich nie miało ponad 56%, choć mieszkała tam ponad
1/3 ogółu ludności miejskiej. Są to oczywiście dane
przeciętne, a w kraju występowało wyraźne zróżnico-
wanie, zależne od wielkości miasta oraz jego położenia
geograficznego. Inaczej wyglądały duże ośrodki, a tak-
że miasta w województwach zachodnich, gdzie sytua-
cja była najlepsza (np. prawie wszystkie miały wodo-
ciągi), i centralnych, a zupełnie inaczej było we
wschodniej części kraju — tam wygląd zewnętrzny ma-
łych miast czy miasteczek oraz warunki życia tylko
w niewielkim stopniu różniły się od panujących
w większych wsiach. Dominowały nieskanalizowane,
drewniane, parterowe domy, najczęściej kryte gontem
lub słomianą strzechą, niejednokrotnie z polepą zamiasl
podłogi, a zdarzały się nawet chaty kurne. Brakowało
chodników i ulic o utwardzonej nawierzchni, choć pod
tym względem nie najlepiej wyglądała sytuacja także
na peryferiach dużych miast w Polsce centralnej. Bliż-
sze dane zamieszczono poniżej.
Miasta polskie: rozmieszczenie, zabudowa i wyposażenie w 1931 r.
Wskaźnik Grupa województw Razem
zachodnie centralne wschodnie południowe
Liczba miast 152 223 59 169 603
(25,2%) (37,0%) (9,8%) (28,0%)
Ludność miejska w tys. 1621 4474 792 1935 8822
(18,4%) (50,7%) (9,0%) (21,9%)
Budynki ogniotrwałe (%) 91,4 47,2 13,0 36,6 45,8
Odsetek mieszkańców 69,7 33,3 11,0 28,2 36,6
w budynkach wyposażo-
nych w wodociągi
Odsetek mieszkańców 58,1 25,9 8,9 30,9 31,1
w budynkach wyposażo-
nych w kanalizację
Mieszkania jedno- i dwui- 51,4 73,0 72,6 93,3 68,8
zbowe (%)
Sytuacja ta poprawiła się, zwłaszcza w latach 30.,
kiedy to budownictwo mieszkaniowe stanęło na bardzo
wysokim poziomie. Nowe wzorce propagowała i reali-
zowała od 1922 r. np. Warszawska Spółdzielnia Miesz-
kaniowa. Przeobrażenia dokonywały się jednak bardzo
wolno, a najsilniej na statystyczne zmiany wpływały
nowo wznoszone osiedla i nowo powstające ośrodki
miejskie, takie jak Gdynia czy Stalowa Wola. Z udo-
godnień cywilizacyjnych korzystała w pierwszej kolej-
ności inteligencja (pracownicy umysłowi) i najlepiej
uposażone grupy robotników, np. kolejarze czy druka-
rze.
2. STRUKTURA ZATRUDNIENIA
Jak już wspominano, Polska odziedziczyła po
okresie zaborów ziemie w większości słabo rozwinięte
gospodarczo, z przewagą rolnictwa, niekiedy stojącego
niemalże na poziomie naturalnym, z niezbyt licznymi
enklawami dobrze rozwiniętego przemysłu. Siłą rzeczy
rzutowało to także na rozwój transportu i handlu. Brak
własnego państwa, a w zaborze rosyjskim również in-
stytucji samorządowych, nie sprzyjał rozbudowie sek-
tora służby publicznej. U progu niepodległości struktu-
ra zatrudnienia daleka była od tej w rozwiniętych go-
spodarczo krajach zachodnich. Podobne jak Polska, a
może nawet trochę gorsze wskaźniki osiągnęły jedynie
niektóre kraje bałkańskie, np. Rumunia i Bułgaria. W
okresie międzywojennym zachodziły pewne zmiany,
ale ich tempo nie było zbyt duże. Dokładniejsze dane
zamieszczono poniżej.
Struktura zawodowa ludności Polski (w procentach)
Dział gospodarki 1921 1931 1937
Rolnictwo, ogrodnictwo, leśnictwo 63,8 60,9 59,1
Przemyśl i rzemiosło 17,2 19,2 23,2
Handel i ubezpieczenia 6,2 5,9 6,1
Komunikacja i transport 3,4 3,6 3,5
Służba publiczna 3,7 4,1 4,2
Służba domowa 1,1 1,4 1,4
Inne i nieokreślone 4,6 4,9 2,5
Razem 100,0 100,0 100,0
Tempo tych przeobrażeń zostało przyspieszone
w czasie tzw. polityki nakręcania koniunktury tuż przed
wybuchem wojny, a więc można przypuszczać, że po
kilku latach wyniki byłyby nieznacznie korzystniejsze.
Jednak niezależnie od zachodzących zmian przez cały
okres międzywojenny większość mieszkańców Polski
utrzymywała się z pracy w rolnictwie. Na drugim miej-
scu znajdowały się przemysł i rzemiosło. Inne działy
gospodarki miały już mniejsze znaczenie. Odziedziczo-
na po epoce rozbiorów struktura zatrudnienia w okresie
międzywojennym z wolna się unowocześniała. Świad-
czył tym przede wszystkim spadek odsetka ludności za-
trudnionej w rolnictwie na korzyść innych działów,
zwłaszcza przemysłu, usług, a częściowo także służby
publicznej (administracji państwowej i samorządowej,
sądownictwa, różnego rodzaju stowarzyszeń, służby
zdrowia, szkolnictwa oraz instytucji zajmujących się
krzewieniem kultury i sztuki).
Analizując strukturę zatrudnienia, należy także
mieć na uwadze, że poziom rozwoju rolnictwa, rzemio-
sła, handlu i usług był bardzo niski, gdyż wśród osób
zawodowo czynnych zdecydowanie przeważali (ok.
57%) tzw. samodzielni, niezatrudniający sił najemnych,
a więc w rzeczywistości właściciele niewielkich gospo-
darstw, warsztatów i sklepów, wspomagani w razie po-
trzeby przez członków najbliższej rodziny.
3. GRUPY I WARSTWY SPOŁECZNE
W zależności od gałęzi zatrudnienia, a przede
wszystkim od rodzaju wykonywanej pracy, społeczeń-
stwo było podzielone na mniej lub bardzie wyraźne
grupy o zbliżonym systemie wartości, poziomie życia,
stopniu za możności i prestiżu. Układ ten i zachodzące
w nim zmiany ilościowe ilustruje poniższe zestawienie.
Podział klasowo-warstwowy społeczeństwa polskiego
Klasy i warstwy społeczne 1921 1931 1938
mln % mln % mln %
Robotnicy 7,5 27,6 9,4 29,3 10,5 30,2
Chłopi 14,5 53,3 16,7 52,0 17,4 50,0
Inteligencja i pracownicy umysłowi 1,4 5,1 1,8 5,6 2,0 5,7
Burżuazja 0,3 1,1 0,3 0,9 0,3 0,9
Drobnomieszczaństwo 3,0 11,0 3,4 10,6 4,1 11,8
Ziemianie 0,1 0,4 0,1 0,3 0,1 0,3
Inni 0,4 1,5 0,4 1,3 0,4 1,1
Razem 27,2 100,0 32,1 100,0 34,8 100,0
Jak wynika z zestawienia, najliczniejsza była grupa
chłopów. Zgodnie z przyjętymi zasadami zaliczano do
niej drobnych producentów rolnych, dla których pod-
stawę utrzymania stanowiły samodzielne gospodarstwa.
Do tej kategorii należała ponad połowa ludności kraju
i ponad 70% mieszkańców wsi. Czasami, niezbyt ści-
śle, mianem takim określano także osoby, które nie po-
siadały ziemi, ale mieszkały na wsi i utrzymywały się
z pracy na roli. Przy takim ujęciu liczebność warstwy
chłopskiej byłaby o kilkanaście procent wyższa. O po-
zycji społecznej i poziomie życia mieszkańców wsi de-
cydowała przede wszystkim ilość oraz jakość posiada-
nej ziemi i dlatego najwyższym prestiżem cieszyli się
właściciele największych gospodarstw, liczących od 10
do 50 ha (w województwach zachodnich nawet do
100). Prawie wyłącznie z ich szeregów wywodziły się
osoby zajmujące wszystkie ważniejsze stanowiska
w samorządzie oraz wszelkiego rodzaju organizacjach
gospodarczych, oświatowych i religijnych. Ich przed-
stawiciele zasilali też w znacznym stopniu polityczną
kadrę przywódczą wsi. Była to jednak grupa niezbyt
liczna (ok. 11-12%) i w ciągu dwudziestolecia wyka-
zywała tendencję malejącą. Znacznie więcej (37-38%)
było chłopów średniorolnych, to znaczy posiadających
gospodarstwa, z których dochód zazwyczaj pozwalał na
utrzymanie rodziny. Trochę liczniejsi byli chłopi mało-
rolni (41-42%) i ci musieli już na ogół szukać dodat-
kowych źródeł zarobkowania. W najtrudniejszej sytua-
cji znajdowali się właściciele gospodarstw karłowatych,
którzy zdecydowanie nie mogli się utrzymać bez do-
datkowej pracy. Oddzielną kategorię ludności wiejskiej
stanowili robotnicy rolni, zatrudniani w wielkich ma-
jątkach i dużych gospodarstwach chłopskich.
Drugą pod względem liczebności grupą społeczną
byli robotnicy, czyli najemni pracownicy fizyczni. Za-
trudnienie znajdowali w przedsiębiorstwach przemy-
słowych, zakładach rzemieślniczych, usługowych oraz
w rolnictwie i leśnictwie. W okresie międzywojennym
ich liczba systematycznie rosła zarówno w ujęciu bez-
względnym, jak i procentowym. W związku z postępu-
jącą modernizacją kraju najszybciej przybywało osób
zatrudnionych w wielkim i drobnym przemyśle, górnic-
twie, a częściowo także w rzemiośle i chałupnictwie.
Malała natomiast, przynajmniej procentowo, liczba ro-
botników rolnych. Zdecydowana większość robotników
(67,8%) mieszkała na terenie Polski centralnej, na Ślą-
sku i w województwie krakowskim. Warunki bytowe
i osiągane zarobki zależały przede wszystkim od miej-
sca zatrudnienia.
Ze względu na charakter państwa najliczniejszą
grupę (ok. 1/3 całości klasy robotniczej) tworzyli stali
i sezonowi robotnicy rolni. Duża część robotników sta-
łych (tzw. ordynariuszy) zatrudniona była w majątkach
ziemskich, z którymi powiązani byli różnorakimi wię-
zami. Zazwyczaj mieszkali w zabudowaniach dwor-
skich (czworakach), a wynagrodzenie otrzymywali czę-
ściowo w gotówce, a częściowo w postaci produktów
rolnych, prawa użytkowania kawałka ziemi na własne
potrzeby, a często także utrzymywania własnego in-
wentarza, wypasanego na dworskiej łące. Poziom wy-
kształcenia, warunki życia i status społeczny robotni-
ków rolnych, z wyjątkiem zachodniej części kraju, nie
były zbyt wysokie. W znacznie gorszej sytuacji znaj-
dowali się robotnicy sezonowi, rekrutujący się m.in.
z grona właścicieli gospodarstw karłowatych. Robotni-
cy rolni tworzyli swoistą formę przejściową między
ludnością chłopską a robotniczą. W omawianym okre-
sie byli oni, chociażby z racji zamieszkania i wykony-
wanej pracy, bardzo silnie związani ze środowiskiem
wiejskim i w sprzyjających warunkach, po nabyciu
ziemi, zasilali szeregi chłopskie. Związki takie były
istotne także dla innych grup robotniczych, tym bar-
dziej że jeszcze pod koniec lat 30. prawie 40% pracow-
ników fizycznych zatrudnionych poza rolnictwem
mieszkało na wsi. W tym samym czasie robotnicy rolni
i robotnicy zatrudnieni w innych gałęziach gospodarki,
ale mieszkający na wsi, stanowili ok. 55% całości klasy
robotniczej.
Poza rolnictwem najwięcej robotników zatrudnio-
nych było w przemyśle, zwłaszcza włókienniczym, me-
talowym i spożywczym, rzemiośle, górnictwie budow-
nictwie. Proletariat przemysłowy nie był jednak zbyt
liczny, gdyż składało się nań tylko ok. 18% ogółu ro-
botników. Jego największym skupiskiem był Górny
Śląsk. Na położenie robotników istotny wpływ wywie-
rały koniunktura ekonomiczna i towarzyszące jej wa-
haniom bezrobocie, które od czasu wielkiego kryzysu
przybrało charakter strukturalny. Wysokość zarobków
i związany z tym poziom życia uzależnione były od
kwalifikacji, miejsca oraz rodzaju wykonywanej pracy.
Do najlepiej uposażonych, poza drukarza mi, należeli
pracownicy zatrudnieni w przemyśle ciężkim, przed-
siębiorstwach państwowych, zwłaszcza na kolei (naj-
większy pracodawca w Polsce międzywojennej), i ko-
munalnych (gazownie, elektrownie, komunikacja miej-
ska). Najgorzej uposażeni byli robotnicy niewykwalifi-
kowani, bardzo często zatrudniani jedynie przy naj-
prostszych pracach sezonowych, np. w budownictwie.
Klasa robotnicza była dość jednolita pod względem
narodowym. Zdecydowanie przeważali w niej Polacy
(ok. 80% ogółu i 90% robotników wielkoprzemysło-
wych). Dominacja ta, wynikająca po części z celowej
polityki personalnej, była szczególnie widoczna
w przemyśle pracującym na potrzeby obronności
i w przedsiębiorstwach państwowych, zwłaszcza o zna-
czeniu strategicznym (koleje, poczta), a także w insty-
tucjach komunalnych. Oprócz Polaków klasę robotni-
czą tworzyli także Żydzi i Niemcy (głównie na Śląski
i w aglomeracji łódzkiej) oraz Ukraińcy (najczęściej
robotnicy rolni).
Trzecią co do wielkości grupą było drobnomiesz-
czaństwo (ok. 30% ludności pozarolniczej), stanowiące
formację przejściową między proletariatem a burżuazją.
Zaliczano do niego osoby dysponujące własnym źró-
dłem dochodu, zazwyczaj niezatrudniające sił najem-
nych, ale bardzo często wykorzystujące pomoc człon-
ków rodziny. Byli to przede wszystkim rzemieślnicy,
drobni kupcy (najliczniejsza grupa), właściciele nie-
wielkich domów czynszowych, mniejszych lokali ga-
stronomicznych itp. Dokładne określenie liczebności tej
grupy jest trudne, gdyż granica między jej najzamoż-
niejszą częścią a drobną burżuazją nie była zbyt ostra,
a jeszcze płynniejsza dzieliła jej spauperyzowany
odłam od robotników. Częstym zjawiskiem było też
przechodzenie z jednej grupy do drugiej, np. w wyniku
zakładania przez wykwalifikowanych robotników lub
chałupników własnych warsztatów rzemieślniczych al-
bo odwrotnie, z powodu ich likwidacji i spadku właści-
cieli do kategorii pracowników najemnych. W wielu
wypadkach uzyskanie stałej pracy, np. w przemyśle,
oznaczało nawet awans społeczny i finansowy. Nie-
wielkie także były różnice w poziomie wykształcenia
i warunkach bytowych obu grup. Prawdopodobnie tyl-
ko ok. 1/3 drobnomieszczaństwa żyło na wyższym po-
ziomie niż robotnicy, a znacznie większy odsetek uzy-
skiwał niższe dochody, a więc musiał zadowalać się
skromniejszymi warunkami niż te, które były udziałem
robotników, nawet spoza kręgu najlepiej uposażonych.
Występowały oczywiście różnice regionalne. Najsta-
bilniejsze i osiągające najwyższy poziom życia było
drobnomieszczaństwo województw zachodnich, ale je-
go bezwzględna i uboższa większość (prawie 55%)
zamieszkiwała miasta i miasteczka w województwach
centralnych, południowych i wschodnich.
Była to także grupa bardzo zróżnicowana pod
względem narodowym, choć bez wątpienia przeważała
w niej (ponad 55%) ludność żydowska, w niektórych
ośrodkach na wschodzie Polski w całości zaliczana do
tej kategorii. Najwyraźniej widoczne było to w handlu,
stojącym na ogół na bardzo niskim poziomie. Na Pola-
ków przypadało niecałe 40% całej grupy, a największe
znaczenie mieli oni na terenach Śląska i byłego zaboru
pruskiego, na których konkurowali z Niemcami. Bar-
dzo nieliczne było drobnomieszczaństwo innych grup
narodowych. Ponieważ liczba tych najdrobniejszych
placówek usługowych, zwłaszcza w handlu, była zde-
cydowanie większa niż istniejące potrzeby, dochodziło
do ostrej walki konkurencyjnej, którą — ze względu na
przewagę elementu żydowskiego — bardzo często
prowadzono nie pod hasłami gospodarczymi, ale wy-
znaniowymi, narodowymi i politycznymi. Drobno-
mieszczaństwo było też, zwłaszcza po polskiej stronie,
najsilniejszym zapleczem partii nacjonalistycznych.
Równie zróżnicowana była inteligencja, odgrywa-
jąca istotną rolę w funkcjonowaniu państwa. Ona za-
pewniała kadry pracownicze urzędom, instytucjom
państwowym i samorządowym, kształtowała opinię pu-
bliczną, a niejednokrotnie inicjowała zmiany polityczne
i cywilizacyjne. Jej największe skupiska występowały
siłą rzeczy w dużych miastach i ośrodkach przemysło-
wych, zwłaszcza na terenie województw centralnych
(ok. 46% całej grupy). Mniej liczna była na zachodzie
i południu kraju, a jej najsłabsza reprezentacja znajdo-
wała się w województwach wschodnich (ok. 6%).
Liczebność tej grupy jest trudna do ustalenia ze
względu na brak jednoznacznych kryteriów wyodręb-
niających. W okresie międzywojennym bardzo często
zaliczano do niej np. sfery urzędnicze, określane naj-
częściej mianem pracowników umysłowych. Przy ta-
kim ujęciu istotniejszy był rodzaj wykonywanej pracy
niż posiadane wykształcenie, na ogół niezbyt wysokie.
Ze szczegółowych ustaleń wynika, że tylko ok. 11% tak
szeroko rozumianej inteligencji ukończyło studia wyż-
sze, znacznie więcej miało świadectwa maturalne, ale
ponad 30% legitymowało się jedynie ukończeniem
szkoły powszechnej lub kilku klas średniej. W ciągu
okresu międzywojennego, dzięki rozbudowie szkolnic-
twa średniego i wyższego, sytuacja ta wyraźnie się po-
prawiała. Z kręgów szeroko rozumianej inteligencji re-
krutowała się też największa liczba uczniów szkół
średnich i słuchaczy wyższych uczelni.
Elitę intelektualną i finansową inteligencji tworzyli
przedstawiciele wolnych zawodów, zwłaszcza lekarze,
adwokaci i najwyższa kadra inżynieryjna, ale jej naj-
liczniejszą częścią byli pracownicy umysłowi, głównie
zatrudnieni w służbie państwowej i samorządowej oraz
instytucjach zależnych od państwa (ponad 50%). Naj-
więcej miejsc pracy zapewniały służba publiczna,
oświata i kultura oraz służba zdrowia. Rosło także za-
trudnienie w gospodarce, zwłaszcza w przemyśle, han-
dlu i komunikacji.
Inteligencja była zróżnicowana pod względem na-
rodowościowym, ale wyraźną przewagę miał tu ele-
ment polski (75-80%). Polakom, ze względu na prowa-
dzoną politykę personalną, było łatwiej niż przedstawi-
cielom innych grup narodowych znaleźć zatrudnienie
w administracji państwowej, samorządowej, szkolnic-
twie publicznym i przedsiębiorstwach państwowych.
Liczna była też inteligencja żydowska, a w grupie wol-
nych zawodów wysuwała się nawet na pierwsze miej-
sce (ponad 50% ogółu adwokatów i lekarzy). Żydzi
i ludzie pochodzenia żydowskiego odgrywali także
istotną rolę wśród twórców kultury. W gorszej sytuacji
znajdowali się pracownicy umysłowi tej narodowości,
którzy mogli liczyć na zatrudnienie przede wszystkim
w przedsiębiorstwach i instytucjach prywatnych,
zwłaszcza prowadzonych przez współwyznawców.
W podobnym położeniu jak żydowscy pracownicy
umysłowi znajdowała się niezbyt liczna inteligencja
ukraińska i białoruska, wśród której znaczną rolę od-
grywało duchowieństwo. Części wykształconych Ukra-
ińców zatrudnienie zapewniała dobrze rozwinięta spół-
dzielczość. Inteligencja niemiecka znajdowała prze-
ważnie pracę w prywatnych przedsiębiorstwach, mająt-
kach ziemskich oraz we własnych instytucjach spół-
dzielczych, oświatowych i kulturalnych.
Niezbyt liczne, ale bardzo wpływowe były dwie
ostatnie grupy, czyli burżuazja i ziemiaństwo. Do bur-
żuazji zaliczano osoby będące właścicielami lub
współwłaścicielami większych, tzn. zatrudniających
przynajmniej kilku pracowników najemnych, zakładów
przemysłowych, przedsiębiorstw handlowych, transpor-
towych, gastronomicznych, hotelarskich itp., a czę-
ściowo także wydawnictw (zwłaszcza prasowych), lo-
kali rozrywkowych i prywatnych instytucji zajmują-
cych się obrotem pieniężnym. Do grupy tej zaliczano
także rentierów uzyskujących dochód z dywidend, bez
angażowania się w bezpośrednią działalność produk-
cyjną (a więc np. osoby czerpiące dochody z posiada-
nych akcji) lub tzw. kamieniczników, to jest utrzymu-
jących się z czynszów właścicieli nieruchomości miej-
skich. Liczebność całej grupy, przy braku jedno-
znacznie sprecyzowanych kryteriów wyróżniających,
jest trudna do ustalenia, ale szacowano ją na kilkadzie-
siąt tysięcy osób czynnych zawodowo (60-70 tys.).
Najliczniejsza jej część była zaangażowana w przemysł
i handel. Ta stosunkowo niewielka grupa wpływała
jednak istotnie na politykę gospodarczą państwa, m.in.
za pośrednictwem Centralnego Związku Polskiego
Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów (tzw. Lewia-
tana). Jej najbogatsza część, oligarchia finansowa, była
już bardzo nieliczna, gdyż należało do niej mniej niż
100 osób. Burżuazja polska nie była zbyt mocna. Jej
podstawy ekonomiczne zniszczyła w dużym stopniu I
wojna światowa, a zwłaszcza utrata — w wyniku do-
konanych tam przeobrażeń ustrojowych — kapitałów
zainwestowanych w Rosji, z którą do czasu wybuchu
tego konfliktu znaczna jej część była ekonomicznie
związana. Rolę tej grupy dodatkowo zmniejszał
w okresie międzywojennym etatyzm (rozwój sektora
państwowego), będący wynikiem, jak to już podkreśla-
no, słabości finansowej polskiej burżuazji i niemożli-
wości spełnienia przez nią oczekiwań związanych
z rozwojem ekonomicznym i unowocześnianiem go-
spodarki państwa.
Burżuazja była także zróżnicowana narodowo-
ściowo, ale przy dominacji polskiej (ok. 50%) i żydow-
skiej (ok. 43-44%). Żydzi opanowali większość dużych
przedsiębiorstw handlowych, a ponadto stanowili także
liczącą się grupę wśród rentierów-kamieniczników,
a więc funkcjonowali w działach najsilniej związanych
z życiem codziennym. Sprzyjało to stworzeniu wśród
części społeczeństwa polskiego wizerunku Żyda-
wyzyskiwacza i przysparzało zwolenników polskim
ugrupowaniom nacjonalistycznym, propagującym una-
rodowienie życia gospodarczego, a zwłaszcza przemy-
słu i handlu, czyli eliminację z nich elementu obcego.
Nieliczna była natomiast wśród burżuazji reprezentacja
pozostałych narodowości. Na ziemiach zachodniej Pol-
ski, w mniejszym stopniu centralnej, pewną rolę (ok.
4% całości grupy) odgrywali Niemcy. Burżuazja, nie-
zależnie od podziałów narodowościowych, powiązana
była bardzo często, głównie ekonomicznie, ale także
i rodzinnie, z ziemiaństwem.
Grupa wielkich właścicieli ziemskich (to znaczy
takich, którzy posiadali gospodarstwa o powierzchni
przekraczającej 50 ha), niezbyt liczna i w ciągu okresu
międzywojennego zmniejszająca się na skutek postępu-
jącej parcelacji majątków, cieszyła się ciągle, głównie
ze względu na tradycję, znacznym prestiżem. Posiadała
ona ponadto dużą część ziemi uprawnej, co w wypadku
Polski, kraju o charakterze rolniczo-przemysłowym, nie
było bez znaczenia. Najwięcej majątków znajdowało
się w województwach wschodnich i centralnych, a do
najbardziej ziemiańskich ze względu na stan posiadania
(ponad 55% powierzchni) należałoby zaliczyć woje-
wództwa poznańskie, pomorskie, poleskie i stanisła-
wowskie.
Także i ta grupa nie była jednolita. Wyróżniano
wśród niej wywodzących się z najstarszych rodów
szlacheckich i cieszących się największym prestiżem
ziemian i niżej w tej hierarchii stojących posiadaczy
ziemskich, niemających takich korzeni, a pochodzą-
cych przede wszystkim z kręgów wzbogaconego
mieszczaństwa, które wykorzystało możliwości stwo-
rzone przez Konstytucję 3 maja i późniejsze ustalenia
prawne. W grupie wielkich właścicieli ziemskich, poza
Śląskiem, a częściowo także Wielkopolską i Pomo-
rzem, gdzie dominowali lub poważną rolę odgrywali
Niemcy, przeważali na ogół Polacy (ponad 80%),
z niewielkim dodatkiem Ukraińców, głównie w połu-
dniowej części Wołynia. Tam właścicielami części ma-
jątków byli również Rosjanie, natomiast w Galicji
Wschodniej pewien procent wielkich gospodarstw na-
leżał także do spolonizowanych Żydów. Wśród zie-
miaństwa nie było właściwie przedstawicieli ludności
białoruskiej, z wyjątkiem szczególnych i niejedno-
znacznych przypadków, takich jak np. Roman
Skirmunt, skądinąd bliski krewny Konstantego, długo-
letniego ambasadora polskiego w Wielkiej Brytanii.
Właściciele ziemscy cieszyli się olbrzymim presti-
żem — większym, niż wynikałoby to z ich liczebności,
a nawet stanu majątkowego. Po części dyskontowali
osiągnięcia z przeszłości. Powszechnie pamiętano, że
grupa ta położyła olbrzymie zasługi dla utrzymania
polskiego stanu posiadania, zwłaszcza na Kresach
Wschodnich. Była ona również dobrze wykształcona,
bardzo często na renomowanych uczelniach europej-
skich, toteż wielu jej przedstawicieli posługiwało się
kilkoma językami obcymi. Nic dziwnego, że z niej
wywodzili się w dużym stopniu ludzie, którzy zajmo-
wali najwyższe stanowiska w instytucjach rządowych
i administracji centralnej. W szczególności odnosiło się
to do elity ziemiaństwa (arystokracji), która w okresie
międzywojennym zdominowała w zasadzie wszelkie
stanowiska w służbie dyplomatycznej, m.in. dzięki te-
mu, że mogła wykorzystywać nie tylko wykształcenie,
ale także, co czasami bywało istotniejsze, swoje mię-
dzynarodowe towarzyskie i rodzinne powiązania.
Z podziałem na grupy i warstwy społeczne wiązał
się poziom zamożności, przejawiający się głównie
w wysokości rocznych dochodów, uzyskiwanych przez
zawodowo czynnych. Pod tym względem społeczeń-
stwo polskie można byłoby podzielić na cztery katego-
rie, obejmujące zarówno osoby zawodowo czynne
(pracujące lub kierujące pracą), jak i bierne (niepracu-
jący członkowie rodzin). Na najwyższym poziomie,
z dochodami powyżej 10 tys. zł rocznie, znajdowała się
arystokracja ziemska, właściciele większych przedsię-
biorstw i najwyżsi urzędnicy państwowi — w sumie
ok. 300 tys. ludzi, a więc niecały jeden procent ludno-
ści. Znacznie liczniejsza była grupa (ok. 4 mln —
11,5%) uzyskująca rocznie średnio 3000 zł, do której
należała większość inteligencji (pracownicy umysłowi
i przedstawiciele wolnych zawodów), właściciele
mniejszych majątków ziemskich i największych gospo-
darstw chłopskich, część burżuazji i drobnomieszczań-
stwa. Poniżej tego poziomu (11,5 mln — 33% ludno-
ści) plasowała się grupa o dochodach rocznych w gra-
nicach 1800 zł. W jej skład wchodzili bogatsi chłopi,
wykwalifikowani robotnicy, znaczna część drobno-
mieszczaństwa i niżsi funkcjonariusze państwowi.
Większość społeczeństwa (ok. 19 mln ludzi — prawie
55%) tworzyła ostatnia grupa, do której należeli naj-
liczniejsi w Polsce małorolni i bezrolni chłopi, robotni-
cy niewykwalifikowani i chałupnicy. Tu średni dochód
roczny nie przekraczał kwoty 900 zł. Zróżnicowanie
majątkowe było, podobnie jak obecnie, zjawiskiem na-
turalnym, z tym że w okresie międzywojennym jedynie
członkowie dwóch pierwszych grup funkcjonowali na
poziomie zbliżonym do osiąganego przez analogiczne
warstwy w rozwiniętej gospodarczo zachodniej Euro-
pie. Położenie warstwy średniej (III grupa) było już
zdecydowanie gorsze, a ostatniej i najliczniejszej grupy
niemożliwe w zasadzie do porównania, gdyż tak niski
poziom dochodów nie był tam znany.
4. NARODOWOŚCI MAŁE I DUŻE
Polska międzywojenna była państwem wielonaro-
dowym. Podstawową masę ludności tworzyli Polacy,
ale obok nich mieszkali także Ukraińcy, Żydzi, Biało-
rusini, Niemcy oraz, w mniejszej liczbie, przedstawi-
ciele innych narodowości. Wielonarodowa Polska nie
była we wschodniej i południowo-wschodniej Europie
czymś wyjątkowym. Mniejszości narodowe znajdowały
się właściwie we wszystkich państwach tego rejonu,
aczkolwiek w wypadku Polski ich odsetek był chyba
najwyższy (ok. 1/3 mieszkańców). Znaczny procent
mniejszości wykazywały także statystyki Rumunii (ok.
28%), Łotwy (ok. 26-27%) i Czechosłowacji (ok.
25%), a prawdopodobnie w rzeczywistości był on jesz-
cze wyższy.
Duża liczba mniejszości narodowych w Polsce by-
ła przede wszystkim dziedzictwem przeszłości.
W okresie I Rzeczypospolitej, obejmującej poza zie-
miami polskimi także rozległe obszary ruskie (ukraiń-
skie), białoruskie i litewskie, dokonywały się powolne
ruchy migracyjne, a w rezultacie polscy chłopi osiedlali
się nawet daleko na wschodzie. Równocześnie ludność
ukraińska (ruska) przesuwała się w kierunku zachod-
nim. Do miast przybywali m.in. Niemcy, Żydzi, Or-
mianie. W wielu wypadkach ludność ta, szczególnie
w miastach, asymilowała się, ale bardzo często, głów-
nie w środowiskach wiejskich, zachowywała swą od-
rębność językową i obyczajową, a zwłaszcza religijną.
Przez długi czas ta różnorodność nie stwarzała proble-
mów, gdyż podstawowym kryterium lojalności wobec
państwa była wierność prawom Rzeczypospolitej
i władcy, co dotyczyło zresztą stosunkowo wąskiego
kręgu narodu politycznego, tworzonego przez szlachtę
polską oraz — z biegiem czasu — spolonizowanych
całkowicie bojarów litewskich i ruskich. Po części lo-
jalności takiej wymagano także od mieszkańców naj-
większych ośrodków miejskich. Funkcjonowanie obok
siebie różnych grup narodowych i religijnych sprzyjało
wzbogacaniu kultury i języka, a także kształtowaniu
postaw tolerancyjnych wobec mniejszości. Najpełniej
zjawisko to wystąpiło na terenach kresowych, gdzie
powstały warunki do rozwoju niepowtarzalnego klima-
tu społecznego i kulturowego, który ostatecznie znisz-
czyła II wojna światowa. Sytuacja ta zaczęła się szybko
zmieniać od połowy XIX w., to znaczy wówczas, gdy
kształtowały się nowoczesne narody. Od tej pory różni-
ce religijne, narodowe i językowe, bardzo często pod-
sycane przez władze zaborcze, nabierały coraz więk-
szego znaczenia i zaczynały rzutować na coraz szersze
warstwy społeczeństwa, co bardzo wyraźnie można by-
ło zaobserwować we wschodniej części Galicji. Wtedy
też rządy zaborcze zaczęły prowadzić celową politykę
kolonizacyjną, mającą umocnić ich pozycje na terenach
zdominowanych przez żywioł polski. W najszerszym
zakresie prowadziły ją władze pruskie, za pośrednic-
twem m.in. Komisji Kolonizacyjnej, a podobne działa-
nia podejmowały także władze rosyjskie, powołując
w tym celu do życia Bank Włościański.
Fakt, że Polska międzywojenna była krajem wielo-
narodowym, nie ulega wątpliwości, ale dokładne usta-
lenie jej składu narodowościowego jest już nie do koń-
ca możliwe ze względu na niedoskonałości informacji
statystycznych, wynikające niekiedy z celowych zafał-
szowań, a po części z tego, że w wielu rejonach kraju
świadomość narodowa dopiero się krystalizowała. To
ostatnie zjawisko występowało przede wszystkim na
wszelkiego rodzaju pograniczach, najczęściej na Kre-
sach Wschodnich, na których żyli obok siebie ludzie
reprezentujący różne narodowości, języki i religie. Bar-
dzo często granice podziałów narodowych oddzielały
od siebie nie tylko regiony geograficzne czy miejsco-
wości, ale także rozbijały rodziny. Nie były rzadkością
sytuacje, gdy nawet rodzeni bracia deklarowali od-
mienną przynależność narodową; można tu przypo-
mnieć najbardziej znane tego przypadki w rodzinach
Iwanowskich czy Szeptyckich. Dlatego też wszelkiego
rodzaju zestawienia statystyczne, siłą rzeczy nie-
uwzględniające takich niuansów, powinno się trakto-
wać jedynie jako przybliżone. Tak też, jako nie do koń-
ca wiarygodne, należy przyjmować wyniki obu spisów
powszechnych z okresu międzywojennego. Pierwszy
z nich, z 1921 r., w którym pytano o narodowość, nie
objął całego państwa (Wileńszczyzna i Górny Śląsk
nadal były poza jego uznanymi granicami) i został ze
względów politycznych częściowo zbojkotowany przez
ludność ukraińską w Małopolsce Wschodniej, a ponad-
to był przeprowadzony w czasie, gdy silny ruch repa-
triacyjny dopiero zbliżał się do końca. Jego najwięk-
szym minusem był fakt, że wiele osób, a nawet część
komisarzy spisowych, nie rozróżniało pojęć „obywatel-
stwo” i „narodowość”. Stąd np. pojawiła się bardzo du-
ża grupa ludności deklarująca wyznanie mojżeszowe
i równocześnie narodowość polską. W czasie kolejnego
spisu, pragnąc uniknąć tego typu komplikacji, pytano
już tylko, poza wyznaniem, o język ojczysty. Także i to
okazywało się czasami zbyt trudne, gdyż wiele osób nie
potrafiło go określić i np. w województwie poleskim
zdecydowana większość mieszkańców (ponad 60%)
podała, że za ojczysty uważa język „tutejszy”. Prawdo-
podobnie nie była to sytuacja wyjątkowa, choć nie zna-
lazła odbicia w opublikowanych zestawieniach.
Dane o liczebności największych grup narodowych
zamieszczono poniżej.
Skład narodowościowy Polski w okresie międzywojennym (w procentach)
Narodowość19211931 1938 J. Tomaszewski J. Żarnowski W. Michowicz
(1931) (1931) (1931)
Polacy 69,0 68,9 69,0 64,7 66,0 66,0
Ukraińcy 14,0 13,9 13,9 16,0 15,3 16,2
Białorusini 4,0 3,1 3,1 6,1 4,3 5,6
Niemcy 4,0 2,3 2,3 2,4 2,6 2,6
Żydzi 8,0 8,6 8,4 9,8 8,6 8,7
Inni 1,0 3,2 3,3 3,3 3,2 0,9
Jak już wspomniano, oficjalne dane budzą liczne
wątpliwości, gdyż powszechnie uważa się, że zawyżają
liczbę polskiej ludności. Dlatego też historycy zajmują-
cy się kwestiami narodowościowymi na ogół posługują
się własnymi szacunkami. Wszystkie one mają cechę
wspólną — zmniejszają liczbę Polaków (do ok. 65-
66%) i powiększają odsetek mniejszości, zwłaszcza
ukraińskiej, białoruskiej i żydowskiej.
Niezależnie od dokonywanych korekt i stosowania
różnych metod obliczania struktury narodowościowej II
Rzeczypospolitej bez wątpienia najliczniejszą grupą na-
rodową byli w niej Polacy, dominujący zwłaszcza na
terenie województw centralnych i zachodnich. Z ofi-
cjalnych danych spisowych z 1931 r. wynika, że naj-
większy odsetek ludności deklarującej język polski jako
ojczysty mieszkał na terenie województw śląskiego
(92,3% ogółu ludności), krakowskiego (91,3%) i po-
znańskiego (90,5%). Według tego samego źródła in-
formacji najbardziej polski charakter miała wieś kielec-
ka (95,7%), największy odsetek polskiej ludności miej-
skiej (94%) znajdował się w Wielkopolsce, a Poznań
był najbardziej polskim miastem. Zupełnie inaczej wy-
glądała sytuacja na wschodzie. Tam poważniejsze sku-
piska ludności polskiej znajdowały się jedynie na Wi-
leńszczyźnie, w rejonie Lwowa i Tarnopola. Na więk-
szości ziem kresowych, poza województwem wileń-
skim, w którym dysponowali nieznaczną przewagą, Po-
lacy byli już tylko mniejszością wśród ludności ukraiń-
skiej, białoruskiej na wsi oraz żydowskiej w mniej-
szych miastach i miasteczkach. Najmniej Polaków było
na terenie województw poleskiego (14,5%), wołyń-
skiego (16,6%) i stanisławowskiego (22,4%).
Największa koncentracja mniejszości narodowych
występowała, jak już wspomniano, na wschód od Bugu
i Sanu. Na tych terenach, obejmujących prawie 2/3 te-
rytorium państwa, przeważała osiadła tam właściwie od
zawsze ludność ukraińska i białoruska. Należy przy
tym jednak podkreślić, że cechował ją zróżnicowany
stopień samoświadomości. Element napływowy, z bar-
dzo długą tradycją, stanowili Polacy i Żydzi oraz inne
drobne grupy narodowościowe. W odniesieniu do tych
terenów można było odnotować największe rozbieżno-
ści między oficjalnie opublikowanymi danymi staty-
stycznymi a szacunkami dokonywanymi przez znaw-
ców problematyki. Ilustruje to poniższe zestawienie.
Struktura narodowościowa ziem wschodnich według danych spisowych z 1931
r. (język ojczysty) i obliczeń szacunkowych
Województwo Ludność W tym
ogółem Polacy Ukraińcy Białorusini Żydzi Inni
(100%) liczba % liczba % liczba % liczba % Liczba %
Oficjalne dane spisowe (wg języka ojczystego)
Wileńskie 1276,0 761,7 59,7 1,6 0,1 289,7 22,7 108,9 8,5 114,1 9,0
Nowogródzkie 1057,2 553,9 52,4 1,2 0,1 413,5 39,1 77,0 7,3 11,6 1,1
Poleskie 1132,2 164,4 14,5 54,0 4,8 75,4 6,6 113,0 10,0 725,4 64,1
Wołyńskie 2085,6 346,6 16,61426,968,4 2,4 0,1 205,5 9,9 104,2 5,0
Lwowskie 3126,3 1804,057,71067,134,1 0,2 0,0 232,9 7,5 22,1 0,7
Tarnopolskie 1600,4 789,1 49,3 728,2 45,5 — — 78,9 4,9 4,2 0,3
Stanisławowskie 1480,3 332,2 22,41018,966,9 — — 109,4 7,4 19,8 1,3
Ogółem 11758,0 4751,940,44297,936,6 781,2 6,6 925,6 7,9 1001,4 8,5
Dane szacunkowe
Wileńskie 1275,9 641 50,2 — — 409 32,1 111 8,7 114,9 9,0
Nowogródzkie 1075,0 366 34,6 — — 616 58,3 83 7,9 10,0 0,9
Poleskie 1131,9 127 11,2 219 19,3 654 57,8 114 10,1 17,9 1,6
Wołyńskie 2085,6 326 15,6 1445 69,3 — — 208 10,0 106,6 5,1
Lwowskie 3127,4 1458 46,6 1305 41,7 — — 342 7,7 22,4 0,7
Tarnopolskie 1600,4 590 36,9 872 54,5 — — 134 8,4 4,4 0,2
Stanisławowskie 1480,3 241 16,3 1079 72,9 — — 140 9,5 20,3 1,3
Ogółem 11059,5 3749 33,9 4701 42,5 1679 15,2 1132 10,2 296,5 2,7
Drugą pod względem liczebności grupą narodową
w II Rzeczypospolitej byli Ukraińcy, skoncentrowani
na obszarach na wschód od Sanu i Bugu oraz od Prype-
ci na północy po Dniestr na południu. W wielu rejonach
mieli bezwzględną przewagę, nawet według oficjalnych
statystyk, a zgodnie z szacunkami dominowali w wo-
jewództwach stanisławowskim (73%), wołyńskim
(69%) i tarnopolskim (55%). Mniej było ich w woje-
wództwie lwowskim (42%), choć bez wątpienia prze-
ważali w jego wschodniej części, do linii Sanu, będą-
cego naturalną granicą między Małopolską Wschodnią
i Zachodnią. Ponadto liczące się ich skupiska znajdo-
wały się także w południowej części województwa kra-
kowskiego, wschodniej lubelskiego i w południowych
powiatach poleskiego. Szacuje się, że na ziemiach pol-
skich mieszkało ich ponad 5 mln, co oznaczało, że sta-
nowili ok. 15-16% ogółu ludności, choć część history-
ków ukraińskich uważa, że są to liczby zaniżone.
Ukraińcy byli społecznością wiejską. W miastach
zajmowali zazwyczaj trzecią — po Polakach i Żydach
— pozycję. W większości (ok. 80%) utrzymywali się
z dochodów uzyskiwanych z własnych, na ogół nie-
wielkich gospodarstw, a częściowo (ok. 8%) z pracy
w majątkach ziemskich, głównie należących do Pola-
ków i w niewielkim odsetku do Żydów. Ukraińska
większa własność, poza południową częścią Wołynia,
właściwie nie istniała. Rolnictwo ukraińskie, mimo
niekorzystnej struktury agrarnej i niezbyt dużych do-
chodów, odgrywało jednak istotną rolę dzięki dobrze
funkcjonującej spółdzielczości. Największe znaczenie
miał Związek Rewizyjny Spółdzielni Ukraińskich (Re-
wizynyj Sojuz Ukrajinśkych Kooperatyw — RSUK),
który w okresie rozkwitu skupiał prawie 3,5 tys. spół-
dzielni z mniej więcej 600 tysiącami członków i za-
pewniał pracę około 10 tysiącom osób. Podlegały mu
specjalistyczne centrale: mleczarska (Krajowy Związek
Mleczarski — Masłosojuz), zaopatrzenia i zbytu pro-
duktów rolnych (Związek Powiatowych Związków
Spółdzielni Gospodarczo-Spożywczych — Centroso-
juz), handlu hurtowego i detalicznego (Narodna
Torhowla) oraz kredytowa (Centralny Bank Spółdziel-
czy „Krajowy Związek Kredytowy” we Lwowie —
Centrobank). W propagowaniu modernizacji rolnictwa,
nowych metod uprawy ziemi i prowadzenia hodowli
najistotniejszą rolę odegrało współpracujące z RSUK
towarzystwo Silśkyj Hospodar (Gospodarz Wiejski), do
którego należało ok. 160 tys. członków.
Przedstawiciele innych zawodów byli zdecydowa-
nie mniej liczni. Niewielka, poza robotnikami rolnymi,
była grupa utrzymująca się z pracy najemnej, znajdują-
ca zatrudnienie w leśnictwie, przemyśle spożywczym,
wydobywczym (głównie w kamieniołomach) i trans-
porcie. Z ludności ukraińskiej rekrutowała się także
znaczna część służby domowej.
Dużą rolę, nieproporcjonalną do liczby (ok. 2%
ogółu ludności), odgrywała natomiast inteligencja, bar-
dzo prężna, w większości wykształcona poza granicami
Polski, głównie w Czechosłowacji i Niemczech. Po-
nieważ jej możliwości znalezienia pracy w instytucjach
państwowych i samorządowych były minimalne, skie-
rowała swą energię na rozbudowę instytucji ukraiń-
skich, przez co wpływała na utrwalanie i rozszerzanie
świadomości narodowej. To ona walnie przyczyniła się
do rozkwitu spółdzielczości, rozwoju organizacji spo-
łecznych, sportowych, a także kulturalnych i oświato-
wych, odgrywających — w miarę ograniczania rozmia-
rów szkolnictwa ukraińskiego — coraz większą rolę.
Do najpoważniejszych z nich należały: Towarzystwo
Naukowe im. T. Szewczenki, którego znaczenie wzro-
sło zwłaszcza po represjach, jakie dotknęły ukraińskie
życie naukowe w ZSRR w latach 30., Towarzystwo
Kulturalno-Oświatowe „Proswita”, dysponujące rozbu-
dowaną siecią bibliotek stałych (w 1936 r. prawie 700
tys. książek) i objazdowych, czytelń, prowadzące liczne
kursy, głównie dla analfabetów, ale także dla działaczy
i organizatorów życia kulturalnego, oraz Ukraińskie
Towarzystwo Pedagogiczne „Ridna Szkoła”, prowa-
dzące prawie 200 szkół powszechnych, kilkadziesiąt
średnich oraz kilkaset przedszkoli, a także w szerokim
zakresie działalność oświatową dla dorosłych, m.in.
poprzez organizowanie odczytów, koncertów i przed-
stawień amatorskich oraz różnego rodzaju kursów.
Mniejsze znaczenie miało działające na terenie
Chełmszczyzny i Podlasia Rusińskie Towarzystwo Do-
broczynne „Ridna Chata”, rozwiązane w 1930 r., po
opanowaniu go przez komunizujących działaczy.
Ukraińcy, przynajmniej ci mieszkający w okresie
międzywojennym na ziemiach polskich, przez ponad
sto lat znajdowali się w obrębie różnych organizmów
państwowych — Rosji i Austro-Węgier — co pozosta-
wiło bardzo głębokie ślady, widoczne np. w poziomie
wykształcenia, świadomości narodowej i w chyba naji-
stotniejszym podziale religijnym — na wyznawców
prawosławia (były zabór rosyjski) i członków Kościoła
greckokatolickiego, zwanego też unickim (Małopolska
Wschodnia). Możliwości rozwijania własnych instytu-
cji kulturalno-oświatowych (szkolnictwo powszechne
i średnie, towarzystwa naukowe i kulturalne), a zwłasz-
cza aspiracji narodowych, istniały tylko na terenie Au-
stro-Węgier, gdzie ponadto, jako przeciwwaga dla dą-
żeń polskich, niejednokrotnie spotykały się z popar-
ciem władz centralnych. W Małopolsce Wschodniej
Ukraińcy usiłowali też w końcowej fazie I wojny świa-
towej zbudować własne państwo — Zachodnio-
Ukraińską Republikę Ludową. Przetrwała ona jednak
tylko kilka miesięcy i upadła w wyniku przegranej
wojny z odbudowującym się państwem polskim. Zdo-
łano jednak stworzyć w tym krótkim czasie własny
rząd, rozbudowany aparat państwowy i własną armię,
przez którą przewinęło się ok. 150 tys. mężczyzn, co,
mimo klęski militarnej, dodatkowo przyczyniło się,
zwłaszcza wśród młodego pokolenia, do rozbudzenia
świadomości narodowej. W znacznie gorszym położe-
niu znajdowali się Ukraińcy z Wołynia, Polesia
i Chełmszczyzny, gdyż tam uznawano ich jedynie za
odłam narodu rosyjskiego i poddawano systematycznej
rusyfikacji. Ogólny poziom oświaty, ze względu cho-
ciażby na brak przymusu szkolnego, tak jak w całym
państwie rosyjskim, był bardzo niski. Brakowało im
własnej inteligencji, a ponad połowa ludności nie umia-
ła czytać i pisać. Likwidacja unii spowodowała, że du-
chowieństwo nie odegrało takiej roli jak w zaborze au-
striackim, w którym w zasadzie zainicjowało proces
budzenia się świadomości narodowej. Cerkiew gene-
ralnie była narzędziem rusyfikacji, a ze względów dok-
trynalnych wpajała swym wyznawcom wrogość do
grekokatolików, jako odszczepieńców od prawdziwej
wiary. Dążenia państwowotwórcze były też na tym te-
renie znacznie słabsze, co uwidoczniło się w okresie
walk o utworzenie i utrzymanie Ukraińskiej Republiki
Ludowej z centrum w Kijowie.
Zacieranie różnic między oboma dzielnicami było
bardzo trudne, tym bardziej że władze polskie w okre-
sie międzywojennym starały się je raczej podtrzymy-
wać, mając nadzieję na zapobiegnięcie tym sposobem
rozszerzaniu się ukraińskich tendencji narodowych
i nacjonalistycznych, które najżywsze były w Galicji.
Temu służyło m.in. utrzymywanie tzw. kordonu sokal-
skiego, przebiegającego wzdłuż dawnej granicy au-
striacko-rosyjskiej. Wykorzystując istniejące różnice
prawne, uniemożliwiano np. na Wołyniu i Chełmsz-
czyźnie, które leżały na północ od tej linii, podejmowa-
nie działalności legalnym ukraińskim organizacjom po-
litycznym, kulturalno-oświatowym, społecznym i go-
spodarczym, mającym swe centrale w Małopolsce
Wschodniej. Tak m.in. zlikwidowano filie „Proswity”
(1932) i RSUK (1934). Nie przyniosło to zresztą spo-
dziewanych rezultatów, a jedynie dodatkowo pogorszy-
ło i tak nie najlepsze stosunki polsko-ukraińskie.
Trudna jest do ustalenia precyzyjniejsza granica
między obszarami ukraińskimi i białoruskimi, które siłą
rzeczy w wielu rejonach musiały się wzajemnie przeni-
kać. Nie ulega jednak wątpliwości, że na północ od
Prypeci najliczniejszą grupą narodową byli Białorusini
— druga duża mniejszość „terytorialna”, choć dokład-
niejsze ustalenie jej liczebności stwarza wiele pro-
blemów, nawet więcej niż w wypadku ludności ukraiń-
skiej. W 1931 r. na ziemiach polskich mieszkało ich,
jak wynika z szacunków, ok. 2 mln, a więc stanowili
ok. 6% ogółu ludności państwa. Za danymi spisowymi,
a zwłaszcza szacunkami, można przyjąć, że ich naj-
większe skupiska znajdowały się w województwach
nowogródzkim (58,3%), poleskim (57,8%), wileńskim
(32,1%) i białostockim (16,4%). Oficjalne statystyki
wykazywały co prawda znacznie mniejszą ogólną licz-
bę Białorusinów (990 tys.) i mniejszy, czasami o kilka-
naście procent, ich odsetek w poszczególnych woje-
wództwach. Różnice te wynikały przede wszystkim
z faktu, że w wielu rejonach tych ziem proces krystali-
zowania się świadomości narodowej, a nawet języka,
znajdował się dopiero w stanie początkowym. Już
w 1921 r. część mieszkańców tych terenów określała
swą narodowość jako „tutejszą” lub „miejscową”, co
w jeszcze większym stopniu wystąpiło w 1931 r., kiedy
zażądano deklaracji językowej. Ustalenie, który z uży-
wanych wówczas dialektów można definitywnie uznać
za język białoruski, było wyjątkowo trudne, nawet dla
Białorusinów, gdyż pierwsza gramatyka tego języka,
autorstwa Bronisława Taraszkiewicza — jak można
przypuszczać znana jedynie elicie intelektualnej — po-
jawiła się dopiero latem roku 1918. Na znacznej części
terenów dominowały swoiste, niezbyt z nią zgodne,
dialekty polsko-białoruskie lub ukraińsko-białoruskie.
Nic więc dziwnego, że z tego powodu nie tylko Polacy,
ale także działacze polityczni rosyjscy, a nawet litew-
scy i ukraińscy niejednokrotnie traktowali tę ludność
jako nieuświadomioną część swego narodu bądź też,
w najlepszym razie, jako łatwy do pozyskania „materiał
etnograficzny”.
Sytuacja taka była konsekwencją faktu, że przez
dziesiątki lat brakowało czynnika, który przyspieszałby
proces samookreślenia. Roli takiej nie mogła odegrać,
jak w wypadku Ukraińców galicyjskich, religia. Po li-
kwidacji Kościoła greckokatolickiego w latach 30. XIX
w. Białorusini na wiele lat dostali się pod rusyfikacyjne
wpływy Cerkwi, z którą się z wolna utożsamili i pra-
wosławie uznali za swe wyznanie. Ukaz tolerancyjny
z 1905 r. nie dopuszczał możliwości reaktywowania
Kościoła unickiego, choć umożliwił części z nich po-
wrót do wyznania rzymskokatolickiego, które jednakże
na tych terenach utożsamiane było z polskością. Dla
większości ludności podziały religijne przez cały okres
międzywojenny były ważniejsze niż narodowe i w za-
leżności od wyznania poszczególne osoby arbitralnie
przypisywano do grupy Polaków (katolicy) lub Biało-
rusinów (prawosławni).
Białoruskie odrodzenie narodowe zaczęło się też
bardzo późno. Do początku XX w. nieliczne teksty
w języku białoruskim mogły być drukowane tylko poza
granicami Rosji, a szkolnictwo białoruskie pojawiło się
dopiero w końcowym okresie I wojny światowej, już
pod okupacją niemiecką. Wtedy też zaczęły się rozwi-
jać rodzime organizacje kulturalne i polityczne.
W 1917 r. przystąpiono do tworzenia białoruskich od-
działów wojskowych, niezbyt jednak licznych i o bar-
dzo zróżnicowanej orientacji. Nie potrafiły one też za-
pewnić bytu proklamowanej w Mińsku 24 III 1918 Bia-
łoruskiej Republice Ludowej, która usiłowała umocnić
swe pozycje od listopada 1918 r. m.in. we współpracy
z Polską. Ostatnią próbę zbrojnego wywalczenia nie-
podległości podjęli Białorusini już po zakończeniu
wojny polsko-bolszewickiej. Późną jesienią 1920 r. kil-
kutysięczne oddziały gen. Stanisława Bułaka-
Bałachowicza, wchodzące dotychczas w skład wojska
polskiego, wkroczyły na tereny zajęte przez Armię
Czerwoną z zamiarem zdobycia Mińska i wywołania
powszechnego powstania antysowieckiego. Po przej-
ściowych sukcesach, m.in. po opanowaniu Mozyrza 10
XI 1920, w którym proklamowano niepodległość Bia-
łorusi, akcja zakończyła się niepowodzeniem, a resztki
„bałachowców” wycofały się na polską stronę i zostały
internowane. Równie nieudana była podjęta w tym sa-
mym czasie próba powstania w rejonie Słucka. Tamtej-
sze oddziały także musiały schronić się w Polsce. Wal-
ka toczona od 1917 r. była istotna dla kształtowania się
późniejszej świadomości narodowej, podobnie jak ist-
nienie rządu Białoruskiej Republiki Ludowej, który pod
prezesurą Wacława Łastowskiego przetrwał na emigra-
cji, najpierw w łotewskiej Rydze, a następnie w nie-
przychylnym Polsce Kownie do 1923 r., to znaczy do
chwili oficjalnego uznania przez państwa zachodnie
wschodniej granicy Polski. Zawiedzione nadzieje poli-
tyczne i społeczne, a zwłaszcza fakt utrzymania przez
władze polskie dużych majątków ziemskich na tym te-
renie, usiłowali wykorzystać sąsiedzi, to znaczy Litwa
i sterowana przez Moskwę Białoruska Socjalistyczna
Republika Rad (BSRR), m.in. finansując i zaopatrując
do 1924 r. oddziały partyzanckie, potęgujące na użytek
opinii międzynarodowej wrażenie destabilizacji na
Kresach Wschodnich.
W późniejszym okresie rozszerzanie białoruskiej
świadomości narodowej w granicach II Rzeczypospoli-
tej utrudniał, niezależnie od polityki polonizacyjnej
władz państwa, bardzo wysoki odsetek analfabetów
(ponad 50%) i dotkliwy brak szerszego zastępu własnej
inteligencji. Z tego też względu osiągnięcia białoru-
skich organizacji społecznych, kulturalnych i oświato-
wych prezentowały się wyjątkowo skromnie, a ponadto
one same ulegały wpływom komunistycznych lub kryp-
tokomunistycznych partii, co było stosunkowo łatwe do
stwierdzenia i przyspieszało ograniczenie zasięgu ich
działalności lub likwidację. Do nich należały m.in. To-
warzystwo Szkoły Białoruskiej (1921-1937), które
w okresie rozkwitu, już po opanowaniu przez komuni-
stów w 1928 r., liczyło ok. 500 kół i ponad 30 tys.
członków, a pod koniec lat 30. zostało ze względu na
komunizujący charakter zlikwidowane, Białoruskie
Towarzystwo Naukowe w Wilnie (1919-1939), propa-
gujące prace z zakresu literatury, sztuki, historii i badań
filologicznych, głównie na podstawie posiadanych
zbiorów muzealnych, Białoruskie Towarzystwo Wy-
dawnicze, czynne (z przerwami) od 1913 r. do połowy
lat 30., koncentrujące się na drukowaniu i sprzedaży li-
teratury pięknej, popularnonaukowej, a zwłaszcza naj-
chętniej nabywanych przez ludność kalendarzy. Było to
niewiele, choć i tak, zwłaszcza w latach 30., znacznie
więcej niż na terenie BSRR, w której rusyfikacyjne
działania rządów carskich kontynuowano w całej roz-
ciągłości, z tą jedynie różnicą, że pod nowym szyldem
— jedności klasowej proletariatu.
Białorusini byli pod względem społecznym bardzo
jednorodną, chyba najbardziej chłopską społecznością
w Polsce międzywojennej. Nie posiadali własnej war-
stwy ziemiańskiej, a w zasadzie także drobnomiesz-
czaństwa i burżuazji. Na niezbyt duże grono inteligen-
cji składało się głównie duchowieństwo (m.in. katolic-
kie), a także nauczyciele oraz sporadycznie przedsta-
wiciele wolnych zawodów Klasę robotniczą tworzyli
robotnicy rolni pracujący w polskich majątkach i więk-
szych gospodarstwach chłopskich oraz niewielkie gru-
py zatrudnione — zazwyczaj na najniższych stanowi-
skach — w białostockim przemyśle włókienniczym.
Zdecydowana większość ludności (ponad 90%) utrzy-
mywała się z pracy w rolnictwie, stojącym zresztą na
niezbyt wysokim poziomie, z dominacją małych i śred-
nich gospodarstw, które ze względu na marne gleby
i trudne warunki klimatyczne zazwyczaj nie zapewniały
właścicielom odpowiedniego poziomu życia. Chro-
nicznym zjawiskiem w tej części kraju był np. niedobór
chleba przez większą część roku, a na przednówku na-
wet głód. Wszystko to powodowało, że wśród ludności
białoruskiej stosunkowo łatwo zdobywały poparcie
ugrupowania radykalne, m.in. organizacje komuni-
styczne i krypto komunistyczne, ukazujące nierealną,
ale pociągającą wizję szybkiej poprawy sytuacji po-
przez przejęcie ziemi należącej do polskiego ziemiań-
stwa.
Poza tymi kresowymi mniejszościami na ziemiach
polskich znajdowały się dwie inne, bardziej już rozpro-
szone, to znaczy Niemcy i Żydzi. Ustalenie liczebności
Niemców, jak każdej mniejszości narodowej, napotyka
różne przeszkody. Byli oni jednak bez wątpienia jedyną
grupą narodową, której liczebność w ciągu okresu mię-
dzywojennego wykazywała stałą tendencję spadkową.
Jak wynika z informacji z końca 1918 r., na ziemiach
mających się znaleźć w obrębie państwa polskiego było
ok. 2 mln Niemców. Wtedy też zaczął się — głównie
z Wielkopolski i Pomorza — masowy exodus, w ra-
mach którego do 1925 r. wyemigrowało, jak się szacu-
je, około miliona osób. W pierwszym okresie wyjazdy,
popierane przez Republikę Weimarską, obejmowały
działaczy politycznych, urzędników i fachowców, gdyż
łudzono się, że zwiększy to trudności wewnętrzne
w Polsce. Nie bez znaczenia mogły być również obawy
związane z utratą uprzywilejowanego stanowiska, zaj-
mowanego dotychczas z racji przynależności do narodu
panującego, a nawet przed antyniemieckimi wystąpie-
niami ze strony Polaków, takimi jak te, które spo-
radycznie pojawiały się w czasie powstania wielkopol-
skiego. Po wybuchu wojny celnej w 1925 r. wyjazdy
wymuszane były naciskami polskiej administracji.
W 1921 r. podczas spisu zarejestrowano już 1,1 mln
Niemców (3,9% ogółu ludności), a dziesięć lat później
ich liczba zmniejszyła się do 741 tys. (2,3% ludności),
choć niektóre szacunki wskazują, że była wyższa i wy-
nosiła 821 tys. (2,6% ludności Polski). Dane te budziły
i budzą zastrzeżenia strony niemieckiej, utrzymującej,
że faktyczna liczba Niemców była wówczas zdecydo-
wanie większa i wynosiła ok. 1-1,5 mln osób, choć
w przeprowadzonym w 1934 r. z inicjatywy organizacji
niemieckich „prywatnym” spisie ludności wykazano,
przynajmniej na terenie województw poznańskiego
i pomorskiego, tylko niewielkie różnice, niezmieniające
zasadniczo obrazu.
Tuż po zakończeniu wojny liczba Niemców naj-
bardziej spadła w Wielkopolsce i na Pomorzu, a po wy-
znaczeniu granicy państwowej — na Górnym Śląsku.
Szczególnie wyraźnie widać to było w miastach, np. do
roku 1921 liczba ludności niemieckiej w Poznaniu
zmniejszyła się z prawie 47% do niecałych 6%, dzięki
czemu stał się on w porównaniu z innymi miastami
najbardziej polski. W tym samym czasie w Toruniu
liczba Niemców spadła z 68% do 15%, a w Bydgosz-
czy z prawie 80% do 27%. W następnych latach proces
ten trwał nadal, aczkolwiek nie był już tak znaczący.
Nie można jednak wykluczyć, że ten błyskawiczny
wzrost liczby Polaków mógł wynikać także z przyj-
mowania przez część ludności swoistych „barw
ochronnych”, to znaczy przyznawania się do polskości
ze względów koniunkturalnych, takich jak np. chęć
spokojnego pozostania w swych stronach rodzinnych
i kontynuowania pracy w dotychczasowych warunkach.
Bardziej stabilna była sytuacja wśród niemieckich
mieszkańców wsi, choć także i ich odsetek stale się
zmniejszał. Z danych z początku lat 30. wynika, że lud-
ność niemiecka (ponad 50% całej populacji) mieszkała
przede wszystkim w województwach pomorskim, po-
znańskim i śląskim, w których zaliczano do niej prawie
9% ogółu mieszkańców. Liczące się grupy tworzyła
także w województwach warszawskim (prawie 3%)
i łódzkim (prawie 6%). W tym ostatnim jej największe
skupisko znajdowało się w samej Łodzi i najbliższej
okolicy (ok. 130 tys. osób, czyli znacznie więcej niż
w całym województwie pomorskim — 105 tys.). Resz-
ta przypadała w dużym stopniu na Kresy Wschodnie,
m.in. województwa wołyńskie (ok. 50 tys.) i stanisła-
wowskie (niecałe 20 tys.). Jak już wspomniano, mniej-
szość niemiecka była rozproszona i w żadnym rejonie
nie miała przewagi liczebnej, a jedynie w kilku powia-
tach jej odsetek przekraczał 20%. Najbardziej niemiec-
ki charakter miał powiat sępoleński na Pomorzu (40,4%
ogółu ludności), ale był to wyjątek. Na kolejnym miej-
scu plasował się powiat chodzieski w Wielkopolsce
(28,1% ogółu ludności). W tym czasie Niemcy utrzy-
mywali jeszcze bezwzględną przewagę w jednym mie-
ście — Bielsku (64% mieszkańców) i z tej też racji na-
zywane było ono niekiedy małym Berlinem.
Wspomniana fala wyjazdów z lat 1920-1923 wpły-
nęła z pewnością na strukturę społeczno-zawodową po-
zostałej w Polsce ludności niemieckiej. Dla ok. 60% jej
populacji (a w Wielkopolsce i na Pomorzu nawet dla
80%) podstawowym źródłem utrzymania było stojące
na wysokim poziomie rolnictwo.
Niemcy bywali zazwyczaj właścicielami dużych
gospodarstw, samowystarczalnych, bardzo często za-
trudniających siły najemne, a także, zwłaszcza tuż po
wojnie, znacznej liczby majątków ziemskich na Pomo-
rzu i w Wielkopolsce. Jeszcze w połowie lat 20. należa-
ło do nich na Pomorzu ponad 50% (w pow. morskim
i kartuskim ok. 90%) ziemi przypadającej na najwięk-
sze gospodarstwa (powyżej 180 ha). Później stan po-
siadania wielkiej własności niemieckiej ulegał stałemu
zmniejszaniu, m.in. w wyniku konsekwentnie re-
alizowanej na tych terenach reformy rolnej. Specyficz-
na sytuacja istniała na Śląsku, gdzie przez prawie cały
okres międzywojenny większa własność reprezentowa-
na była w zasadzie tylko przez Niemców. Części tej
ludności, zwłaszcza na Śląsku i w okręgu łódzkim, do-
chód zapewniała praca w przemyśle. Robotnicy (łącz-
nie z rolnymi) stanowili ok. 28% całej populacji. Liczni
byli także właściciele drobnych i średnich przedsię-
biorstw (ok. 8%). Niemcy odgrywali również istotną
rolę w niewielkim gronie największych potentatów
przemysłowych. Bardzo aktywna inteligencja znajdo-
wała zatrudnienie w administracji wielkich majątków,
zakładów przemysłowych, w dobrze prosperujących
prywatnych bankach, redakcjach licznych i trwałych
wydawnictw oraz w rozwiniętym szkolnictwie. Odgry-
wała również istotną rolę w doskonale funkcjonujących
instytucjach spółdzielczych, będących jednym z filarów
niemieckiego życia gospodarczego. Kilku powiązanym
ze sobą związkom rewizyjnym pod koniec okresu mię-
dzywojennego podlegało ponad 800 spółdzielń (w tym
m.in. cieszące się dobrą opinią oszczędnościowo-
pożyczkowe, mleczarskie i zbytu bydła rzeźnego), sku-
tecznie konkurujących z analogicznymi organizacjami
polskimi. W trudniejszej sytuacji znajdowały się drob-
ny handel i rzemiosło, co było po części konsekwencją
wspomnianych wyjazdów, zawężających krąg odbior-
ców, a po części wynikiem stanowiska zajmowanego
przez wpływową w Wielkopolsce i na Pomorzu naro-
dową demokrację, która przez całe dwudziestolecie
międzywojenne propagowała hasła bojkotu gospodar-
czego Niemców.
Na położenie ludności niemieckiej przez cały ten
okres wywierały istotny wpływ zarówno czynniki we-
wnętrzne, jak i zewnętrzne. Najwięcej zastrzeżeń bu-
dziła polityka rządu zmierzającego do zmniejszania jej
stanu posiadania. Niemcy uważali m.in., że reforma
rolna na terenie województw zachodnich przeprowa-
dzona była wyraźnie tendencyjnie i uderzała w pierw-
szej kolejności w ich majątki. Innym polem zadrażnień
stały się sprawy szkolnictwa, ponieważ władze podej-
mowały różnorakie i przynoszące pewne rezultaty wy-
siłki, zmierzające do ograniczenia jego zasięgu. Liczba
niemieckich publicznych szkół powszechnych w ostat-
nim piętnastoleciu II Rzeczypospolitej została zredu-
kowana o ok. 60% (z 919 do 394). Pod koniec 1936 r.
rząd polski stanął na stanowisku, że status niemieckie-
go szkolnictwa w państwie polskim powinien być od-
powiedni do poziomu tego, co w tej materii przysługuje
polskiej ludności w Niemczech, czyli pośrednio zapo-
wiedział jego dalsze ograniczanie. Inspiratorem wielu
pociągnięć wymierzonych przeciwko ludności nie-
mieckiej były, nawet niezależnie od temperatury ofi-
cjalnych stosunków polsko-niemieckich, władze woj-
skowe, dążące do umocnienia polskości zwłaszcza
w pasie przygranicznym. Akcje inicjowane przez struk-
tury państwowe wspierały często organizacje paramili-
tarne (Związek Strzelecki), kombatanckie (Związek
Legionistów Polskich, Związek Powstańców Śląskich)
i społeczne (Towarzystwo Ziem Zachodnich). Konse-
kwentnie antyniemieckie stanowisko zajmował ruch
narodowy, który w Wielkopolsce i na Pomorzu zbijał
w znacznym stopniu kapitał polityczny na walce
z ”niebezpieczeństwem niemieckim”, podobnie zresztą
jak w pozostałych częściach kraju na ukazywaniu za-
grożeń ze strony innych mniejszości. W drugiej poło-
wie lat 30. na polu tym zaczął z endecją rywalizować
obóz sanacyjny, najwcześniej na rządzonym przez wo-
jewodę Michała Grażyńskiego Górnym Śląsku, a na-
stępnie także w Wielkopolsce i na Pomorzu, co najo-
strzej przejawiło się podczas wyborów samorządowych
z przełomu lat 1938 i 1939. Według opinii niemieckich
niejednokrotnie przebiegały one na tych terenach w at-
mosferze swoistego licytowania się polskich stronnictw
w antyniemieckości. Sytuację dodatkowo zaogniały
przenikające do wiadomości publicznej informacje
o aferach szpiegowskich z udziałem obywateli polskich
narodowości niemieckiej. Tuż przed wybuchem wojny,
a zwłaszcza po jej rozpoczęciu, wywołało to wręcz
psychozę, której ofiarą padło wielu niewinnych ludzi.
Generalizowanie tego problemu nie było najlepszym
rozwiązaniem, aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że
był on poważny, gdyż wielu przedstawicieli mniejszo-
ści niemieckiej ostentacyjnie manifestowało swą nie-
chęć do Polski i polskości. Polskie władze wojskowe
tuż po ogłoszeniu mobilizacji alarmowej, wiosną 1939
r., oceniały, że do Niemiec zbiegło kilkanaście tysięcy
rezerwistów, a według danych niemieckich na kilka dni
przed wybuchem wojny w specjalnie utworzonych ob-
ozach uchodźców znajdowało się ok. 70 tys. osób,
przede wszystkim uciekinierów ze Śląska.
Ludność niemiecka była chyba najbardziej zróżni-
cowana pod względem religijnym, choć jej większość
należała do jednej z sześciu wspólnot protestanckich
(ewangelickich) istniejących na ziemiach polskich.
Część, przede wszystkim na Górnym Śląsku, związana
była z Kościołem rzymskokatolickim. Ponadto do na-
rodowości niemieckiej i tegoż języka przyznawali się
niektórzy wyznawcy religii mojżeszowej.
Niemcy pod wieloma względami wyróżniali się
wśród innych mniejszości, m.in. wysokim poziomem
świadomości narodowej, wykształcenia (w zasadzie nie
było wśród nich analfabetów), umiejętnością organizo-
wania się i prowadzenia walki o swoje prawa. Nie bez
znaczenia był również fakt, że przez cały okres mię-
dzywojenny mogli liczyć na pomoc swego kraju, który
nie tylko wspierał ich finansowo, ale także bardzo czę-
sto interweniował w ich sprawach u władz polskich i na
arenie międzynarodowej, m.in. na forum Ligi Narodów.
Oczywiście w ślad za tą pomocą szły także wpływające
na ich stanowisko wobec państwa polskiego instrukcje,
niejednokrotnie komplikujące jego wewnętrzną i ze-
wnętrzną sytuację. W rezultacie mniejszość niemiecką
traktowano dość podejrzliwie, a tuż przed wybuchem
wojny niemal powszechnie uważano, że spełnia ona
faktycznie rolę piątej kolumny.
Specyficzną mniejszością narodową byli Żydzi.
Wyróżniała ich ukształtowana przez stulecia — naka-
zami i zakazami — struktura osiedlenia, struktura spo-
łeczno-zawodowa, odrębność językowa, obyczajowa,
wyjątkowa jednorodność wyznaniowa i zrozumiały
brak, w przeciwieństwie do innych grup narodowych,
tendencji irredentystycznych. W Polsce było ich ok. 3
mln. Ustalenie dokładniejszej liczby utrudnia, w stop-
niu większym nawet niż w wypadku innych mniejszo-
ści, brak wyraźnego kryterium wyodrębniającego.
W czasie spisu powszechnego w 1931 r. podało język
żydowski (jidysz) i hebrajski jako swój ojczysty 2733
tys. osób (8,6%). Równocześnie przynależność do wy-
znania mojżeszowego, które duża część polityków ży-
dowskich i wszyscy zwolennicy prądów antysemickich
uważali za tożsame z narodowością, zadeklarowało
3114 tys. osób (9,8%). Wydaje się, że w rzeczywistości
liczba Żydów była bez wątpienia znacznie większa, niż
wynikałoby to z kryterium językowego, ale z pewno-
ścią mniejsza, niż można było wnioskować na podsta-
wie wyznania. Niezależnie od tego, które z tych skraj-
nych danych były bliższe prawdy, nie ulega wątpliwo-
ści, że Żydzi byli drugą co do liczebności mniejszością
narodową w Polsce i że tworzyli tu największe w Euro-
pie i drugie co do wielkości, po USA, skupisko na
świecie. W wielu polskich miastach, a nawet miastecz-
kach, mieszkało więcej Żydów niż w niejednym pań-
stwie, np. w Warszawie więcej niż w całej Palestynie,
w Lodzi więcej niż we Francji, w Krakowie więcej niż
we Włoszech, w Tarnowie tyle samo co w Szwajcarii,
a w Nowym Sączu znacznie więcej niż w Szwecji.
Jedną z charakterystycznych cech mniejszości ży-
dowskiej była jej hermetyczność. Mimo że Żydzi i Po-
lacy, podobnie jak przedstawiciele innych narodów,
przez dziesięciolecia lub stulecia mieszkali w tych sa-
mych miejscowościach, przy tych samych ulicach,
a niejednokrotnie nawet w tych samych domach, to
w praktyce obie społeczności żyły nie razem, ale obok
siebie. Wzajemna znajomość obyczajowości, religii
i języka była znikoma, choć chyba trochę większa po
stronie żydowskiej niż polskiej. Obie społeczności były
sobie prawie całkowicie obce, co niejednokrotnie pro-
wadziło do nieporozumień, a nawet konfliktów. Zdecy-
dowana większość Żydów polskich posługiwała się na
co dzień jedynie własnym językiem (jidysz), wywodzą-
cym się ze średniowiecznych dialektów południowo-
niemieckich, ale nasyconym także naleciałościami,
m.in. hebrajskimi i słowiańskimi. Przez wiele lat nie
był on ani przez większość polskiego społeczeństwa,
ani przez władze państwowe uznawany za odrębny ję-
zyk, ale jedynie za żargon niemiecki. Część Żydów nie
potrafiła płynnie posługiwać się językiem polskim, co
przyniosło tragiczne konsekwencje w latach okupacji.
Separację pogłębiała religia mojżeszowa, narzucająca
swym wyznawcom nie tylko najbardziej widoczny ob-
owiązek świętowania innego dnia niż chrześcijańskie
otoczenie, ale także, przynajmniej części ortodoksyjnej,
sposoby zachowania się, ubierania itd. Żydzi byli zresz-
tą pod względem religijnym najbardziej zwartą spo-
łecznością. Jeżeli nawet wśród wyznawców religii moj-
żeszowej zdarzały się nieraz osoby deklarujące równo-
cześnie jako swój język ojczysty polski, niemiecki czy
rosyjski, to nie jest znany przypadek, by osoba przyzna-
jąca się do jednego z wyznań chrześcijańskich dekla-
rowała jako swój język ojczysty jidysz lub hebrajski.
Żydzi mieszkali na obszarze całego państwa, choć
nigdzie nie tworzyli większości. Ich odsetek w woje-
wództwach zachodnich był znikomy, zwiększał się na-
tomiast w miarę przesuwania się na wschód, choć naj-
wyższy procent odnotowano w województwie lubel-
skim (12,8% ogółu mieszkańców). Ze względu na to te-
rytorialne rozproszenie niektórzy politycy syjonistyczni
uważali nawet, że Żydzi byli faktycznie jedyną mniej-
szością w Polsce, gdyż pozostałe grupy narodowe,
zwłaszcza Ukraińcy i Białorusini, były w rzeczy-
wistości większością na terenach swego stałego za-
mieszkania.
Struktura osiedlenia ludności żydowskiej była
w zasadzie odwrotnością wskaźników ogólnopolskich.
Podczas gdy w całym kraju dominowała ludność wiej-
ska, to Żydzi (ok. 76% całej populacji) byli przede
wszystkim ludnością miejską. Ich najliczniejsze skupi-
ska powstały w pięciu dużych ośrodkach — Warsza-
wie, Łodzi, Wilnie, Krakowie i Lwowie, w których
mieszkało łącznie prawie 25% ogółu Żydów polskich.
Powstawały tam całe dzielnice, swoiste miasta w mie-
ście, zdominowane przez Żydów, np. Nalewki w War-
szawie czy Kazimierz w Krakowie. Najwięcej ludności
żydowskiej mieszkało jednak w mniejszych miastach
i małych miasteczkach. W wielu z nich stanowiła ona
poważny odsetek ogółu mieszkańców lub nawet prze-
ważała. Żydzi byli większością np. w Biłgoraju (56%)
i Tomaszowie (54%) w woj. lubelskim, Pińsku (63%)
w woj. poleskim, Równem (56%) na Wołyniu oraz
Brodach (67%) i Podhajcach (55%) w woj. tarnopol-
skim. Najbardziej żydowskim miasteczkiem w Polsce
był prawdopodobnie Luboml (92,6%) na Wołyniu. Od-
setek Żydów wśród ludności miejskiej przedstawia ma-
pa (zob. s. 133).
Na wsi mieszkało jedynie ok. 24% całej populacji,
trudniąc się tam zresztą głównie zajęciami pozarolni-
czymi, a z pracy we własnych gospodarstwach utrzy-
mywał się tylko znikomy odsetek (4%). Społeczność ta
miała więc pod tym względem najnowocześniejszą
strukturę zawodową na świecie i dystansowała nawet
Wielką Brytanię, w której z pracy na roli utrzymywał
się wyższy procent ludności. Najwięcej Żydów na wsi,
a zarazem najwięcej rolników żydowskich znajdowało
się w województwie lubelskim.
Ograniczenia stosowane w przeszłości wobec lud-
ności żydowskiej spowodowały nie tylko jej koncentra-
cję w ośrodkach miejskich, ale także ukształtowanie się
specyficznej struktury społeczno-zawodowej. Jej naj-
liczniejszą warstwę stanowiło drobnomieszczaństwo,
które m.in. opanowało większość zajęć związanych
z wymianą towarową. Z jego szeregów rekrutowało się
ok. 60% osób zatrudnionych w handlu, a w najbardziej
rozpowszechnionym handlu detalicznym i domokrąż-
nym działało ok. 80%. Trochę mniej licznie reprezen-
towana była ludność żydowska w rzemiośle, choć i tu
był to udział znaczący. Przynajmniej w ośmiu woje-
wództwach rzemieślnicy żydowscy byli właścicielami
większości warsztatów, a ich najwyższy odsetek
(81,1% ogółu zarejestrowanych) odnotowano na Pole-
siu; w sześciu dalszych ich udział był bardzo poważny
— ok. 31-49% ogółu (najmniejszy w woj. krakow-
skim). Były to jednak, podobnie jak w wypadku przed-
siębiorstw handlowych, głównie zakłady najmniejsze,
jedynie sporadycznie zatrudniające siły najemne. Kon-
centracja Żydów miała nie tylko charakter terytorialny,
ale i branżowy. Za najbardziej żydowskie (75-100% za-
trudnionych) należy uznać m.in. cholewkarstwo, cza-
pnictwo, produkcję przedmiotów z mosiądzu, wyrób
pasmanterii i złotnictwo. Ta wyjątkowa pozycja w han-
dlu i rzemiośle była jednak z wolna ograniczana, np.
w południowo-wschodniej Polsce, zwłaszcza na tere-
nach wiejskich, z funkcji pośredników handlowych sys-
tematycznie wypierała Żydów coraz lepiej rozwijająca
się spółdzielczość ukraińska. Na całym obszarze pań-
stwa musieli oni toczyć zaciekłą walkę konkurencyjną
z drobnomieszczaństwem innych narodowości,
a zwłaszcza z najliczniejszym polskim, występującym
na ogół pod szyldem firm chrześcijańskich i wspiera-
nym przez znaczną część partii politycznych (głównie
endecję, chadecję i mniejszościowe ugrupowania na-
cjonalistyczne), które na ukazywaniu zagrożenia ży-
dowskiego i walce z nim usiłowały zbijać kapitał poli-
tyczny. Bardzo istotne znaczenie w tej walce miały
przeforsowane w parlamencie ewidentnie dyskryminu-
jące Żydów rozstrzygnięcia prawne, m.in. wprowadze-
nie (1919) ustawowego, co prawda niemożliwego do
wyegzekwowania i często łamanego, zakazu pracy
w niedzielę, co niejako automatycznie miało zmusić
ich, zwłaszcza przeważający w Polsce odłam ortodok-
syjny, do ograniczenia działalności zawodowej tylko do
pięciu dni w tygodniu. W praktyce niewiele to pomo-
gło, podobnie jak i półoficjalne zaakceptowanie pod
koniec lat 30. przez przedstawicieli rządu prowadzenia
walki ekonomicznej. Pod koniec okresu międzywojen-
nego nadzieję na wyeliminowanie konkurencji polskie
ugrupowania nacjonalistyczne wiązały już jedynie
z wprowadzeniem ustawodawstwa specjalnego, co jed-
nak nie zostało zrealizowane, choć pewne zaczątki, np.
w postaci ustawy o uboju rytualnym, ograniczającym
udział Żydów w rzeźnictwie i handlu mięsem, zdążyły
się pojawić.
Niezbyt liczna była żydowska klasa robotnicza, re-
prezentowana głównie (w ok. 80%) przez osoby za-
trudnione w rzemiośle i najmniejszych przedsiębior-
stwach. Największa koncentracja robotników żydow-
skich występowała w drobnych zakładach odzieżo-
wych, spożywczych i włókienniczych, zazwyczaj będą-
cych własnością współwyznawców, gdyż tylko tam
można było liczyć na respektowanie zasad religijnych,
to znaczy umożliwienie świętowania szabatu. Należy
jednak zaznaczyć, że np. organizacje ortodoksyjne nie-
jednokrotnie zwracały uwagę na fakt, iż pracodawcy
żydowscy wolą zatrudniać chrześcijan, gdyż dzięki te-
mu ich przedsiębiorstwa mogą pracować sześć dni
w tygodniu. Bardzo niewielu robotników żydowskich
(ok. 1% całości) pracowało w wielkim przemyśle. Naj-
liczniejsi byli oni w fabrykach włókienniczych Łodzi
i Białegostoku.
Dość znaczny był udział Żydów w grupie burżuazji
(ok. 43%). Co prawda — podobnie jak w wymiarze
ogólnopolskim — należała do niej znikoma część całej
społeczności, ale sam fakt istnienia takiej kategorii był
najłatwiej dostrzegany i stawał się jednym z najczęst-
szych argumentów propagandy antysemickiej. Żydzi
byli wyjątkowo licznie reprezentowani także w grupie
wolnych zawodów, zwłaszcza wśród adwokatów (ok.
50%) i lekarzy (ok. 55%). W niektórych częściach kra-
ju, zwłaszcza na wschodzie, odsetek ten przekraczał
70%. Zdecydowana większość żydowskiej inteligencji
(pracowników umysłowych) była zatrudniona jako
urzędnicy prywatni, gdyż znalezienie pracy w instytu-
cjach państwowych i samorządowych nastręczało jej
wielu trudności. Ze środowiska żydowskiego wywodzi-
li się liczni ludzie kultury, m.in. najbardziej znani i naj-
lepiej opłacani w okresie międzywojennym dzien-
nikarze, tacy jak Bernard Singer czy Konrad Wrzos.
W latach 30. doszło do widocznego pogorszenia
położenia ludności żydowskiej, głównie w wyniku kry-
zysu ekonomicznego, który spowodował upadek wielu
dziesiątków drobnych przedsiębiorstw i wyraźnie
wpłynął na zwiększenie się odsetka osób utrzymują-
cych się z różnych form pomocy organizowanych przez
gminy wyznaniowe. Trudności gospodarcze stały się
także przyczyną zaostrzenia walki konkurencyjnej mię-
dzy Żydami a innymi narodowościami, w szczególno-
ści Polakami i Ukraińcami. Ponadto prowadzona od
wielu lat antysemicka propaganda obozu narodowego,
wspierana pod koniec lat 30. przez część obozu sana-
cyjnego i kleru rzymskokatolickiego, przynosiła wy-
raźne efekty. Coraz więcej organizacji społecznych
i zawodowych, głównie inteligenckich, wprowadzało
do swych statutów tzw. paragraf aryjski, wykluczający
przyjmowanie do nich Żydów. Forsowana przez naro-
dowców „walka o stragan”, to znaczy o wyeliminowa-
nie Żydów z życia ekonomicznego, zaowocowała
w drugiej połowie lat 30. największą od czasu odzy-
skania niepodległości falą wystąpień antyżydowskich.
Szczególnie groźne rozmiary przybrały one m.in.
w Grodnie (7 VI 1935), Przytyku (9 III 1936), Mińsku
Mazowieckim (1 VI 1936), Brześciu nad Bugiem (13 V
1937) i Częstochowie (21 VI 1937). Ich efektem były
duże straty materialne oraz wielu zabitych i rannych.
Walka ekonomiczna, aczkolwiek z wykluczeniem
przejawów gwałtu, była akceptowana także przez elitę
rządzącą, o czym świadczyła m.in. wypowiedź premie-
ra Składkowskiego na forum sejmu (4 VI 1936). Z ini-
cjatywy posłów sanacyjnych, mimo masowych prote-
stów, uchwalono także ustawę ograniczającą ubój rytu-
alny (27 III 1936). Jej wprowadzenie uderzało w pod-
stawy bytu ekonomicznego części ludności żydowskiej
(według ocen żydowskich było to ok. 100 tys. osób).
Władze państwowe dążyły również do przyspie-
szenia i zwiększenia rozmiarów emigracji Żydów, co
było raczej nierealne, gdyż w latach kryzysowych
większość państw przeciwdziałała napływowi imigran-
tów. Z zabiegami tymi łączyła się także niefortunna
próba pozbawienia obywatelstwa polskiego Żydów
przebywających od wielu lat za granicą, m.in. w Niem-
czech i Austrii. Efekty tego kroku okazały się dokład-
nie odwrotne do zamierzonych, gdyż w odpowiedzi
Niemcy, 29 X 1938, z zastosowaniem bardzo brutal-
nych metod wypędzili do Polski kilkanaście tysięcy
obywateli polskich narodowości żydowskiej, którzy na-
stępnie przez wiele tygodni przebywali w specjalnie
utworzonym dla nich obozie przejściowym w Zbąszy-
niu.
Polskę, zwłaszcza jej wschodnią część, zamieszki-
wali, bardziej lub mniej rozproszeni, przedstawiciele
także innych narodowości, ale grupy te stanowiły
wspólnie niecały 1% ogółu ludności w państwie. Na
kresach i w województwach centralnych mieszkali
m.in. Rosjanie (ok. 140 tys.). Była to bardzo zróżnico-
wana grupa, składająca się z potomków chroniących się
w Rzeczypospolitej jeszcze przed rozbiorami dysyden-
tów religijnych, osiadłych tu w XIX i XX w. rodzin
urzędników oraz z emigrantów zbiegłych z Rosji po
przewrocie bolszewickim. W większości trudnili się oni
rolnictwem. Posiadali niezbyt liczną, rzutką grupę inte-
ligencji, dzięki której powstawały organizacje społecz-
ne (np. Rosyjskie Towarzystwo Dobroczynności),
a w większych skupiskach rozwijały się szkolnictwo
i prasa. Czynnikiem sprzyjającym zachowaniu, mimo
znacznego rozproszenia, solidarności narodowej była
opanowana przez rosyjskie duchowieństwo Cerkiew
prawosławna. To chyba dzięki jej oddziaływaniu ta sto-
sunkowo nieliczna grupa potrafiła wprowadzić do par-
lamentu swoich przedstawicieli. Na ogół Rosjanie sta-
rali się podkreślać lojalność wobec władz i nie przyspa-
rzać im kłopotów. Odosobnionym wypadkiem było za-
bójstwo posła radzieckiego Piotra Wojkowa, dokonane
w Warszawie przez rosyjskiego emigranta w 1927 r.
Bardziej zwarcie, prawie wyłącznie w wojewódz-
twach wileńskim, białostockim i częściowo nowo-
gródzkim, mieszkali Litwini. Znacznie trudniej jest
ustalić ich liczebność, gdyż w tym wypadku nie można,
tak jak w odniesieniu do innych mniejszości, posiłko-
wać się dodatkowo kryterium wyznaniowym. Z opubli-
kowanych danych spisowych z 1931 r. wynika, że lud-
ności litewskiej było ok. 82 tys. Znawcy problemu
uważają, że liczba ta została jednak tendencyjnie zani-
żona. Z tego też wynika fakt, że władze niepodległej
Litwy w ogóle nie brały jej pod uwagę. Według ich
najskromniejszych szacunków w Polsce znajdowało się
wówczas co najmniej 200 tys. Litwinów, co wydaje się
mało prawdopodobne, a ponadto dziwnie zbiega się
z podawaną na podstawie polskich szacunków liczeb-
nością Polonii na Litwie. Najczęściej władze kowień-
skie operowały jeszcze większymi liczbami, dochodzą-
cymi do 400-500 tys. osób. Być może był to efekt pro-
pagowania przez nie swoistej koncepcji pojęcia naro-
dowości, sprowadzającej się do stwierdzenia, że Litwi-
nem jest każdy, kto urodził się na terenie byłego Wiel-
kiego Księstwa Litewskiego — bez względu na jego
osobiste odczucia.
Litwini, niezależnie od tego, ilu ich w rzeczywisto-
ści żyło w Polsce, byli w zasadzie ludnością wiejską
(ok. 96%) i rolniczą, na ogół biedną, utrzymującą się
z pracy w dominujących na zamieszkanych przez nich
terenach gospodarstwach karłowatych i małorolnych.
Przemysłowcy, rzemieślnicy i kupcy stanowili niewiel-
ki procent tej narodowości. Inteligencja (m.in. księża,
nauczyciele, dziennikarze i lekarze) była nieliczna, ale
reprezentowała bardzo wysoki stopień świadomości na-
rodowej i przejawiała wyjątkowo dużą aktywność. Jej
poczynania systematycznie wspierały moralnie i, co
ważniejsze, finansowo Litwa kowieńska i skupiska li-
tewskie w Ameryce, dzięki czemu mogła utrzymywać
własną rozbudowaną prasę i prywatne szkolnictwo oraz
organizacje kulturalne i oświatowe. Najważniejszym,
choć zróżnicowanym politycznie przedstawicielstwem
tej mniejszości był istniejący od 1919 r. Tymczasowy
Komitet Litwinów Wileńskich (TKLW), koordynujący
całokształt działalności litewskiej, a zwłaszcza dość
licznych organizacji, powoływanych głównie w celu
podtrzymywania świadomości narodowej, jak np. Li-
tewskie Towarzystwo Naukowe, Litewskie Towarzy-
stwo Oświatowe „Rytas” (Poranek) czy Litewskie To-
warzystwo Wychowawcze i Opieki nad Młodzieżą im.
Św. Kazimierza. Nieoficjalnie TKLW pełnił też funkcję
litewskiego przedstawicielstwa konsularnego w Polsce.
W przeciwieństwie do innych grup narodowych Litwini
nigdy nie zdołali jednak odegrać poważniejszej roli pod
względem politycznym. Początkowo, podobnie jak
Ukraińcy, bojkotowali wszelkie zarządzane przez wła-
dze polskie akcje, które mogłyby wykazać zasięg ich
wpływów, takie jak wybory samorządowe czy wybory
do Sejmu Litwy Środkowej. Podjęta w późniejszym
okresie próba samodzielnego zdobycia mandatu do par-
lamentu zakończyła się kompletnym fiaskiem, a ich
możliwości chyba niezbyt wysoko oceniano, skoro na
popieranych przez nich listach Bloku Mniejszości Na-
rodowych ani w roku 1922, ani w 1928 nie znalazła się,
nawet na odległym miejscu, żadna kandydatura litew-
ska. Na położenie tej ludności i możliwości jej działa-
nia poważny wpływ wywierały nieuregulowane sto-
sunki między oboma państwami. Każde ich zaostrzenie,
a zwłaszcza zwiększenie represyjności polityki władz
kowieńskich wobec litewskiej Polonii, wywoływało na-
tychmiastowe posunięcia odwetowe, przejawiające się
m.in. w likwidowaniu organizacji (m.in. TKLW
w 1936 r.), szkół, czasopism, a nawet w deportacjach
(1922 i 1927) najaktywniejszych działaczy narodo-
wych. Najostrzejszy kurs wobec mniejszości litewskiej
prowadził w drugiej połowie lat 30. wojewoda wileński
Ludwik Bociański.
Mniej problemów przyczyniała mniejszość czeska
(ok. 38 tys.). Pojawiła się ona w Polsce zresztą nie
w wyniku międzypaństwowych rozstrzygnięć teryto-
rialnych, gdyż na terenach pogranicznych była w zasa-
dzie niezauważalna, ale w konsekwencji znacznie
wcześniejszych migracji. Najliczniej zamieszkiwała
Wołyń (ok. 31 tys.), a następnie Łódź i jej najbliższe
okolice (ok. 4 tys.). Na Wołyniu była to prawie wy-
łącznie ludność chłopska, która pojawiła się tam pod
koniec XIX w. skuszona atrakcyjnymi cenami ziemi.
Wyróżniała się ona zresztą bardzo korzystnie w tym re-
gionie ze względu na ogólny poziom cywilizacyjny
oraz, podobnie jak we wsiach niemieckich, na stosowa-
nie nowoczesnych metod gospodarowania. W rejonie
łódzkim jej trzon stanowili rzemieślnicy i wykwalifi-
kowani robotnicy, przybyli z Czech w początkach XIX
w. Na Wołyniu, pod naciskiem władz rosyjskich, lud-
ność ta przyjęła w większości prawosławie, ale zacho-
wała świadomość odrębności narodowej. W okresie
międzywojennym rozwijała swe instytucje kulturalne
i oświatowe, a zwłaszcza prywatne szkolnictwo. Wy-
siłki te wspierały zarówno czeskie władze państwowe,
jak i organizacje społeczne z Czeską Macierzą Szkolną
na czele, co nie zawsze było przychylnie przyjmowane
przez stronę polską, ze względu na nie najlepsze sto-
sunki między oboma państwami.
Do mniejszości pogranicza można natomiast zali-
czyć Słowaków, mieszkających na Spiszu i Orawie
(około tysiąca osób). Byli to prawie wyłącznie drobni
rolnicy, do 1920 r. znajdujący się jeszcze w zależności
pańszczyźnianej od tamtejszych właścicieli ziemskich
(rodu Salomonów na Spiszu i Kościoła katolickiego na
Orawie). Możliwości rozwoju narodowego i kultural-
nego tej społeczności, m.in. ze względu na brak wła-
snego szkolnictwa, były niewielkie. W zasadzie jedy-
nym czynnikiem podtrzymującym jej odrębność naro-
dową był Kościół katolicki, uwzględniający w nabo-
żeństwach (kazania, śpiew) język słowacki.
Grupę trudną do dokładniejszego zdefiniowania,
zarówno pod względem liczebności, języka ojczystego,
jak i wyznania, tworzyli Romowie (Cyganie), prowa-
dzący na ogół wędrowny tryb życia, a w związku z tym
uchylający się od wszelkich możliwych spisów. Jedy-
nie ich niewielka część osiadła na stałe w podkarpac-
kich wioskach, choć nigdzie nie tworzyła większości.
Według niezbyt pewnych szacunków było ich ok. 50
tys., a trudnili się m.in. handlem (zwłaszcza końmi),
kotlarstwem, kowalstwem i muzykowaniem. Cyganie
osiadli podejmowali się także najmniej płatnych zajęć,
m.in. przy budowie dróg. Społeczność ta rządziła się
własnymi prawami, zgodnie z którymi wszelkie sprawy
sporne rozstrzygano przed lokalnymi przywódcami, bez
konieczności odwoływania się do sądów państwowych.
Prawdopodobnie większość Cyganów związana była
z prawosławiem, choć zdarzali się wśród nich także ka-
tolicy. W obu wypadkach były to więzi bardziej sym-
boliczne niż praktyczne, gdyż kontakt ze zhierarchizo-
wanym Kościołem ograniczał się w zasadzie jedynie do
rejestrowania narodzin i zgonów, małżeństwa bowiem
zawierano już wyłącznie przed starszyzną, według
prawa zwyczajowego. W latach 30. jeden z najpoważ-
niejszych rodów cygańskich (Kwiekowie) usiłował
skonsolidować całą społeczność, m.in. przez organizo-
wanie wyborów cygańskiego króla, odbywanych na
jednym ze stadionów warszawskich. Trudno powie-
dzieć, czy widowisko to, co prawda bardzo barwne,
miało jednak jakieś znaczenie praktyczne.
Na obrzeżach większych i mniejszych grup naro-
dowych znajdowały się także społeczności, na ogół
bardzo nieliczne, mające świadomość odrębności et-
nicznej, ale nieposługujące się już własnym językiem
i wyróżniające się przede wszystkim wyznawaną reli-
gią. Do nich należeli m.in. Karaimi, Tatarzy i Ormia-
nie.
Karaimi byli najmniejszą z tych grup, gdyż ich li-
czebność szacowano na ok. 900-1500 osób. Mieszkali
prawie wyłącznie na terenie dwóch województw —
wołyńskiego (Łuck i Halicz) i wileńskiego (Wilno
i Troki). Na ziemie polskie przybyli z Krymu pod ko-
niec XIV w. Ich własny język należał do grupy turec-
kiej, ale w okresie międzywojennym posługiwali się już
zazwyczaj na co dzień polskim lub rosyjskim, a w li-
turgii hebrajskim. Wyznawana przez nich religia była
odłamem judaizmu, z tym że uznawali jedynie Torę,
odrzucali zaś Talmud. Centrum religijne znajdowało się
w Trokach, gdzie też mieściła się siedziba ich
zwierzchnika religijnego — hachana. Funkcję tę od
końca lat 20. pełnił Seraja chan Szapszał, były nauczy-
ciel perskiego następcy tronu, bardziej znany jako wy-
bitny orientalista. W pobliskim Wilnie posiadali własne
muzeum oraz od 1924 r. wydawali swe najważniejsze
pismo — „Myśl Karaimską”.
Trochę liczniejsza była grupa tatarska (ok. 5-6
tys.), osiedlona, jeszcze od czasów wielkiego księcia
Witolda, głównie w województwach białostockim, no-
wogródzkim i wileńskim. Z biegiem czasu zatracili oni
własną mowę i w okresie międzywojennym posługiwali
się już językiem polskim, a w pewnych rejonach biało-
ruskim. Wśród otaczającej ich ludności nie wyróżniali
się też obyczajami i strojem, dochowali jednak wierno-
ści islamowi. Powołany do życia w 1925 r. Muzułmań-
ski Związek Religijny w Rzeczypospolitej ogłosił nie-
zależność od dotychczasowych władz na Krymie i wy-
brał dr. Jakuba Szynkiewicza na swego najwyższego
zwierzchnika religijnego — muftiego, z siedzibą
w Wilnie. Związkowi, zarejestrowanemu ostatecznie
w 1936 r., podlegało 19 gmin z własnymi duchownymi
(imamami i muezzinami). Prawie w każdej gminie
znajdowały się meczet i stojąca na niezbyt wysokim
poziomie szkółka religijna, w której uczono dzieci czy-
tania Koranu i podstawowych prawd wiary, choć więk-
szość nauczycieli miała duże problemy z językiem
arabskim. Utrzymywaniu tradycji i odrębności kultu-
ralnej sprzyjały władze polskie, przychylnie odnoszące
się do powoływanych w dwudziestoleciu organizacji,
m.in. Związku Kulturalno-Oświatowego Tatarów Rze-
czypospolitej Polskiej, i instytucji — Tatarskiego Mu-
zeum Narodowego i Tatarskiego Archiwum Narodo-
wego. Bez przeszkód ukazywały się czasopisma, wśród
których wyróżniały się „Przegląd Islamski” i „Rocznik
Tatarski”. Tatarzy zachowali także z przedrozbiorowej
Rzeczypospolitej silne tradycje służby wojskowej.
Ujawniły się one już w momencie odradzania się pań-
stwa polskiego, kiedy z inicjatywy Związku Tatarów
Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy utworzono odrębny
oddział, który ostatecznie przyjął nazwę Pułku Tatar-
skich Ułanów im. Mustafy Achmatowicza. W wojnie
polsko-bolszewickiej poniósł on tak dotkliwe straty, że
latem 1920 r. przestał faktycznie istnieć. Do tradycji
dawnych i nowszych nawiązywał także utworzony w
1936 r. szwadron tatarski przy 13. Pułku Ułanów Wi-
leńskich, który z własnym proporcem i buńczukiem,
ofiarowanym mu przez społeczność muzułmańską, wy-
ruszył na wojnę w 1939 r. Podobnie jak jego poprzed-
nik poniósł duże straty i został rozwiązany pod koniec
września.
Mniejszością w zasadzie całkowicie spolonizowa-
ną, a podkreślającą swą odrębność już tylko na polu re-
ligijnym, byli Ormianie, potomkowie kupców, którzy
osiedlili się w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.
W okresie międzywojennym posługiwali się na co
dzień językiem polskim, aktywniejsi z nich udzielali się
w polskich organizacjach społecznych, kulturalnych
i politycznych, ale wszyscy kultywowali własny obrzą-
dek i należeli do Kościoła ormiańskokatolickiego.
5. MOZAIKA RELIGIJNA
Ludność Polski była zróżnicowana nie tylko pod
względem narodowościowym, ale także religijnym. In-
formacje na ten temat są dość dokładne, ponieważ w
czasie spisów powszechnych przynależność religijna, w
przeciwieństwie do narodowej lub deklarowanego ję-
zyka ojczystego, nie była prawdopodobnie przedmio-
tem manipulacji i dlatego publikowane dane jej doty-
czące są bardziej wiarygodne. Informacje o liczebności
największych grup religijnych przedstawiono na s. 140.
Podziały religijne w wielu wypadkach nakładały
się na narodowościowe, a często, zwłaszcza na pogra-
niczach, były nawet ważniejsze i to one właśnie wy-
znaczały zasięg wpływów narodowych. Zależności
między wyznaniem a narodowością określaną na pod-
stawie języka deklarowanego jako ojczysty w czasie
drugiego spisu powszechnego zamieszczono w tabeli.
Polska należała obok Włoch, Hiszpanii, Austrii
i Litwy do grupy krajów europejskich posiadających
największy odsetek wyznawców Kościoła rzymskoka-
tolickiego, gdyż identyfikowało się z nim ponad 3/4
ogółu ludności. Na ziemiach polskich reprezentowany
on był przez przede wszystkim przez trzy uznawane
przez państwo obrządki — łaciński, grecki (unicki)
i ormiański. Najbardziej rozpowszechniony był łaciń-
ski, który niejednokrotnie utożsamiano z całym Kościo-
łem rzymskokatolickim. Mniejszy zasięg, ograniczony
głównie do ziem południowo-wschodnich, miał obrzą-
dek grecki, a najmniejszy, który można określić jako
symboliczny — ormiański. Nie doczekał się natomiast
formalnego uznania obrządek wschodniobizantyjski
(neounicki).
Ludność Polski według wyznania
Wyznanie 1923 1931 1938
liczba % liczba % liczba %
(tys.) (tys.) (tys.)
rzymskokatolickie 18 144 63,7 20 670,1 64,8 22 462 64,9
greckokatolickie 3136 11,0 3 336,2 10,4 3 600 10,4
prawosławne 3 288 11,5 3 762,5 11,8 4177 12,1
ewangelickie 915 3,2 835,2 2,6 864 2,5
inne chrześcijańskie — — 145,4 0,5 154 0,4
mojżeszowe 2 989 10,5 3 113,0 9,8 3 309 9,5
inne niechrześcijańskie — — 6,8 0,0 7 0,0
inne i nieokreślone 16 0,1 45,7 0,1 37 0,1
razem 29 488 100,0 31 915,8 100,0 34 610 100,0
Największymi wpływami cieszył się, jak już
wspomniano, obrządek łaciński. Z nim związana była
też większość osób podających w czasie spisów naro-
dowość polską lub język polski jako ojczysty. Z tego
właśnie względu uznawany był za narodowe wyznanie
polskie, aczkolwiek przyznawały się do niego jako wła-
snego także znaczące liczebnie części innych grup na-
rodowych, m.in. Litwinów, Słowaków, Niemców, Bia-
łorusinów, Ukraińców i Czechów, a nawet Romów
(Cyganów). Jego wyjątkowa pozycja w społeczeństwie
polskim wynikała m.in. z roli, którą odegrał w czasie
rozbiorów, kiedy to — niezależnie od skomplikowa-
nych nieraz meandrów polityki jego hierarchów —
w powszechnym odczuciu był najważniejszym wyrazi-
cielem polskich dążeń narodowych i niepodległościo-
wych. Podobne znaczenie miał także w życiu narodo-
wym innych grup, np. litewskiej.
Kościół rzymskokatolicki na ogół kojarzono jed-
nak z polskością, stąd też podkreślanie jego wyjątko-
wego znaczenia było jednym z zasadniczych ele-
mentów programów dużej części polskich partii
i stronnictw, zwłaszcza prawicowych, w których, także
w elitach przywódczych, działało wielu duchownych,
nawet najwyższego stopnia — np. do zdecydowanych
zwolenników obozu narodowego należeli m.in. abp Jó-
zef Tedorowicz, bp Stanisław Łukomski i abp Adam
Sapieha, a wśród czołowych przywódców chrześcijań-
skiej demokracji był m.in. bp Stanisław Adamski, były
członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej.
W okresie międzywojennym episkopat zachowywał
jednak daleko idącą wstrzemięźliwość w ujawnianiu
własnych sympatii i antypatii politycznych, nawet w
sytuacjach wyjątkowych, takich jak np. sprawa brzeska,
i na ogół zabierał głos z dużym opóźnieniem, a swe
stanowisko formułował nader ogólnie i ostrożnie.
Znacznie wyraźniej występowali kapłani niższych
szczebli, a czysto polityczne poczynania obozu naro-
dowego i chrześcijańsko-narodowego niejednokrotnie
wspierane były przez wpływowe duchowieństwo za-
konne. Między innymi prawie wyłącznie w świątyniach
zgromadzeń zakonnych odbywały się nabożeństwa
w intencji E. Niewiadomskiego — zabójcy prezydenta
G. Narutowicza, a w latach 30. uroczyste święcenia
proporców Stronnictwa Narodowego, Związku Haller-
czyków itp. Generalnie jednak Kościół nie identyfiko-
wał się z żadnym z uznanych ruchów politycznych, co
stwarzało mu zresztą dość komfortową sytuację, gdyż
nie musiał zabiegać o niczyje względy, a równocześnie
wiele ugrupowań starało się uzyskać jego poparcie i
wprowadzało do swych programów korzystne dla niego
postanowienia. Dla niektórych nurtów (endecja, chade-
cja) popieranie interesów Kościoła było równoznaczne
z realizowaniem polskiej racji stanu.
Wyjątkowa pozycja rzymskiego katolicyzmu była
uznawana dość powszechnie, a umacniały ją akty
prawne o podstawowym znaczeniu. Podkreślała ją na
przykład konstytucja marcowa, przyznająca mu, jako
wyznawanemu przez większość społeczeństwa, „na-
czelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”
i zapewniająca mu rządzenie się własnymi prawami.
Stanowisko prawne Kościoła zostało najwcześniej ure-
gulowane w podpisanym 10 II 1925 ze Stolicą Apostol-
ską konkordacie, który po burzliwej dyskusji i licznych
zastrzeżeniach zgłaszanych w sejmie przez ugrupowa-
nia lewicowe został ratyfikowany pół roku później (3
VIII 1925).
Ludność według wyznania i języka ojczystego w 1931 r.
Wyznanie Ogółem Język ojczysty
PL UKR BROS ROS D IZR INNY
w tysiącach
rzymskokatolickie 20670,1 20333,3 25,5 77,8 1,9 118,5 — 113,1
greckokatolickie 3336,2 487,0 2840,6 2,3 0,9 0,3 — 5,1
prawosławne 3762,5 497,3 1540,0 903,6 99,6 0,1 — 721,9
ewangelickie 835,2 219,0 7,2 0,5 0,7 598,9 — 8,9
inne chrz. 145,4 55,1 25,9 4,2 35,0 15,9 — 9,3
mojżeszowe 3113,9 371,9 0,5 0,2 0,4 6,8 2731,4 2,7
Inne niechrz. 6,8 4,4 0,2 1,0 0,1 0,0 — 1,1
nieokreślone 45,7 25,4 1,7 0,3 0,1 0,5 1,2 16,5
i niepodane
razem 31915,8 21993,4 4 441,6 989,9 138,7 741,0 2 732,6 878,6
w procentach
rzymskokatolickie 64,8 92,5 0,6 7,9 1,4 16,0 — 12,9
greckokatolickie 10,4 2,2 64,0 0,2 0,6 0,0 — 0,6
prawosławne 11,8 2,3 34,7 91,3 71,8 0,0 — 82,2
ewangelickie 2,6 1,0 0,2 0,1 0,5 80,8 — 1,0
inne chrz. 9,8 0,2 0,6 0,4 25,2 2,1 — 1,1
mojżeszowe 0,5 1,7 0,0 0,0 0,3 0,9 100,0 0,3
inne niechrz. 0,0 0,0 0,0 0,1 0,1 0,0 — 0,1
nieokreślone 0,1 0,1 0,0 0,0 0,1 0,1 0,0 1,9
razem 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0
Gwarantował on Kościołowi prawo do własnej ju-
rysdykcji w sprawach wewnętrznych, pełną swobodę
w pracy duszpasterskiej, opiekę i pomoc państwa
w wykonywaniu niektórych decyzji kościelnych, nad-
zór nad nauczaniem religii w szkołach powszechnych
i średnich oraz czuwanie nad postawą moralną nauczy-
cieli prowadzących te zajęcia, nienaruszalność posiada-
nego majątku i prawo dysponowania nim (w praktyce
także nieruchomościami ziemskimi), dotacje państwo-
we, m.in. z racji sekularyzowania przez rządy zaborcze
części majątku kościelnego, który następnie znalazł się
w dyspozycji władz polskich. Regulował także sprawy
związane z uposażeniem duchowieństwa pełniącego
funkcje urzędników państwowych, np. prowadzących
na terenie byłego Królestwa Kongresowego księgi sta-
nu cywilnego, a wszystkim wiernym zapewniał moż-
ność swobodnego komunikowania się ze Stolicą Apo-
stolską. Władzom państwowym konkordat dawał nato-
miast możliwość wpływania na obsadzanie najważniej-
szych stanowisk kościelnych (biskupów i probosz-
czów), z czego niekiedy korzystały. Wszyscy biskupi
zobowiązani zostali do składania przysięgi na wierność
państwu polskiemu. Konkordat dostosowywał, zgodnie
z interesem państwa, kościelną organizację terytorialną
do aktualnych granic politycznych, tak by żadna część
państwa polskiego nie mogła zależeć od rezydującego
poza nimi biskupa.
Dużą rolę w funkcjonowaniu Kościoła odgrywali
nuncjusze, którzy — poza pełnieniem funkcji dyploma-
tycznych — wywierali wpływ na wiele posunięć hie-
rarchów polskich. Pierwszym nuncjuszem (początkowo
z tytułem wizytatora apostolskiego) został wiosną 1918
r. Achille Ratti (późniejszy papież Pius XI), który mi-
mo czasami kontrowersyjnych posunięć cieszył się
uznaniem władz polskich, a zwłaszcza J. Piłsudskiego
jako naczelnika państwa. Po jego odwołaniu w 1921 r.
godność tę piastowali kolejno Lorenzo Lauri, France-
sco Marmaggi i Filippo Cortesi. Wszyscy oni starali się
zachowywać dobre, a przynajmniej poprawne stosunki
z rządem polskim i niejednokrotnie wywierali znaczący
wpływ na stanowisko zajmowane przez episkopat pol-
ski.
W konkordacie uznano wynikający z dawnych po-
działów rozbiorowych fakt funkcjonowania obok siebie
dwóch prymasów — Polski, czyli zgodnie z tradycją
każdorazowego metropolity gnieźnieńsko-
poznańskiego, oraz Królestwa Polskiego, to znaczy, od
początków XIX w., także arcybiskupa warszawskiego.
Godność prymasów Polski i przysługujące im z tego ty-
tułu honorowe pierwszeństwo, m.in. przewodniczenie
corocznym konferencjom episkopatu, przypadła
w okresie międzywojennym kolejno Edmundowi Dal-
borowi (do 1926 r.) i Augustowi Hlondowi (od 1927 r.
kardynałowi). Honorowy tytuł prymasa Królestwa Pol-
skiego zachował, do śmierci w 1938 r., kardynał Alek-
sander Kakowski, były członek Rady Regencyjnej.
W rzeczywistości obu dostojnikom przysługiwały je-
dynie tytuły i honory (m.in. przywilej noszenia purpu-
rowych szat), ale nie realne uprawnienia, gdyż stanowi-
sko prymasa w Kościele polskim, zgodnie z sugestią
nuncjusza L. Lauriego, zostało oficjalnie zniesione
przez Watykan 5 II 1925, a więc tuż przed podpisaniem
konkordatu.
Zasady nowej organizacji terytorialnej Kościoła
rzymskokatolickiego w Polsce sprecyzowała papieska
bulla Vixdum Poloniae unitas z 28 X 1925, zgodnie
z którą wyodrębniono pięć prowincji (metropolii). Ob-
ok istniejących jeszcze przed rozbiorami gnieźnieńskiej
i lwowskiej oraz ukształtowanej w XIX w. warszaw-
skiej powstały dwie nowe — wileńska i krakowska.
Metropolie dzieliły się na diecezje (po 1918 r. powstały
nowe: łódzka, częstochowska, katowicka, pińska i łom-
żyńska), a te na dekanaty i parafie.
Przy ustalaniu nowego podziału administracyjnego
zachowywano po części dawne tradycje i granice histo-
ryczne, chociaż niekiedy dokonywano dość radykal-
nych zmian, m.in. ze względu na występujące potrzeby
duszpasterskie, wynikające z podziału dotychczaso-
wych zbyt wielkich jednostek na mniejsze, a także
z uwagi na interes państwa, również pod względem ko-
ścielnym dążącego do zacierania granic zaborowych.
Z tego właśnie powodu do prowincji gnieźnieńsko-
poznańskiej dołączono diecezję włocławską z byłego
Królestwa Polskiego, w granicach metropolii lwowskiej
znalazła się diecezja wołyńska, a w skład erygowanej
wówczas prowincji krakowskiej weszły diecezje znaj-
dujące się uprzednio w obrębie Austrii (krakowska
i tarnowska), Rosji (kielecka i częstochowska) oraz
Niemiec (katowicka). Ten unifikacyjny charakter me-
tropolii krakowskiej podkreślał fakt umiejscowienia
w Krakowie seminariów duchownych diecezji często-
chowskiej i śląskiej. Niezależnie od podziałów teryto-
rialnych istniało biskupstwo polowe Wojska Polskiego,
kierowane kolejno przez biskupów Stanisława Galla
i Józefa Gawlinę. Kapelani, zatrudnieni na etatach ofi-
cerskich, spełniali funkcje proboszczowskie dla kadry
oficerskiej i jej rodzin. Specyficzna sytuacja zaistniała
na terenie Wolnego Miasta Gdańska, który, zgodnie ze
swym statusem, został odrębną diecezją, poza ustaloną
organizacją polską i niemiecką, jednakże z tym zastrze-
żeniem, że tamtejszego biskupa, uwzględniając upraw-
nienia Polski, podporządkowano nuncjuszowi apostol-
skiemu akredytowanemu w Warszawie. Najwyższą
władzą Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce były
odbywane corocznie, najczęściej w Częstochowie, kon-
ferencje episkopatu, na których podejmowano też naji-
stotniejsze decyzje dotyczące kierunków działalności.
Podstawowymi jednostkami organizacyjnymi były,
tak jak poprzednio, parafie, zróżnicowane zarówno pod
względem zasięgu terytorialnego, jak i liczby wiernych.
Największe (do 350 km2) występowały na ogół we
wschodniej części kraju, w której ludność rzymskoka-
tolicka była bardzo rozproszona, a najliczniejsze
w ośrodkach miejskich (rekordowa pod tym względem
była jedna z parafii warszawskich, skupiająca ok. 80
tys. osób). Ich liczba wykazywała niezbyt dużą, ale sta-
łą tendencję rosnącą, będącą głównie efektem podziału
większych jednostek. W ciągu okresu międzywojenne-
go powstało 665 nowych parafii oraz 439 ośrodków fi-
lialnych. Obsługę zapewniało im w 1937 r. prawie 10
000 księży świeckich (w tym 6800 proboszczów i wi-
kariuszów), wykształconych w istniejących w każdej
diecezji seminariach duchownych, na wydziałach teo-
logicznych uniwersytetów w Warszawie, Krakowie,
Lwowie i Wilnie oraz w istniejącym od 1918 r. Uni-
wersytecie Lubelskim (od 1928 r. Katolickim Uniwer-
sytecie Lubelskim).
Duchowieństwo świeckie było wspierane w pracy
duszpasterskiej przez członków licznych zgromadzeń
zakonnych. Pod koniec okresu międzywojennego ist-
niało ponad 300 klasztorów i domów zakonnych mę-
skich (ok. 6 tys. zakonników) i prawie 1700 żeńskich
(ok. 17 tys. zakonnic). Do najliczniejszych zgromadzeń
męskich należeli franciszkanie, jezuici, salezjanie i mi-
sjonarze, a żeńskich szarytki, służebniczki Najświętszej
Marii Panny, franciszkanki i elżbietanki. Członkowie
zgromadzeń zakonnych zaznaczali swą obecność na
wielu polach, m.in. w oświacie i wychowaniu, opiece
zdrowotnej i na rynku wydawniczym.
Niektóre ze zgromadzeń zyskały wyjątkową reno-
mę. Na rynku prasowym wyróżniały się, m.in. pod
względem wysokości nakładów, czasopisma jezuic-
kiego Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy oraz gaze-
ty publikowane przez franciszkanów w podwarszaw-
skim Niepokalanowie („Mały Dziennik” i „Rycerz
Niepokalanej”). Z tym ostatnim ośrodkiem związany
był m.in. Rajmund Kolbe (ojciec Maksymilian).
Ośrodki zakonne przyczyniły się istotnie do rozbudowy
masowych, choć nieformalnych organizacji katolickich,
np. tercjarskich, kół różańcowych czy różnego rodzaju
bractw. Tylko Milicja Niepokalanej, utworzona z ini-
cjatywy ojca Maksymiliana, skupiała tuż przed wybu-
chem wojny ponad pół miliona osób. Zakony odegrały
także olbrzymią rolę w popularyzowaniu pewnych
ośrodków religijnych, zwłaszcza związanych z kultem
maryjnym, do których rokrocznie pielgrzymowały tłu-
my wiernych. Największą i ogólnopolską popularnością
cieszyło się sanktuarium na Jasnej Górze w Często-
chowie, a także Ostra Brama w Wilnie, Piekary na Ślą-
sku i Kalwaria Zebrzydowska w Małopolsce.
Pogłębianiu związków z Kościołem służyły rów-
nież organizacje zinstytucjonalizowane. Najważniejszą
i najbardziej masową była powołana do życia w 1920 r.
Liga Katolicka, przekształcona następnie (1930) w Ak-
cję Katolicką, skupiającą cztery zasadnicze człony,
zwane kolumnami — Katolickie Związki: 1) Mężów,
2) Niewiast, 3) Młodzieży Męskiej i 4) Młodzieży Żeń-
skiej. Z Ligą, a następnie Akcją Katolicką współpraco-
wały organizacje o charakterze pomocniczym, np. So-
dalicja Mariańska i Instytuty Wyższej Kultury Religij-
nej. Masowy charakter miały także Apostolstwo Modli-
twy, Bractwo Straży Honorowej i Krucjata Euchary-
styczna. Ta ostatnia skupiała głównie młodzież szkolną.
Na polu charytatywnym zaznaczyło się m.in. stowarzy-
szenie „Caritas” oraz różnorakie katolickie „komitety
opieki nad...”.
Wpływ Kościoła na prawie wszystkie dziedziny
życia, m.in. na aktywność intelektualną, był bardzo
poważny. Obok ogólnopolskiego Związku Polskiej In-
teligencji Katolickiej istniało wiele liczących się śro-
dowisk o znaczeniu lokalnym. Do takich należały prze-
de wszystkim podwarszawskie Laski, w których znaj-
dował się prowadzony przez zakonnice zakład opie-
kuńczy dla niewidomych. Matka Elżbieta Czacka i ks.
Władysław Korniłowicz zdołali też stworzyć silny
ośrodek grupujący inteligencję twórczą. Bardzo wysoki
poziom reprezentował wydawany tam w drugiej poło-
wie lat 30. poświęcony zagadnieniom kultury współ-
czesnej kwartalnik „Verbum”. Z redagowanym przez
krakowskich jezuitów „Przeglądem Powszechnym”
związane było grono liczących się literatów i pracow-
ników naukowych. Poważne środowisko katolickie
skupione było także wokół poznańskiej „Kultury”. Ge-
neralnie jednak poziom życia duchowego polskich ka-
tolików nie był zbyt wysoki i wśród najszerszych
warstw wiernych dominował typ religijności ludowej,
przejawiającej się przede wszystkim przywiązaniem do
zewnętrznych form obrzędowości. Stąd też dużą popu-
larnością cieszyły się wspominane już pielgrzymki do
cudownych obrazów, misteria (z najsłynniejszymi
w Kalwarii Zebrzydowskiej), procesje i odpusty.
Podstawy finansowe zapewniały Kościołowi co-
roczne dotacje państwowe, sięgające kilkunastu milio-
nów złotych. Ponadto był on, jako instytucja, właścicie-
lem znacznych obszarów ziemi — użytków rolnych
i lasów (ponad 200 tys. ha). Było to jedno z najważniej-
szych źródeł dochodu i zapewniało utrzymanie pro-
boszczom, biskupom i seminariom duchownym. Usta-
wodawstwo polskie przewidywało co prawda możli-
wość przejęcia części tej ziemi na cele reformy rolnej,
ale niezbyt szczęśliwy zapis w konkordacie spowodo-
wał, że w rzeczywistości parcelacja tych tzw. dóbr mar-
twej ręki miała charakter całkowicie dobrowolny
i prowadzona była tylko w takim stopniu, w jakim wy-
magały tego interesy instytucji kościelnych. Istotnym
elementem, zwłaszcza w wypadku duchowieństwa pa-
rafialnego, były także różnego rodzaju niesformalizo-
wane opłaty wnoszone przez wiernych za posługę dusz-
pasterską, m.in. za odprawianie niektórych mszy, a tak-
że za chrzty, śluby i pogrzeby.
Drugie miejsce, przynajmniej pod względem za-
sięgu wpływów, przypadało Kościołowi greckokatolic-
kiemu (unickiemu), aczkolwiek miał on charakter lo-
kalny, ograniczony w zasadzie do terenów Polski połu-
dniowo-wschodniej, zamieszkanych przede wszystkim
przez ludność ukraińską, która grekokatolicyzm uzna-
wała za swoje narodowe wyznanie. Kościół ten korzy-
stał ze wszystkich przywilejów prawnych i konkorda-
towych zagwarantowanych wyznaniu rzymskokatolic-
kiemu. Miał on olbrzymie, większe chyba nawet niż
obrządek łaciński dla Polaków, zasługi w budzeniu
i utrwalaniu ukraińskiej świadomości narodowej. Nic
dziwnego zatem, że politycy ukraińscy, nawet ci obo-
jętni w sprawach religijnych, Kościół ten uważali za je-
den z najważniejszych elementów wyodrębnienia naro-
dowego. Był on, jak pisano, nawet „czymś więcej niż
kręgosłup”. Wśród wyznawców grekokatolicyzmu
znajdowali się także przedstawiciele innych nacji (ok.
16%), m.in. Polacy, jak to można wnosić z ich deklara-
cji językowej. Według szacunków z 1939 r. Kościół ten
skupiał ponad 3,5 mln wyznawców, a więc był naj-
większą organizacją unitów na świecie.
Pod względem organizacyjnym tworzył on na zie-
miach polskich jedną prowincję halicko-lwowską,
w której znajdowały się trzy diecezje: lwowska, stani-
sławowska i przemyska. W 1934 r. wydzielono z diece-
zji przemyskiej Administrację Apostolską Łemkowsz-
czyzny (111 parafii), a to w celu skuteczniejszego
zwalczania przenikającego tam prawosławia. Archidie-
cezji lwowskiej były bezpośrednio podporządkowane
także parafie znajdujące się poza terenami zwartego
zamieszkania Ukraińców, np. w Warszawie, Wiedniu
i Berlinie, a ponadto podlegały jej skupiska unickie
w Ameryce. Stosunkowo niewielką parafię greckokato-
licką w Krakowie zaliczano do najbliższej terytorialnie
diecezji przemyskiej. Najniższą jednostką organizacyj-
ną były parafie, najczęściej jednowioskowe, co sprzyja-
ło utrzymywaniu bliskich kontaktów między probosz-
czem a wiernymi. Sieć parafii, bardzo gęsta już w cza-
sach zaborowych, została znacznie rozbudowana
w okresie międzywojennym (z 2208 w 1914 r. do 2378
w roku 1939).
Obsada personalna najwyższych stanowisk, ustalo-
na jeszcze w czasach austriackich, była bardzo stabilna
i w latach międzywojnia nie następowały w niej istot-
niejsze zmiany. Na czele prowincji, jako metropolita
halicki, stał od 1900 r. abp Andrzej Roman Szeptycki,
pochodzący z polskiej arystokratycznej rodziny, ale bę-
dący gorącym rzecznikiem narodowych dążeń ukraiń-
skich. Diecezją stanisławowską kierował bp Grzegorz
Chomyszyn, a przemyską bp Josafat Kocyłowski. Ad-
ministratorem Apostolskim Łemkowszczyzny został ks.
Bazyli Maściuch, a po jego śmierci (1936) Jaków
Medwecki. Biskupi greckokatoliccy uczestniczyli
w ogólnopolskich konferencjach episkopatu polskiego
i wchodzili nawet do niektórych powoływanych wów-
czas komisji, ale na ogół nie przejawiali na tym forum
większej aktywności.
Hierarchowie greckokatoliccy legitymowali się
gruntownym wykształceniem teologicznym i ogólnym,
zdobywanym na europejskich uniwersytetach. Wszyscy
popierali ukraińskie dążenia niepodległościowe, acz-
kolwiek odcinali się od poczynań skrajnych odłamów
nacjonalistycznych. Znacznie gorszy był poziom przy-
gotowania kleru parafialnego, kształconego w semina-
riach duchownych znajdujących się w każdej diecezji,
ponieważ greckokatolicki wydział teologiczny na Uni-
wersytecie Jana Kazimierza we Lwowie został niejako
automatycznie zlikwidowany, gdy wykładająca tam ka-
dra odmówiła złożenia przysięgi wierności państwu
polskiemu. Kler obrządku greckiego był na ogół bardzo
zżyty z wiernymi, zarówno ze względu na pochodzenie
(większość była synami duchownych), jak i na wspólne
troski dnia codziennego. Jego znaczna część uważała
też tradycyjnie za swe posłannictwo budzenie ukraiń-
skiego ducha narodowego wśród ludności i niejedno-
krotnie przejawiała dużą aktywność polityczną, także
w ugrupowaniach nacjonalistycznych, które w swych
programach, a zwłaszcza działaniach, raczej nie prze-
strzegały zasad chrześcijańskich i były potępiane przez
biskupów. Władze polskie traktowały niższe ducho-
wieństwo z dużą nieufnością, co w rezultacie prowadzi-
ło do częstych zadrażnień przy obsadzie probostw. To
również m.in. sprawiło, że starały się one raczej hamo-
wać propagowane przez abp. A. Szeptyckiego rozsze-
rzanie wpływów Kościoła greckokatolickiego na tereny
dawnego zaboru rosyjskiego, obawiając się powstawa-
nia nowych ognisk konfliktów.
W okresie międzywojennym episkopat podejmo-
wał wiele starań, aby podnieść poziom wykształcenia
najszerszych rzesz duchowieństwa. Celowi temu pod-
porządkowana była m.in. działalność Teologicznego
Towarzystwa Naukowego, które stało się podstawą
utworzenia w 1928 r. Greckokatolickiej Akademii Teo-
logicznej we Lwowie, z dwoma wydziałami — teolo-
gicznym i filozoficznym. Jej rektorem został Józef Sli-
pyj, późniejszy kardynał i metropolita. Była to jedyna
legalna ukraińska wyższa uczelnia na ziemiach pol-
skich. Podobnie jak w Kościele łacińskim popierano
rozwój różnych organizacji apostolstwa świeckich,
m.in. Akcję Katolicką, Bractwo Najświętszego Sakra-
mentu czy Bractwo Trzeźwości. Do pobudzenia życia
religijnego wykorzystano na szeroką skalę obchody
950-lecia chrztu Rusi (1938), połączone w każdej para-
fii ze święceniem jubileuszowych krzyży i kaplic. Z tej
okazji episkopat ogłosił list pasterski, podkreślający
konieczność zjednoczenia religijnego całego społeczeń-
stwa ukraińskiego, co miało być warunkiem wstępnym
utworzenia niepodległego państwa.
Hierarchowie greckokatoliccy, przewidując zjed-
noczenie wszystkich ziem ukraińskich w obrębie jed-
nego własnego bytu państwowego, w którym siłą rze-
czy miało dominować wyznanie prawosławne, podej-
mowali liczne działania mające na celu zaznaczenie od-
rębności swego obrządku. Najczęściej polegało to na
mocniejszym podkreślaniu związków z Kościołem ła-
cińskim. Z tego powodu bp G. Chomyszyn wprowadził
w 1920 r. do liturgii kalendarz gregoriański zamiast
obowiązującego dotychczas juliańskiego, co nie spotka-
ło się z przychylnym przyjęciem ze strony wiernych
i zostało uchylone trzy lata później przez metropolitę.
Najbardziej kontrowersyjna okazała się jednak próba
wprowadzenia celibatu dla kleru świeckiego. Za roz-
wiązaniem tym opowiadali się wszyscy hierarchowie,
a najgorętszymi orędownikami tej idei byli biskupi
G. Chomyszyn i J. Kocyłowski, wychodzący z założe-
nia, że księża pozbawieni trosk o rodzinę byliby sku-
teczniejsi w działalności duszpasterskiej. Celibat był
jednak całkowicie sprzeczny z dotychczasową tradycją,
zgodnie z którą wiele probostw przechodziło niejako
automatycznie z ojca na syna, a ponadto potomstwo
duchownych stale zasilało skromną liczebnie inteligen-
cję ukraińską. Nic więc dziwnego, że wywołało to falę
gwałtownych protestów zarówno ze strony wiernych,
jak i kandydatów na księży, a zwłaszcza inteligencji
obawiającej się nie tylko „wyschnięcia” naturalnego
źródła ją zasilającego, ale także — co szczególnie pod-
kreślała prasa ukraińska — zbytniego upodobnienia się
do utożsamianego z polskością obrządku łacińskiego.
Ta tzw. bitwa o żony była toczona przez cale między-
wojnie i w pierwszym okresie, oprócz pisania skarg do
Stolicy Apostolskiej, przybierała niezwykle dramatycz-
ne formy, np. masowego opuszczania seminariów du-
chownych przez kandydatów do stanu kapłańskiego, na
których usiłowano wymóc (między innymi uzależniając
od tego udzielenie święceń) składanie w tej sprawie pi-
semnych oświadczeń. Prawdopodobnie jednym z efek-
tów tej walki była także decyzja wielu wiernych i du-
chownych (ok. 20 tys. ludzi) na Łemkowszczyźnie
o przejściu w drugiej połowie lat 20. na wyznanie pra-
wosławne. Konfliktu nie rozstrzygnięto do wybuchu II
wojny światowej, ale trzeba przyznać, że postawa bi-
skupów z wolna przynosiła rezultaty i choć celibat nie
stal się zjawiskiem powszechnym, to Towarzystwo
Bezżennych Księży skupiało pod koniec międzywojnia
prawie 30% ogółu duchowieństwa świeckiego. Rosła
też wyraźnie liczba celibatariuszy, to znaczy duchow-
nych, którzy przed święceniami zadeklarowali goto-
wość zachowania celibatu. Ilustruje to poniższe zesta-
wienie.
Duchowieństwo greckokatolickie w 1918 11938 r.
Kategoria duchow- 1918 1938
nych liczba % liczba %
żonaci 1833 83,9 1391 59,3
wdowcy 277 12,7 268 11,4
celibatariusze 76 3,5 688 29,3
razem 2186 100,0 2347 100,0
Podobnie jak w obrządku łacińskim duży wpływ
na całokształt życia religijnego grekokatolików wywie-
rały zgromadzenia zakonne, a zwłaszcza najliczniejsi
bazylianie, rozwijający szeroką działalność duszpaster-
ską, wydawniczą, misjonarską i naukową. Obok nich
wyróżniali się studyci i redemptoryści obrządku
wschodniego oraz kilka zgromadzeń żeńskich (w 1939
r. łącznie 149 domów zakonnych i ponad 1000 zakon-
nic).
Podstawą utrzymania Kościoła greckokatolickiego,
poza opłatami wnoszonymi przez wiernych i dotacjami
państwowymi (kilka milionów złotych rocznie), były
nieruchomości ziemskie (użytki rolne i lasy) należące
do parafii, biskupstw i zgromadzeń zakonnych —
w sumie ok. 140 tys. ha, a więc, licząc proporcjonalnie
do jego lokalnego zasięgu, zdecydowanie więcej, niż
posiadał Kościół łaciński.
Z Kościołem rzymskokatolickim związane były
jeszcze dwa obrządki — ormiański i bizantyjsko-
słowiański (wschodniobizantyjski, neounicki). Pierw-
szy z nich miał bogatą przeszłość, ale jego wyznawcy
nie byli zbyt liczni.
Archidiecezji lwowskiej podlegało ok. 5 tys. wier-
nych, zgrupowanych wokół 8-9 rozproszonych parafii
w Małopolsce Wschodniej. Ich największe skupiska
znajdowały się w Kutach i we Lwowie, w którym mie-
ściła się też siedziba ich władz duchownych. Kierujący
w międzywojniu tym Kościołem abp Józef Teofil Teo-
dorowicz był znany nie tylko jako „złotousty kazno-
dzieja”, ale także jako jeden z aktywniejszych polskich
działaczy narodowych i obrońców polskiego stanu po-
siadania na Kresach Południowo-Wschodnich.
Kościół bizantyjsko-słowiański narodził się dopie-
ro na początku lat 20. i skupiał pozyskanych dla katoli-
cyzmu wyznawców prawosławia, w większości daw-
nych unitów. Zachował on całą obrzędowość prawo-
sławną i małżeństwa księży, ale uznawał papieża za
głowę Kościoła i podporządkowywał się miejscowym
biskupom łacińskim. Inicjatorem jego założenia był bp
Henryk Przeździecki, a rozwojowi patronowali biskupi
kresowi. Krzewieniem neounii zajmowali się począt-
kowo jezuici, wsparci następnie m.in. przez powołane
do życia wschodnie gałęzie redemptorystów i kapucy-
nów. W 1931 r. papież mianował dla neounitów odręb-
nego biskupa z tytułem wizytatora apostolskiego —
Mikołaja Czarneckiego. Do wybuchu wojny zdołano
zorganizować prawie 60 parafii skupiających kilkadzie-
siąt tysięcy wiernych oraz kierowane przez jezuitów
seminarium duchowne w Dubnie, które wykształciło
ponad 20 księży. Zaczęły powstawać także pierwsze
zgromadzenia zakonne męskie i żeńskie. Nowy obrzą-
dek przyjmowany był jednak z dużymi oporami. Zwal-
czała go ze zrozumiałych względów Cerkiew prawo-
sławna, niechętnie odnosiła się doń większość episko-
patu polskiego, a władze państwowe traktowały całe
przedsięwzięcie z nieufnością, obawiając się powsta-
wania nowych ognisk niepokoju.
Wielkim wyznaniem było także prawosławie. Ko-
ściół ten zrzeszał nawet więcej wiernych niż greckoka-
tolicki, ale był bardziej zróżnicowany pod względem
narodowościowym. Największymi i ugruntowanymi
w ciągu XIX w. wpływami dysponował na wschodnich
terenach, które uprzednio znajdowały się pod panowa-
niem rosyjskim. W czasie I wojny światowej i w okre-
sie międzywojennym podejmował, częściowo z powo-
dzeniem, próby pozyskania ludności katolickiej ob-
rządku greckiego, ale pewne sukcesy udało mu się od-
nieść jedynie na Łemkowszczyźnie, i to nie tyle dzięki
działalności misyjnej, ile z powodu wykorzystania an-
tagonizmów politycznych, występujących tam między
zwolennikami orientacji moskwofilskiej (staroruskiej)
i narodowo- ukraińskiej, wspieranej przez duchowień-
stwo greckokatolickie. Rozbieżności te przeniosły się
na sferę życia religijnego, dlatego też parafie zdomino-
wane przez starorusinów przeszły na prawosławie. Pro-
ces ten został zahamowany wraz z powołaniem w 1934
r. wspomnianej już Administracji Apostolskiej Lem-
kowszczyzny.
Liczba wyznawców prawosławia bardzo szybko rosła
— z 3,3 mln w 1923 r. do prawie 4,2 mln tuż przed
wybuchem wojny. Było to efektem dużego przyrostu
naturalnego, znacznie większego niż w pozostałych
grupach wyznaniowych. Prawosławie wyznawali Bia-
łorusini, Rosjanie oraz zamieszkujący Polesie, Wołyń
i Lubelszczyznę Ukraińcy. Związana z nim była także
część osób deklarujących w czasie spisu również inne
języki ojczyste, m.in. polski, czeski i „tutejszy”.
Odzyskanie przez Polskę niepodległości całkowi-
cie zmieniło sytuację prawosławia. Utraciło ono przede
wszystkim uprzywilejowaną pozycję religii panującej,
popieranej w różnoraki sposób przez władze rosyjskie,
traktujące je jako jedno z ważniejszych narzędzi rusyfi-
kacji, a stało się jednym z licznych wyznań uznawa-
nych przez państwo, ale nie faworyzowanych. Wiele
cerkwi, wzniesionych głównie zresztą w celach propa-
gandowych na ziemiach Królestwa Polskiego, łącznie
z monumentalnym soborem Aleksandra Newskiego
w Warszawie, zostało —jako symbole panowania ro-
syjskiego — rozebranych, natomiast te, które przetrwa-
ły, zamieniono w większości na świątynie katolickie,
najczęściej na kościoły garnizonowe. Duże zmiany do-
konały się na Chełmszczyźnie, gdzie już w 1918 r. po-
nad 100 cerkwi zamknięto lub zburzono, a ze 150
uczyniono kościoły katolickie. W późniejszych latach
takie sytuacje zdarzały się rzadziej, ale np. w 1929 r.
zburzono tam ok. 20 cerkwi, choć najbardziej drastycz-
ną i kontrowersyjną akcję przeprowadzono dziewięć lat
później (1938). W jej efekcie zniszczono ponad 120
obiektów sakralnych.
Znaczne straty poniosła także Cerkiew we
wschodnich województwach, gdzie katolicy podjęli ak-
cję odbierania zabudowań i majątków należących nie-
gdyś do Kościołów obrządku greckiego i łacińskiego,
a następnie skonfiskowanych przez władze rosyjskie
i przekazanych prawosławnym. Tuż po wojnie rewin-
dykacji dokonywano najczęściej przez tworzenie fak-
tów dokonanych, metodą „samodzielnych wystąpień
ludności”. Cerkiew utraciła w ten sposób kilkaset świą-
tyń, budynków mieszkalnych i gospodarczych oraz kil-
ka tysięcy hektarów użytków rolnych. Po ustabilizowa-
niu sytuacji proces ten został powstrzymany, a władze
państwowe stanęły na stanowisku, że oddawanie Ko-
ściołowi katolickiemu zagrabionych mu niegdyś świą-
tyń może nastąpić tylko pod warunkiem udowodnienia
przezeń rzeczywistych potrzeb duszpasterskich, z rów-
noczesnym wykazaniem, że obiekty te są zbędne wier-
nym wyznania prawosławnego. Wkrótce pojawiło się
nowe zagrożenie. W 1929 r. biskupi kresowych diecezji
katolickich złożyli w sądach ponad 750 pozwów, żąda-
jąc zwrotu dalszych nieruchomości połacińskich i pou-
nickich. Ich roszczenia nie znalazły jednak poparcia
u władz państwowych, a Sąd Najwyższy stanął na sta-
nowisku, że rewindykacji nie można dokonywać na
drodze sądowej, gdyż majątek pocerkiewny faktycznie
znajduje się w rękach państwa. Kwestię nieruchomości
ziemskich uregulowano ostatecznie na mocy porozu-
mienia zawartego między rządem a hierarchią rzymsko-
katolicką w 1938 r. Kościół zrzekł się swoich roszczeń
do utraconej ziemi w zamian za przyznane mu ze skar-
bu państwa odszkodowanie (3,5 mln zł) oraz zatwier-
dzenie dokonanych do tego czasu rewindykacji.
Wiele problemów wiązało się także z ustabilizo-
waniem sytuacji prawnej Kościoła prawosławnego. Po
odzyskaniu niepodległości w dalszym ciągu podlegał
on patriarsze Moskwy i całej Rosji. Utrzymywanie tej
zależności nie leżało w interesie Polski, zaczęto więc
wywierać naciski na biskupów (władyków), aby ogłosi-
li autokefalię (niezależność) Cerkwi w Polsce. Nie wy-
rażali na to zgody ani patriarcha, ani większość hierar-
chów, którzy uważali zarówno powstanie państwa pol-
skiego, jak i sytuację po zwycięstwie bolszewików za
stan tymczasowy i liczyli na odbudowę dawnej Rosji,
w której prawosławie zachowałoby uprzywilejowaną
pozycję. Patriarcha Tichon zgadzał się na szeroką auto-
nomię polskiej Cerkwi, ale był przeciwny jej pełnemu
uniezależnieniu. Dlatego też rozpoczęte już w 1920 r.
rokowania dotyczące ogłoszenia autokefalii przeciągały
się i przebiegały w atmosferze towarzyszących im dra-
matycznych wydarzeń. W końcu stanowisko władz pol-
skich, m.in. ze względu na gwałtownie pogarszającą się
sytuację prawosławia w Rosji, poparła część biskupów,
w tym także Georgij Jaroszewski (występujący zazwy-
czaj pod zakonnym imieniem Jerzy), od 1921 r. prawo-
sławny metropolita warszawski. Ostatecznie decyzję
o autokefalii podjął 14 VI 1922 sobór (zjazd) bisku-
pów, ale jej ogłoszenie odwlekło się o trzy lata — do
16 IX 1925. Zwłoka ta wynikła m.in. z silnego oporu
części duchowieństwa, zwłaszcza niektórych włady-
ków, utwierdzanych w tym stanowisku przez patriarchę
Tichona. Kontrowersje ujawniały się z niezwykłą siłą,
a ich ofiarą padł G. Jaroszewski (Jerzy), zamordowany
w 1923 r. przez fanatycznego mnicha. Opór przeciwni-
ków łamano przez pozbawianie ich stanowisk i godno-
ści, zamykanie w klasztorach, a nawet usuwanie z gra-
nic Polski. Nowy metropolita, Konstanty Waledyński
(imię zakonne Dionizy), przy pomocy władz polskich
uzyskał poparcie dla autokefalii od przywódców pra-
wosławia w innych państwach, w tym także od cieszą-
cego się wyjątkowym autorytetem patriarchy konstan-
tynopolitańskiego. Miało to duże znaczenie moralne,
ale nie zmieniało sytuacji formalnoprawnej, gdyż
w myśl przepisów kanonicznych najważniejsze było
uzyskanie zgody „kościoła matki”, czyli patriarchatu
moskiewskiego, który do 1948 r. nie uznawał stanu fak-
tycznego.
Doraźnie stosunki między Cerkwią i państwem re-
gulowały Tymczasowe przepisy o stosunku Rządu do
Kościoła Prawosławnego w Polsce z 30 I 1922.
W związku z występującymi kontrowersjami nie zosta-
ły one początkowo zaakceptowane przez wszystkich
władyków, a odpowiedni dekret, potwierdzający w za-
sadzie dotychczasowe ustalenia, został wydany dopiero
18 XI 1938. W praktyce jednak Tymczasowe przepisy...
obowiązywały przez większą część okresu międzywo-
jennego. Zgodnie z nimi podział administracyjny Cer-
kwi dostosowano do nowych granic politycznych.
Obejmowała ona metropolię warszawską i całej Polski,
kierowaną przez abp. K. Waledyńskiego (Dionizego),
któremu podlegał także bezpośrednio najsłynniejszy
klasztor prawosławny — Ławra Poczajowska na Woły-
niu — oraz pięć diecezji: warszawsko-chełmska, krze-
mieniecko-wołyńska, białostocko-grodzieńska, pole-
sko-nowogródzka i wileńsko-lidzka. Diecezje dzieliły
się na dekanaty i parafie. Liczba tych ostatnich ulegała
pewnym wahaniom, ale przed wybuchem wojny wyno-
siła prawie półtora tysiąca. Funkcje duszpasterskie
sprawowali duchowni (w 1938 r. ponad 3 tys.), przygo-
towywani do tych zadań w dwóch seminariach —
w Krzemieńcu (początkowo w Łucku) i Wilnie oraz
w Studium Teologii Prawosławnej w Warszawie.
Ogólny poziom wykształcenia księży prawosławnych
oceniano jednak niezbyt wysoko. Kościołowi za-
pewniano wolność w obsadzaniu wszystkich stanowisk,
ale duchowni musieli posiadać obywatelstwo polskie,
a objęcie biskupstwa i parafii uzależnione było od uzy-
skania zgody władz państwowych odpowiedniego
szczebla i złożenia przez kandydatów przysięgi wierno-
ści państwu polskiemu, za której naruszenie groziło po-
zbawienie stanowiska. Zgodnie z przyjętymi ustalenia-
mi językiem urzędowym Cerkwi był język polski. Pań-
stwo zapewniało jej coroczne dotacje, a dodatkowe do-
chody uzyskiwała z posiadanych nieruchomości ziem-
skich, chociaż ich rozmiary skurczyły się wyraźnie
(z ok. 150 do 51 tys. ha) w związku ze wspomnianą ak-
cją rewindykacyjną Kościoła rzymskokatolickiego oraz
z powodu przejęcia przez państwo części majątków
cerkiewnych na cele reformy rolnej i osadnictwa.
Niezależnie od sporów wokół autokefalii Cerkiew
wstrząsana była także konfliktami narodowościowymi.
Duchowieństwo prawosławne zdominowane było przez
Rosjan, podczas gdy zdecydowaną większość wiernych
(ok. 85%) stanowiła ludność ukraińska i białoruska.
W okresie panowania rosyjskiego był to niejako stan
normalny, ale po 1918 r. Ukraińcy podjęli działania
zmierzające do nasycenia Cerkwi elementami narodo-
wymi. Poczynione na ich rzecz koncesje, m.in. wpro-
wadzenie języka ukraińskiego do kazań i niektórych
nabożeństw, uznali za niewystarczające i domagali się
zwiększenia liczby duchownych, łącznie z biskupami,
narodowości ukraińskiej, uwzględniania ich interesów
przy obsadzaniu wszystkich stanowisk kościelnych,
utworzenia nowych diecezji i usunięcia nieprzychyl-
nych im hierarchów oraz powołania niezależnego me-
tropolity ukraińskiego. Apogeum tych sporów przypa-
dło na rok 1927. Żądania Ukraińców nie tylko nie zo-
stały spełnione, ale metropolita Dionizy zredukował
nawet zasięg uprawnień przyznanych początkowo ję-
zykowi ukraińskiemu.
Mniej liczni niż katolicy i prawosławni byli prote-
stanci (luteranie i kalwiniści), dodatkowo podzieleni na
kilka odłamów, z których część została uznana lub
przynajmniej była tolerowana przez władze państwowe.
W 1931 r. przynależność do wyznań ewangelickich za-
deklarowało ponad 835 tys. osób (2,6% ogółu ludno-
ści). Najwięcej, zgodnie z kryterium języka ojczystego,
było wśród nich Niemców (71,7%) i Polaków (25,7%),
reszta przypadała na Ukraińców (0,9%), Rosjan (0,1%)
i pozostałe grupy narodowe. Terytorialne rozmieszcze-
nie ludności protestanckiej było podobne jak mniejszo-
ści niemieckiej. Najwięcej (prawie 55%) mieszkało ich
w województwach zachodnich, ale licząca się grupa
(18,4% ogółu) znajdowała się także w województwie
łódzkim.
Ze względu na rozproszenie terytorialne, zróżni-
cowanie narodowościowe, tradycje historyczne,
a zwłaszcza niejednolitość pozostałych po okresie roz-
biorów przepisów prawnych protestanci podzieleni byli
na kilka odłamów, obejmujących swym zasięgiem
mniejsze lub większe terytoria. W zasadzie charakter
ogólnopolski miał tylko Kościół ewangelicko-
augsburski. W początkach niepodległości skupiał on
wiernych z byłego zaboru rosyjskiego, ale systema-
tycznie rozszerzał zasięg m.in. na Śląsk Cieszyński
(1918), gdzie jego wyznawcami byli przede wszystkim
Polacy, a częściowo także na Małopolskę, Wielkopol-
skę i Pomorze. W 1938 r. podporządkowano mu rów-
nież gminy ewangelickie na przyłączonym wówczas
Zaolziu (ok. 60 tys. wiernych). Tuż przed wybuchem
wojny Kościół ten posiadał dziesięć diecezji z ok. 120
parafiami i 40 filiałami (jednostkami mającymi pastora
nie z wyboru, ale z nominacji konsystorza) i skupiał
około pół miliona wyznawców (w tym ok. 200 tys. Po-
laków). Jego położenie prawne uregulował dopiero
wydany przez prezydenta w listopadzie 1936 r. dekret,
w którym m.in. ustalono zasady organizacyjne, podkre-
ślono niezależność od ośrodków zagranicznych, zagwa-
rantowano wpływ władz państwowych na obsadę urzę-
dów kościelnych oraz uznano język polski za obowią-
zujący w jego funkcjonowaniu. Najwyższą władzą tego
Kościoła był synod, zwoływany zazwyczaj w trzy-
letnich odstępach, a w okresach między synodami kon-
systorz (organ wykonawczy), którego prezesem przez
większość okresu międzywojennego był z nominacji
władz polskich znany prawnik Jakub Glass. Najwyższą
godność duchowną piastował generalny superintendent
(biskup) Juliusz Bursche, długoletni prezes Rady Ko-
ściołów Ewangelickich w Polsce, który w 1937 r. został
także prezesem konsystorza. Zróżnicowanie narodowo-
ściowe prowadziło do częstych walk o obsadę najwyż-
szych urzędów. Nasiliły się one po ukazaniu się dekretu
prezydenckiego, a zwłaszcza po opanowaniu w 1937 r.
konsystorza przez Polaków, co stało się przy wyraźnym
zresztą poparciu władz państwowych. Podjęta przez
oponentów wiosną 1939 r. próba utworzenia konkuren-
cyjnego Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego
w Polsce była zdecydowanie zwalczana zarówno przez
J. Burschego, jak i przez władze państwowe.
Pozostałe kościoły ewangelickie miały znacznie
mniejszy zasięg. Protestantów, głównie narodowości
niemieckiej, na terenie Wielkopolski i Pomorza skupiał
Kościół ewangelicko-unijny, wywodzący się z Kościoła
ewangelickiego unii staropruskiej. Przed zakończeniem
I wojny światowej należało do niego około miliona
osób, ale po masowych wyjazdach z lat 1919-1923
liczba ta spadła i w okresie międzywojennym utrzy-
mywała się na poziomie ok. 300 tys. Jego położenie od
początku komplikowała sytuacja prawna. Zarządze-
niami władz polskich przeniesiono bowiem na głowę
państwa uprawnienia w zakresie spraw organizacyj-
nych i personalnych posiadane dotychczas przez króla
pruskiego, a na Ministerstwo Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego uprawnienia Naczelnej Rady
Kościelnej w Berlinie. Przywódcy Kościoła, dążący do
niezależności od władz państwowych i utrzymania
związków z centralą berlińską, odwołali się od tej de-
cyzji do Ligi Narodów i opinii międzynarodowej, co
nie mogło jednak zmienić istniejących realiów. Spory
ciągnęły się przez kilka lat. Pewna poprawa nastąpiła
dopiero w 1928 r., kiedy w obradach synodu konstytuu-
jącego wziął oficjalnie udział przedstawiciel polskich
władz państwowych. Wokół przyjętego rok później
projektu statutu regulującego położenie tego Kościoła
w państwie polskim rozgorzała dyskusja rzeczoznaw-
ców, której — ze względu na rozbieżność stanowisk —
nie zdołano dokończyć aż do wybuchu II wojny świa-
towej.
Najwyższą władzą Kościoła był synod krajowy,
zwoływany zazwyczaj co trzy lata, a między synodami
konsystorz ewangelicki w Poznaniu, kierowany przez
prezydenta i wybierany na synodach zarząd. Wspo-
mniane kontrowersje prawne powodowały, że władze
nie przyjmowały do wiadomości zmian personalnych
dokonywanych w konsystorzu i synodzie krajowym,
dlatego też z wolna największego znaczenia nabierał
urząd generalnego superintendenta, sprawowany w cią-
gu całego dwudziestolecia przez Paula Blaua. Niższy
szczebel organizacyjny stanowiły diecezje, odpowiada-
jące zazwyczaj obszarowi powiatu, a najniższy gminy,
obejmujące zasięgiem najczęściej jedną miejscowość.
Pod wpływami Kościoła ewangelicko-unijnego znaj-
dowały się różnorakie organizacje o charakterze religij-
nym, a także społeczne, kulturalne i charytatywne.
Trochę mniej problemów, przynajmniej początko-
wo, pojawiało się w związku z Kościołem ewangelic-
ko-unijnym na Górnym Śląsku, będącym odrębną jed-
nostką prawno-organizacyjną. Do czasu podziału tej
dzielnicy podlegał on konsystorzowi Kościoła ewange-
licko-unijnego unii staropruskiej we Wrocławiu. Rok
po wytyczeniu nowej granicy państwowej (1923) ukon-
stytuowały się po stronie polskiej samodzielne władze
— synod krajowy oraz krajowa rada kościelna z siedzi-
bą w Pszczynie, z dotychczasowym superintendentem
pszczyńskim Hermanem Vossem jako prezydentem.
W początkach lat 20. do Kościoła tego należało ok. 80
tys. wiernych, a po wyjeździe części ludności niemiec-
kiej jego liczebność spadła do ok. 30 tys., wśród któ-
rych znaczny odsetek stanowiły osoby narodowości
polskiej. Spowodowało to liczne komplikacje, gdyż du-
chowieństwo pozostało w zasadzie niemieckie. W póź-
niejszych latach starano się je zastępować wychowan-
kami warszawskiego Wydziału Teologii Protestanckiej,
co wywołało jedynie falę sporów i wzajemnych oskar-
żeń o prowadzenie działalności albo polonizacyjnej, al-
bo germanizacyjnej.
Mniejszymi wpływami dysponował Kościół ewan-
gelicko-luterański, istniejący od początków XIX w.
i posiadający swą centralę we Wrocławiu. Pod koniec
1920 r. powstała jego diecezja obejmująca gminy staro-
luterańskie w Wielkopolsce i na Pomorzu. Tuż po za-
kończeniu wojny skupiał on ok. 10 tys. wyznawców,
ale w 1922 r. liczba ta była już o połowę mniejsza,
a pod koniec międzywojnia stopniała jeszcze bardziej
(do ok. 3,5 tys.). Jego wierni, prawie wyłącznie Niem-
cy, wywodzili się głównie ze środowisk wiejskich.
Próby podtrzymania związków z Naczelnym Kolegium
Kościelnym we Wrocławiu zostały uniemożliwione
przez władze polskie. Jego miejsce zajął wówczas, wy-
łaniany na zwoływanych co dwa lata synodach, auto-
nomiczny Zarząd Główny (konsystorz), którego dzia-
łalnością kierował Superintendent. Godność tę piasto-
wał przez 15 lat Reinhold Büttner z Rogoźna, a następ-
nie Theodor Brauner z Torunia. Miejsce zamieszkania
superintendenta było równocześnie siedzibą konsysto-
rza.
Na ziemiach należących uprzednio do Rosji istnia-
ły oprócz Kościoła ewangelicko-augsburskiego także
dwa inne skupiające zwolenników kalwinizmu — Ko-
ściół Ewangelicko-Reformowany w Rzeczypospolitej
Polskiej z konsystorzem w Warszawie (Jednota War-
szawska) i Wileński Kościół Ewangelicko-
Reformowany (Jednota Wileńska). Pierwszy z nich
ogarniał początkowo swym zasięgiem ziemie byłego
Królestwa Polskiego i miał prawie czysto polski cha-
rakter, z niewielkim dodatkiem ludności czeskiej.
W 1932 r. przyłączono do niego niektóre zbory kalwiń-
skie z Małopolski, grupujące ok. 2 tys. Ukraińców.
W połowie lat 30. liczył ok. 15 tys. wiernych, skupio-
nych wokół 16 zborów, obsługiwanych przez siedmiu
kapłanów. Superintendentem tego Kościoła był Włady-
sław Semadeni, a po jego śmierci w 1930 r. Stefan
Skierski. Z Jednotą Wileńską związani byli ewangelicy
z ziem wcielonych w czasie rozbiorów bezpośrednio do
Rosji. W 1936 r. należało do niej ok. 11 tys. osób,
głównie Polaków z województw wileńskiego, biało-
stockiego i wołyńskiego. Na rok przed wybuchem woj-
ny powstał także filiał w Warszawie. Kościół wileński
miał bardziej rozbudowaną sieć parafii (11 zborów i 10
filiałów), choć niewiele liczniejsze duchowieństwo (10
pastorów i 3 misjonarzy). Przez większość okresu mię-
dzywojennego jego przywódcą duchowym był superin-
tendent Michał Jastrzębski, zastąpiony w 1938 r. przez
Michała Kurnatowskiego. Próby połączenia obu Ko-
ściołów nie przyniosły rezultatów.
W Małopolsce najważniejszą rolę odgrywał grupu-
jący zwolenników luteranizmu i kalwinizmu Kościół
Ewangelicki Augsburskiego i Helweckiego Wyznania,
wyodrębniony pod koniec 1919 r. z większej wspólno-
ty, istniejącej uprzednio w Austrii. Po zerwaniu związ-
ków z Wyższą Radą Kościelną w Wiedniu zdecydowa-
no się na zachowanie niezależności i od ośrodka ewan-
gelicko-augsburskiego w Warszawie, i od ewangelicko-
unijnego w Poznaniu. Ostatecznie siedzibą władz został
Stanisławów, a kolejnymi generalnymi superintenden-
tami Kościoła byli Herman Fritsche (zmarł w 1924 r.)
i Theodor Zückler. Kościół skupiał przede wszystkim
protestantów niemieckich, ale także ukraińskich i pol-
skich, co niejednokrotnie prowadziło do konfliktów.
Ich efektem była np. secesja zdominowanego przez Po-
laków zboru krakowskiego, który w maju 1922 r. uznał
zwierzchnictwo warszawskiego konsystorza Kościoła
ewangelicko-augsburskiego. W 1932 r., jak już wspo-
minano, oderwały się od niego i podporządkowały wła-
dzom Jednoty Warszawskiej niektóre kalwińskie gminy
ukraińskie. Straty te w pewnej mierze rekompensowało
pozyskanie części parafii ewangelickich na Wołyniu.
Tuż przed wybuchem wojny Kościół ten liczył ok. 33
tys. wiernych, prawie wyłącznie Niemców (29 tys.)
i Ukraińców (niecałe 3 tys.).
Na obrzeżach dużych wyznań chrześcijańskich
funkcjonowało wiele mniejszych, nieuznawanych przez
państwo, choć na ogół tolerowanych. Większość społe-
czeństwa określała je mianem sekt, mimo że niejedno-
krotnie grupowały znaczną liczbę wiernych. Do trady-
cji Kościoła katolickiego odwoływał się m.in. istniejący
od początków XX w. Kościół mariawicki (po 1935 r.
podzielony na dwa zwalczające się odłamy), starokato-
licki, reprezentowany przede wszystkim przez Polski
Narodowy Kościół Katolicki, nieuznający dogmatu o
nieomylności papieża w kwestiach wiary itp. Oprócz
niego działali także zwolennicy wyznań reformowa-
nych (protestanckich) — baptyści, zielonoświątkowcy,
adwentyści (Powszechny Kościół Adwentystów Dnia
Siódmego), metodyści, różne odłamy Badaczy Pisma
Świętego (z najpopularniejszą grupą Świadków Jeho-
wy) itp. Specyficzny charakter miał zalegalizowany w
1928 r. Wschodni Kościół Staroobrzędowy, wyodręb-
niony jeszcze w XVII w. z Cerkwi prawosławnej, trak-
tującej go od tego czasu jako sektę. Dysponował on
pewnymi wpływami w północno-wschodniej Polsce
(52 gminy i ok. 30 tys. wiernych). Jego wyznawców
nazywano potocznie starowiercami lub — ze względu
na brak hierarchii duchownej — bezpopowcami. Kie-
rował nim Sobór złożony, podobnie jak w niektórych
wyznaniach ewangelickich, z wybieranych przez wier-
nych duchowych kierowników niemających święceń
kapłańskich i wyłaniana przezeń Rada Naczelna z pre-
zesem na czele. Funkcję tę w okresie międzywojennym
sprawował Arseniusz Pimonow. Istniał także, niezbyt
liczny, odłam staroobrzędowców (tzw. filiponi), który
zachowywał hierarchię duchowną i w związku z tym
określany był mianem popowców.
Wśród religii niechrześcijańskich największy za-
sięg miał judaizm, będący wyznaniem wyłącznie lud-
ności żydowskiej. Religia mojżeszowa nie wytworzyła
sformalizowanej hierarchii ani terytorialnej, ani perso-
nalnej. Podstawowymi i w pełni autonomicznymi jed-
nostkami były gminy wyznaniowe, do których przymu-
sowo należeli wszyscy Żydzi mieszkający na ich tere-
nie. Pod koniec lat 20. istniało ich w Polsce ponad 800.
Zobowiązane były przede wszystkim do troszczenia się
o wszelkie potrzeby religijne członków, m.in. o utrzy-
mywanie gminnych świątyń (synagog), cmentarzy, łaź-
ni rytualnych i zapewnienie ludności dostarczania ko-
szernego mięsa. Pełniły także istotne funkcje społeczne,
wynikające z ciążącego na nich obowiązku niesienia
pomocy ubogim współwyznawcom i popierania orga-
nizacji oświatowych, kulturalnych itd. Istniejące przy
gminach urzędy metrykalne były faktycznie urzędami
stanu cywilnego dla ludności żydowskiej. Środki finan-
sowe na obsługę gmin czerpano głównie z podatku na-
kładanego na wszystkich członków wspólnoty. Jego
wymiar zależał od stanu majątkowego i wysokości do-
chodów poszczególnych osób. Dodatkowym, ale bar-
dzo istotnym źródłem były różnego rodzaju opłaty
wnoszone przez wiernych, zwłaszcza cmentarne i od
uboju rytualnego.
Organizacja gmin, sposób wyłaniania kierujących
nimi gremiów, zakres ich kompetencji i uprawnienia
nadzorcze władz państwowych były początkowo zróż-
nicowane i zależały od nadal obowiązujących przepi-
sów zaborczych i okupacyjnych. Ich ujednolicenie,
z podkreśleniem funkcji religijnych gmin, nastąpiło na
mocy dekretów prezydenckich z lat 1927-1928. Prze-
widywane w nich powołanie do życia Związku Religij-
nego Wyznania Mojżeszowego (Żydowskiego Związku
Religijnego) z ogólnopolską Radą Religijną, która siłą
rzeczy stałaby się wyrazicielem całej społeczności ży-
dowskiej, nie doczekało się jednak realizacji i w prak-
tyce funkcje te pełniło Ministerstwo Wyznań Religij-
nych i Oświecenia Publicznego.
Najwyższą władzą gminy była rada wyznaniowa,
wyłaniana początkowo na zasadzie kurialnej, a od koń-
ca lat 20. na podstawie pięcioprzymiotnikowej ordyna-
cji, przy czym powszechność udziału w wyborach
ograniczono cenzusem płci (tylko mężczyźni) i wieku
(ukończone 30 lat). Dodatkowo, od początku lat 30.,
można było usunąć z listy wyborców osoby „publicznie
występujące przeciw wyznaniu mojżeszowemu”, co
otwierało drogę do pewnych nadużyć. Członkowie rady
wybierali następnie zarząd, z przewodniczącym lub
prezydentem na czele.
Ponieważ w praktyce od władz gminy zależały
również kwestie pozareligijne, o mandaty ubiegali się
także przedstawiciele organizacji i ugrupowań, dla któ-
rych religia nie miała większego znaczenia w praktycz-
nym działaniu, takich jak np. „Bund”, „Poalej Syjon”,
część syjonistów ogólnych i grupy asymilatorskie. Dla-
tego też wyniki wyborów do rad wyznaniowych można
traktować jako jeden z najważniejszych wskaźników
zasięgu wpływów politycznych ugrupowań składają-
cych się na żydowską mozaikę polityczną. Kon-
trowersje występujące na tym tle spowodowały też, że
pod koniec okresu międzywojennego w znacznej części
gmin istniały zarządy komisaryczne, wyznaczane przez
władze państwowe, starające się na ogół faworyzować
ugrupowania ortodoksyjne i asymilatorskie. Gminy
podlegały nadzorowi władz państwowych, wykonywa-
nemu przez starostów, którym przysługiwało prawo za-
twierdzania wybranych zarządów, gminnych rabinów
i podrabinów (asesorów rabinackich), korygowania
projektów budżetów itp.
Duchowymi przywódcami lokalnych społeczności
byli obieralni rabini gminni, wywodzący się na ogół
z kręgu osób legitymujących się dużą wiedzą talmu-
dyczną. Odpowiadali oni za nadzór religijny nad insty-
tucjami gminnymi i nauczaniem religii, kierowali są-
dem talmudycznym, modlitwami w świątyniach oraz,
w razie potrzeby, interpretowali przepisy religijne. Ra-
binów gminnych powoływano najczęściej w wyniku
rozpisanego konkursu, a o zatrudnieniu decydowało
specjalnie wyłaniane gremium. Podobnie jak w wypad-
ku rad wyznaniowych sprzeczności interesów powo-
dowały, że w wielu gminach uzyskanie porozumienia w
tej kwestii było bardzo trudne i np. pod koniec lat 30.
znaczna część gmin, zwłaszcza największych, nie miała
wybranych rabinów, a ich funkcje pełnili wyznaczeni
przez radę wyznaniową asesorzy.
Stosunek ludności żydowskiej do religii był dość
skomplikowany. Dzieliła się ona najogólniej na orto-
doksów i tzw. postępowców. Do pierwszej grupy, ściśle
przestrzegającej zasad religijnych, m.in. bezwzględnie
zachowującej przepisy dotyczące szabatu oraz spoży-
wania wyłącznie potraw przygotowanych według reli-
gijnych zaleceń (koszernych), należała zdecydowana
większość Żydów polskich (ok. 80%). Na zewnątrz wy-
różniali się oni ubiorem (długa kapota), noszeniem za-
rostu (broda i pejsy) i stałym używaniem nakrycia gło-
wy. Mimo tych wspólnych cech nie tworzyli jednak
zwartej całości, ale dodatkowo dzielili się na chasydów
i misnagdów (przeciwników). Z kierunkiem chasydz-
kim związana była prawie połowa wyznawców judai-
zmu w Polsce. W ich życiu wyjątkową rolę odgrywali
cadycy, których działalność wchodziła już po części
w zakres mistyki, a wpływy zdecydowanie przekracza-
ły sferę ściśle religijną i dotyczyły wszystkich dziedzin
życia, w tym także politycznego. Najsłynniejsi z nich
wywodzili się m.in. z Góry Kalwarii, Bobowej, Alek-
sandrowa i Radomska. Każdy cadyk miał licznych, fa-
natycznie mu oddanych zwolenników. Misnagdzi na-
tomiast, opowiadający się m.in. za skrupulatnym prze-
strzeganiem zasad zapisanych w Torze i Talmudzie,
uznawali za swych przywódców duchowych miejsco-
wych rabinów.
Mniej liczna, jak już wspomniano, była grupa tzw.
postępowców, nie- odróżniających się sposobem życia
i ubiorem od nieżydowskiego otoczenia. Zaliczano do
niej osoby dość liberalne w sprawach religijnych, jedy-
nie wybiórczo przestrzegające nakazów i zakazów ju-
daizmu, choć na ogół starające się zachowywać przepi-
sy związane z najważniejszymi świętami, a zwłaszcza
z Rosz ha-Szana (Nowym Rokiem), Jom Kipur (Sąd-
nym Dniem) i Pesach (jednym z trzech świąt plonów).
Za swych przewodników duchowych uznawali oni wy-
głaszających nauki w czasie uroczystych świąt tzw. ka-
znodziejów, których wpływ na sferę pozareligijną,
a zwłaszcza na postawy polityczne tej grupy był jednak
bardzo ograniczony. Z nurtem tym związana była np.
większość czynnych działaczy ogólnosyjonistycznych,
a jednym z najwybitniejszych kaznodziejów był kra-
kowski rabin Ozjasz Abraham Thon, zaliczany do czo-
łówki polityków syjonistycznych.
6. POLITYKA NARODOWOŚCIOWA
Zróżnicowany skład narodowościowy i wyznanio-
wy II Rzeczypospolitej stwarzał, co oczywiste, wiele
trudnych do rozwiązania problemów dotyczących uło-
żenia stosunków między poszczególnymi grupami na-
rodowymi, a zwłaszcza ukształtowania ich pozytywne-
go stosunku do państwa jako całości. Kwestie te w du-
żym stopniu zależały od koncepcji politycznych repre-
zentowanych przez kolejne ekipy znajdujące się u wła-
dzy, ale nie można również pominąć faktu, że istniały
jeszcze dwa czynniki, z którymi władze musiały się li-
czyć — były to nastroje społeczne i przyjęte przez pań-
stwo zobowiązania o charakterze międzynarodowym.
Najogólniej w polityce rządów polskich i wspiera-
jących je sił politycznych wobec mniejszości narodo-
wo-religijnych można wyodrębnić kilka okresów.
Pierwszy z nich obejmuje lata dominacji parlamentu
(1919-1926). W początkach tego okresu na stosunek do
mniejszości wpływały przede wszystkim kwestie
pragmatyczne, to znaczy konieczność unikania we-
wnętrznych konfliktów i dążenie do uzyskania poparcia
wielkich mocarstw dla objęcia granicami państwa tere-
nów, na których Polacy większości nie stanowili. Z te-
go m.in. względu nawet narodowcy w swym projekcie
konstytucji opowiadali się za przyznaniem mniejszo-
ściom autonomicznych uprawnień. Musiano także
uwzględniać punkt widzenia wielkich mocarstw,
a zwłaszcza narzucony Polsce w 1919 r. przez konfe-
rencję pokojową w Paryżu tzw. mały traktat wersalski,
zwany również traktatem mniejszościowym. Jego ini-
cjatorami byli Żydzi, szczególnie mocno doświadczeni
w pierwszych dniach niepodległości, m.in. przetaczają-
cą się przez ziemie polskie na przełomie lat 1918 i 1919
falą wystąpień antysemickich, w których wyniku wiele
osób zginęło lub straciło majątek. Najdrastyczniejsze z
nich były wydarzenia lwowskie (22-23 XI 1918), pod-
czas których (niezależnie od dużych strat ekono-
micznych) zamordowano kilkudziesięciu Żydów, a ra-
niono kilkuset. W pewnych wypadkach (np. 5 IV 1919
w Pińsku) sprawcami pogromów byli żołnierze, oskar-
żający ludność żydowską o sprzyjanie bolszewikom.
Szczególnie złą sławę w pamięci żydowskiej pozosta-
wili po sobie hallerczycy (żołnierze Błękitnej Armii)
i jednostki wielkopolskie. Na mocy wspomnianego
traktatu rząd polski został zobligowany do zapewnie-
nia, pod kontrolą międzynarodową, pełnego równou-
prawnienia wszystkich obywateli bez względu na wy-
znanie i narodowość, zagwarantowania mniejszościom
prawa swobodnego używania rodzimego języka, zakła-
dania i prowadzenia własnych szkół oraz instytucji kul-
turalnych. Dodatkowe przepisy określały uprawnienia
ludności żydowskiej, m.in. zobowiązywały władze pol-
skie do umożliwienia jej świętowania soboty. W wy-
padku łamania tych zasad poszczególne grupy narodo-
wościowe miały prawo składania skarg w Lidze Naro-
dów (z możliwości tych najczęściej korzystali Niemcy).
Postanowienia te, jako dające innym państwom prawo
ingerowania w wewnętrzne sprawy polskie, wywołały
liczne zastrzeżenia. Ponadto traktat nie miał charakteru
powszechnego i dlatego mniejszość polska w wielu in-
nych państwach, a zwłaszcza w Niemczech, nie mogła
liczyć na podobną ochronę. Po długiej debacie parla-
ment polski ostatecznie 31 VII 1919 zdecydowaną
większością głosów przyjął te zobowiązania, głównie
dlatego, że oba traktaty (wersalski z Niemcami i mniej-
szościowy) musiały być ratyfikowane w tym samym
czasie.
Narzucone ustalenia znalazły następnie odbicie
w ustawie konstytucyjnej z 17 III 1921, która wszyst-
kim obywatelom państwa polskiego, bez względu na
ich narodowość, wyznanie i pochodzenie, gwarantowa-
ła pełne równouprawnienie, a mniejszościom dodatko-
wo zapewniała prawo zachowania narodowości, pielę-
gnowania własnego języka i właściwości narodowych.
W rzeczywistości nie oznaczało to jednak automatycz-
nej likwidacji istniejących do tego czasu ograniczeń
prawnych, nałożonych (choć w praktyce najczęściej nie
stosowanych) np. na ludność żydowską. Dopiero dzie-
sięć lat później (10 IV 1931) weszła w życie ustawa
znosząca wszystkie niezgodne z postanowieniami kon-
stytucji ograniczenia lub przywileje obywateli wynika-
jące z ich pochodzenia, narodowości, języka, rasy lub
religii, jeżeli nie zostały one oficjalnie uchylone uchwa-
lonymi do tego czasu nowymi normami prawnymi.
Rozstrzygnięcia prawne nie rozwiązywały jednak
ostatecznie problemu, a sytuację dodatkowo kompli-
kował fakt, że najliczniejsze mniejszości narodowe, po-
za Żydami, znalazły się w obrębie państwa polskiego
wbrew swojej woli; Niemcy — w wyniku, jak podkre-
ślali, krzywdzącego ich „dyktatu wersalskiego”, Ukra-
ińcy — po przegranej z Polską wojnie, Białorusini —
w konsekwencji arbitralnych decyzji ryskich, a Litwini
z powodu konfliktów dyplomatycznych i zbrojnych,
ukoronowanych tzw. buntem Żeligowskiego. Nic więc
dziwnego, że zdecydowana większość przedstawicieli
tych narodowości odnosiła się do państwowości pol-
skiej wyraźnie wrogo i podejmowała różnorakie wysił-
ki, by zanegować lub podważyć prawa Polski do za-
mieszkiwanych przez nie terenów. Dlatego też ludność
niemiecka bojkotowała np. systematycznie obchody
Święta Niepodległości (11 XI), gdyż dla niej był to
dzień żałoby narodowej. Z tych samych względów
Ukraińcy organizowali w tym terminie uroczyste ob-
chody rocznicy powstania Zachodnio-Ukraińskiej Re-
publiki Ludowej, co najmocniej zaznaczyli w roku
1928. To ich nastawienie wykorzystywali nieprzychylni
Polsce sąsiedzi (Niemcy, ZSRR, Litwa i Czecho-
słowacja), wspierając — głównie organizacyjnie i ma-
terialnie — wszelkie pojawiające się oznaki tendencji
irredentystycznych. Konsekwencją takiego rozwoju sy-
tuacji był np. fakt, że do 1925 r. na Kresach Wschod-
nich trwała swoista antypolska wojna partyzancka,
prowadzona formalnie przez miejscowych Ukraińców
i Białorusinów, ale faktycznie inicjowana przez Niem-
cy i ZSRR i przez nie wspomagana nie tylko finansowo
oraz kadrowo, ale także w formie dostaw sprzętu, czę-
sto za pośrednictwem Litwy, a prawdopodobnie także
Czechosłowacji.
Na sytuację narodowościową od początku rzutował
ponadto brak dotyczącej mniejszości jednolitej i konse-
kwentnej polityki, której nie zdołano wypracować, choć
powszechnie zdawano sobie sprawę z tego, że niechęt-
ny lub wrogi stosunek do państwa 1/3 jego obywateli
jest zjawiskiem niekorzystnym. Narodowcy i ich zwo-
lennicy, wywierający w pierwszej połowie lat 20. istot-
ny wpływ na kierunki działalności rządów polskich,
forsowali nierealne plany asymilacji narodowej, tzn.
polonizacji społeczności słowiańskich (Ukraińców
i Białorusinów) oraz usunięcia z kraju elementów nie-
nadających się do zasymilowania, czyli Żydów i Niem-
ców. Koncepcji tej przyświecało powszechne przeko-
nanie o wyjątkowej, podobnie jak przed rozbiorami,
atrakcyjności i sile przyciągania polskiej kultury i pol-
skich instytucji demokratycznych. Choć tym razem nie
miało już ono wiele wspólnego z rzeczywistością, ży-
wili je nie tylko narodowcy, ale także piłsudczycy. Wy-
siłki polonizacyjne, zarówno te podejmowane wów-
czas, jak i — w różnych wariantach — później, do
ostatnich lat II Rzeczypospolitej, zakończyły się kom-
pletnym fiaskiem, podobnie jak starania o zredukowa-
nie liczebności elementu niepolskiego poprzez zwięk-
szenie rozmiarów emigracji żydowskiej. W tym pierw-
szym okresie pojawiały się również obietnice bez po-
krycia, takie jak np. ustawowa zapowiedź (1919) przy-
znania uprawnień autonomicznych zamieszkanym
przez Ukraińców ziemiom południowo-wschodnim czy
zawarcie (1925) z mniejszością żydowską precyzującej
jej uprawnienia ugody, która zresztą nigdy nie została
do końca zrealizowana. Ponadto część podejmowanych
decyzji zaostrzała jedynie sytuację, tak jak np. wpro-
wadzenie (1924) ustawy o szkolnictwie utrakwistycz-
nym (dwujęzycznym) na Kresach Wschodnich.
Zwolennicy Piłsudskiego, zgodnie z generalnymi
koncepcjami swego przywódcy, któremu obcy był
wszelki nacjonalizm, także wierzyli w wyjątkową
i przyciągającą siłę polskości i dlatego preferowali tzw.
asymilację państwową, to znaczy przyznanie osobom
należącym do mniejszości i tworzonym przez nie orga-
nizacjom pełni praw publicznych i zagwarantowanie
prawa do zachowania, a nawet kultywowania odrębno-
ści narodowej w zamian za całkowitą lojalność wobec
Rzeczypospolitej i gotowość współpracy z władzami
w imię dobra nadrzędnego, czyli interesów państwa
polskiego. Stanowisko takie zajmowali m.in. Tadeusz
Hołówko i Leon Wasilewski. Poglądy swe piłsudczycy
mogli w pełni wyartykułować dopiero po przejęciu
władzy w 1926 r. Za takim rozwiązaniem, m.in. w sto-
sunku do ludności żydowskiej, opowiadał się K. Bartel,
a najpełniej zaprezentował je minister spraw wewnętrz-
nych Kazimierz Młodzianowski w przedłożonym rzą-
dowi w sierpniu 1926 r. projekcie Wytycznych dla
władz samorządowych w sprawie stosunku do mniej-
szości narodowych. Wypowiedział się w nich przeciw-
ko stosowanym dotychczas metodom asymilacji naro-
dowej, które ocenił, zgodnie z prawdą, jako całkowicie
nieskuteczne. Za realną uznał natomiast możliwość po-
godzenia zróżnicowanej narodowościowo ludności kre-
sowej z Polską i wprzęgnięcie jej w polski system pań-
stwowy. Zdaniem ministra można to było osiągnąć po-
przez stopniowe, konsekwentne zaspokajanie jej po-
trzeb i realizowanie wysuwanych przez nią postulatów,
przede wszystkim w dziedzinie kulturalnej i gospodar-
czej, a także przez podniesienie sprawności i kompe-
tencji administracji oraz znoszenie na tych terenach
wszelkich wywodzących się z czasów zaborów ograni-
czeń prawnych dotyczących kwestii narodowościowych
lub wyznaniowych. Za wskazane uważał także ogło-
szenie szerokiej amnestii dla więźniów politycznych.
Podobne poglądy reprezentował minister wyznań reli-
gijnych i oświecenia publicznego Antoni Sujkowski,
gotów poprzeć np. dążenia Ukraińców do założenia
własnej uczelni we Lwowie, a właściwie zalegalizowa-
nia istniejącego tam od kilku lat tzw. tajnego uniwersy-
tetu.
Propozycje te nie zostały jednak zrealizowane,
a brak konsekwencji w poczynaniach obozu sanacyjne-
go uwidocznił się szczególnie wyraźnie w stosunku do
ludności ukraińskiej, która, zgodnie z wypowiedziami
J. Piłsudskiego jeszcze z 1919 r., nie powinna była od-
czuć negatywnych skutków znalezienia się w państwie
polskim, co oznaczało, że jej położenie nie mogło stać
się gorsze niż wówczas, gdy Małopolska należała do
monarchii habsburskiej. Linię taką nie zawsze można
było utrzymać, a ponadto pojawiały się także działania
nie tylko potęgujące wrogość wobec władz państwo-
wych, ale i pogłębiające antagonizmy między Polakami
a Ukraińcami. Do takich posunięć należy zaliczyć np.
poprzedzającą wybory parlamentarne w 1930 r. pacyfi-
kację województw południowo-wschodnich, co prawda
uzasadnioną względami bezpieczeństwa państwa, ale
przeprowadzoną wyjątkowo brutalnie i z zastosowa-
niem odpowiedzialności zbiorowej.
Na ogół jednak częściej pojawiały się gesty pojed-
nawcze. Sympatię, przynajmniej części ludności niepo-
lskiej, starano się pozyskać poprzez inspirowanie i po-
pieranie nurtów lojalnych wobec państwa, co najszerzej
próbowali realizować wojewodowie Henryk Józewski
na Wołyniu i Paweł Dunin-Borkowski w województwie
lwowskim. Józewski usiłował doprowadzić do zgodne-
go współżycia obu społeczności m.in. przez podkreśla-
nie wspólnego zagrożenia ze strony ZSRR. Zmierzał
także do odgrodzenia miejscowych Ukraińców od na-
cjonalistycznych ośrodków z Małopolski Wschodniej
oraz starał się zapewnić swobodę rozwoju deklarują-
cym lojalność wobec Polski ukraińskim organizacjom
kulturalnym i oświatowym, choć najbardziej odpowia-
dałoby mu zastąpienie ich mieszanymi instytucjami
polsko-ukraińskimi. Z jego inicjatywy powstało np.
w 1931 r. propolskie Wołyńskie Zjednoczenie Ukraiń-
skie (WUO), do którego wybitnych przywódców nale-
żeli m.in. Piotr Pewny, Sergiusz Tymoszenko i Stepan
Skrypnyk (późniejszy metropolita Mścisław). Or-
ganizacja ta nie odegrała jednak poważniejszej roli
z powodu wrogiego stanowiska innych, uznających ją
za zbiorowisko kolaborantów, ugrupowań ukraińskich,
niechęci większości społeczeństwa, ale również z uwa-
gi na przeszkody stwarzane przez stronę polską.
Względnie liberalna polityka prowadzona przez Józew-
skiego spotkała się także z ostrą krytyką kół nacjonali-
stycznych wewnątrz obozu sanacyjnego i zakończyła
się wraz z jego odwołaniem w roku 1938.
W omawianym okresie starano się znaleźć płasz-
czyznę porozumienia także z najsilniejszą partią ukra-
ińską — Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-De-
mokratycznym (UNDO), co zaowocowało tzw. umową
normalizacyjną zawartą w 1935 r. W zamian za rezy-
gnację z antyrządowej polityki Zjednoczenia i jego
udział w wyborach bojkotowanych przez znaczną część
społeczeństwa polskiego ekipa rządząca zobowiązała
się zagwarantować Ukraińcom odpowiednią liczbę
mandatów poselskich, zahamować działania antyukra-
ińskie, np. tak ocenianą przez nich utrakwizację szkol-
nictwa, zapewnić kredyty ukraińskim instytucjom spo-
łecznym i ogłosić amnestię dla więźniów politycznych.
Ugoda ta nie przetrwała jednak zbyt długo.
W miarę upływu czasu znalezienie kompromiso-
wych rozwiązań utrudniał coraz powszechniejszy,
ujawniający się we wszystkich grupach narodowych
wzrost nastrojów nacjonalistycznych. Wśród mniejszo-
ści niemieckiej zwiększało się znaczenie wrogiego Pol-
sce, znajdującego się w obrębie hitleryzmu tzw. ruchu
młodoniemieckiego, a wśród Ukraińców koncepcje ta-
kie, oprócz skrajnie antypolskiej, konspiracyjnej Orga-
nizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), propagowa-
ła legalna Partia Jedności Narodowej. Do jednoznacz-
nie antypolskich organizacji, nawiązujących do założeń
faszystowskich także i nazwą, należała również pozba-
wiona co prawda większych wpływów Partia Białoru-
skich Narodowych Socjalistów. Porozumienie z nimi
było już właściwie niemożliwe.
Wydaje się jednak, że ze względu na kształtowanie
polityki Rzeczypospolitej istotniejsze były przemiany
dokonujące się po stronie polskiej, a zwłaszcza fakt, że
koncepcjom nacjonalistycznym, reprezentowanym do
połowy lat 30. prawie wyłącznie przez opozycyjne śro-
dowiska narodowodemokratyczne, coraz wyraźniej za-
czynał hołdować także obóz rządzący. Momentem
przełomowym było utworzenie w 1937 r. Obozu Zjed-
noczenia Narodowego, który przejął do swego progra-
mu wiele założeń Stronnictwa Narodowego, a nawet
skrajniejszych grup, np. obu odłamów Obozu Narodo-
wo-Radykalnego. Musiało to siłą rzeczy znaleźć odbi-
cie w polityce narodowościowej.
Kwestie te powierzono utworzonemu w grudniu
1935 r. międzyministerialnemu Komitetowi do spraw
Narodowościowych, który jednak został areną ścierania
się sprzecznych poglądów i koncepcji reprezentowa-
nych przez wchodzące w jego skład różne osoby oraz
instytucje. Niezależnie od różnic występujących w po-
glądach, podkreślano w trakcie spotkań konieczność —
z punktu widzenia interesów państwa — zwrócenia
szczególnej uwagi na tereny, na których dominował lub
miał wyraźną przewagę element niepolski, a więc
w pierwszej kolejności na wschodnią część kraju,
i przeważnie opowiadano się za zwiększeniem tam pol-
skiego stanu posiadania.
Poszerzaniu zasięgu wpływów polskich w tych re-
gionach miała służyć zintensyfikowana akcja poloniza-
cyjna, przejawiająca się zarówno w umacnianiu pozycji
istniejących już skupisk ludności polskiej, jak i w osła-
bianiu wpływów mniejszościowych organizacji nacjo-
nalistycznych oraz narodowych, m.in. poprzez podsy-
canie odrębności regionalnych występujących między
poszczególnymi grupami ludności ukraińskiej. W tym
celu starano się roztaczać opiekę nad kreowanymi do
rangi odrębnych narodów lokalnymi społecznościami
etnicznymi — Hucułami, Bojkami, Łemkami, co zresz-
tą nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Zgodnie
z opiniami zaangażowanego na tym polu gen. Mieczy-
sława Smorawińskiego podejmowane przez Komitet
wysiłki miały doprowadzić nie tylko do utrwalenia
i podniesienia poziomu świadomości narodowej wśród
polskiej ludności kresowej, ale także do zwiększenia jej
liczebności, m.in. poprzez rewindykację dla polskości
tego wszystkiego, „co ongiś było polskie, a na skutek
przyczyn od nas niezależnych utraciło swą świado-
mość” oraz pozyskanie „elementów mniej świadomych
narodowo” lub przynajmniej mniej odpornych na polo-
nizację. Tym drugim w okresie przejściowym zamie-
rzano zagwarantować poszanowanie ich odrębności
grupowych, zwłaszcza religijnych, które wówczas wy-
dawały się najważniejsze.
Znacznie dalej idące postulaty wysuwał Sekretariat
Porozumiewawczy Polskich Organizacji Społecznych
(SPPOS), utworzony we Lwowie 23 XI 1935, dążący
do stworzenia płaszczyzny współpracy i konsolidacji
wszystkich stowarzyszeń polskich w południowo-
wschodniej części kraju. Jego pracami do czasu wybu-
chu wojny kierowali generałowie, kolejni dowódcy VI
Okręgu Korpusu we Lwowie z lat 1935-1939 — Alek-
sander Litwinowicz, Michał Karaszewicz-Tokarzewski
i Władysław Langner. Akces do SPPOS zgłosiło prawie
80 organizacji ze Lwowa i kilkadziesiąt z Małopolski
Wschodniej. Za swój zasadniczy cel Sekretariat uzna-
wał budzenie polskości i wspieranie Polaków w mia-
stach i miasteczkach, organizowanie i popieranie pol-
skiego przemysłu, chałupnictwa i handlu, a także Ko-
ścioła katolickiego obrządku łacińskiego. W praktyce
miało to jednak oznaczać całkowitą eliminację elemen-
tu niepolskiego z instytucji samorządowych i organów
administracji państwowej (urzędników, nauczycieli,
pracowników poczty, leśników, kolejarzy itd.) albo
przez zwalnianie z pracy (dotyczyło to nawet służby
domowej), albo przez przenoszenie do innych części
Polski, np. do województw zachodnich. Zgodnie z kon-
cepcjami SPPOS należało dążyć do parcelacji wielkich
majątków, ale tylko między Polaków, oraz wspierać
osadnictwo polskie, aby w kolejnych gminach, a w per-
spektywie także powiatach i województwach, żywioł
polski osiągał przewagę liczebną. Równocześnie opo-
wiadano się za zdecydowanym zwalczaniem tendencji
narodowych ludności ukraińskiej, a na wystąpienia ter-
rorystyczne postanowiono odpowiadać stosowaniem
odpowiedzialności zbiorowej.
Jednym z przejawów szerzenia i umacniania pol-
skości było zainicjowanie w 1936 r. na Kresach
Wschodnich działań polegających na roztaczaniu
szczególnej opieki nad „szlachtą zagrodową”, to znaczy
na popieraniu, jako potencjalnie propolskiej, kilkusetty-
sięcznej grupy miejscowej ludności podkreślającej na-
dal swą odrębność stanową, aczkolwiek najczęściej nie-
różniącej się zamożnością, stylem życia, językiem
i wyznaniem, a często także i stopniem świadomości
narodowej od reszty ludności chłopskiej na tych tere-
nach. Akcją tą objęto Podkarpacie, Małopolskę
Wschodnią, Wołyń i Polesie. Efekty nie były zbyt duże
i tuż przed wybuchem wojny działający pod patronatem
władz wojskowych Związek Szlachty Zagrodowej sku-
piał zaledwie ok. 40 tys. osób. Większe były konse-
kwencje negatywne, gdyż działania te przyczyniły się
do zaognienia stosunków polsko-ukraińskich.
Fatalne następstwa miało również zaangażowanie
wojska w rozszerzanie wpływów katolicyzmu obrządku
łacińskiego, co odbiło się przede wszystkim na sytuacji
na Chełmszczyźnie, gdzie istniała, jako spadek po cza-
sach carskich, znaczna liczba nieczynnych świątyń
prawosławnych. W latach 30. zaczęły wokół nich po-
wstawać tzw. nieetatowe, to znaczy tworzone bez zgo-
dy władz administracyjnych, parafie prawosławne. Ob-
sługiwali je na ogół młodzi księża narodowości ukraiń-
skiej, którzy — niezależnie od działalności duszpaster-
skiej — przykładali dużą wagę do budzenia wśród lud-
ności ukraińskiego poczucia narodowego. Pragnąc po-
wstrzymać ten proces, polecono wojsku zniszczenie
tych teoretycznie nieczynnych i zbędnych ośrodków
kultu. Do połowy lipca 1938 r. zlikwidowano ponad
120 cerkwi, kaplic i domów modlitwy, w tym także
obiekty o znacznej wartości zabytkowej, często przy tej
okazji dławiąc brutalnie przejawy sprzeciwu ze strony
ludności. Akcja ta nie tylko spotkała się z oporem lud-
ności, duchowieństwa prawosławnego i polityków
ukraińskich, ale została potępiona przez metropolitę
Andrzeja Szeptyckiego, przywódcę Kościoła greckoka-
tolickiego, a nawet przez niektóre polskie środowiska
intelektualne i katolickie, które uznały ją za przejaw
barbarzyństwa. Na arenie międzynarodowej wydarze-
nia te starał się wykorzystać Związek Radziecki, wy-
stępując na forum Ligi Narodów w obronie prze-
śladowanej w Polsce religii prawosławnej. Równie ne-
gatywne konsekwencje miało zmuszanie prawosław-
nych do przechodzenia na katolicyzm pod presją woj-
ska, co zdarzało się m.in. na Wołyniu.
Nic dziwnego, że politycy ukraińscy wszystkich
odcieni uważali nową politykę obozu sanacyjnego za
„logiczne ukoronowanie programu endeckiego”. Naj-
poważniejsza siła, tzn. UNDO, uznała, że ugoda nor-
malizacyjna z 1935 r. została jednostronnie zerwana
przez stronę polską, a jako warunek ewentualnego po-
rozumienia wysunęła Projekt ustawy konstytucyjnej
Ziemi Halicko-Wołyńskiej, zgodnie z którym obszary te
miałyby otrzymać znaczne uprawnienia autonomiczne,
łącznie z wyposażonym w szerokie kompetencje regio-
nalnym sejmem i rządem, a ponadto mogłyby na nich
stacjonować tylko jednostki wojskowe złożone z miej-
scowych poborowych, tzn. ukraińskie.
Sprawy narodowościowe bez wątpienia były, obok
reformy rolnej, najpoważniejszym problemem II Rze-
czypospolitej, którego nie tylko nie rozwiązano, ale
wobec którego nie potrafiono wypracować jednolitej li-
nii politycznej. Ten brak konsekwencji powodował za-
zwyczaj jedynie zaognienie sytuacji, co — zwłaszcza
na Kresach Wschodnich — ujawniło się we wrześniu
1939 r. Złożoną z nieprzemyślanych do końca koncep-
cji, a zwłaszcza popełnianych błędów, listę przyczyn
prowadzących do tego, że polska polityka narodo-
wościowa okresu międzywojennego nie przynosiła
spodziewanych efektów, można by wydłużać i uzupeł-
niać. Znacznie trudniej byłoby jednak wskazać jakieś
pozytywne działania, które powinno było się wówczas
podjąć, aby uzyskać wyraźniejsze rezultaty i doprowa-
dzić do związania mniejszości z państwem polskim.
Być może polityka ustępstw dobrowolnych, nie zaś
wymuszonych i koniunkturalnych, dałaby korzystniej-
sze efekty, a przynajmniej w większym stopniu łago-
dziłaby pojawiające się konflikty. Najogólniej jednak
rzecz biorąc, mniejszości narodowe uznawały wszyst-
kie czynione na ich rzecz koncesje za niewystarczające
i nieustannie wysuwały żądania, których pełna realiza-
cja była w rzeczywistości niemożliwa, gdyż przyspie-
szyłaby jedynie destabilizację państwa. Drogą
ustępstw, wymuszonych układem sił międzynarodo-
wych, próbowała iść przez pewien czas borykająca się
z podobnymi problemami Czechosłowacja, ale to m.in.
przyspieszyło właśnie jej rozpad. Należy także pamię-
tać, że wszelkie wzory postępowania z okresów po-
przednich, np. przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, któ-
ra — przyznając przywileje i włączając w obręb narodu
politycznego — wiązała ze sobą elity ówczesnych
mniejszości nie tyle narodowych, ile wyznaniowych,
czy nawet bliższej chronologicznie autonomicznej Ga-
licji, gdzie Austriacy wychowywali pokolenia lojalnych
poddanych niezależnie od ich narodowości i wyznania,
nie nadawały się już do zastosowania po I wojnie świa-
towej. Jest także rzeczą znamienną, że pozytywnego
programu rozwiązania problemów narodowościowych
nie zdołała w okresie międzywojennym wypracować
nie tylko Polska, ale i żadne z państw Europy Środko-
wo-Wschodniej.
IV. PROBLEMY GOSPODARCZE
1. ZASOBY NATURALNE
Polska, należąca pod względem terytorialnym do
grupy większych państw europejskich, została przez
przyrodę szczodrze wyposażona w liczne bogactwa na-
turalne, m.in. węgiel kamienny, węgiel brunatny, torf,
gaz ziemny, ropę naftową wraz z towarzyszącym jej
ozokerytem (woskiem ziemnym), sól kamienną, solanki
i sole potasowe, rudy żelaza, cynku, ołowiu oraz
w znacznie mniejszej ilości miedź i srebro oraz złoża
fosforytów, siarki, kaolinu (glinki porcelanowej) i róż-
nego rodzaju kamienia budowlanego, a także liczne
źródła mineralne, od Druskienik na północy po Karpaty
na południu. Nie wszystkie zasoby zostały wówczas
dokładnie rozeznane i nie wszystkie były w pełni eks-
ploatowane. Szczególne znaczenie miały złoża uważa-
nego za jedno z najważniejszych źródeł energii węgla
kamiennego, rozciągające się na terenach Górnego Ślą-
ska, Zagłębia Dąbrowskiego i Zagłębia Krakowskiego
(Chrzanowskiego), oraz ropy naftowej i gazu ziemnego
w Karpatach i na Podkarpaciu (od granicy powiatu no-
wosądeckiego po granicę rumuńską), z zagłębiami Kro-
śnieńskim, Drohobyckim i Stanisławowskim. Zasoby
soli kamiennej, szacowane na ponad 5,5 mld ton, znaj-
dowały się na terenie całego państwa, ale nie wszystkie
wykorzystywano i największymi ośrodkami wydobyw-
czymi były w dalszym ciągu Wieliczka i Bochnia. Ru-
dy żelaza występowały głównie na Śląsku oraz Kielec-
czyźnie. Były one niskowartościowe, nie mogły więc
w pełni zaspokoić potrzeb polskiego przemysłu hutni-
czego. Podobnie niewystarczające były zasoby rud
cynku i srebra. Tuż po odzyskaniu niepodległości tylko
w niewielkim stopniu wykorzystywano energię pol-
skich rzek, zwłaszcza w rejonie Karpat.
2. DZIEDZICTWO ZABORÓW I SKUTKI I WOJNY ŚWIA-
TOWEJ
dramat i komedia 26 - 4 2 2 7 39
rewia 14 - - - - 1 15
mieszane i inne 21 3 9 - - 6 41
ogółem 67 3 14 2 2 15 103
W życiu teatralnym polski międzywojennej wyraź-
ny udział zaznaczyły mniejszości narodowe, z których
prawie każda w mniejszym lub większym stopniu stara-
ła się zaistnieć także na scenie. Największe osiągnięcia
odnotowała na tym polu ludność żydowska i ukraińska.
Jak wynika z oficjalnych statystyk, w 1936 r. działało
w Polsce 36 scen (11 stałych i 25 objazdowych) nasta-
wionych na przyciągnięcie widzów narodowości innej
niż polska. Dokładniejsze dane zamieszczono powyżej.
Zespoły tworzone przez mniejszości narodowe na
ogół działały na ograniczonym terytorium, choć miały
także swoich wiernych widzów i zwolenników. Do
ważniejszych instytucji tego typu należały Stadttheater
w Bielsku, istniejące od 1934 r. Rosyjskie Studio Dra-
matyczne w Warszawie oraz teatry ukraińskie, najbuj-
niej rozwijające się w latach 20. Wśród nich wyróżniał
się wówczas zespół Zahrawy, specjalizujący się w ad-
aptacji najnowszych sztuk autorów ukraińskich, choć
większą popularnością cieszyły się Teatry im. Tobile-
wicza czy im. Sadowskiego, preferujące repertuar ope-
retkowy. Na tym tle wyraźnie wybijał się teatr żydow-
ski. Tematyka żydowska pojawiała się zresztą na sce-
nach wielu teatrów polskich, najczęściej w Łodzi, w
której jednym z przebojów kasowych była np. grana
prawie 70 razy Matka Szwarcenkopf Gabrieli Zapol-
skiej. Do publiczności żydowskiej najłatwiej trafiały
jednak sztuki wystawiane w jidysz. To dzięki temu
mogły istnieć liczne zespoły (najliczniejsze w Warsza-
wie, ale także we Lwowie, Łodzi i Krakowie), które,
poza występami na swych stałych scenach, często
przemierzały Polskę i prezentowały swój dorobek za-
równo w dużych miastach, jak i w miasteczkach, a nie-
jednokrotnie wyprawiały się także poza granice. Do
bardziej znanych należały Trupa Wileńska, Warszawski
Żydowski Teatr Artystyczny (WIKT), Warszawski
Nowy Teatr Żydowski (WNIT), zespół Kamińskich
i Teatr Młodych. Prezentowały one głównie sztuki au-
torów żydowskich, najczęściej Szymona Anskiego,
z cieszącym się nieprzemijającą popularnością Dybu-
kiem na czele, Szaloma Asza, Izaaka Lejba Pereca,
Mendełe Mojchera Sforima i Abrahama Goldfadena.
Niejednokrotnie sięgano także do dorobku dramaturgii
polskiej i światowej. Pojawiły się również teatrzyki sa-
tyryczne, z których znaczną popularnością cieszyły się
np. Azazel, Ararat, Jidysze Bandę i Sambation. Nigdy
niezrealizowaną ambicją syjonistów było utworzenie w
Polsce stałego teatru hebrajskojęzycznego; niedostatek
ten wypełniały częściowo gościnne występy (1926,
1930, 1938) Habimy — najsłynniejszego teatru hebraj-
skiego, istniejącego początkowo w ZSRR, a później
w Palestynie.
Wydaje się jednak, że mimo wielu osiągnięć mię-
dzywojnie nie było najlepszym okresem dla zawodo-
wego teatru polskiego, choć lata 20. należy uznać za
pomyślne. Został on bardzo mocno dotknięty przez
kryzys gospodarczy, z trudnością zdobywał sobie no-
wych zwolenników i coraz wyraźniej przegrywał kon-
kurencję z kinem. Świadczy o tym chociażby fakt, że
liczba biletów sprzedanych łącznie w teatrach i teatrzy-
kach w dwóch ostatnich latach przed wybuchem wojny
utrzymywała się prawie na tym samym pułapie — 5
522 tys. w roku 1937 i 5 669 tys. w kolejnym, nato-
miast liczba sprzedanych biletów kinowych wzrosła
w tym samym czasie z 49 do 57 mln.
W mniejszym stopniu trudności te odbijały się na
teatrze amatorskim, który rozwijał się też wyjątkowo
bujnie. W niektórych latach liczbę zespołów (choć naj-
częściej bardzo nietrwałych) tego typu działających
równocześnie na terenie całego kraju szacowano nawet
na 10 tysięcy. Teatr ten jednak, w przeciwieństwie do
scen zawodowych, nie potrzebował stałego zaplecza
technicznego i, poza sporadycznymi wypadkami, nie
płacił pensji aktorom, reżyserom czy scenografom, oraz
wykorzystywał kostiumy i rekwizyty przygotowane
najczęściej nieodpłatnie przez samych wykonawców.
Zespoły amatorskie powstawały często w szkołach
(powszechnych i średnich), ale także powoływane były
przez organizacje młodzieżowe, społeczne, religijne
(popularnym tematem wówczas były misteria wielka-
nocne), a nawet polityczne. Znaczne zasługi na tym po-
lu położyło np. związane z PPS Towarzystwo Uniwer-
sytetu Robotniczego, patronujące w latach 30. ponad
250 zespołom, oraz znajdujący się pod wpływami ru-
chu ludowego Związek Młodzieży Wiejskiej RP „Wi-
ci”.
Do teatru amatorskiego z sympatią odnosiło się
wielu profesjonalistów, np. L. Schiller, ale największe
zasługi dla jego rozwoju położył bez wątpienia Jędrzej
Cierniak, autor wielu utworów pisanych specjalnie dla
takich grup amatorskich, długoletni redaktor miesięcz-
nika „Teatr Ludowy”, oraz inicjator i założyciel Insty-
tutu Teatrów Ludowych (1929), zajmującego się za-
równo działalnością naukowo-badawczą, jak i wydaw-
niczą. Podobne zespoły tworzyły także wszystkie
mniejszości narodowe. Ten ruch amatorski najpełniej
chyba odzwierciedlał charakter zróżnicowanej społecz-
nie, politycznie, religijnie i narodowo Polski między-
wojennej.
8. MUZYKA
O ile zaraz po odzyskaniu niepodległości wśród li-
teratów i plastyków prowadzono gorące dyskusje pro-
gramowe, wydawano manifesty i tworzono nowe (czę-
sto efemeryczne) grupy artystyczne, o tyle muzyka pol-
ska nie mogła wyzwolić się z gorsetu nałożonego na
nią przez Stanisława Moniuszkę i jego licznych konty-
nuatorów oraz naśladowców, którzy akcentowali jej ze-
wnętrzne, pozamuzyczne powinności. Podkreślana
w okresie zaborów dążność do wzmocnienia narodo-
wego charakteru twórczości (m.in. przez korzystanie
z inspiracji folklorystycznych i historycznych), począt-
kowo zgodna z trendami ogólnoeuropejskimi, u progu
XX w. stawała się już anachronizmem. Jednak gdy
w 1906 r. grono młodych kompozytorów (m.in. Karol
Szymanowski, Ludomir Różycki, Apolinary Szeluto)
utworzyło grupę Młoda Polska w Muzyce, stawiającą
sobie za cel odnowę muzyki polskiej poprzez adaptację
nowoczesnych europejskich prądów kompozytorskich,
konserwatywna krytyka krajowa zaatakowała ich za
„programowy kosmopolityzm”.
W pierwszym okresie po odzyskaniu niepodległo-
ści nurtem dominującym wśród polskich twórców był
nadal postromantyzm, mocno nacechowany przez
wspomniane wcześniej dążenie do wykorzystania ro-
dzimego folkloru lub tematyki narodowej. Punktem
odniesienia była nadal muzyka Chopina i Moniuszki —
nie tylko zresztą pod względem tematyki, ale i języka
muzycznego, przynależącego do minionej już epoki.
Kompozytorzy tej późnoromantycznej formacji dyspo-
nowali warsztatem kompozytorskim solidnym i konser-
watywnym (dla większości z nich już twórczość zmar-
łego przed ponad 30 laty Ryszarda Wagnera była zbyt
nowoczesna) oraz poważnym dorobkiem sprzed roku
1918, reprezentującym wszystkie gatunki muzyczne
z wyraźną przewagą liryki instrumentalnej i wokalnej.
Do najstarszych należeli Piotr Maszyński i Stanisław
Niewiadomski — obaj niezwykle zasłużeni przede
wszystkim na polu twórczości chóralnej i liryki wokal-
nej. Pozostali przedstawiciele tej generacji w zasadzie
poświęcili się już w omawianym okresie działalności
pedagogicznej. Kompozytorzy nieco młodsi, ale także
kultywujący tradycje romantyczne, byli po roku 1918
aktywni na różnych polach — np. Henryk Opieński czy
Tadeusz Joteyko koncentrowali się na twórczości sce-
nicznej, muzykę oratoryjną uprawiał długoletni dyrek-
tor lwowskiego konserwatorium Mieczysław Sołtys,
najważniejszą częścią dorobku Witolda Maliszewskie-
go była muzyka symfoniczna (m.in. poświęcona „odna-
lezionej i odzyskanej Ojczyźnie” IV Symfonia 1921),
a bardzo wielu kompozytorów tworzyło utwory forte-
pianowe i wokalne. Twórcy ci wypowiadali się w tra-
dycyjnych formach, odziedziczonych po muzyce wieku
XIX. Stosunkowo mała liczba dzieł symfonicznych by-
ła przede wszystkim skutkiem istnienia niewielu zawo-
dowych orkiestr. W obrębie szeroko rozumianej estety-
ki późnoromantycznej, w której mieścili się wszyscy
powyżej wymienieni, różnice wynikały nie tylko z tem-
peramentu twórców, ale także z miejsca, w którym po-
głębiali swe wykształcenie kompozytorskie. O ile więc
na stylistyce Maliszewskiego, wykształconego i działa-
jącego do rewolucji w Rosji, najmocniej zaważyła mu-
zyka tego kraju, o tyle w twórczości Eugeniusza Mo-
rawskiego i Adama Wieniawskiego dostrzec można
wpływy francuskie, wraz z elementami impresjonizmu,
który w Polsce nigdy nie był szczególnie mocno repre-
zentowany, a mocne (zwłaszcza początkowo) ślady
niemieckiej kultury muzycznej widoczne są u autora
Roty — Feliksa Nowowiejskiego.
Od tego tła odcinała się postać Karola Szymanow-
skiego, niegdyś jednego ze współtwórców Młodej Pol-
ski w Muzyce, który — wyszedłszy z pozycji neoro-
mantycznych — odrzucił tradycyjny system tonalny
i podczas I wojny światowej doszedł do indywidualne-
go języka muzycznego, stapiającego elementy ekspre-
sjonistyczne i impresjonistyczne (m.in. III Symfonia
„Pieśń o nocy”, I Koncert skrzypcowy czy Mity na
skrzypce i fortepian), mocno przestylizowanego
i wzbogaconego o elementy orientalne. W pierwszej
powojennej dekadzie jego twórczość, atakowana często
przez konserwatywną krytykę za „kosmopolityzm mu-
zyczny” i niezrozumiałość, była jedynym świadectwem
współuczestnictwa Polski w fundamentalnych przemia-
nach zachodzących w muzyce europejskiej tego okresu.
Wkrótce po powrocie Szymanowskiego z wojennej tu-
łaczki (1919) w jego muzyce rosnącą rolę zaczął od-
grywać pierwiastek narodowy. Jednak w jego wypadku
inspiracja, zwłaszcza ludową muzyką góralską, nie
oznaczała powrotu do neoromantycznej wizji harmo-
nicznej, gdyż stworzył on nowoczesny język muzyczny
na podłożu folkloru (cykl pieśni Słopiewnie do słów
J. Tuwima 1921, 20 mazurków na fortepian 1922-1924,
Stabat Mater 1925, balet Harnasie 1923-1931, Pieśni
kurpiowskie na chór 1931). Do doświadczeń Szyma-
nowskiego odwoływały się następne generacje twór-
ców.
Podkreślić trzeba, że droga twórcza Szymanow-
skiego była całkowicie inna niż drogi jego rówieśników
— np. niegdysiejszy współzałożyciel Młodej Polski
Ludomir Różycki skoncentrował się na muzyce sce-
nicznej (m.in. balet Pan Twardowski, opera Casanova),
a twórczość innych kompozytorów pozostawała konse-
kwentnie w kręgu dziewiętnastowiecznej estetyki
i ideologii, chociaż język niektórych twórców także
wzbogacił się przez odwołania do folkloru (Maliszew-
ski, Nowowiejski, Szeluto). Nie ulega zresztą wątpli-
wości, że na taką właśnie, niezbyt nowoczesną muzykę
istniało nadal duże zapotrzebowanie.
Jednocześnie jednak wśród młodych kompozyto-
rów narastał bunt wobec zastanej stylistyki. Od połowy
lat 20. (częściowo z inspiracji Szymanowskiego) liczni
młodzi twórcy i wykonawcy wyjeżdżali do Paryża,
gdzie studiowali pod kierunkiem Paula Dukasa, Alberta
Roussela, a przede wszystkim Nadii Boulanger. Do po-
czątku lat 30. w Paryżu znaleźli się m.in. Stanisław
Wiechowicz, Tadeusz Szeligowski, Bolesław Woyto-
wicz, Szymon Laks, Piotr Perkowski, Michał Kondrac-
ki, Tadeusz Zygfryd Kassern, Roman Palester, Antoni
Szałowski, Zygmunt Mycielski, Grażyna Bacewicz. Już
w 1926 r. z inicjatywy Piotra Perkowskiego utworzyli
oni Stowarzyszenie Młodych Muzyków Polaków w Pa-
ryżu. Zasadniczym celem Stowarzyszenia miało być
propagowanie dorobku jego członków oraz koncertów
z ich udziałem. Faktycznie jednak rola Stowarzyszenia
okazała się większa — skupiło ono reprezentantów an-
ty- romantycznej postawy kompozytorskiej, zafascy-
nowanych królującym wówczas we Francji neoklasy-
cyzmem, który także wśród kompozytorów polskich na
następne dwie dekady stal się najpopularniejszym sty-
lem kompozytorskim. Antyromantyczna estetyka ozna-
czała dla muzyki polskiej całkowitą reorientację — od-
rzucenie romantycznej (i neoromantycznej) programo-
wości, wykorzystanie barokowych form muzycznych
(m.in. concerto grosso), zastąpienie ciężkiej faktury
neoromantycznej lekką i przejrzystą. Wśród młodych
kompozytorów szybko doszło do wykrystalizowania
dwóch odrębnych podejść do języka muzycznego —
część z nich przejęła uniwersalistyczny język muzyki
francuskiej, a pozostali tworzyli własny, równie nowo-
czesny język na podłożu polskiego folkloru, w czym
niewątpliwie widać inspirację postawą Szymanowskie-
go. Większość młodych po zakończeniu studiów po-
wróciła do kraju, a ci, którzy pozostali w Paryżu
(R. Palester, A. Szałowski) stali się częścią tamtejszej
coraz liczniejszej polskiej kolonii artystycznej. Do wy-
buchu II wojny światowej reprezentanci różnych od-
mian neoklasycyzmu zajęli centralne miejsce w nowo-
czesnej polskiej twórczości muzycznej. Osiągnięcia
kompozytorów zaliczanych do neoklasyków (lub choć-
by do nich zbliżonych) były znaczne — utwory Per-
kowskiego (Sinfonietta, I koncert skrzypcowy), Bace-
wiczówny czy Palestra należały do najlepszych dzieł
szkoły paryskiej, a Uwertura Szałowskiego (1936)
uważana bywa za najlepsze w ogóle dzieło neoklasycy-
styczne. Wśród prac kompozytorów zainspirowanych
folklorem na czoło wysuwają się dzieła S. Wiechowi-
cza, szczególnie jego pieśni chóralne oraz rondo sym-
foniczne Chmiel (1926). Dużą niezależność stylistyczną
wykazywali M. Kondracki, także chętnie sięgający do
folkloru (Mała symfonia góralska, Suita kurpiowska),
oraz T. Z. Kassern (Koncert na sopran i orkiestrę
1928). Specyficzny katalog różnych wpływów przed-
stawiała wczesna twórczość Jana Adama Maklakiewi-
cza. Jego próby archaizujące (Koncert wiolonczelowy
na tematy gregoriańskie 1929) sąsiadowały z dziełami
opartymi na skalach wschodnich (Pieśni japońskie
1930) i utworami impresjonistycznymi (Concerto quasi
una fantasia 1928). W początkach lat 30. Maklakiewicz
dokonał uproszczenia swego języka, dążąc do tworze-
nia muzyki dla mas (Pieśń o chlebie powszednim 1931,
pieśni chóralne).
Podczas gdy szeroko rozumiany neoklasycyzm
zdobył wśród polskich kompozytorów sporą popular-
ność, to drugi z rodzących się wówczas kierunków —
dodekafonia — został właściwie odrzucony. Jedynym
konsekwentnym jej reprezentantem był lwowski twórca
Józef Koffler, który już w 1926 r. komponował utwory
serialne według Schönbergowskich reguł (15 wariacji
szeregu dwunastu tonów 1927, Trio smyczkowe 1928,
kantata kameralna Miłość 1931, 4 symfonie). Jego
awangardowa twórczość (choć i w jego muzyce nie
brak zbieżności z neoklasycyzmem), ceniona poza gra-
nicami kraju, w Polsce była słabo znana i nie doczekała
się zrozumienia.
Nieco podobny był los wielu Polaków, którzy po
paryskich studiach nie powrócili już do kraju i zajęli
poważną pozycję wśród kompozytorów w Niemczech
(Karol Rathaus), Francji (Aleksander Tansman) czy
USA (Feliks Roderyk Łabuński). Podkreślali oni na
różne sposoby swoje związki z krajem pochodzenia, ale
w Polsce recepcja ich muzyki — zbyt nowoczesnej na
gusta krajowej krytyki — była mniej niż skromna.
Nie należy jednak tracić z oczu elitarności wszyst-
kich opisanych sporów i muzyki, których one dotyczy-
ły. Mimo stopniowo rosnącej liczby orkiestr i wykonań,
mimo sporej ilości czasu antenowego, który Polskie
Radio poświęcało rodzimej twórczości, poza głównymi
miastami współczesna muzyka poważna pozostawała w
zasadzie nieznana. Rozdźwięk pomiędzy często nieła-
twą w odbiorze „wysoką” muzyką współczesną a gu-
stami i potrzebami masowego słuchacza był zresztą za-
uważany zarówno przez krytykę, jak i przez część mu-
zyków lat 30. Niektóre dzieła S. Wiechowicza,
J. A. Maklakiewicza, T. Szeligowskiego czy Feliksa
Rybickiego, którzy nie rezygnowali ze wszystkich zdo-
byczy współczesnego warsztatu kompozytorskiego, by-
ły jednak przez nich programowo uproszczone i obli-
czone na masowego słuchacza.
Generalnie w muzyce nawet najważniejsze wyda-
rzenia polityczne znajdowały słabe odbicie, choć
oczywiście podczas wojny polsko-bolszewickiej kom-
pozytorzy (nie wyłączając Karola Szymanowskiego)
zaangażowali się w akcję propagandową, pisząc muzy-
kę do licznych pieśni żołnierskich, a przez cały okres
międzywojenny powstawały proste suity (np. chóralna
Suita legionowa Stanisława Kazury do tekstów Edwar-
da Słońskiego), złożone z opracowań popularnych pie-
śni patriotycznych i wojskowych. Nigdy jednak nie po-
wstały muzyczne ekwiwalenty powieści Struga czy
Kadena-Bandrowskiego, obrazów Kossaka czy monu-
mentalnych pomników, choć nie oznacza to, że próby
takie w ogóle się nie pojawiały. Do nielicznych utwo-
rów będących jakąś formą doraźnej reakcji na zacho-
dzące wydarzenia należą np. Kantata na sprowadzenie
Słowackiego E. Rybickiego (1927), napisane po śmierci
J. Piłsudskiego Żałobny poemat Bolesława Woytowicza
(1935) i Ostatnie werble J. A. Maklakiewicza (1936),
a także Epitafium na śmierć Karola Szymanowskiego T.
Szeligowskiego (1937) czy powstała w 1938 Zaolziań-
ska fantazja na chór i orkiestrę Anny Marii Klechniow-
skiej.
W Polsce ingerencja czynników państwowych
w twórczość muzyczną była znikoma, inaczej niż miało
to miejsce w drugiej połowie lat 30. np. w Niemczech
i ZSRR. W gronie najbardziej zainteresowanych także
nie było tendencji do osłabienia istniejącego plurali-
zmu. Pod koniec lat 30., w związku z podjętymi
w Niemczech i ZSRR próbami walki z nowoczesną
muzyką, doszło w Polsce do rozpisania przez wpływo-
we czasopismo „Muzyka Polska” ankiety na temat
swobody twórców. Było charakterystyczne, że nawet
radykalni przeciwnicy nowych prądów wypowiedzieli
się stanowczo przeciwko zwalczaniu awangardy na
drodze administracyjnej.
Niezależnie od polskiego rozwijało się życie mu-
zyczne mniejszości narodowych, m.in. ukraińskiej. Ob-
ok twórców starszego pokolenia, jak Denis Siczyński,
zasłużony również jako twórca i dyrygent chórów ukra-
ińskich, we Lwowie działali m.in. pochodzący z Jaro-
sławia Stanisław Ludkiewicz — długoletni dyrektor
ukraińskiego Konserwatorium im. Mykoły Łysenki,
twórca utworów opartych na folklorze ukraińskim
(Symfonia przykarpacka, Rapsodia galicyjska, opraco-
wania pieśni ludowych) oraz pochodzący z Tarnopola
Wasyl Barwiński (Barwinśkyj) — kompozytor, pianista
i muzykolog, autor m.in. Rapsodii ukraińskiej, patrio-
tycznych kantat i pieśni, również długoletni wykładow-
ca Konserwatorium im. M. Łysenki. Ważną rolę w kul-
tywowaniu i rozwoju muzyki ukraińskiej odgrywały
liczne chóry, nie ulega jednak wątpliwości, że w opi-
sywanym okresie centrum rozwoju muzyki ukraińskiej
stanowił nie polski Lwów, ale sowiecki Kijów.
Słabiej widoczny był rozwój profesjonalnej świec-
kiej (czy raczej — poza- synagogalnej) muzyki żydow-
skiej, pozbawionej poważniejszego zaplecza wyko-
nawczego (choć w poszczególnych miastach tworzono
żydowskie towarzystwa muzyczne, przy których z kolei
okresowo działały chóry bądź orkiestry kameralne).
Spomiędzy kompozytorów związanych wyłącznie
z muzyką żydowską warto wymienić działającego
w Kielcach i Warszawie Leona Wajnera.
Odzyskanie niepodległości, jak już wspomniano,
nie było równoznaczne z radykalnymi zmianami w kie-
runkach twórczości polskich artystów, jednak bez wąt-
pienia należy je uznać za korzystne. Kompozytorzy,
którzy nie byli w stanie utrzymać się z honorariów au-
torskich, zostawali na ogół dyrygentami, profesorami
konserwatoriów oraz kierownikami muzycznymi tea-
trów lub chórów. Nie rozwiązywało to wszystkich kło-
potów tych środowisk, gdyż liczba dodatkowych miejsc
pracy była jednak ograniczona, bo instytucji takich, lo-
kowanych w największych ośrodkach miejskich, nie
było zbyt wiele. Stałe sceny operowe istniały w War-
szawie, Poznaniu i Lwowie (okresowo w Krakowie
i Katowicach), a wszelkie trudności międzywojnia
przetrwały jedyne dwie filharmonie — warszawska
i lwowska (natomiast w wielu miastach funkcjonowały
zawodowe orkiestry). Więcej było konserwatoriów mu-
zycznych (Warszawa, Poznań, Katowice, Łódź, Kra-
ków, Lwów i Wilno). Obok działających od początku
XX w. katedr muzykologii przy uniwersytetach w Kra-
kowie i Lwowie powstała (1922) w Poznaniu nowa,
o ukierunkowaniu bardziej etnomuzykologicznym. Ist-
niało także kilka specjalistycznych czasopism, wśród
których na czoło wysuwał się opiniotwórczy miesięcz-
nik „Muzyka” (1924-1938). Nie udało się natomiast
uruchomić państwowego wydawnictwa muzycznego
i kompozytorzy polscy, podobnie jak w XIX w., swe
ważniejsze utwory publikowali za granicą, głównie
w Niemczech i Francji.
Polska liczyła się w muzycznym środowisku mię-
dzynarodowym. Dostrzegano m.in. dokonania twórców
oraz organizowane konkursy dla wykonawców — Mię-
dzynarodowy Pianistyczny im. E Chopina (1927, 1932,
1935) i Międzynarodowy Skrzypcowy im. H. Wieniaw-
skiego (1935). Swoistym wyrazem uznania i dużym
wyróżnieniem było powierzenie Polsce zorganizowania
XVII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współcze-
snej (1939).
W podnoszeniu kultury muzycznej społeczeństwa
dużą rolę odegrała szkoła, gdyż lekcje muzyki i śpiewu
należały do zajęć obowiązkowych. Bardzo ważne było
także radio, które co prawda większość czasu anteno-
wego poświęcało na nadawanie muzyki poważnej, ale
w szerokim zakresie uwzględniało także muzykę popu-
larną, zdobywającą sobie olbrzymie rzesze zwolen-
ników, przy czym warto wspomnieć, że część jej ów-
czesnych dokonań jest znana do dziś. Do najbardziej
popularnych twórców w tej kategorii należeli m.in.
Zygmunt Karasiński i Szymon Kataszek (Każdemu
wolno kochać), Artur i Henryk Goldowie (Jesienne ró-
że) oraz niezwykle wszechstronny Henryk Wars (Mi-
łość ci wszystko wybaczy, Umówiłem się z nią na dzie-
wiątą). Zawrotną wręcz karierę zrobiły kompozycje Je-
rzego Petersburskiego, np. Ta ostatnia niedziela, Już
nigdy..., Młodym być..., a zwłaszcza Tango milonga,
które pod zmienionym tytułem (Donna Clara) stało się
światowym przebojem. Dużą popularność tym i wielu
innym piosenkom zapewniał także fakt, że teksty do
nich wychodziły spod pierwszych piór w kraju, m.in.
pisali je Julian Tuwim (Miłość ci wszystko wybaczy),
Marian Hemar, Andrzej Włast i Emanuel Schlechter.
Dzięki takim szlagierom ogólnopolską sławę zdobył
Chór Dana (Władysława Dan-Daniłowskiego).
Twórcy muzyki popularnej przyczynili się również
do rozbudzenia w Polsce zainteresowania jazzem, tym
bardziej że różnice między jego ówczesnym brzmie-
niem a muzyką popularną były niewielkie. Pierwszy
zespół jazzowy utworzyli w 1922 r. Z. Karasiński,
Sz. Kataszek i J. Petersburski. W repertuarze ówcze-
snych orkiestr jazzowych dominowała muzyka tanecz-
na, a zwłaszcza styl swing, który przeważał w produk-
cjach publicznych orkiestr m.in. A. Gol- da, J. Peters-
burskiego, H. Golda, Z. Karasińskiego i E Melodysty.
Muzykę jazzową, podobnie jak popularną, propagowa-
ły wytwórnie płytowe (np. Odeon, Syrena-Record, Sy-
rena-Electro).
Oddzielny i chyba najszerszy nurt muzyczny, choć
trudny nawet do statystycznego ujęcia, tworzyły szero-
ko rozumiane zespoły amatorskie: orkiestry, kapele,
chóry. Były one wyjątkowo liczne. Wiele z nich po-
wstało jeszcze w XIX w. Zakładano je z inicjatywy
miejscowych entuzjastów (np. Orkiestra Włościańska
Karola Namysłowskiego), organizacji i stowarzyszeń
regionalnych zainteresowanych zachowaniem i kulty-
wowaniem rodzimego folkloru, wojska, instytucji i or-
ganizacji społecznych (straże ogniowe), religijnych (or-
kiestry i chóry kościelne, cerkiewne, synagogalne itd.)
oraz organizacji kulturalnych powiązanych z partiami
i stronnictwami (np. TUR i ZMW RP „Wici”).
9. SZTUKI PLASTYCZNE
Na kształtowanie życia kulturalnego wpływały
w istotny sposób sztuki plastyczne. Docierały one do
odbiorcy różnymi drogami: za pośrednictwem obrazów
(w oryginale lub częściej jako kopie), grafiki, plakatu,
dokonań rzeźbiarzy i architektów. Dzieła te reprezen-
towały różne style, przekazywane były w rozmaitych
formach i oczywiście miały niejednakową wartość arty-
styczną. Wszystkie one, choć nie w równym stopniu,
wpływały na odczucia artystyczne odbiorców i kształ-
towanie ich poglądów na sztukę. Najbardziej elitarny
charakter, niezależnie od prezentowanych kierunków,
miało malarstwo, z którym najczęściej kontakt mieli
mieszkańcy największych i dużych ośrodków miej-
skich. Szerszy zasięg oddziaływania, głównie za po-
średnictwem bardziej lub mniej udanych pomników,
miała rzeźba. Najszerszy był zasięg odbioru architektu-
ry, także ze względu na masowość dokonań w tej dzie-
dzinie.
Wydaje się jednak, że odzyskanie niepodległości
nie spowodowało radykalnego zwrotu w kierunkach
twórczości plastycznej. W znacznym stopniu do mino-
wały w niej tendencje z okresu wcześniejszego (impre-
sjonizm), powstające zaś w opozycji do nich i zaliczane
już do dorobku II Rzeczypospolitej nurty awangardowe
także zaczęły się rozwijać znacznie wcześniej. Przełom
listopadowy miał natomiast inne istotne konsekwencje,
podobnie zresztą jak i w pozostałych dziedzinach życia.
Bez wątpienia przyspieszył procesy integracyjne śro-
dowiska artystycznego, choć powstające grupy twórcze
miały nadal w większości charakter lokalny i związane
były z większymi miastami (Warszawa, Kraków, Łódź,
Lwów, Wilno). Widomą oznaką zmian stało się po-
wstanie grupujących osoby związane ze sztukami pla-
stycznymi (malarzy, rzeźbiarzy i plastyków) ogólno-
polskich organizacji, z których połączenia powstał
w 1933 r. Związek Zawodowy Polskich Artystów Pla-
styków. Był on jednak od początku rozsadzany pogłę-
biającymi się z upływem czasu sprzecznościami kon-
cepcyjnymi i pokoleniowymi, które doprowadziły m.in.
do powstania konkurencyjnej organizacji — Bloku Za-
wodowego Artystów Plastyków (1935). Przejawem
różnicy zdań były także widowiskowe konflikty, głów-
nie młodszego pokolenia malarzy, z właścicielami sa-
lonów wystawowych — np. w 1927 r. na znak protestu
przeciwko decyzjom zarządu krakowskiego Towarzy-
stwa Przyjaciół Sztuk Pięknych o rozdziale nagród
i wyróżnień większość miejscowego środowiska
uchwaliła i przeprowadziła trwający kilka miesięcy
bojkot jego pomieszczeń. Podobne przyczyny legły
u podstaw powstania w Warszawie Instytutu Propagan-
dy Sztuki (1930), stawiającego sobie za cel promowa-
nie kultury plastycznej i sprawowanie mecenatu nad
twórczością artystyczną. Instytutowi udało się nawet
wybudować własny salon wystawowy jako alternatywę
dla „nieuznawanego” gmachu Towarzystwa Zachęty
Sztuk Pięknych. W pierwszej połowie lat 30. doszło
także do bojkotu salonów wystawowych Towarzystw
Przyjaciół Sztuk Pięknych we Lwowie i Krakowie,
oskarżanych o wspieranie nurtów zachowawczych.
Niezależnie od tych kontrowersji widoczne były
pozytywne efekty posiadania własnego państwa, umoż-
liwiającego poszerzanie i rozwój środowisk słabiej
rozwiniętych. Istotne znaczenie miało także pojawienie
się mecenatu państwa, nawet jeżeli nie zostały spełnio-
ne duże oczekiwania związane z utworzeniem Mini-
sterstwa Sztuki i Kultury, a także nadzieje na silniejsze
wsparcie w formie bezpośrednich dotacji i stypendiów
(choć i to się zdarzało). Artyści dopiero rozpoczynający
karierę borykali się też nieustannie i niejako tradycyjnie
z kłopotami finansowymi, nasilającymi się zwłaszcza
w okresach trudności gospodarczych. Stąd też na po-
czątku lat 30. w wielu salonach pojawiły się przy nie-
których pracach karteczki — jak donoszono „na wzór
Paryża” — informujące, że autor gotów jest oddać swe
dzieło „za ubranie, bieliznę, materiały malarskie itp.”
Nowa, niełatwa rzeczywistość umożliwiała jednak arty-
stom prezentowanie ich dzieł także za granicą. Państwo
starało się też łagodzić problemy finansowe środowisk
twórczych, składając zamówienia architektom, rzeźbia-
rzom i malarzom na opracowanie projektów licznych
nowo wznoszonych reprezentacyjnych budowli rządo-
wych lub na upiększanie ich fasad i wnętrz. Istotne było
również to, że na arenie międzynarodowej dorobek ar-
tystów pojawiał się jako emanacja sztuki polskiej, a nie
rosyjskiej, austriackiej czy niemieckiej. Pierwsze wiel-
kie i udane wystąpienie tego typu miało miejsce na
Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych
i Przemysłu Współczesnego w Paryżu (1925), w czasie
której swe prace zaprezentowało ok. 300 polskich
twórców Zostały one ocenione bardzo wysoko, skoro
aż 172 otrzymały nagrody i wyróżnienia. W okresie
późniejszym promocją artystów poza granicami zaj-
mowało się utworzone w 1926 r., tuż po zamachu ma-
jowym, Towarzystwo Szerzenia Sztuki Polskiej Wśród
Obcych, powiązane organizacyjnie z Ministerstwem
Spraw Zagranicznych oraz Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego. Jego działalność budziła
w sferach artystycznych liczne zastrzeżenia, najczęściej
ze względu na to, że przy doborze propagowanych prac
nie zawsze kierowano się wyłącznie względami mery-
torycznymi, ale także ogólnymi zasadami polityki
„państwowotwórczej”. Niemniej jednak dorobek Towa-
rzystwa (kilkaset wystaw zagranicznych) był bez wąt-
pienia imponujący.
Zakończenie okresu walki o niepodległość i budo-
wania własnego państwa wpłynęło, podobnie jak w lite-
raturze, na zmianę nastawienia środowisk artystycz-
nych do rzeczywistości i swych powinności. Część
twórców uznała, że nie musi już przypominać wielkich
wydarzeń z przeszłości i budzić dumy narodowej oraz,
co silnie jeszcze przejawiało się w okresie wojenno-
legionowym, agitować za włączaniem się do walki na-
rodowowyzwoleńczej. Wraz ze zrzuceniem, jak pisał
poeta, „płaszcza Konrada”, można było zająć się bar-
dziej uniwersalnymi problemami, nurtującymi sztukę
w Europie i świecie. Nie oznacza to jednak, że całko-
wicie zrezygnowano z nawiązywania do tak żywego
w społecznej pamięci czasu walk o niepodległość i gra-
nice. Przypominały o tym np. obrazy Stanisława Bagiń-
skiego (Rozbrajanie Niemców przed Komendą Główną
w Warszawie), Leona Wróblewskiego (Powstańcy
wielkopolscy przed Bazarem w Poznaniu), Wojciecha
Kossaka (cykl obrazów poświęcony „orlętom lwow-
skim” oraz Straż nad Wisłą — Czuwaj, Pościg za bol-
szewikami, Zaślubiny Polski z morzem), Jerzego Kossa-
ka (Cud nad Wisłą, Bitwa pod Komarowem), Antonie-
go Bartkowskiego (Śmierć ks. Skorupki), Stanisława
Batowskiego (Zadwórze — polskie Termopile). Były
one szeroko propagowane, m.in. za pośrednictwem sto-
jących na wysokim poziomie edytorskim widokówek.
Inni twórcy dokumentowali aktualne wydarzenia. Do
takich należały płótna np. Zygmunta Wierdaka (Po-
grzeb rokitniańczyków) czy Mariana Nowickiego (Defi-
lada kawalerii na Błoniach — poświęcona jednemu
z najbardziej widowiskowych wydarzeń okresu mię-
dzywojennego, upamiętniającemu 250. rocznicę odsie-
czy wiedeńskiej).
Nie był to jednak kierunek dominujący. Pojawiają-
cy się w malarstwie jeszcze niekiedy naturalizm, zwany
wówczas realizmem obiektywnym, dążący do najwier-
niejszego kopiowania odtwarzanej rzeczywistości,
z programowym wyłączeniem własnych odczuć i na-
strojów, był już nurtem właściwie bez znaczenia. Owa
idealizowana dokładność i wierność szczegółom nie
mogła bowiem wytrzymać konkurencji z nowymi tech-
nikami, zwłaszcza z fotografią. Wydaje się, że w
pierwszych latach niepodległości dominujące znaczenie
miała polska odmiana impresjonizmu. Kierunek ten
przeżywał rozkwit na przełomie XIX i XX w., a jego
najważniejszą ostoją, także przez większość dwudzie-
stolecia, było założone w 1897 r. w Krakowie Towa-
rzystwo Artystów Polskich „Sztuka”, którego autorytet
i znaczenie podnosił fakt, że dominowali w nim profe-
sorowie krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z To-
warzystwem związani byli głównie malarze, ale nie
brakowało tu także rzeźbiarzy, a nawet architektów.
Należeli do niego m.in. Teodor Axentowicz, Olga Bo-
znańska, Xawery Dunikowski (rzeźbiarz), Julian Fałat,
Konstanty Laszczka (rzeźbiarz), Jacek Malczewski, Jó-
zef Mehoffer, Fryderyk Pautsch, Ferdynand Ruszczyc,
Kazimierz Sichulski, Adolf Szyszko-Bohusz (archi-
tekt), Wojciech Weiss i Leon Wyczółkowski. Co praw-
da zarówno sam kierunek, jak i znaczna część twórców
z nim związanych najświetniejsze dokonania miała już
za sobą.
Opozycja wobec impresjonizmu, pojawiająca się
już przed I wojną światową (np. wystawy niezależ-
nych), systematycznie przybierała na sile. Uwi-
daczniało się to w powstawaniu coraz to nowych grup,
prezentujących różne koncepcje, ale zwarcie występu-
jących przeciw uznanym autorytetom i dążących do
przeszczepienia na grunt polski europejskich nowinek.
Międzywojnie było krótkim okresem historycznym
i nie dopracowano się w tym czasie własnego oryginal-
nego stylu, z którym mogłoby być identyfikowane,
choć liczba propozycji była znaczna. Większość z nich
okazała się krótkotrwałymi, choć czasami hałaśliwymi
modami i nie pozostawiła po sobie liczących się doko-
nań, a możliwości rozwoju innych przerwała wojna.
Wszystkie one wywarły jednak pewien wpływ na kul-
turę plastyczną.
Pierwsze antyimpresjonistyczne formacje, grupują-
ce malarzy, pisarzy, publicystów i rzeźbiarzy zaczęły
powstawać już w czasie I wojny światowej. Do nich na-
leżała np. grupa „Bunt”, skupiona wokół wspomniane-
go czasopisma poznańskiego „Zdrój”, hołdująca docie-
rającym na ziemie polskie za pośrednictwem Niemiec
prądom ekspresjonistycznym. „Zdrój” nie przetrwał
zbyt długo i grupa rozpadła się w 1922 r. Równie krótki
był żywot zespołu stworzonego przez młodych arty-
stów krakowskich (1917-1922), propagujących kult
„czystej formy”, stąd też nazywanych Formistami, choć
sami początkowo nazywali się Polskimi Ekspresjoni-
stami. Ich organem było nieregularnie ukazujące się
czasopismo „Formiści” (1919-1921), wydawane i reda-
gowane przez Tytusa Czyżewskiego. Do grupy tej, po-
za wspomnianym redaktorem, należeli m.in. Andrzej
i Zbigniew Pronaszkowie, Leon Chwistek, Stanisław
Ignacy Witkiewicz, Władysław Skoczylas i August
Zamoyski (rzeźbiarz). Formiści działali krótko, nie byli
grupą jednorodną, nie mieli wspólnego poglądu na
sztukę, o czym świadczyły np. spory dwóch najwięk-
szych teoretyków grupy — L. Chwistka i Witkacego,
ale mimo to wnieśli do środowiska artystycznego oży-
wienie owocujące jeszcze przez wiele lat, dali też im-
puls do powstawania kolejnych grup, często równie
krótkotrwałych, które łączyła przede wszystkim wspól-
na niechęć do tradycyjnych form wyrazu. Przejawiło
się to np. powstaniem warszawskiego Rytmu — naj-
trwalszej formacji lat 20. Znalazła się w nim część
Formistów (np. Z. Pronaszko, K. Winkler, W Sko-
czylas, Eugeniusz Zak), a największymi pozaformi-
stycznymi osobowościami byli m.in. Roman Kramsz-
tyk, Zofia Stryjeńska i Henryk Kuna (rzeźbiarz),
a przede wszystkim Ludomir Ślendziński.
Skupiający większość wybitnych artystów Rytm,
który wywarł chyba największy wpływ na malarstwo
lat 20., odchodził zarówno od koncepcji formistycz-
nych, jak i ekspresjonistycznych. Jego zwolennicy bar-
dzo chętnie sięgali do folkloru. Jeszcze wyraźniej anty-
impresjonistyczne tendencje zaznaczyły się w twórczo-
ści powstałej ok. 1925 r. tzw. szkoły wileńskiej zgru-
powanej wokół L. Ślendzińskiego, nawiązującej do
osiągnięć włoskiego quattrocenta. Antyformistyczny
charakter miały również grupy artystyczne pojawiające
się w Warszawie, znajdujące się pod przemożnym
wpływem Tadeusza Pruszkowskiego (profesora tamtej-
szej ASP) — Bractwo św. Łukasza (1925), Szkoła
Warszawska (1929), Loża Wolnomularska, Grupa
Czwarta (1936). Najdłużej istniejące Bractwo chętnie
nawiązywało do metod siedemnastowiecznego malar-
stwa holenderskiego. Wspólnym celem obu ośrodków,
w zasadzie niemożliwym jednak do zrealizowania, było
stworzenie jednej koncepcji sztuki narodowej.
Inny punkt widzenia prezentowały formacje awan-
gardowe, odwołujące się chętnie do eksperymentalnych
koncepcji sztuki rozwijanych wówczas głównie
w ZSRR, Niemczech i Francji. Jednym z najbardziej
znanych przywódców i propagatorów tego nurtu był
Władysław Strzemiński, z którego nazwiskiem łączy
się powstanie i działalność takich grup jak Blok (1924),
Praesens (1926) i a.r. (artyści rewolucyjni, 1929), ak-
centujących m.in. związek sztuki z konstrukcją i ma-
szyną. Wydaje się, że największym osiągnięciem
wspomnianych grup, a zwłaszcza „rewolucjonistów”,
było doprowadzenie do utworzenia w Lodzi Muzeum
Sztuki Współczesnej. Powstała w 1929 r. lwowska gru-
pa Artes chętniej niż do preferowanych przez środowi-
ska królewiackie kierunków mechanistycznych odwo-
ływała się do futuryzmu. Grupy awangardowe, cho-
ciażby z racji nieustannie podkreślanego bliskiego
związku problemów artystycznych i społecznych, miały
oczywiście także swoje oblicze polityczne. Najbliższa
była im lewica, nawet w wydaniu komunistycznym.
Powiązania te najsilniej prezentowała powstała w 1932
r. Grupa Krakowska, faktycznie powołana do życia
przez studiujących na ASP członków KPP i KZMP,
oraz utworzone dwa lata później w Warszawie ugru-
powanie Czapka Frygijska. Oba zresztą bardziej znane
były ze swych manifestów i raportów policyjnych niż z
dokonań artystycznych (nawet w zakresie gloryfikowa-
nej przez nie tzw. sztuki propagandowej).
Zupełnie inną drogę proponował najbardziej chyba
popularny i oryginalny w okresie międzywojennym
nurt tzw. kolorystów, przeszczepiający na polski grunt
doświadczenia francuskiego impresjonizmu, a zwłasz-
cza postimpresjonizmu. Miał on już dość długą trady-
cję, gdyż pierwsze prace jego prekursorów (Władysła-
wa Podkowińskiego, Józefa Pankiewicza) pojawiły się
w warszawskich salonach wystawowych już pod koniec
XIX w. Twórcy ci przywiązywali największą wagę do
prób wyrażania doznań emocjonalnych, towarzyszą-
cych artyście podczas bezpośredniego kontaktu z naturą
w czasie malowania obrazu. Mimo wyraźnych związ-
ków z francuskimi ustaleniami artyści polscy starali się,
podobnie jak i ich poprzednicy z kręgu impresjoni-
stycznego, wnieść do malowanych obrazów własne, in-
dywidualne odczucia. W okresie międzywojennym po-
wstało kilka wyjątkowo trwałych ugrupowań skupiają-
cych zwolenników koloryzmu, w Krakowie np. Cech
Artystów Plastyków „Jedno- róg” (1925-1935) i Zrze-
szenie Artystów Plastyków „Zwornik” (1929-1939),
a w Warszawie Grupa Artystów Plastyków „Pryzmat”
(1930-1939). Najsilniejsze piętno na koloryzmie odci-
snęli jednak tzw. kapiści. Terminem tym określane jest
grono uczniów Józefa Pankiewicza (profesora ASP
w Krakowie), którzy zawiązali w 1923 r. Komitet Pary-
ski (KP — stąd nazwa), stawiający sobie za cel bardzo
praktyczne zadanie — zgromadzenie funduszów umoż-
liwiających młodym artystom wyjazd do stolicy Francji
w celu pogłębienia wiedzy i zapoznania się z tamtej-
szymi zbiorami dziewiętnastowiecznej i dwudziesto-
wiecznej sztuki. Cel osiągnięto i w 1924 r. wyjechało
jedenaście osób, które zapoczątkowały coś w rodzaju
paryskiej filii ASP w Krakowie. Później dołączyli do
nich następni. W grupie tej znajdowali się m.in. Jan
Cybis (jej najbardziej reprezentatywny przedstawiciel),
Józef Czapski (bardziej znany jako pisarz), Hanna
Rudzka-Cybisowa, Zygmunt Waliszewski, Artur Nacht
(po wojnie używający nazwiska Samborski), Tadeusz
Piotr Potworowski. Do kraju wrócili dopiero po kilku
latach (1931). Potrafili stworzyć dość wyraźny pro-
gram, ale w swych dziełach stosowali różne metody.
Bardzo częstym motywem ich obrazów były martwe
natury, ale poza nimi na płótnach pojawiały się wszyst-
kie możliwe tematy.
Wspomniane kierunki i grupy malarskie nie obej-
mowały oczywiście wszystkich artystów. Niektórzy
szukali własnej drogi, nie dając się wcisnąć w mniej lub
bardziej skonkretyzowane prądy. Najwybitniejszym
przedstawicielem tych „niezależnych” był chyba Tade-
usz Makowski, który stworzył swój własny styl, zdo-
minowany przez dzieci-ludziki w spiczastych czapecz-
kach.
Ważną dziedziną twórczości okresu międzywojen-
nego, w różnym stopniu powiązaną z rozmaitymi kie-
runkami malarstwa, była grafika. Na tym polu zazna-
czył się przede wszystkim dorobek Leona Wyczółkow-
skiego i Władysława Skoczylasa (obaj wychowali także
całe pokolenie grafików działających już po II wojnie
światowej). Prądy pojawiające się w malarstwie i grafi-
ce siłą rzeczy znalazły odbicie także w plakacie pol-
skim, cieszącym się już wówczas dobrą opinią. Najczę-
ściej propagowano za jego pośrednictwem polskie
uzdrowiska, ale także zapowiadano wystawy artystycz-
ne i architektoniczne lub włączano się, zwłaszcza
w czasie kampanii wyborczych, w walkę polityczną.
Wydaje się, że najpowszechniejsze były jednak te odbi-
jane w mniejszym formacie, w postaci starannie opra-
cowanych tzw. znaczków kwestarskich i nalepek
okiennych, rozprowadzane rokrocznie np. z okazji 3
Maja w masowych nakładach przez Towarzystwo
Szkoły Ludowej, Towarzystwo Czytelni Ludowych
i Polską Macierz Szkolną. Umieszczano na nich na
ogół te same motywy (najczęściej orła), ale sposób ich
przedstawienia wiernie oddawał tendencje dominujące
w sztuce.
Dzieła malarskie znane były stosunkowo niewiel-
kiemu kręgowi społeczeństwa, ograniczonemu głównie
do środowisk twórczych oraz publiczności odwiedzają-
cej sale wystawowe i galerie sztuki w większych mia-
stach. Jak już wspomniano, do szerokich rzesz ludności
docierały przede wszystkim za pośrednictwem wido-
kówek, ale dotyczyło to zwłaszcza autorów uwzględ-
niających nurt patriotyczno-niepodległościowy. Popu-
larne były także motywy ludowe, uwzględniane w pro-
pagandowych wydawnictwach TSL, m.in. na kartkach
wydawanych masowo z okazji Bożego Narodzenia czy
Wielkiej Nocy. Wydaje się, że m.in. dzięki nim znaczą-
co wzrosła popularność Zofii Stryjeńskiej.
Trochę inaczej wyglądały dokonania rzeźbiarzy,
związanych z wszystkimi możliwymi grupami twór-
czymi. Z częścią ich prac (nawet bardzo wartościo-
wych), np. Augusta Zamoyskiego (cenione przez kry-
tyków akty kobiece), Henryka Kuny (Rytm, Jutrzenka),
Edwarda Wittiga (Nike Polska, Wenus), Xawerego Du-
nikowskiego (Głowy wawelskie), podobnie jak w przy-
padku dokonań większości malarzy, zapoznawali się
tylko nieliczni. Jeszcze mniejszy oddźwięk znajdował
dorobek artystów awangardowych, np. Katarzyny Ko-
bro, czy forsujących własne oryginalne wiqe, jak Stani-
sław Szukalski („Stach z Warty”), usiłujący połączyć
motywy indiańskie i prasłowiańskie. Dla olbrzymiej
większości mieszkańców Polski spotkanie z rzeźbą by-
ło jednak częstsze niż z obrazem, głównie dzięki roz-
licznym pomnikom i tablicom pamiątkowym (w wielu
wypadkach płaskorzeźbom) pojawiającym się w naj-
bardziej uczęszczanych punktach miast i miasteczek
i trafiających w ogromnej części na kartki pocztowe, co
dodatkowo zwiększało ich popularność.
Wartość artystyczna owych rzeźb była bardzo róż-
na, zwłaszcza w pierwszych miesiącach i latach niepod-
ległości, kiedy to najczęściej zadowalano się usunię-
ciem z postumentu wizerunku zaborczego władcy
i umieszczeniem na tym miejscu orła lub popiersia za-
służonej polskiej osobistości (najczęściej J. Piłsudskie-
go). W okresie późniejszym pojawiły się już oryginal-
ne, starannie zaprojektowane pomniki, których autora-
mi niejednokrotnie byli znani artyści. Należały do nich
m.in. Edwarda Wittiga Pomnik lotnika i Pomnik peo-
wiaka w Warszawie oraz Pomnik Lisa-Kuli w Rzeszo-
wie, Jana Raszki Czwórka w Kielcach czy Konstantego
Laszczki Pomnik J. Piłsudskiego w Zaleszczykach.
Najwięcej powstało ich chyba na terenie byłego zaboru
rosyjskiego i pruskiego, gdyż w poprzednim okresie,
inaczej niż w Galicji, upamiętnianie ważnych wydarzeń
narodowych nie było tam możliwe. Niejednokrotnie
przypominały one o walkach powstańczych z XIX w.
(np. warszawskie pomniki Francesca Nulla, Jana Kiliń-
skiego czy Józefa Sowińskiego), choć najczęściej o la-
tach 1914-1921. Jednym z największych dokonań tego
typu był Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie, za-
projektowany przez Stanisława Ostrowskiego — będą-
cy zarówno założeniem architektonicznym, jak i po-
mnikiem utrwalającym pamięć o tysiącach bezimien-
nych bohaterów poległych w latach zaborów w walce
o wolność. W listopadzie 1925 r. złożono w nim zwłoki
niezidentyfikowanego żołnierza poległego w 1920 r.
pod Zadwórzem oraz urny z ziemią z innych pól bitew-
nych, których nazwy zapisano na marmurowych tabli-
cach. Podobny charakter miał kompleks pomnikowy
wzniesiony w latach 1922-1938 według projektu Ru-
dolfa Indrucha na wydzielonej części cmentarza Łycza-
kowskiego, który utrwalił się w świadomości narodo-
wej jako cmentarz Obrońców Lwowa. Wydaje się jed-
nak, że najpopularniejsze były jednak tzw. Pomniki
Niepodległości, wznoszone masowo we wszystkich
częściach ziem polskich przez cały okres międzywo-
jenny i na ogół bardzo do siebie podobne — zazwyczaj
był to wysoki postument o kształcie graniastosłupa,
okrągłej kolumny, trójkątnego obelisku (lub kompozy-
cji złożonej z tych figur), zwieńczony zrywającym się
do lotu orłem (np. w Delatynie, Grodnie, Wołkowysku,
Kielcach, Nawojowej Górze koto Krzeszowic). Ponad-
to powstawały monumenty poświęcone różnym forma-
cjom wojskowym, najczęściej Legionom Polskim, np.
najbardziej chyba znana wspomniana już kielecka
Czwórka J. Raszki. Upamiętniano także, najczęściej
w Warszawie, ofiarę złożoną przez członków POW
(E. Wittig), Dowborczyków (Michał Kamieński), po-
wstańców górnośląskich, żołnierzy z niektórych ro-
dzajów wojsk, np. saperów (Mieczysław Lubelski) czy
lotników (E. Wittig). Od roku 1936 zaczęły także po-
wstawać pomniki Czynu Chłopskiego, przypominające
wkład najliczniejszej grupy żołnierzy walczących
o niepodległość. Niektóre wznoszono, aby uczcić pa-
mięć konkretnych osób, np. poległego w Torczynie
w starciu z Ukraińcami Leopolda Lisa-Kuli czy ks.
Skorupki na miejscu jego śmierci w Ossowie w czasie
bitwy warszawskiej, ale bez wątpienia najczęściej po-
święcano je J. Piłsudskiemu — w połowie 1935 r. sta-
nęły już w 23 miastach, a można przypuszczać, że do
wybuchu wojny liczba ta znacznie się powiększyła.
W tej grupie wybijał się, przynajmniej pod względem
rozmiarów, monument w Tarnopolu, wzniesiony we-
dług projektu Apolinarego Głowińskiego. Trochę
mniej, w odróżnieniu od poprzedniego okresu, powsta-
ło dzieł upamiętniających ludzi nauki i kultury. Także
i na tym polu przodowała Warszawa, przyozdobiona
w międzywojniu m.in. zaprojektowanym przez Wacła-
wa Szymanowskiego pomnikiem Fryderyka Chopina
w Łazienkach oraz Wojciecha Bogusławskiego autor-
stwa Jana Szczepkowskiego, ustawionym przed Tea-
trem Narodowym. W Krakowie odsłonięto pomnik Jó-
zefa Dietla dłuta X. Dunikowskiego, ale już zaprojek-
towany przez Z. Pronaszkę pomnik Mickiewicza
w Wilnie, jako zbyt awangardowy, nigdy nie został wy-
konany, a wystawiona w 1924 r. makieta po paru latach
uległa zniszczeniu.
Najpowszechniej dostrzegane były zmiany w ar-
chitekturze. Także i tu, podobnie jak w malarstwie
i rzeźbie, uwidaczniały się zróżnicowane kierunki oraz
równie ważne indywidualne koncepcje twórców — od
prób stworzenia oryginalnego stylu polskiego pod no-
śnym hasłem „nowa architektura dla nowego państwa”,
poprzez usiłowania przeszczepienia na grunt polski
awangardowych rozwiązań pojawiających się na
wschodzie i zachodzie Europy, aż do wykorzystywania
doświadczeń historycznych. Ta różnorodność, general-
nie dobrze świadcząca o ówczesnych twórcach, przy-
nosiła niekiedy nie najlepsze rezultaty — np. budowana
od podstaw Gdynia (z licznymi gmachami użyteczności
publicznej i jeszcze liczniejszymi mieszkalnymi), która
mogła stać się wyjątkowym pomnikiem architektonicz-
nym swoich czasów, okazała się niezbyt udanym zlep-
kiem sprzecznych koncepcji. Stało się tak prawdo-
podobnie dlatego, że podczas wznoszenia niezliczo-
nych wręcz gmachów o różnym przeznaczeniu bardziej
istotna była siła przebicia poszczególnych architektów
niż troska o jakość efektu końcowego. W mniejszym
stopniu kwestie te dotyczyły Stalowej Woli, zdomino-
wanej przez praktyczne budownictwo mieszkaniowe
i w zasadzie pozbawionej reprezentacyjnych budowli.
Problemy pojawiające się w Gdyni nie były wcale odo-
sobnione i borykać się z nimi musiało także wiele in-
nych ośrodków, np. Kraków. Zaprojektowany przez
cieszącego się w mieście wyjątkową estymą Adolfa
Szyszko-Bohusza gmach wiedeńskiego towarzystwa
ubezpieczeniowego „Feniks” w Rynku Głównym został
wzniesiony, mimo że od chwili pojawiania się projektu
budził liczne zastrzeżenia. Nie ustały one zresztą po
dzień dzisiejszy. Na tym tle bez wątpienia chlubnym
wyjątkiem był Kalisz, odbudowywany ze zniszczeń
wojennych według jednolitego i konsekwentnie reali-
zowanego projektu architektów Tadeusza Zielińskiego
i Zygmunta Wójcickiego. Równie interesująco zapro-
jektowano odbudowę Kazimierza Dolnego, która jed-
nakże do wybuchu II wojny światowej nie została za-
kończona.
Pierwsze lata po wielkiej wojnie zdominowane by-
ły przez zapoczątkowane w okresie wcześniejszym po-
szukiwania rodzimego stylu polskiego, dlatego też nad-
zwyczaj chętnie sięgano do elementów architektonicz-
nych występujących najczęściej w polskim krajobrazie,
czyli dawnych siedzib szlachecko-ziemiańskich, zbli-
żonych do nich wyglądem plebanii oraz karczem-
zajazdów. Efektem owych poszukiwań był uznawany
za najbliższy polskiej tradycji tzw. styl dworkowy
(zwany także narodowym eklektyzmem i narodowym
historyzmem), w którym często jako element zdobniczy
występowały łamane dachy, mansardy i ganki z kolum-
nami. Największą popularnością cieszył się on w po-
czątkach niepodległości. Wykorzystywano go budując
rezydencje wiejskie, ale także wolno stojące wille
w miastach (np. dom starosty w Sarnach), a nawet całe
dzielnice, np. tzw. kolonię oficerską na Żoliborzu
w Warszawie z charakterystyczną bryłą willi gen. Mie-
czysława Dąbkowskiego czy Osiedle Oficerskie
w Krakowie, a także w wielu miejscowościach na Kre-
sach Wschodnich, np. w Baranowiczach, Łucku i Rów-
nem. Próbowano go przenosić także do zwartej zabu-
dowy miejskiej i wówczas gmachy ozdabiano najczę-
ściej łamanymi dachami oraz bardziej lub mniej fine-
zyjnymi attykami. Styl dworkowy stosowano również
przy wznoszeniu od podstaw, odbudowywaniu lub
gruntownym przebudowywaniu obiektów użyteczności
publicznej, np. wyjątkowo zniszczonych w czasie woj-
ny dworców kolejowych (Nałęczów, Białystok, Prusz-
ków, Lublin). Znanymi przykładami narodowego histo-
ryzmu są gmachy Gimnazjum im. Bolesława Chrobre-
go w Warszawie i Collegium Chemicum w Poznaniu.
Znalazł on także odbicie w mozaice architektonicznej
Gdyni. Niekiedy, zgodnie z tą koncepcją, dokonywano
retuszu w wyglądzie już istniejących gmachów, np.
siedziby biskupów w Pelplinie, którą z ciężkawej pru-
skiej budowli przekształcono w klasycyzujący polski
pałac.
W drugiej połowie lat 20. chętnie sięgano do do-
robku polskiej sztuki stosowanej sprzed I wojny świa-
towej. W powstałym wówczas nurcie sąsiadowały ze
sobą dekoracyjność, elementy ludowego ciesielstwa
i kubizmu. Do propagatorów tego nurtu należał przede
wszystkim Jan Koszczyc-Witkiewicz (m.in. projektant
zespołu zabudowań Szkoły Głównej Handlowej
w Warszawie i Gimnazjum im. Mickiewicza w Pozna-
niu), choć poza granicami spopularyzował go Józef
Czajkowski, autor nagrodzonego złotym medalem pol-
skiego pawilonu na Międzynarodowej Wystawie Sztuki
Dekoracyjnej w Paryżu (1925). Znacznie rzadsze
w tym czasie były odwołania do tradycji malowniczo-
romantycznej. Jednym z niewielu przykładów mogła
być willa A. Szyszko-Bohusza w podkrakowskich
Przegorzałach, wzniesiona według jego projektu w la-
tach 1924-1926, przypominająca doskonale wkompo-
nowany w teren średniowieczny zameczek rycerski.
W rozwijającym się w Polsce budownictwie repre-
zentacyjno-monumentalnym przeważała maniera kla-
sycyzująca, do czego przyczyniła się w znacznym stop-
niu grupa architektów wywodząca się z petersburskiej
Akademii Sztuk Pięknych. Należeli do niej, poza
wspomnianym A. Szyszko-Bohuszem i J. Koszczyc-
Witkiewiczem, m.in. Marian Lalewicz, Oskar Sosnow-
ski, Paweł Wędziagolski i Wojciech Jastrzębowski. Do
najbardziej znanych przykładów tego budownictwa na-
leżą np. siedziba Pocztowej Kasy Oszczędności w Kra-
kowie oraz sąsiadujący z nią zwarty kompleks pięciu
budynków mieszkalnych dla pracowników tej instytucji
(A. Szyszko-Bohusz), gmachy Izby Skarbowej (Wa-
cław Krzyżanowski) i Banku Polskiego w Krakowie
(Ludwik Wojtyczko), siedziba Sejmu i Urzędu Woje-
wódzkiego w Katowicach (m.in. L. Wojtyczko i Kazi-
mierz Woyczyński) oraz Banku Rolnego w Warszawie
(M. Lalewicz).
Od początku lat 30. do budownictwa zaczął wkra-
czać nowy styl, częściowo uwzględniający awangar-
dowe koncepcje konstruktywizmu i funkcjonalizmu
rozwijające się m.in. w ZSRR, Niemczech, Holandii
i Francji. Ta „nowa architektura”, preferująca wznosze-
nie dużych bloków mieszkalnych zamiast dotychcza-
sowych jednorodzinnych domków, odrzucająca deko-
racyjność, narzucająca płaskie dachy i pozbawione
ozdób ściany, nadawała wznoszonym obiektom zgeo-
metryzowany, kubistyczny kształt, stąd też określana
była niekiedy mianem „stylu pudełkowego”. W więk-
szym niż dotychczas zakresie wykorzystywano przy
tym niektóre takie materiały jak szkło, metal i żelbet.
Standaryzacja połączona nawet z wykorzystaniem pre-
fabrykatów powinna była przyspieszyć tempo wzno-
szenia budynków. Wszystko to miało służyć konkret-
nemu celowi — zapewnieniu funkcjonalnych, a przede
wszystkim tanich mieszkań uboższym warstwom lud-
ności. Koncepcje owe spotkały się też z dużym zainte-
resowaniem spółdzielń mieszkaniowych i licznych to-
warzystw budowy tanich domów. Zgodnie z nimi po-
wstawały kolonie mieszkalne w wielu miastach, a jed-
nym z najbardziej znanych przykładów było osiedle
Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Żoliborzu.
W mniejszym stopniu te nowe tendencje znalazły
wyraz w budowlach użytku publicznego. Częściowo
wywarły wpływ na budownictwo sakralne (np. kościoły
Matki Bożej Zwycięskiej, św. Szczepana i św. Stani-
sława Kostki w Krakowie), gdyż Kościół niejako trady-
cyjnie najszybciej akceptował nowe rozwiązania archi-
tektoniczne. Jednak w bardzo licznie powstających w
latach 30. monumentalnych gmachach reprezentacyj-
nych dominował zmodernizowany klasycyzm, określa-
ny nawet niekiedy mianem „stylu II Rzeczypospolitej”.
Znalazł on wyraz w projektach autorstwa m.in. Rudolfa
Świerczyńskiego, Edgarda Nowertha, Bohdana Pniew-
skiego, Juliusza Żórawskiego i Wacława Krzyżanow-
skiego. Najwięcej budowli tego typu powstało w War-
szawie, np. Bank Gospodarstwa Krajowego, gmachy
Ministerstw Spraw Zagranicznych i Komunikacji czy
Instytut Wychowania Fizycznego. Wznoszono je także
w wielu innych miejscowościach, m.in. w Krakowie
(Biblioteka Jagiellońska, Muzeum Narodowe), Katowi-
cach (Muzeum Śląskie) oraz ośrodkach wczasowo-
wypoczynkowych — pensjonat Patria w Krynicy.
Osiągnięcia polskich architektów były dostrzegane
w świecie — np. polski pawilon na Międzynarodowej
Wystawie Sztuki i Techniki w Paryżu (1937) uzyskał
jedną z najwyższych ocen jury. Z równie ciepłym przy-
jęciem spotkał się także pawilon polski na Wystawie
Światowej w Nowym Jorku (1939).
Polskie sztuki plastyczne w okresie międzywojen-
nym rozwijały się bardzo dynamicznie. Dzięki pań-
stwowemu i społecznemu mecenatowi szybko nadra-
biano zaległości z czasów zaborów. Obok tradycyjnych
ośrodków twórczych (Warszawa, Kraków, Lwów) po-
jawiały się nowe, np. Poznań i Wilno. Polscy malarze,
rzeźbiarze i architekci prezentowali swój dorobek na
wystawach zagranicznych i odnosili tam sukcesy, m.in.
na organizowanych razem z olimpiadami konkursach
sztuki. Medalem złotym (Los Angeles, 1932) i srebr-
nym (Berlin, 1936) zostały uhonorowane rzeźby Józefa
Klukowskiego. W dziedzinie grafiki srebrny medal
uzyskała Janina Konarska (Los Angeles, 1932), a brą-
zowe W Skoczylas (Amsterdam, 1928) i Stanisław
Ostoja-Chrostowski (Berlin, 1936). Sami twórcy przy-
czyniali się do organizowania w Polsce dość częstych
wystaw artystów z innych krajów. Wszystko to umoż-
liwiało im zapoznawanie się z nowymi prądami poja-
wiającymi się we Francji, a także, zwłaszcza w latach
20., w Niemczech i Związku Radzieckim. Warto jednak
podkreślić, że na ogół, podobnie jak w minionej epoce,
nie naśladowali dosłownie obcych wzorów, ale starali
się je łączyć z rodzimą tradycją.
Sztuki plastyczne, podobnie jak muzyka, mają
z natury rzeczy charakter uniwersalny, ponadnarodowy.
Najłatwiej określić jest styl, z którym analizowane
dzieła są związane. Pewne cechy indywidualne umoż-
liwiają rozpoznanie autora. Na ogół brak jednak wy-
różników wskazujących na jego narodowość. Stąd też
charakterystykę przeobrażeń zachodzących w sztuce
polskiej okresu międzywojennego należy równocześnie
odnosić do dokonań twórców wywodzących się
z mniejszości narodowych. Wielu z nich, zwłaszcza
Żydów, wchodziło do wymienianych tu grup artystycz-
nych, w których zwracano uwagę na mniejszą lub
większość zgodność w poglądach na sztukę, a nie na
pochodzenie członków.
Mimo to trzeba pamiętać, że niektórzy autorzy,
zwłaszcza jeżeli chodzi o tematykę ich dzieł, starali się
wyraźnie akcentować elementy związane z własnym
folklorem i problemami właściwymi tylko ich grupie
narodowej, nawet jeżeli przedstawiali je zgodnie z do-
minującymi tendencjami artystycznymi. Widoczne jest
to w twórczości malarzy, rzeźbiarzy i grafików żydow-
skich, chętnie odwołujących się do specyficznego świa-
ta małych, zdominowanych przez Żydów miasteczek
(sztetł), dzielnic i ulic żydowskich w dużych ośrodkach
miejskich lub wątków starotestamentowych, np. Hen-
ryka Berlewi, Wilhelma Wachtla, Artura Markowicza.
Oryginalnością wyróżniał się Artur Szyk, który co
prawda większość życia spędził poza granicami Polski,
ale czuł się z nią silnie związany. Sławę przyniosły mu
ilustracje do tekstów biblijnych, a zwłaszcza do Statutu
kaliskiego z 1264 r., choć nie stronił też od ukazywania
wydarzeń współczesnych. Podkreślaniu odrębności na-
rodowych służyło także powoływanie własnych stowa-
rzyszeń twórczych, takich jak Jung Jidysz (1919-1921),
Jung Wilne (1929-1939), warszawskie Żydowskie To-
warzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych (1923-1939)
i krakowskie Zrzeszenie Żydowskich Artystów Mala-
rzy i Rzeźbiarzy (1931-1939).
Podobne tendencje ujawniały się w środowisku
ukraińskim, w którym największe znaczenie miały gru-
py twórcze działające we Lwowie, m.in. utworzone
w 1921 r. Koło Artystów Sztuki Ukraińskiej i założone
dziesięć lat później Towarzystwo Niezależnych Ukra-
ińskich Artystów (ANUM), a także istniejące w War-
szawie Koło „Spokij” (1927-1939), grupujące malarzy
wywodzących się z emigracji petlurowskiej. Ośrodki te
wydawały własne pisma, a także — co było istotniejsze
— organizowały wystawy malarskie. Do grona wybit-
niejszych twórców z nimi związanych należeli m.in.
Petro Chołodnyj (starszy) — hołdujący kierunkowi im-
presjonistycznemu, a znany zwłaszcza jako autor ikon,
ikonostasów i witraży ozdabiających liczne cerkwie
w Małopolsce Wschodniej, Pawło Kowżun — współ-
autor polichromii w wielu cerkwiach, bardziej znany
jako grafik i projektant plakatów, Leon Perfecki —
koncentrujący zainteresowania wokół dziejów koza-
czyzny i stosunkowo świeżych walk toczonych przez
petlurowców, bardzo wszechstronna portrecistka i pej-
zażystka Olena Kulczycka — autorka m.in. cyklu obra-
zów „Huculszczyzna”. Jednym z najbardziej znaczą-
cych przedstawicieli środowiska ukraińskiego w War-
szawie był Petro Chołodnyj (młodszy), etatowy pra-
cownik tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. W gronie
malarzy wyróżniali się także Ołeksa No- wakiwski —
konsekwentnie kontynuujący tradycje secesyjne, Iwan
Trusz — współorganizator Towarzystwa Przyjaciół
Ukraińskiej Literatury, Nauki i Sztuki, autor pejzaży
oraz portretów (m.in. Iwana Franki oraz Mykoły Ły-
senki) i Leon Getz — malarz i grafik, współzałożyciel
ANUM.
10. SPORT
Teatr, film i radio miały licznych zwolenników, dla
których były one źródłem zarówno wzniosłych przeżyć,
jak i relaksu. Bez wątpienia jednak najbardziej masową
formą dostarczania rozrywki i emocji był sport, i to nie
tylko w wymiarze czynnym (bezpośredniego uczestnic-
twa), ale przede wszystkim biernym (poprzez kibico-
wanie imprezom sportowym). O randze i popularności
sportu świadczyło również to, że w odniesieniu do
wszystkich chyba uprawianych wówczas dyscyplin
można było dostrzec stałą tendencję rosnącą, niezależ-
ną od koniunktury ekonomicznej i niechęci niektórych
zachowawczych środowisk, a liczba obiektów sporto-
wych oraz klubów i ich członków zwiększała się nawet
w latach wielkiego kryzysu.
Odzyskanie niepodległości wpłynęło ożywczo na
rozwój sportu, a przede wszystkim pozwoliło na scale-
nie doświadczeń wypracowanych w poszczególnych
zaborach. W punkcie startu sytuacja najkorzystniej
kształtowała się, podobnie jak w wielu innych dziedzi-
nach, na terenie Galicji, w której organizacje sportowe
rozwijały się w zasadzie bez przeszkód. Tutaj od po-
czątku wieku działały także kluby wywierające duży
wpływ na życie sportowe całego międzywojnia —
Czarni Lwów (1903), Wisła i Cracovia Kraków (oba
założone w 1906 r.), Pogoń Lwów (1907). Tu także
wcześniej jeszcze pojawiły się inicjatywy zmierzające
do upowszechnienia zasad nowoczesnego systemu ćwi-
czeń fizycznych. Wynikiem tego było powstanie we
Lwowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”
(1867), które do wybuchu I wojny światowej odno-
towało duże osiągnięcia w upowszechnianiu wszelkie-
go rozwoju ćwiczeń fizycznych, zwłaszcza gimnastyki,
jeździectwa, szermierki, wioślarstwa i kolarstwa. Z je-
go inicjatywy i ze zgromadzonych przez nie środków
finansowych powstało też wiele obiektów sportowych
(tzw. domów „Sokoła”) w znacznej części miast gali-
cyjskich. Wysiłki te wspierał tzw. Park Jordana w Kra-
kowie (1889), który wprowadził do polskiej kultury fi-
zycznej piłkę nożną, i wzorowane na nim lwowskie
Towarzystwo Zabaw Ruchowych (1906). Poważne by-
ły także dokonania w zaborze pruskim, także dzięki za-
legalizowanej tam działalności „Sokoła”. Najgorzej
wyglądała sytuacja w zaborze rosyjskim, w którym
przed 1914 r. nie zarejestrowano żadnej polskiej orga-
nizacji sportowej o charakterze ogólnym i np. Towa-
rzystwo Gimnastyczne „Sokół” było w związku z tym
zmuszone do działalności półlegalnej. Mogły powsta-
wać natomiast organizacje o zasięgu lokalnym, niepod-
kreślające w swych nazwach polskiego charakteru, np.
Łódzki Klub Sportowy (ŁKS, 1909).
Polskie związki sportowe – stan z 1938 r.
Nazwa związku Rok powstania Liczba
Klubów, sekcjiczłonków w tys.
Automobilklub Polski 1920 18 5,0
Polski Związek Atletyczny 1925 56 1,8
Bokserski 1923 145 8,0
Hokeja na Lodzie 1925 93 2,5
Hokeja na Trawie 1926 9 0,5
Jeździecki 1928 29 5,5
Kajakowy 1930 143 2,3
Lekkoatletyczny 1919 238 8,9
Łuczniczy 1927 200 6,0
Łyżwiarski 1921 38 2,1
Motocyklowy 1926 62 3,0
Narciarski 1919 270 23,5
Piłki Nożnej 1919 943 124,4
Piłki Ręcznej” 1928 338 13,4
Pływacki 1922 97 5,5
Sportu Głuchoniemych 1927 8 0,3
Strzelectwa Sportowego 1933 1130 22,6
Szermierczy 1922 39 1,1
Tenisowy (Lawn-Tenisowy) 1921 97 2,7
Tenisa Stołowego 1931 157 4,3
Towarzystw Gimnastycznych 1919 832 30,0
„Sokół”
Towarzystw Kolarskich 1920 153 7,4
Towarzystw Wioślarskich 1919 66 8,1
Żeglarski 1924 27 5,3
Razem 5188 2942,0
W 1919 r. powstały pierwsze ogólnokrajowe Pol-
skie Związki grupujące np. piłkarzy, narciarzy, lekkoat-
letów i wioślarzy. W następnych latach organizowali
się sportowcy innych dyscyplin. Do 1939 r. organizacji
takich powstało ponad dwadzieścia. Od 1922 r. związki
te podlegały jednej wspólnej centrali — Związkowi
Polskich Związków Sportowych. Dokładniejsze dane
o liczebności związków i ich charakterze zamieszczono
powyżej.
Zawodnicy zrzeszeni w wymienionych związkach
kształtowali oblicze polskiego sportu. Organizacje te
urządzały coroczne zawody sportowe, podczas których
wyłaniano najlepsze drużyny w kraju. Ich przedstawi-
ciele reprezentowali także Polskę na arenach międzyna-
rodowych. Najpopularniejszy i najliczniejszy był Polski
Związek Piłki Nożnej (PZPN). Już w momencie po-
wstania (1919) akces do niego zgłosiło ponad trzydzie-
ści klubów, a liczba ta, jak wynika z tabeli, znacznie się
później powiększyła. Od początku lat 20. PZPN był
pełnoprawnym członkiem Międzynarodowej Federacji
Piłki Nożnej (FIFA). Piłkarze najwcześniej wypraco-
wali metody cieszących się olbrzymią popularnością
rozgrywek o mistrzostwo Polski. Pierwsze zakończyły
się zwycięstwem Cracovii (1921), która tryumfowała
także kilkakrotnie i później (1930, 1932, 1937), a w la-
tach następnych zwycięstwo najczęściej przypadało
lwowskiej Pogoni (1922-1926), krakowskiej Wiśle
(1927-1928) i chorzowskiemu Ruchowi (1933-1936,
1938). Piłkarze jako pierwsi pojawili się także na sta-
dionach zagranicznych — w 1921 r. w Budapeszcie
(przegrana 1:0) i w Sztokholmie (zwycięstwo 2:1). Tuż
po nich wystąpili jeźdźcy, którzy w 1923 r. na presti-
żowych międzynarodowych zawodach o Puchar Naro-
dów w Nicei zajęli drugie miejsce.
W świecie sportowym największym prestiżem cie-
szyły się oczywiście rozgrywki olimpijskie. Polski
Komitet Igrzysk Olimpijskich (od 1926 Polski Komitet
Olimpijski), zrzeszający związki oraz instytucje i orga-
nizacje sportowe, powstał już w roku 1919, a rok póź-
niej przystąpił do Międzynarodowego Komitetu Olim-
pijskiego, w którym Polskę reprezentowali Kazimierz
ks. Lubomirski, płk Ignacy Matuszewski i gen. Stani-
sław Rouppert. Zawodnicy polscy pojawili się po raz
pierwszy na stadionach olimpijskich w 1924 r. podczas
Tygodnia Sportów Zimowych w Chamonix, uznanych
ex post za I Olimpiadę Zimową, nie odnieśli jednak
wówczas sukcesów. Bardziej udane były występy na
olimpiadzie zimowej w Lake Placid (USA, 1932),
gdzie hokeiści zajęli czwarte miejsce, i kolejnej,
w Garmisch-Partenkirchen (Niemcy, 1936), z piątym
miejscem Stanisława Marusarza w skokach narciar-
skich. Lepiej wiodło się sportowcom na letnich igrzy-
skach. Z Paryża (1924) przywieziono pierwsze dwa
medale olimpijskie — srebrny za kolarski wyścig dru-
żynowy na dystansie 4 tys. m oraz brązowy, zdobyty
przez Adama Królikiewicza (jeździectwo) w indywidu-
alnym konkursie skoków. Najpomyślniejsze, przynaj-
mniej pod względem prestiżowym, były igrzyska w
Amsterdamie (1928) i Los Angeles (1932), w czasie
których Polakom przypadły m.in. trzy złote medale —
Halinie Konopackiej w rzucie dyskiem (1928), Janu-
szowi Kusocińskiemu w biegu na 10 km (1932) i Stani-
sławie Walasiewiczównie w biegu na 100 m (1932). Na
ostatnich przedwojennych igrzyskach w Berlinie naj-
lepsze wyniki (srebrne medale) osiągnęła ponownie
S. Walasiewiczówna, a także Jadwiga Wajsówna (rzut
dyskiem) i drużyna jeźdźców we wszechstronnym kon-
kursie konia wierzchowego. W sumie w okresie mię-
dzywojennym Polacy zdobyli dwadzieścia medali
olimpijskich oraz siedem, w tym dwa złote — Kazi-
mierz Wierzyński w dziale poezji (1928) i Józef Klu-
kowski w dziale rzeźby (1932) — na towarzyszących
olimpiadom konkursach sztuki. Odnotowywali również
Uczące się sukcesy na mistrzostwach świata (35 me-
dali, w tym 13 złotych) i mistrzostwach Europy (51
medali, w tym 9 złotych). Dali się także poznać w dzie-
dzinach dopiero się rozwijających, takich jak zawody
samolotów turystycznych (Challenge), organizowane
przez Międzynarodową Federację Samolotową, w któ-
rych dwukrotnie zdobyli pierwsze miejsce na maszy-
nach rodzimej produkcji — w roku 1932 w Berlinie
Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura, a w 1934
w Warszawie Jerzy Bajan z Gustawem Pokrzywką.
Związki sportowe przyczyniały się do populary-
zowania sportu, ale w jego umasowieniu bez wątpienia
ważniejszą rolę odegrała szkoła i różnego rodzaju or-
ganizacje, dążące do podniesienia ogólnej kultury fi-
zycznej. Jeszcze u schyłku I wojny światowej (20-22
IX 1918) odbył się w Warszawie I Zjazd Polskich Sto-
warzyszeń Sportowych i Gimnastycznych, podczas któ-
rego podkreślano znaczenie rozwoju fizycznego mło-
dzieży. Ten punkt widzenia podzielił Ogólnopolski
Zjazd Nauczycieli (14-17 IV 1919), który, nawiązując
do idei zapoczątkowanych w polskim szkolnictwie już
przez Komisję Edukacji Narodowej, uznał, że wycho-
wanie fizyczne jest równie ważne jak rozwój umysłowy
ucznia. Zostało ono następnie wprowadzone do obo-
wiązującego kanonu zajęć szkolnych. Gorzej było z re-
alizacją tego założenia ze względu na brak sal gimna-
stycznych i odpowiednio przygotowanych nauczycieli,
ale w ciągu całego okresu międzywojennego następo-
wała poprawa także i na tych polach. W znacznej części
dawniejszych szkół i we wszystkich nowo wznoszo-
nych pojawiły się pomieszczenia umożliwiające pro-
wadzenie zajęć gimnastycznych. Braki kadrowe z wol-
na wypełniali absolwenci zakładanych uczelni sporto-
wych. W 1919 r. powstała Katedra Higieny Szkolnej
i Wychowania Fizycznego przy Wydziale Filozoficz-
nym Uniwersytetu Poznańskiego, która stała się za-
czątkiem (1924) samodzielnego Studium Wychowania
Fizycznego przy Wydziale Lekarskim. U progu niepod-
ległości w Poznaniu powstała także Centralna Szkoła
Wojskowa Gimnastyki i Sportów (występowała pod
różnymi nazwami), a w Warszawie Państwowe Kursy
Wychowania Fizycznego, przekształcone następnie
w Państwowy Instytut Wychowania Fizycznego. Z po-
łączenia obu ośrodków (1929) narodził się Centralny
Instytut Wychowania Fizycznego z siedzibą w War-
szawie. W 1938 r. uzyskał on pełne prawa akademickie
i istniał jako uczelnia wojskowa — Akademia Wycho-
wania Fizycznego Marszałka Józefa Piłsudskiego.
W Krakowie, nawiązując jeszcze do galicyjskich trady-
cji, uruchomiono w 1927 r. Studium Wychowania Fi-
zycznego przy Uniwersytecie Jagiellońskim. Wszystkie
te ośrodki kształciły nauczycieli gimnastyki, instrukto-
rów sportowych i organizatorów zajęć fizycznych na
potrzeby wojska, szkolnictwa i organizacji społecz-
nych.
Bardzo istotna dla rozwoju kultury fizycznej była
działalność różnego rodzaju organizacji albo o wyraź-
nym obliczu sportowym, albo znacznie częściej spo-
łecznych, ale uwzględniających w swych statutowych
celach także różne formy ćwiczeń fizycznych. Do nich
zaliczyć należy np. Akademicki Związek Sportowy, za-
łożony w Krakowie w roku 1908, który po odzyskaniu
niepodległości objął swym zasięgiem wszystkie ośrodki
uczelniane w kraju. Położył on duże zasługi na polu
popularyzowania niektórych dyscyplin sportowych, np.
tenisa, narciarstwa, taternictwa, pływania, żeglarstwa
(Akademicki Związek Morski), a także propagowania
sportów kobiecych. Był on także organizatorem pierw-
szych Akademickich Mistrzostw Świata w Warszawie
(1924). Upowszechnianiem kultury fizycznej zajmowa-
ło się nadal Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „So-
kół”, które w 1919 r. utworzyło wspólną centralę
w Warszawie. Choć jego rola z wolna malała w wyniku
pojawienia się mecenatu państwa i wyspecjalizowa-
nych organizacji, ale mimo to jeszcze w połowie lat 30.
organizacja ta skupiała nadal kilkadziesiąt tysięcy
członków. Propagowanie turystyki, także ochrony przy-
rody i zabytków, nadal znajdowało się w gestii Pol-
skiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towa-
rzystwa Krajoznawczego, dzięki którym powiększyła
się np. liczba schronisk. Różne formy aktywności fi-
zycznej były znaczącą częścią działalności Związku
Harcerstwa Polskiego. Jego reprezentacja na zawodach
zorganizowanych z okazji II Międzynarodowego Zlotu
Skautowego (Jamboree) w Kopenhadze w 1924 r. zaję-
ła liczące się piąte miejsce (na 33 drużyny). Duże za-
sługi na polu wychowania fizycznego odnotowało kato-
lickie Zjednoczenie Młodzieży Polskiej (ok. 130-150
tys. członków), które co prawda koncentrowało się na
działalności moralno-wychowawczej, ale równocześnie
masowo zakładało koła gier ruchowych, którymi objęto
dużą część podopiecznych. Bardziej elitarny charakter
(ok. 10 tys. członków w 1939 r.) miał Chrześcijański
Związek Młodzieży Męskiej (YMCA), posiadający od-
działy w wielu miastach. Z jego inicjatywy powstało
kilka nowoczesnych obiektów sportowych z salami do
gier i krytymi pływalniami. Za pośrednictwem YMCA
rozpowszechniła się w Polsce koszykówka i siatkówka.
Założone w 1933 r. Towarzystwo Krzewienia Kultury
Fizycznej Kobiet koncentrowało się na działaniu
w środowisku kobiet pracujących.
Rozwój sportu bardzo mocno popierała armia, ży-
wo zainteresowana w uzyskiwaniu dobrego materiału
żołnierskiego. Stąd też ludzi w mundurach można było
spotkać zarówno wśród zawodników (niektóre dyscy-
pliny, np. jeździectwo, zostały niemal w całości opa-
nowane przez wojskowych), jak i — jeszcze częściej
— wśród działaczy i organizatorów sportowych. Oni
kierowali np. Związkiem Polskich Związków Sporto-
wych (Juliusz Ulrych), Polskim Komitetem Olimpij-
skim (Kazimierz Glabisz) i reprezentowali Polskę
w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim (Ignacy
Matuszewski, Stanisław Rouppert), a także kontrolowa-
li wychowanie fizyczne z ramienia Ministerstwa Wy-
znań Religijnych i Oświecenia Publicznego (Walerian
Sikorski). Pod szczególną opieką wojska znajdowały
się organizacje koncentrujące się na dyscyplinach przy-
datnych w służbie żołnierskiej. Do nich należał np.
Związek Strzelecki, nawiązujący nazwą do swego po-
przednika sprzed I wojny światowej. W jego działalno-
ści na czoło wybijały się strzelectwo, łucznictwo, spły-
wy kajakowe, a zwłaszcza marsze przełajowe, organi-
zowane w wielu częściach kraju. Szczególną renomę
zdobył sobie zapoczątkowany w 1924 r. i kontynuowa-
ny do wybuchu wojny marsz szlakiem Pierwszej Kom-
panii Kadrowej na trasie Kraków-Kielce. Równie popu-
larny był marsz na trasie Sulejówek-Warszawa, a póź-
niej marsz szlakiem II Brygady Legionów w Karpatach.
Z punktu widzenia wojska istotna była także Liga
Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (którą przez
większość okresu międzywojennego kierował gen. Le-
on Berbecki), propagująca m.in. rozwój lotnictwa spor-
towego, a zwłaszcza szybownictwa i rozbudowę zaple-
cza technicznego dla tej dziedziny sportu. Dzięki wy-
siłkom Ligi powstało np. kilka lotnisk sportowych. Po-
dobną rolę spełniała Liga Morska i Kolonialna, popie-
rająca rozwój sportów wodnych, m.in. spływów kaja-
kowych i żeglarstwa morskiego, a także modelarstwa.
W latach 30. najpoważniejsza rola w rozpowszechnia-
niu sportów obronnych przypadła wspomnianemu Pań-
stwowemu Urzędowi Wychowania Fizycznego i Przy-
sposobienia Wojskowego, kierowanemu kolejno przez
płk. Władysława Kilińskiego, płk. J. Ulrycha i gen. Ka-
zimierza Sawickiego. Widomym symbolem popierania
kultury fizycznej przez ówczesne władze było ustano-
wienie w 1930 r. Państwowej Odznaki Sportowej, którą
rokrocznie, po spełnieniu regulaminowych warunków,
zdobywało od kilkudziesięciu do ponad 200 tys. osób.
Działalność sportowa była także bardzo popularna
wśród mniejszości narodowych (głównie żydowskiej,
ukraińskiej, niemieckiej), które powoływały własne
stowarzyszenia i kluby sportowe. Możliwości ich dzia-
łania były na ogół mniejsze niż analogicznych organi-
zacji polskich, co wynikało po części z faktu, że
w mniejszym stopniu mogły liczyć na pomoc ze strony
władz państwowych i utrzymywały się głównie ze
składek członkowskich i dotacji zamożniejszych orga-
nizacji społecznych lub politycznych, z którymi bardzo
często były powiązane.
Największym dorobkiem mogli poszczycić się Ży-
dzi, zakładający kluby we wszystkich swych większych
skupiskach, choć inicjatywy takie niejednokrotnie spo-
tykały się z silnym przeciwdziałaniem środowisk orto-
doksyjnych, a nawet zdarzały się wypadki, co prawda
sporadyczne, rzucania klątwy przez rabinów na mło-
dzież uprawiającą ćwiczenia fizyczne w sobotę. Dzia-
łalność sportowa popierana była natomiast bez zastrze-
żeń przez ugrupowania syjonistyczne, zgodnie z hasłem
rzuconym na przełomie wieków przez jednego z ich
najwybitniejszych działaczy tego nurtu — Maxa Nor-
daua — budowania „muskularnego judaizmu”. Przed I
wojną światową sport żydowski rozwijał się najprężniej
w autonomicznej Galicji, a po 1918 r. objął szybko te-
rytorium całego państwa. Większość powiązanych z sy-
jonistami klubów przyjmowała tę samą nazwę „Maka-
bi” (Młot), nawiązującą do Judy Machabeusza, przy-
wódcy powstania żydowskiego w II w. p.n.e. W 1921 r.
powstał Wszechświatowy Związek Żydowskich Towa-
rzystw Gimnastyczno-Sportowych „Makabi” (WZM),
skupiający kluby i związki krajowe, w tym także roz-
proszone z Polski. Dopiero prawie dziesięć lat później
(1930) powstał Oddział Polski WZM, który w połowie
lat 30. skupiał ok. 250 klubów z ponad 30 tys. zawod-
ników. Wśród nich pod względem masowości,
a zwłaszcza liczby sekcji wybijały się na czoło krakow-
ski i warszawski. Kluby polskie uczestniczyły i odnosi-
ły sukcesy w makabiadach — igrzyskach sportowych
organizowanych od 1932 r. przez centralę światową.
Najlepiej wypadła reprezentacja z Polski na I letniej
makabiadzie w Palestynie, w której zajęła pierwsze
miejsce. Staraniem Polskiego Oddziału zorganizowano
I zimową makabiadę w Zakopanem (1933), także za-
kończoną zwycięstwem polskich drużyn. Poza syjoni-
styczną „Makabi” istniało także wiele zespołów znajdu-
jących się pod wpływami partii robotniczych — „Bun-
du” i obu odłamów „Poalej Syjon”. Posiadały one
wspólną centralę — Związek Robotniczych Stowarzy-
szeń Sportowych Rzeczypospolitej Polskiej, do którego
należało ok. 6 tys. osób. Sportowcy żydowscy odnieśli
wiele liczących się sukcesów w zawodach ogólnopol-
skich i mistrzostwach Europy.
Znacznie słabiej przedstawiało się życie sportowe
mniejszości niemieckiej, skoncentrowane w ramach
różnorakich towarzystw — gimnastycznych, ko-
larskich, wioślarskich, pływackich, kręglarskich, pił-
karskich itd. Od 1927 r. posiadały one wspólną centralę
— Związek Niemieckich Towarzystw Gimnastycznych
w Polsce, skupiający na początku lat 30. ponad 7 tys.
zawodników w 53 oddziałach. Podobnie jak w wypad-
ku mniejszości żydowskiej powstawały także kluby
i zespoły w środowiskach robotniczych. Ich wspólną
centralą był Robotniczy Związek Gimnastyczny i Spor-
towy w Polsce.
W specyficznych formach rozwijała się aktywność
mniejszości ukraińskiej. Obok klubów czysto sporto-
wych, skoncentrowanych w utworzonym w 1924 r. we
Lwowie Ukraińskim Związku Sportowym, duże zna-
czenie miały organizacje łączące szerzenie kultury fi-
zycznej z celami wychowawczymi, społecznymi i po-
głębianiem świadomości narodowej. Szczególną rolę na
tym polu odegrały towarzystwa „Sokił”, „Piast”
i „Łuh”. Najdłuższą historię miało Ukraińskie Towa-
rzystwo Gimnastyczne „Sokił”, założone w 1894 r. we
Lwowie. Tam też znajdowała się jego centrala („Sokił-
Bat'ko”), której podlegały drużyny gimnastyczne po-
wstające w miastach oraz gimnastyczno-pożarnicze na
wsi. Te ostatnie występowały pod nazwą „Sokił” lub
„Sicz”. W dwudziestoleciu międzywojennym jego dzia-
łalność została, ze względu na stanowisko władz pol-
skich, ograniczona w zasadzie jedynie do terenów Ma-
łopolski Wschodniej. Po okresie względnie pomyślnego
rozwoju w latach 20. (w 1929 r. 486 placówek tereno-
wych) jego znaczenie zaczęło spadać, do czego głównie
przyczyniły się utrudnienia wynikające z przepisów
ustawy o stowarzyszeniach z 1933 r. Tuż przed wybu-
chem wojny istniało już tylko ok. 300 placówek z 35
tys. członków. Organizacja przyczyniła się do rozwoju
niektórych dziedzin sportu (m.in. gimnastyki, lekkoat-
letyki, boksu i koszykówki). Z jej inicjatywy powstał
wspomniany Ukraiński Związek Sportowy, zlikwido-
wany administracyjnie w 1937 r. Bardzo prężnie rozwi-
jający się Ukraiński Związek Skautowy „Płast” był or-
ganizacją o charakterze zbliżonym do polskiego harcer-
stwa. W jego ramach utworzono także np. odpowiedni-
ki gromad zuchowych i kręgów starszoharcerskich. Na
początku lat 20. jego drużyny funkcjonowały we
wszystkich ukraińskich szkołach średnich w Małopol-
sce Wschodniej i przy większości kół „Proswity” na
Wołyniu. W 1930 r. istniało 10 okręgów (chorągwi) ze
118 kureniami (hufcami), do których należało ponad 6
tys. członków. Jednym z głównych kierunków aktyw-
ności było rozwijanie działalności sportowej, a ponadto
kultywowanie tradycji i szerzenie ukraińskiej świado-
mości narodowej. Od początku też „Płast” znajdował
się pod silnym wpływem skrajnych organizacji nacjo-
nalistycznych — początkowo UWO, a następnie OUN
— i to właśnie było powodem, że władze polskie trak-
towały go wyjątkowo podejrzliwie i drogą zarządzeń
administracyjnych zabroniły mu działalności najpierw
w szkołach państwowych (1924), potem na Wołyniu
(1928), a w końcu zlikwidowały całą organizację
(1930). W latach następnych „Płast” kontynuował dzia-
łalność częściowo w konspiracji, a częściowo pod przy-
krywką legalnych stowarzyszeń, np. Ukraińskiego Hi-
gienicznego Towarzystwa. Powstałe w 1925 r. Towa-
rzystwo Gimnastyczno-Sportowe „Łuh” koncentrowało
się, podobnie jak rozwiązane rok wcześniej drużyny
„Siczy”, na niesieniu pomocy ludności w razie pożaru.
Wymagało to podnoszenia sprawności fizycznej człon-
ków, czemu służyły różnorakie zajęcia sportowe, przy
czym równolegle do nich rozwijano paramilitarne for-
my szkolenia, łącznie z musztrą i nauką strzelania. Ze
względu na spełniane funkcje „Łuh” był tolerowany
przez władze polskie, choć równocześnie starały się
one rozciągnąć nad nim ściślejszą kontrolę, co zreali-
zowały w 1932 r., podporządkowując go Radzie Wy-
chowania Fizycznego. W przededniu wojny organizacja
posiadała 805 oddziałów terenowych i ok. 50 tys.
członków oraz dysponowała własnymi obiektami spor-
towymi, np. strzelnicą i stadionem we Lwowie.
Wydaje się, że podziały narodowościowe, aczkol-
wiek istotne, nie odgrywały aż tak dużej roli w sporcie
jak w innych dziedzinach życia. Wszystkie zarejestro-
wane kluby mogły uczestniczyć np. w ogólnopolskich
rozgrywkach i korzystały z tego prawa. Wiele z nich
wchodziło także w skład ogólnopolskich związków.
Najszerzej proces ten wystąpił w stowarzyszeniach ży-
dowskich, np. rodząca się centrala „Makabi” (1930) po-
leciła swym sekcjom przyłączanie się do odpowiednich
polskich związków sportowych, a jej zawodnicy repre-
zentowali Polskę w wielu rozgrywkach międzynarodo-
wych. Pod koniec międzywojnia dużą popularnością
cieszył się Szapseł Rotholc — bokserski mistrz Polski
wagi muszej, wstawiony m.in. spektakularnym zwy-
cięstwem nad zawodnikiem niemieckim we Wrocławiu
w 1938 r. Bardziej wstrzemięźliwi byli pod tym wzglę-
dem Ukraińcy i Niemcy, choć także niektóre kluby
ukraińskie (Ukraina, San, Protom) zdecydowały się
w 1928 r. na zgłoszenie akcesu do Polskiego Związku
Piłki Nożnej. Znani piłkarze niemieccy (np. Ernst Wi-
limowski i Friedrich Scherfke) niejednokrotnie wystę-
powali w barwach polskich na spotkaniach międzyna-
rodowych.
Międzywojnie było okresem szybkiego i wszech-
stronnego rozwoju sportu na ziemiach polskich, szcze-
gólnie intensywnego w drugiej połowie lat 30. Według
ostatnich znanych danych z 1938 r. w Polsce było zare-
jestrowanych, poza wojskowymi i szkolnymi, prawie
8200 stowarzyszeń sportowych, skupiających bez mała
470 tys. osób. W tym samym czasie liczba trenujących
zawodników wynosiła ponad 300 tys. (w tym 60 tys.
kobiet). Znacząco powiększyło się także w tym okresie
zaplecze techniczne. Po odzyskaniu niepodległości wy-
budowano dziesiątki nowych, nowoczesnych i zazwy-
czaj interesujących pod względem architektonicznym
obiektów sportowych — stadionów, pływalni, kortów
tenisowych, schronisk turystycznych itd.
VII. DYLEMATY POLITYKI ZAGRANICZNEJ II
RZECZYPOSPOLITEJ
Pozycję Polski na arenie międzynarodowej okre-
ślały m.in. jej wewnętrzne osiągnięcia, zwłaszcza na
polu polityki gospodarczej i rozwiązywania skom-
plikowanych kwestii narodowościowych. Jej znaczenie
i atrakcyjność dla partnerów z zewnątrz wzrastały pro-
porcjonalnie do osiąganej w wewnętrznych stosunkach
stabilizacji ekonomicznej i politycznej. Bez wątpienia
istotna była także umiejętność wynajdywania przez lu-
dzi kierujących państwem odpowiednich, stosownie do
aktualnych i długofalowych potrzeb, sojuszników i za-
wierania z nimi korzystnych z polskiego punktu widze-
nia porozumień.
Na forum międzynarodowym, gdy zakończyły się
walki o kształt terytorialny państwa, naturalne stało się
dążenie Polski do tego, aby respektowane były posta-
nowienia zawartych wcześniej międzynarodowych
układów, z traktatem wersalskim i statutem Ligi Naro-
dów na czele. Na tym też polu dyplomacja polska oka-
zała się wyjątkowo aktywna. Równie naturalne było
dążenie do podjęcia bliższej współpracy z „wrogami
naszych nieprzyjaciół”, to znaczy z państwami na rów-
ni z Polską zagrożonymi przez ZSRR i Niemcy. Z tego
też wynikało zbliżenie z Francją i Rumunią.
Na kierunki polskiej polityki zagranicznej wywie-
rały wpływ nie tylko wydarzenia o szerszym zasięgu
międzynarodowym, ale także ludzie decydujący o lo-
sach państwa. Z tego punktu widzenia można przyjąć,
że przez większość okresu międzywojennego, niezależ-
nie od często zmieniających się ministrów, faktycznie
decydował o niej J. Piłsudski — najpierw jako naczel-
nik państwa (1918-1922), a następnie, nieformalnie, ja-
ko generalny inspektor sił zbrojnych (1926-1935), to
znaczy oficer odpowiedzialny za przygotowania obron-
ne państwa. Jego linia polityczna była kontynuowana
także w latach następnych, do czasu wybuchu wojny.
Oceniając blaski i cienie polskiej polityki zagra-
nicznej w okresie międzywojennym, należy także pa-
miętać, że II Rzeczpospolita, niezależnie od oficjalnie
propagowanej mocarstwowości, co zresztą wówczas
oznaczało przede wszystkim możliwość prowadzenia
polityki zgodnej z własnymi interesami, nigdy nie była
równorzędnym partnerem dla wielkich mocarstw, które
— począwszy od konferencji pokojowej w Paryżu, po-
przez odpowiadającą ich interesom konstrukcję władz
Ligi Narodów — zagwarantowały sobie decydujący
głos przy podejmowaniu wszelkich istotnych rozstrzy-
gnięć, nie zawsze licząc się z żywotnymi interesami
państw mniejszych. Polska nigdy też nie miała decydu-
jącego czy współdecydującego wpływu na postanowie-
nia o globalnym znaczeniu. Mogła natomiast być, i czę-
sto była, m.in. dla Francji, wygodnym argumentem
w rozgrywkach między wielkimi mocarstwami.
1. W POSZUKIWANIU MIEJSCA W WERSALSKIEJ EURO-
PIE (1918-1926)