Alicja, w przeciwieństwie do jej przyjaciół, doskonale sobie zdawała
sprawę, co znaczą słowa „musimy zniknąć”. Wspólne przeżycia podczas poszukiwań zaginionego rękopisu Kopernika świadczyły o tym, że ich prześladowcy dysponują środkami, o których zwykły człowiek nie mógłby nawet pomarzyć. Alicja nie wiedziała wprawdzie, kim są oni, ale miała pewność, że takich kontaktów należy ze wszystkich sił unikać. Dlatego wysłała Czesiuchnę samolotem do Kopenhagi, skąd drogą lądową, nie pozostawiając śladów, miała przedostać się przez Niemcy do przyjaciół we Francji. Jerzego postanowiła ukryć w Stanach, a potem do niego dołączyć. Trochę ryzykowała, bo przecież nie miała wątpliwości, że macki jej konkurentów sięgają bardzo daleko. O podróży Jerzego pewnie będą wiedzieli, gdy tylko zakończy się boarding i lista pasażerów zostanie zamknięta. Wierzyła jednak, że jej przyjaciel jakoś sobie poradzi. Największym problemem Alicji była jednak ona sama. Przez kilka dni mogła ukrywać się w Warszawie, u koleżanki z liceum. Karina, ze względu na charakter jej profesji, zerwała kontakty praktycznie ze wszystkimi starymi znajomymi, a nawet z rodziną. Tylko Alicja, w największej tajemnicy, dostała numer jej telefonu. Może dlatego, że Karina miała żyłkę detektywistyczną i zafascynowała się poszukiwaniami zaginionego dzieła Kopernika, a może również z tego powodu, że Alicja była jedyną osobą, która nie oceniała jej życiowego wyboru. Karina tłumaczyła się, że po prostu robi to, co lubi, i jeszcze dostaje za to pieniądze, a Alicja nie widziała w tym problemu. Apartament Kariny mieścił się w najdroższym budynku w stolicy. Złota 44 to był adres pobudzający wyobraźnię warszawiaków. Luksus w samym środku miasta, tuż obok słynnych Złotych Tarasów i Pałacu Kultury. Karina nie była właścicielką mieszkania, bo na to, żeby zapłacić czterdzieści tysięcy złotych za metr nie stać byłoby nawet najbardziej luksusowej call girl w mieście, ale wynajem lokalu nie przedstawiał większych trudności. Trzy wieczory i czynsz mam opłacony – mówiła – a standard niezły jak na pracującą dziewczynę, nie? Alicja wjechała windą na czterdzieste piętro. Ponieważ zapowiedziała swoją obecność domofonem, nie musiała rozglądać się po korytarzu w poszukiwaniu właściwych drzwi. Karina stała w hallu i machała do niej. – No witaj, kochana, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię znów widzę. – Karina rzuciła się Alicji na szyję. – Wchodź, nie zwlekaj. – Naprawdę nie będę ci przeszkadzać? – Alicja z trudem powstrzymała się przed mrugnięciem okiem. – Nie o tej porze – roześmiała się Karina. – Ale ty tu pracujesz. – Właśnie mam urlop. Alicja z ciekawością rozejrzała się po apartamencie. Nie był duży, na oko jakieś sześćdziesiąt metrów: przestronny salon połączony z kuchnią, w głębi sypialnia, designerskie meble, wszystko urządzone w najlepszym, nowoczesnym stylu. No i ten oszałamiający widok na Warszawę. – Ładnie tu masz. – No pewnie. Klienci przychodzą głównie dla widoku z okna – zażartowała Karina. – Przenocujesz w salonie, bo nie mam drugiej sypialni. Ale kanapa wygodna, duża, nawet nie trzeba jej rozkładać. Kawy? – Chętnie. Karina uruchomiła ekspres, poczekała aż się przepłucze i ustawiła filiżanki. – Czarna i mocna? – upewniła się. – Miło, że pamiętasz. – Nie muszę się wysilać. Piję taką samą. Teraz opowiadaj, co u ciebie, bo u mnie po staremu. – Tyle się działo, że nie wiem, od czego zacząć. – Najlepiej od tego, jak zostałaś gwiazdą mediów. – Że co? – No, po tej kradzieży twoje zdjęcie było we wszystkich portalach. Że niby poszukują kogoś, kto może udzielić cennych informacji. Ale wyglądało to tak, jakby szukali złodzieja. – O, Boże! Przecież ja nic nie ukradłam. – Nie musisz mi mówić. Ale chciałabym wiedzieć, o co chodziło. – Jeden facet chciał mnie w to wrobić. Trochę mu nie wyszło. – No tak, rzeczywiście, trzy dni później cała Polska trąbiła, że to był fałszywy alarm. I oczywiście miałaś w tym jakiś udział? – Prawie – roześmiała się Alicja. Ekspres ucichł, więc podniosła się, aby przynieść filiżanki z kawą. – Powiesz mi coś więcej o tej siódmej księdze Kopernika? – drążyła Karina. Alicja postawiła filiżanki na blacie stolika, wsypała do kawy trzy łyżeczki cukru i energicznie zamieszała. – To strasznie skomplikowana historia – odpowiedziała zdawkowo i zamilkła. – Nie chcesz mówić, to nie. – Karina upiła łyk gorzkiej kawy i nie doczekawszy się opowieści, odstawiła z brzękiem filiżankę na spodek. – To naprawdę skomplikowane – westchnęła Alicja. – Ale chyba nie aż tak bardzo, żebyś nie potrafiła mi tego wyjaśnić? – Okazało się, że wszystkie moje tropy były mylne. Kiedy znaleźliśmy nowe wskazówki… – Znaleźliśmy? Ktoś jeszcze ci pomagał? – Tak. Jeden chłopak, którego poznałam w samolocie, a potem okazało się, że to wnuk księżnej Izabeli, tej samej, z którą przez lata przyjaźniła się Czesiuchna. – Czesiuchna? Ta twoja niania?! – Świat jest mały. No więc wplątałam Jurka w tę historię i trochę mi pomógł. – To pewnie też skomplikowane? – Jak cholera. – Przystojny chociaż? Będzie coś z tego? – Przestań. – To znaczy będzie – roześmiała się Karina. – Nie wnikam. To gdzie w końcu znalazłaś ten skarb? Alicja machnęła ręką.