Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 248

Table of Contents

Patrycja Wieczorkiewicz, Aleksandra Herzyk

PRZEGRYW
Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności

Copyright © by Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz, 2023


Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal
Wydanie I
Warszawa 2023

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do
prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie
udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób
upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub
podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Spis treści

Copyright
Motto
*
Wprowadzenie
Janek
Adrian
Mateusz
Robert
Piasqun
Wykopek Bordo
Sam
Hauser
Pawulon
Gnój
Muchomor
Goblinus
Ropuch
Marcin
Paweł
Wołoś
Posłowie
Podziękowania
Słowniczek
Przypisy
Strona redakcyjna

Porzuceni emocjonalnie przez rodziców i społeczeństwo w ogólności,


chłopcy często przeżywają złość, którą nikt się nie przejmuje, dopóki nie
prowadzi do agresywnych zachowań. Dopóki chłopcy, wypełnieni gniewem,
spędzają całe dnie przed komputerem, nie mówią, nie budują relacji –
nikogo nie obchodzą.
– bell hooks
*

TW: mizoginia, przemoc seksualna, nękanie, przemoc w rodzinie, transfobia,


samobójstwo i myśli samobójcze, rasizm, ableizm, fatfobia
Wprowadzenie

Największe skupisko inceli i przegrywów w polskim Internecie istnieje na


Wykopie, popularnym portalu, którego ideą jest wynajdywanie ciekawych
informacji na wszelkie możliwe tematy i udostępnianie ich innym
użytkownikom (tzw. wykopywanie). Jeśli interesuje nas coś konkretnego,
wystarczy, że wybierzemy odpowiedni tag. Najpopularniejszy z nich to
właśnie #przegryw. Pojawia się pod nim około pięciu tysięcy wpisów w
miesiącu, tworzonych przez kilkuset użytkowników. Ich liczba stale się
zmienia, a niektórzy posiadają kilka różnych kont, więc trudno o bardziej
precyzyjne szacunki.
Postanowiłyśmy przyjrzeć się bliżej tej społeczności, ponieważ problem,
wokół którego incele i przegrywy budują swoją tożsamość – samotność i
niemożność nawiązania relacji seksualnych – dotyczy nie setek, ale
dziesiątek tysięcy polskich mężczyzn. Według badań1 zrealizowanych przez
Krzysztofa Pacewicza i Kantar wśród osób urodzonych po 1989 roku jest
dwukrotnie więcej singli niż singielek (47% i 20%). Przyczyny autor
dopatruje się w tym, że młode kobiety i młodzi mężczyźni znacząco różnią
się poziomem wykształcenia – w przedziale 25–30 lat wyższe wykształcenie
ma 58% kobiet i tylko 38% mężczyzn – i poglądami (kobiety są znacznie
bardziej liberalne).
W XXI wieku samotność stała się problemem globalnym. Cyfryzacja
sprawiła, że prawie wszystko można załatwić bez bezpośredniego kontaktu z
innymi, co przyczynia się do zanikania ważnych umiejętności społecznych.
Instytut Pokolenia stworzył raport2, w którym alarmuje o wyniszczającym
wpływie samotności nie tylko na społeczność, ale też na jednostki – osłabia
ona układ odpornościowy i zwiększa ryzyko chorób serca, udaru i demencji.
Jednocześnie wiąże się z aż 30-procentowym zwiększeniem ryzyka
przedwczesnej śmierci. Nie bez powodu długotrwała izolacja (stosowana w
więzieniach) uważana jest za torturę. Z raportu Instytutu Pokolenia wynika
także, że poczucie samotności jest wyższe wśród mężczyzn, w szczególności
młodych – w grupie wiekowej 24–35 lat aż 65% wskazało na
ponadprzeciętne poczucie samotności.
W dobieraniu rozmówców opierałyśmy się na autoidentyfikacji.
Interesowali nas mężczyźni, którzy określając się w ten sposób, współtworzą
incelosferę, czyli zdominowaną przez inceli przestrzeń w sieci, złożoną z
portali, czatów, grup w mediach społecznościowych, serwerów i blogów.
Zamiennie nazywamy ją przegrywosferą, bo choć określenia incel i
przegryw nie są synonimami, ich definicje w znacznym stopniu nakładają się
na siebie, a osoby, które utożsamiają się z jednym lub drugim (a zwykle
obydwoma), koegzystują w sieci.
Większość naszych rozmówców poznałyśmy na Wolierze Goblinów,
zamkniętym serwerze na Discordzie, na którym spędziłyśmy szesnaście
miesięcy, codziennie wymieniając wiadomości, uczestnicząc w rozmowach
głosowych, a od czasu do czasu grając z użytkownikami w internetowe
kalambury. Liczba naszych rozmówców oscyluje wokół piętnastu. Prawie
wszyscy trafili tam z Wykopu, część wciąż udziela się na tagu #przegryw.
Niektórzy byli lub są aktywni również w incelskich grupach na Facebooku,
jak Spermawka, największa spośród nich, oraz na chanach, forach
obrazkowych, znanych z tolerancji dla ekstremistycznych treści i czarnego
humoru. Prawie wszyscy uważają się zarówno za przegrywów, jak i inceli, a
chcąc odróżnić się od pozostałych przedstawicieli incelosfery i
przegrywosfery, nazywają się też goblinami.
Incelosfera jest jedną z wielu przestrzeni istniejących w manosferze. Tę
przestrzeń można sobie wyobrazić jako cyfrową krainę, podzieloną na kilka
mniejszych obszarów. Każdy z nich zamieszkany jest przez inną grupę,
różniącą się nieco od pozostałych. Wszystkie składają się z niemal samych
mężczyzn w wieku od kilkunastu do trzydziestu kilku lat i przesiąknięte są
mizoginią, co nie znaczy, że każda osoba, która tam trafia, powiela
antykobiece przekonania (są tacy, którzy aktywnie się im sprzeciwiają, ale
stanowią zdecydowaną mniejszość). Jedną z tych grup są incele, którzy za
swoje główne problemy uważają nieumiejętność nawiązywania relacji
seksualnych i romantycznych.
Janek

(Ni)kim jestem
Janek kontaktuje się z nami przez Wykop. 31 maja 2021 roku pisze (w tym i
następnych postach i mailach użytkowników portalu zachowano pisownię
oryginalną): „Cześć. O mnie: lat 27, kawaler, bezdzietny. Bezrobotny,
wykształcenie średnie. 174 cm wzrostu. Depresja (od wielu lat) i border
(względnie niedawno zdiagnozowany). Incel. Brzydki i biedny. Zero
znajomych, nigdy dziewczyny, mieszkam z rodzicami na wsi. To tak w
skrócie, na dobry początek”. Przesyłamy mu trzydzieści pytań. Odpowiada
na dwudziestu pięciu stronach A4, żadnego nie pomijając. Przez kolejnych
sześć miesięcy wymieniamy wiadomości. Dopiero wtedy godzi się na
rozmowę głosową. – Wstydzę się swojego położenia, ale nie potrafię go
zmienić. Żyję dzięki uprzejmości rodziców i oszczędnościom, które
zgromadziłem podczas półtora roku pracy na magazynie – mówi Janek.
Twierdzi, że czynniki odpowiadające za jego los są wewnętrzne, nie
zewnętrzne. Chciałby móc winić kogoś lub coś: kobiety, bo nigdy nie okazały
mu cienia zainteresowania, albo system skazujący go na wykluczenie i
samotność. Czasem zazdrości ludziom traumatycznych doświadczeń, które
mogłyby tłumaczyć zwichrowaną psychikę. – Jestem jedynym powodem
swojej porażki. Nie da się mnie naprawić. Wszelkie próby byłyby tylko
chwilową kosmetyką, balsamowaniem trupa, bo nie planuję długiego życia.
Codziennie budzi mnie myśl o samobójstwie. Wiem, że dla rodziców jestem
ciężarem. Nie takiego syna chcieli.
Janek od osiemnastego roku życia korzysta z psychoterapii i farmakologii,
próbował dziesięciu różnych substancji psychotropowych. Mieszka na wsi,
liczącej około dwóch tysięcy mieszkańców, od najbliższego miasta
oddalonej o dziesięć kilometrów. Rodzice są na emeryturze, ojciec dorabia
jako pracownik fizyczny. Pierwsze konto na Wykopie Janek założył
dwanaście lat temu, a od trzech udziela się na tagu #przegryw.

Tęsknoty
Mieszka w starym, ale zadbanym domu z ogrodem. Ma własny pokój, około
dwunastu metrów kwadratowych. Dwaj starsi bracia założyli rodziny i
wyprowadzili się do miast. Na co dzień nie widuje nikogo poza rodzicami.
Wspierają go finansowo, opłacając leki i terapię, ale nie rozumieją,
dlaczego wciąż nie ułożył sobie życia. Matka co jakiś czas zarzuca mu
lenistwo i gnuśność. Żyją obok siebie, dziennie zamieniają od kilku do
kilkunastu zdań.
Odkąd Janek sięga pamięcią, marzył o znalezieniu dziewczyny: – W
okresie dorastania moim jedynym pragnieniem było poznanie kogoś, z kim
mógłbym szczerze porozmawiać, przytulić się. Ta tęsknota wciąż się we
mnie tli. Wiem jednak, że nie byłbym dobrym partnerem. Nie byłbym żadnym
partnerem, bo tak poważne zaburzenia wykluczają jakiekolwiek partnerstwo.
Chora, nieradząca sobie w życiu kobieta znajdzie kogoś, kto zechce się nią
zaopiekować. Chory, wymagający opieki mężczyzna to nie mężczyzna.

03.08.2021, wiadomość mailowa


Szczególnie trudny jest widok par i zwykłych, normalnych ludzi. To przypomina mi o
samotności. Ale nie muszę wychodzić z domu, by odczuwać brak bliskości, bo samo
czytanie historii w internecie, czyjeś zdjęcie albo wątek w serialu wystarczą, by
spowodować ból, kołatanie serca, przyspieszony oddech.
Jeszcze gorzej jest, kiedy słyszę, jak ktoś z dalszej rodziny opowiada o swoim życiu. O
tym, że był gdzieś z dziewczyną, spotkał się z kimś, był na imprezie. Sam nigdy tego nie
przeżyłem i nie przeżyję, a są to przecież sytuacje, które miewa znaczna większość ludzi.
To odbiera mi resztki energii do działania. Nie umiem z tym walczyć. Nie mam też za złe
ludziom, że chcą takie tematy poruszać. To normalne. Ale każdy wyjazd do miasta to dla
mnie gwarancja powrotu do domu w fatalnym nastroju, w poczuciu, że mnie w życiu nie
ma. Stoję obok ze świadomością, że bycie w związku to nie jest wygrana w totka i
normalni ludzie nie mają problemu z nawiązywaniem bliskich relacji. Niektórzy twierdzą,
że związek to same problemy, a jednak prawie każdy kogoś ma albo do tego dąży.

Przepis na przegrywa
Janek uważa się zarówno za incela, jak i przegrywa. Twierdzi, że obydwa
terminy opisują stan, w jakim znajduje się dany człowiek, a nie konkretną
ideologię. Według większości naszych rozmówców incelem jest każda
osoba, która żyje w mimowolnym celibacie, niezależnie od tego, czy
kiedykolwiek spotkała się z tym określeniem i jaki jest jej stosunek do idei
równouprawnienia płci. W incelosferze panuje przekonanie, że kobieta nie
może incelować, bo niezależnie od tego, jak wygląda, zawsze znajdzie się
mężczyzna gotów ją zaspokoić.

03.08.2021, wiadomość mailowa


Wydaje mi się, że aby uznać siebie lub kogoś za przegrywa, muszą zostać spełnione trzy
warunki:
[1.] Obiektywne ułomności,
[2.] Subiektywne poczucie niższości wynikające z obiektywnych ułomności,
[3.] Brak wpływu na te ułomności.
Podam przykład wzrostu, ale dotyczy to wszystkich innych cech.
Do punktu [1.]:
Byśmy mogli zostać uznani za niskich, muszą istnieć wyżsi od nas. By niski wzrost mógł
być uznany za wadę, społeczeństwo musi odbierać tę cechę negatywnie. Kobiet rzadko to
dotyczy, ponieważ mogą mieć 180 cm, wtedy to wzrost modelki, albo 150 cm, dzięki
czemu są słodkie i urocze. Niski mężczyzna to zawsze niepoważny karzeł. Przykładem
jest piłkarz Lorenzo Insigne, któremu dla żartów podstawia się podczas wychodzenia na
murawę chłopców jego wzrostu (Insigne ma ok. 163 cm).
Do punktu [2.]:
Jeżeli ze względu na wzrost jesteśmy traktowani z góry (tak, z góry – świetny przykład,
jak zwyczajne powiedzenie wyraża to, o czym mówię) i nie mamy w sobie czegoś, co tę
wadę zaciera (pieniądze, sława, wybitność w jakiejś dziedzinie), to prędzej czy później
dociera do nas jej waga. Blackpill tę prawdę streszcza, pokazując, że niski mężczyzna ma –
statystycznie – mniejsze szanse na znalezienie partnerki. To boli, dlatego ludzie często
wolą te fakty ignorować.
Do punktu [3.]:
Kobiety powiedzą: „Nie chcemy niskich facetów, ale przecież wy nie chcecie grubych
lasek”. Jest to porównanie błędne, ponieważ na wagę mamy mniejszy lub większy wpływ,
a na wzrost nie. Przegryw oznacza, że nic (prawie) nie możesz zrobić, by zmienić swoją
sytuację. Jesteś niski i nic na to nie poradzisz. Pomijam operację łamania i wydłużania
kości, bo to zabieg poza zasięgiem przeciętnego incela. Siłą woli nie urodzimy się na
nowo, z lepszym bagażem genetycznym. Coś, na co nie mamy wpływu, determinuje nasze
życie.

Zjedz lub zostań zjedzony


Janek dobrze wspomina czas przedszkola i podstawówki. Był pogodnym,
spokojnym dzieckiem. Rodzice chwalili się nim, bo szybko nauczył się pisać
i czytać. Był najlepszym uczniem w klasie. – Miałem wielu kolegów i byłem,
jak sądzę, dość lubiany, zarówno przez rówieśników, jak i nauczycieli.
W szóstej klasie uderzyła go pewna zmiana. Dziewczyny przestały być
istotami z innego świata, które nie potrafią grać w piłkę. Wtedy zauważył, że
nie wie, jak z nimi rozmawiać. W kobiecym towarzystwie był zawstydzony i
skrępowany. – Może to kwestia różnicy w dojrzewaniu? – zastanawia się. W
gimnazjum na pierwszy plan wysunęła się fizyczność. Nie wystarczyło po
prostu być, żeby się z kimś bawić. Janek zawsze był niski i wątły.

Janek: Przypominam sobie scenę, kiedy klasowy przywódca, samiec alfa, przyłożył swoje
przedramię do mojego i powiedział: „Przecież ty w ogóle mięśni nie masz”. Pewności
siebie nie budowały też wydarzenia na WF-ie. Do drużyn byłem wybierany na samym
końcu. Jako jedyny spośród trzydziestu chłopaków nie potrafiłem podciągnąć się na linie.
W nadziei, że koniec lekcji uchroni mnie przed koniecznością wykonania ćwiczenia,
ustawiłem się na końcu kolejki. Zadzwonił dzwonek, ale wuefista chciał dokończyć
sprawdzian. Byłem otoczony przez trzydziestu chłopaków, którzy chcieli iść na przerwę.
Jedni krzyczeli, żebym właził na linę, drudzy się śmiali. Takie wydarzenie ustawia
człowieka do końca szkoły.

Coraz częściej udawał, że nie ma stroju. To skutkowało słabymi ocenami z


WF-u i dalszą degradacją w szkolnej hierarchii. Na przełomie podstawówki
i gimnazjum zaczął intensywnie grać na komputerze, co wiązało się z
pogorszeniem sprawności fizycznej. – To przypieczętowało moją pozycję.
Nawet jeżeli jesteś outsiderem, możesz zdobyć szacunek poprzez dobre
wyniki w sporcie. Zawsze łatwiej dokuczyć komuś, kto jest słaby i nie odda.
W trzeciej klasie wydarzyło się coś, w czym Janek dostrzegł szansę na
poprawę swojego losu: – Napisała do mnie na Gadu-Gadu dziewczyna z
równoległej klasy. Rozmowa szła dość sprawnie, po paru dniach
zaproponowała spotkanie. Przesiedzieliśmy na ławce godzinę, może dwie,
rozmawiając o jakichś bzdurach.
Następnego dnia podszedł do niej na przerwie. Stała w grupie, otoczona
przez kolegów i koleżanki. „No idź stąd” – rzuciła. Prosił o słowo
wyjaśnienia, ale nie chciała rozmawiać. – Nie zapomnę tego uczucia
pożarcia i wyplucia, z którym byłem zupełnie sam. Nie miałem nikogo, komu
mógłbym zwierzyć się, że nie radzę sobie z odrzuceniem. Ale wydarzenie
miało też pozytywny efekt. W klasie rozeszła się plotka, że spotkałem się z
atrakcyjną dziewczyną, dzięki czemu rówieśnicy przestali uważać mnie za
ostatniego frajera. Wciąż nie byłem zapraszany na domówki, ale kilka razy
udało mi się wyjść w większej grupie na koncert czy spotkać na mieście.

Pierwszy upadek
Janek nie dostał się do liceum, które wybrali znajomi z gimnazjum. Miał
słabe oceny, zabrakło mu punktów. Trafił do klasy o profilu humanistycznym.
Na ponad dwadzieścia osób przypadało pięciu chłopaków. – Dziewczyny
szybko zwietrzyły ofiarę. Te najbardziej chamskie wymyśliły nawet zabawę:
zakładały konta na Gadu-Gadu, używając mojego nazwiska i zdjęcia, z
których pisały do lasek ze szkoły. Wszyscy myśleli, że robię to ja, więc
drwiny stały się codziennością.
Kiedy na polskim omawiali fragment lektury, który dotyczył relacji
romantycznej bohaterów, ktoś – czasem kolega, czasem koleżanka z klasy –
komentował na głos: „Pewnie Janek coś o tym wie, ma doświadczenie”.
Pozostali wybuchali śmiechem. Na przerwach rówieśnicy pytali, czy „coś
ostatnio wyrwał”. – Wobec oczywistego braku powodzenia, ze względu na
nieśmiałość i kiepski wygląd, dawało to efekt komiczny. To tak, jakby rzucać
sarkastyczne uwagi w kierunku największego matematycznego osła,
proponując, by rozwiązał zadanie z gwiazdką.
Po przyjściu do domu, około godziny siedemnastej, Janek wypijał
czteropak piwa i szedł spać. Budził się po dziewiątej i do pierwszej siedział
przy komputerze. Zasypiał o świcie. Cierpiał z powodu chronicznego stresu,
bezsenności i samotności. Liceum wspomina jako początek oderwania od
rzeczywistości, odrealnienia. – Chyba każdy obudził się kiedyś w nocy i
przez kilka sekund nie mógł zorientować się, gdzie się znajduje, jaki jest
dzień, która godzina, czy musi wstawać do pracy. Derealizacja to
rozciągnięty w nieskończoność stan takiego zawieszenia. Człowiek nie ma
poczucia, że istnieje. Wszystko jest obce, płynne, dalekie i sztuczne.
Pod koniec szkoły podjął próbę samobójczą. Za tym poszły psychiatra,
terapia, leki, reakcje na leki. Zaczął miewać regularne ataki paniki – z
dusznością, drżeniem, mdłościami, naprzemiennymi uderzeniami zimna i
gorąca, zawrotami głowy. Nie był w stanie wyjść do sklepu czy wsiąść do
autobusu. – Żałuję, że mnie wtedy odratowano – mówi. Ale są chwile, kiedy
chce mu się żyć. Układa dietę, zaczyna ćwiczyć. Wyobraża sobie, że znajduje
pracę i wynajmuje mieszkanie. – Szybko jednak dociera do mnie, że rzeczy
do naprawy jest zbyt wiele. Za samo leczenie i wyprostowanie zębów
musiałbym zapłacić kilkanaście tysięcy złotych. Nie mam takich pieniędzy i
nigdy ich nie zarobię, bo nie posiadam żadnych umiejętności. Nie nabędę
ich, bo nie potrafię podjąć prostej decyzji, na niczym się skoncentrować. Nie
pamiętam nawet, co robiłem dwie godziny temu. Kiedyś przez kilkanaście
miesięcy intensywnie ćwiczyłem w domu. Poprawa sylwetki była
zauważalna, ale nawrót depresji cofnął mnie do punktu wyjścia.
Bywa, że Janek płacze z bezsilności. Po chwili przypomina mu się jakaś
rockowa piosenka, która na piętnaście minut budzi w nim życie, inspiruje
plan na wyjście z przegrywu. Potem czyta komentarz w Internecie, który
uświadamia mu, jak bardzo jest samotny, albo widzi za oknem ładną
sąsiadkę i stwierdza, że nie miałby u niej szans. Siada wtedy w fotelu i przez
dwie godziny patrzy w ścianę. To go uspokaja, więc włącza komputer i
planuje dietę, którą zacznie od poniedziałku. I tak w kółko.

Janek: Nie mam poczucia ja. Tożsamość buduję na obrazach i wydarzeniach, z którymi się
sobie kojarzę. Nie mam żadnego poglądu, a jeśli jakiś mam, to i tak bym go nie obronił.
Raz chciałbym być blisko tego, czym gardzę. Innym razem gardzę tym, do czego jest mi
blisko. Nie nazwałbym siebie osobą. Mam wrażenie, że mój umysł to źle napisany
program.

Punkty wspólne
Trzy lata po skończeniu liceum Janek zapisał się na zaoczne studia w
pobliskim mieście. Wybrał mechanikę i budowę maszyn, na przekór swoim
humanistycznym zainteresowaniom. Liczył, że da mu to gwarancję stabilnego
zatrudnienia. – Byłem drugim najlepszym studentem na roku, choć prawie się
nie uczyłem. Nie dlatego, że jestem wyjątkowo zdolny, ale ze względu na
niewielkie wymagania i drastycznie niski poziom zajęć. Podczas większości
wykładów miałem wrażenie, że jestem w gimnazjum.
Zrezygnował po piątym semestrze, z powodu kolejnego epizodu
depresyjnego. Przyczyną znów były samotność i poczucie odrzucenia. Nie
potrafił nawiązać kontaktu z rówieśnikami. – Ludzie wyczuwają przegrywa z
daleka. Co miałem odpowiedzieć na pytanie „jak spędziłeś weekend?” albo
„czy masz dziewczynę?”? Jak miałem się odnaleźć w tych ciągłych
opowieściach o normalnych i ludzkich rzeczach, których nigdy nie
doświadczyłem? Brak znajomych wynika między innymi z braku wspólnych
tematów i zainteresowań. Nie mam samochodu, pracy, nie uczę się, nie
podróżuję, nie uprawiam sportu, bo nie mam na to energii, nie chodzę na
imprezy.
Wielokrotnie próbował poznać w sieci koleżankę. Kogoś, z kim mógłby
wymieniać szczere wiadomości. Nawet jeżeli rozmowa kleiła się przez
pierwszych kilka dni, później następowało ochłodzenie znajomości. –
Zwykle kończyło się tak, że dziewczyna odpisywała coraz wolniej i bardziej
lakonicznie, aż w ogóle przestawała. Niektóre mnie blokowały. Doceniam
szczerość tych, które wprost pisały, że nie lubią, jak ktoś ciągle narzeka.

Normik radzi
Janek denerwuje się, kiedy czyta: „wyjdź do ludzi” czy „zagadaj na
przystanku”. Twierdzi, że to naiwne i bezużyteczne rady, będące przejawem
myślenia życzeniowego. Osoby, które ich udzielają, nie zdają sobie sprawy,
że przegryw to towarzyskie dno dna. Nikt nie ma interesu, żeby się z nim
zadawać, nawet inni przegrywi. Nie jest nawet zerem, ale liczbą ujemną, bo
kontakt z nim nie jest obojętny, a odbiera energię i czas. Może i mógłby
znaleźć znajomych podobnych sobie, ale to tylko domknie krąg, w którym się
znajduje.

Janek: Normikom wydaje się, że wystarczy kupić rower i napisać na Facebooku, że szuka
się kolegów do wspólnych przejażdżek. W ich wyobrażeniu świat jest prosty i przyjazny:
„wystarczy chcieć” i „sky is the limit”, jak to bezrefleksyjnie powtarzają. Aby te frazesy
mogły zaistnieć w rzeczywistości, muszą paść na podatny grunt. W swoich złotych radach
normicy pomijają podstawową kwes ę, czyli brak umiejętności budowania relacji. Nie
mieści im się w głowie, że można mieć z tym problem. Nie rozumieją, że dla kogoś
rozmowa może być męcząca, trudna, wymagająca, że można mieć dziurę w głowie podczas
wizyty u fryzjerki, która pyta, co robiliśmy w wakacje.

Normicy to osoby płci dowolnej, które nie są ani incelami, ani


przegrywami. Wiodą normalne życie, spełniając wyobrażenia o
statystycznym obywatelu lub obywatelce. Są mniej lub bardziej aktywni
seksualnie, przestrzegają społecznych norm, konsumują treści z
mainstreamowych mediów, często bezrefleksyjnie. „Normik” może, ale nie
musi być obelgą. Incele używają tego określenia na dwa sposoby: by
podkreślić swoją niższość względem osób, które uważają za bardziej
atrakcyjne i lepiej przystosowane do życia w społeczeństwie, lub wyrazić
pogardę i poczucie wyższości względem ich konwencjonalnych poglądów i
upodobań. Janek zdaje się uosabiać ten dualizm. – Z jednej strony uważam,
że posiadam pewien rodzaj inteligencji, która nie pozwala mi zarazić się
radosną przeciętnością optymistów i naiwnymi frazesami w rodzaju „każdy
jest kowalem własnego losu”. Z drugiej strony czuję, że jestem totalnym
kretynem i śmieciem, więc i tak nie miałbym szans na dostosowanie się do
normy.
Normik może wyznawać prawicowe lub lewicowe wartości, zarabiać
powyżej lub poniżej średniej krajowej, być tymczasowo bezrobotny, mieć
wiele romansów lub stały monogamiczny związek. Może też cierpieć z
powodu zaburzeń psychicznych, traum, pochodzić z dysfunkcyjnej rodziny.
Od przegrywa różni go to, że żyje w społeczeństwie, a nie na jego
marginesie, i jest podatny na wpływy kultury masowej, nawet jeśli pozornie
ją kontestuje.

Czasy szybkie i powierzchowne


Janek: Na ten moment jestem pogodzony z faktem, że nigdy nie zaznam uciech cielesnych.
Abstrahując od mojej brzydoty, nie wydaje mi się, bym jakiekolwiek zbliżenie uniósł
emocjonalnie. To dla mnie zbyt odległy temat, jak dla osoby z paraliżem kończyn dolnych
myśl o przebiegnięciu maratonu. Uważam, że seks powinien opierać się na pewnej
wzajemności, grze do tej samej bramki. Nie mógłbym tak po prostu kogoś wyruchać.
Ważniejsze byłoby dla mnie to, czy kobiecie jest dobrze. A nawet gdyby twierdziła, że tak,
tobym jej nie uwierzył, bo ktoś taki jak ja nigdy nie wzbudzi pożądania.

Cztery lata temu Janek założył konto na Tinderze. Przez pół roku zebrał
prawie trzydzieści par. Tylko z dwiema dziewczynami udało mu się
podtrzymać rozmowę dłużej niż przez pięć minut. Jedna nie zgodziła się na
propozycję spotkania, druga odwołała je w ostatniej chwili. Głównej
przyczyny niepowodzeń Janek upatruje w swojej fizjonomii. Ma chude ręce,
niemalże bez owłosienia. Do tego ginekomastię, skłonność do tycia,
zapadniętą klatkę piersiową, zgarbioną postawę, krzywe zęby, pociągłą
twarz bez zarostu, ze słabo zarysowaną szczęką. Do tego wadę wzroku, która
zmusza go do noszenia okularów.

Janek: Czasy są szybkie i powierzchowne. Żadna kobieta nie ma ochoty zagłębiać się w
twoje wnętrze, jeśli nie przekona jej pierwsze, ewentualnie drugie wrażenie. Dziś nie
porównujemy siebie i innych do sąsiada czy chłopaka z tej samej wioski, tylko do
najpiękniejszych ludzi z całego świata. Internet, portale społecznościowe i aplikacje
randkowe dają kobietom wgląd w elitę. Dlaczego młoda dziewczyna miałaby umówić się z
takim gównem jak ja, skoro może znaleźć brodatego chada, wyglądającego jak z okładki
kolorowego pisma? Myślę, że gdyby zebrać wszystkie moje cechy, zarówno wyglądu, jak
osobowości, i je odwrócić, stałbym się człowiekiem, jakim chciałbym być.

Janek zapewnia, że choć jest wyznawcą teorii blackpillu, nie ma


mizoginistycznych poglądów. Jego wpisy na Wykopie skupiają się na
analizowaniu cierpienia, które odczuwa w związku z izolacją, samotnością,
zaburzeniami psychicznymi i ogólnym poczuciu beznadziei. Wszystko to
przepuszcza przez filtr filozofii pesymistycznej i nihilistycznej,
charakterystycznej dla całej incelosfery. Najbardziej twardogłowi
blackpillowcy mogliby uznać go za heretyka – Janek nie podziela
przekonania, że różnice w zachowaniach kobiet i mężczyzn wynikają przede
wszystkim z uwarunkowań biologicznych.

Janek: Kobiety zachowują się tak, jak każe im ich wewnętrzna konstytucja i środowisko
zewnętrzne. Można oczywiście obwiniać pogodynkę o deszcz, ale to przykład błędu
logicznego. Dzisiejsze kobiety nie różnią się znacząco od tych, które żyły sto czy
dwieście lat temu. Natura ludzka zmienia się bardzo powoli, a motorem tej zmiany są
kultura i cywilizacja. Naciskają na nas, kreując określone postawy. Gustave Le Bon pisał,
że wrzuceni w wir rewolucji francuskiej kaci w innych warunkach byliby spokojnymi,
bogobojnymi urzędnikami. Niejedna z wojujących dziś na Twi erze Julek sto lat temu
byłaby gorliwą zakonnicą.

Wszystkie pigułki obecne w manosferze kładą nacisk na ewolucyjne


pochodzenie ludzkich zachowań. Kobiety odrzucają mężczyzn, których uznają
za posiadaczy kiepskich genów, bo tak im każe „gadzi mózg” i wynikająca z
natury hipergamiczność. Od tego już blisko do antykobiecych postaw,
zwłaszcza jeśli ktoś czuje się osobiście poszkodowany przez loterię
genetyczną i kobiety, które kierując się pierwotnymi instynktami, „skazują”
go na samotność i celibat.

Ruch wyzwolenia mężczyzn


W latach 60. i 70., kiedy wraz z rewolucją seksualną nastąpił rozwój
kontrkultury, ruchów feministycznego i gejowskiego, powstał też ruch
wyzwolenia mężczyzn. Jego cele były komplementarne z tymi, do których
dążyły feministki. Męscy aktywiści działali na rzecz porzucenia
ukształtowanych przez seksistowską kulturę ról płciowych, w których
upatrywali przyczyny opresji zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Kontestowali
stereotyp mężczyzny jako tego, na którym spoczywa obowiązek zapewnienia
zasobów całej rodzinie. Przekonywali, że nie tylko przyczynia się on do
dyskryminacji kobiet, którym utrudniano udział w życiu publicznym, ale też
do znacznego przeciążenia żywicieli rodzin i występowania problemów
psychicznych u obydwu płci. Zaangażowani publicyści i aktywiści pisali:

W świecie wydajemy się pewni siebie. Oczekuje się od nas, że będziemy potrafili „sobie
radzić”. Ale w naszym życiu wewnętrznym, wypartym tak wcześnie, kryjemy często
głęboki niepokój i słabość. Kiedy jest źle, mamy tendencję, aby odbierać sobie życie,
popełniać samobójstwa, zamiast poprosić o pomoc, pójść do szpitala psychiatrycznego,
jak robią to kobiety. W większości rodzin klasy pracującej i klasy średniej role są
zdefiniowane: mężczyźni zapewniają zasoby, kobiety zajmują się domem. Nasze
obowiązki, zinternalizowane jako „spełnienie”, to praca; przynoszenie pieniędzy naszym
rodzinom, które są od nas zależne. W zamian oczekujemy, że będą nas kochać i karmić, że
nasze żony będą się nami opiekować. To handel. Wydaje się w porządku. To wydaje się
„naturalnym” porządkiem rzeczy. Ale to nie jest w porządku. To nie jest naturalne. Na ogół
jesteśmy niewolnikami pracy, która nie sprawia nam żadnej przyjemności. Dlatego
czynimy nasze domy więzieniem dla kobiet, które samotnie wychowują nasze dzieci. Tam,
gdzie szukaliśmy i marzyliśmy o atmosferze miłości, znajdujemy głęboki wzajemny
gniew3.

Wczesny ruch wyzwolenia mężczyzn zwracał uwagę na opresyjne


wymagania i ograniczenia stawiane przez kulturę chłopcom: wyśmiewanie
okazywania innych emocji niż gniew, płaczu, proszenia o pomoc,
kontrolowanie tego, czym chłopiec powinien, a czym nie powinien się
interesować, by zdobyć i zachować status prawdziwego mężczyzny.
Aktywiści przekonywali, że system patriarchalny, w którym większość
władzy i zasobów znajduje się w rękach garstki mężczyzn, nie chroni ich
przed byciem poszkodowanymi przez stereotypy związane z męskością.
Zwracali uwagę na wymóg bycia silnym, dominującym i zaradnym samcem,
dehumanizujący i oddzielający od własnych emocji. Grupy, które kontynuują
myśl tak zwanych men’s libbers z lat 70. XX wieku, są marginalizowane w
społecznej debacie o płci, ale nadal istnieją – w Polsce jest to na przykład
Grupa Performatywna Chłopaki, promująca czułą męskość i organizująca
męskie kręgi, podczas których każdy uczestnik może czuć się bezpiecznie, bo
nie będzie oceniany za łzy czy potrzebę przytulenia swojego przyjaciela.
Instagramowy profil Chłopaków pełen jest komunikatów takich jak: „Jestem
mężczyzną i nie chcę walczyć o pieniądze, władzę i zasoby”; „Mogę być
blisko drugiego faceta”; „Jestem mężczyzną i zgoda na seks jest dla mnie
ważniejsza niż seks”; „Mężczyzno, kremik, olejek, pomadka nie odgryzie ci
zadka”. Ich działalność budzi różne emocje – wielu mężczyzn z różnych
środowisk odnajduje wsparcie w ich grupie na Facebooku, inni twierdzą, że
odrzuca ich specyficzny język, jakim się posługują i który jest kojarzony
głównie z grupami feministycznymi.
Jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci związanych z ruchem
wyzwolenia mężczyzn jest politolog Warren Farrell. Od późnych lat 60.
powiązany był z drugą falą feminizmu i Narodową Organizacją Kobiet, która
zwróciła się do niego z prośbą o stworzenie swojej męskiej przybudówki. W
tym czasie spod jego pióra wyszła książka Wyzwolony mężczyzna, w której
Farrell podważał „naturalny porządek” w rodzinie i zachęcał partnerów
kobiet do opieki nad dziećmi, kiedy one zajmują się pracą. W swoich
performatywnych działaniach usiłował także przedstawiać każdemu i każdej
trudności związane z funkcjonowaniem jako płeć przeciwna. W tym celu
organizował konkursy piękności, podczas których prosił zasiadające na
widowni kobiety o traktowanie roznegliżowanych mężczyzn „jak mięsa”, aby
poczuli, czym jest uprzedmiotowienie. Chcąc pokazać kobietom, jak
obciążająca dla mężczyzn jest presja, pod jaką funkcjonują w rodzinach i
społeczeństwie, będąc głównymi, jeśli nie jedynymi, dostarczycielami
zasobów, kazał im ustawiać się w szeregu według wysokości ich pensji. Te,
które zarabiały najmniej lub wcale, obrzucał obraźliwymi określeniami,
takimi jak „frajer”. Inny jego eksperyment dotyczył randkowania – zachęcał
kobiety do wychodzenia z inicjatywą, tak aby były wystawione na ryzyko
odrzucenia, z jakim muszą liczyć się mężczyźni, od których wymaga się
zrobienia pierwszego kroku. W magazynie „People” można było zobaczyć
zdjęcia Farrella, na których przygotowuje żonie śniadanie, a „Financial
Times” umieścił go na liście „100 liderów opinii”. On sam, wspominając te
czasy, mówi, że „był jak Bóg dla wielu kobiet”4. Z czasem jednak zaczął
skłaniać się w kierunku przekonania, że płcią systemowo dyskryminowaną są
mężczyźni. Stało się to przyczyną jego konfliktu z Narodową Organizacją
Kobiet. Jednym z punktów zapalnych okazało się zagadnienie domniemania
wspólnej opieki nad dziećmi po rozwodzie, wobec której – inaczej niż
większość feministycznych organizacji dzisiaj – NOK miała być krytyczna.
Dyskusja na temat opieki nad dziećmi po rozwodzie stała się przyczyną
ostatecznego zerwania przez Farrella z feministkami. Obecnie ruch związany
z prawami ojców jest silnie powiązany z manosferą (w Polsce jest to na
przykład organizacja Dzielny Tata), a jego członków łączy pogląd, że to
mężczyźni są bardziej wykluczeni ze względu na płeć (inaczej niż w
przypadku ruchu wyzwolenia mężczyzn, którego działacze uważali, że
patriarchat krzywdzi wszystkie płcie tak samo, chociaż mężczyzn hojniej
nagradza).
Zagadnienie praw ojców było jednym z tych, które podzieliły ruch męski
na profeministyczny i antyfeministyczny. Według zwolenników tego drugiego
feminizm zaszedł za daleko, prawdziwie wykluczoną grupą są mężczyźni, zaś
kobiety wiodą życie proste, przyjemne, pozbawione trosk i pełne różnego
rodzaju przywilejów, jakie gwarantuje im matriarchalne społeczeństwo.
Przekonanie, że feministkom nie zależy na autentycznej równości, ale na
zachowaniu swoich przywilejów, jest powszechne w manosferze. Zgodnie z
tym poglądem feministki porównują się do mężczyzn z czubka społecznej
hierarchii, a tych niżej od siebie nie zauważają lub uznają za niegodnych
uwagi podludzi. Incele łączą to z kontestacją wzorca, zgodnie z którym
mężczyzna powinien płacić za kobietę w restauracji, przepuszczać w
drzwiach, bronić przed światem zewnętrznym, w razie ewakuacji z tonącego
statku ustępować miejsca w szalupie ratunkowej, a podczas wojny być
gotowym zginąć na froncie. Tam, gdzie feminizm widzi umniejszanie
kobietom i degradowanie ich poprzez traktowanie jako delikatnych istot
wymagających opieki (co ma swoje negatywne konsekwencje w innych
dziedzinach życia), przedstawiciele incelosfery widzą niepotrzebne i
uwłaczające poddawanie się matriarchalnemu dyktatowi, mającemu na celu
utrzymanie podporządkowania mężczyzn kobietom i uprzywilejowanie tych
drugich.
Adrian

Przegryw mimo wygrywu


Adrian podziela przekonanie o uprzywilejowaniu kobiet, zwłaszcza na polu
relacji romantycznych i seksualnych. Nie chce jednak angażować się w
walkę z tą niesprawiedliwością. Jest indywidualistą i materialistą. Liczy się
dla niego wyłącznie dobro własne i bliskich. Uważa, że człowiek nie ma
żadnych obowiązków względem społeczeństwa, tak jak społeczeństwo nie
jest nic winne jednostce. Ma dwadzieścia trzy lata, a jego zarobki w branży
IT już przekraczają średnią krajową. Sukces finansowy uważa za swój
priorytet, choć sam nie wie, na co mógłby wydawać zarobione pieniądze.
Ma własne dwupokojowe mieszkanie urządzone w minimalistycznym, wręcz
ascetycznym stylu, dość nowoczesne i schludne. Dostał je od rodziców,
przedstawicieli klasy średniej, po których odziedziczył smykałkę do
oszczędzania.
Odmawia udzielenia wywiadu do książki, co tłumaczy nerwicą natręctw i
lękiem przed identyfikacją. Jego portret, siłą rzeczy niepełny, budujemy z
ochłapów, jakie rzuca na Wolierze Goblinów i w rozmowach głosowych z
nami i innymi użytkownikami. Przyznaje, że po kilku miesiącach naszej
obecności na serwerze zapomniał, że jesteśmy tam, by zebrać materiał: –
Fajnie się rozmawiało, a na koniec zorientowałem się, że mogłem napisać za
dużo – powie nam w rocznicę internetowej znajomości.
Od dzielenia się szczegółami z życia prywatnego woli rozmawiać o
pieniądzach (inwestuje w kryptowaluty), polityce (nie popiera żadnej z
istniejących partii, ale swoje poglądy określa jako wolnorynkowe) czy rynku
seksualnym, na którym, jak twierdzi, niepodzielnie rządzą kobiety. O jego
dzieciństwie i okresie dorastania wiemy niewiele ponad to, że ojciec był
alkoholikiem, którego wielokrotnie musiał wyciągać z tarapatów. Szkołę
wspomina dobrze. Był ponadprzeciętnym uczniem, lubianym przez
rówieśników i nauczycieli.
Mówi pewnym, niskim głosem. Traktuje nas z dużą życzliwością, choć
przyznaje, że w niewielu kwestiach jest nam po drodze. – Lubię was, ale nie
wasze poglądy – tłumaczy. Pisząc, nigdy nie zapomina o poprawności
językowej i kropce na końcu zdania. Potrafi żartować z siebie, a zwłaszcza
ze swoich fantazji seksualnych i sposobów na samozaspokojenie, którym
zawdzięcza jeden z pseudonimów, pod jakimi funkcjonuje w incelosferze –
Dewiant. Jest uzależniony od masturbacji. Potrafi poświęcić jej wiele
godzin, od zmierzchu do świtu, przez co często jest niewyspany i
rozdrażniony. Twierdzi, że wygląda jak typowy coomer (dosłownie:
szczytujący), wyraźnie nieszczęśliwa postać z memów, charakteryzująca się
przekrwionymi oczami i wydatnymi mięśniami prawej ręki. – Nie mam
żadnych zainteresowań, moją pasją jest walenie konia.
Ma specyficzny sposób osiągania podniecenia. Tworzy kobiece profile na
jednym z popularnych czatów internetowych i wymienia erotyczne
wiadomości z przypadkowymi mężczyznami. Wciela się w wymyślone przez
siebie postaci, z których każda ma nieco inne upodobania, plany i
doświadczenia. Adrian zaznacza, że nie pisze z byle kim – by możliwe było
obustronne zaspokojenie, rozmówca musi mieć bogatą wyobraźnię i poziom
intelektualny, który nie wywołuje zażenowania.
Problem z kompulsywną masturbacją zaczął się, kiedy miał dwanaście lub
trzynaście lat. W okresie burzy hormonalnej nie interesował się
dziewczynami, bo wiedział, że w domu czeka na niego komputer i wszystkie
rodzaje pornografii, o jakich był w stanie pomyśleć. I dużo więcej.
Początkowo robił to, by rozładować stres, którego przysparzało dorastanie z
ciągle pijanym ojcem i domowe awantury. Dziś twierdzi, że uzależnienie od
łatwo dostępnej gratyfikacji w postaci samodzielnego doprowadzania się do
orgazmu było jednym z kamyków, które złożyły się na jego drogę do
incelstwa.
Często wraca do sytuacji, która wydarzyła się podczas imprezy, na którą
został zaproszony w liceum: pijana koleżanka pocałowała go i
zaproponowała, by ją odprowadził. Odmówił, bo zadzwoniła do niego
mama i prosiła, by wrócił do domu. – Być może była to moja pierwsza i
ostatnia szansa na seks, choć nie chciałbym, żeby dziewczyna przespała się
ze mną tylko dlatego, że sporo wypiła – mówi. Marzy mu się
niezobowiązująca relacja seksualna ze szczupłą dziewczyną o pełnych
biodrach i wydatnych piersiach. Jeśli związek, to nieformalny, z
zachowaniem własnej przestrzeni i spotkaniami kilka razy w tygodniu. Lubi
perwersyjne, brutalne porno. Jest otwarty na eksperymenty, ale nie ma
nikogo, z kim mógłby je przeprowadzić. Ma 174 centymetrów wzrostu i
uważa się za manleta, czyli niskiego faceta. Wielokrotnie byłyśmy
świadkiniami dyskusji, w których przedstawiciele incelosfery próbowali
dojść do porozumienia w kwestii tego, ile wzrostu musi mieć mężczyzna, by
nie trafić do tej kategorii – jedni mówią, że co najmniej 175 centymetrów,
inni, że 180, a najbardziej radykalni upierają się przy 190. Adrian wierzy, że
przed dozgonnym celibatem uratować go może jedynie przedłużenie kości
piszczelowych. Narzeka też na „otłuszczone” policzki, słabo zarysowaną
szczękę i nieznaczne, ale postępujące, zakola. Bierze sterydy, które mają
hamować wypadanie włosów, ale jedynym efektem, jaki do tej pory
zauważył, jest problem z erekcją. Rozważa poddanie się zabiegom medycyny
estetycznej, zaczynając od liposukcji twarzy. Ma kompleksy na punkcie
bujnego, ciemnego owłosienia na ciele i rozmiaru penisa (16 cm). Lubi
żartować, że posiadaczom okazałych członków powinno się je przycinać do
średniej krajowej. – Taki poniżej osiemnastu centymetrów nadaje się tylko
do sikania – przekonuje.

Przesyła nam swoje zdjęcia. W jego twarzy nie dostrzegamy nic, co


stanowiłoby znaczące odstępstwo od kanonu urody – linia żuchwy jest
niewyraźna, ale zarost regularny, włosy gęste, twarz symetryczna. Z
pewnością nie przypomina stereotypowego, przedstawianego w memach
incela, zaniedbanego okularnika z potężną łysiną i cofniętą szczęką.
Życie Adriana różni się od tego, co opisuje większość użytkowników
Wykopu skupionych na tagu #przegryw. Nigdy nie był na nim aktywny, a
jedynie czytał wpisy innych osób. Sam napisał trzy, może cztery. Publiczne
wynurzenia na temat własnych niepowodzeń nazywa debilizmem. Od marca
2019 roku udziela się na Discordzie, gdzie uchodzi za człowieka sukcesu,
oczywiście jak na tamtejsze standardy. Jest lubiany wśród koleżanek z pracy
i studiów, ma znajomych, z którymi dwa razy w miesiącu wychodzi do klubu,
a nawet jakieś pary na Tinderze. Większość w ogóle nie odpisuje, nieliczne,
które to robią, przestają po paru minutach niezręcznej wymiany wiadomości.
Adrian nie lubi „księżniczek”, które pragną być zdobywane, podczas gdy
same nie wykazują inicjatywy. Zabieganie o kobiecą atencję nazywa
pajacowaniem. Za niezbity dowód na kobiecą hipergamię uważa fakt, że
polubienia w aplikacjach randkowych dostaje niemal wyłącznie od
samotnych matek i bardzo otyłych kobiet. Tłumaczy, że sam dba o sylwetkę,
więc ma prawo wymagać tego od potencjalnej partnerki seksualnej. Od
najmłodszych lat ćwiczy rozciąganie i wierzy, że ciało, zdecydowanie
bardziej niż twarz, świadczy o człowieku. Grubość utożsamia z lenistwem i
brakiem silnej woli, a to cechy, którymi szczególnie pogardza.
Chodzi na lekcje tańca współczesnego, bywa zapraszany na imprezy. Jest
przekonany, że jego porażkę na polu romantyczno-seksualnym determinuje
przede wszystkim wzrost i nieumiejętność rozmawiania z kobietami w
sposób, który sprawiłby, że spojrzałyby na niego nie jak na kolegę, ale
kandydata na kochanka lub partnera.

Hookup culture
W 2017 roku w ramach projektu Making Caring Common Harvardu ukazał
się raport5 na temat promowania zdrowych postaw względem seksualności
młodych osób. W kluczowych wnioskach opisano tendencję do znacznego
przeszacowywania liczby niezobowiązujących relacji seksualnych, które
podejmują inni. Dla przykładu – wśród respondentów panowało
przekonanie, że 50–70% osiemnasto- i dziewiętnastolatków miało więcej niż
jednego partnera seksualnego. Według amerykańskiego Centrum Kontroli i
Zapobiegania Chorobom dotyczy to tylko 27% osób z tej grupy wiekowej,
biorąc pod uwagę stosunki waginalne, oralne i analne. Cytowany w raporcie
psychoterapeuta pracujący z młodzieżą przyznał, że wyobrażenia o szalonym
życiu seksualnym innych powodują uczucie nieadekwatności i pozostawania
w tyle. Współcześni studenci nie mają jednak większej liczby partnerów niż
ich rodzice, gdy byli w tym samym wieku, a nawet mają ich mniej niż
generacja X6. W porównaniu z 2009 rokiem w 2018 znacznie zwiększyła się
liczba młodych dorosłych, którzy raportują brak aktywności seksualnej –
44,2% młodych mężczyzn (wcześniej 28,8%) i 74% młodych kobiet
(wcześniej 49,5%)7. Badania te potwierdzają tendencję wykazaną przez
innych między innymi w USA, Wielkiej Brytanii, Australii, Niemczech i
Japonii8. Nie ma zgody co do przyczyn takiego stanu rzeczy.
W Polsce nowe postawy wobec seksualności badał profesor Zbigniew
Izdebski9. Z jego raportu z 2017 roku wynika, że choć względem poprzednich
lat obniżył się wiek inicjacji seksualnej Polek i Polaków oraz zredukowała
różnica między młodymi kobietami i mężczyznami, którzy mają ją za sobą,
aktywnych seksualnie osób jest mniej – autor również zaznacza, że jest to
spójne z podobnymi danymi z literatury międzynarodowej. Odsetek
aktywnych seksualnie w grupie wiekowej 18–49 lat spadł o 10 punktów
procentowych w porównaniu z rokiem 1997 i wynosi teraz 76%. Wśród
osób niepozostających w stałym związku, które wydają się stanowić idealny
materiał na osoby regularnie zaliczające jednonocne przygody, aktywność
seksualną deklarowało 43% mężczyzn i tylko 23,9% kobiet. Szaleństwa
„kultury przygód na jedną noc”, wnosząc po wnioskach z badań
prowadzonych na całym świecie, wydają się mocno przerysowane. Gdy
zapoznawałyśmy z tymi danymi naszych rozmówców z incelosfery,
przekonywali, że kobiety po prostu kłamią w badaniach ankietowych, nie
chcąc przyznać się do promiskuityzmu. Niektórzy twierdzili nawet, że w
przeciwieństwie do mężczyzn kobiety nie liczą wszystkich swoich
gangbangów i przygodnych stosunków. Z kolei zdaniem Adriana kobiety żyją
w dobrowolnym celibacie, bo mają zbyt wysokie oczekiwania wobec
potencjalnych partnerów seksualnych i romantycznych – wolą brak seksu niż
seks z kimś, kto ich nie spełnia, przy czym na pierwszym miejscu stawiają
wygląd. Czekają na kogoś atrakcyjniejszego od nich samych i ignorują zaloty
mężczyzn ze swojej ligi. Mężczyźni zaś, jeśli są nieaktywni seksualnie, to
dlatego, że nie mają żadnego wyboru.
Jak to się stało, że współczesne kobiety zaczęły myśleć o seksie jako o nie
zawsze zobowiązującej przyjemności, zostawiając w tyle wiktoriańskie mity,
wedle których nie miały własnej seksualności, zaś swoją niewinnością i
skromnością powinny hamować nieokiełznane popędy mężczyzn? Historia
randkowania i relacji damsko-męskich od XIX wieku jest niezwykle
ciekawa i miejscami zaskakująca.
Rewolucja przemysłowa przyniosła ogromne zmiany w postrzeganiu roli
mężczyzny i roli kobiety. Wcześniej standardem było, że rodzina wspólnie
pracowała w gospodarstwie. Rozwój systemu pracy najemnej, przeniesienie
się centrów industrializacji do miast i zatrudnianie w fabrykach przy
najcięższej pracy głównie mężczyzn spowodowały ustalenie nowego
podziału na sferę „kobiecą” – domową, ciepłą i pełną miłości, i „męską” –
związaną z pracą poza domem, pełną rywalizacji i niebezpieczeństw.
Zawdzięczamy temu przekonanie, że domowa praca kobiet nie jest pracą,
tylko obowiązkiem wykonywanym w ramach troski o rodzinę.
Był to też czas zwycięstwa modelu małżeństwa opartego na miłości, a nie
na kontrakcie pomiędzy rodzinami – upowszechnienie się tak zwane love
marriage stanowiło rewolucyjną zmianę wewnątrz tej instytucji.
Narracja przeciwstawionych sobie „dwóch sfer” miała też wpływ na
postrzeganie płci w relacjach romantycznych – kobiety, które kiedyś
uważano za seksualnie niebezpieczne (w końcu to Ewa skłoniła Adama do
grzechu), nagle stały się czułymi opiekunkami bez jednej sprośnej myśli w
swoich pięknych główkach. Nie dotyczyło to kobiet biednych i tych o innym
niż biały kolorze skóry, które w powszechnym przekonaniu mogły spełniać te
pragnienia „nienasyconych” mężczyzn, o których nie śmieliby wspomnieć
cnotliwej małżonce. Karol Darwin opisał wówczas seksualne zachowania
ludzi, mając za przykład „pozbawione seksualności” kobiety i seksualnie
agresywnych mężczyzn.
Szalone lata dwudzieste to czas, kiedy rozpowszechniło się to, co dzisiaj
nazywamy randką. Dotąd kobieta, której spodobał się dany mężczyzna,
informowała o tym swoją matkę, a ta zapraszała kawalera do domu. A więc
spotkanie zaczynało się od kobiecej inicjatywy i było pod jej kontrolą –
inaczej niż randka, która zmieniła dynamikę relacji romantycznych, będąc
spotkaniem inicjowanym i opłacanym przez mężczyznę.
Postępujące od czasów wiktoriańskich zmiany sprawiły, że kobiety zaczęły
traktować seks tak, jak do tej pory mieli, wedle powszechnie
funkcjonującego stereotypu, traktować go mężczyźni – stawiać fizyczną
przyjemność przed miłością i głębokimi uczuciami. Tak narodziła się hookup
culture, czyli kultura niezobowiązującego seksu. Termin ten opisuje klimat
akceptacji i zachęcania do luźnych relacji seksualnych, jak na przykład
ONS10 albo FWB11. Hookup wyróżnia brak emocjonalnego zaangażowania i
traktowanie seksu jako zabawy. Jak wiele określeń, które zrobiły
międzynarodową karierę, i to narodziło się w Stanach Zjednoczonych.
Odnosiło się do specyficznej atmosfery tamtejszych koledżów – niektórzy
badacze utrzymują, że używanie go w innym kontekście jest błędne.
Wiele feministek przypisuje zjawisku rewolucyjne znaczenie, uznając, że
zależy od niego dalszy sukces walki o równość płci. Według nich to
ostateczne zerwanie z ideą, zgodnie z którą kobiety idą na studia, aby poznać
męża, który zapewni im bezpieczeństwo finansowe – zamiast tego skupiają
się na własnej karierze i przyjemności czerpanej z promiskuityzmu. Słychać
także głosy feministycznych krytyczek zjawiska jako wyjątkowo szkodliwego
dla kobiet. Z tą opinią zgadza się wiele radykalnych działaczek, również
polskich – przekonują, że jest to kolejny sposób na zyskanie od kobiet
seksualnej gratyfikacji, z pominięciem ich przyjemności i komfortu. Ten
punkt widzenia wydaje się trącić wiktoriańskim przesądem na temat
niewinności i cnotliwości kobiet, poszukujących raczej uczucia niż
fizycznego zbliżenia, chociaż może być uzasadniony, biorąc pod uwagę to,
jakie korzyści kobiety i mężczyźni wynoszą z przygodnego seksu. Niektóre
kobiece działaczki poruszają temat orgazmów u kobiet, które – szczególnie
w przypadku przygodnych relacji – występują nieporównanie rzadziej
(pomimo tego, że kobiety mogą mieć ich wiele z rzędu) niż u mężczyzn. Gros
osób jest przekonanych, że to wina budowy ciała, przez którą orgazm
osobom z macicami jest trudniej osiągnąć, jednak biorąc pod uwagę mniej
takich problemów w relacjach lesbijskich, część feministek obstawia raczej
przedmiotowe traktowanie ciał kobiet przez partnerów, z którymi mają
przygodne relacje – skupiają się oni na własnej przyjemności, a stosunek
uznają za zakończony z momentem osiągnięcia orgazmu przez samych siebie.
„Kultura niezobowiązującego seksu” w USA nie przełożyła się na
lawinowy wzrost liczby intymnych kontaktów między młodymi ludźmi.
Statystycznie i kobiety, i mężczyźni uprawiają coraz mniej seksu. Jednak brak
częstych relacji seksualnych nie wyklucza istnienia kultury, która afirmuje
niezobowiązujące przygody i tworzy nacisk na to, aby ich doświadczać –
według wielu osób jest to niejako kwintesencja życia w koledżu i dobrej
zabawy. Każdy bywalec kampusu, który wypisuje się z hookup culture, musi
liczyć się z pewnego rodzaju ostracyzmem i stygmą nudziarza12. Przekonanie,
że promiskuityzm w wykonaniu obu płci jest fajny, ekscytujący i świadczy o
dobrze przeżytej młodości, da się odczuć nawet w tak konserwatywnym
kraju jak Polska, choć głównie na mężczyznach spoczywa presja, aby
wykazać się jako ogier i udowodnić swoją seksualną sprawność. W takiej
atmosferze można odczuwać większą presję na to, aby być seksownym,
fizycznie atrakcyjnym – w świecie jednonocnych przygód jest to w końcu
największy atut. Ma on także niebagatelne znaczenie w przypadku
randkowania za pośrednictwem aplikacji takich jak Tinder czy OkCupid.
Aplikacje randkowe dobierają ludzi w pary, jeżeli obie strony wzajemnie
przesunęły w prawo swoje profile, wyświetlające się w kolejce
potencjalnych partnerów i partnerek. Pierwszym, na co zwraca się uwagę,
jest zdjęcie danej osoby – opis jest o wiele słabiej wyeksponowany.
Transpłciowa youtuberka Contrapoints w filmie na temat inceli podzieliła
się swoim doświadczeniem w randkowaniu za pośrednictwem Tindera –
było ono o tyle ciekawe, że przez pewien czas prezentowała się jako
mężczyzna i randkowała z kobietami. Przyznała, że odkąd funkcjonuje jako
kobieta, jej aktywność polega głównie na „leżeniu na szezlongu” i
wybieraniu spośród dobijających się do niej amantów. Zanim przeszła
korektę płci, musiała wkładać wiele wysiłku, by zainteresować sobą
kobietę.
Gareth Tyson13 z Queen May University w Londynie był jedną z osób,
które przeanalizowały strategie dobierania się w pary przez użytkowników
Tindera. Doszedł do wniosku, że kobiety i mężczyźni zachowują się różnie –
jego wnioski były zgodne z tym, co mówiła Contrapoints. Mężczyźni
przesuwają w prawo dużą liczbę kobiet, otrzymując z powrotem niewielki
procent polubień. Kobiety z kolei są o wiele bardziej selektywne, ale parują
się z większą liczbą osób. Przeprowadzanie bardziej rygorystycznej selekcji
potencjalnych partnerów przez kobiety stanowi bolączkę niemal całej
manosfery. Bardzo często narzekał na nią również Adrian w rozmowach na
Wolierze Goblinów. Jak wygrać tinderowe zmagania z warszawskimi
modelami, będąc manletem i w dodatku polakiem-zakolakiem?

Adrian: Nawet gdyby udało mi się z jakąś umówić, miałbym z tyłu głowy, że za mną jest
kolejka chętnych facetów i najmniejszy błąd może sprawić, że dziewczyna postanowi
sprawdzić innego kandydata. Ludzi razi, że jeden opływa w bogactwa, a drugi nie ma co do
garnka włożyć. Ale nikomu nie przeszkadza, że kobiety mogą się jebać codziennie z
innym, w międzyczasie mijając na ulicy takich, co nawet nie trzymali za rękę. A mechanizm
jest ten sam.

Artyści Podrywu i Mężczyźni Idący Własną Drogą


Jak już wiemy, dzisiejszy ruch praw mężczyzn działa głównie w Internecie,
będąc częścią szeroko pojętej manosfery. Jej użytkownicy tworzą rozmaite
fora tematyczne, które łączy charakterystyczny żargon i część przekonań,
głównie na temat relacji damsko-męskich. Na Zachodzie stały się one
wylęgarnią zwolenników skrajnej prawicy. W ogromnym stopniu przyczyniła
się do tego kampania prezydencka i prezydentura Donalda Trumpa, podczas
których persony dotąd funkcjonujące w najmroczniejszych zakamarkach
Internetu trafiły do mainstreamowych mediów i na salony, budząc grozę w
przedstawicielach liberalnego establishmentu. W Polsce na treści typowe
dla manosfery natknąć się można między innymi na Facebooku, forum Bracia
Samcy czy na Wykopie. Manosfera nie jest spójna ani jednolita – poza
działaczami ruchu praw mężczyzn (nazywanymi MRAs) wyodrębnić można
przestrzenie zrzeszające Artystów Podrywu, Mężczyzn Idących Własną
Drogą i inceli.
Najstarszą z nich jest społeczność Artystów Podrywu. Książka, która stała
się przewodnikiem po życiu matrymonialnym mężczyzn, The Game Neila
Straussa, została wydana w 2005 roku, a pierwsze fora już w 2008 roku były
odwiedzane przez około tysiąca użytkowników miesięcznie14. Obecnie
Artyści Podrywu to nie tylko grupa facetów, którzy wymieniają się
kontrowersyjnymi radami dotyczącymi sztuki podrywania kobiet, lecz także
wart 100 milionów dolarów biznes15. Społeczność ta wykreowała swoich
guru, którzy w milionach egzemplarzy sprzedają poradniki, kręcą filmy,
prowadzą kursy i kanały na YouTubie.
W tym świecie panuje przekonanie, że kobiety są zupełnie inne niż
mężczyźni, niczym odrębny gatunek. Kobietę w oczach Artysty najłatwiej
porównać do maszyny na dwóch nogach, mającej możliwość nagradzania
seksem tych, którzy potrafią ją obsługiwać16. Jak do każdej maszyny, do
kobiet również istnieją instrukcje, którymi za opłatą podzielić się mogą guru
społeczności na swoich kursach. Podryw jest tu nazywany grą (stąd tytuł
bestsellera Straussa: The Game) i jak to w grze, zwyciężyć można dzięki
znajomości różnych trików i umiejętności poruszania się po planszy (w tym
przypadku jest nią rynek seksualny). Jednym z trików, które mają pomóc w
obejściu kobiecej bitch shield (suczej tarczy), jest negging – manipulacja
polegająca na mówieniu tego, co może być rozumiane zarówno jako obelga,
jak i komplement. Ma to skutkować podminowaniem pewności siebie
kobiety, nazywanej celem, i potrzebą znalezienia walidacji u „mistrza
podrywu”. Część porad dotyczy tylko polepszania swojego wyglądu, a część
jest po prostu instrukcją napaści seksualnej. Doświadczeni Artyści Podrywu
zalecają na przykład używanie fizycznej siły, aby zbliżyć kobietę do siebie
po tym, jak udało się odłączyć ją od jej przyjaciół. Aby osiągnąć cel w
postaci stosunku seksualnego, czasem trzeba przełamać jej opór, który
miałby być, zdaniem niektórych guru, skutkiem ewolucyjnego przystosowania
do unikania seksu na wypadek potencjalnej śmierci przy porodzie.
Przekonują, że panika i opór są absurdalne i irracjonalne, więc nie ma
niczego złego w zmuszeniu jej do tego siłą albo obmacywaniu bez zgody, aby
dać się jej zapamiętać jako „samiec alfa”.
Również w Polsce Artyści Podrywu znaleźli swoją niszę i na rodzimym
YouTubie znajdziemy wiele kanałów poświęconych uwodzeniu, o których
popularny film stworzył youtuber Gargamel. Od jednego z guru uwodzenia
dowiadujemy się, że „jeżeli kobieta nie chce dać się pocałować, to jest to jej
problem” (którym oczywiście nie należy się przejmować). Inny chwali się
tym, że nauczył się w kontaktach z kobietami robić tylko to, czego on chce,
bo czuje, że wtedy wygrywa. „Złapałem ją za dłoń. Wyrwała się? To nic, ja
zrobiłem to, na co mam ochotę”. W jednym z instruktaży możemy usłyszeć, że
„nigdy nie traktuje się poważnie nie ze strony innej osoby”. W innym pada
kwestia: „Każda dziewczyna, która przychodzi na mieszkanie do faceta, z
którym właśnie była na randce, wie, po co przyszła. Jeżeli będziesz myślał,
że robisz coś wbrew dziewczynie, będziesz czuł się źle, będziesz czuł się jak
taki gwałciciel. Dlatego musisz uwierzyć, że dziewczyna chce tego samego.
Wtedy wszystko będzie proste”.
Podczas gdy mistrzowie uwodzenia rozpaczliwie poszukują interakcji z
kobietami i często radzą, żeby nigdy nie zaprzestawać podrywu i nawet
będąc w związku uwodzić jak najszybciej i jak najwięcej, to Mężczyźni
Idący Własną Drogą17 przyjmują zgoła odmienną postawę. Zakładają oni, że
w związku z podłą naturą ludzkich samic należy unikać wszelkiego kontaktu z
nimi. Uzasadnienia dostarcza rozpowszechniona w manosferze ideologia
redpillu, która stanowi fundament przekonań zarówno Mężczyzn Idących
Własną Drogą, aktywistów Ruchu Praw Mężczyzn, jak i Artystów Podrywu.

Redpill
Określenie redpill inspirowane jest filmem Matrix, w którym przyjęcie
czerwonej pigułki oznacza otwarcie oczu na nieprzyjemną, ciężką do
zaakceptowania prawdę. Redpill pretenduje do bycia holistyczną teorią
wyjaśniającą ludzkie zachowania, w szczególności na rynku seksualnym.
Garściami czerpie z kontrowersyjnej dziedziny nauki, jaką jest psychologia
ewolucyjna.
Redpill roztacza przed swoimi zwolennikami wizję, zgodnie z którą
głównym wyznacznikiem wysokiej wartości danego mężczyzny jest status
samca alfa, kuszącego swoimi atrakcyjnymi genami, wartymi przekazania
potomstwu. Sposobem na zdobycie partnerki może być też zaimponowanie
jej bogactwem i obsypanie zasobami, jednak nie ma co liczyć, że obdarzy
partnera autentyczną miłością. Inaczej niż w czasach wiktoriańskich, w
których uważano, że kobiety nie mają seksualności, użytkownicy manosfery
sądzą, że są one wyjątkowo pożądliwe, jednak to pożądanie wzbudza tylko
20% genetycznie nadrzędnych mężczyzn. Podpierając się nazwiskiem
znanego ekonomisty, redpillowcy używają określenia reguła Pareto – w
manosferze oznacza ona, że 80% seksu na rynku seksualnym jest „zagarnięte”
przez 20% mężczyzn. Prowadzi to do wniosku, że aktywnych seksualnie jest
90% kobiet i 30% mężczyzn, czego jednak nie potwierdzają żadne dostępne
wyniki badań18. W wielu naszych rozmowach z incelami reguła Pareto
przyjmowała łagodniejszą wersję, zgodnie z którą 80% kobiet odczuwa
pożądanie wyłącznie wobec 20% najatrakcyjniejszych fizycznie mężczyzn,
co jest o wiele trudniejsze do udowodnienia bądź obalenia. Najczęściej
powtarzającym się argumentem są statystyki wyciągnięte z aplikacji
randkowej OkCupid, według których większość kobiet uważa 80% mężczyzn
za „poniżej przeciętnej” pod względem fizycznej atrakcyjności19. Statystyki
te odbiły się szerokim echem w incelosferze, mimo że nie są to badania
poddane rygorowi metodologicznemu, ale jedynie garść danych z konkretnej
aplikacji randkowej. Z tej samej publikacji wynika zresztą, że kobiety
inicjowały kontakt z mężczyznami nawet ocenionymi jako „poniżej
przeciętnej”. Mężczyźni pisali raczej do tych, które uznali za
najatrakcyjniejsze (według bloga OkCupid – dwie trzecie mężczyzn pisało
do jednej trzeciej najatrakcyjniejszych kobiet).
Opierając się na regule 80/20, użytkownicy manosfery twierdzą, że
kobiety są hipergamiczne. Tradycyjnie określenie to oznaczało zwyczaj
zawierania małżeństwa z osobą z wyższej kasty albo stanu, o wyższym
statusie ekonomicznym. Niektórzy używają tego określenia, żeby nazwać
istniejącą kiedyś tendencję do poszukiwania przez kobiety dobrze
sytuowanych mężów, jako że same miały bardzo ograniczone możliwości
zarobku, nie mówiąc o awansie społecznym (która to tendencja zanika wraz
ze zmniejszeniem się nierówności płacowych)20. W manosferze hipergamia
oznacza coś innego – dążenie kobiet do relacji z mężczyznami, którzy są od
nich atrakcyjniejsi fizycznie i genetycznie nadrzędni. Przyjęcie czerwonej
pigułki ma także uświadamiać, że społeczeństwo jest w rzeczywistości
gynocentryczne – projektowane dla kobiet i ich wygody przez feministki i ich
kakoldów. Kakold to termin zaczerpnięty z filmów porno, oznaczający
faceta, który lubi patrzeć, jak jego partnerka uprawia seks z innymi. W
manosferze przyjmuje się szerszą definicję tego słowa: kakoldem jest każdy
mężczyzna, który wynosi kobietę na piedestał, usługuje jej, przymila się jej i
pozwala wykorzystywać, a w najgorszym wypadku wybacza zdradę czy
wychowuje z nią dziecko, którego nie jest biologicznym ojcem.
W przekonaniu redpillowców gynocentryzm objawia się między innymi
tym, co feministki nazywają seksizmem życzliwym – przekonaniem o
konieczności bronienia i chronienia kobiet, mającej stanowić obowiązek
każdego prawdziwego mężczyzny. Co ciekawe, krytyka tych „tradycyjnych”
ról płciowych i odejście od pobłażliwego ubóstwiania kobiet odróżnia
większość użytkowników manosfery od znanych nam z polskiej sceny
politycznej konserwatystów z Konfederacji albo innych skrajnie
prawicowych ugrupowań. Bywalcy manosfery poświęcają się pisaniu o
problemach mężczyzn – warto nadmienić, że wiele z tych problemów
znajduje potwierdzenie w oficjalnych statystykach i badaniach naukowych.
Jednak grupy, o których mowa, co do zasady szukają raczej sposobów na
zaognienie „wojny płci”, niż próbują dotrzeć do rzeczywistych rozwiązań.

Kobiety podejmują próby, mężczyźni umierają


Tematem często poruszanym przez użytkowników manosfery są męskie
samobójstwa. Globalnie w 2017 roku życie odbierały sobie 6,3 kobiety na
100 000. Dla mężczyzn liczba ta wynosiła 13,2. Bardziej skrajne wyniki
odnotowywano w poszczególnych krajach. W Polsce liczby te wynosiły 3,37
dla kobiet i aż 25,07 dla mężczyzn21. Jednocześnie zwraca się uwagę na
zjawisko nazywane gender paradox in suicide – polega ono na tym, że u
kobiet częściej występują samobójcze myśli i zachowania, które nie są
śmiertelne. Należy zaznaczyć, że od tego zjawiska istnieje wiele wyjątków
(zaobserwowano je np. w Finlandii w 1994 roku i wśród niektórych grup
zawodowych, np. w policji). Paradoks ten w pewnym stopniu wyjaśnia
dobór metod samobójstwa przez kobiety i mężczyzn – mimo że, według
badania sposobów popełnienia samobójstwa w Europie z 2008 roku, obie
płcie najczęściej wybierają powieszenie (54,3% mężczyzn i 35,6% kobiet),
u mężczyzn na drugim miejscu (9,7%) było użycie broni palnej, a na trzecim
użycie leków. U kobiet użycie leków plasowało się na miejscu drugim
(24,7%), na trzecim było zeskoczenie z wysokiego budynku22. Wskazuje się,
że użycie środków farmakologicznych w celu odebrania sobie życia daje
bliskim dużo czasu na ewentualną reakcję i odratowanie. Warto nadmienić,
że w Europie ponad 95% osób, które postanowiły odebrać sobie życie w ten
sposób, przeżyło23. W krajach, gdzie do otrucia się częściej używa się
bardziej niebezpiecznych pestycydów, różnice w liczbie samobójstw między
kobietami i mężczyznami się zmniejszają, czasem liczba samobójstw kobiet
jest większa (jak w Chinach)24. Już w latach 90. zauważono25, że dobór
metod samobójstwa jest silnie „upłciowiony” – kobiety i mężczyźni
wybierają środki, które w ich środowisku są kojarzone z ich płcią.
Psychiatrki Maria Luisa Barrigón i Fanny Cegla-Schvartzman, pisząc o
przyczynach wyższej liczby samobójstw wśród mężczyzn, wskazują także na
trudności w diagnozowaniu męskiej depresji26. Mężczyźni mają tendencję,
aby na stres reagować nadużywaniem alkoholu i narkotyków, ryzykanctwem,
agresją i złością – uzewnętrzniając emocje w jedyny kulturowo dopuszczalny
dla nich sposób. Konformizm wobec ról płciowych nakazujących bycie
silnym, odpornym i niewzruszonym utrudnia poszukiwanie pomocy, tworzy
też dodatkową presję. Mężczyźni często zaprzeczają istnieniu problemu
zdrowotnego, tłamszą w sobie emocje, a ze zgłoszeniem się do ochrony
zdrowia czekają do ostatniej chwili27. Nawet kiedy pójdą po pomoc,
postępowanie w zgodzie z normami przyjętymi tradycyjnie dla męskiej płci
kulturowej utrudnia skuteczne prowadzenie terapii28.
Działacze ruchu wyzwolenia mężczyzn z lat 70. również przekonywali, że
różnica ta wynika z socjalizacji chłopców do tradycyjnie „męskich” ról,
mających zapewniać im w przyszłości wysoki status, pieniądze i władzę.
Uważali, że ma to związek z presją bycia prawdziwym mężczyzną, który jest
twardy, nie płacze, nie leczy depresji i jednocześnie alienuje się od relacji,
w których mógłby otworzyć się, pokazać słabość, otrzymać ciepło i
zrozumienie. Podobnymi wnioskami dzieli się w swoich social mediach
Grupa Performatywna Chłopaki, jak i twórcy innych inicjatyw mających na
celu uwolnienie płci od nagromadzonych przez wieki oczekiwań i
stereotypów.
Przekonania redpillowców na temat kobiet koncentrują się na ich rzekomej
hipergamii, braku akceptacji dla męskiej słabości, dążeniu do zdobycia
posiadanych przez mężczyznę zasobów, przebiegłości, braku zainteresowań i
osobowości. Wywody o p0lkach, lochach czy femoidach (jak nazywa się
kobiety na Wykopie) mogą nasuwać na myśl błąd poznawczy, nazywany
efektem jednorodności grupy obcej, pod którego wpływem wszyscy jej
przedstawiciele wydają się tacy sami. Mity na temat kobiet jako jednorodnej
masy funkcjonują również w mainstreamie. Większość z nas spotkała się z
twierdzeniem, że „mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus”. Cieszy się ono
dużą popularnością, pomimo braku istotnych różnic w budowie mózgu
między płciami, które mogłyby uzasadniać ten binarny podział29.
Redpillowcy identyfikujący się jako Mężczyźni Idący Własną Drogą są
przekonani, że porozumienie między płciami jest niemożliwe. Uważają, że
dla własnego dobra należy zrezygnować z kontaktów z kobietami,
pozostawiając spaczone przez feminizm gynocentryczne społeczeństwo
daleko za sobą i skupiając się na samorozwoju. Ale zacznijmy od tego, kim
są członkowie tej specyficznej grupy, nazywani też volcelami30 albo męskimi
separatystami.
W 2017 roku społeczność Mężczyzn Idących Własną Drogą była
najliczniejszą w całej manosferze31. Podczas gdy Artyści Podrywu chcą
swoimi trikami i prowadzeniem gry zhakować kobiecy mózg, nastawiony na
poszukiwanie najlepszych genów i zasobów, aby zaciągnąć jak najwięcej
samic do łóżka, męscy separatyści to mężczyźni deklarujący, że mają dość
niesprawiedliwego ich zdaniem rynku seksualnego, byłych żon, które
zniszczyły im życie i oskubały z pieniędzy, oraz innych kobiet dybiących na
ich majątek. Należy pamiętać, że w przekonaniu redpillowców kobiety nie
potrafią kochać swoich partnerów – bezinteresowna, romantyczna miłość to
coś, do czego zdolni są tylko mężczyźni. Przekonują, że samice (bez wyjątku)
pragną wyłącznie tego, co samiec może im zapewnić – w przypadku samców
alfa są to doskonałe geny, w przypadku samców beta – zasoby. Dzięki
zapewnieniu zasobów beta provider, po polsku zwany beciakiem, może
liczyć na okazję, by poczuć się choć trochę kochanym, adorując obiekt
swoich uczuć i znosząc nieustanne zdrady z nadrzędnymi genetycznie
mężczyznami w obawie przed samotnością, często zostając kakoldem
wychowującym dziecko innego mężczyzny.
W środowisku męskich separatystów można spotkać się z opisem różnych
poziomów „pójścia własną drogą” – od odrzucenia długotrwałych, a nawet
krótkotrwałych relacji z kobietami, przez unikanie płacenia podatków, aby
nie wspierać samców alfa i samotnych matek, po kompletną izolację poprzez
zamieszkanie w lesie lub innym nieskażonym przez cywilizację miejscu.
Jednak najczęściej można ich spotkać w Internecie, gdzie poświęcają
mnóstwo energii na pisanie o kobietach i tym, że nie są im one do niczego
potrzebne.
Za ciekawostkę można uznać istnienie nielicznej, hermetycznej
społeczności WGTOW – Women Going Their Own Way, która postuluje
kobiecy separatyzm w związku z przekonaniem, że wszystkie związki z
mężczyznami czynią kobiety niewolnicami. Przyciąga głównie zwolenniczki
radykalnego feminizmu, które – podobnie jak męscy separatyści – często
podkreślają różnice między płciami, szukając ich źródeł w biologii i
ewolucji, wskazując na rzekome różnice w budowie mózgu, mające
świadczyć o tym, że to kobiety z natury są lepszą, bardziej empatyczną, czułą
i bezinteresowną płcią.

Bracia Samcy
W Polsce retoryka męskich separatystów dominuje na forum Bracia Samcy.
Zaglądamy do działu „Manipulacje kobiet i obrona przed nimi”.

Bracia.
Macie jakieś sposoby na obronę przed pomawianiem o przemoc? Samiczki widzę, że
dokładnie znają męską psychikę, wiedzą jakiego faceta wykorzystać do obrony siebie
kiedy już coś nakręcą. Do tego dochodzi solidarność kobieca. Samiczki widzę na
zawołanie potrafią się popłakać, aby wzbudzić współczucie u innych. Jak się przed tym
bronić? Można nagrywać, i mieć świadków, ale nie zawsze się da to zrobić. Dodatkowo
wielu facetów to totalne pizdy niepotrafiące odróżnić, kiedy samiczka ściemnia.

W odpowiedziach solidarnych samców pojawia się wysyp porad:

Zadzwonić po policję jako pierwszy i założyć NK. [Niebieską Kartę, przyp. aut.]
Nagrywać, nagrywać, nagrywać (ukryta kamera, samo audio to za mało).
Jednocześnie nie dać się sprowokować i uważać co się mówi.

Dosłownie wszystko może być użyte przeciwko tobie.

Wiem, bo jestem w trakcie sprawy przeciwko mnie. Masakra czego się dowiaduję od
kulezanek (na sali rozpraw) a co musiały wcześniej usłyszeć od ss. Fantazja nie zna granic.
W polskim sądzie można kłamać.
Spodziewaj się wszystkiego.

Użytkownik Cham Niezbuntowany pisze:

Wydaje mi się, że grunt to starać się znaleźć taką pannę i tak ją „urabiać i prowadzić”, by
zbytnio nie myślała o stosowaniu tego typu zagrywek, bądź też znała (przedstawione
bardziej pośrednio, by nie wzbudzać podejrzeń o świadomości „brudnej gry”)
konsekwencje tego typu działań. Nie da się nigdy wykluczyć pomawiania i kobiecych jazd
w relacji, ale z pewnością da się ograniczyć (i piętnować) częstotliwość ich występowania.

Jak wspomniałeś, nagrywanie pewnych sytuacji jak najbardziej zadziała.

Co do obrony przed płaczem kobiecym i solidarnością jajników – IMHO, gdy facet zna
swoją wartość, jest pewny siebie i wie, że to teatrzyk, to ma wywalone jajca. Kobieta to
dodatek do życia.
Zgadzam się, że wielu facetów to zatrwożeni blupillowcy. Chcąc nie chcąc, nie mamy na to
większego wpływu. Trzeba się cieszyć, że my wiemy to co wiemy. A tamci niech sobie
marzą o disneyowskiej miłości.

Bluepill (niebieska pigułka) jest w manosferze, podobnie jak w filmie


Matrix, symbolem pozostawania w błogiej nieświadomości, jednak w tym
przypadku ma ona dotyczyć relacji damsko-męskich. Na forum Bracia Samcy
weterani związków z kobietami odnoszą się z pogardą do naiwnych
świeżaków, którzy wciąż wierzą w bezinteresowną miłość, więc usiłują
pozbawić ich złudzeń:

Różnica między kobietą a policjantem jest taka, że policjant MÓWI, że wszystko co


powiesz MOŻE być użyte przeciwko Tobie, natomiast kobieta, wszystko co powiesz,
UŻYJE przeciwko Tobie.

Inni radzą:

Kobietę zawsze trzeba traktować jak potencjalnego wroga, może to paranoiczne


podejście, ale takie podejście może niejednego uratować przed zmarnowaniem sobie
życia, lepiej jest ściemniać, nie angażować się emocjonalnie i najważniejsze – nigdy nie
traktować znajomości / relacji z kobietą jako czegoś długoterminowego!

Na forum można natknąć się także na amatorskie analizy seksualno-


geopolityczne:

Kod kulturowy, który obecnie funkcjonuje, prowadzi nas wszystkich – kobiety i mężczyzn
– do samotności. Dlaczego mimo wszystko mamy tak wielu SIMPów czy spermiarzy? Z
pragnienia relacji. Poszukiwanie kobiety do związku nie jest jedynie poszukiwaniem
seksu, ale przede wszystkim relacji. Jednak sytuacja doprowadziła do podniesienia ceny
na rynku matrymonialnym u kobiet – do bańki spekulacyjnej. Poziom wartości kobiecego
ciała i samych kobiet jest absurdalnie wysoki i prowadzi w rezultacie do samotności u obu
płci. Poziom ten jest nadal fikcyjnie podnoszony przez media, sztukę, celebrytów,
pornografię, politykę itd. Sytuacja staje się absurdalna jak w bloku sowieckim. Jednak
logika, prawda i rzeczywistość sama zaczyna wyciekać szczelinami Titanica i przy
zamkniętych drzwiach wchodzi oknem. Już teraz następuje tąpnięcie w demografii, ale
zastanawia mnie, czy wszystko nie skończy się bardzo konkretnym tąpnięciem globalnym.
Ludzie mają to do siebie, że napięcie w nich wzrasta i to napięcie potrzebuje ujścia. Już
teraz dostrzegamy wzrost napięć na arenie międzynarodowej – wychodzi potrzeba
zakwes onowania istniejącego status quo. Co będzie dalej? Rynek matrymonialny jest
tylko jednym z elementów zepsutych w obecnym świecie, ale niezwykle ważnym.

Spermiarze to mężczyźni, którzy ulegają kobiecym kaprysom, stawiają je


na piedestale, zabiegają o zainteresowanie w sposób, który w manosferze
uchodzi za niegodny. Zrobią wszystko, nawet drastycznie obniżą wymagania
dotyczące urody partnerki, by zwiększyć swoje szanse na seksualne
zaspokojenie. Będą jej prawić komplementy dotyczące wyglądu, ale nie ze
szczerego zachwytu, lecz z desperacji. W ten sposób, zgodnie z redpillową
nomenklaturą, psują rynek seksualny. Kobietom od nadmiaru zainteresowania
rośnie ego, a wraz z nim wymagania co do potencjalnego partnera. Mając
wielu adoratorów, mogą wybrzydzać, skazując najmniej atrakcyjnych
mężczyzn na samotność i mimowolny celibat.
W manosferze za spermiarza może zostać uznany mężczyzna, który
podziela feministyczne wartości, jest miły dla kobiet, a nawet po prostu z
nimi rozmawia – użytkownicy Wykopu chętnie określali tak każdego, kto
zdecydował się na udzielenie nam wywiadu. Nieco łagodniejszym, ale
mającym podobne znaczenie słowem jest simp.
Sytuacja na rynku matrymonialnym spędza bywalcom manosfery sen z
powiek. Przedstawiciele różnych jej odnóg, wobec – ich zdaniem –
beznadziejnych perspektyw dla każdego, kto nie jest hipermęskim samcem
alfa, wypracowują różne strategie przystosowania się do galopujących
zmian. Zmiany te napędzać ma dążenie do wolności seksualnej i ich rzekoma
hipergamia, a także istnienie simpów i spermiarzy, sztucznie pompujących
wartość kobiecego ciała.

Artyści Podrywu chcą oszukać rzeczywistość, szkoląc się do perfekcji w


randkowej grze. Mężczyźni Idący Własną Drogą – odseparować od świata i
skupić na samorozwoju. Jednak na bazie teorii redpillu z męskich
przestrzeni internetowych wyłoniła się jeszcze jedna grupa, owiana złą
sławą w związku z zamachami terrorystycznymi motywowanymi dominującą
w niej ideologią. Grupa ta wobec niesprawiedliwości rynku
matrymonialnego postuluje przede wszystkim „leżenie się i zgnicie”. Mowa
o incelach.
Incele i blackpill
Określenie „incel” pojawiło się już w 1997 roku, jednak nikt nie łączył go
wówczas z manosferą. Funkcjonowało na blogu Alany, biseksualnej kobiety
z Kanady, która postanowiła stworzyć w sieci miejsce dla osób jak ona
cierpiących z powodu braku romantycznych i seksualnych relacji. Tak
powstała strona Alana’s Involuntary Celibacy Project, na której osoby
wszystkich płci mogły podzielić się swoimi doświadczeniami.
Od tamtej pory termin „incel” przeszedł długą drogę i dziś kojarzony jest z
odnogą manosfery – społecznością budzącą jednocześnie lęk, pogardę i
(rzadziej) współczucie. Większość osób, które identyfikują się jako incele,
podziela filozofię blackpillu (czarnej pigułki). W porównaniu z redpillem
jest znacznie bardziej depresyjna, wręcz nihilistyczna. Blackpillowcy
wierzą, że w przypadku nieatrakcyjnych fizycznie mężczyzn wszelkie próby
poprawy sytuacji życiowej skazane są na porażkę, bo ich los determinują
geny oraz patologiczna sytuacja na rynkach seksualnym i matrymonialnym.
Podobnie jak redpillowcy, guru blackpillu nauczają, że uwolnienie
kobiecej seksualności przez rewolucję seksualną doprowadziło do
intensyfikacji ich hipergamicznych skłonności. Dzięki powstaniu aplikacji
randkowych samice mogą przebierać w potencjalnych kochankach, z którymi
mogą umówić się na szybki seks bez zobowiązań albo jednorazowy
darmowy obiad. Kobieta, jak twierdzą, zawsze będzie zainteresowana
partnerem fizycznie atrakcyjniejszym niż ona sama, podążając za swoimi
naturalnymi instynktami nakazującymi jej szukać jak najwyższej jakości
genów – atrakcyjność tę łatwo zmierzyć za pomocą publikowanych na
incelskich forach tabeli. Na Wykopie można natknąć się na skalę doktora
Ruchensteina albo doktora Stooleya. Operują one ocenami od 1 do 10,
pozwalającymi precyzyjnie określić genetyczną wartość danej osoby. I tak
mężczyźni plasujący się na samym szczycie (dziewiątki lub dziesiątki) to
chady. Od innych, mniej atrakcyjnych samców odróżnia ich mocno
zarysowana, kwadratowa szczęka, hollow cheeks (dobrze widoczne kości
policzkowe), oczy łowcy (których zewnętrzny kącik jest skierowany lekko
do góry, inaczej niż u pechowca obdarzonego oczami ofiary), brak zakoli (0
w skali Norwooda32), około 190 centymetrów wzrostu, wyrzeźbiona
sylwetka i ogromny penis, zwany buzdyganem. Jest to ideał samca, który
każdą częścią swojego ciała oznajmia światu gotowość do penetracji i
przekazania swoich cennych genów. Normik i dolny normik, o ile mają
wystarczające zasoby i trochę szczęścia, mogą nawiązać relacje z
dziewczynami spoza kanonu urody, które i tak każdej nocy będą marzyć o
chadzie. Incele znajdują się w dolnej części skali – to mężczyźni tak
nieurodziwi, że nie mają szans na znalezienie jakiejkolwiek partnerki,
ponieważ kobiety na ich poziomie atrakcyjności, a nawet poniżej, w związku
z galopującą hipergamią wybiorą samca atrakcyjniejszego od nich samych.

Osoby z incelosfery od czasu do czasu żalą się na swoich forach, że widziały


na mieście chada z lochą 4/10 – w ich przekonaniu mężczyźni, zadowalając
się relacjami z kobietami mniej atrakcyjnymi od siebie, psują rynek
seksualny. Dotyczy to zwłaszcza chadów, którzy zdaniem inceli chętnie
obniżają swoje standardy, idąc w ilość, nie jakość. Przy takich mężczyznach
żaden Mirek z polackim ryjcem nie ma szans (polacki ryjec to określenie na
twarz bez mocno zarysowanej szczęki, kości policzkowych i łuku
brwiowego, porównywaną często do bezkształtnego ziemniaka).
Mateusz

Truecel
Mateusz uważa się za truecela, czyli incela najprawdziwszego z
prawdziwych. Takiego, który nie miałby szans na znalezienie partnerki,
nawet gdyby jego sytuacja życiowa uległa znaczącej poprawie. Ma
dwadzieścia lat i jest najmłodszym członkiem Woliery Goblinów. Dołączył
do serwera kilka miesięcy po nas, ale w incelosferze funkcjonuje od 2018
roku. Był w trzeciej klasie gimnazjum, gdy trafił na tagi #przegryw i #tfwngf.
TFWNGF jest skrótem oznaczającym „to uczucie, kiedy nie masz
dziewczyny” (That Feeling When No Girlfriend). Natychmiast poczuł, że
odnalazł swoich. Ominęły go szkolne flirty, pierwsze niewinne pocałunki i
wymiana onieśmielonych spojrzeń. Brak tego typu doświadczeń zaczął mu
ciążyć dopiero pod koniec gimnazjum – wcześniej nie zdawał sobie sprawy,
że większość rówieśników ma je za sobą.
W prywatnej rozmowie chętnie opowiada o sobie, ale na Wolierze ma
opinię wycofanej, małomównej osoby. Sprowadził go tam Ropuch: –
Mateusza kojarzyłem z innych serwerów. Pisał, że jest prawiczkiem, więc
uznałem, że powinien do nas dołączyć. Zdaje się, że ma na twarzy bliznę po
przebytej chorobie – mówi. – Wiem o nim tyle, że jest dość biedny i ma
chujowy, dziesięcioletni komputer, który ciągle się wiesza – dodaje Wołoś,
najstarszy z użytkowników.
Pierwszy serwer, do którego dołączył Mateusz – był to początek 2019 roku
– nosił swojską nazwę #przegryw. Zrzeszał niemal wyłącznie prawiczków,
ale nieliczne odstępstwa od tej reguły były akceptowane. Tam zetknął się z
użytkownikiem o nicku Kurator, który bez skrępowania pisał, że molestuje
kobiety w komunikacji miejskiej. – Był też Fircyk, którego wyrzuciliśmy za
wyśmiewanie ofiary gwałtu. Był flirtujący z nazizmem Haker i Trollman,
dzieciak wielbiący Breivika. W porównaniu z Wolierą było to mało
cywilizowane, toksyczne miejsce.
Obecnie Mateusz jest administratorem (jednym z dwóch) serwera o
nazwie Piwnica, ale podkreśla, że nie jest to typowo incelska przestrzeń. –
Większość jego członków wyznaje blackpill, ale są wśród nich zarówno
incele i przegrywi, jak i normiki, a nawet wygrywi. Niektórzy są w
związkach z kobietami, jeden z chłopaków ma żonę. Twórca serwera, choć
miał kiedyś dziewczynę i normalne życie, od lat szoruje po dnie. Przez
pewien czas był bezdomny, mieszkał na cmentarzu. Od kilku lat żyje w
celibacie. Największym mizoginem jest chad, który regularnie miewa
przygody na jedną noc. O loszkach rzadko pisze inaczej niż „kurwy”.

Ze zdjęcia profilowego spogląda na nas nastolatek z dłonią wyciągniętą do


obiektywu. Trzyma w niej pistolet. To scena z włoskiego filmu Piranie,
opowiadającego o gangu narkotykowym tworzonym przez piętnastolatków,
którzy terroryzują miasto. Jednak w incelskich przestrzeniach skojarzenie z
amerykańskimi „mścicielami”, w krwawy sposób rozliczającymi się ze
społeczeństwem, na którego margines czują się wypchnięci, nasuwa się
samo. Mateusz przyznaje, że choć do zdjęcia nie przywiązuje wagi, a
profilowe zmienia raz w miesiącu, nie potępia tego rodzaju aktów przemocy:
– Nie zamierzam negować niczyich przeżyć. Ludzie, którzy decydują się na
zrobienie strzelaniny, mają ku temu powody. Nie mogą żyć na równych
zasadach z innymi, więc robią jedyną rzecz, jaka daje im poczucie
sprawczości. Nie twierdzę, że są całkowicie usprawiedliwieni, ale
rozumiem ich motywacje.
Mateusz zapewnia, że w ostatnim czasie złagodniał. Do niedawna miał
bardziej radykalne poglądy. Przesyła nam zrzut ekranu z września 2021 roku.
Na jednej z incelskich grup pisał: „Szkolne strzelaniny powinny być
częstsze. Odpowiedzialność zbiorowa. Niech się nauczą, czym się kończy
gnębienie. Trzeba stworzyć atmosferę strachu”. – Sam nie wiem, czy pisałem
to na poważnie. Chciałem wkurzyć innego użytkownika, który twierdził, że
powinno się wybić brzydkich i głupich, by przetrwały tylko najlepsze geny –
tłumaczy. Ale podobne wypowiedzi z jego strony padały na Wolierze
Goblinów: „Z niecierpliwością czekam na pierwszy incelski zamach w
Polsce. Płeć ofiar nie jest istotna. Trzeba celować w uprzywilejowanych,
ładnych i dobrze ubranych” – pisze w październiku. Innym razem stwierdza:
„Nie mamy obowiązku grać według zasad społeczeństwa, które
niesprawiedliwie dysponuje zasobami. Zamiast zwalczania problemów
mamy zwalczanie najsłabszych jednostek. Moja śmierć, wynikająca z
gównianego życia, nikogo by nie obeszła. Dlaczego więc miałbym potępiać
wybijanie normictwa?”. W grudniu stwierdza: „Wieszanie się niewiele
zmieni, choć szanuję i cenię tę decyzję. Ale lepiej zabrać ludzi ze sobą.
Samobójstwo pojedynczego chłopaka nikogo nie obejdzie. Zamach
wprowadza atmosferę tragedii”.
Przyznaje, że czuje zawiść w stosunku do osób, które „miały w życiu z
górki”. – Moja sąsiadka dostała na osiemnastkę samochód za pięćdziesiąt
tysięcy. Ja dostałem rachunki do zapłacenia, bo matka uznała, że skoro
jestem dorosły, powinienem dokładać się do domowego budżetu.
Zazdrościłem osobom, które stać było na wakacyjne wyjazdy, prywatne
korepetycje. Nienawidzę każdego dnia, w którym muszę patrzeć na
ładniejszych, bogatszych i mądrzejszych od siebie ludzi.
Jak większość inceli, Mateusz narzeka na brak social skilli, czyli
umiejętności społecznych. Twierdzi, że w dużej mierze wynika to z faktu, że
nigdy nie czuł się pewnie w swoim ciele, a otoczenie potwierdzało jego
przekonanie, że urodą odstaje od „wygrywów” czy choćby przeciętniaków. –
Większość inceli wyolbrzymia swoje problemy z wyglądem. Doszukują się
niedoskonałości, piszą, że dla nich „it’s over”, a przed dwudziestymi
urodzinami w tajemniczy sposób „wychodzą z przegrywu”. Potem
przekonują resztę, że poziom fizycznej atrakcyjności jest bez większego
znaczenia. Znałem takich kilku, w incelosferze nie ma bardziej irytujących
jednostek. Z prawdziwego przegrywu nie ma wyjścia.
Mateusz urodził się z obustronnym rozszczepem wargi i podniebienia,
niedosłuchem i nieznaczną krótkowzrocznością. W ciągu swojego
dwudziestoletniego życia przeszedł kilkanaście operacji twarzoczaszki,
między innymi ust i uszu. Brakuje mu kilku przednich zębów – częściowo
przez wady wrodzone, częściowo przez zaniedbania w dzieciństwie i
podatność na próchnicę. NFZ nie pokrywa kosztów wstawienia protez, a na
prywatne wizyty nie może sobie pozwolić. Za swoje atuty uważa okolice
oczu, gęste włosy i wyrazistą szczękę. Żuchwa, jak twierdzi, wymaga
operacji ze względu na nieznaczny przerost tkanki kostnej, zwany progenią.
Pewności siebie nie dodaje mu 170 centymetrów wzrostu. – Staram się dbać
o wygląd, zwłaszcza ubiór i cerę, ale co jakiś czas uświadamiam sobie, że to
krew w piach, i nie golę się przez dwa tygodnie. I tak jest to ledwo
widoczne, bo mam marny, spłowiały zarost. Dorzuciłbym, że dodatkowo
szpecą mnie okulary, ale byłoby to już szukanie na siłę.

Morda czy wzrost?


Incelskie teorie nie wróżą mężczyznom takim jak Mateusz – znacząco
odbiegającym od obowiązującego kanonu urody – powodzenia na rynku
matrymonialnym. Jednocześnie incele twierdzą, że dziewczyna z
rozszczepem wargi i podniebienia lub podobnymi problemami zawsze
będzie dążyć do romansu z kimś przystojniejszym, a ostatecznie wybierze
życie w pojedynkę.
W incelosferze powstają dziesiątki memów przedstawiających
nieatrakcyjnych mężczyzn, którzy po delikatnej korekcie nachylenia kącików
oczu, zmniejszenia zakoli czy zmianie proporcji twarzy staliby się
posiadaczami kanonicznej urody i – co za tym idzie – obiektem pożądania
kobiet. Jest to przyczyną rozpaczy wielu użytkowników incelosfery,
przekonanych, że przegrywają dosłownie przez brakujące milimetry kości
twarzy. Inni narzekają na niewystarczająco wysoki wzrost (heightcele), a
nawet za chude nadgarstki (wristcele).
Niektóre osoby skupione na tagu #przegryw, przekonane, że fizyczna
nieatrakcyjność skazuje ich na niepowodzenie w relacjach romantycznych,
publikują zdjęcia swoich twarzy przy użyciu tagu #pokazmorde lub wysyłają
do oceny innym użytkownikom, spośród których część cieszy się estymą
znawców teorii blackpillu. Jednym z nich była (dziś już upadła) gwiazda
polskiej incelosfery, znana na Wykopie pod nickiem Blackpill_RAW.
Wysłałyśmy mu zdjęcie byłego chłopaka jednej z nas, aby zmierzyć poziom
jej hipergamii. Dokładność oceny przekroczyła nasze oczekiwania:

Skupiając się stricte na elementach niezależnych od woli, czyli na tych determinowanych


przez geny:

Ma bardzo dobrą linię włosów norwood 0-1, nie widzę oznak łysienia. Gęste włosy.
Czoło małe, bliskie idealnych proporcji wysokości do szerokości = 1:2

Twarz symetryczna co widać po ostatnim zdjęciu.


– Bardzo dobrze uwydatnione kości jarzmowe.
– Żuchwa zarysowana i szeroka, widać wyraźnie gałąź żuchwy. Jest kanciastość, co
oczywiście na plus.

Dwa powyższe elementy dają wrażenie hollow cheeks co daje każdemu ogromny boost
do atrakcyjności.
– Wysokie FWHR, twarz szeroka, co również na plus.
– Dobry balans 3 części twarzy – górnej, środkowej i dolnej – każda jest mniej więcej
tej samej szerokości, co również na plus.
– Nos mały i prosty, też bez defektów.
– Peryferia ust również dobre. W miarę szerokie bez opadających kącików.
Brwi – ciemne i nieco nachylone do środka, co również jest pożądaną cechą. Mogłyby być
bardziej gęste.

Jedyna wada, do jakiej mogę się konkretnie przyczepić, to peryferia oczu. Nieco
negatywne canthal lts – oczy trochę rozjeżdżają się na boki, co jest minusem. Widać
również nieznacznie ekspozycję górnej powieki, co również jest minusem, niestety.

Ogólnie uważam, że jego najmocniejszą stroną jest struktura kostna, a najsłabszą oczy.

Kiedy zwróciłyśmy uwagę, że rzeczony chłopak ma mniej niż 180


centymetrów wzrostu, Blackpill_RAW wprowadził nas w zagadnienie, które
jest zarzewiem niekończących się dyskusji w incelosferze:

Wielu tutaj zadaje sobie sokratejskie pytanie:

Czy ważniejsza jest morda, czy wzrost?

Moja opinia jest taka, że to nie jest takie proste.

Sama twarz może wyzwolić reakcje w drugim człowieku, której nie wywoła sam wzrost.
Moim zdaniem wzrost sam w sobie nie czyni atrakcyjnym, ale jest mnożnikiem
atrakcyjności. Hipotetycznie: mamy 2 osoby o tej samej twarzy, jedna ma 172 cm, druga
192 cm. Ta wyższa ZAWSZE będzie atrakcyjniejsza.

Looksmaxxing
Looksmaxxing to szereg sposobów poprawienia swojego wyglądu. Choć
wielu inceli sądzi, że oszukanie gadziego mózgu kobiety, zaprogramowanego
tak, aby selekcjonować samców o najlepszych genach, jest niemożliwe,
niektórzy podejmują mniej lub bardziej desperackie próby. Jednym z
nieinwazyjnych sposobów looksmaxxingu jest zapuszczenie brody i
„wykonturowanie” nią twarzy tak, aby ukryć cofniętą szczękę lub mało
kanciaste kości żuchwy. Metoda ta wymaga jednak bujnego i regularnego
zarostu, którym wielu inceli nie może się poszczycić. Gymmaxxing polega na
poprawianiu swojej sylwetki dzięki częstym wizytom na siłowni, co jednak
może skończyć się na zdobyciu żałosnego statusu gymcela – mężczyzny o
rozbudowanej muskulaturze, który dalej nie jest atrakcyjny dla kobiet, co
najwyżej budzi ich wesołość z powodu swojego niskiego wzrostu
kontrastującego z szerokimi barkami albo nieforemnej polackiej twarzy
osadzonej na umięśnionej szyi.
Niektórzy, pragnąc się wymaxxować, sięgają po zabiegi chirurgii
plastycznej i medycyny estetycznej. Jedną z częściej omawianych procedur
jest przeszczep włosów. Na Wykopie i w powiązanych z nim przestrzeniach,
jak zamknięte serwery dla inceli i przegrywów na Discordzie, używa się
często określenia polak-zakolak. Figura ta symbolizuje, jak łatwo się
domyślić, mężczyznę o skrajnie nieatrakcyjnych dla kobiet genach, o których
świadczą między innymi zakola. Stąd też paniczny lęk przed łysieniem wśród
młodych chłopaków skupionych w incelosferze. Łysienie – jak często jest
nam to przypominane – oznacza, że it’s over.
Niektórzy rozważają także zabieg wszczepienia implantów, które miałyby
nadać szczęce pożądany kwadratowy kształt. Niestety zabiegi chirurgii
plastycznej są drogie i nie każdy może sobie na nie pozwolić (szczególnie
biorąc pod uwagę fakt, że incelskie fora skupiają mężczyzn względnie
młodych). Z tego powodu wynajdowane są chałupnicze sposoby
looksmaxxingu, z których najbardziej inwazyjnym jest bonesmashing.
Niektórzy bywalcy incelosfery doszli do wniosku, że regularne uderzanie się
po twarzy ciężkim obiektem (np. młotkiem) przez odpowiednio długi czas
może skutkować pojawieniem się struktur kostnych, takich jak kwadratowa
szczęka, wyraźniejsze kości policzkowe albo wystający, mocno zarysowany
łuk brwiowy. Na YouTubie jednym z użytkowników nauczających o
bonesmashingu jest Indigenous Swiss.
Indigenous Swiss w swoich filmach dotyczących bonesmashingu pokazuje,
w które miejsca twarzy uderzać się codziennie pięścią, aby osiągnąć
satysfakcjonujące efekty. W filmie oznaczonym jako „not for beginners” (nie
dla początkujących) używa w tym celu płaskiej strony młotka. Robi to dość
mocno, słychać uderzenia, co jakiś czas syczy z bólu. Na koniec informuje
nas, świecąc czerwoną plamą na środku łuku brwiowego, że ostatnią partię
uderzeń wykona pięścią, z jak największą siłą. W kolejnym filmie okolice
nosa pomiędzy oczami poleca uderzać węższą stroną młotka, która zdaje się
idealnie w to miejsce pasować. Zaznacza przy tym, że „wymłotkowanie”
sobie odpowiedniego kształtu nosa jest kluczowe dla zwiększenia fizycznej
atrakcyjności z powodu położenia na środku twarzy, i zapewnia, że sam
czuje się o wiele lepiej i pewniej ze swoim wyglądem, od kiedy stosuje
bonesmashing.
W sferze legend incelskiej subkultury pozostaje tak zwany trannymaxxing
(tranny to obraźliwe określenie na osobę transpłciową), który miałby
polegać na deincelizacji za pomocą dokonania tranzycji i prezentowania się
jako kobieta, co ma dać istotną przewagę na rynku matrymonialnym.

Domowe ognisko
Mateusz razem z matką i rodzeństwem mieszka na wsi, której liczba
mieszkańców nie przekracza tysiąca. Co miesiąc dokłada do rachunków
około czterystu pięćdziesięciu złotych. W 2020 roku rozpoczął studia na
wydziale mechaniki, ale po kilku miesiącach zdalnej nauki, wymuszonej
pandemią koronawirusa, podupadł na zdrowiu psychicznym. Izolacja nasiliła
objawy depresji i fobii społecznej. Zrezygnował ze studiów. Za pieniądze,
które odkładał od szesnastego roku życia, imając się różnych wakacyjnych
zajęć, zrobił kurs na prawo jazdy i kupił używany samochód za pięć tysięcy
złotych, by uniezależnić się od transportu publicznego. Znalazł pracę na
parkingu w pobliskim miasteczku, gdzie za pensję minimalną pobiera opłaty
od kierowców.
Krzysztof Pacewicz, który zrealizował badanie opublikowane w „Gazecie
Wyborczej”33, mówił w jednym z wywiadów, że „jeżeli masz wyższe
wykształcenie, dochody i mieszkasz w dużym mieście, to znalezienie
dziewczyny będzie bardzo proste. Ale jeśli jesteś młodym facetem bez
wykształcenia, dochodów, z konserwatywnymi poglądami na świat i do tego
jeszcze mieszkasz na wsi, to możesz sobie darować. Jedyną namiastką
relacji i seksu zostaje wtedy internet”34. Z jego badania wynika, że wśród
mężczyzn ze wsi singlami jest aż 58% (w większych miastach – 37%). Jak
wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, co roku ze wsi
wymeldowuje się o 20% więcej kobiet niż mężczyzn.
Przed statusem singla do pewnego stopnia chronią dochody powyżej
czterech i pół tysiąca złotych na rękę – wśród mężczyzn, którym udało się je
osiągnąć, singlami jest tylko 22%. Mężczyźni bez żadnych dochodów w 77%
nie mają partnerek. Jednocześnie, jak raportuje Pacewicz, „wygląda na to, że
co najmniej jedna czwarta młodych mężczyzn nie ma żadnych szans na
znalezienie partnerki, bo są one już zajęte – mają o kilka lat starszych mężów
lub partnerów”. Znający te statystyki Mateusz, młody chłopak ze wsi z
niskimi dochodami, nie ma nadziei na wejście w związek.
Ma starszego o pięć lat brata Grześka i sześć lat starszą siostrę Monikę.
Najstarsza z rodzeństwa, Malwina, nie żyje od 2014 roku. Powiesiła się w
domu, na strychu, kiedy trzynastoletni Mateusz leżał w szpitalu po kolejnej
operacji twarzy. Nie leczyła się na depresję, ale chłopak wspomina, że była
apatyczna i większość czasu spędzała w łóżku, konsumując kolejne książki i
seriale. Miała dwadzieścia jeden lat. – Matka wysnuła teorię, że Malwina
zabiła się przez kompleksy na tle wyglądu i przekonanie, że nigdy nie
znajdzie księcia na białym koniu. Myślę jednak, że w tak pojebanym domu
było to jej najmniejsze zmartwienie.
Brat, z którym Mateusz dzieli pokój, również urodził się z rozszczepem
wargi, ale jednostronnym. Podobnie jak on nigdy nie nawiązał romantycznej
czy seksualnej relacji, choć pracując w skrajnie sfeminizowanym zawodzie,
nie narzeka na brak kontaktów z kobietami. Obaj stracili już wiarę, że
kiedykolwiek „zrzucą ciężar prawictwa”. Grzesiek nie wsiąknął w
incelosferę, ale uznaje zasadność teorii blackpillu, której założenia młodszy
brat przybliża mu przy wspólnej grze w Fifę. Oddzielny pokój zajmuje
niepracująca zawodowo Monika, jej mąż i dwuletni syn. W domu jest
ciasno, a będzie ciaśniej, bo dziewczyna spodziewa się drugiego dziecka.
Podobnie jak matka, liczy, że braciom „kiedyś się odmieni” i znajdą
partnerki. Termin „incel” stanowi tabu. Mateusz woli, by podejrzewały go o
homoseksualność. Zdarza mu się słyszeć docinki na ten temat.
W listopadzie 2021 roku Mateusz pisze na Wolierze, że właśnie
dowiedział się o śmierci swojego ojca. – Dobrze, że z dech – nawiązuje do
popularnego wśród inceli mema, przedstawiającego stos oszlifowanych
desek. Chłopak nie wie, jaka była oficjalna przyczyna śmierci, ale śmieje się
na wspomnienie, że ciało znaleziono w przydrożnym rowie. – Wiadomo, że
odszedł, robiąc to, co kochał, czyli chlejąc. Na pogrzebie musiałem wbijać
paznokcie w dłonie, by się nie uśmiechać.
Od lat nie mieli ze sobą kontaktu. Rodzice Mateusza rozwiedli się, kiedy
miał czternaście lat. Razem z matką i rodzeństwem chłopak przeprowadził
się do rodzinnego domu babci, z niewielkiej wioski do jeszcze mniejszej.
Mateusz wspomina, że kiedy mieszkali razem, ojciec większość czasu
spędzał przed telewizorem. Od czasu do czasu szedł do nowej pracy, po
tygodniu brał zaliczkę i tyle go tam widziano. Kiedy zaczął
eksperymentować z denaturatem, zabrał dzieciom pastę do zębów, którą jadł,
by zamaskować zapach. – Nie pamiętam go niepijącego. To żałosna,
komiczna postać. Matka chowała przed nim chleb, bo pijany tracił nad sobą
kontrolę i jadł tyle, że dla nas nie zostawało. Zawsze miała wrogi stosunek
do ojca. Nie dziwi mnie to, bo nie przynosił do domu pieniędzy, a leczenie
mnie i brata wymagało sporych nakładów finansowych. Pamiętam pustą
lodówkę, brak drewna na opał. Jak byłem mały, brat i siostry zbierali patyki
w lesie, by rozpalić w piecu.
Do piętnastego roku życia Mateusz dzielił pokój z matką. Wstydził się
zapraszać do domu kolegów ze szkoły, wizyty u nich wspomina jako bolesne.
– Byłem niesamowicie zahukany i wiecznie zestresowany, ciągle karmiony
maminym przypomnieniem, że jesteśmy biedni. Jako dziecko sam z siebie
proponowałem rezygnację z osobnych łóżek, by nie marnować wody na
pranie dwóch kompletów pościeli.

Madonna z Podlasia
W pierwszej klasie gimnazjum Mateusz został lektorem w kościele. Raz w
roku towarzyszył księdzu w wizytach duszpasterskich. Od wiernych
dostawał łącznie od stu do kilkuset złotych. W ten sposób zarobił na
pierwszy telefon. Brał udział w rekolekcjach powołaniowych i spotkaniach
katolickiej młodzieży. Znalazł tam akceptację, o jakiej marzył. Dlatego, choć
na przełomie drugiej i trzeciej klasy porzucił wiarę na rzecz chłodnego
racjonalizmu, przez kolejne półtora roku służył do mszy.

Mateusz: Zrozumiałem jednak, że to, co uważałem za „doświadczanie boga”, w


rzeczywistości jest tylko doświadczaniem poczucia wspólnoty, której bardzo
potrzebowałem. Matka nie zaakceptowała mojego ateizmu, do dziś robi mi o to regularne
awantury. Wymusza na mnie chodzenie do kościoła, czy to płaczem, czy szantażem
emocjonalnym. Niedawno zagroziła, że jeśli nie pójdę na mszę, wyrzuci moje rzeczy przez
okno. Ostatni raz dałem się złamać przy okazji pogrzebu ojca.

Ateizm jest w incelosferze powszechną postawą. Na siedemnastu


członków Woliery Goblinów tylko jeden – cichy, nieśmiały chłopak o
pseudonimie Szczur – jest wierzącym i praktykującym katolikiem. Jest też
jednym z najmniej aktywnych użytkowników serwera, niechętnie dzieli się
informacjami na swój temat. Wiemy jedynie, że ma 26 lat, studiuje historię, a
w wyborach parlamentarnych głosował na Konfederację. Cierpi na
schizofrenię paranoidalną i fobię społeczną, ma za sobą dwa
kilkumiesięczne pobyty w szpitalu psychiatrycznym. Jest uzależniony od
masturbacji, z czego regularnie się spowiada. Marzy o żonie i dzieciach. W
przeciwieństwie do Mateusza, który wyznaje popularny wśród inceli
antynatalizm – przekonanie, że ludzka prokreacja jest naganna moralnie.
Matkę, ze względu na jej pochodzenie i gorliwą wiarę katolicką, Mateusz
nazywa „Madonną z Podlasia”. Twierdzi, że czuje do niej tylko nienawiść.
W dużej mierze przez wspomnienia związane z okresem dorastania –
zmuszanie do klęczenia na grochu, bicie kablem za „pyskowanie” i „brak
szacunku”, straszenie oddaniem do domu dziecka. – Zawsze robiła z siebie
największą cierpiętnicę. Bo mąż pijak, w domu bieda, dzieci chore, jedno
martwe. Żyliśmy z zasiłków i funduszu alimentacyjnego, bo ojciec nie
poczuwał się do odpowiedzialności. Matka zaczęła pracować dopiero w
2019 roku, oczywiście na czarno. Wiem, że nie miała lekko. Ale nikt jej nie
kazał robić sobie kolejnego dzieciaka z wadami rozwojowymi.
Wydawać by się mogło, że dalej pokutuje przekonanie, którym z wieloma z
nas dzieliły się nasze mamy albo babcie, że mężczyzna jako płeć brzydsza,
musi być tylko „trochę ładniejszy od diabła”. Jednak zachodzącą w tej
materii zmianę już 20 lat temu komentował socjolog Zbyszko Melosik.
Zauważa on, że powszechność wizerunków idealnych ciał w mediach nie
stanowi jedynie problemu kobiet. Mężczyźni coraz częściej popadają w
obsesję dotyczącą ciała i jego nieadekwatności. Do drugiej wojny
światowej męska atrakcyjność miała być w większym stopniu definiowana
przez osiągnięcia, co było związane z kontrolą strefy ekonomicznej
wyłącznie przez mężczyzn. Jego zdaniem rosnący udział kobiet w tej sferze
sprawił, że wygląd w coraz większym stopniu stawał się jednym z
wyznaczników sukcesu bądź porażki i pomagał lub utrudniał awans
zawodowy. Ponadto postępująca emancypacja seksualna kobiet, która już w
latach 20. dała o sobie znać w formie buntu przeciwko wiktoriańskim
zasadom wtłaczanym młodym kobietom, skutkowała coraz śmielszym
ocenianiem fizycznej atrakcyjności mężczyzn. Jako swego rodzaju przełom
Zbyszko Melosik traktuje reklamy męskiej bielizny Calvina Kleina, które –
inaczej niż wcześniej, kiedy starano się „oddzielać męskie ciało od
produktu” – epatowały roznegliżowanymi seksownymi torsami:

W takiej sytuacji współczesny mężczyzna zaczyna odczuwać znaczący „niepokój


kulturowy”, którego przyczyną jest opisywana tutaj bezprecedensowa ekspozycja jego
ciała. R.K. Du on pisze w tym kontekście, iż przyjęcie przez mężczyznę pasywnej,
obnażonej postawy ciała wywołuje u niego wręcz panikę związaną z pytaniem, które było
przez wieki typowe dla kobiet: „na jaką inwazję może być teraz narażone moje ciało?”
(ponadto prezentowanie mężczyzny w sposób kobiecy poprzez obnażone ciało
potwierdza koniec jego dominacji w sferze seksualnej oraz, w szerszym kontekście,
społeczno-ekonomicznej). Mężczyźni, kiedyś posiadający wyłączność w sferze
„oglądania” i „oceniania” ciała (kobiecego), dziś z przerażeniem oglądają seksualne,
chłopięce i szczupłe, lecz umięśnione ciała telewizyjnych modeli35.

Dzisiaj modeli będących źródłem zazdrości młodzi mężczyźni raczej nie


widują już w telewizji (jako że mało kto z pokolenia millennialsów i
generacji Z ją ogląda), ale z ich wizerunkami spotykają się w mediach
społecznościowych, zaś kobiety – ku rozpaczy wielu inceli – również w
aplikacjach randkowych. Do poczucia nieadekwatności swojego ciała
dochodzi przekonanie, że oto, będąc posiadaczem niedoskonałego ciała,
trzeba bezpośrednio rywalizować o kobiecą atencję z umięśnionymi
bożyszczami. Na Wykopie regularnie pojawiają się posty oznaczone jako
#suifuel36, referujące stan sytuacji genetycznej na Tinderze, w których
prezentowane są profile ze zdjęciami mężczyzn o atletycznych sylwetkach i
kanonicznych rysach twarzy, czasem pochodzących z profesjonalnych sesji
zdjęciowych. Obrazy te okraszone są na ogół dobijającymi komentarzami
autora wpisu, który przypomina, że dla każdego nieatrakcyjnego faceta it’s
over – każda locha, mając do wyboru polaka-zakolaka i chada, który
przyjechał z Hiszpanii na Erasmusa, wybierze tego drugiego.

Co ci się stało z twarzą?


Podstawówkę i gimnazjum Mateusz wspomina umiarkowanie dobrze. Miał
paczkę znajomych, z którymi po lekcjach rozgrywał mecze na szkolnym bądź
parafialnym boisku. – Nie byłem jakoś szczególnie gnębiony. Ze względu na
wady twarzoczaszki uważano mnie za osobę niepełnosprawną, co dawało
pewne fory. Wyśmiewanie się zdarzało, ale udało mi się uniknąć fizycznej
agresji. Natomiast standardem były pytania rówieśników odnośnie do
mojego wyglądu. Zwykle było to niewinne, pozbawione złej woli: „co ci się
stało z twarzą?”. Pamiętam, jak na szkolnej wycieczce do kina młodsze
dzieci wskazywały na mnie palcami, szepcząc między sobą „ale ma mordę!”,
ale takie sytuacje należały do rzadkości.
Na szkolnych dyskotekach zwykle podpierał ścianę, co wspomina jako
„pierwsze doświadczenie blackpillu”. Dziewczyny, które prosił do tańca,
grzecznie odmawiały lub szukały wymówki, mówiąc na przykład, że
potrzebują odpoczynku lub skorzystania z toalety. Potem widział, jak tańczą z
innymi.
Liceum było dla Mateusza okresem izolacji i nasilonych objawów fobii
społecznej. Naprzeciwko klasy, w której miał matematykę, stała
szachownica. Spodobało mu się, że wśród osób, które gromadziły się przy
niej na przerwach, nie trzeba wzbudzać sympatii. Wystarczyło umieć grać. A
radził sobie nieźle, choć – jak twierdzi – nigdy nie wzbił się ponad
przeciętność. – Miałem opinię mruka. Jeśli znalazłem się w grupie, rzadko
się odzywałem, bo nie miałem nic do powiedzenia. Nie umiałem prowadzić
swobodnych, beztroskich rozmów o pierdołach. W dodatku z nerwów
oblewał mnie pot, serce waliło, bolał brzuch. Kiedy chłopak z mojej wsi, z
którym chodziłem do jednej klasy w gimnazjum, robił osiemnastkę, zaprosił
mojego brata, a mnie olał. Wcale mu się nie dziwię.
W trzeciej klasie Mateusz założył się z innym incelem, poznanym na
jednym z forów, że jeśli tamten wyzna pewnej dziewczynie, że bardzo mu się
podoba, on napisze do koleżanki z klasy – jednej z niewielu osób, z którymi
od czasu do czasu rozmawiał w szkole. Zaskoczyło go, kiedy odpisała w
rozbudowany i zaangażowany sposób. Przez kolejne trzy miesiące
wymieniali wiadomości. – Nie częściej niż raz na tydzień, głównie słaliśmy
sobie memy i piosenki. Ale jakikolwiek pozytywny feedback ze strony
kobiety wystarczył, żebym się zauroczył. Po trzech miesiącach spotkaliśmy
się poza szkołą. Rozmowa się nie kleiła, zresztą już wcześniej czułem, że
Klaudia odpisuje z litości. Kontakt się urwał. Potem dowiedziałem się, że
przez cały ten czas była w związku ze szkolnym chadem.

Przyszłość nienawiści, nienawiść przyszłości


Mateusz planuje powrót na studia, szuka alternatywy dla mechatroniki.
Myślał o filologii bałkańskiej, oceanotechnice, religioznawstwie,
biotechnologii, matematyce. – Nie mam pomysłu na siebie. Miotam się,
ciągle zmieniam plany. To jeden z przejawów pizdowatości, która utrudnia
mi prawidłowe funkcjonowanie.
Brak partnerki nie jest dla niego szczególnie bolesny. Ma niskie libido,
rzadko odczuwa frustrację seksualną. – Pozostałe problemy wybiły mi z
głowy myślenie o bliskości, intymności. W liceum bardziej ciążyła mi
nieumiejętność nawiązywania kontaktów z kobietami. Potem przyszła
weryfikacja możliwości finansowych i szans zmiany swojego życia,
wyrwania się z domu i ze wsi. Choć przypuszczam, że gdyby jakaś
dziewczyna okazała mi zainteresowanie, moje serce od razu zaczęłoby
mocniej bić.
Życie towarzyskie Mateusza ogranicza się do serwerów na Discordzie. Z
domu wychodzi jedynie do pracy i na spacery z psem, podczas których
prowadzi głośne monologi. Nie skarży się na brak znajomych, wystarczą mu
wirtualne kontakty z podobnymi sobie: – Nic nie dobija mnie tak jak
rozmowy z normictwem. Nie przystaję do nich, ciągle się porównuję –
mówi. Na pytanie, czy czuje nienawiść do kobiet, odpowiada, że nie większą
niż do mężczyzn.
Najbardziej doskwiera mu brak prywatności. – Matka wchodzi do mojego
pokoju bez pukania, choć od gimnazjum za każdym razem proszę, by tego nie
robiła. Jestem tym zmęczony, marzę o własnym kącie – mówi. Chciałby
znaleźć pracę, którą mógłby pogodzić z zaocznymi studiami i która
pozwoliłaby na wynajem kawalerki w mieście, regularne wizyty u dentysty i
psychoterapię. – Obejdę się bez ruchania. Liczę już tylko na to, że do
trzydziestki zarobię na wkład własny na zakup kawalerki. Jeśli tak, odłożę
samobójstwo na później. Często o nim myślę, ale jak czytam fora o
nieudanych próbach, to mi się odechciewa. Boję się, że zostałbym kaleką. A
nawet jeśli nie, musiałbym żyć z poczuciem, że inni mają mnie za faceta,
który nawet zabić się nie potrafi.

Męski wygląd a sukces reprodukcyjny


Przekonanie, że kobiety dążą do kontaktów seksualnych z „hipermęskimi”
chadami, wynika według inceli z prostych prawideł rządzących doborem
naturalnym. Rozmawiałyśmy o tym z dr Anną Anzulewicz, kognitywistką i
psycholożką neurorozwojową z Uniwersytetu Warszawskiego. – Największa
do tej pory metaanaliza37 dotycząca tego tematu wykazała, że jedyną cechą,
której związek z atrakcyjnością i sukcesem reprodukcyjnym konsekwentnie
obserwowano w badaniach, była muskulatura38. Inne cechy, takie jak
wysokość głosu, wzrost i poziom testosteronu, okazały się istotne, ale tylko
w niektórych przypadkach. Innymi słowy: rola tych czynników nie jest
jednoznaczna – tłumaczy Anzulewicz. – Warto nadmienić, że w tej pracy
przeanalizowano dane pochodzące z aż 96 badań, w których łącznie
uczestniczyły 177 044 osoby, więc konkluzje, które możemy wysnuć na jej
podstawie, są mocno ugruntowane w danych.

Źródło ilustracji: Wykop.pl

Wyniki badań dotyczących związku między poziomem testosteronu i


kortyzolu a męską atrakcyjnością nie przynoszą jednoznacznych wyników,
przy czym przeważają prace pokazujące, że nawet jeśli taki związek jest, to
bardzo słaby. Typowo męskie cechy twarzy wiązane są z szerokim zakresem
cech i zachowań, między innymi agresywnością i dominacją39. – Faktycznie,
badania pokazują, że posiadacze stereotypowo męskich twarzy częściej niż
inni wykazują tendencje do rywalizacji, agresji czy dominacji – mówi
Anzulewicz. Domniemanym mechanizmem leżącym u podłoża „męskiej
twarzy” jest poziom testosteronu jej właściciela. Ale czy faktycznie? Takie
pytanie zadał sobie zespół naukowców pod przewodnictwem Briana Birda40.
Poza przeprowadzeniem badania własnego na grupie 780 mężczyzn badacze
ci ponownie przeanalizowali wyniki poprzednio prowadzonych badań, a
także przeprowadzili metaanalizę, dzięki czemu byli w stanie wyciągnąć
solidne wnioski dotyczące badanego tematu. To, co odkryli, będzie
szokujące w kontekście incelskiej narracji – okazało się, że „męskość”
twarzy nie jest w żaden sposób związana z poziomem testosteronu jej
właściciela.
Przykładowa skala atrakcyjności z jednego z incelskich forów. Źródło ilustracji: Wykop.pl
Robert

Alfa w ciele bety


Dziś połykam czarną pigułkę
z diabłem na spółkę.
Wyłączam komórkę.

Czarna tabletka mój umysł rozjaśnia,


to wszystko wyjaśnia.
Chcę prawdę nagłaśniać.

Z Robertem po raz pierwszy rozmawiamy na Instagramie, gdzie umieszcza


swoje wiersze na tle znalezionych w sieci i samodzielnie przerobionych
grafik. Pisze o swoim wyobcowaniu, pragnieniu bliskości, ale też „zepsuciu”
współczesnego świata, w którym „młode dziewczyny wyrzekają się
godności w toaletach klubów nocnych”. O jego istnieniu wiemy od Wołosia,
z którym od lat dzieli incelskie przestrzenie internetowe. Robert proponuje
rozmowę przez Skype’a, ale zastrzega, że ma napięty grafik i niełatwo mu
będzie znaleźć dla nas czas: „W grę wchodzą soboty, wtorki i czwartki
między 7:30 a 9:30” – pisze. Dzwonimy w sobotę z samego rana.
Odpowiada na nasze pytania, jednocześnie robiąc zakupy spożywcze i
przerywając nam, by wymienić uprzejmości z kasjerką. – Prowadzę aktywny
tryb życia. Ułatwia mi to elektryczny wózek, prawo jazdy i dostosowany do
niego samochód. Wolę szukać rozwiązań niż wymówek.
Robert, w przegrywosferze znany jako Brokuł, od urodzenia cierpi na
chorobę powodującą między innymi przedwczesne zahamowanie wzrostu i
niesprawność dolnych kończyn. Ma 28 lat i mierzy 96 centymetrów. W
codziennym funkcjonowaniu pomaga mu przyjaciel, z którym dzieli pokój w
akademiku. Brokuł nie chce o nim rozmawiać. – Nie opowiadamy o sobie
nawzajem osobom postronnym. Taki mamy układ – ucina temat, zastrzegając
przy tym, że znajomość nie ma podtekstu seksualnego.
Szkołę podstawową i gimnazjum kończył w trybie indywidualnym.
Rodzice bali się, że w szkole stałaby mu się krzywda, bo choroba, na którą
cierpi, wiąże się z częstymi urazami ciała. – W efekcie nie nabyłem
umiejętności niezbędnych do funkcjonowania w społeczeństwie. Za to
fizycznie jestem sprawniejszy niż większość osób dotkniętych tym samym
schorzeniem. Czułem się odizolowany od reszty świata, nie miałem kontaktu
z rówieśnikami. Nawet na turnusach rehabilitacyjnych nie mogłem nawiązać
bliższych znajomości, bo nie piję alkoholu, nie palę, nie jestem typem
imprezowicza. A tam wszystkie dolegliwości leczy się używkami.
W liceum Robert trafił do klasy integracyjnej. Miał z kim spędzać
przerwy, ale nie potrafił nawiązać bliższych relacji. Skupił się na nauce, bo
przychodziła mu z łatwością. Średnia nie schodziła poniżej 5.0, wygrywał
wszystkie możliwe konkursy. Nauczyciele go uwielbiali, porównywali do
niego innych uczniów. – Być może to stanowiło dodatkową barierę w
relacjach z rówieśnikami? – zastanawia się.
Obecnie kończy trzeci kierunek studiów magisterskich, ale prosi, byśmy
nie podawały ich nazw. Utrzymuje się z renty oraz pisania recenzji i
artykułów popularnonaukowych, głównie związanych z psychologią
ewolucyjną. Bardzo poważnie podchodzi do założeń czarnej pigułki, ale nie
jest jej ortodoksyjnym wyznawcą. Uważa, że siedemdziesiąt procent inceli to
mentalcele, którzy mogliby znaleźć dziewczynę, gdyby nie „spierdolenie
umysłowe”. Zazdrości im sprawności i związanych z nią szans, których nie
wykorzystują. Puka się w głowę, gdy słyszy, że facet poniżej 175
centymetrów wzrostu nigdy nie znajdzie dziewczyny.
Brokuł wyznaje oreopill, swoją własną, autorską ideologię, która łączy
elementy czarnej i białej pigułki. Zgodnie z tą pierwszą uważa, że geny
determinują nasz los, kobiety są hipergamiczne, a brzydal ma marne szanse
na znalezienie partnerki. Jest przekonany, że w jego przypadku wszelkie
wysiłki są daremne, więc musi spełniać się na innych polach niż
romantyczne i seksualne. To z kolei założenie whitepillu, nazywanego
czasem „optymistycznym nihilizmem”. Biała pigułka ma te same założenia co
blackpill, ale jest znacznie mniej defetystyczna. Uznaje, że ludzie kierują się
prymitywnymi instynktami, przez co eliminują z procesu reprodukcji słabsze
jednostki, ale jest skupiony na radzeniu sobie z samotnością. Gniew i
poczucie niesprawiedliwości zastępuje akceptacją rzeczywistości. Blackpill
mówi: it’s over, zawsze będziesz samotny i nieszczęśliwy, nie ma nawet
sensu próbować. Whitepill: że owszem, nigdy nie doświadczysz kobiecego
zainteresowania, ale możesz być szczęśliwy, realizując się na innych polach.
Oreopill zakłada, że it’s over, prawdopodobnie zawsze będziesz samotny i
nieszczęśliwy, ale łatwiej będzie ci to zaakceptować, jeśli skupisz się na
samorealizacji. A może te całe związki nie są dla ciebie i tęsknisz za czymś,
w czym i tak byś się nie odnalazł? Robert przyznaje, że zarówno whitepill,
jak i oreopill są próbą obłaskawienia, a nawet przekłamania rzeczywistości.
To pigułki, które połykasz, gdy cierpisz z powodu samotności i masz dość
swojego życia, ale nie chcesz lub nie możesz sobie pozwolić na załamanie. –
Kilka razy udało mi się nawiązać kontakt z kobietą, nigdy jednak nie
wyszedłem poza Internet. Było mi miło, że ktoś pamiętał o moich urodzinach,
okazuje zainteresowanie. Wiem jednak, że na więcej nie mogę liczyć. Jakiś
czas temu założyłem Tindera, dodałem swoje zdjęcia. Nie miałem ani jednej
pary. Szybko zakończyłem ten eksperyment. Zresztą, przywykłem do ciszy,
samotności. Lubię działać według własnego planu, nie znoszę zmian – mówi
Brokuł, dodając, że mimo wszystko tli się w nim nadzieja na założenie
rodziny. Na przekór trendom panującym w przegrywosferze nie jest
antynatalistą. Ubolewa, że coraz więcej kobiet rezygnuje z macierzyństwa.
Uważa się za agnostyka, ale ceni „tradycyjne, chrześcijańskie wartości”.
Chciałby mieć dzieci. Nie zniechęca go dziedziczność choroby, na którą
cierpi – szansa na zdrowego potomka przy każdym zapłodnieniu wynosi
około 50%.
Tymczasem poza rodzicami, tajemniczym przyjacielem i innymi incelami, z
których żadnego nie spotkał poza przestrzenią internetową, Robert z nikim
nie utrzymuje kontaktu. Izolacja sprawia, że coraz częściej miewa stany
depresyjne. – W dodatku jestem nadpobudliwy i agresywny, zdarza mi się
wyładowywać złość na przedmiotach. Gdybym chodził, przestawiałbym
ściany. Frustracja, którą odczuwam, ciągle szuka ujścia. Jak można się
domyślić, jestem uzależniony od masturbacji – mówi, gdy rozmawiamy po
raz pierwszy. Chciałby podjąć terapię, ale nie ufa publicznej służbie
zdrowia, a na prywatne wizyty nie ma pieniędzy. Leki uważa za ostateczność.
W życiu wziął dwie, może trzy tabletki przeciwbólowe, choć jego
dolegliwości wiążą się z fizycznym cierpieniem. Ojciec Roberta na każdym
kroku podkreśla, że prawdziwy mężczyzna musi być twardy, nie może się
mazgaić. – To toksyczny przekaz, ale pomaga mi trzymać się myślenia „radź
sobie, inni mają gorzej”. Wiem przy tym, że gdybym potrzebował
jakiejkolwiek formy pomocy, mógłbym na niego liczyć.
Po studiach będzie musiał zamieszkać z rodzicami, bo nie jest w stanie
funkcjonować samodzielnie, a umowa z przyjacielem ma datę ważności.
Akademik, przystosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, musi
opuścić w ciągu roku. Nie stać go na zakup mieszkania, a wynajem nie
wchodzi w grę, bo cała przestrzeń musiałaby posiadać specyficzne
rozwiązania, co wymagałoby generalnego remontu.

Psychologia ewolucyjna
Psychologia ewolucyjna, którą fascynuje się Brokuł i która leży u podstaw
wszystkich manosferycznych pigułek, to dziedzina nauki poszukująca w
zachowaniach współczesnych ludzi mechanizmów adaptacyjnych z odległej
przeszłości. Tym sposobem między innymi dzisiejsze strategie reprodukcyjne
kobiet i mężczyzn stanowiłyby odbicie schematu, który od zarania dziejów
pozwalał na największy sukces reprodukcyjny. Biorąc pod uwagę, że nasza
ewolucyjna przeszłość z całą pewnością miała wpływ na to, jacy jesteśmy
dzisiaj, jest to bardzo zachęcająca gałąź psychologii, która wydaje się
oferować wyjaśnienie wielu zjawisk obserwowanych współcześnie. Temu
urokowi uległo wielu psychologów, jednak część z nich po pewnym czasie
zaczęła podchodzić do niej o wiele mniej entuzjastycznie. Jednym z nich jest
Artur Król, z którym przeprowadziłyśmy wiele rozmów na temat inceli i
rynku matrymonialnego.

Artur Król: Podstawowe założenie psychologii ewolucyjnej mówi, że to, jak funkcjonują
nasze umysły, będzie przynajmniej częściowo efektem odziedziczonych skłonności, które
zwiększały szanse naszych przodków na przetrwanie i pozostawienie potomstwa.
Zgodnie z mechanizmami doboru naturalnego, jeśli skłonność do danego zachowania była
warunkowana, a to zachowanie zwiększało szanse na nasze przetrwanie do wieku
rozpłodowego, posiadanie większej liczby dzieci lub przetrwanie tychże dzieci, to geny
warunkujące to zachowanie miały większą szansę stać się częścią naszego dziedzictwa.

Problem w tym, że o ile założenie psychologii ewolucyjnej jest dobrze


uzasadnione, o tyle już sposób prowadzenia badań i publikowania wniosków
w tej dziedzinie sprawia, że w środowisku naukowym przez niektórych
uważana jest za protonaukę, a nawet pseudonaukę. Niektórzy używają wręcz
określenia „frenologia naszych czasów”41. – To dlatego, że wpada w tak
zwaną pułapkę adaptacjonistów – mówi Król. – Założenie, że jeśli
obserwujemy coś, co może być adaptacją, to na pewno jest taką adaptacją.
W psychologii ewolucyjnej bada się występowanie pewnych zjawisk na
podstawie hipotez ewolucyjnych, a jeśli dowiedzie się istnienia takich
zjawisk, zakłada się, że są one genetycznie uwarunkowane. Tymczasem w
biologii ewolucyjnej jest to dopiero początek drogi. Trzeba udowodnić, że
dane zjawisko jest dziedziczne i jaki jest mechanizm genetyczny tego
dziedziczenia. Trzeba pokazać, że w tym przypadku występuje dobór
naturalny, zmienność genotypu skorelowana z przeżywalnością, wykonać
eksperymenty testujące hipotezę ewolucyjną i tak dalej. A nawet wtedy
trzeba jeszcze dowieść, że dobór będzie silniejszy od dryfu genetycznego,
oraz wykluczyć wiele ukrytych zmiennych. Innymi słowy, psychologowie
ewolucyjni pomijają zdecydowaną większość faktycznego procesu
dowodowego, niezbędnego do postawienia tez, jakie starają się stawiać.
Biolog ewolucyjny i bioinformatyk January Weiner wydaje się stać na
podobnym stanowisku. W swoim artykule dla „Przekroju” noszącym tytuł
Sawanna wyssana z palca krytykuje naiwność wielu badaczy:

Pierwszy grzech [psychologii ewolucyjnej] to naiwne umiłowanie historyjek. Łatwo


wynajdować fabularne wyjaśnienia dla fenomenów, które obserwujemy wokół siebie.
Wydaje się nam, że mężczyźni są bardziej skłonni do ryzyka niż kobiety? To pewnie
dlatego, że polowali, musieli zatem podejmować ryzyko, żeby zdobyć pożywienie,
tymczasem kobiety siedziały w szałasie i opiekowały się dziećmi. Ale równie łatwo
byłoby znaleźć wyjaśnienie odwrotnej sytuacji: kobiety bardziej lubią ryzykować? Phi,
banalne: to dlatego, że mężczyźni częściej bywali w niebezpiecznych sytuacjach, więc
dobór naturalny zmusił ich do postępowania rozważnego, eliminując nieostrożnych,
podczas gdy skłonna do ryzyka kobieta najwyżej mogła się oparzyć przy ognisku.
Widzicie, jakie to proste? Czy będzie tak, czy zupełnie odwrotnie, zawsze możemy
dośpiewać sobie jakieś „ewolucyjne” wyjaśnienie42.

W dalszej części klaruje, że aby udowodnić działanie doboru naturalnego,


należałoby wykazać, że dana cecha ma podłoże genetyczne, czy istnieje jej
zmienność i czy od zmienności zależy reprodukcyjny sukces:

Tych wszystkich przesłanek brak w większości wywodów psychologów ewolucyjnych.


Przyjrzyjmy się wspomnianej skłonności do ryzyka: przede wszystkim nie można nawet
powiedzieć, że u mężczyzn jest ona silniejsza niż u kobiet – badania naukowe wskazują,
że wszystko zależy od rodzaju ryzyka. Co gorsza, ciężko stwierdzić, czy skłonność do
ryzyka ma jakiekolwiek podstawy genetyczne – a na sto procent wiemy, że przynajmniej
częściowo jest uwarunkowana kulturowo, bo jest różna w rozmaitych kulturach. Jeśli
nawet przyjmiemy, że istotne są tu geny, to konia z rzędem temu, kto pokaże, że efektem
większego ryzykanctwa jest większy sukces reprodukcyjny.
Pułapkę adaptacjonizmu wyśmiała w swojej książce43 Cordelia Fine,
opisując wnioski z badania, które postawiło sobie za cel wyjaśnić na gruncie
genetyki i ewolucji różne preferencje kolorystyczne chłopców i dziewcząt.
Dziewczęce uwielbienie do różu – opisywane w badaniu – ma jej zdaniem
raczej związek z tym, że różowe i niebieskie ubrania zaczęły być używane w
połowie XX wieku jako oznaczenie płci u dzieci.

Człowiek o wielu twarzach


Robert nie ma konta na Wykopie, lepiej czuje się w niewielkich zamkniętych
grupach. Takich jak Woliera Goblinów. Jednak koledzy z serwera mają o nim
nie najlepsze zdanie. Twierdzą, że jest toksyczny, nieszczery, agresywny,
zaborczy wobec kobiet, z którymi udaje mu się nawiązać dialog w sieci.
Zarzucają mu też homofobię i transfobię: – Poznałem kiedyś w necie trans
loszkę i przez pewien czas byliśmy w stałym kontakcie. Wszyscy na
serwerze byli wspierający. Poza Brokułem, który i mnie, i ją wyzywał od
pedałów – wspomina jeden z użytkowników. Inni przywołują sytuacje, w
których obrażał poznane w sieci kobiety, bo przez kilka godzin nie
odpowiadały na wiadomości bądź wprost odrzucały zaloty. W rozmowie z
nami Robert przyznaje, że według niego osoby LGBT+ są chore i powinny
się leczyć, a walka o ich prawa to „wymysł lewactwa”.
Niedługo po naszym przybyciu na Wolierę zostaje z niej relegowany.
Bezpośrednią przyczyną jest kłótnia, którą sprowokował, próbując
udowodnić nam i pozostałym użytkownikom, że jest incelem
najprawdziwszym z prawdziwych. Przekonywał, że jego los determinuje
choroba, podczas gdy większość tak zwanych inceli żyje w dobrowolnym
celibacie, nie potrafiąc, nawet nie próbując skorzystać z możliwości, jakie
daje im sprawność fizyczna. Pozwoliłyśmy sobie na drobną korektę
językową.

Brokuł: No, przyznajcie się, jak robicie w trąbę dziennikarki. Mówicie im o moich
fetyszach, których posiadanie nie zmienia faktu, że jestem incelem z krwi i kości. Czy
Goblinus wam mówił, że w psychiatryku loszka zaproponowała mu ruchanie, ale
odmówił?
Goblinus: A Brokuł uprawia seks online. I jeszcze śmie nam smrodzić.
Brokuł: O tym wiedzą, bo im powiedziałem. Przynajmniej jestem szczery.
Hauser: I co powiesz, że napalona laska z Wykopu wysłała mi zdjęcie swojej waginy i
zapytała, czy chcę się ruchać?
Brokuł: No i cyk, mamy kolejnego. Ja bym na jednym kole jechał do takiej.
Hauser: Ale ja chcę z miłości.

– Brokuł jest nauczony, że wszystko mu uchodzi na sucho. Ale Discord to


nie jest prawdziwe życie i tu nikt nie puści płazem chamstwa tylko dlatego,
że jest niepełnosprawny. Ja go blokuję, bo mnie wyzywa – mówi Wołoś.
Goblinus, admin Woliery, dodaje: – Brokuł źle się czuje, nie będąc w
centrum zainteresowania. Jednocześnie próbuje zrobić z siebie największą
ofiarę i pokazać, że pod względem mentalnym mu nie dorównujemy, bo ma
umysł alfy i gdyby nie choroba, uwodziłby kobiety na potęgę. A prawda jest
taka, że umysł to ma spermiarza i bardziej zaniżał nam średnią IQ niż
wzrostu.
Żarty na temat niepełnosprawności Roberta są na Wolierze standardem. On
sam zapewnia, że nie sprawiają mu przykrości, a wręcz go rozczulają. – To
znaczy, że o mnie pamiętają. W męskim gronie wzajemne wyzwiska są
standardem, ale świadczy to o zażyłości – mówi. Często powtarza, że jest
„samcem alfa, uwięzionym w ciele bety”. – Mam to po ojcu. Z tym że on jest
zdrowym, postawnym facetem, który miał w życiu wiele kochanek. Nigdy nie
dawał mi taryfy ulgowej, tak jakbym miał te same co on możliwości. Dzięki
temu nie jestem ciepłą kluchą.
Po tym, jak Brokuł zostaje wyrzucony z serwera i nie może dementować
pojawiających się plotek na swój temat, dowiadujemy się, że regularnie
uprawia cyberseks, a jego nieokiełznana chuć doprowadziła go kiedyś do
współżycia z dziuplą. W dodatku potrafi przez okrągłą dobę pisać na czatach
erotycznych i desperacko walczy o kobiecą atencję, spermiąc do obcych
dziewczyn na Facebooku i Instagramie. Wybucha śmiechem, gdy go o to
pytamy. Twierdzi, że historia o dziupli jest wyssana z palca, a cyberseks
uprawiał, ale zaledwie kilka razy. Przyznaje się do spermienia, ale zaznacza,
że większość kobiet, z którymi utrzymywał kontakty przez Internet,
inicjowała rozmowę – zaciekawiona jego wpisem w którejś z
facebookowych grup tematycznych lub poruszona wierszami z Instagrama. –
Gobliny mi zazdroszczą, bo potrafię rozmawiać z dziewczynami. Sami nawet
nie próbują żadnej poznać, bo z góry zakładają, że zostaną opluci. Mnie nie
hamuje lęk przed odrzuceniem. Choć z roku na rok jestem coraz bardziej
cyniczny. Wiem, że w moim przypadku komplementy nic nie zdziałają.
Swoje położenie Brokuł tłumaczy efektem „szklanej piwnicy”. To
nawiązanie do „szklanego sufitu”, czyli niewidzialnej bariery, która utrudnia
kobietom i mniejszościom dojście do wysokich pozycji w biznesie i
polityce. – Na czubku piramidy społecznej znajdują się mężczyźni, którzy są
odpowiedzialni za patriarchat. Niżej są kobiety, które faktycznie są
względem tych pierwszych dyskryminowane, zajmują gorszą pozycję. Ale
pod tymi kobietami jest cała reszta mężczyzn, którzy mogą tylko obserwować
pnące się po szczeblach kariery, piękne businesswoman oraz romansujących
z nimi facetów sukcesu. Ci na dole drabiny nie tworzą patriarchatu, a często
są mu przeciwni, sami będąc jego ofiarami. W społeczeństwie nie uchodzą
za wystarczająco męskich, aby czerpać korzyści, jakie w innym wypadku
dawałaby im płeć, a i tak są przez feministki obwiniani za całe zło tego
świata. To właśnie nazywam szklaną piwnicą.

Epilog 1.0
Po roku od naszej pierwszej rozmowy sytuacja Brokuła wygląda zgoła
inaczej. Ma stałą pracę, którą może wykonywać zdalnie, niedawno kupił
nowy samochód. Od czterech miesięcy uczęszcza na prywatną psychoterapię.
A co dla niego samego najistotniejsze, od pół roku jest w związku. Zosia,
jego partnerka, ma siedemnaście lat i mieszka na drugim końcu Polski, przez
co spotkali się dopiero trzy razy.
Poznali się na facebookowej grupie dla osób wysoko wrażliwych. Pod
postem chłopaka, który wrzucił anons ze swoim zdjęciem i przyznał, że nigdy
nie miał partnerki, Robert napisał, by zaakceptował swoją brzydotę i fakt, że
zawsze będzie incelem. Zosię komentarz oburzył, więc wysłała mu prywatną
wiadomość, oskarżając o chamstwo i brak empatii. Tłumaczył, że należy być
szczerym, nawet jeśli wymaga to pewnej brutalności. Wkurzył ją, ale uznała,
że to lepsze niż obojętność. Odkryli, że wiele ich łączy: konserwatywne
poglądy, chęć założenia rodziny, a przede wszystkim doświadczenie
odrzucenia. Zosia określa się jako „taki damski przegryw”, nie ma
przyjaciół, wolny czas spędza w domu, razem z rodzicami, przez których
czuje się nierozumiana. Zwłaszcza w kwestii wyboru partnera. Uważają, że
przy Robercie „wstyd się pokazać”, i proszą, by poszukała kogoś młodszego,
a przede wszystkim sprawnego.
Ona też miała problem z zaakceptowaniem jego ciała. Zwłaszcza nóg,
krótkich i poskręcanych. Gdy drugiego dnia wymieniania wiadomości
powiedział, na co choruje i jak się to objawia, była pełna obaw. Poprosiła o
zdjęcia całej sylwetki. – Mówiła: „matko święta, jak to w ogóle wygląda?”
albo „dlaczego ja sobie nie mogę normalnego faceta znaleźć, tylko taką
pokrakę?”. Ale już pod koniec pierwszego spotkania wyznała, że mnie kocha
– wspomina Robert.
Gdy przekazujemy radosną nowinę chłopakom z Woliery Goblinów,
jednogłośnie stwierdzają, że Brokuł kłamie. Wymyślił sobie dziewczynę,
chcąc im dopiec. My też mamy wątpliwości. Prosimy go o przesłanie
wspólnego zdjęcia, ale odmawia, tłumacząc, że byłoby to nie w porządku
wobec Zosi. W końcu wysyła selfie z zamazanymi twarzami – rozpoznajemy
jego linię włosów, ale jesteśmy podejrzliwe. Tym bardziej że wciąż jest
aktywny na kilku incelskich grupach. Tłumaczy, że rozważa napisanie pracy
magisterskiej na temat społeczności i chciałby przeprowadzić badania wśród
jej członków. – Brokuł, podobnie jak Łysy z Brazzers, to człowiek o wielu
twarzach i specjalizacjach: zboczeniec, spermiarz, mitoman, badacz inceli –
podsumowuje Goblinus, gdy przekazujemy mu to wyjaśnienie. Tymczasem
Robert opisuje nam smak cipki, by po kolejnym spotkaniu z partnerką
stwierdzić, że „seks może się szybko znudzić”.
Obawiałyśmy się, że będziemy zmuszone pozostawić czytelników i
czytelniczki w niepewności co do tego, czy Brokuł zrzucił ciężar prawictwa.
Nam samym nie dawało to spokoju. Znalazłyśmy profil jego domniemanej
partnerki na Facebooku. Wygląda na autentyczny. Jest drobną blondynką o
twarzy lalki, a styl japońskiej lolity dodatkowo odejmuje jej lat. Chodzi do
liceum, ale spokojnie mogłaby uchodzić za trzynastolatkę. Nic, co
udostępniała publicznie, nie rozwiało naszych wątpliwości. Kiedy
zastanawiałyśmy się, jak zweryfikować informację o związku, nie
dekonspirując Roberta jako jednego z naszych bohaterów, Zosia sama do nas
napisała. Od początku wiedziała, że jej chłopak z nami rozmawia. Chce,
byśmy poznały również jej perspektywę. Na wstępie zaznacza, że w ich
relacji nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Często się kłócą.
Oboje bywają zaborczy i impulsywni. Zosi nie podoba się, że Robert jest
zgryźliwy i negatywnie nastawiony do ludzi. Chamstwo nazywa szczerością,
we wszystkim doszukuje się „lewackiej propagandy” i ciągle ją krytykuje.
Dziewczyna nie wie, czy bardziej go kocha czy nienawidzi. Często myśli o
zerwaniu. Twierdzi, że nie ma nikogo, z kim mogłaby o tym porozmawiać.
Jednego dnia pisze o nim „mój skrzat”, zapewniając nas, że dobrze im się
układa, a drugiego: „Mam go dość. Chyba sobie coś zrobię”.
Wciąż nie potrafi w pełni zaakceptować jego niepełnosprawności: –
Czasem czuję obrzydzenie do niektórych części jego ciała. Tak czy inaczej,
ja też jestem odpadem i nigdy nie znalazłabym normalnego faceta, a lepszy
rydz niż nic – mówi. – Widziałyście jej zdjęcia? Wygląda bardzo młodo, ale
za kilka lat to będzie rakieta. Mam świadomość, że jestem cholernym
szczęściarzem, i postaram się tego nie spierdolić – zapewnia Robert.

Epilog 2.0
Brokuł i Zosia rozstali się. Jak przekazała nam dziewczyna, chciała, ale nie
umiała szczerze go pokochać.

Tania sperma, drogie jajeczka


Psychologia ewolucyjna ma swoją teorię na temat tego, dlaczego kobiety są
bardziej selektywne, jeżeli chodzi o dobór partnerów. Według niej sperma
jest „tania” – mężczyzna ma jej w nadmiarze i może zapłodnić niezliczoną
liczbę kobiet. Jajeczka natomiast są „drogie” – muszą zostać ostrożniej
spożytkowane, szczególnie biorąc pod uwagę to, ile samica inwestuje w
ciążę. Tym samym „naturalną” strategią dla mężczyzny jest promiskuityzm i
próby pozostawienia swojego nasienia gdzie popadnie, aby spłodzić jak
najwięcej dzieci, natomiast kobieta będzie wybierać jak najlepszych
partnerów, aby zapewnić im najwyższej jakości geny. – Teoria taniej spermy
ma jeden kluczowy problem: nijak nie pasuje do naszej historii ewolucyjnej.
Ani, w gruncie rzeczy, do badań biologicznych – twierdzi Artur Król.
Pierwotnie wywodziła się z badań nad muszkami owocówkami
prowadzonymi przez Angusa Batemana. Okazało się jednak, że Bateman bez
żadnego powodu wykluczył istotną część danych ze swojej analizy i przy
przejrzeniu całego materiału okazywało się, że zarówno samce, jak i samice
owocówek dążyły do promiskuityzmu.
Ale jak jest w przypadku ludzi? Czy rzeczywiście gigachady na Tinderze
korzystają z dobrodziejstw ewolucyjnie ukształtowanej wybredności kobiet,
nie dając szans konkurentom do cennych jajeczek?
– Z perspektywy naszej historii ewolucyjnej taki model nie ma większego
sensu – odpowiada Artur. – Nasi przodkowie żyli bowiem w plemionach,
dzieci wychowując wspólnie. Prawdopodobnie funkcjonowaliśmy więc albo
w seksualnych komunach, albo w jakiejś formie seryjnej monogamii,
krótkotrwałych bliższych związków. Co więcej, komuny te były dość małe,
typowe plemię liczyło zaledwie kilkadziesiąt osób. Nasi przodkowie
dosłownie nie mieliby gdzie szukać tych potencjalnych partnerek dla swojej
„taniej spermy”. Taka strategia stała się możliwa dopiero wraz z rozwojem
rolnictwa, wzrostem populacji i akumulacją dóbr, kiedy to faktycznie model
„haremowy”, w którym jeden mężczyzna sypiał z dziesiątkami kobiet, mógł
niekiedy funkcjonować. Tyle tylko, że tak rzadko i w tak krótkim przedziale
czasu, że nie ma powodu, by zakładać jego ewolucyjny wpływ na nasze
preferencje.
To, co mówi Artur, dobrze unaocznia psycholożka i popularyzatorka nauki
Cordelia Fine, wyliczając, jak wiele dzieci w rzeczywistości może spłodzić
jurny promiskuityczny mężczyzna, którego strategia miałaby przystosować go
do płodzenia nawet setki dzieci rocznie. W pierwszej kolejności musiałby
znaleźć partnerkę, która chciałaby uprawiać z nim seks. Nie jest to takie
proste, biorąc pod uwagę, że w tradycyjnych społecznościach, z których
ewoluowaliśmy, nawet 80–90% kobiet w wieku reprodukcyjnym było w
ciąży lub karmiło piersią i z tego powodu było tymczasowo bezpłodnych44.
Załóżmy jednak, że mężczyzna znajduje odpowiednią płodną partnerkę. Musi
wynegocjować z nią stosunek, wyprzedzając innych potencjalnych
kandydatów mających ją na oku. To samo zadanie musi powtórzyć jeszcze 99
razy, aby dać sobie szanse na spłodzenie owej setki dzieci, jednocześnie
dbając o swój status jako potencjalnego partnera. Jednak w większości
przypadków jego starania pójdą na marne, biorąc pod uwagę, że dla
zdrowych heteroseksualnych par prawdopodobieństwo zajścia w ciążę przez
kobietę podczas przypadkowego jednorazowego aktu seksualnego wynosi
średnio 3%. Nawet jeśli pominiemy inne potencjalne komplikacje, związane
na przykład z tym, że część kobiet jest chronicznie bezpłodna, mężczyzna,
który chciałby spłodzić setkę dzieci rocznie, ma
0,00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
0000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000000000000000000000000000000000363% szans powodzenia45. Co
więcej, wylicza Fine, promiskuityczny prehistoryczny chad musiałby
uprawiać seks z ponad 130 kobietami, aby mieć 90% szans na większy
sukces reprodukcyjny niż monogamiczny mężczyzna, który może spodziewać
się jednego dziecka rocznie46. Nie wydaje się to optymalną strategią,
zwłaszcza że poza uprawianiem seksu i ciągłym polowaniem na partnerki
musi jeszcze jeść i pracować. Przyglądając się życiu społeczności
zbieracko-łowieckich, które miałyby stanowić odbicie naszej ewolucyjnej
historii, można szacować, że maksymalna liczba dzieci, które płodzi w całym
swoim życiu mężczyzna, waha się od dwunastu do szesnastu, a kobieta – od
dziewięciu do dwunastu47.
Piasqun

Piasqun z fabryki smrodu


Mówi o sobie: rasista, antysemita, mizogin. Popiera totalitaryzm i choć nie
głosuje w wyborach, utożsamia się ze skrajną prawicą. Nie ukrywa, że
gardzi kobietami. Szczególnie tymi, które uprawiają seks z mężczyznami o
innym niż biały kolorze skóry. Chwali się, że przeczytał Mein Kampf. –
Powinna zostać wprowadzona kara śmierci za mieszanie ras, jak w III
Rzeszy – twierdzi. – Hitler był gnębiony w dzieciństwie. Tak jak ja.
Na tagu #przegryw, gdzie udziela się od ponad pięciu lat, uchodzi za
incelebrytę. Wykop wielokrotnie banował jego profil i kasował posty ze
względu na ich niezgodność z regulaminem. Piasqun się nie zraża. Zakłada
kolejne konta, z których szkaluje „p0lki” i wywołuje „ból dupy normictwa”.
– To orgazm dla mojej duszy – zapewnia. W grudniu 2018 roku pisze:
„Wojna totalna przeciwko normikom, w tym cuckoldom i białorycerzykom,
jest kwestią czasu”.
Piasqun AKA Psi_Kutas_Bez_S jest 30-letnim prawiczkiem, którego krąg
znajomych ogranicza się do zamkniętych grup na Discordzie: Woliery
Goblinów oraz Bractwa Spierdolenia. Pracuje w warszawskiej
„smrodowni” za trzy tysiące złotych netto miesięcznie. Pensja nie pozwala
mu na wyprowadzkę od rodziców – twierdzi jednak, że nie zrobiłby tego,
nawet zarabiając dwukrotnie więcej, bo „i tak jest przegrany”, a jego
głównym problemem są „chujowe geny”, a nie sytuacja mieszkaniowa.
Kiedy ma lepszy humor, dzieli się z nami planami awansu, osiągnięcia
wyższych zarobków i wynajmu kawalerki, zwykle jednak dochodzi do
wniosku, że it’s over, bo żadne starania nie sprawią, że będzie szczęśliwy
lub chociaż zadowolony ze swojego życia. Jego motto brzmi: „Próbując,
marnujesz czas, który mógłbyś wykorzystać na pogodzenie się z porażką”. –
Mój pociąg dawno odjechał. Kurwa, on tak naprawdę nigdy nie przyjechał –
mówi.
Z tego samego powodu odmawia podjęcia leczenia. Podejrzewa u siebie
depresję i nerwicę natręctw, ale twierdzi, że pomóc może mu jedynie
przeszczep włosów i wydłużenie kości piszczelowych. Jest
hipochondrykiem, obsesyjnie szuka u siebie chorób i próbuje diagnozować
je za pomocą wyszukiwarki Google. Godzinami czyta o przyczynach,
objawach, dostępnym leczeniu. We wpisach na Wykopie przyznaje, że ma
skrajnie niską samoocenę, i nieustannie porównuje się do innych – bardziej
atrakcyjnych, lepiej wykształconych, bystrzejszych. Tylko raz zdecydował
się na wizytę u psychiatry. Ten przepisał mu psychotropy, które Piasqun
natychmiast sprzedał z zyskiem. Psychologów i psychoterapeutów uważa za
„zjebów od prania mózgu”, a leki za „truciznę dla gojów”. – Terapia nie
sprawi, że kobiety przestaną być hipergamiczne. Nie będę słuchał, jak jakaś
kurwa wmawia mi, że blackpill nie jest prawdą.
Innym razem stwierdza, że „śmieć po terapii dalej będzie śmieciem, tyle że
uśmiechniętym”.

piasqun, 20.12.2018, Wykop.pl

Bez wykształcenia wyższego jestem marginesem społecznym bez szans na rozwój i dobrą
pracę.
PS. Byłem i pozostanę niedorozwinięty umysłowo.

#przegryw # wnogf #pracbaza #studbaza

Strefa skażenia
Początkowo Piasqunowi nie podoba się nasza obecność na Wolierze
Goblinów. Wita nas zwrotem „szmaty” i stwierdzeniem, że takie jak my
powinno się „jebać prądem”. Twierdzi, że próbujemy zdobyć zaufanie
inceli, by zniszczyć społeczność od środka. Kilka dni codziennych, choć
zdawkowych rozmów wystarczy, by zmienił nastawienie. Po jednym z
wywiadów radiowych na temat przegrywosfery, w którym przedstawiamy
szeroki wachlarz problemów, z jakimi mierzą się jej członkowie, stwierdza
nawet, że – choć nie przepada za feministkami, a nawet nimi pogardza –
głupio mu, że potraktował nas „z buta”, i szanuje naszą wytrwałość. Choć
nigdy więcej nie próbuje obrazić nas bezpośrednio, o kobietach rzadko pisze
inaczej niż „lochy”, „p0lki” czy „kurwy”. Wszystkie, które umawiają się z
mężczyznami znacznie od siebie wyższymi lub atrakcyjniejszymi, chciałby
„częstować cyklonem b”.

Zapytany, co stanowi o jego „życiowym przegrywie”, przesyła nam


następującą listę:
– Nigdy nie byłem na randce
– Nigdy nie miałem koleżanek
– Nigdy nie rozmawiałem z lochą dłużej niż przez minutę
– Nigdy nie trzymałem lochy za rękę
– Nigdy się nie całowałem
– Mam gównianą pracę
– Nie mam matury
– Mam niski iloraz inteligencji
– Nie mam prawa jazdy, bo trzy razy oblałem teorię
– Mieszkam ze starymi
– Mam małego penisa
– Łysieję
– Mam twarz dziecka i świński, rudawy zarost
– Mam 178 cm wzrostu, a jest to za mało jak na dzisiejsze standardy
– Nie znam języka angielskiego
– Moje spierdolenie się pogłębia, potrafię nie odezwać się do nikogo, w tym starych,
przez miesiąc
– Ostatnio odechciało mi się nawet ruszać skórą, tzn. walić konia, obecnie robię to raz
na miesiąc, z wielkim zażenowaniem.

Leż i gnij
Piasqun jest gorliwym wyznawcą ideologii czarnej pigułki. Wierzy, że
kobiety mogą czuć pociąg seksualny wyłącznie do „samców alfa”, a z
„beciakami” wiążą się z rozsądku, w celu zaspokojenia swoich potrzeb
materialnych. Jeśli nie jesteś chadem, partnerka będzie uprawiała z tobą seks
raz w miesiącu, przy zgaszonym świetle, fantazjując o wysokim,
umięśnionym samcu z kwadratową szczęką i „oczami łowcy”. Istnieje przy
tym wysokie prawdopodobieństwo, że zdradzi cię z obiektem swoich
westchnień i zajdzie w ciążę, a ty, jak ostatni frajer, będziesz utrzymywał
dziecko z lewego łoża, naiwnie wierząc, że twoje śmieciowe geny
przyczyniły się do powstania małego przystojniaka. Piasqun uważa, że nic
nie uwłacza mężczyźnie tak jak wychowywanie dziecka, którego nie jest
biologicznym ojcem. Poświęcił tej kwestii wiele postów na Wykopie. Nie
ukrywa, że jest z tego dumny. W rozmowach z nami wielokrotnie wspomina,
że jego wpisy „szkalujące madki” cieszyły się na portalu dużą popularnością
(dopóki nie zostały usunięte ze względu na łamanie regulaminu).
piasqun, 04.01.2019, Wykop.pl

Przynajmniej mam trzeźwą ocenę sytuacji i wiem, że na zawsze pozostanę jebanym


śmieciem ludzkim, przegrywem, o którym i tak pewnie wszyscy zapomną. Nawet po
typowym zbrodniarzu pozostanie na świecie namiastka pamięci, zapisze się w kartach
historii. A ja, my? Gówno.

Kiedy inny użytkownik serwera poznaje dziewczynę, która, będąc w


związku, okazuje mu zainteresowanie, Piasqun podejrzewa, że „zaciążyła i
szuka cucka” tudzież „betabankomatu”, a jeśli nie, to znaczy, że użytkownik
ten jest kryptochadem, bo niemożliwe, by „odpad genetyczny” wpadł w oko
jakiejkolwiek kobiecie. Lubi powtarzać, że „z prawdziwego przegrywu nie
ma ucieczki”. – Blackpill polega na tym, że jeśli wylosowałeś chujowe geny,
gówno możesz z tym zrobić. Jeśli masz naprawdę brzydką mordę ze zjebaną
strukturą czaszki, nie zmienią tego nawet operacje. Zostają wtedy dwie
opcje: wegetacja albo bohatyr – przekonuje.

Dziewiąty krąg piekła


Bohatyr, czyli samobójstwo. Termin pochodzi od angielskiego zwrotu „an
hero”, czyli „bohater”, ale z błędnym przyrostkiem. Jego historia sięga 2006
roku, kiedy to na portalu MySpace pojawił się wpis ku pamięci Mitchella
Hendersona, nastolatka, który z nieznanych powodów odebrał sobie życie.
Autorka, podpisana jako Lila, zapewnia w nim, że chłopak „miał w sercu
odwagę”, by zakończyć swoje cierpienie, parokrotnie nazywając go
bohaterem. Komentarz w krótkim czasie stał się viralem. Rodzina
Hendersona żaliła się mediom na internetową nagonkę, która rozpoczęła się
po jego śmierci, na fali popularności anonimowego wpisu. Na czele akcji
stali użytkownicy amerykańskiego portalu 4chan, zapewniającego pełną
anonimowość, a co za tym idzie, bezkarność. „New York Times” określił go
jako „jedno z najmroczniejszych miejsc w Internecie” oraz „dziewiąty krąg
piekła”.
4chan powstał w 2003 roku i natychmiast przyciągnął rozproszonych po
różnych zakamarkach Internetu inceli. Inspiracją dla jego założyciela, 15-
letniego Christophera Poola, był japoński portal 2channel, powstały cztery
lata wcześniej.
Pozornie 4chan nie różni się od innych forów internetowych – użytkownicy
mogą wybierać spośród ponad siedemdziesięciu tablic tematycznych (od gier
komputerowych, przez japońskie animacje, po prawa osób LGBT+),
komentując istniejące i zakładając nowe wątki. W przeciwieństwie do
większości portali, takich jak Reddit czy Wykop, 4chan nie wymaga
rejestracji czy choćby podania pseudonimu, a do tego posiada stosunkowo
ubogi regulamin: niedozwolone jest podawanie danych osób, które nie
wyraziły na to zgody, podszywanie się pod administratorów strony, łamanie
prawa krajowego Stanów Zjednoczonych i używanie botów.
Incele stanowią promil wszystkich użytkowników 4chana, który każdego
dnia odwiedza kilka milionów osób z całego świata. Masowa świadomość
zjawisk kulturowych wymaga jednak pewnych uproszczeń – choć za wieloma
akcjami, które wywołały oburzenie użytkowników i użytkowniczek Internetu
na całym świecie, stały osoby niezwiązane z incelosferą, często i tak
przypisywane są one tej społeczności. Prawdopodobnie dlatego, że jest
najbardziej rozpoznawalną odnogą manosfery, której złożona struktura znana
jest niemal wyłącznie tym, którzy w niej funkcjonują. Dziś nierzadko
wystarczy napisać mizoginistyczny komentarz, by zostać nazwanym incelem,
a słowo to od lat funkcjonuje jako obelga.
Fakt, że to właśnie słowo „incel” zaczęło funkcjonować jako pogardliwe
określenie mizogina, choć cała manosfera (i nie tylko) jest ich pełna, wielu
inceli utwierdza w przekonaniu, że społeczeństwo nienawidzi ich, bo nie
uprawiają seksu, a nie ze względu na wrogie nastawienie do kobiet. Często
spotykane w mediach społecznościowych prześmiewcze sugestie, że
nielubiany przez wypowiadającą się osobę polityk (zwykle prawicowy) „nie
rucha”, co ma tłumaczyć jego domniemaną frustrację czy seksistowskie
uprzedzenia, jest przez inceli przywoływane na poparcie tezy o społecznej
pogardzie wobec żyjących w mimowolnym celibacie. Powtarzają, że
mężczyźni o antykobiecych poglądach, a nawet stosujący przemoc fizyczną
czy seksualną, zwykle nie mają problemu z wejściem w związek – ma o tym
świadczyć między innymi fakt, że większość gwałtów, pobić i kobietobójstw
dokonywanych jest przez partnerów lub byłych partnerów ofiar. Piasqun,
choć poza Internetem nie ma śmiałości zagadać do dziewczyny, jest jednym z
tych, którzy chętnie uczestniczą w internetowych akcjach, mających na celu
sianie zamętu, wywoływanie oburzenia i zgorszenia jak największej liczby
osób. Tym chętniej, jeśli wymierzone są w kobiety.
Gamergate i trolling
Omawiając temat manosfery, nie można pominąć silnie powiązanego z nią
zjawiska trollingu. Występuje ono w różnych miejscach Internetu, ale jego
nowy wymiar poznaliśmy w związku z zakorzenieniem się w przestrzeniach
związanych ze skrajną prawicą, w której mizoginiczna retoryka przyjmowana
przez większość „męskich działaczy” jest szczególnie rozpowszechniona.
Warto też nadmienić, że trollami są głównie mężczyźni48, a większą
skłonność do trollingu wykazują osoby o wyższych poziomach psychopatii i
sadyzmu i niższych poziomach empatii49.
Określenie trolling powstało prawdopodobnie w latach 80. lub 90. i na
początku sprowadzało się do zadawania bardzo prostego pytania, aby
zwabiać i wyśmiewać nowych użytkowników forum. Z czasem zaczęło
oznaczać każdą aktywność mającą na celu sprowokowanie u osoby
trollowanej emocjonalnej odpowiedzi albo zaangażowania w bezsensowną
dyskusję z trollem. Dzisiaj określenie to może oznaczać wiele różnych
zachowań, od nieszkodliwych prowokacji na portalach społecznościowych
po zasypywanie kont wybranych ofiar groźbami śmierci lub gwałtu. Przy
czym należy zaznaczyć, że trollowanie nie zna żadnych granic, a przez
przekonanie, że jest niewinnym zjawiskiem, które można zbyć komentarzem
„odetnij się od Internetu”, jego szkodliwość jest często niedoceniana, choć
skutki potrafią być śmiertelnie niebezpieczne. To, jak wyniszczający może
być trolling, pokazują przykładowo wydarzenia, które rozegrały się w
przestrzeni internetowej w 2014 roku.
Programista Eron Gjoni nie spodziewał się, że pisząc w zemście posta o
swojej byłej dziewczynie, Zoë Quinn, rozpocznie Gamergate, będącą od
tamtej pory ważną cezurą w historii Internetu i ogromnym wyzwaniem dla
wszystkich osób zajmujących się bezpieczeństwem w sieci. Gjoni
zasugerował, że Quinn, twórczyni niezależnych gier komputerowych,
zdradzała go z recenzentem, co zaprowadziło jego publikę do wniosku, że
ów domniemany romans stoi za medialnym sukcesem jej gry. Niefortunny
post (który, jak się później okazało, nie miał nic wspólnego z prawdą) stał
się zarzewiem podszytej mizoginią i antyfeminizmem kampanii oszczerstw i
gróźb kierowanych w stronę Quinn i jej rodziny, co zmusiło twórczynię gier
do opuszczenia miejsca zamieszkania w obawie o swoje bezpieczeństwo.
Kolejną ofiarą Gamergate była Anita Sarkeesian, krytyczka i blogerka, która
już wcześniej była zaangażowana w krytykę seksizmu w grach
komputerowych. Jej kolejne wideo na ten temat rozgrzało społeczność
zaangażowaną w dręczenie Quinn i tym samym ją także zaczęła
prześladować armia trolli. Kiedy do Internetu wyciekł jej adres, krytyczka
również musiała opuścić swój dom. Wraz z nakręcaniem się spirali
przemocy kolejne kobiety, które występowały w obronie ofiar trolli, stawały
się obiektami nękania, otrzymywały groźby gwałtów i śmierci, często w
formie obrazów przedstawiających dokonywanie na nich zbrodni. Taktyka
wykorzystana podczas Gamergate jest do tej pory obecna w środowiskach
powiązanych z manosferą, także w Polsce.
Przykładem może być poruszenie wywołane wypadkiem w Katowicach, w
którym śmierć poniosła 19-letnia Basia, która próbując rozdzielić bijących
się na ulicy mężczyzn, została przejechana przez kierowcę autobusu.
Tragedia sprowokowała zalew wpisów i memów, w których wyśmiewana
była ofiara – oceniano jej „prowadzenie się” w związku z tym, że w młodym
wieku była matką dwójki dzieci, fetowano kierowcę, przypisując mu
motywację rozprawienia się z prześladującymi innych patusami.
Prześmiewcze wpisy wkrótce przeniosły się z Wykopu na facebookowy
profil Basi, gdzie rozpoczęto tak zwany RIP trolling, czyli zalewanie sekcji
komentarzy pod postami zmarłej osoby tysiącami obraźliwych wiadomości.
Bezsilna rodzina, która nie miała dostępu do konta dziewczyny, musiała
znosić to przez kilka dni, bo tyle zajęło Facebookowi oznaczenie profilu jako
in memoriam i usunięcie komentarzy.

Feels good, man


Przestrzenie takie jak 4chan czy polski karachan cechuje nie tylko
specyficzna subkultura definiowana przez trolling, ironię, antyfeminizm i
chęć szokowania, ale także niezwykła kreatywność w tworzeniu memów.
Słowo mem wprowadził w 1976 roku Richard Dawkins w swojej książce
Samolubny gen. Miał być on kulturowym odpowiednikiem genu,
reprodukującą się informacją, która podlega naturalnej selekcji i mutacjom,
przenosi się od osoby do osoby, a czasem samoistnie wymiera.
Zainteresowanie jego koncepcją odżyło w erze Internetu – memy, które
znamy w formach obrazów lub zachowań, rozprzestrzeniają się i mutują w
przestrzeniach portali społecznościowych, zmieniając znaczenie, często
nawiązując do hermetycznych żartów, które trudno zrozumieć bez
niepowtarzalnego kontekstu. Niektóre mają bardzo krótką żywotność i są
zrozumiałe tylko dla osób będących ekstremalnie online – ponadprzeciętnie
zaangażowanych w kulturę internetową, chronicznie obecnych w mediach
społecznościowych i na forach typu 4chan.
Najbardziej rozpoznawalnym w całej manosferze memem stała się żaba
Pepe. Jej twórcą jest Matt Furie, autor komiksu Boy’s Club z 2005 roku.
Seria pojawiła się na profilu MySpace artysty, który nigdy by się nie
spodziewał, że w ciągu kilku lat jedna z postaci zyska międzynarodową
rozpoznawalność. Ze zdumieniem obserwował, jak Pepe, wyluzowana,
sympatyczna i przyjacielska żaba, pojawia się w kolejnych memach, często
w kontekście politycznym.

Źródło ilustracji: Wikipedia

Użytkownicy 4chana odnaleźli w Pepe nośnik wielu różnych emocji, nie


tylko wyraz błogości z feels good, man, lecz także smutku i melancholii
(feels bad, man). W nowszych memach żabie zaczął towarzyszyć Wojak,
pochodząca najprawdopodobniej z polskiego forum Vichan postać, która od
czasu pierwszego pojawienia się na nim w 2009 roku zrobiła zawrotną
międzynarodową karierę.
Źródło ilustracji: Wikipedia

Matt Furie w filmie Feels Good, Man nie kryje zaskoczenia tym, w jakim
stopniu Pepe stał się ikoną internetowej kultury. Na rozmaitych forach
zdążyły pojawić się setki wariantów – poza smutną żabą (sad Pepe) także
smug Pepe o kołtuńskim uśmieszku, reeee Pepe krzyczący ze złości czy
rozbawiony do łez lmao Pepe.
Spopularyzowanie wizerunku Pepe wśród normików, w tym kobiet,
zadziałało na anonów jak płachta na byka – według autorów dokumentu
Feels Good, Man był to czas, kiedy wizerunkowi wściekłego Pepe zaczął
towarzyszyć tytuł kill all normies („zabić wszystkich normików”). Ukuto
również termin beta uprising, który odwołując się ironicznie do
wyzwoleńczej retoryki, wzywa do powstania przeciwko kobietom i samcom
alfa. Pierwsze użycie tego określenia datuje się na 2011 rok (pojawiło się w
przestrzeniach związanych z Ruchem Praw Mężczyzn). W 2013 było już
regularnie wspominane na 4chanie pośród fantazji o przemocy i zemście na
społeczeństwie. Można się z nim zetknąć także w polskiej incelosferze, gdzie
– podobnie jak w anglojęzycznej – trudno określić, kto trolluje, a kto
naprawdę fantazjuje o osatecznym rozprawieniu się z normictwem.
Przełom w historii Pepe nastąpił, kiedy w 2015 i 2016 roku jego
wizerunek zaczął być łączony z ruchem amerykańskiej alt-prawicy, czasem w
otoczeniu symboli nazistowskich Niemiec albo Ku Klux Klanu. Zgodnie z
całą narracją dominującą na forach takich jak 4chan wszystko traktowane
jest jako ironia, przewrotny żart, który oburza poprawnych politycznie
normików – a oburzenie normików jest najlepszej jakości paliwem do
działań internetowych trolli. Jednocześnie, pomimo często przerażających
treści towarzyszących wizerunkom Pepe, pozostawał on cały czas zabawną
rysunkową żabą, co utrudniało podnoszenie problemu jako poważnego
zagrożenia bez narażenia się na śmieszność. Pojawienie się wzmianki o Pepe
w materiałach Hillary Clinton podczas jej kampanii prezydenckiej jako o
maskotce Trumpa i białych suprematystów było dla trollujących anonów (jak
nazywają się użytkownicy chanow) na całym świecie najlepszym prezentem.
Podobnie jak umieszczenie jego wizerunku na liście symboli nienawiści
przez żydowską organizację Anti-Defamation League. Społeczność, która –
czasem z nihilizmu i chęci patrzenia, jak świat płonie lub autentycznego
poparcia dla alt-prawicy – przysięgła, że „wymemuje” Trumpa na fotel
prezydencki, mogła teraz obśmiewać liberałów i lewicę jako osoby, które
złapały haczyk i ostrzegają w swoich oficjalnych materiałach przed zieloną
żabą z internetowych obrazków.
Sam Matt Furie poparł w wyborach Hillary Clinton i zaznacza dobitnie, że
jego postać wspiera inkluzywność i różnorodność. W filmie Feels Good,
Man Furie sprawia wrażenie dobitego tym, jaki los spotkał Pepe –
szczególnie że na liście ADL znajduje się także jego nazwisko jako twórcy.
Próby rehabilitacji żaby jako symbolu pokoju i miłości prowadzone pod
tagiem #SavePepe nie przyniosły zamierzonego skutku i Furie zdecydował
się oficjalnie uśmiercić swoją najsłynniejszą postać. W kolejnym
stworzonym przez niego komiksie widzimy trójkę przyjaciół stojących przy
otwartej trumnie, w której spoczywa Pepe. Jednak w przekonaniu anonów,
którzy niedługo później zaczęli tworzyć obrazki z żabą wstającą z trumny,
Pepe należy do nich i ich kultury.

Okazuje się jednak, że historia żaby wciąż się pisze. W czasie protestów w
Hongkongu w roku 2019 wizerunek Pepe stał się symbolem oporu50 –
protestujący nie znali kontekstu, w jakim Pepe używany był w czasie
kampanii wyborczej Donalda Trumpa. Dla Matta Furie pojawiła się wtedy
nadzieja, że jego postać nie zostanie zapamiętana jedynie jako symbol
skrajnej prawicy.

Kurwy wydamy talibom


Piasqun relaksuje się, oglądając w sieci egzekucje, między innymi te
wykonywane przez ISIS. Lubi filmy wojenne i autentyczne nagrania
wypadków, które pozwalają przyjrzeć się rozczłonkowanym ciałom. Bawią
go relacjonowane w sieci samobójstwa – pewnego razu dzieli się z nami
filmem, na którym widać, jak młody mężczyzna strzela sobie w głowę, a
krew bryzga na ścianę.
Kiedy w sierpniu 2021 roku talibowie przejmują władzę w Afganistanie,
chłopak nie kryje satysfakcji. Twierdzi, że „w końcu zrobią porządek i lochy
przestaną się puszczać”. Fundamentaliści przeszukują strony pornograficzne,
a afgańskie pracownice seksualne drżą o swoje życie. Zgodnie z prawem
szariatu cudzołóstwo karane jest śmiercią. Wtedy na portalu 4chan pojawia
się anonimowy wpis, którego autor wzywa innych użytkowników do
donoszenia talibom na Afganki dorabiające jako cam girls lub posiadające
konta w brytyjskim serwisie OnlyFans zdominowanym przez branżę porno.
Informacja o akcji trafia na Wykop. „Popieram, oby było takich więcej” –
pisze Piasqun, ale na Wolierze Goblinów nie znajduje poklasku. Większość
użytkowników sądzi, że wpis był trollingiem, czyli prowokacją, i nie
skutkował rzeczywistymi donosami. 4chan słynie z publikowania gróźb bez
pokrycia, których celem jest wyłącznie wywoływanie fermentu. Na portalu
wielokrotnie pojawiały się zapowiedzi strzelanin i ataków bombowych,
które w USA doprowadziły do co najmniej kilku (niepotrzebnych)
ewakuacji. Nie ma dowodów na to, by którykolwiek z użytkowników 4chana
przekazał talibom informacje na temat afgańskich pracownic seksualnych,
choć nie można tego wykluczyć. Media na całym świecie cytowały kolejne
anonimowe wpisy, tym samym zapewniając akcji rozgłos, na jaki liczyli
inicjatorzy.
17 sierpnia Jagoda Grondecka, polska reporterka mieszkająca w Kabulu,
otrzymała wiadomość: „Mamy akcję zgłaszania takich dziwek jak ty, do
cyberoddziału Talibów (...) Właśnie cię zgłosiłem. Załączyłem twoje wpisy
dziwko. Chciałaś sobie pierdolić perskiego księcia? (...) Talibowie znajdą
cię i zabiją”. Opublikowała ją w swoich mediach społecznościowych. Autor
maila podał w nim nazwę konta na Wykopie, które, jak twierdził, należy do
niego. Roshida55, który od trzech lat udziela się na tagu #przegryw, już
wcześniej atakował dziennikarkę, nazywając ją „lewacką p0lką” i
proponując, by wyszła na ulice Afganistanu z hasłem „fuck talibans”.
Zaprzeczył jednak, by miał cokolwiek wspólnego z wysłaniem groźby,
oskarżył Grondecką o „rozprzestrzenianie fake newsów” i zapowiedział
zgłoszenie sprawy na policję.
Spośród kilkudziesięciu użytkowników Wykopu, którzy publicznie
wyrazili poparcie dla współpracy z talibami, tylko kilku ma historię
aktywności na tagu #przegryw. Większość komentarzy autorów, których łączy
przekonanie, że „za kurewstwo należy karać śmiercią”, opublikowano z
kilkudniowych kont, których właściciele nie deklarowali przynależności do
społeczności incelskiej. – Akcję rozkręcili trolle z 4chana, a nam się
oberwało. Najłatwiej na nas zwalić, bo nie ruchamy, więc i tak jesteśmy
podejrzani – Goblinus, 24-letni prawiczek i admin Woliery Goblinów, nie
kryje rozgoryczenia.
Hauser, incel, który chętnie przyznaje się do mizoginistycznych poglądów,
twierdzi jednak, że jego społeczność jest współodpowiedzialna za
zamieszanie: – Tak działa frustracja. Jeśli mnie życie dojebało, to dlaczego
innym nie może? – pyta retorycznie. Nie ukrywa, że bawi go wizja, w której
„skazani na mimowolny celibat” wydają wyrok śmierci na „cudzołożnice”: –
Ten, który najwięcej wpłacił na OnlyFans, powinien móc wybrać:
ukamienowanie czy powieszenie – pisze.
Choć akcja znalazła zwolenników w polskiej incelosferze, na Wykopie
została niemal jednogłośnie skrytykowana. Wielu użytkowników wyrażało
rozczarowanie, że moderatorzy portalu nie dość szybko reagowali na
pojedyncze komentarze pochwalające przemoc wobec kobiet i wzywające
do donosów.
Wykop.pl odciął się od akcji i wydał oświadczenie, w którym zapewnił,
że „serwis nie akceptuje treści mających na celu szerzenie nienawiści”, a
autorzy komentarzy wyrażających poparcie dla działań, które „mogłyby
doprowadzić do utraty zdrowia czy życia innych osób”, zostali zbanowani.

Dom
Winą za swoje „spierdolenie” Piasqun obarcza głównie rodziców, którzy
przekazali mu „wadliwe geny”, a zwłaszcza ojca, który, jak twierdzi, znęcał
się nad nim od dzieciństwa.
– Wychowywałem się w ciągłym strachu. Kiedy byłem nastolatkiem,
bywało, że budził mnie o świcie i pytał, jaki mamy dzień. Karą za błędną
odpowiedź było bicie rozgrzaną patelnią. Jeśli stwierdził, że mam w pokoju
bałagan, wyrzucał moje rzeczy przez okno – wspomina. Jego opowieść
znajduje potwierdzenie w postach, które przez pięć lat publikował na
Wykopie.
– Przez całe dzieciństwo i okres dorastania słyszałem od ojca, że jestem
nieudacznikiem, idiotą, jego życiową pomyłką. Na każdym kroku okazywał,
że jest mną rozczarowany.
Piasqun obawia się identyfikacji, więc ostrożnie dawkuje nam informacje
na temat swojego życia prywatnego. – Brałem udział w akcjach, za które
grożono mi śmiercią. Mam powody, by się ukrywać – zapewnia. Na wszelki
wypadek kupuje wiele kart SIM, których używa jednorazowo, oraz specjalny
program, który przenosi numer IP jego komputera w odległe rejony świata.
Mieszka we wsi pod Warszawą. Matka jest rencistką, ojciec od trzydziestu
lat pracuje w tej samej firmie, zarabia średnią krajową. – Babcia
opowiadała mi, że dziadek był strasznym skurwysynem i znęcał się nad
dziećmi. Zmarł, kiedy miałem cztery lata, ale ojciec kontynuował rodzinną
tradycję, gnębiąc mnie i matkę.
Dziadek ze strony matki był alkoholikiem, bił żonę, co prawdopodobnie
przyczyniło się do jej śmierci (lekarze wykryli krwiaka mózgu). – Bywało,
że tłukł ją przy mnie. Obserwowałem to, mając pięć, dziesięć, piętnaście lat.
Może dlatego straciłem empatię i zacząłem gardzić kobietami?

piasqun, 06.02.2019, Wykop.pl

Klucz do normalnego życia w dorosłości, oprócz genów, to normalne dzieciństwo. Z


jednej strony chyba powinienem być wdzięczny losowi, że nigdy nie zostanę ojcem i
dzieciaki nie poznają mojego nieudacznictwa, niezaradności życiowej. Przecież dziecko by
tylko cierpiało i dla dobra siebie oraz innych muszę być sam.

Często wspomina, że w szkole był gnębiony, ale nie potrafi bądź nie chce
podać konkretnych przykładów. Wspomina tylko o sytuacji, kiedy wychodząc
z lekcji, został wtrącony do kałuży przez dwie starsze dziewczyny. Kiedy
wrócił do domu, ojciec spuścił mu lanie, wściekły, że pobrudził ubrania. –
Nigdy nie zapomnę tego upokorzenia – zarzeka się.
W ostatniej klasie technikum nauczycielka matematyki postawiła mu
ultimatum: zaliczy na dwóję, jeśli zrezygnuje z podchodzenia do matury. Zdał
egzamin zawodowy. Zaraz po tym ojciec wyrzucił go z domu. Stwierdził, że
skoro syn skończył szkołę, jest gotowy na samodzielność. Tego samego dnia
wymienił zamki w drzwiach. Chłopak przez trzy tygodnie błąkał się po
mieście. Nocował w schronisku dla bezdomnych. Kilka razy dorobił przy
wykładaniu towarów w Tesco. Wtedy kuzyn zaproponował mu wyjazd na
budowę we Francji. – Nieźle zarabiałem, a w dodatku pracodawca
zapewniał wyżywienie. Od początku było wiadomo, że robota jest
tymczasowa, więc po ośmiu miesiącach, mając przyzwoite oszczędności,
wróciłem do Polski.
Ojciec Piasquna zgodził się na jego powrót do domu. Postawił jeden
warunek: że będzie dokładał do czynszu i codziennych wydatków. Chłopak
zatrudnił się w warszawskim warsztacie samochodowym jako lakiernik. –
Warunki miałem kiepskie, nie było nawet wentylacji. Jak to u janusza. Po
kilku miesiącach nabawiłem się alergii i duszności. Musiałem zrezygnować.
Przez jakiś czas robiłem na czarno, chwytałem się zleceń, potem znalazłem
pracę na magazynie. Zapierdalałem po dwanaście godzin dziennie.
W domu panuje ciągłe napięcie. – Ojciec jest cholerykiem. Jak coś mu
odwali, w ciągu sekundy z miłego faceta staje się agresywnym chamem.
Krzyczy, rzuca talerzami, kiedyś rozwalił mi komputer. Matki się nie czepia,
bo wie, że w razie rozwodu zabrałaby połowę majątku i nie miałby gdzie
mieszkać. Jednak w wieczór wigilijny pisze na Wolierze: „Ojciec
spoliczkował matkę, bo nie przygotowała ryby na czas. Zapowiadają się
cudowne święta”. Nie zareagował, bo „sama wybrała takie życie”, poza tym
nie chce ryzykować ponownego wyrzucenia z domu.

Biały, ale śmieć


Od 2019 roku Piasqun pracuje w warszawskiej korporacji. Podczas jednej z
rozmów przekonuje nas, że współpracownicy go nie lubią, bo ma „dziecięcą
twarz i zakola”. – Takich mężczyzn nikt nie traktuje poważnie – stwierdza.
Chwilę później opowiada o koleżance z pracy, która wyszła za Hindusa: –
Powiedziałem jej, że ochajtał się z nią dla polskiego obywatelstwa. I że jest
brudasem, który chce zanieczyścić białą rasę. Przestała się do mnie
odzywać.
Jakakolwiek byłaby tego przyczyna, Piasqun nie ma znajomych. – Jako
nastolatek miałem kolegów, głównie z blokowiska. Potem wszyscy znaleźli
dziewczyny, pozakładali rodziny. Nie mieli dla mnie czasu. W pracy prawie
wszyscy są znacznie starsi. Jest kilku studentów, ale mają mnie w dupie. O
czym mieliby gadać ze śmieciem bez matury?
W sierpniu 2018 roku pisał na Wykopie: „Powiadam wam, że jest coraz
gorzej ze mną. Z biegiem lat jestem bardziej przekonany, że straciłem
najlepsze lata życia i jestem zwykłym odpadem, śmieciem bez wykształcenia
wyższego. Czeka mnie tylko zasrany magazyn korpo albo produkcja z
mobbingiem. Nawet przestałem utrzymywać kontakt z osobami, które mają
wykształcenie wyższe, normalną pracę. Ze wstydu. (...) To samo dotyczy
różowych. Ich w życiu trochę poznałem i jak dowiedziałem się o
wykształceniu wyższym czy dobrej pracy, to urywałem kontakt, bez żadnego
wytłumaczenia. Co miałbym takiej powiedzieć, napisać? Lepiej
zrezygnować i uniknąć kompromitacji. (...) Jestem niedorozwinięty
umysłowo i nigdy w życiu niczego nie osiągnę”. Wtedy jeszcze zdarzało mu
się nazywać kobiety „różowymi”. To określenie – często stosowane przez
użytkowników Wykopu – wzięło się stąd, że każdy profil na portalu, w
zależności od płci, jaką właściciel lub właścicielka zaznaczy przy
utworzeniu konta, ozdabia niebieski lub różowy pasek.
Piasqun zapewnia, że jest pogodzony z samotnością. Lubi ciszę i spokój. –
Z domu wychodzę tylko do roboty i czasem do lekarza. Mam własny pokój,
w którym gromadzę stare gry i modele limitowanych marek samochodów.
Przywykłem do życia w przegrywie. Nawet gdybym mógł, nie umówiłbym
się z lochą, bo jakby mnie zobaczyła, toby spierdoliła. Szkoda czasu. Zresztą
i tak jestem wyzuty z uczuć.
Związek wyobraża sobie tak: wraca do domu, a „różowa” robi mu
awanturę, że za mało zarabia. – Wystarczy mi, że widzę, jak wygląda relacja
moich rodziców – mówi. Dlatego wolałby mieszkać sam. Mogłoby się
wydawać, że Piasqun żyje w dobrowolnym celibacie, więc nie jest incelem,
ale volcelem. Nie próbuje nawiązywać kontaktów z kobietami i deklaruje, że
nie marzy o bliższej relacji, bo nimi gardzi i przyzwyczaił się do życia w
pojedynkę. – Volcelem może być ktoś, kto ma szanse u loch. Ze swoimi
genami jestem na straconej pozycji – przekonuje.

piasqun, Wykop.pl, 27.08.2018

Czy jestem niedorozwinięty intelektualnie, że całkowicie zrezygnowałem z różowych i


seksu z powodu zjebanego wyglądu, mordy 0/10?

Twierdzi, że nie czuje niczego prócz frustracji i złości. Gdyby mógł,


zamieszkałby w leśnym bunkrze. Albo przynajmniej w kawalerce, byle
własnościowej, bo „nie zamierza płacić oszustom”. – Ludzie to kurwy, bez
względu na wiek, płeć, przekonania. Trzymam się od nich z daleka. Stalin
miał rację: nikomu nie można ufać.
Piasqun był jednym z prowodyrów akcji wystawiania i obrażania kobiet
poznanych na Tinderze, o których pisały ogólnopolskie media. Wykorzystuje
znalezione w sieci zdjęcia przystojniaków, by udowodnić sobie i innym
użytkownikom Wykopu, że Polki są naiwne, powierzchowne i zepsute, bo
niezależnie od własnego poziomu fizycznej atrakcyjności liczą, że „nabiją
się na bolca chada”. Umawia się na randki z tymi, których urodę uzna za
przeciętną lub poniżej przeciętnej. Kiedy dziewczyna pisze, że jest na
miejscu, otrzymuje wiązankę bluzgów i komentarzy odnośnie do swojego
wyglądu: na przykład że jest „grubą lochą”, która powinna mierzyć w
facetów „na swoim poziomie”, bo jej zawyżone standardy „psują rynek
seksualny”. Piasqun przyznaje, że przynosi mu to chwilową ulgę,
rozładowując gniew, który przepełnia go na co dzień. Kiedy rozmawiamy w
lipcu 2021 roku, cieszy się z wysokiej temperatury, bo „locha”, która skusiła
się na jego fałszywy profil, w oczekiwaniu na randkę zostanie pogryziona
przez komary. – Miałem kiedyś Tindera z własnym zdjęciem. Nie było źle,
zebrałem trochę par. Lajkowały mnie głównie trzydziestolatki, całkiem
atrakcyjne, ale takie to mają duży przebieg. I grube lochy, które przesuwałem
w lewo. To było, zanim zacząłem łysieć. Teraz tym bardziej nie mam czego
tam szukać – mówi i zapewnia, że zemsta za odrzucenie koi jego duszę.
Kiedy Piasqun miał dwadzieścia lat, poznał w sieci dziewczynę, z którą
przez dwa miesiące wymieniał wiadomości. Opisał swój wygląd, ale nie
pokazał zdjęcia. Chciała się spotkać. Mówiła, że jest zakochana. Z dnia na
dzień urwał kontakt i zablokował jej numer. Uznał, że nie miałby jej nic do
zaoferowania. – Wszystko mnie wkurwia – mówi. Ale najbardziej
wkurwiają go „p0lki, które wolą mokebe od incela”. To pogardliwe
określenie czarnoskórych mężczyzn, których, jak twierdzi Piasqun (i nie jest
w tym myśleniu odosobniony), Polki faworyzują kosztem swoich rodaków.
W incelosferze powszechne jest przekonanie, że na „rynku seksualnym”
czarnoskórzy mężczyźni dostają dodatkowe punkty za kolor skóry i stereotyp,
że mają ponadprzeciętnie duże penisy. W nieco mniejszym stopniu ma to być
również przywilejem Arabów, w jeszcze bardziej ograniczonym – Azjatów.
Od kilku naszych rozmówców słyszymy, że „Polki pragną egzotyki”, a incel z
„polackim ryjcem” i zakolami stoi najniżej w ich hierarchii atrakcyjności.
Wiąże się z tym wiele rasistowskich stereotypów: że Arab bije, czarny
„zalewa formę” i ucieka z kraju, a w oczach Polek i tak są atrakcyjniejszymi
partnerami (zwłaszcza seksualnymi) od poczciwego, zahukanego prawiczka.
Mokebe i rasizm
Polska manosfera przejęła od anglojęzycznej rasistowskie przekonania, które
w naszych warunkach homogenicznego białego społeczeństwa funkcjonują w
trochę inny sposób, ale podszyte są podobnymi lękami. W slangu polskich
inceli często przewija się postać niejakiego Mokebe. Symbolizuje on
superatrakcyjnego czarnego mężczyznę, wysokiego i atletycznego,
obowiązkowo z olbrzymim buzdyganem. Mokebe, podobnie jak chad, nie
musi nic robić, aby atrakcyjne (zwłaszcza białe) kobiety przyklejały się do
niego jak pijawki. Podobnie funkcjonującą figurą jest „arabski książę”,
bliskowschodni chad, który kusi p0lki swoim egzotycznym seksownym
ciałem i spojrzeniem łowcy.
Problem relacji białych i czarnych mężczyzn już w 2002 roku podejmował
socjolog Zbyszko Melosik51. Opisywał on mieszaninę zaintrygowania i
obrzydzenia, które budzi w białych Amerykanach seksualność czarnych –
uważana za brudną i odrażającą, a jednocześnie zadziwiającą i dziką.
Początków tej fascynacji doszukuje się on w czasach niewolnictwa, kiedy to
ciała czarnych były sprowadzone do ich fizyczności i siły, bez „złożonej
sfery duchowej” przypisywanej „twórcom kultury” – białym. „Zwierzęcość”
czarnych mężczyzn miała też objawiać się w ich zachowaniach seksualnych,
stąd panika dotycząca „kontaktów seksualnych między posiadającymi
niepohamowany brutalny popęd płciowy czarnymi niewolnikami a białymi
kobietami”52. Przypisując „zwierzęce” cechy osobom z czarnej społeczności
i redukując do czystej fizyczności, tworzy się wyobrażenia o nieskończonej
czarnej potencji, która przyćmiewa możliwości białych mężczyzn,
„racjonalnych twórców kultury”, stając się obiektem ich lęku i zazdrości.
Pod opublikowanym na Wykopie zdjęciem kobiety, która dotyka czarnego
mężczyzny, czytamy komentarz:

I ten wzrok w stronę hebanowego księcia... Biały człowiek rzadko, albo w ogóle
doświadczy takiego spojrzenia. It’s over.

BigKahunaDick, aktywny użytkownik Wykopu, postujący treści o


blackpillu (oraz pokrewnym dickpillu, czyli „prawdzie” o tym, że mężczyźni
z małymi penisami nigdy nie będą atrakcyjni dla kobiet), postuje:
Jeżeli masz małego khutasa, Twojej dziewczynie zawsze będzie czegoś brakować w
związku, choćbyś nie wiem co robił i jak się starał. „Mężczyźni” z małymi penisami nie
mają szans na szczerą i prawdziwą miłość. Kobieta podczas seksu z wami będzie
wyobrażała sobie ogromną lufę Mokebe.
Przestań żyć w Matrixie i zażyj #dickpill, a dowiesz się dokąd prowadzi królicza nora...

Incele pomszczeni
Pewnego wrześniowego popołudnia Piasqun oznajmia nam: – Nie ma sensu
winić was za to, że wolicie dobre geny. Mam nowy cel: spermiarzy i
simpów. Zmieniam front, to oni są największym zagrożeniem. Na kobietach
zemściłem się już tysiąc razy, swoje zrobiłem – przekonuje. Szybko jednak
wraca do wystawiania dziewczyn na Tinderze. Twierdzi, że to bardziej
satysfakcjonujące. Na Wolierze Goblinów regularnie deklaruje, kogo
najchętniej „poczęstowałby gazem”: kasjerkę z Żabki, która spotyka się ze
znacznie wyższym przystojniakiem, użytkowniczkę TikToka, która na jednym
z udostępnionych filmów śpiewa, że nigdy nie umówiłaby się z niskim
chłopakiem, czy młodą dziewczynę, która ma dwoje dzieci z różnymi
mężczyznami. Kiedy w kwietniu 2022 roku świat obiegają drastyczne zdjęcia
z ukraińskiej Buczy, Piasqun przyznaje, że cieszy go widok torturowanych,
zgwałconych kobiet. – Cieszę się, że mój wróg o nazwie k*bieta cierpi.
Bawi mnie widok zwłok. Zasłużyły na to – pisze.
Często wspomina o samobójstwie. Mieszka blisko torów, codziennie
widzi je przez okno. – Trzy minuty i można się kłaść. Oddałbym tym
przysługę społeczeństwu – rzuca w rozmowie. Innym razem fantazjuje, że
najchętniej połknąłby cyjanek i strzelił sobie w głowę, nawiązując do
śmierci Hitlera. Chciałby też, by „spalono jego gówniane truchło”. –
Ostatnio nie chce mi się z nikim rozmawiać. Przychodzę do swojej piwnicy i
przez kilka godzin gapię się w ścianę. Albo za okno, jak jakiś świr. Nawet
na wystawianie p0lek nie mam ochoty. Zazdroszczę martwym, że nie muszą
cierpieć.

W maju 2022 roku przesyła nam poniższy list (publikuje go też na


Wykopie):

Nie chce mi się szkalować loch i uznałem, że czas mój dobiegł końca. Dalsza moja walka z
lochami to jak walka z wiatrakami, czy władzą ludową po 1945r i mam mały wpływ na
dalszy rozwój naszej zjebanej sytuacji. Cała moja mizogistyczna działalność nie była
spowodowana tym, że przez ojca się wyżywałem na lochach, a robiłem to w imieniu
wszystkich skrzywdzonych inceli, odpychanych latami, którzy są i będą zrównani z
gównem. Ja chuja mam do powiedzenia na chwilę obecną i mój czas pod tym względem
się skończył przez łysienie i polacką morde, ale to już nie ma żadnego znaczenia.
Przynajmniej dokonałem tego, co chciałem, czyli tzw. „zemsty” i jak wcześniej
wspomniałem, dla samej idei w roli przywrócenia w ułamku procenta sprawiedliwości w
tym zjebanym świecie. Możecie mnie jebać po tym wpisie, czy jak tam zwał wywodzie z
dupy, ale nie ma sensu dalej tego ciągnąć. (...) Moje życie jest jak Warszawa po 1945r i nie
da się tego odbudować, no dosłownie niczym. Żaden gówno psycholog, oraz jego terapia
nie przywróci moich straconych lat, a tym bardziej wieku. Kurwa, ja niedługo wbije 30stkę
na karku. Ludzie w moim wieku są dawno temu ogarnięci, a ja co mam ? Gówno robotę w
korpo, zjebane gierki i modeliki, a wisienka na torcie to ten discord ze spierdolinami
pokroju mojej osoby. Przynajmniej mam was, bo w życiu realnym nie mam żadnych
znajomych, przyjaciół i od wielu lat spędzam czas tylko ze sobą, waląc konia do zasranego
monitora i grając w gierki, bo tylko to mi pozostało.

Polskie chany i papacore


4chan często kojarzony jest jako forum pełne wściekłej mizoginii,
neofaszyzmu i rasizmu. Niektórzy rozpatrują forum jako część manosfery i
„parasol”, pod którym gromadzą się antyfeministyczne subkultury53. Niektóre
autorki przekonują54, że internetowa kultura nerdów, wokół której skupionych
jest także wielu inceli, jest próbą przeciwstawienia się „hegemonicznej
męskości”. Określenie to zostało stworzone do opisu praktyki uzasadniającej
męską dominację. Grupy mężczyzn, którzy w autoironicznych postach i
memach sami siebie nazywają samcami beta i odnajdują tożsamość w
deprecjonowaniu swojego statusu względem samców alfa, tworzą własny,
zupełnie nowy, antyspołeczny dyskurs, który jednocześnie jest wściekle
mizoginiczny. Jednak pomimo tego nosi wszelkie znamiona kontrkultury i nie
jest po prostu kolejną twarzą patriarchalnego konserwatyzmu
reprodukującego się w nowych mediach. Mówiąc prościej – kultura ta
miałaby sprzeciwiać się zarówno feminizmowi i „politpoprawności”
liberalnych elit, jak i kościółkowemu tradycjonalizmowi. Wśród memiarzy i
nerdów z forów typu 4chan nie znajdziemy zbyt wielu mężczyzn, którzy
widzą swój obowiązek w bogobojnym życiu wypełnionym łożeniem na
rodzinę i bronieniem „swojej kobiety”. Jednak z tradycjonalistami może
łączyć wielu anonów przekonanie, że kobiecość stanowi emanację
banalności, konformizmu względem kultury masowej i bezmyślnego
konsumeryzmu – dlatego też w przestrzeniach „nowych mężczyzn z 4chana”
dominuje wrogie do niej podejście.
Chany gromadzą kilka milionów użytkowników z całego świata. W Polsce
najpopularniejsze to Vichan i Karachan. Na ten drugi nie da się dostać tak po
prostu, wpisując link czy wyszukując w Google. Jest to możliwe dopiero po
zainstalowaniu w przeglądarce odpowiednich filtrów. To mroczniejsze
miejsce, pełne przemocy i hardkorowej pornografii – bywa, że dziecięcej,
która w tutejszej nomenklaturze funkcjonuje jako „ciepłe placki” (od
pierwszych liter słów child pornography). Na Vichanie jest więcej osób
identyfikujących się jako incele i są tam mile widziani, Karachan nie jest im
zbyt przyjazny. Słowo „incel” często używane jest jako obelga. Filtry często
się zmieniają i niełatwo dowiedzieć się, jakie aktualnie trzeba mieć w
przeglądarce, by wejść na stronę. Korzystamy z pomocy samych karaluchów,
jak określają się użytkownicy Karachana. Nie chcą nam o sobie opowiadać,
ale informują, gdy pojawia się tam cokolwiek na nasz temat. A pojawia się
regularnie. Większość wpisów skupia się na naszym wyglądzie.
Dowiadujemy się między innymi, że ich autorzy nie chcieliby nas ruchać, bo
jesteśmy brzydkie, nawet jak na p0lki. Albo że przegrałyśmy życie, bo
dobiegamy trzydziestki, a żaden chad nas nie zapłodnił.
Anony nie lubią obcych. Widzą się w roli szarych eminencji Internetu,
pociągających za sznurki i siejących zamęt. Jest w tym ziarno prawdy. To oni
stworzyli pierwsze cenzopapy i papacore, czyli prześmiewcze memy z
Janem Pawłem II, a także hasło „JPII gwałcił małe dzieci”. Nie będzie
przesadą stwierdzenie, że polska kontrkultura antypapieżowa zrodziła się
właśnie tam. Kiedy cały kraj wspominał śmierć papieża Polaka i zapanował
względny konsensus, że odszedł człowiek wybitny i nieskalany, na
Karachanie i Vichanie prześcigano się w tworzeniu memów o „Bestii z
Wadowic”, przypisując mu gwałty, morderstwa i zbrodnie wojenne.
Pierwszą cenzopapę datuje się na rok 2009. Początkowo obrazoburcze
grafiki tworzono, cenzurując głową papieża (do dzisiaj znaną jako rzułta
morda) genitalia w scenach z filmów pornograficznych albo zastępując nią
twarze aktorów – stąd nazwa cenzopapa. Później trafiły one na Reddit i
Wykop, a stamtąd w najróżniejsze rejony Internetu, gorsząc nawet mniej
bogobojne obywatelki i obywateli. Szkalowanie papieża stało się
charakterystycznym polskim memem, którego popularność prowadziła do
powstawania słynnych swego czasu fanpejdży (jak Jan Paweł II zajebał mi
szlugi, o którym z oburzeniem donosił katolicki portal Fronda.pl), a nawet
utworów muzycznych, jak Siedzę na kurahenie autorstwa Wzorowego Anona
czy Papież zawadiaka. Cenzopapy zdobyły popularność w przegrywosferze i
w środowisku lewicowym, które wiele dzieli, ale łączy niechęć do Kościoła
katolickiego. Piasqun, podobnie jak większość naszych bohaterów, jest
wielkim fanem obrazoburczych memów z JPII, które zajmują w jego
komputerze ponad pięć gigabajtów.

Źródło ilustracji: Wykop.pl

Jarek Kefir, bloger i jeden z wielu twórców memów z papieżem, tak


tłumaczył ich fenomen:

Głównym przesłaniem Cenzopapy i Papacore jest po prostu dobra zabawa, polegająca na


żonglowaniu oszczerstwami i bluźnierstwami do uznanych społecznie i „nietykalnych”
autorytetów. Zaletą Cenzopapy jest jej ponadideologiczność. Raczej nie niesie ona
przesłania typowo ideowego, celem jest wyłącznie wkurzenie drobnomieszczańskich i
wioskowych „nowych purytan”. No i, na szczeblu okultystycznym – kradzież energii takim
ludziom, bo trolling tego typu to kradzież energii. Ale cóż, dopóki ludzie nie nabiorą
zdrowego, cywilizowanego dystansu do swoich poglądów – będą padali ofiarą takich
bluźnierców, a ja będę to popierał i temu kibicował55.

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu cenzopapy wpłynęły na wizerunek


Jana Pawła II, ale z pewnością były pierwszym widocznym przejawem buntu
wobec wynoszenia go na ołtarze, dosłownie i w przenośni. Naruszyły
sacrum na długo, zanim polskie media zaczęły dopuszczać możliwość, że
„papież, który pozostał człowiekiem”, nie był człowiekiem bez skazy. Incele
mieli w tym swój udział i do dziś żarty z kultu Wojtyły, mniej lub bardziej
brutalne, są wszechobecne w ich internetowych przestrzeniach. Jednak wielu
anonów, zwłaszcza tak zwanych karaluchów (tych zgromadzonych na
Karachanie), uważa inceli za „obcy element” przywleczony z USA.
Większość naszych rozmówców z incelosfery twierdzi zaś, że chany zostały
przejęte przez trolli, normików i podwieków, czyli małolatów.
Źródło ilustracji: Wykop.pl
Źródło ilustracji: Wykop.pl
Wykopek Bordo

Judasz
Wykopek Bordo, 11.12.2020, Wykop.pl

Wieczna beka z hipokryzji n0rmictwa. Miłość, równość, tolerancja dla osób wykluczonych
ze społeczeństwa, szczególnie dla osób LGBT czy innej narodowości, a jak coś im się nie
spodoba w twojej wypowiedzi to wygląda to tak:

EJ, JULKA, CHODŹ TU W KOMENTARZE, PATRZ JAKI INCEL, PEWNIE NIE RUCHAŁ,
OPLUJMY PUBLICZNIE TEGO ŚMIECIA xddddddd

Wtedy #rozowepaski już nie interesuje, że jesteś wykluczony ze społeczeństwa z


powodu marnej genetyki, problemów psychicznych czy niepełnosprawności, dlatego
statystyka samobójstw jest tak wysoka w przypadku #niebieskiepaski, nie ma co liczyć na
zrozumienie ze strony kobiet, bo one nawet z marną genetyką znajdą beciaka.

#przegryw #depresja #oswiadczenie #zalesie #feels #logikarozowychpaskow


#bekaztwi erowychjulek

Przez niespełna cztery miesiące był pierwszoplanowym incelebrytą i


naczelnym piewcą teorii blackpillu. Na wielogodzinnych streamach
(udostępnianych w sieci transmisjach na żywo) zarabiał od dwóch do
czterech tysięcy złotych. Sponsorami jego wywodów byli przede wszystkim
użytkownicy Wykopu skupieni na tagu #przegryw. Empatyzowali z
nieatrakcyjnym fizycznie, ale bystrym trzydziestodwulatkiem, który twierdził,
że nagą kobietę widział tylko na papierze i na ekranie komputera. W
szczytowym momencie jego kanał na YouTubie subskrybowało ponad tysiąc
osób. Otyły, mierzący 171 centymetrów, łysiejący okularnik bez matury, za to
z depresją i orzeczeniem o niepełnosprawności ze względu na
zaawansowaną wadę wzroku, pracujący w ochronie za minimalną krajową,
zdawał się kwintesencją życiowego przegrywu.
Pierwsze konto na Wykopie założył w 2016 roku, ale dopiero cztery lata
później postanowił zrezygnować z anonimowości. Wiedział, że w ten sposób
wyróżni się spośród setek użytkowników, którzy, schowani za awatarami,
walczą o uwagę przy użyciu tagu #przegryw. Jako Wykopek Bordo zaczął
zamieszczać swoje zdjęcia i wpisy, z których większość dotyczyła depresji,
nisko płatnej pracy i wykluczenia seksualnego. Nie były to rozbudowane
przemyślenia, jakich wiele na portalu, ale krótkie, humorystyczne klisze z
jego własnego życia, w którym wyjątkowym, godnym odnotowania
wydarzeniem jest zakupienie piwa Grolsch zamiast Komes, rezygnacja z
zamówienia kebaba na rzecz samodzielnego przygotowania bigosu czy
umycie włosów.
Nie stronił od kontrowersji. Burzę na tagu wywołał stream, podczas
którego zadzwonił na publiczny telefon zaufania, skarżąc się na swoją
rzekomą samotność i staroprawictwo. Psycholożka, z którą rozmawiał, była
wyraźnie zagubiona i zdezorientowana. Część widzów zarzuciła mu chęć
zaistnienia poprzez blokowanie infolinii, która służy wspieraniu osób
pogrążonych w kryzysach psychicznych i interweniowaniu, gdy chcą
popełnić samobójstwo. Inni wyrażali uznanie, twierdząc, że obnażył
nieprzygotowanie polskiego systemu opieki psychologicznej do pomocy
mężczyznom, którzy cierpią z powodu mimowolnego celibatu i
niezaspokojonej potrzeby bliskości. Poruszenie wywołała też publiczna
zbiórka pieniędzy na zakup luksusowej sekslalki. Według zapewnień
Wykopka miała ona być jego pierwszą w życiu kochanką. W ciągu kilku dni
zebrał półtora tysiąca złotych, co pozwoliło na zrealizowanie marzenia o
„cyberp0lce”, która towarzyszyła mu na kolejnych streamach. Dążąc do jak
największej rozpoznawalności, zgłosił się do polskiej edycji programu
randkowego Beauty and the Geek. Do udziału w nim zachęcano piękne,
młode kobiety (modelki reklamujące bieliznę, cheerleaderki, aspirujące
celebrytki) i współczesnych geeków, ludzi nauki, pracowników branży IT.
Show, po raz pierwszy wyemitowany w 2005 roku w Stanach
Zjednoczonych, od początku był krytykowany za bazowanie na stereotypach
płciowych. Mężczyzn, którzy wzięli w nim udział, przedstawiano jako
odnoszących sukcesy zawodowe, ale niedoświadczonych w relacjach z
kobietami. Ku rozczarowaniu swoich fanów Wykopek, ubogi pracownik
ochrony, nie dostał się do grona uczestników.

Wykopek Bordo, 15.02.2021, Wykop.pl

Normickie rady be like:

Co, Anon, nie masz siły żyć, jesteś na dnie od 32 lat, nie widzisz sensu istnienia? Idź do
Januszexu, weź nadgodziny, pracuj 240 godzin miesięcznie, ucz się w pracy, w weekendy
skończ studia, w wolnych chwilach idź na siłownię, w ciągu 5 lat skończysz studia i
zmienisz prace i swoje życie na lepsze.

A ty musisz ze sobą walczyć, żeby wstawić naczynia do zmywarki, bo nawet zwykłe


czynności jak sprzątanie czy zrobienie zakupów są dla ciebie ciężkie xD

#przegryw #wykopek #heheszki #depresja #zalesie #gorzkiezale

W maju 2021 roku Wykopem, a zwłaszcza tagiem #przegryw, wstrząsnęło


krótkie nagranie, umieszczone na Instagramie przez pewną
dwudziestokilkuletnią dziewczynę. Widać na nim, jak ta leży w łóżku z
roześmianym Wykopkiem Bordo. Sytuacja wygląda na intymną i dość
jednoznaczną. To wystarczyło, by jego raczkująca, ale obiecująca kariera
została raz na zawsze pogrzebana. „Nie jesteś prawiczkiem, oszukałeś nas!”
– grzmiały komentarze. Zamiast donejtów zaczął otrzymywać groźby – jedni
zapowiadali, że złożą przeciwko niemu pozew o wyłudzenie pieniędzy, inni,
że opłacą chłopaków z półświatka, którzy połamią mu kości, a nawet
pozbawią go życia. Nazywali go zdrajcą, judaszem, naciągaczem.
Podkreślali przy tym, że powodem ich wściekłości nie jest doświadczenie
przez Wykopka bliskości seksualnej, ale wykreowanie fałszywego wizerunku
i czerpanie korzyści finansowych od osób, zwykle niezamożnych, którym
łatwo było się z nim utożsamić. On sam żalił się – zarówno na Wykopie, jak
i w rozmowach z nami – że został niesprawiedliwie osądzony i zaszczuty,
zapewniając, że nie miał złych intencji. – Bordo jest chujem i kłamcą. Od
początku nas oszukiwał, twierdząc, że jest prawiczkiem, choć miał kilka
partnerek seksualnych. To się sprzedawało, miał hajs na piwo i kebsy. Teraz
próbuje wycofać się z tego rakiem, robiąc z siebie ofiarę. A prawda jest
taka, że gdyby nie wyciekł kompromitujący go materiał, do dziś zbijałby hajs
na samotnych chłopakach, którzy myśleli, że jest jednym z nich – tłumaczy
nam Ropuch. To samo, niemal słowo w słowo, mówią niemal wszyscy
przegrywi, których pytamy o Wykopka. On konsekwentnie odpiera zarzuty.

Wykopek Bordo: Moja kreacja została zainspirowana takimi trollami jak janusz_pol czy
typbezoszczedności95. Ich zarzutki pięknie chwytały, a ja chciałem pójść dalej. Co
zabawne, kiedyś sam walczyłem z trollami na tagu i gdy próbowałem ich demaskować,
incele przychodzili z odsieczą. Do dziś wypierają fakt, że na tagu nigdy nie będzie lidera i
przegrywa w jednej osobie, bo to się wyklucza. Osoba posiadająca cechy lidera, takie jak
umiejętność zdobywania atencji, posłuchu i manipulowania innymi, nie może przegrywać.
Postać Wykopka Bordo od początku miała być satyrą tag #przegryw. Zaczynając
streamować, nie wiedziałem, czym jest cały ten blackpill. Siedziałem na tagu jeszcze przed
tym, jak zdominowali go incele ze swoimi pigułkami i hasłami o hipergamii p0lek.
Wcześniej było to miejsce dla wszystkich, którym w życiu nie wychodziło, niekoniecznie
w relacjach z kobietami. Potem miałem parę lat przerwy od Wykopu, więc gdy wróciłem,
nie wiedziałem, jak wielkie zaszły zmiany. Prawictwo było tylko jedną z wielu cech mojej
postaci, wcale nie najważniejszą. Nie zdawałem sobie sprawy, że dla nich stanowi dogmat.

O tym, że Bordo nie jest tym, za kogo podaje się w sieci, dowiedziałyśmy
się dwa tygodnie przed publikacją dekonspirującego nagrania. Był pierwszą
osobą, która skontaktowała się z nami, kiedy ogłosiłyśmy, że zamierzamy
opisać polską przegrywosferę. Na wstępie poprosił o dyskrecję i zaznaczył,
że nie ma wrogiego nastawienia ani do kobiet, ani do feminizmu, a blackpill
to stek szkodliwych bzdur. Uważa się za komika, a jego idolem jest Sacha
Baron Cohen, aktor wcielający się między innymi w Borata i dyktatora
Aladeena. Postać Wykopka Bordo miała mu umożliwić dotarcie do jak
największej grupy chłopaków, którym chciałby udowodnić, że daleka od
standardów urodowych fizjonomia nie musi oznaczać wiecznej samotności i
seksualnego wykluczenia. Przekonywał, że udawanie prawiczka jest
konieczne, by chcieli go wysłuchać. Już po tym, jak zaczął streamować,
zapoznał się z charakterystyką poszczególnych pigułek i włączał związane z
nimi hasła do swoich wystąpień. Nigdy jednak nie próbował przekonać
widzów, że nie będąc atrakcyjnym fizycznie, najlepiej pogodzić się z
samotnością, nie podejmując prób wyjścia z przegrywu, przez co incele od
początku oskarżali go o szerzenie idei bluepillu, a więc złudnej, naiwnej
nadziei.

Wykopek Bordo, 03.03.2021, Wykop.pl


Budzę się codziennie, otwieram oczy i mówie „qrwa znowu w tym spierd0lonym ciele” i
już mi się nie chce niczego. Jedyne, czego chce, to wyrwać się z tego genetycznego syfu.
Nienawidzę siebie.

#przegryw #zalesie #gorzkiezale #heheszki

Spotkaliśmy się wielokrotnie. Tomek, bo tak ma na imię, wygląda nieco


inaczej niż na streamach czy zdjęciu, które opublikował na Wykopie w
walentynki 2021 roku: widać na nim nagiego, pulchnego okularnika z
tłustymi włosami do ramion, siedzącego w maleńkiej wannie z butelką
szampana w dłoni. Obok stoi zapalony znicz i czerwona świeca. Chcąc
zyskać wiarygodność jako incel i przegryw, golił swoją gęstą, ciemną brodę,
a do nagrań zakładał okrągłe okulary z grubymi szkłami – wychodząc z
domu, zastępuje je bardziej twarzowymi, które w połączeniu ze szkłami
kontaktowymi dostatecznie korygują wzrok.

Wykopek Bordo w swojej sesji walentynkowej. Źródło ilustracji: Wykop.pl


Ortodoksyjni blackpillowcy nie zamierzali pozwolić, by skandal, którego
bohaterem stał się Wykopek Bordo, uderzył w ich przekonania. Fakt, że
mężczyzna tak dalece odbiegający od standardów atrakcyjności nawiązał
intymną relację ze znacznie młodszą dziewczyną, tłumaczyli tym, że
mieszkała u niego za darmo, a więc była to de facto prostytucja. Tymczasem
Tomek nie tylko nie jest prawiczkiem, ale też był dotąd w trzech stałych
związkach. Miał także kilka niezobowiązujących, krótkotrwałych relacji
seksualnych. Pierwszy raz przeżył jako osiemnastolatek, a rok później
nawiązał kilkumiesięczny romans – kochanka była od niego starsza o dekadę.
Potrafi zainteresować sobą kobietę, pisząc do niej na Facebooku czy
Instagramie z profilu bez zdjęcia. Co więcej, sam określa swoje tendencje
jako hipergamiczne – umawia się z tymi atrakcyjnymi, lepiej od niego
wykształconymi, o wyższym statusie społecznym. Jego ostatnia partnerka,
widoczna na niesłynnym nagraniu, pokrywała większą część czynszu, kiedy
on popadł w tarapaty finansowe, z trudem spłacając zaciągnięte chwilówki.
Szukając wytłumaczenia dla fenomenu, jakim w oczach chłopaków z tagu
#przegryw okazały się podboje seksualne Tomka, wielu kierowało ataki w
stronę dziewczyny: twierdzili, że jest brzydka, gruba i zdesperowana, a w
dodatku chora psychicznie i z pewnością zdradzała go z jakimś chadem. W
prywatnych wiadomościach otrzymywała wyzwiska i groźby, pojawiające
się również w dziesiątkach wpisów na Wykopie. Członkowie Woliery
Goblinów, których skonfrontowałyśmy z faktami na temat Wykopka Bordo,
wskazali jeszcze inne źródło jego powodzenia: skoro przez kilka miesięcy
kłamał, że jest prawiczkiem, prosząc o wpłaty chłopaków w gorszym niż on
położeniu, to znaczy, że posiada rys psychopatyczny. Zaś kobiety, zgodnie z
popularnym w manosferze przekonaniem, pożądają mężczyzn o cechach
wchodzących w skład mrocznej triady, toksycznych i awersyjnych. Choć to
wytłumaczenie należy uznać za nieortodoksyjne wobec teorii blackpillu,
zgodnie z którą o seksualnej wartości mężczyzny decyduje wygląd, a w
dalszej kolejności status, jest ono najbliższe rzeczywistości – Tomek
przyznaje, że narcyzm i brak skrupułów pomagają mu w zdobyciu kobiecego
zainteresowania.

Mroczna triada
Cechy z mrocznej triady, posiadane przez Wykopka Bordo, według teorii z
incelosfery składają się na charakter idealnego jebaki, dla którego kobiety
tracą głowę. Te tendencje miałyby być też widoczne na przykładzie ogromnej
popularności książek z serii 365 dni Blanki Lipińskiej. Historia w nich
zawarta odpowiada incelskim teoriom na temat kobiet i rynku
matrymonialnego – dziewczyna z Polski zostaje porwana przez mafiosa,
przemocowego macho, który molestuje ją i grozi, że zabije jej rodzinę. Poza
tym wykazuje wszelkie cechy ekstremalnej toksyczności – jest agresywny,
wiecznie gniewny, zaborczy i kontrolujący. Jednak, w przeciwieństwie do
porzuconego przez główną bohaterkę chłopaka z Polski, jest, jak
powiedzieliby incele, gigachadem – ma 190 centymetrów wzrostu, regularną
twarz o mocnej szczęce i oczach łowcy, atletyczną sylwetkę i, oczywiście,
grubą knagę. W dodatku jest bajecznie bogaty i na każdym kroku obdarowuje
dziewczynę drogimi podarunkami. Protagonistka Laura zakochuje się w
oprawcy, który w pierwszej części ukazany jest jako spełnienie jej
erotycznych fantazji, i wchodzi z nim w głęboko patologiczną relację, która
prowadzi do ślubu. Massimo, mężczyzna wpadający w furię, kiedy Laura
angażuje się w jakąkolwiek interakcję z innymi samcami, nierespektujący jej
autonomii i granic, oszukujący ją w sprawie antykoncepcji i widzący w niej
inkubator na przyszłą głowę mafijnej rodziny, budzi lęk głównej bohaterki,
jednak lęk ten stale podszyty jest pożądaniem. Książki, pisane przez kobietę,
stały się bestsellerem, czytanym (głównie przez kobiety) na całym świecie, a
filmy na ich podstawie biją rekordy popularności. Sama Lipińska w
wywiadzie dla tygodnika „Wprost”, zapytana o scenę gwałtu na początku
książki, odpowiedziała, że żadnego gwałtu tam nie widzi, a dla niektórych to
po prostu fajny seks56 – co wydaje się iść ramię w ramię z incelską narracją,
zgodnie z którą kobieta nigdy nie uzna za gwałt przemocy seksualnej
dokonanej przez przystojnego samca alfa, lecz zgoła inaczej zachowa się,
gdy tego samego czynu dopuści się przeciętniak lub brzydal.
Według obiegowej opinii kobiety marzą o przemocowych mężczyznach,
którzy je krzywdzą, bo ci dowodzą w ten sposób swojej samczej siły i
dominacji – przekonanie to rezonuje w wielu naszych rozmowach z incelami,
rozżalonymi, że są zbyt spokojni i wrażliwi (na Wolierze pada czasem
określenie goblin-galareta), żeby uchodzić za atrakcyjnych w oczach kobiet,
inaczej niż wielu przemocowych normików, którzy nie narzekają na brak
zainteresowania ze strony płci przeciwnej.
O mroczną triadę zapytałyśmy dr hab. Annę Czarną, naukowo zajmującą
się tym zagadnieniem.
Anna Czarna: Mroczna triada to trzy cechy awersyjne społecznie, czyli narcyzm,
makiawelizm i subkliniczna psychopa a57. Cechy te współwystępują ze sobą. Mają one
wspólne „jądro” w postaci niskiej ugodowości oraz skłonności do oszukiwania i
manipulacji58. Każda z tych cech posiada również swoją unikatową treść, na przykład
narcyzm charakteryzuje się wyolbrzymionym poczuciem znaczenia i wielkości,
roszczeniowością, zawyżoną i kruchą samooceną, dążeniem do podwyższenia statusu59.
Makiawelizm wiąże się z cynizmem oraz strategicznym, zimnym i wyrachowanym
oszukiwaniem i manipulacją60, a subkliniczna psychopa a ze słabą kontrolą impulsów,
niską wrażliwością na kary społeczne, intensywnym poszukiwaniem doznań, brakiem
poczucia winy czy wyrzutów sumienia61. Cechy te występują z większym nasileniem u
mężczyzn niż kobiet62.

Przekonanie o wyjątkowym uwielbieniu, jakim kobiety darzą mężczyzn o


mrocznych osobowościach, jest fundamentalne dla przestrzeni związanych z
manosferą i prowadzi do poglądu, że wobec kobiet nie opłaca się być
uprzejmym ani szczerym – w końcu i tak wybierają dupków, a miłych
chłopców wpychają do wiecznego friendzone’u (strefy przyjaciół) i
wykorzystują. Za tym przekonaniem często idzie obwinianie kobiet za
doznawaną ze strony partnera przemoc – chciała złego chłopca zamiast
sympatycznego, samotnego przegrywa z sercem na dłoni, to ma.

Anna Czarna: Wyniki badań sugerują, że osoby posiadające cechy mrocznej triady, a w
szczególności narcystyczne, istotnie cieszą się większą popularnością i są postrzegane
jako atrakcyjni partnerzy lub partnerki do potencjalnych krótkich relacji63. Dotyczy to
obojga płci. Ale kontakty z takimi osobami zwykle rozczarowują, gdy tylko ujawniają się
negatywne aspekty ich charakterów64. Fakt, że są odbierane jako atrakcyjne w kontekście
relacji krótkoterminowych, sugeruje, że ludzie są mniej lub bardziej świadomi trudności,
których należałoby spodziewać się w długotrwałych bliskich kontaktach z osobami
wysoko narcystycznymi65. Badania nie wskazują na ich wyższą fizyczną atrakcyjność66.
Wskazują natomiast na wyższy poziom dbałości o wygląd zewnętrzny, strój, na skłonność
do noszenia gustownych dodatków67. Istnieją nawet wyniki pokazujące, że osoby
narcystyczne w większym stopniu dbają o swoje brwi68! Ta dbałość o aparycję może
częściowo wyjaśniać fenomen ich atrakcyjności. Inna z hipotez dotyczących przyczyn
popularności osób wysoko narcystycznych mówi o pomyłce, jaką popełniają inni,
odbierając behawioralne przejawy narcyzmu jako manifestacje wysokiej, stabilnej
samooceny, która jest cechą pożądaną u potencjalnych partnerek i partnerów.
Czy można trochę przegrywać?
Ci, których oburzyło zatajenie przez Wykopka faktu, że nie jest prawiczkiem,
przypisali mu kłamstwa również w innych kwestiach. Niektórzy sugerowali
nawet, że niesłynne nagranie było częścią planu zdobycia popularności na
tagu. Tymczasem jego codzienność wygląda tak jak na streamach: przesypia
co najmniej pół doby, żywi się kebabami, samodzielnie przygotowanym
bigosem oraz kanapkami z żółtym serem, szynką i keczupem, które popija
komesami. Wiosną i latem pracuje na stanowisku dla osób z orzeczeniem o
niepełnosprawności, pozostałą część roku spędza na urlopie zdrowotnym,
pogrążony w depresji. Choruje od trzynastego roku życia. Rodzice sądzili, że
chroniczne zmęczenie, brak motywacji i obniżony nastrój to wynik niechęci
do nauki i chodzenia do szkoły. Nie chcieli słyszeć o potrzebie leczenia.
Mama codziennie powtarzała mu, że jest „psychiczny”, a ojciec, że „w ten
sposób do niczego w życiu nie dojdzie” i powinien „wziąć się w garść”.
Miał dwadzieścia pięć lat, kiedy po raz pierwszy poszedł do psychiatry. Od
tamtej pory wypróbował kilkunastu kombinacji leków, ale poprawę, choć nie
radykalną, poczuł dopiero niedawno.
Mieszka we Wrocławiu, w trzypokojowym mieszkaniu z zasobów
komunalnych, które przejął po matce. Po pierwszej rozmowie, którą
prowadzimy twarzą w twarz, oprowadza nas po przestronnych, ale bardzo
zaniedbanych wnętrzach. Ściany są brudne, meble pamiętają czasy PRL-u,
zasuwane drzwi do łazienki wypadają z zawiasów. Po podłodze walają się
puste butelki po piwie Komes, znaku rozpoznawczym Wykopka Bordo.
Tomek sprawia wrażenie osoby funkcjonującej na ciągłym deficycie
energetycznym, powolnej i ospałej. Częsta niedyspozycja sprawia, że
pracodawcy rzadko kiedy przedłużają mu umowę, więc co parę miesięcy
musi szukać nowego zatrudnienia. Nie jest łatwo, zwłaszcza że edukację
zakończył na liceum, rezygnując z podchodzenia do matury. Wszystko to
sprawia, że identyfikuje się jako przegryw, co oburza tych, dla których
termin ten nierozerwalnie wiąże się z całkowitym brakiem doświadczeń
seksualnych.

Wykopek Bordo: Na początku z nimi empatyzowałem. Wiem, jak to jest być wyrzutkiem,
nie mieć znajomych ani powodzenia u rówieśniczek. Tak jak wielu z nich doświadczyłem
gnębienia w szkole, nie miałem wsparcia w rodzicach, którzy mieli o mnie gorsze zdanie
niż ja sam. Bałem się odezwać do dziewczyny, uważałem, że żadna mnie nie zechce.
Wszystko zmienił dostęp do Internetu, który miałem od osiemnastego roku życia. W sieci
byłem odważniejszy. Zagadywałem, nawiązywałem kontakty. Szybko przestałem być
prawiczkiem. Przeszedłem tę drogę sam i myślałem, że mogę pomóc podobnym do mnie.
Ale oni nie chcą słuchać rad kogoś, kto nie jest incelem. Wolą utwierdzać się w
przekonaniu, że it’s over.

Z incelami nie chce mieć nic wspólnego, jednak uważnie śledzi tag
#przegryw i od czasu do czasu odpowiada na jakiś komentarz, wywołując
lawinę bluzgów. Użytkownicy piszą, że nie ma krzty przyzwoitości, radzą, by
zniknął raz na zawsze, najlepiej popełniając samobójstwo. On sam nie
ukrywa swojej niechęci do tej społeczności. Nazywa ją toksyczną sektą
złożoną z nieudaczników. Twierdzi też, że większość chłopaków z tagu
#przegryw to mentalcele, którzy – w przeciwieństwie do niego – robią
niewiele, by zdobyć kobiece zainteresowanie. Przyznaje, że przeciętny
mężczyzna musi stawać na głowie, by jakakolwiek kobieta zechciała się z
nim umówić. Wierzy jednak, że pewność siebie (choćby udawana) i „dobra
bajera” to przepis na sukces.

Wykopek Bordo: W ciągu ostatnich piętnastu lat napisałem do kilkuset obcych kobiet, z
co dziesiątą udało mi się umówić na randkę. Obecnie mam szanse tylko u
dwudziestoparolatek. Starsze szukają u mężczyzn tego, czego nie mogę zaoferować, czyli
stabilnego zatrudnienia i zaradności życiowej. Ciągle doświadczam odrzucenia, ale zdarza
mi się oczarować dziewczynę poczuciem humoru i intelektem. Kiedy streamowałem jako
Wykopek, miałem grono fanek, które same wychodziły z inicjatywą spotkania, choć nie
miały pojęcia, że w rzeczywistości wyglądam znacznie lepiej. Kobiece postrzeganie
męskiej atrakcyjności jest cholernie skomplikowane i może lepiej, że incele nie zdają
sobie z tego sprawy. Przynajmniej nie wiedzą, na jak wielu polach przegrywają.

Samiec alfa w literaturze


W rozmowie z psychologiem Arturem Królem zapytałyśmy, czy popularność
książek o dominujących męskich postaciach, takich jak Christian Grey czy
Massimo Torricelli, to znak, że kobiety w głębi duszy pragną bogatych
przemocowców, bo odzywa się w nich wiele tysięcy lat ewolucji i zew
doskonałych genów silnego, bezkompromisowego samca.
Artur Król: Najpierw zastanówmy się, na ile mamy tu do czynienia faktycznie z trendem
popularnym w erotykach, a na ile z pewną kulturową kliszą, która jest monetyzowana do
cna. Powieści erotyczne są na rynku od dosłownie stuleci. A jednak dopiero 50 twarzy
Greya zyskało tak przełomową popularność.

Psycholog przywołuje listę erotycznych bestsellerów Amazona. Zaznacza,


że jest ona dość zmienna, ale obecnie w pierwszej dwudziestce mamy na
przykład romans między właścicielką upadającej piekarni i jej trenerem z
siłowni, będącym wilkołakiem. Albo trójkąt, w którym istotnym elementem
jest tak zwany age play, udawanie niemowląt przez partnerów. Jest o
romansach z wilkołakiem, nieśmiałym człowiekiem-ćmą czy orkiem.
Wyciąganie z tego wniosków na temat faktycznych preferencji seksualnych
kobiet jest, delikatnie mówiąc, ryzykowne.
Król uważa, że fantazje służą temu, by bezpiecznie i komfortowo
doświadczyć różnych rzeczy, których przeżycie w rzeczywistości byłoby
czymś koszmarnym. Ba, bardzo często służą temu, by w jakiś sposób oswoić
te groźne aspekty naszego doświadczenia, stąd akurat fantazje na temat Greya
czy zwłaszcza Massimo mogą być formą okiełznania bardzo realnego w
życiu wielu kobiet lęku przed przemocą fizyczną i seksualną.

Artur Król: Pamiętajmy też, że fantazje mają jedną kluczową cechę. Otóż mamy nad nimi
absolutną kontrolę. Jeśli w dowolnym momencie fantazja skręci w miejsce, w którym
czujemy się niekomfortowo, możemy wyłączyć film, odłożyć książkę, podczas seksu
BDSM użyć słowa bezpieczeństwa. To jak różnica między „domem strachu” w wesołym
miasteczku a ucieczką przed prawdziwym psychopatą, goniącym za nami z piłą
mechaniczną.

Zapytałyśmy również o koncept samca alfa, kluczowy dla uniwersum


manosfery. Chciałyśmy dowiedzieć się, jak ta figura wyniesiona z badań nad
wilkami broni się w zderzeniu z najnowszymi badaniami. – Koncepcja
samca alfa jest dość smutną historią naukowca, który popełnił błąd i
próbował go potem przez resztę życia naprawić, ale popularność medialna
koncepcji przyćmiła prawdę – mówi Artur Król.
Rudolf Schenkel opisał zachowanie wilków, wraz z hierarchią i dominacją
samców alfa, w latach 70. Jednak skupiał się na wilkach przebywających w
zoo, w nienaturalnych dla nich warunkach. Późniejsze obserwacje tych
zwierząt na wolności pokazały, że nie zachowują się one tak jak podczas
badań, zamiast tego funkcjonując jako rodziny. – Niestety, mimo
dziesięcioleci wysiłków Schenkel nie zdołał przekazać publiczności tego, że
u wilków nie za bardzo można mówić o samcach alfa. Nie znaczy to, że u
ssaków stadnych nie występują hierarchie ani zachowania dominacji i
uległości. Takie hierarchie faktycznie powstają, między innymi u naczelnych.
Mają one jednak bardzo różne kształty, mogą być bardzo płynne, pojawia się
tam wiele pozycji, których nie da się podłożyć do prostych wzorców. Warto
też mieć świadomość, że dominacja to nie tylko przewaga fizyczna. Ważne są
też sojusze z innymi osobnikami. To nie jest coś, co da się sprowadzić do
prostej hierarchii „alfa, beta, sigma, omega” – wyjaśnia psycholog.
Odpowiedź Artura Króla przypomina nam o zachowaniach szympansów
bonobo – gatunkowo nam bliskich, a żyjących w podobnym do
matriarchalnego systemie. Utrzymanie porządku matriarchalnego nie
wymagało od samic bycia większymi niż samce, lecz stworzenia ścisłej
siatki sojuszy między sobą69.
O samcach alfa i przypisywanych kobietom „ciągotach” do agresywnych
mężczyzn rozmawiałyśmy również z dr Anną Anzulewicz. – W psychologii
ewolucyjnej istnieje przekonanie o tym, że we wczesnych społecznościach
zbieracko-łowieckich panował ścisły podział: mężczyźni polowali, a kobiety
pilnowały ogniska domowego i opiekowały się potomstwem – mówi
psycholożka.
Na tej podstawie psycholodzy ewolucyjni uznali, że z ewolucyjnego
punktu widzenia kobiety powinny doceniać w mężczyznach cechy związane z
siłą, agresją, skłonnością do ryzyka. Tylko silny i zwinny mężczyzna może
obronić „swoją kobietę” i zapewnić źródło pożywienia. Kobieta natomiast
powinna sprawiać wrażenie płodnej, a więc odpowiednio odżywionej, z
szerokimi biodrami i wydatnymi piersiami. – Problem w tym, że ten obrazek
jest nieprawdziwy. Jeśli pomyślimy o społecznościach zbieracko-
łowieckich, to przede wszystkim nie było w nich jednorodnego modelu
funkcjonowania społecznego – tłumaczy Anna Anzulewicz.
Okazuje się, że grupy te były niezwykle zróżnicowane. W tych
społecznościach nie obowiązywały też „tradycyjne” podziały ról, znane z
amerykańskich seriali z lat 50. i 60. Polowaniem zajmowali się zarówno
mężczyźni, jak i kobiety, natomiast dzieci były wychowywane wspólnie, w
ramach grupy. – Wiele wskazuje na to, że te społeczeństwa były
poligamiczne, więc wspólne wychowywanie dzieci miało sporo sensu –
zwykle i tak nie było wiadomo, kto jest ojcem konkretnego dziecka – mówi
Anna. – Wiele ciekawych obserwacji przynoszą nam też badania
prowadzone na naszych bliskich krewniakach – szympansach i szympansach
karłowatych zwanych bonobo, najbardziej podobnych do nas stworzeń od
strony genetycznej.
Anna wyjaśnia, że badania na tych prymatach wskazują na niezwykle
ciekawe wzorce funkcjonowania społecznego. – Psycholodzy ewolucyjni
uwielbiają szafować „samcem alfa”, nawiązując do struktur społecznych
prymatów. Wskazują, że samiec alfa musi być silny, bezwzględny,
konfliktowy i waleczny, bo tylko taki osobnik jest sobie w stanie
wypracować odpowiednią pozycję społeczną. Tyle że to nieprawda. Jeśli
zastanowimy się przez chwilę nad tym, jakie cechy – nieważne, czy u ludzi,
czy szympansów – determinują sukces, to prawdopodobnie dojdziemy do
wniosku, że kluczowe są tutaj kompetencje społeczne.
Osobnik, który chce być na czele grupy, musi się z tą grupą dogadać,
negocjować, rozwiązywać konflikty, obdarzać swoją uwagą innych
członków grupy. – Czy są to cechy tradycyjnie wiązane z „samczyzmem”? –
pyta retorycznie Anna. – Oczywiście, że nie. Wrażliwość, empatia, zdolność
szukania kompromisów, szeroko pojęta komunikacja – to kompetencje
typowo łączone z kobiecością. Dla wielu osób odkrycie, że są to kluczowe
kompetencje liderskie, jest zaskakujące.
Zapytana o związek dominacji z atrakcyjnością dr Anzulewicz opowiada
nam pokrótce o wynikach badań nad tym, czy istnieje taki w przypadku
mężczyzn. – Uczestniczki tego badania70 zapoznawały się z nagranymi lub
spisanymi opisami mężczyzn, a następnie były proszone o ocenę ich
atrakcyjności seksualnej. Twórcy badania przygotowali dwie wersje opisów
różniące się tylko tym, czy bohater był zaprezentowany jako osoba
dominująca czy uległa.
Przykładowo: John, który uczy się grać w tenisa, był zaprezentowany albo
jako osoba nastawiona rywalizacyjnie i zastraszająca przeciwnika na korcie,
albo jako człowiek obawiający się rywalizacji i unikający grania z
agresywnymi oponentami. W serii czterech badań naukowcy wykazali, że
wymyśleni na potrzeby eksperymentu dominujący mężczyźni byli oceniani
wyżej pod względem atrakcyjności seksualnej niż ci niedominujący. Co
ciekawe, podobnego wzorca nie zaobserwowano u uczestników badania, nie
wykazano różnic w ocenie atrakcyjności kobiet dominujących i
niedominujących. – Ale to nie koniec historii – zaznacza Anna. – Kolejni
naukowcy71 wzięli na warsztat opisy dominującego i submisywnego Johna,
tenisisty z poprzedniego eksperymentu, jednak dodali do badania trzeci
warunek, tak zwany kontrolny: uczestnicy tym razem zapoznawali się tylko z
trzema pierwszymi zdaniami opisu Johna, w którym nie było mowy o jego
psychologicznych cechach, ale jedynie o wzroście, wadze i tym, że gra w
tenisa.
Okazało się, że – zgodnie z założeniem – dominujący John był oceniany
jako bardziej atrakcyjny od submisywnego Johna, jednak obaj ci Johnowie
okazali się mniej seksowni od Johna „neutralnego”. – Sprawa więc nie jest
taka prosta – stwierdza dr Anzulewicz.
W kolejnych badaniach ci sami naukowcy starali się ustalić, czy cechy,
które są sexy u partnera seksualnego, są tymi samymi, których szukamy w
potencjalnych partnerach życiowych. – Myślę, że nie będzie zaskoczenia,
kiedy powiem, że cechy, które są wiązane z seksualną atrakcyjnością, nie są
tymi samymi, których szukamy u kandydata na partnera – stwierdza dr
Anzulewicz. Wniosek ten, poniekąd zgodny z przyjętą w incelosferze teorią,
która zakłada, że kobiety poszukują do przygodnego seksu partnerów innych
niż do zakładania rodziny, jest uprawniony. Jednak bywalcy manosfery
zapominają często, że to samo można powiedzieć o mężczyznach
rozróżniających „Madonny” – żony, i „ladacznice” – gorące kochanki.
– W trzecim badaniu autorzy zaprezentowali młodym kobietom zestaw
cech charakteru związanych z dominacją lub uległością i zapytali je, które z
tych cech są dla nich pożądane w kontekście udania się na randkę i w
kontekście romantycznego związku – kontynuuje Anna Anzulewicz.
Z grupy pięćdziesięciu kobiet tylko jedna uznała cechę „dominujący” za
istotną. Jeśli chodzi o popularne cechy z grupy „dominujących”, istotne
okazały się dwie – pewny siebie i asertywny. Jeśli chodzi o „niedominujące”
przymiotniki – zwyciężyły dwa: wyluzowany i wrażliwy. Zgodnie z
przewidywaniami naszych rozmówców z Woliery Goblinów i Wykopu żadna
z zapytanych kobiet nie chciała natomiast partnera, który byłby uległy, a tylko
kilka chciałoby partnera nieśmiałego lub cichego.
Wyniki tych badań – tłumaczy dr Anzulewicz – sugerują, że „idealny
mężczyzna” powinien być pewny siebie, asertywny, wyluzowany i wrażliwy.
Nie powinien natomiast być agresywny, dominujący, uległy lub nieśmiały.
Nowsze badania72 wskazują, że cechy wiązane z dominacją są pożądane, ale
tylko wtedy, gdy potencjalny partner ma wysoki poziom ugodowości i
altruizmu. Wskazuje to na kluczową rolę kompetencji społecznych.
Natomiast badania innego zespołu73 sugerują, że tendencja do dominacji u
mężczyzn jest oceniana jako atrakcyjna, ale tylko jeśli ta dominacja jest
odpowiednio ukierunkowana. Na przykład skierowana w kierunku
przeciwnika w zawodach sportowych, a nie wobec członków własnej grupy
społecznej.
Mogłoby to oznaczać, że mężczyźni nazywani na Wykopie
dynamiczniakami faktycznie mają statystyczną przewagę nad goblinem-
galaretą.
Jak wobec tego można podsumować to, co nauka mówi o męskiej
atrakcyjności?
– Podstawowy wniosek z tych badań można streścić tak: kobiety nie lubią
dupków, za to lubią facetów, którzy są asertywni i wrażliwi na potrzeby
innych – odpowiada dr Anzulewicz. – Co ważne, pamiętajmy, że życzliwość
i wrażliwość nie są przeciwieństwem dominacji i agresji, są po prostu
różnymi cechami, które mogą istnieć w jednej osobie. Kobiety nie lubią
złych, ociekających testosteronem chłopców, lubią za to pewnych siebie,
asertywnych i zabawnych. Moglibyśmy więc założyć, że w kontekście tych
wniosków najlepszą partią będzie uśmiechnięty, miły facet, który będzie
ochoczo zaspokajał wszelkie potrzeby partnerki. Jednak nic bardziej
mylnego. O ile umiarkowanie mili faceci cieszą się sporą popularnością, o
tyle nadmiernie mili faceci już tak mile widziani nie są. Co gorsza,
przesadnie mili i ulegli faceci są oceniani podobnie negatywnie jak ci
uznawani za dupków74.
Rezonuje to z treściami z incelosfery, w których mężczyźni żalą się, że
kobiety nie rozpatrują ich jako partnerów pomimo tego, że są bardzo mili.
Wiele z osób, które udzielają się w tych przestrzeniach, ma problemy z
relacjami społecznymi i wyczucie, kiedy jest się „umiarkowanie miłym”, a
kiedy „nadmiernie miłym”, może je przerastać, podobnie jak wykazanie
pożądanej asertywności. Jednocześnie jednak słowa dr Anzulewicz zadają
kłam teoriom, według których agresywni, niebezpieczni mężczyźni w
rzeczywistości stanowią taki łakomy kąsek dla każdej kobiety.
Sam

LET’S GOOOOO
Sam jest czarodziejem. Zamiast różdżki, fikuśnego kapelusza i magicznych
mocy ma 172 centymetrów wzrostu, wadę postawy i schizofrenię
paranoidalną.
„Wbicie czarodzieja” w incelskiej nomenklaturze oznacza dożycie
trzydziestki w mimowolnym prawictwie. Według tutejszej mitologii uwalnia
to magiczne moce i daje mądrość mnicha buddyjskiego, wypracowaną przez
trzy dekady wstrzemięźliwości. Taka osoba ma autorytet, jest traktowana z
większym szacunkiem. Nikt nie podważa jej prawa do nazywania się incelem
czy przegrywem.
Kiedy w maju 2021 roku dołączamy do Woliery Goblinów i prosimy
użytkowników o krótką autoprezentację, jako Sam69 pisze: „Jestem śmieciem
ze wzrostem krasnala ogrodowego, bez wykształcenia czy doświadczenia
zawodowego, bez znajomych, w dodatku chorym psychicznie. Niedawno, w
wieku trzydziestu lat, pierwszy raz pracowałem – przez pięć dni, przy
złomie”. Przyznaje, że nie ma żadnych zainteresowań. Ciężko mu się na
czymkolwiek skupić, a jeszcze trudniej zaangażować. Niedawno po raz
pierwszy od czasów szkolnych przeczytał książkę – poradnik rzucania
palenia. Mimo licznych prób nie udało mu się zerwać z nałogiem. Nie ogląda
filmów ani seriali, a swoją wiedzę o świecie, zwłaszcza relacjach damsko-
męskich, czerpie z Wykopu.
Poza codzienną wymianą wiadomości na kanale tekstowym parokrotnie
udaje nam się porozmawiać głosowo. Sam mówi cicho i niepewnie. Inni
użytkownicy twierdzą, że „brzmi jak typowy incel”. Zaznacza, że nie powie
nam nic, czym ryzykowałby identyfikację, gdyby książka wpadła w ręce
kogoś z rodziny czy grupy terapeutycznej. Na serwerze panuje zgoda, że
byłaby to ostateczna „kompromitacja cwela”. Zwrot ten, powtarzany przez
wielu naszych rozmówców, pochodzi z anonsu, który pojawił się w 2018 roku
na jednym z portali gejowskich i natychmiast wszedł do kanonu polskich past.
Nie ma jasności co do tego, czy taki był zamysł autora:

jestem cwelem pedalem 45 szukam bezwzglednego sadysty ,nie lubiacego cweli .,ktory
podda mnie torturom i karom cielesnym-chlosta przypalanie itp.piss scat upokorzenie
publiczne w klubie,jeeeebanie bez gumy calkowite wykorzystanie finansowe-do zera-na
koniec zniszczenie i kompromitacja cwela.

– Z mordy jestem 4/10 – przekonuje Sam. Opiera się na opinii


anonimowych osób, które oceniły jego zdjęcia na stworzonej w tym celu
stronie Photofeeler. Udaje nam się znaleźć jego profil na Facebooku. Ma
jasne włosy, ciemnozielone oczy, lekko zapadnięte policzki i wąskie,
zaciśnięte usta. Według członków Woliery, którzy widzieli jego zdjęcia, twarz
Sama świadczy o wygranej w loterii genetycznej, a jej posiadacz inceluje z
powodu niskiego wzrostu i choroby psychicznej. Jego los przypieczętowują
kifoza i wada klatki piersiowej.

Sam: Geny to wszystko. Albo wylosowałeś odpowiednie, albo czeka cię śmierć w
samotności. W gimnazjum śmiali się, że mam cycki. Dziewczyna w szpitalu
psychiatrycznym powiedziała, że jestem wklęsły. Mam zapadniętą klatę, jak przystało na
genetyczne ścierwo. Ze mnie jest taka delikatna, krzywa spierdolina, z 15 cm w nadgarstku.

Mieszka z mamą w niewielkim mieście na południu Polski. Ma własny


pokój, w którym urządził prowizoryczną siłownię. Po pół roku spędzonym na
serwerze wiemy, jak wygląda cykl jego życia: co jakiś czas, będąc na „fali
wznoszącej”, robi plany na przyszłość, godzinami wisi na drążku, redukuje
(przechodzi na dietę odchudzającą) i napierdala kroki (dużo spaceruje). Po
kilku godzinach, dniach, a czasem tygodniach stwierdza, że jego wysiłki idą
na marne, bo wyjść z przegrywu można tylko nogami do przodu, zapowiada
popełnienie bohatyra i pomstuje na hipergamiczne coorvy p0lki. Przez
kolegów z serwera bywa nazywany chorągiewką.
„Psycholog radzi mi, żebym przestał przeglądać dołujące, toksyczne treści,
jakie pojawiają się na Wykopie. Myślałem też, żeby opuścić Wolierę, ale
wtedy nie miałbym się do kogo odezwać” – pisze któregoś razu. A już kilka
dni później wyzywa kobiety przy użyciu wszelkich możliwych wulgaryzmów.
Prosi, byśmy ich nie cytowały, twierdząc, że jeśli to zrobimy, zniszczymy mu
życie. Z uwagi na to, że jego historia jest dość charakterystyczna, w drodze
wyjątku zdecydowałyśmy się pominąć jego dwie, szczególnie mizoginistyczne
wypowiedzi. Sam przekonuje, że padły pod wpływem silnego wzburzenia i
nie oddają jego faktycznych przekonań. – To wszystko przez ten jebany
Wykop. Przeglądam to gówno i mi się udziela. Największy wybuch mizoginii
miałem po tym, jak jeden z użytkowników napisał, że najlepszym
rozwiązaniem mojej sytuacji jest samobójstwo. Nie chcę taki być – mówi.
Bywa, że jego nastrój zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu godziny.
16 sierpnia pisze na Wolierze:

Sam69, 15:32
Z każdym dniem jest w mnie coraz więcej nienawiści. Będzie chyba robione konto chada i
p0lki wystawiane będą.

Sam69, 18:25
Dobra, nie zakładam. Chyba przeszło mi spierdolenie umysłowe. Zrobiłem trochę
podciągnięć na uspokojenie.

Sam69, 13:30
Wyjebane mam już w te ćwiczenia. Po chuj mam coś robić, jak na nic szans nie mam. Wolę
leżeć i gnić. Kobiety wolą się ruchać z psami niż ze mną. Pociąg odjechał, nie ułożę sobie
życia. Chyba jednak się zabiję. Ostatnio minąłem chłopaka, z którym chodziłem do szkoły.
Prowadził wózek z gówniakiem. A ja szedłem kupić fajki na sztuki, jak jakiś menel. It’s
over.

Trzy miesiące po naszym dołączeniu do serwera Samowi udaje się umówić


na pierwszą w życiu randkę. Dziewczyna, poznana na Tinderze, jest od niego
o dwa lata młodsza i kończy studia magisterskie z polonistyki. Jej
wiadomości są długie i zdają się świadczyć o szczerym zainteresowaniu.
Ustalają, że pójdą na niezobowiązujący spacer. Sam przesyła nam zapisy
rozmów, od czasu do czasu prosząc o pomoc w skonstruowaniu odpowiedzi.
Pyta, czy na pierwsze spotkanie powinien przyjść z różą lub czekoladą.
Zgodnie stwierdzamy, że nie, odradzamy też intensywne pryskanie się wodą
toaletową, którą kupił specjalnie na tę okazję. Sam na co dzień dba o swój
ubiór, więc w tej kwestii nie mamy zastrzeżeń. Na Wolierze panuje ekscytacja
zmieszana z obawą, że zaliczy kompromitację cwela. Przez dwie doby
poprzedzające spotkanie nie je i nie pali papierosów. Twierdzi, że dzięki
głodówce jego cera wygląda lepiej. W dzień randki wszyscy zgromadzeni na
serwerze niecierpliwie wyczekują sprawozdania. Nie mamy jednak wiele
czasu na snucie domysłów, bo już po czterdziestu minutach pisze: „Koniec.
Tragedia xD”. Z jego opowieści wynika, że dziewczyna nie zareagowała na
jego widok entuzjastycznie. Gobliny domniemywają, że powodem był wzrost.
Miała buty na obcasie i przewyższała go o kilka centymetrów. Umawiamy się
na rozmowę głosową, by Sam mógł zdać pełny raport: – Wyglądała na
zawiedzioną. Rozmawialiśmy o tym, co w życiu robimy, ale nie obyło się bez
momentów niezręcznej ciszy. Szczerze powiedziałem, że moim jedynym
zajęciem jest obecnie intensywna terapia dzienna. To mnie pogrążyło. W
pewnym momencie powiedziała po prostu, że miło było mnie poznać, ale
musi lecieć – mówi. Tak domyka się kolejny cykl. Kasuje profil na Tinderze,
pisze smutny post na Wykopie, a na serwerze psioczy na kobiety i innych
użytkowników, by po paru dniach powstać, zwykle dzięki rozmowie z
psycholożką, jak feniks z popiołów. Przeprasza za swoje zachowanie, ogłasza
powrót do restrykcyjnej diety i intensywnego treningu, dopingując sam siebie
często powtarzanym: „LET’SSS FUCKING GOOOOO”.
Według Goblinusa, mającego władzę nadawania członkom serwera
poszczególnych rang, Sam jest idealnym kandydatem na mesjasza. Według
zasad panujących na serwerze ma ją otrzymać ten, kto jako pierwszy dostąpi
obcowania płciowego nie za pieniądze. Pozostali będą musieli robić
wszystko to, co sprawdziło się w jego przypadku: – Sam jako zbawiciel
miałby wyjątkowo pozytywny przekaz. Trenuj, spaceruj, chodź na terapię, a
będzie ci dane. Gdyby zaruchał, wszyscy musielibyśmy przyjąć jego nauki –
mówi nam Goblinus.

Wykop.pl i #przegryw
Serwis Wykop.pl powstał 28 grudnia 2005 roku jako polski odpowiednik
anglojęzycznych portali, takich jak Reddit czy Digg.com. Jego użytkownicy
mogą dodawać na stronę swoje znaleziska, które przy odpowiedniej liczbie
plusów od innych mogą trafić na stronę główną, stając się wówczas jedną z
wiadomości dnia. Równolegle funkcjonuje także mikroblog, gdzie można
dzielić się wpisami, do których trafia się za pomocą systemu hashtagów –
jednym z nich jest także #przegryw. O jego początkach rozmawiałyśmy z
wieloletnim użytkownikiem Wykopu, Kiszczakiem. – Protoplastą tagu
#przegryw był tag #Zalesie – tłumaczy. Do dzisiaj, kiedy wejdziemy na stronę
#zalesie na Wykopie, powita nas nagłówek ze zdjęciem tabliczki z nazwą
miejscowości Zalesie. Nazwa tagu pochodzi od słów „żalę się”, napisanych
według zasad tworzenia tagów – razem i bez polskich znaków. Archiwum
Wykopu informuje nas, że regularne wpisy na Zalesiu zaczęły pojawiać się w
2013 roku. To tam o wykluczeniu i porażkach postowała – jak nazywa ją
Kiszczak – „stara gwardia przegrywu”.
Kiszczak: Wtedy był jeszcze problem z tagowaniem na Wykopie. Wpisów na tak zwanej
nocnej zmianie, tworzonych w nocy, się nie tagowało, żeby zaginęły gdzieś w natłoku
innych i nie były łatwe do odnalezienia dla tych, którzy korzystają z portalu tylko w dzień.
Dla użytkowników, którzy mogli pozwolić sobie na przesiadywanie na Wykopie nocą,
tworzyło to iluzję elitarności. Były wśród nich osoby, które nie musiały wstawać do pracy,
nie miały zobowiązań, były samotne. Po prostu przegrywy. Prawdziwej „nocnej zmiany” już
nie ma. To było dość zamknięte towarzystwo, były żarty, zabawy, każdy czekał na pierwszą
w nocy, kiedy znikały tagi.

O czasach aktywności na Zalesiu Kiszczak opowiada z nieukrywaną


sympatią. Problemy z relacjami z kobietami nie były wtedy głównym
wyznacznikiem przegrywu, a tylko jednym z wielu, obok słabej pracy,
depresji albo trudnej sytuacji rodzinnej. Pewnie dlatego Kiszczak, który ma
partnerkę i prowadził udane pod wieloma względami życie do czasu
zdiagnozowania u niego poważnego schorzenia, mógł bardziej utożsamić się
ze środowiskiem. Z czasem #przegryw, dzięki rosnącej popularności, wyparł
#zalesie. Według Kiszczaka obydwa tagi, dzięki zapewnieniu anonimowości,
miały być miejscem, w którym mężczyźni mogą się otworzyć bez strachu, że
wyjdą na zbyt emocjonalnych, słabych, niezaradnych życiowo.

Kiszczak: Z perspektywy faceta, który choruje na depresję i który z jej powodu kilkakrotnie
przebywał w szpitalu psychiatrycznym, mogę powiedzieć, że jest to duży problem. Nawet
wśród kumpli każdy, jeden przez drugiego, chce zgrywać twardziela. Sam nieraz usłyszałem
od swojej terapeutki, że „jako mężczyzna powinienem…”. Dlaczego „jako mężczyzna”? Mam
być jakiś inny? Silniejszy? Nie mogę okazać słabości? Nadal są osoby, które po usłyszeniu,
że lecę na psychotropach, zmieniają do mnie nastawienie. Chyba długa droga przed nami,
żeby to zmienić. Przez takie komunikaty kierowane do mężczyzn tag przegryw przyciągał
ich coraz więcej. Panowało wzajemne zrozumienie, dawaliśmy sobie rady. To było chyba
pierwsze takie miejsce w polskim Internecie.

Incelebryci
Zdaniem Kiszczaka oblicze tagu zaczęło zmieniać się wraz z pojawieniem się
wyjątkowo udanego trolla o nicku typbezoszczednosci95. Wówczas miał
zacząć się wyścig o bycie królem przegrywu, który to streścić można w
zdaniu „im bardziej przegrywasz, tym bardziej wygrywasz”. Jeden z postów z
2019 roku zawiera przykładowy test na przegryw:
UWAGA, TEST JAK BARDZO JESTEŚ PRZEGRYWEM (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■)

Za każdą rzecz zauważoną u siebie sumuj punkty, maksymalnie możesz zebrać 350
punktów.

• WZROST 0-160CM (+15PKT)


• WZROST 160-170CM (+10PKT)
• WZROST 170-180CM (+5PKT)

• NADWAGA I OTYŁOŚĆ (+15PKT)


• NIEDOWAGA (+15PKT)

• BRAK DZIEWCZYNY KIEDYKOLWIEK (+20PKT)

• TRĄDZIK (+10PKT)

• WADA WYMOWY (+10PKT)

• ALKOHOLIZM (+20PKT)
• NARKOMANIA (+20PKT)
• LEKOMANIA (+15PKT)
• UZALEŻNIENIE OD PORNOGRAFII/MASTURBACJI (+10PKT)
• UZALEŻNIENIE OD SŁODYCZY (+10PKT)
• UZALEŻNIENIE OD TELEFONU/INTERNETU (+10PKT)

• ZABURZENIE/CHOROBA PSYCHICZNA (+20PKT)


• ZABURZENIE/CHOROBA FIZYCZNA (+20PKT)

• WYCHOWANIE W PATOLOGICZNYM DOMU (+30PKT)

• MIESZKANIE Z RODZICAMI (+20PKT)


• BRAK PRACY (+20PKT)

• BRAK ZNAJOMOŚCI JĘZYKÓW OBCYCH (+10PKT)

• BRAK WYKSZTAŁCENIA ŚREDNIEGO (+20PKT)

• BRAK PASJI/ZAINTERESOWAŃ (+10PKT)

• BRAK SENSOWNYCH OSZCZĘDNOŚCI (+20PKT)

• BRAK WYUCZONEGO ZAWODU (+20PKT)


• BRAK NADZIEI NA LEPSZE JUTRO (+5PKT)

W zależności od liczby zdobytych punktów użytkownicy mogą z grubsza


określić poziom swojego spierdolenia. 0–40 punktów oznacza, że nie jest się
ani trochę przegrywem. 41–80 punktów zdobywa lekki przegryw (prawie
normik). 81–120 punktów znamionuje początkującego przegrywa, a 121–160
– regularnego przegrywa. Na zaawansowany przegryw wskazuje zdobycie od
161 do 200 punktów, ale to jeszcze nie koniec skali. Pomiędzy 201 a 230
punktów mieści się ciężki przegryw, między 231 a 260 – weteran przegrywu.
Mianem nauczyciela przegrywania można tytułować się, jeżeli zdobyło się od
261 do 290 punktów, a mentorem i autorytetem w tej dziedzinie – 291–320.
Ostatnim stadium jest BÓG I PAN PRZEGRYWÓW, który zebrał pomiędzy
321 a 350 punktów.
Podobnie działa Robot Test75, który pojawił się na jednej z tablic 4chana w
2016 roku – pytania dotyczą atrakcyjności, relacji społecznych, zaburzeń i
osiągnięć. Na jego podstawie, podobnie jak dzięki testom na Wykopie, można
dowiedzieć się, w jakim stopniu pasuje się do kultury NEETów i geeków
współtworzących tego rodzaju przestrzenie. Co ciekawe, Robot Test
przyznaje bonusowe punkty za sam fakt bycia kobietą (w przypadku tego testu
im więcej punktów, tym w większym stopniu jest się normikiem), co idzie w
parze z przekonaniem, że kobiety nie mogą naprawdę przegrywać, i pogardą
do samozwańczych nerdek, które miałyby zdobywać atencję kosztem
zrozpaczonych samotnych nieudaczników.
Typbezoszczednosci95, który, zdaniem Kiszczaka był bardzo kreatywnym
projektem, jest autorem słynnych wśród użytkowników memów, takich jak
„owijanie streczem na budowie”. Przedstawiał się jako niepracujący
przegryw jedzący głównie kupowane przez mamę maltikeksy z Biedronki.
Swój brak zatrudnienia wyjaśnił, opowiadając historię o tym, jak kiedyś – nie
mając żadnych innych kwalifikacji – zaczął pracę na budowie. Niestety, w
miejscu nowej pracy niejacy Sebastian i Mariusz upatrzyli go sobie jako
ofiarę i dla żartów owinęli go streczem, z którego nie mógł się wydostać.
Zdaniem Kiszczaka typbezoszczednosci95 zapoczątkował na tagu #przegryw
nienawiść do normików, którzy prześladują spierdolonych przegrywów nie
tylko w szkole, ale nawet w dorosłym życiu. Tego typu historie okazały się
strzałem w dziesiątkę. Wyjątkowo angażowały społeczność i zapoczątkowały
lawinę naśladowców, zmieniając oblicze tagu, który wcześniej – zdaniem
Kiszczaka – w większym stopniu był miejscem wymiany doświadczeń o życiu
z ojcem alkoholikiem albo porad dotyczących terapii.

Na wspomnienie typabezoszczednosci na Wolierze Goblinów niektórym


wyraźnie podnosi się ciśnienie:

No, na Boga, nie piszcie o nim.


Pierdolony troll się żywi atencją.
Skurwysyn, oby zdechł na raka w męczarniach.
Przez takich jak oni nasz problem staje się memem.

Ktoś inny pisze:

Największy troll, który sprowadził przegryw do karykatury. [...] Trochę tam siedzę, owszem
[przed typembezoszczednosci] przemykały tam trolle i ludzie z chanów, ale było raczej ok.
Nie było aż takiego toksykowania i mizoginii. Wtedy też było inne podejście do
przegrywu, nadzieja na jego przebicie. Sam przegryw też był imo [in my opinion – w mojej
opinii] łagodniejszy.

Na pytanie o karierę importowanej z anglojęzycznych przestrzeni filozofii


blackpillu, wraz z jej potężnym ładunkiem wrogości wobec osób spoza
społeczności, w szczególności kobiet, Kiszczak odpowiada: – Ja bym
podzielił inceli z Wykopu na dwie grupy. Są typowe toksyki, które jak tylko
dowiedzą się, że ktoś ma jakikolwiek kontakt z kobietą, nieważne jaki, to
oskarżą go o bycie simpem. To są ludzie tak zafiksowani antykobieco, w
których mizoginia jest tak głęboko zakorzeniona, że nie dziwię się, że osoby
spoza środowiska uważają ich za wariatów. Ale jest też ta druga grupa,
cichsza, która przez nich obrywa. Bo tak naprawdę wiele osób z tagu
odżegnuje się od mizoginii.
Zapytałyśmy, czy nie sądzi jednak, że mizoginia nie objawia się tylko w
pełni uświadomioną nienawiścią wobec kobiet, ale też utrzymywaniem się
wielu ukrytych przekonań i uprzedzeń, którymi trudno nie nasiąknąć,
spędzając wiele czasu na tagu i obcując ze skrajnie mizoginicznymi treściami.
Kiszczak zgadza się z tą tezą. Mówi jednak, że z rażąco przemocowymi
wpisami, takimi jak komentarze Jarka z Podkarpacia z grupy Spermawka –
sekcja spierdoxów, nie spotyka się za często na Wykopie, ale zaznacza, że
niektórzy z agresywnych i przemocowych mizoginów mogą go blokować,
żeby nie widział ich postów. – Moje nazwisko kojarzy się z treściami
bardziej prokobiecymi. Poza tym część społeczności nie uważa mnie za
przegrywa, bo w końcu mam partnerkę i peklowałem po same kullen. Ciągle
jest mi to wypominane. – Śmieje się. – Trochę inny klimat panuje na
serwerach na Discordzie, uczciwie przyznaję. Tam kobiety są czasem
przedstawiane jako jakiś podgatunek człowieka.
Kiszczak na tagu skonfliktował się z osobami, które uważały, że nie
powinien z nami rozmawiać. W naszej rozmowie przytoczył stanowisko, jakie
w głośnej w polskiej incelosferze „sprawie dziennikarek” prezentował innym
użytkownikom: – Jednemu z waszych krytyków powiedziałem, że jeżeli nie
zaczniemy rozmawiać z wami albo innymi, którzy chcą o nas mówić, to nie
będziemy mieć głosu. Przyznał mi rację.

Gen spierdolenia
Sam urodził się, gdy jego matka miała czterdzieści pięć lat, trzy miesiące
przed wyznaczonym terminem. Był delikatnym, chorowitym dzieckiem. Na
piersi ma bliznę po operacji układu oddechowego, którą przeszedł jako
niemowlak. Jest najmłodszym z braci. Różnica wieku między nim a starszym
rodzeństwem wynosi od czternastu do dwudziestu lat. Dzieciństwo wspomina
jako okres ciągłego napięcia, ojciec był agresywny i nieprzewidywalny. Nie
pił alkoholu, ale nie potrzebował go, by regularnie bić synów z powodów
takich jak zbyt długie siedzenie przy komputerze. Zmuszał rodzinę do
codziennych modlitw i chodzenia do kościoła nawet kilka razy w tygodniu,
rozliczał z grzechów. Godzinami słuchał Radia Maryja i kupił kablówkę, by
mieć dostęp do telewizji Trwam. – Kiedyś pobił mnie, bo nie chciałem się
modlić. A potem patrzył, jak odmawiam pacierz, dławiąc się łzami. Innym
razem stłukł mnie kablem. Byłem cały w siniakach, na drugi dzień miałem WF
i powiedziałem, że nie mam stroju. Gdy miałem piętnaście lat, zabrał mnie i
brata do egzorcysty. Ten zmówił nad nami modły, jako podkładu muzycznego
używając naszych punkowych kaset, domniemanych dowodów na opętanie.
Matka Sama wspomina, że ojciec przed ślubem brał jakieś leki, ale z dnia
na dzień przestał. Podejrzewają, że również chorował na schizofrenię. Nie
ma pojedynczego genu, który odpowiadałby za dziedziczność tej choroby.
Istnieje jednak zestaw przekazywalnych cech, które zwiększają
prawdopodobieństwo zapadnięcia na nią. Pierwsze objawy pojawiają się
zwykle między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia. Najczęściej
występują urojenia, zaburzenia koncentracji i pamięci, zubożenie emocji,
spadek aktywności życiowej. Wielu chorych popada w izolację, co dziesiąty
popełnia samobójstwo.
Sam miał szesnaście lat, gdy ojciec zmarł na raka prostaty. Nie czuł smutku,
jedynie ulgę. Dwóch najstarszych braci dawno założyło rodziny. Mają dzieci,
jeden jest po rozwodzie. – Obydwaj są ode mnie niżsi, ale za to zdrowi –
zaznacza Sam. Trzeci, uzależniony od alkoholu, do niedawna mieszkał w
domu rodzinnym. Kiedy wracał pijany, śladem ojca terroryzował pozostałych
domowników. Parokrotnie rzucił się na Sama z pięściami, okładając go na
oślep. Nietrudno było go sprowokować. Wystarczyło krzywo spojrzeć czy
powiedzieć coś, co uznał za pyskówkę. Kilka lat temu wyprowadził się do
dziewczyny.

Szkoła
Pod koniec gimnazjum Samowi przyznano nauczanie indywidualne, dostał też
pierwsze leki antydepresyjne. Jednak problemy zaczęły się znacznie
wcześniej. – Gnoili mnie już w podstawówce. Uwzięli się na mnie, bo byłem
drobny, wrażliwy i nie potrafiłem się obronić. Ci, którzy mnie gnębili, mają
dziś żony i dzieci. Widziałem ich profile na Facebooku, wyglądają na
szczęśliwych.
Gnębienie polegało głównie na żartach i wyzwiskach. Sam prosi, byśmy
zachowały konkrety dla siebie, bo oprawcy mogliby go rozpoznać. Jednego z
nich spotkał kilka lat temu w szpitalu psychiatrycznym. Chłopak przeprosił za
krzywdy sprzed lat. Opowiedział, że w gimnazjum ze sprawcy stał się ofiarą
szkolnego bullyingu, co było główną przyczyną popadnięcia w depresję.
Pod koniec gimnazjum Sam wpadł w zaburzenia odżywiania. Jadł nie
więcej niż tysiąc kalorii dziennie, waga wskazywała niewiele ponad
pięćdziesiąt kilogramów. Prowokował wymioty, ćwiczył przez półtorej
godziny dziennie. Czuł, że to jedna z niewielu rzeczy, nad którymi ma jakąś
kontrolę. W gimnazjum do wyzwisk doszła fizyczna agresja. – Myślałem, że
jestem przeklęty. Tylko w psychiatryku ludzie nie traktowali mnie jak
trędowatego – wspomina. Pierwszy raz trafił do szpitala, gdy miał piętnaście
lat. Bał się chodzić do szkoły, więc często wagarował, w domu miewał ataki
autoagresji. Demolował swój pokój, krzyczał, przykładał nóż do
nadgarstków, grożąc, że się zabije. Lekarz stwierdził zaburzenia obsesyjno-
kompulsywne i anoreksyjno-depresyjne. Kilka razy zmieniał kombinacje
leków, ale żadne nie dały widocznych efektów.
Zapisał się do szkoły zawodowej. Nie zaczął drugiej klasy, bo przestał
wychodzić z domu. Kiedy wychodził, obce osoby śledziły każdy jego ruch i
przesyłały wrogie spojrzenia. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nawet
spacer do sklepu skutkował stanami lękowymi. Zasłaniał okna w pokoju i
całymi dniami siedział w ciemności. Kiedy miał osiemnaście lat,
zdiagnozowano u niego schizofrenię. Lekarz przepisał mu tabletki o działaniu
przeciwpsychotycznym. Poczuł się lepiej, ale gwałtownie przybrał na wadze,
przez co nabawił się chronicznego bólu żołądka i przepukliny przełyku.
Liceum skończył w trybie indywidualnym. Nie podszedł do matury, bo był
pewien, że by ją oblał. Nigdy nie miał głowy do nauki, na świadectwach
dominowały dwóje i tróje. Ze względu na schizofrenię przyznano mu rentę i
zobowiązano do stawiania się przed komisją, która raz na kilka lat decyduje,
czy wciąż jest niezdolny do podjęcia pracy. Kolejną dekadę określa jako
dziurę w życiorysie. Całymi dniami grał w gry i przeglądał chany. Na niczym
innym nie potrafił się skupić. W 2016 roku założył pierwsze konto na
Wykopie i od tego czasu regularnie publikuje na tagu #przegryw. – Wbrew
obiegowej opinii chany nigdy nie były przyjazne incelom i przegrywom.
Rozmawiano o seksie, związkach, większość anonów miała mniejsze lub
większe doświadczenie. A jak jesteś głodny i nie możesz się najeść, to wolisz
nie obserwować, jak robi to ktoś inny. Dlatego lepiej czujemy się w swoim
gronie. Na tagu #przegryw nie jestem sam ze swoimi problemami. Choć i tam
większość osób jest w lepszej sytuacji, bo czarodziejstwo to jednak rzadkość.
Kolejna zmiana kombinacji leków i psycholożka, do której chodzi od 2018
roku, wyrwały go z marazmu. To kobieta dobiegająca siedemdziesiątki, od
dawna na emeryturze, pomagająca osobom w kryzysach psychicznych
charytatywnie. Przyjmuje w budynku przy kościele i jest bardzo wierząca. Od
czasu do czasu namawia go, by „zwrócił się do Boga”, co miałoby mu
pozwolić na znalezienie nadziei i sensu. Choć brzmi to nieprofesjonalnie,
warto odnotować, że potrafi w kilka minut przemówić Samowi do rozsądku,
czym rozpoczyna się zwykle nowy cykl. On sam twierdzi, że bardzo mu
pomogła, choć przyznaje, że irytują go próby nawracania. – Widocznie nie
widzi dla mnie innego ratunku. Ale gdyby nie psycholog, nie rozmawiałbym z
wami. To że się otworzyłem, jest efektem pięciu lat pracy, która zmusiła mnie
do zerwania strupów z dzieciństwa i rozgrzebania najgorszych wspomnień.
Bałem się ludzi.
Kilka razy w tygodniu chodzi do świetlicy dla osób po kryzysach
psychicznych, dzięki czemu w końcu ma znajomych. Takich, z którymi może
wyjść na piwo, zwierzyć się z niepowodzeń. Tylko o incelstwie im nie
wspominał. Boi się, że zostałby wyśmiany. – Wszyscy tam mają problemy
psychiczne, ale osób, które nigdy nie uprawiały seksu, jest niewiele.
Niektórzy przychodzą do świetlicy parami i widzę, jak się całują. To zawsze
boli. Tylko wśród inceli mogę być w pełni sobą. Wiem, że to towarzystwo
odbiera mi resztki nadziei i chęci do życia, ale obserwowanie normików
wcale nie działa lepiej.

Memy i trolle
Tag #przegryw przez lata swojego istnienia wytworzył specyficzną kulturę i
charakterystyczny slang, do którego dołączyły później kalki z anglojęzycznych
incelskich przestrzeni. Typbezoszczednosci95 był tylko jedną z postaci, które
w swoich pastach tworzyły powiedzenia i określenia używane w
społeczności do tej pory. O kiedysbylemnormalny, nazywanym w skrócie
KBN, po raz pierwszy przeczytałyśmy na Wolierze Goblinów. – KBN to
legenda, lubiłem go czytać – wspomina Dewiant.
Od jednego z użytkowników dostałyśmy plik z 329 stronami wykopowych
wpisów KBN. Czytając je, odkryłyśmy, kto jest autorem często
przewijających się w rozmowach z członkami społeczności memów takich
jak „hipergamiczna bestia patrycja”, „natalka z humana” albo „karłowatość
168,5 cm, polacki ryjec 1/10 i zakola”. KBN koncentrował się głównie na
opisywaniu scenek ze swojego życia, które okraszał autoironicznymi
komentarzami na temat tego, dlaczego nigdy nie zazna szczęścia w miłości.
Rozpoznawalna fraza, która przewijała się w każdym jego wpisie i stała się
poniekąd jego marką na Wykopie brzmiała:

[...] przez karłowatość 168,5cm, polacki ryjec 1/10 i zakola nigdy nie będę miał
dziewczyny, a potem żony dzieci i rodziny, niezależnie od tego kim bym był i co bym robił,
co 10.02.2016 pokazała mi hipergamiczna bes a #p0lka patrycja.

KBN przedstawiał siebie jako osobę, która ma zamiar iść na medycynę.


Interesuje się biologią i chemią – ma z tych przedmiotów bardzo dobre oceny,
w przeciwieństwie do płytkich normików z jego klasy, zajętych
imprezowaniem i pieszczotami pusi. Swoimi rówieśnikami – w szczególności
kobietami – bezgranicznie gardzi:
U mnie w klasie jest kilka pustych p0lek, ale jedna z nich jest tak pusta, że aż to jest
prowokujące. Gdybym był chadem-180 to bym ją tak wyruchał i zalał, że aż by bliźnięta
urodziła, oczywiście trzeba podkreślić, że jako dziki chad-180 poszedłbym zalewać kolejną
naiwną pusię p0lki i tamtą się wcale nie przejmował, jednak jestem karłowatym 168,5cm
zakolakiem z polackim ryjcem 1/10, więc jedyne co mi pozostaje w tej sytuacji to zwalić
konia. #przegryw #stulejacontent #p0lka #logikarozowychpaskow #oswiadczenie.

We wpisach KBN można odnaleźć wszystkie wątki incelskiej subkultury,


która w tych czasach już zawitała na Wykop – katastrofizm, nienawiść do
kobiet i atrakcyjnych mężczyzn, a jednocześnie fantazje o prawdziwym
uczuciu i bliskości, która nigdy nie stanie się jego udziałem, oraz bardzo
charakterystyczny wątek straconej młodości i świadomości, że oto mijają
lata, w których można doświadczyć jedynej w swoim rodzaju nastoletniej
miłości, pełnej niezapomnianych, ekstatycznych przeżyć. W jego wpisach
pojawia się nawet legendarny motyw trannymaxxingu, przejścia tranzycji w
celu zwiększenia swoich szans na rynku matrymonialnym. KBN twierdzi, że
odkłada pieniądze na cipę30k – operację, która pozwoli mu na uzyskanie
„narządów właściwych dla karłowatości 168,5, czyli cipy”. Każdy z postów
wyraża gniew i frustrację, raz po raz przewijają się suicydalne treści, jednak
ich tragikomiczna forma w zestawieniu z dołączonymi do nich memami z żabą
Pepe wpisuje się w ironiczny klimat tagu #przegryw i nieznający żadnych
granic okrutny humor tamtejszej społeczności.

Już nawet osoby, do których piszę w trudnych chwilach, kiedy szczególnie boli mnie fakt,
że przez karłowatość 168,5cm, polacki ryjec 1/10 i zakola nigdy nie będę miał dziewczyny,
a potem żony dzieci i rodziny, niezależnie od tego kim bym był i co bym robił, co
10.02.2016r. pokazała mi hipergamiczna bes a #p0lka patrycja nie chcą tego słuchać.
Także teraz nawet nie mam z kim porozmawiać gdy mi ciężko. Przypominają mi się czasy
po dniu 10.02.2016r., taki etap 8 miesięcy, kiedy nikt mnie nie rozumiał, bo nie chciał
zrozumieć, ani wysłuchać. Jak kiedyś zawisnę na sznurze to w akcie zgonu w kolumnie
„przyczyna zgonu” ma być wpisane karłowatość 168,5cm. #przegryw #oswiadczenie
#depresja #zalesie # wnogf #stulejacontent

Sobota to dzień, którego najbardziej nienawidzę. Od poniedziałku do piątku to przynajmniej


czegoś się w szkole nauczę, a jak przyjdzie taka sobota to nie mam po co wstawać z łóżka.
Przecież nie ma sensu wstawać z łóżka żeby grać 12h w polską dynamiczną grę MMORPG,
w której można grać aż 6 profesjami (w tym wojownikiem), w którą gram już całe 10 lat.
Nienawidzę już tej gry i nie chcę w nią grać, najchętniej usunąłbym konto i przytulił jakąś
#rozowepaski [dziewczynę] ale przez karłowatość 168,5cm, polacki ryjec 1/10 i zakola
nigdy nie będę miał dziewczyny, a potem żony dzieci i rodziny, niezależnie od tego kim
bym był i co bym robił, co 10.02.2016r. pokazała mi hipergamiczna bes a #p0lka patrycja,
którą teraz rozwiera bolec chada filipka-180. Nerkę bym oddał byleby mieć 180cm... Ja
czegoś od życia oczekuję. Nie milionów, lamborghini, podróży dookoła świata. Ja chcę
tylko mieć dziewczynę, kochać i być kochanym, ale mając karłowatość 168,5cm mogę
sobie co najwyżej zrobić cipę za 30k za granicą, bo w tym seksistowskim kraju nie ma
miejsca dla ludzi z moim spierdoleniem. A najłatwiej to sznur, pętelka i się skończy męka.
#przegryw #stulejacontent # wnogf #logikarozowychpaskow #depresja #gorzkiezale
#zalesie

Wołoś opowiedział nam dalszą część historii KBN. Według niego


zdobywanie atencji wkręciło go do tego stopnia, że postował coraz bardziej
odrzucające treści. – Aż doszedł do tego, że zaczął pisać, że zacznie gwałcić
– wspomina. – Ustaliliśmy, że dosyć tego, i wydaliśmy wyrok. A ja go
wykonałem. Miałem jego dane osobowe, więc dałem mu ultimatum, że albo
się zamknie, albo jego dane lecą w sieć. No i nie ma go. Zniknął. Może nie
żyje.
Wśród barwnych osobistości tagu wyróżniał się także niesławny dziś
incelebryta Blackpill_RAW. Trudno powiedzieć, czy jakaś część internetowej
persony Blackpilla_RAW była prawdziwa. Został opisany w artykule Ta tępa
niewierna zdzira w „Magazynie Wielkanocnym Gazety Wyborczej”,
traktującym o incelach i tagu #przegryw. Blackpill_RAW twierdzi w nim, że
jeździ Uberem w Warszawie i jest mentalcelem. Mentalcel to dość
kontrowersyjny w incelosferze konstrukt – mężczyzna, który pomimo tego, że
nie wygląda najgorzej, nie jest w stanie znaleźć dziewczyny przez swój
mental – społeczne niedostosowanie, choroby psychiczne albo lęki.
Liczącą około tysiąca osób publikę zebrał, postując na tagu #przegryw
wpisy na temat incelskiej filozofii. Przypominał, że jeżeli nie wygrałeś na
loterii genetycznej kwadratowej szczęki i 190 centymetrów wzrostu – to
koniec. Żadna kobieta nigdy nie spojrzy na ciebie z pożądaniem. Jeżeli nie
wyglądasz koszmarnie i masz zasoby – możesz ewentualnie zostać
betabankomatem, sponsorem dla kobiety czekającej na okazję, żeby zdradzić
cię z Oskarem.
Obok wpisów przedstawiających ze szczegółami filozofię blackpillu
incelebryta wsławił się na tagu serią opowiadań pod tytułem Harlekiny dla
przegrywów, które przyciągnęły nas na Wykop. Sam autor był zdumiony,
kiedy usłyszał, że czytamy jego wpisy od wielu miesięcy i wysyłamy je
znajomym. Przyznał, że nie spodziewał się, że ma jakieś czytelniczki, w
dodatku wśród lewicowych feministek. Fabuła każdego z harlequinów jest
bardzo podobna – bogaty syn właściciela firmy deweloperskiej, Oskar
Deweloperski, wraz ze swoimi kolegami, Sewerynem lub Natanielem, spędza
życie na imprezowaniu i seksie z najpiękniejszymi kobietami. Każdy z nich
ma prawie dwa metry wzrostu, szczękę tak ostrą, że można nią ciąć papier,
hipnotyzujące oczy łowcy i wypracowane na siłowni mięśnie. Oskar bez
problemu znajduje na Tinderze dziesiątki partnerek, które widząc jego
zdjęcie, zapominają o swojej skromności, partnerach czy niechęci do
jednonocnych przygód – zrobią wszystko, żeby zasmakować jego potężnego
buzdygana. Jednocześnie w jakiejś małej miejscowości w piwnicy przed
komputerem siedzi niewysoki Mirek z cofniętą szczęką, przechodzący kolejny
raz tę samą grę – jego smutne, szare życie wydaje się jeszcze bardziej
beznadziejne skontrastowane z tym, które stało się udziałem Oskara.

Cóż za piękny piątek! Taki upalny, sierpniowy dzień może oznaczać tylko jedno...

Domówka u Nataniela na 100 osób! 600-metrowa willa jego rodziców w podwarszawskim


Konstancinie nada się na ten cel idealnie. Ale nie... To nie dla przegrywa! To dla młodych i
pięknych!

Wszystkie Sandry, Konstancje, Malwiny i inne gwiazdy z dobrych domów stawią się na nią
obowiązkowo. Już zakładają czarne stringi od Victoria’s Secret, żeby sprytnie je ukryć pod
obcisłymi jeansami. Starannie nakładają makijaże, malując usta drogimi błyszczykami.
Nie inaczej jest wśród męskich uczestników „sympozjum miłości”. 20 letni Hortensjusz
własnie skończył superserię na biceps z tricepsem bijąc przy tym swój rekord. Muskularne
ciało jak u Adonisa wzbudzi zachwyt wśród licealistek. Za to 19 letni Archibald własnie
zaparkował swoje salonowe BMW M4, które dostał za zdaną maturę od ojca – posła,
przed swoim apartamentem. Zaraz dobierze nową koszulę od Balenciaga i zegarek od IWC.

Z zaproszonych jest również nie kto inny jak sam Oskar Klaudiusz Deweloperski.
Certyfikowany niszczyciel błon dziewiczych polskich nastolatek. Jak idą jego
przygotowania do imprezy?

„błebłebłebłebłe!”

A co to za jęk rozdziera strzeżone wilanowskie osiedle?


Czy to włócznia Leonidasa penetruje głowę perskiego gwardzisty, w bitwie pod
Termopilami? NIE! To dwudziestka trójka Oskara penetruje pochwę 18 letniej Aurelii! Stąd
ten jęk!

Po wyrzuceniu za drzwi 3 nderówki tego tygodnia. Nasz młody bóg wziął prysznic i
spryskał się Aventusem Creedem. Po szybkiej kontroli formy w lustrze wraz z widocznym
ośmiopakiem, chłopak wsiadł do swojego C63 AMG, i ruszył na bibkę.
Cele są 2:
-Nawiązać kilka znajomości
-Rozerwać kilka błon

Po przyjeździe do posiadłości cała damska część imprezy była pod wrażeniem 197 cm
wzrostu nadsamca. Podczas tańca na parkiecie aż 4 dziewczęta siłowały się na języki z
naszym bohaterem.
Pod koniec imprezy gdy wszyscy pływali w basenie, Twoja przyszła żona zrobiła mu
laskę pod wodą. Po czym dostała siarczystego plaska w policzek jako dowód
wdzięczności.
–”Uchh to bolało! Ale w sumie taki brutal jesteś... Lubię niegrzecznych *chłopców!”

Tak spędzają wakacyjną beztroskę ludzie o nadrzędnej strukturze DNA. Nie dla piwniczaka
to! Dla ekstrawertycznych, slayerów to!

*niegrzecznych chadów.
#blackpillraw #przegryw #spierdolenie #harlekinydlaprzegrywow #blackpill #chad
#p0lka #bananoweoskarki

„Nie dla polaka-zakolaka to! Dla Chada to!” to charakterystyczna fraza z


opowieści Blackpilla_RAW. Rozpoznawalna jest również jego autorska
onomatopeja „błebłebłe”, mająca naśladować odgłosy fellatio. Szybko stał
się dla części użytkowników Wykopu ekspertem od przegrywu. Niektórzy
wysyłali mu zdjęcia swojej twarzy, żeby obiektywnie zmierzył ich „wartość
na rynku seksualnym”. Był w swojej ocenie bezlitosny, pisał o „genetycznych
odpadach” i radził szybkie przyzwyczajenie się do myśli, że nie ma żadnej
drogi do wyjścia z beznadziejnej sytuacji, w jakiej znajduje się każdy incel.
Wiele osób uważa Blackpilla_RAW za trolla. Niektórzy z naszych
rozmówców mają o nim bardzo złe zdanie – twierdzą, że obrażał
użytkowników dla atencji. Kiedyś wstawił zdjęcie niskiego mężczyzny
stojącego na palcach przy bankomacie Planet Cash. – Którego z Was mijałem
pod marketem? Przyznawać się! – pytał złośliwie. – Mnie by to wpędziło w
jeszcze większe kompleksy – mówi Janusz, członek Woliery. – Robienie
ludziom zdjęć, żeby się z nich pośmiać, to już uber kurewstwo – denerwuje
się Goblinus.
Po tym, jak zaczęłyśmy udzielać się na tagu, nawiązałyśmy kontakt z
Blackpillem_RAW, który czasem nawet komentował wpisy na naszych
facebookowych profilach – co ciekawe, na ogół wyrażając dla nas poparcie.
Jakiś czas po tym, jak ogłosiłyśmy, że zbieramy materiał do książki, napisał
posta, który wywołał burzę na tagu #przegryw. Opatrzył go zdjęciem dwóch
całujących się osób – obie miały zamazane twarze.

IT’S OVER – TO KONIEC

Moi drodzy. Oficjalnie „kończę działalność” na Wykopie. To mój ostatni post.

Tadaadaddadam! Poznajecie tą szczękę? Tak! Od prawie 7 miesięcy jestem w związku. Oto


powód dla którego nie pisze nowych harlekinów i rzadko wstawiam posty.

Ostatnie wydarzenia na Wykopie i poza nim oraz hejt ze strony przegrywów, mnie do tego
skłoniły.

8 miesięcy temu założyłem swoje prawdziwe konto na Tinderze z moimi najlepszymi


fotami po looksmaxxingu z nałożonym filtrem z FaceAppa. Miałem 127 par w chwili
usunięcia konta. 4 nieudane randki z 4 dziewczynami. Cringe level over 9000, wyraźnie
niezainteresowane. Zazwyczaj widać było już po pierwszym spojrzeniu – „Na zdjęciach
wyglądałeś lepiej”.

Ale za 5 razem weszło. Poznałem Julkę (imię oczywiście zmienione żebyście jej nie
wystalkowali). Kilka spotkań na schodkach nad Wisłą. W końcu zaprosiła mnie na hehe
„film” do siebie. Najpierw całowanie, macanki i stało się. Po raz pierwszy w życiu
uprawiałem seks. Wyszło tragicznie oczywiście. Skłamałem jej, że byłem w 1 związku i
miałem kilka ONS-ów, żeby nie wyjść na spierdoxa prawiczka. Nie powiedziała mi, ale na
99% się domyśla, że kłamałem. Nie wiem jak z tego wybrnąć, ale nie dopytuje się.

I teraz najważniejsze.

Dlaczego nie pisałem o tym? Bo wiedziałem, że zostanę zmieszany z błotem. Wiedziałem


to zanim jeszcze @WykopekBordo zrobił coming out. Wtedy jeszcze jakkolwiek czułem
jedność z tagiem i zależało mi na atencji. Seks jest boski. Żałuje, że nie wziąłem się za
siebie wcześniej, a dopiero w wieku 26 lat.
Moje eksperymenty na Tinderze nigdy nie owocowały wystawieniem jakiejś dziewczyny.
Żadna z nich nawet zapewne nie pamięta, że pisała z którymś z moich fałszywych kont. Ma
się to nijak do akcji przegrywów z ostatniego tygodnia.

Do wszystkich „radykalnych” przegrywów wystawiających kobiety na Tinderze w ramach


niby „zemsty” za gnojenie przez normictwo w czasach szkolnych itd. – Nie nadajecie się
kompletnie do niczego. Takie akcje jedynie potęgują społeczne uprzedzenie do Was.
Ludzie coraz bardziej będą uważać Was za szkodliwych socjopatów, którzy zasługują na
swój przegrany los, a nie za biednych i pokrzywdzonych. Wiem, że na tagu są ludzie nie-
agresywni i jednocześnie serio pokrzywdzeni i to oni na tym ucierpią! To im robicie
krzywdę.

[...]

Dlaczego zmieniłem styl pisania z przegrywowego na normicki? Bo gdy człowiek wyjdzie z


tego gówna, za nic w świecie nie chce już tam wracać. Na Tinderze w mojej grupie
wiekowej 25-30, są normalne dziewczyny które często (nie zawsze, jest sporo pragnących
tylko ONS z chadem) chcą kogoś poznać na stałe do związku. Wykształcone, z normalnymi
pracami. Czy serio jest takie dziwne, że chcą poznać kogoś przyzwoicie wyglądającego, z
pracą, wykształceniem a nie przegrywa po szkole średniej robiącego za najniższą na
budowie? Czy Wy sami byście się wybrali na miejscu kobiet?

[...]

Nie musicie mieć absolutnie każdej jednej cechy męskiego modela by się spodobać jakiejś
dziewczynie.

[...]

Oczywiście, jeśli jesteś przeciętnie wyglądający lub poniżej i chcesz bzykać 5 dziewczyn
tygodniowo, albo być podrywaczem – wtedy it’s over.

Ale przejdźcie się do galerii handlowej w dużym mieście i zobaczcie jak wyglądają pary.
Prawie żaden z facetów nie jest chadem, a przeciętniakiem.

[...]

Pewnie ciekawi Was czy moja „Julka” wie o mojej działalności w internecie. Oczywiście, że
nie! Spaliłbym się ze wstydu gdybym przyznał się do bycia „królem inceli” w internecie.

Peace! I niech „błebłebłebłe” będzie z Wami! Za parę miesięcy może wrócę... a może nie?
#przegryw #blackpill #spierdolenie #blackpillraw #stulejacontent #oswiadczenie #wygryw
#wychodzimyzprzegrywu

Szybko okazało się, że zdjęcie dołączone do posta jest zdjęciem


przypadkowej pary z Internetu. Jeżeli wpis miał strollować użytkowników, to
z pewnością się udało – w komentarzach Blackpill_RAW został, zgodnie z
przewidywaniami, zmieszany z błotem za „rzucenie Wykopu dla tzipy [cipy,
przyp. aut.]” i przepowiadano mu powrót, kiedy tylko jego Julka zdradzi go z
pierwszym lepszym chadem. Trudno powiedzieć, jakie były jego intencje –
profil zniknął. Nie pojawiły się zapowiadane odcinki harlekinów, w których
gigachad Oskar Deweloperski miał zmierzyć się z czarnoskórym bogiem
seksu Mokebe w tym, kto jest większym jebaką.
W związku ze wspomnianym przez Kiszczaka wyraźnym podziałem
użytkowników tagu na mizoginicznych toksyków i przegrywów, którzy
woleliby raczej rozmawiać o swoim nieszczęściu, zamiast szukać wroga, co
jakiś czas ci drudzy próbują odcinać się od dominującej na tagu narracji,
którą przypisują trollom. Za naszej bytności na Wykopie wydarzyła się próba
odłączenia się krytyków dotychczasowej narracji z tagu #przegryw –
zaproponowali oni stworzenie konkurencyjnego tagu #gehenna, skupionego na
historiach o osobistym nieszczęściu, a nie obwinianiu p0lek i chadów. Do
dzisiaj na #gehenna pojawiają się wpisy, jednak #przegryw pozostaje
najpopularniejszym tagiem na Wykopie.
Źródło ilustracji: Wykop.pl

Fałszywy prorok
W deszczowe marcowe południe 2022 roku, po dziesięciu miesiącach
internetowej znajomości, siedzimy z Samem w kawiarni z widokiem na góry,
rozmawiając o członkach Woliery Goblinów. Dzień wcześniej został
wyrzucony z serwera. Jest mu przykro, ale rozumie decyzję pozostałych. Od
kilku tygodni spotyka się z dziewczyną poznaną w świetlicy, również chorą na
schizofrenię. Na początku mu się nie spodobała. Nieco niechlujna, z wyraźną
nadwagą, infantylna, a w dodatku mormonka. Postanowił ignorować jej zaloty
zaraz po tym, jak odkrył, że Asia na instagramowe konto wrzuca cytaty z
Księgi Mormona i wyznaje wszystkie popularne teorie spiskowe. Jednak po
kilku dniach zaczął kwestionować swoją decyzję. – To może być moja jedyna
szansa. Asia przytyła przez leki, jak ja kiedyś. Mówi, że planuje schudnąć.
Wiarę mogę zaakceptować, jeśli mnie nie będzie do niej przekonywała –
mówi. W końcu postanawia zaprosić ją na randkę. Okazuje się, że też nikogo
nie miała, a z seksem chciałaby poczekać do ślubu. Podoba jej się, że Sam
jest prawiczkiem. Przez kolejne cztery miesiące widują się kilka razy w
tygodniu, a on ze szczegółami raportuje nam, co robił po raz pierwszy w
życiu: całował z języczkiem, lizał piersi, raz nawet musnął językiem cipkę.
Miał problem ze zlokalizowaniem łechtaczki, więc wysyłamy mu obrazki z
książek seksuologicznych, jakie mamy na półkach. Po dwóch miesiącach
znajomości zaczynają rozmawiać o ślubie. Sam, przeciwny instytucji
małżeństwa, szybko się łamie. Głównie dlatego, że dziewczyna poważnie
podchodzi do kwestii celibatu. Uzgadniają, że nie będą narzucać sobie
przekonań religijnych, ale Sam nie wyklucza, że mógłby zacząć wierzyć w
Boga, gdyby zostali rodziną. Dwuosobową, bo ze względu na dziedziczność
schizofrenii nie chcą mieć dzieci – w przypadku dwojga chorych rodziców
ryzyko jej przekazania wzrasta do czterdziestu procent.
Ktoś mógłby pomyśleć, że Sam został mesjaszem i przynajmniej ta historia
ma szczęśliwe zakończenie. Jednak członkowie serwera wspólnie ustalają, że
po pierwsze nie doszło do pełnego stosunku, a po drugie jego nauki byłyby
bezużyteczne. Goblinus, który dotąd wyrażał poparcie dla tej kandydatury,
nagle zmienia zdanie: – Nawet jeśli istnieje jakaś droga do wyjścia z
przegrywu, to dla każdego jest inna. Większość z nas włożyła znacznie więcej
wysiłku, by tego dokonać, a jemu zostało dane, bo siedzi na rencie i może
poświęcać całe dnie na chodzenie do świetlicy dla chorych psychicznie. Też
bym poszedł, ale w moim powiecie nie ma takich miejsc. Wiem, bo prosiłem
MOPS, żeby znalazł mi coś podobnego. I jak się do tego mają rady, które
słyszymy od normików, że powinniśmy znaleźć lepszą pracę, wykształcenie i
nie być mizoginami? Dziewczynę znalazł najlepszy z nas pod względem
wyglądu, a przy tym jeden z najbardziej toksycznych. Ile razy musieliśmy
gasić jego wybuchy mizoginii? W dodatku nigdy nie pracował i nie ma
matury. Fajnie, że chodził na terapię i ćwiczył mięśnie, ale wielu z nas też to
robiło. Nie daje mi to nadziei ani pomysłu na kolejny krok.
Inni użytkownicy twierdzą, że Samowi udało się tylko dlatego, że obniżył
swoje standardy do minimum – choć sam przykłada ogromną wagę do
sylwetki i pracuje na swoje mięśnie, spotyka się z dziewczyną, która nie dba
o ruch ani dietę. Zaakceptował poglądy, z których zawsze się śmiał. W
dodatku dostosował się do jej oczekiwań, bo wiedział, że może nigdy nie
mieć kolejnej szansy na związek. Początkowo nie mają zamiaru wyrzucać go z
serwera, ale Sam kopie pod sobą dołek, udzielając pozostałym niechcianych
rad, takich jak: „Trzeba po prostu wyjść do ludzi” i „iść na terapię”. Zarzuca
im mizoginię i lenistwo. Szczególnie denerwuje to tych, którzy są lub przez
wiele lat byli w terapii i bezskutecznie próbowali nawiązywać znajomości.
Kiedy zwracają uwagę, że niewiele osób w tak agresywny jak on sposób
pisało o kobietach, tłumaczy się chorobą i wynikającymi z niej atakami
agresji. – Ale ja tak nie myślę. Nie chcę tak myśleć. Nigdy nie zrobiłbym
krzywdy kobiecie, to tylko takie odreagowywanie, ujście dla frustracji –
zapewnia nas Sam.
Goblinus w końcu uznaje w nim mesjasza, ale stwierdza, że na Wolierze nie
ma dla niego miejsca. Sam początkowo godzi się z tą decyzją. Gdy się
spotykamy, twierdzi, że tak będzie dla niego lepiej, i woli skupić się na
związku. Ale dwa miesiące później Asia mówi mu, że owszem, kocha go, ale
jak przyjaciela. Miała motyle w brzuchu, ale odleciały. Sam prosi, by wyszła.
Zaraz potem pisze do nas rozżalony. Ma jej za złe, że jeszcze dwa tygodnie
wcześniej mówiła o ślubie.
Kiedy domykamy książkę, Sam jest w początkowej fazie cyklu. Utrzymuje
restrykcyjną dietę, ćwiczy i powtarza, że się nie podda. Od miesiąca znów
pracuje przy złomie, chce się nauczyć fachu. Szef mówi, że ma potencjał, bo
sprawnie idzie mu segregowanie materiałów i odkręcanie części, które trzeba
podzielić. Myśli też o sprzątaniu w restauracjach. Ma wprawę, bo większość
obowiązków związanych z zajmowaniem się domem spoczywa na nim. Mama
choruje na nadciśnienie, cukrzycę i bóle pleców związane z podeszłym
wiekiem. Sam wyklucza możliwość wyprowadzki. – Będę z nią do końca,
swojego albo jej – zapewnia. Opieka nad rodzicami to jedna z przyczyn
zjawiska, które media określają czasem jako gniazdownictwo. W 2018 roku
43% mężczyzn i 29% kobiet w wieku 25–34 lat wciąż mieszkało w domu
rodzinnym, z czego 29% tylko z jednym rodzicem76.

Sam czuje się przytłoczony myślą, że ma do nadrobienia dziesięć lat życia,


ale wierzy, że to możliwe. – Przez ostatnie kilka miesięcy zrobiłem więcej niż
przez poprzednią dekadę. Związek był rozczarowaniem, ale przynajmniej
mam jakieś doświadczenie i nikt mi tego nie odbierze. Nie mogę już
powiedzieć, że nigdy nie miałem dziewczyny. Muszę tylko redukować, więcej
ćwiczyć i przestać czytać bzdury na Wykopie, bo niepotrzebnie się nakręcam.
Od trzech lat nie miałem urojeń ani silnych stanów lękowych, więc chyba
wychodzę na prostą. LET’S FUCKING GO!
Hauser

Kim jest Hauser?


hauser15, 31.03.2018, Wykop.pl

Masz 23 lata i na Facebooku cały czas widzisz: ten kolega z klasy się zaręczył, ta
dziewczyna jest w ciąży, tamta już urodziła. A ty nawet nigdy się nie całowałeś.

#przegryw #gorzkiezale #zalesie #gownowpis #blackpill # wnogf #stulejacontent

– Nienawidzę kobiet, bo nie dają mi seksu. To jedyny powód i nie


zamierzam dorabiać do tego żadnej filozofii. Frustracja seksualna prowadzi
do radykalnych postaw i nie ma co ukrywać, że incele mogą być
niebezpieczni – mówi Hauser, 27-letni prawiczek z czteroletnim stażem na
Wykopie. Na tagu #przegryw pisze głównie o tym, co nazywa terrorem
feminazistek. Uważa, że żyjemy w matriarchacie, i wyczekuje dnia, w którym
„mężczyźni zrobią z tym porządek, choćby siłą”.
Jest zwolennikiem seksu socjalnego, rozumianego jako bony na wizyty u
prostytutek lub inna forma dofinansowania tego rodzaju usług. – Dlaczego
państwo ma odpowiadać na wszystkie podstawowe potrzeby człowieka,
poza tą jedną? – pyta retorycznie. Przychylnym okiem patrzy również na
postulat powrotu do małżeństw aranżowanych, który co jakiś czas
podnoszony jest w różnych częściach incelosfery. Nie uznaje takiej kategorii
jak gwałt małżeński. Przekonuje, że seks po ślubie jest obowiązkiem, więc
można go sobie po prostu wziąć. Choćby siłą. – „Mąż” i „gwałciciel” to
słowa, które wzajemnie się wykluczają. Taka locha nie oszczędza się w
młodości, a potem znajdzie samca beta, który myśli, że Pana Boga za nogi
złapał, a potem widzi cipę raz na miesiąc. I on się ma na to godzić? Szmata
niech zaciśnie zęby i zrobi swoje. Poza tym nie należy demonizować
gwałtów. Raz, że rozładowują napięcie seksualne, a dwa, że niektóre kobiety
doświadczają w ich trakcie orgazmu.
Głosuje na Prawo i Sprawiedliwość, głównie ze względu na zaostrzenie
prawa antyaborcyjnego i popularne wśród naszych rozmówców przekonanie,
że Jarosław Kaczyński jest incelem: – To jest moja partia. Doceniam, że
dopierdalają szmatom. Za piekło kobiet mają moje dozgonne poparcie.
Sądownictwo i inne bzdety mam w chuju. Wyobraź sobie, że jakaś p0lka cię
olała, zostajesz starym prawikiem, a inny stary prawik wprowadza prawo,
przez które ona musi urodzić takiego kalafiora, co nie może sam oddychać.
Ta wizja daje mi sporo radości. Skoro życie mi dojebało, to dlaczego innym
nie może?
Brzydzi się kobietami, które uprawiają seks bez zobowiązań, zwłaszcza z
obcokrajowcami. Nazywa je „używkami”, „kurwiskami”, „wycieraczkami”.
– Choć czasem żałuję, że nie jestem lewakiem. Dziewczyny, które można
spotkać na strajku kurew, pewnie się nie oszczędzają. Sam nie chciałbym
dojadać resztek po chadach, ale lewicowym chłopakom to chyba nie
przeszkadza – mówi. Podobnie jak Piasqun uważa, że studentki to
prostytutki, a na wymiany zagraniczne w ramach programu Erasmus jeżdżą
tylko po to, by dać upust swoim hipergamicznym żądzom i
promiskuistycznym skłonnościom. Jednak nie lubi być kojarzony, a tym
bardziej mylony, z kolegą z serwera. Przede wszystkim dlatego, że uważa go
za „idiotę o IQ szympansa”.

Hauser: Incele to w gruncie rzeczy dobre, poczciwe chłopaki, tyle że pogubione. Nasze
pragnienia są prozaiczne. Żeby mieć z kim pogadać, przytulić się, wyjść na spacer, pojechać
na wakacje. Od najmłodszych lat żyjemy w izolacji. Takie hikikomori, tylko że w Polsce.

Hikikomori to zjawisko po raz pierwszy zaobserwowane w Japonii:


dosłownie oznacza „wejście do środka i niewychodzenie na zewnątrz”.
Występuje zarówno jako nazwa zaburzenia, jak i określenie osoby wycofanej
społecznie.
Japońskie Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Dobrobytu definiuje hikikomori
jako „tych, którzy ani nie pracują, ani nie chodzą do szkoły, nie wchodzą w
interakcje społeczne, są społecznie wycofani przez dłużej niż sześć
miesięcy”. W latach 90. w kraju zaczęła wzrastać liczba osób, które latami
żyją w skrajnym odosobnieniu i dzisiaj szacuje się ją na około pół miliona
Japonek i Japończyków w wieku 15–39 lat. Wśród starszych roczników
przypadków hikikomori może być jeszcze więcej, jak wskazują dane z 2019
roku77. Określani tak zamykają się w swoich pokojach zarastających pomału
brudem, unikają nawet domowników, do łazienki wymykają się, kiedy
wszyscy śpią. Ich potencjalny powrót do społeczeństwa związany z
nieuniknioną śmiercią ich rodziców nazywany jest czasem „problemem
2030”.
Zdaniem niektórych badaczy fakt, że hikikomori obserwuje się głównie w
Japonii, wynika z charakterystycznych dla tego kraju kultu pracy i
kolektywizmu, a także z nadopiekuńczości rodziców78. Okoliczności te
miałyby skutkować między innymi buntem wobec społecznych oczekiwań
dotyczących głównie młodych mężczyzn z klasy średniej – dlatego też to o
nich w kontekście hikikomori mówi się najczęściej, chociaż „wycofanie z
życia” dotyka również kobiet.

hauser15, 07.04.2018, Wykop.pl

Nie ma nic gorszego dla przegrywa niż dni, w których zaczyna robić się ciepło. Wyjdziesz
raz na tydzień z piwnicy i widzisz ziomków chodzących na piwo w krótkich rękawkach i
widać, że przez ostatni rok nie próżnowali na siłowni, niebiescy ze swoimi różowymi
wychodzący z najmodniejszej lodziarni w mieście, uśmiechnięci, opaleni, wpatrzeni w
siebie. Piękne, zgrabne różowe, w krótkich koszuleczkach albo sukienkach, uśmiechnięte,
z nadzieją na fajny wakacyjny seks. A ty później wracasz do piwnicy ze świadomością, że
to wszystko cię omija, że żadna taka dupeczka nie spojrzy na ciebie w inny sposób niż z
politowaniem.

#przegryw #gorzkiezale #zalesie #gownowpis #blackpill


Pochodzenie jego pseudonimu sięga początku XIX wieku, kiedy to na
ulicach Norymbergi pojawił się tajemniczy chłopiec, odziany w łachmany i
wyraźnie zagubiony. Kaspar Hauser, wkrótce okrzyknięty „sierotą Europy”,
szybko stał się międzynarodową sensacją. A to za sprawą plotek, jakoby
niepiśmienny nastolatek pochodził z wielkoksiążęcej dynastii badeńskiej
(mimo przeprowadzonych badań genetycznych do dziś nie udało się tego
potwierdzić ani wykluczyć). Zginął 14 grudnia 1833 roku, raniony przez
nieznajomego – choć niektórzy twierdzili, że sam zadał sobie rany, chcąc
sfingować zamach i tym samym uwiarygodnić swoje szlachetne pochodzenie,
ale nie przewidział, że okażą się śmiertelne. Na jego nagrobku wyryto napis:
„Tu spoczywa Kaspar Hauser, zagadka swoich czasów. Narodził się w
nieznanych okolicznościach, jego śmierć owiana jest tajemnicą”.
Nietrudno zauważyć, że nasz rozmówca ma z „sierotą Europy” wspólny
nie tylko pseudonim. Incele, którzy mieli styczność z Hauserem, twierdzą, że
lubi przybierać role, wcielać się w wymyślone przez siebie postaci. Dlatego
nikt tak naprawdę nie zna jego prawdziwej twarzy. Przy całej swej
nieprzewidywalności konsekwentnie szczędzi nam szczegółów na swój
temat. Wiadomo, że ma 27 lat, 184 centymetry wzrostu i mieszka na wsi w
okolicach Poznania. Podobnie jak Piasqun, pracuje w „smrodowni”,
wykonując proste prace fizyczne. On sam twierdzi – zarówno w rozmowach
z nami, jak i wpisach, które od lat publikuje na Wykopie – że wychował się
w skrajnej biedzie, w maleńkim domu bez bieżącej wody.
Spośród wszystkich członków serwera tylko Dzik dorównuje mu w
tajemniczości. Pisze dużo, ale prawie nigdy o sobie. Wiemy, że ma 26 lat i
mieszka z rodzicami. Zasila szereg NEET-ów – do mainstreamu termin
wszedł jako nacechowany pejoratywnie, ale używany do autoidentyfikacji
przez członków internetowej subkultury umożliwia budowanie wspólnej
tożsamości. Tożsamość ta z jednej strony podkreśla odczuwane życiowe
nieudacznictwo, a z drugiej pomaga budować poczucie uczestnictwa w
kontrkulturze, sprawnie posługującej się ironią, nieprzejmującą się
banalnymi zasadami obowiązującymi w zewnętrznym świecie i raz po raz
rzucającej wyzwanie moralnym regułom nim rządzącym.

Dzik całymi dniami gra na komputerze i nie planuje podjęcia pracy. Liceum
kończył w trybie indywidualnym i od tego czasu prawie nie wychodzi z
domu. Ma prawicowe poglądy, sympatyzuje z Konfederacją. Często
powtarza, że „mizoginii nie należy zwalczać, ją trzeba w sobie
pielęgnować”. Zdarza mu się rzucić szmatą (w tym raz w naszym kierunku,
co tłumaczy później niepowodzeniem w grze komputerowej), ale pod
względem okazywanej pogardy wobec kobiet daleko mu do Hausera i
Piasquna. Jest za to serwerowym królem wzrostaków: mierzy 192
centymetry. Słabość do fast foodów i brak ruchu doprowadziły go do
otyłości drugiego stopnia (stąd pseudonim).

Karuzela kutasów
W incelosferze panuje przekonanie, że każda kobieta w wieku 20–25 lat
zajęta jest jeżdżeniem na karuzeli kutasów. Nie jest to oczywiście karuzela
składająca się z kutasów przeciętnych normików ani tym bardziej
przegrywów – kobiety w tych szalonych latach swojego życia bawią się
wyłącznie z chadami. Granica 30 lat stanowi tak zwaną ścianę – w tym
wieku kobieta przestaje być atrakcyjna dla nadrzędnych genetycznie samców.
Po przygodach na karuzeli kutasów strzelających wysokiej jakości nasieniem
niektórym kobietom zostają pamiątki w postaci dzieci – stąd też incele czują
odrazę do „30-letnich samotnych matek”, z którymi czasem sparuje ich
aplikacja randkowa. W ich przekonaniu kobiety kilka lat przed trzydziestką
zaczynają szukać beciaka – spokojnego mężczyzny, który je utrzyma i
zapewni stabilizację, ale nigdy nie będzie prawdziwą miłością i nie wzbudzi
w nich pożądania. W tym scenariuszu samotne matki zastawiają pułapki na
naiwniaków desperacko poszukujących miłości, którym nie przeszkadza, że
obiekt ich westchnień wybawił się za wszystkie czasy z przystojnymi
posiadaczami wielkich penisów, zanim łaskawie zwrócił się w ich stronę,
oferując seks raz w miesiącu po ciemku w zamian za bezpieczeństwo
finansowe. Mężczyźni okazujący ojcowską miłość dzieciom swojej nowej
partnerki są w incelskich przestrzeniach regularnie wyśmiewani jako
frajerzy, którzy dali się nabrać na propagandę głoszącą, że jest to
wartościowa i godna podziwu postawa („nieważne, kto spłodził, ważne, kto
wychował”).

Źródło ilustracji: Wykop.pl


Orbiterzy – grafika z incelskiego forum przedstawiająca atrakcyjne
dziewczyny nazywane w anglojęzycznej incelosferze Stacy’s orbitujące
wokół chada (na Wykopie nazywanego też czasem Oskarem albo
Natanielem). Wokół pięknych kobiet kręcą się simpy, nieatrakcyjni
mężczyźni zabiegający o ich uwagę, tutaj nazwani imieniem Melvin.

Mizoginia i ataki terrorystyczne


Gdy 23 maja 2021 roku dołączyłyśmy do Woliery Goblinów, członkowie
serwera natychmiast odnotowali, że tego dnia minęło dokładnie siedem lat,
odkąd najsłynniejszy incel w historii, Elliot Roger, dokonał krwawej
masakry w Isla Vista. W 2014 roku w pobliżu Uniwersytetu Santa Barbara
22-letni Roger zamordował łącznie siedem osób. Z manifestu, który
opublikował wcześniej w sieci, dowiadujemy się, że kierowała nim
frustracja powodowana romantycznym niepowodzeniem i statusem
„niecałującego prawiczka”. Zgodnie z nomenklaturą 4chana masakra w Isla
Vista miała rozpocząć beta rebelię.
Wielu naszych rozmówców z incelosfery twierdzi, że pojęcie beta rebelii
funkcjonuje jako żart, mem czy trolling. Jednak żarty z przemocy w tego typu
przestrzeniach mogą paść na bardzo podatny grunt, a do tragedii wystarczy
jedna sfrustrowana osoba, która dusi w sobie gniew i potrzebę zemsty. Sam
Roger przed dokonaniem masakry funkcjonował w incelskich przestrzeniach
w sieci. Miesiąc po nim nastolatek z Wielkiej Brytanii, Ben Moynihan,
postanowił zapolować na kobiety z nożem, raniąc trzy z nich – przyznał, że
kierowały nim frustracja seksualna i żądza zemsty.
W 2015 roku Chris Harper-Mercer, również po spisaniu manifestu, w
którym wprost wspominał o Elliocie Rogerze i narzekał na brak seksualnych
doświadczeń, zabił osiem osób na kampusie Uniwersytetu Umpqua. Wiemy,
że miał do czynienia z internetową społecznością „samców beta”, o czym
powiedział mediom jeden z policjantów zajmujących się sprawą.
William Atchison jest kolejną osobą, która w Internecie wychwalała
Elliota Rogera i poszła w jego ślady, sięgając po broń. Mężczyzna w 2017
roku zabił dwie osoby, zanim skierował lufę strzelby na siebie.
Roger był również idolem innego masowego zabójcy – Nikolasa Cruza.
Dziewiętnastolatek zabił siedemnaście osób w liceum na Florydzie w 2018
roku.
„Incelska rebelia właśnie się zaczęła! Obalimy Chadów i Stacy!” – pisał
w swoim poście kierowanym do „sierżanta 4chan” Alek Minassian niedługo
przed tym, jak w kwietniu 2018 roku wjechał rozpędzonym vanem w
przechodniów w Toronto, zabijając dziesięć osób – w większości kobiety.
Po aresztowaniu przyznał się wprost do wyznawania filozofii dominującej
na incelskich forach i zżymał się, że kobiety nie chcą dać mu romantycznej
atencji, bo wolą spotykać się z „brutalami”.
Scott Beierle, zanim w listopadzie 2018 roku wkroczył z bronią do studia
jogi na Florydzie, zabijając sześć kobiet, prowadził kanał na YouTubie
przepełniony nienawistnymi treściami skierowanymi przeciwko kobietom i
osobom o innym kolorze skóry.
Strzelanina zaplanowana przez Briana Isaacka Clyde’a, którego strona na
Facebooku przepełniona była incelskimi treściami, została udaremniona,
kiedy niedoszły zamachowiec zginął od policyjnej kuli w Teksasie w
czerwcu 2019 roku. Miał przy sobie strzelbę i kilka magazynków.
W lutym 2020 roku pracownica SPA w Toronto została zabita maczetą
przez siedemnastolatka, którego dane nie mogły zostać ujawnione ze względu
na jego wiek. Dowody wskazywały na powiązania sprawcy z ideologią
dominującą na forach inceli. W czerwcu 2020 roku niejaki Cole Carini trafił
do szpitala w Virginii z oderwaną ręką, co okazało się efektem
niekontrolowanego wybuchu bomby, którą przygotowywał. Jego notatki
jasno wskazywały, że chciał zapisać się w historii w podobny sposób jak
Elliot Roger.
W sierpniu 2021 roku Jake Davison, publikujący wcześniej treści, w
których porównywał się do inceli, zabił pięć osób i siebie w Plymouth w
Anglii.
Going ER, co można przetłumaczyć jako „pójście w ślady ER (Elliota
Rogera)”, to mem często przytaczany w incelosferze, także polskiej. Mimo że
życie Elliota w niczym nie przypominało życia chłopaków z tagu #przegryw
na Wykopie – pochodził z bardzo bogatej rodziny – to lęk, jaki budzi wśród
normików, sprawia, że co jakiś czas natykamy się na posty chwalące ER,
często krytykowane w komentarzach przez samych przegrywów z tagu.
Wykop potrzebuje zazwyczaj paru minut, by takie wpisy usunąć.
Źródło ilustracji: Wykop.pl

Problematyka zapobiegania przemocy ze strony osób ze środowiska inceli


poruszona została przez Briana Van Burnta w kierowanej do specjalistów
książce Understanding and Treating Incels (Zrozumieć i pomóc incelom)79.
Należy zaznaczyć, że publikacja skupia się głównie na atakach dokonanych
w USA z uwzględnieniem tamtejszego kontekstu kulturowego – to tam miała
miejsce większość zamachów motywowanych ideologią blackpillu.
Opisując radykalizację, można wyróżnić kilka wyraźnych faz, przez które
przechodzi osoba będąca na drodze do użycia przemocy.
Pierwsza to faza przedradykalizacyjna. Już w niej można zauważyć u danej
osoby cechy wspólne z wieloma członkami incelskiej subkultury, jak przede
wszystkim niska samoocena, lekka depresja, poczucie pozostawania w tyle
za rówieśnikami, historia prześladowania w szkole i niskie umiejętności
społeczne, przy jednoczesnym braku relacji romantycznych i przekonaniu, że
zmiana tego stanu rzeczy jest poza zasięgiem.
Proces radykalizacji zaczyna się wraz z wpadnięciem w fazę świadomości
i żalu. Osoba zaczyna kwestionować sens swojego życia i poszukuje
nowego. Odkrywa społeczność osób, które zmagają się z podobnymi
problemami. Zapoznaje się z charakterystycznym w incelosferze slangiem i
dowiaduje się, że to, co ją spotyka, jest spowodowane zmianami na rynku
matrymonialnym. Jednocześnie odczuwa wyższość wobec mężczyzn, którzy
mają „dostęp” do kobiecych ciał. Osoba wciąż podejmuje próby umawiania
się na randki z kobietami, jednak każde odrzucenie powoduje nasilenie się
poczucia beznadziei i złości.
Stadium poszukiwania rozwiązania popycha osobę coraz głębiej w
incelosferę, gdzie odnajduje odpowiedzi na swoje pytania dotyczące
nieudanych relacji. Jednocześnie odrzuca oferty konwencjonalnej pomocy –
na przykład od psychologa albo psychiatry. Często dlatego, że zawiodły w
przeszłości. To etap, w którym pojawia się zainteresowanie działaniami
zamachowców z incelosfery i poszerzanie wiedzy na ich temat. Jego
rozwinięcie stanowi faza zainteresowania, prowadząca często do odsunięcia
od siebie bliskich i rodziny na rzecz internetowej społeczności.
Celowanie jest fazą, w której coraz mniejszą wartość przypisuje się życiu
innych, w szczególności wpisujących się w wyobrażenia na temat osób
odnoszących sukcesy na polu romantycznym i seksualnym, czyli kobiet i
chadów. Mając oparcie w innych członkach incelskiej społeczności, osoba
pisze w social mediach agresywne komentarze i bierze udział w obrażaniu
tych, którzy mają być odpowiedzialni za jej smutny los.
Kolejną fazą jest indoktrynacja, w której blackpillowy światopogląd jest
w całości zaakceptowany, a wszystkie niezgodne z nim wcześniejsze poglądy
zrewidowane na jego korzyść. Fizyczna przemoc zaczyna się jawić jako
dopuszczalne rozwiązanie problemów nie tylko swoich, ale i całej incelskiej
społeczności – na tym opiera się etos beta rebelii. Jednocześnie pojawia się
poczucie bycia wybranym przez społeczność do męczeństwa i potrzeba
sławy.
Do każdego następnego stadium przechodzi coraz mniejsza liczba osób i
do końca – implementacji – na szczęście mało kto dociera. Wtedy właśnie
czynione są plany ataków nastawione na rozgłos i jak największą liczbę
ofiar.
Istnieje wiele czynników ryzyka, które należy brać pod uwagę, rozpatrując
prawdopodobieństwo wystąpienia zaplanowanego ataku. Wśród nich jest
dostęp do środków i narzędzi, które mogą pomóc w przeprowadzeniu
zamachu, ograniczanie informacji i kontaktów, które naruszają radykalizujący
się światopogląd, poczucie niesprawiedliwości i żal. Większość osób, które
dopuszczają się tego rodzaju przemocy, ma też historię myśli i prób
samobójczych oraz autoagresji. Jako czynnik ryzyka wymienia się także
istnienie choroby psychicznej, chociaż w swojej książce Van Burnt
kilkakrotnie zaznacza, że ta przesłanka o niczym nie przesądza, gdyż u wielu
zamachowców nie wystąpiła, a media mają tendencję do wyolbrzymiania jej
wpływu. Istotnie, historie o „zabójczych szaleńcach” nie tylko dobrze się
sprzedają, ale też odwracają uwagę od problemów systemowych.
Brak empatii i chęci rozumienia perspektyw innych osób jest kolejnym
czynnikiem ryzyka. Według National Threat Assesment Center (NTAC)
większość zamachowców była ofiarami dręczenia, co zdaniem Van Burnta
skutkować może nadmiernym skupieniem na własnym bezpieczeństwie i bólu
bardziej niż na próbach zrozumienia innych, co prowadzi do umniejszania
wartości cudzych uczuć. Zafiksowanie na niesprawiedliwości, której się
doświadczyło, uzewnętrznia się czasem w fantazjowaniu o zemście i karze
dla sprawców. Dodatkowym czynnikiem ryzyka jest poczucie izolacji i braku
perspektyw na lepsze jutro, często spowodowane faktyczną marginalizacją.
Zdaniem NTAC dwie trzecie badanych zamachowców w różnych momentach
sygnalizowało otoczeniu swoją depresję i samotność. Połowa z nich
przejawiała także fascynację przemocą, co objawiało się na przykład
oglądaniem filmów pokazujących zabijanie zwierząt albo wyjątkowym
zainteresowaniem postacią Adolfa Hitlera. Osoby, które mogą stanowić
ryzyko, przejawiają też często chęć zaistnienia i sławy – uwaga skierowana
na nie miałaby pomóc w „naprawieniu” zła, które im wyrządzono.
Polska incelosfera nie zrodziła dotąd zamachowca, ale występują w niej
wszystkie wymienione czynniki ryzyka. Wiele osób cierpi na depresję, ma za
sobą zachowania autoagresywne, myśli czy próby samobójcze, widoczna jest
wrogość do osób spoza własnego kręgu internetowego. Jeden z postów z
zamkniętej grupy Spermawka – sekcja spierdoxów brzmi:

Szanowni Państwo ,kochani moi jak wy możecie czytać te feminazistowskie gówno gurba
,chuj mnie obchodzi co mają do powiedzenia te stare klompy z rozjebanymi pizdami jak
reaktor nr4 w czarnobylu.Rozumiem dla jaj ale rozmyślanie nad tym co ten stary fembot
chce przekazać to już nie.Co nas braci samców obchodzi co ma do powiedzenia taki stary
kobietoid o inteligencjo obsranych nachów kononowicza lub pustej butelki po nitro
majora.Tego się kurwa nie da czytać,wchodzenie na strony ty wysokieobcasy lub
dziewuhy dziewuchów albo pasztet blog to tak samo jak oglądanie filmu one man one jar
,choćbym polemizował że ten typ ma więcej inteligencji jak femboty razem wzięte,ja
pierdole qrwa lepiej cisnąć bekę z n0rmictwa lub yulek.Jebać normictwo

Założona w 2019 roku Spermawka – sekcja spierdoxów to, według Incel


Wiki, międzynarodowej incelskiej wersji Wikipedii, druga największa
incelska grupa na Facebooku i największe polskie forum powiązane ze
społecznością. Według jednej z użytkowniczek, która się z nami
skontaktowała, jakiś czas temu przeprowadzono babokaust i wyrzucono ze
Spermawki wszystkie kobiety.

Ktoś zadaje grupie pytanie:


Macie jakieś ciekawe pomysły jak się zemścić na kurwie która mnie friendzonowała i
odrzucała ?

W innym miejscu Jarek Hechner, fakekonto pochodzącego z Krosna


użytkownika Wykopu o tym imieniu, wstawia film z programu Alarm z TVP i
dołącza treść:

Patrzcie! ktos zastrzelil dwie p0lki z colta czarnoprochowego, moccipy ich nie ocalila
przed moca olowiu, wszystko fajnie pieknie i wgl dobrze ze zdechly ale zeby przez te
p0lki nie zakazali mojej ulubionej broni czarnoprochowej eh lepiej zabijac je nozem tak jak
ciapaci polecaja bo sie tvpis zesralo.

Do użytkownika Jarka Hechnera kierowany jest też jeden z postów o ciele


17-latki wyłowionym ze stawu.

U ciebie Jarek Hechner na podkarpackim zadupiu grasuje chad mściciel xDD

Jarek odpisuje:

mam nadzieje ze zostala zgwalcona i zabita przez jakiegos incela a nie wpadla najebana do
stawu

Reakcje na tę odpowiedź to jeden lajk, serduszko i śmiech.


Paweł z Woliery Goblinów mówi, że jego zdaniem Jarek z Podkarpacia to
troll, a już na pewno nie prawdziwy incel i przegryw. Dość popularna jest
narracja, według której większość osób piszących agresywne, prowokujące
posty to atencjusze, którzy chcą siać zamęt i antagonizować społeczność z
zewnętrznym światem. Jeden z naszych rozmówców podrzucił nam tekst,
który napisał dla użytkowników Wykopu dwa lata wcześniej:

W związku z plagą trolli podszywających się pod przegrywów postanowiłem napisać


krótki poradnik dla wszystkich, którzy nie są dość spostrzegawczy, by samemu ich
zidentyfikować. Oto on.

Jak rozpoznać trolla na tagu #przegryw – poradnik dla debili

1. Avatar i/lub nick.


Zazwyczaj trolle idą po linii najmniejszego oporu i wybierają na avatar nosacza
sundajskiego („małpa Polak”) albo jakąś żabkę: zwykle pepe, rzadziej apu apustaję. Do
tego nick, który ma jasno sygnalizować, że jego posiadacz to bez wątpienia życiowy
nieudacznik.

2. Przejaskrawiona kreacja bohatera.


Trolle nadają swoim bohaterom takie cechy, by już na pierwszy rzut oka wyróżniał się
spośród tłumu: skrajnie niski wzrost lub wyjątkowo szpetna twarz („0/10”), czy całe życie
na utrzymaniu rodziców. Co bardziej bezczelne trolle wybierają cały pakiet negatywnych
cech, dzięki czemu paradoksalnie odnoszą jeszcze większy sukces.

3. Monotematyczność.
Po stworzeniu rzekomego przegrywa troll zaczyna spamować mirko. Dzień w dzień
pojawiają się wpisy i komentarze o identycznej tematyce, w których ciągle podkreśla, jak z
powodu jakiejś mniej czy bardziej niedorzecznej cechy (cech) przegrywa życie, albo jak
bardzo p0lki/normiki/chady zatruwają mu życie.

4. Styl.
O wszystkich swoich rzekomych problemach piszą w zupełnie nieskrępowany sposób i
bez cienia wstydu. Czasem wręcz z dumą przyznają się do przeróżnych uwłaczających
rzeczy, czego nigdy w życiu nie zrobiłby prawdziwy przegryw. Próżno też szukać w ich
wpisach głębi, zabarwienia emocjonalnego, refleksyjności czy prośby o pomoc.

5. Prowokowanie/mizoginia/nienawiść.
By uzyskać większy rozgłos, troll najczęściej dąży do wywołania gównoburzy poprzez
kontrowersyjne wpisy, w których np. przedstawia mizoginistyczne tezy albo wzywa do
„rozprawienia się z normictwem” (beta uprising). Chodzi o skupienie na sobie uwagi i
wywołanie oburzenia u jak największej liczby osób ku własnej uciesze.

Podsumowanie
Im więcej punktów pasuje do opisu danego konta, tym większe prawdopodobieństwo, że
to troll. W przypadku spełniania wszystkich kryteriów (czy nawet trzech-czterech) jest
niemalże pewne, że mamy do czynienia z podszywem.

Niniejszy tekst powstał, ponieważ uważam, że trolle, choć jest ich stosunkowo niewiele,
przez swoją krzykliwość i umiejętne wzbudzanie kontrowersji wśród bywalców mirko,
poważnie działają na szkodę tych zwykłych, naprawdę pokrzywdzonych przez los
przegrywów, którzy w konsekwencji są wyśmiewani, poniżani, a ich realne problemy toną
w morzu prowokacyjnych wpisów i zarzutek trollów.
Zdaniem Kiszczaka nie da się rozmawiać o społeczności tagu #przegryw,
pomijając trolli – w końcu osoby, które tracą czas na wielogodzinne
prowokowanie anonimowych użytkowników portalu, też muszą – jego
zdaniem – na swój sposób przegrywać. Wynikałoby z tego, że trolle i tak
zwane toksyki są nieodłączną częścią krajobrazu przegrywosfery. Ich słowa
nie trafiają w próżnię, zamiast tego napędzają wrogość środowiska wobec
kobiet i normików niezależnie od tego, jakie intencje mają ich autorzy.
Istnieje grupa bywalców tagu, którzy walczą z przemocowymi i
obraźliwymi treściami. Należy do nich Kiszczak, który na Wykopie szuka
głównie wsparcia. Sześć lat temu doznał porażenia czterokończynowego,
stracił pracę i popadł w depresję. Podjął próbę samobójczą i parokrotnie
trafił do szpitala psychiatrycznego. Jako wieloletni użytkownik portalu,
pamiętający początki przegrywosfery, cieszy się pewną estymą, chociaż ma
również wrogów.
Kilka lat temu w środowisku pojawił się pomysł wynoszenia z grup
intymnych wyznań kobiet (np. dotyczących zdradzania swoich partnerów) i
wysyłania ich do pracodawców, szkół i rodzin. – W jaki sposób miałoby to
pomóc przegrywom i incelom? – pyta retorycznie Kiszczak, który uznał za
nieetyczne rozliczanie innych z ich postępowania w relacjach
romantycznych. – Chciałem, by tag #przegryw był przestrzenią wzajemnej
pomocy, a nie obrażania, nękania i niszczenia życia innym – mówi. Nie
chciał też, aby przestrzeń kojarzyła się z mizoginicznymi trollami, bo uważa,
że prowadzi to do dalszej marginalizacji społeczności. Postanowił działać.
Obwieścił na tagu, że zidentyfikował najbardziej agresywnych mizoginów
i zamierza wyjawić ich nazwiska. Zapanował popłoch – Kiszczak dostawał
błagalne wiadomości od osób, które sądziły, że mogą być na jego czarnej
liście. Niektórzy proponowali, że w zamian za niepublikowanie ich
personaliów opowiedzą, co mają za uszami inni przegrywi.

Zapytałyśmy Kiszczaka, czy spodziewa się aktów przemocy ze strony


polskich inceli na wzór tych z USA albo Plymouth. Zastanawiał się chwilę
nad odpowiedzią.

– Jeszcze nie. Jeszcze.

Wieszać się na większą skalę


hauser15, 05.12.2021, Wykop.pl

Nie odzywam się do ojca, ponieważ uważa mnie za geja z powodu braku kontaktu z
kobietami, z matką też chwilowo się pokłóciłem i nie gadam. Miałem weekendy, gdzie nie
wypowiedziałem nawet 10 słów, a że wypowiedziałem jakiekolwiek to tylko dlatego, że
mówiłem w sklepie „zapłacę kartą”. Czy z takiego poziomu potwora mieszkającego w
jaskini, da się jeszcze w ogóle wyjść do miana człowieka, istoty społecznej?

#przegryw #gorzkiezale #zalesie #gownowpis #blackpill # wnogf #stulejacontent

Dla kolegów z serwera Hauser jest wspierający, w przeciwieństwie do


wielu innych użytkowników nie próbuje podciąć im skrzydeł. Gdy któremuś
uda się poznać dziewczynę i wszystko zdaje się zmierzać w dobrym
kierunku, nie rozprzestrzenia defetystycznych wizji i docenia choćby
najmniejszy wysiłek włożony w „wyjście z przegrywu”. Plotka, powtarzana
przez wielu naszych rozmówców, głosi, że jeszcze kilka lat temu rzadko
mówił o kobietach inaczej niż jako „nadistotach”, „pusiomyszkach” lub
„piwosoczkach”, wyczekując dnia, w którym jakaś zauważy w nim godnego
kandydata na partnera.
Stosunek Hausera do kobiet miało zmienić doświadczenie jednej z
aplikacji randkowych. Po porażkach, jakie odniósł, korzystając z własnych
zdjęć, założył profil ze znalezionymi w sieci fotografiami klasycznie
przystojnego mężczyzny. Zainteresowanie, z jakim wówczas się spotkał,
sprawiło, że uświadomił sobie, jak znaczącą rolę w nawiązywaniu
kontaktów damsko-męskich pełni powierzchowność. Nawet gdy pisał
dokładnie to samo, odbiór jego wypowiedzi różnił się diametralnie. To, co
wcześniej odbierane było jako chamskie, żałosne, wręcz desperackie, teraz
świadczyło o pewności siebie, zadziorności, odwadze. Kobiety przestały
być nadistotami, zaczęły jawić się jako powierzchowne i okrutne. Wraz z
uwielbieniem czy choćby szacunkiem do płci przeciwnej w niepamięć
poszło poczucie własnej wartości i nadzieja na „wyjście ze spierdolenia”.
W ciągu dwóch lat ma zamiar odebrać sobie życie. Wcześniej chciałby
zgromadzić dość pieniędzy, by polepszyć warunki bytowe rodziców, którzy
do dziś myją się w misce. To, co zostanie mu po opłaceniu koniecznych
remontów, zamierza przepisać bratanicy, do której zdaje się bardzo
przywiązany. Kiedy w styczniu 2022 roku zauważamy, że złagodniał, niemal
zupełnie rezygnując ze „szkalowania p0lek”, tłumaczy, że odkąd pogodził się
z myślą o samobójstwie, odczuwa mniejszą frustrację. Coraz rzadziej
zagląda na serwer. Poświęca się zarabianiu pieniędzy, które mają mu
umożliwić realizację planu.

Hauser: A co mam zrobić? Iść do pani psycholog, która na studiach skakała po kutasach, i
liczyć, że zrozumie starego prawiczka? Opowiadać, że niedługo nie będę mógł nawet
zwalić konia, bo ojciec planuje przejść na emeryturę? To już wolę sznur. Polscy mężczyźni
muszą wreszcie pokazać, że mają jaja i zacząć się wieszać na większą skalę. A najlepiej,
żeby któryś chwycił za gnata i wpadł na przypadkowy wieczór panieński. Beczka prochu
jest pełna, wystarczy iskra. Ja tego nie zrobię, bo nie chcę zostawić bratanicy z
nazwiskiem zamachowca, więc zadowolę się samobójstwem. Trochę szkoda mi starych.
Matka wpadnie w histerię i pewnie wyląduje w zakładzie psychiatrycznym. Ale nie będę
męczył się przez kolejnych kilkadziesiąt lat, żeby komuś nie było przykro.
Pawulon

Spermawka
– Wszystko, co pojawia się na Spermawce, musi być zgodne z regulaminem
Facebooka. Jeśli ktoś go złamie, dostanie bana, ja się do tego nie mieszam –
mówi Krzysiek, założyciel i jeden z administratorów grupy, w incelosferze
znany jako Pawulon. Ma 26 lat i jest dość znaczącą figurą w polskiej
incelosferze. Choć raczej szarą eminencją niż incelebrytą. Doczekał się
nawet własnej strony w Incel Wiki, gdzie figuruje pod hasłem „Tom”. Z
opisu dowiemy się niewiele ponad to, że trzyma się z dala od polityki i ceni
swoją prywatność. – Spermawka to dopiero początek – rzuca enigmatycznie,
gdy o nią pytamy. Jest zaskoczony, że mamy dostęp do zamieszczanych tam
postów, bo stara się dbać o szczelność i regularnie przeprowadza czystki
wśród członków. Pyta, jak udało nam się tam dostać. Nie dostałyśmy się –
najwyraźniej nie usunął tych osób, co trzeba, a które z własnej inicjatywy
miesiącami wynosiły stamtąd kontent.
Pawulon moderuje kilka grup na Facebooku, wszystkie zdominowane są
przez inceli i przegrywów. Czy raczej osoby, które się tak identyfikują, bo to,
czy nimi są, wzbudza kontrowersje wśród ortodoksyjnych przedstawicieli
incelosfery. Zwłaszcza tych będących prawiczkami – na incelskich forach i
grupach nie brakuje mężczyzn, którzy mają jakieś doświadczenia seksualne,
niekoniecznie z kobietami. Ich mimowolny celibat jest tymczasowy lub
wieloletni, ale nie odwieczny. Tak jest w przypadku Pawulona,
biseksualnego przegrywa, zdeklarowanego antyfeministy, który zasmakował
seksu, choć nigdy waginalnego.
Spotykamy się w Kulturalnej, popularnej knajpie w samym centrum
Warszawy. Dotąd wymieniliśmy zaledwie kilkanaście zdawkowych
wiadomości, więc nasz obraz osoby, na którą czekamy, sącząc piwo z
sokiem malinowym, jest dość ubogi. Przychodzi punktualnie. Zamawia
lemoniadę, bo – jak tłumaczy – niedawno zmienił leki i nie chce zaburzyć ich
działania alkoholem. Ma zdiagnozowane ADHD i spektrum autyzmu, do tego
depresję, która pogłębiła się w ostatnich miesiącach.
Prosi kelnerkę, by poleciła mu deser, i po krótkim namyśle decyduje się na
crème brûlée. Sprawia wrażenie osoby otwartej i kontaktowej. Nie wygląda
na skrępowanego naszym towarzystwem czy faktem, że w knajpie jest
tłoczno i dosyć głośno. Ma 179 centymetrów wzrostu, mniej więcej
dwudziestokilową nadwagę, gęsty, ciemny zarost i bujne, kręcone włosy do
ramion. Trochę Jon Snow, tylko przy kości. Ubrany jest w długi, szary
płaszcz, czarne bojówki i nieco spraną koszulkę z wizerunkiem The Cure.
Pyta, czy zauważyłyśmy, że ma ginekomastię – dopiero wtedy zwracamy
uwagę na dość wydatne piersi.
Dwa miesiące wcześniej rozstał się z Kacprem, swoim pierwszym i jak
dotąd jedynym chłopakiem. Byli razem przez dwa lata. Odszedł, gdy
dowiedział się, że przez cały ten czas był zdradzany – jego ukochany miał co
najmniej kilku innych partnerów seksualnych i ani myślał o zabezpieczaniu.
Dlatego zaraz po rozstaniu Krzysiek poddał się badaniu na obecność
wirusów HIV i HCV. Negatywny wynik przyniósł ulgę, ale nie pomógł w
uporaniu się z żalem i złością. – Teraz ja jestem samotny i marzę, by się do
kogoś przytulić, a ten śmieć ma paru kochanków i żyje jak pączek w maśle –
mówi.
Poznali się na Facebooku, w grupie, której głównym celem jest
„szkalowanie feministek”. Był 2016 rok. Obaj biseksualni, narzekający na
chroniczny brak powodzenia u płci przeciwnej, winą za to obarczający
„galopującą hipergamię” i feminizm, od razu poczuli więź. Minęło kilka
miesięcy, zanim przeszli do flirtu, i ponad trzy lata, nim po raz pierwszy
poszli do łóżka. Maciek był doświadczony, świadomy swojej seksualności.
Krzysiek dopiero przy nim zaakceptował swoją orientację.
Pokazuje nam facebookowe posty swojego byłego – pod własnym
nazwiskiem pisze, że gwałty powinny być dozwolone, bo kilka czy
kilkanaście minut wymuszonego współżycia to nic w porównaniu z
przymusowym celibatem, a zdarza się, że kobiety doznają w ich trakcie
orgazmu. W konwersacji na Telegramie chwali się posiadaniem nagich zdjęć
nieletnich dziewczynek. – Zastanawiacie się pewnie, dlaczego z nim byłem.
Ale ja nie miałem nikogo innego. Był jedyną osobą, która dawała mi
bliskość i akceptację. Poza tym wypierałem fakt, że naprawdę jest złą osobą.
Myślałem, że to żarty, mające wkurwić feministki.
Od innych przegrywów dowiadujemy się, że choć Krzysiek toleruje
skrajnie mizoginistyczne treści, które pojawiają się na prowadzonych przez
niego grupach, sam uchodzi za umiarkowanego w poglądach, przynajmniej
jak na tamtejsze standardy. Wprost mówi, że nienawidzi kobiet, ale nie
pochwala przemocy wobec nich. – Tak, jestem mizoginem. Lochy mną
gardzą, więc odpłacam tym samym. Nieraz widziałem, jak zachowują się w
stosunku do mnie, a jak do innych, atrakcyjniejszych chłopaków. Niechęć to
mało powiedziane. Dziewczyny nie chcą nawet, żebym do nich simpował, bo
taki odpad prawiący im komplementy to dla nich ujma. Startowałem co
najmniej do setki, z częścią udało mi się spotkać. Po pierwszej randce
przestawały odpowiadać na wiadomości albo mówiły, że nie są gotowe na
związek, a niedługo później zaczynały spotykać się z kimś innym.
Przyznajemy, że byłyśmy zaskoczone, gdy do nas napisał, wychodząc z
inicjatywą spotkania. Wcześniej zamieniliśmy kilka, może kilkanaście zdań
na Bractwie Spierdolenia, zamkniętym serwerze na Discordzie. Pisał tam
między innymi, że nie uważa kobiet za ludzi, bo one nie traktują go jak
człowieka. Wobec nas był nieufny, ale jako jeden z niewielu członków
serwera próbował z nami rozmawiać, co pozostali utrudniali. Kilka miesięcy
po tym, jak relegowano nas z niego w wyniku buntu, uznał, że przynajmniej
będzie się komu wygadać. – Każda znajomość jest dla mnie teraz na wagę
złota – wyjaśnił.
Mieszka z mamą kilkanaście kilometrów od Warszawy. Jest owocem
przelotnego romansu, z ojcem nigdy nie utrzymywał kontaktu i wie o nim
niewiele. Wychował się w biedzie, pod jednym dachem z mamą, ciotką i
starszym o dwadzieścia lat bratem. W domu nie było toalety ani dostępu do
bieżącej wody. Mama pracowała fizycznie, zarabiając poniżej kwoty
minimalnej, ciotka dokładała się do czynszu ze skromnej emerytury.
Alimenty, zasądzone w latach 90., wynosiły sto pięćdziesiąt złotych i nie
uległy waloryzacji. Ojciec płacił regularnie, ale nie chciał słyszeć o
dodatkowym wsparciu dla syna. Kiedy Krzysiek miał dziesięć lat, rodzinie
przyznano dwupokojowy lokal socjalny. Mama zamieszkała w jednym
pokoju z ciotką, on dostał własny. Brat, wówczas trzydziestoletni, wynajął
oddzielne mieszkanie.
Krzysiek nie pamięta, by kiedykolwiek dogadywał się z rówieśnikami.
Dzieciństwo spędził przed komputerem. Miał paru kolegów, jak on niezbyt
popularnych w szkole, ale rzadko widywali się poza nią. Uważa, że
„normalni ludzie” zawsze nim gardzili. Najgorzej wspomina gimnazjum: –
Byłem bity i szykanowany, również przez dziewczyny. Kilka razy dostałem z
liścia, ku uciesze gapiów. Śmiano się, że mam duże cycki, że jestem gruby i
biedny, wyszydzano moje ubrania. Kiedyś oddałem chłopakowi, który mnie
uderzył. Wychowawczyni kazała nam przeprosić się i podać sobie ręce.
Innym razem dziewczyna rzuciła we mnie jakimś przedmiotem. Nie
pamiętam, czym dokładnie, ale podniosłem to i rzuciłem w nią. Ja dostałem
uwagę, ona nie. Gdy powiedziałem, że to niesprawiedliwe, usłyszałem od
wychowawczyni, że „ode mnie wymaga więcej”. A kiedy skarżyłem się
mamie, słyszałem, że przesadzam. Szkolna psycholog miała dość moich
skarg. Zamiast wsparcia okazywała znużenie i irytację. Pierdolone
nauczycielskie szmaty wolały siedzieć w swoim pokoju i sączyć kawkę niż
zareagować. Czasem wpisali uwagę któremuś z moich oprawców, jak
chłopakowi, który rzucił we mnie długopisem, trafiając w oko, ale na tym się
kończyło.
W tym samym czasie odkrywał, że interesują go nie tylko dziewczyny. Nie
przyszło mu jednak do głowy, że może być biseksualny. Fantazje erotyczne na
temat chłopaków ze szkoły zrzucał na karb „spierdolenia umysłowego”. Tak
jak poczucie, że nie jest w pełni mężczyzną: – Czułem, że jestem inny,
nienormalny. Dojrzewałem wolniej od rówieśników. Miałem duże piersi,
które nieustannie były obiektem kpin, nie przeszedłem mutacji głosu, nie
miałem wystającej grdyki. Zanim urosła mi broda, często byłem
misgenderowany, to znaczy brany za dziewczynę. Patrzyłem na chłopaków ze
szkoły i widziałem, że są bardziej męscy ode mnie. Coś było ze mną nie tak,
ale nie wiedziałem co.
W liceum gnębienie ustało, ale wciąż nie miał nikogo bliskiego.
Nieustannie towarzyszyło mu poczucie niższości wobec beztroskich, modnie
ubranych rówieśników, łączących się w grupy i pary, przeżywających
pierwsze zauroczenia i miłosne rozczarowania. – Ludzie po prostu nie
zwracali na mnie uwagi. A mnie to nawet odpowiadało, bo i tak nie
wiedziałem, o czym miałbym z nimi rozmawiać. Umiałem wypowiadać się
tylko na tematy, które mnie interesowały, a wtedy były to gry komputerowe i
czołgi.
Krzysiek skończył studia w jednej z warszawskich akademii technicznych.
Przez pięć lat utrzymywał się ze stypendium socjalnego, emerytury matki i
samodzielnie złożonych komputerów, które sprzedawał w sieci. W
poszukiwaniu potrzebnych części przeczesywał sklepy z elektroniką i
pojemniki na elektrośmieci. Twierdzi, że niekompetencja wykładowców,
którzy spóźniali się ze wpisywaniem ocen lub w ostatniej chwili
informowali o egzaminach poprawkowych, w połączeniu z powolną pracą
dziekanatu, doprowadziły go do depresji. Na drugim roku skreślono go z
listy studentów. Odwołał się od decyzji i został przywrócony na uczelnię, ale
nie odzyskał dobrego samopoczucia. – Zbudowało to we mnie
przeświadczenie, że jestem beznadziejny i do niczego się nie nadaję.
Wszystko wydawało się proste, gdy robili to inni, ale mnie nic nie
wychodziło. Nienawidziłem siebie, swojego życia, a zwłaszcza studiów. W
końcu poszedłem do psychologa, potem do psychiatry. Ten drugi już na
pierwszej wizycie powiedział, że prawdopodobnie jestem w spektrum
autyzmu. Kolejni lekarze i psycholodzy rozwiali wątpliwości.
Od dwóch lat pracuje zdalnie w zagranicznej firmie, jest programistą.
Zarabia przyzwoicie, ale nie chce wyprowadzać się od matki. Mają dobrą
relację i jest mu z nią wygodnie, poza tym boi się, że wynajem obcego
mieszkania wiązałby się z całkowitą izolacją, bo nie ma przyjaciół ani
znajomych poza Internetem. Pokrywa całość czynszu, który wynosi nieco
ponad trzysta złotych. Robi drobne naprawy, niedawno kupił dekoder do
telewizora. W mieszkaniu jest ciasno, bo brat, odkąd kilka lat temu stracił
pracę, nocuje na kanapie w kuchni. Krzysiek stara się nie wchodzić mu w
drogę: – Matka mu mówi, że wywali go z mieszkania, jeśli nie zacznie
dokładać się do rachunków, ale to takie pierdolenie. No i wyrósł nam taki
wrzód na dupie, bez grosza przy duszy czy nawet podstawowych świadczeń
socjalnych, bo nigdy nie płacił składek. W dodatku jest całkowicie
odklejony. Na początku pandemii panikował, że wszyscy umrzemy, wszystko
przecierał denaturatem. Potem naoglądał się foliarskich filmików na
YouTubie i wkręcił sobie, że od maseczek dostaniemy raka płuc, krzyczał, że
zapierdoli Szumowskiego. Kiedyś wrócił ze sklepu i opowiadał, że po
drodze został napadnięty i siłą zaszczepiony. Potrafi z byle powodu wpaść w
histerię, na zmianę wrzeszczeć i płakać. Mnie wyzywa od pedałów i debili,
bredzi coś o jebaniu w dupę i tym podobne. Kilka razy się przez to
pobiliśmy.
Pawulon twierdzi, że nie ma znajomych, bo ze względu na autyzm bywa
niezręczny w kontaktach. – Ludzie jakoś to wyczuwają, nawet w rozmowie
tekstowej. A przy spotkaniu twarzą w twarz sprawa staje się oczywista –
mówi. Gdy widzimy się po raz drugi, pokazuje nam zdjęcie transpłciowego
chłopaka, który bardzo mu się podoba. Ale po dwóch spotkaniach chłopak
przestaje odpisywać na wiadomości i kontakt się urywa. – Kurwa, tak
bardzo chciałbym się do kogoś przytulić. Czuć dotyk drugiej osoby, jej
ciepło, delikatną skórę – pisze nam wtedy Krzysiek. Myśli o sobie jako o
bohaterze tragicznym, zmagającym się z przeciwnościami, które następują
jedna po drugiej.
Rozważa skorzystanie z usług pracownicy seksualnej, ale takiej, która w
ofercie ma czułość i bliskość, a nie tylko jednostronny orgazm. Zamiast iść
do łóżka na pierwszym spotkaniu, wolałby zacząć od wspólnych wyjść na
miasto i długich, szczerych rozmów. Nie wyklucza, że sam spróbuje swoich
sił w seksbiznesie. Chciałby wykorzystać do tego swój kobiecy pierwiastek:
– Przez tyle lat byłem gnębiony z powodu wydatnych piersi, szerokich bioder
i ud, do dziś nie zarysowała mi się grdyka. Dlaczego nie zrobić z tych cech
użytku? Nie jestem osobą transpłciową, ale nigdy nie czułem się w pełni
facetem. Myślę, że mógłbym odnaleźć się w cross dressingu.
Poeksperymentować z makijażem i damskimi ciuchami. Być może z czasem
chciałbym pójść dalej. Kto wie? Sam ciągle dowiaduję się o sobie nowych
rzeczy.
Gnój

Znów wiatr przygnał nam pieśń, pieśń o spierdoleniu.


– Gnój

NEET-y i wzrostaki
Hubert, w incelosferze znany jako Gnój, twierdzi, że wystarczą trzy
przymiotniki, by opisać jego charakter: spokojny, nudny, drętwy. Niewiele o
sobie mówi, nie angażuje się w internetowe gównoburze i rzadko zajmuje
stanowisko odmienne od tego, jakie prezentują koledzy z serwera. Nie ma
zainteresowań, na niczym się nie zna i nie przeżył nic, o czym warto byłoby
opowiadać. Deklaruje, że nie ma skrystalizowanych poglądów na
jakikolwiek temat, ale wiemy, że uważa się za antynatalistę i agnostyka (to
drugie wyróżnia go spośród ateistycznego grona, jakim jest Woliera
Goblinów, i według kolegów z serwera potwierdza jego galaretowatość,
czyli nijakość i brak zdecydowania). Głosuje taktycznie, tak by PiS miał jak
najmniejszą szansę na wygraną, ale poparłby każdą partię, która wpisałaby
w swój program powszechny dostęp do eutanazji na życzenie. Kiedy
prosimy, by rozwinął, co w jego przypadku oznacza drętwość, odsyła nas do
Słownika języka polskiego: „Drętwy: pozbawiony żywszych reakcji,
otępiały, monotonny”.
Dzieli z rodzicami dwupokojowe mieszkanie w średniej wielkości
mieście. Całymi dniami gra w gry, przegląda fora internetowe i wymienia
wiadomości z innymi przegrywami. Lubi oglądać vlogi podróżnicze, ale nie
zazdrości ich autorom, bo „jemu by się nie chciało jebać z tymi hotelami
itp.”. – Mam umysł biedaka, zamkniętego na świat – mówi. Wychodzi
jedynie do sklepu.
Hubert nie pamięta, kiedy trafił na „święty tag”. Może pięć, może siedem
lat temu. A stało się to przypadkiem – tak jak dziesiątki tysięcy młodych
chłopaków przeglądał Wykop, gdy natknął się na treści, które zdawały się
opisywać jego własne doświadczenia. Tak więc najpierw był #przegryw,
słowo „incel” po raz pierwszy usłyszał kilka miesięcy później. Ma
dwadzieścia siedem lat i coś, czego zazdrości mu większość kolegów z
incelosfery – 186 centymetrów wzrostu. To jednak nie ułatwia mu
nawiązywania relacji z kobietami. Nigdy się nie całował i dawno stracił
nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy. Przyczyny upatruje w postępującym
łysieniu, cofniętym podbródku, „niemęskiej” twarzy o delikatnych rysach i
nieproporcjonalnie małej względem reszty ciała głowie. W samoakceptacji
nie pomaga też wada wzroku i penis, z którego rozmiaru nie jest zadowolony.
Nie pamięta też, by kiedykolwiek miał plany na przyszłość czy marzenia,
które chciałby zrealizować w dorosłości. Rok przerwy między ukończeniem
liceum i pójściem na studia miał mu pomóc w wyborze kierunku. Rok
zamienił się w dwa lata, dwa lata w siedem. Nie wyklucza, że kiedyś
zawalczy o wyższe wykształcenie, ale wciąż nie ma choćby mglistego
pojęcia, co mógłby studiować. Robi wrażenie osoby apatycznej, pogrążonej
w marazmie. Próbował różnych kombinacji leków, przez dziewięć lat (z
kilkumiesięcznymi przerwami) chodził na indywidualną psychoterapię, przez
rok na grupową. Wraz z zakończeniem nauki stracił ubezpieczenie zdrowotne
i przez kolejne dwa lata jego rodzice opłacali prywatne wizyty.
Zrezygnował, bo nie widział poprawy, poza tym nie chciał nadwyrężać i tak
skromnego budżetu domowego. Niedawno na własną rękę odstawił leki na
depresję. Przekonuje, że od tego czasu czuje się nieco lepiej, bo „ma
mniejsze problemy z zasypianiem i w końcu może porządnie zwalić konia”.
Wcześniej rzeczywiście skarżył się kolegom z serwera na opóźnione
wytryski.

Nic się nie wydarzyło


Dzieciństwo wspomina jako zwyczajne: – Nie przychodzą mi do głowy
żadne dramatyczne wydarzenia, które mogłyby tłumaczyć, dlaczego
przegrywam. Rodzice są pracownikami fizycznymi, prostymi ludźmi.
Żyliśmy skromnie, ale nie ubogo. Relacje zawsze mieliśmy w porządku i tak
jest do dzisiaj.
W szkole podstawowej był lubiany, miał silną pozycję w grupie
rówieśniczej i kolegów, z którymi często spotykał się po lekcjach. Okresem
przełomowym były wakacje pomiędzy szóstą klasą a rozpoczęciem
gimnazjum. Nie wie, co spowodowało nagłe pogorszenie stanu
psychicznego: – Nic szczególnego się wtedy nie wydarzyło. Stresowałem się
zmianą szkoły, wejściem w zupełnie nowe środowisko. Bolało mnie też, że
zostałem w tyle, bo dojrzewałem wolniej od rówieśników, co nie uszło ich
uwadze, ale to wszystko – mówi. Mniej więcej w tamtym okresie zauważył,
że jego rówieśnicy mają doświadczenia, których on nie nabył. – Zdałem
sobie sprawę, że już w mojej grupie przedszkolnej była jedna para. Nawet
się całowali. W podstawówce większość miała jakąś sympatię, ludzie się ze
sobą spotykali, zaliczali pierwsze randki. Mnie to ominęło, ale też
niespecjalnie byłem tym zainteresowany.
Już w pierwszej klasie gimnazjum zaczął doświadczać szyderstw,
wyzwisk, celowego popychania na korytarzu – zarówno ze strony chłopców,
jak i dziewczyn. Bywało, że chowano mu plecak czy pluto do zostawionych
w szatni butów. Mama radziła, żeby nie zwracał uwagi na gnębicieli. Ojciec
zachęcał, by „walił w ryj”. Nie walił, bo bał się rewanżu. W obawie przed
łatką konfidenta nie skarżył się nauczycielom. – Chłopak, który szczególnie
się na mnie uwziął, miał starszego brata siejącego postrach w całej szkole.
Wiedziałem, że nawet gdybym z nim sobie poradził, to z bratem nie miałbym
szans. Więc spuszczałem głowę i nie reagowałem.

Walki gladiatorów
Zaczął wagarować. Zamiast szwendać się po mieście, wprost odmawiał
pójścia do szkoły. Rodzice prosili, grozili, przekonywali, a on leżał w łóżku
i czuł, że nie ma dość sił, by wpływać na własne życie. Coraz częściej
fantazjował o samobójstwie. W połowie drugiej klasy zaprowadzili go do
psychologa. Ten po kilku spotkaniach stwierdził fobię społeczną, depresję,
unikowe zaburzenie osobowości oraz zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
Diagnozę potwierdził psychiatra, który przepisał leki i zalecił psychoterapię.
Mimo podjętego leczenia Hubert czuł się coraz gorzej, wciąż nie chodził do
szkoły. Zaniepokojeni lekarze, rodzice i nauczyciele wspólnie zdecydowali,
że pomóc może zamknięcie w szpitalu psychiatrycznym. Był 2009 rok,
Hubert miał czternaście lat.
– Ten psychiatryk to był bardziej jak poprawczak. Większość ludzi
siedziała tam za pobicia, znęcanie, narkotyki. Grozili mi wpierdolem,
wyzywali, zmuszali do palenia fajek. Urządzali też „walki gladiatorów”,
polegające na ustawianiu naprzeciw siebie dwóch chudych, delikatnych
chłopaczków i rozkazywaniu, by ze sobą walczyli. Często padało na mnie.
Któregoś razu opluła mnie dziewczyna, ot tak, bez powodu. Kradzieże były
na porządku dziennym, więc musiałem ciągle pilnować swoich rzeczy.
Bałem się o swoje bezpieczeństwo, ale nie mogłem uciec.
W szpitalu spędził miesiąc. Miał w tym czasie dwa spotkania z
psychologiem i tyle samo z psychiatrą. Nie czuł poprawy. Nikomu nie mówił
o krzywdach, jakich doznawał ze strony innych pacjentów, bo bał się
pogorszenia swojej sytuacji. Wiedział, że ze szpitala nie ma ucieczki. Na
wypadek gdyby o tym zapomniał, o uwięzieniu przypominały kraty w oknach
i drzwi pozbawione klamek. Tak bardzo nie chciał wrócić do szpitala, że
szybko nadrobił szkolne zaległości i zdał do ostatniej klasy. Gimnazjum
kończył z ulgą, wyuczoną obojętnością na świat zewnętrzny i przekonaniem,
że przyszłość nie kryje niczego, co mogłoby go wyrwać z marazmu. Tak jest
do dzisiaj.

Seba i karyna – normalna rodzina


Hubert nie wyklucza, że kiedyś poszuka pracy, ale kiedy przegląda oferty
zatrudnienia dla osób bez wyższego wykształcenia czy specjalistycznych
umiejętności, stwierdza, że „lepiej gnić lub się zajebać niż pracować w
smrodowni na trzy zmiany”. – W tym kraju nie ma roboty dla ludzi z moim
spierdoleniem – parafrazuje Waldemara Kiepskiego. Ma niewiele
obowiązków domowych – czasem sprząta, wynosi śmieci albo robi zakupy.
Rodzice nie mają wobec niego żadnych oczekiwań, choć chcieliby, żeby
zaczął na siebie zarabiać. Na razie jednak nie naciskają. Nie pytają też o
kontakty z kobietami czy jakiekolwiek znajomości. – Wiedzą, że jestem
zjebany i z nikim nie rozmawiam. Najlepiej się czuję, kiedy przez dłuższy
czas nie wychodzę z domu. Dobija mnie obserwowanie oskarków i sebków,
którzy wyglądają lepiej ode mnie i są silniejsi. Gdyby chcieli, mogliby mnie
opluć i nic bym nie zrobił, bo nie potrafię się obronić. Na szczęście dotąd,
poza okresem szkolnym, zdarzały mi się tylko słowne zaczepki.
Z określeniem „oskarki” czytelnicy i czytelniczki zapoznali się na
poprzednich stronach, jeśli zaś chodzi o „sebków”, spieszymy z
wyjaśnieniem – choć jest to termin dość popularny wśród osób przed
trzydziestką, niekoniecznie związanych z Wykopem czy szeroko pojętą
manosferą. „Seba” to po prostu dresiarz, osiedlowy cwaniaczek. Do jego
charakterystycznych cech należą: plucie na chodnik, petowanie byle gdzie,
niezdolność wyrażenia myśli bez ponadprzeciętnego stężenia bluzgów,
ogolona na łyso głowa, skłonność do agresji i pytanie przypadkowych osób,
czy mają jakiś problem. Dlaczego akurat „seba”? Po prostu ktoś kiedyś
uznał, że imię Sebastian jest nadreprezentowane wśród młodych chłopaków,
do których mniej lub bardziej pasuje powyższy opis. Partnerką „seby” jest
„karyna”, niezbyt inteligentna dziewczyna z niższych warstw społecznych,
lubująca się w wyzywających, a przy tym tandetnych stylizacjach, mocnym
makijażu, długich tipsach, sztucznych rzęsach i doczepianych włosach.
Podobnie jak „seba”, „karyna” ma co najwyżej zawodowe wykształcenie,
jest wulgarna i lekceważąca wobec tak zwanych zasad dobrego
wychowania. Jak udało nam się ustalić, określenie powstało około 2010
roku na polskich chanach. To wtedy anonimowy użytkownik opublikował
mema z następującym dialogiem:

– karyna, karyna!
– oj co chcesz kurwa brzydalu
– karyna jakie masz majty dotknij mi pisiora no we
– pojebalo cie chyba brzydalu walony
– oj prosze no
– to daj szluge
Autor najprawdopodobniej wyszedł z założenia, że Karina to imię
popularne wśród dziewczyn, które wpisują się w stereotyp wulgarnej,
wyzwolonej seksualnie dziewczyny z marginesu. Nie sposób tego
zweryfikować – dzięki danym GUS wiemy jedynie, że w latach 2010–2019
nazwano tak 332 tysiące dziewczynek (nieco większą popularnością cieszyło
się choćby imię Marika). Według naszych rozmówców, w tym Huberta,
przeciętny „seba” nie narzeka na brak zainteresowania ze strony kobiet.
Nawiązuje seksualne i romantyczne relacje z „karynami”, przekonanymi, że
łobuz kocha najbardziej. Polska „karyna” ma niewiele wspólnego z
amerykańską „karen”. W Stanach termin zyskał popularność na początku
pandemii koronawirusa. „Karen” jest białą kobietą w średnim wieku,
wredną i wywyższającą się. Głosi rasistowskie poglądy i uwielbia teorie
spiskowe, sprzeciwia się szczepieniom. Jest skupiona na swoich dzieciach,
uważa, że przez sam fakt bycia matką zasługuje na liczne przywileje, i
chętnie się o nie upomina.

Chad – życie królewskie, incel – życie kurewskie


Hubert pogardza „sebami” i „karynami”, jednocześnie zazdroszcząc im
„normalnego” życia, rozumianego jako posiadanie znajomych i intymnych
doświadczeń. Jednak za swoją samotność wini jedynie geny i ślepy los. Nie
czuje żalu do kobiet. – Ludzie nie mają wpływu na to, kto i co im się podoba
– mówi. Nigdy nie miał konta w aplikacji randkowej, bo woli się nie
dobijać. Nie próbował też poznać dziewczyny w jakikolwiek inny sposób.
Uważa, że kobiety się nim brzydzą. – Odczułem to wielokrotnie. Nie było
sytuacji, w której jakaś okazałaby mi zainteresowanie. W gimnazjum
koleżanka z klasy przypadkiem się o mnie otarła, po czym powiedziała: „O
fuj, dotknęłam Huberta”. Inna, kiedy przedstawiał nas sobie wspólny kolega,
nie chciała podać mi ręki. Zamiast tego patrzyła na mnie z politowaniem.
Kiedyś wysłałem swoje zdjęcie znajomym z Internetu, z którymi często
rozmawiałem na czacie głosowym. Były wśród nich dziewczyny. Śmiały się
co najmniej minutę. Zgodnie stwierdzili, że nie spodziewali się, że tak
wyglądam. Jak? Tego nie sprecyzowali.
Choć nie uważa się za mizogina, często wytyka kobietom
powierzchowność i hipokryzję. Twierdzi, że chcąc cieszyć się powodzeniem
seksualnym, lepiej być przemocowcem niż ciepłą kluchą. Podobnie jak
wielu naszych rozmówców, nie zgadza się z tezą, jakoby to seksistowskie
poglądy czy skłonność do agresji uniemożliwiały incelom znalezienie
partnerki, bo jedno i drugie przestaje mieć znaczenie, kiedy mężczyzna jest
przystojny lub przynajmniej zamożny. Podaje tu przykład Janusza Korwina-
Mikkego, milionera, a przy tym zwolennika odebrania kobietom praw
wyborczych i autora niesłynnego powiedzenia, że „zawsze się trochę
gwałci”, który miał dwie żony i – jak wynika z jego własnych wypowiedzi, a
także donosów medialnych – niezliczoną ilość kochanek.
Hubert chciałby poznać miłą dziewczynę, szczupłą i długowłosą. Mogłaby
mieć trądzik i krzywe zęby, ale nie problem z higieną. Taką, która
akceptowałaby jego słabości i nie oczekiwała, że zapewni jej jakiekolwiek
dobra materialne. Odrzuca go „księżniczkowatość” i pogląd, że prawdziwy
mężczyzna musi być silny, zaradny i zawsze gotowy wspierać swoją panią.
Bardziej niż miłości brakuje mu zrozumienia, zewnętrznego
dowartościowania i seksu. Obawia się jednak, że nie odnalazłby się w
związku. Przytłacza go wizja wspólnych wyjść, angażujących emocjonalnie
rozmów i nieporozumień. Marzy mu się luźna relacja przyjacielsko-
seksualna. Nie łudzi się jednak, że kiedykolwiek napotka taką możliwość.
W końcu nie dla psa, dla chada to. – Chciałbym, żeby kobieta mnie
pożądała. Nie jestem gotowy na zobowiązania. Nie wyobrażam sobie
związku z dziewczyną, która już się wyszalała i szuka stabilności, miłego
chłopaka, który na seks musi sobie zasłużyć. Ktoś taki jak ja musiałby stanąć
na uszach, by partnerka poczuła choć odrobinę podniecenia. Ale nawet taki
układ zdaje się poza moim zasięgiem. Tak już jest: chad ma życie
królewskie, incel – życie kurewskie.
Ostatnio rzadziej myśli o samobójstwie. – I tak nie miałbym jaj, żeby to
zrobić – mówi. Nie boi się śmierci, ale „zostania warzywem” w przypadku
nieudanej próby. Czasem wspomina o samobójczych zamachach
terrorystycznych jako „chwalebnej drodze do wyjścia z przegrywu”, ale
podkreśla, że jeśli pochwala akty agresji, to tylko w ramach
„krawędziowego” humoru. – Byłbym sławny, dziewczyny pisałyby mi listy
do więzienia, tak jak wszystkim bandytom, o których usłyszał świat. Choć
jestem na tyle nieudany, że prędzej odstrzeliłbym sobie rękę albo zbyt
wcześnie odbezpieczył granat.
– A gdybyś miał nieograniczone możliwości finansowe? Jak zmieniłbyś
swoje życie? – pytamy, usiłując pobudzić jego wyobraźnię.
– Wyremontowałbym swój pokój, kupił komputer i dom dla rodziców.
– I tyle? Powiedzmy, za miliony?
– Tyle. Nie wiem, co więcej miałbym zrobić. Nawet jakbym jutro obudził
się w ciele chada, a na koncie miał miliony, nadal nie chciałoby mi się żyć.
Najlepsze lata mam za sobą. A raczej te, które powinny takie być.

Wsparcie przeciw radykalizacji


Van Burnt i Taylor w swojej książce80 opisują kilka czynników, które mogą
zadziałać jako stabilizatory, hamując jednostkę na drodze do użycia
przemocy. Wymienia wśród nich stabilność emocjonalną i środowiskową,
która ułatwia reagowanie na porażki w zdrowy, spokojny sposób. Sprzyja
temu brak gwałtownych, dramatycznych zmian, pewność zatrudnienia i
dochodu oraz możliwości rozwoju. Równie ważne są relacje społeczne.
Kiedy jednostka czuje się częścią większej grupy i łączą ją zdrowe więzi z
rodziną i przyjaciółmi, kiedy może liczyć na ich wsparcie, zanika poczucie
marginalizacji i wrogości wobec innych. Za przykład może posłużyć historia
Sammy’ego Rangela, byłego członka gangu, który spędził wiele lat w
więzieniu o zaostrzonym rygorze, dając się zapamiętać jako najbardziej
agresywny spośród osadzonych. Sammy wraz z grupą byłych białych
suprematystów prowadzi obecnie jedną z najważniejszych w USA
organizacji działających na rzecz pokoju, Life After Hate. Impulsem do
zmiany była dla niego pełna empatii i życzliwości postawa psychologa, który
odwiedzał go w izolatce. Rangel wspomina, że moment, w którym terapeuta
zapukał do drzwi, zamiast wejść, naruszając jego prywatność, był tym, w
którym narodziły się w nim nowe, nieznane wcześniej uczucia. Potępienie
dla czynów, których dokonywał, ale nie dla niego jako osoby, było
przełomowe. – Gdyby nie George – mówi Sammy – nie byłoby mnie tutaj,
jestem o tym przekonany81.
Społeczna izolacja może nie tylko doprowadzić do osobistych tragedii i
pogorszenia zdrowia – czyni również bardziej podatnym na wpływy osób
próbujących popchnąć młodych mężczyzn do przemocy82. W końcu w samym
sercu problemu inceli leży poczucie beznadziei, przeświadczenie, że nie
doświadczają w życiu czegoś, co wszyscy inni wydają się z łatwością
osiągać83. Do pogłębienia negatywnych emocji skłania też obserwowanie
życia innych w social mediach, gdzie zawsze wydaje się ono radosne,
cukierkowe, pełne wrażeń i wartościowych relacji.
Kluczowym stabilizatorem jest dostęp do sposobów wyrażenia złych
emocji bez używania przemocy. Oznacza to możliwość przekucia frustracji w
pozytywną aktywność, na przykład leczenie.
Tymczasem Polska zajmuje przedostatnie miejsce w Europie pod
względem nakładów na psychiatrię. W województwie zachodniopomorskim
jest tylu psychiatrów, ilu w samej tylko Łodzi. „Ludzie z małych miast i wsi
są często wykluczeni terytorialnie, jeżeli chodzi o dostęp do wsparcia
psychiatrycznego i psychoterapeutycznego. Muszą pokonywać duże
odległości, żeby skorzystać z pomocy specjalisty. Tymczasem ze względu na
utrudniony dostęp do leczenia wiele osób nie szuka specjalistycznej pomocy
lub rezygnuje z szukania, gdy odbija się od ściany. Kryzysy lubią się
pogłębiać. Zaniedbany może utrudnić funkcjonowanie, doprowadzając do
utraty pracy, zaburzeń więzi rodzinnych. Może też się skończyć decyzją o
odebraniu sobie życia” – opowiada Katarzyna Szczerbowska z Fundacji
eFKropka. Na swojej stronie Fundacja pisze o swojej misji, że jest nią
„zapobieganie izolacji osób po kryzysie zdrowia psychicznego,
przeciwdziałanie ich stygmatyzacji i przełamywanie stereotypów związanych
z chorobami psychicznymi”. Warto dodać, że o ile w dużych miastach
obserwuje się znaczną nadreprezentację kobiet, o tyle mężczyźni rzadziej
opuszczają rodzinne wioski i małe miasteczka.
Socjolog Michael Kimmel, który zjadł zęby na badaniu społecznych
kwestii związanych z mężczyznami i ich rolami płciowymi, zajął się również
tematem różnych form ekstremizmu, który prowadzi do użycia przemocy84.
Opisał coś, co często umyka osobom zajmującym się tym tematem i
tworzącym programy mające przeciwdziałać radykalizacji – czy to w
kierunku neonazimu, czy islamizmu – skupionym głównie na roztrząsaniu
tematu ideologii, która pcha do sięgnięcia po broń. Istnieje cecha, która łączy
ze sobą radykałów z ISIS, białych suprematystów, masowych morderców
(także tych motywowanych filozofią blackpillu) i innych ekstremistów. Co do
zasady są mężczyznami.
Michael Kimmel nie pozostawia żadnych złudzeń co do tego, co jego
zdaniem leży u podstaw radykalizacji młodych mężczyzn. Splot różnych
czynników i okoliczności musi trafić na podatny grunt – poczucie bycia
niemęskim i potrzebę restytucji swojej męskości. Agresywny ekstremizm
nadzwyczaj często żeruje na młodych chłopakach, którzy uważają, że nie
dorastają do wzorca „prawdziwego mężczyzny”, że system ich kastruje,
zabiera i oddaje innym coś, co im się należy. Przekonuje, że przemocą mogą
to odzyskać. Uczucie, które im wtedy towarzyszy, jest połączeniem złości i
przekonania o byciu ofiarą. Według socjologa odchodzenie od wzorców
męskości zakładających dominację, pozorny stoicyzm i alienację od
własnych emocji jest jednym z kroków w kierunku świata, w którym młodzi
mężczyźni nie będą stanowić narybku dla ekstremistów obiecujących im
odzyskanie utraconego statusu „prawdziwego samca”.
Muchomor

Lewiczek, nie prawiczek


– Trzeba odkłamać przegryw. Jego główną przyczyną nie jest wygląd, ale
spierdolenie. Nieumiejętność nawiązywania kontaktów, wycofanie,
problemy psychiczne. Sam nie uważam się za brzydkiego, a nigdy nie byłem
na randce, nie całowałem się, nie przytuliłem nikogo spoza rodziny. Nie
wiem, jak poznawać ludzi, nie umiem z nimi rozmawiać, a co dopiero
zacieśniać więzi.
Muchomor, rocznik 1994, określa się jako lewiczek, półpedał i toksyczny
skurwysyn. Razem z Goblinusem i Ropuchem tworzy lewe skrzydło Woliery
Goblinów i początkowo zlewają nam się w jedną postać. – Uważam, że
należy uspołecznić środki produkcji i po zaspokojeniu podstawowych
potrzeb wszystkich ludzi, jak jedzenie i picie, czas na masową produkcję
seksrobotów. To przynajmniej częściowe rozwiązanie problemu incelstwa –
mówi, o robotach bardziej żartem niż serio. Na tle pozostałej dwójki
wyróżnia go nieco wyższy poziom mizoginii i zgorzknienia, co tłumaczy
faktem, że jest spośród nich najstarszy.
O nas mówi: „nasze dziewczęta”, ale obce dziewczęta z TikToka i
Instagrama lubi nazywać „szmatami”. Na serwerze jest rekordzistą, jeśli
chodzi o częstotliwość używania tego słowa. Tłumaczy nam, że robi to w
celu potępienia konkretnych osób i zachowań, a nie wszystkich
przedstawicielek płci żeńskiej. Wystarczy jednak, że dziewczyna zaznaczy w
opisie na Tinderze, że lubi wysokich mężczyzn, choć sama jest raczej niska,
by w jego oczach zasłużyła na to miano. Uważa, że dopuszczalna różnica
wzrostu między partnerem i partnerką to 10 centymetrów. – Aplikacje
randkowe wywróciły rynek matrymonialny do góry nogami. Teraz nie dość,
że można się kurwić, nie ryzykując ostracyzmu ze strony swojego otoczenia,
to pula potencjalnych partnerów seksualnych rośnie z powiatu do całego
kraju, a nawet świata – przekonuje. Kiedy pytamy, jak to się ma do jego
deklarowanego feminizmu, tłumaczy: – To z frustracji. Przez staroprawictwo
czasem mi się ulewa.
Nie identyfikuje się jako incel, bo ten termin budzi zbyt jednoznaczne
skojarzenia z mizoginią, agresją i mniej lub bardziej prawicowymi
poglądami. – Nie wpisuję się w stereotyp. Żyję w mimowolnym celibacie,
ale nie jest to moim głównym problemem. Jest nim izolacja, brak znajomych.
Z niektórymi chłopakami z Discorda, jak Hauser czy Piasqun, łączy mnie
tylko fakt bycia prawikiem. Moja rzekoma mizoginia sprowadza się do
okazjonalnego rzucenia szmatą na zamkniętym, kilkunastoosobowym
serwerze. Nigdy nie pisałem tego w otwartych przestrzeniach, nie
odstawiałem akcji z wystawianiem kobiet na apkach randkowych czy
czegokolwiek podobnego. Ale kiedy ktoś pokazuje na Wolierze zrzut ekranu
z pretensjonalnym opisem na Tinderze, w którym dziewczyna stawia szereg
wymagań dotyczących wyglądu potencjalnego partnera albo chwali się na
Facebooku czy Wykopie, że chodzi na randki tylko po to, żeby najeść się za
darmo, puszczają mi nerwy. Czy to się kłóci z feminizmem? Nie wydaje mi
się. Dostrzegam systemowy problem dyskryminacji kobiet czy głęboko
zakorzenione w kulturze szkodliwe wzorce zachowania względem nich.
Krytycznie odnoszę się do konkretnych osób i czynów, nie przenoszę tego na
całą żeńską populację.
Gdy po jednym z naszych wpisów na Facebooku niektóre osoby, głównie z
lewicowej bańki, wyrażają oburzenie faktem, że pisząc o naszych
rozmówcach, używamy terminu przegryw, co samo w sobie jest obraźliwe,
Muchomor rzuca na Wolierze, że jeśli chcą być poprawni politycznie, mogą
mówić o osobach w kryzysie spierdolenia. Goblinus dodaje do propozycji
osoby niewygrywające. Herzyk dzieli się nimi na swoim profilu. Obydwaj
są w szoku, gdy wpis w ciągu paru godzin otrzymuje ponad tysiąc
pozytywnych reakcji, a kilkadziesiąt osób deklaruje, że chciałoby mieć
koszulki z takimi hasłami. W komentarzach padają kolejne zamienniki
przegrywa: osoba z dysfunkcją wygrywania, osoba niewygrywonormatywna,
osoba w spektrum przegrywania. Na Wolierze wywołuje to spore
poruszenie. Proponujemy chłopakom, że gdy skończymy pracę nad książką,
pomożemy im w zaprojektowaniu wzorów na koszulki i ruszeniu z własną
marką. Są nieco przytłoczeni entuzjazmem, jaki wywołało ich nietuzinkowe
poczucie humoru, i nie dowierzają, że dałoby się na nim zarobić, ale widać,
że czują się docenieni. Muchomor jest też twórcą takich haseł, jak „raz się
przegrywa, a raz się przegrywa” czy „kutas jest od sikania, zakaz
kopulowania”, które również radzimy mu opatentować. – Monetyzacja
spierdolenia, do czego to doszło? – dziwi się. Nie razi go określenie
przegryw, choć silniej utożsamia się z goblinem. – Znaczenie przegrywu jest
obecnie rozmyte, każdy ma własną definicję. Na Wykopie roi się od
normików, którzy oznaczają tag, bo mają gorszy dzień, od roku nie uprawiali
seksu albo stracili pracę. Niedawno widziałem reklamę snickersa, w której
koleś mówi o grupie osób, z którymi jest na domówce: „Co za banda
przegrywów”. Moja sytuacja jest unikatowa, nie pasuje do takiego obrazu.
Muchomor otwarcie pisze o swojej biseksualności. Dotąd nie spotkał się z
ostracyzmem ze strony innych przegrywów, choć żarty z jego orientacji są na
porządku dziennym. Nie tylko je akceptuje, ale też uważa za dowód
zażyłości. Niektórzy zarzucają mu volcelizm, twierdząc, że gdyby chciał,
znalazłby kochanka na Grindrze, popularnej aplikacji randkowej dla osób
nieheteroseksualnych. On jednak obawia się, że dominują tam poszukiwacze
przygodnego seksu, a tym nie jest zainteresowany.
Nie ma wyśrubowanych standardów, jeśli chodzi o potencjalną partnerkę,
ale w stosunku do facetów jest hipergamiczny: podobają mu się tylko
klasyczni przystojniacy, u których, jak twierdzi, nie ma żadnych szans. Na
studiach zauroczył się kolegą z roku: – Powoli zauważałem, że czuję się
dobrze w jego towarzystwie i chciałbym poznać go bliżej. Wiedziałem
jednak, że ma dziewczynę. Po rozpadzie jednego związku szybko wszedł w
drugi, więc nie było opcji, by ujawnić się ze swoimi uczuciami. Zresztą
przez długi czas wypierałem myśl, że mogą mnie pociągać także mężczyźni.
Do dziś nie wiem, czy wolałbym być w hetero czy homoseksualnym związku,
bo całkowity brak doświadczeń utrudnia odkrywanie własnych preferencji.
Wciąż jest dla mnie abstrakcją, że można mieć jakieś upodobania seksualne.
Stosunek płciowy pod kołdrą na wersalce w pozycji misjonarskiej wydaje
mi się szaleństwem.
Toksyczność, do której chętnie się przyznaje, polega na ciągłym
powtarzaniu, że it’s over i jedyne, co pozostało osobom takim jak on, to
dążenie do podniesienia komfortu swojej wegetacji. Dba, by każdy członek
Woliery Goblinów wiedział, że nadzieja jest matką głupich i prowadzi do
rozczarowań. Wyznaje zasadę, zgodnie z którą osoba, która (pozornie)
wyszła z przegrywu, tak naprawdę nigdy w nim nie była. – Istnieje szansa, że
któryś z nas pozna kobietę, która przyjmie dar w postaci jego spierdolenia,
ale jest bardzo niewielka. Tak niewielka, że niewarta wysiłku, jaki trzeba by
włożyć w pogoń za nią. Jeśli jesteś starym prawiczkiem,
najprawdopodobniej umrzesz jako stary prawiczek. Jeżeli dobiegasz
trzydziestki i dotąd żadna cię nie chciała, choć nigdy wcześniej nie byłeś tak
bardzo w tyle pod względem doświadczeń, nie licz, że to się zmieni. Nawet
jak poznasz dziewczynę, to gdy powiesz jej, że nigdy nie byłeś na randce,
ucieknie z krzykiem. A kłamanie nic nie da, bo przecież to widać od razu.
Sam nie wyobrażam sobie związku z rówieśniczką, bo takie mają już kilka
relacji na koncie i nie szukają spierdona, którego trzeba prowadzić za rękę.
Ma 176 centymetrów wzrostu i waży nieco ponad 50 kilogramów. W
nieśmiertelnym sporze o to, czy ważniejsza jest twarz czy wzrost, optuje za
tym drugim. – To jedna z najstarszych tradycji młynarstwa [młynarz to ktoś,
kto umyślnie sieje ferment – przyp. red.]. Temat, który zawsze rozkręca
towarzystwo. Łysi mówią, że najważniejsze są mocne, zdrowe włosy. Niscy,
że wzrost, a brzydcy, że morda – tłumaczy. Chciałby być wyższy i trochę
przytyć, ale w pełni akceptuje swój wygląd. Ma zapadnięte policzki (tzw.
hollow cheeks, o których marzy wielu inceli), jasne, gęste włosy i
intensywnie niebieskie oczy. Nosi okulary w czarnych, prostokątnych
oprawkach, które dodają mu powagi, ale wciąż wygląda jak
dwudziestolatek.
Mieszka z rodzicami w zachodniopomorskiej wsi, dwadzieścia
kilometrów od najbliższego miasta. Nie mają gospodarstwa rolnego ani
hodowli zwierząt, ale obowiązków domowych mu nie brakuje – odpowiada
za sprzątanie całego domu, pranie i zmywanie, koszenie trawy wiosną i
latem, zimą odśnieżanie i rąbanie drewna. Gotuje razem z mamą, ale sam też
radzi sobie w kuchni. Wolny czas dzieli między sen, gry komputerowe i
czytanie. Czyta przynajmniej dwie książki w miesiącu, głównie klasykę
literatury pięknej.
Jak wielu naszych rozmówców, jest ortodoksyjnym antynatalistą. Uważa,
że w przypadku ciąży aborcja to jedyne etyczne rozwiązanie. Nie mógłby
związać się z dziewczyną, która nie podziela jego spojrzenia na kwestię
reprodukcji. W tej sprawie odmawia kompromisów. Co do urody, chciałby,
by była na podobnym do niego poziomie atrakcyjności. – Nie będę obniżał
standardów do minimum i pajacował, by jakaś loszka łaskawie zwróciła na
mnie uwagę, i to tylko dlatego, że większość ma wymagania i ego wyjebane
w kosmos. Spermiarze mówią jej, że jest piękna, bo nie mają godności i
zrobią wszystko, żeby zaruchać, a ona w to wierzy i szuka faceta, który jest
w kanonie, nawet jeśli sama znacząco od niego odstaje. Na tym polega
hipergamia, napędzana przez aplikacje randkowe. Kobieta może sprzedawać
swoje bąki zamknięte w słoiku na OnlyFans i zawsze znajdzie się kupiec, nie
mówiąc o zdjęciach stóp i innych części ciała, niekoniecznie intymnych. Nie
musi być atrakcyjna, wystarczy, że jest. Szanuję pracę tradycyjnych sex
workerek, ale takie wykorzystywanie męskiej desperacji, by mieć łatwy
zarobek, to kurewstwo. Przeciętnie wyglądający facet ma stawać na głowie,
żeby zasłużyć na randkę. I jeszcze za nią zapłacić. A jak mu się nie udaje, to
znaczy, że robi za mało i powinien bardziej się postarać.

Od chanów po Discord
Podróżując po incelosferze, wielokrotnie czytałyśmy, głównie na Wykopie,
że traktujemy jej użytkowników jak zwierzęta w zoo. My czułyśmy się jak
antropolożki odwiedzające obcą, daleką krainę. Wiedziałyśmy, że nie
jesteśmy tam, by podważać jej kulturę i obyczaje, nawet jeśli uznajemy je za
niedorzeczne czy nawet krzywdzące. Ale łatwo nie było i dziesiątki razy
wdałyśmy się w mniej lub bardziej zajadłą dyskusję. Nie kryłyśmy własnych
poglądów – nasi rozmówcy i tak je znali, wystarczyło wpisać nasze
nazwiska w wyszukiwarkę Google.
Uczyłyśmy się też języka mieszkańców. Po kilku miesiącach dość płynnie
posługiwałyśmy się chanmową, operując coraz to dziwniejszymi słowami:
jak dziadek, dupokanapka czy podwiek. Chanmowa to slang, jakim posługują
się między innymi incele, i jak wskazuje nazwa, zrodziła się na chanach.
Poza nimi występuje w nieco zmodyfikowanych wersjach. O ile na Wykopie
seks często określa się peklowaniem, o tyle na chanach przeczytamy raczej o
sraniu, ewentualnie pisiorku into cipuszka. Część tych pojęć jest dziełem
moderacji Karachana. Moderatorzy ustawiają filtry, które automatycznie
zmieniają wyrazy wpisywane przez użytkowników: z koronawirusa robią
katarek, ze studenta defekenta, z wielokropka hasło „rucham psa jak sra” (a
jako że słowa związane z seksem zmieniane są na dotyczące wydalania, w
ostatecznej formie „sram psa jak sra”).
Dziadek to inaczej troll. Dziadkowanie polega więc na umyślnym
antagonizowaniu, prowokowaniu lub obrażaniu innych osób poprzez
publikowanie kontrowersyjnych treści. Termin pochodzi z komiksu Przygody
profesora w Auschwitz, internetowej serii obrazków, których bohaterem jest
Władysław Bartoszewski. To charakterystyczne dla kultury chanowej
uderzenie w powszechnie uznawany autorytet, nastawione na wzbudzenie
emocji: tytułowy profesor o twarzy wesołego staruszka współpracuje ze
strażnikami, donosząc na Żydów, dzięki czemu jego pobyt w obozie jest lekki
i przyjemny.
Dupokanapka, z angielskiego assburger, to osoba będąca w spektrum
autyzmu lub mająca cechy z nim kojarzone, jak poczucie odmienności i
nieprzystosowania, problemy w komunikacji i nawiązywaniu relacji,
skłonność do izolowania się od przytłaczającego świata zewnętrznego. To
definicja słownikowa, w polskiej incelosferze dupokanapką nazywa się nie
osobę, ale zainteresowania, które stosunkowo często występują u osób z
autyzmem, bo wymagają skupienia na powtarzalnych czynnościach i nie
wiążą się z koniecznością interakcji – jak składanie klocków Lego czy
modeli samolotów. Wielu naszych rozmówców, w tym Muchomor,
rozpoznaje u siebie cechy charakterystyczne dla spektrum, ale mało kto ma
oficjalną diagnozę. W incelosferze autyzm jest czymś nie tylko
akceptowanym, ale i pożądanym i działa jak legitymacja kombatancka.
Wystarczy nią pomachać, by wzbudzić uznanie wszystkich wokół.
Nastolatkowie określający się jako przegrywi nazywani bywają
podwiekami, co ma nieco pogardliwy wydźwięk. W tym słowie zawiera się
niezgoda na to, by każdego, kto ma chwilowy problem w nawiązywaniu
relacji z kobietami, uznawać za autentycznego reprezentanta życiowego
przegrywu. Uchodzi to wręcz za zawłaszczenie kulturowe, uderzające w
osoby, które nie mają perspektyw na zmianę swojej sytuacji. Jednak
pierwotnie na tagu #przegryw nie wymagano życia w mimowolnym
celibacie, a tym bardziej bycia prawiczkiem. A potem zaczęły się czystki,
dokręcanie śruby i zawężanie definicji. Największym uznaniem cieszyły się
osoby, których sytuacja była najtrudniejsza, oraz te, które nie mówiły całej
prawdy na temat swojego życia prywatnego, za to potrafiły budzić
kontrowersje.
Muchomor należy do wolierowej starszyzny, a za swoje największe
osiągnięcie uważa pozycję, jaką zajmuje w przegrywosferze. Był kluczową
postacią w procesie migracji przegrywów z Wykopu na Discord, który
rozpoczął się w 2018 roku. Przekonywał innych, że tag #przegryw został
przejęty przez trolli, podwieków i normików, którzy „udają inceli, choć
ruchają”. Przejście na zamknięte serwery miało ich odsiać, co się częściowo
udało.

Pierwszy był Carat, serwer, na który przyjmowano wszystkich chętnych, bez


weryfikacji.
– Skończyło się represjonowaniem manletów i rozpadem, którego
podłożem był konflikt dotyczący tego, czy ważniejsza jest morda czy wzrost.
Ci, którzy twierdzili, że to drugie, byli wyśmiewani i uciszani za głoszenie
herezji – tłumaczy Goblinus, przyznając, że jako jeden z moderatorów
serwera brał udział w owych prześladowaniach.
W połowie 2018 roku Muchomor założył Stulejowy Las – zamknięty
serwer na Discordzie, który swego czasu cieszył się największą
popularnością wśród migrantów z Wykopu. Prowadził głosową weryfikację
dla nowych członków, której celem było sprawdzenie, czy za którymś z
awatarów nie kryje się kobieta. Ten, kto nie odezwał się podczas rozmowy
grupowej, był usuwany. Po pół roku tarcia między użytkownikami
doprowadziły do zmiany władzy. Odtąd przechodziła z rąk do rąk, bo nikt
nie potrafił zapanować nad zbieraniną, w której nie brakowało trolli. Kilka
miesięcy później Muchomor powołał do życia Bractwo Spierdolenia. Tym
razem spisał konstytucję i dbał, by była przestrzegana. Przez serwer
przewinęło się kilkadziesiąt osób, stałych członków było kilkunastu. Część
wylatywała za sagowanie, czyli brak aktywności, inni za mizoginię, która
była akceptowana tylko do pewnego stopnia. Muchomor nie potrafi
wyjaśnić, gdzie leżała granica, za której przekroczenie groziła banicja, ale
zapewnia, że obrażanie kobiet jako ogółu wiązało się z natychmiastowym
banem. Użytkownicy zajmowali się głównie wzajemnym utwierdzaniem w
przekonaniu, że nie warto robić nic. – Niemal od razu było widać, kto jest
kim. Jeśli jesteś jednym z nas, siedzenie przed komputerem jest twoją
główną rozrywką. Atencjusze z Wykopu, tacy jak Wykopek Bordo czy
Blackpill_RAW, którzy lansowali się na przegrywie, nie mieli interesu w
udzielaniu się w zamkniętej grupie, mającej kilkunastu czy kilkudziesięciu
członków. Takie osoby mają znajomych i kontakt z kobietami, ale udają
przegrywów dla atencji, za wszelką cenę dążąc do kontrowersji w
publicznych wpisach. Są głośni, konkurują o tytuł największego mizogina, a
potem ludzie utożsamiają ich z przegrywem. Opinia publiczna skupia się na
nich, a tacy jak my, którzy przez większość doby smrodzą na zamkniętych
serwerach, bo poza nim nie mają się do kogo odezwać, są niewidzialni.
Bractwo przetrwało trzy miesiące. W kwietniu 2019 roku Muchomor
powołał Poszukiwaczy Wygrywu, serwer dla osób najbardziej
zdeterminowanych do wyjścia z przegrywu. W ciągu kilku miesięcy udało
mu się zniwelować niedowagę, po raz pierwszy w życiu poprosił fryzjerkę o
konkretną fryzurę, a nie „to co zwykle”, zdobył prawo jazdy. Zapisał się też
do psychoterapeutki i przez pół roku co tydzień uczestniczył w sesjach. – To
było pozytywne doświadczenie. Przede wszystkim mogłem się wygadać, co
samo w sobie było ogromną ulgą. Przeciętny człowiek mówi o swoich
problemach na bieżąco: znajomym, przyjacielowi, partnerce. A ja latami
kisiłem wszystko w sobie. Może nie doświadczyłem niczego szczególnie
traumatycznego, ale trudnych emocji nazbierało się dość, bym już na
pierwszym spotkaniu wybuchnął płaczem. Kolejne sesje były spokojniejsze i
dość swobodnie opowiadałem o swoich problemach. Terapeutka nie dawała
banalnych rad rodem z Wykopu, jak „wyjdź do ludzi i zacznij biegać”, ale
uważnie słuchała i zadawała pytania tak, abym sam szukał odpowiedzi. Po
pół roku uznałem, że przerobiliśmy wszystko, co się dało. Czułem się
znacznie lżej, ale wciąż nie miałem podstawowych umiejętności
interpersonalnych i nie wiem, jak miałbym nadrobić straconą młodość, której
przecież niewiele mi już zostało.
Przerwanie terapii wiązało się z porzuceniem pozytywności (przegrywy z
Discorda nazywają tak postawę, jaką reprezentowali Poszukiwacze
Wygrywu) na rzecz blackpillowego realizmu: – Nie chciałbym zostać
wrzucony do jednego worka z ułomkami z Wykopu, którzy twierdzą, że
przegrywają, bo są o kilka centymetrów za niscy. Mnie brakuje obycia wśród
ludzi, a to można wypracować tylko poprzez socjalizację. Z tym że będąc
prawie trzydziestoletnim prawiczkiem bez znajomych, nie jestem atrakcyjny
towarzysko. Działa tu społeczny dowód słuszności. Ludzie przyjmują wobec
danej osoby taką postawę, jaką przyjmuje większość, nie zastanawiając się,
czy jest słuszna. A w tym przypadku większość uznała, że nie nadaję się ani
do związku, ani przyjaźni, ani w ogóle bliższej znajomości. To nie jest coś,
co można wyleczyć. Mogę co najwyżej pójść na terapię pusią lub kutasem, a
najlepiej jednym i drugim.

Spierdolenie: początek
Muchomor często podkreśla, że ma chłopskie pochodzenie. Dziadek ze
strony ojca był rolnikiem, babcia zajmowała się domem i dziećmi. Rodzice
matki pracowali w PGR-ach.
On sam wychował się w skromnych warunkach. Na jedzenie i rachunki nie
brakowało, ale już aparat ortodontyczny musiał sobie odpuścić i do dziś nie
wyleczył wady zgryzu. Pieniądze, które zostawały po zaspokojeniu
podstawowych potrzeb, rodzice, obydwoje pracujący fizycznie, ładowali w
budowę domu. To był projekt ich życia, spełnienie marzeń. Muchomor ma
żal, że zaniedbali jego uzębienie. Ale nie taki jak za psa, którego nie chcieli
oddać, choć dwa razy go ugryzł. Przesyła nam zdjęcia z widocznymi
bliznami na rękach. – Zrzucali odpowiedzialność na mnie, pytając, czy mają
go uśpić. Mówiłem, że nie, choć bardzo się go bałem.
Ojciec Muchomora jest wysoko funkcjonującym alkoholikiem, który w
wolnym czasie pije harnasia przed telewizorem, oglądając polskie kabarety.
Niespecjalnie angażował się w wychowanie syna. – Raczej mnie hodował,
niż wychowywał. Niczego mi nie pokazał, nie próbował zainteresować
światem, nauczyć czegoś nowego. Oceny były w porządku i to mu
wystarczyło. Obecnie nasze stosunki są poprawne, ani ciepłe, ani zimne.
Z mamą jest blisko, ale nie na tyle, by opowiedzieć jej o swoich
rozterkach egzystencjalnych, a co dopiero incelskiej tożsamości czy
orientacji seksualnej. Rodzice są konserwatywni i choć chcieliby, by znalazł
dziewczynę, znajdują pocieszenie w tym, że „chociaż chłopaka nie
przyprowadził”. – Moją relację z mamą dobrze obrazuje scena z Dnia świra.
Ja mówię o czymś ważnym, uzewnętrzniam się i oczekuję wsparcia, a ona na
to: „Zupy zjedz, dobra jest, pomidorowa”. Słucha, ale nie słyszy. Wiem, że
chce dla mnie dobrze, ale nie jest w stanie pojąć moich problemów. To od
niej przejąłem bierną postawę wobec życia. Jeśli ma zrobić coś, co sprawia
jej trudność, odkłada to w nieskończoność i nie robi wcale. Ma jedną
koleżankę, z którą utrzymuje stały kontakt, i dwie, z którymi rozmawia od
święta. Nigdy nie angażowała się w działania grupowe. Choć na wsi
możliwości są ograniczone, istnieje choćby gminny dom kultury. Powielam
ten schemat i choć zdaję sobie z tego sprawę, nie wiem, jak go przełamać.
Był cichym, nieśmiałym dzieckiem. W podstawówce miał dwóch kolegów,
których czasem odwiedzał po lekcjach, ale w większej grupie czuł się
niepewnie. Co roku odbierał świadectwo z czerwonym paskiem, czwórkę
miał tylko z WF-u. Dawał z siebie wszystko, ale nie miał predyspozycji do
sportu, zwłaszcza gier zespołowych. Przywykł do wyzwisk, jakie serwowali
mu koledzy z drużyny, gdy przez niego stracili bramkę czy punkt. Poza salą
gimnastyczną potrafił wtopić się w tłum – odpowiadała mu pozycja, która
pozwalała widzieć, pozostając niezauważonym.
Problemy z socjalizacją pojawiły się dopiero w gimnazjum. Trafił do tej
samej klasy, co większość uczniów, którzy powtarzali rok, niektórzy drugi
lub trzeci raz. Były to głównie osoby z rodzin dysfunkcyjnych, palące szlugi
za szkołą, w której nikt nie śmiał im podskoczyć. Podpuszczali młodszych,
by dokuczali wskazanym dzieciakom. – Ci bardziej cwani starali się
zaimponować starszym, wkupić się w łaski. Ja sobie jakoś radziłem, bo
byłem dość asertywny, starałem się nie okazywać słabości. Były wyzwiska,
groźby, wymuszanie pomocy w ściąganiu na sprawdzianie czy zadania
domowego, ale nikt mnie nigdy nie uderzył. Kilka razy zdarzyły się „plujki”,
czyli papierowe kulki wystrzeliwane z plastikowych słomek, przez które
kiedyś wróciłem do domu z płaczem.
Lubił spędzać czas samotnie, przed komputerem. Czuł, że z rówieśnikami
coraz mniej go łączy. – Cieszyłem się, jak była dyskoteka, bo można było
wyjść wcześniej do domu i grać w gry. A teraz widzę, że to było
spierdolenie.
Podstawówkę i gimnazjum kończył w ramach jednego zespołu szkół,
liceum wiązało się z niemal całkowitą zmianą środowiska. Rówieśnicy
rozmawiali o pierwszych randkach, pocałunkach, imprezach, a on nie miał
doświadczeń, którymi mógłby się podzielić. – Byłem bardzo zamknięty w
sobie, już wtedy widać było braki w socjalizacji. Nikogo nie znałem i nie
wiedziałem, jak to zmienić. Dopiero w trzeciej klasie zacząłem się
przełamywać, ale zanim otworzyłem się na tyle, by spróbować kogoś
poznać, była matura. Więc obiecywałem sobie, że na studiach nadrobię
zaległości.
Przez pięć lat studiował w Szczecinie, ponad czterdzieści kilometrów od
domu. Zawsze znalazł się ktoś, z kim mógł porozmawiać w przerwach
między zajęciami, dwa razy poszedł z całą grupą oblać zdany egzamin. –
Wszyscy szli, więc dołączyłem, ale przez całe studia ani razu nie zostałem
zaproszony na jakiekolwiek wydarzenie integracyjne. Tak zwane życie
studenckie toczyło się obok mnie. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to
ostatnia szansa na nawiązanie znajomości i przyswojenie sobie umiejętności
funkcjonowania w grupie. Mimo to starałem się nawiązywać kontakty, co
było łatwiejsze niż w liceum, bo z innymi studentami łączyły mnie
specyficzne zainteresowania. Nie miałem problemu z projektami grupowymi
czy pożyczeniem notatek, ale z jakiegoś powodu ludzie nie uważali mnie za
dość atrakcyjnego towarzysko, by utrzymywać kontakt poza uczelnią. Na
trzecim roku chłopak, z którym często rozmawiałem, powiedział, że na
wakacjach planuje zorganizować imprezę i da mi znać, kiedy ustali termin.
Impreza się odbyła, ale mnie nie powiadomiono.
Na czwartym roku studiów dostał pracę w zawodzie. Zarabiał marnie, ale
jego jedynym wydatkiem były bilety autobusowe, więc znaczną część pensji
odkładał. W tamtym okresie zaczął rozumieć, że pod względem doświadczeń
rówieśnicy zostawili go daleko w tyle. Próbował ich dogonić, ale dreptał w
miejscu. – Studia to był poligon doświadczalny, choć odgrywałem tylko rolę
obserwatora. Samo przebywanie w mieście i rozmowy z ludźmi z roku
uświadomiły mi, jak bardzo jestem w dupie. Przespałem ostatnią szansę na
socjalizację. Miałem 24 lata i nigdy nie byłem na randce, imprezie,
koncercie, za granicą. A najgorsze, że nie wiedziałem, jak to nadrobić. Innym
to wszystko przychodziło naturalnie. Chciałem ich naśladować, ale nie
umiałem.

Pod koniec studiów czuł się na tyle zrezygnowany, że odpuścił pisanie pracy
magisterskiej. Nie potrafił skupić się na pisaniu, a pogarszające się
perspektywy w branży, do pracy w której przygotowywał się przez pięć lat,
odbierały resztki motywacji. – Wtedy już wiedziałem, w jak marnym
położeniu się znalazłem, zarówno pod względem zawodowym, jak i relacji z
ludźmi. Poza tym nigdy nie umiałem pisać dłuższych prac, bo zwięźle
wyrażam myśli i jestem patologicznym perfekcjonistą, przez co nad każdym
zdaniem myślę godzinami.
Rok po otrzymaniu absolutorium Muchomor stracił pracę, uznał, że it’s
over, i oddał się NEET-waniu. Odtąd jest na utrzymaniu rodziców i nie stara
się tego zmienić. – Jestem całkowicie bierny. Znam tylko taką postawę
wobec życia. Nie widzę w nim sensu, nie przekonuje mnie sama idea, a na
dodatek przyszło mi żyć w chlewie obsranym gównem, perspektywy na
świecie są coraz gorsze, jakieś, kurwa, wirusy i wojny na kiju, gdzie biedni
biednieją, a bogaci się bogacą. To już lepiej gnić.
W marcu 2022 roku, po dziesięciu miesiącach niemal codziennych rozmów
tekstowych i głosowych, umawiamy się na spotkanie. Kilka dni przed naszym
przyjazdem Muchomor wycofuje się, tłumacząc, że od lat nie rozmawiał z
nikim poza krewnymi i nie jest gotowy na wyjście z domu, tym bardziej w
towarzystwie kobiet, które wiedzą o jego statusie seksualnym i znają rozmiar
penisa. – Ostatni raz spotkałem się z osobą spoza rodziny, która nie była
moją fryzjerką, w maju 2019 roku. Był to ziomek, którego poznałem na
Discordzie, również żyjący w izolacji. Nie dam rady się przemóc,
wybaczcie. A nawet gdybym się zdecydował, nie wiem, jaki powód
spotkania miałbym podać rodzicom. Miesiącami zadręczaliby mnie
pytaniami, a nie powiem im przecież, że opowiadam dziennikarkom o swoim
spierdoleniu.

Woliera Goblinów
Woliera Goblinów powstała w 2019 roku, po tym jak Muchomor usunął
oryginalne Bractwo Spierdolenia, a następnie Poszukiwaczy Wygrywu.
Trafiły na nią osoby, które znały się z tamtych serwerów i wiedziały, że
wspólnie dźwigają ciężar prawictwa: – Kiedy przegrywy zaczęli przenosić
się z otwartych forów, takich jak Wykop, na zamknięte grupy, wymieszali się
z różnej maści normikami. Nie chcieliśmy dzielić przestrzeni z ruchającymi,
bo narażało nas to na docinki, wyśmiewanie, burzyło poczucie
bezpieczeństwa – tłumaczy Goblinus, założyciel i admin Woliery, który na
Bractwie pełnił funkcję moderatora. – Nie robiliśmy rekrutacji.
Wiedzieliśmy, kto jest kim, i zapraszaliśmy tylko prawdziwych inceli. Grupa
jest zamknięta, bo obawiamy się trolli, fakeceli i wynoszenia rozmów na
Wykop.

Muchomor: Tu jest taki mentalny Czarnobyl. Normalni nie wytrzymaliby stężenia toksyny,
ale przez tyle lat, ile my tu siedzimy, można się przyzwyczaić. Ten serwer to śmietanka
spierdolenia. Najgorsi z najgorszych. Ci, którzy przetrwali sztormy i zawirowania
dziejowe. Ci odporni na toksyczność i jedzący blackpilla na śniadanie.

Goblinus: Jesteśmy grupą osób, które nigdy nie miały kontaktów z kobietami, a nie ludzi,
którzy od tygodni czy miesięcy nie uprawiali seksu, bo przez pandemię pozamykano im
kluby. A takich osób nie brakuje na tagu przegryw. Dlatego zeszliśmy do podziemi, czyli
na Discord. To jedyne miejsce, gdzie jesteśmy wśród swoich, nie narażając się na
wyśmianie czy teksty w rodzaju: „Ja od dwóch lat nie miałem dziewczyny, więc wiem, co
czujecie”.

Nazwali się goblinami, bo wiele baśni i legend opisuje je jako brzydkie,


groteskowe stwory, często żyjące w odosobnieniu, a tak właśnie postrzegają
siebie członkowie serwera. Na Wolierze panują jasne zasady. Dotyczą
między innymi rang, zwanych też rolami lub kategoriami. Każda ma swój
kolor i znaczenie, przy czym jedna osoba może mieć kilka ról, wówczas
kolor zależy od tego, która została nadana jako pierwsza. Większość
użytkowników ma nicki w kolorze zielonym, oznaczającym goblina. Kolor
fioletowy (mnich) posiada tylko trzech z nich – ci, którzy potrafią
powstrzymać się od masturbacji (na tzw. no fapie) przez co najmniej 31 dni i
nocy. Żółty, czyli opat, to administrator serwera – funkcję tę pełni Goblinus,
a jego zastępcą jest Ropuch. Specjalnie dla nas utworzona zostaje różowa
kategoria, do której przypisana jest ranga „dziennikarki”.
Goblinus

Człowiek Ptak
Patronem Woliery Goblinów jest pan Grzegorz z Kłodzka, bohater krótkiego
nagrania, które we wrześniu 2020 roku opublikował na swoim kanale
youtuber Michał Zerka. Obecnie film ma prawie 400 tysięcy wyświetleń, w
dużej mierze dzięki użytkownikom Wykopu, którzy udostępniali go,
oznaczając tag #przegryw. Wielu pisało, że historia Grzegorza przypomina
ich własną, choć są od niego znacznie młodsi. – Grześ ma na serwerze status
świętego. Prawiczek po czterdziestce, całe życie samotny, to jest poziom
wtajemniczenia Buddy – mówi nam Goblinus.
Grzegorz urodził się jako ostatni z piątki braci. Jako najmłodszy i
najdelikatniejszy był chroniony przed całym światem. Rodzice woleli, by
siedział w domu i nie narażał się na złe wpływy innych dzieci. „Wiem, że
mnie kochali. Ale nadmiar miłości może zabić” – przestrzega. Jego kontakt z
rówieśnikami był prawie zerowy, ale wtedy mu to odpowiadało. Miał swoje
zabawki i dobrze czuł się we własnym towarzystwie. Nie miał potrzeby
spędzania czasu z innymi dziećmi. Zbyt późno zorientował się, że pod
względem samodzielności, umiejętności społecznych i doświadczeń został
daleko w tyle.
Wychowywała go głównie matka, ojciec był od wymierzania kar. We
wszystkim wyręczała syna, przez co później niż rówieśnicy nauczył się
wiązać buty. Zmarła, gdy Grzegorz miał siedemnaście lat. Został sam z
wybuchowym, nieprzewidywalnym ojcem, którego interesował już tylko
alkohol. Ze strachu przed nim często sypiał na dworcach czy w parkach. Jako
osiemnastolatek próbował się zabić. Nie precyzuje, jakim sposobem, mówi
tylko, że przez otrucie. Główną przyczyną decyzji o samobójstwie były
samotność i tęsknota za tym, by mieć kogoś obok, choćby przyjaciela.
Później przy życiu trzymało go marzenie o własnej rodzinie. Z braćmi nigdy
nie miał dobrego kontaktu. Są od niego znacznie starsi, wszyscy mają żony,
dzieci, nawet wnuki.
Jedyna kobieta, jaka kiedykolwiek przejawiła wobec niego
zainteresowanie, okazała się naciągaczką. Przez kilka miesięcy utrzymywali
kontakt wyłącznie przez telefon. Wysyłała mu swoje zdjęcia, zapewniała, że
jej na nim zależy. Widzieli się tylko raz. „Dziś wiem, że to było naiwne i
głupie, ale jak człowiek jest bardzo spragniony uczuć, to łapie się
wszystkiego. Zakochałem się pierwszy raz w życiu, z takimi motylkami w
brzuchu” – mówi w nagraniu Grzegorz. Dziewczyna zaczęła żalić się na
problemy w domu i prosić o pieniądze. Wysyłał, bo wierzył, gdy mówiła, że
wkrótce się do niego wprowadzi, przygotował dla niej pokój. Umówili się,
że przyjedzie po nią do Wrocławia. Czekał tam na nią, w pokoju hotelowym,
przez trzy dni. Ze wstydem wrócił do domu i powiedział ojcu, że muszą
jeszcze poczekać. Jakiś czas później znalazł jej profil w sieci. Okazało się,
że ma chłopaka. Mniej więcej w tym samym czasie zmarł ojciec Grzegorza.
Wtedy podjął dwie kolejne próby samobójcze. Po tym jak lekarz przepisał
mu leki na depresję, próbował poznać kogoś przez Internet, zarejestrował się
na kilku portalach randkowych. Brak odzewu utwierdził go w przekonaniu,
że nigdy nie wymknie się samotności. „Istnieję, ale nie żyję” – mówi.
Zapytany przez Zerkę, czy zrezygnował z poszukiwania partnerki ze strachu
przed rozczarowaniem, odpowiada: – Przede wszystkim boję się tego, że ta
druga osoba byłaby rozczarowana mną. Nie chciałbym, żeby osoba, którą ja
pokochałem, która zechciała być ze mną, przeze mnie płakała. Myślę, że
ktokolwiek by się w moim życiu pojawił, po tygodniu by uciekł.
„Jestem w takim zaklętym kręgu. Nie idę do ludzi, bo nie umiem z nimi
być, a nie umiem z nimi być, bo do nich nie idę” – Goblinus często cytuje te
słowa Grzegorza. Z jednej strony utożsamia się z nim, z drugiej czuje
pogardę. Uważa, że spędzenie ponad czterdziestu lat w samotności, bez
miłości czy chociaż przyjaźni, jest niegodne, i on sam, przewidując, że czeka
go podobny los, zamierza zabić się koło trzydziestki.

Grzegorz: Ja sobie pomyślałem kiedyś, że jestem trochę jak ptak. Co to znaczy? Zobacz,
ptaki są wolne. Całkowicie wolne i niezależne. Mogą lecieć, gdzie chcą, robić, co chcą. Ja
też. Jestem dzisiaj tutaj, a jutro mogę być w Brazylii. Nic mnie tu nie trzyma. Ale cena tego
jest taka, że nikogo nie interesuje, czy jestem zdrowy, czy chory, czy w ogóle żyję. Jestem
człowiekiem-ptakiem. Tylko ja wiem, co jest w środku. I nikt nie widzi, kiedy wieczorem
kładę się spać i płaczę. Nieraz próbuję sobie wyobrazić, jak by to było, gdybym miał dom.
Ale jest mi coraz trudniej, bo nie mam punktu odniesienia. Nie wiem. Nieraz próbuję sobie
wyobrazić, jak by to było, gdyby, powiedzmy, moja dziewczyna ze mną mieszkała. O czym
byśmy rozmawiali, co byśmy robili? Nie wiem, nie mam pojęcia.

Klątwa
Czekamy na korytarzu zamkniętego oddziału szpitala psychiatrycznego. Karol
nie może samodzielnie opuszczać budynku, ale dostaje pozwolenie na spacer
w naszym towarzystwie.
Tak przywykłyśmy do jego pseudonimu – Goblinus – że imię zdaje nam się
do niego nie pasować.
Jest 14 maja 2022 roku. Karol trafił do szpitala trzy tygodnie wcześniej,
po kolejnym kryzysie psychicznym. Od naszej pierwszej rozmowy minęło
dwanaście miesięcy i dziesięć dni, ale widzimy się po raz pierwszy. Na
zdjęciach, które nam przesłał, zdawał się drobniejszy, węższy w ramionach i
barkach. Ma 24 lata, 177 centymetrów wzrostu, szczupłą sylwetkę z lekko
odstającym brzuszkiem, gęste, ciemnobrązowe włosy, szeroki nos i lekko
odstające uszy. Przedramiona pokrywają dość głębokie, jasne blizny. Kiedyś
wrzucił na Wykop zdjęcie swoich świeżo pociętych rąk z cytatem o śmierci.
Moderacja usunęła wpis w ciągu trzydziestu sekund. Po tygodniu, około
północy, do jego drzwi zapukali policjanci. – Oznajmili, że dostali
zgłoszenie o moich samobójczych zamiarach i musimy poczekać na karetkę,
która jest w drodze. Pokazałem zagojoną rękę. Kazali mi pisemnie
zaświadczyć, że nie wyrażam zgody na hospitalizację i że nie zamierzam się
zabić. Po kilkunastu minutach odjechali.
Obejmujemy się na powitanie i wręczamy mu ciasto z kremem z kaszy
jaglanej i masła orzechowego, które chłopak Herzyk upiekł dzień wcześniej.
Jest niskokaloryczne – Karol prosił, byśmy nie przynosiły mu słodyczy, bo
chciałby skorzystać z pobytu w szpitalu, by zrzucić parę kilogramów. Robi
też przerwę od masturbacji: jeśli wytrzyma 31 dni, na Wolierze Goblinów
otrzyma rangę mnich.
Jest założycielem i administratorem serwera, a także twórcą pojęcia
klątwa goblina. Mają się na nią składać różne czynniki, występujące w
rozmaitych proporcjach i konfiguracjach – kiepski wygląd, ale też zaburzenia
psychiczne, introwertyzm, spektrum autyzmu, dysfunkcyjna rodzina czy
doświadczenie bycia gnębionym w szkole i odrzucenia przez rówieśników.
To alternatywa wobec ortodoksyjnego blackpillu, który koncentruje się na
kwestiach fizycznych.

Karol: It’s over, jeśli jesteś zbyt brzydki, by przyciągnąć kobietę wyglądem i zbyt zjebany,
by nadrobić to charakterem. Mówię o klątwie, bo poza nielicznymi, skrajnymi
przypadkami, na przykład gdy ktoś rodzi się z deformacją twarzy, trudno dokładnie
określić źródła incelstwa czy gobliństwa. To wiele nakładających się na siebie problemów
i trzeba mieć prawdziwego pecha, by skończyć jako jeden z nas. Ludzie sobie jakoś radzą:
brzydcy, niscy, biedni. Wszyscy, tylko nie my. Dlaczego? Blackpill nie odpowiada na to
pytanie. Stąd idea klątwy, choć oczywiście nikt z nas nie wierzy w żadne czary-mary. Ale
jakoś musimy sobie tłumaczyć własne położenie.

Potwierdzeniem teorii o klątwie jest według niego fakt, że choć wyglądem


nieznacznie różni się od swoich dwóch o kilkanaście lat starszych braci, ci
nigdy nie mieli problemów z dziewczynami, a od wielu lat mają żony i
dzieci. Pokazuje nam zdjęcie, na którym wszyscy trzej stoją przodem do
obiektywu. Podobieństwo jest uderzające, wzrost niemal identyczny.
Gdy wspominamy o badaniach na temat inceli, które czytałyśmy, Karol
rozgląda się dookoła, zaniepokojony, że ktoś mógłby nas usłyszeć i powiązać
go ze społecznością. – Inni pacjenci i tak się już zorientowali, że coś jest ze
mną nie tak. To znaczy bardziej niż z pozostałymi. Śmieją się, że „młody nie
pije, nie pali i nie rucha”, choć o tym ostatnim im nie wspominałem.
Zakumplowałem się tu z paroma emerytami, pod względem mentalnym
jesteśmy rówieśnikami. Raz zapytali, czy mam dziewczynę. Skłamałem, że
rzuciła mnie w zeszłym roku. Wstydziłem się. Tutaj co jeden to bardziej
odklejony, ale na terapii grupowej wiodącym tematem są związki, a co
niektórzy ruchają się po kątach. Incel nawet wśród czubków uchodzi za
odklejeńca. Weź tu się przyznaj, że nigdy za rękę nie trzymałeś. Ludzie w
psychiatryku rozmawiają głównie o relacjach. Z przyjaciółmi, partnerami,
dziećmi. Jak mają zrozumieć kogoś, kto nigdy nie był na piwie ze znajomymi,
bo ich nie ma? Dlatego tylko wśród inceli czuję się w pełni akceptowany,
choć z większością łączą mnie jedynie prawictwo i samotność.
Podobnie jak Muchomor, Goblinus zrezygnował z identyfikowania się jako
incel. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej był gotów walczyć o odzyskanie
pierwotnego znaczenia tego terminu. Wściekał się, że został przejęty przez
mizoginów, twierdząc, że osoby, które nimi nie są, ale żyją w mimowolnym
celibacie, mają do niego prawo. Po tym jak zaczęłyśmy poruszać ten temat w
swoich mediach społecznościowych i artykułach, co wywołało spór o
definicję incela, doszedł do wniosku, że to przegrana sprawa, i woli
określać się jako przegryw i goblin. Jednak nie zgadza się z popularnym
(zwłaszcza wśród osób o lewicowych i liberalnych poglądach)
twierdzeniem, że tym, co uniemożliwia incelom nawiązanie relacji z
kobietami, jest mizoginia czy skłonność do agresji. – A wręcz przeciwnie –
przekonuje. – Przeciętny incel to galareta, niezdolna do przemocy. Media o
tym nie piszą, bo co to za news, że trzydziestoletni facet nigdy za rękę nie
trzymał? Rzeczywistość jest nudna i depresyjna. My możemy sobie co
najwyżej posmrodzić w Internecie, bo poza nim jesteśmy pizdami,
budzącymi raczej politowanie niż strach. Kobiety narzekają na
przemocowych mężczyzn, ale mają zakodowany patriarchalny wzorzec
samca, który jest dominujący, porywczy, zawsze stawia na swoim. Innych
może napierdalać, ale dla wybranki będzie dobry i miły. A potem granica się
przesuwa. Ona jest poniewierana, ale i tak czuje, że to jest „prawdziwy
facet”. Dziewczyny tkwią w takich związkach latami i cierpią, później żalą
się na „toksyczne relacje” i myślą, że wszyscy mężczyźni tacy są. Ale nie
zwrócą uwagi na takie sieroty jak my, bo ktoś taki nie jest w stanie wzbudzić
kobiecego pożądania. Ten paradoks wywołuje w incelach złość, bo z jednej
strony słyszą, że kobiety ich nie chcą, bo są mizoginami, a z drugiej widzą,
że realni przemocowcy nie mają problemu ze znalezieniem partnerki.
Dosłownie kilka dni temu pokłóciłem się z innym pacjentem, pod względem
fizycznym nawet mniej atrakcyjnym ode mnie, który wyśmiewał twierdzenie,
że można zgwałcić swoją partnerkę czy żonę. Wkurzyłem się, powiedziałem,
że wymuszenie to wymuszenie, trauma jest taka sama. Niby się ze mną
zgodził, ale raczej dla świętego spokoju. Oczywiście ma dziewczynę.
Spacerujemy od ławki do ławki, przysiadając i głaszcząc szpitalne koty.
Karol uprzedził nas, że poza Internetem jest przymułem, który nie potrafi
podtrzymać rozmowy, jeśli nie dotyczy spierdolenia. Idzie nam jednak
zaskakująco gładko, choć głównymi tematami są filmy, które ostatnio
widzieliśmy, jedzenie (wegańskie ciasto bardzo mu smakuje) i książki.
Dzielimy się wrażeniami z lektury wszystkich części serii 365 dni Blanki
Lipińskiej, wspólnie żartując z najbardziej absurdalnych fragmentów. Tylko
od czasu do czasu zahaczamy o spierdolenie, rzucając hasłami, które
zrozumieliby jedynie stali bywalcy tagu #przegryw lub fani Uniwersum
Szkolnej 17.

W Choroszczy
Chyba każdy rejon w Polsce posiada w swoim lokalnym języku synonim
słowa „psychiatryk”, będący nazwą miasta lub ulicy, na której znajduje się
najbliższa lub najbardziej znana placówka. Na Podkarpaciu jest to Jarosław,
w Jarosławiu mówi się: „Uważaj, bo skończysz na Kościuszki”. Kraków ma
swoje „w Kobierzynie”, na Pomorzu straszy się Kocborowem. W
przegrywosferze upowszechniło się określenie „w Choroszczy”. Publiczny
zakład psychiatryczny w Choroszczy zawdzięcza swą ogólnopolską
popularność (choć ograniczoną do bardzo specyficznych zakamarków
Internetu) twórcom Uniwersum Szkolnej 17. Pod tym adresem mieszka
Krzysztof Kononowicz, kandydat na prezydenta Białegostoku w wyborach z
2007 roku.

Po śmierci swojej matki i brata w 2012 roku Kononowicz odziedziczył


drewniany dom na Podlasiu, który w krótkim czasie zamienił w melinę.
Uniwersum tworzą postaci, miejsca i zdarzenia związane z jego
działalnością w sieci, a oficjalną datą powstania jest 7 listopada 2006 roku,
kiedy to na YouTubie pojawił się spot wyborczy wyprodukowany przez
studio TV Jard. Dzień ten jest przez miłośników Szkolnej 17 nazywany
Wielkim Wybuchem, a główny bohater Prezydentem, Wielkim Knurem,
Niżarłakiem czy Fekalnym Yeti.
Gdy Kononowicz stracił wszystkie zasiłki pobierane przez bliskich,
popadł w nędzę. Wtedy pojawili się wokół niego „opiekunowie”, w
Uniwersum znani jako „redaktorzy”. Postanowili zarobić na tragedii
uzależnionego od alkoholu, samotnego mężczyzny.
Zaczęło się sprowadzanie lokatorów, mających wykonywać prace
domowe i występować na streamach. Byli to głównie bezrobotni alkoholicy.
Widzowie wpłacali „donejty”, by móc oglądać, jak pijani ludzie zataczają
się, szczają i rzygają pod siebie, wyzywają wzajemnie, biją. Część
zarobionych w ten sposób pieniędzy „opiekunowie” przeznaczali na alkohol
dla Kononowicza i reszty ekipy – tak by ciągle byli pijani, upadlali się i tym
samym przynosili zyski.
Do kluczowych postaci Uniwersum należeli Jan Łoś i Major Suchodolski.
Łoś zmarł w 2020 roku. Miał 50 lat. Suchodolski odszedł w 2023 roku, w
wieku 49 lat. W obydwu przypadkach do śmierci doprowadziło uzależnienie.
Sprawą Szkolnej 17 zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich, podkreślając,
że ludzie, których widać na streamach, nie są świadomi sytuacji, w jakiej się
znajdują. „Opiekunowie” zarabiają na treściach urągających ludzkiej
godności, znieważających i poniżających człowieka życiowo niezaradnego.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wszczęła postępowanie wyjaśniające,
zaangażowały się też prokuratura, Centralne Biuro Zwalczania
Cyberprzestępczości i centrala YouTube’a.
Poczynania Kononowicza i jego towarzyszy od początku stanowiły istotny
element kultury przegrywów, którzy widzą w bohaterach postaci tragiczne:
nieszczęśliwe, samotne, wyśmiewane i odtrącane ze względu na swoje
liczne ułomności. Powstała nawet wyspecjalizowana w Uniwersum odmiana
Wikipedii – Kononopedia. Pod hasłem „degrengolada” czytamy:
„Bohaterowie Szkolnej zaczynają żyć ze sławy. Pieniądze z JuTuby i lajtów
pozwalają im na zarabianie na publikowanych treściach. Biedna, ale szczera
Szkolna zmienia się w zepsute miejsce. Wożenie się taksówkami, kebaby i
palenie cameli zastępują żebranie o węgiel, paczki i konserwy. Bezdomny
potrafi licytować się z bezrobotnym, który z nich ma więcej pieniędzy.
Dookoła Uniwersum krążą redaktorzy, chcący ogrzać się w menelskim
świetle sławy i uszczknąć dla siebie choć kawałek tortu. (...) Wraz z wagą
niedoszłego prezydenta wzrasta jego nibembeństwo oraz mitomania. Znika
dodawanie przymiotnika «Boży» do każdej konserwy i bochenka chleba.
Członkowie Uniwersum żrą, piją i srają pod siebie, czyniąc z tego powód do
dumy”.

Nieobecność
Narodziny Karola były dla jego matki impulsem, by po niespełna piętnastu
latach odejść od męża. Kiedyś był zdolnym i rozchwytywanym stolarzem,
później bezrobotnym alkoholikiem, którego utrzymywała z pensji
ekspedientki w sklepie spożywczym. Nie chciała, by również najmłodszy syn
dorastał w cieniu uzależnienia, trawiącego całą rodzinę. Po rozwodzie
ojciec Karola popadł w kryzys bezdomności. Chłopak widział go pięć, może
sześć razy w życiu: – To były przypadkowe spotkania. Zwykle prosił, żebym
poratował go paroma złotymi, wymienialiśmy kilka niezręcznych zdań i na
tym interakcja się kończyła – mówi. Jego bracia mieli z ojcem nieco bliższą
relację. Wspominają, że regularnie robił awantury i sprzedawał wynoszone
nocami przedmioty, by kupić niskiej jakości alkohol, ale nigdy nie dopuścił
się fizycznej przemocy. Po tym jak wylądował na ulicy, od czasu do czasu
kupowali mu jedzenie. Kiedy dorośli i wynajęli samodzielne mieszkania, raz
na kilka miesięcy odwiedzał ich, by wziąć prysznic.
Karol miał trzy lata, gdy jego matka ponownie wyszła za mąż. – Ojczym
nie jest złym człowiekiem, ale nie udało nam się stworzyć więzi. Nie
okazywał mi wiele zainteresowania, a jeśli już wyrażał emocje, to raczej
negatywne, głównie złość. Funkcjonowaliśmy w stanie zimnej wojny. Nie
było między nami otwartej wrogości, nigdy fizycznej przemocy, ale nie było
też sympatii, o bliskości nie wspominając.
Nie pamięta, by rodzice – bo tak nazywa mamę i jej drugiego męża –
utrzymywali jakiekolwiek kontakty towarzyskie. Większość wolnego czasu
spędzali przed telewizorem. Nigdy nie zabrali dzieci do kina, kawiarni czy
na wakacje. Tylko raz byli razem w zoo. Nie niepokoiło ich, że chłopak nie
ma znajomych i codziennie po szkole zamyka się w swoim pokoju,
pochłaniając kolejne książki. Cieszyli się, że unika kłopotów.

Karol: Z mamą byłem blisko. Wspólnie rozwiązywaliśmy krzyżówki, dzieliliśmy się


przemyśleniami. Chętnie słuchała o wszystkim, co przeczytałem. Ojczym ciężko pracował
w kopalni, a w wolnym czasie wolał pić piwo przed telewizorem, niż ze mną porozmawiać.
Byliśmy odcięci od świata zewnętrznego, niezdolni wyobrazić sobie innego życia. Można
powiedzieć, że odziedziczyłem po nich goblinizm.

Zawsze był nieśmiały i wycofany, a do tego bardzo samokrytyczny. Już w


przedszkolu, gdy inni łączyli się w mniejsze i większe grupy, on trzymał się
na uboczu. W szkole podstawowej uchodził za wybitnego ucznia, co
tworzyło dodatkową barierę między nim a rówieśnikami. Co roku odbierał
świadectwo z czerwonym paskiem, egzamin szóstoklasisty zdał na 100
procent. Bywało, że koleżanki i koledzy ze szkoły bawili się na podwórku w
pobliżu jego bloku. Czasem dzwonili domofonem, pytali, czy chce do nich
dołączyć. Wychodził na klatkę, zamieniał z nimi kilkanaście zdań, ale po
chwili wracał do swojego pokoju. – Byłem jak pies na łańcuchu, z tym że
łańcuch miałem w głowie. Nie pojmowałem idei spędzania wolnego czasu
poza domem. Nauka była wyczerpująca, ale miała jasno określone cel i kroki
do jego osiągnięcia. Wiedziałem, że im więcej będę się uczył, tym lepsze
dostanę oceny. Często grałem w szkolnych przedstawieniach. Mając
wyuczone kwestie, byłem spokojny i pewny siebie. Zgarniałem za to
dodatkowe szóstki. A relacje? Tu nie ma scenariusza, trzeba improwizować.
To mnie przerastało.
Gimnazjum: nowe środowisko, zaledwie kilka znajomych twarzy. I szkolny
łobuz, który kilka razy nie zdał do następnej klasy i wykorzystywał pozycję
starszaka, by gnębić innych uczniów. – Nigdy nie zapomnę, jak pociął mi
plecak, rzucał nim po korytarzu i zostawił w koszu na śmieci. W plecaku
była puszka z napojem gazowanym, która wybuchła, zalewając korytarz.
Woźna złapała mnie za ucho, zrugała i kazała umyć podłogę. Nie zrobiłem
tego, ale i tak czułem się upokorzony. Nawet bardziej, niż kiedy ten sam
chłopak okładał mnie po twarzy i kopał, ku uciesze pozostałych. Stałem ze
spuszczoną głową i czekałem, aż skończy.
Mama Karola wielokrotnie prosiła dyrekcję i wychowawczynię o
wsparcie dla syna. Raz wysłano go do szkolnego psychologa. Zadał parę
pytań, wysłuchał odpowiedzi, po czym stwierdził, że nie potrafi mu pomóc.
Szkoła uznała sprawę za załatwioną. – Mama zapisała mnie więc do poradni
psychologicznej. Kazali mi rysować kółka i inne pierdoły, bez jakiejkolwiek
pogłębionej rozmowy. Psychiatra, do którego poszedłem, mając 14 lat,
stwierdził, że „to taki wiek” i że z tego wyrosnę. Inny wypisał lek na
depresję. A ja nie miałem depresji, tylko lęki.
Gdy po raz kolejny został pobity, szkoła zawiadomiła policję. Sprawa
skończyła się w sądzie, który uznał oprawcę za winnego znęcania nad
młodszymi uczniami i zadecydował o umieszczeniu go w zakładzie
poprawczym. Odtąd Karol nie był bity, ale wyzwiska ze strony rówieśników
nie ustały. Śmiano się z jego dużych zębów, odstających uszu. – Wcześniej
nie miałem kompleksów na tle wyglądu. Przez docinki moja samoocena
poszybowała w dół. Wybierałem ciuchy, które oddawały to, jak się czułem:
szare i workowate. Więc do repertuaru obelg doszły te dotyczące moich
ubrań.
Już w pierwszej klasie Karol zaczął opuszczać lekcje. Wagary spędzał na
strychu, gdzie sąsiedzi suszyli pranie. Czytał wszystko, co wpadło mu w ręce
– godzinami przeczesywał miejskie biblioteki i stragany z książkami po kilka
złotych. Pochłaniał kryminały Johna Grishama i Michaela Connelly’ego,
dość niszowe dramaty Szaniawskiego, Księgę Mormona czy Pismo Święte w
Przekładzie Nowego Świata, czyli Biblię Świadków Jehowy. Tę katolicką
przeczytał już w podstawówce. Zawsze interesował się religiami, choć do
wszystkich podchodził krytycznie.

Karol: Wciąż miałem dobre oceny i opinię wybitnego ucznia, więc początkowo
nauczyciele przymykali oko na nieobecności. Najczęściej opuszczałem lekcje polskiego,
bo straciłem zdolność czytania na głos i gdy przychodziła moja kolej, jąkałem się,
bełkotałem, myliłem słowa. Wiedziałem, że każde moje potknięcie wywoła rechot i
złośliwe komentarze ze strony klasy. Wstydziłem się sam siebie. Kilka miesięcy przed
ukończeniem gimnazjum byłem w tak złym stanie psychicznym, że dyrekcja zgodziła się,
żebym zaliczył przedmioty w trybie indywidualnym.
Udało nam się porozmawiać z mamą Karola. Nie miał nic przeciwko temu,
bo mówił jej o swojej przynależności do społeczności inceli, o nas i
powstającej książce. Podczas dwugodzinnej rozmowy telefonicznej
opowiedziała nam o jego zmaganiach z fobią społeczną i łączącej ich
zażyłości.

Mama Karola: Zapisał się do technikum, ale na początku drugiej klasy lęki się nasiliły i
znów przestał wychodzić z domu. Przez pół roku nauczyciele przyjeżdżali do niego. Gdy
poczuł się trochę lepiej, namówiłam go, by wrócił do szkoły. Wyprosiłam u dyrekcji, żeby
choć przez kilka miesięcy mógł uczyć się w trybie indywidualnym, ale w szkolnej sali.
Myślałam, że stopniowo oswoi się z przebywaniem wśród ludzi. Poza tym tak było
wygodniej dla nauczycieli, którzy wcześniej musieli dojeżdżać do nas. Ustalono mu taki
plan zajęć, że w ciągu dnia miał nawet kilka godzinnych przerw. Wyrzucano go wtedy z
klasy na korytarz, a on bał się zgiełku panującego na przerwach, więc spędzał je na
cmentarzu niedaleko szkoły. Chodziłam, prosiłam, żeby pozwolili mu przynajmniej
zostawać w sali. Wiedzą panie, z jakimi szyderczymi uśmiechami i komentarzami musiałam
się mierzyć? Gdy opowiedziałam szkolnej pedagog o lękach Karola, usłyszałam: „A mnie
głowa boli i jakoś muszę do pracy chodzić”.
Karol miał coraz mniej siły na naukę. Któregoś razu wychowawczyni powiedziała mu, że
jeśli tak dalej pójdzie, skończy w zawodówce. Wkurzył się i zapytał: „A dlaczego pani
obraża ludzi, którzy skończyli szkołę zawodową? Czy oni są jacyś gorsi?”. Bo Karol
zawsze traktował ludzi równo. A mnie od razu wezwano na dywanik. W końcu
odpuściłam. Umówiliśmy się, że zostanie w domu, a jak trochę wydobrzeje, zacznie drugą
klasę od nowa.

Przez kolejny rok Karol poruszał się tylko między swoim pokojem i
toaletą. Nie wychodził nawet do sklepu. Przez brak ruchu i ciągłe zajadanie
stresu ważył ponad sto kilo. Lekarze przepisywali mu leki na depresję, po
których czuł się otępiały, ale nie mniej przerażony perspektywą opuszczenia
mieszkania. Po roku, przy wsparciu mamy i asystentki z MOPS-u, zaczął się
przełamywać: najpierw wyszli razem przed blok, potem coraz dalej, aż po
wspólne zakupy. Brat pomógł mu w znalezieniu dorywczej pracy przy
wykładaniu materiałów budowlanych.
Jako osiemnastolatek po raz pierwszy trafił do szpitala psychiatrycznego. –
Był środek zimy. Jechałem autobusem i z nerwów dostałem skurczy.
Wykręciło mi szyję, potem ręce, nie mogłem się ruszyć. Wysiadłem,
położyłem się na ziemi i zadzwoniłem po karetkę. Ratownicy dali mi lek
przeciwdrgawkowy i zalecenie, bym sam wrócił do domu. Odjechali, a ja
zdążyłem tylko powiadomić o sytuacji rodziców, po czym położyłem się na
śniegu pod sklepem i dostałem drgawek, jak przy padaczce. Leżałem tak
kilka minut, zanim ktoś zadzwonił na pogotowie. Przyjechali znowu, w tym
samym czasie co rodzice. Mama zrobiła im awanturę, że zostawili mnie
samego, na mrozie. W karetce dostałem od ratownika opierdol, bo przecież
mogłem usiąść na jakiejś ławce, zamiast leżeć na ziemi i robić aferę.
Zawieźli mnie do psychiatryka. Lekarz zdiagnozował nasiloną fobię
społeczną z objawami somatycznymi. Po tygodniu spędzonym w pokoju bez
klamek, z kratami w oknach, byłem jeszcze bardziej przybity niż dotychczas.
W 2016 roku założył konto na Wykopie, chcąc krzewić ideę antynatalizmu.
Uważa, że prokreacja jest naganna moralnie w takim samym stopniu jak
zabójstwo, bo oznacza wydanie na świat i jednoczesne skazanie na liczne
cierpienia i śmierć istoty, która nie mogła wyrazić na to zgody. Lubi cytować
rumuńskiego teoretyka nihilizmu Emila Ciorana: „Byłem sam na cmentarzu
wznoszącym się ponad wioską, gdy weszła tam kobieta w ciąży. Wyszedłem
natychmiast, żeby nie musieć patrzeć z bliska na tę dostarczycielkę trupa ani
przeżuwać kontrastu między rozdętym brzuchem a zapadniętymi grobami,
między fałszywą obietnicą a kresem wszelkich obietnic”. Chciałby poddać
się wazektomii. – Zrobię to, jak tylko znajdę dziewczynę. Nie chciałbym,
żeby musiała truć się tabletkami. Ale póki co goblinizm jest skuteczną
antykoncepcją – mówi.
Na #przegryw trafił przypadkiem, przeglądając wpisy dotyczące depresji.
– Od razu wiedziałem, że jestem jednym z nich. Podziwiałem Ropucha i
Hausera, który wtedy jeszcze nie głosił mizoginistycznych poglądów. Pisali
o swojej niskiej samoocenie, odrzuceniu przez rówieśników, problemach w
domu. Mogłem się z tym utożsamić. Dlatego cieszyłem się, gdy kilka lat
później dołączyli do mojego serwera.
Na Wolierze ma opinię kakolda, bo sprzeciwia się mizoginistycznym
treściom, w dyskusjach związanych z równością płci zawsze staje po naszej
stronie i nie ukrywa, że bardzo nas lubi. W przeciwieństwie do Muchomora
nie pozwala sobie na rzucanie szmatami w stosunku do obcych kobiet z
Internetu, ale na jego wizerunku lewicowca i feministy jest jedna głęboka
rysa. Na Wykopie zyskał dużą popularność, dzieląc się wykopaliskiem
dotyczącym Euroweeku, czyli organizowanych przez jedną z dolnośląskich
fundacji tygodniowych obozów, podczas których uczniowie i uczennice szkół
podstawowych, gimnazjów i liceów uczą się języka angielskiego poprzez
bezpośredni kontakt z osobami z innych krajów. W ramach programu do
Polski przyjeżdżają obcokrajowcy z całego świata: Filipin, Ugandy czy
Indonezji. W 2018 roku do sieci trafiły zdjęcia nieletnich dziewczyn,
obejmowanych lub całowanych (w policzek) przez znacznie starszych
mężczyzn. Goblinus, poproszony o to przez innego użytkownika Wykopu,
opublikował je wraz z komentarzami z Facebooka i Instagrama, które
sugerowały, że ich bardzo młode autorki miały intymne kontakty z gośćmi z
zagranicy. Tak rozpętała się medialna afera znana jako Euroweekgate. Jako
że większość widocznych na fotografiach mężczyzn była niebiała, pociągnęło
to za sobą lawinę rasistowskich komentarzy, jak również wyzwisk
kierowanych do uczennic, uznanych za „puszczalskie”. Sprawą zajęła się
prokuratura, a niektóre szkoły zaczęły usuwać z sieci zdjęcia wiążące je z
programem. Goblinus twierdzi, że kierowała nim chęć zaistnienia na
Wykopie i oburzenie możliwym wykorzystywaniem nieletnich dziewczyn.
Śledztwo prokuratorskie nie wykazało, by podczas Euroweeku doszło do
nadużyć seksualnych, a do niego przykleiła się łatka rasisty i mizogina (dość
powiedzieć, że Piasqun i Hauser do dziś darzą go za to uznaniem).

Karol: Była to dość absurdalna sytuacja, bo nieumyślnie dałem paliwo najrozmaitszym


prawicowym szczurom, którymi gardzę, jak Marcin Rola, Matecki z PiS-u czy Ordo Iuris.
Jak się okazało, że prokuratura nie doszukała się żadnych nadużyć, to lewacy życzyli mi,
żebym został skazany i nie wypłacił się do końca życia, a prawacy nazywali „wojownikiem
o prawdę”. A ja nawet nie dodałem do tego wykopaliska żadnego komentarza, poza
lakonicznym „niepokojące doniesienia z obozów Euroweek”. Tak czy inaczej, dumny z
siebie nie jestem. Na szczęście nie dostałem wezwania na przesłuchanie, ale cała afera
kosztowała mnie sporo stresu.

W 2019 roku Karol ponownie trafił na oddział zamknięty, tym razem w


związku z natrętnymi myślami samobójczymi. Zaczął robić plany, oswajać
rodziców z myślą o swoim odejściu. Tym razem spędził w szpitalu – innym
niż poprzednio – trzy miesiące. Opuścił go w znacznie lepszym stanie,
zmotywowany do walki z lękami i depresją. Kilka miesięcy później stanął
przed komisją lekarską, która przyznała mu drugi (umiarkowany) stopień
niepełnosprawności ze względu na zaburzenia psychiczne i związane z nimi
somatyzacje. Odtąd co miesiąc dostaje rentę w wysokości dwóch tysięcy
złotych.
Pytania kwantowe
Dwa lata temu wyprowadził się od rodziców. Zamieszkał sam, w kawalerce
z zasobów komunalnych, przyznanej jego mamie na początku pierwszego
małżeństwa. Jest zakochany w swojej burej kotce, którą adoptował, by „ktoś
za nim tęsknił”. Często wysyła nam jej zdjęcia: jak pije wodę z kranu, śpi,
siedzi na lodówce.
Karol pracuje przy wynoszeniu gruzu z placów budowy. – Pod względem
materialnym niczego mi nie brakuje. Zrobiłem prawo jazdy,
wyremontowałem mieszkanie, kupiłem nowe meble, pralko-suszarkę za
cztery tysiące, odkurzacz z funkcją mycia podłóg, najnowsze PlayStation,
średniej klasy samochód. Zainwestowałem też w uzębienie: leczenie,
piaskowanie, szczoteczka soniczna. Nie wiem już, na co miałbym wydawać
pieniądze. Nigdzie nie jeżdżę, bo nie mam z kim, nie chodzę do knajp,
nowych ciuchów nie potrzebuję, bo dokąd miałbym w nich pójść. Jedyne,
czego mi brakuje, to ciepło i zainteresowanie drugiej osoby. Ktoś, kogo
mógłbym kochać, wspierać i to samo dostawać w zamian. Z kim mógłbym
zjeść obiad, pójść do papugarni albo kociej kawiarni, w której byłem kilka
razy z mamą.
Karol pragnie skromnego, ale wygodnego życia z dziewczyną, która tak jak
on wyznaje lewicowe poglądy, a co najważniejsze, jest ateistką i nie chce
mieć dzieci. Jeśli chodzi o wygląd, chciałby jedynie, by nie miała dużej
nadwagi. – Ludzie oczekują, że incel nie będzie mieć żadnych wymagań,
podczas gdy dziewczyny mają coraz bardziej wyśrubowane standardy –
mówi. Sam przez ostatnie cztery lata schudł prawie trzydzieści kilo, choć
głównie dzięki hamującym potrzebę łaknienia lekom na depresję i stany
lękowe.
Kończy zaoczne liceum, został mu tylko egzamin z matematyki. Zamierza
podejść do matury, zrobić kurs na koparkę. Chciałby też zostać
wolontariuszem w fundacji pomagającej bezdomnym kotom. Dotąd żadna nie
odpowiedziała na jego wiadomości, więc ogranicza się do wsparcia
finansowego. Od czterech lat bierze udział w prywatnej, indywidualnej
psychoterapii.

Karol: Moja terapeutka mówi, że dalszy progres wymaga zaangażowania osób trzecich,
jakiegoś wsparcia, naturalnych endorfin. Mam poukładane w głowie, dobija mnie
samotność. Ludzi poznaje się przez znajomych, na imprezach, w sieci. Ja nie mam
znajomych, co wiąże się też z niechodzeniem na imprezy. Ostatecznie zweryfikowały
mnie aplikacje randkowe, Tinder i Badoo. Przez kilka miesięcy udało mi się umówić na
jedną randkę. Zapłaciłem dziewczynie za bilet do mojego miasta. I powrotny. Jechała z
daleka, więc umówiliśmy się, że spędzimy razem cały dzień. Wszystko zaplanowałem:
restauracja, targ staroci, papugarnia. Zmyła się po paru godzinach, ledwie zdążyliśmy zjeść
śniadanie, za które oczywiście również zapłaciłem. Przebukowała bilet, mówiąc, że nie
spała w nocy i jest zmęczona. Więcej się nie odezwała. To doświadczenie mnie
zezłomowało. Nie dlatego, że nie potrafię pogodzić się z pojedynczym odrzuceniem, bo
to spotyka każdego. Gdybym zaliczył kilka nieudanych randek, zdobył chociaż koleżankę,
miał z kim popisać, dawałoby mi to jakąś nadzieję. Ale to była totalna kompromitacja. Nie
licząc tego spotkania, z dwiema lub trzema udało mi się podtrzymać rozmowę przez około
trzydzieści minut, przy czym to ja musiałem pajacować, wymyślać kolejne pytania, a
dostawałem zdawkowe odpowiedzi.

Mama Karola: Zaczęłam oglądać wywiad z paniami, w którym opowiadacie o incelach i


przegrywach. Po kilkunastu minutach wyłączyłam. Rozpłakałam się, nie dałam rady. Nie
potrafię zaakceptować, że te problemy dotyczą mojego syna. Serce mi się kraje, jak mówi,
że nigdy nie znajdzie dziewczyny, bo jest za brzydki. Powtarzam mu: Karol, jesteś
przystojnym facetem. A on, że uwierzy, jak usłyszy to od kogoś innego. Te aplikacje
randkowe zupełnie go załamały. Ja tego nigdy nie używałam, ale czytałam w Internecie, że
ludzie czasem latami szukają tam kogoś sensownego. Ale Karol mówi: mamo, tu nawet nie
chodzi o poznanie „kogoś sensownego”, ze mną się nikt nawet nie chce na kawę umówić.
Naprawdę nie wiem, czego mu brakuje. Jest inteligentny, wrażliwy, ma poczucie humoru.
O wszystkim można z nim porozmawiać. Sama chłonę od niego wiedzę o świecie. Nawet
przekonał mnie do swoich poglądów. Kiedyś byłam religijna, a teraz uważam, że religie to
najgorsze, co się ludziom przydarzyło. Ten cały antynatalizm też zaczęłam popierać. Nie
powiem, że żałuję, że urodziłam swoje dzieci, ale gdybym miała zacząć życie od nowa, już
bym się nie zdecydowała. Nie podoba mi się ten świat, nie powinniśmy powoływać na
niego kolejnych istnień.

Pół roku po swojej pierwszej i jak dotąd ostatniej randce Karol zaczął pisać
z dziewczyną poznaną na Badoo. Okazało się, że też cierpi z powodu
izolacji. Kilka lat wcześniej brała udział w wypadku komunikacyjnym, do
dziś ma niedowład nogi i wymaga leczenia. Wystarczył tydzień, by Karol
zaczął snuć fantazje o wspólnej przyszłości. Na Wolierze pisał, że opłaciłby
jej najlepszego fizjoterapeutę w mieście. Plany dotyczące swojego ślubu
zrobił już dawno temu – upatrzył nawet salę weselną. Ale po niecałych
dwóch tygodniach dziewczyna uznała, że piosenka, którą jej wysłał wraz z
melancholijnym, romantycznym fragmentem tekstu, jest banalna i tania, po
czym urwała kontakt.

Uznając, że nic innego mu nie pozostało, Karol zaczął brać narkotyki,


głównie ketaminę. Eksperymentuje też z lekami uspokajającymi. Wszystkie te
substancje zamawia przez Internet, prosto do paczkomatu. Paragony są
wystawione na rośliny i akcesoria ogrodowe. Uznał, że nie ma nic do
stracenia, a jeśli mu się poszczęści, na odwyku pozna dziewczynę, z którą
połączy go walka z nałogiem.

Karol: Ze mnie jest Człowiek Ptak, tyle że młodszy. Jak umrze moja mama, nie będę miał
już nikogo, do kogo mógłbym się odezwać. Jeśli nic się w tej kwes i nie zmieni,
pozostanie tylko sznur. Znajdą mnie po paru tygodniach, jak smród zacznie wydostawać
się z mieszkania. Nie biorę pod uwagę scenariusza, w którym jako trzydziestolatek
zapierdalam w kołchozie, żeby mieć na chleb, który da mi siłę, by kolejnego dnia znowu
zapierdalać, i tak w kółko, bez jakichkolwiek pozytywnych bodźców. To jest stan fizycznej
deprywacji, odcięcie od esencji tego, co czyni nas ludźmi, czyli relacji z innymi. Człowiek
jest jak czas, który w pustce przestaje istnieć, bo nie ma punktu odniesienia. Nie upływa,
bo względem czego miałby upływać, skoro nie ma nic? A jeśli czas nie upływa, to znaczy,
że go nie ma. Nam brakuje punktów odniesienia w postaci relacji. Nie mamy jak zaistnieć.
Normiki mówią: naucz się być sam, to będziesz szczęśliwy. A jak przyszedł lockdown to
wszystkim odpierdalało z braku interakcji. Ja potrafię być sam, ale jeśli mam spędzić tak
całe życie, to wolę odejść z godnością.

Poza nami tylko mama odwiedziła go w szpitalu. Bracia i ich żony nie
chcą słuchać o jego zaburzeniach. Mówią swoim dzieciom (Karol ma trzy
siostrzenice i bratanka), że wujek wyjechał w sprawach zawodowych, i
proszą, by nie zadawały dodatkowych pytań. – W mojej rodzinie choroba
psychiczna to hańba. Coś, o czym się nie rozmawia, a jeśli już, to z drwiną i
wzgardą. – Przykro mi, że poza mną na nikogo nie może liczyć – mówi jego
mama. – Wiedzą panie, co mi powiedziała synowa, jak ostatnio podwoziła
mnie do Karola do szpitala? Pytam, czy wejdzie ze mną, a ona: „Nie ma
mowy, bo jeszcze się głupotą zarażę”. Urodziny spędził na oddziale, nikt do
niego nawet z życzeniami nie zadzwonił. Była na sali obok pani z
alzheimerem. I ja wiem, że gdybym była na jej miejscu, to żaden syn by do
mnie nie przyszedł.
Kilka dni przed trafieniem do szpitala Karol dowiedział się, że ojczym
podczas kłótni popychał jego mamę i przymierzał się do rękoczynów (do
których ostatecznie nie doszło). Wściekły pojechał do ich mieszkania. Miał
przy sobie nóż, ale brat wyrwał mu go tuż przed przekroczeniem progu.
Karol rzucił się na ojczyma, waląc pięściami i grożąc, że zabije go, jeśli
jeszcze raz podniesie rękę na swoją żonę. W ataku furii zdemolował
korytarz, a następnie razem z mamą wrócił do swojej kawalerki. Nazajutrz
poprosił psychiatrę o skierowanie na oddział zamknięty. – Gdyby ją uderzył,
tobym go literalnie zezłomował – powie nam później.

Karol: Bracia i ich żony nie traktują mnie jak pełnoprawnego dorosłego, bo widzą, że pod
względem doświadczenia w relacjach z ludźmi zatrzymałem się w przedszkolu. Ich córki,
które nie skończyły jeszcze podstawówki, dawno mnie przegoniły. Jedna powiedziała
ostatnio, że ma chłopaka. A ja jestem tym dziwnym wujkiem, którego nikt nigdy z
dziewczyną, a nawet kolegą nie widział. Choć ostatnio zaczęło się to zmieniać. Dlaczego?
Bo powiedziałem, że mam się z wami spotkać i chcemy pójść razem na wesołe
miasteczko. Oczywiście nie wiedzą, kim jesteście i skąd się znamy. Chyba awansowałem
na osobę, która ma koleżanki.

Mama Karola: Cieszę się z tej waszej znajomości i widzę, że Karol też jest nią
podbudowany. A wiedzą panie, że ja to w kartach zobaczyłam? Przyszłam do jego
mieszkania i mówię: rozmawiasz z jakimiś dwiema dziewczynami! A wcześniej ani razu mi
o tym nie wspominał. Bo ja jestem wróżka, po swojej babci. Stawiam też pytania
kwantowe podczas medytacji. Ich celem jest wytworzenie fali możliwości i czekanie, aż
Wszechświat nam odpowie. Moje pytania dotyczą przede wszystkim Karola. Jak by to
było, gdyby znalazł sobie dziewczynę? Wierzę, że w końcu poznam odpowiedź.

Feedback loop
Problemy związane z randkowaniem przez Internet są opisywane w licznych
pracach naukowych. Badacze zauważają wzmacnianie za ich pomocą wielu
ukrytych przekonań i uprzedzeń, takich jak rasizm albo preferencja dla
najbardziej atrakcyjnych fizycznie użytkowników i użytkowniczek85. Incele
sami zwracają uwagę, że jeszcze w poprzednim pokoleniu „hipergamia była
mniejsza”. Większość ich spostrzeżeń jest związana z selektywnością kobiet,
które używają aplikacji randkowych, będąc tam w zdecydowanej
mniejszości. Zjawisko, które zaobserwowali, ma swoją nazwę – feedback
loop86. Aplikacja randkowa niejako wymusza na użytkowniczkach i
użytkownikach strategie, które z czasem robią się coraz bardziej skrajne. Im
więcej profili jest lajkowanych przez mężczyzn, tym na większą
selektywność mogą sobie pozwolić kobiety, wiedząc, że ich polubienia
najprawdopodobniej będą skutkowały sparowaniem. Jednocześnie ryzyko
związane z romantycznymi interakcjami z obcymi dla młodych kobiet jest
większe – to one częściej zgłaszają dostawanie niechcianych seksualnych
zdjęć, gróźb i wyzwisk87, co jest kolejną przyczyną ostrożniejszego
korzystania z aplikacji (albo zrezygnowania z jej używania) – i powodem dla
mężczyzn, aby masowo lajkować coraz więcej profili, dzięki czemu kobiety
mogą być coraz bardziej selektywne, i tak w kółko.

Czego pragną kobiety?


Przekonanie, że kobiety bardziej niż mężczyźni cenią zasoby potencjalnego
partnera, zostało spopularyzowane przez Davida Bussa, którego tezy
przedstawione w kultowej już książce Ewolucja pożądania88 wielu stawia
dzisiaj pod znakiem zapytania.
Według oryginalnego badania Bussa płeć odpowiadała za jedynie 2,4%
różnic w preferencjach wobec partnera lub partnerki. Oznacza to, że gdy
badano różne kultury, mężczyźni i kobiety mieli niemal identyczne
preferencje pod tym względem. Z 18 najważniejszych kryteriów dla
mężczyzn potencjał zawodowy partnerki to numer 16 z 18, a dla kobiet
potencjał zawodowy partnera to numer 15 z 18.
Tezy Bussa pod lupę wzięła interdyscyplinarna badaczka Mari Ruti89. On
przedstawiał wyniki swoich badań zrobionych na bardzo dużej próbie (około
11 tysięcy osób z 37 krajów) zupełnie inaczej, w zależności od tego, gdzie
były publikowane. W popularnonaukowej książce Ewolucja pożądania
wyolbrzymiał drobne różnice między płciami, budując na ich podstawie
narrację o skrajnie różnych wymaganiach kobiet i mężczyzn, które miałyby
wynikać z naturalnych, ukształtowanych w procesie ewolucji predyspozycji.
Jednak w artykułach naukowych, kiedy zamiast do nieobeznanej z nauką i
łasej na ciekawostki publiki zwracał się do innych naukowców, sam
przyznawał, że sprawa ma się zupełnie inaczej. Tak naprawdę mężczyźni i
kobiety z danej kultury pod względem oczekiwań wobec partnera różnili się
mniej, niż mężczyźni z innych kultur różnią się między sobą (tak samo jak
kobiety). Norval Glenn, jeden z krytyków Bussa, przeanalizował jego dane
pod względem wskaźników rozwoju danego regionu. Wnioski nie powinny
być dla nikogo zdumiewające – im bardziej rozwinięta gospodarka kraju,
tym w mniejszym stopniu kobiety i mężczyźni różnią się pod względem
preferencji co do wieku, zarobków, ambicji i skromności partnera90.
Sugeruje to poszukiwanie przyczyn tych różnic bardziej wśród czynników
kulturowych niż wśród wrodzonych, ewolucyjnych przystosowań.
Blisko powiązanym tematem jest Sex Market Theory – teoria seksualnej
ekonomii psychologów Roya Baumeistera i Kathleen Vohs z 2002 roku.
Zakłada ona, podobnie jak wszystkie teorie manosfery, że seks jest zasobem,
którym dysponują kobiety. W jej myśl można traktować „rynek seksualny”
dosłownie jak rynek – kobiety mogą zaoferować seks, a mężczyźni chcą go
dostać. Kobiety będą wstrzymywać się z wydaniem tego zasobu do czasu, aż
otrzymają coś w zamian – atencję, środki do życia, miłość, towarzystwo,
pieniądze.

Artur Król: Przede wszystkim teoria ta wychodzi z wysoce problematycznego,


ahistorycznego, sprzecznego z wiedzą psychologiczną, seksuologiczną i antropologiczną
założenia, że sam akt seksu jest mniej lub wręcz wyraźnie mniej wartościowy dla kobiet
niż dla mężczyzn. Skoro zaś kobietom miałoby na seksie zależeć mniej niż mężczyznom,
to miałyby w tym zakresie „przewagę negocjacyjną”. W zasadzie, odczytując teorię,
wprost można by zakładać, że seks dla kobiet jest całkowicie obojętny i jest tylko
narzędziem zaspokajania innych potrzeb. A to nieprawda, potrzeba seksualna jest potrzebą
uniwersalną, z wyjątkiem niewielkiej grupy osób aseksualnych, ale mówimy tu o 1–2%
całej populacji.
Ropuch

Weteran przegrywu
Krzysiek wychował się na podkarpackiej wsi liczącej niewiele ponad
ośmiuset mieszkańców, pod jednym dachem z babcią i dziadkiem, rodzicami
i o sześć lat młodszym bratem. Gmina leży w jednym z najuboższych
powiatów w Polsce, ale on sam nie doświadczył skrajnej biedy. Ojciec
pracował fizycznie, matka jako urzędniczka państwowa. – Mieliśmy co jeść,
ale rodzice często kłócili się o pieniądze. Nawet kiedy milczeli, czułem, że
martwią się, czy uda nam się związać koniec z końcem.
Dziś ma dwadzieścia sześć lat i tak jak większość naszych rozmówców
uważa, że jego los jest przesądzony. Wciąż mieszka z mamą i jej rodzicami.
Brat znalazł pracę i wyprowadził się do miasta – choć Krzysiek zapewnia,
że są sobie bliscy, niewiele wie o jego życiu prywatnym. Poza tym, że też
nigdy nie miał dziewczyny i „prawdopodobnie inceluje”. Rodzice są po
rozwodzie. Ojciec dziesięć lat temu wyjechał za granicę i od tamtej pory
widują się raz na rok, czasem rzadziej. – Nie powiedziałbym, że
kiedykolwiek mieliśmy szczególnie ciepłą relację, ale zdarzało mu się
okazać czułość, poświęcał mi sporo czasu. Nauczył mnie prostych prac
budowlanych czy obsługi narzędzi rolniczych. Czasem wybuchał i bywało,
że dostałem pasem, ale patologii u nas nie było – zapewnia. Matkę zawsze
traktował jak świętą. Wierzył, że jest nieskończenie dobra i nieomylna.
Ropuch uchodzi za weterana tagu #przegryw. Trafił tam w 2016 roku, po
tym jak przypadkiem natknął się na wpis, który zdawał się opowiadać o nim
samym. Pół roku wcześniej porzucił studia technologiczne, których nie zdołał
pogodzić z pracą w rodzinnym gospodarstwie. Czuł, że jest skazany na
życiową porażkę. Przez cztery lata dorabiał w fabryce okien i na budowach.
Od dwóch i pół roku nie pracuje zawodowo, co tłumaczy chronicznym
przygnębieniem i brakiem motywacji.

Ropuch: Jeśli wcześniej się nie zabiję, kiedyś będę musiał zacząć znów zarabiać. Od
rodziny wciąż słyszę, że powinienem wziąć się do roboty. Zwłaszcza gdy czuję się na tyle
źle, że przez cały dzień nie jestem w stanie pomóc wokół domu. Babcia lubi powtarzać, że
od piętnastego roku życia dorzucała się do rodzinnego budżetu, a w moim wieku miała
trójkę dzieci i ponad dziesięcioletni staż pracy.
Choć już jako nastolatek zauważył u siebie objawy depresji i nerwicy,
nigdy nie zgłosił się po pomoc psychiatryczną czy psychologiczną. Nie
wierzy, że leczenie mogłoby mu pomóc, bo jako brzydki manlet bez
wyższego wykształcenia, w dodatku ze wsi, i tak umrze w samotności. Lubi
powtarzać, że „lepsza jest gorzka prawda niż słodkie kłamstwo”. O swoich
problemach mówi tylko kolegom z przegrywosfery. – Rodzice by tego nie
zrozumieli, a tym bardziej dziadkowie. Mówią, że „kiedyś to żadnych
zaburzeń nie było”, „gdyby młodzi więcej pracowali, toby nie mieli
depresji”, a za najlepszy sposób pokonania wszelkich trudności uważają
modlitwę.

Pochodzi z bardzo religijnej, konserwatywnej rodziny. Do osiemnastego


roku życia chodził do kościoła co tydzień, a nawet dzień po dniu. Przez
cztery lata służył do mszy. – Na wsi nie było wielu innych rozrywek, ale
wtedy czerpałem z tego satysfakcję. To było, zanim zdałem sobie sprawę, że
świat jest skrajnie niesprawiedliwy, a ludzie wcale nie rodzą się równi.
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy pomyślałem, że Bóg nie istnieje. W mojej
wsi urodziły się bliźniaczki. Jedna zdrowa, druga niemal całkowicie
sparaliżowana. Ta pierwsza ma normalne życie, druga ledwo mówi i z
trudem porusza kończynami. Z wiekiem wątpliwości nasilały się. Dziś
jestem ateistą, nihilistą i ortodoksyjnym blackpillowcem.

Z gówna bata nie ukręcisz


Od dzieciństwa pomagał rodzinie w polu i przy obejściu: brał udział w
żniwach, sadził warzywa i owoce, kosił trawę, wywalał obornik spod
trzody, sprzątał w kurniku. Nie miał wiele czasu na zabawę z rówieśnikami.
– Jako kilkulatek zbierałem jajka spod kur czy nalewałem wody kaczkom. W
wieku gimnazjalnym rąbałem drewno, przewalałem gnój. Potem doszło do
tego przypinanie maszyny do traktora i oranie pola – wspomina. Po krótkim
zastanowieniu przywołuje też chwile dziecięcej beztroski: granie w piłkę,
pluskanie się w stawach, wyścigi rowerowe. – Raz na pół roku jeździłem do
kina. Najpierw z bratem i rodzicami, w późniejszym wieku z kolegami. To
było wielkie wydarzenie, święto niemal. Najbliższe kino znajduje się w
mieście oddalonym od mojej wsi o 50 kilometrów. Żeby dotrzeć tam
transportem publicznym, trzeba najpierw przejść 5 kilometrów do sąsiedniej
wioski, skąd jest bezpośrednie połączenie. Autobus wyjeżdża o szóstej rano,
a wraca dopiero pod wieczór, więc nie było opcji, żeby po szkole
wyskoczyć na film.
Raz na kilka lat jeździł na kolonie, które załatwiała mu ciotka z miasta.
Kierunki były dwa: góry albo Mazury. Rodzicom zależało, by zobaczył
kawałek Polski, ale Krzysiek nie był tym zachwycony. Jako jeden z niewielu
uczestników pochodził ze wsi i czuł, że odstaje. – Inni mieli telefony, a część
przenośne konsole, które widywałem tylko w gazetach. Byli tacy, którzy się
wywyższali, bo trenowali sporty walki czy koszykówkę. Śmiali się i dziwili,
gdy mówiłem, że w mojej wsi nie ma tego rodzaju możliwości.
Jako dziecko marzył, by być jak bohaterowie amerykańskich filmów
wojennych, które namiętnie oglądał, najpierw na kasetach VHS, potem na
DVD: wysoki, postawny i dzielny. Wraz z dorastaniem przyszło
rozczarowanie – już pod koniec szkoły podstawowej zorientował się, że jest
niższy od kolegów z klasy. Z roku na rok coraz gorzej czuł się w swoim ciele
– przysadzistym, dalekim od filmowego ideału. Swoją twarz określa jako
„przeciętną, jeśli nie brzydką”. Jedyne, co mu się w niej podoba, to ciemny,
gęsty zarost. Za pierwsze zarobione pieniądze wyleczył i wyprostował zęby.
Regularnie chodzi na jedyną we wsi siłownię, znajdującą się w budynku
szkolnym, wieczorami dostępną dla wszystkich mieszkańców. Stara się też
modnie ubierać. – Ale od starań nie urosnę. Moim największym kompleksem
zawsze był wzrost: 170 centymetrów. Pragnąłem być nie tyle przystojny, ile
postawny. Do wysokich mężczyzn ludzie mają więcej szacunku. Wyglądam
lepiej, niż gdybym o siebie nie zadbał, ale z gówna bata nie ukręcisz –
podsumowuje.
Rodzice chcieli, by był wybitnym uczniem, ale nie potrafił sprostać ich
ambicjom. W szkole podstawowej miał piątki i czwórki, w gimnazjum i
liceum świadectwa zdominowały trójki. Sporadycznie doświadczał
gnębienia przez rówieśników, ale potrafił przekonać do siebie oprawców,
przyjmując rolę błazna. – Byłem dość sprytny. Przymilałem się, żeby dali mi
spokój. Robiłem za wyszczekanego smarkacza, który potrafi rozbawić
towarzystwo, a jak trzeba, to załatwi przełożenie kartkówki. Wciąż mam
kontakt z ziomkami ze szkoły. Jednak ostatnio coraz trudniej mi przybrać rolę
grupowego śmieszka. Zmęczyła mnie. Dlatego rzadziej się z nimi spotykam.
Poza tym większość kolegów wyemigrowała albo założyła rodziny. Mamy ze
sobą coraz mniej wspólnego.

Wspólnota
Na Discord trafił w 2018 roku, na samym początku odpływu osób
skupionych na tagu #przegryw na zamknięte serwery. Migrował z jednego na
drugi, będąc świadkiem wszystkich konfliktów i rozłamów, które
ukształtowały obecną sytuację geopolityczną przegrywów, na czele z
odnowionym Bractwem Spierdolenia, ekskluzywną Wolierą Goblinów oraz
Stulejowym Lasem, znanym jako najstarszy z istniejących serwerów
incelskich na Discordzie. – Poznanie innych przegrywów daje mi poczucie
wspólnoty, bycia wśród ludzi, z którymi dzielę te same troski i żale. W
incelskich przestrzeniach mogę uwolnić negatywne emocje, wykrzyczeć
gniew wobec niesprawiedliwości, jaka spotyka podobnych do mnie.
Twierdzi, że połknięcie czarnej pigułki pozwoliło mu zrozumieć to, co
zauważał już wcześniej: że wygląd zewnętrzny w ogromnym stopniu
determinuje nasze życie. – Wierzę w wyważonego blackpilla,
niewypaczonego przez trolling. Pisanie, że „tylko dwumetrowe chady z
mordą 9/10 w górę i 25-centymetrowym penisem mają szansę na seks”, jest
ośmieszaniem czarnej pigułki, zwykle zresztą celowym. Jednak to, że osoby
atrakcyjne fizycznie mają w życiu łatwiej, jest dla mnie tak samo oczywiste
jak fakt, że lepiej być bogatym niż biednym. Dopuszczam, że od każdej
reguły istnieją wyjątki, wiem, że istnieją brzydcy mężczyźni, którzy nie
narzekają na brak zainteresowania ze strony kobiet, ale statystyka jest
nieubłagana.
Tego, że Ropuch jest prawdziwym przegrywem, nikt nie próbuje
kwestionować. Ma nobilitujący w incelosferze status prawiczka, który w
relacjach z kobietami nie wyszedł poza krótkie, zwykle niezręczne rozmowy.
Kilka lat temu założył konta na Tinderze i Badoo. – Nie mam wielu wymagań
co do potencjalnej partnerki. Dobrze, żeby miała wagę w normie i w miarę
zadbane zęby – mówi. Zgodnie z tymi kryteriami przesuwał kolejne profile w
lewo lub w prawo. Miał pojedyncze pary, ale na tym zainteresowanie ze
strony kobiet się kończyło. Nie odpowiadały na pierwszą wiadomość,
odpowiadały półsłówkami lub po krótkiej wymianie zdań przestawały
odpisywać. Ale nawet gdyby znalazł dziewczynę – który to scenariusz
odrzuca jako niemożliwy do zrealizowania – nie porzuciłby swoich
dotychczasowych przekonań dotyczących relacji. – Blackpill nie kończy się
na wejściu w związek, opisuje też jego dynamikę. To, jak często para
uprawia seks, kto ma większe szanse na zostanie zdradzonym, kto musi
włożyć więcej wysiłku, by utrzymać przy sobie partnera czy partnerkę, w
ogromnym stopniu determinowane jest przez naszą atrakcyjność. Nie
wspominając już o tym, że wygląd wpływa na to, jak jesteśmy postrzegani w
pracy, szkole czy w gronie znajomych, jeśli jakichś mamy.
Kiedyś wierzył, że każdy jest kowalem swojego losu, a to, czy osiągnie
sukces na dowolnym polu, zależy tylko od niego. – Do osiemnastego roku
życia byłem kucem, popierałem Korwina i wszystkie te „wolnościowe”
bzdury. Życie to zweryfikowało. Zrozumiałem, jak wiele zależy od
czynników, na które nie mamy wpływu, jak geny czy środowisko, w którym
dorastamy. Teraz głosuję na lewicę. Głównie ze względu na postulaty
socjalne, ale zgadzam się też z większością tych światopoglądowych. Mam
tylko żal, że osoby, które deklarują się jako lewicowe, traktują inceli jak
najgorsze zło. Jak znana aktywistka, którą ceniłem, dopóki nie powiedziała
publicznie, że nie należy się nami zajmować, bo jest co najmniej pięćdziesiąt
grup wykluczonych, które bardziej potrzebują wsparcia. Po czym radziła,
byśmy po prostu przestali być mizoginami i wyszli z piwnicy. Taka pogarda i
spłycanie problemu spycha inceli w ręce prawicy. A potem jest: o nie, oni
chcą nam zrobić piekło kobiet!
Stosunek Ropucha do płci przeciwnej jest zmienny: – Wiem, że zarówno
wśród kobiet, jak i mężczyzn są fajne i okropne osoby. Staram się nie być
mizoginem, ale nie będę udawał świętego, czasem mi się ulewa – mówi.
Chętnie rozmawia z nami o feminizmie, ale ma do niego pewne zastrzeżenia:
– Wiele feministek trzyma się narracji, według której biali mężczyźni są
grupą najbardziej uprzywilejowaną, więc ponoszą odpowiedzialność za całe
zło tego świata i sami powinni je naprawić. Ale prawie wszyscy incele,
których znam, pochodzą z biednych lub średniozamożnych rodzin, mają
problemy psychiczne, wielu doświadczyło przemocy w domu czy szkole. My
nie budowaliśmy tego systemu, nie mamy żadnej mocy sprawczej. Też
jesteśmy poszkodowani.
Wkurza go, że narrację o incelach i przegrywach zdominował obraz, który
uważa za stworzony przez trolli i pojedynczych szaleńców. – W mediach
pokazuje się albo terrorystów i gwałcicieli, albo bajkopisarzy z Wykopu,
którzy głoszą to, co zapewnia największą atencję. To sprawia, że prawdziwy
problem jest zamiatany pod dywan, podczas gdy liczba inceli rośnie. A wraz
z nią szansa, że i w Polsce trafi się osoba pozbawiona skrupułów, która
targnie się na życie innych. Osobiście rozumiem frustrację, która prowadzi
do tego rodzaju nieszczęść, ale piętnuję przemoc w każdej formie.
Rozwiązaniem może być samobójstwo, ale nie morderstwo. Tylko że
samobójstwa młodych chłopaków nikogo nie interesują, choć jest ich
nieporównywalnie więcej niż zamachów na cudze życie. Nie każdy incel to
terrorysta, tak jak i nie każdy muzułmanin.
Ropuch chętnie odpowiada na nasze pytania, ale od czasu do czasu wyraża
obawę, że po wydaniu książki rodziny inceli i przegrywów dodadzą dwa do
dwóch, co poskutkuje rozmowami, których wszyscy woleliby uniknąć.

Ropuch, 06.08.2021, Woliera Goblinów

już to widzę. kurła synek powiedz tatusiowi czy ty jesteś tym, no, intelem? no dalej nie
wstydź się tata tolerancyjny jest

albo rozmowy przy wigilijnym stole: kwii chrum słyszeliście o tych incelach? kto to
widział chłopy baby se nie umieją znaleźć kwiii, jak wujek był młody to się zaczesał, ubrał
koszulę, poszedł do ciotki heleny i się podziało hehehe. areczku co tak cicho siedzisz? ja
ciebie też nigdy z babą nie widziałem.
Marcin

Bractwo Spierdolenia 2.0


To, jakie warunki należy spełniać, by móc określać się mianem przegrywa,
największe kontrowersje budzi wśród samych zainteresowanych. Wielu
uważa, że przegryw, tak jak incel, musi być „niepokalany”. Ci, którzy roszczą
sobie prawo do tego terminu, mimo że doświadczyli intymnego zbliżenia
choćby raz, bywają nazywani uzurpatorami, atencjuszami chcącymi
„lansować się na przegrywie”.
Jednym z nich jest Marcin. Prosi, byśmy zachowały dla siebie pseudonim,
pod jakim funkcjonuje w przegrywosferze. Używa go również poza nią, a że
towarzystwo, w którym obraca się na co dzień, nie jest zbyt tolerancyjne,
obawia się nieprzyjemności. A konkretnie homofobicznej agresji, bo choć
jego znajomi spoza Internetu wiedzą, że jest administratorem serwera dla
inceli i przegrywów, nie mają pojęcia, że podobają mu się osoby wszystkich
płci. Swoją orientację określa jako heteroflexible. Woli dziewczyny, ale jest
elastyczny. Chciałby pojechać do Tajlandii, by zakosztować cielesnych
uciech z kathoey. To tajskie słowo określające osobę, która wygląda
kobieco, ale ma penisa. Może być transpłciową kobietą, jednak większość
kathoeys funkcjonuje na granicy płci. Część utrzymuje się z prostytucji,
uwodząc żądnych wrażeń turystów, ale Marcin nie zamierza płacić za seks.
Wierzy, że w Azji Południowo-Wschodniej nie musiałby tego robić, bo
cieszyłby się większym powodzeniem niż w Europie. Ta praktyka ma swoją
nazwę: SEAmaxxing (od South East Asia). U jej podstaw leży założenie, że
biały mężczyzna, który w swojej kulturze uchodzi za nieatrakcyjnego
fizycznie, w Tajlandii, Indonezji czy na Filipinach punktuje samym kolorem
skóry. Zwolennicy SEAmaxxingu przekonują, że tamtejsze kobiety (ale też
nieheteroseksualni mężczyźni i osoby niebinarne) pożądają białych
chłopców, bo ci są powiewem Zachodu, zaś lokalsów kojarzą z biedą,
niskim wzrostem i małymi penisami. Nie bez powodu, bo we wszystkich tych
kategoriach statystycznego Azjatę przewyższa statystyczny Europejczyk. Jeśli
jednak zaniżasz średnie we własnym kraju, nie pomoże nawet kaukaska
uroda: wówczas it’s over dla chłopa.
Marcin ma 21 lat, od dwóch szczyci się funkcją administratora
wskrzeszonego Bractwa Spierdolenia. Niedługo po założeniu serwera po raz
pierwszy uprawiał seks. Prawictwa pozbawiła go dziewczyna poznana na
Gadu-Gadu, z którą spotkał się tylko raz. – Kupiliśmy wódkę i poszliśmy do
parku, a po chwili na mnie siedziała, pokazując cycki. Potem wpadła na
pomysł, by wynająć pokój w hotelu, i naciskała, byśmy złożyli się po równo,
co bardzo mi się spodobało. A tam już swobodnie ujeżdżała mojego fiutka.
Nie przeszkadzało jej, że jest malutki – wspomina. Kilka miesięcy później
poznał swoją pierwszą i na razie ostatnią partnerkę. Nie chce wdawać się w
szczegóły, tłumacząc, że to dla niego trudna, bolesna historia. Wiemy
jedynie, że związek przetrwał trzy miesiące, a dziewczyna rzuciła go dla
innego, jak twierdzi Marcin: wyższego faceta z większym penisem.
Na Wolierze Goblinów Marcin jest powszechnie znienawidzoną postacią.
Większość pamięta go jeszcze z czasów, gdy był szeregowym
użytkownikiem. – Zanim zaruchał, robił chlew na oryginalnym Bractwie, za
co wyleciał. Potem serwer upadł, a on założył własny, kradnąc nazwę. To
zwykły krzykacz, uzurpator i troll z Wykopu, nie warto poświęcać mu uwagi.
To jest chujcel, a nie incel – mówi nam Muchomor. Ale Marcin, choć w
Internecie otacza się incelami, nie uważa się za jednego z nich. Uznaje
świętość zasady, wedle której tytuł ten przynależy wyłącznie prawiczkom. –
To nie znaczy, że nie jestem przegrywem. W przegrywaniu nie chodzi
wyłącznie o ruchanie. Mam prawo się tak określać, choćby ze względu na
zaburzenia psychiczne, brak matury i kiepski wygląd, który skreśla mnie w
oczach zdecydowanej większości kobiet – tłumaczy. Na brak matury jako
czynnik utrudniający mężczyznom wejście w związek zwracają uwagę też
Krzysztof Pacewicz w badaniu91 przeprowadzonym przez Kantar i Michał
Gulczyński w raporcie Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn
w Polsce92.
Mężczyźni w Polsce zdają egzamin dojrzałości o 20% rzadziej niż kobiety.
52,6% kobiet w wieku 25–34 lat i tylko 32,7% mężczyzn w tej samej grupie
wiekowej ma wykształcenie wyższe. Na 100 młodych mężczyzn z
wykształceniem wyższym przypada prawie 156 kobiet. Według danych
Głównego Urzędu Statystycznego studia kończy tylko 13% mężczyzn, których
żadne z rodziców nie zdobyło wyższego wykształcenia, i 28% tych, których
jedno z rodziców ukończyło studia. Wśród kobiet to odpowiednio 17% i
41%. 83% kobiet i 77% mężczyzn, których oboje rodzice posiadają wyższe
wykształcenie, zdobywa dyplom wyższej uczelni. Gulczyński w swoim
raporcie zwraca uwagę, że studia to ważny okres socjalizacji, który częściej
staje się udziałem kobiet. To też szansa na poznanie partnera lub partnerki.
Co do zasady wykształcone kobiety mniej chętnie wiążą się z mężczyznami,
którzy nie skończyli studiów (choć takich par stale przybywa). To kolejny
czynnik, który może utrudniać nawiązywanie intymnych relacji.
Marcin nie podszedł do matury razem ze swoim rocznikiem, bo w liceum
zachorował na depresję i nie potrafił skupić się na nauce. W trzeciej klasie
zgłosił się do psychiatry, który przepisał antydepresanty, i do psycholożki,
która po kilku wizytach stwierdziła borderline, czyli graniczne zaburzenie
osobowości. Nie podjął terapii, bo uważa, że to zabawa dla idiotów, której
celem jest podkolorowanie rzeczywistości. Przyznaje jednak, że ma problem
z panowaniem nad emocjami i częstymi wahaniami nastrojów. – Nie znam
nikogo, komu pomogłaby terapia. Nie potrzebuję jej, sam wyjdę na prostą.
Normictwo chciałoby ze wszystkich zrobić jednolitą masę, ale ja się nie dam
– mówi. Maturę zdał w 2022 roku. Gdy domykamy książkę, mieszka w
jednym z największych miast w Polsce, gdzie studiuje zaocznie (prosi,
byśmy nie podawały nazwy kierunku).
Za swoją największą wadę uważa słabo zarysowaną szczękę, wysokie
czoło i „otłuszczone” policzki. Ubolewa też nad rozmiarem penisa, który we
wzwodzie mierzy dwanaście i pół centymetra. Jest zadowolony ze swojego
wzrostu (182 centymetry) i atletycznych nóg. Kilka lat temu przyniosły mu
tytuł powiatowego króla strzelców. Marzy o zabiegu usunięcia poduszek
tłuszczowych z policzków i wyostrzającej rysy wolumetrii. Na razie nie
może sobie na to pozwolić. Średnio zarabia dwa i pół tysiąca złotych
miesięcznie. Wysokość wynagrodzenia zależy od liczby wysłanych SMS-ów:
od czterech lat pracuje dla dwóch zagranicznych korporacji, pisząc erotyczne
wiadomości do napalonych mężczyzn. Podaje się za kobietę, a jeśli proszą o
zdjęcie, wysyła te, które wyciekną z OnlyFans. Nie przepada za swoją
pracą: – Wkurwiają mnie spermiarze. To w większości ameby umysłowe,
które nie potrafią poprawnie sklecić zdania. Gardzę nimi, ale wiem, że mnie
potrzebują. Potrzebują złudzenia, że ktoś się nimi interesuje. No i pomagam
im rozładować napięcie seksualne. Poza tym lepiej, żeby płacili za to, niż
wydawali pieniądze na faszyzm i inne głupoty – mówi Marcin. W ostatnim
zdaniu nawiązuje do kultowego wśród przegrywów serialu Świat według
Kiepskich. Rozalia Kiepska, znana też jako Babka, w jednym z odcinków
odmówiła Ferdkowi i Waldusiowi, wystrojonym w mundury SS, podzielenia
się swoją emeryturą, mówiąc, że „wydadzą pieniądze na faszyzm albo inne
głupoty”.
Marcin mieszka z rodzicami na prawilnym osiedlu, gdzie większość
młodych chłopaków to zagorzali kibice lokalnego klubu sportowego. Jest
jednym z nich. Od dziecka chodził na mecze: zazwyczaj z ojcem, czasami
dołączała do nich mama. Odkąd skończył szesnaście lat, wybiera sektor dla
najbardziej zagorzałych kibiców, tak zwany młyn. – Większość kiboli to
ludzie dość prymitywni, ale zdarza mi się poznać naprawdę inteligentne
osoby, które po prostu lubią stadionowy klimat, doping i pirotechnikę, ale z
dystansem patrzą na ogół tego środowiska. Mecze pozwalają mi nakarmić
bordera adrenaliną, której tak bardzo potrzebuję, i wyładować złość, nikogo
przy tym nie krzywdząc.
Na stadionie unikał kłopotów. Nie brał udziału w kibolskich ustawkach. W
2020 roku został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata po tym,
jak rzucił butelką po piwie w chłopaka, który pomawiał go o handel
narkotykami. – Czasem zajaram ziółko, ale na dilerkę nie mam psychy –
zapewnia Marcin. Policjanci, gdy poznali źródło konfliktu, postanowili
przeszukać jego mieszkanie. – Było ich dwóch. Młodszy, na oko
dwudziestolatek, rzucił, że wyruchają mnie w więzieniu. Oni, znaczy psy.
Wtedy puściły mi hamulce. Zwyzywałem go, używając wszystkich
możliwych przekleństw. W prokuraturze nie wierzyli, gdy mówiłem, co
wywołało tę reakcję. Sąd uznał mnie winnym naruszenia nietykalności
cielesnej i znieważenia policjanta.
Pochodzi z ultrakatolickiej rodziny. Co jakiś czas wysyła nam zdjęcia
swojego ojca, klęczącego przed telewizorem z rękami złożonymi do
modlitwy. Sam jest agnostykiem i centrystą. Polityka to jego ulubiony temat,
zaraz po niej historia i sport. – Dogadam się zarówno ze skrajnym lewakiem,
jak i narodowcem, ale sam trzymam się środka. Uważam się za patriotę,
jestem za silnym wojskiem, ale popieram też aborcję, związki partnerskie,
prawo do eutanazji. Nie podoba mi się wiele rzeczy, które robi PiS, ale
mieli rację co do tego, że z ruskimi nie warto się bratać i musimy postawić
na USA. Doceniłem to, gdy wybuchła wojna.
W przegrywosferze mówią o nim: niebezpieczny idiota, typowy sebek,
dresiarz pozujący na intelektualistę. Lubi wyzywać innych od oskarków i
fakeceli, podważając ich przynależność do incelskiej społeczności. Kiedy
Rosja wypowiada Ukrainie pełnowymiarową wojnę, do repertuaru wyzwisk
dochodzi „onuca”. Marcin zmienia swój nick na Discordzie na „Intervention
now” i przekonuje innych członków Bractwa Spierdolenia, że NATO
powinno zamknąć niebo nad Ukrainą, nawet jeśli oznaczałoby to wojnę
nuklearną. Kobiety chętnie obraża, pisząc o „hipergamicznych szmatach” czy
„głupich pizdach”, przy czym deklaruje, że jest za równością płci.

Marcin: W incelskiej bańce ma się do czynienia głównie z najgorszymi treściami, jakie


kobiety publikują w sieci. Przesyłamy sobie filmiki, w których obrażają niskich facetów,
śmieją się z prawiczków i małych penisów czy wprost przyznają, że wolą takich, którzy źle
je traktują, ale są atrakcyjni fizycznie. Twi erowe julki za ostateczny argument w
internetowej dyskusji uważają wytknięcie facetowi, że jest sfrustrowany, bo pewnie nie
rucha. W ten sposób nakręca się spirala nienawiści. Jestem za równością płci, ale obecny
feminizm uważam za antymęski seksizm. Nie podobają mi się takie pomysły, jak „wtorki
tylko dla kobiet”, na przykład w saunach. To jest segregacja i pogłębianie podziałów
między płciami. Rozumiem, że zdarza się tam molestowanie, ale czy nie lepiej płacić
ochroniarzom, którzy pilnowaliby porządku?

Marcin zaprosił nas na swój serwer, choć większość jego członków była
temu przeciwna. Chciałby być politykiem lub dyplomatą i spodobała mu się
wizja nieoczywistego sojuszu. – Zaufam wam, ale jeśli wykorzystacie nas,
żeby zbić kasę na chwytliwej narracji o terrorystach i gwałcicielach, będę
musiał zmienić tożsamość i wyjechać z kraju – mówi. – Przez cztery
miesiące niemal wszyscy użytkownicy dają nam do zrozumienia, że jesteśmy
obcym, niechcianym elementem, w dodatku naturalnym wrogiem. Ich liczba
ciągle się zmienia, ale oscyluje wokół trzydziestu. Trafiają tu głównie z
Wykopu, wyhaczeni przez łowców antytalentów. Na Bractwie panują chaos i
bezprawie. Serwer nie posiada regulaminu i jest pełen trolli, których każda
wypowiedź nastawiona jest na wzbudzenie kontrowersji. Wyzywają nas od
kurew i szmat, konkurując o tytuł największego mizogina w towarzystwie. Są
całkowicie anonimowi. Nie dzielą się z pozostałymi żadnymi informacjami,
które zwiększałyby ryzyko namierzenia. Nie są też zainteresowani rozmową
z nami i próbują uniemożliwić ją pozostałym – twierdzi. Marcin tłumaczy, że
rzadko banuje użytkowników, bo wierzy w wolność słowa, nawet jeśli
oznacza to tolerowanie mowy nienawiści: – Ale są pewne granice.
Wyrzucam osoby, które uporczywie spamują i nie reagują na upomnienia.
Ban grozi też za wrzucanie dziecięcej pornografii, co się dotychczas nie
zdarzyło. Zdarza mi się wyrzucić kogoś za wyrażanie wsparcia dla ruskich,
ale gdy emocje opadną, wpuszczam z powrotem, bo mieści się to w
granicach wolności słowa, podobnie jak wyzwiska w moją stronę, które
należą do codzienności.
Na Bractwie po raz pierwszy spotykamy się z terminem „escortcel”.
Oznacza mężczyznę, który uprawiał seks, ale wyłącznie płatny. Taką osobą
jest Rosik, lat 24, człowiek oddany sztuce lookmaxxingu, czyli poprawiania
wyglądu. Gdy wysyła nam swoje zdjęcia, nie dowierzamy, że tak atrakcyjny
chłopak ma problem ze znalezieniem partnerki. Ma bujną blond czuprynę,
błękitne oczy, wystające kości policzkowe i wyraźną linię żuchwy. Ale
Roksika nie interesuje szara polska myszka, marzy o czarnoskórej
dziewczynie z afro. Raz w tygodniu chodzi do którejś z wpisujących się w
ten ideał pracownic seksualnych. Płaci od trzystu do czterystu złotych, ale
nie jest usatysfakcjonowany. Chciałby, by kobieta o afrykańskich korzeniach
zapałała do niego autentycznym pożądaniem. Dlatego inwestuje w urodę.
Stosuje tretyninę (na cerę) oraz środek zapobiegający łysieniu, codziennie
wykonuje masaż twarzy i pije herbatę z pokrzywy. Eksperymentuje też z
kontrowersyjną metodą lookmaxxingu, jaką jest bonesmashing. Rosik bije się
po twarzy młotkiem, licząc, że w ten sposób wyostrzy rysy. Twierdzi, że
efekty są zauważalne, ale my nie dostrzegamy różnicy – poza tym, że na
zdjęciu „po” ma niewielką ranę pod okiem i nieco opuchnięte policzki.

Goście honorowi
We wrześniu 2021 roku kontaktuje się z nami Adam Pietrzak z Układu
Formalnego, wrocławskiego teatru offowego. Przygotowują spektakl o
incelach, w którym wciela się w postać samego Elliota Rodgera. Aktorzy
czytali na próbie nasz tekst o polskiej incelosferze, który ukazał się w
Krytyce Politycznej, i zapraszają nas na premierę jako osoby znające
środowisko od wewnątrz. – Byłoby super, gdybyście ściągnęły kilku
chłopaków, z którymi macie kontakt. Chcemy do nich dotrzeć, a nie bardzo
wiemy jak – mówi Adam, a my obawiamy się, że perspektywa obejrzenia
sztuki o incelach, która w centrum stawia słynnego amerykańskiego
zamachowca, nie zachęci naszych rozmówców. Teatr gwarantuje im
darmowe wejściówki, więc nie mają nic do stracenia. Poza anonimowością,
która dla większości jest bardzo ważna. Nie są dumni z przynależności do
incelskiej społeczności. – Ja bym nie potrafił wyjść do ludzi, którzy wiedzą,
że żem cipy na oczy nie widział. Niedługo w tej samej sprawie odezwie się
do was Cyrk Zalewski. Pokazywać inceli w klatkach, to dopiero byłoby
show! Mógłbym nawet napisać scenariusz, choć nie byłby wielce
wyrafinowany: spanie, komputer, masturbacja, spanie, komputer, masturbacja
– stwierdza Hauser, gdy piszemy o propozycji na Wolierze Goblinów. –
Ciekawe, jak wyglądają aktorzy. Wyobrażam to sobie: oskarki z
kwadratowymi szczękami grający inceli – dodaje Piasqun. Tylko Janusz,
mieszkający kilkanaście kilometrów od Wrocławia, deklaruje udział w
premierze. Na Bractwie Spierdolenia zaproszenie spotyka się z podobnymi
reakcjami. Marcin, który nigdy nie był w teatrze, i Dudleus, który był, ale
tylko ze szkołą, postanawiają reprezentować serwer. Wszystkim podoba się
tytuł spektaklu: A miłości bym nie miał, bo sugeruje, że incelom nie chodzi
wyłącznie o seks, co podkreśla większość naszych rozmówców.
O Dudleusie wiemy niewiele ponad to, że ma dwadzieścia lat, 183
centymetry wzrostu i nie jest prawiczkiem. Od trzech lat jest aktywny na tagu
#przegryw. Nie przez wszystkich jest tam mile widziany. Wielu zarzuca mu
bycie normikiem. Ale Dudleus uważa, że przynależy do społeczności, bo jest
brzydki, ma małego penisa i paskudny charakter. Związek trafił mu się jak
ślepej kurze ziarno i już nigdy nie znajdzie dziewczyny. Na Wykopie pisze o
sobie: psychopata, cham, egoista z 80 IQ. Udziela się też na #ekologia i
#antykapitalizm, gdzie pomstuje na wielkie korporacje, które napędzają
zmiany klimatyczne. Sam stara się dbać o środowisko: segreguje śmieci,
zrezygnował z jazdy samochodem na rzecz zbiorkomu, ogranicza jedzenie
mięsa i innych produktów odzwierzęcych, zamierza przejść na weganizm. –
Normiki mają mnie za przegrywa, a przegrywy za normika. Nigdzie nie
pasuję – mówi. Wiadomość, że spośród trzech osób, które będą
reprezentować incelosferę na premierze, tylko jedna nigdy nie uprawiała
seksu, wywołuje oburzenie na Wolierze Goblinów. Jednocześnie żaden z
członków, poza Januszem, nie chce do nas dołączyć. Jedni obawiają się
tłumu, inni podróży do Wrocławia.

Janusz ma 26 lat, skończył informatykę i pracuje w branży technologicznej.


Od niedawna mieszka sam, bo matka, rozwiedziona z jego ojcem, znalazła
nowego partnera i wyprowadziła się do sąsiedniej wsi. Nie ma znajomych,
więc czas wolny spędza przy komputerze. Wychodzi jedynie do pracy, na
rodzinne spotkania oraz do kościoła. Nie uważa się za osobę wierzącą, ale
niedzielną mszę zalicza z przyzwyczajenia. Dopóki mieszkał z matką, robił
to, by uniknąć kłótni.
Dwa miesiące przed premierą spektaklu spotykamy się na wrocławskim
rynku, w przypominającym muzeum lokalu o nazwie PRL. Janusz jest
pierwszym z naszych rozmówców, który zgodził się na spotkanie twarzą w
twarz. Jest lipiec 2021 roku, zbliża się wieczór. Ma długie do pasa, zadbane
włosy związane w kucyk, szczupłą, nieco zgarbioną sylwetkę, 173
centymetry wzrostu i rozbiegane ciemnobrązowe oczy. Podajemy sobie rękę
na przywitanie, a po zapoznawczych niezręcznościach zamawiamy piwo i
solone paluszki. Zaczynamy od plotek z przegrywosfery. Zastanawiamy się,
kto jest trollem, kto ma największe szanse na wyjście z przegrywu, a komu
pisany jest dożywotni celibat. Chłopaków z Woliery Goblinów obgadujemy
niczym starzy znajomi, obracający się w tym samym kręgu towarzyskim.
Unika kontaktu wzrokowego, skubie i obgryza paznokcie. Widać, że nie
czuje się w pełni komfortowo, a spędzanie wieczoru w knajpie, do tego w
towarzystwie kobiet, nie należy do jego codzienności. Pod względem
doświadczenia w relacjach damsko-męskich góruje nad większością
kolegów z serwera – był na kilku randkach, ale żadna z nich nie skończyła
się choćby pocałunkiem. Mimo niepowodzeń zdaje się zmotywowany do
wyjścia z przegrywu – zamierza popracować nad swoim wyglądem,
zaczynając od ścięcia włosów i zmiany garderoby. Pokazuje nam swój profil
w jednej z aplikacji randkowych.
Pomagamy mu w zredagowaniu opisu. Nie jest to łatwe, bo Janusz
twierdzi, że nie ma żadnych zainteresowań ani nawet poglądów. – Sama
zauważyłaś, że niewiele mówię o sobie. To dlatego, że nie wiem, co
miałbym powiedzieć. Jestem bezbarwny jak woda, pusty w środku. Nie mam
osobowości – przekonuje. Lubi jazdę na rowerze, muzykę rockową i
elektroniczną, niedawno zaczął eksperymentować z tworzeniem bitów na
komputerze. Jednak na większość pytań o preferencje i upodobania
odpowiada „nie wiem”. Ustalamy jeszcze, że nie przepada za miejskim
zgiełkiem, od klubów woli telewizor i ciepły koc. Wymieniamy ulubione gry,
zespoły i ostatnio obejrzane seriale na Netflixie.
To, co ukrywa, nie chcąc zrazić tych tak niewielu użytkowniczek aplikacji
randkowych, które dają mu szansę, tworzy bardziej złożony obraz. W
dorosłym życiu nie był u psychiatry czy psychologa, ale podejrzewa u siebie
nerwicę i zalążki depresji. Nie ma żadnych traumatycznych doświadczeń,
dzieciństwo wspomina jako zwyczajne. Ani biedne, ani bogate. Zawsze był
nadpobudliwy, miał problem z odnalezieniem się w grupie. W szkole
podstawowej chodził do psychologów i psychiatrów, ale każdy mówił co
innego. Jeden stwierdził ADHD, drugi je wykluczył. Dziś jest sceptyczny
wobec psychoterapii: – Ostatnio dużo o tym czytam. Artykułów, ale też
wpisów na tagu #przegryw. Wiele osób dzieli się tam swoimi
doświadczeniami z sesji. Dotąd nie widziałem, by ktoś pisał, że terapia
pomogła mu przezwyciężyć samotność. Słyszą teksty w stylu „wszystko
zależy od ciebie”, „wyjdź do ludzi”, „przejawiasz opór terapeutyczny”. Albo
sugerują zarejestrowanie się na portalu czy w aplikacji randkowej, co jest
skuteczne, ale tylko jeśli dobrze wyglądasz. To mnie nie zachęca. Ale nie
wykluczam, że kiedyś poszukam dobrego specjalisty i sam się przekonam.
Janusz uważa się za „umiarkowanego mizogina”, ale zgodnie rezygnujemy
z umieszczenia tej informacji w profilu. Jeśli zresztą czuje niechęć do kobiet,
nie daje temu wyrazu ani w rozmowach z nami, ani na Wykopie czy
Wolierze. Uznaje zasadność czarnej pigułki, ale zdaje się niezdolny do
agresji, choćby słownej. Jest cichy, nieśmiały i małomówny. – Moja
mizoginia sprowadza się do tego, że nie wierzę w pełną równość płci, mimo
że chciałbym, aby nastała. Heteroseksualne kobiety często duszą się w
relacjach, w których są liderkami, chcą spotykać się mężczyznami, którzy
górują nad nimi fizycznie i nie tylko. Nie są mniej zaradne ani głupsze, ale
celowo sprawiają takie wrażenie, by zwiększyć swoje szanse na otrzymanie
pomocy. Nie czuję nienawiści do kogokolwiek, nawet tych „hipergamicznych
bestii”, na które pomstują incele. Na miejscu tych dziewczyn pewnie
robiłbym to samo. Jeśli mogą mieć faceta atrakcyjniejszego niż one same,
czemu miałyby z tego zrezygnować? Boli mnie tylko otwarte wyrażanie
pogardy w stosunku do takich chłopaków jak ja: niższych, brzydszych, mniej
wygadanych, niemających wielkomiejskiej stylówy. Na TikToku jest to
powszechne. Atrakcyjne kobiety nagrywają filmiki, w których śmieją się z
niskich, nieatrakcyjnych facetów. Gdy to oglądam, czuję, jakby wyśmiewały
mnie osobiście.

W ciepły wrześniowy wieczór spotykamy się przed Halą Stulecia – jest


Janusz, Bogumił z kanału Lupa Sceptyka na YouTubie i Oliwia, znajoma,
popularna instagramowa komunistka. Przed spektaklem chcemy obskoczyć
Veganmanię, organizowany przez Otwarte Klatki festiwal wegańskiego
jedzenia. Chodząc od stoiska do stoiska, słuchamy, jak Oliwia referuje
książkę Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa autorstwa
Fryderyka Engelsa. – Nawet gdybym zapisał się do partii Razem i popierał
wszystkie jej postulaty, nie byłbym dość lewicowy dla dzisiejszych
feministek – pisze na Wolierze Janusz. Mówi niewiele, skrępowany licznym
towarzystwem, za to chętnie kupuje wegańskie chałwy i ciastka. Na rynku
dołączają do nas Marcin i Dudleus. Przejechali ponad trzysta kilometrów
samochodem, by dotrzeć na premierę. Wcześniej kilka razy upewnili się, że
zostali wpisani na listę gości – obawiali się wystawienia. Już z daleka
zauważamy, że Dudleus jest klasycznie przystojnym facetem. Ma ostre rysy
twarzy, bujne, ciemne włosy i regularny, równo przystrzyżony zarost. Trudno
uwierzyć, że wygląd jest jednym z czynników utrudniających mu
nawiązywanie relacji. Marcin pyta, kiedy dołączy do nas chłopak z Woliery
Goblinów. Jest wyraźnie podekscytowany perspektywą spotkania z
reprezentantem konkurencyjnego serwera, choć wie, że nie jest tam zbyt
lubiany. Gdy wskazujemy na Janusza, uznaje, że ten wygląda jak normik i
mógłby wyrywać laski na długie włosy, po czym bierze go na bok, by
omówić niesnaski między Bractwem a Wolierą. Oliwia, która jako jedyna
nie załapała się na darmowe wejściówki, idzie do domu, a my zmierzamy w
stronę teatru. Dudleus jest wyraźnie zaniepokojony, gdy w rozmowie pada
słowo „peklowanie”. Rozgląda się naokoło. – Pierwszy raz słyszę to na
żywo, poza Wykopem. Dziwne uczucie – mówi.
Spektakl jest głośny i dość makabryczny. Na scenie leje się keczup, padają
najbardziej wulgarne, seksistowskie wiązanki z incelskich forów. Zaczyna
się od masakry w Isla Vista, przedstawionej w dość groteskowy,
przerysowany sposób. W centrum wydarzeń jest Elliot Rodger,
zamaskowana postać w białym kombinezonie. Pozostali aktorzy biegają po
scenie w samych majtkach, zapoznając widzów z teorią blackpillu,
fragmentami niesłynnego manifestu zamachowca i rozterkami, jakimi incele
dzielą się w swoich przestrzeniach internetowych. Jedyna kobieta,
wcielająca się w rolę Alany – twórczyni pierwszej strony dla osób
pozostających w mimowolnym celibacie – siedzi na dmuchanych pontonach
w kształcie hamburgerów, wygłaszając monologi o samotności, tęsknocie za
miłością i bliskością. Rzecz dzieje się po śmierci bohatera, w czyśćcu lub
psychodelicznym śnie – tu twórcy zostawiają pole do interpretacji.
Zamieramy, gdy gasną światła, a Elliot, w półmroku, przez dobrych
kilkadziesiąt sekund mierzy do publiczności z atrapy pistoletu. Z głośników
padają odgłosy wystrzałów. Patrzę na chłopaków, którzy nie odrywają
wzroku od sceny.
Na bankiecie okazuje się, że spektakl wszystkim się podobał. Janusz,
zamiast pić z nami wino, biega od aktora do aktora, zbierając autografy.
Mówi, że jest poruszony i na pewno zechce znowu pójść do teatru. Monika,
która w Układzie Formalnym odpowiada za promocję i social media,
upewnia się, że nie słyszy jej żaden z naszych towarzyszy, i pyta nieśmiało:
„Czy przegrywom się podobało?”. Najbardziej krytyczny jest Marcin.
Uważa, że zbyt duży nacisk położono na incelską przemoc, co odwróciło
uwagę od problemu, jakim jest samotność młodych mężczyzn, ale jest
zadowolony z przeżycia. Zagaduje aktorów i reżysera, Janka
Hussakowskiego, dzieląc się swoimi uwagami. – Było zbyt amerykańsko,
drastycznie, podczas gdy przeciętny incel nikomu nie zagraża, poza samym
sobą – przekonuje. Jest podekscytowany, gdy mówimy, że Jurek Górski,
wcielający się w trzy różne postaci: incela, chada i przypadkowej ofiary
Elliota Rodgera, gra też w Lombardzie, popularnym serialu Polsatu.
Wszyscy trzej robią sobie zdjęcia z aktorami. – Chwilami miałem wrażenie,
że spektakl jest prześmiewczy, przedstawia inceli jako infantylnych,
niestabilnych emocjonalnie chłopaków. Nie potrafię też zrozumieć, dlaczego
kobieta siedziała na burgerach. Ale poza tym bardzo mi się podobało –
mówi Dudleus. Marcin kilka razy dziękuje nam za wspólny wieczór: – Było
cudownie, jestem wam wdzięczny. To mnie leczy z depresji, serio. Nawet
nie zależy mi na ruchańsku, wystarczy, że poznaję ciekawych ludzi –
twierdzi. Janusz, skrępowany i małomówny wśród nowo poznanych osób,
kilka dni po premierze pisze na Wolierze Goblinów: – Byłem dosłownie
wyczerpany, gdy sztuka dobiegła końca. Scenarzyści zadbali o realizm.
Cytowane były autentyczne posty z Wykopu, a rozkminy na temat rozstawu
kości i kształtu szczęki równie dobrze mogłyby wylądować na tagu
#przegryw. Myślę, że wielu inceli będzie mogło utożsamić się z opisami
samotności prezentowanymi przez bohaterów, ale sposób ich przedstawienia
sprawia, że na samego najwyższego dżentelmena patrzy się z dużym
dystansem.

Kto jest kim?


Kilka tygodni po premierze Marcin przesyła nam zapis rozmowy na
Discordzie, w której Dudleus rozważa wykorzystanie pijanej dziewczyny
(nie konkretnej), argumentując, że „takie są ponoć łatwiejsze”. Okazuje się
też, że była partnerka oskarżyła go o stalking, ale policja nie przyjęła
zgłoszenia. Dudleus twierdzi, że tylko raz, już po rozstaniu, zagadał do niej
w McDonaldzie, gdzie spotkali się przypadkiem. Przyznaje za to, że kiedyś
spoliczkował ją podczas seksu, powodując płacz. Swoje zachowanie
tłumaczy tym, że lubiła ostry seks i nie wiedział, że przekracza granicę.
Marcin przekonuje nas, że chłopak jest niebezpieczny i ma za uszami więcej,
niż zechciałby przyznać. Wyrzuca go z Bractwa Spierdolenia. Niedługo
potem Dudleus pisze na Wykopie, że żałuje spotkania z nami, bo mówiłyśmy,
że wygląda dobrze, co uznaje za perfidne kłamstwo.
Tymczasem na Bractwie dochodzi do puczu, którego inicjatorzy
przekonują, że Marcin zaprzedał się feministkom i powinien zostać
pozbawiony funkcji administratora serwera. Udaje mu się ją utrzymać, mimo
podupadającego autorytetu, nieustannych obelg, a nawet gróźb. Ktoś –
najprawdopodobniej jeden ze zbuntowanych użytkowników – zawiadamia
policję, że Marcin wygląda jak mężczyzna poszukiwany za morderstwo
kobiety, do którego doszło w 2020 roku w łódzkim parku. Zauważamy pewne
podobieństwo (wysokie czoło, łagodne rysy), ale oczywiste się zdaje, że to
jedynie sposób na zemstę. Policjanci pukają do drzwi Marcina, informując,
że musi złożyć wyjaśnienia na komisariacie. Widząc jego zaskoczenie,
dodają, że w tej sprawie mieli już kilkaset zgłoszeń i do każdego podchodzą
z rezerwą. Nazajutrz, po dwugodzinnym przesłuchaniu, zapewniają, że nie
będą go więcej niepokoić. – Chciałbym sam załatwić osoby, przez które
musiałem przez to przechodzić, ale to anonimowe pizdeczki, więc mogę
jedynie złożyć zawiadomienie o nękaniu i celowym wprowadzeniu policji w
błąd. Zamierzam to zrobić – mówi Marcin.
Paweł

Miał być prawnik, jest prawik


Kiedy ojciec Pawła był w jego wieku, miał żonę, kilkumiesięczne dziecko,
dziesięć lat stażu zawodowego, samochód i mieszkanie pracownicze. Paweł
ma 26 lat i nadzieję, że nie umrze jako prawiczek.

Patrycja zauważa go podczas spektaklu, miesiąc po premierze.

Patrycja: Siedzimy w jednym rzędzie, dzielą nas dwa puste krzesła. Obserwuję reakcje
publiczności, zastanawiając się, na ile sztuka o incelach przyciąga samych
zainteresowanych. Nietrudno stwierdzić, czy ktoś rozumie charakterystyczną dla
incelosfery nomenklaturę i padające ze sceny krawędziowe żarty. Chłopak po mojej lewej
ma twarz zasłoniętą maseczką, ale reaguje tak żywo, że zgaduję od razu: temat nie jest mu
obcy. On też na mnie zerka. Kilka miesięcy wcześniej opublikowałam swój pierwszy
artykuł na temat społeczności inceli, tym samym zyskując w niej pewną rozpoznawalność.
Kiedy tylko cichną brawa, podchodzi i wypala na jednym oddechu: – Nie spodziewałem
się, że cię tu zobaczę. Jestem Paweł. Ten spektakl mówi też o mnie. No, może nie do
końca... Wysłałem ci swoją historię, opisała ją pewna blogerka. Nie odpisałaś.

Ma 175 cm wzrostu, lekką nadwagę, prostokątne okulary i niewielkie zakola, które


oceniam na III w skali Norwood. Podobnych opisów wyglądu czytałam w ostatnim czasie
dziesiątki. Pamiętam jednak wpis na blogu Paryżewo, prowadzonym przez Gabrielę
Lisowską. Przepraszam za brak odpowiedzi – mail od Pawła przepadł nam w morzu
wiadomości, które otrzymałyśmy po ogłoszeniu, że zbieramy materiał do książki.

Teatr Układ Formalny rezyduje w Centrum na Przedmieściu, niecałe dwa


kilometry od centrum Wrocławia. Jest sobotni wieczór, dochodzi dziesiąta.
Paweł ma dwie godziny do odjazdu pociągu. Wraca do Łodzi, gdzie pracuje
w budżetówce. Przyjechał tylko na spektakl. – To był emocjonalny
rollercoaster. Jedyne, czego mi zabrakło, to archetyp „szarej myszki”. To o
niej, a nie o instamodelce, marzy przeciętny incel – mówi szybko, nieco
chaotycznie. Patrycja proponuje spacer i piwo w jednej z knajp pod
nasypem. Po drodze Paweł opowiada o swoim życiu, samotności, braku
doświadczeń seksualnych, niepowodzeniach w sferze romantycznej, dzieli
się obserwacjami na temat zjawiska incelizmu.
Patrycję zaskakuje jego otwartość, choć widać, że Paweł czuje się
skrępowany. Później wyjaśni, że ze stresu wpada w słowotok. Dlaczego
jednak zdecydował się powierzyć nam swoją historię: – Chcę pokazać, że
przegrywami i incelami są ludzie, których codziennie mijacie na ulicy, w
szkole czy w pracy. Możecie ich widzieć, ale nie zauważać. Często dlatego,
że unikają kontaktu z innymi. Umiejętność wtapiania się w tłum
opanowaliśmy do perfekcji. Problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie
i nawiązywaniem relacji może mieć twój brat, kuzyn, sąsiad. Nie potrafią
prosić o pomoc, bo są nauczeni, że to coś niemęskiego. Ale potrzebują
wsparcia – wyjaśnia, odrobinę się jąkając.

Szara myszka dla anonka


Rozmawiamy o archetypie „szarej myszki”. W tekście spektaklu pojawił się,
choć raczej mimochodem i bez wyjaśnienia, jej amerykański odpowiednik –
Becky. Zgodnie z incelską nomenklaturą jest to dziewczyna wyglądająca
przeciętnie lub lekko ponadprzeciętnie. Jest zadbana, ma niezły gust
modowy. W przeciwieństwie do polskiej Julki i amerykańskiej Stacy stosuje
dyskretny makijaż, nosi skromne ubrania, nie przesadza z farbowaniem
włosów, akcesoriami, tatuażami czy piercingiem. – Incel nie podbiłby do
dziewczyny o urodzie modelki, bo wie, że „nie dla psa, dla chada to”, poza
tym bałby się na taką spojrzeć. Jednak swój honor ma i niechętnie obniża
poprzeczkę. Jest w tym sporo hipokryzji. Wielu nieurodziwych chłopaków z
góry odrzuca kobiety na tym samym bądź podobnym poziomie fizycznej
atrakcyjności.
Przekonuje, że incele to w znacznej części wrażliwe, delikatne osoby.
Zakładają, że przed skromną, cichą dziewczyną nie będą musieli zgrywać
twardzieli. Chcą zrozumienia ze strony kogoś, kto również żyje na uboczu i
doświadczył wykluczenia. Wielu marzy, że pewnego dnia do ich piwnicy
wpadnie szara myszka i ich z niej wyciągnie. Ortodoksyjni blackpillowcy
odrzucają tę wizję. Twierdzą, że takie kobiety nie istnieją, a nawet jeśli
jakaś pojawi się na horyzoncie, i tak kopnie ich w tyłek na rzecz chada, bo
tak działają prawidła natury i genetyki, dążące do ulepszenia gatunku.
Szara myszka, która wyciąga przegrywa z piwnicy, została sportretowana
w japońskiej animacji Welcome to the NHK. Jej bohater, samotnik pogrążony
w depresji, niemal nie wychodzi z pokoju. Pewnego dnia przychodzi do
niego Misaki, skromna, krótkowłosa dziewczyna, która wywraca jego życie
do góry nogami. W ubiegłej dekadzie seria cieszyła się dużą popularnością
wśród polskich przegrywów. Rozsyłali sobie mema z twarzą szarej myszki
Misaki i podpisem: „do ciebie nie przyjdzie!”.

R.
W drugiej klasie liceum Paweł poznał dziewczynę, która wpisywała się w
ten ideał. Artystyczna dusza, podobnie jak on, zmagała się z depresją. –
Zgadaliśmy się na grupie dla osób cierpiących na fobię społeczną, potem
przeszliśmy na dogorywające już Gadu-Gadu. I tak spędziliśmy półtora roku.
Całymi dniami wpatrywałem się w ekran telefonu, czytając i odpisując na
wiadomości. R. była outsiderką i czułem, że rozumie mnie lepiej niż
ktokolwiek inny. Mieszkała na drugim końcu Polski, więc kontakt był tylko
wirtualny.
Szybko się zauroczył. Nie przejmował się nadchodzącą maturą (zdawał
tylko podstawową, bo jako finalista trzech olimpiad uzyskał 100 procent z
egzaminów rozszerzonych), problemami w domu, brakiem znajomych.
Wierzył, że na studiach wszystko się ułoży. Wyobrażał sobie wspólny
wyjazd, szczęśliwy związek i wspólnych przyjaciół. – To było coś
naiwnego. Tym bardziej że była to pierwsza kobieta w moim wieku, z którą
nawiązałem kontakt wykraczający poza przywitania i pozdrowienia –
wspomina.
Wybrali studia w tym samym mieście. Na pierwsze spotkanie umówili się
przy uniwersytecie. Gdy ją zobaczył, oniemiał. – Ten obraz, choć już zatarty,
zostanie ze mną na zawsze: niebieskie oczy, długie, jasne włosy, wzorzysta
spódnica, ciemne rajstopy, połyskliwe buty, wisiorek z błękitnym kamieniem
i okulary lenonki. Ledwo wydusiłem „cześć” i parę innych słów, po czym
zacząłem się jąkać. Zdarza mi się to w chwilach skrajnego stresu. Przez
półtorej godziny spacerowaliśmy po mieście. Byłem jak na haju.
Spotkali się jeszcze cztery razy. Po dwóch miesiącach od pierwszego
spotkania R. zaczęła wycofywać się ze znajomości. Miała problemy
osobiste, jej stan psychiczny się pogarszał. Paweł twierdzi, że wystraszył ją,
bo za bardzo zaangażował się w pomoc. Im bardziej się oddalała, tym
bardziej mu na niej zależało. Pewnego słonecznego wiosennego dnia, gdy
wychodził z zajęć, dostał SMS-a. Przeczytał tylko pierwsze zdanie: „Hej, nie
wiem, jak ci to przekazać…”. Kupił piwo i przez kilka godzin patrzył w
zgaszony ekran smartfona. W końcu nie wytrzymał, włączył Non, je ne
regrette rien Edith Piaf i odczytał wiadomość. R. oznajmiła, że to koniec.
Podziękowała za wszystkie rozmowy i wsparcie, przeprosiła za formę
pożegnania. – Jedyne, co mogłem zrobić, to odwzajemnić podziękowanie i
przeprosić, jeśli nieświadomie ją skrzywdziłem.
Kilka miesięcy później Paweł znalazł konto R. na Twitterze. Opisała tam
jeden z jego sekretów, związany z kondycją psychiczną i leczeniem
psychiatrycznym. – Zrobiła to w taki sposób, że nawet osoba trzecia mogła
zgadnąć, o kim mowa. Zmroziło mnie. W tamtym momencie zupełnie mi
zobojętniała. Dziś ma partnera, poukładane życie. Pewnie zapomniała już o
tym natręcie sprzed lat.

Wychowanie do życia w przegrywie


Paweł przyszedł na świat poprzez cesarskie cięcie. Pępowina okręciła się
wokół szyi, lekarze w ostatniej chwili zdecydowali o operacji. Doszło do
niedotlenienia, ale jego matkę zapewniono, że było niegroźne. Dowiedział
się o tym, kiedy ćwierć wieku później znalazł wypis ze szpitala i notkę:
„asphyxia foetus imtrauterina imminens”. – Zawsze czułem, że coś mi w
głowie nie styka. Może już wtedy mój los został przypieczętowany? –
zastanawia się.
Mimo drobnych komplikacji Pawłowi przyznano 9 punktów w skali Apgar.
Jego ojciec był tak podekscytowany, że upił się i ruszył do kochanki
mieszkającej w sąsiedztwie, gdzie urządził kilkudniową libację. – Byłem
spokojnym dzieckiem. Nie płakałem, nie wierciłem się. Mama twierdzi, że
moja obecność była nieodczuwalna. Miałem rok i dwa tygodnie, kiedy
nauczyłem się chodzić. Półtora roku, kiedy zacząłem mówić. Mając trzy lata,
nauczyłem się czytać z pasków w telewizji, mając cztery, niemal bezbłędnie
pisałem.
Rodziców dziwiło, że Paweł nie korzysta z zabawek. Kiedy miał cztery
lata, kupili mu plastikowy samochodzik. Obejrzał go z wszystkich stron i
odłożył na półkę. Nigdy więcej go nie dotknął. Jego o pięć lat starszy brat
uwielbiał klocki, figurki postaci z kreskówek, lalki. On wolał konstruować
namiot z koców i w nim się kryć. Rzadko bawili się razem. – Przez brak
zainteresowania zabawą ciężko było mi wdrożyć się w grupę rówieśniczą.
Samotnie pochłaniałem gazety z programem telewizyjnym, mapy i atlasy. Na
spędach rodzinnych robiłem za maskotkę. Brano mnie na środek i
odpytywano ze stolic, rzek, krajów i tym podobnych rzeczy. Byłem tym
„cudownym dzieckiem”, z którego „będą ludzie”.
Paweł pochodzi z niewielkiej wsi w województwie świętokrzyskim.
Rodzice zajmują się trzynastoma hektarami gospodarstwa rolnego. Ojciec
dorabia w zakładowej straży pożarnej. Za komuny był kierowcą w PGR-ach,
pracował w tartaku, na kilka lat zaciągnął się do wojska. Matka zasiada w
radzie gminy. Przed urodzeniem pierwszego dziecka pracowała w mleczarni
i fabryce fajansu. – Dorastałem w warunkach typowych dla polskiej wsi
czasów przedakcesyjnych, zanim wpływ unijnych dotacji stał się
odczuwalny. Biedy nie było, ale wszyscy, jeśli tylko mogli, oszczędzali. Jako
najmłodszy chłopak w rodzinie nosiłem ciuchy po bracie i kuzynach.
Większe wydatki były dla nas wyzwaniem.
W procesie wychowania synów dominującą rolę odgrywała matka. Paweł
był niezdarny, delikatny, nie miał smykałki do pracy w gospodarstwie, za to z
łatwością przychodził mu wysiłek intelektualny. Broniła go przed światem,
wyręczała, zwalniała z domowych obowiązków. – Chciała, by choć jedno z
dzieci odniosło awans społeczny, zamiast harować za psi grosz. Bratu nie
szło w szkole, więc na jego barki spadła znaczna część pracy fizycznej. Ja
miałem siedzieć cicho i się uczyć. Brat i ojciec powtarzali mi, że matka robi
ze mnie niezdarę.
Paweł twierdzi, że wychował się w matriarchacie, bo w domu rządziły
mama i babcia, silne, nieustępliwe kobiety. Dziadek ze strony ojca zmarł
przed narodzinami Pawła, drugi siedem lat później. Ojciec był nieobecny, a
w najlepszym razie bierny. – Bardziej niż mężem czy rodzicem był dostawcą
zasobów. Mama nigdy nie liczyła się z jego zdaniem, ani w kwestii
wychowywania dzieci, ani prowadzenia gospodarstwa. Myślę, że czuł się
stłamszony, nie potrafił się postawić. Więc się wycofał.
Z każdym rokiem ojciec coraz częściej się upijał, większość wolnego
czasu spędzał przed telewizorem. Pawłowi zastępował go brat, z całą swoją
oschłością. Pokazał mu, jak używać niektórych narzędzi: wiertarki, szlifierki,
piły mechanicznej. Jednak nie miał do tego cierpliwości. Podnosił głos,
obrażał, szarpał za ubranie. Bywało, że uderzył czy lekko poddusił. Kiedy
Paweł skończył osiemnaście lat, brat zaproponował, że nauczy go jeździć
swoim samochodem. – Krzyczał, że jestem baranem, upośledzeńcem. Przy
którymś wjeździe w dziurę strzelił mnie dłonią w skroń. Na sekundę zrobiło
mi się czarno przed oczami. Potem wyrzucił mnie z auta, do domu wracałem
pieszo.
Ma żal do ojca. – Dzięki terapii uświadomiłem sobie, jak wielki wpływ
na moją obecną sytuację miał fakt, że brakowało mi go przez całe
dzieciństwo i okres dojrzewania. Niczego mnie nie nauczył, nie przygotował
na konfrontację ze światem zewnętrznym. Kiedy mówiłem, że dzieci w
szkole mi dokuczają, słyszałem, że mam „nie brać do pały”, czyli nie
przejmować się. Gdyby zamiast tego pokazał mi, jak się bronić, byłbym dziś
w innym miejscu.
O matce mówi: chciała dobrze. Dopiero jako dorosła osoba zrozumiał, że
parasol, który rozkładała nad nim od dzieciństwa, był za szeroki. Razem z
babcią, swoją matką, chroniła go, opatulając grubymi warstwami: swojego
brązowego kożucha, który Paweł pamięta z dzieciństwa i zdjęć z lat 90.,
wykrochmalonej kołdry, wełnianych koców i mechacących się czerwonych
narzut, z których lubił zbierać kulki, a będąc młodszym, wkładać je do ust i
żuć.
Powtarzały, że świat jest niebezpiecznym miejscem, i nie lubiły, kiedy
wychodził z domu, choćby na spacer czy rower. Do ósmego roku życia pił z
butelki, do czternastego nie mył się samodzielnie. – Mama upierała się, że
sam sobie nie poradzę, nie zrobię tego tak dobrze jak ona. Dziś wiem, że to
było chore. Trzęsie mnie ze wstydu i zażenowania. – Paweł ścisza głos.
Dotąd nikomu o tym nie mówił, nawet terapeutce. Twierdzi, że za
zachowaniem matki stoi żądza władzy i kontroli, której nie zaspokoiła rola
radnej w niewielkiej miejscowości. – Całe dotychczasowe życie spędziłem,
próbując się dopasować. Dlaczego nie postawiłem jej granic? Być może z
wygody, ale też dlatego, że z wiekiem coraz trudniej było mi wykształcić
pewne cechy, jak samodzielność, niezależność, asertywność.

Nasza klasa
Na zdjęciach z podstawówki trudno go zauważyć – stoi z tyłu, jakby
próbował schować się za rówieśników. Nie uśmiecha się, ma nieobecne,
puste spojrzenie. Do tego wyraźną nadwagę, okrągłą buzię i wąskie okulary
bez oprawek. Widać, że przed obiektywem czuje się niezręcznie. A może
dlatego, że nie odnajduje się w grupie? – Przez osiem lat, do końca
gimnazjum, codziennie, na każdej przerwie, byłem zaczepiany i wyzywany
przez kolegów i koleżanki z klasy. Standardem było nieinformowanie mnie o
wspólnych wypadach czy spotkaniach, niezapraszanie na przyjęcia
urodzinowe, wybieranie na samym końcu do drużyny na WF-ie.
W tamtym okresie przeżył też pierwsze zauroczenie. Andżelika miała
długie blond włosy i gadżety z postaciami z bajek, od zeszytów po tornister,
czym bardzo mu imponowała. Adorował ją, nie tracił okazji do rozmowy, w
końcu wyznał miłość. W odpowiedzi otrzymał liścik, a w nim kilka
otrzeźwiających zdań, z których wynikało, że dziewczynka nie jest nim
zainteresowana. – Poczułem się ogromnie dotknięty. Od tamtej pory
panicznie bałem się odrzucenia. Nigdy więcej nie byłem tak śmiały w
kontaktach z płcią przeciwną.
Paweł od lat podejrzewa u siebie spektrum autyzmu, ale dopiero niedawno
rozpoczął proces diagnostyczny. Zwlekał, wiedząc, że nie może liczyć na
wsparcie najbliższych – dla podniesienia wiarygodności testów ważne jest,
by osobie diagnozowanej towarzyszył rodzic, który pamięta, jak
zachowywała się we wczesnym dzieciństwie. Pozwala to wykluczyć inne
przyczyny zachowań typowych dla neuroatypowości. Paweł bał się, że jego
matka odebrałaby to jako kwestionowanie jej metod wychowawczych i
„marnowanie pieniędzy na głupoty”. Nie dostał jeszcze oficjalnej diagnozy,
ale wstępne wyniki wskazują na autyzm wysoko funkcjonujący, to znaczy o
niewielkim nasileniu objawów. – Już jako dziecko miałem problem z
odczytaniem emocji i intencji innych ludzi. Nie rozumiałem na przykład, że
coś jest żartem, co rówieśnicy bezlitośnie wykorzystywali – wspomina. W
drugiej klasie szkoły podstawowej koledzy z klasy udawali, że chcą
wyskoczyć z okna na drugim piętrze. Wychylali się za balustradę, odliczając:
„trzy-czte-ry!” – najpierw pojedynczo, potem sytuacja powtarzała się
parokrotnie, już przy udziale kilkuosobowej grupy. Za każdym razem Paweł
wpadał w panikę, płakał, prosił, by nie skakali, odciągał ich od okien.
Bał się niektórych dźwięków, denerwował, kiedy na obiad w szkolnej
stołówce była wątróbka, której tekstury nie znosił. Kiedy około trzeciej
klasy podstawówki odkryli to koledzy, rzucali mu pod nogi petardy hukowe i
przezywali „wątroba” – na początku wpadał w szał, potem rzadko, z
wyjątkiem lekcji, wyjmował z uszu słuchawki. W piątej klasie podstawówki
dostał pierwszą komórkę i chcąc wkupić się w łaski grupy, dał numer paru
osobom. Zaczęły się ciche telefony, syczenie, wyzwiska. W gimnazjum
chłopak, którego uważał za dobrego kolegę, napluł mu do rękawa, co odkrył,
kiedy po lekcjach zakładał kurtkę. Wiosną i latem jeździł do szkoły rowerem.
Rówieśnicy przestawiali go kilkaset metrów dalej, stawiali do góry kołami,
spuszczali powietrze z opon. Kilka razy zdarzyło się, że ktoś popchnął go na
schodach, ale Paweł zaznacza, że przypadki fizycznej przemocy były
sporadyczne. Dręczyli go głównie chłopcy, interakcje z dziewczynami
ograniczały się do słownych zaczepek. Bywało, że tracił nad sobą
panowanie, krzyczał i rzucał w oprawców przedmiotami, od piórników po
krzesła, uderzał na oślep. Jego niekontrolowane reakcje sprawiły, że
otrzymał łatkę dziwaka i „psychola”.
Rodzice Pawła wiedzieli o jego problemach w szkole, choć mówił im
tylko o najbardziej dotkliwych sytuacjach. Prosił, by zabrali go do
psychologa. – Chciałem wiedzieć, co jest ze mną nie tak. Z miesiąca na
miesiąc coraz bardziej czułem, że odstaję od rówieśników. Miałem osiem
lat, kiedy przeżyłem coś, co dziś wspominam jako epizod depresyjny. To był
wielomiesięczny, permanentny smutek i poczucie beznadziei. Zdarzało mi się
wpadać w histerię i krzyczeć „dajcie mi nóż!”. Nie wiem, czy naprawdę
chciałem zrobić sobie krzywdę, to było wołanie o pomoc. Ale rodzice
twierdzili, że jestem rozpieszczony i dlatego mi odbija.
Kilka razy rozmawiali z nauczycielami. Ci uznawali sprawę za poważną
tylko wtedy, kiedy dochodziło do bijatyki. Organizowali wówczas apele dla
całej szkoły, prosząc uczniów o „wzajemną tolerancję”. – Na tamtym etapie
dręczycieli nie było kilku, ale kilkudziesięciu. W końcu przestałem się
skarżyć. Uznałem, że nie da się tego zatrzymać. Oparłem się na kilku
metodach obłaskawienia rzeczywistości: nauka, czytanie i tworzenie
wyobrażonego, alternatywnego świata. Zatracałem się w nim, co pomogło mi
przetrwać. Fachowo nazywa się to maladaptive daydreaming, czyli
uzależnienie od marzeń o lepszym życiu.
W czwartej klasie szkoły podstawowej, po jednym z incydentów, który
zaczął się od syczenia (Paweł bał się tego dźwięku), a skończył wzajemnym
okładaniem pięściami, szkolna pedagog skierowała go do poradni
psychologicznej. Psycholożka stwierdziła nerwicę i stany lękowe,
ponadprzeciętny dla wieku poziom inteligencji i opóźniony rozwój
emocjonalny, a następnie wypisała skierowanie na oddział dzienny szpitala
psychiatrycznego. Ale rodzice Pawła nie chcieli o tym słyszeć. Raz na kilka
miesięcy wozili go na warsztaty z panowania nad emocjami i choć pomagały
mu w zachowaniu równowagi psychicznej, po roku uznali temat za
zamknięty. Nie wierzyli, że potrzebuje profesjonalnej pomocy. Matkę
cieszyło, że poza szkołą nie ma kontaktu z rówieśnikami, bo obawiała się, że
w innym wypadku mógłby wpaść w nieodpowiednie towarzystwo.
Szkolne wybuchy agresji uchodziły mu płazem, bo świetnie się uczył i
reprezentował szkołę w zewnętrznych konkursach. W podstawówce wygrał
konkurs kuratoryjny z polskiego, co zwolniło go z egzaminu szóstoklasisty. W
gimnazjum co roku zostawał finalistą konkursu historycznego. Przez trzy lata
otrzymywał stypendium marszałka województwa.
Przerwy spędzał samotnie, ze słuchawkami w uszach i nosem w książce,
doskonaląc się w sztuce bycia niewidzialnym. Często przesiadywał w
toalecie, szatni lub bibliotece. – Nie wiedziałem, jak zachować się w grupie,
więc się izolowałem. A im bardziej się izolowałem, tym bardziej cierpiały
na tym moje umiejętności społeczne. Każdy dzień w szkole wyglądał
podobnie: kilkaset metrów przed budynkiem ściskało mnie w żołądku,
włączałem tryb przetrwania. Udawałem, że wszystko jest w porządku.
Przywykłem do dręczenia i braku innych interakcji z otoczeniem, ale w
środku wrzało.
W 2007 roku ukazał się estoński film Nasza klasa, opowiadający o
dręczonym przez rówieśników nastolatku, który bierze odwet na swoich
oprawcach, urządzając szkolną strzelaninę. Paweł obejrzał go trzy lata
później – w ostatniej klasie gimnazjum napisał esej, w którym wyraził
sympatię i zrozumienie dla głównego bohatera. Wysłał go na konkurs
międzyszkolny, organizowany przez fundację Jolanty Kwaśniewskiej. – Nie
miałem z tego powodu kłopotów, ale wstyd mi, kiedy przypominam sobie, co
wtedy miałem w głowie – mówi.
Pod koniec gimnazjum sam zaczął fantazjować o zemście. Wyobrażał
sobie, że kiedy jego prześladowcy założą rodziny i ułożą sobie życie – już
wtedy przeczuwał, że jemu to się nie uda – kupi broń i jeżdżąc od domu do
domu, będzie celował im prosto w głowę lub serce. Wielu inceli, którzy
dokonali krwawych masakr, celowo wystawiło się na zastrzelenie przez
policjanta poprzez otwarcie ognia do innych ludzi (tzw. suicide by cop).
Paweł nie zamierzał ginąć. Chciał zostać złapany, by móc wykrzyczeć
całemu światu, co nim kierowało, zmusić do słuchania o poniżeniu, jakiego
doświadczył.

Enigma
Dyrektorka najlepszej szkoły średniej w powiecie osobiście namawiała go,
by złożył do niej papiery. Odmówił. Wybrał liceum z internatem, w mieście
wojewódzkim, 70 kilometrów od domu. Pomogła mu w tym fundacja
zajmująca się wspieraniem zdolnych uczniów z terenów wiejskich. Niedługo
później przekształcono ją w stowarzyszenie, którego Paweł został aktywnym
członkiem – jest to istotne dla dalszej części naszej opowieści.
Chciał zacząć od zera, wśród ludzi, którzy niczego o nim nie wiedzą.
Zaczął z przytupem, integrując się z innymi, ale po kilku tygodniach nastąpiło
załamanie nerwowe. Na wrześniowej wycieczce dla pierwszoklasistów
zauważył dwie osoby, które kojarzył z poprzednich szkół. – Bałem się, że
rozpowiedzą o mojej przeszłości i scenariusz się powtórzy. Nikomu nie
ufałem. Starałem się budować relacje z rówieśnikami, ale lęk był silniejszy.
Trwałem w ciągłym napięciu, spodziewając się dalszego dręczenia. Nie
mogłem przywyknąć do spokoju. Kiedy chłopak, z którym dzieliłem pokój,
hasał po internacie i poznawał pierwszą dziewczynę, ja czytałem książki,
przeglądałem Wykop i fora o fobii społecznej, którą zacząłem u siebie
rozpoznawać.
Pierwszy rok był ciężki: depresja, stany lękowe, somatyzacje. W czasie
lekcji Paweł regularnie dostawał biegunki. Mimo to utrzymał stypendium
marszałkowskie. Liceum kończył z dziesięcioma tysiącami złotych na koncie.
Kiedy spotykamy się ponownie, przynosi album, który jego klasa stworzyła
pod koniec liceum. Pod zdjęciami wszystkich pozostałych uczniów i
uczennic widnieją rozbudowane, mniej lub bardziej entuzjastyczne opisy. Na
temat Pawła klasa nie miała wiele do powiedzenia. Z kilku neutralnie
brzmiących zdań dowiadujemy się, że był spokojnym, tajemniczym
chłopakiem, prawdziwą enigmą.
Za sprawą internetowej znajomości z R. trzecia klasa liceum była
okresem, który Paweł wspomina jako najlepszy w dotychczasowym życiu.
Po tym jak ją zakończyła, jego stan psychiczny drastycznie się pogorszył. –
Moim głównym sposobem wyładowywania frustracji stało się pochłanianie
treści ze stron internetowych, portali społecznościowych czy grup na
Facebooku, gromadzących życiowych wykolejeńców – mówi. Wchłaniał to
wszystko wraz z otoczką wisielczego, czarnego humoru. Balansował na
granicy dobrego smaku i radykalizmu. – Nigdy jednak nie zrobiłem nikomu
krzywdy z premedytacją, nękając czy obrażając. Dopiero w 2020 roku, być
może po terapii i wypowiedzeniu na głos tego, co czuję, coś we mnie pękło i
odpaliłem mowę nienawiści wobec kobiet. Po ogłoszeniu wyroku Trybunału
Konstytucyjnego w sprawie aborcji szkalowałem w sieci osoby biorące
udział w protestach. Nie dlatego, że jestem przeciwnikiem przerywania
ciąży. Uznałem to za swego rodzaju karę dla normictwa, które beztrosko
używa sobie życia, podczas gdy dla mnie kontakty intymne pozostają poza
zasięgiem.
Kiedy wybuchła pandemia koronawirusa, Paweł wrócił do domu
rodzinnego. Zamierzał spędzić tam kilka miesięcy, ale przez prawie rok nie
udało mu się znaleźć pracy, która pozwoliłaby na wyprowadzkę. Wysłał
prawie dwieście zgłoszeń do urzędów w Kielcach, Łodzi, Lublinie. Był
coraz bardziej sfrustrowany. – A wraz z frustracją postępowała
radykalizacja. Na jednej z facebookowych grup napisałem, że nadanie
kobietom praw wyborczych było największą tragedią XX wieku. Wcale tak
nie uważałem, w moim poczuciu mieściło się to w granicach krawędziowego
humoru, charakterystycznego dla tej grupy.
Dzień później został poinformowany, że stowarzyszenie, w którym działał
od 2014 roku (to samo, które – jeszcze jako fundacja – przyznało mu
stypendium umożliwiające podjęcie nauki w mieście wojewódzkim),
postanowiło zwołać sąd koleżeński w jego sprawie. – W profilu na
Facebooku miałem wpisaną nazwę organizacji. Ktoś z grupy, w której
umieściłem komentarz, musiał go zaraportować – tłumaczy Paweł. W czasie
piętnastominutowej narady zadecydowano o zawieszeniu go w prawach
członka na pół roku i zobowiązano do usunięcia wpisu, co natychmiast
zrobił.
W tamtym czasie godzinami przesiadywał na Karachanie i Vichanie,
rozpowszechniając memy z Janem Pawłem II, wymieniając doświadczenia z
innymi użytkownikami, a czasem trollując nowych. Zrezygnował z tej
działalności, bo, jak twierdzi, zaczęli się tam panoszyć „znudzeni normicy i
nastolatkowie udający przegrywów”. – Chany traktowałem jako przestrzeń,
gdzie można zrzucić z siebie różne ciężary pod płaszczykiem anonimowości.
Jednocześnie były to miejsca, w których panowała wolna amerykanka pod
względem poprawności politycznej. Wreszcie uznawałem je, a zwłaszcza
8chan i 4chan, za jądro Internetu. Fascynowało mnie, że powstają tam rzeczy,
głównie memy, które dopiero po latach przedostają się do mainstreamu.
Coraz częściej sięgał po pornografię, co wiązało się z kompulsywną
masturbacją. Paweł zauważył, że uprawiana częściej niż raz w tygodniu
wzmaga jego frustrację, nasila stany lękowe i problemy z koncentracją.
Uzależnienie od masturbacji i pornografii to problem, z jakim mierzy się
wielu mężczyzn, którzy nie potrafią nawiązywać relacji seksualnych. Stąd
popularność wyzwań typu #NoFapChallange, których celem jest rezygnacja
bądź ograniczenie zachowań autoerotycznych. Ich entuzjaści motywują się
wzajemnie, podsuwają rady, dzielą sukcesami. Paweł zerwał z
uzależnieniem w grudniu 2020 roku. – Po miesiącu ból związany z brakiem
partnerki zmniejszył się. Zobojętniałem w tej kwestii, co przyjąłem z ulgą.
Dziś robię to sporadycznie. Mam jaśniejszy umysł. Więcej czasu poświęcam
na rzeczy związane z nauką i samorozwojem – mówi.

Braki
Paweł ukończył studia prawnicze na warszawskiej uczelni, ale nie zrobił
aplikacji. – Miałem być prawnikiem, ale coś mi się pojebało i zostałem
prawikiem – żartuje. Na pierwszym roku przeszedł załamanie nerwowe i
trafił na oddział dzienny szpitala psychiatrycznego. Przez miesiąc
uczestniczył w czterogodzinnych spotkaniach grupowych, przez pięć dni w
tygodniu. Zrezygnował, bo intensywna terapia okazała się nie do pogodzenia
z nie mniej intensywnymi studiami. Pomogła mu się ustabilizować, otworzyć
na mówienie o swoich emocjach. Ale po półtora roku wrócił do punktu
wyjścia. – Dotarło do mnie, że na całym świecie nie ma i nigdy nie było
nikogo, kto darzyłby mnie szczerym uczuciem, oczywiście poza najbliższą
rodziną. Utrzymywałem kontakt z ludźmi z roku, ale kiedy spotykaliśmy się w
grupie, czułem się jak piąte koło u wozu. Wtedy też oblałem drugi egzamin
warunkowy z prawa cywilnego, co oznaczało konieczność powtarzania roku.
Płakałem przez całą drogę do domu. Wtedy po raz pierwszy, i jak dotąd
ostatni, poczułem impuls, by ze sobą skończyć – wspomina. Doszedł do
skrzyżowania Wybrzeża Kościuszkowskiego z mostem Świętokrzyskim i nie
czekając, aż światło zmieni się na zielone, ruszył przed siebie. Przez chwilę
stał na środku ruchliwej ulicy, ale widząc nadjeżdżający samochód,
odskoczył na chodnik. Natychmiast zgłosił się do zakładu psychiatrycznego.
Powiedział, że przechodzi kryzys psychiczny i potrzebuje pomocy, ale zataił
myśli samobójcze. Liczył, że mimo to zostanie przyjęty na oddział. Po kilku
minutach rozmowy lekarz wypisał receptę na lek zawierający tianeptynę,
działający przeciwdepresyjnie i przeciwlękowo, sugerując przy tym, że stan
Pawła nie jest na tyle poważny, by mógł on zostać w szpitalu.
Tianeptyna stępiła zarówno negatywne, jak i pozytywne emocje,
pozwalając utrzymać stabilny, choć apatyczny stan. Jesienią 2017 roku
Paweł zapisał się na indywidualną psychoterapię. Już po kilku spotkaniach
prowadząca oznajmiła, że dostrzega w nim cechy charakterystyczne dla
spektrum autyzmu, zalecając diagnostykę w tym kierunku. Po pół roku
cotygodniowych spotkań skierowała go na terapię grupową w nurcie
psychodynamicznym, stwierdzając, że w ten sposób nauczy się budowania
relacji z innymi ludźmi i otworzy na mówienie o swoich emocjach. Brał w
niej udział przez prawie trzy lata. Wkrótce zamierza zrezygnować. Inni
uczestnicy i uczestniczki zarzucają mu, że nie potrafi współodczuwać, bywa
niedelikatny i przesadnie skupiony na sobie. On z kolei czuje się
niezrozumiany i wyobcowany, bo tematy, jakie najczęściej poruszane są
podczas terapii, znajduje jako zupełnie mu obce. W maju 2022 roku przesyła
nam relację z ostatniego spotkania:

Dziś jedna z uczestniczek przechwala się kolejnym typem poznanym na Tinderze. Myśli,
że będzie tym jedynym. Jest wrażliwy, inteligentny i oczywiście przystojny. Grupowy chad
opowiadał o swojej partnerce, z którą chciałby założyć rodzinę, obawia się jednak, że ta
ma inne oczekiwania. Inna dziewczyna rozpływała się nad yorkiem, którego kupiła z
chłopakiem, i narzekała, że ten robi się o psa zazdrosny. Tym bardziej że przeszkadza im w
ruchaniu. Z tego miejsca grupa płynnie przeszła do tematów około seksualnych. W
międzyczasie terapeutka rzuciła:
– Panie Pawle, czemu się pan nie odzywa?
– Mówicie o relacjach, związkach, a ja nie mam punktu odniesienia.
– Ale można rozmawiać o różnych rzeczach, nawet bez doświadczenia.
– Aha.

Spierdotripy
Pieniędzy wystarcza mu na skromne przeżycie, opłacenie pokoju i
sporadyczne „spierdotripy”, jak nazywa samotne wycieczki poza miasto. Z
każdej spowiada się przed matką. Ona dzwoni do niego codziennie, wymaga
meldunku. – Na terapii niejednokrotnie słyszałem, że powinienem postawić
jej granice, zdystansować się, a nawet przestać odbierać połączenia, ale jak
dotąd się na to nie zdobyłem. Nie jestem nauczony asertywności, zwłaszcza
wobec matki, która zawsze potrafiła przełamać mój opór.
Niedawno zwiedził Beskid Śląski – mama dobrze zniosła wiadomość o
wyjeździe, pomogła w przygotowaniach. Ale kiedy tylko wsiadł do pociągu,
zadzwoniła do niego babcia. Płakała i błagała, by wrócił do domu.
Wyliczała nieszczęścia, jakie mogą go spotkać w górach. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego zdecydował się podróżować sam. Początkowo
próbował ją uspokoić, ale coś w nim pękło. – W zatłoczonym przedziale
wykrzyczałem do telefonu, że jadę sam, bo nie ma nikogo, kto mógłby
pojechać ze mną. Że to przez nią i jej córkę nie potrafię nawiązywać
znajomości, że nigdy nie miałem i prawdopodobnie nie będę miał
dziewczyny. Na koniec obiecałem meldować się każdego wieczoru i
zapewniłem, że będę na siebie uważał.
Paweł pokazuje mi książeczkę Górskiej Odznaki Turystycznej, w której
skrupulatnie notuje, kiedy i jakim szlakiem przeszedł, ile punktów w skali
GOT zdobył, czy obecny był przodownik (jeśli tak, w ostatniej rubryce
widnieje jego pieczątka). Zbiera bilety, paragony, no i oczywiście odznaki.
W najbliższym czasie planuje wycieczkę w Bieszczady i na Dolny Śląsk.

Wyjście z bluepillu
Nie porzucił nadziei, że w końcu znajdzie dziewczynę, choć scenariusz,
wedle którego spędzi życie samotnie, uważa za najbardziej prawdopodobny.
– Jako nastolatek przyjmowałem romantyczną koncepcję świata, zgodnie z
którą ludzie dobierają się w pary na podstawie „porozumienia dusz”,
podobnych zainteresowań i wartości, że stoi za tym jakiś tajemniczy
magnetyzm. Dopiero na studiach zrewidowałem ten pogląd, w dużej mierze
dzięki aplikacjom randkowym. Moje próby nawiązania znajomości i
podtrzymania rozmowy na niewiele się zdawały, choć stawałem na uszach.
Zrozumiałem, że wygląd ma ogromne znaczenie i wpływ na to, jak jesteśmy
odbierani.
We wrześniu 2021 roku postanowił spróbować swoich szans w speed
datingu, czyli szybkich randkach, cyklicznie organizowanych w
miejscowości, w której mieszka i pracuje. Uczestnicy i uczestniczki tego
rodzaju spotkań mają określony czas, by zadać sobie nawzajem ustalone
wcześniej bądź improwizowane pytania, a następnie przejść do poznawania
kolejnej osoby. Na koniec decydują, komu dają „tak”, tym samym wyrażając
chęć kontynuowania znajomości, a kogo odrzucają. – Spośród siedemnastu
dziewczyn wybrałem dwanaście, a sam dostałem szansę od jednej.
Spotkaliśmy się kilka dni później. Od razu dała do zrozumienia, że nie szuka
poważnej relacji. Kiedy zapytałem, czy powinienem za nią zapłacić, zrugała
mnie, uznając to za oczywistość. Więcej się nie widzieliśmy.
Paweł przyznaje, że ma skrajnie niską samoocenę, co uważa zarówno za
przyczynę, jak i konsekwencję swoich niepowodzeń w relacjach z kobietami
i ludźmi w ogóle. Mimo to od ponad sześciu miesięcy próbuje szczęścia na
aplikacjach randkowych. Przez ten czas udało mu się umówić na jedną
randkę, choć romantyczny kontekst spotkania nie był oczywisty – dziewczyna
zaprosiła go do swojego domu, przez kilka godzin rozmawiał z jej
rodzicami. Po wszystkim oznajmiła, że czuje się zraniona po ostatnim
związku i nie ma ochoty na wchodzenie w kolejny. – Wydaje mi się, że
byłem zbyt śmiały, za dużo sobie wyobrażałem. Myślałem, że naprawdę jej
się spodobałem, skoro zechciała przedstawić mnie rodzinie. Próbowałem
łapać ją za rękę, przytulić. Może się wystraszyła.
W czerwcu 2022 roku pisze nam, że był na kolejnej randce. Dziewczyna,
poznana na Tinderze, ulotniła się po czterdziestu minutach, mówiąc, że
chłopak koleżanki został pobity i musi jechać, by ją wesprzeć. Wymienili
jeszcze kilka wiadomości, ale Paweł czuł, że odpowiedzi są wymuszone.
Pokazuje nam swój profil w aplikacji – ma korzystne zdjęcia, opis
zawierający informacje o zainteresowaniach (jazda na rowerze, gry
planszowe, górskie wędrówki, historia, zabytki) i ukończonych studiach. W
ciągu miesiąca gromadzi po kilka par, przy czym niewiele dziewczyn
odpowiada na wiadomości. Próbował najróżniejszych zaczepek – od
zwykłego „co słychać?” po rozbudowane monologi nawiązujące do opisu
lub zdjęć danej osoby. Jeśli dojdzie do wymiany zdań, nie potrafi
podtrzymać rozmowy. Dialogi z obcymi ludźmi, zwłaszcza kobietami,
odbiera jako trudne i niezręczne.
Większość kobiecych profili przesuwa w prawo, czyli na tak. Twierdzi, że
jeśli chodzi o aparycję potencjalnej partnerki, nie ma wysokich wymagań. –
Podoba mi się jakieś siedemdziesiąt procent kobiet w obrębie mojej grupy
wiekowej. Lubię długie włosy, zwłaszcza kolorowe lub w ciemnych
odcieniach blondu. Nie przeszkadza mi lekka nadwaga, ale otyłość już tak,
podobnie jak wychudzenie. W każdym razie myślę, że gdybym z jakąkolwiek
dziewczyną nawiązał prawdziwą więź, wygląd miałby niewielkie znaczenie
– mówi. Marzy o takiej, która zaakceptowałaby nieformalny związek (jest
sceptyczny wobec instytucji małżeństwa) i z którą mógłby odbywać
małomiasteczkowe „spierdotripy”, dzielić się z nią memami z Janem
Pawłem II i rozterkami egzystencjalnymi.
Żyje własnym, powolnym tempem, stara się cieszyć z drobnostek. Ostatnio
zaczął grzebać w swoim drzewie genealogicznym, chce poznać historię
rodziny. Planuje też zakup skanera częstotliwości, by móc odbierać sygnały z
pobliskiego lotniska. Samotność jednak nie daje o sobie zapomnieć. –
Rodzice zawsze mi powtarzali, że mam się uczyć, a na znajomych i
dziewczyny przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem kiedy ja siedziałem z nosem
w książkach, inni budowali relacje, nabywali umiejętności społeczne, które
potem mogli rozwijać. Na studiach dotarło do mnie, że ten etap mnie ominął
i jest za późno, by nadrobić tak olbrzymie zaległości.
Paweł postanowił sobie, że jeśli do trzydziestego roku życia nie przejdzie
inicjacji seksualnej, zainwestuje w GFE (ang. Girlfriend Experience), czyli
rozszerzoną usługę seksualną, podczas której dziewczyna udaje, że z
klientem łączy ją romantyczna relacja. Doświadczenia nie zamierza
powtarzać. – To będzie jednorazowy akt pogodzenia się z dożywotnim
celibatem. Podejrzewam, że po wszystkim będę czuł się paskudnie, ale chcę
wiedzieć, jak to jest uprawiać ten słynny seks – tłumaczy.
Choć robi wrażenie miłego, spokojnego chłopaka, a nas od początku
traktuje z dużą życzliwością, posiada też mroczną stronę. Gdy się poznajemy,
nie jest członkiem żadnego incelskiego serwera. Trafił kiedyś na Bractwo
Spierdolenia, ale po kilku miesiącach opuścił je, uznając za wyjątkowo
toksyczne, ponure miejsce, zdominowane przez trolli. Proponujemy, by
dołączył do Woliery Goblinów, zapewniając, że panuje tam znacznie
bardziej przyjazna atmosfera. Zgadza się chętnie, przyznając, że brakuje mu
szczerych rozmów o „spierdoleniu”. Problem w tym, że rekrutacja jest
zamknięta, bo użytkownicy obawiają się zanieczyszczenia serwera
„niechcianym elementem ruchającym”. Muszą mieć pewność, że kandydat na
goblina ma czystą kartę, jeśli chodzi o związki i seks. Okazuje się jednak, że
ufają nam na tyle, by to, czy Paweł mówi prawdę, podając się za prawiczka,
zostawić naszej ocenie. Już kilka dni po pozytywnym rozpatrzeniu
rekomendacji stwierdzają, że miałyśmy nosa, bo nowy członek jest nie tylko
incelem, ale też truecelem, bez szans na wyjście z przegrywu. Paweł również
jest zadowolony z dołączenia do serwera i szybko się asymiluje. Od czasu
do czasu zaskakuje pozostałych, odsłaniając swoje krawędzie, jak w
incelskiej nomenklaturze określa się niepopularne wśród ogółu
społeczeństwa, kontrowersyjne poglądy. Użytkownicy twierdzą, że tacy jak
on są najbardziej niebezpieczni: cisi, niepozorni, a przy tym łatwo ulegający
wpływom. Pisze na przykład, że gdyby Rosja najechała Polskę, mógłby
rozważyć kolaborację z wrogiem, choćby dla „bólu dupy normictwa”. Innym
razem ubolewa nad niskim poparciem dla Ruchu Narodowego. – To dlatego,
że mam dość bycia galaretą społeczną. Nijakim typem, którego nikt nie
zauważa. Staram się zwalczać myśl, że lepiej budzić negatywne emocje niż
żadne. Zależy mi, by być dobrym człowiekiem, ale bywa, że górę bierze
potrzeba bycia dostrzeżonym. Na szczęście nie mam jaj, by pójść za ciosem,
i jedyne, co mogę zrobić, to smrodzenie na Discordzie.
Z miesiąca na miesiąc coraz częściej wspomina o bohatyrze. Kiedyś
gardził samobójcami, uważał ich za tchórzy. Ostatnio zaczął zmieniać swoje
podejście. – Nie dziś, nie jutro, nie w najbliższym czasie. Może za
kilkanaście, może kilkadziesiąt lat. Gdy będę miał pewność, że wszystkie
mosty są spalone i nie ucieknę od samotności, odejdę z tego świata na
własnych zasadach. Na razie trzymam się niewielkiej nadziei, która mi
pozostała. Mój przypadek jest tak beznadziejny, że gdybym jakimś cudem
znalazł dziewczynę, dałoby to nadzieję pozostałym. To duża
odpowiedzialność. Kto wie, być może Woliera doczeka się prawdziwego
mesjasza?
Wołoś

Incel z odzysku albo failed normie


volodia, 12.09.2017, Wykop.pl

Jestem tak samotny, że ostatnio sam sobie zrobiłem grilla. Mam takie ulubione mięsko z
biedry, takie kiełbaski zyzgzakiem nabijane na patyczek szaszłykowy. A że nie miałem
okazji ich zjeść to kupiłem jednorazowego grilla, wyjechałem gdzieś za miasto w odludne
miejsce. Odpaliłem upiekłem i zjadłem. Jeszcze kiełbaskę miałem. Nie było najgorzej, bo
nie zrobiłem tego, żeby się katować swoją samotnością tylko dla przyjemności, ale szczyt
marzeń to to nie był ( ͡° ʖ̯ ͡°)

#przegryw # wnogf #gorzkiezale

– Nie zrozumiesz nas, jeśli kobieta nigdy nie spojrzała na ciebie z


obrzydzeniem, zanim zdążyłeś się odezwać. Jednak dla większości jesteśmy
niewidzialni. Już w szkole obserwujemy, jak koleżanki z klasy lgną do
przystojniaków, nawet jeśli ci nie reprezentują sobą nic wartościowego, a
nierzadko są największymi dupkami. Niełatwo się z tym pogodzić – mówi
nam Wołoś, na tagu #przegryw znany jako Volodia. To on zaprosił nas na
Wolierę Goblinów. Ma trzydzieści dwa lata i jest najstarszy na serwerze.
Wścieka się, gdy słyszy, że incele, żeby zainteresować sobą kobietę,
powinni „wyjść z piwnicy” i „znaleźć jakieś zainteresowania”. Samotnie
podróżuje po całej Polsce, śpiąc gdzie popadnie: na dworcach, w
pustostanach, pod gołym niebem. Pasjonuje się ekologią i ochroną
środowiska. Kilka razy w roku jeździ na obozy przyrodnicze, podczas
których asystuje badaczom dzikiej przyrody. Uwielbia górskie wędrówki,
wielogodzinne błądzenie po lasach i spanie pod namiotem. Jest też
zapalonym cyklistą. Od roku nie je mięsa, a w przyszłości chciałby odstawić
wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego. – Mojego przykładu można
używać jako karty pułapki, ilekroć jakiś normik radzi przegrywom, by wzięli
się w garść, postawili na samorozwój i wyszli do ludzi. Jestem żywym
dowodem na to, że kiepski wygląd wystarczy, by być śmieciem, o którym
nikt nie pamięta. Nie chodzi tylko o seks i związki. Wszyscy na mnie leją.
Jak sam gdzieś się nie wproszę, to nikt o mnie nie pamięta. Nie wiem, czy to
wina mojego wyglądu, czy coś innego ludzi ode mnie odrzuca. Może po
prostu jestem za mało dynamiczny?
Ma 176 centymetrów wzrostu, pokaźne zakola, okrągłą twarz o
młodzieńczych rysach, rudawy zarost i odstające uszy. Do niedawna szpeciły
go krzywy zgryz i problemy z zębami. Leczenie, łącznie z założeniem aparatu
ortodontycznego, kosztowało kilkanaście tysięcy złotych. Odkładał grosz do
grosza, przez trzy lata wydając na jedzenie około pięciu złotych dziennie. W
dodatku przez wiele lat walczył z trądzikiem. Dopiero mając 28 lat, trafił na
lekarkę, która zaproponowała leczenie izotretynoiną – substancją o licznych
skutkach ubocznych, przepisywanym przez dermatologów w przypadkach,
kiedy zwykłe antybiotyki zawodzą. Po kilku miesiącach od odstawienia
leków trądzik wrócił. Kompleksy narastały, a perspektywa wejścia w
związek zdawała się coraz bardziej nierealna.
Pierwsze konto na Wykopie założył w 2016 roku. Na tagach #przyroda i
#ekologia pomstował na niedostateczną ochronę cennych przyrodniczo
lasów, zanik bioróżnorodności czy politykę energetyczną opartą na węglu.
Jego wczesne wpisy na tagach #przegryw i #wychodzimyzprzegrywu
zaskakują niewielkim – jak na tamtejsze standardy – stężeniem defetyzmu.
Wołoś dzielił się na nich postępami w leczeniu dermatologicznym i
ortodontycznym, próbami znalezienia lepszej pracy czy nawiązywania
znajomości (kilka lat temu samotnie pojechał na Woodstock). Przekonywał,
że znalezienie partnerki nie może być celem samym w sobie, ale efektem
podjętych działań, które mają wartość niezależnie od tego, czy doprowadzą
do wejścia w związek. „To powinien być efekt wychodzenia ze spierdolenia,
a nie samo wyjście” – pisał.
Dzięki blackpillowi zaczął zauważać, że kobiety w pracy lepiej traktują
jego przystojnych kolegów. Tłumaczy to efektem aureoli: – Ludziom
atrakcyjnym podświadomie przypisujemy cechy pozytywne. W większości
bajek czarne charaktery przedstawia się jako brzydali, dobro łączy się z
pięknem zewnętrznym. Często słyszymy, że liczy się nie tyle uroda, ile
pewność siebie, umiejętności społeczne. Ale jak zbudować pewność siebie i
wyjść do ludzi, kiedy od najmłodszych lat spotykało się z odrzuceniem i
wykluczeniem ze względu na niski wzrost czy inne niezmienne cechy
wyglądu? Ludziom jest łatwiej, gdy myślą o świecie jako sprawiedliwym
miejscu, gdzie każdy odpowiada za swój los. Ale twarzy nie wybierasz,
podobnie jak rodziny czy miejsca urodzenia.
volodia, 09.05.2018, Wykop.pl

Na ile człowiek odpowiada za siebie?


Człowiek jest składową dwóch rzeczy: genów i przeżyć.
Na geny nie mamy wpływu i na to co się nam trafia w życiu też nie.
Czy można winić kogoś za wysoki poziom agresji skoro takie ma geny? Albo za niskie
IQ? Lenistwo, skłonność do nałogów?
Czy to wina ludzi, że wyrastają na patologie bo wychowali się w patologii?
Czy osoba A z takim samym zestawem genów i przeżyć jak osoba B zachowałaby się
inaczej? Nie ma nawet prawa, bo w gruncie rzeczy byłaby osobą B.

#filozofia #januszefilozofii

W 2019 roku Wołoś przeprowadził wśród członków jednego z incelskich


serwerów ankietę, której celem było ustalenie, z jakimi problemami
najczęściej się borykają. Wyniki zaprezentował na Wykopie. Spośród
siedemnastu użytkowników:

– 47% dorastało bez jednego rodzica;


– 35% dorastało w domu, w którym nadużywano alkoholu;
– 12% doświadczyło przemocy fizycznej ze strony członka rodziny;
– 47% doświadczyło przemocy psychicznej;
– 18% dotknęła skrajna bieda (głód, brak dostępu do podstawowych mediów, jak prąd czy
bieżąca woda);
– 76% cierpi na różnej maści problemy ze zdrowiem (również psychicznym);
– 6% przegrywów na nic nie choruje i dorastało w normalnych warunkach.

On sam pochodzi z niezamożnej rodziny i nieraz wstydził się ubrań, w


jakich posyłano go do szkoły, ale nie doświadczył skrajnej biedy. Ojciec
bywał porywczy i wymierzał synowi kary cielesne. Własnoręcznie
sporządził pejcz z drewnianą rączką zakończoną rzemieniami, lakierowaną i
porządnie wytoczoną, której używał przynajmniej raz w miesiącu. – Zawsze
mnie zastanawiało, co sobie myślał, kiedy tak pieczołowicie ją wykańczał.
Czuję do niego żal, ale nie rozpamiętuję tego. Dziś mamy poprawną relację.
Dzięki wynikom ankiety zdał sobie sprawę, że w porównaniu z
pozostałymi chłopakami z serwera miał całkiem niezły start. – Jeszcze w
okresie dorastania nic nie zapowiadało, że skończę jako przegryw. Dopóki
nie pojawił się trądzik, nawet na wygląd nie mogłem specjalnie narzekać.
Dlatego czuję potrzebę pomocy anonkom, którzy napotkali w życiu więcej
przeciwności. Chciałbym ich wszystkich utulić. Powiedzieć: to nie wasza
wina – mówi. Przez cały okres szkolny cieszył się uznaniem nauczycieli i
sympatią rówieśników. Miał koleżanki i kolegów, a przy tym świetne oceny,
zwłaszcza z przedmiotów ścisłych. Maturę napisał tak, że mógł przebierać w
najlepszych uczelniach technicznych w kraju, ale ostatecznie wybrał tę, która
była najbliżej. Dzięki kredytowi studenckiemu i stypendium socjalnemu mógł
kontynuować naukę. Akademik opuszczał tylko wtedy, kiedy musiał –
wstydził się swojego trądziku, pokrywającego twarz i plecy. Krosty były nie
tylko szpecące, ale też bolesne. Z tego samego powodu zdarzało mu się
opuszczać zajęcia. A nawet powtarzać rok, bo przez ropiejące cysty nie
poszedł na egzamin.
Na pierwszym roku, w sylwestra, pojechał ze znajomymi w góry. Tam
poznał Anię, która wkrótce została jego partnerką. Z seksem chciała czekać
do ślubu, a on to szanował. Poprzestali na pettingu. – Nie doświadczyłem w
życiu niczego piękniejszego niż wspólne leżenie na kanapie i przytulanie.
Gdyby nie fakt, że jestem prawiczkiem, w środowisku inceli uchodziłbym za
failed normie. Przeciętniaka, który wylądował na dnie, ale zdążył
zakosztować normalności. Klasyfikujemy się według braku konkretnych
doświadczeń w relacjach z kobietami: nietrzymający [za rękę],
nieprzytulający, niecałujący, no i oczywiście nieruchający, czyli ja –
wyjaśnia. Spotykali się przez pół roku. Znacznie dłużej zajęło mu
pozbieranie się po rozstaniu. Zostawiła go przez telefon, chłodno, bez próby
wyjaśnienia. Wyjechała na Erasmusa. Wołoś do dziś jej tego nie wybaczył.
Uważa, że sposób, w jaki zakończyła związek, był dla niego pierwszym
krokiem do popadnięcia w przegryw.
Po studiach wrócił do rodzinnego domu w nadmorskiej wsi. Znajomi ze
szkoły dawno wyjechali do większych miejscowości. Kiedy zaczęła
doskwierać mu samotność, w snach powróciła ona. Ania. To wtedy zaczął
tracić grunt pod nogami. – Bywało, że bolał mnie każdy oddech. Jakby
powietrze paliło mi płuca. Miałem myśli samobójcze i często płakałem w
samotności. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego potraktowała mnie z taką
obojętnością – wspomina. Po roku wyjechał do miasta wojewódzkiego,
gdzie znalazł pracę w branży technologicznej, za dwa i pół tysiąca złotych na
rękę. Mimo zyskania niezależności i względnej stabilności finansowej jego
stan psychiczny się pogarszał. – Wpadłem w depresję, choć nie od razu
zdałem sobie z tego sprawę. Kojarzyłem tę chorobę ze stale obniżonym
nastrojem, a u mnie objawiła się przede wszystkim brakiem sił do działania.
Chciałem robić wiele rzeczy, ale nie miałem energii ani motywacji, żeby
ruszyć się z miejsca. Trwałem w tym stanie przez dwa lata. Przełomowa
okazała się rozmowa z obcym człowiekiem na Wykopie. Był zdumiony, że po
tak długim czasie nadal myślę o dziewczynie, która potraktowała mnie jak
śmiecia. Wtedy dotarło do mnie, że nie tęsknię za nią, ale za sobą z okresu,
kiedy się spotykaliśmy. To uleczyło mnie z ciągłego rozpamiętywania tamtej
relacji. Ale depresja została. W końcu udałem się do psychiatry. Stwierdził
niezdolność do podejmowania działań intencjonalnych, przepisał lek. Po
paru miesiącach stanąłem na nogi, choć wciąż miewam problem z brakiem
energii do realizowania swoich pomysłów.

volodia, 17.09.2020, Wykop.pl

Parę dni temu wołałem o pomoc na mirko, o odrobinę uwagi. Byłem w złym stanie
psychicznym, siedziałem zaryczany i zasmarkany w pokoju trzęsąc się z emocji.
I co? I gówno. Przeważnie ludzie na mnie srali, czasami nawet mi wrzucając że jestem
roszczeniowy bo domagam się czegoś od obcych ludzi.
W międzyczasie zapytałem się kogoś o nick, bo był inspirowany zespołem. Odpowiedz
dostałem i zupełnie niewymuszone pytanie jakiej muzyki słucham. I co? I nagle wszystkie
łzy odeszły, bo ktoś po prostu zauważył że istnieję.
Można komuś pomóc tak po prostu bez durnych rad i oskarżania? Da się.
Pałujcie się na ryje normiki.

#przegryw

Od pięciu lat mieszka w dużym mieście na wschodzie Polski. Pracuje jako


inżynier produkcji, a jego zarobki nieznacznie przekraczają średnią krajową.
W 2019 roku założył konto na Tinderze. Miał kilka par na tydzień, ale żadna
z dziewczyn nie odpisała choćby na pierwszą wiadomość. Chcąc przekonać
się, czy problem leży w opisie lub formie zaczepek, wymienił swoje zdjęcia
na znalezione w sieci fotografie mężczyzny nieco ponadprzeciętnie
atrakcyjnego. Umówienie się na spotkanie zajmowało mu od kilkunastu minut
do godziny. To doświadczenie osłabiło jego motywację do wyjścia z
przegrywu. Nie wierzy zresztą, że na aplikacji randkowej mógłby znaleźć
kobietę spełniającą jego podstawowe kryterium. – Chcę, żeby była dziewicą.
Mam olbrzymi kompleks na punkcie swojego prawictwa, więc chciałbym, by
dla nas obojga był to pierwszy raz. Najważniejsze, by cieszyła ją moja
obecność. I żeby potrafiła czasem powiedzieć, że jestem dla niej ważny.
Fajnie, gdyby lubiła biwaki na łonie przyrody. Jeśli chodzi o wygląd, zależy
mi jedynie, by miała w miarę proste zęby i nie była otyła.

volodia, 23.11.2020, Wykop.pl

Nie lubię siebie, ale tak prawdziwie. Czasami specjalnie sam sprawiam sobie przykrość i
mam pewien rodzaj satysfakcji ze ukarałem osobę której nienawidzę. Uważam że nie
zasługuję na nic dobrego i nie należy mi się. Że powinienem czuć ból, bo tak jest mi już
pisane. Chcę dla siebie źle.

#przegryw

Nasza pierwsza rozmowa głosowa trwa prawie cztery godziny. Wołoś


sprawia wrażenie pogodnej, opierającej się zgorzknieniu osoby, choć o
swojej samotności mówi drżącym, momentami łamiącym się głosem.
Kilkukrotnie zaznacza, że „nie jest żadnym mizogonem” i boli go, że
seksistowska narracja zdominowała przegrywosferę. Popiera jednak hasła
antyfeministyczne: – Zdecydowaną większość inceli łączy niechęć do
feminizmu, bo to my czujemy się dyskryminowani. Kobieta w potrzebie może
liczyć na współczucie i pomoc całego społeczeństwa, facet ma sobie radzić
sam. Ona nie musi dowodzić swojej kobiecości, by być postrzegana jako
wartościowa jednostka, on ciągle musi się starać, by być dostatecznie męski.
U niektórych inceli podobne spostrzeżenia skutkują otwartą mizoginią, ale to
produkt frustracji i poczucia krzywdy, bo mimo starań nie możemy zaspokoić
swoich podstawowych potrzeb. Zarówno tych seksualnych, jak i związanych
z bliskością czy akceptacją. Feministki twierdzą, że żadna nas nie chce, bo
mamy wrogie nastawienie do kobiet, a to mylenie przyczyny ze skutkiem.
Przecież masa kobiet tkwi w relacjach z mężczyznami, którzy źle je traktują,
za to dobrze wyglądają. Przegryw może mieć serce na dłoni, a żadna na
niego nie spojrzy. Myślicie, że jak dziewczynie świecą się oczy na widok
przystojniaka, to dlatego, że zbadała jego przekonania? W jego oczach
dostrzegła, że nie jest toksycznym draniem? Czy kiedy w aplikacji randkowej
widzi brzydala, odrzuca go, bo na podstawie zdjęcia potrafi stwierdzić, że
jest seksistą?
Inni użytkownicy wspominają, że Wołoś już wiele lat temu otwarcie
sprzeciwiał się relatywizowaniu przemocy wobec kobiet czy żartom z niej.
Uchodził za jednego ze strażników porządku na serwerach, krytykując nie
tylko antykobiecą narrację, ale też sporadycznie pojawiający się
antysemityzm. Już po naszym dołączeniu do Woliery Goblinów opuszcza ją,
bo pozostali odmawiają usunięcia emotki z kupcem, karykaturą Żyda o
chciwym spojrzeniu i wielkim, haczykowatym nosie. Wychodzi i wraca
jeszcze wielokrotnie, za każdym razem znajdując powód, by poróżnić się z
pozostałymi. Ci mówią o nim: toksyczna menda, młynarz, najgłupszy spośród
intelektualistów. Zarzucają mu skąpstwo, a on sam przyznaje, że z niechęcią
wydaje każdą złotówkę, czego nauczyła go bieda, której doświadczył
podczas studiów. Uchodzi jednak za dobrego kolegę – incelowi w tarapatach
finansowych pożyczył kilka tysięcy złotych, innego odnalazł na Facebooku,
nie znając jego nazwiska, tylko po to, by zapytać, czy wszystko w porządku,
bo zmartwiło go, że ten opuścił serwer na Discordzie.
Po kilku miesiącach naszej obecności na Wolierze stosunek Wołosia do
nas – i kobiet w ogóle – zmienia się diametralnie. Stwierdza, że „p0lki to
c00rvy”, do czego miały go przekonać rozmowy z nami, zwłaszcza te
dotyczące ludzkiej seksualności. Po tym jak admin postanawia zablokować
członków głoszących skrajnie mizoginistyczne hasła, Wołoś oświadcza, że
zaufanie nam było błędem, bo w konsekwencji wytworzyły się nieistniejące
wcześniej podziały. Zarzuca nam ingerencję zamiast obserwacji. Pozostali
zgodnie stwierdzają, że jedyny podział, jaki zaistniał, to ten między nim a
całą resztą, z nami włącznie, co Wołoś odczytuje jako zdradę i po raz kolejny
opuszcza serwer. Za naszym wstawiennictwem wszyscy użytkownicy zostają
odblokowani – tłumaczymy, że chcemy poznać całe środowisko, a nie tylko
co łagodniejsze jednostki. Tymczasem Wołoś przeprowadza desant na
Wykopie – publikuje zdjęcia rozbitego w lesie namiotu, twierdząc, że przez
nas stracił pracę i został zaszczuty na zamkniętym serwerze (później
dowiemy się, że biwakował w górach). Innym razem pisze, że każdą kobietę,
która kiedykolwiek uprawiała seks, uważa za dziwkę, i zapewnia, że „zmieni
zdanie, kiedy zarucha”. Kończy emotką dziadka-trolla, co sugeruje, że jest on
prowokacją i nie wyraża rzeczywistych poglądów autora.
Po paru godzinach wpis zostaje usunięty przez moderację portalu. On
jednak podtrzymuje swoją narrację, gdy kilka tygodni później wraca na
Wolierę – już bez emotek wskazujących na trolling. Kiedy pytamy, czy swoją
matkę również uważa za dziwkę, przytakuje. Później stwierdza, że tylko
osoby o niskim ilorazie inteligencji wzięłyby jego słowa na poważnie, i
dziwi go, że po roku spędzonym w przegrywosferze nie rozumiemy
tamtejszych żartów.
– On nie jest trollem, tylko zwyczajnym młynarzem, w dodatku
nieprzewidywalnym. Jednego dnia chce wszystkich przytulać, a drugiego
kula w łeb i do dołu z wapnem. Czarodziejstwo uderzyło mu do głowy –
mówi nam Adrian, który od lat styka się z Wołosiem w różnych częściach
przegrywosfery. Paweł, 27-letni prawiczek, który dołączył do serwera kilka
miesięcy po nas, ma dla niego więcej zrozumienia: – Dla incela w tym wieku
jest pięć ścieżek. Pierwsza to odpieranie porażki i dążenie do wyjścia z
przegrywu za wszelką cenę, co jest gwarancją kompromitacji. Druga to
droga Człowieka Ptaka, a więc akceptacja swojego położenia, wegetacja i
powolne umieranie. Jest też ścieżka Wołosia, czyli stopniowe popadanie w
szaleństwo z samotności, celowe wywoływanie kontrowersji poprzez
głoszenie skrajnie niepoprawnych haseł, by wywołać tak zwany ból dupy
normictwa. Kiedy przez całe życie czujesz się niewidzialny, choć robisz
wszystko, by zostać dostrzeżonym, podniesienie poziomu toksyczności w
celu zwrócenia na siebie uwagi może wydawać się atrakcyjną alternatywą.
Kolejna możliwość to samobójstwo. Piątą, najrzadziej wybieraną ścieżką,
wydeptaną przez amerykańskich zamachowców, jest zemsta na
społeczeństwie.
Wołoś przyznaje, że w ostatnim czasie samotność miesza mu w głowie. –
Kręcenie inby pozwala na wyładowanie negatywnych emocji, ale nie leczy
depresji, która jest ich główną przyczyną. Gdybym nie chorował, byłbym
ciekawszym człowiekiem – mówi. Codziennie przypomina nam, że chciałby,
byśmy opuściły serwer. Po roku jesteśmy na nim bardziej z przyzwyczajenia
niż potrzeby dalszego zbierania materiału, pytamy więc pozostałych, czy
przychylają się do jego prośby. Zapewniamy, że jeśli pojawi się więcej
takich głosów, odejdziemy, nie chowając urazy. Jedni chcą, byśmy zostały,
przyznając, że stałyśmy się częścią krajobrazu, inni milczą lub deklarują
neutralność. Wołoś jest wściekły i rozżalony, na zmianę zarzuca im
kakoldyzm i przeprasza, że sprowadził na Wolierę „bestie w ludzkich
postaciach, niszczące społeczność anońską”, które „zrobią z niego idiotę,
byle tylko dorobić się na cudzym cierpieniu”. Stara się wykurzyć tekstami
takimi jak: „Hitler to był w sumie dobry koleś. Szkoda tylko, że zamiast
Żydów nie mordował kobiet” czy „Piasqun miał rację, że p0lki należy
częstować cyklonem b”. Zapowiada też, że rozkręci aferę na Wykopie,
zarzucając nam kłamstwa i półprawdy, albo usunie konto, a z innego oskarży
nas o wykreowanie nieistniejącej postaci. W lipcu 2022 roku pisze: –
Kiedyś mieliśmy fajny, antyfeministyczny serwer, ale matriarchat sięgnął i
tutaj. Największym zdrajcą jest Goblinus, który mając do wyboru
przegrywów lub dziennikarki, wypiąłby się na nas bez wahania. Staliśmy się
dla niego tą gorszą, mniej lubianą częścią rodziny. A inni, jak ostatnie pizdy,
temu przytakują. Mam dość. Chciałbym stąd odejść, ale nie mam nikogo poza
wami, chłopaki.

I byłby to koniec historii, gdyby nie fakt, że tuż przed wysłaniem książki do
redakcji Wołoś życzy Patrycji śmierci. Tylko jej, bo to ona zajmowała się
spisywaniem jego historii.

Patrycja: Żąda usunięcia jej lub napisania od nowa, choć wcześniej zaakceptował powstały
tekst, wprowadzając drobne poprawki. „No weź, zdechnij albo coś. Po co tak podła osoba
w ogóle żyje?”, „Jeszcze żyjesz? Mogłabyś już przestać” – pisze na serwerze. Nawiązuje
też do zaginięcia mojej kotki. Podczas majówki, którą spędzałam na wsi, uciekła przez
taras i przepadła bez śladu, prawdopodobnie na zawsze. Wiedząc, że to wciąż świeża rana,
Wołoś pisze: „Nawet twój kot wolał umrzeć z głodu i zimna, niż zostać z tak podłą
osobą”. Przypominam mu, że kilka miesięcy wcześniej przesłał mi swoje zdjęcia. Jeśli
posunie się dalej, ustalenie jego tożsamości przez policję nie powinno stanowić problemu.
Zapisałam je, chcąc wykorzystać przy opisywaniu wyglądu, z zamiarem późniejszego
usunięcia. Na tę wiadomość reaguje już nie życzeniami, ale groźbą: „Jedyne rozwiązanie
tej chorej, zwyrodniałej sytuacji, to fizyczne wyeliminowanie Patrycji”. Ostrzegam, że jeśli
się nie uspokoi, udostępnię zdjęcia organom ścigania. Pozostali członkowie serwera ganią
jego zachowanie, a po krótkiej naradzie decydują o usunięciu Wołosia z głównego kanału.
Ten pisze na Wykopie, że wmanipulowałam go w książkę i wykorzystałam dla własnej
korzyści, po czym usuwa konto.

21.07.2022, Woliera Goblinów

Muchomor: Dla równowagi powiem, że bardzo mnie cieszy obecność dziennikarek. Dzięki
wam mam jakiś kontakt ze światem zewnętrznym. To najlepsze, co spotkało ten serwer.
Dziękuje.
Goblinus: No. My też powinniśmy mieć możliwość wniesienia poprawek do historii
Wołosia. Dopiszcie „pastuch”, kursywą i z podkreśleniem. Pałka się przegła, panie Ferdku.
Paweł: Nie wiem, co się z nim stało, choć próbuję to zrozumieć. Kiedyś miał
dziewczynę, z nas wszystkich był najbliżej ruchania, ale to stracił. Jednocześnie wie, że
czas działa na jego niekorzyść i że lepiej nie będzie. Widzi własne wyobcowanie i mu
odpierdala. Boję się, że mogę tak skończyć.
Dewiant: Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta jebana książka. Ale Wołoś nie
powinien się na jej temat wypowiadać, bo sam sprowadził tu dziewczyny.
Gnój: Na końcu powinnyście napisać, że wszystkie opisane wydarzenia to fikcja, a
bohaterowie nigdy nie istnieli.
Dzik: Kto by uwierzył w historie o dwudziestoparoletnich prawikach? W tym kraju
naprawdę można poruchać.
Posłowie

Kiedy w kwietniu 2021 roku opublikowałyśmy pierwszy post na Wykopie,


oznaczając tag #przegryw, nie sądziłyśmy, że spędzimy w przegrywosferze
ponad półtora roku. Chciałyśmy napisać artykuł, do którego zainspirowały
nas Harlekiny dla przegrywów. Wcześniej niejednokrotnie byłyśmy
atakowane (w sieci) przez osoby związane z tą społecznością, głównie ze
względu na naszą działalność feministyczną.
Spodziewałyśmy się więc, że nasza obecność na Wykopie nie spotka się z
ciepłym przyjęciem. Mimo to postanowiłyśmy zrezygnować z anonimowości.
Przede wszystkim dlatego, że zależało nam na bliskim poznaniu naszych
rozmówców, rozmowach głosowych i osobistych spotkaniach, a nie na
podglądaniu. Rejestrując się na portalu, wpisałyśmy w profil swoje
nazwiska. Nasz pierwszy wpis, w którym zadeklarowałyśmy chęć poznania
historii osób identyfikujących się jako incele i przegrywy, w ciągu kilkunastu
godzin zebrał czterysta plusów i tyle samo komentarzy. Przeważały
negatywne: „Won z tagu femoidy”, „Jedna z tych babek ma kolorowe włosy.
To wystarczy, żeby rozsądny człowiek odmówił wszelkiej współpracy”, „To
trochę tak, jakby kibice Legii próbowali wejść do Kotła lub kibice Lecha na
Żyletę. Z całym szacunkiem, ale ten projekt z góry jest skazany na porażkę”.
Zupełnie inaczej wyglądała nasza prywatna skrzynka. W ciągu kilku dni
zgłosiło się ponad siedemdziesiąt osób, chcących podzielić się swoimi
doświadczeniami.
W naszym własnym środowisku sam fakt, że zamierzamy ich wysłuchać,
wzbudził kontrowersje. Wiele nieporozumień wywołała niezgoda co do tego,
kim właściwie są incele i przegrywy. Jedni twierdzą, że termin incel opisuje
stan faktyczny, czyli niemożność nawiązania relacji seksualnych, a nie
konkretną postawę czy zestaw poglądów. To przekonanie dominujące wśród
osób, które identyfikują się jako incele. Osoby z zewnątrz, które swoją
wiedzę na temat społeczności czerpią z doniesień medialnych i komentarzy
w mediach społecznościowych, przekonują, że incelem jest każdy
internetowy mizogin o prawicowych poglądach, a to, czy żyje w celibacie,
nie ma większego znaczenia. Również to, jak długo trwać musi celibat, by
osoba w nim pozostająca „zasłużyła” na miano incela, stanowi kość
niezgody. W polskiej incelosferze dominuje narracja, zgodnie z którą
przysługuje ono wyłącznie mężczyznom, którzy nie przeszli inicjacji
seksualnej.
Z uwagi na fakt, że manosfera jest środowiskiem potencjalnie
niebezpiecznym, mającym historię internetowych nagonek i nękania osób,
które czymkolwiek się naraziły, musiałyśmy zadbać o anonimowość naszych
rozmówców. Zwłaszcza że w przytłaczającej większości są to osoby
borykające się z zaburzeniami psychicznymi, od depresji po schizofrenię
paranoidalną. Dlatego zmieniłyśmy ich imiona, miejsca zamieszkania, a w
niektórych przypadkach również pseudonimy, pod jakimi funkcjonują w
sieci.
Gdy piszemy te słowa, użytkownicy Wykopu oznaczają nas w kolejnych
wpisach i wysyłają prywatne wiadomości, w których oskarżają nas o chęć
zniszczenia tagu #przegryw i popychanie zgromadzonych tam osób do
samobójstwa poprzez wykorzystywanie ich naiwności i łatwowierności.
Popularnością cieszy się teoria, według której nie nawiązałyśmy kontaktu z
prawdziwymi przegrywami, bo ci nigdy nie otworzyliby się przed kobietą, a
tym bardziej dwiema feministkami. Jedni przekonują, że przegryw musi być
mizoginem o prawicowych poglądach, drudzy, że jego przekonania i stosunek
do kobiet nie mają znaczenia. Nie ma też zgody co do tego, na jak wielu
polach trzeba odnieść porażkę (oraz jak dotkliwą), by móc się tak określać.
Pojawiają się również głosy, że jesteśmy elementem planu przejęcia inceli i
przegrywów przez lewicę i feministki. Z kolei w lewicowych przestrzeniach
internetowych, głównie na Facebooku i Twitterze, wiele osób wyraża
przekonanie, że nasze działania „normalizują incelską przemoc”, a ich celem
jest zaprzęgnięcie innych feministek do wykonywania emocjonalnej pracy na
rzecz mizoginów, gwałcicieli i potencjalnych terrorystów.
My tymczasem zamykamy książkę i wracamy do randek z chadami 195 cm
z kwadratowymi szczękami, oczami łowcy i buzdyganami 25 cm. Karuzela
czeka, a ściana niedaleka.
Podziękowania

Wyrazy wdzięczności należą się przede wszystkim bohaterom niniejszej


książki, którzy zaufali nam, mimo że tak wiele nas dzieli. Musimy wyróżnić
tu Goblinusa: za jego (niemal bezgraniczne) zaufanie i wsparcie, a także
błyskotliwe poczucie humoru, które sprawiło, że przez ostatnie półtora roku
śmiałyśmy się prawdopodobnie częściej niż przez całe dotychczasowe życie.
Dziękujemy naszym przyjaciółkom i przyjaciołom, wspierających nas
podczas tej przeprawy: zwłaszcza zaś prof. Przemysławowi Kupidurze, na
bieżąco recenzującemu powstające fragmenty, który nie pozwolił, byśmy
choć na moment zwątpiły w sens podjętego działania, i ani razu nie okazał
znużenia tematem (a nawet przyswoił sobie cały incelski slang). Jesteśmy
wdzięczne wszystkim osobom, które wykazywały zainteresowanie naszą
pracą, a tym samym utwierdzały w przekonaniu, że wybrany przez nas temat
wart jest przybliżenia szerszemu gronu odbiorców: Sarze, Januszowi,
Tomaszowi, Nickowi, Karolinie, Adamowi, Magdzie. Dziękujemy
chłopakom spoza incelosfery, którzy dzielili się z nami swoimi
doświadczeniami, mniej lub bardziej podobnymi do tych, które opisałyśmy
w książce. Ponadto podziękowania należą się także naukowcom i
naukowczyniom pomagającym nam podczas pisania: Arturowi Królowi, dr
hab. Annie Czarnej i dr Annie Anzulewicz.
Dziękujemy też rodzicom za wszelkie wsparcie, dzięki któremu możemy
teraz pić sojowe latte i pisać o incelach. A szczególnie naszym mamom
Marzenom – tej z Olkusza i tej z Jarosławia – za zaangażowanie, czytanie
wstępnych wersji książki i kibicowanie projektowi od samego początku.
Słowniczek

alternatywka – młoda dziewczyna lubiąca tatuaże, piercing i kolorowe


fryzury
anon – anonimowy użytkownik forów internetowych (takich jak chany czy
Wykop), będący jednocześnie przegrywem
betabankomat – inaczej beciak, od samca beta. Mężczyzna będący w
związku z kobietą, której nie pociąga seksualnie, a która widzi w nim
szansę na stabilizację i bezpieczeństwo ekonomiczne dla siebie i
wspólnych dzieci lub jej dzieci z poprzednich relacji
beta uprising – powstanie samców beta, które ma obalić seksualną władzę
kobiet i samców alfa
białorycerz – mężczyzna, który zawsze staje w obronie kobiety, w
internecie i poza nim. Może wywodzić tę postawę z lewicowych i
feministycznych przekonań lub konserwatywnych, tradycjonalistycznych.
Traktuje każdą kobietę niczym rycerz księżniczkę
blackpill – czarna pigułka, czyli jedna z najpopularniejszych ideologii
panujących w manosferze. To zbiór nihilistycznych przekonań na temat
biologii i psychologii człowieka, relacji między płciami, zanurzonych w
determinizmie genetycznym i psychologii ewolucyjnej
bluepill – niebieska pigułka oznacza pozostanie w symulacji (nawiązanie
do filmu Matrix), wybór słodkiego kłamstwa zamiast gorzkiej prawdy i
błogą naiwność wobec prawideł rządzących relacjami seksualnymi i
romantycznymi
bonesmashing – kontrowersyjna metoda kształtowania kości twarzy przez
uderzanie ich młotkiem, stosowana przez niektórych inceli w celu
osiągnięcia bardziej ,,męskiego” wyglądu
buzdygan – wielki penis
chad – bardzo atrakcyjny mężczyzna, wysoki i postawny, z wyraźnie
zarysowaną szczęką, bujnymi włosami i spojrzeniem łowcy
chany – fora typu imageboard (nastawione na wymianę obrazków); ich
użytkownicy są anonimowi (anony)
cuckold/cuck – mężczyzna zdradzany przez kobietę; często używane też na
określenie mężczyzn nadskakujących kobietom
edgy – prowokacyjny, przekraczający granice, dosłownie: krawędziowy
escortcel – mężczyzna, który uprawiał wyłącznie płatny seks
ER – inicjały Elliota Rogera, masowego mordercy z USA, który stał się
ikoniczną postacią w środowisku inceli
failed normie – mężczyzna, który nie ma warunków fizycznych incela,
jednak i tak poniósł porażkę w relacjach romantycznych; incele czasem
używają tego określenia, aby odróżnić się od tych, którzy nie byli z góry
skazani na niepowodzenie
FWHR – stosunek wysokości do szerokości twarzy
heightcel – mężczyzna pozostający w mimowolnym celibacie z powodu
niskiego wzrostu. Co do zasady dla heightceli it's over (to koniec), ale
mogą próbować wydłużania kości
incel – mężczyzna pozostający w mimowolnym celibacie (skrót od
involuntary celibacy), głównie z powodu fizycznej nieatrakcyjności;
funkcjonujący w przestrzeniach internetowych znanych z mizoginii,
również skrajnej, zwykle wyrażający lub przynajmniej akceptujący
antykobiece poglądy; według wielu osób określających się jako incele
jest nim każdy mężczyzna żyjący w celibacie mimo woli, nawet jeśli nie
zna tego terminu i nie ma antykobiecych poglądów
jebaka – mężczyzna mający wiele partnerek seksualnych
julka – młoda, atrakcyjna dziewczyna o lewicowo-liberalnych poglądach,
która dużo czasu spędza w mediach społecznościowych, zwłaszcza na
Twitterze, gdzie dzieli się (według niektórych infantylnymi)
przemyśleniami na temat spraw społecznych
karyna – dziewczyna z niższych warstw społecznych, wulgarna, nosząca
doczepiane włosy, długie tipsy, sztuczne rzęsy i mocny makijaż, chodząca
na solarium
LDAR – Lie Down And Rot, leżenie i gnicie. Jedyna życiowa droga dla
inceli
looksmaxxing – polepszanie swojego wyglądu, np. poprzez uprawianie
sportu, używanie dobrych, często drogich kosmetyków, korzystanie z
medycyny estetycznej czy nawet operacji plastycznych
locha/femoid – pejoratywnie o kobiecie
przegryw – mężczyzna, który „przegrywa” w życie, nie odniósł sukcesu na
żadnym polu, nie ma znajomych, dziewczyny, większość czasu spędza w
internecie; mieszka z rodzicami, ma zaburzenia psychiczne i/lub
neuroatypowość
manosfera – prawdopodobnie każdy, kto brał aktywny udział w
internetowych przepychankach i kłótniach dotyczących równości płci i
feminizmu, zetknął się z przedstawicielami manosfery. Określenie to
powstało na jednym z blogów w 2009 roku i odnosiło się do luźnej sieci
stron związanych z zainteresowaniami podzielanymi głównie przez
mężczyzn, a spopularyzował je Ian Ironwood, autor książki Manosfera:
nowa nadzieja dla męskości. Bywalcy tej specyficznej przestrzeni
prowadzą dzisiaj antyfeministyczne krucjaty pod szyldem walki o prawa
mężczyzn, którzy ich zdaniem stanowią grupę opresjonowaną w
matriarchalnym świecie, rządzonym przez feministki i ich popleczników
mentalcel – mężczyzna pozostający w mimowolnym celibacie głównie z
powodu braku mentalnych umiejętności nawiązywania relacji
mokebe – bardzo atrakcyjny czarnoskóry mężczyzna z wielkim penisem.
Stanowi obiekt zainteresowań wszystkich p0lek
NEET – Not in Employment, Education or Training; grupa społeczna,
która nie pracuje, nie uczy się ani nie przyucza do zawodu
nerd/geek – mężczyzna interesujący się naukami ścisłymi, przede
wszystkim informatyką, który większość wolnego czasu przeznacza na
granie w gry komputerowe. Typowo pracuje w branży IT i jest osobą
nieprzystosowaną społecznie, introwertyczną, posiadającą niewielu
znajomych lub wcale
niebieskie paski – określenie na mężczyzn na portalu Wykop.pl (od koloru
paska wyświetlanego pod zdjęciem profilowym użytkownika płci
męskiej)
normik – mężczyzna, który nie jest incelem ani przegrywem (ci czują
wobec niego mieszankę pogardy i zazdrości), wiedzie „normalne” życie,
ma znajomych, doświadczenia seksualne, jest lub był kiedyś w związku;
konformista chłonący kulturę masową
oskar – atrakcyjny młody mężczyzna z wyższych warstw społecznych,
który wszystko to, o czym marzy typowy przegryw, ma podane na tacy;
nie ma poważniejszych problemów psychicznych, choć może przejawiać
cechy narcystyczne
peklować (po same kullen) – uprawiać seks
p0lka – pejoratywnie o Polce; typowa p0lka gardzi nieatrakcyjnymi,
niskimi mężczyznami, wzdycha do chadów, zwłaszcza tych o
ciemniejszym kolorze skóry, z którymi zdradza swojego partnera (i po to
wyjeżdża na Erasmusa)
polacki ryjec – nieatrakcyjna twarz porównywana czasem do
bezkształtnego ziemniaka
redpill – najpopularniejsza w manosferze ideologia, oznaczająca „wyjście
z symulacji” i zauważenie, że żyjemy w matriarchacie, z którym należy
walczyć; zakłada, że kobiety pragną wyłącznie silnych, stereotypowo
męskich mężczyzn (samców alfa), najważniejszy w partnerze jest dla
nich status i to, co może im zapewnić; większość mężczyzn wyznających
redpill miało lub nawet ma partnerki życiowe i/lub seksualne,
jednocześnie pogardzając kobietami
różowe paski – określenie na dziewczyny na portalu Wykop.pl
sage – oryginalnie formułka, której można użyć na wielu forach
obrazkowych, chcąc skomentować wpis bez zwiększania jego
widoczności („bumpowania”); wyraz dezaprobaty, niezadowolenia,
lekceważenia
sagować – ignorować, nie odpisywać na wiadomości
seba – dresiarz, zwykle łysy, używający bardzo wulgarnego języka, pijący
alkohol w miejscach publicznych, na klatce czy ławce przed blokiem,
niezbyt rozgarnięty pod względem intelektualnym
simp – mężczyzna nadskakujący kobietom, zabiegający o ich uwagę
spermiarz – mężczyzna, który często prawi kobietom komplementy, przede
wszystkim dotyczące wyglądu, często niechciane, z podtekstem
seksualnym
spierdolenie – ogólna nazwa dla szeregu problemów, z którymi boryka się
społeczność przegrywów, jak introwertyzm, brak umiejętności
społecznych, choroby psychiczne, życiowa nieporadność, niska
samoocena
suifuel – od suicide fuel, paliwo do samobójstwa; depresyjne treści
trannymaxxing – przejście tranzycji w celu zwiększenia swoich szans na
uprawianie seksu
truecel – mężczyzna tak bardzo nieatrakcyjny fizycznie, że żadne działania
zmierzające do poprawy wyglądu nie pomogą mu zainteresować sobą
jakiejkolwiek kobiety
whitepill – stoickie rozszerzenie blackpillu. Whitepillowcy wychodzą z
założenia, że niezmienna natura rynku matrymonialnego nie może
wpływać na ich szczęście, więc zamiast „leżeć i gnić” (LDAR) czy
wyładowywać swoją frustrację w sieci, angażują się w samorozwój
wristcel – mężczyzna pozostający w mimowolnym celibacie z powodu
zbyt szczupłych nadgarstków
wzrostak – wysoki mężczyzna, według różnych definicji liczący powyżej
185 lub 190 cm wzrostu
Grupa Wydawnicza Foksal informuje, że dołożyła należytej
staranności w rozumieniu art. 355 par 2 kodeksu cywilnego w
celu odnalezienia dysponenta praw autorskich do ilustracji
zamieszczonych wewnątrz niniejszej publikacji. Z uwagi na to, że
przed oddaniem niniejszej książki do druku poszukiwania te nie
przyniosły rezultatu, Grupa Wydawnicza Foksal zobowiązuje się
do niezwłocznego wypłacenia stosownego wynagrodzenia z
tytułu wykorzystania ilustracji aktualnemu dysponentowi
autorskich praw majątkowych, niezwłocznie po jego zgłoszeniu
się do Grupy Wydawniczej Foksal.

1 K. Pacewicz, Młodzi mężczyźni są prawicowi i samotni, młode kobiety liberalne i w


związkach, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,24700696,mlodzi-wypisali-sie-z-politycznej-wojny-
starszych-maja.html (08.07.2023).
2 Poczucie samotności wśród współczesnych Polaków, 2022,
https://instytutpokolenia.pl/pdf/SAMOTNOSC_14.11.pdf (09.07.2023).
3 Hopes and Dreams, Men’s Free Press Collective [of Achilles Heels], w: Feminism &
Masculinities, Oxford Readings in Feminism, 2004, s. 83, tłum. A. Herzyk.
4 L. Bates, Men Who Hate Women, Simon & Schuster, London 2020, s. 146.
5 R. Weissbourd, R.T. Anderson, A. Cashin, J. McIntyre, The Talk. How Adults Can Promote
Young People’s Healthy Relationships and Prevent Misogyny and Sexual Harassment,
https://mcc.gse.harvard.edu/reports/the-talk (09.07.2023).
6 L. Wade, American Hookup: The New Culture of Sex on Campus, W.W. Norton & Company,
2018.
7 D. Herbenick, M. Rosenberg, L. Golzarri-Arroyo i in. Changes in Penile-Vaginal
Intercourse Frequency and Sexual Repertoire from 2009 to 2018: Findings from the National
Survey of Sexual Health and Behavior. Arch Sex Behav 51, s. 1419–1433 (2022).
8 Tamże.
9 Z. Izdebski, Zdrowie i życie seksualne Polek i Polaków w wieku 50–74 lat w 2017 roku.
Perspektywa starzejącego się społeczeństwa, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego,
Warszawa 2021.
10 One-night stand, czyli przygoda na jedną noc.
11 Friends with benefits, przyjaźń z benefitami.
12 L. Wade, American Hookup, op.cit.
13 https://www.technologyreview.com/2016/07/15/158803/how-tinder-feedback-loop-forces-men-
and-women-into-extreme-strategies/ (25.07.2023).
14 M. Horta Ribeiro, J. Blackburn, B. Bradlyn, E. De Cristofaro, G. Stringhini, S. Long, S.
Greenberg i S. Zannettou. (2021). The Evolution of the Manosphere across the Web. Proceedings
of the International AAAI Conference on Web and Social Media, 15(1), s. 196–207.
15 L. Bates, Men Who Hate Women, op.cit.
16 Tamże.
17 Men Going Their Own Way (MGTOW).
18 H.A. Lyons, W.D. Manning, M.A. Longmore, P.C. Giordano, Gender and casual sexual
activity from adolescence to emerging adulthood: social and life course correlates. J Sex Res.
2015; 52(5): s. 543–557. doi: 10.1080/00224499.2014.906032. Epub, July 3 2014. PMID: 24992285;
PMCID: PMC4494681.
19 C. Rudder, Your Looks and Your Inbox,
https://www.gwern.net/docs/psychology/okcupid/yourlooksandyourinbox.html (09.08.2023).
20 S. Coontz, Marriage, a History: How Love Conquered Marriage, Penguin Books, New
York 2006.
21 https://ourworldindata.org/suicide#suicide-by-gender (09.08.2023).
22 A. Värnik, K. Kõlves, C.M. van der Feltz-Cornelis, A. Marusic, H. Oskarsson, A. Palmer, T.
Reisch, G. Scheerder, E. Arensman, E. Aromaa, G. Giupponi, R. Gusmäo, M. Maxwell, C. Pull, A.
Szekely, V.P. Sola, U. Hegerl, Suicide methods in Europe: a gender-specific analysis of
countries participating in the „European Alliance Against Depression”. J Epidemiol Community
Health, Jun 2008; 62(6): s. 545–551. doi: 10.1136/jech.2007.065391. PMID: 18477754; PMCID:
PMC2569832.
23 R. Mergl, N. Koburger, K. Heinrichs, A. Székely, M.D. Tóth, J. Coyne, S. Quintão, E.
Arensman, C. Coffey, M. Maxwell, A. Värnik, C. van Audenhove, D. McDaid, M. Sarchiapone, A.
Schmidtke, A. Genz, R. Gusmão, U. Hegerl (2015), What are reasons for the large gender
differences in the lethality of suicidal acts? An epidemiological analysis in four European
countries. PLoS One 10:e0129062 za: M.L. Barrigon, F. Cegla-Schvartzman, Sex, Gender and
Suicidal Behavior.
24 M.L. Barrigón, F. Cegla-Schvartzman, Sex, Gender, and Suicidal Behavior. Curr Top Behav
Neurosci. 2020; 46: s. 89–115. doi: 10.1007/7854_2020_165. PMID: 32860593.
25 S.S. Canetto, Gender, Culture and Suicidal Behavior, w: Transcultural Psychiatry, 1998.
26 M.L. Barrigón, F. Cegla-Schvartzman, Sex, Gender, and Suicidal Behavior, op.cit.
27 K.R. Fox, A.J. Millner, C.E. Mukerji, M.K. Nock (2018), Examining the role of sex in self-
injurious, za: M.L. Barrigón, F. Cegla-Schvartzman, Sex, Gender, and Suicidal Behavior, op.cit.
28 Z.E. Seidler, A.J. Dawes, S.M. Rice, J.L. Oliffe, H.M. Dhillon (2016), The role of masculinity
in men’s help-seeking for depression: a systematic review, Clin Psychol Rev 49: s. 106–118, za:
M.L. Barrigón, F. Cegla-Schvartzman, Sex, Gender, and Suicidal Behavior, op.cit.
29 L. Eliot, A. Ahmed, H. Khan, J. Patel. Dump the „dimorphism”: Comprehensive synthesis of
human brain studies reveals few male-female differences beyond size. Neurosci Biobehav Rev.
2021 Jun; 125: s. 667–697. doi: 10.1016/j.neubiorev.2021.02.026. Epub Feb 20 2021. PMID:
33621637.
30 Od voluntary celibate (dobrowolny celibat).
31 M. Horta Ribeiro, J. Blackburn, B. Bradlyn, E. De Cristofaro, G. Stringhini, S. Long, S.
Greenberg i S. Zannettou (2021), The Evolution of the Manospher, op.cit., s. 196–207.
32 Skala Hamiltona-Norwooda jest używana do opisu zaawansowania męskiego łysienia. 0 oznacza
brak oznak łysienia, a 7 to jego ostatnie stadium.
33 K. Pacewicz, Młodzi mężczyźni…, op.cit.
34 E. Turlej, Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie
dyskryminowani? https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/elzbieta-turlej-krzysztof-pacewicz-
szybcy-wsciekli-i-samotni-czy-mezczyzni-sa-w-polsce-emocjonalnie-dyskryminowani/ (09.07.2023).
35 Z. Melosik, Kryzys męskości w kulturze współczesnej, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków
2002, s. 27.
36 Suicide fuel – paliwo do samobójstwa.
37 Statystyczne podsumowanie wyników wielu badań dotyczących jednego zagadnienia.
38 L.H. Lidborg, C.P. Cross i L.G. Boothroyd (2022). Does masculinity really matter? A meta-
analysis of the relationships between sexually dimorphic traits in men and
mating/reproduction. Elife, 11:e65031.
39 Najczęściej wykorzystywanymi miarami „męskości twarzy” jest global masculinity index
(Penton-Voak i in., 2001) lub proporcja szerokości twarzy do jest długości – Facial Width-to-Height
Ratio, fWHR (Kordsmeyer i in., 2019).
40 B. Bird, V. Cid Jofré, S. Geniole, K. Welker, S. Zilioli, D. Maestripieri i J. Carré (2016). Does
the facial width-to-height ratio map onto variability in men’s testosterone concentrations?
Evolution and Human Behavior, 37, s. 392–398.
41 J. Weiner, Sawanna wyssana z palca, https://przekroj.pl/nauka/sawanna-z-palca-wyssana-
january-weiner (09.07.2023).
42 J. Weiner, Sawanna wyssana z palca, op.cit.
43 Fine, C. Delusions of Gender, W.W. Norton & Company, 2011.
44 D. Einon (1998). How many children can one man have? Evolution and Human Behavior,
19(6), s. 413–426.
45 C. Fine, Testosterone Rex: Myths of Sex, Science, and Society, W.W. Norton & Company,
Nowy Jork 2017.
46 Tamże.
47 Tamże.
48 N. Ferenczia, T.C. Marshall i K. Bejanyan, Are Sex Differences in Antisocial and Prosocial
Use Explained by Narcissism and Relational Self-Construal? Computers in Human Behavior 77,
no. C (2017): s. 25–31, https://doi.org/ 10.1016/j.chb.2017.08.033 (09.08.2023).
49 N. Sest i E. March E. (2017). Constructing the cyber-troll: Psychopathy, sadism, and
empathy. Personality and Individual Differences, 119, s. 69–72.
50 https://www.nytimes.com/2019/08/19/world/asia/hong-kong-protest-pepe-frog.html (09.07.2023).
51 Z. Melosik, Kryzys męskości…, op.cit., s. 27.
52 Z. Melosik, Kryzys męskości…, op.cit., s. 104.
53 Tamże.
54 A. Nagle, The New Man of 4 Chan, https://thebaffler.com/salvos/new-man-4chan-nagle
(09.07.2023).
55 https://www.fronda.pl/a/tak-bezkarnie-obrazaja-jana-pawla-ii-bluzniercow-za-kraty,80998.html
(08.07.2023).
56 https://www.wprost.pl/tygodnik/10292612/blanka-lipinska-autorka-365-dni-w-wywiadzie-dla-
wprost.html (8.07.2023).
57 D.L. Paulhus i K.M. Williams (2002). The dark triad of personality: Narcissism,
machiavellianism, and psychopathy. Journal of Research in Personality, 36(6), s. 556–563.
https://doi.org/10.1016/S0092-6566(02)00505-6.
58 D.N. Jones i D.L. Paulhus (2017). Duplicity among the dark triad: Three faces of deceit.
Journal of Personality and Social Psychology, 113(2), s. 329–342.
59 A.D. Hermann, A.B. Brunell i J.D. Foster (Eds.) (2018). Handbook of trait narcissism: Key
advances, research methods, and controversies. New York, NY: Springer, S. Grapsas, E.
Brummelman, M.D. Back i J.J. Denissen (2020). The „why” and “how” of narcissism: A process
model of narcissistic status pursuit. Perspectives on Psychological Science, 15(1), s. 150–172.
60 J.R. Carré, D.N. Jones i S.M. Mueller (2020). Perceiving opportunities for legal and illegal
profit: Machiavellianism and the Dark Triad. Personality and Individual Differences, 162, 109942.
https://doi.org/10.1016/j.paid.2020.109942, R. Christie i F.L. Geis (1970). Studies in
Machiavellianism. Academic Press.
61 H.R. Hare (1996). Psychopathy: A clinical construct whose time has come. Criminal Justice
and Behavior, 23(1), s. 25–54. https://doi.org/10.1177/0093854896023001004, C.J. Patrick, D.C.
Fowles i R.F. Krueger (2009). Triarchic conceptualization of psychopathy: Developmental
origins of disinhibition, boldness, and meanness. Development and Psychopathology, 21(3), s.
913–938. https://doi.org/10.1017/S0954579409000492.
62 E. Grijalva, D.A. Newman, L. Tay, M.B. Donnellan, P.D. Harms, R.W. Robins i T. Yan (2015).
Gender differences in narcissism: a meta-analytic review. Psychological Bulletin, 141(2), s. 261–
310, P.K. Jonason, N.P. Li i A.Z. Czarna (2013). Quick and dirty: Some psychosocial costs
associated with the Dark Triad in three countries. Evolutionary Psychology, 11(1),
147470491301100116.
63 G.L. Carter, A.C. Campbell i S. Muncer (2014). The dark triad personality: Attractiveness to
women. Personality and Individual Differences, 56, s. 57–61, M. Dufner, J.F. Rauthmann, A.Z.
Czarna i J.J. Denissen (2013). Are narcissists sexy? Zeroing in on the effect of narcissism on
short-term mate appeal. Personality and Social Psychology Bulletin, 39(7), s. 870–882, J.F.
Rauthmann i G.P. Kolar (2013). The perceived attractiveness and traits of the Dark Triad:
Narcissists are perceived as hot, Machiavellians and psychopaths not. Personality and Individual
Differences, 54(5), s. 582–586.
64 W.K. Campbell (1999). Narcissism and romantic attraction. Journal of Personality and Social
Psychology, 77(6), s. 1254–1270, M. Leckelt, A.C. Küfner, S. Nestler i M.D. Back (2015).
Behavioral processes underlying the decline of narcissists’ popularity over time. Journal of
Personality and Social Psychology, 109(5), s. 856–871.
65 S.N. Wurst, T.M. Gerlach, M. Dufner, J.F. Rauthmann, M.P. Grosz, A.C.P. Küfner, J.J.A.
Denissen i M.D. Back (2017). Narcissism and romantic relationships: The differential impact of
narcissistic admiration and rivalry. Journal of Personality and Social Psychology, 112(2), s. 280–
306. https://doi.org/10.1037/pspp0000113.
66 A. Bleske-Rechek, M.W. Remiker i J.P. Baker (2008). Narcissistic men and women think
they are so hot–But they are not. Personality and Individual Differences, 45(5), s. 420–424.
67 M.D. Back, S.C. Schmukle i B. Egloff (2010). Why are narcissists so charming at first sight?
Decoding the narcissism–popularity link at zero acquaintance. Journal of Personality and Social
Psychology, 98(1), s. 132–145. N.S. Holtzman i M.J. Strube (2013). People with dark personalities
tend to create a physically attractive veneer. Social Psychological and Personality Science, 4(4), s.
461–467.
68 M. Giacomin i C.H. Jordan (2019). Misperceiving grandiose narcissism as self-esteem:
Why narcissists are well liked at zero acquaintance. Journal of Personality, 87(4), s. 827–842.
69 A. Saini, Gorsze. Jak nauka pomyliła się co do kobiet, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec
2022.
70 G. Geher i S.G. Kaufmann (2013). Mating Intelligence Unleashed. The Role of the Mind
in Sex, Dating, and Love. New York: Oxford University Press.
71 J.M. Burger i M. Cosby (1999). Do women prefer dominant men? The case of the missing
control condition. Journal of Research in Personality, 33, s. 358–368.
72 W.G. Graziano, L.A. Jensen-Campbell i E.C. Hair (1996). Perceiving interpersonal conflict
and reacting to it: The case for agreeableness. Journal of Personality and Social Psychology, 70, s.
820–835.
73 J.K. Snyder, L.A. Kirkpatrick i H.C. Barrett (2008). The dominance dilemma: Do women
really prefer dominant mates? Personal Relationships, 15, s. 425−444.
74 C.D. Parks i A.B. Stone (2010). The desire to expel unselfish members from the group.
Journal of Personality and Social Psychology, 99, s. 303–310.
75 https://arfer.net/games/robot-test (08.07.2023).
76 Główny Urząd Statystyczny / Statystyki eksperymentalne / Jakość życia / Pokolenie
gniazdowników w Polsce (08.07.2023).
77 https://www.japantimes.co.jp/news/2019/03/29/national/613000-japan-aged-40-64-recluses-says-
first-government-survey-hikikomori/ (08.07.2023).
78 A.R. Teo, K.W. Stufflebam, T.A. Kato (2014). The Intersection of Culture and Solitude: The
Hikikomori Phenomenon in Japan. In Coplan, J. Robert, J.C. Bowker (eds.). The Handbook of
Solitude: Psychological Perspectives on Social Isolation, Social Withdrawal, and Being Alone.
Wiley-Blackwell, s. 445–460.
79 B. Van Burnt, C. Taylor, Understanding and treating incels: Case Studies, Guidance, and
Treatment of Violence Risk in the Involuntary Celibate Community, Routledge, New York 2020.
80 B. Van Burnt, C. Taylor, Understanding and treating incels…, op.cit.
81 L. Plank, Samiec alfa musi odejść, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022, s. 332.
82 L. Plank, Samiec alfa…, op.cit.
83 B. Van Burnt, C. Taylor, Understanding and treating incels…, op.cit.
84 M. Kimmel, Healing from Hate. How Young Men Get Into – and Out of – Violent
Extremism, University of California Press, 2018.
85 K. Preston, M. Halpin i F. Maguire, The Black Pill: New Technology and the Male
Supremacy of Involuntarily Celibate Men.
86 How Tinder “Feedback Loop” Forces Men and Women into Extreme Strategies
https://www.technologyreview.com/2016/07/15/158803/how-tinder-feedback-loop-forces-men-and-
women-into-extreme-strategies/ (08.07.2023).
87 Younger women who have used dating sites or apps are especially likely to report having
negative interactions with others n these platforms, https://www.pewresearch.org/ft_2020-02-
06_datingtakeaways_06/ (08.07.2023).
88 D.M. Buss, The Evolution of Desire: Strategies of Human Mating, Basic Books, 1994.
89 M. Ruti, The Age of Scientific Sexism: How Evolutionary Psychology Promotes Gender
Profiling and Fans the Battle of the Sexes, Bloomsbury Academic, 2015; D. Herbenick, M.
Rosenberg, L. Golzarri-Arroyo i in. Changes in Penile-Vaginal Intercourse Frequency and
Sexual Repertoire from 2009 to 2018: Findings from the National Survey of Sexual Health and
Behavior. Arch Sex Behav 51, s. 1419–1433 (2022).
90 N.D. Glenn, Intersocial variation in the mate preferences of males and females,
Behavioral and Brain Sciences 12 (1989): s. 21–23.
91 K. Pacewicz, Młodzi mężczyźni…, op.cit.
92 M. Gulczyński, Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce, Klub
Jagielloński, 2021.

Redaktor inicjujący: Maciej Makselon


Redaktorka prowadząca: Aleksandra Janiszewska
Korekta: Małgorzata Denys, Małgorzata Kuśnierz

Projekt okładki: Tomasz Majewski

Skład: Dariusz Ziach

Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o.


02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 48
tel. 22 828 98 08
faks 22 395 75 78
biuro@gwfoksal.pl
www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-8319-137-9

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o. i Michał Latusek

You might also like