Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 21

R O Z P R A W Y

ROCZNIKI FILOZOFICZNE
T o m XXX, z e s z y t 3 — 1982

WŁODZIMIERZ SEDLAK

OBRACHUNEK Z CZASEM I MATERIĄ

M etaparadoks wychodzi, gdy nieznany człowiek, nieznanego środo­


wiska intelektualnego bierze się za nikom u nie znany problem w spóź­
nionym czasie przy zupełnym braku środków. W yniki m uszą być oczy­
wiste. Czym można niedobory uzupełnić, czyli jakie stosować namiastki?
Pozostaje upór w zdobywaniu wiedzy, ciągłe samokształcenie mimo
ukończenia studiów wyższych ze stopniem doktora, organizacja czasu,
ostra dyscyplina pracy, wyelim inowanie spraw pobocznych, w iara we
w łasne siły, ryzykahcka odwaga partyzanta nauki, dobra strategia ope­
row ania niew ielkim i zasobami w starciu z W ielką Nauką, instynktow na
orientacja w słabych stronach dotychczasowej nauki, rozeznanie, co jest
polem niczyim i dlaczego. Gotowość podjęcia każdego wysiłku, by dojść
do celu z ew entualną jedyną przegraną — niedojścia tam w ogóle.

1. SYNTEZA JAKO POŻYTECZNA KONIECZNOŚĆ

Eksperym entatorstw o było zbyt ugruntow ane w biologii wyznacza­


jąc jej status w system ie nauki. B rak w arsztatu, co przy konstrukcji
uczelni nastaw ionej na dydaktykę jest równoznaczne z brakiem ludzi,
dotacji na badania, odczekaniem na jedynego asystenta po docenturze —
tw orzyło nieprzekraczalne determ inanty.
Pozostaje interdyscyplinarnie dokształcać się, posunąć erudycję do
m ożliwych poziomów i rzucić na szalę nauki głowę. Głowa nie wym a­
ga pomieszczenia, laborantów ani asystentów czy odczynników. N aj­
ważniejsze — nie pociąga za sobą kosztów obciążających budżet spo­
łeczny. Empiryzm polega tu ta j na dotarciu do najnowszych wyników
doświadczalnych i twórczym ich zasymilowaniu.
Interdyscyplinarność jest pojęciem oderwanym , dopokąd nie pragnie
się być interdyscyplinarnym badaczem. S taje się w tedy wobec koniecz­
ności wszechstronnego dokształcania po studiach. W m iarę sam okształ-
6 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

cenią wydłuża się szereg koniecznych dziedzin i zbliża się szybko 50 rok
życia. W sam ej fizyce trzeba się zająć: plazmą, elektroniką półprze­
wodnikową, m echaniką kwantową, kw antow ą akustyką, elektrom agne-
tyką, fizyką ciała stałego, teorią względności, geofizyką, kosmofizyką.
W chemii: chemią koloidów, krzemową organiką, kosmochemią, geoche­
mią, sedymentologią, m ineralogią i geologią dla uzupełnienia wiado­
mości o przeszłym środowisku życia. W dziedzinie nauk o życiu: pale­
ontologią prekam bru i kam bru, algologią, biofizyką klasyczną, fotobio-
logią, biochemią, ewolucjonizmem. O rientację aktualną osiąga się prze­
rzucając stale kilka czołowych periodyków. Daje to możność w ykreśle­
nia harmonogram ów palących kwestii w nauce oraz wygasanie pew nych
zainteresowań, widocznie ślepych ulic nauki.
Łatwo wówczas wydedukować, czego się nie robi, co jest zaniedba­
ne, czy w ogóle nie stanowi jeszcze problemu. Wiele la t później Anglicy
wydali The Encyclopaedia oj Ignorance (Cambridge 1978). S yntetyk
m usi być zorientowany na podstawie stanu faktycznego, czego św iat
nauki nie wykonuje, by znaleźć miejsce dla siebie. Jednocześnie naby­
w a orientacji, czy w rozpoczętym przez siebie problemie, ktokolwiek
już coś robi, czy jest zupełnie samotny.

2. WYZNACZENIE WŁASNEGO MIEJSCA W NAUCE

Pytanie wstępne — czym się pragnie być? Eksperym entatorem ? Od­


pada — brak danych nieosobistych. E rudytą, dydaktykiem czy tw órcą
w nauce? Belfrem za długo się już było. Na erudytę trzeba mieć tech­
niczną pamięć i długie życie przed sobą. Przym ierzenie się tem atyczne
jest istotne. D aje twórczą pasję, możliwości pom yłek i grę o w ielką
staw kę. Jest to równoznaczne z wyborem pola bitw y w nauce. Przegrać
można jedynie życie.
S ta rt był typow y — od konkretu —■ kam br świętokrzyski, okazjo­
nalnie jeszcze starożytne hutnictw o żelaza w tam tych Górach. Od 1951 r.
prześladowała mnie krzemowa wizja życia, na razie traktow ana jako
zbieranie inform acji związanej z krzemem, a zwłaszcza jego udziałem
w procesach biologicznych. Ogłoszony przez PAN konkurs na pracę
z ewolucji organicznej na Rok Darwinowski w Polsce okazał się dobrym
stym ulatorem . Góry Świętokrzyskie mogły dostarczyć niejakiego po­
tw ierdzenia przy ew entualnym odkryciu starych form krzemionkowych.
Nie można było tej kwestii rozwiązać bez geofizyki i geochemii, sięga­
jąc w najdaw niejsze środowisko. Tam zdawały się decydować elektro­
niczne własności m asy skalnej otaz piezoelektryczne zjawiska. Zaistnia­
ła więc przejściowa faza geofizyczna uwidoczniona w publikacjach. Nie
można jednak uważać, że geofizyka stanowiła interludium obce podsta-
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 7

wowym planom naukowym. Chodziło tu ta j o w yjaśnienie genezy wul­


kanizm u i trzęsień ziemi w następstw ie zróżnicowania m asy Ziemi
wzdłuż jej prom ienia przez selektyw ne uruchom ienie jonów w polach
geom agnetycznych i geoelektrycznych. Problem y m usiały być duże i pod­
stawowe. Powinno to być jedną ze znam iennych cech intelektualnego
profilu syntetyka.
Przyroda sama. prowadzi, jeśli pragnie się ją poznać. Wiadomości
0 półprzewodnictwie m ateriału m ineralnego znalazły się w bliskim re ­
zonansie tem atycznym , przynajm niej wyobrażeniowo, po wpadnięciu
na trop półprzewodników organicznych, zwłaszcza biologicznie aktyw ­
nych. Piezoelektryczne własności m asy biologicznej nasuw ały przypu­
szczenie, że właściwości te zostały w ykorzystane przez przyrodę w orga­
nizacji życia.
Biochemia krzem u i paleobiochemia m inęły bez kontrow ersji, były
mimo wszystko jeszcze „typow e”. Nie było w dodatku biegłych w tej
problem atyce. Publikacyjnie nikt się nie wychylał. Nie miało się jeszcze
do czynienia z burzycielem biologicznego system u m yślenia, choć po­
m ysły były nienorm alne.
W kom pleksowym m yśleniu w ynikającym z interdyscyplinarnych
dokształceń w ynikał nowy zupełnie p r o b l e m t - bioelektronika. Decy­
dująca jest data 1967 r., jak w biochemii ew olucyjnej krzem u rok 1959.
Praw dziw a burza mogła się rozpętać dopiero przy naruszeniu utartych
1 wyobrażeniowych wizji życia. Fizycy, chemicy, humaniści, psycholo­
dzy, antropolodzy, filozofowie, biofizycy, biochemicy, znawcy nauki
z m iesięcznika „Problem y” zostali wprow adzeni w stan wzbudzenia
i w ytw orzyli opozycyjny front. Było to owocne dla rozwoju bioelektro-
niki, czyniło ją popularną i w tej sam ej m ierze zniekształconą przez
psychotroniczne i radiestezyjne aplikacje i powoływanki. W obrębie tarć
i kilku krajow ych sympozjów (Lublin 1975 r., W arszawa 1977 r., Ojrza-
rów koło W arszaw y 1979 r.) uściśliły się pojęcia, metody, docierała się
klarowność bioelektroniki jako system u, w yjaśniła się relacja do bio­
chemicznego modelu, szerokość wniosków heurystycznych. K ontrow ersje
były najw iększym dobrodziejstwem bioelektroniki w sam ookreślającym
się pionie, jak i w poziomie popularności.
B ioelektronika staw ała się syntezą życia dużych rozmiarów poczy­
nając od chem iczno-elektronicznych punktów startow ych do elektro­
m agnetycznej w izji życia i świadomości, do now ej konstrukcji kw anto­
w ej antropologii (8).
Z bioelektroniki, jak i z poprzednich prac należało uczynić system y
szerokiego m yślenia przyrodniczego, a nie tylko pojedyncze kroki ku
nowem u spojrzeniu. N ajbardziej typowo wyszło to w bioelektronice. Za­
m iast samego modelu, k tó ry jest czymś podstawowym dla nowej wizji
8 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

życia i mógłby ostatecznie w ystarczyć jako znaczący w kład do biologii


przy dokładnym skonfrontowaniu go z modelem biochemicznym, istotne
było rozpracowanie heurystyczne konsekwencji tego kroku. Bioelektro-
nika ujaw nia dopiero w tedy swe światoburcze oblicze w rozum ieniu
życia. Jak zaznaczono, heurystyczne wnioski były zawsze brane pod
uwagę również w innych syntezach, nie wyłączając Gór Św iętokrzyskich.
W ogólnym zapędzie montowania bioelektroniki, czemu były poświę­
cone niem al wszystkie publikacje z okresu 1967-1977, okoliczności zm u­
siły do poważniejszego zajęcia się jeszcze raz paleobiochemią i paleobio-
fizyką. Propozycja um owy wydawniczej z redakcją Omegi na książkę
z paleobiochemii trafiła na pełne przygotowanie do podjęcia tej pracy.
W 1973 r. ukazała się Paleobiochemia, która otrzym ała kom ercyjny ty ­
tuł U źródeł now ej /nauki. Było to nie tylko poszerzeniem dawnego te ­
m atu ew olucyjnej roli krzem u w biochemii. Paleoibiofizyka jako nowa
dziedzina wiedzy okazała się nie do uniknięcia.
Ewolucyjna rola krzem u była na wskroś „biochemiczna”. Nosiła
wprawdzie cechy szerokokątności, wyznaczała sytuację krzem u w filo­
genezie, mimo wszystko m etoda była chemiczna. Z fizycznych akcentów
występowały s tru k tu ry krzemionkowe i w apienne jako wyznaczniki
stanu ewolucji. Po rozwinięciu bioelektroniki nie m ożna było upraw iać
paleobiochemii bez paleobiofizyki. Takiej jednak jeszcze nie ma. Trzeba
ją tworzyć. Własności półprzewodzące i piezoelektryczne m usiały wy­
znaczać etapy ewolucji biofizycznej i tworzyć zasadnicze m om enty ge­
nezy życia. Bez tych dwóch syntez — paleobiochemii krzem u i bioelek­
troniki — nie sposób byłoby się ruszyć w trzeciej syntezie — paleobio-
fizyce.
Istniejąca ewolucja m olekularna jest nie tylko wizją chemicznego
zróżnicowania związków organicznych w czasie, ale selekcjonuje zape­
wne masę biologiczną według kryteriów fizycznych. Selekcja elektro­
m agnetyczna preferow ała związki chemiczne o określonych możliwoś­
ciach elektrycznych i m agnetycznych z niewykluczeniem nadprzew od­
nictwa. Życie było zainteresowane nie tylko w chemicznej charakterys­
tyce związków organicznych, ale również w ich własnościach elektro­
m agnetycznych. Po te j linii poszły trzy ostatnie rozdziały książki z serii
Omega.
Tak synteza kilku syntez prowadziła do nowego kierunku, bez któ­
rego w ydaje się w ogóle niemożliwe zabieranie głosu na tem at genezy
życia. Próby odtworzenia życia w laboratoryjnych w arunkach w inny się
dokonywać przy uwzględnieniu m ineralnego podłoża o określonych
własnościach elektronicznych, przy udziale elektrom agnetycznego czyn­
nika i abiogennych syntez organicznych według prób M illera. Ostatecz­
ny wyraz znajduje to w Postępach fizy k i życia (9).
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 9>

3. SCHEMATY, MITY I LEGENDY W NAUCE

Zanim się zakreśli własne terytorium badań, trzeba zdobyć wolność


p racy naukow ej albo niezawisłość od przyjętych schematów i wzorców,
samodzielność ocen aktualnego stanu nauki.
Schem at jest tylko konieczną ram ą m yślenia w nauce na jakim ś
etapie iei rozw oju: jest jednocześnie dowodem dojrzałości w jakiejś
dziedzinie i tw orzy się na podstawie faktów przy łącznej ich in terp re­
tacji. /Ułatwia on obracanie się po bardzo złożonym terenie, ogranicza
jednak ilość stopni swobody. Z biegiem czasu w schemacie robi się od­
stępstwa. I tak w schemacie biochemicznym zrobiono elektrochem iczne
odchylenie dla zjaw isk elektrofizjologicznych, potem drugie dla biologii
m olekularnej. Nie w ykraczają one jednak poza chemiczny schemat.
M it tw orzy się w nauce z biegiem czasu, kiedy schem at obrasta w
nienaruszalność ugruntow aną wynikam i, stadem czasowym i w ydźw i-
gniętym i autorytetam i. Na straży zresztą mitologii stają m niej lub b ar­
dziej świadomie autorytety. Oficjalnie naw et usankcjonowano to przez_
zrzeszenie autorytetów w akadem iach nauk.
Niekonform izm z oficjalną nauką jest podejrzany, zwalczany, kon­
trow ersyjny, trafia na zorganizowany opór. Nowe zdarzenie w obrębie-
schem atu jest w naukach przyrodniczych zrozum iałe i oczekiwane, ale
próba podw ażania naukowego m yślenia, zwłaszcza przy dużych w yni­
kach i długim stażu uprzedniego m odelu w nauce, rów na się zamachowi
na zdrow y rozsądek —1- najw iększy zarzut dyskw alifikujący nowe idee.
Dlatego ważenie się na próbę zachwiania system u m yślenia jest
w strząsem i ryzykow nym przedsięwzięciem. A jednocześnie tylko za taką
cenę może się nauka rozwijać. Tak wyglądało w przeszłości. Mitologia
tyczyła zawsze bogów, herosów, półbogów. W nauce herosem staje się
Człowiek, jego potęga, zbiorowy insty n k t wielkości, w którym uczestni­
czy każde pokolenie. Nie rozum ie się w pierw szej fazie/ że rew olucyjny
zamach na poprzedni system m yślenia jest właśnie krokiem do jeszcze
znaczniejszej wielkości Człowieka. S taje się to widoczne po fakcie, po
wyciszeniu kontrow ersji, czyli praktycznie w fazie dostatecznego spe-
tryfikow ania rew olucyjnej dziś myśli. Stanowić ona będzie św iat pojęć
opornych na m odyfikacje, ale u następnego dopiero pokolenia.
Legendy w nauce pow stają z bezsilności wobec ogromu poznania,
podejmowanego przez ludzkość i koniecznego m arginesu niewiedzy. L e­
genda jest próbą pokrycia niewiedzy. Legendam i można by nazwać-
pospieszne osądy w spraw ach, których nie można było rozwiązać. L e­
genda była zawsze praw dą naukow ą, dopokąd nie została zdem entowa­
na. K ilka przykładów : próżnia kosmiczna w ypełniona potem m aterią
ciemną, eter kosm iczny zanim się stał próżnią o elektrom agnetycznych
10 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

cechach, zbędność krzem u w chemicznej organizacji życia, stałość ga­


tunków aż do Darwina, jedyność paradygm atu Newtona aż do Einsteina,
flogiston dopokąd Lavoisier nie wziął się za spalanie tlenowe, k atastro ­
fa nadfioletu przed Bohrem. Legenda musi powstać jako zasłona igno­
rancji, do której nie sposób się przyznać, albo dla utrzym ania istnieją­
cego stylu pracy lub dla pokrycia braku wyników badań przy obowiązku
wyliczania się z nakładów. Legendarność w nauce jest złożonym pro­
cesem, przypadkowym, czasami zamierzonym, zawsze jednak podejrza­
nym .
Schem at pow staje w w yniku rezultatów badawczych i to w ielora­
k ich po dłuższym okresie. Mitologia n arasta wokół darem nego działania
naukowego, w które zaangażowały się autorytety. Legenda zaś rośnie
na skutek niepełnego poznania i konieczności pokrycia w łasnej niewie­
dzy.
Twórczy pracow nik nauki m usi najpierw intuicyjnie zorientować
się w legendach danej dziedziny. Po prostu wyczuć ich właściwe tło.
Być może tą drogą trafia się na odpowiedni przedm iot swoich badań.
Pogoń za słabym punktem nauki jest wyznaczeniem sobie pola inte­
lektualnego działania. Wobec tego najpierw dojdzie do obalenia legen­
dy na jakim ś odcinku. W ystarcza to, by stać się podejrzanym o nie-
konform izm z ogólnym przekonaniem. Łatw iej przyjm uje się nowy
fakt, trudniej próbę odm iennej interpretacji.
Najdrastyczniejsze okazało się to podczas badań nad starożytnym
hutnictw em żelaza w Górach Świętokrzyskich. Oprawa historyczna
■sprzyjała tw orzeniu legendy, wieloletnie badania łączyły się z dużymi
nakładam i kosztów na prace archeologiczne. Legenda w ykluczała sku­
teczność wytopu, ponieważ jedyni eksperci nie n atrafili na stal mimo
odkrycia tysięcy piecowisk hutniczych. Druga legenda, po zdem entowa­
niu pierw szej przez autora odkryciem wytopków w 1958 r., głosiła
tajemniczość jednostopniowego procesu m etalurgicznego bez stadium
surów ki od razu do niskowęglowej stali. Po rekonstrukcji technologii
w ytopu, dokonanej przez autora n a podstawie stref redukcji widocznych
na przekroju kloca żużlowego, zaczęła się dw uletnia niew ybredna po­
lem ika na łam ach periodyków PAN-owskich. Legenda m ężnie walczy
o swe życie w nauce.
Demitologizacji uległy w arstw y kw arcytow e Łysogór i .wbrew le­
gendzie „ożywiły się” fauną dolnokam bryjską i glonam i w tysiącach
egzemplarzy, a mineralogiczna monotonia dała ru d y m anganu, brekcję
pirytow ą i jaspis.
Biochemiczny model był praw dziw y w XIX w., ale po stu latach
obowiązywania posiada już duże szanse na legendarność i m ityczne
własności, wszak przez ten czas narosły nowe fakty. B ioelektronika na­
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 11

potyka m iędzy innym i na tyle sprzeciwów, ponieważ sięga do m itów


i legendy, do usankcjonow anych i powiązanych system ów naukowego
życia. W przeszłości określano to jako zacofanie, dziś term in jest ubli­
żający czasom rozwoju nauk. S tare m usi się inaczej przyczaić: jako siła
przekonań z opozycją.
Demitologizacja nauki oraz nicowanie legend na kilku odcinkach
były nie do uniknięcia. Kolizja jest do przewidzenia. Zderzenie m usi
być dw ustronnie ryzykowne. Należy jednak ufać nowemu i włożonej
pracy.

4. BADANIE PRZYRODY ZATACZA RONDO

Synteza wielu uogólnień podejm owanych w ciągu dwudziestu kilku


la t m usi się zamykać w pew ien bardzo ogólny krąg zagadnień. P rzy­
roda pracuje również na sprzężonych obwodach. Nasze metodyczne
podejście jest zróżnicowane i wycinkowe, przyroda funkcjonuje jako
całość. Jednym z m ankam entów współczesnej biologii jest znajomość
w ielu szczegółów, których nie jesteśm y w stanie powiązać w spójną
całość. Organizm poznawano fragm entarycznie. W ypunktow any obraz
przez poszczególnych specjalistów nie składa się na sensowny kształt
ożywionej m aterii. Widoczne jest to w term odynam icznych orzeka-
niach biologicznych bez istnienia term odynam iki kwantow ej, w infor­
m acyjnym żonglowaniu term inem bez kw antow ej teorii inform acji,
w upartym wyznaw aniu biochemicznego system u m yślenia przy sięga­
niu do rezonansowych częstotliwości, braku definicji podstawówych
pojęć biologicznych, jak życie, śmierć, świadomość, człowiek.
S tru k tu ra biologii jako nauki tw orzyła się w odwrócony sposób do
powstawania życia. Poznanie jego zaczynamy od m akroskali zmierzając
m etodycznie do rozm iarów subm olekularnych. W yobrażenia m akrosko­
powe nie pasują znów w żaden sposób do kw antow ych wymiarów. Bio­
logia jest kom pleksem wyobrażeń, podmiotowości doznań po urucho­
m ieniu świadomości jako urządzenia pomiarowego, filozoficzno-konfe-
sy jnych pojęć, hum anistycznych osiągnięć i determ inant, tradycji i w y­
gody naw yku, którego nie należy naruszać.
Istnieje obawa, że w m iarę precyzji technicznych m etod analitycz­
nych będzie się otrzym ywało coraz drobniejszą mączkę inform acyjną
o życiu. Synteza okaże się coraz trudniejsza, a jednocześnie uznaje się
tylko m etody analityczne, w arunkow ane technicznym i względami. Na­
leżało więc stworzyć taki system m ikrorozm iarów, k tó ry sam byłby
w ładny dokonywać syntezy wszystkich części w funkcjonalną jedność.
Bioelektronika w ydaje się spełniać ten postulat. S tany kw antow e dają
12 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

możność integracji różnej od chemicznej. Inform acja kw antow a pro­


wadzi do oscylatora pracującego w szerokim paśmie, zależnie od stop­
nia stru k tu raln ej organizacji. Zejście do kw antow ych racji było ko­
nieczne, by dojrzeć inne możliwości integracyjne niż chemiczne. Wy­
suwa się integracja elektrom agnetyczna i kwantow e drgania sieci mole­
kularnej, czyli integracja akustyczna.
Zgoła nowe perspektyw y uniwersalnego sterow ania procesam i ener­
getycznym i otworzyły się z wprowadzenia przez autora w 1967 r . , po­
jęcia bioplazmy dla łącznego określenia procesów m etabolicznych i bio-
elektronicznej akcji. U warunkowania i autonomiczność bioenergetyki
wyraża się w tedy w ' częstotliwości plazmowej charakterystycznej dla
stanu energetycznego plazmy. Byłaby to jedna z podstawowych integra­
cji układu biologicznego. Bioplazma w ydaje się będzie kiedyś stanowić
tak niezbędne pojęcie ogólnej energetyki życia, jak term in metabolizm.
Należy odnotować też, że p riorytet pojęcia i term inu bioplazmy udało
się utrzym ać przy Polsce, mimo pew nych prób popularyzowania jej na
świecie bez podawania polskiego rodowodu.
O bioelektronice dyskutuje się bezowocnie w- Polsce, ale nie p ra­
cuje na serio, tymczasem ostatnie dane am erykańskie zdają się w ska­
zywać, że usiłuje się tam nadgonić stracony czas i szanse, publikując
pospiesznie według naszych fizyków najm niej prawdopodobne kon­
cepcje. Wskazywać one mogą, że chodzi o prześcignięcie polskiej tw ór­
czej myśli. Wokół periodyku o tradycyjnym ty tu le „Physiological Che-
m istry and Physics” m ontuje się nowy kierunek supram olekularnej
biologii. Ton nadaje ruchliw y Freem an W. Cope. Periodyk jest orga­
nem International Society for Supram olecular Biology. Zjaw iły się p ra­
ce o dipolu m agneto-elektrycznym {tachionach), o monopolu m agnetycz­
nym w wodzie, o nadprzewodzącej plazmie relatyw istycznej w żywych
ustrojach, o nadprzewodnictwie (2, 3, 4, 5, 6).
Czy należy poszukiwać dodatkowego poziomu funkcjonalnego życia
między biologią m olekularną i subkom ór^ową, czyli m iędzy konform a­
cją drobin a organelową czynnością? Za przyjęciem takiego stanowiska
przem awia wędług rzeczników " biologii supram olekularnej stru k tu ry za-
cja wody związana z N a+ i K +, zdarzenia kooperatyw ne i przejścia fa­
zowe, nadprzewodzące procesy, wpływ pól elektrycznych i m agnetycz­
nych niskiego natężenia, działanie św iatła na enzym y (efekt Comoro-
sana).
To samo można otrzymać przenosząc zagadnienie nie powyżej roz­
m iaru m olekularnego a poniżej, jak to zostało w bioelektronice przed­
stawione. Procesy kwantowe, o których trak tu je się w bioelektronice,
nie wym agają wyodrębnienia nowego poziomu organizacyjnego życia
pomiędzy biologią subkomórkową i m olekularną. Posiadają one swój
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IA 13

najniższy poziom subm olekularny. P rzy racjonalnym postaw ieniu spra­


w y w kw antow ym rozum ieniu postulow any poziom nadm olekularny
'realizuje się w kolektyw nych oddziaływaniach stanów kwantowych.
(Nadmolekularność jest zaprzeczeniem nie tak daw nej interpretacji sto­
sow anej w biofizyce, reakcji m olekuł na pola elektrom agnetyczne z bez­
ładnym ruchem term icznym . Kolektywność w ynika z sam ej n atu ry
zdarzeń kwantowych. Nie m a półprzewodnictwa ani piezoefektów, efek­
tów piroelektrycznych czy ferroelektrycznych oraz nadprzewodnictwa
bez m olekularnego ośrodka. Ja k zaznaczono, polskie prace są bez p re­
cedensu w te j dziedzinie. W paleobiofizyce kw antow ej nie notuje się
chyba niczego na świecie poza polskimi próbam i autora.
Optim um byłoby, gdyby rozciągły i mocno zróżnicowany front pro­
blem owy zatoczył syntetyczne rondo. W jaki sposób bioelektronika,
biochemia ew olucyjna krzem u, prace w Górach Świętokrzyskich, pa-
leobiochemia i paleobiofizyka m ogłyby się spotkać niejako w jednym
punkcie? Zbieżności w inny się znaleźć w intrygującym ciągle początku
życia. Paleobiofizyka kw antow a powinna uwzględnić nie tylko skład
chemiczny, ale również jego fizyczne cechy zwłaszcza elektroniczne.
Wiodące mogłoby tu ta j być określenie półprzewodzących własności ke-
rogenu wczesnych okresów życia. N iestety naw et wielka m onografia
0 kerogenie w ydana 1980 r. nie zajm uje się tym zagadnieniem (7).
P onadto potrzebna byłaby wiadomość, jak się spraw a półprzewodnic­
tw a układa w ogóle w kom pleksach krzem oorganicznych. W tej dzie­
dzinie są pew ne postępy. B rak jeszcze relacji elektronicznych pomiędzy
związkam i organicznym i biologicznie czynnym i i kom ponentam i krze­
m owym i w obecnych tkankach, zwłaszcza łącznej. Chodzi o ew entualne
zm iany półprzew odnictw a związane z w iekiem osobniczym kwaśnych
m ukopolisacharydów, zm iany elektronicznych własności związków orga­
nicznych pod wpływ em enzymu silikazy. Nie wiadomo, czy kerogen
otrzym yw any z w arstw kw arcytow ych zaw ierających Corallicyathida
1 glony będzie przy datny do badań porównawczych półprzewodnictwa,
choć m ineralizacja tych organizm ów była według obecnych danych krze­
mionkowa.
B ioelektronika doprowadziła również do syntezy na poważniejszą
m iarę biologii falowej i relatyw istycznej. Tak więc po 24 latach zam ­
knęło się koło. Nie było do przewidzenia, że po tym czasie zaintereso­
w anie Einsteinem doprowadzi do innego spojrzenia na życie.
N a niektórych odcinkach pozam ykały się badawcze kręgi niezależnie
od własnego wysiłku. W 1977 r. odbyło się w Fundacji Nobla m iędzy­
narodow e sym pozjum na tem at Biochem istry o f Silicon and related
problem s (1). Sym pozjum podbudowało krzem ow y problem w biologii,
14 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

nie sięgnęło jednak ew olucyjnych spraw. Pod tym względem polskie


badania (1959, 1961-1963, 1967) są bez precedensu.
Paleontologiczne odkrycia z dolnego kam bru kw arcytow ych w arstw
łysogórskich znalazłyby pewne potwierdzenie interpretacyjne. Coral-
licyathida i glony są reliktem zachowanym na zachodnich krańcach
p łyty wschodnioeuropejskiej. Prace Tomczyków (11) uzasadniają geo­
logiczne istnienie oceanu Proto-Tetydy, a więc szczególne w arunki
hydrograficzne, które rozpoczęły się na zachodniej rubieży wym ienio­
nej p łyty znacznie wcześniej niż w sylurze.
Do satysfakcji syntetyka należy długość prom ienia, na którym za­
m yka się problemowe rondo wniosków heurystycznych jego teorii, albo
śwadomość, że standard św iatowy nie osiąga jeszcze tego pułapu lub
inni badacze na świecie dają następne ogniwo uzasadniające podstawy
syntezy. Między powstaniem syntezy a celowym jej potw ierdzeniem
m ija zwykle dłuższy czas, dopokąd inni nie podejm ą w tej dziedzinie
pracy.
Synteza syntez w biologii nie jest niczyim pomysłem. Tak funkcjo­
nuje przyroda. Fragm entaryczność poznawcza stw arza sytuacje ko­
niecznej integracji szczegółowych wyników, by odnaleźć autentyczny
obraz całej przyrody. Ta integracja w biologii jest uzasadniona m echa­
nizmami ewolucji, gdzie fazy zróżnicowania oraz integrow ania przepla­
tają się wzajem nie tak, że organizm w każdym stadium rozwoju wy­
stępuje zawsze jako działająca całość.

5. BIOLOGII TEORETYCZNEJ DROGA W POLSCE

Nigdzie chyba stare nie jest tak uparte, jak u nas. Nowości m ają
w ogóle niełatw e wejście, w oficjalność. W Polsce zaczęło się od XIX -
-wiecznej tezy, że biologia jest wyłącznie eksperym entalną dziedziną
i wszelkie inne zabiegi są tu pseudonaukowe. Zaczęło się więc od zde­
cydowanej obrony empirycznego honoru biologii z totalnym dyskw ali­
fikowaniem poczynań bez własnego doświadczenia, które w rezultacie
niczego może nie wnosić lub tylko potwierdzać zagraniczne wyniki. Ale
było własne i legitymowało do ty tu łu uczonego. Po wielu publicznych
utarczkach i kilku latach dyskusji zrozumiano, że chałupnicze wyn.iki
własne nie muszą posiadać większej rangi prawdziwości niż w yniki
czołowych laboratoriów zagranicznych. Biologia będzie również em pi­
ryczna, jeśli punktem wyjścia będą ciidze badania, zwłaszcza brane
kompleksowo.
W dyskusjach należało zaczynać od abecadła konstrukcji nauk przy­
rodniczych, od pomocniczej i wyjściowej roli eksperym entu, od defi­
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 15*

nicji nauki jako zbioru logicznych sądów ogólnych na podstawie em pi­


rycznej. Tym sam ym czyste doświadczalnictwo trudno nazywać w ogóle
nauką, raczej nieodzownym jej warunkiem . Tak można było dopiero
znaleźć trochę m iejsca na biologię teoretyczną. Dużym krokiem naprzód
była pierw sza docentura z biologii teoretycznej w PRL z datą 1967 r.
i otw arcie K atedry Biologii Teoretycznej n a KUL w 1969 r. W 1972 r.
powstał projekt przem ianow ania K om itetu Ewolucjonizmu na Komisję*
Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej PAN. R eszty dopełniły krajow e
konferencje i sym pozja bioelektroniki (1973, 1975, 1977, 1979) oraz pu­
blikacja książkowa: Bioelektronika.
Trudnościom przyjęcia biologii teoretycznej w Polsce do nauk o ży­
ciu nie przeszkadzało bynajm niej istnienie światowego „Journal of
Theoretical Biology”. Je st to pew ien wskaźnik, że poza profesjonalnym
zainteresow aniem na em pirycznym wycinku wszystkie inne problem y
są obce eksperym entatorom . Tym bardziej jest to znamienne, że od lat
trzydziestych znana jest B ertalanffy’ego biologia systemowa, istnieje
Rashevsky’ego biologia teoretyczna na wzór fizyki teoretycznej, a więc
oparta na m atem atyce, publikow ana była B urra i N orthropa, elektro­
dynam iczna próba w biologii, istnieje Selye’a synteza stresu życia.
Synteza była w yraźnie niepopularna w polskiej biologii. E k sp ery -
m entalizm rozw ijał się w spontaniczny sposób przypom inając coraz,
bardziej praw o pędu w fizyce. Rosła m asa badawcza coraz bardziej
drobiona i szybkość w yników osiągana technicznym wyposażeniem ana­
litycznym . Gubiło się konstruktyw ne m yślenie w biologii. N arastała
niezw ykle ilość „uczonych” eksperym entów, deficyt' twórczej m yśli
pogłębiał się nieustannie, potężniały koszta nieistotnych badań. Społe­
czeństwo ogarniała euforia uczoności równoznaczna z bogactwem labo­
ratoryjnym , czyli kom fortem badawczym. Term in użyty znacznie wcześ­
niej — „m acanie” przyrody staje się coraz bardziej słuszny.
N ikt nie mógł zrozumieć podstawowej różnicy' w m entalności ba­
dawczej. E m piryka interesuje jeden fakt, badany przez niego, nazywa
to p rzy okazji biologią. Kolega bada inny fakt lub potw ierdza poprze­
dni. E ksperym entatorzy oglądają biologię jak am ator gwiazdy na nie­
bieskim stropie — pojedynczo. Im więcej em pirycznych punktów , tym
bardziej czują się pewni, zwłaszcza gdy po dłuższym czasie dojrzy się
w łasną konstelację. Tymczasem biologia to in ter- i ekstrapolacyjna ko­
nieczność połączenia faktów logicznym kitem , gdyż przyroda nie stwo­
rzyła życia dzielącego się na punkty. Istnieje i funkcjonuje ono jako
m ateria ożywiona w całości organizmu. K ontrow ersje zjaw iają się do­
piero w in terpretacyjnym kicie, a nie w poszczególnych faktach, stąd
em piryk nie potrzebuje m yśleć o obronie popraw nej obserwacji, synte-
ty k jest nieustannie w położeniu uzasadniania, klarow ania, przekony­
16 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

wania. W dodatku eksperym entator żąda empirycznego uzasadnienia


interpretacji, czyli interpolacyjnej wiązi m iędzy faktam i. Sam nie jest
zdolny zaprogramować takiego doświadczenia, ponieważ wym aga ono
wstępnego myślenia, a nie tylko nastaw ienia aparatury, która wyrzuci
pożądany wynik. Deficyt m yślenia u klasycznych eksperym entatorów
jest znam ienny w żądaniu scenariusza doświadczenia, przy osobistym
■dołożeniu tylko rzemieślniczej obsługi.
W takiej sytuacji biologia teoretyczna istnieje na świecie półformal-
nie, w Polsce jest zupełnie obca, nie wykształciła swego statusu nauki,
oscylowała pomiędzy nieistniejącą metodologią biologii, próbą filozofo­
wania biologicznego, choć i tam nie stworzono liczącego się kierunku.
W periodyku „Journal of Theoretical Biology” z braku kom petentnych
autorów zamieszczano prace eksperym entalne dopuszczające trochę
szersze omówienie wyników.
Nauka istnieje wtedy, kiedy są ludzie w niej pracujący. Międzyna­
rodowy „Jau rn al” nie rozwiązuje spraw y, jeśli brak k ated r i kom peten­
tnych, czyli autentycznych teoretyków biologii. Nie może to być eme­
rytow any doświadczalnik ani mało kom petentny w swym rzemiośle
analityk. Syntezą naukow ą rządzą inne praw a psychologiczne. Stawało
się to powoli zrozumiałe w polskim środowisku intelektualnym . Pierw ­
sze próby akceptacji są w tedy bardziej spontaniczne niż faktyczne, po­
dobnie jak k rytyka syntetycznego kierunku jest pozbawiona najczęściej
przedm iotowych podstaw, opierając się na em ocjonalnych przesłankach
zakładanej niemożliwości, albo personalnych względach.
Po niezwykle licznych wykładach i dyskusjach w różnych środo­
w iskach od filozofów do fizyków, przez biologów i lekarzy, metodolo­
gów, psychologów, poprzez cybernetyków, ochroniarzy przyrody, infor­
m atyków, chemików, geofizyków i biofizyków — przedstaw icieli róż­
nych maści intelektualnych — można jedno stwierdzić: współczesny
p raco w n ik 'n au k i jest niezdolny do syntezy. Obsesja analityzm u w nau­
kach przyrodniczych jest tak znaczna, że tylko w ybitne umysłowości
intuicyjnie wyczuwają potrzebę integracyjnego spojrzenia z osobistą
niemożnością uczynienia tego kroku. Obsesja eksperym entalizm u w bio­
logii i biofizyce staje się widoczna w dyskusjach, om ijaniem problem u
i ustawicznym przem awianiem do osoby lub słownego sform ułowania
szczegółu. Istota syntezy jest pomijana. Tak było zawsze, w ystarczy
wspomnieć Darwina, M axwella, Plancka, Einsteina, Selye i w ielu in­
nych. Teoria, jeśli zostaje akceptowana jako hipoteza robocza, jest
b rana tylko i wyłącznie jako eksperym entatorski żer, zanim wejdzie
w obowiązujący system myślenia. Usankcjonował ten styl m yślenia n aj­
wyższy try b u n ał prem iowania intelektualnego — F undacja Nobla —
bezsilna w ocenie syntez naukowych, wynagradzająca eksperym enta-
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 17

torskie szczegóły, a jeśli syn,tezą — to literacką. Biolodzy i fizycy


w pierw szym odczuciu syntezy w ietrzą zawsze poezję, literaturę, h u ­
m anistykę. Tak wyobcowano się z integracyjnego myślenia. Przez
eksperym ent rozumie się nie tyle intelektualną pracę, co stosowanie
najnow szej aparatury. Myślenie włożył w nią konstruktor. Ekspery­
m en tato r ma obowiązek zapoznać się ze /sposobem użycia urządzenia
technicznego.
B ity układają się w hom ogenną masę inform acyjną, przy czym bity
według naszego m niem ania nie mieszają się i nie polim eryzują. Czyli
bank inform acyjny istnieje w mózgu badacza podobnie jak zakodowany
w kom puterze — w każdej chwili sięgnie po szczegół.
Ostatnio zmienia się w Polsce stanowisko biologii teoretycznej.
W dniach 26-27 października 1981 r. odbyło się Pierwsze Sympozjum
Biologii Teoretycznej z m yślą założenia Polskiego Towaraystwa Biologii
Teoretycznej i ew entualnie własnego periodyku. Dezorientacja będzie
jednak znaczna, nik t bowiem faktycznie nie kultyw uje w Polsce biolo­
gii teoretycznej, nie m a zresztą k atedry tej specjalności z w yjątkiem
KUL.
Pozostała nadal droga hum anistyczna — logiczne w ym yślanie syste­
mów, w które pragnie się wtłoczyć biologiczną rzeczywistość z bardzo
szerokim luzem wyobrażeniowym w ytworzonym na podstawach świa-
domości, ostatecznego m iernika w poznawaniu życia. Nie wyszliśmy
faktycznie poza potoczność rozumienia życia. Nauki biologiczne zręcznie
pom ijają kwestię, czym ono jest.
Spraw a jest znacznie poważniejsza i głębsza. Nauka obrasta w mi­
tologię, tw orzy koło siebie celebrowaną legendę,' kam ienieje w schema­
tach, zw alniając biegu pożera coraz większe nakłady społeczne. Ekono-
t m ika nauki zaczyna szwankować podobnie jak w spraw ach bytowych.

6. REALNA UTOPIA — CZŁOWIEK I DEGRADACJA SRODOWISKA

Im pasy w nauce tw orzą się wtedy, kiedy wyjścia z m ylnych i równo­


ległych rzekomo pozycji stają się zbieżne, a sytuacja taka w ydaje się
koniecznością. N ajpierw uczyniono człowieka m etabolizującym, czyli
chem izującym obiektem obdarzonym nieokreśloną co do n atu ry świa­
domością, potem stwierdzono wielorakie ujem ne skutki działania m ikro­
fal na jego organizm, a zwłaszcza mózg, wobec tego działanie pól EM
winno powodować term iczne skutki w przebiegu metabolizm u. Tymcza­
sem odkryto nieterm iczne i to poważne następstw a biologiczne. Należa­
ło oczekiwać w pływ u fal EM niskich gęstości mocy na przebieg reakcji
chemicznych, czego in labo nie można stwierdzić. Należało skonfron-

2 — Roczniki Filozoficzne
18 W Ł O D Z IM IE R Z S E D Ł A K

tować biochemicznego człowieka ze zdegradowanym środowiskiem elek­


trom agnetycznym , z bezmiarem danych doświadczalnych i m inim um
rozeznania. Problem stał się tym samym wycinkowy, ograniczono go
do stanowisk pracy przy generatorach i antenach teletransm isyjnych
oraz dużych gęstości mocy. Problem środowiska biologicznego w odnie­
sieniu do pól elektrom agnetycznych był deklam acją zupełnego braku
rozumienia. Dopiero na sympozjum w Instytucie M edycyny Pracy
w Łodzi (4-6 m aja 1981 r.) zostało zdefiniowane pojęcie elektrom agne­
tycznego środowiska. Dla biologa jest oczywiste, że przyroda nie zajm u­
je się osobnikiem. Najm niejszą jednostką jest gatunek. Zainteresowanie
pojedynczym pracownikiem na stanowisku generatora PEM nie jest
problem em biologicznym, lecz medycznym, społecznym, zagadnieniem
elektrom agnetyczn e j kom patybilności.
W tej chwili zdegradowane środowisko elektrom agnetyczne trzeba
rozpatryw ać w skali planetarnej. N aturalne tło zostało podniesione
niem al tysiąckrotnie. Na stanow isku „pracy” w zasięgu m ikrofal i fal
długich znajduje się obecnie już cała populacja Homo sapiens (10). Tym
samym elektrom agnetyczny kompleks w biologii nie zaczyna się na
stanowiskach pracy, lecz w m agnetosferze ‘i jonosferze, w naruszeniu
elektrycznej i m agnetycznej równowagi geofizycznej. Całe środowisko
życia do odległości kilku prom ieni ziemskich zostało zaburzone, co wię­
cej, zmienia się stale w pionowej i poziomej strukturze. Stan zagroże­
nia elektrom agnetycznego dla populacji ludzkiej jest spraw ą bardziej
złożoną, zarówno czasu pokoju jak i wojny. Rezonansowa bowiem czę­
stotliwość może być zarówno wejściem w kw antow e • relacje ż y c ia ,. jak
i śmierci. Druga konferencja rozbrojeniowa ONZ z jesieni 1978 r. wy­
raża niedwuznacznie niepokój w te j dziedzinie. Bez uw zględnienia elek­
tronicznych cech organizmu zespół m etaboliczny jako detektor słabych
PEM, a jeszcze więcej nałożonej m odulacji, w ydaje się próbą oddziały­
wania dwóch układów bez większego związku.
W bioelektronice m echanizm y odbioru pól elektrom agnetycznych
przez organizm rozumie się inaczej. Organizm jest elektrodynam icznym
urządzeniem skonstruow anym przez przyrodę. Nie reaguje wyróżniony
element, lecz funkcjonalnie skoordynowany układ bioelektryczny
z ostatecznymi reperkusjam i w metabolizmie. Elektrom agnetyczne
obciążenie organizmu ma Wyjątkowe znaczenie. Tymczasem bada się
wpływ m ikrofal na poszczególny proces chemiczny czy m olekularny.
Pojęcie detektora, kwantowego oscylatora, obwodu rezonansowego -
sugeruje bardziej reakcję całego organizmu.
Bez kwantow ych podstaw człowiek byłby przetw órnią chemiczną
z w ysubtelnionym odbiorem m ikrofal niewielkiego natężenia i m odu­
lacji. Właściwie nie wiadomo, z jakich powodów. P rzy klasycznej w izji
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 19
I'
stresor psychiczny o walorach poznawczych powoduje w somie skutki
energetyczne. ^
N aruszenie jednego założenia w biologii przew raca ją radykalnie
w całej konstrukcji. B ioelektronika była posunięciem brzem iennym
w następstw a. Zanosić się poczyna na rew olucję biologicznych poglą­
dów. Zam iast chemicznych w yobrażeń o życiu i nieokreślonej co do
n atu ry władzy poznawczej, zamiast dw utoru wyobrażeniowego o somie
i psychice w ystępuje w kw antow ym poziomie tożsamość życia i świa­
domości sprow adzalna ostatecznie do pól elektrom agnetycznych w orga­
nicznym ośrodku ustrukturyzow anym .
Synteza wiedzy o człowieku w ydaje się najbardziej niebezpieczna.
W alka z wyobrażeniam i i świadomościowym subiektywizm em jest przed­
sięwzięciem straconym. Na każdą dygresję pójdzie człowiek, tylko nie na
zmianę przekonań o sobie, przekonań w ynikających ze wskazań przy­
kładanego przyrządu pomiarowego — w łasnej świadomości.
Na spotkanie z opozycją trzeba było wystąpić z koncepcją Homo
electronicus (1978, 1979, 1980). Można go z pew ną dozą przekąsu na­
zwać „człowiekiem Sedlaka”, czyli czymś w rodzaju antropologicznego
science fiction. Dla tw órcy pojęcia pozostaje on człowiekiem skonstruo­
w anym przez przyrodę u sam ych już filogenetycznych podstaw, a nie'
dopiero w czwartorzędzie. Człowiek bowiem to konieczne makroskopo­
we następstw o rozwojowe życia w jego kw antow ych założeniach.

7. MATERIA, CZAS I METODA

M ateria badań była urozmaicona od biochemii krzem u po elektry­


czne własności m asy biologicznej, krótko — do elektronicznych zna­
mion m aterii organicznej. Geneza i pierwsze ew olucyjne kroki życia,
Corallicyathida i glony dolnego, kam bru, bioplazma i kw antow a antro­
pologia, elektrom agnetyczna świadomość, na drugim krańcu zaś paleo-
biofizyka kwantowa. M ateria biologiczna leżała do wzięcia w niezna­
nych w ariantach i założeniach.
Wymagało to oszczędnego i wydajnego gospodarowania czasem. Czas
był tracony na skom plikowane poszukiwania lite ra tu ry i niemożność
foto- czy kserokopii w tam tym okresie. Należało poredukować wszystko,
co nie było w prost przydatne w nauce. Wypadało dokonywać rzeczy
niemożliwej — pom nażania czasu, czego fizyk nie zna. W biologii
istnieje natom iast koncentrat czasu filogenetycznego w postaci onto-
genezy. Czy dokonało się coś w tym rodzaju w indyw idualnym życiu -
nie wiadomo. Wiele rzeczy wskazuje, że tak. Sposób? Nieznany. Być
może n atu ra uczyniła człowieka zdolnym do zagęszczania czasu nie
20 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

tylko w ontogenezie, ale również w koncentracji świadomości podczas


uwagi. Być może istnieje naturalny sposób tw orzenia z żywego układu
kondensatora czasu.
Gros czasu zajęła bioelektronika. Należało wyważać stare m yślenie
obrosłe w tradycyjne dostojności. W roku akadem ickim 1980/81 odby­
łem objazd po Polsce z 20 różnymi referatam i, w tym 4 na politechni­
kach, 2 w PAN, 3 na akadem iach medycznych, instytutach lub tow a­
rzystw ach naukowych lekarskich, 8 w różnych tow arzystw ach nauko­
wych w tym również fizycznym. Co dała ta „propaganda” bioelektro-
niki? Obaliła wstępne uprzedzenia i legendy wyrosłe wokół problem u
i osoby, wyjaśniła, że nie stanowi to fantazji, ale „coś” tam jest, cho­
ciaż nikt nie wie co. Dyskusje często płaskie, wokół wyuczonych pa­
mięciowo zdań, bez szerszego spojrzenia, rzadziej trafne, inspirujące.
Synteza wydaje się u odbiorców niespójną m ieszanką faktów. Istnieje
jakaś trudność rozumienia program u przyrody, operuje się w tedy po­
jedynczym i faktam i i epizodami, a nie problem am i. Znam ionuje to
ogólniejsze niedorastanie do syntetycznego myślenia. W ykształcenie
robi wrażenie zakodowania pew nej sum y wiadomości, którą biologiczny
kom puter mózgu w pamięci odnajdzie w razie dyskusyjnej potrzeby
jako inform acyjne porcje. Obecne wykształcenie akadem ickie kom plet­
nie nie uczy myślenia. Z mózgu robi się bank, k tó ry m a przechować
pewien niespójny zasób inform acji podręcznikowej, trochę zaktualizo­
w any o' własny wycinek empiryczny. W ykłady publiczne z bioelektro-
niki robią niekiedy wrażenie nieudanej próby budzenia w tórnie śniętej
inteligencji postudyjnej. Inteligencja ta pozwala posługiwać się zako­
dowaną inform acją w pamięci, ale nie myśleniem.
Popularyzacja budzi niekiedy spontanicznych krytyków , którzy zna­
ją reguły kodowania bitów podręcznikowych, ale nie znają praw ideł
kry ty k i nie będąc syntetykam i, sami zaś nie stw orzą nigdy żadnego
dzieła. K rytyk naukow y jest znacznie m niej kw alifikow any niż literac­
ki czy teatralny, gdyż ci są przynajm niej z wykształcenia znawcami
przedmiotu.
Synteza naukow a dojrzew a tylko w kontrow ersyjnym niepokoju.
W alkę o twórcze idee trzeba nauce narzucić w odpowiednim dla siebie
czasie, kiedy idea jest dostatecznie spopularyzowana, a społeczeństwo
w swej opinii zróżnicowane. Im większy kaliber przeciw natarcia się
uzyska, tym lepiej. W bioelektronice poza kilkoma mało inteligentnym i
inw ektyw am i nastąpiło to dopiero 1981 r. w recenzji książki Bioelektro­
nika w ydanej w 1979 r. Recenzja ukazała się w „Kosmosie” (1981 z. 2).
A utorem jest kierow nik In sty tu tu Biochemii i Biofizyki PAN, prof. dr
hab. Kazimierz Wierzchowski.
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 21

K. Wierzchowski, zarzucając w erbalną argum entację, czyni to rów ­


nież tylko werbalnie. Tymczasem poważny eksperym entator, jak w tym
w ypadku, dysponujący jednym z lepiej wyposażonych Instytutów PAN,
m ógłby podjąć eksperym ent krzyżowy obalający założenia lub wnioski
bioelektroniki. Byłoby to w guście doświadczalnictwa. Inaczej jest się
rów nież tylko „wyznawcą” biochemicznego modelu, zakładając, że poza
biochemią, elektrochem ią i m olekularnym i konform acjam i niczego wię­
cej być nie może. Łatw o w tedy nie zauważyć, że m ateria ożywiona jest
w stanie wzbudzenia, do stanu podstawowego w raca natom iast ze śm ier­
cią organizmu. Czy W ierzchowski jest przekonany, że łatw iej przyjąć
nadprzewodnictw o w Układach biologicznych, jak to wielu badaczy
czyni, a więc. ruch dwóch elektronów sprzężonych fononem, niż dryf
ąuasi-sw obodnych elektronów w półprzewodnikach organicznych?
Nie posiadając choćby recesywnego genu tw órczej wyobraźni, tru ­
dno brać się za ocenę syntezy naukow ej. Nie ten rząd możliwości. Bę­
dzie to wówczas ocena syntezy podobna do spraw dzenia w warsztacie
m echanicznym przyrządu pomiarowego w kilku punktach jego skali.
Nie można na tej podstawie Polską Akadem ię N auk uważać za nie­
dojrzałą do rozum ienia syntezy biologicznej. Propozycja wejścia do
pięcioletniego planu badawczego In sty tu tu Podstawowych Problem ów
Techniki PAN w 1980 r. bioakustyki kw antow ej, może dowodzić, że
przy innej m entalności m ożna się czegoś obiecującego dopatryw ać, na­
w et w spraw ach kontrow ersyjnych. Zaznaczyć trzeba, że w bioakusty-
ce kw antow ej nie spotykałem prac — przynajm niej w Polsce — z w y­
jątkiem własnych.
Tymczasem praw dziw e trudności istnieją po stronie autora now ej
syntezy. Nie można niczego znaleźć ani w podręcznikach, ani w mono­
grafiach, brak konsultorów i pomysłów, prócz własnych; nie m a z kim
konfrontow ać, nie istnieją kom petentni. Za mało ciągle szczegółów, by
móc interpolować brakujące miejsca. Nie wiadomo, czy dostatecznie zo­
stała ugruntow ana ekstrapolacja.
Sposób poznania jest w te j sam ej m ierze nieznany jak i m ateria-
Trzeba więc w łasnej m etody bez prak ty k i w tym względzie, bez wy­
czerpującego rozeznania. Raz będzie to m etoda nieorganicznej reszty
w dzisiejszym składzie biomasy, reszty określanej jako stosunek Si—Ca,
oczywiście w filo- i ontogenetycznym czasie. K iedy indziej m etoda nie­
organicznej reszty funkcjonalnej rozum ianej fizycznie, to znowu mode­
lowanie półprzewodnikowego urządzenia przyrody dla w yjaśnienia elek­
tronicznych procesów w żywym ustroju. Innym razem będzie to m eto­
da określania prawdopodobieństwa znalezienia skam ieniałej morfologii
na podstaw ie zawartości kerogenu w kw arcytach dolnego kam bru, albo
statystycznego określania gołoborzy jako natu raln ej odkryw ki kam bru
22 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

w Górach Świętokrzyskich. Na odmianę potrzebny znów będzie pla­


zmowy model energetyki ustroju biologicznego. W ypracowanie m etody
musiało być oryginalne, jak i podejmowana tem atyka. Z konieczności
była to praca twórcza od podstaw z ciągłym zmaganiem się, jak zrozu­
mieć nieznane. Możliwości pomyłek są tego samego stopnia co emocja
poszukiwania i zaskakujące wnioski.
Metodologię nauk biologicznych wypadnie inaczej sform ułować niż
to przewidywał XIX-wieczny styl pracy badawczej. Szczegół bywał
wynikiem , k tó ry badaczowi w ydawał się wyrażać nieznane praw o przy­
rody. Następne szczegóły daw ały potwierdzenie. Dziś em piryczny detal
nie sugeruje nowego praw a przyrody. Jest inna zgoła sytuacja na polu
inform acji naukowej. Nowe praw o przyrody może się ujaw nić bada­
czowi w zespole znanych faktów przy w ystępowaniu pew nych niezgod­
ności pomiędzy obserwacjami. Nowe prawo ' przyrody rodziło się
w XIX w. na skutek braku rozeznania, obecnie z nadm iaru nieprzeana-
lizowanych danych. Obecny punkt w yjścia to nadm iar nieuporządko­
w anej inform acji. W XIX w. em piryk odkryw ał praw a przyrody, pod
koniec XX w. doświadczalnik jest już do tego zwykle niezdolny. Jest
to dziedzina syntezy naukowej. Zm ieniły się statusy nauki, możliwości,
ale też trudności nadm iernej i nieskoordynow anej inform acji naukowej.
Zmieniły się role badaczy, nie ten rząd metodologiczntej lokaty dla
em piryka, co kiedyś. Otwiera się wielkie pole dla syntetyków .
Tylko wielka gra naukow a jest emocjonująca, m obilizuje do usta­
wicznego wysiłku, daje ryzyko i jego smak, okazję wielkiej przygody
intelektualnej, niepokój ostatecznego sprawdzania, radość dowiedzenia
się, że badania gdzieś na świecie posunęły własne wyniki. Trzeba mieć
względnie mocny system nerw ow y i dobre opanowanie w arsztatu mimo
chałupniczych w arunków pracy, bez wielkiego zaplecza autorytatyw ne­
go insty tu tu i ograniczonego dostępu do inform acji przy zupełnym poz­
baw ieniu asystentów na swój użytek, ponieważ są oni dobrem Katedry,
a nie jej kierownika. Tajem nicą wyników w nauce są również własne
koszta badań. Praca jest wówczas bez porównania wydajniejsza, a czas
pracy nieograniczony.
W ytwarza się typ badacza pasjonata, poszukującego rzeczy trudnych,
niczyich, nikomu nieznanych. Typ, który nie znosi, kiedy na jego polu
badawczym ktokolwiek się kręci. Lubi przestrzeń, ryzyko, rzucanie
wielkiej staw ki życia czy honoru. Najważniejsza jest tu jednoosobowa
interdyscyplinarność poznawczych zabiegów. Ambicja m usi sięgać w y­
siłku nieczęsto notowanego u ludzi, praca na m iarę zdolności kojarze­
nia oraz intuicyjnego widzenia problem u przed jego ostatecznym roze­
znaniem. Przestrzenna wyobraźnia twórcza jest nie m niejszym dobro­
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ 23

dziejstwem jak nieustanna możność pracy bez koniecznych dla organi­


zmu przerw.

W autobiograficznej retrospekcji można jedynie mówić „co się ro­


biło”, odpada ocena „jak się w ykonało”. To należy do czasu {przyszłe­
go. Okazjonalnie rysuje się kształt osobowości badacza. Zapewne jest
to „ostatni M ohikanin” pracujący w ten sposób naukowo. Próba wcho­
dzenia do W ielkiej N auki przez chałupniczy zabieg intelektualny jest
szaleństwem, na k tóre nie wolno ludzi wypuszczać. Zamach na powa­
gę W ielkiej N auki przez sam otnika bez w stępnej naw et analizy jest
absurdem. Nie wiadomo, dlaczego absurdy są tylko w liczbie pojedyn­
czej, nigdy w zbiorze. Postęp nauki dokonywał się zawsze równolegle
z rozw alaniem zbiorowego absurdu przez pojedynka. W nauce nie
można tylko widzieć osiągnięcia, ważniejsze są braki. Ciekawsze jest
dla twórcy, czego jeszcze w przyrodzie nie rozpoznano. Rzeczy znane
są treścią podręczników, nie przyrody.
Na obrócenie tego koła badawczego trzeba było 24 lata od pierw szej
publikacji 1958 r. do ukazania się tego artykułu, a więc umownie
1982 r. Jedna synteza kosztuje najczęściej ludzkie życie. Dotarcie syn­
tezy następuje po w ym ianie jednego lub kilku pokoleń ludzkich. Ostatni
opozycjoniści syntezy błąkają się jeszcze przez stulecia.
Stw orzenie kilku syntez w ciągu 24 lat dowodzi w ielkiej dzielności
czasu albo psychicznych możliwości jego koncentracji. Aby mówić
o dynam ice życia, trzeba ją znać, czuć, eksploatować, a potem poszu­
kiwać jej podstaw. Biolog nie jest urządzeniem przyrody podłączonym
jak techniczna ap a ratu ra w sieć lub baterie. Badacz jest podmiotem,
lecz również obiektem. Posiada tę sam ą żywą naturę. Nie jest logiczną
m aszyną zakodowaną podczas studiów akadem ickich. M usiałby być tak
ograniczony jak w szystkie kom putery. Bez tw órczej wyobraźni nie
przekroczy swego akademickiego zaprogramowania. Zostanie logicznym
układem z niezm iennym funkcjonowaniem .
Jedno w ydaje się pew ne — synteza w naukach o życiu jest ko­
nieczna. Inform acyjny pył nie daje możności w niknięcia w m echani­
zmy działania przyrody. Nauka jest dziełem nie tylko doświadczalnego
w arsztatu, ale również głowy. W alka o dowartościowanie w przyrodo­
znawstwie tw órczej głowy jest potrzebą czasów. Inaczej przykryje nas
inform acyjny kurz przesłaniający rzeczywistość i jej piękno.

LITERATURA

1. B e n d z G., L i n d q v i s t I. [E d ]: Biochemistry of Silicon and Related Fro-


blems. Proceedings of the 40th Nobel Foundation Symposium held in Lidingo,
Sweden, August 23-26, 1977. Plenum Press, New York, London 1978.
24 W Ł O D Z IM IE R Z S E D L A K

2. C o p e F. W.: Man in a Gas of Tachyon Magnetoelectric Dipoles — A N ew


Hypothesis. Part I. A Summary of Some Real but Unexplained Biocosmic P he-
nomena. „Physiological Chemistry and Physics” 10:1978 s. 535-540.
3. C o p e FJ W .: Magnetic Monopole Currents in Flowing Water Detected Expe-
rimentąlly by Inverse Ampere Law and by Josephson Junction. Implications
for Magnetic Water and for Immune Processes at Magnetic Electrodes. „Phy­
siological Chemistry and Physics” 12:1980 s. 21-29.
4. C o p e F. W.: An Extended (Slow or Fast) Theory of Relativity as the Basis
of Superfluidity, Superconductivity, and Amorphous Semiconductor Switching
and as a Possible Alternative to Tachyon Theories. A Relativity Theory with
a Change of Scalę or with a Non-Measurable Value of c. „Physiological Che-
mistry and Physics” 12:1980 s. 255-260.
5. C o p e F. W .: Magnetoelectric Charge States of Matter-Energy. A Second
Approximation. Part VI. Kirlian High-Voltage Photographs of Biological
Auras Considered as Manifestations of Possible Relativistic Superconductive
Plasmas. „Physiological Chemistry and Physics” 12:1980 s. 343-347.
6. C o p e F. W.: Magnetoelectric Charge States of Matter-Energy. A Second
Approximation. Part VII. Diffuse Relativistic Superconductive Plasma. Mea-
surable and Non-Measurable Physical Manifestations. Kirliań Photography.
Laser Phenomena. Cosmic Effects on Chemical and Biological Systems. „Phy­
siological Chemistry and Physics” 12:1980 s. 349-355.
7. D u r a n d B. [Ed.]: Kerogen. Insoluble Organie Matter from Sedimentary
Rocks. Paris 1980.
8. S e d 1 a k W .: Antropologia dynamiczna w bioelektronicznej perspektywie.
„Przegląd Antropologiczny” T. XLVI: 1980 s. 315-320.
9. S e d i a k W.: Postępy fizyki życia, (w druku).
10. S e d 1 a k W.: Problemy planetarnej ochrony elektromagnetycznego środowiska
w odniesieniu do populacji ludzkiej. W: Pola elektromagnetyczne. Materiały
III Konferencji na temat Pomiarów i Oceny Działania Pól Elektromagnetycz­
nych, 4-6 Maja 1981 r. w Łodzi. „Studia i Materiały Monograficzne Instytutu
Medycyny Pracy w Łodzi” 8:1981 nr 4 s. 55-66.
11. T o m c z y k o w a E., T o m c z y k H.: On the Developments in Correlation
and Stratigraphic Nomenclature of the Silurian and Lowermost Devonian in
Poland. „Bulletin D e L’Academie Polonaise Des Sciences” Serie des Sciences;
de la Terre. 1980 Vol. XXVIII No. 1 s. 31-42.

AN ACCOUNT OF TIME AND MATTER

Summary

On the occasion of his 70th birthday W. Sedlak makes an account of time-


and matter, the subject of his research. It is not only -accouning for his own life;
the circumstances as w ell as certain intellectual predispositions and also the-
awareness of the fact that a synthesis is necessary with decided empirism and
with the supply of expensive mini-information on tinnier and tinnier fragments;
of Naturę, all pointed to the synthesis as a new task for the scholar.
i
O B R A C H U N E K Z C Z A S E M I M A T E R IĄ

The primary, difficulty of the synthesis lies in the necessity of interdiscipli-


nary education, which, if constantly developed, creates the dilemna of how to
plan your tim e properly. The scholar also needs courage and some creative in-
tuition to achieve his aim — the synthesis. The em pirisfs results are not liable
to be ąuestioned if the methods applied in his analyses are appropriate. The
synthesist is alwyas an objefct of criticism. However, only- natural facts are not
open to ąuestion; it is their interpretation that can be debatable. During the work
on a new scientific synthesis one often cannot help ąuestioning a myth or legend
maintained as a result of dubious knowledge or erroneous convictions. The new
synthesis often runs counter to traditional beliefs.
Biology seems to be particularly backward in this respect mainly because of
the fact that it lacks fundamental definitions of life and of man’s consciousness.
Thus, it is left w ith conceptions and as the history of science proves it has al-
w ays been hard to change them. ^
The author finds him self creating biological synthesis, which is a particularly
unusual situation. Here are the results of his endeavours:
1. Silicon dominated during the early stages of the dev61opment of life. It was!
isuperceded by carbon. Tracels of thait oecurrence pr.eserved as the Si-Ca rela-
tion. In this way a new discipline — palaebiochemistry of Silicon — originated.
2. bioelectronics as a complementary to biochemistry outlook on life has its eon-
seąuences in the far-reaching conclusions including the one on the electro-
magnetic naturę of life and consciousness. Both fields created the basis for
palaeobiophysics which, being a new field of learning, is the subject of the
author’s interests.
3. ąuartzite strata of the Świętokrzyskie mountains are fossil environment of the
iGamnibrian period or possilbly even clider basin occuring in the western edge of
easterneuropean plate. In this area the author found so far unknown Coralli-
cyathida and megascoplc algae. Both plants reąuired a siliceous environment.
The next tąsk the amitihor occuipies hiimselif in iis to make a synthesis of seve-
ral other syntheses within the field of biological sciences as long as the facts .
reąuire that, even if it were in defience of the bounding schemes.
The author’s account of his research does not provide an explanation of how
many ąuestions have been already answered, nonetheless much work in this
field has been done so far.

You might also like