Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 34

The Tyger

Tyger! Tyger! burning bright


In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?

In what distant deeps or skies


Burnt the fire of thine eyes?
On what wings dare he aspire
What the hand dare seize the fire?

And what shoulder, & what art,


Could twist the sinews of thy heart?
And when the heart began to beat,
What dread hand? & what dread feet?

What the hammer? what the chain?


In what furnace was thy brain?
What the anvil? what dread grasp
Dare its deadly terrors clasp?

When the strars threw down their spears,


And water'd heaven with their tears,
Did he smile his work to see?
Did he who made Lamb make thee?

Tyger! Tyger! burning bright


In the forests of the night
What immortal hand or eye
Dare frame thy fearful symmetry?

Tygrys
Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa


Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca


W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? kunszty czyje?
Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie


Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto Jagnię lecz i ciebie stworzył

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:


W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

(tłum. Stanisław Barańczak)

Tygrys
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?

W jakiej głębi i przeźroczu


Płonął ogień twoich oczu?
Czy moc Jego w skrzydłach grała,
Że dłoń płomień porwać śmiała?

Co za ramię kunsztem siły


Sercu twemu sprzęgło żyły?
I gdy serce bić poczęło,
Czyich stóp i rąk to dzieło?

Co za łańcuch, co za młoty,
Jaki piec lał mózgu sploty?
Na kowadle - czyj chwyt twardy
Śmiał ujarzmić twój gniew hardy?

Gdy gwiazd włócznie spadły z góry


I łzy trysły z każdej chmury,
Powiedz, czy ten sam Stworzyciel
W ciebie tchnął i w Jagnię życie?

Tygrys, tygrys w puszczach nocy


Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?

(tłum. Jerzy Pietrkiewicz)


Tygrys
Tygrys! Tygrys! Jasno płoniesz
W lasów nocy ciemnej toni,
Nieśmiertelne jakież oko
Twą symetrię mogło począć?

W jakiej głębi, nieb przeźroczu


Płonął ogień twoich oczu?
Jakich skrzydeł się nie lękał?
Jaka ogień skradła ręka?

Jaką siłą i sposobem


Twego serca zwarto obieg,
Aby w piersi bić poczęło?
Jakich strasznych rąk to dzieło?

Jaki łańcuch? Jakie młoty


Twego mózgu kuły sploty?
Jaki kowal, w jakiej kuźni
Śmiał nań cęgów zewrzeć uścisk?

Gdy się gwiazdy skier pozbyły,


Łzami Niebo napoiły,
Czy uśmiechnął się do siebie?
Wraz z Barankiem stworzył ciebie?

Tygrys! Tygrys! Jasno płoniesz


W lasów nocy ciemnej toni,
Nieśmiertelne jakież oko
Twą symetrię śmiało począć?

przełożył Maciej Froński

Tygrys
Tygrys, Tygrys, Tygrys, gorejący
Żywym żarem w dżungli nocy;
Jakaż ręka nieśmiertelna
Twój straszliwy kształt poczęła?

W jakich głębinach czy przestworzach


Ogień ślepi twych rozgorzał?
Jakim skrzydłem on ulata?
Czyja ręka ogniem włada?

Jakie moce z bryły twardej


Kształtowały serce harde?
A gdy jęło w głos łomotać,
Jaka straszna dłoń? i stopa?
Jakich młotów dziki szał?
W jakim kotle mózg twój wrzał?
Jakich kleszczy moc zuchwała
Grozę jego okiełznała?

A gdy niebo pociemniało,


Gdy gwiazdami zapłakało,
Czy szczęśliwy pracę złożył?
Pan Baranka - ciebie stworzył?

Tygrys, Tygrys gorejący


Żywym żarem w dżungli nocy;
Jakież oko stworzyć śmiało
Twą straszliwą doskonałość?

przełożyła Jolanta Kozak

Tygrys
"O Tygrysie, w gęstwinie nocy
Gorejący, jakiej mocy
Nieśmiertelna dłoń lub oczy
Mogły stworzyć twej symetrii grozę?

W jakiej głębi czy nieba oddali


Twoich oczu ogień się palił?
Na jakich skrzydłach wzniósł się płomień
I jakie go chwyciły dłonie?

I czyje ramię, jaką magią,


W twym sercu nerwy mogło nagiąć?
I kiedy serce bić zaczęło,
Co dłoń, co łapy trwogą zdjęło?

I jakiż młot? Łańcucha człony?


I w jakim tyglu żądz twych płomień?
Jakież kowadło? Jakie cęgi
Ciebie strasznego mogły sięgnąć?

I kiedy z gwiazd rój strzał się cisnął,


A niebo spadło łzą rzęsistą,
Czy rad był Bóg? I czy być może,
Że Ciebie i Baranka stworzył?

O Tygrysie, w gęstwinie nocy


Gorejący, jakiej mocy
Nieśmiertelna dłoń lub oczy
Śmiały stworzyć twej symetrii grozę?"
Tłumaczenie - Roman Klewin
Część tego tłumaczenia stałą się mottem książki Fritza Leibera
"Wędrowiec".

Tygrys
Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz
W puszczach nocy - czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne
Mogły stworzyć twą symetrię.

W jakiej głębi, w jakiej dali


Mógł się ócz twych ogień palić?
Jakie skrzydła nieść go śmiały
Czyje ręce go skrzesały?

Czyja sztuka i czyj dotyk


Stworzył serca straszne sploty?
Jak potworny był to cios,
Który wzbudził serca głos?

Jaki młot twój mózg formował?


W jakim żarze się hartował?
Któż go ujął w mocne cęgi,
Grozy nie zląkł się potęgi.

Gdy się z gwiazd sypnęły strzały,


A niebiosa łzy oblały -
Czy był kontent ten, co stworzył
Jagnię, ciebie - Pan Przestworzy?

Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz


W puszczach nocy - czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne
Mogły stworzyć twą symetrię.

przełożył Krzysztof Puławski

Chora róża
Choraś różo, bo owad
Niewidzialny, co leci
Nocą ciemną na przestrzał
Skroś wyjącej zamieci

Odkrył łoże twe, szkarłat


Uciech wonnych - i skrycie
Swą miłością tajemną
Niszczy, Różo, twe życie.

(tłum. Jerzy Pietrkiewicz)

Chora róża
Różo, tyś chora:
Czerw niewidoczny,
Niesiony nocą
Przez wicher mroczny,

Znalazł łoże w szczęśliwym


Szkarłacie twego serca
I ciemną, potajemną
Miłością cię uśmierca.

(tłum. Stanisław Barańczak)

Grudka i kamyk
(z cyklu "Pieśni doświadczenia")

Miłość nie służy tylko celom swoim,


Rozkosz jej własna nic dla niej nie znaczy;
Innych obdarza hojnie swym spokojem
I umie Niebo wznieść w Piekieł rozpaczy.
Tak zaśpiewała drobna Grudka Gliny,
Gdy tratowały ją racice stada;
Lecz Kamyk w strudze pośrodku doliny
Piosnką w tym samym rytmie odpowiada:
Miłość chce służyć tylko celom swoim
Rozkosz swą własną z cudzych cierpień klei:
Innych zaraża swoim niepokojem
I umie Piekło wznieść w Niebios nadziei

Gruda i Kamyk
"Miłość nie szuka nigdy siebie
Ani o siebie ma staranie;
Miłowanemu tworzy niebo
I tam, gdzie piekieł są otchłanie."

Tę pieśń śpiewała gruda gliny


Deptana bydła racicami;
Lecz ze strumienia kamyk mały
Tymi zaćwierkał jej słowami:

"Jedynie siebie miłość szuka;


Dla swego szczęścia i rozkoszy
Miłowanego spętać pragnie;
Wbrew niebu mury piekieł wznosi."

Do oskarżyciela , który jest Bogiem tego świata


(epilog "Bram Raju")

Prawda, Szatanie , jesteś tylko Durniem


I nie odróżniasz Ludzi od Odzieży:
Dziewicą każda kurwa kiedyś była,
Ale nie zmienisz Czystą w zwykłą kurwę.

Mimo, że jesteś Czczony pod Imieniem Boga:


Jezusa i Jehowy , to jesteś jedynie
Synem Poranka wśród mijania Nocy
I snem zagubionego pod Zboczem Wędrowca.

Przekład: Krzysztof Puławski

Ludzki Abstrakt

Litości wcale by nie było,


Gdybyśmy Biedy mniej czynili;
I Miłosierdzie by zniknęło,
Gdyby szczęśliwi wszyscy byli;

A strach wzajemny - spokój niesie,


Póki nie wzrośnie w nas egoizm.
Potem Nienawiść w ciemnym lesie
Chwyta nas do pułapek swoich.

Zasiada pośród świętych strachów


Łzami wielkimi rosząc ziemię,
Aby Pokora spod jej gmachu
Mogła wywodzić swe korzenie.

Wkrótce nad głową jej ponura


Rozkwita cieniem Tajemnica,
Karmi się Motyl nią, a także
Na niej żeruje Gąsienica;

I Fałszu rodzą się owoce


Rumiane, dobre do jedzenia,
A pośród jej konarów mrocznych
Kruk się sadowi w głębi cienia;

Zaś Bogom lądu oraz morza


Nigdy się nawet sen nie przyśni,
Gdzie taki Owoc znaleźć można
- On rośnie tylko w Ludzkiej Myśli.

Mroczny Hymn...
Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności...

Na horyzoncie widać tańczące


Rozbłyski burzę obwieszczające.
W nich aura strachu i moc miłości...
Energia cierpień, czar namiętności...
Północ minęła już bez wątpienia...
w przestrzeń kosmiczną Twego imienia

dźwięk się unosi... Między światami


mknie bym mógł w końcu złączyć się z Wami...

Ma mroczna dusza metamorfuje-


Odczuwam rozkosz, cierpienie czuję...
Tańczyłem z życie, uczyłem dzieci ...
Teraz odchodzę w objęcia śmierci...
Życie dać śmierci - to jest pokusa
W krwawych pieszczotach tchnąć w Sukkubusa

Wszystko! by złączyć się z zaświatami,


by tam się wreszcie zjednoczyć z Wami...

Natura wyje - świat w dysharmonii


W rytm grzmotów wznoszę mroczny hymn do nich
Wyście bogami... Wyście diabłami...
Nas chcecie dobrych, lecz Wy źli sami!!!
Grzmot mnie porywa - lecę do góry
Ja - czarny piorun przebijam chmury

mknie moja dusza między światami


W stronę Syriusza - spotkać się z Wami...

Nie próbuj mówić o miłości

Nie próbuj mówić o miłości,


Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.
Ja powiedziałem, wyznałem miłość
Przed miłą serce otworzyłem
Drżący, zziębnięty, ze łzami w oczach.
Lecz cóż - po chwili jej nie było

Kiedy odeszła, skądś wędrowiec


Nieznany nagle się pojawił
Tak cichy, prawie niewidoczny
Jednym westchnieniem ją przywabił.

Odpowiedz Ziemi

Ziemia uniosła głowę promienną


W przerażających , potwornych mrokach .
Wokół ciemność
Strach kamienny
I szara rozpacz na jej lokach

"Nad morzem czystym w pieczarach


Gwiaździsta zawiść więzieniem mnie trudzi
Zimna , stara
Ja - ofiara
Słyszę Ojca dawnych ludzi."

"Samolubny ojcze ludzi!


Okrutny , straszny i zazdrosny
Czy też rozkosz skuta mocno
Stanie się młodością i wiosną ?"

"Czy poranek barw się wstydzi ?


Czy radości brak owocom ?
Czy nasiona
Ziemia skłonna
Przyjąć tylko ciemną nocą ?"

Zerwij ten potworny łańcuch,


który mrozi moje kości .
Samolubny ,
Zły, okrutny
Daj radość wolnej Miłości ."

Przełożył: Krzysztof Puławski


Dusze zagubione

Dobro i zło
czerwień i czerń
są odzwierciedleniem duszy twej
Twarze dwie
lustrzana igraszka pozwoli ci zrozumieć
obudź swe zmysły, by
zlały się z hukiem gromu
ciemnością nocy
odgłosem śmierci sunącej po szkle

Chcę by po tamtej stronie


nasze dusze radowały się razem
gdy jedna się uśmiechnie
niech druga powtórzy ten gest
Marzyła mi się noc
Noc nadeszła
I jest!

Głos Demona Stróża

Chcecie poznać Prawdę? Istotę wszechświata?


Czy tym światem rządzi Bóg, człowiek czy Szatan?
Ja wam mówie - człowiek, w to głęboko wierzę...
Pytam tylko: człowiek-bóg czy czlowiek-zwierze?
"I ujrzałem Bestię z morza wychodzącą..."
Ona jest zewnętrzną czy wewnętrzną Mocą?
Czlowiek ciągle błądzi... wciąż tkwi w zaślepieniu
przy rozstaju myśli, w swej niewiedzy cieniu...

Dążcie jednak stale w wrót poznania stronę,


za którymi włożą wam wiedzy koronę!
Tu zostaną tylko Pałace Żałoby,
zbiorowe mogiły, sarkofagi, groby...

Refleksja

Gdy się w mych myśli pogrążam otchłani


Widzę jak wszyscy żałośni kapłani
Szerząc (nie)święte (pół)prawdy swej wiary
Z ludzi chcą zrobić bezbronne ofiary
wtedy mam pewność, że z bezdennej czerni
VEXILLA REGIS PRODEUNT INFERNI
Gdzieś dwa narody w walkach niekończących
Wciąż się mordują z przyczyn wkurwiających
Jedni się drugim pokazać starają
Jak swoją wiarę głęboko wyznają
Jednakże wcale nie są bogu wierni
VEXILLA REGIS PRODEUNT INFERNI

"Odcienie szarości"

myślałeś, że umarłam
wywiesiłeś klepsydrę
by upamiętnić mą śmierć
ale ja nadal żyję
(przede mną jedna droga - wieczność)
nadal czuję
przeszywam wzrokiem ciemność
by ujrzeć światło
a potem odejść w cień

ciemność wtapia się w mą duszę


ogarnia mnie lęk
krzyk zastyga mi w gardle
ale w końcu kto z nas żyje naprawdę?

kraina ciemności uwolni mnie od oślepiającego słońca


ścieżka chwały wejdzie do trumny
wtedy wypełnię przeznaczenie nieuniknionego końca

znam twoje myśli


żyjesz wspomnieniami
kolory bledną i ciemnieją
nie ma już barw
właśnie nadszedł mój czas
chwila równa wieczności

"O smutku innego"

Czy mogę widzieć ból innego


I sam nie smucić się? Czy dłoni
Pomocnej mogę mu nie podać,
Widząc innego w smutnej doli?

Czy patrząc, jak łzy płyną, mogę


Powiedzieć, że to łzy nie moje?
Czy ojciec, kiedy jego dziecko
Płacze, nie pragnie go ukoić?
Czy matka może być spokojna,
Kiedy na swego dziecka twarzy
Zobaczy bladość trwogi? Nigdy!
To nigdy się nie może zdarzyć!

A pomyśl: Ten, co się uśmiecha


Do wszystkich – kiedy wron maleńkie
Widzi kłopoty, szarych ptaków
Ból i niedolę, dziecka mękę –
Czy On nie siada przy tym gnieździe,
Litością krzepiąc serce ptaka?
Czy On nie siada przy kołysce,
By razem z chorym dzieckiem płakać?

Czy naszych łez On nie ociera


I o poranku i wieczorze?
Czy się odwraca od nich? Nigdy!
To nigdy zdarzyć się nie może!

Wszystkich obdarza swą radością;


On przecież stał się pośród dzieci
Dzieckiem; i mężem jest boleści;
On też się smuci, też się męczy.

Nie myśl, że możesz choćby westchnąć,


By nie był Stwórca tuż przy tobie,
Lub wylać jedną łzę; On zawsze
Z tobą jest w smutku i w żałobie.

On swą radością nas obdarza,


Żebyśmy smutki zażegnali;
Póki nie minie ból, tuż przy nas
Siedzi i płacze razem z nami.

Wyrocznie niewinności

Świat zobaczyć w Ziarenku Piasku,


Niebo w Dzikiej Roślinie,
Nieskończoność uchwycić w ręku,
A Wieczność w godzinie.
Rudzika w klatce uwięzienie,
Wprawia Niebiosa w oburzenie.
Gołębnik pełen gołębi,
Wstrząsa Piekłami do głębi.
Pies, który zdycha z głodu, służąc panu,
Jest zapowiedzią upadłości Stanu.
Koń cięty batem, kiedy w błocie tkwi,
Niebiosa wzywa, żąda Ludzkiej krwi.
Zająca upolowanego głośna skarga,
Włóknami Mózgu targa.
Gdy Skowronkowi skrzydło martwo zwisa,
Śpiew Cherubinów się ucisza.
Koguta do walki sposobienie,
W Słońcu wschodzącym budzi przerażenie.
Kiedy Lwy ryczą Wilki ujadają,
Dusze się z Piekieł wyrywają.
Błąkająca się Sarna po lesie,
Ludzkiej Duszy niepokój niesie.
Jagnięcia rzeź braterstwo wśród ludzi wypacza,
Lecz ono rzeźnickiemu nożowi wybacza.
Nietoperz cicho w Wigilię wyleciał
Z Mózgu człowieka, który Wierzyć nie chciał.
Sowy ponocny krzyk wyraża
Niewierzącego strach, co go poraża.
Kto skaleczy małego Strzyżyka,
Miłości Ludzi nigdy nie doczeka.
Kto Wołu rozmyślnie rozjuszy,
Serca Kobiety nigdy nie wzruszy.
Beztroski Chłopiec, gdy muchę zabije,
Przed zawiścią Pająka się nie skryje.
Kto dręczy elfa w Chrabąszcza postaci,
Ten w nieskończonej nocy się zatraci.
Gąsienicy na liściu, gdy widzisz pełzanie,
Matczyne nad sobą wspomnij zatroskanie.
Nie zabijaj Ćmy ani Motyla,
Bo bliska Sądu chwila.
Kto ćwiczy Konia w wojennym zaprzęgu,
Ten nigdy nie opuści Polarnego Kręgu.
Pies Żebrakowi, Wdowie kot pozostał,
Tyś z tłustym brzuchem się nie rozstał.
Komar, Co letnią swą piosenkę bzyczy,
By zebrać truciznę, na złą ślinę liczy.
Węża i traszki jady,
Są to spoconej Nienawiści ślady.
Trucizna żądła Pszczelego,
Od Artysty jest i Zazdrości jego.
Księcia Suknie, Żebraka Łachy zgrzebne,
Skąpcowi będą na worki potrzebne.
Prawda z intencją złą rzeczona,
Wśród kłamstw najgorszych będzie policzona.
Słuszna człowiecza Dola,
W której zawarta Radość i Niedola;
Jeżeli należycie to pojmiemy,
Bezpiecznie przez świat przejdziemy.
Radość z Cierpieniem dobrze są splecione,
Jako Odzienie dla Duszy natchnionej;
Pomiędzy każdym nieszczęściem i bólem,
Radość przewija się czule.
Od powijaków cenniejsze jest Dziecię
We wszystkich Ludzkich Krajach na tym świecie.
Razem narzędzia i ręce Zrodzone
Przez Umysł Rolnika złączone.
Ze Wszystkich Oczu Każda z Łez,
Później w Wieczności Dzieckiem jest;
Matka je tuli z miłością,
Obdarza na powrót radością.
Beczenie, Wycie, Ryk, Szczekanie,
To jak Skrzydłami w Niebo Uderzanie.
Gdy Łachmanom Żebraka Wiatr poniewiera,
Niebo na Szmaty się rozdziera.
Karabin lub Miecz w ręku Żołnierza,
Bezwładem w Letnie Słonce uderza.
Więcej jest wart Tułaczy Los Nędznika,
Niżeli Złota ma w ziemi Afryka.
Z rąk Robotnika Grosz wydarty,
Kupi i sprzeda Skąpca Grunty;
Jeśli dostanie wsparcie z nieba
To cały Naród kupi i sprzeda.
Kto z Wiary Dziecka robi pośmiewisko,
Z tego Starość i śmierć uczynią swe igrzysko.
Kto Dziecko do Wątpienia skłania,
Nad stęchłym Grobem wnet się słania.
Kto wiarę Dziecka ma w swej pieczy,
Triumfy Piekieł i Śmierci zniweczy.
Zabawy Dzieci, Dorosłych Rozsądek,
Dwu różnych Czasów to porządek.
Wypytujący z chytrą miną siedzi,
Sam jednak nigdy nie zna Odpowiedzi.
Kto odpowiada słowami Zwątpienia,
Ten Światło Wiedzy w mrok zamienia.
Najsilniejsza Trucizna kiedykolwiek znana,
Lauru Korona na skroniach Cezara.
Nic tak nie zdoła wykrzywić Człowieka,
Jak Pancerz, który go obleka.
Gdy Złoto i Klejnoty ozdabiają Pług,
Zazdrosna Sztuka niech się kłania w pół.
Rzeszota Grzechot lub Cykada Świerszcza,
Zwątpienie czyjeś wszem obwieszcza.
Znikomość Mrówki, Orła okazałość,
Objawia mętnej Filozofii małość
Kto Wątpi w to Co widzi,
Prośby twoje też wyszydzi.
Słońce i Księżyc, gdyby tak wątpiły,
Z nieba by zaraz ustąpiły
I w Namiętności możesz czynić Dobro;
Źle, gdy Namiętność rządzi tobą.
Kurwa i Kanciarz z Rządu przyzwoleniem,
Tworzą Narodu Przeznaczenie.
Krzycząca po ulicach Prostytutka
Dla ciebie, Stara Anglio, całun utka.
Zwycięzca Krzyczy, Pokonany Złorzeczy,
Anglii Karawanie, to jest taniec śmierci.
Każdej Nocy, Dnia każdego,
Ktoś Rodzi Się dla Życia Nędznego.
Każdego Dnia i każdej Nocy,
Ktoś Rodzi Się dla słodkiej radości.
Jeden dla słodkiej Rodzi Się radości,
Inny Się Rodzi dla Nieskończonej Nocy.
Łatwo w Kłamstwo Uwierzymy,
Gdy miast Przez Oko, okiem patrzymy.
Kto Urodzi Się w Nocy, tego Noc pochłonie,
Choć Śpiąca Dusza we Światłości płonie.
Bóg Się Objawia, Bóg jest Światłością
Dla Dusz nieszczęsnych spowitych Ciemnością,
Ale Ludzki Przybiera Kształt,
Dla Mieszkających w Realności Dnia.

Boski wizerunek

Pogarda Ludzkie Serce ma,


Zazdrość ma Ludzką Twarz,
Przemoc - Człowieka Boski kształt,
Intryga - Ludzki Płaszcz.
A Ludzki Płaszcz - to strój z Żelaza kuty,
A Ludzki Kształt - to kuźnia Krwawa żarem,
A Ludzka Twarz - zapiekłe Palenisko,
A Ludzkie Serce - nienażarta Gardziel.

Boski wizerunek II

Łaski Współczucia Pokoju Miłości


Błagają wszyscy w nieszczęścia godzinie
I tym to cnotom wieczystej radości
Dzięki składają, kiedy ból przeminie.

A Łaska Miłość Współczucie i Pokój


To Bóg, co wszystkich nas ma w swej opiece;
I Łaska Miłość Współczucie i Pokój
To Człowiek - jego ukochane dziecię.
Bo Łaska ludzkie serce ma,
Współczucie - ludzką twarz,
Miłość - człowieka boski kształt,
A Pokój - ludzki płaszcz.

Dlatego każdy, kto w modlitwie klęka


Zdjęty rozpaczą, cierpieniem i troską,
Klęka przed boską postacią człowieka:
Łaską Współczuciem Pokojem Miłością

Człowieka zatem i kształt jego boski


Kochajcie w żydzie, turku, poganinie,
Bo gdzie siedziba Łaski i Miłości,
Tam i Bóg mieszka: tam Jego świątynie.

(przełożyła Jolanta Kozak)

Boski wizerunek III

BOSKI WIZERUNEK
Gdzie Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
Tam płyną nasze modły
Żadnej znękanej ludzkiej duszy
Te cnoty nie zawiodły.
Bo Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
To Bóg ukryty w świecie.
I Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
To człowiek - Jego dziecię.
Dobroć ma bowiem ludzkie serce,
Litość - ludzkie wejrzenie,
Miłość - człowieka postać boską,
Pokój - jego odzienie.
W każdej krainie każdy człowiek
W udręce swej i znoju
Przyzywa ludzki kształt Miłości,
Litości i Pokoju.
Szanuj kształt ludzki w poganinie
I w Żydzie, i w Cyganie.
Gdzie Dobroć, Pokój, Miłość mieszka
Tam Bóg ma swe mieszkanie.

przełożył Leopold Staff


Czy to wśród gór zielonej Anglii...

Czy to wśród gór zielonej Anglii


Jego krok ongi deptał głaz?
Czy widział kto na łąkach Anglii,
Jak się Baranek Boży pasł?

Czy to Oblicze Boże słało


Dla naszych chmurnych wzgórz swój wzrok?
Czy kto wzniósł kiedy Jeruzalem
Tu, gdzie Szatańskich Młynów mrok?

O, łuk mi dajcie z żaru złota,


A z pragnień moich groty strzał!
Dajcie mi włócznię! Pękaj chmuro,
Abym ognisty rydwan miał!

Myśl moja już nie spocznie w boju,


Nie uśnie miecz w uścisku rąk,
Póki nie stanie Jeruzalem
W Anglii zielonej, kraju łąk.

(tłum. Jerzy Pietrkiewicz)

Drzewo jadu

Pokłóciłem się z przyjacielem:


Zawierzyłem gniewowi, on to zniósł.
Byłem zły na swego wroga:
Zamilkłem, mój gniew rósł.

I zalałbym to obawami,
Noc i poranek pijane łzami;
Rozjaśniłem obłudnymi uśmiechami,
I subtelnymi wabikami.

I rosło dzień cały i noc,


Póki przejrzyście nie znużyło;
I mój wróg ujrzał to opromienione,
On wiedział, iż było moje,

I do mego ogrodu zakradł się


W czas, gdy noc przysłoniła żerdź:
Rano z ulgą dostrzegłem drzewo
I mego wroga zwisającego zeń.

(tłum. Monika Waraksa)


Dziewczynka odnaleziona

Noc całą z rozpaczą,


Skroś pustyń co płaczą,
Skroś jarów, otchłani,
Rodzice znękani
Szli w bólu i lęku
Schrypnięci od jęku,
Szli przez pustki w udręce
Siedem dni ręka w ręce.
Siedem nocy uśpieni
Śród głębokich cieni
Snili postać Liki
Na pustyni dzikiej
Blada, głód ją morzy,
Błąka się śród bezdroży -
Słaba z płaczem, z męką,
Popiskując cienko.
Drżąc w rozpaczy powstała
Niewiasta struchlałą,
Słania się, niebożę
Dalej już iść nie może.
On niósł ją steraną,
Zbrojny smutku raną,
Aż tu im w pół drogi
Lew zastąpił srogi.
Nie umkną przed losem;
Grzywy ciężkim włosem
W ziemię lew ich tłoczy:
Węszy, kołem kroczy.
Cucili się z lęku,
Gdy liżąc ich po ręku
Zwierz stanął nad nimi
Cichy i olbrzymi.
W zdumieniu głębokim
Objęli go wzrokiem:
Duch przed nimi stoi -
Zjawa w złotej zbroi
Na skroniach korona,
Z głowy ramiona
Włos się toczy złoty -
Pierzchły ich zgryzoty.
"Pójdźcie za mną" rzecze,
"Nad Liką mam pieczę:
W moim śni pałacu -
Poniechajcie płaczu".
Poszli tedy, bladzi,
Gdzie zjawa prowadzi:
Śród tygrysów żywa
Dziewczynka spoczywa.
Żyją tam i ninie
W samotnej dolinie;
Nie trwoży wilcze wycie
Ni lwi ryk o świcie.

Dziewczynka zbłąkana

Widzę w przyszłym czasie,


Co proroctwem zda się
Ziemia ze snu wstanie
(Zakarbuj to zdanie!)
I szuka swojego
Stwórcy łagodnego
A z dzikiej pustyni
Cichy ogród czyni
*
W południa krainie,
Które latem słynie
Co nigdy nie znika
Leży śliczna Lika.
W siódmej swojej wiośnie
Dzień cały radośnie
Szła od drzewa do drzewa
Kędy ptak zaśpiewa
"Śnie mój, przyjdź tu, senku,
Pod drzewo po ciemku.
Płacz ojcze, mateczko:
Gdzie też śpi wasze dziecko?
"Wasza ulubiona
Na puszczy zgubiona.
Jak ma spać maleńka,
Gdy płacze mateńka?
"Gdy we śnie ucicha -
Lika też nie wzdycha;
Gdy matce serce pęka -
Budzi się maleńka."
Sroga, sroga nocy,
Zamknę teraz oczy,
A twój nad pustynię
Niech miesiąc wypłynie".
Lika we śnie leży,
A zwierz z jaskiń bieży,
Gdzie śpiąca spoczywa,
Jej się przypatrywa.
Lew z królewski wzięciem
Stanął nad dziewczęciem,
Święte ziemi koło
Obtańczył wesoło,
Tygrysy, lamparty
Też stroiły żarty,
Gdy ów lew nobliwy
Skłonił złotej grzywy,
Uśpioną na ziemi
Łzy rubinowemi
Ócz płonących ziewał,
Parą swą ogrzewał.
A lwica z maleńkiej
Liche jej sukienki
Zdjęła: nagą, bosą
Do lwiej jamy niosą.

Tłumaczenie: Adam Pomorski

Jeruzalem

A czy te stopy w dawnych czasach


Znaczyły Anglii górskie drogi?
I czy Baranek Boży hasał
Po naszej Anglii łąkach błogich?

Czy Pańskie Lico rozjaśniało


Nasze spowite mgłą wyżyny?
A Jeruzalem, czy tu stało,
Gdzie Szatan sklecił swoje młyny?

Mój łuk złocisty niech przyniosą:


I moje strzały pożądania:
I moją włócznię: O niebiosa!
Mój rydwan ognia niech tu stanie.

W bitewnym niech nie padnę szale


I niech w mym ręku miecz nie zaśnie,
Aż zbudujemy Jeruzalem
Tu, na angielskiej ziemi właśnie.

przełożył Maciej Froński

Londyn

Wśród ulic, które rój lichwiarzy


Wykupił wraz z Tamizą mętną,
Błądzę ? i widzę w każdej twarzy
Słabości i niedoli piętno.
Każdy głos, klątwa, krzyk urwany,
Płacz, którym Dziecko trwogę głuszy,
Dźwięczy w mym uchu jak kajdany
Wykute w kuźni ludzkiej duszy.
Gdy Kominiarczyk płacze z cicha,
Bledną kościołów ciemne ściany;
Kiedy żebrzący Żołnierz wzdycha,
Krwią spływa Pałac pozłacany.
Lecz w nocy słyszę też, jak z dala
Klnie młodociana Nierządnica:
Zarazą ślubne Łoże kala,
Jadem dziecięcą Łzę nasyca.

(tłum. Stanisław Barańczak)

Mad Song - Pieśń szalona

Wiatry dzikie łkają,


Noc przeniknął ziąb,
Smutki moje wstają;
Śnie przyjdź, w smutki zstąp.
Patrz, brzask zerka z bliska
Przez wschodu urwiska,
W łożach świtu szmer poziewa,
Z ziemi w dole się naśmiewa.

Patrz, pod niebios stropy,


Tam gdzie gwiezdny bruk,
Pędzą nuty w tropy
smutków i trwóg.
Uderzają w uszy nocy,
Załzawiają oczy dnia,
Wiatr szaleje, gdy go dotkną,
Burza - gdy ją drażnią - łka.

Jako czart na chmurze,


Wyjąc ból i żal,
Poprzez noc się burzę,
Z nocą pójdę w dal.
Odwracam się od wschodu,
Skąd przypływ, wzrost osłody;
Bo światło mój mózg przenika -
O, ból szalony, boleść dzika.

(tłum. Jerzy Pietrkiewicz)


Mój piękny róży krzaku

Dawali mi kwiat - takiego


nie zrodził dotąd maj.
Ja - że mam pięknej róży krzak,
Innemu raczej słodycz daj.
I powróciłem do mej róży,
by dbać o nią dniem i nocą.
Zazdrosna, odwróciła się -
jej kolce są mi rozkoszą.

Po Drugiej Stronie

William Blake
Po Drugiej Stronie...
...i jestem teraz tu...
...(nie ja - raczej mój Duch)...
...i widzę teraz rzeczy,
którym "rozsądek" przeczy...
...me ciało gdzieś na Ziemi,
pośród świateł i cieni,
wśród bólu i radości...
...teraz już tylko kości...
***
..."czeka mnie potępienie?
życie wieczne? zbawienie?"
..."czy słyszę śpiewy świętych?
czy też wrzaski przeklętych?"
...ta cisza jest tak głośna...
...tak głośna bo nieznośna...
...słychać w niej bicie dzwonów,
wichry Armageddonu...
***
...wtem ciche szepty, trzaski,
przywołujące wrzaski...
...dokoła mroczne twarze,
krwią skropione ołtarze...
...chłodem mnie Zło przeszywa
Pan Przyjemności wzywa...
...trwa orgia krwi i żądzy
w niej ja zostać pragnący...
***
...światłość, chóralne śpiewy...
rozpacz aniołów, krzewy
z nienawiści spaliło,
której powodem miłość...
Dobro mnie ciepłem grzeje
Pan smutno do mnie śmieje...
...trwa edeńska miłości
uczta - ja jednym z gości...

Uśmiech
Jest Uśmiech Miłowania
I Uśmiech Podstępnej Uciechy
jest Uśmiech nad Uśmiechami
W którym łączą się te dwa Uśmiechy
Jest Grymas Nienawiści
I jest Grymas Wzgardliwej Niechęci
I jest Grymas nad Grymasami
Który próżno chcesz wymazać z pamięci
Bo zagnieździł się w Jądrze Serca
I przedostał się do Szpiku Kości
Żaden uśmiech znany człowiekowi
Nie przeniknie owych Głębokości
Tylko Jeden - ten co się raz zdarza
Między naszą Kołyską a Mogiłą -
Lecz gdy taki Uśmiech zajaśnieje
Znika wszystko co Cierpieniem było

(tłum. Jerzy Pietrkiewicz)

Chłopczyk zbłąkany

"Ojcze, tatusiu, gdzie jesteś? Poczekaj!


Jak znajdę ślady twoje?
Ojcze, tatusiu, odezwij się do mnie!
Tatusiu, ja się boję!

Noc stała czarna, a ojca nie było;


Z bagien wilgocią powiało;
Opary sine spowiły dolinę,
A dziecko płakało, płakało...
przełożyła Jolanta Kozak

Chłopczyk znaleziony

Chłopczyk zbłąkany wśród bagien pustkowia


Gdzie błędne wiodły go ognie,
Szlochał z rozpaczy, lecz Bóg go zobaczył
I dłoń mu podał jak ojciec

W płaczu utulił, uściskał i powiódł


Tam, gdzie mateczka struchlała
We łzach i żalu, w pustkowiu moczarów
Synka swojego szukała

Introdukcja

Gdym z doliny szedł w dolinę


Piskając piosnkę za piosnką,
Widzę na chmurce dziecinę,
Co tak mi rzecze beztrosko:

"Zagraj piosnkę o Baranku!".


Piskałem, co było ducha.
"Piszczku, powtórz tą piosenkę" -
i w płacz nadstawiając ucha

"Rzuć piszczałkę, rzuć szczęśliwą,


Śpiewaj, w tobie ma otucha"
Śpiewam tedy znów, a dziecię
Ze łzami radości słucha.

"Piszczku, siądź i spisz to w książce,


By każdy mógł uszczknąć krzynę".
Tutaj straciwszy je z oczu
Udarłem więc pustą trzcinę,

Uczyniłem piórko proste,


Umaczałem w jasnej rzeczce,
Wszystkim dzieciom na uciechę
Spisałem piosnki w książeczce

Tłumaczenie: Adam Pomorski

Wprowadzenie

Posłuchaj głosu Barda,


Który widzi, co było, jest i będzie
Który mógł owo
Usłyszeć Słowo,
Co dawniej przechodziło wszędzie.

Płacząc nad duszą, wzywało w biegu,


Ażeby wzięła znów we władanie
Ukryty w śniegu
Gwiaździsty biegun
I światła odnowiła taniec!
"O ziemio, ziemio, wróć!
I wynurz się już z trawy
Noc się kończy,
Ranek sączy
Swoje światło w śpiący bezład".

"Już nie oglądaj się za siebie.


Po cóż oglądać się w swym kątku?
Leże gwiaździste
I morze czyste
Masz aż do dnia początku."

Ogród miłości

Do ogrodu miłości wstąpiłem,


Nie poznałem go- aż tak się zmienił,
Kaplica w nim stała na środku
Gdziem niegdyś się bawił w zielni.

Kaplicę zamknięto na głucho


Ktoś "Nie będziesz..." wypisał nad drzwiami
Więc udałem się do ogrodu,
Co cieszył tyloma kwiatami

Zobaczyłem, że pełno w nim grobów,


Szare płuty w nim były, nie kwiaty
W czerni snuli się mnisi, przechodzili wciąż cisi
Wiążąc cierniem bez litości moje żądze i radości.

przełożył Krzysztof Puławski

Zaślubiny Nieba i Piekła

ARGUMENT

Grzmi Rintrah i ognie swe strząsa w powietrzu nabrzmiałym;


Głodne chmury zstępują na głębinę.

Niegdyś, zdradliwą ścieżką, i w pokorze,


Mąż sprawiedliwy przemierzał długą
Dolinę śmierci.
Róże się krzewią w zaroślach ciernistych,
Na pustych wrzosowiskach
Miodowe grają pszczoły.

Aż zdradliwą ścieżkę wytyczono,


Rzeka i źródło wschodziły
Na każdej skale i grobie,
I na zbielałych kościach
Wstawała glina czerwona;

Póki nikczemny łatwych dróg nie rzucił,


By zdradliwymi iść, i aby wpędzić
Sprawiedliwego w obszary niepłodne.
Teraz płaszcząc się wędruje wąż
W pokorze cichej,
A sprawiedliwy szaleje na puszczach,
Gdzie krążą lwy.

Grzmi Rintrah i ognie swe strząsa w powietrzu nabrzmiałym;


Głodne chmury zstępują na głębinę.

Skoro się rozpoczęło nowe niebo, a jest teraz od jego nastania rok trzydziesty trzeci. Piekło
odżywa Wieczne. Oto patrz! Swedenborg jest Aniołem siedzącym u grobu: zwinionymi
prześcieradłami pisma jego. Teraz jest władza Edoma i powrót Adama do Raju; zobacz u
Izajasza rozdz. XXXIV i XXXV.
Bez Przeciwieństw nie ma postępu. Przyciąganie i Odpychanie, Rozum i Energia, Miłość i
Nienawiść są niezbędne dla Ludzkiego istnienia.
Z owych przeciwieństw wypływa to, co nabożni zwą Dobrem i Złem. Dobro jest to bierne, co
Rozumowi posłuszne. Zło to co czynne, tryskające z Energii.
Dobro to Niebo. Zło to Piekło.

GŁOS DIABŁA

Wszystkie Biblie, czyli zakony święte, stały się następujących Błędów przyczyną:
1. Że w Człowieku dwa prawdziwe istnieją pierwiastki, a to: Ciało i Dusza.
2. Że Energia, zwana Złem, z Ciała jest jedynie; i że Rozum, zwany Dobrem, jest jedynie z
Duszy.
3. Że w Wieczności Bóg na męki wyda Człowieka za postępowanie wedle Energii swoich.
Ale są Prawdziwymi następujące tego Przeciwieństwa:
1. Człowiek nie ma Ciała oddzielnego od Duszy; to bowiem, co Ciałem zwiemy, jest cząstką
Duszy rozeznawaną przez pięć Zmysłów, przez owe główne w wieku naszym Duszy wnijścia.
2 Energia jedynym jest życiem, i z Ciała jest: Rozum zaś jest obrysem, albo obwodem Energii
zewnętrznym.
3. Energia jest Wieczną Rozkoszą.

Ci, co pożądanie poskramiają, czynią tak, bo pożądanie ich tyle jest słabe, że się daje
poskromić; a poskromiciel, czyli rozum, przywłaszcza sobie miejsce pożądania i rządzi
bezwolnym.
I kiedy poskromione, pożądanie stopniowo bierne się staje, aż już tylko swoim jest cieniem.
Historię tego napisano w Raju utraconym, gdzie Rządca, czyli Rozum, zwie się Mesjasz.
Ten zaś, co na początku był Archaniołem, czyli mającym w swojej władzy zastępy niebieskie,
zwie się Diabłem, albo Szatanem, a jego dzieci nazywa się Grzech i Śmierć.
Lecz w Księdze Hioba Mesjasz Miltona zwie się Szatan.
Historię tę bowiem oba stronnictwa wzięły za swoją.
Prawdziwe, zdało się Rozumowi, że Pożądanie jest już odpędzone; ale z rachunków Diabła
wynika, że to Mesjasz upadł, a niebo ukształtował z tego, co skradł z Otchłani.
Okazano to w Ewangelii tam, gdzie się Mesjasz modli do Ojca o zesłanie pocieszyciela, czyli
Pożądania, aby Rozum mógł mieć Idee, by na nich budować; Jehowa z Biblii nikim innym nie
jest, jako tym, co w płomienistym ogniu mieszka.
Widzicie, że po śmierci Chrystusa stał się on Jehową.
Atoli u Miltona Ojciec Przeznaczeniem jest, Syn pięciu zmysłów Złożeniem, a Święty Duch
Próżnią!
Zważcie: Milton dlatego w okowach pisał, kiedy o Bogu pisał i Aniołach, a wolnym był, gdy
o Diabłach pisał i Piekle, bo był Poetą prawdziwym, ze stronnictwa Diabła, choć o tym nie
wiedział.

KAPRYS PAMIĘTNY

Kiedym się przechadzał pośród ogni piekła, rozkoszując się radościami Geniuszu, które
aniołom na mękę i szaleństwo wyglądają, zebrałem nieco tamtejszych Przysłów sądząc, że jak
powiedzenia prze naród jakiś używane znamionują jego charakter, tak owe Piekieł Przysłowia
ukazują lepiej naturę Piekielnej mądrości niż wszystkie opisy budowli albo strojów.
Wróciłem do domu: wówczas w przepaści pięciu zmysłów, gdzie urwisko o ścianach gładkich
nad tym tu światem się sroży, zobaczyłem potężnego Diabła spowitego w chmury czarne,
unoszącego się na powietrzu przy ścianach skały: ogniem trawiącym pisał on to zdanie, teraz
ludzkim postrzegane umysłem, i czytane przez ludzi na ziemi:

Skąd wiesz, czy nie jest każdy Ptak, który swą drogę tnie powierzchnią,
Światem rozkoszy nieobjętym, co więźnie w zamysłach twoich pięciu ?

PRZYSŁOWIA PIEKIEŁ

Ucz się w czas siewu, w żniwa nauczaj, raduj się zimą.


Tratuj wozem swoim i pługiem swym przeoruj kości umarłych.
Droga nadmiaru wiedzie do pałacu mądrości.
Roztropność jest bogata, brzydka stara panna, do której się Niezdatność zaleca.
Kto pragnie, a nie działa, szerzy zarazę.
Larwa przecięta wybacza pługowi.
Zanurz w rzece tego, komu woda miła.
Głupiec nie to samo widzi drzewo, które mądry widzi człowiek.
Ten, czyja twarz światła nie daje, nigdy nie stanie się gwiazdą.
Wieczność kocha się w płodach czasu.
Pracowita pszczoła nie ma czasu na troski.
Zegar mierzy godziny głupstwa, lecz godzin mądrości żaden zegar zmierzyć nie zdoła.
Wszystek pokarm zdrowy łowi się bez paści i sieci.
Wyjm liczbę, wagę i miarę w rok nieurodzaju.
Żaden ptak nie wzlatuje za wysoko, jeśli na własnych wzlatuje skrzydłach.
Umarłe ciało nie mści żadnych krzywd.
Najwznioślejszy to czyn przedkładać kogoś nad siebie.
Gdyby głupiec wytrwał w głupstwie swoim, stałby się mądry.
Głupstwo jest płaszczem łotrostwa.
Wstyd jest Pychy płaszczem.
Więzienia zbudowane są z kamieni Prawa, Burdele z cegieł Religii.
Duma pawia jest chwałą Boga.
Pożądliwość kozła jest szczodrością Boga.
Gniew lwa jest mądrością Boga.
Nagość kobiety jest pracą Boga.
Nadmiar smutku śmieje się. Nadmiar radości płacze.
Ryk lwów, wycie wilków, wściekłość burzliwego morza i niszczący miecz to cząstki
wieczności, zbyt wielkie dla ludzkiego oka.
Lis paściom złorzeczy, nie sobie.
Radości zapładniają. Troski owoc rodzą.
Niech mężczyzna nosi skórę lwa, a kobieta runo owcy.
Ptak gniazdo, pająk sieć, człowiek przyjaźń.
I samolubny, uśmiechnięty głupiec i ponury, skrzywiony głupiec za mądrych będą uważani,
skoro jako rózga służyć mogą.
Co dowiedzione teraz, niegdyś było wyobrażone tylko.
Szczur, mysz, lis patrzą korzeni; lew, tygrys, rumak i słoń patrzą owoców.
Zbiornik zamyka w sobie: wodotrysk pełnię swą wylewa.
Jedna myśl wypełnia bezmiar.
Zawsze bądź gotów powiedzieć, co myślisz, a podły człowiek unikać cię będzie.
Każda rzecz, w którą można uwierzyć, jest jakimś obrazem prawdy.
Orzeł nigdy więcej czasu nie stracił, niż kiedy się do rad wrony stosował.
Lis troszczy się sam o siebie, ale o lwa troszczy się Bóg.
Myśl ano. Działaj w południe. Jedz wieczorem. Śpij w nocy.
Zna cię kto ścierpiał, iżeś go oszukał.
Jako pług podąża za słowami, tak Bóg wynagradza modlitwy.
Tygrysy gniewu mądrzejsze są niż tresowane konie.
W stojącej wodzie spodziewaj się trucizny.
Nigdy nie wiesz co to dość, jeżeli nie wiesz co więcej niż dość.
Wysłuchaj obelg głupca! to jest królewski przywilej!
Oczy ognia, nozdrza powietrza, usta wody, broda ziemi.
Kto odwagą słaby ten mocny chytrością.
Jabłoń nigdy nie pyta buka jako ma rosnąć; ani lew konia, jak swój łup zdobywać.
Kto z dziękczynieniem przyjmuje, obfity plon zbiera.
Gdyby inni nie byli głupcami, my byśmy nimi zostali.
Dusza w słodkim uniesieniu nigdy skalana być nie może.
Gdy widzisz Orła, widzisz cząstkę Geniuszu: wznieś głowę!
Jak gąsienica liść, liść bez skazy wybiera na jaj złoże, tak i kapłan klątwę swą kładzie na
radości najczystsze.
Stworzenie drobnego kwiatu jest wieków pracą.
Przeklinaj okowy: Błogosław wytchnienia.
Najlepsze najstarsze wino, najlepsza woda najświeższa.
Prośby nie orzą! Pochwały plonów nie zbierają!
Radości się nie śmieją! Troski nie płaczą!
Głowa Wzniosłość, serce Patos, genitalia Piękno, ręce i stopy Proporcja.
Czym powietrze dla ptaka a morze dla ryby, tym wzgarda dla wzgardy godnego.
Wrona by chciała, aby wszystko było czarne, sowa, by wszystko białym było.
Bujność jest Piękno.
Gdyby się lew radził lisa, byłby chytry.
Doskonalenie prostuje drogi, lecz drogi kręte, bez Doskonalenia, to drogi Geniusz.
Raczej zamorduj dziecko w kołysce, niż byś miał pieścić pragnienia bezczynne.
Gdzie nie ma człowieka, jałowa jest przyroda.
Nie można nigdy prawdy tak wysławiać, by się ją rozumiało, a nie wierzyło w nią.
Dość! lub Zbyt wiele.

Starożytni poeci ożywiali wszystkie zmysłowe przedmioty Bogami i Geniuszami, nadając im


imiona i strojąc ich w przymioty lasów, rzek, gór, jezior, miast, narodów i tego, co tylko
postrzec zdołały powiększone i mnogie ich zmysły.
A osobliwie rozważali oni geniusz każdego miasta i kraju, powierzając je ich duchownemu
bóstwu;
Aż się ukształcił system, z jakiego niektórzy zysk wzięli, i zniewolili pospólstwo, próbując
rzeczywistymi uczynić albo oderwać owe umysłowe bóstwa od ich przedmiotów: taki był
początek Kapłaństwa;
Czerpiącego formy kultu spośród poetyckich opowieści.
I w końcu zawyrokowali oni, że tak rzeczy nakazane zostały przez Bogów.
W ten sposób zapomnieli ludzie, że Wszystkie bóstwa zamieszkują człowieczą pierś.

KAPRYS PAMIĘTNY

Prorocy Izajasz i Ezekiel obiadowali ze mną, a pytałem ich, jak się ważyli tak otwarcie
twierdzić, że Bóg do nich przemawiał, i czy nie sądzili wówczas, że się ich niewłaściwie
zrozumie i że się to stanie przyczyną nadużyć.
Izajasz odparł: "Żadnegom Boga nie widział ani nie słyszałem żadnego w ograniczonym
postrzeganiu, lecz moje zmysły odkryły to, co w każdej rzeczy nieskończone, i to przekonało
mnie i utwierdziło, że głos prawa oburzenia jest głosem Boga; nie oglądałem się na
następstwa, tylko pisałem."
Spytałem przeto: "czy mocne przekonanie, że rzecz jest taka, taką ją czyni?"
Odparł: "Wszyscy poeci w to wierzą, a w wiekach wyobraźni to mocne przekonanie
przenosiło góry, ale niewielu zdolnych jest żywić jakiekolwiek mocne przekonanie."
Tedy rzekł Ezeiel: "Filozofia wschodu nauczała pierwszych zasad ludzkiego postrzegania:
niektóre narody jedną zasadę brały za początek, inne inną: my z narodu izraelskiego
uczyliśmy, że Geniusz Poetycki (jak go teraz zwiecie) był ową zasadą pierwszą, wszystkie
inne zaś pochodnymi tylko, a to sprawiło, żeśmy w pogardzie mieli Kapłanów i Filozofów
innych krain, i prorokowaliśmy, że się w końcu okaże, iż wszyscy Bogowie biorą początek z
naszych i że będą hołdownikami Geniuszu Poetyckiego; tego właśnie pragnął tak żarliwie
nasz wielki poeta, Król Dawid, i o to tak patetycznie woła, mówiąc, że tym podbija narody i
przez to królestwami włada; a takeśmy Boga naszego miłowali, że w jego imię przeklinaliśmy
wszystkie bóstwa narodów ościennych twierdząc, że podniosły one bunt: za sprawą takich
mniemań pospólstwo myśleć poczęło, że wszystkie narody w końcu Żydom podległe będą."
"To", mówił, "jak wszystkie moce przekonania, dziwnie się spełniło, bowiem wszystkie
narody wierzą w żydowski zakon i czczą żydowskiego boga, a jakaż większa podległość być
może?"
Słuchałem tego z niejakim zdziwieniem i musiałem moje własne przeświadczenie wyjawić.
Po obiedzie prosiłem Izajasza, by łaskawie udzielił światu zaginionych swych dzieł;
powiedział, że żadne równie wartościowe nie zginęło. Ezekiel mówił to samo o swoich.
Pytałem też Izajasza, co go skłoniło by przez trzy lata chodzić nago i boso? odpowiedział: "to,
co i przyjaciela naszego, Diogenesa Greka."
Potem pytałem Ezekiela, dlaczego łajno pożywał i leżał tak długo na prawy swój i na lewy
bok ? odparł: "chęć podniesienia innych ku postrzeganiu tego co nieskończone: praktykują to
plemiona Północnoamerykańskie, a czyż jest uczciwym, kto się sprzeciwia własnemu
sumieniu i geniuszowi tylko dla wygody doczesnej albo ukontentowania?"
Prawdziwe jest starożytne poddanie, jak usłyszałem to z Piekła, że świat ogniem będzie
strawiony po upływie sześciu tysięcy lat.
Albowiem przez to jest nakazane cherubinowi z mieczem płomienistym, by opuścił swą wartę
przy drzewie żywota; a gdy to uczyni, całe stworzenie strawione będzie i ukaże się
nieskończonym i świętym, kiedy się teraz jawi skończone i zepsute.
To się dokona przez wydoskonalenie zmysłowych uciech.
Lecz pierwej trzeba wymazać urojenie, że człowiek ma jakieś ciało oddzielne od duszy; i to
uczynię drukując metodą piekielną, przy użyciu substancji żrących, które zbawcze i lecznicze
są w Piekle, rozpuszczając jawną powierzchniowość i odsłaniając nieskończone, które było w
ukryciu.
Gdyby wrota postrzegania oczyszczone zostały, każda rzecz ukazałaby się człowiekowi taką
jaką jest, nieskończoną.
Bo się człowiek zawarł w sobie, i odtąd widzi wszystko przez wąskie szczeliny swojej jaskini.

KAPRYS PAMIĘTNY

Odwiedziłem Drukarnię w Piekle, i oglądałem sposób przekazywania wiedzy z pokolenia na


pokolenie.
W pierwszej komnacie był Człowiek-Smok, który uprzątał gruz z wejścia pieczary; głębiej
Smoki liczne pieczarę tę drążyły.
W drugiej komnacie była Żmija wijąca się wokoło skały i pieczary, i inne jeszcze,
ozdabiające pieczarę złotem, srebrem i drogimi kamieniami.
W trzeciej komnacie Orzeł był, o skrzydłach i piórach z powietrza: on wnętrze pieczary czynił
nieskończonym; wokół zaś mnóstwo było ludzi Orłom podobnych, którzy wznosili pałace na
ogromnych urwiskach skał.
W czwartej komnacie były Lwy z płomienistego ognia, które krążyły gniewnie i roztapiały
metale w ciecz żywą.
W piątej komnacie były kształty Nienazwane, które wlewały owe metale w nieobjętą
rozciągłość.
Tam przyjmowali je Ludzie, zajmujący komnatę szóstą, i biorąc na się kształt ksiąg,
porządkowani byli w bibliotekach.

Giganci, którzy powołali ten świat do zmysłowego istnienia a teraz zdają się na nim żyć w
okowach, są zaiste przyczyną jego źródła i źródłem wszystkiego działania; lecz te okowy to
chytrość dusz uległych i słabych, które mają siłę oprzeć się energii; zgodnie z przysłowiem,
że kto odwagą słaby, ten mocny chytrością.
Tak przeto jedna część bytu Płodna, jest druga Niszcząca: Niszczącemu zdaje się, że ten, co
tworzy, pozostaje jakby w jego okowach: ale tak nie jest, bo bierze on tylko cząstki istnienia,
a roi sobie, że posiadł całość.
Lecz ów, co Płodzi, przestałby być Płodnym, gdyby Niszczyciel nie przyjmował, jak morze,
nadmiaru jego rozkoszy.
Powie ktoś: "Czyż nie jest Płodzącym sam tylko Bóg?" odpowiadam: "Bóg jedynie Działa i
Jest w istniejących bytach, czyli w Ludziach".
Te dwa ludzkie stany są zawsze na ziemi i powinny być sobie wrogie: ktokolwiek próbuje je
pojednać, stara się zniszczyć istnienie.
Religia jest usiłowaniem pojednania ich.
Zważcie: Jezus Chrystus nie chciał ich zjednoczyć, ale rozłączyć, jak w Przypowieści o
owcach i kozłach! a mówi on: "Nie przyszedłem puszczać Pokoju, ale Miecz."
Mesjasz, albo Szatan, albo Kusiciel, był dawniej uważany za jednego z ludzi
Przedpotopowych, którzy są naszymi Energiami.

KAPRYS PAMIĘTNY

Anioł przyszedł do mnie i rzekł: "O na litość zasługujący głupi młodzieńcze! O zgrozo! O
jakież straszne położenie twoje! bacz na ów kocioł wrzący, który szykujesz sobie na
wieczność całą, ku któremu zmierzasz, takim postępowaniem".
Powiedziałem: "Zapewne zechcesz mi ukazać mą wieczną dolę, a razem nad nią zamyślać
będziemy, i zobaczymy, czy mój, czy też twój los bardziej jest pożądany".
Tak więc powiódł mnie przez stajnię jakąś i przez kościół, i w dół ku kościelnym lochom, u
końca których był młyn: przez ten młyn przechodząc, weszliśmy do pieczary: w dół krętej
jaskini prowadziła nasza nużąca droga, aż się ukazała pod nami pustka nieobjęta, jako niebo
dna, i trzymając się korzeni wisieliśmy nad tym bezmiarem; rzekłem wszelako: "jeżeli
życzysz sobie, powierzmy się pustce tej i zobaczymy, czy opatrzność jest i tam też: jeśli ty nie
zrobisz tego, ja to zrobię"; ale on odparł: "nadto nie ufaj sobie, o młodzieńcze, lecz skoro tu
pozostaniemy, oglądaj dolę swoją, która się rychło ukaże, kiedy przeniknie ciemność".
Przeto pozostałem z nim, siedząc na poskręcanym korzeniu dębu; on zaś uczepił się grzyba,
który zwisał kapeluszem swym ku głębi odwrócony.
Stopniowo obejmowaliśmy wzrokiem nieskończonym Przepaść, ognistą jak dym płonącego
miasta; pod nami, w bezkresnej dali, słońce było, czarne, lecz świecące; wokoło niego
rozchodziły się drogi ogniste, a po nich krążyły ogromne pająki, pełzające za łukiem, który
leciał, czy raczej płynął głębią nieskończoną, w najstraszliwszych kształtach zwierząt
powstających ze zgnilizny; a powietrze było ich pełne i zdawało się złożone z nich: to są
Diabły, które się zwie Mocami powietrza. Spytałem teraz mego towarzysza, co z tego jest
moją dolą wieczną? Rzekł: "między owymi czarnymi a białymi pająkami."
Bo oto, spomiędzy pająków czarnych i białych, chmura i ogień buchnęły i potoczyły się przez
głębię, czerniąc wszystko pod sobą, tak że się głębia dna stawała czarna jak morze i toczyła
się z hukiem straszliwym; teraz pod nami nic widać nie było, tylko burzę czarną, aż, ku
wschodowi patrząc, między chmurami i falami ujrzeliśmy wodospad krwi z ogniem
zmieszanej, a na kilka rzutów kamienia od nas pojawił się i pogrążył znowu łuszczasty splot
jakiegoś potwornego węża; w końcu na wschodzie, w odległości około trzech stai zjawił się
nad falami grzbień ognisty; wznosił się z wolna jak gań skał złotych, aż postrzegliśmy dwie
kule szkarłatnego ognia, od których morze pierzchało w chmurach dymu; i zobaczyliśmy
teraz, że jest to głowa Lewiatana; czoło jego dzieliły pasy zieleni i purpury i czerwone
dychawki zwisały tuż ponad oszalałą pianą, czarna toń farbując smugi krwi, a przybliżał się
ku nam z całą furią istoty duchem obdarzonej.
Przyjaciel mój, anioł, wstąpił się ze stanowiska swego do młyna: zostałem sam; a wtedy
zjawienie to znikło, tylko się znalazłem siedzącym na miłym brzegu rzeki w świetle księżyca,
słuchając harfiarza, który śpiewał do wtóru harfy; a temat jego był: "Człowiek, co nigdy
zdania nie zmienia, jest jak woda stojąca i karmi gady umysłu".
Podniosłem się jednak i poszukałem młyna, a tam Anioła zastałem, który, zdumiony, spytał
jak uszedłem.
Odpowiedziałem: "wszystko, co widzieliśmy winne jest twojej metafizyce; gdy bowiem
uciekłeś, znalazłem się na brzegu przy świetle księżyca, słysząc harfiarza. Lecz teraz, skoro
zobaczyliśmy mój wieczny los, czy ci mam twój pokazać?" Roześmiał się na to; ale nagle
pochwyciłem go siłą w ramiona, i poleciałem na zachód poprzez noc, aż unieśliśmy się ponad
cień ziemi; potem rzuciłem się z nim prosto w ciało słońca; tam ubrałem się w biel i
wziąwszy do ręki tomy Swedenborga, spadłem ze wspaniałej tej krainy, i minąłem planety
wszystkie, aż dotarliśmy do Saturna: tu się zatrzymałem, by odpocząć, a potem na dół
skoczyłem w pustkę między Saturnem i gwiazdami stałymi.
"Tu", rzekłem, "jest dola twoja, w tej przestrzeni- jeśli przestrzenią nazwać to można."
Wkrótce ujrzeliśmy stajnię i kościół, a powiodłem go do ołtarza i otworzyłem Biblię i oto
patrz! była to sztolnia głęboka, w którą zstąpiłem, pędząc Anioła przed sobą; ujrzeliśmy
wkrótce siedem domów ceglanych; weszliśmy do jednego z nich; mnóstwo tu było małp,
pawianów, oraz wszelakich innych z tego gatunku, przez pół roku zakutych w łańcuchy,
szczerzących na się zęby i rwących się ku sobie, lecz powstrzymywanych przez łańcuchów
owych krótkość: widziałem jednak, że czasami liczba ich rosła, a potem silnie pochwytywały
słabe i, wyszczerzając zęby, pierwej się z nimi parzyły, a później pożerały je, odkrywając
najpierw jeden, potem inne członki, aż się z ciała cznił kadłub bezradny; ten, wykrzykując się
i całując go z pozorną czułością, pożerały także; a tu i ówdzie widziałem, jak niektóre
smakowicie odgryzały mięso z własnych ogonów; ponieważ fetor okropnie nam obu
dokuczał, poszliśmy do młyna, a ja na ręku niosłem szkielet ciała, co w młynie było
Analityką Arystotelesa.
Przeto Anioł rzekł: "zwiodła mnie fantazja twoja, i zaprawdę powinieneś się wstydzić."
Odparłem: "nawzajem się zawodzimy, a rozprawianie z tobą to strata czasu, bo twoje dzieła
są analityką tylko."
Przeciwstawność to Przyjaźń prawdziwa.

Zawsze dostrzegałem u Aniołów próżność, co sprawia, że się podają za jednych mądrych; a


czynią to z otwartym grubiaństwem wynikającym z rozumowania systematycznego.
I tak Swedenborg chełpi się, że to, co pisze, jest nowe; chociaż jest to jedynie Spis Rzeczy
albo Indeks ksiąg już wydanych.
Pewien człowiek małpę na pokaz prowadzał, a że był trochę od małpy mądrzejszy, wpadł w
próżność, mniemając, że ma rozum za siedmiu. Tak i ze Swedenborgiem: ukazuje on
szaleństwo kościołów i obłudników wystawia na pośmiewisko, aż nie uroi sobie, że wszystko
tamto jest religijne, zaś on tym jedynym na ziemi, który pierwszy jakieś więzy stargał.
Poznajcie teraz fakt oczywisty: Swedenborg nie napisał ani jednej prawdy nowej. I poznajcie
tez inny fakt: spisał on wszystkie stare kłamstwa.
A teraz usłyszcie powód. Prowadził on rozmowy z Aniołami, które bez reszty religijne są, a
nie rozmawia z Diabłami, które wszystkie religii nienawidzą, bo mu uniemożliwiałyby jego
pełną zrozumiałość zapatrywania.
Tak więc pisma Swedenborga są powtórzeniem wszystkich sądów powierzchownych i analizą
pewnych bardziej wzniosłych - lecz niczym więcej.
Weźmy teraz inny oczywisty fakt. Każdy człowiek o pospolitych uzdolnieniach może z pism
Paracelsusa czy Jakuba Behmena wytworzyć dziesięć tysięcy tomów równych wartością
tomom Swedenborga, a z pism Dantego albo Szekspira nieskończoną ich liczbę.
ale kiedy to zrobił, niech nie mówi, że wie lepiej od mistrza swego, bo pali tylko świecę w
blasku słońca.

KAPRYS PAMIĘTNY

Widziałem kiedyś Diabła w płomieniu ognistym, jak powstał przed Aniołem siedzącym na
obłoku, a odezwał się w te słowa: "Boga chwalić jest to: Czcić dary jego w innych ludziach, a
każdemu z nich cześć oddawać według geniuszu jego, i miłować najbardziej ludzi
największych: ci, co wobec największych zawiść czują i spotwarzają ich, nienawidzą Boga;
albowiem innego Boga nie ma."
Słysząc to Anioł pobłękitniał prawie; ale zapanowawszy nad sobą pożółkł, a wreszcie zbielał,
zróżowiał się i uśmiechnął, i odparł wtedy:
"Bałwochwalco! czyż Bóg nie jest Jeden? a czyż nie jest on widzialnym w Jezusie
Chrystusie? i czy Jezus Chrystus nie potwierdził prawa dziesięciorga przykazań? i czyż ludzie
wszyscy nie są głupcami, grzesznikami, nie są niczym ?"
Odpowiedział Diabeł: "utłucz głupca w moździerzu z pszenicą, a jeszcze zeń nierozumu jego
nie wybijesz; jeśli Jezus Chrystus jest największym z ludzi, w największym stopniu winieneś
go miłować; a teraz słuchaj, jak on to potwierdził prawo dziesięciorga przykazań: czy nie
naigrawał się z szabatu, a przeto i z Boga szabatu ? czy nie zabijał tych, co z jego przyczyny
zabijani byli ? czy prawa tego nie uchylił wobec niewiasty na cudzołóstwie zastanej ? czy nie
kradł z pracy innych, aby się wyżywić ? czy fałszywego świadectwa nie mówił, gdy zaniechał
obrony przed Piłatem ? czyż nie pożądał, kiedy się modlił za uczniów swoich, i kiedy
rozkazywał im, by otrząsnęli proch z nóg swoich wobec takiego, co by im gościny odmówił ?
Powiadam tobie, żadna cnota nie może istnieć bez łamania tych dziesięciorga przykazań.
Jezus wszystek był cnotą, a działanie jego z popędu szło, nie z reguł".
Kiedy powiedział to, zobaczyłem jak Anioł, wyciągnąwszy ramiona i płomień ognia
obejmując, strawiony został i objawił się jako Eliasz.
Zważcie: Anioł ten, który stał się teraz Diabłem, wielkim jest przyjacielem moim; często
wspólnie czytujemy Biblię w piekielnym jej albo diabelskim sensie, który ludzie poznają,
jeśli się będą dobrze sprawować.
Mam jak także Biblię Piekieł, którą świat dostanie bez względu na to czy zechce, czy nie.

Jedno Prawo dla Lwa i Wołu to Ucisk.

PIEŚŃ WOLNOŚCI

1. Oto był jęk Samicy Wiecznej! i poszedł po wszystkiej Ziemi.


2. Milczą w niemocy brzegi Albionu, amerykańskie omdlewają łąki!
3. Jako dreszcz biegną ciemne Proroctwa po jeziorach i rzekach i huczą poprzez ocean:
Francjo, do dna rozewrzyj lochy swoje!
4. Zapory starego Rzymu zburz Hiszpanio złota!
5. Ty, co Rzymem jesteś, rzuć klucze swoje, niechaj w dół głębi spadają, niechaj spadają aż w
dół wieczności.
6. I płacz.
7. Nowo zrodzony lęk straszny w swe drżące ujęła dłonie, wyjąc:
8. A na bezmiernych owych górach światła, zawartych teraz w atlantyckim mórz, ogień nowo
zrodzony stał przed gwiezdnym królem!
9. Śniegami brwi siwych nawisłe, obciążone twarzami, co burzę zwiastują, nad głębią
falowały zazdrosne skrzydła.
10. Gorzała w górze ręka włócznią zbrojna, i tarczę odpasano; we włosy płomieniste wpiła się
ręka zazdrości, i cud nowo zrodzony w gwiaździstą cisnęła noc.
11. Oto ogień, oto ogień spada!
12. W górę spójrz! w górę! Obywatelu Londynu, niech się otworzy oblicze twoje! Niech Żyd
złoto liczyć przestanie! niech powróci do oliwy i wina. O Afrykanie! Afrykanie czarny (idź,
myśli uskrzydlona, rozszerz czoło jego.)
13. Członki ogniem pałające, płomieniste włosy w zachodzie wystrzeliły morze jak słońce co
tonie.
14. Przebudzony ze snu wiecznego uleciał, gniewnie szumiąc, żywioł siwy:
15. Daremnie skrzydłami bijąc, w dół rzucił się zazdrosny król; i doradcy jego o brwiach jak
szron, wojownicy grzmiący, weterani zgarbieni, pośród hełmów, i tarcz i rydwanów,
rumaków, słoni, sztandarów, pośród twierdz, proc i głazów,
16. Spadając, w dół pędząc, niosąc spustoszenie! pogrzebani w ruinach, na legowiskach
Urthony;
17. Pod ruinami noc całą; a gdy spłowiały ich posępne płomienie, wynurzają się wokół Króla
mrocznego.
18. W grzmocie i ogniu, zastępy gwiezdne wiodąc rozległą pustynią, obwieszcza dziesięć
nakazów swoich, olbrzymimi powiekami tocząc nad głębią w przerażeniu ciemnym,
19. Gdzie syn ognia na wschodnim obłoku, kiedy się jutrzenka pyszni złotą piersią swoją,
20. Pędząc precz chmury, na których klątwy wypisano, w proch depce kamienne prawo, i
uwalnia rumaki wieczne z pieczar nocy, krzycząc:
NIE MA JUŻ CESARSTWA ! A USTĄPI TERAZ LEW I WILK.

Chór

Niech zaprzestaną Kapłani w czerni śmiertelnej, co służą Krukowi brzasku, przekleństwa


rzucać głosem chrapliwym na radość synów. I ci, co są mu braćmi z przyzwolenia - których
on, tyran, zwie wolnymi - niechaj nie kładą granic ni stropów nie wznoszą. Niech blade
pobożne wszeteczeństwo nie mieni dziewiczym tego, kto pragnie, ale nie działa !
Bo co żyje wszystko Święte jest.

You might also like