Owidiusz Przemiany 320-510

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 2

XIV. Narcyz.

Narcyz, zbłąkany w lesie, złudzony szelestem:


»Tu jestem« rzekł do swoich. Echo na to: »Jestem«,
Spór wiódł Jowisz z Junoną; pytanie podnietą, »Przyjdź!« mówi Narcyz, słucha i patrzy dokoła,
Czy lepiej być mężczyzną, alboli kobietą. Dziwiąc się, że go wzywa ten, kogo on woła.
Jowisz większy dział szczęścia przyznaje kobiecie, »Cóż to? ode mnie stronisz?« gniewny Narcyz fuknie.
Junona, że mężczyzna szczęśliwszy na świecie, »Stronisz« głos mu nieznany z gęstwiny odhuknie.
Przybrany za rozjemcę przez obiedwie strony, Zdumiał się, a nie wiedząc, kto się w lesie chowa,
Tyrezy stanąć nie mógł po stronie Junony. »Tu się zejdźmy!« zawołał. Nigdy chętniej słowa
Urażając się zbytnie w tak płochym przedmiocie, Nie powtórzyła, jak to, zachwycona Echo
Juno sędziego w wiecznej pogrąża ślepocie. I słowo w czyn zmieniając, wybiega z uciechą,
Co jeden bóg uczyni, drugi nie odmienia. Pewna, że jej udręczeń już koniec jest bliski.
Nie mógł Jowisz zgubnego cofnąć przeznaczenia, »Śmierć raczej — krzyknie Narcyz — niż twoje uściski:
Przynajmniej mu w nagrodę za złe, co się stało, Nigdy cię nie pokocham«. — »Kocham« nieszczęśliwa
Odkrył przyszłość: tak karę wynagrodził chwałą. Tem jednem jeszcze tylko słówkiem się odzywa.
Wzgardzona, w las ucieka, twarz spłonioną kryje:
Wróż po miastach aońskich[1] wydawał niezwłocznie Mogłaby przeżyć miłość, wzgardy nie przeżyje.
Pragnącemu ludowi niemylne wyrocznie. Wszelki pokarm odrzuca, zamyka się w skale;
Lirjopa, gdy ją doszła tego wieszcza sława, Bez końca, łzy ją niszczą, wycieńczają żale.
Przybywa, dociec syna przyszłości ciekawa. W ulotne cząstki ciało rozdziela się całe,
Wróż, spytany, czy Narcyz lat szczęśliwych dozna, Głos pozostał, a kości zmieniły się w skałę.
Odpowiedział: »Jeżeli sam siebie nie pozna«. Duch jej błąka się dotąd po górach i w lesie,
Wróżba zdała się nie mieć prawdy podobieństwa, Dotąd koniec pytania w odpowiedzi niesie.
Lecz ją sprawdził skutek — śmierć i nowość
szaleństwa. Wszystkie nimfy podobnej doznały pogardy:
Tak był nadobny Narcyz z swej piękności hardy.
Jedna wiosna do wiosen piętnastu dodana Więc jedna z pogardzonych ręce w górę wznosi
Powab niezrównanego rozwija młodziana. I bogów o tę karę na dumnego prosi:
Łączył w sobie dziewicze, łączył męskie wdzięki: »O niechże sam pokocha, nie kochan wzajemnie!«
Niejedna piękność jego zapragnęła ręki. Prośbę panna Ramnuska[2] słyszy niedaremnie.
Lecz zimnym był na miłość, głuchym na westchnienia.
Świeża była krynica, pełna czystej wody,
Raz gdy w sieci drżącego naganiał jelenia, Nie znały jej po górach pasące się trzody;
Odgłos dająca nimfa ujrzała go w tłumie, Ani ptak ani zwierzę ani gałąź spadła
Która, jak pierwsza mówić, tak i milczeć umie. Nigdy jej przejrzystego nie mąci zwierciadła.
Echo nie czczym odgłosem, była jeszcze ciałem, Wkoło rosła darnina, rzeźwiły ją zdroje
Choć szczupły dar mówienia stał się jej udziałem, I las przed słońcem cienie rozpościerał swoje.
Bo t}rlko słów ostatki mogła z ust wyronić. Polowaniem znużony, Narcyz przy tym zdroju
Juno tak ją skarała, bo raz, chcąc zasłonić Szuka w upał spoczynku, chłodu i napoju.
Jowisza podejrzane schadzki i bezprawia, Jedno gasi pragnienie, drugie w sobie budzi:
Echo zręczną rozmową boginię zabawia: Pijąc, własnej piękności widokiem się łudzi;
Tymczasem zniknął Jowisz. Juno zdrad dociekła. Kocha obraz bez ciała, kocha się w swym cieniu.
»Przez mowę mię zdradziłaś: stracisz mowę« rzekła. Niewzruszony, jak posąg, cały w zadumieniu,
Groźbę potwierdził skutek: Echo, już niemowa, Patrzy, tam pochylony nad przejrzystą wodą:
Ledwie jeszcze ostatnie dopowiada słowa. Niebaczny, sam się swoją zachwyca urodą.
Szyja, która białością mleko przypomina,
Widzi, jak Narcyz w dzikie zapuszcza się knieje: Włosy, godne Bakchusa, godne Apołlina,
W ślad jego postępuje i skrycie goreje. I uśmiech czarujący oko jego zwabia.
Ilekroć chciała lube uczynić wyznania Podziwia wszystko, w czem sam godny podziwienia,
I słodkie łączyć prośby, wstyd i cnota wzbrania. Sam jest celem swych pochwał i swego pragnienia;
Więc to czyni, co może: w gęstwinie schowana, W jednej osobie razem i pali i płonie.
Czeka, kiedy powtórzyć wyrazy młodziana. Ileż razy wyciągnął ku krynicy dłonie!
Widząc w wodnem zwierciedle cel swych życzeń bliski,
Czcze tylko zimnej wodzie przesyłał uściski.
Nie może dojść, co widzi, lecz widok go wzrusza,
A tem oka złudzeniem zapala się dusza.
Nieszczęsny! złudną marę chwytasz w złej godzinie!
To, co widzisz, jest niemem: odwroć się, a zginie.
Obraz, widziany w wodzie, twoim jest obrazem;
Nic własnego on nie ma, ożył z tobą razem,
Z tobą razemby zniknął, gdybyś odejść zdołał.
Próżno głód go odrywał i próżno snu wołał:
Narcyz był niewzruszony, a klęcząc na trawie,
Przyglądał się dni całe łudzącej postawie.
Jak szron ranny pod słońcem, jak wosk pod
płomieniem,
Tak on znika, powolnem dręczony cierpieniem;
Trawi go ogień skryty, stracił powab zwykły,
I z bielszej nad śnieg twarzy wszystkie róże znikły;
Znikła czerstwość i siła i piękność wspaniała,
Którą wszyscy cenili, Echo ubóstwiała,
I choć jej Narcyz życia odebrał nadzieję,
Przecież Echo nad jego nieszczęściem boleje.
Ilekroć nad okropnym użalał się losem,
Echo »Ach!« jego swoim dzieliło odgłosem.
Łkania jego powtarza i jęki oddaje,
Gdy Narcyz raz ostatni nad krynicą staje;
»Żegnam cię — rzekł — napróżno kochany
młodzianie!«
I Echo mu toż samo daje pożegnanie.
Wreszcie głowę znużoną Narcyz w trawę tłoczy
I wielbiące twarz własną śmierć zamyka oczy.
Ale nawet zeszedłszy w podziemne osiedle,
I tam się jeszcze w Styksu podziwia zwierciedle.
Płaczą po nim Najady, bratu święcąc włosy,
Płaczą Dryady: Echo wtóruje odgłosy.
Niosą urnę, pochodnie, wznoszą stos wysoki,
By ostatnią posługą uczcić jego zwłoki;
Ale już ich nie było: w tem miejscu z pod ziemi
Wyrósł kwiat złoty, liśćmi uwieńczon białemi!

You might also like