Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 10

Stanisław Chyczyński

W szerokich
objęciach
pseudonauki
„Cóż to jest prawda?” (Poncjusz Piłat)

„Czy wiecie, jaka jest różnica między uczonym a naukowcem?” – takie pytanie
swoim studentom zadał kiedyś na wykładzie prof. Aleksander Krawczuk. Nie
znaliśmy odpowiedzi, więc wybitny znawca kultury antycznej rzekł: „Różnica
między uczonym a naukowcem jest taka, że uczony żyje dla nauki, a naukowiec
żyje z nauki”. Było to ponad 40 lat temu. Od tamtych czasów ironia owej dowcip-
nej sentencji jeszcze przybrała na sile, gdyż etos naukowca, jako poszukiwacza
prawdy i tylko prawdy, niestety, uległ dalszej degradacji. W ciągu ostatniego
półwiecza wykrystalizowało się wrażenie, że gros naukowców po prostu żeru-
je na uprawianiu nauki, korzystając z dobrodziejstwa systemu grantowego oraz
sponsoringu wielkich koncernów przemysłowych. Jednak najgorsze jest to, że
dla doraźnych lub stałych korzyści (materialnych, społecznych, wizerunkowych
etc.) niektórzy naukowcy gotowi są preparować rezultaty badawcze i naginać
swoje konkluzje teoretyczne, zgodnie ze społecznymi oczekiwaniami bądź wedle
życzeń danego sponsora. „Dobre wyniki oznaczają dzisiaj w nauce pieniądze.
Wysokość otrzymywanych przez daną placówkę dotacji jest uzależniona od owo-
ców kadry naukowej” – mówi dr Marek Wroński w wywiadzie pod znamien-
nym tytułem Oszustw będzie więcej („Uważam Rze” nr 42/2011). Na zachodnich
uniwersytetach prowadzi się głównie te badania naukowe, które w całości są
finansowane przez kapitalistyczny mecenat. Bywa, że wiąże się to z omijaniem
twardych standardów naukowości czy też wprost z fałszowaniem surowego ma-
teriału badawczego. Dawniej prawdziwy uczony gotów był wiele poświęcić dla
dobra nauki, dziś naukowiec gotów jest poświęcić prawdę dla swojego prywat-
nego dobra.

104
Stanisław Chyczyński W szerokich objęciach pseudonauki

Metodolodzy na straży naukowości?


Już pozytywiści i neopozytywiści próbowali opracować standardy badawcze
(kryteria naukowości, procedury eksploracyjne, właściwe sposoby uzasadniania
twierdzeń etc.), zabezpieczające ludzkie poznanie przed wszelkimi nieprawidło-
wościami i niedociągnięciami. Później pojawili się filozofowie nauki, którzy roz-
wijali pewne koncepcje pozytywistyczne, nawiązywali do nich lub je otwarcie
krytykowali. Na przykład postulat weryfikowalności twierdzeń naukowych upadł
pod wpływem krytyki Karla Poppera. Autor Logiki odkrycia naukowego (1934)
zastąpił go skromniejszą zasadą falsyfikowalności, jako kryterium tego, co nauko-
we. Racjonalizm krytyczny Poppera tylko trochę pomieszał szyki obronne trady-
cyjnie nastawionym naukowcom, którzy jednak nie stracili wiary w bezwzględną
rozumność swoich specjalistycznych poczynań. Prawdziwe zamieszanie wywołał
dopiero Thomas Kuhn swoją Strukturą rewolucji naukowych (1962), gdzie do-
wodził, że nauka rozwija się w wyniku raptownych zwrotów i przewrotów, które
niewiele mają wspólnego z motywacyjnym racjonalizmem. Inaczej mówiąc, dzię-
ki Kuhnowi naukowcy dowiedzieli się, że preferują dane paradygmaty nierzadko
z pobudek czysto irracjonalnych. Istotne spory wśród metodologów nauki nie-
wątpliwie osłabiły zawodową samodyscyplinę wśród zdezorientowanych badaczy
i teoretyków. Kropkę nad „i” postawił Paul Feyerabend, lansując swój program
anarchizmu metodologicznego. W głośnym dziele Przeciw metodzie (1975) przed-
stawił śmiałą zasadę anything goes, według której w nauce wszystko ujdzie. To
znaczy: w ramach programu badawczego naukowcowi wszystko wolno, jeśli to
może zapewnić odpowiednią heurezę.
Tak radykalne podejście do dyrektyw epistemologicznych może skutkować
nieoficjalnym przyzwoleniem na przeróżne nadużycia metodologiczne lub – co
najmniej – może prowadzić do celowego lekceważenia mocnych zasad racjonal-
ności. Bowiem w takim liberalnym kontekście zawsze znajdą się akademicy skłon-
ni zaakceptować naciski ze strony określonych grup społecznych, organizacji po-
litycznych lub podmiotów gospodarczych, ze szkodą dla zasadności osiągniętych
rezultatów finalnych. Jeżeli dokładnie przyjrzymy się zawodowym poczynaniom
różnych intelektualistów, to analogiczne procedery dostrzeżemy np. w dziedzinie
historii, socjologii czy nawet farmacji. Poniżej spróbuję przedstawić to negatyw-
ne zjawisko na przykładzie doniosłych zmian w ustaleniach klasyfikacyjnych, któ-
rymi mogą się pochwalić nowocześnie myślący psycholodzy (vel psychiatrzy).

Od dewiacji do parafilii
Na użytek niniejszego szkicu, za główny przedmiot ilustracyjny proponuję obrać
drażliwy i delikatny temat preferencji seksualnych, ponieważ jest to wdzięczne
pole do ukazania powyżej zasygnalizowanego procesu. Jak wiadomo, dla staro-
świeckich psychologów i psychiatrów tylko heteroseksualne związki stanowiły

105
Arcana 171 maj, czerwiec 2023

normę, natomiast wszelkie upodobania typu pederastii, pedofilii, sodomii, sady-


zmu, masochizmu, ekshibicjonizmu, oglądactwa, ocieractwa, kazirodztwa etc.,
były po prostu zboczeniami płciowymi. Można je było nazwać bardziej elegancko
perwersjami lub dewiacjami seksualnymi. Dzisiaj natomiast wszystkie te upodo-
bania (za wyjątkiem homoseksualizmu) psycholodzy i psychiatrzy nazywają sub-
telnie i elegancko „parafiliami”. Co to jest takiego? Parafilia (gr. para = obok,
philia = miłość) – to już nie jest żadna perwersja ani dewiacja, ale tylko „za-
burzenie preferencji seksualnych” (por. Wikipedia, dostęp 03.03.2023). Słowa
„zboczenie”, ale też „dewiacja”, brzmiały brutalnie oraz stygmatyzująco, nawet
obraźliwie, więc zrezygnowano z nich na rzecz terminu ładnego i łagodnego. Jed-
nakże dla niektórych specjalistów (przykładem psychiatra Glen Gabbard) nawet
wyraz „parafilia” brzmi jeszcze pejoratywnie, zbyt piętnująco, dlatego postulują
oni usunięcie rozpoznania parafilii z DSM (ang. Podręcznik Diagnostyczny i Sta-
tystyczny Chorób Psychicznych), który był już kilka razy unowocześniany. Oka-
zuje się, że w Ameryce organizacje walczące o społeczną akceptację wszelkich
aberracji seksualnych LOBBUJĄ za zmianami medycznego i prawnego statusu
w tym zakresie. Społeczna presja staje się tutaj siłą sprawczą zmian w diagnostyce,
profilaktyce i terapii!
Prawdziwy przewrót (w sensie Kuhnowskim) dokonał się za Atlantykiem już
w 1973 r., kiedy to Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA), pod sil-
nym naciskiem zainteresowanych grup społecznych usunęło pederastię z DSM.
Wtedy przestała być dewiacją, a stała się „zaburzeniem orientacji seksualnej”.
W 1980 r. zarzucono i to rozpoznanie, na rzecz „homoseksualności egodystonicz-
nej” (czyli mogącej generować cierpienie geja lub lesbijki). Amerykańskie Towa-
rzystwo Psychiatryczne w 1987 r. uznało homoseksualizm za „normalny wariant
ludzkiej seksualności”, Światowa Organizacja Zdrowia zaś w 1992 r. usunęła tę
parafilię z międzynarodowej klasyfikacji chorób (ICD). Wszystko to odbywało
się pod niemałą presją homoseksualnego lobby. Dlatego dzisiaj homosekualizm
określa się jako „pociąg romantyczny, seksualny lub zachowanie seksualne pomię-
dzy osobami tej samej płci” (Wikipedia, dostęp 03.03.2023). Obok biseksualizmu
i heteroseksualizmu stanowi jedną z 3 głównych orientacji w ludzkiej płciowości.
Dawniej psychiatrzy próbowali leczyć homoseksualistów, głównie na własne ży-
czenie zainteresowanych. (Alfred Adler: „Co do leczenia: Zawsze się słyszy, że
zboczenie jest nieuleczalne. Uleczenie nie jest niemożliwe, ale trudne”). Dziś elo-
kwentni ideolodzy próbują leczyć z homofobii staroświeckich psychiatrów (pa-
miętne hasło „Homofobię da się leczyć!”).
Jednym z głównych argumentów ZA przyjęciem zmodyfikowanej klasyfi-
kacji w DSM było twierdzenie, że homosekualizm obserwujemy również wśród
zwierząt. Ale przecież wielcy badacze behawioru zwierzęcego (np. Charcot, Paw-
łow, Skinner) obserwowali także nerwice u zwierząt, które zresztą sami wywoły-
wali. (Skądinąd pamiętam, jak kilkadziesiąt lat temu spotykałem sąsiadkę z psem,
który na widok obcego człowieka od razu czmychał za nią!). Zatem, czy nerwice

106
Stanisław Chyczyński W szerokich objęciach pseudonauki

należy uznać za coś zdrowego, normalnego, pozytywnego, skoro TEŻ występują


u zwierząt? Moc racjonalności tego argumentu każdy oceni sam…
Tutaj pozwolę sobie na eksperyment myślowy w stylu niejakiego Immanuela
Kanta. Otóż genialny autor Krytyki praktycznego rozumu wymyślił prostą regułę,
pozwalającą skutecznie odróżniać dobro od zła. Imperatyw kategoryczny. „Postę-
puj wedle takiej tylko zasady, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała
się prawem powszechnym” – tak brzmi jego mądra treść. Inaczej mówiąc: to jest
dobre, co jest dobre dla wszystkich bez wyjątku (sic!). Zatem proponuję następują-
cy eksperyment myślowy (w formie pytania): Co by to było, gdyby wszyscy ludzie
byli homoseksualistami?... – Dlaczego twierdzicie, że to nieuprawniony argument?
Przecież prawidło myślowej projekcji respektowali różni wybitni filozofowie, np.
Rudolf Carnap, Hans Reichenbach, Bertrand Russell, Ludwig Wittgenstein, Karl
Popper, Imre Lakatos, Willard V. Quine. (ENUNCJACJA OSOBISTA: Ja do homo-
seksualistów nic nie mam; upodobania erotyczne to ich prywatna sprawa, ale nie-
zwykle irytuje mnie wykoślawianie fundamentalnych pryncypiów nauki).

Dlaczego karać pedofilów?


Wiadomym było, że na homoseksualizmie się nie skończy. Za oceanem dosyć
szybko pojawili się aktywiści żądający społecznej aprobaty dla wszelkich eks-
centrycznych upodobań seksualnych. Jeśli pojęcie normy moralnej lub seksualnej
wyrzucimy na śmietnik (a tak się właściwie stało!), to z filozoficznego punktu
widzenia nie ma istotnej różnicy między jedną preferencją seksualną a drugą.
W takim ujęciu nie ma zasadniczej dyferencji między pederastią a np. pedofilią.
Dlatego w 2002 r. psychiatra Richard Green, ten sam, który 30 lat wcześniej opto-
wał za wykreśleniem homoseksualizmu z rejestru DSM, raptem wysunął szereg
racji przemawiających za… rehabilitacją pedofilii! Powołał się np. na występo-
wanie pedofilnego pociągu/podniecenia u sporej mniejszości ,,normalnych” ludzi.
Także – na akceptację praktyk pedofilnych w dawnych zamorskich kulturach oraz
w różnych okresach historycznych. Argument o występowalności pedofilii wśród
naszych ,,braci mniejszych” zignoruję ze względu na stopień jego racjonalności.
Również nie będę się „rozczulał” nad innymi argumentami Greena, gdyż na razie
zostały odrzucone przez jego oponentów. Zwracam tylko uwagę na to, że wpły-
wowy śmiałek próbuje szerzej otwierać już uchylone drzwi!...
Czym tedy jest dzisiaj owa przypadłość? Pedofilia (stgr. paidos = dziecko, phi-
lia = miłość) – to „rodzaj parafilii: stan, w którym głównym lub wyłącznym sposo-
bem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z dziećmi w okresie przedpokwi-
taniowym lub [we] wczesnej fazie pokwitania” (Wikipedia, dostęp 04.03.2023).
Zauważmy, iż nie jest to już perwersja, ale po prostu parafilia. Wprawdzie różne
mogą być definicje pedofilii: diagnostyczne (kliniczne), instytucjonalne (prawne),
autorskie, ale na ogół formułowane są w sposób ,,miękki” językowo. Na margine-
sie dodam, że obecnie dla bioetyka Jana Hartmana nawet kazirodztwo jest czymś

107
Arcana 171 maj, czerwiec 2023

normalnym i moralnym. Stąd powstaje generalne wrażenie, że w sferze ludzkiej


płciowości nowoczesne społeczeństwo otwarte zmierza w kierunku wytyczonym
przez hasło Feyerabenda anything goes! Poglądy niektórych teoretyków tak da-
lece odbiegają od zdrowego rozsądku (ang. common sense), że wokół nich mimo
wszystko zaczyna zalatywać chorobą.

Z psychopatologii życia seksualnego


O ile w Ameryce «kochający inaczej», już w latach 70. ubiegłego wieku przestali
uchodzić za zboczeńców, o tyle w PRL-u (ale nie tylko!) – jeszcze w latach 80. –
nasi psycholodzy i psychiatrzy nadal postrzegali ich jako dewiantów. Wnioskuję to
na podstawie przedmowy prof. dra Eugeniusza Brzezickiego (notabene psychia-
try) do III wydania monografii Antoniego Kępińskiego pt. Z psychopatologii życia
seksualnego (Warszawa 1988). W przedmowie tym czytamy: „Autor wypowiada
nawet pogląd, że zboczenia seksualne w śladowej postaci występują u każdego
człowieka”. Oczywiście, jedno słowo jest tutaj znamienne, którego nie ma potrze-
by wskazywać palcem.
W swojej monografii prof. Antoni Kępiński non stop posługuje się formułą
„zboczenie seksualne”, gdyż w ówczesnym paradygmacie psychiatrycznym było
to pojęcie kluczowe. Wychodząc z założenia, że tylko para heteroseksualna stano-
wi niepodważalną normę, autor Schizofrenii mianem zboczenia określa wszystkie
inne praktyki seksualne (więc sadyzm, masochizm, fetyszyzm, transwestytyzm,
transseksualizm, oglądactwo, ekshibicjonizm, pigmalionizm, zoofilię, kazirodz-
two, homoseksualizm), nawet utrwalony onanizm (autoerotyzm). Dokonuje pro-
fesjonalnej deskrypcji wszystkich tych odstępstw od normy, zmierzając do intere-
sujących wniosków diagnostycznych i terapeutycznych. Jedno jest pewne – jego
wnikliwe obserwacje i śmiałe orzeczenia nie spodobałyby się współczesnym ak-
tywistom ruchu LGBT. Uznaliby je za tendencyjne i stygmatyzujące. Wiadomo
jednak, że prof. Kępiński był primo: jednym z najwybitniejszych polskich psy-
chiatrów; secundo: wrażliwym humanistą; tertio: twórcą psychiatrii aksjologicz-
nej; quadro: człowiekiem niezwykle taktownym i empatycznym. Skądinąd był
też uczonym, rzetelnym badaczem, który poszukuje prawdy za pomocą racjonal-
nych i konkluzywnych metod. Naprawdę trudno byłoby go posądzić o jakieś przy-
ziemne fobie moralne czy też predylekcję do posługiwania się mową nienawiści.
Wszystkie jego analizy kliniczne prowadzone są zgodnie z zasadą sine ira et stu-
dio, są logiczne, pogłębione, koherentne, i jako takie mogą stanowić wzorzec rozu-
mowania naukowego. Wobec czego nieprawdą jest głoszona w środowisku laików
i dyletantów teza, iż w latach 70. i 80. XX w. jeszcze nie uprawiano metodycznej
i systematycznej refleksji nad patologią ludzkiej seksualności.
Wydaje się, że Thomas Kuhn miał rację: pod koniec ub. stulecia w świato-
wej psychologii/psychiatrii dokonała się (względnie) nagła zmiana paradygmatu,
ewidentnie spowodowana nonsensownymi pobudkami specjalistów. W krajach

108
Stanisław Chyczyński W szerokich objęciach pseudonauki

anglosaskich być może przyczynił się do tego silny nurt antypsychiatryczny, któ-
ry jawnie zwalczał wszelkie tradycyjne rozwiązania: stosowanie silnych farma-
ceutyków, izolowanie chorych psychicznie, przymusowe leczenie, ubezwłasno-
wolnienie, stygmatyzowanie psychozami etc. Najprawdopodobniej wśród kadr
akademickich nastąpiła brzemienna w skutki zmiana pokoleniowa: przeciwnicy
nowinek diagnostycznych ustąpili pola młodym nowatorom i reformatorom. U nas
także poważni uczeni (np. Julian Aleksandrowicz, Tadeusz Bilikiewicz, Eugeniusz
Brzezicki, Kazimierz Dąbrowski, Kazimierz Imieliński, Antoni Kępiński, Wan-
da Półtawska) odeszli w przeszłość, zastąpieni przez inaczej myślących następ-
ców, żądnych obecności w prestiżowych periodykach typu „Nature”, „Science”
lub „Psychological Science”. (Gdyby trwali przy tradycyjnych poglądach, nikt by
ich tam nie wydrukował). Nie omieszkam dodać, że według Maxa Plancka TAK
właśnie wygląda mechanizm rewolucji naukowych lub artystycznych. Oponenci
wymierają, entuzjaści przejmują rząd dusz.

Pseudonauka zamiast nauki


Wróćmy jeszcze na chwilę do sygnalizowanych już oszustw we współczesnym
świecie nauki. Może się komuś wydawać, że takie nadużycia i przekręty to w su-
mie sporadyczne przypadki, które nie kompromitują nauki jako takiej. Wpraw-
dzie nie koncentruję się tu na pojedynczych aferach przypisanych konkretnym
naukowcom, ale gwoli poglądowej egzemplifikacji z ochotą przytoczę kilka sła-
wetnych postaci. Przed laty głośno było o czołowym holenderskim psychologu
społecznym, Diederiku Stapelu, którego przyłapano na fałszowaniu wyników
swoich badań przedmiotowych (specjalna komisja znalazła szachrajstwa w 30
jego publikacjach autorskich). Ciekawy casus stanowi amerykański psychiatra
Leon Eisenberg, który uważany jest za odkrywcę ADHD. Na kilka miesięcy przed
swoją śmiercią (2009) wyznał szczerze, że po prostu wymyślił tę chorobę prawie
pół wieku temu. Na tym oszustwie najwięcej zarobiły firmy farmaceutyczne pro-
dukujące odpowiednie leki. Jak to w ogóle było możliwe? Ano, żeby „odkryć”
chorobę wystarczy mieć wpływowych kolegów np. w Amerykańskim Towarzy-
stwie Psychiatrycznym, na którego rejestrach opiera się cała światowa medycyna.
Natomiast popularny amerykański anestezjolog, dr Scott Reuben, z powodzeniem
publikował artykuły o sfingowanych badaniach klinicznych, rekomendując środ-
ki przeciwbólowe produkcji znanych koncernów z USA. Południowokoreański
genetyk, Hwang Woo-suk, który zdobył sławę po sklonowaniu pierwszego psa,
został przyłapany na fałszerstwie pionierskich badań nad uzyskaniem komórek
macierzystych ze sklonowanego embriona ludzkiego. Młody utalentowany fizyk
niemiecki, kandydat do Nagrody Nobla, Jan Hendrik Schoen, w szybkim tempie
opublikował dziesiątki artykułów naukowych o półprzewodnictwie, w których
różne eksperymenty zilustrował… tymi samymi wykresami. Bagatelka! Lepszy
był słynny japoński archeolog, Shinichi Fujimura, który przez 20 lat sprytnie

109
Arcana 171 maj, czerwiec 2023

manipulował znaleziskami, jakie sam uprzednio zakopywał (m.in. szczątki rzeko-


mo najstarszego Homo sapiens). Ponoć już sam wielki Karol Darwin niechlubnie
majstrował przy materialnych dowodach, potwierdzających jego teorię ewolucji...
Jako się rzekło, wszystko to są pojedyncze przypadki, które wprawdzie rzuca-
ją negatywne światło na współczesne poszukiwania naukowe, ale które można tłu-
maczyć indywidualną nieuczciwością chorobliwych karierowiczów. Zjawiskiem
o wiele gorszym są rozwiązania systemowe, mogące generować przeróżne niepra-
widłowości w praktyce badawczej. Niewątpliwie takim rażącym procederem jest
fuzja nauk społecznych z – taką czy inną – ideologią (np. z feminizmem, ekologi-
zmem, egalitaryzmem czy neomarksizmem). Naukowiec, z pluskwą politycznej
poprawności w mózgu (autocenzura), na pewno będzie apriorycznie interpretował
uzyskany materiał empiryczny. Uległość amerykańskich psychiatrów wobec presji
określonych środowisk emancypacyjnych jest tu dobrym przykładem.
Dalej: rozwinięty system kapitalistycznego mecenatu, nad linią badań uni-
wersyteckich, może wśród kadry akademickiej rodzić pokusę pokątnego gwałce-
nia dyrektyw naukowości, w celu pełnego zadowolenia zleceniodawcy. Powtó-
rzę: dobre wyniki to duże pieniądze. Owe pożądane rezultaty badawcze można
nieuczciwie uzyskiwać na wiele sposobów, od selektywnego traktowania danych
statystycznych po sprytne fabrykowanie tychże. Anonimowe sondaże, wśród wy-
branych grup naukowców (np. psychologów), potwierdzają smutne podejrzenie,
że we współczesnych badaniach naukowych występuje niebagatelny procent róż-
nych uchybień merytorycznych. Otóż niemała liczba ankietowanych przyznaje
się do (takich czy innych) nieetycznych zachowań, wśród których nierzetelność
asystentów, przygotowujących – dla znanych osobistości nauki – surowy materiał
empiryczny, jest dość błahym grzechem. Skuteczny audyt, np. w naukach społecz-
nych, właściwie nie istnieje, ponieważ nikt nie weryfikuje publikowanych badań,
choćby ze względu na duże trudności w dotarciu do danych wyjściowych. Tylko
od osobistej uczciwości naukowca zależy to, czy do obiegu publicznego przedo-
stanie się prawda czy fikcja.
Koniecznie trzeba jeszcze wspomnieć, że na zachodnich uniwersytetach (ale
też coraz częściej w Polsce) oficjalnie panuje cenzura tematyczna: do głosu do-
puszczani są tylko ci wykładowcy, którzy wyznają poglądy zgodne z głównym
nurtem. Żaden profesor, jawnie krytykujący np. dobrodziejstwo aborcji lub euta-
nazji, nie będzie miał tam możliwości wygłoszenia swoich ,,nieprawomyślnych”
poglądów, gdyż albo zostanie wygwizdany przez samych studentów, albo w ogóle
nie dostanie pozwolenia na występy. „Brutalnie mówiąc żyjemy w świecie myśli,
w którym myślenie stoi na żenująco niskim poziomie” – konstatuje Allan Bloom,
amerykański filozof i działacz konserwatywny. W kapitalnym dziele pt. Umysł
zamknięty (1987) poddał on wszechstronnej krytyce współczesne amerykańskie
przybytki nauki, rzekomo hołdujące otwartości i rzetelności intelektualnej. Blo-
om wykazał, że de facto jest wręcz przeciwnie: uniwersytet, jako forum wolnej
myśli i debaty na dowolny temat, praktycznie nie istnieje. Przykład z rodzimego

110
Stanisław Chyczyński W szerokich objęciach pseudonauki

podwórka: parę lat temu (listopad 2019) pewien pracownik Śląskiego Uniwersy-
tetu Medycznego w Zabrzu został zwolniony z uczelni po wygłoszeniu odczytu
„Homoseksualizm a zdrowie”, bowiem przedstawił nazbyt tradycyjne zapatrywa-
nia na omawiany problem. Po prostu aktywiści ruchu LGBT złożyli oficjalny pro-
test w zabrzańskim rektoracie, po czym dziekan odpowiedniego wydziału rozwią-
zał umowę z wykładowcą. Niech żyje wolność słowa w wolnym kraju!

Świętemu odebrać aureolę


Na koniec postanowiłem zahaczyć o wątek pozornie nie mający nic wspólnego
z omawianym tematem. Niemniej uważam, że dość subtelnymi więzami sprawy
te łączą się ze sobą, o czym być może dacie się przekonać po lekturze poniższego.
Pogrzeb Jana Pawła II 8 kwietnia 2005 r. na pl. św. Piotra zgromadził nieby-
wałe tłumy (ok. 300 tys. wiernych), a także przed telebimami w całym Rzymie
(samych Polaków było ponoć 1,5 mln). Wielu skandowało: Santo subito! Zmarły
został kanonizowany 9 lat później. Uwielbienie rodaków dla swojego Papy jed-
nak nie przetrwało próby czasu. Dzisiaj w Polsce nie brakuje młodych antyklery-
kałów, lewackich aktywistów domagających się dekanonizacji Jana Pawła II. Za-
rzucają mu tolerowanie pedofilii wśród księży i ukrywanie przed światem skali
pedofilskich afer.
W 1983 r. Jan Paweł II promulgował nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, któ-
ry to dokument zawierał nowe przepisy ds. karania duchownych za wykorzystanie
seksualne nieletnich. Zdaniem krytyków nowy kodeks wyłączył czyny pedofilskie
ze zbioru najcięższych przestępstw przeciw katolickiej wierze, lokując je w roz-
dziale Przestępstwa przeciw specjalnym obowiązkom. Zdaniem obrońców Papie-
ża (np. franciszkanin dr John J. Coughlin, jezuita Adam Żak, dominikanin Maciej
Zięba) zarzuty są chybione, gdyż nowy KPK był odpowiedzią na postulaty decen-
tralizacji w Kościele, stąd oddawał więcej prerogatyw lokalnym biskupom. Poza
tym za pedofilię utrzymywał najwyższą karę (tj. stałe wydalenie ze stanu duchow-
nego), aczkolwiek uznaniowo. W reakcji na skandale w kręgach duszpasterskich
Jan Paweł II ogłosił list Sacramentorum sanctitatis tutela (2001), w którym uznał
seksualne wykorzystywanie nieletnich za jeden z najcięższych grzechów (analo-
gia z VI przykazaniem). A ponieważ wiedział o przeniesieniach oskarżonych księ-
ży z jednej parafii do drugiej, nakazał biskupom bezwzględnie meldować Stolicy
Apostolskiej o pedofilach w sutannach i habitach. W liście Papież podkreślił po-
nadto, że ofiara molestowania (równolegle do trwającego procesu kościelnego)
może dochodzić sprawiedliwości przed sądami cywilnymi.
Zajadli adwersarze Jana Pawła II oskarżają go o ukrywanie przed opinią pu-
bliczną skali pedofilskich praktyk wśród księży. Nawet gdyby faktycznie tak było,
dla mnie byłaby to postawa naturalna i racjonalna. Papież doskonale wiedział,
że ujawnienie urbi et orbi liczby seksualnych przestępstw księży nie przynie-
sie Kościołowi nic dobrego. Jeżeli ktoś myśli, że ogłoszenie specjalnego raportu

111
Arcana 171 maj, czerwiec 2023

o występkach kapłanów zaowocuje generalnym katharsis i zrehabilituje stan ka-


płański w oczach ex-wiernych, to się grubo myli. Jeśli ktoś sądzi, że publiczne po-
tępienie purpuratów (i ich podwładnych) za grzechy pedofilii spowoduje masowy
powrót zniechęconych wyznawców na łono Kościoła, to jest po prostu naiwny!
Duchowieństwo, jako elita zaufania społecznego, stoi na wyjątkowych po-
zycjach frontu walki o podniesienie poziomu moralności w narodzie. Stąd wyma-
ga się od księży o wiele więcej niż od tzw. zwykłych śmiertelników. Ale przecież
prawnicy (sędziowie, prokuratorzy, adwokaci) również są osobami szczególnego
zaufania społecznego. Tak samo policjanci, nauczyciele czy lekarze. A czy kie-
dykolwiek prezes Sądu Najwyższego ogłosił publicznie, ile przypadków pedofilii
wykrywa się rocznie wśród tych, którzy za pedofilię wydają wyroki skazujące?
A czy kiedyś minister ds. edukacji wydał raport o liczbie ujawnionych pedofilów
wśród nauczycieli i pedagogów? A czy komendant główny policji upublicznił po-
dobne sprawozdanie dotyczące jego resortu? Nie chodzi o to, aby tego typu prze-
stępstw w ogóle nie piętnować, ale po co o nich „rozgłaszać na dachach”? (Moż-
na przecież bez medialnego zgiełku i hałasu rozliczyć dyscyplinarnie sprawców
tych przestępstw). Wszyscy doskonale wiedzą, że ogłaszanie TAKICH raportów
zmniejszyłoby społeczne zaufanie do tych instytucji. Wszyscy dobrze wiedzą,
że ujawnianie takich danych naruszyłoby pozytywny wizerunek tychże profesji.
Skutecznie wykorzystał to cyniczny Jerzy Urban, kiedy przebrany za papieża rzu-
cał w przestrzeń medialną swój zarzut: „Nie wszyscy księża są pedofilami, albo-
wiem zdarzają się wyjątki!” Dziennikarze nie pomstują na decydentów, kieru-
jących wskazanymi resortami, że ukrywają przed światem prawdę o wynikach
inspekcji w omawianym tu zakresie. Wiadomo, że owi decydenci trzymają się ra-
cjonalnej strategii. Jednak żurnaliści skwapliwie oskarżają Papieża za brak gorli-
wości w działaniach antykościelnych, w demontażu społecznego zaufania do in-
stytucji, której przewodzi. Dlaczego tak jest? Bo… każdy kij dobry, którym można
przywalić znienawidzonemu Kościołowi.
Prestiżowe uniwersytety, które przestały być kuźniami wolnych poglądów,
sprzedajni naukowcy, którzy nie są już autentycznymi uczonymi, arbitrzy elegancji
hołdujący najprymitywniejszym gustom, jawnie zindoktrynowane dziennikarstwo
uwikłane w podwójną moralność, bezkrytyczni konsumenci szumu informacyjne-
go – oto niezbyt budujący obraz naszego współczesnego świata. W tej całej asfalto-
wej dżungli spolaryzowanych interesów trzeba być niezwykle czujnym, uważnym,
przenikliwym obserwatorem, chcąc zachować umiłowanie prawdy i niezależność
myślenia. Życie jest jak stodoła, przez szpary widać to, co chcielibyśmy ukryć.

Bibliografia
Alfred Adler, Perwersje seksualne, [w:] tegoż: Sens życia, BKP, Warszawa 1986.
Szymon Babuchowski, Zwolniony za wykład o homoseksualizmie, [w:] „Gość Niedzielny”
nr 48/1 grudnia 2019.

112
Stanisław Chyczyński W szerokich objęciach pseudonauki

Allan Bloom, Umysł zamknięty, Poznań 2012.


Robert C. Carson i in., Psychologia zaburzeń, GWP, Gdańsk 2003.
Red. GO/A.Ł., ADHD nie istnieje?, [ w:] „Gazeta Obywatelska” nr 39, 27 czerwca–11 lipca 2013.
Paul K. Feyerabend, Jak być dobrym empirystą?, Warszawa 1979.
Izabela Filc-Redlińska, Oszustw będzie więcej (wywiad z dr. Markiem Wrońskim), [w:] „Uwa-
żam Rze” nr 42/2011.
Izabela Filc-Redlińska, Oszuści z laboratoriów, [w:] „Uważam Rze” nr 42/2011.
Kazimierz Imieliński, Dewiacje seksualne w tegoż: Zarys seksuologii i seksiatrii, Warszawa
1986.
Immanuel Kant, Krytyka praktycznego rozumu, Warszawa 1984.
Antoni Kępiński, Z psychopatologii życia seksualnego, wydanie III, Warszawa 1988.
Thomas Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, wydanie II, Warszawa 2001.
Karl Popper, Logika odkrycia naukowego, Warszawa 1977.
Willard V. Quine, Granice wiedzy i inne eseje filozoficzne, Warszawa 1986.
Martin Seymour-Smith, 100 najważniejszych książek świata, Warszawa 2001.
Erving F. Torrey, Czarownicy i psychiatrzy, Warszawa 1981.

Stanisław Chyczyński (ur. 1959) – poeta i prozaik, wydawca magazynu literacko-artystycznego ,,Ni-
hil Novi”. Opublikował m.in. tomy wierszy Calvaria mon amour (2000), Czarna pończocha (2005),
Sonety kalwaryjskie (2010) i Byłem pomyłką (2012) oraz zbiór szkiców Życie poza nawiasem (2010).
Mieszka w Kalwarii Zebrzydowskiej

113

You might also like