Professional Documents
Culture Documents
Shen L. J. - IgrajÄ C Z Ogniem
Shen L. J. - IgrajÄ C Z Ogniem
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
Spis treści
Karta redakcyjna
Dedykacja
Motto
Playlista
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Epilog
Podziękowania
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
Tytuł oryginału: Playing with Fire
Warszawa 2022
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67262-93-4
Wydawnictwo Luna
Imprint Wydawnictwa Marginesy Sp. z o.o.
ul. Mierosławskiego 11a
01-527 Warszawa
www.wydawnictwoluna.pl
facebook.com/wydawnictwoluna
instagram.com/wydawnictwoluna
17 listopada 2015
16 lat
WEST
17 listopada 2015
17 lat
Bzz.
Bzzz.
Bzzzz.
Mój telefon spadł z nocnej szafki i zaczął kręcić się po podłodze jak
żuczek przewrócony na grzbiet.
Pochyliłem się i przesunąłem palcem po ekranie, żeby wyłączyć alarm.
I nagle moje uszy zaatakował wrzask.
– Skarbie? To ty? Larry! Chodź szybko! Odebrał!
Ja pierniczę.
Spałem jak zabity przez dziesięć godzin. Nic dziwnego, że po
przebudzeniu nie odróżniłem dźwięku budzika od dzwonka połączenia.
Przez ułamek sekundy rozważałem jego zakończenie, ale doszedłem do
wniosku, że wczoraj osiągnąłem tygodniowy limit wredoty. Wtedy, kiedy
ukradłem Eastowi żarcie, które przygotował sobie na potreningowy posiłek.
Przygryzłem pięść tak mocno, że pociekła krew, i przycisnąłem telefon do
ucha.
Będzie, co ma być. Jestem gotów na tortury.
– Matko...
– Cześć! Witaj! – zawołała desperacko mama. – Westie, nie do wiary, że
odebrałeś!
Witam w klubie.
– Co tam? – Przeturlałem się na drugi koniec łóżka i wstałem.
Zegarek na nocnej szafce wskazywał drugą po południu. Wskazywał
również, że jestem skończonym kretynem, który znowu zaspał. Zbliżał się
koniec roku. Wiedziałem, że z moimi miernymi ocenami i tak ukończę
Sheridan University, ale jednak byłoby miło poudawać trochę, że mi zależy.
– Nic, kochanie! To znaczy, wszystko w porządku. Naprawdę.
Chcieliśmy tylko sprawdzić, co u ciebie, jak się masz. Easton nas
informuje, ale woleliśmy usłyszeć twój głos.
– To on? – W tle odezwał się tata. Usłyszałem jakieś szuranie, potem coś
chyba zleciało ze stołu. Rodzice się ucieszyli. Dopadło mnie poczucie winy,
zaraz potem wyrzuty sumienia. – Daj mi z nim pogadać. Westie? Jesteś
tam?
– Cześć, tato.
– Dobrze słyszeć twój głos, synu.
Założyłem buty leżące pod łóżkiem i zaciągnąłem dupę do łazienki.
Odlałem się i umyłem zęby. Tata w tym czasie opowiadał, że facet, który
obiecał mu użyźnić pole, jeszcze nie wrócił z Wyoming, więc w rezultacie
on stracił kolejny kontrakt.
Zrozumiałem podtekst. Mam wysłać więcej pieniędzy, zanim odetną im
prąd.
Dojmujące wyrzuty sumienia, które odczuwałem jeszcze chwilę temu,
zastąpiło otępienie.
– Zgaduję, że banki za tobą nie przepadają. – Wyplułem do zlewu
miętową pastę, przepłukałem usta i umyłem twarz. Nie spojrzałem w lustro.
Nie patrzyłem na swoje odbicie od lat. Dlaczego miałbym zacząć właśnie
teraz?
– Och, no wiesz... Sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie. Ale...
Nie pozwoliłem ojcu dokończyć.
– Do wieczora wyślę więcej pieniędzy. Pogadamy kiedy indziej. Na
razie.
Rozłączyłem się, zanim dodał cokolwiek.
Wziąłem kluczyki, wskoczyłem na motocykl i pognałem na uczelnię.
Osiem minut później wparowałem do sali na wykład z zarządzania sportem.
Zaczął się o drugiej.
Znowu byłem spóźniony, co chyba nikogo nie zaskoczyło.
Na szczęście profesor Addams (nazwisko z podwójnym D, jak rozmiar
miseczek, które powinien nosić, żeby podtrzymać męskie cyce) był zajęty
ogarnianiem magicznego przedmiotu zwanego iPadem. Stał z pochyloną
głową i walił w ekran tłustymi paluchami, próbując wyświetlić prezentację
na ekranie za jego plecami.
Zająłem miejsce na końcu sali, między Reignem a Eastem. Prezentacja
Addamsa w końcu pojawiła się na ścianie, a on zachichotał z ulgą.
– Siema. – Reign przybił ze mną żółwika.
Właśnie obmacywał się z jakąś typiarą. Ona przyssała mu się do szyi, on
wcisnął jej łapę pod spódniczkę.
East zdzielił mnie w potylicę.
– Znowu spóźniony. Przy okazji: dzięki, że zeżarłeś cały mój posiłek.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Naprawdę, smakował wyśmienicie.
– Nie waż się więcej tego robić – burknął.
– Dobrze wiesz, że uwielbiam wyzwania.
Wszyscy trzymali na stolikach laptopy lub zeszyty. Ale nie ja. Ja nawet
nie zabrałem ze sobą plecaka. Pojawiałem się na zajęciach tylko wtedy,
kiedy zagrożenie niezaliczenia przedmiotu stawało się realne.
W sali wykładowej zadudnił nagle głos Addamsa:
– Pan St. Claire. Widzę, że wreszcie raczył nas pan zaszczycić swoją
obecnością.
Rzuciłem mu chłodne spojrzenie. Nie zamierzałem połykać haczyka.
Siedząca obok Reigna dziewczyna miała na tyle przyzwoitości, że
odepchnęła jego rękę, kiedy wszyscy się na nas skupili.
Addams wsparł masywny brzuch o biurko i poprawił okulary na nosie.
– Czy ty w ogóle jesteś zainteresowany zdobyciem wyższego
wykształcenia?
Jeśli miałbym być szczery, to nie. Ale ta dziura znajdowała się
wystarczająco daleko od Maine, bym się nie wyróżniał i zarabiał pieniądze,
dzięki którym moja rodzina nie zbankrutuje.
– Polecam ci odpowiedzieć słownie – zabrzmiało z wyższością. – Chyba
potrafisz mówić, co?
Prychnąłem. Nie tak łatwo mnie rozjuszyć. Tak to już bywa, kiedy jest
się na wszystko obojętnym. Ludzie nie wzbudzają we mnie żadnych
emocji, nawet jeśli próbują.
A próbują.
I to często.
– Zrobienie dyplomu wydawało mi się świetną okazją, by wyrwać się
z zadupia, na którym mieszkałem. A Sher U to całkiem tania uczelnia jak na
placówkę w innym stanie. Ale mam zastrzeżenia co do ciała
pedagogicznego. – Rozparłem się na krześle, założywszy ramiona na piersi.
– Ale mu pojechałeś! – krzyknął ktoś.
– Cholera! – zawołał inny. – St. Claire nie patyczkuje się z ludźmi ani na
ringu, ani poza nim!
Cała sala wybuchnęła śmiechem.
Profesor Addams zacisnął usta potępiająco, jego policzki przybrały kolor
flaminga. Pozbierał się dopiero po pełnej minucie.
– Podaj mi choć jeden powód, dla którego takie zachowanie powinno ci
ujść na sucho – powiedział.
– Bo został pan tu przeniesiony z uniwersytetu Ligi Bluszczowej
w niejasnych okolicznościach i nikt się tym nie zainteresował. Ale wie pan
co? – Teatralnie rozłożyłem ramiona. – Tak się składa, że mam bardzo dużo
wolnego czasu. Czy taka pełna odpowiedź pana satysfakcjonuje?
Reign zaczął nieśpiesznie klaskać.
– Nieźle! – zachichotał East.
– Myślisz, że taki z ciebie chojrak, co? – odezwał się Addams.
– Proszę mnie posłać na dywanik albo sobie odpuścić. To się zaczyna
robić nudne. – Ziewnąłem ostentacyjnie.
Addams odwrócił się do prezentacji, kręcąc głową.
Idiota.
Pół godziny później wyszedłem z sali.
Reign obejmował swoją typiarę, a East przeglądał coś w telefonie.
Najpewniej zastanawiał się, którą dziewczynę gdzieś dzisiaj zaprosić.
Uznałem, że to dobry moment, by podzielić się z nimi sensacją.
– Od jutra będę pracować w That Taco Truck.
Teoretycznie miałem zacząć dzisiaj. Karlie chciała mi pokazać, jak
używać grilla.
Na początku żaden nie zareagował. Kiedy nie wyjaśniłem tego, co dla
mnie było proste jak drut, Reign parsknął z pogardą.
– Eee, a po jaką cholerę?
– Potrzebuję kasy.
– Za mało zarabiasz na walkach? – Zmarszczył nos.
Reign zupełnie nie musiał się przejmować pieniędzmi. Kiedy nie
trenował, uganiał się za dupami. Dla niego studia były niekończącym się
ciągiem imprez i meczów, przerywanym od czasu do czasu bzykankiem na
jedną noc, a dla większej dramaturgii – obawami przed ciążą którejś
z dziewczyn. Natomiast ja musiałem spłacać długi rodziców, bulić za
własną edukację i oszczędzać, żebym po studiach nie musiał wracać do
domu.
Bezimienna laska zareagowała zdziwieniem.
– Przecież to nie ma sensu. Wszyscy twierdzą, że jesteś dziany.
Nie odpowiedziałem. To, że ruchał ją jeden z moich tak zwanych kumpli,
nie robiło z niej specjalistki od księgowości.
– Skoro musisz, stary. Daj znać, jeśli będziesz potrzebować pomocy –
uciął temat East i założył torbę sportową na ramię.
– Może leci na Grzankę? – rzucił Reign. – Albo szuka ofiary, by zaliczyć.
Trzeba przyznać, że laska byłaby seksowna, gdyby założyć jej torbę na
głowę.
– Mówisz o tej poparzonej? – Bezimienna dziunia złapała się za serce. –
To tragiczne, prawda? Koleżanka ze stowarzyszenia chodziła z nią do
liceum. Podobno ta poparzona była kiedyś cheerleaderką i grała w kółku
teatralnym. Dopiero potem doszło do wypadku. Wcześniej była bardzo
ładna.
Kiedyś nadejdzie taki dzień, że przeleje się czara goryczy i przyłożę
Reignowi tak, że pożegna się ze wszystkimi zębami. Grabił sobie
nieustannie, czepiając się ludzi. Wredny skurwiel. Robił wszystko, żeby
bawić swoich durnych przyjaciół. Dziewczyny dobierał sobie równie durne.
Reign zarżał jak koń.
– Poważnie, stary, stul pysk! – opierniczył go Easton. Złapał go za
kołnierz i popchnął tak, że ten niemal wpadł na ścianę.
Rozdzieliliśmy się po dotarciu do dwuskrzydłowych drzwi
prowadzących do wyjścia. Chłopaki odpękali trening, bezimienna
dziewczyna zniknęła. Właśnie miałem opuścić budynek, kiedy
w pomieszczeniu przy drzwiach rozległ się krzyk.
– Pali się! Pali!
Dobiegał ze starego audytorium, w którym ostatnio ćwiczyła grupa
teatralna. Nowe miało dopiero powstać po drugiej stronie uczelni.
Dopadłem drzwi.
Uff. To tylko próba.
Sala była otwarta, więc mogłem wejść. I tak nie miałem nic lepszego do
roboty. Z Karlie miałem się spotkać przy food trucku dopiero za pół
godziny.
Wsparłem się ramieniem o framugę i skrzyżowałem ramiona na piersi.
Tess stała na scenie. Miała na sobie obszerną koszulę nocną, a pod
spodem sztuczny ciążowy brzuch. Właśnie przemieszczała się z jednej
strony na drugą, wydając dźwięki, które mogłyby ogłuszyć wieloryby.
Gonił ją jakiś aktorzyna w obcisłej koszulce i ze szlugiem zwisającym
z kącika ust. Próbował imitować południowy akcent, ale brzmiał tak, jakby
facet poparzył sobie język i seplenił.
Nie znałem się na teatrze, ale potrafiłem rozpoznać kiepskie aktorstwo,
zwłaszcza gdy dosłownie waliło po oczach. Bez obrazy dla Tess, bo była
niezłą laską, ale prędzej uwierzyłbym w teorię spiskową zakładającą, że
Hitler wciąż żyje, niż w ich aktorstwo.
Powiodłem wzrokiem po audytorium i zauważyłem blondynkę z food
trucka. Greer, Gail czy jak jej tam. Grzanka. Widziałem głównie tył jej
głowy. Siedziała w jednym z ostatnich rzędów, oparłszy białe trampki na
krześle przed sobą. Wyblakłe dżinsy opinały jej długie nogi. Miała na sobie
tę samą różową bluzę z kapturem i szarą bejsbolówkę, co w food trucku.
Długie złote włosy opadały na plecy i ramiona. Wyglądała jak gotycki
anioł.
Reign to tępa dzida, ale musiałem mu przyznać rację – Greer, czy Gail,
była naprawdę niezła. Nie żebym zamierzał ją tknąć. Nie chodziło o jej
twarz. Nie przeszkadzały mi blizny – moje serce składało się z nich w stu
procentach. To była kwestia jej wrednego nastawienia, a ja nie przepadałem
za sukami.
Zostawiłem jej baletki, żeby w ten niewybredny sposób przekazać
widomość: „Wal się”. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co
próbowałem osiągnąć. Kiedy je kupowałem, czułem się jak debil, a kiedy
kładłem na schodach – jak skończony idiota. Dobra, nieważne. Kto by się
przejmował tym, że to żałosne zagranie? Przecież nie zamierzałem jej
bajerować.
Reżyser sztuki, Cruz Finlay – kolejny durny student, który myślał, że
noszenie beretu i apaszki podczas teksańskich upałów przyda mu
artystycznego wyglądu – poprosił aktorów, by ci zaczęli scenę od początku.
Wszedłem do środka, żeby lepiej przyjrzeć się twarzy Greer czy Gail.
Wszyscy gadali o jej bliźnie, ale ja ledwie ją dostrzegałem. Jednak ona
chyba się jej wstydziła, więc wierzyłem na słowo, że blizna musi być
straszna.
Udało mi się tylko zobaczyć jej prawą stronę, tak zwaną normalną.
Greer-Gail nie odrywała wzroku od sceny i wypowiadała wraz z aktorami
wszystkie kwestie, zarówno Tess, jak i tego chłopaka. Najdziwniejsze było
to, że oni czytali z kartek, a ona znała wszystko na pamięć.
Widać było, że uwielbia aktorstwo, chociaż wątpiłem, by robiła coś
w tym kierunku. Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, że wciąż miała
się za ofiarę i tkwiła w miejscu.
– Nie chcę realizmu. Chcę magii – powtarzała za trzecim aktorem
stojącym na scenie.
Miałem wrażenie, że ta kwestia przemawia do niej bardziej niż
jakakolwiek w całej sztuce. Dziewczyna wydawała się rozgoryczona
własnym losem.
Byłem tak zafascynowany tym, że recytuje całą sztukę, a nikt nie jest
tego świadomy ani nie zwraca na nią uwagi, że dopiero po chwili
zauważyłem, że to koniec próby.
– Pierwszy raz za nami i niestety wyszła totalna klapa. Jutro. O tej samej
godzinie. W tym samym miejscu. Jezu! – Finlay wzniósł ręce i twarz do
nieba, jak gdyby Wszechmogący nie miał lepszych zajęć niż oglądanie tych
bredni. – Ześlij mi tutaj porządnych aktorów!
Bardziej przydałby ci się porządny cios w łeb, pomyślałem. Możesz mu
przyłożyć, Boże, i nikt nie będzie cię za to winić. Nawet jego rodzice.
– West! – pisnęła Tess. Zeskoczyła ze sceny i rzuciła się w moją stronę.
Po drodze cisnęła sztuczny brzuch na krzesło, nawet się nie zatrzymując.
Stałem rozluźniony, nieporuszony. Wszyscy się na mnie gapili. Tess
wydarła się tak, jakbym co najmniej wrócił z Iraku. Greer-Gail się
obejrzała. Nasze oczy spotkały się w chwili, gdy Tess uwiesiła mi się na
szyi i zaczęła zasypywać pocałunkami moją twarz i szyję.
Oznajmiłem Tess, że prześpię się z nią tylko raz, i zaliczyliśmy numerek
w trakcie zeszłego weekendu. Powiedziała, że rozumie, ale taka informacja
rzadko kiedy dociera do kobiecego mózgu.
Niezwłocznie się od niej odkleiłem. Będę musiał jej później
przypomnieć, że nic nas nie łączy.
Greer-Gail obserwowała nas nieporuszona. Nie odwróciła wzroku, a jej
twarz nie wyrażała niczego. Niebieskie oczy miały odcień, który
widywałem wyłącznie na psychodelicznych obrazach – jasny jak arktyczny
lód. Odnosiłem wrażenie, że pozwoliła sobie patrzeć na tę scenę, bo nie
przywykła, że ktokolwiek ją dostrzega.
Cóż, ja dostrzegałem.
Dobrze widziałem jej złowrogi wzrok.
Podobały ci się baletki?, zapytałem spojrzeniem.
Śnij dalej, dupku, odparła w ten sam sposób.
Oczywiście sparafrazowałem, ale w jej oczach czaiła się wyraźna
niechęć.
Greer-Gail odwróciła się w stronę pustej sceny, poprawiając wsparte na
oparciu siedzenia stopy. Już chciałem do niej podejść i zapytać, z czym ma,
do cholery, problem, ale w tym samym momencie w mojej kieszeni
zawibrował telefon. Jednocześnie Tess próbowała zaciągnąć mnie do
audytorium, paplając o swojej roli w sztuce.
Wyciągnąłem komórkę.
Matka.
Poważnie? Po raz drugi tego samego dnia?
Odrzuciłem połączenie, odwróciłem się i bez słowa ruszyłem w stronę
motocykla. Tess dobrze wiedziała, że lepiej za mną nie podążać.
Otworzyłem aplikację banku, przelałem rodzicom pieniądze i pojechałem
na spotkanie z Karlie.
Przez następne dwa tygodnie będę się żywić chińskimi zupkami. Nie
pierwszy i nie ostatni raz.
Przez całą drogę pałałem niechęcią do rodziców, Tess, Reigna, profesora
Addamsa. I nawet do Greer-Gail-Genevieve.
Na każdym zakręcie kusiło mnie, by przechylić motocykl bardziej, spaść
z maszyny, rzucić się w przepaść. Ta potrzeba skręcała mnie od środka.
Jakaś część mnie wciąż chciała umrzeć.
Po prostu przestać istnieć.
Przestać się przejmować problemami rodziców.
Przestać udawać, że studia mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Ostatnio po prostu lepiej to ukrywałem.
Nawet jeśli wiele mnie to kosztowało.
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
ROZDZIAŁ 4
GRACE
Chociaż ledwie.
Zamknęłam oczy i odłożyłam telefon na siedzenie pasażera.
Kiedy je otworzyłam, po drugiej stronie parkingu ujrzałam Westa.
Siedział na krawężniku sam, przy swoim motocyklu, na tle zachodu słońca
malującego niebo na wściekły pomarańcz, czerwień i złoto. Żuł tę obleśną
cukrową laskę i gapił się w przestrzeń pustym wzrokiem, pogrążony
w myślach.
Kiedy tak na niego patrzyłam, nie widziałam najpopularniejszego faceta
na uczelni.
Ani boga seksu.
Ani kickboksera biorącego udział w nielegalnych walkach.
Tylko najbardziej samotnego chłopaka, jakiego spotkałam w życiu.
Słodkiego, skołowanego i zagubionego.
I z goryczą pomyślałam, że on nawet nie wie, że po drugiej stronie
parkingu siedzi dziewczyna, która jest taka sama, jak on.
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
ROZDZIAŁ 5
GRACE
Grace: Z tej strony Grace. Spóźnię się jakieś dwadzieścia minut i nie
będę w stanie przygotować składników. Wynagrodzę ci to.
Przepraszam.
Nie odpowiedział.
Nie zdziwiło mnie to.
Był w końcu chamskim skurczybykiem.
Z drugiej strony przecież poprosiłaś go, by traktował cię tak źle jak
wszystkich. Nawet po tym, jak ci pomógł i kilkukrotnie nazwał
przyjaciółką.
Nieważne. Wiedziałam, że postąpiłam słusznie. West i ja nie mogliśmy
się przyjaźnić. Było mu mnie żal, lecz nie powinna nas łączyć żadna bliższa
relacja. Tak będzie najlepiej.
Szkoda tylko, że miał okazję poznać moją kiepską sytuację rodzinną,
o bliźnie nie wspominając.
Dziesięć minut później do szpitalnego pokoju wparowała Marla.
Tlenione blond włosy wciąż miała luźno zawinięte na wałki. Wyglądała na
wykończoną. I nic dziwnego. W trakcie dwóch lat sprawowania przez nią
opieki nad babcią stan zdrowia podopiecznej pogarszał się
w zastraszającym tempie. Marla, która sama dobiegała sześćdziesięciu
pięciu lat, nie pisała się na doglądanie kobiety o specjalnych potrzebach.
Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do Marli.
– Dzięki Bogu, że tu jesteś.
– Przyjechałam tak szybko, jak się dało, kochanieńka. Co ta stara prukwa
znowu odwaliła?
– Słyszę cię! – Babcia zagroziła Marli pięścią.
– Dziś rano docisnęła dłoń do rozgrzanej kuchenki. Musiałam ją siłą
wyciągać z kuchni, chociaż kopała i krzyczała. A teraz nie chce zgodzić się
na tomografię. – Ściszyłam głos do szeptu i wbiłam wzrok w podłogę. –
I co ja mam teraz zrobić, Marl? – zapytałam.
– Chyba obie dobrze znamy odpowiedź – odparła łagodnie Marla,
ściskając moje ramię.
Razem z Karlie próbowały mnie przekonać, że babcia powinna trafić do
domu opieki. Ale mnie się wydawało, że jeśli się postaram, poprawię
jakość życia staruszki bez posyłania jej do tamtego miejsca. Zasługiwała na
to, by spędzić resztę życia w domu, który zbudowała razem z dziadkiem
Freddiem i gdzie wychowała Courtney i mnie. W mieście, w którym
dorastała.
– Zajmę się nią, a ty jedź do pracy. – Marla wcisnęła mi w dłoń
styropianowy kubek z kawą.
Pokiwałam głową, upiłam łyk i zasalutowałam.
– Dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– Najpewniej to samo, tyle że mniej efektywnie. A teraz zmykaj.
Dwadzieścia pięć minut później zaparkowałam samochód pod domem
i pobiegłam ulicą do food trucka.
Kiedy tam dotarłam, byłam tak bardzo spocona, że ubrania kleiły się do
mojej skóry. W furgonetce zastałam Westa pracującego przy obu
stanowiskach. Pod oknem ciągnęła się piętnastoosobowa kolejka, a dwóch
klientów czekało z boku i narzekało, że pomylono ich zamówienia.
Rozgrzana upałem i paniką zdjęłam bluzę i rzuciłam ją w kąt,
rozkoszując się chłodnym powietrzem na skórze. Pod bluzą miałam tylko
białą koszulkę z krótkim rękawem i dekoltem w serek. Biodrem
odepchnęłam Westa spod okna i przejęłam pałeczkę.
– Jestem ci winna przysługę – oznajmiłam szeptem.
– Dwie.
– Co...?
– Uratowałem cię dwukrotnie, a nawet nie minął miesiąc, odkąd się
znamy. Twój dług rośnie w błyskawicznym tempie, Teksas, i wkrótce się
o niego upomnę. – Odwrócił rybę na grillu i przepchnął zieloną cukrową
laskę w drugi koniec ust. Dzięki niej zawsze pachniał apetycznie, jak
zielone jabłka i zima.
– Jest szansa, że dzisiaj przestaniesz być takim gburem? – warknęłam,
zakładając rękawiczki.
– Możesz pomarzyć – odparł nonszalancko.
Wydawał się zrelaksowany, ale chyba coś się pod tym kryło. Może
wyczerpanie? Wyglądał jak wtedy, gdy zobaczyłam go na parkingu
patrzącego w przestrzeń, czekającego na schyłek dnia.
– Świetna rozmowa, doprawdy.
– Komunikacja to klucz do sukcesu, dziecinko.
– Nie jestem twoją dziecinką.
– Co za ulga! Wyszedłbym na niezaangażowanego ojca, mimo dobrych
chęci.
Dobrych chęci? Też mi coś!
Na szczęście przez kolejne cztery godziny nie mieliśmy czasu, by sobie
dogryzać. Pracowaliśmy nieustannie, aż skończyły się produkty. West St.
Claire był może bad boyem, ale miał rękę do interesów.
Kiedy w końcu obsłużyliśmy niekończącą się kolejkę klientów,
odwróciłam się od okna i wsparłam o kontuar, żeby odsapnąć.
Wtedy po raz pierwszy przyjrzałam się Westowi uważniej i moje serce
stanęło.
– Jasna cholera! Co ci się stało?
Całą twarz miał pokiereszowaną, jakby ktoś poharatał ją nożyczkami.
Zadrapania wskazywały na to, że ktoś próbował wydłubać mu oczy. Szyję
pokrywały okropne fioletowe sińce, jak po duszeniu, a dolna warga
podwoiła objętość.
Musiał stracić wczoraj dużo krwi. Powinien był trafić do szpitala, tak
samo jak babcia.
– Spadłem ze schodów – odparł ponuro, sarkastycznie. Dlaczego miałam
nadzieję usłyszeć od tego faceta szczerą odpowiedź? – A ty jaką masz
wymówkę? – Jego wzrok powędrował ku mojej poparzonej ręce.
Przekrzywiłam głowę, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero po
chwili dotarło do mnie, że stoję w koszulce z krótkimi rękawami, a on
patrzy na moje fioletowe ramię.
Krzyknęłam i rzuciłam się po bluzę. Po drodze przewróciłam kilka
patelni oraz szpatułek i potknęłam się o pustą puszkę po napoju. Walczyłam
z bluzą, usiłując założyć ją tak szybko, jak było to możliwe. Ale im bardziej
próbowałam odgadnąć, gdzie góra, a gdzie dół, tym większa ogarniała mnie
frustracja.
W końcu West się zlitował. Wziął ode mnie bluzę, wywrócił ją na drugą
stronę i założył mi przez głowę. Powoli, niemal od niechcenia.
– Masz. – Obciągnął ją, jakby ubierał dziecko. – Nie ma jak polar
w środku teksańskiego lata.
– To nie jest polar. – Otoczyłam się ramionami, drżąc na całym ciele.
Nie mogłam oddychać.
Zobaczył moje blizny.
Zobaczył moje blizny.
Zobaczył moje blizny.
Zobaczył moje brzydkie, głupie blizny.
Czerwone, chropowate blizny rzucały się w oczy. Zaczęłam się
zastanawiać, ilu klientów straciło apetyt na ich widok.
Byłam zdziwiona, że nie zwymiotowałam na Westa, kiedy na nie
wskazał. Może dlatego, że nie wydawał się poruszony ich widokiem i sporo
już o mnie wiedział?
– Teksas... – zaczął niskim, spokojnym tonem.
– Muszę... Muszę iść – wymamrotałam i odwróciłam się na pięcie,
gotowa prysnąć z food trucka.
West złapał mnie za ramię i przyciągnął bez trudu. Wyrywałam się,
koniecznie chciałam stamtąd wyjść i już nigdy więcej nie patrzeć mu
w twarz, ale mocno trzymał mnie za rękę. Chyba zostaną mi siniaki.
Musiałam się podporządkować i pogodzić z tym, że nie wyjdę, dopóki
nie przegadamy tej kwestii. Mimo to ponownie spróbowałam kopniaków
i uderzeń. Ale nie wyszło. Stał teraz tak blisko, że jego oddech owiewał
moją twarz.
Zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach, jakby mnie gwałcił albo robił mi
inną krzywdę.
– Uspokój się, do kurwy nędzy. – Unieruchomił mnie przy lodówce.
Teraz już nie brzmiał jak ktoś pozbierany. – Albo będę musiał ci przyłożyć,
żeby przemówić ci do rozumu.
Natychmiast się zamknęłam. Raczej nie podniósłby na mnie ręki – chyba
nie jest tego typu facetem – ale mógłby ukarać mnie w inny sposób.
Próbowałam głęboko oddychać. Im szybciej będziemy mieć to z głowy,
tym szybciej wyjdę.
Uniósł brew.
– Skończyłaś już panikować?
– Jasne. Osiągnęłam zen – wycedziłam, gwałtownie wciągając powietrze
nosem i wypuszczając ustami. – Czy możesz się teraz ode mnie odsunąć?
West zrobił krok do tyłu. Oparł się o szafkę i skrzyżował ramiona na
klacie.
– No więc?
– O co ci chodzi? – wysyczałam.
– Widzę, że masz paskudne blizny.
Powiedział to. On naprawdę miał czelność powiedzieć to na głos! Jak
nikt nigdy wcześniej, a przynajmniej nie prosto w twarz. Ludzie zazwyczaj
je ignorowali, udawali, że nie zauważają. A to, o dziwo, jeszcze bardziej
mnie dołowało.
– Czemu się zakrywasz? Wszyscy mamy blizny. Te twoje są tylko
bardziej widoczne.
– Bo są szpetne. – Wbiłam wzrok w sufit, unikając jego spojrzenia.
Nie chciałam się rozpłakać po raz drugi w tym tygodniu. A już na pewno
nie zamierzałam pozwolić, by on to zobaczył.
– Kto tak twierdzi? – nacisnął.
– Wszyscy. Zwłaszcza ludzie, którzy znali mnie wcześniej.
Kiedy byłam jeszcze ładna.
– Według mnie brzmi to jak użalanie się nad sobą. Mam dołączyć do
kółeczka wzajemnego współczucia? Przynieść przekąski? Piwo? Dmuchane
sekslalki?
– A kto powiedział, że jesteś zaproszony? – Nie przestawałam skupiać się
na podsufitce furgonetki.
Parsknął śmiechem. Kątem oka zauważyłam, że uderza ścierką w kolano.
West często się przy mnie śmiał, czego nie robił na uczelni.
Zrozumiałam, że chyba musi być zdrowo stuknięty, bo nie wydawał się
zaniepokojony swoimi ranami.
– Robisz z igły widły. To tylko blizny.
– Nie są atrakcyjne.
– Gdyby były tak brzydkie, jak twierdzisz, nie miałbym ochoty cię
zaliczyć.
Opadła mi szczęka. Zamrugałam pośpiesznie, próbując znaleźć
odpowiednie słowa.
Od czasu do czasu West wspominał, że na mnie leci, ja jednak sądziłam,
że to czysty sarkazm albo zwyczajna chęć poprawienia biednej Grzance
samopoczucia. Ale przynajmniej już nie myślałam, że przysłał go tu De La
Salle, by zasiać we mnie naiwną nadzieję. West nie sprawiał wrażenia typa,
który się kogokolwiek słucha, a tym bardziej przyjmuje od niego polecenia.
– To miał być komplement? – wysyczałam.
– Nie – odparł ze śmiertelną powagą. – To prawda. O co ci chodzi?
Euforia chwyciła mnie za serce. Po raz pierwszy zaczęłam wierzyć, że on
może mówić prawdę.
Patrzyliśmy na siebie bez słowa. Czekałam, aż West wyjaśni mi,
dlaczego wygląda tak, jakby zaatakowała go sfora wilków. Nie zrobił tego,
więc uniosłam brew.
– A skoro mowa o szpetnym wyglądzie...
Złapał się za serce, udając, że moja opinia w tym temacie go zabolała.
– Zraniłaś mnie.
– Chyba nie ja jedna. Walczyłeś wczoraj?
West odwrócił dwie puste skrzynki i ustawił je naprzeciwko siebie po
dwóch stronach food trucka. Usiadł. Zrobiłam to samo. Ta furgonetka była
poniekąd naszą bańką. Przytulnym konfesjonałem. Tutaj panowały inne
zasady. Jakbyśmy pozbywali się naszej skóry, uprzedzeń, reputacji i statusu
społecznego. Tutaj byliśmy zwyczajnie sobą.
– Walczę w każdy piątek. – Strzelił kostkami w palcach. Bicepsy zagrały
pod krótkim rękawem jego koszulki.
Odwróciłam oczy i odchrząknęłam.
– Bez obrazy, ale chyba nie chcesz powiedzieć, że w trakcie sezonu
futbolowego ludzie przychodzą w piątki, żeby cię oglądać?
– Ludzie przychodzą do Plazy prosto ze stadionu, piją na umór,
a następnego dnia budzą się i oglądają kolejny mecz. Czy Teksańczycy nie
wiedzą, że istnieją inne sporty poza futbolem?
– Wolimy nie zachęcać ludzi do uprawiania innych dyscyplin, bo
zabierają nam czas i odwracają uwagę od futbolu. Zawsze walczysz? Nawet
w wakacje?
– Nawet kiedy mam zapalenie płuc i ze złamanym żebrem.
To nie zabrzmiało jak wyolbrzymienie. Raczej jak przyznanie się do
tego, co już się kiedyś zdarzyło. On naprawdę potrzebował pieniędzy.
A może po prostu nie przejmował się śmiercią? Miałam złe przeczucia, że
chodzi zarówno o jedno, jak i drugie.
– Zazwyczaj nie wyglądasz tak tragicznie. – Przygryzłam dolną wargę.
Moje serce z każdą minutą zwalniało.
Widział moje blizny i wiedział o babci. Wielkie mi halo.
– Zazwyczaj walczę ze zdrowymi na umyśle. Ale tym razem moim
przeciwnikiem był pojebany tchórzliwy skurwiel, który stosował każdą
nieczystą zagrywkę. Nie wyciągnął tylko broni. Nazywał się Kade
Appleton. – West pokręcił głową. – Chuj jakich mało.
– Walczyłeś z Kade’em Appletonem? – zawołałam przerażona.
Wszyscy w Sheridan wiedzieli, co to za typ. Nigdy nie poznałam go
osobiście, ale słyszałam o nim niejedną historię. W liceum znęcał się nad
innymi dzieciakami, więc szybko wyleciał ze szkoły, spakował się
i przeprowadził do Vegas, żeby walczyć. Podobno dołączył tam do gangu.
– Pogrzało cię? W tych stronach jest nazywany Zabijaką. Chcesz
skończyć martwy?
– Aktualnie nie, choć to nie byłaby tragedia. Wszyscy spoko ludzie tak
kończyli. Kurt Cobain, Abraham Lincoln, doktor Seuss...
– West! – opieprzyłam go, klepiąc się w udo.
– Dobra. Zamienię doktora Seussa na Buddy’ego Holly’ego. Ale tylko
dlatego, że na mnie naciskasz.
Kiedy spiorunowałam go wzrokiem, żeby dać mu znać, że jego
komentarze wcale nie są zabawne, skinął na mnie głową.
– Dlaczego się dzisiaj spóźniłaś?
– Przez babcię – wychrypiałam, zaskoczona tym, z jaką łatwością mówię
mu prawdę. – Oparzyła się o kuchenkę, rana była bardzo poważna.
Zabrałam ją do szpitala i poczekałam na Marlę, jej opiekunkę.
– Zdiagnozowano u niej chorobę?
Pokręciłam głową.
– Kiedy byłam z nią u lekarza dwa lata temu, nie postawił diagnozy. Ale
babcia nie chce zgodzić się na tomografię, a od tamtego czasu jest z nią
coraz gorzej.
– Powinna brać leki.
– Wiem.
Co więcej, powinna więcej ćwiczyć, wychodzić na słońce i ogólnie być
bardziej aktywna. Marla nie jest w stanie jej tego zapewnić, a kiedy ja
wracam wieczorami po pracy i zajęciach, jestem zbyt wyrąbana, by zająć
się babcią tak, jak na to zasługuje.
West wstał i przygotował nam mrożone margarity. Dodał więcej żelków
i wręczył mi kubek. Gdy usiadł, stuknęliśmy się plastikiem i łapczywie
przyssaliśmy do słomek.
– Wróćmy do twojej blizny. – Wskazał na swoją twarz. – Czy to przez
nią nie chcesz występować na scenie? Bo nie podoba ci się to, jak
wyglądasz?
Odnosił się do tamtego dnia, gdy widział mnie na przesłuchaniu, a ja
z dala od sceny powtarzałam z pamięci wszystkie kwestie.
Końcówki moich uszu zaczerwieniły się błyskawicznie.
– To skomplikowane.
– Jestem bystrym facetem. Dawaj.
– Nie zawsze taka byłam. Uchodziłam za najpopularniejszą dziewczynę
w liceum. Ciężko pracowałam, by osiągnąć ten status. Moja mama ćpała
i umarła, gdy byłam dzieckiem, a ojciec... nawet nie wiem, kim jest.
Zabrzmi to płytko, ale uroda była jedynym, co wtedy miałam. –
Roześmiałam się nerwowo. – Należałam do drużyny cheerleaderek.
Występowałam w kółku teatralnym. Byłam dziewczyną, która miała
wszystko. Nosiłam ładne sukienki, uśmiechałam się szeroko, błyskając
dołeczkami w policzkach, zawsze miałam nienaganny makijaż. Nauczyłam
się grać kartami, które dostałam. Sądziłam, że rozgryzłam zasady gry.
A potem...
– ...w połowie rozgrywki ktoś wywrócił stół do góry nogami i wszystkie
zasady się zmieniły? – Zamyślony West ugryzł słomkę. – To samo
przydarzyło się mnie, więc dobrze wiem, jak to boli.
– Co ty nie powiesz?
O dziwo, czułam się przy nim wyjątkowo swobodnie. To głupie. Byłam
jak kociak, który myśli, że może zaprzyjaźnić się z tygrysem tylko dlatego,
że oba należą do rodziny kotowatych.
– Zaprzepaściłeś marzenie o aktorstwie, bo doświadczyłeś tragedii
i traumy, które całkowicie i nieodwracalnie zmieniły twój wygląd?
Czubkiem buta popchnął skrzynkę, na której siedziałam, i podrapał się
po skroni środkowym palcem. Wybuchłam śmiechem.
– Chodzi mi o to, że u mnie zasady również zmieniły się w połowie
rozgrywki – wyjaśnił.
– Nie rozumiem. Przecież wciąż jesteś popularny.
– Kiedyś byłem tak popularny jak Easton Braun. Grałem w drużynie
futbolowej. Zostałem królem licealnego balu. Byłem obrzydliwie,
niezaprzeczalnie doskonały. Byłem jednym z tych aż nazbyt idealnych
ludzi, których podejrzewa się o bycie seryjnymi mordercami.
Obrzuciłam wzrokiem jego poranione ciało. Nigdy bym się nie
domyśliła, że West grał kiedyś w drużynie futbolowej. I że kiedykolwiek
był zwyczajnym, popularnym nastolatkiem.
– Co sprawiło, że przeszedłeś na ciemną stronę mocy?
– Stałem się jedynym żywicielem rodziny. Cóż, teraz moi rodzice już
pracują, ale głównie spłacają długi.
– Och.
Czy ja naprawdę to powiedziałam? Mogłam skomentować tę kwestię na
tak wiele sposobów, a postanowiłam powiedzieć tylko to? Serio? Przecież
stać mnie na więcej!
– Musiało być ci ciężko.
Wzruszył ramionami.
– Nic z tym nie zrobię.
– Masz rodzeństwo?
Pokręcił głową.
– Nie. Tylko ja, moi rodzice i nieustannie rosnąca góra niespłaconych
rachunków. A ty?
– Jestem tylko ja, babcia i moje wypaczone poczucie własnej wartości. –
Uśmiechnęłam się ze zmęczeniem. – Brawo my.
Stuknęliśmy się kubkami.
Nastała cisza, rozciągnięta między nami jak guma balonowa, które zaraz
pęknie. West przerwał ją pierwszy, klepnąwszy się w twarde jak stal udo.
– Skoro już jesteśmy kwita, to weźmy się do sprzątania i spadajmy stąd.
Mam coś do zrobienia. – Wstał i wrzucił kubek do kosza.
Odwrócił się do grilla i zaczął go szorować. Patrzyłam na niego
oszołomiona.
– Co to, u diabła, miało znaczyć?
– Odkąd zobaczyłem twoją rękę, nie potrafiłaś spojrzeć mi w oczy. Więc
uznałem, że muszę przyznać się przed tobą do czegoś wstydliwego, żebyś
ponownie poczuła, że jesteśmy sobie równi. Dlatego podzieliłem się z tobą
sekretem, o którym wie tylko East. Ale on się nie liczy. Dorastaliśmy w tym
samym mieście i urodziliśmy się w odstępie dwóch dni. Jest dla mnie
praktycznie jak brat bliźniak. Moja rodzina jest spłukana, a ja walczę po to,
by miała dach nad głową. Nie dla dziewczyn czy innych korzyści. Poza tym
moja matka potrzebuje leków antydepresyjnych, a jak zapewne dobrze
wiesz, opieka medyczna jest cholernie droga.
Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok. Przy jego problemach moje –
z babcią cierpiącą na demencję i szpecącą mnie blizną – wypadały blado.
Gdy dowiedziałam się, że jego rodzina jest biedna, a matka cierpi na
depresję, życie Westa przestało wydawać mi się godne pozazdroszczenia.
Wcale nie był już tak nietykalny, nieosiągalny i doskonały.
– Twoi rodzice muszą być z ciebie dumni – wymamrotałam pod nosem.
– Wręcz przeciwnie. – Roześmiał się ponuro i rzucił we mnie ścierką,
dając mi znać, że mam wziąć się do roboty. – Ale to historia na inny raz.
A jeśli chcesz ją usłyszeć, będziesz musiała podzielić się ze mną czymś
więcej niż blizny, Teks.
WEST
Przez szpary w oknie food trucka uparcie przedzierały się promienie słońca,
rażąc mnie boleśnie. Osłoniłem twarz i przeturlałem się po podłodze. Nie
wpadłem na drobne ciało, więc natychmiast otworzyłem oczy.
I nie znalazłem Teksas.
Podniosłem się. Poczułem zapach środków do czyszczenia i domyśliłem
się wszystkiego – podczas gdy ja spałem, Grace wymazała wszelkie ślady
naszej wczorajszej zabawy. Czy wymazała z pamięci również mnie?
Nie winiłbym jej. Potraktowałem ją jak pierwszą lepszą laskę. Zgodziła
się na moje durne zasady i przysięgła, że nie będzie prosić o nic więcej
poza seksem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałem jaj, by się
z nią bzyknąć. Mimo że mogłem to zrobić.
Wiedziałem jednak, że jeśli na to pozwolę, potem nie zostawię jej
w spokoju.
A bez wątpienia powinienem się od niej odciąć.
Moja fascynacja tą dziewczyną zaszła już za daleko i czas było się
wycofać. No, chyba że Grace zgodzi się na luźną relację. Wtedy moja
logika pójdzie się jebać, tak samo jak obietnice złożone samemu sobie.
Wezmę wszystko, co będzie gotowa mi zaoferować.
Wstałem i rozejrzałem się dokoła. Wyczułem zapach świeżej kawy
i croissantów. Zauważyłem je na blacie, obok liściku.
W pierwszej kolejności chwyciłem kartkę. To zły znak; dziewięćdziesiąt
dziewięć procent facetów wybrałoby żarcie.
Musiałam wrócić do domu, żeby zająć się babcią (Marla nie pracuje
w weekendy).
Ogarnij się. Ustawiłam ci alarm w telefonie trzydzieści minut przed zmianą
Karlie i Victora.
Teksas.
Grace: Cześć. Z tej strony Grace Shaw. Czy jest szansa, że znajdzie
się dla mnie jakaś rola na ostatnią chwilę? :)
WEST
Uprawiałam seks.
Z chłopakiem.
A najlepsze było to, że mi się podobało. I nawet miałam orgazm.
Nawet dwa.
Dobra, trzy.
Kto by się spodziewał?
Na pewno nie ja. Ale gdy tylko West przyłożył usta do mojego
pobliźnionego sutka i nawet się przy tym nie skrzywił, uderzyła we mnie
zwierzęca potrzeba.
Spędziłam z Westem trzy godziny, po czym założyłam obszerną koszulkę
i na palcach zeszłam do salonu. Po pierwszym razie potrzebowaliśmy
dziesięciu minut na odpoczynek, a potem rzuciliśmy się na siebie
ponownie. I pewnie trwałoby to całą noc, gdyby Westowi nie skończyły się
kondomy.
Babcia zasnęła na kanapie i chrapała cicho z ustami ściągniętymi
w grymasie niezadowolenia. Wzięłam w ramiona jej ciało, drobne jak
u dziecka, i zaniosłam ją do sypialni. Komuś może się to wydać dziwne, ale
ja przywykłam przez te wszystkie lata.
Savannah Shaw nigdy się nie budziła, kiedy transportowałam ją do łóżka.
Zaczęłam to robić, gdy pracowała na dwie zmiany, żeby nas utrzymać,
jeszcze zanim straciła kontakt z rzeczywistością. Zawsze zasypiała wtedy
na kanapie. Na początku budziłam ją i prosiłam, żeby poszła sama – kanapa
była wąska, zniszczona i niewygodna – ale ona zawsze wtedy przytomniała
i zaczynała sprzątać, zmywać naczynia albo składać pranie. Z czasem
opanowałam sztukę ostrożnego wnoszenia jej na piętro.
Kiedy ułożyłam babcię w łóżku, wróciłam do siebie. W pokoju było
ciemno, gorąco i parno, a w powietrzu unosił się zapach seksu i mężczyzny.
Mrożone herbaty wciąż stały nietknięte na szafce nocnej, w kałuży wody.
West leżał na moim łóżku z ramionami założonymi za głowę i wzrokiem
wbitym w sufit, który został odmalowany cztery lata temu. Nie miał na
sobie koszulki, a dolną część ciała przykrył kocem.
Chciałam go takim zapamiętać – na moim terytorium, spokojnego
i zadowolonego. Intuicja podpowiadała mi, że ten idealny obrazek nie
będzie trwać wiecznie.
Poklepał materac obok siebie.
– Chodź do mnie, Teks.
– Nie zostawiłeś mi dużo miejsca. – Przyjrzałam się potężnej sylwetce.
Na twarzy Westa pojawił się leniwy uśmiech.
– Zatem połóż się na mnie.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że nie przeszkadzają mu moje blizny.
Oczywiście, jeszcze nie widział pełnego zakresu szkód ukrytych pod
makijażem, ale całą resztę tak. Usiadłam na nim okrakiem i przez koc
otarłam się o jego erekcję.
Z jękiem zacisnął dłonie na moich pośladkach.
– Chyba mam otarcia na fiucie. Jesteś gotowa na czwartą rundkę?
Roześmiałam się gardłowo.
– Skończyły się nam kondomy.
– Zdążę wyciągnąć.
– Ogłupiałeś?
– Nie. Po prostu jestem napalony. Możliwe, że to jedno i to samo, bo
jeszcze nigdy w życiu nikomu tego nie zaproponowałem.
– Nic z tego.
– Dlaczego nie? Zrobimy to błyskawicznie.
Wywróciłam oczami.
– Wolałabym, żeby seks nie trwał aż tak krótko.
Roześmiał się.
– Błyskawicznie go wyciągnę. Nie mówię, że szybko skończę.
Przesunęłam dłonią po jego czole, policzkach, podbródku i nachyliłam
się, żeby pocałować w czubek nosa. West był doskonały od stóp do głów,
bez blizn. Tylko piękna, gładka skóra.
– Wkrótce to zrobimy. I zadbamy o zabezpieczenie – wyszeptałam.
– Obiecaj! – zażądał i zacisnął palce na moich dłoniach, żebym nie
mogła zabrać ich z jego torsu.
Przypomniałam sobie obietnicę, którą złożył mi wcześniej: że nigdy nie
zawiedzie mojego zaufania.
– Obiecuję – odparłam z uśmiechem.
Później tylko się przytulaliśmy. Leżałam na nim i słuchałam miarowego
bicia jego serca. Gdy w pokoju zrobiło się ciemniej, pomyślałam, że zasnął.
Jednak on się odezwał.
– Powiesz mi, co ci się wydarzyło? I nie, wcale nie pytam dlatego, że
zobaczyłem dzisiaj twoje blizny. Chcę wiedzieć, ponieważ zachowujesz się
tak, jak gdyby nic się nie stało, a mimo to nadal pozwalasz, by tamte
wydarzenia wpływały na twoje życie.
Oddech uwiązł mi w gardle. No i się zaczyna.
Między innymi dlatego po wypadku nigdy się do nikogo nie zbliżyłam.
Unikałam pytań, wyznań, bolesnej prawdy skrywanej za bliznami. Ale
chyba West zasługuje na odrobinę szczerości po tym, ile razem przeszliśmy,
prawda?
Złożył mi obietnicę, chociaż obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie
zrobi.
Otworzyłam usta, nie mając pojęcia, jak zacząć.
– Nikt tak naprawdę nie wie, co się wydarzyło w noc pożaru...
Pierś Westa uniosła się pod moją głową we wstrzymywanym oddechu.
– Plotki rozniosły się po mieście z prędkością światła, ale żadna z nich
nie została potwierdzona. I wolałabym, żeby tak zostało. Dlatego o tym nie
mówię.
Poza tym odtwarzanie tamtej nocy nie jest moją ulubioną rozrywką.
Okręciłam na palcu pierścionek z płomieniem i nagle zapałałam do niego
nienawiścią.
Nienawidziłam Courtney za to, że nie wręczyła mi go osobiście.
Że nie było jej przy mnie, kiedy ściągano mi bandaże.
Że nie wzięła odpowiedzialności za to, co stworzyła – czyli za mnie.
West pogładził mnie po włosach. Moje złote pasma odcinały się od jego
śniadej skóry. Piękny widok. Jak zachód słońca.
Powinien ożenić się z blondynką. Ta myśl pojawiła się znikąd. Ścisnęło
mnie w gardle. Z kim? Z tobą?
– Nigdy o tym nie mówisz, nawet o tym, że w ogóle do tego doszło.
Znam cię od kilku miesięcy, a ty wciąż milczysz.
Zamknęłam oczy.
– Co chcesz wiedzieć?
– Wszystko. Chcę wiedzieć wszystko, Teks.
Jeden mały wdech.
Ostatni pocałunek złożony na jego piersi.
I wreszcie opowieść znana wyłącznie Karlie i Marli.
– To był zwyczajny wieczór. Kolejny wtorek. Zawsze zadziwia mnie, że
dni, które kompletnie zmieniają nas i nasze życie, zaczynają się tak
normalnie, niepozornie. Babcia pracowała wtedy na dwie zmiany: ciągu
dnia na szkolnej stołówce, a wieczorami pomagała w sklepie spożywczym.
Zawsze znajdowała czas, żeby ugotować mi obiad, przyjść na występy
cheerleaderek i sztuki teatralne, mimo że była wiecznie wykończona
i zapominała o wszystkim innym.
Zaczerpnęłam powietrza i zmusiłam się, żeby przywołać szczegóły.
Czułam się tak, jakbym szła pod górkę w szalejącej śnieżycy.
– Miałam wtedy chłopaka. Nazywał się Tucker. Grał w futbol. Był
popularny, przystojny, pochodził z dobrej rodziny. Tamtego dnia został
u mnie na noc. Często tak robił. W nocy wykradał się z mojego pokoju
przez okno, żeby nie trafić na babcię, która budziła mnie każdego ranka
wołaniem na gofry. Któregoś razu nakryła nas sklejonych ze sobą na łóżku.
Od tamtej pory nazywała Tuckera Ośmiornicą. – Uśmiechnęłam się.
– Czy możemy pominąć fragmenty, w których dotyka cię inny facet? –
warknął niezadowolony West.
– Okno było zardzewiałe, więc zawsze trzaskało, ale ja do tego dźwięku
przywykłam.
Poczułam, że West kiwa głową, ale nie odpowiedział.
W piersi czułam ból. Każde wypowiedziane słowo było jak odłamek
szkła.
– Kiedy do tego doszło, spałam. Babcia wróciła do domu, najpewniej
bardzo późno. Zrobiła sobie gin z tonikiem, zapaliła papierosa i usiadła
w salonie na kanapie. Gdy wypiła drinka, poszła do swojego pokoju –
zamilkłam na chwilę. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że usłyszałam
trzask płomieni pożerających kanapę, ale ledwie przytomna uznałam, że to
trzask okna, którym Tucker wyślizgnął się na zewnątrz. Nie miałam
pojęcia, że zrobił to godzinę przed powrotem babci.
Wspomnienie było świeże, prawdziwe. Moje nozdrza wypełniła woń
ognia, a płuca dym. Oczami wyobraźni widziałam wszystko wyraźnie.
Kiedy w ciemności otworzyłam powieki, moje serce galopowało przy
piersi Westa. On otoczył mnie ramieniem i przytulił tak mocno, że niemal
w nim zatonęłam.
– Dotarło do mnie, co się dzieje, gdy zaczęłam kaszleć. Usiadłam na
łóżku i rozejrzałam się. Coś było nie w porządku. Przez szparę pod
drzwiami wciskał się dym. W pokoju zrobiło się gorąco i szaro. Zerwałam
się z łóżka i zaczęłam wołać babcię. Jej pokój znajdował się na drugim
końcu korytarza. Kiedy wyszłam ze swojej sypialni, zobaczyłam, że ogień
sięga drugiego piętra. Płomienie dosłownie tańczyły na pierwszych
stopniach schodów. Miałam wrażenie, że ze mnie drwią – wykrztusiłam
z trudem.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i spadła na tors Westa. Kiedy
dołączyła do niej kolejna, zadrżał, jakby fizycznie odczuwał mój ból.
Pocałował mnie w czubek głowy.
– Nie musisz kontynuować.
Chciałam. Po raz pierwszy w życiu zapragnęłam pozbyć się z serca
ciężaru, którego utrzymywanie w tajemnicy przed całym światem wiele
mnie kosztowało.
Ponownie zaczerpnęłam powietrza i zebrałam się na odwagę.
– Pobiegłam do pokoju babci, żeby wyciągnąć ją z łóżka... Nie
mogłyśmy wyskoczyć z jej okna, bo pod spodem rosły róże, no i babcia
miała problemy z biodrem... Ale ona spała. Osłoniłam ją swoim ciałem jak
ludzkim kocem i wypadłam na korytarz. I w tym momencie drugie piętro
zaczęło się walić jak domek z kart. Spadł na mnie fragment ściany
i wprasował się we mnie po lewej stronie ciała. Przez chwilę nie mogłam
się ruszyć. Leżałyśmy pod drewnianą boazerią, która płonęła. Czułam, że
moja twarz, bark i ramię się topią. Byłam pewna, że tego nie przeżyję. Że
już umarłam.
Na pierś Westa spłynęła kolejna łza. Powróciło wspomnienie wrażenia,
że bycie martwą jest głośne i bolesne. Wtedy wciąż coś słyszałam
i odczuwałam ból.
– Zemdlałam. Najpewniej od nadmiaru adrenaliny i bólu. Odzyskałam
świadomość dzięki babci. Obudziła się i wrzeszczała pode mną ile sił
w płucach, ale przynajmniej była bezpieczna w moich ramionach. Jej głos
dał mi kopa do działania. Pragnęłam ją uratować, za wszelką cenę, tak jak
ona uratowała mnie, kiedy moja mama...
Zostawiła mnie na progu jej domu. I uciekła ze swoimi ćpającymi
przyjaciółmi, nie obejrzawszy się za siebie.
– Chwyciłam babcię resztkami sił i wydostałam nas stamtąd w ostatniej
chwili, zupełnie jak na filmach, wśród zapadających się ścian i płomieni
sięgających nieba. Z krzykiem opadłam na trawę; wilgotna rosa koiła moją
poparzoną skórę. Przed domem zatrzymały się karetki i wozy strażackie,
widownia już czekała, żeby zobaczyć mój upadek. Wszyscy wyszli ze
swoich domów, żeby patrzeć, nawet pani Drayton z małym Liamem
w ramionach. Chłopiec pytał na głos: „Mamusiu, dlaczego Grace pachnie
jak grzanka?”.
Zamknęłam oczy.
Oddech Westa zadrżał.
Grzanka.
Stąd to przezwisko. Eden Markovic usłyszała Liama, powtórzyła to
Luke’owi McDonaldowi, a on swoim przyjaciołom, z kolei oni swoim
rodzicom, którzy to samo rozgadali w kościele innym.
Nawet jeśli nie powiedzieli mi tego w twarz, mówili tak o mnie za plecami.
Wszyscy w Sheridan słyszeli historię o tym, jak ocierałam się o trawę jak
suka w rui i krzyczałam jak opętana, podczas gdy moja twarz topiła się na
oczach widowni.
Niechlubny upadek Grace Shaw, która niemal wyślizgnęła się szponom
nijakiego życia, na jakie skazała ją matka. Niemal.
– Teksas... – Bolesny głos Westa wyrwał mnie z pętli wspomnień.
Pokręciłam głową. Jeszcze nie skończyłam.
– Chcesz wiedzieć, co było najgorsze? – Zlizałam z warg słone łzy.
– Myślałem, że już odpowiedziałaś o najgorszym.
Uśmiechnęłam się z goryczą. Nawet sobie nie wyobrażał.
– Kiedy babcia obudziła się w szpitalu, nie wiedziała, co się stało.
Niczego nie pamiętała. Nawet tego, że wyciągnęłam ją z płonącego domu.
Wtedy chyba jeszcze nie miała demencji. Możliwe, że po prostu straciła
przytomność, a może był to pierwszy epizod zaniku pamięci, który
zwiastował kolejne. W każdym razie ja byłam nieprzytomna, gdy zapytano
ją, jak do tego doszło... – urwałam, próbując ogarnąć krzyk i szloch.
Nie było mnie przy tym, gdy opowiadała swoją wersję historii. Leżałam
kilka pokoi dalej, walcząc o życie.
– Gdy zapytano ją, jak do tego doszło, powiedziała, że wnuczka musiała
dorwać się do jej papierosów i zostawić niedopałek w salonie. Nie
pamiętała, że to ona spowodowała pożar. I wciąż nie jest tego świadoma.
Uważa, że to moja wina. A ja... Pozwalam jej tak myśleć, bo to bez
znaczenia. Kiedy się obudziłam, ludzie i tak już wyrobili sobie opinię na
mój temat, a firma ubezpieczeniowa przyjęła wersję wydarzeń babci. Było
po sprawie. Pożar był moją winą.
Właśnie taką historię babcia podsunęła mieszkańcom Sheridan, a oni
łyknęli to jak głodne pelikany.
Grace Shaw, córka Courtney Shaw, zmarłej potępianej ćpunki, igrała
z ogniem i się poparzyła. Odziedziczyła po matce zamiłowanie do
kłopotów.
„Ale poważnie, przecież to jej wina, bo dobrała się do papierosów babci.
Jakie dziecko tak robi?”
„Nieodpowiedzialne. I przypłaciła to swoją największą zaletą – urodą!”
„Chyba jedyną zaletą. Biedna Savannah Shaw nie ma nawet chwili
wytchnienia. Najpierw jej córka, teraz wnuczka. Ta kobieta jest święta,
a one obie okazały się zepsute do szpiku kości”.
Ciągle słyszałam tego typu rozmowy.
Dzięki czapce, za dużym ubraniom i spuszczonej głowie na początku
ledwie mnie rozpoznawano. Byłam niewidzialna. A kiedy zaczęłam
wychodzić z domu, ludzie plotkowali na mój widok jeszcze bardziej.
Mieszkałam w mieście, którego nienawidziłam, wśród ludzi, którzy byli
wobec mnie podejrzliwi. I nie miałam szansy na ucieczkę, bo musiałam
zajmować się babcią, która doprowadziła do pożaru, ale obwiniała o to
mnie.
West ujął moje policzki w dłonie – nawet ten z blizną – i zmusił mnie,
bym na niego spojrzała.
Zamrugałam, żeby pozbyć się łez, i czekałam na werdykt.
Pocałował mnie w czoło i powiedział najgłupszą, najbardziej
nieprawdopodobną, najpiękniejszą, najokropniejszą i najbardziej
wzruszającą rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam.
– Cieszę się, że w tamten wtorek doszło do pożaru – wykrztusił
ochrypłym głosem. – Bo podczas najgorszego dnia twojego życia powstała
najlepsza wersja ciebie, którą miałem zaszczyt poznać.
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
ROZDZIAŁ 14
GRACE
Po tym, jak Tess ostatnio potraktowała Grace, nie byłem jej fanem, ale
kibicowałem Reignowi. Im szybciej ta dziewczyna wpadnie w jego sidła,
tym szybciej da spokój mnie i Teks.
GRACE
A jak Aubrey.
Nie „anarchia” albo „arogant”, czy co mi tam przychodziło do głowy
nocami, gdy jeszcze byliśmy wyłącznie przyjaciółmi, a ja próbowałam
rozgryźć niemożliwie tajemniczego Westa St. Claire’a.
Aubrey. Piękne imię. Fragmenty układanki w końcu zaczęły do siebie
pasować i stworzyły boleśnie tragiczny obraz.
West doznał ogromnej straty. Po śmierci córki jego rodzice
zbankrutowali. Może prowadzili samochód, może nawet byli winni
wypadku.
West udzielał im finansowej pomocy, ale jeszcze nie wybaczył im
śmierci siostrzyczki.
Tak. Właśnie to musiało się wydarzyć.
Tej nocy tuliłam mojego chłopaka wyjątkowo mocno.
Kochałam go każdym fragmentem swojego serca. A nawet bardziej.
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
ROZDZIAŁ 17
GRACE
WEST
Kiedyś
„T.,
trochę poszperałem. Zadzwoniłem do tego miejsca, znalazłem w torebce
Pani S kartę ubezpieczeniową i opłaciłem rachunek. Polisa pokrywa
większość kosztów. Jeśli Pani S zostanie przebadana i uznana za osobę
wymagającą opieki, to wszystko jest już załatwione.
W.”
Dzień wcześniej
GRACE
Kiedy położyłam się do łóżka, nie mogłam uwierzyć, że tyle się wydarzyło.
Brakowało mi dźwięków, które wiązały się z obecnością babci:
przesuwania przedmiotów, chrapania, mówienia, oddychania. Tęskniłam za
tym, a ogłuszająca cisza wsiąkała w moje kości jak trucizna.
Wcześniej napisała do mnie Karlie, pytając, czy mam ochotę na
spontaniczne piżama party z filmami z lat dziewięćdziesiątych, tanim
winem i quizami. Kusząca propozycja, tym bardziej że chciałam uciec od
chaosu kotłującego się w mojej głowie. A jednocześnie wiedziałam, że
nowa wersja mnie nie powinna uciekać od problemów.
Musiałam przetrwać dzisiejszą noc i obudzić się silniejsza.
Wciąż poraniona.
Wciąż nieco wstydliwa.
Asymetryczna.
Ale również cała.
I niezależna.
Twardsza niż kiedykolwiek.
Upewniłam się tylko, że dobrze zamknęłam drzwi. W tle grał telewizor;
światło z ekranu tańczyło na mojej twarzy, żebym nie czuła samotności –
łóżko bez Westa wydawało się takie puste. Mimo to wiedziałam, że
wybrałam właściwą ścieżkę.
Będzie wyboista, ale byłam na to gotowa. Niezależnie od tego, dokąd ma
mnie poprowadzić.
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
ROZDZIAŁ 25
GRACE
WEST
GRACE
I następną.
„Powodzenia, Grace.
Twój chłopak ma rozmach.
Rzeczywistość jest przereklamowana. Otwórz się na magię.
Profesor McGraw”
Otarłam łzy radości, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
„Grace,
przepraszam, że zachowałem się jak kretyn.
I dziękuję, że nie odwdzięczyłaś się tym samym.
Reign”
WEST
Koniec
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==
PODZIĘKOWANIA
Chciałabym przypisać sobie zasługi za Igrając z ogniem, ale prawda jest
taka, że ja tylko napisałam tę książkę. West i Grace przyśnili mi się, więc ta
historia należy do nich, nie do mnie.
Szczególnie Grace zrodziła się z potrzeby stworzenia kobiecej postaci,
która nie jest tak doskonała, jak wiele bohaterek romansów... Pokochałam
ją całym sercem i pragnę bronić jej ze wszystkich sił, dlatego napisanie tej
książki było trudnym procesem, a jednocześnie wspaniałą przygodą.
Chciałabym podziękować wielu ludziom, którzy przy mnie trwają
i pomogli mi przy tej powieści. Przede wszystkim redaktorkom: Angeli
Marshall Smith, Tamarze Matayi, Maxowi Dodsonowi i Paige Maroney
Smith. Jestem wam wdzięczna za to, że poświęciliście Westowi i Grace tyle
uwagi i miłości, na ile zasługują.
Dziękuję mojej asystentce Tijuanie Turner, która przeczytała tę książkę
więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć, i zna mnie oraz styl mojej pracy na
wylot. Jesteś moją ulubioną (i jedyną) menedżerką.
Ogromne wyrazy uznania dla moich beta-readerek: Vanessy Villegas,
Amy Halter i Lany Kart.
I dla moich psiapsiółek: Charleigh Rose, Avie Harrison i Parker
S. Huntington, które zawsze mnie wspierają. I dla mojej cudownej grupy
specjalistek od marketingu oraz dziewczyn z grupy czytelniczej L.J.’s Sassy
Sparrows.
Gorące podziękowania dla Kimberly Brower, projektantek okładki Letitii
Hasser i Bailey McGinn oraz składaczki Stacey Ryan Blake. Cenię was za
kreatywność i talent. Jesteście świetne w tym, co robicie!
Podziękowania dla zespołu Social Butterfly – od PR-u. Jak zwykle
bardzo doceniam waszą pracę.
Specjalne wyrazy uznania dla blogerek i czytelniczek, które wspierają
moją karierę. Mam u was dług po wsze czasy!
Jeśli Igrając z ogniem podobało się wam (albo nie – i pragniecie dać
upust rozżaleniu), docenię szczerą recenzję.
Dziękuję wam z całego serca.
L.J. Shen xoxo
===Lx4sGSkcLB1uXGlcaF5sBjACZlU3UjQAZQFlVDJQYVZuV2dTNgA5Cw==