Mężczyzna Którego Na Męża Wybierać Nie Wolno Jakich

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 52

MĘŻCZYZNA

KTÓREGO NA MĘŻA
WYBIERA Ć NIE WOLNO!
im iw ii— — gsaini nu n r n — i m i i r .

JA K IC H MĘŻCZYZN UNIKAĆ NALEŻY.


W SKAZÓW KI I O STRZEŻEN IA DLA
DZIEWCZĄT.
. V

PR ZEZ

PRO F. DR. GERLINGA.


MĘŻCZYZNA
KTÓREGO NR MĘŻA
WYBIERAĆ NIE WOLNO!
MĘŻCZYZNA
K T Ó R E G O NA M Ę Ż A
B B B H B B H n B B B D H B H B H n B B H B B n n B B B

WYBIERAĆ NIE WOLNO!

JAKICH MĘŻCZYZN UNIKAĆ NALEŻY.


W SKAZÓWKI I O S T R Z E Ż E N IA DLA
DZIEWCZĄT.

PRZEZ

PROF. DR. GERLINGA.

W A R S Z A W A 1 9 2 3.
|E t I|
^0D °

• k06
P o w s ta n ie swe, zaw dzięcza niniejsza b ro s z u ra
innej m ej p racy, książeczce p. t.: „D ziew czyna której
za ż o n ę brać się nie p o w in n o " , p o u k a z a n iu się
której, o trz y m a łe m ze sfer k o b iecy c h liczne listy
p e ł n e z a ró w n o u zn a n ia , jak i n ie m n ie j o g n isty c h
p ro te s tó w , k tó re b az w yjątku s tresz cza ją się
w okrzyku:
— „Czy nie pow ie p a n teraz n a m , k o b ie to m ,
jak w y g lą d a mężczyzna, za k tó re g o nie p o w in n o się
w ycho dzić?"
Z a rz u c a n o mi, że ty tuł „D ziew czyna, której za
ż o n ę brać się nie p o w in n o " brzm i s e n s a c y j n i e ~ n i e
w ą tp ię , że z a rzu t te n s p o tk a rów nież niniejszą ro z­
pra w ę. W sz elak o nie w olno z a p o m in a ć , że n a j l e p ­
szej n a w e t książki o sła b y m ty tu le w łaśnie ci nie
b io rą d o ręki, dla k tó rych je s t p rz e z n a c z o n a . O s trz e ­
ż en ia i w skazów ki są bez w artości, jeżeli p rz eb rz m ie-
w ają bez echa. P ra g n ę je d n a k , ab y p rz estro g i m o je
j a k najliczniejszych czy teln ikó w p o b u d ziły d o m y ś le ­
nia, a b y czytały je ty siące ludzi— i d la te g o m u s ia łe m
w y b ra ć ty tu ły w z b u d z a ją c e z a in te re s o w a n ie , a z a r a ­
z e m m ó w iące to, o co chodziło autorow i; b ę d ą c e
p rz e s tro g ą i p o ra d ą .
Nie s ą d z ę w praw dzie, a b y w o b e c zbyt m ałej
ilości m ężczyzn n a św iecie w yw ody m o je wyw ołały
skutek, gdyż panny „wiedzą zawsze lepiej", co nie
w ypada czynić, niż naw et najbardziej doświadczony
doradca, wiedzą, że potrafią mężczyznę oduczyć wszel­
kich błędów. Inne zgadzają się na da n e g o m ęża w p o ­
chwały godnej świadomości, że sa m e — chociaż są
aniołami — niezupełnie jed n a k wolne są od błędów.
Do tego m ają oczywiście prawo, powinny jednak
pam iętać, że błędy tak sa m o jak zalety przekazujem y
potom stw u. A dzieci, to ostateczne pragnienie nasze,
powinny jakościowo przewyższać rodziców. Pragnie­
niu osiągnięcia tego celu zawdzięczają obie moje
broszury swe istnienie.
W zachwalany ogród małżeński winno się zawsze
wchodzić z otwartemi oczyma, bo wokoło leżą k a ­
mienie. Książka m oja w tym celu m a być tylko
p od n ietą i jednocześnie m a wzbudzać zastanowienie.
Szczęście m ałżeńskie polega nietylko na złą­
czeniu się z ukochanym , ale i na zdrowych, udat-
nych dzieciach, o których kwalifikacjach fizycznych
i duchowych rozstrzyga zdrowie i charakter rodziców.
Prof, Dr. G.
P o c z em p o z n a je m y świt now ej ery? — p y ta
S c h le ie r m a c h e r i o d p o w ia d a .
J e ż e li s ta re p rz e s ą d y w reszcie za czy n a ją zni­
kać — ślepi widzą.
J e ż e l i z a m a rłe siły b u d z ą się n a n o w o — u ło m n i
ch od z ą.
J e ż e li m o r a ln e z e p s u c ie p o z n a je m y i o d c z u ­
w a m y g łę b o k o — tręd o w aci oczyszczają się.
J e ż e li ty sią c k ro tn ie z a p o w ia d a n e , ale p rz e m ija ­
jące bez e c h a p ra w d y w re szcie z n a jd u ją d o s t ę p —
głusi słyszą.
J e ż e li o d w ie c z n e p ra w a w k a ż d y m człow ieku,
n a jb ied n iejszy m n aw et, z n a jd u ją z ro z u m ie n ie i cześć
i ta k siłą o d dołu ku g ó rze p rz e n ik a ją cały n a r ó d —
u b o g im o b jaw ia się Ew angelje! —
N ajubo ższej z ub og ich , najw ięcej ślepej w śró d
ślepy ch, kobiecie — w obliczu w ielk ieg o u m ie ra n ia
w E u ro p ie o p a d ł a z oczu za s ło n a przyzw yczajenia
i o b o ję tn o ś c i. K obieta przew idziała, ru sz ają się jej
siły k r ę p o w a n e przez wieki — wyzwala się.
O k ru c ie ń s tw a n a jo k ro p n ie jsz ej w ojny, ja k a k ie ­
d y k o lw iek szalała n a ziem i, w strz ą s n ę ły ta k ż e k o b ie tą
i p o b u d z iły ją d o m y ślenia, a b y wywalczyć kobiecej
części ludzkości o b o k g o d n o śc i człow ieczej tak że
n a le ż n e jej p ra w a ludzkie. P oznała, że w o jna prze''
ła m u je i niszczy ta k ż e trosk liw ie p ie lę g n o w a n y o g ró d
m a łż e ń stw a i życia ro d z in n e g o , że k o b ie ta d alek a
- 8 —

wrzawie w o jen n e j, m im o to p o n o s ić m u si n ajcięższe


ofiary.
— K ob ietę p rzecież w o jn a nie obchodzi! m ó w i
rajca w K om edji f t ry s to fa n e s a d o Lizystraty, a o n a
o d p o w ia d a trafnie:
— Hoho! p rz e k lę ty chłystku! C ierpim y więcej
niż p o d w ó jn ie, bo ci k tó ry ch u ro d z iły śm y w bólu,
u z b ro je n i, iść m u s z ą n a wojnę! —
Ze i w e Francji k łopo tliw a kw estja za m ą żp ó j-
ścia p o ru s z a u m ysły, w yk a zu je szkic M a u ry c e g o
W a le s s e s ’a n a t e m a t nikłych w id o k ó w za m ą ż p ó jś c ia
dla d ziew czyny fran cuskiej, o p u b lik o w a n y w „ J o u r n a l "
p o d ty tu łe m : , , 0 c z e m m a rz ą d ziew czątka". Mówi
ta m m. in.
„ M a łż o n k a w o je n n a z r. 1914 rzekła mi zwięźle:
„ J e d n e g o N ie m c o m nigd y nie d a ru ję , n a w e t w razie
g d y m ąż m ój z p o la wróci zdrow o: tych lat w o je n ­
nych, k tó re mi z nim u k r a d li'1.
„ J a zaś, za w tó ro w a ła m ło d a dziew czyn a o b o k
sto jąca , p rz e n ig d y im te g o nie w yba czę , że teraz
bez w szelkiej nadziei żyć m u s z ę " .
Ze zdziw ieniem sp o jrz a n o p o sob ie. Dla c z e g o ?
Ż a łu je m y m a t e k i żon, p rzecież m ło d e d ziew częta
nic tu nie tracą, ft je d n a k ż e , w ich p o jęciu, o n e
to w łaśn ie są najb ard ziej p o s z k o d o w a n e . Ich m a r z e ­
nie, ich przyszłość cała sta w io n a n a kartę .
N a d sz e d ł czas a b y p o c z ą ć się za jm o w a ć n ietylko
w o je n n e m i s ie ro ta m i i n iem n iej g o d n e m i p o ż a ło w a ­
nia w do w am i.
ft tera z w ró ć m y d o dziew cząt!
Z n i e u b ł a g a n ą k o n s e k w e n c ją n a s u w a się p y t a ­
nie: „G dzież m ężow ie, k tó ry ch m iałyb y p o ślu b ić?
Czyż m o ż e rząd p rz y p u szcz a, że z w ielką o c h o tą
w s tą p iły b y d o k laszto ru ? N e, p r a g n ą o n e przeżyw ać
sw e k o b ie c e p rz ez n a c z e n ie , wyjść za m ąż i m ieć
dzieci! Lecz cóż m a ją p o cz ąć, g d y n i e m a ; m ężczyzn ?
Na ta k ie okoliczności b ra k praw . G d y b y dziew częta
były w y b o rc am i, b e z w ą tp ie n ia p a n o w ie p o s ło w ie
ju żb y w padli n a p o m y sł jakiś. M oże p ra w n e j
sankcji b ig am ji, lu b c z e g o ś n ie ró w n ie głupiego...
Lecz rp ó w m y p o w ażnie: s k ą d in ą d zaw sze t r u d n e
z a g a d n ie n ie przyszłości nasz y ch dziew cząt s taje się
tra g ic z n e m . J u ż w p o k o jo w y m czasie był b ra k
m ężczyzn . N a 104 n o w o n a ro d z o n y c h dziew cząt
p rz y p a d a ło stu n o w o n a ro d z o n y c h chło pców . Ten
n a d m i a r c z te ro p ro c e n to w y w s u m ie w y p a d a p rz era -
żająco. To s o b ie u p rz y to m n ia m y , gdy ścisłe liczby
n a s u w a ją sią n a m p rz e d oczy. J u ż i b e z w ojny s ą
b e z n a d z ie jn e : liczba o c h o tn ic z e k d o s t a n u m a łż e ń ­
s k ieg o p rz e w a ż a liczbą stro n y m ąsk iej o krągło
o miljon. Miljon ów — jak już sią rzekło — sk a z a n y
je s t n a ce liba t. Dziąki m o rd e rc z e j w ojnie s to s u n e k
te n jeszcze się zaostrzył. R y nek m ałże ń sk i p r z e p e ł ­
niły d ziew częta, p o d a ż najtom iast rod zaju m ę s k ie g o
r ó w n a się ze ru , g dyż p o p r o s tu m ło d y c h ludzi n ie m a .
Z a g a d n ie n ie je s t tragiczne. O to w szyscy m a m y
córki, siostry, kuzynki, k tó re w z d y c h a ją za m a łż o n ­
kiem , d ziate czka m i, S ta je p rz e d n a m i p e r s p e k ty w a
u tra ty n ie s k o ń c z o n e j liczby m ło d y ch m a te k , k tó re
z d w u d z ie s tą sw ą w io s n ą zdają się b yć s k a z a n e n a
żyw ot s a m o t n y i b e z p ło d n y . Cóż począć; czy j e s t e ś ­
m y w stanie, by d o tej grozy nie d o p u ścić, by z a c z a ­
ro w a ć o n ą p o w o ln ą ś m ie rć zm y słó w i se rc a ?
W a lle s e staw ia ro z m a ite wnioski i o s ta te c z n ie
w p a d a n a myśl, że F rancuzk i p o w in n y b y z a ślu b ia ć
cu d z o ziem có w , ci zaś przez zw ią zek z F ra n c u z k ą
sta ć sią F ra n c u z a m i. D ąży z a te m d o te g o , by o c h r o ­
nić w y m ie ra n ie n a r o d u fra n c u z k ie g o przez sz c z e p ie ­
nie o b c y c h g a łąz ek .
N ie m o je m je s t z a d a n ie m ro z s tr z y g a n ie c e lo ­
wości i m o c y w y k o n a ln e j tych idei. Z a m ie rz a łe m je n o
w ykazać, że to s a m o z a g a d n ie n ie tyczy sią w szy st­
kich d o tk n ię ty c h w sz e ch św iato w ą za w ieruch ą. W s z e ­
lak o w 2 0 -e m stu le c iu d ziew czyny w s tę p u ją w związki
m a łż e ń s k ie z n ie c o innych p o b u d e k , aniżeli p o p ro s tu
dla m n o ż e n ia ludzkości. C e n ią wyżej jak o ść n a d
— 10 -

ilość, fl c h y b a też n ie p o w r o tn ie m in ęły t a czasy,


kiedy to d z iew czy n ę w ydaw ali rodzice, raczej „ s p r z e ­
d aw ali" t e m u o s o b n ik o w i k tóry zdaw ał im się b>ć
o d p o w ie d n im , p rz y c z e m częściej rozstrzy gał g ó rn o -
b rz m ią cy ty tuł i s t r o n a m a te r ja ln a niż w a rto ś ć o s o ­
bista, a już n ajm n iej w g rę tu wchodził wzgląd n a
zdrow ie. D ziew częta najbliższej przyszłości m a ją
w p ra w d z ie m n iejszy w yb ór, ale w z am ia n , s p o s ą b n o ś c i
więcej d o bliższego p o z n a n ia i o c e n y m ężćzyzn y,
gdyż z m ie n io n e s to s u n k i s p o łe c z n e w y p ro w ad za ją
i • k o b ie tę n a a r e n ę walki o byt, a tern s a m e m
i n a szerok i życiowy gościniec- Z a p e w n ia im to
w iększą, lecz i n ie z b ę d n ie js z ą s a m o d z ie ln o ś ć i d o j­
rzałość, niż ciasn y d o m rod z in n y , k tó ry dziś nie
m o ż e już d a ć k a n d y d a tc e d o s t a n u m a łż e ń s k ie g o
d o s t a t e c z n e g o w y cho w an ia, alb o w ie m k u c h n ia i d o ­
m o w e g o s p o d a r s tw o nie są już j e d y n e m p o le m
d ziała n ia sp o łe c z n e j k ob iety. Musi o n a sw e g o p rz y ­
szłego m a łż o n k a so b ie w y s z u k a ć i p o z y s k a ć m im o
że b e z w a ru n k o w o nie p o w in n a w y s tę p o w a ć ja k o s t a ­
ra ją ca się o niego.
J e ż e li już p rzed w o jn ą nie było m ę ż ó w dla wiel­
kiej ilości dziewic z p o w o d u , że liczba o c h o tn y c h
k a n d y d a tó w m ęzk ich z o s ta w a ła d a le k o w s te c z p o za
k a n d y d a tk a m i płci p ięk n ej, nie m o ż n a zaprzeczyć,
że tera z i u k o b ie t ch ę ć d o m a łż e ń s tw a zm niejszyła
się. C zy n n a za w o d o w o niew iasta o siąg a c z ę sto
w swej p ra c y ^pew ną p rz y s ta ń i za d a w a la ją c ą tre ś ć
życia, tak, że w ą tp liw em w y d a w a ło b y jej się o d d a ć to
w z a m ia n za n ie p e w n ą przyszłość; a to tern więcej,
że z w ła s n e g o w idzenia rzeczy wie, że i w m a łż e ń ­
s tw ie nie w szy stk o co się świeci, z ło tem jest. O w a
w z ra sta ją c a n ie c h ę ć d o s t a n u m a łż e ń s k ie g o ta k ż e
i u k o b ie t, je s t p o ż a ło w a n ia g o d n ą z rasow o-hygie-
nicznych względów ; je s t d o w o d e m , że i niew ieście oczy
o tw ie ra ją się przy w ejściu w św iat i ludzi już nie
widzi p rzez ró ż o w e o k u la ry r o m a n s u Gzy o k ie n k o
d o m o w e j strzechy; p o z n a je m ężc zy zn ę w jeg o b lu zie
— 11 —

roboczej, — nie tylko w e fraku i w s a lo n o w y m


stroju.
O ile j e d n a k wiele zdrow ych, sk o ry c h d o s t a n u
m a łż e ń s k ie g o dziew czyn nie znajdzie m ęża, osiądzie
n a koszu, jak p o p u la r n ie m ó w ią, p rzyczyną, te g o
jest n a d e r cz ęsto b ra k woli d o m ałż e ń s tw a . Ż y c z e ­
nie o ż e n ie n ia się to jeszcze nie to, co p o w a ż n a ku
t e m u w ola — gdyż ży c zenie a w ola to dw ie w isto ­
cie swej ró ż n e rzeczy. J e ś li d ziew czy na żywi szc ze­
rą, n iezło m n ie w olę ku s ta n o w i m a ł ż e ń s k ie m u , to
zazwyczaj p o ż ą d a n e g o człow ieka zdob yw a, p o d o b n ie
jak m ężc z y z n a k o bietę. W tym celu b y n ajm n iej nie
m a p o trz e b y rz u cać m u się n a szyję lub p r z e k r a ­
czać g ra n ic przyzw oitości. F a k te m jest, że o wiele
więcej m ężc zy zn „ b y w a zd o b y w a n y c h " , j a k się zdaje.
I k o b ie ta u m ie się stara ć, w szak że n a inny s p o s ó b
niż m ężczyzn a. T e n ż e m u si s ta ra n ie się ko biety
więcej od cz u w ać , niż widzieć i słyszeć. N a w e t i w p o ­
zo rnej o d m o w ie tkwi n iek ied y zręc z n e s ta ra n ie się,
jeżeli z a ra z e m wyższe za le ty u k a ż ą się w e właściwrem
świetle. Myśli s ą siłą i g d y są p o n ie s io n e m o c n y m
p o p ę d e m woli, zw ycięstw o ich je s t p e w n e , s k o ro
s p o t k a j ą się z ró w n y m so b ie n a s tro je m d u c h o w y m .
M atki nie p o w in n y uczyć sw y ch c ó re k o d d z ia ły w a ­
nia z e w n ę trz n e g o w s t o s u n k u d o m ężczy zn, raczej
im w pa ja ć ja k o najwyższy, cel życiowy, p o w a ż n ą
w olę d o m ałż e ń s tw a .
Miłość nie je s t tylko czysto c ie le s n e m zjaw i­
sk iem , jak i m a łż e ń s tw o nie je s t św ię te m dla z m y ­
słów — k a ż d e m a łż e ń stw o m a za z a d a n ie p rz ed e-
w s zy stk iem w e w n ę trz n ą s p ó jn ię d u c h o w ą . Z aró w n o
m ężc zy zn ę w iedzie p rz y ro d z o n e uczucie ku k o biecie
jak i n a w z a je m k o b ie tę ku m ężczyźnie. O ile je-
__ d n a k ż e sz u k a ją c y nie znajdzie tego, co go trz y m a ć
i więzić zd o ln e, zw raca się d o in n e g o kwiecia, jak o
p szczoła i m otyl, o d p u s ty c h d o p e łn y c h o d l a t u ­
jący kielichów. P ie rw io s n e k m łod ości m o ż e w s p ó ł­
c z e s n e g o m ężc zy zn ę n iek ied y o tu m a n ić , przecież d o
- 12 -

s ta n u m a łż e ń s k ie g o rz adk o go zm usi. Przywykł do


re a ln e g o u jm o w a n ia życia i s z u k a w a rto ści n a p rz y ­
szłość nie w yłącznie n a t u r y cielesnej. P ię k n o ś ć z d o ­
lną je s t rozpalić u cz u cie n a m ię tn e , w s ze lak o na
d łu g o trw a ło ść m a łż e ń s tw a nie starczy teg o , w k a ­
żd y m razie m iłość o p a r ta n a tej p o d sta w ie , rz adk o
p rz e ż y w a p ięk n o ść.
N iem cy w y ś m ie w a ją trzeźw y p o g lą d A m e r y k a ­
n e k na m a łże ń stw o , m a o n n a t o m i a s t b a rd z o d o b re
stro n y . M ogę tylko przychylić się d o z d a n ia a m e ­
ry kańsk iej au to rki, B eatryczy Fairfax, k tó ra n a p o d ­
staw ie d łu g o letn ic h d o ś w ia d c z e ń i szczegółow ych s p o ­
s trz e ż e ń n a t e m a t rozlicznych s t a d e ł m ałże ń sk ic h
p rz e m a w ia d o sw oich siostrzyc: Nie ró b c ie n a jw a ­
żn iejsz eg o w życiu w a s z e m k ro k u z o czam i ś le p e m i
z miłości. Z u p e łn ie to o b o ję tn e , czy ła d n ym je s t
m ężczy zna, to do czeg o p ew n o śc i n a b r a ć m u sicie to*
czy je s t o n dobrym. I w s zy stk o je d n o , ja k się żeni
m ło d y człow iek, ale je s t rzeczą najwyższej wagi,
by w yb rał dziew czynę, k tó ra b ę d z ie d o b rą i r o ­
z u m n ą ż o n ą i m a tk ą . Z kw itn ące g o , a tle ty c z n e g o
A d o n is a m o ż e być u jm u ją c y k o c h a n e k , w szakże,
dziew eczki, za n im o d d a c ie m u s erce, zważcie, czy
s e r c e je g o i u m y s ł ró w n ie s ą rozw in ię te jak ciało.
J e ż e li przez d łu gie lata m o ż n a przejść jak o wierni,
d o b rz y tow arzysze, ró w n ie ja k i p o ś lu b ie n i k o c h a n ­
kow ie, w te d y istotn ie je s t to d o b r e m ałże ń stw o .
N ie m a nic s m u tn ie js z e g o n a ś w iec ie jak w ido k n i e ­
d o b r a n e j pary, o d b y w a ją c e j w ę d ró w k ę p o ziem i? O n
m ó g łb y być z n a k o m ity m m ę ż e m , g d y b y był pojął
żo n ę , k tó ra b y go ro z u m ia ła i m o g ła m u b yć p o ­
m o c n ą w zd oby ciu p rz y m io tó w je g o duszy . O n a m o ­
g łaby być c u d o w n ą k o b ie tą przy m a łż o n k u , k tóryby
u m ia ł zbu dzić p ię k n e w łaściw ości jej n a tu ry . Każde
z o s o b n a m o g ło b y cz e m ś być, r a z e m są n ę d z n y m
c h y b io n y m tw o re m . D o m o w e tak ie tra g e d je są z a ­
zwyczaj w y n ik iem z b y t k ró tk ie g o ze s o b ą o b c o w a n ia
p rz e d ś lu b e m .
Te p o g lą d y a m e r y k a ń s k ie w ydają mi się b a r ­
dzo słu sz n e m i z w yjątk iem zda nia k o ń c o w e g o , na
k tó re m o ż n a się zgodzić tylko w a ru n k o w o . P o w o ­
d e m tych n i e d o m a g a ń to nie czas trw ania znajo­
m ości, i n arz e c z e ń s tw a , ale raczej n ie z n a jo m o ś ć
właściwości c h a ra k te ru i p ew n ie również, p o w a żn y ch
o b o w iąz k ó w m ałże ńskic h. Z naczna część n aszych
no w o c zesn y ch dziew cząt uw aża m ałże ń stw o za m ie j­
sce, w k tó re m ustaw iczn ie ro z b rzm iew a n ie b o p e łn e
m uzyki, lub za szczęście p e łn e św iatow ych p r ó ż n o ­
ści, a gd y p o odejściu od ołtarza — zbyt p ó ź n o j u ż —
n a s t ę p u j e p rz e b u d z e n ie , zd aję s o b ie s p ra w ę, że to
sze reg ciężkich obow iązków . P o d o b n ie jak m ę ż c z y ­
źni p o lu ją n a wielki* p o sag , obfitą w yp ra w ę, ta k
ko biety p a trz ą na przyszłeg o m ę ż a jak n a żywiciela,
n a m ałże ń stw o jak n a p ew n ą, sp o k o jn ą p rzystań,
której nie d o s ię g n ą naw ałn ic e życiowe. Że to z g u ­
b n a p o m y łk a , w iedzą wszyscy żyjący w s ta n ie m a ł­
żeńskim .
Nie m y ślę zaprze cza ć w ysokiej w srtości i p o ­
tęgi niew ieśc ieg o p ięk n a. P ię k n o ść je s t p rz e c ie j e ­
d n o c z e ś n ie e s te ty c z n y m w y ra z e m zdrowia. Z g a d z a m
się n a ty m p u n k c ie b e z w a ru n k o w o z h y m n e m Bal-
d u in a G rallersa, który p ię k n o ś ć ko b iety o c e n ia jak o
p o d s ta w ę w sz e c h p ię k n a .
„1 g d y b y o c e a n był olbrzym im , p o brzegi n a ­
p e łn io n y m k a ł a m a r z e m — i g d yby ż y w o tn y m był p i a ­
s e k m o rsk i, a z ziarn ka p iask u p o w stał p o e t a —
i g d y d y n a s t ę p n i e w szyscy p o e c i u m acz ali pió ra
sw oje w o w y m w ielkim k a ła m a rz u i w szyscy pisali
o d r a n a d o n o c y teraz i p o wieki — jeszc zeb y nie
zdołali o p is a ć wielkiej taje m n ic y p ię k n a n iew ieściego.
W istocie, w ielką ta je m n ic ą św iata je st p ięk n o .
G d y b y je o d ję to światu, zostałby zimny, p u s ty i o g o ­
łocon y, jak g d yb y m u o d m ó w io n o m iłego św iatła
sło n e c z n e g o " . Począw szy o d w o jn y trojańskiej ostała
się p ię k n o ś ć niew ieścia jak o m o to r p o r u s z a ją c y św ia­
ty, a od S u la m itu i m iłosnej P ieśni n a d p ieśn iam i
— 14 —

jak o n ie w y c z e rp a n y zdrój św iato w e g o p i ś m ie n n i ­


ctwa. Cóżby znaczyły lite ra tu ry w szy stk ich n a r o d ó w
i w szystkich czasów, g d y b y im to źródło nie d o ­
pływało; co sz tu k a w szelak a, g d y b y jej źró dło to
n ie w y s z e m ra ło sw ej o d w iecznej pieśni? G łęb o k o
zm y sło w a filozofja P laton a, p r o m ie n ie ją c e dzieła
Fidjaszow e, słodk ie ry m y P etrarki, D a n te js k a z zie­
mi p o p rz e z p iekło d o n ie b a w z n o sz ąca się pieśń,
p o e ty c z n e m alo w idła R afaela, ty ta n ic z n a m o c Szeks
pira i G o e th e g o h a r m o n ijn a m ą d r o ś ć — nie b rz m ia ­
łyby i nie świeciły św iatu, g d y b y nie w zniosła p ię ­
k n o ś ć niewieścia!
W sz elak o trwałej sp oistości, t a k n ie z b ę d n e j
m a łż e ń s tw u , nie zap ew n i p ię k n o ś ć s a m a , jako i sam
tylko m a ją te k , lu b śro d o w is k o sp o łe c z n e . T ak k o ­
b ie ta jak i m ężczyzn a, p o m n i celu m ałż e ń s tw a , winni
d ą ż y ć d o z a s p o k o je n ia w szelkich je g o w a ru n k ó w ,
a w ów c zas d o p ie ro o s ią g n ą u p r a g n io n ą m a łż e ń s k ą
szczęśliw ość. Cel m a łż e ń s tw a je s t trojaki:
W y d a w a n ie n a świat zdrow y ch dziatek; z a p e w ­
n ien ie ś ro d o w is k a k tó re b y sprzyjało ich w ychow aniu;
z a p e w n ie n ie ś ro d k ó w u trz y m a n ia .
O z a d o w o len iu s e k s u a ln e m m o ż n a w s p o m n ie ć
jako^ o celu p o b o c z n y m . P ię k n o ś ć k o b ie c a — o s t a ­
te cz n ie i m ę s k a — p rzyczy niają się do w z a je m n e g o
p o c ią g u , są z a te m w s t ę p n y m ś ro d k ie m d o celu,
n ie m n ie j je d n a k ż e nie m o ż n a jej n e g o w a ć ja k o b y
nic n ieznaczącej. C ielesn e jak i d u c h o w e d o d a tn ie
s tro n y rodziców — d o któ ry ch zaliczam i zalety c h a ­
ra k te ru — rozwijają się ta k ż e w dziecku. P ie rw s z e ń ­
stw o, w bio lo g ic zn em zn a cze n iu , m ają p ierw iastk i
siły, k tó re z zd ro w e m i o rg a n a m i m u s z ą być zw iązane.
O ile zaś s ą zw iązan e z s ła b e m i m ało w a rto śc io w e m i
o rg a n a m i, zo stają w s trz y m a n e w rozwoju, stają się
po ło w iczn e m i, a p rz eciw n y m ich b i e g u n e m je s t b ra k ,
czyli błąd. J e ś li c h c ecie w d zieciach swych rozwijać
zalety, prz ek az u jc ie im je w dziedzictwie, usiłujcie,
— 15 —

by tak ojciec jak i m atka obfitowali w nie, wtedy


będą je miały i dzieci.
Z tego wynika, że i u mężczyzny fizyczne
i duchow e zalety nie są pobocznem i rzeczami, ja k ­
kolwiek poczęści innego są rodzaju, niż zalety
kobiece. „O d m ęża oczekuję siły“ , ona jest zna­
m ieniem jego piękności, a im więcej jest u d u c h o ­
wioną, tern szlachetniej uzewnętrzni się w stosunku
m ałżeńskim i w dziecku. Patrząc na dzieci, wnios­
kuję z nich nietylko o wyglądzie, ale i o charakterze
i duszy ich rodziców. Jeżeli kobieta skarży się na
zachowanie swego męża, to tern s a m e m oskarża
i własny zły sm a k lub brak znajom ości ludzi przy
wyborze m ałżonka.
Bogumił Goltz opisuje w obrazowy sposób
nieznośne typy współczesnych małżonków, a m łodym
p a nienkom poleca sprawdzić, czy niem a takich
egzem plarzy między ich konkurentam i.
„Bywają ludzie nie do zniesienia; posiadają
kom pletnie bezduszny, ochrypło-szczekający, p o s p o ­
lity, krzykliwy głos parobka, sposób mówienia, który
nas przyprawia o mdłości*'. U innych stworzonych
na obraz i podobieństw o Boże dostrzegam y oblicze
z którego m ożnaby wywieść pochodzenie człowieka
o d żaby, a okrągłe, świecące wytrzeszczone oczy
harm onizują z fizjonomją gadzinową. Niekiedy oso­
bniki takie należą do klasy oświeconej, a jednakże
człowiek wewnętrzny jest tu równie potworny, jak
jego zjawa. Znowuż spotykam y ludzi o niezrówna-
n e m sercu, subtelnej duszy, z estetycznym sądem
o najwznioślejszych rzeczach; wszakże z brakiem
poczucia estetycznego trybu życia i pięknych manier.
Posługują się drzwiami, oknami, szufladami jakby
wściekli; wchodzenie ich po schodach jest jak grzmot,
schodzenie jak spadanie ciężaru. W stępując do
pokoju, zgoła nieum otyw ow anem szarpnięciem roz­
wierają drzwi na oścież, z g estem napuszono-tea,-
— 16 —

tra ln y m , p o c z e m nie w iedzą sam i, s k ą d im p rz y sz e d ł


' te n ru c h w arjacki i jak ą n a s tro ić d o te g o m inę.
flle nie k o n ie c jeszcze n a o w ych b arb a rz y ń sk ic h
sło d k o ś c ia c h p e w n y c h in dy w id u ó w i u d rę c z e n ia c h
ty ch k tórzy m a ją z nim i d o czynienia. B yw ają m o n ­
stra, któ ry ch z a c h o w a n ie k aż d o ra z o w o d o s ta rc z a ilu­
stracji d o dziejów b rzydoty. M ają s p o s o b y m ó w ien ia,
ś m ia n ia się, leżenia, sied ze n ia, stan ia, c h o d z en ia, je -
f d ze n ia i picia, k tó re n ietylk o s ą o h y d n e , ale w p ro s t
niep rz y s to jn e i szkodliwe. — O b ra ż a ją ucz u cia wstydli-
wości, b u n t u j ą w szystkie zm ysły s p o s o b e m , w jakim
się u k a z u ją w sw y m negliżu, s p o s o b e m sw e g o d r a ­
p a n ia się, w yk lu w a n ia zębów , c h rząk a n ia , ziew ania,
k ład ze n ia się d o łóżka i b u d z e n ia się; przy akcie
o s ta tn im np. m a ją oni i im p o d o b n i u p o d o b a n i e tak
w ykrzykiw ać, ch rząk a ć i w y m a c h iw a ć d o k o ła s ie b ie
jak pół-d zik a m acio ra, k tó rą się o d ry w a od ssących
p ro s ią t. T ak ie o to lud zkie p o tw o ry w trą cają d o b rz e
w y c h o w a n e g o człow ieka, z w ią zan e g o z nim w zglę­
d a m i m o ra ln e m i w ro zpacz, k tó ra nie m o g ła b y być
w iększą, g d y b y b o h a t e r b rz y d o ty był p u b lic z n y m
ro z b ó jn ik ie m " .
W sz y stk o n a św iecie m a j e d n a k sw e gran ice,
i o ile n a p o t k a m y w człow ieku z in te lig e n tn e g o
śro d o w isk a, b odaj w u c z o n y m , p o tw o ra b rzy doty
we w szystkich k ieru n k a ch , n a o n c z a s p rz y n ajm n ie j t r z e ­
b a się m ieć w o b e c n ieg o n a o stro żn o śc i, n p . nie
by ć s k o ry m do za ś lu b ia n ia go, g d y j e s t e ś m y k o b ietą,
fl zno w u ż m ę żc zy zn a , żen ią cy się z w s z e c h s tro n n ie
brz y d k ą k o b ietą, s a m s o b ie staw ia św ia d e c tw o u b ó ­
stw a. P ię k n o ś ć i w dzięk n a le ż ą d o istoty niew ieściej.
P e w n e h u m a n i t a r n e d uszyczki m o g ą tu taj z a u ­
ważyć: że w szak ludzie nie winni te m u , g dy im b ra k
w dzięku, p o c z u c ia es te ty k i -i u jm u ją c e j z e w n ę trz n o -
ści.— L u d zk ie u cz u cia d o ś w ia d c z a ją się w łaśnie
w pobłażliw ości dla te g o ro d z aju n ieszczęśnikó w .
1 d u d e k niew in ien t e m u , że je st g o łę b ie m ;
d la te g o j e d n a k ż e ż a d n a g o łęb ica n ie b ęd z ie z nim
— 17 —

gruch ać. W s a m e j rzeczy, o d ra ż a ją c e s tw o rz en ie


ludzkie z a s łu g u je n a więcej w zględów , niż o d r a ż a ­
jące zwierzę. Lecz jeżeli człow iek zgoła n ie zdaje
so b ie sp ra w y ze s w e g o s k a r a d n e g o w yg lądu i s p o ­
so b u życia, jeżeli nie ujaw n ia ż a d n e g o z a k ło p o ta n ia
ni z m a rtw ie n ia z p o w o d u s w e g o p r z y ro d z o n e g o
nieszczęścia, jeżeli jak o człow iek o św iec o n y ni razu
nie sili się u n ik a n ia sw ych strasz n y ch przyw ar i e k s c e ­
sów, w te d y m iejsce je g o je s t m ięd zy b a rb a rz y ń c a m i
i p o d p rę g ie rz e m krytyki".
N a t e m a t właściw ości m ę sk ich g o d n y c h z a s ta ­
now ienia, k tó re służyć m a ją jako o strzeżenie, p o d a j ę
w drugiej części n in iejszego p is m a kilka w sk az ó w ek .
J e d n a k ż e z n a czn ie w ażn iejsze w y d a ją mi się przy
w ybo rze m ałżo n k a , dla d o b ra przyszłego p o k o len ia,
więcej o kó ln ik o w e w sk azania. N a sz e m ło d e d ziew ­
częta w s tęp u ją, n ie s te ty , tak n ie p o u c z o n e w świat,
że p rz ew aż n ie idą n a lep s a m y c h z e w n ętrz n y ch zalet,
i ró w n ie m ało przy w iązu ją w artości d o ś ro d o w is k a ,
z k tó re g o m ężc zy zn a pochod zi, jak i d o jeg o w ieku
i s ta n u zdrowia.
„ P o ś lu b ia m jego , a nie jeg o m a tk ę " , o drz ek ła mi
p e w n a d ziew czyna, g dy w n a s tę p s tw ie z a d a n e g o mi
p y ta n ia w yraziłem niejak ie wątpliwości.
„A leż p an i b ędzie m iała dzieci, k tó re b ę d z ie
ko ch a ła i k tó re b ę d z ie chciała w y c h o w ać n a dziel­
nych ludzi. Czy m o ż e być jej o b o ję tn e , gd y te istotki
b ę d ą słabo w ite, che rlaw e i d o walki życiowej n i e ­
z d a tn e ? "
„B y n ajm n iej. Lecz po pierw sze n iew iem w cale,
czy b ę d z ie m y mieli dzieci, p o w tó re zgoła to n ie ­
p e w n e , że te dzieci b ę d ą takie, jak p a n m ów i. M nie
zdrow ie służy, m ąż m ój przy d o b re j o p ie c e w s ta n ie
m a łż e ń s k im m o ż e je odzysk ać, a o s ta te c z n ie n a j­
w a żn iejszym je s t dla m nie, że go k och am . Mój
przyszły już mi to oznajm ił, że on, prz y n ajm n ie j na
razie, dzieci nie p r a g n i e " '—
M ę ż c z y z n a — 2.
- 18

B ył on jedynem dzieckiem dotkn ię te j in fa n ty ­


lizm em m atki, to znaczy kobiety, u której żywotne
organy w skutek rozwojowego upośledzenia, pozo ­
stały w stanie dziecięcym, nie doszły do dojrzałości
i do spełnienia celu małżeństwa b yły zbyt słabe.
N iew iasty takie pozostają bezdzietne mi, albo po w y­
daniu na świat jednego dziecka są niezdolne do
dalszego macierzyństwa. Wszakże znam iona ich
cielesnej słabości czepiają się dziecka, które o d z ie ­
dzicza te niekoniecznie przyjemne, charakterysty­
czne właściwości infantyiicznej m atki. O ile nie ra­
d ziłbym żadnemu m łodzieńcowi żenić się z ,.jedynem
dzieckiem ", nie mogę też zachęcać panny, by odw a­
żała się na związek z „je d yn ym p o to m kie m ". Dziecko,
wzgl. dzieci są przecież celem małżeństwa, one to
stąnowią treść żywota małżeńskiego i miłosnego,
i gdzie ich brak, brak też szczęścia małżeńskiego.
N iew olno wyłączać dziecka z małżeństwa, jeżeli się
nie chce małżeństwa tego uważać za chybione od
samego początku. Małżeństwa bezdzietne mogą
latam i trwać, jako szczęśliwe związki miłosne, wsze-
lakoż wewnętrzna pustka z czasem coraz bardziej
wzrasta i — niezależnie od udręki duchowej — bez-
dzietność mści się na kobiecie takiej za pośredni­
ctwem zaburzeń cielesnych.
Jedynacy nie są dodatnim i kandydatam i m a ł­
żeńskimi. W ychowani są przesadnie albo w kierunku
surowości albo rozpieszczenia, a w każdym razie
są m izernym i p oto m ka m i osłabionych rodziców lub
w ym ierającej rodziny. Nie chodzi o to, czy ojciec,
dzięki chorobie lub nadm iernem u zużyciu pe­
wnych życiowo ważnych organów, albo matka, dzięki
dziedzicznemu infantylizm ow i, uniem o żliw ili sobie
zrodzenie jedynakow i towarzysza w postaci siostry
czy brata: zdolność małżeńska syna jest co najm niej
wątpliwą. Jeżeli słaby p o to m e k otrzym ał wychowa­
nie szczególnie surowe (co się rzadziej zdarza), na­
tenczas w nioski o osobliw ych właściwościach cha-
— 19 —

r a k te ru i d u sz y rodziców są d o p e w n e g o s to p n ia
u z a s a d n io n e . Przy w y c h ow aniu b o w iem , jak zresztą
w szędzie n ależy za ch o w a ć złotą d r o g ę ś ro d k a . N a d ­
m iar tkliwość^ w z b u d z a jeszc ze w ięk sz e obaw y. R oz­
p ie s z c z o n e m u jed y n a k o w i w 16-tym ro k u życia jeszcze
n ie po zw ala się o p u s z c z a ć fa rtu s z k a m a m in e g o .
W dzieciństw ie trwożliwie o c h ra n ia go się p rz e d k a ­
żdym p o w ie w e m w iatru, każda najbardziej u z a s a ­
d n io n a s u ro w o ś ć w szk o le u w a ż a n a by ła za d o ­
tkliwą o b ra z ę „ d o b r z e w y c h o w a n e g o " d ziecka i „ s u ­
m ie n n y c h ro d z ic ó w " — i w te n s p o s ó b h o d u je się
s ztu cz n ie lęk i o d ra ż ę w o b e c tru d ó w życiow ych. J e ­
żeli ojciec u m i e t a w cześnie, je d y n a k p rz ez n a c z o n y
je s t n ato , a b y m a t c e za stą p ić m iłość s tr a c o n e g o
m ęża. Ta więc o tacz a go p o d w ó jn ą tkliw ością m at^i
i żony, ale i z a ra z e m o c z e k u je o d m ło d z ie ń c a roz­
p o c z y n a ją c e g o życie p o d w ó jn e j m iłości s y n a i m ęża.
1 to w cz asie kiedy płciow e u ś w ia d o m ie n ie w inno
g o w n o rm a ln y c h w a ru n k a c h zwrócić w s t r o n ę zgoła
inną. Dr. S a d g er, d ając obraz je d y n e g o , jak o n aj­
więcej u k o c h a n e g o dziecka, w y p o w ia d a to, nie ob-
w ijając w b aw ełnę: m a t k a w yc h o w u je je nie d o ży­
cia i walki, lecz tylko i je d y n ie ńa s w e g o k o ch a n k a.
D o ra s ta ją c e m u w m aw ia, że jej, k obiecie o s a m o t n i o ­
nej i bez o p arcia, p o tr z e b a p o m o c n ik a i o p i e k u n a
i p rz e sz k a d z a m u , najczęściej z p e łn y m sk u tk ie m , do
za ło żen ia w łasn e g o d o m o w e g o o gnisk a. D o bro fę g o
w y m a g a k o n ie c z n ie trz y m a n ia g o w m ło d zień cz y m
w ieku zd aia c d k obiety. Gdy m im o w szystko syn
z a k o c h a się p o w ażnie, a lb o z a m ie rza u k o c h a n ą w d o m
w prow adzić, w te d y o d ra z u budzi się ty p o w a t e ś ­
ciowa, dla której n a w e t anioł, nie w ystarcza dla jej
jedynaka.
Że tak ie w łaśnie w y c h o w an ie je s t lo s e m ..je­
d y n a k a " , to rzecz jasn a. I rozwijają się ta k ie w ła ­
ściwości c h a ra k te r u , k tó re n a w e t dla szczerze k o ­
chającej żony b ę d ą n ie do zniesienia. Mąż, który
m yśli sw e i czyny w inien pośw ięcić rodzinie, b ęd z ie
- 20 —

egoistą, ceniącym nadewszystko dobro własne. ,,W do­


datku zbytnia miękość w w ychowaniu wytwarza ta k­
że podkład do histerji i nerwowych zaburzeń, dzi­
wactwa i ąnorm alności. Zam iast dawa£ miłość, nieść
ofiary, wymagać ich będzie dla siebie od tych, któ ­
rym się to należy- N aw ykły z dzieciństwa do prze­
czulenia w uczuciach, nienasyconym będzie w ozna­
kach czułości dla siebie. Nic dziwnego, że w m ał­
żeństwie szybko doznaje zawodu, uważa się za za­
poznanego, niezrozum ianego człowieka, podobnie
jak i jego przeciwległy portret, „je d yn a czka ", n ie­
om al zawsze bywa niezrozum ianą kobietą. Potrzeba
w ie lkiej dozy abnegacji, by walkę życiową przepro­
wadzić przy boku takiego człowieka, by dzieci —
(jeżeli będą to poczęści dziewczęta—) wychować na
dzielnych ludzi. Bezwątpienia, z pośród jedynaków
m im o wszystko wyrastają popraw ni zawodowcy i n ie­
rzadko pożyteczni działacze, ja kko lw ie k b iu ro kra ty­
czni, o ciasnym horyzoncie. Radości życia rozprze­
strzeniać i zażywać oni nie będą, gdyż brak im
podstawowej siły żywotnej. Zatem winna się młoda
dziewczyna dobrze zastanowić, czy dość jest silną,
by nieść męczeńskie brzemię takiego związku.
Także i w iek zawierającego małżeństwo nie­
małą odgrywa rolę. D opiero w ukończeniu roś-
nięcia jest człowiek dojrzałym i dość silnym do
wydawania na świat zdrowego potomstwa. Jeżeli
organizm potrzebuje jeszcze sił i soków ku własnemu
rozw ojow i, nie posiada ich tyle w zapasie, aby za­
pew nić rozwój zdrowego płodu. Przeto nie pow inny
dziewczyny w naszym klim acie wstępować w związki
małżeńskie przed skończonym rokiem dwudziestym ,
mężczyźni zaś przed dwudziestym piątym .
Najsilniejsze potom stw o pochodzi ze zdrowych
kobiet 22-u do 35 o letnich z krzepkim m ałżonkiem
w latach 32 do 38, z różnicą 10 do 13 tu lat.
Mąż winien być starszy od żony, wszakże, na­
leżeć do jednego z nią pokolenia. , Przy różnicy
!
— 21 —

większej n a d lat piętn aśc ie , w ykazuje się już różnica


w z a p atry w a n ia ch , n a k w estję u jm o w a n ia życia.
W m a łże ń stw ie żony 25 cio letniej z 45-o letn im
a lb o i 5 0 -q letn im m ę ż e m — p o m in ą w s z y n az b y t
w ielką różnicę k o m ó r e k n a s ie n n y c h — u jaw niają się
p o w a ż n e ró żn ice p o g lą d ó w t a k ż e przy w y ch ow yw aniu,
już w z a ro d k u n ie s h a r m o n iz o w a n e g o p o to m s tw a .
R zad ko zdarza się, by m a te r je ro d n e z n a czn ie w i e ­
k ie m różniących się ludzi ta k się ściśle łączyły, by
siła żyw o tn a i h a r m o n ja d u c h o w a była tw o ro m z a ­
p e w n io n a . M łoda m a tk a inaczej w y c h o w u je jak s t a ­
rzejący się ojciec i łatw o w ó w czas ro d z in a ro z p a d a
się n a d w a p rzeciw ległe obozy. P y ta n ie też, czy
p ięćd z ie s ię c io la te k d o c z e k a sied em d z ie sią tk i i w y ­
c h o w a n ie dzieci zdo ła d o p ro w a d z ić d o koń ca.
Z adajcie s o b ie też pytanie, m ło d e dziew częta,
czy p o d sta rz a łe g o , albo ch o ć tylko zn a cznie s t a r ­
sz e g o od w as m ężc zy zn ę o b d a rz y ć m o ż e c ie m iłością,
któ ra w as i jeg o uszczęśliw ić m o ż e ? „ L u b ie ć " nie
zn aczy jes z c z e k o ch a ć, a s z a c u n e k dziecięcy dla
m ę ż a o k u p ić m o ż n a ciężkiem i chw ilam i żalu i u k r y ­
t e g o cierpienia. B ywają kw estje, n a d k tó re m i tak że
i w m ałżeń stw ie, n ie s p o s ó b p rzejść d o p o rz ą d k u
d z ie n n e g o , ch o ciażb y p rz e d s ta w ia ło o n o m a te r ja ln e
korzyści i w z b u d zało z a zd ro ść zdała sto jący ch o só b .
M oże jeszcze więcej g o d n y m z a s ta n o w ie n ia
byłby zw iązek ze z n a czn ie m ło d s z y m m ężczyzn ą;
n a t o m i a s t przeciw r ó w n e m u w iek iem n iew iele m o-
i n a b y n a d m ie n ić . J e ż e li trzy d z ie s to p ię c io le tn ia k o ­
b ie ta odw a ży się n a zw iązek z d w u d z ie s to p ię c io
lu b o ś m io le tn im m ężc zy zn ą , to w jakie dziesięć lat
późn iej, w s to s u n k a c h z człow iek iem w pełn i siły
m ęsk iej, czeka ją n a jp ra w d o p o d o b n ie j u d r ę k ą z a ­
zdrości. C hciałbym ta k ż e p rz ed staw ić p e w n e ro z­
m y ś la n ia n a t e m a t m ałże ń stw a- z człow iekiem gen-
jalny m . Oczywiście tu zin am i ich się nie s p o ty k a ,
ale n a ry n k u m a łż e ń s k im m u s im y w ich szeregi za­
pisać i z n a k o m ity c h ucz o n y ch i artystów . Artysty-
- 22 -

cz n e p a ry rz ad k o b yw ają szczęśliwe, m o ż e i n ie -
były niem i nigdy. J a k k o lw ie k i g e n j u s r b yw a z a ­
k o c h a n y , z głębokiej m iłości po ślu b ia, szczerze p r a ­
g nie uszczęśliwić w y b ra n ą, to o s ta te c z n ie zw raca
się j e d n a k do je d y n ej swojej pasji, swej tw órczości
k tó ra go całkow icie a b s o rb u je . W sz elak o tw órczość
to ta k ż e i p ło d n o ś ć , a ta s tale i ze s tro n y cielesnej
i d u c h o w e j je d n o c z e ś n ie nie je st możliwą. To już
u zn a ł Izaak N ew ton, a J . Bloch twierdzi z a p e w n e ze
słu szn ością: *) Z ścisłego p o ró w n a n ia m ięd zy płciow ą
* a d u c h o w ą w y d a jn o śc ią u jaw n ia się fa k t osobliwy,
że p e w n e ro d z aje d u c h o w e j tw órczości m o g ą zająć
m iejsce czysto c ie le s n e g o p łcio w eg o p o p ę d u . Z re­
sztą z n a n ą je s t rzeczą, że g e n ju s z e ju żto byw ają
b ezdzietni, już też w dru giej lub trzeciej gen e rac ji
w linji m ęsk iej w ym ierają. T ak um ierali: Wirgiljusz,
H oracju sz, Kopernik, S pin oza, Rafael, L e o n a rd o da
Vinci, M ich elangelo, W olter, B e e th o v e n , S c h o p e n h a ­
u e r, K ant i wielu inn ych w b e z ż e n n y m i b e z d z ie ­
tn y m s ta n ie zaś Cezar,’ M a h o m e t, B yron mieli tylko
córki. Gdzie je d n a k ż e byli syn o w ie, jak u S o k ra te s a ,
D a n te g o , K eplera, R ubensa, M oliera, S e b s ija n a
B a c h a , N a p o le o n a I., G o e th e g o , Schillera, L essin g a,
M o za rta i t. d., a lb o zm arli w cześnie, albo też
ró d w ygasł już w n a s t ę p n e m p o k o le n iu w linji
m ęsk iej, a nigdzie g en ju sz nie został od ziedziczony.
G e n ja ln o ś ć je s t w ro g ie m p o k o le n ia , a w k a ż d y m r a ­
zie rz ad k o w y s tę p u je w e w s p ó ln y m zw iązku.
P o w a ż n ie p r a g n ę też p rz e s trz e c p rz e d zw iązkiem
z p o lu ją c y m za s p ó d n ic z k a m i m ężczy zną, ftlb o w iem ,
jak m ów i n ie m ie c k ie g m i n n e przysłow ie, „człowiek,
to zw ierzę n a w y k n ie n ia 1, i zg oła to n ie z g o d n e z p r a ­
wdą, ja k o b y z n ajw ię k s z y c h lataw c ó w n ajlepsi się
staw ali m ężow ie. O ile w y ją tk o w o to się zdarzy,
to tylko dla tego , że re sztk a siły m iłosn ej, p o z o s ta ła

* )B lo c h :„ D a sS e x u a l!e b e n u n s e r e r Z e it" . B erlin 1S06.I.100,


- 23 -

z setki romansowych przygód, u danego osobnika,


ocalała jeszcze dla stanu małżeńskiego.
Mężczyzny m ającego odwagę chełpienia się
z pow odu swych rozlicznych miłostek, nie bierz za
męża, bo jego cynizm z czasem będzie dla ciebie
głęboką obrazą.
Nie bierz mężczyzny, który zbezczeszczonej
dziewczynie złamał przysięgę, albowiem gdy był nie­
rzetelnym na jednem polu życia, m oże nim być
i w małżeństwie.
Gorszym jeszcze w m ałżeństwie i w skutkach
dla tegoż jest am ator dziewek publicznych.
Choroby płciowe, któremi jest dotkiętych 60°/o
wszystkich mężczyzn i które dziewczyny te na m ę ż ­
czyzn przenoszą, uważają oni za całkiem niewinne.
Tym czasem nietylko, że niszczą one kwiat młodości
i siłę odporną mężczyzny, aie i bardzo są trudne
do uleczenia, przez niektórych lekarzy są uw ażane
z słusznością za ńieuleczaine i zagrażają bezpieczeń-
stwu żony i dziecka. Am erykański lekarz dr. Noeg-
gerath wskazał w pierwszym rzędzie na to, że w z n a ­
cznej części, kobiece choroby są n a stępstw em zara­
żenia, które im przez ukochanych małżonków zostały
złożone jako p o d a re k ślubny. Prof. A. Martin przy­
znaje otwarcie i uczciwie: „Zdaje się, że coraz to
więcej jednak ginekologowie dochodzą do przeko­
nania, że wywody N oeggeratha w bardzo wielkiej
mierze są zupełnie usprawiedliwione i że obecnie
infekcja kobiet znacznie poważniej musi być o c e ­
niana, niż dawniej, w bardzo wielu w ypadkach".
Prof. Hofmeier-W iirzburg mówi m. in. odnośnie do
twierdzeń Noeggeratha: „M ożność zakażenia zacho­
wuje dany osobnik bardzo długo. Codzienne d o ­
świadczenia wykazują, że mężczyźni, którzy nabyli
tej choroby przed pięciu, dziesięciu laty i dawniej
i mieli się za zupełnie uleczonych, odrazu zarażali
m łode swe żony". N atom iast zwolennik kobiet
z ulicy nietylko jest nieomal w każdym, przypadku
_ 24 —

c h o ry m ale i rozpu stn ikiem i niew ierny m m a łż o n ­


kiem, który w estetycznie o d c z u w a ją c y m człowieku
b u d z i ć m u s i o d r a z ą . C. R - D i e z d a j e b a r d z o t r a f n y
obraz w szetecznika, mówiąc: Lubieżnik, stała zajęty
g o r s z ą c e m i o b r a z a m i s w e j z b r u k a n e j f an ta z ji , traci
c h ę ć i z d o l n o ś ć d o k s z t a ł c e n i a s w e g o s&rca i u m y s ł u ;
d u c h j e g o t ę p i e j e , t r ac i ż y w o t n o ś ć i e n e r g j ę ; j e g o
n i e p o h a m o w a n y p o p ę d p o p y c h a go do czynów,
k tó ry c h n a s t ę p s t w e m są p r z e r ó ż n e troski i kolizje,
i p r ę d z e j c z y p ó ź n i e j żal i w y r z u t y s u m i e n i a , g d y ż
s w e n a d m i e r n e p o ż ą d l i w o ś c i m o ż e z a d o w o l i ć li t y l k o
na dz o d z e niedozwolonej. W ynikają też z teg o le k k o ­
m y ś l n o ś ć i b r a k c h a r a k t e r u , fałsz i n i e d o t r z y m y w a n i e
słowa, s e r c e je go tępieje n a wszelkie szlachetna
l u d z k i e u c z u c i a ; l u b ' e z n i k n i e d o s t ę p n y j e s t p r z yj a ź ni
i i s t o t n e j mi łości , n i e c z u ł y i o k r u t n y ; n i e n o r m a l n y
w s t r z ą s i o s ł a b i e n i e ^ . s y st e mu n e r w o w e g o w y l a n i a
szereg najcięższych, nieuleczalnych cho ró b — a do
te g o d o c h o d z ą jeszcze p o ś re d n io na stę pstw a : wyrzuty
sumienia, gnębiące uczucie chybionego powołania
i winy własnej nędzy, ustawiczna walka z resztą
lepszych uczuć, zmartwienie z p ow odu zniweczonego
d o m o w e g o ogniska, z nieszczęśliwego pożycia m a ł ­
żeńskiego i cherlawego potom stw a.
To je s t największą klątwą prostytucji, że n iw e ­
c z y z d r o w i e ip i ę k n o ś ć h o ł d u j ą c y m jej, a z a r a z e m
z a g r a ż a ż y ci u i r o z w o j o w i n a s t ę p n e g o p o k o l e n i a .
Z lekkomyślnością wprost karygodną odpiera
wielu mężczyzn wszelkie o strzeżenie a r g u m e n t e m ,
że p o ś l u b n e t, u ż y c i e ży;ia“ to przecież rzecz
p o w s z e c h n a i zwykła i że c h oroby s e k s u a ln e —
z w y j ą t k i e m syfil s u n i e s ą z g o ł a t a k g r o ź n e . T y m ­
c zasem , nietylko oni sami, ale i żona, i cała rodzina
ich j e s t t e r n u n i e s z c z ę ś l i w i o n a , a grzech rodzica
s p a d a n a dz i ec i aż d o t r z e c i e g o i c z w a r t e g o p o ­
kolenia.
Najwybitniejsze lekarskie po w agi n a p o m in a ją
m ę ł c z y z n , ż e p o u l e c z e n i u syfilisu d o p i e r o w 3 d o
_ 25 —

5 ciu ia t m y śleć im w olno o zaw arciu zw iązku m a ł ­


że ń skiego . To te rm in najw cześniejszy, gdyż zdarzało
się p rz e n ie s ie n ie c h o ro b y p o z o rn ie ulecz o n ej jeszc ze
po o śm iu latach.
K a żd a d ziew czyna m a obowiązek żądania od stro­
n y m ęskiej lekarskiego św iadectw a zdrow ia i naw zajem .
J e ż e li m ężc zy zn a uch y la się o d b a d a n ia i p r z e d s t a ­
w ienia św iad e ctw a lek arza z a rę c z a ją c e g o za z d r o ­
wie je g o w łasn e i przyszłych dziate k — nie bierz go
za m ęża!
A lbow iem je s t jeszcze cho ry i tern s a m e m
g ro ź b ą dla m ło d ej żony, a lb o też og ra n ic zo n y , p rz e to
niedojrzały d o s ta n u m a łże ń sk ie g o . Raczej niech
dziew czyna z o s ta n ie w s ta n ie dziew iczym , niż w r z ę ­
dzie ofiar nieuczciw ości i le k k o m y śln o ś c i m ęskiej.
N ietylko je s t z a g ro ż o n a m a łż o n k a c h o r e g o
o s o b n ik a , ale tak że i dzieci. Nie w k a ż d y m w y p a d k u
syfilis p rz ech o d z i n a nie. W szak że i p o p rz e z w y ­
ciężeniu w szystkich s y m p t o m a tó w c h o ro b y je s t czło­
w iek d a n y w dziedzinie ro z p ła d n ia n ia cz y n n ik ie m
p ośledn iejszej w artości, n ie rz a d k o byw ają je g o dzieci
jak zgniłe, ro b a k ie m to c z o n e o w o c e i z a p e w n e nie
s ą o n e z d o ln e przyczynić się d o u sz la c h e tn ie n ia ro du.
Często spoczyw a n a nich zn a k kainow y w postaci
wklęsłego grzbietu nosowego, zm ętnienia rogówki, chro­
p a w ych b lizn lub w zrostu karłowatego, albo też należą
one do szeregu nieszczęsnych epileptyków, fi jeżeli
b ra k im z e w n ę trz n e g o , p ię tn a fa ta ln e g o dziedzictwa,
u w y d a tn ia się o n o w fo rm ie zm n ie js z o n e j o d p o rn o ś c i
w s to s u n k u d o ch o ró b zakaźnych. T o u rm ie r w s k a ­
zu je na w ielką ś m ie rte ln o ś ć p o to m k ó w syfilitycznych
rodziców. Z estaw ia 18 takich rodzin, w k tó ry ch na
161 s ta n ó w cięż arn y c h rodzi się 157 nieżyw y ch
n iem o w ląt. W dziesięciu innych rod z in a ch zm arły,
wzgl. n ieżyw e przyszły n a świat, przy 76-ciu ciążach —
w szy stk ie 76 dzieci,— O w e d o św iad c zen ia potw ierd z a
też prof. H e u b n e r.
- 26 —

N o w sze b a d a n ia w ykazały, że 30 d o 50 p r o c e n t
k o b ie t b e z d zietn y ch za w d zięcza swą b e z p ło d n o ś ć
p r z e d ś lu b n y m c h o r o b o m sw ych m ężów ; że niezliczone
ilości ślepców , głuchych, tę p y c h u m y sło w o i idjotów
s ą o fiaram i o d zied z iczo n e g o syfilisu.
Syfilis w yciska k a ż d e m u , k tó re g o chwyci, p i e ­
częć nie d o za ta rc ia i w pływ a tak że n ie u b ła g a n ie
n a los n a s tę p n e j g eneracji. Dzieci syfilityków, jak
stwierdził H u tc h in s o n , p o z n a je się p o karłow atych
g ó rn y c h zębach, siekac zac h , p o c h r o n ic z n e m z a p a ­
leniu rogówki, głuch ocie, lub c h a r a k te r y s ty c z n y c h
p a łą k o w a ty c h n o g a c h . Prof. Siler p o d k re ś lił tra fn o ś ć
s p o s trz e ż e ń H u tc h in s o n a i d o d a ł że t a k i e o ry g in a ln e
o to c z e n ie w arg c h ro p a w e m i bliznam i j e s t z n a m i e n n e m
p i ę t n e m rodzicielskiego syfilisu. W s k a z a n e oznaki
są stw ie rd z o n e z całą p e w n o ś c ią p rzez an a lo g ic z n e
s p o s trz e ż e n ia in n ych b ad a czy , jak F o rn ie r'a Kryzow-
sk ieg o, C a s p a r i'e g o i H o c h fin g era . T am , gdzie z a ­
c h o d z ą ob jaw y te g o rod zaju, k o n ie c z n e m je s t z a d a ­
n ie m k a n d y d a tk i d o s ta n u m a łż e ń s k ie g o , w in tere sie
p rz y szłeg o p o to m s tw a , p o s ta ra n ie się o fach o w e
z b a d a n ie ciele sn y ch i d u c h o w y c h kwalifikacji s t a r a ­
ją c e g o się, alb o w iem ta k jak n ie s a m o w ite w id m o
stra s z n e j c h o ro b y z widzialnej fo rm y s p o z ie ra n a nas,
t a k i n ie rz a d k o w y p a cza o n a o rg a n y d u c h o w e m ę ż ­
czyzny i n a d a je w e w n ętrzn e j je g o istocie ch o ro b liw e g o
p ię tn a . G dyb y m o ż liw e m b^ło z b a d a n ie rodziców
ciężk o c h o ry ch n e u r a s te n ik ó w , h is tery k ó w i h ip o ­
ch o n d ry k ó w , b u rz ący c h w ła sn e i swych rodzin sz c z ę ­
ście m a łże ń sk ie , n a o n c z a s d o p ie ro lu d zk o ść p o jęłab y
z g u b n y wpływ syfilisu i cały o g ro m niedoli, który
za s o b ą niesie. Na w ojnie k a le c z e ją tylko jedn o stk i,
w łożu m a łż e ń s k ie m p o k o le n ia , a syfilis je s t o n ą
straszliw ą bronią, k tó ra d o k o n y w u je w ielkiego dzieła
zniszczenia p o d p łaszc zyk iem miłości.
D ziedzictw o je s t w a żn y m u s t ę p e m w wielkiej
miłości, w szakże zazwyczaj przez k o c h a ją c e się pary, na
w ła s n ą sz k o d ę p o m ija n y m . N o w e cz asy w y m a g a ją
— 27 —

n ow y c h wart ości od ludzi; p r z et o ż e ń s k a s t r o n a z o­


b o w i ą z a n a jest, ws pół dzi ał ać w us zl ac h et n ie ni u rasy
i ni e z da w a ć s p ra w y tej t a k j ak d o t ą d wyłącznie n a
mężc zyzn.
P on ie wa ż dzieci pijaka z aws ze b ywa ją z a g r o ­
żone, p o w i n n a k aż d a dzi ewczyna p o w a ż n i e się z a­
s t a n o w i ć n a d e w e n t u a l n e m z a ś l u b i e n i e m s y n a t ak i eg o
ojca, l ub zgoła pijackiej pary. B o w i e m pl ąs awi ca
( c h o r o b a św. Wita), z a b u r z e n i a n e r wo we , gł ucho ta,
e pi leps ja i i n n e k u r c z o w e st any , równi e j ak z a b u ­
rzeni a d u c h o w e i u m y s ł o w e , za graż aj ą n a w e t j eszcze
w n u k o m pi jaków, o ile rodzice ich p rz y na jm ni ej ni e
żyją wstrzemięźliwie.
J e s t t a k ż e u d o w o d n i o n e dzi edzi czenie przez
dzieci i wnuki raka, t u b e r k u l o z y , z a b u r z e ń u m y s ł o ­
wych, drzy ( art ret yzmu ), r e u m a t y z m u , s k ło nn o śc i
d o n a d m i e r n e j tuszy, cuk rzycy (c ukro wej c h o r o b y )
i t. d. c zęs t o dzieci t a k c h o r u j ą cy ch przez d ł ugi e
życie s ą w o l ne o d t ych c hor ób , a z n ow u ż o d z i e d z i ­
czają je wnuki. P r z e t o przy z a m i e r z o n e m m a ł ż e ń ­
stwie z s y n a m i rodzin, w k t ó r yc h w y m i e n i o n e t u
c h o r o b y się p owt ar zał y, n al eż y się k o ni ec z ni e u d a ć
d o d o ś w i a d c z o n e g o , z d zi edzi cznemi p r a w a m i o b e ­
z n a n e g o l ekarza, a związku b e z w a r u n k o w o nie z a ­
wierać, o ile t a s a m a c h o r o b a t a k ż e i w rod z in i e
dzi ewczy ny p o c h ł a n i a ofiary. Dzieci rodziców, k t ó ­
rych p r z o d k o w i e cierpieli n a o b ł ąk an i e, gruźlicę,
r a k a i t. d. s ą p o d w ó j n i e z a g ro ż o n e ; z t e g o t o p o ­
wodu małżeństwa między krewnymi są ograniczone
przez p r a w o ko ś c i e l ne i p a ń s t w o w e , a w k a ż d y m r a ­
zie w t e d y t yl ko d o p u s z c z a l n e , jeżeli zdrowi e p r z o d ­
k ów m o ż e być s t wi er dz on e, j ako b ę d ą c e bez za rzu tu.
Równi eż i c h o r o b y nie w c h o d z ą w r a c h u b ę w m a ł ­
żeństwie. J a k ż a d n e m u mężc zyźni e p o l e c a ć ni e m o g ę
w p r o w a d z a n i e d o d o m u chorej żony, t a k tern mni ej
związek z c h o r y m m ę ż e m n az wa ć m o g ę d o d a t n i m .
M ał ż e ń s t w o to nie lecznica; zbyt d u ż e s tawi a o n a
s t r o n o m w y m a g a n i a , d o kt órych s p eł n ie ni a doros ł t yl ko
— 28 -

o rg a n iz m zdrowy. Nie p rz e c z ę t e m u b y n ajm n iej, iż


n ie je d n e cie rp ie n ia zm niejszyły się w m ałże ń sk im
s tan ie, n a w e t m o ż e z u p e łn ie wyleczyły. Na to j e d n a k
złożyć się m usiały szczeg óln ie p o m y ś ln e okoliczności
i to n ależy d o w yjątków . R yzy ko w ne to p r z e d s i ę ­
wzięcie p o ś lu b ia ć tu b e rk u lic z n e g o , lub n a nerki czy
s e rc e ciężk o c h o r e g o człow ieka, za ró w n o jak w y ­
cho dzić za m ąż za d ia b e ty k a (c h o reg o n a cukrzycę)
a lb o e p ile p ty k a . W k a ż d y m razie w inno się p o c z e t
k a ć n a w yzdrow ienie, lub też m a łż e ń s tw o uzależnić
od opinji lekarza, z a jm u ją c e g o się d a n ą o s o b ą .
C hory m ąż nie m o ż e z a d o ś ć u c z y n ić w p ełnej m ie ­
rze s w e m u za d a n iu żywiciela rodziny, a ż o n a m a
m ę c z e ń s k i żyw ot, k tó ry b o d aj czy zdo ła zrów no w ażyć
k ró tk o trw a łe szczęście m iło s n e .
Przy zaw iera n iu m a łż e ń stw a n ależy n a m też
w in te re sie tężyzn y n a r o d u jak i w ła s n e g o sz c z ę ­
ścia, p o w o d o w a ć się w pierw szej linji m y ślą o celu
m a łż e ń s k im : dziecku, o n o m a p ra w o d o p rzym iotów ,
jak o sp u śc iz n y p o rodzicach, nie zaś, d o p rz ew ażającej
ilości dziedzicznych b rakó w . S w e m u przyjściu n a
św iat nie m o ż e z a p o b ie c, n a t o m i a s t p r o t e s t u j e p r z e ­
ciw w szystkim ty m d ziedziczn ym w a d o m , przez
k tó re rodziciele-w ychow aw cy , żyw ot m u w piekło
z a m ie n ić m o gą. Nie chwilowa rozkosz, lecz trwała
h a r m o n ja życia ro d z in n e g o i u d a t n o ś ć n aszych d z ia ­
te k ro zstrzygają o szczęściu m a łż e ń stw a i życia,
P iękno , jako e ste ty c z n y w yraz zdrowia, je s t
d o b r e m dzieci i tern s a m e m czy nnik iem n ie z b ę d n y m
do w y p e łn ie n ia celu m a łż e ń s k ie g o . W sz elak o p o j ę ­
cie p ię k n a m a sz e ro k ie g ra n ic e i jak nie m o ż n a
ują ć w definicję u ro d y k ob iece j, to i to s a m o m o ­
ż e m y za u w aż y ć o p ięk n o ści m ęsk iej. W łaściw ą b azą
je s t h a r m o n ja p o s ta w y i członków , k rz e p k o ś ć c i e l e ­
s n a i p e w n a d o za inteligencji. Im dalej o so b n ik stoi
od te g o w zoru, tern m n iej, u n ieg o, m o ż e być m o w y
o p ięk nie. D ziew czyna przy sw y m w y b o rz e p o w in n a
rozw ażyć, o ile bliskim lu b d a le k im je s t m ę ż c z y z n a
— 29 —

od onego zasadniczego typu, wówczas i jaśniej za­


patryw ać się będzie na istotę wewnętrzną, której
zwierciadłem jest zewnętrzny wygląd. D efinicja po­
wyższa bywa zwalczaną przez ród męski, który na
niej nie zyskuje. Od dawna jest on w mniejszości,
jem u to służy w ybór wśród rozlicznych dziewczyn,
z tego wynika, że nie dba on o rozwinięcie i pielęgno­
wanie swego piękna, Proszą tylko spojrzeć po salo­
nach i salach balowych na m onstra występujące
tam u boku pięknych kobiet, a m oje twierdzenie
będzie jasne. Tak karzeł, ja k olbrzym są zbyt wiel-
kiem odchyleniem od typu. Ma jednym spoczywa
znamię niedorozwoju, nad drugim nadmiaru rozwoju
i żaden z nich nie może być ideałem marzeń dziew­
częcych.
W prawdzie ideał męski istnieje li ty lk o w nie-
dojrzałem fantastycznem życiu wczytanych w ro­
manse podlotków , którym jeszcze niewiadom o, że
jak m onety w użyciu, tak i ludzie z czasem w ycie­
rają się w świecie. Wszakże resztka pierw otnego
ideału tkw i w każdym um yśle panieńskim i z chwilą,
gdy na w idow nię w ystępuje konkurent, bywa już to
porów nyw any z ideałem, już też odziewany w jego
przym ioty, niejako upiększony. W ten sposób mało
dziewczyn przed ślubem widzi | kocha człowieka ta ­
kim ja kim jest w rzeczywistości, lecz raczej własne
marzenie i spełnienie swej gorącej tęsknoty. Niechy-
bnem następstwem tego bywa rozczarowanie, a im
wcześniej przyjdzie otrzeźwienie, tern dłużej trw a żal.
Zewnętrzność jest wyrazem istoty wewnętrznej;
mężczyzna, przym ioty cielesne u kobiety uważa za
samo przez się rozum iejący się warunek, przeto i płeć
piękna winna nie tylko ich wymagać, ale i m ieć świa­
dom ość ich znaczenia i rozum ieć, co pociągają za
sobą odchylenia od norm alności i fizyczne usterki.
Zdum iony byłem , jak przed niew ielu laty owa n ie ­
daleko sięgająca mądrość, ujęta' w rym kobiecem
piórem , została obdarzona nagrodą:
- 30 -

„ Na jp r ze dn i ej s za m ą ż a to zaleta,
Że p r z ez e ń m a t k ą s taj e się k o b i e t a " .
O tak, g d y by p o e t k a filozofka jes zc ze była d o ­
dała: „ m a t k ą dzieci zdr owych, p i ę k n y c h i z do ln yc h" ,
file p o p r o s t u m a t k ą ? I nic więcej?
Ale p r z y p a t r z m y się najwięcej c e n i o n y m właści­
w o ś c i o m m ę s k i m p o d k ą t e m wi dze ni a c ha r a k t e r o -
logji. O t ó ż n aj p ie r w p o s t a w a okaz ał a, i m p o n u j ą c a .
Nie m o ż n a jej nic zarzucić, o ile tylko olbrzymi
wz r os t t uł owi a nie j es t z a k o ń c z o n y n i e p r o p o r c j o ­
n al ni e m a ł ą główką. R o z u m n e k o bi e t y d a ją też p i er w­
s z e ń s t w o d o b r y m ś r e d n i m w z r o s t o m , a n a w e t i nie
g a r d z ą m a ł e m i , a b e z w a r u n k o w o nie m a r z ą o ol­
b r z y m a c h i nie bez słuszności. Fuller w s w o i m
u t w o r z e p. t. „ A n d r o n i c u s " mówi: Aż n a z b y t c zęs t o
g ó r n a i z d e b k a u tych, kt órych p r z y r o d a z b u d o ­
wała z wielu pi ęt rami , stoi p u s t k ą " . B a c o n j ak
m ó w i ą wypowi edzi ał zd anie, że „ p r z y r o d a swoi ch
s z c zegó ln ie c e n n y c h k l ej n ot ó w ni gd y nie s k ł ad a na
p o z i o m i e l e ż ą cy m w wyż y ni e c z w ar t e g o piętra, że
p r z e t o n a d m i a r ę w z r o s t e m wybuj al i mężc zy źni n i e ­
mal z a w sz e m a j ą p u s t e gł owy" . W dzieie prof. H e r ­
m a n a o s y s t e m i e n e r w o w y m z n a jd u j e się, oczywiście
n a u k o w e o bj a ś n i e ni e powyższej t ezy w s łowac h n a ­
s t ę p u j ą c y c h : „ G d y ciało a n o r m a l n i e się przedł uża,
wó w c z a s m ó z g z a cz y n a s t o s u n k o w o się zmni ej szać,
j ak t o odkrył L a n g e r p rzy m i e r z e n i u szki el et ów
o l b r z y m ó w " . Inny z n ó w z n a k r ozwoj u w s t e c z n e g o
jest, że t e n u n a d m i e r n i e wielkich ludzi szczęki m aj ą
s k ł o n n o ś ć d o s t o s u n k o w o zbyt wielkich rozmiarów-
P o p p e r wylicza długi s z e r e g wyb it ny ch d u ­
c h o w o o so bi s to ś ci u kt ór yc h wielki d u c h mi es zk a ł
w m a ł e m ciele i n a czele tu w ym i e n i a Dawi da
w prz ec iwi eń st wi e d o Goljata. Prz e ci wi eń s two to
w y d a j e się a ut o r ow i n a w e t s y m b o l i c z n e m . Dalej w y ­
m i e n i a A l e k s a n d r a Wi el ki eg o, N a p o l e o n a , C av o ur ' a ,
G a m b e t t ę , Mazzifii'ego, Thiersa. Ta kż e o J e z u s i e
z N a z a r e t u mówi T a l m u d , że był b a r d z o m a ł e g o
— 31 —

w zrostu, jak rówież Paw eł i F ran c isz ek z Assyżu.


Z arty s tó w w y m ien ię jak o niskich Rafaela, fld. M e n ­
d a , B acha, H e y d n a , M ozarta, B e th o v e n a , W e b e ra ,
W a g n e ra , S c h u m a n a . N a stę p n ie W olter, Balzac, W ik ­
t o r H u go, Kleist i C. T. F\. H o fm a n n , S p ino za, N ew to n,
Leibniz, Kant, Fichte, S h o p e n h a u e r, S eh leierm a-
c h a r i M o m m s e n . P o p p e r p rz y p o m in a też że karły
z p o d a ń lu d o w y ch zaw sze były p r z e d s ta w ia n e jak o
m ą d r e istoty i że n ajp rzebieglejszy z w szystkich b o ż ­
ków p ó łn o c n e g o m itu, Loki, był w y o b ra ż a n y jako
b a rd z o m ały. Z w łasnych s p o s trz e ż e ń d o d a je , że i on
s p o ty k a ł b a rd zo c z ę s to najw ybitniejsze d u c h y m ę s k ie
i ż e ń s k ie w m ały ch p ostacia ch .
Także w ro d z e ń stw ie n iem al zaw sze wielcy
w z ro s te m w przeciw ieństw ie do m ałych i o d z n a cza ją
się n ieled w ie że g łu p o tą. Tu n a s u w a mi się u w a g a,
k tó rą sły szałem z u s t n au c z y c ie la szko ły m ęsk iej,
p o w ta r z a n a p rz e z e ń zre z y g n o w a n y m , zresztą k o m i­
z m e m z a p ra w io n y m gło sem : „n ajd łużsi są zaw sze
n ajg łu p s i!"
R tera z p rz e c iw s ta w im y wielkim d u c h o m w m a ­
te m ciele ludzi z n a c z n e g o w zrostu, jak n p . B ism a rck ,
Konfucjusz, Karol Wielki, L e o n a rd o , Schiller, H eb bel,
H e lm h o lz. G o e th e był ś re d n ie g o w z rostu , A u to r
nie dow odzi je d n a k , ż e b y o z n a k ą wielkości d u c h a
był b e z w zg lęd n ie m ały wzrost, ale m a n a myśli
k ró tk o ś ć nóg. W sz y scy w ielkod uszni niscy lu dzie
mieli p o z ó r w ysokich w p o s ta w ie siedzącej. Do n o r ­
m aln o ści d u c h o w e j n ależy ta k ż e d o b rz e ro zw in ięta
pierś.
Karzeł n a z b y t d a le k im je s t od n o rm a ln e g o typu;
p o d o b n ie je s t i z o lb rzym io w ybu jały m człow iekiem ;
t e n ż e m ó g łb y w chodzić w r a c h u b ę przy zu p e łn e j
h a rm o n ji sw ych n a rz ą d ó w i z a ra z e m przy p e w n o śc i
s w e g o i sw ych p rz o d k ó w d u c h o w e g o i fizycznego
zdrow ia.
N a to m ia s t zw ażajcie n a d o b rz e z b u d o w a n ą ,
s k le p io n ą klatkę piersio w ą, a w ykluczcie m ę ż a
— 32 -

0 wąskiej piersi. B u d o w a piersi ściśle wiąże się ze


z d ro w ie m i c h a ra k te r e m .
W irckelrr.ann, wielki z n a w ca p ię k n a i pisarz
e s t e t a p o d a je , że w yn iosła s k l e p i o n a k latka piersio w a
uchod ziła p o w s z e c h n ie za o bjaw p ię k n o ś c i m ęskiej.
O jciec p o e t ó w o p is u je N e p tu n a z ta k ą piersią i Aga-
m e m n o n a jak o je m u p o d o b n e g o ; ta k ą s a m ą p ierś
p ra g n ą ł też widzieć A n a k re o n u p ię k n e g o u m iło w a ­
n e g o przez sieb ie m ło dzieńca.
Żaś prof. K ollm an twierdzi: Silnie w ypukła,
s k le p io n a p ierś je s t zaw sze n ie o m y ln y m z n a k ie m
silnej, zdrow ej b u d o w y ko stn ej, gdy p rzeciw nie p ła ­
ska, w klęsła k latk a p iersio w a do w od zi fizycznej s ła ­
bości o rg a n iz m u i p rz y ro d z o n e g o cherlactw a. W y ­
p u k ła k latka piersio w a n a d a je całej p o staci człow ieka
w y g lą d u fizycznej d o sk o n ało ści, jeżeli nie n a w e t d o ­
sto jn o śc i, to się o d c z u w a sta ją c p rz ed s ta ro ż y tn e m i
p o s ą g a m i bogó w , u k tó ry ch w z n ie sie n ie klatki p ie r­
siowej ro z m y śln ie by w a ło więkjsze, niż to u ludzi
w o g ó le je s t m ożliw em , p r a w d o p o d o b n i e w ce lu o s ła ­
b ie n ia w ra ż e n ia więcej z w ie rzę ceg o tuż o b o k zn a j­
d u jące j się okolicy b rz u c h a . Nie bez g łę b s z e g o
z n a c z e n ia j e s t p rz y p isy w an ie o dw agi, dziarskości
1 w o je n n e g o m ęstw a, silnej piersi m ęskiej.
B ard z o cz ę s to s ły szełem p y ta n ia n a t e m a t
b lo n d y n ó w i brunetów '. Z n an y k i e ru n e k w a n tro p o -
logji staw ia ra sę b lo n d w y s o k o p o n a d przeciw ną,
p rz y p is u je jej w szelkie zalety ciała i d u c h a i m ia n u je
b l o n d y n ó w ,,h e r o s a m i lu d zk o ści". M im o że i ja s a m
c h c ia łb y m b lo n d y n o m p rz y zn ać p ie rw s z e ń s tw o , to
je d n a k ż e nie m o g ę b e z w a ru n k o w o p o p r z e ć teorji
ich w ielkości. N ie z a p rz e c z o n ą je s t rzeczą, że b r u ­
neci m a ją sw e p o w a b y i p o w s z e c h n ie p o d o b a j ą się
więcej.
S kó ra c ie m n a je s t o d ja s n e j m ilszą w d o tk n ię c iu
ja k o w ięcej m ię k k a i a k s a m i t n a i z te g o ty tu łu wy­
n ika u w a g a W in c k e lm a n n a : „N ie m o ż n a p rz y g a n ia ć
t e m u , k tóry c i e m n ą p ię k n o ś ć p rz e n o s i n a d jasną;
— 33 -

przeciw nie, m o ż n a tylko p rz y k la s n ą ć je g o sm ak o w i,


który zn iew ala raczej zm ysł d o ty k u niż w z ro k u ".
W sz ak że i o k o n ęc ić b y p o w in n a więcej c ie m n a b a r ­
wa twarzy, niż ty p n a w sk ro ś blond. Przy c ie m n ie j­
szej s k ó rz e o dbija się b arw n ik w przezroczystej, zbyt
ja s k ra w o czerw o nej krwi i z te g o p o w o d u c e ra b r u ­
n e tó w o bjaw ia się w sw ych barw n y ch o d c ie n ia c h
in ten syw niej i z a ra z e m d elikatniej, niż c e ra s k a n d y ­
naw skich b lo n d y n ó w , któ ry ch sp ło n ię c ie ru m ie ń c e m ,
p rz y p o m i n a n iek ied y wypieki s u c h o tn icz e, ich zw y­
kła białość za ś b a rd z o cz ęsto m a coś w so b ie c h o ­
rob liw eg o , jak b y a n e m ic z n e g o .
J e d n e m sło w e m u b a rw ie n ie b r u n e ta p r z e d s t a ­
wia o b ra z u c ie le ś n ie n ia św iatła s ło n e c z n e g o i ś w i e ­
że g o p o w ietrza, to znaczy zdrowia; a że zdro w ie jest
najw ięk szą p rz y n ę tą m o ra, to też i łatwiej p r z e ­
chyla się o n na s tro n ę c ie m n e g o ty p u . Innym
w a b ik iem dla te g o b o żk a je s t m ło d zień cz a św ieżość,
a z n a n e m jest, że u ro d a płci c iem n e j w za sad zie
z n a czn ie później prz ek w ita i g a ś n ie niż jasnej.
C era b lo n d y n ó w , w y staw io n a n a ż a r s ło n ecz n y
i o s tre p ow ietrze, s ta je się z a p a lo n ą c z erw o n o i s t a ­
now c zo brzydką, n a to m ia s t ciem n a , cie m n ie je tylko
0 je d e n od cień i w s k u te k te g o zazwyczaj s taje się
jeszcze p o w a b n ie jsz ą. Z te g o to p o w o d u n a wsi,
gdzie w ciepłych p o ra c h ro k u a m o r e k igra w esoło ,
b ru n e tk i m a ją p ierw szeń stw o . M im o to rów nież
1 b lo n d y n k o m b e z w a ru n k o w o nie m o ż n a z a le cać
unik an ia p ro m ie n i sło n ecz n y ch i św ieżego pow ietrza,
p o n iew a ż p o w o d o w a ło b y to nied o k rw isto ść i p r z e d ­
w c z e s n e s tarz en ie się.
N a n ie p o ro z u m ie n iu je d n a k p o le g a ro z p o w s z e c h ­
n io n e m n ie m a n ie , ja k o b y b l o n d y n k o m b ra k było
t e m p e r a m e n t u , a b ru n e tk i były w m iłości d a le k o
og n istsz e. To m o ż e być s łu sz n e o tyle, o ile n a m i ę ­
tn o ś ć cz arn ow łosych u jaw nia się żywiej, ale z p e w ­
nością i b lo n d y n potrafi n a m ię tn ie k o ch a ć a u cz u cie
je g o je s t g łębsze, intesyw n iejsze, zazwyczaj tak że

M ężczyzna — 3.
- 34 —

bardziej d łu g o trw ałe , niż p ło n ą c a n a m i ę t n o ś ć b r u n e ­


tów, k tó ra ja k o b y s p a la się s a m a w, sobie. W s to ­
s u n k u d o w y b o ru m a łż e ń s k ie g o m o ż n a z a te m uzn a ć
z u p e łn ie ró w n ą w a rto ś ć b lo n d y n ó w i b ru n e tó w ,
a k aż d a dziew czyna niechaj p o s tą p i w e d łu g sw e g o
g u s tu , b y leb y te n ż e k o n tra s t nie był zb yt silny.
C ie m n a b r u n e tk a p o w in n a m ieć w ątpliw ości co do
w yjścia za jasn o -ln ian e g o , b e z b a rw n e g o m ężczy znę,
k tó ry ze sw ej stro n y , b ę d z ie rów nież m u siał u n ik a ć
z b y t o s tr e g o p rzeciw ieństw a. J e d n a k o w e p rz y m io ty
o d p y c h a ją się, p rz eciw n e m a ją zby t m ało p u n k tó w
sty czny ch , a b y trw ała h a r m o n ja m o g ła w y d a w ać się
p r a w d o p o d o b n ą . Dzieci ta k n ie ró w n y c h rodziców
n iem n iej o b fitu ją w p rz eciw ień stw a i k o n tra s ty w e ­
w n ę trz n e .
N iek ied y k o b ie ta przy sw ym w y b o rz e p o w o d u je
się p ię k n o ś c ią z a ro stu tw arzy, tu taj w szak że n ie m a
m o w y o w a rto ściach e s te ty c z n y c h , w ą tp liw e m b o w iem
jest, czy w istocie naz w ać to m o ż n a u p ię k s z e n i e m .
W p ra w d z ie u G re k ó w u ch o d z ił z a ro s t za z n a k d o j­
rzałości i m ęsk o ści, n ie m n ie j j e d n a k sz c zy tem ideału
p ię k n o śc i był dla nich m ło d z ie n ie c o tw arzy gładkiej:
ich flp p o llo nie p o s ia d a ani w ąsów , ani b rod y. S ta ­
rzy E g ip cjan ie żywili o d ra z ę d o b ro d a ty c h , d łu g o w ło ­
sych G reków , „ ftn i m ężczyzn a, ani k o b ie ta e g ip s k a ,
nie pocałow ali by za ż a d n ą c e n ę u s t G r e k a “ . G d y —
z d a n ie m W ik in s o n a — eg ip scy artyści chcieli p r z e d ­
staw ić cz łow iek a z n iskiego s ta n u , lub n ie c h lu jn e g o
i p o d u p a d ł e g o , daw ali m u b ro d ę . P o d o b n ą rzecz
cz y ta m y w „ fin a to m ji w y ra z u " , w w y d a n iu z r. 1824.
Karola B ells’a. N a s tę p n ie je d n a k , te n ż e s a m a u to r,
o b s e r w u ją c w Rzym ie ludzi, w ś ró d pro c esji B o ż e g o
Ciała, zrobił sp o strz e ż e n ie , że z a ro s t tw arzy nie u k r y ­
w a jej w yrazu, a p rzeciw n ie w ięcej u w y d a tn ia g o d ­
n o ść i isto tę d o jrza łeg o w ie k u .
Dwa te z a p a try w a n ia o k re ś la ją w kilku słow ach
filozofję b ro d y i w ąsów . Nie o d e jm u ją o n e z a te m
fizjonomji c h a ra k te r u ; s ta ją się j e d n a k cz y n n ik ie m
u je m n y m , gdy zakryw ają p rz e d o c z y m a lu dzkiem l
d e lik a tn e rysy m ło d zień cz e. Przy zby t wielkiej s z e ­
rokości, tw arz n iew ą tpliw ie przez b ro d ą zyskuje;
n a t o m i a s t tw arzy z b y t wąskiej b a rd z o k o rz y s tn e m
d o p e ł n i e n i e m są b a k e n b a rd y . W s z a k ż e n a p ięk n ie
u k s z ta łto w a n e j tw arzy m ę s k ie j z a ro s t je s t c z e m ś
zgo ła z b y te c z n e m , jeśli n ie rów nie ra ż ą c e m , ja k n a
tw arzy kobiecej.
F ra n c u z p e w ie n p o sła ł w szystk im przy jacioło m
sw oim i z n a jo m y m c k ó łn ik z z a p y ta n ie m : dla czego
n o s z ą b ro d ę lub wąsy. W ś ró d o d p o w ied z i było 9,
k tó re brzm iały: „ Ż e b y u n ik n ą ć g o le n ia " . 12 o d p o ­
wiedzi było: „ Z e b y nie p rzezięb iać g a rd ła " . 5: „D la
u kry cia złych z ę b ó w ". 6: „ P o n ie w a ż j e s t e m ż o łn ie­
rz e m " . 21: „ B o b y łe m żo łn ie rz e m " . 65: „ B o ta k
c h c e 'm o j a ż o n a " . 28: „B o n a r z e c z o n a te g o s o b ie
życzy" i 15 wreszcie, — że nie p o s ia d a ją zaro stu .
Tu zno w u ż m ia ro d a jn y m je st s m a k i m o d a. B ro ­
dzie i w ą so m , jak o p rz y ro d z o n e j ozd o b ie, n ie s p o s ó b
o d m ó w ić racji bytu; r o s n ą n a twarzy, a więc są jej
w łasnością; sz tu c z n e ich u s u w a n ie w s k a z u je — o ile
n ie je st n a k a z e m m o d y , albo w y n ik iem b e z m y ś ln o ­
ści,— n a p e w n ą s k ło n n o ś ć do m a s k o w a n ia się. L u bi­
m y p rz e d s ta w ić się innym i, jak je s te ś m y . N a tu raln ie
m u si b y ć z a ro st s ta ra n n ie u t r z y m a n y —w te d y m o ż e on
służyć za p ro b ierz zm ysłu i sk ło n n o ści d a n e g o o s o ­
b n ik a d o k u ltu ra ln e g o p ie lę g n o w a n ia ciała. Z aro st
zdobi, o ile nie przyk ryw a d olnej części tw arzy i nie
u k ła d a się zbyt sze ro k o na policzkach.
B ujny p o r o s t piersi je s t o b ja w e m silnie rozw i­
niętej m ę s k o ś c i i żywej siły p ło d zen ia . G ładko ść
św iad c zy przeciw nie i z a ra z e m o w iększej n r ę k k o ś c i
s erca. G ę ste , w p ro s t dzikie o w ło sien ie p rz e m a w ia
za m o c n ą , m ało o p a n o w a n ą zm ysło w o ścią i n a d a je
ciału zw ie rz ę c e g o w yglądu.
N ajlepiej i najw yraźniej m o ż n a ro z p o z n a ć w ła ­
ściwości c h a ra k te r u i zdolności z u k sz ta łto w a n ia
głow y i z w yrazu twarzy. O statn i zależn y je s t w wy-
— 36 -

s o k im sto p n iu o d b u d o w y kości twarzy. M iaro d a j­


n y m je s t ro z m ia r k ą ta tw arzy, flb y go o d n aleź ć,
trze b a, ja k ptokazuje s z e m a t ryciny 1 i 2 w yobrazić
s o b ie linję o d najbardziej w y s u n ię te g o p rofilow eg o
p u n k t u czoła d o p rz e g ro d y n o so w ej wzgl. g ó rn e j
wargi i d r u g ą linję o d ujścia u s z n e g o d o d o ln e g o
b r z e g u p rz e g ro d y n o so w ej. Im więcej głow a o d p o ­
w iad a kątow i ryc. l , t e m wyżej stoi człow iek in te le ­
k tu a ln ie i rozwojowo; im więcej zaś zbliżonym je s t
do ty p u ryc. 2, tern je s t d u c h o w o niższy, m niej
szlac h etn y , a więcej p o d o b n y zw ierzęciu.
S to p ie ń o d c h y le ń o d s z la c h e tn e g o p ro filo w e g o
ty p u p o zw ala w n io sk o w ać o c h a ra k te r z e człowieka.
Im więcej p o sz c z e g ó ln y m c z ęścio m twarzy b ra k har-
m onji, tern silniejszą je s t isto ta ow ych od ch y leń .
P o d a ję kilka prz y k ła d ó w dla ilustracji p o w y ż sz eg o
tw ierdzenia. (P orów , ryciny od 3 d o 11).
W y b itn ie k o ń c z a s ta b r c d a św iadczy o g w a łto ­
w ności, a n a w e t złości, z a o k r ą g l o n a o d o b ry c h p rz y ­
m io ta c h serca. B ro d a w y s tę p u ją c a n a p r z ó d o z n a cza
siłę woli i czynu, gdy p rzeciw n ie co fn ię ta w stecz,
słab o r o z w in ię ta — b ra k tych że p rzy m iotów . S zp iczasta
b ro d a w p o łą c z e n iu z o s tro z a k o ń c z o n y m , d ług im
n o s e m , s ą zaw sze złym zn a k ie m .
N ie s p o s ó b w sk az ać n a tern m ie js c u w szystkie
p rz e ró ż n e o d m ia n y u je m n y c h c h a rak teró w ; z n ie k tó ­
rych tylko p rz y k ła d ó w silnie z a ry s o w a n y c h k o n tu ró w
tw arzy m o ż e m y n a b r a ć w y o b ra żen ia , w jak w y s o k im
s to p n iu fizjon om ja i g łow a służyć m o g ą ja k o w s k a ­
z ó w k a i p rz e s tro g a . W ięcej szc zeg ó łó w m o ż n a z a c z e r ­
p n ą ć z o d n o ś n y c h dzieł sp ec ja ln y ch .
D u c h o w o u p o ś l e d z o n e istoty n o s z ą p ię tn o
sw e g o u b ó s tw a w rysach tw arzy. O so b liw e z m a r ­
szczki zgo ła o d m i e n n e od z m a rsz c z e k s p o w o d o w a ­
n ych tro s k a m i, w zrok n a p r ę ż o n y , n iem al zdziw iony
(ryc. 13), lu b też m gliste i o s p a l e p a trz ą c e o k o
(ryc. 14) zd ra d z a ją b ra k bystrości.
- 38 -

M ato w e ta k ż e s p o jrz e n ie i rysy bez w yrazu


w p o łą c z e n iu z nic nie m ó w ią c y m p ro filem , do te g o
d o d a jm y m o c n o z a n ik a jącą b ro d ę , a z n o w u b ę d z ie m y
mieli o b ra z o s o b y bez ene rg ji. (Ryc. 15).
P o d o b n ie ż m o ż n a i z kształtu, p o s z c z eg ó ln y ch
narządów głowy w yciągać w nioski o zew nę­
trznej istocie człow ieka. O n e to w sza k w ze s p o le
sk ła d a ją się n a o b ra z fizjonomji. N os był o d d a w n a
p r z e d m i o te m b a d a ń w ty m k ie ru n k u . Przy p o r ó w n y ­
w a n iu d aw n ej lite ratu ry n a t e m a t fizjonom ji z tw ie r­
d z e n ia m i now szy c h czasów , z n a jd u je m y cz ę s to w p ro s t
zadziw iającą z g o d n o ś ć zd ań . Vivey, l l o g u e t , C aru s,
S aig u e s, Darwin, i in. p o u c z a ją , że m ały, z a d a rty
n o s dorosłej o s o b y w s k a z u je n a n ied o ro z w ó j o r g a ­
n ów ż y w o tn y c h (m ó zg u , o rg a n ó w rodnych); n a m
za ś ta k ż e je s t w ia d o m e , że n o s e k d ziecięcy u d o r o ­
s łeg o uchodził za z n a k infantylizm u. U takich ludzi
j e d n a ją się p rz y m io ty i w a d y d ziec k a z p re te n s ja m i
d o ro s łe g o . B yw ają oni zd atni w ty m lub in n y m kie­
r u n k u , lecz ja k dziecię n i e ro z s ą d n e i s a m o l u b n e .
M ałe, t ę p o z a k o ń c z o n e n o s y m ę s k ie zaw sze są
o b ja w e m słabości n ie d o s ta tk u przymiotów' d u ch o w y ch ;
t ę p e a g r u b e św iadczą zazwyczaj o p rz e w a d z e m a-
tera iiz m u i zm ysłow ości, n a t o m i a s t n o s sępi lub
m ałpi z d ra d z a w e w n ę trz n ą d y s h a r m o n j ę i złe p rz y ­
m ioty.
B ard z o m o c n o za k rzyw io ne n o sy przy n ie s z la ­
c h e tn y c h ry sa ch w s k az u ją n a a ro g a n c ję , kłótliw ość.
Im szlach etn iejszy kształt n o s a tern więcej c h a ra k te r
j e s t bez za rzu tu .
M ałe oczy s p o ty k a się u ludzi p o w ie rz c h o ­
w nych i ruchliw ego u m y s łu . O ile j e d n a k oczy są
u d e r z a ją c o m ałe, m a m y człow ieka n ie r ó w n e g o h u ­
m o ru , z m ie n n e g o , n a k tó ry m nie m o ż n a p o le g a ć .
N a o gół za p o ś re d n ic tw e m oczu przejaw iają się w ię­
cej uczucia, niż myśli. S p o k ó j i p o g o d a sp o jrz e n ia
w iększą p o s ia d a ją w a g ę, niż k sztatł i b a rw a oczu.
W ielkie, żyw e oczy n a p o t y k a m y zaw sze u ludzi
z s il ną w o l ą i i n t e l i g e n t n y c h , g ł ę b o k o o s a d z o n e
u l udzi z m a ł ą siłą ż y w o t n ą i o c h a r a k t e r z e s p e k u -
latywnym. Przed ludźmi z n ie sp o k o jn y m wzrokiem,
p rag n ą łb y m ostrzec, gdyż jest w nich n ie p e w n o ść
i trwożliwość i są to poczęści niestałe, a przytem
u p a r te indywidua.
P r z y p a t r z m y si ę t a k ż e u s z o m . P o w i n n y h a r ­
m on iz o w a ć z głową. U derzająco małe, wskazują na
niedołęstwo i niedorozwinięcie. Zawsze u takich osób
z n ajd u je m y n ie p rz y je m n e d u c h o w e lub fizyczne
usterki. To s a m o dotyczy w szerszej mierze uszu
małych odstających, w formie ucha od dzbana, n a ­
to m ia st dobrze ukształtow ane, od stające uszy z u p e ł ­
nie nie b u d z ą wątpliwości-
C zerw one g r u b e ciężkie uszy z g ru b e m i p ł a t ­
kami i g ą b c za stą strukturą, z nierozwiniętą albo
zwierzęcą m u szlą posiad ają nieszlachetni, pełni p rz y­
w a r , p r z e z n a t u r ę u p o ś l e d z e n i l udz ie , n a t o m i a s t
uszy odstające jak u dzikusa należą do ch arakterów
m n i e w artościowych, co najm niej lekkich i b e z m y ś l ­
nych osób.
J a k k o l w i e k k s z t a ł t u s z u i ich u s t a w i e n i e m 3 ją
dla o c e n y cha ra kte ru jak największe znaczenie, jest
j e d n a k n i e p o d o b i e ń s t w e m t u t a j bliżej tftm się z a j ­
m o w a ć , g d y ż o d m i a n u s z u j e ś t p r a w i e w i ę ce j j e s z cz e ,
niż n o s ó w . C a r u s w s we j s y m b o l i c e p o s t a c i l u d z ­
kiej d a j e o p i s n o r m a l n e g o , d o b r z e z b u d o w a n e g o
u c h a , i z a r a z e m j e g o r y s u n e k , (ryc. 16) a p o r ó w n a ­
n i e z r y s u n k a m i 17, 18 i 19 w y k a z u j e z a s a d n i c z e
r ó ż n i ce . T a k ż e p o l e g a j ą o n e n i e t y l k o n a f o r m i e
zew nętrznej, muszli ucha, ale i n a braku lub z n ie ­
k s z t a ł c e n i u c z ę ś ci p o s z c z e g ó l n y c h . I t a k u p e w n y c h
u s z u b r a k r ą b k a (ryc. 16-a) u i n n y c h g r o b e l k a
(flntelix) j e s t n i e d o k s z t a ł c o n a , l u b t e ż b r a k n i e p ł a t k a
usz ne go . D r o b n e uchylenia o d n o r m a ln e g o typ u są
b e z z n a c z e n i a . L u d z i e z u s z a m i j a k ryc. 17 i 18 ni e
p o w i n n i b y ć z a ś l u b i a n i ; 17 w s k a z u j e z b r o d n i c z e ,
nieo p an o w an e zwierzęce popędy.
- 40 —

N a w et i ze z m a rsz c z e k n a czole m o ż n a w n i o ­
s k o w a ć o c h a ra k te r z e . N a to zwrócił już u w a g ą
L a w a te r i p rz estrze g ł o sobliw ie p rz e d d w o m a ukształ-
to w a n ia m i. Zw łaszcza w ątpliw e s ą krzyw e zm arszczki
(ryc. 20), jeżeli n a d to jeszc ze za ry s o w u ją się praw ie
ró w n o le g le , d o w o d z ą p odejrzliw ości i niskich uczuć.
T ak ż e i p o g m a t w a n e zm arszczki, jeżeli s ą jak rowy
g łęb o k ie, słu żą za p rz e s tro g ę , jak o że zdrad za ją
isto tę nieprzew id zialną, t r u d n ą w p o życiu i n i e o k r z e ­
s a n ą . (Ryc. 21).
N iem n iej rę k a i jej kształt, a n a w e t u ś c is k dłoni
d o s ta rc z a ją p o ż ą d a n y c h w sk az ó w ek . R ęk a b o w iem
p o s i a d a w łaściw y s o b ie c h a ra k te r , o k tó ry m n a tern
m ie js c u sp e c ja ln ie nie m o ż e m y się rozwodzić.
W sz ak że p e w n e m jest, że n a m ię tn i m a ją zazwyczaj
r ę c e ciep łe i s u c h e , lu dzie rozw agi — zim n e, s u ch e ,
uczuciow i prz ew aż n ie ciep ła a w ilgotne, a zaś ludzie
chłod ni i słabowici zim no -w ilg otn e. Z m a łe m i sze-
ro k iem i r ę k o m a a cien k ie m i p a lca m i o k an c ia sty c h
cz ło n k a ch i w ęzłach s ą to istoty, c h c ą c e zaw sze p o ­
staw ić n a s w o je m , i w ojow nicze.
W ażne są dla badacza naw et i pew ne
ru c h y rąk, n. p. trz y m a n ie laski, p a r a s o la , cyg ara,
C złow iek i^party trz y m a c y g a ro po części, ja k w s k a ­
zuje rycina 22. P o z a te m m o ż e to być is to ta d o b re g o
s e r c a i g o d n a s z a c u n k u , w s za k że u p ó r niew ątpliw ie
w y s tę p u je tu n a pierw szy p la n . C złow iek re zo lutny,
b e z w z g lę d n y , w ystaw ia sw e cyga ro n a świat, jakby
o c h o c z o d o walki, p rz y c z e m je s t cz y n n y i wielki
p a le c . (Ryc. 23).
R o zstrzy gające zn a c z e n ie p o s ia d a p ism o . Grafo-
logja uczy, że z p ism a p o z n a ć m o ż n a niety lk o b ijące
w oczy o z n a k i c h a ra k te r u , ale i u ro b ić s o b ie c a łk o ­
wity o braz, z w szelkiem i szczeg ółam i, w e w n ę trz n e j
istoty. Nic nie m ów i ta ok o liczn o ść , że b a rd z o wielu
ludzi zgoła nic nie wie o grafologji, w ielu teą w iedzieć
nie chce. Z b ie g ie m 19 stu le c ia zd o b y ła s o b ie p ra w o
b y tu , z o sta ła o s ta te c z n ie n a u k o w o u z n a n ą i sto so-
— 41 —

waną tak w prawie, jak i w m edycynie w celach


diagnostycznych i m oże udowodnić doraźnie w każ­
dym przypadku, że ziszcza to, co zapowiada. Rozliczne
firmy światowe przed powzięciem ważnego zobowią­
zania dają do zbadania grafologicznego każdy zabieg
piśm ienny danego aspiranta r kupcy w ten sposób
starają się ubezpieczać swoje interesy. W szelako
po dziś dzień już przy zawieraniu małżeństw, znaczną
rolę odgrywa grafologiczne sprawdzanie właściwości
charakterów. Wielu mężczyzn poddaje badaniu cha­
rakter pism a swej wybranej, przeto niechże czynią
to i panny, zanim wypowiedzą decydujące słowo.
Zapoznać się dokładnie z grafologją nie jest łatwe
dla nowicjusza, ftle warto powziąć w iadom ość od
znawcy. Jeżeli w piśmie d a n e m znajdą się niefor­
tu n n e oskarżenia, niechaj nie będą one zlekceważone.
Twierdzimy, że kłamca i w miłości będzie nierzetelny,
oszust także w m ałżeństwie wątpliwie wierny i uczciwy,
nie mówiąc już o ryzykownym związku z takim o so ­
bnikiem d!a kobiety, mającej n o s!ć jego nazwisko,
jako i dla dzieci. Brak wierności jest w adą c h a ra ­
kteru głęboko zakorzenioną, istocie uczciwego
i św iadom ego swych obowiązków człowieka obcą
i przeciwną. Ja k o ż człowiek godny szacunku m oże
się potknąć, zawsze jed n a k tego pożałuje i zawróci
z drogi, lecz nieuczciw em u niewierność osiadła
w krwi i w kościach. £ńoże być dzielny i miły, nawet
czuły, lecz pewny człowiek to nie będzie.
F\ jakże z zazdrością?
N e radziłbym dziewczynie łączyć się z czło­
wiekiem, który sobie i ukochanej już i czasy narze-
czeńskie zakłóca nieuzasadnioną zazdrością. Zazdro­
sny nie poprawi się nigdy i zmieni żywot m ałżeński
w udręczenie. Nic gorszego dla uczciwej kochającej
żony nad życie u boku chorobliwego nieufnego
małżonka. Zazdrość nie jest właściwością miłości,
new et nie dow odem siły i poczucia własnej wartości,
jest to wyraz chorej psyche.
— 42 —

W iadomo, że zazdrość jest p rzedm iotem obser-


wacji lekarzy jako chorobliwy sy m p to m a t przy deli­
rium tre m en s (obłędzie opilczym) jako i rozmaitych
innych chorobach umysłowych. Miłość i zazdrość
nie m ają nic wspólnego. Zazdrość jest wrogiem,
miłości. Pragnie ona karać, mścić się, gdy p rz e ­
cież miłość znosi z cierpliwością i przebacza. Miłość
żądająca kary to jak granat, który m oże tylko zabi­
jać, niszcząc sam siebie. Miłość ufa,' zazdrość jest
o k ru tn e m dzieckiem nieufności i zmysłowości. Zdra­
dzona miłość m oże przem ienić się w rozpacz,
w bólu się rozpływać, lecz zadaw ać cierpienie może
li tylko zazdrość. Gdy prawdziwie miłująca kobieta
odczuwa, że już nie jest w szystkiem dla mężczyzny,
to i on blizkim jest tego by stać się niczem dla niej.
W iarołom ców przestaje się kochać. ,,Gdy raz zaczą­
łem Się trwożyć, trwożyć się prze stałe m “ .
W ątpienie obraża miłość, niew ierność ją zabija,
z a p om nienie kładzie do grobu. Burdach twierdzi:
Miłość niewieścia jest żarem łagodnym , po utracie
u k o c h a n eg o żyje nadal w swym bólu, żywi się nim
aż do końca. „Mężczyzna to buchający płomień; jeśli
straci przedm iot ukochania, albo doraźnie odbiera
sobie życie, albo też pozostaje krzepki i zdrowy“ .
Zachowanie się w miłości kobiety i mężczyzny
jest zgoła różne. Kobieta jest na wszystko gotową
w miłości, ale i do wszystkiego w nienayyiści zdolną.
Spraw ozdania z aktów zem sty, najokrutniejszego
rodzaju, w zględem niewiernych kochanków odpow ia­
dają zupełnie istocie kobiecej, flle niewątpliwie
i ze strony oszukanych mężczyzn popełniane bywają
czyny brutalne i nieludzkie. W szelako tego rodzaju
wybryki, to nie czyny miłości, jeno nienawiści.
N iesposób w tern m ałem dziełku wyczerpać roz­
legły te m a t właściwości charakteru. Chodzi .też tylko
o rady i przestrogi. Każda dziewczyna przed zamąż-
pójściem m a m ieć oczy otwarte, nie tylko widzieć
starającego się człowieka, ale i w przyszłości jego
- 43 —

p o s t ę p o w a n ie w życiu c o d z ie n n e m . T ak jak w d o m u
ro d z in n y m za c h o w u je się w o b e c ro d z e ń s tw a i sług,
b ęd z ie kiedyś zachow yw ał się i w o b e c żony i dzieci.
Z a p e w n e , aniołów n ie m a i te g o też się nie w y m a g a ,
ale p y tan ie, jak u m ie p o w ś c ią g a ć swój t e m p e r a m e n t ,
d o ja k ieg o s to p n ia sieb ie i ob jaw y swej istoty o p a ­
n o w u je, je s t n a d e r w ażne. W rażliw ość n a p o w a b y
je s t rzeczą t e m p e r a m e n t u , te g o ż a d n a d ziew czy na
nie p o w in n a p rzeoczyć. Dużo m ówi się o słabo ściac h
c h a ra k te r u i b łę d a c h w urodzie, w z am ia n b ard zo
m ało o ró ż n ic ach t e m p e r a m e n t ó w . Te trz e b a rozw a­
żyć i stwierdzić, czy h a rm o n iz u ją w zajem . D a n y
t e m p e r a m e n t m o ż e być s a m w s o b ie niewadliwy,
a d y s h a r m o n j e w y c h o d z ą n a światło d z ie n n e d o p ie ro
n a s k u t e k o dd ziały w a n ia n a t e m p e r a m e n t inny,
i reakcji teg o ż. W ó w cza s d o p i e r o w y s tę p u ją ró ż n e
tarcia u z a ślu b io n e j pary , k tó re rz u c a ją sw e cien ie
na życie m a łż e ń s k ie i ro d zinne.
Przyczyny n i e d o m a g a ń p o to m s tw a p rz y p is a ć
m u s im y nietylko w z g lę d e m dziedziczny m i a ta w i­
sty czn y m , ale i d y s h a r m o n ji w t e m p e r a m e n t a c h
rodziców. O d d z ia ły w an ie dziedziczności, m ie s z a n in y
t e m p e r a m e n t ó w i w y c h o w an ia tło m a czy też o d m i e n ­
n o ś ć c h a ra k te r ó w ro d z e ń s tw a .
Co je d n a k ż e ro z u m ie się przez n ie d o b ó r t e m ­
p e r a m e n t ó w w m ałże ń stw ie ?
— Zw iązek m ięd zy m ężc zy zną a k o bietą, którzy^
w sw ych o s o b isty c h częściac h sk ład o w y c h n a d to są
s o b ie podobni. To brzm i p a r a d o k s a ln ie , je s t j e d n a k
fa k te m . P e w n e różnice są k o n ie c z n e dla d o b ra
p o to m s tw a , ich o d p o r n o ś c i i rozw oju ch a rak teró w .
N a o gó ł dw a tylko są ro d z aje t e m p e r a m e n t ó w :
cz y nny i bierny; w szelak o od H ip o k ra te s a p o cz ąw szy
aż d o K anta p rz y ję to cztery, a p rz y c z y n ę różnic ich
s ta ro ż y tn i — op ierali n a s o k a c h u strojow ych .
R o z p a trz y m y t e m p e r a m e n t y : sangw iniczny, cho­
leryczny, fleg m a tyczn y i m elancholiczny. O d p o w ia d a
im szczeg ó ln a b u d o w a ciała i całe wzięcie człow ieka.
— 44 -

T e m p e ra m e n t i budow a ciała składają się na naturę


człowieka.
Sangivinik posiada budow ę wysm ukłą, silny
lecz chudy układ mięśniowy drobnokościsty szkielet,
jasne lub ciem ne włosy, niebieskie albo piwne, w e­
sołe oczy, mały lub średnio duży nos, wąską, długą
pierś, jasną cerę, miękki głos, żywy sposób mówienia
i szybkie ruchy. J e s t ruchliwego wrażliwego ducha,
często nieco pobieżny. Sangwinik, wrażliwym jest
na każdy powab, każdy wpływ m oże go w yprowa­
dzić z równowagi, jest pełen radości życia, człowiek
chwili, lubiący odm iany, z jednego wrażenia łatwo
przerzucający się na drugie, wesoły, nadziei pełen,
lekkomyślny. Łatwy w życiu, lekko zawiera przy­
jaźni które nierównie szybko rozwiązuje, jest d o b r o ­
duszny w przyrzekaniu, aie trudny w dotrzymywaniu,
szybko orjentujący się i szybko zapominalski, czło­
wiek, który wszystko rozpoczyna a mało do końca
doprow adza, dziecko które m a w jednej torbie
śm iech i płacz.
Inaczej choleryk. Krzepkiej fizycznej budowy,
ze skłonnością do zaburzeń żółciowych, z silnemi
m ięśniam i, m ocnej budow ie kośćca, szerokiej piersi,
skóry żółto-brónatnej, z szerokiem kościstem czołem,
ostro zarysowanym nosem, ciem nym włosem, wydat-
nem i rysami, mówi głośno i ostro. D robnostka nie
porusza go, wielka, ważna rzecz podnieca go n a m ię t­
nie. Odwaga, stałość, bystość umysłu, to jego c h a ­
rakterystyczne znam iona. To działacz niezm ordow any,
człowiek postępu. Przy siinem rozwinięciu t e m p e ­
ram e n tu właściwe są cholerykowi zuchwalstwo, p rz e ­
kora i tyranja.
F legm atyŁ Człowiek z usposobieniem limfatycz-
nem. Korpulentny, gąbczasty, z zaokrąglonem i kształ­
tami, miękką, wiotką m uskulaturą, tłustą kom órko-
watą tkanką, bladą, często chłodną skórą, zazwyczaj
blond włosem, szaremi albo niebieskiem i joczyma.
Pow olną krwioobiegę, ruchy i m owa są jego
— 45 __

z e w n ę trz n e m i o z n a k a m i. Przy m ałej wrażliwości


i słabej reakcji ujaw nia ró w n o w a g ę um y sło w ą, b o d aj
n a w e t o b o ję tn o ś ć w rad ości i c ierp ien iu . Z aw sze
rozw ażny, cierpliwy, s p o k o jn y i p rz y to m n y , często
p o s ia d a ją c y b y stry d a r ob serw acy jn y , a ta k ż e i z m y ś l ■
n o ść wielką, je s t prz eciw n y m b i e g u n e m sa n g w in ik a
i cholery ka.
M elancholik to istny człow iek nerw ów . Tułów
długi i wąski, m ię ś n ie m a łe i cienkie, głow a w y so k a
i w s t o s u n k u d o p o staci duża, ko lor lica blady, w łos
słaby, d elik atn y a ciem n y , s k ó ra m ięk k a, b la d a
i such a , o d d e c h p o w olny , ru c h y i m o w a p e w n e .
Zazwyczaj o d z n a c z a się siln e m p o c z u c ie m w łasnej
w a rtości i w ielką wytrwałością. U m ysł żywy i czynny,
b a r d z o m a ło wrażliwy, ale silnie re a g u jący . P oglądy
ko n s e rw a ty w n e . Zna i ceni je d y n ie przeszłość, u ja d a
się z tera ź n ie js z o ś c ią a trw oży go przyszłość, u k a ­
z u jąc a m u się w czarnych kolorach. C zęsto jest
u m e la n c h o lik a głębia d u c h a , stało ść, zam iłow anie
p o w a żn y ch s tro n życia i w strz ąsając y ch , g roź n y ch
w rażeń. Przy n ad zw yczajn ej czystości t e m p e r a m e n t u ,
u m y s ł p o n u ry , n ien aw iść d o ludzi, u p ó r i p rz e s y t
życiowy. C zysty m e lan c h o licz n y t e m p e r a m e n t je s t
c h o r o b ą i na d u c h o w ą i fizyczną s p ra w n o ś ć działa
raczej u je m n ie jak d o d a tn io , jakk olw iek nie m o ż n a
zap rzeczyć, że i w śró d g en ju szó w s p o ty k a się z d e ­
cy d o w an y ch m elan c h o lik ó w .
P ow yższa definicja została tak że u z n a n ą przez
u c z o n e g o z Królewca i przez dr. C aru sa , m im o że
w p o g lą d a c h o b u było nieco rozbieżności.
D ru g a część p ra g m a ty c z n e j ftn tro p o lc g ji K anta
tra k tu je t. zw. „charakterystykę antropologiczna/' t. j.
s p o s ó b ro z p o z n a w a n ia w e w n ętrzn e j istoty człow ieka
z ze w n ę trz n y c h ozn ak. Filozof ten p rz y jm u je t e m p e ­
r a m e n t y cz yn ne: ch olery czn y i fle g m a ty c z n y i t e m ­
p e r a m e n t y u czu ciow e, sangw iniczny i m elancho lićzny-
A n tro p o lo g i lekarz, ra d c a d w o ru C aru s d o w o ­
dzi, że życie d u c h o w e objaw ia się w trze ch różnych
_ 46 —

k i e ru n k a c h — p o z n a n ia , czucia i woli — i że k a ż d e m u
z tych trzech k ie ru n k ó w p rz y zn ać trz e b a m o ż n o ś ć
w z n o sz en ia się i o p a d a n ia . W t e n s p o s ó b m ie lib y ś ­
m y s ze ść t e m p e r a m e n t ó w .
W rzeczyw istości tyle ich je s t co ludzi, ile że
ż a d e n z t e m p e r a m e n t ó w nie w y s tę p u je w całej swej
czystości. W k a ż d y m człow ieku o b o k j e d n e g o d o m i ­
n u ją c e g o z n a jd u ją się i w szystkie in ne, k tó re w o b e c
t e m p e r a m e n t u g łó w n eg o słabiej się uw ydatniają-
Siła o w y ch d o m ie s z e k je s t n ajro z m aitsz a.
W życiu m a łż e ń s k ie m w a żn ą je s t o b e c n o ś ć
d w u a ktyw n ych (sangw . i choler.) i dw u pasyw nych
(flegm , i melanch-,) t e m p e r a m e n t ó w . A ng ielscy a n t r o ­
p o lo g o w ie n azy w ają ak ty w n e t e m p e r a m e n t y „ v itale“ ,
p a s y w n e „ n o n v ita le “ , i o s trz e g a ją przeciw łączeniu
się d w ó c h p asy w n y c h . O d ra d z a ją m a łż e ń s tw o m i ę ­
dzy d w o m a m e la n c h o iik a m i n iem n iej jak i m ięd zy
d w o m a fle g m a ty k a m i. O tó ż to je s t to, c z e m u wyżej
d a łe m m ia n o n ie d o b o ru i p o d o b i e ń s t w a z a ra z e m
oczyw iście j e s t e m zdania, n a p o d s ta w ie w łasnych
d o ś w ia d c z e ń , że rów n ie ż nie p o w in n y p o w s ta w a ć
związki d w u ch o le ry k ó w i d w u sa n g w in ik ó w przy
silnie za zn ac zo n ej czystości t e m p e r a m e n t ó w , w s z e ­
lak o złączen ie się t e m p e r a m e n t ó w ak ty w n y c h bywa
m niej szk odliw e niż ta m ty c h . A by o c e n ić słu s z n o ś ć
te g o tw ierd z en ia, p o t r z e b a tylko p o r ó w n a ć w łaści­
w ości t e m p e r a m e n t ó w .
J a k ż e d w ó c h m e la n c h o lik ó w m a przejść ra z e m
przez życie, jak w yc h o w ać czy nn ych, p o ży tec zn y ch
c z ło n k ó w s p o łe c z e ń s tw a ? Albo też d w ó ch fiegm a-
tyków, o k tó ry ch R ich era n d mówi: ,.N iezdolni do
czyn u, nig d y nie wywarli z n a c z n e g o w pływ y n a sw ych
bliźnich, nig d y nie zam ącili s p o k o ju św iata sw em i
s p ra w a m i i zdobyczam i. Siła w y obraźn i u nich zim na,
n a m ię tn o ś c i u m ia rk o w a n e , a z t e g o u m ia rk o w a n ia
p o w s ta ją cn o ty , z których p o s ia d a n ia nie m ają p o ­
w o d u się chełpić.
— 47 —

U dzieci z d w o jg a rodziców o fle g m a ty c z n y m


tem p eram en cie, ró w nie jak i z m e la n c h o lik ó w
s p ra w n o ś ć życiow ych p ierw iastków je s t za słaba,
t a k że n, p. b a rd z o łatw o p o d le g a ją d ziec ięcy m
c h o r o b o m . Albo też p o z b a w io n e są w e w n ę trz n e j
harm on ji, k tó ra p o w sta je z p o łącz en ia ak ty w no ści
z p a sy w n o ś c ią i k tó ra je s t w a ru n k ie m n ie z b ę d n e j
w walce o b y t p ew n o śc i siebie. M łodość takich
dzieci je s t n erw o w a, u d rę c z o n a , albo leniw a i o s p ała,
s ta r o ś ć za g lą d a im w oczy.
Czy nig dy nie widziałeś niem o w lęc ia z tak
s t a r y m i s m u t n y m w y ra z e m s p o g lą d a ją c e g o w p r ó ż ­
nię, jak b y d y s h a r m o n ja rodziców w n ie m się od-
zw ierciadlała? Rysy twarzyczki, któ ry ch z m ę c z o n y
n ieledw ie starc zy w ygląd n iem ile cię do ty k ał? Staraj
się p o z n a ć rod ziców ta k ie g o d ziecka, a z a g a d k a
b ęd z ie w y jaśn ion ą.
* *
*
K ultury sta ro ż y tn o śc i u znaw ały w m a łż e ń s tw ie
tylko p ra w o m ężczyzn y, a im wyżej d o ch od ziły w ro z ­
woju, tern więcej rosły je g o obow iązki, nie ro z s z e rz a ­
jąc j e d n a k ż e p ra w m ałżonki. Tej n ie ró w n o m ie rn o śc i
m o ż n a p rzy p isa ć głó w n ą prz y czy n ę m ałże ń sk ie j dys-
h a rm o n ji i rozw ijacących się z niej d ra m a tó w .
Przyszłość m u si p rz y n ie ść zm ian y i p rz y n ie sie je
Nie n a s k u t e k d o b re j woli i u stęp liw o ści m ęskiej,
ale zm ian y sto sun ków , spo łecz n y ch , k tó re n a rynku
p ra c y co raz częściej staw iają k o b ie tę u b o k u m ę ż ­
czyzny, jak o p ra c y tow arzysza, a niem n iej i w s p ó ł ­
zaw odn iczk ę, k tó ra s to p n io w o ta m wywalczyć so b ie
m u si m iejsce i wywaiczy je. P o w o d z e n ie w za k re sie
e k o n o m ic z n y m je s t ro z trz y g a ją c e m dla in n ych d z i a ­
łaln ości i d o p ro w a d z i o n o m a łż e ń s tw o d o u k ła d u
ró w n o u p r a w n io n y c h jak o ró w n o w arto ścio w y c h (choć
nie ró w n e g o ro dzaju) k o n tra h e n tó w . P rze to ko biety
z a d a n ie m je s t o b e jm o w a ć p e w n y m w zrokiem p o ło ­
żenie, za m ężc zy zn ą nie tę s k n ić już jak o za sw ym
p a n e m , a za m a łż e ń s tw e m , ja k o d o g o d n ą p rz y s ta n ią
i s p o s o b e m z a o p a trz a n ia sw ych p o trz e b , lecz w idzieć
w nich środki d o w yższeg o celu, do u trz y m a n ia g a tu n k u
i tern s a m e m d o sp e łn ia n ia p o s ła n n ic tw a życiow ego.
Chorzy, m ało w artościow i i nie zdatni d o s t a n u
m a łż e ń s k ie g o m ężczyźni jak ró w n ież i k o b iety m u s z ą
z dała się trz y m a ć o d tej w ażnej instytucji, w s k u te k
teg o , że nie d a n ą im je s t m o ż n o ś ć w y p e łn ia n ia jej
celu. P o trz e b a n a m zdrow ych ludzi dla przyszłości,
to też i zdrow ych rod ziców m ie ć m u s im y . Nie
w słow ach m ieści się praw dziw y p atrjo ty zm , a le
w czynie! Raczej re z y g n a c ja z m ałże ń stw a, niż
z a ś lu b ie n ie n ied ołęgi k tó ry m a p o w o ły w a ć d o by tu
d u c h o w e i cie le sn e m iern o ty . T akie w y rz ecz en ie
się, to b y n a jm n ie j nie w y rz e c z e n ie się szczęścia,
raczej je s t to u n ik n ię c ie n ie w y p o w ie d z ia n e j n ę d z y
i cierp ien ia. N ę d z ą b o w ie m jest, gdy k o b ie ty d u c h o ­
w e i c ie le s n e cherlak i n a św iat w y d a ją b o ży w o t
ty chże nie b ęd z ie ra d o ścią, a m ę c z a rn ią .
Co za ból dla rodziców, g d y w u k o c h a n y c h
o cz ach dziecięcia czytają n i e m ą s k a r g ę . M oja n ę d z a
to w asz grzech! W asz ciężki grzech.
Nie b o le sn e j ze szczęścia rezygn acji d o m a g a m y
się o d p o s ta w io n y c h p o za n a w ia s e m m ałż e ń s tw a ,
ale c h c e m y u ch ro n ić o d zgryzoty i bo leści i w s k u t k u —
m n o ż e n ia ludzkiej niedoli. — W ię c w łaśn ie raczej
w yrzeczenie się n ieszczęścia i bólu. A lbow iem te n
jedyn ie, któ ry przy w y b o rz e m a łż e ń s k im s z a n u je
p ra w a tych n ie z ro d zo n y ch jeszcze, b u d u je w łasn e
s z c zęśc ie n a p ew n ej p o d staw ie.
M ałżeń stw o to w ola dw o jgu ku stw o rz en iu j e d n e ­
go; a to je d n o zn aczy więcej, niż d w o je co je stworzyli.
C ześć w z a je m n ą , ja k o dla p o s ia d a ją c y c h ta k ą
w olę — n a z y w a m m ałże ństw em !
B u d u j wwyż p o n a d siebie!
Nie rośnij je n o prz edsię, lecz w górę! To k a t e ­
g o ry c z n e p rzy k aza n ia . W tern niech ci p o m a g a O g r ó d
m ałżeński!
. ^ o#* 6 4 fL,
XKXXXXXXKKXXXXXKKKXXXXXg
X
D R U K . Z A K ŁA D Ó W G RA FICZN Y CH X
C EN TR . A K A D . BRA TN ICH PO M O C Y s
X

Biblioteka Narodowa
W arszawa

30001008789875

You might also like