Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 454

Copyright © by Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2012

All rights reserved

Redaktor prowadzący
Donata Wojtkowiak

Redaktor
Karolina Kaczorowska

Projekt graficzny okładki


Krzysztof Rumowski

Opracowanie graficzne i techniczne


Barbara i Przemysław Kida

Wydanie I

ISBN 978-83-7785-041-1

Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel.


61 853 27 51, 61 853 27 67
dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90
sklep@zysk.com.pl
www.zysk.com.pl

Skład wersji elektronicznej:


Virtualo Sp. z o. o.
Wstęp

Historia Polski średniowiecznej to zarazem połowa całej historii


naszego kraju. Państwo polskie powstało bowiem na przełomie IX i X
wieku, a koniec średniowiecza umieszcza się w ostatnich latach XV
wieku. Tak długi okres w dziejach nie był oczywiście jednolity,
w ciągu ponad pięciuset lat trwania średniowiecza zmieniały się
formy gospodarowania, organizacja społeczna, nastąpiła zmiana
religii, dwukrotnie zmieniał się nawet klimat. Najważniejsze spośród
tych zmian to powstanie państwa i przyjęcie religii chrześcijańskiej,
a wraz z nią zachodniej kultury. Wielki wpływ na życie ludzi
i organizację państwa miał następny okres przemian, jaki się zaczął
w XIII wieku. W tych czasach pojawiły się w Polsce elementy ustroju
feudalnego, wtedy zaczął się wykształcać ustrój naszego państwa
i system gospodarczo-społeczny, który przetrwał bardzo długo,
niejednokrotnie aż do XIX wieku. Bardzo ważne były też przemiany
zachodzące pod koniec średniowiecza. Nie miały one tak wielkiego
znaczenia jak te, które nastąpiły wcześniej, jednak to właśnie wtedy
zaczął powstawać ustrój demokracji szlacheckiej, kształtował się
polski system parlamentarny, tworzyła się oparta na rolnictwie
i handlu gospodarka polska. W XV wieku ostatecznie ukształtowały
się podstawy gospodarcze i ustrojowe Polski czasów nowożytnych.
Dokładne opisanie dziejów Polski w średniowieczu wymagałoby
spisania wielu tomów. W tak krótkim tekście jak ten obecnie
przedstawiany można było zaprezentować tylko zarys historii
politycznej. Zarys ten został uzupełniony krótkimi opisami
rzeczywistości gospodarczej i społecznej w różnych okresach oraz
przedstawieniem najważniejszych zmian, jakie rozpoczęły się w XIII
wieku. Nie zdołałem omówić historii kultury polskiej
w średniowieczu.
O kulturze wspominam tylko tam, gdzie jest to konieczne, ukazując
najwybitniejsze osiągnięcia w tej dziedzinie. Jest jeszcze wiele
kwestii, które nie zostały uwzględnione lub powiedziano o nich zbyt
mało. Czytelników zainteresowanych dokładniejszym poznaniem
historii odsyłam do licznych szczegółowych opracowań
poszczególnych okresów i różnych zagadnień dotyczących dziejów
naszego kraju i naszej części Europy.
We wstępie muszę jeszcze zwrócić uwagę na różnice w opisie
początków państwa polskiego oraz wydarzeń mających miejsce
w końcu średniowiecza.
Wraz z upływem wieków opis ten jest coraz bardziej szczegółowy,
uwzględniać zaczyna nie tylko panujących, ale też niejednego z ich
poddanych. Jest również coraz więcej rzeczy pewnych, zmniejsza się
liczba hipotez. Wynika to oczywiście z jakości źródeł. Dla czasów
plemiennych dysponujemy niemal wyłącznie źródłami
archeologicznymi, które przekazują nam mnóstwo bardzo ważnych
informacji, lecz nie mogą odpowiedzieć na pytania dotyczące
wydarzeń szczegółowych. Ze źródeł archeologicznych nie możemy
poznać imion ludzi działających w przeszłości, języka, jakim się
posługiwali, niejasno rysują się ich wierzenia. Wraz z upływem czasu
źródła stają się coraz bogatsze w treści. Przybywa tekstów pisanych,
zaczynamy dysponować kronikami, rocznikami, dokumentami.
W końcu średniowiecza pojawiają się księgi sądowe, dokumenty
dyplomatyczne, z tego czasu zachowały się też fragmenty archiwów
władców, a także archiwów kościelnych i miejskich. Dzięki tym
przekazom historia zaczyna się stawać coraz pełniejsza, coraz więcej
możemy się dowiedzieć o życiu i działalności konkretnych ludzi. Nie
oznacza to, że o końcu średniowiecza wiemy wszystko. Również
w tym okresie zdarzają się liczne zagadki i sprawy niewyjaśnione.
Niektóre spośród nich rozwiążą badacze w przyszłości, inne być może
nigdy nie zostaną rozwikłane. Ale tak już jest w nauce, historia nie
stanowi tu wyjątku. Nie wszystko może być do końca wyjaśnione.
Tym bardziej że rozwiązanie jednego problemu często stawia przed
nami następne. Historię można poznawać, a stawiane przez nią
zagadki rozwiązywać. Jednak materiał, którym się ta nauka zajmuje,
jest tak obszerny, że pracy starczy dla wielu jeszcze pokoleń badaczy.
Ukazana w tej książce wizja historii naszego kraju jest opisem
dziejów, który wydaje mi się najbardziej prawdopodobny. Wierzę, że
tak właśnie wyglądał przebieg wypadków. Pogląd swój oparłem
zarówno na przekazach z dawnych wieków, jak też na licznych
pracach moich poprzedników. Im wszystkim, zarówno
średniowiecznym kronikarzom, jak i historykom nowszych czasów,
jestem szczerze wdzięczny, najważniejsze prace, na których się
oparłem, znajdują się w umieszczonej na końcu bibliografii.
Czytelników natomiast chciałbym zaprosić do lektury z nadzieją, że
okaże się ona interesująca.
Powstanie państwa polskiego
CZASY PLEMIENNE

Przed tysiącem lat ziemie obecnej Polski porośnięte były ogromnymi


puszczami. Nieco jaśniej wyglądały tylko południowo-wschodnie
regiony, gdzie miejscami dominował krajobraz parkowy. Tam,
pomiędzy niewielkimi lasami, rozpościerały się otwarte przestrzenie.
Niewielkie też było zaludnienie. Ocenia się, że zamieszkiwać je mogło
około półtora miliona ludzi. Półtora miliona, a więc liczba mniejsza
od liczby dzisiejszych mieszkańców Warszawy. Istniejące wówczas
osady nie były rozmieszczone równomiernie na całym obszarze kraju.
Pomiędzy lasami gdzieniegdzie istniały nawet spore przestrzenie
wolne od drzew i tam skupiały się ludzkie siedziby. Przyjmujemy, że
takie skupiska zamieszkiwane były przez odrębne plemiona.
Granicami pomiędzy terenami zaludnionymi były działy wodne
i naturalne przeszkody, takie jak góry czy bagna. Rzeki natomiast
stanowiły najczęściej oś osadnictwa, zapewniały najłatwiejszą
komunikację w zalesionym i pozbawionym dróg lądowych kraju.
Plemienna geografia ziem polskich nie jest zbyt dobrze znana.
Leżały one daleko od krajów, w których posługiwano się pismem,
wczesnośredniowieczni kronikarze nie wiedzieli, jak wygląda świat
oddalony od ich miejsc zamieszkania. Dlatego też geografię
plemienną musimy odtwarzać na podstawie nielicznych przekazów
pisanych i prac archeologów, którzy odkrywają zachowane w ziemi
skupiska osad i niewielkie grody plemienne. Dzięki źródłom pisanym
z IX i X wieku znamy żyjących na południu dzisiejszej Polski Wiślan
i Lędzian, a na jej południowym zachodzie – kilka plemion
nazywanych później śląskimi. Najprawdopodobniej w dzisiejszej
północnej Wielkopolsce, w okolicach Gniezna i Poznania, żyli Polanie,
którzy przed powstaniem państwa mogli nosić inną nazwę. Na
wschód od Wisły natomiast, tam gdzie leży obecnie Płock, żyli
Mazowszanie. Nad morzem znajdowały się siedziby plemion
pomorskich. Z pewnością nie były to wszystkie plemiona, jakie
zamieszkiwały ziemie polskie, nazw tych plemion, których ślady
odkrywa tylko archeologia, nie poznamy zapewne nigdy. Nie wiemy,
za kogo się uważali ludzie mieszkający na późniejszych ziemiach
sieradzkiej i łęczyckiej, nie znamy nazwy plemienia żyjącego
w okolicach Sandomierza.
Członkami plemion byli wolni rolnicy, którzy podczas wojny byli
też wojownikami. Uprawiali oni ziemię, hodowali krowy, świnie,
kozy. Uzupełniali swój jadłospis tym, co upolowali lub znaleźli
w lesie. Mieszkali w niewielkich osadach rozrzuconych po polanach
leśnych. Każdy rolnik uprawiał tyle ziemi, ile mógł zagospodarować
własną pracą przy pomocy swej rodziny, wielkość uprawianej ziemi
zależała też od tego, ile posiadał inwentarza. W IX wieku nie
stosowano jeszcze bardziej wydajnych metod rolniczych, takich jak
trójpolówka. Rolnicy brali pod uprawę ziemię i siali na niej zboże aż
do jej wyjałowienia. Potem musieli na kilka czy kilkanaście lat
pozostawić pole odłogiem, a pod uprawę wziąć nową rolę. Wiązało
się to z koniecznością wypalenia lasu, a następnie wykarczowania
korzeni i uzdatnienia pozyskanego pola. Po jakimś czasie powracano
na odłogujące kawałki gruntu. W ciągu lat odpoczynku pola te
zdążyły już porosnąć młodym lasem, który musiał być wypalany.
Popiół, jaki wtedy powstawał, użyźniał ziemię i można było przez
kilka lat znowu siać na niej zboże. Taki system uprawy ziemi zmuszał
rolników do przenoszenia co kilka lat swych siedzib w nowe miejsca.
Nie były to dalekie wędrówki, odbywały się na niewielkiej
przestrzeni.
Być może każdą z osad zamieszkiwał jeden ród chłopski, być może
zespół sąsiadujących ze sobą siedzib już wtedy był nazywany opolem.
Zapewne w ramach opola regulowano podstawowe problemy
dotyczące życia zamieszkujących je rolników. Możemy przypuszczać,
że lokalne wiece rozstrzygały sąsiedzkie spory, na nich decydowano,
do kogo mają należeć wzięte pod uprawę pola oraz jak rozdzielić
powinności ponoszone na rzecz wspólnoty.
Pośród wolnych rodów chłopskich wyróżniały się rody arystokracji
plemiennej. Możni przewyższali innych plemienników ilością
posiadanej ziemi. Nie były to wielkie majątki, najwyżej takie, które
zwalniały członków możnowładczych rodów od pracy w celu
zdobycia środków do życia. Pracowali za nich nieliczni jeszcze
niewolni. Pozwalało to możnym oddawać się polowaniom, a także
zajmować polityką. W owych czasach jednak horyzonty ludzi nie były
zbyt rozległe, a ówczesna polityka dotyczyła, jak byśmy to dzisiaj
powiedzieli, tylko spraw lokalnych. Na przykład, czy zaatakować
sąsiednie plemię i zdobyć łupy oraz niewolników, czy też zawrzeć
z sąsiadami pokój. Możni decydowali, czy należy wybudować gród
mający chronić wszystkich przed niebezpieczeństwem, czy trzeba
wzmocnić zasieki leśne na granicach wspólnoty.
Niewykluczone, że niekiedy przed X wiekiem już na opolach
kończyła się organizacja społeczna naszych przodków. Z badań
antropologicznych znane są społeczeństwa, które nie tworzyły, czy też
nie tworzą szerszej organizacji poza wsią albo niewielkim związkiem
rodów. Mamy jednak dowody na to, że przed powstaniem państwa na
ziemiach polskich istniały organizacje ponadlokalne. Świadczą o tym
widoczne niejednokrotnie jeszcze dziś niewielkie grody plemienne.
Ilość pracy, jaką należało włożyć w ich budowę, przekraczała
możliwości kilkunastu rodzin chłopskich zamieszkujących niewielką
osadę, czy nawet trochę większą grupę tworzącą opole. O istnieniu
większych organizacji społecznych świadczą też odkrywane przez
archeologów skupiska osad oddzielonych od innych siedzib ludzkich
gęstymi lasami. Znane jest na przykład zagęszczenie osadnictwa
w południowo-zachodniej Wielkopolsce, nad Obrą, czy też
w okolicach Sandomierza. Podobne skupiska osad istniały w pobliżu
Krakowa, a także w innych miejscach. Nieliczne źródła pisane
przekazują nam imiona książąt plemiennych, niestety nie z terenów
dzisiejszej Polski. Znani są niektórzy książęta małych plemion
czeskich z IX wieku, a także książęta z terenów połabskich, wieleckich
i obodryckich. Możemy przypuszczać, że ponadlokalne organizacje
istniały na polskich ziemiach już bardzo dawno, że na ich czele stali
przywódcy zwani książętami. Świadczy o tym także samo słowo
„książę”. Pochodzi ono z bardzo dawnych czasów, językoznawcy
wywodzą je z gockiego określenia kuningas. Podobny źródłosłów mają
w wielu współczesnych językach określenia króla. Po niemiecku król
to König, po angielsku – king, a po litewsku książę kùnigas. Jeśli więc
oznaczający władcę wyraz „książę” został przez Słowian przejęty od
Gotów, to możemy przypuszczać, że już w III wieku był on potrzebny.
Już w III wieku istniały struktury, na czele których stali jacyś
przywódcy. Do podobnych wniosków musimy dojść nawet wtedy, gdy
przyjmiemy, że zarówno gocki kuningas, jak i słowiański „książę”
pochodzą od wyrazu praindoeuropejskiego oznaczającego przywódcę.
Również wtedy byłby to wyraz bardzo stary. Oczywiście w różnych
epokach książęta dysponowali różną władzą, a znaczenie wyrazu
„książę” ulegało zmianie.
Większość badaczy przyjmuje, że nasi przodkowie sprzed ponad
tysiąca lat stworzyli struktury plemienne. Historycy piszący pod
koniec XX wieku uważali, że struktury te były dwustopniowe – małe
plemiona miały tworzyć większe związki nazwane wielkimi
plemionami. Tak więc Polanie mieli być wielkim plemieniem
zamieszkującym całą dzisiejszą Wielkopolskę i dzielili się na plemiona
małe. Wielkie plemiona miały być ogniwem pomiędzy systemem
plemiennym a państwowym. Do niedawna historycy i archeolodzy
widzieli w państwie ostateczny twór długiej ewolucji. Nie wydaje się
jednak, aby tak było, przeczą temu najnowsze wyniki badań
archeologicznych. Zapewne więc Polanami byli tylko mieszkańcy
ziem leżących wokół dzisiejszego Gniezna i Poznania, mieszkańcy
pozostałych części Wielkopolski nazywali się inaczej. Można też
sądzić, że Polanie, tak jak i inne związki plemienne, nie podlegali
nikomu, że przed X wiekiem nie powstały jeszcze na ziemiach
polskich struktury większe od małych plemion.
Zapewne wodzów zwanych książętami wybierano spośród
plemiennej arystokracji. Być może z czasem tylko niektóre rody
arystokratyczne zaczęły wydawać się godne tego, aby ich członkowie
mogli pełnić funkcję księcia. Prawdopodobnie ostatecznie tylko jeden
ród stawał się rodem dynastycznym. Jednak władza księcia
plemiennego nie była zbyt duża. Na podstawie wiadomości
pochodzących z różnych części Słowiańszczyzny możemy
przypuszczać, że o ważnych dla plemienia sprawach decydował nie
książę, lecz wiec. Wiece plemienne gromadziły wszystkich wolnych
członków plemienia. Rozstrzygano na nich spory, wydawano wyroki
sądowe, decydowano o polityce plemienia. Uchwała wiecu musiała
być przyjęta jednogłośnie.
Jak obradowały słowiańskie wiece, wiemy ze źródeł nieco
późniejszych, przede wszystkim z napisanej na początku XI wieku
Kroniki Thietmara. Kronikarz ten opisał wiec wielecki. Decyzje
zapadały na nim jednogłośnie, w ten sposób jego uczestnicy
zobowiązywali się do przestrzegania tego, co zostało uchwalone.
Thietmar przekazał także, co się działo, gdy niektórzy z uczestników
wiecu nie zgadzali się na przyjęcie decyzji większości. Ponieważ
uchwały musiały zapadać jednomyślnie, więc tych, którzy mieli inne
zdanie, tak długo bito, aż w końcu zgodzili się z większością.
Podobnie postępowały również inne ludy znajdujące się na zbliżonym
etapie rozwoju społecznego, wśród nich byli na przykład Sasi
w czasach Karola Wielkiego. Nie mamy żadnych przekazów, które
informowałyby nas o tym, jak wyglądały wiece na terenach między
Odrą a Bugiem, możemy jednak przypuszczać, że ich przebieg był
podobny.
Zapewne problemy do dyskusji przedstawiał na wiecu plemienny
książę i otaczający go możni, jednak bez zgody ludu ich propozycje
nie mogły być przyjęte. Jeśli książę posiadał autorytet, mógł narzucić
swą wolę większości. Również zdanie możnych się liczyło. Natomiast
uczestniczący w wiecu pospolici członkowie plemienia na ogół nie
byli w stanie podejmować decyzji dotyczących spraw sięgających
dalej niż granice zamieszkiwanej przez nich osady. Zwykli rolnicy nie
orientowali się w układzie sił i możliwościach swego plemienia.
Potrafili uprawiać ziemię, hodować zwierzęta czy polować. Ogół
wolnych mógł decydować przy rozsądzaniu sporów. Sądownictwo
opierało się na starych zwyczajach, które znali wszyscy. Natomiast
w sprawach dotyczących polityki całej wspólnoty, konieczności
budowy plemiennego grodu czy budowy zasieków na granicach
decydowali możni wraz z księciem. Oni posiadali szerszą wiedzę na
temat tego, co jest konieczne dla zapewnienia wspólnego
bezpieczeństwa. Zapewne też możni i książę ustalali daniny
niezbędne dla funkcjonowania plemienia, a zarazem pozwalające im
powiększać swój majątek i potęgę. Gdy jednak decyzje społecznych
elit nie spotkały się z aprobatą większości uczestników wiecu, wiec
mógł je odrzucić, a nawet przekształcić układ sił, doprowadzając do
zmian w elicie.
Tak ukształtowana struktura plemienna nie była zdolna do
stworzenia państwa. Władzę księcia ograniczał wiec, bez jego zgody
nie mógł on podjąć żadnej decyzji. Również środki, jakie miał do
dyspozycji, nie wystarczały na zbudowanie struktur państwowych.
Wprawdzie w czasie wojny książę był niekwestionowanym wodzem,
ale wojna nie mogła trwać długo. Wojownikami byli rolnicy, którym
wprawdzie zależało na łupach wojennych, ale ważniejsze były dla
nich gospodarstwa. Nie mogli ich opuszczać na zbyt wiele dni, bo
nawet najwspanialsze łupy nie rekompensowały strat, jakie mogliby
ponieść, przebywając z dala od swych pól. Nie zapominajmy, że
ówczesne wojny toczyły się w lecie, a więc wtedy, gdy było najwięcej
prac polowych. Dysponujący takim wojskiem książę musiał zaniechać
podbojów, gdyż wojsko plemienne po pokonaniu wroga nie mogło
okupować jego terytorium. Po zwycięstwie wojownicy wracali
przecież do swoich gospodarstw. Struktury plemienne nie były więc
zdolne do budowy większych tworów terytorialnych. W IX wieku
jednak sytuacja zaczęła się zmieniać.
POCZĄTKI PAŃSTWA

Prawdopodobnie pierwszą próbą stworzenia państwa na ziemiach


polskich były czyny „księcia silnego bardzo”, który w drugiej połowie
IX wieku „siedział w Wiśle” i szkodził chrześcijanom. Z tego
lakonicznego przekazu zawartego w Żywocie św. Metodego wiemy, że
na południu obecnej Polski jakiś tamtejszy wódz zaczął atakować
ziemie Świętopełka morawskiego. Zapewne widząc bogactwo
południowych sąsiadów, któryś z wiślańskich możnych zebrał wokół
siebie zbrojną drużynę i na jej czele wyprawiał się po łupy. Autor
Żywota pisze przecież, że „czynił szkody chrześcijanom”. Działalność
łupieżcza tego wodza przybrała zapewne spore rozmiary, skoro został
zauważony i opisany. Jednak działalność ta, choć nie zagrażała
bytowi państwa wielkomorawskiego, była dla panującego tam
Świętopełka uciążliwa i książę ten zlikwidował tworzące się państwo
wiślańskie. Wyrządzający szkody chrześcijanom książę został
pokonany i ochrzczony na obcej ziemi, a Wiślanie stracili szansę
zbudowania państwa. Twórcami państwa polskiego stali się
wodzowie, a później książęta wywodzący się z ziem leżących
pomiędzy dzisiejszym Gnieznem i Poznaniem. Tak mówi tradycja,
potwierdzają to wykopaliska archeologów.
Nie mamy świadectw pisanych ukazujących powstawanie państwa
polskiego. Najstarsza informacja na ten temat pochodzi dopiero
z początków XII wieku, zapisał ją Gall Anonim w swojej Kronice.
Kronikarz, który przybył do Polski po to, aby na zamówienie
Bolesława Krzywoustego napisać utwór sławiący księcia i jego
przodków, poznawał dzieje państwa i dynastii z relacji Polaków.
Wśród nich byli najwyżsi dostojnicy kościelni i świeccy, może nawet
informował go o dziejach swego rodu sam książę Bolesław.
Gall napisał, że ród książąt Polski wywodził się z Gniezna. Kiedyś
w grodzie tym miał panować książę Popiel. Gdy przygotowywał on
ucztę dla uświetnienia postrzyżyn swego syna, do bram grodu
zapukali dwaj wędrowcy. Ponieważ Popiel nie chciał ich przyjąć,
poszli na podgrodzie i zapukali do drzwi ubogiego oracza Piasta i jego
żony Rzepki, protoplastów panującej w Polsce dynastii. Piast również
przygotowywał się do uroczystości, gdyż także jego syn miał być
postrzyżony. Zaprosił już do siebie kilku przyjaciół, ale choć był
biedny i niewiele miał jadła w domu, gościnnie otworzył drzwi przed
wędrowcami. Uczta, jaką urządził gospodarz, miała niezwykły
przebieg. Piast miał dla gości tylko jedno prosię i jedną małą beczułkę
piwa. Choć jednak goście jedli i pili, jadła i napitku na stole nie
ubywało, ale przybywało. Tymczasem w grodzie, na uczcie u księcia
Popiela, jedzenie znikało ze stołów znacznie szybciej, niż goście jedli.
W końcu zupełnie go zabrakło. Wtedy książę Popiel wraz ze swymi
gośćmi udał się do chatki Piasta. Po uczcie wędrowcy dokonali
postrzyżyn Piastowego syna i nadali mu na dobrą wróżbę imię
Siemowit.
Dalej Gall napisał, że Siemowit wzrastał, lecz nie oddawał się
zabawom, ale pracy i ćwiczeniom. Gdy dorósł, to „król królów
i książę książąt”, czyli Bóg, „za powszechną zgodą” uczynił go
księciem. Popiel natomiast został wygnany z kraju, a w końcu zjadły
go myszy. Dalej zwięźle podał Gall imiona i czyny potomków Piasta.
Byli nimi jego syn Siemowit, wnuk Lestek i prawnuk Siemomysł.
Wszyscy oni mieli rozszerzać królestwo i pomnażać jego chwałę. Ten
fragment Kroniki kończy się stwierdzeniem, że Siemomysł spłodził
wielkiego i sławnego Mieszka.
Zapisana przez Galla opowieść przekazuje nam świadomość
historyczną Polaków z początku XII wieku. Może nie wszystkich
mieszkańców ziem polskich, ale członków dynastii i otaczającej ich
elity społecznej. Była to legenda dynastyczna i lista kolejnych
władców. Historię tę powtarzali wszyscy późniejsi kronikarze, czasem
tylko nieznacznie ją modyfikując i wzbogacając w nowe wątki.
W prawdziwość opowiedzianej przez Galla historii zaczęli wątpić
dopiero historycy, od końca XVIII wieku poczynając. Najpierw
oczywiście została odrzucona opowieść o myszach i o cudach na
uczcie u Piasta. Natomiast dalsza część Gallowej relacji sprawia
historykom do dziś dużo kłopotów. Choć prawie nikt nie wierzy
w istnienie Piasta i Rzepki, to już następni zapisani w Kronice książęta
są przez jednych uznawani za postacie historyczne, inni natomiast
uważają, że oni też należą do legendy. Według najnowszej teorii
zaprezentowanej przez Jacka Banaszkiewicza cała opowiedziana
przez Galla historia jest mitem dynastycznym. Według tego uczonego
Piast pierwotnie nie był uważany za ubogiego oracza spod Gniezna,
lecz za Oracza, mitycznego protoplastę rodu związanego z bogiem
zapewniającym ludowi pomyślność materialną. Gdy przyjmiemy tę
hipotezę, to rozumiemy, dlaczego potężni już w XII wieku Piastowie
mogli się szczycić takim przodkiem. Zdumiewać tylko może tak
długie trwanie pogańskiego mitu w chrześcijańskim już od wieków
kraju. Jednak pod tym względem Polska nie była wyjątkiem.
Banaszkiewicz uznał również Siemowita, Lestka i Siemomysła za
postacie mityczne. Sądzę jednak, że należy przyjąć ich historyczność.
Wydaje się, że potwierdzają to najnowsze wyniki badań
archeologicznych. Archeolodzy potrafią, dzięki badaniu słojów drzew
znajdowanych w ziemi, określać dokładnie datę ścięcia drzewa,
a drewno stanowiło rdzeń konstrukcji grodów obronnych. Dawniej
uważano, że grody polańskie były starsze i że powstawały stopniowo.
Na przykład w Gnieźnie dostrzegano pochodzącą z VII wieku osadę
otwartą, która w VIII wieku miała być ufortyfikowana. Następnie, jak
sądzono, fortyfikacje te stawały się coraz większe i mocniejsze, aż
w końcu, w X wieku, zostały zbudowane potężne wały
wieloczłonowego piastowskiego grodu znane z odkryć
archeologicznych. Obecnie wiemy, że gród w Gnieźnie powstał około
940 roku, a przedtem na jego terenie nie było osadnictwa. Podobnie
było z innymi potężnymi grodami piastowskimi w ziemi Polan, a więc
na terenach wokół Gniezna i Poznania. Poza Gnieznem odnajduje się
ich pozostałości również w Poznaniu, na Ostrowie Lednickim,
w Lądzie, Grzybowie i jeszcze w kilku innych miejscowościach.
Wszystkie te warownie zbudowano w latach 920-970, potem je
powiększano i wzmacniano. Zaznaczyć jednak należy, że w Gnieźnie,
na górze zwanej dziś Górą Lecha, odnaleziono starsze od grodu
sanktuarium pogańskie. Spośród grodów polańskich jedynie Giecz ma
starszą metrykę. Tylko tam, przed wybudowaniem wielkiego grodu
piastowskiego, istniały mniej potężne umocnienia, datowane na
połowę IX wieku. Ukazany przez archeologów obraz wyraźnie
sugeruje, że w X wieku istniała już jakaś organizacja ponadplemienna,
której zwierzchnik nakazał budowanie tych umocnień. Zastanawiają
też badania nad gęstością zaludnienia. W początkach X wieku ziemia
gnieźnieńska była – obok terenów nad Notecią – najsłabiej zaludnioną
ziemią dzisiejszej Wielkopolski. Do najgęściej zaludnionych należały
natomiast tereny nad Obrą, gęsto zaludnione były ziemie na zachód
od Poznania, a także ziemie leżące wokół Kalisza. Tymczasem
w końcu X wieku ziemia gnieźnieńska stała się najludniejszą częścią
Wielkopolski. Ziemie nad Obrą zachowały swój potencjał
ludnościowy, ale go nie powiększyły, podobnie było w okolicach
Kalisza, natomiast tereny położone na zachód od Poznania zostały
wyludnione. Żadne naturalne procesy demograficzne nie mogły
doprowadzić do takiego rezultatu. Należy jeszcze dodać, że od
początku X wieku zaczynają się na terenie Wielkopolski pojawiać tzw.
skarby, czyli schowane kiedyś w ziemi wyroby ze srebra, oraz
monety.
Zaobserwowane zjawiska można łączyć z istniejącym już
państwem. Tylko władza państwowa była w stanie zorganizować
ludzi do budowy potężnych fortyfikacji, tylko władza państwowa
mogła dokonać przemieszczeń ludności. Również ze zmianami
ustrojowymi możemy łączyć napływ skarbów na ziemie polańskie.
Ukazane tu zjawiska są zgodne z tym, co napisał Gall Anonim.
Mieszko I rozpoczął swe panowanie około 960 roku. Kronika wylicza
trzech jego przodków: Siemowita, Lestka i Siemomysła. Jeśli
przyjmiemy około dwudziestu pięciu lat na działalność każdego
z nich, to z prostego wyliczenia wynika, że Siemowit musiał żyć
i działać w końcu IX lub na przełomie IX i X wieku. W jaki jednak
sposób doszło do zdobycia władzy w plemieniu Polan przez
protoplastę Piastów?
Jak już wspomniałem, władza książąt plemiennych była słaba,
musieli się liczyć ze zdaniem wiecu. Wprawdzie w czasie wojny
książęta plemienni byli wodzami plemiennego wojska i wtedy ich
władza stawała się silniejsza, ale po ustaniu trwających najwyżej kilka
tygodni działań wojennych powracały normalne stosunki i znowu
książę musiał się liczyć ze zdaniem możnych plemiennych, a niekiedy
też całego ludu zebranego na wiecu. W czasach pokoju książę
plemienny nie mógł narzucić swej wyłącznej władzy własnemu
ludowi. Możliwości władcze księcia zależały w dużej mierze od jego
osobistego autorytetu, nie miał on bowiem zależnego tylko od siebie
wojska, przy pomocy którego mógłby narzucić swą wolę innym. Na
stworzenie takiego wojska brakowało środków. Nie mogły ich dać
łupy wojenne, jakie uzyskiwano w czasie niezbyt częstych zapewne
wojen z innymi plemionami. Zdobycze wojenne musiały być skromne,
gdyż sąsiadujące z Polanami plemiona nie były bogate. Najwyżej
stado krów, może kilku niewolników. Jednak nawet te zdobycze
trudno było księciu gromadzić. Niewolnicy wzbogacali niezbyt
wielkie majątki nie tylko wodza plemiennego, ale też innych
wojowników biorących udział w wojnie, natomiast krowy zapewne
były w większości zjadane podczas uczty, na której świętowano
zwycięstwo. Aby można było zgromadzić środki wystarczające do
rozpoczęcia budowy państwa, musiały się zmienić warunki
w sąsiedztwie Polan. Sąsiednie plemiona musiały się znacznie
wzbogacić.
W IX wieku na Pomorzu zaczęły się pojawiać srebrne skarby. Jest
to dowód na to, że mieszkańcy ziem nadmorskich włączyli się
w handel bałtycki, zapewne też zaczęli parać się rozbójnictwem.
Skarby świadczą o tym, że stali się bogatsi. Dla mieszkańców ziem
położonych w głębi kraju byli atrakcyjnym celem napadów
rabunkowych. Zapewne więc pojawili się wodzowie, którzy po
zebraniu wokół siebie niewielkich jeszcze drużyn urządzali wyprawy
po srebro. Wodzów takich niewątpliwie było wielu, natomiast
dowodzone przez nich drużyny nie były duże. Śladem tej działalności
są prawdopodobnie pierwsze srebrne skarby znajdowane
w Wielkopolsce.
Gwałtownie wzrastająca aktywność wojenna jakiegoś ludu
poprzedza zazwyczaj powstanie państwa. W XII wieku nasiliła się
aktywność Prusów, którzy zaczęli atakować Mazowsze i Pomorze. Do
powstania państwa pruskiego nie doszło, przeszkodził w tym zakon
krzyżacki. Ale powstanie państwa litewskiego również poprzedziły
wyprawy drużyn litewskich na sąsiadów. Od połowy XIII wieku
bardzo często niepokoiły one ziemie polskie. Po tym okresie
wzmożonej aktywności łupieskiej na Litwie zostało utworzone
państwo. Podobnie musiało być także na ziemiach polskich w końcu
IX i na początku X wieku. Działalność wojenna powodowała, że
wzbogacali się uczestnicy wypraw wojennych, jednak największe łupy
zaczęły wpadać w ręce tych, którzy takie wyprawy organizowali.
Wodzami prowadzącymi drużyny byli zapewne członkowie
możnych rodów. Tylko oni, jako bogatsi od innych i znający się na
rzemiośle wojennym, mogli dowodzić wojskiem. Wokół nich
gromadzili się ci, którzy liczyli na łupy, którzy pragnęli przeżyć
przygodę, pokazać swe męstwo i sprawność, którym w końcu nudziło
się spokojne życie rolnika. Początkowo drużyny nie były liczne.
Zapewne znaczniejsi członkowie plemienia, którzy wyróżniali się
zamożnością, skupiali wokół siebie po kilku czy kilkunastu zbrojnych.
Ten orszak towarzyszył możnemu panu na wiecach. Wiemy o tym
z późniejszych przekazów, z żywotów św. Ottona z Bambergu.
Czytamy tam, że niektórych Pomorzan na wiecach otaczali uzbrojeni
jeźdźcy, a ich liczba świadczyła o znaczeniu możnego. Żywoty opisują
czasy znacznie późniejsze od tych, w których powstawało państwo
polskie, dotyczą początków XII wieku. Odnoszą się jednak do
społeczeństwa na etapie tworzenia się organizacji państwowej,
zapewne więc mogą być ilustracją tego, co działo się u Polan
w drugiej połowie IX wieku.
Możni mieli tylko niewielkie stałe grupy zbrojnych wokół siebie. Na
większe nie było ich stać, musieli ich bowiem utrzymywać. Gdy
jednak stało się możliwe prowadzenie zyskownych wojen, gdy
u sąsiadów Polan pojawiło się srebro, niektórzy spośród możnych
zaczęli wykorzystywać swych drużynników do zdobywania łupów.
Organizowali szybkie wypady na ziemie pomorskie, rabowali
znajdujące się tam dobra i równie szybko wracali do siebie. Zaczęli
więc działać tak, jak w drugiej połowie IX wieku wiślański wódz.
Jednak ich przeciwnikiem nie był książę Świętopełk, potężny władca
Moraw, tylko niezorganizowane w państwo liczne plemiona
pomorskie. Wyprawy rabunkowe były więc bezpieczniejsze.
Niewątpliwie Pomorzanie odpowiadali na ataki wyprawami
odwetowymi. Wtedy ci, którzy mieli pod swoimi rozkazami
zbrojnych, stawali się obrońcami swych współplemieńców.
Działalność wodzów nie zmieniała początkowo życia plemienia.
Nadal o wszystkich ważnych sprawach decydował wiec, nadal
obowiązywały dawne zwyczaje. Organizowane przez wodzów
wyprawy łupieżcze były ich prywatną działalnością.
Powstające drużyny nie były wielkie. Jednak w wyprawach na
sąsiadów zaczęli brać udział również młodzi ludzie, którzy do drużyn
nie należeli, przyłączali się tylko do jednej wyprawy. Jeśli się
powiodła, oni także przywozili ze sobą zdobycz. Największy łup
należał jednak do wodza. W wyniku takiej działalności w rękach
wodzów zaczęły się gromadzić bogactwa. Pozwalały one na
utrzymanie coraz większej drużyny. Początkowo niejeden z możnych
polańskich stawał na czele zbrojnych i wiódł ich po sławę i łupy.
Podobni wodzowie istnieli z pewnością również w innych
plemionach. Koniec IX wieku był to czas bohaterski, czas wodzów,
którzy prowadzili swe hufce na wroga, którzy zdobywali dla siebie
i dla swoich ludzi bogactwa i o których zapewne śpiewano pieśni.
Ówcześni wodzowie słowiańscy przypominać musieli skandynawskich
jarlów wyprawiających się za morza dla zdobycia sławy i łupów.
Mniej jednak o nich wiemy, ich wyprawy rabunkowe nie docierały do
odległych krajów i nie znali ich władający piórem pisarze z Europy
Zachodniej.
Z pewnością również przodkowie Piastów prowadzili do boju swoje
drużyny. Może śladem ich działalności jest przekaz Galla o tym, że
Siemowit oddawał się służbie rycerskiej i powiększał swoje księstwo.
Ponieważ protoplaści Mieszka I byli lepszymi wodzami od swych
konkurentów, pod ich rozkazy zaciągali się ci, którzy chcieli zaznać
sławy oraz się wzbogacić. Drużyna zwycięskiego wodza zaczęła się
powiększać. Początkowo jej skład często się zmieniał, gdyż po udanej
wyprawie większość wojowników wracała do swych domów. Ale
czekali na następny apel wodza, gotowi go wesprzeć i wraz z nim
przeżyć nowe zwycięstwa. Z czasem, wraz z sukcesami i coraz
większym bogactwem skumulowanym w rękach przywódcy, drużyna
zaczynała przekształcać się w stałą siłę zbrojną.
Niewielkie łupy, jakie można było zdobyć, wyprawiając się na
sąsiadów, nie wystarczały jeszcze do zbudowania struktur
państwowych. Zgromadzony kapitał musiał być większy,
a powiększyć go można było tylko poprzez włączenie się w handel
międzynarodowy. Ówczesne ziemie polskie mogły zaoferować innym
krajom produkty pól i lasów. A więc futra zwierząt, miód, wosk,
a także owada o nazwie czerwiec, z którego pancerzyków
wytwarzano czerwoną farbę do barwienia tkanin. Jednak towary,
które interesowałyby obcych kupców, były rozproszone, każdy
z zajmujących się rolnictwem i hodowlą rolników miał do
zaoferowania tylko niewielkie ich ilości. Żadnemu obcemu kupcowi
nie opłaciłoby się przyjeżdżać i od poszczególnych producentów
kupować niewielkie partie towaru. Dopiero władca państwa,
ustanawiając daniny, był zdolny zebrać ich większą ilość. Ponieważ
jednak państwo jeszcze nie powstało, obcych kupców na razie nie
interesowały produkty ziem polańskich, a tworzące się władze
państwa nie były jeszcze zainteresowane ich zbieraniem
i eksportowaniem. Nie powstał dotąd odpowiedni aparat
administracyjny, w Gnieźnie jeszcze nie wiedziano, że w ten sposób
można osiągać korzyści materialne. Pojawił się jednak towar, którego
eksport dawał wielkie zyski, którego poszukiwali obcy kupcy. Tym
towarem byli niewolnicy.
Niewolnicy towarem? To brzmi strasznie! Czyżby nasi przodkowie
parali się handlem niewolnikami, tak jak w XVI i XVII wieku Anglicy
i Hiszpanie przewożący afrykańskich niewolników do Ameryki?
Wszystko, niestety, wskazuje na to, że tak istotnie było. W X wieku
łacińskie słowo servus oznaczające niewolnika zostało w Europie
Zachodniej zastąpione przez słowo sclavus. A przecież Sclavus po
łacinie to Słowianin. Ta zmiana językowa okazała się trwała. Do dziś
niewolnik po niemiecku to Sklave, po francusku – l’esclave, po
angielsku – slave. W omawianych przez nas czasach również po
arabsku określenie niewolnika brzmiało saqualiba, a więc Słowianin.
Są to mocne dowody na to, że istotnie targi niewolników w końcu IX
i w X wieku zapełniali, jako towar, niewolnicy słowiańscy.
Potwierdzają to również zapisywane w tamtych czasach teksty.
Z żywotów św. Wojciecha możemy się dowiedzieć między innymi, że
pod koniec X wieku w czeskiej Pradze sprzedawano niewolników
Żydom, którzy ich dalej odsprzedawali poganom, czyli Arabom.
We wczesnym średniowieczu niewolnikami handlowali również
kupcy z Europy Zachodniej. Europa Zachodnia w owych czasach nie
miała bowiem innych towarów, które mogłaby sprzedać i uzyskać
srebro niezbędne w handlu ze Wschodem. Chrześcijańscy niewolnicy
byli porywani przez grasujące na wybrzeżach Morza Śródziemnego
bandy Arabów, ale w procederze tym brali także udział kupcy z miast
włoskich, a zapewne i kupcy z innych części monarchii karolińskiej.
Również kraje słowiańskie zaczęły uzyskiwać większe ilości srebra,
angażując się w handel niewolnikami. Nie należy sobie wyobrażać, że
niewolnicy, którzy pojawiali się na rynkach Europy Zachodniej czy
państw arabskich, byli porywani przez agresorów z zewnątrz, że
Arabowie czy Frankowie urządzali wyprawy na Słowian i porywali
ludzi. Sporadycznie tak mogło być. Jednak większość żywego towaru
dostawała się na rynki niewolników w wyniku aktywności samych
Słowian. Jedni Słowianie napadali na innych, brali jeńców
i sprzedawali ich obcym kupcom. Dodajmy, że tak samo wyglądało
pozyskiwanie czarnych niewolników przez Anglików i Hiszpanów
w XVI i XVII wieku. Wtedy to jedni Afrykanie napadali na innych,
porywali ich i sprzedawali Europejczykom czekającym na towar na
okrętach przy wybrzeżach Afryki.
Niektórzy spośród licznych początkowo wodzów zaczęli się
wyróżniać sukcesami wojennymi. Przy nich gromadziło się najwięcej
wojowników, wielu młodzieńców myślało o zdobyciu sławy i majątku
u boku szczęśliwego dowódcy. Początkowo taka działalność wojenna
nie kolidowała z dawnymi strukturami społecznymi, nie wykraczała
poza ustalony porządek. Nadal zbierano się na wiece, zapewne nadal,
tam gdzie wybierano plemiennych książąt, książęta ci zajmowali
pierwsze miejsce w plemieniu. Działalność wojenna wodzów była ich
sprawą prywatną. Być może nawet znajdowała aprobatę członków
plemienia, zawsze miło było usłyszeć, że nasi odnieśli sukces, zdobyte
przez nich dobra wzbogacały też niejednego z rolników
nieuczestniczących w wyprawach, gdyż łupy zdobywali ich synowie
będący członkami drużyny. Gdy natomiast napadani sąsiedzi
organizowali wyprawę odwetową, drużyny możnych stanowiły
najlepsze oddziały plemiennego wojska, ich wodzowie najlepiej znali
się na sztuce dowodzenia. W dysponujących drużynami możnych
zaczęto widzieć obrońców.
Zapewne w drugiej połowie IX wieku jeden z wyłaniających się
wodzów polańskich zdobył przewagę nad innymi. Dysponując
drużyną, mógł narzucić swą władzę całemu plemieniu. Jednak jego
władza różniła się od władzy dawnych książąt. Miał on stałe wojsko,
przy jego pomocy mógł narzucić innym swą wolę. Nie musiał się już
liczyć z decyzjami wiecu. Wiece nadal się zbierały, nadal
rozstrzygano na nich spory sąsiedzkie. Zaczynały jednak pełnić nieco
inną funkcję. Na wiecach książę ogłaszał swoje decyzje.
Księcia zaczęli otaczać poddani mu dostojnicy. Wśród nich byli
najwyżsi dowódcy drużyny, osoby czuwające nad poborem danin, być
może już wtedy zaczęli się pojawiać książęcy namiestnicy
poszczególnych regionów. Dowódcami drużyny mogli być
potomkowie możnych rodów plemiennych, ale na awans mógł liczyć
również każdy wyróżniający się wojownik. Także syn ubogiego
rolnika. Stanowiska dowódcze stały początkowo otworem nawet
przed ludźmi, którzy do drużyny trafili jako niewolnicy. Musieli się
tylko wykazać sprawnością wojenną, zdolnościami i wiernością
wobec wodza. W drużynie bowiem wszyscy byli sobie równi. Drużyna
przecież to zespół druhów, czyli towarzyszy wodza. W ramach
struktur plemiennych wszystko było ustalone. Ci, którzy pochodzili
z bogatych rodów, cieszyli się bogactwem i prestiżem. Natomiast
przed synami prostych rolników otwierała się tylko perspektywa
pracy na roli i zachowanie pozycji swych przodków. Trudno było
marzyć o zdobyciu majątku pozwalającego na wejście w szeregi
arystokracji plemiennej. Tymczasem poprzez służbę w drużynie stało
się to możliwe. Drużyna, poza tym, że pozwalała przeżyć przygodę,
poczuć radość z uczestnictwa w grupie rówieśniczej, stanowiła też
ścieżkę awansu społecznego, umożliwiała awans majątkowy.
Gall Anonim pisze, że „król królów i książę książąt, za powszechną
zgodą” ustanowił Siemowita księciem. Nie wiemy, jak było z tą
powszechną zgodą. Można przypuszczać, że zdobywający dzięki
drużynie władzę nowy książę polański miał jakieś poparcie w swoim
plemieniu. Odnosił przecież sukcesy wojenne, a Polanie okazywali się
lepsi od ich sąsiadów. Zapewne książę ten potrafił odpierać najazdy
odwetowe, jawił się jako obrońca wszystkich. Być może, gdy odnosił
sukcesy, wielu możnych przyłączyło się do niego. Również pozostali
członkowie plemienia dostrzegali atuty szczęśliwego wodza. Książąt
plemiennych wybierano od niepamiętnych czasów, teraz poparcie
ogółu znalazł ten, który pokazał, że potrafi dowodzić wojskiem.
Niewątpliwie w zdobyciu władzy pomogło wodzowi narzędzie
nacisku, jakim była drużyna.
Plemię, którym książę władał, opierając się na drużynie, mimo
niewielkich rozmiarów było już państwem. Wydaje się, że przemiana
plemienia w państwo niewiele zmieniła w życiu podległego księciu
ludu. Choć wszyscy wolni nadal byli pełnoprawnymi uczestnikami
wiecu, zapewne już nie od nich zależały decyzje wiecowe. Dawniej,
w czasach plemiennych, na wiecach decydowali możni, teraz książę
przedstawiał ludowi problemy, a lud je akceptował. Książę miał
drużynę, która mogła być ostatecznym argumentem w dyskusji, nie
wydaje się jednak, aby zbyt często musiał się do niej odwoływać.
Wiec nadal bowiem rozstrzygał spory i wydawał wyroki, tę dziedzinę
działalności mógł mu książę pozostawić. Wśród innych spraw ważne
były świadczenia materialne niezbędne dla funkcjonowania państwa.
Świadczenia na rzecz księcia były konieczne. W przeciwieństwie do
systemu, jaki panował wcześniej, książę musiał mieć środki na
utrzymanie swych wojowników, na budowę nowych fortyfikacji,
a także na potrzeby własne i powstającej elity państwowej. Zarówno
on, jak też tworzona administracja były kosztowne. Książę, jego dwór
i współpracownicy nie produkowali żywności, a musieli przecież żyć
na poziomie wyższym niż inni mieszkańcy powstającego państwa. Na
to wszystko potrzebne były środki materialne.
Możemy przypuszczać, że przodkowie Piastów opanowali wzgórze
gnieźnieńskie, które obecnie nazywa się Górą Lecha. Tam znajdował
się pogański ośrodek kultowy. Był on sanktuarium plemienia
mieszkającego w okolicach Gniezna i Poznania. Opanowanie miejsca
kultu podniosło prestiż księcia, który tego dokonał. Potem przyszły
dalsze osiągnięcia.
Zdobywca pogańskiego sanktuarium z pewnością nie zdawał sobie
sprawy, do czego prowadzi jego działalność. Również następne jego
poczynania nie były powodowane chęcią budowy państwa, to
w umysłach ówczesnych ludzi pojęcie państwa jeszcze nie istniało.
Książę dążył do osiągnięcia sławy i zdobycia jak największej władzy.
W swej działalności opierał się na drużynie, która stabilizowała jego
władzę wśród własnego ludu. Jednak powodem, dla którego młodzi
ludzie gotowi byli do niej wstąpić, była wojna. Drużynnicy oczekiwali
od wodza organizowania atrakcyjnych wypraw, na których mogliby
się wykazać swoją dzielnością oraz wzbogacić, biorąc łupy. Wódz
drużyny, chcąc, aby jego wojownicy byli mu wierni, musiał
podejmować ciągle nowe działania bojowe. Dlatego kolejne lata jego
panowania to kolejne wyprawy na sąsiadów. W pewnym momencie
jednak pojawiły się nowe cele, władca i jego współpracownicy
postawili przed sobą nowe zadania. Rozpoczął się okres podbojów
i powiększania państwa.
Wolno żyjące plemiona nie były zdolne do opanowania terytorium
swoich sąsiadów. Nowe możliwości pojawiły się wraz z powstaniem
państwa. Gdy jeden z przodków Mieszka I zdobył władzę we własnym
plemieniu, miał już drużynę, która mogła zostać użyta do podboju
terenów sąsiednich i utrzymania tam jego władzy. Książę mógł
bowiem na zawojowanym terytorium pozostawić swojego
namiestnika dowodzącego wydzielonym oddziałem drużyny.
Namiestnik pilnował, aby nowi poddani księcia byli mu posłuszni,
aby utrzymywali zarówno samego namiestnika, jak też jego
wojowników, aby płacili daniny, a w przypadku wojny wsparli
drużynę w walkach. W wyniku podbojów wytworzony już
w plemieniu gnieźnieńskim ustrój państwowy zaczął się
rozprzestrzeniać na inne tereny.
Na miejscu niszczonych grodów plemiennych gnieźnieńscy książęta
budowali własne, potężniejsze fortyfikacje. Powstawały one tam,
gdzie znajdowały się większe skupiska ludzi. W grodach tych
stacjonowała załoga książęca, tam rezydował książęcy namiestnik.
Ludność podbitego terytorium była zmuszana do budowy wałów
grodowych, a potem do ich naprawy, a także do utrzymywania załogi
grodowej i jej dowódcy. Następowały też przesiedlenia ludzi.
Najważniejszą częścią władztwa książąt gnieźnieńskich były ich
rodzinne tereny leżące wokół Gniezna i Poznania. Tam stacjonowały
największe oddziały drużyny, tam najczęściej przebywał książę i jego
otoczenie. Niezbędni więc byli ludzie do obsługi tego centrum
władzy. Dlatego w X wieku władcy gnieźnieńscy tam zaczęli
przesiedlać chłopów z terenów podbitych. Przesiedlenia tłumaczą
znaczny przyrost ludności, jaki nastąpił w X wieku wokół Gniezna
i Poznania, tłumaczą też zmniejszenie się osadnictwa na innych
obszarach. Gdy państwo już istniało, sprzedaż niewolników stawała
się coraz mniej opłacalna. Handel nimi istniał nadal, lecz bardziej
zaczęło się opłacać osadzanie brańców na ziemi w najważniejszych
regionach, aby tam pracowali na rzecz nowej władzy. Nie byli oni
niewolnikami, takiej liczby niewolników nikt w owych czasach nie
zdołałby pilnować. Byli przymusowymi osadnikami.
Ślady tych działań dadzą się zaobserwować w pozostałościach,
które bada archeologia. Archeolodzy odkrywają spalone nagle grody
plemienne, czasem nawet obserwują powstawanie nowych,
potężniejszych fortyfikacji. O przesiedleniach świadczy zwiększenie
się liczby osad wokół Gniezna i Poznania oraz wyludnienie innych
terenów, co można zauważyć, badając współczesne mapy. Na
przykład w północnej Wielkopolsce, nad Narwią, istnieje do dziś wieś
o nazwie Kaliszany. Jej nazwa, mająca związek z Kaliszem, wskazuje,
że kiedyś osadzono w niej brańców przesiedlonych z okolic tego
grodu.
Powiększenie się liczby ludności na terenach, z których wywodzą
się Piastowie, pozwoliło władcom gnieźnieńskim na rozpoczęcie
fortyfikowania centrum państwa. Od lat dwudziestych X wieku
między Gnieznem a Poznaniem zaczynają powstawać wielkie, silnie
ufortyfikowane warownie. Ich budowa była kosztowna
i pracochłonna. Grody piastowskie były konstrukcjami naprawdę
potężnymi, ich imponujące pozostałości w wielu miejscach są
widoczne nawet dzisiaj. Grody te obejmowały przestrzeń od 1,5 do
ponad 2 hektarów. Ich wały wznosiły się na kilkanaście metrów
ponad poziom ziemi, a u podstawy miały do 20 metrów szerokości.
Niektóre z nich od strony zewnętrznej były obłożone kamieniami,
robiąc wrażenie kamiennych murów. Szkielet takiego wału
konstruowany był z belek drewnianych, a potem obsypywany ziemią.
Istniały dwa typy konstrukcji: rusztowa i izbicowa. W konstrukcji
rusztowej belki były układane warstwami, jedna warstwa pni biegła
wzdłuż wału, kolejna, leżąca na niej, w poprzek. Następnie
konstrukcję drewnianą zasypywano ziemią. W konstrukcji izbicowej
najpierw budowane były na zrąb wielkie skrzynie, a do nich i na nie
sypano ziemię. Konstrukcja rusztowa wymagała większej ilości
drewna, ale nawet przy konstrukcji izbicowej do zbudowania jednego
grodu należało, za pomocą siekier, wyciąć cały las. Następnie trzeba
było ze ściętych pni stworzyć elementy konstrukcyjne
i przetransportować je na miejsce budowy. Tam tworzono z nich
wewnętrzną konstrukcję wału. Potem na nią sypano ziemię. Do tej
pracy używano łopat, innych narzędzi nie było. Wznosząc wał,
tworzono jednocześnie fosy chroniące gród. Do wykonania tych
wszystkich prac potrzebnych było wielu robotników, bardzo więc
przydawali się brańcy przesiedlani z terenów podbitych. Osadzani
byli na miejscu wyrąbanego lasu, tam przygotowywali sobie pola, na
których mieli w przyszłości żyć i pracować. Po wybudowaniu grodu
brańcy stawali się rolnikami, ich zadaniem było oddawanie danin
i wykonywanie prac niezbędnych dla grodu oraz na rzecz księcia, jego
dworu i coraz liczniejszych dostojników. Z czasem brańcy integrowali
się z dawną ludnością ziemi gnieźnieńskiej.
Ogromne inwestycje związane z budową grodów wielkopolskich
doprowadziły do wycięcia gęstych lasów, jakie pokrywały niegdyś
ziemię gnieźnieńską. W ich miejscu zaczęły powstawać pola orne,
tworzone były nowe osady. W końcu X wieku Wielkopolska miała już
niewiele więcej lasów niż obecnie. Może więc dopiero w X wieku na
określenie mieszkańców ziemi gnieźnieńskiej zaczęto używać
określenia Polanie? Nazwa ta pochodzi od pól, a pola stały się cechą
charakterystyczną tej ziemi właśnie w X wieku.
Grody broniły centrum państwa piastowskiego, strzegła go też
zgrupowana tam drużyna. Na potrzeby księcia, jego dworu,
dostojników i drużyny oraz na potrzeby grodów pracowali dawni
i nowi mieszkańcy ziemi gnieźnieńskiej i poznańskiej. Zapewne
bardzo wcześnie w skład powstającego państwa weszły Kujawy, gdzie
zbudowano potężny gród we Włocławku. Ziemie te utworzyły
centrum państwa. Wokół centrum leżały kolejno przyłączane
prowincje. Nie stworzono w nich tak gęstej sieci potężnych grodów
jak w ziemi centralnej. Małe grody powstawały tam, gdzie znajdowały
się większe skupiska ludności. W każdej prowincji wznoszony był
jeden gród, w którym rezydował namiestnik, tam też stacjonował
oddział drużyny.
W połowie X wieku, gdy władzę w Gnieźnie obejmował Mieszko I,
zręby państwa polskiego już istniały. Około 966 roku Niemcy
i Czechy odwiedził żydowski podróżnik i dyplomata, Ibrahim Ibn
Jakub. Przekazał on nam między innymi opis ówczesnej Polski. Na
podstawie jego relacji, a także jeszcze kilku nieco późniejszych źródeł
możemy odtworzyć zasięg władzy Mieszka I w momencie jego
wstąpienia na tron. Do Mieszka, poza centralną ziemią gnieźnieńską,
należała cała dzisiejsza Wielkopolska, Mazowsze, wschodnia część
Pomorza, ziemie lubuska i sandomierska. Tyle zdobyć musieli jego
przodkowie. W skład państwa Piastów nie wchodziła jeszcze ziemia
krakowska i Śląsk. Prowincje te podlegały wtedy władzy czeskich
Przemyślidów. Mimo to Ibrahim Ibn Jakub nazwał państwo Mieszka
największym z państw słowiańskich.
Monarchia pierwszych Piastów
POLSKA WCHODZI DO EUROPY

W najstarszym polskim roczniku czytamy: „965 Dobrawa przybywa


do Mieszka, 966 Książę Mieszko jest ochrzczony”. Te dwa zapisy są
świadectwem wielkiego wydarzenia, którego skutki trwają do dzisiaj.
Przyjmując chrzest w obrządku rzymskim, Mieszko I zdecydował, że
Polska weszła w skład Europy Zachodniej. W wyniku tego zaczęła
przejmować wartości i tradycje chrześcijańskie, a także kulturę
antyczną w wersji łacińskiej. Na tym podłożu ukształtowała się
kultura polska, wnosząc do europejskiego dziedzictwa własne
wartości. Jednak Mieszko nie mógł przewidzieć tak daleko
sięgających konsekwencji chrztu Polski. Co spowodowało więc, że
odważył się podjąć tę rewolucyjną decyzję? Dlaczego się zdecydował,
mimo że zmiana religii mogła okazać się niebezpieczna? Poganie
wierzyli, że dzięki wyznawanej przez nich religii cały ich świat
zachowuje swój porządek. Byli przekonani, że dzięki odprawianym
obrzędom ziemia wydaje plon, zapewniając dostatek, dzięki
przychylności bogów rozmnaża się bydło i rodzą się dzieci. Wierzyli,
że dzięki ofiarom składanym w sanktuariach, w domach, na polach
mogą żyć dostatnio i bezpiecznie. Poddani Mieszka, a może i on sam,
obawiali się odrzucenia dawnych bogów, bali się, że gdy wyrzekną się
dawnego kultu, ich świat przestanie istnieć. Nie wiedzieli, czy Bóg
chrześcijański przyjmie ich pod swoją opiekę. Był on przecież Bogiem
obcym. Książę mógł też obawiać się buntu poddanych broniących
dawnej wiary i dawnych zwyczajów. A ponadto dawna wiara była mu
znana od dziecka, była swojska i zrozumiała. Jednak mimo tych obaw
Mieszko, a z pewnością również otaczający go doradcy zdecydowali
się na przyjęcie nowej religii. Co mogło nimi kierować?
W 966 roku ziemie polskie nie miały zbyt wielu kontaktów
z chrześcijaństwem, niemal ze wszystkich stron państwo
gnieźnieńskie otaczali jeszcze poganie. Na północnym zachodzie
graniczyło ono z Wieletami, którzy choć zależni od Niemiec,
pozostawali przy pogaństwie. Na północny wschód od państwa
Mieszka żyli pogańscy Prusowie, a na wschodzie rozciągały się ziemie
podległe ruskim Rurykowiczom. W 966 roku Ruś również była
pogańska. W połowie X wieku państwo Mieszka zaczynało
nawiązywać kontakty z Węgrami, z tym że w 966 roku również
Węgry były pogańskie. Tylko na południu ziemie Mieszka stykały się
z chrześcijańskim państwem Przemyślidów. Jednak podległe
Przemyślidom ziemie, z którymi graniczyło państwo Mieszka, to nie
były kilkadziesiąt lat wcześniej ochrzczone Czechy czy jeszcze
wcześniej związane z wiarą chrześcijańską Morawy, lecz niedawno
podbity przez czeskiego Bolesława I Śląsk i ziemia krakowska. Tam
chrześcijaństwo dopiero było wprowadzane. Nowa wiara nie mogła
więc przenikać do państwa Mieszka z krajów sąsiednich, wśród
sąsiadów nie znajdował on wzorów ani inspiracji. Może więc obawiał
się agresji niemieckiej prowadzonej pod hasłami chrystianizacji?
W 966 roku agresja niemiecka nie groziła jeszcze Polsce. Granice
królestwa niemieckiego dopiero w 963 roku zetknęły się z granicami
państwa Mieszka. Stało się to wtedy, gdy margrabia Marchii
Wschodniej Gero pokonał Łużyczan i podporządkował ich swemu
królowi. Trudno było jednak już wtedy przewidzieć, że stamtąd może
nadejść niebezpieczeństwo. Granica z Niemcami była krótka
i oddalona od Gniezna. Od świadków ówczesnych wydarzeń wiemy,
że Gero pokonał Łużyczan po ciężkich walkach, że w bojach sam
odniósł rany, a jego bratanek zginął. Skoro tyle trudu Niemcy musieli
włożyć, aby podporządkować sobie słabsze przecież od państwa
gnieźnieńskiego Łużyce, to Mieszko nie musiał się ich obawiać.
Nie mogło też Mieszka niepokoić tworzenie przez Ottona
I arcybiskupstwa magdeburskiego, które miało chrystianizować
Słowian. W roku 966 arcybiskupstwo to jeszcze nie istniało, powstało
dopiero w 968 roku.
Na decyzję Mieszka mogła wpłynąć konieczność zawarcia sojuszu
z Czechami. Księcia czeskiego łączyła przyjaźń z mieszkającymi nad
Bałtykiem Wieletami, a z Wieletami Mieszko prowadził wojny. Kilka
lat wcześniej dowodzeni przez niemieckiego banitę, hrabiego
Wichmana, Wieleci zadali ciężką klęskę Mieszkowi, w walkach zginął
jego brat. Książę polański dążył do zmiany sojuszów, chciał mieć
Czechów po swojej stronie. Jednak zawarcie sojuszu nie wymagało
przyjęcia chrześcijaństwa. Wydaje się, że inne były przyczyny, dla
których władca Polan zdecydował się na zmianę wiary.
W tzw. Legendzie Krystiana, źródle czeskim zapewne z X wieku,
znajdujemy bardzo interesującą historię. Opisana została wizyta
czeskiego księcia Borzywo ja na dworze władcy Moraw Świętopełka.
Borzywoj był poganinem, ale podporządkowanym Świętopełkowi.
Gdy przybył na dwór swego zwierzchnika, został zaproszony na ucztę.
Nie dopuszczono go jednak do stołu, lecz posadzono koło drzwi
i wynoszono mu resztki, jak psu. Po zakończeniu uczty podszedł do
Borzywo ja Metody i zapytał się, czy tak znacznemu jak on
człowiekowi nie wstyd być traktowanym jak pies. Poradził, aby się
ochrzcił, to będzie ucztował przy jednym stole ze Świętopełkiem.
Następnego dnia Borzywoj zdecydował się na chrzest, ochrzcił go sam
arcybiskup Metody. A wieczorem książę czeski zasiadł do jednego
stołu ze Świętopełkiem.
Relacja Krystiana nie jest historią, która wydarzyła się naprawdę.
Podobną opowieść znajdujemy w napisanym w IX wieku tekście
zwanym Conversio Bogoariorum et Carantanorum. W utworze tym
występuje chrześcijanin o imieniu Ingo, który zapraszał na uczty
możnych słowiańskich, ale nie siadał z nimi przy jednym stole, gdyż
byli poganami. Kazał im pozostawać za drzwiami, gdzie wynoszono
im resztki jak psom. Obie opowieści nie oddają rzeczywistości, ale
pokazują, jak traktowano wtedy pogan. Nawet gdy ich pozycja była
znaczna, nie uważano ich za równych chrześcijanom. Poganie byli
gorsi, nie należeli do ówczesnego „dobrego towarzystwa”. Mieszko
natomiast pragnął dorównać najwyższym. Nie cesarzowi oczywiście,
lecz książętom niemieckim czy też Bolesławowi, księciu czeskiemu.
Być może na Mieszku zrobiły wrażenie chrześcijańskie kraje, jakie
odwiedzał. Był przecież niewątpliwie w Pradze, do której musiał
podróżować, układając sojusz z Czechami i oświadczając się o rękę
córki Bolesława czeskiego, Dobrawy. Możemy przyjąć, że Mieszko
odwiedzał też Niemcy. Wiemy, że w latach siedemdziesiątych X
wieku był sojusznikiem cesarza, że płacił władcy Niemiec trybut.
Zapewne więc jeszcze przed swoją konwersją bywał w Niemczech
w celu zawarcia układu. Zarówno w Czechach, jak i w Niemczech
widział wspaniałe kamienne kościoły, mógł być świadkiem
chrześcijańskich ceremonii religijnych. Może to wywarło na nim
wrażenie i uwierzył, że Bóg chrześcijan wesprze także jego
poczynania? Choć tak mogło być, nie sprawdzimy tych przypuszczeń.
Bardziej prawdopodobne, że na decyzji zaważyła chęć dorównania
wielkim tego świata. Mieszko pragnął znaleźć się w ówczesnym
cywilizowanym świecie i zająć w nim godne miejsce. Dziś byśmy
powiedzieli, że pragnął wejść do Europy.
Być może pierwsze rozmowy na temat przyjęcia chrześcijaństwa
odbyły się, gdy książę gnieźnieński zawierał układ z cesarzem
Ottonem. Mogło się to zdarzyć około 963 roku. Zapewne zawierając
sojusz z Czechami i żeniąc się z Dobrawą, Mieszko był już
zdecydowany i również z księciem Czech, Bolesławem, rozmawiał
o przyjęciu nowej wiary. Małżeństwo z Dobrawą było jednym
z kroków w tym kierunku. Z pewnością decyzja Mieszka była dobrze
przemyślana i została podjęta przed 966 rokiem. Potwierdzają to
najnowsze odkrycia, jakich dokonano w Poznaniu. Otóż w tym
mieście, na Ostrowie Tumskim, pod kościołem Najświętszej Marii
Panny odkryto pozostałości rezydencji z kaplicą. Archeolodzy takie
budowle nazywają „palatium”. W Polsce zachowało się kilka
pozostałości po palatiach, jednak te znalezione w Poznaniu zaskakują.
Fundamenty pod tę budowlę zaczęto bowiem kłaść około 965 roku,
czyli jeszcze przed datą chrztu Polski. A więc Mieszko już na rok
przed swym chrztem czynił przygotowania do godnego powitania
Dobrawy i do aktu konwersji. Możemy się też domyślać, że decyzję
o zmianie wiary podjął wraz ze swymi doradcami, z namiestnikami
prowincji i dowódcami wojska. Zapewne współdecydowali też
przywódcy najsilniejszych, wspierających księcia rodów
możnowładczych. Musiał mieć ich poparcie, aby zmiana wiary została
przyjęta. Zapewne również otaczający księcia możni pragnęli znaleźć
się w kręgu chrześcijańskim. Spodziewali się, że wraz z chrztem ich
status w ówczesnym szerokim świecie ulegnie podniesieniu. Gdy
bowiem państwo gnieźnieńskie zaczęło wchodzić w relacje
z Czechami i Niemcami, możni polańscy niewątpliwie musieli odczuć,
że są traktowani gorzej niż odpowiadający im znaczeniem
chrześcijanie. Chrzest miał to zmienić.
Wiadomo powszechnie, że Mieszko przyjął chrześcijaństwo z Czech.
Stwierdzenie to jest tylko częściowo prawdziwe. Niewątpliwie
Dobrawa pomagała w konwersji męża, nauczając go prawd wiary.
Również z Dobrawą przybyła do Gniezna pewna liczba księży,
towarzyszyli oni chrześcijańskiej księżniczce jadącej do pogańskiego
kraju. Księża ci byli potem bardzo pomocni w krzewieniu
chrześcijaństwa nad Wisłą i Wartą. Mimo to jednak Czechy nie mogły
prowadzić misji chrystianizacyjnej. W 966 roku państwo to nie miało
jeszcze własnego biskupa, a bez biskupa niemożliwa była misja.
W tym czasie ziemie czeskie należały do biskupstwa w Passawie
podlegającego archidiecezji salzburskiej, a więc formalną zgodę na
misję w państwie Mieszka musiał wyrazić biskup z Bawarii i on
sprawował nad nią nadzór. Jednak Czechy musiały odegrać znaczną
rolę w chrystianizacji Polski, zapewne wielu misjonarzy przybyło do
niej z państwa Przemyślidów.
Możemy się tylko domyślać, jak przebiegał chrzest.
Prawdopodobnie na czele misji stał późniejszy biskup Jordan i to on
ochrzcił Mieszka i jego najbliższych. Potem misjonarze rozpoczęli
podróż po kraju. Odwiedzali większe skupiska ludności, gdzie po
krótkim nauczaniu dokonywali masowych chrztów. Nie mogli
oczywiście ochrzcić wszystkich, gdyż w 966 roku przybyła do
państwa gnieźnieńskiego tylko niewielka grupa kapłanów. Nie zdołali
dotrzeć do wszystkich osad ludzkich, zbyt były rozproszone, wiele
z nich od centrów państwa oddzielały puszcze i bezdroża. Tak
przeprowadzona chrystianizacja była oczywiście bardzo
powierzchowna. Najczęściej ograniczała się do krótkiego nauczania
i zanurzenia w wodzie.
Mieszko bardzo szybko po przyjęciu chrztu zdołał nadać nowy
kształt utworzonej organizacji kościelnej. Już w 968 roku w jego
państwie ustanowione zostało biskupstwo, biskupem został Jordan.
Był on na razie biskupem misyjnym, nie powstała jeszcze w tym
czasie regularna polska diecezja. Podkreślić należy, że Jordan
podlegał tylko papieżowi, nie został zaś podporządkowany
utworzonemu w tym samym roku arcybiskupstwu magdeburskiemu.
Chrzest Mieszka nie od razu zmienił wierzenia jego poddanych.
Początkowo obrzędy nowej wiary wypełniali tylko władcy i ich
najbliższe otoczenie. Zapewne też związani z Piastami możni dość
szybko przyjęli zachowania religijne dworu. Wkrótce też stali się oni
prawdziwymi wyznawcami chrześcijaństwa. Natomiast lud długo
jeszcze, mimo nawet formalnego chrztu, zachował liczne obrzędy
i wierzenia pogańskie. Prości rolnicy, zwłaszcza ci, którzy mieszkali
z dala od ówczesnych centrów państwa, wyznawali nadal dawną
religię, choć wielu spośród nich brało udział w chrześcijańskich
obrzędach i nawet przyjmowało niektóre spośród nauk głoszonych
przez misjonarzy. Mimo to chrześcijańska Europa zaczęła inaczej
postrzegać poddanych książąt gnieźnieńskich. Uderzający jest
stosunek do Polski Thietmara, niemieckiego kronikarza. Thietmar
pisał w dwóch pierwszych dziesięcioleciach XI wieku, w czasie wojen
polsko-niemieckich. Zdecydowanie nie lubił Polski i jej władcy
Bolesława Chrobrego. Mimo to nigdy nie nazwał Polaków
barbarzyńcami. Nazywał tak natomiast Wieletów, których w czasie
wojen polsko-niemieckich łączył z Niemcami sojusz i liczne wspólne
akcje militarne. Dla Thietmara Polacy byli wrogami, ale jednak
należącymi do tego samego świata, z którego pochodził kronikarz,
natomiast Wieleci, choć sojusznicy, byli mu obcy.
Przyjęcie chrześcijaństwa oraz sojusz z Czechami i z cesarzem
Ottonem szybko przyniosły Mieszkowi korzyści polityczne. Już w 967
roku, gdy państwo gnieźnieńskie ponownie zaatakowali Wieleci
i znów na czele ich wojsk stanął hrabia Wichman, po stronie Mieszka
walczyli czescy wojownicy – sojusznik księcia gnieźnieńskiego,
Bolesław czeski, przysłał swemu zięciowi na pomoc dwa oddziały
konnicy. W decydującej bitwie zwyciężyły wojska polańskie.
Kronikarz Widukind barwnie opisał koniec tych zmagań. Po
pokonaniu głównych sił wieleckich ich dowódca Wichman został
otoczony przez wojowników Mieszka. Widząc swą klęskę, zawołał do
otaczających go wojów, że podda się tylko samemu ich wodzowi.
Kilku spośród zwycięzców oddaliło się, aby o wszystkim powiadomić
Mieszka, pozostali natomiast nie myśleli czekać na decyzję swego
księcia i postanowili zabić Wichmana. Zagrożony Wichman poprosił
atakujących, aby jego miecz oddali Mieszkowi, a ten przekazał go
cesarzowi. Prośba jego została spełniona, Otton I otrzymał miecz
Wichmana.
Poważne niebezpieczeństwo zawisło nad Mieszkiem i jego
państwem w 972 roku, gdy zaatakował go margrabia Hodon. Mieszko
poradził sobie jednak z agresją. W bitwie pod Cedynią, gdzie ważną
rolę odegrał brat księcia, Czcibor, wojska niemieckie zostały
rozgromione, Hodon, a także hrabia Zygfryd, ojciec kronikarza
Thietmara, z nielicznymi niedobitkami ledwie uratowali się od
śmierci czy niewoli. Wygrana wojsk księcia gnieźnieńskiego wywołała
jednak poważny problem polityczny. Hodon należał do
najważniejszych współpracowników Ottona I. Gdy wieść o jego klęsce
dotarła do cesarza, który przebywał wtedy we Włoszech, wywołała
konsternację. Gdyby Mieszko był poganinem, nie wahano by się, jak
postąpić. Zapewne w następnym roku wyruszyłaby na państwo
gnieźnieńskie znacznie lepiej przygotowana wyprawa niemiecka
i wtedy sytuacja Mieszka mogłaby być naprawdę groźna. Jednak
w 972 roku Mieszko był już chrześcijaninem, a ponadto, jak pisze
kronikarz, był przyjacielem cesarza i płacił mu trybut „aż po rzekę
Wartę”. W tej sytuacji cesarz nakazał obu przeciwnikom powstrzymać
się od działań zbrojnych, a w następnym roku stawić się przed jego
oblicze. Otton osobiście rozsądzić miał spór pomiędzy dwoma
podległymi mu książętami. Obaj zostali potraktowani jak równi sobie.
W 973 roku na wiosnę przybyli do Kwedlinburga obaj przeciwnicy,
tam też Otton ogłosił swoją decyzję. Mieszko nie poniósł strat
terytorialnych, nie pogorszyła się jego pozycja w stosunkach
z Niemcami. Cesarz nakazał mu jednak oddać syna Bolesława na
zakładnika. Liczący sobie wtedy siedem lat Bolesław miał być
gwarantem wierności Mieszka.
Nie wiemy, jak długo Bolesław przebywał w Niemczech. Już
w kilka miesięcy po zjeździe w Kwedlinburgu zmarł Otton I.
Niewykluczone więc, że zaraz po śmierci cesarza mały książę
powrócił do domu. Bardziej jednak prawdopodobne, że przebywał
dłużej na dworze cesarskim, być może wiele lat. Na pewno nie
zamknięto go w więzieniu. Wszyscy przecież wiedzieli, że Bolesław
jest następcą tronu i po śmierci swego ojca obejmie władzę
w państwie gnieźnieńskim. Z pewnością starano się więc wzbudzić
w nim przyjazne uczucia do cesarza. Najprawdopodobniej,
przebywając na dworze cesarskim, mały Bolesław był traktowany, tak
jak synowie największych panów i książąt niemieckich oddawani
przez rodziców na dwór władcy w celu nabycia ogłady i zawarcia
znajomości potrzebnych im w późniejszym życiu. Brał udział
w uroczystościach dworskich, bawił się i zawierał przyjaźnie ze
swymi niemieckimi rówieśnikami, miał dostęp do cesarza i innych
dostojników. Z pewnością w tym czasie nauczył się dobrze mówić po
niemiecku, a gdy nieco dorósł, mógł zaobserwować, w jaki sposób jest
zorganizowane niemieckie królestwo, poznać tamtejsze stosunki oraz
tajniki rządzenia. Ważne też były przyjaźnie, które zawierał
w niewoli. Okres ten był doskonałą szkołą, która w przyszłości
ułatwiła Bolesławowi rządzenie Polską.
W kilka miesięcy po zjeździe w Kwedlinburgu zmarł cesarz Otton I.
Mimo że jego syn Otton II był już koronowany i objął formalnie
władzę, w Niemczech wybuchła wojna domowa. Konkurentem Ottona
II został jego brat stryjeczny Henryk, książę Bawarii. Po stronie
księcia bawarskiego opowiedział się władca Czech, Bolesław II, oraz
książę Mieszko. Znamy szczegóły walk pomiędzy Ottonem II
a czeskim Bolesławem, o Mieszku wiemy tylko tyle, że w wojnie tej
uczestniczył u boku swego szwagra. W Niemczech ostatecznie wygrał
Otton II, około 979 roku doszło też do zgody pomiędzy księciem
Polan a cesarzem. Mieszko wychodził z tych zmagań z sukcesem,
sojusz z Niemcami wzmacniało małżeństwo, jakie książę gnieźnieński
zawarł po śmierci Dobrawy. Nową żoną Mieszka została Oda, córka
margrabiego Teodoryka, przedstawiciela jednego z najpotężniejszych
rodów niemieckich. Niemcom musiało bardzo zależeć na tym pokoju,
skoro Teodoryk zdecydował się na zabranie córki z klasztoru, gdzie
była mniszką. Thietmar pisze, że odbyło się to bez zgody biskupa
i wywołało oburzenie, jednak sprawę prędko zatuszowano. Kronikarz
dodaje, że dzięki temu małżeństwu nastał pokój, a wielu jeńców
wróciło do ojczyzny. Mieszko natomiast wchodził w koligacje
z najwyższą niemiecką arystokracją. Przez niemieckich książąt został
więc uznany za równego.
Należy zaznaczyć, że wojna, jaką toczył Mieszko, nie była wojną
polsko-niemiecką. Książę Polan walczył bowiem ze zwolennikami
Ottona II w sojuszu z innym pretendentem do niemieckiego tronu,
Henrykiem bawarskim. Mieszko włączył się w niemiecką wojnę
domową, gdy zaś Otton wygrał, książę polański uznał ten wynik
i znowu znalazł się w kręgu sojuszników cesarza.
Bardzo szybko sytuacja się powtórzyła. W 983 roku cesarz Otton II
poniósł ogromną klęskę w wojnie z Arabami w południowych
Włoszech. Osłabiło to jego prestiż. A gdy w tym samym roku zmarł,
Niemcy ponownie stanęły przed problemem zmiany władcy. Żył
wprawdzie syn zmarłego cesarza, Otton III, lecz był jeszcze małym
chłopcem. W imieniu Ottona władzę przejęła jego matka, cesarzowa
Teofano, jednak wielu wątpiło w to, czy podoła ona zadaniu. Czasy
stały się bowiem niespokojne. Ośmieleni klęską i śmiercią cesarza
Słowianie połabscy strząsnęli z siebie całkowicie zależność od
Niemiec i zaatakowali północno-wschodnie ziemie niemieckie.
Zagrozili nawet Hamburgowi. Pojawiły się też problemy w innych
częściach Niemiec. Ponownie więc wysunięto kandydaturę Henryka
bawarskiego. I znowu poparł go Bolesław czeski oraz Mieszko. Jednak
władca Polan niedługo pozostawał zwolennikiem Henryka. Wkrótce
zmienił front i już w 985 roku uznał władzę małego Ottona III.
Z roczników niemieckich wiemy, że oddał się królowi, czyli uznał
jego władzę, uznał też jego zwierzchność nad sobą. Ponadto, co
z podziwem zanotowały wszystkie niemieckie roczniki, podarował
małemu Ottonowi wielbłąda. Z pewnością egzotyczny dar zrobił
wrażenie na kilkuletnim królu.
Do porozumienia się z królem niemieckim i do uznania jego
zwierzchnictwa skłoniła Mieszka sytuacja polityczna. Państwu
gnieźnieńskiemu zagrażali Wieleci. Mieszko liczył też, że wspólnie
z Niemcami będzie mógł rozszerzyć swe posiadłości w rejonie ujścia
Odry, a może dalej na zachód. Równocześnie książę gnieźnieński był
pożądanym sojusznikiem dla cesarzowej Teofano, a także dla
zagrożonych przez Słowian Sasów. Wojska Mieszka mogły poważnie
wesprzeć Niemców na Połabiu, gdzie nie dochodziło jeszcze do
konfliktu interesów obu partnerów. I rzeczywiście, w następnych
latach organizowane były polsko-niemieckie wyprawy wojenne na
Połabie, brał w nich udział również książę polański.
W połowie lat osiemdziesiątych X wieku został zawarty ścisły sojusz
pomiędzy państwem gnieźnieńskim i Niemcami. Ściślejszy od tego,
jaki istniał już dawniej. Cementowały go wspólne interesy i dlatego
przetrwał przez następne niemal dwa dziesięciolecia. Oczywiście
Mieszko był słabszym sojusznikiem, musiał więc uznawać
zwierzchnictwo Niemiec nad sobą i swoim państwem, musiał też
nadal płacić trybut. Władcy ówczesnych Niemiec, przejmując cesarską
ideologię, uważali się za władców całego świata. Mieszko, aspirując
do zajmowania godnego miejsca w Europie, musiał uznać tę teorię
polityczną. Sojusz z Niemcami, poza nadzieją na zdobycze
terytorialne na Połabiu, przynosił również inne korzyści. Podczas
walk o tron niemiecki książę Czech Bolesław II do końca pozostał
wierny Henrykowi bawarskiemu. Jego postawa polityczna nie
zmieniła się nawet wtedy, gdy sam Henryk uznał w Ottonie III króla.
Władca Czech zajął bowiem Łużyce i długo nie chciał z nich ustąpić.
Spowodowało to izolację polityczną jego państwa, na czym skorzystał
polański władca.
W 989 roku Mieszko rozpoczął wojnę z Czechami. Wiemy, że nieco
wcześniej odebrał Przemyślidom Kraków wraz z ziemią krakowską,
teraz natomiast postanowił zdobyć Śląsk. W wojnie tej miał poparcie
niemieckie, cesarzowa Teofano wysłała mu na pomoc oddział
doskonale uzbrojonych rycerzy. Wojna polsko-czeska zakończyła się
pełnym sukcesem Mieszka, Śląsk stał się częścią państwa
gnieźnieńskiego.
Panowanie Mieszka I pełne było sukcesów, zdołał on powiększyć
swoje państwo, zabezpieczyć je mocnymi sojuszami, jak też, co
bardzo ważne, trwale włączyć w krąg łacińskiej Europy. Mimo to
w ostatnich latach swego życia odczuwał zapewne niepokój. Obawiał
się o przyszłość swoich potomków.
Najstarszym synem Mieszka był Bolesław nazwany później
Chrobrym. Jego matką była Dobrawa. Gdy zbliżał się kres życia
starego księcia, Bolesław był dorosły, miał żonę Emnildę oraz synów.
O niego ojciec nie musiał się bać. Niepokoił go los zrodzonych z Ody
młodszych synów – Mieszka i Lamberta. Każdemu ze swych
potomków pragnął zapewnić godne książąt życie, każdemu chciał dać
część swego dziedzictwa. Ponieważ młodsi synowie byli jeszcze
małymi chłopcami, Mieszko się obawiał, że Bolesław w jakiś sposób
ich skrzywdzi, może wydziedziczy, a może posunie się jeszcze dalej.
Takie były czasy, w rodzinach władców nie zawsze panowała miłość
braterska. Dlatego też w ostatnich latach swego życia spróbował
zabezpieczyć przyszłość Mieszka i Lamberta.
Wysuwano różne wyjaśnienia powodów, dla których Mieszko
I kazał sporządzić dokument zwany przez historyków Dagome iudex.
Dokument ten nie zachował się do naszych czasów, znamy go tylko ze
streszczenia uczynionego w latach siedemdziesiątych XI wieku
w Rzymie. Tekst, którym dysponujemy, pozwala jednak poznać treść
oryginału. Otóż dokument ten potwierdza nadanie Mieszka I dla
papieża. Mieszko wraz ze swą żoną Odą i synami, Mieszkiem
i Lambertem, nadali św. Piotrowi państwo gnieźnieńskie wraz z jego
pertynenc jami. W tekście tym znalazł się opis granic państwa
gnieźnieńskiego. Jednak w nadaniu dla papieża zabrakło najstarszego
syna księcia, Bolesława, opis granic nie objął ziemi krakowskiej.
Wydaje się więc, że Mieszko już wcześniej osadził Bolesława
w Krakowie, a pozostałą część państwa postanowił pozostawić swym
młodszym synom. Zarazem to, co chciał im przekazać, ofiarował
papiestwu. Stary książę liczył, że dzięki temu nadaniu synowie Ody
znajdą się pod opieką najwyższej instancji kościelnej. Zapewne
jednak, mimo tego zabezpieczenia, nie umierał spokojnie.
Mieszko I zmarł w 992 roku. Jak pisze kronikarz Thietmar, umierał
jako męczony gorączką zgrzybiały starzec. Lecz czy rzeczywiście był
aż tak stary? Przecież zaledwie rok wcześniej osobiście poprowadził
swych wojowników na wojnę przeciw Wieletom. A więc jeszcze rok
wcześniej był sprawny fizycznie. Ile więc mógł mieć lat w chwili
śmierci?
W owych czasach ludzie żyli znacznie krócej niż obecnie. Badania
przeprowadzane zarówno na terenie Polski, jak i innych krajów
ówczesnej Europy wskazują, że na niski średni wiek życia wpływała
nie tylko duża śmiertelność niemowląt i małych dzieci, ale też liczba
lat przeżywanych przez osoby dorosłe. Większość ówczesnych ludzi
nie osiągała czterdziestego roku życia, nieliczni tylko dożywali
pięćdziesięciu lub pięćdziesięciu kilku lat. Możemy to sprawdzić,
zaglądając do tablic genealogicznych królów i książąt. Aż do początku
XIII wieku władcy nie tylko polscy, a więc ludzie mający najlepsze
warunki życia, umierali pomiędzy czterdziestym a sześćdziesiątym
rokiem życia. Na przykład Bolesław Chrobry dożył pięćdziesięciu
ośmiu lat, natomiast jego wnuk, Kazimierz Odnowiciel, żył tylko
czterdzieści dwa lata. Również Mieszko I w chwili śmierci liczył
zapewne pięćdziesiąt lub najwyżej sześćdziesiąt lat. Starszy chyba nie
był, skoro kilka lat wcześniej płodził jeszcze dzieci, a w roku
poprzedzającym zgon osobiście dowodził wojskiem.
WALKA O KSZTAŁT EUROPY I GODNE W NIEJ
MIEJSCE

Wkrótce spełniły się złe przeczucia Mieszka. Bolesław Chrobry


bardzo szybko pozbył się braci i macochy – wypędził ich z kraju.
Dziwić może brak reakcji ze strony niemieckiej, Oda pochodziła
przecież z potężnego, wiele znaczącego w Niemczech rodu. Mimo to
Niemcy nie zareagowali. Brak nawet wzmianki o wypędzeniu Ody
z dziećmi w rocznikach niemieckich, o wydarzeniu tym wspomniał
tylko Thietmar. Zapewnie można to tłumaczyć znaczeniem, jakie
przedstawiał dla Niemiec sojusz z Polską. Wojska polskie poważnie
wsparły Niemców w walkach z pogańskimi Słowianami połabskimi,
dla rządzących królestwem niemieckim Bolesław był lepszym
sojusznikiem niż władający Polską trzej książęta, z których dwóch
było jeszcze dziećmi.
Po zdobyciu władzy w całej Polsce Bolesław udowodnił swą
przydatność, wspierając Niemców w walkach na Połabiu. Nie
zakwestionował też darowizny swego państwa dla św. Piotra, z tej
racji płacił papieżowi czynsz. Pozwoliło to na zachowanie dobrych
stosunków ze Stolicą Apostolską.
Pierwsze lata panowania Bolesława Chrobrego to kontynuacja
polityki jego ojca. Kontynuacja, ale już na innym poziomie. Mieszko
I włączył swój kraj do Europy Zachodniej i zajął w niej godne miejsce.
Został uznany za jednego z książąt tego cywilizowanego świata. Jego
synowi już to nie wystarczyło, zaczął dążyć do zajęcia jednego
z pierwszych miejsc w świecie, w którym żył. Miał szanse zrealizować
swe plany, gdyż na przełomie X i XI wieku przed nim i przed Polską
otworzyły się naprawdę szerokie perspektywy. Aby o nich
opowiedzieć, musimy wyjść poza ścisłą historię Polski.
Osobą, która odegrała bardzo ważną rolę zarówno w dziejach
Polski, jak i Europy tamtych czasów, był św. Wojciech. Urodził się on
około połowy X wieku, jego rodzicami byli Sławnik i Strzeżysława.
Sławnik, pan na Libicach, był ostatnim księciem plemiennym
w Czechach, należały do niego północno-wschodnie ziemie tego
państwa. Uznawał zwierzchnictwo władców Pragi, marzył jednak
o samodzielności. Wojciech był jednym z młodszych jego dzieci. Jako
kilkuletnie dziecko ciężko zachorował i rodzice ślubowali, że jeśli
odzyska zdrowie, zostanie poświęcony Bogu. Dlatego też, gdy nieco
podrósł, oddali go do szkoły w Magdeburgu. W drugiej połowie X
wieku szkoła ta przeżywała okres swojej świetności, nauczycielem
Wojciecha został znany ze swej uczoności mistrz Otryk. Wojciech
chwalebnie zakończył edukację, lecz gdy wrócił do domu, nie zastał
tam już rodziców. Po ich śmierci rodziną i podległymi im ziemiami
zaczęli kierować jego starsi bracia z najstarszym Sobieborem na czele.
Stosunki pomiędzy synami Sławnika a księciem Pragi Bolesławem II
i wspierającym go możnym rodem Wrszowców stawały się coraz
bardziej napięte. Bracia Wojciecha dążyli do zwiększenia swej
niezależności, wybijali własne monety, utrzymywali kontakty
z władcami Niemiec, a także z Polską.
Po powrocie do Czech Wojciech został kapelanem pierwszego
biskupa praskiego Dytmara. Mogło się wydawać, że młodzieniec
wybrał światowe życie. Był wprawdzie kapłanem, ale w owych
czasach kapłani mogli wieść życie świeckie, mogli się żenić. Jednak
przeżył on wstrząsające doświadczenie, które zupełnie zmieniło jego
życie. W jego obecności umierał biskup Dytmar. Przed śmiercią
męczyły biskupa wyrzuty sumienia, obwiniał się o złe pełnienie
funkcji, której się podjął. Ponieważ Wojciech był osobą wrażliwą,
przeżycie to spowodowało całkowitą zmianę jego stosunku do świata.
Wojciech został wybrany na następcę Dytmara. Wybór ten był
próbą kompromisu pomiędzy panami na Libicach a księciem Czech,
Bolesławem. Kompromis ten jednak nie wyeliminował konfliktu.
Kłopoty Wojciecha wynikały zarówno z sytuacji politycznej, jak
i sposobu sprawowania przez niego funkcji biskupa. Chciał on
bowiem realizować prawdy zawarte w Ewangelii w sposób ścisły,
chciał, aby podlegli mu, jako biskupowi, ludzie stali się prawdziwymi
chrześcijanami. Wyobrażał sobie, że tylko w ten sposób doprowadzi
ich do zbawienia, a to było przecież jego zadaniem. Tymczasem
nawróceni niedawno Czesi żyli, według Wojciecha, jak poganie.
Z pewnością w końcu X wieku przeżytki pogaństwa były w Czechach
bardzo silne. Nic w tym dziwnego, chrześcijaństwo powoli przecież
wypierało dawne wierzenia. W owych czasach oddawanie kultu
bogom pogańskim zdarzało się również w znacznie wcześniej
schrystianizowanych Niemczech. Jednak Wojciech pragnął, aby jego
owieczki odrzuciły wszystkie ślady pogaństwa i zaczęły żyć zgodnie
z czystą wiarą chrześcijańską. Zaczął od zwalczania tego, co raziło go
najbardziej. Dzięki napisanym na przełomie X i XI wieku żywotom
tego świętego wiemy, o jakie kwestie chodziło.
Wojciech protestował przeciw sprzedawaniu niewolników Żydom,
od których z kolei odkupywali ich muzułmanie. Jednak apele biskupa
nie mogły wówczas odnieść żadnego skutku. Trudno przecież było
zrezygnować z tak intratnego handlu. Innym polem konfliktu były
zwyczaje małżeńskie Czechów. Zapewne Wojciech sprzeciwiał się
małżeństwom zawieranym niezgodnie z prawem kanonicznym, a więc
pomiędzy krewnymi. Może chodziło też o rozwody, łatwe w owych
czasach.
Konflikty polityczne pomiędzy braćmi Wojciecha a księciem
Bolesławem oraz nieudane próby doprowadzenia Czechów do takiego
życia, które byłoby zgodne z zasadami wiary chrześcijańskiej, zmusiły
biskupa do wyjazdu z Pragi. Podążył do Rzymu, gdzie wstąpił do
klasztoru świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie. Tam spędził
dwa lata. Były to chyba najlepsze dla niego lata życia. W klasztorze
znalazł spokój potrzebny mu do modlitwy i kontemplacji, tam mógł
prowadzić dysputy z podobnymi sobie intelektualistami. Jednak te
szczęśliwe lata musiały się skończyć. W Czechach nie było biskupa,
a był on bardzo potrzebny księciu. Jego zwierzchnik kościelny,
arcybiskup moguncki, domagał się powrotu Wojciecha do Pragi. Bez
niego diecezja nie mogła funkcjonować należycie, a nie można było
mianować innego biskupa za życia poprzednika. Wojciech został więc
zmuszony do powrotu.
Początkowo wydawało się, że wszystko się układa. Książę Bolesław
zgodził się na wspieranie biskupa w jego wysiłkach. Wspólnie
z Wojciechem uposażył nowy klasztor w Brzewnowie. Jednak zgoda
nie trwała długo. Znowu dały o sobie znać konflikty między braćmi
Wojciecha a księciem praskim. Bolesław nie mógł się zgodzić na
samodzielność synów Sławnika. Konflikt potęgowała też rywalizacja
pomiędzy Sławnikowicami a potężnym rodem Wrszowców, którzy
dążyli do wyeliminowania konkurentów do pierwszego miejsca
w państwie.
Nie zanikły też problemy religijne – Wojciech nadal walczył
z pozostałościami pogaństwa w Czechach i niezgodnym z ideałami
ewangelicznymi życiem swoich podopiecznych. O ostatecznej decyzji
biskupa zadecydował incydent, jaki się wydarzył w Pradze. Tam jeden
z Wrszowców oskarżył swoją żonę o cudzołóstwo. Zgodnie
z panującym zwyczajem mógł żonę zabić i rzeczywiście usiłował to
zrobić. Uciekająca przed tłumem kobieta schroniła się w kościele,
Wojciech usiłował ją ratować. Stanął w drzwiach, starając się obronić
ją przed pałającą żądzą mordu gromadą. Jednak mąż niewiasty wraz
ze swymi współrodowcami odepchnęli biskupa, wyciągnęli kobietę
z kościoła i zabili ją w jego obecności. Tego było już Wojciechowi za
wiele. Opuścił Czechy tym razem na zawsze. Po wyjeździe z Czech
odbył podróż po Europie. W czasie tej podróży spotykał się z wieloma
ważnymi osobistościami, między innymi z cesarzem Ottonem III.
Rozmowy cesarza z przyszłym świętym zrobiły na Ottonie wielkie
wrażenie.
Jednak znowu pojawił się problem opuszczonej katedry biskupiej.
Arcybiskup moguncki zaczął się domagać, aby Wojciech powrócił do
Pragi. Problem ten stanął nawet na synodzie rzymskim. Sprawa
jednak rozwiązała się gdzie indziej. Gdy Wojciech przebywał
w Rzymie, w Czechach doszło do tragedii. Za wiedzą księcia
Bolesława, a pod przywództwem Wrszowców, został zaatakowany
gród Sławnikowiców, Libice. Gród zdobyto i wymordowano
wszystkich przebywających w nim braci Wojciecha wraz z ich żonami
i dziećmi. Spośród synów Sławnika ocaleli tylko trzej, sam biskup,
jego brat, również kapłan, Radzym Gaudenty i senior rodu, Sobiebor,
który w tym czasie brał udział w cesarskiej wyprawie wojennej na
Połabie. W tej sytuacji stało się jasne, że Wojciech nie może wracać
do Pragi. Mimo to wysłał poselstwo z pytaniem, czy jest tam
pożądany. Odpowiedź była oczywista, książę Bolesław odparł, że nie
życzy sobie Wojciecha w Czechach. Wobec tego rzymski synod
zaproponował Wojciechowi wyprawę misyjną do pogan. Decyzja ta
była zgodna z jego dążeniami.
Z Rzymu przez Niemcy Wojciech udał się do Polski. Wraz z nim
znaleźli się tam ocaleli z pogromu jego bracia. Wszyscy trzej,
a zwłaszcza przyszły męczennik zostali bardzo gościnnie powitani
przez Bolesława Chrobrego. W Polsce Wojciech wyraził chęć
wyruszenia z misją do Wieletów. Znał ich język, w owych czasach
języki słowiańskie nie różniły się w sposób istotny od siebie. Jednak
misja u Wieletów z powodu toczącej się wojny była niemożliwa.
Zamiast niej Bolesław Chrobry zaproponował Wojciechowi misję do
Prus.
Misja ta wyruszyła z Gniezna wczesną wiosną 997 roku. Wojciech,
wraz ze swym bratem Radzymem Gaudentym i kapłanem Boguszą
popłynęli Wisłą do Gdańska, gdzie były biskup praski nauczał i chrzcił
Pomorzan. Następnie wszyscy trzej udali się do Prus. Misjonarzom
towarzyszyli wojownicy przydzieleni im przez Bolesława Chrobrego.
Mieli oni zapewnić bezpieczeństwo kapłanom. Gdy jednak łódź, którą
płynęli, wylądowała na ziemi pruskiej, Wojciech odprawił zbrojną
eskortę. Chciał nauczać słowem, a nie mieczem.
Pozostawieni na pruskim wybrzeżu misjonarze błąkali się przez
kilka dni. Nie mogli nawiązać kontaktu z Prusami, gdyż nie znali ich
języka. W końcu udało im się spotkać ludzi mówiących po
słowiańsku, lecz nie znajdowali u nich zrozumienia. Nikt
z miejscowych nie pragnął chrztu, poganie obawiali się, że nawet
obecność misjonarzy odprawiających swoje obrzędy może im
zaszkodzić. Niepowodzenie przygnębiło Wojciecha, nie wiedział, co
robić dalej. Otrząsnął się jednak ze zwątpienia i zadecydował, że
misjonarze, zanim zaczną nauczać pogan, najpierw powinni ubrać się
tak jak oni, nauczyć się ich języka i żyć tak jak Prusowie. Plan był
rozsądny, jednak misja skończyła się szybko i tragicznie. Następnego
dnia rano misjonarze odprawili mszę w miejscu, które zapewne było
miejscem świętym dla Prusów. Obserwujący ich cały czas Prusowie
zaatakowali. Wojciecha najpierw przebili włócznią, a potem ucięli mu
głowę. Dwóch innych misjonarzy pozostawili żywych.
Bolesław dowiedział się o tragedii bardzo szybko, być może
o śmierci Wojciecha poinformowali go wypuszczeni przez Prusów
towarzysze męczennika, Radzym Gaudenty i Bogusza. Książę Polan od
razu zrozumiał znaczenie tego, co się zdarzyło. Wykupił ciało
Wojciecha i pochował je uroczyście w Gnieźnie. Jednocześnie wysłał
swoich ludzi do najważniejszych osobistości ówczesnej Europy
Zachodniej, a więc do cesarza i papieża, z zawiadomieniem o tym, co
się stało. Wiadomość o śmierci Wojciecha z pewnością zasmuciła
cesarza Ottona, jednak nie od razu pojął on jej znaczenie. W tym
miejscu jednak należy wspomnieć o planach Ottona III odnowienia
cesarstwa rzymskiego oraz zwrócić uwagę na to, jak na przełomie X
i XI wieku w Europie Zachodniej kształtowała się idea cesarstwa.
W 962 roku król państwa Franków wschodnich Otton I koronował
się w Rzymie na cesarza rzymskiego. Było to drugie, po Karolu
Wielkim, odnowienie cesarstwa. Otton I nawiązał do cesarstwa swego
wielkiego poprzednika, Karola. Jego centrum miało stanowić
królestwo wschodniofrankijskie. Z biegiem lat jednak przypomniano
sobie o starożytnym cesarstwie Konstantyna. Już Otton II zaczął się
tytułować „Imperator Romanorum”, coraz większe znaczenie w jego
polityce zaczęła odgrywać Italia. Wreszcie, w końcu X wieku,
pojawiły się tęsknoty za prawdziwym cesarstwem. Wtedy to we
Francji, wokół arcybiskupa Reims Adalberona, skupiło się grono ludzi
dążących do odnowy Imperium Romanum. Wśród nich był Gerbert
z Aurillac, późniejszy papież Sylwester II. Również w Niemczech
odżyły idee rzymskie.
Gorącym ich zwolennikiem był Bruno, kuzyn Ottona II, który jako
papież przyjął imię Grzegorza V. Zwolennicy odnowy cesarstwa
obecni byli też na dworze Ottona II. Idee te niewątpliwie przyniosła
ze sobą jego żona Teofano. Pochodziła ona z rodziny cesarzy
bizantyjskich kontynuujących w sposób nieprzerwany rzymską
tradycję. Przesiąknięty chęcią przywrócenia starożytnego imperium
był też panujący w Niemczech od połowy lat dziewięćdziesiątych X
wieku, a od 996 roku noszący koronę cesarską Otton III. Czuł się on
potomkiem dawnych cesarzy, pochodził przecież z rodu Ludolfingów
od kilku pokoleń władających królestwem Franków wschodnich, a od
czasów jego dziada noszących cesarską koronę. Po kądzieli był też
potomkiem Karola Wielkiego, a przez swą matkę dziedziczył tradycje
prawdziwych cesarzy rzymskich, bizantyjskich bazyleusów.
Gdy młody Otton III zaczął samodzielnie rządzić, zapragnął
zrealizować swoją wizję cesarstwa. Dążył do tego, aby jego stolicą stał
się ponownie Rzym, uważał się za pana całego chrześcijańskiego
świata. Za jedno z najważniejszych swoich zadań uznał niesienie
Ewangelii ludom pogańskim. Jak wyobrażał sobie Otton III swoje
cesarstwo, pokazuje jedna z namalowanych wówczas miniatur.
Przestawia ona cesarza na tronie, ze wszystkimi atrybutami jego
władzy, w otoczeniu dostojników duchownych i świeckich. Cesarzowi
składają dary cztery niewiasty, wszystkie w koronach, wszystkie sobie
równe. Symbolizują one cztery królestwa, Romę, Galię, Germanię
i Sclavinię. Wyobrażona na tym przedstawieniu Sclavinia jest
niewątpliwie Polską Bolesława Chrobrego. Miniatura ta świadczy
o tym, że celem cesarza było panowanie nad całym światem,
zwierzchnictwo nad wszystkimi królestwami. Jednym z głównych
zadań zarówno jego, jak i niższych mu rangą, ale równych co do
charakteru władzy królów było niesienie Ewangelii wszystkim ludom
i prowadzenie wszystkich ludzi ścieżką zbawienia.
Żyjący takimi ideałami Otton zobaczył w zamordowanym podczas
misji Wojciechu świętego patrona cesarstwa. Wojciech został
kanonizowany przez papieża już w 999 roku. Przedtem spisano jego
żywot. Jednocześnie Radzyma Gaudentego, brata i towarzysza
świętego w wyprawie misyjnej do Prus, papież wyświęcił na
arcybiskupa. Ponieważ jeszcze nie była utworzona metropolia
gnieźnieńska, uzyskał on nietypowy tytuł arcybiskupa św. Wojciecha.
W działaniach tych współpracowali ze sobą cesarz i papież, choć rola
Ottona była decydująca. Postanowił on też udać się z pielgrzymką do
grobu męczennika.
Otton przybył do Polski wczesną wiosną 1000 roku. Było to
nadzwyczajne wydarzenie. Nigdy jeszcze cesarz nie podróżował tak
daleko na wschód. Jeśli jednak zdecydował się przyjechać do państwa
Bolesława Chrobrego, to z pewnością uważał je za część rzymskiego
cesarstwa. Bolesław przygotował się na to spotkanie. Zarówno
Thietmar, który pisał kilkanaście lat po tym wydarzeniu, jak
i tworzący swą Kronikę sto lat później, ale opierający się na źródłach
współczesnych zjazdowi Gall Anonim, podkreślają wspaniałość
przyjęcia. Władca Polski powitał gościa w miejscowości Iława na swej
zachodniej granicy. Otaczały go wspaniale ubrane oddziały wojska.
Następnie gość został poprowadzony do Gniezna, do grobu św.
Wojciecha. Tam, u wrót kościoła, powitał go biskup Unger,
a następnie cesarz modlił się przy grobie męczennika i złożył jego
szczątki do nowego grobowca. Po uroczystościach kościelnych
nastąpiły uroczystości świeckie i wspaniałe uczty. Jak piszą obaj
kronikarze, Bolesław obdarował Ottona bardzo bogatymi darami,
obdarowani też zostali wszyscy, którzy towarzyszyli cesarzowi.
Według Galla nawet najmniej ważny sługa cesarski nie wyjechał
z Polski bez podarunku.
Przyjęcie cesarza było z pewnością bardzo kosztowne, jednak
opłacało się Bolesławowi. Czym bowiem mógł zaimponować gościom
z Zachodu? Murowanych kościołów było tam więcej niż w Polsce,
kraje były ludniejsze, istniały już nawet miasta. Bolesław natomiast
miał wojów i skarby. I tym zrobił wrażenie. Dzięki bogatym darom
zdobył sobie wielu przyjaciół, co przydało się już w niedalekiej
przyszłości. Najważniejsze jednak były ustalenia zjazdu.
Dla Ottona istotną sprawą było uczczenie nowego świętego,
patrona cesarstwa. Na tym wydarzeniu skorzystał też Bolesław. Dzięki
posiadaniu relikwii św. Wojciecha wzrastał jego prestiż i znaczenie.
Uzyskał także inne korzyści. Na spotkaniu w Gnieźnie została
stworzona polska prowincja kościelna, jej arcybiskupem został brat
nowego świętego, Radzym Gaudenty. Nowej metropolii miały
podlegać trzy utworzone w Gnieźnie biskupstwa. Pierwszym z nich
było biskupstwo w Krakowie z biskupem Popponem, następnym
biskupstwo we Wrocławiu, którego zwierzchnikiem został Jan,
i w końcu biskupstwo w Kołobrzegu z Reinbernem na czele. Poza tym
ustanowiono biskupstwo poznańskie, którego biskupem został Unger,
dotychczasowy misyjny biskup polski. Do swej śmierci miał on być
niezależny od metropolitów, zarówno gnieźnieńskiego, jak
i magdeburskiego. Być może decyzja ta była wynikiem protestu
Ungera. O proteście wspomina Thietmar, lecz zaznacza, że
ustanowienie nowej metropolii było zgodne z prawem. Unger
pozostał niezależny, ponieważ był jednym z najbardziej zaufanych
ludzi Chrobrego. Być może wcześniej liczył, że to on zostanie polskim
arcybiskupem. Zapewne więc Bolesław pragnął wynagrodzić mu
zawód spowodowany mianowaniem Radzyma Gaudentego.
Biskupstwo poznańskie stało się sufraganią Gniezna dopiero po
śmierci Ungera.
Drugim ważnym wydarzeniem było nałożenie przez Ottona korony
cesarskiej na głowę Bolesława. Nad znaczeniem tego gestu do dziś
dyskutują historycy. Dla Galla i średniowiecznych kronikarzy było
oczywiste, że w ten sposób władca polski został koronowany na króla.
Wiemy jednak, że koronacja Chrobrego miała miejsce dopiero w 1025
roku. Czym więc był ten gest cesarski? Również dzisiaj niektórzy
badacze twierdzą, że była to koronacja. Bardziej prawdopodobne, że
była to zgoda cesarza na koronację. Otton III organizował wschodnie
kresy swego cesarstwa. Postanowił stworzyć tam nowe królestwa. Jak
wiemy, jedną z prerogatyw cesarza było kreowanie królów. Na
wschodzie cesarstwa miało znajdować się królestwo słowiańskie, na
jego czele miał stać Bolesław Chrobry. W tym samym czasie Otton
zgodził się na koronację władcy Węgier, Stefana. Jego koronacja
odbyła się w 1001 roku. Stefan miał być monarchą innego królestwa
wchodzącego w skład cesarstwa.
Obaj ci władcy dostali też włócznie św. Maurycego. Włócznia św.
Maurycego była jedną z największych relikwii ówczesnego cesarstwa.
W średniowieczu włócznia miała wielkie znaczenie. Wódz
rozpoczynał bitwę od rzutu włócznią. Była więc symbolem władzy
wodzowskiej. Jednak włócznia św. Maurycego przerastała swym
znaczeniem wszystkie inne. Wierzono, że kiedyś należała do
rzymskiego legionisty Maurycego, który został ścięty, gdyż nie zgodził
się na oddawanie boskiej czci posągowi cesarza. Inna legenda była
jeszcze wspanialsza. Według niej włócznia należała do rzymskiego
legionisty Longinusa, który nią właśnie przebił bok Chrystusa na
krzyżu. Dlaczego więc tak wspaniałą relikwię oddał cesarz
Bolesławowi Chrobremu? I w jaki sposób podobna relikwia znalazła
się jednocześnie w rękach władcy węgierskiego? Dwie z tych włóczni
zachowały się do naszych czasów. Jedna z nich jest przechowywana
w Wiedniu, drugą można obejrzeć w skarbcu katedry krakowskiej.
Włócznia węgierska już nie istnieje, ale znamy ją ze zrobionych
kiedyś rysunków.
Otóż włócznia polska i węgierska były kopiami niemieckiej.
Zawierały one jednak w sobie jakąś część oryginału, a więc były
traktowane tak jak ich pierwowzór. W opinii ówczesnych ludzi
stanowiły tak samo autentyczną relikwię jak włócznia cesarska.
Ponadto we włóczni przekazanej Bolesławowi znajdował się gwóźdź
z krzyża Chrystusa. Bolesław otrzymał ją, gdyż w planach, jakie snuto
w 1000 roku, miał zostać królem i podczas koronacji dostąpić
namaszczenia świętymi olejami. Miał uzyskać władzę podobną do
cesarskiej, choć niższą od niej rangą.
Nie tylko to zapowiadało podniesienie Chrobrego do pozycji
królewskiej, a jego państwa do rangi królestwa. Cesarz nadał
Bolesławowi i jego następcom prawo mianowania biskupów
i udzielania im inwestytury. W tamtych czasach prawo to
przysługiwało tylko królom. Można powiedzieć, że od zjazdu
w Gnieźnie Bolesław, choć jeszcze bez korony, był już równy królom.
Niestety koronacja, a więc pomazanie świętymi olejami i nałożenie
korony, nastąpiła dopiero ćwierć wieku później.
Między Polską i Niemcami panowały bardzo dobre stosunki. Trwały
one od czasów Mieszka I, cementowały je wspólne wojny na Połabiu.
Od zjazdu gnieźnieńskiego związki te stały się jeszcze ściślejsze.
Bolesław Chrobry został gorącym zwolennikiem imperialnych
koncepcji Ottona III i jego planu urządzenia chrześcijańskiego świata.
Miał w nim odgrywać jedną z głównych ról, być królem Sclavinii,
wschodniej części cesarstwa. Ottonowi natomiast Bolesław
gwarantował wpływy imperium na słowiańskim Wschodzie.
Po zakończeniu zjazdu i po odprowadzeniu cesarza do Magdeburga,
a może nawet do Akwizgranu, Bolesław rozpoczął starania o odbycie
koronacji. W tym celu wysyłał posłów do Rzymu, dokąd zresztą udał
się Otton. Starał się także wypełniać obowiązki chrześcijańskiego
władcy. Nie tylko przystąpił do budowy nowych katedr, ale pragnął
też kontynuować misje chrystianizacyjne. Poprosił więc o przysłanie
do Polski misjonarzy, dla których zbudował klasztor. Nowa placówka
zakonna została umieszczona na zachód od Poznania, może
w Międzyrzeczu. W klasztorze tym osiedli, przygotowując się do
misji, dwaj włoscy zakonnicy, Jan i Benedykt, oraz dwaj Polacy, Izaak
i Mateusz. Przebywał tam z nimi służący Krystyn, a miał dołączyć
Bruno z Kwerfurtu. Nie zdążył, gdyż przed jego przyjazdem rozeszła
się po okolicy pogłoska o wielkich skarbach, jakie mieli posiadać
zakonnicy. Pogłoska ta zwabiła bandytów, którzy napadli na
mnichów i ich pozabijali. Pogrzeb pomordowanych był bardzo
uroczysty, pięciu zabitych zostało uznanych za świętych.
Nieudana misja świadczyła jednak, że Bolesław był już władcą
chrześcijańskim. Nie udało mu się natomiast uzyskać korony, choć
będący w podobnym położeniu Stefan węgierski został koronowany
w 1001 roku. Stefanowi łatwiej było zostać królem, gdyż poślubił
siostrę księcia Henryka bawarskiego, miał więc poparcie
południowych Niemiec. Ponadto Węgry nigdy dotychczas nie
uznawały zwierzchnictwa niemieckiego. Inaczej było w przypadku
Polski. Książęta niemieccy mogli przyjąć, że Bolesław jest im równy,
nie zgadzali się jednak, aby jako król wyrósł ponad nich. W realizacji
planów Bolesława przeszkodziła też ogólna sytuacja polityczna.
W 1001 roku Otton III przebywał w Rzymie i wraz z papieżem
Sylwestrem brał udział w obradach synodu. Tymczasem we Włoszech
zaczęły wybuchać przeciw niemu bunty. Otton czuł się Rzymianinem,
z Rzymu chciał zrobić stolicę świata i odbudować świetność dawnego
cesarstwa, tymczasem dla Rzymian był on obcym najeźdźcą, którego
gdy tylko mogli, starali się wyrzucić ze swego miasta i z Italii.
Podczas obrad synodu wybuchło powstanie w Tivoli. Zostało ono
stłumione, lecz nie zapobiegło to zamieszkom w całym Rzymie. Pobyt
cesarza w mieście stał się niebezpieczny i Otton, wraz z papieżem
Sylwestrem, opuścili Rzym i udali się w okolice Rawenny. Tam synod
nadal toczył swoje obrady, a Otton czekał na wojska z Niemiec, przy
wsparciu których mógłby ponownie zawładnąć Rzymem. Pomocy
mogli mu udzielić tylko Niemcy, nie mógł więc drażnić ich źle
widzianymi posunięciami, takimi jak koronacja Bolesława Chrobrego.
Tym bardziej że jego popularność w Niemczech malała. Niemcom nie
podobały się nowe, cesarskie ceremonie i zwyczaje, jakie Otton starał
się wprowadzić, wzorując się na cesarzach bizantyjskich. Jednak
zanim przybyli wojownicy niemieccy, Ottona dopadła zaraza i na
początku 1002 roku zmarł w okolicach Paterno. Nie doczekał się
przybycia swej bizantyjskiej narzeczonej. Dopłynęła ona do Bari, tam
dowiedziała się o śmierci Ottona i powróciła do domu.
Śmierć cesarza wywołała walki w Niemczech. Niemcy, mimo
panowania dynastii Ludolfingów, były monarchią elekcyjną, po
śmierci każdego króla zaczynał się okres niepokojów i walk o władzę.
Każda zmiana na tronie niemieckim była też sporym wyzwaniem dla
cesarstwa. Królowie niemieccy byli zarazem cesarzami, a wiele części
cesarstwa czekało tylko, aby się wyzwolić spod ich władzy. Dla
otoczenia zmarłego Ottona problemy zaczęły się już we Włoszech.
Zdawano sobie sprawę z tego, że gdy tylko Włosi dowiedzą się
o śmierci władcy, wybuchnie powstanie w całym kraju, narażając
Niemców na śmiertelne niebezpieczeństwo. Dlatego też, dopóki
zwłoki Ottona były we Włoszech, zatajono wieść o jego śmierci.
Ogłoszono ją dopiero, gdy kondukt przekroczył granice Niemiec.
Do walki o tron niemiecki wystąpili trzej konkurenci. Byli nimi
Henryk bawarski, syn tego Henryka, którego kiedyś popierał Mieszko
I, Herman książę szwabski i Ekkehard, margrabia Marchii
Miśnieńskiej. Zapewne w tym ostatnim najchętniej widziałby
Bolesław Chrobry króla Niemiec, a potem cesarza. Jednak Ekkehard
prędko został zamordowany. Herman szwabski wycofał się z walki
i królem Niemiec został Henryk bawarski. Polski władca zdecydował
się go poprzeć. Jednocześnie zajął opuszczoną Marchię Miśnieńską.
Wszystko wskazuje na to, że nowy król Henryk nie wyraził sprzeciwu.
W 1002 roku Henryk przybył do Merseburga. Po wyborze na króla
i po koronacji musiał odwiedzić wszystkie części swego królestwa
i w kolejnych prowincjach przyjąć hołdy miejscowych możnych. Na
spotkanie z nowym królem zjechali do Merseburga książęta,
hrabiowie i biskupi ze wschodniej części Niemiec. Przybył tam
również Bolesław. Należał do najważniejszych uczestników zjazdu,
gdyż Thietmar, przedstawiając przybyłych spośród świeckich
uczestników zjazdu, wymienił tylko księcia Saksonii Bernarda
i właśnie Bolesława.
Niemal wszyscy obecni w Merseburgu złożyli Henrykowi hołd.
Złożył go również Bolesław. Widział bowiem w Henryku przyszłego
cesarza. Składając hołd, Bolesław pragnął utrzymania takiej formy
cesarstwa, jaką planował zmarły Otton III. Niestety, plany Henryka
były inne.
W Merseburgu odbyły się trudne rozmowy między polskim władcą
a królem Henrykiem. Bolesław dążył do uzyskania zgody króla na
oddanie mu Marchii Miśnieńskiej, Henryk nie chciał się na to zgodzić.
Ostatecznie doszło do kompromisu, Bolesław uzyskał Milsko i Łużyce,
natomiast Miśnia została przekazana bratu Ekkeharda, Guncelinowi.
Takie rozwiązanie satysfakcjonowało Bolesława, Guncelin był jego
przyjacielem. Wydawać by się mogło, że strony doszły do
porozumienia. Okazało się jednak, że było inaczej. Gdy bowiem
Bolesław na czele niewielkiego, lecz uzbrojonego orszaku wyjeżdżał
z Merseburga, został zaatakowany przez licznych zbrojnych. Zapewne
by zginął, gdyby nie pomoc niemieckich przyjaciół. Uratował go
Henryk ze Schweinfurtu, którego ludzie osłonili polskiego księcia,
a Bernard saski umożliwił mu ucieczkę. Thietmar gorąco zapewniał,
że król Henryk nie miał nic wspólnego z napadem. Zapewniał tak
mocno, że budzą się w nas wątpliwości, czy istotnie tak było.
Bolesław natomiast wątpliwości nie miał. Dla niego atak ten oznaczał
początek wojny. Jednak nie od razu wojna wybuchła, każdy
z przeciwników miał również inne problemy do rozwiązania.
Po zamachu w Merseburgu Bolesław, wracając do Polski, spalił
jeden z podległych Niemcom grodów. Nie podjął jednak dalszych
działań wojennych, ponieważ zaabsorbowały go sprawy czeskie.
W 999 roku zmarł czeski książę Bolesław II. Już pod koniec jego
panowania państwo czeskie zaczęło przeżywać kryzys. Bolesław II
stracił dwie ważne dzielnice, ziemię krakowską i Śląsk, nie udało mu
się opanować Łużyc. Niepowodzenia te miały skutki zewnętrzne
i wewnętrzne. Gdy bowiem panujący nie prowadził zwycięskich
wojen i nie przyłączał nowych prowincji, uważano, że jest złym
władcą. Liczyły się sukcesy. Z kłopotów państwa czeskiego starali się
skorzystać sąsiedzi.
Po Bolesławie II na tronie czeskim zasiadł jego najstarszy syn,
Bolesław III Rudy. Był to władca okrutny, siłą tłumiący powstającą
opozycję. Pozbył się młodszych braci, zmuszając ich do ucieczki
z kraju. Przedtem zdążył starszego z nich, Jaromira, wykastrować.
Mimo represji sytuacja w Czechach była bardzo niestabilna. Władca
popadł w konflikt z możnymi, przede wszystkim z najpotężniejszym
czeskim rodem, jakim byli Wrszowcy. Po buncie poddanych Bolesław
Rudy musiał uchodzić z kraju. Niebawem jednak wrócił na tron dzięki
poparciu Bolesława Chrobrego i Henryka ze Schweinfurtu. Obaj oni
liczyli na poparcie księcia Czech w starciu z królem Niemiec.
Ponieważ jednak władca Czech zaczął porozumiewać się z królem
Henrykiem II, Bolesław zaprosił go do siebie na „przyjacielskie
rozmowy”, a gdy ten przybył, kazał go oślepić i zamknąć w więzieniu.
Następnie Chrobry wyruszył do Pragi, aby objąć tron czeski.
W Pradze został przyjęty entuzjastycznie. Czesi radośnie witali
pogromcę znienawidzonego Bolesława Rudego. Ponadto Chrobry dla
Czechów nie był kimś obcym, jego matka pochodziła z dynastii
Przemyślidów.
Opanowanie Czech przez Bolesława nie było dla króla Niemiec
Henryka pomyślną wiadomością. Nie mógł jednak od razu
zareagować. Wobec licznych kłopotów, jakie na niego spadły, na razie
nie podjął żadnej akcji poza zawarciem skierowanego przeciw Polsce
sojuszu z pogańskimi Wieletami. Od Bolesława natomiast zażądał, aby
ten złożył mu hołd z Czech. Bolesław odmówił. Po tej odmowie stało
się jasne, że wojna polsko-niemiecka musi wybuchnąć.
W 1004 roku Henryk zaatakował. Jego zamiarem było wyparcie
Polaków z Czech. Jednak w obawie przed szpiegami Bolesława cel ten
był utrzymywany w największej tajemnicy. Król ogłosił, że wyrusza
w kierunku centralnych ośrodków Polski. Wojska zebrały się nad
Łabą, zaczęto nawet gromadzić łodzie do przeprawy przez rzekę.
W ostatniej chwili Henryk zmienił kierunek marszu i ruszył na Pragę.
Wraz z nim szedł wygnany z Czech książę Jaromir. Król niemiecki
pragnął uczynić go księciem czeskim.
Bolesław nie utrzymał się w Pradze. Zdążył jednak wycofać swoje
wojska, w walce zginął tylko dowódca tylnej straży, Sobiebor, brat
św. Wojciecha. Polski władca stracił Czechy, utrzymał się jednak na
Morawach. Rok późnej miała miejsce następna wielka wyprawa
niemiecka, tym razem celem jej była Polska. Wojska niemieckie przez
Łużyce skierowały się ku centrum państwa piastowskiego. Polskie
oddziały dzielnie broniły Łużyc, wsławili się zwłaszcza łucznicy.
Odznaczyli się również polscy szpiedzy, którzy niejednokrotnie, jako
przewodnicy, prowadzili niemieckich rycerzy dalszymi i bardziej
uciążliwymi drogami. Nie udało się jednak powstrzymać Niemców.
Armia Henryka doszła do Odry, do miejsca, gdzie swoje ujście ma
rzeka Bóbr. Dolina rzeczna była broniona, obsadziła ją armia polska
mająca oparcie w grodzie Krosno. Henryk nie zdecydował się na
przeprawę pod okiem nieprzyjaciela.
Przez tydzień oba wojska stały naprzeciwko siebie, w końcu
Niemcy odkryli niebroniony bród i rozpoczęli przeprawę. Pragnęli
otoczyć i rozbić wojska polskie. Bolesławowi udało się jednak
wyprowadzić bez strat swe oddziały z okrążenia. Następnie Polacy
zaczęli się cofać w kierunku Poznania. W poznańskim grodzie
Bolesław zamknął się ze swymi głównymi siłami, pozostawiając liczne
oddziały na zewnątrz.
Gdy Niemcy dotarli do Poznania, ich sytuacja stała się trudna.
Grodu szturmem zdobyć nie mogli, na długie oblężenie brakowało im
środków. Nie mieli żywności. W owych czasach operujące na terenach
nieprzyjaciela armie żywiły się tym, co mogły znaleźć na miejscu,
niemożliwe było prowadzenie ze sobą taborów z zaopatrzeniem. Gdy
okolica obleganego grodu została już całkowicie splądrowana, nie
było co jeść. Niemcy próbowali wyprawiać się po żywność w dalsze
strony, lecz wysyłane oddziały były rozbijane przez pozostających na
zewnątrz Poznania wojowników Chrobrego. Ponadto zbliżała się
jesień, a z nią deszcze utrudniające przemarsze wojsk. Wobec tych
trudności Henryk zdecydował się na rozmowy pokojowe.
Nie są nam znane warunki zawartego jesienią 1005 roku pokoju
polsko-niemieckiego. Wiemy tylko, że Bolesław musiał wycofać się
z Milska i Łużyc, zachował natomiast Morawy. Prawdopodobnie
w tym czasie Polska utraciła Pomorze, zapewne tylko zachodnie.
Przestało też istnieć biskupstwo kołobrzeskie. Utrata Pomorza tylko
pośrednio wiązała się z wojną polsko-niemiecką. Pomorzanie
wykorzystali trudne położenie Chrobrego i powrócili do niezależnego
bytu.
Pierwsza wojna polsko-niemiecka nie rozwiązała konfliktów
pomiędzy Bolesławem i Henrykiem. Wynikały one z odmiennych
wizji ówczesnego świata, jakie mieli obaj przeciwnicy. Bolesław
chciał kontynuacji polityki Ottona III, był gorącym zwolennikiem
odnowy cesarstwa rzymskiego w takim kształcie, w jakim go widział
Otton. Cesarstwa, w którym królestwa będą sobie równe, a on będzie
monarchą jednego z nich. Henryk II natomiast, choć też myślał
o cesarstwie, pragnął, aby dominowało w nim królestwo Franków
wschodnich, to znaczy Niemcy. Nawiązywał więc raczej do idei
Karola Wielkiego, a nie do wzoru starożytnego Rzymu. Gotów był
widzieć w Chrobrym jednego z ważniejszych swoich lenników, lecz
według niego Polska powinna być zależna od Niemiec, a nie od
cesarstwa. Dlatego też powodem wieloletnich wojen nie były
terytoria, lecz to, jak ma być zorganizowana ówczesna Europa
Wschodnia. Tego konfliktu nie mógł rozwiązać pokój zawarty pod
Poznaniem. Wiedzieli to obaj przeciwnicy, lecz Henryk II na razie
musiał zająć się innymi problemami. Chrobry natomiast rozpoczął
tajne rozmowy z Wieletami i Czechami, chcąc stworzyć koalicję
antyniemiecką.
Próba zbudowania koalicji nie udała się, nie chcieli jej ci, na
których liczył polski władca. Wieleci ujawnili królowi Henrykowi
zamiary Bolesława. Zagrozili zerwaniem sojuszu z Niemcami, jeśli
Henryk nie wypowie Polsce wojny. Króla Niemiec bardzo
zaniepokoiła działalność dyplomatyczna Bolesława i w 1007 roku
wojnę wypowiedział.
W drugiej wojnie polsko-niemieckiej znacznie bardziej aktywny był
polski władca. Natychmiast po wybuchu wojny zajął on Milsko
i Łużyce. Po tym polskim sukcesie działania zbrojne zamarły na trzy
lata. Bolesław już nie był zainteresowany dalszą walką, Henryk
natomiast nie mógł zareagować na jego atak, gdyż miał kłopoty
w innych częściach swego państwa. Do wznowienia działań doszło
dopiero w 1010 roku. Wtedy to wyprawę wojenną na Polskę
poprowadził książę saski Bernard. Wyprawa ta niewiele dała
Niemcom. Wojska niemieckie doszły do Odry, przeprawiły się przez
rzekę koło Krosna, a następnie dotarły do Głogowa. W grodzie tym
zamknął się Bolesław. Bernard nie zdecydował się na oblężenie
potężnie ufortyfikowanej twierdzy i po zniszczeniu okolicy powrócił
do Niemiec. I znowu na granicy polsko-niemieckiej zapanował spokój.
Następny niemiecki atak nastąpił dwa lata później. Wtedy na czele
wojsk króla Henryka postawiony został arcybiskup magdeburski
Walterd. Była to dziwna kampania. Walterd doprowadził swe wojska
do polskiej granicy, gdzie je zatrzymał i udał się do Bolesława na
rozmowy. Został bardzo gościnnie przyjęty, dwa dni spędził na
ucztach, a następnie, hojnie obdarowany, powrócił do swoich. Tam
ogłosił, że walki zostały zakończone, bo jego zadaniem było tylko
umocnienie granicy.
Zachowanie Walterda jest podejrzane. Jeszcze bardziej podejrzane
jest to, co o Walterdzie napisał Thietmar. Kilka miesięcy po
omawianych wypadkach arcybiskup zmarł. Pisząc o tym, Thietmar
wspomniał, że niektórzy źle mówili o arcybiskupie, podejrzewali go
o spiski przeciw królowi, jednak kronikarz nie chciał wierzyć tym
pogłoskom. Sprawa musiała go jednak męczyć, bo nieco później,
w następnych rozdziałach swej Kroniki, powrócił do tematu. Napisał
mianowicie, że we śnie ukazał mu się Walterd i powiedział, że jest
zbawiony. Kronikarz zapytał go, czy knuł przeciw królowi. Zapytany
zaprzeczył. Thietmarowi to wystarczyło. Skoro zmarły przybył
z zaświatów, to nie mógł przecież kłamać. Dla nas jednak powracanie
kronikarza do problemu jest bardzo zastanawiające. O związkach
Walterda z władcą Polski może też świadczyć zachowanie Bolesława.
Dopóki żył arcybiskup, Chrobry wstrzymywał się z działaniami
zbrojnymi. Zaledwie jednak Walterd zmarł, Bolesław zaatakował. Na
oczach Niemców zdobył gród Lubasz. Niemcy nie mogli przyjść
swoim z pomocą, bo oddzielała ich od grodu wezbrana Łaba.
W 1012 roku walki ustały, obu stronom konfliktu zaczęło zależeć
na zawarciu pokoju. Bolesław musiał interweniować na Rusi, gdyż
jego córka, która wyszła za mąż za Świętopełka, najstarszego syna
księcia kijowskiego Włodzimierza, została wraz z mężem uwięziona.
Również Henryk II pragnął zakończenia wojny. Planował wyprawę po
koronę cesarską do Rzymu i musiał mieć spokój na swych wschodnich
granicach.
W średniowiecznych kronikach niejednokrotnie czytamy
o zawieraniu pokoju. Kronikarze piszą, że dwaj władcy spotkali się
i zawarli układ. Również obecnie, gdy dochodzi do zawarcia umowy
międzynarodowej, telewizja pokazuje nam dwóch prezydentów,
którzy podpisują stosowne dokumenty. Akt podpisania trwa kilka
minut. Ani z kronik średniowiecznych, ani ze współczesnych mediów
nie dowiadujemy się, co poprzedzało zawarcie traktatu. Tymczasem
sam moment podpisania musi być poprzedzony długimi
pertraktacjami prowadzonymi przez dyplomatów obu stron.
Dyplomaci, zgodnie z życzeniami swych mocodawców, przygotowują
tekst porozumienia, milczą o tym liczni kronikarze, nietypowa jest
natomiast Kronika Thietmara, jej autor ukazał bowiem pracę
dyplomatów. Dzięki niemu wiemy, że polscy i niemieccy posłowie
przez niemal rok przygotowywali warunki planowanego pokoju.
Jednym z polskich negocjatorów był syn Bolesława, Mieszko. Kronika
Thietmara ukazuje też, jak trudne były te przygotowania,
dowiadujemy się, że w pewnym momencie omal nie doszło do
zerwania rozmów i wznowienia działań wojennych. W końcu jednak,
w 1013 roku, nastąpiło spotkanie Bolesława z Henrykiem
w Merseburgu.
W Merseburgu został zawarty pokój polsko-niemiecki. Podczas tego
spotkania Bolesław złożył królowi Henrykowi hołd, a następnie – jak
pisze kronikarz – „otrzymał upragnione lenno”. Ponadto Bolesław
zobowiązał się wysłać trzystu rycerzy na wyprawę rzymską Henryka,
a król niemiecki ofiarował Chrobremu pomoc w postaci trzystu
rycerzy na wojnę z Rusią. Następnego dnia, gdy król w stroju
koronacyjnym szedł uroczyście do kościoła, Bolesław niósł przed nim
miecz. Niesienie miecza przed królem było ogromnym zaszczytem, ale
zarazem ten, kto miecz niósł, uznawał nad sobą zwierzchnictwo tego,
przed kim miecz był niesiony. Jak więc należy tłumaczyć tę
ceremonię?
Prawdopodobnie Bolesław złożył Henrykowi hołd z Milska i Łużyc
i tylko z tych terenów był lennikiem króla niemieckiego. Milsko
i Łużyce były tym „upragnionym lennem”. Dlaczego jednak Henryk
następnego dnia powierzył Chrobremu swój miecz? Takie
wyróżnienie nie spotykało innych lenników króla.
Wydaje się, że w Merseburgu Chrobry potwierdził zwierzchnictwo
cesarza nad sobą. Nie króla niemieckiego, lecz cesarza. W Merseburgu
ustalono więc powrót do koncepcji Ottona III, do koncepcji
równoprawnych królestw z cesarzem ponad królami. W cesarstwie
Bolesław miał zajmować bardzo ważną pozycję, miał być władcą
jednej z jego części składowych. Chrobry nie podniósł w Merseburgu
kwestii swej koronacji. Wiedział, że zgoda na sakrę królewską dla
niego jest dla Henryka trudna do przyjęcia i nie chciał z tego powodu
zrywać zawieranego pokoju. Pozostawał jednak kimś więcej niż tylko
jednym z książąt. Miał prawo do inwestytury biskupów, dysponował
znaczną potęgą militarną zdolną do przeciwstawienia się Henrykowi.
Tę pozycję władcy Polski potwierdził Henryk. Zaszczycił polskiego
władcę stworzoną w tym celu ceremonią, pozwolił Chrobremu nieść
przed sobą miecz.
Znaczenie Bolesława w ówczesnym świecie podkreśliło też
małżeństwo jego syna Mieszka. Ślub miał miejsce również
w Merseburgu, żoną polskiego następcy tronu została Rycheza, córka
palatyna Erenfrieda Ezzona i Matyldy, siostry Ottona III. Poprzez ten
związek Mieszko stawał się członkiem rodziny cesarskiej. Tylko
najważniejsi władcy w Europie dostąpili takiego zaszczytu.
Pokój w Merseburgu nie zakończył wojen polsko-niemieckich.
Wyjątkowa pozycja Bolesława nadal była nie do przyjęcia dla
Henryka, polski władca natomiast cały czas myślał o swej koronacji.
Na razie jednak Henryk wyruszył do Rzymu, gdzie koronował się na
cesarza, a Bolesław wyprawił się na Ruś w obronie swej córki i zięcia.
Wspierał go oddział niemiecki i Pieczyngowie.
Nie wiemy, jaki był efekt polskiej interwencji na Rusi, być może
córka Chrobrego wraz z mężem zostali uwolnieni. Natomiast stosunki
polsko-niemieckie znowu zaczęły się psuć. Chrobry nie udzielił
pomocy zbrojnej cesarzowi i naraził się na jego gniewne wymówki.
Widząc, że szykuje się następne starcie, Bolesław ponownie rozwinął
działalność dyplomatyczną. Chrobry wysłał swych posłów do Włoch,
do walczącego z cesarzem Henrykiem włoskiego króla Arduina.
Thietmar pisze, że buntowali tam oni przeciw Henrykowi każdego,
kogo mogli. Wysłał też swego syna Mieszka do Udalryka, księcia
Czech. Bolesław pomógł Udalrykowi obalić rządy jego brata,
Jaromira, i opanować tron w Pradze. Miał więc nadzieję, że nowy
książę sprzymierzy się z nim. Tymczasem Udalryk pojmał Mieszka
i dopiero po interwencji cesarskiej przekazał go w ręce Henryka.
Teraz z kolei cesarz zaczął przetrzymywać młodego księcia. Chciał
w ten sposób wywierać naciski na jego ojca. Mieszko uzyskał wolność
dopiero dzięki pomocy książąt niemieckich, przyjaciół Chrobrego,
którzy przekonali cesarza, że należy zakładnika wypuścić. Po
odzyskaniu syna Bolesław poczuł wdzięczność do Henryka, jednak po
krótkim okresie ocieplenia stosunki polsko-niemieckie znowu się
pogorszyły. Ostatecznie, w 1015 roku, wybuchła trzecia wojna
między obu państwami. W wojnie tej, jak poprzednio, cesarza
wspierali Czesi i Wieleci.
Tym razem pierwszy uderzył Henryk. Działania wojenne toczyły się
na ogromnych przestrzeniach. Atakujące Polskę wojska niemieckie
i sojusznicze zostały podzielone na trzy armie. Na południu rycerze
z Bawarii ruszyli na Morawy. Dowodzona przez cesarza armia
środkowa skierowała się przez Łużyce ku centrum państwa polskiego.
Armia ta miała być wzmocniona wojskami czeskimi prowadzonymi
przez księcia Udalryka. Na północy natomiast, na czele Sasów
i Wieletów, Polskę miał zaatakować Bernard, książę saski.
Również polskie wojska zostały podzielone. Na Morawach działali
Morawianie. Nie wiemy, kto nimi dowodził, lecz czytamy w Kronice
Thietmara, że działali skutecznie. Uderzyli na Czechy, zmuszając
księcia Udalryka do powrotu i obrony swego kraju przed atakami.
Środkowego odcinka frontu bronił syn Chrobrego, Mieszko. Dowodził
on wojskami strzegącymi przepraw przez Odrę, ojciec powierzył mu
więc najważniejsze zadanie. Dowódcą polskich wojsk na północy był
sam Chrobry.
Cesarzowi udało się przekroczyć Odrę. Thietmar pisze, że Niemcy
w walce z wojskami Mieszka odnieśli wielkie zwycięstwo i wzięli
bogate łupy. Zwycięstwo to jednak nie mogło być imponujące, raczej
była to jakaś drobna potyczka. Mieszko potrafił wyprowadzić swe
wojska z planowanego przez niemieckich dowódców okrążenia. Inną
potyczkę wygrać musieli Polacy, bo – jak czytamy w Kronice
Thietmara – po zwycięstwie Mieszko, idąc po pobojowisku, zobaczył
zabitego wroga. Rozpoznał w nim rycerza Hodona, swego przyjaciela.
Na ten widok Mieszko zapłakał. To piękna scena, ukazująca bliskie
relacje polsko-niemieckie mimo toczącej się wojny. Mimo tego
zwycięstwa syn Chrobrego poniósł porażkę, dopuszczając do przejścia
wojsk Henryka przez Odrę. Potrafił jednak zachować zdolność bojową
swego wojska.
Bolesław dowiedział się o porażce syna, lecz nie stracił wiary
w jego zdolności dowódcze. Miał do niego zaufanie. Nie podążył mu
więc z pomocą, tylko blokował przeprawy przez rzekę. Dowodzący
Sasami i Wieletami Bernard nie mógł sforsować Odry bronionej przez
wojska polskie. Starał się szybkim marszem oderwać od
nieprzyjaciela, a gdy to się nie udało, załadował swe oddziały na
łodzie i kazał podnieść żagle. Z wiatrem i z prądem Odry zdołał
oddalić się od wojsk polskich na taką odległość, że możliwe stało się
lądowanie na wschodnim brzegu. Następnie Bernard kazał spalić
jedną wieś, po czym przeprawił swe wojska z powrotem na zachodni
brzeg Odry, gdzie ogłosił koniec wojny i rozpuścił wojowników do
domu. Działania Bernarda sprawiają wrażenie pozorowania wojny,
a nie prawdziwego zaangażowania się w walkę.
Po wycofaniu się Bernarda Bolesław połączył swe oddziały
z wojskami Mieszka. Wobec tak dużych sił Niemcy poczuli się
zagrożeni i rozpoczęli odwrót. Za nimi podążyli Polacy. Na Śląsku,
w ziemi Dziadoszan, sytuacja wojsk niemieckich była już tak trudna,
że cesarz zdecydował się opuścić swych wojowników i na czele
niewielkiego oddziału oddalił się do Niemiec. Zdążył uciec w ostatniej
chwili, gdyż Polacy zaatakowali. Z relacji Thietmara wiemy, że
w bitwie, która zakończyła się klęską Niemców, wielkie zasługi
położyli polscy łucznicy. Spośród trzech dowódców niemieckich
zginęli grafowie Gero i Folkmar, arcybiskup Gero i ranny palatyn
Burchard ledwie zdołali uciec. Na pobojowisku pozostało wielu
rycerzy niemieckich. Gdy wieść o klęsce dotarła do cesarza, wysłał on
biskupa Miśni Idziego na miejsce bitwy, aby pogrzebał zabitych
Niemców. Bolesław przyjął Idziego bardzo dobrze i nie tylko pozwolił
mu na zorganizowanie pogrzebu, ale nawet dał swoich ludzi do
pomocy.
Następna runda walk rozegrała się w 1017 roku. Po klęsce w ziemi
Dziadoszan tym razem Henryk przygotował się bardzo starannie. Jak
zwykle wspierały go wojska czeskie i wieleckie, ponadto jeszcze
zawarł sojusz z władcą Rusi, Jarosławem Mądrym. Gdy cesarz uderzył
na Polskę od zachodu, Rusini zaatakowali od wschodu. Atak z dwóch
stron był poważnym zagrożeniem. Udało się jednak bez większych
kłopotów odeprzeć Rusinów, nie zdołali oni zdobyć grodu broniącego
granic Polski i odstąpili od walk. Tymczasem na zachodzie Henryk,
jak zwykle, ruszył w kierunku Odry. Widząc jednak polską obronę,
nie próbował nawet forsować rzeki. Zamiast skierować się do centrum
państwa, zawrócił i pomaszerował na południe. Teraz jego celem stała
się Niemcza na Śląsku. Trudno odgadnąć, dlaczego w tym kierunku
poszedł atak. Niemcza była ważnym grodem, ale jej zdobycie nic
Niemcom nie dawało. Być może cesarz chciał odwdzięczyć się
Czechom i planował oddanie im Śląska po zwycięstwie.
W celu zdobycia Niemczy Henryk wysłał pod jej wały swe
doborowe oddziały. Miały one, zanim nadejdą główne siły,
uniemożliwić dostarczenie obrońcom pomocy. Plan ten się nie udał,
Bolesław zdołał uprzedzić Niemców i Niemcza pomoc dostała.
Niebawem pod gród dotarły wszystkie siły, którymi Henryk
dysponował, i rozpoczęło się szturmowanie umocnień. Atakowali
Niemcy, Czesi i Wieleci. Obrońcy od tej strony, z której widzieli
pogan, na wałach ustawiali krzyż. Odwaga i rozwaga obrońców
znalazły uznanie w oczach Thietmara. Pisał on, że nie widział jeszcze
tak dzielnie i mądrze broniącej się załogi. Według kronikarza Polacy
nie rozpaczali, gdy ponieśli porażkę, ale również w przypadku
sukcesu nie wznosili głośnych okrzyków radości. Ostatecznie Niemcza
się obroniła, a cesarz wraz ze swymi wojskami, poprzez Czechy,
musiał się wycofać z Polski.
Po tych klęskach Henryk II nie widział już możliwości prowadzenia
dalszej wojny i uznał, że należy zawrzeć pokój. Również Bolesław nie
miał powodów do dalszych walk. Pokój polsko-niemiecki został
podpisany w 1018 roku w Budziszynie. Nie znamy jego warunków,
wiemy jednak, że Bolesław zachował Milsko i Łużyce wraz
z Budziszynem. Od tego czasu aż do śmierci Henryka między obu
władcami panowały dobre stosunki. Można się domyślać, że Chrobry
uznał zwierzchnictwo cesarza i aby nie zadrażniać wzajemnych
stosunków, nie podniósł kwestii swej koronacji. Henryk z kolei przyjął
do wiadomości wyjątkową pozycję Bolesława, kogoś, kto wprawdzie
nie ma korony, ale zajmuje królewską pozycję. Ponadto cesarz,
wiedząc, że Chrobry planuje wojnę z Rusią, był zainteresowany jego
sukcesami. Spodziewał się, że dzięki zwycięstwom Bolesława możliwe
będzie przesunięcie wpływów zachodniego cesarstwa daleko na
wschód. Wolał więc mieć w Chrobrym sojusznika, zgadzał się na
przyjęcie jego wizji cesarstwa.
W trwających kilkanaście lat wojnach polsko-niemieckich
zwycięzcą okazał się Bolesław. W osiągnięciu sukcesu pomogła mu
niewątpliwie postawa niejednego z niemieckich książąt. Uderzająca
jest bowiem niechęć licznych poddanych Henryka do wojowania
z Polską. Z Kroniki Thietmara wynika niedwuznacznie, że niektórzy
spośród książąt i hrabiów niemieckich posuwali się wręcz do zdrady
swego króla, inni wprawdzie poddawali się rozkazom i walczyli, ale
czynili to niechętnie. Być może niektórzy spośród Niemców
współpracujących z Bolesławem byli jego przyjaciółmi od czasów, gdy
jako zakładnik przebywał w Niemczech. Inni mogli być po prostu
przekupieni. Wiele cennych podarunków Chrobry dał swym
niemieckim gościom podczas zjazdu gnieźnieńskiego. Zapewne dawał
podarunki również w innych okolicznościach. Jednak to nie tłumaczy
wszystkiego. Ludzie obdarowani, a nawet przekupieni współdziałają
z przekupującym tylko wtedy, gdy widzą w tym swój interes.
Z niektórymi spośród niemieckich panów niewątpliwie łączyły
Bolesława wspólne interesy. Tak było w przypadku Henryka ze
Schweinfurtu. Nie był on zdrajcą, miał własne powody do walki
z królem Henrykiem. Bolesław był w tej walce jego sprzymierzeńcem.
Z pewnością nie tylko pokrewieństwo czy powinowactwo, ale też
wspólne cele wiązały z Bolesławem margrabiego miśnieńskiego
Guncelina. Dla wielu panów niemieckich natomiast, przede
wszystkim dla możnych saskich, powodem, który skłaniał ich do
współpracy z władcą Polski, był sprzeciw wobec przyjętego przez
Henryka II kierunku politycznego. Zerwał on z polityką swych
poprzedników, którzy walczyli ze Słowianami. Tymczasem Sasi byli
zainteresowani podbojami ziem Słowian nadbałtyckich. W tych
walkach Polska była cennym sojusznikiem, interesy Mieszka, a potem
Bolesława były zbieżne z interesami możnych saskich. Obie strony
pragnęły powiększenia swoich posiadłości kosztem ziem wieleckich,
ich strefy zainteresowań nie kolidowały ze sobą. Tymczasem Henryk
II całkowicie zmienił kurs. Zawarł sojusz z pogańskimi Wieletami
i rozpoczął wojnę z Polską. Sasi nie widzieli żadnych korzyści
w wojnie przeciw Bolesławowi Chrobremu. Zaczęli więc ją
sabotować, niektórzy z nich próbowali nawet porozumieć się
z Bolesławem. Natomiast ci spośród Niemców, dla których celem nie
był podbój Słowian, lecz ich chrystianizacja, widzieli zgubne skutki
wojny przeciw chrześcijanom w sojuszu z poganami. Byli świadomi
tego, że oddala ona nawrócenie Wieletów. Najwybitniejszym spośród
tak myślących był Bruno z Kwerfurtu.
Bruno był osobą wybitną i nietypową. Całe życie szedł śladami św.
Wojciecha. Skończył tę samą co Wojciech szkołę w Magdeburgu,
a następnie całe swoje życie poświęcił nawracaniu pogan. Miał być
jednym z mnichów przygotowujących się w Międzyrzeczu pod
Poznaniem do misji, ale przeróżne trudności nie pozwoliły mu tam
pojechać. Dzięki temu uniknął śmierci męczeńskiej w 1003 roku.
Chrystianizował Węgrów, potem Pieczyngów, w końcu przyjechał do
Polski, skąd organizował misję skandynawską. Oddawał się też
pisarstwu. Napisał Żywot św. Wojciecha oraz Żywot Pięciu Braci
Męczenników. Braćmi tymi byli zakonnicy zamordowani kilka lat
wcześniej w Międzyrzeczu. Bardzo ciekawym tekstem napisanym
w Polsce, tekstem, który ukazuje poglądy Brunona, jest list, jaki
skierował on do Henryka II. Bruno opisał w nim swoje działania
misyjne, ale też zawarł bardzo ostrą krytykę postępowania króla.
Ostrą, ale utrzymaną w tonie pełnym szacunku. Skrytykował Henryka
za wojnę z chrześcijańską Polską w sojuszu z pogańskimi Wieletami.
Wyraził też podziw i uznanie dla Bolesława Chrobrego.
Po zawarciu pokoju w Budziszynie Bolesław rozpoczął wojnę
z Rusią. Powodem tej wojny były zmiany na tronie kijowskim.
Następcą Włodzimierza Wielkiego został zięć Chrobrego, Świętopełk.
Wkrótce jednak został on wygnany z Kijowa, a tron wielkiego księcia
opanował jego młodszy brat Jarosław Mądry. Po zakończeniu wojen
polsko-niemieckich Bolesław postanowił przywrócić tron kijowski
Świętopełkowi. Pragnął on mieć na wschodzie przyjaznego sobie
władcę. Z pewnością zależało mu również na losie własnej córki, żony
Świętopełka. W wojnie z Rusią polskiego władcę wsparł Henryk II,
oddając do jego dyspozycji trzystu rycerzy. Ponadto pod rozkazami
Bolesława walczyło pięciuset Węgrów, z Polakami byli też
sprzymierzeni Pieczyngowie, którzy pierwsi zaatakowali Kijów.
Wojska polskie wyruszyły na Ruś późną wiosną 1018 roku.
Rozstrzygająca bitwa rozegrała się nad Bugiem. Została ona opisana
przez trzech kronikarzy – Thietmara, Galla Anonima i autora kroniki
ruskiej zwanej Powieścią doroczną. Przebieg bitwy wszyscy trzej
niezależni od siebie kronikarze przedstawili podobnie, możemy więc
wierzyć ich słowom.
Po obu stronach Bugu swoje wojska ustawili Bolesław Chrobry
i Jarosław Mądry. Zanim wybuchła bitwa, wojownicy obu stron
zaczęli się obrzucać obelgami. Wreszcie doszło do walki, w której
zdecydowane zwycięstwo odnieśli Polacy. Wojska ruskie zostały
rozbite, Jarosław uciekł z pola bitwy. To pozwoliło Bolesławowi bez
przeszkód poprowadzić swoich wojów aż do Kijowa. Wydarzenia
biegły tak szybko, że Jarosław nie zdążył nawet zapewnić
bezpieczeństwa własnej rodzinie. W Kijowie pozostały jego siostry.
Oblegany wcześniej przez Pieczyngów gród kijowski otworzył swe
bramy przed Bolesławem. Zdobycie miasta barwnie opisał Gall.
Według niego, a nie ma powodu, żeby mu nie wierzyć, Chrobry,
wjeżdżając do Kijowa, wydobył miecz z pochwy i uderzył nim
w bramę miasta. Gest ten zachował się w legendzie, dał on nazwę
Szczerbcowi, polskiemu mieczowi koronacyjnemu. Nazywa się go tak,
gdyż miał zostać wyszczerbiony o kijowską Złotą Bramę. W istocie
Szczerbiec jest mieczem z XIII wieku, natomiast kijowska Złota Brama
została zbudowana kilkadziesiąt lat po 1018 roku. Niemniej nie
należy wątpić w opisany przez kronikarza fakt. Chrobry uderzył
mieczem w bramę zdobytego miasta.
Bardzo interesujący jest dalszy bieg wydarzeń. Według Galla
bowiem, gdy zapytano Bolesława, dlaczego to zrobił, książę
odpowiedział, jak zaznacza Gall „wcale dowcipnie”, że tak jak pod
mieczem władcy padła brama miasta, tak tej nocy księżniczka ruska
legnie w łożu zwycięzcy. Jednak nie jako małżonka, lecz nałożnica.
Z ogromną satysfakcją zakonnik Gall opowiedział, że tak się właśnie
stało „ku hańbie Rusinów”. Księżniczka Przedsława została zgwałcona
przez władcę Polski.
To, co napisał Gall, robi na nas nie najlepsze wrażenie. Opisał
przecież gwałt dokonany podczas wojny. Co więcej, jest to fakt
niewątpliwy. Potwierdził go Thietmar w swej Kronice. Niemiecki
kronikarz napisał, że Jarosław pozostawił w Kijowie swoją macochę,
żonę oraz „dziewięć sióstr, z których jedną, dawniej sobie upatrzoną,
ten stary wszetecznik Bolesław uprowadził bezwstydnie, zapominając
o swojej ślubnej małżonce”. Jak więc ocenić postępowanie Bolesława?
Wydaje się, że Bolesław inaczej postąpić nie mógł. Wszyscy
wiedzieli o jego staraniach o rękę księżniczki Przedsławy i o tym, że
jej brat Jarosław odmówił mu jej ręki. Gdyby Bolesław inaczej
postąpił, źle by o nim mówiło jego wojsko. Gdy natomiast ugodził
mieczem bramę zdobytego miasta, a następnie wziął siłą Przedsławę,
której mu wcześniej odmówiono, w oczach drużyny okazał się
wodzem godnym podziwu. Po zakończeniu wyprawy kijowskiej
Bolesław zabrał Przedsławę ze sobą do Polski, gdzie prawdopodobnie
zapewnił jej godne życie.
Z Kijowa polski władca wysłał dwa listy, jeden do cesarza Henryka,
drugi do cesarza bizantyjskiego Bazylego. Wschodniemu cesarzowi
proponował pokój i współpracę, a gdyby tego nie chciał, zagroził mu
wojną. Po kilku miesiącach spędzonych w Kijowie Polacy powrócili
do domu. Wieźli ze sobą bogate łupy, a wracając, Bolesław obsadził
swymi załogami Grody Czerwieńskie. Jednak wyprawa na Ruś nie
przyniosła trwałych rezultatów. Po wycofaniu się Polaków przyjazny
Bolesławowi Świętopełk został przez Jarosława wygnany z Kijowa.
Władca Polski nie interweniował powtórnie, nawiązał natomiast
kontakty z Jarosławem.
Ostatnie lata panowania Bolesława Chrobrego znamy słabo, gdyż
w 1018 roku zmarł nasz główny informator, kronikarz Thietmar.
Wiemy tylko, że w 1025 roku Bolesław koronował się na króla.
Czekał na tę uroczystość do śmierci Henryka II, wcześniej zapewne
nie chciał psuć dobrych stosunków polsko-niemieckich, jakie
zapanowały po zawarciu pokoju w Budziszynie. Koronacja Chrobrego
odbyła się najprawdopodobniej w Gnieźnie. Było to wspaniałe
zwieńczenie jego długiego panowania. W owych czasach korona
królewska nie była równoznaczna z polityczną niezależnością,
zgodnie z ówczesną teorią polityczną zwierzchnikiem świata
chrześcijańskiego był cesarz, a królowie byli od niego zależni. To
oczywiście była tylko teoria, znamy z tamtych czasów królów, którzy
byli suwerenni. Bolesław gotów był jednak uznać zwierzchnictwo
cesarza. Cesarza, a nie króla niemieckiego. Bez względu jednak na to,
jak wyglądała niezależność Bolesława i jego państwa, dzięki koronacji
stawał się on jednym z najważniejszych postaci ówczesnej Europy,
wysoko wyrastając ponad książąt. Tę wysoką pozycję zajmował już od
dawna, od czasu zjazdu gnieźnieńskiego, koronacja tylko ją
wzmocniła. Koronując się, stworzył też Bolesław tradycję, do której
odwoływały się następne pokolenia.
POLSKA ZA PIERWSZYCH PIASTÓW

Pod panowaniem Bolesława Chrobrego Polska stała się potężnym


państwem, z którym musieli się liczyć wszyscy sąsiedzi. Wzrost potęgi
budził oczywiście ich sprzeciw. Najbardziej niezadowoleni byli ci
spośród Niemców, którzy pamiętali Polskę jako państwo podległe ich
królowi. Zwierzchnictwo władcy Niemiec uznawał przecież Mieszko I,
a nawet Bolesław Chrobry w pierwszych latach swojego panowania.
Dla Thietmara Mieszko był wzorem władcy. Znał swoje miejsce
w ówczesnej hierarchii i nie starał się wynosić zbyt wysoko. Mieszko
musiał przyjąć ówczesne realia. Tylko dzięki temu wszedł do
cywilizowanego świata i został przez ten świat przyjęty. Zrównał się
z książętami chrześcijańskiej Europy. Na to Niemcy mogli się zgodzić,
Mieszko przecież, tak jak oni, uznawał nad sobą zwierzchnictwo króla
niemieckiego. Jednak Bolesław postawił sobie cel wyższy. Zaczął
dążyć do osiągnięcia korony, zgadzał się na uznawanie
zwierzchnictwa nie króla niemieckiego, lecz rzymskiego cesarza. To
przez wielu panów niemieckich zostało uznane za arogancję i wielką
pychę. Podzielający te poglądy Thietmar nie szczędził Bolesławowi
najgorszych słów. Nie dbając jednak o opinie, jakie o nim wyrażano
za granicą, Bolesław dążył do celu i cel swój osiągnął. Zapewne
Polska zajęłaby na stałe godne miejsce na arenie międzynarodowej,
gdyby w następnych latach udało się kontynuować politykę
Chrobrego. Stało się inaczej i następcy pierwszego króla Polski
kilkakrotnie jeszcze musieli podejmować wysiłki zmierzające do
podniesienia pozycji własnego państwa, narażając się znowu na
nieprzychylne głosy za granicą.
Bolesław dał się poznać jako wybitny dowódca i dyplomata.
W toczonych wojnach opierał się na coraz większej drużynie. Wiemy,
że pod jego rozkazami walczyli wikingowie, których ślady odkrywają
archeolodzy, zapewne władca ten miał też oddziały Pieczyngów.
O ich obecności świadczą wydobywane z ziemi fragmenty łuków
refleksyjnych, broni stosowanej wówczas wyłącznie przez konnych
nomadów. Z pewnością jednak, tak jak za czasów Mieszka I,
większość drużynników była miejscowa, do drużyny wstępowali
młodzi ludzie spośród poddanych Bolesława. Oddziały drużyny
stacjonowały przede wszystkim w gnieźnieńskim centrum państwa.
Tam, pomiędzy Włocławkiem a Poznaniem rozlokowane były główne
siły. Przy wsparciu potężnych grodów broniły one najważniejszych
ziem państwa Piastów. Wydzielone jednostki były umieszczane
w prowincjach podległych księciu gnieźnieńskiemu. Wykorzystując
główny gród dzielnicy, pilnowały lojalności prowincji, a w przypadku
napadu broniły jej przed wrogami. Na czele tych oddziałów stali
dowódcy, którzy jednocześnie byli namiestnikami księcia na
powierzonych im terenach. Zależni od nich byli naczelnicy okręgów
grodowych tworzonych tam, gdzie znajdowały się większe skupiska
ludzi.
Podporządkowana panom grodowym ludność chłopska była
zobowiązana do składania danin oraz do prac, bez których grody nie
mogłyby istnieć. Zorganizowani w opola chłopi dostarczali żywności,
a także innych rzeczy niezbędnych do obrony grodu przed obcym
atakiem. Ludność chłopska utrzymywała załogi grodów, dzięki jej
daninom panowie grodowi, namiestnicy prowincji, a w końcu też
władca wraz ze swoim otoczeniem mogli żyć na poziomie
odpowiadającym ich pozycji.
Drużyna była doskonałym narzędziem dokonywania podbojów. Jej
członkowie, zarówno zwykli drużynnicy, jak i dowódcy, oczekiwali
od księcia, który był ich wodzem, ciągłych walk. Mogli w nich
wykazać się męstwem, przeżyć wspaniałą przygodę oraz zdobyć łupy.
Drużynnicy byli wierni swemu wodzowi, dopóki realizował on to,
czego od niego oczekiwali. Siemowit i jego następcy wypełniali te
oczekiwania. Za ich czasów księstwo piastowskie bezustannie się
powiększało, kolejni członkowie dynastii poddawali swej władzy
nowe prowincje. Na ich czele stawiali namiestników wywodzących się
z drużyny lub z plemiennej arystokracji. Namiestnikami zostawali ci,
którzy zdecydowali się współpracować z Piastami. Zarazem drużyna
stabilizowała sytuację wewnętrzną. Książę, posiadając
dyspozycyjnych wojowników, mógł tłumić bunty, istnienie oddanych
władcy wojów utrudniało wyrażanie sprzeciwu. Drużyna zapewniała
spokój wewnętrzny. Jednak wymagała ona ciągłego zatrudnienia,
stojący na czele drużyny władca musiał toczyć bezustanne wojny.
Gdyby tego nie czynił, drużynnicy mogliby go opuścić i znaleźć
innego wodza. Do pewnego czasu władcom to odpowiadało, dzięki
temu mogli powiększać swe państwo. Dopóki ziemie Piastów nie
graniczyły z innymi państwami, ciągłe podboje przynosiły chwałę
księciu, nie powodując żadnych zagrożeń. Sytuacja się zmieniła, gdy
granice państwa gnieźnieńskiego zetknęły się z granicami Czech,
Niemiec i Rusi. Wtedy drużyna zmuszająca wodza do organizowania
ciągłych walk zaczęła destabilizować sytuację międzynarodową.
Zaatakowanie któregoś z sąsiadów musiało wywołać odwet i wybuch
wojny.
Nawet mocno rozbudowana drużyna nie stanowiła całej siły
zbrojnej państwa. Wystarczała do organizowania nagłych uderzeń,
mogła też być pierwszą siłą broniącą przed obcym atakiem. Gdy
jednak wybuchła poważna wojna, drużyna była zbyt mała, aby
przeciwstawić się nieprzyjacielowi. Wtedy do walki stawać musieli,
jak dawniej, wolni członkowie poddanych Piastom plemion.
Oczywiście nie wszyscy, to byłoby niemożliwe. Zapewne na wojnę
powoływani byli nieco bogatsi rolnicy, ci, którzy mogli sobie
pozwolić na broń. Być może już w czasach plemiennych ich
przodkowie częściej niż inni stawali do walki.
Państwo polskie powstawało bardzo szybko. Wystarczyło
kilkudziesięciu lat dla opanowania większości ziem późniejszego
Królestwa Polskiego. Wydaje się też, że po wyeliminowaniu
broniących dawnego ładu przywódców plemiennych Piastowie nie
spotykali się już z poważniejszym oporem. Powstające państwo było
atrakcyjne dla większości możnych. Włączając się w jego budowę,
wzmacniali oni swój status elity społecznej. Otwierały się przed nimi
nowe możliwości, mogli być wyznaczeni na stanowisko namiestnika
prowincji, mogli też uzyskać dostojeństwa dworskie. Również dla
wolnych chłopów państwo nie było instytucją, z którą musieliby
walczyć.
Życie wolnych rolników niewiele zmieniło się wraz z powstaniem
państwa. Zmiany następowały powoli, mogły być niedostrzegalne dla
większości ludzi z podporządkowywanych Piastom plemion.
Oczywiście poza tymi, którzy zostali przesiedleni lub dostali się do
niewoli i zostali sprzedani. Rytmem życia pozostałych nadal
kierowały pory roku i prace z nimi związane. Wprawdzie w pobliżu
opola powstawał gród książęcy, a pan grodowy domagał się danin
i pracy, ale przecież już dawniej obowiązywały ich różne powinności
niezbędne dla wspólnego dobra. Teraz powinności te zaczęły się
powiększać, ale wzrastały stopniowo, można się było do nich
przyzwyczaić. Zmieniały się jednak nie tylko obowiązki. Gdy
podporządkowanym księciu plemieniem zaczął rządzić książęcy
namiestnik, plemienne wiece zmieniły swój charakter. Nie
rozstrzygano już na nich spraw większej wagi. Gdy plemię utraciło
niezależność, zebrani na wiecach plemiennicy najwyżej rozstrzygali
wewnętrzne spory, mogli też czasem zobaczyć księcia, który ogłaszał
im swe decyzje. Jednak już dawniej to nie zwykli rolnicy decydowali
na wiecach, lecz możni. A więc dla chłopów zmiana ta nie była
wielka. Ważną zmianą natomiast było przyjęcie przez księcia
chrześcijaństwa. Nie od razu jednak chrześcijaństwo zaczęło wpływać
na życie ludu, nie od razu mogło przekształcić dawne wierzenia.
W pierwszych dziesięcioleciach po przyjęciu nowej wiary niewielu
było w Polsce księży, spotkać ich można było tylko w większych
grodach, gdzie budowano pierwsze kościoły. Dla większości ludzi
zamieszkujących państwo pierwszych Piastów kontakt z wiarą
chrześcijańską kończył się zaraz po przyjęciu chrztu. W owych
czasach wielu ludzi żyło w lasach, daleko od gęściej zaludnionych
terenów. Nie zdawali oni sobie sprawy z tego, że ich kraj jest już
chrześcijański. Tylko ci, którzy mieszkali w pobliżu najważniejszych
grodów, mogli bywać w kościele, dla innych świątynie chrześcijańskie
znajdowały się za daleko, aby je odwiedzać. W Polsce długo jeszcze
utrzymywały się zwyczaje i wierzenia pogańskie. Wyeliminowane
zostały dopiero w XIII wieku, gdy powstała organizacja parafialna.
Zmiany jednak postępowały, a książę coraz więcej wymagał od
poddanych mu chłopów. Lecz gdyby dla któregoś z rolników ciężary
okazały się zbyt wielkie, mógł on opuścić swoją osadę. Wobec
niewielkiego zaludnienia kraju dużo było miejsc, do których nie
docierała władza książęca. Taka decyzja nie była łatwa, niewielu było
zdolnych porzucić wszystko i zacząć życie od nowa. Jednak nawet
sama możliwość ucieczki od nowej rzeczywistości przyczyniała się do
łagodzenia odruchów buntu.
Za czasów Chrobrego wzmocniła się struktura państwa, coraz
więcej jego poddanych zaczynało odczuwać wspólnotę
ponadplemienną. Najwcześniej tę wspólnotę poczuli otaczający
księcia możni. Za poddanych księcia gnieźnieńskiego zaczęli się
uważać już nie tylko Polanie, ale również możnowładcy z innych
dzielnic. Wśród ludu natomiast długo jeszcze istniała świadomość
odrębności. Dla Mazowszan obcymi byli zarówno mówiący odrębnym
językiem Prusowie, jak i podobni do nich Polanie czy Pomorzanie.
Podobnie myśleli członkowie innych plemion. Odrębności te mogły
być niebezpieczne dla państwa. Jednak już opowiedzenie się możnych
plemiennych po stronie Piastów osłabiło wspólnoty lokalne.
Likwidacja pogańskich sanktuariów, które wzmacniały separatyzmy,
i zastąpienie ich kościołami chrześcijańskimi osłabiały możliwość
sprzeciwienia się nowym porządkom. Również wojny toczone
z innymi państwami przyczyniały się do zacierania odrębności.
Powołani pod broń wojownicy z różnych plemion w czasie walk byli
wojownikami swego wodza, księcia gnieźnieńskiego. Nawet gdy
pochodzili z różnych plemion, zaczęli odczuwać więź, która trwa
dłużej niż sama walka.
Mieszko I wprowadził swe państwo do Europy i został uznany za
równego innym książętom. Bolesław osiągnął więcej, stał się równy
królom, w końcu sam włożył koronę na swą głowę. Za czasów
panowania Mieszka i Bolesława Polska zaczęła się upodabniać do
krajów starszej cywilizacji, zaczęto budowę kamiennych kościołów
i kamiennych rezydencji władcy. Dzięki nim zmieniał się oczywiście
nie cały kraj, ale jego najważniejsze centra, takie jak Gniezno,
Poznań, Kraków czy Giecz. Przybysz z regionów od dawna
chrześcijańskich w każdym z tych grodów nie czuł się już obco.
Znajdował tam kościół, może mniejszy od tego, który widział u siebie,
ale podobny, odprawiano w nim takie same ceremonie religijne,
w tym samym czasie obchodzono takie same święta, w tym samym
czasie przestrzegano postów. Władca, jego dwór i otoczenie ubierali
się podobnie. Przybysz z Niemiec mógł niejednokrotnie osobiście
porozmawiać z mieszkańcami Polski, gdyż nie tylko książęta, ale
także niejeden z polskich możnych potrafił mówić po niemiecku.
Również niektórzy Niemcy znali języki słowiańskie, kronikarz
Thietmar chwalił się nawet przed czytelnikami tą znajomością.
Dzięki czynom Mieszka i Bolesława Polska zaczęła się stawać
jednym z państw chrześcijańskich. Od krajów zachodnich różniła się
organizacją, strukturą społeczną i zwyczajami, ale przestała różnić się
wiarą. Przyjęła wartości wspólne dla całej Europy, wniosła natomiast
w wianie własną kulturę.
KRYZYS PAŃSTWA PIASTOWSKIEGO

Bolesław zmarł w 1025 roku, kilka miesięcy po koronacji. Jego syn


Mieszko II objął tron bez najmniejszych trudności, choć miał
starszego od siebie przyrodniego brata Bezpryma. Nowy władca szedł
śladami swego ojca. Natychmiast po przejęciu władzy, jeszcze w 1025
roku, zapewne na Boże Narodzenie, koronował się na króla.
Po śmierci Henryka II książęta niemieccy wybrali na króla księcia
Frankonii Konrada. Był on potomkiem córki Ottona I. Choć elekcja ta
była nadzwyczaj zgodna, wkrótce znaleźli się niezadowoleni, którzy
wystąpili przeciw niemu. Mimo to już w 1025 roku Konrad II
opanował sytuację w Niemczech, dał też wyraz niezadowoleniu
z tego, co się wydarzyło w Polsce.
Obie polskie koronacje, a zwłaszcza ta dokonana przez Mieszka II,
wywołały w Niemczech oburzenie. Autorzy roczników
w najostrzejszych słowach piętnowali tę, jak pisali, uzurpację. Nie
wszyscy jednak książęta niemieccy byli wrogami Mieszka. Na
zachodzie Niemiec panowały nadal nastroje nieprzychylne
Konradowi, książęta z tamtej części królestwa niemieckiego czekali na
okazję, aby wystąpić przeciw nowemu królowi. Dla nich władca
Polski mógł się stać cennym sojusznikiem. Nastroje te wyraża list, jaki
około 1026 roku przesłała Mieszkowi księżna szwabska Matylda.
W liście tym księżna chwaliła polskiego króla. Pisała, że jest dobrym
chrześcijaninem, że buduje liczne kościoły, a ponadto modli się nie
tylko we własnym języku, ale również po łacinie i po grecku. Ta
ostatnia wiadomość świadczy o bardzo starannym wykształceniu,
jakie Mieszko odebrał w młodości, cały natomiast list jest wyrazem
uznania dla polskiego króla. Do listu Matylda dołączyła miniaturę, na
której Mieszko został przedstawiony na tronie, w koronie na głowie
i z berłem w ręku. Książęta zachodnioniemieccy, których
przedstawicielką była księżna Matylda, uznawali tytuł królewski
Mieszka i liczyli na jego pomoc.
Gdy tylko w 1026 roku Konrad wyruszył do Rzymu po koronę
cesarską, w zachodnich Niemczech wybuchł przeciw niemu bunt.
Zmusiło to Konrada, natychmiast po koronacji cesarskiej, do powrotu
i rozprawienia się z opozycją. Cesarz pokonał buntowników w końcu
1027 roku. Tymczasem Mieszko, nie wiedząc o tym, co się stało na
zachodzie Niemiec, ruszył na pomoc swoim sojusznikom i w styczniu
1028 roku uderzył na Saksonię. Wyprawa ta zakończyła się
ogromnym sukcesem. Znaczne połacie Saksonii zostały spustoszone,
król przyprowadził do Polski liczny zastęp brańców. Jednak sukces
ten stał się początkiem klęski, sojusznicy polskiego władcy byli już
przecież pokonani.
Cesarz Konrad nie od razu odpowiedział na polski atak. Najpierw
musiał stoczyć walki z Węgrami. Już jednak w 1031 roku uderzył na
Mieszka i pokonał go na Łużycach. Nie była to jeszcze dla polskiego
króla katastrofa. Stracił na rzecz Niemiec Milsko i Łużyce. Z trudności
polskiego władcy skorzystał następca czeskiego tronu, Brzetysław,
który zajął Morawy. Mimo to Polska, choć pokonana, zachowała trzon
ziem, nad którymi kiedyś panował Mieszko I. Utraciła jednak dwie
prowincje, a utrata prowincji była w tych czasach bardzo groźna dla
władców. Strata ta wskazywała, że Polska wkracza w okres kryzysu.
Mimo utraty Milska, Łużyc, a także Moraw Mieszko II pozostał
królem, nadal rządził wielkim jeszcze państwem. Jednak po ataku
niemieckim nastąpił atak ze wschodu. Na Polskę ruszył Jarosław
Mądry, książę kijowski, a z nim szedł starszy brat Mieszka, Bezprym.
Być może przeciw królowi zbuntował się też jego młodszy brat Otton.
Tego uderzenia Mieszko nie mógł wytrzymać. Nie próbując nawet
walczyć, uciekł do Czech. Miał nadzieję, że skłócony chwilowo
z cesarzem książę praski Udalryk udzieli mu schronienia. Srodze się
jednak rozczarował. Udalryk kazał pojmać Mieszka, a następnie go
wykastrować.
Tymczasem w Polsce rozpoczął swe rządy Bezprym. Wspierany
przez księcia Rusi nie protestował oczywiście, gdy Jarosław odebrał
mu Grody Czerwieńskie. Pragnąc uregulować stosunki z cesarzem,
zrezygnował też z korony królewskiej. Polskie insygnia koronacyjne
odesłał cesarzowi, wykorzystując do tego żonę Mieszka, Rychezę.
Dzięki temu królowa mogła wraz z dziećmi, synem Kazimierzem
i córką Gertrudą, opuścić Polskę.
Panowanie Bezpryma nie trwało długo, jego rządy okazały się
bardzo krwawe i okrutne. Nie znalazł on poparcia w Polsce i już po
kilku miesiącach został zamordowany. W tym samym czasie czeski
Udalryk wypuścił z więzienia Mieszka.
Już wcześniej Mieszko dał się poznać jako doskonały dyplomata
i dowódca. Jednak jego wielkość zabłysła wyraźnie dopiero teraz,
w chwilach porażki i upokorzenia. Mimo klęsk politycznych, mimo
utraty władzy i hańbiącego kalectwa nie zrezygnował z walki o tron
i odbudowę państwa. Zapewne z Pragi przyjechał do Polski i stąd
został wezwany przez cesarza do Merseburga. W Merseburgu cesarz
Konrad dokonał podziału Polski. Wyznaczył dzielnice dla młodszego
brata Mieszka Ottona oraz dla Dytryka, ich stryjecznego brata, wnuka
Mieszka I i Ody. W tak podzielonym państwie Mieszko miał być
księciem zwierzchnim.
Dokonany przez cesarza podział trwał bardzo krótko. Już w 1033
roku zmarł Otton, natomiast Dytryk zniknął nam z pola widzenia. Być
może nie zdążył nawet przybyć do wyznaczonej sobie dzielnicy.
Znowu więc Mieszko był jedynym władcą Polski. Niestety, zmarł już
w 1034 roku.
Po Mieszku na tronie zasiadł jego syn Kazimierz. Wprawdzie kilka
lat wcześniej musiał wyjechać z kraju, ale gdy tylko jego ojciec
odzyskał władzę, młody książę pozostawił swą matkę w Niemczech,
a sam powrócił do ojczyzny. Nie wiemy dokładnie, jak przebiegały
dalsze wydarzenia, znamy tylko ich ogólne zarysy, bez szczegółów
i z niepewną chronologią. Wiemy, że Kazimierz po bardzo krótkim
panowaniu został zmuszony do opuszczenia kraju. Możemy się
domyślać, że przyczynili się do tego możni, którzy sądzili, że bez
księcia będą mogli władać poszczególnymi dzielnicami Polski. Być
może marzył im się ustrój podobny do tego, jaki panował u Wieletów,
gdzie o ważnych sprawach decydowały wiece i możni poszczególnych
plemion wchodzących w skład ich związku. Wiemy też, że na
Mazowszu przejął władzę i ogłosił się księciem dawny piastowski
namiestnik w tej ziemi, Miecław. Zapewne podobnie postąpił
namiestnik Pomorza Wschodniego. Po wygnaniu Kazimierza Polska
rozpadła się więc na niezależne od siebie prowincje.
Kazimierz opuścił Polskę najprawdopodobniej w 1038 roku. Po jego
wyjeździe w centralnej części państwa, w ziemi gnieźnieńskiej,
wybuchł bunt pogański. Wydarzenia, jakie nastąpiły w Polsce, zostały
zauważone i opisane w krajach ościennych, wspomina o nich zarówno
ruska Powieść doroczna, jak i czeski kronikarz Kosmas, a także
niemieccy rocznikarze. Opisuje je oczywiście również Gall Anonim.
Zgodnie z tymi relacjami buntownicy atakowali kościoły, zabijali
księży, a nawet biskupów. Bunt był skierowany również przeciw
możnowładcom.
Bunt ludowy wybuchł prawdopodobnie tylko w centralnej części
państwa, w okolicach Gniezna i Poznania. Tam zabijano księży
i możnych, tam niszczono kościoły. W innych dzielnicach zapewne
było dość spokojnie. Spokój panował na rządzonym przez Miecława
Mazowszu, dokąd uciekali możni z niebezpiecznej dla nich ziemi
Polan. Należy jednak dodać, że na Mazowszu chrześcijaństwo nie
zapuściło głębszych korzeni, opóźniona też była budowa struktur
państwowych. Nie doszło do zamieszek w ziemi krakowskiej.
W Krakowie funkcjonowało nieprzerwanie biskupstwo, zachowała się
też tradycja kościelna sięgająca X wieku. Trudno powiedzieć, jak było
na Śląsku, wydaje się jednak, że bunt pogański nie objął swym
zasięgiem tej dzielnicy.
Trudną sytuację u swego północnego sąsiada wykorzystał książę
Czech Brzetysław. W 1039 roku najechał on na Polskę, jego wojska
doszły do Gniezna. Gród ten, a także gród poznański zostały zdobyte.
Najeźdźcy obrócili w gruzy katedry w Gnieźnie i Poznaniu,
uprowadzili licznych brańców. Polskę spotkały też inne straty.
Brzetysław, chcąc zapewne przenieść arcybiskupstwo z Gniezna do
Pragi, wywiózł z Polski relikwie św. Wojciecha, jego brata Radzyma
Gaudentego oraz Pięciu Braci Męczenników. Ciała tych świętych
zostały uroczyście pochowane w Czechach, a po latach, gdy
o niektórych z nich już niewiele wiedziano, Pięciu Braci Męczenników
zaczęto nazywać Pięcioma Braćmi Czeskimi. Najazd czeski dokończył
dzieła zniszczenia rozpoczętego wygnaniem księcia Kazimierza
i buntem pogańskim. W gruzach legła centralna część państwa,
zniszczone zostały grody wielkopolskie z Gnieznem i Poznaniem na
czele.
Wiele było powodów tak prędkiego upadku potężnego jeszcze
niedawno państwa. Panowanie Bolesława Chrobrego było wspaniałe,
władca ten zdołał wejść do kręgu najważniejszych ludzi ówczesnego
świata, powiększył swe państwo o kilka nowych prowincji, w końcu
podniósł je do rangi królestwa. Jednak przyłączając do Polski Milsko
i Łużyce, Morawy i Grody Czerwieńskie, popadł w konflikt
z sąsiadami. To była jedna z przyczyn problemów jego syna. Czy
jednak Mieszko I, a potem Bolesław mogli inaczej postępować? Czy
mogli nie rozszerzać państwa kosztem sąsiadów? Naturalne było
przecież dążenie do zajęcia jak najlepszego miejsca wśród innych
władców. Naturalne też w owych czasach było podbijanie nowych
terytoriów. Trudno winić Piastów za taką politykę. Podobnie przecież
postępowali władcy państw sąsiednich. Gdyby Piastowie nie
prowadzili podbojów, sąsiedzi zdobywaliby piastowskie prowincje.
Niewątpliwie do upadku Polski w latach trzydziestych XI wieku
przyczyniło się wyczerpanie kraju spowodowane długimi wojnami.
Wojny te były zwycięskie, ale stanowiły duże obciążenie dla ludności.
W wyniku wojen z Niemcami kilkakrotnie Śląsk, a raz Wielkopolska
zostały zniszczone najazdami Niemców. Chłopi byli obarczani
utrzymaniem ciągle powiększającej się drużyny. Na wojnie
drużynnicy zdobywali łupy, ale pomiędzy wyprawami żyli dzięki
daninom ludności chłopskiej. Największe ciężary spadały na centralną
część państwa, tam bowiem stacjonowały najliczniejsze oddziały
wojska i tam najczęściej przebywał władca. Ponadto żyjący
w okręgach grodowych rolnicy musieli wykonywać liczne prace. Do
nich należała budowa i naprawa grodów, utrzymywanie w dobrym
stanie dróg, przewożenie towarów, jeśli tak kazali urzędnicy książęcy.
Chłopi musieli też gościć u siebie licznych książęcych
funkcjonariuszy. Ciężarów, jakie spadały na wolnych przecież
rolników, było dużo, a liczba ich rosła, gdy książę prowadził wojnę
lub się do niej przygotowywał.
Mieszko I, a zwłaszcza Bolesław Chrobry i jego syn, Mieszko II,
starali się, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, modernizować swoje
państwo. Za czasów tych władców powiększane były grody,
powstawały też coraz liczniejsze reprezentacyjne budowle. Przed
kryzysem państwa, jaki nastąpił po śmierci Mieszka II, powstało co
najmniej pięć książęcych pałaców połączonych z kaplicami,
budowane też były kamienne kościoły. W niektórych grodach
postawiono ich nawet kilka, na przykład w Krakowie do czasów
Mieszka II wzniesionych zostało co najmniej pięć murowanych
świątyń. Wszystko to kosztowało, jak również obciążało ludność
chłopską. A przecież budowano także drewniane kościoły i dwory.
Innym ciężarem, jaki spadał na ludność chłopską, był bezpośredni
udział w walkach, niejednego z wolnych rolników powołano do
wojska w celu obrony kraju. Spowodowało to znaczny wzrost
chłopskich obciążeń. Gdyby jednak pierwsi Piastowie prowadzili
mniej kosztowną politykę, gdyby nie toczyli tylu wojen, sytuacja
wolnych rolników nie byłaby lepsza. Można przypuszczać, że przy
mniejszej aktywności polskich władców poszczególne ich ziemie
zostałyby podbite przez sąsiadów. W owych czasach państwa dopiero
się tworzyły, ich władcy starali się rozciągnąć swe wpływy na jak
największe terytoria. Gdyby więc Piastowie nie prowadzili tak
kosztownej polityki, to podlegli im chłopi znaleźliby się pod władzą
innych monarchów i dla nich musieliby ponosić ciężary. Los chłopów
nie zmieniłby się, inaczej tylko wyglądałaby mapa polityczna tej
części Europy.
Odrodzona monarchia
ODBUDOWA PAŃSTWA

Kazimierz uciekł przed ruskim najazdem na Węgry. Zapewne tylko ta


droga ucieczki była możliwa. Nie znalazł jednak w państwie króla
Stefana gościnnego przyjęcia, został przez władcę Węgier uwięziony.
Działo się to najprawdopodobniej w 1038 roku. Niewola młodego
księcia nie trwała długo. W tym samym roku zmarł król Stefan,
królem Węgier został mąż córki zmarłego władcy, syn doży
weneckiego Piotr Orseolo. Nie tylko wypuścił on więźnia, ale dał mu
eskortę rycerską i pozwolił pojechać do Niemiec. Gall Anonim pisze,
że Kazimierz odznaczył się tam czynami rycerskimi, zapewne brał
udział w wojnie króla niemieckiego Henryka III z księciem Czech
Brzetysławem. W Niemczech polski książę znalazł oparcie w swej
matce Rychezie, której pozycja była znaczna. Rycheza nie tylko
zachowała tytuł królowej, ale też posiadała wielkie majątki rodowe.
Jej bracia natomiast pełnili najwyższe godności. Jeden z wujów
Kazimierza, Herman, był arcybiskupem kolońskim, a zarazem
kanclerzem Włoch, drugi natomiast dzierżył księstwo Szwabii. Wujom
zależało, aby ich siostrzeńcowi się powiodło. Ponadto sytuacja
polityczna zaczęła sprzyjać synowi Mieszka II. Król niemiecki Henryk
zaniepokoił się zwycięstwami księcia Czech Brzetysława. Nie chciał,
aby Brzetysław podbił Polskę i stworzył duże państwo słowiańskie,
które byłoby groźne dla Niemiec. Obawiał się tego już Henryk II
wtedy, gdy Bolesław Chrobry zajął przeżywające kryzys Czechy.
Wówczas król niemiecki wsparł księcia Czech, Jaromira. Teraz, gdy
sytuacja się odwróciła i wydawało się, że władca Pragi może zostać
panem zachodniej Słowiańszczyzny, Henryk III pomógł polskiemu
księciu. Aby nie dopuścić do zbytniego wzrostu potęgi czeskiej, nie
pozwolił na stworzenie arcybiskupstwa w Pradze, a następnie udzielił
Kazimierzowi pomocy militarnej. Na czele pięciuset rycerzy
niemieckich, a także tych Polaków, którzy towarzyszyli księciu na
wygnaniu, Kazimierz wyruszył do Polski. Jak pisze Gall Anonim,
przybył on do grodu, w którym czekali na niego jego zwolennicy.
Grodem tym był zapewne Kraków.
Polska, do której wrócił Kazimierz, była krajem zniszczonym,
w części jej ziem przestały funkcjonować dawne struktury
państwowe. Zupełnej dewastacji uległa centralna część państwa,
ziemia gnieźnieńska. Potężne grody tej ziemi, wokół których dawniej
stacjonowały największe oddziały książęcej drużyny, uległy
zniszczeniu, zanikła władza panów grodowych, a ci spośród wolnych
chłopów, którzy przetrwali i nadal mieszkali w swych wsiach,
przestali płacić daniny. Przestały też istnieć położone w centralnych
dzielnicach państwa majątki książęce. W czasach zamętu pracujący
w nich niewolni, korzystając z zamieszania, uciekli i odzyskali
wolność. Zdewastowany kraj nie mógł zaspokoić potrzeb państwa,
niemożliwe też na razie było odtworzenie mającego bazę materialną
w Wielkopolsce arcybiskupstwa gnieźnieńskiego.
Nie wiemy, jak wyglądały leżące pomiędzy Gnieznem a Krakowem
ziemie środkowej Polski. Z pewnością jednak nie mogły stanowić
bazy dla odbudowy państwa. Jedyną prowincją, której nie zniszczyły
klęski lat trzydziestych, była ziemia krakowska. Tam ostała się dawna
organizacja grodowa, tam też funkcjonowało biskupstwo.
Do zachowania spokoju w ziemi krakowskiej przyczynić się musiał
wyznaczony jeszcze przez Mieszka II nieznany nam z imienia
namiestnik. On też zapewne przyjął powracającego Kazimierza.
Jednak nie wszyscy mianowani przez Mieszka namiestnicy dochowali
wierności Piastom. Mieszko II powierzył Mazowsze swemu dawnemu
cześnikowi Miecławowi. Miecław ustrzegł tę dzielnicę od zamieszek,
zachował w niej dawny ład i porządek. Dlatego w czasach buntów
ludowych na Mazowsze uciekali z ziemi gnieźnieńskiej możni,
a w czasie najazdu czeskiego chłopi. Zapewne Miecław pozostał też
chrześcijaninem, choć na Mazowszu chrześcijaństwo w pierwszej
połowie XI wieku poczyniło małe jeszcze postępy. Jednak nie
podporządkował się on powracającemu Kazimierzowi. Pan Mazowsza
zdecydował się na podjęcie próby stworzenia własnego państwa, być
może nawet dążył do odbudowy Polski pod własnym przywództwem.
Może chciał zostać protoplastą dynastii. Stał się więc wrogiem
Kazimierza.
Uznania Kazimierza odmówiło również Pomorze, które powróciło
do bytu plemiennego i do pogaństwa. Oczywiście Pomorze
Wschodnie, gdyż Pomorze Zachodnie już wcześniej odłączyło się od
Polski. Także Śląsk nie znalazł się pod władzą powracającego do
Polski księcia. Ziemie śląskie zostały w 1039 roku przyłączone przez
Brzetysława do Czech. Kazimierz zastał więc państwo swoich
przodków zniszczone i pozbawione trzech prowincji. Ich odzyskanie
stało się jednym z jego celów politycznych. Jednym z wielu, bo
niezmiernie ważnych problemów wymagających rozwiązania było
znacznie więcej.
Zniszczeniu uległa polska organizacja kościelna. Arcybiskupstwo
gnieźnieńskie istniało wprawdzie formalnie, lecz nie funkcjonowało.
Nie było też arcybiskupa. Aby powołać ponownie do życia
archidiecezję, konieczne było przywrócenie jej podstaw materialnych,
które opierały się na dochodach z wielkopolskich grodów. Tymczasem
grody te uległy zniszczeniu, a mieszkający w wielkopolskich okręgach
grodowych chłopi przestali oddawać daniny. Nie było też kościołów
katedralnych w Gnieźnie i w Poznaniu. Zostały zniszczone przez
wojska Brzetysława. Gall napisał, zapewne z przesadą, że
w tamtejszych katedrach dzikie zwierzęta znalazły legowiska.
Odbudowy wymagała cała polska skarbowość. Regularne daniny
płaciła zapewne tylko ludność ziemi krakowskiej, w innych
dzielnicach struktury państwa zostały zniszczone lub poważnie
naruszone. W czasach zamieszek i najazdów również skarb książęcy
uległ rozproszeniu i rabunkom.
Kazimierz musiał też odtworzyć siłę zbrojną państwa. Drużyna
książęca, potężna jeszcze za czasów Mieszka II, przestała istnieć.
Drużynnicy oczekiwali od swego wodza zwycięskich wypraw,
tymczasem po wypędzeniu Mieszka z Polski i po zamordowaniu
Bezpryma wodza zabrakło i drużyna się rozproszyła. W powrocie do
Polski pomogli księciu rycerze niemieccy. Po osadzeniu Kazimierza
w Krakowie rycerze ci jednak najprawdopodobniej powrócili do swej
ojczyzny. Nieliczne resztki polskiej drużyny pozostały pod rozkazami
wyznaczonych przez Mieszka namiestników, jednak tylko namiestnik
Krakowa podporządkował się powracającemu do Polski księciu
i przekazał mu podległych sobie wojowników. Siły te nie mogły być
zbyt wielkie, brakowało natomiast środków na zorganizowanie takiej
drużyny, jaką miał w początkach swego panowania ojciec Kazimierza.
Zadań do wykonania było wiele. Jednak sytuacja Kazimierza nie
była beznadziejna. Mimo klęsk, jakie nawiedziły Polskę, zachowała
się tradycja chwalebnych czynów przodków Kazimierza, której wierni
byli tworzący nową elitę możni ziemi krakowskiej. Pochodzili oni
z plemienia Wiślan. Mimo to państwo Kazimierza nie zmieniło swej
nazwy, nadal nazywało się Polską, czyli państwem Polan.
Niewątpliwie więc możni wiślańscy uznali się również za Polan,
nazwa ta przestała już być określeniem jednego z plemion, a stała się
nazwą państwa. W świadomości społecznej zachował się też kształt
Polski odziedziczony po przodkach. Kazimierz musiał wprawdzie
zrezygnować z Moraw, Łużyc, a nawet Grodów Czerwieńskich, jednak
walczył o granice z czasów Mieszka I. Kształt państwa Mieszka
I wszedł więc już do powszechnej świadomości.
Kazimierz oczywiście uznawał zwierzchnictwo króla niemieckiego
nad sobą. Był zbyt słaby, aby podjąć próbę realizacji planów
Bolesława Chrobrego.
Przyjeżdżał na zwoływane przez cesarza zjazdy oraz wspierał
Niemcy zbrojnie. Dla Kazimierza Henryk III był nie tylko seniorem,
ale też prawdziwym sojusznikiem. Polski książę miał nadzieję, że po
pokonaniu przez cesarza księcia Czech będzie możliwe odzyskanie
Śląska. Jednak w interesie Niemiec nie leżało wspieranie wszystkich
aspiracji polskiego księcia. Dla Henryka III ważna była odbudowa
państwa polskiego, ale nie pragnął upadku Czech. Tym bardziej że
w nadciągającej wojnie z Węgrami książę czeski mógł być cennym
sojusznikiem. Dlatego też Henryk nakazał Brzetysławowi uwolnić
polskich jeńców i uznać polską władzę w zajętych przez Kazimierza
ziemiach, pozwolił mu jednak zachować nie tylko Morawy, ale
i Śląsk. Dla Kazimierza stało się oczywiste, że poparcie niemieckie nie
jest bezwarunkowe. Henryk realizował własne plany, które nie zawsze
były zgodne z interesem Polski. Polski książę postanowił więc
poszerzyć krąg sprzymierzeńców.
Nowym sojusznikiem został książę ruski Jarosław Mądry. Ruś była
zainteresowana powiększaniem swego terytorium kosztem Jaćwieży.
Tymczasem z Jaćwieżą sprzymierzył się książę Mazowsza Miecław.
Wsparta wojskami mazowieckimi Jaćwież była trudna do pokonania,
wobec tego Jarosław postanowił każdego z sojuszników pokonać
oddzielnie. Ruska wyprawa wojenna na Mazowsze zakończyła się
jednak klęską. Po tym niepowodzeniu pragnący odzyskać Mazowsze
Kazimierz zaczął być przez księcia Rusi postrzegany jako cenny
sprzymierzeniec. Do zawarcia przymierza doszło na początku lat
czterdziestych XI wieku, zostało ono wzmocnione małżeństwem
Kazimierza z ruską księżniczką Dobroniegą, a nieco później również
małżeństwem siostry Kazimierza Gertrudy z najstarszym synem
księcia kijowskiego, Izasławem.
Trudno było pokonać samozwańczego księcia Mazowsza, choć
żaden z sąsiadów Polski nie rościł sobie prawa do tej dzielnicy.
Miecław, który nią rządził, potrafił zachować tę część drużyny, która
mu podlegała jako namiestnikowi piastowskiemu. Mazowsze w XI
wieku przeżywało rozkwit. Źródłem wzrastającego dobrobytu
Mazowsza, poświadczonego archeologicznie przez srebrne skarby,
jakie zaczęły się w XI wieku pojawiać na jego ziemiach, był szlak
handlowy biegnący wzdłuż Bugu. Szlak ten łączył Ruś z rejonami
nadbałtyckimi, a dochody, jakich przysparzał, wzbogacały skarb
Miecława. Ponadto w wyniku klęsk, jakie spadły na środkową Polskę,
w latach trzydziestych wzrosła liczba ludności tej dzielnicy. Po
wybuchu buntów ludowych liczni możni uciekali z Wielkopolski na
Mazowsze. Nieco później chłopi szukali tam schronienia przed
wojskami Brzetysława. Miecław wzmacniał również sojusz
z Jaćwieżą. Pod jego panowaniem Mazowsze stało się tak silne, że
pokonanie go było problemem nawet dla księcia kijowskiego
Jarosława. Nie zdołało się jednak obronić przed wspólnym atakiem
polsko-ruskim.
W 1047 roku dwaj sprzymierzeni władcy, Kazimierz i Jarosław
kijowski, zaatakowali Miecława. Pomiędzy nimi i wojskami księcia
mazowieckiego rozegrała się bitwa, w której Mazowszanie zostali
rozgromieni, a Miecław zginął. W relacji Galla Anonima w wojnie
z Mazowszem Kazimierz odegrał decydującą rolę. Bardziej jednak
wiarogodne jest to, co napisał ruski kronikarz. Stwierdził on, że to
Jarosław pokonał Miecława i oddał Kazimierzowi Mazowsze. Możemy
się domyślać, że istotnie siły ruskie były większe od polskich i wojska
Jarosława zadecydowały o zwycięstwie. Tym bardziej jednak
podziwiać musimy Kazimierza, który nie mając dostatecznych sił,
potrafił znaleźć sojuszników i dzięki nim osiągnąć swoje cele.
W następnej kampanii już samodzielnie pobił Pomorzan i przyłączył
Pomorze Wschodnie do swego państwa.
Sojusz polsko-ruski zaniepokoił cesarza Henryka. Władca Niemiec
mógł się obawiać, że jego zwierzchnictwo nad Polską osłabnie.
Jednak Kazimierz nie próbował zrywać więzów łączących go
z Niemcami, mając natomiast wsparcie ze wschodu, uzyskał większą
swobodę działania. W poprzednim pokoleniu wspólne niemiecko-
ruskie uderzenie na Polskę niemal nie spowodowało całkowitego
upadku państwa Piastów, teraz dobre układy z obu sąsiadami
wzmocniły Kazimierza.
Po kilku latach panowania Kazimierz poczuł się tak silny, że
w 1050 roku, lekceważąc wcześniejszą decyzję cesarza, przyłączył
Śląsk do swego państwa. Wydaje się, że pod względem militarnym
odzyskanie Śląska nie było zbyt trudne, zapewne księcia polskiego
wsparli jego zwolennicy mieszkający w tej ziemi. Jednak sukces
Kazimierza wywołał niezadowolenie Henryka III, cesarz nawet
zagroził polskiemu księciu wojną. Groźba nie była zbyt poważna,
Kazimierz wiedział, że cesarz jest zbyt mocno zajęty sprawami
cesarstwa, a także wojną węgierską, aby angażować się zbrojnie
w konflikt polsko-czeski. Spór został ostatecznie rozstrzygnięty
w 1054 roku. Henryk III wezwał obu władców do Kwedlinburga
i narzucił im swoje rozwiązanie. W wyniku zawartej wówczas ugody
Śląsk pozostał przy Polsce, natomiast Kazimierz zobowiązał się
w imieniu własnym i swych następców do płacenia Czechom
corocznego trybutu ze Śląska w wysokości 500 grzywien srebra i 30
złota. Takie rozwiązanie było wygodne dla Niemiec, trybut płacony
Czechom przez polskich władców z należącej do nich prowincji
musiał wywoływać bezustanne konflikty polsko-czeskie. Decyzja
cesarska była jednak korzystna dla Kazimierza, zachował on przecież
sporną prowincję.
W ciągu kilkunastu lat Kazimierzowi udało się odzyskać ziemie,
którymi władał Mieszko I. Na wiele wieków stały się one ziemiami
Piastów, tym, co określano jako państwo polskie. Jednocześnie
z odzyskiwaniem straconych ziem musiał on odbudowywać
zniszczony kraj.
Bardzo pilną sprawą było odtworzenie struktur polskiego Kościoła.
Metropolia gnieźnieńska istniała tylko formalnie. Przerwa w jej
funkcjonowaniu spowodowała zanik dawniejszej tradycji. Autorzy
roczników i katalogów biskupów pamiętali, że pierwszym
arcybiskupem gnieźnieńskim był Radzym Gaudenty, lecz nie znali
imion jego bezpośrednich następców. Ciągła historia archidiecezji
zaczyna się dopiero od czasów jej reaktywowania w drugiej połowie
XI wieku. Ten stan rzeczy mógł doprowadzić do likwidacji polskiej
metropolii kościelnej. Jednak jej odbudowa w krótkim czasie nie była
możliwa. Ziemia gnieźnieńska, która musiała utrzymywać diecezję,
była bardzo zniszczona, bunty i najazd czeski spowodowały
zmniejszenie liczby jej ludności. W czasach zamętu chłopi przestali
oddawać daniny, zaniechali wykonywania przeróżnych prac
wymaganych dawniej przez książęcych urzędników. A przecież część
danin chłopskich przeznaczona była na utrzymanie Kościoła.
W gruzach leżała katedra gnieźnieńska, bez niej niemożliwe było
funkcjonowanie arcybiskupstwa. Podobnie było w diecezji
poznańskiej, również zniszczonej przez niedawne kataklizmy. Tam też
doszło do zerwania tradycji. Pamiętano tylko o najstarszym biskupie
polskim Jordanie. Nie znano jednak ani Ungera, ani jego
bezpośrednich następców.
Nieco lepiej przedstawiała się sytuacja na odzyskanym Śląsku.
W dzielnicy tej zapewne nie doszło do większych buntów ludowych.
Brzetysław nie spustoszył ziem śląskich, gdyż planował przyłączenie
Śląska do Czech. Zlikwidował jednak diecezję wrocławską, a jej
ziemie podporządkował biskupowi praskiemu. Ponieważ Śląsk nie
poniósł większych zniszczeń, Kazimierzowi łatwo było przywrócić do
życia biskupstwo wrocławskie. Natychmiast po zajęciu Śląska
ustanowił we Wrocławiu biskupa, którym został Hieronim. Jednak
i na Śląsku doszło do zerwania tradycji. Autorzy katalogów biskupów
wrocławskich nic nie wiedzieli o poprzednikach Hieronima, dla nich
założycielem diecezji był Kazimierz, a wyznaczony przez niego biskup
był jej pierwszym ordynariuszem.
Wśród polskich diecezji wyróżniało się biskupstwo krakowskie.
W ziemi krakowskiej nie doszło do zamieszek, nie było obcych
najazdów. Dlatego też ordynowany jeszcze przed kryzysem biskup
Rachelin sprawował nieprzerwanie swą funkcję do 1045 roku. Gdy
inne części Polski nawiedzały kataklizmy dziejowe, w Krakowie
biskup nadal wypełniał swoje obowiązki. W 1037 roku wyświęcił on
na księdza Sułę, późniejszego biskupa krakowskiego, który na tym
stanowisku przyjął imię Lambert. W diecezji krakowskiej zachowała
się też tradycja jej dziejów od roku 1000, a może nawet jeszcze
wcześniejsza. Dlatego Kazimierz odbudowę polskiego Kościoła oparł
na diecezji krakowskiej. Po śmierci Rachelina biskupem został tam
przybyły nieco wcześniej do Polski mnich benedyktyński Aron.
Kazimierz uzyskał dla niego paliusz będący znakiem metropolitów.
Kraków nie został podniesiony do rangi arcybiskupstwa, tylko Aron
pełnił obowiązki arcybiskupa polskiego. Było to rozwiązanie
tymczasowe, konieczne w czasach, gdy niemożliwe było wyznaczenie
arcybiskupa w Gnieźnie.
Reaktywowanie polskiej metropolii kościelnej to również
odbudowa zniszczonych katedr. Najważniejszą była oczywiście
katedra gnieźnieńska. Prace przy jej ponownym wznoszeniu zostały
rozpoczęte za Kazimierza. Wobec spustoszenia książęcego skarbca
budowa postępowała wolno, konsekracja pierwszej części katedry
nastąpiła dopiero w 1064 roku, za panowania syna Kazimierza.
Kościoły katedralne w Gnieźnie, a także w Poznaniu zostały skromnie
zaplanowane, w następnym wieku były to najmniejsze polskie
katedry.
W czasach pierwszych Piastów Kościół polski był finansowany
z zasobów książęcych. Jedna dziesiąta danin i innych dochodów była
przeznaczana na jego potrzeby. W sytuacji, jaką po powrocie do kraju
zastał Kazimierz, takie finansowanie było trudne. Dlatego też zmienił
on, jak się wydaje, sposób zaspokajania potrzeb materialnych
polskich biskupstw. Wprawdzie tam, gdzie było to możliwe, biskupi
nadal pobierali dziesięciny z dochodów grodowych, ale coraz większą
część potrzeb zaczęły zaspokajać majątki ziemskie nadawane przez
władcę. Ten sposób finansowania był możliwy wobec braków
w skarbcu książęcym, a zarazem odpowiadał duchownym. Również
w krajach Europy Zachodniej instytucje kościelne utrzymywały się
z własnych majątków.
Nie mniej ważnym zadaniem, które należało wykonać, była
odbudowa siły zbrojnej. W czasach powstawania państwa i za
pierwszych Piastów najważniejszą formacją była drużyna. Nie
stanowiła ona całości wojsk, podczas wojny powoływano pod broń
również wolną ludność chłopską. Jednak pozostająca na utrzymaniu
księcia drużyna była trzonem sił zbrojnych – zawsze dyspozycyjna
i zawsze gotowa do walki. Drużyna ta przestała istnieć w czasach
kryzysu, zachowały się tylko jej resztki podporządkowane
namiestnikom ziemi krakowskiej. Mogły być one powiększone przez
poczty możnych panów, lecz panowie nie dysponowali większymi
oddziałami zbrojnych. Tymczasem Kazimierz nie miał środków
materialnych wystarczających do odbudowania drużyny, musiał więc
poszukać innych rozwiązań. Zapewne obciążył obowiązkami
rycerskimi niektórych spośród wolnych chłopów. Na co dzień
zajmowali się oni pracą na roli, lecz na wezwanie księcia musieli
stawać do walki. Za to zostali zwolnieni z danin i obowiązków
obciążających pozostałych rolników. Byli mniej mobilni od dawnych
drużynników, jednak sami starali się o środki do życia dla siebie
i swojej rodziny. Mobilizacja tak zorganizowanego wojska trwała
dłużej, lecz nie osłabiało to Polski w stosunku do sąsiadów, gdyż
podobny system funkcjonował również w innych krajach. Osadzeni na
ziemi wojownicy nie byli jeszcze szlachtą, ich status był równy
statusowi wolnych chłopów, a od możnych panów oddzielała ich
wyraźna granica. Zapewne jednak ci chłopscy wojowie byli trochę
bogatsi od swych niezobowiązanych do walki sąsiadów. Musieli być
właścicielami nieco większych majątków, gdyż wojny toczone były
zawsze w lecie, wtedy gdy jest najwięcej prac w polu. Dlatego też
musieli mieć parobków uprawiających ich pola, gdy sami szli na
wojnę.
Osadzeni na ziemi wojownicy byli chłopami, których zadaniem
była walka. W podobny sposób zostały zaspokojone również inne
potrzeby państwa. Aby utrzymać dwór książęcy, wynagrodzić
możnych pełniących różne ważne funkcje państwowe oraz zaopatrzyć
grody książęce, wolna ludność chłopska zobowiązana była do różnych
prac oraz do oddawania danin w naturze. Niektóre z tych potrzeb
były specyficzne. Ktoś musiał hodować książęce konie, ktoś musiał
doglądać stad bydła. Potrzebne były strzały do łuków, wyroby
garncarskie, tarcze. Ktoś musiał pomagać w organizacji polowań.
Podobnych potrzeb było znacznie więcej. Dla ich zaspokojenia zostały
zorganizowane tak zwane osady służebne. Były to wsie, których
mieszkańcy, choć sami żyli z rolnictwa, oddawali ściśle określone
daniny lub wykonywali ściśle określone prace. Od rodzaju tych danin
czy posług tworzone były nazwy wsi. Tak więc na przykład
mieszkańcy wsi Strzelce byli zobowiązani do wytwarzania strzał,
chłopi ze wsi Kobylniki hodowali książęce konie, a ludzie ze wsi Psary
zajmowali się książęcymi psami. Gdy spojrzymy na współczesną mapę
Polski, dostrzeżemy wokół najważniejszych kiedyś grodów wieńce
osad o podobnych nazwach. Natomiast wsie o takich nazwach jak
Psary pojawiają się wokół dawnych książęcych dworów myśliwskich.
Wsie służebne, bo tak je nazwali historycy, były tworzone już
dawniej, w czasach pierwszych Piastów. Wydaje się jednak, że
dopiero w połowie XI wieku ta organizacja ostatecznie się
ukształtowała. Zapewniała ona księciu towary, może nie najlepszej
jakości, ale takie, których w inny sposób nie mógłby uzyskać. Warto
może jeszcze zwrócić uwagę na to, że podobnie zorganizowane wsie
powstały na Węgrzech i w Czechach, natomiast w innych państwach
nie występowały. Świadczy to o wspólnych potrzebach trzech
środkowoeuropejskich monarchii, a także o wspólnych wzorach,
z których korzystały. Podobieństw pomiędzy tymi trzema państwami
jest więcej. Przejawiają się one zarówno w organizacji państwa, jak
i w strukturze społecznej.
Odbudowując państwo, Kazimierz nie odtwarzał wiernie jego
przedkryzysowej struktury. W monarchii pierwszych Piastów
zdecydowanie wyróżniała się Wielkopolska, tam zostały zbudowane
liczne potężne grody. Natomiast w innych częściach państwa potężny
gród był tylko jeden, inne jemu podległe były mniejsze. Tymczasem,
od połowy XI wieku, również w Wielkopolsce odbudowano tylko dwa
grody centralne, w Gnieźnie i w Poznaniu. Inne zostały im
podporządkowane i stanowiły już tylko ośrodki mniejszych okręgów.
W ten sposób Wielkopolska upodobniła się pod względem
administracyjnym do reszty kraju. Przestała też być główną dzielnicą
państwa.
Przybywając do Polski, książę Kazimierz był biedny, jego skarb
świecił pustkami. Władca potrafił jednak temu zaradzić. Pozostawił
swemu następcy środki pozwalające na prowadzenie aktywnej
polityki. Zapełnienie skarbu było możliwe, gdyż Kazimierz zdołał
odbudować administrację grodową, doprowadził do tego, że chłopi
znowu zaczęli oddawać daniny i pełnić swe powinności. Skarb
książęcy zaczęły też zasilać płacone przez obcych kupców cła.
Pobierano je wzdłuż szlaków handlowych przebiegających przez
Polskę. Spośród nich dwa się wyróżniały. Pierwszym z nich był trakt
biegnący z Niemiec, ale też i z Pragi, przez Kraków do Kijowa. Łączył
on Niemcy, Czechy i Polskę ze strefą Morza Czarnego. Drugą drogą
handlową był szlak bużański. Przemierzali go kupcy podążający
z Rusi nad Bałtyk.
Wydaje się, że Polska czasów Kazimierza Odnowiciela stwarzała jej
mieszkańcom liczne możliwości kariery. Zdarzenia, jakie miały
miejsce po śmierci Mieszka II, spowodowały straty ludnościowe.
Poważnemu zmniejszeniu uległa niewątpliwie warstwa możnych.
Wielu spośród jej przedstawicieli poniosło śmierć podczas buntów
ludowych, inni, którzy uciekli na Mazowsze, wsparli Miecława. Gdy
książę mazowiecki poniósł klęskę w wojnie z Kazimierzem, ginąć
musieli również ci, którzy go wspierali, a wśród nich z pewnością
niedawni uciekinierzy z Wielkopolski. W wyniku tych strat zaczęło
brakować ludzi do sprawowania wysokich urzędów. Książę musiał tę
lukę uzupełnić, a mógł to zrobić, awansując mniej znaczne osoby na
nieobsadzone stanowiska. Jeden z takich awansów opisał Gall
Anonim. Kronikarz wspomniał o prostym wojowniku, który uratował
księcia w bitwie, a w nagrodę został wyniesiony do pozycji
najwyższych w państwie i otrzymał gród. Został więc panem
grodowym, a to stanowisko uzyskiwali tylko przedstawiciele
najwyższych warstw społecznych. Ten awans był zrozumiały.
Wojownik uratował księcia, należała mu się nagroda. Wydaje się
jednak, że w tych czasach awansów było więcej, grupa możnych
musiała zostać uzupełniona przez ludzi z niższych warstw. Tak
wysokie awanse spotykały nielicznych. Jednak również mniej
znaczące kariery były atrakcyjne. W zniszczonym kraju
odbudowywane były okręgi grodowe, książęcy namiestnicy musieli
mieć do pomocy różnego rodzaju funkcjonariuszy – ludzi, którzy
zbieraliby daniny, nadzorowali transporty produktów do grodu,
pilnowali grodowych magazynów. W połowie XI wieku w wielu
ziemiach Polski ponownie zaczynały funkcjonować lokalne targi,
potrzebni byli strażnicy pilnujący miru targowego oraz ci, którzy
zbierali stosowne opłaty. Potrzebni byli też ludzie do obsługi
odtwarzanych komór celnych, a także liczna służba obsługująca dwór
książęcy i dwory możnych. Nie były to zbyt wysokie stanowiska, ale
dla wielu chłopów mogły być atrakcyjne. Ktoś, kto zbierał daniny od
swoich sąsiadów, dysponował władzą, mógł też liczyć na dodatkowe
dochody od rolników zainteresowanych tym, aby ich dobrze
potraktował. Monarchia Kazimierza była krajem dużej mobilności
społecznej. Otwierające się przed wieloma możliwości tłumaczą
odzyskaną stabilność państwa oraz tempo, w jakim Kazimierz dokonał
odbudowy.
Książę Kazimierz żył tylko czterdzieści dwa lata. Mimo to w ciągu
tak krótkiego i burzliwego życia zdołał odzyskać utracone królestwo,
odbudować kraj i zapewnić swemu następcy możliwość prowadzenia
naprawdę wielkiej polityki. Już Gall Anonim nazwał go
Odnowicielem.
WZLOTY I UPADKI

Następcą Kazimierza został jego najstarszy syn, Bolesław. Władca ten


w chwili objęcia tronu liczył zaledwie szesnaście lat, zapewne więc
w pierwszych latach swego panowania nie rządził samodzielnie.
Wspierali go niewątpliwie doradcy jego ojca. Z pewnością byli to
doświadczeni politycy. Sprzyjała też wtedy Polsce sytuacja
międzynarodowa.
W 1056 roku zmarł cesarz Henryk III, jego następcą został Henryk
IV. Miał on jednak dopiero sześć lat i oczywiście nie mógł sam
rządzić. W Niemczech nastąpił okres rządów regencyjnych, a zarazem
walk o władzę. Osłabiło to oczywiście państwo. Gdy w końcu Henryk
IV dorósł, w Niemczech zaczęły wybuchać bunty, z których
najpoważniejszy wstrząsnął Saksonią. Równocześnie Henryk IV
uwikłał się w wielki spór z papieżem, spór nazwany walką
o inwestyturę. Pod koniec panowania Kazimierza doszło też do
zmniejszenia aktywności Rusi i Czech. W połowie lat pięćdziesiątych
w obu tych państwach zmarli dwaj wybitni władcy, na Rusi Jarosław,
w Czechach Brzetysław. Obaj oni dokonali podziału państwa
pomiędzy synów, co spowodowało konflikty wewnętrzne. Również
Węgry były wstrząsane sporami dynastycznymi. Wszystko to
pozwoliło Bolesławowi na rozpoczęcie bardzo aktywnej działalności
na arenie międzynarodowej.
Gdy tylko Bolesław zaczął rządzić samodzielnie, interweniował na
Węgrzech, popierając księcia Belę przeciw królowi Andrzejowi,
któremu z kolei pomocy udzielili Niemcy. Interwencja polska
skierowała się na związane sojuszem z Niemcami Czechy. Choć
wojska polskie nie zdołały zdobyć obleganego Hradca, interwencja
nie pozwoliła Czechom zaatakować Węgier. Między innymi dzięki
polskiej pomocy Bela mógł się koronować na króla, a Bolesław zyskał
sojusznika. Jednak wojna w Czechach przyniosła też straty. Biorący
udział w oblężeniu Hradca Pomorzanie stali się świadkami polskiego
niepowodzenia, Hradec nie został zdobyty. Uznali to za klęskę
Bolesława i przestali mu być posłuszni. W ten sposób Pomorze
Wschodnie odpadło od Polski. Bolesław próbował przywrócić swą
władzę nad Bałtykiem i zaatakował Pomorzan, niczego jednak nie
wskórał. Gall Anonim pisze, że władca wydał rycerstwu rozkaz
przeprawienia się przez rzekę bez rozpoznania możliwości przeprawy,
wskutek czego wielu rycerzy potonęło. Nie był to z pewnością jedyny
powód niepowodzeń Bolesława na Pomorzu. Wydaje się, że mając
inne, bardziej atrakcyjne możliwości, zrezygnował z opanowania
nadmorskiej krainy.
Podczas wojny węgierskiej Bolesław zaprzestał płacenia Czechom
trybutu ze Śląska. Spowodowało to zaognienie stosunków z księciem
Czech Spitygniewem. Chwilowo jednak napięcie to nie stało się dla
Polski niebezpieczne, gdyż w Czechach trwały walki dynastyczne.
Książę czeski, dążąc do przywrócenia jedności państwa, pozbawił
swych braci dzielnic. Dwóm spośród nich, Konradowi i Ottonowi,
nadał wysokie urzędy dworskie, ale trzymał ich przy sobie w Pradze,
dwaj inni uciekli z kraju. Wratysław znalazł schronienie na
zaprzyjaźnionych z Bolesławem Węgrzech, natomiast Jaromir zbiegł
do Polski. Książę ten był przez ojca przeznaczony do stanu
duchownego, w przyszłości miał zostać biskupem praskim. Stan
duchowny jednak mu nie odpowiadał i dlatego przez wiele lat pędził
w Polsce życie rycerza. Dla Bolesława był cennym gościem, gdyż mógł
się stać narzędziem interwencji w Czechach.
W 1062 roku zmarł Spitygniew, tron czeski opanował Wratysław.
Bolesław wykorzystał zmianę dla poprawienia stosunków polsko-
czeskich, zawierając z księciem Czech sojusz wzmocniony
małżeństwem jego siostry Świętosławy z Wratysławem. Bardzo szybko
jednak pomiędzy Polską a Czechami znowu powróciło napięcie. Nie
mogło być inaczej, oba państwa miały odmienne interesy polityczne,
racja stanu kazała im zawierać odmienne sojusze. Czesi zachowali
ścisłe związki z Niemcami, natomiast Bolesław nadal wspierał na
Węgrzech obóz wrogi Niemcom.
Bolesław uznawał zwierzchnictwo króla niemieckiego, jednak jego
działania stawały się coraz bardziej sprzeczne z interesami Niemiec.
Dopóki w Niemczech rządzili regenci i trwały walki o władzę, nie
dochodziło do konfliktów z Polską. Wojna Bolesława z księciem Czech
została potraktowana jak spór między wasalami. Rządzący Niemcami
książęta byli zbyt zajęci sobą, aby interesować się tym, co działo się
w Polsce. Sytuacja, jaka panowała w Niemczech, umożliwiała
Bolesławowi prowadzenie coraz bardziej samodzielnej polityki.
Władca Polski starał się wykorzystać każdą okazję dla wzmocnienia
siebie i swojego państwa. Okazję taką stworzył ponowny wybuch
wojny domowej na Węgrzech. Usunięty z tronu król Salomon
rozpoczął przy wsparciu Niemiec walkę o odzyskanie władzy.
Panującemu na Węgrzech Beli udzielił pomocy polski książę Bolesław.
Tym razem nie osiągnął on celu, gdyż zmarł popierany przez niego
Bela, a tron odzyskał Salomon. Jednak dzięki polskiej pomocy syn
Beli Ge jza uzyskał dzielnicę książęcą. Król Salomon utrzymał sojusz
z Niemcami i Węgry przeszły do obozu niemieckiego. Jednak dzięki
uzyskaniu przez Ge jzę dzielnicy również Bolesław zachował na
Węgrzech swoje wpływy.
Także w innych państwach Bolesław wspierał czynnie swoich
stronników. Dopóki w Kijowie panował mąż jego ciotki Izasław,
polski książę mógł liczyć na współpracę z Rusią. Izasław jednak został
zmuszony do opuszczenia Kijowa. Pokonany przez swych ruskich
przeciwników uciekł do Polski. Tu znalazł poparcie i dzięki polskiej
interwencji powrócił na tron kijowski.
Dobre stosunki z Rusią były bardzo ważne, gdyż Polsce ciągle
groziły inne konflikty. Na początku lat siedemdziesiątych ponownie
zaogniły się stosunki polsko-czeskie, na granicy toczyły się walki. Król
niemiecki Henryk IV wezwał do Miśni przed swoje oblicze
Wratysława czeskiego i Bolesława. Polski książę tym razem posłuchał,
uznawał jeszcze zwierzchnictwo króla niemieckiego i przybył na
wezwanie. Henryk nakazał przeciwnikom zachowanie pokoju.
Bolesław nie zastosował się jednak do polecenia i w następnym roku
zaatakował Czechy. Było to jawne wystąpienie przeciw decyzji
Henryka IV, nic więc dziwnego, że król niemiecki ogłosił wyprawę
przeciw Polsce. Sytuacja stała się groźna, lecz nie doszło do walk.
Henryk nie mógł zaatakować Polski, gdyż w Saksonii wybuchło
powstanie. Być może w Miśni Bolesław porozumiał się z saskimi
buntownikami i zawarł z nimi układ.
Na początku lat siedemdziesiątych Henryk IV został uwikłany
w poważny spór z papieżem Grzegorzem VII. Do połowy XI wieku
papieże byli zależni od cesarzy. Zresztą nie tylko papieże, również
liczni inni duchowni zależeli od ludzi świeckich. Gdy któryś
z możnych wybudował w swoich dobrach kościół, kościół ten należał
do niego. Królowie wyznaczali biskupów, możni decydowali, kto
będzie kapłanem w ich kościele. Wyznaczani przez świeckich kapłani
niejednokrotnie czuli się bardziej związani ze swymi mocodawcami
niż z papiestwem. W rezultacie Kościół stawał się coraz bardziej
zeświecczony. Wielu kapłanów prowadziło świecki żywot, żenili się,
mieli rodziny. Wyżsi duchowni, a więc biskupi, niejednokrotnie byli
bardziej świeckimi urzędnikami króla niż mającymi cele religijne
duchownymi. Wyznaczani przez królów niemieckich biskupi pełnili
przede wszystkim funkcje hrabiów zarządzających oddanymi im
w zarząd regionami państwa. Zajmowali się administracją, stawali na
czele sił zbrojnych, jakie musieli wystawiać na rozkaz króla. Dla
osiągających godność cesarską królów niemieckich układ ten był
bardzo dogodny. Nie zawsze bowiem mogli polegać na wierności
swoich świeckich lenników, w XI wieku trudno już im było pozbawić
kogoś księstwa, trudno było też lenno książęce nadać komuś innemu
niż synowi zmarłego lennika. Natomiast lenna biskupie nie były
dziedziczne. Po śmierci biskupa król mógł mianować na opróżnioną
katedrę swojego zaufanego stronnika. Od połowy X wieku Kościół był
podporą władców Niemiec.
Zeświecczenie Kościoła zaczęło budzić niepokój, pojawiły się hasła
powrotu do ideałów ewangelicznych. Już w X wieku z programem
reformy wystąpili benedyktyni z klasztoru w Cluny we Francji. W XI
wieku podobne idee zaczęły przyświecać również benedyktynom
w Niemczech. Do ruchu reformy Kościoła przyłączyły się klasztory
w Gorze, Hirsau, Brogne. Możliwość uwolnienia się papieży spod
kurateli władców pojawiła się w połowie XI wieku, gdy po śmierci
cesarza Henryka III w Niemczech zapanowały słabe rządy regencyjne.
Wtedy to papież Mikołaj II dokonał zmiany zasad papieskiej elekcji.
Dotychczas papieża wybierał kler i lud Rzymu. Dawało to cesarzom
ogromne możliwości wprowadzania na tron Piotrowy własnych
kandydatów. Papież Mikołaj zadecydował, że do wyboru następcy św.
Piotra będą uprawnieni wyłącznie kardynałowie zebrani na konklawe.
Dzięki nowej ordynacji naciski osób świeckich na elektorów, choć
oczywiście możliwe, zostały znacznie ograniczone.
Papieże przejęli hasła głoszone przez zakonników z Cluny, a także
przez coraz liczniejsze ruchy dążące do naprawy Kościoła. Hasłami
reformatorów była walka ze świecką inwestyturą dostojników
kościelnych, walka z symonią, czyli z kupowaniem kościelnych
godności, oraz celibat duchownych. Wprowadzenie tego programu
musiało spowodować zwiększenie władzy papieża nad Kościołem.
Program ten jednak był niebezpieczny dla królów niemieckich. Gdyby
stracili możliwość mianowania biskupów i nadawania im dóbr
lennych, Kościół niemiecki stałby się niezależny, a królowie straciliby
podporę, jaką dotychczas dla nich stanowił.
Gdy w 1073 roku papieżem został wielki zwolennik reformy,
Grzegorz VII, stosunki następcy św. Piotra z cesarzem stały się bardzo
napięte. Papież ten ogłosił, że władzy duchownej należy się pierwsze
miejsce w świecie.
W uznającej kościelny prymat Rzymu Europie obowiązywała
doktryna jednego cesarstwa i jednego Kościoła. Według niej cesarz
i papież mieli zgodnie rządzić światem. Do cesarza należeć miała
władza świecka, do papieża – duchowa. Nigdy jednak takiej
równowagi nie było. Odnowiciel zachodniego cesarstwa, Karol
Wielki, był zwierzchnikiem papieża. Wzorował się na cesarzu
Konstantynie i na zwyczajach panujących w Bizancjum. W czasach
upadku cesarstwa zachodniego, jaki nastąpił w IX wieku, cesarze
stracili realną władzę nad papiestwem. W X wieku nastąpił też
upadek papiestwa. Odrodzenie autorytetu zarówno cesarza, jak
i papieża miało miejsce po ponownej odnowie zachodniego cesarstwa
przez Ottona I. Wiązało się to z dominacją władzy cesarskiej nad
papieską. Cesarzom potrzebny był silny i cieszący się autorytetem
Kościół, a w ówczesnych warunkach zapewnić to mógł tylko cesarz.
Przewagę cesarstwa zakwestionował Grzegorz VII. Wystąpił on
z twierdzeniem, że to właśnie papież jest zwierzchnikiem świata
i jego decyzje są najważniejsze. Grzegorz VII głosił, że do niego
należy ostateczna decyzja o tym, kto ma być cesarzem, i że może
pozbawić tronu każdego władcę. Na to nie mógł się zgodzić Henryk
IV. Żądanie likwidacji inwestytury świeckiej biskupów i pretensje do
najwyższej władzy spowodowały jego reakcję. Rozpoczął się konflikt
zwany walką o inwestyturę.
Świat zachodniego chrześcijaństwa podzielił się na zwolenników
cesarza i zwolenników papieża. Króla niemieckiego poparli przede
wszystkim niemieccy biskupi, jego najważniejszym stronnikiem
spośród świeckich książąt był władca Czech Wratysław. Natomiast
władca Polski Bolesław zgłosił akces do obozu papieża Grzegorza VII.
Wraz z wybuchem sporu o inwestyturę przed Bolesławem
otworzyły się wielkie możliwości, opowiedzenie się po stronie papieża
pozwoliło mu całkowicie zrzucić zależność od cesarza. Znalazł się
w silnym obozie politycznym wraz z licznymi niemieckimi
książętami, którzy buntowali się przeciw swemu królowi. Bardzo
szybko zostały nawiązane kontakty z Rzymem, już w 1075 roku do
Polski przybyli legaci papiescy. Wznowili oni działalność archidiecezji
gnieźnieńskiej, ustanowili nową polską diecezję w Płocku, dokonali
reformy polskiego Kościoła. Była to jednak tylko reforma
administracyjna. Grzegorz VII był realistą, nie domagał się zniesienia
przewagi władzy świeckiej nad Kościołem w państwie swego
sojusznika. Nadal więc władca polski mógł mianować biskupów we
własnym państwie, a polscy księża mogli się żenić.
Bolesław z większą niż wcześniej energią mógł wesprzeć
przeciwników Henryka. W 1074 roku nadarzyła się okazja dokonania
korzystnych z punktu widzenia Polski zmian na Węgrzech. W kraju
tym wybuchła wojna domowa, sojusznik Bolesława, książę
dzielnicowy Ge jza, wygnał króla Salomona i koronował się na króla.
Salomon znalazł poparcie niemieckie, jednak w wojnie, jaka
wybuchła, Niemcy niczego nie uzyskali. Między innymi dzięki
polskiej pomocy na tronie utrzymał się Gejza.
Tymczasem niekorzystna zmiana nastąpiła na Rusi. Polski
sojusznik, Izasław kijowski, został ponownie wygnany z kraju, na
kijowskim tronie zasiadł Świętosław czernihowski. Izasław, tak jak
poprzednio, uciekł do Polski i poprosił o pomoc Bolesława. Tym
razem jednak władca Polski nie poparł go, gdyż porozumiał się już ze
Świętosławem. Dla Bolesława mniej istotne było to, kto panował
w Kijowie, ważne były dobre stosunki polsko-ruskie. Nieszczęsny
książę Izasław wraz ze swą żoną Gertrudą, ciotką Bolesława, udali się
po pomoc do Henryka IV. Na dworze niemieckim zostali ciepło
przyjęci, lecz również niczego nie uzyskali. Każdy z władców miał
własne problemy, mógł udzielić pomocy uchodźcy tylko wtedy, gdy
pomoc ta była dla niego korzystna. Izasław znalazł w końcu poparcie
w Rzymie. Papież Grzegorz VII przyjął Gertrudę i jej syna, wysłuchał
ich próśb, a następnie polecił Bolesławowi wesprzeć Izasława. Nie od
razu jednak Bolesław pomocy tej udzielił, nie chciał niepewną
przecież interwencją psuć dobrych stosunków z Rusią.
W połowie lat siedemdziesiątych wydawało się, że Grzegorz VII
zdecydowanie zwycięża. Obłożony klątwą Henryk IV musiał się
ukorzyć przed papieżem pod zamkiem Canossa, przeciw królowi
zbuntowały się niemal całe Niemcy. Również Bolesław mógł się czuć
zwycięzcą. Należał do triumfującego obozu papieskiego, na tronach
Węgier i Rusi zasiadali zaprzyjaźnieni z nim władcy. Władca Polski
wykorzystał tę sytuację dla podniesienia prestiżu swego państwa na
arenie międzynarodowej. Niemal jednocześnie z upokorzeniem
Henryka pod Canossą, na Boże Narodzenie 1076 roku koronował się
on na króla Polski.
Najbliższe lata też były pomyślne. W 1077 roku, po śmierci króla
Gejzy, dzięki interwencji Bolesława na węgierskim tronie zasiadł brat
zmarłego, wychowany w Polsce Władysław. W tym samym roku, po
śmierci Świętosława kijowskiego, polski władca zdecydował się na
ponowną interwencję na Rusi i po krótkiej kampanii wprowadził
Izasława do Kijowa. Przy okazji przyłączył do Polski Grody
Czerwieńskie.
Bolesława zajmowały nie tylko problemy polityki zagranicznej,
kontynuował on również odbudowę Polski. Niewątpliwie odziedziczył
zapełniony już skarb, gdyż gospodarka polska funkcjonowała coraz
lepiej, przysparzając władcy dochodów. Świadczą o tym odkrywane
monety. Poprzednicy Bolesława Szczodrego, od Bolesława Chrobrego
poczynając, kazali wybijać denary. Jednak ich ilość wskazuje, że
monety te nie miały znaczenia handlowego. Zaspokajały tylko
ambicje władców. Natomiast wielka liczba monet wybitych za czasów
Bolesława Szczodrego bez wątpienia świadczy o rozwijającej się
gospodarce ziem polskich. Monety te są świadectwem rozwijającego
się rynku wewnętrznego, potwierdzają powstawanie nowych targów
i coraz szybszej i wygodniejszej wymiany towarów.
Bolesław kontynuował też zaczętą przez jego ojca odbudowę
polskiej organizacji kościelnej. W 1064 roku nastąpiła konsekracja
katedry w Gnieźnie. Nie całej jeszcze, tylko jej prezbiterium, które już
mogło spełniać cele liturgiczne. Trwały też prace przy odbudowie
innych zniszczonych kościołów. Również za panowania Bolesława
nastąpiło wznowienie działalności archidiecezji gnieźnieńskiej.
W 1075 roku, po przybyciu do Polski legatów papieskich, został
ustanowiony nowy arcybiskup polskiej metropolii. Jednocześnie
powstała nowa diecezja płocka. Bolesław tworzył także klasztory. Za
jego rządów został zakończony proces fundacji opactwa
benedyktynów w Tyńcu, a ponadto powstały nowe opactwa
w Mogilnie, Lubiniu, a być może także w innych miejscach. Akcja
fundacyjna władcy przybrała wielkie rozmiary, choć jeszcze
odczuwalne były skutki zniszczeń z lat trzydziestych XI wieku. Dzięki
zachowanemu dokumentowi fundacyjnemu klasztoru w Mogilnie
wiemy, że w tym czasie, a więc około 1065 roku, w Wielkopolsce nie
został jeszcze w pełni przywrócony stan sprzed kryzysu. Ponieważ
okolice wielkopolskiego Mogilna nie mogły zapewnić materialnych
podstaw funkcjonowania klasztoru, Bolesław uposażył tamtejszych
benedyktynów dochodami z Mazowsza oraz cłami z komór celnych
znajdujących się nad brzegami Wisły od Mazowsza aż po Gdańsk.
Bolesław otrzymał przydomek Szczodry, tak nazywał go już Gall
Anonim. Dla ukazania tej szczodrości kronikarz przytoczył opowieść
o królu i ubogim kleryku. Pewnego razu, jak napisał, król siedział na
dziedzińcu dworu i oglądał swe skarby. Zobaczył to przechodzący
tamtędy kleryk i na widok takiego bogactwa westchnął. Król ulitował
się nad jego nędzą i pozwolił mu zabrać tyle skarbów, ile tylko będzie
mógł udźwignąć. Kleryk zdjął płaszcz i zaczął go napełniać złotem.
Zapełnił go tak mocno, że płaszcz się rozerwał. Tyle anegdota, jednak
Bolesław rzeczywiście musiał był szczodry. Wiemy, że uposażał
instytucje kościelne dziesięciną z grodów, dochodami z ceł i targów,
nadawał posiadłości ziemskie z ludnością poddaną. Zapewne też
oddawał zasłużonym rycerzom ziemie, obdarzał ich kosztownościami
i cennymi szatami. Szczodrość władców była w średniowieczu
ceniona, dzięki niej zdobywali uznanie poddanych.
Do połowy lat siedemdziesiątych, a więc do koronacji królewskiej,
panowanie Bolesława było pasmem sukcesów. Nawet utrata Pomorza
mogła wydawać się nie tak ważna. Bolesław stracił wprawdzie jedną
z dzielnic państwa, lecz uczynił z Polski niemal mocarstwo.
Decydował o obsadzie tronów państw sąsiednich, współpracował ze
zwycięskim papieżem, koronował się na króla. Cóż mogła przy tym
znaczyć utrata jednej prowincji? Potem jednak nadeszły dla
Bolesława lata gorsze.
W 1078 roku Izasław kijowski zginął w wojnie z Pieczyngami, a na
kijowskim tronie zasiadł jego młodszy brat Wsiewołod. Nie było
wiadomo, jak się ułożą stosunki Polski z Rusią. Na domiar złego
papież Grzegorz VII zaczął przegrywać z Henrykiem IV. Jednak nie
wydarzenia międzynarodowe stały się przyczyną upadku króla
Bolesława.
W 1079 roku wybuchł konflikt pomiędzy królem a biskupem
krakowskim Stanisławem. Nie znamy jego przyczyn, nie znamy nawet
dokładnego przebiegu wydarzeń. Gall Anonim napisał o nim tylko
tyle:

Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym
mówić; tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem [Bożym]
nie powinien był [drugiego] pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie.
Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował
i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie
usprawiedliwiamy biskupa – zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak
szpetnie dochodził swych praw, lecz pozostawmy te sprawy, a opowiedzmy,
jak przyjęto go na Węgrzech.

Bardzo mało napisał Gall, choć mógłby – jak dodał – na temat


konfliktu króla z biskupem powiedzieć więcej. Zapewne gdy na
początku XII wieku pisał swą kronikę, sprawy były zbyt świeże,
ujawniając całą prawdę, mógłby się komuś narazić. Wspomniał
o wydarzeniu, lecz wolał nie wchodzić w szczegóły.
Relacja Galla jest jedynym opisem tragedii, jaki powstał za życia jej
świadków. Piszący sto lat później Wincenty Kadłubek nie znał już
zapewne dokładnego przebiegu wypadków i przekazał nam stworzoną
przez siebie wersję wydarzeń. Jesteśmy więc skazani na wyciąganie
wniosków z tego, co napisał Gall.
Wielu historyków usiłowało rozwikłać zagadkę śmierci biskupa
Stanisława, powstały na ten temat liczne hipotezy. Cóż jeszcze można
dodać na ten temat? Otóż sądzę, że spór między królem a biskupem
nie był konfliktem państwowo-kościelnym. Na to było jeszcze za
wcześnie. W XI wieku Kościół polski był zależny od władcy, biskupi
nie występowali jeszcze z programem wolności Kościoła i reformy
gregoriańskiej. Nie był to też konflikt, jak chcą niektórzy, pomiędzy
obrządkiem łacińskim i słowiańskim. Nic nie wskazuje na to, aby
w Polsce występował obrządek słowiański. Wydaje się natomiast, że
doszło do sporu między możnowładztwem a królem. Na czele
opozycji antykrólewskiej stanął biskup krakowski. Nie reprezentował
on Kościoła polskiego, lecz występujących przeciw królowi możnych.
Przyczyną powstania opozycji była zapewne bardzo kosztowna
i obciążająca społeczeństwo polityka króla. Wiele środków
materialnych pochłaniała konieczna przecież odbudowa i rozbudowa
organizacji kościelnej. Również dużo kosztowała aktywna polityka
zagraniczna władcy. Zarówno dyplomacja, jak i ciągłe wojny.
Ponadto król wyróżniał się szczodrością, rozdawał liczne dobra,
kosztowności i przedmioty zbytku. Szczodrość była w tamtych
czasach sposobem realizowania polityki wewnętrznej, jednak to
wszystko poważnie obciążało skarb. Polska nie posiadała kopalń
srebra, władcy uzyskiwali kruszec, pobierając cła oraz sprzedając
pobrane jako daniny towary interesujące obcych kupców. Coraz
większe pustki w skarbcu świadczą o tym, że król nie potrafił
dostosować swej polityki do możliwości polskiej gospodarki.
O zmniejszającym się zasobie srebra świadczą kolejne emisje monet.
Starsze spośród nich to pełnowartościowe denary, natomiast monety
bite w ostatnich latach panowania Bolesława są bardzo złej próby,
zawierają niewiele srebra. Bolesław musiał deprecjonować polską
monetę, gdyż miał coraz mniej kruszcu. Z pewnością zmusiło go to
także do ograniczenia hojności.
Ograniczenie królewskiej szczodrości dotknęło rycerzy i możnych,
natomiast wysiłek militarny związany z licznymi wojnami kładł się
ciężarem na ludności chłopskiej. Chłopi musieli dostarczać żywność
dla wojska, transportować liczne towary, dzięki ich pracy powstawały
i były utrzymywane w dobrym stanie grody. Dla możnych wojna nie
była ciężarem, natomiast chłopskich wojowników rujnowały
ogłaszane niemal co rok wyprawy wojenne.
Sytuacja, w jakiej znajdowała się Polska pod koniec panowania
króla Bolesława, zaczęła budzić niepokój wśród możnych panów.
Z pewnością byli dumni z sukcesów swego władcy, niemniej
dostrzegali zmęczenie kraju prowadzoną przez króla polityką.
Niewątpliwie pamiętali katastrofę, jaka spadła na państwo za życia
ich ojców czy dziadów. Wtedy też, pod rządami Bolesława Chrobrego,
Polska odnosiła ogromne sukcesy. Ale już za panowania jego syna na
wyczerpany wojnami kraj zaczęły spadać klęski. Również sytuacja
międzynarodowa mogła budzić niepokój. Bolesław Szczodry, tak jak
jego wielki imiennik, popadł w konflikt z wszystkimi niemal
sąsiadami. Nie było to niebezpieczne, gdy król niemiecki musiał
walczyć z potężną opozycją, a Bolesław był sojusznikiem
zwyciężającego papieża. Pod koniec lat siedemdziesiątych jednak
sytuacja zaczęła się zmieniać. Henryk IV stawał się coraz
potężniejszy, a jego przeciwnicy byli w defensywie. Groźny zaczynał
też być najpotężniejszy sojusznik króla Niemiec, władca Czech
Wratysław. Na domiar złego papież Grzegorz VII tracił swą przewagę.
Niejasna też była sytuacja na Rusi. Dopóki żył i panował w Kijowie
Izasław, stosunki polsko-ruskie, mimo zajęcia przez Bolesława
Grodów Czerwieńskich, były bardzo dobre. Gdy jednak w 1078 roku
Izasław zginął, a jego miejsce zajął Wsiewołod, można się było
spodziewać wojny o Grody. W końcu lat siedemdziesiątych jedynym
sojusznikiem Polski były rządzone przez króla Władysława Węgry.
Nic dziwnego, że wobec tych zagrożeń możni zaczęli odczuwać
niepokój. Niestety, zmiana polityki królewskiej nie była możliwa, nie
pozwalał na to charakter Bolesława. Władca ten był bardzo ambitny
i miał wielkie mniemanie o swojej wielkości. Pisze o tym Gall
Anonim, przedstawiając zachowanie króla na Rusi i na Węgrzech.
Czytamy w Kronice, że Bolesław po wprowadzeniu na tron kijowski
Izasława zgodził się wprawdzie na uroczyste spotkanie z ruskim
księciem, ale kazał sobie za to zapłacić. Gdy obaj władcy podjechali
do siebie, tylko Izasław zsiadł z konia. Bolesław natomiast, siedząc na
swym rumaku, oddał Izasławowi pocałunek pokoju dopiero po
wytarganiu go za brodę. Także na Węgrzech, dokąd przybył już jako
wygnaniec, potraktował lekceważąco węgierskiego króla Władysława
i nie chciał zsiąść z konia przy powitaniu. Nie wiemy, czy opowieści
te oddają rzeczywiste wydarzenia. Jednak na początku XII wieku tak
o królu mówiono, na takie opinie musiał sobie czymś zasłużyć.
Bolesław wiedział, że w kraju pojawiła się opozycja. Wiedział też,
że na jej czele stanął biskup krakowski Stanisław. Być może, jak pisze
Wincenty Kadłubek, biskup chciał doprowadzić do zmiany
postępowania króla, do skorygowania jego polityki. Król jednak nie
zamierzał słuchać dobrych rad i postanowił siłą zlikwidować
opozycję. Zaczął od ukarania jej przywódcy.
Gall Anonim napisał, że biskup został skazany za zdradę. Zdradą tą
nie było zapewne związanie się z wrogami królestwa. Nic nie
wskazuje na to, że wydarzenia, jakie w Polsce nastąpiły, były
inspirowane przez Niemców czy Czechów. Cały konflikt był sprawą
wewnętrzną Polski. Biskup został skazany na obcięcie członków. Nie
było to ćwiartowanie, jak się czasem sądzi. Obcięcie członków to było
na ogół obcięcie dłoni. Prawej, tej, którą skazany podnosił przy
składaniu przysięgi królowi. Po wykonaniu tej kary skazaniec mógł
żyć, jeśli komplikacje związane z egzekucją nie doprowadziły do jego
śmierci. Możemy jednak poznać przyczyny zgonu biskupa Stanisława,
gdyż zachowała się jego czaszka. Znajduje się ona w katedrze
wawelskiej. W latach sześćdziesiątych XX wieku zbadali ją specjaliści
od medycyny sądowej i stwierdzili, że na czaszce jest dziura po
uderzeniu. Ustalili, że biskup został uderzony w głowę „narzędziem
tępokrawędziastym”. Od tego właśnie uderzenia biskup musiał
umrzeć. A więc nie zmarł po obcięciu członków, lecz został
zamordowany za pomocą czekana lub podobnego narzędzia. Coś
tajemniczego kryje się za tą śmiercią.
Uśmiercając Stanisława, król Bolesław nie opanował sytuacji, nie
zastraszył opozycji. Inicjatywę przejęli wspólnicy biskupa. Być może
teraz na jej czele stanął późniejszy wojewoda Sieciech. Wobec buntu,
jaki wybuchł w Polsce, król poczuł się bezsilny i musiał uciekać.
Pojechał na Węgry, gdzie rządził jego przyjaciel, wychowany przez
niego w Polsce król Władysław. Nawet jednak jako bezsilny
wygnaniec Bolesław nie potrafił powstrzymać swoich ambicji i przy
powitaniu obraził gospodarza. Władysław, choć nieco urażony,
przyjął Bolesława serdecznie, ale Węgrzy nie wybaczyli mu despektu,
jakiego się dopuścił w stosunku do ich władcy. Gall Anonim napisał,
że przyczynili się do jego przedwczesnej śmierci.
RZĄDY WŁADYSŁAWA HERMANA

Zwycięskie ugrupowanie oddało władzę młodszemu bratu


wygnanego króla, Władysławowi Hermanowi. Książę ten uchodzi za
władcę nieudolnego, który zmarnował ogromne osiągnięcia swego
brata, a ponadto nie potrafił poradzić sobie z buntującymi się synami
i intrygującą żoną. Zarzuca mu się również, że nie rządził
samodzielnie, lecz poddawał się decyzjom swego wojewody Sieciecha.
Wreszcie musiał podzielić Polskę między swoich synów. Czy jednak
rzeczywiście Władysław Herman był tak nieudolny?
Przed nowym władcą stanęło wiele problemów. Jeśli nie chciał być
tylko marionetką w rękach możnych, musiał wzmocnić władzę
książęcą osłabioną niedawnymi wypadkami. Musiał uregulować
naprężone relacje Polski z sąsiednimi państwami. Konieczne też było
napełnienie pustego skarbu książęcego, a należało zrobić to tak, aby
nie obciążać nadmiernie ludności chłopskiej. Wydaje się, że
Władysław zdołał rozwiązać pomyślnie stojące przed nim zadania.
Najważniejszą sprawą było wzmocnienie władzy książęcej. Na
początku swego panowania Władysław był zależny od możnych,
którzy go osadzili na tronie, musiał się też liczyć ze zwolennikami
wygnanego króla, jacy z pewnością, choć pokonani, znajdowali się
w Polsce. Dopóki żył Bolesław, Władysław nie mógł się czuć
bezpiecznie, jego brat mógł bowiem w każdej chwili powrócić
z pomocą węgierską. Zostałby radośnie przywitany przez swoich
zwolenników. Zapewne więc Władysław w pierwszych latach
panowania nie podkreślał zbyt mocno swego stanowiska. Znalazło to
nawet wyraz w Kronice Galla, kronikarz napisał bowiem, że zaczął on
panować „po zgonie króla Bolesława i po śmierci innych braci”.
Szybko jednak nowy władca, dzięki kilku zręcznym posunięciom,
umocnił swoją pozycję. Dopóki żył jego brat, dla wielu był tylko
uzurpatorem. Zmieniło się to po śmierci Bolesława. Gdy tylko
wygnany król zmarł na Węgrzech, Władysław sprowadził jego ciało
do Polski i uroczyście pochował w Tyńcu. Po tej uroczystości nikt już
nie mógł kwestionować legalności jego panowania. Dla Władysława
problemem była korona. Zarówno on, jak i wielu jego poddanych
pamiętało uroczystą koronację Bolesława Szczodrego. Jednak ze
względu na układy międzynarodowe nie mógł się koronować,
a pragnął dostąpić podobnej uroczystości. Postarał się więc, aby jego
intronizacja wyglądała równie wspaniale. W tym celu zastosował
zapewne ceremoniał intronizacji księcia. Ceremoniał ten jest opisany
w znajdującym się w Krakowie jedenastowiecznym pontyfikale
biskupim. Uroczystość związana z intronizacją księcia przypomina
koronację królewską, choć nie ma w niej namaszczenia i nałożenia
korony. Nowy książę postarał się też o pozyskanie zwolenników
swego zmarłego brata i sprowadził do Polski wdowę po Bolesławie
i jego syna Mieszka. Teraz już trudno było kwestionować jego władzę.
Był najstarszym przedstawicielem dynastii, natomiast młody Mieszko
mógł uchodzić za następcę tronu. Władysław wzmocnił te
przekonania, żeniąc Mieszka z ruską księżniczką.
Władysławowi udało się też zapełnić skarb książęcy. Świadczą
o tym emisje licznych pełnowartościowych monet. Dowodem na
wzrastającą zasobność skarbu są także liczne inwestycje. Za jego
czasów została ukończona budowa katedry gnieźnieńskiej, rozpoczęto
budowę nowej katedry w Krakowie. Znane są też jego budowle
w Płocku. Zamożność Polski w ostatnich latach XI wieku potwierdza
również podjęta przez wojewodę Sieciecha budowa kościoła św.
Andrzeja w Krakowie.
Nie mniej ważne było uregulowanie napiętych stosunków
międzynarodowych. Nawiązywanie dobrych kontaktów Władysław
rozpoczął od Czech. Od razu po przejęciu władzy porozumiał się
z księciem praskim Wratysławem. Zgodził się oczywiście na
wznowienie płacenia trybutu ze Śląska. Dzięki temu ustępstwu mógł
zawrzeć pokój z Czechami. Układ ten został wzmocniony
małżeństwem – Władysław ożenił się z Judytą, córką Wratysława
i księżniczki węgierskiej, drugiej żony księcia Czech. Zawarcie tego
pokoju było bardzo ważne ze względu na ścisłe związki Wratysława
z Niemcami. Pamiętajmy, że poprzednik Władysława był wrogiem
cesarza, Henryk IV odnosił się nieufnie również do jego następcy. Dał
temu wyraz już w 1085 roku, na zjeździe w Moguncji. Tam cesarz
Henryk IV nałożył księciu czeskiemu na głowę koronę i wręczył
włócznię. Wprawdzie nie św. Maurycego, ale włócznię cesarską.
Polecił następnie arcybiskupowi Trewiru pojechać do Pragi
i koronować tam Wratysława wraz z żoną Swatawą na króla
i królową. Zgodnie z przekazem czeskiego kronikarza Kosmasa
panować oni mieli w Czechach i w Polsce. Podejmując te decyzje,
Henryk IV wyraźnie nawiązywał do idei Ottona III, chciał stworzyć na
wschodnich krańcach cesarstwa królestwo słowiańskie. W roku 1000
królem takiego królestwa miał być Bolesław Chrobry, najsilniejszy
w owym czasie słowiański władca. Teraz najsilniejszym władcą w tym
regionie był Wratysław i on miał panować w podległej cesarzowi
wschodniej monarchii. Plany cesarskie były bardzo niebezpieczne dla
Polski i jej władcy. Groziły mu jeśli nawet nie utratą władzy, to
degradacją do pozycji lennika króla zależnego od Niemiec. Wratysław
nie próbował jednak realizować planów Henryka. Dla ich
urzeczywistnienia musiałby rozpocząć wojnę z Polską. Tymczasem
pomiędzy Polską a Czechami był już zawarty pokój. Wratysław wolał
nie ryzykować i nie narażać się na niebezpieczeństwa wojny. We
Władysławie miał przecież przyjaciela i zięcia, książę polski płacił mu
trybut ze Śląska. Władysław zachował więc niezależność od króla
Czech, pozostając z nim w ścisłym sojuszu.
Nowy władca Polski uznał oczywiście zwierzchnictwo króla
niemieckiego, co pomogło mu nawiązać dobre stosunki z Niemcami.
W zawarciu pokoju z zachodnim sąsiadem pomógł zapewne swemu
zięciowi król czeski. Natomiast zawarta przyjaźń polsko-niemiecka
znalazła potwierdzenie w następnym małżeństwie Władysława
Hermana. Gdy zmarła Judyta czeska, ożenił się on z siostrą Henryka
IV, też Judytą, wdową po królu węgierskim Salomonie. Wraz
z zawarciem sojuszu polsko-niemieckiego najważniejsze problemy
polityki zagranicznej Polski zostały rozwiązane. Po nawiązaniu
przyjacielskich kontaktów z Rusią i wyjaśnieniu stosunków polsko-
węgierskich na wszystkich granicach Polski zapanował pokój. Teraz
książę Władysław mógł się podjąć nowych zadań. Realizując je, brał
pod uwagę możliwości kraju, którym rządził.
Władysław Herman postanowił przywrócić Polsce Pomorze. Było to
zadanie wprawdzie trudne, ale nie przekraczające polskich
możliwości. Nie prowokowało też konfliktu z żadnym z sąsiadów,
przeciwnie, budziło podziw dla księcia walczącego z poganami.
Władysławowi nie udało się jednak dotrzeć do morza. Po
krótkotrwałych sukcesach i opanowaniu części ziem nadmorskich
Pomorzanie zrzucili polską władzę. Trudno jednak winić za to
Władysława, jego synowi podbój Pomorza zajął przecież wiele lat. On
natomiast wytyczył synowi drogę i wskazał kierunek, w którym
powinien podążać.
Zasługą Władysława była kontynuacja prac nad rozwojem
organizacji polskiego Kościoła. Jego brat odnowił działalność
archidiecezji gnieźnieńskiej, stworzył biskupstwo płockie i fundował
klasztory. Władysław natomiast zaczął organizować archidiakonaty.
Były to kolejne ogniwa organizacji kościelnej bardzo ułatwiające
pracę biskupom. Z woli księcia powstawały też nowe świątynie, nie
tylko katedralne.
Pod panowaniem Władysława kraj się rozwijał. Możemy dostrzec
postępy w osadnictwie, wzmocniła się też polska gospodarka, o czym
świadczy coraz większa liczba wybijanych monet. Były one potrzebne
dla licznych transakcji, jakie zawierano na targach, konieczne były
także w handlu międzynarodowym. Jednak mimo tych osiągnięć
panowanie Władysława Hermana nie zakończyło się sukcesem. Być
może powodem niepowodzeń była starość i choroby. Gall Anonim
pisze, że pod koniec życia Władysław miał chore nogi, co
uniemożliwiało mu dowodzenie wojskiem. Księcia trapiły także
kłopoty rodzinne, jakie zaczęły się pojawiać od połowy lat
osiemdziesiątych XI wieku.
Najstarszym synem księcia Władysława był Zbigniew. Gall pisze, że
był on zrodzony z konkubiny. Nie musimy w to wierzyć. Zapewne
Władysław, gdy nie był jeszcze władcą Polski, ożenił się ze swoją
poddaną, córką jakiegoś możnego. Mógł to zrobić, nie pretendował
przecież do tronu. Zapewne ślub ten nie został zawarty przed
ołtarzem, lecz zgodnie ze starym obyczajem.
W XI wieku Kościół nie wymagał jeszcze ślubów kościelnych,
uznawane były też związki zawarte bez udziału kapłana. Gdy
Władysław został władcą Polski, Zbigniew nadal uchodził za następcę
tronu, książę nie miał przecież innego potomka. Jednak w połowie lat
osiemdziesiątych zaczęło się to zmieniać. Władysław sprowadził do
kraju swego bratanka, Mieszka, syna Bolesława. Dla wielu, zwłaszcza
dla dawnych zwolenników wygnanego króla, Mieszko był następcą
tronu. Sytuacja jeszcze bardziej się zagmatwała, gdy Władysławowi
narodził się syn, którego matką była księżniczka czeska Judyta. Na te
narodziny para książęca czekała długo. Do odległego klasztoru św.
Idziego w Burgundii posłano nawet dary z prośbą o modlitwy
w intencji narodzenia się potomka. Modlitwy okazały się skuteczne,
zanim jeszcze posłańcy powrócili, księżna była brzemienna. Niedługo
potem narodził się syn nazwany Bolesławem. Władysławowi zaczęło
zależeć na tym, aby jego następcą został syn księżniczki. Zrodzonego
z niedynastycznej matki Zbigniewa oddano więc do szkoły z myślą
o zapewnieniu mu w przyszłości kariery kościelnej. Później wysłano
Zbigniewa za granicę, do klasztoru w Kwedlinburgu. Miał pozostawać
tam w łagodnym więzieniu i kontynuować nauki.
Po wyeliminowaniu Zbigniewa pozostało już tylko dwóch
kandydatów do polskiego tronu, syn księcia Bolesław i jego bratanek
Mieszko. Jednak Mieszko zmarł nagle. Tak tę śmierć opisał Gall:
„Powiadają mianowicie, że jacyś wrogowie z obawy, by krzywdy ojca
nie pomścił, trucizną zgładzili tak pięknie zapowiadającego się
chłopca; niektórzy zaś z tych, którzy z nim pili, zaledwie uszli
niebezpieczeństwu śmierci”.
Kto nakazał dokonanie zabójstwa? Pierwszym podejrzanym jest
oczywiście Władysław Herman. Mogło mu zależeć na tym, aby jego
syn nie miał konkurenta do tronu. Jednak chyba nie jego należy
oskarżyć o zabójstwo. Gall Anonim wyraźnie napisał, że księcia otruli
ci, którzy wyrządzili krzywdę jego ojcu. Wskazał więc na owych
możnych, którzy zbuntowali się przeciw Bolesławowi Szczodremu
i którzy wypędzili króla z kraju. Ich przywódcą był wojewoda
Sieciech i w nim chyba należy widzieć inspiratora zbrodni.
Po otruciu Mieszka i usunięciu z kraju Zbigniewa jedynym następcą
tronu pozostał Bolesław. Jednak mimo wyjaśnienia problemów
dynastycznych nastroje w Polsce nadal były napięte, pojawiły się dwa
stronnictwa, dzielił je stosunek do wojewody Sieciecha. Wojewoda
stawał się coraz potężniejszy, coraz częściej zastępował księcia
w sprawowaniu władzy. Dowodził wojskiem, jemu podlegała cała
administracja kraju. Wielu możnych poczuło, że są zdominowani
przez potężnego palatyna. Największe niezadowolenie budziła
polityka personalna wojewody. Sieciech mianował na ważne
stanowiska ludzi ze swego rodu lub też osoby pochodzące z niskich
warstw społecznych, według ówczesnej opinii niegodne sprawowania
wysokich urzędów. W końcu XI wieku struktury społeczne znowu się
zamknęły, możni uważali, że tylko im należą się dostojeństwa.
Polityka personalna Sieciecha była dla niego bardzo korzystna, mógł
bowiem liczyć na wierność swych krewnych oraz tych, którzy jemu
zawdzięczali awans. To nie mogło się podobać jego przeciwnikom.
Sieciech starał się zniszczyć opozycję, wielu spośród jego
przeciwników uciekało więc z kraju. Schronienie znajdowali
w Czechach. W tym czasie stosunki polsko-czeskie znowu się
pogorszyły. Władysław Herman, gdy tylko zmarł król Wratysław, a na
tronie czeskim zasiadł Brzetysław II, przestał płacić czynsz ze Śląska.
Co więcej, zaczął też przyjmować czeskich uchodźców politycznych,
przeciwników czeskiego władcy. Z kolei Brzetysław witał chętnie
polskich przeciwników księcia Władysława i Sieciecha.
Polscy uchodźcy polityczni przebywali w Pradze, czekając na
zmianę sytuacji w kraju. Rozwiązanie podsunął im czeski książę. Za
jego radą i przy jego pomocy w 1093 roku wykradli Zbigniewa
z klasztoru i wraz z młodym księciem przybyli do Wrocławia. Żądali
uznania Zbigniewa za pełnoprawnego członka dynastii, domagali się
uznania jego praw do tronu. Komes Magnus, namiestnik prowincji
śląskiej, poparł postulaty stronników Zbigniewa. On też nie należał do
stronnictwa palatyna. Za Magnusem cała prowincja śląska
opowiedziała się po stronie Zbigniewa.
Bunt wrocławski zaniepokoił Władysława, a jeszcze bardziej
Sieciecha i sprzymierzoną z nim królową Judytę, żonę księcia.
Władysław i Sieciech zebrali więc wojska i ruszyli na Wrocław. Książę
poprosił też o pomoc Władysława, króla Węgier, i podobno, tak pisze
Gall, księcia Czech. Jeśli to prawda, polski władca i jego wojewoda
nie orientowali się w sytuacji międzynarodowej. Przecież to właśnie
czeski Brzetysław wspomagał zwolenników Zbigniewa i to właśnie on
zasugerował użycie młodego księcia w walce z tymi, którzy
sprawowali w Polsce władzę.
Wojska dowodzone przez Władysława i Sieciecha dotarły pod
Wrocław, lecz wojownicy nie chcieli walczyć przeciwko swoim.
Ponadto Węgrzy, którzy nadal pamiętali, że to właśnie Sieciech
doprowadził do wygnania z Polski zaprzyjaźnionego z nimi króla
Bolesława, postanowili uprowadzić wojewodę. Przed Węgrami
Sieciech musiał uciekać do ziemi Polan.
Nie udała się próba złamania buntu, we Wrocławiu zaczął rządzić
Zbigniew. Bardzo szybko jednak Sieciech zdołał przywrócić jedność
państwa. Gall pisze, że przekupił wielu zwolenników Zbigniewa
i młody książę poczuł się we Wrocławiu osamotniony. Uznał, że musi
opuścić Śląsk, nie zrezygnował jednak z chęci odegrania wielkiej roli.
Wiedział, co się w Polsce dzieje, on lub jego doradcy zdawali sobie
sprawę z panującego w kraju napięcia i braku popularności
sprawującego faktyczną władzę Sieciecha. W poszukiwaniu
zwolenników przybył do Kruszwicy.
Możni i rycerstwo kujawskie musieli być bardzo niezadowoleni
z panujących w Polsce rządów, bo tłumnie poparli Zbigniewa. Tym
razem książę Władysław i jego wojewoda zdołali zebrać liczne
wojska. Koło Kruszwicy została stoczona bardzo krwawa bitwa,
w której zwolennicy Zbigniewa ponieśli klęskę. Sam Zbigniew dostał
się do niewoli i został oddany pod straż Sieciechowi. W więzieniu
przebywał aż cztery lata, ojciec uwolnił go na prośby możnych
podczas uroczystości konsekracji katedry gnieźnieńskiej. Książę
Władysław ostatecznie uznał Zbigniewa za pełnoprawnego księcia.
Po uroczystościach w Gnieźnie Władysław postawił obu swych
synów na czele wojska i wysłał ich na wyprawę przeciw
Pomorzanom. Do wojny jednak nie doszło, bo Zbigniew i Bolesław
zaraz po opuszczeniu Gniezna zbuntowali się przeciw ojcu. Zażądali
wydzielenia dla siebie dzielnic. Władysław natychmiast pogodził się
z synami i wyznaczył Zbigniewowi Wielkopolskę z ekspektatywą na
Mazowsze, natomiast Bolesław otrzymał Śląsk. Po śmierci ojca miał
też dostać Małopolskę. Dla siebie stary książę zatrzymał Mazowsze
oraz zapewne ziemie sieradzką i łęczycką, a także główne grody
w dzielnicach synów.
Inicjatywa podziału kraju nie wyszła chyba od młodych książąt.
Gdyby jej autorem był Zbigniew, zażądałby pewnie dzielnicy tylko
dla siebie, pomijając swojego zaledwie dwunastoletniego brata.
Również nie Bolesław kierował wydarzeniami, trudno podejrzewać
dwunastoletniego chłopca o tak wielkie plany polityczne. Do
wydzielenia dzielnic dążyli niechętni rządom Sieciecha możni.
W Polsce końca XI wieku toczyła się ostra walka polityczna. Jej
przejawem były bunty młodych książąt, a także krążące po kraju
i zanotowane przez Galla pomówienia i plotki. Przeciwnicy Sieciecha
twierdzili, że palatyn dążył do przejęcia całej władzy, że organizował
zamachy na życie małego Bolesława. Trudno powiedzieć, ile było
w tym prawdy. Gall zapisał między innymi, że kiedyś, gdy Bolesław
jadł śniadanie na polowaniu, pojawił się w pobliżu ogromny dzik.
Bolesław natychmiast poderwał się i chciał go zabić, lecz pewien
rycerz zaczął mu wyrywać oszczep z rąk. Młody książę musiał stoczyć
walkę i z człowiekiem, i ze zwierzęciem. Udało mu się odzyskać broń
i zabić dzika. Po tym wyczynie siadł i zmęczony długo dochodził do
sił. Natomiast rycerz zapytany dlaczego tak się zachował, nie umiał
wytłumaczyć swojego postępowania. Potem na pewien czas utracił
łaskę książęcą. Może był to więc zamach na życie Bolesława?
Zapewne jednak rycerz zaskoczony nagłością wypadków chciał w tak
niewłaściwy sposób pomóc Bolesławowi. Opowieść sugerująca
zamach na polowaniu to jedna z plotek krążących w tym czasie po
kraju.
Trudno powiedzieć, jakie zamiary miał Sieciech. Niemniej podobne
opowieści wskazują na napięcie panujące wówczas w Polsce. Napięcie
wynikające z walk o władzę. Możni, nauczeni doświadczeniami
kryzysu lat trzydziestych XI wieku, wiedzieli już, że nie można obalać
dynastii. Zdawali sobie sprawę, że książę pochodzący z „panów
przyrodzonych” gwarantuje istnienie państwa oraz wysoką w nim
pozycję przedstawicieli ówczesnej elity. Walka natomiast toczyła się
o to, kto będzie sprawował najwyższą władzę przy księciu.
W ostatnim dziesięcioleciu XI wieku władzę w Polsce przejął
wojewoda Sieciech. Popierał go jego własny ród oraz ci, którzy jemu
zawdzięczali stanowiska. Nie podobało się to jednak pozostałym
możnym, oni też chcieli odgrywać decydujące role. Dziełem tej
opozycji były kolejne bunty synów książęcych. Możni starali się
odsunąć Sieciecha od władzy. Gdy jednak to się nie udawało, zaczęli
dążyć do wydzielenia dzielnic dla książęcych synów. Przy ich boku
przywódcy opozycji mogliby piastować najwyższe urzędy. Na
mniejszym terenie osiągnęliby taką samą pozycję, jaką miał Sieciech
w niepodzielonej Polsce.
Zbigniew i Bolesław nie stali się jednak samodzielnymi książętami.
Władysław zatrzymał dla siebie główne grody w dzielnicach synów
i w ten sposób została zachowana władza centralna. Nadal Sieciech
wyznaczał urzędników w całym państwie. Mimo więc powstania
dzielnic niewiele się w Polsce zmieniło. Brak zmiany spowodował
następny konflikt wewnętrzny.
W 1099 roku młodzi książęta wystąpili zbrojnie przeciw
Sieciechowi. Ciąg wydarzeń sprowokowała chyba intryga
przeciwników wojewody. Gdy bowiem na rozkaz swego ojca Bolesław
wyruszył z wojskiem na Czechy, ostrzeżono go przed grożącym mu
niebezpieczeństwem ze strony Sieciecha. Wojewoda miał podobno
umieścić wśród wojowników ludzi, którym nakazał zgładzenie
Bolesława. Nie wiadomo, ile w tym było prawdy, jednak
przestraszony Bolesław zawrócił do Wrocławia i wezwał swego brata
na pomoc. Po przybyciu Zbigniewa ustalono na wiecu plan działania.
Potem młodzi książęta zebrali wojska i wyruszyli przeciw swemu ojcu
i przeciw Sieciechowi. Szykowała się wojna domowa, gdyż także stary
książę wraz z Sieciechem powołali pod broń swoich wojowników.
Oba wojska spotkały się pod Żarnowcem. Do bitwy jednak nie doszło,
zaczęły się pertraktacje.
Władysław zgodził się na żądania synów i przyrzekł oddalić
Sieciecha. Jednak w nocy wsiadł do małej łódki, potajemnie
przeprawił się przez Wisłę i dołączył do wojsk swego wojewody. Po
ucieczce ojca w obozie młodych książąt odbył się wiec, na którym
uznano postępowanie Władysława za nieodpowiedzialne.
Postanowiono też, że Bolesław zajmie Kraków wraz z otaczającymi
gród ziemiami, natomiast Zbigniew ma zająć Mazowsze. Bolesławowi
udało się opanować Kraków, natomiast Zbigniew nie zdążył wejść do
Płocka. Groził jednak ojcu oblężeniem. W końcu, przy pośrednictwie
arcybiskupa Marcina, doszło do porozumienia między ojcem
a synami. Władysław ustąpił i Sieciech musiał udać się na wygnanie.
Powrócił później do Polski, lecz – jak pisze Gall – nie sprawował już
nigdy żadnych urzędów. Pod Płockiem Władysław potwierdził podział
kraju na wcześniejszych zasadach – Zbigniew zachował Wielkopolskę,
a Bolesław Śląsk. Natomiast stary książę rezydował w Płocku, pod
jego bezpośrednią władzą pozostawało Mazowsze. Zachował też
władzę zwierzchnią w całym państwie. Nie wyznaczył już żadnego
wojewody, obowiązki tego dostojnika wykonywał do końca jego
panowania ten spośród komesów, w którego prowincji przebywał.
Władysław Herman zmarł w Płocku w 1102 roku. Powiadomieni
o śmierci ojca synowie przybyli natychmiast, jednak od razu pokłócili
się o podział skarbca książęcego. Kłótnia ta nie pozwalała na odbycie
pogrzebu. Dopiero po mediacji arcybiskupa Marcina można było
oddać ziemi doczesne szczątki Władysława. Spoczął on w katedrze
płockiej, natomiast jego synowie powrócili do swych dzielnic.
Po śmierci Władysława Hermana Polska rozpadła się na dwie
dzielnice. Wielkopolską i Mazowszem zaczął rządzić Zbigniew,
natomiast Małopolską i Śląskiem – Bolesław. Gall pisze, że
Bolesławowi przypadła ludniejsza i bogatsza część państwa, co jest
niewątpliwie prawdą. Jednak dział Zbigniewa był większy,
obejmował również ziemie sieradzką, łęczycką i Kujawy. Władysław
Herman podzielił spadek równo między synów. Nie wyznaczył jednak
księcia zwierzchniego. Jeśli wierzyć Gallowi, już przy pierwszym
podziale państwa po buncie synów otaczający księcia dostojnicy mieli
zapytać, który z potomków Władysława ma być w przyszłości
księciem zwierzchnim. Władysław podobno żadnego z nich nie
wyznaczył na to stanowisko, lecz odpowiedział, że po jego śmierci
wszyscy mają być posłuszni „roztropniejszemu i zacniejszemu
w obronie kraju i gromieniu wrogów”.
Nie wiem, czy rzeczywiście tak postanowił Władysław, jednak po
śmierci starego księcia Polską zaczęli rządzić dwaj niezależni od
siebie, równorzędni władcy.
SUKCESY NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI

Czeski kronikarz Kosmas napisał, że niemal natychmiast po śmierci


Władysława wybuchła w Polsce wojna domowa. Dodał, że „jak mówi
lud, dwa kocury w jeden worek schwytane nie mogą być razem”.
Jednak wojna między braćmi nie wybuchła tak prędko.
Po śmierci Władysława Hermana polskie elity polityczne znowu się
podzieliły. Tym razem kryterium podziału stanowił stosunek do
synów książęcych. Każdy z braci miał w kraju swoje stronnictwo, jego
członkowie, na równi z księciem, dążyli do zdobycia przewagi w całej
Polsce. Możemy się domyślać, kto popierał Bolesława. Jednym
z najpotężniejszych jego stronników był Skarbimir z rodu Awdańców.
Gdy Bolesław był chłopcem, Skarbimir pełnił funkcję jego
wychowawcy. Po uzyskaniu przez księcia dzielnicy Skarbimir został
wojewodą i to on zapewne był twórcą polityki młodego i jeszcze
niedoświadczonego władcy. Z pewnością do stronników Bolesława
należeli współrodowcy Skarbimira, a trzeba podkreślić, że w owych
czasach ród Awdańców był bardzo potężny. Do stronnictwa Bolesława
zaliczyć należy biskupa krakowskiego Baldwina, którego młody książę
w 1103 roku wyniósł na to stanowisko. Możemy się też domyślać, że
Bolesława popierali rodowcy Wszebora, który dawniej pełnił funkcję
piastuna Bolesława. Skoro zaś Wszebor był krewnym należącego do
rodu Toporczyków Sieciecha, więc zapewne za Bolesławem stanęli
również inni Toporczycy.
Przez kilka lat Zbigniew był równorzędnym konkurentem
Bolesława. Musiał więc również posiadać własne stronnictwo.
O popierających go możnych możemy powiedzieć jeszcze mniej niż
o stronnikach Bolesława. Wiemy tylko, że za Zbigniewem opowiedział
się arcybiskup gnieźnieński Marcin.
W 1102 roku mogło się wydawać, że zwycięstwo Zbigniewa jest
tylko kwestią czasu. Starszy z braci miał na początku swego
panowania znacznie więcej przyjaciół za granicą. Był z nim
sprzymierzony książę praski Borzywoj oraz książę morawski
Świętopełk. Dobre kontakty z Czechami gwarantowały przyjaźń
cesarza Henryka IV. Zbigniew miał również zapewnione poparcie
Pomorzan. Natomiast Bolesław pozostawał niemal osamotniony.
Wszyscy przyjaciele Zbigniewa byli jego wrogami, od samego
początku panowania musiał walczyć z Czechami i Morawianami.
Także jego stosunki z Węgrami były napięte. Na Węgrzech bowiem
panował król Koloman, przeciw któremu nieustannie buntował się
jego brat Almos. Tymczasem Bolesław odziedziczył po ojcu sojusz
z Almosem. Ponieważ Koloman węgierski sprzymierzył się z księciem
Czech Borzywo jem, przeciwnikami Bolesława byli wszyscy jego
południowi sąsiedzi. Młodszy z synów Władysława Hermana mógł
liczyć tylko na wsparcie Jarosława, księcia Rusi Wołyńskiej.
Natychmiast po śmierci Władysława Hermana bracia zaczęli ze
sobą rywalizować. W celu osłabienia przeciwnika każdy z nich starał
się niszczyć ziemie brata przy wsparciu wojsk obcych. Dzielnicę
Bolesława zaatakował sojusznik Zbigniewa, Borzywoj czeski. Bolesław
odpowiadał w bardziej wyrafinowany sposób, prowadząc swoich
wojowników na pozostających w dobrych stosunkach z jego bratem
Pomorzan. Pomorzanie w odwecie niszczyli najbliżej nich leżące
ziemie polskie, co rodziło konflikty pomiędzy nimi i Zbigniewem.
Potem przywracany był pokój, jednak to Zbigniew cierpiał z powodu
akcji brata.
Mimo złych układów politycznych Bolesław potrafił wyjść
z izolacji. Niewątpliwie pomogli mu w tym jego doradcy, którzy
jeszcze za czasów Władysława Hermana kierowali polską polityką. Po
czeskim najeździe posłał on do Pragi Skarbimira, któremu udało się
zapewnić neutralność księcia czeskiego za pomocą tysiąca grzywien
srebra. Przekupiony Borzywoj nie wspomógł więc zaatakowanego
przez Bolesława Świętopełka morawskiego. Następnie Bolesław
spróbował osadzić na węgierskim tronie zaprzyjaźnionego z nim
Almosa. Zapewnił sobie pomoc Jarosława wołyńskiego i razem
wyruszyli na Węgry. Sprzymierzeńcy oblegli gród Abau jvar, jednak
tam doszło do niespodziewanego zakończenia wojny. Almos pogodził
się z bratem i jego sojusznicy musieli z niczym powrócić do domu. Po
tym niepowodzeniu politycznym Bolesław porozumiał się z królem
Węgier Kolomanem i skłonił go do interwencji w Czechach. Wspólnie
postanowili osadzić na tronie praskim Świętopełka morawskiego,
który wcześniej sprzymierzył się z Bolesławem. Gdyby plan ten się
powiódł, Krzywousty mógłby liczyć na poparcie zarówno węgierskie,
jak i morawskie.
Planowana akcja miała wszelkie szanse powodzenia. Wojska
polskie, węgierskie i morawskie górowały nad siłami Borzywo ja.
Ponadto w ostatniej chwili przed sojuszniczym atakiem na Pragę
Borzywoj został wezwany przez cesarza Henryka IV na pomoc
przeciw buntującemu się następcy tronu niemieckiego, Henrykowi V.
Jednak i tym razem się nie udało. Król Koloman przed dojściem do
Pragi musiał zawrócić, gdyż jego brat Almos ponownie wystąpił
przeciw niemu. Również Bolesław został zmuszony do odwrotu
i obrony swych ziem przed atakiem Pomorzan. Świętopełk pozostał
sam. Pragi nie zdobył, ponieważ Borzywoj, na wieść o zagrożeniu,
pozostawił cesarza i powrócił bronić swej stolicy. Dodajmy, choć nie
należy to do tematu, że opuszczony przez księcia czeskiego Henryk IV
przegrał ze swym synem i został zdetronizowany.
Wprawdzie Bolesławowi nie udało się dokonać w Pradze
przewrotu, jednak Borzywoj czeski zrezygnował z popierania
Zbigniewa. Ponieważ sojusznikami Bolesława byli teraz zarówno
Koloman węgierski, jak i Świętopełk morawski, a nowy król niemiecki
Henryk V był zajęty umacnianiem swej władzy w Niemczech,
Zbigniew został osamotniony. Natychmiast wykorzystał to Bolesław.
W 1106 roku uderzył na dzielnicę Zbigniewa. Gall pisze, że uderzenie
poszło w kierunku południowej Wielkopolski, gdzie przez kilka dni
bronił się tylko Kalisz. Po zdobyciu grodu Bolesław ruszył w stronę
Łęczycy, po drodze zajmując Spycimierz i aresztując potężnego
stronnika Zbigniewa, arcybiskupa Marcina.
Zbigniew uciekł na Mazowsze i schronił się w Płocku. Tam obległy
go wojska Bolesława wzmocnione posiłkami węgierskimi i ruskimi.
Na czele Rusinów przybył książę Jarosław wołyński. Nie doszło
jednak do szturmu grodu, gdyż książę Jarosław i biskup krakowski
Baldwin doprowadzili do rokowań. W ich wyniku Zbigniew nie został
usunięty z Polski. Bolesław pozostawił mu Mazowsze jako lenno.
Takie rozwiązanie niezupełnie odpowiadało Bolesławowi. Ustąpił
zapewne wobec wspólnego stanowiska księcia ruskiego
i krakowskiego biskupa, niewykluczone jest też wsparcie Zbigniewa
przez jego polskich stronników. Bolesław mógł się również obawiać,
że wypędzony z Polski Zbigniew znajdzie sobie sojuszników za
granicą i wtedy wojna domowa może się przekształcić w wojnę
z potężnymi sąsiadami. Niedługo jednak Zbigniew był księciem
mazowieckim. Już w następnym roku Bolesław odebrał mu Mazowsze
i wypędził z kraju. Pretekstem było powstrzymanie się Zbigniewa
przed udziałem w wyprawie wojennej na Pomorze. Wypędzony
z Polski książę znalazł schronienie w Czechach i już niebawem
zaatakował Polskę wspólnie z rycerzami Borzywo ja czeskiego.
Zdobycie pełni władzy w Polsce nie oznaczało dla Bolesława
spokoju. Nie mógł pozostać obojętny wobec wojny, jaka w 1108 roku
wybuchła między Niemcami i Węgrami. W wojnie tej Czesi wsparli
Niemców, natomiast Bolesław zaangażował się po stronie swego
sojusznika, króla Kolomana. Gdy wojska niemieckie ruszyły na
Węgry, uderzenie polskie na Czechy nie pozwoliło ich księciu wziąć
udziału w walkach po stronie cesarza. Wojna ta nie przyniosła
sukcesu Henrykowi V, Koloman się obronił. Teraz jednak gniew
cesarski skierował się przeciw Polsce. W następnym roku Henryk V
wypowiedział Bolesławowi wojnę.
Cesarz miał zażądać, aby Bolesław oddał swemu bratu połowę
kraju, a ponadto wsparł go trzystu wojownikami lub zapłacił mu
trzysta grzywien srebra. Na to żądanie Bolesław miał odpowiedzieć:

Jeżeli pieniędzy naszych lub rycerzy polskich żądasz tytułem trybutu, to


mielibyśmy się za niewiasty, a nie za mężów, gdybyśmy wolności swej nie
bronili. Do przyjęcia zaś buntownika lub podzielenia się z nim niepodzielnym
królestwem nie zmusi mnie przemoc żadnej [obcej] władzy, a chyba tylko
jednomyślna rada moich [doradców] i swobodna decyzja mojej własnej woli.
Przeto jeślibyś po dobroci, a nie pogróżkami zażądał pieniędzy lub rycerzy na
pomoc Kościołowi Rzymskiemu, uzyskałbyś zapewne nie mniej pomocy i rady
u nas niż twoi przodkowie u naszych. Zatem bacz, komu grozisz: jeśli
zaczniesz wojnę, znajdziesz ją!
Tak to zanotował Gall Anonim. Nie czytał on z pewnością listów
monarszych, relacjonował to, co mu w Polsce powiedziano, gdy pisał
Kronikę. Na pewno natomiast Bolesław nie uległ groźbom Henryka
i wybuchła wojna.
Aby się zabezpieczyć przed walką na dwa fronty, wczesnym latem
1109 roku Bolesław zorganizował wyprawę wojenną na Pomorze.
Polskie uderzenie było tak silne, że osłabieni Pomorzanie nie mogli od
razu zorganizować wyprawy odwetowej. Jednak zanim zostały
zakończone działania na Pomorzu, armia niemiecka pod osobistym
dowództwem cesarza Henryka V, wspierana przez oddziały czeskie,
którymi dowodził książę Świętopełk, weszła do Polski.
Henryk V podążał zwykłym szlakiem wypraw niemieckich, z Łużyc
przez Śląsk w kierunku centrum państwa polskiego. Po drodze musiał
przekroczyć linię Odry bronioną przez grody w Głogowie, Krośnie
Odrzańskim i Bytomiu. Nie mógł ich ominąć, gdyż silne załogi tych
grodów stanowiłyby zagrożenie dla szykującej się do decydującego
starcia jego armii. Rozpoczął więc oblężenie Głogowa. Przeszło ono
do historii. Nie tylko dlatego, że gród się obronił. Podczas walk pod
Głogowem doszło do nieczęsto spotykanych wydarzeń.
Dowódca załogi Głogowa obawiał się o wynik walki. Zawarł więc
krótki rozejm, w czasie którego chciał się porozumieć z Bolesławem.
Posłowie mieli zapytać księcia, czy gród ma się bronić.
Zabezpieczeniem rozejmu byli zakładnicy, których dali obrońcy.
Zakładnicy mieli powrócić do grodu bez względu na to, jaka będzie
odpowiedź Bolesława. Gdy jednak Bolesław nakazał obronę, cesarz
zakładników nie oddał. Co więcej, kazał przywiązać ich do machin
oblężniczych i ruszyć do szturmu. Obrońcy, aby walczyć, musieli
narazić na śmierć własnych synów. Mimo tak brutalnej i zdradzieckiej
metody walki zastosowanej przez cesarza, gród się nie poddał,
a bitwa została przez Polaków wygrana.
Pokonany pod Głogowem Henryk skierował swe wojska pod
Wrocław. Tam doznał jeszcze jednego niepowodzenia. Pod
Wrocławiem został zamordowany książę czeski Świętopełk, jego
śmierć spowodowała wycofanie się wojsk czeskich. Siły cesarskie
poważnie się zmniejszyły, pojawiły się też problemy z wyżywieniem
armii. Wojownicy niemieccy byli coraz bardziej głodni i zmęczeni,
a z wojskami Bolesława trudno im było walczyć. Polski władca nie
przyjmował walnej bitwy, natomiast niszczył mniejsze oddziały
wroga, które oddaliły się od głównych sił. Niemcy przegrali potyczkę
na Psim Polu. Nie była to wielka bitwa, nie wspomina o niej Gall
Anonim, jej znaczenie wyolbrzymiła późniejsza legenda. Ta i inne
przegrane potyczki niszczyły morale armii niemieckiej. Ponieważ
zbliżała się późna jesień i dalsze działania wojenne były niemożliwe,
cesarz nakazał odwrót.
Henryk V nie osiągnął celów, jakie sobie założył. Nie zmusił
Bolesława do oddania połowy kraju Zbigniewowi, nie uzyskał też od
księcia Polski zobowiązania do wysyłania trzystu rycerzy na każde
żądanie. Zapewne jednak do jakiegoś układu doszło, gdyż przez
następne dwadzieścia lat pomiędzy Polską a Niemcami panował
pokój.
Skończyła się wojna polsko-niemiecka, natomiast stosunki polsko-
czeskie nadal pozostawały wrogie. W Pradze przebywał Zbigniew
i wraz z księciem Czech Władysławem dokonywał napadów na Śląsk.
Jednocześnie Bolesław popierał wygnanego z Czech księcia
Sobiesława i wraz z nim atakował Czechy. Bolesław żądał wydzielenia
dla Sobiesława dzielnicy. Do chwilowego rozwiązania doszło w 1111
roku, po tym jak wojska polskie pokonały Czechów nad Trutiną. Po
polskim zwycięstwie został zawarty kompromis. Rządzący w Pradze
książę Władysław wydzielił Sobiesławowi dzielnicę, a Bolesław
zgodził się na powrót do Polski Zbigniewa. Ponowne napięcie
wywołał jednak nowy konflikt między Bolesławem a Zbigniewem.
Ostatni konflikt między braćmi został opisany przez Galla Anonima.
Według niego Bolesław zgodził się na przyjęcie brata, który miał
zostać jego lennikiem. Tymczasem Zbigniew:

przybył do Bolesława nie w pokornej, lecz wyzywającej postawie, nie jak


przystało na człowieka skruszonego długotrwałym wygnaniem, znużonego
tylu trudami i niepowodzeniami, lecz owszem, jak pan, każąc miecz nieść
przed sobą, z poprzedzającą go orkiestrą muzykantów grających na bębnach
i cytrach, okazując w ten sposób, że nie będzie służył, lecz panował; dając do
poznania, że nie będzie wasalem brata, lecz że bratu będzie rozkazywał.

Rozgniewany Bolesław, za radą „ludzi rozumnych”, ukarał


Zbigniewa. Gall nie napisał, co zrobił bratu, jednak postępek
Bolesława nazwał grzesznym.
O tym, co się stało, wiemy z relacji czeskiego kronikarza Kosmasa.
Według niego Bolesław przyrzekł bezpieczeństwo powracającemu do
kraju Zbigniewowi. Nie dotrzymał jednak przysięgi, brata uwięził
i oślepił. W ten sposób stał się krzywoprzysiężcą, a więc, jak dowodzą
niektórzy historycy, krzywoustym. Wyeliminował w ten sposób
ostatecznie konkurenta, lecz postępkiem tym przysporzył sobie wiele
kłopotów.
Gdy Bolesław pozbył się brata, Władysław czeski wygnał z Czech
popieranego przez polskiego władcę Sobiesława. Stosunki polsko-
czeskie znowu się zaogniły. Z jeszcze trudniejszymi problemami
książę polski musiał się zmierzyć we własnym kraju. Okrutne
potraktowanie brata wywołało powszechne oburzenie, wydaje się
nawet, że władza Bolesława była zagrożona. Dla jej ratowania książę
odbył ciężką pokutę, pielgrzymował na Węgry i do Gniezna, bardzo
hojne obdarował też Kościół polski. Pokajanie się księcia załagodziło
kryzys. Udało się również uregulować stosunki z Czechami. Pomogły
w tym trzy panie.
W 1115 roku owdowiały już Bolesław ożenił się z Salomeą, córką
hrabiego Bergu. Była ona siostrą Rychezy, żony księcia czeskiego
Władysława, oraz Zofii, która wyszła za mąż za księcia morawskiego
Ottona. Po ślubie Bolesław spotkał się ze swymi nowymi szwagrami
w Kłodzku i tam w miłej atmosferze zawarto pokój. Pokój ten okazał
się trwały, utrzymał się aż do śmierci Władysława w 1125 roku.
Największym sukcesem Bolesława Krzywoustego było ponowne
przyłączenie Pomorza do Polski oraz chrystianizacja tej prowincji.
Walki o Pomorze rozpoczął już Władysław Herman, Bolesław
kontynuował działania ojca. Przez pierwsze dziesięciolecie swego
panowania urządzał on na Pomorze wyprawy niezbyt licznych, ale
doborowych oddziałów konnicy. Polscy wojownicy szybkimi
pochodami osiągali założone cele, następnie wracali z łupami.
Działania te nie mogły doprowadzić do opanowania kraju,
początkowo służyły głównie osłabianiu sojuszników Zbigniewa
i sianiu nieufności pomiędzy nim a Pomorzanami. Wyprawy te
zapewniały Bolesławowi sławę, jego wojownicy mogli przeżyć
przygodę rycerską. Pozwalały im poczuć się rycerzami
chrześcijańskimi, którzy walczą z poganami. Walki na Pomorzu coraz
bardziej zaczynały przypominać krucjaty.
Po wojnie z Niemcami Bolesław zmienił taktykę i zmuszał
zwyciężonych książąt plemiennych do uznania swego zwierzchnictwa.
Jednak i to nie przynosiło trwałych efektów. Podporządkowani
naczelnicy po odejściu wojsk polskich przestawali pamiętać
o zaciągniętych pod przymusem zobowiązaniach i wypowiadali
Bolesławowi posłuszeństwo. W końcu polski władca zaczął zdobyte na
Pomorzu okręgi grodowe włączać do swego państwa. Ta metoda
okazała się skuteczna. W 1119 roku Pomorze Wschodnie stało się
prowincją państwa polskiego.
Podbój Pomorza Wschodniego zajął Bolesławowi kilkanaście lat. Po
następnych trzech latach Polsce zostało podporządkowane Pomorze
Zachodnie. Na Pomorzu Zachodnim nadal zachowały znaczenie
wiece, jednak władał tam już książę. Miał on drużynę, mógł też
powołać pod broń szersze masy ludzi. Pokonanie wojsk księcia
pomorskiego było trudniejsze od zwycięstw na plemiennym jeszcze
Pomorzu Wschodnim. Gdyby jednak książę uległ i uznał
zwierzchnictwo polskiego władcy, nie byłoby potrzeby zdobywania
kolejnych niezależnych okręgów. Nie trzeba by też strzec wszystkich
grodów pomorskich, wystarczyło pilnować wierności księcia.
Zanim jednak Bolesław mógł rozpocząć walki na Pomorzu
Zachodnim, musiał zapewnić Polsce spokój od wschodu. W tym czasie
w ruskim księstwie przemyskim panował książę Wołodar. Był on
wrogo nastawiony do Polski. Wobec szykującej się wojny na Pomorzu
i zagrożenia od wschodu Bolesław zwołał naradę. Na niej jeden z jej
uczestników, młody wojewoda Piotr Włostowic, zaproponował
zastosowanie podstępu, a książę i jego doradcy plan przyjęli.
Zgodnie ze swoim planem Piotr pojechał do Przemyśla i oznajmił
Wołodarowi, że popadł w niełaskę u swego władcy i musiał uciekać
z Polski. Wołodar uwierzył i jak najlepiej przyjął Piotra. Przeciwnicy
władców z państw sąsiednich byli zawsze mile widziani, mogli zostać
użyci do celów politycznych. Piotr zaprzyjaźnił się z ruskim księciem,
a gdy znaleźli się sami, porwał go i przywiózł do Polski. Podstępnie
uwięziony Wołodar musiał się zgodzić na warunki Bolesława,
a ponadto zapłacił Piotrowi wielki okup za swe uwolnienie.
Dzięki podstępowi Piotra Włostowica Bolesław mógł zacząć wojnę
na Pomorzu Zachodnim. W 1122 roku pobił wojska księcia
Warcisława w bitwie pod Niekładzem i zmusił go do
podporządkowania się Polsce. Książę pomorski prędko potrafił
wyciągnąć korzyści ze swego nowego położenia. Dzięki pomocy
polskiej wzmocnił swą władzę, zmniejszając znaczenie wieców
plemiennych, po wprowadzeniu chrześcijaństwa pozbył się
odgrywających wielką rolę w polityce wewnętrznej pogańskich
kapłanów. Powiększył też swe księstwo. Wspólnie z Bolesławem
podbił leżące na zachód od ujścia Odry wschodnie ziemie wieleckie.
Po podporządkowaniu sobie Pomorza Bolesław zaczął organizować
misje mające doprowadzić do schrystianizowania żyjących tam
pogan. Nie było trudności z misją na Pomorzu Wschodnim. Do tego
terytorium żadne z państw ościennych nie wysuwało pretensji.
Dlatego też ziemie Pomorza Wschodniego zostały włączone do
polskich diecezji, a księża polscy rozpoczęli tam działalność
chrystianizacyjną. Natomiast chrystianizacja Pomorza Zachodniego
opóźniła się z powodu kościelnych sporów kompetencyjnych.
Arcybiskupstwo magdeburskie rościło sobie prawo do ziem
leżących na zachód od Odry. Ponieważ Pomorze Zachodnie
obejmowało tereny po dwóch stronach tej rzeki, powstawał problem,
kto ma chrystianizować poddanych księcia Warcisława. Początkowo
Bolesław Krzywousty planował powołanie jednego biskupstwa dla
całego Pomorza Zachodniego. Byłoby to oczywiście rozwiązanie
najprostsze organizacyjnie. W tym celu utworzone zostało nawet
biskupstwo w polskim Lubuszu, podporządkowane arcybiskupstwu
w Gnieźnie. Jednak arcybiskup magdeburski nie chciał się zgodzić na
objęcie przez polską organizację kościelną ziem leżących na zachód
od Odry. Nie chcąc popadać w konflikt z arcybiskupami
magdeburskimi, Bolesław poprosił o szerzenie chrześcijaństwa na
Pomorzu biskupa bamberskiego Ottona. Bamberg nie podlegał ani
Gnieznu, ani Magdeburgowi, jego biskup był więc osobą neutralną.
Ponadto Otton był człowiekiem powszechnie szanowanym,
a wspomnienia młodości wiązały go z Polską. Spędził bowiem kiedyś
kilka lat w Polsce, za czasów Władysława Hermana pracował jako
nauczyciel w jednej ze szkół katedralnych. Zapewne nauczył się
wtedy języka polskiego. Był więc ze wszech miar dobrym kandydatem
na apostoła Pomorzan.
Otton wyruszył na wyprawę misyjną w 1124 roku. Misję tę
zorganizował i sfinansował Bolesław Krzywousty. Pomorzanom
biskup zaprezentował się wspaniale. Ubrany w bogate szaty biskupie,
otoczony zbrojną eskortą daną mu przez księcia Bolesława wywierał
na nich wielkie wrażenie. Tak bogatą i potężną osobę należało
traktować poważnie. Dlatego też misja ta dała wyniki. Jednak nie całe
Pomorze zostało podczas tej wyprawy ochrzczone. Choć biskup
bamberski cieszył się polskim poparciem i życzliwością wyznającego
już chrześcijaństwo pomorskiego księcia Warcisława, odwiedził tylko
ziemie leżące na wschód od ujścia Odry. Do ziem tych nie rościło
sobie bowiem pretensji arcybiskupstwo magdeburskie.
Następna podróż misyjna biskupa bamberskiego była wspierana
wyłącznie przez cesarza Lotara. Tym razem chrystianizował on
tereny, które arcybiskup magdeburski uważał za swoją strefę
wpływów. Choć Otton z Bambergu nie mieszał się do polityki, jego
druga misja mogła pomóc cesarzowi Lotarowi w odebraniu
Krzywoustemu Pomorza. Niebezpieczeństwo było tym większe, że
pomorski książę Warcisław starał się strząsnąć z siebie
zwierzchnictwo polskie. Dążył do nawiązania bezpośrednich
stosunków z Lotarem i do złożenia mu hołdu. Jako lennik cesarski
stałby się równy tak Bolesławowi, jak też niemieckim książętom.
Polskiemu księciu groziła więc utrata tak ciężko wywalczonej
zdobyczy. Aby temu przeciwdziałać, zawarł on antyniemiecki sojusz
z Danią. Sojusz wzmocniony małżeństwem jego córki z synem króla
duńskiego Nielsa, Magnusem.
Po uroczystościach weselnych polsko-duńska wyprawa wojenna
wyruszyła na Pomorze, pokonany Warcisław został utwierdzony
w wierności Polsce. Niestety, sojusz ten nie utrzymał się długo.
W Danii nastąpił przewrót, został zamordowany król Niels i jego syn
Magnus, a do władzy doszedł proniemiecki władca Eryk Emune. Pod
jego panowaniem Dania przeszła do obozu niemieckiego. Bolesław
zareagował, wysyłając pomorską flotę na Danię. Pomorskie okręty
spustoszyły całą wschodnią Jutlandię, zniszczona została
Konungahela, nie zmieniło to jednak orientacji politycznej króla
duńskiego.
Zmieniająca się sytuacja polityczna przełomu lat dwudziestych
i trzydziestych XII wieku zmuszała wszystkich władców Europy
Środkowej do szybkich reakcji. Bolesław niestety, częściowo
z konieczności, częściowo w wyniku pomyłek, dopuścił się wtedy
kilku poważnych błędów politycznych.
W 1131 roku zmarł król węgierski Stefan II, pretendentami do
tronu zostali Borys i Bela Ślepy. Ponieważ Belę wspierał zarówno
cesarz, jak i książę czeski, Bolesław nie miał wyboru, musiał poprzeć
Borysa. Polski władca zebrał wojska i wyruszył na Węgry. Tam
okazało się jednak, że Borys ma bardzo słabe poparcie, a Bela może
dysponować, poza oddziałami węgierskimi, również poparciem
z zagranicy. Polska wyprawa na Węgry zakończyła się ogromną
klęską w bitwie nad rzeką Sa jó. Po tej bitwie król węgierski Bela stał
się wrogiem Bolesława. Co prawda nie doszło do wybuchu wojny
polsko-węgierskiej, ale sojusznik Beli, sprzymierzony z cesarzem
czeski Sobiesław zaczął najeżdżać polskie ziemie. Bolesław nie zdołał
temu zapobiec.
Sytuację Polski pogorszyła również błędna decyzja Bolesława
w sprawie uznania nowego papieża. W 1130 roku obradujący na
konklawe kardynałowie nie potrafili znaleźć wspólnego rozwiązania
i wybrali dwóch papieży, Innocentego II i Anakleta II. Większość
państw uznała Innocentego, poparł go również cesarz, jednak
Bolesław opowiedział się po stronie Anakleta. Złe skutki tej decyzji
nastąpiły niemal natychmiast. Papież Innocenty, na prośbę
arcybiskupa magdeburskiego Norberta z Xanten, zakwestionował
istnienie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Potraktował on Gniezno jak
zwykłe biskupstwo i wraz z pozostałymi polskimi diecezjami
podporządkował je Magdeburgowi. Decyzja papieska nie została przez
Polskę przyjęta, Polska uznawała innego papieża. Sytuacja ta jednak
była niebezpieczna, groziła likwidacją polskiej metropolii kościelnej.
Była groźna tym bardziej, że antypapież Anaklet tracił poparcie.
Dla Bolesława najważniejszą teraz sprawą stało się wyjście
z politycznej izolacji. Przede wszystkim uznał papieża Innocentego II.
Po zmianie obediencji papież wydał bullę potwierdzającą istnienie
arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Trudniej było załagodzić konflikt
z cesarzem, a także Belą węgierskim i Sobiesławem czeskim. Król
Węgier i książę Czech poprosili cesarza Lotara o rozstrzygnięcie sporu
pomiędzy nimi a Bolesławem. Polski książę mógł się zgodzić na
mediację między nim i królem Węgier, gdyż obaj uważali się za
suwerennych władców, a dwaj suwerenni władcy mogli poprosić
cesarza o rozsądzenie sporów. Nie mógł natomiast przystać na to, by
cesarz był sędzią w konflikcie pomiędzy nim a księciem Sobiesławem.
Sobiesław był lennikiem króla niemieckiego. Gdyby Bolesław poddał
się sądowi cesarskiemu, zgodziłby się na zajmowanie takiej samej
pozycji jak Sobiesław. Jednak w sytuacji, w jakiej się znajdował, nie
mógł odmówić przybycia na zjazd zwołany przez Lotara.
Zjazd ten odbył się w 1135 roku w Merseburgu. Cesarz wezwał tam
swoich lenników, wśród nich również księcia Polski. Przebieg zjazdu
znamy z relacji czeskiego kronikarza zwanego Kanonikiem
Wyszehradzkim. Pisze on, że Lotar posadził Sobiesława po swojej
prawicy, przy cesarzu siedzieli też inni książęta, natomiast Bolesław
dostał krzesło naprzeciw całego zgromadzenia. Według kronikarza
książę polski został w ten sposób upokorzony, gdyż został
potraktowany jak liktor, czyli dostojnik niższej rangi. Jednak opis
Kanonika Wyszehradzkiego świadczy o czymś innym. Rzeczywiście
cesarz wyróżnił Sobiesława, sadzając go po swojej prawicy. Było to
miejsce zarezerwowane dla zasłużonego lennika. Natomiast siedzący
naprzeciwko cesarza Bolesław został potraktowany jak niezależny
władca. O wyjątkowej pozycji polskiego władcy świadczy również to,
co stało się później, o czym informują roczniki niemieckie.
Po naradzie Bolesław złożył hołd Lotarowi. A następnie, gdy cesarz
w uroczystym stroju, w koronie, podążał do kościoła, Bolesław niósł
przed nim miecz. Odbyła się więc ceremonia, jakiej nie stosowano
wobec innych lenników. Ani książęta niemieccy, ani książę czeski nie
byli po złożeniu hołdu zaszczycani niesieniem miecza przed królem.
Lotar potraktował Krzywoustego tak jak jego poprzednik Henryk II
potraktował kiedyś Bolesława Chrobrego. Ceremonia niesienia miecza
została przypomniana przez Lotara najpierw w stosunku do Magnusa
duńskiego, który po niej został koronowany, a następnie dostąpił jej
Bolesław polski. Obaj zostali wywyższeni ponad zwykłych lenników.
Choć po zjeździe w Merseburgu Bolesław Krzywousty nie uzyskał
korony królewskiej, to jednak cesarz nakazał uczcić jego wjazd do
Magdeburga uroczystością należną tylko królowi. Na powitanie
polskiego władcy wyszła uroczysta procesja z arcybiskupem na czele,
a w mieście biły wszystkie dzwony. Takie powitanie określane było
w średniowieczu jako adventus regis, co oznacza przybycie króla.
Bolesław uznał zwierzchnictwo cesarza, ale zgodnie z doktryną
tamtych lat cesarz był panem świata, podlegali mu nawet królowie.
Bolesław był jednak władcą potężnym, miał prawo do inwestytury
biskupów. A prawo takie przysługiwało tylko królom. Choć nie miał
korony, pełnił królewskie obowiązki.
Na spotkaniu w Merseburgu nie doszło też do mediacji cesarskiej
między władcą Polski a księciem Czech. Pokój polsko-czeski został
zawarty w 1137 roku w Kłodzku, po dwustronnych rozmowach.
Po zjeździe w Merseburgu, po porozumieniu z papieżem
Innocentym II i zawarciu pokoju z Czechami Polska była
zabezpieczona na arenie międzynarodowej. Należało jeszcze zapewnić
jej ład wewnętrzny. Tymczasem przyszłość państwa po śmierci
Bolesława nie rysowała się najlepiej. Książę miał aż pięciu synów,
każdy z nich mógł pretendować do sprawowania najwyższej władzy.
Dotychczas w Polsce nie było ścisłych reguł określających, który
z Piastów ma być monarchą. Następcę na ogół desygnował zbliżający
się do śmierci władca, lecz ważna też była aklamacja dokonywana
przez wiec. Wydarzenia XI i początku XII wieku pokazały, że coraz
większe znaczenie przy wyznaczaniu władcy zaczęli mieć otaczający
księcia możni. Bolesław obawiał się, że po jego śmierci może dojść do
powstania możnowładczych stronnictw popierających różnych jego
synów, co spowoduje wojnę domową. Postanowił więc stworzyć
prawo regulujące następstwo tronu. Za wzór posłużyły mu regulacje,
jakie od niemal stu lat obowiązywały na Rusi i w Czechach.
Początkowo spowodowały one wybuch walk wewnętrznych, jednak
w pierwszej połowie XII wieku zapewniły obu tym państwom spokój
wewnętrzny. Dzisiaj wiemy, że był to tylko spokój chwilowy, jednak
Bolesław nie mógł tego przewidzieć.
Statut sukcesyjny nie był testamentem sporządzonym na łożu
śmierci. Został on uchwalony w ostatnich latach życia Bolesława, na
wiecu, a następnie wysłany do wiadomości papieża. Postanowienia
statutu wydawały się bardzo racjonalne. Zgodnie z nimi zawsze
najstarszy z potomków Krzywoustego miał sprawować władzę
zwierzchnią nad całym krajem. Bolesław wyposażył też najwyższego
księcia w dzielnicę senioralną. Składała się ona z Krakowa i ziemi
krakowskiej, a także z ziem środkowej Polski. W skład dzielnicy
senioralnej zapewne wchodziło również Gniezno, a więc senior miał
panować bezpośrednio w dwóch głównych grodach Polski.
Powierzone mu także zostało zwierzchnictwo nad Pomorzem. Na
Pomorzu Wschodnim rządzić miał przy pomocy wyznaczanego przez
siebie namiestnika, księciu zwierzchniemu miał podlegać książę
Pomorza Zachodniego. Zarówno seniorowi dynastii, jak i jego
młodszym braciom zostały przydzielone dzielnice. I tak najstarszy
z nich, Władysław, dostał Śląsk wraz z Opolszczyzną, Bolesław
Kędzierzawy – Mazowsze, Mieszko, którego później nazwano Starym
– dzielnicę poznańską, a dla będącego jeszcze dzieckiem Henryka
przeznaczona została dzielnica sandomierska. Miał ją objąć, gdy
dorośnie. Najmłodszy spośród synów Bolesława, Kazimierz, nie dostał
własnej ziemi. Zapewne był zbyt mały, aby go uposażać.
Statut Bolesława był dobrze pomyślany, można się było
spodziewać, że zagwarantuje Polsce jednolitość, a zarazem
zapobiegnie walkom o władzę między książętami. Po jego uchwaleniu
zdecydowaną przewagę nad braćmi uzyskał najstarszy Władysław.
Poza Śląskiem i dzielnicą senioralną zarządzał on również w imieniu
małego Henryka dzielnicą sandomierską. Ziemie, które mu przypadły,
były większe i bardziej ludne od dzielnic obu jego braci, Bolesława
Kędzierzawego i Mieszka. Władysław był też znacznie starszy od
swych braci. W 1138 roku, gdy umierał Bolesław, miał już trzydzieści
pięć lat, kilkunastoletniego syna, a także doświadczenie polityczne.
Ponadto ojciec dobrze go ożenił. Żoną Władysława była Agnieszka,
córka margrabiego Austrii, a jednocześnie przyrodnia siostra króla
Niemiec Konrada III. Tymczasem najstarsi spośród jego braci dopiero
w chwili śmierci ojca osiągali pełnoletność. Wydawało się więc, że
Władysław, mając zdecydowaną przewagę nad braćmi, stanie się
rzeczywistym władcą Polski, natomiast młodsi synowie
Krzywoustego, wyposażeni w dzielnice, będą w spokoju czekać na
osiągnięcie tronu wielkiego księcia.
SYNOWIE BOLESŁAWA KRZYWOUSTEGO

W 1138 roku zmarł Bolesław Krzywousty. Przyjmuje się powszechnie,


że rok ten otworzył w Polsce okres rozbicia dzielnicowego.
Tymczasem śmierć Bolesława jeszcze niczego nie zmieniła. Nadal na
tronie krakowskim zasiadał władca całej Polski, nadal zwierzchnikiem
ogólnopolskiej administracji był jeden wojewoda. Młodsi bracia
panującego księcia mieli swoje dzielnice, jed – nak byli zależni od
seniora. Ich władza w wyznaczonych im ziemiach przypominała
władzę namiestników prowincji. Oczywiście znaczenie Bolesława
Kędzierzawego i Mieszka było większe niż namiestników
pochodzących spoza dynastii, byli przecież książętami, każdy z nich
mógł zostać kiedyś wielkim księciem. Dysponowali też majątkami
książęcymi znajdującymi się w ich dzielnicach. Jednak każda ich
ważniejsza decyzja musiała znaleźć akceptację princepsa. Choć jednak
nadal Polska miała jednego władcę, ustawa sukcesyjna Bolesława
Krzywoustego zapoczątkowała epokę wielkich zmian.
Od początku Władysław dążył do ściślejszego uzależnienia swych
braci od siebie lub może nawet do pozbawienia ich tego, co
wyznaczył im ojciec. Dysponował poparciem możnych własnej
dzielnicy śląskiej, popierali go też panowie krakowscy. Popierali, gdyż
Władysław rezydował w Krakowie, przy nim możni krakowscy byli
pierwszym panami państwa. Wielki książę spotkał się jednak już na
początku swych rządów z silną opozycją. Na jej czele stanęła matka
książąt juniorów, wdowa po Bolesławie Krzywoustym, Salomea.
Pragnęła ona swym synom zapewnić jak największą władzę. Oba
ugrupowania liczyły na pomoc zagraniczną. Salomea i młodsi
synowie Krzywoustego mogli się spodziewać wsparcia ze strony Rusi,
gdyż jeszcze Bolesław Krzywousty ożenił Bolesława Kędzierzawego
z Wierzchosławą pochodzącą z linii książąt nowogrodzkich. Również
Władysław szukał ruskiego wsparcia, żeniąc swego syna Bolesława ze
Zwinisławą, córką wielkiego księcia kijowskiego Wsiewołoda
Olegowicza. Cała Ruś w owych czasach uznawała jeszcze władzę
wielkiego księcia kijowskiego, pomoc przez niego udzielona mogła
zadecydować o rozwoju sytuacji w Polsce. Jednak niebawem na Rusi
spokój się skończył i zaczęły następować zmiany na tronie kijowskim.
Pokój w Polsce nie trwał długo. Już w 1142 roku wybuchła
pierwsza wojna domowa sprowokowana przez księżnę Salomeę.
Zwołała ona do Łęczycy wiec, na którym miano podjąć decyzję
w sprawie przyszłości jej najmłodszej córki, trzyletniej Agnieszki.
Księżna wahała się, czy Agnieszkę oddać do klasztoru, czy też wydać
ją za mąż za ruskiego księcia. Ostatecznie postanowiono, że
Agnieszka wyjdzie za mąż, oczywiście po osiągnięciu pełnoletności.
Na wiec przybyli synowie Salomei, nie został natomiast zaproszony
Władysław. Bardzo go to oburzyło. On przecież, jako senior dynastii,
powinien decydować o losach siostry. Wystąpił więc zbrojnie
przeciwko Salomei i jej synom. Był silniejszy, miał też pomoc ruską,
wygrał więc tę wojnę. Nie zdołał jednak pozbawić braci ich dzielnic.
Okazało się, że młodsi synowie Krzywoustego cieszą się szerokim
poparciem, po ich stronie stanął między innymi arcybiskup
gnieźnieński Jakub ze Żnina.
Do drugiego starcia doszło w 1146 roku, wywołał je spór
o dzielnicę pozostawioną przez zmarłą Salomeę. Prawdziwym
natomiast powodem wojny była walka o władzę. Władysław chciał się
pozbyć przyrodnich braci, oni z kolei zamierzali usunąć najstarszego
brata z kraju. Dążący do niepodzielnej władzy Władysław zaczął
tracić poparcie. Chcąc osłabić opozycję, kazał oślepić swego
wojewodę, Piotra Włostowica. Wydawało mu się bowiem, że Piotr
przeszedł do przeciwnego mu obozu. Jednak egzekucja dokonana na
Piotrze przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego i spowodowała,
że również możni dzielnicy śląskiej znaleźli się w obozie juniorów.
Początek wojny domowej był pomyślny dla Władysława. Zmusił
swych braci do defensywy, w końcu obległ Poznań. Pod Poznaniem
nastąpiła jednak gwałtowna zmiana sytuacji. Dowodzący wojskami
juniorów Mieszko potrafił skoordynować działania załogi Poznania
z oddziałami znajdującymi się poza grodem i z dwóch stron uderzył
na seniora. Jednocześnie arcybiskup Jakub rzucił na Władysława
klątwę.
Bitwa pod Poznaniem przyniosła młodszym książętom zwycięstwo,
lecz nie zakończyła jeszcze wojny. Władysław wyruszył za granicę
w poszukiwaniu pomocy, ale pozostawił w kraju obsadzone swymi
załogami grody. W Krakowie broniła się jego żona, Agnieszka.
Wygnany senior szukał pomocy w Niemczech. Uzyskał tam od króla
Konrada obietnicę wsparcia, jednak pomoc niemiecka nie mogła
nadejść szybko. Tymczasem wojska juniorów obległy Wawel. Nie
mogąc się doczekać odsieczy, księżna Agnieszka kapitulowała,
szwagrowie pozwolili jej wraz z dziećmi wyjechać do przebywającego
w Niemczech męża.
Król niemiecki Konrad III musiał zareagować, żoną Władysława
była przecież jego siostra. Zwołał więc wojska, wezwał do pomocy
Czechów i wyruszył na Polskę. Wyprawa ta jednak nic nie dała. Bez
osiągnięcia jakichkolwiek efektów wojska niemieckie wycofały się
znad polskiej granicy. Król Konrad nie miał czasu na zajmowanie się
problemami swej siostry i jej męża, zaczął już bowiem przygotowania
do ogłoszonej na rok 1147 wyprawy krzyżowej. Pozwoliło to polskim
juniorom umocnić swą władzę w Polsce.
Mimo dokonanego przewrotu nie została obalona ustawa
sukcesyjna Bolesława Krzywoustego, uznano tylko Władysława za
osobę nieodpowiednią do sprawowania rządów. Jego następcą został
najstarszy spośród pozostałych braci, Bolesław Kędzierzawy. Znalazł
on akceptację poddanych, rządził, nie popadając w konflikty
z braćmi. Z Bolesławem współrządził Mieszko, co zostało
uwidocznione na wybitych wówczas monetach. Znalazł się na nich
wizerunek dwóch władców wspólnie trzymających symbolizujące
władzę jabłko. Pozostali dwaj bracia początkowo byli mniej widoczni.
Spośród nich Henryk, który zgodnie z decyzją Krzywoustego uzyskał
dzielnicę sandomierską, nie miał ambicji władczych. Był on rycerzem
krzyżowcem. Wybrał się z pielgrzymką do Palestyny, może brał udział
w walkach z muzułmanami. Realizował ideę krucjat przez całe życie,
zginął w 1166 roku, prowadząc wojska polskie przeciw pogańskim
Prusom. Natomiast najmłodszy Kazimierz długo pozostawał w cieniu.
Bolesław Kędzierzawy nadał mu po latach wykrojoną z księstwa
sandomierskiego dzielnicę wiślicką, jednak była ona zbyt mała, aby
można było snuć dalej idące plany. Nie mając na razie widoków na
odegranie większej roli politycznej, Kazimierz zorganizował w Wiślicy
wspaniały dwór, wybudował pałac i kaplicę. Z jego inspiracji
powstała piękna płyta z wyrytą na niej sceną figuralną. Została ona
odkryta pod prezbiterium gotyckiej kolegiaty, kiedyś była posadzką
krypty romańskiego kościoła. Na wiślickim dworze Kazimierza kwitła
kultura literacka, powstawały polskie wersje pieśni rycerskich.
Bolesław Kędzierzawy i jego bracia wzięli udział w krucjacie
w 1147 roku. Nie wyruszyli jednak do odległej Palestyny, lecz wraz
z książętami niemieckimi uczestniczyli w uznanych za krucjatę
walkach z nadbałtyckimi poganami. Mieszko wspólnie z Niemcami
wyprawił się na Połabie, Bolesław natomiast zaatakował Prusy.
Książęta polscy nie odnieśli w tych walkach większych sukcesów,
nawiązali za to ścisłe kontakty z książętami saskimi, przede
wszystkim z twórcą Marchii Brandenburskiej Albrechtem
Niedźwiedziem. Przyjaźń ta przydała się Bolesławowi już
w niedalekiej przyszłości.
Tymczasem Władysław w nadanym mu przez króla niemieckiego
zamku w Altenburgu wiódł smutny żywot wygnańca i czekał na
odmianę losu. Ciekawsze było życie jego dzieci. Najstarszy syn
Bolesław walczył w Ziemi Świętej z niewiernymi, potem towarzyszył
cesarzowi Fryderykowi Barbarossie w walkach we Włoszech. Pod
Mediolanem odznaczył się i zdobył sławę rycerską, pokonując
w pojedynku bardzo groźnego rycerza włoskiego. Poszczęściło się
również siostrze Bolesława, Ryksie. Jako krewna cesarza została ona
wydana za mąż za króla Kastylii, Alfonsa VII. A nawet więcej niż za
króla, Alfons bowiem koronował się na cesarza Hiszpanii. Po śmierci
Alfonsa wyszła za mąż za Rajmunda Berengara, hrabiego Prowansji.
Jego dwór był wówczas centrum kulturalnego świata, zbierali się tam
poeci, artyści, w otoczeniu hrabiego można było znaleźć najbardziej
znanych rycerzy owych czasów. Ostatnie małżeństwo Ryksy nie było
już tak wspaniałe. Wyszła za mąż za mało znanego hrabiego.
W 1157 roku w serce Władysława wstąpiła nadzieja na odzyskanie
utraconego tronu, cesarz Fryderyk Barbarossa rozpoczął bowiem
wojnę z Polską. Głównym celem cesarza miało być przywrócenie
władzy Władysławowi. Na Polskę ruszyła ostatnia wielka wyprawa
cesarska. Opisujący ją kronikarz niemiecki pisze z dumą, że Fryderyk
zdobył grody nad Odrą, których dotychczas nikomu nie udało się
zdobyć. Była to prawda, ale nie cała. Grody nad Odrą nie były
bronione, Bolesław nakazał je spalić. Książęta polscy obawiali się
konfrontacji i cofali swe siły w kierunku Poznania. Nie znamy
szczegółów tych działań, pół wieku później Wincenty Kadłubek pisał,
że Bolesław „walczy bez wojny, zwycięża bez bitwy”. Z kroniki
niemieckiej wiemy, jak wyglądało zakończenie konfliktu. Cesarz, na
prośby książąt, wśród których zapewne był Albrecht Niedźwiedź,
zatrzymał swe wojska w Krzyszkowie pod Poznaniem. Przybył tam
Bolesław Kędzierzawy, ukorzył się przed cesarzem, a następnie złożył
mu hołd. Musiał również zapłacić znaczną kontrybucję. Pozostał
jednak na polskim tronie, a cesarz nie podniósł nawet sprawy
wygnanego Władysława. A więc rację miał Kadłubek, Bolesław
zwyciężył bez bitwy. Barbarossie zależało, aby polscy władcy
uznawali jego zwierzchnictwo, było dla niego natomiast obojętne, kto
rządzi Polską. Dla Bolesława Kędzierzawego, a później dla jego
następców, zależność od cesarza nie była ważna. Fryderyka
Barbarossę angażowały niemal bez reszty sprawy włoskie, na Polskę
nie miał czasu. Zależność Bolesława od Niemiec była więc czysto
formalna, z czasem zanikła zupełnie. Jego następcy nie składali już
hołdów cesarzom.
Polska nadal pozostawała niepodzielona, choć rosło znaczenie
dysponujących dzielnicami braci książęcych. Rosła też liczba dzielnic.
Po śmierci wygnanego z Polski Władysława Bolesław Kędzierzawy
pod naciskiem cesarskim oddał Śląsk jego synom. Początkowo
zachował władzę w głównych śląskich grodach, lecz synowie
Władysława bardzo szybko je opanowali. Uznawali jednak naczelną
władzę swego stryja.
Bolesław Kędzierzawy nie odnosił sukcesów na wojnie. Nie
powstrzymał Niemców w 1157 roku, w 1166 roku poniósł wielką
klęskę w wojnie z Prusami. Nawet życzliwy księciu Kadłubek napisał,
że omijały go sukcesy wojenne. Mimo to w zgodzie ze swymi
poddanymi panował aż dwadzieścia siedem lat. Tak długie panowanie
świadczy o tym, że jego rządy podobały się polskim możnym.
W 1173 roku, po śmierci Bolesława, zgodnie z zasadami
dziedziczenia ustanowionymi przez Bolesława Krzywoustego
panowanie w dzielnicy senioralnej i zwierzchnią władzę w całej
Polsce uzyskał Mieszko zwany Starym. Gdy zasiadał na tronie
wielkoksiążęcym, był najstarszym spośród potomków Krzywoustego.
Z podziwem o nowym księciu pisał Wincenty Kadłubek:

Zachwycały się nim kraje ościenne, sprzyjała mu zewsząd świetność


władców, nawet najodleglejszych, rosła wielka chwała zaszczytów, uśmiechał
się cały wdzięk fortuny. Nigdy mu nie brakło ani spełnienia się życzeń, ani
wojennych triumfów […] Uczestnik wszelkich szczęśliwości, jeżeli w ogóle [w
rzeczach] doczesnych tak mówić można, wszelkie wyobrażenia o szczęściu
przerastał [ciesząc się] znakomitym i licznym potomstwem płci obojga.
A przez [swoje] męskie potomstwo był dla wszystkich groźny, zaś dzięki
żeńskiemu cieszył się wszystkich względami.

Władzę Mieszka nadal uznawali inni Piastowie. Żaden


z pozostałych książąt polskich nie mógł podjąć ważnej decyzji bez
jego zgody. Zachował się dokument, w którym na prośbę księcia
Wrocławia Bolesława zezwolił on na fundację klasztoru w Lubiążu na
Śląsku. Nowy wielki książę zwoływał ogólnopolskie wiece, na które
przyjeżdżał nawet książę Pomorza Zachodniego. Mieszko pilnował
swych książęcych prerogatyw, za pomocą danin i opłat starał się
napełnić swój skarb, a zarazem osłabić potężnych możnowładców.
Aby wyzwolić się spod nacisków możnych krakowskich, przeniósł swą
siedzibę z Krakowa do Gniezna. Jednak fiskalizm Mieszka budził
w Polsce opór, natomiast przeniesienie siedziby wielkiego księcia
oburzyło panów krakowskich. Od ponad wieku przecież siedziba
monarchy znajdowała się w Krakowie, a możni małopolscy stanowili
otoczenie władcy.
W 1177 roku narastające niezadowolenie doprowadziło do buntu
w ziemi krakowskiej. Tamtejsi możni zdetronizowali Mieszka, a do
Krakowa wprowadzili najmłodszego spośród synów Krzywoustego,
Kazimierza. Niedługo potem możni wielkopolscy wypędzili Mieszka
również ze swojej dzielnicy. Zaczęło się powtarzać to, co się
wydarzyło pod koniec panowania Władysława. Wydawało się, że
uznanego za złego władcę Mieszka zastąpi jego brat Kazimierz.
Nowy monarcha po swej intronizacji znalazł uznanie w całej Polsce.
W dzielnicy wielkopolskiej zatwierdził zbuntowanego przeciw ojcu
syna Mieszka, Odona, doprowadził do zakończenia wojny domowej
na Śląsku, wspierając starszego z Władysławowiców Bolesława. Uznał
też w Opolu władzę jego brata Mieszka, a na Pomorzu Wschodnim
ustanowił swego namiestnika.
Tymczasem wygnany z Polski Mieszko, tak jak jego najstarszy brat,
udał się do cesarza Fryderyka Barbarossy z prośbą o pomoc. Fryderyk
jednak mu nie pomógł, miał ważniejsze problemy do rozwiązania.
Wobec tego Mieszko zwrócił się o pomoc do swego zięcia, Sobiesława
czeskiego. Ten też go nie poparł, gdyż sam miał kłopoty, właśnie
wtedy stracił tron. Pomocy Mieszkowi udzielił inny jego zięć, książę
szczeciński Bogusław. Dzięki niemu senior dynastii powrócił do
Wielkopolski, gdzie zresztą został dobrze przyjęty. Wielkopolscy
możni nie chcieli być mniej ważni od możnych krakowskich, pragnęli
mieć własnego księcia.
Po powrocie Mieszka wytworzyła się w Polsce nowa sytuacja.
Panujący w Krakowie Kazimierz twierdził, że jest wielkim księciem,
zwierzchnikiem innych polskich książąt. Dzierżył przecież Kraków od
dawna uchodzący za naczelny gród Polski, wielkim księciem został
z wyboru możnych, jego władzę uznali już inni Piastowie. Ale
również Mieszko nadal uważał się za wielkiego księcia. Był
najstarszym spośród potomków Krzywoustego, podlegało mu
Gniezno, od początku państwa naczelny gród Polski. Każdy
z pretendentów do najwyższej władzy stworzył wokół siebie dwór
wielkoksiążęcy, każdy wyznaczył swego wojewodę. I oczywiście
żaden z nich nie uznawał nad sobą władzy konkurenta. Tak więc
w latach siedemdziesiątych XII wieku Polska rozpadła się na dwie
części rządzone przez dwóch konkurujących ze sobą władców. Ten
podział pociągnął za sobą dalsze następstwa. Skoro za princepsa
uważali się zarówno Mieszko, jak i Kazimierz, więc książęta śląscy,
Bolesław wrocławski i Mieszko raciborski, uznali, że nie muszą
pomiędzy nimi wybierać. Uznali się za niezależnych. Od tego
momentu Polska zaczęła się rozpadać na coraz większą liczbę
faktycznie suwerennych księstw. Za przykładem Śląska poszło
Mazowsze. Wprawdzie dzielnica ta uznawała władzę księcia
krakowskiego Kazimierza, ale Mazowszanie mieli własnego księcia
Leszka, syna Bolesława Kędzierzawego. A gdy on umarł, Kazimierz
uszanował odrębność tej ziemi i wyznaczył jej wojewodę.
Wraz z wypędzeniem Mieszka Starego z Krakowa rozpoczęło się
rozbicie dzielnicowe Polski.
Polska dzielnicowa
POCZĄTKI ROZBICIA DZIELNICOWEGO

Polska zaczęła się rozpadać na dzielnice, choć w świadomości książąt


i ówczesnych elit była nadal jednym królestwem. Początkowo mogło
się wydawać, że podział jest chwilowy, jeszcze przez kilkadziesiąt lat
niektórzy spośród Piastów dążyli do uzyskania władzy wielkiego
księcia i zwierzchnictwa nad pozostałymi członkami dynastii. Polskę
jednoczyła kościelna metropolia gnieźnieńska, arcybiskupi
sprawowali władzę w całym kraju. Władzę tylko kościelną, ale za to
rzeczywistą. W końcu Polskę łączyła silna już tradycja wspólnego
państwa, a także potencjalne prawa każdego członka dynastii do
dziedzictwa po Bolesławie Krzywoustym. Mimo to w połowie XIII
wieku monarchia piastowska rozpadła się na wiele samodzielnych
państewek.
Po powrocie Mieszka do kraju Kazimierz panował nad większością
ziem polskich. Nie należała do niego tylko Wielkopolska i Śląsk.
Skończyło się też zwierzchnictwo nad Pomorzem Zachodnim. Ziemie
zachodniopomorskie ostatecznie odpadły od Polski w 1181 roku, gdy
książę szczeciński Bogusław złożył hołd cesarzowi. Dla Bogusława
złożenie tego hołdu oznaczało awans w hierarchii politycznej. Jako
bezpośredni lennik cesarza stawał się równy zarówno książętom
niemieckim, jak też Piastom.
Mieszko Stary, poprzez fiskalizm i strzeżenie swych uprawnień,
usiłował wzmocnić władzę książęcą oraz osłabić coraz potężniejszych
możnych. Kazimierz zastosował inną metodę rządzenia. Zauważył to
Wincenty Kadłubek, pisząc, że Kazimierz „zrywa więc pęta niewoli,
kruszy jarzmo poborców, znosi daniny, wprowadza ulgi podatkowe;
ciężary nie tyle zmniejsza, co zupełnie usuwa, daniny o służebności
znieść każe”.
Kadłubek oczywiście przesadza, książę nie mógł znieść wszystkich
ciężarów ponoszonych na rzecz państwa. Możemy jednak wierzyć, że
fiskalizm Kazimierza stał się znacznie mniej uciążliwy. Spośród
ustępstw na rzecz społecznych elit znane są nam przywileje, jakie
nadał on Kościołowi. W 1180 roku zwolnił majątki kościelne
z obowiązku goszczenia dygnitarzy, urzędników i funkcjonariuszy
księcia. W zamian za to zebrani na wiecu biskupi i możni uznali
prawo potomków Kazimierza do krakowskiego tronu. Dzięki takiej
polityce wewnętrznej nadano Kazimierzowi przydomek Sprawiedliwy.
Wydaje się, że Kazimierz lepiej od Mieszka potrafił rozpoznać
tendencje panujące w jego czasach. Nowy książę krakowski zamiast
walczyć z możnymi, potrafił się z nimi porozumieć. Czy mógł zresztą
inaczej postąpić, skoro został przez możnych wyniesiony na tron?
Porozumienie z elitami państwa pozwoliło na wznowienie aktywnej
polityki zagranicznej. Ponieważ Kazimierz panował we wschodniej
części Polski, więc także jego polityka ukierunkowana była na
wschód.
W drugiej połowie XII wieku pogłębiło się rozbicie Rusi, ruscy
książęta często toczyli między sobą wojny o pograniczne tereny,
o księstwa, o panowanie w Kijowie. Po śmierci księcia halickiego
Jarosława Ośmiomysła wybuchły walki o spadek po nim. Do walk
tych wmieszał się król Węgier oraz Kazimierz, każdy z nich chciał
osadzić w Haliczu własnego kandydata. Książę polski odniósł sukces,
umożliwiając opanowanie Rusi Czerwonej i Wołynia przez Romana
z dynastii Rurykowiczów, syna Mścisława Chrobrego i Agnieszki,
córki Bolesława Krzywoustego.
Mieszko Stary długo pozostawał bierny, nie czynił nic w celu
odzyskania dzielnicy senioralnej. Dopiero w 1191 roku wykorzystał
nieobecność Kazimierza i spróbował opanować ziemię krakowską. Na
Kraków ruszył syn Mieszka, Bolesław. Zajął Wawel, ale nie utrzymał
się tam długo. Kazimierz na wieść o utracie stolicy powrócił śpiesznie
z Rusi i odzyskał główny gród swego państwa. Syna Mieszka wziął do
niewoli, ale wypuścił go bez okupu. Zaskarbił tym sobie wdzięczność
brata, który za życia Kazimierza nie ponawiał już prób odebrania mu
Krakowa.
Kazimierz interweniował w sprawy księstw zachodnioruskich, dążył
do osadzania na tronach ruskich sprzymierzonych z nim książąt.
Wyprawiał się też na Jaćwingów, jednak bez większych sukcesów.
Wygrywał bitwy, lecz nie zdołał podporządkować sobie żadnej z ziem
jaćwieskich. Po jednej z takich wypraw, w 1194 roku, zorganizował
w Krakowie uroczystości ku czci św. Floriana. Pierwszego dnia odbyły
się ceremonie religijne, w następnym dniu Kazimierz wydał ucztę.
Gdy już, jak pisze Kadłubek, wszyscy bardzo się rozochocili, a ich
głosy stały się tak potężne, że wzbiły się aż do nieba, książę podczas
rozmowy z biskupem wypił tylko jeden mały kielich wina i padł
martwy. Na obecnych śmierć Kazimierza spadła jak grom z jasnego
nieba, nikt nie spodziewał się takiego zakończenia uczty. Od razu
pojawiły się podejrzenia o otrucie władcy.
Śmierć księcia Kazimierza rzeczywiście wygląda dziwnie. Wypił
kielich wina i natychmiast potem umarł. Czy jednak było to otrucie?
Najbardziej podejrzanym był oczywiście starszy brat Kazimierza,
Mieszko Stary. Jemu to przecież zależało na powrocie do Krakowa.
Czy jednak rzeczywiście Mieszko polecił dosypać do kielicha
trucizny? Gdyby Mieszko był sprawcą otrucia Kazimierza,
z pewnością natychmiast zareagowałby na jego śmierć. Czekałby już
z wojskami gotowymi do zajęcia Krakowa. Tymczasem Mieszko robi
wrażenie osoby zupełnie zaskoczonej. Zdobył się na działanie dopiero
po roku. Nie zareagował też nikt inny w całej Polsce. Ten brak
reakcji, to zaskoczenie każe szukać naturalnych przyczyn śmierci
Kazimierza. Mógł to być przecież nagły atak serca czy wylew krwi do
mózgu. Takie przypadki zdarzały się zawsze, one chyba lepiej
tłumaczą przyczyny śmierci księcia.
Po uroczystym pogrzebie Kazimierza panowie krakowscy wzięli
sprawy we własne ręce. Najwyżsi dostojnicy ziemi krakowskiej,
wojewoda Mikołaj i biskup krakowski Pełka, zwołali wiec. Wiec był
liczny, przybyli zarówno najwięksi możnowładcy, jak też ludzie
niższej kondycji – lud, jak ich określa Kadłubek. Najpierw wojewoda
i biskup odbyli naradę z panami, a potem wystąpili z propozycjami
przed ogółem. Panowie ustalili treść obrad, jednak nie tylko oni byli
ważni. Bez zgody ludu nie można było wprowadzić w życie
proponowanych postulatów.
Przebieg wiecu znamy z Kroniki mistrza Wincentego, kronikarz
zapewne był jego uczestnikiem. Przedstawił on nie tylko przebieg
obrad, ale przytoczył też przemówienia jego uczestników. Nie są to
oczywiście stenograficzne zapisy wygłoszonych mów, kronikarz
komponował je po latach. Zapewne jednak oddał sens toczonej na
wiecu dyskusji.
Obrady otworzył biskup Pełka. W wystąpieniu swym przekonywał
uczestników wiecu do wybrania następcy zmarłego księcia.
Zaproponował nawet kandydata do krakowskiego tronu – miał nim
być siedmioletni syn zmarłego Kazimierza, Leszek. Biskupowi
odpowiedział „pewien znaczny mąż”, jak go określił Kadłubek. Mąż
ten zgodził się, że należy bezzwłocznie wybrać księcia, ostrzegł
jednak obecnych przed wyborem dziecka. Miał twierdzić, że:

panujący powinien być mądry, rzetelny, ostrożny i przemyślny we


wszystkim i wszędzie. Jeśli w rzeczach najmniejszych, powiedzmy we
władaniu nad rodziną, domem, okrętem, nad jednym zagonem czy kmieciem
zaniedbywanie jest niebezpieczne, o ileż niebezpieczniejsze jest zasypianie
przy władaniu rzecząpospolitą.

Kadłubek dodaje, że mówił tak, gdyż był zwolennikiem Mieszka


Starego lub młodego Mieszka, księcia raciborskiego.
Odpowiedź biskupa była natychmiastowa. Zmienił on całkowicie
swą argumentację, mówiąc, że gdyby obowiązywała zasada elekcji, to
zgodziłby się ze swym przedmówcą. Jednak, jak dowodził, statut
Bolesława Krzywoustego został zniesiony, a w Krakowie obowiązuje
dziedziczność tronu. Dlatego zebrani muszą uznać w synu Kazimierza
jego następcę. Chcąc ostatecznie rozwiać wątpliwości zebranych,
przekonywał, że przecież wszyscy są opiekunami rzeczypospolitej –
tak Kadłubek nazywał państwo – i wobec tego są zobowiązani do
opieki nad nią. Twierdził, że państwem nie rządzą książęta sami, lecz
przy pomocy urzędników.
W przemówieniu swym biskup wyraźnie wskazał, kto będzie rządził
w imieniu małoletniego władcy. Zarazem w wystąpieniu tym możemy
znaleźć coś więcej. Biskup mówił, że wszyscy są odpowiedzialni za
państwo, że od decyzji wszystkich zależy pomyślność
rzeczypospolitej. Przekonywał, że państwo nie jest własnością władcy,
tylko ogółu jego mieszkańców, obywateli, jak za starożytnymi
określał ich Kadłubek. Poglądy tutaj przedstawione brzmią bardzo
nowocześnie, gotowi jesteśmy przyjąć je za własne. Są one jeszcze
bardziej wymowne w zestawieniu z treścią przemówienia „pewnego
znacznego męża”, który polemizował z biskupem. Jak pamiętamy,
mąż ten uważał, że państwo jest własnością władcy, porównywał
władanie państwem z posiadaniem pola, domu czy okrętu.
Można się zastanawiać, czy wyrażone w Kronice poglądy to tylko
przekonania Kadłubka, czy też ich zwolennicy byli w ówczesnej
Polsce liczniejsi. Nawet gdybyśmy przyjęli, że kronikarz propagował
poznane na zagranicznych studiach idee starożytnych, to poprzez swą
Kronikę popularyzował je w Polsce. Wydaje się jednak, że mistrz
Wincenty ujął w słowa to, co w Polsce było już znane. Od dawna
przecież możni mieli wpływ na politykę państwa i na to, kto nim
będzie rządził. Wyrażone przez Kadłubka poglądy najwcześniej
wykształciły się wśród panów krakowskich. Po wielu latach zostały
przyjęte w całej Polsce.
Po ponownym wystąpieniu biskupa zebrani na wiecu przez
aklamację uznali Leszka za swego księcia. Mogłoby się wydawać, że
zwyciężyła podkreślana w drugim wystąpieniu biskupa Pełki zasada
dziedziczenia tronu. Tymczasem w 1194 roku w Krakowie odbyła się
elekcja. Zebrał się wiec elekcyjny, pojawiły się dwa stronnictwa
i każde z nich wysunęło swego kandydata. Biskup użył argumentów
demagogicznych i dokonał politycznej manipulacji, dzięki nim
przekonał uczestników wiecu do poparcia wskazanego przez niego
i przez wojewodę Mikołaja kandydata. Dzięki Kronice Wincentego
Kadłubka widzimy, jak powstawał znany nam ze znacznie
późniejszych czasów ustrój Polski, jak kształtowała się zasada elekcji
władców. Wypowiedziano wiele słów krytyki pod adresem polskiego
ustroju w czasach nowożytnych, kiedy to w polskich konstytucjach
zagwarantowany był wybór króla i wpływ reprezentowanego przez
liczną szlachtę społeczeństwa na politykę państwa. Dla mnie (lubię
osobiste poglądy) natomiast uderzający jest demokratyczny charakter
głoszonych przez Kadłubka poglądów.
Mieszka Starego zaskoczyła śmierć brata, długo zwlekał
z podjęciem decyzji. W końcu po roku postanowił zdobyć Kraków.
Zebrał wojska, zapewnił sobie pomoc książąt śląskich i wyruszył, aby
odzyskać utraconą stolicę. Krakowianie przeciwstawili mu nie tylko
swoje siły, ale też wojska przybyłego im z pomocą księcia halickiego
Romana. Do bitwy doszło w 1195 roku nad rzeką Mozgawą.
Zmaganie te opisał Wincenty Kadłubek, który wraz z biskupem Pełką
oczekiwał na wynik bitwy w klasztorze jędrzejowskim.
Bitwa nad Mozgawą była zawzięta i bardzo krwawa. W ówczesnej
Polsce wzbudziła grozę, gdyż była to bitwa między swoimi. Jak pisze
mistrz Wincenty, syn walczył przeciw ojcu, brat przeciw bratu. Bitwa
ta obfitowała w nadzwyczajne wydarzenia. Zginął w niej syn Mieszka
Starego, Bolesław. Sam Mieszko znalazł się w wielkim
niebezpieczeństwie. Został raniony przez prostego wojownika i spadł
z konia. Żołnierz chciał go dobić, jednak Mieszko zerwał hełm
z głowy i zawołał, że jest księciem. Zrobiło to wielkie wrażenie na
owym wojowniku. Przeprosił księcia i wyprowadził go w bezpieczne
miejsce.
Bitwę przegrali Krakowianie. Ponieśli ciężkie straty, a ich sojusznik,
książę Roman, sam ranny, stracił wielu rycerzy i postanowił się
wycofać. Jednak i Mieszko nie mógł czuć się zwycięzcą. Jego syn
poległ, on sam został raniony, jego wojownicy również ponieśli
znaczne straty. Nie pomogła mu druga bitwa, jaką stoczyli
Sandomierzanie pod dowództwem wojewody Goworka ze śpieszącymi
na pomoc Mieszkowi Ślązakami. I tę bitwę przegrali Małopolanie,
Goworek dostał się do niewoli. Nie zmieniło to jednak sytuacji.
Za radą księcia Romana Małopolanie wycofali się do Krakowa
i postanowili bronić Wawelu. Na zdobycie tego grodu Mieszko nie
miał już sił i wycofał się do Wielkopolski. Choć on i jego
sprzymierzeńcy wygrali dwie bitwy, główny cel wojny nie został
osiągnięty, Mieszko nie zajął ziemi krakowskiej.
W Krakowie zaczęła rządzić w imieniu swego syna księżna Helena.
Kadłubek pisze, że wszyscy okazywali jej wielki szacunek. Dodaje
jednak, że biskup Pełka i wojewoda Mikołaj „z niektórymi
dostojnikami biorą na siebie staranie o rzeczpospolitą, zarząd jej
powierzając zdolnym i zaufanym urzędnikom”. A więc panowała
Helena, ale rządzili biskup Pełka i wojewoda Mikołaj wraz z innymi
panami krakowskimi.
Tymczasem Mieszko, nie mogąc zdobyć władzy w Krakowie siłą,
zaczął porozumiewać się z Heleną. Księżna Helena szybko dostrzegła,
że rzeczywista władza wymyka się jej z rąk. Zgodziła się więc na
powrót Mieszka do Krakowa w zamian za obietnicę, że przekaże on
po sobie wzmocnione rządy Leszkowi.
Mieszko Stary powrócił do Krakowa. Znowu mógł się poczuć
wielkim księciem. Jednak ponowne objęcie władzy w Krakowie
wyglądało zupełnie inaczej niż w roku 1173. Wtedy Mieszko
obejmował Kraków w wyniku prawa, jemu, jako seniorowi należał się
tron wielkiego księcia. Teraz natomiast stawał się on księciem
krakowskim na mocy porozumienia z księżną Heleną. Ponadto musiał
publicznie przysiąc, że dotrzyma warunków zawartej umowy
i przekaże w przyszłości władzę jej synowi. Stary książę przysięgał
publicznie na specjalnie w tym celu zwołanym wiecu, świadkami tego
wydarzenia byli panowie i lud krakowski. Wszyscy zobaczyli, że
można obejmującemu władzę księciu stawiać warunki i domagać się
ich przestrzegania.
Mieszko umarł w 1202 roku jako wielki książę, władca większości
ziem polskich. Po jego śmierci panowie krakowscy przystąpili do
powołania na tron nowego księcia. Mogłoby się wydawać, że ta
elekcja była zbędna, Krakowianie, zgodnie z dokonanymi wcześniej
wyborami, mieli już władcę. Już przecież kiedyś intronizowali Leszka,
a potem byli gwarantami układu między Heleną i Mieszkiem. Układ
ten zapewniał Leszkowi tron w Krakowie. Mimo to dokonali elekcji.
Wybrali Leszka, ale w ten sposób zaznaczyli, że do nich należy prawo
wyboru.
Następnie delegacja Krakowian, z wojewodą Mikołajem na czele,
przybyła do Sandomierza, gdzie przebywał Leszek. Przedstawiono
księciu wynik wyborów i poproszono go do Krakowa. Jednak
panowie krakowscy wiedzieli już, że elektowi można stawiać
warunki, i zażądali, aby Leszek skazał na wygnanie swego wojewodę
Goworka. Nie chcieli, aby Sandomierzanin zajął w Krakowie pierwsze
miejsce. Choć Goworek gotów był iść dobrowolnie na wygnanie,
szlachetny Leszek nie przyjął tego warunku. Wobec tego wojewoda
Mikołaj wraz z resztą poselstwa powrócili do Krakowa. Tam
ponownie został zwołany wiec, na którym Krakowianie – jak pisze
Kadłubek – tak jakby wcześniej nie dokonali elekcji, wybrali na
księcia Władysława, syna Mieszka Starego. Stwierdzili, że należy mu
się tron, gdyż jego ojciec był księciem w Krakowie.
W Krakowie zaczęła faktycznie obowiązywać elekcyjność tronu,
lecz nadal jeszcze powoływano się na prawo dziedziczenia. Jednak
elekcje były konieczne. Z powodu zmian na krakowskim tronie
niejeden z książąt mógł się powołać na prawo sukcesji. W 1202 roku
zarówno Leszek, jak i Władysław byli synami książąt krakowskich.
Niezbędny więc był wybór pomiędzy nimi. Zarazem sytuacja, jaka
powstała, wzmacniała pozycję panów krakowskich.
W ówczesnej Polsce tylko Krakowianie wybierali swych książąt,
gdyż ziemia krakowska nie była dotychczas dzielnicą dziedziczną
żadnej linii piastowskiej. Kazimierz Sprawiedliwy usiłował to zmienić
w 1180 roku poprzez zapewnienie tej ziemi swoim potomkom, jednak
po jego śmierci w Krakowie zwyciężyła zasada elekcji. W innych
dzielnicach obowiązywał równy udział w spadku wszystkich synów
książęcych, co sprzyjało pogłębianiu się rozbicia dzielnicowego.
Prawu dziedziczenia podlegał nawet małopolski tron dzielnicy
sandomierskiej. Od 1180 roku należał on do potomków Kazimierza
Sprawiedliwego, społeczeństwo ziemi sandomierskiej nie próbowało
wybierać swych książąt.
Władysław, który po ojcu odziedziczył Wielkopolskę, zasiadł na
krakowskim tronie w 1202 roku. W swej dziedzicznej dzielnicy starał
się utrzymać silną władzę monarszą, lecz w Krakowie musiał rządzić
zupełnie inaczej. Kadłubek pisze, że:

okazywał wszystkim tak przystępną, tak ujmującą, tak łaskawą, tak słodką
i miłą, ufną życzliwość, że – aby nie mniemano, iż ma w pogardzie błędy
drugich – a jeszcze bardziej, żeby nie zdawało się, iż jest bardzo zarozumiały
dla własnych zalet, wyróżniał się uprzejmością dla wszystkich, także i dary
hojnie rozdając.

Mimo to niedługo utrzymał się na Wawelu. Gdy tylko zmarł


popierający go wojewoda krakowski Mikołaj, który – jak pisze autor
Kroniki wielkopolskiej – „dowolnie książąt usuwał, a innych na ich
miejsce wyznaczał”, pozostali możni krakowscy z biskupem Pełką na
czele odmówili mu posłuszeństwa, opowiadając się za Leszkiem.
Zmiana władcy krakowskiego nastąpiła po krótkiej walce.
Dowodzącego Krakowianami i Sandomierzanami Leszka wsparł jego
brat Konrad, już wtedy książę Mazowsza. Natomiast po stronie
Władysława opowiedział się książę halicki Roman. W 1205 roku
wyruszył on do Małopolski, lecz niewiele tam zdziałał. Oddalił się
wraz z niewielkim oddziałem od reszty swoich wojsk i poległ w walce
z Leszkiem i Konradem. Śmierć Romana oznaczała dla Władysława
konieczność opuszczenia Krakowa, księciem krakowskim został
Leszek.
OSTATNIE PRÓBY UTRZYMANIA JEDNOŚCI

Na początku XIII wieku Polska składała się już z kilku niezależnych


księstw. Największym z nich rządził książę krakowski. Do panującego
w Krakowie Leszka należały ziemie krakowska i sandomierska,
łęczycka i sieradzka. Ponadto Leszek był zwierzchnikiem Pomorza
Wschodniego, zatwierdzał tam pochodzących z miejscowego
możnowładztwa namiestników. Blisko z Leszkiem związany był jego
brat, książę Mazowsza Konrad. Natomiast Wielkopolska i rozbity na
dwie dzielnice Śląsk nie uznawały władzy księcia krakowskiego.
Władcą Wielkopolski był syn Mieszka Starego, Władysław Laskonogi,
Śląskiem rządzili potomkowie Władysława Wygnańca. Panem
Raciborza i Opola był syn wygnanego księcia Mieszko Plątonogi, we
Wrocławiu i na Dolnym Śląsku rządził jego wnuk Henryk Brodaty.
Mimo podziałów istniała nadal tradycja jedności Królestwa Polskiego,
wszyscy Piastowie czuli się dziedzicami Bolesława Krzywoustego.
W świadomości ówczesnych ludzi Kraków nadal był głównym grodem
Polski, pamiętano też jeszcze, że pan Krakowa powinien być
najwyższym księciem sprawującym zwierzchnią władzę. Dlatego
najambitniejsi spośród potomków dawnych Bolesławów walczyli
o opanowanie tego grodu i przywrócenie zanikającej jedności.
Na początku XIII wieku pojawiła się jeszcze jedna siła wywierająca
wpływ na polską scenę polityczną. Siłą tą stał się Kościół.
W poprzedniej epoce Kościół polski nie występował samodzielnie.
Niektórzy spośród biskupów włączali się wprawdzie w rozgrywki
stronnictw, nie tworzyli jednak oddzielnego obozu politycznego.
Uczestniczący w polityce biskupi należeli do ugrupowań
możnowładczych popierających jednych książąt przeciw innym.
Zmieniło się to w 1199 roku, wraz z objęciem przez Henryka Kietlicza
archikatedry gnieźnieńskiej.
Arcybiskup Henryk Kietlicz postanowił wprowadzić do Polski
reformę gregoriańską. Walczył więc ze świecką inwestyturą biskupów,
dążąc do tego, aby byli oni wybierani przez kapituły katedralne.
Ponieważ w Polsce, wbrew zasadom reformy gregoriańskiej, aż do
początków XIII wieku księża, a nawet biskupi mogli się żenić,
następnym postulatem Kietlicza był celibat duchownych. Oba te cele
udało się osiągnąć. Nie było sprzeciwu książąt przeciw wyborom
biskupów przez kapituły, zgodzili się na nie nawet ci spośród
władców, którzy najmocniej bronili swoich uprawnień. Również
celibat został wprowadzony, choć jego przeciwnikami było wielu
duchownych. Znacznie trudniejszą okazała się walka o pozostałe
punkty programu Kietlicza.
Aż do początków XIII wieku Kościół polski podlegał władcom.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa było to nawet dla Kościoła
korzystne, gdyż tylko dzięki świeckiemu wsparciu można było
chrystianizować pogańskie społeczeństwo. Biskupstwa były
utrzymywane przez władców, mogły funkcjonować, uczestnicząc
w dochodach książęcych. Od XI wieku sytuacja ta zaczęła się
zmieniać, biskupstwa stopniowo uzyskiwały własne majątki, stawały
się coraz bardziej niezależne gospodarczo. Jednak książęta wymagali,
aby majątki kościelne były obciążone daninami i powinnościami.
Przeciw temu protestował Kietlicz. Walczył o uniezależnienie
gospodarcze dóbr kościelnych, o zniesienie ciężarów, jakie na nich
ciążyły. Walczył o immunitety.
Kościół polski był zależny nie tylko od książąt, ale i od możnych.
Możnowładcy byli właścicielami kościołów zbudowanych w ich
dobrach oraz fundowanych przez nich klasztorów. Będąc właścicielem
kościoła, możny mógł dowolnie mianować w nim kapłana. Na to,
komu przypadnie ta funkcja, biskup nie miał wpływu. Zdarzało się
więc, że kapłanami byli ludzie nienadający się do tej roli. Ponadto
byli oni bardziej zależni od swego świeckiego pana niż od biskupa.
Wraz z rozwojem sieci parafialnej niejeden z kościołów
możnowładczych stawał się kościołem parafialnym. W niewielkim
jednak stopniu podlegał on władzy biskupa. Również ten stan rzeczy
Kietlicz chciał zmienić. Postanowił zastąpić prawo własności nad
kościołami prawem patronatu. Prawem, które fundatorowi kościoła
dawało prestiż, ale niewiele więcej. I to udało się zrealizować.
Trudniej było natomiast uzyskać immunitet od książąt. W walce
o wolność Kościoła i o immunitety Kietliczowi pomogła sytuacja
polityczna, jaka panowała w Polsce. Dla osiągnięcia swoich celów
zaangażował się w walki książąt.
W pierwszych dziesięcioleciach XIII wieku niektórzy spośród
polskich książąt dążyli jeszcze do przywrócenia jedności Królestwa.
Najważniejszymi wśród nich byli Mieszko raciborski i Władysław
Laskonogi. Obaj za cel życia stawiali sobie uzyskanie władzy
w Krakowie, ziemię krakowską nadal traktowali jako dzielnicę
senioralną, wierzyli, że po jej opanowaniu staną się zwierzchnikami
pozostałych Piastów. Inną grupę tworzyli młodsi książęta, którzy już
nie myśleli o jedności państwa. Starali się zdobyć własną dzielnicę
i panować w niej samodzielnie. Na początku XIII wieku do tej grupy
należeli Leszek Biały, który został władcą Krakowa, Sandomierza,
a także ziem sieradzkiej i łęczyckiej, Władysław Odonic dążący do
uzyskania księstwa poznańskiego, a potem nawet całej Wielkopolski,
oraz panujący na Mazowszu Konrad. Później dołączył do nich
Kazimierz raciborski, gdy po śmierci swego ojca Mieszka przejął
rządy w Opolu i Raciborzu. Natomiast książę wrocławski Henryk
Brodaty zachował neutralność.
Arcybiskup Henryk Kietlicz popierał młodych książąt. Tylko oni
byli gotowi, za pomoc w realizacji ich celów, iść na ustępstwa
i nadawać Kościołowi przywileje i majątki. Jednak katedra
arcybiskupia i większość diecezji gnieźnieńskiej znajdowały się
w dzielnicy Władysława Laskonogiego, który nie tylko dążył do
przywrócenia jedności Polski pod swoim panowaniem, ale zarazem
twardo bronił prerogatyw książęcych. Zgodził się co prawda bez
walki na kanoniczne elekcje biskupów w swojej dzielnicy, nie chciał
jednak ustępować w sprawach gospodarczych. Sprzeczne interesy
księcia i arcybiskupa doprowadziły do konfliktu między nimi.
Sojusznikiem Kietlicza stał się bratanek władcy Wielkopolski,
Władysław Odonic, gdy zbuntował się przeciw stryjowi i zażądał
wydzielenia mu księstwa poznańskiego. Ponieważ arcybiskup poparł
Odonica, wraz z nim został wygnany z księstwa Władysława. Obaj
znaleźli schronienie we wrocławskiej dzielnicy Henryka Brodatego.
Stamtąd Kietlicz rzucił klątwę na Laskonogiego. Konflikt ten został
rozwiązany dzięki mediacji księcia Wrocławia. Zawarty pokój nie
uspokoił jednak sytuacji w Wielkopolsce. Wojna między stryjem
i bratankiem będzie się tam toczyć z przerwami aż do śmierci
Laskonogiego.
Gdy tylko uspokoiło się nieco w Wielkopolsce, z pretensjami do
władzy pryncypackiej wystąpił Mieszko Plątonogi. Nie zapomniał on,
że jest seniorem dynastii piastowskiej, i dążył do opanowana
Krakowa. Marzył o przywróceniu władzy wielkiego księcia. W końcu
zyskał bullę papieską, w której papież uznawał ustawę sukcesyjną
Bolesława Krzywoustego, co równało się potwierdzeniu prawa
Mieszka do Krakowa i najwyższej władzy w Polsce.
Po dotarciu papieskiej bulli do Polski w obozie młodych książąt
nastąpiła konsternacja. Pogłębiła się ona, gdy Mieszko raciborski zajął
Kraków i ogłosił, że jest wielkim księciem. Aby radzić nad zaistniałą
sytuacją, arcybiskup Henryk zaprosił do Borzykowej Leszka Białego,
Konrada mazowieckiego i Władysława Odonica. Papieski wyrok nie
odpowiadał nikomu z przybyłych na zjazd, najbardziej
poszkodowanym był oczywiście panujący dotąd w Krakowie Leszek
Biały. Wspierani przez arcybiskupa książęta wydali przywilej dla
Kościoła, w którym zawarto program nadawania immunitetów. Został
on później powtórzony przez młodych książąt w 1215 roku
w Wolborzu. Nie podjęto jednak żadnych działań przeciw Mieszkowi,
gdyż sytuacja rozwiązała się sama. Po kilku miesiącach panowania
w Krakowie Mieszko Plątonogi zmarł i Leszek mógł powrócić do swej
stolicy.
Po śmierci Mieszka na kilka lat wygasły wojny domowe w Polsce.
Książę Krakowa, Sandomierza, Sieradza i Łęczycy Leszek mógł się
nareszcie zająć polityką zagraniczną. Uwagę swą zwrócił na wschód,
na Ruś Halicko-Włodzimierską. Dążył do objęcia tych ziem swoimi
wpływami poprzez wspieranie dogodnych dla niego kandydatów na
tamtejszy tron. Wydawało się, że zadanie to będzie łatwe.
Syn poległego pod Zawichostem Romana, niepełnoletni jeszcze
Daniel, musiał opuścić swe dziedziczne księstwa. Pomocy szukał
między innymi u Leszka Białego, lecz nic nie wskazywało, że kiedyś
zostanie panem Rusi Halicko-Włodzimierskiej. Wykorzystując
osłabienie Rusi, do walki o wpływy w Haliczu wystąpił też król
Węgier Andrzej II. Początkowo tak król węgierski, jak i książę
krakowski chcieli osadzić w Haliczu protegowanego przez siebie
Rurykowicza, bardzo szybko jednak król Andrzej zapragnął pozyskać
Ruś dla swej dynastii. Spotkał się ze sprzeciwem Leszka. Do wojny
polsko-węgierskiej nie doszło, spór toczył się tylko na polu
dyplomatycznym. Książę Krakowa, choć słabszy od króla Węgier, był
w stanie blokować plany węgierskie. W końcu, w 1214 roku
osiągnięto kompromis. Postanowiono, że królem Halicza zostanie syn
władcy Węgier Koloman, a jego żoną córka Leszka, Salomea.
Następnie został zawarty ślub i niepełnoletnia jeszcze para po
koronacji zasiadła na tronie halickim. Wydając swą córkę za księcia
węgierskiego i umożliwiając jej w ten sposób przyjęcie tytułu
królowej halickiej, Leszek zachowywał prawa do wzmocnienia swej
pozycji na Rusi w przyszłości. Na razie jednak oddawał Ruś królowi
węgierskiemu. Niebawem jednak młoda para została zmuszona do
opuszczenia Halicza. Na Rusi zwyciężyły siły miejscowe, Koloman
z Salomeą zaś schronili się na Węgrzech.
Włączenie się w politykę międzynarodową pozwoliło Leszkowi
dostrzec horyzonty szersze od granic jego własnej dzielnicy.
Przypomniał sobie o ambicjach swego ojca, zrozumiał, że jest
księciem Krakowa, grodu, z którym tradycyjnie związana była władza
zwierzchnia nad całą Polską. Poczuł się więc princepsem, swe
stanowisko podkreślał, używając tytułu dux Poloniae, czyli książę
Polski. Zbliżył się też do dwóch innych książąt mających ambicje
ogólnopolskie, do władającego Wielkopolską Władysława
Laskonogiego i do Henryka Brodatego, księcia Wrocławia. Pomiędzy
Leszkiem i Władysławem został nawet zawarty układ gwarantujący
temu, który będzie dłużej żył, dzielnicę wcześniej zmarłego.
Laskonogi nie miał synów, a nie chciał przekazać swego dziedzictwa
znienawidzonemu bratankowi Władysławowi Odonicowi. Wolał, aby
jego księstwo objął Leszek Biały. Układ ten oczywiście był bardzo
korzystny dla Leszka. Jako znacznie młodszy od Laskonogiego mógł
się spodziewać panowania w dwóch głównych dzielnicach polskich,
w Małopolsce i Wielkopolsce. Porozumienie pomiędzy Leszkiem
i Władysławem popierał też brat Leszka Konrad. Przewidywał, że to
on obejmie kiedyś cały spadek po bracie. Był młodszy od Leszka,
a ponadto Leszek nie doczekał się jeszcze syna. Układ ten stabilizował
sytuację w Polsce, zwłaszcza po przyłączeniu się Henryka Brodatego
do sojuszu obu książąt. Ponieważ w tym czasie wieczny malkontent,
Władysław Odonic, musiał opuścić Polskę, w kraju na kilka lat
zapanował pokój, istniały też nadzieje na ponowne ustanowienie
władzy centralnej.
Po załamaniu się polityki ruskiej Leszek zwrócił uwagę na Prusy
i wraz ze swym bratem Konradem zaczął się angażować
w chrystianizację tego kraju. Jednak nie on pierwszy rzucił hasło
nawrócenia jednych z ostatnich już pogan w Europie. Pierwszym był
bowiem arcybiskup Kietlicz, który na zjeździe w Mąkolnie w 1212
roku stworzył plan misji pruskiej. Na jej czele został postawiony
zakonnik z cysterskiego klasztoru w Łeknie, Chrystian. Kietlicza
natomiast papież Innocenty III mianował legatem na Prusy.
Misja pruska przebiegała dość opornie, zarazem nasilała się
wojenna aktywność Prusów. Zaczęli oni wchodzić na drogę wiodącą
do zbudowania państwa, co wiązało się z nasileniem ataków
zbrojnych na sąsiadów. W wyniku tej działalności najbardziej
cierpiało Mazowsze. Dlatego też w celu pomocy Konradowi
mazowieckiemu Leszek Biały, ale też i Henryk Brodaty zaczęli myśleć
o krucjacie pruskiej.
Papież Innocenty ciągle przypominał Leszkowi, że gdy walczył on
o zdobycie Krakowa, złożył obietnicę wyruszenia na wyprawę
krzyżową. Jednak Leszek nie śpieszył się z wypełnieniem
zobowiązania, nie pozwalała mu na to sytuacja panująca w Polsce.
Postanowił więc postarać się o zwolnienie ze złożonego
zobowiązania. Prośbę swoją motywował bardzo oryginalnie. Napisał
do papieża, że nie może jechać do Palestyny, gdyż tam nie ma piwa,
a on bez piwa nie może żyć. Papież zrozumiał naszego piwosza
i zwolnił go z obowiązku wyprawy do Ziemi Świętej. Zaapelował
jednak, aby Leszek zorganizował krucjatę pruską. Jednak i to nie
podobało się naszemu księciu. Zaproponował natomiast, że stworzy
na granicy pruskiej wielki targ, na którym będą nawracani
przybywający w celach handlowych Prusowie. Trzeba przyznać, że
Leszek w osobliwy sposób podchodził do problemu chrystianizacji
Prusów.
Ostatecznie jednak krucjata została zorganizowana. W 1222
i w 1223 roku, pod dowództwem Leszka Białego, Henryka Brodatego
i Konrada mazowieckiego, wyruszały wyprawy wojenne na Prusów.
Oswobodzono zajętą niedługo przedtem ziemię chełmińską, jednak
Prusowie pozostali przy pogaństwie i nadal byli uciążliwi dla
Mazowsza. Aby zabezpieczyć się przed ich napadami, postanowiono
stworzyć siłę zbrojną broniącą granicy. Plan takiej stróży powstał
w głowie Henryka Brodatego. Zgodnie z nim zorganizowano stałą
załogę wojskową na granicy z Prusami, w jej skład mieli wchodzić
zmieniający się co jakiś czas polscy rycerze z różnych dzielnic.
Niestety, skuteczność tak zorganizowanej obrony załamała się
z powodu sporów, jakie wybuchły pomiędzy stacjonującymi na
granicy małopolskimi możnymi. Gdy bowiem Prusowie zaatakowali,
Gryfici, którzy wtedy byli najpotężniejszym rodem małopolskim,
uciekli wraz ze swoimi wojownikami, co naraziło pozostałych na duże
straty. Mówiono wręcz o zdradzie Gryfitów. Organizacji obrony
granicy nie pomogło to, że Gryfici stracili łaskę księcia, a wraz z nią
wszystkie sprawowane urzędy i musieli opuścić Małopolskę. Stróża
okazała się nieskuteczna.
Najazdy Prusów były uciążliwe, cierpiało od nich Mazowsze. Gdy
więc próby ich powstrzymania siłami polskimi się nie udały, Konrad
mazowiecki postanowił rozwiązać problem w inny sposób. Być może
za radą księcia śląskiego Henryka podjął rozmowy z zakonem
krzyżackim.
Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego
w Jerozolimie, bo tak brzmiała jego oficjalna nazwa, powstał
w Palestynie w ostatnim dziesięcioleciu XII wieku. Ponieważ w Ziemi
Świętej dominowali już joannici i templariusze, więc dla zakonu
niemieckiego nie starczyło miejsca. Mistrzowie niemieckich rycerzy
zakonników zaczęli poszukiwać ziem, na których mogliby osiąść.
W 1211 roku zaprosił ich do siebie król węgierski Andrzej. Osadził
Krzyżaków w Siedmiogrodzie i powierzył im obowiązek obrony
granic Węgier przed Kumanami. Gdy się jednak zorientował, że
Krzyżacy zaczęli budować własne państwo, wyrzucił ich ze swego
kraju. W tym właśnie momencie mistrzowi krzyżackiemu Hermanowi
von Salza złożył ofertę Konrad mazowiecki. Zaproponował, że nada
zakonowi ziemię chełmińską w zamian za obronę Mazowsza przed
atakami Prusów. Nie od razu Krzyżacy przybyli do Polski, rozmowy
między księciem a wielkim mistrzem toczyły się kilka lat. Gdy czas
mijał, a rycerze w habitach nie przybywali, Konrad spróbował
stworzyć własny zakon rycerski nazwany późnej braćmi
dobrzyńskimi. Próba ta się nie powiodła, ale ostatecznie Krzyżacy
przybyli do nadanych im ziem. Zanim jednak zobaczymy, jak
podbijali ziemie pruskie, musimy się nieco cofnąć i przedstawić
sytuację w Polsce po zawarciu sojuszu między najpoważniejszymi
Piastami.
W wyniku porozumienia zawartego między Władysławem
Laskonogim, Leszkiem Białym i Henrykiem Brodatym skończyły się
wojny domowe i zaświtała nadzieja na zjednoczenie kraju. Sojusz
trzech książąt przetrwał nawet podjętą przez Henryka próbę zdobycia
Krakowa. Książę śląski wycofał się na wieść, że Brandenburczycy
uderzyli na ziemię lubuską. Wobec zagrożenia na zachodzie
porozumiał się z Leszkiem Białym i ruszył bronić swych granic przed
Niemcami. Większym zagrożeniem spokoju w Polsce okazał się
powrót do kraju Władysława Odonica, który podjął znowu walkę ze
swym stryjem Władysławem Laskonogim. Odonica wsparł książę
gdański Świętopełk. Był on zależny od księcia krakowskiego, zaczął
jednak dążyć do uzyskania takiej samej pozycji jak inni książęta
polscy. Przy pomocy Świętopełka Odonic zdobył Ujście
i wykorzystując ten gród rozszerzał swój stan posiadania kosztem
ziem swego stryja. Udało mu się w końcu opanować niemal całą
Wielkopolskę.
Wojna Odonica z Laskonogim oraz emancypacja Świętopełka
wymagały reakcji ze strony pozostałych polskich książąt. W celu
omówienia sytuacji i podjęcia decyzji Leszek, który nadal uważał się
za wielkiego księcia, zwołał wiec do Gąsawy, miejscowości leżącej na
Kujawach. Na wiec przybył brat Leszka Konrad mazowiecki, a także
Henryk Brodaty i Władysław Odonic. Władysław Laskonogi nie mógł
przyjechać, gdyż musiał bronić swych ziem przed bratankiem.
Zjazd w Gąsawie rozpoczął się jak zwykle, książęta radzili,
wydawali wyroki w różnych sprawach, nikt nie spodziewał się tego,
co miało nastąpić następnego dnia. Nie wiedzieli, że Świętopełk
pomorski przygotował zamach na uczestników spotkania. Drugiego
dnia obrad, gdy rano Leszek Biały i Henryk Brodaty zażywali kąpieli,
wojownicy Świętopełka napadli na Gąsawę. Wpadli do łaźni i zadali
rany Henrykowi. Książę zginąłby niechybnie, gdyby nie rycerz
Peregryn, który osłonił go własnym ciałem. Peregryn zmarł,
poranionego Henryka odwieziono potem do Wrocławia. Natomiast
Leszek zdołał uciec, wskoczył na konia i popędził przed siebie.
Zamachowcy dopadli go w pobliżu wsi Marcinkowo i tam go zabili.
Śmierć Leszka postawiła wszystkich wobec nowej sytuacji, zabrakło
jednego z najważniejszych w ówczesnej Polsce książąt, a jego ziemie
pozostały bez władcy. Leszek pozostawił wprawdzie po sobie syna
Bolesława, jednak ten w chwili śmierci ojca liczył zaledwie półtora
roku, trudno było uznać za następcę tak małe dziecko. Panowie
małopolscy nie chcieli żadnych zmian, więc uznali we wdowie po
Leszku, Grzymisławie, swoją panią, księżna zaczęła nawet rządzić
w Małopolsce. Zwoływała wiece, tytułowała się ducissa Poloniae.
Niedługo jednak panowała, ponieważ do spadku po Leszku wystąpił
jego brat, Konrad mazowiecki. Miał do tego prawo, był przecież
najstarszy w rodzinie, jemu przysługiwała opieka nad bratową
i bratankiem. Konradowi brakowało tylko poparcia możnych
małopolskich.
Księżna Grzymisława nie miała dość sił, aby obronić się przed
Konradem, wiedzieli to również ci, którzy ją popierali. Zgodziła się
więc na panowanie w księstwie sandomierskim, natomiast
w Krakowie możni dokonali elekcji Władysława Laskonogiego.
Decyzja panów krakowskich była zgodna z umową zawartą kiedyś
przez Leszka i Władysława.
Wybór Laskonogiego wydawał się bardzo dobry. Pokonał on
właśnie Odonica, uwięził go i opanował całą Wielkopolskę. Po
przyjęciu władzy w Krakowie stał się najsilniejszym księciem polskim.
Wybór ten zdawał się więc przybliżać zjednoczenie kraju.
Korzystając z wcześniejszych doświadczeń, Krakowianie postawili
elektowi warunki, a Władysław je przyjął. W Wielkopolsce rządził on
twardo, nie zgadzając się na żadne ustępstwa na rzecz poddanych,
wiedział jednak, że w Małopolsce panują już inne zasady.
Wielkopolska była jego ziemią dziedziczną, w Krakowie natomiast
został wybrany na władcę. Musiał się więc liczyć ze swoimi
wyborcami.
Z panami krakowskimi spotkał się w 1228 roku w Cieni, gdy jechał
do Krakowa objąć władzę. Tam, zapewne po naradach, wydał
przywilej dla swoich nowych poddanych. Zagwarantował w nim, że
będzie ich bronił przy pomocy wojsk nie tylko małopolskich, ale
również własnych, wielkopolskich. Przyrzekł też, że będzie
utrzymywał porządek, a także, że bez zgody małopolskich baronów
nie podniesie podatków.
Wydany w Cieni przywilej został przez późniejsze pokolenia niemal
zapomniany. Tymczasem jest to bardzo ważny akt pokazujący, że już
w XIII wieku panowie małopolscy uzyskali prawo do kontrolowania
poczynań swego władcy, przede wszystkim w dziedzinie pobierania
podatków. Dokument wydany w Cieni jest jednym z kilku podobnych
przywilejów, jakie w tych czasach uzyskały społeczeństwa innych
państw. Przypomina wydaną w 1215 roku angielską Wielką Kartę
Swobód, czy też wymuszoną na królu Andrzeju przez jego
węgierskich poddanych Złotą Bullę. Zarówno na Węgrzech, jak
i w Anglii dokumenty te do dzisiaj uchodzą za fundament rodzącego
się parlamentaryzmu. O przywileju z Cieni pamiętano jeszcze
w końcu XIII wieku, kiedy to obejmujący tron małopolski król czeski
Wacław wydał w Lutomyślu bardzo podobny akt. Z czasem i o nim
zapomniano. Stało się tak zapewne dlatego, że dotyczył tylko jednej
dzielnicy państwa, później zastąpiły go inne przywileje.
Laskonogi niedługo rządził w Krakowie. Panowie małopolscy
uznawali go za swego władcę aż do jego śmierci w 1231 roku, jednak
książę Władysław, niemal natychmiast po intronizacji w Krakowie,
musiał wracać do Wielkopolski. Tam bowiem Władysław Odonic
uciekł z więzienia i znowu zaczął walczyć ze stryjem. Zagrożony
przez bratanka Laskonogi poprosił więc Henryka Brodatego, aby
sprawował w Małopolsce w jego imieniu rządy namiestnicze, sam zaś
wyruszył do Wielkopolski.
Z Krakowa nie zrezygnował Konrad mazowiecki. Choć granica
z Prusami nie była jeszcze zabezpieczona, rozpoczął on walkę
o Kraków. Najpierw opanował ziemię sandomierską i ustanowił
w niej księciem swego syna Bolesława. Następnie wspierany przez
posiłki ruskie uderzył na Wielkopolskę. Atak ten miał wymusić na
Laskonogim wycofanie się z Krakowa. Uderzenie mazowiecko-ruskie
poważnie utrudniło Laskonogiemu walkę z Odonicem, nie
doprowadziło jednak do opanowania Krakowa przez Konrada.
Krakowa bronił Henryk Brodaty, Konrad postanowił go
unieszkodliwić. Jego ludzie porwali Henryka i doprowadzili do
Płocka. Mimo to bronionego przez Małopolan Krakowa Konrad nie
zajął.
Uwięzienie Henryka Brodatego było ciosem nie tylko dla Krakowa,
ale też dla Śląska. Do uwolnienia ojca zaczął się szykować syn
Brodatego, Henryk Pobożny, lecz zanim rozpoczął wojnę, do działania
przystąpiła jego matka, żona Brodatego – Jadwiga. Już wtedy
autorytet przyszłej świętej był w Polsce tak duży, że gdy przybyła do
Płocka, po rozmowie z Konradem doprowadziła do uwolnienia swego
męża.
Tymczasem Władysław Laskonogi przegrał wojnę z bratankiem.
Władysław Odonic wypędził stryja z Wielkopolski i stał się księciem
Gniezna i Poznania. Wygnany książę schronił się na Śląsku Opolskim,
przy pomocy książąt śląskich próbował bezskutecznie odzyskać swoje
władztwo. W końcu, w 1231 roku, zmarł. O śmierci Laskonogiego
napisał nawet francuski kronikarz. Zanotował on, że w Środzie
Śląskiej zabiła go dziewczyna, którą chciał zgwałcić. Chyba jednak
nie można temu wierzyć. W chwili śmierci bowiem Władysław miał
już ponad siedemdziesiąt lat.
MONARCHIA HENRYKÓW ŚLĄSKICH

Po zgonie Laskonogiego Henryk Brodaty został księciem krakowskim.


Niewątpliwie doszło do porozumienia między nim a panami
krakowskimi, gdyż dalsze lata jego rządów przebiegały bez protestów
z ich strony. Krakowianie uznawali władzę Henryka, książę natomiast
pozostawił im swobodę w prowadzeniu polityki wewnętrznej. Gdy
monarchy nie było w Krakowie, a zdarzało się to bardzo często,
wojewodowie krakowski i sandomierski z jego mandatu zwoływali
wiece i wydawali wyroki mające rangę wyroków książęcych.
Po intronizacji w Krakowie Henryk stał się najpotężniejszym
spośród polskich książąt. Był dziedzicznym władcą Śląska
wrocławskiego, dzięki elekcji sprawował władzę w ziemi krakowskiej,
a ponadto w imieniu małoletnich książąt rządził w księstwach
opolskim i sandomierskim. W połowie lat trzydziestych udało mu się
zająć ponad połowę Wielkopolski, którą oddał podporządkowanemu
mu synowi, Henrykowi Pobożnemu. Brodaty panował więc nad
największym kompleksem ziem polskich, miał szanse na zjednoczenie
Królestwa.
Jedynym poważnym przeciwnikiem Brodatego w Polsce był Konrad
mazowiecki. Pod jego panowaniem pozostawało Mazowsze i Kujawy,
opanował też ziemie łęczycką i sieradzką. Choć bez przerwy myślał
o zdobyciu Krakowa, po uzyskaniu tam władzy przez Henryka
Brodatego powstrzymywał się od prób opanowania tego grodu.
W 1234 roku doszło nawet do współpracy obu książąt, gdy wspólnie
wzięli udział w organizowanej przez Krzyżaków i wspieranej przez
arcybiskupa Pełkę wyprawie krzyżowej do Prus. Wtedy to armia
krzyżowców, w której dominowali rycerze polscy, pokonała Prusów
w bitwie nad Dzierzgonią.
Książę mazowiecki nie zrezygnował jednak z prób poszerzenia
swego księstwa. Krakowa nie atakował, usiłował natomiast zdobyć
księstwo sandomierskie, gdzie pod opieką Brodatego rezydowała
wdowa po Leszku Białym Grzymisława i jej syn Bolesław Wstydliwy.
Aby zdobyć Sandomierz, zaprosił swą bratową i bratanka na
rozmowy, a gdy przyjechali, uwięził ich i zamknął w klasztorze
sieciechowskim. Jak podają roczniki, miał nawet osobiście pobić
Grzymisławę.
Ten gwałtowny czyn nic Konradowi nie dał, ponieważ porwanych
wykradł z więzienia młody krakowski magnat, Klemens z Ruszczy.
Grzymisława i Bolesław nie powrócili już do Sandomierza, choć
Brodaty nie odebrał im księstwa. Ich rezydencją stała się Skała koło
Krakowa, gdzie pod opieką Henryka byli znacznie bezpieczniejsi.
Możemy się natomiast domyślać, że z księciem mazowieckim Henryk
zawarł jakiś układ, gdyż dwie wnuczki Brodatego wyszły za mąż za
dwóch synów Konrada.
Henryk Brodaty podporządkował sobie większą część ziem
polskich, jednak pełne prawa miał tylko do swej dziedzicznej
dzielnicy wrocławskiej, w Krakowie natomiast był władcą wybranym
przez tamtejszy wiec. Niepewna też była jego władza w Opolu
i Sandomierzu, sprawował tam tylko rządy w imieniu niepełnoletnich
książąt. Po śmierci Henryka państwo, którym rządził, mogło się
rozsypać. Krakowianie mogli wybrać nie jego syna, lecz innego
spośród Piastów, Bolesław Wstydliwy i Mieszko raciborski po dojściu
do pełnoletności mogli się usamodzielnić. Należało więc jakoś
zabezpieczyć stan posiadania. Jedynym sposobem na zabezpieczenie
władzy w Polsce dla linii Piastów wrocławskich była korona
królewska. Koronowany król mógł rządzić całą Polską, nie
pozbawiając innych książąt ich księstw. Władcy innych dzielnic
staliby się jego lennikami.
Wiele wskazuje na to, że Henryk Brodaty rozpoczął starania
o koronę dla siebie, lub może raczej dla swego syna. Pozwolenie na tę
ceremonię chciał uzyskać od cesarza Fryderyka II. Cesarz, niestety,
miał kłopoty, pozostawał w ostrym sporze z papieżem Grzegorzem IX,
a w Niemczech przeciw niemu występowali liczni książęta.
Opowiedzenie się po stronie cesarza powodowało izolację polityczną
Henryka na arenie międzynarodowej. Ponadto Brodaty popadł
w konflikt z biskupem wrocławskim Tomaszem I, który tego bardzo
pobożnego księcia obłożył klątwą. Brodaty nie zareagował już na te
trudności, zmarł bowiem w 1238 roku. Pozostawił swą monarchię
synowi, Henrykowi Pobożnemu.
Po śmierci Brodatego ziemie, nad którymi panował, nie rozpadły
się. Panowie krakowscy bez oporu uznali w Pobożnym swego księcia,
niewątpliwie odpowiadał im sposób sprawowania władzy przez
książąt śląskich. Pod władzą Pobożnego pozostała też zdobyta przez
jego ojca część Wielkopolski, nadal uznawali go za swego
zwierzchnika książęta Opola i Sandomierza.
Henryk Pobożny kontynuował politykę swego ojca. Bronił
skutecznie zagrożonych przez Brandenburgię granic zachodnich,
pozostawił też panom krakowskim swobodę w kształtowaniu polityki
wewnętrznej. Dążył także do uzyskania korony królewskiej. Zmienił
jednak politykę zagraniczną. Opuścił obóz cesarski i przeszedł do
papieskiego. Zadowolony z nowego sprzymierzeńca papież zdjął
klątwę z jego ojca, Henryk mógł więc pochować go w kościele
trzebnickim. Zapewne to on nawiązał dobre stosunki z Węgrami,
zgadzając się na ślub swego podopiecznego Bolesława z węgierską
księżniczką Kingą. Henryk był księciem, z którym można było wiązać
wielkie nadzieje na zjednoczenie Polski. Niestety, na przeszkodzie
stanęły wydarzenia, których nikt nie mógł przewidzieć.
Na przełomie XII i XIII wieku w stepach dalekiej Azji Czyngis-chan
stworzył potężne imperium mongolskie. Podbił Chiny, kierował też
oddziały konnych koczowników na zachód. W 1227 roku wojska
mongolskie rozbiły nad rzeką Kałką armie książąt ruskich
i walczących wspólnie z Rusinami Pieczyngów. Po kilkunastu latach
nastąpił ponowny atak na Ruś. W 1240 roku Mongołowie, zwani
u nas Tatarami, zdobyli i spalili Kijów, następnie podbili wszystkie
księstwa ruskie, a ich książąt uczynili swymi poddanymi. Od tego
roku niemal aż do końca XV wieku Ruś pozostawała w niewoli
tatarskiej.
W roku 1241 Mongołowie postanowili podbić dalej na zachód
położone kraje. Swój atak skierowali na Węgry i Polskę. Już w końcu
zimy tego roku zwiadowcze oddziały tatarskie napadły na
Małopolskę. Ich nieznana na zachodzie taktyka wojenna oraz
bezwzględność wszędzie budziły grozę. Główny atak nadszedł
wczesną wiosną 1241 roku. Celem ataku były Węgry, na Polskę
ruszyły oddziały mające uniemożliwić Polakom udzielenie Węgrom
pomocy. W Polsce Tatarzy rozdzielili swe siły. Jedna z ich armii
pomaszerowała na północny zachód, druga na zachód. Pod
Chmielnikiem rozbili w puch Małopolan, w boju zginęło wielu
rycerzy, wśród nich ich dowódca, wojewoda krakowski Włodzimierz.
Złej sytuacji nie zmieniło drobne zwycięstwo, jakie odniósł nad
Tatarami książę raciborski Mieszko, siejący zniszczenie i śmierć
napastnicy szybko posuwali się w kierunku Wrocławia.
Książę Henryk nie od razu przyjął bitwę. Początkowo zaczął się
wycofywać, czekając na zagraniczne wsparcie. Miał zagwarantowaną
pomoc króla Czech Wacława, spodziewał się też wojsk książąt
niemieckich. Nie doczekał się jednak pomocy. Król Wacław zebrał co
prawda rycerzy, lecz zatrzymał wojsko na granicach Czech. Obawiał
się wystąpić przeciw Tatarom, postanowił tylko bronić swego
królestwa. Nie nadeszły także posiłki niemieckie, książęta niemieccy
byli zbyt zajęci własnymi sprawami. Na apel Henryka odpowiedzieli
tylko Krzyżacy, których oddział wsparł wojska polskie.
Generalna bitwa rozegrała się w kwietniu pod Legnicą. Starcie
musiało nastąpić, Henryk nie mógł się już dalej cofać. Musiał stawić
czoło najeźdźcom, choć wiedział, że dwie armie tatarskie połączyły
się przed starciem. W bitwie pod Legnicą wojska polskie zostały
rozgromione. Poległ walczący dzielnie Henryk Pobożny, wraz z nim
jego kuzyn książę czeski Bolesław i wielu innych rycerzy. W boju
odznaczyli się Krzyżacy, lecz żaden z nich nie przeżył. Po zwycięstwie
Tatarzy odcięli poległemu Henrykowi głowę i obnosili ją pod wałami
obleganej Legnicy. Musiała się temu przyglądać matka księcia,
Jadwiga, i jego żona Anna. Tatarom nie udało się jednak złamać
obrońców grodu, Legnica wytrzymała oblężenie.
Po bitwie pod Legnicą Tatarzy ruszyli na Węgry, po drodze niszcząc
straszliwie Morawy. Tam połączyli się z armią Batu-chana. Wojska
węgierskie zostały rozbite, Węgry zniszczone. Płonęły wsie i miasta,
ginęli ludzie. Król Bela IV, nie mogąc się przeciwstawić, uciekł aż do
Dalmacji. Mimo zwycięstw Tatarzy nie podbili Europy Środkowej. Ich
wojska tak szybko, jak się pojawiły, opuściły Węgry. Do odwrotu
skłoniły ich walki o władzę, jakie wybuchły w chanacie.
Wraz ze śmiercią Henryka Pobożnego przepadła możliwość
przywrócenia w Polsce władzy centralnej. Książę pozostawił po sobie
czterech synów, lecz nawet najstarszy z nich, Bolesław zwany później
Rogatką, dopiero dochodził do pełnoletności. Początkowo w wielkim
państwie Henryków śląskich władzę regencyjną przejęła księżna
Anna. Po roku przekazała ją dorosłemu już synowi. Bolesław Rogatka
nie potrafił sprostać zadaniom, jakie na niego spadły, niemal
natychmiast po bitwie pod Legnicą państwo stworzone przez jego
dziada i ojca zaczęło się rozpadać. Uniezależnił się Mieszko opolski,
odpadła zajęta przez Władysława Odonica południowo-zachodnia
Wielkopolska. Tylko panowie krakowscy uznali w młodym Bolesławie
swego księcia, odpowiadały im rządy jego przodków. Mimo poparcia
Bolesław nie zdołał intronizować się w Krakowie. Uprzedził go
Konrad mazowiecki. Gdy zabrakło Henryka Pobożnego, przed
księciem mazowieckim otworzyła się możliwość zrealizowania
wieloletnich marzeń. Choć mógł, nie wsparł Pobożnego w walce
z Tatarami, gdy natomiast Henryk Pobożny zginął, natychmiast
wyruszył na Kraków. Panowie krakowscy próbowali się
przeciwstawić, Klemens z Ruszczy wiele miesięcy bronił grodu
w Skale, czekając na pomoc ze Śląska. Gdy pomoc ta nie przyszła,
musiał Skałę poddać. W Krakowie zapanował Konrad.
Panowanie Konrada nie przypominało rządów książąt śląskich.
Władca ten nie liczył się z możnymi krakowskimi, wielu z nich
musiało uchodzić z kraju. Schronili się na Rusi. Książę mazowiecki na
najwyższe urzędy mianował swoich ludzi, a nie jak jego poprzednicy
– możnych krakowskich. Metody stosowane przez Konrada były od
początku kontestowane przez Małopolan, w końcu panowie
krakowscy zwyciężyli. W 1243 roku znany nam już Klemens
z Ruszczy zebrał przeciwników Konrada i z pomocą węgierską
pokonał go w bitwie pod Suchodołem. Następnie na tron krakowski
wprowadził Bolesława Wstydliwego.
Konrad nie zrezygnował z Krakowa. Aż do swej śmierci ponawiał
ataki na Małopolskę, jednak nie udało mu się ponownie opanować
najważniejszej polskiej stolicy. Ale też Bolesław Wstydliwy nie
uzyskał takiej władzy, jaką kiedyś miał jego ojciec. Od 1243 roku był
tylko księciem krakowskim i sandomierskim.
POLSKA WIELU KSIĘSTW

Od lat czterdziestych XIII wieku istniejące już dzielnice zaczęły się


rozpadać na coraz mniejsze księstwa. Zarazem księstwa piastowskie
stały się zupełnie niezależne od siebie, poszczególni książęta zaczęli
prowadzić samodzielną politykę, niejednokrotnie walcząc ze sobą.
Zdarzało się, że władcy dzielnic nadgranicznych byli bardziej
związani zarówno politycznie, jak nawet rodzinnie z książętami
ościennymi. Na przykład władców Mazowsza najbliższe związki
pokrewieństwa łączyły z książętami ruskimi, byli oni niejednokrotnie
ich braćmi ciotecznymi, wujami czy teściami. Jednocześnie w XIII
wieku niektóre linie piastowskie stały się już tak odległe od siebie, że
możliwe były małżeństwa między ich przedstawicielami. Małżeństwa
międzypiastowskie zdarzały się coraz częściej i przyczyniały się do
zacieśnienia więzi rodzinnych.
Postępujące od drugiej połowy XII wieku rozbicie dzielnicowe nie
było początkowo dla Polski groźne, gdyż niemal wszystkie sąsiadujące
z nią państwa również były podzielone. Sytuacja zaczęła się zmieniać
w XIII wieku. Od południa Polska graniczyła z silnym królestwem
węgierskim. Nie uległo ono podziałom być może dlatego, że rządząca
Węgrami dynastia Arpadów nie była zbyt liczna. Innym południowym
sąsiadem Polski były Czechy. W drugiej połowie XII wieku przeżyły
one okres największego rozbicia i osłabienia. Jednak już na przełomie
XII i XIII wieku zjednoczył je Przemysł Ottokar I. Obie te monarchie
zawdzięczały swą potęgę posiadaniu największych w Europie kopalń
srebra. Na Węgrzech wydobywano też złoto. Dzięki posiadaniu
bogactw naturalnych oba państwa mogły się szybko odbudować po
niszczącym najeździe Tatarów w 1241 roku.
Na północnym wschodzie Polski w XIII wieku zaczęło wyrastać
potężne państwo zakonu krzyżackiego. Dopóki jednak trwały walki
Krzyżaków z Prusami, państwo to nie było dla Polski groźne. Mimo
opanowania przez zakon ziemi chełmińskiej i nieuznawania tam
polskiej zwierzchności, mimo wojny Świętopełka gdańskiego
z zakonem, w XIII wieku Krzyżacy nie byli w Polsce uważani za
wrogów, a książęta polscy pomagali im w walkach z poganami.
W XIII wieku załamała się potęga królestwa niemieckiego, rozpadło
się ono na wiele licznych księstw. Jednym z nich była coraz silniejsza
Brandenburgia. Twórcą potęgi marchii był Albrecht Niedźwiedź,
początkowo margrabia leżącej na zachód od Łaby Starej Marchii.
Albrecht rozszerzył swój stan posiadania, podbijając ziemie Słowian
połabskich. Jednak zarówno Brandenburgia, jak i niezbyt aktywna
w zajmowaniu ziem polskich Marchia Miśnieńska nie mogły poważnie
zagrozić polskim księstwom. Podzielona na dzielnice Polska była
wprawdzie znacznie słabsza od monarchii Bolesława Krzywoustego,
ale nie musiała się już przeciwstawiać całym Niemcom, tylko
znacznie mniejszym księstwom niemieckim. Dzięki temu siły były
wyrównane.
Również na wschodzie polskie księstwa, Małopolska i Mazowsze,
graniczyły nie z całą Rusią, tylko z księstwami zachodniej Rusi.
Znowu więc nie było dysproporcji sił. Za panowania Kazimierza
Sprawiedliwego i Leszka Białego przewagę miała Polska, w połowie
XIII wieku Daniel halicki zaczął górować nad zaprzyjaźnionym z nim
Siemowitem mazowieckim. Potem siły się wyrównały. Z takimi
partnerami musieli się mierzyć coraz liczniejsi Piastowie.
W połowie XIII wieku Polska składała się z licznych niezależnych
księstw. Zachowały się jednak więzi spajające dawne Królestwo
Polskie. Istniała polska prowincja kościelna z arcybiskupem, którego
władza sięgała wszystkich ziem dawnej, zjednoczonej jeszcze Polski.
Dzięki niej arcybiskupi niejednokrotnie wpływali na bieg wydarzeń
w całym kraju. Zachowała się też wspólna tradycja, pamiętano
o dawnym Królestwie, pamiętano, że należały do niego te ziemie, nad
którymi panował kiedyś Bolesław Krzywousty. Istniało również prawo
dziedziczenia, które obowiązywało wszystkich polskich dynastów.
Nakazywało ono umierającemu księciu dzielić swe księstwo pomiędzy
wszystkich synów. W wyniku jego stosowania powstawały w Polsce
nieustannie nowe, coraz mniejsze dzielnice. Zarazem jednak to samo
prawo spadkowe nie pozwalało na wytworzenie się księstw o stałych
granicach. Gdy tylko bowiem umierał bezdzietnie któryś z książąt,
jego księstwo przechodziło we władanie jednego z najbliżej z nim
spokrewnionych Piastów lub tego, który potrafił wywalczyć je dla
siebie. W wyniku podziałów jednych księstw, a zarazem jednoczenia
się innych nie wytworzyły się w Polsce stałe i niezmienne granice
dzielące ją na niezależne państwa. W XIII wieku wszystko było
zmienne.
Polscy książęta pamiętali, że każdy z nich ma potencjalne prawo do
władzy nad całym dziedzictwem Bolesława Krzywoustego. Pamiętano
też o szczególnej roli Krakowa. W XIII wieku każdy ambitny Piast
dążył do zdobycia Wawelu i zjednoczenia Polski. Ponieważ jednak
ambitnych Piastów było wielu, przeszkadzali sobie nawzajem
w osiągnięciu tego celu. Wybuchające w XIII wieku walki o tron
krakowski i władzę w całej Polsce były czymś, co moglibyśmy nazwać
konkursem na stanowisko polskiego króla. Szanse na zdobycie władzy
i zjednoczenie mieli bowiem tylko najzdolniejsi i najbardziej
energiczni książęta. Zanim jednak ponownie pojawiły się prądy
zjednoczeniowe, nastąpił kilkudziesięcioletni okres, w którym
rozbicie się pogłębiało, a księstwa stawały się coraz słabsze.
Odgrywały też coraz mniejszą rolę na arenie międzynarodowej.
Pod rządami Bolesława Wstydliwego Małopolska stała się
księstwem podobnym do pozostałych księstw dzielnicowych. Również
tytulatura jej władcy upodobniła się do tytulatury innych książąt.
Bolesław nie tytułował się już dux Poloniae, lecz dux Cracoviae et
Sandomiriae. W wyniku walk z pierwszej połowy XIII wieku panujący
w Krakowie książęta stracili wiele spośród ziem należących niegdyś
do Leszka Białego. Bolesław nie władał już Sieradzem i Łęczycą, na
rzecz Mazowsza stracił ziemie położone na północ od Pilicy. Mimo to
jego księstwo pozostało jednym z największych w Polsce.
Monarchia Henryków się nie utrzymała. Najstarszy syn Pobożnego
Bolesław stracił Małopolskę i większą część tego, co jego dziad
uzyskał w Wielkopolsce, przestał też być zwierzchnikiem Opola
i Sandomierza. Pozostał mu tylko Śląsk wrocławski. Ale nawet ta
dzielnica niebawem zaczęła się rozpadać, swojego udziału w rządach
zaczął się domagać poparty przez część możnych śląskich młodszy
brat Bolesława, Henryk. Między braćmi wybuchła wojna. Aby
zapewnić sobie pomoc niemiecką, Bolesław w 1249 roku oddał
arcybiskupowi magdeburskiemu połowę ziemi lubuskiej. Rok później
cała ta ziemia znalazła się w posiadaniu margrabiów magdeburskich.
Oddał on Niemcom to, czego tak uparcie bronili jego dziad i ojciec.
Mimo pomocy niemieckiej Bolesław musiał się zgodzić na podział
Śląska. Wybrał dla siebie dzielnicę legnicką, Henryk zaczął rządzić we
Wrocławiu. Nie zakończyło to walk na Śląsku, do spadku po Henryku
Pobożnym zgłosił się jeszcze jeden kandydat, młodszy brat Bolesława
i Henryka, Konrad. Na wieść o podziałach na Śląsku przerwał on
studia w Paryżu i powrócił do kraju. Bolesław Rogatka, chcąc
skierować Konrada ku karierze duchownej, umożliwił mu objęcie
biskupstwa w Pasawie, jednak młody książę nie chciał być biskupem.
Porozumiał się z księciem Wielkopolski Przemysłem I, ożenił się
z jego siostrą i dzięki pomocy wielkopolskiej wykroił dla siebie
z dzielnicy legnickiej księstwo głogowskie. Tak więc Śląsk wrocławski
rozpadł się na trzy części, połowę dzielnicy dzierżył Henryk
wrocławski, po jednej czwartej mieli Rogatka i Konrad. Spośród
synów Henryka Pobożnego tylko najmłodszy Władysław nie domagał
się nadania mu dzielnicy, a mimo to odniósł sukces. Przykładnie
ukończył studia i za wsparciem swego wuja, króla czeskiego
Przemysła Ottokara II, został najpierw kanclerzem Czech, a potem
arcybiskupem salzburskim. Po śmierci zaś swego brata Henryka
Władysław, nie rezygnując ze sprawowania obowiązków
arcybiskupich, został księciem wrocławskim, a także administratorem
diecezji wrocławskiej. Ponieważ był człowiekiem odpowiedzialnym,
dobrze sprawował zarówno urząd arcybiskupi, jak i obowiązki
księcia. Chyba nie można tego samego powiedzieć o jego funkcji
administratora diecezji. Będąc księciem i zarazem zarządzając
biskupstwem, nie zgadzał się na żadne ustępstwa w stosunku do
Kościoła.
Po śmierci Konrada mazowieckiego rozpadły się też ziemie będące
w jego posiadaniu. Konrad już za swego życia nadał synom dzielnice.
Najstarszy Bolesław dostał Mazowsze, najmłodszy Kazimierz stał się
księciem Kujaw. Uznawali oni jednak nadal władzę swego ojca. Po
śmierci Konrada w 1247 roku i śmierci jego najstarszego syna w roku
następnym Mazowsze uzyskał starszy brat Kazimierza kujawskiego
Siemowit, natomiast Kazimierz rozszerzył swoje posiadłości o Sieradz,
Łęczycę i ziemię dobrzyńską.
Niemal do końca XIII wieku jedność zachowała dzielnica opolsko-
raciborska, aż do roku 1282 jedynym jej władcą pozostawał książę
Władysław. Księstwo przez niego rządzone uległo podziałom dopiero
po jego śmierci.
Dużą dzielnicą pozostała Wielkopolska zjednoczona przez
Władysława Odonica, który odzyskał większość ziem utraconych na
rzecz Henryków śląskich. Wprawdzie jego synowie również dokonali
podziału dzielnicy, lecz po rychłej śmierci Przemysła I jego brat
Bolesław Pobożny został księciem zarówno ziemi gnieźnieńskiej, jak
i poznańskiej. W Poznaniu rządził jako opiekun swego małoletniego
bratanka, Przemysła II.
W skład podzielonego Królestwa Polskiego wchodziło też Pomorze
Gdańskie. Pod rządami Świętopełka uniezależniło się ono od księcia
krakowskiego. Władcy Gdańska byli jedynymi polskimi książętami
niepochodzącymi z rodu Piastów, uważali się jednak i byli uważani
przez obcych za polskich książąt. W połowie XIII wieku Pomorze było
dużą i ważną częścią Polski. Jego władca pierwszy spośród polskich
dynastów popadł w konflikt z Krzyżakami i przez wiele lat prowadził
z nimi wojnę.
Po najeździe tatarskim Polska weszła w okres największego rozbicia
dzielnicowego. Składała się już z licznych, niezależnych od siebie
państewek. Istniejąca jeszcze tradycja wspólnoty nie skłaniała jednak
do podejmowania prób odbudowy jedności Królestwa. Polscy książęta
walczyli ze sobą, zawierali sojusze, sprzymierzali się też z władcami
państw sąsiednich. Książę mazowiecki Siemowit był bardzo blisko
związany z władcą Rusi Halicko-Wołyńskiej Danielem. Z kolei
książęta śląscy zawierali układy i koligacili się z książętami
niemieckimi, utrzymywali też bliskie stosunki z władcami Czech.
Natomiast Bolesław Wstydliwy był związany ze swym teściem, królem
Węgier Belą IV. W połowie XIII wieku, z powodu swej słabości
i zawężenia horyzontów ich władców, księstwa polskie zaczęły
odgrywać już tylko podmiotową rolę w polityce międzynarodowej.
W połowie XIII wieku Piastów podzielił konflikt o kasztelanię
lądzką. Nie była to duża ziemia, mimo to na kilkanaście lat stała się
przyczyną wojen. Kasztelania ta należała do Wielkopolski. Jednak gdy
południowo-zachodnią Wielkopolską zawładnął Henryk Brodaty,
przekazał ją swemu synowi Henrykowi Pobożnemu. Ten po ślubie
z córką Konrada mazowieckiego oddał Ląd Konradowi. W końcu
kasztelania stała się własnością syna Konrada, Kazimierza
kujawskiego. Po dojściu do władzy książęta wielkopolscy, Przemysł
i Bolesław Pobożny, zaczęli się domagać zwrotu utraconej ziemi.
Wojna o kasztelanię wybuchła, gdy władcą całej Wielkopolski został
Bolesław Pobożny. Uzyskał on wsparcie Siemowita mazowieckiego,
po jego stronie stanął książę Krakowa i Sandomierza Bolesław
Wstydliwy, a także sprzymierzony z nim syn Kazimierza kujawskiego
Leszek Czarny. Po stronie książąt walczących z księciem kujawskim
opowiedział się też ruski Daniel halicki. Kazimierz kujawski przegrał
tę wojnę i kasztelania lądzka wróciła do Wielkopolski. Przy okazji
Leszek Czarny uzyskał dzielnicę sieradzką.
Drugim konfliktem, w który zaangażowani byli Piastowie, była
wojna czesko-węgierska o Austrię. Wojna ta nie miała żadnego
znaczenia dla Polski, polscy książęta zostali wciągnięci do walki
o cudze interesy. Konfliktu o ziemie austriackie można się było
spodziewać już na początku lat trzydziestych XIII wieku, gdyż jedyny
przedstawiciel dynastii Babenbergów, Fryderyk Bitny, nie miał
następców. Do przejęcia jego dziedzictwa szykował się cesarz
Fryderyk II – aby tego dokonać, ożenił on swego syna Henryka
z siostrą ostatniego Babenberga. Gdy jednak młody Henryk zbuntował
się przeciw ojcu i został przez cesarza pokonany, a następnie
uwięziony, pojawił się znowu problem następstwa po Fryderyku
Bitnym. Spadkiem po nim pragnął zawładnąć król Węgier Bela IV.
Rozpoczął od pozyskiwania sobie sojuszników. W 1239 roku wydał
swą córkę Kingę za księcia sandomierskiego Bolesława. Ponieważ
młody Bolesław uznawał wtedy zwierzchnictwo Henryka Pobożnego,
król Węgier liczył zapewne na poparcie władcy Krakowa i Wrocławia.
Bela związał też ze sobą księcia ruskiego Daniela oraz Piasta,
Władysława opolskiego.
Wojnę o Austrię rozpoczął w 1246 roku atak króla Beli na księcia
Austrii Fryderyka. Węgrzy przegrali bitwę, jaka się rozegrała, lecz
w boju zginął Fryderyk. Po jego śmierci przeciwnikiem Beli IV stał się
król Czech, Przemysł Ottokar II. W pierwszej rundzie walk Belę
wsparli polscy książęta Bolesław Wstydliwy, Leszek Czarny oraz
Władysław opolski. Na pomoc wysłał im też wojska Daniel halicki.
Gdy Bela walczył na południu, książęta polscy wraz z wojskami
ruskimi uderzyli na Morawy. W wyniku działań wojennych król
węgierski zajął Styrię, natomiast Przemysł Ottokar Austrię.
Po pierwszym etapie walk król czeski Przemysł Ottokar zwrócił
uwagę na książąt polskich. Zaczął się starać o włączenie ich do obozu
czeskiego. W 1254 roku, w związku z kanonizacją św. Stanisława,
poprosił biskupa krakowskiego o przysłanie mu jego relikwii. W liście
skierowanym do Bolesława Wstydliwego sugerował zawarcie sojuszu
i prosił o zwolnienie jeńców czeskich, którzy wcześniej dostali się do
polskiej niewoli. Biskup wysłał do Pragi relikwie, książę Bolesław
zwolnił czeskich jeńców, jednak do sojuszu z królem Przemysłem nie
doszło. Książę krakowski pozostał wierny swemu teściowi Beli IV.
Król Czech nie zaprzestał starań o pozyskanie Piastów. Dzięki
niemu najmłodszy spośród synów Henryka Pobożnego, Władysław, po
skończeniu studiów został proboszczem wyszehradzkim oraz
kanclerzem Czech, a następnie arcybiskupem salzburskim. Po śmierci
Henryka III wrocławskiego król czeski zaopiekował się jego synem,
Henrykiem Probusem. Władca Czech bardzo poważnie traktował
swoich sojuszników, w 1267 roku przyjechał do Wrocławia, aby
wziąć udział w uroczystościach, jakie się tam odbyły w związku
z kanonizacją św. Jadwigi, babki książąt wrocławskich i legnickich.
W końcu Przemysłowi Ottokarowi udało się związać ze sobą
większość Piastów śląskich. Na jego stronę przeszedł nawet dawny
stronnik Węgier, Władysław opolski. Spośród śląskich Piastów nie
wsparł króla Czech tylko ekscentryczny Bolesław Rogatka. Nie znalazł
się on także w obozie węgierskim, pozostał więc nieco osamotniony.
W związku z walkami o Austrię w Polsce ukształtowały się dwa
obozy polityczne. Wcześniejszy podział, jaki powstał w czasie walk
o kasztelanię lądzką, pokrywał się z podziałami na stronników
czeskich i węgierskich. Został tylko uzupełniony przez śląskich
sojuszników czeskiego króla Przemysła Ottokara. Na polach bitew
wojska polskie walczyły po obu stronach frontu o sprawy dla nich
obojętne. Polskie siły zużywały się w walce o obce interesy.
W połowie XIII wieku aktywną politykę zagraniczną prowadzili
tylko nieliczni książęta. Należał do nich mazowiecki Siemowit, który
w sojuszu z Danielem halickim i Krzyżakami brał udział w krucjatach
przeciw Jaćwingom. Były one spowodowane zarówno chęcią
zdobyczy terytorialnych, jak i koniecznością zabezpieczenia się przed
napadami pogan. Ostatecznym wynikiem wojny z Jaćwingami było
opanowanie części ich terytorium przez księcia mazowieckiego.
Jednak pokonanie niespokojnych sąsiadów otworzyło drogę
groźniejszym od nich Litwinom. W latach sześćdziesiątych XIII wieku
zaczęli oni atakować Mazowsze. Najazd z 1262 roku zakończył się
zdobyciem przez Litwinów Jazdowa, zabiciem księcia Siemowita
i wzięciem do niewoli jego syna Konrada.
Siemowit mazowiecki starał się poszerzyć swe księstwo. Natomiast
książę wielkopolski Bolesław Pobożny skutecznie bronił swych ziem
przed napierającymi z zachodu margrabiami magdeburskimi. Po
opanowaniu ziemi lubuskiej margrabiowie rozpoczęli podbój terenów
leżących na prawym brzegu Odry. Stopniowo zajmowali ziemie
oddzielające Pomorze Szczecińskie od Wielkopolski i tworzyli tam
prowincję nazwaną Nową Marchią. Podbijane ziemie pomorskie nie
należały do najbogatszych, były to przede wszystkim porośnięte
lasami pustkowia, których książęta pomorscy nie bronili zbyt mocno.
Brandenburczycy próbowali też podbijać ziemie wielkopolskie. Tu
jednak spotkali się z oporem. Bolesław Pobożny toczył z nimi ciężkie
walki o gród w Santoku i leżące wokół niego terytoria. Książę
wielkopolski potrafił bronić swego stanu posiadania, a gdy trzeba
było, przyszedł nawet z pomocą władcy Pomorza Gdańskiego,
Mszczujowi. Pomógł mu odzyskać zajęty przez margrabiów
brandenburskich Gdańsk.
PRZEMIANY XIII WIEKU

Walki wewnętrzne, angażowanie się książąt polskich w wojny, które


nie przynosiły im żadnych korzyści, coraz mniejsze, ale za to
liczniejsze dzielnice i zanik ambicji, a może tylko możliwości
zjednoczenia kraju, to smutny obraz. Zarazem jednak XIII wiek to
w Polsce czasy ogromnego przełomu, który umożliwił odrodzenie
w przyszłości.
W XI wieku w całej Europie rozpoczął się rozwój gospodarczy,
zaczęła też rosnąć liczba ludności. Postęp był możliwy dzięki
zastosowaniu nowych narzędzi i technik uprawy roli. Wraz ze
wzrostem autorytetu królów, a także działaniem Kościoła mającym na
celu zaprowadzenie pokoju, życie ludzi zaczęło się stawać
bezpieczniejsze. Niewątpliwie do podniesienia poziomu życia
przyczyniło się globalne ocieplenie klimatu. Podniesienie się średnich
rocznych temperatur umożliwiło osiąganie większych plonów.
Pozwoliło uprawiać na północy rośliny, które wcześniej były znane
tylko na południu.
Również w Polsce nastąpił przyrost ludności i spowodował on
przeludnienie. Może to się wydawać dziwne – ludność ówczesnej
Polski była wielokrotnie mniej liczna od obecnej, jak więc mogło
nastąpić przeludnienie. A jednak nastąpiło. W Polsce było bowiem
bardzo dużo przestrzeni niedostępnej dla rolników. Ówczesną Polskę
pokrywały nieprzebyte puszcze, osadnictwo skupiało się tylko
w niektórych, już dawno zagospodarowanych miejscach. I tam
właśnie zabrakło ziemi, tam zaczęli się pojawiać ludzie
nieposiadający własnych gospodarstw. Każdy z nich mógł oczywiście
wyrąbać sobie w lesie polanę, zagospodarować ją i stworzyć swoje
gospodarstwo. W owych czasach lasy otwarte były dla wszystkich,
książęta nie uważali jeszcze wielkich puszcz za swoją własność.
Jednak otwarte nie oznacza dostępne dla ubogich ludzi. Wycięcie
drzew, wykarczowanie korzeni i przygotowanie ziemi do wzięcia jej
pod uprawę zajmowało kilka lat. W tym czasie trzeba było jeść,
a prace związane z tworzeniem nowego gospodarstwa uniemożliwiały
zdobywanie pożywienia. Bez pomocy kogoś, kto mógł w pierwszych
latach zapewnić osadnikowi byt, niemożliwe było wykarczowanie
lasu. Gdy jednak pojawili się ludzie szukający dla siebie ziemi, lasy
stały się cenne dla księcia i możnych posiadających kapitały
pozwalające na ich zagospodarowanie. Zaczęli oni zawierać umowy
z szukającymi ziemi chłopami. Za wsparcie w pierwszych latach
osadnicy zobowiązywali się do płacenia czynszów w przyszłości.
Zachowywali wolność, ale stawali się poddanymi możnego pana.
Natomiast pola, które wydarli lasom, powiększały majątek
możnowładcy.
Panujące w XII wieku w Polsce stosunki utrudniały tworzenie
nowych osad zasiedlanych rolnikami szukającymi dla siebie miejsca
życia i pracy. Mimo swej zależności od możnego pana ludzie ci
pozostawali wolni, zobowiązani więc byli do oddawania danin
i wykonywania przeróżnych prac wymaganych przez książęcego
namiestnika rezydującego w najbliższym grodzie. Od tak obciążonych
ludzi niewiele już mógł uzyskać możny pan, którego stawali się
poddanymi. Trudno też było znaleźć osadników gotowych wypełniać
obowiązki na rzecz księcia i zarazem godzących się na płacenie
czynszu właścicielowi majątku. W podobnej sytuacji były klasztory
i biskupstwa mogące prowadzić kolonizację. Aby stało się możliwe
zagospodarowanie ziem dotychczas nietkniętych pługiem rolnika,
konieczne były zwolnienia przynajmniej z części obciążeń książęcych,
a więc immunitety.
Instytucje kościelne uzyskiwały częściowe immunitety już w XI
wieku, wraz z nadaniami dóbr z poddaną ludnością. Immunitety te
nie pozwalały jednak na rozszerzanie majątków drogą kolonizacji.
Kościół zaczął więc dążyć do uzyskania pełniejszych zwolnień swych
dóbr od należnych księciu ciężarów. Walkę o immunitety rozpoczął
arcybiskup Henryk Kietlicz. Nieco później wzorem Kościoła poszli
możni świeccy.
Książęta niechętnie udzielali zwolnień. Niechęć władców była
zrozumiała, każdy immunitet gospodarczy zmniejszał książęce
dochody, każdy immunitet sądowniczy uszczuplał książęcą władzę
w obdarzonych przywilejem dobrach. Zarazem jednak immunitety
ułatwiały rozwój gospodarczy Polski. Z czasem również książęta
nauczyli się korzystać z dobrodziejstw immunitetu.
W XIII wieku władcy polscy uznali dziewicze puszcze za swoją
własność. Aby skolonizować las, trzeba było dostać go od księcia.
W pierwszych dziesięcioleciach XIII wieku niektórzy spośród książąt
zaczęli nadawać lasy wraz z immunitetami. Wtedy to od Leszka
Białego duże kompleksy puszcz na Podkarpaciu uzyskali cystersi
z Koprzywnicy, podkarpackimi lasami zostali też obdarowani
przedstawiciele rodu Gryfitów. Zapewne nadań takich było więcej.
Leszkowi łatwo było w ten sposób okazywać swoją hojność. Oddając
dziewicze puszcze, nic nie tracił, z niezagospodarowanych terenów
nie płynęły przecież żadne dochody. Nadane lasy początkowo nie
przynosiły też korzyści tym, którzy je od księcia uzyskali. Pozwalały
jednak mieć nadzieję na znaczne dochody w przyszłości. Nowi
właściciele rozpoczęli więc starania o sprowadzenie osadników.
Nadania połączone z immunitetami przyczyniły się do
zagospodarowania bezludnych dotąd ziem, nie wymagając od
władców wykładania na ten cel własnych środków. Organizacja
osadnictwa przez możnych i przez instytucje kościelne pozwoliła też
nieposiadającym ziemi ludziom znaleźć źródło utrzymania.
Intensyfikacja procesów osadniczych nastąpiła po dotarciu do
Polski zasad prawa niemieckiego. Prawo to wykształciło się w XII
wieku w Niemczech, niemieckim zostało nazwane w Polsce.
W średniowiecznej Europie nie było ono czymś oryginalnym, podobne
prawa powstawały wszędzie tam, gdzie postępowała kolonizacja.
Zaadaptowane w Polsce prawo niemieckie było jedną z wersji
panującego na zachodzie Europy prawa feudalnego. Dawało ono
osadnikom bardzo dogodne warunki życia. Choć stawali się
poddanymi księcia czy możnego pana, pozostawali ludźmi wolnymi,
którzy po opłaceniu niezbyt wielkiego czynszu mogli dysponować
wypracowanymi przez siebie dochodami. Osadnicy mogli też
zorganizować samorządową gminę z własnym sądownictwem
i własnym kościołem parafialnym.
Pierwszym władcą, który skorzystał z nowych form prawnych, był
książę Wrocławia Henryk Brodaty. Zaczął on od przekształcenia
największych miast w swoim księstwie, przede wszystkim Wrocławia.
Postanowił też zagospodarować według nowych zasad zalesione
i niemal bezludne zachodnie i południowo-zachodnie krańce swego
księstwa. Na tereny te zaczął sprowadzać osadników. Proponował im
bardzo dogodne warunki, niewielki czynsz, własne sądownictwo, a na
czas zagospodarowania – wiele lat wolnych od wszelkich obciążeń.
Książę Henryk obawiał się, że zobowiązani do utrzymywania
książęcych grodów polscy chłopi, zachęceni dogodnymi warunkami,
zaczną masowo zasiedlać tworzone na nowych zasadach wsie. Gdyby
opustoszały istniejące już osady, zabrakłoby chłopów oddających
daniny i wykonujących liczne prace niezbędne dla funkcjonowania
państwa. Nie zezwolił więc Polakom osiedlać się we wsiach
obdarzonych nowym prawem. Dla księcia pożądanymi osadnikami
byli cudzoziemcy. Dzięki nim było możliwe rozpoczęcie przebudowy
gospodarki Śląska bez narażania państwa na przejściowy brak
dochodów. Napływ obcych kolonistów przyczyniał się też do wzrostu
potencjału ludnościowego księstwa.
W owych czasach na Śląsku obcymi kolonistami mogli być tylko
Niemcy. Kraje niemieckie sąsiadowały ze Śląskiem, były gęściej
zaludnione od ziem polskich. Wielu niemieckim chłopom brakowało
ziemi, inni nie dawali sobie rady z rosnącymi obciążeniami, jakie na
nich nakładano. Niektórzy sądzą, że bajka o zaczarowanym flecie
powstała w związku z pojawiającymi się na wschodzie możliwościami
kolonizacji. W bajce tej flecista wyprowadził z miasta Hameln dzieci
do krainy wiecznej szczęśliwości. Z pewnością natomiast na nowych
terenach proponowano kolonistom znacznie bardziej dogodne
warunki życia od tych, które mieli w swej ojczyźnie.
W wyniku zarządzonej przez Henryka Brodatego akcji
kolonizacyjnej na zachodnich i południowych krańcach księstwa
wrocławskiego zaczęły powstawać miasta, wokół których tworzone
były wsie. Osadnictwo niemieckie, w pierwszej połowie XIII wieku na
Śląsku nie zmieniło jeszcze polskiego charakteru tej dzielnicy.
W stosunku do liczby polskich chłopów osadników było niewielu.
Zapewne gdyby Śląsk w następnych wiekach znalazł się w granicach
Królestwa Polskiego, potomkowie kolonistów ulegliby polonizacji. Po
kilkunastu latach nowe wsie i miasta zaczęły przynosić księciu
znaczne dochody. Wtedy rozpoczął on przenoszenie na prawo
niemieckie śląskich wsi zamieszkanych przez Polaków. Działalność
Henryka Brodatego zapoczątkowała przekształcanie kraju według
nowych zasad. Jednak dopiero w drugiej połowie XIII wieku
rozpoczęła się intensywna kolonizacja i jeszcze bardziej intensywne
przekształcanie istniejących już wsi. W obu przypadkach
wprowadzane było prawo niemieckie.
Około połowy XIII wieku ze wzorów śląskich skorzystali książęta
innych dzielnic Polski. Oni też zaczynali od reformy swych
najważniejszych miast. W 1253 roku książę wielkopolski Przemysł na
prawie magdeburskim lokował Poznań, a w 1257 roku Bolesław
Wstydliwy nadał prawo niemieckie Krakowowi. W obu dzielnicach
również mniejsze miasta otrzymywały nowe prawo, po nich lokowane
były wsie. Nieco później niż w obu głównych polskich dzielnicach
prawo niemieckie zaczęło się rozprzestrzeniać w środkowej Polsce
i na Pomorzu Gdańskim. Na Mazowszu pojawiło się dopiero w XIV
wieku.
Aby prześledzić, jak przebiegały przemiany związane
z wprowadzaniem nowego prawa, przyjrzyjmy się Małopolsce.
Pierwszej próby skorzystania z nowych wzorów podjął się w tej
dzielnicy wojewoda krakowski Teodor. Uzyskał on od księcia Henryka
Brodatego zgodę na sprowadzenie do jego podhalańskich puszcz
osadników ze Śląska i nadanie im prawa niemieckiego. Spodziewał
się, że niebawem lasy padną pod siekierami przybyszów i zamienią
się w kwitnące pola. Nic jednak z tych planów nie wyszło, osadnicy
nie przybyli. Czas na reformy nadszedł nieco później.
W 1257 roku na wiecu w Koperni książę Krakowa i Sandomierza
Bolesław, wraz ze swą matką Grzymisławą i żoną Kingą, za zgodą
baronów księstwa i wszystkich obecnych zawarł kontrakt z trzema
przedsiębiorcami, byli to Gedko Stilvoyt, Dytmar Wolk i Jakub,
niegdyś sędzia z Nysy. Przybyli ze Śląska specjaliści zobowiązali się
w Krakowie założyć miasto na nowych prawach. Tak właśnie zostało
powiedziane w spisanym z tej okazji dokumencie. Układający się
z księciem zasadźcy mieli założyć miasto w Krakowie, a nie miasto
Kraków. Kraków istniał przecież już od wieków, był ważnym punktem
na drodze handlowej z Europy Zachodniej na Wschód. Stanowił
skupisko leżących blisko siebie osad, rozciągających się od
dzisiejszego Kazimierza po Zwierzyniec. Na długo przed lokacją
w Krakowie mieszkali kupcy, znamy nawet imiona niektórych
spośród nich. Wszyscy oni podlegali kasztelanowi. Kasztelan, jako
książęcy urzędnik, był w mieście sędzią i administratorem.
Na wiecu w Koperni książę Bolesław wydzielił z aglomeracji
krakowskiej teren, wyłączył go spod działania prawa polskiego
i nadał mu prawo magdeburskie. Teren ten objął dzisiejszy Rynek i tę
część miasta, którą obecnie otaczają Planty. Zniesiona tam została
władza kasztelana krakowskiego. W zawartym kontrakcie zostały
spisane warunki, które miały obowiązywać zarówno zasadźców, jak
i przyszłych mieszczan. Książę Bolesław nadał trzem przybyszom ze
Śląska dziedziczne wójtostwo w zakładanym mieście, a wraz z nim
prawo sądzenia jego mieszkańców. Określił, że część dochodów
z sądownictwa i szósta część czynszów z działek miejskich przypadnie
wójtom. Ponadto dostali oni cztery młyny wolne od czynszów i prawo
budowy następnych, uzyskali prawo budowy karczem, jatek
i sklepów, które mogli wynajmować innym, mogli także łowić ryby
w Wiśle. To jeszcze nie wszystko, książę bowiem nadał wójtom dobra
poza miastem. Liczyły one aż 30 łanów, a więc około 500 hektarów
ziemi. Wójtowie krakowscy zostali też zwolnieni z ceł w księstwach
Bolesława. Tak duże uposażenie stwarzało im nadzieje na wielkie
dochody w przyszłości, jeśliby oczywiście lokacja się udała.
Przybyszom, którzy zdecydowaliby się osiedlić w Krakowie, książę
zagwarantował dziedziczne posiadanie działek przeznaczonych na
budowę domów i zabudowań gospodarczych. Mieszczanie mogli także
zakładać własne sklepy lub wynajmować kramy od wójtów. Wolno im
też było łowić ryby w Wiśle. Nowi osadnicy mieli podlegać prawu
magdeburskiemu. Książę zagwarantował, że sędzią miejskim będzie
wójt, a w sesjach sądowych uczestniczyć będą ławnicy wybierani
spośród mieszczan. Uposażona została również gmina miejska. Miasto
dostało rozległe posiadłości ziemskie oraz las niezbędny do budowy
nowych domów i do uzyskiwania opału. Gmina dostała też prawo
budowy własnych młynów. Mieszczanie zostali zwolnieni na dziesięć
lat z ceł w całym państwie księcia Bolesława. W zamian, po
sześcioletnim okresie wolnizny, zobowiązani zostali do płacenia ściśle
określonych czynszów z racji dzierżenia parcel miejskich.
Nie wszystkie urządzenia miejskie służące handlowi miały należeć
do mieszczan. Książę zastrzegł dla siebie prawo budowy sukiennic,
gdzie kupcy mieli od niego wynajmować kramy.
Lokacja Krakowa była przedsięwzięciem bardzo drogim. Koszty jej
przeprowadzenia obciążały zarówno księcia, jak i zasadźców, a także
tych, którzy zdecydowali się przybyć pod Wawel. Aby nadać
lokowanemu miastu nowe prawo, książę musiał być wyłącznym
właścicielem przewidzianego do lokacji terenu. Tymczasem
przedlokacy jny Kraków był już zabudowany, posiadłości mieli w nim
zarówno możni, jak i biskup. Jeśli któraś z tych posiadłości
znajdowała się na terenie przewidzianym do lokacji, książę musiał ją
wykupić.
Ogromne koszty ponosili zasadźcy. Pierwszym ich zadaniem było
wytyczenie planu miasta. Jeśli znali zasady sztuki mierniczej, mogli
zrobić to sami. Często jednak do tego zadania wynajmowano
specjalistów. A ich usługi nie były tanie. Musieli też sprowadzić
nowych mieszczan. Kosztowało ich wybudowanie własnej siedziby.
Dom wójtowski był okazały, zapewne przypominał mały zameczek
z wieżą. Dużych nakładów finansowych wymagało też postawienie
młynów, karczem i sklepów, na budowę których dostali książęcą
zgodę.
Wyłączeni spod prawa polskiego mieszczanie podlegali znacznie
dogodniejszemu dla kupców i rzemieślników prawu magdeburskiemu.
Sędzią miejskim był wójt, który wydawał wyroki wspólnie
z ławnikami wybieranymi spośród nich. Na zachodzie Europy
mieszczanie musieli niejednokrotnie toczyć ciężkie walki o prawo do
samorządu. W Polsce książęta, a potem również inni właściciele miast
od razu w momencie lokacji zgadzali się na powstanie rady miejskiej.
Lokowany Kraków bardzo szybko się zaludnił. Większość
osiedlających się w nim kupców pochodziła ze Śląska. Zarówno
zasadźcy, jak i przybywający do Krakowa kupcy musieli
zainwestować znaczne kapitały. Konieczne były do sfinansowania
budowy domów i budowli użyteczności publicznej, bez kapitałów nie
dałoby się rozwinąć działalności handlowej.
Po lokacji i zagospodarowaniu się nowi mieszkańcy Krakowa,
dysponując kontaktami międzynarodowymi, mogli rozpocząć
operacje handlowe. Kraków leżał na skrzyżowaniu dwóch ważnych
dróg. Pierwszą z nich była droga wiodąca z Niemiec, ale też i z Pragi
na Ruś, a z niej dalej na wschód. Istniała od dawna, wspomina już
o niej Ibrahim Ibn Jakub w X wieku. Na krótko, po ataku Tatarów na
ziemie ruskie w 1240 roku, zamarł handel ze Wschodem. Szybko
jednak znowu się odrodził. Istnienie drogi łączącej Wschód
z Zachodem było bowiem bardzo korzystne dla Mongołów, którzy
opanowali całą Azję Środkową i z handlu czerpali wielkie korzyści.
W 1257 roku, gdy lokowany był Kraków, kupcom wrocławskim
opłacało się już przenieść do Małopolski, aby być bliżej wschodnich
kontrahentów. Kupcy krakowscy sprowadzali z Zachodu wyroby
sukiennicze, a także wytwory zachodniego rzemiosła, ze Wschodu
kupowali między innymi jedwab i korzenie.
Drugim szlakiem, jaki prowadził przez Kraków, był trakt handlowy
biegnący wzdłuż Wisły i Dunajca, a następnie, poprzez przełęcze
karpackie, na Węgry. Z Polski na południe wywożone były między
innymi ołów i sól, na północ natomiast wędrowało srebro z kopalń
węgierskich.
Aktywność kupców krakowskich i tych, którzy Kraków odwiedzali,
przynosiła korzyść zarówno im, jak i księciu. Władca bowiem pobierał
cła. Jednak nie tylko handel zagraniczny zasilał skarb książęcy. Książę
pobierał od mieszczan czynsze, opłaty za wynajmowanie kramów
w sukiennicach i część dochodów z miejskiego sądownictwa. Tak
duże miasto jak Kraków posiadało liczne młyny i karczmy, one
również były obciążone opłatami na rzecz skarbu książęcego.
Dochody te nie wyczerpywały wszystkich korzyści, jakie osiągnął
władca dzięki lokacji Krakowa. Gdy potrzebował gotówki, mógł
pożyczyć pieniądze od mieszczan. Władca nie zawsze zwracał to, co
pożyczył, mimo to udzielanie władcy pożyczek było dla mieszczan
korzystne. Przybysze nie byli wrośnięci w polskie społeczeństwo. Nie
mogli liczyć na pomoc i wsparcie swych rodów, nie mieli przyjaciół.
Wesprzeć mógł ich tylko książę. Za udzielane pożyczki uzyskiwali dla
swego miasta przywileje i w razie potrzeby obronę przed naciskami
ze strony możnych. Nie zapominajmy, że ufortyfikowane miasta
z mieszczanami zobowiązanymi do walki były w razie potrzeby
twierdzami wzmacniającymi obronność kraju. Już w latach
osiemdziesiątych, za Leszka Czarnego, fortyfikacje Krakowa oparły się
atakowi Tatarów. Mieszczanie wsparli też tego władcę w czasie buntu
rycerstwa.
To wszystko nie wyczerpuje jeszcze korzyści, jakie dawała lokacja.
Osiedlający się w Krakowie kupcy musieli wybudować swe domy
i inne budowle miejskie. Zrobić to mogli przy pomocy miejscowych
robotników, którym za pracę trzeba było zapłacić. Przywiezione do
Polski kapitały zaczynały więc przepływać do rąk miejscowej
ludności. Z miasta przenikały na wieś, gdyż zatrudnieni na budowach
robotnicy większość swych zarobków wydawali na żywność. Nawet
przepuszczone w karczmie pieniądze wzbogacały karczmarza, który
kupował za nie od rolników produkty spożywcze. Również
mieszczanie musieli nabywać produkty spożywcze od chłopów.
Wywoływali więc popyt na produkty rolne i tworzyli warunki
rozwoju tych wsi, z których transport produktów rolnych do Krakowa
był możliwy i opłacalny. Już w latach siedemdziesiątych XIII wieku
mamy potwierdzony spław zboża Dunajcem. Zboża tego nie
spławiano do Gdańska, jego odbiorcą był z pewnością Kraków. Dzięki
powstaniu bogatej gminy miejskiej ożywieniu uległa więc gospodarka
przynajmniej niektórych ziem małopolskich, a kupieckie pieniądze
zaczęły zasilać także gospodarkę wiejską.
Pokolenie później, w drugiej połowie XIII wieku, mieszczanie
Krakowa oraz innych miast, gdy zdołali już zadomowić się
w Małopolsce, zaczęli szukać możliwości lokowania swych kapitałów
również na wsi. Podejmowali się trudów lokowania osad na prawie
niemieckim. Lokacje wiejskie wymagały od zasadźcy zainwestowania
niemałych pieniędzy. Dzięki tym pieniądzom mógł postępować
rozwój osadnictwa, można też było reformować istniejące już wsie.
Na założenie nowej osady w dobrach prywatnych lub kościelnych
musiał wyrazić zgodę władca, on udzielał jej immunitetu i zezwalał
na nadanie prawa niemieckiego. Następnie właściciel ziemi
porozumiewał się z przedsiębiorcą, zwanym zasadźcą. Wspólnie
uzgadniane były warunki i spisywano dokument. Zasadźca, który
sprowadził osadników lub zreorganizował wieś, zostawał jej sołtysem.
Uposażony był w ziemię, dostawał na ogół szóstą część łanów
wiejskich. Nie tworzył tam swego folwarku, lecz pobierał płacone
z nich czynsze. W większych wsiach sołtys uzyskiwał zgodę na
wybudowanie młyna i karczmy wolnych od wszelkich opłat.
Osiadający we wsi chłopi dostawali tak zwaną wolniznę, czyli okres
od kilku do dwudziestu kilku lat, kiedy to nie obowiązywały ich
żadne opłaty. Na zawsze natomiast zwolnieni byli z powinności na
rzecz księcia, jakie obowiązywały chłopów poddanych prawu
polskiemu. W lokowanej wsi każdy z kmieci dostawał po łanie ziemi,
a w zamian, po upływie wolnizny, był zobowiązany do płacenia panu
gruntowemu ściśle określonego, niezbyt wielkiego czynszu. Musiał też
oczywiście oddawać Kościołowi dziesięcinę, ale tego w dokumencie
lokacyjnym nie zapisywano, gdyż dziesięcina była obowiązkiem na
rzecz Kościoła. Zarówno sołtys, jak i chłopi mieli zapewnione
dziedziczne prawo do swych majątków. Wraz z lokacją powstawała
samorządowa gmina, w której sędzią był sołtys, ale w wydawaniu
wyroków brali udział wiejscy ławnicy.
Wraz z kolonizacją na prawie niemieckim zaczęto osadom zarówno
nowym, jak i tym, które były tylko reformowane, nadawać nowe
kształty. Wsie lokowane musiały mieć wytyczone granice, pomiędzy
polami nie było nieużytków. Przez środek pól biegła droga, a wokół
niej wznoszono zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Jeśli we wsi
miał powstać kościół, to wyznaczano dla niego miejsce w środku
osady. Dawne, nieregularnie rozplanowane wsie były zastępowane
przez zwarte ulicówki. Również lokowane w Polsce miasta uzyskały
charakterystyczne plany. W centrum lokowanego miasta wytyczany
był prostokątny rynek, z każdej jego pierzei wybiegały dwie lub trzy
ulice. Przecinały się one z ulicami biegnącymi równolegle do pierzei
rynkowych. W ten sposób powstawał charakterystyczny dla miast
polskich plan szachownicowy z rynkiem pośrodku. W pewnej
odległości od przeznaczonego na prowadzenie działalności handlowej
rynku budowany był kościół parafialny. Często kwartał, na którym
wznoszono kościół, stykał się rogiem z placem rynkowym.
Plan szachownicowy stanowił wielkie osiągnięcie średniowiecznej
urbanistyki. W tak zaplanowanych miastach niejednokrotnie do dziś
średniowieczny rynek pozostaje centrum aglomeracji. Plan ten jest
charakterystyczny niemal wyłącznie dla Polski. Poza ziemiami
piastowskimi spotkać się z nim możemy na terenach, które kiedyś
należały do zakonu krzyżackiego, a także w dawnym księstwie
zachodniopomorskim. Podobnie zaprojektowane miasta występują
ponadto we wschodnich Niemczech, w północnych Czechach i na
północnej Słowacji. W XIII i XIV wieku w różnych częściach Europy
powstawały miasta o planie regularnym i przecinających się pod
kątem prostym ulicach, jednak są one inne od miast polskich.
Regularna zabudowa była możliwa, gdy miasto lokowane było na
wolnym, niezabudowanym terenie. Ponieważ ogromna większość
miast lokowanych istniała już od dawna, rynek i ulice wytyczano tam,
gdzie nie było jeszcze zabudowy, lub tam, gdzie istniejące domy
można było rozebrać i postawić nowe według innego planu. Gdy nie
było to możliwe, nowe miasto budowano obok starego. Tak więc
nową Łęczycę lokowano w pewnej odległości od starej, leżącej tam,
gdzie do dzisiaj istnieje osada o nazwie Stara Łęczyca. Jest ona
śladem miasta przedlokacy jnego. Podobne ślady można znaleźć
w pobliżu niejednego z polskich miast. Niekiedy jednak mierniczy
musiał uwzględniać starszą zabudowę. Tak stało się w Krakowie.
Dlatego przy krakowskim rynku stoi do dziś kościół Mariacki. Został
on tam umieszczony wiele lat przed lokacją, trudno było go rozebrać
i postawić zgodnie z planem lokacyjnym w innym kwartale miasta.
Wraz z reformami miast i wsi zaczęły się zmieniać panujące
w Polsce stosunki, pojawiły się elementy ustroju feudalnego. Poddani
prawu niemieckiemu chłopi byli właścicielami łanów, które
uprawiali. Mogli je przekazać w spadku lub pod pewnymi warunkami
sprzedać. Jednocześnie właścicielem tych łanów był także pan ziemi,
na której wieś leżała. Były to jednak dwie różne własności. Pan wsi
posiadał prawo zwierzchnie, natomiast chłopi byli właścicielami
prawa użytkowego. Nikt nie mógł im tego prawa odebrać, ponieważ
jednak było to tylko prawo użytkowe, mieli w stosunku do pana
gruntu pewne obowiązki. Musieli płacić mu czynsz, a czasem również
wykonywać pewne określone prace zwane pańszczyzną.
Podział własności na zwierzchnią i użytkową był charakterystyczny
dla feudalizmu. Na takich samych zasadach rycerski wasal dzierżył
lenno nadane mu przez seniora. W zamian za posiadanie prawa
użytkowego rycerz musiał służyć swemu seniorowi radą i pomocą, to
znaczy obowiązywał go udział w sądach feudalnych i uroczystościach
dworskich oraz służba rycerska w szeregach wojsk seniora. Chłop ze
wsi posiadającej prawo niemieckie nie miał obowiązków rycerskich,
musiał natomiast płacić czynsz. Również mieszczanie posiadali tylko
prawo użytkowe do swych parcel w miastach. Dlatego panu miasta
płacili czynsze. Prawo zwane w Polsce niemieckim było niemiecką
wersją zachodnioeuropejskiego prawa feudalnego. Rozpowszechniło
się na wsiach i w miastach, nie objęło natomiast szlachty. Rycerstwo
pozostało przy dawnym prawie polskim, ziemia, którą posiadali
rycerze, stanowiła ich pełną własność.
Z prawem niemieckim łączył się immunitet gospodarczy i sądowy.
Książęta początkowo niechętnie zgadzali się na rezygnację ze
świadczeń ludności chłopskiej, nie chcieli też nikomu oddawać swej
zwierzchności sądowej. Zwierzchność sądowa była jednym
z atrybutów władcy, poza tym przynosiła dochody. Dość szybko
jednak zmienili swe poglądy i zaczęli czerpać korzyści ze zwolnień
i z wprowadzania do kraju prawa niemieckiego. Dostrzegli, że
ułatwienia kolonizacji związane z nowym prawem są dla nich
korzystne. Rozwój osadnictwa, nawet w dobrach możnych i Kościoła,
przynosił wymierne korzyści zarówno księciu, jak i rządzonemu przez
niego księstwu. Wpływał na ożywienie gospodarcze kraju,
pomnażając dochody skarbu książęcego. Ponadto nawet
z immunizowanych dóbr książęta uzyskiwali korzyści materialne.
Były one niewielkie, jednak wzrastały wraz z rozwojem osadnictwa.
Władcy pozostali też najwyższymi sędziami ludności osad
lokowanych, gdyż w Polsce immunitet nigdy nie był pełny.
Immunitet i udogodnienia związane z prawem niemieckim ułatwiły
kolonizację nadgranicznych puszcz. Zagospodarowanie ich stało się
konieczne, gdyż do początków XIII wieku nie wykreślono jeszcze
granic liniowych, granicą była rozległa puszcza nienależąca do
żadnego z sąsiadujących ze sobą państw. Stawała się ona częścią tego
królestwa, które zdołało osadzić tam swoich chłopów. Tworzone
w nadgranicznych lasach wsie zabezpieczały panowanie polskich
książąt nawet wtedy, gdy należały do możnych lub Kościoła.
Wraz z mnożeniem się lokowanych wsi i miast rosły siły zbrojne
książąt. Sołtys każdej wsi musiał bowiem stawić się na wezwanie
władcy na koniu bojowym, w zbroi, hełmie, w towarzystwie lekko
zbrojnych wojowników. Sołtysi na wojnie nie różnili się uzbrojeniem
od rycerzy, jednak książę nie musiał płacić im żołdu. Obowiązki
wojskowe spoczywały również na mieszczanach, ich zadaniem była
obrona miasta. Musieli też dostarczać na wojnę wozy i zaopatrzenie
dla wojska.
Korzyści, jakie książęta zaczęli czerpać z kolonizacji wsi i miast
lokowanych na prawie niemieckim, sięgały jeszcze dalej. Również
władcy powiększali swe dobra, kolonizując puszcze, dzięki prawu
niemieckiemu mogli rozbudowywać swą domenę w jeszcze inny
sposób.
W XIII wieku ogromną większość ludności Polski stanowili wolni
rolnicy. Byli poddanymi księcia, choć bezpośrednio zarządzali nimi
urzędnicy książęcy. Daniny płacone przez chłopów pozwalały
funkcjonować grodom i przynosiły księciu dochody. Można więc
powiedzieć, że wsie, w których chłopi ci mieszkali, należały do
władcy. Jednak wolnych rolników łączyły z księciem stosunki
publiczno-prawne. Płacili daniny i wykonywali najróżniejsze prace,
tak jak my obecnie płacimy podatki. Oprócz okręgów grodowych
książęta mieli też własne dobra. Były to zarówno niewielkie osady
obsługujące na przykład książęce dwory myśliwskie, jak i duże
majątki z pracującymi w nich setkami niewolnych. Wielkie majątki
książęce rosły w czasach, gdy podczas pomyślnych wypraw
wojennych można było zdobywać brańców. Jednak w XII wieku takie
wyprawy wojenne się skończyły, a majątek książęcy zaczął się
zmniejszać w wyniku nadań dla Kościoła. Dopiero wprowadzenie do
Polski zasad prawa feudalnego pozwoliło władcom nie tylko
odbudować swą domenę, ale znacznie ją powiększyć.
Od drugiej połowy XIII wieku książęta polscy zaczęli nadawać
wsiom wolnych rolników prawo niemieckie. Aby tego dokonać,
musieli wyłączyć wieś spod dotychczas w niej obowiązującego prawa,
to znaczy wyjąć ją spod sądowej władzy kasztelana i zwolnić
z dotychczas obowiązujących danin i powinności. Tylko wtedy można
było wprowadzić do wsi nowe prawo i charakterystyczne dla niego
obciążenia. Jednak takie zwolnienia przypominały nadanie wsi
immunitetu. Zmieniała się też sytuacja prawna mieszkających we wsi
chłopów. Przed lokacją, gdy podlegali władzy książęcego kasztelana,
byli poddanymi księcia jako władcy państwa. Po lokacji stawali się
poddanymi księcia, który występował teraz jako zwierzchni właściciel
uprawianej przez nich ziemi. Mieszkający we wsi chłopi zachowywali
swą wolność, jednak ich związek z władcą zmieniał swój charakter
z publicznoprawnego na prywatno-prawny. Zamieszkiwane przez nich
wsie stawały się wyłączną własnością księcia. Masowe wprowadzanie
prawa niemieckiego do wsi podległych wcześniej kasztelanom
spowodowało więc znaczne powiększenie domeny monarszej.
Przyczyniło się też do zwiększenia książęcych dochodów, gdyż
administracja sołtysia była tańsza od administracji kasztelańskiej.
Niektórzy spośród książąt dzielnicowych znaleźli inne sposoby
powiększenia swych dochodów. Pod Krakowem od niepamiętnych
czasów eksploatowano słone źródła. Uzyskiwano sól poprzez
odparowywanie solanki. Wydobycie soli bardzo się zwiększyło, gdy
książę Małopolski Bolesław Wstydliwy w 1251 roku sprowadził
górników, którzy w Bochni zaczęli drążyć szyby i wydobywać sól
kamienną metodą górniczą. Kilka lat później powstała kopalnia
w Wieliczce. Zintensyfikowane też zostało wydobycie ołowiu koło
Olkusza. Również książętom śląskim górnictwo zaczęło przynosić
znaczne dochody. Na Śląsku wydobywano srebro i niewielkie ilości
złota. Nawet książęta nieposiadającej bogactw naturalnych
Wielkopolski potrafili wzbogacić swój skarb poprzez popieranie
handlu. Duże znaczenie zaczął odgrywać szlak handlowy biegnący
z Niemiec przez Poznań do ziem nadbałtyckich. Dzięki nowym
źródłom dochodów książęta niektórych dzielnic, choć nadal jeszcze
niewiele znaczyli w polityce międzynarodowej, zaczęli się bogacić
i zdołali wzmocnić swą władzę.
W wyniku przemian, jakie nastąpiły w XIII wieku, w społeczeństwie
polskim rozpoczął się proces tworzenia stanów. Mieszkańcy
lokowanych miast podlegali temu samemu prawu. Było to prawo
magdeburskie lub jego odmiany. Podobnie było na wsiach.
Korzystający z prawa niemieckiego chłopi w różnych wsiach mieli
podobne prawa i obowiązki, podlegali podobnemu sądowi sołtysiemu
i ławie wiejskiej. Wraz z rozwojem gospodarki i wprowadzaniem
prawa niemieckiego zanikła kategoria niewolnych, niepotrzebne też
stały się przeróżne grupy ludności służebnej. Również w XIII wieku
zaczął się kształtować stan rycerski. Za rycerzy zaczęto uważać tych,
którzy posiadali ziemię na prawie rycerskim, czyli majątki obdarzone
immunitetem, i którzy nadal podlegali prawu polskiemu. W skład
stanu rycerskiego weszli zarówno potężni możnowładcy, jak
i posiadacze niewielkich majątków. Jednak ostatecznie stany
ukształtowały się dopiero w następnym stuleciu. Nie dotyczyło to
oczywiście stanu duchownego, który zaczął się wykształcać już
wcześniej, wraz z przyjęciem przez Polskę chrześcijaństwa. Należeli
do niego wszyscy księża i zakonnicy.
Wiek XIII przyniósł Polsce zmiany w wielu innych dziedzinach. Do
najważniejszych należały przemiany polskiego chrześcijaństwa.
W tym czasie Kościół polski nie tylko stał się liczącą siłą polityczną,
ale też objął swym nauczaniem ogromną większość ludu polskiego.
Wraz z powstaniem parafii nauczanie kościelne mogło dotrzeć do
najdalszych zakątków kraju, powodując, że w Polsce zanikły ostatnie
przejawy pogaństwa. Od tego wieku lud polski stał się naprawdę
chrześcijański.
W pracy misyjnej biskupom pomogły coraz liczniejsze klasztory.
Już w XII wieku sieć istniejących wcześniej klasztorów
benedyktyńskich uzupełnili cystersi, a w XIII wieku do Polski przybyli
dominikanie i franciszkanie. Mieli oni wielkie zasługi w działalności
duszpasterskiej, przyczyniając się do coraz głębszej chrystianizacji
Polski.
Wraz z przybyciem do Polski nowych zakonów pojawiły się nowe
formy w sztuce. Cystersi wprowadzili pierwsze elementy gotyku.
Budowane przez nich kościoły miały jeszcze formy romańskie, ale ich
konstrukcja była już gotycka. Natomiast wraz z pojawieniem się
zakonów żebraczych zaczęto w Polsce stosować cegłę, dzięki której
łatwiejsze stało się wznoszenie budowli murowanych. W końcu,
w połowie XIII wieku, nastał w Polsce gotyk. Wznoszone wówczas
murowane budynki były skromniejsze od tych, które powstały
w epoce wcześniejszej. Były też zacofane stylistycznie. Postawiono ich
jednak znacznie więcej niż wcześniej.
W XIII wieku również zwiększyła się liczba młodych ludzi
wyjeżdżających na studia zagraniczne. Nie było wśród nich tak
wielkich indywidualności jak żyjący w poprzedniej epoce Wincenty
Kadłubek, ale zaowocowało to w późniejszym okresie.
Wiek XIII, czas walk wewnętrznych i ograniczenia horyzontów
politycznych nie był czasem straconym. Działania żyjących wówczas
ludzi dały podstawy dalszego rozwoju kraju.
POCZĄTKI ZJEDNOCZENIA

W połowie XIII wieku każdego z książąt piastowskich interesowała


tylko jego dzielnica. Mimo to pamięć o jedności nie zamarła. Istniała
nadal wspólna polska metropolia kościelna, istniała świadomość
pochodzenia książąt polskich od mitycznego Piasta. Ze świadomością
tą wiązało się przekonanie, że do wszystkich potomków Bolesława
Krzywoustego należy piastowskie dziedzictwo. Jednak rzeczywistość
XIII wieku nie pozwalała wyciągnąć z tego żadnych praktycznych
wniosków. Nawet najsilniejsi spośród książąt polskich nie mogli
marzyć o podporządkowaniu sobie ziem należących do ich krewnych.
W drugiej połowie XIII wieku najwybitniejsi spośród nich pracowali
usilnie nad podniesieniem stanu gospodarczego swych ziem, nad
zapełnieniem książęcego skarbca, nie próbowali natomiast jednoczyć
Polski.
Pierwsze ślady myśli zjednoczeniowej pojawiły się w środowisku
kapituły krakowskiej i związanych z nią duchownych. Wiązały się one
z rozwojem kultu św. Stanisława, jedenastowiecznego biskupa
krakowskiego. Stanisław został kanonizowany w 1253 roku.
Krakowskie uroczystości ku czci nowego świętego odbyły się w roku
następnym, wzięło w nich udział kilku książąt i rzesze innych osób.
Kanonizacja ta poprzedzona była napisaniem żywota Stanisława, jego
autorem był dominikanin, a wcześniej kanonik krakowski, Wincenty
z Kielczy. Treść tego żywota jest frapująca. O samym Stanisławie
Wincenty niewiele już wiedział. Odwiedził Szczepanów, skąd miał
pochodzić biskup, rozmawiał z mieszkającymi tam ubogimi
rycerzami, którzy pamiętali jeszcze, że należał on do ich rodu.
Niewiele jednak potrafili mu powiedzieć. Nie znajdując informacji
u współrodowców Stanisława, Wincenty oparł się na tradycji zawartej
w Kronice Kadłubka. Wzbogacił jednak swą opowieść o wątek
historyczny. Według niego król Bolesław został ukarany za zabicie
biskupa utratą korony, a w wyniku tej zbrodni Polska została
podzielona. Tę wizję historii zamknął proroctwem. Napisał
mianowicie, że po trzech lub czterech pokoleniach znajdzie się
władca, który nałoży na swą głowę przechowywaną w katedrze
wawelskiej koronę, a podzielona Polska zjednoczy się tak, jak zrosło
się pocięte przez niegodziwego króla ciało świętego. Wizja ta prędko
dotarła do licznych słuchaczy, którym Żywot św. Stanisława był
czytany. Kult św. Stanisława, a z nim idea zjednoczenia Polski zaczęła
się rozprzestrzeniać w Małopolsce, na Śląsku Opolskim, na Kujawach,
Mazowszu i na Pomorzu Gdańskim. Dla mieszkańców tych ziem św.
Stanisław stał się patronem Królestwa Polskiego, jego kult przyczynił
się do odnowienia ogólnopolskiego poczucia jedności. Kult ten objął
też ziemie Śląska wrocławskiego, jednak tam bardziej czczona była
św. Jadwiga. Nie pojawił się natomiast w Wielkopolsce. Dla
Wielkopolan patronem Królestwa Polskiego był nadal św. Wojciech.
W drugiej połowie XIII wieku trzy spośród polskich dzielnic
pretendowały do roli ośrodków zjednoczenia. Pierwszą z nich była
dzielnica krakowska. Kraków od dawna był głównym grodem
w Polsce, po śmierci Bolesława Krzywoustego z posiadaniem Krakowa
łączył się tytuł najwyższego księcia. Nawet po upadku statutu
Bolesława nie stracił swego ideowego znaczenia. Za panowania
Bolesława Wstydliwego księstwo krakowskie połączone było
z księstwem sandomierskim, tworząc jedną z większych dzielnic
polskich. Była to dzielnica ludna i bogata, z żyznymi ziemiami,
z kopalniami soli i ołowiu, przez jej ziemie przechodziły ważne szlaki
handlowe. Pod rządami księcia Bolesława zagęściła się sieć miast
i wsi małopolskich, przysparzając księciu i krajowi bogactwa.
Nie mniej ważną częścią Polski była Wielkopolska. Składała się ona
z księstwa poznańskiego i gnieźnieńskiego, lecz przez niemal całą
drugą połowę XIII wieku w obu tych dzielnicach rządził jeden władca.
Nie było wprawdzie w Wielkopolsce kopalń, również szlaki handlowe,
które ją przecinały, nie były tak ważne jak te, które przebiegały przez
Małopolskę, jednak gęsta sieć miast i miasteczek z Poznaniem na
czele, żywe gospodarczo targi oraz rolnictwo przyczyniały się do
wzrostu jej bogactwa. Wielkopolanie pamiętali, że ich dzielnica była
kiedyś centralną częścią Polski, że z Gniezna wywodził się ród
piastowski. Znaczenie Wielkopolski podnosiło Gniezno, gdzie mieściła
się katedra arcybiskupa i gdzie znajdował się grób pierwszego
patrona Królestwa, św. Wojciecha.
Trzecim księstwem, wokół którego Polska mogła się zjednoczyć,
było śląskie księstwo wrocławskie. Po 1270 roku, za czasów
małoletności Henryka IV Probusa, opiekę nad Wrocławiem objął
potężny król czeski, Przemysł Ottokar II. Skończyła się ona wraz
z przejęciem władzy przez Henryka IV. Książę ten nadal pozostawał
w dobrych stosunkach ze swym czeskim wujem, jednak rządził
samodzielnie. Księstwo wrocławskie było jedną z większych polskich
dzielnic, Wrocław, duże i bogate miasto, stanowił podporę swego
władcy. Henryk Probus od początku samodzielnych rządów
przejawiał duże ambicje. Zdołał podporządkować sobie kilku innych
książąt śląskich i bardzo szybko zaczął myśleć o koronie królewskiej.
Zapewne miała to być korona uzyskana od rządzącego Niemcami
i mającego ambicje cesarskie Rudolfa Habsburga.
W latach siedemdziesiątych XIII wieku pojawiły się nareszcie
możliwości podjęcia prób zjednoczenia. W 1278 roku zmarł
bezdzietnie książę Krakowa i Sandomierza, Bolesław Wstydliwy.
Ponieważ nie miał potomstwa, przekazał swoje władztwo księciu
sieradzkiemu Leszkowi Czarnemu. Po intronizacji w Małopolsce
Leszek został władcą Krakowa, Sandomierza i Sieradza. Podległe mu
ziemie zostały zjednoczone, jednak nie ucierpieli na tym mieszkający
w nich możni. Jedną z korzyści, jakie uzyskali członkowie możnych
rodów w wyniku podziału Polski na dzielnice, było zwiększenie się
liczby urzędów dworskich. Każdy z książąt dzielnicowych miał swego
wojewodę oraz dostojników, takich jak podkomorzy, stolnik, cześnik,
sędzia i inni. Zjednoczenie kilku księstw groziło redukcją
niepotrzebnych dostojeństw, co nie mogłoby się spotkać z aprobatą
piastujących je osób. Dlatego już Bolesław Wstydliwy, jako książę
krakowski i sandomierski, pozostawił oddzielne hierarchie urzędnicze
w każdym ze swych księstw. Podobnie uczynił Leszek Czarny. Po
zjednoczeniu Małopolski ze swą dzielnicą sieradzką zachował
w każdym z tych księstw odrębne hierarchie dostojników. W wyniku
tego piastujący je ludzie nie zostali zdegradowani, ale zarazem urzędy
dworskie zmieniły swój charakter. Wojewodowie, a także niżej
postawieni urzędnicy przestali być związanymi z władcą dostojnikami
dworskimi, a stali się urzędnikami ziemskimi, związanymi ze swą
ziemią. Zaczynał się wykształcać system, który miał panować
w Polsce przez następne stulecia.
Leszek Czarny był księciem rycerskim. Dzięki doskonałej
organizacji obrony odpierał wymierzone w Małopolskę ataki
Litwinów i Rusinów. Zorganizował też wyprawę wojenną na
bezustannie najeżdżających północno-wschodnie kresy Małopolski
Jaćwingów. Po klęsce, jaką im zadał, Jaćwingowie przestali być
niebezpieczni. W 1287 roku spadł na Polskę trzeci najazd tatarski.
Choć Tatarzy zniszczyli znaczną część Małopolski, nie zdołali zdobyć
ani Sandomierza, ani Krakowa, ani nawet Czorsztyna. Nie mogąc
własnymi siłami przeciwstawić się najeźdźcom, książę uzyskał pomoc
węgierską i Tatarzy zostali wyparci z jego ziem. Podziw budzą
zdolności dowódcze Leszka. Jego talent błysnął zwłaszcza w bitwie
pod Równem, gdzie przeciwnikami Małopolan były wojska litewskie.
Gdy obie wrogie armie ustawiły się naprzeciwko siebie, Leszek wydał
środkowej części swych sił rozkaz ucieczki. Za uciekającymi Polakami
ruszył pościg. Wtedy książę zatrzymał swych wojowników, a skrzydła
jego wojsk okrążyły atakujących. Zwycięstwo było całkowite. Podziw
budzi zastosowana tu taktyka, tak przecież walczyli Tatarzy. Leszek
potrafił wykorzystać doświadczenia z klęsk, jakie wcześniej ponosili
Polacy w walkach ze wschodnimi agresorami.
Mimo sukcesów militarnych władca ten nie znalazł powszechnego
uznania Małopolan. W 1285 roku wybuchł przeciw niemu bunt
rycerstwa. Zbuntowali się wszyscy najwyżsi dostojnicy ziem
krakowskiej i sandomierskiej, nieliczni tylko spośród rycerstwa
pozostali wierni swemu władcy. Buntownicy wybrali na swego księcia
Konrada II mazowieckiego. Nie doszło jednak do zmiany władcy.
Leszka poparły miasta z Krakowem i Sandomierzem na czele, książę
uzyskał też posiłki węgierskie. Dzięki temu utrzymał się przy władzy,
natomiast buntownicy stracili stanowiska i majątki. Ratowali swe
głowy, uciekając do innych części Polski.
Leszek Czarny zmarł dość nagle w 1288 roku. Ponieważ on także
nie pozostawił po sobie potomków, znaczny kompleks ziem, nad
którymi panował, pozostał bez władcy. Księstwo sieradzkie, zgodnie
z panującymi wśród Piastów prawami, przejął brat Leszka, Władysław
Łokietek. Natomiast na prawo do władzy w ziemiach krakowskiej
i sandomierskiej mogło się powołać wielu Piastów.
Po śmierci księcia, zgodnie z panującym już od dawna zwyczajem,
Małopolanie dokonali wyboru nowego władcy. Na księcia Krakowa
i Sandomierza obrali jednego z książąt mazowieckich, Bolesława.
Wydawało się, że zasiądzie on na krakowskim tronie, poparł go
bowiem władca Kujaw brzeskich Władysław Łokietek. Szybszy był
jednak książę wrocławski Henryk IV Probus. Wcześniej od Bolesława
znalazł się pod Krakowem. On również miał zwolenników
w Małopolsce. Byli nimi mieszczanie krakowscy, którzy otworzyli
przed nim bramy miasta, Henryka poparł też kasztelan krakowski
Sułek z Niedźwiedzia i wpuścił go na Wawel. Nie pomogło
zwycięstwo Bolesława mazowieckiego i Łokietka nad wspierającymi
księcia wrocławskiego książętami śląskimi, książę wrocławski został
władcą Krakowa.
Po opanowaniu Wawelu Henryk zaczął myśleć o koronacji
królewskiej. Tym razem nie myślał już o koronie z łaski cesarza, jego
celem było wskrzeszenie Królestwa Polskiego, dawnego Królestwa
Bolesławów. W jednej z kronik austriackich czytamy, że myśl taką
podjął po przeczytaniu w Krakowie Żywota św. Stanisława. Nie
zrealizował jednak swego planu, gdyż już w 1290 roku zmarł
bezpotomnie. Śmierci tej nikt nie mógł się spodziewać, umierający
książę liczył sobie tylko trzydzieści trzy lata.
Tak wczesna śmierć wzbudziła podejrzenia o otrucie. Autor jednej
z kronik austriackich przytoczył nawet szczegóły zbrodni. Według
niego książę Henryk miał wysłać do Rzymu posła z pieniędzmi
i poleceniem załatwienia mu korony. Poseł pieniądze zdefraudował
i bojąc się odpowiedzialności, namówił swego brata, który był
lekarzem Henryka, aby ten otruł księcia. Opowieść ta chyba nie
oddaje prawdy, również ojciec Henryka Probusa i jego stryj zmarli
w wieku trzydziestu kilku lat. Możemy podejrzewać raczej jakieś
obciążenie dziedziczne. Bez względu na to, jak było, ziemie,
w których panował Henryk, pozostały bez władcy.
Probus pozostawił testament, w którym wyznaczył swych
następców. Nie mógł przekazać jednemu księciu Krakowa
i Wrocławia, więc dokonał podziału. Wrocław zapisał Henrykowi
głogowskiemu, a Kraków – władcy Wielkopolski, Przemysłowi II. Tak
ustanowiony porządek trwał jednak bardzo krótko. Henryk głogowski
był we Wrocławiu przy śmierci Probusa, a po jego zgonie zaczął
nawet wykonywać czynności władcze. Nie znalazł jednak uznania
i został usunięty z księstwa wrocławskiego. Mieszczanie wrocławscy
i tamtejsze rycerstwo wybrali sobie na władcę Henryka legnickiego.
Wywołało to wieloletnią wojnę między Henrykiem głogowskim
i Henrykiem legnickim, w wyniku której księstwo wrocławskie zostało
znacznie okrojone. Również Przemysł II niedługo panował
w Krakowie. Przybył wprawdzie do Małopolski i zasiadł tam na
tronie, jednak po kilku miesiącach musiał zrezygnować z ziem
przekazanych mu przez Henryka Probusa.
Przemysł ustąpił, gdyż Małopolska znalazła się w polu
zainteresowania króla czeskiego Wacława II. W XIII wieku Czechy
weszły w okres swej świetności. Dzięki kopalniom srebra, ale też
i cyny, królowie czescy byli bogaci, mogli realizować politykę
znacznie wykraczającą poza granice swego kraju. Ojciec Wacława,
Przemysł Ottokar II, starał się powiększyć swoje królestwo przez
przyłączenie do niego Austrii. Po jego śmierci, którą poniósł w bitwie
z Rudolfem Habsburgiem, na kilka lat Czechy spadły do pozycji
państwa rządzonego przez margrabiego brandenburskiego. Gdy
jednak syn Przemysła, Wacław, stał się pełnoletni i osobiście objął
władzę, powrócił do mocarstwowej polityki swego ojca. Kierunek
południowy był dla niego zamknięty, Austrię mocno już dzierżyli
Habsburgowie. Zwrócił więc swą uwagę na Polskę.
Król Wacław szukał pretekstu, który dałby mu prawo do
opanowania Małopolski. Napisana na początku XIV wieku czeska
Kronika zbrasławska podaje, że wdowa po Leszku Czarnym a ciotka
Wacława Gryfina przekazała Małopolskę swemu siostrzeńcowi. Jeśli
nawet jest to prawdą, to taki zapis nie mógł mieć mocy prawnej.
Wacław nigdy się zresztą nie powoływał na legat swej ciotki.
Mocniejszą podstawą prawną do zajęcia Krakowa i Sandomierza
mogło być nadanie Rudolfa Habsburga. Władca Niemiec, powołując
się na złożony mu kiedyś przez Henryka Probusa hołd lenny, nadał
wszystkie posiadłości księcia wrocławskiego Wacławowi. Jednak
również ten tytuł prawny miał wątpliwą wartość. Henryk wycofał się
z zależności lennej od Rudolfa Habsburga, a ponadto nadanie Rudolfa
mogło dotyczyć księstwa wrocławskiego, a nie Krakowa. Wacław
znalazł inne podstawy dla realizacji swych zamierzeń. Gdy tylko
Przemysł wielkopolski zasiadł na Wawelu, zaczął wywierać na niego
naciski, aby odstąpił mu Małopolskę. Przemysłowi groziła wojna
z Czechami, której nie mógłby wygrać. Wycofał się więc z Krakowa,
uwożąc do Wielkopolski spoczywające w krakowskiej katedrze
insygnia koronacyjne. Zapewne zgodził się też na przekazanie
opuszczanych przez siebie ziem Wacławowi. Po ustąpieniu Przemysła
Wacław wysunął swoją kandydaturę na księcia Krakowa. Na jej
poparcie miał silną armię i groził, że jej użyje.
Przed Małopolanami stanął trudny problem do rozwiązania.
Dotychczas żadną z ziem polskich nie rządził obcy władca. Dlatego
większość możnych i rycerstwa ziem krakowskiej i sandomierskiej
poparła kandydaturę księcia mazowieckiego Bolesława na pana
Krakowa. Jednak król czeski groził wojną. Wojny tej Małopolanie nie
mogli wygrać, postanowili więc złamać dotychczas panujące zasady
i z zaistniałej sytuacji wyciągnąć dla siebie jak najwięcej korzyści.
Pod przewodnictwem biskupa krakowskiego Pawła z Przemankowa
dokonali elekcji Wacława. Postawili jednak Wacławowi warunki, na
jakich może przejąć władzę w ich księstwie. Do Lutomyśla, gdzie
przebywał Wacław, przybyła delegacja panów krakowskich, którym
przewodził biskup Paweł, i przedstawiła królowi swe postulaty.
Wacław je przyjął, elekcja była przecież najmocniejszą podstawą
prawną dla jego rządów w Krakowie. Ugoda pomiędzy panami
krakowskimi a królem czeskim została zapisana w postaci przywileju.
Ten tak zwany przywilej lutomyski w ogólnych zarysach powtarzał
treści zawarte w przywileju wydanym przez Władysława
Laskonogiego w Cieni. Gwarantował wszystkim mieszkańcom
Małopolski zachowanie ich praw, nakładał na Wacława obowiązek
konsultowania się z Małopolanami, gdyby chciał wprowadzić nowe
obciążenia. W przywileju znalazły się też dodatkowe zabezpieczenia
przed niepożądanymi dla Małopolan posunięciami królewskimi.
Wacław zobowiązał się bowiem, że nie będzie mianował na najwyższe
dostojeństwa nikogo bez zgody swoich nowych poddanych. Panowie
krakowscy zabezpieczali się w ten sposób przed próbami tworzenia
przez Wacława w Małopolsce nowej elity złożonej z obcokrajowców.
Po uzgodnieniu wszystkich warunków Wacław wysłał swe wojska
do Krakowa. Czesi zajęli ziemię krakowską, nie udało im się jednak
opanować Sandomierza. Sandomierzanie nadal popierali Bolesława
mazowieckiego, a gdy ten przestał im odpowiadać, opowiedzieli się
za Władysławem Łokietkiem.
W końcu XIII wieku nie tylko książęta rozpoczęli walkę o pierwsze
miejsce w Polsce. Zjednoczeniem kraju coraz bardziej były
zainteresowane społeczeństwa najważniejszych dzielnic. Tak więc
Małopolanie i Wielkopolanie zaczęli ze sobą rywalizować. Jednym
z przejawów tej rywalizacji było propagowanie własnych świętych.
Dla Małopolan patronem Królestwa Polskiego był św. Stanisław,
Wielkopolanie za patrona uważali św. Wojciecha. Jednak Małopolanie
mieli większe doświadczenie polityczne od swych rywali. Już od XII
wieku panowie krakowscy współdecydowali w sprawach polityki swej
ziemi, mieli wpływ na wybór książąt krakowskich. Teraz, gdy ich
księciem został król czeski Wacław, oczekiwali zjednoczenia
Królestwa przy jego pomocy. Gdyby Wacławowi udało się zjednoczyć
Polskę, panowie krakowscy zajęliby w niej pierwsze miejsce. Poparli
więc swego nowego władcę w walkach z innymi polskimi książętami.
Wacław również dążył do podporządkowania sobie reszty polskich
ziem. W latach 1291-1292 zhołdował czterech książąt górnośląskich,
a w 1292 roku wyparł Władysława Łokietka z Sandomierza i Sieradza,
pozostawiając mu tylko Kujawy brzeskie i zobowiązując go
bezskutecznie do złożenia sobie hołdu lennego. Mamy podstawy do
przypuszczeń, że już wtedy celem Wacława było uzyskanie polskiej
korony.
Najsilniejszym przeciwnikiem Wacława stał się teraz książę
Wielkopolski Przemysł II. Po przymusowym opuszczeniu Krakowa nie
zrezygnował on z wielkich planów. Niewątpliwie inspirowany przez
największego polskiego polityka tych czasów, arcybiskupa Jakuba
Świnkę, rozciągnął swe wpływy na rządzone przez księcia Mszczuja
Pomorze Gdańskie. Już wcześniej pomógł Mszczujowi obronić się
przed agresją brandenburską, za co książę gdański ustanowił go swym
następcą. Gdy w 1294 roku Mszczuj umarł, za zgodą możnych
pomorskich książę wielkopolski został intronizowany w Gdańsku.
Po opanowaniu Pomorza Gdańskiego Przemysł w 1295 roku
koronował się na króla Polski. Należy jednak zapytać, co w owych
czasach oznaczało pojęcie „Królestwo Polskie”. Do końca XIII wieku
słowa „Polonia” używano zarówno dla określenia całej Polski, jak
i samej Wielkopolski. Ustanowione przez Przemysła królestwo mogło
więc być zaledwie królestwem wielkopolskim. Wydaje się jednak, że
taka interpretacja nie jest właściwa. Przemysł rządził tylko
w Wielkopolsce i na Pomorzu, jednak myślał o rozszerzeniu swej
władzy na resztę piastowskiego dziedzictwa. Świadczy o tym jego
pieczęć majestatyczna, jaką kazał sobie zrobić po koronacji. Na
pieczęci tej znalazł się napis: „Wszechmogący przywrócił zwycięskie
znaki Polakom”. Znakami tymi były berło i korona, które posiadali
kiedyś wielcy Bolesławowie, królowie całej Polski i przede wszystkim
orzeł umieszczony na pieczęci. Napis ten świadczy wyraźnie
o ogólnopolskich ambicjach Przemysła. Za taką interpretacją
przemawia też reakcja króla Czech, a zarazem księcia Małopolski
Wacława. Wacław zaprotestował przeciw koronacji w Gnieźnie,
twierdząc, że król Polski powinien być koronowany w Krakowie.
Królestwo Przemysła nie trwało długo. Na początku 1296 roku
świętował on zapusty w Rogoźnie. W nocy jego siedzibę zaatakowali
Brandenburczycy. Chcieli króla porwać, lecz on się bronił. Wywiązała
się walka, w której król został ranny. Napastnicy pojmali go, wsadzili
na konia i wieźli, dopóki mógł utrzymać się na koniu. Gdy stracił
przytomność, pozostawili go w lesie. Zwłoki króla znaleziono dopiero
rano.
Przemysł nie pozostawił po sobie męskiego potomka. Jedynym jego
dzieckiem była kilkuletnia córka Ryksa. Wobec braku następcy tronu
Wielkopolanie musieli dokonać wyboru władcy. Do spuścizny po
Przemyśle wystąpiło dwóch konkurentów. Byli nimi Władysław
Łokietek i książę głogowski Henryk. Wielkopolanie wybrali Łokietka,
jednak Henryk podjął próbę zbrojnego przejęcia dziedzictwa po
Przemyśle. Doszło do wojny, w której Łokietek opanował większość
ziem wielkopolskich. Nie zdołał podporządkować sobie całej
dzielnicy, gdyż musiał interweniować na Pomorzu. Tę część spuścizny
po Przemyśle próbował zająć bratanek Łokietka, książę kujawski
Leszek. Uważał, że ma do tego prawo, był bowiem synem księżniczki
pomorskiej. Łokietek przybył na Pomorze i objął je w swe posiadanie,
jednak musiał się pogodzić z utratą południowo-zachodnich krańców
Wielkopolski. Ponieważ jednak większość dzielnicy znalazła się pod
jego władzą, przyjął tytuł „dziedzica Królestwa Polskiego”. Tym
razem Królestwo Polskie oznaczało już tylko Wielkopolskę.
Wielkopolanie mieli nadzieję, że znany ze swej energii Łokietek
zjednoczy Polskę przy ich pomocy. Dlatego go poparli. Niestety,
zawiedli się na księciu kujawskim. Łokietek próbował walczyć
zarówno z Henrykiem głogowskim, jak i z Wacławem, jednak bez
sukcesów. Ponosił klęski w Małopolsce, a ponadto wysiłek wojenny
nie pozwalał mu na sprawne rządy w Wielkopolsce. W dzielnicy tej
zaczęły się szerzyć rozboje, którym książę nie potrafił zapobiec.
Wielkopolanie zaczęli się zastanawiać, czy Henryk głogowski nie
byłby lepszym władcą od Łokietka. Widząc, że rodzi się opozycja,
Łokietek stracił zaufanie do Wielkopolan. Wyraził to, obsadzając
wielkopolskie urzędy wiernymi mu Kujawianami. W ten sposób stracił
resztki poparcia możnych i rycerstwa wielkopolskiego.
Łokietek próbował wzmocnić swą pozycję, porozumiewając się
z królem Wacławem. Doszło do układu w Klęce, gdzie zobowiązał się,
za wsparcie finansowe, złożyć królowi hołd. Tego już Wielkopolanom
było za wiele. Nie mogli się zgodzić, aby ich książę był lennikiem
króla Wacława, księcia Małopolski. Aby do tego nie dopuścić, w 1300
roku wypowiedzieli posłuszeństwo Łokietkowi i wybrali na swego
władcę Wacława.
Na wezwanie Wielkopolan Wacław wkroczył do ziem Łokietka.
Kronika zbrasławska podaje, że musiał zdobywać liczne zamki.
Zapewne jednak broniły się tylko wierne Łokietkowi grody kujawskie,
Wielkopolska przyjęła Wacława jako władcę. Łokietek został wyparty
z wszystkich swoich ziem i musiał się udać na emigrację. Uciekał
z Polski tak szybko, że nie zdążył nawet zabrać ze sobą swojej żony,
Jadwigi. Zaopiekowali się nią mieszczanie Brześcia Kujawskiego,
później sowicie za to wynagrodzeni.
Po zajęciu Wielkopolski Wacław koronował się w 1300 roku
w Gnieźnie na króla Polski. Koronę na głowę włożył mu arcybiskup
Jakub Świnka. Dokonał tego chyba z mieszanymi uczuciami. Spełniły
się jego marzenia o odrodzeniu Królestwa Polskiego, jednak królem
Polski został nie Piast, tylko przedstawiciel obcej dynastii.
Zjednoczone przez Wacława Królestwo Polskie nie objęło
wszystkich ziem piastowskich. W jego skład wchodziły Małopolska,
Wielkopolska, Kujawy, Pomorze Gdańskie, a także ziemie sieradzka
i łęczycka. Poza Królestwem natomiast pozostały Mazowsze i Śląsk
wrocławski, a status księstw górnośląskich był niejasny. Książęta
opolscy, cieszyńscy, raciborscy i oświęcimscy byli lennikami króla
Wacława. Wydaje się, że raczej króla Czech niż króla Polski. Mimo to
główne ziemie polskie znalazły się pod jego władzą. Nie było to
jednak zupełne zjednoczenie, Wacław nie rządził Polską jako całością.
W wyniku rozpowszechnienia immunitetu dawna administracja
kasztelańska już nie funkcjonowała, konieczne były reformy
administracyjne. Wacław wprowadził więc do Polski urząd starosty.
Starosta był namiestnikiem króla w wyznaczonej mu prowincji.
Reprezentował w niej władcę, w jego imieniu sprawował władzę
sądowniczą. Pilnował porządku, w czasie wojny był dowódcą
miejscowych sił zbrojnych. Dzięki starostom król mógł faktycznie
rządzić. Jednak ten typ rządów nie podobał się Polakom. Król
Wacław dotrzymał słowa danego w Lutomyślu i bez zgody swoich
polskich poddanych nie mianował nikogo na stanowisko kasztelana,
wojewody, a nawet niżej postawionych dostojników. Natomiast
starostów wyznaczał spośród swoich zaufanych. Byli to Czesi lub
służący królowi Niemcy. Przez pewien czas urząd ten w Małopolsce
pełnił książę Bolesław opolski. Raz nawet król Wacław ustanowił
starostą małopolskim włoskiego bankiera. W ten sposób spłacał swe
długi. Formalnie więc Wacław dotrzymywał zobowiązań, o starostach
w Lutomyślu nie było przecież mowy. Jednak polscy dostojnicy
zachowali tylko lokalne znaczenie, natomiast najwyższymi
urzędnikami króla stali się starostowie, usuwając w cień wojewodów
i kasztelanów. Możni polscy zaczęli tworzyć, w ramach państwa
Wacława, elitę prowincjonalną, niemającą wpływu na politykę króla.
Nie doszło też do prawdziwego zjednoczenia kraju, każda z dzielnic
była oddzielnie zarządzana z Pragi. W wyniku takiej polityki w Polsce
zaczęło narastać niezadowolenie z rządów Wacława, po 1300 roku do
opozycji przeszła większa część polskich możnych, rycerstwa
i dostojników kościelnych. Przeciwko królowi czeskiemu wystąpił
nawet popierający go początkowo biskup poznański Andrzej.
Jedynym hierarchą kościelnym, który pozostał wierny Wacławowi,
był biskup krakowski Jan Muskata. Był on jednak pochodzącym ze
Śląska nominatem króla czeskiego, wkrótce też popadł w konflikt
z arcybiskupem Jakubem Świnką i pozostałymi polskimi biskupami.
Odrodzone Królestwo
ZJEDNOCZENIE POLSKI PRZEZ WŁADYSŁAWA
ŁOKIETKA

Narastające w Polsce niezadowolenie dało Władysławowi Łokietkowi


możliwości działania. Po swej zdawałoby się ostatecznej klęsce
w 1300 roku książę ten przez jakiś czas przebywał na Rusi Halickiej,
zapewne odwiedził Węgry, niewykluczone nawet, że pojechał do
Rzymu. Niewątpliwie zagraniczne podróże pozwoliły mu poznać
realia polityki międzynarodowej. Władysław potrafił się uczyć. Dzięki
temu z nic nieznaczącego książątka, jakim był, gdy panował tylko
w miniaturowym państewku brzesko-kujawskim, zaczął się stawać
mężem stanu. Nowe doświadczenia pozwoliły mu znaleźć
sojuszników zagranicznych. Łokietka łączyły dobre stosunki
z książętami Rusi Halicko-Wołyńskiej, najpierw Lwem, a po jego
śmierci z jego synem Jerzym. W powrocie do kraju pomogły mu
wojska węgierskie. Nie były to jednak wojska króla Węgier. W 1301
roku wygasła węgierska dynastia Arpadów i na kilka lat kraj ten
pogrążył się w walkach o koronę. Księciu Władysławowi pomógł
Amadej, jeden z możnych węgierskich, który w okresie bezkrólewia
na ziemiach obecnej Słowacji zaczął tworzyć własne państewko
dzielnicowe.
W 1304 roku z pomocą węgierską Łokietek wkroczył do Małopolski
i zajął Wiślicę. Szansa na dalsze sukcesy pojawiła się bardzo szybko,
gdy po śmierci Wacława panowanie czeskie w Polsce zaczęło się
walić. Ostatecznie upadło w 1306 roku, kiedy to został zamordowany
syn Wacława II, Wacław III. Na nim skończyła się dynastia
Przemyślidów i w Czechach wybuchły walki o tron. Na kilka lat
Czechy wypadły z polityki międzynarodowej, co dało Polakom
możliwość samodzielnego ułożenia własnych spraw.
W 1305 roku Władysław Łokietek zajął Małopolskę, w następnym
roku poddał mu się nawet Kraków, którego mieszkańcy popierali
wcześniej rządy czeskie. Do końca 1306 roku Łokietek został uznany
w ziemiach sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, a także na
Kujawach i w ziemi dobrzyńskiej. Uznało go też Pomorze Gdańskie.
Nie tylko on jednak był pretendentem do tronu w Polsce. Śmierć
Wacława II uaktywniła również Henryka głogowskiego. Książę ten
zajął Wielkopolskę i zaczął się tytułować dziedzicem Królestwa
Polskiego. Wielkopolanie poparli księcia głogowskiego, który był
w owych czasach jednym z najpoważniejszych książąt polskich.
Liczyli, że jako ich władca zjednoczy kraj, co gwarantowałoby im
pierwsze miejsce w odrodzonym Królestwie. Z tego samego powodu
Małopolanie twardo opowiedzieli się za Łokietkiem. Był on księciem
kujawskim, ale w 1305 roku rozpoczynał jednoczenie Polski, stojąc na
czele Małopolan. Zwycięstwo Łokietka byłoby również zwycięstwem
panów małopolskich. Rywalizacja obu książąt była więc też
rywalizacją między Wielkopolanami i Małopolanami. Na razie jednak
na kilka lat sytuacja się ustabilizowała, Henryk rządził
w Wielkopolsce i Głogowie, Łokietek natomiast w Małopolsce,
w ziemiach środkowej Polski i na Pomorzu Gdańskim. Natomiast
Mazowsze i księstwa śląskie nadal zachowywały swą niezależność.
Wkrótce Łokietka spotkało niepowodzenie. Margrabiowie
brandenburscy, którzy od dawna pragnęli zawojować Pomorze
Gdańskie, zdążyli odkupić prawa do tej ziemi od króla Czech
Wacława III. W 1308 roku zaatakowali Gdańsk, po ich stronie
opowiedział się potężny magnat pomorski Piotr z Nowego. Książę
Władysław nie mógł przybyć miastu na odsiecz, gdyż musiał się zająć
rozwiązaniem problemów wschodnich. Na Rusi Halicko-Wołyńskiej
zmarł zaprzyjaźniony z nim książę Jerzy i Łokietkowi bardzo zależało,
aby jego następcami zostali synowie zmarłego, a nie Tatarzy czy
Litwini. Dlatego upoważnił obrońcę Gdańska, Boguszę, do rozmów
z Krzyżakami.
Krzyżacy, uważani w Polsce za sojuszników, bardzo chętnie
zgodzili się przyjść z pomocą Gdańskowi. Zwyciężyli
Brandenburczyków i wzmocnili załogę grodu. Gdy jednak do niego
weszli, nie chcieli już go opuścić. Co więcej, w roku następnym
rozpoczęli podbój Pomorza. Wyznaczony na starostę pomorskiego
bratanek Łokietka, książę kujawski Leszek, nie miał odpowiednich sił,
aby się obronić, i całe Pomorze Gdańskie wpadło w ręce krzyżackie.
Wprawdzie Krzyżacy twierdzili, że Pomorze oddadzą, gdy tylko
Łokietek zapłaci za koszty wojny z Brandenburgią, jednak zażądali
sumy, która przekraczała zarówno wartość ziem pomorskich, jak też
możliwości płatnicze Łokietka. Książę Władysław nie pogodził się
nigdy ze stratą i przez całe swoje panowanie próbował odzyskać
ziemie pomorskie, jednak nigdy tego nie dokonał.
Trudności zaczęły się piętrzyć przed Łokietkiem także
w Małopolsce. Przeciw jego władzy występował biskup krakowski Jan
Muskata. Uznał wprawdzie Łokietka za swego pana, nie przestał
jednak liczyć na przywrócenie rządów czeskich w Krakowie. Również
mieszczanie krakowscy, którzy w 1306 roku podporządkowali się
Łokietkowi, nie byli jego zwolennikami. Nie odpowiadał im nowy
książę, choć nadał miastu nowe przywileje. Mieszczanie krakowscy
obawiali się, że pod rządami Łokietka stracą swe znaczenie. Obawiali
się dominacji możnych panów i rycerstwa. Bardziej odpowiadałyby
im rządy królów czeskich. Po 1306 roku, gdy Czechy pogrążyły się
w kryzysie i toczyły się tam walki o tron, pogodzili się z nową
sytuacją. Gdy jednak na tronie czeskim zasiadł Jan Luksemburski, syn
cesarza Henryka VII, uwierzyli, że może on zostać ich władcą.
Mieszczanie krakowscy byli zwolennikami zjednoczenia Małopolski
z Królestwem Czeskim. W 1311 roku, gdy nowy król czeski przebywał
na Morawach, wybuchło powstanie mieszczan krakowskich, na jego
czele stanął wójt Albert. Wystąpienie Krakowa poparły inne miasta
małopolskie.
Z opozycją Jana Muskaty Łokietek poradził sobie przy pomocy
innych hierarchów polskiego Kościoła. Biskup krakowski przegrał
proces wytoczony mu przez arcybiskupa Jakuba Świnkę, musiał
oddać księciu swoje zamki i nie czując się bezpiecznie w Małopolsce,
wyjechał do Wrocławia. Przeciw mieszczanom krakowskim Łokietek
zastosował siłę. Po krótkim oblężeniu Kraków został zdobyty, wójt
Albert uciekł wraz z wezwanym przez mieszczan na pomoc księciem
Bolesławem opolskim, a wobec miasta zostały zastosowane represje.
Najważniejsi buntownicy stracili życie, a Łokietek odebrał miastu
przywileje.
Pokonanie Krakowa i odebranie mu przywilejów nie świadczy
o antymiejskiej polityce Łokietka. Nie wszystkie miasta małopolskie
opowiedziały się przeciw niemu. Zdecydowanymi zwolennikami
księcia Władysława byli mieszczanie drugiego w tych czasach miasta
Małopolski, Nowego Sącza. Sądeczanie, wraz z innymi mieszkańcami
ziemi sądeckiej, poparli Łokietka zbrojnie i finansowo. Książę
odwdzięczył się, nadając miastu przywileje, jakie wcześniej posiadał
Kraków, a najbardziej zasłużeni spośród mieszczan, Jan Gładysz
i Peterman, zostali szczególnie wyróżnieni i wynagrodzeni.
Pomorze było stracone, ale na innych frontach Łokietek odnosił
sukcesy. W 1309 roku zmarł Henryk głogowski. Pozostawił po sobie
czterech synów, z których żaden nie odegrał większej roli. Henryk był
wybitnym politykiem, lecz jego synowie nie potrafili mu dorównać.
Początkowo rządzili wspólnie, ale po kilku latach podzielili między
siebie spadek po ojcu. Podzielili nie najmądrzej. W każdym z dwóch
księstw, jakie wtedy powstały, znajdowała się połowa Wielkopolski
i połowa księstwa głogowskiego. Wielkopolanie nie mogli się zgodzić
na podział stanowiącej od dziesięcioleci jedność dzielnicy. Podzielona
Wielkopolska nie mogła liczyć na zajęcie pierwszego miejsca
w odradzającym się Królestwie Polskim. Ponadto książęta głogowscy
zreformowali administrację. Utworzyli okręgi z wyznaczanymi przez
władców landwójtami. Z administracyjnego punktu widzenia reforma
ta była rozsądna, w wyniku rozpowszechnienia się immunitetu dawna
administracja kasztelańska właściwie już nie funkcjonowała. Jednak
wskutek tej reformy dawni dostojnicy wielkopolscy, wojewodowie
i kasztelanowie, zaczęli tracić swe znaczenie. Polityczne elity z kolei
spiskowały przeciw książętom głogowskim. W 1314 roku wybuchł
otwarty bunt. Interweniujące wojska głogowskie zostały pobite,
pozostał im wierny tylko Poznań zarządzany przez wójta Przemka.
Wojska wielkopolskie zdobyły jednak miasto i przywódcy
antygłogowskiego powstania oddali władzę Łokietkowi.
Od 1314 roku Władysław Łokietek był władcą dwóch
najważniejszych dzielnic polskich, Wielkopolski i Małopolski. Zaczął
się tytułować „dziedzicem Królestwa Polskiego”. Na razie jeszcze
określenie „Królestwo Polskie” oznaczało tylko Wielkopolskę, jednak
wkrótce doszło do zmiany – książę Władysław przyjął tytuł heres totius
Regni Poloniae, co oznacza „dziedzic całego Królestwa Polskiego”.
Teraz już „Polonia” zaczęła oznaczać całą Polskę. Zmiana tytulatury
zapowiadała koronacyjne plany Łokietka.
Nie tylko książę dążył do uzyskania korony, także jego poddani
pragnęli, aby odrodziło się Królestwo Polskie. W 1318 roku
w Sulejowie zebrał się ogólnopolski wiec. Wzięli w nim udział
książęta kujawscy i dobrzyńscy, najwybitniejsi możni wszystkich ziem
Władysława Łokietka, biskupi, opaci klasztorów, mieszczanie, a więc
przedstawiciele wszystkich liczących się warstw polskiego
społeczeństwa. Zebrani w Sulejowie wystosowali do papieża list,
w którym prosili o zezwolenie na koronację ich władcy.
Papież Jan XXII był skłonny zgodzić się na koronację Łokietka.
Władca polski był sojusznikiem wspieranego przez papiestwo króla
Węgier Karola Roberta, był też przeciwnikiem wroga papiestwa, króla
niemieckiego Ludwika Wittelsbacha. Ponadto jako jedyny w tej części
Europy płacił papieżowi świętopietrze. Jednak zgoda na jego
koronację nie była dla papieża łatwa. Z pretensjami do tronu
polskiego występował także król Czech Jan Luksemburski, na którego
poparciu papieżowi zależało. Dlatego oficjalna odpowiedź Jana XXII
nie była jednoznaczna. W wystosowanym dokumencie papież napisał,
że książę Władysław ma prawo do korony i może się koronować, ale
jego koronacja nie powinna przynieść nikomu szkody. Zapewne
w przekazanym ustnym wyjaśnieniu papież proponował, aby
koronacja odbyła się w Krakowie, a nie w Gnieźnie, tradycyjnym
miejscu koronacji królów polskich. Król czeski miał bowiem pretensje
do korony Królestwa Polskiego. Określenie to mogło oznaczać
zarówno całą Polskę, jak i samą Wielkopolskę. Przyjmując to drugie
znaczenie, koronacja krakowska nie była sprzeczna z pretensjami
króla czeskiego.
Po uzyskaniu tej odpowiedzi 20 stycznia 1320 roku Władysław
Łokietek koronował się w katedrze wawelskiej. Zarówno on, jak
i wszyscy jego poddani uważali, że stał się królem całej Polski.
Natomiast Jan Luksemburski nazywał Łokietka królem krakowskim
i nadal podtrzymywał swe pretensje do korony polskiej.
Krakowska koronacja Łokietka stanowi symboliczne zakończenie
okresu rozbicia dzielnicowego. Od tego czasu, aż do upadku państwa
w końcu XVIII wieku, wszyscy polscy władcy nosili koronę. Jednak
nie wszystkie ziemie piastowskie znalazły się w odrodzonym
Królestwie. Poza jego granicami pozostało Mazowsze i liczne księstwa
śląskie, poza Królestwem pozostawała utracona w połowie XIII wieku
ziemia lubuska. Król polski nie panował też na podbitym przez
Krzyżaków Pomorzu.
Łokietek nie uznał krzyżackiego podboju, nie miał jednak
dostatecznych sił na wojnę. Starał się natomiast udowodnić, że
Pomorze zawsze było częścią Królestwa Polskiego. Dowodami były
nie tylko argumenty historyczne, ale też istotne dla papiestwa
argumenty prawne i materialne. Z ziem Królestwa Polskiego płacone
było świętopietrze, natomiast Krzyżacy byli wolni od tej opłaty.
Wspierany przez polski Kościół Łokietek dowodził, że świętopietrze
powinno być płacone również z podbitych przez zakon ziem
pomorskich. Mając takie argumenty, pozostając ponadto w papieskim
obozie politycznym, Łokietek zdecydował się na wytoczenie
Krzyżakom procesu przed sądem papieskim. Mógł liczyć na jego
wygranie, gdyż w kurii papieskiej zakony rycerskie nie były już
dobrze widziane. Kilka lat wcześniej odbył się sąd nad templariuszami
i kasata tego zakonu.
Proces polsko-krzyżacki rozpoczął się w 1320 roku. Toczył się
w Inowrocławiu i Brześciu Kujawskim. Zachowały się zeznania
świadków, wśród których byli książęta, duchowni, rycerze. Zeznania
te pokazują, jak strona polska argumentowała swoje racje. W 1321
roku sędziowie papiescy wydali wyrok korzystny dla króla polskiego.
Nakazywał on zakonowi oddać Pomorze i zapłacić Polsce
odszkodowanie. Wyrok ten jednak niczego nie zmienił, Krzyżacy
pozostali na Pomorzu. Odwołali się od wyroku, wskazując na
stronniczość sędziów. Istotnie, sędziami byli Polacy, a proces toczył
się na terytorium Polski. Po krzyżackim odwołaniu sprawa zaczęła się
przeciągać, a Pomorze nadal pozostawało przy Krzyżakach. Za
pomocą procesów nie można było odzyskać utraconej prowincji. Aby
przywrócić polską władzę na Pomorzu, konieczna była wojna
z zakonem.
Łokietek dążył do przywrócenia Królestwu wszystkich jego ziem,
starał się więc doprowadzić do uznania przez wszystkich Piastów
zwierzchnictwa króla polskiego. Udało się to na Kujawach, gdzie
podporządkował mu się książę inowrocławski, uznał jego władzę
również książę dobrzyński. Na początku lat dwudziestych pojawiła się
także możliwość rozciągnięcia wpływów króla polskiego na księstwa
śląskie. Większość spośród licznych Piastów śląskich była zbyt słaba,
aby prowadzić niezależną politykę. Od drugiej połowy XIII wieku
coraz bardziej byli oni uzależniani od królów czeskich. Jednak wtedy,
gdy Łokietek został królem, władca Czech Jan Luksemburski
zaangażował się w wojnę domową w Niemczech. Tę dogodną dla
siebie sytuację spróbował wykorzystać król Polski. Okazję do tego
dała mu wojna, jaka wybuchła między księciem wrocławskim
i książętami głogowskimi. Inni śląscy władcy na ogół poparli pana
Wrocławia. Łokietek wmieszał się więc w tę wojnę i stał się arbitrem
między książętami śląskimi. Gdy jednak Jan Luksemburski powrócił
do Czech i zajął się problemami Europy Środkowej, dominująca
pozycja Łokietka na Śląsku upadła.
Do początku XIV wieku podzielona Polska nie liczyła się w polityce
europejskiej, po koronacji Łokietka jednak sytuacja zaczęła się
zmieniać. Polska, choć jeszcze słaba, znowu pojawiła się jako podmiot
na arenie międzynarodowej. Nie wzbudziło to oczywiście zachwytu
jej sąsiadów. W wyniku podboju Pomorza wrogami Polski stali się
Krzyżacy, napięte stosunki panowały też pomiędzy Polską i Czechami,
których król miał pretensje do polskiej korony. Z Czechami mogli się
sprzymierzyć wypędzeni przez Łokietka z Wielkopolski książęta
głogowscy. Do nieprzyjaznych królowi Władysławowi państw należy
zaliczyć również Brandenburgię. Jedynym sojusznikiem Łokietka
spośród sąsiadów był król Węgier Karol Robert, mąż córki króla
polskiego. Łokietka popierał też papież Jan XXII. Papież był wrogiem
sprzymierzonych z królem Czech Wittelsbachów, wspierał także króla
Węgier. To jednak było mało. Sytuacja Polski poprawiła się nieco, gdy
Łokietkowi udało się zawrzeć sojusz z księciem Litwy Giedyminem.
Został on wzmocniony małżeństwem następcy tronu polskiego
Kazimierza z córką Giedymina, która w Polsce przyjęła imię Anna.
Sojusz ten zawarto, gdyż wspólnym wrogiem obu państw był zakon
krzyżacki.
Po zawarciu sojuszu z Litwą Łokietek postanowił wykorzystać
konflikt papieża z władcą Niemiec Ludwikiem Wittelsbachem.
Wydawało się, że tym razem odniesie sukces. Wittelsbach przejął
bowiem Marchię Brandenburską i na jej tronie osadził swego syna, też
Ludwika. Na to nie zgadzał się papież. Wezwał on innych władców,
aby nie dopuścili do przejęcia Brandenburgii przez Wittelsbachów.
Występując jako papieski sojusznik, Łokietek wraz z Litwinami
zaatakował Brandenburgię. Odniósł militarny sukces, jednak
przeciwnicy oskarżyli go o sprowadzanie pogan na kraj
chrześcijański. Wobec takich oskarżeń papież nie mógł mu pomóc.
W następnych jednak latach zawarte sojusze uchroniły Łokietka przed
katastrofą.
W 1327 roku Jan Luksemburski, który nadal używał tytułu króla
polskiego, postanowił dochodzić swoich roszczeń. Ponieważ
zabezpieczył się, zawierając sojusz z Węgrami, sądził, że pokona
Łokietka. Ruszył więc na Kraków. Nie zdobył jednak stolicy Polski,
gdyż Łokietka wsparł Karol Robert węgierski. Działaniami
dyplomatycznymi zmusił Jana do wycofania się z Polski. Król czeski
wyciągnął jednak korzyści z tej wyprawy, doprowadzając do złożenia
mu hołdu przez książąt górnośląskich. Ponadto książę wrocławski
Henryk VI, wobec braku męskich potomków, ustanowił Jana
Luksemburskiego swym następcą we Wrocławiu. Postąpił tak, gdyż
nienawidził swego brata Bolesława i nie chciał, aby to on po nim
dziedziczył.
W tym samym 1327 roku wybuchła wojna Łokietka z Krzyżakami
i z Janem Luksemburskim. Rozpoczęła się od podjętej przez króla
polskiego próby podporządkowania sobie książąt mazowieckich.
Podzielone w tym czasie na trzy dzielnice Mazowsze pozostawało
nadal niezależne, jego władcy starali się lawirować pomiędzy
silniejszymi sąsiadami, czyli Polską, zakonem krzyżackim i Litwą. Gdy
jednak książę płocki Wacław został zaatakowany przez Łokietka,
z pomocą przyszli mu Krzyżacy. Król polski zdołał odeprzeć atak
i zawarto zawieszenie broni. Nie zakończyło to wojny. Pod koniec
następnego roku król czeski Jan wyruszył na Litwę, by wspomóc
Krzyżaków. Była to jedna z wielu rejz, których oficjalnym celem była
walka z poganami. Dla Łokietka natomiast był to atak na jego
sojusznika Giedymina. Wspierając go, król polski najechał na ziemię
chełmińską. Kampanię tę Władysław Łokietek wygrał militarnie,
naraził się jednak na poważne kłopoty polityczne. Ponieważ wojna
z Litwą była uważana za krucjatę, Krzyżacy ogłosili, że król Polski
zaatakował krzyżowców. Spowodowało to osamotnienie polityczne
Łokietka. Jednocześnie Jan czeski ze Żmudzi, gdzie wcześniej walczył
z Litwinami, przybył do Torunia. Tam zawarł z Krzyżakami sojusz
wymierzony w Polskę, a ponadto, występując jako król Polski, nadał
zakonowi Pomorze. Następnie wojska krzyżackie i czeskie podbiły
ziemię dobrzyńską, a Jan, już samodzielnie, zmusił Wacława
płockiego do złożenia hołdu.
Wojna Łokietka z zakonem i jego sojusznikiem, królem czeskim
Janem, przybierała coraz groźniejszy dla Polski obrót. Krzyżacy zajęli
ziemię dobrzyńską, Kujawy były narażone na ich ataki, ponadto
Łokietek tracił szanse na odzyskanie dawnych granic Królestwa
również na Śląsku. Jan Luksemburski nie poprzestał na zhołdowaniu
książąt górnośląskich i zagwarantowaniu sobie dziedzictwa po
Henryku wrocławskim. W latach 1329-1331 zhołdował większość
Piastów śląskich. Niezależnymi od króla czeskiego pozostali tylko
książęta świdnicko-jaworscy i książę głogowski Przemek.
Piastowie śląscy byli zbyt słabi, aby zachować niezależność.
Skonfliktowani między sobą, niejednokrotnie zadłużeni, nie byli
pewni stanu swego posiadania. Wielu spośród nich szukało możnych
protektorów. Nie mogli się spodziewać wsparcia ze strony króla
Polski, gdyż Łokietek był zbyt słaby i nie było wiadomo, czy jego
królestwo przetrwa wojnę, jaką prowadził. Dla wielu spośród śląskich
władców jedynym wyjściem z trudnej sytuacji było uznanie w królu
czeskim swego seniora. Po złożeniu hołdu lennik miał
zagwarantowany stan posiadania, król Jan zobowiązywał się też
spłacać długi książąt. Hołd złożony królowi Czech stabilizował
sytuację lenników i to na ogół wystarczało do podjęcia decyzji.
Janowi nie podporządkowali się książęta świdnicko-jaworscy, gdyż
byli bogaci i władali silnym zespołem ziem. Jednak hołdu nie złożył
też słaby Przemek głogowski. Był on we Wrocławiu, widział homagia
swych krewnych, mimo to postanowił pozostać niezależny. Suwerenni
książęta pozostawali w dobrych stosunkach z Władysławem
Łokietkiem, natomiast król Jan nie próbował nawet zmusić go do
złożenia hołdu, w owym czasie nie byłoby to dla niego korzystne.
W 1331 roku wojna z Krzyżakami rozgorzała na nowo. Na Polskę
uderzyły od północy wojska krzyżackie, od południa Łokietka miał
zaatakować Jan czeski. Krzyżacy poprzez ziemie środkowej Polski
doszli do Kalisza, gdzie planowali spotkanie z Czechami. Król Jan
jednak się spóźnił. Gdy wyruszał do Polski, zmarł właśnie młody
Przemek głogowski, który nie pozostawił dzieci. Jego księstwem
miała rządzić wdowa po nim Konstancja, a najbliżsi jej krewni,
książęta świdniccy, mieli sprawować nad nią i jej ziemiami opiekę.
Było to zgodne z piastowskim prawem. Mimo to Jan czeski wbrew
prawu postanowił skorzystać z okazji. Zamiast więc pod Kalisz,
pociągnął pod Głogów. Zdobył miasto i wcielił księstwo głogowskie
do Korony Czeskiej. Nie zdążył jednak spotkać się z Krzyżakami.
Armia krzyżacka, pozbawiona wsparcia sojusznika, rozpoczęła
odwrót. Za nią podążały wojska króla Władysława. Polacy nie
atakowali głównych sił krzyżackich, niszczyli tylko mniejsze,
oddalające się oddziały. Gdy obie armie wkroczyły na Kujawy,
Krzyżacy przystąpili do oblężenia Brześcia Kujawskiego.
Wykorzystując znaczne oddalenie głównych sił wroga, Łokietek pod
Płowcami zaatakował tylną straż krzyżacką. Rozbił liczący trzecią
część wojska korpus, jego dowódca Dietrich von Altenburg dostał się
do niewoli. Nie zakończyło to walki. Dowódca głównych sił
krzyżackich zwinął oblężenie i powrócił pod Płowce. Rozpoczęła się
druga faza bitwy. Tym razem Krzyżacy zmusili wojska polskie do
odwrotu. Pod wieczór jednak Polacy opanowali sytuację i utrzymali
pole bitwy.
Bitwa pod Płowcami właściwie pozostała nierozstrzygnięta, lecz
obie strony ogłosiły zwycięstwo. Można uznać, że zakończyła się ona
korzystnie dla Polaków, Krzyżacy zostali bowiem zmuszeni do
opuszczenia Kujaw. Mimo to Polska przegrywała wojnę. W następnym
roku wojska zakonne zajęły Kujawy, w rękach Krzyżaków
pozostawała nadal ziemia dobrzyńska. Łokietek nie miał sił, aby
odzyskać straty. Ale też i Krzyżakom nie zależało na kontynuowaniu
walk. Uzyskali bardzo dużo, teraz pragnęli wzmocnić swe prawa do
dawniej zdobytych ziem. Nie zależało im na Kujawach i ziemi
dobrzyńskiej, tereny te traktowali jako kartę przetargową. Dzięki nim
pragnęli wymusić na Polsce rezygnację z Pomorza.
W 1332 roku został zawarty rozejm i ustalono, że spór polsko-
krzyżacki zostanie oddany pod arbitraż królów Jana czeskiego
i Karola Roberta węgierskiego. Zawarcie rozejmu było jedynym
rozwiązaniem dla Polski, Królestwo Polskie nie miało już sił na dalszą
walkę.
Drugiego marca 1333 roku zmarł król Władysław. Zostawiał
Królestwo Polskie w złym stanie, bez Pomorza, z Kujawami i ziemią
dobrzyńską pod okupacją krzyżacką, zmęczone długą i ciężką wojną.
Za jego czasów liczni Piastowie na Śląsku, ale też na Mazowszu stali
się lennikami króla czeskiego. Nie można jednak źle oceniać jego
panowania. Łokietek, który zaczynał swą drogę jako książę
malutkiego księstwa brzeskokujawskiego, potrafił doprowadzić do
odrodzenia Królestwa. Choć pod koniec jego życia składało się ono
tylko z Małopolski i Wielkopolski oraz zależnych od króla księstw
łęczyckiego i sieradzkiego, to jednak krakowska koronacja z 1320
roku stworzyła nową sytuację. Odrodzone Królestwo Polskie
przetrwało i zaczęło odgrywać coraz większą rolę w polityce
europejskiej.
KAZIMIERZ WIELKI. POCZĄTKI PANOWANIA

Nikt w Polsce nie wątpił, że następcą Łokietka zostanie jego jedyny


syn Kazimierz. Zebrał się wprawdzie wiec elekcyjny, ale doszło na
nim nie do elekcji, tylko wyboru przez aklamację nowego władcy.
W 1333 roku rodzina Włady sława Łokietka wyrosła już ponad
pozostałych Piastów, w powszechnej opinii do jego potomstwa
należała korona polska.
Przed nowym polskim władcą stały bardzo poważne zadania,
państwo, którym miał rządzić, znajdowało się w trudnej sytuacji. Nie
było ono wielkie. Pod bezpośrednią władzą Kazimierza znalazły się
tylko dwie główne dzielnice Królestwa Polskiego, Małopolska
i Wielkopolska. Długie lata odrębności przyczyniły się do powstania
różnic ustrojowych między nimi, w każdej z nich wytworzyły się
nieco inne tradycje, społeczeństwa każdej z tych dzielnic miały inne
interesy. Zależne bezpośrednio od króla ziemie nie graniczyły ze sobą,
rozdzielały je księstwa łęczyckie i sieradzkie. Władali w nich książęta
Władysław i Przemysł. Uznali oni zwierzchnictwo swego
zasiadającego na polskim tronie stryjecznego brata, jednak ich
odrębność osłabiała jedność Polski. Pozostałe ziemie, którymi władał
kiedyś Bolesław Krzywousty, pozostawały poza odrodzonym
Królestwem. Na Mazowszu i na Śląsku liczni Piastowie rządzili
wieloma dzielnicami, niektórzy z nich uznali zwierzchnictwo króla
czeskiego. Niektóre ziemie Piastowie utracili zupełnie. Krzyżacy
z nadania Konrada mazowieckiego posiadali ziemię chełmińską, a na
początku XIV wieku podbili Pomorze Gdańskie. Margrabiowie
brandenburscy w połowie XIII wieku opanowali ziemię lubuską,
a potem, również z części ziem piastowskich, utworzyli Nową
Marchię leżącą na granicy Wielkopolski i Pomorza Zachodniego.
Nawet Kujawy i ziemia dobrzyńska znajdowały się pod okupacją
krzyżacką. Ponadto ziemie, w których miał władać Kazimierz, były
wyczerpane wojną, a Wielkopolska była zniszczona niedawnymi
najazdami krzyżackimi i czeskimi.
Na początku lat trzydziestych XIV wieku Europę dzieliły liczne
konflikty. Na zachodzie narastało napięcie między Francją i Anglią,
które w końcu doprowadziło do wybuchu wojny stuletniej. Dla Polski
ważniejszy był konflikt między cesarzem Ludwikiem Wittelsbachem
a papiestwem. Ponadto na terenie Europy Środkowej rywalizowały ze
sobą trzy dynastie, Wittelsbachów, Luksemburgów i Andegawenów.
Polska należała do obozu papieskiego, natomiast jeden z jej głównych
przeciwników, król czeski Jan Luksemburski, był sprzymierzony
z cesarzem. Króla Jana łączył też ścisły sojusz z Krzyżakami,
a zarówno Czechy, jak i zakon pozostawały z Polską w stanie wojny
przerwanej tylko rocznym rozejmem. Dodajmy jeszcze, że margrabią
Brandenburgii był Ludwik, syn cesarza Ludwika. Brandenburgia nie
była silnym państwem, ale należąc do obozu cesarskiego, mogła być
niebezpieczna. Tak wyglądały warunki, w których Kazimierzowi
przyszło działać.
Wśród otaczających ją państw Polska była słabym królestwem.
Dopiero podnosiła się z upadku czasów dzielnicowych. Była nowym
partnerem na arenie międzynarodowej, gdy zaczynała mówić
własnym głosem, wywoływała gniewne reakcje nieprzyzwyczajonych
do jej istnienia sąsiadów. Rządzący Polską władca miał jednak atuty,
należało tylko umieć je wykorzystać. Kazimierz okazał się władcą
zdolnym, który umiał zrekompensować słabości swego państwa
zręczną grą dyplomatyczną. Potrafił rezygnować z nierealnych celów,
aby uzyskiwać to, co dało się osiągnąć.
Dobre stosunki Polski z papiestwem nie równoważyły
niebezpieczeństw grożących ze strony najbliższych sąsiadów. Papież
był daleko, nie zawsze też chciał angażować się w obronę interesów
polskiego króla. Ważniejszy był sojusz z Węgrami, którymi rządził
Karol Robert z dynastii Andegawenów i jego żona Elżbieta, siostra
Kazimierza. Zapewne już Łokietek zaczął rozmawiać ze swym zięciem
na temat ewentualnej sukcesji andegaweńskiej w Polsce w przypadku
wygaśnięcia królewskiej rodziny piastowskiej. Oba państwa łączyło
też wspólne opowiadanie się po stronie papieża przeciw cesarzowi.
Bardzo ważne były również względy wielkiej polityki.
Andegawenowie rywalizowali w Europie Środkowej z Luksemburgami
i Wittelsbachami. Jedynym ich sojusznikiem mogło być królestwo
Kazimierza. Polska sprzymierzyła się także z Giedyminem, wielkim
księciem litewskim. Żoną Kazimierza była córka Giedymina, Anna.
Przyjaźń polsko-litewska miała swoje znaczenie, oba państwa
pozostawały w konflikcie z Krzyżakami. Ponieważ jednak Litwa była
nadal państwem pogańskim, sojusz ten nie był pełnowartościowy, nie
zawsze można się było na nim oprzeć. Również dobre stosunki, jakie
łączyły Polskę z księciem Rusi Halicko-Włodzimierskiej, niewiele
mogły dać. Książę Rusi, Bolesław Jerzy Trojdenowic, miał wiele
kłopotów ze swymi poddanymi i nie mógł aktywnie włączyć się
w politykę międzynarodową.
Kazimierz zdawał sobie sprawę ze słabości swego państwa
i wiedział, że nie może pozwolić, aby zostało ono wciągnięte w nowe
działania zbrojne. Dlatego pierwszym jego posunięciem było
przedłużenie rozejmu z Krzyżakami na następny rok. Uzgodniono
zarazem, że spór polsko-krzyżacki zostanie oddany do rozsądzenia
przez królów Czech i Węgier.
Zawarcie rozejmu z Krzyżakami poprzedziło nawet koronację
Kazimierza. Niedopuszczenie do wybuchu wojny było najpilniejszym
zadaniem. Ale koronacja też była rzeczą pilną. Zdawał sobie z tego
sprawę Karol Robert, który wysłał nawet do Polski specjalne
poselstwo z zadaniem ponaglenia Kazimierza do odbycia tej
ceremonii. Koronacja była pilna, gdyż król czeski Jan rościł sobie
pretensje do korony polskiej, od początku swego panowania tytułował
się królem Czech i Polski. Gdyby wybuchła wojna, król czeski mógłby
zająć Wielkopolskę, koronować się w Gnieźnie i wtedy Kazimierzowi
pozostałby najwyżej tytuł króla krakowskiego. Zresztą tak go
w Czechach nazywano. Taki rozwój wypadków oznaczałby koniec
Królestwa Polskiego, przynajmniej takiego Królestwa, jakie chcieli
mieć Polacy.
Kazimierz koronował się w kwietniu 1333 roku. Ceremonia odbyła
się znowu w Krakowie. Choć druga krakowska koronacja utrwalała
tradycję nowego miejsca koronacyjnego, Wielkopolanie nie
protestowali. Wiedzieli, że wobec pretensji króla czeskiego koronacja
w Gnieźnie byłaby bardzo niebezpieczna. Mieli jednak nadzieję na
powtórzenie tej ceremonii w bardziej sprzyjających czasach. Koronę
Kazimierzowi nałożył arcybiskup gnieźnieński Janisław. Tylko
arcybiskup mógł dokonać takiej ceremonii. Zarazem rola, jaką tu
odegrał dostojnik wielkopolski, podnosiła znaczenie Wielkopolski
w Królestwie.
Uroczystości koronacyjne zakłócił incydent wywołany przez
najmniej o to posądzaną osobę. Zaprotestowała matka króla, wdowa
po Łokietku, Jadwiga. Uważała, że wraz z jej synem nie może się
koronować jego żona Anna, gdyż królowa Polski jeszcze żyje. Stara
i wielce zasłużona pani wyraźnie nie znała panujących w Europie
zasad. Incydent ten nie był poważny, Kazimierz wytłumaczył matce,
że koronacja jego żony jest konieczna. Jadwiga uznała argumenty, ale
opuściła Kraków. Wyjechała do Sącza, gdzie stała się panią bogatej
domeny sądeckiej.
Ponieważ Kazimierz nie dysponował siłą, rozpoczął grę
dyplomatyczną. Najważniejsze dla Polski było rozluźnienie ścisłego
sojuszu czesko-krzyżackiego. W tym celu król wykorzystał rodzące się
konflikty międzynarodowe. Zaczął rozmawiać z margrabią
brandenburskim. Pomiędzy Polską i Brandenburgią został podpisany
pokój na dwa lata, przy czym mówiło się o jego przedłużeniu. Coraz
bardziej intensywne rozmowy wskazywały na chęć przejścia
Kazimierza do obozu cesarskiego. Zaproponował nawet rękę swej
córki Elżbiety drugiemu synowi cesarza Ludwika, który też nosił imię
Ludwik, dla odróżnienia od brata nazywano go Ludwikiem
Rzymskim. Rozmowy były bardzo zaawansowane, ustalano już datę
ślubu i wielkość posagu.
Zbliżenie Kazimierza do Wittelsbachów bardzo zaniepokoiło Jana
czeskiego. Opowiedzenie się Polski po stronie cesarskiej mogło być
dla niego niebezpieczne, gdyż właśnie wtedy rozpadł się jego sojusz
z cesarzem Ludwikiem. Luksemburgowie stali się wrogami cesarza,
ponieważ pokłócili się z nim o Tyrol i Karyntię.
W rzeczywistości Kazimierz nie zamierzał opuścić obozu
papieskiego. Byłoby to bardzo ryzykowne posunięcie. Celem rozmów
było natomiast wywarcie nacisku na króla czeskiego. I nacisk ten się
udał. Na wiosnę 1335 roku rządzący w Czechach w imieniu swego
ojca Karol zaproponował Kazimierzowi rozejm. Został on
niezwłocznie podpisany. Uzyskanie rozejmu z Czechami – i to
z inicjatywy czeskiej – nie tylko zabezpieczało Polskę przed atakiem
z południa, ale też osłabiło bardzo silny sojusz czesko-krzyżacki.
Dalsza gra dyplomatyczna polegająca na przedłużaniu rozmów
z Wittelsbachami zaczęła być ryzykowna także ze względu na
poważne wzmocnienie króla czeskiego. Janowi udało się zawrzeć
sojusze z Francją i Neapolem. Wobec tego Kazimierz, nie zrywając
jeszcze pertraktacji z cesarzem Ludwikiem, zdecydował się na
rozmowy z królem Czech. Ryzyko, jakie niosło dalsze szantażowanie
Luksemburgów rozmowami z Wittelsbachami, było widoczne dla
Karola Roberta. Król węgierski zaproponował więc, aby pertraktacje
polsko-czeskie odbyły się na terenie jego królestwa, w Trenczynie.
W 1335 roku do Trenczyna przybył Jan Luksemburski wraz ze
swym synem Karolem, król polski wysłał tam posłów wyposażonych
we wszelkie pełnomocnictwa. W Trenczynie zostały ustalone warunki
przyszłego pokoju. Król Jan miał zrezygnować z tytułu króla
polskiego, natomiast Kazimierz zobowiązał się zrzec wszystkich
pretensji do księstw piastowskich, które uznały zwierzchnictwo
czeskie. Porozumienie to miało zostać ratyfikowane przez Kazimierza.
Pertraktacje polsko-czeskie oznaczały jednocześnie zerwanie jego
rozmów z cesarzem Ludwikiem.
Król Polski pamiętał też o Pomorzu. Prowadząc rozmowy
z Czechami i oczekując na czesko-węgierski arbitraż, wystosował do
papieża skargę na Krzyżaków. Oskarżył zakon o bezprawną okupację
części jego państwa. Mógł liczyć na papieską przychylność, tym
bardziej że wspierał go życzliwy Polsce nowy nuncjusz Galhard de
Carceribus. Życzliwość papieską wzmacniało to, że Polska, jako
jedyne państwo w tej części Europy, płaciła świętopietrze. Każde więc
uszczuplenie jej terytorium oznaczało zmniejszenie dochodów
papieża. Sprawa świętopietrza stawiała Krzyżaków w bardzo
niezręcznej sytuacji. Nie chodziło o wysokość opłaty, nie była ona
wielka. Gdyby jednak zaczęli płacić świętopietrze z Pomorza,
uznaliby tym samym przynależność tej ziemi do Królestwa Polskiego.
Gdy zaś nie płacili, popadali w konflikty z papiestwem.
Na jesieni 1335 roku doszło wreszcie do arbitrażu w sprawie
konfliktu polsko-krzyżackiego. W tym celu Karol Robert zaprosił do
Wyszehradu króla Jana, przyjechał on tam ze swym synem Karolem,
oraz Kazimierza. Zaproszony wielki mistrz krzyżacki wprawdzie nie
przybył, ale przysłał do Wyszehradu swych przedstawicieli. Zjazd był
wspaniały, królowi Węgier zależało, aby wypaść jak najlepiej.
Splendoru dodawał piękny zamek, w którym odbywały się rozmowy.
Zanim przystąpiono do mediacji, nastąpiły bezpośrednie rozmowy
pomiędzy Janem i Kazimierzem. Dotyczyły one rezygnacji przez Jana
z pretensji do korony polskiej. Król polski odrzucił wynegocjowane
w Trenczynie ustalenia i rozpoczął rozmowy od nowa. W ich wyniku
Jan zrzekł się tytułu króla polskiego w zamian za 20 tysięcy kop
groszy praskich. O zgodzie Kazimierza na podległość królowi
czeskiemu książąt śląskich i księcia płockiego nie rozmawiano.
Sprawę przynależności tych ziem Kazimierz odsuwał na czas
późniejszy, spodziewając się poprawy swej sytuacji politycznej. Po
rozwiązaniu problemu korony został podpisany pokój polsko-czeski.
Podpisanie pokoju jeszcze bardziej osłabiło sojusz Czech
z Krzyżakami. Wydawało się, że pomiędzy Pragą a Krakowem
zapanowała przyjaźń. Aby ją wzmocnić, Kazimierz zaproponował
wydanie swej córki Elżbiety za księcia Bawarii, wnuka króla Jana.
Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Elżbieta miała wyjść za mąż za
syna cesarza Ludwika. Taki był los księżniczek, nie one wybierały
sobie towarzyszy życia.
Zbliżenie polsko-czeskie było wyraźne, ale nie aż tak mocne, aby
król Jan wsparł Kazimierza w sporze z Krzyżakami. Wyrok arbitrażu
nie był korzystny dla Polski. Karol Robert i Jan Luksemburski
zadecydowali, że Krzyżacy mają oddać Polsce Kujawy i ziemię
dobrzyńską, ale mogą zatrzymać Pomorze jako „jałmużnę” króla
polskiego. Kazimierz natomiast miał się zrzec tytułu „pana i dziedzica
Pomorza”. Zgodnie z wyrokiem obu królów Krzyżacy mogli też
zachować ziemię chełmińską, gdyż ta została im nadana przez
przodków Kazimierza. Ponadto uznali, że obie strony mają
zrezygnować z odszkodowań i wypuścić jeńców. Pewną nadzieję
dawały ostatnie postanowienia. Uznano, że wyrok musi zatwierdzić
papież, król i królowa Węgier oraz panowie polscy. Ponieważ papież
Polsce sprzyjał, więc go nie zatwierdził. W ten sposób wyrok przestał
obowiązywać, choć Kazimierz go nie zakwestionował.
Mimo niesatysfakcjonującej decyzji arbitrów kongres
w Wyszehradzie był sukcesem Kazimierza. Sprawa Śląska, a nawet
Pomorza nie została ostateczne przegrana, można się było spodziewać
lepszego rozwiązania w przyszłości. Dlatego w następnych latach
Kazimierz odwlekał ostateczne rozwiązanie obu problemów. Zdawał
sobie jednak sprawę z tego, że nie uda mu się jednocześnie odzyskać
i Pomorza, i Śląska. Uznał, że Pomorze jest ważniejsze. Mógł więc
nadal podtrzymywać dobre stosunki z Luksemburgami. Po
zakończeniu kongresu wyszehradzkiego na zaproszenie Jana
Luksemburskiego pojechał do Pragi, a potem wsparł nawet zbrojnie
króla czeskiego w walkach w Bawarii. Wszystko po to, aby pozyskać
sobie Luksemburgów w sporze z Krzyżakami.
Król czeski Jan, mimo okazywanej Kazimierzowi przyjaźni,
realizował swe plany kosztem Polski. Skorzystał z tego, że status
Śląska był nadal nieuregulowany, i postanowił podporządkować sobie
jeszcze jednego z tamtejszych książąt. Wybór padł na Bolka, władcę
malutkiego księstwa ziębickiego. W celu zmuszenia go do złożenia
hołdu Jan wysłał przeciw niemu wojska pod dowództwem swego syna
Karola. Wynik wyprawy był dla wszystkich oczywisty, malutkie
księstwo ziębickie nie mogło się przecież obronić przed atakiem
potężnych Czech. Jednak to, co nastąpiło, wywołało zdumienie.
Książę Bolko na czele swoich wojsk, przy pomocy mieszczan z Ziębic,
pokonał armię czeską i wziął stu czeskich rycerzy do niewoli.
Zapewne Czesi zlekceważyli przeciwnika, jednak nawet sam książę
ziębicki musiał być zaskoczony wynikiem wojny. Mimo zwycięstwa
zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie przeciwstawić się potędze
czeskiej. Mógł się spodziewać nowego ataku i klęski. Starał się więc
doprowadzić do załagodzenia sytuacji i w tym celu wypuścił jeńców
bez okupu. Ale także sytuacja Jana czeskiego nie była najlepsza.
Wojna się przeciągała, wrogowie Luksemburgów mogli ją
wykorzystać i stanąć po stronie księcia Bolka. Lepiej było zakończyć
działania wojenne.
Sposób na rozwiązanie tego konfliktu pojawił się wraz ze śmiercią
księcia wrocławskiego Henryka VI. Jak pamiętamy, nieposiadający
synów Henryk już w 1327 roku wyznaczył na swego następcę króla
Jana. Gdy zmarł, Jan wcielił Wrocław do Korony Czeskiej. Ponieważ
jednak nadał kiedyś Henrykowi w lenno ziemię kłodzką, teraz
zaproponował nadanie Kłodzka Bolkowi ziębickiemu, jeśli ten zgodzi
się złożyć hołd z Ziębic. Dla Bolka było to jedyne i z pewnością
bardzo dobre rozwiązanie. Gdyby się nie zgodził, mógłby stracić swe
księstwo. Składając hołd Janowi, zyskiwał ziemię kłodzką, większą
i bogatszą od jego władztwa.
Rozszerzenie zasięgu wpływów czeskich na Śląsku musiało
zaniepokoić Kazimierza, jednak w tym czasie ważniejsze było dla
niego Pomorze. Nadal więc utrzymywał dobre stosunki z królem
Janem. Nie było chyba jednak dla niego zaskoczeniem stanowisko
Jana Luksemburskiego w 1337 roku. Król czeski, po wspólnej
z Krzyżakami wyprawie na Litwę, doprowadził do spotkania
wielkiego mistrza z królem Polski. Spotkanie nastąpiło
w Inowrocławiu, gdzie Jan wraz z wielkim mistrzem naciskali na
Kazimierza, aby wystawił akt zrzeczenia się Pomorza. Przygotowali
nawet odpowiednie dokumenty do podpisania. Kazimierz zgodził się
wystawić akt rezygnacji z Pomorza, pod warunkiem że dokument taki
będzie jeszcze ratyfikowany przez Karola Roberta. Pozwoliło to
znowu na odwleczenie zakończenia sprawy, sprzymierzony z Polską
król węgierski nie miał zamiaru wyrażać swej zgody.
Kazimierz potrafił poruszać się na arenie międzynarodowej.
Wprowadzając warunki zatwierdzania układu przez papieża, a potem
przez króla Węgier, likwidował skutki prawne podpisanych przez
siebie, a niewygodnych postanowień. Prowadził bardzo zręczną grę
dyplomatyczną. Jednak nawet najzręczniejsza gra nie mogła
doprowadzić do odzyskania utraconych ziem. Mimo to raz jeszcze
król Polski pozwał Krzyżaków przed sąd papieski.
Międzynarodowa sytuacja Polski w przeddzień szykującego się
procesu z Krzyżakami nie była dobra. Polska należała do obozu
papieskiego, tymczasem w 1338 roku poważnie wzmocniła się
pozycja Ludwika Wittelsbacha na terenie Rzeszy. W związku z tym
pogorszyły się stosunki Polski z rządzoną przez syna cesarza Marchią
Brandenburską, a cesarz Ludwik ogłosił, że bierze pod swą opieką
zakon krzyżacki.
Luksemburgowie nie byli już sojusznikami cesarza, doszło
natomiast do zbliżenia czesko-węgierskiego. Zostało ono wzmocnione
małżeństwem wnuczki króla Czech z królewiczem węgierskim. Przy
tej okazji Karol Robert zapewnił Luksemburgów, że nie będzie
popierał ewentualnych pretensji Kazimierza do Śląska. To wszystko
jeszcze wyraźniej uświadomiło Kazimierzowi, że nie może
jednocześnie dążyć do odzyskania Pomorza i podtrzymywać swych
pretensji do Śląska. Musiał wybierać i wybrał Pomorze.
Aby zapewnić sobie przynajmniej neutralność Czech, król Polski
wydał w końcu dokument, w którym rezygnował ze swych praw do
tych księstw piastowskich, które uznały zwierzchnictwo lenne Jana
czeskiego. Były to niemal wszystkie księstwa śląskie i mazowieckie
księstwo płockie. Na Śląsku niezależne od władzy czeskiej, a zarazem
blisko związane z Polską pozostały tylko księstwa jaworskie
i świdnickie.
W 1339 roku papież pozwał Krzyżaków przed swój sąd. Proces miał
się toczyć w należącej do książąt mazowieckich neutralnej
Warszawie, na sędziów zostali wyznaczeni dwaj Francuzi, Galhard de
Carceribus i Piotr, syn Gerwazego. Tym razem Krzyżacy nie mogli
twierdzić, że sąd obraduje na terenach podległych królowi
Kazimierzowi, a sędziowie są stronniczy.
Proces warszawski rozpoczął się 4 lutego 1339 roku. Do Warszawy
przybyli przedstawiciele króla polskiego, natomiast przedstawiciele
krzyżaccy, po oświadczeniu, że nie uznają kompetencji sądu,
wyjechali z Warszawy. Mimo to postępowanie się rozpoczęło, zakon
był sądzony zaocznie. Przesłuchano ponad stu świadków, wśród
których byli przedstawiciele całego polskiego społeczeństwa, książęta,
rycerze, duchowni i mieszczanie, następnie sąd wydał wyrok.
Sędziowie uznali, że Krzyżacy są winni gwałtów i najazdów na ziemie
polskie, że muszą oddać Polsce wszystkie zajęte terytoria, a więc nie
tylko Kujawy i ziemię dobrzyńską, ale też ziemię chełmińską
i Pomorze. Muszą też zapłacić królowi polskiemu wysokie
odszkodowanie.
Krzyżacy zaprotestowali. Kwestionowali prawomocność procesu
i złożyli apelację. Stało się jasne, że sprawy nie da się szybko
załatwić, a Pomorze można odzyskać tylko poprzez działania
wojenne. Jednak wyrok warszawski w rozumieniu króla Polski,
a także sędziów papieskich, likwidował skutki arbitrażu
wyszehradzkiego. Pozwalał przeciągać sprawę w oczekiwaniu na
lepszą sytuację międzynarodową i nie rezygnować z pretensji do
Pomorza.
Mimo pewnych sukcesów dyplomatycznych Kazimierz coraz
wyraźniej dostrzegał, że na razie nie zdoła odzyskać ani Pomorza, ani
Śląska. Wiedział, że ma poparcie papieskie, lecz Benedykt XII nie jest
w stanie narzucić swych decyzji Krzyżakom. Chcąc rozwiązać
problem, papież nie zatwierdził wyroku warszawskiego,
zaproponował natomiast stworzenie komisji, która miałaby się zająć
sporem polsko-krzyżackim raz jeszcze. Wszystko to oznaczało
przeciąganie sprawy i właściwie wygraną Krzyżaków. Aby rozwiązać
polskie problemy, król Kazimierz musiał wzmocnić znaczenie Polski
na arenie międzynarodowej.
Jedynym państwem, na które Kazimierz mógł liczyć, były Węgry.
Sojusz z tym królestwem wzmacniała umowa o dziedziczeniu przez
Andegawenów tronu polskiego w przypadku śmierci Kazimierza bez
męskiego potomka. W 1338 roku doszło do sprecyzowania układów
sukcesyjnych i jeszcze mocniejszego zacieśnienia sojuszu. W tym celu
Kazimierz przyjechał do Wyszehradu. Tam ustalił z Karolem
Robertem, że gdyby umarł, nie doczekawszy się syna, na tronie
polskim zasiądzie jeden z synów króla węgierskiego. W zamian
Węgrzy zobowiązywali się do wspierania Polski przeciw Krzyżakom.
Do Wyszehradu przybył też książę Rusi Halicko-Włodzimierskiej
Bolesław Jerzy Trojdenowic. Przyjechał tam, aby prosić o pomoc,
gdyż miał trudności z opanowaniem opozycji bojarskiej, a ponadto
jego państwu zaczęli zagrażać Tatarzy i Litwini. W zamian za
wsparcie bezpotomny Bolesław Jerzy ustanowił Kazimierza swoim
następcą. Choć Węgry od XIII wieku wysuwały pretensje do Rusi
Halickiej, umowę polsko-ruską poparł król Węgier Karol Robert.
Uznał on Ruś za polską strefę wpływów, gdyż był związany z Polską
umową sukcesyjną. Tron polski był dla niego ważniejszy od
panowania na Rusi. Mógł się zresztą spodziewać, że po ewentualnym
osiągnięciu tronu polskiego przez jego syna Ruś stanie się częścią
władztwa Andegawenów.
ODZYSKANIE ZNACZĄCEJ POZYCJI W EUROPIE
ŚRODKOWEJ

Szanse na opanowanie Rusi pojawiły się nadspodziewanie szybko.


Już w 1340 roku bojarzy ruscy otruli księcia Bolesława Jerzego.
Ponieważ zmarł bezpotomnie, Kazimierz upomniał się o spadek po
nim. Pojawiło się jednak kilku pretendentów do władzy w Haliczu.
Ruś Halicko-Włodzimierska, tak jak inne księstwa ruskie, podlegała
Tatarom. W XIV wieku podległość ta była czystą formalnością, ale
teraz, gdy zabrakło księcia, chan mógł przejąć Halicz pod swoją
bezpośrednią władzę. Do Rusi zaczęła też zgłaszać pretensje Litwa.
Gdyby Kazimierz zwlekał, to również król węgierski mógłby podjąć
próbę realizacji dawnych planów opanowania tego księstwa. Dlatego
musiał działać szybko.
Na wiosnę 1340 roku z niewielką liczbą rycerstwa Kazimierz
wyruszył na Ruś. Zdobył Lwów, zabrał ze sobą skarbiec i wielu
kupców lwowskich i powrócił do Krakowa. W czerwcu ponowił atak
i z większą armią doprowadził do uznania swej władzy przez Ruś
Halicką. Był to początek ciężkich walk o spadek po Bolesławie
Jerzym.
Już na jesieni 1340 roku część bojarów przeciwna władzy polskiej
wezwała na pomoc Tatarów. Tatarzy uderzyli na Polskę, ich zagony
dotarły aż do Lublina. Zostali pokonani przez wojska królewskie
i później nie byli już tak groźni. Jednak opanowanie Rusi okazało się
trudne. Na razie Kazimierz zajął zachodnią część księstwa, wcielił
ziemię przemyską do Korony Polskiej i zadowolił się uznaniem swojej
władzy przez resztę Rusi Halickiej. Na swego namiestnika wyznaczył
tam najpotężniejszego bojara ruskiego, Dymitra Detko.
Niemal równocześnie z Kazimierzem do podboju dziedzictwa
Bolesława Jerzego przystąpił syn Giedymina, Lubart. Zajął on Ruś
Włodzimierską, czyli Wołyń, pragnął opanować też Ruś Halicką. Po
wyeliminowaniu Tatarów Litwa stała się głównym konkurentem
Polski do zajęcia ziem ruskich.
Włączenie się Litwy w walki na Rusi doprowadziło do nowych
układów politycznych. Dotychczas Kazimierz musiał wybierać
pomiędzy staraniami o odzyskanie Pomorza a dążeniem do
zachowania swoich praw na Śląsku. Teraz pojawiły się zupełnie nowe
szanse. Mógł wzmocnić siły swego królestwa, przyłączając do niego
ziemie ruskie. Żaden z jego dawnych przeciwników nie zgłaszał do
nich roszczeń. Co więcej, Krzyżacy, z którymi nadal Polska
pozostawała w stanie wojny, nagle okazali się sprzymierzeńcami.
Walczyli przecież nieustannie z Litwą. Pokój polsko-krzyżacki nie
został jeszcze zawarty, a już rysowały się możliwości współpracy.
Na początku lat czterdziestych XIV wieku nastąpiła wymiana
zarówno doradców króla polskiego, jak też władców większości
państw Europy Środkowej. W 1341 roku zmarł arcybiskup
gnieźnieński Janisław. Był on współpracownikiem Łokietka
i zdecydowanym przeciwnikiem Krzyżaków. Jego miejsce zajął
Jarosław Bogoria ze Skotnik zdający sobie sprawę z konieczności
zmiany polskiej polityki. W 1341 roku zmarł Giedymin, z którym
przez wiele lat Polska utrzymywała doskonałe stosunki. Litwą zaczęli
rządzić jego synowie, Olgierd i Kiejstut. W następnym roku zmarł król
Węgier Karol Robert, pozostawiając tron swemu szesnastoletniemu
synowi Ludwikowi. Zmarł też przyjaźnie do Polski nastawiony papież
Benedykt XII, a jego następcą został przyjaciel Luksemburgów,
Klemens VI. Dodać należy, że choć nadal żył król Czech Jan, to
jednak już od kilku lat Czechami rządził jego syn Karol. W 1339 roku
zmarła litewska żona Kazimierza, Anna. Zmiany te miały wpływ na
działania polityczne, które wkrótce podjęto.
Początkowo, mimo zaangażowania na Rusi, Kazimierz nie
rezygnował z prób odzyskania ziem nadmorskich. Ponieważ Krzyżacy
nadal panowali na Pomorzu, a także nie ustępowali z Kujaw i ziemi
dobrzyńskiej, Kazimierz spróbował zbliżyć się do Luksemburgów.
Liczył na ich pomoc w odzyskaniu utraconych terytoriów. W 1341
roku odwiedził Pragę i zaczął rozmowy o polsko-czeskim przymierzu.
Luksemburgowie, którzy weszli właśnie w decydującą rozgrywkę
z cesarzem Ludwikiem, gotowi byli porozumieć się z Polską.
Zaproponowali więc sojusz wzmocniony małżeństwem owdowiałego
niedawno Kazimierza z Małgorzatą, córką króla Jana. Nie mniej
ważnym motywem nagłej przyjaźni władcy Czech z Kazimierzem była
chęć osłabienia sojuszu polsko-węgierskiego. Dla Luksemburgów
rysowały się też dalsze korzyści. Gdyby Kazimierz doczekał się
z Małgorzatą syna, polsko-węgierski układ sukcesyjny przestałby
istnieć, tron polski przypadłby wnukowi Jana Luksemburskiego.
Choć Małgorzata zmarła przed ślubem, sojusz polsko-czeski został
zawarty. Aby go wzmocnić, Karol Luksemburski znalazł dla
Kazimierza nową narzeczoną. Była nią Adelajda, córka landgrafa
heskiego, stronnika Luksemburgów. Ślub Kazimierza z Adelajdą odbył
się jeszcze w tym samym 1341 roku w Poznaniu. Niestety, nowe
małżeństwo króla nie okazało się szczęśliwe. Niemal natychmiast po
ślubie nastąpiła separacja małżonków, trudno było liczyć na
potomstwo. Co więcej, Kazimierz spotkał w Pradze mieszczkę
Krystynę Rokiczańską. Była ona tak piękna, że się w niej zakochał,
lecz Krystyna nie chciała ulec mu bez ślubu. Król gotów był się z nią
ożenić, jednak miał już żonę. Żaden biskup nie zgodziłby się
potwierdzić takiego związku. Na udzielenie ślubu zdecydował się opat
tyniecki, przyjaciel króla. Ponieważ miał on prawo do noszenia
insygniów biskupich, Krystyna wzięła go za biskupa. Ślub ten jednak
był nieważny, po jego zawarciu Kazimierz stawał się bigamistą.
Obecność Krystyny przy królu była bardzo dogodna zarówno dla
Andegawenów, jak i dla Luksemburgów. Gdyby bowiem z tego
związku narodziły się dzieci, nie miałyby one żadnych praw do
polskiego tronu. Krystyna nie została koronowana, jej związek
z Kazimierzem trwał krótko. Jednak do Adelajdy król już nie
powrócił.
Zbliżenie do Luksemburgów nic Kazimierzowi nie dało. Wprawdzie
w 1341 roku następca czeskiego tronu Karol przyjechał do Torunia
i rozpoczął mediację w sporze polsko-krzyżackim, lecz robił to
niezbyt chętnie. Gdy rozmowy przerwała śmierć mistrza krzyżackiego
Dietricha von Altenburga, Karol wyjechał z Torunia i więcej nie
podejmował się mediacji. Nastąpiło ochłodzenie stosunków Polski
z Czechami. Kazimierz nie mógł też liczyć na wsparcie Węgier, gdyż
nowy król węgierski Ludwik był młody i niedoświadczony, a ponadto
włączył się w konflikt o spadek neapolitański.
Wobec coraz mocniejszego zaangażowania się Polski w walki o Ruś
konieczne było uregulowanie stosunków polsko-krzyżackich.
Kazimierz wiedział, że odzyskanie Pomorza nie jest na razie możliwe,
natomiast zdobycze na południowym wschodzie były realne.
Zdecydował się więc na podpisanie pokoju z zakonem. Zanim jednak
ten pokój podpisał, postarał się wzmocnić swoją pozycję. Zawarł
mianowicie sojusz z książętami zachodniopomorskimi, za jednego
z nich, Bogusława V słupskiego, wydał swoją córkę Elżbietę. Była to
ta sama Elżbieta, którą swatano z synem cesarza Ludwika, a potem
z Janem bawarskim. W końcu księżniczka wyszła za mąż i chyba jej
małżeństwo okazało się udane.
Pokój polsko-krzyżacki został zawarty w 1343 roku w Kaliszu.
Strony zgodziły się, że Pomorze pozostanie krzyżackie, zakon
natomiast musi oddać Polsce Kujawy i ziemię dobrzyńską. Kazimierz
miał zaprzestać używania tytułu pana Pomorza, natomiast Krzyżacy
zobowiązali się do zapłacenia Polsce 10 tysięcy florenów
odszkodowania. Zgodzili się również na płacenie Polsce niewielkiej
sumy z tytułu otrzymania darowizny, a także pomocy zbrojnej, gdyby
król polski jej potrzebował. Kazimierz z kolei zobowiązał się uzyskać
zgodę Andegawenów na rezygnację z Pomorza. Pokój kaliski
potwierdzili przedstawiciele polskiego rycerstwa i miast oraz książęta
mazowieccy, kujawscy, a także zięć króla, Bogusław V słupski.
Nie wszystkie warunki pokoju zostały spełnione. Andegawenowie
nie potwierdzili polskich ustępstw, wobec tego Krzyżacy wstrzymali
się z płaceniem daniny honorowej. Kazimierz natomiast zachował
tytuł pana i dziedzica Pomorza. Pokoju nie potwierdził też papież.
Mimo to pokój kaliski okazał się trwały. Pomiędzy zakonem i Polską
nie było zatargów zbrojnych aż do 1409 roku. Zdarzało się nawet, że
polscy rycerze brali udział w krzyżackich rejzach na Litwę. Wobec
wojny Polski z Litwą o Ruś nie uważano tego za niewłaściwe
postępowanie.
Dotychczas Kazimierz musiał bezustannie wybierać między
staraniami o odzyskanie Pomorza a próbami zabezpieczenia swych
praw na Śląsku. Pokój z Krzyżakami uwolnił go od kłopotów na
północnej granicy, pojawił się natomiast nowy dylemat. Król znowu
się wahał, tym razem pomiędzy zaangażowaniem wszystkich sił
w walki na Rusi a dalszymi próbami przywrócenia na Śląsku
wpływów polskich. Kazimierz wybrał Ruś. Walki o ziemie ruskie nie
wywoływały sprzeciwu Luksemburgów, były też dobrze widziane
przez papiestwo. Jedynym przeciwnikiem króla polskiego na Rusi
była Litwa, wojując z nią, współdziałał z Krzyżakami. Dla Krzyżaków
król polski nie był konkurentem, nie wysuwali oni żadnych pretensji
do Halicza czy Włodzimierza Wołyńskiego. Walcząc z Litwą,
Kazimierz był sojusznikiem państwa zakonnego. Jednak wybierając
Ruś, nie zapominał o piastowskich ziemiach zachodnich. W latach
czterdziestych XIV wieku przywrócenie polskich wpływów na Śląsku
nie było możliwe, jednak w rękach książąt głogowskich pozostała
jeszcze wielkopolska Wschowa. I teraz właśnie Kazimierz uznał, że
można ją odzyskać. W tym celu wykorzystał rodzący się na Śląsku
spór.
Dzierżący Wschowę Henryk Żelazny żagański uwikłał się w konflikt
ze swym seniorem. Po odziedziczeniu księstwa nie złożył hołdu
królowi Czech. Zajął też Głogów, który należał do jego przodków,
i przez kilka miesięcy bronił go przed atakami czeskiego króla. Gdy
Henryk odpierał szturmy, Kazimierz zdobył Wschowę. Henryk
Żelazny natychmiast pogodził się z królem Janem, złożył mu hołd i od
tego czasu pozostawał wierny swojemu seniorowi. Wschowa
natomiast już na trwałe weszła w skład Królestwa Polskiego. Akcja
zbrojna Kazimierza nie zakłóciła stosunków między Kazimierzem
i Luksemburgami, dzięki niej przecież król czeski odzyskał wierność
swojego lennika. Można się jednak zastanawiać, czy Kazimierz
słusznie postąpił, atakując Piasta próbującego wyzwolić się spod
czeskiego zwierzchnictwa. Być może należało wesprzeć Henryka
w jego walce przeciw Janowi czeskiemu, może pozwoliłoby to
Kazimierzowi rozszerzyć swoje wpływy na Śląsku. Są to jednak tylko
przypuszczenia, natomiast Wschowa w sposób realny powiększyła
obszar Królestwa Polskiego.
W połowie lat czterdziestych XIV wieku, gdy z Krzyżakami został
już zawarty pokój, a sytuacja na Rusi na razie się ustabilizowała,
Kazimierz znowu zaczął myśleć o Śląsku. Wydawało się, że sprzyja
mu sytuacja międzynarodowa, rozpoczęła się bowiem decydująca
batalia między Luksemburgami i Wittelsbachami. Sprzyjający
Luksemburgom papież Klemens VI ogłosił detronizację cesarza
Ludwika. Mimo to Ludwik nadal cieszył się sporym poparciem
w Rzeszy. Wokół niego zaczęła się tworzyć koalicja
antyluksemburska. W jej skład weszła rządzona przez cesarskiego
syna Brandenburgia, zgłosił do niej akces również król Polski
Kazimierz, a wraz z nim jego śląski sojusznik, książę świdnicki
Bolesław. Po stronie cesarza opowiedziały się też Węgry. Rządzący
w Czechach Luksemburgowie znaleźli się w trudnej sytuacji,
zagrożenia nie zmniejszało poparcie udzielane im przez papieża. Dla
Kazimierza powstanie koalicji antyluksemburskiej otwierało szanse na
odzyskanie Śląska. Natychmiast skorzystał z nadarzającej się okazji.
Na wiosnę 1345 roku król Polski nakazał uwięzić powracającego
z Prus syna króla Czech, Karola. Jako powód podawał niespłacenie
długów przez czeskiego następcę tronu. Był to jednak tylko pretekst,
Kazimierzowi chodziło o wywołanie wojny. Nie zależało mu na
przetrzymywaniu Karola, więc pozwolono mu uciec z niewoli.
Incydent ten doprowadził jednak do tego, do czego dążył Kazimierz.
Wybuchła wojna.
W maju tego roku Czesi zaatakowali Bolka świdnickiego i zdobyli
Kamienną Górę. Kazimierz natychmiast wystąpił w obronie swego
sojusznika i z pomocą Węgrów uderzył na księstwo opawskie.
W odpowiedzi król czeski Jan na czele swej armii doszedł aż do
Krakowa, w którym przebywał Kazimierz. Czesi oblegli miasto i gród
krakowski, ale równocześnie oddziały polskie i węgierskie pod
Lelowem i Będzinem zadały Czechom dotkliwe straty. Na Śląsku
pojawiły się też sympatie propolskie. Zmusiło to Jana do odwrotu.
Działania wojenne nie dały zwycięstwa żadnej ze stron. Jan nie
mógł pokonać współdziałających Polaków i Węgrów, Kazimierz nie
zdołał rozszerzyć swych wpływów na Śląsku. Król Polski nie osiągnął
sukcesu, gdyż zawiódł go cesarz Ludwik, który pozostał bierny wobec
tego konfliktu. Musiał więc zgodzić się na zawarcie pokoju. Na pokoju
zależało też Luksemburgom. Na razie został zawarty rozejm i obie
strony zgodziły się na papieski arbitraż. Ostatecznie losy tej wojny
rozstrzygnęły się gdzie indziej, na szerszej arenie.
W 1346 roku papież zdetronizował cesarza Ludwika, a część
elektorów wybrała na jego miejsce Karola Luksemburskiego.
Ponieważ Ludwik nie zrezygnował, w Rzeszy zaczęli konkurować ze
sobą dwaj królowie. Początkowo szanse Karola nie były duże, za
Ludwikiem opowiedziała się większość niemieckich książąt. Jednak
sytuacja zmieniała się szybko, miały na nią wpływ wydarzenia
rozgrywające się poza Niemcami.
W 1346 roku Francję najechał król Anglii Edward III. Władający
Francją król Filip wezwał wszystkich swoich lenników do obrony
kraju. Król Czech Jan Luksemburski był również hrabią Luksemburga,
dzierżył także lenno nadane mu przez króla Francji. Poczuł się więc
zobowiązany do stawienia się na polu walki u boku swego seniora.
Nie musiał osobiście wyruszać do boju, kilka lat wcześniej stracił
wzrok. Mógł wysłać na wojnę swoich rycerzy. Jan był jednak
dzielnym rycerzem i stawił się na wezwanie.
Pod Crécy rycerze króla francuskiego Filipa starli się z wojskami
angielskimi. Na nic zdały się szarże francuskiej konnicy, nie zdołały
one nawet dotrzeć do nieprzyjaciela. Angielscy łucznicy powstrzymali
wszystkie ataki, a gdy większość francuskiej armii przestała istnieć,
angielski następca tronu zwany Czarnym Księciem poprowadził atak
na resztki wojsk francuskich. Francuzi rzucili się do ucieczki, nie
uciekł tylko król Jan. Choć był ślepy, zawołał: „Nie daj Boże, aby król
czeski uciekał w boju”, a następnie sam zaatakował całą armię
angielską. Koniec był oczywisty – Jan poległ. Edward III uszanował
dzielnego przeciwnika. Kazał podnieść z pola walki jego ciało
i uroczyście złożyć je w pobliskim kościele.
Tron czeski odziedziczył syn Jana, Karol. Rok później zmarł cesarz
Ludwik i Karol został jedynym, uznanym przez wszystkich królem
w Niemczech. Wobec takiego rozwoju sytuacji koalicja
z Wittelsbachami nie miała dla Kazimierza żadnej wartości, zaczął się
więc starać o pokój z Czechami. Zanim jednak do niego doszło, raz
jeszcze zademonstrował swoją siłę, uderzając na będące lennem
Czech księstwo wrocławskie. Karol Luksemburski natomiast dokonał
inkorporacji zależnych od niego księstw śląskich do Korony Czeskiej.
Były to już ostatnie posunięcia niedawnych przeciwników i w 1348
roku pomiędzy Polską a Czechami w Namysłowie został podpisany
pokój.
Zawarcie pokoju z Krzyżakami i Czechami pozwoliło Kazimierzowi
skoncentrować się na sprawach Rusi. Czas był po temu korzystny,
Kazimierz zawarł bowiem porozumienie z Tatarami. W 1349 roku
panujący już na Rusi Czerwonej Kazimierz podporządkował sobie Ruś
Włodzimierską. Pokonanego Lubarta pozostawił w Łucku jako
zależnego od siebie księcia. Zwycięstwo to nie zakończyło jednak
wojny. Już w następnym roku Lubart się uniezależnił i odzyskał
Wołyń. Wojska litewskie uderzyły na Polskę, niszcząc ziemie
sandomierską, łukowską i łęczycką. Zniszczeniu uległa też Ruś
Halicka, oddziały Lubarta doszły aż do Halicza i Lwowa.
Wobec straty wcześniejszych zdobyczy Kazimierz poprosił Ludwika
węgierskiego o pomoc. W 1351 roku wojska polsko-węgierskie
rozpoczęły działania przeciw Litwie. Król polski nie mógł wziąć
udziału w tej wyprawie, gdyż już w Lublinie tak ciężko zachorował,
że zaczęto się obawiać o jego życie. Wobec choroby króla zebrane na
wyprawę polskie rycerstwo złożyło przysięgę na wierność królowi
węgierskiemu Ludwikowi, jako przyszłemu władcy Polski. Następnie
Ludwik objął dowództwo nad całością wojsk i kontynuował wojnę.
Przewaga polsko-litewska była tak wielka, że dowodzący Litwinami
Kiejstut przybył do obozu węgierskiego w celu podjęcia rokowań.
Wynik rozmów był bardzo korzystny dla Węgier, lecz nie mógł
zadowolić Kazimierza. Kiejstut zobowiązał się pojechać na Węgry
i tam przyjąć chrzest. W zamian za to Ludwik obiecywał mu odrębne
arcybiskupstwo litewskie. Król węgierski starał się zapewnić sobie
wpływy na Litwie. Kazimierzowi szczególnie nie odpowiadało
przejęcie inicjatywy przy chrystianizacji Litwy przez Kościół
węgierski. Choć na Rusi Polacy i Węgrzy zawsze występowali jako
sojusznicy, to jednak toczyła się między nimi cicha rywalizacja
o wpływy. Król Ludwik rok wcześniej uznał prawa Kazimierza do
Rusi, jednak ochrzczenie Litwy przez Kościół węgierski wzmocniłoby
oczywiście jego szanse na ostateczne opanowanie ziem ruskich.
Umowa z Kiejstutem nie została zrealizowana, gdyż już następnego
dnia po jej zawarciu książę litewski uciekł z obozu węgierskiego.
Zerwanie rozmów litewsko-węgierskich było korzystne dla Polski, być
może pilnujący Kiejstuta Polacy celowo nie strzegli go zbyt pilnie.
Jednak ucieczka ta oznaczała dalsze trwanie wojny.
W 1352 roku wyruszyła następna polsko-węgierska wyprawa
przeciw Litwie. Sprzymierzone armie doszły do Bełza, lecz nie udało
się zdobyć tego grodu. Tym razem Litwinów wsparli Tatarzy, których
zagony sięgnęły ziemi lubelskiej. Na jesieni zawarto rozejm, król
Kazimierz zgodził się na pozostawienie Rusi Wołyńskiej Litwinom.
Mimo to walki przeciągnęły się do roku 1355.
Już rok wcześniej Kazimierz zaczął tworzyć koalicję antylitewską.
Króla polskiego wsparł oczywiście Ludwik węgierski, ale także
margrabia brandenburski. Udało się też ponownie porozumieć
z Tatarami. Kazimierz szukał poparcia zakonu, jednak Krzyżacy nie
byli chętni go wesprzeć. Obawiali się zbytniego wzmocnienia Polski.
Gdy jednak ostatecznie koalicja ta nie pomogła Kazimierzowi, król
postanowił porozumieć się z Litwą. W ten sposób chciał zabezpieczyć
Ruś.
Dla książąt litewskich najgroźniejszym przeciwnikiem byli
Krzyżacy. Gdy czuli się wyczerpani wojnami, zaczynali sugerować, że
pragną przyjąć chrzest. To zawsze dawało im chwilę wytchnienia.
Teraz też, gdy Kazimierz wystąpił z planem chrystianizacji Litwy,
zainteresowali się nim. Chrzest jednak nie nastąpił, gdyż Kiejstut
i Olgierd postawili warunki niemożliwe do przyjęcia. Tak naprawdę
nie myśleli bowiem o porzuceniu swej starej wiary. Mimo to stosunki
polsko-litewskie się poprawiły. Kiejstut zawarł układ z książętami
Mazowsza, a król polski doprowadził do małżeństwa swego wnuka
Kazimierza słupskiego zwanego Kaźkiem z córką Olgierda.
Ostatni etap walk o Ruś rozegrał się w 1366 roku. W wyniku
szybkiego ataku Kazimierz zajął większość ziem spornych,
pozostawiając Lubartowi Łuck wraz z częścią Rusi Włodzimierskiej.
Wcześniej porozumiał się z dwoma innymi książętami litewskimi,
Jerzym Narymuntowiczem i Aleksandrem Koriatowiczem. Jerzemu
nadał w lenno Chełm i Bełz, Aleksandrowi – Włodzimierz Wołyński.
Doszło więc do podziału spadku po Bolesławie Jerzym, przy czym
jego większość przypadła Polsce. Zawarty pokój zagwarantował
Kazimierzowi bezpieczeństwo wschodniej granicy. Ten stan rzeczy
utrzymał się długo, choć były próby jego naruszenia ze strony
Lubarta.
Podczas wojen z Litwą rozwiązany został problem Śląska
i Mazowsza. Książęta mazowieccy Siemowit III i Kazimierz I oraz
lennik Czech Bolesław płocki bardzo zbliżyli się do króla Kazimierza.
Wspierali go własnymi wojskami w wojnie na Rusi. W walkach tych
zginął bezpotomnie Bolesław płocki. Cesarz Karol Luksemburski,
zwierzchnik księstwa płockiego, chciał opuszczone lenno nadać
szwagrowi Bolesława, Henrykowi żagańskiemu. Uprzedził go jednak
Kazimierz i zajął księstwo. Wystąpił jako król Polski obejmujący część
należnego mu dziedzictwa. Płock zatrzymał dla siebie, ziemię
sochaczewską nadał w lenno stryjecznym braciom Bolesława.
Niebawem dwaj książęta mazowieccy uznali Kazimierza panem
lennym również w swych księstwach. Król Polski musiał jeszcze
formalnie uzyskać zrzeczenie się przez Karola zwierzchnictwa nad
Płockiem.
Jednocześnie zaczęła się wyjaśniać sprawa Śląska. Jedynym
niezależnym księciem śląskim pozostawał już tylko blisko związany
z Kazimierzem Bolko świdnicki i jaworski. Książę ten nie miał
potomstwa, Świdnicę i Jawor miała odziedziczyć jego bratanica Anna.
W 1350 roku król czeski, cesarz Karol IV Luksemburski,
zaproponował Bolkowi połączenie węzłem małżeńskim Anny ze
swoim synem Wacławem. Dla Bolka wydanie swej bratanicy za syna
cesarza było wielkim zaszczytem, więc się zgodził. Zgoda ta była
równoznaczna z przekazaniem w przyszłości Świdnicy i Jawora
Luksemburgom. Plan ten jednak upadł, gdyż syn Karola zmarł.
Niedługo potem zmarła też żona cesarza, a owdowiały Karol sam
wystąpił o rękę Anny. Oświadczyny zostały przyjęte i Anna wyszła za
mąż za cesarza.
Wraz z cesarskim małżeństwem Anny rozwiały się nadzieje
Kazimierza na odzyskanie choćby części Śląska. Zachował nadal
dobre stosunki z Bolkiem świdnickim, jednak teraz książę ten
przeszedł do obozu Karola IV. Nadzieja na uzyskanie Świdnicy
spowodowała ustępliwość króla Czech w sprawie Mazowsza. Zgodził
się na rezygnację ze zwierzchnictwa nad księstwem płockim, uznał, że
należy ono do króla Polski. Takie rozwiązanie zadowalało Kazimierza.
Odległa od granic jego królestwa Świdnica była trudna do
opanowania, natomiast Mazowsze tworzyło całość z resztą ziem
polskich. Istnienie niezależnego Mazowsza leżącego na styku granic
Polski, zakonu krzyżackiego i Litwy było dla Polski bardzo
niebezpieczne, wraz z jego zhołdowaniem niebezpieczeństwo to
znikało. Poddanie się królowi polskiemu wzmacniało też książąt
mazowieckich. Byli oni zdecydowanie słabsi od państw, z którymi
graniczyli. Natomiast po złożeniu hołdu mogli liczyć na opiekę
Kazimierza. Formalne załatwienie spraw Śląska i Mazowsza nastąpiło
w 1356 roku w Pradze podczas spotkania władców obu państw.
W połowie lat pięćdziesiątych bardzo pilne stało się ostateczne
uregulowanie sukcesji andegaweńskiej w Polsce. Sprawa ta była
ważna, gdyż Kazimierz nadal nie miał syna, a wobec rozpadu
małżeństwa z Adelajdą heską raczej nie mógł się go spodziewać.
W tym celu król Polski spotkał się w 1355 roku w Budzie
z Ludwikiem Andegaweńskim. Ustalili tam ostatecznie, że gdyby
Kazimierzowi nie narodził się syn, jego następcą w Polsce będzie
Ludwik. Do sukcesji został również dopuszczony bratanek Ludwika,
Jan. Po nich dziedziczyć mogło tylko ich męskie potomstwo, gdyby
jednak nie doczekali się synów, Polacy zachowywali prawo do
wyboru króla. Układ ten potwierdzili Jan z Tarnowa, kasztelan
wojnicki, prepozyt i kanclerz łęczycki Florian Mokrski, wojski
krakowski Piotr Nieorza i koniuszy krakowski Pełka z Kościelca.
Występowali oni w imieniu wszystkich mieszkańców Królestwa
Polskiego. Z kolei Ludwik przyrzekł, że jeśli zostanie królem polskim,
nie będzie nakładał nowych podatków, a w przypadku wojny
wynagrodzi jej uczestnikom poniesione straty.
W Budzie ustalono też, że jeszcze tego roku przybędzie do Polski
albo sam Ludwik, albo jego matka Elżbieta, aby odebrać hołd od
przedstawicieli polskiego społeczeństwa. Elżbieta przyjechała do
Polski już w kwietniu, a więc trzy miesiące po zawarciu
porozumienia, i w Nowym Sączu odebrała hołd od stanów polskich.
Złożyli go przedstawiciele kleru, rycerstwa i miast.
POLITYKA WEWNĘTRZNA KAZIMIERZA
WIELKIEGO

Dzięki ogromnej aktywności i zręczności dyplomatycznej Kazimierz


wprowadził Polskę do grona państw liczących się w polityce
międzynarodowej. Królestwo Kazimierza musiało być brane pod
uwagę w działalności zarówno sąsiadów Polski, jak i papiestwa.
Osiągnięcie tak znaczącej pozycji nie byłoby jednak możliwe bez
wzmocnienia wewnętrznego kraju. Działania służące temu celowi
stały się równie ważnym jak polityka międzynarodowa zadaniem
króla Kazimierza.
Polska, nad którą Kazimierz obejmował władzę, składała się z ziem
różniących się między sobą. Dwie najważniejsze dzielnice podległe
bezpośrednio królowi, Małopolska i Wielkopolska, po wielu
dziesięcioleciach odrębnego bytu różniły się między sobą nieco innym
prawem, innymi tradycjami, ich elity inaczej widziały priorytety
polityczne. Ponadto możni obu dzielnic rywalizowali między sobą
o pierwsze miejsce w państwie. Pomiędzy Wielkopolską i Małopolską
leżały dwa księstwa, sieradzkie i łęczyckie, w których rządzili bracia
stryjeczni Kazimierza. Uznawali oni zwierzchnictwo króla, jednak na
ich ziemiach władza króla była pośrednia. W Sieradzu i w Łęczycy
książęta Przemysł i Władysław wydawali przywileje, sądzili swych
poddanych, nie prowadzili tylko własnej polityki zagranicznej.
Celem Kazimierza było podporządkowanie ziem, które kiedyś
należały do Królestwa Polskiego, lecz teraz znajdowały się pod
okupacją krzyżacką, podlegały lennej władzy króla czeskiego lub były
rządzone przez niezależnych książąt piastowskich. To wiązało się
z polityką zagraniczną i zostało już omówione. Zajmijmy się teraz
tym, czego dokonał Kazimierz w ziemiach, które mu podlegały.
Jednym z pierwszych zadań było zaprowadzenie ładu w zniszczonej
wojnami i nękanej niepokojami wewnętrznymi Wielkopolsce. Zadanie
to było trudne, gdyż król spotkał się tam z opozycją. Wielkopolanie
byli rozczarowani rolą, jaką przyszło im odgrywać w Królestwie.
Przegrali rywalizację z Małopolanami i pragnęli teraz przynajmniej
we własnej dzielnicy odgrywać decydującą rolę. Do rządzenia
w poszczególnych częściach państwa król wyznaczał starostów.
Wielkopolanom zależało na tym, aby starostowie ci nie byli zbyt silni,
chcieli, aby pochodzili oni z ich dzielnicy. Kazimierz początkowo
zgodził się na te żądania i podzielił Wielkopolskę na starostwo
poznańskie i kaliskie, wyznaczając tam starostów Wielkopolan,
Przecława z Gułtowa i Maćka Borkowica. Ci jednak nie poradzili
sobie z wykonaniem powierzonych zadań. Pod ich rządami rozboje
i walki wewnętrzne się nasiliły, co zaniepokoiło mieszczan. Miasta
wielkopolskie utworzyły nawet związek w celu zwalczania rozbojów.
Widząc to, król usunął Przecława i Maćka i mianował jednego
starostę. Został nim pochodzący ze Śląska Wierzbięta z Paniewic.
Udało mu się zaprowadzić spokój w dzielnicy, lecz możni
wielkopolscy nie zrezygnowali z wystąpień przeciw królewskiemu
namiestnikowi. W 1352 roku zawiązała się konfederacja rycerska, na
czele której stanął Maciek Borkowic.
Zajęty walkami na Rusi król nie mógł od razu przeciwstawić się
malkontentom. Po przybyciu do Wielkopolski zdołał tylko rozbić
jedność konfederatów i przeciągnąć na swoją stronę niektóre rody
rycerskie. Maciek Borkowic, wraz z kilkoma innymi możnowładcami,
nadal jednak trwał w oporze. Konfederaci prowadzili działania
zbrojne, korzystając z pomocy zaprzyjaźnionych z nimi panów
brandenburskich. Wreszcie Kazimierzowi udało się opanować
sytuację. W 1358 roku Maciek Borkowic pojednał się z królem. Zrobił
to jednak nieszczerze i nadal przeciw niemu spiskował. Kazimierz
zareagował bardzo stanowczo. Maciek został uwięziony i skazany na
śmierć. Od tego czasu w Wielkopolsce zapanował spokój.
Centralizacja władzy królewskiej postępowała wraz
z przejmowaniem przez Kazimierza kolejnych księstw dzielnicowych.
Po bezdzietnych zgonach zależnych od niego książąt Przemysła
i Władysława Sieradz i Łęczyca zostały włączone do ziem
królewskich. Przejmując pod swą bezpośrednią władzę dzielnice
książąt zależnych, Kazimierz postępował bardzo delikatnie. Niczego
nie odbierał siłą, korzystał tylko z prawa seniora do ziem zmarłych
bezpotomnie książąt. Po odzyskaniu Kujaw i ziemi dobrzyńskiej oddał
nawet księstwa inowrocławskie, gniewkowskie i dobrzyńskie ich
dziedzicom. Ziemię dobrzyńską wcielił do Królestwa dopiero po
bezdzietnej śmierci księcia Władysława. Podobnie traktował książąt
mazowieckich – Bolesława, Kazimierza i Siemowita. Książęta ci, choć
Bolesław był lennikiem króla czeskiego, utrzymywali z Kazimierzem
bardzo dobre stosunki, wspierali go zbrojnie w walkach na Rusi. Gdy
w 1351 roku lennik czeski, Bolesław płocki, zginął w walce
z Litwinami, Kazimierz, nie oglądając się na prawa króla czeskiego,
przejął pod swą władzę dzielnicę płocką jako opuszczoną część
Królestwa Polskiego. Jednocześnie pozostali książęta mazowieccy
złożyli hołd lenny królowi Polski. Państwo Kazimierza stawało się
coraz bardziej zwarte terytorialnie. Wraz z sukcesami na Rusi stawało
się też coraz większe.
Bardzo ważne było ujednolicenie ustrojowe państwa. W chwili
obejmowania władzy przez Kazimierza każda z ziem Królestwa
zachowała dawne, dzielnicowe jeszcze instytucje. W każdej z dzielnic
był odrębny wojewoda, kanclerz, istniały nadal odrębne urzędy
dworskie. Choć po wejściu dawnych księstw w skład Królestwa
urzędy dzielnicowe nie były już potrzebne, Kazimierz ich nie
likwidował. Nie chciał tego czynić, gdyż wiązałoby się to
z degradowaniem sprawujących je ludzi. Ponieważ jednak w każdej
z dawnych dzielnic wyznaczał swego starostę, dawne urzędy straciły
znaczenie, stając się urzędami ziemskimi, a ludzie je piastujący
zaczęli reprezentować miejscowe społeczeństwa. Urzędnikami
ziemskimi stali się kasztelanowie, którzy dawniej zarządzali
w imieniu władcy kasztelaniami. Zmiany dotknęły też kanclerzy
dzielnicowych. Początkowo król korzystał z usług kanclerza tej ziemi,
w której aktualnie przebywał. Ponieważ jednak najczęściej
pozostawał w Małopolsce, więc kanclerz małopolski, a wraz z nim
podkanclerzy zaczęli pełnić funkcje ogólnopolskie. Z czasem
przestano mianować kanclerzy dzielnicowych i urzędy te zanikły.
Po przyłączeniu Rusi do Polski wewnątrz państwa znalazły się
ziemie mające zupełnie inne tradycje, odrębne wyznanie
prawosławne, inny ustrój. Ludność zamieszkująca Ruś mówiła innym
językiem, zrozumiałym wprawdzie dla Polaków, ale jednak
odmiennym. Na Rusi żyła też liczna mniejszość ormiańska z własnym
wyznaniem chrześcijańskim. Kazimierz dążył do połączenia Rusi
z Polską, nie starał się jednak likwidować istniejących odrębności.
Uszanował prawosławie. Choć usiłował stworzyć biskupstwo
katolickie dla polskich, a także niemieckich osadników, za cel
postawił sobie również odtworzenie prawosławnej metropolii
halickiej. Nie zdołał jednak do tego doprowadzić, zbyt wielki był opór
metropolity ruskiego rezydującego w Moskwie. Na utworzenie
metropolii halickiej nie wyraził też zgody patriarcha
z Konstantynopola. Za życia Kazimierza nie powstało katolickie
biskupstwo dla Rusi. Organizacja Kościoła katolickiego musiała się
tam oprzeć na zakonach polskich dominikanów i franciszkanów.
Kazimierz stworzył natomiast ormiańskie biskupstwo we Lwowie.
W imieniu króla Rusią zarządzał starosta, jednak Kazimierz
pozostawił dawne urzędy sprawowane na ogół przez Rusinów.
Popierał natomiast polskie osadnictwo na opanowanych ziemiach. Po
przyłączeniu Rusi zaczął nadawać majątki, i to zarówno Polakom, jak
i Rusinom. W celu ujednolicenia państwa Polacy dostawali często
dobra na Rusi, a Rusini w Polsce. W wyniku takiej polityki królowi
udało się znaleźć wśród nowych poddanych licznych i wpływowych
zwolenników.
W polskiej tradycji król Kazimierz Wielki był gospodarzem, który
„zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. W stwierdzeniu tym
jest oczywiście bardzo dużo przesady, jednak zasługi Kazimierza na
polu gospodarczym są rzeczywiście ogromne. Kronikarz Janek
z Czarnkowa, po wyliczeniu około pięćdziesięciu miast i zamków,
które król Kazimierz zbudował bądź otoczył murami, napisał: „Za
czasów tego króla, w lasach, gajach i dąbrowach tyle założono wsi
i miast, ile bodaj nie powstało kiedy indziej w Królestwie Polskim”.
I chyba się kronikarz nie pomylił.
Działalność osadnicza Kazimierza i jego poddanych była
kontynuacją prac poprzednich pokoleń. Pod jego rządami procesy
osadnicze, po chwilowym zahamowaniu, jakie nastąpiło w czasach
wojen, przybrały na sile. Wtedy to sieć miejska w Małopolsce została
uzupełniona do stanu znanego nam dzisiaj. Osady wiejskie zaczęły
powstawać na terenach dotychczas niezasiedlonych, a więc
w wyższych partiach Gór Świętokrzyskich i przede wszystkim na
Podhalu i Podkarpaciu. Po przyłączeniu Rusi do Polski zaczęła padać
pod siekierami osadników dawna puszcza graniczna, polscy chłopi
przekroczyli dawną granicę polsko-ruską, posuwając się na wschód.
Inny prąd osadniczy kierował się na zachód. Wzdłuż łuku Karpat
wędrowali pasterze wołoscy. Zakładali oni w górach wsie pasterskie.
Pasterze wołoscy, którzy zasiedlili całe Karpaty, wyróżniali się
specyficzną kulturą, mówili natomiast różnymi językami. Ci, którzy
przybywali do Polski, używali języka ruskiego, byli też prawosławni.
Ich przybycie zmieniło oblicze etniczne ziem leżących na wschód od
Sądecczyzny. Tam, gdzie w XIII wieku były parafie katolickie, wiek
później są już tylko prawosławni. Prawosławni osadnicy byli
przodkami mieszkających tam później Łemków. Ruskie osadnictwo
pasterskie dotarło aż do Podhala, odciskając na nim wyraźny wpływ.
Na Podhalu jednak nie doszło do zmiany języka i wyznania.
Wraz z przybywaniem osad używających prawa niemieckiego
przekształcał się ustrój wiejski. Powstawały wsie samorządowe,
z sądownictwem sprawowanym przez sołtysa i ławników, coraz
większa liczba chłopów miała ściśle określone nie tylko obowiązki,
ale i prawa. Chłopi ci po opłaceniu czynszu mogli nadwyżki sprzedać
w miastach i zakupić tam potrzebne im wyroby rzemieślnicze. Dzięki
temu rozwijała się gospodarka towarowo-pieniężna. Wraz
z bogaceniem się wsi coraz więcej pieniędzy mogło pozostać
w Polsce, a zamożne wsie mogły wyżywić niezajmującą się
rolnictwem ludność miejską. Nie wszystkie jednak osady uzyskiwały
dokument lokacyjny. Właściciel jednej wsi nie mógł sobie pozwolić na
nadanie jej prawa niemieckiego. Przy lokacji musiałby zgodzić się na
kilkuletnią wolniznę dla chłopów, a więc pozbawić się na kilka lat
dochodów. Niejeden więc z takich jednowioskowych posiadaczy
wprowadzał do swojej wsi trójpolówkę, ustanawiał sołtysa
i wyznaczał chłopom stały czynsz, nie wydając stosownego
dokumentu. W ten sposób nawet bez formalnej lokacji wiele wsi
funkcjonowało zgodnie z zasadami prawa niemieckiego.
Kazimierz Wielki bardzo dbał o rozwój handlu, z którego skarb
królewski czerpał niemałe zyski. Ważne były targi lokalne, na których
chłopi mogli wymienić produkty rolne na wytwory rzemiosła. Dzięki
tym targom miasta uzyskiwały produkty żywnościowe, za które na
wieś płynęło srebro. Jego część powracała do miast w zamian za
wyroby rzemieślnicze. Targi lokalne powodowały ożywienie
gospodarcze, ale także płynące z nich opłaty zasilały skarb królewski.
Dla króla jeszcze ważniejszy był handel zagraniczny. Przybywający do
Polski kupcy musieli opłacać cła w królewskich komorach celnych,
zostawiali też w Polsce pieniądze po zakupieniu polskich towarów.
Przez Polskę przebiegało kilka ważnych szlaków handlowych.
Najstarszym i najważniejszym był szlak prowadzący z Niemiec przez
Wrocław, Kraków, Lwów na wschód, do strefy czarnomorskiej, do
nadczarnomorskich bogatych kolonii włoskich. Zachodni kupcy wieźli
na wschód sukno, metalowe wyroby z Norymbergi. Ze wschodu
sprowadzany był pieprz, szafran, gałka muszkatołowa i inne
przyprawy, a także wschodnie towary luksusowe. Mógł to być
jedwab, wschodnie kobierce, wyroby z metali szlachetnych. W XIV
wieku szlak ten rozgałęził się, niektórzy kupcy woleli ominąć Kraków
i podążali na wschód przez Lublin. Dzięki temu miasto to zaczęło się
szybko rozwijać.
Inny szlak prowadził wzdłuż Wisły, przez Kraków na Węgry. Drogą
tą podróżowali kupcy wiozący z północy przywiezione morzem
sukna, a także wędrujące północnym szlakiem przyprawy korzenne.
Z Polski wywożony był między innymi ołów wydobywany
w okolicach Olkusza. Ołów był poszukiwanym metalem, ołowianą
blachą przykrywane były dachy reprezentacyjnych gmachów,
niezbędny był przy wytwarzaniu witraży. Przecinający Polskę
z północy na południe trakt nie kończył się w Krakowie, biegł dalej
przez Sądecczyznę i przełęcz Tylicką na Węgry. Tam również
wywożony był ołów. Był on niezbędny do produkcji srebra
w znajdujących się na Słowacji kopalniach, bez ołowiu nie można
było wówczas wytapiać kruszcu z rudy. Na Węgry eksportowano
także polską sól z podkrakowskich kopalń. Za te towary Węgrzy
płacili srebrem.
Również Poznań leżał na uczęszczanym szlaku łączącym Niemcy
z ziemiami zakonu krzyżackiego. Dzięki niemu Poznań mógł się
rozwijać. Szlak poznański poprzez Kalisz łączył się z drogą handlową
przebiegającą przez Kraków.
Kazimierzowi zależało na tym, aby jak najwięcej kupców
przybywało do Polski, dbał więc o bezpieczeństwo handlu. Wyznaczał
drogi, którymi kupcy musieli się poruszać. Na drogach tych
znajdowały się komory celne, przymus drożny nakazany przez króla
nie pozwalał na ich ominięcie. Ale zarazem drogi te były
bezpieczniejsze od innych. W interesie własnym, ale też polskich
kupców król nadawał miastom przywileje. Spośród nich najcenniejsze
były te, które zapewniały miastom prawo składu. Prawo to uzyskał
Kraków, obcy kupcy musieli się teraz zatrzymywać w mieście
i wystawiać swe towary na sprzedaż. Na niektóre wyroby
obowiązywało pełne prawo składu, co oznaczało, że kupcy musieli je
w całości sprzedać Krakowianom. Inne mogli wywieźć z miasta
dopiero po kilku dniach. Odcinało to obcych kupców od bogatych
rynków wschodnich, czyniąc z mieszczan krakowskich pośredników.
Król Kazimierz dbał także o inne działy gospodarki. Ogromne
dochody przynosiły mu kopalnie soli w Wieliczce i Bochni. Należały
one do króla, wydobyciem kierowali ludzie przez niego wyznaczeni
lub ci, którzy stanowisko to wydzierżawili. Dzierżawca wpłacał
królowi ustaloną sumę pieniędzy, a następnie czerpał dochody
z kopalń. Niekiedy Kazimierz wynagradzał osoby zasłużone,
powierzając im zarząd kopalń na rok. Częściej nadzór nad kopalniami
oddawany był tym, którzy wygrali przetarg. System ten nie był
najlepszy, sumy dzierżawne wpłacane królowi często były zaniżane.
W końcu wybuchł skandal. Zwycięzca przetargu sprzedał prawo do
kopalni po wyższej cenie. Nabywca też pozbył się tego prawa
z zyskiem. W ciągu tygodnia cena dzierżawy wzrosła znacznie,
osiągając wysokość 18 tysięcy kop groszy. Kazimierz przetarg
unieważnił i ustalił stałą cenę dzierżawną w wysokości tej ostatniej
sumy. Nie chcąc dopuścić do zbyt szybkiego wyczerpana się złóż,
określił wysokość produkcji. Od tego czasu podkrakowskie żupy
przynosiły polskim królom wielkie dochody, za panowania
Kazimierza sięgały one czwartej części wszystkich wpływów do
skarbu.
Bardzo ważną sprawą była reforma monetarna. Gdy Kazimierz
wstępował na tron, w Polsce były w obiegu różne monety.
W Małopolsce były to denary małopolskie, Wielkopolska używała
własnych, nieco innych denarów. Jeszcze inne denary kursowały na
pograniczu z zakonem krzyżackim. Denary były monetami drobnymi,
źle przystosowanymi do większych transakcji. Dlatego w użyciu były
grosze praskie, mocna waluta XIV wieku. Nie podobało się to królowi,
nie mógł on tolerować, aby obce pieniądze były bardziej cenione od
polskich. Dążył do tego, aby w całym kraju obowiązywała jedna
moneta. Jednak reforma monetarna była trudna do przeprowadzenia.
Była to bardzo skomplikowana operacja, kurs nowej waluty musiał
zostać tak dobrany, aby przeliczenia monet polskich na obce nie
sprawiały kłopotu i aby waluta ta pasowała do stosowanych w Polsce
miar. Ogromną trudność stwarzał brak srebra. W Polsce nie było
kopalń tego kruszcu, można go było zdobyć tylko dzięki handlowi
zagranicznemu. Kazimierzowi udało się zreformować monetę dopiero
na dwa lata przed śmiercią. Operację tę przeprowadzili dwaj
finansowi eksperci króla, mincerz Bartek i Żyd Lewko. Wprowadzony
został wtedy do obiegu grosz krakowski. Niestety, z powodu braków
srebra w skarbie szybko nastąpił spadek wartości grosza. Trwała
reforma monetarna została w Polsce przeprowadzona dopiero za
czasów Władysława Jagiełły, jednak osiągnięcia króla Kazimierza nie
poszły na marne. Oparto się wtedy na systemie opracowanym w jego
czasach.
Ogromną zasługą Kazimierza było skodyfikowanie polskiego prawa.
Dla utrzymania porządku publicznego konieczne było stworzenie
jednolitego, jasnego zbioru praw. Na polecenie króla podjęli się tego
zadania polscy absolwenci zagranicznych uniwersytetów. Wzorem dla
nich nie było prawo rzymskie, które w Polsce było uważane za
cesarskie, lecz dawne prawo polskie. Okazało się jednak, że wobec
różnic pomiędzy dzielnicami, jakie powstały na skutek podziałów
państwa, nie można wprowadzić jednolitego prawa w całym
Królestwie. Dlatego powstały dwa zbiory praw, oddzielny dla
Małopolski i oddzielny dla Wielkopolski. W obu skodyfikowane
zostało polskie prawo ziemskie. Poza nim stosowano w Polsce
również prawo magdeburskie w kilku odmianach. Obowiązywało ono
w lokowanych miastach i wsiach. Choć w dużych miastach w skład
patrycjatu wchodzili przede wszystkim Niemcy, prawo niemieckie
obowiązywało też mieszkających tam Polaków, dotyczyło ono
również polskich chłopów w lokowanych wsiach. Prawo
magdeburskie zakładało, że w przypadku wątpliwości mieszczanie
mogli odwoływać się do decyzji rady miejskiej w Magdeburgu. Król
polski nie mógł jednak pozwolić, aby jego poddani zwracali się do
jakichkolwiek władz spoza jego państwa. Stworzył więc Sąd Wyższy
Prawa Niemieckiego. Tylko do tego sądu należało kierować
zapytania.
Pod rządami króla Kazimierza ustaliła się ostatecznie stanowa
struktura społeczeństwa polskiego. Stany zaczęły się wykształcać już
wcześniej, teraz w statutach znalazły prawne gwarancje swych praw
i obowiązków. Duchowieństwo już w XIII wieku tworzyło odrębny
stan z własnym sądownictwem opierającym się na prawie
kanonicznym. Również inne stany zaczęły się wyodrębniać w XIII
wieku. Stan mieszczański powstawał wraz z lokacjami kolejnych
miast, przywilejami mieszczan były dokumenty lokacyjne nadawane
im wraz z lokacją. Każde miasto posiadało własny przywilej, dlatego
mieszczanie różnych miast nie zawsze odczuwali wspólnotę swojego
położenia. Dzieliły ich często rozbieżne interesy handlowe. Niemniej
oparte na prawie magdeburskim prawa i obowiązki wszędzie były
takie same, za zabicie mieszczanina obowiązywała taka sama w całym
państwie główszczyzna. Król Kazimierz ustalił też jednakowe dla
wszystkich mieszczan obowiązki wojskowe. Sprowadzały się one do
obrony własnego miasta, a także do dostarczania prowadzącemu
wojnę władcy środków transportu i wyżywienia.
Stan chłopski zaczął się wyodrębniać w XIII wieku, lecz uzyskał
swój ostateczny kształt w wyniku działalności prawodawczej króla
Kazimierza. Przywilejami chłopskimi były dokumenty lokacyjne wsi.
One też opierały się na prawie magdeburskim. Dzięki temu położenie
chłopów w różnych wsiach było podobne. Statuty Kazimierza
Wielkiego uregulowały nie tylko obowiązki, ale także i prawa
chłopów. Dla wszystkich chłopów ustalały jednakową główszczyznę.
Prawa króla Kazimierza jasno określiły, kto należy do stanu
rycerskiego, który teraz możemy już nazywać szlacheckim. Rycerze
dzierżyli ziemię na specjalnych zasadach i byli zobowiązani do służby
wojskowej na każde wezwanie króla. Podlegali usprawnionym przez
Kazimierza, im tylko właściwym sądom ziemskim. Rodzinom
zamordowanych rycerzy należała się najwyższa główszczyzna. W XIV
wieku polski stan rycerski nie był jeszcze jednolity. Za szlachtę
uznawani byli tylko ci, którzy pochodzili z rodu posiadającego herb.
W grupie tej nie było różnic pomiędzy drobną szlachtą i wielkimi
panami. Ale poza szlachtą istnieli też włodycy. Włodykami byli
posiadacze niewielkich majątków, którzy na ogół sami musieli
pracować na roli, ale nie byli niczyimi poddanymi. Dzierżyli ziemię
na prawie rycerskim, obowiązywała ich służba wojskowa, ale nie
mieli herbów. Musieli się też zadowalać mniejszą główszczyzną.
Z czasem ta grupa społeczna zanikła. Silniejsi, bogatsi i bardziej
przedsiębiorczy weszli w szeregi szlachty, potomkowie uboższych
i mniej zaradnych stali się chłopami. W statutach Kazimierza
Wielkiego występują jeszcze inni rycerze. Są to chłopi, którym
powierzono obowiązki rycerskie. Ich główszczyzna była niższa od
włodyczej, ale wyższa od chłopskiej.
W Polsce XIV wieku odrębne prawa mieli sołtysi, co zostało
uwzględnione w statutach króla Kazimierza. Sołtysów wsi
lokowanych na prawie niemieckim obowiązywała służba rycerska.
Ponieważ byli wojownikami, za ich zabicie obowiązywała wyższa od
chłopskiej główszczyzna. Sołtysi podlegali też odrębnym sądom.
Prawnicy Kazimierza uwzględnili w statutach te odrębności, mogło to
doprowadzić do wykształcenia się stanu sołtysiego. Jednak stan taki
się nie wykształcił. W późniejszych wiekach sołtysami zostawali
zarówno szlachcice, jak i chłopi czy mieszczanie.
Wielką troską Kazimierza Wielkiego była obronność Polski. Na jego
polecenie powstała linia fortyfikacji broniących leżącego blisko
granicy Krakowa, zostały one rozmieszczone między innymi w Jurze
Krakowsko-Częstochowskiej. Inne zamki wzniesiono na granicy
znajdującego się w rękach Krzyżaków Pomorza, a także
w Wielkopolsce na granicy z Nową Marchią. Umacniany był również
środek państwa oraz przyłączone do Polski ziemie ruskie
i mazowieckie. Nie tylko zamki broniły kraju. Król Kazimierz
sfinansował budowę licznych murów miejskich. Chętnie zgadzał się
też na budowę zamków prywatnych. Budowle te podnosiły prestiż ich
właścicieli, ale zarazem przyczyniały się do podniesienia obronności
kraju. Właściciele zamków prywatnych, a także posiadający zamki
biskupi musieli na każde żądanie monarchy wpuścić do nich załogi
królewskie.
Nowe murowane fortyfikacje zapewniały krajowi obronę bierną.
Reformom podległa też obrona czynna, zreorganizowano wojska
polowe. Kazimierz stworzył na wzór węgierski chorągwie ziemskie.
Każdy, kto był zobowiązany do walki, musiał na wezwanie stawać
pod chorągwią swojej ziemi. Oprócz chorągwi ziemskich były
chorągwie rodowe. Przywódcy potężnych rodów herbowych, Leliwici,
Toporczycy, Nałęcze, żeby wymienić tylko niektórych, wystawiali
własne oddziały. Służyli w nich rodowcy i klienci możnych panów.
Nad tym, czy wszyscy powołani stawiali się na wezwanie, czuwali
podkomorzowie każdej z ziem.
Nowe fortyfikacje i nowa organizacja wojska spowodowały, że
znacznie wzrosła potęga Polski. Do podniesienia siły bojowej kraju
przyczynił się także wzrost zamożności. Pozwolił on rycerzom
kupować lepsze uzbrojenie, miastom budować potężniejsze
fortyfikacje i zaopatrywać się w skuteczniejsze urządzenia obronne.
Dzięki coraz zasobniejszemu skarbowi król kupował nawet najnowszą
w owym czasie broń, jaką były armaty, a także korzystał z najemnych
żołnierzy.
Wraz ze wzrostem zamożności Polski zmieniał się wygląd kraju.
Król Kazimierz nie mógł oczywiście przekształcić całej Polski, ale dbał
o wygląd najważniejszych miast. Tak tę działalność ocenił kronikarz
Janek z Czarnkowa:

Tak tedy król ten ponad wszystkich monarchów polskich dzielnie rządził
rzeczą pospolitą, albowiem jak drugi Salomon podniósł do wielkości dzieła
swoje – murował miasta, zamki, domy. Naprzód ozdobił zamek krakowski
podziwu godnymi domami, wieżami, rzeźbą, malowidłami, dachami wielkiej
piękności. Naprzeciw zaś zamku krakowskiego, po drugiej stronie Wisły, koło
kościoła, który się nazywa Skałką, wymurował miasto, które od imienia
swego nazwał Kazimierzem, jak również wiele innych miast […].

Król dbał o wygląd swojej stolicy. Wydał zarządzenie, że nowo


wznoszone domy muszą być piękne. Za jego rządów wyrosły
w Krakowie wspaniałe budowle, wśród których na pierwszym miejscu
należy wspomnieć o trzech wielkich świątyniach, to znaczy o kościele
Mariackim, kościele św. Katarzyny i kościele Bożego Ciała. Wspaniałe
dzieła architektury powstawały też poza stolicą. Do najpiękniejszych
należą kościoły w Wiślicy, Stopnicy i w Sandomierzu. Podziw budził
zamek królewski w Niepołomicach.
Pod panowaniem króla Kazimierza powstawały również inne dzieła
sztuki, wśród nich znajdujące się w niepołomickim kościele freski czy
dzieła złotnictwa, ich ciekawym przykładem jest relikwiarz płocki
sporządzony dla umieszczenia w nim relikwii św. Zygmunta.
Jedną z największych zasług króla Kazimierza był rozwój polskiego
szkolnictwa. Do połowy XIV wieku działały w Polsce tylko szkoły
katedralne. Chcący studiować Polacy musieli zdobywać wiedzę na
zagranicznych uniwersytetach. Wielu młodych ludzi wyjeżdżało do
Włoch, przede wszystkim do Bolonii. Przybywający z zagranicy
absolwenci uniwersytetów byli w Polsce bardzo potrzebni, niejeden
z nich został doradcą czy współpracownikiem króla. Jednak
zagraniczne studia były bardzo kosztowne, mogli sobie na nie
pozwolić tylko najbogatsi. Królowi brakowało więc uczonych
doradców i specjalistów. Aby zwiększyć liczbę ludzi wykształconych,
postanowił ufundować polski uniwersytet.
Uniwersytet Krakowski został założony w 1364 roku. Był drugą, po
uniwersytecie praskim, wyższą uczelnią w Europie Środkowej.
Najliczniejsze były w nim katedry prawa cywilnego i kanonicznego.
Posiadał też katedrę sztuk wyzwolonych, nie miał natomiast wydziału
teologii. Nie umniejszało to rangi uczelni, wiele europejskich
uniwersytetów obywało się bez tej specjalności. Według planów
królewskich Akademia miała wykształcić bardzo potrzebną Polsce
kadrę prawników.
Akademia Krakowska podupadła wraz ze śmiercią swego
założyciela, przez kilka dziesięcioleci studenci mogli się kształcić
tylko na wydziale sztuk wyzwolonych. Odrodziła się wspaniale w XV
wieku, dzięki królowej Jadwidze i królowi Władysławowi Jagielle.
OSTATNIE LATA PANOWANIA KRÓLA
KAZIMIERZA

Dzięki mądrej polityce Kazimierza Polska lat sześćdziesiątych XIV


wieku była już zupełnie innym krajem niż wtedy, gdy wstępował on
na tron. Ujednolicona, powiększona terytorialnie i wzmocniona
gospodarczo stała się równorzędnym partnerem ówczesnych potęg.
Znaczenie Polski na arenie międzynarodowej uwidoczniło się
zwłaszcza podczas konfliktu andegaweńsko-luksemburskiego. Konflikt
ten wywołał książę austriacki Rudolf.
W 1356 roku cesarz Karol IV wydał tzw. Złotą Bullę, w której
uregulował zasady elekcji władcy niemieckiego zwanego wówczas
królem rzymskim. Cesarz ustanowił siedmiu elektorów, nie
uwzględnił jednak wśród nich habsburskich książąt Austrii. Książę
austriacki Rudolf poczuł się tym bardzo dotknięty i przedłożył
sfałszowany dokument, z którego wynikało, że panom Austrii cesarz
Neron nadał tytuł arcyksiążąt. Absurdalność treści tego dokumentu
rzucała się w oczy nawet ludziom XIV wieku. Karol IV oddał go
przebywającemu na jego dworze Francescowi Petrarce do zbadania,
Petrarka stwierdził fałszerstwo. Mimo to książęta z rodu Habsburgów
od tego czasu używali tytułu arcyksiążąt.
Rozżalony na cesarza Rudolf zawarł sojusz z Ludwikiem
węgierskim. Układ ten mógł być groźny dla Karola Luksemburskiego.
Zaproponował on więc Rudolfowi nadanie Tyrolu. Tyrol był
atrakcyjny, dlatego książę austriacki przeszedł do obozu
luksemburskiego. Zaraz potem zaatakował ziemie patriarchy Akwilei.
To z kolei było niebezpieczne dla Ludwika. Patriarcha pozostawał
w doskonałych stosunkach z Węgrami, przez jego ziemie król
węgierski mógł przemieszczać swe wojska do znajdujących się
w posiadaniu Andegawenów południowych Włoch. Przyjaźń
z patriarchą ułatwiała też komunikację z Dalmacją. Konflikt zaogniły
jakieś obraźliwe słowa, które miał wypowiedzieć Karol na temat
matki króla Ludwika.
Zmienna polityka Rudolfa doprowadziła do poważnego napięcia
między wspierającym Rudolfa Karolem Luksemburskim a Ludwikiem
Andegaweńskim. W 1362 roku zaczęto szykować się do wojny.
Kazimierz Wielki nie był stroną sporu. Był sprzymierzony
z Ludwikiem węgierskim, ale nie interesowała go wojna. Na pokoju
zależało natomiast papieżowi. Nowo wybrany papież Urban V pragnął
powrócić z Awinionu do Rzymu, ale przeszkadzał mu w tym władca
Mediolanu Barnaba Visconti. Przeciwko Viscontiemu szukał on
poparcia zarówno u Karola, jak i Ludwika. Rozpoczął więc działania
mediacyjne. Jednak żadnej ze stron konfliktu nie zależało na
papieskiej mediacji, skonfliktowani królowie nie chcieli mieć wobec
papieża żadnych zobowiązań. A ponieważ nikt naprawdę nie dążył do
wybuchu wojny, przeciwnicy zgodzili się na rozmowy.
Przeprowadzenie mediacji powierzono Bolkowi świdnickiemu
i Kazimierzowi, królowi Polski. Oczywiście Kazimierz był głównym
mediatorem. Rola, jaką miał odegrać, ukazuje wyraźnie, jak bardzo
wzrosło znaczenie Polski w Europie. Trzydzieści lat wcześniej ojcowie
królów Czech i Węgier byli mediatorami w sporze Kazimierza
z zakonem krzyżackim, król Polski musiał zdać się na ich wyrok.
Teraz Ludwik węgierski i Karol, król Czech, a zarazem cesarz, zdawali
się na wyrok, który wydać miał Kazimierz.
Doprowadzenie do zgody między Luksemburgami i Andegawenami
nie było dla Kazimierza zadaniem łatwym. Neutralny wobec
konfliktu, nie chciał pogorszyć swych stosunków z żadną ze stron.
Niespodziewanie ułatwił mu zadanie sam Karol IV. Po śmierci swej
żony Anny świdnickiej poprosił o rękę wnuczki Kazimierza, Elżbiety,
córki księcia słupskiego. Prośba została przyjęta i w 1363 roku
w Krakowie odbył się uroczysty ślub. Małżeństwo to ułatwiło królowi
polskiemu pełnienie roli mediatora. Zawarcie częściowego pokoju
nastąpiło jeszcze w tym samym roku w Brnie, natomiast na rok
następny Kazimierz zaprosił obie strony do Krakowa.
W 1364 roku odbył się w Krakowie zjazd monarchów. Na
zaproszenie króla Polski przybyli Ludwik Andegaweński i Karol
Luksemburski. Wraz z nimi zjawili się w Krakowie liczni książęta,
a także król Cypru Piotr de Lusignan. Ten egzotyczny gość trafił do
Polski przypadkowo. Wędrował bowiem po Europie w celu
zorganizowania krucjaty antytureckiej. Gdy dojechał do Pragi, cesarz
Karol wybierał się właśnie do Krakowa. Wziął tam ze sobą swego
gościa.
Zjazd monarchów w Krakowie był wspaniały. Spotkanie
uświetniały uczty, jedną z nich wydali rajcy krakowscy, na czele
których stał wówczas Wierzynek. Na krakowskim zjeździe Kazimierz
wraz z Bolkiem świdnickim doprowadzili do zawarcia pokoju między
Luksemburgami i Andegawenami. Tam też mógł wystąpić król Cypru
z apelem o pomoc przeciw Turkom. Wszyscy uczestnicy zjazdu
wyrazili poparcie dla zagrożonego przez Turcję gościa, później jednak
nikt mu nie pomógł. Sprawy cypryjskie były zbyt odległe od
środkowoeuropejskiej rzeczywistości. Krakowski zjazd pozwolił
królowi Polski pokazać swą potęgę i bogactwo, wystąpił on na nim
jako jeden z głównych graczy na europejskiej arenie politycznej.
Do ostatnich lat swego życia Kazimierz dążył do odzyskania
utraconych przez Królestwo Polskie prowincji. Wystarał się u papieża
o unieważnienie składanych kiedyś przysiąg, w których zgadzał się na
cesje ziem polskich. Zobowiązania te były zawierane przy okazji
traktatów z Litwą, zakonem krzyżackim i Czechami. Powodem, dla
którego Kazimierz chciał je unieważnić, była zapewne chęć
opanowania całego ruskiego dziedzictwa po Bolesławie Jerzym,
a także rewindykacje na Śląsku i na Pomorzu. Król zdawał sobie
sprawę z tego, że wszystkie te cele nie są możliwe do osiągnięcia,
zaczął więc realizować je kolejno. Najpierw podporządkował sobie
większość Rusi Wołyńskiej, pozostawiając księcia Lubarta w Łucku.
Następnie zwrócił uwagę na Śląsk. Na Śląsku jednak doszło do
poważnych zmian. W 1368 roku zmarł Bolko świdnicki i cesarz Karol
włączył jego ziemie do Czech, nie licząc się z prawami wdowy po
zmarłym księciu. Plany odzyskania Śląska odsunęły się więc w bliżej
nieznaną przyszłość. Udało mu się jednak rozszerzyć granice
Królestwa na zachodzie. Wykorzystując konflikt pomiędzy
margrabiami brandenburskimi a Karolem Luksemburskim, w 1363
roku Kazimierz odzyskał Wałcz z okolicą. Dzięki temu doprowadził do
przerwania połączenia pomiędzy ziemiami zakonu krzyżackiego
a terenami Marchii. Dalsze sukcesy nastąpiły w 1365 roku. Wtedy to
panowie von der Osten dzierżący zamki w Santoku i Drezdenku
złożyli hołd królowi polskiemu. Ostatnim nabytkiem na zachodzie był
Czaplinek i Drahim, które za zgodą margrabiego Ottona przeszły
w 1368 roku pod władzę króla polskiego.
Kazimierz Wielki odnosił sukcesy na arenie międzynarodowej, lecz
nie szczęściło mu się w życiu osobistym. Nie doczekał się syna ze
związków małżeńskich, co miało konsekwencje w polityce. Z pierwszą
żoną, Litwinką Anną, miał dwie córki. Wydał je dobrze za mąż,
Elżbietę za księcia słupskiego, Katarzynę za margrabiego
brandenburskiego. Gdy Anna zmarła, ożenił się za namową czeskich
Luksemburgów z Adelajdą heską, zaraz potem, bez rozwodu
z poprzednią żoną, z Krystyną Rokiczańską. Z żadnego z tych
związków nie doczekał się potomka. Ostatnie małżeństwo król zawarł
w 1365 roku, jego żoną została Jadwiga, córka Henryka V, księcia
żagańskiego. Małżeństwo to było udane, jednak nadal prawnie
uznawaną żoną Kazimierza pozostawała Adelajda. Kazimierz stał się
więc bigamistą. Mimo to Jadwiga została koronowana i była w Polsce
uznawana za legalną małżonkę królewską. Dla swojego nowego
związku Kazimierz nie uzyskał papieskiej legalizacji, jednak Ludwik
węgierski zobowiązał się szanować prawa do polskiej korony jego
synów zrodzonych z tego małżeństwa. Synów król się nie doczekał,
Jadwiga rodziła mu tylko córki.
Wobec braku legalnych synów Kazimierza absorbował problem
następstwa tronu. Zgodnie z dawno już zawartymi układami jego
dziedzicem miał być król węgierski Ludwik. Nikt nie kwestionował
jego praw do tronu polskiego po Kazimierzu. Nie wiadomo jednak
było, kto będzie rządził Polską po śmierci Ludwika, gdyż do roku
1369 król węgierski nie miał dzieci. Na sukcesję polską zaczęli więc
liczyć Luksemburgowie. Cesarz Karol ożenił się bowiem z wnuczką
Kazimierza Elżbietą pomorską, jej dzieciom przysługiwałyby prawa
do polskiego tronu. Bardziej realne były plany Kazimierza. Pod koniec
życia pragnął on, żeby po Ludwiku Polską rządził jego wnuk Kaźko
słupski. Aby umożliwić mu sukcesję, usynowił wnuka. Następstwo
Kazimierza słupskiego było korzystne dla Karola Luksemburskiego.
Mógłby on uzyskać wpływ na sytuację w Polsce, gdyby jego szwagier
otrzymał polską koronę. Kaźko słupski znalazł poparcie w Polsce, jego
zwolennikami byli Wielkopolanie. Jednak w 1369 roku Ludwikowi
węgierskiemu urodziła się córka. Wraz z jej narodzinami możliwe się
stały różne kombinacje dynastyczne. Zwolennikami kandydatury
Ludwika byli Małopolanie, którzy gotowi byli również uznać jego
córkę. Stronnictwo andegaweńskie w Polsce poparł papież. Ogłosił, że
prawa do tronu polskiego ma siostra Kazimierza Elżbieta, a po niej
Ludwik i nikt więcej. Mimo to Kazimierz miał nadzieję, że po
Ludwiku królem Polski zostanie Kaźko słupski.
W ostatnich latach życia Kazimierza doszło do wzrostu napięcia
między nim a cesarzem Karolem. Zapewne Kazimierz pragnął
odzyskać Śląsk. Wydawało się, że sytuacja jest nad wyraz korzystna,
cesarz Karol znalazł się w politycznym osamotnieniu, początkowo
mógł liczyć tylko na wsparcie Habsburgów. Ponieważ jednak uznał
prawa książąt szczecińskich do Marchii Wkrzańskiej, udało mu się
również ich przeciągnąć na swą stronę. Zapewne też obiecał Kaźkowi
słupskiemu wsparcie w jego staraniach o polską koronę. Cesarza nie
popierał jednak żaden z książąt niemieckich. Kazimierz natomiast
zbudował koalicję antyluksemburską. Sprzymierzył się z władcą
Węgier, po jego stronie opowiedział się papież i margrabia
Brandenburgii. W 1370 roku wydawało się, że wybuchnie wojna.
Kazimierz mógł liczyć na jej pomyślne zakończenie. Plany te, niestety,
zostały gwałtownie przerwane.
Ósmego września 1370 roku król Kazimierz udał się do Przedborza.
Choć niektórzy odradzali mu polowanie, postanowił wybrać się na
jelenia. Okazało się, że odradzający mieli rację, król przewrócił się
wraz z koniem i poważnie uszkodził sobie nogę. Bardzo szybko
pojawiła się gorączka i trzeba było przewieźć Kazimierza do Krakowa.
Gorączka powracała kilkakrotnie. Groźnie wzrosła, gdy wbrew radom
lekarzy zdecydował się na kąpiel w łaźni. Podróż do Krakowa trwała
długo, z powodu gorączki trzeba się było kilkakrotnie zatrzymywać.
Raz król znalazł gościnę u rycerza Grota, kasztelana lubelskiego,
następnie w klasztorze cystersów w Koprzywnicy. Zatrzymał się
jeszcze w Osieku i w Nowym Mieście Korczynie. Tam poczuł się lepiej
i postanowił jechać dalej. Niestety, po drodze gorączka powróciła
i król w złym stanie przybył do stolicy. W Krakowie stan monarchy
był już tak poważny, że Kazimierz zdecydował się na napisanie
testamentu.
W testamencie znalazły się zapisy na rzecz kościołów i zasłużonych
dla króla osób. Kazimierz nie zapomniał też o swych naturalnych
synach, zapisał im niemałe dobra. Ogromne skarby z królewskiego
skarbca zostały oddane córkom z ostatniego małżeństwa oraz żonie
Jadwidze. Najważniejsza część testamentu dotyczyła królewskiego
wnuka, Kazimierza słupskiego. Król Kazimierz zapisał mu księstwa
dobrzyńskie, kujawskie, sieradzkie i łęczyckie z zamkami
w Kruszwicy, Bydgoszczy, Wielatowie i Wałczu. Tak wielkie nadanie
miało zapewnić królewskiemu wnukowi następstwo po Ludwiku.
Dwa dni po spisaniu testamentu, 5 listopada o wschodzie słońca,
król Kazimierz zmarł. Przy śmierci towarzyszyli mu jego liczni
współpracownicy, był też obecny wysłany przez Ludwika
węgierskiego książę opolski Władysław. Pogrzeb odbył się już dwa
dni później. Uroczystości te opisał Janek z Czarnkowa:

Po odprawieniu uroczystych po zejściu króla egzekwii, był on w następny


czwartek, tj. siódmego dnia wspomnianego miesiąca, z prawej strony chóru
katedry krakowskiej, przez wiernych swoich pochowany, w obecności
Jarosława, arcybiskupa świętego gnieźnieńskiego kościoła, oraz biskupów
Floriana krakowskiego i Piotra lubuskiego. Jaki był jęk, jaki płacz, jakie
głośne narzekania panów i szlachty, prałatów, kanoników, mężów
kościelnych i ludu podczas złożenia zwłok jego, tego język ludzki niełatwo
wypowiedzieć zdoła.

Powszechny żal był z pewnością szczery. Kazimierz panował długo,


jego panowanie przyniosło Polsce pokój i rozwój gospodarczy.
Zapewniło spokojne życie i bogacenie się nie tylko szlachcie
i duchowieństwu, ale też mieszczanom oraz chłopom. Wraz z jego
śmiercią przychodziły czasy niepewne, obawiano się wojen
i zamieszek oraz powrotu czasów rozbicia dzielnicowego. Wielu ludzi
z niepokojem zaczęło patrzeć w przyszłość. Obawy te były
uzasadnione, natychmiast po śmierci Kazimierza Brandenburczycy
opanowali Santok, a książęta litewscy zdobyli zamek we
Włodzimierzu Wołyńskim.
Rządy andegaweńskie
LUDWIK WĘGIERSKI

Ludwik Andegaweński z uwagą śledził wydarzenia w Polsce.


Informacje o chorobie Kazimierza przekazywał mu wysłany na dwór
krakowski książę Władysław opolski. Król Węgier czekał na rozwój
wypadków w pobliżu granic Polski i gdy tylko dowiedział się
o śmierci Kazimierza, wyruszył do Krakowa. Po przybyciu do stolicy
natychmiast zaczął przygotowania do koronacji. Król Ludwik się
śpieszył, obawiał się działań Karola Luksemburskiego, który mógł
wysunąć kandydaturę Kaźka słupskiego. Zagrożenie było realne, gdyż
wnuk Kazimierza Wielkiego miał swych zwolenników wśród Polaków.
Pod koniec życia Kazimierza wytworzyły się w Polsce trzy
stronnictwa. Pierwsze z nich składało się przede wszystkim
z Małopolan, wśród których należy wymienić przedstawicieli
potężnych Leliwitów i Toporczyków. Do stronnictwa tego zgłosił
akces Wielkopolanin Sędziwój z Szubina, a także Dobiesław
z Kurozwęk i jego syn Zawisza. Stronnictwo to, zwane
andegaweńskim, popierało króla Ludwika i gotowe było uznać po nim
następstwo jego córek. Ludwika popierali także tak zwani legitymiści.
Zgadzali się oni na panowanie w Polsce Andegawena, ale trzymali się
ściśle postanowień układu budzińskiego z roku 1355. Członkowie
tego stronnictwa, a należał do niego kanclerz Janusz Suchywilk oraz
wyższe duchowieństwo, uważali, że córki Ludwika nie mają prawa do
tronu polskiego i po śmierci króla Polacy powinni wybrać swego
władcę. Przeciwnikami panowania Andegawenów w Polsce byli
natomiast Wielkopolanie. Ich kandydatem był wnuk króla Kazimierza,
Kaźko słupski. Dla Wielkopolan korzystniejszy był sojusz
z Luksemburgami niż z Andegawenami.
Wobec istnienia opozycji i spodziewanych działań Karola
Luksemburskiego Ludwik węgierski zażądał od arcybiskupa Jarosława
przeprowadzenia natychmiastowej koronacji w Krakowie. Popierany
przez Wielkopolan arcybiskup argumentował, że należy powrócić do
dawnego zwyczaju i koronować króla w Gnieźnie. Nie zgodził się na
to Ludwik, nie mógł odwlekać koronacji. Nie była dla niego ważna
tradycja, nie chciał też zrażać do siebie Małopolan, którzy byli jego
stronnikami. Zapewnił jednak Wielkopolan, że po koronacji
krakowskiej przyjedzie do Gniezna i ukaże się tam ludowi w stroju
koronacyjnym i z insygniami królewskimi – koroną, berłem
i jabłkiem. Zobowiązał się też, że insygnia koronacyjne pozostawi
w katedrze gnieźnieńskiej.
Koronacja Ludwika odbyła się więc w Krakowie, dokonał jej
arcybiskup gnieźnieński Jarosław Bogoria ze Skotnik. Arcybiskupowi
towarzyszyli biskup krakowski Florian i biskup lubuski Piotr.
W uroczystości wzięła udział, jak pisze Janek z Czarnkowa, tylko
„szczupła garstka szlachty i tylko dwóch książąt, mianowicie
Władysław opolski i Kazimierz szczeciński”. Brak liczniejszej
reprezentacji społeczeństwa wynikał z pośpiechu. Ludwik
Andegaweński obawiał się komplikacji w przypadku zwłoki.
Po koronacji nowy król zarządził uroczyste egzekwie w intencji
zmarłego Kazimierza. Były one niemal drugim pogrzebem. Zostały
odprawione we wszystkich kościołach Krakowa, w obecności króla
Ludwika, książąt, biskupów i wielkiej liczby rycerstwa. Uroczystości
krakowskie opisał Janek z Czarnkowa:
Naprzód szły cztery wozy, każdy w cztery piękne konie, a wszystko to – tak
woźnice, jak konie i wozy – było czarnym suknem przybrane i pokryte. Potem
kroczyło czterdziestu rycerzy w pełnych zbrojach, na koniach pokrytych
suknem szkarłatnym; następnie jedenastu niosło chorągwie tyluż księstw,
dwunasty zaś chorągiew Królestwa Polskiego, a każdy miał tarczę ze znakiem,
czyli herbem każdego księstwa. Za nimi jechał rycerz, odziany w złocistą
szatę królewską, na pięknym stępaku królewskim, purpurą pokrytym, osobę
zmarłego króla wyobrażający.
Za nim szło parami procesjonalnie sześciu ludzi i niosło zapalone duże
świece, z których dwie były zrobione z jednego kamienia wosku. Potem szli
zakonnicy i wszystkie osoby duchowne, ile ich było w mieście i na
przedmieściach, śpiewając pieśni żałobne, a poprzedzając mary, pełne
złotogłowia, sukna różnego i innych drogich materii, które miały być między
klasztory i kościoły rozdzielone. Na końcu postępował król Ludwik,
arcybiskup, biskupi, książęta, panowie i wielka moc ludu obojga płci.
Pomiędzy zaś nimi a marami szli dworzanie zmarłego króla, w liczbie
większej niż czterystu, wszyscy w czarną odzież przybrani i wszyscy
z wielkim płaczem i jękiem. Do którego zaś kościoła wstępował ten pochód
z marami – jak to do braci mniejszych, Najświętszej Panny Marii, braci
kaznodziejów – tam składano dwie purpury złociste i dwie sztuki przedniego
sukna brukselskiego różnych kolorów, po szesnaście łokci każda, oraz duże
ofiary w pieniądzach i wielką ilość świec. Przed marami szedł jeden [z
dworzan] i szeroko rozrzucał pieniądze biednym i każdemu, kto by je chciał
podnieść, ażeby wolniejszą zrobić drogę idącym i aby tym goręcej za duszę
zmarłego króla się modlono. Niesiono bowiem wory pełne groszy, którymi
srebrne misy, niesione przez dwu wyznaczonych do tego zacnych ludzi,
napełniano, gdy tylko się opróżniły, z których to mis każdy chcący złożyć
ofiarę mógł brać ile zechciał.
Z taką ceremonią i w takim porządku pochód doszedł do kościoła
katedralnego, w którym czcigodny ojciec, pan biskup krakowski Florian,
odprawił mszę […].

Obowiązkiem nowego króla było zrealizowanie testamentu


Kazimierza. Zgodnie z testamentem Ludwik miał się zgodzić na
oddanie Kaźkowi słupskiemu niemal połowy Królestwa. Wykonanie
testamentu spowodowałoby przerwanie połączenia między
Małopolską i Wielkopolską. Król obawiał się, że mając tak wiele ziem,
licznych zwolenników w Polsce i poparcie Luksemburgów, Kaźko
może wyeliminować jego córkę i zostać królem Polski. Nie mógł
jednak zakwestionować legatu zmarłego Kazimierza, dzięki niemu
przecież został królem Polski. Testament królewski niepokoił też
Polaków. Obawiano się, że znowu wraca okres rozbicia Królestwa na
dzielnice. Panowie krakowscy pomogli więc Ludwikowi obalić
postanowienia Kazimierza. Testament został oddany do rozpatrzenia
sądowi sandomierskiemu, a sąd orzekł, że nie jest on prawomocny.
Mimo wyroku sądu wnuk królewski nie został poszkodowany.
Ludwik oddał mu po swojej koronacji księstwo dobrzyńskie oraz
grody w Kruszwicy, Bydgoszczy i Wałczu. Jednak nie na własność,
lecz jako lenno królewskie.
Ludwik Andegaweński nie mógł przebywać w Polsce, był przecież
także królem Węgier. Pozostawił więc w charakterze regentki swą
matkę, siostrę Kazimierza Wielkiego, Elżbietę. Wydawało się, że stara
królowa, siostra zmarłego władcy i potomkini Piastów, znajdzie
w Polsce poparcie i będzie nią dobrze rządziła. Jednak spotkała się
z wieloma problemami i nie poradziła sobie z powierzonym jej
zadaniem. Najtrudniejsza sytuacja panowała w Wielkopolsce.
Wielkopolanie nie mogli pogodzić się z tym, że Małopolska zajęła
pierwsze miejsce w królestwie. Mieli też inne interesy od Małopolan.
Panowie krakowscy byli zainteresowani bezpieczeństwem Rusi
Czerwonej i dalszymi zdobyczami na wschodzie, interesy Wielkopolan
kierowały ich uwagę na zachód w stronę Pomorza. Ponadto
w Wielkopolsce panowało wielkie zamieszanie. Anarchii, jaka tam
wybuchła, nie potrafił uśmierzyć ani starosta Wielkopolanin Przecław
z Gułtowa, ani jego następca, wyznaczony przez Elżbietę Otton
z Pilicy. Dopiero Sędziwój z Szubina przywrócił na kilka lat porządek.
Był on Wielkopolaninem, ale związał się politycznie z panami
krakowskimi. Niepokoje w Wielkopolsce starał się wykorzystać dawny
książę gniewkowski, Władysław Biały. Kiedyś za tysiąc florenów
sprzedał on swoje księstwo Kazimierzowi Wielkiemu i wyjechał do
Francji, gdzie wstąpił do klasztoru benedyktynów w Dijon. Gdy
jednak zmarł Kazimierz, książę Władysław uznał, że ma prawa do
tronu polskiego i powrócił do Polski. Próbował zdobyć poparcie
Wielkopolan, jednak niczego nie uzyskał. Nie udało mu się również
odzyskać od króla księstwa gniewkowskiego. Po tych
niepowodzeniach przez kilka następnych lat Władysław Biały nie
podejmował żadnych działań.
Przejawem niezadowolenia Wielkopolan była sprawa Janka
z Czarnkowa. Janek był za czasów króla Kazimierza podkanclerzym.
Związany z ugrupowaniami wielkopolskimi nie należał do
zwolenników panowania andegaweńskiego w Polsce. Zapewne on
i jego stronnicy chcieli, aby władcą Polski został Kaźko słupski. Być
może w interesie tego księcia usiłował wykraść z grobu króla
Kazimierza pogrzebowe insygnia władzy. Próba się nie udała, Janek
został pojmany. Gdy go wypuszczono, wolał uciekać z Polski.
Powrócił do kraju po latach i zajął się pisaniem kroniki.
Zgodnie z układem budzińskim córki króla Ludwika nie miały
prawa do korony polskiej, mimo to chciał on jednej z nich zapewnić
polską sukcesję. Rozpoczął więc starania o pozyskanie dla tego planu
polskiego społeczeństwa. Zaczął od mieszczan. W XIV wieku
mieszczanie polscy mieli jeszcze znaczne wpływy. Aby zdobyć ich
poparcie, król nadawał miastom przywileje i ułatwiał prowadzenie
handlu. Doszło nawet do tego, że kupcy polscy uzyskali na Węgrzech
lepsze warunki od kupców węgierskich. Działania króla dały
rezultaty, mieszczanie stali się zwolennikami sukcesji
andegaweńskiej. Poparli go nawet mieszkańcy miast wielkopolskich.
Najważniejsze jednak było poparcie szlachty. Jednym z posunięć
mających zjednać przedstawicieli stanu szlacheckiego stała się
polityka restytucyjna. Kazimierz Wielki, pragnąc powiększyć
nadszarpniętą w czasach dzielnicowych domenę monarszą,
skonfiskował wiele dóbr, których właściciele nie potrafili udowodnić,
że zostały nabyte zgodnie z prawem. Zdarzało się, że konfiskaty
obejmowały również majątki posiadane legalnie, których właściciele
nie mogli się wykazać odpowiednimi dokumentami czy zeznaniami
świadków. W owych czasach nie istniały jeszcze księgi, w których
rejestrowano transakcje nieruchomościami.
Po śmierci Kazimierza wielu spośród tych, których dotknęły
konfiskaty, zaczęło się domagać zwrotu mienia. Aby ich pozyskać,
sprawująca regencję królowa Elżbieta powołała do życia sądy
restytucyjne. W wyniku działania sądów niektórzy spośród
poszkodowanych odzyskali majątki. Królowa z restytucji dóbr
uczyniła narzędzie pozyskiwania sobie sojuszników. Utracone
posiadłości odzyskiwali ci, którzy byli gotowi uznać jedną z córek
królewskich za następczynię tronu.
Decydująca batalia o pozyskanie szlachty rozpoczęła się w 1374
roku. Wtedy to król Ludwik zwołał zjazd do Koszyc, gdzie uzyskał
zgodę polskiego rycerstwa na sukcesję jednej ze swych córek.
W zamian za to nadał polskiej szlachcie przywilej. Zobowiązał się
w nim nie tylko zachować państwo polskie w nieumniejszonej
postaci, ale także odzyskać utracone ziemie. Ustalił też ostateczny
wymiar podatku. Od wydania przywileju koszyckiego rycerstwo
obowiązywała opłata dwóch groszy z łana chłopskiego. Król
stwierdził, że rycerzom powołanym na wyprawę wojenną za granice
kraju będzie przysługiwać odszkodowanie za poniesione straty,
a wziętych w niewolę król wykupi własnym kosztem. Ponadto zrzekł
się prawa do stacji w dobrach szlacheckich. Bardzo ważne było
zobowiązanie króla do obsadzania najwyższych urzędów
w poszczególnych ziemiach wyłącznie ludźmi tam osiadłymi,
natomiast starostw grodowych tylko Polakami z wyłączeniem książąt.
W zakończeniu król przyrzekł zachować wszystkie dotychczasowe
przywileje zarówno szlachty, jak i miast.
Przywilej koszycki był pierwszym w Polsce aktem wydanym dla
całej szlachty. Bardzo wzmocnił świadomość stanową rycerstwa,
potwierdził też równość szlachty bez względu na ród i zamożność.
Miasta takiego ogólnego aktu nie miały, każde miasto powoływało się
na swój przywilej.
Układ zawarty w Koszycach zagwarantował sukcesję córek
królewskich, nie ustalono jednak jeszcze, która z nich ma rządzić
w Polsce. Początkowo król myślał o przekazaniu polskiego tronu swej
najstarszej córce Katarzynie. Jednak pod koniec lat siedemdziesiątych
rozpoczął starania o wydanie Katarzyny za księcia francuskiego.
Małżeństwo to miało zabezpieczyć Andegawenowi Karolowi
z Durazzo koronę neapolitańską. Tron polski został wtedy
przeznaczony Marii zaręczonej z Zygmuntem Luksemburskim.
Natomiast najmłodsza Jadwiga została zaręczona z Wilhelmem
Habsburgiem, zawarty został nawet ślub między dziećmi. Ślub taki
nie był jeszcze pełnym małżeństwem, jego uprawomocnienie miało
nastąpić, gdy młodzi dorosną. Był to jednak bardzo mocny związek.
Dla Jadwigi i Wilhelma został przeznaczony tron Węgier i panowanie
w Austrii. Najwcześniej upadł projekt mariażu francuskiego. Nie
znalazł on uznania we Francji, a ponadto Katarzyna zmarła już
w 1379 roku. Dwa pozostałe układy nadal były w mocy.
Mimo starań królewskich w Polsce nie było spokoju. W 1373 roku
z nowymi pretensjami wystąpił Władysław Biały. Przybył do
Wielkopolski, gdzie liczył na poparcie. Gdy nie poparli go
Wielkopolanie, zajął zbrojnie Inowrocław i Gniewkowo. Na polecenie
króla starosta wielkopolski Sędziwój z Szubina zebrał pospolite
ruszenie i zdobył Inowrocław. Wtedy Władysław poddał się królowi,
a następnie wyjechał do Drezdenka leżącego na terenie Marchii. Nie
skończył jednak z próbami zbrojnego opanowania polskiego tronu.
Choć w istocie nie miał żadnych szans, w 1375 roku ponownie
zaatakował ziemie Królestwa. Tym razem pomagał mu pan marchijski
Ulryk von der Osten. Razem zajęli Gniewkowo i Złotorię. Gdy jednak
Ulryk von der Osten się wycofał, Władysław pozostał sam w Złotorii
bez żadnej nadziei na zwycięstwo.
Wojska królewskie rozpoczęły oblężenie Złotorii. W walkach zginął
wspierający króla Fryderyk von Wedel z Marchii, śmiertelnie raniono
Kaźka słupskiego. W końcu Władysław Biały się poddał. Ostatecznie
ponownie sprzedał królowi księstwo gniewkowskie. Tym razem
uzyskał aż 10 tysięcy florenów. Powrócił do Dijon, a uzyskane
pieniądze przekazał klasztorowi w zamian za dożywotnie utrzymanie
i pensję. Książę Władysław został pochowany we Francji, do dziś
w Dijon można oglądać jego grób z kamienną tablicą przedstawiającą
postać księcia z herbem Kujaw.
W czasach panowania króla Ludwika ważyły się losy Rusi
Czerwonej. Za czasów króla Kazimierza stała się ona częścią
Królestwa Polskiego, teraz mogła zostać wcielona do Węgier. W 1372
roku Ludwik mianował swego najwyższego dostojnika, Władysława
opolskiego, namiestnikiem na Rusi. Książę Władysław był dobrym
zarządcą tego kraju, dbał o rozwój kolonizacji, o miasta. Pod jego
kierownictwem Ruś się rozwijała. Zarazem jednak ziemie ruskie
zostały włączone do Królestwa Węgierskiego. Władysław działał
z polecenia Ludwika występującego tutaj w charakterze króla Węgier,
a nie Polski. Spokój na Rusi nie trwał długo. W 1376 roku Litwini pod
dowództwem Kiejstuta i Lubarta spustoszyli jej ziemie, wtargnęli też
do Polski, siejąc zniszczenie na prawym brzegu Wisły. Opanowali
Chełm i Bełz. Już w następnym roku polsko-węgierska wyprawa
wojenna pokonała Litwinów i odebrała im zdobycze.
Wojna na wschodzie toczyła się przez dwa lata, niepokoje
panowały też w Polsce. W 1376 roku doszło do zajść antywęgierskich
w Krakowie. Chcący je uspokoić starosta krakowski Jan Kmita został
przez jednego z Węgrów zastrzelony z łuku, co sprowokowało tłum.
Zaczęto mordować Węgrów, zginęło wtedy kilkudziesięciu ludzi
z otoczenia królowej Elżbiety. Po tym incydencie królowa
zdecydowała się wrócić na Węgry.
Przez następny rok Ludwik nie wyznaczył swego namiestnika,
rządził Polską z Węgier. Tymczasem niepokoje w Polsce trwały nadal.
Król dokonał zmian na najwyższych urzędach, chcąc obsadzić je
swymi zwolennikami. Nie wszędzie spotkało się to z dobrym
przyjęciem. Niespokojna była Wielkopolska, gdzie większość szlachty
nie mogła porozumieć się z nowym starostą,
Domaratem z Pierzchna. Grzymalita Domarat faworyzował swoich
współrodowców, co spotkało się z oporem większości, przede
wszystkim potężnych Nałęczów i ich stronników.
W końcu Ludwik powierzył rządy w Polsce swemu zaufanemu
współpracownikowi, Władysławowi, księciu Opola. Nadał mu też
ziemię dobrzyńską, która była opuszczonym lennem po śmierci Kaźka
słupskiego. Król miał nadzieję, że książę Władysław zaprowadzi ład
w kraju. Tymczasem rządy Władysława wywołały dalsze niepokoje.
Nie zgadzali się na nie zwłaszcza Wielkopolanie. Wprawdzie starosta
wielkopolski Domarat uznał księcia, jednak większość Wielkopolan
wystąpiła przeciw niemu. Przeciwny Władysławowi był też polski
episkopat.
W Wielkopolsce dużą rolę zaczął odgrywać Bartosz z Odolanowa.
Porozumiał się on z księciem Mazowsza. Książę mazowiecki Siemowit
III po śmierci Kazimierza Wielkiego odzyskał suwerenność. Trzymał
się z daleka od króla Ludwika, zbliżył się natomiast do Litwy.
Doprowadził nawet do ślubu swego syna Janusza z córką Kiejstuta
Danutą. Władysław opolski próbował dogadać się z Mazowszem.
Udało mu się doprowadzić do zbliżenia z Siemowitem III i jego synem
Januszem, natomiast drugi syn księcia, Siemowit IV, zaczął szukać
porozumienia z Wielkopolanami. Wobec niejasnej sprawy sukcesji
w Polsce miał on nadzieję na zdobycie polskiej korony.
Stronnictwo Bartosza zdobyło w Wielkopolsce przewagę, jego
przywódca rozpoczął walkę z Władysławem opolskim. Działający
w imieniu Andegawenów starosta Domarat musiał więc walczyć
przeciw Wielkopolanom, którzy z kolei korzystali z pomocy rycerstwa
marchijskiego. Wojna domowa w Wielkopolsce stawała się coraz
bardziej zawzięta. Zarówno utworzona tam tak zwana partia ziemian,
jak i Bartosz z Odolanowa występowali wspólnie przeciw staroście.
Niechętni Władysławowi byli też Małopolanie. Wobec
powszechnego niezadowolenia król Ludwik odwołał księcia
opolskiego i powierzył namiestnictwo w Polsce Zawiszy z Kurozwęk
oraz czterem wielkorządcom. Jednakże im również nie udało się
uśmierzyć wielkopolskich niepokojów.
W 1379 roku w Koszycach ustalono ostatecznie, że królową Polski
zostanie starsza z królewskich córek, Maria. Była ona zaręczona
z synem cesarza Karola Luksemburskiego Zygmuntem, margrabią
brandenburskim. Marii i Zygmuntowi złożyli nawet hołd polscy
starostowie. W celu pozyskania dla tej kandydatury polskiego
Kościoła król Ludwik zgodził się, aby z dóbr biskupich podatek
wynosił dwa grosze z łana chłopskiego, a z dóbr klasztornych cztery
grosze. Pozyskanie polskich biskupów nie zakończyło niepokojów.
Interwencji wymagała zwłaszcza sytuacja w Wielkopolsce. Dla
uśmierzenia wojny domowej w 1382 roku Zygmunt wyruszył do
Polski, aby pokonać Bartosza z Odolanowa. Gdy zdobywał jego
zamki, dowiedział się o śmierci króla Ludwika.
BEZKRÓLEWIE

Gdy wieść o śmierci króla dotarła do Zygmunta, ten natychmiast


przerwał wojnę z Bartoszem z Odolanowa i przybył do Poznania.
Sądząc, że zostanie królem Polski, zaczął odbierać hołdy od miast
wielkopolskich. Jednak tamtejsza szlachta wstrzymała się ze
składaniem przysięgi. Rycerze oświadczyli, że są gotowi złożyć hołd,
jeśli Maria zobowiąże się do mieszkania w Polsce. Postawili jeszcze
jeden warunek. Przedstawiciele szlachty zażądali odebrania
Domaratowi z Pierzchna urzędu starosty wielkopolskiego. Tego
warunku Zygmunt nie mógł spełnić, postanowił więc porozumieć się
z Małopolanami. Sądził, że tam znajdzie sojuszników.
Zmiana sytuacji nastąpiła, gdy nadeszła wieść o elekcji dokonanej
przez Węgrów. Wybrali oni na swą królową Marię. Gdyby Maria
zasiadła również na polskim tronie, powtórzyłaby się sytuacja znana
z czasów panowania Ludwika. Królowa rezydowałaby na Węgrzech,
a w Polsce rządziliby jej namiestnicy. Do tego Polacy nie chcieli
dopuścić.
W sprawie obioru władcy Wielkopolanie postanowili porozumieć
się z Małopolanami. Na wrzesień został zwołany zjazd do Radomska.
W Radomsku zwolennicy Zygmunta, wśród których był arcybiskup
Bodzanta, byli w mniejszości. Uczestnicy zjazdu zdecydowali, że
koronę polską będzie dziedziczyć jedna z córek zmarłego króla
Ludwika. Ponieważ jednocześnie wykluczono unię z Węgrami, za
następczynię tronu została uznana Jadwiga. Zebrani w Radomsku
uchwalili, że w czasie bezkrólewia na wszystkich ciąży obowiązek
obrony granic Królestwa. Zobowiązali się też bronić dóbr kościelnych.
Uchwały zjazdu radomskiego satysfakcjonowały zwolenników
sukcesji andegaweńskiej w Polsce. Zadowoleni z nich byli także
zwolennicy Siemowita mazowieckiego. Liczyli, że książę ten ożeni się
z Jadwigą i razem będą panować w Polsce.
W grudniu postanowienia radomskie zostały potwierdzone
w Wiślicy. Na zjazd ten przybyli posłowie węgierscy. Poprzez posłów
królowa Węgier Elżbieta prosiła, aby Polacy nie składali nikomu
hołdu. Nawet Zygmuntowi. Postawiony przez królową warunek
spowodował, że wielkopolscy stronnicy Zygmunta stracili szanse na
przeprowadzenie swych planów.
Małopolanie zdecydowanie poparli Jadwigę. Bardziej
skomplikowana sytuacja zapanowała w Wielkopolsce. Powstały tam
trzy stronnictwa. Jednemu przewodził starosta Domarat z Pierzchna,
popierali go jego rodowcy Grzymalici. Pozostałe dwa to stronnicy
Wincentego z Kępy oraz zwolennicy Bartosza z Odolanowa. Oba
stronnictwa walczyły przeciw staroście, lecz różniły je plany
polityczne. Stronnicy Wincentego z Kępy zgadzali się na koronację
córki zmarłego króla, natomiast Bartosz był zwolennikiem księcia
mazowieckiego Siemowita IV.
Bartosz z Odolanowa jeszcze za życia króla Ludwika przyjaźnił się
z księciem Mazowsza, Siemowitem III. Po śmierci swych braci
Siemowit III zjednoczył całe Mazowsze. Będąc władcą znacznego
państwa leżącego między Polską, Litwą i zakonem krzyżackim, mógł
odgrywać ważną rolę w polityce. Potrafił też wzmocnić Mazowsze
gospodarczo i starał się reformować jego ustrój, kodyfikując prawo.
W polityce zagranicznej zbliżył się do Litwy, natomiast w stosunku do
rządzonej przez Ludwika węgierskiego Polski zachowywał rezerwę.
Dzięki temu stał się oparciem dla powstającej w Polsce opozycji.
Siemowit III zmarł w 1381 roku, przed śmiercią podzielił Mazowsze
między dwóch synów, Janusza i Siemowita IV. Wykorzystując wakat
na polskim tronie, Siemowit IV rozpoczął walkę o koronę. Wysłał
sprzymierzonego z nim Bartosza z Odolanowa do Wielkopolski.
Zadaniem Bartosza było opanowanie zbrojne Kalisza, lecz zamach na
Kalisz się nie udał. Wobec tego Bartosz porozumiał się z Wincentym
z Kępy i wspólnie zaczęli zwalczać starostę Domarata.
W Wielkopolsce rozpoczęła się wojna zwana wojną Grzymalitów
z Nałęczami.
W wojnie tej długo nie było zwycięzcy. Starosta Domarat utrzymał
najważniejsze zamki dzielnicy, natomiast jego przeciwnicy opanowali
kilka miast. Obie strony twierdziły, że walczą w sprawie księżniczki
węgierskiej Marii, choć było już wiadomo, że nie ona zostanie polską
królową. Na razie zyskiwał Siemowit mazowiecki. Miał on też
stronników w Małopolsce.
Wszystko to bardzo niepokoiło panów krakowskich. Pragnęli oni
osadzić na polskim tronie Jadwigę i wybrać jej męża, który by im
odpowiadał. Z pewnością nie był to Siemowit mazowiecki. Aby
jednak można było Jadwigę popierać, konieczna była wyraźna
deklaracja królowej węgierskiej Elżbiety. Musiała ona potwierdzić, że
chce, aby jej córka została królową, i że zgadza się na jej przyjazd do
Polski.
Do wyraźnych deklaracji dworu węgierskiego doszło w lutym 1383
roku na zjeździe w Sieradzu. Wobec przede wszystkim panów
krakowskich posłowie węgierscy oświadczyli, że Polacy są zwolnieni
z wszystkich przysiąg złożonych Marii i Zygmuntowi, a korona polska
należy do Jadwigi. Ustalono też, że Jadwiga przyjedzie do Polski, tu
zostanie koronowana, a potem powróci na Węgry. Jadwiga była małą
dziewczynką, dlatego matka chciała mieć córkę przy sobie aż do
osiągnięcia przez nią pełnoletności.
Ponieważ przyjazd Jadwigi się opóźniał, jej małopolscy zwolennicy
zaczęli się obawiać, że w Wielkopolsce zwycięży popierany przez
wielu Siemowit mazowiecki. W toczącej się tam wojnie jego
stronnictwo zaczęło zdobywać przewagę. Nie mogąc zwalczyć
mazowieckiego stronnictwa, Małopolanie zaczęli dążyć do zawarcia
w Wielkopolsce rozejmu między stronami. Postanowili grać na
zwłokę, licząc na zwycięstwo sprzyjającego im starosty Domarata.
W marcu 1383 roku do Wielkopolski przybyła delegacja panów
krakowskich. Na jej czele stali Spytek z Melsztyna, Mikołaj Bogoria,
Sędziwój z Szubina i Krzesław ze Szczekocin. Panowie małopolscy
zażądali wydania zamków, lecz spotkali się z oporem. Rozmowy były
bardzo trudne. W końcu jednak Małopolanom udało się doprowadzić
do zawieszenia broni. Starosta Domarat utrzymał swój stan
posiadania, Siemowit nie mógł już opanować głównych zamków
wielkopolskich. Był to sukces Małopolan, jednak walka o tron
w Polsce nie była jeszcze zakończona. Książę mazowiecki zachował
wpływy w Wielkopolsce i nadal każde z rozwiązań było możliwe.
Konflikt, jaki rozdzierał Polskę, był konfliktem nie tylko o to, kto
będzie rządził Polską. Była to też walka elit Małopolski i Wielkopolski
o pierwsze miejsce w państwie. Gdyby królem Polski został książę
mazowiecki, wzrosłoby znaczenie Wielkopolan. Z kolei Małopolanie
wiedzieli, że ich wygrana to potwierdzenie roli panów krakowskich
w państwie. Konflikt małopolsko-wielkopolski to również walka
o kierunek polskiej polityki. Możnych wielkopolskich interesowało
Pomorze i polityka skierowana na zachód i północ. Natomiast
Małopolanie byli zainteresowani ekspansją na wschód, interesowała
ich Ruś i jej zabezpieczenie było dla nich najważniejsze.
W rywalizacji tej Małopolanie przewyższali swych wielkopolskich
rywali większym doświadczeniem politycznym. Oni narzucali reguły
gry. Jednak do końca nie byli pewni zwycięstwa.
W marcu 1383 roku miał miejsce zjazd w Sieradzu. Uczestnicy
zjazdu przyjęli poselstwo węgierskie, które przywiozło odpowiedź
królowej Elżbiety na ustalenia poczynione w lutym. Na zjeździe
sieradzkim dominowali zwolennicy księcia mazowieckiego. Nie
negowali oni praw Jadwigi, zaproponowali jednak, aby wyszła ona za
mąż za Siemowita. Przewidując poparcie większości, arcybiskup
Bodzanta zapytał, czy uczestnicy zjazdu przyjmują tę propozycję. Na
takie rozwiązanie nie mogli przystać panowie krakowscy. Chcieli oni
mieć zupełną swobodę w wyborze męża dla Jadwigi, pragnęli mieć
wpływ na dalszą polską politykę. Z przemówieniem wystąpił Jan
z Tęczyna i udało mu się powstrzymać elekcję. Panowie krakowscy
uświadomili sobie jednak, że dalsze zwlekanie z przyjazdem Jadwigi
do Polski może być niebezpieczne. Wyznaczono więc Zielone Święta
jako ostateczny termin przybycia królewny. Gdyby nie przyjechała,
Polacy mieli być zwolnieni z wszystkich zobowiązań w stosunku do
Andegawenów i mogli wybrać sobie innego króla. Zażądano też
włączenia do Korony wszystkich lenn dzierżonych przez Władysława
opolskiego i przyłączenia Rusi. Królowa Elżbieta przyjęła te warunki
i zgodziła się wysłać swą córkę do Polski. Choć zwolennicy Siemowita
stanowili na zjeździe sieradzkim większość, wygrali panowie
krakowscy. Okazali się lepszymi politykami i to oni nadal decydowali
o obsadzie polskiego tronu.
Książę Siemowit zrozumiał, że traci szanse na polską koronę.
Postanowił więc sięgnąć po nadzwyczajne środki: porwać Jadwigę,
ożenić się z nią i w ten sposób zostać królem. Sojusznikiem Siemowita
był arcybiskup Bodzanta. Wspólnie z księciem opracowali plan.
Książę ukrył w podążającym do Krakowa orszaku arcybiskupa
pięciuset swoich rycerzy, którzy mieli porwać Jadwigę. Nie udało się
jednak zachować tego planu w tajemnicy. Przeciwnicy księcia
dowiedzieli się o nim i nie wpuścili orszaku arcybiskupa do Krakowa.
Bez możliwości wjazdu do stolicy porwanie królewny nie było
możliwe.
Próba zamachu na Jadwigę powstrzymała królową Elżbietę od
wysłania córki do Polski. Obie panie zatrzymały się w Koszycach
i wysłały posłów z wyjaśnieniem, że nie mogą dalej podróżować
z powodu wylewu rzek. Tymczasem w Sączu zaczęli gromadzić się
liczni Polacy oczekujący przybycia królewny. Elżbieta zaprosiła ich na
rozmowy, podczas których ustalono, że koronacja Jadwigi nastąpi
w listopadzie.
Plany Siemowita się zawaliły. Nie zrezygnował jednak z prób
zdobycia korony. Zaczął podbijać ziemie Królestwa, rozpoczął od
zajęcia Kujaw. Miały one stanowić bazę do dalszych działań. Po tym
sukcesie Siemowit zwołał na czerwiec zjazd szlachty do Sieradza.
W Sieradzu zebrali się jego zwolennicy i okrzyknęli go królem Polski.
Wydawać by się mogło, że Siemowit wygrał batalię o polski tron.
Jednak arcybiskup Bodzanta, wobec nieobecności na zjeździe
głównych przedstawicieli Małopolan, nie zdecydował się na
koronowanie Siemowita. Mimo to książę mazowiecki spróbował zająć
Wielkopolskę.
Poparty przez Bartosza z Odolanowa obległ Kalisz. Oblężenie się
przeciągało, a tymczasem panowie krakowscy wpłynęli na
arcybiskupa, aby ten wydał swój zamek w Żninie Grzymalitom,
zwolennikom sukcesji andegaweńskiej. Prowadzili też dalsze
rozmowy z królową Elżbietą.
Przejście Żnina w ręce zwolenników Jadwigi osłabiło Siemowita.
Książę mazowiecki przystał więc na rozmowy z Małopolanami
i zgodził się przyjechać do Krakowa. Na czas rozmów nastąpiło
zawieszenie broni.
Siemowit próbował rozmów, jednak jego stronnik, Bartosz
z Odolanowa, nie zaprzestał oblegania Kalisza. Małopolanie uznali, że
jest to zerwanie rozejmu, i zaatakowali Mazowsze. Wsparli ich
Węgrzy dowodzeni przez Zygmunta, który teraz bronił interesów
Jadwigi. Wobec przewagi przeciwników, za pośrednictwem
Władysława opolskiego, Siemowit poprosił o zawieszenie broni.
Małopolanie zgodzili się na to, zostawiając księciu Kujawy. Mieli
przewagę, tym bardziej że poparł ich brat Siemowita, Janusz.
Stronnictwo, które czekało na przybycie Jadwigi, odniosło sukces.
Niespodziewanie jednak na przeszkodzie stanęło postępowanie
królowej Elżbiety, która nadal opóźniała wysłanie swej córki do
Polski. Trudno się dziwić starej królowej, była przecież matką małej
królewny. Chciała jak najdłużej być z córką, wiedziała, że gdy ta
pojedzie do Polski, może jej już nigdy nie zobaczyć. Zamiast do Polski
pojechała więc z obiema córkami do Dalmacji.
Zwolennicy Jadwigi obawiali się, że dalsza zwłoka w przybyciu
Jadwigi może się skończyć utratą szans na jej koronację. Znowu
mogła się pojawić kandydatura Siemowita. Dlatego panowie
krakowscy wysłali do Dalmacji Sędziwoja z Szubina. Miał przekonać
Elżbietę do wysłania córki do Polski. Proponował nawet oddanie
zakładników, którzy mieliby gwarantować powrót Jadwigi do matki
po koronacji. Jednak Elżbieta pozostała niewzruszona. Zażądała
wydania Węgrom Wawelu. Na to Sędziwój nie mógł się zgodzić.
W końcu został na Węgrzech zatrzymany. Udało mu się jednak uciec
i przywieźć wieści do Krakowa.
W tej trudnej sytuacji panowie krakowscy zwołali na marzec 1384
roku zjazd do Radomska. Ustanowiono na nim władze mające
pilnować w Polsce porządku w czasie bezkrólewia. Za bezpieczeństwo
kraju mieli być odpowiedzialni starostowie. Powołano ponadto
sześciu doradców spośród szlachty i dwóch spośród mieszczan. Mieli
oni pomagać w rządzeniu państwem. Złożono przysięgę córkom
Ludwika i zabroniono kontaktować się z Węgrami. Ustalono też
ostateczny przyjazd Jadwigi na maj 1384 roku. Panowie krakowscy
liczyli na przyjazd królewny. Aby jednak zmobilizować jej matkę do
działania, zasugerowali, że im na tym nie zależy. Dlatego matka
Jadwigi, Elżbieta, została poinformowana o wynikach zjazdu przez
poselstwo niskiej rangi. Informacje o postanowieniach zawiózł
Elżbiecie Przecław Wąwelski, nic nieznaczący szlachcic z Małopolski.
Nawet teraz Elżbieta nie zrozumiała, że waha się los korony jej
córki. Nadal zatrzymywała ją przy sobie, a do Polski wysłała
Zygmunta jako gubernatora. Elżbieta robiła, co mogła, aby nie
rozstawać się z ukochaną córką.
Polacy nie wpuścili Zygmunta do kraju. Zaczęli z nim pertraktować,
jednak tylko w sprawie przybycia Jadwigi do Polski. Zygmunt nie
miał prawa do podejmowania decyzji, ale w końcu zgodził się na
ustalenie ostatecznego terminu jej przybycia. Miał to być koniec maja.
W maju zaczęli się zbierać w Sączu ci, którzy chcieli Jadwigę
powitać. Jednak królewna nadal nie przyjeżdżała. Zaczęto się więc
zastanawiać, co robić. Planowano wysłanie jeszcze jednego poselstwa
na Węgry, ustalono też, że następny zjazd odbędzie się we wrześniu.
Aby ratować sytuację, na Węgry pojechał Sędziwój z Szubina. Choć
nie miał żadnych pełnomocnictw, udało mu się przekonać królową
Elżbietę. Jesienią zdecydowała się na wysłanie córki do Polski.
Jadwiga przybyła do Krakowa 13 października 1384 roku i w trzy
dni później została koronowana na króla Polski. Zakończyło się
trwające dwa lata burzliwe bezkrólewie.
Czasy jagiellońskie
UNIA W KREWIE

Królowa Jadwiga była we wczesnym dzieciństwie zaślubiona


Wilhelmowi Habsburgowi. Nie było to jeszcze małżeństwo, trwały
związek mógł powstać dopiero po osiągnięciu przez Jadwigę
i Wilhelma pełnoletności i po dopełnieniu małżeństwa poprzez
odbycie nocy poślubnej. Jednak nawet małżeństwo między dziećmi
spowodowało, że powstały silne związki łączące Jadwigę
z Wilhelmem. Wilhelm Habsburg dla kierujących polską polityką
panów małopolskich nie był jednak odpowiednim kandydatem na
króla Polski. Znacznie lepszym był wielki książę litewski Jagiełło.
W XIV wieku Litwa podporządkowała sobie ogromne tereny –
w skład Wielkiego Księstwa, poza Litwą i Żmudzią, wchodziły liczne
księstwa ruskie podbite przez Giedymina i jego synów. W granicach
Wielkiego Księstwa Litewskiego znalazła się pierwsza stolica Rusi,
Kijów, Giedyminowicze władali ziemiami graniczącymi z księstwem
moskiewskim. W XIV wieku celem Giedymina i jego następców stało
się zjednoczenie pod swą władzą wszystkich ziem ruskich. Ten sam
cel postawił sobie książę moskiewski Iwan Kalita, a po nim jego
potomkowie. Pomiędzy Litwą i Moskwą doszło do rywalizacji
o pierwsze miejsce na Rusi.
Litwa stała się potężna, nie była jednak państwem jednolitym.
W zawojowanych księstwach ruskich Giedymin, a po nim Olgierd
i Kiejstut osadzali synów i braci. Uznawali zwierzchnictwo wielkiego
księcia, ale zachowywali znaczną niezależność. Litwa była też
państwem zróżnicowanym religijnie. Wielki książę pozostawał przy
pogaństwie, pogańskie były ziemie zamieszkane przez Litwinów,
natomiast ludność podbitych księstw ruskich wyznawała
chrześcijaństwo w obrządku wschodnim. Chrzcili się też książęta
litewscy po objęciu tam władzy.
Po śmierci Giedymina wielkim księciem Litwy został jego syn
Olgierd. Pod jego władzą znalazła się wschodnia część Księstwa.
Większość ziem bezpośrednio podległych Olgierdowi zamieszkiwali
chrześcijanie obrządku wschodniego. Brat Olgierda, Kiejstut, władał
w zachodniej części państwa litewskiego. Obaj mieli udziały
w zamieszkiwanych przez pogańskich Litwinów rdzennych ziemiach
litewskich, jednak celem Olgierda był dalszy podbój ziem ruskich.
Kiejstut natomiast, posiadając Żmudź, Troki, Grodno i Brześć, musiał
walczyć z atakującym ziemie litewskie zakonem krzyżackim.
W 1377 roku zmarł Olgierd, a wielkim księciem litewskim został
jego syn Jagiełło. Nowy monarcha był zainteresowany zdobyczami na
wschodzie. Zależało mu więc na jak najlepszych stosunkach
z zakonem krzyżackim. Gotów był do ustępstw na jego rzecz.
Krzyżacy dążyli do opanowania Żmudzi, chcieli bowiem uzyskać
połączenie z inflancką gałęzią zakonu. Natomiast Kiejstut nadal bronił
ziem litewskich przed agresją krzyżacką.
W 1380 roku Jagiełło zawarł z Krzyżakami zatajony przed
Kiejstutem układ. Aby móc rozszerzyć stan swego posiadania na
wschodzie, godził się na oddanie zakonowi Żmudzi. Wielki książę
gotów był na tę stratę, gdyż zawarł układ z chanem tatarskim
Mamajem, z którym wspólnie pragnął pokonać Moskwę. Zanim
jednak wojska Jagiełły zdołały połączyć się z oddziałami sojusznika,
książę moskiewski Dymitr Doński pokonał Tatarów na Kulikowym
Polu. Zwycięstwo Dymitra rozwiało plany Jagiełły. Sytuację jego
utrudniło też postępowanie Krzyżaków. Dążąc do podboju ziem
litewskich, politycy kierujący państwem krzyżackim starali się skłócić
między sobą litewskich książąt. W tym celu ujawnili treść układów
zawartych pomiędzy nimi i Jagiełłą. Kiejstut dowiedział się więc, że
jego bratanek knuł z Krzyżakami przeciw niemu. Natychmiast zajął
Wilno i uwięził Jagiełłę. Stary książę nie dążył jednak do zupełnego
wyeliminowania bratanka. Wypuścił go z więzienia i nadał mu
dzielnicę witebską. Sam natomiast przejął władzę nad całym Wielkim
Księstwem Litewskim.
Rządy Kiejstuta nie trwały długo. Mieszczanie wileńscy opanowali
miasto i przekazali je Jagielle. Znowu syn Olgierda zdobył naczelną
władzę na Litwie. Aresztował Kiejstuta oraz jego syna Witolda.
Kiejstut zmarł w więzieniu w podejrzanych okolicznościach,
natomiast Witoldowi udało się uciec i schronił się u Krzyżaków.
Wielkim księciem Litwy był znowu Jagiełło. Jego sytuacja się
poprawiła, bo Tatarzy pod wodzą Tochtamysza pokonali Dymitra
Dońskiego i spalili Moskwę. To zabezpieczało Litwę od wschodu.
Jednak przed Jagiełłą stanął problem granicy zachodniej.
Od zachodu Litwie zagrażali sprzymierzeni z Witoldem Krzyżacy.
Obiecywali oni litewskiemu księciu pomoc w odzyskaniu ojcowizny,
a może nawet w uzyskaniu najwyższej władzy na Litwie. Aby
wzmocnić sojusz z Krzyżakami,
Witold przyjął chrzest, a następnie kilkakrotnie wraz z nimi brał
udział w wyprawach na ziemie litewskie.
Zagrożony od zachodu Jagiełło zawarł w 1382 roku układ
z Krzyżakami. Zgadzał się na przyjęcie chrztu i odstępował zakonowi
połowę Żmudzi. Ponieważ jednak nie wywiązywał się z podjętych
zobowiązań, Krzyżacy znowu uderzyli. Oficjalnie walczyli o osadzenie
Witolda na wielkoksiążęcym tronie. Nie odnosili jednak sukcesów.
Widząc to, Witold zwątpił w odzyskanie swego litewskiego
dziedzictwa przy pomocy rycerzy zakonnych i porozumiał się
z Jagiełłą.
Jagiełło wiedział, że musi dojść do porozumienia z Witoldem.
Gdyby tego nie zrobił, groziłyby mu bezustanne ataki krzyżackie
podejmowane w interesie jego stryjecznego brata. Rozumiał, że lepiej
mieć Witolda po swojej stronie i wraz z nim stawiać czoło
niebezpieczeństwom. Między braćmi doszło więc do zgody, Jagiełło
nadał Witoldowi Grodno, Podlasie i Brześć. Następnie w 1384 roku
bracia wspólnie uderzyli na Krzyżaków. W wojnie tej odnieśli sukces.
Teraz Jagiełło poczuł się mocny. Zdawał sobie jednak sprawę
z tego, że Litwa nie może nadal pozostawać pogańska. Dlatego
w 1383 roku rozpoczął rozmowy z księciem moskiewskim Dymitrem
Dońskim. Planowane było małżeństwo Jagiełły z córką Dymitra Zofią
i chrzest w obrządku prawosławnym. Chrzest przyjęty z Moskwy nie
rozwiązywałby jednak wszystkich problemów Litwy. Krzyżacy
mogliby nadal atakować to państwo, twierdząc, że walczą ze
schizmatykami. Znacznie korzystniej było przyjąć katolicyzm.
O chrzest w obrządku katolickim Litwa mogła poprosić Krzyżaków,
lecz nie było to najlepsze rozwiązanie. Z Krzyżakami toczyła przecież
walki od niemal wieku. Znacznie lepiej było na ten temat rozmawiać
z Polską. W stosunkach z Polską nie było tak wielkich konfliktów,
niejednokrotnie przecież oba państwa pozostawały ze sobą
w przyjaźni. Związek z Polską był realny, gdyż pragnęli go także
Polacy. Dla Jagiełły związek taki niósł same korzyści. Uzyskanie
korony polskiej wzmocniłoby znacznie jego pozycję na Litwie.
Jagiełło był tam wielkim księciem, lecz jego władza nad zależnymi od
niego, rządzonymi przez Giedyminowiczów księstwami była słaba.
Mógł się też obawiać wzmocnienia i emancypacji Witolda, a nawet
swoich braci. Spodziewał się, że dzięki koronacji będzie mógł zostać
prawdziwym panem Litwy. Związek z Polską wzmocniłby także Litwę
w jej walkach z Moskwą, Pskowem i Nowogrodem Wielkim. A co
ważniejsze, połączone Litwa i Polska stałyby się silniejsze od zakonu
krzyżackiego.
Również wywierający największy wpływ na kierunek polskiej
polityki panowie małopolscy spodziewali się, że związek Królestwa
Polskiego z Litwą będzie korzystny dla ich kraju. Dla panów
krakowskich decydujące były dwie sprawy. Zawierając unię z Litwą,
zabezpieczali prawa Polski do Rusi Czerwonej. Nie mniej ważny był
problem krzyżacki. Pomiędzy Polską a zakonem panował wprawdzie
od 1343 roku pokój, ale Polacy pamiętali, że Krzyżacy podbili polskie
Pomorze. Sama Polska nie mogła upomnieć się zbrojnie o zwrot tej
ziemi, natomiast połączone siły polsko-litewskie równoważyły potęgę
krzyżacką. Chęć odzyskania Pomorza jednoczyła możnych
małopolskich z wielkopolskimi. Jednym z ważniejszych powodów, dla
których Polacy dążyli do unii z Litwą, była nadzieja na
przeprowadzenie jej chrystianizacji. Gdyby się to udało, wzrósłby
autorytet Polski na arenie międzynarodowej, wzmocniłby się też
Kościół polski.
W 1385 roku, po wstępnych rozmowach podczas koronacji Jadwigi,
do Krakowa przybyło poselstwo litewskie. Na jego czele stał brat
Jagiełły, Skirgiełło, członkami delegacji byli książę Borys i wójt Wilna
Hanko. Posłowie, w imieniu wielkiego księcia Litwy, Jagiełły,
wystąpili oficjalnie o rękę królowej Jadwigi.
Rozmawiający z Litwinami panowie krakowscy pragnęli wydać swą
królową za mąż za wielkiego księcia, lecz najpierw musieli się
porozumieć z matką Jadwigi, królową Węgier Elżbietą. Wobec tego
na Węgry zostało wysłane poselstwo. Elżbieta Bośniaczka pozostawiła
decyzję Polakom. Starała się bowiem o wydanie swej drugiej córki,
Marii, za francuskiego księcia. Współpraca Węgier z Luksemburgami
się rozpadała, Elżbieta szukała innych układów międzynarodowych.
Nie zależało jej też w tym momencie na sojuszu z Habsburgami.
Tworzący unię polsko-litewską polscy politycy spotkali się w 1385
roku z Jagiełłą w Krewie, gdzie zawarto układ. Wielki książę
zobowiązał się, że przed ślubem z Jadwigą przyjmie chrzest,
a następnie rozpocznie chrystianizację swoich litewskich poddanych.
Ponadto obiecał, że wypłaci Wilhelmowi Habsburgowi
odszkodowanie za zerwane zaręczyny, odzyska straty terytorialne
poniesione przez Królestwo Polskie, a także uwolni polskich jeńców.
Postanowiono też, że oba państwa, Polska i Litwa, połączą się w jeden
związek. Dla określenia tego związku użyto łacińskiego słowa
applicare. Oznacza ono włączenie Litwy do Polski. Tak słowo to
rozumieli Polacy. Z pewnością jednak Litwini nie myśleli
o całkowitym połączeniu się z Polską. Zawarty w Krewie układ jest
określany jako pierwsza unia polsko-litewska. Niebawem po jej
zawarciu panowie polscy wystawili odpowiednie akty w Wołkowysku,
a następnie dokonali elekcji Jagiełły na króla Polski.
Na porozumienie polsko-litewskie pierwszy zareagował książę
Siemowit mazowiecki. Jeszcze przed ostatecznym porozumieniem
w Wołkowysku rozpoczął rozmowy z Małopolanami i zgodził się na
oddanie Kujaw za odszkodowaniem. Nie myśleli natomiast
rezygnować Habsburgowie. Książę Austrii Leopold przyjechał do Budy
i zaczął naciskać na Elżbietę, aby ta dotrzymała pierwotnego układu
i oddała rękę swej córki jego synowi Wilhelmowi. Królowa znalazła
się w trudnej sytuacji. Nie powiodła się próba mariażu jej drugiej
córki Marii z księciem francuskim i Węgry znalazły się pod presją
zarówno Luksemburgów, jak i Habsburgów. Obu naciskom królowa
uległa. Znowu powrócił plan ożenienia Marii z Zygmuntem
Luksemburskim, Elżbieta potwierdziła też aktualność układu
z Habsburgami. Uznała więc, że Jadwiga ma wyjść za mąż za
Wilhelma.
Po oświadczeniu Elżbiety Wilhelm przyjechał do Krakowa w celu
dopełnienia małżeństwa z Jadwigą. Przez młodą królową został
bardzo dobrze przyjęty. Wolała ona wyjść za mąż za księcia Austrii
niż za znacznie od siebie starszego poganina Jagiełłę. Młodzi spotkali
się nawet w krakowskim klasztorze franciszkanów, gdzie odbyły się
tańce. Jednak to nie Jadwiga decydowała, kto zostanie jej mężem. Na
jej małżeństwo z księciem austriackim nie było w Krakowie zgody.
Wilhelm nie został wpuszczony na Wawel, nie doszło więc do
spełnienia małżeństwa i nocy poślubnej. Choć Jadwiga była
zrozpaczona, jej były narzeczony musiał wyjechać z Polski.
Po wyjeździe Wilhelma do Krakowa przyjechał Jagiełło
i wydarzenia potoczyły się szybko. 15 lutego Jagiełło wraz ze swymi
braćmi został ochrzczony i otrzymał imię Władysław, 18 lutego wziął
ślub z Jadwigą, a 4 marca nastąpiła koronacja litewskiego księcia.
Koronował go arcybiskup Bodzanta w asyście biskupów krakowskiego
Jana Radlicy i poznańskiego Dobrogosta.
Z okazji koronacji nowy król potwierdził wszystkie przywileje, a po
uroczystościach pojechał na Litwę, gdzie pomagał w chrystianizacji
litewskich poddanych. W następnym zaś roku królowa Jadwiga
z wojskiem i panami koronnymi pojechała na Ruś, aby ponownie
przyłączyć ją do Polski. Wyznaczeni przez węgierskich namiestników
starostowie poddawali się woli królowej Polski, a zarazem córki króla
Ludwika. Nawet próba oporu, z jaką spotkano się w Haliczu, nie
trwała długo. Od tego czasu Ruś na wiele wieków została połączona
z Królestwem Polskim.
Unia polsko-litewska, a następnie chrzest Litwy uderzyły w zakon
krzyżacki. Wraz z nawróceniem się ostatniego pogańskiego kraju
w Europie państwo zakonne traciło rację bytu. Krzyżacy zaczęli więc
podważać autentyczność chrztu Litwy, starali się też osłabić związek
polsko-litewski. W tym celu znowu zaczęli wykorzystywać konflikty
pomiędzy książętami litewskimi, wzmogli również najazdy na Litwę.
Wiedzieli, że nadszedł ostatni moment, w którym można jeszcze
włączyć do ich państwa leżącą nad morzem Żmudź.
Propaganda krzyżacka spowodowała, że w Europie nieufnie
patrzono na chrystianizację Litwy. Nieufność była wzmocniona tym,
że Litwa w przeszłości kilkakrotnie już deklarowała chęć przyjęcia
chrztu. Również książę Austrii Leopold informował dwory
europejskie, że ślub Jadwigi z Jagiełłą jest nieważny, gdyż polska
królowa była już poślubiona jego synowi Wilhelmowi. Antypolska
polityka Habsburgów skończyła się w 1386 roku wraz ze śmiercią
Leopolda. Zginął on pod Sempach, walcząc ze Szwajcarami. Nieufnie
do wydarzeń w Polsce i na Litwie podszedł też papież Bonifacy.
Szybko się jednak przekonał, że Jadwiga mogła zawrzeć legalny ślub
i że chrzest Litwy był prawdziwy. Zgodził się więc, aby powstało
podległe Gnieznu biskupstwo w Wilnie. Pierwszym biskupem
wileńskim został Polak, Andrzej Jastrzębiec.
Początkowo Jagiełło traktował Litwę jak kraj włączony do Polski.
Do Krakowa przyjechali liczni książęta litewscy i złożyli parze
królewskiej hołdy ze swych księstw. Namiestnikiem w Wilnie król
ustanowił swego brata Skirgiełłę. Nie można było jednak Litwy
włączyć do Polski, zbyt silne było na jej ziemiach poczucie
odrębności. Od momentu unii w Krewie zaczął się więc kształtować
związek dwóch równorzędnych państw. Związek, który w przyszłości
stworzy Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Z rozwoju wypadków niezadowolony był Witold. Dostał on od
Jagiełły Grodzieńszczyznę, Brześć i Podlasie, jednak nie otrzymał
Trok. Tymczasem Troki były ojcowizną Witolda. Wiedziony jeszcze
dalej idącymi ambicjami spróbował zająć Wilno. Czuł się silny, gdyż
miał swych zwolenników na Litwie, wzmocnił go też sojusz
z Moskwą. Witold porozumiał się z księciem moskiewskim Dymitrem
Dońskim i wydał swą córkę Zofię za syna Dymitra, Wasyla. Na próbę
zajęcia Wilna Jagiełło zareagował natychmiast, zajmując część ziem
swego stryjecznego brata. Wobec nadciągających wojsk królewskich
Witold schronił się u Krzyżaków.
Krzyżacy natychmiast wykorzystali ten konflikt. Wiedzieli, że
Witold ma na Litwie stronników, że popierają go Żmudzini. Udzielili
mu więc poparcia i zorganizowali wyprawę na Litwę. Oficjalnie
występowali w interesie litewskiego księcia i znowu obiecywali, że
pomogą mu w odzyskaniu jego ojcowizny. W rzeczywistości mieli
nadzieję na opanowanie Żmudzi.
Wojska krzyżackie wraz z Witoldem i jego stronnikami doszły do
Wilna. Nie udało im się jednak zdobyć zamku bronionego przez
polską załogę pod dowództwem Klemensa z Moskorzewa. Podczas
oblężenia nadeszła wieść o śmierci wielkiego mistrza, co
spowodowało odwrót wojsk krzyżackich.
Nie zakończyło to wojny. W następnym, 1391 roku na Litwę
ruszyła kolejna wyprawa krzyżacka dowodzona przez nowego
mistrza, Konrada Wallenroda. Ponownie Krzyżakom towarzyszył
Witold. Znowu zostało oblężone Wilno i znowu Krzyżacy nie mogli go
zdobyć. Do odwrotu zmusiły ich także działania zbrojne podjęte przez
Jagiełłę na terenie ziemi dobrzyńskiej. Jednak dzięki tej wyprawie
Witold odzyskał Grodno i znaczną część ziemi trockiej. Od zakonu
dostał też kilka nadgranicznych zamków. Zaczął jednak zdawać sobie
sprawę, że w sojuszu z Krzyżakami nie osiągnie niczego więcej.
Ponieważ przymierze Witolda z zakonem krzyżackim było bardzo
niebezpieczne dla Jagiełły, król postanowił ponownie porozumieć się
ze swym bratem stryjecznym. W celu zakończenia sporu wysłał do
Witolda młodego biskupa elekta płockiego, bardzo zdolnego
mazowieckiego księcia Henryka.
Pozostawmy na chwilę wielką politykę, by opowiedzieć o młodym
księciu biskupie. Był on synem Siemowita III mazowieckiego. Po
śmierci swej pierwszej żony Eufemii, z którą miał wiele dzieci,
a wśród nich synów Janusza i Siemowita, Siemowit III ożenił się
z piękną Ludmiłą, córką księcia ziębickiego. Gdy księżna spodziewała
się dziecka, mąż zaczął podejrzewać ją o zdradę małżeńską. Pozwolił
żonie urodzić syna, nadać mu imię Henryk, a następnie kazał ją
włóczyć końmi. Księżna tego nie wytrzymała i zmarła. Siemowit nie
uznał dziecka za swoje i oddał niemowlę na wychowanie jakiejś
ubogiej rodzinie. Losem chłopca zainteresowała się jego siostra,
księżna słupska. Wzięła go na swój dwór i wychowała. Wraz
z upływem lat chłopiec robił się coraz bardziej podobny do
Siemowita. W końcu, wobec uderzającego podobieństwa, książę uznał
go za swojego syna. Nie mógł jednak wydzielić mu dzielnicy, gdyż
Mazowsze było już podzielone między starszych synów. Uzyskał więc
dla niego stanowisko biskupa płockiego.
Henryk pojechał na dwór Witolda i wykonał powierzoną mu misję.
Doprowadził do porozumienia Jagiełły i Witolda. Ale podczas
rozmów dyplomatycznych na dworze księcia litewskiego spotkał jego
piękną siostrę Ryngałłę i zakochał się w niej. Nie bacząc na to, że jest
biskupem, ożenił się z urodziwą księżniczką. Niestety, małżeństwo to
nie trwało długo. Już rok później Henryk zmarł. Niektórzy mówili, że
to kara boska za porzucenie biskupstwa.
Jagiełło oddał Witoldowi księstwo trockie i ustanowił go swoim
namiestnikiem na Litwie. Doprowadził też do porozumienia między
Witoldem i Skirgiełłą. Z kolei Witold złożył hołd Jagielle i Jadwidze.
Na porozumienie książąt litewskich Krzyżacy zareagowali,
urządzając wielką wyprawę na Litwę. W następnych latach ataki
krzyżackie się powtarzały. Krzyżackie rejzy pozostawiały po sobie
zniszczenia, lecz nie przynosiły zakonowi korzyści.
Tymczasem Witold zaczął usuwać licznych książąt z ich księstw,
niektórym z nich dawał w zamian księstwa peryferyjne.
Największemu spośród swoich konkurentów, Skirgielle, nadał Kijów.
Po rychłej śmierci Skirgiełły również Kijów wszedł do domeny
Witolda. W ten sposób udało mu się scentralizować większość ziem
litewskich. Następnie Witold skierował swą uwagę na wschód. Podjął
plany swych poprzedników, Olgierda i Jagiełły, i zapragnął
zdominować Ruś. Aby to osiągnąć, musiał zapewnić sobie spokój na
granicy krzyżackiej. Również zakonowi zaczęło zależeć na
porozumieniu się z Witoldem. Jednym z głównych celów Krzyżaków
było wówczas rozbicie unii polsko-litewskiej. Zaczęli więc traktować
Witolda jak suwerennego władcę, gotowi byli pomóc mu w realizacji
planów wschodnich. Przed Witoldem pojawił się trudny problem.
Myślał on o suwerenności Litwy, zarazem jednak zdawał sobie sprawę
z korzyści, jakie daje unia. Wiedział, że bez poparcia Polski księstwo
litewskie nie zdoła przeprowadzić swych planów na Rusi, może
natomiast ulec przewadze krzyżackiej.
Wschodnie plany Witolda i jego usamodzielnienie nie znajdowały
w Polsce pełnego poparcia. Sprzyjał im Jagiełło, przeciwna była
królowa Jadwiga i większość panów krakowskich. Większość,
ponieważ jeden z najpotężniejszych małopolskich magnatów, Spytek
z Melsztyna, gdy został panem lennym Podola, poparł Witolda.
W ostatnich latach XIV wieku wydawało się, że plany Witolda
zostaną zrealizowane. O pomoc zwrócił się do niego pozbawiony
przez potężnego Timura władzy w Złotej Ordzie, ale mający tam
wielu zwolenników chan tatarski Tochtamysz. Witold postanowił
pokonać Timura i przywrócić Tochtamyszowi Złotą Ordę. W zamian
za to chan zgadzał się przekazać mu zwierzchnictwo nad Rusią. Aby
tego dokonać, należało zapewnić sobie poparcie krzyżackie.
W 1398 roku Witold zawarł z Krzyżakami pokój na niemeńskiej
wyspie Salin. Występował tu jako udzielny władca. Zgadzał się na
oddanie zakonowi Żmudzi w zamian za pomoc w walkach na
wschodzie. Dokonał też z Krzyżakami podziału stref wpływów na
Rusi. Zrezygnował z Pskowa, uzyskał natomiast zapewnienie
krzyżackiej pomocy przy podporządkowywaniu sobie Nowogrodu.
W 1399 roku Witold poprowadził przeciw Timurowi ogromną
armię. W wyprawie wsparli go silnymi posiłkami Krzyżacy, w jego
wojskach znalazło się również wielu Polaków. Poza ochotnikami
z ziem polskich podążył z Witoldem również pan Podola, Spytek
z Melsztyna. Bitwa z Timurem rozegrała się nad rzeką Worsklą na
lewym brzegu Dniepru, Witold poniósł w niej klęskę. Straty były
ogromne. Zginęli dwaj bracia Jagiełły, poległ Spytek z Melsztyna.
Sam Witold z niedobitkami uciekł z pola walki.
W wyniku unii z Litwą uwaga Polaków coraz bardziej kierowała się
na wschód, jednak i gdzie indziej nie brakowało poważnych
problemów. Przyłączenie Rusi Czerwonej przez Jadwigę
spowodowało napięcia z Węgrami. Jeszcze większe niezadowolenie
króla węgierskiego Zygmunta wywołało zhołdowanie przez Jagiełłę
Mołdawii. Zygmunt Luksemburski był jednak zbyt słaby, aby
upomnieć się o prawa Węgier do Rusi czy o wzmocnienie swej pozycji
w Mołdawii. W celu osłabienia Królestwa Polskiego zaczął wiązać się
z zakonem krzyżackim, wykorzystywał także do tego Władysława
opolskiego.
Książę Władysław był z nadania Ludwika panem lennym ziemi
dobrzyńskiej, w jego rękach znajdowały się niektóre grody kujawskie.
Stosunki między Władysławem opolskim a Jagiełłą były złe.
Pogorszyły się jeszcze, gdy król polski nie zgodził się, aby bratanek
księcia Władysława, Jan Kropidło, został arcybiskupem
gnieźnieńskim. W 1391 roku książę Władysław zastawił Krzyżakom
Złotorię. Uważał, że ma do tego prawo, gdyż dostał ją jako lenno
z rąk króla Ludwika. W Polsce natomiast uważano, że był to gród
koronny i Władysław nie mógł dysponować nim bez zgody króla
polskiego. Jagiełło próbował zbrojnie odzyskać straty, zajął kilka
grodów księcia Władysława, lecz Złotoria pozostała nadal jako zastaw
w rękach krzyżackich. Wtedy Opolczyk wystąpił z planem rozbioru
Polski pomiędzy Krzyżaków, Luksemburgów i Marchię
Brandenburską. Mistrz krzyżacki i król Węgier byli zbyt poważnymi
politykami, aby realizować tak nierealne plany. Krzyżacy skorzystali
jednak z okazji i przyjęli od Władysława jako zastaw resztę ziemi
dobrzyńskiej oraz jego posiadłości kujawskie. Znowu Jagiełło musiał
użyć siły. Udało mu się odzyskać większość Kujaw, lecz ziemia
dobrzyńska pozostała w rękach zakonu.
Polska znalazła się w okrążeniu, bo Zygmunt Luksemburski zawarł
z Krzyżakami sojusz. W odpowiedzi na to Jagiełło zbliżył się do
Wacława, króla czeskiego i cesarza zarazem. Układ ten opierał się na
wspólnocie interesów, Wacław bowiem popadł w konflikt
z Krzyżakami z powodu różnicy zdań na temat obsady
arcybiskupstwa ryskiego. Do koalicji antykrzyżackiej udało się
ponadto skłonić książąt pomorskich i miasta hanzeatyckie, przystąpił
do niej również Witold.
Tymczasem pozycja Zygmunta osłabła. W 1395 roku zmarła jego
żona, siostra Jadwigi Maria. Ponieważ Zygmunt był królem
węgierskim dzięki małżeństwu z Marią, na Węgrzech podniosły się
głosy odmawiające mu prawa do tronu. Z pretensjami do korony
węgierskiej wystąpiła także Jadwiga. Zygmunt utrzymał się na tronie,
lecz nie był już tak silny jak przed śmiercią Marii. Nie odniósł też
sukcesu na południu. W 1396 roku zorganizował wielką wyprawę
antyturecką, lecz przegrał bitwę pod Nikopolis. Osłabiony Zygmunt
przestał popierać Władysława opolskiego.
Jagiełło zareagował natychmiast. Jego wojska uderzyły zarówno na
zastawione Krzyżakom posiadłości Opolczyka, jak i na jego śląskie
księstwo. Odzyskał całe Kujawy i doprowadził do poddania się
bratanków Władysława opolskiego. Zawarli oni pokój z królem Polski.
Jagiełło nie zdołał jednak opanować ziemi dobrzyńskiej, która
pozostała nadal pod panowaniem krzyżackim.
Pod wpływem niepowodzeń Zygmunt Luksemburski zaczął szukać
porozumienia z Polską. Spotkał się z Jadwigą i Jagiełłą i zawarł
z nimi pokój. Dzięki temu Polska miała zapewnione bezpieczeństwo
na południowej granicy, zerwany też został sojusz Zygmunta
z zakonem krzyżackim. Wydawało się, że nadeszła odpowiednia
chwila na odzyskanie ziemi dobrzyńskiej. Krzyżacy twierdzili, że
dzierżą ją jako zastaw od Władysława opolskiego, strona polska
uważała, że Władysław był lennikiem króla polskiego i bez jego zgody
nie mógł jej zastawiać. Pertraktacji podjęła się królowa Jadwiga. Była
ona córką Ludwika Andegaweńskiego i dziedziczką Królestwa
Polskiego, mogła więc występować jako pani spornego terytorium.
Nie udało się jednak odzyskać ziemi dobrzyńskiej drogą
dyplomatyczną. Krzyżacy godzili się oddać Dobrzyń po zwrocie przez
Władysława opolskiego pożyczonej sumy, lecz Władysław nie mógł
i nie chciał uregulować długu. Zatrzymali więc zastawioną ziemię, nie
zdołali natomiast osiągnąć głównego celu. Nadal traktowali Polskę
i Litwę jak dwa oddzielne państwa. Starali się zachować z Polską
pokój i dalej prowadzić wojnę z Litwą. Tymczasem Polska i Litwa nie
pozwoliły na prowadzenie odrębnej polityki w stosunku do każdego
z tych państw. Nastąpiło nawet ściślejsze ich zespolenie.
Nadzieje na zerwanie unii polsko-litewskiej przyniosła Krzyżakom
śmierć królowej Jadwigi. Jadwiga była dziedziczką Królestwa
Polskiego, Jagiełło został królem Polski dzięki zawartemu z nią
małżeństwu. Następcą tronu miał być ich wspólny, pochodzący od
Kazimierza Wielkiego potomek. Gdy więc w 1399 roku królowa
spodziewała się dziecka, wydawało się, że losy Korony Polskiej są
zabezpieczone. Jadwiga urodziła córkę, która miała panować
w Polsce. Niestety, córka ta zmarła zaraz po urodzeniu, a w kilka dni
później zmarła również królowa. Zdążyła jeszcze zapisać swe skarby
odnawianej Akademii Krakowskiej.
Po śmierci Jadwigi prawa Jagiełły do tronu polskiego znacznie
osłabły. Zaczął on nawet mówić o wycofaniu się na Litwę. Jednak
polscy politycy byli zainteresowani dalszym trwaniem związku
polsko-litewskiego, nadal uznawali Jagiełłę za swego króla. Dokonali
przecież jego elekcji. Chcieli jednak, aby dzieci Jagiełły miały
piastowskie pochodzenie. Dlatego postanowili ożenić go z potomkinią
Kazimierza Wielkiego.
Jedyną panną, która pochodziła po kądzieli od króla Kazimierza,
była Anna, córka hrabiego Cylii. Hrabia ten nie był wielkim władcą,
Cylia była niedużym hrabstwem leżącym na pograniczu obecnej
Austrii i Słowenii. Propozycja wydania córki za króla wielkiego
państwa była dla hrabiego bardzo zaszczytna. Dla Jagiełły natomiast
małżeństwo to oznaczało wzmocnienie jego praw do tronu polskiego.
Podobno sama Jadwiga przed śmiercią sugerowała takie rozwiązanie.
W 1402 roku zawarte więc zostało małżeństwo Jagiełły z Anną,
a z nim wzmocnienie unii i nadzieja na panowanie w Polsce
potomków Piastów.
UNIA WILEŃSKO-RADOMSKA

Na początku XV wieku doszło do zmian w stosunkach polsko-


litewskich. Do zawarcia nowego układu najbardziej przyczyniły się
wydarzenia na wschodzie. Będąc namiestnikiem na Litwie, Witold
skonsolidował Wielkie Księstwo i stał się jego rzeczywistym władcą.
Zaczął nawet realizować własną politykę bez oglądania się na Polskę.
Jednak klęska, jaką poniósł nad rzeką Worsklą, ukazała mu wyraźnie
konieczność wzmocnienia związków Litwy z Polską. Bez oparcia
w Polsce Litwa nie mogła realizować swych wschodnich planów, była
też słabsza od zagrażającego jej bytowi zakonu krzyżackiego. Również
Polacy uświadomili sobie, że postanowienia zawarte w Krewie nie są
możliwe do spełnienia. Litwa była zbyt potężna, a rządzące nią elity
za bardzo świadome swej odrębności, aby można było ziemie
Wielkiego Księstwa Litewskiego wcielić do Polski.
Nowy układ zwany unią wileńsko-radomską został zawarty w 1401
roku. Układającymi się stronami byli nie tylko władcy, głos zabrali
również panowie polscy i bojarzy litewscy. Jagiełło, a z nim strona
polska zgodzili się, aby Wielkie Księstwo Litewskie wraz z wszystkimi
księstwami ruskimi wchodzącymi w jego skład do śmierci Witolda
pozostało pod jego władzą. Od tego momentu Witold zaczął
tytułować się wielkim księciem. Złożył jednak hołd Jagielle, który
przyjął tytuł najwyższego księcia Litwy. Po śmierci Witolda Litwa
miała zostać inkorporowana do Polski. Warunki te przyjął nie tylko
Witold, ale też bojarzy Wielkiego Księstwa. Litwinom natomiast
zagwarantowano, że w przypadku wcześniejszej śmierci Jagiełły będą
współdecydować o obsadzeniu tronu polskiego.
W wyniku zobowiązań podjętych wzajemnie w 1401 roku Polacy
uznali odrębność państwową Litwy, zarazem obie strony potwierdziły
związek wzajemny obu narodów. Układ ten naruszał interesy
zarówno Krzyżaków, którzy nadal starali się negować unię polsko-
litewską, jak i Zygmunta Luksemburskiego. Widział on, że wyrasta
nowe mocarstwo europejskie, z którym coraz bardziej należało się
liczyć. Wraz z Krzyżakami dążył więc do osłabienia Polski i Litwy.
Musiało minąć wiele lat, aby sąsiedzi przyzwyczaili się do nowej
sytuacji i przyjęli nowe realia. Póki to nie nastąpiło, starali się rozbić
unię oraz przedstawiać w najgorszym świetle zarówno króla Polski,
jak i wielkiego księcia Litwy.
WIELKA WOJNA Z ZAKONEM KRZYŻACKIM

Po klęsce na wschodzie i nowej umowie z Polską uwaga Witolda


zwróciła się na zachód. Tymczasem na pozostającej pod władzą
zakonu Żmudzi wzrastało napięcie. Żmudzini nie godzili się na
twarde rządy krzyżackie, szukali kontaktów z Litwą i zaczynali
buntować się przeciw swym zakonnym panom. Wielki książę litewski
nie pozostał obojętny. Ufortyfikował ponownie granicę z państwem
krzyżackim i zaczął pomagać Żmudzinom. Gdy zaś na Żmudzi
wybuchło powstanie, pośpieszył im ze zbrojną pomocą.
Włączenie się księcia litewskiego w walki zostało przez Krzyżaków
potraktowane jako zerwanie pokoju salińskiego z 1398 roku.
Wybuchła wojna, Krzyżacy zaczęli najeżdżać Litwę. W 1402 roku
zagrożone było nawet Wilno. Krzyżakom udało się wykorzystać
konflikty pomiędzy Giedyminowiczami, pozyskali sobie Świdrygiełłę.
Brat Jagiełły Świdrygiełło był panem Podola. Nie odpowiadało to
jego ambicjom, marzył o zajęciu na Litwie takiej pozycji, jaką miał
Witold. Pragnął zostać wielkim księciem. Porozumiał się więc
z Krzyżakami i zbiegł do Malborka. Miał nadzieję, że z pomocą
krzyżacką opanuje Wilno. Tytułując się wielkim księciem, zawarł
sojusz z wielkim mistrzem. W zamian za pomoc oddawał Krzyżakom
Żmudź. Zapewne wzorował się na Witoldzie, który kiedyś w podobny
sposób uzyskał najwyższą godność na Litwie. Plany Świdrygiełły
mogły być realne, miał przecież na Litwie swych stronników.
Popierali go prawosławni bojarzy niezadowoleni z lepszej pozycji
litewskich katolików. Zbuntowany książę mógł też liczyć na ruskich
książąt ze wschodnich krańców Wielkiego Księstwa. Miał wpływy
w Smoleńsku.
Bunt Świdrygiełły stanowił zagrożenie zarówno dla Witolda, jak
i dla dalszego trwania unii polsko-litewskiej. Gdyby udało mu się
zająć Wilno, on dyktowałby warunki. Krzyżacy wsparli litewskiego
księcia i wspólnie z nim ruszyli na Wilno. Stolica Litwy zdołała się
jednak obronić. W odpowiedzi na agresję Witold zaczął atakować
Inflanty.
Wielki książę mógł czuć się pewnie, miał bowiem zdecydowane
poparcie Jagiełły. Król Polski nie angażował się jeszcze zbrojnie, ale
rozwinął skuteczną akcję dyplomatyczną. Udało mu się przekonać do
swych racji papieża Bonifacego IX, który wydał bullę potępiającą
krzyżackie ataki na Litwę. Nakazał obu stronom czekać na wyrok
trybunału papieskiego.
Wobec stanowiska papieskiego Krzyżacy musieli przystąpić do
pertraktacji pokojowych. Ponieważ nadal ignorowali unię polsko-
litewską, starali się rozmawiać tylko z Witoldem. Takiego rozwoju
sytuacji obawiał się Jagiełło. Obawy te nie miały podstaw, również
Witold nie chciał osłabienia unii. Wielki książę zobowiązał się, że nie
zawrze z Krzyżakami odrębnego pokoju. Na razie, za pośrednictwem
papieskim, został zawarty rozejm. W czasie jego trwania udało się
oderwać Świdrygiełłę od sojuszu z Krzyżakami, brat Jagiełły odzyskał
łaskę króla. Nie odzyskał jednak swych księstw.
Pokój z Krzyżakami został zawarty w 1404 roku w Raciążu.
Przyjechał tam król Polski Jagiełło i wielki mistrz krzyżacki Konrad
von Jungingen, Witolda reprezentował biskup wileński. Krzyżacy
chcieli rozmawiać o Żmudzi, stronie polskiej udało się wnieść pod
obrady również problem ziemi dobrzyńskiej. Najpierw został zawarty
pokój litewsko-krzyżacki. Zgodzono się wrócić do ustaleń
poczynionych w 1398 roku na wyspie Salin, co oznaczało, że Żmudź
pozostaje pod rządami krzyżackimi. W traktacie zaznaczono, że
Polska nie może pomagać Witoldowi, gdyby znowu wybuchła wojna
o Żmudź. Odrębny pokój Krzyżacy zawarli z Polską. Uzgodniono, że
Polska wykupi ziemię dobrzyńską, ale za sumę niższą niż ta, którą
kiedyś pożyczył Władysław opolski. Suma ta została zapłacona i już
w następnym roku Krzyżacy zwrócili ziemię dobrzyńską.
Pokój w Raciążu rozwiązał niektóre problemy pomiędzy Polską
i zakonem krzyżackim, nie doprowadził jednak do odzyskania Żmudzi
przez Litwę.
Mimo to wzmocniona została pozycja Witolda. Jego konkurent
Świdrygiełło został osłabiony. Okazało się zarazem, że Polska i Litwa
tworzą silny związek. Krzyżakom znowu nie udało się osłabić unii.
Po zawarciu pokoju w Raciążu Witold wyruszył na Ruś. Jego celem
było podporządkowanie sobie księstw ruskich leżących na wschód od
dotychczasowych granic Wielkiego Księstwa. Wywołało to konflikt
z Moskwą. Ponieważ jednak Polska wsparła wielkiego księcia, udało
się rozciągnąć jego władzę na Smoleńsk i inne księstwa pograniczne.
Musiał to uznać Wasyl moskiewski. W 1408 roku został podpisany
litewsko-moskiewski układ i nastąpił podział wpływów pomiędzy oba
państwa.
Pokój w Raciążu nie doprowadził do zlikwidowania wszystkich
problemów, jakie dzieliły Polskę i zakon krzyżacki. Gdy rozwiązana
została sprawa ziemi dobrzyńskiej, zrodził się konflikt o Drezdenko.
Panowie von der Osten od czasów Kazimierza Wielkiego byli
lennikami Polski z Drezdenka i Santoka. Gdy jednak w 1402 roku
Krzyżacy kupili od Zygmunta Luksemburskiego Nową Marchię,
przeszli na ich stronę. W wyniku tego Polska straciła zwierzchnictwo
nad obu grodami. W innych okolicznościach sprawa ta wywołałaby
tylko niewielki, łatwy do rozwiązania konflikt. Jednak pomiędzy
Polską i zakonem istniało znacznie więcej spornych kwestii. Polacy
pamiętali o utracie Pomorza, czuli się też zobowiązani do pomocy
Litwie na Żmudzi. Również Krzyżacy rościli do Polski wiele pretensji.
Nadający kształt krzyżackiej polityce ludzie nie godzili się na unię
polsko-litewską, pamiętali też, że Polska jest gotowa wesprzeć Litwę
w jej konflikcie z zakonem. Dlatego drobna sprawa Drezdenka
i Santoka stała się problemem nie do rozwiązania.
Po pokoju w Raciążu Krzyżacy ustanowili wójta żmudzkiego,
budowali zamki. Działalność ta była tak absorbująca, że nie
prowadzili akcji chrystianizacyjnej. Żmudź nadal pozostawała przy
pogaństwie. Choć panowie zakonni tolerowali pogaństwo, Żmudzini
byli narażeni na ich ucisk. W końcu nie wytrzymali i powstali przeciw
krzyżackim rządom. Opanowali zamki i poddali się wielkiemu księciu
Litwy. Witold ustanowił na Żmudzi swego starostę i uznał, że jest
panem tej ziemi. Dla zakonu kraj ten był więc stracony.
Krzyżacy nie godzili się oczywiście na utratę tak ważnej dla nich
ziemi, planowali nową wojnę z Litwą. Nie chcieli jednak, aby do tej
wojny włączyła się Polska. Mistrz krzyżacki Ulrich von Jungingen
gotów był na daleko idące ustępstwa względem Polski, proponował
powołanie sądu polubownego, który rozwiązałby wszystkie problemy.
Nadal chciał traktować Polskę i Litwę jako dwa odrębne państwa
i dążył do tego, aby problemy polsko-krzyżackie rozwiązywać tylko
z Polakami, a problemy litewsko-krzyżackie tylko z Litwinami. Nie
udało się to jednak. W 1409 roku w Łęczycy zebrał się zjazd
generalny Polaków i uchwalono na nim pomoc dla Litwy w wojnie,
którą prowadziła z Krzyżakami. Z Polski zostało też wysłane
poselstwo do Malborka, posłowie oświadczyli, że król Polski zgodzi
się na sąd polubowny dla rozwiązania polsko-krzyżackich sporów,
jeśli Krzyżacy nie zaatakują Żmudzi. Gdyby jednak atak taki nastąpił,
Polska wesprze Litwę w walce z zakonem.
Dla Krzyżaków stało się oczywiste, że jeśli chcą opanować Żmudź,
muszą się zmierzyć z Polską. Wypowiedzieli więc wojnę i niemal
natychmiast zajęli ziemię dobrzyńską. Król Jagiełło zorganizował
kontrofensywę, polskie działania wojenne doprowadziły do
odzyskania części strat. Ponieważ jednak była już jesień, a więc czas
nie najlepszy do prowadzenia działań wojennych, zawarto rozejm do
czerwca 1410 roku. Strony zgodziły się na ostatnią próbę
przywrócenia pokoju, to znaczy na sąd polubowny z królem Czech
Wacławem jako sędzią.
Czas rozejmu obie strony wykorzystały na przygotowania wojenne.
Król Jagiełło zarządził wielkie łowy, które miały zapewnić armii
żywność. Obie strony rozwinęły też intensywne działania
dyplomatyczne. Krzyżakom udało się ponownie nawiązać kontakt ze
Świdrygiełłą. Przebywający na dworze Witolda, pozbawiony własnych
księstw brat Jagiełły gotów był znowu sprzymierzyć się z Krzyżakami,
którzy gwarantowali mu władzę na Litwie. Witoldowi udało się
jednak zapobiec niebezpieczeństwu, Świdrygiełło został pojmany
i wiele lat spędził w więzieniu. Po nieudanej próbie wywołania buntu
na Litwie Krzyżacy pozyskali Luksemburgów. Po stronie krzyżackiej
opowiedział się zarówno król Węgier Zygmunt, jak i król Czech
Wacław. Zakon poparli także książęta pomorscy. Polska dyplomacja
nie mogła poszczycić się takimi sukcesami.
Po przejściu na stronę krzyżacką Wacław czeski wydał na początku
1410 roku wyrok korzystny dla zakonu. Orzekł, że obowiązywać będą
warunki pokoju z 1343 roku, natomiast ziemia dobrzyńska ma
powrócić pod władzę króla Polski. Jednak ma się to stać dopiero
wtedy, gdy Witold zwróci Krzyżakom Żmudź. Ponadto sentencja
wyroku zakazywała Jagielle popierania Witolda w wojnie z zakonem.
Zgoda króla polskiego na pozostawienie Litwy samej byłaby
równoznaczna z upadkiem unii. Na to Jagiełło nie mógł przystać,
odrzucił więc wyrok. Teraz Zygmunt Luksemburski podjął próbę
mediacji. Rozmawiał z Witoldem, którego chciał odwieść od związku
z Polską. Kusił wielkiego księcia propozycją korony, jednak Witold
odmówił. Zygmuntowi nie udało się więc doprowadzić do rozbicia
unii polsko-litewskiej. Wobec tego, po upływie terminu rozejmu, król
Węgier wypowiedział Polsce wojnę.
Do decydującego starcia obie strony przygotowały się bardzo
starannie. Jagiełło zwołał pospolite ruszenie i zebrał polskie wojska
pod Wolborzem. W składzie jego armii znaleźli się rycerze
zagraniczni, przede wszystkim Czesi, przybyli też rycerze ze Śląska.
Stworzyli oni chorągiew św. Jerzego. Na pomoc Jagielle ruszyli także
książęta mazowieccy. Janusz czerski przybył na czele swych
oddziałów osobiście, Siemowit płocki wysłał rycerzy pod
dowództwem swego syna. W armii polskiej bardzo ważną rolę
odegrały wojska inżynieryjne, których dziełem był przygotowany
wcześniej most pontonowy. Koncentracja wojsk Witolda nastąpiła na
Litwie. Na wezwanie wielkiego księcia stawili się wojownicy z Litwy
oraz księstw ruskich podległych Witoldowi. Wojska litewskie wsparły
też oddziały Tatarów. Historycy oceniają, że armia polsko-litewska
liczyła około 20 tysięcy wojsk polskich i 10 tysięcy litewskich.
Równie imponująco wyglądała armia krzyżacka. Nie należy
wyobrażać sobie wojsk krzyżackich jako zastępów rycerzy odzianych
w białe płaszcze z czarnymi krzyżami. Krzyżaków było niewielu,
pełnili oni tylko funkcje dowódcze. Większość armii to oddziały
rycerzy powołane na zasadzie pospolitego ruszenia. Byli wśród nich
także Polacy z Pomorza i ziemi chełmińskiej. Na wezwanie wielkiego
mistrza przybyli wojownicy pruscy. Były to formacje lekkozbrojne,
podobne do większości wojsk litewskich. Liczne chorągwie wystawiły
miasta krzyżackie. Znaleźli się w nich rycerze zwerbowani jako
najemnicy. Krzyżaków wsparli też rycerze zagraniczni. Byli to
głównie Niemcy, którzy jak dawniej pragnęli walczyć w obronie
zakonu i chrześcijaństwa. Propaganda krzyżacka jeszcze działała,
przedstawiając tę wojnę jako wojnę z niewiernymi. Rycerze
zagraniczni służyli pod chorągwią św. Jerzego. Obie armie
dysponowały też artylerią, jednak nie odegrała ona w walkach
większej roli.
Wojskami krzyżackimi dowodził wielki mistrz Ulrich von
Jungingen. Historycy natomiast długo toczyli spory o to, kto
naprawdę dowodził armią polsko-litewską. Wielu z nich uważało, że
twórcą planów wojennych był Witold, niektórzy dowódcę widzieli
w mieczniku krakowskim Zyndramie z Maszkowic. Obecnie jednak
nie ulega już wątpliwości, że prawdziwym wodzem sił polsko-
litewskich był król Władysław Jagiełło.
Dowódcy krzyżaccy sądzili, że król zaatakuje Pomorze.
Skoncentrowali więc swą armię w miejscu umożliwiającym obronę tej
ziemi. Tymczasem Jagiełło postanowił uderzyć w centrum państwa
krzyżackiego. Zebrane koło Wolborza wojska polskie ruszyły w stronę
Czerwińska. Tam 30 czerwca po spławionym Wisłą i zmontowanym
moście pontonowym przeprawiły się na wschodni brzeg rzeki. Pod
Czerwińsk przybyli też Litwini oraz chorągwie mazowieckie. Po
połączeniu wojsk Jagiełło nakazał marsz na północ. Granicę pruską
przekroczono 9 lipca.
Ruchy wojsk Jagiełły były obserwowane przez dowódców
krzyżackich. Widząc, dokąd zmierza armia polsko-litewska, mistrz
Ulrich skierował swe wojska na jej spotkanie. Obie armie stanęły
naprzeciwko siebie po obu stronach Drwęcy w okolicach Kurzętnika.
Przeprawa przez rzekę pod okiem nieprzyjaciela była bardzo
ryzykowna, więc Jagiełło wydał wojskom rozkaz dalszego marszu.
Postanowił obejść rzekę u jej źródeł. Armia polsko-litewska szerokim
łukiem zaczęła obchodzić Drwęcę, Ulrich von Jungingen podążył
w tym samym kierunku. Jego wojska maszerowały wzdłuż cięciwy
łuku, jaki tworzyła rzeka. Do spotkania obu armii doszło 15 lipca
w okolicach wsi Grunwald.
Bitwę tę opisał Henryk Sienkiewicz w powieści Krzyżacy. Na jej
kartach rycerze Jagiełły ustawili się przed bitwą w wielkim lesie.
Tymczasem w pobliżu Grunwaldu już w XV wieku lasów nie było.
Nieporozumienie wynikło z błędnego oddania nazwy wsi przez
Polaków. Nazwa Grunwald pojawiła się już w listach króla wysłanych
do Krakowa po bitwie. Oznacza ona zielony las. Tymczasem po
niemiecku wieś nazywa się Grünfelde, a to znaczy zielone pole.
A więc bitwa rozegrała się na polach, a nie na skraju lasu.
Pierwsi przyjęli szyk bojowy Krzyżacy, przed chorągwiami
rycerstwa ustawili artylerię. Tymczasem Jagiełło, gdy jego wojska
ustawiały się do bitwy, słuchał kolejnych mszy. Zwlekanie strony
polskiej zaniepokoiło Krzyżaków, nie wiedzieli, co zamierza naczelny
wódz ich przeciwników. Wysłali więc heroldów z dwoma mieczami
i wyzwaniem do walki. Jagiełło przyjął wyzwanie i bitwa się
rozpoczęła.
Dowódcy obu armii nie brali udziału w bitwie, dowodzili swymi
wojskami z miejsc pozwalających im obserwować przebieg wydarzeń.
Walkę rozpoczęła strona polsko-litewska. Król wysłał do boju lżej
uzbrojone chorągwie litewskie. Ich zadaniem było rozpoznanie
i wprowadzenie zamętu w wojskach krzyżackich.
Litwini uderzyli, lecz szybko ulegli lepiej uzbrojonym
przeciwnikom. Pokonani rzucili się do ucieczki, za nimi ruszyły
w pościg niektóre oddziały krzyżackie. Jedynie trzy pułki smoleńskie
nie poddały się panice i dzielnie walcząc, dołączyły do sił polskich.
Mimo to Litwini wypełnili postawione przed nimi zadanie.
Doprowadzili do częściowej dezintegracji wojsk nieprzyjacielskich.
Teraz przyszła kolej na Polaków. Nieustępujące uzbrojeniem siłom
krzyżackim oddziały rycerzy polskich ruszyły do ataku. Na czele
każdego z nich, wokół niesionej przez chorążego chorągwi, walczyli
najlepiej uzbrojeni rycerze. W dalszych szeregach do walki szli
wojownicy lżej zbrojni. Przed zwarciem, gdy chorągiew pędziła na
spotkanie z nieprzyjacielem, lżej zbrojni wojownicy ponad głowami
tych, którzy byli przed nimi, strzelali z kusz i z łuków w kierunku
nieprzyjaciela. Gdy doszło do zwarcia, wszyscy walczyli za pomocą
broni ręcznej.
Bitwa się przeciągała. W jej początkowej fazie Krzyżacy zdobyli
przewagę, na ziemię padła chorągiew Królestwa Polskiego. Szybko
jednak opanowano zamieszanie, chorągiew została podniesiona
i rycerze polscy ze zdwojoną energią ruszyli do boju. Jednak dopiero
po kilku godzinach walki Polacy zaczęli odnosić zwycięstwo. Widząc,
że wojska krzyżackie ustępują, Ulrich von Jungingen postanowił użyć
rezerw. Na czele dwudziestu chorągwi, jakimi jeszcze dysponował,
sam ruszył do boju. Nacierające nowe oddziały krzyżackie zagroziły
Jagielle. Król stał w otoczeniu niewielu rycerzy na wzgórzu z dala od
pola głównych zmagań. Gdy rezerwowe siły Krzyżaków ruszyły do
boju, znalazł się w niebezpieczeństwie. Tymczasem Krzyżacy nie
zwrócili uwagi na niewielką grupkę polskich rycerzy, nie wiedzieli, że
między nimi znajduje się wódz naczelny, sam Władysław Jagiełło.
Jednak od sił krzyżackich odłączył się jeden rycerz i zaatakował
króla. Jagiełło chciał mu stawić czoło, lecz uprzedził go młody
Zbigniew Oleśnicki. Choć był on duchownym, zachował się jak rycerz
i uratował króla, strącając napastnika z konia.
Użycie rezerw nie uratowało Krzyżaków. Uderzenie nie było tak
mocne, jak się tego spodziewał mistrz Ulrich. We wprowadzonych do
walki chorągwiach służyło wielu rycerzy polskich z ziemi
chełmińskiej i Pomorza, nie przejawiali oni zbytniej chęci do walki ze
swymi rodakami. Część z nich poddała się, niemal nie walcząc.
Użycie rezerw nie przeważyło szali również dlatego, że Jagiełło także
miał rezerwy. Zachował je dłużej niż mistrz krzyżacki i użył ich
w ostatniej, decydującej fazie walki.
Pod wieczór bitwa zakończyła się całkowitym zwycięstwem wojsk
polsko-litewskich. Na polu walki padł wielki mistrz Ulrich von
Jungingen i wielu krzyżackich komturów, armia krzyżacka została
rozbita. Wojska Jagiełły wzięły do niewoli bardzo wielu jeńców,
zdobyty też został krzyżacki obóz. Po jego opanowaniu Jagiełło
nakazał roztrzaskać beczki z winem przygotowanym przez Krzyżaków
na świętowanie zwycięstwa. Król nie chciał, aby jego wojownicy po
wypiciu wina stracili na jakiś czas swe siły bojowe.
Po zwycięstwie król ogłosił trzydniowy odpoczynek dla swej armii.
Zarzuca się czasem Jagielle, że zamiast natychmiast ruszyć
w kierunku Malborka, zmarnował całe trzy dni. Jednak taki
odpoczynek był konieczny. Wojska polsko-litewskie po forsownych
marszach i po morderczej bitwie były bardzo zmęczone, bez
odpoczynku nie mogły prowadzić dalszej wojny. Mimo to pod
Malborkiem znalazły się szybko, oblężenie zaczęło się dziesięć dni po
Grunwaldzie.
Po ogromnym sukcesie Jagiełły wydawało się, że dni zakonu są już
policzone. Królowi polskiemu poddawały się krzyżackie zamki,
mieszczanie wielu miast pruskich gotowi byli złożyć mu hołd. Nawet
pruscy biskupi wyrazili chęć podporządkowania się Polsce. Zakon
uratował komtur Świecia Henryk von Plauen. Nie brał on udziału
w bitwie pod Grunwaldem, jego zadaniem była obrona Pomorza. Na
wieść o klęsce krzyżackiej ruszył wraz z dowodzonym przez siebie
wojskiem do Malborka. Udało mu się tam dotrzeć przed armią
królewską i zdążył przygotować zamek do obrony.
Malbork był jedną z najpotężniejszych twierdz europejskich,
zaopatrzono go w żywność i środki obrony. Zdobycie Malborka
szturmem było właściwie niemożliwe, oblężenie musiałoby być
bardzo długie. Król Jagiełło liczył zapewne na upadek ducha
obrońców. Uważał, że Krzyżacy, widząc powszechne niemal
poddawanie się miast i zamków, zwątpią w możliwość
przeciwstawienia się jego wojskom. Henryk von Plauen jednak się nie
poddawał. Nie załamał się nawet wtedy, gdy Polacy pod Koronowem
rozbili śpieszących na pomoc Krzyżakom rycerzy z Niemiec.
Obrońcom Malborka zaczynała też sprzyjać sytuacja
międzynarodowa.
Nie miały większego znaczenia militarnego działania zbrojne
krzyżackiego sojusznika, króla Węgier Zygmunta. Na jego rozkaz
wojska węgierskie pod dowództwem Polaka, Ścibora ze Ściborzyc,
wkroczyły na Sądecczyznę. Bez większych trudności zostały odparte
przez pozostawione do obrony południowych granic rycerstwo
polskie. Po tej klęsce król węgierski nie próbował już akcji zbrojnych,
natomiast pomagał Krzyżakom poprzez działania dyplomatyczne.
Zygmunt był groźnym przeciwnikiem, bo w 1410 roku został
wybrany na króla Niemiec. Wspierając zakon postępował zgodnie
z nastrojami, jakie panowały w Niemczech. Tam Krzyżacy mieli dobrą
opinię, ich walka z Polską i Litwą była przedstawiana jako walka
z poganami i schizmatykami. Nawet przychylne wcześniej Polsce
papiestwo było teraz gotowe wziąć zakon w obronę. To wszystko
musiał brać pod uwagę Jagiełło w swoich poczynaniach.
Oblężenie Malborka się przeciągało. Spod murów zamkowych
pierwszy odstąpił Witold wraz ze swymi oddziałami. Musiał to zrobić,
gdyż Litwie zagrażali Krzyżacy z Inflant. Następnie wycofały się
wojska książąt mazowieckich. W końcu Jagiełło zdecydował się na
zwinięcie oblężenia. Zamek malborski był nie do zdobycia, a zbliżała
się zima. Dalej oblężenia nie dało się prowadzić.
Gdy wojska polskie odstąpiły spod Malborka, rozpoczęto rozmowy
pokojowe. Po ustaleniu wstępnych porozumień przez dyplomatów
obu stron Jagiełło spotkał się z nowym mistrzem krzyżackim
Henrykiem von Plauenem. Rozmowy trwały długo, w końcu 1 lutego
1411 roku podpisano pokój.
Warunki pokoju toruńskiego nie odpowiadały polsko-litewskiemu
zwycięstwu. Polska nie odzyskiwała żadnych terytoriów, Krzyżacy
zgadzali się tylko na pozostawienie Litwie Żmudzi, ale czasowo, do
śmierci Witolda. Zgadzali się też na wypłacenie 100 tysięcy kop
groszy praskich za wypuszczenie jeńców. Bez rozstrzygnięcia
pozostawiono sprawę Santoka i Drezdenka. Uzgodniono, że o ich losie
zadecyduje późniejszy sąd arbitrażowy. Wydaje się, że w ówczesnej
sytuacji politycznej, bez zdobycia Malborka, lepsze warunki pokoju
nie były możliwe do uzyskania. Należy jednak zauważyć, że
przegrana wojna wyczerpała siły zakonu. Ogromny wysiłek związany
z wystawieniem wojsk i kontrybucją zapłaconą Polsce podkopał
zakonne finanse. Nigdy już nie wróciły one do stanu równowagi. Bez
Grunwaldu niemożliwe byłyby późniejsze polskie sukcesy
w następnych walkach z Krzyżakami.
Pokój z zakonem został zawarty, teraz należało porozumieć się
z Węgrami. Społeczeństwa obu państw pragnęły pokoju, natomiast
Polakom trudno było porozumieć się z królem Zygmuntem
Luksemburskim, który nadal był sojusznikiem zakonu. Jednak teraz
pozycja międzynarodowa Jagiełły znacznie się wzmocniła. Król polski
znalazł poparcie w Wenecji, która prowadziła z Węgrami spór
o Dalmację, do Polski przybył poseł wenecki, proponując wspólne
działania. Jagielle udało się też porozumieć z Habsburgami, książę
Austrii Ernest Żelazny poślubił Cymbarkę, córkę polskiego lennika,
księcia mazowieckiego Siemowita IV. Jagiełło mógł również liczyć na
innego swego lennika, wojewodę mołdawskiego, ponadto Polska
nawiązała sojusz z wojewodą wołoskim. W tej sytuacji Zygmunt
Luksemburski poczuł się osaczony, zgodził się więc na rozmowy. Na
pokoju z Zygmuntem zależało nie tylko Jagielle, ale także Witoldowi.
Pragnął on rozerwać przymierze krzyżacko-luksemburskie, gdyż
znowu postawił sobie za cel zdobycie dominacji na wschodzie.
Pokój polsko-węgierski został podpisany w 1412 roku w Lubowli,
podczas spotkania Jagiełły z Zygmuntem Luksemburskim. Poza
przymierzem przeciwko wszystkim wrogom ustalono, że Ruś
pozostanie polska do śmierci Jagiełły, a po następnych piętnastu
latach sąd polubowny rozstrzygnie, do którego z państw ma należeć.
Dokonano też rozgraniczenia stref wpływów. Królowie zgodzili się,
aby Mołdawia pozostała lennem Polski, natomiast Wołoszczyzna
miała podlegać Węgrom. Na zjeździe w Lubowli Jagiełło dokonał też
mistrzowskiego posunięcia. Pożyczył stale potrzebującemu pieniędzy
Zygmuntowi 37 tysięcy kop groszy, które mu się jeszcze należały jako
odszkodowanie od Krzyżaków. Teraz już nie on, lecz Zygmunt zaczął
naciskać na ich oddanie. W zamian Polska dostawała w zastaw
szesnaście miast spiskich. Ponieważ Węgry nigdy tych pieniędzy nie
oddały, miasta spiskie pozostały przy Polsce aż do rozbiorów. Pokój
między Polską i Węgrami rozbijał sojusz Zygmunta z zakonem.
W jego wyniku pozycja Krzyżaków zdecydowanie osłabła.
DYPLOMACJA I WOJNY

Po zakończeniu wojny z zakonem krzyżackim konieczne się stało


ponowne ustalenie zasad unii polsko-litewskiej. Choć Polacy
przypominali, że Litwa miała zostać włączona do Królestwa
Polskiego, nikt już nie myślał o wypełnieniu tego postanowienia unii
krewskiej. Polakom zależało jednak na trwałości związku, gotowi
więc byli ponownie zdefiniować zasady wspólnoty. Gwarantem
odrębności Wielkiego Księstwa był Witold. Zdawał on sobie jednak
sprawę z tego, że Litwie potrzebne jest wsparcie Polski. Było ono
konieczne ze względu na Krzyżaków, którzy nawoływali do krucjaty
przeciwko pogańskiej, jak twierdzili, Litwie. Krzyżacy ciągle jeszcze
się łudzili, że można unię rozbić, i starali się traktować Polskę i Litwę
jak dwa niezależne państwa. Witoldowi zależało na trwałości unii,
gdyż miał daleko idące plany wschodnie, które nie były możliwe do
zrealizowania bez pomocy Polski.
W 1413 roku Jagiełło z Witoldem spotkali się w Horodle nad
Bugiem. Przyjechali tam również przedstawiciele Polski i Litwy
i ustanowiono nową unię. W wyniku zawartej umowy Witold miał
nadal sprawować na Litwie władzę wielkiego księcia. Choć w akcie
wydanym przez polską delegację znalazł się zwrot mówiący
o inkorporacji Litwy do Polski, to jednak nikt już nie myślał o jego
zrealizowaniu. W uzgodnionym traktacie nie wspomniano, że po
śmierci Witolda Litwa zostanie wcielona do Królestwa Polskiego, lecz
że jego następca zostanie wyznaczony za zgodą króla i Polaków.
A więc strona polska uznawała istnienie odrębnego od Polski, choć
z nią połączonego państwa litewskiego. Polacy zgodzili się też, aby po
śmierci polskiego króla w wyborze jego następcy brali udział Litwini.
Unia polsko-litewska miała trwać nawet po ewentualnym wygaśnięciu
rodu króla Władysława. W Horodle nastąpiło też przyjęcie 47 rodów
litewskich do wspólnoty herbowej z polskimi rodami.
Mogłoby się wydawać, że po zagwarantowaniu odrębności
państwowej Litwy unia uległa osłabieniu. Jednak dzięki zbrataniu się
szlachty polskiej i litewskiej związek ten się wzmocnił. Wzmocnienie
to wynikało też z postanowień przewidujących głos szlachty polskiej
przy wyborze następnego wielkiego księcia Litwy i głos Litwinów
przy elekcji następnego króla Polski. Ponadto nastąpiło upodobnienie
administracji litewskiej do polskiej, na Litwie zostały utworzone
województwa. Przewidziano również wspólne polsko-litewskie zjazdy
dla podejmowania zasadniczych decyzji politycznych.
Zawarcie unii horodelskiej uświadomiło Krzyżakom dobitnie, że nie
uda im się rozbić unii. Mimo to pod rządami Henryka von Plauena
Krzyżacy nie byli gotowi do ustępstw na rzecz Polski. Nad stosunkami
obu państw ciążyła sprawa Santoka i Drezdenka, ale też na całej
niemal granicy Polacy nie mogli dojść do porozumienia z zakonem
w sprawie delimitacji. Henryk von Plauen nie godził się na postulaty
polskie. Popierany przez radę koronną Jagiełło oskarżał Krzyżaków
o niechęć do zawarcia pokoju. Przyznać trzeba, że postulaty polskie
szły coraz dalej, Polacy zaczęli powoływać się na wyrok sądu
papieskiego z 1339 roku, który nakazywał zakonowi oddać Polsce
Pomorze. Wysuwając tak daleko idące roszczenia, Polacy liczyli na
przychylność Zygmunta Luksemburskiego, który miał być mediatorem
w sporze. Wszystko wskazywało na to, że się nie zawiodą. Przysłany
do Polski poseł węgierski Benedykt Makray, który miał na miejscu
zbadać, która ze stron ma rację, opowiedział się po stronie Polski.
Stwierdził, że to Krzyżacy naruszają warunki pokoju. Jednak Zygmunt
zwlekał z rozpoczęciem mediacji.
Pomiędzy Polską i zakonem znowu więc zaczęło wzrastać napięcie.
Obawiający się wojny dostojnicy krzyżaccy obalili
bezkompromisowego mistrza Henryka von Plauena i na jego miejsce
wybrali bardziej ugodowego Michala Küchmeistra. Jednak nawet
z nim nie udało się Jagielle dojść do porozumienia. W końcu król
polski wypowiedział zakonowi wojnę.
Następna wojna polsko-krzyżacka wybuchła w 1414 roku. Tym
razem państwo zakonne nie mogło przeciwstawić się przeważającym
siłom polskim. Dowódcy krzyżaccy przed wkroczeniem polskiej armii
zniszczyli wszystkie zapasy żywności, aby uniemożliwić jej
aprowizację. Sami zaś zamknęli się w zamkach. Była to skuteczna
forma obrony. Wojska polskie doszły aż do Elbląga, nie zdołały
jednak zdobyć żadnego zamku. Taktyka ta nie mogła jednak dać
Krzyżakom zwycięstwa. Była też samobójcza. Wskutek zniszczenia
zapasów na ziemiach zakonnych wybuchł głód.
W wojnie tej Polacy zdecydowanie przeważali. Jednak z powodu
niemożności zdobycia zamków krzyżackich konieczne stało się
zakończenie działań.
Do zawarcia rozejmu przyczynił się legat papieski, przy jego
pośrednictwie zgodzono się rozstrzygnąć spór na forum
międzynarodowym. Forum tym miał być zwołany właśnie do
Konstancji sobór powszechny.
Sobór miał rozstrzygnąć problemy, jakie stanęły przed Kościołem
katolickim. Od 1378 roku Europę Zachodnią rozdzierała schizma
papieska, dwóch papieży, rzymski i awinioński, walczyło między sobą
o prymat w Kościele. Do jedności miał doprowadzić obradujący
w 1409 roku sobór pizański. W Pizie złożono z urzędu obu
konkurujących ze sobą papieży i na ich miejsce wybrano nowego
następcę św. Piotra. Nie zlikwidowało to schizmy. Żaden ze
zdetronizowanych papieży nie zrezygnował, za głowę Kościoła uważał
się też papież wybrany w Pizie. Schizmę papieską miał ostatecznie
zlikwidować sobór zwołany w 1414 roku do Konstancji. Kościół
tamtych czasów nurtowały także inne problemy, toczyła się dyskusja
nad tym, czy ważniejsza jest władza papieża czy soboru.
Hierarchowie kościelni musieli się również ustosunkować do
czeskiego ruchu husyckiego. Wobec tych problemów dla większości
uczestników soboru konflikt polsko-krzyżacki był sprawą
drugorzędną. Był on jednak bardzo ważny zarówno dla Krzyżaków,
jak i dla Polski i Litwy.
Do Konstancji pojechała bardzo silna polska delegacja. Na jej czele
stanął arcybiskup Mikołaj Trąba, towarzyszyli mu biskupi kujawski
Jan Kropidło i płocki Jakub, w jej składzie znaleźli się uczeni
z Akademii Krakowskiej, Andrzej Laskarz i Paweł Włodkowic.
Hierarchom kościelnym i uczonym towarzyszyli świeccy delegaci,
kasztelan kaliski Janusz z Tuliszkowa i najwybitniejszy polski rycerz,
Zawisza Czarny z Garbowa. Na soborze Andrzej Laskarz, który był
zwolennikiem przewagi soboru nad papieżem, zajął się problemami
Kościoła. Ostatecznie poparł wybór papieża soborowego, Marcina V.
Paweł Włodkowic natomiast zaangażował się w spór polsko-
krzyżacki.
Delegacja polska przyjechała do Konstancji wraz z kilkoma
ochrzczonymi Żmudzinami. Ich obecność zrobiła na uczestnikach
soboru duże wrażenie. Krzyżacy przez wiele lat panowania nad
Żmudzią nie schrystianizowali tej ziemi, Polacy natomiast
udowodnili, że pod władzą Witolda chrześcijaństwo zaczyna się tam
rozwijać. Już trzy lata później powstało żmudzkie biskupstwo
w Miednikach.
W Konstancji miała miejsce dyskusja polsko-krzyżacka. Z uczonym
referatem wystąpił profesor Akademii Krakowskiej, prawnik Paweł
Włodkowic. Nie wdawał się on w szczegółowe dowodzenie polskich
i litewskich praw do poszczególnych ziem. Takie dowodzenie nie
miało sensu, uczestnicy soboru nie znali problemu, zagadnienia
szczegółowe zapewne by ich znudziły. Wygłosił natomiast uczony
wykład na temat prawa pogan do posiadania własnych państw.
Dowodził, że gdy nie atakują chrześcijan, to wojna z nimi nie jest
wojną sprawiedliwą. Było to zupełnie nowe postawienie problemu,
dotychczas w państwach chrześcijańskich istniało przekonanie, że
pogan należy nawracać nawet siłą. Polski uczony zakwestionował też
prawo cesarza do dysponowania ziemiami pogan. Traktat
Włodkowica jest bardzo ważnym polskim wkładem do teorii prawa
międzynarodowego.
Odpowiedź przedstawiciela Krzyżaków, Jana Falkenberga, nie
dorównywała poziomem wystąpieniu Polaka. Falkenberg wygłosił
paszkwil wymierzony w króla polskiego. Wystąpienie Falkenberga
spotkało się z potępieniem, został on zmuszony do jego odwołania.
W dyskusji z Krzyżakami delegacja polska wygrała. Dzięki
wystąpieniom polskich delegatów europejska opinia publiczna powoli
zaczynała rozumieć racje polskie. Poparcie dla zakonu stawało się
coraz słabsze, coraz mniej rycerzy było gotowych wyruszyć do Prus
i walczyć w szeregach wojsk zakonnych.
Sobór w Konstancji trwał do 1418 roku. Arcybiskup Mikołaj Trąba
powrócił z niego z tytułem prymasa Polski. Polscy delegaci, biorąc
żywy udział w obradach, dali się poznać jako równoprawni uczestnicy
ówczesnych dyskusji. Polacy próbowali też doprowadzić do unii
Kościołów katolickiego i prawosławnego. Jednak sobór nie zajął się tą
sprawą.
Na soborze nie został rozwiązany spór polsko-krzyżacki. Powodem
sporu nie były drobne zatargi graniczne, lecz ziemie polskie, które
kiedyś zakon opanował. Krzyżacy starali się podważyć pokój toruński
zawarty w 1411 roku po wielkiej wojnie. Ponieważ szybko się
okazało, jak słaba jest ich pozycja, zmienili zdanie i zaczęli bronić
zawartych w Toruniu postanowień. Strona polska natomiast zaczęła
wysuwać coraz dalej idące żądania. Teraz Polacy skłonni byli
odrzucić pokój toruński i zaczęli domagać się zwrotu Pomorza, ziem
chełmińskiej i michałowskiej. Przypominali wyrok sądu papieskiego
z 1339 roku.
Król Jagiełło oraz wspierające go w tej sprawie stronnictwo
z kanclerzem Wojciechem Jastrzębcem na czele, popierane przez
Witolda, dążyło do poddania sporu z zakonem pod sąd arbitrażowy
Zygmunta Luksemburskiego. Po pokoju w Lubowli Zygmunt zdawał
się popierać stronę polską. Krzyżacy natomiast starali się o mediację
papieską. Ostatecznie jednak, po polskiej groźbie wszczęcia wojny,
zgodzili się na arbitraż Zygmunta. Czuli się zagrożeni, gdyż Jagiełło
zawarł sojusz z Erykiem Pomorskim, królem Danii, Szwecji
i Norwegii.
W Polsce oczekiwano korzystnego wyroku, nastroje te wzmacniał
Zygmunt, jednak zmieniła się sytuacja polityczna. W 1419 roku zmarł
bezpotomnie król czeski Wacław IV. Zygmunt Luksemburski był
prawnym następcą swego brata. Nie zgadzali się jednak na niego
Czesi, gdyż Zygmunt doprowadził w Konstancji do potępienia
i spalenia na stosie Jana Husa. Stało się oczywiste, że koronę czeską
może on zdobyć tylko siłą. Spodziewając się wojny, nie mógł zrażać
do siebie opinii niemieckiej, a w Rzeszy zakon krzyżacki nadal cieszył
się poparciem. Dlatego we Wrocławiu w 1420 roku Zygmunt wydał
wyrok korzystny dla zakonu. W jego sentencji było potwierdzenie
pokoju z 1411 roku.
Wyrok wrocławski wywołał w Polsce oburzenie. Na zjeździe
w Łęczycy zaatakowano jednego z twórców polskiej polityki,
Wojciecha Jastrzębca. Zarzucono mu błędy polityczne. Wyrosło też
nowe ugrupowanie, do którego weszli tacy politycy, jak Jan
z Tarnowa, Piotr Szafraniec czy Mikołaj Michałowski. Politycy ci
domagali się zerwania z Zygmuntem i oddania sporu pod sąd
papieski. Również Witold zmienił swą politykę. Poprzednio był
zwolennikiem sojuszu z Zygmuntem, teraz stał się jego
przeciwnikiem.
Po wyroku wrocławskim sytuacja Polski stała się trudna. Znowu
król węgierski, a zarazem niemiecki, popierał Krzyżaków. Na ich
stronę przeszedł również niedawny polski sprzymierzeniec, Eryk
Pomorski. Zmusiło to Jagiełłę i radę królewską do podjęcia
energicznych działań dyplomatycznych. W 1421 roku został zawarty
antykrzyżacki sojusz z margrabią brandenburskim, Fryderykiem
Hohenzollernem. Uzgodniono, że syn margrabiego, również Fryderyk,
gdy dorośnie, zostanie mężem Jadwigi, córki Jagiełły. Ponieważ
Jadwiga była następczynią tronu, dawało to Fryderykowi nadzieję na
polską koronę. Jagiełło wysłał także poselstwo do papieża z prośbą
o mediację.
Papież Marcin V skierował do Prus legata, którym został przychylny
Polsce Antoni Zeno. Legat papieski doprowadził do rozpoczęcia
procesu polsko-krzyżackiego. Zostali przesłuchani liczni polscy
świadkowie, jednak papież nie zdecydował się ostatecznie na wydanie
wyroku.
Wraz ze zwycięstwem husytów w Czechach skomplikowała się
sytuacja międzynarodowa. Zygmunt Luksemburski prowadził na
Czechów kolejne krucjaty, za każdym razem ponosząc klęski. Ale
sytuacja czeskich husytów nie była łatwa. Czechom zagrażały ataki
z Niemiec i Węgier, nie znaleźli oni poparcia na Śląsku. Dostrzegając
konflikt pomiędzy Polską i Zygmuntem, zaproponowali koronę czeską
królowi polskiemu. Ani Jagiełło, ani Witold, nie przyjęli propozycji,
ale też jej nie odrzucili. Króla i księcia wspierali ci z doradców, którzy
uważali, że należy zerwać z Zygmuntem i zbliżyć się do papieża.
Okazało się to nierealne, papież bardzo ostro potraktował husytów
i wezwał do krucjaty antyhusyckiej.
Rozmowy Czechów z Jagiełłą bardzo zaniepokoiły Zygmunta. Mógł
czuć się niepewnie, gdyż Polska była już sprzymierzona
z Brandenburgią. Zareagował więc natychmiast, proponując
owdowiałemu niedawno Jagielle małżeństwo z wdową po jego bracie
Wacławie, Ofką. Miała ona w posagu wnieść Śląsk. Dla Polski była to
korzystna propozycja, mocno popierał ją rozpoczynający swoją wielką
karierę Zbigniew Oleśnicki, któremu bardzo zależało na odzyskaniu
tej ziemi. Propozycja Zygmunta została przyjęta przez Polaków na
zjeździe w Niepołomicach, nie doczekała się jednak realizacji.
Przeciwny jej był Witold, który wkrótce doprowadził do małżeństwa
Jagiełły z siedemnastoletnią księżniczką ruską, swą siostrzenicą Zofią
Holszańską. Nowe małżeństwo króla nie spotkało się z poparciem
w Polsce. W wyniku jego zawarcia porozumienie z Zygmuntem stało
się trudniejsze, a ostatecznie uniemożliwił je Witold, który przyjął
koronę ofiarowaną mu przez czeskich husytów. Ponieważ jednak sam
nie mógł wyjechać do Czech, wysłał tam Zygmunta Korybutowicza
jako swego namiestnika. Pojawienie się namiestnika Witolda
w Czechach natychmiast wywołało reakcję zarówno papieża, jak
i Zygmunta Luksemburskiego. Papież wezwał do odwołania z Czech
księcia litewskiego, Zygmunt natomiast zaapelował do Krzyżaków,
aby uderzyli na Polskę.
Krzyżacy nie stanowili dla Polski zagrożenia, byli na to zbyt słabi.
Jednak w sojuszu z Zygmuntem Luksemburskim mogli być groźni.
Dlatego Jagiełło, uprzedzając dalsze wydarzenia, sam rozpoczął
wojnę z zakonem. Polskie wojska zebrały się pod Czerwińskiem,
a potem wkroczyły do Prus. Krzyżacy nie zdecydowali się na
stawienie oporu w polu i zamknęli się w zamkach. Wojskom polskim
udało się zdobyć kilka twierdz, zdobywanie następnych wymagałoby
wiele czasu. Obie strony zaczęły dążyć do zawarcia pokoju. Na pokoju
bardziej zależało Krzyżakom, bo to na ich terytorium toczyła się
wojna.
We wrześniu 1422 roku nad jeziorem Melno został podpisany pokój
polsko-krzyżacki. W myśl ustalonych tam warunków Polska
odzyskiwała niektóre krzyżackie posiadłości na Kujawach.
Postanowiono też, że Żmudź na zawsze już będzie częścią Litwy.
Wraz z zawarciem pokoju przekreślono wrocławski wyrok Zygmunta
Luksemburskiego. Pozwalało to Polakom liczyć na dalsze sukcesy. Na
życzenie strony polskiej gwarantami pokoju uczyniono społeczeństwa
zarówno Polski, jak i państwa zakonnego. Gwarantując pokój,
poddani zakonu uzyskiwali status podmiotu politycznego, ważnego
czynnika tak w stosunkach polsko-krzyżackich, jak i wewnątrz
państwa zakonnego.
W pierwszych dziesięcioleciach XV wieku wpływy husytyzmu
zaczęły przenikać również do Polski. Stały się silniejsze po wybuchu
wojen husyckich. Polaków nie interesowały na ogół podnoszone przez
zwolenników Husa problemy doktrynalne, dawali natomiast posłuch
hasłom nawołującym do stworzenia ubogiego Kościoła. Głównym
powodem konfliktów, jakie wybuchały pomiędzy częścią polskiej
szlachty a hierarchami kościelnymi, były spory o dziesięcinę. Zgodnie
ze starym zwyczajem szlachta miała prawo do płacenia dziesięciny
dowolnej parafii, biskupi starali się prawo to ograniczyć lub zupełnie
zlikwidować. Z powodu sporów o dziesięcinę wiele osób pozywano
przed trybunały kościelne, a nawet przed sąd papieski. Budziło to
opór. Dlatego hasła stworzenia ubogiego Kościoła trafiały
w niektórych częściach Polski na podatny grunt. Stosunek do
husytyzmu stał się też jednym z czynników powodujących podział
polskiej elity politycznej na przeciwstawne stronnictwa.
Hierarchia duchowna była przeciwna husytyzmowi, biskupi
wydawali na synodach statuty nakazujące zwalczać wszelkie jego
przejawy. Jednym z głównych przeciwników przenikającej z Czech
doktryny był Zbigniew Oleśnicki. Natomiast część szlachty, a także
należących do rady królewskiej magnatów była znacznie bardziej
przychylnie nastawiona do haseł husyckich. Stosunek do husytyzmu
nie był najważniejszym problemem dzielącym Polaków, nałożył się on
jednak na inne kontrowersje polityczne. Wszyscy ci, którzy
przychylnie patrzyli na nauki Husa, uważali, że Jagiełło lub Witold
powinni przyjąć koronę czeską. Ich przeciwnicy dążyli do odrzucenia
husyckiej propozycji.
W końcu XIV i na początku XV wieku wielkie znaczenie w Polsce
miała rada królewska, w której najważniejszą rolę odgrywali panowie
małopolscy. Oni zadecydowali o małżeństwie królowej Jadwigi i unii
polsko-litewskiej. Za panowania Jagiełły, zwłaszcza w późniejszych
latach, znaczenie rady królewskiej, a także zwoływanych czasem
zjazdów poważnie wzrosło. Nie zawsze jednak głos najwyższej elity
możnowładczej był zgodny, wśród polityków kierujących państwem
pojawiały się różnice zdań. W latach dwudziestych XV wieku
przewagę zaczęło zdobywać stronnictwo kierowane przez nowego
biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego, zmniejszyły się
natomiast wpływy Witolda, związanego z nim arcybiskupa Wojciecha
Jastrzębca i ich zwolenników. Oleśnicki dążył do zmiany polskiej
polityki. Uważał, że należy skończyć z popieraniem husytów
i doprowadzić do zawarcia porozumienia z Zygmuntem
Luksemburskim. Do jego zdania przychylił się król Jagiełło i w 1423
roku spotkał się z królem Niemiec i Węgier w Kieżmarku. Odnowiono
tam porozumienie z Lubowli. Jagiełło zobowiązał się również, że nie
będzie popierał husytów, Zygmunt natomiast uznał warunki
zawartego nad jeziorem Melno pokoju polsko-krzyżackiego. Był to
duży polski sukces, gdyż ponownie został zerwany sojusz Zygmunta
z zakonem krzyżackim. W wyniku porozumienia Jagiełło odwołał
z Czech Zygmunta Korybutowicza.
OSTATNIE LATA JAGIEŁŁY. PROBLEMY
SUKCESYJNE

W latach dwudziestych XV wieku króla i opinię publiczną w Polsce


zaczął nurtować problem następstwa tronu. Jagiełło był czterokrotnie
żonaty. Po raz pierwszy ożenił się z Jadwigą i dzięki temu
małżeństwu został królem Polski. Niestety, córka Jadwigi i Jagiełły
zmarła zaraz po porodzie, w kilka dni później zmarła jej matka.
Z drugą swą żoną, również potomkinią Piastów, Anną, Jagiełło miał
córkę Jadwigę. W niej powszechnie widziano następczynię tronu.
W 1421 roku, po układzie z Brandenburgią, postanowiono, że jej
mężem będzie Fryderyk, syn margrabiego brandenburskiego. Mały
Fryderyk przyjechał nawet do Polski, aby uczyć się języka
i obyczajów swych przyszłych poddanych. Po śmierci Anny Jagiełło
ożenił się po raz trzeci. Jego wybranką była córka Ottona z Pilicy,
Elżbieta Granowska. Musiała to być wielka miłość króla. Ożenił się
z nią, choć była już niemłodą wdową. Zrobił to wbrew polskiej opinii
publicznej, w Polsce nie było bowiem zgody na małżeństwo króla
z własną poddaną. Mimo powszechnego oporu Jagiełło doprowadził
do koronacji swej nowej żony. Małżeństwo to nie trwało długo,
Elżbieta zmarła, nie rodząc królowi potomka. Po jej śmierci, za
namową Witolda Jagiełło poprosił o rękę mającej siedemnaście lat
ruskiej księżniczki Zofii Holszańskiej. I tym razem panowie polscy
byli przeciwni, jednak mimo ich oporu doszło do ślubu i Zofia została
koronowana. Po ślubie z Zofią zaczęli się rodzić synowie królewscy.
W 1424 roku przyszedł na świat Władysław, dwa lata później
Kazimierz, a gdy ten niebawem zmarł, narodził się następny syn
również nazwany Kazimierzem. Synowie Jagiełły mieli
niekwestionowane przez nikogo prawo do tronu litewskiego, nie mieli
natomiast praw do korony polskiej. Ani Jagiełło, ani Zofia nie
pochodzili z rodu Piastów. Polakom jednak zależało na utrzymaniu
unii z Litwą. Unia mogła być zachowana tylko wtedy, gdy synowie
Jagiełły będą panować w Polsce.
Pierwsi gotowi byli uznać sukcesję synów królewskich mieszczanie.
Jagiełło pozyskał ich, nadając ponad dwudziestu miastom przywileje.
Najważniejsza była jednak szlachta. Potrafiła ona już wcześniej
wymóc na królu dogodne dla siebie prawa. W 1422 roku, w obozie
wojskowym pod Czerwińskiem, król musiał ulec żądaniom rycerstwa
i wydał przywilej, w którym zagwarantował szlachcie sądy według
pisanego prawa, zobowiązał się, że nie będzie konfiskował majątków
dziedzicznych bez prawomocnego wyroku i uznał za nielegalne
łączenie urzędów starosty z urzędem sędziego. Rok później w Warcie
ogłosił statut, w którym został uściślony zakres sądownictwa
starościńskiego, a także znalazło się w nim postanowienie
o przymusowym wykupie sołectw z rąk sołtysów „krnąbrnych
i nieużytecznych”.
Po przyjściu na świat królewskich synów przed szlachtą otworzyły
się nowe możliwości. Ponieważ było oczywiste, że królowi zależy na
polskiej sukcesji jego synów, można mu było stawiać warunki.
Przedstawiciele szlachty szantażowali króla, wysuwając kandydaturę
Fryderyka brandenburskiego. Nikomu jednak nie zależało na
odsunięciu potomków królewskich od tronu, chodziło tylko
o przywileje.
W 1425 roku, na zjeździe w Brześciu, król wystąpił o uznanie
swego syna jego następcą. Dla szlachty był to moment do rozpoczęcia
walki o nowe prawa. Akcją kierował Zbigniew Oleśnicki. Zebrane na
zjeździe rycerstwo postanowiło uznać jednego z królewskich synów za
następcę tronu, ale pod warunkiem, że potwierdzi on w przyszłości
przywileje szlacheckie. Jagiełło nie chciał się zgodzić na ten warunek,
więc uczestnicy zjazdu spisany już akt uznania złożyli w ręce
Oleśnickiego. Akt ten został ponownie przedłożony królowi na
następnym zjeździe zwołanym w 1426 roku do Łęczycy. Tam znowu
Jagiełło nie chciał uznać postulatów rycerstwa. Wtedy Oleśnicki
oddał akt z Brześcia szlachcie, a ta pocięła dokument mieczami.
W tej napiętej sytuacji doszło do konfliktu z książętami
mazowieckimi. Pretekstem do rozpoczęcia sporu był podatek
nałożony przez papieża na duchowieństwo, a przeznaczony na walkę
z husytami. Na synodzie zwołanym do Łęczycy przedstawiciel biskupa
płockiego stwierdził, że duchowni z Mazowsza nie będą płacić, gdyż
Mazowsze ma własnych książąt i tam gdzie oni władają, nie
obowiązują rozporządzenia dotyczące ziem Korony Polskiej. Było to
wyraźne zakwestionowanie podległości Mazowsza Polsce. Jagiełło
wezwał więc książąt mazowieckich do ponownego złożenia mu hołdu
lennego. Siemowit i Janusz zwlekali z odpowiedzią, uzyskali
natomiast od Zygmunta Luksemburskiego potwierdzenie dokumentu
Jana czeskiego z 1329 roku, w którym Wacław płocki złożył królowi
czeskiemu hołd. Bardzo to zaniepokoiło Jagiełłę, który zażądał
natychmiastowego podporządkowania się mu książąt mazowieckich.
Choć niechętnie, musieli się w końcu ukorzyć.
W latach dwudziestych XV wieku Jagiełłę zaprzątały sprawy
polskie. W tym czasie Witold był już niekwestionowanym władcą
Litwy. Stosunki pomiędzy Polską i Litwą układały się zgodnie z unią
w Horodle, społeczeństwa obu państw były sobie coraz bliższe. Mimo
to Wielkie Księstwo było odrębnym państwem, którego władca
prowadził własną politykę. Witold był potężny, postanowił więc
rozszerzyć swe wpływy na następne księstwa ruskie. Sytuacja była
bardzo dogodna, gdyż zmarł książę moskiewski Wasyl I, mąż Zofii,
córki Witolda, a wielki książę litewski został opiekunem swego
wnuka, małego księcia moskiewskiego Wasyla II. Teraz nie musiał się
obawiać przeciwdziałania Moskwy. Jednak przed akcją na wschodzie
postarał się o zabezpieczenie swej zachodniej granicy i porozumiał się
z Krzyżakami. Zrobił to, choć w tym czasie stosunki polsko-krzyżackie
były bardzo złe. Mimo to miał on poparcie Jagiełły, który popadł
w spór z panami koronnymi i polską szlachtą. Nie będąc pewnym
sukcesji swoich synów w Polsce, pragnął wzmocnienia Litwy.
W latach 1425-1428 Witold zorganizował kilka wypraw na wschód,
podporządkował sobie liczne ruskie księstwa, także Psków
i Nowogród. Wzmacniał też swoje wpływy na południu, nad
wybrzeżami Morza Czarnego, gdyż udało mu się ułożyć stosunki
z Tatarami. Sukcesy na wschodzie były tak wielkie, że Witold
przypomniał sobie o koronie, którą kiedyś proponował mu Zygmunt
Luksemburski, a której ze względu na sytuację polityczną nie przyjął.
Zygmunt Luksemburski nadal miał kłopoty z husytami. Nie mógł
ich pokonać, a bez tego koronacja na króla Czech była niemożliwa.
Ponosił też klęski w wojnie z Turcją. Obawiał się ponadto, że
popierany przez papieża Jagiełło odbierze mu Śląsk. Postanowił więc
doprowadzić do wewnętrznych sporów w Polsce poprzez skłócenie
króla ze szlachtą. Chciał też wywołać konflikt polsko-litewski. W tym
celu zaczął dążyć do spotkania z Jagiełłą i Witoldem. Spotkanie to
nastąpiło w Łucku w 1429 roku.
Do Łucka przyjechali król Polski Jagiełło i wielki książę litewski
Witold. Każdego z nich otaczali najwyżsi dostojnicy obu państw.
Ostatni przybył Zygmunt Luksemburski. Pretekstem do zwołania
zjazdu były sprawy mołdawskie. Zygmunt chciał także porozmawiać
na temat stosunku Polski i Litwy do husytyzmu, na temat zbliżającego
się soboru i ewentualnej unii kościelnej. Jednak zasadniczym jego
celem było doprowadzenie do osłabienia unii polsko-litewskiej.
W tym celu zaproponował Witoldowi koronę litewską. Książę litewski
propozycję przyjął, pragnął bowiem uwieńczyć swoje sukcesy koroną.
Również panowie litewscy zdecydowanie popierali ten projekt.
Zygmuntowi udało się też przekonać do tego planu Jagiełłę. Król
Polski gotów był się zgodzić na koronację Witolda, gdyż nadal nie był
pewny, czy Polacy uznają jednego z jego synów za swego władcę.
Gdyby do tego nie doszło, dziedziczyliby po Witoldzie już nie Wielkie
Księstwo, a Królestwo Litewskie. Propozycja Zygmunta spotkała się
natomiast ze zdecydowanym sprzeciwem polskich dostojników.
Polacy wiedzieli, że tak wielkie wyróżnienie Witolda doprowadzi do
poważnego osłabienia unii, a może nawet do jej zerwania. Zdawali
sobie sprawę, że gdyby do takiej koronacji doszło, Litwa mogłaby się
sprzymierzyć z Zygmuntem i z zakonem krzyżackim. Wtedy Polskę
otoczyłyby nieprzyjazne potęgi.
Po oficjalnej propozycji Zygmunta Witold zwrócił się do polskich
panów koronnych o akceptację i spotkał się ze zdecydowanym
sprzeciwem Oleśnickiego. Biskupa krakowskiego poparli pozostali
Polacy uczestniczący w zjeździe. Zaczęli naciskać na Jagiełłę, a nacisk
ten był tak silny, że król odwołał swą zgodę na koronację Witolda.
W tym momencie dalsze trwanie zjazdu było bezcelowe, król wraz
z Polakami opuścił Łuck.
Mimo niedopuszczenia do koronacji Witolda Oleśnicki pragnął
zachować dobre stosunki z księciem Litwy. Wiedział, że konieczne
jest oderwanie Witolda od związku z Zygmuntem Luksemburskim,
dlatego starał się zapewnić mu polską koronę po śmierci Jagiełły.
Plan ten jednak nie został zaakceptowany przez Witolda, książę Litwy
nadal dążył do uzyskania korony litewskiej. Popierał go w tym
Zygmunt.
Przebieg zjazdu w Łucku i upadek litewskich planów
koronacyjnych spowodowały osamotnienie Jagiełły. Ostatecznie
poparł Polaków, ale wszyscy wiedzieli, że wcześniej się zgodził na
koronację swego brata stryjecznego. Zarazem Polacy zdawali sobie
sprawę, że coraz pilniejsze staje się rozwiązanie problemu następstwa
po starzejącym się królu. Wiedzieli, że muszą uznać królewskiego
syna, lecz dążyli do uzyskania czegoś w zamian. Zarówno król, jak
i panowie koronni gotowi byli do ustępstw, jednak pozycja króla była
słabsza. Zgodził się więc na wydanie szlachcie polskiej nowego
przywileju.
W 1430 roku na zjeździe w Jedlni król Jagiełło wydał przywilej,
w którym powtórzył i rozszerzył to, co zawierał anulowany przywilej
brzeski. Najważniejszym jednak postanowieniem, jakie wtedy
zapadło, było stwierdzenie, że żaden szlachcic nie może być karany
bez wyroku sądowego. Neminem captivabimus nisi iure victum głosił
wydany dokument. Nam może się to wydawać rzeczą oczywistą,
dzisiaj nikt nie może być karany bez wyroku. Wtedy jednak było to
wielkie osiągnięcie. Na zjeździe postanowiono też, że przywileje
szlachty Królestwa Polskiego będą obowiązywać nie tylko na całej
Rusi Czerwonej, ale także na pozostającym pod władzą litewską
Podolu. W zamian Polacy zgodzili się, aby jeden z synów królewskich
został po śmierci Jagiełły królem Polski. Zastrzegli sobie jednak
prawo do wyboru pomiędzy nimi. W wydanym dokumencie znalazło
się zastrzeżenie, że następny władca musi zatwierdzić wszystkie
przywileje. Warunek ten został jednak wyrażony w znacznie
łagodniejszej formie niż w akcie brzeskim. Wydany w Jedlni przywilej
wyraźnie ukazał przewagę polskiej szlachty nad królem. Od jego
wydania polska monarchia stawała się monarchią elekcyjną.
Zachowane natomiast zostały zasady unii horodelskiej mówiące, że
przy wyborze władcy Polacy powinni wziąć pod uwagę „radę i wolę”
Witolda.
Mimo niepowodzenia w Łucku Witold wciąż myślał o koronie.
Nadal miał poparcie Zygmunta, natomiast papież sprzeciwiał się temu
wyróżnieniu. Również w Polsce starano się do tego nie dopuścić.
Uczeni Uniwersytetu Krakowskiego udowodnili, że cesarz nie ma
prawa nadawania koron. Zygmunt postanowił jednak doprowadzić do
koronacji w Wilnie i w tym celu wysłał nawet Witoldowi korony,
jedną dla niego, drugą dla jego żony. Korony nie dotarły na Litwę,
ponieważ sprzeciwili się temu Polacy. W obawie przed zatrzymaniem
posłowie wiozący korony musieli zawrócić. Mimo to Witold
przygotowywał się do koronacji, do Wilna zaczęły nawet przybywać
zagraniczne delegacje. Gdyby koronacja nastąpiła, zapewne unia
polsko-litewska uległaby rozbiciu, powstałoby natomiast niezależne
królestwo litewskie. Zanim się jednak sytuacja wyjaśniła,
w październiku 1430 roku Witold zmarł.
Po śmierci Witolda Polacy spodziewali się, że Jagiełło dotrzyma
dawniejszych postanowień i rozciągnie swą bezpośrednią władzę na
ziemie Księstwa Litewskiego. Spodziewali się więc inkorporacji
Księstwa. Tymczasem Jagiełło nadał godność wielkiego księcia swemu
bratu Świdrygielle. Wywołało to w Polsce rozgoryczenie, a przyszłość
pokazała, że król polski zawiódł się na swoim bracie.
Po uzyskaniu Księstwa Świdrygiełło zaczął realizować program
uniezależnienia się od króla polskiego. Był to program znacznie dalej
idący od tego, jaki reprezentował Witold. Zmarły książę litewski dążył
do uzyskania przez Litwę jak największego znaczenia, do utrzymania
jej odrębności, ale wiedział, że w interesie jego i jego kraju jest
utrzymanie związku z Polską. Tymczasem Świdrygiełło postanowił
uniezależnić się całkowicie. Pragnął stanąć na czele odrębnego od
Polski państwa. W tym celu nadal starał się o uzyskanie korony
królewskiej, utrzymywał związki z Zygmuntem Luksemburskim
i zawarł sojusz z Krzyżakami.
Głównym przeciwnikiem Świdrygiełły była Polska, rozpoczął więc
z nią wojnę. Wojska litewskie najechały na Ruś Czerwoną i Podole.
Zostały wprawdzie pobite, a Polacy rozpoczęli oblężenie Łucka, nie
zakończyło to jednak wojny.
Świdrygiełło miał silnych sojuszników. Wspierał go dyplomatycznie
Zygmunt Luksemburski, miał poparcie Tatarów oraz hospodara
mołdawskiego, który atakował Ruś i Podole. Najważniejszy dla niego
był jednak sojusz z Krzyżakami. Zakon, do ostatniej chwili utrzymując
pozory pokoju, uderzył niespodziewanie na Kujawy, Wielkopolskę
i ziemię dobrzyńską. Uderzenie to było dotkliwe, gdyż zaatakowanych
ziem nie miał kto bronić. Polskie wojska znajdowały się w tym czasie
na Wołyniu. W planach sojuszników było doprowadzenie do
wycofania się Polaków z Rusi w celu obrony ziem koronnych. Wtedy
Polska mogłaby być zaatakowana z dwóch stron, przez Świdrygiełłę
i Krzyżaków. Wojska polskie pozostały jednak na Wołyniu, a zebrane
pośpiesznie siły podjęły walkę w Wielkopolsce. Zmusiło to
Świdrygiełłę do zawarcia rozejmu.
Rozpoczęły się rokowania. Jagiełło i jego polscy doradcy byli
gotowi do przyznania Świdrygielle pozycji takiej, jaką miał Witold.
Żądali jednak odstąpienia od sojuszu z zakonem. Świdrygiełło nie
przystał na to. Nie chciał się zgodzić na rozmowy bez udziału
przedstawicieli Krzyżaków, wiedział, że sojusz z nimi wzmacnia jego
pozycję. Na udział w rozmowach przedstawicieli zakonu nie mogła
natomiast przystać strona polska.
Dla Jagiełły najważniejsze było stłumienie buntu Świdrygiełły.
Porozumiał się więc z tymi spośród panów litewskich, którzy pragnęli
zachowania unii z Polską. Na ich czele stał Zygmunt Kiejstutowicz.
Pokonał on wojska Świdrygiełły i zajął Wilno oraz Troki. Jednak na
południu Wielkiego Księstwa wciąż utrzymywał się Świdrygiełło
popierany przez prawosławnych bojarów. Wojna na Litwie toczyła się
więc nadal.
W czasie jej trwania w Grodnie rozpoczęły się rozmowy
z Zygmuntem Kiejstutowiczem i jego litewskimi zwolennikami na
temat nowego ułożenia stosunków polsko-litewskich. Jagiełło nadał
tam Zygmuntowi godność wielkiego księcia Litwy, ustalono też, że po
jego śmierci Litwa wróci do rąk Jagiełły lub jego synów, a następnie
Polacy i Litwini wybiorą nowego wielkiego księcia. Zagwarantowana
więc została odrębność Wielkiego Księstwa, ale też i jego trwały
związek z Polską. Akt nowej unii wydał Zygmunt Kiejstutowicz
w Grodnie w 1432 roku. Potwierdzili go panowie litewscy. Następnie
został zatwierdzony przez Jagiełłę i potwierdzony przez panów
polskich. Również w Grodnie przedstawiciele Polski wydali dokument
gwarantujący prawosławnym bojarom prawa takie, jakie mieli
katolicy. Niestety, aktu tego nie potwierdził Jagiełło. Wobec tego sam
Zygmunt Kiejstutowicz nadał bojarom prawosławnym prawa
dotychczas przysługujące katolikom. Nadanie to, wobec niechęci
króla, nie odegrało takiej roli, jaką miało odegrać. Nie spowodowało
porzucenia przez prawosławnych bojarów Świdrygiełły.
Po uchwaleniu unii grodzieńskiej problem litewski został częściowo
rozwiązany. Teraz Jagiełło przystąpił do rozprawy z Krzyżakami. Aby
mocniej związać ze sobą polską szlachtę, w 1433 roku król wydał
w Krakowie przywilej, który był powtórzeniem warunków ustalonych
w Jedlni. Jednocześnie przysługujące polskiej szlachcie prawa zostały
nadane szlachcie całej Rusi.
Przygotowując się do wojny z zakonem, Jagiełło i jego doradcy
porozumieli się z husytami. Do pomocy Polsce został zwerbowany Jan
Czapek, przywódca odłamu husytów zwanych Sierotkami.
Przyprowadził on kilka tysięcy wojowników. Królowi udało się też
zapewnić neutralność Węgrów. Pertraktacje z nimi były prowadzone
z pominięciem węgierskiego króla Zygmunta Luksemburskiego.
Można się było spodziewać pomocy także ze Śląska. Katolicki Śląsk
był niszczony przez husytów, a ponieważ Zygmunt Luksemburski nie
potrafił dać sobie z nimi rady, na Śląsku zaczęły rosnąć wpływy
polskie. Ułatwiło to Jagielle werbunek śląskich żołnierzy, zarazem
książęta śląscy uniemożliwiali Krzyżakom pozyskiwanie najemników
ze swoich ziem.
W 1433 roku wojska polskie wkroczyły na ziemie krzyżackie.
Dowodzili nimi Sędziwój Ostroróg i Mikołaj Michałowski, na czele
Czechów stał Jan Czapek. Polskim celem było zniszczenie kraju
i wymuszenie pokoju, który umożliwiłby ostateczną rozprawę ze
Świdrygiełłą. Polacy spalili Tczew i doszli do morza. Krzyżacy byli
zbyt słabi, aby się przeciwstawić. Poprosili więc o zawieszenie broni.
Po zaprzestaniu działań wojennych nastąpiły rokowania w Brześciu
Kujawskim. Strona polska żądała od Krzyżaków zerwania sojuszu ze
Świdrygiełłą oraz oddania Nieszawy. Ponieważ strona krzyżacka nie
chciała się na to zgodzić, Jagiełło zagroził wznowieniem wojny. Teraz
zaprotestowali poddani zakonu. Przedstawiciele stanów pruskich
oznajmili wielkiemu mistrzowi, że jeśli nie podpisze pokoju, to
poszukają sobie innego pana. Wystąpienie poddanych zaniepokoiło
wielkiego mistrza i wysłał on poselstwo do polskiego króla. W jego
skład weszli zarówno Krzyżacy, jak i przedstawiciele stanów.
Poselstwo wyraziło gotowość do zawarcia pokoju na nieco
zmienionych warunkach polskich. Nieszawa pozostała w rękach
krzyżackich, natomiast Polacy zachowali zdobyte w czasie wojny
zamki znajdujące się w Nowej Marchii.
W tej sytuacji Świdrygiełło pozostał osamotniony. Miał jednak
poparcie prawosławnych bojarów z południowych ziem Wielkiego
Księstwa, wzmacniał go też sojusz z inflancką gałęzią zakonu
krzyżackiego. Na Litwie nadal trwała więc wojna domowa. I wtedy
właśnie zmarł król Władysław Jagiełło. Zmarł, gdyż przebywając
w Medyce, postanowił posłuchać śpiewu słowików. Wyszedł rano
z domu i zaziębił się. Choroby tej nie zdołał już przezwyciężyć.
WŁADYSŁAW WARNEŃCZYK

W ostatnich latach panowania Jagiełły rządząca oligarchia nie


dopuszczała do urzędów nikogo spoza swojego grona. Wywoływało to
rozgoryczenie wśród panów nienależących do obozu rządzącego,
zaczęli więc tworzyć opozycję. Jednym z głównych opozycjonistów
był Spytek z Melsztyna, syn poległego nad rzeką Worsklą Spytka,
jednego z pierwszych dygnitarzy koronnych, pana lennego Podola.
Młody Melsztyński nie uzyskał żadnego urzędu, nienawidził też
dzierżących stery władzy Oleśnickich. Niezadowoleni z istniejącego
stanu rzeczy byli również możni z północnych części kraju, przede
wszystkim Wielkopolanie. Wśród nich najpoważniejszym politykiem
był Abraham Zbąski.
Opozycja magnacka przyjęła hasła husyckie. Dla wielkich panów
nieistotna była ideologia, interesowały ich możliwości polityczne,
jakie ona dawała. Husytyzm zaczął się natomiast rozpowszechniać na
północy Polski, gdzie szlachta była skłócona z Kościołem z powodu
sporów o dziesięciny. Szlachta ta mogła się stać podstawową siłą
w walce o władzę w Polsce. Jednak szlacheckich zwolenników
husytyzmu niewiele łączyło z możnymi panami. Spytkowi i jego
stronnikom zależało na odsunięciu Oleśnickiego i zajęciu jego
miejsca. Do obozu Spytka zgłosili też akces zwykli awanturnicy, tacy
jak wróg Oleśnickich i Tęczyńskich, Mikołaj Kornicz Siestrzeniec czy
Jan Strasz z Kościelnik. Dopuszczali się oni napadów i rabunków.
Dopiero śmierć króla zmusiła ten niejednolity obóz do wysunięcia
postulatów politycznych.
Wiadomość o śmierci Jagiełły zastała Oleśnickiego w Poznaniu, gdy
przygotowywał się do wyjazdu na sobór w Bazylei. Oczywiście
odłożył wyjazd i zwołał do Poznania wiec Wielkopolan. Zależało mu
na jak najszybszej koronacji syna królewskiego Władysława. Choć
nikt w Polsce nie był przeciwny panowaniu starszego z synów
Jagiełły, jednak sprawa jego koronacji podzieliła istniejące w Polsce
ugrupowania. Zgodnie z postanowieniami zawartymi w Jedlni koronę
polską miał uzyskać dorosły władca. Musiał być pełnoletni, aby móc
potwierdzić przywileje. Tymczasem Władysław miał zaledwie dziesięć
lat. Oleśnicki uważał, że każda zwłoka w koronowaniu Władysława
daje szanse opozycji na zdobycie przewagi. Obawiał się też
możliwych komplikacji dla dynastii jagiellońskiej. Miał nadzieję, że
przy niepełnoletnim królu on będzie nadal rządził. Tego właśnie bali
się opozycjoniści. Chcieli opóźnić koronację i w czasie małoletności
następcy tronu zdobyć przewagę w kraju.
Oleśnicki na zwołanym zjeździe nakłonił Wielkopolan do zgody na
rychłą koronację królewską. Wywołało to niezadowolenie nie tylko
skupionej przy Spytku z Melsztyna opozycji, ale również małopolskich
zwolenników Oleśnickiego. Nie podobało się, że on sam podjął
decyzję, ich także niepokoiła wszechwładza krakowskiego biskupa.
Oleśnicki miał natomiast poparcie Zofii, matki Władysława.
Biskupowi krakowskiemu udało się porozumieć ze swymi
małopolskimi sojusznikami, nie zdołał jednak powstrzymać działań
opozycji. Na zwołanym do Opatowa wiecu Spytek z Melsztyna
i Dziersław z Rytwian przekonali zebraną szlachtę do odłożenia
koronacji do czasu uzyskania przez Władysława pełnoletności.
Wydawało się, że Oleśnicki przegrał tę rundę. Jednak biskup
krakowski był odważnym politykiem. Przybył do Opatowa i zdołał
przekonać do swych racji dużą część nieprzychylnej mu początkowo
szlachty.
Po sukcesie odniesionym w Opatowie Oleśnicki zwołał zjazd
koronacyjny. Na zjeździe Spytek z Melsztyna, Abraham Zbąski i Jan
Strasz starali się przekonać zebranych do odłożenia uroczystości
koronacyjnych. Przewagę jednak uzyskało stronnictwo Oleśnickiego
wspierane przez królową Zofię i Władysław został koronowany.
Królowa zagwarantowała, że gdy tylko nowy król osiągnie piętnaście
lat, zatwierdzi wszystkie przywileje.
Ponowny spór wybuchł przy wyznaczaniu regenta. Pierwszym
kandydatem na to stanowisko był książę mazowiecki Siemowit.
Kandydatura ta jednak szybko upadła. Regentem nie został też
Oleśnicki, choć miał ochotę na to stanowisko. Rządzić miała
składająca się z panów krakowskich rada koronna. Oleśnicki miał
w niej przewagę, jednak jego rola została nieco ograniczona.
Po rozwiązaniu sporu o koronację konieczne stało się rozwiązanie
problemów Litwy. W Wielkim Księstwie nadal trwała wojna między
zwolennikami Zygmunta Kiejstutowicza i Świdrygiełły. Polska
popierała Zygmunta, Świdrygiełło miał poparcie Krzyżaków.
Zwłaszcza inflancka gałąź zakonu wspierała separatystyczne
poczynania brata Jagiełły. Niepewne było stanowisko Zygmunta
Luksemburskiego. Cesarz przysłał delegację na uroczystości
koronacyjne, lecz zachowywał także bardzo dobre kontakty
z Krzyżakami.
Aby osłabić Świdrygiełłę, zebrani na zjeździe koronacyjnym
panowie polscy nadali w imieniu króla polskie prawo wraz ze
wszystkimi przywilejami całej szlachcie Rusi Czerwonej i Podola.
W ziemiach tych wprowadzono też polską administrację, powstały
dwa województwa, ruskie i podolskie. Ustanowiono tam również
takie same jak w Polsce sądy. Postanowienie to objęło zarówno
katolików, jak i prawosławnych. W efekcie wielu zwolenników
Świdrygiełły przeszło do obozu Zygmunta Kiejstutowicza. Po jego
stronie opowiedział się nawet prawosławny metropolita Harasym.
Choć został on pojmany przez zwolenników Świdrygiełły i spalony na
stosie, Zygmuntowi poddały się ziemie krzemieniecka i bracławska,
jego władzę uznał też Łuck.
Świdrygiełło nadal miał wsparcie krzyżackie. Rycerze zakonni
z Inflant bezustannie napadali na wojska Zygmunta Kiejstutowicza,
Krzyżacy pruscy nie chcieli wypełniać warunków zawartego z Polską
rozejmu, zerwali także prowadzone rozmowy pokojowe.
W 1435 roku Świdrygiełło postanowił ostatecznie rozstrzygnąć
konflikt. Uzyskał pomoc Tatarów, miał zapewnione posiłki z Inflant.
Na czele tych sił wyruszył na ziemie rządzone przez Zygmunta
Kiejstutowicza. Walna bitwa rozegrała się pod Wiłkomierzem. Wygrał
ją dysponujący dużą polską pomocą wojskową Zygmunt. Na polu
walki zginął dowodzący wojskami Świdrygiełły Zygmunt
Korybutowicz oraz mistrz Krzyżaków inflanckich Franke von
Kerskorf. Sam Świdrygiełło uciekł.
Od tego momentu Zygmunt Kiejstutowicz panował nad większą
częścią ziem Księstwa, Świdrygiełło utrzymywał się tylko na ziemiach
południowej Rusi. Natomiast Polska mogła wreszcie podpisać pokój
z Krzyżakami. Został on zawarty 31 grudnia w Brześciu Kujawskim.
Objął zarówno Polskę, jak i Litwę, Mazowsze oraz Pomorze słupskie.
Krzyżacy musieli się zgodzić na wszystkie polskie warunki.
Powtórzone zostały uzgodnienia poczynione w Łęczycy, z tym że
Nieszawa przechodziła pod panowanie polskie. Bardzo ważnym
postanowieniem była zgoda Krzyżaków na wyjęcie zakonu spod
władzy cesarza. Podpisany traktat poparły stany pruskie.
W ciągu kilku następnych lat rozwiązany też został problem
litewski. Wyparty na południe Świdrygiełło próbował rozmawiać
z Polakami. Zaniepokojony tym Zygmunt Kiejstutowicz podpisał
z Polską porozumienie. W imieniu króla polskiego zagwarantowano
mu dożywotnie rządy w Księstwie, potem Księstwo miało uznać
władzę króla Władysława. Polacy zobowiązali się też nie popierać
Świdrygiełły. Pewny swej władzy Zygmunt w 1438 roku opanował
wszystkie ziemie Wielkiego Księstwa, a Świdrygiełło musiał uciekać
na Wołoszczyznę.
Koronacja Władysława nie doprowadziła do zakończenia polskich
konfliktów wewnętrznych. Przeciwnicy Oleśnickiego chcieli dla króla
Władysława uzyskać koronę czeską. Wielkim przeciwnikiem takiego
rozwiązania był biskup Oleśnicki. Sądził on, że sojusz z husytami
będzie dla Polski niebezpieczny, dążył natomiast do porozumienia
z cesarzem Zygmuntem. Na Węgrzech i w Czechach następcą
nieposiadającego synów Zygmunta miał zostać jego zięć, Albrecht
Habsburg. Ponieważ miał on tylko córki, Oleśnicki zamierzał ożenić
króla polskiego Władysława z jedną z nich, Anną. Dzięki temu
małżeństwu Jagiellonowie mogliby w przyszłości przejąć trony Czech
i Węgier. Jednak rozmowy na ten temat szły opornie, na takie
rozwiązanie nie zgadzał się Zygmunt Luksemburski. Zanim
pertraktacje się zakończyły, zmarł cesarz Zygmunt. Zbigniew
Oleśnicki nadal liczył na małżeństwo króla Władysława z Anną
i spadek po jej ojcu. Rozwiązanie takie popierał papież, również na
Węgrzech miało ono licznych zwolenników. W przeprowadzeniu tego
planu przeszkodzili jednak przywódcy polskiej opozycji.
Wszechwładza Oleśnickiego budziła w Polsce silne opory, poważnie
wzmocnił się obóz Spytka z Melsztyna. W jego obozie, poza
niezadowolonymi z polityki Oleśnickiego wielkimi panami, znaleźli
się liczni przedstawiciele szlachty wielkopolskiej. Zwolennikami
husytyzmu było też wielu mieszczan, a także ubogich księży.
Ideologia husycka szerzyła się zwłaszcza w Wielkopolsce i na
Kujawach. Na polskich husytów mógł liczyć Spytek.
Wraz ze wzrostem napięcia w Polsce zaczęły się wystąpienia
zbrojne husytów. Atakowane były dobra biskupie, w Małopolsce i na
granicy ze Śląskiem husyci dopuszczali się grabieży dóbr swych
przeciwników i majątków klasztornych. Poza walką o władzę
stronnictwa dzielił stosunek do Czech. Część Czechów uznała za króla
Albrechta Habsburga, lecz miał on też wielu przeciwników.
Radykalne ugrupowanie pragnęło dać czeską koronę jednemu
z Jagiellonów. Kandydatem był młodszy z braci, Kazimierz.
Propozycję czeską popierali polscy zwolennicy husytyzmu, z radością
przyjęli oni czeską delegację. Przeciwnikiem tej koncepcji był
natomiast Zbigniew Oleśnicki.
Tym razem jednak Oleśnicki przegrał. Na zjeździe w Nowym
Mieście Korczynie postanowiono przyjąć czeską propozycję.
Rozwiązanie to poparli nawet niedawni zwolennicy Oleśnickiego,
wśród nich Jan Tarnowski. Wszystkim zaczynała już ciążyć przewaga
Oleśnickiego. Aby się przeciwstawić opozycji, Oleśnicki zawiązał
w Korczynie antyhusycką konfederację. Przystąpili do niej nie tylko
zwolennicy biskupa, ale nawet ci spośród jego przeciwników, którzy
bali się zbytniego radykalizmu partii husyckiej.
Kontrakcja Oleśnickiego nie powstrzymała od działania
zwolenników przyjęcia ofiarowanej Kazimierzowi korony. Choć
królewicz został wybrany tylko przez część Czechów, pod
dowództwem Sędziwoja Ostroroga i Jana Tęczyńskiego do Czech
wyruszyła polska wyprawa wojenna. Nie była ona zbyt dobrze
przygotowana i nic nie dała. Albrecht uprzedził Polaków, przybył do
Czech i koronował się w Pradze.
Pomimo niepowodzenia zwolennicy osadzenia Kazimierza na tronie
czeskim nadal mieli w Polsce przewagę. Pod ich naciskiem jesienią
1438 roku formalnie dowodzona przez króla Władysława armia
polska ponownie ruszyła na Czechy. Tym razem wojska polskie
wkroczyły na Śląsk. Niedawno jeszcze liczni książęta śląscy byli
zwolennikami Polski i wydawało się, że przyłączenie tej ziemi do
Korony jest bliskie. Teraz jednak Polacy spotkali się na Śląsku
z nieufnością. Ślązacy wiedzieli, że nie mogą się spodziewać ze strony
Polski obrony przed husytami. Co więcej, Kazimierz był kandydatem
zwalczanej na Śląsku strony husyckiej. Dlatego polska akcja
zakończyła się tylko spustoszeniem ziem śląskich, a Kazimierz musiał
zrezygnować z czeskich planów.
Niepowodzenie wyprawy czeskiej było klęską Spytka z Melsztyna.
Okazało się, że próba wprowadzenia polskiego kandydata na tron
czeski w porozumieniu z husytami jest nierealna. Spytkowi groziła
zupełna utrata znaczenia, postanowił więc siłą zdobyć przewagę.
W 1439 roku na zjeździe w Nowym Mieście Korczynie zawiązał
konfederację. Zwykło się ją określać jako husycką, jednak trudno
Spytka nazywać husytą. Walczył on o władzę w Polsce, doktryna
husytów nie była dla niego ważna. Niewątpliwie jednak w swych
szeregach skupił wielu zwolenników husytyzmu.
Po zawiązaniu konfederacji jej przywódca zebrał popierające go
wojska i okopał się w obozie pod Grotnikami w Małopolsce. Siły miał
znaczne, więc początkowo stronnicy Oleśnickiego obawiali się z nim
walczyć. W końcu jednak doszło do bitwy. Obóz Spytka został
zdobyty, sam przywódca zginął. Zwycięstwo to oddało pełnię władzy
Oleśnickiemu. Był to zarazem koniec wpływów husytyzmu w Polsce.
Władzę w Polsce opanowało jedno stronnictwo. Pojawiły się jednak
znowu problemy w stosunkach z Litwą. Gdy tylko Zygmunt
Kiejstutowicz stał się panem wszystkich ziem Wielkiego Księstwa,
spróbował realizować politykę swoich poprzedników i doprowadzić
do niezależności Litwy i zaczął się porozumiewać z Krzyżakami,
Albrechtem Habsburgiem i Tatarami. Ponieważ jednak nie znalazł
poparcia na Litwie, musiał potwierdzić warunki unii grodzieńskiej
z 1432 roku. Porozumienie z Polską nie uratowało wielkiego księcia,
jego rządy stały się na Litwie bardzo niepopularne. W końcu w 1440
roku został on zamordowany. Pozostający pod wpływem rady
królewskiej Władysław wysłał na Litwę swego brata Kazimierza, który
miał być tam jego namiestnikiem. Panowie litewscy nie chcieli jednak
inkorporacji ich kraju do Polski i wybrali Kazimierza na wielkiego
księcia. Stało się to bez zgody króla i wbrew stanowisku Polaków,
doszło więc do zerwania unii polsko-litewskiej.
Po opanowaniu władzy w Polsce Oleśnicki postanowił osadzić króla
Władysława na tronie węgierskim. Było to możliwe, gdyż Albrecht
Habsburg zmarł i tron ten był pusty, a na Węgrzech istniało silne
stronnictwo gotowe się na to zgodzić. Polityczne plany Oleśnickiego
były bardzo szerokie. Pragnął nie tylko zdobyć dla króla polskiego
koronę węgierską, ale też postawić Polskę na czele państw
walczących z Turcją. Miał również nadzieję, że po planowanym przez
niego ślubie Władysława z córką Albrechta Anną będzie możliwe
odzyskanie Śląska. Podporządkowanie Polsce tej ziemi było jednym
z celów Oleśnickiego.
Większość Węgrów popierała kandydaturę Władysława, istniały
jednak siły dążące do wyniesienia na tron narodzonego w 1440 roku
syna Albrechta i Elżbiety, Władysława nazwanego Pogrobowcem.
Kandydaturę tę popierał arcybiskup Ostrzyhomia. Zwolennikom
Habsburgów udało się nawet koronować niemowlę. Nie zdołali jednak
opanować Budy, dokąd przybył Władysław Jagiellończyk i też się
koronował. Na Węgrzech wybuchła wojna domowa. Większość kraju
znalazła się w rękach Jagiellona, jednak Górne Węgry, czyli Słowację,
opanował zwolennik Elżbiety i jej małego syna, Jan Giskra. Elżbietę
poparł też ban Maczwy, Władysław Garai.
Wojna o tron węgierski trwała dwa lata i zakończyła się
zwycięstwem Władysława syna Jagiełły. Bardzo pomogły mu starania
dyplomatyczne biskupa Oleśnickiego i pośrednictwo przedstawiciela
papieża Eugeniusza, kardynała Giuliana Cesariniego. Celem papieża
było skierowanie sił węgierskich na wojnę z Turkami, którzy podbijali
kolejne państwa na Bałkanach.
Wprawdzie w 1443 roku węgierski wódz Janos Hunyady skutecznie
odparł ataki tureckie i Węgrom nie zagrażało niebezpieczeństwo, lecz
papieski wysłannik Cesarini przekonał króla Władysława i jego
doradców do rozpoczęcia wojny z Turcją. W wojnie tej wzięli udział
tylko nieliczni polscy ochotnicy, Polska natomiast pozostała
neutralna. Choć Habsburgowie nie udzielili pomocy, a Wenecja nie
nadesłała obiecanej floty, wojska węgierskie przekroczyły Dunaj
i weszły na ziemie kontrolowane przez Turków. Na czele armii stanął
sam król Władysław, jednak rzeczywistym dowódcą był Hunyady.
Jedynym sojusznikiem Węgrów w tej wojnie był władca Serbii Jerzy
Brankowicz.
Armia węgierska zdobyła Sofię i ruszyła w kierunku tureckiej
stolicy, Adrianopola (Edirne). Hunyady zwyciężał Turków
w kolejnych starciach. Ponieważ jednak nadchodziła już zima, armia
węgierska nie mogła dotrzeć do stolicy tureckiej. Zarządzono więc
odwrót. Ogólny wynik kampanii był nadzwyczaj korzystny. Z wielu
ziem bałkańskich Turcy zostali wyparci, wzmocniona została
niezależność tamtejszych państw chrześcijańskich. Władysław
powrócił do Budy jako triumfator, jego zwycięstwa odbiły się echem
w całej Europie.
Polacy niewątpliwie byli dumni z sukcesów swojego władcy.
Jednak bardzo brakowało króla w kraju. Doszło do rozbieżności
wśród panów koronnych, nie zawsze też wydawane z zagranicy
decyzje królewskie były zgodne ze zdaniem rady. Ponadto pojawiły
się problemy finansowe. Władysław opłacał wojnę na Węgrzech
z dochodów uzyskiwanych z dóbr królewskich. Ponieważ szybko się
one wyczerpały, zaczął zastawiać królewszczyzny. To wszystko
budziło niepokój. Był on tym większy, że wdowa po Albrechcie
Elżbieta pozyskała sobie Śląsk i na granicy polsko-śląskiej zaczęły
wybuchać walki. Do tego doszły konflikty pomiędzy księciem
mazowieckim Bolesławem a Litwą, na Litwie znowu pojawiły się
ruchy odśrodkowe, a na Ruś i Podole napadli Tatarzy. Zaczęto więc
oczekiwać na przyjazd króla do Polski.
Nie było też w Polsce jednomyślności w sprawach soboru
bazylejskiego. Na soborze pojawił się konflikt pomiędzy
zwolennikami władzy papieża i tymi, którzy opowiadali się za
wyższością soboru. Polska oficjalnie pozostawała w tym sporze
neutralna, ale rosły w niej wpływy soboru. Biskup krakowski
Zbigniew Oleśnicki coraz bardziej przechylał się do opcji soborowej,
zwolennikami wyższości soboru byli też profesorowie Uniwersytetu
Krakowskiego. Podobne zapatrywania miał arcybiskup lwowski Jan
Odrowąż, a nawet arcybiskup gnieźnieński, prymas Wincenty Kot.
Również Litwa uznała wyższość soboru. Natomiast biskup poznański
Andrzej Bniński stał twardo po stronie papieża Eugeniusza IV.
Zwycięska wyprawa wojenna na Turcję z 1443 roku osłabiła
stanowisko przeciwników papieża. Również król Władysław
pozostawał pod silnym wpływem kardynała Cesariniego i skłaniał się
do dalszych walk z Turkami. W Polsce natomiast kontynuowanie
wojny z Turcją nie budziło entuzjazmu, przeciwny temu był także
Oleśnicki. Zależało mu na powrocie Władysława do Polski, miał
nadzieję, że jako doradca monarchy odzyska pełnię władzy. Powrotu
króla chcieli niemal wszyscy. Rządy możnowładców doprowadziły do
walk politycznych, żywiono nadzieję, że Władysław uporządkuje
sprawy krajowe i załagodzi nieporozumienia z Litwą.
Decyzja w sprawie dalszej wojny z Turcją leżała w rękach Węgrów.
Przeważyła chęć zawarcia pokoju, gdyż Węgry były już wyczerpane
wojną. Zawarto więc bardzo korzystny dla Węgier pokój w Segedynie,
Turcy musieli uznać utratę znacznych terytoriów na Bałkanach. Pokój
ten został z radością przyjęty przez władcę Serbii Jerzego
Brankowicza, gwarantował mu on zabezpieczenie przed agresywną
polityką Turcji.
Zdawało się, że dzięki zwycięskiej wojnie granice Węgier są
zabezpieczone, a Serbia i inne państwa bałkańskie przynajmniej przez
następne dziesięć lat mogą żyć bezpiecznie. Niestety, pokój
węgiersko-turecki spotkał się ze złym przyjęciem przez papieża.
Eugeniusz IV poprzez swego wysłannika, kardynała Cesariniego,
zaczął montować nową koalicję antyturecką. Cesarini przekonywał
króla Władysława do zerwania podpisanej umowy, twierdząc, że
przysięgi złożone muzułmanom nie są ważne. W wyniku presji
Cesariniego przewagę na Węgrzech zdobyli zwolennicy wojny
i przekonali oni króla do nowej wyprawy. Jednym z argumentów było
wciągnięcie do koalicji antytureckiej Wenecji, która miała zapewnić
silną flotę.
Polacy z niezadowoleniem przyjęli decyzję o wznowieniu wojny.
W jej wyniku odwlekał się przyjazd króla do Polski, nie wierzono też
w możliwość pełnego zwycięstwa nad Turcją i wyzwolenia ziem
europejskich spod władzy sułtana. Polskich rad Władysław już nie
posłuchał, wyruszył bowiem na wojnę.
Celem Władysława było dotarcie do Konstantynopola. Jednak
wobec słabego przygotowania wyprawy plan ten był mało realny.
Upadł zupełnie po wycofaniu się Wenecji z koalicji. Republika nie
przysłała floty, co pozwoliło sułtanowi przeprawić przez Bosfor swe
główne siły. Dowodzący wojskami węgierskimi Janos Hunyady
zdecydował się na odwrót. Manewr ten się nie powiódł i 10 listopada
pod Warną na wojska węgierskie uderzyli Turcy. Początkowo
walczący na lewym skrzydle Hunyady uzyskał przewagę. Jednak
załamało się poprowadzone przez króla uderzenie na główne siły
nieprzyjaciela. Król Władysław zginął, Hunyadyemu udało się
wyprowadzić z matni tylko niewielką część wojsk.
Po klęsce warneńskiej położenie bałkańskich państw
chrześcijańskich stało się beznadziejne. W ciągu najbliższych lat
wszystkie zostały podbite przez Turków. W 1453 roku padł też
Konstantynopol, a wraz z nim cesarstwo wschodniorzymskie.
Patriarcha konstantynopolitański znalazł się pod władzą
muzułmańskiego sułtana.
PIERWSZE LATA PANOWANIA KAZIMIERZA
JAGIELLOŃCZYKA

W Polsce nie od razu uwierzono w wieści o śmierci króla. Powszechne


były nadzieje, że Władysław dostał się do niewoli lub że przebywa
gdzieś z dala od kraju. Jednak wkrótce zrozumiano, że król nie wróci.
Należało jak najszybciej dokonać wyboru nowego władcy. Było to
tym bardziej konieczne, że sytuacja wewnętrzna Polski nie była
najlepsza. Po nowym monarsze oczekiwano też, że przywróci on unię
z Litwą.
W kwietniu 1445 roku został zwołany zjazd do Sieradza, gdzie na
wniosek Oleśnickiego zdecydowano, że polska korona będzie
przekazana bratu poległego Władysława, wielkiemu księciu Litwy
Kazimierzowi. Oleśnicki przekonywał, że gdyby Władysław jednak
powrócił, decyzja ta nie umniejszy jego praw do tronu. Nie doszło
jeszcze do formalnej elekcji, tej miano dokonać na następnym
zjeździe. Z Sieradza natomiast zostali wysłani posłowie do Kazimierza
z propozycją oddania mu korony polskiej. Wiadomość o śmierci brata
dotarła do Kazimierza, gdy prowadził wojnę przeciw Moskwie. Ze
względu na jej wagę działania wojenne zostały przerwane.
Kandydaturę Kazimierza popierał kardynał Zbigniew Oleśnicki,
królowa Zofia oraz związana z nią grupą możnych. Również
większość szlachty widziała w nim swego przyszłego władcę.
Oczekiwano jednak, że Kazimierz potwierdzi wszystkie wcześniej
wydane przywileje, dokona inkorporacji Litwy do Polski i przyzna
Koronie sporne ziemie. Tymczasem na Litwie część panów litewskich,
na których czele stał wojewoda wileński Jan Gasztołd, była przeciwna
polskiej koronacji wielkiego księcia. Obawiali się oni, że po uzyskaniu
tronu polskiego Kazimierz może inkorporować Litwę do Polski
i ustanowić wielkim księciem nielubianego na Litwie Michała, syna
Zygmunta Kiejstutowicza. Panowie litewscy podejrzewali go o chęć
wprowadzenia rządów twardej ręki i ograniczenia praw, jakie bojarzy
litewscy już uzyskali. Problem następstwa po Kazimierzu
komplikowały też spory terytorialne, jakie dzieliły Polskę i Litwę. Oba
państwa pragnęły zatrzymać w swych granicach Wołyń i Podole.
Przed Kazimierzem stanęło trudne zadanie. Pragnął zostać królem
Polski, w związku z tym nie mógł zrazić do siebie Polaków, ale musiał
także uwzględniać aspiracje Litwinów. Ponieważ dążenia elit obu
państw były niejednokrotnie ze sobą sprzeczne, zwlekał z podjęciem
ostatecznej decyzji, czekając na lepszy moment. Jednocześnie starał
się o pozyskiwanie sojuszników. W Polsce pozycja Kazimierza była
mocna. Panowie polscy pragnęli bowiem utrzymać unię z Litwą,
a było to możliwe tylko wtedy, gdy wybiorą go na króla.
Mimo zaproszenia Kazimierz nie przyjechał na zjazd do Piotrkowa.
Tłumaczył, że nie może przyjmować korony, bo nie wiadomo, czy
jego brat rzeczywiście zginął. W rzeczywistości nie chciał jej przyjąć
na warunkach polskich, nie mógł się przecież zgodzić na inkorporację
Litwy do Korony, gdyż zraziłby do siebie Litwinów. Zaczął nawet
podkreślać swe dziedziczne prawa do tronu litewskiego i odrębność
obu państw. Nie mógł też rozwiązać problemu Wołynia i Podola bez
wywołania niezadowolenia na Litwie lub w Polsce. Mimo to
uczestnicy zjazdu piotrkowskiego nadal nalegali, aby zgodził się
zostać królem Polski. Do Kazimierza wysłali więc poselstwo
z ponowną propozycją.
Polskie poselstwo spotkało wielkiego księcia w Grodnie. Tym razem
przedstawione mu propozycje były nieco bardziej ugodowe. Polacy
uznali odrębność Wielkiego Księstwa, domagali się tylko utrzymania
unii i wpływu na wybór wielkiego księcia. Żądali też, aby wielki
książę podlegał królowi polskiemu.
Kazimierz nie od razu odpowiedział. Stwierdził, że ustosunkuje się
do propozycji na przyszłym zjeździe w Piotrkowie. W oporze
wspierali go panowie litewscy. Aby utrzymać Litwinów w wierności,
wielki książę oznajmił, że nie opuści Litwy i że uważa się za
dziedzicznego wielkiego księcia. Natomiast rozmowy z Polakami
nadal przeciągał. Na zjazd piotrkowski znowu nie przyjechał, wysłał
tam tylko swoich posłów. Na razie też nie przyjął ofiarowanej mu
korony. Zaznaczył równocześnie, że to jemu się ona należy i nie
będzie tolerował na tronie polskim nikogo innego. Dla wszystkich
było oczywiste, że Kazimierzowi zależy na koronie, ale chce ją
uzyskać na swoich warunkach.
Polacy postanowili zaszantażować Kazimierza i wybrać innego
króla. Miała to być tylko warunkowa elekcja, jej celem było
zmobilizowanie go do zgody na polskie warunki. Oleśnicki
zaproponował wybór Fryderyka brandenburskiego. Był on kiedyś
narzeczonym Jadwigi, córki Jagiełły, widziano już w nim przyszłego
władcę. Jednak kandydatura Fryderyka nie przeszła. Wbrew
Oleśnickiemu wybrano warunkowo Bolesława, księcia
mazowieckiego. Spodziewano się, że gdy jednak Kazimierz koronę
przyjmie, to rezygnacja Bolesława nie stworzy problemów
międzynarodowych.
Wybór Bolesława zaniepokoił Kazimierza i wzbudził nadzieję na
przełamanie jego oporów w Polakach. Syn Jagiełły miał w Polsce
licznych zwolenników. Wśród nich była oczywiście jego matka,
królowa Zofia, ale też Wielkopolanie. Również w Małopolsce mógł
liczyć na poparcie.
Jesienią 1446 roku Polacy wysłali na Litwę oficjalne poselstwo
z prośbą o przybycie Kazimierza na zjazd do Parczewa w celu
ostatecznych rozmów. Jednak Kazimierz do Parczewa nie przyjechał,
zatrzymał się w Brześciu. Dalsze pertraktacje toczyły się za
pośrednictwem posłów. Litwini domagali się, aby oba państwa łączyło
przymierze bez inkorporacji. Żądali też Wołynia i Podola. Polacy te
warunki odrzucili, jednak nie podjęli ostatecznej decyzji. Jej brak
oznaczał milczącą zgodę Polaków na warunki litewskie. W końcu
nastąpiło porozumienie i Kazimierz przyjął polską koronę. Zobowiązał
się, że po koronacji potwierdzi Polakom przywileje, zarazem
stwierdził, że Litwę i Polskę łączy „braterski związek”. Nie
wspominając o inkorporacji, uznawał odrębność Litwy. Polacy
zgodzili się na te warunki, gdyż zależało im na dalszym trwaniu unii.
Widzieli też, że pozycja Kazimierza na Litwie stawała się coraz
mocniejsza. Jego władzę uznali wszyscy książęta litewscy, poddał mu
się nawet władający Łuckiem Świdrygiełło.
Przed wyjazdem na uroczystości koronacyjne do Krakowa
Kazimierz nadał bojarom litewskim przywileje, jakie miała polska
szlachta. Znalazł się tam zapis mówiący o niekaraniu bez wyroku
sądowego. Wielki książę zagwarantował też wszystkie litewskie
urzędy wyłącznie Litwinom oraz potwierdził integralność Litwy
w takich granicach, jakie były za panowania Witolda.
Koronacja Kazimierza odbyła się w Krakowie 25 czerwca 1447
roku. Zakończyła ona trwające niemal trzy lata bezkrólewie. Była
wielkim zwycięstwem Kazimierza, gdyż Polacy zgodzili się na nią bez
żadnych zobowiązań ze strony kandydata. Nowy król nie potwierdził
więc polskich przywilejów, odłożył to na późniejsze czasy. Nie mógł
jednak lekceważyć polskich żądań, to groziłoby detronizacją. Mógł
tylko grać na zwłokę.
Po koronacji Kazimierza nie ustały spory pomiędzy Polską i Litwą,
w Polsce natomiast wyrósł konflikt pomiędzy główną postacią
polskiej polityki, Zbigniewem Oleśnickim, a królem. Jako król Polski
Kazimierz uznał nowego papieża, Mikołaja V. Zrobił to wbrew
stanowisku biskupa Oleśnickiego, który wobec konfliktu papieża
z soborem stał po stronie soboru. Stanowisko króla zmusiło
Oleśnickiego do uznania Mikołaja V. Nowy papież potwierdził
kardynalski tytuł biskupa krakowskiego, nie miał chyba jednak do
niego pełnego zaufania, gdyż długo zwlekał z przysłaniem mu
kardynalskiego kapelusza. Osłabiało to oczywiście pozycję
Oleśnickiego, co było korzystne dla Kazimierza. Król bowiem
postanowił złamać opozycję małopolską i zaczął tworzyć nową elitę
polityczną, opierając się na Wielkopolanach, a także budując spośród
niechętnych Oleśnickiemu Małopolan własne stronnictwo.
Jednym z etapów walki o wpływy była próba wypchnięcia
kardynała Oleśnickiego ze stolicy. Możliwość taka zarysowała się, gdy
zmarł arcybiskup gnieźnieński Wincenty Kot. Po jego śmierci król
zaproponował kardynałowi awans na katedrę gnieźnieńską. Byłby to
awans pozorny, naprawdę oznaczałby odsunięcie go od wpływu na
politykę państwa. Oleśnicki nie przyjął arcybiskupstwa, pozostał
nadal biskupem krakowskim. Ponieważ jednak był on kardynałem,
zaczął się domagać pierwszego miejsca w Kościele polskim.
Mimo swych wpływów nie osiągnął tego. Nowemu arcybiskupowi
Władysławowi Oporowskiemu potwierdzono pierwsze miejsce wśród
polskich hierarchów oraz wyłączne prawo koronacji króla. Kardynał
nie wywalczył też sobie pierwszeństwa w radzie królewskiej. Miał jej
bowiem przewodniczyć na zmianę z arcybiskupem, w zależności od
tego, którego z nich król powoła.
Oleśnicki domagał się wypełnienia wszystkich dawniejszych
układów polsko-litewskich, a więc przede wszystkim inkorporacji
Litwy do Korony oraz przyłączenia do Polski Wołynia i Podola.
Popierali go możni małopolscy. Król nie mógł tego zrobić ze względu
na Litwinów. Gdy jednak w 1452 roku zmarł dzierżący księstwo
łuckie Świdrygiełło, Kazimierz nie powstrzymał włączenia tej
dzielnicy do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wywołało to oburzenie
w Polsce, niezadowoleni byli zwłaszcza Małopolanie. Zarazem jednak
król nie chciał poddać się presji możnych litewskich i zmienić
zawartych układów polsko-litewskich. W związku z tym na Litwie
powstała występująca przeciw niemu opozycja, na której czele stanął
Gasztołd. Opozycjoniści dążyli do zmiany wielkiego księcia i w tym
celu zaczęli szykować zamach na Kazimierza.
Ponieważ dążenia Polaków i Litwinów były sprzeczne, a król nie
mógł spełnić oczekiwań żadnej ze stron, zwlekał więc z podjęciem
decyzji. Konsekwentnie też budował w Koronie swe stronnictwo.
Prokrólewskie ugrupowanie wkrótce stało się tak silne, że pozbawiło
opozycję znaczenia. Również na Litwie, po próbie odsunięcia go od
władzy, a nawet zamachu na jego życie, przewagę zdobyli wierni
stronnicy Kazimierza.
Najtrudniejszy do rozwiązania był problem Wołynia i Podola.
Kazimierz nie podjął w tej sprawie żadnych decyzji, zgodził się
natomiast milcząco na zajęcie Wołynia przez Litwę i pozostawienia
Podola Polsce. Nie satysfakcjonowało to Polaków, jednak po
potwierdzeniu przywilejów szlachty polskiej o sprawie przestało się
mówić.
W pierwszych latach panowania Kazimierza uregulowane zostały
stosunki z Moskwą. Zaabsorbowany innymi problemami wobec ataku
Tatarów na Podole król nie mógł kontynuować zaczętej przed
śmiercią swego brata wojny i w 1449 roku zawarł pokój ze
wschodnim sąsiadem. Zapewne odłożył próbę narzucenia Moskwie
swego zwierzchnictwa na dogodniejsze czasy, jednak czasy takie
nigdy nie nadeszły. Pokój z 1449 roku kończył okres ekspansji Litwy
na ziemie ruskie.
Pewne sukcesy natomiast odnotowała Polska na zachodzie.
Odniesione zostały zarówno dzięki królowi, jak i kardynałowi
Oleśnickiemu. W 1443 roku Oleśnicki nabył dla swego biskupstwa
księstwo siewierskie. W ten sposób realizował własne ambicje, kupno
księstwa pozwalało biskupowi krakowskiemu używać tytułu księcia,
i odzyskiwał dla Polski część ziem śląskich. Król Kazimierz natomiast
kupił księstwo oświęcimskie i zhołdował księstwo zatorskie. Po latach
ono także zostało kupione przez polskiego władcę i włączone do
Korony. Jednak najważniejsze wydarzenia miały dopiero nastąpić.
WOJNA TRZYNASTOLETNIA

Po zawarciu pokoju polsko-krzyżackiego w Brześciu przez niemal dwa


dziesięciolecia żadnej ze stron nie zależało na rozpoczynaniu nowej
wojny. Polityków polskich absorbowały sprawy węgierskie i czeskie,
zwracano uwagę na konflikt węgiersko-turecki. Trwały walki
o władzę pomiędzy stronnictwami, uwagę zajmowały komplikacje
związane z koronacją Kazimierza oraz spory z Litwą. Również
Krzyżacy nie mieli ochoty na wojnę. Byli wyczerpani klęskami
ponoszonymi w kolejnych starciach z Polską i Litwą, państwo
zakonne borykało się z nieustannym po klęsce grunwaldzkiej brakiem
pieniędzy. Najbardziej niezadowolonymi z istniejącego stanu rzeczy
byli poddani krzyżaccy.
Krzyżackie miasta odczuwały mocno kryzys finansowy, jaki dotknął
zakon. Państwo zakonne musiało zapłacić Polsce duże sumy po
przegranej wojnie w 1411 roku, toczone w następnych latach wojny
powodowały zniszczenie kraju, ich prowadzenie kosztowało, nie
przynosiły natomiast żadnych korzyści. Dążąc do odbudowania
skarbu, władze krzyżackie zaczęły pobierać coraz większe podatki,
spośród nich najbardziej dotkliwe było tak zwane cło funtowe, które
musieli płacić gdańszczanie. Ponadto wojny i napięte stosunki polsko-
krzyżackie przeszkadzały w prowadzeniu handlu. Tymczasem w XV
wieku dla miast nadwiślańskich, zwłaszcza dla Gdańska i Torunia,
handel z ziemiami polskimi nabierał coraz większego znaczenia.
Mieszczanie bogatych miast pruskich widzieli, że miasta polskie
uzyskują od swych władców liczne przywileje. Takich przywilejów
nie udzielali pruskim mieszczanom panowie zakonni. Również
znaczenie polityczne mieszczan polskich było większe niż
mieszkańców miast pruskich. W XV wieku mieszczanie polscy
stanowili siłę polityczną, natomiast Krzyżacy nie liczyli się z głosem
swych poddanych. Mieszkańcy pruskich miast zaczęli dążyć do
uzyskania tego, co mieli Polacy.
Także szlachta pruska nie była zadowolona z rządów krzyżackich.
Stan rycerski w państwie zakonnym nie był jednolity pod względem
narodowościowym. Na terenie Prus właściwych mieli swe majątki
rycerze niemieccy, którzy przybyli wraz z Krzyżakami. Do grona
zamożniejszej szlachty weszli też nieliczni Prusowie. Ale można tam
było spotkać również ubogich wojowników pochodzenia pruskiego,
tak zwanych wolnych pruskich. Natomiast na ziemi chełmińskiej i na
Pomorzu stan rycerski składał się wyłącznie z Polaków, niektórzy
spośród nich mieli nawet duże majątki. Jednak bez względu na
pochodzenie rycerscy poddani Krzyżaków nie byli zadowoleni ze
swego położenia.
Szlachta pruska widziała, że w Polsce rycerstwo obdarowywane
przez królów przywilejami ma wpływ na decyzje króla.
Przedstawiciele polskiej szlachty mogli uzyskiwać urzędy państwowe,
mogli należeć do rady królewskiej. Tymczasem w Prusach wszystkie
urzędy były zarezerwowane dla Krzyżaków. Tylko Krzyżacy pełnili
funkcje komturów, wójtów czy innych dostojników. Dla pruskiej
szlachty dostępne były jedynie stanowiska dworzan wielkiego
mistrza. Choć łączył się z tym prestiż, nie miały one znaczenia
w państwie. Ponadto rycerze pruscy, bez względu na to czy byli
Polakami, Prusami, czy też Niemcami, nie mogli zostać członkami
zakonu krzyżackiego, Krzyżacy rekrutowali się wyłącznie z rycerstwa
niemieckiego. Dla szlacheckich poddanych pruskich kariera
polityczna była zamknięta, wobec coraz większego fiskalizmu trudno
było o karierę majątkową. Kontrast, jaki zaczął się wytwarzać
pomiędzy stosunkami panującymi w Polsce a tym, co było w państwie
krzyżackim, powodował, że szlachta pruska zapragnęła osiągnąć to,
co miała szlachta polska. Polski ustrój okazał się dla pruskich rycerzy
bardzo atrakcyjny.
W celu walki o podobne do polskich przywileje i w obronie przed
krzyżackim fiskalizmem krzyżaccy poddani zawiązali w 1440 roku
Związek Pruski. Najważniejszą rolę w Związku odgrywali
mieszczanie, zwłaszcza ci z Gdańska i Torunia. Na czele Związku
stanął jednak rycerz, Johann von Baysen, który później występował
pod nazwiskiem Jan Bażyński. Niektórzy historycy twierdzą, że
tworząc Związek, mieszkańcy Prus wzorowali się na polskich
konfederacjach. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne,
w zawiązaniu tej organizacji pomogły raczej polskie żądania
gwarancji stanów dla zawieranych przez zakon kolejnych traktatów
pokojowych. Wielki mistrz krzyżacki Ludwik von Erlichshausen
prędko zrozumiał, jak niebezpieczna dla zakonu jest ta organizacja.
Próbował dojść do porozumienia ze stanami przy pośrednictwie
cesarza, co tylko przyśpieszyło bieg wypadków.
W 1454 roku do Krakowa przybyli posłowie stanów pruskich,
wyrażając gotowość poddania się królowi polskiemu. Kazimierz dał
do zrozumienia, że przyjmuje tę propozycję. Gdy wiadomość ta
dotarła do Prus, wybuchło tam powstanie. Pierwsi wystąpili
mieszczanie toruńscy, usunęli krzyżacką załogę z miasta, a potem
zdobyli i zburzyli zamek. Następnie od załóg krzyżackich uwolniły się
Gdańsk, Elbląg, Królewiec, a z nimi kilkadziesiąt innych miast. Przy
Krzyżakach pozostały tylko Chojnice, Sztum i Malbork. Sztum bardzo
szybko został zdobyty przez powstańców. Krzyżacy zostali niemal
usunięci z Prus.
Po tych sukcesach stany pruskie wysłały do króla Kazimierza
delegację z Janem Bażyńskim na czele. Delegacja przybyła do
Krakowa podczas uroczystości ślubnych, kiedy Kazimierz żenił się
z Elżbietą Habsburżanką. Znalazł oczywiście czas dla posłów i przyjął
ofiarowane mu Prusy. Poparła go w tej decyzji rada królewska.
Po przyjęciu pruskiej propozycji Kazimierz wypowiedział wojnę
zakonowi, a następnie wydał dokument inkorporacyjny oraz
dokument, w którym zrównał mieszkańców ziem pruskich
z Polakami, po czym nie tylko potwierdził ich przywileje, ale nawet je
rozszerzył. Zgodził się na zwolnienie z niektórych ceł i podatków,
zobowiązał się wyznaczać na urzędy pruskie tylko tych, którzy
w Prusach mieszkali.
Wypowiedzenie wojny Krzyżakom zmieniło sytuację wewnętrzną
w Koronie, konflikty z Litwą przestały być najważniejsze. Ponadto
zaangażowanie Polski w sprawę Prus podnosiło znaczenie
Wielkopolan i ułatwiało królowi złamanie przewagi możnych
małopolskich. W Wielkopolsce, obok tamtejszych możnych, duże
znaczenie miała szlachta. Oparcie się króla na szlachcie zaczęło
zmieniać stosunki wewnętrzne w całym kraju.
Po wypowiedzeniu wojny zakonowi Kazimierz przybył do Prus
i objął je w posiadanie. Był w Toruniu, Gdańsku, Elblągu, Królewcu.
Wszędzie nadawał przywileje, najbardziej uprzywilejowany został
Gdańsk. Wydawało się, że uda się pokonać Krzyżaków przy pomocy
tylko wojsk nadwornych króla. Oblegany był Malbork, spodziewano
się jego rychłej kapitulacji. Należało też zdobyć Chojnice.
Malbork oblegały oddziały wojsk nadwornych, Chojnice miało
zdobyć pospolite ruszenie z Kujaw i Wielkopolski. Król wyznaczył
Cerekwicę na Kujawach na miejsce zbiórki. Od lat jednak szlachta nie
brała już udziału w wojnach, zebrane oddziały nie stanowiły
najlepszej armii. Były niekarne, a w dodatku natychmiast po
przybyciu króla wystąpiły z żądaniami. Wielkopolanie i Kujawianie
domagali się od Kazimierza nadania im nowych przywilejów, bez
nich nie chcieli wojować. Król musiał ustąpić. Zobowiązał się, że na
Kujawach i w Wielkopolsce nie będzie powierzał starostw wyższym
urzędnikom, a także nie będzie wydawał nowych zarządzeń
i zwoływał pospolitego ruszenia bez zgody sejmików ziemskich.
Przyrzekł także uwzględniać Wielkopolan przy awansach na urzędy
centralne i dworskie. Ponadto uściślił sposób funkcjonowania sądów
ziemskich.
Przywileje cerekwickie były ustępstwem króla. Ale powodowały też
zmniejszenie przewagi możnych w ziemiach, w których miały
obowiązywać. To z kolei było dla króla korzystne. Wprawdzie
wystąpienie szlachty pod Cerekwicą utrudniało prowadzenie wojny,
ale ustępstwa Kazimierza na rzecz poddanych potwierdzały zalety
ustroju polskiego. Stany pruskie przekonały się o jego atrakcyjności,
ich przedstawiciele mogli liczyć na uzyskanie podobnego wpływu na
ustrój państwa po włączeniu ich ziem do Polski.
Zakon krzyżacki jednak jeszcze nie upadł, wojna z Krzyżakami
dopiero się zaczynała. Wielki mistrz Ludwik von Erlichshausen
rozpoczął werbunek wojsk w Niemczech, w Czechach, na Śląsku. Na
jego ofertę odpowiedziało wielu rycerzy. Zachęciły ich do walki nie
dawne hasła wojny z niewiernymi, niewiernych nie było już nad
Bałtykiem. Odpowiedzieli na apel wielkiego mistrza, gdyż
proponował on atrakcyjne warunki finansowe.
Na czele zwerbowanych wojsk stanęli Rudolf, książę żagański,
i Czech Bernard Szumborski. Złożył on ofertę obu stronom, lepszą
zapłatę zaproponowali jednak Krzyżacy i dlatego zgodził się walczyć
w ich sprawie. Wojna w tych czasach była również działalnością
zarobkową i zapewne dlatego krewny Szumborskiego, Mikołaj
Skalski, przyjął ofertę Związku Pruskiego i jako najemnik walczył po
stronie polskiej.
Po wydaniu przywilejów w Cerekwicy król nakazał zebranym
wojskom ruszyć pod Chojnice. Rozpoczęło się oblężenie. Siły
krzyżackie były lekceważone, wydawało się, że będzie można zdobyć
to miasto bez ściągnięcia wojsk królewskich spod Malborka.
Tymczasem zwerbowane przez wielkiego mistrza wojska pod
dowództwem księcia Rudolfa i Bernarda Szumborskego ruszyły na
pomoc zakonowi. O pochodzie wojsk krzyżackich dowódcy polscy
dowiedzieli się dość wcześnie i postanowili rozbić je pod Chojnicami.
Oblężenie zostało zwinięte i polska armia zaczęła się szykować do
zagrodzenia drogi przeciwnikom.
18 września rano oddziały polskie zajęły stanowiska bojowe.
Ukształtowanie terenu sprzyjało Polakom. Polskie chorągwie ustawiły
się na wschód od głębokiego obniżenia terenu, w którym drogę
wojskom krzyżackim zagradzały dwa jeziora. Przejście na drugą
stronę rozpadliny było możliwe tylko przez wąską groblę. Gdyby
zaciężni krzyżaccy zdecydowali się na atak, musieliby uformować
długą, wąską kolumnę i następnie przypuścić szarżę pod górę. Łatwo
byłoby ich pokonać.
Polski plan bitwy wydawał się bardzo dobry. Niestety, wojska
krzyżackie przybyły w pobliże Chojnic dopiero po południu. Polscy
rycerze cały dzień musieli stać w słońcu, czekając na przeciwnika. Po
południu byli już zmęczeni, zmęczone były też konie. Polski plan
załamał się ostatecznie po przybyciu wrogów. Bernard Szumborski,
rzeczywisty dowódca wojsk krzyżackich, był bardzo doświadczonym
wojownikiem i wiedział, że atak może się zakończyć
niepowodzeniem. Zatrzymał więc swoje oddziały i postanowił czekać.
Polscy dowódcy, widząc wahanie swych przeciwników, wydali
rozkaz do szarży. Z góry ruszyła masa rycerstwa. Polska kolumna
musiała się wydłużyć i zwęzić, aby przejść przez wąską drogę między
jeziorami, a następnie zaatakować stojących wyżej najemników
krzyżackich. Choć wydawało się to niemal niemożliwe, uderzenie
wojsk polskich było tak gwałtowne, że szeregi ich przeciwników
zostały złamane, a wojska krzyżackie rozbite. W tej pierwszej fazie
bitwy zginął dowodzący Krzyżakami książę Rudolf, a Bernard
Szumborski dostał się do niewoli. Do zdobycia pozostał tylko obóz
krzyżacki. Jednak zdobycie go nie było łatwe. Żołnierze krzyżaccy
sformowali z połączonych łańcuchami wozów zaporę, zza której
strzelali do atakujących. Zapewne w końcu ulegliby polskim atakom,
gdyby nie Henryk von Plauen.
Henryk von Plauen, krzyżacki dowódca załogi Chojnic, pochodzący
z tej samej rodziny co obrońca Malborka w 1410 roku, wyprowadził
wszystkich swoich żołnierzy z miasta i zaatakował Polaków od tyłu.
Atak von Plauena wywołał panikę w polskich szeregach. Cała polska
armia się rozpierzchła i rzuciła do ucieczki. Zginął jeden z polskich
dowódców, Piotr ze Szczekocin, dwaj inni, Łukasz Górka i Mikołaj
Szarlejski, dostali się do niewoli. W ręce krzyżackie wpadła chorągiew
królewska, sam król o mało nie został pojmany.
Bitwa pod Chojnicami została przegrana, choć Szumborski wpadł
w polskie ręce w pierwszej fazie bitwy. Rycerz, który go pojmał, wziął
od swojego jeńca słowo honoru, że nie ucieknie, a następnie puścił go
i sam ruszył do dalszej walki. Po bitwie Szumborski nie mógł znaleźć
swojego zwycięzcy, gdyż ten uciekł po ataku von Plauena. Czech był
jednak honorowym rycerzem i pojechał do Krakowa, aby się wykupić
z niewoli. Potem wrócił do Prus i znowu dowodził wojskami
krzyżackimi.
Klęska chojnicka rozwiała polskie nadzieje na szybkie zakończenie
wojny. Na wieść o niej część miast, które wcześniej poddały się
Polsce, uznała ponownie władzę krzyżacką. Przy Polsce opowiadała
się nadal większość ziem leżących po prawej stronie Wisły oraz
Gdańsk, Toruń i Elbląg. Krzyżacy natomiast utrzymali Chojnice,
krzyżacki pozostał zamek w Malborku, choć miasto zdobyły wojska
Związku Pruskiego. Po stronie krzyżackiej zaczęło się też opowiadać
drobne rycerstwo ze wschodniej części ziem zakonnych.
Aby dalej prowadzić wojnę, król zwołał pospolite ruszenie z ziem
całej niemal Korony. Zwolnieni zostali tylko rycerze z Rusi i Podola,
ich zadaniem była obrona południowo-wschodnich kresów. Jeszcze
w tym samym roku pod Nieszawą zebrały się nowe wojska. I znowu
powtórzyło się to, co miało miejsce pod Cerekwicą. Szlachta z ziem
małopolskich stwierdziła, że wyruszy na wojnę tylko wtedy, gdy król
nada jej nowe przywileje. Żądania Małopolan były podobne do tych,
z jakimi niedawno wystąpili Wielkopolanie. Kazimierz ponownie
musiał ustąpić. Dla poszczególnych ziem polskich wydał przywilej,
w którym zobowiązał się nie zwoływać pospolitego ruszenia ani nie
nakładać nowych podatków bez zgody szlachty zebranej na sejmikach
ziemskich.
W wyniku nadania nowych przywilejów zaczęła się łamać
przewaga możnowładztwa, a rosło znaczenie szlachty. Wysuwając
przeciw dawnym opozycjonistom nowe siły społeczne, król uzyskał
możliwość gry politycznej. Zarazem wraz ze wzrostem znaczenia
sejmików ziemskich zaczął się kształtować polski parlamentaryzm.
Po uzyskaniu przywileju szlachta zgodziła się iść na wojnę. Jednak
kolejne wyprawy pospolitego ruszenia nie przynosiły rozstrzygnięcia
zmagań. W połowie XV wieku szlachcic był już bardziej ziemianinem
niż rycerzem, nie potrafił walczyć tak jak jego przodkowie. Złożone
z pospolitego ruszenia wojsko nie mogło sprostać wyszkolonym
oddziałom najemnym. W polskiej armii brakowało też dobrego
dowódcy. Król Kazimierz był wspaniałym politykiem, ale nie potrafił
prowadzić wojska do boju. Kilkakrotnie próbował przy pomocy jazdy
rycerskiej zdobywać zamki i obwarowane miasta, lecz próby te
kończyły się fiaskiem. Lepiej walczyły najemne wojska stanów
pruskich, sukcesy odnosiła też flota gdańska na Bałtyku. Nie
zmieniało to jednak na razie wyników wojny.
Innego typu trudności zaczęli odczuwać Krzyżacy. Brakowało im
pieniędzy na opłacanie wojsk. Mimo przychylności papieża, który już
w 1455 roku obłożył interdyktem Prusy, a także cesarza, który skazał
na banicję członków Związku Pruskiego, nie mogli wygrać tej wojny.
Również król polski odczuwał brak pieniędzy. Wraz z upływem lat
coraz trudniej mu było uchwalać nowe podatki, przed finansowaniem
wojny broniła się szlachta i duchowieństwo. Tylko stany pruskie,
wśród nich przede wszystkim mieszczanie Gdańska i Torunia,
utrzymywały regularnie walczące oddziały. Dzięki ich ofiarności król
mógł nadal prowadzić działania wojenne.
W 1457 roku dowódca załogi zamku malborskiego, Czech Ulryk
Czerwonka, zażądał od wielkiego mistrza zapłaty zaległego żołdu dla
siebie i swoich żołnierzy. Zagroził, że jeśli pieniądze nie zostaną
wypłacone do określonego terminu, odda on zamek temu, kto zapłaci.
Mimo usilnych starań Krzyżakom nie udało się zebrać odpowiedniej
sumy. Zdołał to zrobić król Polski. Szlachta i duchowieństwo zapłacili
nadzwyczajne podatki, część sumy wyłożyły miasta pruskie i Ulryk
Czerwonka przekazał Malbork Kazimierzowi. Sukces był ogromny,
odtąd Malbork stał się polskim zamkiem, natomiast wielki mistrz
musiał przenieść swą rezydencję do Królewca.
Przejęcie Malborka nie przyśpieszyło zakończenia wojny. Już
w 1460 roku wojska krzyżackie zdobyły miasto Malbork i zaczęły
blokować polską załogę broniącą zamku. Krzyżacy odnieśli też kilka
zwycięstw na północnym Pomorzu, w ich ręce dostał się Puck.
Również na Warmii odnotowali sukcesy. Nadal jednak nie mieli
środków na finansowanie przeciągającej się wojny. Nieopłacani
krzyżaccy najemnicy zaczęli działać na własną rękę. Ich dowódcy,
dzierżąc zamki, ściągali daniny od ludności. Jednocześnie walczyli
z oddziałami polskimi.
Kazimierz kilkakrotnie zwoływał pospolite ruszenie. Ostatni raz
zrobił to w 1461 roku. Ponieważ jednak wojna prowadzona przy
pomocy powołanej pod broń szlachty nie dawała zwycięstwa,
zdecydował się na zmianę sposobu prowadzenia walk. Po ściągnięciu
nadzwyczajnych podatków skierował do Prus oddziały wojsk
najemnych, na których czele postawił zdolnego dowódcę, Piotra
Dunina. Walki od razu zaczęły przybierać inny obrót.
Poprawiła się też międzynarodowa sytuacja Polski. W 1457 roku
zmarł król Czech Władysław Pogrobowiec, a na tronie w Pradze
zasiadł przywódca umiarkowanego skrzydła husytów, Jerzy
z Podiebradów. Kazimierzowi udało się z nim porozumieć, Jerzy
zabronił Krzyżakom rekrutować najemników w Czechach. Nadal
jednak zakon znajdował silne poparcie w Rzymie, zwłaszcza gdy
papieżem został Eneasz Silvio Piccolomini, który przyjął imię Pius II.
Jednak poparcie papieskie i cesarskie nie mogło poprawić złej sytuacji
zakonu. Krzyżacy bezustannie odczuwali trudności finansowe,
materialnie nie pomógł im ani cesarz, ani papież.
Wojsko, z którym wyruszył do Prus Piotr Dunin, było mniejsze od
wojsk pospolitego ruszenia. Mniejsze, ale znacznie bardziej sprawne.
W 1462 roku polskiemu dowódcy udało się rozbić siły krzyżackie pod
Świecinem. Po tym zwycięstwie zaczął on wypierać Krzyżaków
z Pomorza. Rok później flota gdańska pokonała krzyżacką eskadrę na
Zalewie Wiślanym. Następnie gdańszczanie zdobyli Puck, a wojska
polskie zajęły Działdowo. W 1465 roku w ręce polskie wpadło Nowe,
udało się też wyprzeć Krzyżaków z południowej Warmii, w wyniku
czego biskup warmiński przeszedł na stronę polską. W 1466 roku
Polacy zdobyli Starogard i Chojnice.
Polskie sukcesy zmusiły Krzyżaków do podjęcia rozmów
pokojowych. Pośrednictwa próbował podjąć się papież. Na tronie
Piotrowym nie zasiadał już niechętny Polsce Pius II, lecz Paweł II.
W tym czasie stosunki papiestwa z królem Czech, Jerzym
z Podiebradów, bardzo się pogorszyły i papież starał się husyckiego
króla pozbawić tronu. Liczył na pomoc króla Polski Kazimierza.
Dlatego nie był on już tak bardzo prokrzyżacki jak jego poprzednicy.
Mimo oferty papieskiej rokowania polsko-krzyżackie odbyły się bez
pośredników.
W pierwszej fazie rozmów rozbieżności pomiędzy stronami były
wielkie. Początkowo Krzyżacy skłonni byli oddać tylko ziemie
chełmińską i michałowską. Potem zgadzali się też na zwrot Pomorza.
Natomiast Polacy dążyli do usunięcia zakonu z Prus. Strona polska
proponowała przeniesienie Krzyżaków na Podole do walki z Tatarami.
W następnej fazie rozmów Polacy żądali oddania Pomorza, ziemi
chełmińskiej, michałowskiej, Malborka i Elbląga. Ostateczne rozmowy
rozpoczęły się 19 października 1466 roku w Toruniu. Ich wynikiem
było podpisanie pokoju. Zgodnie z wynegocjowanym układem
Krzyżacy oddawali Polsce Pomorze, ziemie chełmińską
i michałowską, a także Malbork, Elbląg i Sztum. Wycofywali się też
z Warmii. Ziemia ta uzyskała rangę księstwa, jej księciem miał być
biskup warmiński podległy królowi polskiemu. Przy zakonie pozostała
więc tylko Pomezania z Kwidzynem oraz ziemie pruskie leżące na
wschód od Warmii wraz z Sambią. Stolicą państwa krzyżackiego
został Królewiec.
Zakon nie tylko stracił połowę posiadanych wcześniej terytoriów,
ale też suwerenność. Od podpisania pokoju toruńskiego pozostające
pod władzą krzyżacką terytoria podlegały jako lenno królowi
polskiemu. Każdy mistrz krzyżacki w ciągu sześciu miesięcy od swego
wyboru miał składać królowi przysięgę wierności, zakon miał również
wspierać Polskę zbrojnie w przypadku wojny.
Wynik wojny trzynastoletniej był skromniejszy od nadziei, jakie
towarzyszyły jej rozpoczęciu. Nie udało się zlikwidować państwa
zakonnego. Mimo to bardzo wiele osiągnięto. Zakon krzyżacki stracił
dawne znaczenie i został podporządkowany królowi. Polska
odzyskiwała swe ziemie, z których najważniejsze było Pomorze.
Posiadanie ujścia Wisły ułatwiło polskim kupcom prowadzenie handlu
zagranicznego. Od połowy XV wieku Polska zaczęła eksportować
przez Gdańsk do krajów Europy Zachodniej najpierw drewno,
a następnie zboże. Korzystało z tego całe dorzecze Wisły, od połowy
XV wieku zaczęli się bogacić producenci zboża, szlachta, ale także
chłopi oraz pośredniczące w handlu miasta. Najwięcej na połączeniu
Pomorza z Polską zyskał Gdańsk, który wniósł ogromne sumy do
walki z Krzyżakami. Dzięki handlowi bogaciły się też inne miasta Prus
i Pomorza, Toruń, Elbląg, Grudziądz.
Zwycięskie zakończenie wojny podniosło autorytet Kazimierza
Jagiellończyka. Wyraźnym tego dowodem była batalia o obsadę
biskupstwa krakowskiego. Kazimierz nie pozwolił, aby o obsadzie tej
katedry decydował ktokolwiek poza nim. Nie uległ nawet papieżowi.
Po wprowadzeniu na katedry w Krakowie, Gnieźnie i Włocławku
własnych kandydatów, uzyskał faktyczne prawo do mianowania
biskupów w swoim państwie. Było to bardzo ważne, gdyż biskupi
pełnili nie tylko funkcje kościelne, ale byli też członkami rady
królewskiej. W latach wojny trzynastoletniej król stworzył ostatecznie
popierające go stronnictwo, a przewaga panów krakowskich została
złamana. Teraz mógł przystąpić do realizacji swej polityki
dynastycznej.
POLITYKA DYNASTYCZNA KAZIMIERZA
JAGIELLOŃCZYKA

Po zwycięskim zakończeniu wojny trzynastoletniej głównym celem


króla Kazimierza stało się zapewnienie jego licznym synom tronów
królewskich. Polityka tego Jagiellona różniła się zdecydowanie od
polityki jego poprzedników. Dla niego najważniejszy był sukces
dynastii. Tak zresztą pojmowało swe zadania wielu innych
monarchów. Polityką dynastyczną kierowali się zwłaszcza
Habsburgowie, zapewne wielki wpływ na działania Kazimierza miała
jego żona, Elżbieta Habsburżanka. Politykę dynastyczną oparł on na
prawach dziedzicznych swej żony do tronów Czech i Węgier.
W 1457 roku zmarł król Węgier i Czech, brat Elżbiety, Władysław
Pogrobowiec. Kazimierz zaakcentował prawa swego najstarszego
syna, niedawno urodzonego Władysława, do dziedzictwa po nim. Nie
mógł jednak zaspokoić tych pretensji ze względu na trwającą wojnę
pruską. Tymczasem na Węgrzech i w Czechach zwyciężyły
stronnictwa narodowe. Czesi wybrali na swego króla Jerzego
z Podiebradów, a Węgrzy oddali koronę Maciejowi Korwinowi. Nowy
król węgierski uzyskał międzynarodowe uznanie, trudności natomiast
miał król czeski. Jerzy z Podiebradów był husytą, przywódcą
umiarkowanego skrzydła tego ruchu, tak zwanych kalikstynów. Ten
odłam husytów porozumiał się z uczestnikami soboru bazylejskiego.
Początkowo Jerzy, po osiągnięciu korony, zyskał uznanie w oczach
papieża, gdyż Pius II miał nadzieję, że nowy król czeski weźmie
udział w krucjacie antytureckiej. Jednak następny papież, Paweł II,
nie chciał już rozmawiać z królem husytą. Rozpoczął działania mające
na celu usunięcie go z tronu. Liczył na poparcie katolickich
poddanych Jerzego oraz na innych monarchów. W 1466 roku rzucił
na Jerzego klątwę.
Nie wszyscy poddani króla czeskiego byli zwolennikami
husytyzmu. Silna partia katolicka istniała na Morawach, antyhusycki
i coraz bardziej antyczeski był też Śląsk. Liczni śląscy książęta zaczęli
z nadzieją patrzeć na króla polskiego, sympatie propolskie były
największe we Wrocławiu. Wrocławianie hucznie świętowali polskie
zwycięstwo w wojnie z zakonem krzyżackim, mieli nadzieję na
przyłączenie Śląska do Polski. Spodziewali się przybycia na Śląsk syna
króla Kazimierza i szykowali się do wojny z Jerzym z Podiebradów.
Również papież Paweł II liczył na polskiego króla, miał nadzieję, że
usunie on z tronu Jerzego. Papież uznawał dziedziczne prawa syna
Elżbiety, wzywał Kazimierza do wysłania go na Śląsk. Gotów był
uznać prawa Polski do Śląska i Łużyc.
Realizacja wezwań papieskich była równoznaczna z nową wojną.
Tym razem byłaby to wojna z królem czeskim Jerzym. Na nową
wojnę nie miał ochoty ani Kazimierz, ani jego poddani. Polska była
zmęczona i wyczerpana wojną trzynastoletnią, a ponadto do wojny
z husyckim królem nie paliła się szlachta wielkopolska.
W Wielkopolsce żywe jeszcze były sympatie prohusyckie. Nie było też
celem króla Kazimierza przyłączenie do Polski Śląska. Mógł to
wówczas zrobić, gdyż Ślązacy pragnęli połączyć się z Polską. Jednak
przyłączenie Śląska do Polski, a więc oderwanie tej ziemi od związku
z Czechami, przekreślałoby szanse Jagiellona na uzyskanie korony
czeskiej, a dla króla Kazimierza najważniejszy był tron czeski dla jego
syna.
Tymczasem w Czechach wybuchła wojna domowa między
zwolennikami husyckiego króla i stronnictwem katolickim. Jerzy
z Podiebradów trzymał mocno Czechy, lecz stracił Śląsk, a jego
pozycja na Morawach była słaba. Stronnictwo katolickie wezwało
Kazimierza do przyjęcia korony czeskiej.
Kazimierz nie spieszył się z odpowiedzią na te wezwania, nie
odpowiadał też na apele papieskie. Miał nadzieję, że w ten sposób
doprowadzi do zaaprobowania pokoju toruńskiego przez papieża,
a zarazem zmusi Jerzego z Podiebradów do uznania następstwa
swego syna w Czechach. Jednak zwlekanie nie dało spodziewanych
rezultatów.
Zawiedzeni brakiem odpowiedzi króla polskiego katoliccy magnaci
czescy zaproponowali koronę czeską Maciejowi Korwinowi. Król
węgierski się zgodził i ogłosił, że będzie bronił czeskich katolików
przed husytą Jerzym z Podiebradów. Zaangażowanie się Macieja
Korwina w konflikt czeski spowodowało naprężenie stosunków
polsko-węgierskich. Innym powodem tego napięcia były pretensje
Kazimierza Jagiellończyka do tronu węgierskiego dla jednego z jego
synów. Na razie Kazimierz nie wysuwał ich zbyt mocno, nie chcąc
komplikować sytuacji, zarazem jednak ich nie ukrywał.
Król Maciej nie chciał wojny z Polską i dlatego próbował
porozumieć się z Kazimierzem. Zaproponował małżeństwo z jedną
z jego córek. Odpowiedź polska była negatywna. Wobec tego Maciej
opanował Morawy, a następnie Śląsk i Łużyce. Królowi czeskiemu
pozostały tylko same Czechy. Jerzy z Podiebradów nie miał sił
zdolnych usunąć Macieja z ziem Korony Czeskiej. Zrezygnował więc
z planów założenia własnej dynastii i zgodził się na sukcesję
jagiellońską w Czechach.
Tymczasem katolicy czescy w 1469 roku uznali Macieja za króla
Czech. Miesiąc później sejm w Pradze dokonał wyboru Władysława,
syna Kazimierza Jagiellończyka. Władysław miał zostać koronowany
po śmierci Jerzego, Polacy zobowiązali się doprowadzić do
pogodzenia stronnictwa husyckiego w Czechach z kurią papieską.
Polska próba porozumienia się z papieżem nie przyniosła
rezultatów. Papież nie chciał uznać pokoju toruńskiego, nie zgadzał
się też na uznanie polsko-czeskiego porozumienia, do którego
niedawno doszło w Pradze. Starał się zmontować sojusz polsko-
węgierski. Pragnął, aby husycki król Czech został zdetronizowany,
a koronę czeską dostał Władysław Jagiellończyk.
W 1471 roku zmarł król Jerzy z Podiebradów. Po jego śmierci Czesi
musieli dokonać nowej elekcji. Zebrał się więc sejm, jednak wobec
braku porozumienia panowie katoliccy opuścili obrady. Wtedy
zwolennicy husytyzmu wybrali na króla Władysława Jagiellończyka.
Po potwierdzeniu czeskich przywilejów, zgodzie na utrzymanie tak
zwanych kompaktatów, czyli zasad husyckich, i zobowiązaniu się
przez elekta do porozumienia z papieżem, Władysław został
koronowany. Niedługo potem cesarz uznał Władysława za króla
Czech i udzielił mu inwestytury. Natomiast panowie katoliccy, którzy
opuścili obrady praskie, dokonali w Ihlawie elekcji Macieja Korwina.
Czechy miały więc dwóch królów. Władysław panował w samych
Czechach, Maciej dzierżył Morawy, Śląsk i Łużyce.
W celu osłabienia Macieja król Polski porozumiał się z węgierską
opozycją. Maciej Korwin tracił popularność na Węgrzech, licznym
węgierskim magnatom nie podobały się jego twarde rządy. Zarzucano
mu też, że walcząc o czeską koronę, zaniedbał zabezpieczenie Węgier
przed niebezpieczeństwem tureckim. Była to prawda. Maciej Korwin
widział tylko problemy pojawiające się na zachodzie, myślał
o zdobyciu całych Czech, a może nawet o koronie cesarskiej. W 1471
roku został na Węgrzech zawiązany spisek antykrólewski, na którego
czele stanął prymas Węgier. Spiskowcy chcieli na tronie węgierskim
osadzić Kazimierza, jednego z synów Kazimierza Jagiellończyka. Król
polski przyjął propozycję, na Węgry wyruszyła polska wyprawa
wojenna. Na jej czele stanął młody, kilkunastoletni Kazimierz.
Rozpoczął swe działania od wypowiedzenia wojny Maciejowi
Korwinowi. Niewiele jednak zdziałał na Węgrzech. Maciej Korwin
zdołał stłumić opozycję i młody Kazimierz musiał się wycofać.
Niepowodzenia w Czechach i nieudana wyprawa węgierska
zniechęciły polską szlachtę do króla. Polacy nie chcieli już płacić na
przedsięwzięcia mające na celu interesy dynastii nie zawsze korzystne
dla Polski. Przedstawiciele szlachty pragnęli doprowadzić do
pogodzenia się z Maciejem Korwinem. W tym samym kierunku
popychał Kazimierza Jagiellończyka papież zaniepokojony sukcesami
Turków. Do porozumienia jednak nie doszło.
Sytuacja króla skomplikowała się jeszcze bardziej w wyniku
wydarzeń na Warmii. W 1467 roku zmarł biskup warmiński Paweł
Legendorf i kapituła wybrała na jego następcę Mikołaja Tungena.
Tymczasem król forsował kandydaturę Wincentego Kiełbasy. Tungena
zatwierdził papież, jednak król nie chciał go dopuścić do objęcia
diecezji. Aby zakończyć konflikt, papież zgodził się na innego
kandydata królewskiego, Andrzeja Oporowskiego. Kapituła
warmińska nie ustąpiła jednak i twardo stała za Tungenem. Kapitułę
poparły stany pruskie, powołując się na zasadę autonomii. Dzięki
temu poparciu w 1474 roku Tungen zdołał opanować całą Warmię.
Aby wzmocnić swoją pozycję, porozumiał się z Maciejem Korwinem.
Konflikt warmiński zaczął zataczać coraz szersze kręgi, stał się
konfliktem międzynarodowym. Ponadto Tungena wsparł wielki mistrz
krzyżacki. Polsce zagroziło unieważnienie pokoju toruńskiego.
Poparcie węgierskie dla biskupa warmińskiego wyraziło się
w konflikcie zbrojnym na granicy polsko-węgierskiej. Nie trwał on
długo, społeczeństwa obu państw nie chciały wojny i doprowadziły
do zawarcia pokoju. Był to pokój między narodami, królowie obu
państw nadal byli sobie niechętni.
Ponieważ duża część ziem Korony Czeskiej pozostawała pod władzą
króla Węgier, Kazimierz Jagiellończyk postanowił przyjść synowi
z pomocą zbrojną. Miał poparcie cesarza. Jednak szlachta polska nie
miała już ochoty na finansowanie królewskich poczynań, zjazd
piotrkowski odmówił podatków na nową wojnę. Wobec tego król
zwołał pospolite ruszenie. Do wojny szykował się też jego syn, czeski
Władysław. W 1474 roku wojska polskie ruszyły na Śląsk. Po
zdobyciu Byczyny, Kluczborka i Olesna Polacy przeprawili się przez
Odrę i połączyli z Czechami króla Władysława. Następnie rozpoczęli
oblężenie Wrocławia.
Również Maciej Korwin przybył na Śląsk. Przyprowadził ze sobą
niewielką, ale bardzo sprawną armię najemną, tak zwane czarne
wojsko. Miał poparcie książąt śląskich. Ślązacy rozczarowali się
bowiem Kazimierzem.
Wojna śląska nie trwała długo, Polacy nie byli w stanie zdobyć
Wrocławia. Nie mieli artylerii, pospolite ruszenie nie nadawało się do
działań oblężniczych. Mniej liczna, ale doborowa armia Macieja
Korwina była nie do pokonania dla polskiego rycerstwa. Dlatego już
po tygodniu Kazimierz rozpoczął rozmowy z Maciejem i zawarto
rozejm. Król czeski Władysław pozostał przy Czechach, drugi król
czeski, Maciej, panował nadal na Morawach, Śląsku i Łużycach.
Jagiellonowie nie uzyskali niczego, natomiast warunki rozejmu mogły
stać się niebezpieczne. Maciej Korwin włączył do układu, jako jego
gwaranta, biskupa warmińskiego Tungena.
Król Kazimierz nadal pragnął pomóc swemu synowi i zwrócił się do
zebranych w Piotrkowie przedstawicieli szlachty z prośbą o pieniądze
na sfinansowanie dalszych działań. Nie uzyskał wsparcia, szlachta nie
chciała ponosić kosztów dynastycznej polityki króla. Tym razem
niewątpliwie przedstawiciele polskiego społeczeństwa mieli rację,
gdyż znowu pojawiły się poważne problemy w Prusach.
W 1477 roku Maciej Korwin zawarł układ z wielkim mistrzem
krzyżackim Henrykiem von Richtenbergiem. Król węgierski
zobowiązywał się do pomocy zakonowi, oznajmiał, że jest opiekunem
i obrońcą Krzyżaków. Przed Krzyżakami pojawiły się możliwości
przynajmniej częściowego zlikwidowania klęski poniesionej w wojnie
trzynastoletniej, dla wielkiego mistrza najważniejsze było uwolnienie
się od polskiej zależności. Do przymierza krzyżacko-węgierskiego
przystąpił biskup warmiński Mikołaj Tungen. Polsce zaczęła grozić
rewizja pokoju toruńskiego i ponowne wzmocnienie się Krzyżaków.
W 1478 roku został wybrany nowy mistrz, Martin Truchsess von
Wetzhausen. Oficjalnie oświadczył on, że nie uznaje pokoju
toruńskiego i nie zamierza składać polskiemu królowi hołdu. Co
więcej, rozpoczął werbunek najemników, a potem podstępnie zajął
Brodnice, Chełmno i Starogard.
Na to Polacy nie mogli pozwolić. Wojska polskie wkroczyły do Prus
i odzyskały straty. Sprzymierzony z wielkim mistrzem biskup
warmiński Tungen musiał uciekać do Królewca. Okazało się, że
przewaga polska nie pozwala Krzyżakom na zmianę stanu rzeczy. Nie
pomógł im też król węgierski, Maciej Korwin. Widząc polską
przewagę w Prusach, zarazem mając silną pozycję na Śląsku, zawarł
z królem Kazimierzem traktat pokojowy. Zapewnił tylko wielkiemu
mistrzowi i biskupowi warmińskiemu odzyskanie łaski królewskiej.
Najpierw jednak zarówno wielki mistrz, jak i biskup warmiński
musieli ukorzyć się przed królem Polski. Obaj złożyli przysięgę,
Martin Truchsess von Wetzhausen uznał warunki pokoju toruńskiego.
W ten sposób zakończyła się wojna nazwana przez Polaków „wojną
popią”.
Pokój zawarty pomiędzy Kazimierzem Jagiellończykiem
a Maciejem Korwinem potwierdzał posiadanie Śląska przez króla
Węgier. Była to klęska Kazimierza. Okazał się on bardzo słabym
dowódcą, poniósł też wiele porażek dyplomatycznych. Autorytet
królewski w Polsce, tak przecież wysoki po zwycięskiej wojnie
z zakonem, ponownie uległ osłabieniu.
W latach wojny trzynastoletniej, a także starań o tron czeski
i węgierski Kazimierz przebywał niemal cały czas w Polsce. Na Litwie,
gdzie pełnił funkcję wielkiego księcia, bywał krótko i nieczęsto.
Spowodowało to niezadowolenie jego litewskich poddanych.
Rozwiązanie wielu problemów wymagało decyzji władcy, tymczasem
wobec zaabsorbowania Kazimierza niemal wyłącznie sprawami
Korony i dynastii problemy te były rozwiązywane źle lub tylko
połowicznie. Litwini byli coraz bardziej rozczarowani działalnością
swego władcy.
Wschodnim granicom Wielkiego Księstwa Litewskiego zagrażało
coraz silniejsze księstwo moskiewskie. W 1462 roku księciem Moskwy
został Iwan III, który za cel postawił sobie zjednoczenie ziem ruskich,
nawet tych, które wchodziły w skład Księstwa Litewskiego. Podbił
Psków, a w 1478 roku podporządkował Moskwie Nowogród Wielki.
Były to terytoria, które władcy Litwy uważali za swoją strefę
wpływów. W 1472 roku Iwan moskiewski poślubił księżniczkę
bizantyjską Zofię i wraz z jej ręką przejął imperialną ideologię.
Przyjął tytuł cara oraz bizantyjski herb, dwugłowego orła. Wtedy to
pojawiła się w państwie moskiewskim idea Moskwy – trzeciego
Rzymu.
Kazimierz dostrzegał niebezpieczeństwo grożące od wschodu, lecz
dopóki był zajęty na zachodzie, nie robił niemal nic, aby mu się
przeciwstawić. Zaczął jednak konsolidować ziemie państwa
litewskiego, włączając do swej domeny niektóre zależne od niego
księstwa. W 1471 roku został odsunięty od władzy w Kijowie kniaź
Michał Olelkowicz, Kazimierz osadził tam swego namiestnika.
Posunięcie to wzmogło niechęć innych kniaziów do wielkiego księcia.
W 1479 roku, po zakończeniu konfliktu w Prusach, Kazimierz
przybył na Litwę i pozostał w Księstwie przez następne cztery lata.
Starał się zawiązać koalicję dla odebrania Iwanowi moskiewskiemu
tego, co zdobył on w ostatnich latach. W skład koalicji, obok Litwy
i Polski, miała wejść Szwecja, Krzyżacy z Inflant oraz Tatarzy ze
Złotej Ordy. Nic z tego nie wyszło, na Moskwę ruszyli tylko Tatarzy.
Zostali pokonani, w walce zginął chan Ahmed. Odtąd Złota Orda
przestała być groźna dla Moskwy.
Kazimierz nie wsparł swego tatarskiego sojusznika, gdyż sytuacja
w Wielkim Księstwie stała się bardzo napięta. Zagrożeni w swych
dziedzinach kniaziowie uknuli spisek, na jego czele stanęli Michał
Olelkowicz, Fiodor Bielski i Iwan Holszański. Poparło ich wielu
możnych litewskich. Spiskowcy planowali zabicie Kazimierza
i osadzenie na tronie wielkoksiążęcym Michała Olelkowicza. Król
dowiedział się w porę o spisku i zarządził aresztowania. Kniaź Bielski
zbiegł do Moskwy, natomiast Holszański i Olelkowicz zostali
aresztowani i ścięci. Od tego momentu na Litwie nie było już
opozycji.
Tymczasem Iwan III moskiewski porozumiał się z Tatarami
krymskimi i sprowokował ich atak na ziemie ruskie Korony
i Wielkiego Księstwa. Szykowała się wojna z Moskwą. Nie wybuchła
jednak, gdyż Kazimierz, wobec wzrastającego zagrożenia tureckiego,
zaczął szukać porozumienia z Iwanem moskiewskim. Do
porozumienia nie doszło, Iwan natomiast, wykorzystując kłopoty
Kazimierza, przeciągnął na swoją stronę kilku pogranicznych
kniaziów dotychczas podlegających Litwie.
Konflikt z Moskwą nie mógł zakończyć się pomyślnie, gdyż
posiadłościom Korony Polskiej zaczęli zagrażać Turcy. W 1475 roku
zdobyli oni Kaffę, włoską kolonię na Krymie, a w 1484 roku zagarnęli
mołdawskie porty, Kilię i Białogród. Straty te uderzyły mocno
w polski handel ze Wschodem.
Ekspansja turecka spowodowała zbliżenie do Polski hospodara
mołdawskiego Stefana. Planowano wspólną walkę w celu
powstrzymania dalszych postępów Turków. Niebezpieczeństwo
tureckie dostrzegała też szlachta, sejm w Piotrkowie uchwalił podatki
na wojnę. Po uzyskaniu środków król zebrał wojska i ruszył
w kierunku Mołdawii. Zagrożony przez Turków, spodziewający się
polskiego wsparcia hospodar Stefan złożył Kazimierzowi hołd. Armia
polska nie wzięła jednak udziału w wojnie z Turcją, Kazimierz
pozostawił tylko hospodarowi kilkutysięczny oddział swych wojsk.
Przy pomocy Polaków Stefan zaczął odnosić zwycięstwa nad Turkami.
Polska nie mogła wziąć udziału w tej wojnie, ponieważ jej
południowe kresy zostały spustoszone przez Tatarów krymskich.
Przeciw nim Kazimierz wysłał wojska pod dowództwem Jana
Olbrachta. Syn królewski odniósł kilka zwycięstw, co na dłuższy czas
zniechęciło Tatarów do atakowania Polski. Jednak swymi
wcześniejszymi najazdami uniemożliwili oni przeciwstawienie się
Turkom i oswobodzenie portów czarnomorskich.
Do ostatnich lat życia nie opuszczała Kazimierza troska o dzieci.
Miał pięciu synów i każdemu z nich chciał zapewnić stanowisko
godne syna królewskiego. Gdy więc w 1489 roku zmarł biskup
warmiński Tungen, król postanowił osadzić na biskupstwie, z którym
łączył się tytuł książęcy, swego najmłodszego syna Fryderyka. Jednak
kapituła warmińska dokonała wyboru Łukasza Watzenrodego.
Kanonicy twierdzili, że stanowisko to jest zarezerwowane tylko dla
krajowców. Choć Watzenrodego uznał papież, król nie ustępował.
Sprawa ta nie została rozwiązana do śmierci Kazimierza, wybrańca
kapituły uznał dopiero jego następca Jan Olbracht.
Tymczasem w 1490 roku zmarł król węgierski Maciej Korwin.
Pozwoliło to królowi Czech Władysławowi Jagiellończykowi objąć
swym panowaniem również Morawy, Śląsk i Łużyce. Przeciw temu
nikt nie protestował, wybuchł jednak spór o koronę węgierską.
Kazimierz chciał osadzić na tronie węgierskim Jana Olbrachta,
tymczasem z pretensją do węgierskiej korony wystąpił jego starszy
brat, król Czech Władysław. Pomiędzy braćmi wybuchła wojna,
Olbracht wyruszył ze swym wojskiem na Węgry. Władysław za
rezygnację z Węgier ofiarowywał Olbrachtowi znaczną część ziem
śląskich i tytuł najwyższego księcia Śląska, jednak Olbracht
kontynuował wojnę. Wycofał się z Węgier dopiero w 1492 roku. Od
tego roku nikt już nie kwestionował królewskiej władzy w Czechach
i na Węgrzech najstarszego spośród synów Kazimierza, Władysława
Jagiellończyka.
Kazimierz ponosił klęski, ale wygrywał wojny, doświadczył
niepowodzeń w swej polityce dynastycznej, ale potrafił zrealizować
wszystkie swoje plany. Powiększył terytorium Korony Polskiej,
przyłączając do niej Pomorze, zapewnił też trony swoim synom. Po
1490 roku przedstawiciele dynastii jagiellońskiej rządzili w Polsce, na
Litwie, w Czechach i na Węgrzech. Dynastia ta stała się jedną
z najpotężniejszych w Europie.
W czasach króla Kazimierza Jagiellończyka rozpoczął się pomyślny
okres dla polskiej gospodarki. W drugiej połowie XV wieku
zintensyfikował się handel wiślany, rzeką do morza spławiano zboże
i drewno. Po przyłączeniu do Polski Gdańska nikt już nie przeszkadzał
w spławie produktów rolnych. Pomyślna koniunktura, jaka wtedy się
pojawiła, miała poważny wpływ na procesy gospodarcze i społeczne
zachodzące w Polsce. Przyczyniła się do wzrostu znaczenia szlachty,
ale doprowadziła też do bogacenia się miast i chłopstwa.
Rozwój kraju i wzrost zamożności jego mieszkańców pozwoliły na
rozwój polskiej kultury. W ostatnich latach XV wieku działał i tworzył
w Polsce jeden z najwybitniejszych rzeźbiarzy późnego
średniowiecza, Wit Stwosz. Jego dziełem jest wspaniały ołtarz
w kościele Mariackim w Krakowie oraz nagrobek króla Kazimierza
Jagiellończyka w katedrze wawelskiej. Za czasów króla Kazimierza
pisał Jan Długosz. Jego największe dzieło, Roczniki, czyli kroniki
sławnego Królestwa Polskiego, to już nie kronika średniowieczna, lecz
nowożytna historia Polski. W końcu XV wieku, studiując na
Uniwersytecie Krakowskim, przygotowywał się do wielkich odkryć
Mikołaj Kopernik. Czasy Kazimierza Jagiellończyka należy uznać za
wstęp do wspaniałego rozwoju polskiej kultury w wieku następnym.
Kazimierz Jagiellończyk zmarł w 1492 roku. Przed śmiercią
dokonał podziału ziem, nad którymi panował. Na króla Polski
wyznaczył Jana Olbrachta, wielkim księciem Litwy ustanowił
następnego swojego syna, Aleksandra. Doszło więc do krótkiego
rozejścia się dróg obu państw, jednak unia polsko-litewska nie została
zerwana. Po śmierci Olbrachta oba państwa zjednoczył pod swym
panowaniem Aleksander. Nie rezygnując z litewskiego tronu,
koronował się na króla Polski.
Historię Polski średniowiecznej kończymy w ostatnich latach XV
wieku. Koniec XV wieku to powszechnie przyjęta granica między
średniowieczem a czasami odrodzenia. Można by powiedzieć, że
przyjęta, ale słabo uzasadniona. W latach tych nie doszło przecież do
żadnego zasadniczego przełomu. Niektórzy uzasadniają cezurę
umieszczoną w tym okresie odkryciami geograficznymi. W 1492 roku
Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę. Inni wskazują na przemiany
w widzeniu świata, na przełom w sztuce. Jednak wyprawy
geograficzne zaczęły się wcześniej, a odkrycie Ameryki dopiero
później zostało docenione. Również znaczenie przełomu w sztuce
w tamtych czasach można zakwestionować. Renesans narodził się we
Włoszech znacznie wcześniej, na Węgrzech pojawił się już w połowie
XV wieku, jednak do większości krajów europejskich jego wpływy
dotarły później. Tylko w Polsce początek renesansu pokrywa się
z tradycyjnym końcem średniowiecza. Początek nowej epoki wiąże się
niekiedy z wystąpieniem Marcina Lutra i protestantyzmem. Luter
jednak ogłosił swoje tezy dopiero w XVI wieku, zapowiedzią nowych
nurtów religijnych był piętnastowieczny husytyzm w Czechach,
a wcześniej nauki głoszone przez Jana Wiklifa w Anglii. Również
zastosowanie broni palnej i zmiana w sposobie prowadzenia wojen
nie nastąpiła z końcem XV wieku. Broń palna była znana już w XIV
wieku, wtedy też zaczęły się rozpowszechniać wojska zaciężne, które
zastąpiły w walkach feudalnych rycerzy. Można by jeszcze wspomnieć
o zmianach w produkcji rzemieślniczej oraz dochodzeniu do głosu
nowych grup społecznych, lecz przemiany w tych dziedzinach to
także wieki wcześniejsze. Wydaje się jednak, że koniec XV i początek
XVI wieku mimo wszystko był przełomem. Pojawiające się wcześniej
prądy właśnie wtedy uzyskały przewagę i umożliwiły zmiany w wielu
dziedzinach życia.
Również w Polsce koniec XV wieku nie rozpoczął nowej epoki.
Zmiany społeczne i gospodarcze, jakie zaczęły się pojawiać w XV
wieku, dopiero na początku następnego stulecia zdominowały życie
mieszkańców Polski. Od końca XV wieku możliwości eksportu
polskiego zboża nadają ton polskiej gospodarce i prowadzą do
ogromnych zmian w życiu gospodarczym, społecznym, a nawet
politycznym. W pierwszych latach XVI wieku będąca producentem
głównego polskiego towaru eksportowego polska szlachta zdobywa
przewagę w kraju, wtedy też ostatecznie krystalizuje się polski sejm,
a wraz z nim ustrój zwany demokracją szlachecką. Widocznym
znakiem następujących przemian było zwycięstwo sztuki
renesansowej nad gotykiem. Biorąc to wszystko pod uwagę i zdając
sobie jednocześnie sprawę z tego, że procesy historyczne toczą się na
ogół w sposób ciągły, możemy przyjąć śmierć Kazimierza
Jagiellończyka za koniec pewnej epoki.
Zakończenie

Obejmująca pół tysiąclecia historia Polski w średniowieczu dzieli się


na kilka okresów. Można wyróżnić w niej czasy piastowskie,
a następnie początek epoki jagiellońskiej. Inaczej należałoby ją
podzielić, biorąc pod uwagę rozwój gospodarczy czy społeczny. Oba
podziały są ważne, każdy z nich ukazuje inne aspekty rzeczywistości.
Państwo polskie stworzyli Piastowie i nieznani nam ludzie z nimi
współpracujący. Dzięki powstaniu państwa zaczął się kształtować
naród polski. Zasługą Piastów i ich współpracowników było
wprowadzenie Polski do grona państw Europy Zachodniej. Stało się to
w wyniku przyjęcia chrześcijaństwa, a wraz z nim zachodniej kultury
bazującej na tradycjach starożytnych. Od momentu chrztu Polska
stała się częścią świata zachodniego, wnosząc do niego również
własne tradycje i wartości. Pierwsi chrześcijańscy władcy Polski
potrafili wejść do Europy i zająć w niej godne miejsce.
Czasy Piastów to nie tylko znaczące sukcesy, ale też upadki.
Największy nastąpił w XI wieku, kiedy to rządzone przez nich
państwo niemal przestało istnieć. W XIII wieku z kolei państwo
polskie rozpadło się na dzielnice i straciło znaczenie
międzynarodowe. Jednak w owym czasie, na początku drugiego
tysiąclecia, większość państw średniowiecznych ulegała podziałom.
Rozbicie dzielnicowe w Polsce zostało wykorzystane do
przekształcenia gospodarki i struktur społecznych. Nie był to więc
wiek stracony, może właśnie dzięki osłabieniu władzy centralnej
możliwe stały się reformy. W czasach rozbicia przestali być
anonimowi przedstawiciele polskiego społeczeństwa.
Rządzeni przez Piastów Polacy potrafili przywrócić jedność
państwa i jego znaczenie. Ogromna w tym zasługa Władysława
Łokietka i jego syna Kazimierza Wielkiego. Jednak dopiero
zaplanowana przez elitę polityczną Polski unia z Litwą oraz rządy
Jagiellonów stworzyły z ich monarchii państwo naprawdę potężne,
a dynastia jagiellońska stała się jedną z ważniejszych rodzin
królewskich w Europie. Pod rządami Jagiellonów, wykorzystując
dogodną koniunkturę gospodarczą, bogacić się zaczęli mieszkańcy
Polski. Przede wszystkim szlachta, która wytwarzała zboże, główny
produkt eksportowy kraju, ale też mieszczanie, zwłaszcza ci
z Gdańska, a nawet chłopi. Prężny rozwój gospodarczy trwał aż do
kryzysu w XVII wieku.
Wzrost znaczenia szlachty doprowadził do przemiany ustroju
polskiego, do rozwoju parlamentaryzmu. W obradach brali udział
szlacheccy posłowie i oni decydowali w najważniejszych sprawach.
Opierając się na doświadczeniach wieków wcześniejszych,
doprowadzili nawet do tego, że od nich zaczął zależeć wybór króla.
Ten kierunek rozwoju politycznego był wprawdzie jednostronny,
dawał przewagę jednemu ze stanów. Ponieważ jednak szlachta
stanowiła w Polsce niemal dziesięć procent społeczeństwa, stworzony
ustrój był w owych czasach bardzo demokratyczny.
Wzrost zamożności kraju pozwolił na bujny rozwój kultury polskiej.
Zaczął się on już w XV wieku, by znaleźć się w rozkwicie w wieku
następnym. Należy jednak pamiętać, że fundamenty Polski budowali
Piastowie wraz ze swymi anonimowymi często współpracownikami.
Następnie wpływający na losy kraju polscy politycy, opierając się na
osiągnięciach swych poprzedników, zdołali pchnąć Polskę na tory
wiodące ku potędze, a królowie z dynastii Jagiellonów potrafili
twórczo wykorzystać panujące wówczas tendencje i rozwinąć je
z pożytkiem dla kraju i społeczeństwa.
Bibliografia

Abraham W., Organizacja Kościoła w Polsce do połowy wieku XII,


Poznań 1962 (wyd. 1 1893).
Baczkowski K., Walka Jagiellonów z Maciejem Korwinem o koronę
czeską w latach 1471-1479, Kraków 1980.
Balzer O., Królestwo Polskie 1295-1370, t. 1-3, Lwów 1919-1920.
Banaszkiewicz J., Podanie o Piaście i Popielu. Studium porównawcze
nad wczesnośredniowiecznymi tradycjami dynastycznymi, Warszawa
1986.
Barański M.K., Dynastia Piastów w Polsce, Warszawa 2006.
Barciak A., Czechy a ziemie południowej Polski w XIII oraz
w początkach XIV w. Polityczno-ideologiczne problemy ekspansji czeskiej
na ziemie południowej Polski, Katowice 1992.
Berdecka A., Lokacje i zagospodarowanie miast królewskich
w Małopolsce za Kazimierza Wielkiego (1333-1370), Wrocław 1982.
Bieniak J., Państwo Miecława, Warszawa 1963.
Biskup M., Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim 1454-1466,
Warszawa 1967.
Bitwa legnicka. Historia i tradycja, pod red. W. Korty, Wrocław-
Warszawa 1994.
Bogucka M., Kazimierz Jagiellończyk i jego czasy, Warszawa 1981.
Buczek K., Książęca ludność służebna w Polsce wczesnofeudalnej,
Wrocław 1958.
Buczek K., Targi i miasta na prawie polskim (okres
wczesnośredniowieczny), Wrocław 1964.
Dąbrowski J., Korona Królestwa Polskiego w XIV wieku. Studium
z dziejów rozwoju polskiej monarchii stanowej, Wrocław-Kraków 1956.
Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Kraków
1918.
Dąbrowski J., Władysław I Jagiellończyk na Węgrzech, Warszawa
1922.
Długopolski E., Bunt wójta Alberta, „Rocznik Krakowski”, 1905, R.
7.
Długopolski E., Władysław Łokietek na tle swoich czasów, Wrocław
1951.
Dowiat J., Polska – państwem średniowiecznej Europy, Warszawa
1968.
Dworatschek M., Władysław II Wygnaniec, Wrocław 1998.
Dzieje Mazowsza do 1526 roku, pod red. H. Samsonowicza, A.
Gieysztora, Warszawa 1994.
Dzieje Wielkopolski, t. 1, Do roku 1793, pod red. J. Topolskiego,
Poznań 1969.
Fałkowski W., Elita władzy w Polsce za panowania Kazimierza
Jagiellończyka (1447-1492), Warszawa 1992.
Gawęda S., Możnowładztwo małopolskie w XIV i w pierwszej połowie
XV wieku, Kraków 1966.
Gąsiorowski A., Ze studiów nad szerzeniem się tzw. prawa
niemieckiego we wsiach ziemi krakowskiej i sandomierskiej (do roku
1333), „Roczniki Historyczne”, 1960, R. 26.
Grabski A.F., Bolesław Chrobry. Zarys dziejów politycznych
i wojskowych, Warszawa 1966.
Grodecki R., Kongres krakowski 1364, Warszawa 1939.
Grodecki R., Polska piastowska, Warszawa 1969.
Grodecki R., Rozstanie się Śląska z Polską w XIV w., Katowice 1938.
Grodecki R., Zachorowski S., Dąbrowski J., Dzieje Polski
średniowiecznej, t. 1-2, Kraków 1926.
Grudziński T., Bolesław Szczodry. Zarys dziejów panowania, Toruń
1963.
Grzybowski K., „Corona Regni” a „Corona Regni Poloniae”,
„Czasopismo Prawno-Historyczne”, 1957, t. 9.
Guerquin B., Zamki w Polsce, Warszawa 1984.
Gzella J., Małopolska elita władzy w okresie rządów Ludwika
Węgierskiego w Polsce w latach 1370-1382, Toruń 1994.
Halecki O., Dzieje unii jagiellońskiej, t. 1, W wiekach średnich,
Kraków 1919.
Historia dyplomacji polskiej, t. 1, Połowa X w. – 1572, pod red. M.
Biskupa, Warszawa 1982.
Historia Śląska od najdawniejszych czasów do roku 1400, t. 1, pod
red. S. Kutrzeby, Kraków 1933.
Jasiński K. Rodowód Piastów śląskich, t. 1-3, Wrocław 1973-1977.
Jasiński K., Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław 1994.
Jasiński K., Rola polityczna możnowładztwa wielkopolskiego w latach
1284-1314, „Roczniki Historyczne”, 1963, R. 29.
Jasiński K., Zajęcie Pomorza Gdańskiego przez Krzyżaków w latach
1308-1309, „Zapiski Historyczne”, 1966, t. 31.
Jurek T., Dziedzic Królestwa Polskiego. Książę głogowski Henryk
(1274-1309), Poznań 1993.
Jurek T., Testament Henryka Probusa, „Studia Źródłoznawcze”,
1994, t. 35.
Jurek T., Uwagi o bitwie pod Płowcami, „Ziemia Kujawska”, 1993, R.
9.
Kaczmarczyk Z., Kolonizacja niemiecka na wschód od Odry, Poznań
1945.
Kaczmarczyk Z., Monarchia Kazimierza Wielkiego, t. 1, Organizacja
państwa, t. 2, Organizacja Kościoła, sztuka i nauka, Poznań 1939-1946.
Kaczmarczyk Z., Weyman S., Reformy wojskowe i organizacja siły
zbrojnej za Kazimierza Wielkiego, Warszawa 1958.
Karasiewicz W., Jakub II Świnka, arcybiskup gnieźnieński (1283-
1314), Poznań 1948.
Kębłowski J., Polska sztuka gotycka, Warszawa 1976.
Kętrzyński S., Polska X-XI wieku, Warszawa 1961.
Kiersnowski R., Początki pieniądza polskiego, Warszawa 1962.
Kiersnowski R., Wielka reforma monetarna XIII-XIV w., Warszawa
1969.
Kłodziński A., Stosunki Laskonogiego z Odoniczem 1202-1231, w:
Księga pamiątkowa uczniów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1900.
Koczerska M., Rodzina szlachecka w Polsce późnego średniowiecza,
Warszawa 1975.
Kolankowski L., Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego za Jagiellonów,
t. 1, 1377-1499, Warszawa 1930.
Kościół w Polsce, t. 1, Średniowiecze, pod red. J. Kłoczowskiego,
Kraków 1966.
Kozłowska-Budkowa Z., Odnowienie Jagiellońskie Uniwersytetu
Krakowskiego (1390-1414), w: Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego
w latach 1364-1764, t. 1, pod red. K. Lepszego, Kraków 1964.
Kultura Polski średniowiecznej X-XIII w., pod red. J. Dowiata,
Warszawa 1985.
Kultura Polski średniowiecznej XIV-XV w., pod red. B. Geremka,
Warszawa 1997.
Kürbis B., Dziejopisarstwo wielkopolskie XIII i XIV wieku, Warszawa
1959.
Kurnatowska Z., Początki Polski, Poznań 2002.
Kurtyka J., Odrodzone Królestwo. Monarchia Władysława Łokietka
i Kazimierza Wielkiego w świetle nowszych badań, Kraków 2001.
Kutrzeba S., Handel Krakowa w wiekach średnich na tle stosunków
handlowych Polski, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział
Historyczno-Filozoficzny, t. 19, Kraków 1903.
Kutrzeba S., Historia ustroju Polski w zarysie, t. 1, Korona, wyd.
8,Warszawa 1949.
Kutrzeba S., Przywilej jedlneński z r. 1430 i nadanie prawa polskiego
Rusi, w: Księga pamiątkowa ku czci Bolesława Ulanowskiego, Kraków
1911.
Labuda G., Główne linie rozwoju rocznikarstwa polskiego w wiekach
średnich, „Kwartalnik Historyczny”, 1971, R. 78.
Labuda G., Jakimi drogami przyszło do Polski chrześcijaństwo, „Nasza
Przeszłość”, 1988, t. 68.
Labuda G., Mieszko I, Wrocław 2002.
Labuda G., Mieszko II król polski (1025-1034). Czasy przełomu
w dziejach państwa polskiego, Kraków 1992.
Labuda G., Przeniesienie koronacji królewskich z Gniezna do Krakowa
w XIV wieku, w: Cracovia – Polonia – Europa. Studia z dziejów
średniowiecza ofiarowane Jerzemu Wyrozumskiemu w sześćdziesiątą piątą
rocznicę urodzin i czterdziestolecie pracy naukowej, Kraków 1995.
Labuda G., Studia nad początkami państwa polskiego, t. 1-2, Poznań
1987-1988.
Labuda G., Śmierć Leszka Białego, „Roczniki Historyczne”, 1995, R.
62.
Labuda G., Święty Stanisław biskup krakowski, patron Polski, Poznań
2000.
Labuda G., Święty Wojciech. Biskup – męczennik, patron Polski, Czech
i Węgier, Wrocław 2000.
Labuda G., Testament Bolesława Krzywoustego, w: Opuscula Casimiro
Tymieniecki septuagenario dedicata, Poznań 1959.
Labuda G., Zabiegi o utrzymanie jedności państwa polskiego w latach
1138-1146, „Kwartalnik Historyczny”, 1959, R. 66.
Lalik T., Organizacja grodowo-prowincjonalna w Polsce XI i początków
XII wieku, „Studia z Dziejów Osadnictwa”, 1967, t. 5.
Łowmiański H., Początki Polski, t. 1-6, Warszawa 1963-1985.
Maleczyński K., Bolesław III Krzywousty, Wrocław 1975.
Małowist M., Wschód a Zachód Europy w XIII-XVI wieku.
Konfrontacja struktur społeczno-gospodarczych, Warszawa 1973.
Matuszewski J., Przywileje i polityka podatkowa Ludwika Węgierskiego
w Polsce, Łódź 1983.
Michałowska T., Średniowiecze, Warszawa 2000.
Modzelewski K., Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Wrocław
1987.
Modzelewski K., Organizacja gospodarcza państwa piastowskiego X-
XIII wieku, Wrocław 1975.
Moszczeńska W., Rola polityczna rycerstwa wielkopolskiego w czasie
bezkrólewia po Ludwiku Węgierskim, „Przegląd Historyczny”, 1925, t.
25.
Mroczko T., Polska sztuka przedromańska i romańska, Warszawa
1978.
Myśliński K., Rola miast małopolskich w handlu międzynarodowym
późnego średniowiecza, w: Czas, przestrzeń, praca w dawnych miastach.
Studia ofiarowane Henrykowi Samsonowiczowi w sześćdziesiątą rocznicę
urodzin, pod… red. A. Wyrobisza, M. Tymowskiego, Warszawa 1991.
Nowacki B., Przemysł II1257-1296. Odnowiciel Korony Polskiej,
Poznań 1997.
Nowakowski T., Małopolska elita władzy wobec rywalizacji o tron
krakowski w latach 1288-1306, Bydgoszcz 1992.
Olejnik K., Władysław III Warneńczyk, Szczecin 1996.
Osadnictwo i architektura ziem polskich w dobie Zjazdu
Gnieźnieńskiego, pod red. A. Buko, Z. Świechowskiego, Warszawa
2000.
Ożóg K., Intelektualiści w służbie Królestwa Polskiego w latach 1306-
1382, Kraków 1995.
Papée F., Polska i Litwa na przełomie wieków średnich, t. 1, Ostatnie
dwunastolecie rządów Kazimierza Jagiellończyka, Kraków 1904.
Papée F., Studia i szkice z czasów Kazimierza Jagiellończyka,
Warszawa 1907. Paszkiewicz H., Polityka ruska Kazimierza Wielkiego,
Warszawa 1925.
Paszkiewicz H., Z życia politycznego Mazowsza w XIII w. (Rządy
Ziemowita Konradowica), w: Księga pamiątkowa ku czci Oskara
Haleckiego, Warszawa 1935.
Piastowie. Leksykon biograficzny, pod red. S. Szczura, K. Ożoga,
Kraków 1999.
Plezia M., Dookoła sprawy św. Stanisława. Studium źródłoznawcze,
„Analecta Cracoviensia”, 1979, t. 11.
Plezia M., Kronika Galla na tle historiografii XII wieku, Kraków 1947.
Plezia M., Kronika Kadłubka na tle renesansu XII w., „Znak”, 1962, t.
14, nr 7-8 (97-98). Początki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, pod
red. K. Tymienieckiego, t. 1-2, Poznań 1962.
Poczet królów i książąt polskich, pod red. A. Garlickiego, Warszawa
1978.
Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod… red. A. Gieysztora,
Warszawa 1972.
Polska pierwszych Piastów, pod red. T. Manteuffla, Warszawa 1970.
Potkański K., Kraków przed Piastami, Kraków 1897.
Potkański K., Lechici, Polanie, Polska, opr. G. Labuda, Warszawa
1965.
Potkowski E., Warna 1444, Warszawa 1990.
Powierski J., Kryzys rządów Bolesława Śmiałego. Polityka i jej
odzwierciedlenie w literaturze średniowiecznej, Gdańsk 1992.
Powierski J., Prusowie, Mazowsze i sprowadzenie Krzyżaków do Prus,
t. 1, Malbork 1996.
Przemysł II. Odnowienie Królestwa Polskiego, pod… red. J.
Krzyżaniakowej, Poznań 1997.
Przybył M., Władysław Laskonogi, książę Wielkopolski 1202-1231,
Poznań 1998.
Ptaśnik J., Denar św. Piotra obrońcą jedności politycznej i kościelnej
w Polsce, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział Historyczno-
Filozoficzny, t. 26, Kraków 1908. Ptaśnik J., Miasta i mieszczaństwo
w dawnej Polsce, Kraków 1934.
Rutkowski J., Historia gospodarcza Polski, t. 1, Czasy
przedrozbiorowe, Poznań 1946. Samsonowicz H., Szlak bałtycko-
czarnomorski w XIII-XIV wieku, w: Balticum. Studia z dziejów polityki,
gospodarki i kultury XII-XVII wieku ofiarowane Marianowi Biskupowi
w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, pod red. Z.H. Nowaka, Toruń 1992.
Silnicki T., Arcybiskup Mikołaj Trąba, Warszawa 1954.
Silnicki T., Prawo elekcyi królów w dobie Jagiellońskiej, Lwów 1913.
Silnicki T., Sobory powszechne a Polska, Warszawa 1962.
Silnicki T., Z dziejów Kościoła w Polsce, Warszawa 1960.
Smolka S., Mieszko Stary i jego wiek, Kraków 1881 (przedruk
Warszawa 1959).
Sobaniec S., Zabiegi Henryka IV wrocławskiego o Kraków i jego
usiłowania odnowienia królestwa, w: Księga pamiątkowa ku czci Oskara
Haleckiego wydana w XXV-lecie jego pracy naukowej, Warszawa 1935.
Sochacka A., Konfederacja Spytka z Melsztyna z 1439 r. Rozgrywka
polityczna czy ruch ideologiczny, „Rocznik Lubelski”, 1973, t. 16.
Spors J., Podział dzielnicowy Polski według statutu Bolesława
Krzywoustego ze szczególnym uwzględnieniem dzielnicy seniorackiej,
Słupsk 1978.
Strzelczyk J., Bolesław Chrobry, Poznań 1999.
Strzelczyk J., Mieszko Pierwszy, Poznań 1992.
Strzelczyk J., Zjazd gnieźnieński, Poznań 2000.
Sztuka i ideologia XIII wieku, pod red. P. Skubiszewskiego, Warszawa
1974.
Sztuka i ideologia XIV wieku, pod red. P. Skubiszewskiego, Warszawa
1975.
Sztuka i ideologia XV wieku, pod red. P. Skubiszewskiego, Warszawa
1978.
Śliwiński J., Kongres monarchów w Krakowie z września 1364 roku,
Olsztyn 1997.
Tęgowski J., Bezkrólewie po śmierci Ludwika Węgierskiego a geneza
unii Polski z Litwą, w: Studia historyczne zXIII-XV w., Olsztyn 1995.
Tyc T., Początki kolonizacji wiejskiej na prawie niemieckim
w Wielkopolsce (1200-1333), Poznań 1924.
Tyc T., Polska a Pomorze za Krzywoustego, „Roczniki Historyczne”,
1926, R. 2.
Tyc T., Zbigniew i Bolesław, Poznań 1927.
Tymieniecki K., Lenna chłopskie czy prawo niemieckie?, „Roczniki
Historyczne”, 1951, t. 20.
Tymieniecki K., Polska w średniowieczu, Warszawa 1961.
Tymieniecki K., Studia nad XIV wiekiem. Proces polsko-krzyżacki z lat
1320-1321, „Przegląd Historyczny”, 1918, t. 21.
Umiński J., Henryk arcybiskup gnieźnieński zwany Kietliczem (1199-
1219), Lublin 1926.
Wdowiszewski Z., Genealogia Jagiellonów, Warszawa 1968.
Wida jewicz J., Państwo Wiślan, Kraków 1947.
Włodarski B., Polityczne plany Konrada I księcia mazowieckiego,
Toruń 1971.
Włodarski B., Polityka Jana Luksemburczyka wobec Polski za czasów
Władysława Łokietka, Lwów 1933.
Włodarski B., Polityka ruska Leszka Białego, Lwów 1925.
Włodarski B., Polska i Czechy w drugiej połowie XIII i początkach XIV
wieku (1250-1306), Lwów 1931.
Włodarski B., Polska i Ruś 1194-1340, Warszawa 1966.
Włodarski B., Rola polityczna biskupów krakowskich w XIII w.,
„Nasza Przeszłość”, 1967, t. 27.
Włodarski B., Rywalizacja o ziemie pruskie w połowie XIII w., Toruń
1958.
Włodarski B., Sąsiedztwo polsko-ruskie w czasach Kazimierza
Sprawiedliwego, „Kwartalnik Historyczny”, 1969, R. 76.
Włodarski B., Sojusz dwóch seniorów, w: Europa – Słowiańszczyzna –
Polska. Studia ku uczczeniu profesora Kazimierza Tymienieckiego, pod
red. Cz. Łuczaka, Poznań 1970.
Wojciechowski T., Szkice historyczne jedenastego wieku, wyd. 4,
Warszawa 1970.
Wojciechowski Z., Państwo polskie w wiekach średnich. Dzieje ustroju,
Poznań 1949.
Wojciechowski Z., Prawo rycerskie w Polsce przed statutami
Kazimierza Wielkiego, Poznań 1928.
Wyrozumski J., Kazimierz Wielki, Wrocław 1982.
Wyrozumski J., Królowa Jadwiga. Między epoką piastowską
i jagiellońską, Kraków 1997.
Wyrozumski J., Udział książąt polskich w walce o spadek po
Babenbergach, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace
Historyczne”, 1997, nr 121.
Zajączkowski S., Polska a Wittelsbachowie w pierwszej połowie XIV
wieku, w: Prace historyczne w 30-lecie działalności profesorskiej
Stanisława Zakrzewskiego, Lwów 1934.
Zakrzewski S., Bolesław Chrobry Wielki, Lwów 1925.
Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej
mapy Europy, pod red. H. Samsonowicza, Kraków 2000.
Zientara B., Bolesław Wysoki – tułacz, repatriant, malkontent,
„Przegląd Historyczny”, 1971, t. 62.
Zientara B., Henryk Brodaty i jego czasy, Warszawa 1975.
Żmudzki P., Studium podzielonego Królestwa. Książę Leszek Czarny,
Warszawa 2000.
Spis treści

Wstęp
Powstanie państwa polskiego
CZASY PLEMIENNE
POCZĄTKI PAŃSTWA
Monarchia pierwszych Piastów
POLSKA WCHODZI DO EUROPY
WALKA O KSZTAŁT EUROPY I GODNE W NIEJ MIEJSCE
POLSKA ZA PIERWSZYCH PIASTÓW
KRYZYS PAŃSTWA PIASTOWSKIEGO
Odrodzona monarchia
ODBUDOWA PAŃSTWA
WZLOTY I UPADKI
RZĄDY WŁADYSŁAWA HERMANA
SUKCESY NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI
SYNOWIE BOLESŁAWA KRZYWOUSTEGO
Polska dzielnicowa
POCZĄTKI ROZBICIA DZIELNICOWEGO
OSTATNIE PRÓBY UTRZYMANIA JEDNOŚCI
MONARCHIA HENRYKÓW ŚLĄSKICH
POLSKA WIELU KSIĘSTW
PRZEMIANY XIII WIEKU
POCZĄTKI ZJEDNOCZENIA
Odrodzone Królestwo
ZJEDNOCZENIE POLSKI PRZEZ WŁADYSŁAWA ŁOKIETKA
KAZIMIERZ WIELKI. POCZĄTKI PANOWANIA
ODZYSKANIE ZNACZĄCEJ POZYCJI W EUROPIE ŚRODKOWEJ
POLITYKA WEWNĘTRZNA KAZIMIERZA WIELKIEGO
OSTATNIE LATA PANOWANIA KRÓLA KAZIMIERZA
Rządy andegaweńskie
LUDWIK WĘGIERSKI
BEZKRÓLEWIE
Czasy jagiellońskie
UNIA W KREWIE
UNIA WILEŃSKO-RADOMSKA
WIELKA WOJNA Z ZAKONEM KRZYŻACKIM
DYPLOMACJA I WOJNY
OSTATNIE LATA JAGIEŁŁY. PROBLEMY SUKCESYJNE
WŁADYSŁAW WARNEŃCZYK
PIERWSZE LATA PANOWANIA KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA
WOJNA TRZYNASTOLETNIA
POLITYKA DYNASTYCZNA KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA
Zakończenie
Bibliografia

You might also like