Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 4

SPOŁECZEŃSTWO

Polscy antyszczepionkowcy

31 MAJA 2021 11 MINUT CZYTANIA

Patryk Sroczyński

Dlaczego nadal tak wielu Polaków nie chce się szczepić na koronawirusa?

Na początek szybki test. Czy prawdziwe jest zdanie: „Rządząca prawica w Polsce ma

ten problem, że znaczna część ich wyborców to są albo antyszczepionkowcy, albo

ludzie niechętni szczepieniu się”? Serwis Demagog, wery kujący m.in. wypowiedzi

polityków, zakwali kował to stwierdzenie byłego prezydenta Bronisława

Komorowskiego wygłoszone pod koniec maja na antenie Radia Zet jako fałszywe. Swój

werdykt wydał na podstawie wyników różnych sondaży z ostatnich miesięcy, w których

gotowość do szczepień lub przyjęcie przynajmniej jednej dawki zadeklarowały trzy

czwarte osób skłonnych głosować na Prawo i Sprawiedliwość. Jednocześnie mniej niż


Patryk Sroczyński
Ruchy antyszczepionkowe są aktywne jedna piąta zwolenników PiS mówiła ankieterom, że nie da sobie wbić igły.

także w wielu innych krajach – we


Francji, Włoszech czy w Niemczech. Ale
ich aktywność nie przekłada się tak Już w pierwszych zeszłorocznych sondażach zestawiających nastawienie do szczepień
mocno na postawy wobec szczepień jak
w Polsce. z preferencjami partyjnymi, wśród zwolenników PiS liczba chętnych przeważała nad

przeciwnikami tej formy walki z covidem i w miarę trwania pandemii rosła.

ARTYKUŁ W WERSJI AUDIO Sceptycyzm szczepionkowy rozkłada się mniej więcej podobnie wśród popierających

Koalicję Obywatelską i Lewicę. Inaczej rzecz się ma w potencjalnym elektoracie

0:00 / 19:20
ugrupowania Szymona Hołowni, tam nawet ponad jedna trzecia jest przeciw. A im

dalej w las, w stronę PSL i Kukiza, tym niechęć gęstnieje, osiągając poziom

zdecydowanego buntu w obozie zwolenników Konfederacji.

Generalnie nie chce szczepić się jedna czwarta rodaków. To postęp, bo jeszcze w grudniu sceptycznie nastawionych była prawie

połowa. Zainteresowanie jest najmniejsze wśród osób młodych, mniejszą skłonność przejawiają kobiety, osoby o poglądach

prawicowych, konserwatywnych, te bez specjalnego zaufania do Unii Europejskiej, naukowców i lekarzy oraz mający inklinacje

do pokładania wiary w teorie spiskowe.

Barwy oporu

Postawę młodych łatwo objaśnić, długo nie mieli dostępu do szczepionek i postrzegają covid jako chorobę zagrażającą przede

wszystkim starszym. Przedstawiano go także jako groźniejszy dla mężczyzn, stąd, być może, wśród sceptyków silna reprezentacja

kobiet. Trochę zaskakująca, jeśli brać pod uwagę, że panie prowadzą bardziej higieniczny tryb życia i rozsądniej od panów dbają

o zdrowie, np. chętniej wykonując badania przesiewowe. – Kobiety obawiają się głównie efektów ubocznych. To wszystko są

oczywiście tendencje, po prostu w grupie niechcących się szczepić nieco więcej jest kobiet i młodych – precyzuje prof. Michał

Wróblewski, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.


Skąd zatem taka mobilizacja wyborców PiS, skoro na pierwszy rzut oka widać, że opisuje ich sporo zmiennych właściwych

sceptykom czy opornym? Ich gotowość rosła, startując z poziomu 44 proc. pod koniec zeszłego roku. – W początkowej fazie

szczepionki były kojarzone z Unią Europejską, która je zakontraktowała. Wydawały się czymś obcym, wymyślonym gdzieś

w Niemczech albo w USA, a wyborcy PiS mogli mieć z tym problem. Ale w miarę upływu czasu oswajali się i zaczęli kojarzyć je

z koordynowanym przez rząd programem szczepień – sądzi prof. Michał Krawczyk, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Co ważne, pogląd na zasadność szczepienia, trochę na przekór tradycyjnej intuicji, nie podzielił społeczeństwa równym cięciem,

np. wzdłuż granic zaborów (które wciąż się zaznaczają przy okazji wyborów) albo jedynie na zwolenników i przeciwników. – Nie

można powiedzieć o sceptycznych, że są wyłącznie antyszczepionkowcami – twierdzi prof. Michał Wróblewski. – To pewne spektrum,

o takich osobach premier Marek Belka powiedział swego czasu, że są „piwotalni”, wielu z nich da się jeszcze przeciągnąć na którąś ze

stron. Nie mają jednolitych preferencji politycznych i można ich spotkać w każdej części elektoratu. Tylko radykalny sprzeciw ma

barwę polityczną Konfederacji, przyciągającej zadeklarowanych i zajadłych antyszczepionkowców. To nie jest przypadek, że

właśnie ona chlubi się związkami z grupami antyszczepionkówców, a ich najbardziej znana działaczka Justyna Socha pozostaje

asystentką społeczną posła Grzegorza Brauna, wydawcy najgłośniejszej antycovidowej książki w Polsce pt. „Fałszywa pandemia”.

Mięta do spisków

– Problem jest ściśle związany z działalnością ruchów antyszczepionkowych, które aktywne są także w wielu innych krajach, bardzo

silnie we Francji, Włoszech czy Niemczech. Ale ich aktywność nie przekłada się tak mocno na postawy wobec szczepień jak w Polsce,

gdyż w Europie Zachodniej odsetek skłonnych się szczepić jest wyższy i się tak nie waha – twierdzi prof. Wróblewski. Sceptycyzm do

szczepień jest też ściśle powiązany z teoriami spiskowymi. Może są nieracjonalne i brzmią bezsensownie, a oferowane przez nie

wyjaśnienia są często fałszywe, ale zaspokajają przynajmniej częściowo potrzebę poczucia kontroli w konfrontacji z dużym

wydarzeniem lub zmianą społeczną. Wiara w spiski jest niezależna od prostych parametrów demogra cznych, choć inklinacje do

nich zdradzają osoby młodsze, słabiej wykształcone, żyjące w nieco mniejszych ośrodkach miejskich lub na wsi.

Podobnie mięty do spisków nie warunkują takie czy inne poglądy polityczne. – W ramach prac zespołu antycovidowego przy

prezesie PAN, analizując poglądy Polaków na temat pandemii, przeglądaliśmy wpisy osób o przekonaniach prawicowych i lewicowych,

na blogach oraz w grupach dyskusyjnych. Obu stronom bliskie są teorie spiskowe, choć te różnią się treścią. W lewicowej bańce lansuje

się wersje np. o negatywnym wpływie korporacji, zwłaszcza Big Pharmy, na decyzje polityków w sprawie szczepień – stwierdza prof.

Małgorzata Kossowska, psycholog społeczna z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. – Jest natomiast jedna kwestia

psychologiczna, która przyćmiewa inne zmienne – objaśnia dr Adrian Wójcik. – To tzw. kolektywny narcyzm. Osoby podzielające

przekonanie, że należą do wielkiej i ważnej grupy, której znaczenie niekoniecznie uznawane jest przez inne grupy, mają tendencję, by

bardziej wierzyć w teorie spiskowe, także te dotyczące szczepionek. Taką zależność stwierdzano jeszcze przed pandemią.

Przy czym z badań porównawczych prowadzonych w kilkunastu krajach europejskich nie wynika, by Polacy jakoś szczególnie się

tu wyróżniali. W pozbawione treści szerokie teorie spiskowe (ktoś gdzieś robi coś w sposób tajny) skłonnych jest wierzyć ok. 50

proc. Polaków. Z badań współautorstwa dr. Adriana Wójcika, psychologa społecznego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika

w Toruniu, wynika jednak, że wiara w teorie spiskowe, konkretnie odnoszące się do pandemii (koncerny farmaceutyczne

ukrywają dane dotyczące śmiertelności wywołanej szczepionkami, preparaty zawierają czip, prowadzą do autyzmu itd.),

z biegiem pandemii topniała z 18 proc. we wrześniu do 9,5 proc. w kwietniu. Także odsetek osób akceptujących wizje spiskowe

związane z covidem zmalał z 29 proc. jesienią zeszłego do 21 proc. tej wiosny.

Trajektoria ufności

Za ten spadek, sądzi dr Wójcik, mogą odpowiadać osoby mające własne doświadczenia z covidem: były poddane kwarantannie lub

miały przypadki zachorowań w kręgu znajomych czy rodziny. – Na początku pandemii osób mających takie doświadczenia było mało.

Na dodatek, mówiąc nienaukowo, wczesnej pandemii towarzyszyło sporo niejasności, nieznana była natura zagrożenia, jego skutki,

eksperci sobie przeczyli. Później głos środowiska naukowego zaczął się ujednolicać, a eksperci w rodzaju dr. Pawła Grzesiowskiego byli

niezmordowanie konsekwentni.

Pytanie, co się stanie z wierzącymi w teorie spiskowe, którzy jednak poszli się zaszczepić. – Smutny wniosek jest taki, że

niewierzący w szczepionki covidowe raczej nie pójdą się zaszczepić. Do tego potrzeba wcześniejszego zredukowania wiary w spiski –

przyznaje dr Wójcik.

Akcja szczepień idzie w Polsce nienadzwyczajnie, utrzymuje się w trajektorii un nej przeciętnej, ale daleko nam do Izraela,

Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy choćby Zjednoczonych Emiratów Arabskich. – Z wielu badań, prowadzonych

w Europie i w Polsce jeszcze przed pandemią, wyłaniają się trzy komponenty odpowiadające za niechęć do szczepień – objaśnia prof.

Małgorzata Kossowska. Pierwsze to samozadowolenie ze stanu własnego zdrowia i towarzyszące mu przekonanie, że choroba

stanowi minimalne ryzyko. – Im mniej mnie dotyka, im mniej dotyka moich najbliższych, im bardziej wydaje się trywialna i podobna

do grypy, tym mniejsza skłonność do szczepień. Drugi element związany jest z poczuciem własnej skuteczności w redukowaniu
zagrożenia, z poziomem zaufania do instytucji i nauki, z przekonaniami o efektywności szczepień czy intencjach polityków.

I wreszcie postrzeganie kwestii organizacyjnych i łatwości dostępu do dawki – tu już małe niedogodności zwiększają

prawdopodobieństwo wahania się.

– Co nas zdecydowanie wyróżnia na tle innych krajów, to niskie zaufanie, szczególnie do instytucji i polityków. Interesujące jednak, że

mimo iż ogólnie nasz poziom zaufania jest niski, to jeśli już kogoś darzymy zaufaniem, to naukę i naukowców. Tu jednak ważne są

różnice w przekonaniach politycznych. Osoby o poglądach prawicowych mniej ufają naukowcom niż osoby o poglądach lewicowych.

Związek między niskim zaufaniem do nauki wśród osób kierujących się prawicową ideologią jest zapośredniczony przez przekonanie,

że naukowcy są częścią elit. W naszych badaniach testowaliśmy różne inne przekonania na temat naukowców (np. kompetencje,

moralność) i taki aspekt postrzegania naukowca okazał się kluczowy – mówi prof. Kossowska. I dodaje, że przed pandemią tego

związku między szczepionkami i zaufaniem w polskich próbach nie obserwowano. Wystąpił dopiero w trakcie pandemii. – To

ważna informacja, która mówi, że ideologia zaczyna grać rolę, gdy pojawia się jakiś rodzaj zagrożenia, związanego chociażby

z ryzykiem zachorowania, a także kiedy problem nabiera znaczenia politycznego.

Wątpliwa prosta

Czy da się to zjawisko zniwelować rządową kampanią promującą szczepienia? Jej efektom przyjrzał się prof. Michał Krawczyk. –

Nie była energiczna, wykorzystywała mało skuteczne kanały, jak billboardy czy reklamy radiowe. Nie zdecydowano się na pracę

u podstaw, nie spróbowano przekonywać choćby za pośrednictwem lekarzy rodzinnych. Co oczywiście było racjonalne na początku,

kiedy główny problem stanowiła dostępność szczepionek.

Na obecne kłopoty z frekwencją szczepienną rzetelnie pracował także rząd i skłócona koalicja. Zarówno zjednoczona prawica

w Sejmie, jak i prezydent nie mieli spójnego przekazu, a Andrzej Duda w zeszłorocznej kampanii puszczał oko do

antyszczepionkowców i nie chciał jasno się opowiedzieć za tą formą ochrony. Janusz Kowalski z Solidarnej Polski mówił z kolei,

że ceni sobie wolność wyboru i wolałby nie podejmować decyzji zbyt pochopnie. – Dziś rząd ma kłopot ze zgodnością przekazu –

uważa prof. Michał Wróblewski. Jednak jego zdaniem kampania jest dobrze prowadzona. – Widać w niej myślenie w kategoriach

różnych segmentów populacyjnych, które zmieniają się w zależności od szczepionej grupy.

Według prof. Wróblewskiego kampania jest prężna w mediach społecznościowych, m.in. na Twi erze, gdzie kilkadziesiąt razy

dziennie pojawiają się sprostowania rozmaitych dezinformacji. – Jeśli identy kujemy sceptycyzm jako silnie związany z teoriami

spiskowymi, a te ze sposobem korzystania z mediów społecznościowych, to jest to bardzo dobry kierunek. Za inny krok w dobrym

kierunku prof. Krawczyk uważa ogłoszoną dopiero co loterię: istnieje realna szansa wygranej. Są pozytywne emocje i obietnica

ekologicznie kojarzących się nagród, w tym samochodów elektrycznych. Minusy? – Skojarzenie, że szczepienia sprowadza się do

loterii.

Ryzyko na zimno

Niestety, nie bardzo da się zbudować przekonujące wrażenie, że szczepienia są loterią, w której każdy los wygrywa. – Jak będę miał

wyjątkowego pecha, dostanę np. zakrzepu. Jeśli się zaszczepię, to nie przekonam się, czy to dzięki szczepieniu uniknąłem pobytu

w szpitalu. Nie mamy alternatywnego wszechświata – rozkłada ręce prof. Krawczyk. Tymczasem negatywne efekty szczepienia są

dosyć namacalne. – Dostaję gorączki, słyszę o tym, że ktoś umarł dzień po szczepieniu. Może umarł na coś innego, ale wydaje się, że

może mieć to związek z tym, że się zaszczepił. Przecież przez poprzednie 40 lat się nie szczepił i nie umarł. Mamy trudność

z przetwarzaniem bardzo małych prawdopodobieństw rzędu jedna milionowa. W obie strony – zarówno gdy chodzi o ciężkie

powikłania po szczepionce, jak i wygrywanie na loterii.

Mimo to jest też spora grupa starająca się szczepić za wszelką cenę, która w kwietniu i maju polowała na wolne dawki, jeździła po

nie przez całą Polskę, a trasa typu Kraków–Białystok i z powrotem jednego dnia nie należała do rzadkości. Powoduje nimi troska

o własne zdrowie. – Są przekonani, że szczepienia to cywilizacyjny wynalazek i nie biorą udziału w żadnych dyskusjach, bo ich nie

potrzebują. Jeszcze inni patrzą na sytuację re eksyjnie i dochodzą do wniosku, że szczepienie jest sposobem ochrony siebie,

najbliższych i to jest kwestia powrotu do prawie normalnego świata – mówi prof. Kossowska.

Zdaje się, że zwłaszcza w tej grupie najwyższe jest oczekiwanie, że reszta rodaków się zaszczepi. Podlane sosem naukowej

opowieści o pandemii i wysypem statystyk, którymi jesteśmy zalewani od tylu miesięcy. Oraz wiarą w racjonalność i wezwanie do

szacowania ryzyka na zimno zamiast popadania w emocje. – Oczekiwanie wzajemności jest naturalne i bierze się stąd, że skoro

racjonalnie opisaliśmy pewne zjawiska, to chcielibyśmy, aby inni postrzegali sytuację w ten sam sposób. Wspólnoty zawsze tak działały

i takie oczekiwania zawsze miały moc regulacyjną – dodaje prof. Kossowska.


Dobra wiadomość jest taka, że mamy jeszcze przestrzeń na to, by liczba skłonnych się szczepić urosła. Ich główną obawą były

skutki uboczne, także te mocno odroczone, podejrzenie, że po kilku miesiącach wystąpią jakieś niepokojące zjawiska. Tak wynika

z badań prof. Michała Krawczyka: – W miarę jak miliony będą się szczepić i nic im nie będzie dolegać, ta obawa powinna gasnąć.

Otwartą kwestią pozostają ewentualnie kolejne fale szczepień, jeśli będzie trzeba je powtarzać np. co roku.

Może się okazać, że ich zwolennicy, oprócz regularnego przyjmowania dawek, będą mieli jeszcze jedno zadanie. Dr Adrian Wójcik

sądzi, że trzeba docierać do osób o skrajnych poglądach i wierzących w teorie spiskowe i cierpliwie z nimi rozmawiać. – Za

uskrajnienie często odpowiada brak szans na spotkanie się z argumentami, które podważają ich światopogląd. Zatem warto mówić

o ustaleniach nauki i jednocześnie dzielić się naszymi doświadczeniami związanymi ze szczepionkami – uważa dr Wójcik. Raczej

argumentować, że szwagier się zaszczepił i nic mu nie jest, niż bombardować suchymi statystykami. I tak wytrwale, aż do skutku.

Polityka 23.2021 (3315) z dnia 31.05.2021; Społeczeństwo; s. 33


Oryginalny tytuł tekstu: "Jak zaszczepić zaufanie"

Jędrzej Winiecki

Dziennikarz działu zagranicznego „Polityki”. Pisze o polityce i społeczeństwach Europy, Azji i Afryki. A od czasu do czasu

o życiu ptaków.

WIEDZA I ŻYCIE DWUTYGODNIK FORUM POLITYKA INSIGHT LEŚNICZÓWKA NIBORK Projekt: Cogision, Ładne Halo Wykonanie: Vavatech Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.

You might also like