Professional Documents
Culture Documents
Twerski Uzależnione Myślenie
Twerski Uzależnione Myślenie
Analiza samooszukiwania
Abraham J. Twerski
Tytuł oryginału:
ADDICTIVE THINKING: UNDERSTANDING SELFDECEPTION
ISBN 8386821795
Łamanie komputerowe:
mag sp.c. Małgorzata Garncarek tel. 0501050448, tel/fax 7509391
Druk i oprawa
PUIP, Jerzy Wasilewski, Jachranka, tel./fax 76813J4
Przedmowa
W niewielu dziedzinach dociekań związanych z problemami człowieka namnożyło się tylu ekspertów, co
w obszarze uzależnień od substancji chemicznych. W kraju i za granicą aż roi się od fachowców
w dziedzinie alkoholizmu i narkomanii. Każdy z nich przypisuje sobie wyjątkową wiedzę na temat tych
właśnie chorób, wokół których zebrało się tyle kontrowersji, a które nadal są opacznie rozumiane przez
tak wielu. Są specjaliści od trudnych do kontrolowania substancji chemicznych w mózgu, specjaliści od
badań, jak geny przeskakują z pokolenia na pokolenie, przenosząc nierozpoznany ładunek biologicznych
czynników ryzyka, są specjaliści od dysfunkcji rodzinnych, specjaliści od AA, terapii grupowej,
żywienia, zmian zachowania, samooceny, stresu, kultury i społeczeństwa, duchowości, nawrotów,
podwójnej diagnozy itp. I chociaż każdy z nich niewątpliwie jest w posiadaniu części prawdy o tych
siejących spustoszenie chorobach, to nikomu chyba nie udało się tak trafnie, jak dr. Abrahamowi
Twerskiemu uchwycić pełnego obrazu zjawiska uzależnienia. Doktor Twerski znakomicie intuicyjnie
ujmuje specyfikę choroby, jaka jest uzależnienie, ma także dar realistycznego portretowania alkoholików
w kilku zdaniach, które starannie dobrane trafiają w sedno. Ponieważ autor tak dobrze zna tę chorobę,
może też innym ułatwić jej zrozumienie.
Na długo przedtem zanim akademiccy psychologowie zaczęli wynurzać się z mroków bezmyślnego,
bezwzględnego behawioryzmu by ponownie uznać ważność takich procesów, jak rozumowanie,
podejmowanie decyzji, tworzenie pojęć itp. dr Twerski spokojnie wskazywał na kluczowe znaczenie
procesów poznawczych u alkoholików i osób uzależnionych od innych substancji, a także na sposób,
w jaki procesy te wpływają na zachowania. Wykazał, że jeśli kiedykolwiek mamy zmierzyć się z pozorną
nielogicznością nałogowych zachowań, musimy wpierw pogodzić się z odmienną „logiką" uzależnionego
myślenia. Ci z nas, których rola polega na inicjowaniu zmian u ofiar nałogów i członków ich rodzin,
muszą nauczyć się, jak rozpoznawać ich opór wobec tych zmian związany z uzależnionym myśleniem,
jak przedstawiać pacjentom dowody ich szczególnej, prowadzącej do samozniszczenia logiki i jak
wykorzystywać je, by pomóc uzależnionym w podjęciu trwałej abstynencji i ciągłego zdrowienia. Ta
książka może nam w tym pomóc.
Obecne nowe wydanie klasycznej już pracy stanowi tour de force zjawiska uzależnionego myślenia oraz
różnych jego wątków we wszystkich aspektach uzależnień i uwalniania się od nich. W tej spoistej
i zwięźle napisanej pracy dr Twerski koncentruje się na krytycznych aspektach tego sposobu myślenia,
prezentując je z godną podziwu oszczędnością słowa i wyjaśniając je nam poprzez starannie dobrane
przykłady z praktyki klinicznej i ogólnych obserwacji. Bada także jego źródła oraz docieka znaczenia
uzależnionego myślenia w całej gromadzie spraw, takich jak konflikt, poczucie winy, wstyd, złość,
panowanie nad uczuciami, mechanizmy obronne, duchowość i współuzależnienie. W dobie eksplozji
informacji kiedy łatwo możemy dać się przytłoczyć przez dopływ takiej ilości danych, jakiej zapewne
nie bylibyśmy w stanie wchłonąć, nawet gdybyśmy żyli kilka razy dłużej często musimy błądzić po
omacku w poszukiwaniu jakiejś użytecznej wiedzy. I nawet jeśli zdołamy znaleźć trochę rzetelnej wiedzy
w informacyjnej sieczce, którą nazywamy danymi, to nadal często pozostaje nam pragnienie mądrości
i dobrych analiz. Na szczęście dr Twerski w tej tak bardzo oczekiwanej nowej edycji Uzależnionego
myślenia zaspokaja te pragnienia. Większość czytelników po lekturze tej książki będzie bardziej
wykształcona i lepiej zorientowana w problemach alkoholików oraz innych osób uzależnionych i trochę
mądrzejsza.
dr John Wallace
Zniekształcenia myślenia
Zjawisko patologicznego sposobu myślenia w uzależnieniu zostało po raz pierwszy dostrzeżone przez
Anonimowych Alkoholików, gdzie stworzono trafnie opisujący je termin „pokrętne myślenie". Osoby,
które od dawna są w ruchu AA, używają tego określenia, kiedy chcą opisać kogoś, kto jest „suchy", czyli
alkoholika, który powstrzymuje się od picia, ale poza tym zachowuje się jak czynny alkoholik.
Deformacje myślenia nie są jednak niczym niezwykłym w uzależnieniu, nie muszą też wiązać się
z nadużywaniem środków chemicznych. Zdarzają się u ludzi mających także inne problemy
z przystosowaniem. Na przykład pewna młoda kobieta odwlekała moment oddania do sprawdzenia
swojej pracy semestralnej.
Dlaczego jej nie skończysz? spytałem.
Jest już skończona odparła.
To dlaczego jej nie oddałaś? usiłowałem dociec.
Bo muszę jeszcze trochę nad nią popracować.
Ale przecież powiedziałaś, że jest skończona.
Bo jest.
Chociaż jej słowa dla większości ludzi są nielogiczne, dla kogoś, kto myśli w sposób uzależniony, brzmią
całkiem sensownie. Co więcej, chociaż pokrętne myślenie nie musi wskazywać na uzależnienie, to
najczęściej i najintensywniej występuje wśród osób uzależnionych.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zdania: „Praca semestralna jest już skończona" i „Muszę jeszcze nad
nią trochę popracować" wzajemnie sobie przeczą. Ale stwierdzenie Raya: „Teraz wiem, że chyba na
pewno nie potrafię sam przestać" nie musi wydawać się absurdalne, dopóki nie poddamy go analizie.
W normalnej rozmowie na ogół nie mamy czasu, żeby zatrzymać się i przeanalizować coś, co właśnie
usłyszeliśmy. Zatem możemy dać się omamić przez nic nie znaczące stwierdzenia i uznać je za rozsądne.
Czasem sprzeczności te bywają bardziej subtelne. Na przykład pewna kobieta zapytana, czy poradziła
sobie ze wszystkimi konfliktami związanymi ze swoim rozwodem, odpowiedziała: „Tak sądzę". W jej
odpowiedzi nie ma nic wyraźnie absurdalnego, dopóki się nad nią nie zastanowimy. Pytanie: „Czy
poradziłaś sobie z konfliktami?" znaczy: „Czy uporałaś się z różnymi wątpliwościami i czy pozbyłaś się
problemów emocjonalnych wynikających z twojego rozwodu?". To właśnie oznaczają słowa „poradziłaś
sobie". Odpowiedź: „Tak sądzę" jest więc stwierdzeniem: „Wciąż mam wątpliwości, czy nie mam
wątpliwości" i w istocie jest pozbawiona sensu.
Krzesło na biurku
Kiedy na medycynie prowadziłem zajęcia z psychiatrii, miałem studenta, który interesował się hipnozą.
Czułem, że najskuteczniej go czegoś nauczę, jeśli go zahipnotyzuję, aby sam na sobie odczuł działanie
transu i poznał różne zjawiska, które można wywołać za pomocą hipnozy. Ten młody człowiek okazał się
znakomitym medium, toteż w ciągu kilku sesji mogłem mu zademonstrować różne zastosowania hipnozy.
Chciałem też, żeby zrozumiał zjawisko sugestii posthipnotycznej, więc powiedziałem: „W jakiś czas po
tym, jak wyjdziesz z transu, dam ci sygnał zastukam ołówkiem w biurko. W tym momencie wstaniesz,
podniesiesz krzesło, na którym siedzisz, i postawisz je na moim biurku. Ale nie będziesz pamiętał, że
dostałeś ode mnie takie polecenie". Następnie wyprowadziłem go z transu i kontynuowaliśmy rozmowę
na temat hipnozy. Nieco później podniosłem od niechcenia ołówek i lekko zastukałem nim w biurko, nie
przerywając rozmowy. Po chwili student, wyraźnie czymś zaniepokojony, zaczał się wiercić.
Mam idiotyczną chęć, żeby podnieść krzesło i postawić je panu na biurku powiedział.
Dlaczego miałbyś to zrobić? spytałem.
Nie wiem. To zwariowany pomysł, ale po prostu czuję, że mam na to ogromną ochotę. Zawahał się.
Czy mówił pan coś na ten temat podczas transu?
Owszem, mówiłem.
To dlaczego ja tego nie pamiętam? spytał.
Bo kiedy dawałem ci tę sugestię, powiedziałem, że nie będziesz jej pamiętał.
Więc nie muszę tego robić, prawda?
Myślę, że nie odpowiedziałem.
Wkrótce student wyszedł. Po jakichś dwudziestu minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem i ów młody
człowiek wpadł do mojego gabinetu. Podniósł krzesło i ze złością postawił je na biurku.
A niech pana! rzucił wściekły, odwrócił się i wyszedł.
Taka jest właśnie natura natręctw niezależnie od tego, czy pojawiają się pod wpływem sugestii, czy też
powoduje je jakiś podświadomy impuls nieznanego pochodzenia. Tak jak stawianie krzesła na biurku jest
bezsensowne, tak samo irracjonalna jest kompulsywna czynność, chociaż impuls jej wykonania bywa
rzeczywiście nieodparty. Próba przeciwstawienia się temu impulsowi wywołuje niekiedy tak wielki
niepokój i złe samopoczucie, że człowiek ulega mu tylko po to, by uwolnić się od przemożnej presji.
W większości natręctw czas, w którym chory czuje ulgę, jest bardzo krótki; potem impuls pojawia się
znowu, nieraz z jeszcze większą siłą.
Ludzie współuzależnieni często działają w taki obsesyjnokompulsywny sposób, kiedy próbują
kontrolować zachowanie osoby uzależnionej bądź zażywanie przez nią środków chemicznych. Niektórzy
mają obsesję na punkcie pomagania jej, a później, gdy ich wysiłki okazują się daremne, na punkcie jej
karania.
Przyczyna i skutek
Czy zaburzone myślenie osoby uzależnionej powoduje uzależnienie, czy też stanowi jego efekt? To
złożona kwestia, a przyczyny i skutku nie da się łatwo określić. U większości uzależnionych, zanim
rozpoczną leczenie, występuje kilka cyklów przyczynowoskutkowych i ktokolwiek próbuje ustalić, jaki
jest kierunek zależności, może wpaść w pułapkę „paragrafu 22". W jakimś sensie jest bez znaczenia, czy
procesy myślowe przyczyniły się do powstania u kogoś nałogu, czy też stanowią jego objaw. W obydwu
przypadkach leczenie i powrót do zdrowia muszą się od czegoś zacząć. A ponieważ zażywanie środków
chemicznych uniemożliwia skuteczną terapię, najpierw trzeba podjąć abstynencję. Po dłuższym jej
okresie, kiedy mózg znów zaczyna funkcjonować bardziej normalnie, człowiek uzależniony może skupić
uwagę na swoim uzależnionym myśleniu.
Książka ta ma pomóc osobom uzależnionym i współuzależnionym rozpoznać swoje sposoby myślenia
uzależnionego i zacząć je przezwyciężać.
Adwokat i indyk
Christine, znakomita i bardzo utalentowana pani adwokat, uparcie odmawiała udziału w mityngach AA,
ponieważ bała się, że ujawnienie jej alkoholizmu zagroziłoby jej karierze i pozycji w miejscowej
społeczności. Ale wizyta wdzięcznego klienta, który z okazji zbliżającego się Święta Dziękczynienia
podarował jej wypatroszonego indyka, skłoniła ją do zmiany nastawienia.
Christine przypomniała sobie, jak tamtego popołudnia po wyjściu z biura szła w strugach zimnego
deszczu, niosąc indyka zawiniętego w firmowe opakowanie. Następne wspomnienie to obraz samej
siebie, jak stoi oparta o ścianę budynku biura, ściskając pod pachą oskubanego indyka, z którego deszcz
zmył już papier. Każdy, kto ją wtedy zobaczył, z pewnością słusznie pomyślał, że jest pijana. Ale chociaż
pokazała się w tym stanie publicznie, wciąż za bardzo się wstydziła i nie mogła przystać na to, żeby
ktokolwiek zobaczył ją wchodzącą do kościoła na mityng AA.
Dlaczego błyskotliwy, analityczny umysł tej kobiety nie uchronił jej przed tak absurdalnym
rozumowaniem? Z tych samych powodów, dla których inteligentni ludzie nie są odporni na psychozy,
nerwice i depresje. Kiedy już da o sobie znać psychiczne bądź fizyczne pragnienie zażycia środka
chemicznego, wpływa ono na myślenie w bardzo podobny sposób, jak łapówka czy inna korzyść osobista
zniekształca ocenę sytuacji. Pożądanie środka chemicznego jest tak potężne, że zmienia procesy myślowe
w takim kierunku, aby usprawiedliwić picie czy branie narkotyków bądź pozwolić na robienie tego nadal.
Taka jest funkcja uzależnionego myślenia: pozwolić danej osobie na kontynuowanie destrukcyjnego
nałogu. Im większą inteligencją człowiek się odznacza, tym bardziej lekceważy znaczenie wspólnot
Anonimowych Alkoholików czy Anonimowych Narkomanów.
Uzależnione myślenie różni się od myślenia logicznego tym, że nie prowadzi do wniosków opartych na
dowodach czy konkretnych faktach. Jest wręcz przeciwnie. Osoba uzależniona zaczyna od konkluzji:
„Muszę się napić" (albo wziąć narkotyk), a następnie szuka argumentów na jej potwierdzenie, niezależnie
od tego, czy jest ona logiczna, czy nie i czy opiera się na faktach.
Dokonywanie zmian
Jak to się dzieje, że ludzie w sposób tak rażący potrafią sami sobie przeczyć i nie dostrzegać tego, nawet
kiedy zwraca się im na to uwagę? Odpowiedź brzmi: odpowiedzialne za to jest zaprzeczanie.
W uzależnionym, zniekształconym myśleniu jest ono w znacznej mierze spowodowane silnym oporem
wobec zmian. Jak długo ktoś zaprzecza rzeczywistości, tak długo może trwać przy swoich nawykowych
zachowaniach. Jeżeli człowiek uzna, że rzeczywistość jest taka, jaka jest, może to wciągnąć go w bardzo
trudny dla niego proces zmian.
Ludzie bez trudu akceptują zmiany, kiedy chodzi o kogoś innego. Kiedy alkoholik mówi: „Nie
musiałbym tyle pić, gdyby moja partnerka poświęcała mi więcej uwagi", w istocie stwierdza: „Nie
potrzebuję zmiany. Spowodujcie, żeby moja partnerka się zmieniła, a wtedy ze mną będzie wszystko
w porządku".
Osoby współuzależnione mogą na przykład usilnie szukać pomocy w przekonaniu, że specjalista powie
im, co zrobić, żeby powstrzymać kogoś przed nadużywaniem środków chemicznych. Gdy dowiadują się,
że nie mogą zrobić nic, żeby zmienić zachowanie uzależnionego, czują się bezsilne i rozczarowane.
Często też wycofują się, gdy specjalista zasugeruje, żeby przyjrzały się własnym zachowaniom i zaczęły
dokonywać zmiany w sobie. Szczególnie łatwo tracą zainteresowanie, słysząc jak ludzie z AlAnonu
mówią: „Nie przyszliśmy tu po to, aby zmieniać naszych partnerów, ale po to, aby zmieniać samych
siebie!". „Zmieniać siebie?" mógłby powiedzieć ktoś taki. „Dlaczego miałbym zmieniać siebie?
Przecież to nie ja piję!".
Eksperyment: jak trudno dokonywać zmian Dla zabawy zrób następujący eksperyment.
Połóż skrzyżowane ręce na piersiach, a następnie przyjrzyj się ich ułożeniu. Niektórzy ludzie
kładą lewą rękę na prawej, inni robią odwrotnie. Kiedy sprawdzisz, jak to zrobiłeś, wyprostuj
ręce. Teraz ułóż je znowu, ale tym razem odwrotnie: jeśli normalnie kładziesz prawą rękę na
lewej, to teraz połóż lewą na prawej. Zauważysz wtedy, jak dziwnie się czujesz. Stary sposób
jest naturalny i odprężający. Nowy może ci się wydawać dziwny i możesz mieć poczucie, że
nigdy nie uda ci się w tej pozycji odpocząć. Skoro prosta zmiana ułożenia rąk jest tak
niewygodna, to pomyśl, jak niewygodna może być zmiana własnego zachowania czy sposobu
życia.
Zniekształcone spostrzeganie
Wiele cech uzależnionego myślenia można zaobserwować zarówno u osób współuzależnionych, jak
i uzależnionych, ponieważ wypływają z tego samego źródła: niskiej samooceny. Większość problemów
emocjonalnych, które nie mają fizycznego podłoża, jest w taki czy inny sposób związana z niską
samooceną. To pojęcie odnosi się do negatywnych uczuć, jakie człowiek żywi wobec siebie, a które nie
mają uzasadnienia w faktach. Inaczej mówiąc, gdy jedni ludzie wykazują zniekształcone postrzeganie
siebie w postaci urojeń wielkościowych, osoby o niskiej samoocenie mają poczucie, że są gorsze od
innych, do niczego się nie nadają i nic nie są warte.
Nasze nieadekwatne postrzeganie siebie zazwyczaj prowadzi do nieprzystosowania i odwrotnie
przystosowanie do rzeczywistości możliwe jest tylko wówczas, gdy nauczymy się postrzegać ją w sposób
adekwatny. Stanowimy bowiem główny element naszej rzeczywistości i jeśli nasze widzenie samych
siebie jest nierealistyczne, to również i jej obraz ulega zniekształceniu.
Wszyscy uzależnieni, których kiedykolwiek spotkałem, zanim zaczęli używać środków chemicznych,
mieli poczucie niższości. Niektórzy czują, że są nic niewarci w każdej dziedzinie swojego życia, inni
mogą czuć się bardzo kompetentni w jakiejś szczególnej dziedzinie, ale nic niewarci jako istoty ludzkie,
małżonkowie, partnerzy czy rodzice.
U jednego człowieka reakcją na niską samoocenę będzie ucieczka od wyzwań i trosk w alkohol lub
narkotyki; inny znajdzie tak istotne dla siebie poczucie wartości w relacji z osobą uzależnioną stając się
dla niej kimś ważnym, kto ją kontroluje lub z jej powodu cierpi.
Potrójna reguła
Członkowie AlAnonu wyznają następującą potrójną zasadę: „Nie ty to SPOWODOWAŁEŚ, nie jesteś
w stanie tego KONTROLOWAĆ i nie możesz WYLECZYĆ". Ale ludzie często czują się odpowiedzialni
za uzależnienie bliskiej osoby i próbują ją kontrolować w przekonaniu, że mogą ją uzdrowić.
Czasami odnosi się wrażenie, że osoba współuzależniona chce powiedzieć: „Mam tak wielką władzę, że
mogę wywołać uzależnienie, kontrolować je bądź leczyć". To nie jest poczucie wyższości ani arogancja
wręcz przeciwnie, takie przekonania są często reakcją obronną wobec poczucia niższości.
Potrójna reguła ma wyraźny związek z kompleksem niższości. Na przykład osoba współuzależniona
myśli: „Spowodowałam nałóg mojej córki, bo gdybym była lepszą matką, to ona nie wpadłaby
w uzależnienie. Gdybym tylko potrafiła zapewnić jej miłość i oparcie! Ale ja ją zaniedbywałam. Gdybym
była lepsza, brałaby mniej albo w ogóle przestała". Uczucia te są powszechne wśród współuzależnionych,
zwłaszcza we wczesnych stadiach nałogu bliskiej osoby.
Uzależnienie i współuzależnienie mają ze sobą wiele wspólnego. W obydwu przypadkach często
występuje samookłamywanie w takich formach, jak zaprzeczanie, racjonalizacja i projekcja. W obydwu
mogą współistnieć sprzeczne przekonania, występuje także zaciekły opór wobec samej zmiany oraz
pragnienie zmieniania innych. W każdym z nich spotykamy się ze złudzeniem kontroli oraz niską
samooceną. Zatem w obydwu przypadkach wyraźne są wszystkie cechy uzależnionego sposobu myślenia,
a jedynym elementem różnicującym może być zażywanie środka chemicznego lub niekorzystanie
z niego.
Uzależnienie i dysleksja
Moglibyśmy to lepiej zrozumieć przez porównanie do dysleksji. Niektórzy ludzie z tym zaburzeniem
zdolności czytania „widzą" litery w wyrazach odwrócone. Kiedy poprosi się ich, aby przeczytali słowo
„kot", często widzą je jako „tok" lub „kto". Ale są święcie przekonani, że odczytali je prawidłowo.
Problem ten polega na błędnym postrzeganiu porządku liter w wyrazach. Nie wskazuje to bynajmniej na
niski poziom inteligencji, bowiem dysleksja może występować u osób wybitnie inteligentnych.
Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia, kiedy w uzależnionym umyśle zostaje odwrócona kolejność
przyczyny i skutku. Na przykład Felicja twierdzi, że pije i faszeruje się lekami, ponieważ jej życie
domowe stało się nie do zniesienia. Mówi o tym, co postrzega jako prawdę: mąż odwrócił się od niej,
przestał odpowiadać na jej słowa i tylko wygłasza pod jej adresem zjadliwe uwagi. Dzieci wstydzą się
matki i traktują ją z pogardą. Felicja jest przekonana, że właśnie te emocjonalne tortury popychają ją do
picia. Mówi: „Kiedy praca się kończy i człowiek wie, że wszystko, co dobre, tego dnia ma już za sobą,
więc nie ma na co czekać, to oczywiście przychodzi mu chęć na parę drinków". Wszyscy oglądaliśmy
kreskówki o facecie, który skarżył się w barze siedzącej obok kobiecie, że żona go nie rozumie.
Kobieta: Czegóż to ona nie rozumie?
Mężczyzna: Nie rozumie, dlaczego piję.
Kobieta: A dlaczego pan pije?
Mężczyzna: Bo żona mnie nie rozumie.
Postawa rodziny, obciążenia w pracy, napięcia związane z wymagającym szefem, gruboskórność
przyjaciół, ataki lęku, ból głowy, dotkliwe rwanie w krzyżu, trudności finansowe czy inne problemy
cokolwiek uzależniony podaje jako przyczynę zażywania środków odurzających, schemat jest zawsze ten
sam. W istocie to właśnie owe środki zwykle wywołują problemy, lecz on wierzy, że to problemy
stanowią przyczynę ich zażywania.
Felicja, która rzeczywiście ma problemy, na jakie się uskarża, nie zdaje sobie sprawy, że myli przyczynę
ze skutkiem. Zachowanie męża, jakkolwiek niezbyt przyjemne, stanowi reakcję na jej picie i lekomanię.
On nie może się z nią porozumieć w ważnych sprawach, ponieważ ona jest ciągle pod wpływem środków
chemicznych. Dzieci czują złość i wstydzą się, bo nie mogą zapraszać kolegów w obawie przed jej
nieprzewidywalnymi wybrykami. Straciły do niej szacunek, gdyż pije i zażywa leki.
Podobnie jak dyslektyk będzie miał kłopoty z czytaniem, dopóki nie zajmie się swoimi problemami
z postrzeganiem, tak samo postrzeganie rzeczywistości przez osobę uzależnioną będzie zniekształcone
niezależnie od tego, czy w danej chwili będzie ona pod wpływem alkoholu lub narkotyków, czy nie
dopóki jej uzależnione myślenie nie ulegnie zmianie.
Racjonalizacja
Racjonalizacja oznacza podawanie „dobrej" przyczyny zamiast przyczyny prawdziwej. Posługiwanie się
tym mechanizmem obronnym podobnie jak zaprzeczaniem nie ogranicza się do osób uzależnionych,
choć wykazują one w tej dziedzinie wielką sprawność. Zauważmy, że racjonalizacja oznacza podawanie
„dobrych", a więc możliwych do przyjęcia przyczyn. To nie oznacza, że wszystkie przywoływane
powody są dobre. Niektóre są wręcz głupie, ale mogą być podane tak, że brzmią sensownie.
Racjonalizacje odwracają uwagę od prawdziwych przyczyn. Odciągają od prawdy nie tylko uwagę
innych ludzi, ale też samej osoby uzależnionej. Podobnie jak zaprzeczanie racjonalizowanie jest
procesem nieświadomym co oznacza, iż dana osoba nie zdaje sobie sprawy, że tworzy racjonalizacje.
Istnieje dość niezawodna praktyczna zasada, że kiedy ludzie podają więcej niż jeden powód swoich
poczynań, to zapewne racjonalizują. Zwykle każde działanie ma tylko jedną prawdziwą przyczynę.
A ponieważ racjonalizacje brzmią sensownie, to są bardzo zwodnicze i każdy może się dać na nie nabrać.
Kobieta, która ukończyła szkołę dla księgowych, nie była zdecydowana, czy ubiegać się o obiecującą
pracę, ponieważ obawiała się, że jej kandydatura zostanie odrzucona. Jednak powody, jakie podała swojej
rodzinie, były zgoła inne: po pierwsze oni prawdopodobnie szukają kogoś z wieloletnim
doświadczeniem; po drugie biuro jest za daleko, żeby jeździć tam codziennie; po trzecie proponowana
na początek pensja jest niezadowalająca.
Pewien trzeźwiejący alkoholik przestał chodzić na mityngi AA. Jaki był powód? „Pracuję w ośrodku
odwykowym i oglądam alkoholików i narkomanów przez cały boży dzień. Naprawdę nie potrzebuję
spędzać z nimi jeszcze paru godzin wieczorem". Chociaż jego wyjaśnienie może się wydawać
wiarygodne, prawdziwa przyczyna unikania AA była taka, że znów chciał pić, a chodzenie na mityngi
mogłoby mu to utrudniać.
Racjonalizacje wzmacniają zaprzeczanie. Alkoholik może powiedzieć: „Nie jestem alkoholikiem, piję
dlatego, że...". Dla osoby uzależnionej pozornie uzasadniona przyczyna picia oznacza, że nie jest to
uzależnienie. Racjonalizacja pozwala również utrzymać status quo: dzięki niej osoba uzależniona uważa,
że nie musi przeprowadzać koniecznych zmian. Ta cecha uzależnionego myślenia nieraz utrzymuje się
jeszcze długo po pokonaniu zaprzeczania i podjęciu abstynencji. Przykładem może tu być historia Briana.
„Utracona miłość"
Brian, 29letni mężczyzna, przyszedł do mnie na konsultację dwa lata po ukończeniu terapii uzależnienia
od środków chemicznych. Chociaż udawało mu się zachowywać abstynencję, znalazł się w impasie.
Porzucił college i nie potrafił utrzymać się w żadnej pracy. Na ogół bardzo dobrze radził sobie
zawodowo, ale kiedy prowadziło to do awansu czy wzrostu odpowiedzialności, porzucał swoje zajęcie.
Brian twierdził, że dokładnie wie, na czym polega problem. Kochał Lindę, z którą był zaręczony, jednak
jej rodzice sprzeciwiali się temu małżeństwu i przekonali ją, żeby zerwała. Było to ponad pięć lat temu,
ale Brian wciąż kochał Lindę i nie pogodził się z odrzuceniem. Twierdził, że nadal rozpacza z powodu tej
straty, a przywiązanie do Lindy powoduje, że stoi w miejscu. Chociaż odrzucenie w miłości może być
bardzo bolesne, ludzie w końcu się z niego otrząsają. Dlaczego z Brianem było inaczej? Przez kilkanaście
sesji obaj próbowaliśmy analizować jego nastawienie do narzeczonej i reakcję na odrzucenie.
Przedstawiałem mu wiele teorii, wszystkie logiczne, ale obaj czuliśmy, że zupełnie nie o to chodzi.
Pewnej nocy po sesji z Brianem śniło mi się, że siedzę w łódce i wiosłuję. Jako dziecko bardzo to
lubiłem, ale ponieważ nie umiałem pływać nie pozwalano mi wypuszczać się na jezioro bez
towarzystwa dorosłych. Chodziłem więc na przystań, gdzie stały przycumowane łódki i mogłem tam do
woli wiosłować. Nie było to zbyt niebezpieczne, gdyż nie mogłem nigdzie odpłynąć. Wiosłując,
wyobrażałem sobie, że dopływam do drugiego brzegu jeziora i odkrywam nieznany ląd. Zatykałem na tej
nowej ziemi amerykańską flagę, jak wcześniej robili to inni odkrywcy. Był to temat marzeń dosyć
typowy dla 10letniego chłopca. Kiedy się obudziłem, sytuacja Briana stała się dla mnie zupełnie jasna.
W moim przypadku lina przymocowana do nabrzeża nie powstrzymywała mnie przed przygodą to
raczej ja potrzebowałem cumy, która mogła zapewnić mi bezpieczeństwo.
Sytuacja Briana była podobna. Niezależnie od tego, z jakiego powodu czuł się bardzo niepewnie.
Z jednej strony pójście do college'u lub przyjęcie awansu w pracy mogło zakończyć się klęską, a on nie
chciał podejmować ryzyka. Z drugiej strony jednak nie był w stanie zaakceptować tego, że jego stagnacja
była spowodowana lękiem, ponieważ to oznaczałoby przyznanie się do faktu, że nie jest wystarczająco
pewny siebie czy odważny.
To, co zrobił Brian, było podobne do tego, co ja zrobiłem z moją łódką: jak ja przywiązałem się do
przystani, tak Brian przywiązał się do pewnego zdarzenia w swoim życiu, które jego zdaniem
powstrzymywało go od aktywności. Ponieważ odtrącenie w miłości jest czymś bolesnym
i przygnębiającym, a także dlatego, że ludzie często tracą motywację i inicjatywę po porzuceniu przez
ukochaną osobę, takie wyjaśnienie wydawało się Brianowi oraz osobom z jego otoczenia niezwykle
przekonywające: „Biedny Brian, czy to nie podłość, że coś takiego go spotkało? Nieszczęsny chłopak nie
może się otrząsnąć po tej nieodwzajemnionej miłości".
Uzasadnianie własnego problemu odrzuceniem przez Lindę było racjonalizacją. Znakomicie wyjaśniało,
dlaczego Brian nie mógł dojść do ładu ze swoim życiem, nie było jednak prawdziwą przyczyną. Wysiłek
zmierzający do zrozumienia, dlaczego relacja z Lindą nie pozwalała mu na odżałowanie straty, był
daremny, ponieważ dotyczył nie tego, o co naprawdę chodzi. Tak jak inne racjonalizacje, „odrzucenie
przez Lindę" służyło za zasłonę dymną.
Prawda jest taka, że Brian nie chciał uporać się ze swoimi niepokojami i lękami. Dopiero kiedy
powiedziałem mu, że nie chcę nawet słyszeć o Lindzie, a zamiast tego skupiłem się na konieczności
skonfrontowania się z wyzwaniem, jakim było dojście do ładu z własnym życiem, Brian wreszcie
dokonał zmian, których wcześniej unikał.
Ból
O dziwo, swego rodzaju racjonalizacją może być też fizyczny ból. Nierzadko spotykamy ludzi
uzależnionych od środków znieczulających, którzy twierdzą, że nie są w stanie zaprzestać ich brania
z powodu silnego bólu. Często mają oni za sobą jedną lub więcej operacji chirurgicznych i popadli
w uzależnienie od środków, które dostawali na uśmierzenie ciągłego bólu po zabiegu. Ludzie w ten
sposób zażywający narkotyki nie uważają siebie za uzależnionych. „Nigdy nie wychodzę na ulicę, żeby
szukać »kopa«. Potrzebuję leku, bo ból jest nie do zniesienia. Gdybym tylko mógł się go pozbyć, nie
brałbym narkotyków". W takich przypadkach badanie lekarskie zwykle nie ujawnia fizycznej przyczyny
nieustannego bólu, a pacjentom mówi się: „Nie odczuwasz prawdziwego bólu, on jest tylko w twojej
głowie". Często oskarża się ich o symulowanie czy wyłudzanie recept.
Na ogół mało kto zdaje sobie sprawę, że nieświadoma część umysłu może stwarzać ból prawdziwy ból,
i to tak silny, jak przy złamaniu nogi. Chociaż niektórzy uzależnieni udają ból, żeby zdobyć upragnione
narkotyki, jest również możliwe, że ktoś odczuwa przewlekły ból, który nie jest symulacją, lecz stanowi
niewątpliwy skutek uzależnienia. Ludzie odczuwający ból tego typu w pewnym sensie racjonalizują.
Chociaż nie wymyślają pretekstów, nieświadoma część ich umysłu robi to za nich. Ich organizm łaknie
narkotyków, więc nieświadomy fragment psychiki rodzi ból czują tylko ból i pragną doznać ulgi.
Niestety, wielu lekarzy czuje się w obowiązku spełniać ich prośby i nadal przepisuje im żądane leki.
Terapia osób uzależnionych odczuwających przewlekły ból stanowi pewną trudność, lecz wiele z nich
udaje się z powodzeniem wyleczyć. Pewna młoda kobieta, która była bardzo uzależniona od narkotyków
z powodu ciągłego bólu krzyża, zdołała uwolnić się od nałogu. Kiedy ją zapytano, jak teraz wytrzymuje
ból bez pomocy narkotyków, odpowiedziała: „Jaki ból?".
Projekcja
Projekcja oznacza przerzucanie na innych winy za to, za co w rzeczywistości jesteśmy odpowiedzialni
my sami. Podobnie jak racjonalizacja, projekcja spełnia dwie funkcje:
po pierwsze wzmacnia zaprzeczanie:
„Nie jestem alkoholikiem. To z powodu żony piję"; „Gdybyś miał takiego szefa, jakiego mam ja, też byś
brał";
po drugie pomaga zachować status quo:
„Dlaczego miałbym cokolwiek zmieniać? To nie moja wina. Jeżeli inni wprowadzą stosowne zmiany, nie
będę musiał pić ani brać prochów".
Obwinianie kogo innego całkowicie zwalnia osobę uzależnioną od odpowiedzialności za to, że nie
wprowadza zmian: „Tak długo, jak będziesz mi to robił, nie możesz oczekiwać, że się zmienię".
Ponieważ ci inni nie mają ochoty się zmieniać, picie lub zażywanie narkotyków może trwać
w nieskończoność.
Próby przekonania takiej osoby, że jej argumenty są niesłuszne, zwykle nie skutkują. Ponieważ projekcja
w uzależnieniu służy przede wszystkim do kontynuowania zażywania środków chemicznych, zniknie
sama z siebie w chwili osiągnięcia trzeźwości. Najlepszym podejściem jest przypominanie
uzależnionemu: „Nie jesteś w stanie zmienić nikogo oprócz siebie samego. Popracujmy nad zdrowymi
zmianami w tobie, które możesz wprowadzić".
Osoby uzależnione, jak również inni ludzie z problemami psychicznymi, mogą winić rodziców za swoje
porażki, do czego mimowolnie zachęca popularna psychologia. Niektórzy w nieskończoność odgrzebują
przeszłość i chętnie wykorzystują takie informacje, żeby użalać się nad sobą i usprawiedliwiać swoją
ucieczkę w środki odurzające. Zauważyłem, że w takich przypadkach bardzo pomaga, kiedy powiemy:
„Jeżeli nawet jesteś tworem swoich rodziców, to jeśli taki zostaniesz, będzie to, do cholery, twoja własna
wina. Nie zabieramy się do przywracania przeszłości, skupmy się raczej na zmianach niezbędnych do
tego, żeby poprawić twoje funkcjonowanie".
Z tymi trzema głównymi elementami uzależnionego myślenia zaprzeczaniem, racjonalizacją i projekcją
trzeba się zmierzyć na każdym etapie trzeźwienia. Można je przedstawić w postaci warstw, jak w cebuli.
W miarę usuwania kolejnych warstw zaprzeczania, racjonalizacji i projekcji pod spodem ukazują się
następne. Stopniowe pozbywanie się tych zniekształceń rzeczywistości umożliwia postępy w procesie
trzeźwienia.
Młoda kobieta uzależniona od narkotyków nie umawia się na randki i nie przegląda się w lustrze,
uważając, że jest brzydka. Uzależniony od środków chemicznych autor podręcznika odczuwa silny lęk,
prowadząc wykład dla lekarzy: obawia się, że ktoś mógłby się z nim nie zgodzić, chociaż jest uznanym
na świecie autorytetem. Alkoholiczka, bardzo zdolna pani adwokat, żyje w ciągłym strachu, ponieważ
sądzi, że wszystko, co robi, nie jest wystarczająco dobre. „Moje życie jest jak spacer po zaminowanym
polu" mówi.
Zewnętrzna fasada ukrywa skrajnie niską samoocenę. Jeżeli ten fałszywy autoportret nie zostanie
skorygowany, osobie myślącej w sposób uzależniony będzie trudno wracać do zdrowia albo uzna, że
w ogóle nie da się trzeźwieć dalej. Wówczas może wpaść w psychozę, nerwicę lub zastępcze
uzależnienie.
Posiadanie fałszywego obrazu samego siebie, charakterystyczne dla osób uzależnionych, poprzedza
rozwój uzależnienia od środków chemicznych, często o wiele lat. Niska samoocena, która pojawia się
wraz z zażywaniem substancji chemicznych, jest nieco inna nie jest związana z fałszywym obrazem
rzeczywistości. Nie ma nic przyjemnego w tym, że nie pamięta się wczorajszego dnia ani w przeżywaniu
kaca, robieniu z siebie widowiska czy budzeniu się w areszcie. To są uzasadnione powody niskiej
samooceny osób uzależnionych.
Zmiana negatywnego obrazu samego siebie
Susan, 37letnią nauczycielkę, przyjęto na leczenie po próbie samobójczej. Właśnie straciła pracę
z powodu alkoholizmu. Próbowała zamaskować „alkoholowy oddech", pijąc miętę, ale z jej problemem
było coraz gorzej, aż doszło do zwolnienia. Ta kobieta była ogromnie przygnębiona i bardzo źle o sobie
myślała. Kiedy poprosiłem, żeby wymieniła kilka swoich mocnych stron, nie potrafiła znaleźć u siebie
żadnej pozytywnej cechy. Przypomniałem jej, że skończyła studia z doskonałym wynikiem i zdobyła
nagrodę Phi Beta Kappa.
Przynajmniej mogłaś powiedzieć, że jesteś bardzo zdolna stwierdziłem. W końcu byle głupek nie
dostaje takiej nagrody.
Susan ze smutkiem pokręciła głową.
Kiedy powiedzieli mi, że zdobyłam nagrodę Phi Beta Kappa, wiedziałam, że się pomylili.
Aby osoba uzależniona zmieniła swój negatywny wizerunek na pozytywny, aby podniosło się jej niskie
poczucie własnej wartości, które poprzedzało branie środków chemicznych, musi ona uwierzyć w swoje
możliwości. Dla człowieka, którego życie legło w gruzach, jest to wielkie wyzwanie. I musimy pamiętać,
że poprawy wymaga tu nie tylko niska samoocena osoby, której życie zostało zrujnowane, ale również tej
osoby, którą była ona wcześniej. Wielu uzależnionych szuka ucieczki w substancjach chemicznych,
ponieważ ma poczucie, że sobie nie radzi. A więc musi do nich dotrzeć, że potrafią zmierzyć się
z rzeczywistością. Historia, którą opowiem, pokazuje, jak bardzo głęboko w takim człowieku tkwi
zdolność radzenia sobie z sytuacją konfliktową.
Nadwrażliwość
Aby lepiej zrozumieć postawy i reakcje człowieka uzależnionego, trzeba wiedzieć, skąd ten człowiek się
wywodzi. Będziemy w stanie zrozumieć jego zdumiewające, nietypowe reakcje na określone
doświadczenie tylko wtedy, kiedy zrozumiemy, jakie okoliczności kiedyś towarzyszyły temu
doświadczeniu. Widząc, jak ktoś reaguje złością na niemal niezauważalny kontakt fizyczny, powiedzmy,
czyjeś lekkie muśnięcie w zatłoczonej windzie, prawdopodobnie zastanawialibyśmy się: co się z tym
człowiekiem dzieje? Albo pomyślelibyśmy, że to ktoś bardzo zapalczywy. Prawdopodobnie uznalibyśmy
jego złość za nieuzasadnioną.
Załóżmy jednak, że osoba, o której mowa, ma na skórze pęcherze po opalaniu. Teraz cały obraz się
zmienia: to, co zdawało się powierzchownym kontaktem, w rzeczywistości wystarczyło, żeby wywołać
nieznośny ból, i nawet jeśli wybuch złości nie był usprawiedliwiony, możemy przynajmniej zrozumieć,
dlaczego do niego doszło. Podczas gdy oparzenia od słońca są widoczne dla każdego, wrażliwości
emocjonalnej nie da się zobaczyć. Możemy więc nie zrozumieć, dlaczego ktoś reaguje tak gwałtownie,
jeżeli nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie ma obszary szczególnej wrażliwości. Często zastanawiałem
się, dlaczego niektórzy ludzie uciekają się do alkoholu bądź innych środków chemicznych, żeby poczuć
się lepiej, a inni tego nie robią. Różnice genetyczne i fizjologiczne odgrywają istotną rolę w rozwoju
uzależnienia, ale oczywiście nie jest to jeszcze pełna odpowiedź.
Chore oczekiwania
Ludzi myślących w sposób uzależniony bardzo często bez żadnej logicznej przyczyny ogarnia lęk, tak
jakby przeczuwali katastrofę. Na świecie zdarzają się rzeczy i dobre, i złe, większość z nas spotyka jedne
i drugie. Nie tylko osoby uzależnione martwią się i przewidują różne nieszczęścia, one jednak robią to
znacznie częściej niż inni.
Niektórzy ludzie są optymistami: natykając się na kupę nawozu, zaczynają szukać konia. Inni to
pesymiści kiedy widzą piękny stół zastawiony kuszącym jadłem, obawiają się, że potrawy są zatrute.
Kwestia, dlaczego ludzie demonstrują tak sprzeczne postawy, nie zawsze jest prosta.
Osoby uzależnione na ogół nie są w stanie zobaczyć, co dobrego mają w sobie dobre zdarzenia. Jak się
wydaje, przytłacza ich chorobliwe poczucie, że są pechowcami, boją się, że wszystko, co działa bez
zarzutu, w końcu się zepsuje. Niektórzy o krok od sukcesu zaczynają sabotować własne poczynania.
Wszechmoc i niemoc
Jednym z elementów uzależnionego myślenia jest iluzja dotycząca sprawowania kontroli. Złudzenie
własnej omnipotencji (poczucie nieograniczonej mocy) w pewnym stopniu przeżywa każdy uzależniony
i współuzależniony. Większość ludzi nałogowo pijących alkohol czy zażywających inne środki
chemiczne przestaje w końcu panować nad swoim piciem lub braniem, a mimo to z uporem twierdzi, że
potrafi je kontrolować. Chociaż życie w dużym stopniu wymknęło im się z rąk, wciąż mają niezachwianą
pewność, że mogą nim kierować. Ta niemożność przyznania się do utraty kontroli wbrew oczywistym
faktom jest znamienna dla uzależnionego myślenia. Takie złudzenie wszechmocy musi zostać
przezwyciężone, zanim osoba wracająca do zdrowia będzie mogła przyznać się do własnej bezsilności
i zaakceptować ją, czego wymaga Pierwszy Krok w trzeźwieniu.
Złudzenie kontroli
Alkoholicy przytaczają mnóstwo argumentów, dlaczego AA jest nie dla nich. Często protestują:
„Chodziłem na mityngi, oni tam cały czas mówią o Bogu, a ja jestem ateistą. Nie wierzę w Boga, więc
nie mogę korzystać z AA". Problem jednak polega nie na tym, że ktoś uzależniony nie wierzy w istnienie
Boga bo większość w głębi duszy wierzy problemem jest raczej to, że sami siebie uważają za Boga.
Jest mnóstwo rzeczy, nad którymi człowiek nie ma żadnej kontroli albo wobec których pozostaje
bezsilny, jednak wcale nie oznacza to słabości charakteru. Ludzie chorujący na katar sienny nie są
w stanie opanować kichania. Odpowiednie leczenie może im przynieść ulgę, ale bez niego są bezsilni
wobec kichania. Jednak nawet najgorszy atak kichania nie powoduje, że ktoś cierpiący na katar sienny
czuje się obywatelem drugiej kategorii. Utrzymywanie, że panuje nad swoim kichaniem, skoro
w rzeczywistości tak nie jest, byłoby samooszukiwaniem.
Ludzie, którzy myślą o uzależnieniu raczej jako o klęsce moralnej niż jako chorobie, uważają
niepowodzenia w kontrolowaniu picia czy brania narkotyków za wyraz słabości charakteru. Kiedy
obronnie zaprzeczają swojej bezsilności wobec środków chemicznych i twierdzą, że mają kontrolę nad
ich zażywaniem, w rzeczywistości ulegają złudzeniu. Każdy uzależniony, który mówi: „Nie mogę być
bezsilny", popada w iluzję wszechmocy.
W AA mówi się po prostu, że skoro osoby uzależnione nie mają żadnej kontroli nad zażywaniem
środków chemicznych muszą uzyskać kontrolę skądinąd. To „skądinąd" oznacza Siłę Wyższą. Ktoś, kto
nie wierzy w Siłę Wyższą w sensie religijnym, może znaleźć inne zewnętrzne źródła kontroli. Wiele osób
uważa za taką siłę na przykład swoją grupę AA. W celu zaakceptowania Siły Wyższej czy to w ujęciu
religijnym, czy innym człowiek uzależniony musi zdać sobie sprawę, że nie ma władzy nad pewnymi
aspektami swojego życia. Tak samo jest z osobami cierpiącymi na katar sienny, kiedy biorą
(nieuzależniające) leki.
Urojenia wielkościowe
Oprócz iluzji wszechmocy typowe dla uzależnionych są postawy i fantazje wielkościowe, stanowiące
jeszcze jedną cechę uzależnionego myślenia. Jak pokazuje poniższa historia, złudzenie własnej wielkości
występuje w uzależnionym myśleniu całkowicie niezależnie od faktów.
Złość
Złość jest potężną i ważną emocją. Radzenie sobie z nią jest może najtrudniejszym problemem
psychologicznym naszych czasów. W literaturze dotyczącej uzależnień można znaleźć kilka świetnych
książek na temat radzenia sobie ze złością, jednak nadal nie rozumiemy w pełni prawdziwej istoty tego
uczucia.
Współczynnik jeżozwierza
Co prawda izolacja oszczędza osobom uzależnionym przykrości, nieuniknionych w kontaktach z innymi
ludźmi, jednak pozbawia ich towarzystwa, za którym tęsknią. Można powiedzieć, że przeżywają dylemat
spowodowany wysokim „współczynnikiem jeżozwierza". Człowiek uzależniony jest bowiem jak
jeżozwierz, który pragnie przebywać z innymi osobnikami swojego gatunku, ale boi się kłucia ich
kolców. Podchodzenie za blisko boli, ale trzymanie się na odległość oznacza samotność. Jeżozwierz musi
więc starannie rozważyć, jak blisko może podejść, żeby chociaż trochę pobyć w towarzystwie, a zarazem
uniknąć bólu.
Mury obronne, które wznoszą ludzie uzależnieni, chronią ich przed „ukłuciami" świata zewnętrznego,
lecz zarazem ograniczają, uniemożliwiając spełnienie bardzo silnego i bardzo ludzkiego pragnienia
przyjaźni. Tak więc mur zbudowany dla obrony zmienia się w więzienie.
Większość zachowań uzależnionego wzmacnia jego izolację. Liczne kłamstwa, zwodzenie innych,
manipulowanie, niechętne nastawienie i krytykowanie powodują, że ludzie od niego stronią. Złość,
egocentryzm, nieprzejmowanie się innymi i nieodpowiedzialność sprawiają, że jego towarzystwo jest
niepożądane. Chociaż uzależnieni zachowują się tak, że inni ludzie zaczynają ich unikać, nie znoszą
jednak izolacji, która jest wynikiem ich własnego zachowania. Samotność jeszcze pogarsza tę sytuację
i jest dodatkowym czynnikiem wpływającym na obniżenie samooceny. A tego osoby uzależnione usiłują
uniknąć, zwiększając zażywanie znieczulających substancji chemicznych, przez co utrwala się błędne
koło uzależnienia.
Depresja
Depresja jest jednym z bolesnych stanów emocjonalnych, które uzależniony mógł znieczulać alkoholem
lub innymi środkami. Nie należy się więc dziwić, że osoba, która od niedawna pozostaje w abstynencji,
ma skłonność do depresji. Abstynencja odsłania wcześniejsze stany depresyjne, ale jasność umysłu, która
przychodzi wraz z trzeźwością, pozwala dostrzec spustoszenie, jakie picie alkoholu lub zażywanie innych
substancji wywołało w rodzinie, w pracy, statusie materialnym i zdrowiu fizycznym.
Od szarości po róż
Clancy, który często jest spikerem na mityngach AA, świetnie to ujmuje: „Mój świat był szary i ponury.
Moja rodzina, moja praca, moje życie domowe, mój samochód wszystko było szare. Nie znoszę, kiedy
wszystko jest szare. Potrzebuję barw! A alkohol przydawał barw mojemu życiu". Dla alkoholika czy
narkomana życie jest jak potrawa bez przypraw: pozbawione smaku i zapachu.
Doświadczenie zmysłowe jest osobiste i subiektywne. To prawie niemożliwe, żeby przekazać je drugiej
osobie czy obiektywnie określić ilościowo. Kiedy dwie osoby próbują tej samej potrawy, słuchają tej
samej melodii, czy patrzą na ten sam zachód słońca, nie ma żadnego sposobu, żeby jedna z nich
dokładnie wiedziała, co czuje druga. Podobnie gdy ktoś nieuzależniony stara się zrozumieć, dlaczego
uzależniony zażywa środki chemiczne, musi się to skończyć niepowodzeniem. „Co, na Boga, jest nie tak
z tym człowiekiem, który ma fajny dom, dobre małżeństwo, zdrowe dzieci i intratną pracę? pada
pytanie. Dlaczego jest taki niezadowolony? Dlaczego tak dużo pije?". Odpowiedzi mogą być trudne do
przyjęcia.
Dlaczego ten człowiek tak dużo pije? Alkoholicy piją, ponieważ są chorzy na alkoholizm. Z powodu tej
choroby stracili kontrolę nad swoim piciem. Skąd to niezadowolenie? Obraz rzeczywistości u ludzi
myślących w sposób uzależniony ulega deformacji. W ich przypadku chroniczne niezadowolenie sprawia,
że mają poczucie, iż nie przeżywają tego, co powinni przeżywać. Życie nie zapewnia im wystarczającego
zadowolenia, zaś alkohol i inne środki chemiczne pozornie przydają mu barw, a szarość zdają się
zmieniać w olśniewające kolory. Dopiero teraz czują oni to, czego inni zapewne doświadczają w swoim
życiu. Czują się normalnie.
Jeśli osobom uzależnionym odbiera się substancję chemiczną, pojawiają się u nich objawy abstynencyjne.
Kiedy mijają, przychodzi chandra. Świat znów wydaje się szary, pozbawiony kolorów, interesujących
zdarzeń, ekscytacji i przyjemności. Ci, którzy rozpoczynają trzeźwienie, muszą wiedzieć, że
powstrzymywanie się od środków chemicznych nie wystarczy, żeby wszystko stało się różowe.
Znaczenie duchowości
Dlaczego tak łatwo nam stwierdzić, że głód można zaspokoić jedzeniem, a pragnienie wodą, a tak trudno
określić to, co jest spełnieniem duchowych pragnień? Istnieje odpowiedź, którą teologowie uważają za
sedno człowieczeństwa: człowiek nie jest po prostu jednym ze zwierząt, różniącym się od nich tylko
poziomem inteligencji. Ludzie jako istoty wolne moralnie mogą wybrać, czy mają uznać własną
duchowość i jedyny w swoim rodzaju kontakt z Bogiem, czy nie.
Co się jednak dzieje, kiedy ktoś nie jest religijny i „Bóg, jakkolwiek Go rozumiemy" to dla niego grupa
wsparcia? Czy brak przynależności do jakiejś religii wyklucza duchowość? Absolutnie nie. Ludzie różnią
się od innych zwierząt. Oprócz tego, że przewyższają je inteligencją, posiadają wiele cech, których one
nie mają. Na przykład mamy zdolność do uczenia się z doświadczeń historycznych, która u zwierząt
oczywiście nie występuje. Możemy zastanawiać się nad sensem istnienia. Możemy myśleć o tym, w jaki
sposób ulepszać siebie samych i jak wcielać w życie wyniki tego myślenia. Potrafimy opóźniać
gratyfikacje i myśleć o długofalowych konsekwencjach naszych działań. I wreszcie jesteśmy zdolni do
dokonywania wyborów moralnych, co może powodować odmawianie sobie tego, za czym namiętnie
tęsknią nasze ciała.
O wszystkich tych zdolnościach, które są wyjątkowe i przysługują tylko człowiekowi, można powiedzieć,
że to one stanowią o duchowości. Duchowość jest więc tą częścią istoty ludzkiej, która odróżnia nas od
innych form życia. Osoba wierząca powie, że ducha Bóg tchnął w człowieka podczas aktu stworzenia.
Ateista mógłby powiedzieć, że duchowość rozwijała się w ciągu milionów lat ewolucji. Lecz niewielu
zaprzeczy, że ludzie są obdarzeni tymi zdolnościami, a więc są istotami duchowymi.
Kiedy robimy użytek z tych wyjątkowych, czysto ludzkich zdolności, dajemy wyraz swojej duchowości.
Można więc mieć życie duchowe, nie będąc osobą religijną, ponieważ wśród tych unikalnych ludzkich
właściwości religijność nigdzie nie jest uważana za konieczną.
Możemy też zrozumieć znaczenie duchowości w trzeźwieniu z uzależnienia. Aktywni alkoholicy
i narkomani na pewno nie nauczyli się wiele z historii swoich dawnych zachowań, ponieważ powtarzają
działania, których destrukcyjność została udowodniona. Ich życiowym celem jest być „na haju", więc nie
szukają żadnego innego. Trudno im zrozumieć pojęcie doskonalenia siebie, kiedy ich zachowania są
jednoznacznie autodestrukcyjne. Nie potrafią odraczać gratyfikacji i nie zastanawiają się nad
konsekwencjami swoich działań. I wreszcie nie są wolni, lecz z całą bezwzględnością zdominowani przez
przymus wynikający z uzależnienia. Nałóg jest zatem antytezą duchowości.
Uzależnione myślenie jest pozbawione pierwiastka duchowego, jako że jego celem jest skrajne
zaprzeczenie duchowości. Dlatego właśnie wychodzenie z uzależnienia wymaga zastąpienia
uzależnionego myślenia duchowością, choć niekoniecznie religią. Religia bez wątpienia jest elementem
duchowości i może stanowić dodatkowe źródło siły w trzeźwieniu, ale na pewno nie jest w nim
najważniejsza.
Rozwój w trzeźwieniu
Trzeźwienie to proces rozwojowy, zaś nawrót przerywa ten proces. Ale nie oznacza on powrotu do
punktu wyjścia, chociaż tak właśnie myśli prawie każdy „wpadkowicz". Czy to po dwóch, czy po
dwunastu latach trzeźwienia człowiek po wpadce może znowu poczuć się na dnie. Jednak taki wniosek
jest błędny i może źle wpływać na wychodzenie z nawrotu. Często ci, którym zdarzyła się wpadka,
myślą: „Jaki to ma sens? Próbowałem i nic to nie dało. Równie dobrze mogę się poddać".
Problem polega na tym, że zaczynają oni od wniosku, a nie przyglądają się faktom: postępom, jakie
poczynili, umiejętnościom, które nabyli, korzy ściom z trzeźwienia. Zamiast tego osoba, która miała
wpadkę, pragnie nadal zażywać substancje chemiczne. A poczucie, że wszystko na nic i rozpacz to nic
innego jak typowe przejawy uzależnionego myślenia, którego celem jest podtrzymanie picia czy brania
narkotyków. Natomiast słuszny jest wniosek, że nawrót nie likwiduje tego, co trzeźwiejącej osobie udało
się już osiągnąć. Ilustruje to następująca historia.
Miejsca, w których można się poślizgnąć
Pewnego zimowego dnia poszedłem na pocztę, żeby wysłać paczkę. Wysiadł mi akumulator
w samochodzie i musiałem przejść sporą odległość na piechotę. Starałem się uważać na oblodzone
miejsca na chodniku, ale chociaż byłem bardzo ostrożny poślizgnąłem się i upadłem. Na szczęście
niczego sobie nie złamałem, jednak poczułem rwący ból. Być może rzuciłem kilka mocnych słów pod
adresem tego, kto powinien dokładniej odśnieżyć chodnik. Wiedziałem jednak, że niezależnie od tego, co
było przyczyną upadku to, że chodnik nie wyglądał na śliski, czy że ja sam byłem nieostrożny nie
dotrę na pocztę, jeśli nie wstanę i nie pójdę mimo bólu. Pokuśtykałem więc dalej, jeszcze bardziej
wyczulony na ewentualne śliskie miejsca, które mogłyby spowodować następny upadek. I mimo że
upadłem tak boleśnie, byłem o dwie przecznice bliżej swego celu niż na początku upadek nie zniweczył
postępów, jakie poczyniłem.
W taki sam sposób możemy patrzeć na wpadkę. Nawrót niezależnie od cierpienia, jakie wywołuje nie
jest cofnięciem się do punktu wyjścia. Nie sposób zaprzeczyć, że do momentu nawrotu osoba uzależniona
wiele osiągnęła. Po wpadce musi zacząć od tego miejsca i jak wtedy, kiedy poślizgnie się na lodzie
być jeszcze bardziej wyczulona na to, co może spowodować kolejny nawrót.
Seria wyzwań
Ludzie myślący w sposób uzależniony często nie zdają sobie sprawy, że życie stanowi serię ciągłych
wyzwań. Możemy włożyć mnóstwo wysiłku w pokonanie jednej przeszkody, a gdy tylko zaczynamy się
rozluźniać, okazuje się, że stoimy przed następną... i tak w nieskończoność.
Myślący w sposób uzależniony mogą uważać, że jest w tym coś nienormalnego. Czują się wyizolowani
i niesłusznie nękani, jeśli przekonają się, że nie zdarza im się żyć przez dłuższy czas bez zakłócających
spokój problemów. Jeśli piją lub używają innych środków chemicznych, stają przed serią trudnych do
zniesienia problemów, z którymi muszą się borykać. Mówią sobie wtedy: „Jak nie jedno, to drugie, ani
chwili spokoju".
Chociaż te narzekania mają swoje uzasadnienie, taki stan rzeczy jest udziałem większości ludzi. Człowiek
uzależniony nie potrafi sobie jednak tego uświadomić. Widzi to w ten sposób: nikogo nie nękają tak
straszliwe stresy i problemy jak jego. Zwykle jego bliscy wiedzą tyle, że nie wierzą w słuszność
wymówki uzasadniającej picie alkoholu czy używanie innych środków. Zdarza się jednak, że bezwiednie
zostają wciągnięci w układ niezdrowej empatii: różnorodne problemy, które opisuje uzależniony, im też
wydają się nie do zniesienia. Jednak gdy przyjrzeć się temu bliżej, problemy ludzi uzależnionych nie
różnią się specjalnie od problemów osób nieuzależnionych, ale ci pierwsi postrzegają je zupełnie inaczej:
„Inni od czasu do czasu mają chwilę wytchnienia, ale nie ja. Ja nigdy".
Trzeźwiejący alkoholicy mogą przenosić swoje nierealistyczne oczekiwania na okres, kiedy już nie piją.
Mogą wierzyć, że innym ludziom po podjęciu abstynencji było łatwiej: „Moje problemy są największe
myślą. Żona zawsze narzekała, kiedy piłem, a teraz co wieczór słyszę wymówki na temat chodzenia na
mityngi. Szef obserwuje mnie jak jastrząb.
Starzy przyjaciele już nie dzwonią...". Jednak dopiero kiedy taki ktoś zaczyna się regularnie kontaktować
z innymi trzeźwiejącymi osobami, dostrzega, że tak naprawdę żadnej z nich nie jest łatwiej niż jemu
samemu i że inni są pod tym względem bardzo do niego podobni.
W trzeźwieniu rozwój obejmuje każdą dziedzinę życia. Przyjmowanie życia na jego warunkach,
akceptacja własnej bezsilności, poddanie się Sile Wyższej, dokonanie obrachunku moralnego, wyznanie
winy i zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy wszystko to odbywa się stopniowo. Ktoś, kto
trzeźwieje już kilka lat, może spojrzeć wstecz na początek swojej drogi i zobaczyć, ile musiał się nauczyć
i jak daleko zaszedł.
To zaledwie początek
Wiele osób naiwnie sądzi, że zakończyło swój proces trzeźwienia z chwilą „zaliczenia" programu
podstawowej terapii. Na tym etapie trudno im zrozumieć, że jeszcze nawet nie zaczęli trzeźwieć. Program
terapeutyczny jest jedynie wstępem, trzeźwienie dopiero nastąpi.
Jedną z najgorszych rzeczy, jaka może się zdarzyć osobie kończącej program terapeutyczny, jest sytuacja,
kiedy wszystko toczy się gładko przez kilka następnych tygodni. Wzmacnia to w niej złudzenie, że życie
może nie stawiać wyzwań. Ktoś taki nabiera przekonania, że trzeźwienie jest łatwe, ponieważ znikły
problemy, które mu dokuczały. Kiedy te nieuniknione problemy znowu zaczynają się pojawiać, nie jest
do tego przygotowany.
Pacjentom, którzy przechodzą stacjonarne leczenie w naszym ośrodku, mówię, że jeśli natrafią na
trudności w ciągu pierwszych kilku tygodni po wypisie, mogą za to winić mnie. Modlę się, żeby te
pierwsze tygodnie nie poszły im zbyt łatwo, ponieważ chciałbym, żeby trzeźwiejący alkoholicy
natychmiast zetknęli się z prawdziwym życiem i doświadczyli presji rzeczywistości. Chcę, żeby od razu
skorzystali z narzędzi, które dostali podczas terapii, to jest:
dzwonili do swojego sponsora; chodzili na mityngi; dzielili się swoimi przeżyciami z innymi; korzystali
ze wskazówek innych.
Osoby myślące w sposób uzależniony niekiedy uważają, że po męczącym wysiłku podczas terapii
zasłużyły na odpoczynek. Takie myślenie może jednak prowadzić do nawrotu. Przeszkód na drodze
trzeźwienia nie da się uniknąć i należy się ich spodziewać.
Sprawdzanie rzeczywistości
W codziennym życiu nikt nie zatrzymuje się, żeby zapytać: „Czy to możliwe, że mam halucynacje?". Nie
możemy dobrze funkcjonować w świecie, jeśli we wszystko wątpimy. Kiedy autobus podjeżdża na
przystanek, wsiadamy do niego i nie zastanawiamy się: „A może ten autobus wcale nie istnieje? Może
tylko wydaje mi się, że go widzę?". Takie myślenie paraliżowałoby nas.
Kiedy dzieje się coś, co zupełnie nie mieści się w naszych wyobrażeniach, chcemy się czasem
uszczypnąć, żeby się upewnić, że to nie sen. Może się nam to przytrafić, kiedy zdarza, się coś
niezwykłego, niezależnie od tego, czy jest to coś dobrego czy okropnego. Musimy się uszczypnąć, żeby
się przekonać, że to naprawdę rzeczywistość. Być może chcielibyśmy zbyt wiele, prosząc aktywnego
alkoholika czy narkomana, żeby spróbował sprawdzić, czy jego percepcja jest adekwatna czy
zniekształcona. Ale osoby, których umysł nie pozostaje pod wpływem substancji chemicznej i które są
w związku z kimś zażywającym taką substancję, powinny zdobyć się na zweryfikowanie swojego
sposobu myślenia, a także umieścić zachowanie uzależnionego we właściwej perspektywie. Odnosi się to
zarówno do mężów, jak i żon, rodziców, dzieci, terapeutów, zwierzchników, przyjaciół, księży oraz
wszystkich innych, którzy mają bliski kontakt z aktywnym alkoholikiem czy narkomanem. Im lepiej
zrozumiemy jego myślenie i funkcjonowanie, tym mniejsza szansa, że jego zachowanie będzie dla nas
szokiem i wytrąci nas z równowagi, i tym mniej prawdopodobne, że damy się nabrać na jego sprytne
kłamstwa i manipulacje. Ponadto, jeśli się przekonamy, że w nas samych tkwią potężne siły zdolne do
stwarzania wielu takich samych zniekształceń jak te, które powodują substancje chemiczne, może nasz
opór będzie mniejszy, gdy ktoś pokaże nam naszą rolę jako współuzależnionych.
Bibliografia
[]Beattie, Melody (1994). Koniec współuzależnienia. Jak przestać kontrolować życie innych i zacząć
troszczyć się o siebie. Poznań: Media Rodzina of Poznań.
[]Branden, Nathaniel (1992). The power of selfesteem. Deerfield Beach: Health Communications.
[]Dwadzieścia cztery godziny (1992). Opole: Duszpasterstwo Trzeźwości.
[]Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji (1996). Warszawa: Biuro Służby Krajowej Anonimowych
Alkoholików w Polsce.
[]Górski, Terence i Miller, Merlene (1986). Staying sober. Independence: Herald House / Independence
Press.
[]Lindquist, Marie (1987). Holding back: Why we hide the truth about ourselves. Center City: Hazelden
Educational Materials.
[]Nakken, Craig (1988, 1996). The addictive personality. Center City: Hazelden.
[]One day at a time in AlAnon (1986). New York: AlAnon Family Group Headąuarters.
[]Rosellini, Gayle i Worden, Mark (1987, 1997). Of course you're angry. Center City: Hazelden.
[]Sedlak, David (1983). Childhood: Setting the stage for addiction in childhood and adolescence. W:
Richard Isralowitz i Mark Singer (red.), Adolescent substance abuse: A guide to prevention and
treatment. New York: Haworth Press.
[]Twerski, Abraham J. (1978). Like yourself: And others will too. Englewood Cliffs: Prentice Hall.
[]Twerski, Abraham J. (1981). Caution: Kindness can be dangerous to the alcoholic. Englewood Cliffs:
Prentice Hall.
[]Twerski, Abraham J. (1984). Selfdiscovery in recovery. Center City: Hazelden Educational Materials.
[]Twerski, Abraham J. (1995). Life's too short. New York: St. Martin's Press.
[]Twerski, Abraham J. (1996). I'd like to call for help, but I don't know the number. New York: Henry
Holt and Company.
Nota o autorze
Dr med. Abraham J. Twerski rabin, psychiatra, specjalista w dziedzinie uzależnień jest założycielem
i dyrektorem do spraw medycznych Gateway Rehabilitation Center w Pittsburghu w stanie Pensylwania.
Opublikował wiele artykułów i książek, w tym: Selfdiscovery in recovery oraz When do the good things
start, ilustrowanych przez rysownika komiksu Fistaszki, Charlesa Schulza.