Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 19

Przez źródło do przeszłości

Materiały z II Sesji naukowej doktorantów


Wydziału Historycznego UAM
Poznań 12–15 kwietnia 2008 roku

Redakcja
Iwona Grzelczak-Miłoś, Małgorzata Praczyk
Krzysztof Wiśniewski

Poznań 2012
RECENZENT
dr hab. Jan Prostko-Prostyński

PROJEKT OKŁADKI
Piotr Namiota

REDAKCJA TECHNICZNA
Małgorzata Nowacka

© Copyright by Instytut Historii UAM, Poznań 2012

ISBN 987-83-63047-06-1

DRUK
Instytut Historii UAM
Święty Marcin 78
61-809 Poznań
tel./fax 61 829 47 25
e-mail: history@amu.edu.pl
www.historia.amu.edu.pl

DRUK OKŁADKI I OPRAWA


Zakład Graficzny UAM
ul. Wieniawskiego 1
61-712 Poznań
Marcin Moskalewicz
Instytut Historii UAM

Refleksja nad źródłem a problem źródłowości

„Przez źródło do przeszłości” – tytuł niniejszej konferencji, choć-


by niezamierzenie, a być może nawet nieco prowokacyjnie, stawia
problem źródła w wyraźnie określonej optyce. Mamy oto, z jed-
nej strony, przeszłość w ogóle, jak gdyby zastygłą w raz na za-
wsze określonej formie, z drugiej zaś historyka, bądź kogokolwiek
kto chce o tej przeszłości czegoś się dowiedzieć. Pomiędzy nimi
natomiast, niejako w zawieszeniu, mamy źródła – w zależności
od epistemologicznych preferencji odbijające bezpośrednio bądź
zniekształcające nasz obraz tej przeszłości, na pewno jednak stano-
wiące jedyne dostępne nam narzędzie dotarcia do niej.
Z punktu widzenia pragmatyki badań historycznych nie ma
w takim ujęciu niczego zdrożnego. W istocie, poprzez źródła pozna-
jemy, raz lepiej, raz gorzej, odpowiednie fragmenty przeszłej rzeczy-
wistości. Jeśli jednak zechcemy sproblematyzować źródło poznaw-
czo jako narzędzie historyka – i to nie jako to, lub tamto konkretne
źródło, albo jakiś specyficzny i wymagający specjalistycznych pro-
cedur poznawczych rodzaj źródła (co przecież z powodzeniem czy-
nią nauki pomocnicze historii), lecz źródło jako takie, źródło w ogó-
le – wówczas schemat historyk – źródło – przeszłość okazuje się
wysoce problematyczny i z pewnością niewystarczający1.

1 Wojciech Wrzosek ma zasadniczo rację gdy stwierdza, iż stosowanie poję-


cia źródła może mieć sens tylko w ramach relacji poznawczej podmiot – przed-
miot. W przypadku zatarcia tego dualizmu samo pojęcie źródła przestaje wystar-
czać, gdyż nie może już służyć jako pewny pośrednik w kontakcie z zewnętrzną
12 M. Moskalewicz

Źródłem, w ostatecznym rozrachunku, jest przecież wszystko,


każda rzecz i myśl: akt prawny, list miłosny, testament, powieść
wraz z jej fikcyjnymi bohaterami, dzieło sztuki, film i muzyczna
partytura, bity zgromadzone na tysiącach serwerów, wreszcie cia-
ło ludzkie i zwierzęce bądź ich pozostałości, środowisko geogra-
ficzne zarówno przekształcone jak i nietknięte przez człowieka.
Z drugiej strony źródło to nigdy w pełni nie wyartykułowana tra-
dycja ustna, pokłady zbiorowej pamięci, przeszłość obecna w języ-
ku, w jego pojęciach i w codziennych, niewerbalnych gestach. Jako
źródło może wreszcie służyć jego fakt brak, pominięcie czegoś lub
zapomnienie o czymś, w oparciu o który – na zasadzie argumen-
tum ex silentio – wyciągać będziemy wnioski (niepewne) o istnie-
niu bądź nieistnieniu jakichś „faktów”.
Można nabrać wrażenia, iż trudno w istocie o pojęcie bardziej
enigmatyczne i nieprecyzyjne niż źródło historyczne. Może ono
w tym względzie spokojnie konkurować z pojęciem rzeczywi-
stości. Współistnieją jak wiemy rozliczne i niewspółmierne me-
tody klasyfikacji źródeł, zależne od przyjmowanych przez bada-
czy kryteriów: bądź to przedmiotowych, bądź formalnych, bądź
pragmatycznych etc. Klasyfikacje i kategoryzacje źródeł są próbą
uporządkowania ich wszechobecności i wynikającego stąd chao-
su2. Powiedzieć, iż „źródłem historycznym nazywa się utrwa-
lony i zachowany ślad myśli, działania lub najogólniej życia
ludzkiego”3 to z pewnością za mało. Dlatego też Jerzy Topolski
źródłem nazywa „wszystko, co może być pomocne w konstru-
owaniu obrazu przeszłości”4. Fakt, że źródłem „potencjalnym”5

wobec poznającego przeszłością. W. Wrzosek, Losy źródła historycznego (refleksje


na marginesie idei R. G. Collingwooda), [w:] Świat historii, red. W. Wrzosek, Poznań
1998, s. 417.
2 Na ten temat syntetycznie zob. J. Topolski, Metodologia historii, Warszawa

1984, s. 325–330.
3 M. Handelsman, Historyka: zasady metodologii i teorii poznania historycznego,

Warszawa 1928, s. 44.


4 J. Topolski, Jak się pisze i rozumie historię, Warszawa 1996, s. 338.
5 Rozróżnienie na źródła potencjalne i efektywne, zob. J. Topolski, Metodolo-

gia..., s. 324–325, 333.


Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 13

jest „wszystko to, skąd czerpać możemy [...] informacje o faktach


historycznych”6, stanowi codzienną bolączkę historyka. Co więcej
dynamiczny charakter źródeł historycznych, (podnoszony zarów-
no przez Brygidę Kürbis7 jak i Jerzego Topolskiego8 , choć z nie-
co odmiennym rozłożeniem akcentów) oznacza, że właściwy ruch
rozgrywa się pomiędzy historykiem a źródłem. Źródła potencjal-
ne w sensie dynamicznym okazują się być zbiorem nieogarnio-
nym. Źródło zostaje zatem zrelatywizowane – co nim jest, a co nie
jest musi być rozstrzygane każdorazowo. Podobnie rzecz ma się
z wydobywanymi z niego informacjami, które są zależne od pre-
supozycji historyka i stawianych przez niego pytań. Inne infor-
macje wydobędzie z tego samego źródła historyk zainteresowany
badaniem np. świadomości narodowej, inne historyk zaintereso-
wany badaniem świadomości korporacyjnej. W związku z tym
nawet podział na wiedzę źródłową i pozaźródłową musi być tyl-
ko wtórnym rozgraniczeniem pomiędzy tym, co w danym mo-
mencie poręczne i z czego korzystamy, a tym co w sposób uświa-
domiony, bądź nieuświadomiony uczestniczy w tym korzystaniu
jako jego konieczny element9.
Stąd można mówić o procesie „kreowania źródeł” – nie
w sensie ontologicznym, lecz w znaczeniu epistemologicznym10.
Ponadto proces kreowania źródeł nie jest wyłącznie prerogatywą
badacza, który zdolny jest zadawać źródłom wciąż nowe pytania,
ale także samego procesu dziejowego. Ten bowiem nie tylko doda-
je bezustannie nowe składniki do istniejącego inwentarza źródeł,
ale także zmienia sens informacji już istniejących, jak to przenikli-

6 Tamże, s. 335.
7 B. Kürbis, Metody źródłoznawcze wczoraj i dziś, Studia Źródłoznawcze 24
(1979), s. 83–96.
8 J. Topolski, Historyk i źródła: próba dynamicznej charakterystyki źródeł histo-

rycznych, [w:] tegoż, Marksizm i historia, Warszawa 1977, s. 42–75.


9 Na temat pojęcia wiedzy pozaźródłowej oraz jej związków z wiedzą źró-

dłową zob. J. Topolski, Metodologia..., s. 334–356.


10 Na temat rozróżnienia pomiędzy ontologicznym a epistemologicznym kre-

owaniem przedmiotu zob. J. Topolski, Historyk i źródła..., s. 44–45.


14 M. Moskalewicz

wie pokazała zarówno filozofia analityczna jak i refleksja herme-


neutyczna11.

II

Jak w takim razie właściwie zrozumieć źródło w ogóle? I czy dro-


ga do tego nie leży przypadkiem w czymś, co samym źródłem nie
jest, lecz co stanowi warunek jego możliwości, a mianowicie w ja-
kiejś jednej, wspólnej wszystkim źródłom źródłowości?
Heidegger źródłowym (ursprünglich) nazywa takie zapyty-
wanie, które jest, w jego rozumieniu, ontologiczne, tzn. jest bar-
dziej pierwotne niż ontyczne zapytywanie poszczególnych nauk
– w naszym wypadku poszczególnych nauk zajmujących się
różnymi aspektami przeszłości bądź też poszczególnych para-
dygmatów badań w historiografii. Takie pytanie o źródłowość
jest rzecz jasna pytaniem metafizycznym. Nie rozumiemy przez
to pytania o coś nieodgadnionego, leżącego po prostu poza grani-
cami empirii (jak to się niekiedy potocznie przyjmuje), lecz pyta-
nie o to, co najbardziej pierwotne w sensie umożliwiania tego, co
dane jako przedmiot. I tak np. zerwanie z dogmatyczną metafizy-
ką przez Kanta i jego próba przedstawienia zasad, a więc kryty-
ki czystego rozumu są same z gruntu metafizyczne. Poszukiwanie
źródłowej podstawy (Quellgrund) ludzkiego poznania jest, jak po-
wie Heidegger, próbą ugruntowania metafizyki właśnie12. Dla
wczesnego Heideggera fenomenem najbardziej źródłowym, me-
tafizycznym, jest właściwie pojęty czas hermeneutyczny. To on,
moglibyśmy powiedzieć, umożliwia źródła jako wytwory czy ję-
zykowe wypowiedzi, którymi następnie posługuje się historyk.
Zdaniem Heideggera wyodrębnianie określonych dziedzin przed-
miotowych poprzez poszczególne dziedziny badań fundowane

11 Jeśli chodzi o tą pierwszą zob. A. Danto, Narration and Knowledge, New York

2007; w kwestii tej drugiej zob. np. H.–G. Gadamer, Prawda i metoda, Zarys herme-
neutyki filozoficznej, tłum. B. Baran, Warszawa 2004.
12 M. Heidegger, Kant a problem metafizyki, tłum. B. Baran, Warszawa 1989.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 15

jest przez „pojęcia podstawowe”. Tymi pojęciami podstawowymi


są określenia, za pomocą których leżąca u podstaw wszelkich ute-
matyzowanych przedmiotów danej nauki dziedzina przedmio-
towa zostaje już z góry zrozumiana, a zrozumienie to przewodzi
wszelkiemu pozytywnemu badaniu”13. Właściwa źródłowość ma
być czymś, co takie poszczególne nauki (a wężej, ich paradygma-
ty) z ich podstawowymi pojęciami poprzedza i umożliwia. Z ko-
lei na poziomie tych nauk (bądź ich paradygmatów) będziemy
mieć do czynienia z odmiennymi ontycznymi ujęciami źródłowo-
ści konstytutywnymi dla tych nauk (bądź ich paradygmatów).
Nie podejmuję się tutaj przedstawienia znaczenia heidegge-
rowskiej kwestii bycia dla badań historycznych, które choć nie-
wątpliwe, jest jednak zbyt mocno oddalone od codziennej pracy
ze źródłami by mogło się na nią bezpośrednio przekładać. Chodzi
jednak o zwrócenie uwagi na jeden z jego aspektów, a mianowi-
cie na pytanie o źródłowość źródeł historycznych, z którymi ma
do czynienia historyk? Skąd mianowicie bierze się źródło, co sta-
nowi źródło źródła?

III

W swojej oryginalnej kategoryzacji źródeł historycznych Gerard


Labuda zwrócił uwagę na niezwykle istotny problem14. Rozpatrując
źródła w ich rzeczywistości dziejowej odszedł on od klasycznych
podziałów źródeł takich jak np. podział Droysena na pozostałości
(„Überreste”), źródła („Quelle”) oraz pomniki („Denkmäler”), podział
Bernheima na źródła i tradycję, bądź rozróżnienie Handelsmana
na źródła bezpośrednie i pośrednie15. Odchodzi również od wszel-

13 M. Heidegger, Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa 1994, s. 15.


14 G. Labuda, Próba nowej systematyki i nowej interpretacji źródeł historycznych,
Studia Źródłoznawcze 1 (1957), s. 3–52.
15 M. Handelsman, Historyka..., s. 44–45. Jak sam autor przyznaje podział ten

ma względny charakter, w związku z czym proponuje podział pragmatyczny na


źródła pisane i niepisane, równie względny jak łatwo udowodnić.
16 M. Moskalewicz

kich podziałów wedle kryteriów rzeczowych. Ich zakładaną prze-


słanką – twierdzi Labuda – było przekonanie o dwoistości natury
człowieka i jej rozłączności, tzn. o istnieniu w człowieku odrębnej
sfery psychicznej i fizycznej. Wprowadzając to, co nazywa „treś-
cią społeczną” Labuda wyróżnia źródła ergotechniczne, socjotech-
niczne oraz psychotechniczne. Novum jego koncepcji polega na
tym, że uznaje nieodłączność źródła od wszechobecnego proce-
su historycznego, będącego zarówno jego wytworem, jak i częścią,
czy – używając odmiennej nomenklatury – zarówno znakiem, jak
i oznaką. Innymi słowy, każde źródło jest bezpośrednie, każde bo-
wiem mówi coś o swojej rzeczywistości – „odbija ją”, jak chciałby
Labuda – samo jest pewną rzeczywistością, ma charakter rzeczy.
Każde też jest pośrednie, jest bowiem zapośredniczone przez dzia-
łanie człowieka, w mniejszym bądź większym stopniu nastawione
na przekazanie pewnej treści.
Labuda ma zasadniczo rację, kiedy pisze, że
jedynie poznanie struktury procesu historycznego, który jest twórcą sa-
mych źródeł, umożliwia stworzenie dostatecznie zwartej, a zarazem ści-
śle do niego adekwatnej struktury podziału źródeł. Stworzenie klasyfikacji
źródeł odbijających dokładnie strukturę procesu historycznego umożliwia z
kolei przejście od źródła znów na powrót do tej płaszczyzny procesu histo-
rycznego, która jest odpowiedzialna za jego wytworzenie16

Labuda przeoczył (pominął) jednak fakt, iż nie dochodzi tutaj


do dialektycznej syntezy, lecz że koło rozumienia pozostaje otwar-
te. Choć więc jego podział źródeł oparty jest o źródłowość – w tym
wypadku obiektywny proces historyczny w jego trzech obiektyw-
nych płaszczyznach – to źródłowość tą pojmuje on po marksistow-
sku dogmatycznie.
Ma rację Brygida Kürbis, gdy stwierdza, iż ruch „od źródła ku
faktom, i od faktów ku źródłu”17 to dwie strony jednej i tej samej
monety. „Źródła przekazują wieść o dziejach, ale to dzieje uformo-
wały źródła, i to one z kolei współtworzą dzieje”18. Źródło nie tyl-

16 G.Labuda, Próba nowej systematyki..., s. 47.


17 B.Kürbis, Metody..., s. 85.
18 Tamże, s. 89.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 17

ko przekazuje wieści o „faktach”, lecz samo jest wytworem jakie-


goś „faktu” i samo stanowi „fakt” (czy lepiej, wydarzenie – fakt
byłby wówczas stwierdzeniem zajścia określonego wydarzenia,
jak również jako to stwierdzenie byłby sam pewnym wydarze-
niem). Innymi słowy nie przechodzimy po prostu od źródeł do
wydarzeń z przeszłości (podejście faktograficzne), lecz same źró-
dła rozpatrujemy jako produkty wydarzeń z przeszłości, jakichś
„faktów”. Źródła rozpatrujemy w dziejach, dzieje zaś dostrzegamy
tylko w perspektywie źródła. Źródłowe w stosunku do źródeł są
tutaj same dzieje. Chcąc badać źródła, nie da się takiej źródłowości
nie zakładać. Innymi słowy, rozpatrując źródła w ogóle jesteśmy
siłą rzeczy (bądź dziejów) zmuszeni zająć jakieś stanowisko odno-
śnie ich dziejowej źródłowości. Jakąś jej formę przyjmowali zatem
wszyscy teoretycy źródeł historycznych. Wojciech Wrzosek nazy-
wa takie milczące założenia teoretyków źródeł czy reflektujących
nad źródłami ich „nieuświadamianym a priori”19. Należy podkreś-
lić, iż nie jest to a priori ahistoryczne, lecz podlegające weryfika-
cji w procesie poznawania. Źródło jest zatem przede wszystkim
„konstruktem epistemologicznym”20, choć jako konstrukt myślo-
wy ma ono przecież swoje źródło w jakichś źródłach – konstrukt
innymi słowy sam nie jest od źródeł zupełnie oderwany. Niemniej
metafora źródła sugerująca czystość i można powiedzieć interpre-
tacyjne nieskażenie, miejsce z którego niejako w sposób naturalny
„wypływa” wiedza prawdziwa, przestaje przemawiać.
Dla Droysena na przykład fenomenem źródłowym jest ludzka
wola w wymiarze ponadindywidualnym, czy mówiąc inaczej duch
wspólnoty, ogólne idee sterujące ludzkimi działaniami. Jednostka
stanowi dla niego wyraz tego, co wspólne kolektywnej świadomo-
ści rodzin, ludów czy państw21. Przedmioty historii są aktualiza-
cjami (urzeczywistnieniem) tych idei (sił moralnych). Dzieje jako
takie to świat moralny w ruchu.

19 W. Wrzosek, Losy źródła historycznego, s. 411.


20 Tamże, s. 412.
21 J.G. Droysen, Outline of the Principles of History, tłum. E.B. Andrews, Boston

1893, s. 9–16.
18 M. Moskalewicz

Dla Handelsmana z kolei dzieje to rozwojowy szereg zjawisk


powiązanych zależnościami (niekoniecznie przyczynowymi)
z wydarzeniami poprzedzającymi i następującymi22.
Zadaniem historii jako nauki jest opisywanie tego procesu roz-
woju, a więc ustalanie ciągów rozwojowych – wiązanie faktów
jednostkowych z rozwojem całościowym w ramy całości narodo-
wych („najogólniejszym zadaniem historii są dzieje narodu czy
narodów”23). Ostatecznie właściwym czynnikiem dziejowym jest
dla Handelsmana czynnik narodowy.
Dziejami nie zajmuje się specjalnie Kościałkowski: historia to
dla niego „bieg zdarzeń”, „zespół faktów”24. Ich ustalanie – usta-
lanie „przebiegu faktów”25 – to naczelne zadanie historyka. Autor
nie zastanawia się jednak nad tym, czy fakty te same w sobie „bie-
gną” czy „stoją”, choć jakieś wyobrażenie na ten temat musi prze-
cież posiadać. Ten poziom właściwie źródłowy pozostaje jednak
niewyartykułowany – poruszamy się wyłącznie na płaszczyźnie
metodyki badań.
Podobnie postępuje Zbysław Wojtkowiak, dla którego właści-
wym źródłem historycznych wydarzeń jest człowiek26. W tę an-
tropologiczną źródłowość jednak głębiej nie wnika. Sam deklaruje
zresztą unikanie rozważania faktów historycznych i ograniczenie
się do faktów źródłowych i historiograficznych, przyjmując (kla-
sycznie), iż punktem wyjścia jest samo źródło, i że dopiero jego
analiza umożliwia przejście do przyczyn jego powstania (właści-
wej przeszłości)27. Wojtkowiak zatem źródłowością się nie zajmu-
je z założenia, choć ją przecież w swoich rozważaniach o konkret-
nych rodzajach źródeł sam w jakiś sposób zakłada.

22 Ogólnie o dziejach zob. M. Handelsman, Historyka..., s. 1–8.


23 Tamże, s. 10.
24 S. Kościałkowski, Historyka, Wstęp do studiów historycznych, Polski Uniwer-

sytet na obczyźnie, Londyn 1954, s. 23.


25 Tamże, s. 108.
26 Z. Wojtkowiak, Nauki pomocnicze historii najnowszej. Źródłoznawstwo. Źródła

Narracyjne, część I: Pamiętnik. Tekst literacki, Poznań 2003, s. 14.


27 Tamże, s. 38–39.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 19

Dla Brygidy Kürbis próbującej polemizować z odhumanizo-


wanym strukturalizmem Foucaulta, właściwym źródłem dziejów
jest działający człowiek. Za pozorną oczywistością tego sformu-
łowania kryje się podobnie jak w przypadku Wojtkowiaka nie-
sproblematyzowana nieoczywistość: jaki mianowicie to człowiek?
Racjonalny czy ulegający namiętnościom? Zadeklarowany czło-
nek grupy czy może indywidualista? Działający świadomie czy
sterowany przez nieokreśloną podświadomość? Nade wszystko
członek narodu czy raczej członek swojej społecznej klasy? Czy
znowuż narzędzie bezosobowego dyskursu? Jakiego dyskursu?
Istnieje przecież niezliczona liczba możliwych mniej lub bardziej
dogmatycznie ujmowanych źródłowości. Cóż innego, jeśli nie rze-
czywistą źródłowość ma na myśli hermeneutyka podejrzeń, dro-
biazgowo analizując ukryte mechanizmy ludzkiego postępowa-
nia? Nastawienie antropologiczne do zaledwie punkt wyjścia.
Dla przykładu, czysto formalne założenie o racjonalności, o ile
ujmiemy je ontologicznie, można uznać za źródłowe w wyżej opi-
sanym sensie. Powiedzenie bowiem, iż człowiek jest istotą działa-
jącą celowo – racjonalnie, nie wnikając nawet w konkretne środki
i cele, lecz zakładając wyłącznie istnienie struktury środków i ce-
lów, stanowi już pewne, jakże istotne przekonanie dotyczące dzie-
jów. Rzecz jasna zweryfikować takie przekonanie można jedynie
poprzez źródła, lecz wyłącznie w horyzoncie jakiejś zakładanej
uprzednio źródłowości.
Uznając, iż źródło dziejowości (a zatem i źródeł) leży w samym
człowieku, nie sposób nie być zmuszonym wniknąć w tego czło-
wieka głębiej. I tak – mówiąc dla przykładu krótko i w znacznym
uproszczeniu – koncepcja działania Hannah Arendt (która wpły-
nęła znacząco na takich myślicieli jak m. in. Ricoeur i Habermas)
zakłada również, że wyłącznym podmiotem dziejów jest działa-
jący człowiek28. Jednak to, co potocznie rozumiemy przez działa-
nie, to w nomenklaturze Arendt „wytwarzanie”, czynność rządzą-
ca się kategoriami środków i celów, zdolna osiągać te zamierzone
cele, i pozostawiająca po sobie jakiś trwały rezultat w postaci rze-

28 Zob. np. H. Arendt, Kondycja ludzka, tłum. A. Łagodzka, Warszawa 2000.


20 M. Moskalewicz

czy. Działanie we właściwym sensie to zaś zmierzający do nie-


skończoności język, interakcja co najmniej dwojga wypowiada-
jących się ludzi. Takie działanie nigdy nie osiąga swojego celu,
nigdy bowiem nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć tego, co chce-
my. Wypowiadamy się jednak, by odsłonić siebie przed innymi,
a w sposób zapośredniczony poprzez innych, także przed samy-
mi sobą. Tak rozumiane działanie jest samo z siebie ulotne, nie zo-
stawia po sobie żadnych trwałych śladów w postaci źródeł, tak
iż to co najistotniejsze w historii bezustannie nam umyka. Z dru-
giej strony źródłowość działania u Arendt jest sama kwestią spor-
ną i nierozstrzygniętą. Z pewnego punktu widzenia bardziej źró-
dłowa wydaje się ludzka wola, z innego władza sądzenia. Obie
z kolei wydają się być ugruntowane w czystej wyobraźni trans-
cendentalnej, której odkrycie autorka uważała za największe osią-
gnięcie Kanta. Jakby na to nie patrzeć, konieczne są jakieś głębsze
rozstrzygnięcia.
Gatunkowo inny przykład stanowi pojęcie wzniosłego do-
świadczenia historycznego współczesnego holenderskiego filozo-
fa historii Franka Ankersmita, przytaczane jedynie by pokazać, że
ludzkie działanie – które i tak można rozumieć rozmaicie – nie-
koniecznie musi być uznawane za fenomen źródłowy29. Wzniosłe
doświadczenie historyczne to – najkrócej mówiąc – doświadcze-
nie przeszłości jako czegoś, co odrywa się od teraźniejszości, tym
samym ją konstytuując. Jest więc – jak mówi autor – „doświad-
czeniem bez podmiotu”. Podmiot – w tym wypadku określona
epoka historyczna, określona świadomość zbiorowa – jest nieja-
ko dopiero jego rezultatem. W przełomowych momentach histo-
rycznych, takich jak np. Rewolucja Francuska czy upadek komuni-
zmu w Polsce, wyłaniającą się epokę określa u podstawy to, czym
już nie – jest (np. III Rzeczpospolita to już – nie PRL, IV RP to już –
nie III Rzeczpospolita). Takie doświadczenie przełomu ma zasad-
niczo charakter kolektywny, może być jednak wtórnie przeżywa-
ne przez jednostkę, która wobec tej źródłowości staje bezradnie,
nie mogąc jej wyrazić za pomocą języka. Próbą wyrażenia bólu tej

29 Zob. F. Ankersmit, Sublime Historical Experience, Stanford 2005.


Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 21

utraty przeszłości jest pisarstwo historyczne mające stanowić jej


substytut, a więc zastąpić za pomocą zewnętrznego wobec niej ję-
zyka przeszłą rzeczywistość.

IV

Rozpatrując źródłowość, dochodzimy do samego sedna tkanki hi-


storycznej, a mianowicie do pojęcia wydarzenia czy też faktu histo-
rycznego. Nawet jeśli przyznamy rację Handelsmanowi, iż w wy-
niku złożonego procesu badawczego „ostatecznym rezultatem
interpretacji źródła będzie ustalenie faktu jednostkowego”, to nie
rozstrzygamy tym samym, co należy uznawać za fakt jednostko-
wy30. Uchwycił to Droysen, sprzeciwiając się idei „czystego faktu”
i eunuchowemu obiektywizmowi, choć przecież także i jemu cho-
dziło o rodzaj „faktów” – zbiorowych przekonań sterujących ludz-
kimi działaniami. Mało kto myśli wciąż o faktach jak o cegiełkach,
z których budowany jest gmach nauki, zdając sobie sprawę, że taka
budowa wymaga jeszcze fundamentów, tynków, dachówek i insta-
lacji. Co więcej, nie bez znaczenia jest wielkość i forma używanych
cegiełek. Istnieją np. tzw. zdania bazowe, oparte o bazowe infor-
macje źródłowe w minimalnym stopniu nasycone interpretacją31.
Jerzy Topolski nazywa je „realistycznym alibi narracji historycz-
nej”, gdyż mają zapewniać „kontakt punktowy” z przeszłą rzeczy-
wistością32. Mają stanowić prawdziwe i niepodważalne punkty za-
czepienia tkaniny narracji historycznej. Taką informacją bazową
jest według Topolskiego informacja o cenach pszenicy w Paryżu
w roku 1788. Nawet tak oczywisty z pozoru przykład pokazuje,
jak bardzo każda informacja o wydarzeniu obarczona jest bagażem
teoretycznym. Topolski sam przyznaje, iż nie ma informacji o zero-
wym stopniu interpretacji, i że tę oczywistość informacji bazowych

30 M. Handelsmann, Historyka..., s. 201. Dla Handelsmana fakty historyczne to

stany psychiczne i działania ludzkie – fakty wewnętrzne i zewnętrzne.


31 J. Topolski, Jak się pisze..., s. 379–383.
32 Tamże, s. 384–385.
22 M. Moskalewicz

określać można jedynie konsensualnie. Słusznie zresztą w innym


miejscu pyta: „Kiedy wobec tego kończy się jeden fakt a zaczyna
następny, będący ewentualnie jego skutkiem? Zależy to od tego,
w jaki sposób skonstruowaliśmy fakt historiograficzny stanowiący
uproszczone ujęcie nieznanego nam faktu historycznego (układu),
tzn. zależy od tego, gdzie sami wyznaczyliśmy mu granice”33.
Konsekwencją przyjęcia odmiennych koncepcji źródłowo-
ści będą odmienne koncepcje tego, co należy rozumieć przez wy-
darzenie czy fakt historyczny. Pozostając w zgodzie z językiem
Topolskiego źródłowość oznacza tutaj określoną teorię procesu hi-
storycznego, która – jako zawarta już w każdym pytaniu – wpły-
wa na kształtowanie się „struktur informacyjnych” źródła. Także
dialektyczne ujęcie faktu historycznego przez Topolskiego zakłada
pewne rozumienie źródłowości34. Autor uznaje, iż sam fakt stano-
wi układ, zaś rzeczywistość to nie prosta suma faktów, lecz ogrom-
nie złożony „fakt”, układ układów. Taki układ zaś to więcej niż
zbiór swoich elementów, to raczej sposób działania (rozwoju) dzie-
jowej całości. Fakt historyczny to zatem pewne miejsce w struk-
turze, w której istotny jest moment rozwojowy. W postępowaniu
badawczym ma miejsce bezustanna konfrontacja naszego wyobra-
żenia rzeczywistości minionej z faktami historiograficznymi (kon-
strukcjami faktów historycznych), a więc wzajemna interakcja co-
raz lepiej poznawanych dziejów z faktami historiograficznymi.
Skąd zatem wiemy, czy w ogóle mamy w historii do czynienia
z wydarzeniami? A może najgłębszą tkankę historii stanowi pro-
ces? Może to on jest wydarzeniem jako takim? Zanim zaczniemy się
zastanawiać nad hierarchią ważności faktów, należałoby wpierw
rozstrzygnąć o jakie fakty nam chodzi. Mamy przecież fakty proste,
jak i bardziej złożone, często obejmujące sobą fakty proste. Same te
fakty możemy ujmować statycznie bądź procesualnie, zaś jako ta-
kie indywidualnie bądź zbiorowo, na różnych poziomach wielko-
ści. Skoro dualizm źródeł i faktów jest pozorny, powinniśmy, być
może, mówić o dualizmie źródeł i źródłowości? A wówczas czy nie

33 J. Topolski, Metodologia..., s. 197.


34 Tamże, s. 183–199.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 23

ulegnie zmianie nasze pojęcie faktu, tego, co konstytuuje samo wy-


darzenie? Czy wydarzenie nie stanie się wówczas czymś w rodza-
ju wypadkowej ich interakcji, tzn. wypadkowej zakładanej źródło-
wości i widzianego w jej szerokim kontekście źródła? To nie sam
rodzaj źródła – wybranego przez historyka w konkretnych okolicz-
nościach badawczych – lecz to źródło wybrane w kontekście pro-
jektowanej źródłowości wyznacza przedmiot nauki historycznej,
zespół wydarzeń bądź procesów takich jak czyny wojenne, fluktu-
acje cen, prawa, koronacje, rewolucje, struktury języka czy struk-
tury klasowe. Fakt jako potwierdzenie zajścia określonego wyda-
rzenia jest tutaj czymś wtórnym. Jeśli bowiem wydarzenie odnosi
się do działania, to należałoby w pierwszej kolejności rozstrzygnąć,
czy działanie to ma strukturę ciągłą czy nieciągłą, czy jest procesem
czy wyłącznie następstwem poszczególnych „teraz”. Jeśli zaś język
uznajemy za działanie, to czy chodzi nam o wypowiedź w posta-
ci zdania, czy o język narracji? Nie mówiąc już o takich kwestiach
jak związek działania z myśleniem, istnienie wolnej woli, intersu-
biektywność etc. A rozstrzygnięcia te zależne już będą od milcząco
przyjmowanej natury źródłowości.

Problem ten należy ponadto ujmować nie tylko w aspekcie prze-


szłościowym, w odniesieniu do oderwanej od nas minionej rzeczy-
wistości, lecz także w aspekcie teraźniejszości i przyszłości, a więc
niejako politycznie. Przełomu w takim stawianiu kwestii dokonu-
je Heidegger, którego wnikliwe analizy przeformułowują zasadni-
czo właściwe tradycji hermeneutycznej zagadnienie interpretacji35.
Słynne koło hermeneutyczne nie dotyczy już wyłącznie czegoś
wobec podmiotu zewnętrznego, gry części i całości w nieskończo-
nym procesie dochodzenia do znaczenia tekstu. Elementem koła

35 Na ten temat zob. np. J. Grondin, Wprowadzenie do hermeneutyki filozoficznej,


tłum. L. Łysień, Kraków 2007, s. 118–134.
24 M. Moskalewicz

staje się sam rozumiejący, przez co zyskuje ono strukturę ontolo-


giczną. Rozumienie przestaje oznaczać po prostu rozumienie cze-
goś zewnętrznego i staje się sposobem bycia jestestwa (Dasein).
Rozumienie nie dokonuje się wyłącznie w będącej fenomenem
wtórnym wypowiedzi językowej, lecz jest przed-teoretyczne, za-
wsze już w jakiś sposób dane w swojej faktyczności, zawsze obar-
czone jakąś prestrukturą, jakimiś założeniami. Rozumienie świata,
w tym także i świata historycznego, jest rozumieniem siebie w tym
świecie. Nie może być inaczej, skoro samemu jest się jego częścią.
Odwołajmy się tutaj do przykładu słynnego niemieckiego hi-
storyka Reinharta Kosellecka, który czerpiąc obficie z refleksji her-
meneutycznej nad czasem i dziejowością, przekuł te refleksje na
oryginalne podejście metodologiczne, a mianowicie w swoiście
rozumianą „historię pojęć”. Koselleck w swoich studiach wpro-
wadza dwie kategorie, które nazywa metahistorycznymi – są to
przestrzeń doświadczenia i horyzont oczekiwań36. Przestrzeń do-
świadczenia to jakby uwspółcześniona przeszłość, horyzont ocze-
kiwań to uwspółcześniona przyszłość. Każde wydarzenie rozgry-
wa się, zdaniem autora, w określonej przestrzeni zgromadzonych
doświadczeń oraz w określonym horyzoncie oczekiwań. Kategorie
te same w sobie są puste – umożliwiają dopiero, w następnej ko-
lejności, wypełnianie ich treścią określonych doświadczeń i okre-
ślonych oczekiwań oraz ich (zdaniem Kosellecka historycznie
zmiennych) wzajemnych stosunków. Same te kategorie są jednak
źródłowe i niezmienne. Chodzi tutaj o to, że umożliwiają one nie-
jako łączenie przeszłości z teraźniejszością, bowiem stanowią wa-
runki możliwości obu. Konstytuują więc zarówno same dzieje, jak
i nasze ich poznawanie.
Sedno sprawy jest takie, że w jakikolwiek sposób nie chcieliby-
śmy formułować naszych źródłowych kategorii, muszą one speł-
niać ten warunek łączenia przeszłości z teraźniejszością i przy-
szłością, który spełniają kategorie Kosellecka. Pytanie o źródło

36 R. Koselleck, Przestrzeń doświadczenia i horyzont oczekiwań – dwie katego-


rie historyczne, [w:] tegoż, Semantyka historyczna, tłum. W. Kunicki, Poznań 2001,
s. 359–388.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 25

zaniedbujące ten postulat samoodniesienia, skazane jest na poru-


szanie się w jałowym poznawczo obszarze, nie jest bowiem w sta-
nie samo siebie sproblematyzować.

VI

Podsumowując, wypada na koniec zadać pytanie o źródło samej


źródłowości. Można powiedzieć, że źródłowość ma charakter stric-
te pozaźródłowy, choć trzeba pamiętać, iż określenie „wiedza po-
zaźródłowa” jest względne i posiada sens jedynie w relacji do wie-
dzy (w danym postępowaniu badawczym) źródłowej. Bez takiej
wiedzy pozaźródłowej nie wydobylibyśmy ze źródła żadnej infor-
macji, nie bylibyśmy bowiem w stanie postawić źródłu badawcze-
go pytania. Przekonanie, iż źródłom niepotrzebna jest źródłowość
byłoby formą „mitu źródeł historycznych”37 czy też rodzajem „fe-
tyszyzacji źródeł”38. Źródłowość jako rodzaj wiedzy pozaźródło-
wej można ująć jako „założenia pytania”39, a więc jako przesłan-
ki wnioskowania, nie ograniczając ich wszakże do wnioskowań
logicznych, lecz odnosząc do szeroko pojmowanego procesu ro-
zumienia. Począwszy od ustalenia przedmiotu badań i kryteriów
selekcji materiału, poprzez ustalanie faktów i tworzenie narracji,
założenia badawcze „prowadzą nas do wartościujących podstaw
ogólnego poglądu na dzieje reprezentowanego przez stawiającego
pytanie”40. Mamy tu do czynienia z zasadniczo pozytywnym cha-
rakterem przesądów – naszych wstępnych „mniemań” i „uprze-
dzeń”, o tyle, o ile jesteśmy w stanie je sobie „świadomie przy-
swoić”41, potwierdzić w procesie (samo) rozumienia. Polemika
Gadamera z naczelnym przesądem Oświecenia – uprzedzeniem
do uprzedzeń w ogóle może być tutaj instruktażowa: „uprzedze-

37 J. Topolski, Jak się pisze..., s. 335–338.


38 J. Topolski, Metodologia..., s. 348.
39 Tamże, s. 351.
40 J. Topolski, Metodologia..., s. 385.
41 H.-G. Gadamer, Prawda i metoda..., s. 372.
26 M. Moskalewicz

nia jednostki są o wiele bardziej niż jego sądy dziejową rzeczywi-


stością jego bytu”42.
W pewnym uproszczeniu, nie wnikając bowiem w to, jaki pier-
wotny fenomen jest źródłem tej źródłowości, źródłowy jest sam
historyk. To on poprzez wybór konkretnego źródła, poprzez jego
taką, a nie inną krytykę i interpretację, i wreszcie poprzez stworzo-
ną narrację, staje się twórcą nie tylko poznania historii, ale i jej sa-
mej. W tym kontekście proces kreowania źródeł można rozumieć
zarówno poznawczo, w znaczeniu uzyskiwania z pozornie wy-
czerpanych już źródeł nowych informacji w odpowiedzi na nowe
pytania, oraz ontologicznie, w znaczeniu tworzenia nowych in-
terpretacji, które same w sobie stają się automatycznie źródłami,
z których, być może, skorzysta kiedyś np. historyk historiografii.
W tym byciu twórczym i źródłowym, każdy historyk musi sam,
z konieczności, jakąś źródłowość zakładać – w przeciwnym razie
jego wyobrażenie, czy też wstępny ogląd przeszłości zamieszki-
wałyby byty zbyt nieokreślone, by mogły zostać poddane badaniu
naukowemu. Jerzy Topolski pisał swego czasu o „przestrzeniach
ontologicznych”, a więc reprezentowanych przez poszczególne
grupy badaczy „wizjach świata i człowieka” warunkujących po-
dejmowaną przez nich metodologię pracy naukowej43. Te prze-
strzenie ontologiczne, zanim jeszcze zostały wypełnione treścią
konkretnych postaci, zjawisk czy procesów, określały wyobraże-
nia badacza dotyczące rzeczywistości dziejowej jako systemu ele-
mentów i relacji zachodzących między nimi. Były więc odpowie-
dzialne za określone pojmowanie źródłowości dziejów, a więc ich
siły sprawczej (bądź jej braku), sterującej następnie określonym
doborem materiału źródłowego i metod jego krytyki.
Źródłowość – nie od rzeczy będzie przypomnieć – jest katego-
rią metafizyczną; a jako taka stanowi podstawę możliwego pyta-
nia zarówno o źródło, jak i wszelkiego pytania o przeszły czy te-
raźniejszy byt. Jako taka jest ona dla historyka nie do uniknięcia

42 Tamże,
s. 382.
43 Zob.
J. Topolski, Przestrzenie ontologiczne, [w:] tegoż, Rozumienie historii,
Warszawa 1978, s. 35–56.
Refleksja nad źródłem a problem źródłowości 27

(można co najwyżej unikać refleksji nad nią), bowiem nawet je-


śli niewyartykułowana, jest już w każdym pytaniu o przeszłość
(i w odpowiedzi na nie) w jakiś sposób obecna. Pozorny paradoks
wynika z tego, iż przecież te przekonania odnośnie źródłowości
same pochodzą z jakichś, niekoniecznie znanych czy jasno uświa-
damianych, źródeł, z jakiejś wiedzy pozaźródłowej, która jest
sama, w ostatecznym rozrachunku, źródłowa. Bo choć źródłowo-
ści nie znajdujemy bezpośrednio w źródłach, to jednak jej źródłem
są przecież jakieś źródła rozpatrywane w kontekście tej zakładanej
źródłowości. Pytanie o to, co jest tutaj pierwsze, źródłowość czy
źródła, przypomina pytanie o pierwszeństwo jajka wobec kury. Są
one ze sobą ściśle związane i nie sposób rozpatrywać ich oddziel-
nie. Do źródłowości dochodzimy poprzez źródła, lecz samym tym
dochodzeniem kieruje – by użyć sformułowania Gadamera – „pre-
supozycja pełni”44 tej źródłowości, zakładane i projektowane ocze-
kiwanie jedności sensu. Parafrazując słowa Ricoeura moglibyśmy
na koniec powiedzieć: „i już uprawia filozofię historii ten, kto zaj-
muje się źródłami”. W tym sensie także „przyszłość” nauk o źró-
dłach historycznych, tzn. uczynienie z nich twórczego narzędzia
poznawczego, tkwi paradoksalnie w ich unicestwieniu”45.

44 H.-G. Gadamer, Koło jako struktura rozumienia, [w:] Wokół rozumienia. Studia
i szkice z hermeneutyki, tłum. G. Sowinski, Kraków 1993, s. 231.
45 B. Kürbis, Metody źródłoznawczne..., s. 87.

You might also like