Professional Documents
Culture Documents
Nie Dajesz Mi Spać
Nie Dajesz Mi Spać
O
, tak.
Łup.
– O, tak.
Łup. Łup.
Co, do cholery…?
– Ooo, tak. Cudownie.
Gwałtownie wybudzona ze snu, rozglądałam się nieprzytomnie
po obco wyglądającym pokoju. Pudła na podłodze. Zdjęcia oparte o
ścianę.
Moja sypialnia w nowym mieszkaniu. Musiałam to sobie
przypomnieć. Położyłam dłonie na kołdrze i skupiłam uwagę na
wykwintnym splocie materiału. Nawet na wpół śpiąco zachwycało
mnie zdobienie mojej pościeli.
– Mmmm. Właśnie tak, skarbie. Tak mi rób. Nie przestawaj!
O, raju…
Usiadłam, przetarłam zaspane oczy i popatrzyłam na ścianę za
moimi plecami, powoli rozumiejąc, co mnie obudziło. Nadal
bezmyślnie gładziłam kołdrę – przykuło to uwagę mojego cudownego
kota Clive’a. Kocur podłożył pyszczek pod moją dłoń, domagając się
głaskania. Pieściłam go, jednocześnie rozglądając się dookoła i
próbując oswoić nową przestrzeń.
Dziś się wprowadziłam do tego wspaniałego mieszkania z
przestronnymi pokojami, drewnianymi podłogami i łukowatymi
przejściami. Był tu nawet kominek! Oczywiście nie miałam bladego
pojęcia, jak rozpala się ogień w czymś takim. Zawsze chciałam móc
postawić ozdoby na półeczce nad kominkiem. Mam taki nawyk, że
układam różne przedmioty w każdej wolnej przestrzeni, bez znaczenia,
czy należy ona do mnie, czy nie. To chyba taka choroba zawodowa
projektanta wnętrz. Czasem wkurzam moich znajomych tym ciągłym
przestawianiem ich bibelotów.
Po całym dniu spędzonym na przeprowadzce moczyłam się w
niesamowitej stylowej wannie na nóżkach tak długo, aż skóra na
dłoniach pomarszczyła mi się jak rodzynka. Później położyłam się do
łóżka i z przyjemnością wsłuchiwałam się w odgłosy nowego domu:
spokojny ruch uliczny, cicha muzyka w oddali i kojące stukanie łap
mojego ciekawskiego kota. Widzicie, Clive ma nieobcięte pazury…
„Mój nowy dom” – myślałam z zadowoleniem, kiedy zapadałam
w łagodny sen. Dlatego byłam tak zaskoczona tą pobudką o… niech no
sprawdzę… drugiej trzydzieści nad ranem.
Tępo wpatrywałam się w sufit, żeby na nowo wprowadzić się w
stan relaksu. Na darmo jednak, bo zagłówek mojego łóżka gwałtownie
poruszył się, a właściwie to uderzył w ścianę.
„To chyba jakieś żarty”.
– Ooo, Simon. Cudownie. Mmm. – Dobiegło mnie bardzo
wyraźnie.
„O, litości”.
Rozbudziłam się jeszcze bardziej, zaintrygowało mnie to, co
działo się za ścianą. Popatrzyłam na kota i mogłabym przysiąc, że
mrugnął do mnie. To pewnie przemęczenie. „Zdaje się, że mnie też
przydałoby się trochę takich atrakcji”.
Ostatnio u mnie posucha. Trwa ona już dość długo. Fatalny,
szybki i w zupełnie nieodpowiednim momencie, jednonocny wyskok
pozbawił mnie zdolności odczuwania orgazmu. Już od pół roku jest na
urlopie. To bardzo długie półrocze.
Obawiam się, że jestem bliska urazu nadgarstka od tych
wszystkich desperackich prób samozaspokojenia. Najwidoczniej O
zniknął na dobre. I nie mówię o programie Oprah.
Odgoniłam rozważania nad utraconym O i zwinęłam się w
kłębek. Wyglądało na to, że za ścianą zapadła cisza. Próbowałam
ponownie zasnąć, a obok mnie cicho pomrukiwał kot. Nagle piekło
rozpętało się na nowo.
– Tak! Tak! O, tak! Dobrze.
Obraz, który oparłam o ścianę na półce nad łóżkiem, spadł i
boleśnie uderzył mnie w głowę. Mam nauczkę – mieszkając w San
Francisco, wszystko trzeba mocno przywalić do ściany. „Skoro już o
waleniu mowa…”.
Załamując ręce i przeklinając, tak że chyba zawstydziłam Clive’a
– o ile koty potrafią się zawstydzać – popatrzyłam jeszcze raz na ścianę
za moimi plecami. Zagłówek łóżka uderzał o nią w rytm trwającej u
sąsiadów gimnastyki.
– Ooo, tak, kochanie, tak, tak, tak! – zaintonowała krzykaczka,
kończąc swoją pieśń westchnieniem pełnym zadowolenia.
I wtedy usłyszałam, z całym szacunkiem dla rzeczy świętych,
klapsy. Odgłosu wymierzanych klapsów nie można pomylić z niczym
innym. Tak więc za ścianą właśnie ktoś je dostawał.
– O, Simon. Tak. Byłam niegrzeczną dziewczynką. Tak!
„Nie do wiary…”. Usłyszałam jeszcze kilka uderzeń, a potem
męskie gardłowe pojękiwanie i posapywanie.
Wstałam z łóżka, odsunęłam je o kilka centymetrów od ściany i z
powrotem wskoczyłam pod kołdrę, nie spuszczając oka z wezgłowia.
Zasypiając, obiecałam sobie, że będę walić pięściami w ścianę,
jeśli ponownie usłyszę choćby piśnięcie. Choćby jęknięcie. Albo
odgłos klapsa.
Witajcie, sąsiedzi.
Rozdział drugi
Łup.
– O, tak.
Łup. Łup.
– O, tak.
„Nie do wiary…”.
Tym razem przebudziłam się szybciej, bo wiedziałam, co słyszę.
Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę za mną. Łóżko stało w
bezpiecznej odległości od niej, tak że nie czułam drgań, ale z całą
pewnością był tam jakiś ruch.
Nagle usłyszałam… syczenie?
Popatrzyłam na Clive’a, który z nastroszonym ogonem i
wygiętym grzbietem biegał wte i wewte w nogach łóżka.
– Mały, spokojnie. To tylko nasi hałaśliwi sąsiedzi – próbowałam
uspokoić kota. Wyciągnęłam rękę, żeby go pogłaskać, i wtedy
usłyszałam znajomy dźwięk.
– Miaaauuu.
Zamarłam i nasłuchiwałam, przyglądając się jednocześnie kotu,
który zdawał się mówić: „to nie ja”.
– Miaaauuu! O, tak! Miiiauuu!
Miauczała dziewczyna za ścianą. Co, do diabła, oni biorą, że się
tak zachowują?
W tym momencie Clive całkowicie oszalał i rzucił się w stronę
ściany, próbując wspiąć się po niej. Usiłował przedostać się na drugą
stronę do źródła miauczenia i jednocześnie sam przeraźliwie miauczał.
– Ooo, tak. Bardzo dobrze, Simon. Mmmm. Miau. Miau. Miau!
Panie Jezu, zostałam zaatakowana przez marcujące koty. Kobieta
miała obcy akcent, ale nie potrafiłam go określić. Z pewnością
europejski. Czeski? Może polski? Nie wierzyłam, że po pierwszej w
nocy staram się odgadnąć narodowość kobiety, którą ktoś posuwa w
mieszkaniu obok.
Próbowałam złapać i uspokoić kota, ale bez skutku. Owszem, był
wykastrowany, ale i tak pozostał chłopcem i też pragnął tego, co się
działo za ścianą. Nie przerywał swoich kocich wrzasków, które
mieszały się z miauczeniem sąsiadki. Jedyne, co mogłam zrobić, to
śmiać się z komizmu tej sytuacji. Moje życie przeistaczało się w teatr
absurdu z kocim chórem w tle.
Moją uwagę przykuło jęczenie Simona – niskie i gardłowe. Clive
i kobieta nadal się przekrzykiwali, ale ja słuchałam tylko głosu Simona.
Kiedy mruknął, ponownie zaczęło się walenie w ścianę. Zmierzał do
mety.
Kobieta miauczała coraz głośniej, zbliżając się do orgazmu.
Miauczenie przeszło w idiotyczne wrzaski, aż w końcu wykrzyknęła:
„Da! Da! Da!”.
No jasne. Była Rosjanką. Pozdrowienia z Moskwy.
Ostatni stukot, ostatni jęk i miauknięcie. Potem wszystko się
błogo uciszyło. Za wyjątkiem kota. Nie przestawał wołać za swoją
utraconą miłością aż do cudownej czwartej nad ranem.
Tak oto zaczęła się zimna wojna.
Rozdział trzeci
O
, tak.
Łup.
– O, tak.
Łup. Łup.
Siła jego pchnięć sprawiała, że przesuwałam się na łóżku.
Wchodził we mnie z niesamowitą mocą, dając mi dokładnie to, co
chciałam przyjąć. Doprowadzał mnie na skraj rozkoszy. Patrzył na
mnie pewny siebie i z lekko ironicznym uśmiechem, jakby wiedział, co
się stanie. Zamknęłam oczy i zatraciłam się w odczuwaniu go w sobie,
głęboko. I to bardzo głęboko.
Chwycił mnie za nadgarstki i przeniósł moje ręce na wezgłowie
łóżka.
– Będziesz musiała trzymać się mocno – szepnął i zmieniwszy
rytm ruchów bioder, zarzucił sobie na ramię moją nogę.
– Simon! – krzyknęłam, czując zbliżający się spazm. Patrzył na
mnie tymi przeklęcie niebieskimi oczami, gdy zaciskałam się na nim.
– Mmm, Simon! – zawołałam znowu. I w tej chwili się
obudziłam. Ręce miałam za głową, a dłonie mocno zaciskałam na
oparciu łóżka.
Na chwilę zamknęłam oczy i z wysiłkiem rozplotłam palce.
Trzymałam się tak mocno, że miałam na dłoniach wgniecenia.
Ledwie wstałam. Byłam spocona i dyszałam. Naprawdę
dyszałam. Kołdra leżała na podłodze przed łóżkiem, a pod nią zakopał
się Clive. Było mu widać tylko nos.
– Clive, bawisz się w chowanego?
– Miau – padła rozzłoszczona odpowiedź i spod pościeli, za
nosem, wyłoniła się kocia mordka.
– Możesz wyjść, głuptasku. Pańcia już nie będzie krzyczała.
Chyba. – Śmiałam się sama z siebie, przeczesując palcami wilgotne
włosy.
Całe moje ciało było rozkosznie spocone, więc podeszłam pod
wylot klimatyzacji. Musiałam ochłonąć.
– Niewiele brakowało, co, O? – Uśmiechnęłam się. Zacisnęłam
uda i poczułam przyjemne napięcie między nimi.
Simon śnił mi się od naszego spotkania w korytarzu. Nie
chciałam tych snów, naprawdę nie chciałam, ale moja podświadomość
brała górę i nieźle sobie z nim poczynała. Nocą moje ciało i umysł
przestawały ze sobą współpracować. Umysł wiedział, że to bez sensu,
ale Caroline Dolna nie była przekonana.
Clive przemaszerował koło moich nóg i pobiegł do kuchni, żeby
odtańczyć swój poranny taniec przy misce.
– Już, już. Nie denerwuj się – uspokajałam go, gdy chodził
między moimi nogami. Wrzuciłam mu do miski trochę żarełka i
włączyłam ekspres do kawy. Usiadłam przy stole, próbując wziąć się w
garść. Nadal miałam przyśpieszony oddech.
Ten sen był, cóż, bardzo wyrazisty. Znowu zobaczyłam go nad
sobą, kropla potu spływała mu po nosie i skapnęła na moje piersi.
Przybliżył się i przesunął językiem od brzucha, przez piersi aż do…
Dzyń, dzyń!
Dźwięk ekspresu wybił mnie z pikantnych marzeń i byłam mu za
to wdzięczna. Ponownie zaczęłam się podniecać. „Ale czy to
problem?”.
Nalałam sobie kawy, obrałam banana i wyjrzałam przez okno.
Zignorowałam nagły odruch pieszczenia banana i wepchnęłam go do
ust. O Chryste, wpychanie! To zaszło za daleko. Za daleko, czyli do…
Uszczypnęłam się w rękę, żeby odciągnąć myśli od męskiej
dziwki, którą miałam za ścianą. Niewinne zabawy, niedorzeczne
pomysły.
Małe pieski… Na pieska.
Lody w waflu… Robienie mu loda i lizanie jego dwóch gałek.
Cholerne skojarzenia. Nie miałam ochoty się w to bawić.
Wystarczy! „W ogóle się nie starasz”.
Biorąc prysznic, śpiewałam hymn narodowy, żeby zająć się
myciem, a nie czymś innym. Musiałam pamiętać, jakim Simon był
dupkiem, a nie to, jak wyglądał okryty samym prześcieradłem.
Zamknęłam oczy i stojąc pod natryskiem, wspominałam tamtą noc.
Kiedy w końcu przestałam się gapić na jego, znaczy się na niego,
poniżej linii prześcieradła, odezwałam się:
– Słuchaj, masz pojęcie, jak bardzo jesteście głośni? Muszę się
wyspać! Zwariuję, jeśli przez choć jeszcze jedną noc, choć jedną
minutę będę zmuszona słuchać ciebie i tego twojego haremu!
Krzyczałam, żeby rozładować napięcie, które prawie udało mi się
uwolnić w towarzystwie Clooneya.
– Uspokój się. Nie może być aż tak źle. Ściany są dość grube. –
Uśmiechnął się szeroko, próbując mnie oczarować. Od razu było
widać, że przywykł do dostawania tego, co chce. Z takimi mięśniami
brzucha – nic dziwnego.
Pokręciłam głową, dodając sobie odwagi.
– Chyba zgłupiałeś. Ściany są cienkie jak prześcieradło.
Wszystko słyszę! Każdego klapsa, każde miauknięcie i rechot! Mam
tego dość! Skończ z tym! – wrzeszczałam, a twarz płonęła mi ze złości.
Nawet użyłam gestów, żeby zobrazować klapsy, miauczenie i rechot.
W czasie mojego wybuchu wyhamował z czarowaniem mnie i
zaczął ganić.
– Dość tego! – odszczeknął. – Co robię we własnym domu, to
moja sprawa. Przykro mi, jeśli zakłóciłem twój spokój, ale nie masz
prawa pojawiać się u mnie w środku nocy i rozkazywać. Czy ja
przychodzę do ciebie i walę w drzwi?
– Nie, zamiast tego walisz w moją ścianę. Nasze sypialnie się
stykają. Mam cię dokładnie za głową i nie mogę spać. Może odrobina
przyzwoitości.
– Ciekawe, dlaczego ty słyszysz mnie, a ja nie słyszę ciebie.
Czekaj, czekaj, ciebie nikt nie posuwa, co?
Uśmiechnął się złośliwie. Zbladłam. Splotłam ręce na piersiach i
dopiero wtedy przypomniałam sobie, w co byłam ubrana.
Słodka różowa koszulka nocna. Doskonały sposób na
podniesienie swojej wiarygodności.
Gotowałam się z wściekłości, a on wędrował oczami po moim
ciele. Bez skrępowania podziwiał różowe koronki i falbankę, która
odsłoniła moje biodro, gdy nerwowo tupałam nogą.
W końcu popatrzył do góry i nasze spojrzenia spotkały się. W
jego jasnoniebieskich oczach błyszczało coś figlarnego. Nagle puścił
do mnie oko.
Wpadłam w furię.
– Aaach – krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami do mieszkania.
Pod prysznicem próbowałam zmyć z siebie upokorzenie i
frustrację. Nie widziałam go od tamtej pory. Co by było, gdybym go
spotkała? Oparłam głowę o ścianę kabiny.
Prawie godzinę później, wychodząc z mieszkania, rzuciłam ciche
pożegnanie Clive’owi, a w duchu modliłam się, żeby na korytarzu
przypadkiem nie natknąć się na którąś z dziewczyn z haremu. Na
szczęście teren był czysty.
Na ulicy nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i prawie
nie zwróciłam uwagi na jego furę. I nie wymyśliłam, że fura rymuje się
z dziura, a…
„Caroline!”.
Chyba mamy problem.
***
– Chyba się w nim nie zadurzyłaś, co? Znaczy, wiesz. Ile razy już
ci się śnił? – dopytywała się Mimi, przygryzając rurkę.
– Zadurzyć? Nie. To idiota. Czemu miałabym…
– Oczywiście, że się nie zadurzyła. Kto wie, gdzie ten fagas
bywał? Caroline nie zrobiłaby tego – odpowiedziała za mnie Sophia,
odgarniając włosy z ramienia i wprowadzając tym w zachwyt cały
stolik biznesmenów, którzy nie spuszczali z niej oczu, odkąd weszła.
Jadłyśmy lunch w naszym ulubionym bistro w North Beach.
Mimi rozsiadła się wygodnie na krześle i kopnęła mnie pod
stołem w kostkę, śmiejąc się.
– Odczep się, wredna babo. – Patrzyłam na nią, rumieniąc się ze
złości.
– Właśnie, odczep się, wredna babo. Caroline dobrze wie, że
nie… – Sophia wybuchnęła śmiechem. Gdy przestała się śmiać, zdjęła
okulary przeciwsłoneczne i wbiła we mnie spojrzenie.
Wiolonczelistka i wredna baba obserwowały mnie, jak wiercę się
na krześle. Jedna uśmiechnęła się, a druga przeklęła.
– Kurde, Caroline. Nie mów, że się w nim zakochujesz. Nie
zakochujesz się, prawda? – naburmuszyła się Sophia. Akurat kelner
stawiał na stoliku butelkę pellegrino. Patrzył uważnie na moją
przyjaciółkę, gdy przeczesywała włosy palcami, aż w końcu
mrugnięciem dała mu do zrozumienia, że może odejść. Zdawała sobie
sprawę z tego, jakie robiła wrażenie na facetach. Miałyśmy ubaw,
patrząc, jak się przed nią wiją.
Mimi była inna – taka malutka i słodka, że z początku mężczyzn
przyciągał jej wrodzony urok. Potem zdawali sobie sprawę z jej
niezwykłej urody. Miała w sobie coś, co sprawiało, że chcieli się nią
opiekować i ją chronić. Dopóki nie znaleźli się z nią w sypialni. Tak
przynajmniej słyszałam. Istna wariatka z niej.
Mówiono mi, że jestem ładna, i czasem w to wierzyłam. Jak
miałam dobry dzień, to nawet tak się czułam. Co prawda nigdy nie
uważałam się za tak seksowną jak Sophia, ani tak ułożoną jak Mimi,
ale z pewnością byłam atrakcyjna. Kiedy wychodziłyśmy we trójkę,
potrafiłyśmy zwrócić na siebie uwagę i jeszcze do niedawna
korzystałyśmy z tego.
Na szczęście każda z nas miała swój ulubiony typ mężczyzny.
Rzadko interesowali nas ci sami faceci.
Sophia była bardzo wybredna. Lubiła wysokich, szczupłych i
ładnych mężczyzn. Wysokich, ale nie wyższych od niej. Chciała faceta
uprzejmego i mądrego. Najlepiej, żeby był blondynem. To była jej
wielka słabość. Jej fetyszem był też południowy akcent. Naprawdę! Jak
facet zwracał się do niej „złotko”, wilgotniała. Sprawdziłam to na
własnej skórze. Kiedyś się spiła i trochę narozrabiałyśmy, bo mówiłam
z akcentem z Oklahomy. Nie mogłam się od niej opędzić przez pół
nocy. Teraz twierdzi, że w czasach studiów chciała tylko
poeksperymentować.
Mimi z kolei była wybredna, ale nie co do wyglądu. Zwracała
uwagę na całokształt. Facet musiał być duży, wysoki i silny.
Uwielbiała, gdy mężczyźni podnosili ją do pocałunku albo stawiali na
taborecie, żeby nie dostać skurczu szyi. Lubiła mężczyzn
sarkastycznych i nie znosiła protekcjonalnych. Przez to, że była mała,
miała tendencję do przyciągania typów, którzy chcieli ją chronić.
Ponieważ od dziecka trenowała karate, nie potrzebowała niczyjej
ochrony. Twardziel w spódnicy.
Mnie nie było łatwo się określić. Wiedziałam, że to ten, gdy tylko
go zobaczyłam. Nabierałam pewności, jak Sąd Najwyższy wydający
wyrok. Najczęściej wybierałam aktywnych facetów – ratowników,
nurków albo wspinaczy. Lubiłam, gdy prezentowali się elegancko, ale
musieli być choć trochę niechlujni. Takie połączenie dżentelmena z
niegrzecznym chłopcem. I powinni zarabiać wystarczająco dobrze,
żebym nie musiała ich utrzymywać. Kiedyś spędziłam lato z
przystojnym jak cholera surferem, którego nie było stać nawet na masło
orzechowe. Nie pomogła mu umiejętność doprowadzania mnie do
orgazmu na zawołanie, gdy odkryłam, że za depilację woskiem stref
erotyczny zapłacił moją kartą American Express. I za rachunek
telefoniczny. I za wyjazd na Fidżi, na który nie dostałam zaproszenia.
Na bruk, dzieciaku. Na bruk.
Trzeba było wziąć sobie chociaż jeszcze jeden orgazm na
pożegnanie. Ach, to były czasy, zanim O zniknął. Dochodziłam na
okrągło. Ech.
– Moment, widziałaś go od spotkania w korytarzu? – zapytała
Sophia po tym, jak złożyłyśmy zamówienie, czym wybiła mnie ze
wspomnień o surferze.
– Nie – odparłam z jękiem.
Mimi poklepała mnie po ramieniu.
– Jest niezły, co?
– Pewnie, że tak! Cholernie przystojny. I jest strasznym dupkiem!
– Uderzyłam ręką o blat stolika tak mocno, że aż sztućce podskoczyły.
Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, więc pokazałam
im środkowy palec.
– Rano widziałam, jak całuje Kicię! To jakaś piekielna
wylęgarnia orgazmów i nie chcę na to patrzeć. – Gryząc sałatę, z
wściekłością opowiadałam dziewczynom o trzeciej nocy Simona.
– Nie do wiary, że Jillian nie uprzedziła cię o tym. – Sophia
zamyśliła się, bawiąc się grzankami na talerzu. Twierdziła, że przytyła
dwa kilo w ciągu roku, co ją tak wystraszyło, że przestała jeść
pieczywo. Była uparta i tłumaczenie, że jest inaczej, nie miało sensu.
– Nie mogła. Mówi, że go nie zna – relacjonowałam. – Musiał się
wprowadzić po tym, jak Jillian już tam nie mieszkała. Znaczy, czasem
tam bywała, ale rzadko. Nie pozbyła się mieszkania, żeby mieć gdzie
się zatrzymać, jak będzie w mieście. Z tego, co mówią sąsiedzi, Simon
mieszka tam od około roku. Ciągle wyjeżdża. – Uświadomiłam sobie,
że uzbierałam o nim dość sporo informacji.
– Czy w tym tygodniu także walił w ścianę? – spytała Sophia.
– Właściwie to było dość cicho. Albo posłuchał mnie i stał się
porządnym sąsiadem, albo odpadł mu penis i teraz szuka pomocy
lekarskiej – powiedziałam trochę zbyt głośno. Wyglądało na to, że
grupa biznesmenów przy stoliku obok słuchała nas dość uważnie, bo
wszyscy zakasłali nieznacznie i poprawili się na krzesłach. Może pod
stołem podświadomie krzyżowali nogi, łącząc się w bólu z bohaterem
mojej opowieści. Roześmiałyśmy się i zajęłyśmy się jedzeniem.
– À propos Jillian, to mamy od niej zaproszenie na parapetówkę
w Sausalito w następny weekend – poinformowałam przyjaciółki.
Podgrzałam tym emocje. Benjamin był jedynym facetem, który
podobał się nam wszystkim. Zawsze, kiedy spoiłyśmy Jillian
odpowiednią ilością alkoholu, wyznawałyśmy jej nasze zauroczenie
nim i zmuszałyśmy ją do opowiadania o narzeczonym. A jak udało się
nam wlać w nią jedno martini więcej… cóż, powiedzmy, że dobrze
wiedzieć, że seks ma sens, nawet gdy twój mężczyzna jest już dobrze
po czterdziestce. To, że Benjamin zabrał ją do restauracji Tonga Room
w hotelu Fairmont? Super. Jillian była szczęśliwą kobietą.
– Świetnie. Może spotkajmy się wcześniej u ciebie, żeby się
razem wyszykować jak za dawnych dobrych czasów? – Mimi tak
zapiszczała, że musiałyśmy z Sophią zakryć uszy.
– Tak, jasne. Zrobimy tak, tylko już nie piszcz, bo zostawimy cię
z rachunkiem do zapłacenia. – Sophia zbeształa przyjaciółkę, która była
cała w skowronkach.
Po lunchu Mimi miała w pobliżu umówione spotkanie, a Sophia i
ja razem wzięłyśmy taksówkę.
– Masz sprośne sny z sąsiadem w roli głównej? Opowiadaj –
zaczęła, ku ogromnej radości kierowcy.
– Proszę patrzeć na drogę – poinstruowałam go, gdy zobaczyłam,
że spogląda na nas we wstecznym lusterku.
Odpłynęłam myślami do marzeń sennych, które od tygodnia
każdej nocy dochodziły do mojej świadomości. Ja jednakże nie
mogłam dojść, przez co moja frustracja osiągnęła punkt krytyczny.
Było w porządku, póki mogłam ignorować O. Brak O daje się mocniej
we znaki, odkąd mam sny z Simonem. Clive przeniósł się na noc na
komodę. Tam nic mu nie grozi ze strony moich wierzgających nóg,
rozumiecie?
– Sny? Są przyjemne, ale on jest dupkiem! – wykrzyknęłam,
uderzając pięścią w fotel.
– Wiem. Powtarzasz to w kółko – powiedziała i popatrzyła na
mnie uważnie.
– Co? Czemu masz taką minę?
– Nic. Przyglądam ci się tylko. Jesteś megapodekscytowana
kimś, kto jest dupkiem – dodała.
– Wiem – westchnęłam i zapatrzyłam się w przestrzeń za oknem.
***
– Kłujesz mnie.
– Wcale, że nie.
– Serio. Mimi, co ty masz w tej cholernej kieszeni? –Dziewczyny
szykowały się na imprezę. – Pakujesz się? – krzyknęła do mnie Sophia,
jednocześnie szarpiąc głową, gdy Mimi operowała lokówką w jej
włosach.
Siedziałam na łóżku i zapinałam sandały. Uśmiechnęłam się, bo
zanim Sophia i Mimi dotarły do mnie, nawinęłam włosy na wałki, żeby
uniknąć części zabiegów upiększających. Mimi uważała się za
niespełnioną uczennicę szkoły kosmetycznej. Z pewnością chętnie
otworzyłaby salon kosmetyczny we własnej sypialni.
Mimi wyjęła z kieszeni szczotkę i pokazała ją Sophii, zanim
zaczęła zabieg.
Zrobiłyśmy sobie rozgrzewkę przed imprezą, zupełnie jak w
czasach studenckich. Miałyśmy nawet mrożone daiquiri. Co prawda
przerzuciłyśmy się na alkohol dobrej jakości i świeżo wyciskany sok z
limonki, ale atmosfera była tak samo beztroska i radosna.
– Oj, daj spokój. Nie wiadomo, kogo możesz dziś spotkać!
Chyba nie chcesz, żeby książę z bajki zobaczył cię z przyklapniętymi
włosami, co? – argumentowała Mimi, zmuszając Sophię do
opuszczenia głowy, żeby dodać jej włosom objętości u nasady. Nie
było dyskusji. Musiała się godzić na to wszystko.
– Nic mi nie oklapuje. Jak książę zobaczy moje dwie jędrne
perły, w ogóle nie będzie go obchodziło, czy mam włosy – odparowała
Sophia, rozśmieszając mnie po raz kolejny. Nagle usłyszałam
przebijające się przez nasze śmiechy odgłosy zza ściany. Wstałam i
podeszłam do niej, żeby lepiej słyszeć. Z głębi mieszkania, oprócz
głosu Simona, było słychać dwa inne męskie głosy. Nie mogłam
rozróżnić słów, ale nagle huknęła piosenka Guns N’ Roses, i to tak
głośno, że aż dziewczyny przerwały swoje czynności upiększające.
– Co to ma być? – warknęła Sophia, rozglądając się ze złością po
pokoju.
– Może Simon jest fanem Guns N’ Roses. – Wzruszyłam
ramionami. Tak naprawdę, to spodobała mi się ta rockowa serenada.
Założyłam opaskę na czoło i wykonałam taniec Axla, czym wywołałam
śmiech u Mimi i wzbudziłam pogardę u Sophii.
– Nie, nie. To nie tak, głupia – skarciła mnie przyjaciółka,
przekrzykując muzykę i sięgając po bandanę. Mimi zanosiła się
śmiechem, patrząc, jak toczymy z Sophią taneczny pojedynek. Ale
szybko jej przeszło, kiedy Sophia zaczęła czochrać włosy. Rzuciła się
w jej stronę. Sophia wskoczyła na łóżko, próbując od niej uciec.
Przyłączyłam się do niej i razem skakałyśmy po materacu, wrzeszcząc
słowa piosenki. Mimi w końcu się poddała i dołączyła do szalonego
tańca. Czułam, jak łóżko porusza się i radośnie uderza o ścianę, ścianę
Simona.
– A masz! I jeszcze raz. I jeszcze! Nikt tu nie wali, co? Ha, ha,
ha! – wrzeszczałam jak głupia, a przyjaciółki patrzyły na mnie ze
zdumieniem. Sophia zeszła z łóżka. Dziewczyny obejmowały się i
zataczały ze śmiechu. Ja waliłam. Bujałam łóżkiem tam i z powrotem,
jakbym była na desce surfingowej, i uderzałam wezgłowiem o ścianę.
Nagle muzyka ucichła. Opadłam na łóżko, jakbym została
postrzelona. Mimi i Sophia zakryły usta rękami, a ja zaciskałam zęby
na pięści, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Miałyśmy niezły ubaw.
Prawie jak przy wyrządzaniu psikusa sąsiadom i rozwinięciu im
dookoła domu papieru toaletowego albo śmianiu się w kościele. Nie
dało się tego szaleństwa opanować.
Łup. Łup. Łup.
Nie wierzyłam. Walił do mnie?
Łup. Łup. Łup.
Naprawdę walił do mnie.
Łup. Łup. Łup.
Łup. Łup. Łup. Odpłaciłam pięknym za nadobne. Miał tupet,
żeby mnie uciszać. Słyszałam męskie śmiechy.
Uderzył ponownie, co doprowadziło mnie do furii.
On naprawdę jest dupkiem.
Rzuciłam dziewczynom zachęcające spojrzenie, a one dołączyły
do mnie na łóżko.
Łup. Łup. Łup. – Sześć wkurzonych pięści bębniło w ścianę.
Łup. Łup. Łup. – Usłyszałyśmy w odpowiedzi, ale tym razem
dużo głośniej. Jego kumple pewnie się przyłączyli.
– Daj sobie spokój, bracie! Zero seksu dla ciebie – wrzasnęłam
przez ścianę, a dziewczyny dusiły się ze śmiechu.
– Dużo seksu dla mnie, siostro. Zero dla ciebie! – odkrzyknął
bardzo wyraźnie.
Uniosłam dłonie, żeby ponownie uderzyć. Wybiłam rytm o
ścianę. W odpowiedzi dostałam krótkie uderzenie tylko jednej pięści i
wszystko ucichło.
– Ooo! – zawołałam. Słyszałam, jak Simon z kolegami się
śmieją.
Mimi, Sophia i ja zaskoczone patrzyłyśmy na siebie. Za plecami
usłyszałyśmy cichutkie westchnienie. Obróciłyśmy się. Na komodzie
siedział Clive. Popatrzył na nas, westchnął ponownie i zajął się
lizaniem swojego kociego tyłka.
***
S
zturchnięcie.
– Wrrr.
Szturchnięcie. Ugniatanie, ugniatanie. Szturchnięcie.
– Dość.
Ugniatanie. Ugniatanie. Stuknięcie głową.
– Wiem, że nie znasz się na kalendarzu, ale powinieneś wiedzieć,
kiedy wypada niedziela. Ogarnij się, Clive.
Mocniejsze stuknięcie głową.
Odwróciłam się od kota i jego natarczywych stuknięć i
naciągnęłam kołdrę na głowę. Powracały do mnie wspomnienia zeszłej
nocy. Przywitanie z Simonem w kuchni Jillian, które słyszało chyba pół
świata. Jego koledzy przezywający mnie Dziewczynką w Różowej
Piżamce. Benjamin, który złożył całą historię do kupy, słysząc moje
przezwisko. Pocałunek Simona. Mrrr. Pocałunek Simona.
Nie, żadnych pocałunków Simona! Wcisnęłam się jeszcze
bardziej pod kołdrę.
Słodkie sny i cienkie ściany. Przeszył mnie zimny dreszcz na
wspomnienie słów, które wypowiedział na pożegnanie. Zakopałam się
jeszcze głębiej w pościeli. Serce biło mi mocno. Poczułam się
zawstydzona. Serducho, nie zwracaj uwagi na tę dziewczynę pod
kołdrą.
Tej nocy nic mi się nie śniło, ale żeby mieć pewność, że nikt
(czyli Simon) nie usłyszy mnie krzyczącej w uniesieniu, spałam przy
włączonym telewizorze. Świadomość, że Simon słyszał, jak
wykrzykuję jego imię przez sen, nakręciła mnie tak, że skakałam po
kanałach, dopóki nie znalazłam czegoś, co nie brzmiało, jakbym
ponownie przeżywała erotyczny sen z Simonem w roli głównej. W
końcu trafiłam na kanał z telezakupami, przez który oczywiście
zasnęłam później, niż chciałam. Ich oferta była niesamowita. Niewiele
brakowało, a o trzeciej nad ranem zamówiłabym maszynkę do krojenia
warzyw. Nawet nie wspomnę o bezpowrotnie straconych trzydziestu
minutach na oglądaniu jakiejś postaci z gry komputerowej, która
chciała sprzedać mi kolekcję płyt z piosenkami z lat pięćdziesiątych.
Wszystko to działo się w towarzystwie orkiestry Tommy’ego
Dorseya, której dźwięki dobiegały zza ściany. Nie ukrywam, że się
uśmiechnęłam.
Leniwie wyciągnęłam się pod kołdrą. Stłumiłam śmiech,
obserwując starania Clive’a, żeby dostać się pod przykrycie. Próbował
pod każdym kątem, ale odpierałam jego ataki. W końcu wrócił do
szturchania i ugniatania. Roześmiałam się na głos.
Poradzę sobie z tą sytuacją. Nie muszę czuć zażenowania. Zgoda,
mój O zniknął, być może na zawsze. Zgoda, miałam erotyczne sny z
moim zbyt atrakcyjnym i zbyt pewnym siebie sąsiadem. I jasne, że
wspomniany sąsiad słyszał moje uniesienia związane ze snami, o czym
dał znać na zakończenie i tak już dość dziwacznego wieczoru.
Ale zniosę to wszystko. Oczywiście, że tak. Muszę tylko jakoś
zaburzyć jego pewność siebie. Ostatnie zdanie nie zawsze musi należeć
do niego. Podniosę się po tym upokorzeniu i utrzymam zgodę między
nami.
„Jestem nieźle pokręcona”.
Nagle usłyszałam dźwięk budzika. Zamarłam. Po chwili
odzyskałam zdolność ruchu i wślizgnęłam się głęboko pod kołdrę.
Wystawały mi tylko oczy.
Chwileczkę, czemu się chowam? Przecież on mnie nie widzi.
Słyszałam, jak wyłącza budzik i jego kroki na podłodze.
Dlaczego wstał tak wcześnie? Kiedy panowała idealna cisza, przez
ściany można było usłyszeć dosłownie wszystko. Dlaczego wcześniej
nie wpadłam na to, że skoro ja słyszę jego, to i on słyszy mnie?
Oblałam się rumieńcem na wspomnienie moich snów. Ale opanowałam
się, w czym pomógł mi Clive, który uderzał pyszczkiem w moje plecy,
jakby chciał mnie zepchnąć z łóżka. Żebym dała mu w końcu
śniadanie.
– Dobra, dobra. Wstaję. Jezu, Clive. Jesteś czasem taki
upierdliwy.
Kot w odpowiedzi głośno miauknął i pomaszerował do kuchni.
Po nakarmieniu Clive’a i szybkim prysznicu byłam gotowa do
lunchu z przyjaciółkami. Właśnie wychodziłam z budynku zajęta
pisaniem esemesa do Mimi, kiedy wpadłam na spoconego, rozgrzanego
Simona.
– Uwaga – wykrzyknęłam, chwiejąc się. Simon złapał mnie w
ostatniej chwili, dzięki czemu nie wyłożyłam się jak długa.
– Gdzie tak pędzisz z rana? – zapytał, a ja chłonęłam go
wzrokiem. Mokry od potu biały T-shirt, czarne sportowe szorty,
wilgotne kręcone włosy, iPod i uśmiech.
– Jesteś spocony – wymsknęło mi się.
– Tak. Zdarza mi się to – odpowiedział, ścierając wierzchem
dłoni pot z czoła. Włożyłam wręcz heroiczny wysiłek, żeby nie
posłuchać głowy, która nakazywała palcom unieść się i pomierzwić
jego włosy. Unieść się i pomierzwić.
Patrzył na mnie rozpromienionymi niebieskimi oczami.
Zaczęłam czuć skrępowanie, więc postanowiłam się odezwać.
– Co do zeszłej nocy – zaczęłam.
– Której jej części? Kiedy czepiałaś się mojego życia
erotycznego? A może gdy opowiedziałaś o moim życiu seksualnym
swoim przyjaciołom? – pytał wyzywająco. Zadarł koszulkę do góry,
żeby przetrzeć twarz. Na widok jego mięśni brzucha mocno
wciągnęłam powietrze, co zabrzmiało jak świst wiatru w tunelu.
Mogłyby służyć jako progi zwalniające na jezdni. Czemuż nie jest
pulchniutkim, grubiutkim sąsiadem?
– Nie. Mam na myśli aluzję, którą zrobiłeś o słodkich snach.
Widzisz, cienkie ściany – mówiłam nieporadnie, unikając kontaktu
wzrokowego i z fascynacją wpatrując się w kolor lakieru na
paznokciach u stóp. Był bardzo ładny…
– A, tak. Cienkie ściany. Zdradzę ci, że to działa w dwie strony. I
gdyby ktoś pewnej nocy miał, na przykład, bardzo ciekawy sen, to
powiedzmy, że mogłoby to być niezwykle zajmujące – szepnął. Ugięły
się pode mną kolana. Niech go cholera weźmie z tym voodoo.
Musiałam się ogarnąć. Zrobiłam krok w tył.
– Możliwe, że dotarło do twoich uszu coś, czego wolałabym,
żebyś nie słyszał, ale w życiu sprawy nie zawsze toczą się po naszej
myśli. Czyli przyłapałeś mnie. Ale ponieważ nigdy mnie nie będziesz
miał, zapomnijmy o tym. Zrozumiałeś? Na lunch, tak przy okazji.
Wyglądał na skołowanego i równocześnie rozbawionego.
– Na lunch, tak przy okazji? – powtórzył.
– Lunch. Pytałeś, dokąd idę, więc odpowiadam ci, że na lunch.
– A, rozumiem. Spotykasz się z koleżankami, które wczoraj były
na randce z moimi kumplami, zgadza się?
– Tak i chętnie podzielę się informacjami, jeśli okażą się dość
gorące. – Zaśmiałam się, okręcając kosmyk włosów wokół palca.
„Pięknie. Flirt na sto dwa. O co biega?”.
– Jestem pewny, że będą bombowe. Te dwie wyglądały na
modliszki – powiedział, kołysząc się w przód i w tył. Zaczął się
delikatnie rozciągać.
– Podejrzewasz, że są jak Hannibal?
– Nie, raczej jak Hall i Oates3). – Teraz on się śmiał i patrzył na
mnie, rozciągając uda.
3) Duet rockowy popularny w latach osiemdziesiątych. Jedną z
ich najbardziej popularnych piosenek jest Maneater, co oznacza
modliszkę lub ludożercę.
E
semesy pomiędzy Caroline i Simonem
Jedziesz do Tahoe?
Skąd, do cholery, już o tym wiesz?
Wieści szybko się rozchodzą. Neil bardzo się cieszy.
O, z pewnością. W końcu Sophia to gorąca laska.
Chwila. Myślałem, że spotyka się z Mimi.
Tak, ale bez wątpienia gorąco myśli o Sophii. Uwierz mi.
Co jest grane, do cholery?
Niebawem wydarzą się dziwne rzeczy w San Francisco. Źle się
dobrali.
Co?
To niesamowite. Mimi ciągle mówi o Ryanie, który robi do niej
maślane oczy. Sophia rozpływa się nad olbrzymimi dłońmi Neila, ale
nie widzi, że on odwzajemnia zainteresowanie. Dość zabawne.
Czemu się nie zamienią?
Zapytał facet z haremem… To nie takie proste.
Zajmę się tym, jak wrócę.
OK, panie złota rączka. Przed czy po tym, jak zawiesisz moje
zdjęcia?
Nie martw się, Dziewczynko w Piżamce. Zrobię wszystko, żeby
dostać się do twojej sypialni.
Ech.
Nie wierzę, że napisałaś „ech”.
Ech…
Jedziesz do Tahoe?
Nie, jeśli mam jakiś wybór. Chociaż ciekawie byłoby zobaczyć
zamieszanie, jakie powstanie, gdy w końcu zorientują się, co jest grane.
Zdecydowanie tak.
Esemesy pomiędzy Sophią i Caroline:
Dłonie, palce, ciepła skóra ocierające się o moją, żeby być jak
najbliżej. Słyszałam jego oddech i zmysłowy głos.
– Mmm, Caroline. Jak to możliwe, że smakujesz tak wspaniale?
Jęknęłam i obróciłam się. Nogi splecione z nogami, ramiona
obejmujące ramiona. Wsunęłam język w jego wyczekujące usta.
Ssałam jego dolną wargę. Czułam smak mięty i gorącą obietnicę tego,
co się wydarzy, gdy wejdzie we mnie po raz pierwszy. Pojękiwałam, a
on sapał. Nagle znalazłam się pod nim.
Liżąc i ssąc, prowadził usta od moich warg do szyi, aż znalazł
punkt, którego dotknięcie wywołało eksplozję rozkoszy. Głęboki
śmiech zapowiadał mój koniec.
Teraz ja byłam na górze. Nie czułam jego ciężaru na sobie, ale za
to otulałam go nogami tak, że dotykał mnie i pulsował dokładnie tam,
gdzie chciałam. Odgarnął mi włosy z twarzy i patrzył w oczy w taki
sposób, że mogłabym w zapomnieniu krzyczeć jego imię.
– Simon! – zawołałam, czując, jak obejmuje moje biodra dłońmi
i zagłębia się we mnie.
Ostatnie obrazy senne zniknęły i usiadłam na łóżku z sercem
bijącym jak oszalałe. Zdawało mi się, że zza ściany, pomiędzy tonami
Milesa Davisa, słyszę cichy śmiech.
Położyłam się. Mrowiła mnie skóra. Szukałam ukojenia w
chłodzie pościeli. Myślałam o tym, co mam za ścianą, na wyciągnięcie
ręki. Ale wpadłam.
***
Już po pracy?
Tak, czekam na Ciebie w domu.
To ciekawy obrazek…
Przygotuj się. Wyciągam chleb z piekarnika.
Nie drocz się ze mną, kobieto. Cukiniowy?
Żurawinowo-pomarańczowy. Mmm…
Żadna kobieta przed Tobą nie prowadziła tak apetycznej gry
wstępnej.
Ha! Za ile będziesz u celu?
Nie będę. Prowadzę. Prosto.
Czy możemy porozmawiać jak dorośli?
Przepraszam. Będę za pół godziny.
Super. Mam czas, żeby zamrozić moje bułeczki.
Słucham?
O, nie mówiłam? Przy okazji zrobiłam bułki cynamonowe.
Będę za kwadrans.
***
C
zyja to stopa?
– Moja, Neil. Przestań ją pocierać.
– Ryan! Przestań mnie macać stopą.
– To ty trzymasz mnie za stopę.
Ryan i Neil starali się zachować obojętne wyrazy twarzy podczas
rozplątywania się z macanki stopami w buzującej wodzie. Śmiałam się
z nich i kiedy napotkałam wzrok Simona, on także się roześmiał.
– Jeszcze jeden? – zapytał bezgłośnie, ruszając tylko ustami, i
wskazał na moją pustą szklankę.
– Już dość dziś wypiłam, nie sądzisz? – odpowiedziałam w ten
sam sposób, bo nasze towarzystwo trajkotało bardzo głośno.
– Myślałem, że jesteś kobietą, która zawsze chce więcej – ciągnął
ten pozbawiony głosu dialog, po czym uśmiechnął się w
charakterystyczny dla siebie sposób.
Przyglądałam się mu. Obraz Simona w jacuzzi, który stworzyłam
w głowie przed przyjazdem tutaj, bladł w porównaniu z
rzeczywistością. Rozpostarł swoje silne ręce wzdłuż brzegu wanny, a
wilgotne włosy zaczesał do tyłu. Myślałam, że widok nagiego i
mokrego Simona w mojej kuchni był kuszący, ale nie dało się tego
porównać z podziwianiem go w świetle lampionów i po dużej dawce
procentów.
Wydawał mi się teraz szczególnie przystojny i, o ile się nie mylę,
próbował mnie upić. W głowie mi już szumiało. Serce śpiewało
piosenki Etty James.
– Chcesz mnie upić? – wyraziłam na głos swoje przypuszczenia i
podśmiechując się, odsunęłam pustą szklankę na bok, co miało
oznaczać, że odmawiam przyjęcia większej ilości alkoholu.
– Nie. Pijana Dziewczynka w Różowej Piżamce jest dla mnie
bezużyteczna.
Uśmiechał się szelmowsko, gdy chlapałam go wodą. Nasi
przyjaciele zamilkli i obserwowali nas z nieskrywanym
zaciekawieniem.
Po przyjeździe Simon przygotował dla nas drinki, a potem
oprowadziłam go po całym domu. Bagaże zostawiliśmy przy wejściu,
bo nie wiedziałam, jak zostały rozdysponowane sypialnie. W jacuzzi na
patio zastaliśmy Sophię i Neila razem z Ryanem i wstawioną Mimi.
Szybko przebrałam się w zielone bikini i z uśmiechem dołączyłam do
towarzystwa. Simon wskoczył do nich wcześniej. Obserwowaliśmy się
nawzajem. Wśliznęłam się do wody i sączyłam koktajl, jednocześnie
upajałam się widokiem mojego całego mokrego sąsiada w
kąpielówkach. Dobrze, że Sophia szturchnęła mnie, wyrywając z tego
zapatrzenia.
Teraz siedzieliśmy w samym środku erotycznej potrawki i
przyprawieni odurzającą ilością feromonów, gotowaliśmy się w
towarzystwie źle dobranych par.
Czy chciałam jeszcze jeden koktajl? Nie mogłam sobie na niego
pozwolić.
Musiałam się jakoś otrząsnąć. Zaczęłam obserwować moich
towarzyszy. Mimi zrobiło się za ciepło, więc rozłożyła się na boku.
Wymachiwała nogą, przez co kopała Neila, który rozpieszczał ją tak,
jak starszy brat rozpieszcza siostrę. Sophia i Ryan umiejscowili się
obok nich. Sophia drapała Ryana po plecach, rozmawiając w kółko z
Neilem o drużynie 49ersów, linii obrony czy czymś innym związanym
z futbolem i szczerze mówiąc, nudnym.
– Co będziemy porabiać w ten weekend? – spytałam,
koncentrując się na całej grupie, a nie tylko na niebieskich,
wpatrzonych we mnie oczach. Przeklęte oczy! Będą dla mnie zgubą.
– Chcieliśmy pójść jutro na trekking. Kto dołącza? – spytał Ryan.
Sophia pokręciła głową.
– Beze mnie. Nie ma szans, żebym gdzieś szła.
– Czemu? – zainteresował się Neil.
Wymieniliśmy z Simonem znaczące spojrzenia na to nagłe
zainteresowanie Sophią ze strony Neila.
– Nie mogę. Ostatni raz, jak poszłam na taką wyprawę,
zaliczyłam glebę i skręciłam nadgarstek. Nie mogę ryzykować w
sezonie – wyjaśniła, machając rękami dla przypomnienia, że to
narzędzie jej pracy. Dzięki temu, że była wiolonczelistką, wiele
uchodziło jej na sucho. Kiedyś przez całą zimę unikała prac ręcznych.
Minister gospodarki nie był zadowolony.
– A ty, kruszynko? – Neil pociągnął Mimi za stopę.
– Hmmm, nie. Mimi nie chadza w góry – odpowiedziała i
poprawiła prawie niewidoczne bikini. Jej oficjalny chłopak tego nie
zauważył, ale za to Ryanowi oczy niemal wyszły z orbit, gdy prawie
odsłoniła swoje piersi.
– Ty też zrezygnujesz? – Simon kiwnął głową w moją stronę.
– Pewnie, że nie! Idę na trekking z chłopakami! – Dziewczyny
westchnęły, co mnie rozbawiło. Nigdy nie rozumiały mojego
uwielbienia dla męskich wypadów górskich, jak to nazywały.
– Fajnie. – Ucieszył się Simon. Przez chwilę zastanawiałam się
nad odległością, która dzieliła nas od siebie. Potem zapadła cisza, bo
każdy był pochłonięty swoimi myślami. Postanowiłam przystąpić do
dekonspiracji naszej czwórki.
– A zatem, Ryan. Wiesz, że Mimi co roku przekazuje datki na
twoją fundację? – zapytałam, czym zaskoczyłam ich obydwoje.
– Naprawdę?
– Tak, każdego roku – potwierdziła Mimi. – Wiem, ile może
zdziałać dostęp do komputera. Zwłaszcza dla dzieciaków, które nie
mają zbyt wiele. – Popatrzyła nieśmiało na Ryana, po czym zaczęli
rozmawiać o sposobie wyboru szkół, którym przyznawane są fundusze.
Obydwoje z Simonem szczerzyliśmy się do siebie. Simon
uderzył jako drugi.
– Hej, Neil. Ile biletów na koncert symfoniczny kupiłeś tym
razem? – zagadnął.
Zapytany speszył się.
– Kupiłeś bilety? – zainteresowała się Sophia.
– Na cały sezon – dodał Simon, a Neil potwierdził kiwnięciem
głowy. Sophia i Neil wdali się w rozmowę na temat wykupionych przez
niego miejsc. Simon uniósł stopę nad powierzchnię wody.
– No dalej, nie każ mi tak wisieć.
– Co?
– Przybij piątkę. Nie sięgnę do twojej ręki – wytłumaczył i
pomachał do mnie nogą. Zachichotałam i obniżyłam się na siedzisku,
żeby wyjąć stopę z wody, i lekko pacnęłam jego.
– Ech, lebiega. – Roześmiał się.
– Ja ci dam lebiegę – ostrzegłam i z impetem zanurzyłam nogę w
wodzie, ochlapując Simona.
***
– Naleśniczka, kochanie?
– Chętnie. Dzięki, złotko.
„Chryste”.
– Jest mleko do kawy?
– Już ci podaję, skarbie.
„Chryste Panie”.
Słuchanie rozmów szczęśliwej pary – co gorsza, dwóch
szczęśliwych par – przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Do tego
kac. To miał być bardzo długi poranek.
W nocy rozmawiałam z Jamesem, a potem zasnęłam. Pewnie
pomogło mi w tym wypite wino. Obudziłam się z przejmującym bólem
głowy, kapciem w ustach i mdłościami, które nasiliły się, gdy
pomyślałam, że niebawem zobaczę Simona i odbędziemy dziwaczną
rozmowę o wczorajszym obściskiwaniu się.
Szczerze mówiąc, rozmowa z Jamesem poprawiła mi nastrój.
Rozbawił mnie. Przypomniałam sobie, jak się kiedyś o mnie troszczył.
To miłe wspomnienie, a uczucie jeszcze przyjemniejsze. Zadzwonił,
żeby pogadać o kolorze farby, ale szybko zorientowałam się, że to tylko
pretekst. Sam później przyznał, że po prostu chciał ze mną
porozmawiać. Pomógł mi na chwilę zapomnieć o wielkim odrzuceniu
w jacuzzi. Ucieszyłam się, że mogę pogadać z kimś, kto potrzebował
mojej uwagi. Niech cię szlag, Simonie. Kiedy James zaproponował
kolację w przyszły weekend, bez wahania się zgodziłam. Będziemy się
dobrze bawić. Ponieważ O wrócił do swojej kryjówki, wieczorne
wyjście dobrze mi zrobi.
Siedziałam przy stole w towarzystwie par wypełniających
kuchnię seksualną energią, od której chciało mi się krzyczeć.
Powstrzymałam się jednak. Stłumiłam w sobie tę niechęć, patrząc, jak
Mimi radośnie zasiadła na kolanach Ryana, a Neil karmił Sophię
melonem, jak gdyby właśnie po to się urodził.
– Panno Caroline, jak zakończył się wczorajszy wieczór? –
dociekała Mimi. Przyłożyłam widelec do jej dłoni i kazałam się jej
zamknąć.
– Maruda. Zdaje się, że ktoś tu spędził noc samotnie –
wyszeptała Sophia do Neila.
Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem. Zaczęła irytować mnie
swoboda, z jaką traktowali całą sytuację.
– Oczywiście, że spędziłam noc sama. Z kim, do cholery,
miałabym ją spędzić, co? – spytałam i energicznie wstałam od stołu,
przewracając szklankę z sokiem pomarańczowym. – Pieprzyć to
wszystko – wymamrotałam i poszłam na taras, czując napływające do
oczu łzy.
Usiadłam w fotelu ogrodowym i patrzyłam na jezioro. Chłód
ranka studził moją rozognioną twarz. Usłyszałam nadchodzące
dziewczyny, więc niezdarnie wytarłam załzawione oczy.
– Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? – poinformowałam je, gdy
usiadły na fotelach obok.
– Zgoda, ale coś musisz nam powiedzieć. Przecież jak się
wczoraj rozchodziliśmy, to ty i Simon, no wiesz. Wy byliście… –
zaczęła Mimi, ale powstrzymałam ją.
– Simon i ja nic nie byliśmy. Nie ma mnie i Simona. Co?
Myślałyście, że też będziemy parą, bo wy w końcu się dogadaliście?
Tak przy okazji, nie musicie mi dziękować – wyrzuciłam z siebie i
naciągnęłam czapkę na twarz, żeby ukryć przed przyjaciółkami łzy.
– Caroline, myślałyśmy tylko, że… – wtrąciła Sophia, ale jej
także nie dopuściłam do słowa.
– Pomyślałyście, że skoro zostaliśmy sami, to w jakiś magiczny
sposób staniemy się parą? Jak książkowo, trzy doskonale dobrane pary.
Jakby takie rzeczy naprawdę się zdarzały. To nie jest powieść
romantyczna.
– No proszę cię. Przecież jesteście dla siebie idealni. Nam
zarzucałaś ślepotę. Cześć, kotle, tu ja, garnek – odgryzła się Sophia.
– Cześć, garnku, za chwilę kocioł ci przywali. Nic się nie
wydarzyło. Nic się nie wydarzy. Przypominam wam, moje drogie, że
on ma harem. Harem! Nie mam zamiaru być jedną z jego dziwek.
Dajcie spokój, dobra? – wrzasnęłam, zrywając się z fotela. Obróciłam
się w stronę drzwi balkonowych i wpadłam prosto na Simona.
– Świetnie! Ty też tu jesteś! Was, głupki za zasłonami, też widzę!
– krzyczałam, a Neil i Ryan uciekli od okien.
– Caroline. Porozmawiajmy, proszę – odezwał się Simon,
chwytając mnie za ramiona.
– Jasne, czemu nie? Niech się upokorzę do końca. Wiem, że
wszystkich was zżera ciekawość. Zeszłej nocy rzuciłam się na tego
faceta, a on mnie odtrącił. No, to sekret ujawniony. Możemy to już
zostawić? – Wyrwałam się z uścisku Simona i ruszyłam ścieżką nad
jezioro. Za plecami słyszałam absolutną ciszę. Odwróciłam się i
zobaczyłam całą piątkę, mocno zdziwioną i niepewną, co teraz zrobić.
– Hej, Simon. Chodź ze mną – strzeliłam palcami. Wyglądał na
lekko przestraszonego, ale ruszył w moją stronę.
Szłam ścieżką energicznie, próbując uspokoić oddech. Serce
waliło mi szaleńczo. Nie chciałam prowadzić rozmowy, będąc tak
nakręconą. Nic dobrego by z tego nie wyniknęło. Oddychając głęboko,
rozglądałam się dookoła i próbowałam znaleźć ukojenie w pięknie
poranka. Musiałam bardziej komplikować i tak już pokręconą sytuację?
Nie. Przecież panowałam nad wszystkim, pomijając zeszłą noc.
Mogłam przecież udawać, że nic się nie wydarzyło. Z pewnością
mogłam spróbować.
Wzięłam kolejny wdech i z wydechem poczułam, że napięcie
częściowo mnie opuściło. Pomimo tego, co się stało, lubiłam
towarzystwo Simona. Myślałam o nim jak o przyjacielu. Nadal
maszerowałam nerwowo, ale stopniowo zwalniałam, aż w końcu
przeszłam do łagodnego tempa niedzielnego spacerowicza.
Minęłam las i zatrzymałam się na przystani. Po wczorajszej
burzy słońce wyjrzało zza chmur i rzucało srebrzyste refleksy na
wodzie.
Słyszałam za sobą Simona. Stanął tuż za mną. Wzięłam jeszcze
jeden głęboki wdech. Simon milczał.
– Nie wrzucisz mnie do wody, co? To nie byłoby mądre
posunięcie. – Roześmiał się.
Mnie też nie udało się opanować uśmiechu.
– Caroline, chciałbym ci wyjaśnić, co się wczoraj wydarzyło.
Chcę, żebyś wiedziała…
– Nie rób tego. Możemy zrzucić to na wino? – zapytałam,
obracając się w jego stronę.
Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby
ubierał się w pośpiechu. Biała sportowa koszulka, mocno znoszone
dżinsy i niezawiązane buty trekkingowe. Sznurowadła miał całe
ubłocone po spacerze przez las. Mimo to wyglądał zachwycająco.
Promienie słońca oświetlały mocne rysy jego twarzy i ten uroczy
kilkudniowy zarost.
– Żałuję, że nie mogłem, ale… – próbował się tłumaczyć.
Pokręciłam głową.
– Naprawdę, Simon. Daj… – zaczęłam, ale położył mi palce na
ustach.
– Musisz być cicho, okej? Jak będziesz mi nadal przerywała, to
wylądujesz w jeziorze – ostrzegł, a w jego oczach migotały figlarne
ogniki, które zdążyłam polubić.
Kiwnęłam głową, a on zabrał dłoń z moich warg. Starałam się nie
zwracać uwagi na przyjemne mrowienie, które poczułam na ustach pod
jego delikatnym dotykiem.
– Niewiele brakowało, a popełnilibyśmy wczoraj wielki błąd –
powiedział i pogroził mi palcem, widząc, że chcę coś powiedzieć.
Gestem pokazałam, że zamykam usta na zamek, a klucz wrzucam
do jeziora. Uśmiechnął się smutno i kontynuował:
– Nie będę ukrywał, że mnie pociągasz. Jakby mogło być
inaczej? Jesteś wspaniała, ale byłaś wstawiona. Ja też. I byłoby to
cudowne, ale… ale… wszystko by się zmieniło. Rozumiesz mnie? Nie
mogłem, Caroline. Nie mogłem sobie pozwolić na… Ja po prostu… –
męczył się, dobierając słowa. Przeczesywał włosy palcami. Zaczęłam
rozumieć, że robił tak, kiedy był sfrustrowany. Patrzył na mnie
wyczekująco, jakby chciał, żebym go zapewniła, że wszystko będzie
dobrze. Że między nami będzie dobrze.
Czy warto było tracić przyjaciela przez takie coś? Absolutnie nie.
– Hej, tak jak mówiłam. Wszystko gra, tylko za dużo wina.
Zresztą, masz swoje zobowiązania, a ja… Poniosło mnie wczoraj –
wyjaśniłam, licząc, że to kupi.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu tylko westchnął
i kiwnął głową.
– Nadal jesteśmy przyjaciółmi? Nie chciałbym, żeby zrobiło się
dziwnie między nami. Naprawdę cię lubię – powiedział. Wyglądał,
jakby właśnie walił mu się świat.
– Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi. Kim innym moglibyśmy
być dla siebie? – Zmusiłam się do uśmiechu. Simon też się uśmiechnął.
Ruszyliśmy w stronę domu. W końcu nie było tak źle. Może się uda.
Simon zatrzymał się i schylił po piasek, który wsypał do małej
plastikowej torebki.
– Butelki?
– Butelki – przytaknął i poszliśmy szlakiem.
– Wygląda na to, że nasz plan wypalił – zaczęłam rozmowę.
– Mówisz o nich? O, tak. Udał się bardzo dobrze. Chyba znaleźli
to, czego potrzebują.
– Chyba każdy z nas tego chce, prawda? – spytałam, kiedy
wchodziliśmy z tarasu do kuchni. Cztery głowy zniknęły za zasłoną i
nasi przyjaciele próbowali obojętnie zająć miejsca przy stole.
Stłumiłam śmiech.
– Najlepiej, gdy to, czego potrzebujesz, jest tym, czego pragniesz
– skomentował Simon, przytrzymując przede mną drzwi.
– O, co za złota myśl. – Na nowo ogarnął mnie smutek, ale na
widok szczęśliwych przyjaciół mimowolnie uśmiechnęłam się.
– Masz ochotę na śniadanie? Chyba jeszcze zostały bułeczki
cynamonowe – zaproponował Simon, podchodząc do stołu.
– Hmm, nie. Pójdę się spakować. Zebrać wszystko do kupy –
powiedziałam. Zauważyłam cień zawodu malujący się na jego twarzy,
ale chwilę potem uśmiechnął się dzielnie.
No dobra, nie było super. Ale tak się dzieje, gdy przyjaciele się
całują. Nigdy nie będzie już jak dawniej. Pomachałam dziewczynom i
poszłam do pokoju.
***
W
drodze powrotnej do San Francisco, na pokładzie czarnego range
rovera…
CAROLINE: Dobra, dam radę. To tylko parę godzin i będziemy z
powrotem w mieście. Będę tą mądrzejszą. Będę zachowywała się tak,
jakby wczoraj nie odmówił kontaktu z moimi balonami. A w ogóle to,
co to ma być? Który facet wzbrania się przed cyckami? Przecież to
fajne cycki, ładnie podkreślone przez kostium. No i były mokre, na
litość boską… Czemu ich nie chciał? Caroline, uspokój się. Uśmiechaj
się do niego i udawaj, że wszystko jest dobrze. Uważaj, patrzy w twoją
stronę. Uśmiech! Ufff, też się uśmiechnął. Głupi ignorant cycków. O co
chodzi? Przecież mu stanął!
SIMON: Uśmiecha się do mnie… Chyba mogę odwzajemnić
uśmiech, co? W końcu mamy zachowywać się naturalnie, tak? Dobra.
Udało się. Mam nadzieję, że wypadło naturalnie, bo z pewnością tak
się nie czułem. Chryste, kto by przypuszczał, że wielki sweter będzie tak
dobrze wyglądał na dziewczynie… Chociaż na Caroline wszystko
pięknie leży. Zwłaszcza zielone bikini. Naprawdę ją wczoraj
odrzuciłem? Matko, to byłoby takie proste. Ale nie, nie mogłem. Czemu
nie mogłem??? Jezu, Simon, byliśmy pijani. Poprawka, ona była
pijana. Żałowałaby tego? Możliwe. Wolałem tego nie sprawdzać?
Mogłoby to mieć opłakane skutki. A może chodziło mi o dziewczyny?
Nie powinienem im tego robić. Chociaż z nimi ostatnio też się jakoś nie
układa, prawda? Hmmm, ani razu o nich nie pomyślałem w ten
weekend, bo… nie mogłem przestać myśleć o Caroline. Znowu na mnie
patrzy… O czym, do diabła, będziemy rozmawiali przez całą drogę?
Ryan w ogóle nie zwraca na nas uwagi. Gnojek. Mówiłem mu, że musi
mi pomóc, a tymczasem jest pochłonięty Mimi. Chyba żałuję, że tak
bardzo staraliśmy się z Caroline, żeby się zeszli. Hmmm… Caroline i
ja… Caroline i ja w jacuzzi, gdzie bikini powinno być zakazane. Matko,
nie do wiary. Tak, zaczyna mi stawać…
CAROLINE: Czemu on się tak kręci? Może chce mu się sikać?
Może ja chcę siku. Może pora zaproponować przerwę na toaletę…
Będę mogła dorwać Mimi i upewnić się, że rozumie powód, dla którego
jadą z Ryanem z nami, i że nie chodzi o to, żeby cały czas się lizali,
tylko zajmowali rozmową Bojącego się Cycków. Dobra, poproszę go,
żeby zjechał na najbliższą stację. O, chyba naprawdę musi iść do
toalety. Mam nadzieję, że na stacji będą mieli gardetto12).
12) Rodzaj przekąski do chrupania, coś w rodzaju paluszków lub
krakersów.
Cześć.
Witaj.
Widzimy się w piątek?
Tak, jasne. Gdzie idziemy na kolację?
Jest taka nowa wietnamska restauracja, którą chciałbym
wypróbować.
Zapomniałeś, że nie przepadam za kuchnią wietnamską?
Daj spokój, wiesz, że to moja ulubiona. Możesz zamówić zupę!
Niech będzie wietnamska. Coś znajdę dla siebie. Tak przy okazji,
w poniedziałek powinny przyjść pozostałe meble. Przyjdę je odebrać i
ustawić.
Ile potrzebujesz jeszcze czasu, żeby zakończyć projekt?
Brakuje kilku rzeczy do sypialni, ale za tydzień wszystko powinno
być gotowe. Zaznaczę, że przed terminem…
Bardzo dobrze. Pojawisz się też w sypialni, żeby tam dokończyć
sprawy?
Przestań, Jamie.
Nie cierpię, jak mnie tak nazywasz.
Wiem, Jamie. Do piątku.
***
J
ajka sadzone, bekon, tosty zbożowe z dżemem malinowym.
– Owsianka z rodzynkami, porzeczkami, cynamonem i
brązowym cukrem, do tego kiełbaski.
– Gofry z polewą owocową, bekon i kiełbasa – powiedziała
Sophia, kończąc nasze zamówienie i skupiając na sobie nasze
zdziwione spojrzenia.
– No co? Jestem głodna.
– Dobrze widzieć, że dla odmiany jadasz prawdziwe śniadania.
Noc z panem Mitchellem musiała zaostrzyć ci apetyt, hmmm? –
dokuczyłam jej i puściłam oko do Mimi, pijąc sok pomarańczowy.
Spotkałyśmy się we trójkę na niedzielnym śniadaniu. Nie
robiłyśmy tego od powrotu z Tahoe. Dziewczyny były zajęte
układaniem nowego życia z ich nowymi, niedawno wymienionymi
chłopakami, przez co zostałam trochę odstawiona na bok. Kiedy
spotykały się z niewłaściwymi facetami, ochoczo zapraszały mnie na
ich wspólne randki – im więcej, tym weselej, mówiły. Działało, bo nie
było między nimi chemii. Ale teraz? Mimi i Sophia z pewnością
związały się z odpowiednimi mężczyznami i cieszyły się każdą chwilą
spędzoną z nimi.
Na początku martwiłam się, że przez to zamieszanie niczym z
serialu brazylijskiego sytuacja stanie się niezręczna. Byłam jednak
dumna z dziewczyn. Odnalazły się w tym i od kiedy były ze swoją
lepszą połową, mogłam przestać się przejmować.
Śmiałyśmy się, opowiadając sobie najnowsze ploteczki i czekając
z ważnymi wiadomościami, aż podadzą nam jedzenie. Tak nakazywała
etykieta tych spotkań.
– Kto pierwszy? Kto ma jakieś wieści? – zapytała Mimi i
zaczęłyśmy nasz rytuał. Sophia przerwała wsuwanie gofrów, dając tym
znak, że chce puścić pierwszą piłkę.
– Neil musi pojechać do LA na konferencję dla dziennikarzy
sportowych i zaproponował, żebym mu towarzyszyła – podzieliła się
informacją. Kiwałyśmy z Mimi głowami.
– Ryan zastanawia się, czy nie pozwolić mi na
przeorganizowanie mu biura. Szkoda, że tego nie widziałyście. Jego
system przechowywania dokumentów przyprawia mnie o gęsią skórkę
– donosiła Mimi, wzdrygając się.
– Natalie Nicholson poleciła mnie dwóm nowym klientom: Nob
Hill, bardzo wytwornie, dziękuję bardzo – dodałam swoje i zrobiłam
dolewkę kawy, przyjmując gratulacje od koleżanek.
Jadłyśmy.
– Neil mówi przez sen. To takie słodkie. Wykrzykuje wyniki
meczów.
– Ryan dał sobie wczoraj pomalować paznokcie u stóp.
– Powiedziałam Simonowi, że pojadę z nim do Hiszpanii.
Prychanie napojami ma to do siebie, że na filmach wydaje się
zabawne lub dramatyczne, a w realnym życiu jest po prostu niechlujne.
– Poczekaj chwilę, poczekaj pieprzoną chwilę… Co? – mówiła
Sophia, dławiąc się. Po podbródku spływał jej sok.
– Co mu powiedziałaś? – wydusiła z siebie Mimi i krztusząc się,
machała na kelnera, żeby przyniósł więcej serwetek.
– Powiedziałam mu, że pojadę. Wielkie mi rzeczy. –
Uśmiechnęłam się szeroko. Tak naprawdę, to była wielka rzecz.
– Jak mogłaś siedzieć tu spokojnie, paplać o bzdetach i nie
powiedzieć nam tego od razu? Kiedy się to stało? – dopytywała się
Sophia, wspierając głowę na rękach.
– Tego wieczoru, kiedy poszłam na randkę z Jamesem. – Nie
przestawałam się uśmiechać.
– Dobra, starczy. Koniec z takim pieprzeniem się. Opowiadaj –
zażądała Mimi i zagroziła mi nożem do masła.
– Do cholery, Caroline! Czemu zataiłaś to wszystko przed nami?
Kiedy byłaś na randce z Jamesem? I niczego nie pomijaj. Powiedz nam
wszystko albo poszczuję cię Mimi! – ostrzegła Sophia. Mimi w bardzo
teatralny sposób ponownie pogroziła mi nożem. Wyobraziłam sobie
bójkę z nią – pewnie nie obyłoby się bez wykopów i półobrotów…
Wzięłam głęboki wdech i opowiedziałam im o wszystkim.
Dosłownie o wszystkim. O powodach, dla których umówiłam się z
Jamesem, o uczuciach, które wibrują między mną a Simonem. O tym,
że James nazwał mnie dekoratorką i jak go wyrzuciłam za drzwi.
Dziewczyny słuchały w skupieniu. Przerywały tylko wtedy, gdy
potrzebowały wyjaśnień.
– Jestem z ciebie dumna – pochwaliła mnie Sophia, gdy
skończyłam. Mimi przytaknęła.
– Dlaczego?
– Caroline, kiedyś James mówił „skacz”, ty skakałaś, cholera
jasna, skakałaś. Martwiłyśmy się, że jego powrót do twojego życia
wskrzesi tamtą dziewczynę – wyjaśniła Sophia.
– Wiem, że się martwiłyście. Jesteście kochane. Nikt nie troszczy
się o mnie tak jak wy. Chociaż zamartwiacie się niczym stare kwoki. –
Uśmiechnęłam się do moich szalonych przyjaciółek.
– Co się stało po tym, jak odesłałaś Jamesa Browna do
wszystkich diabłów? – chciała wiedzieć Sophia. Dokończyłam swoją
opowieść: wejście Simona, jego przeprosiny, odejście Kici, jego
zaproszenie…
– Więc tak po prostu doznałaś objawienia w łazience? Pojechać
do Hiszpanii z Simonem? – zapytała Mimi.
– Tak. W zasadzie to nie przemyślałam tej decyzji. Nie potrafię
tego wytłumaczyć, ale po prostu wiem, że powinnam pojechać. Zawsze
chciałam zobaczyć Hiszpanię. Simon będzie doskonałym
przewodnikiem. No i wiecie, jak będzie fajnie? Będziemy się świetnie
bawić razem!
– Gówno prawda – stwierdziła Sophia.
– Możesz powtórzyć?
– Gówno prawda, Caroline. Jedziesz, bo chcesz, żeby między
wami do czegoś doszło. Nie zaprzeczaj. – Patrzyła na mnie surowo.
– Niczemu nie zaprzeczam – powiedziałam żartobliwie i
poprosiłam kelnera o rachunek.
– Koniec z haremem, tak? – spytała Mimi.
– Na to wygląda. Nie jestem naiwna. Wiem, że taki facet nie
zmienia się przez noc, ale jeśli Chichotka zniknie przed wyjazdem do
Hiszpanii? Cóż, wtedy będzie to zupełnie nowy Simon, nieprawdaż? –
Ucieszyłam się i dwuznacznie popatrzyłam na dziewczyny.
– Caroline Reynolds, jestem przekonana, że planujesz uwieść
tego mężczyznę – wyraziła swoje zdanie Sophia, a uradowana Mimi
klasnęła w dłonie.
– Simon na nowo sprowadzi O! – zawołała radośnie, zwracając
na nas uwagę.
– Och, ciszej. Zobaczymy. Jeśli, i to jest ogromne „jeśli”,
dopuszczę do tego, że cokolwiek zajdzie między mną a Simonem,
będzie to na moich warunkach. Czyli żadnego haremu, żadnego
alkoholu, żadnego jacuzzi.
– Sama nie wiem, Caroline. Żadnego alkoholu? Uważam, że to
zbrodnia być w Hiszpanii i nie cieszyć się smakiem sangrii –
zauważyła Mimi.
– Owszem, z przyjemnością będę popijała sangrię. –
Rozmarzyłam się, wyobrażając sobie, jak sączymy z Simonem wino i
obserwujemy zachód słońca. Hmm…
***
***
Caroline.
W tej chwili moczę rodzynki w brandy.
Dość…
***
Z
robiliśmy to za wcześnie. Trzeba było poczekać.
– Chyba żartujesz. Czekaliśmy wystarczająco długo. To był
odpowiedni moment.
– Odpowiedni moment? Gadasz głupoty! Gdybyśmy poczekali
trochę dłużej, nie mielibyśmy teraz problemu.
– Nie słyszałem, żebyś narzekała w trakcie. Sprawiałaś wrażenie
dość zadowolonej, jak dobrze pamiętam.
– Nie mogłam narzekać, bo miałam pełne usta. Ale
przeczuwałam to. Wiedziałam, że niedobrze robimy, że to jest
dogłębnie złe.
– Dobra. Poddaję się. Powiedz mi, jak to naprawić.
– Zacznijmy od tego, że trzymasz mapę do góry nogami –
stwierdziłam.
Od pięciu minut staliśmy przy drodze, próbując zgadnąć, jak
dojechać do Nerji.
Po lądowaniu w Maladze, przedarciu się przez odprawę i
przebrnięciu przez system wynajmu samochodów, w końcu udało nam
się wydostać z centrum miasta. A teraz się zgubiliśmy. Simon
prowadził, więc ja byłam odpowiedzialna za nawigowanie. W praktyce
oznaczało to, że co pięć minut Simon wyrywał mi mapę, patrzył na nią,
wzdychał i mruczał, a potem rzucał ją w moją stronę. W ogóle nie
słuchał, co do niego mówiłam. W zamian polegał na swoim
wrodzonym zmyśle nawigacyjnym. Odmówił także skorzystania z
GPS-u, który dostaliśmy razem z samochodem. Za wszelką cenę chciał
nas doprowadzić do celu w staromodny sposób.
Dlatego się zgubiliśmy. Podróż pociągiem byłaby zbyt łatwym
rozwiązaniem. Zresztą Simon potrzebował samochodu, żeby jeździć na
zdjęcia, co było głównym celem naszego pobytu tutaj. Byliśmy
wykończeni po nocnym locie, ale podobno najlepszym sposobem na
zmianę strefy czasowej jest jak najszybsze dostosowanie się do czasu
lokalnego. Postanowiliśmy więc nie robić drzemki i położyć się spać,
gdy nadejdzie noc.
Sprzeczaliśmy się o to, w którym miejscu skręciliśmy nie tam,
gdzie trzeba. Akurat kiedy do tego doszło, zajadałam kupione na
przydrożnym straganie churrosy. Teraz bawiliśmy się w szukanie
winnego.
– Mówię tylko, że gdyby ktoś się nie opychał, zamiast patrzeć na
trasę, to nie…
– Opychałam się? Słucham? Podjadałeś moje churrosy.
Mówiłam, żebyś też sobie kupił, jak się zatrzymaliśmy!
– Na początku nie byłem głodny, ale ciamkałaś i zlizywałaś
czekoladę z warg, no i, cóż, rozkojarzyłem się. – Popatrzył znad mapy,
którą rozłożył na masce, i uśmiechnął się, czym rozluźnił atmosferę.
– Rozkojarzyłeś się? – Odwzajemniłam uśmiech i przysunęłam
się bliżej. Przyglądałam się mu, kiedy analizował mapę. Jak ktoś, kto
spędził tyle czasu w samolocie, może wyglądać tak dobrze? W
spranych dżinsach, czarnym T-shircie i granatowej kurtce North Face.
Kilkudniowy zarost proszący się o polizanie. Kto liże zarost? Ja, oto
kto. Splótł ramiona na piersi i patrzył na mapę, lekko poruszał ustami,
próbując ją rozgryźć. Bezwstydnie jak dziewczyna z kalendarza
wyciągnęłam się na masce samochodu.
– Mogę coś zaproponować?
– Czy to wulgarna propozycja?
– Dziwne, ale nie. Czy możemy włączyć GPS? Chciałabym
dotrzeć na miejsce, zanim skończy się mój urlop – marudziłam. Ze
względu na to, że kupowałam bilet w ostatniej chwili, musiałam wrócić
dzień przed Simonem. Ale pięć dni w Hiszpanii… nie ma na co
narzekać.
– Caroline, tylko cipki używają GPS-u – obruszył się i ponownie
zaczął studiować mapę.
– Cóż, ta cipka zabiłaby za kolację i prysznic, i łóżko, i za
pozbycie się jet lag. Jeśli nie chcesz, żebym odegrała tu hiszpańską
wersję Ich nocy, lepiej włącz GPS. – Chwyciłam go za kurtkę i
przyciągnęłam do siebie. – Czy zabrzmiało to zbyt szorstko? –
szepnęłam i pocałowałam go delikatnie w podbródek.
– Tak, boję się ciebie.
– Czy to oznacza włączenie GPS-u?
– Tak – westchnął z rezygnacją, odchylił się do tyłu i ściągnął
mnie z maski. Ucieszyłam się i poszłam w stronę drzwi samochodu.
– Nie, nie, nie. Byłaś szorstka, Dziewczynko w Piżamce.
Potrzebuję czegoś na osłodę – poinformował mnie.
– Potrzebujesz słodyczy? – spytałam.
Przyciągnął mnie za rękę do siebie.
– Tak, domagam się ich.
– Jesteś pokręcony. – Zarzuciłam mu ręce na szyję, przysuwając
się bliżej.
– Nie wiesz, jak bardzo. – Oblizał się i poruszał brwiami w górę i
w dół, jak gangster z innej epoki.
– Chodź po swoją słodycz – powiedziałam wyzywająco, kiedy
zbliżył usta do moich.
Nigdy nie znudzi mi się całowanie Simona. Jak mogłoby? Od
tego wieczoru w mojej kuchni, kiedy zaskoczył mnie swoją prawdą i
posadził na blacie, powoli odkrywaliśmy nowy aspekt naszej relacji.
Pod przykrywką przekomarzania się i docinania sobie, od miesięcy
wytwarzało się między nami mocne napięcie seksualne. Dawaliśmy
temu upust, ale bardzo powoli. Jasne, że tamtej nocy mogliśmy od razu
pobiec do sypialni i oddać się seksualnemu maratonowi. Ale okazało
się, że obydwoje zgadzaliśmy się ze sobą i bez słowa uzgodnień, z
zadowoleniem stopniowo rozwijaliśmy tę nić.
Flirtował ze mną, a ja mu na to pozwalałam. Chciałam być
uwodzona. Zasługiwałam na to. Potrzebowałam tego dreszczyku, który
zawsze pojawiał się po fazie zalotów. Na razie dostarczało mi to
niezłych doznań.
Mówiąc o zalotach…
Wplotłam dłonie w jego włosy, ciągnęłam i czochrałam je,
próbując przysunąć Simona do siebie, tak aby nasze ciała zespoliły się.
Jęknął, całując mnie. Czułam jego język w ustach. Rozpadłam się na
kawałeczki. Westchnęłam, cicho zajęczałam i nie mogłam go już dłużej
całować, bo na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Simon odsunął się trochę ode mnie i roześmiał się.
– Wyglądasz na bardzo szczęśliwą.
– Całuj mnie dalej, proszę – nalegałam, przyciągając go znów do
siebie.
– Czuję się, jakbym całował lampion z dyni. Skąd ten uśmiech? –
Patrzył na mnie, uśmiechając się tak samo szeroko.
– Jesteśmy w Hiszpanii, Simon. Uśmiechanie się jest wskazane. –
Westchnęłam z zadowoleniem i rozczochrałam mu włosy.
– Patrz, a ja myślałem, że to przez moje pocałunki –
odpowiedział i pocałował mnie jeszcze raz, delikatnie i słodko.
– Dobra, kowboju. Gotowy, żeby sprawdzić, gdzie zaprowadzi
nas GPS? – spytałam i odsunęłam się od niego. Nie mogłam dotykać go
za długo w obawie, że nigdy stąd nie odjedziemy.
– Zobaczmy, jak bardzo się zgubiliśmy. – Uśmiechnął się i
ruszyliśmy.
***
– Wina?
– Czy potrzebuję powietrza?
– Będzie wino. – Parsknął i z bogato zaopatrzonej lodówki
wybrał butelkę różowego trunku. Zanim tu przyjechaliśmy, Simon
postarał się o dostawę podstawowych produktów spożywczych do
domu. Nie było to nic wyszukanego, ale wystarczyło na smaczną
przekąskę. Zrobiło się już całkiem ciemno i wszelkie pomysły o
wyjściu do miasta przyćmił czający się na nas jet lag. Postanowiliśmy
zostać dziś w domu, porządnie się wyspać i jutro rano zwiedzić miasto.
Mieliśmy pieczonego kurczaka, oliwki, kawałek sera menchego, trochę
wspaniale wyglądającej szynki serrano i kilka dodatków, co pozwoliło
nam skomponować posiłek. Rozkładałam talerze, a Simon nalewał
wino. Chwilę potem siedzieliśmy na tarasie. Wyłożona drewnem
ścieżka, która prowadziła na plażę, była oświetlona drobnymi białymi
lampkami. W dole szumiało morze.
– Powinniśmy pójść na plażę, zanim położymy się spać, zrobić
chociaż krótki spacer.
– Jasne. Co chcesz robić jutro?
– To zależy od tego, kiedy musisz zacząć pracę.
– Znam kilka z tych miejsc, które mam w planie odwiedzić, ale
będę też musiał zrobić małe rozpoznanie terenu. Chcesz mi
towarzyszyć?
– Pewnie. Zaczniemy rano od miasteczka i zobaczymy, gdzie nas
to zaprowadzi? – spytałam, rozgryzając oliwkę.
– Za sprawdzanie, gdzie nas to zaprowadzi. – Uniósł kieliszek do
toastu.
– Zgadzam się. – Stuknęliśmy się kieliszkami, nie odrywając od
siebie oczu. Uśmiechaliśmy się tajemniczo. W końcu byliśmy sami,
tylko ze sobą, i nie chciałabym być nigdzie indziej. Zjedliśmy kolację,
rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Sączyliśmy wino, które
wywołało u mnie senność i czułostkowość.
Idąc na plażę, bardzo ostrożnie wybieraliśmy drogę na skalistym
brzegu. Złapaliśmy się za ręce, żeby łatwiej było pokonać stromy
odcinek, ale nie puściliśmy ich później. Staliśmy teraz na krańcu
świata, a mocny, słony wiatr rozwiewał nam włosy i ubrania i trochę
nami szarpał.
– Dobrze być z tobą – powiedziałam, czując przypływ odwagi po
winie. – Hm, lubię trzymać cię za rękę – dodałam. Przekomarzanie się
było fajne, ale czasem warto powiedzieć prawdę. Simon nie
odpowiedział, tylko uśmiechnął się, przyciągnął moją dłoń do ust i
pocałował ją delikatnie.
Patrzyliśmy na fale. Simon pociągnął mnie w swoją stronę i
przytulił. Oddychałam powoli. Czy naprawdę minęło tak dużo czasu,
od kiedy ostatnio czułam, że – o, co czułam? – że komuś na mnie
zależy?
– Jillian powiedziała mi, że wiesz, co spotkało moich rodziców –
powiedział tak cicho, że ledwie go słyszałam.
– Tak, opowiedziała mi o tym.
– Zawsze trzymali się za ręce. Nie na pokaz, rozumiesz?
Kiwnęłam głową i wdychałam jego zapach.
– Czasem patrzę na te pary, które trzymają się za ręce i robią z
tego takie przedstawienie, zwracając się do siebie cukiereczku,
dzióbeczku czy kotku. W jakiś sposób wydaje się to, sam nie wiem,
sztuczne. Czy robią to samo, gdy nikt nie patrzy?
Znowu pokiwałam głową.
– Moi rodzice? Dawniej niewiele się nad tym zastanawiałem, ale
gdy teraz o tym myślę, uświadamiam sobie, że ich dłonie były
właściwie zrośnięte, zawsze razem. Nawet jak nikt nie patrzył.
Wracałem do domu i zastawałem ich przed telewizorem. Siedzieli na
dwóch końcach kanapy, ale dłonie trzymali podparte na poduszce tak,
żeby mogły się stykać. To było… po prostu miłe.
Uścisnęłam mocniej jego dłoń i poczułam, jak jego silne palce
odwzajemniają ten gest.
– Wygląda na to, że byli parą, a nie tylko mamą i tatą –
powiedziałam. Simon oddychał szybciej.
– Tak, dokładnie.
– Tęsknisz za nimi.
– Oczywiście.
– Może to zabrzmi dziwnie, bo ich nie znałam, ale czuję, że
byliby z ciebie bardzo dumni.
– Owszem.
Przez chwilę milczeliśmy, otoczeni przez noc.
– Chcesz wracać do domu? – spytałam.
– Tak. – Pocałował mnie w czubek głowy i zaczęliśmy iść z
powrotem, a nasze ręce trzymały się razem, jakby ktoś posmarował je
klejem.
***
O
d zawsze wiedziałeś, że chcesz żyć z fotografowania?
– Co? A skąd to pytanie? – Simon rozsiadł się wygodnie na
krześle i pijąc kawę, patrzył na mnie.
Mojego ostatniego dnia w Hiszpanii jedliśmy leniwe śniadanie.
Czarna kawa, cytrynowe tartoletki, świeże jagody ze śmietaną i
słoneczne wybrzeże. Ubrana w koszulę Simona uśmiechałam się.
Czułam się jak w niebie. Tego ranka nerwy były spokojne.
– Chodzi mi o to – ciągnęłam – czy zawsze chciałeś to robić?
Wydajesz się bardzo zaangażowany w swoją pracę. Jakbyś naprawdę to
kochał.
– Bo tak jest. To praca, więc bywa nużąca, ale tak, uwielbiam to.
Chociaż nie planowałem takiej kariery. Właściwie to plan był zupełnie
inny – dodał i nagle zasmucił się.
– Co masz na myśli?
– Przez długi czas myślałem o pracy z ojcem w jego firmie. –
Westchnął i uśmiechnął się smętnie.
Nie zastanawiając się, chwyciłam go za rękę. Ścisnął ją i napił się
kawy.
– Wiesz, że Benjamin pracował dla mojego ojca? – spytał. – Tata
zatrudnił go zaraz po szkole, był jego mentorem. Nauczył go
wszystkiego. Można by pomyśleć, że kiedy Benjamin zdecydował się
zacząć swój biznes, tato się wkurzył, ale nie. On był z niego dumny.
– Benjamin jest super. – Uśmiechnęłam się szeroko.
– Dobrze wiem, że wszystkie jesteście nim zauroczone. Mam
tego świadomość. – Popatrzył na mnie surowo.
– Mam nadzieję. Nie jesteśmy zbyt subtelne w okazywaniu
naszego uwielbienia.
– Doradztwo finansowe Parkera rozrastało się, i to bardzo. Tata
chciał, żebym dołączył do firmy, jak tylko skończę szkołę. Szczerze
mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że wyjadę z Filadelfii. Miałbym
wspaniałe życie. Praca z tatą, przynależność do śmietanki towarzyskiej,
duży dom na przedmieściach. Kto by tego nie chciał?
– Cóż… – wymamrotałam pod nosem. Z pewnością był to
idylliczny obrazek, ale nie widziałam w nim Simona.
– W liceum robiłem zdjęcia do szkolnej gazetki. Łatwy sposób na
dodatkową piątkę. Wiesz, dobrze wyglądała na świadectwie. Ale
dostawałem też inne zlecenia. Na przykład kwalifikacje kobiecych
drużyn w hokeju na trawie. Podobało mi się to. Naprawdę lubiłem to
zajęcie. Stwierdziłem, że będzie ciekawym hobby. Nigdy nie
rozważałem fotografowania jako zawodu. Rodzice wspierali mnie w
tym, a mama nawet kupiła mi aparat pod choinkę tego roku… w
którym… wiesz… – Zamilkł na chwilę. – W każdym razie po tym, co
się stało z mamą i tatą, Benjamin przyjechał do Filadelfii na, ym,
pogrzeb. Został na dłużej, uporządkował sprawy. Był wykonawcą
testamentu moich rodziców. Ponieważ mieszkał na Zachodnim
Wybrzeżu, nie pasowało mi pozostanie w Filadelfii. Krótko mówiąc,
zostałem przyjęty na Stanford i zacząłem studiować dziennikarstwo.
Miałem sporo szczęścia do staży dla fotoreporterów. W odpowiednim
czasie trafiałem we właściwe miejsca i bach! Tak wkręciłem się do tej
roboty – skończył opowiadać, zamoczył ciastko w kawie i zjadł je.
– I uwielbiasz ją.
– I uwielbiam ją – przyznał.
***
U
dawałam.
Udawałam przed Simonem. Powinno być gdzieś zapisane, może
nawet wyryte na kamiennej płycie: „Nie będziesz udawać przed
Wallbangerem”. Stało się. Udawałam i ściągnęłam na siebie
przekleństwo – nigdy już nie doznam O.
Przesadnie dramatyzowałam? Jasne, że tak. Ale jeśli to nie był
powód do dramatyzowania, to co mogło nim być?
Rano wstałam, zanim Simon się obudził. Wcześniej nie zrobiłam
tego ani razu podczas naszego pobytu tutaj. Zazwyczaj czekaliśmy w
łóżku, aż to drugie się obudzi, a potem razem leniuchowaliśmy, śmiejąc
się i rozmawiając. I całując się.
Mmm, całowanie.
Dziś wzięłam szybki prysznic i poszłam przygotować śniadanie.
Akurat byłam w kuchni, kiedy wszedł do niej zaspany Simon. Szurał
po podłodze stopami ubranymi w skarpety, bokserki miał zsunięte
nisko na biodra. Kroiłam melona i układałam jagody, a on uśmiechnął
się i przytulił do mnie.
– Co tu robisz? Czułem się trochę samotny. Duże łóżko bez
Caroline. Gdzie sobie poszłaś? – zapytał i pocałował mnie przelotnie w
ramię.
– Muszę się zbierać. O dziesiątej przyjeżdża po mnie samochód,
pamiętasz? Chciałam zrobić ci śniadanie przed wyjazdem. – Posłałam
mu uśmiech i obróciłam się, żeby go szybko pocałować.
Powstrzymał mnie przed natychmiastowym zwrotem, całując
dłużej. Nie pozwolił, żebym się śpieszyła. Czułam, że zamykam się na
niego i było to silniejsze ode mnie. Potrzebowałam czasu, żeby
zrozumieć, jak się czuję oprócz tego, że byłam przygnębiona. Ponieważ
uwielbiałam Simona, a on nie zasłużył na takie traktowanie, przyjęłam
pocałunek. Pozwoliłam, żeby ponownie ugięły się pode mną kolana.
Pocałowałam go namiętnie i ogniście, a potem odsunęłam się, zanim
zagalopowalibyśmy się w tej pieszczocie.
– Owoce?
– Co?
– Owoce? Zrobiłam sałatkę owocową. Chcesz?
– O, tak. Pewnie. Brzmi nieźle. Kawa gotowa?
– Woda się gotuje. Kawiarka czeka. – Poklepałam go po policzku
i popchnęłam w stronę kawiarki. Wspólnie krzątaliśmy się po kuchni,
spokojnie rozmawiając. Simon ukradkiem pocałował mnie raz czy dwa.
Starałam się nie pokazywać mu, jak bardzo byłam rozbita. Próbowałam
zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Chyba wyczuwał, że coś
było nie tak, ale zostawił sprawy w moich rękach.
Usiedliśmy na tarasie, żeby zjeść razem ostatnie śniadanie,
obserwując morskie bałwany.
– Cieszysz się, że przyjechałaś? – zagadnął.
Przygryzłam wargę. Przecież to oczywiste.
– Tak. Bardzo. Ten wyjazd był cudowny. – Uśmiechnęłam się i
uścisnęłam jego dłoń.
– A teraz?
– Co teraz? Powrót do rzeczywistości. O której jutro
przylatujesz? – zapytałam.
– Późno. Bardzo późno. Zadzwonić do ciebie czy… – urwał w
połowie zdania. Chyba chciał mnie zapytać, czy może do mnie przyjść.
– Zadzwoń, jak przyjedziesz. Bez względu na porę. Dobrze? –
odpowiedziałam, pijąc kawę i patrząc na morze. Simon zamilkł. Znowu
przygryzłam wargę, ale tym razem, żeby powstrzymać płacz.
***
G
odzina szesnasta trzydzieści siedem tego samego dnia.
– Czy to mydło? Nie pośliźnij się na nim.
– Nie pośliznę się.
– Nie chcę, żebyś się pośliznął. Uważaj.
– Nie pośliznę się. Odwróć się i bądź cicho.
– Cicho? Niemożliwe, kiedy… mmm… kiedy mi… oooch… i
jak ty… aua. To bolało. Wszystko w porządku?
– Pośliznąłem się na mydle.
Obracałam się, żeby sprawdzić, czy nic mu się nie stało, kiedy
gwałtownie przycisnął mnie do ściany w kabinie, przytrzymując moje
dłonie płasko na płytkach. Woda spływała mi po twarzy i po
ramionach, a Simon oparł się o mnie. Szybko porzuciłam myśli o
kostce mydła, która wyśliznęła mi się z rąk, kiedy twardy, nabrzmiały i
niesamowity Simon wsunął się we mnie. Pod naporem ściany głośno
wciągnęłam powietrze. Potem znowu wyrwało mi się westchnienie,
kiedy Simon zaczął wchodzić we mnie. Robił to nielitościwie powoli i
z rozmysłem, jednocześnie mocno trzymając mnie za biodra.
Obróciłam głowę do tyłu, tak żeby popatrzeć na nagiego i
mokrego kochanka. Miał zmarszczone czoło i otwarte usta, kiedy
posuwał mnie w zapomnieniu i bez pardonu. Szybko dochodziłam.
Świadomość i jasność umysłu skierowane były na jeden punkt. Przed
finiszem padały z moich ust nieartykułowane dźwięki i razem z wodą
znikały w odpływie brodzika.
Teraz, kiedy O wrócił, nie tracił czasu. Jak na razie przychodził
szybko i bez wahania, przekreślając długie tygodnie, a nawet i miesiące
wyczekiwania, płaczu i błagania. Nagradzał mnie za to nieustającym
karnawałem. Byłam wstrząśnięta, oszołomiona i nie czułam swojego
ciała, a mimo to chciałam jeszcze więcej.
Simonowi nie udało się spowolnić jego reakcji i teraz, pojękując
mi do ucha, drżał i pulsował. Obydwoje wiedzieliśmy, że jego kobieta
była gotowa na kolejne doznania. Dlatego z wyjątkową zręcznością
pocałował mnie w szyję, wysunął się ze mnie, szybko odwrócił
przodem do siebie i wszedł z powrotem, zanim zdążyłam dokończyć
pytanie.
– Hej, gdzie idziesz?
– Nigdzie, dziewczyno. W najbliższym czasie nie wybieram się
nigdzie – powiedział, mocno łapiąc mnie za pośladki i unosząc do góry.
Musiał użyć sporo siły, żeby oprzeć mnie plecami o ścianę, trzymać w
objęciach i poruszać się we mnie. Napinał ciało, napierając na moje.
Nie potrafię opisać tego uczucia, kiedy nasze mokre ciała stykały się.
Jak mogłam tak długo opierać się temu mężczyźnie? Nie miało to teraz
znaczenia. Był tutaj, był we mnie o krok od doprowadzenia mnie do
kolejnej serii O. Mocniej oparłam się o ścianę, tak żeby zrobić trochę
przestrzeni między nami, bo chciałam popatrzeć w dół. Pożądanie
przysłaniało mi rzeczywistość, ale udało mi się zobaczyć, jak Simon
wchodzi we mnie i wysuwa się, i tak w kółko, wypełniając mnie jak
żaden mężczyzna dotąd.
Zaciekawiony, co tak przykuło moją uwagę, też spojrzał w dół.
On także był oczarowany i wyrwało mu się z ust coś podobnego do
„mmhym”. Przyśpieszył ruchy, goniąc za tym doznaniem, za tym
małym punktem, którego dotykanie dawało odczucie na granicy bólu i
doskonałości. W jego niebieskich oczach płonęło pożądanie i palił
ogień. Popatrzył na mnie i ponownie razem skoczyliśmy z klifu.
Zatrzymaliśmy się. Znieruchomieliśmy. Spleceni i bezbronni.
Razem skończyliśmy, pojękując i posapując. Moja muszelka była
zachwycona.
Zachwycona Muszelka. To doskonała nazwa dla… mmm…
***
Alice
xoxo