Professional Documents
Culture Documents
Jedna Rzecz. ZaskakujÄ Cy Mechanizm Niezwykå Ych Osiä Gniä Ä - Gary Keller, Jay Papasan
Jedna Rzecz. ZaskakujÄ Cy Mechanizm Niezwykå Ych Osiä Gniä Ä - Gary Keller, Jay Papasan
Jedna Rzecz. ZaskakujÄ Cy Mechanizm Niezwykå Ych Osiä Gniä Ä - Gary Keller, Jay Papasan
1. JEDNA RZECZ
2. EFEKT DOMINA
CZĘŚĆ 1.
MITY ZWODZĄ I PROWADZĄ NA MANOWCE
5. WIELOZADANIOWOŚĆ
7. WYSTARCZY CHCIEĆ
8. RÓWNOWAGA ŻYCIOWA
CZĘŚĆ 2.
CAŁA PRAWDA. PROSTY SPOSÓB NA EFEKTYWNOŚĆ
CZĘŚĆ 3.
PONADPRZECIĘTNE REZULTATY. ODKRYWANIE DRZEMIĄCYCH
W TOBIE MOŻLIWOŚCI
18 WYPRAWA
O BADANIACH
PODZIĘKOWANIA
KTO DWA ZAJĄCE GONI...
...NIE ZŁAPIE ANI JEDNEGO
PRZYSŁOWIE ROSYJSKIE
1 JEDNA RZECZ
Siódmego czerwca 1991 roku, na 112 minut mój świat zatrząsł się w
posadach. No dobrze, nic takiego się nie stało, ale mniej więcej tak
się poczułem.
Byłem wtedy w kinie na filmie Sułtani westernu. Projekcję co
rusz przerywał gromki śmiech widowni. Ten film, uznawany za jedną
z najzabawniejszych komedii wszech czasów, ma swoje drugie dno.
W jednej z lepszych scen Curly – dzielny kowboj, w którego wcielił
się Jack Palance – z mieszczuchem w osobie Billy’ego Crystala,
oddzielają się od grupy w poszukiwaniu części stada. Choć przez
większą część filmu drą ze sobą koty, rozmowa o życiu w trakcie
wspólnej wyprawy nieoczekiwanie zbliża ich do siebie. W pewnej
chwili Curly spina konia, zatrzymuje się i odwraca do Mitcha.
Curly: Wiesz, w czym tkwi sekret życia?
Mitch: Nie. W czym?
Curly: W tym [Unosi palec ku górze].
Mitch: W twoim palcu?
Curly: W jednej rzeczy. Tylko jednej. Trzymasz się jej i wszystko
inne jest g.… warte.
Mitch: Fajnie, ale co to takiego, ta „jedna rzecz”?
Curly: To powinieneś odkryć sam.
I tak, niepostrzeżenie, fikcyjne postaci odkrywają przed nami
tajemnicę sukcesu. Czy scenarzyści zamieścili ten dialog w filmie
świadomie, czy też wyszedł on zupełnie przypadkiem – to nieistotne;
ważne jest, że to sama prawda. Jedna rzecz to najskuteczniejszy
sposób na osiągnięcie tego, na czym nam zależy.
Tak naprawdę dotarło to do mnie znacznie później. Przedtem też
odnosiłem pewne sukcesy, ale dopiero w chwili, gdy napotkałem
poważne przeszkody, zacząłem doszukiwać się związków pomiędzy
moim podejściem do biznesu a rezultatami. W ciągu niecałych
dziesięciu lat stworzyliśmy firmę o zasięgu ogólnokrajowym, z
ambicjami wejścia na arenę międzynarodową, ale nagle sprawy
przestały się układać po naszej myśli. Pomimo poświęcenia i ciężkiej
pracy czułem, że mój wysiłek donikąd nie prowadzi; że wszystko
sprzysięgło się przeciwko mnie.
Poddawałem się.
OGRANICZAJ SIĘ
Doba każdego człowieka liczy sobie tyle samo godzin, czemu więc
niektórym udaje się zrealizować znacznie więcej niż innym? Jak to
się dzieje, że robią więcej, osiągają więcej, zarabiają więcej i mają
więcej? Jeśli czas to pieniądz, to dlaczego czas niektórych ludzi ma
większą siłę nabywczą niż innych? Sekret tkwi w tym, że ci ludzie do
perfekcji opanowali sztukę docierania do sedna sprawy. Nie
rozmieniają się na drobne.
Jeżeli chcesz mieć bezwzględnie największą szansę na
osiągnięcie sukcesu w dowolnej dziedzinie, twoje podejście powinno
być właśnie takie: ograniczaj się.
Ograniczanie się polega na zignorowaniu wszystkiego, co w
danej chwili zrobić można, i zrobieniu tego, co zrobić trzeba. To
zdanie sobie sprawy z tego, że nie wszystko jest jednakowo ważne,
trzeba więc przede wszystkim zająć się tym, co najistotniejsze. To
połączenie tego, co robisz z tym, czego chcesz, i uświadomienie
sobie, że ponadprzeciętne rezultaty zależą głównie od tego, jak
dobrze potrafisz ukierunkować swoje działania.
Umiejętna selekcja stanowi najskuteczniejszy sposób na
osiągnięcie najlepszych efektów w pracy i w życiu. Tymczasem
większość ludzi jest dokładnie przeciwnego zdania. Uważają, że
wielki sukces to bardzo skomplikowana sprawa, wymagająca
ogromnych nakładów czasu. Ich kalendarze i listy zadań pękają w
szwach od przygniatającej liczby zadań. Nieświadomi tego, że
prawdziwy sukces przychodzi wówczas, gdy zajmujemy się tylko
kilkoma rzeczami, ale porządnie, gubią się i zatracają, próbując
łapać wiele srok za ogon – w rezultacie zaś zostają z niczym. Z
upływem czasu obniżają więc swoje oczekiwania, pozwalają, by ich
życie stopniowo karlało i porzucają marzenia. A przecież nie o takie
ograniczanie się chodzi…
Każdy człowiek ma określone zasoby czasu i energii, jeśli więc
będziesz starał się wydatkować je na wszystko po trochu, niewiele
dokonasz. Na pewno zależy ci na tym, by osiągać coraz więcej, ale –
o ironio! – wymaga to sprawnej eliminacji zadań, a nie ich mnożenia.
Musisz zajmować się mniejszą liczbą spraw, które zaczną przynosić
większe efekty, a nie rozmieniać się na wiele różnych zajęć, z
mizernym skutkiem. Problem z zajmowaniem się wieloma rzeczami
naraz polega na tym, że nawet jeśli ta strategia okaże się w pewnym
stopniu skuteczna, to dokładanie sobie nowych obowiązków bez
porzucania starych wywiera ogromną presję na życie zawodowe i
osobiste. A wraz z nią pojawiają się negatywne konsekwencje:
niedotrzymane terminy, niezadowalające rezultaty, nadmierny stres,
nadgodziny, bezsenne noce, niezdrowa dieta, brak ćwiczeń i utracone
okazje do spotkań z rodziną oraz przyjaciółmi – a wszystko to w imię
osiągnięcia celu, który da się zrealizować znacznie prostszymi
środkami, niż mogłoby się wydawać.
Filozofia ograniczania przez ukierunkowanie jest prostą i
skuteczną receptą na osiąganie doskonałych efektów. Działa zawsze,
wszędzie i w każdym przypadku. Dlaczego? Bo ma tylko jeden cel –
doprowadzić cię do sukcesu.
Kiedy ograniczysz się do absolutnego minimum, będziesz miał
przed sobą wyłącznie jedną rzecz do zrobienia. I właśnie o to chodzi.
2 EFEKT DOMINA
PONADPRZECIĘTNE REZULTATY
Jeśli więc jesteś spragniony sukcesu, wiedz, że Księżyc jest w twoim
zasięgu. Ba, możesz nawet sięgnąć gwiazd, jeżeli będziesz potrafił
skupić się na priorytetach i zaangażować w realizację celu, który jest
w danej chwili najważniejszy. Osiąganie ponadprzeciętnych
rezultatów tak naprawdę sprowadza się do wdrożenia w życie efektu
domina.
Przewracanie kostek jest proste: wystarczy ustawić je w jednej
linii i popchnąć pierwszą. W praktyce sprawy są jednak bardziej
skomplikowane. Problem polega na tym, że życie nie układa się
zgodnie z oczekiwaniami i nie ogłasza wszem i wobec: „tu
powinieneś zacząć”. Ludzie sukcesu świetnie zdają sobie z tego
sprawę. I właśnie dlatego każdy dzień rozpoczynają od ustalania
priorytetów od nowa: szukają kluczowej kostki domina i robią
wszystko, żeby ją przewrócić.
Dlaczego to podejście się sprawdza? Ponieważ tajemnica
wyjątkowego sukcesu tkwi w odpowiednim aranżowaniu sekwencji
zdarzeń, a nie w ich jednoczesności. To, co pozornie zaczyna się od
prostej, liniowej zmiany, nabiera dynamiki w postępie
geometrycznym. Wystarczy wziąć na warsztat jedną rzecz, tę
najwłaściwszą, potem kolejną, i tak dalej… Z upływem czasu małe
sukcesy zamieniają się w duże – a do głosu dochodzi postęp
geometryczny. Efekt domina jest dobrze widoczny w skali globalnej –
na przykład w pracy, w biznesie – ale przejawia się też w każdej,
najmniejszej decyzji podejmowanej w ramach codziennego życia.
Sukces rodzi sukces, a kumulacja małych zwycięstw przybliża cię do
gigantycznego triumfu.
Ktoś, kto posiadł ogromną wiedzę, nie zdobył jej od razu, lecz
długo się uczył. Ten, kto opanował wyjątkowe umiejętności, dochodził
do nich z czasem. A ten, kto osiągnął wiele, nie zrobił tego za jednym
zamachem, lecz stopniowo. Nie inaczej jest z ludźmi majętnymi – na
swój dostatek musieli zapracować.
Najważniejszy jest czas. Na sukces pracuje się stopniowo. Krok
po kroku, sprawa po sprawie.
3 ŚLADAMI LUDZI SUKCESU
JEDEN CZŁOWIEK
Koncepcja jednej rzeczy to uniwersalny motyw, który daje się
zaobserwować na różnych płaszczyznach. Jeśli się nad nią
zastanowić w kontekście ludzi, okaże się, że bardzo często wszystko
zależy od jednego człowieka. Jako świeżo upieczony licealista Walt
Disney chodził na zajęcia wieczorowe do Chicago Art Institute i
został rysownikiem w studenckiej gazetce. Po zdaniu matury chciał
pracować jako ilustrator w gazecie, ale nie mógł znaleźć posady,
więc jego brat Roy – biznesmen i bankier – załatwił mu etat w studiu
graficznym. Właśnie tam Walt opanował arkana animacji i zaczął
tworzyć filmy rysunkowe. Dla młodego Walta najważniejszym
człowiekiem był Roy.
Dla Sama Waltona takim człowiekiem kluczem na początku był
L.S. Robson, jego teść, który pożyczył Samowi 20 tysięcy dolarów na
rozkręcenie pierwszego biznesu: sklepu franczyzowego sieci Ben
Franklin. Potem, kiedy Sam otwierał swój pierwszy Wal-Mart,
Robson potajemnie zapłacił dzierżawcy gruntów kolejne 20 tysięcy i
w ten sposób przyczynił się do nieprawdopodobnej ekspansji firmy.
Albert Einstein miał Maxa Talmuda, swego pierwszego mentora.
To Max objaśniał dziesięcioletniemu Albertowi podstawy matematyki,
fizyki i filozofii. Raz w tygodniu, przez sześć lat nauki, Max
przychodził do rodziny młodego Einsteina na obiad.
Nikt samoistnie nie staje się geniuszem.
Oprah Winfrey przypisuje swoje zasługi ojcu; uważa, że czas
spędzany z nim i jego żoną był „wybawieniem”. W wywiadzie
udzielonym Jill Nelson z „The Washington Post Magazine”
powiedziała: „Jeśli nie wysłano by mnie do ojca, moje życie
potoczyłoby się zupełnie inaczej”. W jej życiu zawodowym kluczem
do sukcesu okazał się Jeffrey D. Jacobs, prawnik, agent, menedżer i
doradca finansowy, który namówił Oprah – szukającą wówczas
porady dotyczącej kontraktu pracowniczego – aby zamiast
sprzedawać swoje umiejętności w ramach kontraktu, zaczęła
pracować na własną markę. Tak narodziła się firma Harpo
Productions, Inc.
Historia wzajemnych inspiracji twórczych między Johnem
Lennonem a Paulem McCartneyem jest powszechnie znana, ale w
studiu nagrań był ktoś równie ważny: George Martin. Uznawany za
jednego z najlepszych realizatorów i producentów wszech czasów,
George często był nazywany „piątym Beatlesem”, ze względu na
ogromny wkład w formę pierwszych albumów zespołu.
Doświadczenie muzyczne Martina łagodziło braki warsztatowe
początkujących Beatlesów i pozwalało osiągnąć dokładnie takie
brzmienie, na jakim młodym talentom zależało. Większość aranżacji i
instrumentacji Beatlesów, a także pokaźną część partii
keyboardowych na wczesnych płytach opracował i wykonał Martin
wspólnie z zespołem.
Każdy człowiek ma kogoś najważniejszego – kto był pierwszym
wzorem, mentorem, nauczycielem albo menedżerem.
Nikt nie odnosi sukcesu w pojedynkę. Nikt.
JEDNO ŻYCIE
Jeśli miałbym wskazać tylko jeden przykład człowieka, który
zapracował na absolutnie wyjątkowe życie, postępując zgodnie z
koncepcją jednej rzeczy – byłby to amerykański biznesmen, Bill
Gates. W szkole średniej największą pasją Billa były komputery, co
przyczyniło się do opanowania jednej, kluczowej umiejętności:
programowania. Jeszcze w szkole Bill poznał jednego człowieka –
Paula Allena – któremu zawdzięcza pierwszą pracę i z którym potem
wspólnie założyli firmę Microsoft. Wszystko to zdarzyło się dzięki
jednemu listowi, wysłanemu do jednego człowieka, Eda Robertsa,
który raz na zawsze zmienił ich życie. Ed dał tym dwóm mężczyznom
jedną szansę na stworzenie oprogramowania dla jednego komputera
o nazwie Altair 8800. Ta szansa wystarczyła. Microsoft powstał z
myślą o jednym zadaniu: opracowaniu i sprzedaniu interpretera
języka BASIC dla komputerów Altair 8800, co później wyniosło Billa
Gatesa na szczyt listy najbogatszych ludzi świata, na którym
pozostawał przez 15 lat z rzędu. Po odejściu z firmy Microsoft Bill
wybrał na swoje miejsce jednego człowieka: Steve’a Ballmera, z
którym znali się jeszcze z college’u. Nawiasem mówiąc, Steve był
trzydziestym pracownikiem firmy Microsoft, ale pierwszym
menedżerem zatrudnionym przez Billa. A to nie koniec tej historii.
Bill i Melinda Gates postanowili wykorzystać swój majątek do
polepszania bytu innych ludzi. Kierując się ideą, że życie każdego
człowieka jest równie cenne, stworzyli fundację mającą tylko jeden
cel: rozwiązywanie najistotniejszych problemów społecznych, takich
jak zdrowie i edukacja. Od chwili założenia większość grantów
przyznanych przez fundację zostawała przekazywana na rzecz
jednego planu: globalnego programu zdrowotnego Billa i Melindy
Gatesów. Jedynym celem tego ambitnego zamierzenia jest
wykorzystanie postępów w nauce i technologii do ratowania życia w
krajach opanowanych przez biedę. Po pewnym czasie państwo Gates
postanowili skoncentrować swoje działania na jednym zadaniu:
eliminowaniu chorób zakaźnych, będących główną przyczyną
przedwczesnej śmierci. Na pewnym etapie decyzja ta zaowocowała
skupieniem się na jednej, konkretnej rzeczy – szczepionkach. Bill
argumentował to następująco: „Spośród wszystkich działań
musieliśmy wybrać takie, które dałoby najlepsze rezultaty… Tym
czarodziejskim panaceum stały się szczepionki, gdyż są skuteczne i
niedrogie w produkcji”. Jedno proste pytanie Melindy: „W co można
zainwestować, aby włożone środki przyniosły największe korzyści?”
– zainicjowało konkretny tok rozumowania i doprowadziło do
podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Bill i Melinda Gates są żywym
dowodem na potęgę koncepcji jednej rzeczy.
JEDNA RZECZ
Okno na świat jest dziś szeroko otwarte, a rozpościerająca się z
niego perspektywa robi fascynujące wrażenie. Dzięki technologii i
nowym wynalazkom życie daje właściwie niewyczerpane możliwości.
To niezwykle inspirujące z jednej strony, lecz z drugiej – może
przytłaczać. Niezamierzoną konsekwencją nadmiaru jest
konieczność nieustannego wybierania oraz natłok informacji, którymi
jesteśmy codziennie bombardowani – każdego dnia wchłaniamy ich
więcej niż nasi przodkowie w ciągu całego życia. Jesteśmy zabiegani,
zmęczeni i coraz częściej prześladuje nas poczucie, że podejmujemy
się wciąż większej liczby spraw, ale osiągamy coraz mniej.
Intuicyjnie czujemy, że lepiej mniej, a dobrze. Rodzi się jednak
pytanie „od czego zacząć?”. Jak spośród wszystkich dóbr
oferowanych nam przez życie wybrać te właściwe? Jak podjąć
najlepszą możliwą decyzję, mieć wyjątkowe życie i nigdy nie
spoglądać wstecz?
Trzeba żyć według koncepcji jednej rzeczy.
To, co wiedział filmowy Curly, wiedzą wszyscy ludzie sukcesu. U
podstaw powodzenia leży jedna rzecz, która jest zaczynem
wszystkich wybitnych osiągnięć. Ta koncepcja, bazująca na
badaniach i życiowych doświadczeniach, to niezwykle skuteczna
recepta na sukces, podana w rozbrajająco zwięzłej formie. Łatwo ją
przedstawić, ale jej praktyczne zastosowanie wcale nie jest takie
proste.
Zanim więc szczerze, bez ogródek porozmawiamy o
praktycznych aspektach postępowania według koncepcji jednej
rzeczy, chciałbym otwarcie rozprawić się z pewnymi mitami i
mylnymi wyobrażeniami, które utrudniają jej wdrożenie. Są to
kłamstwa i fałsze piętrzące się na drodze do sukcesu.
Jeśli uda się nam je wykorzenić, będziemy mogli przyjąć
koncepcję jednej rzeczy z otwartym umysłem i bez zbędnych
obciążeń.
MITY
ZWODZĄ I PROWADZĄ NA MANOWCE
To nie niewiedza stanowi problem, tylko fałszywe przekonania,
co do których masz pewność, że są prawdziwe.
– Mark Twain
Rys. 3. Według zasady Pareta (80/20), za lwią część efektów odpowiada relatywnie niewielka
część naszych działań
PARETO DO KWADRATU
Zasadę Pareta da się odnieść do wszystkiego, o czym do tej pory
opowiedziałem, ale ma ona pewną wadę: jest zbyt miękka. Chcę,
żebyś poszedł dalej i zastosował ją w wersji ekstremalnej. Najpierw
określ kluczowe 20%, a potem jeszcze bardziej sprecyzuj swoje
dążenia poprzez wybranie spraw najważniejszych z ważnych. Reguła
80/20 stanowi pierwszy krok do sukcesu – ale nie ostatni. To, co
zaczyna się od zasady Pareta, trzeba skończyć samemu. Podstawą
sukcesu jest przestrzeganie reguły 80/20, lecz nie trzeba na tym
poprzestawać.
Rys. 5. Niezależnie od tego, ile zadań znajduje się na pierwotnej liście, zawsze można ją
okroić do jednego
Ważne wnioski
Jeśli spróbujesz robić dwie rzeczy naraz, to albo nie uda ci się ta
sztuka, albo żadnej z nich nie wykonasz naprawdę dobrze. Jeżeli
uważasz, że wielozadaniowość jest dobrym sposobem na zwiększenie
efektywności pracy, jesteś w błędzie. Przeciwnie – to doskonały
przepis na to, by zrobić mniej. Jak powiedział Steve Uzzell:
„Wielozadaniowość to tylko okazja, żeby spaprać więcej rzeczy
naraz”.
W PUŁAPCE UMYSŁU
Koncepcja zakładająca możliwość wykonywania przez człowieka
kilku czynności jednocześnie była badana przez psychologów od lat
20. ubiegłego wieku, ale pojęcie „wielozadaniowość” weszło do
użycia dopiero w latach 60. Co więcej, początkowo wykorzystywano
je do opisania pewnej właściwości komputerów, a nie ludzi. W
tamtych czasach dziesięć megaherców stanowiło najwyraźniej
wartość tak oszałamiającą, że potrzeba było zupełnie nowego pojęcia
do opisania wydajności cyfrowych maszyn w zakresie równoległego
wykonywania wielu operacji. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy,
dobór nazwy można uznać za niezbyt trafny, gdyż określenie
„wielozadaniowość” (ang. multitasking) bywa mylące: oznacza ono
bowiem sytuację, w której wiele operacji jest wykonywanych
naprzemiennie dzięki możliwości współdzielenia zasobów (np.
procesora). Z upływem czasu wielozadaniowość zaczęła być
rozumiana jako wykonywanie wielu zadań jednocześnie na bazie
wspólnych zasobów (na przykład przez jednego człowieka). Taka
zmiana zafałszowała prawdziwe znaczenie wielozadaniowości, gdyż
nawet komputery w danej chwili mogą przetwarzać tylko jedną,
ściśle określoną część kodu. Wielozadaniowość w przypadku
komputerów polega na ciągłym przełączaniu się między zadaniami,
aż do ich ukończenia. Szybkość, z jaką komputer jest w stanie
równolegle obsługiwać kilka zadań, sprawia wrażenie, że istotnie
wszystko dzieje się jednocześnie, co jeszcze bardziej komplikuje
porównywanie komputerów i ludzi.
Ludzie rzeczywiście potrafią wykonywać dwie lub więcej
czynności naraz – na przykład chodzić i rozmawiać, albo żuć gumę i
czytać mapę – ale podobnie jak komputery, nie są w stanie w pełni
skupić się na dwóch równoległych operacjach. Nasza uwaga płynnie
przeskakuje pomiędzy zadaniami. W przypadku komputerów to nic
złego, lecz u ludzi może rodzić bardzo poważne konsekwencje.
Dwóm samolotom pasażerskim udziela się zezwolenia na lądowanie
na tym samym pasie. Pacjentowi ordynuje się niewłaściwe leki.
Niemowlę pozostawia się w wanience bez opieki. Wszystkie te
potencjalne nieszczęścia mają jedno, wspólne źródło: próbę
wykonywania zbyt wielu zadań w jednym czasie, utrudniającą
skupienie się na tym, co w danej chwili jest najważniejsze.
Może to dziwne, ale z upływem czasu coraz silniejsze staje się
przekonanie, że nowoczesny człowiek powinien umieć robić wiele
rzeczy naraz. Wydaje się nam to realne, więc uważamy, iż
powinniśmy w ten sposób postępować. Dzieci uczą się i jednocześnie
wysyłają esemesy, słuchają muzyki albo oglądają telewizję. Dorośli
rozmawiają przez telefon w trakcie jazdy samochodem, jedzenia,
malowania się czy golenia. Robimy coś w jednym pokoju i
rozmawiamy z ludźmi w innym. Trzymamy smartfon w jednym ręku, a
drugą rozkładamy na kolanach serwetkę. Tu nie chodzi już nawet o
to, że mamy za mało czasu, by zrobić wszystko, co powinniśmy, ale że
czujemy presję zajmowania się wieloma sprawami naraz; przez cały
czas. Dwoimy się więc i troimy z nadzieją, że uda się nam
zrealizować wszystkie plany.
A przecież jest jeszcze kwestia pracy…
Nowoczesne biuro to cyrk na kółkach; młyn ciągłych żądań,
rozpraszających naszą uwagę. Gdy ty próbujesz w skupieniu
ukończyć jakiś projekt, ktoś zza cienkiej ścianki biurowego boksu
właśnie dostaje ataku kaszlu i pyta, czy przypadkiem nie masz jakichś
przeciwkaszlowych tabletek do ssania. Biurowe systemy komunikacji
niestrudzenie wypluwają z siebie komunikaty, słyszalne wszędzie w
zasięgu interkomów. Co chwila rozlega się dźwięk przychodzącej
poczty, strumień wiadomości z serwisów społecznościowych próbuje
przykuć twoją uwagę, a raz na jakiś czas biurko drży w rytm wibracji
telefonu komórkowego, sygnalizującego przyjście nowego esemesa.
Stosy nieukończonych zadań i nieotwartych e-maili rosną przez cały
dzień, a ludzie non stop przewijają się obok twojego biurka i zadają
ci jakieś pytania. Wszystko rozprasza, przeszkadza, irytuje.
Skupienie się na zadaniu samo w sobie okazuje się zadaniem ponad
siły. Według badań praca w biurze jest przerywana średnio co 11
minut, a pracownicy umysłowi spędzają niemal jedną trzecią dnia na
ponownym wdrożeniu się w realizowane zadania. A jednak mimo
wszystko uważamy, że możemy ujarzmić to pandemonium i zrobić to,
co jest do zrobienia, na dodatek – przed terminem.
Tylko że w ten sposób oszukujemy samych siebie.
Wielozadaniowość jest oszustwem. Billy Collins, „dyżurny poeta
Stanów Zjednoczonych”, ujął to bardzo zgrabnie: „To, co nazywamy
wielozadaniowością, czymś, co sugeruje możliwość zajmowania się
wieloma sprawami jednocześnie… buddysta nazwałby małpim
umysłem (monkey mind) – niestałością, niezdecydowaniem”.
Okłamujemy się, że po mistrzowsku opanowaliśmy wielozadaniowość,
ale tak naprawdę sami wpuszczamy się w maliny.
WPUSZCZONY W KANAŁ
Co się dzieje, gdy zajmujemy się dwiema sprawami naraz? To proste.
Rozdzielamy je. Nasz mózg sekwencjonuje informacje, kanalizuje je –
i dzięki temu potrafimy przetwarzać różne rodzaje danych w jego
różnych ośrodkach. Ta właściwość sprawia, że umiemy jednocześnie
jeść i chodzić. Ale jest w tym pewien haczyk: tak naprawdę nie
skupiamy się na obydwu tych czynnościach. Jedna dzieje się na
pierwszym planie, a druga w tle. Jeśli w trakcie chodzenia musiałbyś
porozmawiać z przypadkowym pasażerem samolotu i zdalnie
pokierować nim za sterami, aby szczęśliwie wylądował DC-10,
zatrzymałbyś się w pół kroku. Na tej samej zasadzie, jeśli miałbyś
przeprawić się mostem linowym nad przepaścią, zapewne
przestałbyś rozmawiać. Owszem, możemy zajmować się dwiema
rzeczami jednocześnie, ale nie potrafimy w pełni się im oddać. Wie o
tym nawet mój pies Max. Jeżeli za bardzo pochłonie mnie oglądanie
meczu koszykówki, zaczyna mocno dopominać się o uwagę.
Najwyraźniej drapanie od niechcenia mu nie wystarcza.
Wielu ludzi uważa, że skoro organizm funkcjonuje niejako na
autopilocie, bez udziału świadomości – to już można mówić o
wielozadaniowości. Rzeczywiście, to prawda – ale nie w tym
znaczeniu, w którym owo pojęcie jest używane. Bardzo wiele
fizycznych czynności, takich jak oddychanie, jest nadzorowanych
przez różne ośrodki w mózgu – inne niż ten, który decyduje o
skupieniu na świadomym działaniu. Dzięki temu nie ma mowy o
konflikcie kanałów informacji. W pewnym sensie mamy rację, mówiąc
o tym, że „jakaś sprawa wysunęła się na czoło”, gdyż właśnie ta
część mózgu – płat czołowy – odpowiada za planowanie i skupienie.
Skupienie jest jakby skierowaniem snopa światła na to, co
najważniejsze. Możemy poświęcić swoją uwagę dwóm sprawom
naraz, ale wtedy mówimy o „podzielności uwagi”. Nie ma się co
oszukiwać: dwie sprawy to od biedy rzeczywiście podział uwagi. Ale
jeśli dojdzie trzecia, coś będzie musiało ustąpić pola.
Problemy z próbami skupienia się na dwóch sprawach naraz dają
o sobie znać zwłaszcza wtedy, gdy któreś z zadań wymaga
szczególnej uwagi albo koliduje z kanałem informacyjnym w danej
chwili będącym w użyciu. Gdy twoja partnerka opowiada o tym, w
jaki sposób chciałaby zmienić wystrój w pokoju gościnnym,
angażujesz pewien obszar kory wzrokowej w mózgu, aby to sobie
wyobrazić. Jeśli akurat prowadzisz samochód, dochodzi do kolizji
kanałów: ponieważ usilnie starasz się wyobrazić aranżację z nowym
fotelem i sofą, a nie dostrzegasz gwałtownego hamowania
samochodu jadącego przed tobą. Po prostu nie da się skoncentrować
na dwóch absorbujących sprawach jednocześnie.
Za każdym razem, gdy próbujemy zająć się dwiema sprawami
naraz, tak naprawdę rozmieniamy się na drobne, z niekorzyścią dla
efektów naszego działania. Oto lista pułapek, w które wpędza nas
wielozadaniowość:
1. Ludzki mózg ma ściśle określone możliwości. Możesz je dzielić
jak chcesz, ale zapłacisz cenę w postaci wydłużenia czasu pracy
i spadku efektywności.
2. Im więcej czasu poświęcisz na zadanie, na które musiałeś się
przełączyć, tym jest mniej prawdopodobne, że wrócisz do
pierwotnej czynności. Właśnie w taki sposób rosną piętrzące się
sterty niezałatwionych spraw.
3. Ciągłe przełączanie się między zadaniami to strata czasu,
wynikająca z konieczności przystosowania się do nowych
wymagań. Milisekundy poświęcone na takie adaptacje szybko
się kumulują. Według szacunków badaczy, wskutek spadku
efektywności związanego z wielozadaniowością tracimy 28%
typowego dnia pracy.
4. „Chroniczni wielozadaniowcy” wyrabiają sobie spaczone
spojrzenie na to, ile powinny trwać różne czynności. Niemal
zawsze uważają, że realizacja zadania będzie trwać dłużej, niż
to rzeczywiście jest konieczne.
5. Ludzie zajmujący się wieloma sprawami naraz popełniają więcej
błędów niż ci, którzy skupiają się na jednym zadaniu. Często
podejmują mniej trafne decyzje, bo wolą bazować na nowych,
bieżących informacjach, nawet jeśli te starsze są bardziej
wartościowe.
6. Wielozadaniowcy częściej doświadczają uciążliwego,
deprymującego stresu.
Przy tak jednoznacznych wynikach badań istnym szaleństwem
wydaje się fakt, że pomimo błędów mających swoje źródło w
wielozadaniowości, mimo jej negatywnego wpływu na trafność
podejmowanych decyzji – i tak uparcie brniemy w tym kierunku.
Może perspektywa jest po prostu zbyt kusząca? Pracownicy biurowi,
używający komputerów w trakcie pracy, przełączają okna
programów, sprawdzają pocztę albo uruchamiają inne aplikacje
niemal 37 razy na godzinę. Przebywanie w środowisku, w którym
bez przerwy coś lub ktoś odciąga uwagę, czyni nas jeszcze
podatniejszymi na dekoncentrację. Z drugiej strony, to może być
kwestia emocjonalnego haju: wielozadaniowcy czerpią specyficzną
przyjemność z samego przełączania się między zadaniami, a taki
dopaminowy zastrzyk może być uzależniający. Bez niego dopada ich
nuda. Niemniej jednak, niezależnie od przyczyn, wyniki badań nie
pozostawiają złudzeń: wielozadaniowość spowalnia nasze działania i
reakcje.
ROZTARGNIENIE ZA KÓŁKIEM
W 2009 roku dziennikarz „New York Timesa”, Matt Richtel, zdobył
nagrodę Pulitzera w kategorii „raport społeczny” za serię reportaży
zatytułowanych Driven to Distraction, poświęconych ryzyku
korzystania z telefonów komórkowych (np. wysyłania esemesów) w
trakcie prowadzenia samochodu. Richtel odkrył, że dekoncentracja w
trakcie jazdy jest odpowiedzialna za 16% śmiertelnych wypadków na
drogach i za różne kolizje, w których zostało poszkodowanych niemal
pół miliona osób. Nawet niezobowiązująca rozmowa przez telefon w
trakcie prowadzenia samochodu pochłania 40% naszej uwagi i – co
ciekawe – może mieć konsekwencje podobne do jazdy pod wpływem
alkoholu. Dowody na to są tak mocne, że w wielu stanach USA, a
także w innych krajach świata, rozmowa przez telefon w trakcie
jazdy jest traktowana jak wykroczenie. Choć nigdy nie
pozwolilibyśmy na to swoim nastoletnim pociechom, zdarza się, że
sami postępujemy w ten sposób. A wystarczy jedna wiadomość
tekstowa, aby przekształcić rodzinny SUV w śmiercionośny,
dwutonowy pocisk. Wielozadaniowość może mieć bardzo przykre
skutki.
Wiemy już, że zajmowanie się kilkoma sprawami naraz może być
śmiertelnie niebezpieczne. Nic dziwnego, że oczekujemy od pilotów i
chirurgów pełnego skupienia na pracy i niezwracania uwagi na
absolutnie nic innego. Ba, wychodzimy z założenia, że jeśli
ktokolwiek na takim stanowisku zostałby przyłapany na
postępowaniu wbrew tym oczekiwaniom, byłby surowo ukarany. W
przypadku pewnych zawodów nie przyjmujemy do wiadomości
żadnych argumentów, które tłumaczyłyby dekoncentrację w trakcie
pracy. Dlaczego więc dopuszczamy taką możliwość u wszystkich
pozostałych? Dlaczego wyznajemy podwójne standardy? Czyżbyśmy
nie cenili swojej pracy albo nie traktowali jej poważnie? Dlaczego
mielibyśmy tolerować rozmienianie się na drobne w trakcie
wykonywania zajęć, które są dla nas najważniejsze? Sam fakt, że
nasza codzienna praca nie wymaga wykonywania operacji na
otwartym sercu, nie oznacza jeszcze, iż koncentracja nie jest w niej
istotna – to od niej zależy nasz sukces, a być może także sukces
innych. Twoja praca także wymaga szacunku. Czasami zatracamy tę
świadomość, a przecież bardzo wiele zależy od tego, czy pracę tylko
wykonamy, czy też wykonamy ją dobrze. Spójrz na to z innej
perspektywy: skoro wskutek dekoncentracji niemal jedna trzecia
naszego dnia pracy idzie na marne, to jakie przyniesie to straty w
trakcie całej kariery? Jaki będzie miało wpływ na kariery innych
ludzi? Na firmę? Z tego punktu widzenia staje się oczywiste, że
zignorowanie problemu może się poważnie odbić na twojej
przyszłości, przyszłości twojej firmy… a być może przyszłości innych
ludzi.
Zostawmy na razie kwestię pracy i zastanówmy się, jaką cenę
płacimy za ciągłe rozmienianie się na drobne w życiu osobistym.
Znakomicie ujął to Dave Crenshaw: „Ludzie, z którymi na co dzień
przebywamy i pracujemy, zasługują na naszą uwagę. Jeśli będziemy
słuchać jednym uchem, co rusz rozpraszać się i przerywać, to może
się okazać, że więcej czasu zmarnowaliśmy na przestawianie się z
jednej rozmowy na inną, niż poświęciliśmy na pełne zaangażowanie w
konkretną sprawę. Stąd zaś już tylko krok do zrujnowania relacji z
innymi”. Tę prostą prawdę przypominam sobie za każdym razem, gdy
widzę następujący obrazek: przy wspólnym obiedzie jedno z
partnerów próbuje o czymś opowiadać, podczas gdy drugie pod
stołem wysyła esemesa.
Ważne wnioski
Rys. 7. Gdy nowe zachowanie przerodzi się w nawyk, jego utrzymanie będzie wymagało
znacznie mniejszej samodyscypliny
NA ŁASCE KALORII
Jedna z istotniejszych konsekwencji spadku siły woli polega na tym,
że gdy nasz potencjał słabnie, jesteśmy skłonni do postępowania
według utartych schematów. Badacz Jonathan Levav z kalifornijskiej
Stanford School of Business wraz z Liorą Avnaim-Pesso oraz Shaiem
Danzigerem z Uniwersytetu Ben-Guriona w Be’er Szewie, wpadli na
ciekawy pomysł zweryfikowania tego zjawiska. Przeanalizowali
mianowicie wpływ silnej woli na działanie systemu zwolnień
warunkowych w izraelskich zakładach penitencjarnych.
Rys. 8. Zdolność do podejmowania właściwych decyzji zależy nie tylko od wiedzy i zdrowego
rozsądku
Ważne wnioski
1 SAT (Scholastic Assessment Test) to test dla uczniów szkół średnich w Stanach
Zjednoczonych. W zależności od jego wersji (z wypracowaniem z języka lub bez),
maksymalny wynik wynosi 1600 albo 2400 punktów (przyp. tłum.).
8 RÓWNOWAGA ŻYCIOWA
GENEZA MITU
W ujęciu historycznym sama możliwość szukania równowagi w życiu
jest nowa. Przez tysiące lat życie oznaczało pracę. Jeśli nie
pracowałeś – nie polowałeś, nie zbierałeś, nie hodowałeś bydła – nie
pożyłeś długo. Ale czasy się zmieniły. Wyróżniona nagrodą Pulitzera
książka Strzelby, zarazki, maszyny Jareda Diamonda przedstawia, w
jaki sposób społeczeństwa agrarne, które produkowały nadwyżki
jedzenia, dały początek zawodom i specjalizacji. Diamond zauważa,
że dwanaście tysięcy lat temu każdy człowiek był myśliwym-
zbieraczem; dziś niemal wszyscy są rolnikami albo są żywieni przez
rolników. Możliwość rezygnacji ze zbierania i polowania pozwoliła
ludziom stać się nauczycielami i rzemieślnikami. Jedni pracowali, aby
na stołach znalazło się jedzenie, inni zbijali stoły.
Najpierw większość ludzi pracowała podług swoich potrzeb albo
ambicji. Kowal nie musiał tkwić w kuźni do 17:00; gdy podkuł konie,
mógł wrócić do domu. Dziewiętnastowieczna industrializacja
sprawiła, że po raz pierwszy w historii powstały wielkie grupy ludzi,
pracujące dla kogoś innego. Pojawili się bezwzględni właściciele,
konieczność pracy przez okrągły rok i sztucznie oświetlane fabryki,
funkcjonujące pełną parą bez względu na porę dnia i nocy. Na tym
gruncie, w XX wieku wyrosły pierwsze inicjatywy na rzecz ochrony
pracowników oraz ograniczenia liczby godzin pracy.
Ale dyskusje o „harmonii między pracą a życiem” na dobrą
sprawę rozpoczęły się dopiero w połowie lat 80. ubiegłego wieku; w
czasach, gdy odsetek zamężnych, pracujących kobiet przekroczył
50%. Parafrazując przesłanie przedmowy Ralpha E. Gomory’ego do
wydanej w 2005 roku książki Being Together, Working Apart: Dual-
Career Families and the Work-Life Balance, przeszliśmy z modelu
rodziny, w którym jeden z partnerów pracował na chleb, a drugi
zajmował się domem, na model, w którym oboje pracują, a domem
nie zajmuje się nikt. Nietrudno się domyślić, komu w tej sytuacji
przypadły w udziale dodatkowe obowiązki. Ale w latach 90. o
„równowadze między pracą a życiem osobistym” zaczęli mówić także
mężczyźni. Według analiz firmy LexisNexis, która wzięła pod lupę
100 najbardziej poczytnych gazet i czasopism na świecie, liczba
publikacji poświęconych temu zagadnieniu lawinowo wzrosła,
począwszy od 32 w dekadzie 1986–1996, do 1674 artykułów w
samym tylko roku 2007 (zob. rys. 9).
To raczej nie przypadek, że rosnącemu przeświadczeniu o jakimś
deficycie w naszym życiu towarzyszył dynamiczny rozwój technologii.
Przyczyniła się do tego ciągła infiltracja naszej osobistej przestrzeni i
zacieranie się granic.
Rys. 9. W ciągu ostatnich lat w gazetach i czasopismach na świecie lawinowo wzrosła liczba
cytowań określenia „równowaga między życiem a pracą” (ang. work-life balance)
UROK ŚRODKA
Dążenie do równowagi jest zrozumiałe i logiczne. Wystarczy mieć
czas na wszystko i robić wszystko w swoim czasie. Brzmi to tak
kusząco, że samo rozważanie owej koncepcji uspokaja i budzi
pozytywne emocje. Powoduje ona tak zauważalny spadek
wewnętrznego napięcia, że podskórnie jesteśmy przekonani, iż
właśnie tak powinno wyglądać życie. Ale to nieprawda.
Jeśli traktujesz równowagę jako złoty środek, to wytrącenie z
równowagi oznacza oddalenie się od niego. Oddalisz się jeszcze
bardziej – i wylądujesz gdzieś w pobliżu ekstremum. Problem ze
zrównoważonym życiem polega na tym, że uniemożliwia ono
intensywne zaangażowanie w dowolne działania. Konsekwencją
dążenia do równomiernego rozłożenia czasu na wszystkie sprawy
jest potraktowanie każdej z nich po macoszemu, a przez to żadna nie
jest załatwiona jak należy.
Ważne wnioski
1
J. Patterson, Pamiętnik pisany miłością, tłum. B. Krzyżanowska, Libros, Warszawa 2002.
9 DUŻO, CZYLI ŹLE
ZŁO PRZYZIEMNOŚCI
Ile statków nigdy nie wypłynęło w rejs, w obawie przed tym, że
ziemia jest płaska? Jakie skutki dla postępu cywilizacyjnego miało
przeświadczenie o tym, że ludzie nigdy nie będą mogli oddychać pod
wodą, wzbić się w powietrze, polecieć w kosmos? W ujęciu
historycznym, człowiek miał bardzo marne wyobrażenia o granicach
swoich możliwości. Na szczęście nauka nie bazuje na
wyobrażeniach, a na stopniowym rozwoju.
Podobnie jak życie.
Żaden człowiek nie zna kresu swoich możliwości. Na mapach
granice są wytyczone wyraźnie, ale jeśli spróbujemy poszukać ich w
życiu, linie zaczynają się zacierać. Kiedyś zapytano mnie, czy
uważam, że mierzenie wysoko ma racjonalne podstawy.
Zastanowiłem się chwilę, a potem odpowiedziałem: „Pozwól, że
najpierw ja cię o coś zapytam: jak myślisz, czy znasz granice swoich
możliwości?”. „Nie” – brzmiała odpowiedź. Wobec tego stwierdziłem,
że pierwsze pytanie było bezzasadne. Nikt nie wie, gdzie kończy się
jego potencjał, więc przedwczesne zamartwianie się barierami to
tylko strata czasu. A co, jeśli ktoś powiedziałby, że nigdy nie uda ci
się przeskoczyć pewnego poziomu? Albo że musisz sam wyznaczyć
pewną granicę, której nie będzie ci wolno przekroczyć? Na jakim
poziomie zawiesiłbyś poprzeczkę? Wysoko czy nisko? Myślę, że
znam odpowiedź: w takiej sytuacji każdy z nas mierzyłby jak
najwyżej. Dlaczego? Bo nie chcielibyśmy się sztucznie ograniczać.
Jeżeli uświadomisz sobie, że urośniesz wraz z celem, który
obierzesz, zaczniesz patrzeć na niego z innej perspektywy.
W tym kontekście wielkość celu jest tylko pomocniczym
konstruktem, który – jeśli chcesz – możesz traktować jako możliwość
wykorzystania nadarzającej się okazji. Przykładem niech będzie
stażysta w firmie, który już widzi się na zebraniu akcjonariuszy, albo
emigrant bez grosza, snujący wizje wspaniałego biznesu. Idea polega
na tym, by mieć wielkie plany, wykraczające poza twoją strefę
komfortu, a zarazem uwzględniające twoje największe atuty. Wiara
w siebie pozwala stawiać różne pytania, obierać rozmaite drogi,
eksperymentować z nowymi rzeczami. Otwiera drzwi do możliwości,
które dotychczas skrywałeś głęboko w sobie.
Sabeer Bhatia przybył do Ameryki z zaledwie 250 dolarami w
kieszeni, ale zabrał ze sobą coś jeszcze: wielkie plany i wiarę w to,
że potrafi rozkręcić biznes szybciej, niż zrobiono to kiedykolwiek
wcześniej. I udało mu się: stworzył serwis Hotmail. Microsoft,
widząc zdumiewający rozwój Hotmaila, zdecydował się go kupić za
400 milionów dolarów.
Według mentora Bhatii, Farouka Arjaniego, sukces Sabeera
wynikał przede wszystkim ze zdolności do myślenia w wielkiej skali.
„Sabeer różnił się od setek początkujących przedsiębiorców, których
spotkałem, wręcz gigantycznym rozmachem marzeń. Zanim jeszcze
powstał gotowy produkt, zanim stanęły za nim konkretne pieniądze,
już był stuprocentowo pewien, że uda mu się stworzyć wielką firmę
wartą setki milionów dolarów. Miał niewiarygodnie silne
przeświadczenie, że jego przedsięwzięcie nie będzie jednym z wielu,
jakie rodzą się w Dolinie Krzemowej, lecz czymś wyjątkowym. Z
upływem czasu zdałem sobie sprawę, że – do diaska! – chyba dopnie
swego”.
W 2011 roku Hotmail był jednym z najpopularniejszych serwisów
pocztowych na świecie, z ponad 360 milionami aktywnych
użytkowników.
W SKALI MAKRO
Wielkie marzenia są nieodłącznym składnikiem ponadprzeciętnego
sukcesu. Sukces wymaga działania, a działanie wymaga myślenia.
Jest jednak pewien haczyk: do wielkiego sukcesu prowadzą tylko te
działania, które są inspirowane wielkimi marzeniami. Uświadom
sobie tę zależność, a odważne podnoszenie sobie poprzeczki ujrzysz
w zupełnie innym świetle.
Rys. 13. Myślenie to paliwo dla działania, zaś działanie determinuje rezultaty
WIELKI INTERES
Przez ponad cztery dekady psycholożka Carol S. Dweck z
Uniwersytetu Stanforda badała wpływ samooceny człowieka na jego
działania. Jej prace stanowią doskonały dowód na doniosłość
przebojowego myślenia.
Dweck odkryła, że istnieją dwa rodzaje nastawienia umysłu:
jedno, rozwojowe, związane z szerokim myśleniem i poszukiwaniem
okazji do rozwoju, oraz drugie, sztywne, nakierowane na
ograniczanie się i unikanie porażki. Uczniowie prorozwojowi, jak ich
nazwała, obierali skuteczniejsze metody nauki, rzadziej bywali
bezradni, na ogół przyjmowali optymistyczną postawę i osiągali
większe sukcesy niż ich bardziej zachowawczy koledzy. Tacy ludzie
rzadziej narzucają sobie sztywne ramy działania i mają większe
szanse na wykorzystanie swojego potencjału. Dweck podkreśliła
ponadto, że te postawy mogą się zmieniać – i rzeczywiście tak się
dzieje. Podobnie jak w przypadku każdego innego nawyku, trzeba
zmusić umysł do wejścia na odpowiednie tory, aż właściwe
nastawienie stanie się czymś oczywistym.
Kiedy Scott Forstall zaczął zbierać ludzi do nowo tworzonego
zespołu, z góry ostrzegał, że jest to ściśle tajny projekt, który z
jednej strony będzie „dawał wiele okazji do popełnienia błędów i
podejmowania wyzwań, ale z drugiej – być może zrodzi się z niego
coś, co wszyscy zapamiętamy do końca życia”. Tą intrygującą
formułką wabił najlepszych z najlepszych z całej firmy, ale
przyjmował tylko tych, którzy godzili się dołączyć do zespołu od
zaraz. Forstall szukał ludzi prorozwojowych – o czym zresztą
wspomniał później w rozmowie z Carol Dweck, po przeczytaniu jej
książki. Czemu o tym piszę? Dlatego że – choć prawdopodobnie nigdy
nie słyszałeś o Forstallu – zapewne znasz produkt, który wyszedł
spod skrzydeł jego zespołu. Forstall był wiceprezesem firmy Apple, a
stworzony przez niego zespół odpowiada za powstanie telefonu
iPhone.
Ważne wnioski
ROZPRĘŻENIE
Przez wiele lat bezskutecznie próbowałem wcielać w życie kłamstwa
i mity, które rzekomo wiodą do sukcesu.
Karierę zacząłem przekonany o tym, że wszystko jest równie
ważne, toteż starałem się zajmować wszystkim naraz i brałem na
swoje barki zbyt wiele. Sfrustrowany, wreszcie zacząłem wątpić, czy
mam wystarczająco silną wolę i tyle samodyscypliny, by osiągnąć
sukces. W miarę jak moje życie coraz gwałtowniej odbiegało od
stanu równowagi, nabierałem przeświadczenia, że próba przejścia
przez życie przebojem wcale nie jest takim dobrym pomysłem.
Człowiek, który usiłuje z całych sił sprostać nierealnemu wyzwaniu,
kończy w głębokim emocjonalnym dole.
Mnie też to spotkało.
W usilnych próbach sprostania wszystkim zadaniom zacząłem się
miotać jeszcze bardziej. Ktoś mógłby powiedzieć, że wziąłem się w
garść, zwarłem szeregi… Rzeczywiście tak było. Pomyślałem, że to
może być jedyny sposób na przejście przez życie – z zaciśniętymi
zębami, ściśniętymi pięściami, żołądkiem zwiniętym w supeł i
zwartymi pośladkami. Wstrzymując oddech, brnąłem więc, wiecznie
pochylony, sztywny i spięty. Otumaniony mgłą kłamstw, uznałem, że
właśnie na tym polega pełne skupienie – na nieustannym,
niewiarygodnym poświęceniu. Owszem, w kontekście wyników to
podejście okazało się względnie skuteczne, ale dla zdrowia miało
fatalne konsekwencje: w rezultacie wylądowałem w szpitalu.
Zacząłem uważać, że człowiek sukcesu musi mówić jak człowiek
sukcesu, chodzić jak człowiek sukcesu, ba! – nawet się tak ubierać.
W ten sposób coraz bardziej oddalałem się od siebie, ale w imię
realizacji celów byłem gotów na różne poświęcenia. Zupełnie serio
potraktowałem więc sugestię, że afirmacja pożądanych cech
przyniesie oczekiwane skutki. To podejście także się sprawdziło,
jednak nieustanne noszenie maski człowieka sukcesu po pewnym
czasie stało się straszliwie męczące.
Wpadłem w pułapkę wstawania skoro świt, nakręcałem się
słuchaniem inspirujących piosenek i ruszałem do akcji wcześniej niż
ktokolwiek. Do tego stopnia wierzyłem w sens takiego postępowania,
że zacząłem przyjeżdżać do biura, gdy miasto jeszcze spało i
zasiadałem za biurkiem, na długo zanim w firmie pojawili się pierwsi
ludzie. Powoli godziłem się z tym, że na tym polega ambicja i że
właśnie tak wykuwa się wielkie osiągnięcia. Zwoływałem zebranie
załogi na 7:30, zaś o 7:31 zamykałem drzwi, aby utrzeć nosa
spóźnialskim. Popadałem w coraz większą przesadę, z głęboką
wiarą, że jest to jedyna skuteczna droga do sukcesu – nie tylko
własnego, lecz także innych. To podejście też w pewnym sensie się
sprawdzało, ale było wyniszczające dla mnie, nieznośne dla otoczenia
i doprowadziło moje życie na krawędź katastrofy.
Naprawdę uważałem, że tajemnica sukcesu tkwi w tym, by o
poranku nakręcić się jak sprężyna, napiąć, a potem niczym petarda
wystrzelić przez otwarte drzwi i gnać na złamanie karku, aż –
dosłownie – skończy mi się paliwo.
Dokąd mnie to doprowadziło? Owszem, do sukcesu, ale i do
poważnych dolegliwości. Swój triumf musiałem ciężko odchorować.
Co zrobiłem potem? Odrzuciłem fałszywe drogowskazy i
poszedłem w przeciwnym kierunku. Dołączyłem do anonimowych
sukcesoholików i zacząłem postępować na przekór wszystkim
„sprawdzonym przepisom” na sukces.
Najpierw przyszło rozprężenie. Zacząłem wsłuchiwać się w swój
organizm, zwolniłem i się wyciszyłem. Potem zacząłem przychodzić
do biura w T-shircie i dżinsach, ignorując wszelkie komentarze.
Pożegnałem się z dotychczasowym językiem oraz nastawieniem i
wróciłem do bycia sobą. Jadłem śniadanie z rodziną. Odzyskałem
formę – i fizyczną, i duchową – i tak już zostało. Wreszcie zacząłem
robić mniej. Tak, mniej. Celowo, rozmyślnie – mniej. Byłem
swobodniejszy niż kiedykolwiek; znając mnie, można by rzec –
wyluzowany. Oddychałem pełną piersią. Rzuciłem wyzwanie
aksjomatom strategii sukcesu… i wiesz co? Osiągnąłem większy
sukces, niż sądziłem, że to możliwe, a przy tym czułem się o niebo
lepiej niż wcześniej.
Oto, czego się nauczyłem: za dużo kombinujemy, planujemy i
analizujemy w swoich karierach, przedsięwzięciach i w życiu. Branie
nadgodzin nie jest ani godne uznania, ani szczególnie zdrowe. Co
więcej – na ogół osiągamy cel pomimo tego, co robimy, a nie dzięki
temu. Odkryłem, że tak naprawdę nie potrafimy zarządzać czasem,
zaś prawdziwa tajemnica sukcesu nie tkwi w sumie spraw, którymi
się zajmujemy, lecz w kilku starannie wybranych rzeczach, które
potrafimy wykonywać naprawdę dobrze.
Przekonałem się, że sukces sprowadza się do prostej zasady:
robienia tego, co właściwe, w odpowiedniej chwili. Jeśli będziesz
mógł szczerze przyznać sam przed sobą: „Jestem tu, gdzie właśnie
teraz powinienem być, i robię dokładnie to, co konieczne”, odkryjesz
świat niezwykłych możliwości.
Przede wszystkim zaś, uświadomiłem sobie, że za rzeczywiście
wyjątkowymi osiągnięciami stoi bardzo prosta prawda – filozofia
jednej rzeczy.
10 DECYDUJĄCE PYTANIE
A oto i główny warunek sukcesu, jego największa tajemnica: musicie skupić całą
swoją energię, myśli i kapitał na przedsięwzięciu, w które się angażujecie. Jeśli się
już na coś porywacie, walczcie tak, by w wybranej branży zyskać czołową pozycję;
wykorzystajcie każdą okazję do usprawnień, zainwestujcie w najlepszy sprzęt i
w to, w tamto i jeszcze w coś innego; są tu, tam i wszędzie. „Nie wkładaj wszystkich
włożyć wszystkie jaja do jednego koszyka, a potem mieć na niego oko. Rozglądajcie
się i przypatrujcie ludziom: ci, którzy postępują w ten sposób, rzadko przegrywają.
Jednego koszyka łatwo pilnować i łatwo go nieść. W tym kraju najwięcej jajek tłuką
ci, którzy próbują dźwigać za dużo koszy naraz.
zacząć od pierwszej.
MOJA STAWKA
Jessie B. Rittenhouse
ANATOMIA PYTANIA
Decydujące pytanie zawiera w sobie wszystkie możliwe pytania:
„Jaką jedną rzecz mogę zrobić / ale taką, że gdy będzie zrobiona /
wszystko inne stanie się prostsze albo nieistotne?”.
Ważne wnioski
W KWESTII ZDROWIA…
W ŻYCIU OSOBISTYM…
W NAJWAŻNIEJSZYCH RELACJACH…
W PRACY…
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby zrealizować zaplanowane
cele…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby udoskonalić swoje
umiejętności…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby pomóc mojemu zespołowi w
osiągnięciu sukcesu…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby rozwinąć swoją karierę…?
W BIZNESIE…
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby nasza firma stała się bardziej
konkurencyjna…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby nasz produkt był najlepszy na
rynku…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby powiększyć osiągane zyski…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby zwiększyć zadowolenie
klientów…?
W FINANSACH…
Ważne wnioski
Rys. 21. Punkt odniesienia to sukces na dziś. Trend to wyznacznik jutrzejszego sukcesu
Ważne wnioski
PONADPRZECIĘTNE REZULTATY
Nasze życie podlega pewnemu naturalnemu rytmowi działania, który
zarazem stanowi prosty przepis na wdrożenie filozofii jednej rzeczy i
osiąganie ponadprzeciętnych rezultatów. Ów rytm przejawia się w
postaci celów, priorytetów oraz produktywności. Każdy z tych trzech
nierozerwalnie splecionych aspektów swoim istnieniem nieustannie
potwierdza obecność dwóch pozostałych. Ich relacje prowadzą nas
do dwóch dziedzin, w których będziemy stosowali koncepcję jednej
rzeczy – spraw wielkich i małych.
Wielka jedna rzecz to twój główny cel, zaś mała jedna rzecz to
priorytet na daną chwilę, w który powinieneś się zaangażować.
Najbardziej efektywni ludzie zaczynają od wyznaczenia głównego
celu i używają go jak kompasu. Pozwalają, by cel był ich
przewodnikiem wskazującym kolejne priorytety, te zaś z kolei
determinują podejmowane działania. To najprostsza droga do
wyjątkowych rezultatów.
Potraktuj cel, priorytet oraz produktywność jak trzy części góry
lodowej.
Ponieważ nad powierzchnię wody wystaje zwykle zaledwie 1/9
część góry, tak naprawdę widzi się jedynie jej wierzchołek. To
zarazem wspaniała analogia do zależności między produktywnością,
priorytetem oraz celem. O tym, co widać, decydują sprawy
niewidoczne dla oczu.
Im ambitniejszy obierzesz cel i im bardziej motywuje cię
priorytet, tym jesteś bardziej produktywny. Jeśli dodać do tego
kwestię zysków, z łatwością możemy odnieść ten model do
przedsiębiorstwa. U podstaw tego, co widać z zewnątrz –
produktywności i zysków – zawsze leży cel i priorytet działania.
Wszyscy ludzie biznesu marzą o produktywności i zyskach, ale
bardzo wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, że najlepsza droga do
nich wiedzie przez priorytet, bazujący na konkretnym celu.
Rys. 22. Bazą dla produktywności jest cel oraz priorytet działania
Rys. 23. W biznesie zyski i produktywność także są napędzane przez właściwe cele i priorytet
SZCZĘŚCIE W CELU
Jeśli zapytasz dostatecznie wielu ludzi, czego oczekują od życia, w
przeważającej większości odpowiedzą, że szczęścia. Choć każdy
ubierze to w nieco inne słowa, na szczęściu zależy nam najbardziej –
a zarazem najmniej rozumiemy jego istotę. Niezależnie od
kierujących nami pobudek, większość tego, co robimy w życiu, ma na
celu uszczęśliwienie nas. A jednak się mylimy. Szczęście nie
przychodzi wtedy, kiedy naszym zdaniem powinno.
Gwoli wyjaśnienia, pozwól, że podzielę się z tobą pewną starą
przypowieścią.
ŻEBRACZA MISECZKA
Wyszedłszy któregoś ranka z pałacu, król natknął się na żebraka. Zapytał go:
„Czego chcesz?”. Żebrak roześmiał się i odpowiedział: „Pytasz tak, jakbyś był w
Żebrak nie był jednak zwykłym biedakiem, lecz mistrzem i nauczycielem króla w
„Choćbym miał utracić królestwo, uczynię to – nie mogę się dać pokonać temu
żebrakowi”. Kosztowności popłynęły więc do miseczki szerokim strumieniem.
Tymczasem miseczka wydawała się nie mieć dna. Wszystko, co tylko do niej
wpadło, natychmiast znikało.
swoją klęskę. „Wygrałeś, ale zanim odejdziesz, zaspokój moją ciekawość. Na czym
„To żaden sekret. Jest ulepiona z ludzkich pragnień” – odparł z pokorą żebrak.
POTĘGA CELU
Sens prowadzi najprostszą ścieżką do wielkości, a zarazem stanowi
niezrównane źródło wewnętrznej siły – pewności siebie i
wytrwałości. Świadomość tego, co najważniejsze, oraz codzienne
podporządkowywanie temu określonych starań to przepis na
ponadprzeciętny sukces. Z jasno wytyczonym sensem życia
przychodzi klarowność działań podejmowanych z przekonaniem o
słuszności obranego kierunku, to zaś na ogół przyspiesza proces
decyzyjny. Człowiek, który podejmuje decyzje szybciej, często robi to
jako pierwszy i zarazem dokonuje najlepszych wyborów. A doskonały
wybór daje szansę na osiągnięcie nadzwyczajnych efektów. Właśnie
w ten sposób świadomość celu prowadzi do najlepszych rezultatów i
pozwala doświadczyć w życiu wszystkiego co najlepsze.
Jasno określony cel pomaga także wtedy, gdy rzeczy nie idą
zgodnie z planem. Życie czasami bywa trudne i nie sposób tego
uniknąć. Jeśli będziesz mierzył wysoko i żył długo – ciężkie czasy z
pewnością cię nie ominą. Ale to nie szkodzi. Wszyscy musimy przez
to przejść. Świadomość przyczyn, dla których podejmujemy
konkretne działania, daje inspirację oraz motywację do przetrwania,
gdy sprawy nie układają się po naszej myśli. Jednym z podstawowych
warunków wyjątkowego sukcesu jest wytrwanie w obranych
zamiarach przez dostatecznie długi czas, po którym efekty niejako
przyjdą same.
Nadrzędny cel jest spoiwem dla wszelkich zabiegów,
ułatwiającym pozostanie na właściwej ścieżce. Jeśli to, co robisz, jest
zgodne z obranym celem, życie nabiera właściwego rytmu, a każdy
krok odbija się zgodnym echem w głowie i w sercu. Nie bądź
zaskoczony tym, że jeśli twoje życie będzie miało konkretny cel,
zaczniesz w pracy nucić i pogwizdywać pod nosem.
Kiedy postawisz sobie pytanie: „Jaką jedną rzecz mogę zrobić w
życiu, ważną dla mnie i dla świata, a zarazem taką, że gdy będzie
zrobiona, wszystko inne stanie się prostsze albo nieistotne?” –
wykorzystasz potęgę filozofii jednej rzeczy do wykreowania
życiowego celu.
Ważne wnioski
1
Ang. scrooge znaczy dusigrosz (przyp. tłum.).
14 O PRIORYTETACH W ŻYCIU
W oparciu o mój długofalowy cel, jaką jedną rzecz mogę zrobić w ciągu kolejnych
pięciu lat z myślą o jego realizacji? A teraz, w oparciu o cel pięcioletni, jaką jedną
rzecz mogę zrobić w tym roku z myślą o realizacji celu pięcioletniego, który zbliży
mnie do realizacji celu długofalowego? A w oparciu o cel na ten rok, jaką jedną
rzecz mogę zrobić w tym miesiącu z myślą o realizacji celu rocznego, który zbliży
mnie do realizacji celu pięcioletniego, ten zaś do długofalowego? W oparciu o cel
na ten miesiąc, jaką jedną rzecz mogę zrobić w tym tygodniu z myślą o realizacji
celu miesięcznego, który zbliży mnie do realizacji celu rocznego, ten zaś do
pięcioletniego, a ten z kolei do długofalowego? A w oparciu o cel na ten tydzień,
jaką jedną rzecz mogę zrobić dzisiaj z myślą o realizacji celu tygodniowego, który
Ważne wnioski
1L. Carroll, Alicja w krainie czarów; tłum. A. Marianowicz; Nasza Księgarnia, Warszawa
1988.
15 O PRODUKTYWNOŚCI W
ŻYCIU
Nie nastawiam się już na to, żeby zrobić coraz więcej, ale na to,
aby mieć jak najmniej do zrobienia.
– Francine Jay
REZERWOWANIE CZASU
Często mawiam, że wywodzę się z „długiej linii ludzi chronicznie
nieruchawych”. Na ogół wywołuję tym stwierdzeniem salwę śmiechu,
ale jest w nim szczypta prawdy. Czasami mam wrażenie, że mój
genom więcej ma wspólnego z genami żółwia niż królika. Dla
odmiany pewni ludzie, z którymi mam przyjemność współpracować,
wydają się wręcz tryskać energią. Fascynuje mnie, że są w stanie
pracować po godzinach przez długi czas i nigdy nie sprawiają
wrażenia zmęczonych. Kiedy próbuję im dorównać, nie mija nawet
tydzień, a mój organizm zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Odkryłem, że niezależnie od tego, jak się staram, nie potrafię
podnieść swojej produktywności poprzez zwiększenie ilości czasu
przeznaczanego na pracę. To dla mnie po prostu fizycznie
niemożliwe. Biorąc pod uwagę własne ograniczenia, musiałem
znaleźć jakiś sposób na osiągnięcie jak największej efektywności w
ramach godzin, które jestem w stanie przepracować.
Rozwiązanie? Rezerwowanie czasu.
Większość ludzi uważa, że nigdy nie będą mieli dość czasu, by
odnieść sukces, ale okazuje się, że to możliwe – trzeba go tylko
zarezerwować. To skuteczny sposób postrzegania i wykorzystywania
czasu, ukierunkowany na osiąganie konkretnych efektów. To metoda,
która daje pewność, że to, co ma być zrobione, zrobione będzie.
Alexander Graham Bell powiedział: „Skoncentruj wszystkie swoje
myśli na bieżącym zadaniu. Promienie słońca nie wzniecą ognia,
dopóki się ich nie skupi”. Rezerwowanie czasu pozwala wziąć własną
energię w karby i skierować ją na najważniejszą pracę. To jedno z
najskuteczniejszych działań, jakie można podjąć w imię
produktywności.
Sięgnij zatem po kalendarz i zarezerwuj w nim czas potrzebny na
wykonanie jednej rzeczy. Jeśli ma ona charakter jednorazowy,
wygospodaruj na nią potrzebną liczbę godzin i dni. Jeśli wymaga
regularności, zarezerwuj odpowiedni przedział czasu każdego dnia,
aby wyrobić w sobie nawyk zajmowania się nią. Wszystko pozostałe
– inne projekty, praca biurowa, e-maile, telefony, korespondencja,
spotkania, itd. – musi poczekać. Dzięki takiej rezerwacji czasu twój
dzień pracy będzie zaplanowany tak efektywnie, jak to tylko możliwe,
w dodatku w sposób, który wejdzie ci w krew do końca życia.
Niestety, jeśli postępujesz podobnie do większości ludzi, twój
typowy dzień może wyglądać na przykład tak jak na rysunku 27, a
czas poświęcany na to, co najważniejsze, ciągle się kurczy.
1. Dąż do mistrzostwa.
2. Przejdź od E do P.
3. Bądź odpowiedzialny.
1. DĄŻ DO MISTRZOSTWA
Kunszt, wirtuozeria – te słowa ostatnio słyszy się coraz rzadziej,
mimo że ich rola w wybitnych osiągnięciach ani trochę nie zmalała.
Choć początkowo może onieśmielać, mistrzostwo postrzegane jako
pewna droga, a nie konkretny cel, staje się bardziej przystępne i
osiągalne. Większość ludzi traktuje mistrzostwo jako zwieńczenie –
koniec drogi, ale w gruncie rzeczy jest to raczej pewien sposób
myślenia i działania, nieustanna podróż. Jeśli będziesz doskonalić
właściwą rzecz, to dążenie do mistrzostwa w tej dziedzinie sprawi,
że wszystko inne stanie się łatwiejsze albo nieistotne. Właśnie
dlatego wybór dziedziny jest tak ważny.
Mistrzostwo odgrywa kluczową rolę w układaniu kostek domina.
Uważam, że właściwe podejście do mistrzostwa polega na
dawaniu z siebie jak najwięcej tak, aby stać się jak najlepszym w
swojej najważniejszej pracy. Dążenie do niego to postawa czeladnika,
który nieustannie się uczy i po wielokroć, na nowo odkrywa podstawy
swojej dziedziny na niekończącej się drodze do doskonalenia i
zdobywania doświadczenia. Potraktuj to następująco: na pewnym
etapie karatecy z białymi pasami i bardziej zaawansowani z
brązowymi znają te same podstawowe bloki i ciosy, co mistrzowie z
czarnymi pasami. Różnica polega na tym, że adepci nie trenowali
wystarczająco długo, aby wykonywać ćwiczenia z równą biegłością.
Kreatywność, jaką można zaobserwować u posiadaczy czarnych
pasów, wynika z mistrzowskiego opanowania technik znanych też
nowicjuszom. Ponieważ nauka nigdy się nie kończy, mistrzostwo w
gruncie rzeczy oznacza bycie specjalistą w tym, co się już opanowało
i czeladnikiem w tym, czego się jeszcze nie zna. Innymi słowy,
jesteśmy mistrzami w tym, co za nami, i uczniami w tym, co nas
czeka. Właśnie dlatego postrzegam mistrzostwo jako drogę. Alex Van
Halen powiedział, że kiedy wychodził na noc, jego brat Eddie siedział
na łóżku i ćwiczył grę na gitarze, a kiedy wiele godzin później wracał,
Eddie tkwił w tym samym miejscu, nadal ćwicząc. Właśnie na tym
polega droga do mistrzostwa – nigdy się nie kończy.
W 1993 roku psycholog K. Anders Ericsson opublikował na
łamach periodyku „Psychological Review” artykuł zatytułowany The
Role of Deliberate Practice in the Acquisition of Expert Performance
(Rola wytrwałych ćwiczeń w osiąganiu doskonałości). Tekst stał się
punktem zwrotnym w rozumieniu mistrzostwa i obalił mit, jakoby
ekspert w jakiejś dziedzinie miał być koniecznie utalentowany,
naturalnie uzdolniony, czy wręcz urodził się cudownym dzieckiem.
Ericsson odkrył przed nami tajniki mistrzostwa i opracował
koncepcję „reguły 10 tysięcy godzin”. Jego badania wykazały, że
wirtuozeria w różnych dziedzinach ma wspólny mianownik w postaci
celowych, regularnych, wieloletnich ćwiczeń, dzięki którym
mistrzowie stają się tym, kim są – elitą. W jednym z badań udowodnił,
że te skrzypaczki i ci skrzypkowie, którzy do dwudziestego roku
życia poświęcili na ćwiczenia ponad 10 tysięcy godzin, osiągnęli
wyraźnie wyższy poziom od reszty. Stąd nazwa reguły. Wielu
wybitnych wykonawców dochodzi do mistrzostwa w ciągu około
dziesięciu lat, co oznacza trzy godziny ćwiczeń dziennie, przez 365
dni w roku. Jeśli twoja jedna rzecz ma związek z pracą, a ty
przepracowujesz około 250 dni w roku (zakładając pięciodniowy
tydzień pracy i 50 tygodni roboczych), to – aby utrzymać właściwe
tempo rozwoju na drodze do mistrzostwa – powinieneś zajmować się
nią cztery godziny dziennie. Brzmi znajomo? Ta wartość nie jest
przypadkowa. To dokładnie tyle czasu, ile powinieneś zarezerwować
każdego dnia na swoją jedną rzecz.
Przede wszystkim jednak zainwestowane godziny przekładają się
na doświadczenie. Michał Anioł powiedział: „Jeśli ludzie wiedzieliby,
jak ciężko musiałem pracować na swoje mistrzostwo, moje dzieła
przestałyby się im wydawać tak piękne”. Sens tych słów jest
oczywisty. Czas regularnie poświęcany na doskonalenie się w pewnej
dziedzinie zawsze będzie wart więcej niż naturalny talent. Mógłbym
powiedzieć po prostu: „zaklep sobie” ów czas, ale to nie wystarczy –
on ma być zarezerwowany; „nie do ruszenia”.
Poświęcając czas na realizację jednej rzeczy, koniecznie podejdź
do niej z nastawieniem na osiągnięcie doskonałości. Tak w pełni
wykorzystasz sposobność do bycia jak najbardziej produktywnym; a
w konsekwencji staniesz się najlepszym, jakim możesz się stać. I
jeszcze jedna ciekawostka: im bardziej produktywny jesteś, tym
większa szansa, że twoja praca przyniesie niespodziewane,
dodatkowe korzyści, które w przeciwnym razie przeszłyby ci koło
nosa. Dążenie do doskonałości procentuje.
W miarę podążania drogą do mistrzostwa, będzie rosła zarówno
twoja pewność siebie, jak i kompetencje. Odkryjesz, że ta droga nie
różni się zbytnio od realizacji kolejnych celów. Zapewne będziesz też
mile zaskoczony faktem, iż poświęcenie się jednej rzeczy może
stanowić platformę do realizacji innych spraw, a także je
przyspieszać. Wiedza przyciąga wiedzę, a umiejętności rodzą kolejne
umiejętności. Dzięki temu będzie ci łatwiej przewracać kostki
domina w przyszłości.
Droga do mistrzostwa nie kończy się nigdy i nigdy nie przestaje
przynosić korzyści. W przełomowej książce Mastery (Mistrzostwo)
George Leonard opowiedział historię Jigoro Kano, twórcy dżudo. Jak
chce legenda, na łożu śmierci Kano wezwał swoich uczniów i
poprosił, aby pogrzebano go w stroju z białym pasem. To
ponadczasowy symbol. Najznamienitszy mistrz swojej sztuki walki
przyjął stopień uczniowski na znak tego, że jego droga jako
wiecznego ucznia nigdy się nie skończyła. Rezerwowanie czasu jest
niezbędne do osiągnięcia mistrzostwa, a mistrzostwo stanowi
kluczowy powód, aby ów czas rezerwować. Te dwie sprawy zawsze
idą ręka w rękę – jeśli robisz jedno, robisz także i drugie.
2. PRZEJDŹ OD E DO P
Na szkoleniach dla ludzi sukcesu często pytam: „Czy robisz to
najlepiej, jak umiesz, czy najlepiej, jak tylko da się to zrobić?”. Choć
w gruncie rzeczy pytanie nie ma być podchwytliwe, ludzie i tak
wpadają w jego pułapkę. Wielu uświadamia sobie, że choć dają z
siebie wszystko, to i tak nie osiągają tego, co potencjalnie leży w ich
zasięgu, gdyż nie chcą niczego zmieniać w utartych metodach
postępowania. Droga do mistrzowskiego opanowania jakiejś
dziedziny polega nie tylko na tym, by robić wszystko najlepiej, jak się
umie, lecz także by robić najlepiej, jak da się to zrobić. Ciągłe
doskonalenie w danej dziedzinie to klucz do maksymalnego
wykorzystania zarezerwowanego czasu.
Nazywam to przejściem od E do P.
Kiedy wstajesz rano z łóżka i zaczynasz nowy dzień, możesz
zacząć działać na dwa sposoby: energicznie (E) albo pomysłowo (P).
Podejście energiczne jest naturalne. Polega na tym, że bierzesz na
warsztat to, co chcesz robić, albo to, co powinno zostać wykonane, i
przystępujesz do działania z energią, entuzjazmem, korzystając z
własnych naturalnych zdolności. Wszystkie wrodzone umiejętności
mają jednak swoje ograniczenia. Choć jest to oczywiście kwestia
indywidualna i uzależniona od rodzaju zadania, można na nie liczyć
tylko do pewnego stopnia. Jeśli dać niektórym ludziom do ręki
młotek, okaże się, że są urodzonymi stolarzami. Jeżeli dać młotek do
ręki mnie – okaże się, że mam wrodzony talent do tłuczenia się w
palce. Innymi słowy, niektórzy ludzie potrafią intuicyjnie, zręcznie
posługiwać się młotkiem, bez większych wyjaśnień i dłuższych
ćwiczeń, ale są też inni – tacy jak ja – dla których samo wzięcie
młotka do ręki stanowi kres naturalnych możliwości. Jeśli efekt
twoich działań w mniej istotnych dziedzinach jest satysfakcjonujący,
niezależnie od jego obiektywnego poziomu, to możesz z dumą
popatrzeć na swoje dzieło i przejść nad nim do porządku dziennego.
Ale jeżeli pracujesz nad swoją jedną rzeczą, to musisz rzucić
wyzwanie naturalnym ograniczeniom, a to wymaga innego podejścia:
pomysłowego.
3. BĄDŹ ODPOWIEDZIALNY
Bezsprzecznie to, co osiągasz, wynika wprost z tego, co robisz.
Działania determinują rezultaty, a rezultaty dają fundament do
dalszych działań. Bądź odpowiedzialny za to, co robisz, a opisane
sprzężenie zwrotne pozwoli ci odkryć przepis na osiągnięcie
ponadprzeciętnych efektów. Z tego wynika ostatnie zobowiązanie,
polegające na wzięciu na siebie odpowiedzialności za każdy cykl
podejmowanych działań i ich rezultatów.
Umiejętność wzięcia na klatę następstw własnych działań, a
innymi słowy – uświadomienie sobie, że nikt inny, tylko ty w pełni za
nie odpowiadasz, to jedno z najskuteczniejszych narzędzi w walce o
sukces. Z tego względu zobowiązanie do odpowiedzialności jest
przypuszczalnie najważniejszym spośród wszystkich trzech. Bez
niego twoja droga do mistrzostwa zostanie raptownie przerwana z
chwilą natknięcia się na pierwsze poważne przeszkody. Bez tego
zobowiązania nie będziesz potrafił znaleźć sposobów na
pokonywanie kolejnych barier. Ludzie odpowiedzialni przyjmują na
siebie niepowodzenia i nie zrażają się nimi. Ludzie odpowiedzialni
trwają pomimo problemów i nie przestają walczyć. Ludzie
odpowiedzialni są nastawieni na konkretne efekty i nigdy nie
poprzestają na działaniach, umiejętnościach, wzorcach, systemach i
relacjach, które się nie sprawdziły. Bez wahania dają z siebie
wszystko i robią wszystko, aby osiągnąć swój cel.
Ludzie odpowiedzialni osiągają efekty, o których inni mogą tylko
pomarzyć.
Jeśli chodzi o życie – można być albo jego autorem, albo ofiarą;
być albo odpowiedzialnym, albo nie. Może to brzmi brutalnie, ale
taka jest prawda. Codziennie decydujemy się albo na jedno, albo na
drugie, a konsekwencje dokonanych wyborów pozostają z nami już
na zawsze.
Rys. 32. Nie odgrywaj ofiary – bądź odpowiedzialny!
Ważne wnioski
1. Nieumiejętność odmawiania.
2. Lęk przed chaosem.
3. Złe nawyki zdrowotne.
4. Brak wsparcia ze strony otoczenia.
1. NIEUMIEJĘTNOŚĆ ODMAWIANIA
Usłyszałem kiedyś, że aby ochronić jedno „tak”, trzeba tysiąc razy
powiedzieć „nie”. Na początku mojej kariery nie docierało do mnie
znaczenie tych słów. Dziś uważam, że nawet one nie oddają
prawdziwej wagi problemu.
Rozpraszanie się w chwilach, gdy próbujesz pracować w
skupieniu, to jedno; sabotaż twoich planów, zanim w ogóle zabierzesz
się do ich realizacji – to zupełnie coś innego. Klucz do ochrony
własnego „tak” oraz własnej produktywności polega na mówieniu
„nie” każdemu, kto mógłby wytrącić cię z rytmu.
Koledzy będą prosili o radę i wsparcie. Współpracownicy będą
chcieli zaangażować cię do projektów w zespole. Przyjaciele mogą
oczekiwać, że im pomożesz. Nieznajomi będą cię absorbowali. Z
każdej możliwej strony będą się pojawiały zaproszenia i sprawy
domagające się twojej uwagi. Od tego, jak sobie z tym wszystkim
poradzisz, zależy ilość czasu, jaka pozostanie ci na jedną rzecz – to
zaś wpłynie na efekty twoich działań.
Sprawa jest prosta: jeśli na coś się zgadzasz, musisz sobie
uzmysłowić, co tym samym automatycznie odrzucasz. Sidney
Howard, scenarzysta słynnego Przeminęło z wiatrem, radził:
„Połowę wiedzy o tym, czego się chce, stanowi świadomość, z czego
trzeba zrezygnować, aby to zdobyć”. Najlepszy sposób na
osiągnięcie wielkiego sukcesu polega na ukierunkowywaniu się, a
jeśli człowiek to zrobi, musi mówić „nie” – i to bardzo często.
Znacznie częściej, niż mogłoby ci się wydawać.
Trudno o lepszego specjalistę od ukierunkowywania się niż Steve
Jobs. Był równie dumny z produktów, z których zrezygnował, jak i z
tych przełomowych, budujących wizerunek marki Apple. W ciągu
dwóch lat od powrotu do firmy w 1997 roku z 350 produktów Apple
pozostawił jedynie dziesięć. To wyrażone 340 razy „nie” – nawet jeśli
nie liczyć propozycji, które zapewne pojawiły się w międzyczasie.
Podczas MacWorld Developers Conference w 1997 roku Jobs
wyjaśnił swoje podejście następująco: „Koncentrowanie się na czymś
na ogół kojarzy się nam z mówieniem »tak«. Błąd! W koncentrowaniu
się chodzi o mówienie »nie«!”. Dążył do osiągnięcia
ponadprzeciętnych rezultatów i doskonale wiedział, że prowadzi do
nich tylko jedna droga. Był mistrzem w mówieniu „nie”.
Sztuka mówienia „tak” jest więc w równej mierze sztuką
odmawiania. Jeśli mówisz „tak” wszystkim, równie dobrze możesz
nie mówić tego nikomu. Każde kolejne zobowiązanie zmniejsza twoją
efektywność w tym, czego się do tej pory podjąłeś. Innymi słowy – im
więcej rzeczy robisz, tym mniejsze sukcesy odnosisz w każdej z
dziedzin. Nie da się zadowolić wszystkich, więc nie próbuj tego. A
jeżeli mimo to będziesz czynił takie starania, to jedynym
człowiekiem, który z pewnością wyjdzie z tego niezadowolony,
będziesz ty.
Pamiętaj, że „tak” dla twojej jednej rzeczy ma absolutny
priorytet. Dopóki będziesz o tym pamiętał, mówienie „nie” wszystkim
i wszystkiemu, co utrudnia ci właściwe wykorzystanie
zarezerwowanego czasu, jest w pełni akceptowalne.
Reszta to kwestia sposobu.
Każdy z nas ma mniejsze lub większe problemy z odmawianiem.
Powodów jest wiele. Lubimy być pomocni. Nie chcemy ranić.
Pragniemy być troskliwi i przejawiać empatię. Nie chcemy być
uważani za wyrachowanych i oziębłych. To absolutnie zrozumiałe.
Bycie potrzebnym jest niezwykle satysfakcjonujące, zaś pomaganie
innym może dawać głębokie poczucie spełnienia. Skupienie się na
własnych celach, wymagające zrezygnowania z innych spraw i
problemów – zwłaszcza dotyczących ludzi nam bliskich – może się
wydawać egoistyczne. Ale nie musi.
Mistrz marketingu, Seth Godin, powiedział: „Możesz powiedzieć
»nie« z szacunkiem, możesz powiedzieć »nie« bez wyjaśnienia,
możesz swoim »nie« wyprzedzić czyjeś potencjalne »tak«. Ale
mówienie »tak« dlatego, że nie potrafisz znieść krótkotrwałego
dyskomfortu związanego z odmową z pewnością nie ułatwi ci pracy”.
Godin trafił w sedno. Możesz zaoszczędzić sobie mówienia „tak” i
nauczyć się odmawiać z korzyścią – dla siebie i dla innych.
Oczywiście, za każdym razem gdy mówisz „nie”, możesz
poprzestać na samej odmowie. Nie musisz się tłumaczyć. To nic
złego. Tak naprawdę powinieneś mieć ten podstawowy wybór w
każdej sytuacji. Ale jeśli w pewnych przypadkach uznasz, że należy
powiedzieć „nie” w taki sposób, by podać pytającemu pomocną dłoń,
istnieje wiele sposobów na to, aby odmówić, ale przy okazji wskazać
drogę do realizacji celu.
Możesz zadać pytanie, dzięki któremu znajdzie potrzebną pomoc
gdzie indziej. Możesz zasugerować inne podejście do problemu –
takie, które w ogóle nie będzie wymagało pomocy. Nawet jeśli nie
będziesz wiedział, co da się zrobić w danej sytuacji, możesz
delikatnie zachęcić pytającego do większej pomysłowości. Możesz
też kulturalnie przekazać jego prośbę komuś innemu, kto będzie w
stanie bardziej pomóc.
A jeśli mimo wszystko postanowisz powiedzieć „tak”, to przecież
da się wyrazić zgodę na wiele różnych, kreatywnych sposobów.
Innymi słowy – możesz wykorzystywać swoje zgody. Żadne wsparcie
techniczne, punkt obsługi klienta czy centrum informacyjne nie
mogłyby istnieć bez tego rodzaju strategicznego podejścia.
Wydrukowane gotowce, zestawienia z często zadawanymi pytaniami,
dokumentacja z wyjaśnieniami, zarejestrowane instrukcje i
wskazówki, przekazywanie informacji, listy, katalogi, foldery i
specjalne szkolenia – wszystko to może się przydać w takim
mówieniu „tak”, aby ochronić czas zarezerwowany na priorytetowe
sprawy. Właśnie w ten sposób postępowałem w swojej pierwszej
pracy na stanowisku menedżera sprzedaży. Organizowałem szkolenia
mające na celu ucinanie często zadawanych pytań już na wstępie;
drukowałem je albo rejestrowałem, a potem tworzyłem bibliotekę
gotowych odpowiedzi, do której mój zespół mógł sięgnąć za każdym
razem, gdy nie byłem fizycznie dostępny.
Z tamtego okresu wyniosłem najcenniejszą lekcję mówiącą o tym,
że warto wypracować sobie pewną filozofię i podejście do
zarządzania przestrzenią osobistą. Z upływem czasu stworzyłem coś,
co nazwałem „regułą jednego metra”. Jeśli wyciągnę jedną rękę
przed siebie najdalej, jak tylko się da, to od szyi do czubków palców
mierzy ona niecały metr. W ramach mojej strategii zarządzania
czasem wprowadziłem ograniczenia dotyczące tego, kto i co może
zbliżyć się do mnie na tę odległość. Reguła jest prosta: żebym w
ogóle wziął sprawę pod uwagę, musi mieć ona związek z moją jedną
rzeczą. Jeśli nie ma – odmawiam albo stosuję jedną z metod
delegowania problemu, o których pisałem wcześniej.
Umiejętność odmawiania nie jest pierwszym krokiem do tego, by
zostać pustelnikiem. Wręcz przeciwnie. To doskonały sposób na
osiągnięcie maksimum swobody i elastyczności działania. Twój talent
i możliwości są w pewnym stopniu ograniczone. Twój czas także nie
jest z gumy. Jeśli nie będziesz się starał, aby twoje życie kręciło się
wokół tego, na czym ci zależy, to niemal z pewnością zacznie ono
dryfować w kierunku spraw, którymi nie miałeś zamiaru się
zajmować.
W artykule opublikowanym w 1977 roku w magazynie „Ebony”
fenomenalny komik Bill Cosby znakomicie scharakteryzował
omawianego złodzieja produktywności. Otóż na początku swojej
kariery Cosby przeczytał pewną maksymę, którą bardzo wziął sobie
do serca: „Nie wiem, co jest kluczem do sukcesu, ale kluczem do
klęski jest chęć zadowolenia wszystkich”. Naprawdę warto żyć
według tej zasady. Jeśli nie będziesz potrafił wystarczająco często
mówić „nie”, tak naprawdę nigdy nie będziesz mógł powiedzieć „tak”
swojej jednej rzeczy i jej osiągnąć. Albo jedno, albo drugie – wybór
należy do ciebie.
Jeśli powiesz szczere i entuzjastyczne „tak!” dla swojej jednej
rzeczy i będziesz równie stanowczo mówił „nie!” wszystkiemu
innemu – postawisz ważny krok na drodze do wyjątkowych
rezultatów.
Rys. 33. Stwórz efektywne środowisko, które będzie wspierało twoją pracę nad jedną rzeczą
Ważne wnioski
PRZYJACIELSKA PORADA
Sukces jest satysfakcjonujący, droga do niego przynosi spełnienie, ale
jest jeszcze lepszy powód, by wstawać codziennie rano i podejmować
działania z myślą o jednej rzeczy. W życiu, które warto przeżyć,
dążenie do spełnienia w kwestiach najbardziej dla ciebie istotnych
przynosi nie tylko sukces i szczęście, ale i coś jeszcze cenniejszego.
Poczucie, że niczego nie żałujesz.
Co teraz?
Masz za sobą lekturę całej książki. Przyswoiłeś jej treść. Jesteś
gotów na osiąganie ponadprzeciętnych rezultatów. Co powinieneś
zrobić? Jak wykorzystać koncepcję jednej rzeczy w możliwie
najskuteczniejszy sposób? Wróćmy do samego sedna sprawy i
przyjrzyjmy się, w jaki sposób mógłbyś od razu zaprząc jedną rzecz
do pracy.
Gwoli zwięzłości, będę odtąd skracał decydujące pytanie,
pamiętaj więc o dodaniu: „...ale taką, że gdy będzie zrobiona,
wszystko inne stanie się łatwiejsze albo nieistotne?” na końcu
każdego pytania!
ŻYCIE OSOBISTE
Spróbuj dzięki jednej rzeczy uporządkować najważniejsze aspekty
swojego prywatnego życia. Poniżej znajdziesz garść prostych
przykładów.
Jaką jedną rzecz mogę zrobić w tym tygodniu, aby odkryć albo
potwierdzić sens i główny cel mojego życia…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby w ciągu 90 dni nabrać
oczekiwanej kondycji…?
Jaką jedną rzecz mogę dziś zrobić, aby wzmocnić swoją wiarę…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić, aby znaleźć 20 minut dziennie na
naukę gry na gitarze…? …poprawić rekord zaliczenia wszystkich
dołków na mojej trasie golfowej o pięć uderzeń…? …nauczyć się
malować w sześć miesięcy…?
RODZINA
Wykorzystaj jedną rzecz, by wnieść w rodzinne życie radość i
satysfakcję. Oto kilka sugestii.
Jaką jedną rzecz możemy zrobić w tym tygodniu, aby nasze
małżeństwo było szczęśliwsze…?
Jaką jedną rzecz możemy robić co tydzień, aby spędzać w
rodzinnym gronie więcej czasu…?
Jaką jedną rzecz możemy zrobić dziś wieczorem, aby pomóc
dzieciom w odrobieniu prac domowych…?
Jaką jedną rzecz możemy zrobić, aby nasze następne wakacje
były najlepszymi w życiu…? …nasza następna Gwiazdka…? …
nasza następna Wielkanoc…?
Podkreślam, że są to bardzo proste przykłady. Jeśli możesz je
zastosować w odniesieniu do swojego życia – to znakomicie. W
przeciwnym razie wykorzystaj je w kontekście innych dziedzin, które
są dla ciebie istotne.
Pamiętaj o rezerwowaniu czasu. Zaklep czas dla siebie, aby
zyskać pewność, że najważniejsze sprawy na pewno zostaną
zrobione, a kluczowe umiejętności – udoskonalone. Niekiedy
będziesz musiał zarezerwować czas, aby wpaść na pomysł
rozwiązania, kiedy indziej będziesz rezerwował go po to, by owo
rozwiązanie wdrożyć.
Przyjrzyjmy się teraz życiu zawodowemu i temu, w jaki sposób
można w nim wykorzystać potęgę jednej rzeczy.
PRACA
Wykorzystaj jedną rzecz, aby odmienić swoje zawodowe życie na
lepsze. Oto kilka propozycji na początek.
Jaką jedną rzecz mogę dziś zrobić, aby ukończyć bieżący projekt
przed czasem…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić w tym miesiącu, aby poprawić
jakość moich prac…?
Jaką jedną rzecz mogę zrobić przed kolejną rozmową z szefem,
aby wynegocjować oczekiwaną podwyżkę…?
Jaką jedną rzecz mogę robić każdego dnia, aby kończyć pracę o
czasie i wracać do domu o normalnej porze?
TWÓJ ZESPÓŁ
Wykorzystaj jedną rzecz w zakresie współpracy z ludźmi.
Niezależnie od tego, czy jesteś menedżerem, kierownikiem, czy
właścicielem przedsiębiorstwa, wykorzystaj koncepcję jednej rzeczy
w codziennej pracy, aby poprawić produktywność. Oto kilka
przykładowych scenariuszy.
W trakcie dowolnego spotkania zapytaj: „Jaką jedną rzecz
możemy ustalić na tym spotkaniu, aby skończyć je o czasie…?”.
W trakcie kompletowania grupy roboczej, zastanów się, jaką
jedną rzecz możesz zrobić w ciągu najbliższych sześciu miesięcy,
aby znaleźć wyjątkowy talent i oszlifować go…?
Podczas opracowywania harmonogramu na następny miesiąc, rok
albo pięć lat, zastanów się, jaką jedną rzecz możesz zrobić już
teraz z myślą o realizacji postawionych celów przed czasem i
poniżej wyznaczonego budżetu…?
W ramach swojego działu albo na najwyższym szczeblu
organizacji postaw pytanie: „Jaką jedną rzecz możemy zrobić w
ciągu najbliższych 90 dni, aby szerzej wdrożyć koncepcję jednej
rzeczy…?”.
SZKOŁA
MIEJSCE KULTU
LOKALNA SPOŁECZNOŚĆ
WYDANIE POLSKIE
© for the Polish edition: Galaktyka Sp. z o.o., Łódź 2013
90-562 Łódź, ul. Łąkowa 3/5
tel. +42 639 50 18, 639 50 19, tel./fax 639 50 17
e-mail: info@galaktyka.com.pl; sekretariat@galaktyka.com.pl
www.galaktyka.com.pl
RECENZJE: