Professional Documents
Culture Documents
A... B... C... - Agata Christie
A... B... C... - Agata Christie
A.B.C.
Tytuł oryginału
The ABC murders
CZYTELNIK * 1961
Wstęp
Przez kapitana Artura Hastingsa
„R e v i v i t ”
Revivit przywraca naturalny kolor włosom.
Revivit nie jest farbą. Kolory: odpowiednie
dla blondynów, rudych, szatynów i brunetów.
Doncaster!
Do końca życia będę pamiętał ten jedenasty września.
Ilekroć widzę w gazecie wzmiankę o gonitwie Saint Leger,
umysł mój wraca bezwiednie nie do wyścigów, lecz do
morderstwa. Kiedy wspominam swoje własne wrażenia,
najbardziej dręczy mnie poczucie zupełnej bezradności. Na
miejscu byliśmy wszyscy: Poirot, ja, Clarke, Fraser, Megan
Barnard, Tora Grey i Mary Drower, a w gruncie rzeczy nikt z
nas nie mógł nic zrobić. Budowaliśmy zamki na lodzie żywiąc
mglistą nadzieję, że ktoś z nas rozpozna w wielotysięcznym
tłumie twarz lub sylwetkę widzianą przelotnie raz, i to dwa albo
trzy miesiące wcześniej. Prawdę rzekłszy, trudności były jeszcze
większe. Spośród nas jedna tylko Tora Grey mogłaby rozpoznać
zbrodniarza. Chłód jej poczynał topnieć pod wpływem
napięcia. Zniknęła gdzieś energia i opanowany sposób bycia.
Siedziała załamując ręce i bliska płaczu mówiła nerwowo do
Poirota:
— Przecież ja wcale na niego nie patrzyłam. Ach, dlaczego,
dlaczego? Jaka ja byłam głupia! Polega pan na mnie, a ja
zawiodę i pana, i wszystkich! Jeżeli nawet zobaczę go tutaj,
mogę go nie poznać. W ogóle mam złą pamięć wzrokową.
W swoim czasie Poirot w rozmowach ze mną dawał wyraz
swojemu dość krytycznemu nastawieniu do tej dziewczyny.
Obecnie jednak okazywał jej tylko łagodną życzliwość. Był
może nawet zanadto serdeczny, co naprowadziło mnie na myśl,
że na cierpienia pięknych dziewic jest równie wrażliwy, jak ja.
— Spokojnie, spokojnie, ma petite* — mówił gładząc ją po
ramieniu. — Proszę, bez histerii. Na to nie możemy sobie
pozwolić. Jeżeli pani zobaczy tego człowieka, na pewno go pani
pozna.
— Skąd taka pewność?
— Powód mam nie jeden. Przede wszystkim ten, że
* fr. Moja mała.
czerwone musi nastąpić po czarnym.
— Co ty pleciesz, Poirot? — zdziwiłem się.
— Mówię językiem stołów gry. W rulecie może być długa
seria czarna, lecz w rezultacie los musi paść na czerwone. To
matematyczna teoria prawdopodobieństwa.
— Chcesz powiedzieć, że szczęście się odwraca?
— Nie inaczej. Chcę też powiedzieć, że graczowi brak często
rozumnego przewidywania. A morderca to przecież gracz
najwyższej klasy, bo ryzykuje nie pieniądze, lecz życie. Gracz
wygrywa i myśli, że będzie wygrywał nieustannie. Nie odchodzi
od stołu gry z pełnymi kieszeniami. Tak samo w zbrodni.
Morderca, któremu się udało, nie może uwierzyć, że w
przyszłości szczęście może go zawieść. Jedynie sobie przypisuje
całą zasługę. A mówię wam, mes amis*, że nawet najstaranniej
przygotowana zbrodnia nie może się udać bez przysłowiowego
łuta szczęścia.
— Czy nie posuwa się pan za daleko w tym twierdzeniu? —
Franklin Clarke miał pewne wątpliwości.
— Nie, nie. Może to być tylko jeden łut szczęścia, ale musi
działać na korzyść mordercy. Proszę się zastanowić: przecież
ktoś mógł wejść do trafiki pani Ascher w momencie, gdy
morderca stamtąd wychodził. Temu komuś mogło przyjść do
głowy, aby zajrzeć za kontuar, a wówczas zobaczyłby zwłoki i
albo z miejsca ujął zbrodniarza, albo mógłby dać tak dokładny
jego rysopis, że policja ujęłaby go bez trudu.
— Tak, naturalnie, to możliwe — przyznał Clarke. — Z
pańskich wywodów wynika, że każdy morderca musi grać na
los szczęścia.
— Niewątpliwie. Morderca jest zawsze hazardzistą. I jak ogół
hazardzistów, nie zdaje sobie sprawy, kiedy powinien przestać
grać. Po każdej zbrodni wzrasta jego dobre mniemanie o
własnych zdolnościach. Maleje za to poczucie proporcji.
Przestaje myśleć: byłem sprytny i miałem szczęście. Myśli po
prostu: byłem sprytny. Rośnie w nim wiara we własny spryt.
No i, mes amis, kulka idzie w ruch. Kończy się seria koloru.