Professional Documents
Culture Documents
McCain Gillian, McNeil Legs - Please Kill Me. Punktowa Historia Punka.
McCain Gillian, McNeil Legs - Please Kill Me. Punktowa Historia Punka.
McCain Gillian, McNeil Legs - Please Kill Me. Punktowa Historia Punka.
PLEASE KILL ME
Tytuł oryginału angielskiego Please Kill Me: The Uncensored Oral History of Punk
Seria
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Motto
Uwaga autorów
PROLOG Wszystkie bale jutra
Lista osób
Czym jest narracyjna historia mówiona
Podziękowania
Źródła
Podziękowania od tłumacza
Przypisy
Kolofon
Ta książka dedykowana jest Danny’emu Fieldsowi, który zawsze był najbardziej cool ze wszystkich, za
jego znakomity gust muzyczny, jego szczodry umysł i zabójcze poczucie humoru, oraz Arturo Vedze –
najbardziej optymistycznemu, radosnemu i wesołemu kolesiowi, jakiego można sobie wymarzyć.
Do zobaczenia wkrótce!
Ci, którzy zginą, będą szczęśliwi.
Długi John Silver w Wyspie skarbów
UWAGA AUTORÓW
1965–1968
L OU R EED Sam jak palec. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Chodź, to sobie
pogadamy… Graliśmy razem dawno temu, w mieszkaniu za trzydzieści dolarów
miesięcznie, i naprawdę nie mieliśmy żadnej kasy, dniami i nocami żarliśmy tylko
płatki owsiane, oddawaliśmy krew i takie tam albo pozowaliśmy do zdjęć, które
później ukazywały się w brukowych tygodnikach po piętnaście centów. No
i wychodził kolejny numer, a w nim moja fotka podpisana: „Maniak seksualny,
który zamordował czternaścioro dzieci i nagrał to wszystko na taśmę, a potem
puszczał ją sobie o północy w stodole w Kansas”. Albo zdjęcie Johna
Cale’a z podpisem: „Zabił swojego kochanka, który miał się ożenić z jego siostrą,
bo nie chciał, żeby siostra wyszła za pedała”.
S TERLING M ORRISON Rodzice Lou Reeda nie znosili tego, że Lou robił muzykę
i zadawał się z nieciekawymi typami. Zawsze bałem się rodziców Lou – wszelkie
kontakty, jakie z nimi miałem, wiązały się z ciągłą obawą, że go złapią i wpakują
do wariatkowa. Ta groźba stale wisiała nad naszymi głowami. Za każdym razem,
gdy Lou dostawał zapalenia wątroby, rodzice tylko czekali, żeby go dopaść
i zamknąć.
J OHN C ALE Z tego właśnie brały się najlepsze rzeczy, jakie zrobił Lou. Jego ojciec
był, jak mi się wydaje, bogatym księgowym, a matka kimś w rodzaju ekskrólowej
piękności. W każdym razie gdy Lou był jeszcze dzieciakiem, dzięki starym trafił do
szpitala, gdzie poddano go elektrowstrząsom. Kiedy uczył się na Syracuse
University, dostał do wyboru zajęcia sportowe albo szkolenie w korpusie
podchorążych rezerwy. Mówił, że nie mógł brać udziału w zajęciach sportowych,
bo złamałby sobie kark, a podczas szkolenia wojskowego groził instruktorowi, że
go zabije. Potem walnął pięścią w szybę, czy coś w tym stylu, i trafił do szpitala
psychiatrycznego. Nie znam dokładnie tej historii. Za każdym razem, kiedy Lou mi
o tym opowiadał, trochę zmieniał wersję wydarzeń.
L OU R EED Wsadzili mi coś do gardła, żebym się nie zadławił własnym językiem,
a na głowie umieścili elektrody. To właśnie zalecano w Rockland County jako
sposób na osłabienie skłonności homoseksualnych. W rezultacie tracisz pamięć
i stajesz się warzywem. Nie da się później czytać książki, bo po dotarciu do strony
siedemnastej nic już nie pamiętasz i musisz się cofnąć do pierwszej.
J OHN C ALE W 1965 roku Lou Reed miał już gotowe takie numery jak Heroin i I’m
Waiting for the Man. Poznałem go na imprezie, na której grał swoje kawałki na
gitarze akustycznej. Tak naprawdę nie zwracałem na niego uwagi, bo miałem
totalnie w dupie muzykę folkową. Nie cierpiałem Joan Baez i Dylana – te
wszystkie ważkie kwestie poruszane w każdej piosence! Ale Lou uparcie wciskał
mi swoje teksty. Przeczytałem je i okazało się, że w niczym nie przypominają tego,
o czym śpiewali Joan Baez i wszyscy inni.
W tym czasie grałem z La Monte Youngiem w Dream Syndicate. Idée fixe tej
kapeli było utrzymywać ten sam dźwięk przez dwie godziny bez przerwy.
B ILLY N AME La Monte Young miał najlepsze dojście do dragów w Nowym Jorku.
Jego towar był po prostu świetny! Superwielkie piguły kwasu, opium, trawa.
Kiedy trafiałeś do La Monte Younga i Marian[1], zostawałeś tam na minimum
siedem godzin, chociaż bardziej prawdopodobne było, że nie wyjdziesz od nich
przez dwa lub trzy dni. Ta ich scena miała w sobie coś mocno tureckiego. To było
coś jak meta, wszystko leżało po prostu na podłodze: paciorki, świetny hasz, ludzie
z ulicy, wpadający, żeby się bzykać – a tłem dla tego wszystkiego była burdonowa
muzyka.
La Monte miał miejsce, w którym mógł zrobić koncert trwający kilka dni,
i zawsze znaleźli się chętni, by grać z nim transowo. Muzyka burdonowa polega na
utrzymywaniu pojedynczego dźwięku przez bardzo długi czas. Ludzie po prostu
przychodzili, a La Monte wyznaczał im dźwięk do grania. To wtedy trafił do niego
John Cale.
J OHN C ALE Gdy Lou zagrał po raz pierwszy Heroin, ten kawałek zupełnie mnie
powalił. Zarówno słowa, jak i muzyka były tak ciemne i plugawe. Co więcej,
piosenki Lou pasowały doskonale do mojej koncepcji muzyki. Lou miał gotowe
kawałki opisujące mroczne strony życia i czuć było, że utożsamia się z postaciami,
które opisuje. To było coś jak zastosowanie metody Stanisławskiego w piosence.
E D S ANDERS Nikt nie chciał chodzić do Café Bizarre, bo trzeba tam było kupować
te ich dziwaczne drinki – pięć gałek lodów i kokosowego szampana. To było
miejsce dla turystów. Ale Barbara Rubin wciąż powtarzała: „Musicie posłuchać tej
kapeli!”.
R OSEBUD Gdy Andy Warhol wkroczył do Café Bizarre ze swoją świtą, uległ,
można powiedzieć, momentalnej hipnozie. Wizerunek był dla niego wszystkim,
a The Velvet Underground z pewnością go mieli. Nie mogłem uwierzyć swoim
oczom, widząc tych wszystkich turystów, którzy siedzieli tam i popijali swoje
drinki, słuchając piosenek Velvetów o heroinie i sadomaso. Jestem pewien, że nie
mieli pojęcia, o czym śpiewa zespół, bo słowa były raczej nieczytelne. W każdym
razie ja pomyślałem: „Ale super!”.
L OU R EED Nie ma czegoś takiego jak za głośna muzyka. Trzeba trzymać głowę
w głośniku. Głośniej, głośniej, głośniej. Zrób to, Frankie, zrób to. Och, dalej. Och,
zrób to, zrób to.
L OU R EED Andy Warhol powiedział mi, że to, co robimy w muzyce, jest tym
samym, co on robi w malarstwie, filmie i pisaniu: nie ma w tym wygłupu. Moim
zdaniem w muzyce nikt nie robił wtedy niczego, co było choćby odrobinę szczere –
z wyjątkiem nas. Robiliśmy konkretną rzecz, która była bardzo, ale to bardzo
szczera. Nie podlizywaliśmy się nikomu ani nie kłamaliśmy w żaden sposób – i był
to jedyny możliwy sposób, aby z nim pracować. A pierwszą rzeczą, jaką polubiłem
u Andy’ego, było to, że i on jest bardzo szczery.
P AUL M ORRISSEY Pierwsze, z czego zdałem sobie sprawę w związku z The Velvet
Underground, było to, że nie mają wokalisty, bo Lou Reed czuł się bardzo nieswojo
w roli frontmana. Przypuszczam, że zmuszał się, aby grać tę rolę, ponieważ był
niezwykle ambitny, ale trzeba przyznać, że urodzonym frontmanem to on nie był.
Powiedziałem więc Andy’emu: „Muszą mieć wokalistkę”, a on spytał: „Pamiętasz
tę dziewczynę, która tu wpadła? Nico? Tę, która zostawiła swoje nagranko, słodkie,
małe nagranko, jakie zrobiła w Londynie z Andrew Loog Oldhamem?”.
N ICO W Paryżu Edie Sedgwick była zbyt zajęta swoimi szminkami, żeby
czegokolwiek słuchać, ale Gerard Malanga wspomniał mi o nowojorskim studiu,
w którym pracował. Nazywało się The Factory. Gerard powiedział, że będę tam
mile widziana, gdy następnym razem odwiedzę Nowy Jork, lecz wtedy Edie
przerwała nam jakimś głupim komentarzem na temat mojego koloru włosów.
Andy’ego jednak zainteresowało to, że występowałam w filmach
i współpracowałam ze Stonesami.
B ILLY N AME Nico zrobiła duże wrażenie na nas wszystkich w The Factory. Była
po prostu fascynującą istotą, całkowicie nieekstrawagancką, bezpretensjonalną,
lecz absolutnie i magnetycznie kontrolującą. No i nie stroiła się w te wszystkie
hipisowskie kwiatki, nosiła czarne albo białe kostiumy – prawdziwa nordycka
piękność. Była po prostu obłędna, no mówię ci, każdy chciał, aby grała jakąś rolę
w naszym środowisku, o to nam wszystkim chodziło. Chcieliśmy, żeby była
gwiazdą naszego przedsięwzięcia, a ponieważ była wokalistką, Paul Morrissey
wymyślił, że byłoby świetnie, gdyby śpiewała z Velvetami – co oczywiście było
najgorszą rzeczą, jaką można było im proponować na tym etapie ich rozwoju.
P AUL M ORRISSEY Oczywiście Lou Reed prawie się zadławił, kiedy powiedziałem,
że trzeba nam dziewczyny, która śpiewałaby z grupą, żebyśmy mogli zdobyć jakiś
większy rozgłos. Nie chciałem powiedzieć, że muszą mieć kogoś, kto miałby jakiś
talent, ale w sumie to właśnie miałem na myśli. Lou był początkowo bardzo
niechętnie nastawiony do Nico. Myślę, że to John Cale przekonał go, by ją przyjąć,
traktując to jako część umowy. Nico przykleiła się do Lou, bo miała nadzieję, że
napisze dla niej następną piosenkę, on jednak nigdy tego nie zrobił. Przydzielił jej
dwa czy trzy mniej istotne kawałki i nie pozwolił robić nic więcej.
J ONAS M EKAS Moim zdaniem Andy Warhol i The Factory to coś w rodzaju
Zygmunta Freuda lat sześćdziesiątych. Andy był jak Freud. Był psychoanalitykiem,
a The Factory było jedną wielką kozetką. Andy tam był, nic nie mówił, można było
projektować na niego wszystko, wyładowywać się, wywalać to z siebie, a on
niczego nie odrzucał. Andy był jednocześnie ojcem, matką i bratem. To dlatego ci
ludzie czuli się z nim tak dobrze: mogli występować w tych filmach, mogli po
prostu mówić i robić, co chcieli, bo wiedzieli, że nie będzie to odrzucone – na tym
polegał jego geniusz. Andy podziwiał wszelkie gwiazdy, więc aby zadowolić
wszystkie te smutne, zdesperowane dusze, które trafiły do The Factory, nazywał je
„supergwiazdami”.
M AUREEN T UCKER Nie mam pojęcia, czemu poprosili nas, żebyśmy grali –
dwustu psychiatrów i my, dziwolągi z The Factory. Później ludzie tacy jak Gerard
i Barbara Rubin po prostu wparowali z magnetofonami i kamerami, podchodzili do
stołów i zadawali te swoje dziwaczne pytania. Ludzie wpadli w osłupienie.
Usiadłam i powiedziałam: „Co my tu, do cholery, robimy?”. Wtedy zdałam sobie
sprawę, że być może psychiatrzy myśleli, że będą robić notatki czy coś w tym
rodzaju.
B ILLY N AME Konwent psychiatrów zaczął się jako ściema. Dołączyliśmy do nich,
gdy się zjawili, ale wyglądało to bardziej tak, jak gdyby ciotka Edie Sedgwick
wydała wielkie przyjęcie. Naturalnie rozmawialiśmy ze wszystkimi, ale nie tak, jak
gdyby byli gośćmi, lecz bardziej krewnymi Edie. Opowiadałem niektórym z nich,
jak czytałem Ottona Ranka jako nastolatek, albo mówiłem: „No cóż, ten znany
psycholog Rollo May uczył w New School, więc poszedłem na parę zajęć, tak
z ciekawości…”.
Velveci nastroili się na scenie, a potem zaczęli grać. Był to po prostu element
ogólnej aury, atrakcja wieczoru.
Prasa przedstawiła to jako ironiczną konfrontację, co w ogóle nie odpowiadało
prawdzie. Nikogo nie szokowaliśmy. Być może psychiatrzy to sztywniaki, ale mają
poczucie humoru i są inteligentni. Było w tym więcej zabawy niż konfrontacji.
Barbara Rubin stosowała różne prowokacyjne techniki – w rodzaju świecenia im
w oczy albo trzymania mikrofonu tuż przy twarzach – coś, co już wcześniej
robiono w The Living Theatre. Dla mnie nie było to nic nowego. Znałem tego
rodzaju numery, więc jakoś specjalnie mnie to nie ruszyło.
Konwent psychiatrów był jednak ważny, bo zapowiadał nową epokę
w The Factory – nadchodził czas Chelsea Girls. Aż do pojawienia się Nico
i The Velvet Underground Andy Warhol i Edie Sedgwick działali wspólnie – Andy
i Edie, zawsze razem, tandem doskonały. Na moment ona też zafarbowała włosy na
siwo i chodzili niczym dwa sobowtóry. Byli jak Lucy i Desi[4] świata sztuki.
Ale ten wieczór, gdy odbył się konwent psychiatrów, zwiastował koniec ery
Edie Sedgwick. Tego wieczora Edie tańczyła na scenie z Velvetami. Tańczyła
super – Edie zawsze była super.
L OU R EED Andy wyświetlał na nas swoje filmy. Żeby można było je oglądać,
mieliśmy ubrać się na czarno. W sumie to i tak nosiliśmy się na czarno.
B ILLY N AME Impreza nazywała się „Uptight with Andy Warhol” i było to coś
więcej niż przegląd filmów Warhola, był to raczej happening z jego filmami – tłem
projekcji byli ludzie występujący w tych filmach, którzy tańczyli na scenie przy
dźwiękach muzyki. Zrobiliśmy wcześniej film z The Velvet Underground i Nico,
mogliśmy więc go wyświetlić, kiedy Velveci grali w Cinematheque.
Początkowo nazywało się to „Uptight”, bo kiedy Andy brał się za coś, wszyscy
robili się spięci. Andy był w pewnym sensie przeciwieństwem ówczesnych
awangardowych, romantycznych artystów.
Filmowcy tacy jak Stan Brakhage i Stan Vanderbeek nadal reprezentowali
bezkompromisową awangardową bohemę, podczas gdy Andy nie był nawet
antybohaterem – był zerem. Co sprawiało, że awangardziści dostawali
szczękościsku, kiedy zaczęto uznawać Warhola za kwintesencję gatunku, który oni
stworzyli. Dlatego za każdym razem, gdy się pojawialiśmy, wszyscy byli zawsze
spięci.
Na nasz widok pozostali podziemni filmowcy wzdrygali się, jak gdyby ktoś
skrobał kredą po tablicy: „No nie, to znowu ten Warhol!”.
N ICO Moje imię pojawiło się gdzieś na samym dole, pod koniec programu.
Płakałam. Andy powiedział, żebym się tym nie przejmowała, że to tylko próba.
Ponieważ nie mieli wystarczająco dużo kawałków, które mogłabym śpiewać,
puścili też nagranie piosenki Dylana I’ll Keep It with Mine. Lou chciał śpiewać
wszystko. Musiałam stać i śpiewać razem z nim. Musiałam to robić co wieczór
przez tydzień. Był to najgłupszy koncert, jaki kiedykolwiek dałam.
Edie Sedgwick też próbowała śpiewać, ale nie była w stanie. Już nigdy więcej
nie widzieliśmy jej na scenie. To było jednocześnie pożegnanie Edie i mój debiut.
B ILLY N AME Edie nie była zadowolona z tego, że jej kariera jest tak spleciona
z karierą Andy’ego, lecz – a jakże! – wpakowała się w amfetaminę. Rozumiesz,
kryształki, podobnie jak ja, Ondine i Brigid Polk – i to tak naprawdę zniszczyło
wszelkie jej nadzieje na karierę, bo żeby coś osiągnąć, trzeba siedzieć w domu
i ćwiczyć przez sześć godzin.
N ICO Rodzimy się przeznaczeni do pewnych rzeczy. Eddie urodziła się, żeby
umrzeć za swoje przyjemności. Jej przeznaczeniem było umrzeć od narkotyków,
które każdy jej dawał.
R ONNIE C UTRONE Kiedy wychodziło się z windy w The Factory, rzucał się
w oczy napis nad drzwiami, umieszczony tam przez Paula Morrisseya:
ABSOLUTNIE ŻADNYCH DRAGÓW. Tymczasem na klatce schodowej wszyscy
ćpali. W The Factory w zasadzie nikt niczego nie brał, z wyjątkiem Andy’ego,
który łykał obetrol, te małe, pomarańczowe tabletki zawierające amfetaminę. Brał
jedną dziennie, żeby malować, bo był pracoholikiem. To tak naprawdę lubił.
Wszyscy inni walili na klatce schodowej.
Ale tylko mefedrynę. Byliśmy purystami. Inne ekipy brały kwas. W tym czasie
w zasadzie nie używałem kwasu, jechałem na mefedrynie, żeby być spięty. To
słowo miało wtedy dobre konotacje – na przykład był taki kawałek Steviego
Wondera Uptight. To my sprawiliśmy, że zaczęło kojarzyć się ze sztywnością
i z paranoją. Stąd mefedryna.
S USAN P ILE Ludzie na spidzie robili dziwne rzeczy. Pamiętam, jak w Max’s
Kansas City pojawił się kiedyś facet z ręką na temblaku. Wszyscy pytali go, co się
stało. A on na to: „Wziąłem spida i przez trzy dni nie mogłem się powstrzymać od
czesania włosów”.
B ILLY N AME Lou, Mary Woronov i ja chodziliśmy do Max’s Kansas City, a także
do gejowskich klubów tanecznych w Village, takich jak Stonewall. Zamykały się
o czwartej nad ranem, ale Lou był nakręcony mefedryną i nadal chciał coś zrobić.
Szliśmy więc do knajp, które były otwarte całą noc, gdzie można było jeszcze
tańczyć. Potem, kiedy już świtało, Lou i ja po prostu wlekliśmy się do The Factory,
żeby zrobić sobie dobrze. To nie był żaden romans ani nic z tych rzeczy, po prostu
przyjacielska przysługa.
Czy ciągnęliśmy sobie druta? Raczej nie. Nie cierpię ciągnąć druta. To takie
niewygodne. Nie znoszę, kiedy moja głowa jest tak bardzo zajęta – taka akcja jest
zbyt bliska i zbyt klaustrofobiczna. Lou po prostu walił sobie konia, spuszczał się
i zbierał się do wyjścia, a ja musiałem mu mówić: „Chwila, ja jeszcze nie
skończyłem”.
Lou siadał mi na twarzy, a ja się brandzlowałem. To było coś jak palenie
szlugów z kukurydzianych włókien za stodołą – totalna dziecinada. Żadnej ekstazy
czy romansu. Chodziło po prostu o to, aby sobie ulżyć, bo kombinowanie
z dziewczynami oznaczało angażowanie się i tym podobny szajs. Z facetami było
po prostu łatwiej.
P AUL M ORRISSEY Gerard lubił pojawiać się na scenie i tańczyć. Czasem tylko
stawał obok nich, obracając się wkoło. Pewnego dnia przyniósł bicz, potem zjawiła
się Mary Woronov, dołączali też inni… Coś jak tancerki go-go czy jakoś tak.
To wiele wniosło do show. Gerard był wspaniały. Kiedy widać ludzi tańczących
w ten sposób, robi się nieźle. Bo jedno trzeba powiedzieć na korzyść Velvetów: nie
ruszali się na scenie. Mówię to z uznaniem. Potem oczywiście wychodziła Nico,
z tą swoją boską twarzą i głosem, i stała w zupełnym bezruchu. Co za klasa, co za
godność.
Miałem wymyślić jakąś nazwę dla tego show – ze światłami i z tancerzami,
którzy towarzyszyli Velvetom i Nico – i przyglądałem się okładce tego głupiego
albumu Dylana, który zawsze mnie trochę intrygował, nie pamiętam już, który to
był, wydaje mi się, że ten z fotografią Barbary Rubin na tylnej stronie okładki.
Wpatrywałem się więc w te bzdury wydrukowane z tyłu i powiedziałem:
„Słuchajcie, użyjmy słowa exploding [wybuchający], plastic i – cokolwiek to
znaczy – inevitable [niechybny]”.
P AUL M ORRISSEY Występowaliśmy w The Dom przy St. Mark’s Place przez
mniej więcej miesiąc, a potem pojechałem do Los Angeles, żeby załatwić koncert
w klubie nocnym na Sunset Boulevard, który – a jakże! – nazywał się The Trip.
Żenujące hipisowskie bzdety. Porzuciliśmy The Dom, bo nie było tam
klimatyzacji, a zbliżało się lato. Poza tym wszyscy chcieli jechać do Los Angeles.
Brzmiało to nieźle.
Wtedy z San Francisco przyjechał Bill Graham, prosząc mnie, żebym zaklepał
występy The Velvet Underground w tym jego kiblu, The Fillmore Auditorium.
„The Swillmore Vomitorium”, jak się na to wtedy mówiło. Jezu, ale z niego była
menda. Wszyscy zawsze mówią o nim jak o jakimś świętym. Ble! To był naprawdę
OBLECH ! Po prostu potwór. No więc gość przyjechał do Los Angeles niemal we
łzach. Przekonywał, że w ten weekend jest wielkie święto. I zaczął swoją gadkę:
„Tak się staram, żeby mi nie zlikwidowali tego miejsca, jestem na skraju
bankructwa, gliny już mi zamykają budę, czepiają się mnie za to i za owo, po
prostu nie wiem, czy zdołam przetrwać, ale WASZ show jest tak słynny, że jeśli
przyjedziecie do San Francisco, to uratujecie mój klub…”.
M ARY W ORONOV Wcale nie chciało się nam jechać do San Francisco. Kalifornia
była jakaś dziwna. Byliśmy całkiem inni niż ludzie stamtąd. Oni też nas nie
cierpieli.
Z jednej strony my, w czarnych skórach, z drugiej oni – cali na kolorowo. Byli
jak nakręceni: „Wow, człowieku, ale jazda!”. A my w tym czasie byliśmy na etapie
czytania Jeana Geneta. My – sadomaso, oni – wolna miłość. Geje byli dla nas
w porządku, a na Zachodnim Wybrzeżu panowała maksymalna homofobia. Tak
więc oni uważali nas za wcielenie zła, a my ich – za wcielenie głupoty.
No i byliśmy naprawdę spięci, ponieważ wszyscy jechaliśmy… No dobra, nie
wszyscy – ja jechałam na spidzie. Więc kiedy weszliśmy do The Fillmore,
The Mothers of Invention grali tak jak zwykle, ale poza tym z przodu sceny mieli
tancerzy, którzy zachowywali się dokładnie w ten sam sposób, co Gerard i ja
w czasie występów Velvetów. Wściekliśmy się, Lou był wkurwiony na maksa.
Kapela zagrała swoje, a potem zostawiła instrumenty obok wzmacniacza, żeby
powstało sprzężenie, i po prostu zeszła ze sceny.
San Francisco, taa… Nawet nie wiem, kiedy skończył się ten koncert.
A NDY W ARHOL Przez cały czas nagrywania i produkcji płyty nikt nie wydawał się
zadowolony z rezultatu, zwłaszcza Nico. „Chcę brzmieć jak Bhooob Diii-lahhhn” –
jęczała, nieszczęśliwa, że efekt jest inny.
L OU R EED Andy starał się przeforsować, żeby na naszej pierwszej płycie nie było
cenzurowania języka, jakiego używamy. Myślę, że chciał wywołać szok,
wstrząsnąć ludźmi i nie pozwolić im, by skłonili nas do kompromisów. Powiedział:
„Trzeba się upewnić, że wszystkie wulgaryzmy zostają”. Był nieugięty w tej
kwestii. Nie chciał, żeby cokolwiek „czyszczono”, a ponieważ był na miejscu,
dopiął swego. W rezultacie już na zawsze wiedzieliśmy, jak to jest robić coś po
swojemu.
I GGY P OP Płytę The Velvet Underground & Nico usłyszałem po raz pierwszy na
jakiejś imprezie w kampusie University of Michigan. Brzmienie było fatalne.
Pomyślałem: „JAK MOŻNA NAGRAĆ TAK CHUJOWO BRZMIĄCĄ PŁYTĘ? CO TO ZA
KIŁA! CHCE MI SIĘ RZYGAĆ, GDY TEGO SŁUCHAM! JAKIE PASKUDNE
HIPISOWSKIE GÓWNO! PIERDOLENI BITNICY, ZATŁUC ICH WSZYSTKICH! TO
SYF, NIE MUZYKA! ”.
Trzepnęło mnie dopiero jakieś pół roku później. „O kurde! Ale super! Ta płyta
jest po prostu zajebista!” Pierwsza płyta Velvetów stała się dla mnie przełomem,
nie tylko ze względu na to, o czym mówiła, lecz również dlatego, że dzięki niej
usłyszałem, że można robić świetną muzykę, nie będąc świetnym muzykiem. To mi
dało nadzieję. Dokładnie to samo poczułem, kiedy po raz pierwszy usłyszałem, jak
śpiewa Mick Jagger. Ciągnie na jednej nucie, nie trzyma tonacji, po prostu leci:
„Hey, well, baby, baby, I can be oeweowww…”. Wszystkie kawałki na jedno
kopyto, jakby dziecko zawodziło. Tak samo było z Velvetami. Brzmienie było
biedne, a zarazem świetne.
P AUL M ORRISSEY Płyta The Velvet Underground & Nico była tak dziwna, że
wytwórnia Verve/MGM nie wiedziała, co z nią zrobić. Nie zdecydowała się na jej
wydanie przez prawie rok od nagrania i, jak przypuszczam, w tym czasie Lou
zaczął sobie wyobrażać, że może zarobić dużo pieniędzy, kiedy album wreszcie się
ukaże. „Rozwiążmy tę umowę menedżerską z Andym i Paulem”. Tom Wilson
z Verve/MGM kupił ode mnie prawa do płyty wyłącznie z powodu Nico. Jego
zdaniem Lou nie miał za grosz talentu.
R ONNIE C UTRONE Nico był zbyt dziwaczna, żeby można było z nią stworzyć
jakikolwiek związek. Nie była jedną z tych kobiet, z którymi mieszkasz, które
kochasz, z którymi się bawisz lub po prostu wspólnie spędzasz czas. Nico była
naprawdę dziwaczna. W pewnym aspekcie była chłodna jak lód i zdystansowana,
a w innym – irytująco niepewna.
Była przy tym maksymalnie nudna, bo nie potrafiła wyjść z domu, jeśli
wcześniej nie spędziła stu godzin przed lustrem. „Ronnie, jak to wygląda?” –
pytała, robiąc taneczny kroczek. „Kurwa, Nico, po prostu chodź potańczyć”. Ale
była też Lodową Księżniczką, była olśniewającą, zabójczą blondynką.
A jednak była dziwna. Była dziwadłem. Tak, była pieprzonym dziwadłem –
i tyle da się o niej powiedzieć. Piękna, ale dziwna. Związek z Nico? Niemożliwe.
Lou też tak naprawdę nie chciał, żeby Nico kręciła się przy kapeli. Chciał
rządzić w The Velvet Underground i grać rock’n’rolla. Artystowskie klimaty już go
nie ruszały. Chciał czystego rock’n’rolla, i tyle.
Velvetów w ogóle nie puszczano w radiu. Nie było wielkiej promocji płyty. Nie
wszystko było winą Andy’ego – zobacz tylko, o czym były ich kawałki: heroina,
nagie trupy żeglarzy na podłodze[5]. Raczej trudno liczyć na to, że jakaś rozgłośnia
będzie grała Venus in Furs!
N ICO W The Velvet Underground wszyscy byli egocentrykami. Każdy chciał być
gwiazdą. Lou chciał być gwiazdą – oczywiście zawsze nią był – ale uwaga
wszystkich gazet cały czas skupiała się na mnie. Zawsze chciałam śpiewać I’m
Waiting for the Man, ale Lou mi nie pozwalał. Był szefem – i to bardzo
apodyktycznym. Zetknąłeś się z Lou? Co o nim sądzisz? Sarkastyczny? To dlatego,
że bierze tyle prochów – to skutek kombinacji tych wszystkich pigułek… Jest
naprawdę bystry, niewiarygodnie bystry. Ja jestem bardzo powolna.
P AUL M ORRISSEY Lou w zasadzie rozwiązał zespół jeszcze przed ukazaniem się
płyty The Velvet Underground & Nico i oświadczył, że zrywa umowę. Chciał iść
do lepszych managerów. Jacy lepsi managerowie? Gdybym się nie zjawił,
wróciliby na Queens i pozostali nieznani.
L OU R EED Warhol był wściekły. Nigdy nie widziałem, żeby Andy się złościł, ale
to właśnie mnie udało się doprowadzić go do furii. Po prostu dostał szału. Odwrócił
się do mnie, czerwony na twarzy, i nazwał mnie szczurem. Nie był w stanie
wymyślić gorszej obelgi. To było jak opuszczenie gniazda.
P AUL M ORRISSEY Andy czuł się bardzo nieswojo przy Lou Reedzie. Właściwie to
czuł się nieswojo przy każdym, ale miliard razy bardziej przy Lou, który – jak
Andy sobie uświadomił – był dwulicowym, fałszywym, pazernym typem. Zatem
jeśli Lou mówi, że między nim a Andym doszło do jakiejś konfrontacji, to jest to
w dużym stopniu jego wymysł.
Andy mówił: „Och, idzie Lou, musisz się go pozbyć. Powiedz, że mnie nie ma”.
Andy po prostu nie chciał mieć do czynienia z takimi ludźmi. I trudno mi go za to
winić. To ja, w imieniu Andy’ego, nieustannie miałem do czynienia z Lou, a on
zawsze miał własne plany na boku.
J OHN C ALE Lou zaczął się zachowywać jak świr. Sprowadził prawdziwego gada,
Steve’a Sesnicka, który miał być naszym managerem, i tak zaczęła się ta cała
intryga. Lou nazywał nas swoim zespołem, a Sesnick starał się go skłonić do
działalności solowej. Może to wszystko przez dragi, jakie brał wtedy Lou. To, że
ćpał, z pewnością nie pomagało.
E D S ANDERS Jest pewien problem, gdy otwierasz swoją sztukę na rynsztok. Mam
na myśli brnięcie w satanizm albo eksperymentowanie z pewnymi stylami życia
czy pewnymi dragami, które otwierają cię – nie chcę przez to powiedzieć, że
jestem religijny, ale kiedy wchodzisz w tę szczelinę, może cię ona pochłonąć.
Trzeba więc zachować ostrożność.
Problem z hipisami polegał na tym, że w obrębie samej kontrkultury rozwinęła
się wrogość między tymi, którzy mieli, powiedzmy, odpowiednik funduszu
powierniczego, a tymi, którzy żeby się utrzymać, musieli kombinować. To prawda,
na przykład, że czarni żywili urazę do hipisów w czasie Lata Miłości w 1967 roku,
bo widzieli w nich dzieciaki, które rysują sobie orientalne wzorki w swoich drogich
notesach, palą kadzidełka i biorą kwas – ale w każdej chwili, jeśli chcą, mogą to
zostawić.
Mogą wrócić do domu. Mogą zadzwonić do mamy i powiedzieć: „Zabierz mnie
stąd”. Z kolei dla kogoś, kto wychował się w bloku przy Columbia Street i bujał się
na obrzeżach Tompkins Square Park, nie ma ucieczki. Te dzieciaki nie mają dokąd
pójść. Nie mogą wrócić do Great Neck, nie mogą wrócić do Connecticut. Nie
mogą wrócić do szkoły z internatem w Baltimore. Są w pułapce.
Rozwinęła się też inna kategoria ludzi, nazwałbym ich „lumpenhipisami”,
którzy mieli naprawdę ciężkie dzieciństwo: starzy ich tłukli, nienawidzili,
wyrzucali z domu. Może pochodzili z religijnych rodzin i słyszeli od nich, że się
łajdaczą. „Miałaś aborcję – zejdź nam z oczu!” albo: „Znaleźliśmy w twojej
torebce pigułki antykoncepcyjne – nie ma tu dla ciebie miejsca!”. Takie dzieciaki
„psuły się” i zasilały groźne załogi uliczne w typie bardziej punkowym.
U LTRA V IOLET Valerie Solanas była trochę przerażająca, ale lubiłam ją, bo myślę,
że była genialna. Ten jej manifest, „SCUM – The Society for Cutting Up Men”[6], to
wariactwo, ale jest błyskotliwy i dowcipny. Nie byłam urodzoną feministką, kiedy
jednak go przeczytałam, pomyślałam, że jest w wielu punktach trafny: mężczyźni
kontrolują świat od czasów Adama i najwyższy czas z tym skończyć.
P AUL M ORRISSEY Trzy razy próbowałem się pozbyć Valerie Solanas. A potem
pewnego dnia przyszła z Andym i gdy nikt nie patrzył, po prostu wyjęła pistolet
i zaczęła strzelać. Głupia idiotka. Tak naprawdę tego dnia chciała zastrzelić kogoś
innego, ale nie było go w domu, więc po prostu zdecydowała, że zastrzeli
Andy’ego. Co o kimś takim myśleć? Nie ma tu co analizować. Nie było w tym
żadnego głębszego sensu. I nie miało to nic wspólnego z Andym.
G ERARD M ALANGA To było fatalne. Andy omalże nie umarł. Jego puls był tak
słaby, że w zasadzie był już w stanie śmierci klinicznej. Dostał dwie, może trzy
kule. Stracił śledzionę. Stracił część płuca czy wątroby. Przez rok musiał nosić
gorset, żeby utrzymać wnętrzności na miejscu.
S TERLING M ORRISON Lou spotkał się ze mną i z Maureen Tucker w Riviera Café
w West Village i ogłosił, że John Cale już z nami nie gra.
Spytałem: „Chodzi o to, że nie gra dzisiaj czy w tym tygodniu?”, a Lou na to:
„Nie, nie gra, i już”. Powiedziałem, że jesteśmy zespołem, że to było wyryte
w kamieniu. Nastąpiła długa i zaciekła kłótnia, taka z waleniem pięścią w stół,
i w końcu Lou stwierdził: „Nie pasuje wam to? W porządku, rozwiązujemy
zespół”.
Mógłbym powiedzieć, że ważniejsze było utrzymanie zespołu niż przejmowanie
się Johnem Cale’em, ale nie to skłoniło mnie do decyzji. Po prostu chciałem to
dalej robić. W końcu uznałem, że mój interes jest dla mnie ważniejszy od interesu
Johna Cale’a, i sprzedałem go. Powiedziałem Lou, że przyjmuję to, chociaż mi się
to nie podoba.
Moim zdaniem Lou wyrzucił Johna z zazdrości. Jeden z moich przyjaciół
powiedział, że Lou zawsze mówił mu, że chce być gwiazdą – ale jako solista. On
sam nigdy nam się do tego nie przyznał, ale John i ja zawsze wiedzieliśmy, że tak
naprawdę pragnie uznania bez wiązania tego z zespołem.
1967–1971
ROZDZIAŁ 1
D ANNY F IELDS Co wieczór, o ile nie bzykałem się gdzie indziej, szedłem do
Max’s Kansas City. Były to bar i restauracja o dwie przecznice od miejsca, gdzie
mieszkałem, i można tam było siedzieć całą noc przy jednej kawie. Zawsze
podpisywało się czek i nigdy nie płaciło się rachunku. Czułem się winny –
z powodu nieuregulowanych rachunków miałem tam dług na jakieś dwa czy trzy
tysiące dolarów. Myślę, że w latach sześćdziesiątych to była spora suma. Miałem
przyjaciół, którzy podpisywali czeki jako „Kaczor Donald” albo „Grubasek
Arbuckle”[7]. To było po prostu cudowne miejsce, wszystkie tamtejsze kelnerki
były przepiękne… i wszyscy pomocnicy kelnera…
Można było uprawiać seks z każdym z pomocników kelnera. To znaczy nie tam,
w knajpie, ale później. Na zapleczu można było przelecieć każdego, a wszyscy
chcieli tam być. I można było im powiedzieć: „Jak pójdziesz się ze mną pieprzyć,
to dostaniesz lepszy stolik”.
Tak więc miejsce było mocno wyluzowane, ale – Bogu dzięki – nie była to
gejowska knajpa. Nienawidziliśmy gejowskich knajp. Gejowskie knajpy? Litości,
kto chciałby chodzić do gejowskich knajp? W Max’s na zapleczu można było się
pieprzyć z każdym i to był cymes tego miejsca.
L EEE C HILDERS Danny był firmowym freakiem w Elektra Records. Jego zadanie
polegało na utrzymaniu przygłupiego kierownictwa wytwórni w kontakcie z ulicą.
Naprawdę tak się nazywało to stanowisko: „firmowy freak”. Mówił im, co jest
dobre, co nie, a przede wszystkim – co jest cool.
Firmy fonograficzne wykazały się mądrością, przyznając, że same w sobie nie
są cool. W latach sześćdziesiątych musiały uznać, że nie mają o tym pojęcia.
Zatrudniły więc ludzi, których zadaniem miało być bycie cool. Był to wspaniały
pomysł.
D ANNY F IELDS Pamiętam, jak Morrison śpiewał tego wieczora Light My Fire, bo
to był jedyny kawałek, który mu się udał.
D ANNY F IELDS Byłem w Los Angeles i siedziałem w The Castle z Edie Sedgwick
i Nico, które z jakiegoś powodu – nie pamiętam, jakiego – były w Hollywood.
The Castle to dwupiętrowy dom należący do jakiejś dawnej hollywoodzkiej diwy,
która wynajmowała go zespołom rockowym. Zatrzymywali się tam
wszyscy: Dylan, The Jefferson Airplane, Velveci. Właścicielka wynajmowała to
miejsce rock’n’rollowym kapelom, bo była to już taka ruina, że tak naprawdę nie
miało znaczenia, co się z nią stanie.
Tuż przed przyjazdem do Los Angeles byłem w San Francisco, żeby zobaczyć
Doorsów w Winterland Ballroom. Po koncercie poszedłem za kulisy, gdzie
zastałem Morrisona w otoczeniu bardzo zapuszczonych i brzydkich groupies.
Pomyślałem sobie, że to złe dla jego wizerunku, postanowiłem więc spiknąć go
z Nico. W jidysz mówi się na to szidduch – swatanie. Chciałem, żeby Morrison
spotkał Nico, zakochał się w niej i zobaczył, z jakimi dziewczynami powinien się
zadawać. Muszę przyznać, że miałem tupet. W końcu to naprawdę nie była moja
sprawa, żeby się w to mieszać, chociaż z drugiej strony…
Nigdy specjalnie nie ceniłem Olivera Stone’a, ale kiedy obejrzałem jego wersję
spotkania Morrisona z Nico w filmie The Doors: „Cześć, jestem Nico, chcesz iść ze
mną do łóżka?” – stwierdziłem, że trudno wymyślić coś dalszego od prawdy. To
wyglądało zupełnie inaczej.
W rzeczywistości spotkałem się z Morrisonem w biurze Elektry w Los Angeles,
a potem on pojechał za mną do The Castle wynajętym samochodem. Wszedł do
kuchni, gdzie była Nico. No i stali tak tam, on i ona, ze wzrokiem wbitym
w podłogę.
Krążyli wokół siebie i żadne z nich nie odezwało się słowem. Oboje byli zbyt
poetyckimi duszami, żeby coś powiedzieć. Tak więc to, co się między nimi działo,
było w gruncie rzeczy bardzo nudne, była w tym poezja, ale nie padło ani jedno
słowo. Od razu nawiązała się między nimi jakaś mistyczna więź – a potem, jak
pamiętam, Morrison pociągnął Nico za włosy i poszedł się upić do
nieprzytomności, a ja karmiłem go tymi resztkami moich dragów, których nie
ukradła Edie Sedgwick.
W tamtych czasach nigdzie się nie ruszałem bez małego zapasu piguł. Mój
ojciec był lekarzem, miałem więc dostęp do wszystkiego: do czerwonych, do
żółtych, do czarnych, do tuinalu[9]. Ponieważ jednak mieszkałem z Edie w Nowym
Jorku, wiedziałem, że to niezwykle umiejętna kleptomanka, zwłaszcza jeżeli chodzi
o narkotyki. Edie po prostu miała nosa do dragów. Tak więc gdy tylko dotarłem do
The Castle i zobaczyłem, że Edie jest do mnie odwrócona tyłem – wymieniała
pożegnalne pocałunki z Dino Valentim na podjeździe – zakradłem się na górę
i schowałem swoje dragi tam, gdzie, jak myślałem, będą bezpieczne: pod
podwójnym materacem w tylnej sypialni.
Kiedy jednak później po nie wróciłem, byłem pewny, że ktoś je przebrał. Edie
odkryła mój schowek. Wziąłem więc to, co zostało – trochę kwasu – i dałem to
Morrisonowi, a on nawalił się i do tego schlał tak upiornie, że chciał wsiadać do
samochodu i gdzieś jechać.
Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i ukryłem je pod dywanikiem w jego wozie.
Bałem się, że będzie jechać po pijanemu, spadnie z klifu i się zabije, a mnie
wywalą z Elektry. W końcu byłem tam za pieniądze Elektry i byłoby czymś bardzo
nie na miejscu, gdyby firma straciła czołowego wokalistę, bo jej pracownik go
naćpał. Zdecydowałem więc, że nie pozwolę mu usiąść za kółkiem.
W The Castle nie było telefonów. Morrison nie mógł się stamtąd wydostać.
Wiedział, że to ja zabrałem kluczyki, ale był maksymalnie naćpany…
Kiedy już spałem, do mojego pokoju wpadła Nico, krzycząc: „On mnie zabije!
On mnie zabije!”.
Powiedziałem jej: „Nico, daj mi spokój! Próbuję spać!”.
Potem już tylko szlochała. W końcu poszła sobie, a później usłyszałem jej
krzyki gdzieś na zewnątrz. Wyjrzałem przez okno na dziedziniec i zobaczyłem, że
to Morrison po prostu ciągnie ją za włosy, więc wróciłem do łóżka. David Numan,
który również był w tym czasie w The Castle, przybiegł do mojego pokoju
i powiedział: „Lepiej sprawdzić, co się tam dzieje”.
Więc jeszcze raz wstałem i wyjrzałem: Nico nadal stała na podjeździe, łkając,
zaś Morrison, nagi, wspinał się po dachu w świetle księżyca. Skakał z jednej
wieżyczki na drugą, a Nico zawodziła.
Znów poszedłem spać. I to był cały ten ich romans: on ciągnął ją za włosy
i chodził na golasa, ona szlochała, a ja trzymałem kluczyki schowane jeszcze przez
dzień czy dwa, aż w końcu Jim doszedł do siebie.
Oczywiście znienawidził mnie od tej chwili za to „uwięzienie”.
N ICO Pokłóciłam się z Jimem. Spytał, czy chciałabym przejść się wzdłuż krawędzi
The Castle. Spytałam go: „Czemu?”, a on nie był w stanie odpowiedzieć.
Nie był to żaden pozytywny ani też destrukcyjny akt, niczego to nie zmieniało.
Czemu więc miałabym to robić – tak po nic, po prostu iść za nim? Nie było w tym
żadnej duchowości czy filozofii. Tylko popisujący się pijany facet.
R ONNIE C UTRONE Naprawdę uwielbiałem Jima Morrisona, ale nie było żadnej
uciechy, gdy się z nim wychodziło. Przez prawie rok bujaliśmy się razem
dosłownie co wieczór. Jim szedł do knajpy, zalegał przy barze, zamawiał osiem
screwdriverów, kładł na kontuarze sześć tuinali, wypijał dwa albo trzy
screwdrivery, łykał dwa tuinale, potem musiał się odlać, ale nie chciał zostawiać
pozostałych pięciu screwdriverów, więc wyciągał fiuta i lał tam, gdzie stał, czasem
pojawiała się jakaś dziewczyna i robiła mu laskę, potem wypijał pozostałe pięć
screwdriverów, łykał cztery następne tuinale, lał w gacie, a w końcu Eric Emerson
i ja zabieraliśmy go do domu.
Tak wyglądał typowy wieczór z Jimem. Na kwasie był naprawdę fajnym,
zabawnym facetem. Ale przez większość czasu był po prostu pijaczkiem na
prochach.
R AY M ANZAREK Jim był szamanem.
G ERARD M ALANGA Idę Ósmą, za mną dwie dziewczyny, i słyszę, jak jedna mówi
do drugiej: „Czy to nie Jim Morrison?”. Ha ha ha. Korciło mnie, żeby powiedzieć:
„Nie, mam trochę bardziej kanciastą szczękę”. Czułem się trochę w jego cieniu, ale
w sumie miałem to w dupie, serio.
D ANNY F IELDS Tak naprawdę gwiazda rocka to dziecko. Jak można nie dać się
zepsuć temu wszystkiemu, co się pojawia? Realistycznie rzecz biorąc,
przeznaczeniem większości gwiazd rocka jest zepsucie, upadek, jazda po bandzie,
nadużycie, zużycie i zatracenie.
A co się stanie, jeśli się przytyje, jak Jim Morrison? Mimo fajnych ciuchów nie
wygląda się już ładnie.
Jim Morrison naprawdę miał w sobie to coś, kiedy przyjechał tu po raz pierwszy
zimą 1966 roku. Nawet kiedy w 1967 roku wydano pierwszą płytę Doorsów,
wyglądał jeszcze świetnie. Był wtedy w najlepszej formie. Rok później stał się
idolem nastolatek, a potem zaczął tyć. Za sprawą genów miał tę niefortunną
skłonność, że tłuszcz odkładał mu się na policzkach, przez co oczy, które i tak
nigdy nie wyglądały najlepiej, całkiem mu znikły.
Potem zapuścił brodę i stał się tłustym, zapitym niechlujem.
Pomyślałem więc: Trzeba kogoś nowego. Chcę mieć jego głowę na talerzu.
Trzeba kogoś nowego.
ROZDZIAŁ 2
R ON A SHETON Mój młodszy brat Scotty i nasz sąsiad Dave Alexander byli ostrymi
gnojkami. Ja byłem tylko dziwnym kolesiem. W szkole uchodziłem za świra,
byłem trochę szajbusem, trochę nawiedzeńcem, wszyscy nazywali mnie „Gruby
Beatles”, bo ubierałem się w stroje Beatlesów, kiedy trzeba było przyjść na galowo.
Nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Interesowały mnie głównie hitlerowskie
tematy. Chodziłem na kurs niemieckiego i czytałem przemówienia Hitlera.
Zabierałem do szkoły esesmańskie odznaki, w książkach bazgrałem swastyki,
a wszystkie facjaty ozdabiałem wąsikami à la Hitler. Na ramieniu narysowałem
sobie dwa małe pioruny SS . Nie byłem więc w sumie za bardzo w klimatach
ćpuńsko-huligańskich jak Scotty i Dave.
Po prostu odstawaliśmy od normy. Pamiętam, jak jednego roku wszyscy
staraliśmy się wrócić pierwszego dnia do szkoły średniej. Ze Scottym i z Davem
zrobiłem zakłady, jak długo wytrzymają. Powiedziałem: „Dave, ty pewnie
wymiękniesz po trzech godzinach, Scotty wyrobi przez pół dnia, a ja usiedzę do
końca”.
Dave odwrócił się do mnie z wielką – ponadpółtoralitrową – puszką piwa Colt
45 w dłoni. Chociaż była dopiero dziewiąta rano, zdążył już wypić dwie.
Powiedział do mnie: „Przegrałeś. Ja zmywam się od razu”.
Scotty wolał, żeby go wyrzucono, więc podszedł do pierwszego z brzegu
dzieciaka, który stał przy swojej szafce w szatni, złapał go z tyłu za ramiona
i uszczypnął kombinerkami. Dzieciak z miejsca poleciał na skargę, a my
usłyszeliśmy po chwili przez szkolny radiowęzeł: „Scott Asheton do dyrektora!”.
Scotty poszedł i wyfrunął ze szkoły.
K ATHY A SHETON The Prime Movers, zespół Iggy’ego, po raz pierwszy widziałam
w klubie Mother’s w Ann Arbor. Miałam czternaście lat, wciąż jeszcze byłam
niewinną dziewczyną. Następnego wieczora grali MC 5, kapela z Detroit. Nikt ich
nie znał.
MC 5 byli ziomkami z Detroit. Greasersi[11]. Wayne Kramer dosłownie lepił się
od brylantyny, ale Fred miał długie włosy, co wówczas było rzadkością. Od razu
poczułam do niego miętę. To właśnie Fred zszedł ze sceny – reszta zespołu dalej
grała – i spytał mnie, czy życzę sobie jakiś wolny taniec. Opowiedziałam: „NIE!” .
Fred, który myślał, że polecę na niego, był trochę zdumiony moją reakcją.
Koniec końców przekonał mnie do tańca – i to takiego bardzo wolnego.
W AYNE K RAMER Zanim staliśmy się znani jako MC 5, zespół funkcjonował w paru
odsłonach. Fred Smith i ja graliśmy w rywalizujących ze sobą dzielnicowych
kapelach w Lincoln Park na przedmieściach Detroit. Zespół Freda nazywał się
Vibratones, a mój – Bounty Hunters, na cześć wyścigówki[12] Conrada Colletty
o takiej właśnie nazwie.
Wszystkich nas łączyła miłość do hot rodów i podrasowanych silników.
Wziąłem nawet robotę przy sprzedaży lodów na torze wyścigowym – „LODY,
LODY, ZIMNE LODY DLA OCHŁODY!” – dzięki czemu mogłem tam być co tydzień.
Naszym żywiołem były wyścigi równoległe. Były głośne i szybkie, tak jak muzyka.
To zabawne, jak bardzo przenikały się te dwa światy: wyścigi i rock’n’roll.
Pierwszy koncert rock’n’rollowy w życiu widziałem na torze wyścigowym. To był
Del Shannon, któremu przygrywali The Ramrods, instrumentalny zespół z Detroit.
Muzycy mieli dopasowane czerwone marynarki, grali na nowiutkich fenderach
i wykonywali układy choreograficzne na trasie powrotnej na torze wyścigowym.
Czułem, że to najfajniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Tak więc Fred Smith i ja stworzyliśmy lokalną supergrupę, w której zeszli się
najlepsi muzycy obu naszych kapel. Później dołączył do nas Rob Tyner, gość
w typie bitnika, który wymyślił nazwę MC 5. Rob powiedział, że to brzmi jak numer
seryjny, a przez to pasuje do fabryczno-samochodowego klimatu miasta.
W końcu byliśmy z Detroit, a MC 5 brzmiało jak nazwa czegoś, co wyjechało
prostu z fabryki samochodów[13]. Do tego wyglądaliśmy jak młodociani
przestępcy – brylantyna i te sprawy. Zaczesywaliśmy włosy, aby uzyskać
pompadour, i nosiliśmy obcisłe spodnie.
I GGY P OP Kiedyś usłyszałem, jak The Paul Butterfield Blues Band, John Lee
Hooker i Muddy Waters, a nawet Chuck Berry, grają swoje kawałki, nie mogłem
już więcej zdzierżyć zespołów brytyjskiej inwazji[14], takich, powiedzmy, jak
The Kinks. No dobra, The Kinks to świetna kapela, ale kiedy jesteś młodym
kolesiem i szukasz czegoś, co da ci kopa, słuchasz ich i mówisz: „No nie, ci goście
brzmią jak ostatnie cipy!”.
Próbowałem studiować, ale nic z tego nie wyszło. Spotkałem gitarzystę The
Paul Butterfield Blues, Mike’a Bloomfielda, który powiedział mi: „Jeśli naprawdę
chcesz grać, musisz jechać do Chicago”. No i pojechałem do Chicago,
z dziewiętnastoma centami przy duszy.
Zabrałem się z laskami, które pracowały w Discount Records. Podrzuciły mnie
do domu faceta o nazwisku Bob Koester. Bob był biały i prowadził w mieście sklep
płytowy Jazz Record Mart. Przekimałem u niego, a potem wybrałem się w okolicę,
gdzie mieszkał Sam. Byłem tam jedynym białym gościem, serio. Miałem pietra, ale
w sumie była to też przygoda, coś jak egzotyczna podróż: wszystkie te sklepiki
muzyczne, dyndające amulety, ludzie w kolorowych strojach. Poszedłem do domu
Sama. Jego żona była bardzo zaskoczona, że go szukam, powiedziała jednak: „Nie
ma go w tej chwili, ale może chciałbyś trochę smażonego kurczaka?”.
Tak więc trzymałem się z Samem Layem. Sam występował z Jimmym
Cottonem, dzięki czemu mogłem zobaczyć, jak grają, i uczyć się, ile zdołam.
Niekiedy – bardzo rzadko – mogłem do nich dołączyć. Moja dola za koncert była
niewielka, pięć, dziesięć dolców. Raz grałem z Johnnym Youngiem – został
zatrudniony, żeby akompaniować chórowi kościelnemu złożonemu z białych, za
niedużą kasę, więc pozwolił mi grać.
Był w tym dreszczyk, nie powiem. Naprawdę to było coś, być blisko tych gości,
wszyscy kumali bazę, grali jak jebani jazzmani. Wiesz, co zauważyłem
u wszystkich tych czarnych facetów? Grali tak, jakby miód spływał im z palców,
ich muzyka była naprawdę dziecinna i urocza w swojej prostocie. Był to po prostu
naturalny sposób ekspresji ich stylu życia. Cały czas byli nawaleni, byli totalnymi
luzakami – po prostu banda kolesi, którzy nie chcieli się męczyć w zwykłej
robocie, ale za to świetnie grali.
Zdałem sobie sprawę, że są ode mnie o niebo lepsi, a to, co robią, przychodzi im
tak naturalnie, że byłoby śmieszne, gdybym starał się ich z mozołem kopiować, jak
to czyniła większość białych kapel bluesowych.
Pewnego wieczora zapaliłem jointa. Zawsze chciałem brać dragi, ale nigdy
wcześniej do tej pory nigdy się nie załapałem, bo słyszałem tylko o marihuanie,
a byłem astmatykiem, i to ciężkim. Nie miałem więc większej styczności ani
z dragami, ani z alkoholem. Chciałem tylko grać i żeby coś się działo, nic więcej
mnie nie obchodziło. Ale Vivian, jedna z tych dziewczyn, które podwiozły mnie do
Chicago, zostawiła mi trochę trawy.
Tak więc pewnego wieczora poszedłem nad rzekę, nieopodal oczyszczalni
ścieków w okolicy Loop[15], gdzie teren jest całkowicie zindustrializowany –
zabetonowane brzegi i ścieki przy Marina Towers. Tam wypaliłem mojego jointa
i potężnie mnie siekło.
Pomyślałem: musisz grać własnego, prostego bluesa – to właśnie musisz robić.
Mogę opisywać swoje doświadczenie, opierając się na tym, jak ci goście opisują
swoje…
No i tak właśnie zrobiłem. Przyswoiłem sporo ich form wokalnych, a także ich
zwrotów – zasłyszanych, przekręconych, nieumyślnie albo specjalnie –
z bluesowych kawałków. Na przykład I Wanna Be Your Dog to moja przeróbka
chyba Baby, Please Don’t Go.
I GGY P OP Cała sztuka polegała na tym, żeby Ronnie czy Scotty otworzyli drzwi,
bo zawsze spali do południa. Dzwoniłem, dzwoniłem, dzwoniłem, dzwoniłem,
czasami odpowiadali, czasem nie.
Musiałem włączać wąż ogrodowy i lać wodą po oknach, rzucać kamieniami
albo śnieżkami, wrzeszczeć różne dziwne rzeczy. W końcu dostawałem się do
środka i musiałem ich jeszcze parę razy budzić. Byli naprawdę humorzaści – trzeba
im było zapuścić parę płyt, żeby wprawić ich w dobry nastrój. Później wpadał
jeszcze Dave Alexander, który mieszkał przy tej samej ulicy.
Ronnie, Scotty i Dave to byli po prostu marzyciele – o to w gruncie rzeczy
chodzi na całym tym zakurzonym Środkowym Zachodzie. To ziemia zapomniana
przez czas. Pete Townshend powiedział kiedyś o tym coś miłego. Stwierdził, że na
Środkowym Zachodzie naprawdę trudno jest trafić na bystrzaka, bo nie masz
Londynu ani Nowego Jorku, które mogą dostarczyć ci świeżych bodźców, czegoś,
o co możesz się otrzeć, czegoś, co może pozbawić cię złudzeń…
R ON A SHETON Iggy zobaczył po raz pierwszy Doorsów, kiedy grali w Yost Field
House na Uniwersytecie Michigan. Zeszliśmy się wszyscy, ale tylko Iggy dostał się
do środka, pewnie dlatego, że studiował kiedyś na tej uczelni i miał swoją starą
legitymację.
Zostałem przed wejściem, bo i tak było tam słychać, jak grają. Morrison był
strasznie pijany, a dzieciaki wciąż domagały się Light My Fire.
Morrison nabijał się z nich. Zwracał się do widzów: „Ludu Michigan!” albo
naśladował odgłosy goryla. A ludzie chyba przez cały koncert obrzucali go
puszkami po piwie i nieustannie krzyczeli: „Light My Fire!”.
I GGY P OP Przed koncertem w Yost Field House nie byłem jakimś szczególnym
fanem Doorsów, bo ich styl bardzo się różnił od rockowych klimatów panujących
w Detroit. Ludzie z MC 5 nie lubili Doorsów. Fred Smith mawiał: „Boże, co za cipy,
nienawidzę ich!”.
Ale poszedłem zobaczyć, jak grają na tej sali gimnastycznej, i koncert okazał się
jednym wielkim tanecznym spędem dla wszystkich napakowanych amerykańskich
ciołków i ich dziewuch. Przyszli tam zobaczyć kapelę, która nagrała Light My Fire.
Najpierw na scenę wyszedł zespół bez Morrisona, ale to, co grali, było po prostu
do dupy. Okropne dźwięki, kiepskie jak chuj, gorzej – jak stary chuj, ha, ha, ha.
Brzmiało to paskudnie, bez smaku i czuja – przez cały czas, aż do pojawienia się
wokalisty, grali riff do Soul Kitchen.
W końcu Morrison wszedł na scenę chwiejnym, lecz bardzo zmysłowym
krokiem. Wyglądał niesamowicie. Pamiętam, że skojarzył mi się z Hedy Lamarr
w filmie Samson i Dalila, bo włosy układały mu się w hollywoodzkie loczki, były
granatowo-czarne, pokryte brylantyną i lśniące. Mówię ci, fajowa fryzura.
Morrison miał duże, prawie czarne oczy, bo jego źrenice były nienaturalnie
powiększone – pewnie coś przyćpał, a może był tylko podekscytowany. No tak.
I był nieźle ubrany: miał czarną, skórzaną kurtkę, czarne, skórzane spodnie,
wysokie filcowe buty i pomiętą koszulę. Chwiejnie wystąpił naprzód, jakby chciał
powiedzieć: „Zaśpiewam, zaśpiewam, ale jeszcze nie teraz…”.
A ci zwykli amerykańscy faceci pomyśleli: „Co to za pizduś?”.
Kiedy Morrison otworzył usta, aby zaśpiewać, zaczął piać falsetem – jak cipa.
Śpiewał jak Betty Boop, po prostu zrezygnował ze śpiewania normalnym głosem.
Dojechali do końca kawałka i najzwyczajniej przestali. Morrison rozejrzał się
dookoła, podszedł do gitarzysty i powiedział: „Ej, stary, zagraj teraz ten, no…”.
Myślę, że mogło mu chodzić o Love Me Two Times – i tak też się stało.
A Morrison znów zaczął śpiewać głosem Betty Boop.
Dalsza część koncertu wyglądała w zasadzie podobnie. Byłem bardzo
podekscytowany. Podobał mi się ten antagonizm, podobało mi się, że ich wkurzał.
Tak, tak, tak. Wszystko to byli studenciaki, futbolowi kilerzy, przyszli przywódcy
Ameryki – ludzie, którzy dziś są amerykańskimi gwiazdami rocka – a Morrison nie
tylko ich wkurzał, lecz jednocześnie ich hipnotyzował. Obmacywałem przy tym tę
cizię, którą przyprowadziłem ze sobą, myśląc: „Ale super!”.
Koncert trwał zaledwie piętnaście lub dwadzieścia minut, potem trzeba było
ściągnąć Morrisona ze sceny i szybko go stamtąd wyprowadzić, bo ludzie chcieli
go rozszarpać. Zrobiło to na mnie duże wrażenie.
To właśnie wtedy pomyślałem: „Patrz tylko, jacy są okropni, a ich singiel jest
w kraju przebojem numer jeden! Jeśli ten gość może to zrobić, to i ja mogę to
zrobić. I muszę to zrobić teraz. Nie mogę już dłużej czekać”.
S COTT A SHETON Iggy ogolił brwi. Mieliśmy kumpla, który nazywał się Jim Pop.
Chorował na nerwy i stracił wszystkie włosy, w tym również brwi. Kiedy więc
Iggy zgolił sobie brwi, zaczęliśmy nazywać go „Pop”.
Tego wieczora w Ballroom było naprawdę gorąco. Iggy zaczął się pocić i wtedy
pojął, po co ludziom brwi. Pod koniec koncertu, z powodu spływającego kremu
i brokatu, oczy miał maksymalnie spuchnięte.
S COTT A SHETON Ludzie nie wiedzieli, co o tym myśleć. John Sinclair, manager
MC 5, stał tylko z otwartymi ustami. To był nasz mistrzowski plan – zwalić ściany
dźwiękiem i rozjebać ludzi na miazgę. Chcieliśmy zrobić to wszystko, ale całkiem
inaczej.
Wielu ludziom się to nie podobało. Co gorsza, zaczęli się pojawiać na każdym
koncercie. Darli się, żeby wywołać jakąś reakcję, a Iggy odpowiadał im, żeby
wypierdalali.
S TEVE H ARRIS Sukces singla Doorsów Light My Fire sprawił, że Elektra Records
stała się naprawdę konkurencyjna. Zyskaliśmy możliwość podpisywania umów
z innymi wykonawcami. Przestaliśmy być miłą małą wytwórnią folkową…
D ANNY F IELDS Bob Rudnick i Dennis Frawley mieli stałą kolumnę w „The East
Village Other”[19] pod szyldem „Kocaine Karma”. Obaj bez wytchnienia
zachwalali mi tę kapelę z Detroit, MC 5, co miało znaczyć „The Motor City Five”.
Powtarzali w kółko: „Musisz ich zobaczyć! Musisz podpisać z nimi kontrakt!
To najlepsza kapela na świecie! Są superpopularni! W The Grande Ballroom
poszły wszystkie bilety! Sprzedają się na pniu na całym Środkowym Zachodzie! To
nie tylko zespół, to sposób życia!”.
I MC 5 stali się legendą, byli bowiem jedyną grupą, która wystąpiła w Chicago,
gdy wybuchły tam zamieszki podczas krajowej konwencji Partii Demokratycznej.
Pisał o nich Norman Mailer.
D ANNY F IELDS W 1968 roku nastroje panujące w kraju zmieniały się. Tego
wieczora, gdy prezydent Lyndon Johnson ogłosił, że nie będzie się ubiegał
o reelekcję ani kandydował, nie mogłem w to uwierzyć. Zaraz, to kogo teraz
będziemy nienawidzić?
Oczywiście potem odbyła się krajowa konwencja Partii Demokratycznej
w Chicago…
W AYNE K RAMER Na godzinę przed naszym występem podeszło do nas kilku gości
i zaoferowało ciastka z haszem. Powiedzieli: „Zjedzcie jedno, są bardzo mocne”,
więc, naturalnie, najpierw zjedliśmy jedno, a potem pozostałe cztery lub pięć
rozdzieliliśmy między siebie: „Może jeszcze jeden kęs, nic mnie nie bierze,
a ciebie? Nie, bracie, trzeba mi tego trochę więcej”.
W końcu nadszedł czas, żeby grać, a ja zacząłem odlatywać, stary. Odlatywać –
i to konkretnie. I właśnie wtedy, gdy graliśmy nasz kawałek Starship i byliśmy
zanurzeni w tej kosmicznej muzyce, mówiliśmy o wojnie, o człowieku-kosiarce do
trawy[21] i o wszystkim innym, zaczęły nad nami brzęczeć śmigłowce
chicagowskiej policji.
Schodziły coraz niżej, prosto na nas, a hałas helikoptera doskonale
harmonizował z tym, co grałem na gitarze – „Tak, bracie, to doskonałe,
waaaaahhhhh!”.
Na widowni pełno było policyjnych prowokatorów, którzy zaczęli tłuc
i popychać ludzi – faceci w wojskowych kurtkach, krótko obcięci, w okularach
przeciwsłonecznych. Czuło się naprawdę złe wibracje. Wszystko to razem miało
dla mnie głęboki sens.
Byłem na haju i wydawało mi się to całkowicie spójne. Wszystko do siebie
pasowało.
J OHN S INCLAIR Obejrzałem się i zobaczyłem, jak na ludzi suną kolejne fale
gliniarzy. Pędziliśmy furgonetką przez pole, nawet nie szukaliśmy drogi, po prostu
jak najszybciej zmierzaliśmy do wyjścia. Mijali nas The Up[22], jechali furgonetką
z Ann Arbor. Poradziliśmy im, żeby zawracali.
Na szczęście udało się nam uciec, ha, ha, ha. Pognaliśmy prosto do domu. Ale,
bądź co bądź, trochę wzięliśmy w tym udział, co nie?
Byłem niezmiernie szczęśliwy, że zdołaliśmy wyjechać z Chicago, a nasz sprzęt
nie ucierpiał, bo musieliśmy dalej występować. Nie chcę przez to powiedzieć, że
czekał na nas samolot, którym mieliśmy polecieć, żeby w kolejnym
college’u wygłosić odczyt i skasować pięć tysięcy baksów – nic z tych rzeczy,
wracaliśmy do Michigan zagrać za dwie stówy w jakiś klubie dla małolatów.
K ATHY A SHETON John Sinclair był świnią. Po prostu przejął kontrolę nad MC 5,
żeby nafaszerować ich swoim politycznym chłamem. Naprawdę przesiąkli tym
„bratersko-siostrzanym” klimatem, co było może dobre na koncertach, ale poza
tym…
Ja sama nigdy nie traktowałam tego poważnie. Podobnie jak moi bracia czy
Iggy, co sprawiło, że drogi The Stooges i MC 5 się rozeszły. MC 5 nadal byli dobrą
kapelą, ale nie szło się już z nimi dogadać.
Byli wielkimi seksistami. Absolutnie nie miałam chęci zostać służącą od
wszystkiego, a ich właśnie w tę stronę ciągnęło. Nie przyjaźniłam się z żadną
z dziewczyn z Trans-Love. Wszystkie były superuległe, a kiedy wpadałam tam
w imprezowym nastroju, wystrojona na balety, one spędzały całe dnie na kolanach,
szorując podłogi. Uznałam, że to wariatki, skoro pozwalają się tak traktować.
J OHN S INCLAIR Lumpenhipisi. To był nasz lud. To była Partia Białych Panter.
Byliśmy głosem lumpenhipisów, podobnie jak Partia Czarnych Panter była głosem
lumpenproletariatu – to znaczy klasy robotniczej bez pracy.
To, co wówczas pisałem, było skrojone ściśle na potrzeby lumpenhipisów, do
tego stopnia, że jebani erudyci wywodzący się z SDS [23] nabijali się z tego. Myśleli
po prostu, że to wszystko jakiś żart.
D ANNY F IELDS Nie wiem, czego się spodziewali ani z kim mieli zamiar walczyć,
ale mieli ministrów od wszystkiego. Ministrów propagandy, ministrów obrony…
Nazwali się Partią Białych Panter, bo muzycznie i politycznie wzorowali się
oczywiście na czarnych radykałach – zarówno w muzyce, jak i w polityce. Ich
politycznymi bohaterami byli Bobby Seale, Huey Newton i Eldridge Cleaver. Ich
muzycznymi bohaterami byli Albert Ayler, Sun Ra i Pharoah Sanders.
To była anarchia w wersji ze Środkowego Zachodu. Zburzyć mury, wyzwolić
nasze życie spod wpływów rządu, palić dużo trawy, uprawiać dużo seksu i robić
dużo hałasu.
I GGY P OP Występ się skończył i po prostu błąkałem się po okolicy. Byłem ubrany
w ciążową kieckę, miałem twarz pomalowaną na biało i robiłem różne niefajne
rzeczy, na przykład plułem na ludzi, takie tam.
I GGY P OP No i ten facet, Danny Fields, mówi mi: „Jesteś gwiazdą!” – jak w filmie.
Powiedział, że pracuje dla Elektry. Pomyślałem, że pewnie tam sprząta, jest
cieciem czy coś w tym stylu. Nie uwierzyłem mu, więc starałem się go jakoś
spławić.
R ICHIE S TERN Johna Cummingsa pierwszy raz spotkałem pod koniec 1968 roku.
Byłem w mieszkaniu moich rodziców w LeFrak City na Queensie, kiedy wpadł Ira
Nagel, który kogoś ze sobą przyprowadził – to był właśnie John.
Ira musiał dokądś iść, a John nie chciał ze mną zostać sam, bo nie był
przyzwyczajony do przebywania w towarzystwie ludzi, których nie znał. Ira
powiedział mu: „Zostań z Richiem, niczym się nie przejmuj, to świetny gość, bla,
bla, bla…”.
Od tej pory byliśmy nierozłączni. Spaliśmy u siebie w domu i stołowaliśmy się
jeden u drugiego, a jego matka zostawiała mu na stole w jadalni trzy dolary
i pigułki thorazyny[24]. Wiesz, John był naprawdę, ale to naprawdę, gościem
z problemami.
R ICHIE S TERN John brał thorazynę, bo miał dość gwałtowny charakter. Brał ją
przez długi czas – całymi latami. Gdy z kimś rozmawiałem i ten ktoś się mnie
czepiał, to zaraz widziałem, jak pięść Johna tuż przed moją twarzą ląduje na łbie
tego gościa. Nazwałem to „pogaduszką”.
J OHNNY R AMONE Wąchałem klej, brałem piguły i kroiłem dzieciaki na ulicy – nie
miałem noża, po prostu podchodziłem, sprzedawałem piąchę i mówiłem:
„WYSKOK, KURWA, Z KASY!”.
J OHNNY R AMONE Bawiły mnie takie akcje, jak malowanie swastyk w żydowskiej
dzielnicy. Kiedyś zrobiłem wielki, śmieszny rysunek czarnego gościa, który
przyczepiłem do drzwi windy i dopisałem niezmywalnym pisakiem: „Czołem, to
ja – wasz nowy sąsiad!”.
Przez całe dnie byłem po prostu niemożliwy. Zżerała mnie nuda, bo nie
wiedziałem, kim być ani co z sobą zrobić, i tyle.
R ICHIE S TERN Jay Moskovich dostał od Johnny’ego jakieś pigułki. To nie było
LSD , tylko coś innego, a my nie wiedzieliśmy, jak to zadziała. No i Jay wskoczył na
dach wozu policyjnego w samych gaciach!
J OHNNY R AMONE Jay rozebrał się, zaczął biegać po ulicy i wskoczył na samochód
policyjny, ha, ha, ha! Rozdawałem ludziom dragi, a im po prostu odbijało!
R ICHIE S TERN Nasze drogi się rozeszły po tej aferze, gdy Jay wskoczył na
samochód policyjny. Byłem na barbituranach i próbowałem wejść przez okno do
domu przyjaciółki mojej dziewczyny. Zjawili się policjanci i mnie zgarnęli.
Trzymałem parę piguł w zaciśniętej dłoni, a oni próbowali mi ją rozewrzeć,
więc w końcu powiedziałem do gliniarza: „NIE WAŻ SIĘ MNIE, KURWA, TKNĄĆ!”.
J OHNNY R AMONE Pewnego dnia byliśmy u Jeffa Gombiego, a jego sąsiad malował
akurat dom. No i siedzimy tam przez całe popołudnie, kiramy klej, aż wpadam na
pomysł: „Słuchajcie, a może obrzucimy jajkami tego gościa, który maluje sobie
chałupę?”.
Mamy odlot po kleju, więc wyciągamy wszystkie jajka z lodówki, cały tuzin,
i zaczynamy rzucać nimi na świeżą farbę – tam, gdzie facet właśnie skończył
malować, ha, ha, ha! Byłem niemożliwy, byłem po prostu straszny!
R ICHIE S TERN Około siódmej rano byliśmy na stacji metra i wdaliśmy się w bójkę
z jednym typem, a John wyniósł go na kopach aż do wagonu kolejki.
Byłem w szoku. Mówię: „John, na stacji jest pełno ludzi…”.
Nie wiedziałem, co to godzina szczytu. Byliśmy gośćmi z innej planety. Znaczy
nie kumaliśmy nic z tego świata, nie wiedzieliśmy nawet, że ludzie chodzą do
pracy i płacą czynsz.
R ICHIE S TERN Nasz przyjaciel Stuey Salzman obrobił aptekę. To wtedy po raz
pierwszy zobaczyłem płynny demerol. Stuey trzymał te dragi u siebie – miał setki
butelek demerolu i tysiące igieł. Jedna butelka wystarczała na jakieś sto
zastrzyków, więc John i ja waliliśmy demerol, dilaudid[26], morfinę, numorfan[27] –
teraz już tego nie produkują – i mieszaliśmy heroinę z mefedryną.
I RA N AGEL Stuey Salzman to ćpun, który miał duży wpływ na Johna. Później
przedawkował heroinę i zmarł.
J OHNNY R AMONE Co było ze mną nie tak? Czemu robiłem takie straszne rzeczy?
Sam nie mogę uwierzyć, że to byłem ja!
R ICHIE S TERN John nigdy nie spotykał się z dziewczynami. Nie był
zainteresowany randkami, wolał ćpanie, koncerty i bijatyki.
ROZDZIAŁ 5
K ATHY A SHETON Mniej więcej miesiąc po tym, jak The Stooges i MC 5 podpisali
kontrakt z Elektrą, Iggy się ożenił. Pamiętam dzień, w którym odbył się ślub, bo
dokładnie tego samego dnia zaczęłam romans z Iggym.
Nigdy nie nosiłam spódnic ani sukienek, nienawidziłam tego wszystkiego, ale
na ślub postanowiłam włożyć kusą sukienkę z odkrytymi plecami. To był pierwszy
raz, kiedy w ogóle pokazałam nogi. I można chyba powiedzieć, że Iggy zwracał na
mnie zdecydowanie za dużo uwagi, niż powinien, jeśli pamiętać, że tego dnia brał
ślub. Lampił się na mnie jak w telewizor…
To powiedzonko z telewizorem to mój patent. Taki dziewczyński szyfr, który
wymyśliłyśmy z kumpelami. W ten sposób przekazywałyśmy sobie, że jakiś facet
nam się przygląda. Oczywiście funkcjonowało to również do opisania odwrotnej
sytuacji: gdy któraś z nas ma na kogoś oko[28].
Iggy nas podsłuchał i uznał, że to naprawdę zabawne. To właśnie wtedy napisał
kawałek TV Eye.
S COTT A SHETON Po prostu nie mieściło mi się w pale, jak Iggy to robił, że wokół
niego zawsze kręcił się tabun dziewczyn. Wiesz, po prostu siadały i patrzyły, jak
zżerał gluty. Może nie powinienem opowiadać, że Iggy zjadał gluty, ale tak właśnie
było. Zresztą mógłby zachowywać się jeszcze gorzej – i tak by mu to darowały.
Raz zobaczyłem, jak wyrywa, jak zwykle, piątkę dziewczyn, idzie do domu,
a wszystkie te młode laski po prostu tłoczą się wokół niego, szczebiocząc: „Ach,
Iggy, och Iggy…”.
Wróciłem do domu mniej więcej kwadrans później. Iggy siedział na podłodze,
puszczał jakąś płytę na adapterze, otoczony wianuszkiem dziewczyn, które gapiły
się na niego jak sroka w gnat. Nagle Iggy wysmarkał się w brzeg dłoni, a potem
jego ręka powędrowała prosto do ust.
Przysięgam, że te panny nadal wpatrywały się w niego, jakby niczego nie
zauważyły.
I GGY P OP Przede wszystkim lubiła spać w nocy, a ja lubiłem spać, kiedy naszła
mnie ochota. Lubię grywać na gitarze o każdej porze. Raz w środku nocy przyszedł
mi do głowy pomysł na nowy kawałek – ale nic z tego, w moim łóżku śpi kobieta.
Nagle trafiło mnie, tak jak stałem: w ten sposób się nie da. Ona lub kariera – coś
trzeba wybrać.
Ale naprawdę bardzo ją kochałem. W tych okolicznościach napisałem jeden
z moich najlepszych numerów: Down on the Street. Schowałem się w szafie razem
ze wzmacniaczem i grałem na maksymalnie wyciszonej gitarze – prawdziwy
wykop, bardzo plemienny kawałek. Brzmiał fajnie – przytłumiony i intensywny.
Ale potem chciałem przejść do następnego muzycznego pomysłu i pomyślałem:
„No nie, trzeba być cicho”.
A po chwili przyszła następna myśl: „Nie ma mowy, człowieku, nie możesz być
cicho!”.
Wyszedłem zatem z szafy i zagrałem następną część – potężny hałas, jeden
grzmiący akord: jebut! To ją całkiem rozwaliło. Ale numer był w porządku:
trzymał się kupy. To była radosna chwila: coś jak narodziny! Więc w końcu
musiałem jej powiedzieć, żeby sobie poszła.
I GGY P OP Znów byłem wolny. Mogłem szwendać się ulicami, jak kiedyś.
Wchodziłem do baru z hamburgerami, gdzie po szkole wpadały dzieciaki. To
właśnie tam napisałem kawałki na pierwszy album The Stooges. Po prostu
obserwowałem ich zachowania społeczne i już miałem gotowy materiał na
piosenki. Wstąpiłem tam raz i zobaczyłem Betsy. Nigdy nie widziałem czegoś
podobnego. Była prześliczna. Stanowiła całkowite przeciwieństwo mojej żony:
blondynka, biała jak śnieg. Miała trzynaście lat i wpatrywała się we mnie
przenikliwie. Pewnie się domyślacie, co się dalej stało.
R ON A SHETON Kiedy płyta już wyszła, Danny wziął nas na spotkanie z Andym
Warholem w The Factory. Wnętrze było całe pokryte folią aluminiową i sprawiało
wrażenie obskurnego. Dla nas, dzieciaków ze Środkowego Zachodu, było tam zbyt
dziwacznie – te wszystkie nowojorskie ćpuny na spidzie i homoseksualiści. Nawet
nie porozmawiałem z Warholem. Scotty, Dave i ja byliśmy tak oszołomieni, że po
prostu siedzieliśmy razem skuleni na kanapie. Uznaliśmy, że to jakieś koszmarne
miejsce, i zmyliśmy się po półgodzinie.
Następnego wieczora, zdaje się, poszliśmy do The Scene, klubu Steve’a Paula,
na koncert Terry’ego Reida. Zjawił się Jimi Hendrix i jammował z nim trochę. Po
koncercie Iggy i ja poszliśmy z Hendrixem na piwo. Iggy przechadzał się z Nico,
a ja siedziałem, chichocząc, bo wyglądali jak matka z dzieckiem. Nico była bardzo
wysoka, a Iggy jest dość niski. Trzymali się za rączki, po prostu zakochana para.
Nico nie spuszczała z niego wzroku.
D ANNY F IELDS Można się było tego spodziewać, bo Iggy miał zadatki na kogoś,
w kim Nico się zakocha. Zraniony, błyskotliwy, delikatny, ale przy tym jakby
zrobiony ze stali, szalony, opętany – dokładnie wszystko to, co lubiła u facetów.
Nie było więc zaskoczenia. Nico zakochiwała się w każdym, kto był bardzo
błyskotliwy, szalony albo był ćpunem. Nie chcę wyjść na cynika, ale gdybym
wiedział, że będzie z nich taka sławna para, nagrywałbym to wszystko na
magnetofon. Jednak wtedy cała moja reakcja na to była następująca: „No tak, Nico
zabujała się w kolejnym poecie”.
I GGY P OP The Stooges nie chcieli w domu żadnej dziewczyny, a już szczególnie
obdarzonej, tak jak ona, bardzo głębokim głosem. Parodiowali jej sposób
mówienia. Nico próbowała dla nas gotować, ale kończyło się na tym, że pichciła
garnek brązowego ryżu i wlewała do niego pół pojemnika tabasco. Miała zakażenie
ucha i czuła, że tabasco jej to ucho przeczyści.
No i lubiła pić. I mnie też wkręciła w picie. Kiedy mieszkała z nami, zacząłem
dawać słabe, ale to naprawdę słabe koncerty. Bo Nico to złe nasienie. Wiesz, to nie
była tak zwana zwyczajna dziewczyna.
D ANNY F IELDS Nico ciągle wydzwaniała do mnie z Ann Arbor i skarżyła się: „Nie
wiem, tszszszy on mjeee jeszszsze kocha… Ignoruje mjeee… Oooch, jest dla
mjeee taki niedobhhhy!”.
Odpowiadałem jej: „Hm, myślę, że wybrałaś sobie na kochanka trudnego
gościa. Cóż, przykro mi. A tak poza tym, co słychać?”.
I GGY P OP Nico mówiła mi: „Zhimmy, och, Zhimmy, musisz być całkowicie
zatruty, aby robić to, co robisz. Nie możesz być tylko bardzo zatruty, ty musisz być
całkowicie zatruty”.
Chodziło jej o to, że jest we mnie zbyt dużo człowieczeństwa. Potem poiła mnie
czerwonymi winami o francuskich nazwach, których w życiu nie słyszałem. W ten
sposób nauczyłem się tych wszystkich bzdur: nauczyłem się modulować głos, nosić
błękitne garnitury i rozmawiać z szefami wytwórni płytowych.
R ON A SHETON Nico zatrzymała się u nas na dłużej, jakieś trzy miesiące. Iggy
nigdy nie mówił, czy jest w niej zakochany, czy nie. Ale pamiętam, że kiedy
wyjechała, zszedł na dół, żeby się poradzić. Podszedł do mnie i powiedział: „Hm,
myślę, że coś jest nie tak, może mi wyjaśnisz co?”. Wyciągnął fiuta, ścisnął go
i pokazała się zielona ropa. Powiedziałem: „Stary, masz trypra”.
Nico sprezentowała Iggy’emu pierwszego trypra.
ROZDZIAŁ 6
Zadyma trwa
W AYNE K RAMER Rob Tyner niekiedy walił straszne gafy. Denerwował się i czuł
się w obowiązku coś powiedzieć – ale zdarzało mu się mówić nie to, co trzeba.
Wszedł więc na scenę w The Fillmore i zwrócił się do publiki: „Nie
przyjechaliśmy do Nowego Jorku robić politykę, przyjechaliśmy grać
rock’n’rolla!”.
Oczywiście wszyscy Motherfuckersi dostali szału.
Wybuchła zadyma. Ludzie zaczęli demolować nasz sprzęt. Stałem za kurtyną
i widziałem, jak ktoś tnie ją nożem.
S TEVE H ARRIS Jem raz lunch z Jacem Holzmanem, a tu telefon – dzwoni nasz
dystrybutor w Detroit i mówi, że wyrzucają ze sklepów wszystko, co wydały
Elektra Records i Nonesuch Records, i że już nigdy nie będą rozprowadzać nagrań
Elektry.
Okazało się, że Hudson’s, sieć sklepów w Detroit, odmówiła sprzedaży płyty
MC 5, bo na tylnej stronie okładki w opisie albumu padło słowo „motherfucker”.
W reakcji na to MC 5 wykupili całą szpaltę w jednej z podziemnych gazet
i zamieścili tam ogłoszenie o treści: „Fuck Hudson’s”.
A na dole dali logo Elektry. W rezultacie w Hudson’s uznali, że Elektra ma
z tym coś wspólnego, i się wściekli. To było coś takiego, jakby załatwić sobie
w sieci sklepów Tower Records, że nie będą sprzedawać twoich płyt.
D ANNY F IELDS Wcześniej toczyła się długa debata o wers „Kick out the jams[35],
motherfuckers”, ale zespół ostatecznie zgodził się zmienić to na „Kick out the jams,
brothers and sisters”. Zgodzili się już, że w tym kawałku nie padnie słowo
„motherfucker”.
Zrozumieli, że to byłoby radiowe samobójstwo. Nie mogli się upierać, że słowo
„fuck” powinno zostać. W końcu był 1968 rok. Gdyby świat był doskonały i można
byłoby mówić „fuck” na antenie radiowej, to czego miałaby dotyczyć rewolucja?
Bylibyśmy od razu zwycięzcami i nie trzeba by było o nic walczyć.
Ale wydali płytę z napisem „fuck” na okładce i sieć Hudson’s odmówiła jej
sprzedaży. Wtedy MC 5 we własnej gazecie zamieścili całostronicową reklamę
albumu. Wydaje mi się, że było tam tylko zdjęcie Roba Tynera i napis „Fuck
Hudson’s”. No i logo Elektry, ta charakterystyczna literka „E”.
W Hudson’s raczej się to nie spodobało i odmówili sprzedaży wszelkich płyt
Elektry, w tym nagrań Judy Collins, The Paul Butterfield Blues Band
i Theodore’a Bikela, który śpiewał w jidysz pieśni z żydowskiego teatru. Hudson’s
to duża sieć sklepów, więc Elektra nie była zachwycona takim obrotem sprawy.
Trzeba było wyjaśnić kapeli, że o ile dopuszczalny jest slogan „Fuck Hudson’s”
podpisany „MC 5”, o tyle nie powinno się wstawiać pod nim cudzej nazwy.
S TEVE H ARRIS Uznałem to za najzabawniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek
słyszałem. Ale Jac był bardzo poważny, bo wiązało się to z dużymi stratami
finansowymi. Niektórym wykonawcom związanym z Elektrą wcale się to nie
podobało. Mówili: „Czemu zaprzestali sprzedaży naszych płyt? To nie fair”.
Incydent z siecią Hudson’s był początkiem końca MC 5. O ile pamiętam,
rozwiązaliśmy ten problem, dając głównemu nabywcy lub właścicielowi sieci
jakieś oryginalne dzieło z Nonesuch Records. Gość miał świra na punkcie klasyki
i udało się go jakoś tym ugłaskać.
Inny problem z MC 5 polegał na tym, że na dobrą sprawę nigdy się nie wybili.
Z pewnością mieli niezłą prasę i wszyscy myśleli, że grupa jest na topie, nie
przekładało się to jednak na dobre wyniki sprzedaży.
A LAN V EGA Rok 1969 stanowił punkt zwrotny dla wszystkiego. Wcześniej
wydawało się, że lata sześćdziesiąte zmienią świat, że wszystko idzie jak trzeba,
a potem okazało się, że wszystko się zjebało. MC 5 byli jedną z moich ulubionych
kapel, ale po występie The Stooges nie mogłem na nich patrzeć. I oni to też
wiedzieli. Po prostu cały wieczór wychodzili ze skóry i PRÓBOWALI coś
wykrzesać, ale wiedzieli, że Iggy ich przelicytował.
S TEVE H ARRIS Kiedy w sierpniu 1969 roku Elektra wydała pierwszy album
The Stooges, zatytułowany po prostu The Stooges, siedziałem przy stole z gośćmi
zajmującymi się promocją. W moim odczuciu byli na pierwszej linii, okopani
w Denver, w Filadelfii i wszędzie indziej. Posłuchali Iggy’ego i powiedzieli: „To
nie są Doorsi, to nie jest Love, to nie Judy Collins, to nie Tom Paxton… Co to,
u diabła, ma być? Hałas i tyle!”.
Powiedziałem im: „Ale coś w tym jest. Da się to sprzedać. Nie rozumiecie – to,
co on robi, to rock’n’roll!”.
Ale ciężko było sprzedać Iggy’ego. Ludzie po prostu tego nie rozumieli.
Pracownicy Elektry mówili za moimi plecami: „Oho, idzie Steve, ten, który lubi
Iggy’ego – on tak na serio?”.
Byłem największym orędownikiem Iggy’ego w firmie. Oczywiście to Danny
Fields zaraził mnie entuzjazmem, ale z miejsca zafascynowałem się Iggym
i zachwalałem go wszędzie. Starałem się wykorzystać wszystkie własne wpływy,
a te były znaczne, bo dysponowałem Judy Collins i Doorsami. Jednak opór wobec
Iggy’ego był potężny.
S COTT A SHETON Myślę, że Dave chciał wrócić do domu swoich rodziców – i tak
spędzał tam większość czasu. Miał u nich wszystko, czego potrzebował: swój
zestaw stereo, książki i telewizor. Starzy troszczyli się o niego i myślę, że mu to
pasowało.
J IM C ARROLL Na pierwszy koncert The Stooges wzięła mnie Patti Smith. Iggy
zdjął koszulę i wyszedł w tłum. Patrzył prosto na nas. Patti mówi mi: „Myślę, że
idzie do nas”.
Ja na to: „Jeśli mnie dotknie, to go pierdolnę tak, że się zawinie”. I myślę: „Co
to za bzdury? Jakiś performance? Ha, ha, ha”. Ale Patti to naprawdę kręciło.
Surowa energia w każdej formie – właśnie to.
S TEVE H ARRIS Iggy wyjął kutasa i położył na głośniku. Miał się czym pochwalić.
Kutas wibrował od dźwięku.
D ANNY F IELDS Jeśli chodzi o Iggy’ego, wszyscy czepiają się mnie, że chciałem
dokonać generacyjnego przewrotu, promując go jako Jima Morrisona następnego
pokolenia. Zupełnie nie to było moim zamiarem. Nie widziałem żadnych
podobieństw między Jimem Morrisonem i Iggym Popem. Iggy był niebezpieczny.
Jim Morrison nigdy nie robił takich rzeczy jak Iggy – nigdy nie dźwigał niemal
dwustukilowej ławki nad głowami dzieciaków siedzących na widowni
w pierwszych rzędach, jakby miał zamiar nią w nich rzucić, a wszyscy myśleli, że
impet jest za duży, by mógł się zatrzymać, i po prostu zaraz zrobi z tych ludzi
miazgę, że ich pozabija. A potem Iggy stawał w miejscu jak wryty, jak Nadia
Comăneci[36].
Kiedy później go poznałem i wiedziałem, że nie ma zamiaru zabić nikogo na
koncercie, to i tak nigdy nie miałem pewności, czy tego wieczora nie zrobi
wyjątku.
ROZDZIAŁ 8
Więzienny rock
D ANNY F IELDS Wyrzucono mnie z Elektra Records tego samego dnia, w którym
Richard Nixon został zaprzysiężony na stanowisko prezydenta, 20 stycznia 1969
roku. Facet, który mnie zwolnił, uderzył mnie w głowę. Pobił mnie, bo
powtarzałem plotki o ciąży w jego rodzinie.
Myślę, że to była kropla, która przelała czarę goryczy. Chyba chcieli się mnie
pozbyć, bo wprowadzałem wichrzycielskie elementy do ich starannie
pielęgnowanego folkowo-japiszońskiego światka. Nie wiem, czy przyniosłem im
więcej pieniędzy, czy kłopotów.
Kiedy pomyślę o tym, co zrobiłem w Elektrze… Szarpałem się z Doorsami (Jim
Morrison i ja nienawidziliśmy się szczerze), podpisałem kontrakt z MC 5, których
firma wyrzuciła, podpisałem kontrakt z The Stooges, z których zrezygnowała,
podpisałem kontrakt z Nico, która nigdy nie sprzedała żadnych płyt, podpisałem
kontrakt z Davidem Peelem i The Lower East Side Band, którzy przynieśli Elektrze
wstyd, wydając płytę Have a Marijuana – sprzedała się w nakładzie około miliona
egzemplarzy, a jej nagranie kosztowało trzy tysiące dolarów.
Zaraz po tym, jak mnie zwolniono, John Sinclair został aresztowany za
posiadanie dwóch jointów i skazany na dziewięć lat więzienia.
L ENI S INCLAIR Gliniarz, którzy przyskrzynił Johna, to ten sam facet, który złapał
go wcześniej, tylko że przebrał się i był nie do poznania. Po prostu wybitny talent
aktorski. Tym razem wyglądał jak hipis, a na dodatek przyprowadził ze sobą
dziewczynę. Ta dziewczyna była naprawdę młoda, miała włosy na pazia
i minispódniczkę. Wpadali na składkowe kolacje i pomagali nam przy powielaczu.
Pewnego razu dziewczyna przyszła sama i spytała Johna: „Możesz mi załatwić
parę jointów? Wybieram się właśnie na imprezę”.
Johnowi, który był seksistą, nic w tej prośbie nie podpadło, bo to była
dziewczyna. No i dał jej dwa jointy. Przez mniej więcej miesiąc nic się nie działo,
a potem nagle gliny zrobiły nalot. W sumie zamknięto pięćdziesiąt sześć osób –
nagłówki w prasie krzyczały: „WIELKI NARKOMAŃSKI GANG ROZBITY!”.
Nie ulegało wątpliwości, że cała akcja była wymierzona w Johna, bo wobec
wszystkich pozostałych oddalono zarzuty.
Warner Stringfellow miał córkę, która była jedną z nas. Powtarzała nam, że jej
ojciec mówił o Johnie Sinclairze, jakby ten był złem wcielonym, poganinem
z brudnymi paznokciami. W końcu ta jego córka sama wpadła w ciężkie dragi, a on
obwinił o to Johna Sinclaira. Dlatego John był dla niego symbolem wszystkiego, co
było nie tak w społeczeństwie, wymyślił więc sobie, że jeśli go przyskrzyni, to
zdoła powstrzymać rewolucję, ha, ha, ha.
Tak więc dwójka tajniaków – Stringfellow i ta dziewczyna – dostała od
gubernatora nagrodę za znakomitą akcję policyjną.
W AYNE K RAMER Ludzie zazwyczaj świrują, kiedy się ich zamyka. Pobyt
w więzieniu to naprawdę duża trauma. Ta kara spotkała Johna prawie na pewno za
to, że pracował z MC 5.
Tak więc, jak sądzę, mógł czuć, że próbuję go skreślić. I oczywiście miał za
sobą mnóstwo ludzi, którzy traktowali to dużo poważniej niż on – żonę, ministra
obrony i brata. Wszyscy oni nas znienawidzili.
Widzisz, po tym, jak wypadliśmy z Elektry, Danny Fields raz jeszcze przybył
nam na ratunek i załatwił kontrakt z Jerrym Wexlerem z Atlantic Records – dali
MC 5 pięćdziesiąt tysięcy, bo Wexler uwierzył w potencjał zespołu.
Ale nawet z tymi pięćdziesięcioma tysiącami byliśmy bez kasy. Żaden z nas
nigdy nie dostawał nic za to, że był w zespole. Pieniądze zawsze trafiały na jedno
centralne konto, z którego płaciło się rachunki. Mieliśmy miejsce do spania,
jedzenie, ciuchy, ale ci, którzy palili, musieli błagać o drobne, żeby kupić paczkę
papierosów.
Znaczy mieliśmy trawę, ale nigdy nie mieliśmy żadnych pieniędzy ani rzeczy
osobistych.
J OHN S INCLAIR Ich następną płytę wyprodukował Jon Landau, który miał na nich
fatalny wpływ: nagadał im, że nigdy do niczego nie dojdą, jeśli będą trzymać
z nami. „Ci ludzie to wariaci, kantują was, zabierają wszystkie wasze pieniądze,
chcą was tylko wykorzystać…” i tak dalej.
Wiesz, to ja woziłem tych facetów przez dwa lata, gdy zarabiali dwadzieścia
pięć dolarów za wieczór. To ja jeździłem z nimi, rozkładałem ich sprzęt, pisałem
komunikaty prasowe – i nagle okazuje się, że ich wykorzystuję?
A wszystko dlatego, że podpisali kontrakt z firmą płytową.
D ANNY F IELDS Po tym, jak John trafił do więzienia, spędziłem mnóstwo czasu,
kursując między Nowym Jorkiem a Ann Arbor, bo Jon Landau i ja na zmianę
menedżerowaliśmy MC 5. Wspólnie dzieliliśmy się obowiązkami opiekunów kapeli.
Jon Landau załatwił zarówno mnie, jak i zespołowi przeniesienie do Atlantic
Records. Jerry Wexler, szef Atlantic, lubił młodych, bystrych i fajnych ludzi. Tak
więc Lisa Robinson, Lenny Kaye i ja często bywaliśmy w jego domu i wrzucaliśmy
sporo kwasów.
Pamiętam tripy na kwasie lepiej niż to, co się wtedy działo w realu. Fruwałem
po wszechświecie, rozmawiałem z Bogiem – na klęczkach widziałem, co zdarzy się
w przyszłości. Podczas jednego z tripów ustaliłem, że mam trzy tysiące IQ . Co
więcej, z łatwością mogłem wizualizować siebie z trzystoma tysiącami IQ …
Nie chciałbym większego odlotu niż po LSD .
ROZDZIAŁ 9
Dom uciech
S COTT A SHETON Pierwsza płyta nie zdobyła od razu dużego uznania krytyków ani
nie sprzedawała się świetnie. Mieliśmy jednak z Elektrą kontrakt na trzy albumy
i firma zadecydowała, że drugi zostanie nagrany w ich studiu w Los Angeles. I tak
się stało.
Płyta nosiła tytuł Fun House. Staraliśmy się na niej brzmieć tak jak na początku,
jeszcze przed wydaniem pierwszego albumu – forma miała być swobodniejsza,
bardziej przypominać jammowanie, stąd udział Steve’a MacKaya na saksofonie.
Był to w zasadzie album live, tyle że nagrany w studiu.
Klimatów typu „pokój i miłość” raczej tam nie było. Nie obchodziło nas
specjalnie, żeby ktoś poczuł się dobrze, gdy tego posłucha. Śpiewaliśmy o tym, co
się naprawdę się dzieje, o całej otaczającej nudzie i o tym, jak się nas traktuje.
Kawałek pod tytułem Dirt to świetny przykład naszej postawy. „Pierdolić cały
ten syf, jesteśmy parszywi i mamy to gdzieś”.
I GGY P OP W kwietniu lub maju 1970 roku, po skończeniu pracy nad albumem
w Kalifornii, wróciliśmy do Detroit i wszystko się zmieniło. Z powodu bezrobocia
masa ludzi wyjechała z miasta. Nastroje się zmieniły, a my zaczęliśmy się pakować
w twarde dragi.
J AMES W ILLIAMSON W Detroit nic się nie działo. Znałem paru ludzi w Ann
Arbor, więc przeprowadziłem się tam. Niedługo potem techniczni The Stooges
potrzebowali współlokatora, a ja się napatoczyłem. Bill Cheatham wziął gitarę
rytmiczną, a Zeke – bas, ale żaden z nich nie grał za dobrze. Zeke radził sobie ciut
lepiej niż Bill.
W pewnym momencie zapadła decyzja: „Potrzeba nam gitarzysty”, a ja byłem
pod ręką. Ronnie przedstawiał to tak, jakby chodziło o jakieś poważne
przesłuchanie, ale to wcale tak nie wyglądało.
R ON A SHETON Po tym, jak Dave Alexander wyleciał z The Stooges, basistą został
Bill Cheatham, nasz road manager, który w ogóle nie potrafił grać. Nauczyłem go
paru podstawowych akordów. Zagrał z nami sześć koncertów, a potem spytał, czy
może znów być road managerem.
Zaczęliśmy przesłuchania kandydatów i na jedno zgłosił się James Williamson.
Ja grałem głównie power chordy i tym podobne historie. James grał melodyjniej,
więc nieco odbiegał od mojego stylu w The Stooges. To było super – znalazł się
ktoś, kogo już znałem, a kto był dobrym gitarzystą.
J AMES W ILLIAMSON Jeszcze nie było u nich wtedy strzykawek, ale widziałem to
już w Detroit, dlatego próbowałem im powiedzieć: „Chłopaki, nie róbcie tego, to
nic dobrego”, to po prostu równia pochyła, po której zjeżdżasz, i już. A kiedy się to
zaczęło – a zaczęło się dość wcześnie, bo kiedy dołączyłem do nich, ćpali już
regularnie – sam też w to wdepnąłem, chociaż u mnie nigdy nie przeszło to
w nałóg.
R ON A SHETON John Adams, nasz road manager, był kiedyś ćpunem i wrócił do
brania, a razem z nim w tym samym czasie weszli w to Scotty i Iggy.
Byłem kiedyś sam w Fun House z Johnem. No i John woła mnie: „Chodź tu do
mnie na dół!”.
Więc schodzę do jego pokoju w piwnicy i widzę na stole stosik białego proszku,
rozmiarów pięści niemowlaka.
Pytam: „Wow, czy to koks?”.
John stoi i wgapia się w proszek, a ja z drugiej strony też stoję i się wgapiam.
W końcu on mówi: „Nie, stary”.
„Ale to nie heroina?” – pytam.
„Aha” – odpowiada.
Wtedy ja zaczynam: „Nie, stary, nie możesz tego zrobić!”.
Byłem naprawdę wkurwiony, ale John nie zwracał na mnie uwagi, bo zaczęli
wciskać się inni i tego wieczoru po raz pierwszy odbyło się wciąganie heroiny. Nie
dołączyłem do nich. Nigdy w to nie wszedłem.
Ale oni jak najbardziej – najpierw po prostu snifowali, aż wreszcie „Fellow”,
jak nazwaliśmy Johna Adamsa, nauczył ich, jak się daje w kanał. Działo się to
w tajemnicy, za moimi plecami, bo tego nie akceptowałem. I tak stałem się
wyrzutkiem.
K ATHY A SHETON Pierwszy raz zetknęłam się bliżej z herą, kiedy Iggy zadzwonił
do mnie z Romulus, podłej dzielnicy Detroit, i poprosił, żebym dostarczyła mu
trochę zielska. Iggy chciał przehandlować trawę za heroinę. Dopiero kiedy
dotarłam na miejsce, zorientowałam się, że adres, który mi podał, to jakiś wszawy
hotel.
Zapukałam do drzwi, Iggy otworzył. W środku był Scotty, mój brat, i czarni
kolesie z bronią. Byłam jedną z niewielu osób, które nie brały heroiny, a z którymi
Iggy utrzymywał kontakt, co było bardzo niezwykłe, bo z tego, co wiem o ćpunach,
to wolą wyłącznie towarzystwo innych ćpunów.
J AMES W ILLIAMSON Iggy wpadł w nałóg, co było fatalne. Po raz pierwszy bawił
się w te klocki i nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić.
R ON A SHETON Iggy brał czeki rodziców do Discount Records i spieniężał je. Było
tego parę tysięcy dolarów. Policjanci wreszcie go dopadli, ale jego rodzice spłacili
wszystko.
W AYNE K RAMER Spodziewałem się, że kiedy wrócę do miasta, moje zasoby
pieniężne zdublują się i będę mieć osiemnaście łyżek towaru. To była typowa
piramida finansowa, tyle że oparta na dragach. To mogło się udać raz. Za drugim
razem musiałem jechać w trasę. Po powrocie pytam moją dziewczynę: „Gdzie
dragi?”, a ona mówi: „Żyły Iggy’ego były w koszmarnym stanie, trafił do szpitala,
wszystkie pieniądze się rozeszły i wszystkie dragi też”.
Poszedłem więc do niego, bo to, co usłyszałem, oznaczało poważne problemy.
Jego chata zawsze wyglądała jak pobojowisko. Wchodzę do środka i patrzę, a tam
wszystko czyste jak łza. Okazuje się, że zjawiła się jego matka, posprzątała całą
chatę i poukładała ciuchy. Iggy szczerze przepraszał za ten numer z pieniędzmi,
powiedział, że będę pierwszym, którego spłaci…
D ANNY F IELDS W 1971 roku The Stooges przygotowywali się do nagrania trzeciej
płyty. Jim Silver zrezygnował z funkcji managera, bo zajarał się zdrową żywnością
i zaczął robić biznes dużo bardziej opłacalny od menedżerowania kapeli, która była
jak piec, w którym pali się pieniędzmi. Tak więc Jim po prostu zaczął się
wycofywać i to ja stałem się de facto managerem The Stooges.
Pełniłem tę funkcję zdalnie, bo pracowałem w Atlantic Records w Nowym
Jorku. The Stooges przygotowywali kawałki na kolejny album, który ostatecznie
ukazał się pod tytułem Raw Power. Bardzo mi się podobały. Byłem nimi wręcz
zachwycony.
Skontaktowałem się z Billem Harveyem, dyrektorem Elektry – tym samym,
który mnie wylał. Nadal się nienawidziliśmy, ale musiałem utrzymywać z nim
kontakty, bo The Stooges wciąż byli w jego stajni. Zadzwoniłem do niego i mówię:
„Nadszedł czas, by coś z tym zrobić”.
Myślę, że Harvey nie był wcześniej przekonany, że trzeba coś z tym zrobić,
jedynie markował jakieś działania.
J AMES W ILLIAMSON Nie graliśmy wystarczająco dużo koncertów, żeby było nas
stać na mieszkanie w The Tower, więc znowu trafiłem do Fun House…
D ANNY F IELDS Bill Harvey i ja polecieliśmy do Ann Arbor, żeby posłuchać tam
nowego materiału The Stooges, i sądziłem, że zagrali tak dobrze, że Bill Harvey
musi powiedzieć: „Ten zespół spełnia obietnice”.
Byłem dumny i zadowolony.
R ON A SHETON Zanim zagraliśmy, dałem Billowi Harvey’owi wkładki do uszu.
Starał się być miły i uprzejmy, ale myślę, że czuł się bardzo nieswojo.
D ANNY F IELDS Bill Harvey zwyczajnie nie chciał tego zespołu i nie wierzył, że
mają wystarczający potencjał komercyjny. I trzeba mu przyznać słuszność:
z komercyjnego punktu widzenia to nie było opłacalne. Płyty The Stooges nigdy
się nie sprzedawały. Myślałem, że potraktują to jako inwestycję w sztukę dla
sztuki. Miałem nadzieję, że w końcu słuchacze docenią tę wspaniałą muzykę, jeśli
tylko będzie się w nią wierzyć i puszczać ją ludziom. Jak na ironię, miał rację, bo
dziś, ponad dwadzieścia lat później, Raw Power nadal brzmi nowocześnie.
Musiałem więc powiedzieć Iggy’emu: „Rezygnują z was”.
Iggy nie mógł w to uwierzyć: „Graliśmy przecież świetnie, kawałki były super”.
„Ja też w to nie mogłem uwierzyć – zgodziłem się – ale co zrobić? Nie chcą
was, i już”.
B ILL C HEATHAM Ronnie odebrał telefon od gościa z IRS [39], który poinformował
go, że zespół jest winny mnóstwo forsy z tytułu zaległych podatków. Ronnie
odparował: „Nic o tym nie wiem”.
A facet z IRS na to: „No to lepiej, żebyś się dowiedział”.
Wtedy Ronnie zasunął mu: „Człowieku, wszyscy jesteśmy narkomanami, nie
mamy, kurwa, pojęcia, o jakich pieniądzach mówisz”.
Facet tylko westchnął i odłożył słuchawkę. Nikt z IRS już nigdy nie zadzwonił
do The Stooges.
D ANNY F IELDS Robić za managera Iggy’ego to było piekło. Wszyscy byliśmy
w Nowym Jorku, a oni siedzieli gdzieś daleko w Detroit i nikt z nich nie znał się na
pieniądzach. Właściwie żadnych pieniędzy nie było. Firma płytowa nie promowała
ich ani nie sprzedawała żadnych płyt.
A Iggy miał problem z narkotykami. Alice Cooper z zespołem i The Stooges
mieli wystąpić w ramach tej samej imprezy i dostać półtora tysiąca dolarów za
wieczór. Zbliżał się czas wyjścia na scenę, ekipa Alice’a Coopera szuka lustra,
żeby zrobić sobie makijaż – no wiesz, pełen profesjonalizm – a my musimy znaleźć
Iggy’ego.
No i w końcu jest: leży na podłodze obok muszli klozetowej, z wbitą w żyłę
igłą, którą muszę mu wyciągać. Wszystko zalane krwią, ja walę go w twarz
i wołam: „Trzeba grać koncert!”.
Myślisz, że to było fajne? Taa, jasne.
L EEE C HILDERS Geri Miller znów siedziała z przodu, tuż pod sceną. I tym swoim
okropnym głosikiem wrzasnęła: „Tak? No to rzygaj! Kiedy w końcu rzygniesz?”.
A on spełnił jej prośbę. Iggy nigdy nie zawodził swoich widzów.
I GGY P OP To było bardzo profesjonalne. Nie wydaje mi się, żebym w kogoś trafił.
D ANNY F IELDS Jeżeli chodzi o moją relację z The Stooges, wszystko zaczęło się
rozpadać. Płaciłem za nich w hotelach i z własnej kiesy pokrywałem koszty
rozmów telefonicznych. Nie było mnie na to stać. Nie miałem pieniędzy. Krążyły
pogłoski, że w weekendy grabią stacje benzynowe, żeby mieć z czego opłacić
czynsz, albo że Fun House idzie do rozbiórki, bo tam, gdzie stoi, ma przebiegać
trasa szybkiego ruchu.
A potem zadzwonili do mnie o czwartej nad ranem z Ann Arbor, że wjechali
swoją furgonetką wysokości czterech i pół metra pod niespełna czterometrowy
most.
S COTT A SHETON Nikt mi nie powiedział, że furgonetka ma ponad trzy i pół metra
wysokości, a most – równo trzy metry. Wyrzuciło mnie z wozu i przeleciałem
jakieś piętnaście metrów. Jeden z ekipy uderzył w tablicę rozdzielczą, wypluł
wszystkie zęby i stracił przytomność, a drugi walnął w przednią szybę, miał wielką
ranę na głowie i leżał z twarzą zalaną krwią. Myślałem, że nie żyje.
Powiedziałem: „No nie”, wciąż nie wiedząc, co się właściwie stało, a potem
odwróciłem się i zobaczyłem, że furgonetka nie mieści się pod mostem.
Tego wieczora grali koncert beze mnie. Na podbródku trzeba mi było założyć
sześć szwów. Nigdy nie zapomnę zszywania języka. To najgorszy ból, jakiego
doświadczyłem w całym życiu. Myślałem, że albo zwariuję, albo wykituję.
Ten most stoi po dziś dzień, mówię ci. I wciąż kasuje jakieś wozy.
B ILL C HEATHAM Jakimś cudem w ręce Scotty’ego Ashetona wpadła kasa gangu
motocyklowego i ten gang go ścigał. Scotty był im winny pieniądze, więc
planowali, że przyjadą do nas, skopią nam dupy, zabiorą sprzęt i wszystko rozpirzą.
Przygotowaliśmy się na oblężenie. Zmieniliśmy Fun House w fortecę,
dosłownie. We wszystkie okna na dole wstawiliśmy dyktę, mieliśmy też mnóstwo
broni – strzelby, pistolety, karabiny – czego dusza zapragnie.
Przez pierwsze parę dni zawsze ktoś z nas stał na czatach. Scotty stwierdził, że
nie chce mieszkać w domu, więc wpadał na próby, a potem się zwijał. Problem
polegał na tym, że aby dostać się do środka, musieliśmy zrywać blokadę, a potem
ją znów zakładać, gdy już ktoś wszedł. W rezultacie drzwi były coraz bardziej
podziurawione.
Po jakichś czterech dniach Scotty wrócił na dobre, a motocykliści nigdy się nie
zjawili. Zaczęły nas świerzbić ręce: „Cholera, po prostu jestem w nastroju, żeby
sobie postrzelać”.
Siedzieliśmy na kanapie, a na przeciwległej ścianie wisiał obrazek z Elvisem.
Scotty gapił się długo na niego, w końcu po prostu wycelował strzelbę i PIERDUT ,
zrobił dziurę w Elvisie. Wtedy ja też strzeliłem i zaczęliśmy dosłownie dziurawić
całą ścianę.
Nagle słyszymy wrzaski: „Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień!”.
Nie wiedzieliśmy, że w piwnicy śpi John Adams. Wszedł na górę – był cały
przyprószony tynkiem. Widzi nas i mówi: „Co się tu, do kurwy nędzy, dzieje?”.
Kiedy się okazało, że miasto przeznaczyło budynek do rozbiórki,
powiedzieliśmy sobie po prostu: „A jebać to” i zrobiliśmy taką strzelaninę, że
został po nas tylko jeden wielki rozpierdol.
Ale Ronnie wytrzymał aż do samego końca.
R ON A SHETON Kiedy Elektra nas sobie odpuściła, Danny wrócił do Ann Arbor, bo
usłyszał te wszystkie straszne ćpuńskie opowieści. To w moim mieszkaniu Danny
wyrzucił z kapeli Johna Adamsa. Wszyscy byliśmy bardzo cicho, bo go
uwielbialiśmy. Ale nie wiedziałem, że John woził ze sobą towar po całych Stanach.
Byłbym zbyt spanikowany, żeby z nim latać. A zaraz po wyrzuceniu Johna Danny
stwierdził, że sam już nie wyrabia.
D ANNY F IELDS Nie miałem siły dłużej tego ciągnąć. Nie dawałem sobie z tym
rady. A oni byli ciągle nawaleni, zapewne zbyt nawaleni, żeby coś więcej do nich
dotarło, więc powiedziałem tylko: „Nie jestem w stanie tego dalej robić”.
Miałem dość. Potrzebowałem normalnej pracy. Zatrudniłem się w „16
Magazine”.
ROZDZIAŁ 10
J OHNNY R AMONE Arlene była super, świetnie się ubierała, a miała raptem
trzynaście czy czternaście lat.
A RLENE L EIGH Kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić, miałam trzynaście lat, a John
dziewiętnaście. Rozmawiałam z nim na placu zabaw i poczuliśmy chemię. Po
prostu – samo się zadziało, jak to zwykle w takich sytuacjach.
M ICKEY L EIGH Joey i ja byliśmy nieśmiali jak uczniaki, zwłaszcza wobec ładnych
i mających wzięcie dziewczyn, a Arlene była w liceum jedną z najładniejszych
i mających największe wzięcie.
A RLENE L EIGH John miał coś do starych ludzi. Nie znosił ich, pluł na nich…
Chociaż w sumie w tamtych czasach wszyscy na nich pluli.
J OHNNY R AMONE Arlene była moją dziewczyną, ale potem mnie rzuciła
i poprzysiągłem sobie, że resztę życia spędzę, mszcząc się na niej.
M ICKEY L EIGH Arlene spotykała się z Alanem Wolfem. Raz John i ja wpadliśmy
na nich i John zaczął tłuc Alana. Nie wiedziałem, co robić.
Zgoda, była z innym gościem, ale to jeszcze nie powód, żeby go lać. Nie
miałem ochoty dogadzać Johnowi i mówić: „Tak, stary, dobrze robisz”.
Po prostu odszedłem. Czułem się przy tym jak ostatnia sierota. Potem John
zaczął bić Arlene. Kiedy się o tym dowiedziałem, zrozumiałem, że to kawał
jebanego drania.
I RA N AGEL John był sympatyczny w kontaktach jeden na jeden, ale w tłumie robił
się nieznośny. Na Rampie było kilka sytuacji, gdy zaczepiał ludzi. Obrywało im
się, bo powiedzieli Johnowi, że jest wariatem, albo nie spodobał mu się sposób,
w jaki na niego patrzyli.
M ICKEY L EIGH John i ja poszliśmy z mojego domu na Rampę. Był tam Tommy
Gordon, który pokazywał chwyty karate, bo od niedawna trenował, kumasz?
Wtedy John zaczął o czymś gadać, chyba o Charlesie Mansonie.
M ICKEY L EIGH Więc John nawija o Charlesie Mansonie, a Tommy Gordon mówi:
„Jesteś wariat!”.
Johnowi nie trzeba było więcej.
Klik, „Jesteś wariat!”.
I John zaczyna: „Co to znaczy: »Jesteś wariat!«?”.
J OHNNY R AMONE Ten chłopaczek palnął: „Jesteś chory!” czy coś w tym stylu,
więc powiedziałem: „Nie waż się, kurwa, tak do mnie mówić” i przywaliłem mu.
M ICKEY L EIGH Więc John zaczyna tłuc Tommy’ego, który się drze: „Lepiej
przestań! Znam karate!”. A John: „No i chuj, że znasz!”.
Przyjmuje postawę bokserską i zaczyna zadawać mu ciosy.
Wtedy ojciec Tommy’ego, mały, stary Żyd, widzi, co się dzieje, biegnie na
Rampę i woła: „Tssso ty robisz mojemu synowi? Tssso ty robisz, wariacie?”.
Padło magiczne słowo!
„Och, ty też? – pyta John. – Ty też chcesz dostać?”.
I zaczyna młócić ojca Tommy’ego.
R ICHIE S TERN Tego lata zaczęliśmy brać heroinę – sprzedawał nam ją dozorca
z naszego liceum. John kupił jej sporo, bo pracował na budowie u swojego wuja
i miał mnóstwo pieniędzy. W tym okresie ćpaliśmy codziennie, bo John zajmował
się dilerką.
R ICHIE S TERN Skąpstwo Johna ujawniło się na całego, kiedy zajął się dilerką –
w życiu niczego nam nie dał! Skończyło się na tym, że kiedy go nie było,
podebraliśmy mu towar z torby. Michael Newmar rozciął jej dno, wziął trochę
i przedawkował. John i ja musieliśmy go zabrać do szpitala.
Ale wobec mnie John był całkiem hojny.
A RLENE L EIGH John eksperymentował z dragami jak każdy. Palił trawę i robił to,
co wszyscy. Wszyscy próbowali wszystkiego, chociaż u niektórych doprowadziło
to do problemów z narkotykami. U Johna – nigdy.
R ICHIE S TERN John nigdy nie uzależnił się od heroiny – no, może psychicznie.
Jeśli w ogóle, to najwyżej odrobinę.
J OHNNY R AMONE Dzwonię raz do jednej dziewczyny, wiedząc, że nie ma jej
w domu i że odbiorą jej rodzice, i mówię: „Gdzie, do kurwy nędzy, jest ta wasza
córka? Miała załatwić mi towar, siedzę tu na rogu i czekam…”.
M ICKEY L EIGH Na szczęście dawanie w żyłę jakoś nigdy mi nie podeszło, ale to
właśnie z Johnem po raz pierwszy w życiu wziąłem halucynogen – wielką,
purpurową pigułę meskaliny. Później John pokazał mi, jak można zakraść się do
dawnego The New York State Pavilion w parku Flushing Meadow, gdzie odbywały
się koncerty rockowe. Przeleźliśmy przez kilka barierek, ominęliśmy ochronę,
jesteśmy w środku i słyszymy, jak konferansjer zapowiada: „Panie i panowie, przed
wami Joe Cocker!”.
No to poszliśmy sobie.
R ICHIE S TERN John rzucił heroinę, kiedy raz mało co nie wyrzygał całych
wnętrzności. Powiedział, że już nigdy więcej – i dotrzymał słowa. Dalej przypalał
trawę, nie stronił od haszu, ale odpuścił herę. Ja nie odpuściłem.
M ICKEY L EIGH John zrobił się na tyle towarzyski, że był nawet w stanie
zaakceptować obecność mojego brata, chociaż nie sądzę, by poważnie traktował
Jeffa. Mój brat, Jeff Hyman, znany potem jako Joey Ramone, był wtedy
prawdziwym hipisem. Zdarzało mu się chodzić boso, a raz wybrał się nawet do San
Francisco, żeby być z prawdziwymi hipisami.
R ICHIE S TERN Nikt tak naprawdę nie chciał trzymać z Joeyem – obracał się więc
wśród najbardziej popieprzonych świrów. Nie wiem, gdzie on ich, kurwa,
wynajdywał, pewnie w Greenwich Village, ale nie byli wcale fajni. Same niedojdy,
wszyscy jakby lekko upośledzeni.
M ICKEY L EIGH Johnny nie zainteresował się zbytnio Joeyem, ale pytał mnie
zawsze: „Co jest nie tak z twoim bratem?”.
Odpowiadałem: „Sam nie wiem, to świr. Po prostu dziwadło, i już…”.
Nie chciałem, żeby Joey dołączał do nas, kiedy szliśmy gdzieś z Johnem.
Trochę mnie zawstydzał ten mój braciszek. Nie jestem z tego dumny, ale byłem
tylko dzieciakiem.
R ICHIE S TERN John zawsze się wkurzał na Joeya za to, że trzeba było na niego
czekać. John miał być gdzieś tam, a Joey zawalał całą sprawę, ale nie wydaje mi
się, żeby John kiedykolwiek go uderzył.
J OHNNY R AMONE Raz Joey dostał ode mnie. Spóźnił się na spotkanie, więc mu
walnąłem. Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat, on – osiemnaście. Umówiliśmy się
na wspólne wyjście do kina, a on nie miał żadnego usprawiedliwienia na to, że nie
przyszedł punktualnie.
J OEY R AMONE W liceum ubierałem się tak, jak chciałem, i dość często odsyłano
mnie z tego powodu do domu. Na przykład miałem okulary przeciwsłoneczne,
a oni mówili: „Nie wolno ci nosić okularów przeciwsłonecznych!”.
Sporo czasu spędziłem w gabinecie dyrektora. Niektórzy z tych wrednych
nauczycieli myśleli, że wszystko ujdzie im na sucho, więc po prostu mówiłem im,
żeby spierdalali, a oni posyłali mnie do gabinetu. Zwykle siedziałem tam i jadłem
lody na patyku. Zawsze było tam parę dzieciaków. Po jakimś czasie zacząłem
opuszczać lekcje, aż w końcu pomyślałem: „A jebać to…”.
Zabójcza szminka
1971–1974
ROZDZIAŁ 11
Kryzys osobowości
P ENNY A RCADE Moja rodzina uważała, że jestem dzieckiem diabła. Więc kiedy
miałam siedemnaście lat, uciekłam z domu. Moja matka złożyła na mnie skargę
i spędziłam noc w areszcie w moim rodzinnym mieście New Britain w stanie
Connecticut. Następnego dnia matka przyszła mnie odebrać, a kiedy wracałyśmy
z aresztu, po prostu nie zatrzymałam się przed domem – poszłam dalej. Najpierw
trafiłam do Provincetown i Bostonu, a w końcu wylądowałam na Manhattanie,
a konkretnie w East Village.
Była to epoka sypiania pokotem w przypadkowych lokalach i grupowego kłucia
się na melinach – czasy całej ćpuńskiej kultury, która przeszła z Hotelu Chelsea do
Hotelu Earle, do The Henry Hudson i do The Seville. Ktoś szedł do hotelu
i wynajmował apartament, a potem zwalało się tam piętnaście osób. Zawsze
istniało ryzyko, że znajdzie się chętny, by cię przelecieć, a ja byłam tylko
dzieciakiem szukającym miejsca, gdzie można się przekimać.
Zaczęłam bywać w pizzerii na rogu Drugiej Alei i Siódmej i spotkałam tam
ludzi jadących na spidzie. Tam właśnie poznałam tak zwaną Załogę A – skrót od
„Załogi Amfetaminowej” – Frankiego z Brooklynu, Krótkowłosego Sammy’ego
i Czarnego Franka.
Była to naprawdę zwariowana ekipa: nie hipisi, lecz kryminalny,
homoseksualny, narkomański światek poszukiwaczy duchowych z pretensjami
artystycznymi. Prawdziwi macherzy. Kombinatorzy. Drobni włamywacze.
Legendarne postacie, które tkwiły w tym od lat. Czułam się, jakbym była
najnowszym dopiskiem do długiej opowieści.
To byli zwykli, szeregowi członkowie Załogi A. Potem pojawili się też
przedstawiciele wyższego szczebla, tacy jak Ruby Lynn Rainer, legendarny diler
amfetaminy – Ondine, The Velvet Underground i wszyscy inni z Warholowskiej
The Factory. W tamtym czasie świat narkotyków i świat sztuki się przenikały.
Początkowo kręciłam się wokół Załogi A, sama nie spidując, bo i tak potrafiłam
być na chodzie przez trzy dni non stop, ale po paru miesiącach inni chcieli, żebym
przyćpała z nimi, więc dołączyłam. I spodobało mi się. To było coś dla mnie.
Kumałam spida i lubiłam tych, którzy go brali.
Pewnego dnia, gdy siedziałam nakręcona na maksa w kawiarni na Greenwich
Avenue, ktoś podał mi karteczkę zaadresowaną Do dziewczyny w zielonej sukience,
ze słowami: „O której godzinie kończysz pracę?”. Przeczytałam to i pomyślałam:
„O co tu chodzi?”. Karteczkę posłał mi Jackie Curtis, który siedział przy innym
stoliku, z torbą na zakupy wypchaną swoimi sztukami, wycinkami prasowymi
i Bóg jeden wie, czym jeszcze.
Jackie przyszedł, bo chciał się ze mną spotkać. Momentalnie zaprzyjaźniliśmy
się i resztę dnia spędziliśmy razem. Był wtedy jeszcze chłopcem, wciąż nosił się
jak chłopiec. Też lubił spida, chociaż nie dawał w żyłę, brał tylko piguły. Wkrótce
po tym, jak Jackie i ja zaczęliśmy się spotykać, odkryłam The Playhouse of
The Ridiculous Theatre Johna Vaccaro.
J OHN V ACCARO Ze wszystkich ludzi, którzy dla mnie pracowali, Jackie Curtis był
najmniej utalentowany. Był drag queen i wszędzie wlókł ze sobą torbę na zakupy
pełną wycinków prasowych. To właśnie robili ci ludzie. Taszczyli wycinki
prasowe. To ich trzymało w pionie. Nie mogli bez nich żyć.
Zrobiłem jedną ze sztuk, której autorem był Jackie, ale nie zrobiłem jej tak, jak
on to napisał. Jackie napisał sztukę o homoseksualnej tematyce. Jej akcja rozgrywa
się kawiarni na Czterdziestej Drugiej, a bohaterem jest kasjer, który tam pracuje.
Nosiła tytuł Heaven Grand in Amber Orbit – tak nazywała się główna postać.
Jackie napisał tę sztukę, posługując się imionami koni wyścigowych.
Zmieniłem Heaven Grand in Amber Orbit w cyrk czy musical pełen
dodatkowych atrakcji, takich jak trojaczki syjamskie – sztukę o tym, co trapi ten
świat, o tym, że gdyby ci, którzy mają władzę, naprawdę porządnie by się wysrali,
skończyłyby się wojny. Przez całą sztukę na scenie jedna aktorka siedzi na sedesie
i wypowiada swoje kwestie, zmagając się z zatwardzeniem. Ktoś inny miał
przyssany do dupy przepychacz toaletowy – u Jackiego Curtisa tego nie było.
L EEE C HILDERS Nie wiem, czy ktokolwiek faktycznie pomyślał, że Jackie się
zabiła, ani czy ktokolwiek w Nowym Jorku wiedział, co się dzieje, ale wyszło
z tego najfantastyczniejsze kłamstwo pod słońcem. Trwało to jakieś sześć tygodni.
Farsa. Przebój. Z udziałem Holly Woodlawn, która zjawiała się w pokoju na
zapleczu Max’s w coraz bardziej ekstrawaganckich czarnych kieckach, z woalkami
i tym podobnymi rzeczami, celebrując żałobę po Jackie. Wszyscy nadal
chodziliśmy co wieczór do Max’s, a ludzie gadali między sobą: „Co nowego? Coś
słyszałeś? Ktoś słyszał coś o Jackie?”. Nikt nic nie wiedział.
Tymczasem my braliśmy plastikowe torby i wyładowywaliśmy je po brzegi
jedzeniem, żeby zanieść je Jackie. W ten właśnie sposób wszyscy zamieszkaliśmy
razem, a kiedy Jackie i Holly zainstalowały się w mieszkaniu, niebawem bez
problemu dołączyła do nich Candy Darling. Najbardziej tłoczno zrobiło się, kiedy
w kawalerce na Lower East Side koczowali: Jackie, Holly, Rio Grande, Rita Red,
Johnny Patten, Wayne County i ja.
Dla mnie Jackie Curtis, Holly Woodlawn i cała reszta to najbardziej czarujący
ludzie pod słońcem. To żadne drag queens. To żadni wariaci. To tylko ludzie,
którzy dwadzieścia cztery godziny na dobę chodzili w sukienkach i starych
damskich butach. Jackie się nie myła, więc cuchnęła jak stąd do Kalkuty
i z powrotem. Holly cały czas leciała na spidzie. Tak naprawdę nie obchodziło jej,
czy inni uważają ją za mężczyznę, kobietę czy ufoka z Marsa.
Całą kuchenkę pokrywał wosk do depilacji twarzy. W tamtych czasach wosk
był jedyną metodą pozbycia się zarostu, ale jego stosowanie wcale nie zapewniało
kobiecego wyglądu.
Brało się gorący, roztopiony wosk, kładło go na twarzy, czekało, aż wyschnie,
a potem chwytało i odrywało. W ten sposób wyrywało się włosy razem
z cebulkami, a w efekcie twarz robiła się czerwona, spuchnięta i paskudna. Potem
kładły makijaż kupiony w Woolworth’s, taniej drogerii, bo tylko na taki było je
stać – pomarańczowy podkład na czerwone gęby – i dopiero wtedy mogły się
pokazać publicznie! Nikt nie uważał ich za kobiety, nikt nie uważał ich za
mężczyzn! Nikt nie wiedział, co to takiego! Do tego kiecki starszych pań… Kiedyś
zmarła staruszka mieszkająca po sąsiedzku. Jackie przeszła po gzymsie z naszego
okna do jej okna i włamała się do mieszkania, żeby ukraść wszystkie ciuchy, jakie
tam były. To właśnie to potem nosiła: sukienki po zmarłej staruszce!
Holly się nie przejmowała: nosiła cokolwiek. Potrafiła owinąć się
prześcieradłem. Kiedyś miała przejścia z ludźmi z pomocy społecznej. Bo była na
zasiłku, jak wszyscy. I przychodziła do urzędu po zasiłek wystrojona w strusie
pióra i ze sztucznymi rzęsami. Któregoś dnia wzięli ją do biura i mówią: „Proszę
pana, to jest urząd do spraw pomocy społecznej, a pan pojawia się w sukniach
wieczorowych i strusich piórach. To bardzo bulwersuje inne osoby, które tu
przychodzą”.
Holly na to: „To kupcie mi dżinsy, będę w nich chodzić. W innym razie wydam
swoje pieniądze tak, jak mi się podoba, czyli na strusie pióra”.
P ENNY A RCADE Jackie Curtis napisała sztukę pod tytułem Femme Fatale na
podstawie doświadczeń, jakie ona, ja i niejaki John Christian mieliśmy, gdy
bujaliśmy się razem. Ale John Christian stał się wielkim ćpunem i popadł
w agorafobię. Nie chciał wychodzić z mieszkania, zrezygnował z przedstawienia.
Dowiedziałam się od Jackie, że rolę Johna będzie grała taka jedna dziewczyna,
która nazywa się Patti Smith.
Niektórzy uważali, że Patti jest brzydka, a brzydota to grzech. Ale ona wcale nie
była brzydka, po prostu nikt nie wyglądał tak jak ona. Była strasznie chuda
i dziwnie ubrana. Miała swój szyk, zupełnie własny – patrząc z perspektywy czasu,
to właśnie ona była prekursorką stylu punk. Chodziła w przypominających
espadryle butach zapaśników, w czarnych, skórzanych spodniach i do tego miała
zwykle białą, męską koszulę wpuszczaną w spodnie, a pod spodem
makaroniarski[45] podkoszulek. Nie nosiła stanika, miała bardzo posępną twarz
i bardzo ciemne włosy. Na brzuchu miała pełno rozstępów, które zrobiły się jej po
ciąży – wszyscy mieli okazję je oglądać, bo nosiła biodrówki.
Kiedy Jackie i ja po raz pierwszy spotkałyśmy się z Patti, Jackie powiedziała do
mnie: „Nie ufam tej dziewczynie, to karierowiczka”.
Ale ja nie miałam o niej żadnego zdania. W czasie prób do Femme Fatale
zaszłam w ciążę. Aborcja była wtedy nielegalna. Słyszałam, że założenie spiralki
wywołuje poronienie. To było naprawdę głupie i niebezpieczne, ale pojechałam do
Allenville, gdzie lekarz założył mi spiralkę. Czułam się dobrze, więc poszłam na
próbę. Potem zrobiło mi się słabo i wyszłam. Jechałam na dół windą razem z Patti.
Byłam półprzytomna, a Patti w kółko pytała mnie: „Czy wyglądam jak Keith
Richards?”. Rozumiesz, ja tu mdleję, a ona: „Co myślisz o moich włosach? Czy
mam fryzurę podobną do Keitha Richardsa?”.
Odparłam: „No, powiedzmy”, bo w ogóle nie rozumiałam, czemu ktoś chciałby
wyglądać jak Keith Richards.
Następnego dnia nie przyszłam na próbę ani nie zadzwoniłam. Kiedy w końcu
wróciłam, wszyscy – Tony Ingrassia, Jackie Curtis, wszyscy – byli na mnie
wściekli: „Nie pojawiłaś się, bla, bla, bla”.
Kiedy tak stałam i słuchałam, jak na mnie wrzeszczą, Patti Smith podeszła do
mnie z kartką wyrwaną ze swojego pamiętnika. Było na niej napisane: „Poznałam
dziś dziewczynę, która nazywa się Penny Arcade. Jest naprawdę fajna, lubię ją,
chciałabym się z nią zaprzyjaźnić”.
I tak zostałyśmy przyjaciółkami. Jeśli się nie mylę, Patti na początku mieszkała
w Hotelu Chelsea z Robertem Mapplethorpe’em, ale potem znaleźli własne
miejsce, poddasze, niedaleko od Chelsea.
J AYNE C OUNTY [46] Jackie Curtis była genialna w Femme Fatale. Pod koniec sztuki
była scena jej ukrzyżowania na karcie perforowanej. Mieliśmy olbrzymią kartę IBM
i przypinaliśmy do niej Jackie.
Po zrobieniu Femme Fatale wzięliśmy się za inną sztukę, zatytułowaną Island,
w której grałam transwestytę-rewolucjonistę, a Patti Smith – ćpunkę, która ma
odjazd na punkcie Briana Jonesa i ładuje sobie dożylnie spida. A właściwie udaje,
że ładuje, wrzeszcząc przy tym: „Brian Jones nie żyje!”. To była wielka chwila dla
Patti Smith w nowojorskim podziemiu. Tak naprawdę miała przyklejone do
ramienia trochę kitu i wbijała igłę w to miejsce. Udając, że robi zastrzyk, darła się:
„Brian Jones nie żyje! Brian Jones nie żyje! Brian Jones nie żyje! Patrz, tu jest
napisane, że Brian Jones nie żyje!”.
L EEE C HILDERS Island miała superobsadę – grali w niej Cherry Vanilla, Patti
Smith, Wayne County – a akcja sztuki rozgrywała się na Fire Island[47]. Składała
się z niepowiązanych ze sobą scen i w zasadzie nie miała żadnej fabuły. Na końcu
wszyscy ginęli, bo rząd postanawiał wysadzić wyspę w powietrze, ostrzeliwując ją
z pancerników. Andy’emu Warholowi przedstawienie bardzo się podobało.
Uważał, że jest wręcz genialne, powiedział więc reżyserowi, Tony’emu Ingrassii,
o swoich nagraniach.
Andy Warhol nagrywał na taśmy dosłownie wszystko. Zawsze miał przy sobie
swój mały magnetofon i rejestrował każdą rozmowę telefoniczną, każde słowo,
które ktoś do niego powiedział. Miał pełno pudeł z kasetami i powiedział
Tony’emu Ingrassii: „Z tego byłaby pewnie niezła sztuka”. Tony zapytał: „Ale co
właściwie miałbym z nimi zrobić?”. Andy dał mu pudła i rzekł: „Och, jestem
pewien, że znajdziesz tu coś dobrego”.
I Tony’emu faktycznie udało się coś znaleźć. Przekopał się przez te taśmy,
natknął się na ciekawe urywki, pochodzące głównie z rozmów telefonicznych,
i sklecił z nich sztukę, której nadał tytuł Pork. Występował w niej aktor grający
Andy’ego Warhola, który siedział na wózku inwalidzkim w pustym, białym,
sterylnym pomieszczeniu szpitalnym, a wokół niego wszystkie inne postacie
prowadziły rozmowy, używając białych telefonów. Brigid Polk grała tytułową
postać. Postać Vulvy grała Viva, która rozmawiała przez telefon z Andym
i wygadywała coś w stylu: „Andy, czy kiedykolwiek myślałeś o małpim gównie?
Jak myślisz, jak wygląda małpie gówno? Czy ktoś kiedyś widział małpie gówno?
Myślę, że pracownicy zoo muszą widywać małpie gówno, ale ja nigdy nie
widziałam małpiego gówna… A co z krowim gównem? Czy krowie gówno nie
jest…”.
J AYNE C OUNTY Główną bohaterką sztuki Pork była postać grana przez Brigid
Polk – która cały czas waliła spida i non stop nawijała. Wszyscy inni kręcili się
wokół niej, opowiadając o swoich fetyszach i perwersjach. Jane Callalots, która
występowała również w Heaven Grand in Amber Orbit, grała postać Paula
Morrisseya i pchała wózek inwalidzki z Tonym Zanettą w roli Andy’ego Warhola.
Tony tylko siedział i powtarzał: „Um-hum, aaa”.
L EEE C HILDERS David był rozczarowujący, ale uwielbialiśmy jego żonę, Angelę
Bowie. Angie, która była wtedy w ciąży, była głośna, zachowywała się jak
wariatka, chwytała nas za krocza, śmiała się i dobrze się bawiła.
Wyszliśmy więc, rozmawiając o Angie, nie o Davidzie. Następnego wieczora
oboje zaprosili nas do tego gejowskiego baru Yours and Mine na Highgrove
i poznaliśmy Davida trochę lepiej, zobaczyliśmy jego poczucie humoru
i zaczęliśmy go bardziej doceniać. Jeszcze przed naszym wyjazdem z Anglii
wszyscy kochaliśmy go już na zabój.
D ANNY F IELDS Dla mnie nazwa „Max’s Kansas City” zawsze oznaczała tylko
lokal na parterze na zapleczu budynku. Od 1973 roku na piętrze regularnie zaczęły
występować zespoły i Max’s stał się zupełnie innym miejscem. Na górze była
dyskoteka, a Wayne County puszczał tam płyty i to było w porządku. Ale na
parterze nastały inne czasy. Nie było już zaplecza. Naprawdę fajny okres zakończył
się, jak tylko pojawiły się pierwsze kapele, bo wraz z nimi zaczęło się schodzić
mnóstwo hołoty. Max’s był wcześniej ekskluzywną enklawą na parterze i wiedzieli
o nim tylko ci, którzy mieli o nim wiedzieć. Kiedy tylko na ulicy zaczęły się
tworzyć kolejki ludzi czekających na koncerty na piętrze, Max’s przestał się dla
mnie liczyć.
L EEE C HILDERS Kiedy Patti Smith i Robert Mapplethorpe po raz pierwszy wybrali
się do Max’s, nie wpuszczono ich do środka. Pod względem wizualnym byli dość
tandetni – Robert nosił te swoje ogromne zamszowe kapelusze z miękkim rondem
i za duże uczelniane T-shirty, co dawało fatalny efekt. Patti prezentowała się nieco
lepiej: jej ciuchy były brzydkie, brudne i podarte.
To zdaje się Mickey Ruskin uznał, że nie mają odpowiedniego wyglądu. I wtedy
Patti i Robert po prostu siedli na krawężniku przed Max’s i rozmawiali z każdym,
kto wchodził i wychodził. Trzeba im to policzyć na plus – ja zapewne nie miałbym
tyle tupetu, żeby coś takiego zrobić. Gdyby to mnie odesłano z kwitkiem, zmyłbym
się, i już. Podziwiałem Patti, że odważyła się usiąść tam i powiedzieć: „Oto
miejsce, do którego chcę się dostać, a jeśli mnie nie wpuszczą, będę siedzieć przed
wejściem”. To była bardzo punkowa postawa, zanim w ogóle zaczęto mówić
o czymś takim jak „punkowa postawa”.
T ERRY O RK Patti Smith i Robert Mapplethorpe to była niezła para. Mieli w sobie
prawdziwą zmysłową perwersję, zupełnie niepowtarzalną. Wpadałem do nich do
Hotelu Chelsea, razem stroiliśmy się przed wyjściem do Max’s. Byli uroczy.
Wszyscy w Chelsea ich uwielbiali – Viva, inne Warholowskie supergwiazdy,
Bobby Neuwirth. Mapplethorpe był wtedy jeszcze hetero – był po prostu
młodziutkim katolickim chłopaczkiem, który zszedł na manowce.
J ACK W ALLS Tinkerbell zadzwoniła do Patti, kiedy ta była u swojej matki w New
Jersey, i powiedziała jej, że Robert to pedał. To złamało jej serce. No bo jak sobie
z tym poradzić? Gdyby chodziło o jakąś inną dziewczynę, dałoby się to jeszcze
zrozumieć, ale jeśli osoba, którą kochasz, mówi ci, że jest homoseksualna, to masz
duży problem.
Zanim się to wydało, Patti i Robert kłócili się tylko o to, kto robi pranie.
T ERRY O RK Nie wiem już, co było najpierw: czy to Robert zaczął skręcać w stronę
gejostwa, czy też Patti zaczęła bujać się z gwiazdami rocka. Myślę, że wizerunek
był dla niej bardzo ważny. Zawsze całowała się z kimś na powitanie, a potem
rozglądała się, żeby się upewnić, czy wszyscy to zauważyli – prawie tak, jakby
odgrywała rolę jakiejś postaci ze światka paryskiej bohemy z lat dwudziestych.
Bardzo świadomie żyła tak, jakby była na scenie i miziała się z gwiazdami. Miała
w sobie tę nowojorską brawurę. A potem Patti wpakowała się w dość długi romans
z Toddem Rundgrenem.
P ATTI S MITH Gdybym nie była tak bardzo zaabsorbowana sobą, uważałabym
siebie za kogoś, kto lubi popisywać się znajomościami. Zajrzyj do mojej książki
Seventh Heaven – i co z niej wyczytasz?
Edie Sedgwick, Marianne Faithfull, Joanna d’Arc, Frank Sinatra – wszyscy,
których naprawdę lubię. Ale nie robię tego, żeby popisywać się sławnymi
nazwiskami. Robię to, żeby powiedzieć: „Oto kolejny kawałek tego, kim jestem”.
Spowijają mnie żywoty moich bohaterów.
B EBE B UELL Todd Rundgren przedstawił mnie Patti. Była jego dziewczyną, zanim
związał się ze mną. Polubiłam ją natychmiast. Powiedziała, że wyglądam jak Anita
Pallenberg, Nico i Marianne Faithfull – zlepione w jednego ptysia. Dokładnie tak to
ujęła. A potem dodała: „Musisz zrobić sobie grzywkę”. Miałam wtedy długie
włosy, a Patti powiedziała mi, żebym je przycięła, nosiła grzywkę i takie tam, a ja
słuchałam jej rad. Potem próbowała jeszcze namówić mnie na zafarbowanie
włosów na biało, ale tego już nie chciałam.
Nieraz doprowadzałam Patti do szaleństwa. Odwiedzałam ją codziennie. Po
prostu wpadałam do jej domu przy Dwudziestej Trzeciej, gdzie mieszkała
z Allenem Lanierem, wiesz, zaraz po tym, jak się pieprzyli, albo kiedy montowała
jeden z tych swoich ołtarzyków, albo coś pisała – ale zawsze pozwalała mi wejść.
Siadałyśmy i gadałyśmy, a Patti mówiła mi: „Naprawdę chcę śpiewać”, a ja
odpowiadałam jej: „Ja też”. I tak to się działo, zanim faktycznie zaczęła śpiewać.
Puszczałyśmy sobie płyty i darłyśmy się ile sił w płucach. Na przykład
nastawiałyśmy Gimme Danger i starałyśmy się naśladować ten rodzaj śpiewania,
zdzierając gardła. Patti mawiała: „Tak właśnie trzeba się uczyć śpiewu”. Naszymi
mikrofonami były szczotki do włosów – stawałyśmy z nimi przed lustrem
i śpiewałyśmy. To była świetna zabawa – Patti naprawdę była w tym dobra.
Niekiedy przynosiłam trawę, ale Patti nie mogła palić dużo, bo była tak bystra
i zwariowana, że po dwóch machach po prostu odlatywała gdzieś w stratosferę,
zaczynała filozofować i opowiadać mi o Samie Shepardzie.
Byłam taka młoda i szalona – leciałam do Patti za każdym razem, gdy miałam
problem z Toddem. Patti nadal trochę kochała Todda. Myślę, że ciężko jej było,
gdy przychodził do niej ten straszny bachor, jakim wtedy byłam, i prosił o radę
w sprawie swojego chłopaka, do którego wciąż czuła miętę, chociaż mieszkała już
z Allenem. Czasem nakrywałam Todda i Patti, jak się obejmowali czy coś w tym
stylu, i zachowywałam się wtedy jak małolata. Podchodziłam do niej i mówiłam:
„Czemu przytulasz się z moim chłopakiem?”, a ona odpowiadała: „Wyluzuj, mała.
Nic się nie dzieje”.
P ENNY A RCADE Patti i Robert zawsze byli w moich oczach bratem i siostrą.
Robert wydawał mi się gejem, odkąd go poznałam, ale Patti uparcie mówiła o nim
jak o swoim chłopaku. Od czternastego roku życia byłam homolubna, więc nieobca
mi była idea żarliwej, lecz platonicznej relacji z gejami. Jak mi się zdaje, nigdy nie
wierzyłam, że związek Patti z Robertem miał charakter seksualny, choć
prawdopodobnie tak było. Zawsze sądziłam, że Patti, tak jak ja, jest homolubna.
Stąd wiedziałam, że taka relacja rodzi problemy. Wiedziałam, że Patti jest
sfrustrowana i wściekła. No i kochałam Patti. Naprawdę byłam w niej zakochana –
co więcej, myślę, że z wzajemnością.
Zawsze łączyła nas bardzo romantyczna przyjaźń. Było w niej coś
wiktoriańskiego – nie było to jakoś szczególnie fizyczne, chociaż coś się między
nami zdarzyło.
J IM C ARROLL Ktoś zapytał Nico, czy chce wziąć udział w The Poetry Project.
Powiedziała mi: „Jesteś młodym poetą, co? Mam tu trochę swoich wierszy. Chcą,
żebym czytała je w kościele św. Marka. Czytałeś tam swoje?”.
„Tak” – potwierdziłem. Stary, byłem absolutnie onieśmielony: ta teutońska
piękność pyta mnie o moją poezję i recytuje z pamięci swoje wiersze.
Były okropne, ha, ha, ha.
G ERARD M ALANGA Byłem trochę wkurzony na Patti, bo kiedy wyszła jej książka,
składała w niej podziękowania Anicie Pallenberg, której nawet nie znała,
Bobby’emu Neuwirthowi i innym.
Nie żebym oczekiwał jakichś szczególnych wyrazów wdzięczności, ale jednak
to ja załatwiłem jej wydanie tej książki. Włożyłem masę energii w promowanie jej
talentu. Początkowo była zupełnie nieznana – a ja ją zachwalałem, bo wierzyłem
w nią jako artystkę. Wychodziłem ze skóry, żeby przekonać do niej ludzi,
i reklamowałem jej twórczość, a potem ona odwraca się do mnie plecami i dziękuje
Bobby’emu Neuwirthowi?
No jak tak można? Nigdy nie poruszałem z nią tego tematu, ale czułem się
wtedy naprawdę wzburzony. Musiała chyba mieć romans z Bobbym Neuwirthem,
skoro tak mu dziękowała. No tak, ale co z tego miała? Może dzięki Bobby’emu
Neuwirthowi spotkała się z Dylanem? Uznałem to za włażenie w dupę.
D UNCAN H ANNAH Znałem Patti Smith, zanim jeszcze przeniosłem się do Nowego
Jorku. Łączyła w sobie klimaty rockowe z poetyckimi, a przy tym była znawczynią
historii i po trosze bitniczką. Francuski egzystencjalizm i rock’n’roll – wszystko, co
lubiłem. Pomyślałem więc: „Kurczę! No super”.
Najlepsze w Patti było to, że tak się wszystkim jarała. Jej wiersze były jak listy
od fanów. Pełne uwielbienia liściki do Rimbauda. Mogłem się z nią utożsamiać, bo
sam robiłem dokładnie to samo, prowadziłem dziennik, pisywałem listy miłosne do
martwych ludzi, z tym że jej wychodziło to lepiej, pewniej – w końcu była trochę
starsza, no nie? No i przetwarzała to na sztukę.
Zawsze szukaliśmy czegoś mrocznego, czegoś trochę na lewo od środka, no
nie? Czegoś z obrzeży. Pamiętam, jak po przyjeździe do Nowego Jorku, pewnego
wieczora, widząc się z Patti, spytałem ją: „Kręci cię Egon Schiele?”.
Egon Schiele był wiedeńskim ekspresjonistą, miał świetny fryz, oskarżano go
o szerzenie pornografii i zmarł w wieku dwudziestu ośmiu lat. Rozumiesz: był
super.
A Patti odpowiada: „No jasne, i to od dawna”.
„Musisz mieć świra na jego punkcie” – stwierdzam.
„Totalnego świra”.
Maksymalny kult herosów, no nie? A im mniej znanych, tym lepiej.
V ICTOR B OCKRIS Jak pamiętam, Gerard ubierał się wówczas tylko w białe ciuchy.
Właśnie wrócił z Indii czy skądś tam. Wszyscy kręcili się wokół, a on po prostu
usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i bez żadnej zapowiedzi rozpoczął
recytację. Wszyscy zaczęli nagle syczeć: „Cii, cii, Gerard czyta”.
Jego wiersze trochę przypominały poezję Roberta Creeleya: „Spojrzałem, ale
nie było CIĘ TAM w POKOJU , byłaś ŚWIATŁEM wchodzącym przez okno…”.
Potem wyszła Patti i była naprawdę genialna. Wiedziała, co robi. Miała bardzo
przemyślany styl ubierania się. Nosiła biały, obszerny T-shirt, który mocno
podkreślał jej piersi. Patti ma duży biust. Pamiętam taki numer „Time Out” z Patti
na okładce: półnagą – miała na sobie tylko naszyjnik – z młotkiem w dłoni
i fryzurą à la Keith Richards.
Tego wieczora Patti czytała swoje wiersze z tomu Seventh Heaven, a potem
przeszła do prozy poetyckiej. Zapowiedziała to tak: „Jeszcze tego nie skończyłam,
leci to mniej więcej w ten sposób: »Chłopiec spojrzał na Jezusa schodzącego po
schodach…«” – a potem speszyła się i powiedziała: „Kurwa, zapomniałam, jak to
szło dalej”.
Ludziom się nawet podobało: „To naprawdę niezłe, zapomniała swojego
wiersza” – ale ona stwierdziła: „No i chuj, co z tego? Zaraz coś wymyślę”
i faktycznie zaczęła improwizować.
Patti miała naprawdę punkowe podejście do wszystkiego i była w tym bardzo
skuteczna. Publiczność totalnie odpadła. Nikt nigdy nie widział czegoś takiego.
Potem wyszedł Andrew Wylie, a ponieważ wcześniej nalegał, żeby występować
ostatni, teraz miał mniej czasu od pozostałych. Właściciel tego kina porno,
w którym odbywała się impreza, musiał je zamknąć o konkretnej porze, jeśli nie
chciał mieć kłopotów. W związku z tym Andrew był pod bardzo dużą presją czasu.
Zdawał sobie sprawę, jak myślę, że gwiazdą tego wieczoru była Patti. Kiedy ludzie
zobaczą już występ gwiazdy, niespecjalnie chce im się potem jeszcze coś oglądać.
Później poszliśmy na drinka, a wszyscy mówili: „Tego wieczora zmieniliście
Londyn, bla, bla, bla”. Patti i Gerard zniknęli. Gerard żył we własnym małym
świecie, a Patti była zbyt wyniosła, żeby bujać się z nami – myślę, że spędziła tę
noc z Samem Shepardem.
V ICTOR B OCKRIS Gerard powiedział mi: „Nie mów nikomu. Sama Sheparda nie
powinno tutaj być”. Ja na to: „Dobra”, chociaż nie miałem pojęcia, co to za jeden
ten Sam Shepard. Sprawiał wrażenie kabotyna, miał długie włosy – no i stał z boku
z miną w stylu: „Gęba na kłódkę, mnie tu nie ma”. Był żonaty i nie chciał być
widziany z Patti.
Podczas tej sesji powstała cała masa zdjęć – Andrew w berecie i czarnej
skórzanej kurtce, ja z moim długim, białym szalem, Patti z tymi swoimi czarnymi
włosami. Wiesz, każdy miał jakiś swój charakterystyczny motyw.
T ERRY O RK Kiedy Sam Shepard i Patti Smith mieli próby do Cowboy Mouth,
sprowadziłem Nicka Raya, który reżyserował Buntownika bez powodu, żeby
zobaczył ich produkcję. Miałem szczery zamiar starać się o pieniądze, żeby
nakręcić film, ale po premierze Sam schował ogon pod siebie i wyjechał z miasta.
Nie był w stanie odgrywać tej pozamałżeńskiej relacji przed żoną i dzieckiem.
Myślę, że przedobrzył. Przeholował po prostu.
E D F RIEDMAN Widziałem Patti, jak czytała swoje wiersze w ramach The Poetry
Project w kościele św. Marka. Przewyższała wszystkich o głowę – naprawdę
zaczarowała ludzi. Jako poetka umiała być niczym gwiazda rocka – była
połączeniem Rimbauda, Keitha Richardsa, Velvetów i Janis Joplin. I w swoich
wierszach opowiadała o tych ludziach – jej poezja była niesłychanie romantyczna,
a zarazem bardzo popowa. Podczas występu potrafiła odgrywać męską personę –
czy raczej naprzemiennie męską i żeńską, androginiczną.
Jeden z jej wierszy nosił tytuł Rape [Gwałt] i w pewnym momencie Patti
przyjmuje w nim męski punkt widzenia – nazywając ofiarę gwałtu „swoim
jagniątkiem”.
W tamtym czasie feminizm dochodził do głosu jako część publicznego
dyskursu, chociaż nie wydaje mi się, żeby któraś z feministek kiedykolwiek
cytowała Patti jako jedną ze swoich ulubionych autorek, ha, ha, ha. Ale myślę, że
na tym częściowo polegała jej atrakcyjność – że może być jak facet. Kiedyś
wyznała mi: „Allen Ginsberg myślał, że jestem ładnym chłopaczkiem, i próbował
mnie poderwać, więc powiedziałam mu: »SPÓJRZ TYLKO NA TE CYCKI, ALLEN,
SPÓJRZ TYLKO NA TE CYCKI!«”.
P ATTI S MITH Nie miałam w sobie ani krzty pewności siebie. Pisałam głównie
o dziewczynach tracących cnotę, próbowałam pisać jak Lorca. Pamiętam taki
kawałek o bracie, który pod białym księżycem gwałci ciało swojej martwej
siostry – nazywało się to The Almond Tree. Spogląda na jej zwłoki i mówi: „Po
śmierci jesteś zimna, zimniejsza nawet, niż byłaś dla mnie za życia”.
Większość moich wierszy jest adresowana do kobiet, bo kobiety są najbardziej
inspirujące. Kim jest większość artystów? Mężczyznami. Kto ich inspiruje?
Kobiety. Moją wewnętrzną męskość inspirują kobiety. Zakochuję się
w mężczyznach, a oni zawłaszczają mnie. Nie jestem żadną emancypantką. Nie
mogę więc pisać o mężczyźnie, bo jestem na pasku mężczyzny, ale o kobiecie,
wobec której mogę grać męską rolę. Mogę ją wykorzystywać jako swoją muzę.
Używam kobiet.
J OEY R AMONE Widziałem Patti w klubie Kenny’s Castaways, całkiem wcześnie.
Czytała poezję. Za każdym razem, kiedy już przeczytała jakiś wiersz, zgniatała
papier w kulkę i rzucała ją na podłogę – albo w trakcie recytacji brała krzesło
i ciskała nim o ścianę lub coś w tym stylu. To było super. Wcześniej nic o niej nie
słyszałem i byłem naprawdę pod wrażeniem.
R ICHARD H ELL Wybrałem się zobaczyć Patti, kiedy pokazywała się w gejowskich
klubach, takich jak Le Jardin. Publika dosłownie za nią szalała. Dziwiłem się:
„Cały ten tłum wali na występ dziewczyny, która czyta wiersze?”.
Patti po prostu nawijała na okrągło, była nakręcona i ostra, a jednocześnie
słodka i delikatna. Była totalnie szczera w tym, co robiła, co do tego nie było
najmniejszych wątpliwości.
ROZDZIAŁ 14
Dom lalek
J ERRY N OLAN Na początku sporą część publiki The New York Dolls stanowili
geje, ale my oczywiście wszyscy byliśmy hetero. Wszyscy mieliśmy bzika na
punkcie dziewczyn. Pozwolę tu sobie na małą dygresję. Wygląda na to, że kobiety
łapią takie rzeczy natychmiast. To mężczyźni czuli się zdezorientowani. Kobiety
wiedziały, o co chodzi – nie obchodziło ich, jakie mamy ciuchy. I uwielbiały nas za
to, że mieliśmy jaja, by wyglądać i zachowywać się w ten sposób. Jarały się tym.
D AVID J OHANSEN Kiedy zakładaliśmy The New York Dolls, nie było przy tym za
wiele intelektualizowania. Po prostu paru kolesi ćwiczących w jednej sali zaczęło
grać razem. W składzie byłem ja na wokalu, Johnny Thunders na gitarze, Syl
Sylvain na gitarze rytmicznej, Arthur Kane na basie i Billy Murcia na perkusji.
Nikt z nas nie mówił innym: „Macie się ubierać tak i tak”.
Nie wiem, skąd wziął się ten cały brokat. Jeżeli chodzi o ciuchy, mieliśmy
bardzo ekologiczne podejście. Właściwie chodziło o to, żeby używać starych ubrań
i nadawać im nowe życie. Myślę, że nazwa glitter rock wzięła się stąd, że część
dzieciaków przychodzących na nasze koncerty smarowała brokatem twarze
i włosy. I w prasie zaczęto to określać glitter rockiem – wymyślił to jakiś
dziennikarz – ale tak naprawdę to był klasyczny rock’n’roll. Często graliśmy
piosenki takich wykonawców jak Otis Redding, Sonny Boy Williamson, Archie
Bell & The Drells – nie uważaliśmy się za zespół glitter rockowy, tylko
rock’n’rollowy.
No i myśleliśmy, że tak właśnie powinniśmy wyglądać, skoro jesteśmy
rock’n’rollową kapelą. Ekstrawagancko.
J ERRY N OLAN The Dolls zaczęli grywać to tu, to tam, głównie w miejscu zwanym
The Mercer Arts Center co wtorek i w Hotelu Diplomat. Zakochałem się w nich od
razu. Powiedziałem sobie: „Ja pierdolę! Te dzieciaki robią coś, czego nie robi nikt
inny. Przywracają do łask trzyminutowy kawałek!”. To były czasy, gdy solo na
perkusji musiało trwać dziesięć minut, a na gitarze – dwadzieścia. Jeden utwór
mógł zajmować całą stronę dużej płyty. Miałem totalnie dość tego gówna. Kto
mógłby to zdzierżyć? To było naprawdę nudne i nie miało nic wspólnego
z rock’n’rollem. Potem było Top Forty, miałem stałą robotę i parę dolców za nią,
ale po prostu nienawidziłem grania w Top Forty.
The Dolls podobali się nie tylko dzieciakom, ale zainteresował się nimi również
młody światek artystyczny: Andy Warhol, aktorzy i aktorki, inni muzycy. Pewnego
razu widziałem, jak na koncercie The Dolls pojawił się Jimi Hendrix[52]. Posłał po
mnie swoją dziewczynę, która przedstawiła nas sobie. „Podziwiałem twoje
wdzianko” – wyznał. Miałem na sobie garnitur z weluru, z aksamitnymi
mankietami i kołnierzykiem, wszystko czerwone. „Mógłbym dotknąć? – pyta. –
Gdzie kupiłeś?”. A ja mu na to: „Sam zrobiłem”.
To była tego rodzaju scena. Chodziłem kiedyś z Bette Midler. Nie widywałem
jej później przez jakiś czas, aż w końcu wpadłem na nią w The Mercer. Ludzie nie
zdają sobie z tego sprawy, ale w Nowym Jorku tak naprawdę trudno było się z kimś
spotkać. Każdy orał swoje gówniane poletko, a potem szedł do domu. Ale w Hotelu
Diplomat i The Mercer Arts Center bywali wszyscy.
J ERRY N OLAN Oglądałem występy The Dolls i myślałem: „Ale byłby rozpierdol,
gdybym to ja grał ten kawałek! Albo ten, albo ten”.
Strasznie się kłóciłem z moimi przyjaciółmi muzykami. Moi rówieśnicy nie byli
w stanie pojąć, czemu ci goście przyciągają tyle uwagi – The Dolls nie byli zbyt
sprawni pod względem technicznym.
Tłumaczyłem: „Ale przecież, kurwa, nie o to chodzi. Oni przywracają magię lat
pięćdziesiątych!”.
Byli dzicy i naturalni. Gazety zdawały się śledzić każdy ich ruch. Ich
popularność rosła. Wszyscy o nich gadali. Od dziesięciu lat nikt nie słyszał, żeby
ktoś grał takie kawałki jak oni: początek, środek, koniec, bum-bum-bum.
D AVID J OHANSEN Ludzie, którzy widzieli The Dolls, mówili: „Kurde, każdy może
to robić”. Myślę, że wkład The Dolls w punk rocka polegał właśnie na tym:
pokazaliśmy, że każdy może to robić.
Stary, kiedy byliśmy dzieciakami, gwiazdy rock’n’rolla szpanowały
satynowymi marynarkami, życiem w złoconej klatce i różowym cadillakiem albo
podobnym badziewiem. The Dolls olali cały ten mit i całą tę seksualność.
A to dlatego, że byliśmy po prostu nowojorskimi dzieciakami, które pluły
i pierdziały publicznie, były obsceniczne i najzwyczajniej lały na wszystko. To
dość oczywiste, co zrobiliśmy dla rock’n’rolla – sprowadziliśmy go z powrotem na
ulicę.
R ICHARD H ELL Muzyka stała się taka nadęta. Na stadionach królowały złogi z lat
sześćdziesiątych: goście, których traktowano, jakby byli superważni, i którzy
zachowywali się, jakby byli superważni. To nie był rock’n’roll, tylko jakieś
widowisko. Chodziło wyłącznie o światła i pozy. Z The Dolls było tak, jakby ktoś
postawił na scenie ulicę, rozumiesz? To właśnie było w nich świetne: na scenie
i poza nią byli dokładnie tacy sami.
D AVID J OHANSEN To było łatwe zwycięstwo, bo w sumie nic się wtedy nie działo.
Nie było żadnych kapel, zjawiliśmy się my i wszyscy nagle zaczęli mówić, że
The Dolls to najlepsza rzecz od czasów syropu czekoladowego Bosco. A tak
naprawdę byliśmy po prostu jedynym zespołem, więc nie musieliśmy być aż tak
dobrzy.
ROZDZIAŁ 15
Surowa moc
J AYNE C OUNTY Po tym, jak wszyscy wróciliśmy z Londynu, David Bowie zaczął
swój odlot z Ziggym Stardustem. Dał się przekonać do ścięcia włosów
i zafarbowania ich na pomarańczowo – cały ten kosmiczny trip.
To Angela na to cisnęła. Tony DeFries zatrudnił Cherry Vanillę, Leee Childersa,
Tony’ego Zanettę, Jamiego DeCarlo – wszystkich tych świrów, którzy mieli się
postarać, żeby David dobrze wyglądał. Gdyby nie Pork Andy’ego Warhola, nigdy
nie byłoby MainMan ani Ziggy’ego Stardusta.
L EEE C HILDERS David Bowie zaczął kreować w Londynie swoją legendę. Nagle
to jego zwyczajne gitarowe brzdąkanie z Mickiem Ronsonem stało się naprawdę
wielką sensacją. Gdy nadszedł czas, żeby sprowadzić Bowiego do Ameryki, Tony
DeFries, który był jego managerem, nawiązał kontakt z Tonym Zanettą, który
grał Andy’ego Warhola w Pork. Łączyły ich jakieś więzy… Bóg wie jakie.
W każdym razie Tony DeFries i Tony Zanetta zabrali mnie na kolację do Pete’s
Tavern, a ja trajkotałem tak, jak to robię przez całe życie: „Och, myślę, że
powinniśmy to zrobić! Och, to byłoby wspaniałe!”. Pod koniec kolacji Tony
DeFries powiedział: „No cóż, Z – tak nazwał Tony’ego Zanettę. – Myślę, że siedzi
przed nami wicedyrektor”.
Nawet sobie sprawy nie zdawałem, że to rozmowa o pracę. Myślałem, że po
prostu jem kolację, a zostałem wicedyrektorem MainMan, spółki zajmującej się
managementem Davida Bowiego. Potem oczywiście wciągnęliśmy w to Cherry
Vanillę – została sekretarką – i nagle staliśmy się amerykańską firmą.
D ANNY F IELDS Pewnego wieczora z Max’s zadzwoniła Lisa Robinson. Była tam
z Davidem Bowiem. David chciał się spotkać z Iggym. A Iggy akurat siedział
u mnie i oglądał telewizję.
Byłem zdumiony, że w ogóle ktoś w Anglii słyszał o Iggym. Więc
powiedziałem mu: „Bądź miły dla tego całego Bowiego. Wspomniał o tobie
w ankiecie na temat nowych ulubionych wykonawców zamieszczonej w »Melody
Makerze«. Poza tym jest ładniutki i chcę go poznać. Zbieramy się”.
No i pojechaliśmy do Max’s. Nie wiem, o czym mówili. Pewnie gadka w stylu:
„Hej, stary, lubię twoją muzykę”.
L EEE C HILDERS Moim zdaniem David Bowie był zafascynowany Iggym dlatego,
że chciał wejść w rock’n’rollową rzeczywistość, w której żył Iggy. On sam nigdy
w tej rzeczywistości nie żył, bo gdy Iggy robił w Detroit za wykolejeńca, Bowie
był cienkim studenciną z południowego Londynu uczęszczającym do szkoły
artystycznej. Wiedział, że rzeczywistość, w której urodził się Iggy, nigdy nie
będzie jego udziałem. Wymyślił więc sobie, że ją kupi.
D ANNY F IELDS Z ulgą rzadziej widywałem się z Iggym, kiedy ten zaczął spędzać
czas z Davidem Bowiem. Moja przygoda z Iggym i jego zespołem była dla mnie
zbyt naznaczona klęską, żebym czuł się dobrze z myślą o dalszej współpracy
z nimi. To prowadziło donikąd. Tak więc cieszyłem się, widząc Iggy’ego z kimś,
kto mógłby mu pomóc – zwłaszcza gdy tym kimś był David Bowie.
J AMES W ILLIAMSON Ostateczny wniosek jest taki: koniec z The Stooges, zespół
się rozpadł i jedziemy do Anglii, żeby założyć nową kapelę. Myślę, że powodem,
dla którego Iggy wybrał mnie – poza tym, że potrafiłem grać na gitarze w sposób,
który zrobił na nim wrażenie – było to, że Ronnie popadł w marazm, stał się
apatyczny, no i jarał dużo zioła. Nie wyglądało na to, żeby dało się z nim nagrać
następną płytę. Iggy jest bardzo ambitnym facetem i potrzebuje kogoś, kto potrafi
nadać siłę muzyce, którą on chce robić. Ron, jego zdaniem, nie nadawał się do
tego, lecz, jak przypuszczam, widział w tej roli mnie.
A NGELA B OWIE David Bowie zawsze równał do ludzi, których – jak czuł – może
sprzedawać lub którzy byli wpływowi i nowatorscy. Sądzę, że tak właśnie myślał
o Andym Warholu. Po spotkaniu z Warholem David wrócił do Anglii, aby
promować Iggy’ego Popa, wciąż gadał o Lou Reedzie i The Velvet Underground,
a potem do Londynu zawitał spektakl Pork.
A NGELA B OWIE Ostatecznie David Bowie zrobił płytę z Iggym, a także płytę
z Lou Reedem. Jeśli patrzeć w retrospektywie na jego sposób działania, to jest to
metoda dość spójna, efektywna. Nie mówię tego w sensie krytycznym. Jestem pod
wrażeniem, myślę, że to niesamowite. Raw Power to coś, co David był w stanie
zobaczyć, wyobrazić sobie… i potrafił sprzedać Iggy’emu pomysł zrobienia z nim
albumu, dzięki któremu sam wkupił się w łaski Ameryki.
R ON A SHETON Iggy i James polecieli do Anglii. Trzy miesiące później Iggy – jak
to on – dzwoni do mnie z Londynu i mówi: „Wiesz co, przesłuchaliśmy dosłownie
setki perkusistów i basistów, ale nie udało się nam znaleźć nikogo, kto byłby dobry,
więc może byś przyjechał tu do nas z bratem i zagralibyście z nami – ty na basie,
a twój brat na perkusji?”.
J AMES W ILLIAMSON Bowie był dla nas kompletnie bez sensu, ale był fajnym
gościem, nie było się o co kłócić. On grał pop, a my nie.
Za to ogromne wrażenie zrobił na nas Marc Bolan. „Jezusie Nazareński, gość
ma power jak Beatlesi!”.
J AMES W ILLIAMSON Płyta Raw Power była taka, jaka była, tylko dlatego, że
David stał się bardzo popularny. Był wciąż zajęty i przestał zwracać na nas uwagę.
Po prostu wpuścili nas do studia i pozwolili nam robić, co chcemy.
A NGELA B OWIE Iggy naprawdę poczuł, że Tony DeFries to jego szansa. Dlatego
starał się trzymać w ryzach. Rozumiałam, że Iggy lubi heroinę, i wkurzało mnie to,
bo nigdy nie umiałam pojąć, co skłania ludzi do brania heroiny.
Ale starałam się być idealną gospodynią i dlatego miałam nawet
makrobiotycznego kucharza. Wydawało mi się, że to pomoże – taka byłam pogięta,
ha, ha, ha. Naprawdę chciałam im wszystkim nieba przychylić. Wiesz, roiłam
sobie: „Może myślą, że są zatruci, może myślą, że ich życie nie jest nic warte,
może powinni trochę pohipisować…”.
M ALCOLM M C L AREN W czasie nagrywania Raw Power, kiedy Iggy był
w Londynie razem z Bowiem, odbierałem go jako osobę niezwykle próżną, bo był
niesamowitym przystojniakiem. Ale nie uwiódł mnie w ten sam sposób, w jaki
uwiedli mnie The Dolls.
Było tak dlatego – tak sobie myślę – że Iggy był mniej zorientowany na modę.
Pewnie głupio tak mówić, ale to prawda. W Iggym nie widziałem niczego
modnego.
Widziałem twardziela, modela pełnego seksu i świetnego wokalistę.
Uwielbiałem płytę Raw Power – ale nie chciałem mieć do czynienia z facetem
z głową pełną dragów i piguł, który wrzeszczy na mnie: „RAW POWER!!!”.
Nie chciałem wskakiwać na kolana ćpunowi – po prostu nie byłem na to
przygotowany. Byłem zbyt naiwny, nie wyobrażałem sobie takiej możliwości. Nie
brzmiało to zbyt modnie, nie było w tym szminki. Nie miało to tego elementu
mody, który był obecny w The New York Dolls, tego modowego przegięcia – jak
ta stara, badziewna szminka na okładce ich płyty. Gdy teraz o tym myślę, było to
w sumie żałosne, cały ten kurewski klimat, ale to właśnie mi się podobało. Zawsze
sądziłem, że imprezy będą przez to lepsze, że środowisko będzie przez to lepsze.
The Dolls po prostu wyglądali atrakcyjniej.
J AMES W ILLIAMSON To, jak Bowie zmiksował Raw Power, to mistrzostwo świata,
ale ja nie miałem o niczym pojęcia, to był mój pierwszy pobyt w studiu, dlatego
byłem tak uległy wobec Iga, a to nic dobrego. Iggy uważa, że zna się na wszystkim,
i jest bardzo despotyczny, ale tak naprawdę guzik wie. Mówi inżynierowi dźwięku,
że ma być dokładnie tak, jak przy nagrywaniu Fun House – czyli na żywca – i ten
biedny gostek robi wszystko, co w jego mocy, ale co może zrobić?
Nie chcieliśmy, żeby David Bowie miał cokolwiek wspólnego z naszą płytą, ale
ostatecznie nas to przerosło. Odwaliliśmy tę dość gównianą robotę nagraniową
i mieliśmy masę dodatkowego materiału. Było tego za dużo, żeby Ig zdołał sobie
z tym poradzić. Ja też nie wiedziałem, jak to ogarnąć, nie wiedziałem, co robię.
Nawet nie próbowałem.
Skończyło się to na miksie, który tak naprawdę do niczego się nie nadawał.
Wtedy DeFries podjął decyzję, żeby ściągnąć Bowiego, który i tak chciał się
tym zająć. I efekt był świetny.
R ON A SHETON Tuż przed wylotem z Anglii, już po nagraniu albumu, chłopaki
dowiedzieli się, że dosłownie za rogiem mogą legalnie, bez recepty, dostać płynną
kodeinę. W efekcie pokój tego chuja Jamesa przez ostatni miesiąc naszego pobytu
był dosłownie zasłany buteleczkami po kodeinie. On i mój brat popijali ją przez
cały czas.
Była heroina, sporo depresantów, kokaina – dosłownie wszystko. Sami znów
wpadli w nałóg, a potem wywalili mojego brata z zespołu za ćpanie. Powiedziałem:
„Chwiiila, jak on idzie, to ja też. Chłopaki, wszyscy jesteście ćpunami. To nie fair,
że z powodu własnych problemów robicie z mojego brata kozła ofiarnego!”.
J AMES W ILLIAMSON Nadal nie wiemy, czemu wtedy nie koncertowaliśmy, czemu
DeFries nie załatwił nam więcej grania w Londynie. Nigdy się tego nie dowiemy.
Myślę, że chciał, aby to David był w centrum uwagi, a The Stooges byli po prostu
na dokładkę. To bardzo w stylu Davida Bowiego.
Nasz jedyny koncert odbył się jeszcze przed wejściem do studia. DeFries bał
się, jak wyznał później, że ktoś wezwie policję na nasz show. W tamtych czasach
w Londynie coś podobnego mogło się zdarzyć. Z pewnością parę dzieciaków
zesrało się ze strachu. Nie masz pojęcia, jak wyglądały twarze tych ludzi. Nigdy
wcześniej nie widzieli czegoś takiego. A to był nasz zwykły koncert, taki jak
zawsze.
R ON A SHETON Kiedy nadszedł czas, żeby zwijać się z Anglii, poleciliśmy prosto
do domu, do Ann Arbor. Angie zjawiła się parę dni po nas i zamieszkała w Campus
Inn. Zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Jestem w mieście”.
Na kilka tygodni zamieszkałem z nią w hotelu. Potem przedstawiłem ją mojemu
przyjacielowi, Scottowi Richardsonowi. Pewnego dnia poszedłem do hotelu, aby
powiedzieć Angie, że na mnie już czas, a na poduszce była notatka: „Wyszłam ze
Scottem Richardsonem, bla, bla, bla, do zobaczenia później”. Angie zabrała Scotta
do Anglii. Ostatecznie bujał się z Davidem i Angie przez rok.
Angie była pod pewnym względem po prostu idealną osobą. Kochała seks, ale
nie seks „ot tak”. Lubiła miłych facetów. Kobiety też.
ROZDZIAŁ 16
Billy Laleczka
J ERRY N OLAN The Dolls polecieli do Anglii, żeby grać przed Rodem Stewartem.
Żadna grupa w historii rock’n’rolla nigdy nie odbyła tournée z wielką gwiazdą, nie
mając na koncie wydanej płyty, choćby singla. Ba, The Dolls nie mieli nawet
żadnej umowy z jakąkolwiek firmą płytową. A mimo to zrobili totalny rozpierdol.
Słyszałem od wszystkich, jak łakomym kąskiem stali się w mieście. Potem jednak
zacząłem się o nich martwić. To byli ostrzy, dzicy kolesie. Owszem, pili, ale do
twardych dragów tak naprawdę ich nie ciągnęło. No dobra, dragi zdarzały się, ale
okazjonalnie. Niespodziewanie dla samego siebie powiedziałem mojej
dziewczynie: „Wiesz co, Corrine? Coś jest nie tak. Coś się stało w Anglii. Mam złe
przeczucia”.
M ARTY T HAU The Dolls supportujący Roda Stewarta dosłownie zmietli z foteli
pismaków z angielskich tygodników. Pojawiły się potem teksty w stylu: „Ujrzałem
przyszłość rock’n’rolla!”. Oczywiście byli też tacy, którzy pisali: „To najgorsze
gówno, jakie w życiu widziałem”.
Wokół kapeli zapanowała wielka histeria, wszystkie firmy fonograficzne chciały
podpisywać z nimi kontrakty. Prowadziliśmy rozmowy z Phonogramem,
z The Who, ze Stonesami i Virgin Records. A z Nowego Jorku przyszedł telegram
od Ahmeta Ertegüna[59] o treści: „Wprawdzie jeszcze was nie widziałem, ale dam
wam pięćdziesiąt tysięcy dolarów za wyłączność w Stanach Zjednoczonych”.
Richard Branson, właściciel Virgin Airlines i Virgin Records, wysłał do hotelu
posłańca, który miał nam przekazać następującą wiadomość: „Zapraszam do mojej
łodzi mieszkalnej, chciałbym porozmawiać o The New York Dolls”.
Poszliśmy się z nim spotkać, a on zaczął arogancko: „Daję za The Dolls pięć
tysięcy dolarów”. Nasz pobyt na jego łajbie nie trwał dłużej niż trzy minuty.
„Chcesz nam dać pięć tysięcy dolarów? – spytałem. – A my właśnie
prowadzimy rozmowy z ludźmi, którzy oferują jakieś trzysta pięćdziesiąt tysięcy.
Więc dziękujemy bardzo. Miło było poznać, ale na nas już czas”.
Dwa dni później mieliśmy wieczorne spotkanie w londyńskim mieszkaniu
Tony’ego Secundy. Byłem ja, moja żona Betty, Steve Leber, Tony Secunda, jego
dziewczyna Zelda, Chris Stamp i Kit Lambert. Zadzwonił telefon.
„Marty, przyjeżdżaj szybko do… (tu następował jakiś adres, którego nie
znałem)… Billy Murcia nie żyje”.
„Co?” – pytam zdumiony.
Rzuciłem telefon, spojrzałem na wszystkich, nie powiedziałem nic, bo wciąż
jeszcze byłem w szoku. I wybiegłem na zewnątrz.
Nie wiem, co reszta musiała sobie pomyśleć. Pewnie uznali, że mi odbiło.
Zatrzymałem taksówkę i jakieś cztery minuty później byłem na miejscu.
Przebieg wydarzeń był taki: tego wieczora, zanim wyszliśmy, Billy wpadł do
mojego pokoju wieczorem i spytał, czy nie mam przypadkiem pięciu funtów.
Potem odebrał połączenie telefoniczne przekierowane z jego pokoju – ktoś
zapraszał go na imprezę. Ale wcześniej miał inne plany. Kiedy przyszedł pożyczyć
ode mnie pięć funtów, nie miał w planach niczego konkretnego. Po prostu się bujał.
Ostatecznie Billy trafił na tę imprezę i tam, wskutek połączenia alkoholu
z jakimś środkiem – według badania pośmiertnego był to metakwalon – zaczął się
dławić. Zsiniał i stracił przytomność, a wszyscy, którzy tam byli – cała chata pełna
ludzi – zwiali. Każdy miał głęboko w dupie tego biednego dzieciaka, który
zadławił się na śmierć. Wszyscy uciekli, troszcząc się o własną skórę. Ci nieliczni,
którzy zostali, nie chcieli skandalu, więc wsadzili go do wanny i puścili lodowatą
wodę.
Utonął. Gdyby natychmiast wezwano karetkę, gdyby zawieziono go do szpitala
i zrobiono płukanie żołądka, toby przeżył.
Kiedy przyjechałem, na miejscu byli Scotland Yard i czworo uczestników
imprezy. Billy już nie żył.
To ja zidentyfikowałem jego ciało.
S YL S YLVAIN Billy Murcia był pierwszym członkiem The New York Dolls,
którego poznałem. Chodziłem wtedy do Van Wyck Junior High School na
Queensie. Pewnego razu podszedł do mnie jego brat i powiedział: „Ej, ty – mój brat
chce się z tobą bić, dziś o trzeciej”.
Byłem syryjskim Żydem, urodziłem się w Kairze. Moja rodzina została
wygnana z Egiptu w 1956 roku, w czasie kryzysu sueskiego. Jakiś żydowski
komitet, ten sam, który zajmował się emigracją rosyjskich Żydów, zorganizował
nam wyjazd do Ameryki. Dotarliśmy na miejsce drogą morską. Byłem zapewne
jednym z ostatnich imigrantów, który przypłynął do Nowego Jorku statkiem,
witany przez Statuę Wolności.
Pierwszy angielski zwrot, jakiego nauczyłem się po zejściu na ląd, to „Fuck
you!”. Stałem na nabrzeżu, w tych swoich beznadziejnych brązowych butach. Jacyś
ludzie podeszli do mnie i spytali: „Mówisz po angielsku?”. Odpowiedziałem im, że
nie. A oni wtedy: „No to się pierdol”.
Przerzucano nas z miejsca na miejsce, aż w końcu zamieszkaliśmy na Queensie,
w okolicy zwanej Jamaica. Billy Murcia mieszkał trzy przecznice ode mnie. Jego
rodzina właśnie przyjechała z Kolumbii. I on, i ja byliśmy imigrantami. Billy miał
trzech braci – Alfonsa, Hoffmana i Edgara – i siostrę Heidi. Potem doszła do tego
jeszcze dwójka rodzeństwa przyrodniego. Rodzina Billy’ego zajmowała dość duży
wolno stojący dom. My mieszkaliśmy w bloku.
Nie byłem żadnym twardzielem, ale kręciły się wokół mnie dziewczyny, więc
pewnie z tego powodu tak o mnie myślano. Byłem ładnie obcięty – może dlatego
Alfonso powiedział: „Będziesz się bił z moim bratem”.
Zabrzmi to zabawnie, ale dosłownie dzień wcześniej widziałem Billy’ego, jak
się z kimś bił – te ustawki organizował jego starszy brat, Alfonso, który był kimś
w rodzaju jego managera. Chodził do ósmej klasy, a my z Billym byliśmy dopiero
w siódmej. Billy bił się z jakimś chłopakiem mieszkającym naprzeciwko szkoły,
gdzie budowano właśnie nowe domy. Padał deszcz, więc obaj byli utaplani
w błocie. Nie mogłem w to uwierzyć, bo Billy też nie był osiłkiem, ale jego brat
ostro z nim ćwiczył – wypuszczał go na największych nożowników.
Kiedy więc Alfonso powiedział, że mam się bić z Billym, pomyślałem: „No nie,
po kiego?”. Potem wpadłem na Billy’ego w szkolnej stołówce, a on pyta: „To
z tobą?”.
Trochę znaliśmy się wcześniej ze szkoły, nie było między nami kwasów,
zamieniliśmy ze sobą słówko czy dwa. Billy poszedł więc do brata i mówi: „Nie,
stary”. Powiedział to po hiszpańsku: „To mój przyjaciel, mi amigo”. Rozumiesz,
nazwał mnie przyjacielem.
„No dobra, Billy – powiada Alfonso – nie ma sprawy. Znajdziemy kogoś
innego, komu mógłbyś skopać dupę”.
Załatwiłem Billy’emu robotę w sklepie mojego wuja przy Jamaica Avenue,
gdzie sam pracowałem – nazywał się Michelle Novelties. Sprzedawaliśmy w nim
kolczyki – tanie kolczyki po pięćdziesiąt dziewięć centów, które nosiły czarne
dziewczyny. Później, tuż przed powstaniem The Dolls, sprzedawaliśmy ciuchy
w Truth and Soul. To właśnie tam wymyśliliśmy nazwę dla naszej kapeli.
Naprzeciw sklepu, w którym pracowaliśmy, znajdował się zakład, gdzie
naprawiano unikatowe lalki: The New York Doll Hospital.
Po śmierci Billy’ego było ciężko – znałem całą jego rodzinę, więc to ja
musiałem zadzwonić do jego matki i powiedzieć jej, co się stało. Nie mogła w to
uwierzyć – nigdy w życiu nie słyszałem, żeby ktoś tak krzyczał.
J ERRY N OLAN Tej nocy dzwoni do mnie kumpel i mówi: „Jerry, nie uwierzysz, kto
właśnie się przekręcił”.
Początkowo myślałem, że chodzi o Johnny’ego Thundersa. Wszyscy uważali, że
Johnny jest typem gościa, który mógłby przedawkować. Śmierć Billy’ego raczej
nie była wynikiem przestępstwa, tylko przeholowania. Poszedł na imprezę, na
której było pełno nadętych, bogatych angielskich dzieciaków z wyższych sfer.
Ludzie mieli ze sobą tabletki zwane mandies – to ciężki barbiturat – i częstowali go
nimi przez cały dzień. A kiedy Billy zasłabł, wszyscy, kurwa, spanikowali.
I wiesz, co zrobili? Wrzucili go do jakiejś jebanej wanny, żeby go ocucić. Po
prostu go, kurwa, utopili! Utopili dzieciaka! Te cholerne bogate gnojki spękały
i spierdoliły. Załatwili go wszyscy. Kurwa, co za strata.
M ARTY T HAU Kiedy wróciłem do domu, złapałem od córki świnkę. Przez miesiąc
leżałem w łóżku, odbierając telefony z całego świata – dzwonili ludzie z „Rolling
Stone’a”, z „Bravo”, z „The New Musical Express” – wydając oświadczenia
i wyjaśniając, co zaszło.
Ale po śmierci Billy’ego nie było już The Dolls. Kiedy to się stało, wszystko
stanęło. Sprowadzenie ciała zajęło około miesiąca. Billy został pochowany
w Westchester lub Yonkers, gdzieś tam. W dniu pogrzebu po raz pierwszy wstałem
z łóżka. Krótko potem zespół spotkał się i postanowiliśmy, że gramy dalej.
Zaczęliśmy więc szukać nowego perkusisty.
M ARTY T HAU Pierwszy koncert The New York Dolls w nowym składzie odbył się
19 grudnia 1972 roku i – oczywiście – ze względu na ponure okoliczności
towarzyszące śmierci Billy’ego stał się wielką sensacją. W „The Village Voice”
ukazał się artykuł, którego główna teza brzmiała: „Ta śmierć nigdy nie powinna się
wydarzyć”. A firmy płytowe, które już wcześniej uważały The Dolls za
transwestytów, teraz uznały, że to również narkomani. Niebezpieczni narkomani.
Niebezpieczni dla społeczeństwa, a do tego transwestyci.
Daliśmy serię koncertów w całym mieście – w Kenny’s Castaways, w Max’s –
i fama rosła. Wokół zespołu robiło się coraz więcej szumu, a Paul Nelson z działu
artystów i repertuaru w Mercury Records pojawiał się na każdym koncercie.
W końcu, po wielu miesiącach negocjacji z różnymi firmami płytowymi, które nie
miały dość jaj, by podpisać kontrakt z The New York Dolls, Paul Nelson wreszcie
się ośmielił. The Dolls zawarli umowę z Mercury. Muszę powiedzieć, że to nie był
nasz pierwszy wybór, ale wykazali się odwagą, i to się liczy.
B OB G RUEN Po raz pierwszy widziałem The Dolls już po śmierci Billy’ego, mniej
więcej wtedy, gdy podpisali kontrakt. Spędzałem czas, grając w pikuty z Hells
Angels na Trzeciej. The Mercer Arts Center było nieopodal i jeden z kumpli
powiedział mi, że warto zajrzeć do tego miejsca, więc któregoś wieczora, wracając
do domu, wpadłem tam. Poszedłem na górę i zobaczyłem dziwną ekipę: ludzi
całkiem innych od tych, z którymi zazwyczaj się zadawałem. Minął mnie jakiś gość
z eyelinerem na powiekach. Przestraszyłem się i wyszedłem.
Zawsze miałem dziwny zestaw znajomych – Alice Cooper, John Lennon –
i widziałem wiele różnych koncertów, ale żaden z moich przyjaciół się nie
malował. Jeszcze nie.
Hells Angels byli dość groźni, ale nie bałem się ich noży i spluw. Większy
niepokój czułem na widok facetów z makijażem i w babskich ciuszkach. Parę dni
później jeden z moich przyjaciół zaczął mnie przekonywać: „Nie no, musisz tam
wpaść jeszcze raz. To naprawdę fajne miejsce, nie jest tam tak źle. Musisz
zobaczyć kapelę, która tam gra, The New York Dolls. Są naprawdę dobrzy”.
Więc wróciłem. Zamówiłem piwo i zamiast zwracać uwagę na wszystkich tych
umalowanych facetów, zacząłem zauważać wszystkie umalowane dziewczyny.
Były bardzo atrakcyjne i pomyślałem: „Robi się coraz ciekawiej”.
No więc czekam, żeby zobaczyć zespół na scenie, ale czuję, że muszę
skorzystać z toalety. Wracam, idę na drugą stronę, do The Oscar Wilde Room. Sala
jest całkowicie zapchana ludźmi, wszyscy w jakichś kompletnie wariackich
strojach, na scenie też pełno, a pośrodku tego tłumu – zespół.
Nie można się było zorientować, kto jest członkiem kapeli, a kto tylko plącze się
obok. Wokół sceny wznosiły się dosyć strome trybuny – wyglądało to jak ściana
zrobiona z ludzi. Wszyscy kłębili się bezładnie, tańczyli, śpiewali i wrzeszczeli
jednocześnie – to właśnie w takich okolicznościach po raz pierwszy zobaczyłem
The New York Dolls. To był najbardziej ekscytujący widok, jaki ujrzałem w całym
życiu.
ROZDZIAŁ 17
C YRINDA F OXE Nie chciałam jeszcze wracać do Nowego Jorku. Byłam trochę
speszona i nie w smak mi było konfrontować się z Andym Warholem i resztą.
Skończyła mi się kasa, a rozjaśniłam włosy, co strasznie je zniszczyło. Nie
podobałam się sobie. Kiedy dowiedziałam się, że Leee zebrał wszystkich
w The Beverly Hills Hotel, pomyślałam: „No cóż, w sumie mogę przez chwilę
pobujać się z nimi”.
Pojechałam więc do The Beverly Hills Hotel, pojawili się Iggy i inni i było
super. Iggy i ja zawsze mieliśmy bratersko-siostrzaną relację. Byłam przekonana,
że Raw Power to jego ostatnia próba wybicia się. Naprawdę długo rozmawialiśmy
o tym, że to jego ostatnia szansa, żeby coś zrobić, i że lepiej zebrać się do kupy
i nie spierdolić tego.
Później sobie poszłam i wpadłam na jednego gościa… Jak mu tam było? James
Williamson. Strasznie na mnie leciał. Co ja właściwie z nim robiłam? Był
naprawdę niefajny.
Owszem, sypiałam z nim, ludzie wciąż mi to wypominają. Ale James nie był
z tego samego miotu, co Iggy, Ronnie i Scotty. Był tylko bezpańskim psem, który
dołączył do sfory. James Williamson zniszczył The Stooges. Nie był im potrzebny.
Ktoś powinien był go wygryźć. Dać mu zdechnąć.
J AMES W ILLIAMSON Nie minęło wiele czasu – zapewne parę tygodni, no, może
miesięcy – a Cyrinda i ja nie mogliśmy już ze sobą wytrzymać. Coś się schrzaniło.
C YRINDA F OXE Któregoś wieczora James Williamson źle się poczuł po jakimś
winie czy czymś podobnym i puścił pawia. Ale nie trafił do sedesu, zarzygał całą
łazienkę. Ohyda. A potem gdzieś wyszedł. Stwierdziłam: „To jakaś kpina. Nie
zamierzam czyścić tego syfu!”. To właśnie wtedy pomyślałam: „Trzeba stąd
spadać” – i jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wróciłam do Nowego Jorku i znów
zaczęłam się spotykać z Davidem Johansenem.
B EBE B UELL Zawsze lubiłam Sable Starr i Lori Maddox – dwie wielkie groupies
z Los Angeles. W książce I’m with the Band Pamela Des Barres miesza je totalnie
z błotem. Boże drogi, co ona o sobie myśli, że jest Królową Wszystkich Cipek?
Miss Pamela[61] obsmarowuje wszystkich, których uważała za konkurencję. Lori
i Sable miały to w dupie. Nie interesowała ich rywalizacja. Nie musiały z nikim
rywalizować. Każda gwiazda rocka, która przyjeżdżała do Los Angeles, chciała się
z nimi spotkać, nie na odwrót. Każdy mówił: „Musimy spotkać się z Sable Starr
i Lori Maddox, musimy się spotkać z Rodneyem Bingenheimerem i Kim Fowley”.
Będąc w Los Angeles, po prostu trzeba się było spotkać z pewnymi ludźmi.
S ABLE S TARR David Bowie przyjechał do miasta i chciał się ze mną zobaczyć,
więc nie musiałam za nim biegać. To były szalone czasy, każdego dnia byłam
w drodze z jednego hotelu do drugiego, bo Silverhead[62] zatrzymali się
w The Hyatt House, a Bowie był w Hiltonie, więc ciągle krążyłam między tymi
dwoma miejscami. Poszłam spotkać się z Davidem Bowiem. Było śmiesznie, bo
Bowie to biseksualista. Podróżował z nim wówczas facet o imieniu Freddy, bardzo
ładniutki.
Usiadłam Davidowi na kolanach i stwierdziłam: „Faktycznie masz oczy
w dwóch różnych kolorach”. I tak dalej w tym stylu, trzeba powiedzieć, że jestem
w tym niezła. Większość dziewczyn jest naprawdę nieśmiała, po prostu siedzą
i czekają. A ja od razu siadłam mu na kolanach.
„Jesteś urocza – wreszcie to zauważył. – No sam powiedz, Freddy, czy ona nie
jest urocza?”. „Będziemy się dziś pieprzyć?” – spytałam. Nie owijałam w bawełnę.
David zaczął się śmiać, a ja dodałam: „Mówię serio”. Na to on: „Byłoby miło, ale
nie lubię Queenie. Lubię za to Lori”. „No cóż – odparłam – pozbędziemy się
Queenie, a później spotkamy się z tobą w The Rainbow”. Zgodził się. Więc Lori
i ja wróciłyśmy do The Hyatt House i zaczęłyśmy wrzeszczeć: „Będziemy się
pieprzyć z Davidem Bowiem!”. Ależ byłyśmy podekscytowane! Poszłyśmy do
The Rainbow. To jeszcze jedna świetna rzecz związana z byciem groupie: na
piętrze w The Rainbow jest tylko jeden stolik. Siedzimy przy nim, David i ja,
razem z paroma innymi osobami. A wszyscy twoi znajomi patrzą w górę i widzą
cię – super, naprawdę super.
I wtedy do naszego stolika podchodzi jakiś facet i mówi: „Ty jesteś David
Bowie? Zabiję cię”. Jakiś ześwirowany hipis, próbował go uderzyć. Ochroniarz
Davida zrzucił gościa z schodów, ale David wpadł w panikę. Był ostrym
paranoikiem – wkręcił się w laleczki wudu i takie klimaty – i mówi: „Może lepiej
wrócić do domu i tam sobie pośpiewać… Ten typ próbował mnie zabić!”. Wlecze
mnie po schodach, a tu ze wszystkich stron schodzą się dziewczyny i proszą:
„David, weź mnie ze sobą”. Ale on pokazuje na mnie: „Nie, dziś w nocy jestem
z nią”. Idziemy do samochodu, a tamten facet wrzeszczy: „Jutro przyjdę na twój
koncert i cię, kurwa, zabiję! Mam broń”. To było mocne.
Pojechaliśmy do hotelu i rozsiedliśmy się. Musiałam pójść do łazienki, David
wszedł do środka, z papierosem w jednej dłoni i kieliszkiem wina w drugiej. Zaczął
mnie całować – nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Zaliczyłam już
wprawdzie takie kapele jak Roxy Music i J. Geils[63], ale David Bowie był moją
pierwszą gwiazdą tego kalibru.
Poszliśmy więc do sypialni i pieprzyliśmy się przez wiele godzin. David był
świetny. Nie wiem, gdzie podziała się Lori. Zawsze gdzieś tam była, ale nigdy nie
wiadomo gdzie. Zbudziłam się rano, a David stwierdził, że muszę już iść, bo zaraz
będzie tu jego żona, Angie. Zaczęłam gadać, że z nią też chciałabym się spotkać,
i takie tam. David powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, i dał mi bilety na
swój koncert w Long Beach. Myślę, że mu się spodobałam, i to bardzo. Po tej nocy
stałam się dość sławna, bo poszła fama, że jestem cool. Przeleciała mnie
prawdziwa gwiazda rocka.
S ABLE S TARR Trzeba powiedzieć, że moi rodzice zawsze bardzo przejmowali się
szkołą. Pozwalali mi balować nawet do szóstej rano, o ile chodziłam do szkoły.
A ja mając piętnaście lat, szkoły po prostu nienawidziłam. Musiałam mieć kuratora
sądowego. To właśnie wtedy zamieszkałam z Iggym Popem w Hollywood Hills
i przez jakiś miesiąc wagarowałam.
L EEE C HILDERS Iggy sprowadził Sable do domu i chciał, żeby została tam na
stałe, na co nie miałem zamiaru się zgodzić. W tym czasie w mojej klitce nad
garażem mieszkał oczywiście jeden cudowny chłopaczek, którego Cyrinda
wyrwała dla mnie w Whisky a Go Go. Nie miałem więc za wiele argumentów
przeciwko wprowadzeniu się Sable, ale udało mi się w końcu odwieść Iggy’ego od
tego pomysłu. Ostatecznie Sable nigdy tak naprawdę nie zamieszkała z Iggym,
przesiadywała tylko u niego dużo czasu.
Sable miała dobre serce i lubiłem ją, miała tylko kompletnego świra na punkcie
tygodnika „Billboard” i aktualizowania listy sław, z którymi się przespała. Kiedyś
zatrzymał się u nas Wayne County i Sable zaczęła się do niego bardzo ostro
dobierać. Wayne powiedział: „ALE JA JESTEM PEDAŁEM!” . Sable pomyślała sobie
zapewne: „No i co z tego? Jesteś następny na liście!”. Rozebrała się do naga,
podcięła sobie nadgarstki i rzuciła się do basenu. Unosiła się na wodzie z twarzą do
dołu, krew z niej się lała, w końcu nie wytrzymałem i mówię: „Wayne, musimy ją
wyciągnąć!”.
A Wayne: „Dlaczego nie dać jej się utopić? Zaniesiemy ją potem nad urwisko
i zrzucimy. Nikt nie będzie wiedział, skąd się wzięła”. W końcu udało mi się ją
jakoś chwycić, zwisając z krawędzi basenu – wytaszczyłem ją, owinąłem kocem,
opatrzyłem jej rany i przekazałem Coral, która zapakowała ją do samochodu
i gdzieś wywiozła.
I GGY P OP Goście z MainMan umiejętnie odsuwali nas na boczny tor. Gdy płyta
Raw Power była gotowa, nie zorganizowali nam trasy, nie załatwili nam
koncertów. Mieliśmy zrobić amerykańskie tournée, a skończyło się na jednym
jedynym koncercie w Detroit. Ale ludzie i tak byli zachwyceni. Koncert był bardzo
udany artystycznie, tylko oczywiście miałem problem w rozgłośni radiowej.
Wszystko, co związane ze mną, było problemem. Ha. To ja byłem problemem.
Nadal nim jestem.
Chodziło o to, że kiedy ukończyłem Raw Power, moje standardy różniły się od
standardów innych ludzi. Tylko tak potrafię to ująć. Chciałem, żeby muzyka
wychodząca z głośników chwytała słuchacza za gardło, waliła jego głową o ścianę
i po prostu go zabijała.
Tego właśnie chciałem. I czułem, że to, co robię, to jeszcze nie to. Bez względu
na to, jak kombinowałem, nie potrafiłem tego osiągnąć. Nie umiałem uzyskać
wysokich tonów, które raniłyby tak głęboko, jak chciałem, nie umiałem uzyskać
basów, których uderzenie byłoby wystarczająco bolesne, rytm nie był tak mocny
jak trzeba… i tak dalej. Robiłem więc kolejne miksy, jeden za drugim, i popadałem
w coraz większe szaleństwo.
A efekt i tak nie był wystarczająco mocny, rozumiesz?
Mówiąc krótko, straciłem dystans – artyści tak mają. Dragi pewnie to tylko
pogłębiły. Więc po prostu poszedłem do rozgłośni radiowej, nie pamiętam
dlaczego, bo raczej nie jestem gościem w typie akwizytora, który gada: „Cześć,
jestem fajny. To naprawdę super być w rock’n’rollowej branży, a oto moja nowa
taśma, he, he, he”. Musi się przecież coś dziać, no nie? No to poszedłem tam,
zdjąłem w studiu wszystkie ciuchy i zacząłem nawijać na antenie: „Cześć, siedzę tu
sobie na golasa…”.
L EEE C HILDERS Iggy rozebrał się do naga i zaczął się brandzlować na antenie!
I komentował to na bieżąco: „Zdjąłem z siebie wszystko, bawię się właśnie swoimi
jajami…”.
Później zamknął się w windzie stacji radiowej z Cherry Vanillą i próbował ją
zgwałcić!
Tony’ego DeFriesa mało szlag nie trafił, tak się wściekł.
L EEE C HILDERS Sam nie mogę uwierzyć, że to ja jestem bohaterem tak paskudnej
historii. Zadzwonił do mnie Tony DeFries i mówi: „Powiedz Iggy’emu i reszcie, że
MainMan już się nimi nie zajmuje. Niech się wynoszą i niech to zrobią zaraz”.
Poszedłem do Iggy’ego. „Przykro mi – zaczynam – ale MainMan przestało was
lubić i musicie się stąd zmywać”. Nie było żadnego: „Oto wasze bilety na powrót
do Detroit”, żadnego: „Macie dwa tygodnie na wyprowadzkę”, żadnego: „Masz
ochotę na hamburgera?” – nic z tych rzeczy. Był konkret: „Firma was już nie chce,
jesteście zwolnieni. Won. I to już”.
I GGY P OP Leee powiedział: „No tak, wywalili was z powodu dragów, a ja mam
dowód rzeczowy”. Mieli poczerniałą łyżeczkę z mojego pokoju, ha, ha, ha. Leee na
zlecenie MainMan zbierał w moim pokoju dowody rzeczowe.
Na ich obronę muszę przyznać, że The Stooges – z ich perspektywy – byli
zespołem, którego nie da się posłać w trasę. Musieli stwierdzić: „Ci goście to
szaleńcy – wokalista atakuje publiczność, wszyscy są nawaleni, komunikacja
z nimi szwankuje, ich piosenki nie nadają się do radia, perkusista w ogóle z nami
nie rozmawia, nie rozmawia nawet z managerem, coś tam najwyżej burknie jak
młodociany przestępca: „Nie odzywaj się do mnie, grr… wrr…”.
Więc w sumie mogłem ich zrozumieć. Ale ja sam tak na nas nie patrzyłem,
widziałem to wszystko inaczej. Uważałem, że jesteśmy świetni. Uważałem, że
jesteśmy najlepszą kapelą na świecie. Wiedzieliśmy, że to, co robimy, jest lepsze
od wszystkiego, a na pewno z większym wykopem.
L EEE C HILDERS Iggy dosłownie trafił na bruk. Miał gdzie spać, Iggy nie jest
frajerem, ale i tak wylądował w rynsztoku. Przewrócił się i nawalony leżał
w rynsztoku na Sunset Boulevard i nikt go nawet nie podniósł. Ludzie mieli to
gdzieś, był dla nich pajacem. To pokazuje, jak niewiele dla rock’n’rollowego
światka znaczył w tym czasie Iggy Pop. A na dowód własnej hańby muszę dodać,
że ja też nie wskoczyłem do taksówki i nie pojechałem, żeby zgarnąć go z ulicy.
Nie powiedziałem: „Wstawaj, stary, nie obchodzi mnie, co ma do powiedzenia
Tony DeFries, zbieraj się, stań na nogi i uważaj na siebie”.
Zamiast tego słyszałem opowieści: „Zeszłej nocy Iggy przewrócił się przed
Whisky a Go Go, wszyscy się śmiali, a on leżał w rynsztoku, mały włos,
a stuknęłaby go taksówka…”.
I GGY P OP Coral miała mnie dość. Wypadłem z obiegu. Byłem, kurwa, na topie,
a potem zleciałem – i ona to widziała. Traciłem cały swój wdzięk. Jeśli nie masz
atutów ani wdzięku, dziewczyny cię nie chcą. W końcu to jest Ameryka.
S TEVE H ARRIS W maju 1973 roku, rok po nagraniu, w końcu ukazała się płyta
Raw Power. CBS było takie wielkie, że znajdowało się jeszcze bardziej poza moim
zasięgiem niż Elektra. Kiedy wyszła Raw Power, wpadłem na pomysł – moim
zdaniem całkiem dobry. Zadzwoniłem do niejakiego Sama Hooda, który zajmował
się koncertami w Max’s, i zaproponowałem, żeby zaklepać dla Iggy’ego tydzień
grania o północy. Sam powiedział: „Super, robimy to”. Więc Iggy zaczyna te swoje
występy w Max’s, wytwórnia to widzi, ale nadal ma go za pajaca. Ale nagle wokół
tych koncertów zaczyna się robić szum, bo Iggy tarza się po rozbitym szkle. Robił
to przez trzy noce z rzędu, a tego szkła było tak dużo, że naprawdę się pokaleczył.
I to poważnie.
B EBE B UELL Nagle z dość niewielkiej ranki na klatce piersiowej Iggy’ego zaczęła
lać się krew.
N ITEBOB Iggy wyglądał koszmarnie. Był cały zalany krwią. Chciał jednak
dokończyć występ, więc nie przerywał. Byłem w szoku. Powiedziałem mu: „Po
prostu przestań!”. Reszta kapeli też powtarzała: „Stop!”. Ale Iggy cisnął, żeby grać
dalej.
Kiedy zszedł ze sceny, powiedziałem mu: „Człowieku, zraniłeś się, coś z tym
trzeba zrobić”. On sam uważał, że to nie problem, ale Alice Cooper stwierdził, że
powinien pójść do szpitala.
B EBE B UELL Wszyscy uznali, że szwy wyglądają naprawdę seksownie. Iggy zrobił
sobie dwudniową przerwę od występów w Max’s, żeby odzyskać siły – to właśnie
wtedy się poznaliśmy. Było to na koncercie The New York Dolls w The Felt
Forum. Iggy był całkiem rozjebany. Krwawił, bo ktoś walnął go czymś w głowę.
Nikt nie zwracał na niego uwagi, ludzie dosłownie deptali po nim.
I GGY P OP Tego wieczora, kiedy grali The Dolls, byłem w mieszkaniu Lou Reeda.
Poprosiłem go o kilka tabletek valium, dał mi je, a potem stwierdziłem: „Muszę się
zbierać, idę na koncert The New York Dolls”.
Zanim dostałem się do The Felt Forum, zderzyłem się czołowo z drzwiami
i miałem na głowie wielki opatrunek, z którym wyglądałem jak jednorożec
z ujebanym rogiem.
B EBE B UELL Iggy wyglądał okropnie. Potykał się i upadał, wszyscy byli
zażenowani. Było mi naprawdę przykro oglądać go w takim stanie. Pomyślałam, że
to strasznie smutne: był naprawdę bezradny, w totalnej rozsypce, nie miał siły się
podnieść. Miotał się tylko, na głowie miał wielką ranę. Cały zalany był krwią, ale
nikt mu nie pomagał, nawet David Johansen, zawsze tak dobroduszny. David
nawijał: „Nie no, kurwa, jeszcze tego tylko potrzebujemy, żeby Iggy robił oborę na
naszej sali…”. Todd Rundgren rzucił: „Zostaw go”, ale ja stwierdziłam, że wytrę
mu chociaż głowę ścierką czy czymś.
Zorganizowałam więc kawał szmaty i podeszłam do niego. Wiem, że to zabrzmi
zajebiście ckliwie, ale obwiązałam mu głowę, a on powiedział: „Naprawdę się
o mnie troszczysz”. Normalnie, kurwa, opera mydlana. „Naprawdę się o mnie
troszczysz” – tak powiedział. A ja: „Nie znam cię na tyle dobrze, żeby można było
mówić o trosce, ale gdybyś umarł i nie nagrał już więcej żadnych płyt, to byłabym
bardzo nieszczęśliwa”.
„Gdzie mieszkasz, mała?” – pyta Iggy. Wiesz, o co chodzi: „Lubię cię, masz
jakąś chatę, jakąś kasę?”. Odpowiedziałam mu: „Jestem dziewczyną Todda,
mieszkamy na Horatio Street”.
I przysięgam na wszystkie świętości, że Iggy nazajutrz zapukał do naszych
drzwi, chociaż kiedy podawałam mu adres, był totalnie zamroczony. Czy to nie
dowód, że ten gość jest geniuszem?
Nigdy bym nie przypuszczała, że w stanie, w którym się znajdował, zapamięta
„pięćdziesiąt jeden Horatio Street”. Następnego dnia nie tylko zameldował się
u nas, udając, że wpadł, żeby zobaczyć się z Toddem, którego dotąd w życiu nie
spotkał, ale na dodatek prezentował się niesamowicie. Był zupełnie trzeźwy,
właśnie wracał z pływalni… Wyglądał jak blond piękność, na której słońce złożyło
swój pocałunek.
Todd nie był dla mnie miły tego dnia, bo uważał, że zachowuję się jak
wariatka – za dużo imprezuję, za wiele czasu spędzam w Max’s, za często chodzę
na koncerty The Dolls. Tak więc Todd pakuje się, bo musi jechać do San Diego,
wychodzi kupić sobie skarpetki i dosłownie trzy sekundy po jego wyjściu zjawia
się Iggy. Todd wraca do domu, żeby dokończyć pakowanie, i natyka się na
Iggy’ego. Mówię mu: „Nie zaprosiłam go”, ale on mi nie wierzy. Wtedy Iggy
zaczyna: „Po prostu postanowiłem was odwiedzić, bo jesteście najmilszymi
ludźmi, jakich spotkałem zeszłej nocy. Podoba mi się w was to, że nie bierzecie
dragów, jesteście sympatyczni i macie taki czysty dom. Nie uwierzylibyście, jak
paskudne są niektóre miejsca, z którymi mam do czynienia. Nie kąpałem się od
trzech tygodni… Czy mogę skorzystać z waszej wanny?”.
Iggy jest uroczym skurwysynem i wie o tym.
Todd odciągnął mnie na bok i powiedział: „Wiesz dobrze, że on nas obrobi – to
ćpun. Wyniesie pół domu, nie powinnaś pozwolić mu, żeby tutaj został. Teraz
wyjeżdżam, gramy parę koncertów. Liczę, że w tej sytuacji sama znajdziesz
najlepsze rozwiązanie”.
Byłam z Toddem Rundgrenem od pięciu lat i zawsze robiliśmy skoki w bok, ale
nie zawsze mówiliśmy o tym, a w każdym razie nie obnosiliśmy się z tym. Kiedy
go poznałam, wierność była dla mnie bardzo ważna. Byłam naprawdę młoda,
miałam siedemnaście czy osiemnaście lat, i to on ukształtował wiele moich
poglądów na temat mężczyzn i związków. Zdałam sobie sprawę, że nie podpisuję
się pod filozofią wierności. Moje serce było rozbite na pięćdziesiąt tysięcy
kawałków, bo Todd zdradzał mnie od samego początku.
Więc kiedy zjawił się Iggy, rzec można, że Todd starał się być dojrzały, cool
i na czasie, ale ja i tak nie mogłam się doczekać, aż wreszcie sobie pójdzie do
diabła. Zadurzyłam się w Iggym. Totalnie mi odbiło. Ale wcale nie zaczęło się od
dzikiego seksu. Poszliśmy do kina, na Papierowy księżyc, jedliśmy hamburgery –
nie mogłam tylko zrozumieć, czemu Iggy cały czas przysypia.
Iggy potrafił zasnąć w dowolnym miejscu. Nie wiedziałem, co się, kurwa,
dzieje, bo chociaż ćpał wszystko, robił to bardzo dyskretnie. Pamiętam, jak wpadł
do nas mój przyjaciel, David Croland, zobaczył Iggy’ego i mówi: „Bebe, on
przysypia”. A ja odparłam: „No wiesz, jest naprawdę zmęczony. Był długo
w trasie…”.
David przewrócił oczami i powiedział: „Taa… jasne, jest zmęczony, Bebe. No
to ja już spadam”.
Tak więc Iggy stał się moim chłopakiem na dwa tygodnie, jednak nie
„oficjalnym”, bo miałam już chłopaka. Mieliśmy zatem romans, jak to się mówi
w branży, przy czym Iggy przez ten cały czas, gdy ze sobą kręciliśmy, męczył się
z powodu Todda. Nie podobało mu się, że mam chłopaka, z którym mieszkam.
Skłonił mnie na przykład do wymiany wody w łóżku wodnym – nie pytaj mnie, co
to miało znaczyć.
S TEVE H ARRIS Raw Power wydała Columbia. W CBS mieliśmy te same problemy
z Iggym, co w Elektrze. Nikt nie traktował jego muzyki poważnie. Nikt nie myślał
o tym jak o rock’n’rollu, chociaż ja wciąż powtarzałem: „Może wam się to nie
podobać, ale gdzieś tam są dzieciaki, które wiedzą, o co chodzi”.
Pomyślałem: „Faceci nie łapią tego, co rozumieją małe dziewczynki”[66].
ROZDZIAŁ 18
Lęk separacyjny
P ETER J ORDAN Connie była jedną z tych dziuń, które nagle, ot tak, bez okazji,
walą cię w twarz. Rozumiesz, żartujecie sobie, ona mówi: „Oj, ale śmieszne…” –
i wtem: CHLAST!
Była z niej wielka dziewucha, która mogła chlać dosłownie całymi dniami.
Balujesz sobie i nagle dostajesz od niej w łeb butelką, bo nazwałeś ją płaksą.
Rozumiesz, mówisz jej: „Weź już nie rycz…”, a ona: „Nie mów do mnie w ten
sposób, ty dupku!” – i CHLAST!
Arthur czuł miętę do wyrośniętych dziewczyn. Zawsze wynajdywał sobie jakieś
popieprzone, zajebiście wysokie dziewczyny, a im bardziej pierdolnięte, tym lepiej.
Sam był dość duży, miał prawie metr dziewięćdziesiąt. Lubił szwendać się po
nocy, po prostu to uwielbiał. Błąkał się o czwartej rano po Times Square, gdzie
spotykał te wszystkie swoje rosłe panny. Miał do nich słabość.
Przez życie Arthura przewinęła się niesłychanie długa lista tych olbrzymek. To
było niesamowite. Nie mogłem uwierzyć, że w każdym mieście w Stanach
Zjednoczonych jest tyle wyjebanych w kosmos lasek z pofarbowanymi włosami
i w czarnych podartych pończochach.
Skąd one się brały? Było ich milion, a wszystkie były wielkie i podobne do
siebie: miały metr osiemdziesiąt, chlały whisky z gwinta i zawsze łamały sobie
obcasy. Arthur wynajdywał je wszędzie.
Connie to był właśnie ten model. Była duża – miała duży tyłek, duże cycki –
i dużo się śmiała. Trochę się wtedy puszczała, więc była jedną z tych dziewczyn,
które noszą przy sobie nóż, bo jak się daje dupy, to raczej trzeba mieć coś do
samoobrony. Poza tym ani ona, ani Artur nie należeli do ludzi, którzy mają w domu
kuchnię. Nie musiała więc iść do żadnej, kurwa, kuchni i brać nóż z szuflady –
trzymała go w torebce.
E ILEEN P OLK Arthur powiedział mi, że kiedyś obudził się i zastał Connie klęczącą
na jego piersi z nożem, w jakiejś rytualnej pozie. Twierdził, że wzięła nóż i odcięła
mu część kciuka, którego używał, grając na basie.
Tak naprawdę wcale nie odcięła mu kciuka. Arthur obudził się, zobaczył Connie
z nożem i próbował jej go wyrwać. Connie nie chciała mu niczego odcinać –
chciała zrobić mu tym nożem coś dziwnego, a on próbował ją powstrzymać. Może
się tylko wygłupiała? Arthur dzielił się ze mną całą masą dziwacznych opowieści
o wszystkich tych groupies.
Na przykład o Ginny i Debbie, dwóch innych laskach. Też były wielgachne,
każda miała z metr osiemdziesiąt wzrostu, ale bawiły się ze sobą lalkami.
Rozumiesz, zapraszały się nawzajem na herbatki – w ten sposób spędzały czas.
Groupies takie właśnie były. Uważały, że fascynujące jest odgrywanie takich ról,
jak sadomaso, „będę czarownicą przez tydzień”, „będę się wkręcać w tarota” albo
„będę bawić się lalkami Barbie i udawać, że mam trzy lata”, czy też „będę urządzać
posiadówki z koleżankami i popijać opium zamiast herbaty”.
C YRINDA F OXE Nawet po próbie odcięcia Arthurowi kciuka Connie nadal chciała
z nim być, a Arthur też, jak sądzę, nadal chciał być z Connie. Nie wydaje mi się,
żeby on sam uważał, że stało się coś złego. To Syl w kółko mu powtarzał: „NIE!
NIE! NIE! NIE! Ona musi odejść, jest okropna, spójrz, co zrobiła!”.
N ANCY S PUNGEN The New York Dolls zainicjowali powstanie środowiska. Byli
w centrum uwagi. Od nich wszystko się zaczęło. Byli inni. Nikt nie ubierał się tak
jak oni, nikt nie mówił tak jak oni, nikt nie grał tak jak oni.
To była pierwsza kapela, z którą bujałam się non stop. Spałam z Davidem
Johansenem, spałam z Johnnym Thundersem, spałam z Sylem Sylvainem, spałam
z Jerrym Nolanem – spałam ze wszystkimi oprócz Arthura Kane’a.
J ERRY N OLAN Muzycy zawsze zdobywali laski, ale w inny sposób niż The Dolls.
The Dolls odbierali wszystkie laski innym muzykom, z każdej kapeli. Wszystkie!
Kiedy zjawialiśmy się w jakimś mieście, to dosłownie braliśmy je w posiadanie,
nie bujam.
Niekiedy byłem z tak cudownymi dziewczynami, że sam nie mogłem w to
uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie mogłem uwierzyć,
że niektóre z tych dziewczyn idą ze mną do łóżka. Były prześliczne.
Mieliśmy najpiękniejsze kobiety na świecie. Mówiłem Johansenowi: „Jezu
Chryste, David, wyobrażałeś sobie, że kiedykolwiek choćby dotkniesz takiej
ślicznotki? To niemożliwe”.
Zdarzały się noce, że spaliśmy z tymi samymi kobietami. One leżą z nogami
wycelowanymi w sufit, a my patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem. Raz, gdy
uprawialiśmy seks z tymi dziewczynami, w radiu puścili Looking for a Kiss. Mile
nas to połechtało. Śmialiśmy się tak bardzo, że nie mogliśmy się bzykać.
S ABLE S TARR The Dolls zajechali limuzyną, pierwszy wysiadł Johnny Thunders.
Miał na sobie to samo wdzianko z czerwonej skóry, które widać na okładce
pierwszej płyty. Od razu poczułam, że do czegoś między nami dojdzie. I tak się
stało. Poprosił mnie, żebym została z nim na noc, a nazajutrz od razu wytoczył
ciężkie działa: „Naprawdę bardzo cię lubię, jesteś dla mnie bardzo ważna, mówię
serio – no, kocham cię po prostu. Wyjdziesz za mnie? Wrócisz do Nowego Jorku
i zamieszkamy razem?”.
P ETER J ORDAN Oczy Johnny’ego i Sable spotykały się, potem spotkały się ze sobą
ich lędźwie i spędzili razem trochę czasu. Myślę, że Sable była dość zaskoczona
intensywnością i namiętnością tej relacji, była raczej przyzwyczajona do tego, że
ktoś się z nią pieprzy, a potem wyrzuca z pokoju. W tym czasie Johnny kręcił
z Cindy Lang, która była dziewczyną Alice’a Coopera. Cindy mieszkała
z Alice’em, ale jego nigdy nie było w mieście, bo robił kasę, wciąż w trasie.
Dlatego Cindy spotykała się z Johnnym. Nie było w tym nic wyjątkowego. Jak to
mówią: takie rzeczy się zdarzają…
Wydaje mi się, że Sable, zanim zeszła się z Johnnym, miała poważny romans
z jednym z tych palantów z Led Zeppelin czy z którejś z tych kapel. I ten gość
olewał ją, i to całkiem dosłownie. Tak więc Sable była, jak sądzę, zdziwiona, że
Johnny tak bardzo się w to angażuje.
S ABLE S TARR Miałam zaledwie szesnaście lat, było lato, a moja matka zaczęła
mnie namawiać, żebym zapisała się do szkoły. Więc uciekłam. Manager The Dolls
nie pozwolił mi lecieć do San Francisco. Powiedział: „Jeśli ona się tam zjawi,
odwołuję trasę”, więc pojechałam prosto do Nowego Jorku. Moja matka
zadzwoniła na policję. Detektywi ruszyli w trop za The Dolls i złapali zamiast mnie
inną groupie, która tak jak ja miała tlenione włosy. „Nie jestem Sable Starr! – darła
się. – Jestem Cyrinda Foxe, a wy mnie popamiętacie!”.
C YRINDA F OXE Pracowałam w Teksasie jako modelka. Mieli grać The Dolls,
poszłam więc ich przywitać. Czekam sobie na lotnisku, aż tu nagle widzę, jak ze
wszystkich stron schodzą się stanowi mundurowi, wielkie i straszne bydlaki, nawet
nie gliny, tylko Texas Rangers[67], i otaczają teren.
Pomyślałam: „Kurczę, znam już te klimaty, tacy goście nie zjawiają się, o ile nie
dzieje się coś poważnego…”. I wtedy zobaczyłam, że jest z nimi kobieta, też
w mundurze, i poczułam, że zaraz stanie się ze mną coś strasznego. Wiedziałem, że
Rangersom nie wolno mnie dotykać, ale była tam jeszcze ta kobieta, która ciągle
mi się przyglądała. Wstałam i przesiadłam się, żeby sprawdzić, czy nadal będą
mnie obserwować. Oczywiście nie przestali. Przeraziłam się nie na żarty. Chciałam
podejść i zapytać wprost: „Co się tak gapicie?”. A wtedy do poczekalni weszli
The Dolls, a tamci – CAP! – skoczyli na mnie.
Myśleli, że jestem szesnastoletnią uciekinierką Sable Starr. Jak to usłyszałam,
bardzo się ucieszyłam, bo to znaczyło, że mając dwadzieścia jeden lat, nadal mam
w sobie seksapil szesnastki.
Oczywiście, że Sable z nimi nie było. Johnny był na tyle bystry, że posłał ją
prosto do Nowego Jorku. A oni myśleli, że Sable to ja. Musiałam im pokazać swoje
zdjęcia zamieszczone w „Life”. Akurat w tym miesiącu była moja fotka, full color,
z Elvisem Presleyem. Miałam wszystkie odbitki, na których jestem ja i Elvis, albo
ja i faceci z Grease. W końcu stwierdzili: „No cóż, chyba rzeczywiście nie jesteś
Sable”.
Boże, naprawdę nienawidziłam za to Johnny’ego Thundersa, ale i tak dostał za
swoje. Będąc w Teksasie, The Dolls wozili się rolls-roycem i zatrzymała nas
policja. Myślę, że gliniarze znali The Dolls. Johnny miał na sobie czerwone
skórzane spodnie, a pod spodem nic. Gliny kazały wszystkim wysiadać
z samochodu. To było naprawdę zabawne: The Dolls, wszyscy z natapirowanymi
włosami, i Johnny w tych swoich czerwonych portkach, tak opiętych, że widok nie
pozostawiał dużego pola dla wyobraźni. Znaczy akurat to, co było widać, było
całkiem duże. Więc gliny myślały, że może Johnny trzyma w spodniach jakieś
dragi, że ma tam schowek czy coś. Johnny był wredny. Rozpiął spodnie i pokazał
wszystko, co ma… I nie był to bynajmniej wielki wór z trawą!
No i co było potem? Johnny trafił prosto do pierdla. Musieliśmy trochę
wyskoczyć z kasy, żeby go stamtąd wydostać.
E ILEEN P OLK Zaraz po tym, jak The Dolls wrócili z tej trasy, spotkałam Arthura
w The Cobra, nocnym klubie słynącym z tego, że trzymali tam żywą kobrę
w małym szklanym zbiorniku. Upiliśmy się razem, a wszyscy dookoła mówili:
„Ale byłaby z was świetna para. Arthur, zerwij z Connie i spiknij się z Eileen, jest
taka fajna”.
Nie miałam pojęcia, kim jest ta cała Connie. Widziałam ją kiedyś, ale nawet nie
orientowałam się, co ją wiąże z Arthurem, bo dopiero co się poznaliśmy. Tego
wieczora Arthur wyznał mi, że spotyka się z kobietą, która doprowadza go do
obłędu. Powiedział: „Próbowała odciąć mi kciuk. Nienawidzę jej, nie chcę się z nią
już widzieć, kocham tylko ciebie, bla, bla, bla”.
Kiedy Arthur skończył pokazywać mi bliznę na swoim kciuku, odezwałam się:
„No to świetnie. Zerwij z nią i jesteśmy razem”.
Nieco później po raz pierwszy spotkałam Connie, na zapleczu Max’s.
Próbowała mnie pobić, ale Arthur ją powstrzymał. Wrzeszczała: „Ty pizdo, co
robisz z moim chłopakiem?”.
Arthur wydarł się na nią. On też potrafił być naprawdę paskudny. Kiedy wpadał
we wściekłość, było strasznie. Więc Arthur zasłonił mnie swoim ciałem, zanim
Connie zdążyła mnie uderzyć. Byłam dziewiętnastolatką z Garden City na Long
Island – bicie się z drugą dziewczyną było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Nie
przyuczano mnie do ulicznych bijatyk z kobietami. To była domena mężczyzn.
Ale bójki, które toczyłam z Connie, będąc z Arthurem, były niczym
w porównaniu z napierdalanką, do której doszło rok później, kiedy
rywalizowałyśmy o Dee Dee Ramone’a. Nasz konflikt o Arthura to po prostu
dziecinna sprzeczka, gdy zestawić go z szarpaniną o względy Dee Dee. Wtedy było
naprawdę ostro.
S ABLE S TARR Mieszkałam z Johnnym w Nowym Jorku, ale nic z tego nie wyszło.
Mieliśmy się pobrać. Mieliśmy mieć dziecko. Zaszłam w ciążę, ale usunęłam.
Johnny próbował zniszczyć moją osobowość. Chciał, abym grzecznie siedziała
i była cicho albo mówiła mu, że go kocham, dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Lubiłam biegać tu i tam i dobrze się bawić, ale zmieniłam się dla niego. Mam na
myśli to, że stałam się typem osoby, którą chciał, abym była – kimś, kto po prostu
siedzi cały dzień w domu.
Kiedy z nim byłam, zwyczajnie nie byłam sobą, nie byłam Sable Starr. Johnny
naprawdę zniszczył kogoś takiego jak Sable Starr. Namówił mnie, żebym
wyrzuciła do spalarni wszystkie moje dzienniki i wszystkie telefony do znajomych,
podarł mój album z wycinkami… Ten album był naprawdę niezły. Miałam w nim
wszystko.
Po czymś takim byłam po prostu zmasakrowana. Dlatego czułam się źle:
upadłam tak nisko, będąc przecież superlaską.
C YRINDA F OXE Od razu wiedziałam, że Sable nie będzie pasować. Nie była
wystarczająco na czasie. Była zwykłą dziewczyną z Los Angeles. Miała dom, gdzie
mogła wrócić i się przebrać, a potem wyjść i się bawić. Myślała, że wszystko to
tylko brokat i szpan – a potem trafiła do Nowego Jorku. Tutaj jest ciut trudniej, co
nie?
Johnny Thunders autentycznie zadurzył się w Sable, ale miał taki zwyczaj, że
tłukł dziewczyny, z którymi był. Po raz pierwszy spotkałam Sable właśnie po
jednej z bijatyk z Johnnym. Miała rozciętą dolną wargę, siniaki na twarzy. Była
brudna. A jej ciuchy z pewnością nie były już ładniutkie, jak wtedy, gdy po raz
pierwszy się z nim spotkała. Powiedziałam jej: „Dziewczyno, co ty wyrabiasz? Po
prostu zmiataj do domu!”.
S ABLE S TARR Johnny to był świr. Świr i szuja. Chory, popieprzony facet. Ta jego
szaleńcza zazdrość brała się w dużej mierze stąd, że był Włochem. Za każdym
razem, gdy przyłapał mnie na rozmowie z innym gościem… Kiedy więc Johnny po
raz czwarty czy piąty próbował mnie zabić, pomyślałam, że lepiej zrobię, jak wrócę
do domu.
P ETER J ORDAN Nie wiem, czy ktokolwiek naprawdę kiedyś myślał, że jesteśmy
gejami. Zresztą był tylko jeden koncert, na którym wystąpiliśmy w kieckach.
Wszyscy, z wyjątkiem Johna, który powiedział: „Chuj wam w dupę, ja żadnej
sukienki nie włożę!”.
R ONNIE C UTRONE The Club 82 był słynną dawną pedalską miejscówką, w której
Errol Flynn wyciągał fiuta i grał z nim na fortepianie. To było dzikie miejsce, ale
potem zupełnie padło. Pewnej nocy moja dziewczyna Gigi powiedziała: „Musisz
odwiedzić moją rodzinę”. Poszliśmy więc do The Club 82. Zastaliśmy tam
starszego człowieka imieniem Pete, były też dwie cioty w podeszłym wieku,
Tommy i Butch, pracujący jako barmani. I to już wszystko: troje transwestytów
i jeden klient przy barze. No i Pete, Tommy i Butch mówią do Gigi: „Ej, może
mogłabyś nakręcić dla nas jakiś biznes?”. W tamtych czasach Gigi i ja rządziliśmy
w Nowym Jorku. Gigi była zwariowana. Ja również trochę szalałem, bo właśnie
rozstałem się z moją dziewczyną i ostro popijałem z Gigi – pieprzyliśmy się sześć
razy dziennie, co wieczór chodziliśmy na balety, to było nasze życie.
Byliśmy popularną nowojorską parą. Cokolwiek mówiliśmy, ludzie słuchali.
Gdy twierdziliśmy, że coś jest dobre, to było dobre. Tak więc chadzaliśmy do
Max’s i mówiliśmy: „Ej, dosłownie za rogiem jest to świetne miejsce, gdzie można
się nieźle zabawić, The 82 Club na Czwartej”. I już niebawem to właśnie TAM
należało bywać.
E ILEEN P OLK Wszyscy chodzili do Max’s, a potem, kiedy The New York Dolls
zagrali ten swój słynny koncert w The Club 82, podczas którego wystąpili
w sukienkach, zaczęłam bywać również tam. The Club 82 był kultową knajpą dla
transwestytów na Czwartej. Dosłownie za rogiem miało powstać CBGB , ale jeszcze
nie wtedy. Bardzo wcześnie zaczęłam chodzić do The Club 82 i przyjaźniłam się ze
wszystkimi drag queens. To właśnie tam poznałam Rachel, dziewczynę Lou Reeda.
Rachel była bardzo kobiecą drag queen i była naprawdę miła. Drag queens ogólnie
mnie lubiły, ale Rachel była najsympatyczniejsza. Pewnej nocy schlała się bardzo
i wyznała mi, że nigdy nie mogłaby być facetem, ze względu na niewielki rozmiar
swojego fiuta. Potem mi go pokazała i faktycznie był mały. Powiedziałam: „Nie
przejmuj się, Rachel. Nie przejmuj się”, a ona odparła: „Cóż, niech już będzie tak,
jak jest, bo lepiej mi wychodzi bycie kobietą niż mężczyzną”.
Potem spotkała Lou Reeda, który okazał się spełnieniem jej snów. Najwyraźniej
była to miłość od pierwszego wejrzenia. Rachel powiedziała: „Poznałam Lou
Reeda! Udało się! Sukces! Wiedziałam, że tak się stanie! Coś mi się przydarzy, i to
jest właśnie to: zakochałam się”. Była wręcz w ekstazie.
Lou po prostu siedział w kącie, a Rachel przepędzała wszystkich od niego.
Każdemu oświadczała: „Nie chcę, żeby ktokolwiek się do niego zbliżał. Nie chcę,
żeby ktokolwiek z nim rozmawiał. On jest mój”. I wszyscy to szanowali. Wszystkie
pozostałe drag queens trzymały się od niego z daleka, podobnie jak wszystkie
kobiety. Rachel mówiła: „On jest mój”, ale nikomu nie groziła. Czułam, że
wszyscy naprawdę chcą, żeby los się do niej uśmiechnął. A kiedy tak się stało,
wszyscy byli szczęśliwi.
A RLENE L EIGH To był szok, kiedy John zaczął ubierać się w błyszczące ubrania.
Robił zakupy w Granny Takes a Trip – już wtedy miał fioła na punkcie tych
wielkich butów na koturnach. W tym samym czasie zaczął chodzić z Rosaną.
R OSANA C UMMINGS Jakiś facet podwoził mnie ze szkoły do domu, a John miał
w zwyczaju kręcić się przed budynkiem, w którym mieszkałam, żeby mnie
zobaczyć. Strasznie się we mnie zadurzył, ale nie miał odwagi, żeby choćby ze mną
porozmawiać. Kiedy widziałam, jak tak sterczy pod moim domem, myślałam: „Co
za oblech!”.
No więc pewnego dnia, kiedy jeden gość podwiózł mnie pod dom,
postanowiłam sama zagadać do Johna. Pierwsze słowa, jakie padły z moich ust, to:
„Czy mógłbyś nauczyć mnie grać na gitarze?”. „A czego chciałabyś się
nauczyć?” – spytał John.
Odpowiedziałam: „The Twilight Zone”. Wiesz, ten numer, który leci: „Di-di-di-
da, di-didi-da, di-di-da, di-di-di!”. I tak zaczęliśmy rozmowę, z tym że ja wtedy
jeszcze dość słabo mówiłam po angielsku.
R OSANA C UMMINGS Pewnego razu John zobaczył moje zdjęcie zrobione przez
wujka. Był bardzo znanym fotografem, robił zdjęcia do wszystkich reklam Virginia
Slim, które wisiały w metrze. No i raz zrobił mój akt, oczywiście przyciskałam
kolana do klatki piersiowej, więc niczego nie odsłaniałam. Ale fakt, jestem na tej
fotografii zupełnie naga. Miałam wtedy siedemnaście czy osiemnaście lat.
Pewnego razu stoję sobie pod prysznicem, namydlam się cała, właśnie mam się
spłukiwać, a tu do domu wpada John. Znalazł to zdjęcie, wyciąga mnie spod
prysznica i wlecze korytarzem. Jestem cała w mydlinach, a on zamyka przede mną
drzwi!
Pytam go: „Jaja sobie robisz? To ze względu na to nagie zdjęcie?!”.
Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby ktoś właśnie wtedy przechodził?
A John wrzasnął: „Twój wuj to zboczeniec!”.
R OSANA C UMMINGS John nie mógł znieść tego, że mieszkałam kiedyś w Izraelu,
bo w tym czasie trzymał stronę Egiptu. Kiedy chciałam go wkurzyć, po prostu
mówiłam: „IZRAEL! ”.
To było tak: urodziłam się w Kairze, a potem wybuchła wojna, zgadza się? Po
wojnie WSZYSCY wyjechali do Francji, znaczy – wszyscy Żydzi, więc i ja tam
trafiłam. Potem niektórzy przenieśli się do Stanów Zjednoczonych, a inni osiedlili
się w Izraelu. Moja rodzina wybrała Izrael. Mieszkałam tam przez sześć lat,
a potem wyjechałam do Stanów Zjednoczonych. Mówię płynnie w kilku językach.
Moja matka nie znosiła stylu Johna. Zawsze powtarzała: „O co chodzi z tymi
podartymi dżinsami? Nie stać go na nowe? I czemu on nigdy nikomu nie mówi
»dzień dobry«?”.
J OHNNY R AMONE Jeśli chodzisz z jakąś laską, to normalne, że nie podobasz się jej
rodzicom. Po prostu nie znam takiej sytuacji, żeby rodzice lubili chłopaka swojej
córki i odwrotnie.
R OSANA C UMMINGS John chciał się ze mną ożenić. To ja nie chciałam wychodzić
za mąż. Czułam, że jesteśmy jeszcze za młodzi, więc powiedziałam mu, że z nim
zrywam. John dał mi wtedy w twarz, a potem nie spotykaliśmy się przez dwa
miesiące. Z tym że on codziennie przychodził pod dom i się darł. Mieszkałam na
jedenastym piętrze, a on stawał pod moim oknem i krzyczał: „ROSANA!
ROSANA! ”. Wszyscy sąsiedzi byli wściekli.
R OSANA C UMMINGS Pobraliśmy się w 1972 roku. Miałam dziewiętnaście lat. John
musiał wziąć ślub w jarmułce na głowie, bo byłam Żydówką, a on nie, oczywiście.
John wściekał się na tę jarmułkę – znaczy, że musi ją nosić – ale był gotów nawet
przejść na judaizm, jeśli dzięki temu mógł się ze mną ożenić. Naszym drużbą był
Richie Stern, jeden z najbliższych przyjaciół Johna.
T OMMY R AMONE Ja grałem cały czas, ale John zrezygnował z muzyki, odpuścił.
Mówiłem mu: „Słuchaj, powinieneś wrócić do grania, wiesz, masz w sobie to
coś…”.
T OMMY R AMONE John i ja spotkaliśmy Dee Dee w tym samym czasie. Właśnie
przeprowadził się do naszej okolicy. Wcześniej mieszkał w Niemczech.
J OHNNY R AMONE Owszem, Dee Dee był na paru koncertach The Dolls, ale ja
i Rosana chodziliśmy ich oglądać dosłownie co tydzień. Widzieliśmy The Dolls
chyba z pięćdziesiąt razy. Taki mieliśmy styl. To były początki zespołu, grywali
wtedy w The Mercer Arts Center – w składzie był jeszcze Billy Murcia – i wcale
nie ściągali tłumów, przychodziła może setka ludzi. Ale Connie była już w tym
gronie.
R OSANA C UMMINGS Kochałam The New York Dolls. Babylon – to był dopiero
kawałek! I cały ten brokat! To właśnie tam mogłam się pokazać w moich złotych
spodniach! Byłam chyba półnaga, bo John chciał, żebym tak się ubierała. On sam
nosił moje perły i czarną szminkę – a do tego bardzo wysokie buty obsypane
brokatem.
Pewnego razu wpadliśmy gdzieś na Lou Reeda i powiedziałam mu:
„Transformer to moja ulubiona płyta! Jest boska!”.
Później John wydarł się na mnie: „Powinnaś mu była powiedzieć, że twoja
ulubiona płyta to jego NAJNOWSZY ALBUM! Nikt nie chce słyszeć, że najbardziej
lubisz jego płytę sprzed pięciu lat!”.
Boże, on zawsze na mnie krzyczał!
D EE D EE R AMONE W tym czasie Johnny rzucił już ciężkie dragi. Za to zioła sobie
nie żałował – był pierwszą osobą, która poczęstowała mnie naprawdę dobrą trawą.
Nikt wtedy nawet nie wiedział, skąd ją brać, oprócz niego. Powiedział mi: „Dee
Dee, obiecuję, że weźmiesz tego trzy machy – i lecisz w kosmos!”.
Powiedziałem: „No dobra”. I miał rację!
J OHNNY R AMONE Kiedy przestałem brać ciężkie dragi, zacząłem ostro jarać trawę.
Siadałem, skręcałem dwadzieścia jointów, a potem spalałem wszystkie po kolei.
Znaczy paliliśmy anielski pył[69] w domu Richiego Sterna, nazywało się to „Hog”,
a potem szliśmy do delikatesów, a Joey miał już wtedy dość. W odróżnieniu od nas
nie mógł się po tym pozbierać. Nie był w stanie nawet podnieść głowy z poduszki –
przesypiał cały następny dzień.
Ale ja, no wiesz, miałem mocną głowę.
R OSANA C UMMINGS John zawsze liczył kluski na moim talerzu – chciał, żebym
ważyła nie więcej niż czterdzieści kilo. A ja miałam jakieś czterdzieści siedem.
Żebym więc zeszła do czterdziestu, John robił mi dzikie awantury w stylu: „Jak
śmiesz kłaść na talerz więcej niż osiem klusek?!”.
Kiedy szłam na górę odwiedzić rodziców, John ustalał mi czas, jaki mogę z nimi
spędzić.
Mówił: „Wolno ci iść na górę tylko na czterdzieści pięć minut! I niech ci nawet
do głowy nie przyjdzie, żeby tam coś zjeść! ANI MI SIĘ WAŻ!”.
Mówiłam więc mojej matce: „Przyszłam na pół godziny, nic nie jadłam, mamo,
przyrządź cokolwiek!”.
A kiedy szłam spać, John obwąchiwał mnie i wrzeszczał: „Jadłaś falafele?
Jadłaś falafele!”.
R OSANA C UMMINGS John mówił mi, jak mam się ubierać. Kazał mi chodzić
w miniówach tak krótkich, że cały tyłek mi wystawał. Ale w porządku, to nawet mi
pasowało. Pytałam tylko: „No dobra, a co z portierem w holu?”.
A John odpowiadał: „Chcę, żebyś wyglądała jak zdzira, bo jesteś moja. Jesteś ze
mną”.
Nie miałam z tym problemu, bo byłam mężatką. W końcu robiłam to dla niego,
a nie po to, żeby uwieść kogoś innego. Ale po jakimś czasie doszło to już do
takiego punktu, że John chciał, abym uprawiała seks z innymi facetami, a on będzie
się temu przyglądał.
Nie podobał mi się ten pomysł i odmówiłam mu.
Nie po to brałam ślub, żeby uprawiać seks z kimś innym, podczas gdy mój mąż
chowa się w szafie.
To nie był mój klimat.
John chciał, żebym siadła na ławce w parku i dała się wyrwać jakiemuś
facetowi, po prostu przyprowadziła go do domu i pieprzyła się z nim. A on miał się
gapić schowany w szafie.
Powiedziałam: „Nie ma mowy!”.
Ale on nie ustępował: „Kurczę, czemu nie chcesz zrobić tego, o co cię proszę?”.
„Nie mogę tego zrobić. – odparłam. – Po prostu nie jestem w stanie!”.
„Po prostu nie chcesz mnie podniecić – stwierdził. – Po prostu nie chcesz tego,
czego ja chcę!”.
Spytałam go wtedy: „Co to w ogóle jest za małżeństwo?”.
J OHNNY R AMONE Źle to wszystko robiłem. Niby nie byłem już dzieckiem, jednak
wciąż pozostawałem trudnym gnojkiem. Wiodłem w sumie życie pod kloszem. Ale
był we mnie jakiś niepokój, którego nie rozumiałem…
R ICHIE S TERN Zawsze zastanawiałem się, czy Rosana nie jest trochę biseksualna.
J OHNNY R AMONE Rosana była dość zwariowana. Z tego, co wiem, lubiła też
dziewczyny.
J OHNNY R AMONE Zawsze miałem poczucie winy, że zawiodłem Rosanę jako mąż.
Nikt inny nie zawinił, po prostu chciałem robić coś innego.
R OSANA C UMMINGS John wyznał mi: „Chcę być w zespole, ale nie umiem grać na
gitarze. Mogę tylko grać na basie…”.
„Co za skucha! – stwierdziłam. – Chcę gitarzysty! Chcę mieć w rodzinie
gitarzystę!”.
„Ale ja nie potrafię grać na gitarze!” – zaprotestował John.
„Wiesz przecież – powiedziałam mu – że podniecają mnie gitarzyści!”.
Bo gitarzysta to było dla mnie coś jak orgazm. Słuchanie rock’n’rolla było dla
mnie jak uprawianie seksu z gitarzystą.
„Dobra – zgodził się John – wezmę gitarę”.
Coś tam sobie brzdąkał, zawsze porównywaliśmy go z gitarzystą The Stooges.
A potem z gitarzystą Davida Bowiego. Ale palce zawsze mu krwawiły, więc mógł
tylko brzdąkać. Nie grał solówek. Nie potrafił tego.
John pytał mnie codziennie, dosłownie codziennie, o każdy dźwięk, każdy
akord: „Czy to było dobre?”.
I całe moje życie sprowadzało się do tego, żeby być pod ręką i dodawać mu
otuchy.
Więc mówiłam: „Tak, tak, tak, wal szybciej, szybciej, szybciej, zrób tak, żeby to
było jak orgazm!”.
A John: „Dobra”.
To było jak uprawianie seksu.
I RA N AGEL John grał na gitarze i nawet pisał piosenki, a potem zaczął mówić
o założeniu zespołu. Chciał, żebym dołączył, ale nie pasowało mi to, bo
angażowały mnie inne rzeczy, na przykład byłem drużynowym skautów. Ale John
ciągle mnie podpuszczał: „Czemu nie chcesz? No weź, będziemy najlepsi!”.
Myślę, że miałem inne powołanie, ale John nie był w stanie przyjąć do
wiadomości, że nie chcę przyłączyć się do jego zespołu. Wciąż powtarzał mi
naprawdę wredne rzeczy, w rodzaju: „Czemu nie chcesz tego robić? Czego się
boisz?”.
J OHNNY R AMONE Widziałem kiedyś film That’ll Be the Day z Davidem Essexem.
Rock’n’rollowy film oparty trochę na życiu Johna Lennona. Na samym początku
ojciec gościa, którego w dalszej części gra Essex, mówi mu: „Starałem się, ale za
bardzo mnie nosi, muszę wyjechać” i opuszcza chłopca i jego matkę.
Potem chłopiec dorasta, żeni się, jego żona zachodzi w ciążę, a on uświadamia
sobie, że chce być w kapeli. Mija sklep muzyczny, widzi na wystawie gitarę, widzi
swoją żonę – i film tak się kończy.
Pomyślałem: „To właśnie ja! Też jestem znudzony, niespokojny i dokładnie tak
samo się czuję!”.
Rozumiesz, poczułem, że jestem już gwiazdą.
CZĘŚĆ TRZECIA
Fabryka szczyn
1974–1975
ROZDZIAŁ 20
P ATTI S MITH Tym, co dało mi nadzieję na przyszłość poezji, był koncert Rolling
Stonesów w Madison Square Garden. Czuło się, że Jagger jest naprawdę zjebany.
Był wtorek, a on miał już za sobą dwa koncerty i był naprawdę na skraju
załamania – ale takiego, które przekształca się w magię.
Ledwie żywy, potrzebował energii publiczności. W ten wtorkowy wieczór nie
był rock’n’rollowcem. Bliżej niż kiedykolwiek było mu do poety, bo był tak
wykończony, że z trudem mógł śpiewać. Uwielbiam muzykę Stonesów, ale tym
razem na pierwszym planie była nie muzyka, tylko występ, nagi performance. To
był jego nagi występ, rytm, jego ruch, jego słowa – był tak skonany, że wygadywał
coś takiego: „Bardzo tu ciepło / ciepło ciepło ciepło / bardzo tutaj gorąco / gorąco,
gorąco / Nowy Jork, Nowy Jork, Nowy Jork / bang, bang, bang”.
Nie chodzi mi o to, że improwizował jakieś genialne rzeczy – ale samą swoją
obecnością na scenie potrafił trzymać słuchaczy w garści. To była czysta energia.
Gdyby pozostali muzycy zeszli tego wieczora ze sceny i zostawili Micka Jaggera
samego, mógłby być świetny jak żaden inny poeta. Mógłby deklamować niektóre
z swoich najlepszych tekstów, a publiczność byłaby równie zahipnotyzowana.
Zachwyciło mnie to tak bardzo, że prawie eksplodowałam, bo ujrzałam przed
sobą przyszłość poezji. Naprawdę ją ujrzałam, naprawdę ją poczułam, byłam
podekscytowana na maksa, myślałam, że wyjdę z siebie. Dało mi to wiarę, by iść
dalej.
P ATTI S MITH W występie scenicznym fizyczna obecność jest ważniejsza niż to, co
mówisz. Jasne, że jakość też się liczy, ale jeśli reprezentujesz wysoką klasę
intelektu, a twoja miłość do publiczności jest oczywista i silnie zaznaczasz swoją
obecność fizyczną – wszystko ujdzie ci na sucho.
W ILLIAM B URROUGHS Widzisz, Patti zaczęła jako poetka, później zwróciła się ku
malarstwu, a potem nagle objawiła się jako prawdziwa gwiazda rocka. To było
dziwne, bo nie sądziłem, że zdoła zajść daleko czy to w poezji, czy w pisarstwie,
tak od zera. A tu nagle jest gwiazdą rocka. Nie ma co do tego najmniejszych
wątpliwości.
D UNCAN H ANNAH Patti Smith spytała mnie, czy znam jakichś pianistów.
Odpowiedziałem: „Owszem, nawet mieszkam z jednym”. „Ale czy on kuma
rocka?” – chciała wiedzieć. „Cóż – odparłem – to raczej klasyczny pianista, ale
grywał tu i tam”.
Patti przesłuchała Erika Lee i grał z nią przez jakiś tydzień. Ćwiczyli jej
kompozycje – na przykład Land of Thousand Dances. W końcu Patti odwróciła się
do niego i powiedziała: „Eric, kiedy mówię: »Do you know how to pony?«, to nie
mam na myśli tańca”.
A on odparł: „Jasne, wiem”, choć był dość zażenowany, że Patti tak otwarcie
mówi o seksie.
D ANNY F IELDS Miałem romans z Richardem Sohlem, a Patti Smith i Lenny Kaye
mówili na mieście, że szukają keyboardzisty. Poznałem ich więc z Rickiem
i dobrze między nimi zatrybiło. Nawet nie wiem, jak wyglądało ich spotkanie.
Pewnie coś w rodzaju: „Mam taki pomysł: ty recytujesz swoje wiersze, a ja zagram
parę akordów…”.
P ATTI S MITH Jestem teraz w tym pokoju w tym mieście od tak dawna, że już go
nie widzę i, wiesz, nic mnie nie stymuluje. Ostatnio sporo sprzątałam w swoim
mózgu. Moje oczy nie widzą niczego wokół mnie. Wiele śniłam, nagrywałam opisy
tych snów i próbowałam wejrzeć do środka, ale mnie to nie przeraża. Czekam tylko
na tę chwilę, kiedy będę mogła wsiąść do pociągu lub samolotu i odjechać, wiem,
że gdzieś stąd pognam, bo muszę zobaczyć nowe rzeczy. Wydaje mi się, że to
Rimbaud powiedział, że potrzebuje nowej scenerii i nowego zgiełku – i ja też tego
potrzebuję.
ROZDZIAŁ 21
W rock’n’rollowym klubie
R ICHARD H ELL Tom Verlaine i ja poszliśmy na koncert The New York Dolls
w The Mercer Arts Center – ten zespół miał duży wpływ na to, że sam zapragnąłem
założyć kapelę. Granie rock’n’rolla było znacznie bardziej ekscytujące niż
siedzenie w domu i pisanie wierszy. Dawało nieograniczone możliwości. Chodzi
mi o to, że grając, mogłem zajmować się tymi samymi sprawami, co wtedy, gdy
pociłem się sam w swoim pokoju, aby złożyć nasze małe powielaczowe pisemko,
które przeczyta nie więcej niż pięć osób. No i nie mieliśmy wątpliwości, że
jesteśmy równie fajni jak tamci goście, czemu więc nie wyjść z tym do ludzi i tego
nie sprzedać?
Zanim wybraliśmy się zobaczyć The Dolls, Tom raz na parę miesięcy chadzał
z gitarą akustyczną na wieczorki folkowe[72] do jednego klubu w West Village. Nic
ponad to. Nie traktował tego zbyt poważnie. Ale napisał parę piosenek, nie wiem,
ile – pięć, może sześć. Były całkiem zabawne. Dużo się wtedy wygłupialiśmy. Ja
improwizowałem jakieś bzdety, a Tom grał na gitarze. Po prostu wygłupy.
Po koncercie The Dolls zacząłem cisnąć Toma, że zamiast brzdąkać te
akustyczne folkowe kawałki, moglibyśmy założyć zespół grający elektrycznie.
Zwlekaliśmy z tym, ociągaliśmy się i nic z tego nie wychodziło. Nie pamiętam
dokładnie, jak do tego doszło, ale w końcu Tom siadł ze mną i pokazał mi, jak
prosto gra się rock’n’rolla na basie. Myślałem, że żeby grać na jakimś
instrumencie, trzeba posiadać choćby niewielkie umiejętności, a ja nie miałem
żadnych. Ale dzięki Tomowi przekonałem się, jakie to proste, i to był moment,
w którym zapadła decyzja. Faktyczny początek zespołu, bo Tom znał już jednego
perkusistę z Delaware i niebawem zaczęliśmy razem próby. Ale naszą główną
inspiracją byli The Dolls.
R ICHARD L LOYD Terry zaczął drążyć temat zespołu, ale z tego, co złapałem, Tom
Verlaine nie był zainteresowany. Richard, Tom i Billy Ficca grali w kapeli
The Neon Boys i faktycznie zamieścili w „Creem” ogłoszenie mniej więcej takiej
treści: „Poszukiwany gitarzysta rytmiczny. Talent niepotrzebny”. Zgłosił się Dee
Dee Ramone, a także Chris Stein, ale chyba żaden z nich nie był wystarczającym
beztalenciem.
R ICHARD H ELL Próbowaliśmy zagrać z Dee Dee jeden kawałek, ale poległ.
Chwytał tylko akordy barowe – to wszystko, co potrafił. Do tego wystarcza jeden
palec. Mówimy mu: „No dobra, to jest w C”. Gra, ale nie to. Poprawiamy go: „C”,
a on: „Ach, no tak…” i zaczyna grać coś całkiem innego. Normalnie, metoda prób
i błędów. Wtedy my znowu: „Nie, stary, to nie to. Graj C!”.
Dee Dee patrzy na nas pytającym wzrokiem i trochę przesuwa palec… Kręcimy
głowami, więc on znów go nieco przesuwa… Był naprawdę zabawny. Na tym
przesłuchaniu zachowywał się jak mały szczeniak. W końcu musieliśmy mu
podziękować.
R ICHARD L LOYD Po heroinie mogłeś potem pić całą noc i w ogóle cię nie trzęsło,
nie upijałeś się, nic cię nie bolało, mogłeś grać na gitarze, jak nigdy wcześniej,
mogłeś pieprzyć się przez sześć czy siedem godzin non stop – jak maszyna, jak Mr.
Machine[74].
Nic złego nie może ci się stać. Należałem do tych, u których heroina
wywoływała nietypową reakcję. Zamiast zasnąć, byłem kompletnie rozbudzony
dosłownie miesiącami – zatopiony w głębokich myślach, śniąc na jawie opiatowe
sny.
Zacząłem więc naciskać Terry’ego na dwa razy w tygodniu, a potem na trzy
razy w tygodniu…
R ICHARD H ELL Po prostu głowa ci opada[75] i śnisz. Wyłania się stopniowo jakiś
scenariusz, a ty naprawdę w nim żyjesz. Kiedy śnisz, doświadczasz rzeczywistości
snu tak, jak gdyby działo się to naprawdę. To, że śniłeś, bez względu na to, co to
było, uświadamiasz sobie dopiero po przebudzeniu.
Ale kiedy przysypiasz po heroinie, nie tylko oglądasz tę senną rzeczywistość,
ale możesz ją również zmieniać – możesz wpływać na nią na różne sposoby,
sprawiać, żeby działo się to, co chcesz, żeby się działo.
Tak więc, owszem, podobało mi się to, ha, ha, ha, i heroina wydawała się wtedy
czymś bezpiecznym. Bo prawda jest taka, że aby popaść choćby w najsłabszy
nałóg, trzeba walić ją codziennie dwa lub trzy tygodnie. A tego było łatwo uniknąć.
Czemu ludzie mieliby się bać hery? Jakie ryzyko się z nią wiąże? Nie ma żadnego
ryzyka – ale niesamowite, jak cię to w końcu dopada.
T ERRY O RK Tom Verlaine był dość drętwy: nie palił marihuany, nie ćpał heroiny,
nawet nie pił za wiele. Myślę, że wszelka dezorganizacja zmysłów budziła w nim
strach. Hell był jego przeciwieństwem: on się w tym pławił.
Tom Verlaine był bardzo bystrym chłopcem, bardzo wykształconym, ale była
w nim jakaś sztywność. Jak gdyby ktoś go mocno skrępował sznurem. Mężczyźni,
którzy na niego lecieli, zawsze budzili w nim niepokój. Ładniutki był, ale myślę, że
tak naprawdę nie wiedział za wiele o życiu. Doświadczenie czerpał z książek –
wszystko przeczytał, niczego nie przeżył. Pod wieloma względami był naiwny.
Z kolei Richard Hell niczego sobie nie żałował.
Hell zdecydowanie należał do ludzi myślących w kategoriach wywrotowych.
Był zawsze najbardziej świadomy tego, co próbuje wyrazić tekst. Hell był
bulwarowym surrealistą, błądzącym w poszukiwaniu wyłomu w rzeczywistości, po
omacku dążącym do wyzwolenia.
R ICHARD H ELL Tom Verlaine i ja chodziliśmy razem do szkoły z internatem
w północnej, pagórkowatej części stanu Delaware. Musieliśmy już być dobrymi
przyjaciółmi w czasie, kiedy zaczęliśmy nakręcać się pomysłem, żeby uciec ze
szkoły.
Wszystko stało się dość szybko – w dwunastej klasie zostałem zawieszony, bo
nażarłem się raz nasion powoju[76]. Tego dnia, gdy wróciłem do szkoły po
zawieszeniu, Tom był na podwórku szkolnym. W tym samym tygodniu przypadały
moje siedemnaste urodziny. Tom i ja postanowiliśmy zmyć się ze szkoły i żyć po
swojemu. Wpadliśmy na pomysł, żeby pojechać na Florydę, gdzie jest ciepło, a my
będziemy artystami, pisarzami, poetami – coś w tym stylu. Ale w praktyce pewnie
snulibyśmy się tylko po plaży, zbierając to, co wyrzuciło morze, i żyjąc
z oszczędności. No i próbując uwodzić dziewczyny.
Mieliśmy łącznie jakieś pięćdziesiąt dolarów. Większość tego wydaliśmy na
pociąg, który dowiózł nas do Waszyngtonu. Potem próbowaliśmy dostać się
stopem do Lexington, bo chciałem przejechać przez moje rodzinne miasto, żeby
odegrać tam rolę zdobywcy, powracającego bohatera.
Jeden bogaty gość, którego znałem, miał gospodarstwo i na jego posesji, dość
daleko w polu, stał dodatkowy budynek – coś jak służbówka. Znajomi
zainstalowali nas tam, a wieczorami wpadali na imprezy, z alkoholem
i dziewczynami. Była tam jedna laska, którą znałem już wcześniej. Od naszego
ostatniego spotkania minęło jakieś półtora roku – tymczasem stała się dziwką i to
było świetne. Pamiętam, jak zaglądałem jej między nogi, świecąc latarką – godziła
się na wszystko, czego od niej chciałem. Spędziliśmy tam mniej więcej tydzień,
a potem wyruszyliśmy w dalszą drogę na Florydę.
Przez następne dwa dni podróżowaliśmy stopem na południe. Dotarliśmy do
Alabamy, jakieś trzysta dwadzieścia kilometrów od granicy z Florydą. Późno
w nocy wylądowaliśmy na lokalnej drodze. Zrobiło się zimno. Do tego kilku
buraków zrobiło sobie z nas podśmiechujki: podjechali autem, udając, że się
zatrzymują, a kiedy podeszliśmy do nich, dali gaz do dechy i tylko obsypał nas
żwir lecący spod kół. No i staliśmy tak, naprawdę zdegustowani i wściekli, aż
zrozumieliśmy, że tej nocy musimy odpuścić.
Rozpaliliśmy ognisko na polu nieopodal drogi i daliśmy upust emocjom,
odurzeni swoją wolnością i gniewem. Skończyło się na ciskaniu płonących badyli
po całym polu.
Byliśmy po prostu zniesmaczeni tą Alabamą. Po chwili całe pole stanęło
w płomieniach, a my nadal śmialiśmy się i tańczyliśmy. Wkrótce potem
usłyszeliśmy syreny i znienacka pojawiły się wozy policyjne i strażackie…
Złapali nas. Na poczekaniu wymyśliliśmy historyjkę, że jesteśmy uczniami
wracającymi do szkoły na Florydzie, ale nie kupili tego. W każdym razie
dowiedzieli się, że to nie była prawda, kiedy okazało się, że figurujemy w bazie
osób zaginionych. Tak nas odnaleźli.
Moja matka miała krewnych w Alabamie, którzy po mnie przyjechali. Ojciec
Toma też się zjawił i zabrał go z więzienia. Tom wrócił do szkoły. Byłem nim
wówczas bardzo zawiedziony, bo ja sam kupiłem bilet autobusowy do Nowego
Jorku i opuściłem dom. Tom skończył szkołę średnią, następnie wyjechał na rok do
college’u, a dopiero potem trafił do Nowego Jorku.
Ale kiedy w końcu się tam przeprowadził, zaczęliśmy razem chadzać do Max’s
niczym dwaj szpiedzy. Ludzie myśleli, że Tom i ja jesteśmy braćmi. Byliśmy
nierozłączni.
R ICHARD H ELL Byłem pod wrażeniem tego, jak The New York Dolls potrafili
zadbać o siebie. Na początku grali co tydzień ten sam program w The Mercer Arts
Center. Byli związani z tym miejscem i uznałem, że to świetne, bo ludzie mogli na
tym polegać. Nie musieli czytać gazet, żeby być z tobą na bieżąco.
Podobała mi się ta idea, że jeśli jest jakiś fajny zespół, a ty chcesz go zobaczyć,
to masz pewność, że grają w każdy piątek wieczorem w The Pit czy gdzieś tam.
Uznałem, że to idealny sposób – jeśli byłeś dobry – na przyciągnięcie ludzi, którzy
mogliby się tobą zainteresować, tak szybko, jak to możliwe.
Właśnie dlatego zaproponowałem, żebyśmy znaleźli miejsce, w którym
moglibyśmy robić to samo. Zacząłem się zastanawiać, czy znam jakąś knajpę,
w której nic się nie dzieje – w której nic byśmy nie stracili, gdybyśmy złożyli im
ofertę grania raz w tygodniu. Pobieralibyśmy normalną opłatę za wejście, ale
właściciel mógłby wpuszczać swoich stałych klientów. Wszyscy wygrywają –
klub, bo ci, którzy wejdą za darmo, wydadzą kasę na drinki, a gdyby nie darmowe
wejście, w ogóle by ich tam nie było. I my, bo dzięki temu mogliśmy mieć
publiczność.
Postanowiliśmy więc mieć oczy otwarte.
Aby dostać się do Chinatown, gdzie był loft, w którym odbywały się próby,
jeździliśmy autobusem Drugą albo Trzecią Aleją czy jakoś tak. Pewnego razu
Verlaine i Lloyd w drodze na próbę szli na przystanek i zauważyli CBGB . Weszli
do środka i porozmawiali z właścicielem, Hillym Kristalem. Spytali go, czy podoba
mu się nasz pomysł.
R ICHARD L LOYD Hilly chciał wiedzieć, jaki rodzaj muzyki gramy. Zapytaliśmy
go, co oznacza skrót CBGB-OMFUG , a on wyjaśnił nam, że to „Country, Bluegrass,
Blues, and Other Music for Uplifting Gourmandizers”[77]. Powiedzieliśmy więc:
„No tak, po trosze gramy właśnie to wszystko, trochę rocka, trochę country, trochę
bluesa, trochę bluegrassu…”.
A Hilly: „No dobra, może…”.
Chciał mieć miejsce w stylu kina samochodowego. Planował umieścić scenę
z przodu knajpy, żeby muzykę można było też słyszeć z ulicy. Powiedzieliśmy mu:
„Hilly, to się nie sprawdzi – przede wszystkim ten, kto będzie pobierał od ludzi
opłaty za wejście, nie będzie słyszał, co do niego mówią, po drugie, opuszczając
knajpę, będzie się przechodziło bezpośrednio przed grającą kapelą, a po trzecie,
przechodnie będą się skarżyć na hałas”.
Ten przykład dobrze pokazuje, jak dziwaczne pomysły od samego początku
miał Hilly. Ostatecznie Terry Ork w naszym imieniu przyobiecał Hilly’emu, że
będzie publiczność. Powiedział mu: „Słuchaj, kapela grała już tu i tam, zrobimy
własne plakaty, damy ogłoszenie w »The Village Voice«, gwarantuję, że będziesz
miał pełną knajpę”.
No i Hilly dał nam do dyspozycji trzy kolejne niedziele, za trzy tygodnie.
D UNCAN H ANNAH Richard Hell i Tom Verlaine wyglądali na scenie tak, jakby
w każdej sekundzie mieli eksplodować – jak gdyby ostatkiem sił starali się
zachować spokój. Niekiedy dochodziło do spięć. Był niedzielny wieczór, na sali
siedziało raptem z piętnaście osób, ktoś zagrał coś nie tak i Tom Verlaine wydarł
się na Richarda: „Pierdol się!”, a Richard odkrzyknął: „Nie traktuj tego tak
poważnie, ty dupku”.
D ANNY F IELDS Uznałem, że Television są fantastyczni! Ramiona Richarda Hella
i szyja Toma Verlaine’a były tak powabne, że do szczęścia nie potrzebowałem już
ani sztuki, ani muzyki, ani życia, ani miłości, ani poezji. To były najładniejsze
ciacha, jakie kiedykolwiek widziałem. Ta ich skóra… Mieli najdoskonalszą skórę
na świecie. Bóg stworzył skórę Toma Verlaine’a i Richarda Hella, a potem zgubił
gdzieś przepis. A do tego w kapeli był Richard Lloyd, z którym się pieprzyłem.
Wszyscy pieprzyli Richarda Lloyda. Kolejny osobnik o pięknej skórze. Ten
chłopak też był niezwykle urodziwy. Wszyscy w tej kapeli byli jak z obrazka.
D UNCAN H ANNAH Patti Smith nie była na żadnym z tych pierwszych koncertów,
ale kiedy poszła fama, wybrała się zobaczyć Television. Patti zawsze zachowywała
się tak, jakby była stara. Ile mogła wtedy mieć lat? Dwadzieścia dziewięć?
W każdym razie poszła do CBGB , żeby sprawdzić, co to za jedni.
T ERRY O RK Patti Smith po prostu przyszła do mnie i stwierdziła: „Chcę go. Chcę
Toma Verlaine’a. Wygląda dokładnie jak Egon Schiele”. Powiedziała mi tylko:
„Musisz mnie spiknąć z tym chłopcem”.
Sprawa była jasna i oczywista. Powiedziałem Tomowi, jak jest. Uwielbiał Patti
jako poetkę i performerkę. Wiedział, jak sądzę, że Patti szykuje się do podpisania
kontraktu z firmą płytową. Poza tym, przypuszczam, że podobała mu się fizycznie.
Oboje byli dość podobnej budowy ciała.
R ICHARD H ELL Nie irytowało mnie to, że Patti zaczęła kręcić z Tomem, po prostu
generalnie reagowałem nerwowo na wszystko, co robił Tom, a co mogło
napompować jego ego, ha, ha,, bo robiło się wtedy niepewnie. Tom myślał, że musi
być Bóg wie kim, skoro ma romans z Patti. Ale ja nigdy nie spędzałem z nimi
czasu – to właśnie wtedy, gdy nie mogłem być gdzieś blisko Toma, szczerze go
nienawidziłem.
D UNCAN H ANNAH Wiedziałem, że facetem Patti jest Allen Lanier. Miałem wtedy
chatę przy Thompson Street, a Patti mieszkała w pobliżu. Wpadłem na nią raz
w pralni samoobsługowej. Scena jak z piosenek The Shangri-Las[78] – Patti prała
ubrania Allena.
„Co ty tu robisz?” – pytam.
„Nic takiego – odpowiada Patti – piorę ciuchy mojego starego”.
W tym czasie istniało już chyba coś takiego, jak feminizm, no nie? To, co robiła
Patti, miało dla mnie jakiś niewolniczy posmak, ale ona była na swój sposób
tradycyjna. Nie znałem nikogo innego, kto by mówił: „Tak, muszę uprać ciuchy
mojego starego, bo jestem jego starą”.
Prać ubrania? W tamtych czasach nikt, kto był cool, nie prał ubrań.
Patti opowiedziała mi o trójkącie, w jaki wplątała się z Allenem Lanierem
i Tomem Verlaine’em. O tym traktuje jej kawałek We Three. Trochę był z tym
problem.
Patti wiedziała, że znam Allena – znałem ich jako parę, a teraz poznałem Toma
i Patti jako parę, zatem Patti była w dwóch związkach jednocześnie. No i zrobił się
z tego lokalny skandal, ale Patti starała się jakoś to ogarnąć.
D EBBIE H ARRY Pamiętam widok twarzy Patti i Toma, kiedy nakryto ich, jak
całują się z tyłu za CBGB , raaany. Tom się skrzywił, a Patti wysyczała:
„Spierdalaj”.
W sumie to nigdy nie rozmawiałam z Patti. Nie byłyśmy specjalnie
zaprzyjaźnione – szczególnie po jej akcji na jednym z przesłuchań, jakie
urządziliśmy, szukając perkusisty do Blondie. Nagle pojawia się Patti – właśnie gra
Clem Burke – a ona mówi: „Ej, jesteś całkiem dobry, jak ci na imię?”.
„Patti – weszłam jej w słowo – właśnie przesłuchuję tego faceta”.
Na co ona powiedziała tylko „Och”. Żadnego „przepraszam”, w ogóle. Jak
gdyby nigdy nic.
R ICHARD L LOYD Patti bardzo nas lubiła. Zadurzyła się w Tomie i naprawdę
chciała nam pomóc. Skład jej grupy okrzepł i właśnie się rozkręcali, zapytała więc
Toma: „Czy uważasz, że byłby to dla mnie dobry ruch, gdybyśmy zagrali
w CBGB ?”.
Tom odparł: „Myślę, że to byłoby świetne posunięcie. Może zrobimy parę
wspólnych koncertów? Ze względu na ciebie przyjdzie trochę nowych osób,
a nasza publiczność pozna was”.
R ICHARD H ELL Środowisko zaczęło się rozrastać – to był efekt kuli śnieżnej.
CBGB ewidentnie było miejscem, gdzie coś się działo, odkąd zagraliśmy tam po raz
pierwszy. Byliśmy naprawdę wyjątkowi. Na świecie nie było żadnego innego
zespołu rock’n’rollowego, w którym muzycy mieliby krótkie włosy. Nie było
żadnego innego zespołu rock’n’rollowego, w którym muzycy mieliby podarte
ubrania. Wszyscy wciąż jeszcze nosili brokat i damskie ciuchy. A my byliśmy
wychudzonymi, bezdomnymi łobuzami, grającymi muzykę pełną mocy, pasji
i agresji, a zarazem liryzmu.
Myślę, że tego roku byliśmy najlepszą kapelą na świecie. No, może przez
pierwsze cztery lub pięć miesięcy tego roku.
J IM C ARROLL Straszna była ze mnie dziwka. Mając czternaście czy piętnaście lat,
szlajałem się po jebanej Greenwich Avenue i Christopher Street, dopóki ktoś mi nie
uświadomił, że raczej nie mam co liczyć na zarobek, skoro wszyscy dają tu dupy za
darmo.
Wiele dzieciaków, które zwiały z domu, szło na Czterdziestą Drugą, jak
w książce Teenage Lust Larry’ego Clarka, ale dla mnie to były raczej gówniane
klimaty, jak z Nocnego kowboja. Wtedy jakiś starszy facet dał mi cynk, żeby iść na
róg Trzeciej Alei i Pięćdziesiątej Trzeciej, gdzie w Nowym Jorku zbierali się
chłopcy trudniący się prostytucją.
Poszedłem tam więc i zaproponowano mi dużą sumę, ale potem okazało się, że
muszę to renegocjować, bo jeśli goście nie mieli poppersów[79], godziłem się tylko
na ssanie mojego kutasa. Albo na zwalenie im konia czy coś w tym rodzaju. Nigdy
nie pozwalałem, żeby ktoś mnie pierdolił. Ja sam też wolałem nie pierdolić
facetów, chyba że mieli poppersy. Jeśli je mieli, mogłem ich rżnąć. I robiłem to
nieźle, ha, ha, ha. Lubiłem tłuściochów, którzy mieli dużo forsy, ha, ha, ha.
D EE D EE R AMONE Kawałek 53rd & 3rd mówi sam za siebie. Wszystko, co piszę,
ma autobiograficzny i realistyczny charakter. Nie potrafię pisać inaczej.
L EGS M C N EIL 53rd & 3rd to piosenka mrożąca krew w żyłach. Opowiada
o gościu, który stoi na rogu Trzeciej Alei i Pięćdziesiątej Trzeciej, próbując
wyrwać facetów, ale nikt nie jest nim zainteresowany. W końcu kiedy jakiś klient
go bierze, on go zabija, chcąc udowodnić, że nie jest mięczakiem.
D ANNY F IELDS Nie sądzę, żeby Dee Dee był męską dziwką na całego. Z tego, co
wiem, bardziej wolał dziewczyny niż chłopaków. W moim odczuciu to całkiem
nowoczesna postawa. Uważam, że każdy powinien być w stanie pieprzyć się
z każdym, bez względu na płeć. W tym sensie Dee Dee był bardzo nowoczesny.
Nie sądzę, żeby się wstydził, że to robił.
No tak, puszczał się. Puszczał się za kasę. Wiesz, młody, biedny facet
potrzebuje bogatszego, starszego faceta, który może mu pomóc przejść przez parę
trudnych momentów w życiu, a jeśli wiąże się to z pójściem do łóżka, to co z tego?
J OEY R AMONE „Then I guess I’ll have to tell ’em, that I got no cerebellum”[80], ha,
ha, ha! To ja to napisałem.
D EE D EE R AMONE Oprócz palenia dobrego ziela zacząłem też sporo kirać kleju.
Poza tym brałem tuinal i seconal. Na każdej imprezie siedziałem z torebką przy
twarzy. Kleiłem się razem z moim kumplem Eggiem, bo Egg to była naprawdę
ostatnia łachudra. Nie wchodził w herę, w trawę czy w kwas, wolał buzować się
carboną, rozpuszczalnikiem i klejem. A jak już trochę przyżachaliśmy, lubiliśmy
dorwać się do telefonu.
Dzwoniliśmy pod takie numery, po wykręceniu których odzywały się różne
dziwne dźwięki. Przez wiele godzin mogliśmy słuchać tego „biip-biip-biip-biip-
biip”. Potem kiraliśmy jeszcze trochę kleju. Albo, jeśli klej się już skończył, Egg
szedł do supermarketu, kupował tam parę puszek bitej śmietany i żachaliśmy gaz,
który był w tych puszkach. Ładowaliśmy wszystko, co dawało haj – lekarstwa na
kaszel, kleje, tuinal, seconal…
Ale Joey był pijusem. Oprócz niego nie znałem chyba nikogo innego, kto
lubiłby pić. Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Kupowaliśmy parę butelek tanich win –
najczęściej Boone’s Farm lub Gallo – siadaliśmy popołudniu na schodach i piliśmy
przez resztę dnia.
M ICKEY L EIGH Joey był tak popieprzony, że nasza matka wyrzuciła go z domu.
Matka prowadziła niewielką galerię sztuki o nazwie The Art Garden. Joey
pomieszkiwał tam przez chwilę. Kiedy wyjechała gdzieś na weekend, pozwoliłem
mu przyjść i zatrzymać się w domu, nie mówiąc jej o tym. Było mi go żal. Ale
matka, jak sądzę, myślała, że postępuje właściwie.
Matka chodziła wówczas z jednym gościem imieniem Phil, który później został
psychologiem. Był dość krępy, miał brodę i wyglądał trochę jak Zygmunt Freud.
To właśnie Phil zasugerował, że Joey powinien opuścić dom, bo chociaż miał już
dwadzieścia czy dwadzieścia jeden lat, nic nie robił.
I nic nie wskazywało na to, żeby to miało się zmienić.
J OEY R AMONE Wprowadziłem się więc do galerii sztuki mojej matki. Musiałem
w szybkim tempie się barykadować, żeby nie dorwała mnie policja. Gdybym został
dostrzeżony, zaraz zabłysłyby latarki, rozdzwoniłyby się krótkofalówki, a gliniarze
zaczęliby walić w drzwi, bo uznaliby mnie za włamywacza. Sytuacja była
więc dość napięta. Wciąż obawiałem się, że mnie dopadną. Tak więc
barykadowałem się naprawdę szybko obrazami i spałem na podłodze. Miałem
śpiwór, poduszkę i koc, a potem na cały dzień wybywałem do pracy. Wieczory
spędzałem w The Coventry, dużym rock’n’rollowym klubie na Queensie. Któregoś
razu spotkałem tam Dee Dee i wziąłem go ze sobą do galerii, żeby spać na
podłodze.
M ICKEY L EIGH Joey naprawdę wkręcił się w glam. Mnie to nie podchodziło, było
to dla mnie zbyt zmanierowane i pretensjonalne. Myślałem sobie: „Albo jesteś
pedziem, albo nie”. A ponieważ nie byłem pedziem, nie zamierzałem robić czegoś
tylko dlatego, że robił to Lou Reed.
Ale Dee Dee i ci inni goście nabijali się ze mnie. Spotykaliśmy się codziennie,
a Dee Dee przychodził, obejmując wpół jednego łebka imieniem Michael.
Zachowywali się po pedalsku i robili to celowo – chodziło o to, żeby szokować
i oddzielić się od wszystkich. Jak przypuszczam, dzięki temu czuli, że są bardziej
cool. Za każdym razem, gdy spotykałem Dee Dee na ulicy, mówił mi: „A ty wciąż
wyglądasz jak hipis. Trzeba iść z duchem czasu. Ale z ciebie cipa”.
Mówił tak dlatego, że wciąż ubierałam się po swojemu – dokładnie tak, jak
w końcu zaczęli się nosić Ramonesi: chodziłem w dżinsach, T-shircie i trampkach.
Ale oni wszyscy w tym czasie przebierali się w brokat i inne gówno. Nawet John.
Z tym że Joey naprawdę wkręcił się w glam na maksa. Wykradał matce całą
biżuterię, jej ciuchy, kosmetyki i apaszki. Doprowadzało to do kolejnych scysji
między nimi. Matka dostawała piany, kiedy widziała, jak z chaty znikają wszystkie
jej ubrania. To był kolejny powód, dla którego nie podobał mi się ten cały glam –
przez to w domu były ciągłe awantury.
Pomyślałem: „To świetnie, że Joey jest w kapeli, ale z jego wyglądem naprawdę
niebezpiecznie byłoby autostopować”. Trzeba zacząć od tego, że Joey w ogóle dość
nietypowo wygląda – jest naprawdę wysoki, ma ponad metr osiemdziesiąt –
a w butach na koturnach robiło się prawie dwa dwadzieścia. No i do tego ten
kombinezon. W tamtych czasach to nie było bezpieczne, serio. Łapanie stopa na
Queens Boulevard z takim wyglądem oznaczało kuszenie losu.
M ICKEY L EIGH W końcu został pobity. Ktoś mu rozbił nos. Musieliśmy podjechać
i zabrać go ze szpitala Elmhurst. Było mi przykro.
Potem Sniper zaczął regularnie dawać koncerty w The Coventry – grywali kilka
razy w miesiącu – więc chciałem sprawdzić, jacy są, i zobaczyć, co się dzieje.
Kiedy tam dotarłem, zobaczyłem wielki glamowy tłum – wszyscy mieli korbę na
punkcie kapeli The Harlots of 42nd Street. Pomyślałem sobie, że raczej szykuje się
kicha.
Byłem w szoku, kiedy zespół wyszedł na scenę i zaczął grać. Joey jako
wokalista był świetny – nie mogłem w to uwierzyć, bo wcześniej siedział
w naszym domu, pisał kawałki w stylu I Don’t Care i rozstrajał mi gitarę
akustyczną, a tu nagle ten sam facet staje na scenie i nie można oderwać od niego
wzroku.
Zwariowałem. Odebrało mi mowę.
Nie sądziłem, że Sniper będzie tak dobrą kapelą, ale przede wszystkim byłem
naprawdę pod wrażeniem mojego brata. Poruszał się tak, jak później w początkach
Ramonesów. Powiedziałem mu: „Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, jak
dajesz czadu”.
J OEY R AMONE To były czasy glamu, w The Coventry grali The New York Dolls,
Kiss i wszystkie te kapele z Manhattanu. Wtedy Sniper, nasz zespół, zaczął grać
w Max’s, mogłem więc wchodzić tam za darmo, oglądać The Dolls i przesiadywać.
J OEY R AMONE Pewnego dnia zadzwonił telefon, a Johnny i Dee Dee zapytali
mnie, czy chcę dołączyć do ich zespołu. Powiedziałem: „Tak”.
J OEY R AMONE Było nas tylko trzech. Ja grałem na bębnach. Dee Dee grał na
gitarze rytmicznej i był głównym wokalistą. Ale kiedy zaczynał śpiewać, to
przestawał grać na gitarze, bo nie potrafił robić tych dwóch rzeczy naraz.
J OHNNY R AMONE Dee Dee nie robił żadnych postępów w grze. Dlatego grał na
gitarze tylko przez chwilę, potem kazałem mu przerzucić się na bas. Chciałem też,
żeby Joey odpuścił sobie perkusję, bo na próbach nie trzymał tempa. Ja z każdym
dniem byłem coraz lepszy, a on stał w miejscu.
D EE D EE R AMONE W końcu zaczęliśmy się rozkręcać. Nikt tak naprawdę nie był
gotowy na granie. Ja byłem tak pijany, że poleciałem prosto na plecy i rozwaliłem
swój wzmacniacz. Coś zaczęło w nim szumieć i padł. Monte miał dość.
Wyświadczył nam przysługę, wpuszczając nas do środka, a my zrobiliśmy oborę.
Ale kiedy wróciliśmy w następnym tygodniu, i tak pozwolił nam wejść. Joey
napisał kilka kawałków, jeden nazwał What’s Your Game?, a drugi Suck You Buss.
Ponieważ Joey znał słowa, śpiewał, waląc w bębny, a my od razu wiedzieliśmy, że
to on musi być wokalistą. Ja przerzuciłem się na bas. Powiedziałem Johnny’emu,
że chcę, aby Joey wszedł na wokal, a on się zgodził.
J OEY R AMONE Problem polegał na tym, że oni grali coraz szybciej i zwyczajnie
nie nadążałem z perkusją. Po prostu było za szybko. Z próby na próbę coraz
szybciej. W końcu poprosili mnie, żebym śpiewał, właściwie to Dee Dee mnie o to
poprosił, bo widział mnie jako wokalistę Snipera i myślał, że byłem inny niż
wszyscy. W tamtych czasach każdy imitował Iggy’ego lub Micka Jaggera.
J OHNNY R AMONE Nie tak wyobrażałem sobie wokalistę naszej kapeli i wciąż
powtarzałem: „Dee Dee, on nie umie śpiewać!”. Ale Tommy ciągle mówił: „No co
ty? Joey dobrze się prezentuje między tobą a Dee Dee. To działa. Naprawdę nieźle
wygląda z tobą i Dee Dee po bokach…”.
W końcu stwierdziłem: „Dobra, Tommy, niech tak będzie”.
J OHNNY R AMONE Nigdy nie robiliśmy żadnego numeru The Bay City Rollers, ale
zawsze uznawaliśmy ich za naszych rywali. Przeglądamy „16 Magazine”, widzimy,
co tam kombinują The Bay City Rollers, i myślimy: „Cholera, trzeba by napisać
kawałek, który byłby hymnem! Trzeba by napisać kawałek w stylu Saturday
Night”!
D EE D EE R AMONE Napisaliśmy I Don’t Wanna Walk Around with You i Today
Your Love, Tomorrow the World. Kilka dni później powstały numery I Don’t
Wanna Go Down in the Basement i Loudmouth. Z kolei Beat on the Brat napisał
chyba Joey. To opis prawdziwego zdarzenia. Joey zobaczył, jak jakaś matka leci za
dzieciakiem z kijem bejsbolowym po korytarzu w miejscu, gdzie mieszkał,
i napisał o tym piosenkę.
J OEY R AMONE Forest Hills to była dzielnica klasy średniej, pełna bogatych
snobów z wydzierającymi się smarkaczami. Te cholerne dzieciaki latały wszędzie
i były naprawdę wkurzające. To nie tak, że rodzice je bili, sam miałeś chęć im
przylać – bo to były totalnie zepsute bachory. Absolutnie rozpuszczone, wszystko
im uchodziło na sucho, tak że miało się ochotę po prostu je zamordować.
To mniej więcej w tym czasie wymyśliłem kawałem Judy Is a Punk. Szedłem
ulicą i mijałem miejsce zwane Thorny Croft. Był to blok, gdzie schodziły się
wszystkie gnojki z sąsiedztwa, żeby siedzieć na dachu i pić. I właśnie wtedy, gdy
tak szedłem, wpadła mi do głowy pierwsza linijka. A potem na kolejnej ulicy
przyszła mi do głowy druga.
Śmierć lalek
M ALCOLM M C L AREN The Dolls wpadli kilka razy do mojego sklepu, będąc
w Londynie, i byli wtedy dość oszołomieni, wręcz zaszokowani, bo w Nowym
Jorku nie było wówczas niczego podobnego. Nikt w Nowym Jorku nie sprzedawał
rock’n’rollowej kultury w formie odzieży i muzyki w jednym konkretnym miejscu.
A ten sklep, ktòry nazywał się Sex, miał określoną ideologię, nie sprzedawało
się w nim byle czego, chodziło o stworzenie pewnej postawy. To nie był żaden
jebany konwencjonalny butik, gdzie wciskają ci chłam.
Jakieś dwa lata po wizycie The Dolls w Anglii zostałem ich managerem. To był
mój raison d’être w Nowym Jorku. Znaczy nie miałem żadnego powodu, żeby tam
właśnie siedzieć. Przyjechałem do Nowego Jorku, żeby uciec z Londynu. Byłem po
prostu znudzony, totalnie znudzony – wiesz, poszerzało się moje pole widzenia.
Wszyscy przed czymś uciekamy, w połowie sytuacji to, że ktoś pakował się
w popkulturę, brało się stąd, że chciał wydostać się z Anglii, ha, ha, ha.
The New York Dolls byli przygodą, którą chciałem przeżyć i dzięki której
miałem zobaczyć cały świat. Byli środkiem transportu. Jednak zaraz na początku
złapałem chorobę weneryczną, co było dość obrzydliwe, i pomyślałem: „Ech, cały
ten Nowy Jork jest jednak wszawy”.
Dalej robiłem swoje, ale wszystkie te laski, które kręciły się wokół The New
York Dolls, były przeżarte choróbskiem, więc musiałem pożegnać się z dawną,
naiwną radością. Nagle popadłem w ciężką paranoję, zacząłem patrzeć na nich
inaczej. No wiesz, po prostu typowe myślenie cudzoziemca: „Kurwa, fuj, ależ ci
tubylcy są wstrętni”.
M ALCOLM M C L AREN The New York Dolls byli zabawni, bo byli bandą
pieprzonych pustaków. W swojej próżności, jak sądzę, lgnęli do narcystycznej idei
zachowania wiecznej młodości, tak typowej dla pokolenia lat sześćdziesiątych. I tę
ideę – to pragnienie, by nigdy się nie zestarzeć, by nigdy nie dorosnąć – The Dolls
realizowali, nosząc transseksualne stroje i starając się być małą laleczką.
Próbowałem dorzucić do tego politykę. To była cała koncepcja „politycznej
nudy”, cała idea przebrania The Dolls w czerwony plastik i podrzucenia im
Czerwonej książeczki Mao – po prostu, kurwa, uwielbiałem nurzać się w tego
rodzaju badziewnej warholowskiej popkulturze, która była tak cholernie katolicka,
tak nudna i tak pretensjonalnie amerykańska – kulturze, w której wszystko musiało
być produktem, i to produktem jednorazowego użytku.
Pomyślałem: „Pieprzyć to. Postaram się zrobić z The Dolls coś dokładnie
odwrotnego. Nie będą jednorazowi. Sprawię, że będą reprezentować poważną
postawę polityczną”.
T ERRY O RK Wiedziałem, że chcę, by Television wystąpili z The New York Dolls,
a Malcolm McLaren właśnie został zatrudniony jako ich manager, więc zaczęliśmy
szukać jakiegoś innego miejsca oprócz CBGB , w którym oba zespoły mogłyby
zagrać razem. Ktoś zaproponował The Hippodrome. Potem Tom Verlaine i ja
poszliśmy spotkać się z Davidem Johansenem, żeby uzgodnić warunki dotyczące
wspólnych występów, a kiedy opuściliśmy jego loft, Verlaine powiedział tylko:
„Stary, widziałeś go?”.
„Co takiego?” – spytałem.
„On ma cykora, stary – wyjaśnił Tom. – Z nich już nic nie będzie”.
„Eee tam – ja na to – nic mi nie podpadło”.
Ale zobaczyłem to podczas koncertu w The Hippodrome. To było naprawdę
słabe: te ubranka z czerwonego plastiku, ta flaga z młotem i sierpem powieszona za
nimi. Powiedziałem do siebie: „Nie tak chciałbym zapamiętać The Dolls”.
Wszystko było nie tak. The Dolls nie mieli żadnej energii. W tych swoich
łaszkach czuli się zakłopotani. Wiedzieli, że z ich udziałem próbuje się tworzyć
jakąś przelotną modę.
Powiedziałem więc Malcolmowi: „Być może to działa w Londynie, na King’s
Road, ale nie tutaj”.
E ILEEN P OLK Arthur wychodzi z detoksu, The Dolls przygotowują się do trasy po
Florydzie, a dosłownie godzinę przed przyjazdem Malcolma, który ma go zgarnąć,
Arthur zjawia się w moim domu z butelką whisky. To było naprawdę smutne, bo
przecież dopiero co wyszedł ze szpitala. Przemknęło mi przez głowę: „Będą
myśleli, że to ja mu ją dałam, chociaż to nieprawda”.
J IM M ARSHALL Kiedy miałem piętnaście lat, The New York Dolls zakończyli
działalność dwutygodniową trasą po Florydzie, w pobliżu miejsca, w którym
dorastałem. To było dziwne, że właśnie tam ich przywiało, bo od pewnego czasu
nie było już o nich słychać. Ich drugi album, Too Much Too Soon, pojawił się
i znikł. Nie sądzę, żeby sprzedał się w jakimś oszałamiającym nakładzie,
a miejscowe radio na pewno nie grało ich muzyki.
Więc kiedy przyjechali na Florydę, ja i moi kumple cały czas kręciliśmy się
wokół nich – bo byli z Nowego Jorku. The Stooges nigdy nie występowali na
Florydzie, a MC 5 już od dawna nie grali, więc The Dolls byli zdecydowanie jedyną
opcją.
Było dość oczywiste, że Johnny Thunders i Jerry Nolan w tym czasie byli już
w ostrym ciągu heroinowym, bo prosili dzieciaki z tego naszego tłumku, żeby
skoczyły do Miami i zorganizowały im trochę hery. Johnny Thunders pytał wprost:
„Gdzie tu się kupuje dragi?”.
Oczywiście wszyscy absolutnie wielbiliśmy The Dolls. Na Florydzie, jeśli lubiło
się rock’n’rolla, do dyspozycji byli tylko The Allman Brothers i Lynyrd Skynyrd,
a ja nienawidziłem tego gówna. To, że wpadli do nas The New York Dolls, było
tak super, że ochoczo jeździliśmy do Miami, żeby załatwiać im towar.
Oni sami nie jeździli z nami po herę, po prostu siedzieli w pokoju hotelowym
i czekali, aż wrócimy. Dawali nam pieniądze, jeśli je mieli – a na początku nie
mieli – ale kiedy stało się oczywiste, że muszą skołować trochę kasy, zawsze starali
się z tego wykręcić. Największe wrażenie zrobiło na mnie to, że zawsze pytali ludzi
o łachy – zwłaszcza dziewczyny. Mówili po prostu: „Podoba mi się twoja koszula.
Dasz mi ją?”.
P ETER J ORDAN Malcolm to był młotek. Wciąż tylko powtarzał: „O mój Boże!”.
Wybraliśmy się z nim raz na plażę – mówię ci, ale była BEKA . Malcolm na plaży!
Był po prostu zajebisty, odpierdolony w te swoje ciuchy! Mówię mu: „Malcolm, co
ty tu, kurwa, robisz w butach i skarpetkach? Jesteśmy na Florydzie na plaży!”.
„Pete, synu – odpowiada Malcolm – spieczesz się na tym słońcu, zobaczysz”.
„Malcolm – nie ustępuję – tu jest, do kurwy nędzy, plaża. Jak tu przychodzisz,
smarujesz się, kurwa, kremem i o żadnym, kurwa, spieczeniu nie ma mowy”.
A on: „O nie, nie, nie”.
J IM M ARSHALL Na początku David Johansen był dla nas miły, ale później David
i Syl nie chcieli już, żebyśmy byli w pobliżu, bo było oczywiste, że to my
dostarczamy im dragi. Potem jeden nasz kumpel, ten który, jeździł do Overtown,
dzielnicy Miami, żeby załatwić herę dla Johnny’ego i Jerry’ego, wpadł i spędził
dwie noce na dołku, co było dla niego dość ciężkim przeżyciem. Miał jakieś
piętnaście lat, a gliny, jak sądzę, spuściły mu łomot. W efekcie nikt nie chciał już
jeździć do Miami, żeby organizować herę dla Johnny’ego i Jerry’ego, więc obaj
opuścili zespół.
S YL S YLVAIN Jerry podjął z miejsca decyzję i zostawił nas, mając w dupie fakt, że
jesteśmy w domu jego matki. W sumie to zrobił nas w chuja, no ale pieprzyć to.
Tak więc Johnny i Jerry po prostu wyszli.
Nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego, co jest grane. David poszedł do
swojej przyczepy i kimnął się. Nie był nawet szczególnie zainteresowany całą
aferą. Malcolm powtarzał wszystkie te swoje nawiedzone teksty, w stylu: „No,
dalej, chłopaki, do boju! Słuchajcie, nie wolno wam zapominać, kim jesteście!”.
A Arthur wynurzał się z tej swojej mgły, w którą się zapadł po detoksie, i było
całkiem miłe, że w ogóle jest tam z nami.
Więc powiedziałem: „Dobra, niech się zwijają. Załadujmy ich graty do wozu”.
Malcolm i ja zawieźliśmy Johnny’ego i Jerry’ego na lotnisko tym kombi. Dałem
Johnny’emu jego torbę i już odchodzili, kiedy w końcu dotarło do mnie, co się
dzieje, odwróciłem się i spytałem: „A co z The Dolls?”.
Odwrócił się tylko Jerry Nolan. Powiedział: „Pieprzyć The Dolls”.
E LIOT K IDD Wiedziałem, że The New York Dolls mają być na Florydzie jeszcze
przez tydzień, kiedy więc zobaczyłem Johna i Jerry’ego, spytałem ich: „Co wy tu,
do chuja, robicie?”.
A oni: „Odeszliśmy z zespołu”.
Myślałem, że żartują.
Powiedziałem: „Nie no, serio pytam: co jest grane?”. Musieli mi powtórzyć to
samo trzy czy cztery razy, zanim zacząłem pojmować, że mówią poważne.
Stwierdziłem: „Jakoś tam jeszcze się dogadacie z resztą ekipy!”.
„Nie – mówią. – Zakładamy własną kapelę. Richard Hell wyleciał z Television
i będzie grać z nami”.
R ICHARD L LOYD Tom Verlaine non stop powtarzał Hellowi: „Na próbach chlasz,
zamiast grać, nie ćwiczysz w domu. Wciąż ci mówię, że wpadnę i jakoś ci pomogę,
ale ciebie to w ogóle nie interesuje – w ogóle!”.
Richard nie miał nic na swoją obronę i tylko siedział ze wzrokiem wbitym
w podłogę. Tom miał taśmę demo, którą nagraliśmy, i powiedział do Hella:
„Posłuchaj, to jest do kitu – no posłuchaj tego”. Nie ulegało wątpliwości, że partie
basu grane przez Richarda to był jeden wielki chaos”.
D UNCAN H ANNAH Myślę, że Tom się wściekł, bo Richard był ciągle nawalony –
albo pijany, albo naćpany. Ale sam Richard Hell myślał sobie: „To jest właśnie
rock’n’roll”. Tak więc obaj mieli po prostu zupełnie inne pomysły, jak to ma
funkcjonować. Hell nie był jakimś wybitnym basistą, a poza tym był zgrywusem –
to, jak podskakiwał i jakie robił miny, przypominało trochę stare seriale
telewizyjne, no nie? W moim odczuciu dla Toma to była za duża farsa. Tom chciał
być opanowany, beznamiętny – żadnych żarcików, żadnych tanich grepsów.
Verlaine chciał być Bobem Dylanem. Kiedy się spotkali po raz pierwszy,
pamiętam, jak Terry Ork powiedział mi: „Może byście stworzyli fanklub
Television?”.
„Dla kogo? – spytałem. – Dla trzydziestu osób?”.
„No wiesz, rzucam tylko pomysł – wyjaśnił Terry. – Zróbcie z tego projekt
artystyczny czy coś w tym rodzaju”.
Więc napisałem coś na kształt biuletynu, a Richard Hell wpadł do mnie, żeby to
przeczytać, i stwierdził: „Całkiem niezłe. Ale jeszcze Verlaine chciałby spotkać się
z tobą dziś wieczorem w Max’s, żeby o tym pogadać”.
Pomyślałem: „Ale super. Jestem teraz tak jakby piątym członkiem Television,
no nie? Coś jak piąty Beatles”.
Verlaine zjawił się w Max’s i mówi: „Tak, czytałem tę twoją rzecz”.
Patrzy na mnie i rzuca: „Powiedz, jak to z tobą jest? Wstajesz rano, podchodzisz
do lustra i mówisz: »Nazywam się Duncan Hannah i jestem słodki«? To właśnie
robisz?”.
„Co takiego?” – pytam.
Verlaine po prostu zionął nienawiścią. Zaczął wygadywać naprawdę okropne
rzeczy. Wszystko to było strasznie wredne, osobiste – po prostu wsiadł na mnie –
i ciągnął to bez końca.
Wreszcie mu przerwałem: „Nie spodobało ci się to, co napisałem?”.
A on odparł: „W ogóle nie łapiesz, o co w tym chodzi. Nie znasz mnie. Jasne?
Masz to zapamiętać: Nie znasz mnie. I nigdy mnie nie poznasz. Nigdy mnie nie
zrozumiesz”.
„No ale słuchaj – próbuję protestować – nikt mi za to nie płaci, a Richardowi
Hellowi nawet się to podobało”.
„Taaak? – pyta Verlaine. – Ale ja nie jestem Richardem”.
I trwało to dalej, aż w końcu zrozumiałem, co on robi. Verlaine ćwiczył się
w swoim Dylanowskim okrucieństwie – jak w Dont Look Back, tym dokumencie
o Dylanie. Pamiętasz, jaki jest Dylan w tym filmie – po prostu morduje z zimną
krwią, no nie? I Verlaine szykował się do roli nowego Dylana.
Richard kajał się później przede mną, mówił: „Przepraszam. Tom to palant”.
Opuściłem lożę, w której rozmawialiśmy z Tomem, i ze smutną miną
podszedłem do Danny’ego Fieldsa, który siedział po sąsiedzku. Danny zapytał: „Co
się stało?”, a gdy mu wszystko opowiedziałem, stwierdził: „Muzycy to dupki.
Mówiłem ci to od początku. Nigdy nie powinieneś był tego robić. Tom Verlaine
jest po prostu dupkiem”.
R ICHARD H ELL Verlaine wycofywał się coraz bardziej, aż w końcu uznał, że jest
lepszy od wszystkich – zawsze i w każdej dziedzinie – i że nigdy nie przegra.
Stary, zrobił się niemożliwy. Stopniowo postanowił, że będzie żył według swoich
reguł, zupełnie osobno. A jeśli coś mu nie wyjdzie, po prostu powie, że jest
niezrozumianym geniuszem, że ludzie nie poznali się na nim.
D EBBIE H ARRY I wtedy Fred Smith, kurwa, odszedł z Blondie. Byłam wkurwiona.
Byłam maksymalnie wkurwiona na nich wszystkich – na Television, na The Patti
Smith Group, na Patti i Freda. A najbardziej wkurwiła mnie Patti, bo to ona
namówiła Freda, żeby dołączył do Television.
No i popełnił błąd, ha, ha, ha.
M ALCOLM M C L AREN Podróż przez Luizjanę była fajna – poza tym, że po raz
kolejny złapałem chorobę weneryczną, i to niejedną, co było bardzo frustrujące.
Uznałem, że choroby weneryczne po prostu toczą cały ten pierdolony kraj. No i tak
to wyglądało: przegrany, ze szczątkami The New York Dolls i paskudnym
choróbskiem, próbuję wrócić do Nowego Jorku.
E ILEEN P OLK To był jeden z moich pierwszych wieczorów w CBGB , poszłam tam
z Anyą Phillips, kiedy nagle wkroczyli Dee Dee Ramone, Joey Ramone i Connie.
Arthur Kane zwiał już do Kalifornii, więc Anya powiedziała do mnie: „Zobacz,
Connie jest z nowym chłopakiem, który gra w tej nowej kapeli, co nazywa się
The Ramones”. Po czym dodała: „Sprawdźmy, co to za jedni”.
W tym czasie nie widziałam jeszcze Ramonesów. Więc, jak idiotka, myślałam,
że to Joey Ramone jest nowym chłopakiem Connie, bo Joey wyglądał jak
Frankenstein, tak samo jak Arthur. Dlatego uznałam, że Connie musi kręcić
właśnie z nim.
Parę nocy później byłam w Ashley’s, knajpie należącej do tour managera
Alice’a Coopera, kiedy wpadł tam Dee Dee. Był sam. On pił, ja piłam –
i zaczęliśmy rozmawiać. Znaliśmy się wcześniej z CBGB , ale wtedy nie
rozmawialiśmy ze sobą. „Jak to w końcu jest – spytałam. – Widziałam cię
z Connie. Chodzisz z nią czy nie?”.
„No wiesz – odpowiedział Dee Dee – Connie mnie lubi, ale naprawdę to jest
z Joeyem”. Wtedy ja zaproponowałam: „Za parę dni wybieram się na koncert
Blondie do Mother’s, tej nowej knajpy na Dwudziestej Trzeciej. Nie przeszedłbyś
się ze mną?”.
No i po paru dniach spotkałam się z nim w Mother’s. Naprawdę dobrze się
bawiliśmy, a potem koncert się skończył, wychodzę z knajpy, a tam… Connie!
Miałam na sobie jedną z tych typowych dla lat siedemdziesiątych prostych
sukienek bez pleców, których przód trzyma się tylko na tasiemkach
zawiązywanych z tyłu na szyi. Connie podchodzi do mnie, wczepia mi paznokcie
we włosy i zdziera ze mnie sukienkę. Było już po koncercie, przed knajpą jakieś
dwadzieścia siedem osób czekało na taksówki. A Connie szarpie się ze mną, zrywa
ze mnie sukienkę, jestem naga od pasa w górę, cycki mi dyndają, a ja nie mogę się
uwolnić z jej chwytu, bo wciąż jest wczepiona w moje włosy.
Taką właśnie miała technikę walki: najpierw wplątać paznokcie we włosy,
a potem zedrzeć sukienkę albo coś w tym stylu. Uziemiła mnie. Nie mogłam się
ruszać, jeśli nie chciałam, żeby mi powyrywała włosy. A musisz wiedzieć, że dla
młodej dziewczyny włosy to bardzo ważna rzecz. Miałam więc dylemat.
Ostatecznie chyba uznałam, że lepiej być półnagą, niż stracić włosy.
Anya wrzeszczała: „Connie, daj sobie na luz! Odczep się od niej!”. Ale wszyscy
inni ją dopingowali: „Dawaj, dziewczyno! Dowal jej”.
Dee Dee oczywiście też tam był, ale tylko stał i nie robił nic – był zupełnie
bezużyteczny. W końcu udało mi się jakoś wyplątać pazury Connie z moich
włosów i zwiałam. Anya puściła się pędem ze mną i dopadłyśmy taksówkę. Kiedy
już znalazłyśmy się w środku, Anya wydyszała: „Boże, nie wiedziałam, że Connie
jest aż taka pierdolnięta!”. A potem opowiedziała mi całą historię, że Dee Dee tak
naprawdę kręcił z Connie i tylko robił mnie w ciula.
Oczywiście naprawdę ostro wkurwiłam się na Connie. Wcześniej już raz
próbowała mnie pobić, kiedy byłam z Arthurem – ale teraz naprawdę przegięła.
Zdarła ze mnie ubranie na oczach wszystkich, więc odtąd była między nami
wojna – totalna wojna – dlatego postanowiłam, że ukradnę jej chłopaka.
M ARY H ARRON Poznałam Legsa, gdy pracowałam jako kucharka dla Total
Impact, hipisowskiej komuny filmowej mającej siedzibę przy Czternastej. Pojawił
się Legs i jedyny stwierdził, że ten film jest do bani, a ci ludzie to świry. Spytałam
go więc, co robi. Legs powiedział, że na pół etatu pracuje przy tym filmie. Chciał
wiedzieć, czym ja się zajmuję. Odparłam, że chcę zostać pisarką, a on rzucił:
„Zaczynamy wydawać pismo. Będzie mieć tytuł »Punk«”.
Pomyślałam: „Genialny tytuł!”. Nie wiem czemu wydało mi się to tak genialne,
bo zanim pojawił się punk jako zjawisko, ten tytuł musiał rzecz jasna brzmieć
ironicznie.
Coś w tym było, bo jeśli ktoś mówi ci, że zaczyna wydawać pismo, to myślisz
sobie od razu: „Oho, magazyn literacki…”. Ale tytuł „Punk” był tak śmieszny,
zuchwały, szczeniacki – i tak zaskakujący – że uznałam to za coś wspaniałego
i powiedziałam: „Super, będę dla was pisać”, chociaż jeszcze nie wiedziałam, o co
w tym chodzi.
Kilka nocy później byłam w kuchni w tej strasznej komunie filmowej,
szorowałam podłogę – normalnie Kopciuszek – i zmywałam gary. Wpadli Legs
i John i powiedzieli, że wybierają się do CBGB . „No dobra” – pomyślałam.
Poszliśmy więc razem do CBGB , żeby posłuchać Ramonesów, i to właśnie tej
nocy wszystko się zaczęło.
M ARY H ARRON Byłam przerażona, kiedy Legs i John podeszli do Lou Reeda
i oświadczyli, że chcą z nim rozmawiać. „O mój Boże – przemknęło mi przez
głowę – co oni robią?”.
Ponieważ Lou był sławny, pomyślałam: „To przecież takie aroganckie. Co oni
sobie wyobrażają?”.
Wydaje mi się, że czciłam Lou bardziej niż John czy Legs. Dużo wiedziałam
o Andym Warholu. Miałam totalną obsesję na punkcie Warhola, no i byłam fanką
The Velvet Underground. Aż się wzdrygnęłam.
J OEY R AMONE Tego wieczora po raz pierwszy spotkaliśmy Lou Reeda. Lou ciągle
mówił Johnny’emu Ramone’owi, że gra na nieodpowiedniej gitarze, że powinien
mieć instrument innego rodzaju. Z Johnnym nie powinno się tak gadać. Kiedy John
znalazł swoją gitarę, nie był za bardzo przy forsie – kupił instrument za pięćdziesiąt
dolarów. Poza tym Johnny’emu odpowiadał pomysł, żeby grać na mosrite, bo nikt
inny nie używał wtedy takiej gitary – to był jego znak rozpoznawczy. Krótko
mówiąc, Johnny uznał Lou za maksymalnego palanta.
M ARY H ARRON Wszyscy poszliśmy do The Locale, ale nikt z nas nie miał
pieniędzy, więc nie mogliśmy zamówić sobie nic do jedzenia. Pamiętam, że Lou
Reed kupił mi cheeseburgera, bo byłam strasznie głodna. Lou był z Rachel –
pierwszym transwestytą, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Rachel była przepiękna,
ale zarazem przerażająca. No i nie było wątpliwości, że jest facetem – miała
kilkudniowy zarost.
Legs i John rozmawiali z Lou, usiadłam więc koło Rachel i spytałam, jak jej na
imię – jak jemu na imię – a on odpowiedział: „Rachel”.
„Aha” – myślę. Zatkało mnie na chwilę. Znaczy, myślę, że byłam po prostu zbyt
zmęczona, żeby podtrzymywać rozmowę, a Rachel nie była osobą gadatliwą. Więc,
powiedzmy, że streściłam z grubsza naszą pogawędkę.
Byłam dość zaskoczona pytaniami, jakie Legs i John zadawali Lou. To była
totalna amatorszczyzna. Pytali na przykład: „Jakie hamburgery lubisz?”. Jakby byli
na pierwszym roku dziennikarstwa. Pomyślałam: „Boże, co to za goście? Co oni
robią? Jak można zadawać takie głupie pytania?”.
Wtedy Lou Reed zaczął ujawniać tę swoją zgryźliwość, z której słynął. Był
bardzo niemiły wobec Legsa. Po prostu wredny. Zdołowało mnie to. W moim
odczuciu Lou zachowywał się fatalnie. Ale Legs i John najwyraźniej nic sobie
z tego nie robili.
W każdym razie to był bardzo ekscytujący wieczór: najpierw koncert
Ramonesów, potem spotykanie z Lou Reedem… Pamiętam, jak myślałam: „Mój
Boże, niech no tylko wrócę do domu i opowiem tym wszystkim ludziom, że
poznałam Lou Reeda!”. Tak właśnie myślałam: „Niech no tylko opowiem
ludziom…”.
Ale później – pewnie z powodu zgryźliwości Lou, albo może po prostu dlatego,
że zaczęło się robić nudno – wpadłam w raczej smutny nastrój. Lou był otwarcie
zaczepny. Czemu? Już nie pamiętam. Wściekał się na Legsa, po prostu kipiał
nienawiścią. Ale kiedy wyszliśmy na ulicę, John Holmstrom był w takiej ekstazie,
że aż zaczął podskakiwać. „Nie kumam tego” – pomyślałam. Naprawdę, nie
miałam pojęcia, co go tak cieszyło.
Nie mogłam zrozumieć, skąd ta ekscytacja. No bo czym się tu zachwycać? Że
Lou Reed potraktował nas po chamsku?
D EBBIE H ARRY John Holmstrom i Legs McNeil – jego żywa postać z komiksu, jak
dwa świry biegali po mieście i wszędzie przyklejali napisy „NADCIĄGA PUNK!
NADCIĄGA PUNK!”. Myśleliśmy, że chodzi o jakąś kolejną gównianą kapelę
o jeszcze bardziej gównianej nazwie.
E LIOT K IDD Pierwsze dwa razy, gdy spotkałem Nancy Spungen, poszliśmy do
łóżka. Zagadała do mnie w Max’s. Powiedziałem sobie: „Nic z tego nie będzie”.
Ale potem trudno się było od niej uwolnić. Nancy była cholernie upierdliwa.
Myślę, że nasze środowisko było zapewne pierwszym, w którym chłopaki
i dziewczyny spotykali się na stopie przyjacielskiej. Ale Nancy i tak była marudą.
Trudno było ją polubić. Nieraz siadaliśmy i żartowaliśmy sobie z niej. Kiedy szła
do mnie do domu, zawsze chciała przyćpać, i tak długo wierciła mi dziurę
w brzuchu, aż w końcu mówiłem „tak”.
R ICHARD L LOYD W tym czasie bycie ćpunem robiło się coraz popularniejsze na
Lower East Side. Rankiem widać było ludzi, którzy stali w długiej kolejce – nawet
z piętnaście metrów – jak gdyby czekali, żeby dostać się na jakiś kasowy film,
a wzdłuż niej biegali dilerzy, pokrzykując: „Szykować forsę, za dziesięć minut
otwieramy. Jednodolarówek nie przyjmujemy. Mają być piątki albo dychy”.
Zachowywali się jak kelnerzy oferujący kartę dań: „Dziś mamy brązową herę,
białą herę i kokainę”. Rozumiesz: „Na dzisiaj przygotowaliśmy dla państwa coś
specjalnego, będą państwo zadowoleni”.
Czekając na dostawę hery, rozmawiało się z sąsiadami, czytało gazetę i takie
tam. Wiesz, to nie były żadne chore, wstrząsane drgawkami łachudry – to byli
rzeźbiarze, malarze, listonosze, pomywacze, kelnerzy, kelnerki i muzycy. Zupełnie
normalni ludzie. Ja też kiedyś lubiłem tam zaglądać między jednym a drugim setem
koncertu – wpaść, przyćpać i wrócić.
P HILIPPE M ARCADÉ Miejsca, gdzie można było załatwić herę, bywały niekiedy
przerażające – trzeba było włazić do jakichś opuszczonych budynków
i w zupełnych ciemnościach wspinać się po schodach, w których brakowało
połowy stopni.
W ogóle NIC nie widać, jest dosłownie czarno, w końcu docierasz na półpiętro
oświetlone jedną jedyną świeczką.
Wspinasz się dwa, trzy piętra, a potem nagle – BAM! – wpadasz na kogoś.
I okazuje się, że nie jesteś sam, tylko na schodach tłoczy się jedna za drugą
dwieście osób. Więc czekasz w całkowitych ciemnościach i tylko co chwila jakiś
skurwysyn mówi: „Nie wychodzić z kolejki!”.
Wszyscy byli naprawdę cisi i spokojni, bo każdy chciał dostać swoją działkę.
Potem docierało się wreszcie na górę, schody kończyły się, były tam drzwi
z niewielkim otworem, a za drzwiami – jakiś facet. Wkładało się pieniądze do tej
dziury i mówiło tylko pierwszą literę: „K” jak „koks” albo „H” jak „hera”.
Wtedy dostawało się swój niewielki woreczek i trzeba było spierdalać,
z nadzieją, że usłyszy się: „światło zielone”, co oznaczało, że można wyjść, bo na
ulicy nie ma gliniarzy. Jeśli słyszało się: „światło czerwone”, trzeba było zostać
i przeczekać, co było naprawdę przerażające. Dopiero wiele lat później zdałem
sobie sprawę z tego, że to właśnie te emocje stanowiły dużą cześć kopa.
A RTURO V EGA Nie lubiłem hery. Nie lubiłem jej wcale, ale przyćpałem parę razy
z Dee Dee. Kiedy za pierwszym razem zrobił mi zastrzyk, nie byłem w stanie się
ruszyć. Nie mogłem wstać. Czułem się tak, jakbym miał zaraz rzygnąć. Byłem
senny, miałem mdłości i mówiłem takim głosem, jak ćpuny na ulicy.
Dee Dee powiedział: „Och, mogę ci powiedzieć, że jesteś teraz naprawdę na
haju, poznaję to po twoim głosie, chciałbym mówić tak jak ty, bo to znaczy, że
naprawdę czujesz się dobrze”.
„Ooo raaany – wydusiłem z siebie – nie mooogę, po prooostu nie mooogę
wstać, Dee Dee”.
A Dee Dee: „To świetnie!”. Ha, ha, ha.
„Wcale nie – ja na to. – Zaraz zwymiotuję”.
Innym razem, kiedy przyćpaliśmy, najpierw Dee Dee podał mi herę, a potem
sam zrobił sobie zastrzyk i nagle zaczął sinieć. Przeraziłem się. Dee Dee zapytał:
„Myślisz, że coś ze mną jest nie tak?”.
„Nie wiem, Dee Dee – odparłem. – Takie rzeczy powinieneś wiedzieć lepiej ode
mnie!”.
Nie tracił przytomności ani nic z tych rzecz, tylko skóra robiła mu się coraz
bardziej gumiasta i sinawa. Wpadłem w panikę i zacząłem wrzeszczeć: „O mój
Boże!”.
A RTURO V EGA Zgodziłem się, żeby Connie, Dee Dee i Joey Ramone wprowadzili
się do mojego loftu przy Drugiej. Z Joeyem nie było problemu. Joey był świetny.
Dobrze się dogadywaliśmy. Lubiłem też Connie. Connie zwracała się do mnie:
„Och, Arturo, mój znienawidzony”, zamiast: „Och, Arturo, mój kochany”.
Mawiała: „Chciałabym cię nienawidzić, ale nie potrafię”.
Powtarzała to, bo zawsze mówiłem jej prawdę, na przykład: „Connie, jesteś za
stara. Wiesz przecież dobrze, że jeśli Dee Dee odniesie kiedyś sukces, to cię
zostawi”. Ha, ha, ha. Mówiłem jej też: „Powinnaś skończyć z dragami, może wtedy
będziesz jeszcze miała jakąś szansę. Może to stworzyłoby między wami prawdziwą
więź. Ale nawet jeśli, to pewnie i tak cię rzuci, no bo wiesz – jesteś za stara”.
Ale Dee Dee długo nie zagrzał tam miejsca, bo ciągle szarpał się z Connie. Nie
mogłem tego zdzierżyć. Pewnej nocy wróciłem po koncercie do domu, a Connie
kompletnie odbiło – tłukli się, rzucali w siebie słoikami z farbą… Farba była
dosłownie wszędzie. Poza tym spalili podłogę, stawiając na niej świeczki. W końcu
powiedziałem Dee Dee, że musi się wynieść.
R ICHARD H ELL Dee Dee i ja bujaliśmy się razem przez jakiś rok czy dwa, głównie
organizując herę. Paczuszkę hery można było dostać za trzy dolce. To była
standardowa cena. Zaopatrywaliśmy się w nią zwykle na rogu Dwunastej i Avenue
A. Kręciła się tam gdzieś tak dziesiątka – może dwudziestka – portorykańskich
dzieci, mniej więcej trzynastolatków. To byli posłańcy. Dawaliśmy im te trzy
dolce, a oni dostarczali towar.
Kiedy spotkałem Ramonesów, od razu poczułem, że to pokrewne dusze.
Kumałem ich i nigdy nie miałem do nich żadnych zastrzeżeń. Zawsze byli tacy
sami. Lisa Robinson załatwiła mi fuchę, żebym napisał o nich do miesięcznika „Hit
Parader” – był to pierwszy artykuł na temat tej kapeli opublikowany w prasie
o krajowym zasięgu. Każdy kawałek Ramonesów trwał nie więcej niż dwie minuty.
Poprosiłem ich, żeby podali mi wszystkie tytuły. W pięciu czy sześciu numerach
śpiewali, że czegoś nie chcą: I Don’t Wanna Go Down in the Basement [Nie chcę
iść do piwnicy], I Don’t Wanna Walk Around with You [Nie chcę z tobą się
szwendać], I Don’t Wanna Be Learned, I Don’t Wanna Be Tamed [Nie chcę być
wykształcony, nie chcę być okiełznany] i jeszcze jakieś jedno I Don’t Wanna…
A Dee Dee powiedział: „Nie napisaliśmy żadnej piosenki o pozytywnym
przesłaniu do czasu powstania Now I Wanna Sniff Some Glue [Chcę pokirać trochę
kleju]”.
Byli po prostu doskonali, no nie?
Z tym że to z Dee Dee jako jedynym z Ramonesów faktycznie spędzałem czas.
Z pozostałymi nigdy nie zaprzyjaźniłem się aż tak dobrze, żeby móc powiedzieć,
jacy są – poza tym, że Johnny miał ostrego fioła na punkcie kart baseballowych,
Joeya kręcili angielscy piosenkarze, a Tommy był poważnym producentem.
To, że Dee Dee to szajbus, było całkiem oczywiste. Był strasznie zabawny. Dee
Dee był jednym z tych gości, o których można powiedzieć: „kompletny tępak”. Ale
w swojej tępocie był tak bystry, że nigdy tak naprawdę nie umiałem stwierdzić,
w jakim stopniu jest to po prostu jego styl radzenia sobie ze światem. Tylko grał
tępaka. Wszystko, co mówił, zawsze było naprawdę w punkt – i do tego zabawne.
E ILEEN P OLK Naprawdę ciągnęło mnie do Dee Dee Ramone’a, bo był w zespole,
a ja lubiłam chodzić z facetami z zespołów. Poza tym, że był naprawdę uroczy. Był
cudowny, chociaż jestem pewna, że jakaś część mnie chciała po prostu wywołać
chaos – i ukraść Connie chłopaka.
To był niezły materiał na dramat, a ja miałam idealne usprawiedliwienie, żeby
to zrobić. Connie powiedziała mi wprawdzie, że Dee Dee to jej chłopak i żebym
trzymała się od niego z daleka. Ponieważ jednak pobiła mnie, czułam się, jakbym
miała pełne prawo zrujnować jej życie. Podarła w strzępy moją sukienkę
i publicznie mnie upokorzyła. Kiedy więc następnym razem wpadliśmy na Connie,
spuściłam jej ostry wpierdol.
Dorian Zero, Dee Dee i ja piliśmy w jednej knajpie na rogu Szóstej Alei
i Jedenastej. Dorian się zmył. Zostaliśmy we dwoje z Dee Dee – i wtedy znienacka
pojawiła się Connie!
Nie wiem, kurwa, skąd wiedziała, gdzie jesteśmy. Miała jakiś swój radar i po
prostu zawsze umiała namierzyć Dee Dee, gdziekolwiek był. No więc weszła do
knajpy i zaczęła: „Och, Dee Dee, chciałam ci tylko powiedzieć, że naprawdę się
cieszę, że jesteście razem. Wciąż cię kocham, ale możemy być przyjaciółmi…” –
i podobne bzdety. A potem wyszła.
„Dee Dee – mówię – ona czeka na nas na zewnątrz”. Ale on stwierdził: „Nie,
nie, nie, nie zrobiłaby tego”.
Oczywiście, że na nas czekała. Kiedy wyszliśmy z knajpy, podbiegła do nas
i zaczęła bluzgać na Dee Dee. Dee Dee był pijany w sztok, więc kiedy Connie go
popchnęła, przewrócił się. Padając, walnął głową o kratownicę wielkiego starego
cadillaca, który tam stał, a potem jeszcze poprawił o bruk. Stracił przytomność.
Pomyślałam wtedy, że będę musiała wygrać tę walkę albo Connie mnie
zmasakruje. Za pierwszym razem, kiedy się szarpałyśmy, trochę się
powstrzymywałam, bo naokoło było pełno ludzi, i sądziłam, że ktoś stanie w mojej
obronie. Ale teraz nie miałam już oporów – było pusto, a Dee Dee leżał
znokautowany na ziemi.
Więc zrobiłam z niej, kurwa, pasztet.
Zwaliłam ją na ziemię, a potem zaczęłam po prostu tłuc i kopać. Nie
pozwalałam jej wstać. Kiedy już raz padła, nie miała szans się podnieść. Uważałam
też, żeby, broń Boże, nie sięgnęła do moich włosów. Od momentu, kiedy ją
przewróciłam, wiedziałam, że dopóki ją napierdalam – dopóki nie daję jej podnieść
się do pionu – dopóty będzie w porządku. No i spuściłam jej łomot, i byłam
naprawdę szczęśliwa, że dałam radę – a Dee Dee i ja zdołaliśmy uciec.
Następnego dnia jedyne, co Dee Dee miał do powiedzenia o tym wszystkim, to:
„Nokaut po pijanemu to naprawdę niebezpieczna sprawa. Tlen może przestać
dochodzić do mózgu”. „Aha – potwierdziłam. – Masz rację, Dee Dee”.
A RTURO V EGA Ramonesi przegadali temat Chinese Rocks i uznali, że nie chcą
grać tego numeru. Tommy Ramone powiedział: „Żadnych dragów. Nie śpiewamy
nic o dragach. To nie jest kawałek Ramonesów. Daj go komuś innemu”.
J OHNNY R AMONE Pewnie powinniśmy zrobić ten numer, ale The Heartbreakers
zrobili to lepiej.
J ERRY N OLAN The Heartbreakers wciąż próbowali poskładać się do kupy. Ale
Richard Hell nie czuł się dobrze w zespole. Na początku myślał, że będzie
frontmanem. Miał swój styl, ale po prostu nie mógł się mierzyć z Johnnym.
W końcu zdobył się na odwagę i zaproponował, żebyśmy pozbyli się Johnny’ego.
Tylko się, kurwa, roześmiałem. „Richard – mówię mu – sorry, chłopie, ale
naprawdę wyobrażasz sobie, że wywalimy Johnny’ego ze względu na ciebie? To
raczej ty musisz się pożegnać z kapelą”.
R ICHARD H ELL Zaczęło mnie irytować to, jak bardzo debilne są piosenki
The Heartbreakers. Brzmiały dobrze, no ale, wiesz, te teksty… »Goin’ steady, can’t
keep my eyes off you – can’t keep my eyes ON you«. Nie mogłem się połapać, o co
w tym chodzi.
E ILEEN P OLK Naprawdę nie chciałam, żeby Dee Dee ćpał – głównie ze względu
na Connie, bo uświadomiłam sobie, że jest to jej patent, żeby się zeszli. Nie trułam
mu, że ma tego nie robić, ale on sam od czasu do czasu próbował to rzucić. I kilka
razy przestawał ćpać, jednak zawsze do tego wracał. Był czysty przez parę tygodni,
ale Connie niezmiennie czekała na niego z zapasem hery w kieszeni. W ten sposób
go odzyskała.
Metaliczny nokaut
W AYNE K RAMER Kiedy w 1972 roku MC 5 się rozpadło, wszyscy się pogubiliśmy.
To było tak, jakbyśmy utracili swoich braci – znaliśmy się jeszcze ze szkoły,
zaczęliśmy to razem, przeszliśmy wspólnie przez niejedno. Rozpad zespołu był tak
bolesnym i tak parszywym doświadczeniem, że w ogóle przestaliśmy ze sobą
rozmawiać. Przestaliśmy się przyjaźnić.
Po prostu spakowałem swoją gitarę i poszedłem kupić herę, bo hera zabija ból,
a ja nie chciałem się z czymkolwiek mierzyć. Oczywiście kiedy doświadczasz tego
rodzaju bólu, pcha cię on do wszelkiego rodzaju destrukcyjnych zachowań.
Po rozpadzie zespołu zostałem przestępcą. Włamywałem się do domów,
zajmowałem się dilerką, kradłem telewizory, handlowałem bronią i dragami.
W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych w Detroit nie było sceny muzycznej.
Panował ciężki klimat. Przemysł motoryzacyjny zaczął podupadać, nie było więc
żadnych klubów, ale wystarczyło nocą obrobić dwa, trzy domy i znów byłem
gwiazdą.
Po utracie zespołu miałem w sercu dziurę, którą musiałem czymś wypełnić –
i tym czymś były hera i przestępstwa. Ale kiedy zaczynasz przepuszczać pieniądze
na coś, co ładujesz sobie w żyłę, nigdy nie masz ich wystarczająco, więc wciąż
musisz robić kolejne przekręty.
Mniej więcej w tym samym czasie w mieście pojawił się Iggy, a ja
przypomniałem sobie, że jest mi winien parę stów, które pożyczyłem mu, gdy
próbowaliśmy bez powodzenia rozkręcić nasz heroinowy biznes. Tak więc po
jednym z jego koncertów w Ann Arbor poszedłem za kulisy i powiedziałem mu:
„Słuchaj, wiesz, że wisisz mi trochę kasy?”.
„Co masz na myśli?” – zdziwił się Iggy.
„Pamiętasz nasz mały biznes?” – pytam.
„Jasne – odpowiada Iggy. – Chciałbyś przyćpać?”.
„No pewnie, stary – mówię. – Jutro, kiedy będziesz grać w Detroit. Załatwię
herę i spotkamy się później w hotelu”.
Następnego wieczora poszedłem do hotelu. Był ze mną taki jeden koleś, bo
trochę bałem się Scotty’ego Ashetona – rozumiesz, pomyślałem, że być może będę
musiał obezwładnić Scotty’ego, kiedy Iggy da mi pieniądze.
Iggy zebrał całą tę forsę od zespołu – było tego około dwustu dolców – żeby
mogli dostać herę, i spytał: „W porządku, chcesz zrobić to tutaj?”.
„Nie – odparłem. – Chodźmy na ulicę”. I wyszliśmy. Iggy dał mi kasę, a ja
stwierdziłem: „W porządku, jesteśmy kwita”.
„Jesteśmy kwita?” – Iggy był zaskoczony.
„Aha – potwierdziłem. – Nie jesteś mi nic winien, stary”.
„Chcesz powiedzieć – pyta Iggy – że nie ma hery?”.
„Ano nie ma, stary” – mówię.
Iggy zaczął płakać, a mój pomagier, widząc to, podszedł do niego i uścisnął go,
mówiąc: „W porządku, bracie. Nie martw się, to tylko dragi. Nie przejmuj się tym
tak bardzo”. Nie mogę powiedzieć, żebym był dumny z tej akcji, ale
potrzebowałem pieniędzy.
B EBE B UELL Kiedy Iggy i ja zeszliśmy się po raz ostatni, pojechałam z nim
pociągiem do Waszyngtonu, gdzie grał w Constitution Hall. To był naprawdę
prestiżowy występ. Jechała ze mną jedna dziewczyna, która miała przy sobie trochę
PCP [87], potężnego środka uspokajającego, który o mało mnie nie zabił. Dała mi
kreskę i powiedziała, że to koks, a ja myślałam, że wyzionę ducha. To było
naprawdę straszne – widziałam już, jak idą po mnie aniołki, a każdy był z gitarą.
Nie żartuję, naprawdę miałam takie zwidy, że aniołowie mają gitary. Myślałam, że
umieram, bez kitu.
Nie polubiłam więc tej dziewczyny. Nie chciałam, żeby przyszła do hotelu, ale
ona i tak się zjawiła. Jak się później dowiedziałam, zrobiła tak, bo była umówiona,
że dostarczy ten towar – zabrała mi go, bo wiedziała, że spuszczę go w toalecie.
Iggy i zespół siedzieli w pokoju hotelowym, a ta dziewczyna rozdzielała towar
na porcje. Od razu wiedziałam, że to te prochy, więc naprawdę ostro się
wkurzyłam. Poszłam do pokoju Jamesa Williamsona i powiedziałam: „Stary, jeśli
Iggy weźmie to gówno, które ona przyniosła, to nie będzie w stanie wystąpić”.
Nawet moja matka szykowała się na ten koncert, bo Iggy był wtedy w świetnej
formie, był po prostu super – o ile się nie nawalił. Wiedziałam jedno: jeśli Iggy
przyćpa choć trochę tego syfu, to z koncertu będą nici. Wiedziałam to na pewno.
I naprawdę się bałam.
„Trzeba było do mnie zadzwonić. – To pierwsze, co powiedział mi James
Williamson. – Nie powinnaś była zostawiać go z nią samego w pokoju, bo
z pewnością już przyćpał”.
Wróciłam do pokoju. Widać było, że Iggy wciągnął już to supermocne gówno –
jedną kreską można by obsłużyć jakieś siedemdziesiąt pięć osób. To nie ulegało
wątpliwości. Przenieśliśmy się do Constitution Hall, do małej, pięknej salki, zespół
był w pogodnych nastrojach, wszyscy rześcy i gotowi, wyglądali świetnie…
A potem Iggy wczołgał się na scenę, dosłownie, chwycił mikrofon i zawył:
„Naaaaaooo…”.
Po prostu wył, leżąc na podłodze. To było naprawdę smutne.
I GGY P OP Nic ze mną nie było pewne – jednego razu graliśmy w Atlancie, a dzień
wcześniej wziąłem tyle środków uspokajających, że rzucili mnie w krzaki obok
Days Inn i po prostu tam zostawili. Obudziłem się i nie byłem w stanie mówić.
Tak więc przygotowanie do koncertu polegało na wpompowaniu we mnie
różnych substancji w takich ilościach, żeby postawić mnie do pionu, żebym mógł
otworzyć usta i coś z siebie wydusić. Ale i tak nie byłem w stanie utrzymać rytmu.
Potrzeba było mniej więcej jednego grama spida i kilku gramów koksu, dożylnie,
w klubie, żebym zdołał się podnieść, stanąć na obu nogach i w miarę nadążać za
melodią.
Ledwie mogłem stać. Tego wieczora Elton John wyszedł na scenę w stroju
goryla. Pomyślałem: „O mój Boże! Co mogę zrobić?”. Nie byłem w stanie z nim
walczyć. Z trudem utrzymywałem się na nogach. Byłem po prostu zbyt nawalony,
żeby się ruszyć czy jakoś zareagować. Tego rodzaju historie przytrafiały mi się
nieustannie.
I GGY P OP Ostatni koncert zespołu Iggy & The Stooges odbył się w The Michigan
Palace. To wtedy zjawili się ci wszyscy motocykliści. Rozumiesz, przyjechaliśmy
do Detroit dzień wcześniej i wieczorem daliśmy jeden z tych małych,
organizowanych na szybko występów, które gra się obok głównego show, żeby
móc zapłacić rachunek za hotel. I na tym koncercie jeden gość wciąż rzucał we
mnie jajkami.
I GGY P OP Byłem ubrany w strój baletnicy, stringi i tak dalej, i ta akcja z jajkami
zaczęła mnie naprawdę wkurzać. To była miejscówka motocyklistów, rozumiesz?
Więc w końcu przerwałem koncert i mówię: „Dobra, trzeba zrobić porządek z tym
chujem! Wszyscy na bok!”.
Ludzie się rozstąpili i okazało się, że ten gość, który we mnie rzucał, ma metr
dziewięćdziesiąt wzrostu, waży tak na oko ze sto pięćdziesiąt kilo, powaga, a do
tego ma sięgającą łokcia rękawicę taktyczną nabijaną ćwiekami.
No i stoi tam, na jednej łapie ma tę rękawicę, w drugiej trzyma jajka i śmieje mi
się w nos.
Powiedziałem: „Co to ma być, do chuja?”. Mogłem w sumie odpuścić.
Odłożyłem mikrofon i zszedłem ze sceny. Na nogach miałem baletki, a on ruszył
prosto na mnie, sapiąc jak lokomotywa: „Czuuu… Czuuu… Czuuu… Czuuu…
BAM !”.
No i zaczął mnie napieprzać. Nie zwalił mnie na glebę, nie znokautował, to było
strasznie dziwne. Trzymałem się na nogach, ale nie byłem w stanie mu oddać.
W końcu zrobiło się za dużo krwi, nawet jak dla niego, więc po prostu przestał
i powiedział: „Dobra, jesteś spoko”.
Ale raczej nie czułem się spoko.
J AMES W ILLIAMSON Ten facet po prostu zamachnął się i dał mu w ryja. Jednym
ciosem zwalił go na podłogę. Ig dostał mocno, był ranny.
R ON A SHETON Oczywiście tak naprawdę Iggy’emu nic poważnego się nie stało.
Jemu trudno zrobić krzywdę. Nie wiem, gość trochę go sponiewierał. Widziałem
kiedyś, jak Iggy spada ze schodów nawalony ośmioma metakwalonami – wszyscy
myśleli wtedy, że już po nim.
A on nawet się nie drasnął, wstał i odszedł chwiejnym krokiem.
Kiedy ten wielki motocyklista ze skórzaną rękawicą walnął Iggy’ego, on wrócił
na scenę i powiedział: „Przestańcie grać!”.
J AMES W ILLIAMSON Ig szydził potem w radiu z tych gości, tak jak to on potrafi –
niekiedy bywa genialny. A oni następnego wieczora wrócili większą ekipą.
W czasie koncertu zaczęli rzucać na scenę czym popadnie, a my
zbombardowaliśmy ich jajami.
S COTT A SHETON Mówiłem Iggy’emu, żeby nie stał przede mną, bo wszyscy
rzucający celowali w niego. Nic mnie nie trafiło, bo umieściłem przed sobą talerz
perkusyjny. Miałem dwa talerze po bokach, więc można było spojrzeć i zobaczyć,
czym w nas rzucają – reflektory oświetlały to, co nadlatywało, i jeśli widziałem, że
mogę tym oberwać, po prostu schylałem się i to coś trafiało w talerze.
I GGY P OP Potem w ruch poszły kufle, kamienie, noże, paski, buty. To było jak
grad – wszystko jest na taśmie. Rozejrzałem się po sali i mówię: „Zapłaciliście po
pięć dolców za bilet, a ja spadam z tego miasta z dziesięcioma tysiakami
w kieszeni, WIĘC WALCIE SIĘ!”.
Cokolwiek, byle tylko im dopiec. To było moje alkoholowe tournée. Głównie
wódka. To był chyba ostatni koncert The Stooges – tak mi się wydaje – ale
całkowitej pewności nie mam. Nie lubiłem wracać wieczorem do domu i notować
w pamiętniczku, co przyniósł dzień. To nie był mój styl, ha, ha, ha.
I GGY P OP James Williamson udzielał się w The Stooges przez ostatnie parę lat
działalności kapeli, ale stracił dla mnie szacunek i przestał wiązać jakąkolwiek
nadzieję z zespołem. Wszystko, czego pragnął, to dostać się do amerykańskiego
show-biznesu.
Krok po kroku próbował przejmować kontrolę nad moim zespołem – aż
w końcu wszyscy techniczni byli jego ludźmi, dołączył do nas muzyk sesyjny Scott
Thurston, który był jego przyjacielem, i tak dalej. James starał się zbudować całą tę
rzecz wokół siebie. W zasadzie toczyła się między nami ostra walka, ale
w pewnym momencie odpuściłem. Stwierdziłem, że nie będę pracował dla niego –
koniec, kropka.
S COTT A SHETON Iggy miał potem załamanie nerwowe. Szedł ulicą i nagle
zemdlał. W tym czasie pochłaniał ogromne ilości dragów – no nie wolno
jednocześnie brać kwasu i metakwalonu, to po prostu nie działa dobrze.
R ON A SHETON Któregoś dnia mój brat siedział na parapecie w moim domu, w tej
naprawdę starej chacie z balkonowymi oknami – to było czwarte piętro, więc
mówię mu: „Ej, nie siadaj tam, stary, pojebało cię?”. Siedzę na krześle naprzeciw
niego i powtarzam: „Nie siadaj tam, mówię do ciebie. Nie opieraj się o to okno…”.
A on opiera się o nie – i nagle jest już ZA oknem. Zrywam się z krzesła,
chwytam go za kostki, a on dynda na zewnątrz. Myślę sobie: „Kurde, trzeba stąd
wykurzyć tego pojeba”.
W końcu mówię mu: „Miarka się przebrała. Wracasz do domu, szefie”.
Zadzwoniłem do matki i powiedziałem: „Przyślij mu bilet. Nie ma innej opcji, on
musi się stąd wynieść”.
J AMES W ILLIAMSON Nagrywaliśmy Kill City, gdy Ig się rozsypał i okazało się, że
do czasu, aż się pozbiera, będzie przebywał w szpitalu. Organizuję muzyków,
zaczynam obrabiać kawałki w domu Jimmy’ego Webba, aż tu nagle mój wokalista
ląduje w jakimś cholernym szpitalu! Zrobiłem to, co musiałem zrobić – uzyskałem
pozwolenie na to, żeby go stamtąd zabierać. Kiedy musiał nagrywać partie
wokalne, zabierałem go ze szpitala, rejestrowaliśmy wokal i odwoziłem go
z powrotem. Tak to się wszystko odbywało.
S COTT A SHETON Kiedy zespół się rozpadł, wróciłem do Ann Arbor. Siły miałem
akurat tyle, żeby położyć się i lizać swoje rany, że tak powiem. Próbowałem rzucić
herę i zajęło mi to całe dwa lata. To było tak, jakby życie zaczynało się na nowo.
Trudno to wytłumaczyć, ale było to straszne. Byłem bardzo chory.
Pewnego wieczora, gdy byłem czysty już gdzieś tak pół roku, telewizja pokazała
relację z finału konkursu Miss Black America. Jedna z uczestniczek odgrywała rolę
tej, której udało się przestać brać dragi. Pamiętam pytanie mojej matki: „Czy też
przez coś takiego przechodzisz, Scotty?”.
„Mama, gdybyś tylko wiedziała…” – nawet tyle nie byłem w stanie jej
powiedzieć.
1976–1977
ROZDZIAŁ 28
A RTURO V EGA Kiedy nagrywaliśmy pierwszą płytę w studiu w Radio City Music
Hall, wiedziałem, jak się tam poruszać, bo kiedyś pracowałem jako posłaniec
i dostarczałem tam filmy. Znałem wszystkie tajne przejścia i klatki schodowe –
wspaniale było chodzić samotnie na wybiegach nad sceną.
Wchodziłem cichcem do garderoby The Rockettes – wiesz, tych tancerek – żeby
kraść ich kostiumy. W ten sposób zdobyłem świetne złote spodnie, pelerynę i masę
satynowych ciuchów. Po prostu super.
Myślałem, że Ramonesi spędzą w studiu sporo czasu, ale oni po trzech dniach
ogłosili: „Gotowe!”.
„Łatwizna” – stwierdziłem.
J OEY R AMONE Zrobiliśmy płytę w ciągu tygodnia i kosztowało nas to tylko sześć
tysięcy czterysta dolarów – wszyscy byli zdziwieni. W tamtych czasach ludzie
szastali pieniędzmi. Było ich mnóstwo w obiegu i szły na absurdalne rzeczy. Z kasą
nie było jeszcze krucho – produkcja niektórych albumów kosztowała pół miliona
dolarów i mogła trwać nawet dwa lata. Tak było z Fleetwood Mac i innymi
kapelami. Nagranie płyty w tydzień za niecałe sześć i pół tysiąca było rzeczą
niesłychaną, zwłaszcza że to był album, który naprawdę zmienił świat. Z tą płytą
zaczął się punk rock. To był początek całego ruchu – i również nasz początek.
D ANNY F IELDS Linda Stein, żona Seymoura Steina, z którą wspólnie prowadziłem
management Ramonesów, zawsze myślała w perspektywie międzynarodowej.
Powiedziałbym, że była zahipnotyzowana – i słusznie! – wizją lukratywnych
możliwości, jakie otwierały się przed zespołem na rynku europejskim.
Od samego początku trafnie wyczuwała, że Ramonesi zapewne dużo łatwiej
odnajdą swoją niszę w Wielkiej Brytanii. Dlatego od razu staraliśmy się dostać do
Anglii, zwłaszcza że dalsze wyjazdy, nawet do New Jersey, na drugi brzeg rzeki
Hudson, wydawały się coraz mniej prawdopodobne.
Nasz pierwszy koncert w Anglii zaplanowano na 4 lipca 1976 roku, w ten sam
weekend, w którym odbywały się hucznie obchody dwóchsetlecia niepodległości
Stanów Zjednoczonych. Uznałem to za bardzo trafną metaforę: oto dwieście lat po
uwolnieniu się spod brytyjskiej dominacji przywieźliśmy Brytyjczykom prezent,
który miał na zawsze zdruzgotać ich wrażliwość.
A RTURO V EGA Wszystkie londyńskie zespoły spotykały się w tej alei, próbując
dostać się do The Roundhouse, żeby zobaczyć The Ramones. Johnny Rotten
zapytał mnie, czy mógłby wejść od tyłu i spotkać się z zespołem.
„Czy mnie pobiją, jeśli im się nie spodobam?” – upewniał się. Myślał, że
Ramonesi to jakiś gang, ha, ha, ha.
D ANNY F IELDS Zjawili się też Mick Jones i Paul Simonon z The Clash. Paul
siedział w tych swoich białych skarpetkach – były naprawdę brudne. Pomyślałem:
„Rany, ale słodziak”. Paul cholernie mi się podobał, było z niego niezłe ciacho, no
i te jego skarpetki – dla mnie bomba. Cienkie, białe skarpetki wątpliwej czystości.
Można było zobaczyć, jak wysoko sięgają mu buty, bo poniżej tej linii jego
skarpetki były brudne jak święta ziemia.
Ale koniec końców Paul miał romans z Patti Smith. Patti zawsze miała dobry
gust, jeżeli chodzi o facetów. Z tym że Paul i Mick nie byli wtedy jeszcze
członkami The Clash, dopiero zaczynali[88]. Bali się grać, dopóki nie zobaczyli
The Ramones. Dosłownie tak powiedzieli Ramonesom: „Teraz, kiedy już was
zobaczyliśmy, będziemy tak naprawdę zespołem”.
Ramonesi powiedzieli im: „Chłopaki, po prostu musicie grać. Wyjdźcie ze
swojej piwnicy i grajcie. My sami tak właśnie zrobiliśmy”.
Właściwie Ramonesi powiedzieli im to samo, co mówili wszystkim innym
niezliczonym kapelom: „Wcale nie musicie być lepsi, po prostu pokażcie się –
jesteście dobrzy tacy, jacy jesteście. Nie czekajcie, aż będziecie lepsi, no bo jak się
tego dowiecie? Po prostu wyjdźcie z nory i róbcie swoje”.
To podejście, które da się streścić pytaniem: „Na co czekać?”, Ramonesi wzięli
od The New York Dolls. Dla mnie to ważna część tego, co jeden zespół przekazuje
drugiemu w zaufaniu.
L EGS M C N EIL Joey Ramone był nieoficjalnym gospodarzem The Dead Boys, jak
tu zjechali. Joey i ja spędziliśmy z nimi sporo czasu i polubiliśmy ich. Plotka
głosiła, że to właśnie Stiv podał Iggy’emu masło orzechowe podczas tego słynnego
koncertu The Stooges, kiedy Iggy chodził w tłumie nad ziemią, na rękach ludzi.
Nigdy nie dowiedzieliśmy się, czy to faktycznie był Stiv, ale nawet jeśli nie, to
było to wspaniałe kłamstwo.
Stiv był totalnym fanem Iggy’ego. Nie ulegało wątpliwości, że na scenie
próbuje go naśladować. Ale ich piosenki były świetne, więc nie miało to znaczenia.
Poza tym Iggy’ego już nie było.
The Dead Boys pasowali do nas jak ulał, byli tacy sami jak my, a w uznaniu dla
naszej gościnności Stiv ofiarował nam hitlerowskie Matczyne Krzyże[89], czyniąc
nas „honorowymi członkami The Dead Boys”, ale Joey i ja wyśmialiśmy ich,
mówiąc: „Super, hitlerowskie naszyjniki – to właśnie tego zawsze pragnęliśmy!”.
Wprawdzie The Ramones śpiewali w kawałku Today Your Love, Tomorrow
the World, że są nazistami, ale oczywiście nimi nie byli. Widzisz, cała kultura lat
siedemdziesiątych opierała się idei bycia „miłym”. Musiałeś być miły. To nie
przypadek, że symbolem lat siedemdziesiątych stały się uśmiechnięte buźki. Kiedy
więc Ramonesi śpiewali, że są nazistami, tak naprawdę mówili: „Nie chcemy być
mili”.
Wiesz, Joey jest Żydem, ale nie sądzę, żeby prezent Stiva go uraził.
Pomyśleliśmy, że swastyki The Dead Boys są po prostu głupie, bo Arturo Vega,
właściciel loftu, gdzie mieszkali Ramonesi, był malarzem i malował swastyki farbą
fluorescencyjną Day-Glo.
Cały loft Ramonesów wypełniały fluorescencyjne swastyki. W porównaniu
z malowidłami Arturo Matczyne Krzyże The Dead Boys były raczej cienkie.
D ANNY F IELDS W całej tej hitlerowskiej symbolice nie chodziło o to, żeby
powiedzieć: „Jestem nazistą, a wy, Żydzi, lepiej uważajcie!”. Nic z tych rzeczy. To
nie było polityczne, to było seksualne. Wiem, że niektórzy ludzie mają do dziś
problem z rozróżnieniem tych dwóch spraw, ale nie było w tym żadnego rasizmu.
Nikt nie jest na to bardziej wyczulony ode mnie. Moi krewni, których nigdy nie
poznałem, zostali zgładzeni przez hitlerowców, bo byli Żydami.
Nikt nie traktuje eksterminacji Żydów europejskich bardziej serio niż ja. Nie
robię sobie z tego tematu żartów, nie uważam, żeby to było zabawne. Ale jeśli
chcesz, jak Ron Asheton, kupić wspaniały czarny płaszcz z napisem „SS ”, to czemu
nie? Mam całą półkę książek o Trzeciej Rzeszy – czy to sprawia, że jestem nazistą?
Lubię o tym czytać, to jedno z moich hobby. Gdybyś spytał mnie, z jakimi trzema
postaciami historycznym chciałbym się spotkać, to jedną z nich byłby Michał
Anioł, a drugą Heinrich Himmler. Chciałbym się dowiedzieć, co sprawiło, że
Heinrich Himmler stał się taką kanalią. W jaki sposób hodowca drobiu zabił sześć
milionów moich krewnych? To dla mnie zupełnie niepojęte.
Ale nie winię ani nie potępiam ludzi za tego rodzaju fascynacje. Gdybym jednak
wyczuł, że przyjmują jako swoje to, czego bronili hitlerowcy, to natychmiast
uciąłbym z nimi kontakty.
P HILIPPE M ARCADÉ Byłem na imprezie w lofcie Arturo Vegi, wszyscy totalnie się
najebaliśmy. W pewnym momencie stałem za Dee Dee i Arturo i przypadkiem
usłyszałem, o czym gadają – naprawdę niezły tekst. Przysięgam, że to prawda. Dee
Dee powiedział do Arturo: „Brałem już wszystkie dragi – wszystko, co da się
przyćpać. I teraz normalnie sam już nie wiem, co robić”.
Zapadło milczenie, po czym Arturo zauważył: „Jeszcze nigdy nikogo nie
zabiłeś”.
Popatrzyli na siebie, jakby chcieli powiedzieć: „No tak, to prawda”. Potem
dumali nad tym co najmniej przez minutę. Ha, ha, ha.
E ILEEN P OLK Dee Dee był genialnym manipulatorem. Ale kiedy toczyła się jakaś
zwyczajna rozmowa na codzienne tematy, sprawiał wrażenie kretyna, co – moim
zdaniem – było tylko grą z jego strony. Dzięki temu patentowi miał spokój
z dorosłymi, policją i wszystkimi innymi. Kiedyś, gdy wchodziliśmy właśnie do
loftu Ramonesów, ktoś zaszedł nas z tyłu, a Dee Dee wyjął sprężynowiec.
To był gospodarz kamienicy. Pojawił się za nami w chwili, gdy przekręcaliśmy
klucz w zamku. Dee Dee to nerwus, jakby zawsze, na każdym kroku, spodziewał
się przemocy. Ale kiedy zobaczył, że to gospodarz, powiedział: „Ech, stary,
przepraszam cię, naprawdę mi przykro”. I zaczął się zachowywać jak jakiś zupełny
przygłup. Gospodarz odparł tylko: „Nie ma sprawy, Dee Dee. Nie ma sprawy”.
Myślę, że Dee Dee zawsze spodziewał się, że zdarzy się coś złego. Być może
wręcz oczekiwał tego z niecierpliwością. Są ludzie, którzy w kółko mówią o walce
i o przemocy, a ty zawsze się zastanawiasz, czy przypadkiem nie jest tak, że
faktycznie chcą, żeby doszło do jakiejś akcji.
J AMES S LIMAN Kiedy The Dead Boys ponownie wystąpili w CBGB , Hilly Kristal
podpisał z nimi umowę menedżerską. Byłem tym trochę zaskoczony. W Cleveland
cała ta ekipa grała w zespole o nazwie Frankenstein, ale ani razu nie wybrałem się
na ich koncert, bo – szczerze mówiąc – nigdy nie traktowałem muzyki Stiva
poważnie.
Po tym drugim występie zrobiło się o nich głośno. Potem podpisali kontrakt
z wytwórnią Sire – wtedy szum zrobił się jeszcze większy – a miesiąc później byli
już w studiu i nagrywali pierwszy album.
The Dead Boys wyszli z biedy, więc to był dla nich superczas. Żaden z nich nie
był w stanie tego ogarnąć. Sukces był zbyt duży i przyszedł za wcześnie.
B EBE B UELL Nie wiem, kim była ta dziewczyna, bo widziałam tylko tył jej głowy,
ale nie ulegało wątpliwości, że robiła mu dobrze. A potem Stiv się powiesił.
Przewiesił pas przez rurę parową – zaraz po tej akcji z dziewczyną – i zawisł na
nim. Oczywiście przeżył.
Pomyślałam: „Rany, co to za gówno?”. I wyszłam. Ale obraz Stiva wciąż mi
towarzyszył. Po prostu nie mogłam się pozbyć go z umysłu. Miałam przed oczami
obrazy Stiva i The Dead Boys robiących jakieś plugastwa i nie umiałam się od tego
uwolnić. Liz Derringer spytała mnie: „Czemu myślisz, że taki z niego słodziak?”.
„Nie wiem – odparłam. – Ma w sobie coś z łasicy. Naprawdę nie wiem, uwielbiam
szczury, uwielbiam łasice… Nie mam pojęcia, czemu jest taki słodki. No po prostu
jest, i już”. Liz tylko westchnęła. Najwyraźniej nic nie zrozumiała z mojego
wywodu.
G YDA G ASH Pewnego wieczora po pracy poszłam do CBGB . Byłam tancerką go-
go. My, dziewczęta, ubierałyśmy się tak, a nie inaczej dlatego, że tańczyłyśmy
topless i musiałyśmy nosić szpilki, makijaż, fryzury i pióra, a długie rękawiczki
służyły nam do ukrycia śladów po zastrzykach.
Co robisz, kiedy kończysz robotę, mając w kieszeni jakieś trzysta dolców albo
więcej? Musisz iść do klubów. Więc zeskakujesz ze sceny w barze topless,
zarzucasz na grzbiet cokolwiek, płaszcz lub szalik, wsiadasz do taksówki i jedziesz
do Max’s albo do CBGB . Więc któregoś wieczora po pracy zniosło mnie do CBGB ,
gdzie natknęłam się na Roxy, która bujała się z Cheetah. W tym czasie Roxy
zaczęła już się spotykać z Johnem Ramone’em, ale tam była z Cheetah i Stivem
z The Dead Boys. Pomyślałam, że to fajnie, bo The Dead Boys stawali się coraz
popularniejsi i słynęli jako ostra kapela.
The Dead Boys wywodzili się z białej hołoty, byli dzieciakami z niższej klasy
średniej z Youngstown w stanie Ohio. Wyrośli na ostrych chłopaków. Wychowały
ich gangi, nie było w nich żadnej ściemy. To, co sobą reprezentowali, było czymś
więcej niż „postawą” – to był styl życia.
Kiedy więc zobaczyłam Roxy, oczywiście totalnie najebaną, w objęciach
Cheetah i Stiva, pomyślałam: „Od razu widać, że to fajne, chore chłopaki. Chore,
przyjezdne chłopaki. Kurczę, wyglądają na zmarnowanych”.
Poszłam do łóżka ze Stivem i było wspaniale. Zakochałam się w nim. Wszyscy
mieszkali na Dziewiątej, więc Stiv wziął mnie ze sobą do tego mieszkania.
Był świetny, tylko w pewnym momencie wyciągnął nóż. Nigdy nie mogłam
pojąć, co wtedy sobie myślał: „Wow, jakaś świrnięta laska, wyciągnę nóż, na
pewno się podnieci”. Przyłożył mi ostrze do uda, a ja powiedziałam: „Weź
wyluzuj”.
Ale po tej akcji zakochałam się. Byłam zakochana, byłam zakochana,
zakochana, zakochana w Stivie.
G YDA G ASH The Dead Boys wrócili do Cleveland, a ja wciąż tkwiłam w małej
bańce miłosnej. Kilka dni później w CBGB podchodzi do mnie Cheetah i mówi:
„Mam ci przekazać wiadomość od Stiva. Musi zostać jeszcze przez parę dni
w Cleveland – zatrzymały go jakieś sprawy – ale wraca w środę i chce się z tobą
spotkać”.
„Och, naprawdę? – pytam. – To super”.
No cóż, nie wiedziałem wtedy, że Cheetah przyleciał wcześniej, żeby samemu
dobrać się do mnie. Moje ego było bardzo zadowolone, że interesują się mną dwaj
faceci, więc jeszcze tej nocy poszłam do łóżka z Cheetah i tak jakoś się zeszliśmy.
Cheetah i ja wyglądaliśmy jak brat i siostra. Oboje byliśmy rudzi. Nasze imiona
się rymowały. Byliśmy jak ta sama osoba – różniliśmy się tylko genitaliami.
Stiv uważał, że to idealny układ, więc odsunął się na bok, ale bar w CBGB miał
się stać miejscem wielu scen. Siedziałam, obejmując Cheetah, a Stiv z drugiej
strony szeptał: „Kocham cię, kocham cię, kocham cię”. To był totalnie zwariowany
trójkąt, mówię ci, bo byłam zakochana w dwóch mężczyznach. Ale zostałam
z Cheetah, bo naprawdę straciłam dla niego głowę.
J EFF M AGNUM The Dead Boys potrzebowali basisty. Kiedy pierwszy raz
przyjechali do Nowego Jorku, nie mieli nikogo na stałe. Na ich debiutanckiej płycie
na basie grał Bob Clearmountain. Więc sprowadzili z Cleveland mnie. W Nowym
Jorku najpierw pojechaliśmy do CBGB , żeby zostawić tam wzmacniacz, a ja
pomyślałem: „To jakaś straszna nora. Nie da się tu grać”. Potem przenieśliśmy się
na Dziewiątą, do chaty, gdzie mieszkali The Dead Boys. Liczyłem, że przynajmniej
mieszkanko mają miłe. Ale nie, kurwa, oczywiście, że nie. Jestem prawie pewien,
że nie wyszliśmy stamtąd przez cały weekend ani razu. Myślałem, że tam zdechnę.
Pierwszej nocy ktoś krzyczał za oknem: „Łapać go! Biega po dachu!”.
Obłęd w kratkę, mówię ci. Wanna była w kuchni, a w piekarniku znalazłem
stopiony egzemplarz płyty Cream Wheels of Fire. Jestem chłopakiem
z przedmieścia i pomyślałem: „To nie dla mnie”.
Niekiedy budziłem się w nocy i zastawałem drzwi wejściowe szeroko otwarte,
bo Johnny Blitz wracał do domu bez klucza i po prostu otwierał je z kopa. Całe
mieszkanie wyglądało jak Jonestown[92] – żeby dostać się do łazienki, trzeba było
przechodzić po ciałach leżących pokotem na podłodze.
Byłem tym po prostu przytłoczony. Mieszkaliśmy jak na melinie, a ja pisałem
do matki, żeby przysłała mi kasę na tenisówki, bo wielka rockowa kapela, w której
gram, nie zarabia żadnych pieniędzy.
ROZDZIAŁ 29
Anglia knuje
M ARY H ARRON Jesienią 1976 roku w Londynie naprawdę dało się odczuć, że
świat drży w posadach. Czułam, że to, co zaczęliśmy w Nowym Jorku jako żart,
w Anglii zostało potraktowane bardzo serio przez młodszą i brutalniejszą
publiczność. I podczas tego przekładu z amerykańskiego na angielski coś uległo
zmianie, powstała jakaś nowa jakość.
To, co w Nowym Jorku było – w moim odczuciu – w dużej mierze intelektualną
bohemą w obrębie kultury rocka uprawianą przez ludzi dorosłych, w Anglii stało
się nastoletnim szaleństwem. Pamiętam, jak tego lata poszłam na koncert
The Damned, który moim zdaniem był naprawdę okropny. Miałam na sobie T-shirt
z logo pisma „Punk” i tłum dosłownie rzucił się na mnie. Trudno mi w ogóle
opisać, jak na mnie reagowano. Wszyscy dostawali obłędu tylko dlatego, że byłam
ubrana w koszulkę ze słowem „PUNK ”.
Odjęło mi mowę.
Byłam na backstage’u, a wraz ze mną pełno dzieciaków, widok jak z koszmaru:
setki małych upiorów z włosami zafarbowanymi na czerwono i z bladymi
twarzami. Wszyscy byli obwieszeni łańcuchami, swastykami i innymi rzeczami
poprzyczepianymi na głowach i gdzie się da. Pomyślałam: „Boże drogi, cośmy
zrobili? Cośmy najlepszego stworzyli?”.
Czułam, że to nasze dzieło – że stworzyliśmy coś, czego nigdy nie
zamierzaliśmy stwarzać, coś, czego się nie spodziewaliśmy. Myślę, że angielski
punk był bardziej ulotny, o wiele ostrzejszy – i niebezpieczniejszy.
M ARY H ARRON Przez cały swój pobyt w Anglii straszliwie się kłóciłam ze
wszystkimi starymi przyjaciółmi. W początkach punka – kiedy ruch rozkręcał się
w Anglii, ale i wcześniej, gdy był tylko amerykańskim zjawiskiem – wszyscy
myśleli, że to coś strasznie prawicowego, wręcz nazistowskiego: przemoc, rasizm
i występowanie przeciwko wszystkiemu, co dobre w życiu.
Instynktownie opowiadałam się za punkiem. Musiałam polegać na tej mojej
instynktownej sympatii, wbrew symbolice.
Zajęło mi to trochę czasu, żeby złapać, o co chodzi. Dziś ironiczne użycie
symboli jest czymś powszechnym. Ale w hipisowskich czasach zarówno styl
ubierania, jak i stosowana symbolika wyrażały to, kim byłeś – nie było tam miejsca
na ironię. Jeśli masz długie włosy, jeśli ubierasz się tak, a nie inaczej – jesteś
zwolennikiem pokoju. Jeśli nosisz swastyki – jesteś nazistą.
I oto nagle, bez okresu przejściowego, bez słowa wyjaśnienia, pojawia się ruch,
który używa swastyk, chociaż nie ma nic wspólnego z nazizmem. To tylko
przebranie, prowokacja. Chodzi w nim o coś zupełnie innego – o skandaliczny gest,
o taktykę szoku. Rozumiałam to instynktownie, chociaż przez długi czas nie
potrafiłam tego wyrazić. Tak naprawdę dopiero wiele lat później zdołałam usiąść
i dokonać pisemnej analizy tego wszystkiego. Ale właśnie dlatego punk był tak
interesujący: wtedy nie dało się go przeanalizować na piśmie, wszystko działo się
tak szybko, że nikt nie wiedział, o co, kurwa, chodzi.
ROZDZIAŁ 30
Pasażer
R AY M ANZAREK Danny Sugerman spytał mnie kiedyś: „Co myślisz o tym, żeby
zrobić coś z Iggym?”.
Danny był managerem Iggy’ego i z nim pracował. „Hm, Iggy… – zacząłem. –
Wiesz, no… wydaje Wydaje mi się, że ja i on gramy w trochę innym stylu”.
The Stooges byli szaleńcami, ich muzyka to surowa energia. Ich nazwa świetnie
do nich pasowała. Gdyby ci goście od slapsticku wzięli się za rock’n’rolla, to jak
by to mogło brzmieć? Właśnie tak, jak brzmieli The Stooges. No i potrzebowali
wokalisty – w porządku, od czego jest Iguana? Idealny. Kompletny szajbus,
kompletny wariat. The Stooges byli niebezpieczni, ale ja miałem za sobą przygodę
z wcielonym niebezpieczeństwem – Jimem Morrisonem.
Przy czym Jim Morrison miał bardzo duży wpływ na Iggy’ego. Poezja zarówno
jednego, jak i drugiego łączyła w sobie erudycję i namiętność. Obaj wkładali wiele
pasji w swoje występy. Boże drogi, o graniu z wokalistami pełnymi pasji mógłbym
gadać bez końca. A ze wszystkich wokalistów, z jakimi byłem na scenie, Iggy Pop
i Jim Morrison należeli do tych najbardziej żarliwych.
Kiedy więc Danny Sugerman zaproponował: „Może mógłbyś spotkać się
z Iggym i popracować nad paroma kawałkami, żeby zobaczyć, co z tego
wyniknie?”, odparłem: „Dobry pomysł. Spotkajmy się”.
I GGY P OP W dniu, gdy Ray Manzarek wyciągnął mnie z więzienia, bujałem się
w Hollywood. To było po tym, jak strącono mnie z niebios i zamieszkałem
z prostytutkami. Pewnego dnia popijałem wino, a jedna z tych dziewczyn miała na
sobie sukienkę, która naprawdę mi się podobała. Powiedziałem, że fajnie w niej
wygląda. A wtedy ona ubrała mnie w nią.
No i spacerowałem sobie po Santa Monica Boulevard w tej luźnej zielonej
kiecce ściśniętej szarfą, z butelką winiaku w dłoni. Właściwie to przyskrzynili mnie
z powodu tej butelki, a nie tego, jak byłem ubrany. Zabrali mnie na dołek, tam
trochę podokuczali, ale w sumie to nie pamiętam szczegółów wszystkich swoich
zatrzymań.
R AY M ANZAREK Danny Sugerman zadzwonił do mnie i mówi: „Stary, twój
wokalista jest w więzieniu. Musimy jechać i wyciągnąć go stamtąd”.
„No nie – jęczę. – Co tym razem?”.
A on: „Wiem tylko, że Iggy jest w więzieniu w Hollywood”.
„Za co go wsadzili?” – pytam.
„Nie znam szczegółów – mówi Danny. – Zdaje się, że za alkohol i zakłócanie
porządku publicznego”.
Właściwie powinien był powiedzieć: „za metakwalon i zakłócanie porządku
publicznego”.
Z tego, co wiem, Iggy zjechał z San Francisco – i kiedy mówię „zjechał”, mam
na myśli, że naprawdę miał zjazd. No i wpakowali go do więzienia. Jedziemy na
posterunek policji i pytamy o wysokość kaucji. Okazało się, że to tylko jakieś sto,
sto pięćdziesiąt dolców. „W porządku – ciach! – oto kasa. Możecie już go puścić?”.
No i piętnaście, może dwadzieścia minut później z policyjnego posterunku
w Hollywood wychodzi do nas, zygzakiem, chwiejąc się i potykając, James
Osterberg, zwany Iggym Popem, w długiej sukience. Patrzę na niego i pytam: „Jim,
to damska sukienka?”.
A Iggy odpowiada: „Nie, Ray, ośmielam się mieć odmienne zdanie. To męska
sukienka”.
Danny i ja chwytamy go pod ręce i mówimy: „Ty dupku, dalej, spadamy stąd”.
Trzeba było widzieć ironiczne uśmieszki tych gliniarzy, trzeba było słyszeć, jak się
duszą ze śmiechu, kręcąc głowami z niedowierzaniem, a potem już rechoczą na
całe gardło, podczas gdy Sugerman i Manzarek wloką między sobą Iggy’ego Popa.
Zabieramy go do auta i pędzimy z powrotem na Wonderland Avenue.
R ON A SHETON Iggy powiedział: „Ray Manzarek coś tam dla mnie kleci”. Robili
próby w domu Raya, a Iggy wpadał od czasu do czasu, ciężko najebany, i darł się
do mikrofonu.
J AMES G RAUERHOLZ Wszyscy byli jego fanami, ale Iggy’ego wcale to nie kręciło.
Nosił okulary, był ubrany normalnie i powtarzał: „Nie chcę być dziwakiem, chcę,
żeby traktowano mnie poważnie”.
Byli też tacy, którzy pytali: „Jaki Iggy?” albo: „Czy jest tu Iggy?”. Udawali, że
są strasznie cool. W sumie to wszyscy tak się zachowywali. To była męka. Później
Iggy jammował z The Erasers. Śpiewał z nimi. W jakiejś małej kanciapie. Nie
pamiętam już, co to były za kawałki, w jednym było coś o psie, I Wanna Be Your
Dog, a może Dogfood. W każdym razie jakiś psi wątek się przewijał, ha, ha, ha.
Ale nie zwracałem zbytniej uwagi na to, co działo się na tej imprezie. Znaczy grali
w porządku, ale ja uganiałem się za takim jednym chłopcem.
I GGY P OP W ogóle nie wiedziałem, że w tym czasie w Nowym Jorku
funkcjonowała scena punkowa. Sądziłem, że wszystko kręci się wokół Patti
Smith – a zatem wokół klimatów bliższych gwiazdorskiej poezji. Nie miałem za
bardzo pojęcia, co się dzieje w CBGB ani o podobnych sprawach. Wiedziałem
jednak, że w tym mieście istnieje marginalna grupa malkontentów. Stwierdziłem,
że we wszechświecie muszą istnieć dwa lub trzy zespoły, których muzycy nie są
kompletnymi ćwokami, lecz nawet przez chwilę nie pomyślałem: „Och, ta scena
punkowa to jest coś, nadchodzi jej czas – stanie się potężna”.
Wiedziałem tylko tyle, że w sklepie Erwin Brothers w Los Angeles album Raw
Power trafił do pudła z przecenionymi płytami za trzydzieści dziewięć centów.
Pomyślałem: „Cóż, tak już jest. Nikogo to nie obchodzi”.
A NGELA B OWIE Rany! Dla Davida i Iggy’ego to było jak miesiąc miodowy.
Naprawdę robi mi się niedobrze, jak o tym myślę – jeden angielski dupek i jeden
amerykański palant, którzy są przekonani, że wzbudzą zachwyt Niemców, podczas
gdy Niemcy siedzą i zaśmiewają się z nich. Obaj byli bon vivantami – szastali
pieniędzmi, kupowali mnóstwo badziewia i wyobrażali sobie, że żyją w latach
dwudziestych lub trzydziestych i są jak Christopher Isherwood[96]: „Och,
przeniesiemy się do Berlina”. Naprawdę chciało mi się rzygać. Nie jestem w stanie
wyrazić, jakie obrzydzenie to we mnie budziło.
David i Iggy wybrali Berlin, bo jest tam więcej drag queens na metr
kwadratowy niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie. Połączyła ich przyjaźń
straceńców. Rozumiesz, co mam na myśli? Po prostu tolerowali wzajemnie swoje
najgorsze cechy, bo poza sobą nie mieli już nikogo. Myślę, że nazywanie tego
„dekadencją” to zbytnia łaskawość. Bliższe prawdy byłoby określenie tego mianem
paranoicznego gówna wywołanego kokainą. To było po prostu wielkie
marnotrawienie pieniędzy i marnotrawienie czasu – pobyt w Berlinie upłynął im
głównie na walkach o względy najlepiej prezentującej się drag queen.
L EGS M C N EIL Glitter rock był z natury dekadencki: buty na koturnach i chłopcy
z podmalowanymi oczami, David Bowie i androginia. Bogate gwiazdy rocka
wiodły życie jak z Berlin Stories Christophera Isherwooda – rozumiesz, Sally
Bowles buja się z drag queen, szampan na śniadanie, trójkąty w łóżku,
a tymczasem hitlerowcy stopniowo przejmują władzę.
Dekadencja wydawała się nam cienka, bo gdy mówimy „rozkład”, to
sugerujemy, że zostało jeszcze trochę czasu, a tak naprawdę czas minął, nie było go
już. Wszystko się rozpadło. Przegraliśmy wojnę w Wietnamie – pokonało nas paru
kolesi w czarnych piżamach i z kijkami w dłoniach. Wiceprezydent Spiro Agnew
musiał podać się do dymisji, bo nakryto go, jak brał łapówki w Białym Domu.
A Richard Nixon wysłał włamywaczy do sztabu wyborczego Demokratów
w hotelu Watergate – takim był paranoikiem! Ten pierdolnięty Nixon wygrał
wybory z największą przewagą w historii. To był po prostu wariat. A potem musiał
ustąpić. Z kolei prezydent Gerald Ford kazał miastu Nowy Jork spadać na drzewo,
kiedy ogłosiło bankructwo. Czujesz to: Nowy Jork ogłasza bankructwo!
Biorąc pod uwagę to, co działo się w rzeczywistym świecie, dekadencja
wydawała się staroświeckim dziwactwem. W punku nie chodziło o rozkład,
w punku chodziło o apokalipsę. W punku chodziło o anihilację. Nic nie działa, czas
na Armagedon. Rozumiesz, gdybyś się dowiedział, że pociski z głowicami
nuklearnymi są już w drodze, zapewne zacząłbyś mówić to, co zawsze chciałeś
powiedzieć. Odwróciłbyś się do żony i powiedział: „Wiesz co? Zawsze uważałem,
że jesteś tłustą krową”. I tak właśnie się zachowywaliśmy.
Londyn wzywa
L EEE C HILDERS Zostałem managerem The Heartbreakers po tym, jak Richard Hell
opuścił zespół. Johnny Thunders zadzwonił do mnie i spytał: „Może chciałbyś nam
pomóc? Musimy znaleźć basistę, potrzebujemy kogoś, kto załatwiałby nam
koncerty, powinniśmy szybko wrócić do obiegu”.
Skontaktowałem się więc z moim kumplem, Tonym Zanettą, który był wielkim
fanem The Heartbreakers, i zaproponowałem, żebyśmy wspólnie się tym zajęli.
„Pogięło cię? – spytał Tony. – Siedzieć na widowni i myśleć sobie: »Ci goście
są super, nie ma na świecie lepszej rock’n’rollowej kapeli«, to jedno, a zajmować
się nimi to coś zupełnie innego. Czyś ty zwariował?! To są ćpuny!”.
Pomyślałem wtedy: „No dobra, sam się tym zajmę. Dam sobie radę”.
J ERRY N OLAN Po odejściu Richarda Hella The Heartbreakers dalej robili swoje.
Na gitarze grał Walter Lure, na bas wszedł Billy Rath. Johnny i ja ostro wtedy
ćpaliśmy. Po The Dolls weszliśmy w dragi po uszy. Wszystko, co robiliśmy,
kręciło się wokół nich. Żeby mogła odbyć się próba, musiały być dragi. Żeby
zrobić cokolwiek, najpierw trzeba było przyćpać.
J ERRY N OLAN Malcolm powiedział: „No i chuj, lepsi chociaż dwaj muzycy
z The Dolls niż żaden”. I zaklepał The Heartbreakers. Mieliśmy supportować
Pistolsów.
Nie mieliśmy żadnych nagrań, nie mieliśmy, kurwa, niczego, ale ja i Johnny
wiedzieliśmy, że Anglicy będą, kurwa, wielbić The Heartbreakers.
L EEE C HILDERS Jako Amerykanie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak wielka
jest potęga brytyjskich tabloidów i jak bardzo potrafią one doprowadzić ludzi do
szału. Podczas trasy „The Anarchy in the UK Tour” nieraz już na rogatkach czekali
na nas burmistrzowie i policjanci, którzy nie pozwalali choćby na to, żeby nasz
autobus wjechał do ich miasta!
Była mroźna zimowa pogoda, zacinał lodowaty wiatr, a my nie mogliśmy nawet
dostać się do naszego hotelu, że o występowaniu nie wspomnę. O ile się nie mylę,
z osiemnastu zabukowanych koncertów udało się zagrać tylko sześć.
A wobec prasy stosowaliśmy zasadę „zakryj głowę i uciekaj” – fotoreporterzy
uganiali się za nami, flesze błyskały.
J ERRY N OLAN W tym tournée uczestniczyli też The Clash i The Damned. Ale
The Damned to były straszne cioty, więc odpadli po paru koncertach. Perkusista
Rat Scabies i gitarzysta Captain Sensible to twardzi kolesie, ale pozostali byli
bandą leszczy. Chcieli jeździć własnym autobusem. Pistolsi też się nas trochę bali,
ale starali się nie pokazywać tego po sobie.
E LIOT K IDD Gdy tylko Johnny Thunders spotkał się z Pistolsami, zadzwonił do
mnie do Nowego Jorku, żeby mi o tym opowiedzieć. Słyszeliśmy już o nich.
Wiedzieliśmy, że związał się z nimi Malcolm, że zespół zdobył pewien rozgłos.
Ale w ogóle nie mieliśmy pojęcia, jak brzmią, jak wyglądają, ani nawet jak się
nazywają poszczególni muzycy.
Kiedy więc zadzwonił Johnny, pytam go: „No i jak tam?”, a on mówi:
„Zapomnij. Ci goście są niesamowici”.
Był naprawdę pod wrażeniem. Stwierdziłem: „No cóż, jeśli Johnny uważa, że są
tacy świetni, to pewnie warto się z nimi spotkać”.
Kiedy zjawiłem się w Anglii, pierwsze, co zrobiłem, to pojechałem do
pensjonatu, w którym zatrzymali się The Heartbreakers. No i chciałem się od nich
dowiedzieć, jacy są ci Pistolsi, a ponieważ sam byłem wokalistą, zapytałem
Waltera: „Powiesz mi coś o Johnnym Rottenie?”.
A Walter mówi: „To dupek”.
I faktycznie Rotten był dupkiem, i to maksymalnym dupkiem, wręcz kutafonem.
To nie to, że ja go nie lubiłem – nikt go nie lubił. I nie chodzi o to, że nie pasowało
mi siedzenie obok niego w autobusie. Był po prostu strasznie arogancki.
Rozumiesz, te małe, chude chujki myślały, że jak wcisną się w swoje skórzane
kurteczki i przekłują sobie ucho agrafką, to mogą wmawiać mi, że są twardzielami.
Mówiłem im: „Będę zwalczał tę waszą jebaną kapelkę. Nie ja i mój zespół, ja
sam”.
L EEE C HILDERS The Heartbreakers kasowali wszystkich, bez żadnego
szczególnego powodu, po prostu dlatego, że byli bardziej doświadczeni – mieli
swoje korzenie w rhythm and bluesie i rock’n’rollu. Na scenie potrafili czerpać
z tego wszystkiego, tymczasem te dzieciaki nie umiały jeszcze z niczego czerpać.
Podczas trasy, kiedy grali The Clash albo The Damned, widzowie sobie gadali.
Kiedy wychodzili The Heartbreakers, zaczynała się jazda: „WWWWRRRRUUUM! ”.
Zaczynał się dziać prawdziwy rock’n’roll, a na widowni ludzie przestawali się
bić, przestawali się snuć. Bez względu na to, jak bardzo anarchiczna jest ich
muzyka zdaniem publiczności, to jeśli basista faktycznie umie grać na basie,
a perkusistą jest Jerry Nolan, to nagle do wszystkich dociera: „TO JEST SUPER!”.
E LIOT K IDD The Heartbreakers byli lepsi, ale Pistolsi – bardziej bulwersujący.
Angielskie kapele właściwie sprawiały wrażenie, jakby próbowały grać „tak jak
w Nowym Jorku”, a efekt był przesadzony. Rozumiem: punk, punk, punk – ale czy
The Talking Heads to byli twardziele? Czy Television to byli twardziele? Czy
Blondie to byli twardziele?
Punk rock to właściwie po prostu rock’n’roll. Nie tworzyliśmy w muzyce
niczego nowego. Trzeba, żeby ludzie zrozumieli jedno: byliśmy w takim wieku, że
dorastaliśmy w czasach, gdy w radiu panowała muzyka pop: Buddy Holly,
The Everly Brothers, Little Richard i Chuck Berry. Nasza muzyka nie była nowa.
To był powrót do trzyminutowych numerów.
J ERRY N OLAN Zawsze widziałem, jak John Rotten, Steve Jones i Paul Cook,
perkusista, stoją na backstage’u i obserwują nas. Przyglądali się przejściom między
Thundersem a mną, patrzyli jak szybko gramy. A potem to, co podpatrzyli,
włączali do swoich występów – przyznawali się do tego otwarcie. Kiedy
schodziliśmy ze sceny, szli za nami do garderoby i mówili: „Zajebiste z was
skurwiele. Kurwa, jaki rozpierdol”.
Pistolsi nas kochali. Johnny Rotten po prostu gapił się na mnie i mówił: „Nigs –
taką mam ksywę – jesteś, kurwa, najzajebistszym perkusistą, jakiego kiedykolwiek
widziałem. Nienawidzę cię za to”. Przyznam, że trochę mi to pochlebiało.
Ale nie da się ukryć, że niezbyt dobrze się bawiłem podczas „The Anarchy
Tour”. Dwa tygodnie przed wyjazdem z Nowego Jorku poszedłem na odwyk
z użyciem metadonu – próbowałem rzucić herę. Tylko że nie wiedziałem, jak
ciężki jest metadon. Zacząłem od trzydziestu miligramów, potem doszedłem do
pięćdziesięciu, brałem go przez dwa lub trzy tygodnie. I wcale nie odstawiłem
heroiny.
P HILIPPE M ARCADÉ Nancy Spungen zawsze mówiła mi, jak bardzo durzyła się
w Jerrym Nolanie. Którejś nocy zadzwoniła do mnie z płaczem i oświadczyła:
„Philippe, właśnie podcięłam sobie nadgarstek, niedługo umrę, chciałam się tylko
pożegnać”.
Pędzę do niej, gnam zupełnie bez tchu, wreszcie docieram na miejsce, a tu
okazuje się, że nie ma krwi, nie ma rany, nie ma nic. Nancy siedzi
z obandażowanym nadgarstkiem.
„Kurwa mać! – mówię. – Tak mnie wystraszyłaś, że leciałem tu jak wariat.
Wcale się nie cięłaś!”.
„Ależ skąd, cięłam się” – oponuje Nancy.
„Tak? – ja na to. – No to pokaż, co tam masz pod tym bandażem”.
A ona, że nie. Zaczęła się przepychanka, w końcu chwyciłem ją za rękę i po
prostu ściągnąłem jej ten opatrunek. Ja pierdolę, kolana się pode mną ugięły.
Kurwa, stary, to wyglądało naprawdę źle. Straszna sznyta, wielka jak chuj. O mały
włos, a przecięłaby sobie tętnicę. Nie mogłem uwierzyć, że Nancy zrobiła sobie coś
takiego.
Niedługo potem znów do mnie dzwoni i znowu ryczy w słuchawkę: „Żaden,
kurwa, facet nie chce ze mną chodzić, mówię ci: żaden, kurwa…”.
„Słuchaj – tłumaczę jej – żaden, kurwa, facet nie będzie z tobą chodził, bo jesteś
ćpunką, a to syfiasta sprawa, zwłaszcza dla dziewczyny. Powinnaś to odpuścić, nie
wiem, może wyjedź na wakacje. Nie możesz tutaj zostać, bo w Nowym Jorku zbyt
łatwo jest przyćpać”.
A Nancy znowu w płacz: „Nie chcę nigdzie jechać, nawet nie wiem, gdzie
miałabym jechać”.
„Jedź do Anglii – podsuwam. – Dzieje się tam teraz coś, kurwa, niesamowitego.
W końcu mówisz po angielsku, no nie? Dasz sobie jakoś radę”.
J ERRY N OLAN W Nowym Jorku często spędzałem czas z Nancy, ale w zasadzie to
ją wykorzystywałem. Miała pieniądze na dragi, a ja nie. Była striptizerką,
prostytutką i bardzo mnie kochała. Łaziła za mną wszędzie i opowiadała wszystkim
różne historie o nas – a wszystkie zmyślone. Jeżeli chodzi o seks, to między nami
nigdy do niczego nie doszło. Tymczasem ona starała się przekonać wszystkich, że
jestem jej chłopakiem. Kiedy ją o to pytałem, zaprzeczała, że cokolwiek takiego
mówiła.
Nancy Spungen poleciała do Anglii w ślad za mną, po zakończeniu
„The Anarchy Tour”. Przywiozła mi gitarę, którą wstawiłem wcześniej do
lombardu. Nie wiem, jakim cudem ją wydostała, ale jakoś jej się udało. Nigdy
czegoś takiego nie widziałem, a oddałem w zastaw wiele rzeczy. Może zrobiła loda
właścicielowi lombardu, kto wie? W każdym razie miała ze sobą tę jebaną gitarę.
A RTURO V EGA W Londynie wpadłem na Nancy. Szedłem King’s Road
i dosłownie się z nią zderzyłem. Zaczęła mi opowiadać, jak łatwo być ćpunem
w Anglii: rząd daje ci wszystkie dragi i jest świetnie. Spacerujemy po King’s Road,
jest sobota – a w tamtych czasach w każdą sobotę dochodziło do regularnych
bijatyk między punkami i modsami. Nie wiedziałem o tym. Byłem w skórzanej
kurtce. I nagle widzimy, że w naszą stronę zmierza cała banda modsów. Nancy
jęknęła: „O mój Boże!”.
„O co chodzi?” – spytałem. Nancy sądziła, że wiem, co jest grane,
i powiedziała: „Modsi idą!”. A ja: „To dobrze”. Ha, ha, ha, czujesz? Nie miałem
o niczym pojęcia.
A Nancy dalej: „Nie, nie – wejdźmy tutaj”. Wpycha mnie do jakiejś bramy
i zasłania sobą. „Co się stało? – pytam. – Czemu oni chcą mnie zabić?”.
„Och, nie rozumiesz – mówi Nancy. – Oni są wredni!”.
Myślę: „Co tu się w ogóle dzieje?”.
A modsi podeszli i próbowali mnie stamtąd wyciągnąć i zatłuc. Ale Nancy im
nie pozwoliła. Osłaniała mnie i uratowała mi życie. Serio, ocaliła mnie.
L EEE C HILDERS Pewnego dnia szedłem Carnaby Street, aż tu nagle czuję, jak ktoś
klepnął mnie w bark. To była Nancy Spungen.
„Co ty tu robisz?” – pytam.
„Chciałam wpaść i zobaczyć się z Jerrym” – mówi Nancy.
„Idź sobie” – ja jej na to.
A ona swoje: „Chcę zobaczyć się z Jerrym”.
„Nie, nie, nie – przerywam jej. – Nie ma mowy, nie możesz, i już”.
Byłem przerażony. Nie mogłem sobie wyobrazić czegoś gorszego niż przyjazd
Nancy Spungen. To było tak, jakby na Carnaby Street zjawił się sam diabeł.
„Jerry to mój przyjaciel…” – nie ustępuje Nancy.
„Nic z tego – ucinam. – Nie możesz się z nim zobaczyć. A teraz idź już sobie”.
W sumie to nawet lubiłem Nancy, ale ćpała, załatwiała dragi innym i była
ogólną degeneratką. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby utrzymać mój
zespół, The Heartbreakers, przy życiu. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem, była
Nancy Spungen, która mogła tylko wszystko bardziej pogmatwać. Miała bardzo,
bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo zły wpływ na ludzi, którzy i bez niej nie
radzili sobie za dobrze. Wciąż były z nią kłopoty. Była zadymiarą.
Powiedziałem więc kapeli, że Nancy jest w Londynie, po czym dodałem: „Mam
nadzieję, że żaden z was nie zamierza się z nią zadawać”.
Jerry Nolan roześmiał się. Uznał za zabawne, że Nancy jest w mieście, ale
w zasadzie jako stare ćpuny wszyscy już tylko przebierali nóżkami, żeby się z nią
spotkać. Mówili mi: „Och, nie martw się, stary. Nie będziemy się z nią zadawać,
w życiu”, a jednocześnie myśleli zapewne: „Gdzie ona może teraz być?”.
L EEE C HILDERS Jak się okazało, Nancy machnęła ręką na The Heartbreakers.
Poszła prosto do Sida Viciousa. Następnym razem zobaczyłem ją jakieś cztery dni
później na imprezie, pod rękę z Sidem. „O cholera – pomyślałem. – No nie, co się
stało?”.
Wisiała mu na ramieniu jak jakaś królowa licealnego balu.
Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Londynu, Sid grał na basie i śpiewał
w kapeli o nazwie The Flowers of Romance. Próbowałem być ich managerem. Sid
budził we mnie instynkty opiekuńcze. Nieraz zasypiał przytulony do mnie. Nie
mieszkał ze mną, wpadał tylko od czasu do czasu. Przychodził, wypijał piwko
i zasypiał. Seksu nigdy między nami nie było. Kulił się tylko w moich objęciach
jak małe dziecko i spał całą noc.
Żałuję, że się z nim nie przespałem, wydawał mi się pociągający. Ale nie
zrobiliśmy tego. Był wtedy tak bezbronny, że nawet taki stary rozpustnik jak ja
czuł, że musi się powstrzymać. Sid nie wiedział, jak to jest z jego seksualnością –
dużo o tym rozmawialiśmy. Pomyślałem, że dałby się namówić na seks, ale
następnego ranka zacząłby panikować: „Co ja najlepszego zrobiłem? Czy to
znaczy, że jestem pedałem?”.
W tym czasie The Flowers of Romance nie grali za wiele koncertów, spotykali
się tylko na próbach. Potem Glen Matlock opuścił The Sex Pistols, czy też został
wyrzucony z zespołu, a Malcolm zaproponował Sidowi, żeby wskoczył na jego
miejsce. Sid przyszedł do mnie i spytał: „Co chciałbyś, żebym zrobił?”.
„To nie zależy ode mnie – odparłem. – Sam musisz wybrać, co chcesz zrobić”.
The Sex Pistols byli wtedy naprawdę na topie, powiedziałem więc: „Jeśli nie
chcesz męczyć się z The Flowers of Romance, jeśli chcesz iść prosto do kapeli,
która ma już mocną pozycję – zrozumiem to”.
I tak właśnie zrobił. Nancy nie zależało szczególnie na Jerrym Nolanie, chciała
mieć gwiazdę rocka, z którą mogłaby się pieprzyć i wspólnie ćpać. Niczego więcej
nie chciała. Kiedy więc przykleiła się do Sida, osiągnęła cel. Nie musiała już dalej
szukać.
G AIL H IGGINS Kiedy Chris Stamp wciągnął ich do stajni Track Records, Johnny
Thunders wpadł na genialny pomysł, żeby zmienić nazwę kapeli
z „The Heartbreakers” na „The Junkies” – Ćpuny.
Powiedziałam: „Taa… Z pewnością będzie to bardzo pomocne, kiedy będziecie
wyjeżdżać gdzieś zagranicę!”. The Heartbreakers dostawali wtedy dniówki
i chodzili do kliniki metadonowej. Oczywiście sami tam nie jeździli, ktoś musiał
ich zawozić i odwozić autem. Ten jedyny raz widziałam Johnny’ego na głodzie.
Czuł się fatalnie – ale z braku nie heroiny, tylko metadonu. Miał w zwyczaju
odkładać dawki syropu z metadonem na później, żeby przyjąć potem skumulowaną
porcję. Odstawienie tego było dużo gorsze niż odstawienie heroiny… Kiedy
kończył mu się metadon, czuł się NAPRAWDĘ źle.
Pewnego dnia dzwoni Walter i krzyczy do słuchawki: „Wsiadaj do taksówki
i przyjeżdżaj natychmiast. Johnny zrobił się siny, Johnny zrobił się siny”. Nie
mieliśmy w ogóle kasy, trzeba było się zrzucać na taryfę.
To wtedy zaczęło być naprawdę źle. Ciągle wybuchały kłótnie: „Przez kogo to
wszystko?”. W końcu zrzucili winę na Leee.
L EEE C HILDERS Goście z Track Records dali nam naprawdę ładne, małe studio
nagrań w SoHo, z całkiem fajnym inżynierem dźwięku. Powiedziałem Chrisowi
Stampowi: „Nie pozwólmy Johnny’emu się nawalić… Żadnej heroiny, żadnej
trawy, żadnej kokainy, żadnego alkoholu. Nie wolno mu tykać niczego, bo ten facet
nie jest po prostu heroinistą, on jest jednym wielkim chodzącym uzależnieniem”.
Trochę później wchodzę do studia w trakcie sesji nagraniowej i pierwsze, co
widzę, to butelka Johnniego Walkera – prezent od firmy nagraniowej. Oczywiście
Johnny wychlał wszystko do ostatniej kropli i nie było z niego żadnego pożytku.
Dostałem szału i zacząłem go tłuc.
Spuściłem mu ostry wpierdol, chociaż tak naprawdę ostry wpierdol należał się
Chrisowi Stampowi. Tłukłem go tak długo, aż Johnny poprosił: „Nie bij mnie już”.
Pomyślałem wtedy: „Boże, co ja robię?”. Bo odkąd się poznaliśmy, nawet go
palcem nie tknąłem.
Więc ten dzień był w plecy. Ale nagrania, jakie zrobiliśmy w ciągu kilku
następnych dni, były genialne – i tak powstała jedna z dziesięciu najlepszych
rock’n’rollowych płyt wszechczasów.
J ERRY N OLAN Dużo czasu spędzaliśmy razem z The Sex Pistols. Pierwszy
przekonałem Johna Rottena do wzięcia heroiny, pierwszy zrobiłem mu zastrzyk.
Nie żebym był z tego jakoś szczególnie dumny. Źle się z tym czułem i zmieniłem
zdanie na temat wciągania ludzi w dragi. Później już nikogo nie namawiałem do
ćpania. Nancy, którą przedstawiłem Sidowi, była pierwszą osobą, która podała mu
herę. Kiedyś zrobiłem Sidowi zastrzyk odwrotnie – wkłułem się igłą w dół żyły,
zamiast w górę. Nieźle go nastraszyłem, bo Sid nie nie wiedział, że w ogóle można
tak zrobić. Mało nie zesrał się ze strachu, ale nic nie powiedział.
Z Pistolsami była niezła jazda. Wszystko było zgrywą. Jedną wielką, pierdoloną
zgrywą. Byli młodzi. Byli szczeniakami. My byliśmy dużo starsi. Kiedy więc
przyszło co do czego, kiedy rzuciliśmy na stół prawdziwe, mocne gówno
i zaczęliśmy je podgrzewać, oni się wystraszyli.
L EGS M C N EIL Pomysł na pismo „Punk” wziął się z dwóch inspiracji. Jedną z nich
był nauczyciel Johna Holmstroma w Szkole Sztuk Wizualnych, Harvey Kurtzman,
który sam był rysownikiem i wydawał pismo „Mad”. Druga inspiracja to album
The Dictators Go Girl Crazy!
S COTT K EMPNER Handsome Dick siedział w CBGB dwa wieczory z rzędu, bo grał
tam Wayne County. Dick lubił Wayne’a County’ego. Uważał, że Wayne County
jest naprawdę zabawny. Jeżeli chodzi o mnie – nie cierpiałem
Wayne’a County’ego. Moim zdaniem był totalnie przegięty. Uważałem go za
gówniane beztalencie.
W każdym razie Handsome Dick poszedł na koncert, a że lubił się wtrącać… –
uważaliśmy, że integralnym elementem rock’n’rolla jest interakcja między
widownią a wykonawcą. Tego nauczyli nas The Stooges.
Więc kiedy Wayne County coś tam krzyczał, Handsome Dick mu odkrzykiwał.
Nie żeby mu dokuczyć, tylko żeby go rozruszać. Nakręcić go, no i samemu wziąć
udział w koncercie.
J AYNE C OUNTY Kiedy tamtego wieczora Handsome Dick Manitoba pojawił się
w CBGB , nic mi w głowie nie kliknęło, że to wokalista The Dictators. Widziałam
ich w The Coventry i podobali mi się. Ale nie skojarzyłam ze sobą tych dwóch
faktów – zwłaszcza że byłam na scenie, a obok światła, zespół, muzyka i cztery
czarne ślicznotki.
Słyszałam tylko w kółko: „Ciota!”. Kiedyś to słowo bardzo mnie wkurzało.
Dick musiał wybrać akurat to jedno słowo, które działało na mnie jak płachta na
byka. „Ciota!”. Tak, naprawdę wiedział, jak to zrobić.
Wiesz, mieszkałam w Atlancie. Przywykłam do tego, że ktoś mnie goni po
ulicy, strzela do mnie i tak dalej. Więc moją pierwszą reakcją na coś takiego jest,
no wiesz, szukanie pierwszej z brzegu rzeczy, którą mogłabym rzucić w tego, kto
mnie wkurza.
A NDY S HERNOFF Richard starał się zakłócić koncert, gadał dość głośno i od
czapy. Wayne County podniósł statyw od mikrofonu i walnął nim Richarda w bark.
Ze strony Richarda nie było żadnego gwałtownego ruchu, tylko słowna agresja.
Wayne twierdził później, że został zaatakowany, ale to nieprawda.
J AYNE C OUNTY Słyszałam, jak gość powtarzał w kółko: „Drag queen, pierdolona
ciota!”. Odkrzyknęłam coś w stylu: „Wal się na ryj, frajerze!”. I potem zobaczyłam
tego typa, jak gramoli się na scenę – tu pięć czarnych ślicznotek, a tam on drze się
na mnie: „Ciota!”. Na wahałam się ani chwili.
B OB G RUEN Stałem na tyłach CBGB , kiedy zaczęła się cała ta rozróba. Nie
wiedzieliśmy, co się dzieje, poza tym że jest jakieś zamieszanie. Wydawało się, że
ktoś się bije – ludzie wrzeszczeli. Potem zobaczyłem, jak dwóch gości wywleka
Handsome Dicka Manitobę – ciągnęli go, trzymając za ramiona, dosłownie jak
kłodę – a z boku głowy lała mu się krew. Wyrzucili go za drzwi, a Wayne stanął na
scenie i zapytał: „Mam zejść czy chcecie rock’n’rolla?”.
Wszyscy zaczęli krzyczeć: „Chcemy rock’n’rolla! Dawaj, Wayne! Graj dalej!”.
Więc Wayne dokończył występ.
J AYNE C OUNTY Byłam całkiem pokryta jego krwią, zbryzgana nią od góry do
dołu. Następny kawałek, jaki zagraliśmy, nosił tytuł Rock Me Jesus, Roll Me Lord,
Wash Me in the Blood of Rock and Roll [Kołysz mnie, Jezu, tocz mnie, Panie,
obmyj mnie we krwi rock’n’rolla].
A wszyscy moi kumple, którzy byli w pobliżu, zaczęli się wydzierać: „Dobij go!
Wykończ go!”, trzymając skierowane w dół kciuki.
S COTT K EMPNER Danny Fields napisał na nas gówniany paszkwil, wszyscy pisali
o nas naprawdę nienawistne teksty, gdzie by tylko spojrzeć, byliśmy najbardziej
znienawidzonymi ludźmi w Nowym Jorku, chociaż to przecież Wayne County
o mały włos nie zabił Richarda.
Potem w Max’s odbył się benefis, impreza poparcia dla Wayne’a County’ego.
Wzięła w niej udział Debbie Harry, za co później przepraszała. Tak samo Dee Dee
przeprosił – wszyscy przepraszali, kiedy zdali sobie sprawę, jak bardzo ich
wrobiono. Nikt nie znał kulis tego incydentu, nikt nie wiedział, co się działo
naprawdę – że to Wayne County walnął Richarda, a potem zrobił z tego aferę.
Ludzie myśleli, że to Richard zaatakował Wayne’a. Trudno, kurwa, o coś dalszego
od prawdy.
A NDY S HERNOFF Skutek był taki, że zrobiło się wokół tego dużo szumu. Rozgłos
jest dobry, nieważne, czy cię chwalą, czy wieszają na tobie psy. Zły jest brak
rozgłosu. Kupa ludzi gadała: „Uuu, Manitoba skopał dupę Wayne’owi
County’emu!” i tym podobne głupoty. W efekcie do dziś krążą o tym legendy.
J OHN H OLMSTROM Lester Bangs, który wciąż jeszcze był w Detroit i pracował
w redakcji „Creem”, zadzwonił do nas do The Punk Dump i powiedział, że „Punk”
to najlepsze pismo, jakie kiedykolwiek widział, i że chce natychmiast rzucić
„Creem” i pracować dla nas.
Myślę, że po prostu chodziło mu po głowie, żeby zwinąć się z Detroit
i przyjechać do Nowego Jorku. W Detroit nic się już wtedy nie działo. Pod koniec
lat sześćdziesiątych, na początku lat siedemdziesiątych, Detroit było świetnym
miastem dla rock’n’rolla. Potem – mniej więcej od 1974, 1975 roku – wszystko
siadło. Kiedy dziennikarze „Creem” chcieli o czymś pisać, musieli wyjeżdżać
z miasta. Lester chciał zrezygnować z „Creem”, bo nie mógł już znieść wydawcy
i chciał pracować jako wolny strzelec.
Więc Lester przeniósł się do Nowego Jorku. Dopiero co wybuchła afera wokół
Wayne’a County’ego i Handsome Dicka Manitoby. Lester opowiedział się po
stronie The Dictators. Napisał o tym artykuł, pytając w tytule: „Kto tu naprawdę
jest dyktatorem?”. Kiedy siedział w The Dump i klecił ten tekst, był bardzo
nakręcony – dragami czy czymś. Pisząc go, przez cały czas odtwarzał dialogi
z Taksówkarza.
Potem przeczytał ten swój artykuł na głos na próbie The Dictators. To właśnie
wtedy zrobiliśmy zdjęcia, na których Lester i Handsome Dick się mocują.
Wówczas po całym nowojorskim podziemiu zaczęła się rozchodzić pogłoska, że
planujemy publikację artykułu demaskującego gejowską mafię.
Wszyscy zaczęli nam radzić: „Lepiej tego nie róbcie – dla własnego dobra!”.
Wtedy sam Lester nie zgodził się na publikację tego artykułu.
Lester wystraszył się, bo nie chciał spieprzyć sobie opinii – a przecież to, co
napisał, to był tylko chaotyczny, głupi, nieszkodliwy tekścik, rozumiesz? Wszyscy
wyczytali więcej, niż faktycznie w nim było. Byłoby lepiej, gdybyśmy go
wydrukowali, bo wtedy ludzie zostawiliby nas w spokoju. Była to jedna z rzeczy,
które przyczyniły się do wyeliminowania nas z branży. Od tego czasu w wielu
miejscach ludzie nie chcieli brać do ręki naszego pisma. Nikt nie chciał z nami
gadać, nikt nie chciał mieć z nami nic wspólnego.
„Pismo »Punk« zdemaskuje gejowską mafię” – to właśnie Lester mówił
ludziom. Środowisko było tak małe, że każdy o tym słyszał. Wszyscy się bali.
Myślę, że w tamtych czasach ludzie byli bardziej pochowani w szafach niż dziś.
Nie miałem nawet pojęcia, czym miałaby być ta gejowska mafia. To było jak
jakiś wymyślony żart. „Gejowska mafia”? Nie było żadnej gejowskiej mafii! To
był pomysł Lestera. A pismo „Punk” dostało za to po głowie.
I VAN J ULIAN Wybrałem się do The Daily Planet, budynku przy Trzydziestej,
w którym mieściły się sale prób. Naprawdę nie wiedziałem, czego się spodziewać.
Wszedłem do studia. W kącie Marc Bell chlał wódę. Były z nim dwie laski, jedna
blondynka, a druga ruda, obie miały ze dwa metry wzrostu i były ubrane w podarte
kabaretki. Butelka przechodziła z rąk do rąk, a one bluzgały na siebie. Dwie laski
walczyły ze sobą o Marca, ha, ha, ha.
Nie mogłem za bardzo skumać, kim był Richard Hell, bo bardziej obrotny był
Bob Quine. To Quine ze mną rozmawiał, Richard tylko gdzieś tam przysiadł.
Richard grał na basie, a Quine był gitarzystą prowadzącym, dlatego pomyślałem, że
to Bob Quine musi być Richardem Hellem.
L ESTER B ANGS A tak między nami, chciałbym, żeby dotarło to do każdego, kto
jest tym zainteresowany, że życie nie jest dla mnie wiecznym upadkiem. I choć to
zabrzmi naprawdę strasznie, nie sądzę, żeby fascynacja śmiercią, którą przejawiał
Richard Hell, była czymś więcej niż zwykłą głupotą… Richard Hell i jemu podobni
to trzęsidupy, które zbyt niefrasobliwie niszczą dar życia i zasługują nie na to, aby
szanować ich punkt widzenia, lecz na to, aby ich brutalnie uświadomić.
Albo na to, albo żeby dać im klapsa i kazać pójść spać.
E ILEEN P OLK Anya Phillips miała naprawdę obsesję na punkcie Richarda Hella.
Chciała się ciąć z jego powodu, chociaż nie aż tak, żeby zrobić sobie coś
poważnego, gadała tylko: „Zabiję się”.
Ale to na niego nigdy nie działało. Richard Hell nie przejmował się takimi
rzeczami. Spędzał z nią czas, ona płaciła za herę – a potem on szedł bawić się
z kimś innym. Ostro ją to wkurzało. Ale była w nim zakochana. Neon Leon
powiedział mi pewnej nocy w Max’s, że nie może patrzeć, jak Anya wykańcza się
z powodu Richarda Hella. Anya płakała, cięła się i robiła wszystko, żeby zwrócić
na siebie jego uwagę, ale to nigdy nie było skuteczne. Richard Hell był naprawdę
jedyną znaną mi osobą, dla której Anya tak się upokarzała. Bo Anya zawsze dążyła
do tego, żeby być na szczycie, tylko z Richardem było inaczej.
D EBBIE H ARRY Poznałam Anyę, gdy tylko zjawiła się w Nowym Jorku, bo nie
było innych dziewczyn, z którymi można było spędzać czas, wierz mi. Byli niemal
sami faceci oraz kilka kobiet, które tak naprawdę nie wiedziały, że są kobietami.
Anya była świetna – bardzo sarkastyczna, z cierpkim poczuciem humoru, była
bardzo ładna i znakomicie się ubierała. To znaczy ubierała się jak kurwa.
W zasadzie to wszystkie ubierałyśmy się w ten sposób, zawsze nosiłyśmy szpilki.
Ale Anya miała szersze spojrzenie. Patrzyła na wszystko z innej perspektywy. Była
bardzo zorganizowana – nazwijmy to tak: nie była emocjonalnym wrakiem, ha, ha,
ha.
E ILEEN P OLK Anya wpakowała się w herę. Nie jestem pewna, czy to Richard Hell
pierwszy ją namówił, ale wiem, że sporo z nim ćpała. Lubiłam Richarda Hella, ale
on zawsze opowiadał mi łzawe historie. Wciąż powtarzał: „Mam takiego doła.
Moje życie to jeden wielki bajzel. Po prostu nie mogę się pozbierać do kupy.
Spójrz na mnie, nawet koszulę mam rozdartą”.
Odpowiadałam: „Sam ją sobie podarłeś, żeby mieć punkowy wygląd”. Ale ci
goście – Richard Hell, Johnny Thunders i Dee Dee – wszyscy byli tacy sami z tą
swoją udręczoną duszą i pozowaniem na Jamesa Deana. Każdy z nich miał ten
zgnębiony wygląd, który mówił: „Tylko kobieta może ukoić mój ból”. I wszystkie
kobiety dawały się na to nabrać. Zaczynały od kupowania im drinków, potem
kupowały im herę – tak to się toczyło. Następnie cierpiętnik dawał im kopa w dupę,
a one szły do następnego faceta.
S YLVIA R EED Anya i ja spotkałyśmy Lou Reeda w tym samym czasie w barze
przy Ósmej Alei. Weszłyśmy do środka, Anya zobaczyła go i powiedziała: „To
Lou Reed! Idę do niego”.
Podeszła do Lou, czym naprawdę mnie zaskoczyła, bo sądziłam, że nawet Anya
się na to nie odważy. Ale ona to zrobiła. Zaczęła z nim rozmawiać. Przestałam
zwracać na nich uwagę. Ale później Lou przyglądał mi się z drugiego końca sali,
a Anya stwierdziła: „Wygląda na to, że chce, żebyś podeszła”. No to podeszłam.
Przegadaliśmy całą noc, z miejsca zaczęliśmy się kłócić.
Lou jest bardzo, ale to bardzo bystry. Ja też myślałam o sobie, że jestem bardzo,
ale to bardzo bystra, Lou rzucił jednak jakąś uwagę, że nie jestem tak rozgarnięta
jak on. Zawsze to robił, lecz z reguły nie w tak sympatyczny sposób jak wtedy – bo
wtedy to było na żarty. Nie chciałam, żeby zaczął sobie myśleć, że wzbudza we
mnie zachwyt, bo jest bogatą gwiazdą rocka.
Ale Anya coraz bardziej się wściekała, że Lou ze mną rozmawia. Później, po tej
pierwszej nocy, gdy spotkałyśmy się z Lou, postanowiłam, że spróbuję zdobyć
skądś jego adres i napisać do niego list – właśnie list. Nie chciałam numeru
telefonu, żeby wydzwaniać. Tej nocy rozmawiałam z nim o pisaniu, o książkach
i takich sprawach, więc chciałam napisać list i znowu się z nim spotkać. Anya
przekonywała mnie, żebym dała na luz: „Jak to zrobisz, pomyśli, że jesteś
naprawdę głupia”.
Ale ja, na przekór radom Anyi, zdobyłam adres Lou od Diego Corteza
i napisałam do niego. Lou zadzwonił do mnie, a potem zaczęliśmy się spotykać.
E ILEEN P OLK Anya prowadziła pamiętnik, który trzymała w łazience obok toalety.
Można go było sobie poczytać za każdym razem, idąc do łazienki, zamiast
kartkować czasopisma. Oceniała w nim wszystkich facetów, z którymi zdarzyło się
jej pójść do łóżka. Anya nie wahała się pisać o nich najgorszych obelg. Dawała
gościom, powiedzmy, cztery gwiazdki albo trzy kciuki w dół. Każdy, kto się z nią
przespał, był bardzo szczegółowo opisywany: „Nie chciał mu stanąć, jego kutas
miał taki a taki rozmiar…”.
S YLVIA R EED Kiedy Lou po raz pierwszy nas odwiedził, bez mojej wiedzy
wyniósł z domu dwa pamiętniki Anyi. Był przekonany, że to ja je prowadzę.
Zażądałam ich zwrotu, Lou przyniósł je z powrotem, a ja oddałam je Anyi, która
była z tego powodu totalnie wściekła.
Ale z drugiej strony Anya chciała być znana i to dlatego zostawiała te swoje
pamiętniki w łazience. Zazwyczaj robiła tak, że zbliżała się do faceta ubrana bardzo
wyzywająco, bardzo hej do przodu, i z twarzą tuż przy jego twarzy mówiła:
„Jestem Anya, co o mnie myślisz?”.
Próbowałam naśladować ją najlepiej, jak potrafiłam, ale nie należałam do tej
samej ligi. To dlatego Anya wkurzyła się, gdy okazało się, że zaczęłam spotykać
się z Lou. Potem wywalono nas z tamtej chaty, którą wynajmowałyśmy, a ja
pojechałam do Denver, żeby odwiedzić rodziców. Przez cały ten czas Anya była na
mnie totalnie wściekła. Naprawdę nie mogła przeboleć, że widuję się z Lou.
W sumie to nigdy się z tym nie pogodziła.
Po jakimś czasie wróciłam z Denver do Nowego Jorku i kompletnie nie miałam
pojęcia, co ze sobą zrobić. Poszłam do CBGB , a Richard Hell poradził mi, żebym
wynajęła chatę w budynku, w którym on sam wtedy mieszkał.
Kiedy się tam wprowadziłam, w mieszkaniu nie było jeszcze podpiętego
telefonu. Pojechałam więc do Anyi i spytałam ją, czy mogę od niej zadzwonić do
Lou. Anya znów się wściekła, ale ja i tak zrobiłam, co chciałam. Lou bardzo się
ucieszył, że mnie słyszy, i zaproponował, żebyśmy spotkali się w Phoebe’s.
Ale tego wieczora wystawił mnie do wiatru i nie przyszedł, co bardzo mnie
wkurzyło. Zadzwoniłam do niego, a on próbował się tłumaczyć: „Wiesz, naprawdę
chciałem przyjść, ale zjawili się ci faceci i zaczęliśmy jammować”.
Byłam naprawdę wściekła, objechałam go i odłożyłam słuchawkę.
Następnego ranka słyszę pukanie do drzwi i okazuje się, że to Lou. Godzinami
czekał na zewnątrz, żeby wejść do mojego domu – nie wiem, czy pamiętasz ten
budynek, nie dało się tam wejść ot tak, bo nie było domofonu, trzeba było
zadzwonić z ulicy. Ale ponieważ nie miałam jeszcze założonej linii telefonicznej,
Lou, żeby móc wejść, przez kilka godzin czekał, aż ktoś wychodząc, otworzy
bramę.
Lou zapytał: „Czy chcesz pojechać do Montrealu?” – co, trzeba przyznać, brzmi
dużo fajniej niż: „Czy chcesz pójść do kina?” albo coś w tym rodzaju. Więc
odpowiedziałam: „No jasne”. I po tym wszystkim zostaliśmy parą.
B OB Q UINE Sylvia wzięła Lou Reeda do CBGB na koncert The Voidoids. Kiedy
zszedłem ze sceny, Lou chwycił mnie za ramię i powiedział: „Jesteś, kurwa,
zajebistym gitarzystą”. Nie pamiętał mnie z dawnych czasów, kiedy bujałem się
z nim pod koniec jego grania w Velvetach.
„Miło mi słyszeć twoje komplementy na temat mojej gry na gitarze –
odparłem – bo miałeś na mnie duży wpływ”.
„Gówno mnie to obchodzi – on na to. – Jesteś, kurwa, po prostu świetny, bla,
bla, bla”. Był jednak totalnie wrednym typem.
Powiedział: „Mam nadzieję, że wiesz, że nie jest tak ze względu na zespół,
z którym grasz. W muzyce chodzi o siłę i dominację. Powinieneś tam pójść
i przejąć zespół. Powinieneś przejść na drugą stronę sceny i wyciągnąć tego
gitarzystę z jego nędzy”.
Siedziałem z nim przy stole, ktoś przechodził, a ja na moment odwróciłem
wzrok. Lou powiedział: „Kurwa, patrz mi w oczy, kiedy do ciebie mówię, albo
rozwalę ci ryja”.
Zacząłem się śmiać.
A Lou ciągnie: „Możesz się nie śmiać przez chwilę? Jestem śmiertelnie
poważny. Jeśli jeszcze raz odwrócisz wzrok, rozwalę ci ryja”.
Wszystko to zaraz po tym, jak kadził mi, jaki to jestem świetny. Od tej chwili
nie spuszczałem z niego wzroku.
R ICHARD H ELL Naszą pierwszą trasę po Anglii zrobiliśmy w 1977 roku, razem
z The Clash. Jechałem tam z otwartą głową, ale nie wiedziałem, czego się
spodziewać, a efekty okazały się żałosne. Nie chodzi o to, że byłem osłabiony
ćpaniem i nie wiedziałem, jak zorganizować towar. Po prostu Brytyjczycy byli
straszni. Ohydni i tyle. To była epoka, w której aplauz wyrażano pluciem. Starałem
się dostrzegać jasną stronę tego zjawiska – jako brytyjski sposób mówienia
„kochamy cię” – ale szybko mi przeszło.
R ICHARD H ELL Quine ma obsesję na punkcie swojej gitary – bardzo o nią dba.
Starał się stać maksymalnie z tyłu sceny, żeby być poza zasięgiem ludzi, którzy na
niego pluli. Ale i tak jeden gość zdołał go trafić. Kiedy Quine zobaczył, że na
swoim instrumencie ma wielką i gęstą plamę flegmy, namierzył faceta, który to
zrobił, i zdzielił go w łeb gitarą.
Tak było. A po koncercie ten sam gość poszedł na backstage, żeby poprosić go
o autograf! To były świry, po prostu banda brytyjskich kiboli – młoty par
excellence. Zwyczajnie chcieli się najebać, zaszaleć i zmachać – kumasz, no nie?
Była jeszcze inna rzecz, która cholernie nas irytowała – to, że The Clash
zaczynali swój show od numeru, w którym śpiewali, że Ameryka ich nudzi.
Rozumiesz, trudno żebyśmy nie traktowali tego osobiście, nawet jeśli tak do końca
nie identyfikowaliśmy się ze Stanami Zjednoczonymi.
I VAN J ULIAN Wyobrażasz sobie te codzienne pobudki o ósmej rano, ładowanie się
do zapchanego po sufit niewielkiego auta, ze świadomością, że jedziesz gdzieś po
to, żeby o siódmej wieczorem opluli cię jacyś debile? Do tego Richard był na
głodzie…
R ICHARD H ELL Stary, czułem się tak fatalnie, że nie chciałem nikogo oglądać.
Leżałem w łóżku, pociłem się i rzygałem.
Chodziłem do aptek, gdzie dostawałem jakieś buteleczki, na których była
informacja, że zawierają kodeinę – jakieś ohydne, brunatne paskudztwo, które
wyglądało jak rzygi. Próbowałem tego parę razy.
Poza tym warunki, w jakich podróżowaliśmy były naprawdę kiepskie. Byliśmy
ostro wkurzeni na wytwórnię. Road manager załatwiony przez Sire woził naszą
czwórkę naprawdę niewielkim samochodem – nie żadną furgonetką, tylko małym
autkiem, w rodzaju tych, w których pasażer z tyłu siedzi z kolanami pod brodą, bo
pod nogami musi być jeszcze miejsce na garb z wałem napędowym. Przez trzy
tygodnie jeździliśmy w takiej ciasnocie po całej Anglii. To było naprawdę okropne.
R ICHARD H ELL Byłem złachany od dragów i źle się czułem przez całą trasę.
Wszystko, co działo się w Anglii, było dla mnie naprawdę obce. Wiedziałem, że
nie możemy dotrzeć do tych dzieciaków z tym, kim byliśmy, bo The Clash
i The Sex Pistols grają tak, jak my graliśmy cztery lata wcześniej. Nie było
sposobu, żeby te dzieciaki wkręciły się w to, co robię, bo w Anglii było parcie na
to, żeby wszystko robić w możliwie najbardziej debilny sposób. Rozumiesz,
wszystko miało być tak szokujące, obrzydliwe i debilne, jak tylko się da – a ja już
to przerabiałem.
Oczywiście to, co wtedy robiłem, z pewnością też było debilne i obrzydliwe, ale
już mnie to wtedy męczyło.
ROZDZIAŁ 34
Upadek
L E G S McNeil Kiedy Patti Smith pracowała w studiu nad płytą Radio Ethiopia,
wysłano mnie, żebym zrobił z nią wywiad do „Punk” – Patti miała być na okładce.
Od czasu pierwszej rozmowy z Lou Reedem nasz sposób przeprowadzania
wywiadów polegał na tym, że spędzaliśmy razem czas i chlaliśmy, ile wlezie, aż
w końcu rozmowa zamieniała się w bełkot.
Właściwie wywiad dla pisma „Punk” stanowił dobry pretekst, żeby się nawalić.
Każdemu zadawałem te same durne pytania, w rodzaju: „Jakie hamburgery lubisz
najbardziej? Czy te z Blimps są lepsze od tych z McDonalda?”.
Najpierw wszyscy strasznie się wściekali, że pytam ich o takie głupoty,
zaczynali na mnie krzyczeć, ale potem z reguły łapali tę fazę. A jeśli było to
wystarczająco zabawne, Holmstrom robił z tego komiks. Myślę, że chodziło
bardziej o to, żeby coś się zadziało, niż o wysłuchiwanie tego, co ktoś miał do
powiedzenia.
Patti spodziewała się, że siądziemy i przeprowadzimy z nią poważny wywiad.
A tu zjawiam się ja. Nie miałem przygotowanych żadnych pytań, nie odrobiłem
pracy domowej, nie chciałem słuchać o sztuce czy poezji. Rzucałem teksty w stylu:
„Słuchaj, czy to prawda, że na twojej nowej płycie grają goście z Aerosmith?”.
Patti się wkurwiła. Z miejsca zaczęła na mnie krzyczeć: „Co za debilne pytanie!
Ktokolwiek ci je podsunął, chciał, żebyś dostał w zęby, bo gdybym była w złym
nastroju, gdybym czuła się jak stary grzyb, dałabym ci wycisk! Ale masz szczęście,
że cię lubię”.
Następnie Patti wygłosiła dłuższy wykład na temat znaczenia prasy podziemnej.
Nawijała, jak ważny jest profesjonalizm, że trzeba docierać do ludzi z naszym
przekazem, że sztuka ocali nas wszystkich, aż w końcu zaczęła prawić kazanie
o freskach włoskiego renesansu. Nie miałem pojęcia, o czym mówi.
„Przepraszam, Patti – powiedziałem. – Już więcej tego nie zrobię, obiecuję. To
jak, myślisz, że mógłbym wypić jedno piwko?”.
J AMES G RAUERHOLZ Patti powiedziała mi, że każdy koncert jest dla niej
ekstatycznym spotkaniem na granicy życia i śmierci. Swoje występy traktowała
w duchu filozofii „wirujących derwiszów” i uznawała wejście w trans za swój
obowiązek wobec widzów. Powiedziała mi kiedyś, że zdarzało się jej masturbować
na scenie.
L ENNY K AYE Koncerty robiły się coraz bardziej szalone. Wydawało się, że może
to iść tylko w stronę coraz większego chaosu. Kiedy Patti spadła ze sceny
w Tampie i złamała sobie kręgi szyjne, wydawało się, że ta chwila właśnie
przyszła.
W tym momencie wszechświat zaczął się kurczyć. Doprowadziliśmy nasze
wyzwanie tak daleko, jak się dało. „Jezus poniósł za grzechy śmierć, lecz nie
moje”[107] – aż do tej chwili.
Po tym upadku skupiliśmy się na „pojednaniu”. Przerwaliśmy trasę. Musieliśmy
odwołać europejskie tournée. Zostaliśmy w domu przez cały rok – ten sam,
w którym punk rock zawojował świat. Wypadliśmy z gry, naprawdę czuliśmy się
sfrustrowani.
Znajdź i zniszcz
1978–1980
ROZDZIAŁ 35
L EGS M C N EIL Punk to było: „nowe – teraz – apoteoza – moc”. Ale punk nie był
czymś politycznym. Znaczy może w tym podejściu jest coś politycznego. Wiesz,
w punku wspaniałe było właśnie to, że nie miał żadnego programu politycznego.
Chodziło o prawdziwą wolność, wolność osobistą. Chodziło też o to, żeby robić
wszystko to, co dorośli mogą uznać za obrazę. Po prostu: żeby wywołać jak
największe zgorszenie. To budziło w nas zachwyt, wręcz euforię. Być szczerym,
takim, jakim się naprawdę jest. Rozumiesz? Po prostu uwielbiałem to.
Pamiętam, że nocami najbardziej lubiłem po prostu upijać się i łazić po East
Village, kopiąc kubły na śmieci. Tylko noc. Tylko noc. Żeby znowu była noc.
I żeby znowu wyjść na miasto, łapiesz? To było po prostu wspaniałe. Nuciłeś sobie
wszystkie te świetne kawałki i wszystko mogło się zdarzyć, i zazwyczaj było to
naprawdę dobre. Na przykład wyrwanie jakiejś laski. Przygoda. Wkroczenie
w jakąś fantazję, w której nigdy dotąd nie byłeś.
D AMITA W drodze do CBGB trzymałam płaszcz tak, żeby nikt nie widział, jak Joey
Ramone leje, ale ta laska ciągle szła za nami. „Joey!” – skamlała, dosłownie jakby
miała się zaraz popłakać.
Więc powiedziałam, żeby weszła z nami do CBGB . Reszta Ramonesów już tam
była. Był też Hilly i banda innych ludzi, jak Legs i Roberta Bayley. Graliśmy we
flippery. Siedziałam przy stole bilardowym, a Joey wskoczył na mnie i rozlał mi
piwo na spodnie. A potem zaczął mnie całować. Pomyślałam: „O mój Boże, to
naprawdę ekscytujące. Zeszłej nocy miałam Syla, którego zawsze chciałam
przelecieć, a teraz zaliczę Joeya!”.
A ta laska zaczyna popłakiwać: „No super! Najpierw ciągniecie mnie po całym
mieście, a potem olewacie!”.
Joey pyta mnie: „To jak, jedziemy już do domu?”.
Laska idzie za nami do drzwi. Joey odwraca się i mówi: „Słuchaj, my idziemy
do łóżka”.
A ona: „No tak! A ja tu jechałam taki kawał metrem z Bronxu!”.
Więc powiedzieliśmy: „No dobra, chodź z nami”.
Siedzieliśmy na łóżku, chichocząc i całując się, a ona przycupnięta w rogu łóżka
płakała.
Joey zaproponował jej: „Ej, może chcesz sobie pooglądać telewizję? Byle nie za
głośno, żebyś nie obudziła Arturo”.
Laska wyszła i po chwili usłyszeliśmy, jak potyka się po ciemku i coś rozbija.
Arturo obudził się, zaczął na nią wrzeszczeć i w końcu wywalił ją z domu. Joey i ja
prawie zesraliśmy się ze śmiechu, chociaż staraliśmy się zachowywać jak najciszej,
żeby Arturo nie wydarł się i na nas.
W końcu poszliśmy się pieprzyć, ale następnego dnia było jakoś tak niezręcznie.
Joey nie mógł znaleźć okularów. Ja nie mogłam znaleźć biustonosza.
P AM B ROWN Pewnej nocy, po koncercie The Ramones w The Club 82, wracałam
o czwartej rano do loftu Ramonesów, aż tu nagle hamuje obok mnie cadillac,
wychyla się jakiś facet i mówi: „Dam ci pięćdziesiąt dolarów, jak mi obciągniesz”.
„Kurde – myślę sobie – pięćdziesiąt dolarów!”.
Jeżeli chodzi o kasę, to cały czas byłam w fatalnej sytuacji. Mieszkałem
z Joeyem Ramone u Arturo, jechaliśmy na płatkach owsianych, serku topionym
i kanapkach z pomidorem – głównie tym się żywiliśmy. Więc kiedy ten gość złożył
mi taką propozycję – a to było coś, co zawsze chciałam zrobić, wiele kobiet ma
tego rodzaju fantazje – po prostu byłam na tyle pijana, że się zdecydowałam.
Więc powiedziałem: „Dobra” i wskoczyłam do samochodu.
To było ŁATWE . A temu facetowi tak bardzo się to podobało, że zadzwonił do
mnie później i stał się moim stałym klientem.
Trochę później zaczęłam bujać się z jednym prawdziwym alfonsem. Trochę się
go bałam. Wsiadałam do jego samochodu – miał tam dziewczyny i heroinę –
i jeździliśmy do jakichś najbardziej zakazanych miejsc, żeby tam balować. Dla
mnie było to najbardziej krańcowe doświadczenie – bałam się jeździć na Harlem,
ale z drugiej strony było tam super i mogłam przez całą noc wciągać heroinę i koks.
To było najlepsze.
D AVID G ODLIS Zaczęło do mnie docierać, że CBGB nocą to temat dla mnie –
właśnie tak: chcę fotografować, jak to miejsce wygląda w nocy. Poraziła mnie
książka Brassaia The Secret Paris of the 30’s. Opowiadała o wieczorach
spędzonych przez autora w Paryżu. Tekst przemieszany był z nocnymi
fotografiami. Pochłaniałem tę książkę.
Ponieważ byłem w CBGB co noc, pomyślałem: „Moment, jestem tutaj, jest noc,
siedzę tu, kurwa, przez całą noc. Może to nie są lata trzydzieste – tylko
siedemdziesiąte – ale mogę zrobić to tutaj”.
Znasz Roberta Franka? On też miał na mnie duży wpływ. Niektóre z moich
zdjęć zainspirował jego album The Americans – wiesz, te wszystkie dzieciaki
siedzące wokół szaf grających – w CBGB chciałem zrobić zdjęcie podobne do tej
fotografii.
A potem sam Robert Frank zjawił się tam którejś nocy – mieszka na Bowery,
dosłownie naprzeciwko CBGB – i zapytał mnie: „Co tu się dzieje?”.
Odpowiedziałem: „No cóż, to taki rodzaj muzyki…”.
A on: „Coś mi się wydaje, że dla tych ludzi to, jak się ubierasz, jest bardzo
ważne”.
Miałem język sztywny jak kołek, bo oto mój idol odwiedził miejsce, w którym
próbowałem robić to, co on. Jakimś sposobem udało mi się połączyć te dwa fajne
światy.
Kiedy Robert Frank wyszedł, wszyscy mnie obskoczyli: „Co to był za jeden, ten
starszy gość, z którym rozmawiałeś?”.
Nie wiedzieli, kto to – nie mieli pojęcia o innym świecie. Wtedy coś przyszło mi
do głowy. Powiedziałem: „Kojarzycie zdjęcia na okładce Exile on Main Street? To
on je zrobił. To był Robert Frank. Zrobił też film Cocksucker Blues!”. Od razu stał
się dla nich cool. Powiedzieli: „Aaa. Jasne, łapiemy”.
R ICHARD L LOYD Poznałem jedną kobietę, nazywała się Susan. Trzymała się
z gościem, który sprowadzał herę z Tajlandii. Opłacał grube kobiety, które latały
tam na wakacje, i każda z nich przywoziła po czterysta pięćdziesiąt gramów
towaru, który przyczepiały sobie do tyłków. Spodobałem się Susan, więc zaczęła
mi dostarczać za darmo czystą heroinę.
Uważam, że ludziom nie powinno się pozwalać, żeby brali tyle hery, co my.
Język mnie tu zawodzi. Wciągaliśmy jej tyle, że więcej już się po prostu nie da.
Jakimś cudem zdobyłem nazwisko gościa, który był lekarzem Rolling
Stonesów. Zgłosiłem się do niego, a on dał mi czarne pudełeczko. To był
transelektroniczny katalizator, który wkładało się za ucho. Nie powodował
wprawdzie, że przechodziła ci chęć na herę, ale łagodził objawy głodu. Działał na
krótką metę – taka doraźna ulga. Głód był i tak jakieś dziesięć sekund od ciebie,
krążył wokół, wisiał nad tobą, był blisko, ale nie mógł cię dopaść. I tak źle się
czułeś, ale nie aż tak, jak bez tego urządzonka – tak by to można ująć.
U tego gościa spotkałem Anitę Pallenberg. Próbowała wyjść z dragów – no,
powiedzmy. Myślę, że Keith Richards był wtedy czysty – bez względu na to, co to
znaczyło dla Keitha. Przynajmniej nie brał heroiny.
Zabujałem się w Anicie i zaczęliśmy razem kupować herę. Nasz związek był
platoniczny i związany z dragami. Anita wstawiła do lombardu część swojej
biżuterii i jeździliśmy limuzyną po Lower East Side. Dealerzy wrzeszczeli na nas:
„SPIERDALAĆ Z TĄ FURĄ Z MOJEGO REWIRU! POJEBAŁO WAS?”.
Ale kiedyś ta limuzyna ocaliła mi dupę. Byliśmy na rogu Dziewiątej i Avenue
C. Właśnie kupiłem towar, gdy nagle słyszę: „STOP! ”.
Idę dalej – limuzyna była zaparkowana po drugiej stronie ulicy – i wtedy słyszę
znowu: „STOP , policja!”.
Biegnę i wskakuję do limuzyny, dosłownie sram w gacie z przerażenia, przecież
mam herę, więc mówię: „Co robić? Anita, co robić?”.
Gliniarze podeszli do limuzyny i zażądali, żeby kierowca wpuścił ich do środka,
a on odmawia.
Anita i ja siedzimy z tyłu i telepie nas ze strachu. Kierowca limuzyny mówi:
„To prywatny pojazd i muszą panowie okazać nakaz rewizji. Auto jest wynajęte
i nie mogę nawet panom powiedzieć, kto jest z tyłu.
W końcu policjanci odpuścili. Tak więc limuzyna nam pomogła.
S YLVIA R EED Chociaż miałam obsesję na punkcie Lou Reeda, nadal spotykałam
się z innymi ludźmi. W tamtych czasach nie tyle spotykaliśmy się z kimś, nie
randkowaliśmy, ile po prostu szliśmy z nimi do domu. To była moja strategia
pozwalająca zachować swoją tożsamość, mimo tej niesamowitej obsesji związanej
z Lou.
Anya posadziła mnie i palnęła gadkę, bo czuła, że robię sobie opinię
puszczalskiej. No, to był dla mnie prawdziwy komplement. Czułam, że na swój
sposób coś osiągnęłam, skoro Anya przestrzega mnie przed złymi stronami
wyuzdania. Widzisz, dla Anyi liczyło się, żeby ktoś był sławny – wówczas wspólna
noc była czymś zrozumiałym. Miała jednak do mnie pretensje o to, że jadę do
domu z jakimś facetem z nieznanej, wszawej kapeli.
Byłam fatalna – żeby to chociaż był lider, ale nie, spotykałam się z perkusistą.
Z perkusistą jakiejś beznadziejnej kapeli. To było żenujące, ale facet był miły.
Anya twierdziła, że ludzie mnie obgadują. Odparłam: „Tak? A kto?”.
Wtedy ona: „No wiesz, nie mogę ci powiedzieć”. I taka to była wielka afera.
Wcale się tą jej mową nie przejęłam. Zaraz potem znów poszłam z kimś do
domu. Byliśmy w CBGB , a ja odczuwałam dziwnego rodzaju dumę, bo chociaż
wiedziałam, że mam totalną obsesję na punkcie Lou… – te moje eskapady z innymi
facetami to były próby przekonywania samej siebie, że właśnie nie mam żadnej
obsesji. Pozwalało mi to zachować jakiś dystans – nieduży, taki, by mieć trochę
oddechu. Ale dystans zniknął, jak tylko zamieszkałam z Lou.
G YDA G ASH Pewnej nocy próbowałam zabrać do domu Iggy’ego. Cheetah tak się
schlał, że w ogóle z niczego na zdawał sobie sprawy. Pomyślałam: „Och, to
przecież Iggy Pop. Mój bohater”.
Oboje byliśmy pijani w trzy dupy. Wyprowadziłam Iggy’ego z klubu, a gdy
wsiadaliśmy do taksówki, wszyscy goście z The Dead Boys otoczyli go
i powiedzieli: „Bracie, nie ma takiej opcji. Cheetah kręci z tą laską”.
Iggy beknął i wrócił do środka. Strasznie się wtedy wkurwiłam.
B EBE B UELL Postanowiłam dać szansę Los Angeles – spotkałam się z reżyserami,
rozumiesz, z całą tą tak zwaną branżą filmową.
Pewnego wieczora moja kumpela Pam mówi do mnie: „Słuchaj, chciałabym
dziś pojechać do Hollywood High. Jest tam naprawdę niezły koncert – grają Mink
DeVille, Nick Lowe i Elvis Costello”.
No to pojechałyśmy tam i przesiedziałyśmy cały wieczór, a potem dosłownie
tuż przed nami przechodzi Elvis. Pam mówi: „Naprawdę musimy iść do przodu, to
będzie najlepsza część wieczoru, zobaczysz. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie
widziałaś”.
„Mówisz serio? – pytam. – Naprawdę jest taki dobry?”.
No więc stoimy pod sceną, wręcz przyciśnięte do niej, a w powietrzu coś się
unosi, wszyscy byli naprawdę podekscytowani. A Pam i ja byłyśmy podjarane jak
małe dzieci.
Nagle zapaliły się naprawdę ostre światła, a potem zobaczyłam, że ten dolny
reflektor podświetla jakąś postać. Ktoś stoi w szerokim rozkroku,
z rozczapierzonymi palcami, a na nosie ma rogowe okulary. Podniosłam wzrok
i mówię: „O mój Boże. To znów ten gość, no ja pierdolę. Nie mogę w to
uwierzyć”.
Dwa lata wcześniej byłam na sesji zdjęciowej w Londynie, kiedy na plan wpadł
operator komputera z firmy kosmetycznej Elizabeth Arden, żeby coś dostarczyć.
Zakochałam się w nim, jak tylko go zobaczyłam. Nigdy nie spodziewałam się, że
jeszcze go kiedyś spotkam. Nie wiedziałam nawet, jak się nazywa. Nic o nim nie
wiedziałem. Od tamtej pory wciąż o nim myślałam.
Myślę, że tylko raz czy dwa w całym życiu zdarzają się nam chwile, które są
absolutnie magiczne, i wtedy naprawdę czujesz, że Bóg działa. Nie mogłam
uwierzyć, że to ten sam facet. To było jak film z Elvisem Presleyem – spojrzał na
mnie i cały wieczór śpiewał tylko dla mnie. To było po prostu aż za dużo,
myślałam, że umrę. To było po prostu zbyt dobre, absolutnie czyste. Po prostu
genialne.
Więc potem Pam mówi: „Wracamy i powiedz mu »cześć«”, a ja: „Nie ma,
kurwa, opcji”.
Byłam zbyt przestraszona, żeby podejść. Powiedziałam: „Spadamy stąd.
Chodźmy zobaczyć The Runaways”.
Więc przez całą drogę do Whisky a Go Go Pam pytała: „Czemu nie wróciłaś?
Chcę, żebyś poznała Jake’a Rivierę. Pokochasz go”.
Próbowała mnie spiknąć z jakimś miłym i szanowanym managerem i pomyślała,
że może spodobałby mi się Jake. Nawijała: „Jest naprawdę fajny, czesze się jak
gangster i nosi błyszczące garnitury jak Johnny Thunders”.
Dotarłyśmy więc do Whisky, usiadłyśmy i poczułam to. Wiesz, o co chodzi: to
wrażenie, kiedy ktoś wpatruje się w ciebie i ty to czujesz. Odwróciłam się, a tam
był Elvis z jedną niesamowicie piękną czarną dziewczyną. Wpatrywała się we
mnie, on też wpatrywał się we mnie, a ja wpatrywałam się w nich, chociaż
udawałam, że nie. Trwało to tak długo, że było aż śmieszne.
Wypiłam już parę wódek z sokiem pomarańczowym, więc po prostu podeszłam
do nich i powiedziałam: „Ej, co się gapicie?”.
A ta czarna dziewczyna powiedziała: „Po prostu myślę, że jesteś ładna, a mój
przyjaciel naprawdę chciałby cię poznać. To Elvis Costello”.
Odwróciłam się i momentalnie niechcący strąciłam mu okulary. Zaczęłam się
kajać – Elvis miał wielkie poczucie humoru, powiedział mi, że właściwie to twarz
nie jest mu wcale potrzebna – no i tak przez dłuższy czas pociliśmy się
i dygotaliśmy, oboje śmiertelnie się siebie bojąc.
Był taki uroczy – tego rodzaju czystości nie spotyka się w życiu zbyt często.
Zakochaliśmy się w sobie. To się zdarzyło tak nagle – zapomnij – stało się, i już.
D UNCAN H ANNAH W „The New York Times” pokazała się recenzja Unmade
Beds. Jak gdyby to był prawdziwy film, rozumiesz? A Amos trafił na europejskie
festiwale filmowe. Pojechał na Festiwal Filmowy w Berlinie. David Bowie
zobaczył film i jakoś namierzył Amosa.
Bowie powiedział mu: „Ej, jestem bardzo zainteresowany współpracą z tobą”.
Kiedy Amos mi się tym pochwalił, zatkało mnie. Mogłem z siebie wydusić tylko:
„Cooo? Żartujesz?”.
Godard obejrzał jego dzieło i potraktował je poważnie.
Powiedział: „No cószsz, moszsze w przyszłoszszci będziemy phratsssować
rhasssem…”.
Normalnie nie mogłem w to uwierzyć. Szczerze mówiąc, dla mnie ten film był
głupi.
Potem Amos zebrał pieniądze na następny film, The Foreigner, w którym
wystąpili Eric Mitchell, Anya Phillips i Terence Sellars.
Grałem w nim psychopatycznego zabójcę. W pierwszym byłem tym francuskim
typem. Tym razem grałem punkowca. Fryzura à la Egon Schiele, krawat-śledź
i cały ten szajs.
I znowu „The New York Times” zamieścił recenzję The Foreigner, tak jak tego
pierwszego filmu. Tym razem pojechałem na Festiwal Filmowy w Deauville. Amos
był straszliwie chaotycznym gościem – to niesamowite, że w ogóle cokolwiek
udawało mu się zrobić.
Powiedział: „Tak, mamy dla ciebie pokój w Deauville, jeśli chciałbyś
przylecieć. Festiwal jest za tydzień, wszystko jest już zapłacone, więc jeśli chcesz
wpadać, to śmiało”.
Spytałem: „I to wszystko? Znaczy, wystarczy, że powiem »tak«?”.
A on: „Po prostu leć do Deauville”.
„No dobra – mówię – ale gdzie? Jaka jest dokładna data?”.
„Nie wiem – przyznaje Amos. – Zdaje się, że w październiku”.
Udało mi się więc jakoś dotrzeć do Deauville. Wiesz, poleciałem do Londynu,
a tam wsiadłem w pociąg… Nie wiem, jak to jest, ale gdziekolwiek bym się
wybierał, to zanim dojadę, jestem nieprzestawiony na miejscowy czas, pijany
i oszołomiony. No więc jestem na miejscu, pukam do drzwi tego pokoju i otwiera
mi Amos.
„Amos!” – mówię.
„Duncan! – dziwi się Amos. – Co ty tutaj robisz?”.
„No nie!” – myślę.
Ale Amos zaraz dodał: „Jesteś na czas. Dosłownie zaraz wychodzimy na
przyjęcie do audytorium”.
No to idziemy. Jest gdzieś tak dziesiąta rano. Na mównicy stoi Pierre Salinger,
który był sekretarzem prasowym prezydenta Kennedy’ego.
I zapowiada: „Witamy na piątym corocznym Festiwalu Filmowym w Deauville.
Naszym gościem honorowym jest w tym roku Gloria Swanson! Gloria,
zapraszamy!”.
Gloria Swanson wchodzi na scenę, a ja myślę: „Co tu się dzieje?”.
Wtedy słyszę kolejną zapowiedź: „John Travolta!”.
„Olivia Newton-John!”
„George Peppard!”
„John Waters!”
„Françoise Sagan!” To jedna z moich bohaterek, rozumiesz?
A potem słyszę: „Amos Poe!”.
„Amos Poe? – myślę. – Co tu jest nie tak?”.
I wreszcie gość mówi: „Duncan Hannah!”.
„CO ?” – zatkało mnie.
Więc wchodzę na scenę i mam uścisnąć każdemu dłoń. „Cześć, Gloria! Bulwar
Zachodzącego Słońca – to był dopiero czadowy film! Naprawdę czadowy!”
A Travolta? Już mam: „John, widziałem Grease, dobra robota!”.
Czułem, że zaraz nas zdemaskują. Że nagle ktoś wejdzie i powie:
„Przepraszamy, nastąpiła pomyłka. Ten wasz film to jedno wielkie gówno.
Zostaniecie deportowani. Nie jesteście żadnymi gwiazdami filmowymi. Jesteście
po prostu bandą pijaków”.
Potem poszliśmy na imprezę do Kinga Vidora[110]. Strasznie się tam skułem.
Chcąc nie chcąc, robiłem tam za punka. Nieźle się odstawiłem – nosiłem szaliczek,
miałem zaczesane do tyłu włosy. Chciałem być F. Scottem Fitzgeraldem, ale tak się
napierdoliłem, że tylko słaniałem się po całej sali, nie byłem w stanie z niej wyjść.
Wszyscy patrzyli na mnie, myśląc: „No tak, te nowojorskie punki”.
Bujałem się z dzieciakami z Paryża – ja chciałem wiedzieć wszystko o Alainie
Delonie i Jeanie-Paulu Belmondzie, a oni chcieli wiedzieć wszystko o Johnnym
Thundersie. Przeczytali wszystko na temat punk rocka, czaisz?
Mówiłem: „Dajcie spokój, chcę się czegoś dowiedzieć o tym, no, Godardzie”.
A oni: „O Godardzie? Kogo obchodzi Godard? My chcemy wiedzieć wszystko
o Blondie!”.
Kumasz, ja miałem odlot na Europę, a oni mieli odlot na Nowy Jork. I okazuje
się, że to właśnie ja – razem z Amosem – jestem dla nich modelowym punkiem. No
po prostu obłęd.
Ale w sumie to była wspaniała sprawa. Złożyliśmy ten nasz tandetny mały hołd
francuskiej Nowej Fali, a David Bowie i Jean-Luc Godard zostali naszymi fanami.
I schlałem się z Kingiem Vidorem.
Czaisz: to był nasz czas.
B EBE B UELL Spanikowałam po tej całej akcji z Elvisem Costello. Pam spytała
mnie: „Jak masz się z nim zejść, jeśli ciągle przed nim uciekasz?”. Następnego dnia
powiedziała mi: „Słuchaj, muszę dziś coś podrzucić Jake’owi Rivierze.
Chciałabym, żebyś pojechała tam ze mną. Jak chcesz, możesz po prostu zostać
w aucie i bla, bla, bla”.
Więc podjechaliśmy do Hotelu Tropicana – zabrałam się z nią – żeby dać
Jake’owi jakąś tam paczkę. Elvis chyba dostrzegł nas przez okno, bo kiedy
wychodziłyśmy, był tam, oparty o samochód… Czekał. Miał na sobie
bladoniebieski garnitur, do tego krawat – a upał był prawie czterdziestostopniowy.
Było w tym coś komicznego – ale wyglądał świetnie.
Więc podrzuciłam Pam do pracy, a ona na cały dzień dała Elvisowi i mnie swój
samochód. W tym czasie Elvis w ogóle nie ćpał, to ja namówiłam go, żeby zajarał
ze mną trawę. Przez cały dzień tylko jeździliśmy i śmialiśmy się, kumasz?
Jeździmy po Sunset, patrzymy na przystanek autobusowy, a tam siedzi jeden
z gości z The Bay City Rollers.
„Musimy dać temu facetowi z The Bay City Rollers jedną z moich płyt” – mówi
Elvis. Pojechaliśmy więc do Tower Records, kupiliśmy This Year’s Model,
wróciliśmy, zatrzymaliśmy wóz przy przystanku, Elvis dał gościowi z The Bay
City Rollers swoją płytę, a potem pojechaliśmy dalej. To też było komiczne.
Pojechaliśmy do studia zobaczyć, jak ktoś nagrywa, ale Elvisowi to się nie
podobało, więc wyszliśmy w trakcie sesji na czworakach – wpadliśmy prosto na
dyrektora Columbii, wytwórni, która w tym czasie wydawała płyty Elvisa. Na
pewno uważali, że mam na niego fatalny wpływ, bo w tamtych czasach była tylko
jedna osoba gorsza ode mnie – Anita Pallenberg.
Myślę, że kiedy zobaczyli mnie z Elvisem, tak naprawdę zobaczyli kłopoty.
Pomyśleli: „O Boże, jak to wyjaśnimy?”. I pierwsze, co im przyszło do głowy, to
schemat: „Punk i Modelka” – coś jak „Piękna i Bestia”. Prasa zmiażdżyła nas na
pył.
H OWIE P YRO To było takie debilne. Wiozłem dragi do Cleveland, ale w pół drogi
sam przećpałem już połowę. Zatrzymałem się więc w hotelu, żeby grzać dalej.
The Dead Boys przyjechali do miasta, więc spotkałem się z nimi i byli naprawdę
totalnie zabawni. Grali w jednym klubie, sala była pełna i nagle w środku koncertu
niespodziewanie mówią: „Jest dziś z nami pewien bardzo szczególny gość…” –
rozglądam się i myślę: „Kurczę, o kogo chodzi?”. Stiv robi dłuższy wstęp, po czym
nagle wskazuje na mnie i zapowiada: „Johnny Thunders!”.
Cała sala zaczyna huczeć, a ja do Stiva: „TY JEBANY DUPKU!”.
Ale ludzie ryczą: „DAWAJ! DAWAJ!”.
Wszyscy myśleli, że jestem po prostu skromny, więc zaczęli mnie pchać na
scenę. Cały czas powtarzałem: „Nie, nie, nie – nic nie rozumiecie”. Ale oni dalej
swoje: „NIE GADAJ, DAWAJ CZADU!”.
Oczywiście The Dead Boys cały czas histerycznie się śmiali. Wciągnęli mnie na
scenę, byłem na maksa spanikowany. A oni: „Bierz gitarę, nie musisz grać dobrze,
w ogóle nie musisz grać, tylko udawaj, że grasz”.
Po tym nikt już nie wierzył, że nie jestem Johnnym Thundersem. Wszyscy
zaczęli dawać mi dużo dragów. Wszyscy myśleli, że jestem Johnnym Thundersem.
Stwierdziłem wtedy: „No dobra, spoko”.
To było jak jakieś ciągnące się bez końca, groteskowe dragowe święto. Czułem
się dziwnie, ale chuj, ha, ha, ha. Oczywiście nie wróciłem do Nowego Jorku,
zatrzymałem się w Cleveland i przećpałem wszystko w jakieś półtora tygodnia.
Jakaś dziewczyna dała nam dosłownie tony dragów. Ale potem rozmawiała
przez telefon z Chrissie Hynde i zaczęła nawijać, że „Johnny Thunders tamto,
Johnny Thunders sramto”, a Chrissie wtedy pyta: „Naprawdę? Dopiero co
widziałam się z Johnnym”.
Odtąd miałem totalnie przejebane w całym rockowo-punkowym światku
w Cleveland. A przecież nie miałem z tym nic wspólnego, rozumiesz? To po prostu
totalnie w stylu The Dead Boys – zrobili mi dowcip, a potem wszyscy mnie
nienawidzili. Już nigdy nie wróciłem do Cleveland.
ROZDZIAŁ 36
J EFF M AGNUM Drugą płytę The Dead Boys nagraliśmy na Florydzie tylko dlatego,
że Hilly stwierdził: „Jeśli zostaną w Nowym Jorku, będą zbyt pijani. W Nowym
Jorku nie uda się im niczego stworzyć”.
No i dobra, wysłał nas na Florydę i to był NAPRAWDĘ znakomity pomysł. Na
Biscayne Boulevard w Miami białe porto dosłownie leje się strumieniami. Na
Florydzie nikt nie robi problemu z picia.
Z tym że Cheetah i alkohol w studiu to nie jest dobre połączenie. Ostatecznie
trzeba to było ukrócić. W czasie nagrywania piłem dużo napojów izotonicznych –
nie wolno nam było wnosić piwa, więc byłem skazany na Gatorade. Boże, ależ to
jest ohydne.
Chciałem tylko jednego: napieprzać naprawdę głośno na basie. Zarówno
Cheetah, jak i Johnny mieli swoje gwiazdorskie fochy. Po prostu nic im się nie
chciało. Graliśmy te nasze kawałki i, kurczę, czasem trzeba było to zrobić więcej
niż trzy razy, a wtedy Johnny’emu po prostu kończyło się paliwo w baku
i odmawiał dalszego grania. Mówił: „Czy to nie jest już dość dobre?”. No wiesz –
co to właściwie znaczy „dość dobre”? Może byś się trochę przyłożył do grania, to
będzie lepsze!
J AMES S LIMAN Poznaliśmy się wtedy z Bee Geesami i Andym Gibbem.
Nagrywali w sąsiednim studiu i chcieli się zakumplować. Sporo słyszeli o tej
nowojorskiej muzyce, była dla nich czymś zupełnie obcym, ale uważali, że
jesteśmy świetni. Myślę, że The Dead Boys byli dla Bee Geesów czymś zupełnie
nowatorskim.
J EFF M AGNUM Stiv dał Andy’emu Gibbowi ponosić swoją skórzaną kurtkę. Potem
ktoś robił zdjęcia, a Andy powiedział: „Mam nadzieję, że pan Stigwood tego nie
zobaczy”. Rozumiesz, Robert Stigwood to ich menago. Dostałby zawału, gdyby
zobaczył jednego ze swoich Bee Geesów w czarnej skórzanej kurtce
motocyklowej.
C HEETAH C HROME Lou Reed zajebiście chciał produkować ten album, ale
pozostali goście z zespołu śmiertelnie się go bali. Więc załatwili Felixa
Pappalardiego, który najwyraźniej ni chuja nie wiedział, o co chodzi z The Dead
Boys. Produkował płyty Cream, więc pomyślałem, czy ten gość nie mógłby wrócić
i posłuchać niektórych albumów Cream… bo po prostu nie rozumiał, czego
chciałem. A ja chciałem tylko paczkę i głowę Marshalla.
G YDA G ASH Cheetah dostawał korby. Naprawdę tego nie rozumiałam, bo nie
byłam zaangażowana w proces twórczy, ale Cheetah pił na umór i płakał. Wisiał na
telefonie z Jamesem Williamsonem z The Stooges i mówił: „Proszę, czy mógłbyś
tu przyjechać i uratować ten album? Oni niszczą The Dead Boys!”.
Nie wiem, co myślał o tym James Williamson, nie wiem nawet, jak ten jebany
Cheetah zdobył jego numer. Ale sama widziałam, jak o drugiej nad ranem Cheetah
rozmawiał z Jamesem Williamsonem z budki telefonicznej na jakimś bulwarze
w Miami i błagał go, żeby przyjechał na Florydę.
J EFF M AGNUM Mieliśmy duże listening party[111] w The Criteria Studios. Felix
włożył ten swój garnitur, cały w listki marihuany, który nazywał swoim
„wdziankiem na listening party”. Był to najgłupszy garnitur, jaki w życiu
widziałem. Mam nadzieję, że został w nim pochowany. A przynajmniej tak to sobie
wyobrażam. To nagranie było fatalne. Żadnego basu, gitary też niesłyszalne. W ten
sposób Felix odegrał się na Cheetah, wykastrował go, gitary elektrycznej też tam za
bardzo nie było. Całe nagranie w ogóle nie brzmiało zbyt głośno.
Wykrzyczałem Felixowi w twarz: „Nie mogę uwierzyć, że nam to zrobiłeś!”.
Bez efektu.
Musiałem krzyczeć na Felixa, bo nikt inny nie zamierzał tego zrobić. Byłem
wkurzony, że nie słyszę swojego basu. Chciałem słyszeć tylko to jedno: bas, bas,
bas.
Nie powinno się tak cholernie dramatyzować z powodu takiego drobiazgu,
dupereli w sumie, ale kiedy jesteś na haju albo upiłeś się, to każda głupota rośnie
w twoich oczach i nabiera takiego znaczenia, że sam nie wiesz, kiedy zaczynasz
wrzeszczeć: ZABIJĘ CIĘ.
G YDA G ASH Cały ten okres – od końca 1977 roku – był jak umieranie. To był
początek końca i naprawdę można było to poczuć. Znaczy, były to bardzo burzliwe
dni – zdarzały się takie wieczory, że gdy wchodziliśmy do CBGB , ktoś rzucał we
mnie butelką. Raz zdarzyło się, że musieli mi założyć trzy szwy. Było w chuj
przemocy. Jeden syf poganiał drugi. Skończyły się dni chwały.
G ENYA R AVAN Wiedziałam, że z The Dead Boys coś się musi stać. Nie da się
chodzić po Nowym Jorku, mając pretensje do całego świata. Po prostu się nie da.
The Dead Boys, chociaż myśleli, jacy to z nich twardziele, nie wiedzieli nic
o nowojorskich ulicach. Fajno jest przechadzać się dumnym krokiem przed CBGB .
Ale lepiej tego nie robić na Pierwszej Alei. Bo jak ktoś się dowie, że nie jesteś
z tego miasta, to cię, kurwa, zajebie.
J EFF M AGNUM Spytałem: „Johnny jest pocięty? Znaczy jak? Pociął się przy
goleniu?”.
Nie mogłem sobie wyobrazić, że było aż tak źle. Wiesz, w Cleveland zdarzało
się, że faceci bili się w barach, ktoś niekiedy spuścił komuś ostry wpierdol kijem
bilardowym. Johnny był jak buldog. Nie chciałbym, kurwa, mieć z nim na pieńku.
Trzeba być ostatnim debilem, żeby z nim, kurwa, zadzierać.
Nie wiem jak ty, ale ja nie bluzgałbym też na samochód pełen
Portorykańczyków. Może jak byłem mały, mama powiedziała mi kiedyś:
»Pamiętaj, Jeff, przechodząc przez ulicę, zawsze spójrz w prawo, a potem w lewo,
i nigdy nie bluzgaj na samochód pełen Portorykańczyków«”.
Kiedy poszliśmy do szpitala, nie pozwolili nam zajrzeć do Johnny’ego.
Powiedzieli nam, że jest na chirurgii. Zajmował się nim jakiś zespół lekarzy od
szczególnie ciężkich urazów – no i powiedzieli, że Blitz może z tego nie wyjść.
J AMES S LIMAN Obudziłem Jimmy’ego Zero, który był z Suzy Headbanger. Zabrali
się z nami. Stiv czekał na nas na dole. O dziewiątej rano wszyscy razem poszliśmy
na posterunek policji.
J AMES S LIMAN Następnego dnia musiałem lecieć do Los Angeles – robiłem sobie
dwutygodniowe wakacje od The Dead Boys, Hilly’ego i całego tego gówna.
Blondie też tam lecieli tego samego dnia, ale nie zamierzałem dla nich pracować.
Michael Sticca powiedział, że go opuściłem i pojechałem do Los Angeles, żeby
odebrać mu pracę. A, widzisz, było tak, że trzymali Michaela na Dziewiątce przez
jedną noc, a następnego dnia od razu trafił na Rikers Island, bo nikt nie wpłacił za
niego kaucji.
Michael pracował dla Blondie jako techniczny. Wcale nie chciałem jego pracy.
Nie byłem ich technicznym. Nic nie robiłem. Po prostu bujałem się z nimi. Ale
Michael twierdzi, że go opuściłem, a ja po prostu uznałem, że wyciągnięcie go
z więzienia to zadanie dla Hilly’ego i Suzanne. Suzanne powiedziała mi, że się tym
zajmie. Ale się nie zajęła. Z jakiegoś powodu tak się nie stało.
Dla Blondie właśnie zaczęło się pasmo sukcesów. Wydaje mi się, że to było
jeszcze przed wydaniem Heart of Glass. Ale i tak wszyscy już widzieli, że wokół
Blondie zaczyna się robić głośno. Znaczy Blondie przystosowywało się do rynku,
a Michael Sticca za tym nie nadążał. Kiedy osiągasz tak szybki sukces, musisz iść
na kompromisy. Blondie zrezygnowali ze spójności artystycznej, czy jak tam to
zwać, i zaczęli robić bardziej komercyjną muzykę. Zgadza się?
Ale Michael tego nie potrafił. Po prostu nie był w stanie postępować zgodnie
z bardziej biznesowymi procedurami, z którymi wiązała się większa kasa. Wiesz,
nauczyć się punktualności, starać się nie pić tak dużo, być bardziej
odpowiedzialnym. Faktem jest, że w zespole techniczni muszą być bardziej
odpowiedzialni niż muzycy. Kiedy jesteś w trasie, możesz się najebać czym chcesz,
o ile na scenie jesteś w stanie robić przez parę godzin swój show. Zgadza się?
A kiedy przychodzi większy sukces, muzycy coraz bardziej oddalają się od ekipy.
Więc Michael nie mógł bujać się z nimi tyle, co przedtem, bo otaczali ich ludzie
z wytwórni płytowych, dziennikarze, dzieciaki chcące dostać autograf i tak dalej.
I tak zaczynał się po trosze podział na klasy. Niekiedy nawet ekipa zatrzymywała
się w innym hotelu. A Michael był tylko kumplem zespołu, któremu wpadła fucha
technicznego.
J AMES S LIMAN Johnny był w bardzo chujowym stanie, cały tułów miał podźgany,
pocięty, no masakra. Przez miesiąc leżał w St. Vincent Hospital. Był podłączony do
wszelkich możliwych rurek, miał kilka transfuzji krwi. Było z nim naprawdę, ale to
naprawdę źle – no i nie miał ubezpieczenia zdrowotnego, a opłaty za szpital były
duże. Więc Hilly postanowił, że powinniśmy zrobić dla niego ściepę. Miało się to
nazywać The Blitz Benefit.
J AMES S LIMAN Zrobiliśmy wielką imprezę. Odbywała się przez trzy weekendowe
dni – tu, w Nowym Jorku, w CBGB . Zrobiliśmy też drugą, mniejszą, w Cleveland.
Nowojorski The Blitz Benefit wyszedł świetnie. To był dopiero weekend! Na
scenie obok The Dead Boys pojawił się Divine[116], a John Belushi zagrał z nimi na
bębnach… Wystąpiły wszystkie nowojorskie kapele.
M ICHAEL S TICCA The Blitz Benefit? Totalny przewał. Hilly powiedział mi, że
mam zdobyć kasę na leczenie, dlatego załatwiłem występ Blondie. Mieli grać dwa
koncerty na Long Island i przekazać mi zarobione pieniądze. Debbie Harry była
naprawdę spoko: „Michael, wiem, że masz kłopoty. Wiem, że potrzebujesz
pieniędzy. Po prostu damy ci kasę za te koncerty. Chcemy, żebyś przekazał im od
nas te pieniądze”.
Odparłem: „Zagrajcie na tej imprezie Hilly’ego. No wiesz, The Blitz Benefit
w CBGB ”.
„Nie – powiedziała Debbie – Hilly jest do bani. Tego akurat nie chcemy robić.
Nie ma mowy”.
„Nie, proszę – mówię. – Będzie dobrze”.
Debbie pyta: „Jesteś pewny, że dostaniesz połowę pieniędzy?”.
„No tak – odpowiadam. – Mam dostać połowę”.
Byli tam Divine, John Belushi – nic od nich nie dostałem.
J AMES S LIMAN Jak mi się wydaje, Blondie myśleli, że ktoś pilnuje sprawy kaucji
Michaela Stikki, że Hilly o to dba. Tak mi mówiono, więc sam to powtarzałem.
Mówiłem: „Hilly i inni, którzy dla niego pracują, zajęli się tym”.
Ale Michael uznał, że został opuszczony. Myślał, że po prostu wszyscy go
zostawili. I w sumie tak faktycznie było, z tym że nikt nie zrobił tego naumyślnie,
rozumiesz? Wiesz, Blondie stali się wtedy jedną z największych kapel na świecie.
Więc po prostu byli totalnie zajęci swoimi sprawami.
Znaczy na punkcie Blondie zaczął się szał. Pamiętam z tego okresu jedną
imprezę, na której Debbie Harry i Chris Stein pojawili się z jakimś facetem z firmy
płytowej. Debbie złapała mnie i mówi: „Chodź tu, muszę z tobą porozmawiać”.
Ona i Chris zaciągnęli mnie do łazienki i otworzyli dużą torebkę kanapkową
pełną koki. Dał im ją ten facet z firmy płytowej – albo raczej gość, który
przeprowadzał z nimi wywiad w radiu. Debbie powiedziała: „W hotelu mamy tego
dosłownie tony. To, co tu widzisz, to jest nic”.
Debbie była przerażona, strasznie się zdenerwowała. Nie wiedziała, co z tym
wszystkim zrobić – z tymi ludźmi wokół niej, którzy ciągnęli ją we wszystkie
strony, powtarzając, że będzie kolejną Farrah Fawcett, na co ona odpowiadała, że
wcale nie chce być Farrah Fawcett. Chciała po prostu śpiewać. Znaczy była na
okładkach wszystkich czasopism w Europie, w Stanach, w Japonii, w Australii – na
całym świecie. Nie potrafiła tego pojąć ani nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić.
L EGS M C N EIL Zrobiło mi się naprawdę żal Debbie i Chrisa, kiedy dopadł ich
sukces. Debbie i Chris bujali się z nami cały czas. Byli naprawdę filarami sceny.
Wiesz, Debbie parkowała auto pod CBGB i podwoziła do domu każdego. I chociaż
Debbie była świetna, to poza tym była też ogromnie zabawna.
Pewnego dnia wszedłem do CBGB i zastałem wóz ekipy filmowej zaparkowany
przed wejściem i kolejkę – tak na oko z pięćset osób – która czekała na wejście do
środka. Myślę: „Co jest grane?”.
Więc podszedłem do tego wozu i spotkałem tam Debbie. Była odstawiona
w jakieś ciuchy, otaczała ją banda dupków z wytwórni płytowej. Powiedziała mi,
że robią telewizyjny show na żywo. Wkrótce potem nie mogła już normalnie tu
przychodzić, bo ludzie łazili za nią i ją nękali. Musiała nosić szale i ciemne
okulary. Bycie sławnym to marzenie każdego, ale dla Debbie realia sławy
wyglądały naprawdę paskudnie. Było mi jej żal – to była kiedyś naprawdę zabawna
laska, a po sukcesie sprawiała wrażenie bardzo samotnej.
J AMES S LIMAN Debbie nie chciała wracać na imprezę, na której czekał na nią ten
facet z wytwórni płytowej. Powiedziała: „Dają nam to tylko po to, żebyśmy byli
cały czas nawaleni. W ogóle tego nie chcę. Weź to, kurwa. Oni w kółko nam to
dają! Ci wszyscy pierdoleni goście dają nam to cały czas! I chcą więcej, więcej
i więcej, i dlatego dają nam to gówno! James, weź to, proszę, to dla ciebie, nawet
nie chcę na to patrzeć, mój pokój w hotelu jest pełen tego gówna”.
Więc zatrzymałem to sobie. Kokainę o wartości paru tysięcy dolarów.
J EFF M AGNUM Oczywiście obwiniałem się o to, że Johnny dostał kosę. Kiedy już
wydobrzał, graliśmy gdzieś na Queensie i nie szło nam to za dobrze. Wydaje mi
się, że odegraliśmy tylko ze dwa lub trzy kawałki, a ludzie zaczęli rzucać na scenę
czym popadnie, więc zmyliśmy się na backstage.
Po koncercie wszyscy zaczęliśmy się żreć. To właśnie wtedy Jimmy Zero
powiedział mi: „Pocięli go, bo ciebie tam nie było!”.
Odparłem: „Nawet nie planowałem z nim wtedy wyjść. Czemu mi mówisz takie
rzeczy? Po co całe to pierdolenie. Zmyślasz to sobie!”.
Jimmy Zero twierdził, że to ja nakręciłem Johnny’ego na chęć pokazania, jaki to
z niego kozak, czy coś w ten deseń. Nigdy czegoś takiego nie robiłem, to jakaś
totalna brednia – nie potrafię tak nakręcać ludzi.
Zacząłem ryczeć. Naprawdę rozwaliło mnie to emocjonalnie. „Nie zrobiłem
tego – mówię mu przez łzy – to nie moja wina, nawet mnie tam nie było, jak
śmiesz mnie oskarżać?”.
Powiedziałem Johnny’emu: „Ktoś musiał ci chyba nadepnąć na tę rurkę, którą
tlen płynie do mózgu, jeśli w to wierzysz. To głupie! Jak możesz coś takiego
łykać?”.
Tak więc pożarliśmy się ostro, a potem trzeba było wsiadać do samochodu
i wracać na Manhattan. Musieliśmy ścisnąć się za tylnym siedzeniem tego jebanego
kombi, całą drogę siedziałem obok Cheetah i Gydy. Wiesz, o które miejsce mi
chodzi? Za siedzeniami, w bagażniku. Każdy chyba jeździł tak z nosem przy tylnej
szybie, mając osiem lat, co nie? No więc wtedy Cheetah i Gyda zaczęli brać się za
łby. I Cheetah chciał uderzyć Gydę, ale nie trafił i dostało się mnie. Ostro mi
przydzwonił. Wrzasnąłem: „Weź uważaj! Walnąłeś mnie!”.
Przez to jego walnięcie rozlałem drinka. Kurde, ile można siedzieć w bagażniku
kombi i gapić się przez tylną szybę? To miejsce co najwyżej dla psa. A on ciągle
mnie tłukł.
M ICHAEL S TICCA W każdym razie zbiera się ława przysięgłych, wchodzę ostatni.
I opowiadam swoją historię tej ławie przysięgłych. I nagle – jestem wolny? Że,
kurwa, co proszę?
Okazało się, że ława przysięgłych wezwała tę dziewczynę – no wiesz, tę z auta,
które o mały włos nas nie przejechało – tę, która walnęła Marshę. Właśnie ją. No
i laska miała złożyć zeznania, bo według ich wersji mówiłem wtedy: „Wy
portorykańskie zbiry, niech was wszystkich chuj strzeli, latynoscy szmaciarze” –
i takie trele-morele. Więc goście twierdzili, że jestem rasistą i pojechałem w ich
stronę rasistowskim bluzgiem, dlatego w ogóle wyszli z tej swojej jebanej fury.
Ale kiedy ta dziewczyna – która była świadkiem tych gości – miała
odpowiedzieć na pytanie: „Co dokładnie powiedział pan Sticca, że skłoniło was to
do opuszczenia samochodu?”, przyznała, że nic nie słyszała. „Tej nocy było zimno,
więc okna były zamknięte. Po prostu facet machał rękami, a potem oni wyskoczyli
z samochodu” – tak powiedziała.
I w ten sposób spieprzyła im całą sprawę. Bo ja nic nie zrobiłem. To oni
wywołali całą akcję i przez nich sprawa została anulowana z powodu zeznania tej
laski. Kosztowało mnie to osiem tysięcy dolarów i rok pierdolenia się z całym tym
gównem.
J EFF M AGNUM Chciałem tylko jednego: żeby bas naprawdę był głośny. Wcale nie
chciałem spędzać czasu z tymi świrami. Jezu, co to w ogóle miało być? Nie można
się nawet napić drinka, bo Cheetah ma słabego cela? Nawet pasów nie było tam
z tyłu… rozumiesz, w tym miejscu sadza się człowieka, jeśli się chce, żeby zginął.
W końcu Gyda stwierdziła, że woli się przejść. Staliśmy na światłach, a ona
postanowiła, że nie będzie spać w hotelu. Więc wysiadła, zrobiła kwaśną minę
i powiedziała: „Zwijam się. Po prostu spadam stąd”.
Wróciliśmy do hotelu – moja dziewczyna i ja dzieliliśmy pokój z Cheetah
i Gydą – i wtedy Cheetah uznał, że jest psychiczny. Zaczął wyrzucać przez okno
jakieś gówna i zadzwonił po gliny. Rozumiesz – sam ich wezwał. Powiedział:
„Przyjeżdżajcie, weźcie mnie, jestem psychiczny. Proszę po mnie przyjść i mnie
aresztować”.
Rozumiesz, stoi tam w tych swoich obcisłych gaciach w cętki, półnagi, i mówi
gliniarzom: „Przyjdźcie tutaj i aresztujcie mnie, bo nie nadaję się do życia”.
Więc mówię mu: „Daj mi z nimi porozmawiać, nie uwierzą ci, będę znacznie
bardziej przekonujący niż ty”.
Więc w końcu zjawiają się gliny. Są wielcy, tłuści i spoceni i mówią: „Ej, co się
tu dzieje? Jakaś komuna czy co? Kim wy jesteście? Jakimiś hipisami?”.
Ale ci gliniarze wcale nie mieli zamiaru wziąć Cheetah. Nie chcieli go zabrać,
odmówili aresztowania. Powiedzieli, że owszem, jest psychiczny, ale
niewystarczająco. Rozumiesz: „Przykro nam, że nie możemy cię zabrać,
wyczerpaliśmy już limit”.
Więc policjanci wyszli, ale zanim jeszcze wsiedli do wozu – mieszkaliśmy na
drugim piętrze, więc trochę czasu im to zajęło – Cheetah wyrzucił przez okno
wentylator elektryczny, rozumiesz, jeden z tych wielkich okiennych wentylatorów,
który spadając, walnął o ich samochód. Na dodatek o mało nie trafił jednego z tych
gliniarzy w głowę.
Tym razem Cheetah już się kwalifikował.
Policjanci wpadli do hotelu – o wiele szybciej niż za pierwszym razem. Po
schodach dosłownie lecieli. Zabrali go i zaczęli go trochę szturchać. Zamknęli
drzwi do drugiego pokoju i usłyszeliśmy: „BUM! BUM! BUM!”.
Myślałem: „Boże, jaka szkoda, że też nie mogę mu przywalić. Może mógłbym
chociaż trzymać go za ręce, gdy oni go tłuką? Może pozwoliliby mi chociaż raz mu
pieprznąć, w końcu gliny nie do takich rzeczy są przyzwyczajone. Raz jeden.
Oddałbym za to wszystko”.
Wtedy słyszymy, jak gliniarze wrzeszczą: „I WŁÓŻ NA DUPĘ JAKIEŚ
SPODNIE! ”.
A Cheetah: „PRZECIEŻ MAM NA SOBIE SPODNIE!”.
Wloką go korytarzem, a on oczywiście ma na sobie te swoje obcisłe portki
w lamparcie cętki. A gliny pytają: „TO SĄ WEDŁUG CIEBIE SPODNIE?”.
Cheetah mówi: „AHA, WŁAŚNIE TAK, TYLKO TAKIE SPODNIE NOSZĘ!”. No to
go zabrali.
Tak się zastanawiam, co ja, kurwa, w ogóle robiłem z tymi gośćmi? Przecież
chciałem tylko jednego: naprawdę głośno grać na basie.
Wtedy Hilly dzwoni i mówi: „No wiesz, rudzi trochę łatwiej tracą panowanie
nad sobą niż ludzie z normalnym kolorem włosów. Są bardziej postrzeleni niż my
wszyscy”.
CZEGO ja w ogóle słucham? Myślę: „Nieee, to się nie dzieje naprawdę, to nie
może być prawda, jestem na Marsie. Po prostu tak się nie da. Żaden zespół nie
może w ten sposób funkcjonować”.
ROZDZIAŁ 37
D ANNY F IELDS Śledziłem poczynania The Sex Pistols w prasie, myśląc: „Będą
kłopoty”. Wszystko, co robili, pokrywało się z tym, co robiliśmy lub planowaliśmy
zrobić w Ramonesach. Odwracali uwagę od naszych akcji. Odbierali nam energię.
No ale dobra: co niby miałem zrobić? Życzyć im śmierci? Byli szczerzy
i inspirowali się Iggym i The Stooges. Pierwszy kawałek, jaki zagrali Pistolsi, to
I Wanna Be Your Dog, najgenialniejszy punkowy numer, jaki po dziś dzień
napisano. Jeśli trzeba wybrać „ten jedyny” prawdziwie punkowy kawałek, to jest
nim właśnie I Wanna Be Your Dog. A inspiracją dla Malcolma McLarena byli
The New York Dolls, których managerem był przez chwilę.
Ale strategia, jaką Malcolm przyjął wobec Pistolsów, to był czysty chaos. Byli
zupełnie nieokiełznani i nie miało to nic wspólnego z muzyką. Za to wiązało się
z tym straszliwym fenomenem, który nadciągał z Anglii. Z ludźmi, którzy wtykali
agrafki w nos królowej i wymiotowali, którzy przeklinali i ogłaszali koniec świata.
Zawsze powtarzam, że kiedy prasa pisze o muzyce na pierwszych stronach, a nie
w dziale muzycznym, wróży to kłopoty.
L EGS M C N EIL Pistolsi w Winterland byli do bani. Koncert był fatalny, ale to nie
miało znaczenia. Wszyscy byli po prostu podjarani samą obecnością The Sex
Pistols. Po koncercie Holmstrom wręczył mi przepustkę na backstage i powiedział:
„Idź pogadać z Sidem. Polubisz go, jest taki sam jak ty”.
Pomyślałem: „Pierdol się, Sid to jebany debil”. Rozumiesz: och, baaardzo ci
dziękuję.
Poszedłem na backstage, był tam Bob Gruen, dał mi piwo i przedstawił kapeli.
Wszyscy wyglądali dość mizernie. Sid przycupnął na krześle, bez koszulki. Johnny
siedział sam na sofie i coś tam do siebie mruczał. Steve i Paul rozsiedli się na
plastikowym kuble na śmieci wypełnionym heinekenami. Po prostu siedzieli,
trzymając się blisko siebie. Zabawne, że Sid wyciągnął z widowni cztery laski,
które teraz po prostu stały w kącie, wszyscy je ignorowali. W końcu Sid odwrócił
się do nich i zagadnął: „Która dziś się ze mną pierdoli?”.
„To wcześniej nie będzie nawet całusa?” – spytała jedna z dziewczyn. Nie
żartowała.
W tej samej chwili do pokoju wpadła z impetem Annie Leibovitz, fotografka
z „Rolling Stone’a”, a za nią asystent, który dźwigał flash boxy, kable i białe
parasole. Przemaszerowała przez garderobę i w końcu zaczęła rozstawiać cały
sprzęt w łazience.
Powiedziała: „Ach, przepraszam… Johnny, czy mógłbyś tu podejść? Chciałbym
zacząć od waszego wspólnego zdjęcia z Sidem”.
„Chuj mu w dupę – odparł Johnny. – Czemu miałbym w ogóle podchodzić do
tej łajzy. Powiedz temu kutasowi, żeby sam do mnie przyszedł!”.
„Ach, Sid, co o tym myślisz? Nie zechciałbyś dosiąść się do Johnny’ego na tej
sofie? W ten sposób będę mogła zrobić zdjęcie wam obu…”.
A Sid: „Spierdalaj!”.
„Okej, w takim razie… Johnny, czy możesz przyjść do łazienki?”.
„Odwal się!”.
„Ale to ma być zdjęcie na okładkę »Rolling Stone’a«…” – mówi Leibovitz.
„DOBRA, NIECH BĘDZIE, JAK TAM MOJA FRYZURA – W PORZĄDKU?” –
wrzeszczy Johnny i lepi ze swoich tłustych, skołtunionych włosów dwa małe różki.
To było nawet zabawne, ale ogólnie cała ta scena była dość przygnębiająca. Pistolsi
wcale się dobrze nie bawili. A ja chciałem tylko jednego: wyjść.
Naładowałem więc do kurtki heinekenów i zmyłem się.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to były ostatnie chwile istnienia Pistolsów.
Ostatnie chwile, gdy byli jeszcze razem jako zespół.
Wyszedłem z garderoby, a tu akurat przechodzi Damita w koszulce z logo
Ramonesów. Była wtedy w ósmym miesiącu ciąży i w tej koszulce miała wycięty
otwór, przez który wystawał jej wielki brzuch. Wyłuskałem moją przepustkę na
backstage, klapnąłem nią w to jej brzuszysko i powiedziałem: „Łap, Damita!”.
A ona: „O ja cię, przepustka na backstage! Suuuper”.
A potem poczłapała do garderoby.
B OB G RUEN Nazajutrz rano obudziłem się, poszedłem do łazienki i natknąłem się
tam na Damitę, w ósmym miesiącu ciąży, śpiącą w wannie. Powiedziałem do
siebie: „Co ja, kurwa, robię w tym San Francisco?”.
Przez dziesięć dni nie było mnie w domu, przez dziesięć dni nie zmieniałem
ciuchów, a ponieważ konkurencja była tak wielka, czułem na sobie ogromną presję,
żeby wracać do Nowego Jorku i wywołać film.
Więc zadzwoniłem pod mój ulubiony numer – na informację lotniczą –
i zapytałem: „Kiedy jest najbliższy lot do Nowego Jorku?”.
Kiedy wychodziłem z pokoju, zobaczyłem na korytarzu Joego Stevensa,
fotografa. Poinformował mnie, że Pistolsi planują wyjazd do Brazylii. „Chcą tam
nagrywać nowy materiał – nadawał. – Będą też kręcić film z Ronaldem Biggsem,
bohaterem Skoku Stulecia[118]. Wybierasz się z nami?”.
Spojrzałem na niego i spytałem: „Brazylia? Żartujesz sobie ze mnie? Kto za to
zapłaci?”.
„No cóż – odparł. – Mam zamiar namówić moją gazetę, by zapłaciła za bilet”.
Pomyślałem: „No to masz szczęście, bydlaku”.
„Chciałbym polecieć do Brazylii – przyznałem – ale nikt za mnie nie zapłaci,
a ja nie mam zamiaru ładować w to kolejnych dwóch tysięcy dolarów”.
Tak więc pojechałem na lotnisko i wsiadłem do pierwszego samolotu do
Nowego Jorku. Kiedy dotarłem na miejsce, padał śnieg. Padał przez dwa dni bez
przerwy. Zaszyłem się w domu i pracowałem w ciemni, dniem i nocą, a za oknem
szalała zamieć. Działałem pod presją, bo mnóstwo czasopism planowało wielkie
artykuły o Pistolsach.
W końcu którejś nocy zrobiłem sobie przerwę i wpadłem do CBGB . W środku
natknąłem się na Johnny’ego Rottena. On też przyleciał z San Francisco.
„Słyszałeś nowiny?” – spytał.
„Jakie nowiny?” – o niczym nie miałem pojęcia.
Pokazał mi swój T-shirt z napisem: „Przetrwałem trasę The Sex Pistols”. Johnny
zrobił na nim dopisek: „…ale zespół nie przetrwał”.
„Co to ma znaczyć?” – nadal nie rozumiałem.
„A jak myślisz? – spytał. – Właśnie tak. Rozpadliśmy się”.
„Co masz na myśli, mówiąc: »Rozpadliśmy się«?”.
W końcu zainwestowałem dwa tygodnie swojego życia i kupę kasy w te zdjęcia.
„Właśnie tak – potwierdził Johnny. – Malcolm z resztą kapeli poleciał do
Brazylii, a ja jestem tutaj. Koniec współpracy”.
Byli największą grupą na świecie i właśnie się rozpadli. W tym zespole
wszystko zawsze szło na opak.
D ANNY F IELDS Kiedy The Sex Pistols się rozpadli, wszyscy zrozumieli, że cały
ten punk nie ma szans przetrwać. To zjawisko było z założenia autodestrukcyjne,
więc jaki jest sens inwestowania w którąkolwiek z tych kapel?
Po co tworzyć publiczność dla Ramonesów, dla Pistolsów czy Clashów? Po co
ich instytucjonalizować, skoro i tak są skazani na zagładę, skoro niszczenie innych
i niszczenie siebie jest wpisane w ich naturę?
Cała sprawa wymknęła się spod kontroli i nawet jeśli Ramonesi mieli jakąś
szansę dostać się do radia dzięki swoim walorom muzycznym, to została ona
zmieciona przez The Sex Pistols, którzy zrobili się za ostrzy, by nad tym panować.
Amerykańskie radio nie lubiło – i nadal nie lubi – angażować się w nic, co jest
niebezpieczne, rewolucyjne lub radykalne. Cała sprawa stała się wielką kupą
gówna, do której nikt nie chciał się zbliżać.
L E G S McNeil To zabawne, ale odtąd słowa „punk” używało się do opisu czegoś,
co świat uważał za wynalazek angielski. Kiedy wystartowaliśmy z naszym pismem,
zaczęliśmy korzystać z usług firmy zajmującej się monitoringiem mediów.
Wysyłali nam wszystkie artykuły i wzmianki prasowe, w których pojawiał się
termin „punk” – tak więc mieliśmy okazję obserwować, jak rozrasta się to
zjawisko. Cztery lata wcześniej oblepiliśmy Bowery naklejkami, które głosiły:
„STRZEŻ SIĘ! NADCIĄGA PUNK!”.
I oto punk nadciągnął, a ja nie chciałem mieć z nim nic wspólnego.
Z dnia na dzień punk stał się tak głupi, jak wszystko inne. A przecież była to
wspaniała, żywotna siła, wyartykułowana przez muzykę, która mówiła o rozpadzie
wszelkich form – chodziło o obronę dzieciaków, o to, by nie czekały, aż ktoś im
powie, co mają robić, tylko same wymyślały swoje życie dla siebie, o to, żeby
próbować skłonić ludzi, żeby znowu zaczęli korzystać ze swojej wyobraźni. Punk
nie mówił, że trzeba być doskonałym, mówił, że jest w porządku robić coś po
amatorsku i mieć z tego radochę, że prawdziwa kreatywność wyłania się z chaosu,
że trzeba pracować z tym, co mamy przed nosem, i przerabiać na swoją korzyść
wszystko, co w naszym życiu żenujące, okropne i głupie.
Ale po tournée The Sex Pistols straciłem zainteresowanie pismem „Punk”. Po
prostu poczułem, że to kolejny medialny pic. Punk przestał być nasz. Stał się tym
wszystkim, czego nienawidziliśmy. Miałem wrażenie, że stał się tym wszystkim, co
budziło w nas wściekłość, gdy zaczynaliśmy nasze pismo. Holmstrom znalazł sobie
nowego punka-rezydenta.
Zastąpiono mnie. Ale miałem to gdzieś. Skończyło się.
Dźwiękowy reduktor
C HEETAH C HROME Odwołali nam dalszą część trasy i wezwali do biura Seymoura
Steina. Całą kapelę, Hilly’ego, wszystkich, zgadza się? Seymour powiedział:
„Postawiłem dużo pieniędzy na punk rocka. To był błąd. Jeśli chcecie dalej
współpracować z naszą firmą, macie zmienić wizerunek, zmienić styl muzyki
i nazwę zespołu”.
W tym momencie Jimmy i Johnny spytali Seymoura: „Co masz na myśli,
Seymour?”.
Wściekłem się – na sam fakt, że w ogóle wyrazili zainteresowanie tą
propozycją. Pomyślałem: „To już nie są ci sami ludzie, z którymi byłem. To
koniec”.
C HEETAH C HROME Seymour stwierdził: „Cały ten punk rock to słomiany ogień,
lepiej by było, gdybyście poszli bardziej w klimaty pop”. Stiv łykał to gówno, bo
był całkowicie nastawiony na karierę. Ja jednak wziąłem swoją gitarę, wstałem
i wyszedłem.
Stiv wyszedł na korytarz i powiedział: „Wracaj”.
A ja: „Nie, zostań, opowiesz mi potem, co się działo”.
P HILIPPE M ARCADÉ Zaczęło się jakieś szaleństwo. W tym czasie bujałem się
w Max’s z Jerrym Nolanem. Byliśmy tam pewnego wieczora, Jerry i ja, i zeszliśmy
do baru na dole. Mieli tam wtedy ławkę koło okna i stał przy niej jakiś wielkolud.
Był ubrany w poliestrowy garnitur i wyglądał jak mafioso. Rozumiesz, podejrzany
chujek. No i ten gość postawił sobie drinka na oparciu ławki, a Jerry przechodząc,
otarł się o nią spodniami i potrącił mu tę jego szklankę.
Wielkolud odwrócił się i powiedział: „Skurwielu, rozlałeś mi drinka!”.
Myślę, że gdyby powiedział: „Rozlałeś mi drinka”, Jerry kupiłby mu
następnego – rozumiesz, spytałby: „A co pijesz?”. Ale gość ewidentnie szukał
zwady, odgrywał pana macho.
Potem zobaczyłem coś, w co nie mogłem uwierzyć. Jerry to naprawdę twardy
sukinsyn – podszedł do wielkoluda i z miejsca przywalił mu pięć czy sześć razy
prosto w twarz. Jerry był jak Mike Tyson – bam, bam, bam, lewy, prawy, lewy,
prawy, lewy, prawy – i gość po prostu osunął się na ziemię. A Jerry odwrócił się,
popatrzył na mnie i powiedział: „Kurwa, jak mnie wkurwił ten skurwiel”.
M ARIAH A GUIAR Connie nakryła Dee Dee, jak jedna cizia robiła mu loda na
parkingu przy kamienicy, w której mieściła się Opera Amato, dosłownie za rogiem
od CBGB . Kiedy zobaczyła Dee Dee z jakąś blondynką, zaczęła krzyczeć i ruszyła
pędem w ich stronę. Oczywiście uciekli.
Dee Dee pobiegł w jedną stroną, a ta cizia – w drugą, i Connie ich zgubiła. No
więc wróciła do CBGB , żeby odszukać tę blondynkę. Zobaczyła moje blond włosy,
podeszła do baru, złapała kufel piwa, rozbiła go i z tą bronią – podwójne ostrze
z uchwytem – ruszyła na mnie.
Connie zaszła mnie od tyłu i już podnosiła ten kufel nad moją głową – a była
znacznie wyższa ode mnie, zwłaszcza na tych swoich szpilkach – więc już go
podnosiła, żeby rozwalić mi czaszkę, gdy ktoś mnie chwycił.
To była Helen Wheels. Helen chwyciła mnie ramieniem za talię i pociągnęła
mnie tak, że moje ciało wykonało półobrót, a szkło przeszło mi obok twarzy,
dosłownie o włos. Widziałam to wszystko, zezując, poczułam powiew, zapachniało
piwem.
Connie natychmiast chciała poprawić. Znów uniosła rękę, a wtedy Helen
Wheels wyszczekała jej prosto w twarz: „Słuchaj, Connie, prawda, że nie chcesz
mnie wkurwić, co? Bo myślę, że dla ciebie byłoby lepiej, żebym się nie wkurwiła”.
Helen była twardą laską.
Connie miała naprawdę mętny wzrok, była bardzo wzburzona. Wciąż stała
z uniesionym ramieniem, ale zauważyłam, że kilkakrotnie kiwnęła się na obcasach
w przód i w tył. Pewnie przemyśliwała sprawę, aż doszła do wniosku, że faktycznie
może nie warto pakować się w kłopoty.
Connie upuściła na podłogę kufel i odeszła. Helen powiedziała mi, że wyglądam
na miłego dzieciaka i że nie powinnam mieszać się w takie rzeczy, a potem też
sobie poszła. Zostałam sama. Trzymałam się barierki, cała się trzęsłam i mówiłam
do siebie: „O mój Boże, co się właściwie stało?”.
Nie miałam pojęcia, nie miałam bladego pojęcia.
P HILIPPE M ARCADÉ Wielkolud nadal leżał na podłodze, ale nie był nieprzytomny.
Jerry stanął nad nim, a wtedy gość podniósł z podłogi tę swoją pękniętą szklankę
i chciał urżnąć Jerry’emu jaja. Chybił minimalnie, ale trafił Jerry’ego w tętnicę
w górnej części uda.
Jerry wrzasnął: „AAACH ” i padł w ramiona mojego przyjaciela Bruce’a, który
pytał: „Co jest, Jerry? Co się dzieje?”.
Zobaczyłem krew w okolicach krocza Jerry’ego, ale potem spojrzałem na jego
stopy i – stary! – oczom nie mogłem uwierzyć. To było jak prysznic, krew
dosłownie sikała mu na buty.
Próbowaliśmy wezwać karetkę pogotowia, ale Jerry krwawił tak obficie, że po
prostu wzięliśmy go na zewnątrz, wpakowaliśmy do taryfy i zabraliśmy do szpitala.
Z Jerry’ego lało się tak, że całe wejście do Max’s było we krwi. Trzeba było
zmywać chodnik wiadrami wody.
Byłem na chodniku i nagle widzę, że ten skurwiel w garniturze wstaje i zbiera
się do wyjścia. Nie wiedziałem, co robić, ale zagrodziłem mu drogę
i powiedziałem: „Słuchaj, stary, nigdzie nie idziesz!”.
Dopiero wtedy pomyślałem: „Philippe, co ty robisz, człowieku? Ten facet cię
zabije, będziesz żałował, jeśli to zrobisz!”.
Ale już to zrobiłem. I wtedy pojawił się Michael Sticca – wiesz, to dużo
większy chojrak niż ja. Michael pyta: „To ten skurwiel?”.
„Aha” – potwierdzam.
Sticca złapał go za kołnierz i zaciągnął na górę, a Tommy Dean, który był
właścicielem Max’s – kupił to miejsce od Mickeya Ruskina – mówi: „Słuchaj, nie
dzwoń po gliny, ten gość jest z mafii. Sam się tym zajmę”.
R ICHARD H ELL Po tym, jak nagraliśmy Blank Generation, czułem, że jeżeli chodzi
o muzykę, to wystrzelałem się z amunicji. Nie miałem już do tego serca.
Właściwie przez cały ten czas procesowaliśmy się z Sire, żeby wykręcić się ze
zobowiązań. Nie wiedziałem, skąd pochodzi Seymour, ale też nigdy nie dałem mu
szansy. W tym czasie byłem jednocześnie arogancki i nieobecny. Moja postawa
i wiele moich zachowań nie były osadzone w żadnej innej rzeczywistości poza
moim małym ekscentrycznym światkiem, który sam dla siebie wymyśliłem.
D AVID G ODLIS Zadzwonił do mnie Terry Ork i mówi, że jest jakieś opóźnienie
z tym nowym albumem Television i że w związku z tym potrzebują paru zdjęć do
prasy, żeby zilustrować przyczynę tego opóźnienia. Powiedział mi, że Richard
Lloyd miał jakąś chorobę o naprawdę bardzo długiej nazwie. W tym czasie
w obiegu była plotka, że Keith Richards dał sobie przetoczyć krew, więc może
Lloyd też to właśnie zrobił.
Pojechaliśmy do szpitala Beth Israel Hospital i przez cały dzień robiłem
Richardowi Lloydowi zdjęcia. Na jednym Lloyd pali papierosa obok tabliczki
z napisem „ZAKAZ PALENIA”, na drugim udaje trupa, na trzecim siedzi na
podłodze obok grupy starszych pacjentów pod kroplówką.
Kiedy wróciłem, żeby pokazać mu próbne odbitki – żeby mógł zdecydować,
które zdjęcia przesłać do „Rock Scene” czy gdziekolwiek – Lloyd leżał na łóżku za
firanką i ważył trawę na wadze. Sprzedawał ją w tym samym pokoju, ukryty za
firanką. Przychodziło do niego tyle osób, że siedemdziesięciopięcioletni pacjent
leżący w sąsiednim łóżku był tym oburzony i cały czas gderał: „Co tam się
dzieje?”.
Lloyd odpowiadał mu: „Zamknij się. Mówiłem ci już, to prywatna sprawa, więc
morda w kubeł”.
R ICHARD L LOYD Television radzili sobie bardzo dobrze, dopóki nie pojechaliśmy
na tournée z Peterem Gabrielem. Odwiedzaliśmy sklepy muzyczne i nigdzie nie
mogliśmy znaleźć naszego albumu, a to irytuje każdego artystę.
Potem Elektra podczas naszego tournée rozesłała trochę taśm. Kiedy
usłyszeliśmy pierwsze nagranie Cars, powiedzieliśmy sobie: „Oho. To brzmi jak
nasza muzyka, tylko bardziej komercyjna. Ci goście zajmą nasze miejsce. Będą
sprzedawać miliony płyt, a firma będzie nam mówić, że powinniśmy być jak oni” –
i prawie tak się stało. Z tą różnicą, że nigdy nie powiedzieli nam, że mamy być jak
oni – nie dali nam szansy.
Zawsze byliśmy ekscentryczni. Tom pisze teksty o podwójnym, ba!, potrójnym
znaczeniu i nie jest wybitnym wokalistą. Myślę, że brzmi bardziej jak koza, której
poderżnięto gardło. W każdym razie nigdy nie brał żadnych lekcji śpiewu – i co
z tym zrobisz? Nie ma miłego, radiowego głosu – to na pewno.
B EBE B UELL W końcu spotkałam Stiva Batorsa na imprezie wydanej dla Kiss na
piętrze w Max’s. Stiv był tam z Cynthią z B Girls, swoją narzeczoną. Liz Derringer
mówi: „Patrz, jest ten skurwiel, człowiek łasica”.
Podeszłam do niego. Był ubrany w różową marynarkę w wyraziste czarne paski
i wyglądał świetnie. Przez cały wieczór poprawiał sobie czub, czasami smarował
go brylantyną i ogólnie robił się na Briana Setzera[123]. Miał tu taki loczek i cały
wyglądał ślicznie. Ponieważ to była impreza Kiss, piliśmy szampana, szampan lał
się strumieniami. W końcu po prostu podeszłam do Stiva i powiedziałam mu:
„Kocham cię”.
Stiv spojrzał na mnie i spytał: „Serio?”.
„Mhm – potwierdziłam. – Liz i ja cię kochamy”.
Wtedy on: „No cóż, a co byś powiedziała na to, że tylko ty byś mnie kochała,
a Liz nie?”.
To było naprawdę zabawne. Więc stał tam ze swoją narzeczoną Cynthią, ubraną
w te swoje szpanerskie botki. Była dla mnie małą, zarozumiałą piczką.
Powiedziałam do niej po prostu: „Cynthia, kradnę ci go”.
Wzięłam go za rękę i po prostu odeszliśmy. Nie mogłam uwierzyć, że się na to
odważyłam. To niesamowite, co parę kieliszków szampana potrafi zrobić
z człowieka, no nie? Zmienia cię w małego psa. Ale w sumie to trochę żałuję, że to
zrobiłam. To było wredne. W każdym razie nazajutrz Stiv zerwał z Cynthią, a ja
zabrałam go do Liz, gdzie go nakarmiłam i wykąpałam.
G YDA G ASH Stiv zawsze był bardzo bystry. Był trochę starszy od całej reszty
i skłonny zrobić wszystko, aby osiągnąć sukces. Byłam bardzo rozczarowana,
kiedy się wystroił w ten swój jebany różowy garnitur i zaczął grać pop.
W tym czasie Cheetah naprawdę zaczął się zawijać. The Dead Boys próbowali
wyrzucić go z zespołu, kiedy Stiv był z Bebe. Waliliśmy sporo hery, a Bebe stała
się normalnie najświętsza. My zaś w tym czasie byliśmy dość popieprzeni.
Potem Keith Richards wydał przyjęcie urodzinowe na lodowisku. Cheetah
i Richard Lloyd robili wyścigi, Cheetah upadł na twarz i złamał sobie rękę.
G YDA G ASH Tak więc zespół chciał pozbyć się Cheetah. Stiv stwierdził: „Będę
zarabiał kasę i mam w dupie, czy przy tym komuś coś zrobię”. W końcu dotarło do
nas, że wyleją Cheetah z kapeli. W związku z czym zaczęliśmy jeszcze więcej
ćpać.
B EBE B UELL Kochałam Stiva, był świetnym facetem, ale trochę przesadzał
z alkoholem i dragami. Kiedy chlał i wciągał koks w dużych ilościach, zmieniał się.
Po pijanemu był agresywny. Tak, potrafił zrobić krzywdę sobie, bił ludzi, niszczył
rzeczy. Ale ja byłam od niego wyższa, więc nigdy ze mną, kurwa, nie zadzierał.
Miałam dobre dziesięć centymetrów więcej niż on, a do tego ważyłam więcej
o jakieś siedem kilo. Więc nigdy mnie nie uderzył, chociaż tłukł wszystkich wokół
mnie. Czasami musiałam go związać, żeby się uspokoił. Zdarzało się, że Stiv
dostawał szału, obijał się o ściany jak świr. To był wariat, i tyle.
Wtedy musiałam zwalać go na brzuch i kłaść mu kolano na plecach, brałam pas
i związywałam nim jego nadgarstki. Potem siadałam mu na nogach i czekałam, aż
się uspokoi. Przypominało mi to ataki padaczki. Tak właśnie mu potem mówiłam:
„Wczoraj miałeś jeden z tych swoich jebanych napadów”.
Zabawiałam się z Jackiem Nicholsonem, co w końcu skończyło się tak, że
zostaliśmy parą. Bolało to Stiva, ale o swoim życiu decydowałam sama. Nie byłam
czyjąś ofiarą, wiedziałam, co robię, i chciałam spędzać czas z Jackiem
Nicholsonem. Chodzi mi o to, że Stiv zrobił się za dużym świrem.
Ale nie zostałam z Jackiem, bo tak naprawdę wcale mi nie pasowało jeżdżenie
czyimś rolls-royce’em i słuchanie Pat Benatar[124]. Nie tak wyobrażałam sobie
zabawę. Za każdym razem, kiedy próbowałam puszczać płyty, które lubiłam,
wszyscy uważali, że to dziecinada. Rozumiesz, że jestem niedojrzała i jakaś
dziwna.
„Ale dlaczego? – myślałam. – Tylko dlatego, że lubię dobrą muzykę? Tylko
dlatego, że próbuję przekonać was do dobrego rock’n’rolla? Próbuję dotrzeć do
was, a wy sądzicie, że jestem postrzelona? No cóż, a ja myślę, że jesteście
burżujami i nie lubię was. Cześć”.
L ENNY K AYE The Patti Smith Group spotkali Jimmy’ego Iovine’a dokładnie
wtedy, gdy kończyliśmy Radio Ethiopia. Jimmy był inżynierem dźwięku różnych
nagrań Johna Lennona, inżynierem dźwięku Born to Run Bruce’a Springsteena,
więc można powiedzieć, że czaił, o co chodzi. Pracował w studiu nagraniowym
Record Plant i tak się zaprzyjaźniliśmy – wiesz, zaczął przynosić Patti małże
z knajpy Umberto’s i podrzucać swoje pomysły.
Zawsze nękał nas, żebyśmy pisali nowe kawałki, bo wciąż szukał hitów.
Pewnego razu grałem w studio, kiedy Jimmy wszedł do środka i powiedział: „Ten
riff to ci wyszedł!”. Jeszcze trochę nad nim popracowałem, a potem poszedłem
z tym do Patti i tak powstał kawałek Ghost Dance.
Ale to nie była ta piosenka, której szukał. Kiedy indziej, gdy pracowaliśmy nad
nagraniem, w sąsiednim studiu siedział Bruce Springsteen, który właśnie
przygotowywał Darkness on the Edge of Town. Jimmy wciąż powtarzał: „Och,
bracie, czy nie byłoby super, gdyby udało nam się spiknąć razem Patti i Bruce’a?
Czemuś takiemu nie zdołałaby się oprzeć żadna stacja radiowa w Ameryce!”.
Bruce Springsteen i Patti Smith byli sobą wzajemnie zaintrygowani. Istniała
między nimi pewna rywalizacja, oboje pochodzili z południa New Jersey. Bruce to
z natury życzliwy gość, a Patti uważała, że jest fajny, więc zaczęli się dogadywać.
I tak Bruce napisał parę piosenek dla Patti. Próbował pisać je w jej stylu, ale nic mu
z tego nie wychodziło. Puścił nam kilka, posłuchaliśmy ich i wszyscy
stwierdziliśmy: „Hm, on chyba próbuje pisać tak jak my, co nie?”.
Pomyśleliśmy: „Och, to urocze”.
Ale Jimmy usłyszał jeden z tych kawałków Bruce’a, piosenkę Because
the Night. I zrobił pełne demo z zespołem. Numer brzmiał trochę latynosko, a Patti
mocno pozmieniała tekst. Jednak wpadał w ucho.
Jimmy powtarzał: „Boże, jaki fantastyczny refren! Jak mogliście to przegapić?
Po prostu momentalnie wchodzi do głowy!”.
No i zrobiliśmy ten kawałek. Trafił prawie na sam szczyt list przebojów.
Z pewnością był to hit tego lata.
Nasza wersja bardzo różniła się od wersji Bruce’a. Przerobiliśmy kawałek na
bardziej rockowy. Nie jest to może typowy dla nas numer, ale tak to już jest, kiedy
współpracujesz z kimś o odległej stylistyce. A tak poza wszystkim – to naprawdę
fajna piosenka.
Tymczasem trochę się popsuło między Patti i Bruce’em, bo, jak sądzę, Patti była
trochę sfrustrowana, że ludzie uważali tę piosenkę od początku do końca za dzieło
Bruce’a Springsteena.
Ale nie można zapominać o tym, że wszystko to działo się momentalnie. Gdy
nagranie było gotowe, najpierw wysłano je do radia WNEW , a Vin Scelsa puścił
kawałek trzy razy z rzędu. To były czasy, kiedy takie rzeczy uchodziły w radiu.
Naprawdę przyłożyliśmy się do tego nagrania. Byliśmy przez rok poza obiegiem,
pragnęliśmy dać możliwie jasny przekaz, nie chcieliśmy być źle zrozumiani.
J AMES G RAUERHOLZ Impreza pod nazwą The Nova Convention odbyła się
w The Intermedia Theatre w grudniu 1978 roku. Uznano ją za spotkanie na
szczycie nowojorskiej awangardy, zorganizowane na cześć Williama Burroughsa.
Dzięki niej wielu artystów zaczęło spoglądać tam, gdzie wskazywali ich liderzy,
a mianowicie na Williama.
Keith Richards ochoczo obiecał, że się pojawi, a John Giorno puścił farbę
Howardowi Smithowi z „The Village Voice”, więc następnego dnia pod
The Intermedia Theatre przy sprzedaży biletów działy się dantejskie sceny. I tak
wpuściliśmy do środka dużo więcej ludzi, niż na to pozwalały względy
bezpieczeństwa, przy czym nie sądzę, by Keith kiedykolwiek tak naprawdę
zobowiązał się, że przyjdzie – a jego doradcy zapewne odradzili mu to, mówiąc:
„Zobacz: niebawem staniesz przed sądem w Toronto w związku z oskarżeniem
o posiadanie narkotyków. Lepiej nie pokazuj się razem z Burroughsem i tymi
ludźmi, to są za bardzo klimaty Downtown”.
Tak czy owak, Keith się nie pojawił. Po pierwszym wieczorze The Nova
Convention poszedłem do The Ukrainian Theater, gdzie Blondie grali jako część
naszego składu No-Wave Music. Dawna managerka Patti Smith, Jane Friedman,
która tym czasie zajmowała się dziennikarstwem, była tam z Frankiem Zappą. Jane
przedstawiła nas Frankowi, a ja zaproponowałem: „Frank, brakuje mi
supergwiazdy na wieczór. Keith Richards zrezygnował. Może byś coś przeczytał?”.
Zappa odparł: „Zgoda, chętnie przeczytam fragment z Nagiego lunchu, ten
o facecie, który mówił dupą”.
Tak więc Patti Smith jest jedną z moich gwiazd, prawda? Nadchodzi wielki
wieczór, a tu Patti jest poważnie chora, zdaje się na grypę, bo ma zachrypnięty
głos. W garderobie popija gorącą herbatę z cytryną, a wokół szyi ma owinięty
ręcznik – widok jak z tureckiej łaźni – i kręci się bez celu z klarnetem. Nikt nie
wiedział, co planuje.
To był koszmar. Na backstage’u – pandemonium. Marcia Resnick robiła zdjęcia
i ktoś – albo ona, albo Victor Bockris – przewrócił kieliszek wina, ochlapując
garnitur Williama. Wszyscy obijali się o siebie, jakby ześwirowali. Ktoś podszedł
do mnie i powiedział: „Przy tylnym wejściu jest jakaś bogata suka, która domaga
się, żeby ją wpuścić. Mówi, że jest żoną Tima Leary’ego”. To było kompletne
wariactwo.
Potem pojawia się Frank Zappa i mówi, że musi wystąpić już teraz, bo potem
zaraz się zmywa… a ja zaczynam się martwić, czy spodoba się to Patti, więc idę do
jej garderoby, żeby sprawdzić sytuację, a ona mówi: „No co to ma być? Nie wyjdę
na scenę po Franku Zappie. Nawet nie ma mowy”.
Błagam ją. Mówię: „Patti, potrzebujemy cię”.
A tymczasem publiczność krzyczy: „KEITH! KEITH! KEITH!” przez cały czas –
nawet kiedy grał Philip Glass. „KEITH! KEITH! KEITH!”
Powiedziałem: „Patti, naprawdę cię potrzebuję. Nie wiem, co jest między tobą
a Frankiem, ale Frank naprawdę nam pomaga. Przyjął naszą propozycję, dzięki
niemu wzrasta ranga imprezy, więc zapomnij o Franku. Rób swoje…”.
I zrobiła. Wyszła na scenę i powiedziała: „Ci, którzy myślą, że zobaczą Keitha,
są w błędzie, bo Keith jest w samolocie gdzieś między Nowym Jorkiem a Los
Angeles, więc jeśli jest tu ktoś, kto chce zwrotu pieniędzy, może do mnie przyjść
i dostanie je ode mnie – tu i teraz”.
Potem sięgnęła do kieszeni, wydobyła z niej banknot dziesięciodolarowy
i pomachała nim w stronę widzów. „Kto chce swoje pieniądze?”.
Nikt nie wiedział, jak się zachować, więc Patti swoją akcją rozbroiła sprawę
nieobecności Keitha raz na zawsze.
Potem zaczęła improwizować. Była we własnym świecie. Miała na sobie nowe
futro, co było bardzo dziwne – to jedna z tych rzeczy, na które punki trwonią swoje
pieniądze, zanim z powrotem wejdą w swoją skórę. Skąd ona właściwie
pochodziła? Z Bergen w stanie New Jersey?
Powiedziała: „Ten płaszcz kosztował dziesięć tysięcy dolarów. Śpię w nim.
Mieszkam w nim. Nie zdjęłam go już od…”.
No i popisywała się tym futrem i – nie wiem tego na pewno, ale tak mi się
wydaje – miała ręce w kieszeniach i te ręce, wiesz, nie próżnowały. Ale głowy nie
dam. W każdym razie wirowała, kręciła się w kółko.
A NDI O STROWE Cały ten okres po tym, jak Patti spadła ze sceny i nagrała
przebojowy kawałek, to dla niej początek przemyśleń, które doprowadziły ją do
wniosku, że w życiu są jeszcze inne rzeczy, łapiesz? Że nie warto poświęcać
swojego życia dla rock’n’rolla.
Tamten czas kojarzy mi się z filmem pod tytułem Still Moving, który Patti
zrobiła z Robertem Mapplethorpe’em. Pewnego dnia przyjechała do domu Roberta.
Miała ze sobą małą torbę rekwizytów i ciuchów, pióra i dzwony oraz rodzinną
Biblię. A on miał posążek Mefistofelesa – duży i czarny.
Patti otwarła Biblię przed tym diabelskim posążkiem Roberta. Na początku
filmu ma zawiązane oczy i zaczyna mówić o tym, że jest pogrążona w ciemności
i chodzi jej o to, aby wydostać się do światła. Zaczyna czytać urywki z Biblii, a na
końcu mówi: „Wybieram życie”.
Myślę, że Patti trzymała się tego, że nie można pozwolić, by zatrzymała nas
ciemność, że musimy brać moc od światła i iść z nią, bo jest to siła życia, bo jest to
Boża siła, bo jest to siła sztuki i tworzenia, a nie degeneracji i samozniszczenia –
jak to wszystko, co przytrafiło się Sidowi Viciousowi.
ROZDZIAŁ 39
J EFF M AGNUM Autodestrukcyjne klimaty The Dead Boys zaczęły mi się udzielać.
Zaczynałem się zastanawiać nad własnym zdrowiem psychicznym.
Cheetah i Gyda mieli dwie świnki morskie, Ace i Winkle. Winkle była
długowłosą białą świnką morską – mieli ją już, kiedy tam się wprowadzałem,
a potem dostali jeszcze Ace, bardziej rudawą.
Pewnego dnia świnki morskie zaczęły działać na nerwy Cheetah, który zwrócił
się do Winkle, tej białej: „Ty będziesz żyć”. Powiedział to niczym Mojżesz. „Ty
będziesz żyć w dobrobycie – ogłosił. – A ty, Ace, musisz umrzeć, bo twój mózg
jest tak mały jak mój”.
I rzucił Ace przez okno jak starą futbolówką. Rzucił świnką morską jak
doświadczony rozgrywający, nawet na nią nie spojrzał.
Miałem tylko nadzieję, że nikt tam nie przechodził. Możesz to sobie wyobrazić?
„O Boże, właśnie dostałem w głowę świnką morską!”.
Jakim psycholem trzeba być, żeby wyrzucać zwierzę przez okno?
Zastanawiałem się: „Co ja tu robię z tymi dupkami? Powinienem raczej wrócić
do Cleveland i zostać operatorem dziurkarki klawiaturowej. Nie mogę uwierzyć, że
jestem tutaj i to robię – nic dobrego z tego nie wyniknie. To nie jest racjonalnie
pracujący zespół”.
To poszło za daleko. Zabijają zwierzęta, ptaki i świnki morskie – zapewne
następny będę ja. Rozumiesz, dźganie nożem, martwe zwierzęta, dilerzy… Kiedy
to się skończy?
I wtedy właśnie zjawił się Sid Vicious.
Moja dziewczyna i ja spaliśmy jednej nocy w hotelu, a tu wchodzą Cheetah
i Gyda, zapalają światła, a Cheetah mówi: „Spójrzcie tylko, kogo tu mam. Patrzcie,
kogo przyprowadziłem”.
O Boże, to Sid Vicious. Wstajemy, a Sid mówi tylko: „Więc to ty jesteś Jeff
Magnum, który myśli, że może mi podskoczyć?”.
To była żenada. Pomyślałem: „Boże, jaki wymoczek. Jakim cudem udało mu się
pobić tych wszystkich gości w Anglii? Jest po prostu żałosny”.
Sid i Cheetah postanowili, że będziemy grać z Sidem w Max’s, ale próby to był
po prostu śmiech na sali. Poszliśmy do Max’s, a Sid siedział przy stole z twarzą
w misce z sałatką. Był nieprzytomny.
„No cóż – zauważyłem – przypuszczam, że nasza gwiazda wieczoru nie świeci
zbyt jasno”.
Nigdy do niczego nie doszło. Nie wydaje mi się, żebyśmy zagrali z tym typem
choćby ze dwie nutki. Potem Cheetah szepnął mi, że rozmawiał z Sidem i ten
powiedział mu, że gramy za dobrze i nas nie chce.
C HEETAH C HROME Kiedy Stiv Bators był z Sidem Viciousem, wyglądało to tak,
jakby ślepiec próbował rozmawiać z potworem Frankensteina – to jedyna rzecz,
z którą można to porównać. Stiv coś tam pokazywał Sidowi, a Sid kiwał głową:
„Och… o… k… tak… to… jest… świetnie, och… Stiv… to… jest… naprawdę…
niezłe”.
Wtedy Nancy zaczynała nadawać: „OBUDŹ SIĘ, SID! OBUDŹ SIĘ, SID! NO,
DALEJ, ALE Z CIEBIE DUPEK, SID. PRZESTAŃ PRZYSYPIAĆ, SID, NA NAA NAA
NAA! ”.
Biedny Sid. Uwierzył w swój medialny wizerunek. Kupił go w całości.
T ERRY O RK Po tym, jak The Sex Pistols się rozpadli, przez chwilę zajmowałem się
bukowaniem koncertów w Max’s. Sid i Nancy mieszkali w Hotelu Chelsea,
a Nancy została managerką Sida. Wpadli do Max’s, Sid chciał zagrać koncert,
potrzebowali pieniędzy, byli na heroinie.
Gadałem z Nancy. Przyszła i powiedziała: „Ork, potrzeba nam tuinali. Sid jest
chory. Nie da rady zaśpiewać”. Więc wyszedłem i zorganizowałem dla niego
trochę tuinali.
Sid i Nancy byli świetni. Bardzo się kochali. To była prawdziwa „punkowa
miłość”, w której nawzajem się pogrążali, jak Connie i Dee Dee, ale prawdziwsza.
Każdy widział, że to, co ich łączyło, było naprawdę głębokie. I każdy widział też,
że Sid był jak ryba wyjęta z wody. Nie orientował się w tym wielkim, złym
świecie. Był jak dziecko, które zależało od Nancy.
I GGY P OP Znałem Nancy Spungen. O tak, znałem ją, ha, ha, ha. Raz spędziłem
z nią noc. Nie była piękna, ale ją lubiłem. Miała w sobie ikrę. Ale ja wtedy byłem
już dużym chłopcem. Więc następna myśl, jaka mi przyszła do głowy, to:
„Kłopoty”.
A RTURO V EGA Przerabiałem już wcześniej podobne akcje z Connie i Dee Dee,
więc Sid i Nancy to była dla mnie tylko kontynuacja. Wiesz, inne postacie, ta sama
sztuka.
B OB G RUEN Nie wierzę, że Sid zabił Nancy. Nie sądzę, żeby miał to w sobie. Nie
był zły. Jego ksywa była jego przeciwieństwem. Mam na myśli, że Sid był taką
ofermą, że nazwali go „Vicious”[127].
Sid kochał Nancy. Podczas amerykańskiego tournée Pistolsów chciał rozmawiać
ze mną o niej przez cały czas, bo ja poznałem Nancy już wcześniej. Sid pytał na
przykład: „Czy naprawdę była prostytutką?”.
„Tak” – odpowiedziałem.
Opowiedziałem mu też o Nowym Jorku w czasach, kiedy mój przyjaciel Dave,
Nancy i ja jeździliśmy razem po okolicy. A Nancy opisywała burdel, w którym
pracowała. Był to typowy podmiejski burdel z pokojami tematycznymi i różnymi
dziewczynami – małymi dziewczynkami, nauczycielkami, pielęgniarkami…
Nancy była w pokoju sado-maso. Miała na sobie czarne skórzane podwiązki
i znęcała się za pieniądze nad niemieckimi bankierami. Chłostała ich i zmuszała do
czołgania się i ssania jej butów.
Na koniec dodała: „Chłopaki, możecie wpaść, kiedy tylko chcecie, na koszt
firmy”. Nancy lubiła powtarzać: „Byłoby super, jakbyście wpadli. Spędzilibyście
tam świetnie czas i spełnili swoje wszelkie zachcianki”.
Tak więc od tamtej pory, kiedy jechaliśmy gdzieś późno w nocy i nie było nic
do roboty, mówiliśmy do siebie: „Zawsze przecież możemy wpaść do Nancy, żeby
nas wychłostała”.
Jakoś nigdy nie skorzystaliśmy z jej zaproszenia. Ale w trakcie trasy Sid ciągle
mnie o nią pytał: „Czy ona naprawdę taka była?”.
„Tak, naprawdę” – odpowiadałem.
A Sid ją kochał.
E ILEEN P OLK Byłam w Max’s z Joe Stevensem, kiedy Sid poznał Michelle
Robinson. Nie wiedziałam, że byli razem. Nie spodziewałam się, że się zejdą.
Nazajutrz Joe powiedział mi: „Nie zgadniesz: Sid spiknął się z Michelle. I wiesz
co? Wydają się całkiem udaną parą”.
Pomyślałam, że to trochę dziwne, żeby zaraz po śmierci Nancy zacząć kręcić
z kimś nowym, ale może to wcale nie takie dziwne. Sid chętnie otaczał się
kobietami.
E LIOT K IDD Przedawkowałem tej samej nocy, której umarł Sid. Wszyscy
siedzieliśmy przy stole w Max’s, a jeden Anglik, z którym się przyjaźniłem,
przysiadł się do naszego stolika i powiedział, że ma naprawdę, ale to naprawdę
dobry towar. Tej nocy nie planowaliśmy brać hery. Wydaje mi się, że wzięliśmy
metakwalon.
W każdym razie wróciliśmy do mieszkania Sheili, a ten facet, który przywiózł
herę z Londynu, powiedział, że poda mi towar w łazience. Poszliśmy do łazienki
Sheili i przyćpałem. I natychmiast, gdy tylko to zrobiłem, wiedziałem, że schodzę.
Wyszedłem z tej jebanej łazienki i powiedziałem: „Myślę, że już po mnie”.
Usłyszałem, że Sheila zaczyna krzyczeć: „Nie możesz umrzeć w moim
mieszkaniu!”.
Ostatnie, co powiedziałem, to: „Sheila, weź się zamknij!”. A potem, kiedy się
ocknąłem, było cztery godziny później.
E ILEEN P OLK Zaczęło się schodzić coraz więcej ludzi i poznałam, że ten Anglik,
który zjawił się z nimi późnym wieczorem, przyniósł Sidowi herę. Ten gość miał
naprawdę dobry towar. Ludzie zaczęli znikać w łazience, Sid też tam powędrował.
Kiedy wyszedł, był bladosiny. Musieliśmy wziąć koce i go w nie owinąć. Potem
zemdlał na łóżku, a wszyscy masowali go i potrząsali nim.
To było naprawdę straszne. Potem ocknął się i powiedział: „O rany,
przepraszam, że was wystraszyłem”.
Howie Pyro, Jerry Only i ja stwierdziliśmy: „Coś tu nie gra. Zwijamy się”.
Nie zamierzałam brać udziału w ćpuńskiej imprezie, bo tak naprawdę nie
chcieliśmy, żeby Sid ćpał. Po prostu chcieliśmy, żeby był czysty, bo po tym
pobycie w więzieniu wyglądał dużo lepiej. Lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
E LIOT K IDD Było oczywiste, że to przeżyję. Mogłem chodzić, ale czułem się
lepiej, leżąc. Sean powiedział do mnie: „Jeśli leżysz, upewnij się, że leżysz na
brzuchu. Bo jeśli stracisz przytomność i zwymiotujesz, leżąc na plecach, zadławisz
się na śmierć”.
Debbie zabrała mnie do swojego mieszkania. Sheila mieszkała na szóstym
piętrze, a Debbie na jedenastym. Jest ranek, dochodzi dziewiąta.
Debbie mówi: „Pójdę kupić coś na śniadanie”.
Wychodzi i nagle zostaję sam. Boję się, że zemdleję. Myślę o tym, co
powiedział Sean. Wchodzę więc do łazienki, pakuję dłonie pod kran i ochlapuję
twarz lodowatą wodą – robię wszystko, co mogę, żeby nie zemdleć, bo myślę, że
gdybym stracił przytomność, to mógłbym się już nie obudzić.
Potem dzwoni telefon. To Pam Brown. Pyta: „Już wiesz?”.
„Nic nie wiem – odpowiadam. – Od zeszłej nocy niewiele widziałem”.
A ona mówi: „Sid umarł”.
Ja pierdolę. Poczułem, jakby prąd mnie kopnął. Sid musiał wziąć ten sam towar.
Nie wyobrażam sobie, żeby tej nocy mógł zdobyć herę z innego źródła.
„T H E
N EW Y ORK P OST”, 2 LUTEGO 1979 ROKU: S ID V ICIOUS NIE ŻYJE.
„Gwiazdor punk rocka Sid Vicious został znaleziony martwy w mieszkaniu na
Greenwich Village – doniosła dziś policja, jako przyczynę śmierci podejrzewając
samobójstwo. Według policji, Vicious, lat 21, najprawdopodobniej zmarł wskutek
przedawkowania heroiny. Znaleziono go leżącego na wznak na łóżku w mieszkaniu
przy Bank Street 63. Policja informuje, że mieszkanie należy do Michelle
Robinson. Były muzyk The Sex Pistols został wczoraj zwolniony z więzienia po
opłaceniu kaucji w wysokości 50 tysięcy dolarów. Do więzienia trafił 8 grudnia
pod zarzutem zamordowania swojej dziewczyny Nancy Spungen, kiedy
o odrzucono jego wcześniejszą kaucję po tym, jak zaatakował brata Patti Smith na
dyskotece na Manhattanie”.
E LIOT K IDD Myślę, że to szkoda, że kiedy Sid umarł, zamknięto sprawę Nancy.
Komuś upiekło się morderstwo.
Nie sądzę, by Sid wiedział, co się stało. Nie był świadkiem śmierci Nancy.
Powiedział mi, że wstał, poszedł do łazienki, a ona leżała martwa. Szuflada,
w której trzymali pieniądze, była otwarta, a pieniądze zniknęły. To wszystko, co
wiedział.
Wyobrażam sobie, że gliniarze mogli wymyślić inny scenariusz: Sid się budzi
i orientuje, że wydała pieniądze na herę, więc ją zabija. Zakładam, że gliniarze tak
właśnie to sobie wyobrażali, bo Sid dostał zarzut morderstwa drugiego stopnia. Nie
sądzę, żeby wygrali tę sprawę. Myślę, że Sid zostałby uniewinniony.
Ale nie sądzę, żeby policję interesowało, kto zabił Nancy.
E ILEEN P OLK Ann zatrzymała się w domu mojej mamy, bo nie chciała, żeby prasa
dowiedziała się, gdzie przebywa, a ja pomyślałam, że to dla niej najlepsze miejsce,
bo o mnie nikt nic nie wiedział. To znaczy wszyscy wiedzieli tylko, że jestem
punkówą o blond włosach. Na dodatek myśleli, że jestem z Anglii. Idealne
rozwiązanie.
Tak więc po śmierci Sida Ann była w moim domu przez jakieś dwa tygodnie.
Przez cały ten czas tylko piła i płakała.
Nie mogliśmy uzyskać zgody na pogrzeb Sida w Nowym Jorku bez zapłacenia
jakichś horrendalnych sum tylko dlatego, że to był Sid Vicious. Było ciężko, bo
chcieliśmy znaleźć naprawdę ładne miejsce pochówku, żeby ludzie mogli
odwiedzać jego grób.
W końcu zamiast tego znaleźliśmy jedno miejsce w New Jersey, gdzie Sid
został skremowany, a potem zabraliśmy jego prochy do Filadelfii, bo Ann chciała
umieścić je na grobie Nancy.
Za życia Sid zawsze powtarzał: „Kiedy umrę, pogrzebcie mnie obok Nancy”.
Chcieliśmy, żeby byli razem, więc zadzwoniliśmy do rodziców Nancy i spytaliśmy,
czy możliwe jest uzyskanie miejsca na pochówek obok jej grobu. Ale się nie
zgodzili.
Ann rozmawiała z nimi. Powiedziała pani Spungen, jak bardzo chciałaby się
z nią zaprzyjaźnić, bo czuje, że jadą na tym samym wózku. Dodała, że jest jej
naprawdę bardzo źle w związku z całą tą sprawą i że ma nadzieję, że ona nie żywi
do niej urazy. Ale pani Spungen odparła tylko: „W porządku, nie zamierzam
nikogo winić, proszę tylko zostawić mnie w spokoju”.
Tak więc ja, Howie Pyro, Jerry Only, Ann i Renee, siostra Ann, pojechaliśmy
do Filadelfii, żeby rozsypać prochy Sida na grobie Nancy. Po drodze chcieliśmy
zobaczyć, jak takie prochy wyglądają. Otworzyłyśmy więc urnę w toalecie
w centrum handlowym, w którym zatrzymaliśmy się na lunch. To było naprawdę
dziwne: oglądać prochy Sida w damskim kiblu razem z Ann i jej siostrą.
Nigdy wcześniej nie widziałam prochów. Są naprawdę ciężkie. Jak gdyby
kompresowali je w tej urnie, która wyglądała jak puszka na olej i otwierało się ją
dokładnie tak jak jedną z tych puszek zamykanych próżniowo. Są solidne.
A prochy ludzkie bardziej przypominają żwir niż popiół. Więc wyglądało to jak
zamykana próżniowo puszka żwiru, ale w końcu to głównie kości, no nie?
Tak więc dojechałyśmy do Filadelfii i poszłyśmy na cmentarz. Eskortowało nas
dwóch ludzi, którzy tam pracowali. Powiedziałyśmy im: „Chcemy tylko złożyć
nasz ostatni hołd”, ale nie chcieli nas zostawić.
Miałyśmy ze sobą prochy, ale nie chciałyśmy im o tym mówić, bo dla Żydów to
była uświęcona ziemia. Nancy była Żydówką, a na żydowskim cmentarzu nie
można grzebać nie-Żydów. Tak nam powiedzieli, ale tak naprawdę chodziło im
o to, że nie chcieli mieć nic wspólnego z Sidem Viciousem.
Stałyśmy przy grobie. Padał śnieg. Wszystkie płakałyśmy. Odmówiłyśmy kilka
modlitw i zostawiłyśmy kwiaty.
Potem pojechaliśmy na drugą stronę cmentarza. Zaparkowaliśmy samochód,
Ann wzięła prochy, przeszła przez płot, wróciła do grobu Nancy i rozrzuciła na nim
prochy Sida. Potem wróciła, wsiadła do samochodu i powiedziała: „Cóż, wreszcie
są razem”.
I tak to było.
ROZDZIAŁ 40
Nie do zdarcia
M ATT L OLYA Ramonesi byli w Los Angeles, robili film Rock’n’Roll High School
i nagrywali album z Philem Spectorem, kiedy Dee Dee wysłał mnie na lotnisko,
żebym odebrał jego nową dziewczynę. Jeśli dobrze pamiętam, powiedział mi po
prostu: „Rozglądaj się za laską, która wygląda jak Connie”.
Więc zajechałem furgonetką pod lotnisko, znalazłem dziewczynę, która
wyglądała jak Connie, i zawiozłem ją do hotelu. Nazywała się Vera. Wszystkich
ogromnie dziwiło, jak bardzo przypomina Connie. Ale Vera była naprawdę miła.
Tak to już jest z facetami – mnie nie wyłączając – że dziewczyna może czasem
sprawić, że stają się spokojniejsi. Więc pomyśleliśmy, że obecność Very przyda się
Dee Dee, który dopiero co wyszedł z aresztu.
Zatrzymaliśmy się w The Tropicana Motel – byli tam wszyscy. W tym motelu,
w narożnym pokoju, spotkali się The Dead Boys, The Dictators, The Sic Fucks –
sami nowojorczycy – a poza tym było dużo wódki i piguł. No i pewnego razu
Monte Melnick i ja wyszliśmy, żeby kupić coś do żarcia, a kiedy wróciliśmy, przed
motelem stał wóz policyjny.
A potem zobaczyliśmy, jak gliny wloką Dee Dee skutego kajdankami, z rękami
na tyłku, prosto do radiowozu. W drodze do aresztu Dee Dee stracił przytomność –
zapadł w śpiączkę. W efekcie nigdy nie wylądował w pace. Zabrali go do szpitala
Cedars-Sinai, gdzie od razu zrobili mu płukanie żołądka. Spędził tam dzień czy
dwa.
J OEY R AMONE Kiedy byliśmy w Los Angeles, Phil Spector zawsze przychodził na
nasze koncerty i pytał: „Chłopaki, chcecie być dobrzy czy świetni? Bo ja sprawię,
że będziecie świetni”.
D EE D EE R AMONE Pewnej nocy Phil wyciągnął pistolet i nie chciał pozwolić nam
wyjść. John się nim zajął. Powiedział po prostu: „Phil, wyluzuj albo całkiem się
zwijamy”.
A Phil na to: „Dobra, chłopaki, tylko spróbujcie się ruszyć. Bez mojej zgody
nikt stąd nie wyjdzie”.
Musieliśmy tam siedzieć przez cały dzień, a on trzymał nas na muszce.
Musieliśmy siedzieć w salonie i słuchać, jak gra w kółko Baby, I Love You.
Nie wiedziałem, co pije. Nie mogłem się zorientować, bo używał wielkiej złotej
czary wysadzanej klejnotami. Wyglądał jak Dracula, który sączy krew. W końcu
poprosiłem: „Phil, daj spróbować tego, co pijesz”.
„W porządku, Dee Dee” – powiedział. To było koszerne wino Manischewitz,
ha, ha, ha.
A RTURO V EGA Słyszałem, że następnego dnia Phil Spector wziął Dee Dee jako
zakładnika. Dee Dee naprawdę się wystraszył. Czasami Dee Dee nie ma dobrego
wyczucia rzeczywistości, więc nie uznał tego za żart. Myślał, że Phil może być
naprawdę niebezpieczny. Zresztą w tym wypadku chyba się nie mylił.
J OEY R AMONE Gdyby do studia wszedł ktoś obcy, to byłby koniec pracy. Phil
dostałby szału. Nikt, kogo nie znał, nie miał prawa wstępu. Czasem tylko zamawiał
jakąś dziwkę, która kręciła się po studiu, a on wyzywał ją od najgorszych. Myślę,
że sprowadzał ją właśnie po to, żeby móc na nią bluzgać. A w reżyserce było
zimno jak w jebanej lodówce.
A RTURO V EGA Phil Spector był pierdolnięty. Jego dom był jak muzeum –
wszędzie pełno było jakichś debilnych gadżetów. Rozumiesz, cała masa wszystkich
tych tanich cudeniek, które firmy płytowe i rozgłośnie rozdają, promując kapele.
Tandeta. Nie wątpię, że wszystko to miało swoje uzasadnienie i mogło coś dla
kogoś znaczyć, ale pamiętam, jak pomyślałem wtedy: „Ten gość ma kupę forsy. Na
co mu te wszystkie śmieci? Co jest nie tak z tymi bogatymi ludźmi? Czemu nie
wiedzą, jak żyć?” Ha, ha, ha.
L INDA S TEIN Dee Dee miał powiedzieć w filmie jedno zdanie, dosłownie. „Czy
możemy zamówić pizzę?” albo „Zamówcie pizzę” czy coś takiego – w każdym
razie coś o pizzy. Tylko jedną linijkę – ale i tak nie dał rady. Zrobiliśmy jakieś
czterdzieści podejść. Wszyscy strasznie się wkurzyli, że Dee Dee nie jest w stanie
tego powiedzieć. I w końcu dał sobie z tym siana! Staraliśmy się z nim ćwiczyć
i w ogóle, ale wiedzieliśmy, że to będzie problem – i to rzeczywiście był problem.
D EE D EE R AMONE Zrywali nas z łóżek, nie patrząc na nic. Budzili nas o drugiej
w nocy, żebyśmy się stawili na planie na dziesiątą. Jedno trzeba powiedzieć
o Ramonesach: to bardzo zorganizowana kapela. Za dnia kręciliśmy film, a kawałki
na płytę End of the Century powstawały w nocy.
Reżyser, Allan Arkush, był miłym facetem. Mając do dyspozycji to, co miał,
dokonał cudu. Myślę, że film sprowadził nas do poziomu podłogi – do czystej
głupoty. Pokazał Ramonesów jako bandę głupków, a to nigdy nie był głupi zespół.
W każdym razie film był pocałunkiem śmierci. Zaraz po jego nakręceniu Allan
trafił do szpitala. Dostał ataku serca. Miał tylko trzydzieści osiem lat.
D EE D EE R AMONE Phil Spector nie był w stanie zmiksować płyty. Po jej nagraniu
dostał załamania nerwowego. Pamiętam, jak w Nowym Jorku razem z kapelą
jechałem z wytwórni do domu i puścili coś z tego albumu – chyba I’m Affected –
a może inny numer, w każdym razie nie mogłem uwierzyć, jak okropnie to brzmi.
Po prostu strasznie. Nienawidziłem Baby, I Love You. Myślę, że na tej płycie
znalazł się najgorszy syf ze wszystkiego, co kiedykolwiek napisałem. To były moje
najsłabsze numery, chociaż dwa z nich stały się przebojami w Europie – Baby,
I Love You i Rock’n’Roll Radio.
A RTURO V EGA Kiedy Dee Dee ożenił się z Verą, uznałem, że to dobry pomysł –
że to coś, co pomoże utrzymać Dee Dee pod kontrolą. A poza tym lubiłem Verę.
Myślę, że była dobra dla Dee Dee, a kiedy ludzie się pobierają, zawsze ma się
nadzieję na to, co najlepsze. Myślę, że miłość to wspaniałe lekarstwo na wiele
chorób. Wierzę w potęgę miłości, więc sądziłem, że małżeństwo może być dobre
dla Dee Dee.
L INDA S TEIN W Dee Dee cudowne jest to, że sypiał z każdym. Dee Dee spał ze
mną, Dee Dee spał z Seymourem, myślę, że spał z Dannym – mam wrażenie, że
Dee Dee spał ze wszystkimi i z każdym. I robił ci dobrze. Był w końcu zawodową
dziwką! Wszyscy zakochiwali się w Dee Dee.
Tak więc Dee Dee i ja mieliśmy romans. Pamiętam, jak raz w Święto
Dziękczynienia – Seymour zawsze wyjeżdżał z kraju, kiedy w Ameryce
obchodzono jakieś święto, bo był pracoholikiem – Dee Dee i ja poszliśmy na
kolację, a potem zameldowaliśmy się w hotelu na rogu Sześćdziesiątej Czwartej
i Park Avenue i spędziliśmy tam noc. Święto Dziękczynienia z Dee Dee Ramonem
i jego skórzaną kurtką. Ja, matka dwójki dzieci!
Kiedy więc dowiedziałam się, że Dee Dee się ożenił, nie mogłam w to
uwierzyć. Danny Fields i ja zawsze uważaliśmy, że Dee Dee powinien mieć
romans z Farrah Fawcett lub z kimś bardzo znanym. Myśleliśmy, że może być jak
Cher i wciąż romansować ze sławnymi ludźmi.
Ale on postanowił dać się całkiem udomowić i zamieszkał w College Point
w Whitestone na Queensie – a w domu miał sztućce i porcelanę, zastawę stołową,
kanapę w salonie i kolorowy telewizor. Chcieliśmy kupić mu jakiś bardzo
praktyczny prezent, ale wszystko już miał. Mieli prawdziwe wesele, mieli zastawę
stołową, mieli wszystko z wyjątkiem podróży poślubnej – bo nazajutrz po ślubie
Dee Dee leciał z zespołem do Helsinek na tournée.
D ANIEL R EY Dee Dee, kiedy pisałem z nim piosenki, chodził w kółko po różnych
lekarzach – psychologach, analitykach, terapeutach – więc układaliśmy nasz plan
pracy zgodnie z harmonogramem tych wizyt.
Mówił: „Muszę się spotkać z doktorem Blablabla, kończę o czwartej, potem
mam wizytę u doktora Blebleble”.
Vera dawała mu pięć dolarów, tyle, ile wystarczało na kurs taksówką z domu
i do domu. Ale nie było już mowy, żeby kupić coś na ulicy, tylko na jazdę tam
i z powrotem. To było naprawdę smutne.
Kiedy był na lekach, często były to środki silnie zmieniające umysł. To, co
przepisywali mu lekarze, robiło z niego zombie. Był to jakiś kompromis.
Wszyscy – jego żona, Monte i lekarze – sprawiali wrażenie, że chcą, by je brał, bo
dzięki nim łatwiej im było sprawować nad nim kontrolę. To było jak w szpitalu
psychiatrycznym – pompujesz w pacjentów torazynę, więc nie rozwalają już ścian,
ale są jak trupy.
To było smutne. Dee Dee cały cuchnął lekami na receptę.
B OB G RUEN Znałem Verę, bo przyjaźniła się z dziewczyną, która była wtedy moją
fotoasystentką. Rozstałem się z żoną, a ponieważ byłem sam, moja asystentka
zaprosiła mnie do Very i kilka razy wyszliśmy razem na miasto. Potem
zaprowadziłem ją do Max’s i przedstawiłem Dee Dee. A on natychmiast wpadł jej
w oko, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Świata poza sobą nie widzieli.
Dee Dee był z Connie, która naprawdę uwzięła się na niego, normalnie siała
postrach, a jej psychopatyczna energia doprowadzała go do szału. Pamiętam, że
Vera to widziała i żal jej było Dee Dee. Mówiła, że Dee Dee nie zasługuje na takie
traktowanie.
A RTURO V EGA Po tym, jak Dee Dee spiknął się z Verą, zacząłem często widywać
Connie na Trzeciej Alei. Pracowała jako prostytutka. Pamiętam, że wyglądała
naprawdę fatalnie. Myślałem, że to tylko kwestia czasu. Próbowałem z nią
rozmawiać. Mówiłem jej wszystko, co uważałem, że może jej pomóc, ale wtedy
było już za późno. Byliśmy cały czas w trasie, więc widywałem ją tylko wtedy, gdy
przejeżdżałem taksówką, a ona stała na ulicy i się puszczała.
L AURA A LLEN To było naprawdę smutne. Dee Dee powiedział mi, że znaleziono
Connie martwą – gdzieś tam, pod czyimiś drzwiami. Przedawkowała metadon
i valium. Nikt się po nią nie zgłosił. Myślę, że nie miała kontaktu ze swoimi
krewnymi, nie znaleziono przy niej żadnych numerów czy dokumentów, więc
została pogrzebana na cmentarzu dla biedoty na Staten Island.
To smutne, że tuż przed jej śmiercią Dee Dee widział ją, jak pracuje jako
prostytutka na rogu Drugiej Alei i Jedenastej. Chciał dać jej pieniądze, ale ona
zawsze uciekała, bo było jej wstyd. Wyglądała naprawdę źle, miała problemy ze
zdrowiem.
Frederick
K ATHY A SHETON Po tym, jak mój brat Scotty wrócił z Los Angeles i poszedł na
detoks, mieszkał w domu naszej mamy. Pewnego dnia powiedział mi, że poszukują
go Fred Smith i Scott Morgan, bo chcą, żeby grał na perkusji w zespole, który
właśnie założyli.
Nie widziałam Freda od kilku lat, ale kiedy zaczęli tworzyć Sonic’s Rendezvous
Band, zaczęłam spędzać z nimi sporo czasu, bo uznałam, że zespół jest naprawdę
dobry. Wtedy Fred i ja znów zaczęliśmy się spotykać.
Przez kilka kolejnych lat bujaliśmy się razem, chodziłam na koncerty i dobrze
się bawiłam. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że były to bardzo alkoholowe dni.
To znaczy ja sama dużo nie piłam, ale faceci – owszem.
Fred pociągał mnie fizycznie, co chyba zostało we mnie od czasów naszego
pierwszego spotkania, a poza tym miałam bzika na jego punkcie. Ale nie myślałam
o tym w kategoriach zakochania, no wiesz, że to mężczyzna dla mnie, że razem
zamieszkamy w ślicznym domku otoczonym białym płotkiem – nic z tych rzeczy,
nigdy. Po prostu bujaliśmy się razem, tak po kumpelsku.
Kiedy gdzieś tak około 1978 roku pojawiła się Patti, początkowo pomyślałam
sobie, że to całkiem fajnie, że podoba jej się Sonic’s Rendezvous Band, ale już nie
tak fajnie, że wchodzi na moje terytorium, ha, ha, ha.
Fred i ja byliśmy razem już od paru lat i chociaż traktowaliśmy to raczej na
luzie, to dla każdego, kto był blisko nas, było oczywiste, że jesteśmy parą. Ale
kiedy Patti zaczęła przyjeżdżać, żeby tu grać, a Rendezvous grali przed nią
supporty, okazało się, że zaczyna podrywać Freda.
B EBE B UELL Kiedy Patti Smith postanowiła się wycofać – kiedy zdecydowała, że
wychodzi za mąż i zostaje gospodynią domową – jedyną osobą, która o tym
wiedziała, był Todd Rundgren, producent albumu Wave. Tylko on jeden wiedział,
że to ostatnia płyta Patti. Nie przyznała się do tego nawet pozostałym członkom
zespołu. Todd powiedział mi, co się szykuje, ale musiałam przysiąc, że dochowam
tajemnicy – nie wolno mi było nawet wygadać się przed Patti, co wiem. Pamiętam,
jak pewnego razu weszłam do studia i zaczęłam płakać, a Patti spytała: „Co cię,
kurwa, ugryzło?”. A ja nic, tylko dalej wyłam. Todd wyprowadził mnie na
zewnątrz.
Po prostu nie mogłam się pogodzić z tym, że to ma być jej ostatnia płyta.
Rock’n’roll wywoływał we mnie wiele bardzo nastoletnich uczuć. Dla mnie była to
niepowetowana strata, coś jak śmierć w rodzinie. Może dla nich to była po prostu
ostatnia płyta: „Wielkie mi halo, będę gospodynią domową” – ale ja traktowałam to
poważnie.
Patti powiedziała mi, że Fred Smith to miłość jej życia, że chce wziąć ślub
i mieć dzieci i że tak się fajnie składa, że Fred i ona mają takie samo nazwisko, bo
dzięki temu ona nie musi zmieniać swojego.
No i spotkała Boga – ni mniej, ni więcej.
L ENNY K AYE Zaczęliśmy od grania dla dwustu pięćdziesięciu osób w kościele św.
Marka, a zakończyliśmy, występując przed siedemdziesięciotysięcznym tłumem na
stadionie piłkarskim we Florencji. Trudno wymyślić lepszą opowieść niż ta.
L ENNY K AYE Kiedy Fred przypieczętował ich miłość, Patti przeniosła się do
Detroit i bardzo trudno było utrzymywać komunikację, gdy w zespole brakowało
głównej podpory. Znaczy nasze zadanie polegało na wspieraniu Patti – to ona
nadawała kierunek naszej estetyce – więc bez niej znacznie zwolniliśmy. Jeśli
wsłuchasz się w Wave, nie ma tam żadnych ukrytych tajemnic – ta płyta to tylko
jedno długie pożegnanie.
Mogliśmy zauważyć, że to się zbliża, bo zrobiliśmy już wszystko. Zrobiliśmy
przebój, który trafił na listy przebojów, daliśmy rock’n’rollowi nowe wcielenie,
spełniliśmy nasze marzenia – jedyne, co nam pozostało, to zarabianie na tym
pieniędzy i granie jeszcze więcej rock’n’rolla, żeby zarabiać jeszcze więcej
pieniędzy, ha, ha, ha. To nigdy nie było nam pisane, nie chcieliśmy dorosnąć i stać
się ludzką szafą grającą, choć w pewnym sensie byliśmy więźniami naszego
sukcesu, bo stadiony tak naprawdę nie pasują do muzyki, którą graliśmy. Nie da się
grać na Wembley Arena, gdzie wchodzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi, i kombinować
po swojemu, improwizując coś przez dwadzieścia minut.
Wiesz, Dont Look Back to film, który bardzo zainspirował Patti. Nie chciała
grać własnych starych kawałków, nie chciała dalej śpiewać Glorii, przestała
uważać, że Jezus umarł za czyjeś grzechy, ale nie jej. Rozwiązała kwestię, z którą
się zmagała, swoją artystyczną kwestię, a teraz zmierzała już do następnego etapu
swojej twórczości.
Czasem sztuki nie da się pogodzić ze związkami i myślę, że jest to również
jeden z powodów, dla których Patti uczyniła swój związek swoim następnym
dziełem sztuki. Myślę, że było dla niej ważne móc poświęcić się całkowicie
kochaniu drugiego człowieka, bo gdy tworzy się sztukę, wiąże się z tym pewien
egoizm. Czasami myślę, że muzycy lub artyści nie powinni nawet myśleć
o trwałym związku, dopóki nie zaczną się zbliżać do czterdziestki, bo jeśli zwiążą
się z kimś za młodu, to ta relacja zawsze będzie zajmować drugie miejsce, po
sztuce. Jeżeli ktoś myśli o życiu rodzinnym, artyści to nie najlepsza partia.
L ENNY K AYE Czasem myślę o nas jako o ostatniej kapeli z lat sześćdziesiątych.
Lubiliśmy te długie, snujące się kawałki, lubiliśmy dwudziestominutowe
improwizacje. Nie byliśmy Ramonesami, nie byliśmy ironiczni jak Blondie,
byliśmy jak nowojorski oddział Partii Białych Panter.
Mieliśmy w sobie dużo rewolucyjnego, skurwysyńskiego zapału, a także
bezpośredni związek z The Velvet Underground i ich mroczną, miejską muzyką.
Mieliśmy w sobie typowy dla The Stooges zmysł destrukcji, ale jednocześnie
odwoływaliśmy się sporo do literatury, na przykład do Rimbauda.
K ATHY A SHETON Byłam wkurzona na Patti, ha, ha, ha. Nigdy nie doszło między
nami do bezpośredniej konfrontacji. Czułam się porzucona, ale z drugiej strony
nigdy nie wyobrażałam sobie mojej relacji z Fredem jako czegoś trwałego. Czułam
po prostu, że ktoś odbiera mi frajdę, którą miałam.
Pamiętam, że myślałam wtedy: „No cóż, nie do końca sobie z tym radzę”. I to
mnie wkurzało, ale też smuciło, bo była to po prostu jedna z tych rzeczy, na które
nic nie mogłam poradzić.
Pewnego razu wybrałam się do domu mojej mamy i zobaczyłam Patti i Freda
w samochodzie przede mną. Jechali tam, gdzie ja, żeby spotkać się ze Scottym. Tak
się porobiło, że oni razem jechali do domu mojej matki, a ja za nimi, ha, ha, ha. Co
za tupet!
Wiesz, Fred nie obnosił się z nią, Patti została w samochodzie, ale i tak
wsiadłam na niego: „Jak śmiesz przywozić ją do domu mojej matki!?”. Spojrzałam
na nich groźnym wzrokiem, ale tak naprawdę nie jestem typem skłonnym do
konfrontacji, więc dla mnie było to tylko moje prywatne gniewne spojrzenie, które
mówiło: PIERDOLCIE SIĘ. Fred i ja wciąż rozmawialiśmy czasem przez telefon.
Ale w końcu oczywiście przestałam do niego dzwonić.
J AMES G RAUERHOLZ Patti faktycznie udała się dość trudna sztuka. Zaliczyła
rock’n’rollową śmierć, chociaż sama nie umarła.
EPILOG
Mniejsza z tym
1980–1992
ROZDZIAŁ 42
M ICK F ARREN Gang War byli niezłą kapelą przez jakieś dziesięć minut. Kiedy
usłyszałem, że Wayne i Johnny się dogadują, pomyślałem: „To się uda, o ile nie
będzie heroiny”. Ale wystarczyło kilka godzin i Johnny wrócił do ćpania, a po paru
tygodniach Wayne też już ćpał. I wszystko elegancko się spierdoliło.
M ICK F ARREN A potem Wayne ożenił się z Marcią Resnick. Jak to się, kurwa,
stało? Czy to nie ja ich ze sobą poznałem? Zdaje się, że Wayne tułał się wtedy
bezdomny, to był czas zamętu. Więc wrażenie było takie, że Wayne ożenił się,
żeby mieć gdzie mieszkać. Bóg wie, w końcu Marcia miała sporą chatę, więc się
pobrali. Ale bardzo szybko to się popsuło.
Marcia wciąż pokrzykiwała na Wayne’a: „Czemu nie ćwiczysz na gitarze?”,
a Wayne odkrzykiwał jej: „Wiem, jak się gra na gitarze. Spierdalaj”. Potem szedł
do mnie, po chwili przychodziła Marcia, a Wayne nie wpuszczał jej do środka,
więc ona wrzeszczała, stojąc na ulicy.
Rany, wszystko kompletnie wymknęło się spod kontroli. Resnick, o mój Boże,
co za baba – chociaż zdarzało jej się czasem zrobić jakieś dobre zdjęcie.
B EBE B UELL W 1980 i 1981 roku Marcia Resnick zrobiła wiele zdjęć Johnny’ego,
fotografowała też mnie, więc często na niego wpadałam w jej domu. Znowu
zaczęliśmy się przyjaźnić i coś mi się wydaje, że Johnny trochę na mnie leciał.
W tym czasie Johnny był dla mnie naprawdę bardzo życzliwy i myślę, że gdyby nie
był taki parszywy i w ogóle, to dałabym się namówić na coś więcej, ale naprawdę
budził we mnie lęk.
Johnny nie był przystojniakiem – powiedzmy to sobie szczerze. Szczególnie
dłonie miał niewiarygodnie ohydne. Palce spuchnięte jak jakieś kiełbachy, pokryte
strupami i ogólnie paskudne. Nie powinnam mówić tak o kimś, kogo bardzo lubię,
ale Johnny po prostu mnie trochę przerażał. Rozumiesz, czasem gadamy sobie, a tu
krew zaczyna mu spływać po ręce… Na kogoś takiego niekoniecznie chcesz się
rzucać.
C YRINDA F OXE Dawniej błagałam Johnny’ego: „Proszę, tylko nie umieraj!”. Ale
wiedziałam, że to zaszło już ZBYT daleko. Więc tylko wciąż płakałam i płakałam:
„Johnny, proszę, nie umieraj, bo nie mam nikogo, kogo mogłabym kochać czy
z kim mogłabym się przyjaźnić, nie mam już żadnych przyjaciół, więc, proszę, nie
umieraj!”.
W AYNE K RAMER Po rozpadzie Gang War Johnny spiknął się z jednym gościem
z Detroit – nazywali go Brim, zajmował się dilerką – a ich układ polegał na tym, że
Brim załatwia Johnny’emu dragi, a Johnny gra muzykę. Brim miał być jego
managerem.
Dla Johnny’ego był to dobry układ, ale Brima ktoś wykończył, zdaje się, że
któryś z jego współpracowników. Został zamordowany w czasie, kiedy był
managerem Johnny’ego, bo nie zrezygnował z dilerki. Brim opylał mnóstwo
towaru, więc myślę, że pewnego pięknego dnia ktoś powiedział mu po prostu:
„Czemu właściwie mam ci płacić, skoro mogę cię zastrzelić? Dlaczego miałbym ci
dawać za te dragi dwadzieścia tysięcy dolarów, jeśli mogę wpakować ci kulę?”.
M ICK F ARREN No cóż, wszystko się załamało, co nie? Zaczęły się lata
osiemdziesiąte. Pojawiła się kokaina. Wszyscy wciągali koks szuflami. Do brania
dragów nie potrzeba żadnego szczególnego talentu, dlatego myślę, że
sprowadziliśmy się wszyscy do poziomu Sida, który – że tak to ujmę – był
ostatecznym produktem całego ruchu punkowego. Mam na myśli to, że Sid był
kompletnie bezwartościowy, ha, ha, ha.
Tak więc dragi przynosiły hajs, a Ronald Reagan został wybrany na prezydenta
i, no wiesz, gówno wpadło w wentylator. W gruncie rzeczy jest to smutna historia.
Hipisi przetrwali Nixona, ale punk uległ Reaganowi, wiesz, o czym mówię? Punk
nie zdołał temu sprostać.
Spójrz na Lestera Bangsa, wielkiego intelektualistę ruchu punkowego, tego
popieprzonego syna adwentystów dnia siódmego, który podczepił się pod
rock’n’rolla, ale naprawdę nie chciał iść na całość. Lester popadł w obłęd, jaki
znał – prowincjonalny obłęd, coś jak facet, który chodzi do chińskiej restauracji
i ciągle zamawia to samo danie, bo kiedyś je tam zjadł jako pierwsze i teraz już
zawsze będzie je jadał.
Zawsze mnie wkurzało, że Lester w swoich tekstach nie był w stanie wyjść poza
to bardzo wąskie rock’n’rollowe poletko. Nie potrafił nawet napisać porządnej
książki o Blondie. Z drugiej strony, w pewnym momencie pisał lepiej ode mnie,
a ja piszę bardzo dobrze. Weź dowolny fragment tekstu Lestera Bangsa i to jest,
kurwa, napisane genialnie, z tym że wciąż o tym samym. Chodzi mi o to, że jeżeli
nie zajmujesz się prawdziwym życiem, zaczynasz przynudzać.
Wciąż zastanawiam się, czemu Lester nie siadł i sam nie napisał powieści
w stylu Jima Thompsona[130]. W końcu – Bóg to wie – był wystarczająco twórczy.
Chodzi mi o to, że spod jego ręki mogło wyjść wiele dużo lepszych rzeczy. Na
serio zaczęło mnie niepokoić, że Lester dosłownie stoi w miejscu. Miało się
wrażenie, że jedyne, co mógłby jeszcze zrobić, to umrzeć. Naprawdę mnie to
u niego uderzało – czułem, że gość marnotrawi, kurwa, swój zajebisty potencjał.
Bo możesz być pewny na bank, że przedawkowanie nyquilu[131] to żadna radocha.
Są lepsze rzeczy, od których można umrzeć.
M ICKEY L EIGH Grałem z Lesterem Bangsem w kapeli o nazwie Birdland, ale nie
byłem w stanie utrzymać ludzi w zespole, bo Lester wciąż ich odstraszał. W końcu
ja sam zrezygnowałem. Kilka miesięcy, może pół roku po odejściu z zespołu,
wydałem singla. Na stronie A był kawałek On the Beach, a na stronie B – Living
Alone. Tę piosenkę napisałem z myślą o Lesterze.
Ciekawe, czy ją znał? „Looking like a farmer in your Sunday best / Walking up
the stairs to get a good day’s rest. / Hasn’t worked a day in quite a while / He’s
living life his way because that’s his style / And he’s living alone” [Wygląda jak
farmer w niedzielnym ubraniu / Idzie na górę, by uciąć sobie drzemkę. / Przez cały
długi dzień nie przepracował ani chwili / żyje własnym życiem, taki ma styl /
wiedzie samotny żywot].
ROZDZIAŁ 43
J AMES G RAUERHOLZ W marcu 1981 roku zmarł syn Williama Burroughsa, Billy,
a William już latem 1978 roku zaczął wracać do ćpania – wskutek pobytu
w Boulder po tym, jak Billy przeszedł przeszczep wątroby. Bujał się z punkami
z Boulder, którzy, podobnie jak wielu innych, rwali się do załatwiania heroiny
Williamowi Burroughsowi.
To było dla nich coś naprawdę szczególnego. Wiesz: „Przyćpałem
z Burroughsem”. Czy coś może się z tym równać? To było jak powiedzieć: „Papież
odprawił dla mnie prywatną mszę w swoim apartamencie”. To jest coś, no nie?
Więc tacy byli ci goście. A gdy William wrócił do Nowego Jorku, inni załatwiali
mu heroinę. Całe to środowisko było naprawdę straszne. William najwyraźniej coś
przede mną ukrywał i był zupełnie do niczego. I cały czas był totalnie padnięty.
A to jest najgorsza rzecz, jeżeli chodzi o ćpunów – to, że są tacy NUDNI . Siedzą
i gadają o towarze. Jakby na ten temat było coś jeszcze do powiedzenia.
Tak więc byłem zmęczony całą tą jazdą i czułem, że mam tego dość. Wiesz,
minęło pięć lat, wspiąłem się na Mount Everest i nadszedł czas, aby zająć się
czymś innym. Chciałem przejść na emeryturę. Chciałem wykonać taki sam numer,
jaki wycięła Patti Smith. Więc załadowałem sześciometrową ciężarówkę
archiwami i innym badziewiem z The Bunker i ruszyłem przez kraj do Lawrence
w stanie Kansas.
Naprawdę nie chciałem zostawiać Williama. W końcu troszczyłem się o niego,
kochałem go. Nadal go kocham. Więc tkwiłem w rozkroku: wyprowadziłem się
z Nowego Jorku, ale i tak zajmowałem się archiwami, rachunkami bankowymi
i wszystkim innym. Ale on mógł mieszkać, gdzie chciał, a ja często tam jeździłem,
podróżowaliśmy razem, odwiedzałem go i on mnie też czasami odwiedzał.
I szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że zwabię go tutaj, do Lawrence, na
emeryturę. Ponieważ w jego wieku i z jego sławą dalszy pobyt w Nowym Jorku
stał się dla niego niemożliwy – wypaliłby się, przedawkował albo zapił na śmierć,
bo wszyscy przychodzili do niego, każdy chciał się naćpać z Heroinowym Ojcem
Chrzestnym, jak go postrzegali. „Idziemy do BURROUGHSA ” – jak gdyby to była
jarmarczna rozrywka. Tak to prawie wyglądało.
J AMES C HANCE Kiedy The Contortions zaczęli grać, jedną z moich głównych
motywacji – a myślę, że jest to motywacja wielu ludzi – było pokazanie wszystkim,
że jestem tak dobry jak inni. W tym czasie większość widowni to byli ludzie
z SoHo, którzy naprawdę mnie wkurzali. Po prostu stali, byli zupełnie bez wyrazu
i nie okazywali żadnych emocji, jakby naprawdę uważali, że są tacy cool. Po prostu
nie czułem prawdziwego entuzjazmu, więc pomyślałem: „Wy skurwiele, zaraz
zwrócę waszą uwagę”. Ta reakcja wzięła się po prostu z mojej totalnej wściekłości
i nienawiści.
Ale nigdy nie planowałam, że będę coś robić na scenie. To właściwie samo się
stało, pewnego wieczora na jednym koncercie w The Millennium. Ogarnęło mnie
coś przemożnego, zacząłem biegać po widowni, popychać i przewracać ludzi.
Chwytałem ich i odpychałem. Obszedłem całą salę, a ludzie po prostu cofali się
przede mną, tylko Anya Phillips spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił: „Nawet
nie próbuj!”.
Nie spróbowałem.
S YLVIA R EED Anya nigdy tak naprawdę nie przyznała się, że ma raka.
Powiedziała, że znaleźli jej za uchem jakiegoś guza i że szukają innych… Myślę,
że przez długi, długi czas sama nie była w stanie przyjąć tego do wiadomości.
Pamiętam, jak wyszłyśmy raz na kolację, a ona przyznała się, że jest chora.
Brzmiało to naprawdę dziwnie, bo wyglądała świetnie – bardzo schudła, odstrzeliła
się, była naprawdę elegancka. Cieszyła się, że straciła na wadze, i spytała: „Czyż
nie wyglądam pięknie?”, a wszyscy to potwierdzili.
Nie spotykałam się z nią zbyt często po tym, jak pobraliśmy się z Lou, więc
zajęło mi jakieś półtora roku, zanim zaczęło mi świtać, że Anya po prostu nie
przyjmuje do wiadomości faktu, że jest chora. Nie dbała o siebie. Nie próbowała
uzyskać ubezpieczenia zdrowotnego i dużo ćpała. To był jej sposób na to, aby nie
myśleć o tym, co się dzieje. W pewnym momencie Anya zwróciła się o pomoc do
Debbie Harry, a Debbie pomogła jej dostać się do szpitala w Westchester.
Wróciłam do szkoły, do college’u Sarah Lawrence w Westchester, więc bardzo
często odwiedzałam ją w tym szpitalu. Ale potem, kiedy rozmawiałam z innymi
ludźmi, okazało się, że nikt o niczym nie wie.
J AMES C HANCE Prawdziwym ojcem Anyi był tajwański generał, generał w armii
Czang Kaj-szeka. Z kolei jej matka pochodziła z wielce arystokratycznej rodziny
z Pekinu i uciekła na Tajwan, gdy do władzy doszli komuniści. Była bardzo
twórcza – pracowała jako scenarzystka – ale kiedy ojciec Anyi porzucił rodzinę,
poślubiła amerykańskiego żołnierza, który był wtedy w stopniu sierżanta. I to
dzięki jej ambicji dochrapał się majora czy coś koło tego. Ale był to bardzo
zwyczajny, bardzo prosty człowiek.
Anya powiedziała mi, że matka zawsze była niezadowolona, że musiała
poślubić tego faceta. Dała Anyi jednoznacznie do zrozumienia, że wyszła za mąż
za jej ojczyma po to, by zapewnić córce dom i bezpieczeństwo, ale tak naprawdę
tęskniła za bardziej twórczym życiem. Co stwarzało wiele problemów, kiedy Anya
była dzieckiem.
S YLVIA R EED Pewnego razu Anya powiedziała mi, że nie boi się śmierci,
i naprawdę sprawiała wrażenie, że się jej nie boi, ale wiem, że pod sam koniec
musiała być przerażona. Zadzwoniła do mnie, kiedy Lou i ja mieszkaliśmy przy
Christopher Street, i oświadczyła: „Chcę, żebyś poleciała ze mną do Londynu”.
„Nie mogę teraz lecieć do Londynu – odpowiedziałam. – Naprawdę musisz lecieć
do Londynu? Czy nie powinnaś być teraz raczej w szpitalu?”. Wypisała się
i poleciała do Londynu, i z tego, co pamiętam, po tym wyjeździe hospitalizowano
ją po raz ostatni.
Kiedy wróciła, trzeba było zorganizować jej odbiór z lotniska karetką i zawieźć
ją z powrotem do szpitala. Myślę, że mogło to trwać jeszcze jakieś dwa i pół do
trzech tygodni… Mówią, że była już prawie cały czas nieprzytomna. Poza tym nikt
z tych, którzy byli wtedy wokół niej, nie miał jak dzwonić do innych, a ona
mówiąc, że leci do Londynu, wywołała we mnie przeświadczenie, że musiało się
jej poprawić. O karetce i innych sprawach dowiedziałam się dopiero wtedy, gdy
było już po wszystkim. Nie wiedziałem nawet, że wróciła, aż dostałam
wiadomość – chyba od Roberty Bayley – że Anya umarła. Byłam… w szoku.
Odbyło się potem spotkanie, na które poszliśmy razem z Lou. Wszyscy tylko
mówili do mnie: „Och, a co ty tu robisz?”. „Co masz na myśli, pytając, co tu
robię?”.
Anya dawała wszystkim do zrozumienia, że ją opuściłam – dowiedziałam się
tego od Roberty, właśnie wtedy. Myślę, że to był jej sposób, by nawet zza grobu
wpływać na życie innych ludzi…
W tym czasie szybko nauczyłam się, że teraz już nikt nigdy nie będzie mnie
otwarcie źle traktował, ze względu na Lou. Wszyscy byli strasznie podekscytowani
tym, że zjawił się Lou. W powietrzu czuło się dramatyczne napięcie, ludzie
opowiadali o Anyi różne historie, z których żadna nie była prawdziwa. Myślę, że
od tego, kim jesteś, zależy, co jest prawdą, a co nie. Osobiście pamiętam ją jako
osobę niezwykle trudną, niezwykle utalentowaną i niezwykle niespokojną…
Anya była również bardzo destrukcyjna. Później dotarło do mnie, w czym tkwi
problem: myślałam, że jest moją najlepszą przyjaciółką, a ona była bardziej
antyprzyjaciółką. Była kimś, kto bardzo silnie wpłynął na moje życie… Gdybym
miała być całkiem uczciwa, musiałbym przyznać, że jej śmierć była pewną ulgą.
Anya naprawdę potrafiła zranić mnie tak, jak nikt inny, z wyjątkiem Lou, i robiła to
zawsze, kiedy miała ku temu okazję.
Urodzony, by przegrać
L AURA A LLEN Mieszkałam z Dee Dee Ramone zaraz po tym, jak odszedł
z Ramonesów. W pierwszym roku naszego związku kupiliśmy pistolet od jednego
latynoskiego dzieciaka na Dziesiątej. Dee Dee zawsze nosił przy sobie nóż, zawsze
miał mosiężny kastet i różne inne gadżety, z tym że tak naprawdę nie
przejmowałam się ani tym kastetem, ani tym nożem. Ale pistolet zaczął mnie
przerażać po pewnej nocy, kiedy szliśmy z Dee Dee zorganizować trochę trawy na
Dziesiątej i zaczął iść za nami gliniarz.
„Ej, ty tam, pod ścianą – woła. – Co tam masz w kieszeni?”.
A Dee Dee miał przy sobie tę spluwę, normalnie w kieszeni dżinsów. Gliniarz
zaczął przeszukiwać Dee Dee, a ja pomyślałam: „O matko, to koniec. Dee Dee
idzie do pudła”.
Myślę, że za noszenie broni bez pozwolenia dostaje się rok bezwzględnej
odsiadki. No więc gliniarz go przeszukuje i znajduje trawę. Znaczy ten gość to był
tajniak, nie mundurowy. No i gość pyta: „Czekaj, czy ty nie grałeś w tym zespole,
no, w Ramonesach, co? Wyglądasz znajomo. Czy ty przypadkiem nie jesteś Dee
Dee Ramone?”.
Dee Dee potwierdza. A gliniarz na to: „Powiedz, co tam u ciebie?”. I sam
zaczyna opowiadać, jak był na koncercie Ramonesów w jakimś college’u, kiedy
miał piętnaście lat. Myślałam, że padnę. Naprawdę byłam przekonana, że zaraz
znajdzie broń. Ale dzięki Bogu kiedy go przeszukiwał, nie wyczuł spluwy. Zabrał
tylko trawę i powiedział: „Jeśli jeszcze raz cię tu złapię, będziemy musieli cię
przymknąć”.
C YRINDA F OXE Pozwoliłam, żeby Johnny Thunders zatrzymał się u mnie, gdy
wprowadziłam się do mieszkania Jacka Douglasa[135]. Była tam granatowa kanapa
i oczywiście kazałam Johnny’emu spać na tej kanapie, w końcu nie będzie spać
w moim łóżku. „Jesteśmy przyjaciółmi, śpisz na kanapie”. Spoko.
Więc jednej nocy Johnny spał na kanapie, a ja wyszłam z mojego pokoju.
Podkład, który Johnny zazwyczaj nakładał, starł mu się z twarzy i wyglądało to tak,
jakby całą skórę miał pokrytą wielkimi, sino-czarnymi wybroczynami. Leżał na
ciemnej sofie, więc uznałam, że po prostu spocił się w nocy i że to barwnik
z tkaniny poplamił mu skórę. To znaczy tak sobie wtedy pomyślałam, więc kiedy
się obudził, powiedziałam: „Lepiej się umyj, bo wydaje mi się, że kanapa
zafarbowała ci twarz”. Wsadziłam go pod prysznic i zaczęłam szorować. Był
w fatalnym stanie, naprawdę fatalnym, nigdy w życiu nie widziałam nikogo, kto by
tak okropnie wyglądał. Całe ciało miał w bliznach, guzach i naroślach, stopy miał
odrażające, do tego pełno siniaków, bo robił sobie iniekcje w nogi, w stopy –
wszędzie, gdzie jeszcze się dało. Wszędzie miał wrzody.
Był to tak okropny widok, że chciałam tylko zeskrobać to zło z niego. Ale nie
wiedziałam, że wziął jakieś piguły. Był OK , a potem nagle, gdy tylko poleciał na
niego strumień wody… O mały włos, a bym go utopiła, naprawdę było blisko, bo
uderzył głową o wannę. Myślałam, że umrze. Bardzo się wystraszyłam. Myślałam:
„Co mam z nim teraz zrobić?”.
L AURA A LLEN Stiv Bators chciał, żeby Dee Dee dołączył do niego w Paryżu
i założył z nim zespół. Stiv powiedział Dee Dee, żeby przyleciał do Paryża, że
będzie świetnie. Stiv wydzwaniał do nas i mówił: „Mamy ogromne mieszkanie.
Możecie się tu zatrzymać”.
Zespół miał się nazywać The Whores of Babylon. A Caroline, dziewczyna
Stiva, miała w Paryżu naprawdę świetną chatę. Dwupoziomowe mieszkanie,
rzeczywiście niezłe. Caroline pochodziła z bogatej rodziny. Jej ojciec był
właścicielem jednego słynnego paryskiego hotelu i rodzice jej pomagali –
rozumiesz, dawali kasę. No więc Stiv chciał, żebyśmy zostali z nimi w Paryżu
i razem złożyli nowy zespół.
J AMES S LIMAN Po rozpadzie The Dead Boys Stiv Bators wyjechał do Los
Angeles, gdzie nagrał z Gregiem Shawem parę singli w stylu power pop, a potem
przeniósł się do Londynu i założył The Lords of the New Church.
The Lords of the New Church podpisali kontrakt z IRS Records i nagrali, jak mi
się wydaje, ze trzy albumy i całe mnóstwo singli. Kiedy współpracowali z IRS , ich
managerem był – a raczej bywał – Miles Copeland, który naprawdę nie miał do
nich cierpliwości i – jak mi mówiono – nie był w stanie zdzierżyć całego tego
gówna, jakie generowali Stiv Bators i Brian James. Wiesz, o co chodzi: zawsze
potrzebowali kasy, ciągle się kłócili, no i ćpali. Miles był biznesmenem i naprawdę
nie chciał się z tym wszystkim pierdolić, a jeśli oni nie robili tego, czego on od nich
chciał, miał mnóstwo innych kapel, którymi mógł się zająć. Tym, że mogą się
rozpaść, w ogóle się nie przejmował.
Opowiadano mi, że kiedy wreszcie The Lords of the New Church się rozlecieli,
Stiv przeglądał któregoś dnia „Melody Makera” i natknął się na ogłoszenie, że jego
zespół szuka nowego wokalisty – w ten sposób dowiedział się, że nie jest już
w składzie. I dostał szału.
M ICHAEL S TICCA Stiv to była jebana szuja. Namówili mnie na pracę w ekipie
technicznej z The Lords of the New Church. Mówiłem mu: „Weź tak nie szarżuj”.
Ale on rzucał się na odsłuch, a potem narzekał: „Au, bolą mnie plecy, bolą mnie
plecy”. Wszyscy musieliśmy więc przerwać tournée i wracać do Londynu na dwa
lub trzy dni. Stiv powtarzał w kółko: „Au, bolą mnie plecy”. Powiedziałem:
„Znajdziemy ci lekarza w Londynie. Zostajesz z nami”. A on: „Nie, muszę wracać
do Paryża, muszę wracać do Caroline”. Wszyscy totalnie się wkurzyli, bo byliśmy
w trasie i nie było mowy, żeby ją odwołać. Od tego zależało nasze życie –
wszystko wisiało na włosku. Zrobiliśmy więc przesłuchanie, bo potrzebowaliśmy
kogoś, kto by z nami śpiewał. Stiv dowiedział się o ogłoszeniu, że szukamy
nowego wokalisty, przyleciał z Paryża do Londynu i wystąpił z nami w Londynie.
A po tym jebanym koncercie powiedział nam: „Chuj wam w dupę, chłopaki.
Spadam stąd”.
J AMES S LIMAN Kiedy Stiv mieszkał w Londynie, był z taką jedną dziewczyną –
jak ona się nazywała? Angelica? Alexandra? Nie, czekaj, skasuj to, mam:
Anastasia. Anastasia, bo Stiv zawsze mówił do niej „Stacy”. Była Brytyjką, bardzo
ładną, miała blond włosy i uprawiała czary. Podobno mieli nawet coś w rodzaju
ślubu, wiesz, odprawili jakiś rytuał magiczny, ale ta ceremonia nie była wiążąca,
nie miała mocy prawnej. W każdym razie Stiv był w niej bardzo zakochany.
Lubiłem Stacy.
Ale potem, kiedy spiknął się z Caroline i przeniósł do Paryża po rozpadzie
The Lords of the New Church, za każdym razem, kiedy widziałem się ze Stivem,
nie dało się z nim gadać, był zbyt naćpany. Walił albo heroinę, albo metę, albo
jedno i drugie.
B EBE B UELL W moim odczuciu Stiv i Caroline byli dla siebie bardzo destrukcyjni.
Uważałam też, że naprawdę się kochają i na pewno czuli, że są dla siebie
stworzeni. Nie wydaje mi się, żeby mieli na siebie najlepszy wpływ. Co nie znaczy,
że nie lubiłam Caroline. Caroline naprawdę kochała Stiva. Nikt nigdy nie kochał go
tak jak ona. Nie rzuciła go, nie zdradzała, ale czy tak naprawdę dbali o siebie
nawzajem? Czy mieli co jeść? Nie sądzę. Czy mieli gdzie spać? Nieee, nie wydaje
mi się, żeby zaprzątali sobie głowę takimi sprawami.
P ATTI G IORDANO Kiedy Johnny wrócił z Paryża, zaczął bywać u mnie – miałam
chatę przy Dwudziestej Drugiej – i był naprawdę wkurzony na to, co wyprawia Dee
Dee. Powiedział, że to, co zrobił Dee Dee, było fatalne, że Dee Dee to ścierwo i że
on już się z nim porachuje. Stało się to naprawdę najważniejszą sprawą w jego
życiu, ta złość i wielkie pragnienie zemsty. Próbowałam nawet naprawić mu tę
gitarę. Zaniosłam ją do studia, a jeden z inżynierów w firmie nagraniowej, w której
pracowałam, miał ją dla mnie naprawić.
Johnny i ja mieszkaliśmy razem, kiedy to się stało. Johnny wyszedł jednego
wieczora do The Scrap Bar i, jak mi powiedział, przyszedł tam Dee Dee, ale go nie
zobaczył. Więc Johnny podkradł się i przyłożył Dee Dee w tył głowy kuflem piwa.
Powiedział mi, że po tym, jak go grzmotnął, wybiegł przez drzwi.
Johnny przyszedł stamtąd prosto do domu, cały nabuzowany, i powiedział:
„Dostał skurwiel za swoje, za to, co mi zrobił! Dopadłem go! Dostałem go!”. Był
jak mały dzieciak – wiesz: „Oddałem mu!”. I tak to się skończyło.
Koniec z ćpaniem
L EEE C HILDERS Bob Gruen zabrał mnie, Bebe, mój zespół i Johnny’ego na klatkę
schodową, żeby zrobić z nami sesję zdjęciową. Johnny był jak pozszywany
z różnych kawałków, jego twarz była żółta i biała, miejscami prawie zielona.
Wyglądał okropnie, po prostu strasznie. I muszę się tu przyznać, że powiedziałem
wtedy do mojego chłopaka, jednego z dzieciaków z tej kapeli: „Spójrz na niego,
zapamiętaj ten widok i przypomnij go sobie, jeśli kiedykolwiek najdzie cię chęć,
żeby brać dragi. Tylko mu się przyjrzyj”.
J ERRY N OLAN Johnny i ja czasami graliśmy jakiś dziwny koncert, ale to była
męka. Gdy nadchodził czas, by grać, a on zaczynał odstawiać te swoje scenki,
musiałem mu mówić: „Johnny, albo zakładasz tę gitarę na szyję, albo rozwalę ci ją
na łbie”.
A on zakładał ją i grał. Kochał mnie za to. Patrzył na mnie potulnie jak
szczeniak i niemal merdał ogonkiem, kiedy ostro mu się stawiałem i mówiłem, że
skopię mu tyłek. Wiesz, to był człowiek, który z wielką pewnością siebie popychał
innych i nienawidził ich za to, że się dają. Ale gdy tylko ty mu przywalałeś, od razu
uznawał cię za przyjaciela. Od tego właśnie byłem. Miał w sobie coś z masochisty.
Potem próbował mnie namówić, żebym zabrał się z nim do Nowego Orleanu.
Chciał się tam przeprowadzić i założyć nowy zespół. Powiedziałem mu, że pojadę
z nim, jeśli to poważna propozycja, a on odparł, że tak.
B OB G RUEN Tej nocy wróciłem do domu Johnny’ego, żeby pożegnać się z nim
przed wylotem do Nowego Orleanu. Jego kuzyn Danny miał odwieźć go na
lotnisko. I w czasie, gdy Rachel próbowała spakować mu walizkę, Johnny siedział
na podłodze w łazience, starając się znaleźć jakąś dobrą żyłę.
Powiedziałem mu: „Mam nadzieję, że sprawy w Nowym Orleanie się ułożą
i odstawisz dragi, bo naprawdę chcę cię jeszcze zobaczyć”. A on tylko spojrzał na
mnie tak, jak się patrzy na pożegnanie. Było w tym coś upiornego.
To smutne: wiedziałem, że Johnny chce w końcu przestać ćpać. Byłem z nim,
kiedy po raz drugi wrócił z Hazelden, ośrodka odwykowego dla narkomanów.
Byliśmy w The Cat Club, popijaliśmy wodę gazowaną, a tu ktoś przyszedł i spytał:
„Hej, Johnny, chcesz zajarać jointa?”.
„Nie, stary, nie – mówi Johnny – już tego nie robię”.
A gość: „Nie no, kuuurwa, to jaki z ciebie teraz pożytek?”.
Ale starałem się rozmawiać z Johnnym. Pewnego razu powiedziałem mu, że jest
Chuckiem Berrym swojego pokolenia. Próbowałem mu powiedzieć, że ma talent
i to dzięki niemu jest świetny, a będzie jeszcze lepiej, jeśli zastopuje z dragami.
Próbowałem mu powiedzieć, że nie musi być nieprzytomnym ćpunem, żeby ludzie
chodzili na jego koncerty – jest geniuszem gitary i to, że jakieś dzieciaki powiedzą
z żalem po koncercie, że tym razem nie przewrócił się na scenie, nie znaczy, że jest
złym gitarzystą. Mam na myśli, że nie musiał chodzić zaćpany. Johnny Thunders
rozwinął unikalne styl i brzmienie, które próbował później kopiować każdy
gitarzysta z młodszego pokolenia.
W ILLY D EVILLE Nowy Orlean to cudowne miejsce, ale też naprawdę bardzo
dziwne. Jeśli nie jesteś ostrożny, w Nowym Orleanie mogą się zdarzyć zabawne
rzeczy. Ludzie przyjeżdżają tu z Nowego Jorku i myślą, że są bezpieczni i nikt nie
będzie się do nich przypierdalał, bo w okolicy jest sielsko i rosną ładne drzewka.
No cóż, jednak trzeba zachować ostrożność. Jeśli zbyt wiele wypijesz w barze albo
próbujesz kupić od kogoś dragi, albo gdzieś z kimś idziesz… W Nowym Orleanie
zginęło więcej osób, niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Coś takiego jest w tej ziemi.
Jest w niej tragedia – myślę, że zostało to z czasów niewolnictwa.
To było bardzo dziwne. Każdego dnia siedziałem na progu mojego domu, który
był obok pensjonatu św. Piotra, i grałem na gitarze, ale akurat tego dnia, gdy do
miasta przyjechał Johnny Thunders, nie było mnie tam.
W każdym razie następnego dnia byłem tam znów, było około dwunastej,
dwunastej w południe, siedzimy, paru z nas popija piwo, gadamy, a tu znienacka
wpadają gliny.
Naturalnie chcemy się dowiedzieć, co się, u diabła, dzieje. Myśleliśmy, że może
było włamanie. Ale wtedy ktoś coś podsłuchał i powiedział, że zaraz będzie tu
koroner. Wszyscy zaczęli się śmiać, myśląc, że to pewnie któryś staruch musiał
wykitować, gdy odwiedziła go jakaś dziwka czy coś.
Przyjechał koroner, a potem idzie do mnie chłopak z pensjonatu – jego tata jest
właścicielem – i mówi: „Eee… Willy, to ty przysłałeś tu tego gościa?”.
Większość muzyków i ludzi z wytwórni płytowych, którzy się zatrzymują
w tym pensjonacie, trafiała tam dzięki mnie, bo mój dom jest tuż obok. Więc ten
chłopak pyta: „To ty przysłałeś do mojego hotelu tego muzyka, wiesz, tę gwiazdę
rocka z Nowego Jorku?”.
„O czym ty mówisz?” – pytam.
„No, gwiazda rocka z Nowego Jorku – tłumaczy. – Nazywa się Johnny
Thunders”.
„Nie – odpowiadam. – Nawet nie wiedziałem, że jest w mieście”.
W ILLY D EVILLE Nie wiem, jak się wydało, że mieszkam obok, ale nagle mój
telefon zaczął się urywać. Dzwonili z „Rolling Stone’a”, dzwonili z „The Village
Voice”, dzwoniła jego rodzina, dzwonił jego gitarzysta. Było mi ich bardzo żal. Był
to tragiczny koniec, znaczy Johnny odszedł w blasku chwały, ha, ha, ha, więc
pomyślałem, że mógłbym również sprawić, żeby wyglądało to naprawdę dobrze –
wiesz, z szacunku – więc opowiadałem wszystkim, że kiedy Johnny umarł,
znaleziono go leżącego na podłodze z gitarą w dłoniach.
Zmyśliłem to. Gdy wyniesiono go z pensjonatu św. Piotra, stężenie pośmiertne
zgięło jego ciało w kształt litery „U”. Kiedy leżysz na podłodze w pozycji
embrionalnej, skulony… – w każdym razie kiedy go wynoszono w worku na
zwłoki, był zgięty w „U”. Naprawdę okropny widok.
Marmurowy pomnik
P AUL M ORRISSEY Nico była dziecinną, infantylną osobą, bardzo słodką, ale dragi
sprawiały, że stawała się okropna. W latach pięćdziesiątych była słynną modelką,
blondwłosą niemiecką pięknością. Ale ona chciała się oszpecić za pomocą całej tej
trucizny, którą wtłaczała do swojego organizmu, bo jeśli chcesz, żeby cię
zaakceptowano w świecie dragów, musisz być nieatrakcyjny i wydawać brzydkie
dźwięki. Udało się jej wyglądać okropnie i brzmieć okropnie, ale był to tylko
autodestrukcyjny kurs, który przyjęła, odkąd wpakowała się w heroinę. Zajęło
trochę czasu, nim umarła, ale już w tamtym czasie się poddała. Była na metadonie,
jej cały organizm był osłabiony.
A RI D ELON Późnym porankiem 17 lipca 1988 roku moja matka powiedziała mi, że
musi pojechać do miasta, żeby kupić marihuanę. Siedziała przy lustrze i zawiązała
czarną chustę dookoła głowy. Wpatrywała się w lustro i zaczęła z wielką dbałością
poprawiać tę chustę. Zjechała ze wzgórza na rowerze: „Nie zajmie mi to długo” –
powiedziała. Kiedy wychodziła, było wczesne popołudnie, może trzynasta. To był
najgorętszy dzień roku, temperatura dochodziła do trzydziestu pięciu stopni
Celsjusza.
A RI D ELON Kiedy umarła moja matka, Alan Wise zabrał mnie do urzędu
spadkowego, żebym mógł dziedziczyć po niej zarówno jej tantiemy, jak i jej długi.
Kiedy po raz pierwszy dostałem tantiemy po matce, wydałem te pieniądze na herę.
Byłem uzależniony. Brałem gram dziennie. Zadzwoniłem do mojego paryskiego
psychiatry i spędziłem dwa tygodnie w szpitalu. Rzuciłem heroinę. Potem dostałem
czek za The Velvet Underground i kupiłem bilet na Raroia na Tahiti. Brałem tam
valium, paliłem trawę, piłem piwo, zostałem pobity, potem aresztowany, a ktoś
próbował mnie zabić harpunem.
Gdy wróciłem do Nowego Jorku, byłem totalnie oszołomiony. Spędziłem zimę
na ulicy – ratownicy znaleźli mnie w Hudson River. Potem na Staten Island
spadłem do zsypu w starym młynie, piętnaście metrów w dół. Teraz mam stalowe
śruby w stopach. Robotnicy, którzy mnie znaleźli, pytali: „Czyś ty zwariował?!”.
Może faktycznie zwariowałem. Nie miałem pieniędzy, nie miałem paszportu, nie
miałem niczego. Ktoś doniósł na mnie policji i zabrano mnie do szpitala
psychiatrycznego. Pięć razy poddano mnie elektrowstrząsom. Jeden z przyjaciół
wyciągnął mnie stamtąd i zabrał do Paryża. Przez dwa miesiące leczono mnie
w szpitalach psychiatrycznych tam, a potem na południu Francji. Teraz próbuję
wrócić do siebie. Nie jestem jeszcze wystarczająco silny, ale pewnego dnia, kiedy
już odzyskam siły, czeka mnie konfrontacja z ojcem i zrobię to dla dobra mojej
matki.
R ONNIE C UTRONE Ponowne zejście się The Velvet Underground było cudowne.
Poszedłem na jedną z ich prób w Pradze – tylko Velveci i ja. Nie wtrącałem się,
skuliłem się w kącie jak fan, a dreszcze przebiegały mi po karku. Przez dwie
godziny po prostu kucałem jak mały chłopiec, miałem wrażenie, że moje kolana
zaraz trzasną, ale zostałem tam, nieśmiały, pokorny, myśląc o tym, co się
wydarzyło. A sam widok Johna Cale’a i Lou Reeda w jednym pokoju – bez darcia
kotów – był czymś wspaniałym. To samo dawne brzmienie, tylko na lepszym
sprzęcie. Byłem absolutnie podekscytowany.
R ONNIE C UTRONE Wszyscy świetnie się bawili, ale potem Lou i John powrócili do
dawnej rywalizacji. Wyjechali razem na tournée, a później, no wiesz, rozwiedli się.
To było jak stwierdzenie: „Kochamy się, ale po prostu się nie dogadujemy”.
ROZDZIAŁ 47
Koniec
J ERRY N OLAN Naprawdę ciężko mi się żyje. Czuję się bardzo samotny, tęsknię za
Johnnym. Pomysł, że można żyć bez niego, niezbyt mi się podoba. Byliśmy do
siebie bardzo podobni. Nie musiałem się powtarzać. Czasem nawet nie musieliśmy
ze sobą rozmawiać, a i tak wiedzieliśmy, co robić. Johnny nigdy nie miał ojca.
Byłem dla niego jak ojciec, jak brat.
To po prostu jest nie fair. Gdziekolwiek spojrzę, widzę klony Johnny’ego.
Poison, Mötley Crüe. Mógłbym wymienić setkę zespołów, w których są klony
Johnny’ego Thundersa.
Wpadłem na Keitha Richardsa. Szedłem Broadwayem vis-à-vis starego
kościoła, Grace Church, przy Dziesiątej. Spotykaliśmy się wielokrotnie, ale
jesteśmy tylko znajomymi. Miałem doła. Czułem się smutny. Keith oparł się
o ścianę, chyba coś czytał, paląc papierosa, i pierwszy mnie zauważył. Zrobił jakiś
ruch, którym pokazywał: wiem, że się znamy. Był bardzo wczesny ranek. Poza
nami nie było nikogo – tylko on i ja, to wszystko.
Oczywiście Keith wie wszystko o mnie i Johnnym Thundersie. Keith to taki
facet, który nadąża. Uścisnął mi dłoń, jak to on – delikatnie, po angielsku –
i powiedział: „Posłuchaj, Jerry, bardzo ci współczuję. Wiem, jak to jest. Nie wiem,
co powiedzieć. Chciałbym umieć udzielić poetyckiej odpowiedzi. Powiem tylko
jedno: w jakiś sposób – nie wiem, jak, ale jakoś – musisz się trzymać. Trzymaj się
tego. Nie poddawaj się”.
Keith naprawdę podniósł mnie ma duchu.
Ale nie mogę spać, nie mogę jeść, znów mam bóle głowy. Życie jest dla mnie
udręką. Czuję się wyczerpany. Ale nie chcę, żeby wszystko poszło na marne.
Zmuszam się do golenia.
C YRINDA F OXE Czułam się tak bardzo winna śmierci Johnny’ego Thundersa, że
poszłam do szpitala odwiedzić Jerry’ego Nolana. Kiedy go zobaczyłam, zaczęłam
się modlić do Matki Boskiej.
Miesiąc wcześniej widziałam Jerry’ego na sesji zdjęciowej Boba Gruena.
Wyglądał zdrowo, miał gęste włosy – tyle tylko, że był spuchnięty, jak alkoholik.
Nie wyglądał na chorego, był po prostu opuchnięty i różowy.
Ale kiedy weszłam do szpitala, zobaczyłam stulatka. To nie był ten sam
człowiek, którego widziałam miesiąc wcześniej. Widziałam przed sobą małego,
wycieńczonego człowieczka, który wyglądał jak Howard Hughes[136] bez brody.
Ogolili mu głowę i teraz leżał tam, z obrzydliwym śluzem rozsmarowanym po
twarzy, a głowa kiwała mu się w tę i we w tę.
C YRINDA F OXE Naokoło miał pełno rurek, dużych rurek, które wystawały mu
z ust, a on ciągle je przeżuwał, ciamkając przy tym: „Ngngngngngng”. Żuł te
wszystkie rurki, a wzrok latał mu po całym pokoju. Jego dziewczyna powiedziała
mi: „On nawet nie wie, że jeszcze żyje”.
Podeszłam i spojrzałam na niego, a jego wzrok spotkał się z moim i dostrzegłam
w nim świadomość, przez głowę przelatywały mu jakieś myśli. Popatrzył na mnie
i powiedział: „Pamiętam…”.
J ERRY N OLAN Elvis miał na sobie białą kurtkę, czarne, zwężane spodnie
z zakładką – białą od wewnątrz, z delikatnym, białym ściegiem. Do tego miał
dwubarwne buty, białe na czubku, czarne po bokach – prawdziwe rock’n’rollowe
buty. Miał też, zdaje się, srebrną koszulkę z krótkim rękawem. Pamiętam też jego
cienki pasek ze sprzączką noszoną na boku, żeby wyglądać cool.
Byłem bardzo podekscytowany. Wszyscy byli zachwyceni. Jeszcze nigdy w życiu
nie widziałem nikogo, kto zrobiłby taki show. Byłem wręcz onieśmielony. To było
szokujące. A jeszcze ciekawsze było zachowanie mojej siostry. Krzyczała i skakała.
Byłem zdziwiony, że to robi.
W pewnej chwili Elvis rzucił się na plecy, jakby przymierzał się do szpagatu,
a jedna noga celowała prosto na mnie. Mogłem się przekonać, że jego buty są
znoszone. Może po prostu bardzo je lubił i nie mógł przestać ich nosić. Lecz ja
poczułem też posmak litości, myśląc, że może jest biedny. Ale kumałem to.
Pomyślałem, że wygląda jak prawdziwy uliczny dzieciak z Williamsburga.
Ten koncert, chociaż miałem tylko dziesięć lat, naprawdę zmienił moje życie.
Elvis mnie zmiażdżył. Muzycy mnie zmiażdżyli. Czułem całym sobą, jak grają.
Ale najbardziej ze wszystkiego pamiętam dwie rzeczy z tego koncertu: jak moja
siostra całkowicie traci spokój i opanowanie, no i tę dziurę w bucie Elvisa.
Koniec
LISTA OSÓB
JOHN ADAMS (VEL THE FELLOW) były road manager i techniczny zespołu The Stooges
MARIAH AGUIAR fotografka, agentka, była pracownica CBGB, zmarła na atak serca w 2005 roku
DAVE ALEXANDER (VEL ZANDER) basista zespołu The Stooges (1967–1970), zmarł na obrzęk płuc
w 1975 roku
AL ARONOWITZ pisarz, były felietonista „The New York Post”, pierwszy manager zespołu The Velvet
Underground, człowiek, który przedstawił Boba Dylana Beatlesom, zmarł na raka w 2005 roku
KATHY ASHETON wokalistka, młodsza siostra Rona i Scotta Ashetonów, członków zespołu The Stooges
RON ASHETON gitarzysta prowadzący (1967–1971) i basista (1972–1974) zespołu The Stooges, gitarzysta
prowadzący zespołów New Order, Destroy All Monsters i Dark Carnival, wystąpił (wraz z Gunnarem
Hansenem – Leatherface[137]) w filmie Mosquito, starszy brat Kathy i Scotta Ashetonów, zmarł na atak
serca w 2009 roku
SCOTT ASHETON (VEL ROCK ACTION) perkusista zespołów The Stooges i Sonic’s Rendezvous
Band, młodszy brat Rona Ashetona, starszy brat Kathy Asheton, zmarł na atak serca w 2014 roku
TOM BAKER aktor, pisarz, jako supergwiazda Warhola wystąpił filmie I, a Man (razem z Valerie Solanas),
były kompan od kieliszka Jima Morrisona (aresztowany wraz z nim pod zarzutem piractwa powietrznego
podczas lotu do Phoenix na koncert The Rolling Stones), zmarł z powodu przedawkowania narkotyków
w 1982 roku
LESTER BANGS pisarz, były redaktor pisma „Creem”, wokalista zespołów Birdland i Lester Bangs and
the Delinquents, autor (wydanej pośmiertnie) książki Psychotic Reactions and Carburetor Dung, zmarł
z powodu przedawkowania narkotyków w 1982 roku
STIV BATORS (WŁAŚCIWIE STEVEN BATOR) wokalista zespołów The Dead Boys, Rocket from
the Tombs i Lords of the New Church, zmarł z powodu obrażeń doznanych w wyniku potrącenia przez
taksówkę w Paryżu w 1982 roku
ROBERTA BAYLEY pierwsza selekcjonerka w CBGB, była fotoedytorka pisma „Punk”, fotografka,
zdjęcie jej autorstwa trafiło na okładkę debiutanckiej płyty zespołu The Ramones, autorka książki Blondie.
Unseen 1976–1980
JOHN BELUSHI komik, aktor, członek pierwszego składu telewizyjnego programu rozrywkowego Saturday
Night Live, zmarł z powodu przedawkowania narkotyków w 1982 roku
RODNEY BINGENHEIMER współtwórca sceny punkowej, gospodarz słynnego programu radiowego
Rodney on the ROQ stacji KROQ w Los Angeles, w latach siedemdziesiątych właściciel cieszącego się złą
sławą klubu nocnego Rodney Bingenheimer’s English Disco
JOHNNY BLITZ (WŁAŚCIWIE JOHN MADANSKY) perkusista zespołu The Dead Boys
VICTOR BOCKRIS pisarz, biograf, autor książek poświęconych takim postaciom i zespołom, jak Andy
Warhol, Keith Richards, The Velvet Underground, i wielu innych, we wczesnych latach siedemdziesiątych
współwłaściciel (wraz z Andrew Wyliem) wydawnictwa Telegraph Books, niewielkiej oficyny, która
opublikowała pierwszy tomik poezji Patti Smith Seventh Heaven
MARC BOLAN (WŁAŚCIWIE MARK FELD) kompozytor piosenek, główny wokalista zespołu T. Rex,
zginął w wypadku samochodowym w 1977 roku
ANGELA BOWIE (WŁAŚCIWIE MARY ANGELA BARNETT) managerka, była żona Davida
Bowiego, pisarka, autorka książki Backstage Passes. Life on the Wild Side with David Bowie
DAVID BOWIE (WŁAŚCIWIE DAVID JONES) muzyk, producent, aktor, wydał między innymi płyty
Hunky Dory, Diamond Dogs i Let’s Dance, zmiksował album zespołu The Stooges Raw
Power i wyprodukował album Lou Reeda Transformer, wystąpił w filmach Człowiek, który spadł na ziemię
oraz Zagadka nieśmiertelności, były mąż Angeli Bowie, zmarł na raka w 2016 roku
PAM BROWN (VEL PAM ROBERTS) pisarka, malarka, była publicystka pisma „Punk”, zmarła na raka
w 1998 roku
BEBE BUELL modelka, wokalistka, managerka, artystka solowa, w 1974 roku wystąpiła ma rozkładówce
„Playboya”, współautorka (wraz z Victorem Bockrisem) książki Rebel Heart. An American Rock‘n’Roll
Journey, matka aktorki Liv Tyler
WILLIAM BURROUGHS pisarz, malarz, autor powieści Nagi lunch, Pedał, Nova Express, Ćpun i wielu
innych, zmarł z przyczyn naturalnych w 1997 roku
DAVID BYRNE artysta audiowizualny, kompozytor muzyki teatralnej, wokalista i gitarzysta prowadzący
zespołu Talking Heads, autor nagrań solowych
JOHN CALE kompozytor, producent, skrzypek altowy, basista i klawiszowiec zespołu The Velvet
Underground, producent debiutanckich albumów zespołu The Stooges, Patti Smith oraz trzech płyt Nico,
artysta solowy
JIM CARROLL poeta, muzyk, autor między innymi Przetrwać w Nowym Jorku, Forced Entries i Living at
The Movies, wokalista zespołu The Jim Carroll Band, zmarł na atak serca w 2009 roku
BILL CHEATHAM techniczny, przez kilka tygodni zastępował Dave’a Alexandra jako basista w zespole
The Stooges, zmarł z nieznanych przyczyn pod koniec lat dziewięćdziesiątych
STEPHANIE CHERNIKOWSKI fotografka, autorka między innymi książki Dream Baby Dream. Images
from The Blank Generation
LEEE BLACK CHILDERS fotograf, manager, pisarz, były wicedyrektor MainMan (spółki zajmującej się
managementem Davida Bowiego), manager zespołów The Heartbreakers oraz Levi and the Rockats, autor
książki Drag Queens, Rent Boys, Rockstars and Punks, zmarł w 2014 roku (przyczyn śmierci nie
ujawniono)
JOE COCKER (WŁAŚCIWIE JOHN ROBERT COCKER) wokalista, zmarł na raka płuc w 2014 roku
ALICE COOPER (WŁAŚCIWIE VINCENT FURNIER) wokalista zespołu Alice Cooper Band, artysta
solowy
PAM COURSON (VEL PAM MORRISON) była dziewczyna Toma Bakera, konkubina Jima Morrisona,
zmarła z powodu przedawkowania narkotyków w 1974 roku
PETER CROWLEY były organizator koncertów w Max’s Kansas City, były manager Wayne’a County’ego
JACKIE CURTIS (WŁAŚCIWIE JOHN CURTIS HOLDER JR.) aktorka, drag queen, autorka sztuk
teatralnych, supergwiazda Warhola, występowała w sztukach Johna Vaccaro Cock Strong i Femme Fatale,
zmarła z powodu przedawkowania narkotyków w 1985 roku
RONNIE CUTRONE malarz, były asystent Warhola, w Exploding Plastic Inevitable Andy’ego Warhola
wykonywał taniec z biczem, zmarł z przyczyn naturalnych w 2013 roku
CANDY DARLING (WŁAŚCIWIE JAMES SLATTERY) aktorka, drag queen, supergwiazda Warhola,
zmarła na raka w 1974 roku
JAY DEE DAUGHERTY kompozytor piosenek, współzałożyciel (wraz Lancem Loudem i Kristianem
Hoffmannem) zespołu The Mumps, perkusista zespołu The Patti Smith Group
CLIVE DAVIS przedsiębiorca, dyrektor kilku firm fonograficznych, między innymi Columbii, Arista
Records, BMG oraz Sony North America, podpisał kontrakt z Patti Smith
MICHAEL DAVIS malarz, basista zespołów MC5 i Destroy All Monsters, zmarł z powodu niewydolności
wątroby w 2012 roku
MILES DAVIS muzyk, ojciec „cool jazzu”, fan zespołu The Stooges, zmarł w wyniku udaru mózgu,
zapalenia płuc oraz niewydolności nerek w 1990 roku
TOMMY DEAN przedsiębiorca, w latach siedemdziesiątych kupił od Mickeya Ruskina klub Max’s Kansas
City
TONY DEFRIES przedsiębiorca, manager, były dyrektor MainMan (spółki zajmującej się managementem
Davida Bowiego), były manager Davida Bowiego, zespołu Mott the Hoople oraz Iggy’ego Popa
PAMELA DES BARRES (WŁAŚCIWIE PAMELA ANN MILLER, VEL MISS PAMELA)
pisarka, autorka książki I’m with the Band, była członkini zespołu The GTOs
GED DUNN (WŁAŚCIWIE GEORGE EDGAR DUNN) przedsiębiorca, były wydawca pisma „Punk”,
zmarł na atak serca w 2015 roku
ERIC EMERSON współtwórca sceny punkowej, aktor, główny wokalista zespołu Eric Emerson and
the Magic Tramps, zmarł po zderzeniu z samochodem podczas jazdy na rowerze w 1975 roku
BRIAN ENO kompozytor, producent, były członek zespołu Roxy Music, producent pierwszej taśmy demo
zespołu Television
MICK FARREN pisarz, główny wokalista zespołu The Deviants, występował w rock-operze The Last Days
of Dutch Schultz (wraz z Wayne’em Kramerem), autor książek Szalona Apokalipsa, Elvis and the Colonel
oraz Black Leather Jacket, zmarł na atak serca w 2013 roku
DANNY FIELDS były „firmowy freak” na etacie w wytwórni płytowej Elektra Records, były dyrektor
Atlantic Records, były redaktor „16 Magazine”, były felietonista „SoHo Weekly News”, podpisał kontrakty
z zespołami MC5 i The Stooges, były manager The Stooges, były manager (wraz ze Stevem Paulem)
zespołu Jonathan Richman and the Modern Lovers, były manager (wraz z Lindą Stein) zespołu
The Ramones oraz Steve’a Forberta, autor książki Linda McCartney. A Portrait, oraz współautor (wraz
z Cyrindą Foxe-Tyler) książki Dream On. Livin’ on the Edge with Steven Tyler and Aerosmith
CHRIS FRANTZ perkusista zespołów Talking Heads i Tom Tom Club, mąż Tiny Weymouth
DENNIS FRAWLEY pisarz, DJ, były felietonista (wraz z Bobem Rudnickiem) „The East Village Other”
i „The SoHo Weekly News”
ED FRIEDMAN poeta, były dyrektor artystyczny The Poetry Project w kościele św. Marka (St. Mark’s
Church-in-the-Bowery)
JANE FRIEDMAN była managerka The Patti Smith Group oraz Johna Cale’a
PATTI GIORDANO fotografka, była współlokatorka Johnny’ego Thundersa, zmarła wskutek powikłań
wywołanych przez AIDS w latach dziewięćdziesiątych
JOHN GIORNO poeta, performer, obecny właściciel „The Bunker”, niesławnego poddasza Williama
Burroughsa przy Bowery, autor książek, między innymi You Got to Burn to Shine
DAVID GODLIS (VEL GODLIS) fotograf-rezydent w CBGB w latach 1976–1979, autor książki History
Is Made at Night
BILL GRAHAM promotor, były właściciel lokali The Fillmore West i Winterland Ballroom w San Francisco
oraz The Fillmore East na Manhattanie, zginął w katastrofie helikoptera w 1991 roku
JAMES GRAUERHOLZ pisarz, kompozytor, producent, były manager Williama Burroughsa, obecnie
zarządca jego spuścizny literackiej, wokalista i gitarzysta zespołu Tank Farm
ALBERT GROSSMAN przedsiębiorca, manager Boba Dylana, zespołu The Band oraz Janis Joplin, zmarł
na atak serca w 1986 roku
BOBBY GROSSMAN fotograf, oficjalny fotograf programu telewizyjnego TV Party prowadzonego przez
Glenna O’Briena
BOB GRUEN fotograf, twórca filmowy, reżyser dokumentalnego filmu wideo o zespole The New York Dolls
Looking for a Kiss, autor książek Listen to These Pictures, Chaos! The Sex Pistols, Sometime in New York
City (wraz z Yoko Ono) oraz Rock Seen
BRION GYSIN artysta, pisarz, były współpracownik Williama Burroughsa, zmarł na raka płuc w 1986 roku
DUNCAN HANNAH malarz, aktor, były przewodniczący fanklubu zespołu Television, gwiazda filmów
Amosa Poego Unmade Beds i The Foreigner, laureat stypendium Guggenheima
STEVE HARRIS przedsiębiorca, producent teatralny, manager, były wicedyrektor firmy fonograficznej
Elektra Records, były szef działu artystów i repertuaru firmy Columbia Records, były manager Carly Simon
MARY HARRON pisarka, twórczyni filmów, dziennikarka, była publicystka pisma „Punk”, reżyserka
filmów Strzelałam do Warhola i American Psycho
DEBBIE HARRY (WŁAŚCIWIE DEBORAH ANN HARRY) aktorka, wokalistka zespołu Blondie,
artystka solowa, wystąpiła w takich filmach, jak Union City i Wideodrom, współautorka książki (wraz
z Chrisem Steinem i Victorem Bockrisem) Making Tracks. The Rise of Blondie
BILL HARVEY były wicedyrektor firmy fonograficznej Elektra Records, zmarł w 1978 roku
RICHARD HELL (WŁAŚCIWIE RICHARD MEYERS) poeta, pisarz, aktor, basista, wokalista,
kompozytor w zespołach The Neon Boys, Television, The Heartbreakers oraz Richard Hell and
the Voidoids, wystąpił między innymi w filmach Smithereens i Rozpaczliwie poszukując Susan, autor
książek Go Now, Godlike i I Dreamed I Was a Very Clean Tramp
GAIL HIGGINS (VEL GAIL HIGGINS SMITH) managerka, była asystentka Leee Black Childersa,
managerka The Heartbreakers, była współlokatorka Johnny’ego Thundersa
ABBIE HOFFMAN radykał, pisarz, uciekinier, założyciel (wraz z Jerrym Rubinem) Youth International
Party (partii yippisów), członek „Siódemki z Chicago” oskarżonej o spisek w celu wywołania zamieszek
podczas Krajowej Konwencji Partii Demokratycznej w Chicago w 1968 roku, popełnił samobójstwo
w 1990 roku
JOHN HOLMSTROM twórca komiksów, pisarz, redaktor, wydawca, współzałożyciel i redaktor pisma
„Punk”, założyciel i redaktor pism „Stop” i „Comical Funnies”, były wydawca pism „High Times” oraz
„Nerve”, twórca pisma komiksowego „The Scholastic”, autor książki The Best of Punk Magazine
JAC HOLZMAN przedsiębiorca, założyciel i były dyrektor firmy fonograficznej Elektra Records
DAVID JOHANSEN (VEL BUSTER POINDEXTER) wokalista, kompozytor, aktor, wokalista zespołu
The New York Dolls, artysta solowy
BRIAN JONES gitarzysta, multiinstrumentalista, współzałożyciel zespołu The Rolling Stones, utonął w 1969
roku
MICK JONES gitarzysta zespołu The Clash, lider zespołu Big Audio Dynamite, współpracuje z zespołami
Carbon/Silicon oraz Gorillaz (wraz z innym byłym członkiem zespołu The Clash – Paulem Simononem)
STEVE JONES gitarzysta zespołu The Sex Pistols, gospodarz programów radiowych w Los Angeles
PETER JORDAN techniczny i basista zespołu The New York Dolls (czasowo zastąpiony przez Arthura
Kane’a), wycofał się z rock’n’rolla po tym, jak pod koniec lat siedemdziesiątych został zaatakowany nożem
na Upper West Side i cudem uniknął śmierci
ARTHUR KANE (VEL KILLER KANE) basista zespołów The New York Dolls i The Corpse Grinders,
zmarł na białaczkę w 2004 roku
LENNY KAYE pisarz, producent, gitarzysta prowadzący w zespole The Patti Smith Group, skompilował
autorski album Nuggets, współautor książek: Waylon. An Autobiography (wraz z Waylonem Jenningsem)
oraz Rock 100 (wraz z Davidem Daltonem)
SCOTT KEMPNER (VEL TOP TEN) gitarzysta rytmiczny zespołu The Dictators, gitarzysta, wokalista,
kompozytor w zespołach The Del Lords i Little Kings (z Dionem)
ELIOT KIDD (WŁAŚCIWIE ELLIOT COHEN) wokalista i gitarzysta zespołu The Demons, zmarł
wskutek niewydolności wątroby w 1998 roku
IVAN KRAL gitarzysta zespołu The Patti Smith Group oraz Iggy’ego Popa
WAYNE KRAMER (WŁAŚCIWIE WAYNE KAMBES) gitarzysta prowadzący zespołów MC5 i Gang
War (wraz z Johnnym Thundersem), autor nagrań solowych
HILLY KRISTAL (WŁAŚCIWIE HILLEL KRISTAL) właściciel klubu CBGB, były manager
zespołów The Dead Boys i The Shirts, zmarł wskutek powikłań wywołanych przez raka płuc w 2007 roku
HARVEY KURTZMAN twórca komiksów, twórca pisma „Mad”, twórca publikowanej przez wiele lat
w „Playboyu” serii komiksowej Little Annie Fannie, zmarł na raka wątroby w 1994 roku
ALLEN LANIER gitarzysta rytmiczny, klawiszowiec zespołu Blue Öyster Cult, były chłopak Patti Smith,
zmarł wskutek powikłań wywołanych przez przewlekłą obturacyjną chorobę płuc w 2013 roku
RICHARD LLOYD gitarzysta prowadzący zespołu Television, artysta solowy, muzyk sesyjny, z jego
udziałem powstał między innymi album Matthew Sweeta Girlfriend
CHARLES LUDLAM dramaturg, aktor, reżyser, założyciel The Theater of The Ridiculous, zmarł w 1987
roku na zapalenie płuc, które rozwinęło się w wyniku AIDS
WALTER LURE gitarzysta i wokalista zespołów The Heartbreakers i The Demons, obecnie gra w zespole
The Waldos
STEVE MACKAY saksofonista zespołu The Stooges, zmarł na sepsę w 2015 roku
GERARD MALANGA poeta, fotograf, twórca filmowy, archiwista, były asystent Andy’ego Warhola, w The
Exploding Plastic Inevitable Andy’ego Warhola wykonywał taniec z biczem
ROBERT MAPPLETHORPE fotograf, autor zdjęć, które znalazły się na okładkach debiutanckich albumów
Patti Smith i Television, centralna postać bestsellerowej książki Patti Smith Poniedziałkowe dzieci, zmarł
wskutek powikłań wywołanych przez AIDS w 1989 roku
PHILIPPE MARCADÉ główny wokalista zespołu The Senders, perkusista zespołu Gang War
JIM MARSHALL (VEL TH E HOUND) pisarz, historyk rocka, były DJ rozgłośni WFMU, mąż pisarki
Gillian McCain
GLEN MATLOCK basista zespołu The Sex Pistols, autor książki I Was a Teenage Sex Pistol
MALCOLM MCLAREN impresario, właściciel butiku, nieoficjalny manager i projektant strojów zespołu
The New York Dolls, manager zespołów The Sex Pistols, Bow Wow Wow oraz Adama Anta, artysta
solowy, były mąż Vivienne Westwood, zmarł na międzybłoniaka opłucnej w 2010 roku
LEGS MCNEIL (WŁAŚCIWIE RODERICK MCNEIL, VEL EDDIE MCNEIL, VEL SWAMP
RAT) pisarz, były punk-rezydent pisma „Punk”, były redaktor pisma „Spin”, były redaktor naczelny pisma
„Nerve”, współautor (wraz z Jennifer Osborne) książki The Other Hollywood. The Uncensored Oral
History of the Porn Film Industry
JONAS MEKAS twórca filmowy, poeta, artysta, założyciel The Anthology Film Archive, były dyrektor
The Film-Makers’ Cooperative
MONTE MELNICK były road manager zespołu The Ramones, autor książki On the Road with The Ramones
GERI MILLER aktorka, groupie, supergwiazda Warhola, członkini obsady spektaklu Pork
NOEL MONK road manager amerykańskiego tournée zespołu The Sex Pistols, autor książki Twelve Days on
the Road with The Sex Pistols
JIM MORRISON wokalista zespołu The Doors, zmarł przypuszczalnie na atak serca w 1971 roku
PAUL MORRISSEY twórca filmowy, były współpracownik Andy’ego Warhola przy licznych projektach
filmowych, reżyser filmów Trash i Heat
BILLY MURCIA (VEL BILLY DOLL) perkusista zespołu The New York Dolls, zmarł z powodu
przedawkowania narkotyków w 1972 roku
BOBBY NEUWIRTH współtwórca sceny punkowej, muzyk, malarz, występował w filmie Dont Look Back,
legendarnym dokumencie dotyczącym Boba Dylana w stylu cinéma vérité, autorstwa D. A. Pennebakera,
wydał album Last Day on Earth, dokumentujący współpracę z Johnem Cale’em
NICO (WŁAŚCIWIE CHRISTA PÄFFGEN) modelka, aktorka (najsłynniejsza rola w filmie Felliniego
Słodkie życie), wokalistka zespołu The Velvet Underground, artystka solowa, zmarła na atak serca
i w wyniku obrażeń powstałych na skutek upadku z roweru w 1988 roku
NITEBOB (WŁAŚCIWIE ROBERT CZAYKOWSKI) dźwiękowiec zespołów The Stooges i The New
York Dolls, producent, miał pseudonim Nitebob („Nocny Bob”), ponieważ w studio pracował również inny
Robert o pseudonimie Daybob („Dzienny Bob”)
JERRY NOLAN perkusista zespołów The New York Dolls (zastąpił Billy’ego Murcię) i The Heartbreakers,
zmarł na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych w 1992 roku
ANDREW LOOG OLDHAM przedsiębiorca, manager, producent, były manager i producent zespołu
The Rolling Stones, producent pierwszego singla Nico
ONDINE (WŁAŚCIWIE ROBERT OLIVO) „amfetaminowy świr”, aktor, supergwiazda Warhola, zmarł
wskutek niewydolności wątroby w 1989 roku
TERRY ORK (WŁAŚCIWIE NOAH FORD) przedsiębiorca, były dyrektor Ork Records, były manager
Television, były manager księgarni Cinemabilia, zmarł na raka w 2004 roku
ANYA PHILLIPS managerka, przedsiębiorczyni, domina, stylistka, była managerka zespołu James Chance
and the Contortions, zmarła na raka w 1981 roku
SUSAN PILE była asystentka Gerarda Malangi i Andy’ego Warhola w The Factory, opiekunka Ariego
Delona, pracowała w przemyśle filmowym
AMOS POE twórca filmowy, reżyser filmów Blank Generation, Unmade Beds, The Foreigner i Alphabet City
EILEEN POLK (VEL EILEEN REVENGE) fotografka, była współlokatorka Anyi Phillips
IGGY POP (WŁAŚCIWIE JAMES OSTERBERG) aktor, pisarz, wokalista zespołu The Stooges, artysta
solowy, autor książki I Need More (wraz z Ann Wehrer), wystąpił między innymi w filmach Kolor
pieniędzy i Kruk 2. Miasto Aniołów
ROBERT QUINE gitarzysta prowadzący zespołu Richard Hell and the Voidoids oraz Lou Reeda, jako
muzyk sesyjny współpracował między innymi z Matthew Sweetem, Brianem Eno, Marianne Faithfull, autor
nagrań solowych, popełnił samobójstwo w 2004 roku
CONNIE RAMONE (VEL CONNIE GRIPP) groupie, prostytutka, podawała się za byłą członkinię
zespołu The GTOs, dziewczyna Arthura Kane’a i Dee Dee Ramone, zmarła z powodu przedawkowania
narkotyków w 1990 roku
DEE DEE RAMONE (WŁAŚCIWIE DOUGLAS COLVIN, VEL DEE DEE KING) basista,
wokalista i kompozytor piosenek zespołu The Ramones, artysta solowy, malarz, wystąpił w filmie
Rock‘n’Roll High School, autor książek Lobotomy. Surviving The Ramones i Chelsea Horror. A Novel,
zmarł z powodu przedawkowania narkotyków w 2002 roku
JOEY RAMONE (WŁAŚCIWIE JEFFREY HYMAN) wokalista i kompozytor w zespole The Ramones,
wystąpił w filmie Rock‘n’Roll High School, zmarł na chłoniaka w 2001 roku
JOHNNY RAMONE (WŁAŚCIWIE JOHN CUMMINGS) gitarzysta zespołu The Ramones, wystąpił
w filmie Rock‘n’Roll High School, zmarł na raka prostaty w 2004 roku
MARKY RAMONE (WŁAŚCIWIE MARC BELL) perkusista zespołów Dust, Wayne County and
the Backstreet Boys, Richard Hell and the Voidoids oraz The Ramones
LOU REED gitarzysta, wokalista, kompozytor piosenek zespołu The Velvet Underground, autor nagrań
solowych, zmarł wskutek powikłań po przeszczepie wątroby w 2013 roku
SYLVIA REED (WŁAŚCIWIE SYLVIA MORALES) managerka, pisarka, przedsiębiorczyni, była żona
i była managerka Lou Reeda
MARCIA RESNICK fotografka, była żona Wayne’a Kramera, autorka książki Punks, Poets &
Provocateurs. New York City Bad Boys 1977–1982
MARTY REV (WŁAŚCIWIE MARTIN REVERBY, VEL MARTY SUICIDE) klawiszowiec zespołu
Suicide, artysta solowy
RICHARD ROBINSON producent, pisarz, redaktor, magik, producent debiutanckiego, solowego albumu
Lou Reeda, mąż Lisy Robinson
JOHNNY ROTTEN (WŁAŚCIWIE JOHN LYDON) główny wokalista zespołów The Sex Pistols
i Public Image Ltd. (PiL), współautor (wraz z Keithem i Kentem Zimmermanami) książki Rotten. No Irish,
No Blacks, No Dogs
BARBARA RUBIN twórczyni filmowa, współtwórczyni sceny punkowej, była asystentka Jonasa Mekasa
w The Film-Makers’ Cooperative, reżyserka filmu Christmas on Earth, klasyki kina podziemnego, jedna
z pierwszych orędowniczek zespołu The Velvet Underground, zmarła podczas porodu w 1980 roku
BOB RUDNICK (VEL BOB „RIGHTEOUS” RUDNICK) poeta, pisarz, komik, DJ, były felietonista
(wraz z Dennisem Frawleyem) „The East Village Other” i „The SoHo Weekly News”, zmarł na raka
w 1995 roku
TODD RUNDGREN producent, wyprodukował debiutancki album zespołu The New York Dolls oraz trzecią
płytę Patti Smith Wave, artysta solowy
MICKEY RUSKIN restaurator, właściciel klubów nocnych, w 1965 roku otworzył klub Max’s Kansas City,
który prowadził do 1974 roku, był również właścicielem The Ninth Circle (1968), The Lower Manhattan
Ocean Club (1976–1978) oraz klubu Chinese Chance, znanego również jako One University Place (1978–
1982), zmarł w 1983 roku na atak serca spowodowany uzależnieniem od narkotyków
ED SANDERS poeta, pisarz, wokalista, kompozytor w zespole The Fugs, artysta solowy, między innymi
autor książki The Family, nowatorskiej pracy na temat Charlesa Mansona
EDIE SEDGWICK modelka, aktorka, supergwiazda Warhola, gwiazda filmu Ciao! Manhattan, bohaterka
ustnej biografii Edie. American Girl (autorstwa Jean Stein i George’a Plimptona), zmarła z powodu
przedawkowania narkotyków w 1971 roku
STEVE SESNICK były manager zespołu The Velvet Underground (w 1968 roku zastąpił go Andy Warhol)
ANDY SHERNOFF producent, basista, wokalista i kompozytor w zespołach The Dictators, Manitoba’s Wild
Kingdom oraz The Master Plan
JIMMY SILVER były manager zespołu The Stooges, przedsiębiorca w branży zdrowej żywności
PAUL SIMONON malarz, były basista zespołu The Clash, członek zespołów Havana 3 a.m. oraz The Good,
the Bad, and the Queen
JOHN SINCLAIR impresario, poeta, pisarz, radykał, zwolennik legalizacji marihuany, DJ, były manager
zespołu MC5, były przewodniczący Partii Białych Panter, były mąż Leni Sinclair
JAMES SLIMAN publicysta, były road manager zespołu The Dead Boys
PATTI SMITH poetka, wokalistka zespołu The Patti Smith Group, wdowa po Fredzie „Sonicu” Smicie,
autorka książek Obłokobujanie, Seventh Heaven, The Coral Sea, Poniedziałkowe dzieci oraz Pociąg linii M
TODD SMITH brat Patti Smith, były techniczny zespołu The Patti Smith Group, Sid Vicious zaatakował go
rozbitą butelką, zmarł na atak serca w 1994 roku
RICHARD SOHL (VEL D. N. V., DEATH IN VENICE) klawiszowiec zespołu The Patti Smith Group,
zmarł na atak serca w 1990 roku
VALERIE SOLANAS aktorka, radykalna feministka, w 1968 roku postrzeliła Andy’ego Warhola, wystąpiła
w filmie Warhola I, a Man (wraz z Tomem Bakerem), autorka manifestu S.C.U.M. , zmarła na zapalenie
płuc w 1988 roku
SABLE STARR (VEL SABLE SHIELDS) groupie, siostra Coral Shields, zmarła na raka w 2009 roku
CHRIS STEIN fotograf, gitarzysta zespołu Blondie, wyprodukował album Iggy’ego Popa Zombie Birdhouse
LINDA STEIN była nauczycielka, była managerka zespołu The Ramones (wraz z Dannym Fieldsem), jedna
z ważniejszych nowojorskich agentek nieruchomości, była żona Seymoura Steina, zamordowana w 2007
roku
SEYMOUR STEIN przedsiębiorca, prezes The Sire Record Group, były mąż Lindy Stein
JOE STRUMMER (WŁAŚCIWIE JOHN MELLOR) aktor, nauczyciel, były frontman zespołów
The Clash i The Mescaleros, zmarł wskutek niezdiagnozowanej wrodzonej wady serca w 2002 roku
DANNY SUGERMAN pisarz, manager, został managerem zespołu The Doors po śmierci Jima Morrisona,
próbował być managerem Iggy’ego Popa, autor książki Nikt nie wyjdzie stąd żywy (wraz z Jerrym
Hopkinsem), mąż Fawn Hall, zmarł na raka płuc w 2005 roku
SYLVAIN SYLVAIN (WŁAŚCIWIE SYLVAIN MIZRAHI) gitarzysta rytmiczny zespołu The New
York Dolls, wokalista i gitarzysta zespołu The Criminals, artysta solowy
MARTY THAU (VEL CHAIRMAN THAU) przedsiębiorca, producent, manager, były wicedyrektor
firmy fonograficznej Buddah Records odpowiedzialny za promocję, były manager (wraz ze Stevem
Leberem i Davidem Krebsem) zespołu The New York Dolls, były manager zespołu Suicide, prezes Red
Star Records
DENNIS THOMPSON (WŁAŚCIWIE DENNIS TOMICH) perkusista zespołów MC5 i New Order
(wraz z Ronem Ashetonem)
MAUREEN TUCKER (VEL MO TUCKER) perkusistka zespołu The Velvet Underground, artystka
solowa
ROB TYNER (WŁAŚCIWIE ROB DERMINER) wokalista zespołu MC5, artysta solowy, zmarł na atak
serca w 1991 roku
ARTURO VEGA artysta, rzecznik prasowy zespołu The Ramones, projektant logotypu zespołu, reżyser
oświetlenia, projektant graficzny i sprzedawca T-shirtów, często określany mianem „piątego Ramonesa”,
właściciel loftu, w którym w latach 1975–1977 mieszkali Joey i Dee Dee Ramone, zmarł na raka w 2013
roku
SID VICIOUS (WŁAŚCIWIE JOHN RITCHIE) basista zespołu The Sex Pistols (w 1977 roku zastąpił
Glena Matlocka), artysta solowy, chłopak Nancy Spungen, oskarżony o jej zamordowanie, zmarł z powodu
przedawkowania narkotyków w 1979 roku
VIVA (WŁAŚCIWIE JANET SUSAN MARY HOFFMAN) aktorka, pisarka, supergwiazda Warhola,
wystąpiła w filmach Warhola Chelsea Girls i Lonesome Cowboys, autorka książki Superstar
ANNE WALDMAN poetka, była dyrektorka artystyczna The Poetry Project w kościele św. Marka (St.
Mark’s Church-in-the-Bowery)
JACK WALLS dramaturg, scenarzysta, były kompan Roberta Mapplethorpe’a
LESLIE WEST kompozytor, gitarzysta, członek wczesnej garażowej grupy The Vagrants, współzałożyciel
(wraz z Felixem Papparlardim) zespołu Mountain
MARY WORONOV aktorka, malarka, autorka, w The Exploding Plastic Inevitable Andy’ego Warhola
wykonywała taniec z biczem, wystąpiła w filmie Rock‘n’Roll High School (z zespołem The Ramones) oraz
Eating Raoul, autorka między innymi książki Swimming Underground. My Years in the Warhol Factory
ANDREW WYLIE (VEL BILL LEE) poeta, wydawca, agent literacki, były współwłaściciel wydawnictwa
Telegraph Books (wraz z Victorem Bockrisem), były współpracownik pisma „Punk”
DORIAN ZERO muzyk, zmarł w 1984 roku wskutek powikłań wywołanych przez AIDS
JIMMY ZHIVAGO klawiszowiec zespołu Wayne County and the Backstreet Boys, producent
CZYM JEST NARRACYJNA HISTORIA MÓWIONA
Kiedy Jean Stein i George Plimpton rozpoczynali pracę nad książką American
Journey. Times of Robert Kennedy, kompilując wypowiedzi składające się na
wielogłosową opowieść, zapewne nie zdawali sobie sprawy, że dokonali właśnie
rewolucyjnego wynalazku: powołali do życia nowy gatunek literacki, który
dziesięć lat później miał uczynić z nich autorów bestsellerów – narracyjną historię
mówioną.
Formę tę udoskonaliła następna wspólna książka Jean Stein
i George’a Plimptona, wydane w 1982 roku arcydzieło Edie. American Girl.
W czasach, gdy termin „historia mówiona” stosuje się do określenia
wszystkiego, począwszy od pojedynczego zredagowanego wywiadu, na zbiorze
wywiadów opublikowanych jako antologia skończywszy, postanowiliśmy
wyjaśnić, jak my sami rozumiemy „narracyjną historię mówioną”. Używając tego
terminu, mamy na myśli książkę złożoną z poddanych redakcji fragmentów
pochodzących z serii wywiadów oraz z dodatkowych tekstów, które są ściśle ze
sobą splecione, z zachowaniem chronologii, dzięki czemu powstaje starannie
przygotowana narracja.
Jean Stein omawia to najlepiej we wstępie do American Journey. Times of
Robert Kennedy, posługując się tam terminem „narracja mówiona”, aby opisać
książkę, której jest współautorką. Stwierdza: „Mówiąc o historii mówionej,
zazwyczaj ma się na myśli zbiór transkrypcji wywiadów przechowywany
w archiwach w celu dostarczenia historykom materiałów badawczych. Nieco
rzadsze jest traktowanie takiej transkrypcji jako formy literackiej, w której surowe
wypowiedzi są poddane redakcji i porządkowane po to, by mówiły same za siebie,
bez interwencji historyka”.
Jean Stein i George Plimpton dobrze wybrali temat. Gdy w 1982 roku ukazała
się Edie. American Girl, Edie Sedgwick była stosunkowo zapomnianą celebrytką,
lecz ich praca rzucała nowe światło na chaotyczny okres amerykańskich dziejów,
posługując się formą literacką, która była radykalnie nowa, a Norman Mailer opisał
ją słowami: „Oto książka o latach sześćdziesiątych, na którą czekaliśmy”.
Jednak formę narracyjnej historii mówionej raczej ignorowano, aż do ukazania
się w 1996 roku pierwszego wydania książki Please Kill Me. The Uncensored Oral
History of Punk. Od tego momentu datuje się rozkwit tego gatunku i wysyp
nowych tytułów. W niniejszym eseju staramy się ukazać zasady, których
intuicyjnie przestrzegaliśmy podczas pracy nad naszą książką. Chcemy wyjaśnić,
dlaczego forma narracyjnej historii mówionej to zwierz tak delikatny – oraz jak ta
forma ulega osłabieniu, jeśli te zasady się narusza.
Wybór tematu
Bez niesamowitych osób, które potrafią snuć frapujące opowieści, tego rodzaju
książka nie mogłaby powstać. Osoby te nie tylko muszą przejawiać chęć do
mówienia, lecz również muszą znać się nawzajem (a przynajmniej wiedzieć coś
o sobie) – im bliżej, tym lepiej. Ludzie lubią przedstawiać się w możliwie
najlepszym świetle i ukrywać zawstydzające chwile, dlatego ważne jest, aby inne
osoby wtrącały się w ich narrację, uzupełniając ją zdrową dawką realizmu.
Osoby mówiące powinny w końcu zderzać się ze sobą, a kiedy to się dzieje,
ważne jest, aby ukazać, jak wcześniejsze wydarzenia w opowieści zmieniają
przyszłe incydenty lub na nie wpływają. Innymi słowy, każdy element opowieści
powinien prowadzić do następnego wydarzenia, jak rozpędzona lokomotywa, aż do
zakończenia.
Wielu historyków zajmujących się historią mówioną nie zdaje sobie sprawy
zarówno z tego, jak ważne jest, aby poszczególne osoby wchodziły ze sobą
w interakcje, jak i z potrzeby, by wyróżniająca się osoba z rozdziału trzeciego
pojawiła się ponownie w rozdziale trzydziestym siódmym. To właśnie ten zabieg
nadaje książce rozmach i flow.
Narracyjna historia mówiona wydaje się sprawdzać najlepiej, gdy główny temat
zawiera w sobie liczne pomniejsze opowieści i „tajemne historie”. W książce
o Edie Sedgwick pojawiły się wątki: Andy’ego Warhola i The Factory,
mieszkańców niesławnego Hotelu Chelsea, tragizmu „przeciętnej” arystokratycznej
rodziny, a także obraz życia na Uniwersytecie Harvarda na początku lat
sześćdziesiątych. Czytelnik zapoznaje się również pokrótce z nowojorską
podziemną sceną muzyczną, filmową i artystyczną, z biznesem rock’n’rollowym
i światem mody, z najznamienitszymi szpitalami psychiatrycznymi Ameryki,
uzyskuje ponadto wgląd w tak mało znane zjawiska jak „Załoga A” – quasi-
kryminalna grupa uzależnionych od amfetaminy mieszkańców Lower East Side.
Jeśli niektórzy z bohaterów opowieści są osobami publicznymi, ważne jest, aby
rozmawiać ze wszystkimi ich mniej znanymi współpracownikami. Jak to ujęła Jean
Stein: „Faktem jest, że najświeższy, najbardziej pouczający materiał pochodził, jak
się zdaje, nie tyle od osób publicznych, ile od osób, z którymi nikt nigdy dotąd nie
przeprowadzał wywiadów. […] W odróżnieniu od osób publicznych, które są
bardziej powściągliwe, rzadziej pozwalają sobie na osobisty ton i wolą się
wypowiadać raczej ogólnie niż dobitnie, wkład [osób nieznanych] ukazuje, czym
jest technika historii mówionej w najlepszym wydaniu”.
Oczywiście – ponieważ ludzie pamiętają zdarzenia w sposób nieliniowy,
zniekształcony upływem czasu – jedni będą zaprzeczać drugim, omawiając
poszczególne tematy. Jean Stein uznała te różnice za coś przytłaczającego
i stwierdziła: „Poszczególne głosy są niekiedy rozbieżne, sprzeczne lub też
powtarzają się i trudno je ze sobą powiązać. Jeśli istnieją różnice poglądów lub
rozbieżności co do faktów, nie da się ich uzgodnić przez redakcję tekstu”.
W Please Kill Me wykorzystaliśmy te sprzeczności, umieszczając jeden opis
konkretnego zdarzenia po innym, odmiennym opisie, co często dawało efekty
humorystyczne. Ufaliśmy czytelnikom, że sami są gotowi ustalić, co było
„prawdą”. Jean Stein miała rację – rozbieżnych opinii nie da się uzgodnić przez
redakcję tekstu, można jednak wyjaśnić tę sprzeczność integralnością
poszczególnych głosów. Jeśli narrator, który przeczy innym, wykazuje skłonność
do wypowiadania sądów ogólnych, jeśli podaje nieprawdziwe fakty lub zawsze
przedstawia siebie samego w heroicznym świetle, łatwo jest uznać, że nie opisuje
rzetelnie danego zdarzenia.
Warto również pamiętać o „tragicznych skazach” bohaterów, gdyż opowieści
ludzi, których życie odbiegało od normy – na przykład trafili do więzienia,
uzależnili się od narkotyków lub doświadczali innych strasznych rzeczy – są
z reguły znacznie bardziej wciągające dzięki autentyzmowi ich dramatu niż
opowieści ludzi, którzy „żyli długo i szczęśliwie”. Im bardziej zmienne jest
zachowanie danej osoby, tym lepiej, ponieważ narracyjna historia mówiona to
jeden z najlepszych sposobów ukazania istot ludzkich w tym, co w nich najbardziej
bezbronne, bohaterskie lub tragiczne – a to stanowi warunek konieczny, by książka
była udana.
Całkiem sporo ludzi przeżywało fakt powstawania tej książki i zachęcało nas do
pracy, dzieląc się z nami miłością, wsparciem i humorem. Autorzy chcieliby
wyrazić swoją wdzięczność następującym osobom.
L EGS M C N EIL I G ILLIAN M C C AIN Susan Lee Cohen, nasza agentka literacka,
której zaangażowanie zawsze wykraczało poza zakres jej zawodowych
obowiązków, Dawn Manners, nasza pełnoetatowa asystentka w zakresie badań
i redakcji, zajmująca się również transkrybowaniem tekstów, która troszczyła się
o nas przez cały okres prac nad książką i której inteligencja i intuicja zawsze
stanowiły dla nas inspirację. Szczególne podziękowania składamy na ręce
wszystkich innych osób zajmujących się transkrypcją. Są to: Liz McKenna, Ann
Kottner, David Vogen, Nora Greening, Filiz Swenson i Allie Morris.
Dziękujemy Mickeyowi Leighowi, Jamesowi Marshallowi i Jamesowi
Williamsonowi za zgodę na wykorzystanie ich wywiadów w nowym wydaniu
niniejszej książki, jak również Megan Cump i Arielli Thornhill za ich niezwykłą
dbałość o szczegóły.
Szczególne podziękowania należą się Richardowi Hellowi, który pozwolił,
abyśmy ukradli z jego T-shirtu tytuł naszej książki.
Wielkie podziękowania kierujemy do naszych przyjaciół, którzy zaprosili nas do
swojego życia. Są to: Mariah Aguiar, Laura Allen, Billy Altman, Callie Angell,
Penny Arcade, Al Aronowitz, Kathy Asheton, Ron Asheton, Scott Asheton, Bobby
Ballderama, Roberta Bayley, Victor Bockris, Angela Bowie, Pam Brown, Bebe
Buell, William Burroughs, John Cale, Jan Carmichael, Jim Carroll, James Chance,
Bill Cheatham, Leee Black Childers, Cheetah Chrome, Ira Cohen, Tony Conrad,
Jayne County, David Croland, Rosana Cummings, Ronnie Cutrone, Jay Dee
Daugherty, Maria Del Greco, Liz Derringer, Willie DeVille, Ged Dunn, David
Essex, Mick Farren, Rosebud Feliu-Pettet, Danny Fields, Jules Filer, Cyrinda Foxe,
Ed Friedman, Gyda Gash, John Giorno, David Godlis, Jeff Gombi, Michael
Goodrich, Tommy Gordon, James Grauerholz, Bob Gruen, Eric Haddix, Steve
Hagar, Duncan Hannah, Steve Harris, Mary Harron, Debbie Harry, Richard Hell,
Gail Higgins-Smith, John Holmstrom, Mark Jacobson, Urs Jakob, Abbi Jane,
Garland Jeffreys, David Johansen, Betsey Johnson, Peter Jordan, Ivan Julian,
Lenny Kaye, Scott Kempner, Eliot Kidd, Wayne Kramer, Liz Kurtzman, Arlene
Leigh, Mickey Leigh, Richard Lloyd, Matt Lolya, Jeff Magnum, Gerard Malanga,
Handsome Dick Manitoba, Ray Manzarek, Philippe Marcadé, Jim Marshall,
Malcolm McLaren, Jonas Mekas, Allen Midgette, Paul Morrissey, Jay Moskovich,
Ira Nagel, Billy Name, Bobby Neuwirth, Nitebob, Judy Nylon, Pat Olesko, Terry
Ork, Andi Ostrowe, Andy Paley, Patti Palladin, Fran Pelzman, Susan Pile, Dustin
Pittman, Eileen Polk, Iggy Pop, Howie Pyro, Bob Quine, Dee Dee Rarnone, Joey
Ramone, Johnny Ramone, Genya Ravan, Lou Reed, Sylvia Reed, Marty Rev,
Daniel Rey, Bob Roland, Stuey Salzman, Ed Sanders, Jerry Schatzberg, Andy
Shernoff, Kate Simon, John Sinclair, Leni Sinclair, James Sliman, Patti Smith,
Chris Stamp, Sable Starr, Linda Stein, Seymour Stein, Richie Stern, Michael
Sticca, Syl Sylvain, Kevin Teare, Marty Thau, Dennis Thompson, Lynne Tillman,
Tish & Snooky, Maureen Tucker, Alan Vega, Arturo Vega, Holly Vincent, Ultra
Violet, Jack Walls, Leslie West, James Williamson, Alan Wolf, Russell Wolinsky,
Mary Woronov, La Monte Young, Marian Zazeela, Jimmy Zhivago oraz Paul
Zone.
Pięć osób z grona tych, z którymi przeprowadzaliśmy wywiady, zmarło podczas
prac nad Please Kill Me. Pragniemy wyrazić nasze kondolencje rodzinom
i przyjaciołom Sterlinga Morrisona, Patti Giordano, Todda Smitha, Freda „Sonica”
Smitha oraz Rockin’ Boba Rudnicka. Mamy nadzieję, że dzięki nam ożyją na
niniejszych stronach i że ci, którzy nie mieli przyjemności ich poznać, dowiedzą
się, jak szczególnymi ludźmi byli.
Specjalne podziękowania należą się naszemu wydawcy (i naszemu bohaterowi),
Morganowi Entrekinowi, oraz wszystkim wspaniałym ludziom w wydawnictwie
Grove Press: Carli Lalli, Colinowi Dickermanowi, Judy Hottensen, Amy Hundley,
Erice Nuńez, Julii Berner-Tobin, Salowi Destrowi, Charlesowi Woodsowi
i Johnowi Gallowi.
Dziękujemy również szczególnie Ginie Bone, Dougowi Simmonsowi, Mary
Harron, Victorowi Bockrisowi i Jeffowi Goldbergowi, którzy wyrazili zgodę na
wykorzystanie przez nas swoich materiałów.
Za pomoc techniczną dziękujemy Tomowi Hearnowi, Stephenowi Seymourowi,
Drey Hobbs, Kristinie Berg i Osako Kitaro.
Za nieustające wsparcie, jesteśmy również wdzięczni Chrisowi Cushowi
i Arlene, właścicielom sklepu Mojo Guitars przy St. Marks Place 102 w Nowym
Jorku, gdzie liczni bohaterowie Please Kill Me spędzali czas, gdy tylko mogli.
John Cale – wywiad udzielony Mary Harron (s. 34, 88). Za zgodą Mary Harron
Rosana Cummings – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 238–249). Za zgodą
Mickeya Leigha
Damita – wywiad udzielony Victorowi Bockrisowi (s. 424, 442–445). Za zgodą Victora Bockrisa
Michael Goodrich – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 131). Za zgodą Mickeya
Leigha
Arlene Leigh – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 129–130, 133, 238). Za
zgodą Mickeya Leigha
Ira Nagel – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 78–80, 129, 133–135, 238, 249).
Za zgodą Mickeya Leigha
Nico – wywiad przeprowadzony przez Mary Harron (s. 18, 21, 24, 32, 48). Za zgodą Mary Harron
Jerry Nolan – wywiad przeprowadzony przez Douga Simmonsa (s. 178, 180–182, 198–199, 202–203, 229, 297,
301–302, 329, 388–390, 393, 395, 401, 567, 578–581). Za zgodą Douga Simmonsa / „The Village Voice”
Johnny Ramone – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 77–79, 80, 129–136, 238–
250, 274–275, 278, 283–286, 329, 331). Za zgodą
Tommy Ramone – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 81, 242). Za zgodą
Mickeya Leigha
Patti Smith – wywiad udzielony Victorowi Bockrisowi (s. 158, 161, 168–169, 171, 176, 253, 255–257). Za
zgodą Victora Bockrisa
Nancy Spungen – wywiad udzielony Jeffowi Goldbergowi (s. 229, 329, 509–510). Za zgodą Jeffa Goldberga
Sable Starr – wywiad udzielony Mary Harron (s. 211–214, 229–230, 233–234, 330). Za zgodą Mary Harron
Richie Stern – wywiad udzielony Mickeyowi Leighowi i Legsowi McNeilowi (s. 77–82, 131–135, 239, 241,
243, 248). Za zgodą Mickeya Leigha
John Vaccaro – wywiad udzielony Eugenii Bone (s. 142–143). Za zgodą Eugenii Bone
James Williamson – wywiad udzielony Jamesowi Marshallowi (s. 56–57, 90, 116–122, 189–192, 194, 196–
197, 208–211, 217, 338–340, 342, 344). Za zgodą Jamesa Marshalla
Fragmenty z książki The Velvet Underground Dave’a Thompsona (Sterling Morrison: s. 11; Lou Reed: s. 23,
31; John Cale: s. 12) copyright © 1989 by Dave Thompson. Przedruk za zgodą Omnibus Press
Fragmenty z książki I Need More Iggy’ego Popa (s. 52, 59–60, 85, 87, 385) copyright © 1996. Przedruk za
zgodą 2.13.61 Publications, Inc
Fragmenty z książki Nico. The Life and Lies of an Icon (Nico: s. 18, 24, 48; Ari Delon: s. 575–576; John Cale:
s. 20) copyright © 1993 by Richard Witts. Przedruk za zgodą Virgin Publishing
Fragmenty z książki Up-Tight. The Velvet Underground Story Victora Bockrisa i Gerarda Malangi (John Cale:
s. 35; Sterling Morrison: s. 39) copyright © 1983 by Victor Bockris and Gerard Malanga. Przedruk za zgodą
Omnibus Press
Fragmenty z „The New York Post” (s. 509, 512, 514, 518) copyright © 1978 i 1979 by „The New York Post”.
Przedruk za zgodą „The New York Post”
Autorzy pragną również poinformować o wykorzystaniu w niniejszej pracy fragmentów poniższych
tekstów:
Tom Baker, Jim Morrison. When The Music Is Over, „High Times”, czerwiec 1981 (Tom Baker: s. 44)
Lester Bangs, Psychotic Reactions and Carburetor Dung, red. Greil Marcus (Vintage, Nowy Jork 1988) (Lester
Bangs: s. 420–421)
Punk Magazine, Punk. The Original, red. Johna Holmstroma. Z wywiadu przeprowadzonego przez Pam Brown
An Afternoon With Iggy Pop (Trans-High Corporation 1996). (Iggy Pop: s. 73–75, 92 [drugi cytat], s. 93,
123–124, 193, 339–340 [pierwszy cytat], 341)
Debbie Harry, Chris Stein, Victor Bockris, Making Tracks. The Rise of Blondie (Dell, Nowy Jork 1982)
(Debbie Harry: s. 320)
Lenny Kaye, recenzja The Stooges w piśmie „Rock Scene”, marzec 1974 (Lenny Kaye: s. 223–224)
Legs McNeil, Richard Hell w: „Punk”, vol. 1, no. 3, kwiecień 1976 (Richard Hell: s. 420–421 [pierwszy cytat])
Norman Mailer: z czwartej strony okładki książki Jean Stein Edie. American Girl, red. George Plimpton (Grove
Press, Nowy Jork 1982) (s. 603–604)
Per Nilsen, Dorothy Sherman, The Wild One. The True Story of Iggy Pop (Omnibus Press, Londyn 1988) (Iggy
Pop: s. 189, 343–344; Leee Childers: s. 216)
Frank Rose, Real Men. Sex and Style in an Uncertain Age, fot. George Bennett (Doubleday, Nowy Jork 1980)
(Linda Stein: s. 413–414 [trzeci i czwarty akapit cytatu])
„Aspen”, vol. 1, no. 3, grudzień 1966 (Lou Reed: s. 3 [pierwszy cytat])
Lou Reed, Fallen Knights and Fallen Ladies z książki The Penguin Book of Rock & Roll Writing, red. Clinton
Heylin (Penguin Books, 1992). © Lou Reed (Lou Reed: s. 39 [ostatnie dwa akapity cytatu])
Intransit. The Andy Warhol-Gerard Malanga Monster Issue (Lou Reed: str. 15, 26, 39 [pierwsze dwa akapity
cytatu])
Jean Stein, American Journey, The Times of Robert Kennedy, red. George Plimpton (Harcourt Brace
Jovanovich, Inc., Nowy Jork 1970) (s. 605–606, 610)
Andy Warhol, Pat Hackett, POP ism. The Warhol Sixties (Harcourt Brace Jovanovich, Nowy Jork 1980) (Andy
Warhol: s. 29–30)
John Wilcock i in., The Autobiography & Sex Life of Andy Warhol. Devised, created, and produced by Other
Scenes, Inc. (Nowy Jork, 1971) (Lou Reed: s. 36)
Michael Wrenn, Glen Marks (współpraca), Lou Reed. Between The Lines (Plexus Publishing, Londyn 1993)
(Lou Reed: s. 11–12, 17, 34, 38)
PODZIĘKOWANIA OD TŁUMACZA