J.R.R. Tolkien - Atrabeth Finrod Ah Andreth

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 10

25.10.2023, 21:47 J.R.R.

Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth

The Wayback Machine - https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/…


J.R.R. Tolkien
Atrabeth Finrod Ah Andreth
Dysputa Finroda i Andreth

Zdarzyło się raz tak, że wiosenną porą[1] Finrod czas jakiś gościł w domu Belemira; i wdał się w rozprawę
z Andreth Wiedzącą o Ludziach i ich przeznaczeniu. Było to wkrótce po tym, jak tuż po Godach zmarł
Boron, Władca ludu Beora, i Finrod pogrążon był w żalu.

- Smutnym dla mnie, Andreth - powiedział - że lud twój tak szybko odchodzi. Bo oto życie Borona, ojca
twego ojca właśnie przeminęło; i chociaż był już stary, jak mawiacie, gdy Człowiek dojdzie swego
wieku[2], ja znałem go nazbyt krótko. Krótką chwilą zaledwie były lata, które minęły od dnia, gdy
zobaczyłem[3] Bëora we wschodniej części tej oto krainy, a teraz nie ma już go między nami, i nie ma
synów jego, a także syna jego syna.
- To już więcej niż sto lat - rzekła Andreth - gdy przekroczyliśmy Góry; a i Bëor, i Baran, i Boron przeżyli
przecież po lat dziewięćdziesiąt. Śmierć znajdowała nas jeszcze szybciej zanim znaleźliśmy tę oto krainę.
- Czyście tu zatem szczęśliwsi? - spytał Finrod.
- Szczęśliwsi? - rzekła Andreth - Serce Człowieka nigdy nie znajduje szczęścia. Każda śmierć i odejście to
dla niego smutek. Ale gdy uwiąd przyjdzie trochę później, to jest to mała pociecha - tak jakby podnieść na
chwilę ciężki Cień.
- Cóż masz, pani, na myśli? - spytał Finrod.

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 1/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
- Pewnam, że dobrze wiesz, mój panie! - odpowiedziała Andreth - Mówię o ciemnościach, które uwięzione
dziś na Północy, ale kiedyś... - Tu przerwała, pociemniały jej oczy, jakby w duchu powróciła ku mrocznym
dniom, na dobre już zapomnianym - Bo niegdyś pokrywały one całe Śródziemie, gdy wy kosztowaliście
waszego szczęścia.
- Nie pytam o taki cień, pani - rzekł Finrod - Co masz na myśli mówiąc o dźwiganiu Cienia? I w jaki sposób
gwałtowny los człowieczy związan jest z nim? Wy także, o tym wiemy (pouczeni przez Moce, co znają
prawdę), jesteście Dziećmi Eru, a wasze przeznaczenie i natura w Nim mają początki.
- Widzę - rzekła Andreth - że nie różnicie się wiele wy, Elfy Wysokie, od waszych pośledniejszych
krewniaków, których spotkaliśmy na tym świecie, choć ci nigdy nie mieszkali w Światłości. Elfy - wy
wszyscy - uważacie, że szybka śmierć przypisana jest naszej naturze. Że nasze życie kruche i krótkie, gdy
wyście mocni i trwali. Być może jesteśmy "Dziećmi Eru", jak dowodzi tego wasza wiedza, ale i wam
zdajemy się być dziećmi. Może i kochanymi odrobinę, ale stworzeniami niższej wartości, na które możecie
spoglądać z wyżyn waszej potęgi i wiedzy, z uśmiechem na twarzach, lub z politowaniem, albo kręcąc z
żałości głowami.
- Niestety, słowa twe nie są dalekie od prawdy - rzekł Finrod - tak myśli wielu z mojego plemienia, nie
wszyscy jednak, a na pewno nie ja sam. Lecz rozważ to dobrze, Andreth. Gdy nazywamy was "Dziećmi
Eru", nie ważymy sobie lekce naszych słów; bo imienia tego nigdy nie wymawiamy dla żartu i bez
głębokiego rozmysłu. Jeśli tak mówimy, słowa nasze pochodzą ze znajomości rzeczy, nie z czczych
przekazów. W ten sposób ogłaszamy, żeście tego samego rodu, co my, złączeni z nami więzami krwi
znacznie mocniejszymi (zarówno w hröa, jak i w fëa) od tych, które łączą razem wszelkie inne stworzenia
Ardy, a nas z nimi.
W Śródziemiu kochamy i inne stworzenia z ich ograniczeniami i we wszystkich gatunkach: zwierzęta i
ptaki, które są przyjaciółmi naszymi, i drzewa, a nawet piękne kwiaty, które przemijają szybciej jeszcze niż
Ludzie. Przeżywamy ich śmierć jak stratę; ale wierzymy, że to część ich natury, tak jak kształty ich i
barwa.
Ale przecież nasz żal za wami, naszymi najbliższymi krewnymi, jest stokroć silniejszy. Jeżeli dostrzegamy,
że życie jest tak krótkie w całym Śródziemiu, to czy nie wolno nam się domyślać, że pospieszna śmierć
jest również udziałem waszej natury? Czyż i twój lud, o pani, nie myśli tak samo? A jednak z gorzkich słów
odgaduję, że twoim zdaniem ja błądzę.
- Myślę, że błądzisz i ty panie, i wszyscy, którzy mówią jak ty - rzekła Andreth - i że Cień jest źródłem
owego błędu. Mówiąc zaś o Ludziach, jedni powiadają tak, drudzy inaczej. Większość, nie namyślając się
wiele, rzecze, że krótki pobyt na tym świecie był ich udziałem od zawsze, pozostanie taki również w
przyszłości, czy ktoś tego chce, czy też nie chce. Są jednak i tacy, którzy myślą inaczej. Ludzie zwą ich
"Wiedzącymi", nie poważają jednak ich słów. Brak bowiem Wiedzącym pewności, i nie mówią oni jednym
głosem, nie posiadając jasnej wiedzy, którą wy tak się chlubicie. Z konieczności muszą polegać na
"ludzkiej" wiedzy, a by odnaleźć prawdę (o ile to w ogóle możliwe) muszą przesiewać to, co wiedzą. Za
każdym razem w przesianym ziarnie znajduje się też trochę plew i niewątpliwie trochę prawdy pozostaje
też wśród tych plew, które się odrzuca.
Ale wśród mego własnego ludu Wiedzący bez udziału ciemności przekazuje kolejnemu Wiedzącemu słowa
o tym, że Ludzie nie są dziś tacy, jakimi byli u zarania. Zaś szczególnie wiele w tej materii powiedzieć
mogą Wiedzący Ludu Maracha, którzy zachowali w pamięci imię Tego, którego wy zwiecie Eru, choć lud
mój właściwie o Nim zapomniał. Zaś moja wiedza pochodzi od Adanel. Ci jasno twierdzą, że Ludzie
krótkowiecznymi są nie ze swej natury, ale stali się tacy za sprawą zła Pana Ciemności, którego imienia się
nie wypowiada.
- Mogę z łatwością uwierzyć - powiedział Finrod - że ciała wasze cierpią w jakiejś mierze za sprawą zła
Melkora. Zamieszkujecie przecież, jak i my Skażoną Ardę, a cała materia Ardy stała się zepsutą przez
niego, nim wyście lub myśmy się tutaj pojawili i otrzymali nasze hröar. Cała Arda z wyjątkiem może
Amanu, zanim on tam wreszcie przybył. Ale niechaj ci będzie wiadomym, że nie inaczej stało się z samymi
Quendi - stan ich ciał i postać uległy pomniejszeniu. Bo oto już teraz ci z nas, którzy zamieszkują
Śródziemie, a i ci nawet, co do niego powrócili, odkrywają, że zmiana w ich ciałach następuje szybciej niż
u samych początków. A to, jak sądzę, zapowiedź, że stać się muszą w końcu słabsi niż było to im zapisane,
choć może się to nie ujawniać przez wiele długich lat.
I podobnie jak to jest z hröar Ludzi, nasze ciała są słabsze niż być powinny. Tak oto tu na Zachodzie,
dokąd moc jego z dawna przychodziła z trudem, są one zdrowsze, jako żeś i ty, pani, rzekła.
- Ach nie, nie! - rzecze Andreth - Nie rozumiesz mych słów. Bo myśli wasze podążają zawsze tymi samymi
drogami, panie mój: Elfy to Elfy zaś Ludzie to Ludzie, i choć wspólny nasz Wróg, który obydwoje zranił, to
wciąż przepaść ustanowiona pomiędzy pany i uniżonymi, pierwej przybyłymi na ich wysokościach a tymi co
cierpią, owych następcami skromności niskiej oraz służby krótkiej.
To nie ten głos, który nasi Mędrcy słyszą w ciemnościach i poza nimi. Nie, panie, bo Mądrzy pośród Ludzi
mówią: "Nie dla śmierci nas stworzono, nie narodziliśmy się, aby umrzeć. Śmierć nam narzucono". I
spójrz! Obawa śmierci zawsze jest pośród nas obecna, i ciągle uciekamy przed nią jako jeleń przed
myśliwym. Ja zaś uważam, że pośród tego świata my przed nią nie uciekniemy, choćbyśmy poszli ku
Światłu poza Morzem, ku Amanowi, o którym tak wiele mówicie. Z tą nadzieją rozpoczęliśmy daleką
podróż i wędrowaliśmy tak długo, aż przeminęło wiele ludzkich pokoleń. Ale nadzieja okazała się daremna.
Tak mówili Wiedzący, to jednak nie powstrzymało wędrowców, bo jako rzekłam, lekce waży się ich słowa. I

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 2/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
niestety! Uciekliśmy przed Cieniem ku ostatnim brzegom Śródziemia by odkryć, że oto Cień był tu już
przed nami!
Finrod zamilkł, po chwili rzekł jednak - Słowa twe brzmią obco i strasznie. Przepełnionaś goryczą
człowieka, którego dumę poniżono i który w zamian pragnie ranić tych, którzy go słuchają. Jeśli wszyscy
Wiedzący pośród Ludzi nauczają w ten sposób, to dużo łatwiej uwierzyć mi, że rzeczywiście cierpicie
okrutnie zranieni. Nie za przyczyną mego plemienia jednak, Andreth, ni za sprawą żadnych innych Quendi.
Że jesteśmy, jacy jesteśmy, i że wyście tacy, jakimi was widzimy, to nie z naszej przyczyny, i nie jest to
naszym pragnieniem. Wasz smutek nas nie raduje i nie syci naszej dumy. Jeden tylko mógłby tak
powiedzieć - to ów Wróg, którego imienia nie wymawiacie.
Bacz na plewy wśród twego ziarna, Andreth! Bo te okażą się śmiercionośne - kłamstwa Nieprzyjaciela,
które wyrastając z zawiści zaowocują nienawiścią. Nie wszystkie głosy, co pochodzą spoza ciemności niosą
prawdę tym, którzy nadstawiają uszu na nowe wieści.
Któż jednak tak was zranił? Któż wam narzucił śmierć? Melkor, rzeklibyście zapewne, jakkolwiek zwiecie go
w tajemnicy. Albowiem mówisz o śmierci i o jego cieniu, jakby chodziło o jedno i to samo, i jakby umykać
Cieniowi było też ucieczką przed Śmiercią.
Dwie te rzeczy to jednak nie to samo, Andreth. Tak myślę, inaczej bowiem nie powinno wcale być śmierci
na tym świecie, bo nie tamten go stworzył ale Ktoś Inny. Nie, śmierć jest niczym innym jak nazwą nadaną
czemuś co tamten skaził, stąd brzmi dla nas jak zło. Ale nazwa nieskażonej byłaby dla nas dobra.
- Co ty, panie, wiesz o śmierci? Nie boisz się jej, bo jej nie znasz - powiedziała Andreth.
- Widzieliśmy ją, boimy się jej także - odpowiedział Finrod - My również możemy umrzeć, Andreth. I
zaprawdę umieramy. Ojciec mego ojca został okrutnie zamordowany, i wielu podążyło za nim, wygnańcy
nocy, pośród okrutnych lodów, w zaborczych wodach morza. I w Śródziemiu umieraliśmy, w płomieniach i
w dymie, zabici jadem lub okrutnymi ostrzami bitew. Nie żyje Fëanor, a Fingolphin stratowan pod stopami
Morgotha.
I w jakim celu? Aby zwyciężyć Cień, a jeśli to niemożliwe, by powstrzymać go przed ponownym
zagarnięciem całego Śródziemia; by chronić Dzieci Eru, Andreth, wszystkie Dzieci, nie tylko pysznych
Eldarów!
- Słyszałam - rzecze Andreth - że dla odzyskania waszego skarbu, który posiadł wasz Nieprzyjaciel. A
może Dom Finarphina nie jest sprzymierzony z Synami Fëanora. Niezależnie jednak od waszych zasług ja
powtarzam: "cóż wy wiecie o śmierci?". Dla was może być cierpieniem, może być goryczą i stratą - ale
tylko na pewien czas - drobna ofiara z przysługującej wam obfitości; a może mówię nieprawdę? Bo wyście
pewni, że umierając nie opuszczacie świata, że możecie powrócić do życia.
Inaczej jest z nami: umierając umieramy naprawdę i odchodzimy bezpowrotnie. Śmierć to jest ostateczny
koniec, utrata niepowetowana. I jest to ohydne, bo to zło, które się nam zadaje.
- Jestem świadom tej różnicy - powiedział Finrod - Czyżbyś rzekła, że są dwie śmierci: jedna to krzywda i
strata, a jednak nie koniec, druga to koniec niepowetowany, a Quendi cierpią tylko z powodu pierwszej?
- Tak, jest jednak jeszcze inna różnica - rzecze Andreth - pierwsza śmierć to tylko zachwianie szans w tym
świecie, którego siłacz, szybki i posiadający łut szczęścia może mieć nadzieję uniknąć. Druga to śmierć
nieodwołalna. To śmiercionośny łowca, przed którym nie ma ostatecznie ucieczki. Niechaj Człowiek będzie
silny, szybki, czy odważny; niech będzie mądry albo głupi, niechaj będzie zły, albo we wszystkich swych
doczesnych czynach sprawiedliwy i miłosierny, pozwólmy kochać mu ten świat albo czuć do niego wstręt -
musi on umrzeć, musi ten świat opuścić - musi stać się truchłem, które ludzie z obowiązku chowają lub
palą.
- I wśród tylu przesłanek brak Ludziom nadziei? - spytał Finrod.
- Nie mają oni żadnej pewności czy wiedzy, jedynie strach, albo nocne zwidy - odpowiedziała Andreth -
Czy zaś nadzieję? Nadzieja to całkiem inna materia, o której nawet Mędrcy mówią bardzo rzadko - teraz
jej głos stał się spokojny i przyjazny - A zatem, Panie Finrodzie z Domu Finarphina, spośród szlachetnych i
potężnych Elfów, może porozmawiamy teraz o nadziei, ty i ja.
- Dobrze - rzekł Finrod - bo jak dotąd wędrujemy pośród cieni nieufności. W tej chwili świadom już jestem,
że głęboka różnica między Elfami i Ludźmi polega na tym, jak szybko nadchodzi nasz koniec. Na tym
jedynie. Bo jeśli sądzisz, że Quendim nie jest pisana śmierć ostateczna, to jesteś w błędzie.
Nikt z nas dziś nie wie, choć wiedzieć o tym mogą Valarowie, jaka jest przyszłość Ardy, czy też jak długo
pisane jej jest trwać. Albowiem nie będzie ona trwać wiecznie. Została stworzona przez Eru, ten jednak w
niej nie przebywa. Tylko Jedyny nie jest niczym ograniczony. Arda, a także sama Eä, muszą zatem być
zawarte w swoich granicach. Nas Quendich wciąż jeszcze widzicie w początkach naszego istnienia, a koniec
jest odległy. Tak jak nam teraz, tak komuś młodemu spośród was i w sile wieku jawić się może śmierć - z
tą różnicą, że za nami już wiele lat życia i myśli. Ale kres nadejdzie. Tego wszyscyśmy pewni. A wtedy
przyjdzie nam umrzeć, a zatem zginąć ostatecznie, jak się zdaje, bo należymy do Ardy (z naszym hröa i
fëa). A ponad to - co? "Odejście bez powrotu" - jak mówisz - "ostateczny koniec, utrata niepowetowana"?
Nasz myśliwiec nadchodzi powoli, nigdy jednak nie traci tropu. O tym, co poza dniem, gdy zagra on na
rogu oznajmiając swe ostateczne zwycięstwo, nie posiadamy ani pewności ani żadnej wiedzy. I nikt nie
niesie nam słów nadziei.
- O tym nie wiedziałam - rzekła Andreth - a jednak...
- A jednak, jak powiesz zapewne, naszego łowcy krok powolny? - wtrącił Finrod - To prawda. Nie wiadomo
jednak czy los spodziewany a długo odwlekany lżejszym brzemieniem jest od szybkiego losu wypełnienia.

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 3/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
Jeśli zrozumiałem właściwie dotychczasowe twe słowa, wy nie wierzycie, że różnica między nami
zamyśloną była od samego początku. Waszym przeznaczeniem nie było z razu umierać szybko.
Wiele by można rzec o tym wierzeniu (prawdziwym ono jest domysłem czy też błędnym). Lecz wpierw
zapytam: jak też, twoim pani zdaniem, śmierć do was przyszła? Zgaduję, że za sprawą Melkora, a ty, pani
nie przeczysz. Teraz jednak widzę, że nie masz na myśli choroby, z powodu której cierpi wszystko, co żyje
w Skażonej Ardzie, że mówisz o pewnym wyjątkowym uderzeniu wrogości skierowanym przeciwko twemu
ludowi, przeciw Ludziom jako Ludziom samym. Czyż nie tak?
- Tak jest zaprawdę - odrzekła Andreth.
- A zatem tu o lęk chodzi - powiedział Finrod - Znamy Melkora, Morgotha, i wiemy, że jest potężny.
Zaprawdę, sam go widziałem i słyszałem jego głos. I stałem ślepy w mrokach nocy, która jest sercem jego
cienia, a o którym ty, Andreth, nie wiesz nic za wyjątkiem pogłosek i tego, co spamiętał twój lud. Ale
nigdy, nawet w mrokach nocy, nie dalibyśmy wiary, że może on przezwyciężyć Dzieci Eru. Te jest mocen
okłamać, tamte może nawet zdeprawować; ale jeśli potrafi zmienić przeznaczenie całego plemienia Dzieci,
obrabować je z dziedzictwa, nawet wobec samego Eru, to jest on dużo większy i straszniejszy niż dotąd
przypuszczaliśmy. A tak całe męstwo Noldorów to tylko buta i szaleństwo - niestety, Valinor i Góry Pelóri
wybudowano na piasku.
- Spójrz - rzekła Andreth - czym nie mówiła, że nie znacie śmierci? Och! Zaledwie stajecie przed nią w
myśli, jak my przez całe życie na jawie i w myśli, a już pogrążacie się w rozpaczy. My wiemy, w
przeciwieństwie do was, że Nienazwany jest Władcą Świata, a wasze męstwo, i nasze też, to szaleństwo.
Lub, że jest ono co najmniej bezowocne.
- Uważaj! - rzekł Finrod - Uważaj bo wypowiadasz słowa, które paść nie powinny - czy to świadomie, czy w
nieświadomości - myląc Eru z Nieprzyjacielem, który pochwalił by cię za to, pani. Władcą Tego Świata nie
on jest a Jedyny, ten który go stworzył. Zaś Zarządcą jego Manwë, Odwieczny Król Ardy, błogosławiony.
O nie, Andreth, pogrążacie wasze umysły w mroku i szaleństwie. Kłaniać się a wciąż nienawidzić, uciekać i
nie odrzucić, kochać ciało i jednocześnie nim gardzić, wstręt padliny: to wszystko może pochodzić od
Morgotha, zaprawdę. Ale skazywać to, co nieśmiertelne na śmierć, od ojca po syna, i jeszcze pozostawić
im pamięć odebranego dziedzictwa i pragnienie tego, co utracone - czy Morgoth mógłby tego dokonać?
Nie, powiadam nie. To dlatego rzekłem, iż jeśli twoja opowieść jest prawdziwa, to wszystko, co znajduje
się na Ardzie jest daremne, od wierzchołka Oiolossë po najgłębszą otchłań. Bo ja nie wierzę w twą
opowieść. Nikt nie mógłby dokonać tych rzeczy prócz Jedynego.
Dlatego też pytam cię, Andreth, coście uczynili, wy Ludzie, przed wiekami w ciemnościach? W jaki sposób
zagniewaliście Eru? Inaczej wszystkie wasze opowieści nie są niczym innym, jak tylko snem stworzonym w
Ciemnym Umyśle. Czy powiesz, o czym wiesz lub cóżeś usłyszała?
- Nie - powiedziała Andreth - nie opowiadamy tego tym, którzy należą do innych szczepów. Ale też i
Mędrcy nie są w tej materii pewni i mówią sprzecznymi głosy; bo cokolwiek wydarzyło się przed wiekami,
uciekliśmy od tego; próbowaliśmy zapomnieć, i robiliśmy to tak długo, że nie pamiętamy już tych czasów,
gdy byliśmy inni niż dziś - z wyjątkiem tych legend, które mówią o dniach, gdy śmierć nadchodziła
znacznie później i czas naszego życia był dużo dłuższy, ale już wtedy panowała śmierć.
- Nie pamiętacie? - spytał Finrod - Czyż nie ma opowieści o waszym życiu sprzed panowania śmierci,
nawet tych, które ukrywacie przed obcymi?
- Może są takie - powiedziała Andreth - Jeśli nie pośród mego ludu, to może wśród ludu Adanel - umilkła
wpatrując się teraz w płomienie.
- Czy myślisz, pani, że już nikt prócz was nie posiada tej wiedzy? - spytał Finrod - A Valarowie?
Andreth podniosła głowę, a jej oczy pociemniały - Valarowie? - podjęła - Skąd mogę wiedzieć o tym ja, czy
ktoś z ludzkiego rodu? Wasi Valarowie nie kłopoczą nas swą opieką czy wskazówką. Nie posyłają nam też
żadnych wezwań.
- Cóż zatem o nich wiecie? - spytał Finrod - Ja ich widywałem i mieszkałem pośród nich, i razem z Manwë i
Vardą stałem w Świetle. Nie mów o nich zatem, ani o innych rzeczach, które są wysoko ponad tobą. Takie
słowa bowiem padły wpierw z Ust Kłamliwych.
Czy nigdy nie pomyślałaś Andreth, że może w tych minionych czasach, przed wiekami uciekliście spod ich
pieczy i stanęliście poza zasięgiem ich pomocy? Albo, żeście wy, Dzieci Eru, nie byli w ich władzy? Boście
byli zbyt potężni. Tak, o tym myślę, i nie chcę wcale pochlebiać waszej dumie - zbyt potężni. Jedyni
panowie samych siebie, pod pieczą samego Jedynego. Uważaj zatem jak przemawiasz! Jeśli nie chcecie
mówić innym o waszej ranie i o tym, jak wam ją zadano, baczcie byście źle nie ocenili tej rany, czy w
pysze nie kładli błędnie winy na kimś sprawiedliwym.
Przejdźmy jednak do innych pytań, bo tu nie powiesz mi już nic więcej nowego. Chciałbym rozważyć stan
wasz pierwotny, zanim zadano wam ranę. Bo to, co mówisz budzi i we mnie zdziwienie i trudno mi to
zrozumieć. Powiadasz: "Nie dla śmierci nas stworzono, nie narodziliśmy się aby umrzeć". Co masz na myśli
- czyście byli niegdyś jako my, czy też inni?
- Ta wiedza was nie obejmuje - powiedziała Andreth - bo my nic o Eldarach nie wiedzieliśmy.
Rozróżnialiśmy tylko to, co umiera i co nie umiera. O życiu, które trwa tak długo jak świat, nie dłużej,
nigdyśmy nie słyszeli; zaprawdę dopiero dziś zdobyłam tę wiedzę.
- Prawdę mówiąc, - rzekł Finrod - myślałem, iż wasza wiara w to, żeście nie byli stworzeni dla śmierci, była
tylko złudą waszej pychy, zrodzoną z zazdrości do Quendich, aby im dorównać lub też ich przewyższyć.
Powiesz, że tak nie jest. Ale przecież wieki temu, nim wkroczyliście do tej krainy, spotykaliście inne ludy

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 4/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
Quendich, i wielu was wspomogło. Czyż nie byliście śmiertelni już wtedy? I czyż nigdy nie rozmawialiście z
nimi o sprawach życia i śmierci? A nawet bez słów, mogli oni szybko odkryć waszą śmiertelność, a wy dużo
wcześniej, że oni nie umierają.
- Zaprawdę powiadam: to nie tak - rzekła Andreth - byliśmy zapewne już śmiertelni, gdy po raz pierwszy
daleko stąd spotkaliśmy Elfy, a może nie - takiej wiedzy nie przechowujemy, w każdym razie nie mówi o
tym wiedza, którą mi przekazano. Ale mieliśmy już wtedy własną tradycję i nie potrzebowaliśmy wiedzy od
Elfów. Wiedzieliśmy już wtedy, że w naszych początkach narodziliśmy się aby nigdy nie umrzeć. I przez to
rozumieliśmy, mój panie, że narodziliśmy się do życia wiecznego, bez najmniejszego cienia jakiegoś kresu.
- Czy wasi Mędrcy wiedzą jak zdumiewająca jest prawdziwa natura Atanich, którą oni głoszą? - spytał
Finrod.
- Jestże ona tak bardzo dziwna? - rzekła Andreth - Wielu Mędrców rzecze, że w swej prawdziwej naturze
żadna żywa istota nie powinna umrzeć.
- Tu Eldarowie powiedzą, że wasi Mędrcy błądzą - powiedział Finrod - Los Ludzi, który głosicie zdumiewa
nas, i zaprawdę trudno nam takie słowa przyjąć, a to z dwóch powodów. Wasze słowa, o ile w ogóle je
rozumiecie, mówią o niezniszczalnych ciałach, których nie ograniczają kręgi Ardy, choć pochodzą one z jej
materii i są przez nią podtrzymywane. Głosicie też (choć możeście tego nie spostrzegli), że mieliście hröar
i fëar, które od początku były w niezgodzie z harmonią. Bo harmonia hröa i fëa jest jak wierzymy podstawą
prawdziwej natury wszystkich nieskażonych Wcielonych - Mirröanwi jak nazywamy Dzieci Eru.
- Dostrzegam tę pierwszą trudność - powiedziała Andreth - i nasi Mędrcy mają na nią własną odpowiedź.
Drugiej, jak trafnie zgadłeś, nie zauważam.
- Nie zauważasz? - spytał Finrod - Nie widzicie zatem wyraźnie samych siebie. Zdarza się tak często, że
przyjaciel albo krewny widzi wyraźnie pewne rzeczy, które zakryte są przed drugim.
A my, Eldarowie, jesteśmy waszymi krewnymi, a także waszymi przyjaciółmi (czy w to wierzycie, czy nie),
i przeminęły już pośród was trzy ludzkie pokolenia, odkąd wam się przypatrujemy z miłością i uwagą, ale i
z wielką zadumą. Tegośmy pewni bez dyskusji, albo cała nasza wiedza to marność: fëar Ludzi, choć blisko
spokrewnione z fëar Quendich, nie są jednak tym samym. To dla nas niezwykłe, ale widzimy jasno, że
fëar Ludzi nie są - jak nasze - ograniczone ramami Ardy, nie Arda jest ich domem.
Czy i temu zaprzeczysz? Bo my, Eldarowie, nie przeczymy, że wy też kochacie Ardę i wszystko, co jest w
jej obrębie (na tyle, na ile nie jesteście we władaniu Cienia), może nawet tak mocno jak my. A jednak w
sposób jakże inny. Każdy z naszych ludów postrzega Ardę odmiennie i wychwala jej piękno na różną modłę
i w innym stopniu. Dlaczego tak mówię? Odmienność owa jest dla mnie jak różnica pomiędzy kimś, kto
odwiedza obcą krainę, i zamieszkuje w niej przez chwilę (choć nie musi) i kimś, kto mieszkał w tym kraju
od zawsze (i musi w nim mieszkać). Pierwszemu wszystko, co widzi zdaje się nowe i tajemnicze, i dlatego
ukochane. Dla drugiego wszystkie rzeczy są znajome, wszystko to co jest na ziemi, i dlatego też tak
cenne.
- Powiadasz, zatem, że jesteśmy gośćmi - rzekła Andreth.
- To ty użyłaś tego słowa - odpowiedział Finrod - jest to imię, które wam nadaliśmy.
- Wyniośli jak zawsze - powiedziała Andreth - Ale nawet jeśli jesteśmy tylko gośćmi w krainie, gdzie
wszystko do was należy, jak mówicie moi państwo, powiedz mi jaki inny kraj znać mamy i jakież inne
rzeczy?
- Nie pytaj mnie o to! - odrzekł Finrod - Bo jeśli wy tego nie wiecie, jakżeż my mamy wiedzieć. Czyś
słyszała jednak, że Eldarowie mówią o Ludziach, iż ci nie spoglądają na rzeczy dla nich samych jedynie; że
jeśli je poznają, robią to dla odkrycia czegoś więcej; że jeśli je pokochali, to dlatego, że (jak się wydaje)
przypominają im o innej rzeczy znacznie droższej? Z czym jednak to porównanie? Gdzież owe inne rzeczy?
Wszyscy, Elfy i Ludzie, jesteśmy w obrębie Ardy i z Ardy pochodzimy. Wiedza, którą posiadają Ludzie jest z
Ardy (czy też tak się ona jawi). Skąd zatem pochodzi ta pamięć, którą niesiecie ze sobą, nawet jeśli jej nie
pojmujecie?
Nie pochodzi ona z innych krain Ardy, z których tu przywędrowaliście. Myśmy też przybyli z daleka.
Gdybym razem z tobą powędrował w dal na wschód do waszych starożytnych siedzib, rozpoznałbym rzeczy
tam obecne jako część mojego własnego domu, ale w twoich oczach dojrzałbym to samo zdumienie i pęd
do porównania, jaki widziałem w oczach Ludzi z Beleriandu, którzy tutaj się narodzili.
- Dziwneś rzeczy rzekł, Finrodzie - powiedziała Andreth - o których nigdy wcześniej nie słyszałam. A
jednak serce me drży poruszone jakąś prawdą, którą serce poznaje, choć jej nie rozumie. Ale ulotna to
pamięć, zanika nim zdołasz ją pochwycić. A wtedy wzrastamy ślepi. Ci spośród nas, którzy poznali
Eldarów, i być może ich pokochali, mówią do siebie nawzajem: "Nie ma znużenia w spojrzeniu Elfów". I
odkrywamy, że nie rozumieją Elfy powiedzenia, które się błąka pośród Ludzi: zbyt często widzieć to nie
zobaczyć nigdy więcej. I dziwią się, że w mowie Ludzi to samo słowo znaczyć może zarówno "długo-znany"
jak i "przestarzały".
Myśleliśmy, że jest tak dlatego, gdyż Elfy żyją wiecznie i posiadają niespożyte siły. "Wyrośnięte dzieci" -
tak my, owi goście, nazywamy was, mój panie. Tymczasem - tymczasem jeśli nic w obrębie Ardy nie ma
dla nas trwałego smaku, a wszystkie jasne rzeczy wzrastają zaciemnione, to co z tego wynika? Czy nie jest
to za sprawą Cienia, który mieszka w naszych sercach? Czy też powiesz, że taka była już zawsze nasza
natura, nawet przed zadaniem nam rany.
- Zaprawdę, tak też i twierdzę - odpowiedział Finrod - Cień spowił wasz niepokój przynosząc szybkie
znużenie i obracając ów niepokój w coś godnego pogardy. A jednak był on w was od zawsze, tak myślę. A

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 5/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
jeśli tak, to czy nie dostrzegasz teraz owej dysharmonii, o której mówię. Czy rzeczywiście Mądrość wasza
zawierała wiedzę podobną naszej, ucząc że Mirröanwi stworzeni są z połączenia ciała i umysłu, z hröa i fëa,
albo jak mówimy bardziej obrazowo z Domu i jego Mieszkańca.
Bo czymże jest śmierć, którą opłakujecie, jak nie rozdzieleniem tych dwojga? I czym jest
"nieśmiertelność", którą utraciliście, jak nie faktem, że obydwoje mają pozostać ze sobą na zawsze?
I co myśleć należy o tym zjednoczeniu w Człowieku: o pewnym Mieszkańcu, który nie jest niczym więcej,
jak gościem na Ardzie i tutaj nie mieszka, i o Domu, który zbudowano z materii Ardy, a co za tym idzie,
który musi (jak przypuszczamy) tutaj pozostać?
Ktoś mógłby najwyżej utracić nadzieję, że Dom ten żyć będzie dłużej niż Arda, której jest on częścią. Ale
wy mówicie, że ten Dom był również nieśmiertelny, czyż nie tak? Ja wierzę raczej, że taka fëa ze swej
własnej natury mogłaby w swoim czasie opuścić domostwo swojego tutaj pobytu, nawet jeśli ten pobyt
miałby być kiedyś dłuższy niż to teraz dozwolone. Wtedy słowo "śmierć" brzmiało by dla was całkiem
inaczej: niczym odpoczynek, albo powrót... Nie! Jak droga do domu! Ale wy w to nie wierzycie, czy źle mi
się wydaje?
- Rzeczywiście, nie wierzę w to - powiedziała Andreth - bo byłaby to pogarda względem ciała. Jest to myśl
pochodząca z Ciemności, nienaturalna w przypadku Wcielonych, których życie nie jest zdeprawowane
jednością miłości wzajemnej. Ciało nie jest gospodą oczekującą z ciepłym noclegiem gościa nim ten
wyruszy w dalszą drogę, aby potem przyjąć następnego przybysza. Jest ono domem przygotowanym dla
jednego tylko mieszkańca, a tak naprawdę nie domem tylko a szatą. Nie jest dla mnie jasne, dlaczego
mamy mówić tylko o szatach dopasowanych do tego, który je nosi, a nie o nim jako o kimś dopasowanym
do swych szat.
A zatem wnoszę, że źle myślą ci, co twierdzą, iż rozdzielenie tych dwóch elementów może być traktowane
jako zgodne z prawdziwą naturą Człowieka. Gdyby "naturalnym" dla ciała było odrzucenie i śmierć, zaś
"naturalnym" dla fëa miałoby być dalsze życie, to doprawdy w Człowieku tkwiłaby dysharmonia, a jego
elementów nie jednoczyłaby miłość. W najlepszym przypadku jego ciało byłoby przeszkodą, albo okowami.
Nakazem zaprawdę, nie zaś darem. Ale jest tylko jeden, który nakazuje i który stwarza okowy, i gdyby
taka była nasza natura od początku, to powinniśmy ją wywodzić od niego - ale jak powiadasz, tak mówić
nie wolno.
Niestety! Mimo to ludzie w ciemnościach tak właśnie mówią, choć Atani jak wiecie, panie, teraz tak nie
czynią. Twierdzę, że w tej materii jesteśmy jako wy sami, prawdziwi Wcieleni, i że nie żyjemy zgodnie z
naszą właściwą naturą i w jej pełni, nie w jedności miłości i pokoju pomiędzy Domem i Mieszkańcem.
Gdziekolwiek pojawi się śmierć, która je rozdziela, jest ona dla obydwu cierpieniem.
- Coraz bardziej zadziwiasz mnie, Andreth, - powiedział Finrod - bo jeśli twe słowa są prawdą, to biada!
Fëa, która jest tutaj jedynie pielgrzymem nierozerwalnie poślubia hröa pochodzące z Ardy. Rozdzielać je
jest ciężką raną, a mimo podziału każde musi wypełniać swą właściwą naturę bez wzajemnego przymusu.
A zatem musi zajść, co następuje: odchodząca fëa musi zabrać ze sobą hröa. A czy nie oznacza to, że fëa
ma władzę podnieść z martwych hröa jako swego wiecznego małżonka i towarzysza ku nieskończonemu
trwaniu poza Eä i poza Czasem? A zatem Arda, lub jej część, ma być uzdrowiona nie tylko od Melkorowego
skażenia, ale także uwolniona od ograniczeń nadanych jej w "Wizji Eru", o której mówią Valarowie.
Powiadam, zatem: jeśli to wszystko prawda, to po Eru zaprawdę wielcy byli Ludzie w swych początkach.
Strasznym ponad inne potworności było zmienić ten pierwotny stan.
Czy zatem ludzkie fëar porównują to, co widzą tutaj z wizją stanu dopełnionej Ardy - żywych stworzeń, a
nawet samych lądów i mórz Ardy stworzonych jako wieczne i niezniszczalne, na zawsze piękne i nowe? Czy
też jest gdzieś jakiś inny świat, którego cieniem i wspomnieniem tylko są rzeczy, które my widzimy,
wszystko, co znają Elfy i Ludzie?
- Jeśli tak jest, to jak mniemam wie o tym tylko Eru - powiedziała Andreth - Jakże my tutaj, pośród mgieł
Skażonej Ardy, mamy znaleźć odpowiedź na takie pytania? Byłoby inaczej gdybyśmy nie ulegli przemianie
- ale będąc, jacy jesteśmy, a pośród nas nawet nasi Mędrcy, za mało myśli poświęciliśmy samej Ardzie
albo innym istotom tu zamieszkującym. Najwięcej myśleliśmy o samych sobie - o tym jak nasze hröar i
fëar mogłyby żyć razem w szczęściu na zawsze i o nieprzeniknionych ciemnościach, które teraz na nas
oczekują.
- A zatem nie tylko Wysocy Eldarowie łatwo zapominają o swym plemieniu! - powiedział Finrod - Wydaje
mi się to takie dziwne, i jak twoje serce zadrżało gdym mówił o waszym niepokoju, tak moje poderwało się
wobec tak dobrej nowiny.
Takie więc, co tu ogłaszam, było zadanie Ludzi, nie następców, ale dziedziców i tych co mają wszystko
wypełnić: mieli oni uzdrowić Skażoną Ardę, już zaciemnioną przed stworzeniem Ludzi; a nawet dokonać
więcej jako pośrednicy wspaniałości Eru - mieli oni rozwinąć Muzykę i przekroczyć Wizję Świata!
Dlatego Arda Uzdrowiona nie ma być Ardą Nieskażoną, ale czymś trzecim i wspanialszym, choć wciąż tym
samym. Rozprawiałem kiedyś z Valarami, którzy obecni byli przy stwarzaniu Muzyki, nim poczęło się
istnienie Świata. I teraz się zastanawiam, czy dosłyszeli oni koniec Muzyki? Czy nie było jeszcze czegoś w
ostatecznych akordach Eru, lub poza nimi, co wówczas zakryte umknęło uwadze Valarów?
Czy też może Eru, wiecznie wolny, nie stworzył żadnej Muzyki i nie ukazał żadnej Wizji od pewnego
wyznaczonego punktu. Ponad tą chwilę nie możemy nic zobaczyć ani się dowiedzieć, aż zmierzając
naszymi drogami sami tam dojdziemy - Valarowie lub Eldarowie lub Ludzie.

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 6/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
Podobnie zdolny gawędziarz może ukryć wspanialszą część swojej opowieści zanim nie dojdzie do niej z
tokiem akcji. Można ją wprawdzie w pewnym stopniu odgadnąć, gdy ktoś słucha pełnią swego serca i
umysłu - tego jednak pragnie sam narrator. Gdy słucha człek pełen mądrości, jego zachwyt i zdumienie
sztuką gawędziarza nie doznaje uszczerbku, bo w ten sposób można mieć swój udział w jego autorstwie.
Nie byłoby tak, gdyby o wszystkim powiedziano nam już w przedmowie, nim jeszcze weszliśmy w tę
opowieść!
- Czymże jest mój panie ta chwila, którą zatrzymał w swej wiedzy Eru? - zapytała Andreth.
- Och! Mądra niewiasto! - odrzekł Finrod - Jam jest Elda i znowuż rozmyślałem o swoim ludzie. Nie zaś o
pozostałych Dzieciach Eru. Pomyślałem, że dzięki Drugim Dzieciom moglibyśmy zostać wyswobodzeni od
śmierci. Bo ilekroć mówiliśmy tutaj o śmierci jako o rozdzieleniu tego co zjednoczone, ja w sercu swoim
myślałem o niej odmiennie - jako o kresie obydwu elementów. Bo oto co leży przed nami - na ile pozwala
nam to pojąć nasz rozum - wypełnienie się losu Ardy i jej koniec, a zatem także i koniec nas, dzieci Ardy.
Taki koniec, gdy długie życie Elfów należeć będzie całkowicie do przeszłości.
I wtedy ujrzałem nagle wizję Ardy Odtworzonej; a tam Eldarowie, którzy osiągną swoją doskonałość, nie
zaś swój koniec, żyć będą w teraźniejszości na zawsze i wędrować będą, być może, z Dziećmi
Człowieczymi, ich wybawcami, i śpiewać im będą takie pieśni, które nawet w Szczęściu ponad szczęście
rozdźwięczą zielone doliny i sprawią, że odwieczne szczyty gór zagrają jak struny harf.
Wtedy Andreth spojrzała na Finroda spod swoich brwi. - A co powiedzielibyście nam, gdybyście już
zaśpiewali? - spytała.
Finrod zaśmiał się. - Mogę tylko zgadywać - powiedział. - Ale, mądra pani, myślę że powinniśmy
opowiedzieć wam o Przeszłości i o takiej Ardzie jaka była Wcześniej, o niebezpieczeństwach i wielkich
czynach, i o stworzeniu Silmarilów! Wtedy to byliśmy zaprawdę wielcy! Zaś wy, wy bylibyście wówczas w
swoim domu spoglądając na wszystko wnikliwie jak na waszą własność. Wy bylibyście wtedy wielcy. "Oczy
Elfów zdają się myśleć zawsze o czymś innym" - mawialibyście wówczas. Ale wiedzielibyście wtedy o tym,
o czym przypomnielibyśmy wam: o dniach naszego pierwszego spotkania, gdy dotknęły się nasze dłonie w
ciemnościach nocy. Poza Końcem Świata nie ulegniemy przemianie. Bo w pamięci spoczywają nasze
wielkie zdolności, co ujrzymy jeszcze wyraźniej, gdy ery Ardy przeminą - obawiam się, że to wielkie
brzemię, ale w czasach, o których mówimy będzie to wielki skarb.
Wtedy Finrod zamilkł, bo zobaczył, że Andreth cichutko popłakuje.
- Och mój panie! - powiedziała - Cóż nam teraz począć? Bo mówimy tak, jakby to wszystko już było, albo
jakby miało na pewno nastąpić. Ale Ludzie utracili swą wielkość a ich moc została odebrana. My nie
szukamy Ardy Odtworzonej - przed nami leżą ciemności, w które na próżno się wpatrujemy. Jeśli nawet z
naszą pomocą powstaną wasze wieczyste siedziby, nie zbudujemy ich już teraz.
- Czy brak wam zatem nadziei? - spytał Finrod.
- Czymże jest nadzieja? - powiedziała Andreth. - Oczekiwaniem dobra, które choć niepewne ma pewne
podstawy w tym, co jest znane? Jeśli tak, to brak nam nadziei.
- Oto pewne pojęcie, które Ludzie nazywają "nadzieją" - powiedział Finrod. - My nazywamy to Amdir
"wypatrywanie". Jest jednak coś jeszcze, coś znacznie głębszego. My nazywamy taką nadzieję Estel, co
znaczy "ufność". Tej nie unicestwią drogi tego świata, bo nie pochodzi ona z doświadczenia, ale z samej
naszej natury i pierwotnej istoty. Jeśli zaprawdę jesteśmy Eruhin, Dziećmi Jedynego, to On nie pozwoli
Sobie, by ktoś Go wydziedziczył, czy to Nieprzyjaciel, czy my sami. To ostatni fundament Estel, którego
trzymamy się nawet wtedy, gdy rozpamiętujemy Koniec: celem wszystkich Jego dzieł jest radość Jego
Dzieci. Jak mówisz brak wam Amdir. Czy i Estel nie ma w was wcale?
- Być może - powiedziała Andreth. - A jednak nie! Czy nie widzisz, że częścią rany nam zadanej jest to, że
i Estel poddaje się wątpliwościom a jej fundamenty wstrząsom? Czyśmy Dziećmi Jedynego? Czyż nie
porzucono nas ostatecznie? Czyśmy, zatem zawsze tacy byli? Czyż nie Nienazwany jest Panem tego
Świata?
- Tak nie mów nawet zadając pytania! - odparł Finrod.
- Tych słów nie można nie wypowiedzieć - powiedziała Andreth - gdy ktoś zrozumie rozpacz, z jaką
wędrujemy. Czy z którą podąża większość Ludzi. Pośród Atanich, jak nas nazywacie, albo Szukających, jak
my mówimy - pośród tych, którzy opuścili krainy rozpaczy i Ludzi ciemności i powędrowali na zachód w
próżnej nadziei - wierzy się, że możemy odnaleźć uzdrowienie, że jest zatem jakaś droga ucieczki. Czy
jednak jest to prawdziwa Estel? Czy to nie Amdir raczej - bez racji - złudna podróż w sny, a przebudzenie
jest jedno: nie ma ucieczki przed ciemnościami i śmiercią?
Złudna podróż w sny powiadasz - odrzekł Finrod - w snach wyjawia się wiele naszych pragnień, a
pragnienie może być ostatnim przebłyskiem Estel. Ale ty nie masz na myśli snów, Andreth. W twych
słowach sen i przebudzenie to nadzieja i przekonanie, dla pogłębienia wątpliwości co do tej pierwszej i dla
dodania pewności drugiemu. Czy Ludzie śpią zatem mówiąc o ucieczce i uzdrowieniu?
- Śpiący czy przebudzeni o niczym nie mówią jasno - odpowiedziała Andreth. - Jak i kiedy nadejdzie
uzdrowienie? W jaki sposób odtworzeni będą ci, co owego czasu dożyją? I co z tymi, którzy wcześniej
odeszli w ciemności nie uzdrowieni? Na te pytania tylko ci "Dawnej Nadziei" (jak siebie samych nazywają)
znajdują jakąś odpowiedź.
- Ci Dawnej Nadziei? - spytał Finrod - Kimże oni są?
- Jest ich niewielu - ona odpowiedziała - ale ich liczba wzrasta od kiedyśmy przybyli do tej krainy, a widzą
oni, że można pokonać (jak im się zdaje) Nienazwanego. Są to jednak złe przesłanki. Pokonanie go nie

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 7/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
zniszczy jego starożytnych dzieł. I jeśli desperacja Eldarów tutaj zawiedzie, to rozpacz ich będzie jeszcze
większa. Bo nie w mocy Ludzi, czy jakiegokolwiek innego plemienia Ardy pokładało się dawną nadzieję.
- Czy wiesz zatem czymże była owa nadzieja? - spytał Finrod.
- Powiadają - odpowiedziała Andreth - powiadają, że to sam Jedyny wstąpi w Ardę i uzdrowi Ludzi i
wszystkich, którzy ulegli Skażeniu, od początku aż do samego końca. O tym mówią także, albo może
zmyślili to sobie, a to plotka, która pochodzi sprzed nieprzeliczonych lat, może nawet z czasów naszego
nieszczęścia.
- Oni powiadają, oni zmyślili to sobie? - rzekł Finrod - Czyś ty nie jest zatem jedną z nich?
- Jakżeż mogłabym być, panie? Cała wiedza jest przeciwko nim. Kim jest Jedyny, którego nazywacie Eru?
Jeśli wyłączymy tych Ludzi, którzy służą Nienazwanemu, jak to wielu czyni w Śródziemiu, wciąż dla wielu
Ludzi świat jest tylko wojną między równymi sobie Światłem i Ciemnością. Ty jednak powiesz: nie, to
Manwë i Melkor; Eru jest ponad nimi. Czy zatem Eru jest jedynie najpotężniejszym z Valarów, wielkim
bogiem pośród bogów - jak powiedziałaby większość Ludzi, nawet pośród Atanich - królem co mieszka z
dala od swego królestwa i pozostawił je w rękach swoich mniej znaczących książąt, którym zezwolił działać
zgodnie ze swą wolą? Ale ty powiesz znowu: nie, Eru to Jedyny, sam bez równego sobie, i stworzył On Eä,
i jest poza nią; a Valarowie choć potężniejsi od nas, nie są wcale bliżej Jego majestatu. Czyż nie?
- Zaprawdę - powiedział Finrod - Tak mówimy, a znamy też Valarów, którzy mówią to samo, wszyscy prócz
jednego. Kto jednak, pomyśl, jest bardziej skłonny kłamać: czy ci, którzy się uniżają w pokorze, czy ten,
który siebie wynosi nad wszystko?
- Nie mam żadnej wątpliwości - powiedziała Andreth, - i z tego powodu mówienie o Nadziei przekracza me
zrozumienie. Jakże Eru mógłby wejść w świat, który sam stworzył, On który jest ponad miarę większy?
Czy śpiewak może wkroczyć w swą opowieść a twórca w wykonany przez siebie wizerunek?
- On już jest w nim, tak samo jak i poza nim - powiedział Finrod - choć oczywiście "zamieszkiwanie w" i
"życie poza" to rzeczy całkiem różne.
- Rzeczywiście - powiedziała Andreth - w ten sposób Eru może być obecny w Eä, która pochodzi od Niego.
Ale oni mówią o Samym Eru, który wstąpi w Ardę, a to rzecz całkiem inna. Jakże On większy mógłby tego
dokonać? Czy nie rozpadłaby się wtedy Arda, albo może i cała Eä?
- Nie mnie o to pytaj - powiedział Finrod. - Te rzeczy są poza zasięgiem wiedzy Eldarów, a może nawet i
Valarów. Sądzę jednak, że mylą nas nasze słowa, i że mówiąc "większy" myślisz o rozmiarach Ardy, i o tym
że większe naczynie nie może pomieścić się w mniejszym.
Słów tych jednak nie należy używać w stosunku do Niezmierzonego. Gdyby Eru tak zechciał, to nie mam
wątpliwości, że znalazłby drogę aby tego dokonać, choć nie mogę przewidzieć w jaki sposób. Bo, jak mi się
zdaje, nawet gdyby miał On Sam w Sobie wejść w świat, musiałby także wciąż pozostać Tym kim On jest:
Autorem spoza. A jednak, Andreth, w całej pokorze nie mogę pojąć jakże dokona się owo uzdrowienie.
Albowiem Eru na pewno nie zniesie by Melkor pokierował światem zgodnie ze swą wolą i by w końcu
zatryumfował. Nie można sobie jednak wyobrazić potęgi większej niż Melkor - z wyjątkiem samego Eru. W
rezultacie Eru, o ile nie przekaże Swego dzieła Melkorowi, który wciąż jeszcze zmierza do potęgi, musi tu
przybyć aby go pokonać.
Powiem więcej: nawet gdy Melkor (czy też Morgoth, którym ten się stał) w jakiś sposób zostanie strącony
czy zepchnięty z Ardy, to wciąż pozostanie Cień, a zło którego wiele naczynił i rozsiał je jak ziarno,
wzrośnie i się namnoży. I jeżeli jest na to wszystko jakiś środek, zanim wszystko się skończy, jakieś nowe
światło przeciwko cieniowi albo lekarstwo dla zaleczenia ran, to musi ono, jak sądzę, przyjść z zewnątrz.
- Panie - powiedziała Andreth ze zdziwieniem w oczach - czy ty wierzysz w ową Nadzieję?
- Nie pytaj mnie o to jeszcze, - odpowiedział - bo jest to dla mnie wciąż niezwykła nowina, którą
przyniesiono z daleka. Nigdy nie mówiono Quendim o takiej nadziei. Posłano tę nowinę wam tylko. I to
dzięki wam możemy o niej usłyszeć i wznieść nasze serca - Tu umilkł na chwilę, a potem spojrzawszy z
powagą na Andreth powiedział: - Mądra niewiasto, kto wie czy nie za czyjąś sprawą my - Quendi i wy -
Atani spotkaliśmy się, zanim jeszcze młody jest wiek świata, by przynieść sobie nawzajem nowiny - i w tą
drogą my mieliśmy dowiedzieć się od was o Nadziei. Być może pisane nam było, że ty i ja siedzimy tu
razem, Andreth, i wspólnie rozprawiamy, ponad przepaścią, która rozdziela nasze plemiona, abyśmy w
czasie gdy Cień spoczywa na Północy nie żyli w ciągłym strachu.
- Ponad przepaścią, która rozdziela nasze plemiona! - powiedziała Andreth. - Czy nie ma innego mostu niż
tylko czcze słowa? - I poczęła znów płakać.
- Być może. Dla niektórych. Nie wiem tego - powiedział. - Ta przepaść rozciąga się raczej pomiędzy
naszym losem i waszym, bośmy przecie blisko ze sobą spokrewnieni, bliżej niż jakiekolwiek inne
stworzenia na ziemi. Ale niebezpiecznie jest przekraczać przepaść ustanowioną przeznaczeniem, i nikt tego
robić nie powinien, bo nie radość znajdą po drugiej stronie, ale rozpacz dla obydwojga. Tak myślę.
Czemuś powiedziała "czcze słowa"? Czy nie słowa pozwalają pokonać przepaść między jednym i drugim
życiem? Czyśmy naprawdę nie przekazali sobie nic więcej niż tylko pusty dźwięk? Czyśmy się do siebie w
ogóle nie przybliżyli? Ale to, jak mi się zdaje, mała dla ciebie pociecha.
- Nie prosiłam o pocieszenie - odrzekła Andreth. - Czemuż miałabym go potrzebować?
- Bo dotknęło cię jako kobietę przeznaczenie Człowiecze - powiedział Finrod. - Czy myślisz pani, że nie
wiem o niczym? Czyż nie brat mój pokochanym tak gorąco? Aegnor - Aikanár, Ostry-płomień, bystry i
rozpalony. Ileż lat minęło od pierwszego waszego spotkania, gdy dotknięto twych dłoni w tych

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 8/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
ciemnościach. Ale wtedy byłaś młodym dziewczęciem, odważnym i rozpłomienionym, o wczesnym poranku
pośród wysokich wzgórz Dorthonionu.
- Mów dalej! - rzekła Andreth - Powiedz: dziewczęciem, które dziś jest tylko mądrą niewiastą, samotną
kobietą, a lata, które jego wcale nie dotknęły bielą się zimową szarością w twoich włosach! Nie mów
jednak do mnie pani, bo to on tak niegdyś się do mnie zwracał.
- Ach! - krzyknął Finrod - Gorzkie są twe słowa, ukochana adaneth, kobieto człowiecza, czyż nie? Od
samego początku takie były. Gdybym mógł cię pocieszyć, uznałabyś to za wyniosłość kogoś, kto żyje po
mojej stronie dzielącego nas przeznaczenia. Cóż jednak mogę rzec, prócz przypomnienia ci o Nadziei,
którąś sama mi ukazała?
- Nigdym nie rzekła, że to moja nadzieja - odpowiedziała Andreth. - A nawet gdyby tak było, nie
przestałabym płakać - czemuż ranę tę zadano tu i teraz? Dlaczego powinniśmy was kochać, i czemuż wy
powinniście kochać nas (o ile kochacie), i wciąż pogłębiać tę przepaść pomiędzy nami?
- Bo tak nas stworzono, blisko sobie pokrewnymi - powiedział Finrod. - Ale to nie my siebie stworzyliśmy i
dlatego to nie my, Eldarowie, rozciągnęliśmy między nami tę przepaść. Nie, adaneth, nie jesteśmy w tym
wyniośli, aleśmy pełni współczucia. Nie spodoba ci się to słowo. Ale współczucie może być dwojakie: po
pierwsze współczucie z powodu rozpoznanego pokrewieństwa, i to jest bliskie miłości. Inne jest
współczucie z powodu odmienności uświadomionego losu - to bliskie jest pysze. Ja mówię o tym
pierwszym.
- O żadnym nie mów! - powiedziała Andreth. - Ja nie żadnego pragnę. Byłam młoda i wpatrywałam się w
jego płomień, a teraz jestem stara i zagubiona. On był młody, a jego płomień skakał w moim kierunku, ale
odszedł i wciąż jest młody. Czy świeca lituje się nad ćmą?
- Albo ćma nad świecą, kiedy wiatr ją zdmuchnie? - rzekł Finrod. - Adaneth, zaprawdę powiadam ci,
Aikanár Ostry-płomień kochał cię. To dla ciebie nie weźmie on już teraz nigdy ręki innej panny ze swego
własnego rodu, żyć zaś będzie samotnie aż do końca wspominając ów poranek pośród wzgórz
Dorthonionu. I zbyt wcześnie wiatr z Północy zdmuchnie jego płomień! Eldarowie posiadają dar proroczy w
wielu sprawach, które nie są odległe, choć rzadko radosne. I powiadam ci, że będziesz żyła długo według
rachuby twojego plemienia, a on odejdzie przed tobą i nie będzie chciał powrócić.
Wtedy Andreth powstała i wyciągnęła swe dłonie ku ogniu - Dlaczego zatem odszedł? Czemu opuścił mnie,
gdy miałam przed sobą kilka dobrych lat?
- Niestety! - rzekł Finrod. - Obawiam się, że prawda cię nie zadowoli. Eldarowie są jednego rodzaju, a wy
drugiego; i każdy rodzaj sądzi inny wedle swojej miary - aż się lepiej poznają, a to jest udziałem niewielu.
Mamy czas wojny, Andreth, a gdy nadchodzą takie dni, Elfowie nie zawierają ślubów i nie płodzą
potomstwa, ale gotują się do śmierci - albo do ucieczki. Aegnor nie pokłada ufności (podobnie jak i ja) w
oblężeniu Angbandu, że potrwa ono dłużej, a co stanie się z tymi krainami? Gdyby posłuchał serca,
zechciałby zabrać cię ze sobą i uciec daleko na wschód lub na południe, porzucając swoje plemię, podobnie
jak i twoje. Miłość i lojalność trzymają go przy jego ludzie. Co o tobie i twoim plemieniu? Wmówiłaś sobie,
że nie ma ucieczki pośród granic świata.
- Za jeden rok, za jeden dzień płomienia oddałabym całe moje plemię, młodość i samą nadzieję - jam jest
adaneth - powiedziała Andreth.
- On wiedział o tym - powiedział Finrod - i wycofał się, i nie podjął tego, co leżało na jego dłoni - on jest
elda. Bo w zamian zapłatą jest cierpienie, którego nie sposób przewidzieć, dopóki samo nie nadejdzie.
- O nie, adaneth, jeśli dojdzie do małżeństwa pomiędzy naszym plemieniem i twoim, to tylko z ważnej
przyczyny dla dokonania się Przeznaczenia. Krótkie ono będzie i u kresu trudne. Zaprawdę, najmniej
okrutnym losem byłaby wtedy szybko kończąca je śmierć.
- Ależ koniec zawsze jest okrutny - dla Ludzi - powiedziała Andreth. - Nie kłopotałabym go u kresu mej
krótkiej młodości. Nie kuśtykałabym jak starucha podążając za jego lekką stopą, gdybym nie mogła biec
już koło niego!
- Być może - powiedział Finrod - tak czujesz dziś. Ale czy myślisz o nim? On nie chciałby biec przed tobą.
Pozostałby przy tobie aby cię podtrzymać. Każda godzina wypełniona by była litością, litością od której nie
sposób uciec. On nie chciałby widzieć ciebie tak upokorzoną.
Andreth adaneth, życie i miłość Eldarów zamieszkują długo w naszej pamięci; i my (jeśli wy nie)
wolelibyśmy mieć wspomnienia miłe, nie kończące się nigdy, niż takie, które zmierzają ku tragicznemu
końcowi. On już na zawsze zapamięta cię w słońcu poranka i wiecznie już będzie miał w pamięci ten
ostatni wieczór nad wodami Aeluin, w których odbiciu widział po raz ostatni twą twarz i gwiazdę zaplątaną
w twe włosy - na zawsze, aż wicher z Północy przyniesie noc jego światłu jego płomienia. O tak, a także
potem, siedząc w Domu Mandosa w Salach Oczekiwania aż do końca Ardy.
- A co ja powinnam zapamiętać? - zapytała - A kiedy wyruszę, ku którym salom mam się udać? Czy ku
ciemnościom, w których nawet wspomnienie ostrego płomienia zagaśnie? Nawet wspomnienie bycia
odrzuconą. Co najmniej ono.
Finrod westchnął i powstał - Eldarowie nie znają słów, które mogą uzdrowić od takich myśli, adaneth -
powiedział - Ale czy chciałabyś by Elfy i Ludzie nigdy się nie spotkali? Czyż blask płomienia, którego byś w
inny sposób nie ujrzała, nie ma żadnej wartości właśnie teraz? Czy myślisz o sobie z pogardą? Odrzuć
wreszcie te myśli, które pochodzą z Ciemności, a wtedy nasza rozmowa nie pójdzie całkiem na marne.
Zegnaj!

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 9/10
25.10.2023, 21:47 J.R.R. Tolkien: Atrabeth Finrod Ah Andreth
Mrok spowił pokój. Finrod ujął jej dłoń w blasku ognia.
- Dokąd idziesz? - spytała.
- Na Północ - powiedział - ku mieczom, ku oblężeniu i ku murom obrony - aby jeszcze przez chwilę rzeki
Beleriandu płynęły niezmącone, rozwijały się pąki liści i aby ptaki mogły budować swe gniazda - nim Noc
nadejdzie.
- Czy i on tam będzie, jasny i smukły, wiatr zaś w jego włosach? Powiedz mu... Powiedz mu by nie
postępował nierozważnie. By nie szukał niebezpieczeństwa ponad potrzebę!
- Powiem - rzekł Finrod - Ale równie dobrze mógłbym ciebie prosić, abyś nie płakała. On jest wojownikiem,
Andreth, i jest także duchem gniewu. Z każdym zadanym ciosem widzi Nieprzyjaciela, który dawno temu
tak cię zranił.
Ale tyś nie dla Ardy. Znajdź światło tam, dokąd zmierzasz. I czekaj tam na nas, na mego brata - i na mnie.

tłumaczył Ryszard Derdziński

[OD TŁUMACZA. Przedstawiony tekst pochodzi najpewniej z roku 1959 (patrz Morgoth's Ring, str. 304),
gdy J.R.R. Tolkien był już na emeryturze (Bibliografia, str. 219) i mógł poświęcić się wreszcie porzuconej
pracy nad Silmarillionem, którego dodatkiem miało być Athrabeth Finrod ah Andreth. Utwór powstał
zapewne po napisaniu innego znakomitego tekstu Tolkiena pod tytułem Prawa i obyczaje wśród Eldarów i
razem z innymi materiałami przedstawionymi w trzech ostatnich częściach Historii Śródziemia (Morgoth's
Ring, The War of the Jewels, Peoples of Middle-earth) należy do tej fazy powstawania legendarium, gdy
ukończono już pisanie Władcy Pierścieni.]

[1] Mogło to być około roku 409, podczas Długiego Pokoju (260-455). Belemir i Adanel byli wtedy starzy
latami człowieczymi, przeżywszy już około siedemdziesiąt zim. Jednak Andreth była jeszcze w sile wieku
nie przekroczywszy pięćdziesięciu lat (miała ich 48). Była niezamężna, co nie zdawało się czymś
niezwykłym wśród Wiedzących Kobiet rodzaju ludzkiego.
[2] Miał 93 lata
[3] W roku 310, około sto lat przed akcją opowieści.

https://web.archive.org/web/20210414042217/http://home.agh.edu.pl/~evermind/jrrtolkien/atrabeth.htm 10/10

You might also like