Download as odt, pdf, or txt
Download as odt, pdf, or txt
You are on page 1of 12

Słońce leniwie prowadziło swą wędrówkę po niebie nad lasami w okolicach wsi Redwood,

zrzucając swój blask na tutejsze drzewa. Wśród cieni drzew i osłonie chaszczy czaił się wielki szary
wilk, sunąc się powoli przed siebie w kierunku swojej przyszłej ofiary. Samotny rycerz odziany w
pełną zbroję płytową, mierzący ok. 1,84 m, z zawieszonym na plecach mieczem, stoi tuż przed
łowcą, rozglądając się wokół siebie wypatrując czegoś. Drapieżny zwierz szykuję się do ataku i w
mgnieniu oka naskakuję na swą ofiarę, jednakże nim może ją powalić, wojownik wykonuję
błyskawiczny odskok w bok, mijając się z jego szczękami. Wilk lądując na swych łapach, stara się
nawrócić i przygotować następne uderzenie, jednakże nawet nim da radę tego dokonać, w mgnieniu
oka wielki ostrze wojownika odcina łeb stworzenia od reszty ciała, nim to da radę nawet to
zarejestrować.
-Fiu – wysapuję opancerzony wojownik- trzeba przyznać tym wilkom jedną, są zawzięte i
wieśniacy nie kłamali mówiąc że są agresywne jak chorela, każdy inny przynajmniej byłby
niepewny ataku na mnie, a ten uderzył z chęcią rozerwania mojego pancerza i zaspokojenia
swojego głodu moją osobą.
-Mistrzu, czy mógłbyś z łaski swojej przestać wyrywać się do przodu- mówi młodzieniec ubrany w
skórzany pancerz z tabardem mającym na sobie symbol słońca w kolorze szkarłatu, dzierżący
drewnianą tarczę i półtoraręczny miecz, który zbliża się do wojownika, przechodząc przez
chaszcze- nie wiem jak tobie, ale mi się nie widzi bycie rozszarpanym przez te psy tylko dlatego, że
ktoś nie potrafi trzymać się blisko- powiedział ze sporą dozą irytacji.
-Nie narzekaj Philip- odpowiedział wojownik- to ty się wleczesz jak ślimak w melasie, a ja nie
mam cierpliwości by się z tobą wlec, poza tym, czy my nie ustaliśmy, że masz się do mnie zwracać
Zygfryd ? Słowo '' mistrz '' powoduję, że czuję jakbym miał 60 na karku jak Alphin , a aż tak stary
nie jestem- powiedział w sztucznie urażonym tonie.
-To fakt , mistrzu , tylko niedawno ukończyłeś 45 lat – powiedział z przekąsem Philip.
-Zamilcz- powiedział zirytowany Zygfryd- akurat ja, w przeciwieństwie do niego, wyglądam o
wiele młodziej i nie narzekam na ciągły ból w lewym nadgarstku, więc w ogólnym rozrachunku,
trzymam się lepiej niż on -powiedział to wypinając pierś.
-Skoro tak uważasz - pokręcił oczami młodzik.
-Dobra, skończmy już te docinki - powiedział władczym tonem Zygfryd- mamy zadanie do
wykonania, a ja mam niejasne wrażenie, że zbliżamy się do matecznika.- mówiąc to wytężył wzrok
i słuch.
Milknąc, ruszyli przed siebie w głąb puszczy. Przebijanie się przez krzaki i chaszcze przynosiło im
trudności oraz ich spowalniało, z tego też powodu gdy doszli już do miejsca swego przeznaczenia,
słońce powoli już schodziło z nieboskłonu.
-Hmm, chyba dotarliśmy na miejsce- Zygfryd rozejrzał się wokoło- tylko coś tu nie gra, najpierw
tak naprawdę nie mogliśmy przejść 8 kroków nim jakiś wilk na nas naskoczył, a teraz nawet
jednego żeśmy nie widzieli. Co to może....?
Nawet nie zdążył dokończyć myśli, kiedy nagle przed ich dwójką wyskoczył wielki szary wilk.
Przez słowo '' wielki'', mam na myśli takiego, który grzbietem dochodzi Zygfrydowi do twarzy.
- To chyba alfa watahy- powiedział otrząsający się z oszołomienia mistrz- tylko trochę przerośnięty,
a przez '' przerośnięty'', mam na myśli '' niedorzecznie wielki''- mówiąc do dobył swojego
zweihandera.
- Przecież on swoje paszczy mógł spokojnie zmieścić moją rękę- ujął Philip nerwowo ściskając
swój oręż.
-Dlatego ty trzymasz się z tyłu- wypowiedział to twardym tonem mistrz młodzieńca- ja będę
trzymał jego uwagę, zaś ty będziesz podchodził z boku i starał się zranić, tylko pamięta,j żadnej
brawury- skończył równie twardo.
- Tak jest, Zygfrydzie- powiedział posłusznie giermek.
Po zajęciu, ruszyli na zwierzę. Alfa cały czas ich obserwowała i warczała, ale widząc zdecydowany
ruch w swoją stronę postanowiła ruszyć do ataku. Rzuciła się cała swoją masą na Zygfryda,
rozwierając swoje szczęki, by chwycić rycerza. Mistrz szybko odskoczył na bok i starał się ugodzić
zwierzę, ale to za szybko się pozbierało po ataku. Wilk teraz niemrawo podchodził i badał swoją
ofiarę, zaś Zygfryd starał się trzymać dystans i obserwować poczynania bestii. Zwierze nagle
wyskoczyło przed siebie by zaszarżować na wojownika i go spróbować powalić, jednakże
doświadczony szermierz szybko uderzył od góry rękojeścią broni prosto w głowę bestii,
oszałamiając ją, a gdy ta wycofywała po nieudanej ofensywnie, dostał od Zygfryda pchnięciem
prosto w lewą łapę. Wilk zawył boleśnie i wlepił swoje nienawistne spojrzenie w swą niedoszłą
ofiarę, ciężko oddychając w jego stronę, zaś sam wojownik uśmiechał się pod hełmem. Bestia znów
ruszyła do przodu, tylko w ostatnim momencie zmieniła swój tor i rzuciła się z zębami prosto na
broń rycerza, którą chwyciła w swoją paszczę i starała mu się ją wyrwać z rąk, a przy okazji
wytrącić go z równowagi, jednakże nie zwróciła uwagi na jego młodego kompana, który zakradł się
z boku i zrobił cięcie równo po wysokość ciała wilka. Wilk wypuścił oręż i teraz ciężko już
zdyszany, skupił swoją uwagę na pominiętym przez nią wojowniku. Monstrum zawarczało groźne i
w tym samy momencie naskoczyło na młodzieńca. Mistrz nie zdążył zareagować i przechwycić
napastnika i bestia leciała prosto na Philipa. Bestie już czuła zapach jego krwi i rozwarła swą
paszczę by go ugryźć, jednakże nagle doznała potężnego bólu, gdyż dostała tarczą prosto w pysk.
Odrzucane do tyłu zwierzę i oszołomione, nie zauważyło ostrza, które naglę błysnęło i
odseparowało jego głowę od ciała.
- Dobra, już nie w stanie- powiedział to dyszący ciężko Zygfryd- zaś ty- podszedł do swego
giermka i nagle uderzył go swoją opancerzoną rękawicą w tył głowy- zrobiłeś coś skrajne głupiego
i mogłeś to przepłacić życiem- mówił to patrząc na niego surowo.
- Ał – wystękał Philip masując się w miejscu uderzenia.
- Jednakże- w tym momencie mistrz położył swoją rękę na barku ucznia- trzeba przyznać, że nieźle
ci wyszedł ten manewr i dał mi w końcu otwarcie jakiego potrzebowałem by to skończyć- mówił to
przyjaznym tonem-ale- i podniósł dramatycznie palec wskazujący- na następny raz powstrzymaj się
od tego typu manewrów, zrozumiano ?
- Tak jest, Zygfrydzie- ujął krótko Philip.
-Dobrze- zdjął hełm rycerz. Spod niego zaś ukazała się głowa z ciemno brunatnymi włosami, z
lekkim zarostem oraz zielonych oczach. Pod lewym okiem zaś miał bliznę, a na prawej stronie
karku widać było głęboką szramę- chyba nic tu po nas, zabieramy głowę alfy i pokazujemy
wieśniakom i ogłaszamy że jest po problemie, lepiej się pośpieszmy bo powoli się...
Nie zdążył dokończyć zdania, gdy nagle zaczęli słyszeć tykający dźwięk.
- Co to takiego- powiedział skołowany giermek.
-Czekaj- nakazał rycerz, przeszukując tylne sakiewki. Nagle z jednej z nich wyciągnął kompas,
tylko że zamiast normalnej strzałki miał tam niewielki niebieski kryształ- Hmm, dziwne.
- Co to takiego- zapytał zaciekawiony Philip.
- Takie małe urządzenie od mojego przyjaciela maga, służy do wykrywania źródeł magii-
powiedział badawczo Zygfryd- ale że reaguję tutaj ? Hmm, coś tu musi być. Chodź, zobaczmy
gdzie nas zaprowadzi.
W ten sposób wyruszyli z matecznika, dalej w głąb puszczy, gdzie po długich walkach z lasem, w
końcu dotarli do miejsca gdzie wskazywał kompas. Stali teraz przed zrujnowanym wejściem do
jakiejś struktury wydrążonej w skale.
- Hmm- głośno myślał mistrz- wygląda na krasnoludzką architekturę, jeżeli mam zgadywać jest to
wejście do odosobnionego skarbca, tylko że w żadnym z zapisów nie ma nic, by występowały tu
jakieś krasnoludzkie osiedla- złapał się za głowę.
- Może o nim zapomniano- powiedział nieśmiało Philip.
- Niemożliwe, akurat jeżeli chodzi o zapisy, krasnolud są bardzo wnikliwe w ich prowadzeniu-
pokręcił głową mistrz- musieli mieć jakiś powód by o nim nie wspominano, ale pytanie tylko: jaki ?
Z tym pytaniem weszli w głąb struktury i nie przeszli kilku kroków gdy zobaczyli świadectwo
teraźniejszych okupantów obiektu.
- Gobliny- powiedział z pogardą rycerz- widać postanowił się tu zadomowić, patrząc na tą
siermiężna rzecz, która jest ich '' totemem ''- cedził każde słowo z dozą jadu w nim.
- Wracamy by powiadomić wioskę ?- zapytał giermek.
- Nie- odpowiedział stanowczo mistrz- zajmiemy się tym teraz , a potem powiadomi, że istniał
takowy problem, ale już się go pozbyliśmy, więc upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu-
powiedział to z drapieżnym uśmiechem.
Weszli dalej w głąb i bardzo szybko się natknęli na jednego z domowników. Biedna, krępa zielona
istota nawet nie miała czasu by zareagować, gdy nagle zostało rozcięta na dwie części. W tym
samym momencie rozbiegły się kroki, które coraz to bardziej się oddalały w głąb struktury.
-Oho- powiedział to z ekscytacją Zygfryd- czeka na nas komitet powitalny.
Nie mylił się, w wielkiej zrujnowanej sali zbierała się i czekała na nich chmara goblinów, z czego
jeden się bardzo wyróżniał ze swoim pióropuszem na głowie.
-To ich wódz- zawadiacki uśmiech pojawił się na twarzy rycerza- on jest mój, ty zaś pomóż mi z
resztą.- powiedział rozkazującym tonem.
- Zrozumiano- odparł krótko giermek.
Ruszyli naprzeciw goblinom. Przeciwko nim stało 12 z włóczniami, 8 z łukami, 5 wyposażonych w
kiepskie sztylety, 2 z tasakami i kiepskimi tarczami oraz ich wódz z krótkim mieczem. Trójka, która
z włóczniami wyszła naprzeciw, zostało szybko ścięta przez Zygfryda jednym cięciem, zaś para
włócznia i sztylet rozbiła się o tarczę Philipa, gdzie jeden dostał pchnięcie w krtań, a drugi miał
rozbitą głowę o krawędź tarczy. Łucznicy zaczęli wypuszczać strzały w ich kierunku tylko ich
nędzna jakość nie mogła się przebić przez pancerz rycerza i tarcze giermka. Kolejnych czterech
włócznik skonało z ręki mistrza, zaś dwóch ze sztyletami i jeden z tasakiem padli przed giermkiem.
Wódz czując presje , zaczął się cofać i ściskać swój krótki miecz z narastającym poczuciem strachu.
Dwoje włóczników i dwóch łuczników konała przed szermierzem, a osamotniony tasak w porywie
desperacji rzucił się prosto na Zygfryda, lecz nie zdążył do niego dojść, gdyż został przechwycony
przez ostrze Philipa, które roztrzaskało jego tarcze a samego goblina przecięło na wskroś, a potem
giermek dokończył dwóch włóczników wraz ze sztyletem. Wódz został już tylko z jednym
sztyletem i sześcioma łucznikami, którzy nie stanowili najmniejszego problemu dla dwójki
wojowników. Rycerz błyskawicznie rozprawił się ze sztyletem, a giermek zaczął wyrzynać
łuczników. Wódz zostało przygwożdżony przez opancerzoną postać i zaczął panicznie mierzyć
swoim ostrzem w nią.
- Hi- zachichotał pod nosem Zygfryd- i co niby mi zrobisz pokrako ? Rysę na pancerzu ?-
powiedział pewien siebie mistrz.
Wódz zaczął się panicznie po sobie rozglądać, jednak w pewnej chwili jego wyraz twarzy z
przerażonego zamienił się na sadystyczny uśmieszek. Zygfryd był trochę skołowany tą nagłą
zmianą nastawienia i może miałby czas by się nad tym zastanowić, gdyby nie fakt za nagle coś z
ogromną siła przywaliło mu w bok. Blacha zatrzeszczała od siły uderzenia a sam rycerz poleciał
prosto na ścianę. Zygfrydowi przez chwilę się kręciło w głowie oraz dzwoniło w uszach i nie mógł
nic zobaczyć, nie mówiąc o okropnym bólu w jego lewym boku, jednakże po odzyskaniu ostrości
wzroku dostrzegł winowajcę. Winny jego aktualnego stanu był gigantyczny hobgoblin dzierżący
wielką maczugę, miał szarą karnacje i wystające z pyska kły, a jego małe przekrwione oczy wlepił
się w niego z nienawiścią. Wódz goblinów zaczął się gardłowo śmiać i zajął miejsce na barku
olbrzyma.
- Kurwa mać- powiedział w wyjątkowo nie rycerski sposób- a ty żeś się skąd pojawił, ty
przerośnięta łajzo ?- mówił to sycząc z bólu i wstając na nogi.
Olbrzym na tą obelgę rzucił się na rycerza wymachując dziko maczugą, próbując go trafić. Rycerz
bez problemów uchylił się przed uderzeniem i starał się wyprowadzić kontrę, ale został zatrzymany
przez nagły atak wodza, który musiał zablokować by nie dostać w głowę.
- Dwóch na jednego- stwierdził fakt mistrz- świetnie, gdzie jest Philip gdy go najbardziej
potrzebuję ?- zapytał retorycznie.
Olbrzym albo zrozumiał przesłankę albo zignorował, ponieważ jeszcze raz się zamachnął swoją
bronią tym razem starając się go uderzyć z boku. Mistrz starał się zablokować uderzenie, co było
błędem, ponieważ nie doceniły siły olbrzyma i to wytrąciło mu broń z rąk i nie miał czasu tego
nawet zarejestrować, gdy nagle dostał od Hobgoblina pięścią prosto w twarz, a następnie kopniaka
w brzuch, który jeszcze raz posłał go na ścianę.
- Silny skurwysyn- nawet się już nie silił na trzymanie patosu- i jeszcze zmyślny, już nie mówiąc o
tym knypku na jego grzbiecie- jeszcze raz wstał i wyciągnął z pochwy sztylet.
Olbrzym, czując krew w powietrzu, postanowił to zakończyć uderzeniem z góry by rozłupać mu
głowę. Mistrz dał radę uniknąć ciosu, ale nagle musiał unikać kolejnego od wodza, co
spowodowało, że nagle stracił równowagę i upadł. Widział już jak gigant zamachuję się by
dokończyć dzieła, a wódz zaczął się przeraźliwie śmiać nad jego zgubą.
Jednak zdarzyło się coś niespodziewanego, otóż nagle twarz wodza wykrzywiła się w bolesnym
grymasie, a w następnej chwili stoczył się z barku olbrzyma na ziemie, z jednym z goblinich
sztyletów wystającym mu z karku. Niedoszła kat Zygfryda skołowany odwrócił się za siebie i ujrzał
postać Philipa, która przed chwilą rzuciła sztylet i już była gotowa rzucić następny.
- Ej, wielkolud !- wykrzyczał giermek- Patrz tu jestem, to ja ci zabiłem wodza !- Prowokował go
przy okazji bijąc bronią w tarczę.
Rzeczony wielkolud widząc to, zaryczał z całej siły w gniewie i zaszarżował na Philipa. Philip
rzucił jeszcze jednym sztyletem i go trafił w bark, tylko że nie zrobiło to na nim wrażenia i nadal
kontynuował on swoje natarcie, więc giermek przygotował się na przyjęcie uderzenia. Hobgoblin z
całej siły uderzył prosto w Philipa, a on to przyjął na tarczę. Siła uderzenia była na tyle wielka, że
pomimo bloku, Philip porwał się z ziemi i poleciał wprost na ścianę obok siebie, co go oszołomiło.
Gigant nie tracąc czasu, doszedł do Philipa i złapał go za głowę, jednocześnie podnosząc go do
góry. Teraz Philip patrzył prosto w oczy monstrum, które wyrażały czystą chęć mordu. Zygfryd w
tym czasie się nie ociągał, szybko poderwał się z ziemi i ruszył po swoją broń. Odzyskując ją,
widział jak olbrzym chcę zakończyć żywot jego giermka, więc nie tracąc nawet chwili rzucił się na
niego. Szybko ciął go w bok, co spowodowało skowyt bólu u wielkoluda, a gdy się odwrócił by
ujrzeć swego napastnika, dostał ostrzem prosto w krtań , a następnie obracając ostrze wokół szyi,
jego głowa zostało oddzielona od reszty ciała.
- Niech cię piekło pochłonie- wycedził mistrz- i dlatego nienawidzę tych zielonych mend, one
zawsze mają coś w zanadrzu jakie nie pułapki to jebany hobgoblin, a ten w ogóle był jakiś
przerośnięty !- wypuścił z siebie wiązankę pełną frustracji- Dobra, teraz spokojnie. Philip, czy
wszystko w porządku ?- zapytał z troską.
- Tak- wycedził przez zaciśnięte zęby, przy okazji wstając- no, może oprócz tego, że dzwoni mi
uszach i nie mam czucia w lewej ręce- oznajmił, stabilizując wspomnianą kończynę.
- Rozchodzisz- orzekł rycerz- przysiądziemy na chwilę i opatrzymy rany oraz wypijemy mikstury, a
potem zobaczymy na co tak mój kompas reaguję.- rozkazał i nagle złapał się za klatkę piersiową-
Chyba połamał mi żebro, wielkolud przeklęty- wycedził przez zęby.
Przysiedli przy jednej ze ścian i zaczęli opatrywać sobie rany oraz wypili mikstury lecznice, by
przyśpieszyć proces. W tym samym momencie Philip dostał znów w głowę z płytowej rękawicy.
- AŁ- zasyczał z bólu.
- Zdajesz sobie sprawę, że to co zrobiłeś mogło się skończyć twoją śmiercią, prawda ?! Co ty sobie
w ogóle myślałeś, żeby tak go prowokować ?!- zgromił swego giermka spojrzeniem, jednak potem
zelżał- jednak uratowałeś mi tym życie, więc chyba nie mogę być aż tak zły na ciebie- powiedział,
wypuszczając oddech- tylko na przyszłość już więcej nie próbuj podobnych numerów, dobrze ?-
dodał z troską, na co giermek przytaknął
Philip, w czasie masowania miejsca uderzenia, zauważył jedna interesującą rzecz z pancerzem
swojego mistrza, pomimo otrzymania dość druzgoczącego uderzenia i kilku następnych, pancerz
miał na sobie co najwyżej kilka zarysowani oraz brak wgnieceń.
-Pewnie się zastanawiasz jakim cudem ta zbroja tak dobrze się trzyma- wyrwał go z rozmyśleń
Zygfryd.
Philip złapany na gapieniu się, nieśmiało pokiwał głową.
-Cóż by zaspokoić twoją ciekawość- w jego oczach pojawił błysk- zawdzięczam to mojemu
krasnoludzkiemu przyjacielowi, Hakrinowi Brightmakerowi, chyba najlepsza osoba w kowalskim
fachu jaką znam- powiedział, dumnie wypinając pierś- to jemu zawdzięczam mój pancerz oraz
moją broń.
- Pewnie sporo prosił za swoje usługi- wysnuł Philip.
- Tego nie mogę ukryć- przytaknął mistrz- pomimo naszej znajomości, nadal prosił za swe usługi
bajońskie sumy- skrzywił się na wspomnienie tych sum- ale każda moneta była tego warta jaki
widzisz- mówiąc poklepał się w miejscu uderzenia.
- To widać- mówił to Philip pogrążając się w myślach.
- Niech znów zgadnę- znów go wyrwał z przemyśleń głos mistrza- martwisz się o załatwienie zbroi
na pasowania, prawda ?
- Nie wiem do kogo się zgłosić- wyspowiadał się zrezygnowany Philip- na moje nieszczęście,
większość mojego czasu spędziłem z naszymi skrybami niż u zaprzyjaźnionych z nami płatnerzami,
nie mówiąc już o takowych jakich spotykaliśmy na misjach.
- To fakt- przytaknął mu mistrz- więcej czasu zdarzyło ci się trzymać nos w zwojach niż w
warsztacie, co teraz prowadzi do twojej aktualnej sytuacji- kontynuował rzeczowo- przynajmniej
wyniosłeś z tego jedną przydatną rzecz, to że możesz się posługiwać celestialnym. Wiesz mi,
niewielu ludzi w naszym zakonie, poza skrybami, poświęcało czas i wysiłek by nauczyć się tego,
nie oszukujmy się, bardzo okazjonalnego języka, decydując się na bardziej powszechne dialekty.
- Mhm- mruknął pod nosem- tylko co mi to daję jak nie mam absolutnie zielonego pojęcia do kogo
się zwrócić z tą prośbą, bo żaden anioł raczej nie będzie mi chciał wykuć zbroi- skończył to ciężkim
westchnięciem.
Jego mistrz przez chwilę się zastanawiał nad czymś, gdy w końcu zdecydował się odezwać- miałem
ci to powiedzieć jak wrócilibyśmy do twierdzy- zainteresował giermka- ale widzę jak bardzo cię to
gryzie, więc może dam ci w ten sposób spokój ducha- na to, giermek dał całą swoją uwagę-
Zamówił dla ciebie pancerza u mojego krasnoludzkiego przyjaciela, oczywiście wzięliśmy
poprawkę na możliwy zmiany w twoim wzroście- w końcu wyjaśnił Zygfryd.
Philip patrzył w niego jak wmurowany, nie wiedziała co powiedzieć i tylko otwierał i zamykał usta
jak ryba wyjęta z wody.
- Ja..nie..to znaczy...czekaj czyli...ehm..- nie potrafił ułożyć jakieś składnego zdania, więc w końcu
odetchnął i spróbował ponownie- Dziękuje, ci mistrzu- Powiedział szczerze.
-Ej, co mówiłem o nazywaniu mnie '' mistrzem '' ?- powiedział z udawanym urazą- Nie przejmuj się
tym, wiesz dobrze z traktuję cię jak własnego syna- odpowiedział z troską- a, to mi przypomniał, że
jak następnym razem będziemy w mojej posiadłości, muszę cię w końcu zapoznać cię z moim
synem oraz córką, od dawna się upraszają o to bym cię im w końcu przedstawił- powiedział z
rozbawieniem, a Philip przytaknął na propozycję.
Po odbytym odpoczynku, ruszyli w głąb wielkiej sali i na jej końcu znaleźli wielki kamiennie
drzwi. Może nie byłoby to zastanawiający gdyby nie to że, po pierwsze, nie było żadnego
widocznego mechanizmu do ich otwarcia, a po drugie, że są w dziwnie dobrym stanie porównując z
resztą budowli.
- Hm- zamyślił się mistrz, patrząc na portyk powyżej drzwi i na kolumny- są tu inskrypcje w
krasnoludzkim, ale są tak rozmazane i wydrapane, że nic z nich nie mogę rozczytać- ujął rzeczowo.
- Są tu również w celestialnym- zauważył giermek- co jest dziwne, patrząc, że bardzo rzadko coś
się w nim zapisuję- wspomniał na szybko.
- A możesz coś rozczytać ?- zapytał Zygfryd.
- Tak- pokiwał głową Philip- tylko jedno słowo: '' Niech ''- ujął krótko.
- Cudownie- skwitował mistrz- dobra zobaczmy ten kompas- mówiąc to, wyjął urządzenie.
Rzeczone urządzenie zaś, dostawało właśnie szału, jego igła latała w tą i z powrotem oraz obracała
się wokół własnej osi z niepokojącą prędkością, zaś kryształ coraz to bardziej się świecił, dosłownie
chwilę potem przyrząd wybuchł w niebieskich płomieniach, które natychmiastowo zgasły, zaś samo
urządzenie przestało reagować na cokolwiek.
-...- Patrzył się na zniszczone urządzenie użytkownik-to nie powinno się stać- powiedział w bardzo
neutralnym tonie.
- a co miało się stać ? - zapytał równie neutralnie obserwator.
- nie wiem- wyrzekł właściciel- ale na pewno nie to.
Stojąc tak w miejscu i przyswajając ujrzaną sytuacje, mistrz schował urządzenie do sakwy i
odetchnął głęboko.
- Dobra- zebrał się w sobie Zygfryd- cokolwiek tam jest, to na pewno przesiąka tak magią, że to
urządzenie tego nie wytrzymało.- przedstawiły swoje domysł.
Podszedł on do drzwi i zaczął je badać. Gdy tylko ich dotknął, natychmiast pojawiły się magiczne
symbole.
- Hm- zamyślił się nad znaleziskiem mistrz- pieczęć magiczna i to nie byle jaka. To robota kogoś
bardzo potężnego i, który dodatkowo musi mieć w tym sporo doświadczenia- ujął rzeczowo rycerz i
zaczął jeszcze raz przeczesywać sakwy.
Wyjął z nich kolejne małe urządzenie, tylko że zamiast kompasu, to był wielki czerwony kryształ z
kwadratowym obramowaniem, gdzie w każdym z rogów był niebieski kryształ.
- A to co ma robić ?- zapytał zaciekawiony giermek.
- To mój drogi- powiedział z uśmiechem mistrz- jest kolejny z prezentów od mojego przyjaciela.
Ma ono rozpraszać magie i niszczyć magiczne zabezpieczenia.- mówił to oglądając urządzenie.
-Zygfryd- Philip mówił to wręcz grobowym głosem- ja nie wątpię w twój osąd oraz intuicje, ale nie
wiem czy powinniśmy się tam pchać- wypowiedział to już w bardziej przejętym tonie- pieczęć to
jedno, ale ta inskrypcja w celestialnym już powoduję, że mam spore obawy, bo w tym języku się nie
piszę bez powodu, a uwierz mi, to nie są błahe powody- dokończył ze speszonym tonem.
-To fakt- przyznał mu rację mistrz- ale z drugiej strony, zanim wiadomość dojdzie do głównej
twierdzy, minie minimum tydzień, a zanim dojdą przysłani ludzie, to minie drugi, co daję
minimum dwa tygodnie, zanim będziemy mogli powziąć poważną akcję z tym miejscem, a nie
łudźmy się, w tym czasie może się wydarzyć ogrom rzeczy- racjonalizował mistrz- więc badając to
teraz będziemy przynajmniej wiedzieli na czym stoimy, poza tym- wzruszył ramionami- nie jesteś
chociaż trochę ciekawy co się znajduję za tymi wrotami ?
- Hm, trochę jestem- przyznał nieśmiało giermek.
-No- uśmiechnął się rycerz- zatem postanowione- mówiąc to, zaczął przystawiać urządzenie do
wrót.
Urządzenia zaczęło wypuszczać iskry i emitować światło, które z każdą sekundą było coraz to
bardziej jaśniejsze, gdzie w pewnym momencie było wręcz oślepiające i nagle iskrzenie oraz
światło ustało, a potem wrota się rozwarły, a następnie było słychać trzaskanie. Przyglądając się
urządzeniu, widać jak centralny kryształ jest roztrzaskany na kawałki.
- … - Zygfryd oglądał zniszczone urządzenie w swej dłoni z kamienną twarzą- mam nie jasne
wrażenie, że chyba nas tu nie powinno być.- powiedział z beznamiętnym tonem.
- Doprawdy ?- zapytał z udawanym zdziwieniem Philip- bo ja mam je od kiedy zobaczyłem tamtą
inskrypcje nad tymi wrotami- dodał z wyrzutem.
-Dobra- przemówił po odetchnięciu- pieczęć już została złamana, więc nie ma odwrotu. Przygotuj
się na cokolwiek możemy...-nagle urwał zdanie.
Prawdopodobną przyczyną było to co ujrzał w środku. Na końcu średniego prostokątnego
pomieszczania, bez cech szczególnych oprócz tego, że już tam było zapalone światło, na małej
kwadratowej platformie stała zbroja płytowa. Zbroja stała w pozycji wyprostowanej bez
widocznego stelaża, więc dawała wrażenie zawieszonej w powietrzu. Zbroja była czarna, zdobiona
złotem i z czerwonymi akcentami w postaci peleryny nadszarpanej na końcu i pasem materiału
zwisającym pomiędzy nogami również nadszarpnięty na końcu. Zbroja składała się z o wiele
grubszych i masywniejszych płyt pancerza niż standardowe, która na siebie nachodziły nie
zostawiając żadnych wnęk pomiędzy nimi, ale bez nich można było stwierdzić, że pod płytami była
jeszcze kolczuga. Hełm w całości zakrywał głowę, nie mając widocznego mechanizmu do
odsłonięcia twarzy, z przodu miała przypominający grot ornament wskazujący w górę z czerwonym
kryształem u nasady, a z tyłu miała wzbijający się w górę nad resztę hełmu, kolcowaty ornament.
Posiadała futrzany kaftan, który szczelnie otulał miejsce gdzie ma być szyja użytkownika.
Napierśnik posiadała u góry wystającą płytę, która częściowo zasłaniała szyję i część głowy
użytkownika, zaś schodząc w dół, prezentowała ona masywną , bogatą zdobioną płytę z
wprawionym w nim czerwonym kryształem, która ma chronić krocze użytkownika, zaś wokół
biodra były obtoczone płytą pancerza. Dalej schodząc, zbroja prezentowała masywne nagolennik
chroniące kolana i ostro zakończone płytowe buty. Wracający do górnych partii zbroi, barki
chroniły wielkie naramienniki przedstawiające głowy nieznanych bestii , w których oczu są
wprawione czerwone klejnoty, zaś same naramienniki są u góry spiczasto zakończone, dalej zaś
ramiona chronione są przez grube karwasze ze szponowato zakończonymi palcami. Całości
prezentowała się się sposób majestatyczny, ale jednocześnie powodujący niepokój, biorąc pod
uwagę niezwykle górującą sylwetkę.
Zygfryd i Philip zamarli w kompletnym bezruchu i z nietęgimi minami, bo przed nimi stał istny cud
sztuki kowalskiej, coś co przewyższało swym wykonaniem wszystko co widzieli, nawet pancerz
Zygfryda i wielkiego mistrza ich zakonu, zrozumieli że stali przed zapomnianymi przed wiekami
arcydziełem geniusza w sztuce kowalskiej.
-Philip- pierwszym do odzyskania zdolności do wysławiania się, był Zygfryd- czy ty zdajesz sobie
sprawę co odkryliśmy ?- zapytał spuszczając wzroku ze znaleziska.
Philip nieśmiało pokręcił głową.
- My prawdopodobnie odkryliśmy artefakt z czasów pierwszej wojny z ciemnością !- powiedział
pełen euforii mistrz- czy ty zdajesz sobie sprawę co to oznacza ?! Właśnie w ręce wpadło nam coś
co służyło jednemu z wielkich bohaterów tego konfliktów jako osobista zbroja, czy ty jesteś w
stanie pojąć jak musi to być potężny przedmiot ? Pomyśleć że coś takiego znajduję się w tak
zapomnianym i zapuszczonym miejscu gdzieś w tej odludnej okolicy- nadal ekscytował się mistrz-
tylko jest jedna rzecz, która trochę mi w tym wszystkim nie pasuję. Osobiście bardzo dogłębnie
przeglądałem wszelkie kroniki oraz zapiski związane z pierwszą wojną z ciemnością, nawet te
bardziej... odstające od głównego nurtu, ale w żadnej z nich nie było jakiejkolwiek wzmianki o
zbroi o takowym wyglądzie jak ta, a nie oszukujmy się, tak zbroja na pewno by się bardzo
wyróżniała na tle reszty, nawet jako mała wzmianka , ale nic nie było na temat takowej- dodał,
odzyskując trzeźwość umysłu.
- Może po prostu zmienili jej wygląd w zapisach ?- zaproponował giermek- patrząc na nią, nie
pokrywa się ona z typowym wyobrażeniem zbroi bohatera.
- Zgodziłbym bym się z tym w przypadku oficjalnych kronik- przytaknął mistrz- ale to nie
tłumaczy, czemu miałaby by się pojawić w takiej formie pojawić w mniej '' oficjalnych '' źródłach,
które rzadko kiedy coś ukrywały.- skontrował mistrz.
- Słuszna uwaga- przytaknął giermek- zatem czemu nic o nie nie wspomniano w jakimkolwiek
źródle ?- zapytał.
- Nie wiem- zastanowił się mistrz- ja autentycznie nie wiem, czemu miała by zostać nie
wspomniana.
Dochodząc już do siebie po euforii jakiej doznali, zaczęli czuć coś jeszcze. Zaczęli się czuć
niezręcznie i czuli się skrępowani przez coś, mieli wrażenie że coś w tej sali ich obserwowało
bardzo uważnie i dogłębnie ich badało, ale nie potrafili określić czemu się tak czują.
- Obwiniam o to zmęczenie oraz nasze rany- ustalił mistrz- na pewno na zewnątrz jest już wieczór
oraz od dłuższego czasu nie mieliśmy porządnego odpoczynku, już nie wspominając, że pewnie
nasze rany dają nam się we znaki- powiedział badawczo- zbadajmy czy czegoś nie ma jeszcze w
tym pomieszczeniu, sprawdzamy czy pancerz ma jakieś zabezpieczenia, i jeżeli nie ma, to go
zabieramy ze sobą do wioski, gdzie w końcu wypoczniemy- wyłożył plan swojemu giermkowi.
- Brzmi rozsądnie- prztyknął giermek- zatem ruszajmy.
W sali każdy zajął się swoim kątem, Zygfryd sprawdzał wejście , a Philip dalsze porcje
pomieszczenia. Philip nie znajdowało niczego szczególnego, tylko jakieś kawałki metalu i
zniszczone narzędzia, tylko przez cały okres wykonywania zadania, nie mógł się wyzbyć jakiegoś
dziwnego wrażenia. Jego wzrok podświadomie wędrował w kierunku zbroi i zdarzało mu się
wpatrywać się w nią przez dłuższą chwilę, ale szybko dochodził do siebie, jednak nie mógł
zignorować tego, że nieznośne uczucie z tyłu głowy zdawało się coraz to bardziej wzrastać na sile.
Kiedy właśnie przyglądał się zniszczonemu kilofowi, jego wzrok znów opadł na zbroję, tylko tym
razem nie był w stanie oderwać od niej wzroku.
- Ta zbroja jest doprawdy przepiękna- wyskoczyła mu w głowie takowa myśl- ktokolwiek ją
wykonał, był niesamowitym w swoim fachu- coraz trudniej mu się było skupić na swoim zadaniu-
chyba nie zaszkodzi jeżeli podejdę by ujrzeć je majestat z bliska, prawda ?- z tą myślą, zaczął się
kierować jak oczarowany w jej stronę.
Nie słyszał on nic i nie zwracał na cokolwiek uwagi, nawet nie zwracał uwagi na to co mówi
Zygfryd, nawet już nie pamiętał co on przed chwilą robił, jego umysł kompletnie owładnięty
myślami o zbroi.
W tym samym czasie Zygfryd, badał wejście, którym weszli, a było ono bliźniacze względem
zewnętrznej części, tylko w o wiele lepszym stanie, wręcz nie naruszonym zębem czasu, jak reszta
pomieszczenie, co wywoływało kilka pytań, jednakże, tym razem inskrypcje były w pełni
zachowane.
- Przynajmniej odczytam to co tu chcieli przekazać- skupił swój wzrok na inskrypcji w
krasnoludzkim- '' Biada wam, wy którzy żeście postanowili wtargnąć do tego miejsca''- pokręcił
oczami- standardowa krasnoludzka klątwa, jak widać nawet po dwóch stuleciach, niektóre rzeczy
się nie zmieniają, jednak nie powiem, forma jest trochę archaiczna, ale można ją rozczytać- dodał z
przekąsem i zastanowieniem, po czym wrócił do czytania.
'' Niech wasze dusze będą przeklęte na wieki, wy którzy ośmieliliście w swej pysze lub
nieposkromionej ciekawości, wtargnąć do tego miejsca, które miało być wymazane z kart historii'' –
na ostatnich słowach podniósł brew - '' Niech będzie przeklęty ten, którego plugawe dzieło
złożyliśmy tutaj, by już nigdy nie ujrzało światła dnia''- ten fragment wywołał w nim niepokój- ''
Niech będą przeklęci ci , którzy postanowili pomóc mu w tym wypaczonym procederze, który
zrodził się w jego chorym umyśle i postanowili odrzucić nasze święte przymierze z Aniołami i
Demonami'' – przy tym fragmencie już go ogarniał strach - '' Niech będą przeklęci nasi bracia,
którzy postanowili odrzucić swą godność, by wnieść swój wkład w stworzenie tego plugastwa i
nałożyli na karty historii naszego gatunku hańbę, której nie idzie wymazać jakimkolwiek
wysiłkiem''- tutaj już zaczął czuć wszechogarniającą panikę-'' Ale największa Biada niech będzie
tego kto postanowił zagarnąć tą wynaturzoną kreację dla siebie, ponieważ w momencie gdy tylko
postanowi po nią sięgnąć, to plugastwo wciągnie potępieńca w swoje czeluści i na zawsze zwiąże
ze sobą by cierpiał wiecznie męki, a jego dusze na zawsze potępić na wieki wieków, wyniszczając
go swą zgniłą naturą''- ten fragment spowodował, że stał jak wryty, nie mogąc objąć tego co właśnie
zrobili.
Jego rozważania szybko było przerwane, ponieważ zauważył jedną rzecz, która spowodowała, że
ponownie zamarł: nie słyszał Philipa. W panice, zaczął się za nim rozglądać i ujrzał coś co go o
mało nie doprowadziło do zawału, otóż Philip był już na wyciągnięcie ręki przed zbroją już po nią
sięgając.
- Philip, nie ruszaj jej !- wykrzyczał z całych sił biegnąc w jego stronę- ona jest przeklęta, będziesz
potępiony na zawsze jeżeli jej dotkniesz !
To jakimś cudem wyrwało giermka z jego obłędu, jego koniuszki palców milimetry od napierśnika
zbroi. Odsunął on swoją rękę od niej jakby miała go poparzyć przy kontakcie.
- Fiu- wypuścił oddech, który trzymał Zygfryd i zatrzymał się w połowie sali- uniknęliśmy
katastrofy- powiedział śmiejąc się, by jakoś odreagować stres- Dobra, chodź tu Philip i zmywamy
się stąd, bo tą zbroję trzeba będzie z powrotem zapieczętować, a do tego już potrzebni będą ludzie z
głównej twierdzy- objaśnił mistrz.
Philip przytaknął i ruszył w stronę swego mistrza, jednak zdarzyło się coś, co na zawsze miało
przypieczętować los młodego i ambitnego giermka. Nagle lewa ręka zbroi wystrzeliła w kierunku
lewego nadgarstka Philipa, skutecznie unieruchamiając kończynę, zaś prawa złapała go za gardło i
zaczęła podnosić do góry
-Nareszcie ! - nagle Philip zaczął słyszeć żeński głos swojej głowie- wojownik, który jest godny
noszenia mnie- głos mówił z wyraźną ekscytacją.
Nagle pancerz się zaczął rozwierać, by ukazać jego puste wnętrze. Philip, przeczuwając co się
stanie, zaczął się wierzgać i uderzać swoją wolna ręką. Mistrz rzucił się do przodu by to zatrzymać,
jednak zbroja puściła nadgarstek i rzuciła w nogę mistrza nóż wykonany z lodu, który przebił mu
stopę i skutecznie unieruchomił, a potem znów złapała jego nadgarstek.
-Nie obawiaj się mnie, czempionie- głos mówił z troską do niego- ponieważ ja jestem
błogosławieństwem, które pozwoli ci uzyskać twój pełny potencjał.
Tymi słowami, giermek został wepchnięty do środka i zbroja się zatrzasnęła, jednak to nie było w
gładkie i czyste, gdy się zatrzasnęła, metal przebił jego ciała i poleciała z niego krew, a on wydobył
z siebie rozdzierając krzyk, jednak umilkł w następnej chwili, gdy kawałki metalu przebiły jego
struny głosowe, zbroja ponawiała proces kilka razy, lekko się rozwierając, a następnie brutalnie
zatrzaskując by do cna poprzebijać jego ciało, za każdym razem wypuszczając strumienie krwi oraz
wyrzucając z siebie kawałki skóry, które pochodziły z jego pancerza, którą zbroja rozerwała w
swoim środku. Po szóstym i ostatnim razie, ciało w zbroi zwaliło się na ziemie i stało w bezruchu,
krwawa kałuża rosła pod nią. Temu krwawemu przedstawieniu przyglądał się Zygfryd,
sparaliżowany makabrą przedstawionej sceny i uczuciem bezsilności, nie mogąc do końca pojąć co
ujrzał. W następnej chwili ogarnęła go rozpacz, ponieważ zdał sobie sprawę co się stało. Philip
stracił życie, osoba która była pod jego opieką , którą prowadził jako mentor, którą zaczął
postrzegać jako swojego syna, którą widział jako swojego następce i z którą wiązał wielkiej
nadzieje, leżała właśnie martwa, jej żywot zakończony przez chorą kreację, stworzoną przez umysł
jakiegoś wypaczonego człowieka. Opadł na kolona i był gotów pogrążyć się w cierpieniu, gdyby
nie jedna rzecz, kątem oka dostrzegł jak zbroja powoli budzi się do życia i zaczyna wstawać,
jednakże jej ruchy były pokraczne, kompletnie nienaturalne, jakby dopiero się uczyła jak ruszać się
ciałem, które jest w jej środku, przez co wszystkie ruchy są wyjątkowa niezgrabne i nienaturalne w
swej postać, między innymi w postaci kończyn, układających się pod nienaturalnym kątem. W
jednej chwili wszechogarniający smutek zamienił się w wypalający od środka gniew, na widok tego
jak to plugastwo, postanowiło używać ciało Philipa jak jakiejś ludzkiej marionetki, by móc się
poruszać swobodnie. Wstał on, wydobył swój miecz, nałożył swój hełm i zmierzył okropny twór
wzrokiem.
- Wybacz mi Philip- rzekł szeptem- Wybacz, że pozwoliłem byś zakończył tak swój żywot- uronił
łzę- ale nie martw się, nie pozwolę by ten chory byt bezcześcił twoje ciało !- wypowiedział to
niemal rykiem.
Rzucił się na zbroję, gotów ją kompletnie zniszczyć. Zbroja cały czas się przystosowywała to
swoich ruchów, jednak wyczuła nadchodzące zagrożenie, widząc lecące w swoją stronę ostrze
zweihandera, nagle w swojej ręce stworzyło jakiś kawałek metalu wielkości miecza
półtoraręcznego o bliżej niesprecyzowanym kształcie, będący jakimś nieokreślonym połączeniem
koloru czarnego oraz złotego i jednej krawędzi siecznej, który uniósł na spotkanie ostrza Zygfryda i
zablokował uderzenie, a następnie odepchnął je i wymusił na rycerzu odsunięciu się. Po kilku
jeszcze spazmatycznych ruchach, zbroja nagle już nie poruszał się w pokraczny sposób, a miała już
pełną płynnością wykonywanych ruchów i ustawiła się w pozycji bojowej, przy okazji biorąc broń
w obie ręce.
- Tsk, proszę, już nauczyłaś jak manipulować jego ciałem ?- zapytał, gdzie z każdej sylaby sączył
się jad- Nie przyda ci się ta na długo, ponieważ gdy z tobą skończę, zostaną z ciebie tylko opiłki, ty
przeklęta kupo złomu- powiedział niskim tonem.
Zamachnął się na zbroję, gotów ciąć ją wertykalnie, zaś zbroją płynnie to zablokowała i go
odepchnęła, następnie starał się horyzontalnie, a to znów zostało zablokowane, i tym razem zbroja
przeszła do kontrataku, zaczęła go bombardować gradem ciosów, które były nadzwyczajnie
szybkie, dawał radę je blokować zanim, uderzenie z prawej złamało jego gardę i pozwoliło
wykonać jemu oponentowi pchnięcie prosto we wnękę w jego pancerzu, godząc go w prawy bark.
Rycerz zasyczał z bólu, gdy ostrze się wycofało, postanowił dać sobie trochę dystansu od niej,
zbroja zaś za nim nie ruszyła. Korzystając z chwili wytchnienia, Zygfryd przyjrzał się otrzymanej
ranie. Była ona głęboka i intensywnie sączyła się z niej krew, jednakże to go nie martwiło, to co go
martwiło, to to jak skóra wokół rany obumarła, co nasuwało mu tylko jeden wniosek.
- Energia nekrotyczna- rzucił z pogardą- jesteś przeklętą zbroją przepełnioną magią nekrotyczną,
nawet nie chcę wiedzieć jakim chorym zwyrodnialcem był twój twórca. Mam nadzieję, że ten
skurwiel teraz gniję w piekle.- każde słowo wypowiedziane z coraz to większym obrzydzeniem.
Zbroja albo go nie zrozumiało, albo postanowiła go ignorować , ponieważ jedyne co robiła ta stała
w pozycji bojowej i mu się przyglądała.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, co ?- powiedział z przekąsem- to dobrze, przynajmniej nie
doprowadzisz mnie do bólu głowy swą paplaniną.- następnie zaś, ponownie się na nią rzucił.
Zbroja bez większych problemów przyjęła uderzenie i tak ich ostrza zostały ze sobą zatrzaśnięte.
Zbroja była gotowa go znów odepchnąć, gdy nagle wojownik niespodziewanie wykręcił swoim
ostrzem i odepchnął jej broń na bok, a potem błyskawicznie postanowił wyprowadzić uderzenie
głowicą by ogłuszyć oponenta, ale zbroja nawet się nie przejęła tym uderzeniem. Niewzruszone
opancerzenie znów do odepchnęło, tym razem wyprowadzając go z równowagi i postawiła go
pchnąć w szparę na lewym nagolenniku, dając mu kolejną ranę. Raniony rycerz znów się odsunął
by dać sobie chwilę wytchnienia oraz by obmyślić plan działania. Wiedział, że zbroja jest bardzo
wprawiona w sztuce szermierczej i jest niewrażliwa na oszołomienie. Musiał obmyślić plan i to
szybko, wiedział, że powoli traci siły, więc nie mógł sobie pozwolić na dłuższą walkę, nagle wpadł
na pomysł. Tym razem nie szarżował, tylko wyprowadził badawcze pchnięcie, które zbroja bez
problemu uniknęła, po czym wyprowadziła cięcie z boku. Pośpieszny blok Rycerz spowodował, że
znów stracił równowagę, więc zbroja wyprowadziła kolejne uderzenie, a nagle rycerz się pozbierał i
skontrował pchnięcie, co teraz wyprowadziło z równowagi zbroję. Korzystając z okazji zrobił
potężny zamach z góry, wkładając w niego całą swą siłę, gotów przebić się przez grubą płytę
pancerza swoją potężna bronią. Celował od lewej w jej kark i nagle na drodze stanął naramiennik,
ale nie przejął się tym, bo wiedział że to jej nie ocali. Płyta naramiennika zetknęła się z ostrzem, a
ostrze, ku jego zdziwieniu i trwodze użytkownika, po prostu się po nim ześlizgnęło. Kompletnie
odsłonięty szermierz, został wypchnięty przez nią, a następnie trafiony w prawe ramię. Ostrze
przeklętej zbroi bez po problemu przebiło się przez płytę pancerza, kolczugę oraz przeszywanice,
godząc prostą w nieosłonięta rękę. Wojownik zaskowyczał z bólu i po raz kolejny się odsunął, ale
tym razem zbroja nie postanowiła mu pozwolić na odpoczynek. Zaczęła go zasypywać gradem
ciosów, zaś Zygfryd został zepchnięty do defensywy i odpychany do tyłu. Nagle, runy zaczęły się
pojawiać na zbroi i magiczna energia zaczęła zbierać się w ostrzu. Wojownik przygotował się na
przyjęcie uderzenia , gdzie w momencie impaktu, rozległy się donośny huk, a on został ( po raz
kolejny) rzucony na ścianę. Dzwoniło mu w uszach nie miłosiernie i czuł że mu głowa wybuchnie,
ale dał radę się pozbierać, wtem z przerażeniem zdał sobie sprawę, że został rozbrojony ze swej
broni, którą zauważył, trochę dalej po swojej lewej. Chciał wstać, gdy nagle coś przygniotło go do
ziemi, a tym '' czymś'' był ciężki płytowy but jego przeciwnika, który naciskał go na pierś.
Błyskawicznie dobył swojego sztyletu, ale zbroja po prostu wytrąciła mu go z rąk, zostawiając go
całkowicie bezbronnego. Wojownik starał się jakoś ruszyć but, ale bezskutecznie, więc spojrzał
swojemu katowi prosto w oczy. Zbroja zaś górowała nad nim, a oczy jej zaś były kompletnie skryte
za hełmem , co nie pozwalało nic z nich odczytać, jednak on wiedział, że były one martwe jak
reszta ciała jego ucznia, co czyniło gest bezcelowym. Zbroja podniosła swoją broń do góry,
ostrzem w dół i biorąc ją w obie ręce. Zygfryd w końcu spuścił swój wzrok i odetchnął
zrezygnowany, a potem łzy zaczęły mu spływać po twarzy.
- Przepraszam- powiedział szeptem- że cię zawiodłem- jego ostatnie myśli wędrował do jego żony,
która czekała w posiadłości, jego syna, który mówił z werwą o nowych taktykach, których się
nauczył oraz córce, która opowiadała o swoim dniu w świątyni oraz Philipie, który dumnie nosi
przygotowaną zbroję w dniu swojego pasowania na rycerza zakonu, nim ostrze czarnej zbroi
zakończyło jego żywot, czystym pchnięciem w krtań.
Zbroja potem stała w bez ruchu nad swą ofiarą, przyglądając się i nagle, wypuściła swą broń z rąk i
panicznie zaczęła się łapać za głowę, po czym zwaliła się na czworaka, wydając odgłosy ciężkiego
dyszenia.
- Co... co się... co się stało ?- zapytał nikogo, zdyszany i przerażony głos identyczny do głosu
Philipa- co się ze mną działo ? Co ja robiłem ? - nadal nie dostawał odpowiedzi.
- Wybacz- nagle usłyszał ponownie żeński głos, tylko tym razem miał wyraźnie przepraszający ton-
musiałam przejąć kontrolę nad twoim ciałem- głos powiedział z wyraźnym skrępowaniem- groziło
ci niebezpieczeństwo, a patrząc, że byłeś jeszcze oszołomiony po twoim złączeniu ze mną,,
postanowiłam przejąć kontrolę by cię chronić- kontynuowała dalej, pokazując swoje zawstydzenie-
Spokojnie, to już się więcej nie powtórzy, przysięgam ! Sytuacja po prostu od mnie wymagał bym
powzięła kontrolę w celu twej ochrony, a naturalnie będę się od tego wzbraniać, bo to nie leży w
moich intencjach byś nie miał nad sobą kontroli- dodała w panicznym tonie.
- Niebezpieczeństwo ?- zapytał w zachrypniętym tonie- Jakie znowu niebezpieczeństwo ?- pytał z
coraz to rosnącą paniką.
- Tamten rycerz- podświadomie naprowadziła jego wzrok na ciało Zygfryda- rzucił się na ciebie tuż
po złączeniu i musiałam się desperacko wobec niego bronić. Chciałam raczej go odstraszyć na jakiś
czas, byś ty mógł się z nim rozprawić, ale był on niezmiernie uparty, więc ze względów
bezpieczeństwa musiałam go wyeliminować- nakreśliła swój tok rozumowania- Muszę powiedzieć,
że był bardzo doświadczony, na pewno dużo w swoim życiu przeżył, więc walko z nim mogła być
cię sporo nauczyć, niestety musiałam się z nim rozprawić za ciebie, czego nie ukrywam żałuję-
dokończyła badawczym tonem.
Philip jednakże, jak tylko zobaczył ciało swojego mistrza, przestał kompletnie rejestrować to co
zbroja do niego mówiła. Jego myśli były puste, a on sama nie wiedział co myśleć i jak reagować.
Następnie zaczął on płakać ze smutku, a w następnej zaczął krzyczeć w gniewu.
- ZAMORDOWAŁAŚ GO !- wykrzyczał z całych sił- zamordowałaś mojego mistrza moimi
rękoma !- cisnęła mu się przez łzy.
- To był twój mistrz ?- zapytała badawczo- w takim wypadku wybacz, że musiałam go zabić-
dodało z lekko zawstydzonym tonem.
- Tylko tyle masz do powiedzenia ?!- powiedział w oskarżycielskim tonie- zamordowałaś jedną z
najbliższych mi osób moimi własnymi rękoma, a ty jedynie co masz zaoferowania to jedynie nic nie
warte przeprosiny ?!- kontynuował dalej swoją tyradę.
- Tak- odpowiedziała beznamiętnie- w innym wypadku to teraz ty byś leżał trupem, a nie on.-
ustaliła rzeczowo.
- Może było by lepiej !- krzyczał nadal- on miał więcej do stracenia niż ja, gdyby zginął ! - zaczął
rwać za napierśnik i hełm- czemu nie mogę tego zdjąć ?!
- Obawiam się, że marnujesz tylko siły- powiedziała w troskliwym tonie- jesteś ze mną na trwale
zespolony i usunięcie mnie z ciebie jest rzeczą niemożliwą- nakreśliła mu sytuację.
- Że co ?- powiedział w grobowym tonie, nadal starając się zrozumieć swoją sytuację- Chcesz mi
powiedzieć, że jestem już uwięziony w tej zbroi na zawsze ?- zapytał przerażonym tonem.
- Nie powiedziałabym, '' uwięziony''- zaczęła niepewnie- ujęła bym to tak, że jestem na trwale z
tobą związana, by nikt nie mógłby mnie od ciebie zabrać- dodała z wyraźnym zadowoleniem ze
swego wyjaśnienia.
To wydobył z niego kolejnym przepełniony smutkiem i gniewem krzyk.
- ZA CO ?!- wołał pod niebiosa swe pytanie- za jakie grzechy zostałem skazany na to więzienie ?!
Jakie zbrodnie popełniłem by zostać tak ukarany ?! Co niby zrobiłem że mam teraz cierpieć po
wsze czasy ?!- każde pytanie było nacechowane coraz to większą paniką- Nie dość, że zostałem
zmuszony zabić Zygfryda, to jeszcze zostałem skazany bym znosił winę za to, będąc zamknięty w
tej zbroi po wsze czasy ?! Czy to jakiś chory żart losu ?!- mówił to już w kompletnej histerii.
Zaczął się nerwowo rozglądać, widząc porzucono po sobie broń, co dało mu myśli. Rzucił się po
nią i przystawił ją sobie gardła, trzymając ją drżącą ręką.
- Mogę płonąć w piekle za to co teraz zrobię- powiedział cichym głosem- ale nie pozwolę na bycie
uwięzionym w tym plugawym tworze już na wieczność !- i nagle pchnął ostrzem, tylko ostrze
nawet nie zarysowało pancerza tym uderzeniem- Co jest ?!- próbował jeszcze kilka razy, bez
skutku.
- Na to też nie mogę pozwolić- powiedziała w spokojnym tonie- poza tym, to ostrze jest wykonane
z twojej własnej zbroi, myślałeś że będziesz w stanie sobie nim zrobić krzywdę ? Nawet jeżeli,
wątpię że pchnięcie w krtań by cię zabiło, patrząc na zmiany w twojej fizjologii. Poza tym,
wyleczyłabym to natychmiastowo- dodała w luźnym tonie.
Wyrzucił broń z rąk i ruszył po zweihander swego mistrza, ale jak tylko zbliżył po niego rękę, broń
natychmiast oddaliła się od jego dłoni, co zszokowało potępieńca.
- Ah, tak- powiedział głos, z wyraźną naganą wobec siebie- zapomniałam wspomnieć, że nie jesteś
w stanie używać innego uzbrojenia poza tym, które sam wytworzysz z siebie- powiedziała w
niezręcznym tonie- ale spokojnie, nie będziesz jej potrzebował ! Mój twórca stworzył cała masę
broni i innego wyposażenia, tylko do użytku dla ciebie, więc nie martw się że będzie brakowała ci
narzędzi, poza tym masz cały arsenał broni na zawołanie dzięki mnie i a nawet jeżeli jakaś broni ci
się spodoba, będziesz ją mógł sobie skopiować ! - powiedziała z wyraźną ekscytacją- tylko te
bronie będziemy musieli znaleźć, a poza tym trochę czasu minie zanim będziesz w stanie kopiować
inne bronie- dodała lekko przybita.
Philip nie wiedział już co myśleć o tym wszystkim, więc upadł na kolana, a potem zaczął płakać i
się trząść.
- Jeżeli już skończyłeś swój atak- zaczęła znów nieśmiało- to ja rozumiem czemu, na razie, widzisz
mnie jako swoje więzienie- mówiła spokojnie- jednakże wiesz, z czasem nie będziesz mnie widział
w takim świetle, a zacznie we mnie dostrzegać niesamowitą okazję jaką obdarzył cię los- dodała już
bardziej pewnie- będę w stanie poprowadzić cie w taki sposób, że wzniesiesz ponad limit, o których
możesz nawet nie wiedzieć, staniesz się żywym przykładem tego jaki jest prawdziwy potencjał
ludzkości- dodała z pewnością siebie- poza tym nie będę twoim jedynym nauczycielem, będą
również inni, którzy pomogą ci osiągnąć twój pełny potencjał- powiedziała z dumą- co prawda nie
zawsze się zgadzamy, a raczej w niczym się nie zgadzam, ale wierzymy w najwyższe dobro
naszego użytkownika- w czasie mówienia, zauważyła, że zamilkł i przestał się ruszać- słuchasz
mnie ?- zapytała z troską.
Philip nagle zaczął się śmiać, co było ledwie słyszalne, jednakże z czasem zaczął się śmiać coraz
głośniej, zaś potem płacz przemieniły się szloch przepełniony rozpaczą, a na samym końcu szloch,
przeobraził się w rozdzierający niebiosa krzyk, który niósłby się daleko od niego. Jednakże nikt go
nie słyszał, ponieważ w czeluściach skarbca był tylko on, a jego wołania pozostał zamknięte w jego
ścianach, zaś jedynym dźwiękiem, który towarzyszył gwieździstej nocy nad Redwood była gra
świerszczy i nawoływanie sów. I tak oto moi mili, kończą ci którzy postanowili zaspokoić swą
ciekawość.

You might also like