Professional Documents
Culture Documents
Bluszcz Pismo Tygodniowe Ilustrowane Poswiecone SP
Bluszcz Pismo Tygodniowe Ilustrowane Poswiecone SP
Ml w, .U-..-
//13MM-z|< - /I9u//1--£Ł
dzieć? Czyż nie dlatego, że wychowanie dające jej właściwościom. I to jest wła goręcej pragniemy, aby nigdy nie odczuły
w jednych wypadkach przez brak wszel śnie wychowanie. Celem takiego wycho go nasze dzieci. Kształcimy więc zmysły
kich starań, w innych przez nadmierną i źle wania będzie wszechstronny rozwój twór i spostrzegawczość dziecka, aby dojrzało
skierowaną troskliwość niszczy, wypacza czego pierwiastku, złożonego w człowie wokoło siebie piękno natury; uczymy je
to, co jest najistotniejszym zadatkiem peł ku,— niech kocha i cierpi całem sercem, przez to kochać przyrodę. Staramy się oto
nego życia i szczęścia—zdolność do twór niech wielbi i zapala się do wszystkiego, czyć je przedmiotami o pięknych linjach
czego czynu. W pierwszym przypadku roz co piękne i szlachetne, a nadewszystko i barwach, stawiamy mu przed oczy dzieła
wija się wprawdzie indywidualność danej niech ma w duszy moc, która każde jej sztuki, dążymy do tego, aby umiało się
jednostki, lecz zależnie od przypadkowych drgnienie przeistoczy w czyn twórczy: wte wypowiadać w muzyce, śpiewie, rysunku.
okoliczności, niezawsze sprzyjających roz dy życie stanie się zaiste „pieśnią szczęśli Lecz to jeszcze nie dosyć. Niechaj ono
wojowi w kierunku dodatnim, w drugim wą“, wznoszącą się do najwyższego źródła to wszystko odczuwa jako radość, niech
przez nieumiejętne zabiegi wychowawcze dobra, prawdy i piękna —do Boga. bawi się i pracuje z radością, niech poczu
wtłacza się zaledwie rozwijającą się istotę Lecz jakież właściwości mamy rozwijać cie rozkoszy istnienia wyrywa mu z pier
w ramy nieodpowiadające jej istotnym w dziecku, aby uzdolnić je do radosnego si pieśń szczęścia tak samorzutną i wolną,
właściwościom, a przez to odbiera możność poczucia życia, do oddania w służbę umi jak śpiew ptaka wśród gałęzi kwitnącego
naturalnego rozwoju. łowanej idei całego zapału młodego serca? drzewa.
.Jakże bardzo jeszcze jesteśmy w wy Posłuchajmy co mówi Ruskin: „Początkiem Jakże rzadko spotykamy się z taką
chowaniu oddaleni od przejęcia się tą za wszelkiego wychowania powinny być uczu zdolnością radowania się każdym promie
sadą, która uzyskała już prawo obywatel cia podziwu i entuzjazmu. Żyjemy aby ko niem słońca, każdym ludzkim uśmiechem,
stwa w nauczaniu: nauczanie nie polega chać! Zdolność podziwu i uwielbienia jest każdą chwilą nieledwie. Nasze dzieci są
na wpajaniu wiadomości, lecz na uzdol najpierwszą rozkoszą i największą potę smutne; smutne mimo hałaśliwych nieraz
nieniu ucznia do samodzielnego ich naby gą życia“. zabaw, smutne, bo pozbawione prawdziwej,
cia i przerobienia, a to zapomocą postawie Gdybyśmy chcieli rozpatrzeć wszelkie głębokiej radości życia, którą zaszczepić
nia go w pewnych, sprzyjających temu wa warunki, jakie przyczynić się mogą do roz i podtrzymać może jedynie atmosfera ży
runkach (wykład, pokazy, ćwiczenia). Tę winięcia tych uczuć, należałoby nam_ogar- cia codziennego. A ileż widzimy rodzin
samą wskazówkę daje nam lecznictwo: za nąć całokształt czynników wychowawczych; smutnych, zgnębionych i skłopotanych al
biegi lecznicze nie zwalczają choroby Rozwój fizyczny jako podstawa sił żywot bo nienawistnych, krytycznych, przeniknię
wprost, lecz dopomagają organizmowi do nych organizmu, charakter i kierunek roz tych gniewem i zawiścią; albo pełnych za
jej zwalczenia. woju umysłowego, sprawą upodobań i za mętu i gwaru, gdzie myśl żadna nigdy nie
Tę samą również zasadę stosujmy w dzie miłowań a na tem tle czynny stosunek do dojrzeje; szukających sztucznych podniet
dzinie przygotowania do życia czyli wy życia, — cołokształt pojęć moralnych i re i oszołomienia w niezdrowych zabawach,
chowania: twórzmy warunki w których ligijnych, stosunek do przyrody i sztuki — aby potem znów popaść w obojętność lub
wszelkie dodatnie właściwości danej je wszystko to są czynniki, tworzące zasa przygnębienie.
dnostki mogą się w pełni rozwinąć, skłon dniczą podstawę stosunku do życia, odczu Lecz może takie są warunki nasze, iż
ności zaś ujemne, zahamowane w niepożą cia jego piękna i wartości. Lecz w tej niemożliwą jest radość, miłowanie piękna
danych objawach, będą zmuszone zwrócić chwili zastanówmy się nad rolą jednego życia? Może polityczne, społeczne nasze
się również w kierunku, sprzyjającym do tylko, lecz o pierwszorzędnem znaczeniu stosunki wypędzają z dusz naszych pogo
bru jednostki i otoczenia. Od tego po czynnika, który tworzy tło wszelkich in dę? Zaiste, gdy patrzeć na ogrom niesz
glądu krok już tylko do zasady „nie prze nych: będzie nim wpływ atmosfery rodzin część, na nędzę ciał i ducha wokoło, czyż
szkadzać“, mającej tak wielkie zastosowanie nej, wpływ działający ciągle, stale, na- nie ciśnie się myśl, iż trzeba nie czuć, nie
w latach wczesnego dzieciństwa; a dalej kształt drążącej kropli wody, nadający du myśleć, aby radować się życiem, śnić ma
jeszcze krok i stoimy wobec zasady zupeł szy dziecka niezatarte piętno. Wiadomo rzenia o pięknie, o szczęściu, gdy tyle łez
nej nieinterwencji, głoszonej przez Rous- bowiem na zasadzie praw rozwoju ducho wokoło, tyle krwi... Lecz taka już jest
ssa’a: wychowanie zupełnie naturalne, bez wego, iż z wszelkich wpływów postronnych natura ludzka, iż przez łzy, przez ból, dą
narzucania swych poglądów i wierzeń. Nie dziecko przynosi tylko to, co znajdzie grunt ży do szczęścia, do radości.
potrzebujemy już dzisiaj zwalczać błędów podatny w zasobie jego podstawowych wie Więc po chwilach przygnębienia musi
tej metody; uczyniono to po wielokroć, lecz rzeń, wyobrażeń, pojęć. —Niezaprzeczona my powiedzieć sobie, iż nie łzy, nie żal,
zdaje mi się, iż dziś jeszcze możemy wziąć więc ważność oddziaływania atmosfery ro lecz czyn wyrosnąć powinien ze zrozumie
z niej to, co było w niej genialnym błys dzinnej na charakter dziecka zmusza nas nia ogromu nieszczęść ludzkich. Do czy
kiem, rozśwdecającym mroki średniowiecza do szczerego a głębokiego zastanowienia nu my, wychowawcy, przygotować musimy
w wychowaniu i co sprawiło, że pomimo się nad tem, jaką' ona być powinna. Od dzieci nasze. Ale czynu dokonać może nie
swych błędów i krańcowości przeżyła tyle nas, matek, wyłącznie prawie zależy wpro beznadziejny pesymista, który zwątpił
dziesiątków lat i zachowała piękno i świe wadzenie do niej pierwiastków podniosło- o wartości życia, o jego pięknie, lecz czło
żość rzeczy gienialnych. ści i wzajemnej miłości, prawdziwej pogo wiek, który życie kocha, .wielbi piękno,
Przejąć się więc nam należy tą zasadą, dy, pobłażania dla innych, a surowości dla przemawiające z natury, sztuki i duszy ludz
że dziecko to nie materjał, który mamy samego siebie, głębokiej religijności, jas kiej, służącej najwyższym ideałom. Tylko
ulepić w kształt pożądany, lecz żyjąca is nej samowiedzy społecznej i narodowej. taki człowiek będzie miał siłę do popra
tota, pełna sobie właściwych pierwiastków Tymczasem, pomimo wysiłków licznych wienia ciężkich warunków życia, tylko ta
twórczych. Życie jednak zbyt się już skom jednostek, atmosfera domowa bywa nieli- ki będzie z wiarą i siłą dążył do podnie
plikowało, zbyt wiele w niem spaczeń i od tościwie, beznadziejnie szara. Ogólnie sły sienia mas z ciemnoty i nędzy i skierowa
chyleń od linji prawdziwego piękna i do szymy narzekania na szarość i jałowość ży nia dusz do światła prawdy i dobra —
bra, abyśmy mogli powierzyć mu los tej cia, na brak w niem piękna i radości. Czyż a w tej pracy i w miłowaniu piękna ży
cudąwnej organizacji, jaką jest dusza dzie uwierzymy, że tak jest w istocie? Nie, cia znajdzie swe szczęście głębokie i pra
cięca. Ująć więc musimy w ręce i pokie- przypiszemy to raczej brakowi uzdolnienia wdziwe.
rówać tak okoliczności, aby rozwijającej do ich odczuwania, kalectwu duszy i ser J. Rzętkowska.
się jednostce zapewnić warunki, odpowia ca. A im silniej czujemy brak ten, tem
B L U S Z C Z
Oto jest widok, który mam dokofa: na której boso w śnie bawią się dzieci.
Łany i kasy. I fączki w zieieni. Len nizhi, cienhi, z kwiatami spefzfemi,
Sckykeni żeńcy. Na drzewach jemioła. niby widziałny przez zmęczone oczy,
1 niebo w sfońcu, niby szkło się mieni. jak rozczesany, prosto rośnie z ziemi,
Obfite w zboże, jak' zasieki spichrzy, i jak po wodzie, wiatr po nim się toczy.
poła przerżnięte są starą ałeją
drzew, których gęstwa kłębami się wichrzy. W oddałi, modrej mgłą w fetnie poranki,
Słoneczne płamy swój gradprzez nią sieją samotne świerki, niebem otoczone;
i przez kasztanów symetryczne kiście, są, jak staranne, sztywne wycinanki
kładących cień swój okrągły na życie, na szkło błękitu zrzadka nafepione.
spadły serwetą, dzierganą wzorzyście
w kurzu, jak w grubym szarym aksamicie. Dokofa jęczmień wąsaty się kiwa
i wciąż szełeści owies kędzierzawy.
Pośród kasztanów rosną wonne kłony Żyto już zżęto. Już kończą się żniwa.
i dwójszpałerem idą na pół kraniec, Wśródściernisk błyszczy ruń nieśmiałej trawy.
jak pokłęhionych dymów pas ziefony, Pszenica w gtube złożona pófkopki
zmałały w dałi w siny dwójróżaniec. wygłąda, niby słomiana pasieka, —
Kędziorne dęby i kipy przepyszne zwiędły bławatek gdzie nie gdzie powieka
wzdłuż drogiw małych, ma łowniczy chgrupach, w łapis fazufi ciężkie pełne snopki.
ciemnieją gęste, kubistę, zaciszne,
jak stogi siana na potężnych słupach. Cisza. Dźwięk każdy wyraźnie rozbrzmiewa,
tuż, w uchu. Pełną jest muzyki głowa.
Łam i sam cicha, skromna jarzębina, Powietrze czułe jest na dźwięk i śpiewa,
strojna w jagody, jak w pęki z korałi. jak naprężona struna metafowa.
wśród drzew błyszczący, piękny pożar Koniki połne skrzypią wraz z sierpami;
wszczyna, połna orkiestra gra zaszyta w rżyska, —
któty na słońcu żarem krwi się paki. na piecach żeńców pot koszułe płami
Opodałd. grzęda makami zasiana i słońce twarz swą do płam tych przyciska.
spfotem tęcz sennych i bładych się kwieci, —
wygłąda dziwnie, jak kwietna po fana, Eugeniusz Korwin-Mafaczewski.
„BLUS Z C Z”.
Z jakiem słowem, z jaką nowiną przychodzisz do nas giętka ga wszędzie niosąc wić zieloną, zieloną nawet pod śniegiem. Nic go nie
łązko bluszczu, gościu miły, tak dawno pod dachem naszym niewi mogło złamać, nic wyplenić, albowiem niezniszczalną moc ma nadzieja.
dziany ? Aż wypełniły się czasy, w zbroicach zardzewiałych ruszyły się
IV jakie głoski ułoży się h>eroglificzna mozaika twych hści ? kości rycerzy; dźwignęła się ku słońcu z zapadłej mogiły pierś pol
Będąż to słowa z ognia i żaru, będąż to potężne, światem wstrzą skiej męki, tysiącem blizn przeorana; pękły okowy przemocy, zatętnił
sające zaklęcia, będzież to cicha baśń istnień nieznanych, jak pleśń na cały świat rumak polskiego bohaterstwa; wysoko, wysoko pod nie
czających się w mroku, będzież to może piosnka matczyna nad koły bem rozkołysał się przeczysty dzwon polskiego sumienia.
ską dziecka, czy ciche zawodzenie bezprzedmiotowej tęsknoty u kro Nadeszły inne czasy.
sienek czy kołowrotka? Dziś tobie, bluszczu, już nie groby i ruiny, ale śmigłe ku słońcu
Bluszcz? takie przestarzałe miano! Bluszcz to słabość, bluszcz kolumny w świątyni narodowego ducha oplatać potrzeba!
to siła przyzwyczajenia, co pnie się i owija, miast dumnie strzelać Nie w mogiłach już szukać utajonego ziarna życia, ale z chao
ku niebu. su istnień pulsujących wykrzesać iskrę nieśmiertelności, być tern, co
Cóż na to odpowiesz, wiotka gałązko, co nie zakwitasz nigdy, nie przemija.
ale i nigdy nie tracisz młodzieńczej zieleni, wieczna jak miłość, nie Duszo kobiety polskiej! niegdyś kapłanko męczeńska, dziś złotem
zniszczalna jak dusza ludzkości. snopów chlebnych, szkarłatem jagód źrałych obarczona przodownico!
ty, która wierzysz głęboko, czuwasz wytrwale, kochasz gorąco, wal
Był czas, gdy jeno groby i ruiny wolno ci było oplatać.
czysz mężnie, służysz wiernie, cierpisz niezłomnie, ty, któraś nadzieję
Przehuczał nad ziemią naszą orkan dziejowy, grom spalił dwo
w cud zmartwychwstania krzewiła nawet pod darnią mogilną, ty, która
rzyszcza stare, obróciły się w perzynę grody, z hukiem zapadły się
z uśmiechem pogody śmierć swoją nawet umiesz złożyć na ołtarzu
zbeszczeszczone świątynie, z których wygnano Boga, zarosły mchem
wiecznie odradzającego się życia, — przyjmij gałązkę bluszczu, wy
mogiły bohaterów, których wspominać nie było wolno.
rosłą w słońcu tych wierzeń i ukochań, których de wyrzekniemy się
Runęły dęby, powiędły róże, zgorzałe spopieliły się zioła ale nigdy,— dojrzałą w ogniu walki, która złoto twej duszy oczyściła.
bluszcz zielenił się po dawnemu.
Niech °na będzie więzią nierozerwalną między dawnemi i nowe-
Gdy wszystko wokół zapadało w milczenie śmierci, on wołał: — mi laty, łańcuchem, co spoi przeszłość naszą świętą, przeszłość mo
Jestem i żyję! gił, krzyżów i pracy tajemnej, ze szczytowani uniesieniami młodego
Docierał wszędzie, snuł się po cmentarzach i uroczyskach, otu bohaterstwa, z jawną, na cały świat rozgłośną, zwycięzką pobudką
lał pieszczotliwie święte ruiny, wspinał się na murv kazamat, przeni wyzwolonego życia polskiego.
kał do więzień i kaźni, wciskał się do serc skamieniałych w bólu, STEFANJA PODHORSKA-OKOŁÓW
Gawęda o nowych książkach.
(„Koń na wzgórzu” Eugienjusza Korwin- przedziwnie skomplikowany zdradza wyra i charaktery niezwykłe. Zagadkow7a postać
Małaczewskiego, „Skrzydła” Juljusza Ger- finowane zamiłowanie autora do pięknych archiwarjusza Gordona, który podobnie jak
mana, „U wrót Barbarji” Gustawa Olechow form. Treść również bogata. Po „Światłach prokurator Hallers w sztuce Lindaua, od
skiego, „Jrć/wwarjwsg Gordon” Mieczysława z daleka”, które modną teozofją i aktual bywa nocą wycieczki... duchem, obleczo
Smolarskiego, „Kem Creator” Wandy Miła- nością wojenną zjednały sobie dużą po- nym w7 drugie ciało i to z samow-iedzą, tam,
szewskiej, „Dla młodzieży” Stefana Żerom czytność, dał German powieść również na gdzie mu się podoba, zaciekawia i pobudza
skiego). tle wojny osnutą, opisującą dzieje dwóch fantazję. Obok głównej postaci snuje się
par wojskowych: Ratolińskiego i Reny, kilka innych, mocno nakreślonych, nie bez
Wojna, jej okropności i udręczenia, nie
Skierskiego i Anusi. Tytuł jej: „Skrzy paradoksalnego, wildowskiego zacięcia
wycisnęły na literaturze tak silnego pię
dła”. Dużo w opisach grozy i brutalności w szczegółach. Miła to i bardzo zajmująca
tna, jak przypuszczać należało. Nie zna
wojny, ale niektóre karty tchną prawdzi lektura, ta ostatnia książka Smolarskiego!
lazł się jeszcze wielki pisarz, któryby z ma-
wym liryzmem i poezją, zresztą często spo Debiut literacki p. Wandy Miłaszew-
terjału wielkich przeżyć, kataklizmów, ab
tykaną w duszy żołnierza. skiej w zbiorze nowel „Veni Creator” wy
surdów i dostojeństwa tej wielkiej wojny,
Małaczewski jest pewną rewelacją w li pad! bardzo sympatycznie. Dzisiejsze mło
wykuł wiekopomne dzieło sztuki. Snują
teraturze. Młodego autora znamy od kilku de autorki torują sobie zazwyczaj drogę
się coprawda w powieściach, nowelach
lat zaledwie. Przemierzył świat z jenera do sztuki pornografją i cynizmem. Jeśli
i poezjach jakieś echa krwawych czasów,
łem Hallerem. Był żołnierzem, jak German. zyskały rozgłos, jest to rozgłos wypoży
tu i owdzie znajdujemy realistyczny opis
Ale, o ile ten ostatni biorąc motywy wojen czalni książek i poufnych rozmów7 przyja
bitew, mordów, grabieży, prześladowań wo
ne absorbuje czytelnika swoją fabułą, bo ciółek na temat: „przeczytaj na stronicy
jennych, lub liryka uderza w struny pieś
gactwem kompozycji i błyskotliwością sty 74, mówię ci, coś...” Tu następuje mrug
ni,— ale wielkiego dzieła wojna nam nie
lu, o tyle spokojny i zrównoważony Mała nięcie oczami i szept roześmiany... Tym
dała. Wielki twórca jeszcze się nie uro
czewski zawsze z jednym i tym samym ar sukcesem pogardziła pani Miłaszewska. Te
dził.
tystycznym umiarem we wszystkich nowe maty, które wybrała do swych nowel po
Plon literacki ostatnich miesięcy do
lach, składających się na tom „Koń na chodzą z najczystszej dziedziny Piękna.
syć jest obfity. Dali nam powieści: German,
wzgórzu”,każę brać życie od „strony ducha”, Jeśli ich obrobienie nie ma jeszcze wybit
Małaczewski, Olechowski, Smolarski. Prze
kilkoma trafnemi wyrazami wnika w głąb niejszej oryginalności, kładziemy to na karb
mówiła piórem po raz pierwszy Wanda
serca i nawet w kapitalnych, pełnych hu pierwszego debiutu. Zaletą nowel jest
Miłaszewska. Nieśmiałe tomiki poezji rzu
moru opisach ludzi i przyrody, nie pozby czysty język, wprawna narracja i poezja
cili na półki księgarskie: Edward Boye
wa się smutku i nostalgji. Murman, dłu w7 odczuwaniu smutnych ludzi i piękna na
i Halina Zawadzka. Koledzy z pietyzmem
gie lata wojaczki północnej — oto tło no tury. A to wiele, bardzo wiele, jak na
wydali pośmiertne poezje Zdzisława Dytla.
wel, z których najmocniejsza wydaje początek!
Żeromski, ku ogólnemu zdziwieniu pomy
mi się ta o „Baśce murmańskiej”—bia Do „pokoleń przyszłą w7iosnę niosących”
ślał o młodzieży i ofiarował jej wiązankę zw7rócił się Stefan Żeromski w7 swej książ
łej niedźwiedzicy, towarzyszce Murmań-
celniejszych wyjątków ze swej dotychcza
czyków, spotykanej przez nas na ulicach ce ostatniej „Dla młodzieży”. Wielki pisarz
sowej twórczości.
Warszawy, a zakłutej przez chłopów, i „Koń zrozumiał jak ważną rolę w dzisiejszem
Na każdej wystawie księgarskiej leżą na wzgórzu”, opowieść o koniu — trupie, od życiu społecznem odgrywa młodzież i dla
stosy nowych książek. Wydawcy zaciera którego tom wziął swą nazwę. niej opracował książkę. Dobrych książek
ją ręce. Idą powieści prawie na równi z po Jeden z poczytniejszych autorów ostat dla młodzieży jest mało. Są książki dla
dręcznikami szkolnemi. Panowie wydawcy niej doby, autor „Dziejów mężczyzny“ Gu dzieci, ale nie ma dla młodzieży. 1 to jest
są zadowoleni, ryzykują wydawnictwa au staw Olechowski, stanął „U wrót Barbarji”, wielki błąd, błąd, który corychlej trzeba
torów nieznanych, ryzykują przekłady, ba! by na straszliwe tło zbolszewizowanej Ro naprawić. Młodzieży dzisiejszej, tej, którą
nawet... poezje!.. Wojna przewróciła sji rzucić miłość Rykonia i Buby. Awan wychowała wojna i może stokroć od woj
wszystko do góry nogami. „Wstydzący się tura goni awanturę, opisy bitew, mordów7, ny gorsze czasy powojenne, pełne zamętu,
żebrać” literat dyktuje swoje warunki. Po wyroków śmierci, ucieczek z więzień bol wyuzdania i anarchji, trzeba dziś dać inną
czekajmy jeszcze trochę, a może zarabiać szewickich, przeplatane scenami miłosnemi lekturę niż opisy podróży i przygód tajem
zacznie tyle co drukarz, zecer i introligator.. bohaterów-, trzymają w napięciu zaintere niczych, niż Conan Doyle, a nawet Juljusz
Widać, że autorzy polscy piszą z ja sowanie czytelnika. Jest to typowa felje- Verne. Książka Żeromskiego jest właśnie
kąś pasją. Piszą między godzinami biuro- tonowa powdeść z okrasą sensacji na każ jedną z tych książek na którą czekała mło
wemi w ministerjum, a jakiemiś wieczoro- dej karcie. Nie brakuje emocjonującej dzież polska. Pełna jest bowiem najszla
wemi kursami. Czasem między apelem sceny, w7 której bohater, w ubraniu nurka, chetniejszych myśli i uczuć ludzkich, peł
w koszarach, a rnustrą. Każdy musi żyć. spuszcza się na dno morza, by tam odszu na bohaterstwa, poświęcenia, miłości oj
Jedno zajęcie nie opędzi wszystkich potrzeb kać trupa utopionego przez krasnoarmiej czyzny i przyrody. Są w7 niej wyjątki
życiowych. Trzeba podjąć się dwóch, trzech ców7 przyjaciela... z „Mogiły”, z „Popiołów” (opis wypraw7y
obowiązków, a wśród tego pisać. I w tem Mieczysław Smolarski w „ArcA/tccr/MszM na San, zmaganie się Rafała z wilkiem,
leży tragizm dzisiejszej twórczości. Dzieła Gordonie”, powieści a la Poe, poruszającej i t. d.) z „Charitas”, (śmierć Jasiołda, har
powstają bezładne, chaotyczne, czasu jest spirytystyczny motyw7 rozdwojenia osobo cerza) z „Wszystkiego i nic”. We wszy
mało, godzina drogo kosztuje. Bruljonu wości, znajduje sposobność do zapoznania stkich tych mądrze i troskliwie wybranych
poprawiać nie warto. Byle prędzej... nas bliżej z ciekawą swoją indywidualnoś wyjątkach dźwięczą wypowiedziane w7 przed
Jednym z wybitnych wyjątków w meto cią pisarską. Powieść, pisana stylem wy mowie słowa wielkiego pisarza i człowie
dzie bruljonowego pisania jest Juljusz Ger twornym, roi się od doskonałych, nieraz ka: „Zakuj się w7 żelazną zbroję woli,
man. Styl jego aż zbyt wytworny, zbyt bardzo subtelnych obserwacji życiowych. o młoda duszo!”
precyzyjny, roi się bogactwem metafor, po Sensacja wynika z samego tematu, bez
równań, kolorów, woni, dźwięków. Słownik sztucznego wysiłku autora, a w istocie tło Zuzanna Rabska.
(©) (®) (©) (©) (©) ©) (©) (©) C®) <©) (©) f®) (®j (©) (©) (©) (® ’ (©) ' ©) (®) (®) (®) '© (©) (®) (© ■(®) (@) (®) (®) (®) (®) (©) (©)(®)(©)(®)(®)(©) (©)(©)(®) (©) (.©
6
JADWIGA MARCINOWSKA.
W pożodze Europy.
CZĘŚĆ I. i przerażenie zagrożonych a dumnych córek bi wód, wywiązywała się moc epicka i ude
Świtezi, i wrzask napastniczy najeźdźców rzanie skrzydeł szerokich rodziło się w szep
WSTRZĄŚNIENIE.
moskiewskich: „urra!“ wszystko to wyła tach fali.
ROZDZIAŁ I. mać się mogło w jednym momencie z pod Ciągnęły ku Świtezi różnorodne odde
Witold szedł ostrożnie i nieledwie przy- pieczęci stłumienia, i zakipieć, i buchnąć, chy z barwistych nowogrodzkich pól; las
tajając dech w sobie. Opanowała go nie i uderzyć tonami, od których się przestrzeń podchwytywał je ramionami gałęzi i poda
mal trwoga, by nie usłyszeć kędyś w po rozdzwoni; nieśmiertelna ballada taiła się wał wiernie jezioru. Królowała para kne-
bliżu wołania Falkiewicza. Las wydawał w ciszy wód. ziowa ze zwierciadłem wody u stóp; Lita
się tajemniczą i czarodziejską gęstwiną Przepływała chwila i oczy wytężone wor i Grażyna... Oto może za chwilę prze
odcinającą od całej reszty świata, ale był, pod gładkością tafli przejrzystej dostrze budzi się odgłos rogu: na pohybel napast
jak wiadomo, już tylko pozostałością pusz gały przeczuciem — zatrzymany w głębi niczym Krzyżakom! Zatętnią na zamko- '
czy, nieszerokiem obrzeżem i Falkiewicz nach taneczny pląs świtezianek i pośpiech wym moście rumaków dzielnych podkowy...
mógł znajdować się gdzieś niedaleko, mógł biednej matki wytęsknionej, by dać piersi Jedzie na czele hufcu księżna cudna jak
kolegę dostrzedz i oczywiście krzyknąć dzieciątku. Wzrok i słuch stawał się jed kwiat. Wdzięk niewieści zamknęła dumnie
nań po imieniu, a Witold bał się teraz nym organem: oto tuż—pod zasłoną milcze w stalowej, chłodnej zbroicy, jeno siła
dźwięku wszelkiego, jak nagłej profanacji. nia — gotuje się rzewny płacz: „Ale dzie giętka się pręży, wyniosła w kibici i spoj
Las tam na skraju, do gościńca docho cię moje! ach! dziecię...“ I wnet pluśnie rzeniu. Polegnie za Ojczyznę białogłowa
dząc, rzedniał w smukły bór uroczysty; po- łagodnie roztrącana szeptami fala i wynu miłością chrobra jak najdzielniejszy mąż...
pomiędzy wysokiemi sosnami koczowała rzy się uwiedziona dziewczyna, od sióstr Świteź o tern w głębiach swych wie. —
banda cyganów; brunatne i natarczywe ko rusałek i tanecznego wesela odchodząca Przed wiekami obecność zdarzeń tych wzięła
biety obskoczyły podróżnych, skoro tylko z białą piersią podaną ku nasyceniu głodu w siebie i zawiera ją wciąż bez utraty, bo
wysiedli z wózka nakrytego płócienną bu dzieciny. Krople łez czepiały się na gałę nie przemija, nie ginie rzecz, która była •
dą. Tatarzyn odjechał o kilka kroków ziach nadbrzeżnych, świecące brylantowo, żywa...
i konie, łby pospuszczawsży, poczęły gryźć z potoków blasku dziennego wymykało się Czem jest zaprawdę wczoraj w odróż
nizką trawkę. Od czasu do czasu mono jakby w bajce nieobeschłe wspomnienie nieniu od dziś? I czem jutro — czas dzi
tonnie, krótko a żałośliwie pobrzękiwał srebrnej nocy miesięcznej, kiedy wypływa siejszy za mgnienie? Stapia się wszystko
u dyszla szarpnięty wstrząsem dzwonek. ją z nurtu wodnice,—las okrężny żalił się w świadomości błękitnej, napełnionej czu
W południowem słońcu złocił się smugą niepochwytnem westchnieniem nad niedolą ciem żywota... Jezioro odbija w sobie błę
piasków szeroki „trakt“, cicha droga prze matki — dziewczyny... Aliści wszystko to kit i wiedzę. Nie zgasa poemat nieśmier
kraczająca tę nowogródzką ziemię... wysuwało się jak z marzenia, ze snu na telny, każdy ruch cichej fali jest możnością
Falkiewicz dał się skusić cygance, jednej jawie przy otwartych pod słońcem oczach. świadectwa, i obrazu, i głosu...
z młodszych, mającej oczy napełnione iskra Bowiem królował dzień i jezioro połyski Witold idąc, doznawał — niepojęcie dla
mi, ale Witold nie chciał. Otrząsnął się wało niewzruszonością spokoju. I tylko samego siebie — wrażenia, że oto uczest
niecierpliwie i poszedł wprost przed siebie każda ze zmarszczek fali niosła w sobie niczy w przeobrażaniu się twórczego dzie
na przełaj w głębinę zielonych czarów. żywą możliwość i obrazu i głosu; Nieśmier cięctwa ballady w młodość „górną i chmur
Grunt tu wybuchał wciąż rosnącem bo telność ballady taiła się w ciszy wód. ną“, w epos rwący się rycerskiem pragnie
gactwem: ¡wstawało bujne i szeleszczące Ścieżka biegła tuż nad krawędzią; wąz- niem, w dosięganie miłości i wielkości, bo
podszycie, otulając pnie wielkich sosen, ka i kręta przepadała chwilami w trawach haterstwa i — męki... Przybył tutaj pełen
a potem w bór przyćmiony powplątywały wysokich pod prętami leszczyny, to zno- własnych gorących a nerwowych myśli
się jasne brzozy, a potem ponad gąszczem wuż ślad jej wydostawał się na miejsce i potrzeb, aspiracyi i drgnień, aż oto bar
zwikłanym objawiły się dęby wzniosłe bardziej otwarte i snuł się lekkim zygza dzo dziwnie osobistość uczucia i chęci
i połać Królewskiej puszczy przeistoczyła kiem przez kobierzec mchu i barwinku. starła się pod napływem czegoś donioślej
się w las różnolistny, pełen rzeźwych i sub Dostojne drzewa wznosiły się w zwartym szego... Butna jaźń w piersiach noszona
telnych oddechów, jak głosów nastrojonych szyku jak gotowi rycerze, albo występo ugięła się przed czemś — odrębnem a jed
do pieśni, którą, zda się, wstrzymywał wały w poszczególnych skupieniach jak nakże tajemnie wspólnem i — swojem,
w błękitnem świetle dziennem tajemniczy poważni panowie — rada. Ponad wszyst- poddała się czemuś, co ją wyrazić mogło
nakaz milczenia. kiemi zasię i na samym skraju u wody potężniej, niżby zdołała to ona sama.
Zalśniła poprzez szpary w zaroślach górowała przedziwna para. Dąb w objęciu Czy słyszycie w szeptach Świtezi ro
toń niebiesko-perłowa i idący przyśpieszył miał brzozę, — pnie ich wyrosły w tak dzącą się pieśń Wajdeloty? Młodość gór
kroku. W obręczy głębokiego na pozór lasu niezmiernem zbliżeniu, iż zdawały się być na i chmurna pasuje się z uciskiem cier
leżała Świteź jak spojrzenie cudu odkrytego zlane w fantastyczną kolumnę, a konary pienia nad krawędziami rozpaczy. Ojczyzna
znienacka w łaskawej, twórczej chwili. pospólnie roztaczały na wysokościach ko ujarzmiona patrzy tutaj w jezioro, w zwier
Drzewa nachylały się ku brzegowi z wy pułę. Litawor i Grażyna — złączeni spo ciadło swego bólu... W Ojczyźnie niowol-
rażeniem miłosnej czci, a rozrzutność krze glądali w zwierciadło czyste jeziora, a Świ niczej szamocą się bezsilnie pióra orlęcia,
wów pachnących zstępowała do samej wo teź słała im się poddańczo do stóp. Las lot załamał się wgłąb i stał się zygza
dy. Jezioro pod przeczystym spokojem hołdował kniaziowi dumnemu i kniahini, kiem w mrocznych podziemiach męczeń
ukrywało w sobie tajemnicę gwaru miast jak wojsko wierne i jak oddany dwór, stwa i wątpienia, serce młode knuje czyn
zatopionych; tafla gładka czarowała oczy do a jezioro brało to w siebię... zakazany i bryzga szkarłatami swej buj
natężenia, w którem słuch się odmykał wiesz- Witold postępowe! ścieżyną z jakiemś nej, wrzącej krwi... Tragizm ojczyzny za
czy, wyczekujący, potrącony wzruszeniem. niedoznawanem nigdy wzruszeniem całej klęty jest w zwierciadle jeziora.
Niedostrzegalny niemal ruch drobnej duszy. Coś mu się na ustach kładło jak „Nadzwyczajne“, wyszeptał Witold, nie
fali niósł w sobie wszystką przeogromną palec niewidzialnej potęgi obiecującej za wiedząc, czy mówi to do siebie, czy też
możliwość dźwięku ludzkiego od śmiechu chwilę — objawienie... Już nietylko cza- przed siebie, do tajemnic swej duszy, czy
aż do łkania. Honor i miłość ojczyzny, rodziejskość ballady mieszkała tam w głę do tajemnic przestrzeni. c. d. n.
B L U S Z C Z