Professional Documents
Culture Documents
Franz Ruppert Kocham I Chcę Być Kochany
Franz Ruppert Kocham I Chcę Być Kochany
27 lutego 2021
Chcę być kochany/-a – sądzę, że każdy człowiek ma tę potrzebę. Właściwie jest to główna
potrzeba ludzka, która w swojej pierwotnej wersji brzmi: chcę, żeby moja mama mnie
kochała.
Relacja z matką jest pierwszym związkiem miłosnym każdego dziecka. Dziecko jest pełne
miłości do matki od początku życia, a nawet jeszcze przed narodzinami. Ta miłość jest
pierwotnym instynktem, który jest ukierunkowany na fizyczny i emocjonalny kontakt. Dla
dziecka matka jest najważniejsza. Nic w tym dziwnego, ponieważ każdy początkowo
dojrzewa w łonie matki. To od niej zależy jego egzystencja, więc jest na nią zdany na dobre i
na złe. Dlatego każdy ma (i mieć musi) od samego początku ogromną zdolność do
kochania. Ale też równie wielkie pragnienie bycia kochanym przez matkę.
Nie ma w tym nic złego. To jedno z podstawowych uwarunkowań człowieka. My, ludzie,
rozmnażamy się płciowo, a dzieci dorastają w brzuchu matki. Dlatego miłość do mamy oraz
pragnienie jej miłości przynależą do natury ludzkiej. Tak jak w naturze ptaków jest
posiadanie skrzydeł, dzięki którym mogą latać, tak w naturze człowieka jest zdolność do
miłości i chęć bycia kochanym. To są nasze „skrzydła”.
2. Miłość i strach
W naszej psychice miłość i strach są antagonistami. Tam gdzie rządzi strach, niewiele jest
miejsca na miłość. Strach jest również pierwotnym instynktem. Aktywizuje ośrodki stresu w
ludzkim organizmie. Tam gdzie jest strach, łatwo może pojawić się złość, agresja oraz
kompulsywne zachowania i myśli. Jeśli strach się nie wyciszy i nie pojawi się ponownie
poczucie bezpieczeństwa, to przerodzi się on w ogólne nastawienie do życia i stanie się
zalążkiem przemocy.
Miłość jest antidotum na strach. Miłość potrafi neutralizować strach. Jeśli ludzie kochają, to
potrafią odpowiednio radzić sobie ze swoimi lękami. Również zaufanie w stosunkach
międzyludzkich jest niemożliwe bez miłości. Tak na bazie miłości powstaje owo
bezpieczeństwo, którego potrzebujemy, żeby dobrze żyć. Uwięzienie w strachu jest
jednoznaczne ze skonfliktowanym życiem.
3. Miłość i prawda
A co, jeśli potrzeba miłości dziecka nie zostanie adekwatnie zaspokojona przez matkę? Albo
kiedy matka w ogóle nie chce dziecka, nie przyjmuje go i odrzuca? Lub gdy jest wobec
dziecka obojętna? Czy też gdy nawet poważnie tępi dziecko lub znęca się nad nim fizycznie i
emocjonalnie? Albo kiedy z powodu własnej historii matka zupełnie nie jest w stanie kochać
dziecka całym sercem i całym ciałem? Lub jeśli sama cierpi na brak miłości macierzyńskiej,
bo jej matka nie zaspokoiła jej potrzeby miłości?
W każdym przypadku, w którym matka nie odpowie na zabiegi dziecka o miłość, popada ono
w egzystencjalny kryzys. Aby przetrwać ten horror, dziecku nie pozostaje nic innego, jak
stłumić odrzuconą pierwotna potrzebę matczynej miłości. Psychika dziecka łamie się, gdyż
nie jest w stanie wytrzymać bólu związanego z: byciem niechcianym, niekochanym czy też
niechronionym przed przemocą, oraz strachu przed opuszczeniem i porzuceniem przez matkę.
Dziecko musi zrezygnować ze swojej integralności i następnie rozszczepić się na trzy części
(ilustracja 1):
jedna część pozostaje w kontakcie z rzeczywistością i pojmuje horror matczynej
obojętności, odrzucenia czy przemocy, jednocześnie go nie czując,
inna część przeżywa te nieustannie powtarzające się, niemożliwe do zniesienia
doświadczenia odrzucenia i opuszczenia, przy czym czuje się bezradna i bezsilna,
trzecia struktura psychologiczna nieustannie chroni tę zanurzoną w traumie część
przed lękiem przed porzuceniem i bólem bycia niekochanym, które nieustannie
kształtują jej własne doświadczenie.
Straumatyzowane Rozczarowania i
potrzeby i uczucia iluzje miłości
Dziecko odbiera siebie jako niegodnego miłości, wstydzi się i ma poczucie winy z powodu
własnego istnienia. W tej części dziecko nieustannie ma w myślach mamę, dlaczego ona taka
jest, i znajduje tysiące przyczyn i usprawiedliwień dla jej zachowań.
Jednocześnie część, którą określiłem jako straumatyzowaną, czuje się bezradna. Ale również
pełna złości na to, jak część przetrwaniowa w swoich iluzjach miłości poświęca się matce a
jednocześnie zaniedbuje i ignoruje samą siebie. Iluzje miłości idą w parze z rezygnacją z
własnego „ja” oraz z własnej woli, a w rezultacie ze zdradą samego siebie.
W ten sposób ta mała, potrzebująca miłości istota, którą jesteśmy na początku naszego życia,
stopniowo staje się pozornie rozsądnym dorosłym. Dorosłym, który odrzuca sam siebie wraz
ze swoimi zdrowymi podstawowymi potrzebami i zgadza się praktycznie na wszystko co mu
szkodzi, a czego inni od niego wymagają.
W ten sposób odrzucenie i wycofanie się, jakie pierwotnie pochodziły od matki, stają się
permanentną wewnętrzną postawą: „Nie mazgaj się! Nie bądź taki potrzebujący i słaby!
Weź się w garść!”. I tak mottem na resztę naszego życia staje się przekonanie, że muszę być
silny, nie mogę okazywać uczuć, a już na pewno nie wolno mi płakać.
Niektórzy nawet myślą, że nigdy nie chcieli być kochani przez matkę. Że zawsze byli wobec
niej nieufni i utrzymywali od niej dystans. Może nawet całe życie z nią walczyli. Wymazują
w ten sposób własny początek życia i ogromne pragnienie ciepłego macierzyństwa lub
zamurowują tę potrzebę za grubymi ścianami psychologicznego systemu obronnego.
Jeśli matka, z jakiejkolwiek bądź przyczyny, nie odwzajemnia miłością potrzeby bycia
kochanym dziecka, ono nie może wtedy po prostu przestać jej kochać. W ten sposób temat
miłości zostaje obciążony dla dziecka negatywnymi uczuciami, takimi jak: strach, wściekłość,
ból, wstyd, czy poczucie winy. To prowadzi z kolei do tego, że dziecko coraz bardziej oddala
się od swojej pierwotnej potrzeby bycia po prostu kochanym przez mamę. Miłość jawi się
wtedy jako coś strasznie skomplikowanego i ostatecznie nieosiągalnego. Dziecko chce do
mamy a jednocześnie czuje śmiertelny strach przed kontaktem z nią.
Niezaspokojona potrzeba bycia kochanym dziecka rodzi w nim gniew i wściekłość. Tymi
emocjonalnymi reakcjami dziecko próbuje zwrócić uwagę matki i uświadomić jej, że czuje
się przez nią zaniedbane i niekochane. Jeśli matka zareaguje na to odpowiednio, to złość
dziecka się uspokoi. Ale jeśli nie, to złość przeradza się w nienawiść do matki. Czysta
nienawiść wyziera czasem z oczu dzieci, gdy czują się one bezradne w próbach uzyskania
upragnionej opieki matki.
Ale również ta nienawiść musi w dziecku zostać stłumiona i odszczepiona. Pozostaje ona
wtedy zepchnięta do podziemi dziecięcej psychiki i zatruwa je. Następnie szuka ujścia na
różne sposoby. Wtedy nienawiść jest na przykład kierowana w stronę rodzeństwa, które
rzekomo otrzymuje od matki więcej miłości i troski. Ta nienawiść może prowadzić do
niszczenia zabawek, np. do wydrapania oczu ulubionej lalce, do wyrwania rąk i nóg misiowi.
Celem tej nienawiści mogą stać się też inne dzieci, wychowawcy, a w późniejszym życiu
nauczyciele, przełożeni, politycy.
Zgubne może być również kierowanie tej pierwotnej dziecięcej nienawiści do matki, w
późniejszych latach, do własnego dziecka. Wiele kobiet nienawidząc swoje dzieci, kontynuuje
tak naprawdę walkę z własną matką.
Im większy brak w doświadczeniu matczynej miłości, tym bardziej ograniczone stają się
dzieci. Tym bardziej są zadowolone z drobnostek. Ciągle szukają ostatnich okruchów
matczynej miłości, których mogłyby się przytrzymać. Utwierdzają się we własnych
wyobrażeniach odnośnie matczynej miłości i znajdują tysiące powodów, dla których ich
mama nic nie mogła poradzić na to, że traktowała ich bez miłości. Idealizują mamę i
wychwalają pod niebiosa. Takie wyobrażenia stają się coraz bardziej iluzoryczne w temacie
miłości. Koniec końców prowadzą do urojeń związanych z miłością, których z czasem nie da
się podważyć.
Dzieci, które w ten sposób wiążą się emocjonalnie z bólem i cierpieniem matki oraz
identyfikują się z jej zmartwieniami i potrzebami, nie mają własnej teraźniejszości i
przyszłości. Psychologicznie utknęły w przeszłości matki i konfliktach przodków. Tak
powtarzają się losy ludzkie z pokolenia na pokolenie. I nic nowego się nie wydarza.
Zewnętrzne zmiany, np. przełomy technologiczne, większa wiedza i więcej edukacji nic tu nie
zmieniają.
Dzieci szukają substytutu miłości, gdyż brakuje im matczynej miłości. Jeśli tak się dzieje,
wiele dzieci zwróci się do ojca w nadziei, że otrzyma od niego miłość, której nie ma od matki.
Z reguły popadają wtedy w emocjonalnie uwikłaną relację z ojcem. Tata jest często
idealizowany, gdyż to na nim spoczywają teraz wszystkie nadzieje. Nawet jeśli będzie
okazywał niewiele uczuć, dziecku będzie się wydawało, że dostaje tak dużo, szczególnie w
porównaniu z zimną i niedostępną matką.
Ale nawet jeśli tata będzie się z pełną miłością troszczył o dziecko, to nigdy nie zastąpi mu
miłości matki. Ojciec nie może uleczyć bólu związanego z niedostępnością matki, ani strachu
przed odrzuceniem, ani wściekłości a potem nienawiści do matki.
Poszukiwanie substytutu miłości matki sprawia niestety, że dzieci stają się bardzo podatne na
emocjonalne i seksualne nadużycia. Jeśli ktoś potrafi wyczytać głód miłości w oczach
dziecka, jest mu łatwo zjednać sobie sympatię, sprawiając że dziecko poczuje się jak ktoś
wyjątkowy. I tak można nakłonić dziecko do robienia rzeczy, których z pewnością ono robić
nie chce. Powszechny na całym świecie brak matczynej miłości jest przyczyną równie
rozpowszechnionego wykorzystywania seksualnego dzieci, zarówno w rodzinie jak i poza
nią.
Jako że wielu ojców również nie daje dzieciom miłości, której one tak bardzo potrzebują, daje
to dodatkowy powód do gniewu, wściekłości i nienawiści. Z psychologicznego punktu
widzenia odrzucenie ojca jest łatwiejsze niż nienawidzenie matki. Nienawiść do ojca skrywa
w wielu przypadkach tlącą się pod spodem nienawiść do matki. W ten sposób dziecko,
choćby wewnętrznie, może nawiązać więź z matką, w walce przeciwko ojcu który
najwidoczniej jest idiotą, czy który na przykład odszedł, lub nawet jeśli jest, to jest
niepoważny, albo bije, krzyczy, czy pije.
Nawet w psychoterapii pracuje się często z wieloma aspektami jawnej nienawiści do ojca.
Jednak nazbyt często służy to dalszemu zaprzeczaniu tkwiącej pod tym nienawiści do matki.
Ponieważ relacja z matką nieświadomie odgrywa się w naszej psychice, to jakość tego
pierwszego związku miłosnego powtarza się potem we wszystkich dalszych relacjach
miłosnych w naszym życiu. Strach, złość, wściekłość i nienawiść, a głębiej ból związany z
więzią z matką wpływają na wszystkie dalsze relacje, w których liczymy na miłość.
Tłumienie naszych uczuć, fundamentalna nieufność w stosunku do innych oraz
powściągliwość a nawet zahamowanie wyrażania naszych potrzeb związanych z miłością,
stają się w takich okolicznościach zasadą tworzenia relacji miłosnych.
Osoba, która nosi w sercu ból bycia dzieckiem niekochanym przez mamę, nigdy już serca w
pełni nie otworzy. Pozostaje ostrożna, ponieważ nie chce już nigdy ponownie przeżyć tego
bólu zagrażającego wręcz jej egzystencji. Bólu, który drzemie w niej i nie został uwolniony
po relacji z matką. Takie nowe związki miłosne będą, ze strachu przed ponownym wejściem
w traumatyczne uczucia z wczesnego dzieciństwa, często zamieniać się w konwulsyjne
wysiłki utrzymania psychologicznej kontroli nad własnymi potrzebami i uczuciami. Danego
partnera będziemy wewnętrznie trzymać na dystans, a na zewnątrz będziemy robić wszystko,
żeby go nie stracić. Nieuchronny rozpad takiej relacji miłosnej prowadzi jednak do potrzeby
ciągłego rozglądania się i poszukiwania nowych związków miłosnych. Dopóki nie
przyjrzymy się tym ogrywającym się w naszej psychice podświadomie procesom, taki
wzorzec będzie realizował się do końca naszego życia.
Chęć bycia kochanym ma na celu trwałe potwierdzenie swojej własnej osoby. Ja chcę, taki
jaki jestem, być emocjonalnie uznany i przyjęty przez inną osobę. Jednak miłość partnerska –
w związku z inna osobą – nie może nam zastąpić miłości własnej. Związki partnerskie oraz
przyjaźnie nie są substytutem, ale raczej dodatkiem do miłości, jaką darzymy sami siebie.
Wiele osób ma spore trudności w rozeznaniu się w temacie miłości. A wynika to z faktu, że
nie umieją oni właściwie odróżnić miłości od stanu zakochania. Stan zakochania to
występująca okresowo/tymczasowo gotowość do wejścia w związek, która zachodzi na bazie
wydzielania określonych hormonów. W momencie, gdy w związek wchodzimy, stan
zakochania spełnił już swoją funkcję, więc od tego momentu zaczyna zanikać.
Gdy wygaśnie stan zakochania, wypływa na powierzchnię skrywająca się pod spodem
psychologiczna rzeczywistość w temacie miłości. Wtedy wygrywa psychologiczna dynamika
rozczarowanych dziecięcych potrzeb miłości od matki i ojca, i ona zaczyna nadawać tor i bieg
w związku partnerskim. Nienawiść do matki i ojca miesza się z codziennością związku, przez
co nasz partner/partnerka są permanentnie na naszym celowniku. Niekiedy życie w związku
staje się powtórką piekła, jakie przeżyliśmy jako dzieci z matką i ojcem.
Prokreacja wśród ludzi może odbywać się całkowicie bez miłości. Wystarczy do niej
pożądanie seksualne. Ba, nawet z aktu przemocy mogą pojawić się dzieci.
Dla mężczyzn bycie ojcem jest okazją do dalszego rozwijania własnej zdolności do kochania,
którą posiada każdy człowiek, gdyż wynika to z natury ludzkiej. Taki mężczyzna ma też
szansę wtedy na wyrośnięcie z tendencji do rywalizacji. Może się też dzięki temu nauczyć, że
pożądanie seksualne nie jest substytutem dla jego potrzeby jako człowieka – bycia kochanym
takim jakim (się) jest. W ten sposób ma również szanse zrozumieć, że człowiek nie może
posiadać innej osoby – ani żony ani swoich dzieci.1
Tak na marginesie, mała wskazówka dla tych, którzy tęsknią za partnerstwem lub
małżeństwem: Nie bierz ślubu z kimś, kto jeszcze nie poślubił sam siebie.
Ludzie, którzy przejawiają takie cechy, chcą oczywiście być w centrum uwagi oraz być
podziwiani. Dlaczego? Ponieważ mają taką potrzebę psychologiczną! Ponieważ bez ciągłego
podziwu innych czują się mali i mało znaczący. Ponieważ w przeciwnym razie wstydzą się
swojego istnienia. Z mojego doświadczenia wynika, że są to przede wszystkim dzieci
niechciane przez matki i które się wstydzą, że w ogóle istnieją. Ten wstyd egzystencji w
stosunku do matki jest w późniejszym życiu kompensowany przez władzę, pieniądze, sławę i
przepych. Często również od ojca dostawali komunikat, że są głupi i mali, i że nie mają nic do
gadania.
1 Źródło: Franz Ruppert (2020) „Liebe, Lust und Trauma. Unterwegs zu gesunder sexueller Identität“,
Monachium, wyd. Kösel Verlag (tłum. „Miłość, pożądanie i trauma. W drodze do zdrowej tożsamości
seksualnej”)
2 Źródło: https://de.wikipedia.org/wiki/Narzisstische_Pers%C3%B6nlichkeitsst%C3%B6rung (dostęp
15.02.2021)
narcystyczne współczucie zamieni się w odrzucenie, a często nawet w czystą nienawiść – gdy
tylko wyparty pierwotny ból z relacji z matką wypłynie na powierzchnię.3
Przy bliższym przyjrzeniu się, narracje te często i szybko zmieniają się, a obietnice
rzekomych genialnych i imponujących idei obiecujących rozwiązanie wszystkich problemów
– okazują się być tylko pustym gadaniem. Niestety mogą one bardzo realnie zaszkodzić
milionom ludzi – tak długo jak narcyz i jego klika mają władzę i pieniądze, żeby
urzeczywistniać ich szalone plany. Dla narcyzów prawdziwi ludzie są tylko statystami w
filmie, który odgrywają w swoich umysłach dobrze się przy tym bawiąc. Dbają tylko o ilość
swoich wielbicieli czy zwolenników, zupełnie nie bacząc na ich prawdziwe potrzeby.
Nie tylko dzieci z panujących dynastii, gdzie brakuje matczynej i ojcowskiej miłości, ale
również tak zwani maluczcy ludzie urzeczywistniają swój narcyzm na wiele sposobów.
Nawet ludzie pochodzący z biednych środowisk miewają wyobrażenie, że wiodłoby się im
lepiej, gdyby byli bogaci, sławni, lub wpływowi. Dlatego są łatwym celem i bez trudu dają się
manipulować tym, którzy dysponują władzą i środkami finansowymi. Wielokrotnie też ludzie
z biednych i prostych środowisk wspinają się na szczyty do światła reflektorów i światowej
polityki. Stają się tam potulnymi marionetkami tych naprawdę potężnych i bogatych.
Należy sobie zatem zadać pytanie, czy chcę poświęcić moją pracę, a co za tym idzie mój
cenny czas za tej ziemi w służbie narcyzów, czy też narcystycznej narracji, którą uprawia
pewna grupa ludzi. Co tak naprawę mam z tego, że jestem dzieckiem na posyłki narcyzów?
Czy chcę aby ich blichtr zabarwiał również mnie? A co z moim własnym blaskiem?
Niektórzy w życiu trafiają z deszczu pod rynnę. Gdy tylko wyrwali się spod tyranii
straumatyzowanych rodziców, trafiają do pracy, gdzie spotykają szefa tyrana lub żyją w
społeczeństwie, któremu przewodzą dyktatorskie władze polityczne.
W ten sposób często z niegdyś kochających małych istot ludzkich wyrastają dorośli ludzie,
którzy żyją zgodnie z zasadą: Jeśli nie będę kochany to niech inni się przynajmniej mnie boją
3 Źródło: Hans-Joachim Maaz (2012) „Die narzisstische Gesellschaft. Ein Psychogram“ Monachium, wyd. C.H.
Beck.(tłum. „Narcystyczne społeczeństwo. Profil psychologiczny“)
i uważają na mnie. Trenują się we wrogich zachowaniach oraz zdobywają narzędzia władzy i
arsenał broni, za pomocą których mogą grozić innym, mogą ich kontrolować i w razie
potrzeby nawet zabić. Ten, który nie odnajdzie w życiu szczęścia, zazdrości go innym i nie
może znieść tego, że inni czują się dobrze i są kochani.
Również w takich przypadkach pierwotna potrzeba bycia kochanym przez mamę jest
przykryta przez niezliczone strategie przetrwaniowe i uwikłania z matczyną traumą. Do tego
dochodzą niekochający i przemocowi ojcowie z ich własnymi licznymi ranami
psychologicznymi. Również Trumpowie, Bideny, Xi Jinpingi, Erdogany, Merkele i Putiny
tego świata chcą w głębi ich serc być kochani. Chcą nawet na zawsze pozostać w centrum
uwagi opinii publicznej. Chcą być podziwiani i uznani za ich domniemane wielkie osiągnięcia
– przez ich naród, a nawet przez całą ludzkość. Dlatego gdy tylko zasmakowali władzy,
trudno im się potem z nią rozstać. W gruncie rzeczy chcą oni wymusić miłość i oddanie, i
czynią to za pomocą całej przemocy, jaką mają do dyspozycji. Podobnie jak robią to już
dzieci na boisku szkolnym, rozdają prezenty innym dzieciom, by zyskać sobie popularność.
Więc kupują sobie dziennikarzy, ministrów i doradców, którzy ze względu na zależność od
nich, nie pisną o nich ani jednego negatywnego słowa. Zasadniczo ta gra jest łatwa do
przejrzenia.
Tyrani i dyktatorzy stawiają na zależność. Chcą, żeby inni ludzie byli od nich zależni
politycznie, gospodarczo, społecznie i psychologicznie. Szantażują innych odpowiednimi
„teczkami”, jakie zakładają na swoich konkurentów. W rzeczywistości oni również są
psychologicznie zależni od innych ludzi. Sami, bez walki z innymi, są puści w środku,
ponieważ odszczepili czucie swoich pierwotnych potrzeb. Nie są już w stanie czuć sami
siebie, więc muszą stale wypełniać się zewnętrznymi doświadczeniami.4
W ten sposób osiągają dokładnie odwrotność tego, czego sobie potajemnie tak naprawdę
życzą. Nikt nie kocha ich szczerze. Do miłości nie można przymusić, ani przemocą wobec
innych, ani przemocą wobec siebie samego. To tak nie działa. Takie próby oznaczają tylko
permanentne napięcie, złość, agresję, przewlekły stres, chorobę i śmierć, zarówno dla
jednostek, jak i dla całego kolektywu. Kto nie zda sobie sprawy z tej pomyłki, chronicznie
unieszczęśliwia i siebie i innych. Historia ludzkości daje nam tysiące przykładów takich
błędnych założeń. I również nasza teraźniejszość wyraźnie to pokazuje.
Gdyby tylko, ci tak ciężko skrzywdzeni w swojej potrzebie miłości ludzie mogli chociaż raz
doświadczyć jakie to jest proste. Że gdy tylko będą otwarcie i autentycznie pokazywać swoje
uczucia, to serca innych ludzi od razu zwrócą się ku nim! Nawet wtedy, gdy będą wyrażać
swój pierwotny ból związany z miłością. Wtedy zdaliby sobie sprawę, że zupełnie nie
potrzebują całego tego niesamowitego wysiłku, jaki podejmują żeby zniewolić innych.
4 Źródło: Franz Ruppert (2018) „Wer bin Ich in einer traumatisierten Gesellschaft“ Stuttgart, wyd. Klett-Cotta
Verlag. (tłum. „Kim jestem w straumatyzowanym społeczeństwie“)
zawirowania, iluzoryczne a nawet szalone wyobrażenia wynikające z naszych strategii
przetrwaniowych traumy, mogą zostać uleczone tylko przez rozpoznanie naszego lęku przed
opuszczeniem i przez przyjęcie bólu bycia niekochanym przez matkę. Bólu, który jest
ignorowany i odpychany, a może nawet tłumiony za pomocą narkotyków lub leków. Wtedy
próbujemy udawać, że te urazy jakie miały miejsce, w ogóle się nie wydarzyły – a to odciąga
człowieka od rzeczywistości i prowadzi go do bycia pustą skorupą, która nieustannie
próbuje wszystko wziąć na rozum – wszystko to, co da możliwe jest tylko poczuć.
Ci, którzy nie poczują w pełni tego pierwotnego bólu z dzieciństwa bycia niekochanym przez
mamę, są zmuszeni do powtarzania i ponownego odgrywania tego na tysiące sposobów w
życiu. Ci, którzy zaprzeczają istnieniu tego bólu, nie są w stanie kochać samych siebie. A co
za tym idzie, nie mogą kochać również innych. Wręcz przeciwnie – własny nieprzepracowany
i niepoczuty ból prowadzi do tego, że sprawiamy taki ból innym. Własnym dzieciom, ludziom
od nas zależnym – nadużywamy ich wtedy w imię iluzji, że możemy zrzucić nasz własny ból
na innych. To może prowadzić do krótkoterminowej ulgi, ale nie działa jednak na dłuższą
metę.
Do tego dochodzi wysoki poziom przemocy seksualnej, której doświadcza wiele kobiet już
w dzieciństwie lub w latach nastoletnich. To również podważa i niszczy ich zdolności do
dobrego zakotwiczenia się we własnym ciele i do czucia pierwotnych potrzeb ciała, choćby
5 Źródło: Michael Hüter (2018) „Kindheit 6.7. Ein Manifest“ Norderstedt, wyd. Books on Demand. (tłum.
„Dzieciństwo 6.7. Manifest“)
po to, żeby ten żyjący kobiecy organizm mógł stanowić dla dziecka fundament życia i
miłości.
Jak już pisałem wcześniej, prowadzi do tego u wielu mężczyzn pierwotna nienawiść do matki,
która następnie przeradza się w nienawiść do kobiet, a dalej nie mamy nic innego jak wojnę
płci.
Tak powstają całe społeczeństwa, gdzie miłość matczyna jest raczej wyobrażeniem i iluzją
miłości, niż prawdziwie przeżywaną miłością macierzyńską. Kobiety w takich
społeczeństwach mają odpowiednio nierealistyczne wyobrażenia na temat ich wymarzonego
mężczyzny, upragnionych dzieci i tego jak wygląda zdrowa rodzina. I majstrują przy tych
wyobrażeniach z wielką gorliwością i osobistym zaangażowaniem. Ale nie chcą nic słyszeć o
tym, co – z ich własnej historii – powoduje, że te marzenia się nie spełniają albo się z dużą
regularnością rozpadają. To bowiem, dotknęłoby ich pierwotnych lęków i pierwotnego bólu.
Możemy pragnąć własnego dziecka, ale co z prawdziwą umiejętnością bycia matką i
okazywania matczynej miłości? Wiele „upragnionych” dzieci musi potem służyć swoim
matkom za ich strategie przetrwaniowe traumy.
Dlatego to jest prawie jak herezja czy łamanie tabu, kiedy ja tak bezpośrednio kieruję palec
w ranę związaną z matczyną miłością. Większość ludzi pierwotnie reaguje na to złością i
wściekłością, i wcale nie chce zmierzyć się z tą bolesną prawdą, tylko ją odrzuca. Całe grupy
feministyczne działają w ramach odrzucenia macierzyństwa, które wydaje im się rzekomo
zbyt prymitywne i dyskryminujące kobiety, ponieważ miłość matczyna ogranicza je do bycia
matką i wyłącza z pewnych aspektów życia społecznego.
Kiedy kobiety z dużym deficytem miłości matczynej wchodzą w świat polityki i zajmują tam
wysokie stanowiska, ani trochę nie różnią się dla społeczeństwa od mężczyzn z niedoborami
w temacie miłości. One również opanowują sztukę manipulacji, kontrolowania i głoszenia tak
samo jak mężczyźni powiedzeń w stylu: „Musimy się jeszcze bardziej wysilić, zacisnąć
bardziej pasa i poświęcić się! One również żyją nienawiścią do matki, którą potajemnie
odgrywają potem na całym społeczeństwie.
Również pieniądze mogą stać się substytutem matczynej miłości. Jeśli mam pieniądze, to
mogę spełniać wszystkie swoje życzenia i zachcianki – to również jest wielką iluzja miłości.
Ani miłości ani idącego za nią głębokiego życiowego szczęścia nie można kupić. Nikt nie
może otrzymać matczynej miłości za pieniądze. Jeśli nie było wystarczająco dużo tej miłości,
to nie kupią jej żadne pieniądze świata. Idąc za tym błędnym przekonaniem, wielu ludzi
wytraca większość pieniędzy na swoje strategie przetrwaniowe traumy. Dzieje się to na małą
skalę u każdego z nas, ale też na dużą skalę na instytucjonalnym i państwowym poziomie.
Brak i nadmiar idą więc ze sobą w parze. Nawet w bogatych krajach uprzemysłowionych
większość ludzi wcale nie jest naprawdę szczęśliwych. Bogacenie się w pieniądz może
rosnąć, a jego posiadacze raczej kurczą się wewnętrznie skupiając się na działaniach
pomnażających gotówkę, zamiast zwrócić się w stronę wzrostu swojej wewnętrznej
wielkości.
Oddzieleni od potrzeby miłości ze strony matki, tworzymy sobie w głowach świat idealny.
Ponieważ to sprawia, że życie staje się dla nas coraz trudniejsze i nasze iluzje coraz bardziej
niszczą rzeczywisty świat, stajemy przed permanentnym wyzwaniem ciągłego ratowania
naszych iluzji pozornie genialnymi pomysłami, okupując to dużym wysiłkiem. W ten sposób
z niegdysiejszych dziecięcych ofiar braku miłości stajemy się dorosłymi sprawcami z
czystym sumieniem. I tak w tym wyścigu ratujących świat pomysłów, żądamy od sienie i
wszystkich innych, położenia na szalę i poświęcenia własnego szczęścia na rzecz idei świata
idealnego = mamy. Z mojego punktu widzenia są to korzenie globalizacji i poglądów
niektórych ludzi, że należy człowieka wykreować na nowo. Gdyby tylko spróbowali wpierw
odnaleźć sami siebie, odnaleźć w sobie to małe potrzebujące dziecko, które płacze o miłość
do mamy, wtedy nie musieliby bawić się w Boga i przez to wpędzać całego świata w
nieszczęście.
Tak powstają systemy społeczne, które stawiają się ponad jednostką i są pozornie bardziej
znaczące i ważniejsze niż pojedynczy człowiek. Jednostka musi służyć systemowi, być
posłuszna rzekomo „obiektywnym” prawom, zamiast – co byłoby o wiele sensowniejsze – to
żeby te systemy kształcenia, zdrowia, kultury, nauki, gospodarki i polityki służyły jej
dobrostanowi.
Niekochane dzieci akceptują takie systemy, ponieważ oszczędzają im one prawdy, w której
musieliby poczuć ból bycia niekochanym przez mamę. Dlatego systemy te są z dużym
zaangażowaniem utrzymywane przy życiu przez niezliczone ofiary braku matczynej miłości.
Działacze i uczestnicy płyną w tej samej łodzi, potajemnie zjednoczeni w tym, żeby nie
dotknąć własnego bólu. Zamiast tego wyładowujemy wtedy wspólnie naszą nienawiść do
matki na innych – na tych, którzy do nas nie przynależą na podstawie naszych arbitralnych
definicji.
Dlatego w takich straumatyzowanych społeczeństwach to już wielki osobisty postęp, jeśli nie
poszukujemy naszego sukcesu w świecie zewnętrznym, w partnerstwie, rodzinie, pieniądzach
czy władzy, ale gdy szukamy w sobie, po to, żeby w końcu stać się sobą i wziąć
odpowiedzialność za siebie i za własne potrzeby życiowe.
Wiele osób, które nie są blisko siebie uważa, że zamiast tego mogą i muszą pomagać innym.
To także duża pomyłka. Co ja mogę zaoferować komuś innemu, jeśli sam nie jestem
zakorzeniony w mojej miłości do siebie? To będą koniec końców tylko moje własne strategie
przetrwaniowe traumy. W związku z tym będę rozczarowany albo nawet zły, gdy ktoś nie
będzie chciał skorzystać z mojej propozycji pomocy. Za pomocą strategii przetrwaniowych
można pomóc tylko takiej osobie, która również chce tylko przetrwać i nic poza tym – która
nie chce wejść w kontakt i skonfrontować się ze swoim bólem bycia odrzuconym i
niekochanym dzieckiem.
Pomoc w przetrwaniu jest nam często narzucana przez innych, albo wręcz wmuszana, czy to
przez naszych rodziców, nauczycieli, czy państwo. I wtedy człowiek uznawany jest za
niewdzięcznego albo nawet aspołecznego, kiedy odrzuca taką pomoc, która opłacana jest ceną
bycia zależnym.
Tymczasem pomagając w oparciu o zdrową miłość do siebie wiem, że każdy człowiek może
żyć tylko własnym życiem. Nikt nie może żyć za kogoś i odebrać mu tej odpowiedzialności.
Jedyne co ja mogę, to zaoferować środowisko sprzyjające rozwojowi.
Teraz widzę siebie i otaczający mnie świat innymi oczami. Czuję moją bezwarunkową miłość
do siebie samego. To wszystko czego pierwotnie chciałem od mamy i taty, mogę teraz dać
sobie sam. I czuję, że inni ludzie od tego czasu spotykają mnie z o wiele większą otwartością i
miłością. Również dlatego, że nie obciążam ich już i nie przytłaczam moja nieuświadomioną
potrzebą macierzyńskiej miłości i głodem ojcowskiej uwagi.
Teraz przy okazji każdego konfliktu, który zdarza mi się w życiu codziennym, przypominam
sobie tę moją pierwotną potrzebę. Chcę być kochany i tego życzę też wszystkim innym, żeby
odnaleźli drogę i dostęp do tej ich potrzeby. Na takiej bazie można każdy konflikt we
wspólnym porozumieniu, konstruktywnie i współpracując. Nie muszę już za pomocą moich
pomysłów i wycieńczających wysiłków ratować „świata” = mojej mamy.
Ponieważ sam dla siebie jestem cenny, postrzegam również innych ludzi jako wartościowych.
Teraz widzę wyraźniej, co dla mnie i mojego życia stanowi wartość, a co nie.
Chcę kochać i być kochany. Chcę żyć w relacjach opartych na prawdziwości. Chcę (się) czuć,
że mam możliwość ucieczki przed przemocą i represjami. Do wszystkich, którzy uważają, że
muszą dla mnie zrobić coś dobrego w czasach koronawirusa: „Nie chcę waszych masek,
testów i zastrzyków. Jeśli już to chcę prawdziwej miłości, która płynie z waszego serca. A
jeśli nie możecie mi tego dać, nie odbierajcie mi przynajmniej moich wolności i zostawcie
mnie w spokoju.”6
6 Źródło: Franz Ruppert (2021) „Ich will Liebe, Wahrheit und Sicherheit. Was geschieht mit unseren
Grundbedürfnissen in Zeiten von „Corona“? Chronik meiner Bewusstwerdung“ Monachium, wydanie własne.
(tłum. „Chcę miłości, prawdy i bezpieczeństwa. Co dzieje się z naszymi podstawowymi potrzebami w czasach
koronawirusa? Kronika mojego zdobywania świadomości”)