Professional Documents
Culture Documents
Zofia Mitosek Bachtin Dialog - Język - Literatura RECENZJA
Zofia Mitosek Bachtin Dialog - Język - Literatura RECENZJA
1984
R E C E N Z JE 335
pow iedzieć, że opisyw ana przez W ysłouch technika sym ultaniczna w w ięk szości
przytoczonych przykładów nie przezw ycięża su k cesyw n ości narracji, lecz jest je
dynie X X -w ieczn ą odm ianą klasycznego n a r r a c y j n e g o d y s k u r s u , odm ianą
o p o w i a d a n i a o z d a r z e n i a c h rozgryw ających się w jednym czasie, ale
w różnych m iejscach. Zdaję sobie jednak sprawę, że m oja polem ika jest w tym
m iejscu projektem zupełnie innej książki.
w cześn iej „Przegląd H um an istyczn y”. W om aw ian ym w yborze prac B achtina książ
k a ta jest obszernie przytaczana. Istn ieją fran cu sk ie i an gielsk ie p rzekłady M arksi
z m u i filozofii j ę z y k a oraz n iem ieck i przekład M ied w ied iew a. A m erykanie przetłu
m aczyli F r e jd iz m (F reu d ia n ism : a M arx ist Critique, N ew York 1976). Oryginały
rosyjsk ie bądź m ik rofilm y posiada w P olsce zaled w ie kilka osób.
S ytu acja ta, choć w sum ie n ie najgorsza, n ie u ła tw ia oceny w yb oru C zapleje-
w icza i K asperskiego. W w ypadku F rejdizm u , Formalnogo m ieto da i E stietiki slo-
w iesn og o t w o r c z e s tw a skazani jesteśm y na g u sty autorów antologii. Ze
brane w niej te k sty trak tu jem y jako now ość, n iek ied y w ręcz rew elację. Po
zostają książki tłu m aczon e w całości, z których fragm en ty rów n ież znalazły się
w w yb orze Bachtin. Na ich tle m ożna opisać m echanizm y rządzące tą antologią.
C zap lejew icz i K aspersk i sporządzili do n iej obszerne w stęp y. W opracow anym
przez C zaplejew icza życiorysie B achtina w y m o w n e są n ie tylk o fakty, ale i prze
m ilczenia w y n ik a ją ce z w aru n k ów druku. N astęp n ie — zgodnie ze sw oją inter
pretacją — autorzy w yboru p od zielili w części pierw szej dorobek Bachtina na
10 grup p roblem ow ych: Z ałożenia w y jś c i o w e , W k rę g u filozofii ję z y k a , K ultura,
ka rn aw ał, literatura, Idee estetyczne, K o n c e p c ja n au ki o literaturze, Miejsce ob ra
z ó w w lite r a tu rz e i ku ltu rze, Zagadnienia g a tu n k ó w literackich, K a teg orie analizy
li te r a c k ie j, S ło w o w p o w ie śc i, Dialog. Na drugą część k siążk i składa się antologia
pt. G łosy o Bachtinie.
U kład rozdziałów jest d yskusyjny: co znaczy rozdział Idee estetyczne, dlaczego
K a te g o rie analizy litera ck iej p ojaw iają się n iezależn ie od koncepcji n au k i o litera
tu rze, a zw łaszcza dlaczego są od n iej oddzielone przez rozdziały M iejsce obra zów
w lite r a tu rz e i k u ltu rze oraz Z agadnienia g a tu n k ó w liter a ck ich ? W ątpliw ości budzi
zasada przytaczania tek stó w B achtina: jak g d y b y autorzy an tologii zad aw ali uczo
nem u pytania, na które on, poprzez sw oje op ublikow ane prace, odpow iada. Typ
odpow iedzi zaw arty jest w sposobie pytania; to p ytan ie w yznacza strukturę przed
m iotu badania, narzuca m u gran ice. W tym dialogu stroną czynną są C zaplejew icz
i K asperski; B achtin z n im i n ie rozm aw ia — zm arł w 1975 roku.
Owa ak tyw ność w y d a w có w an tologii u jaw n ia się n ie tylk o w staw ian iu pytań
i układzie problem ów , układzie n ie odbiegającym zresztą od znanych już w cześn iej
interp retacji dorobku B achtina. N iek ied y ma się w rażenie, że nie tylk o przepytują
oni uczonego, ale, jak zap ob iegliw i nau czyciele, podpow iadają mu. M am tu na
m y śli pod tytu ły, p ojaw iające się w poszczególnych rozdziałach; one także pocho
dzą od w yd a w có w . C zęsto p rzeryw ają integralny tok rozum ow ania, „tną” jeden
tek st, np. z T w órczości Franciszka Rabelais'go, na efek tow n e cy ta ty o w ym ow ie
un iw ersaln ej. C ytaty są nierzadko porządkow ane w b rew oryginalnem u układow i.
W tych sam ych częściach an tologii znajdują się prace z różnych ok resów życia
uczonego; dom inacja porządku problem ow ego nad chronologicznym m oże spraw iać
w rażenie, że m yśl B achtin a była „gotow a od początku”. W rażeniu tem u autorzy
w yboru starają się jed nak zapobiec w krótkich w prow adzeniach do rozdziałów,
gdzie piszą, jak te sam e m otyw y b yły k ontynuow ane, rozw ijane, a n iek ied y w ręcz
przekształcane w długim okresie tw órczości naukow ej badacza.
K on sek w en tn ie opuszczono B ach tin ow sk ie spacje, co m oże d ziw ić tym bar
dziej, że C zaplejew icz i K asperski, przedrukow ując w tom ie w łasn e prace o B ach
tin ie (z 1977 г.), o sw o ich podk reślen iach nie zapom nieli. N asuw a się jeszcze jedna
uw aga: dw a teksty z części G łosy o B achtinie zostały skrócone; jest to artykuł
T zvetana Todorow a z jego k siążk i M ikhail Bakhtine, le principe dialogique su ivi
des Écrits du Cercle de B a khtine oraz recenzja D anuty D anek o P roblem ach p o e
t y k i D osto jew skieg o (publikow ana w „P am iętniku L iterackim ” 1965, s. 2). O ile
skrót pierw szej pracy m oże w yn ik a ć z w aru n k ów druku, o ty le in terw en cje w tek
ście D anek, dokonane bez porozum ienia z autorką, pow odują zastrzeżenia. D anek
dała im w yraz w „T ygodniku P ow szech n ym ” (1983, nr 46; zob. też W yja śn ien ie
w „P am iętniku L iterackim ” 1984, z. 1).
Sprzeciw m oże budzić proporcja m iędzy tekstam i znanym i a nie «znanym i. Za
m iast w ielok rotn ie czytanych fragm entów z książki o D ostojew skim czy o R abe-
la is’m w olelib yśm y np. Iz zap isiej 1970— 1971 godow czy też szkic К p ierierab otk ie
кпгдъ o D ostojew sk om , tek sty w chodzące w skład książki E stietika słowiesnogo
tw o rc zestw a .
P raca an tologii to zaw sze praca popularyzacji. Lektura p ew nych prac B ach-
tin a jest trudna i nużąca: aby dotrzeć do karnaw ałow ego obrazu piekła ozy do
genialnej koncep cji efektu obcości oraz id ei oszusta jako prototypu pisarza, trze
ba przedrzeć się przez k ilk a set stronic T w órczości Franciszka R a belais’go, uw ażnie
w czytać się w żm udne dociekania historyczne d filologiczne... P rzeciętnego czy tel
nika to m ęczy. A utorzy tom u Bachtin takiem u czyteln ik ow i pom ogli: przeczytali
k siążk ę za niego, zrobili notatk i i dali m u bryk.
N arzuca się pytanie o adresata antologii. Dla znaw ców może w yd aw ać się ona
zbędna, dla ignorantów — niebezpieczna. N ie byłoby dobrze, gdyby przypadkow y
czyteln ik uznał om aw iany w ybór za jed yn e źródło w iedzy o uczonym . O trzym uje
się bow iem obraz m ocno przekształcony. N atychm iast jednak pojaw ia się kw estia:
przekształcony w stosunku do czego? Czy istn ieje jakaś absolutna praw da o B a ch ti-
nie? „Prawdą B ach tina” jest jego „oeuvre”, filologiczn ie rozum iana całość jego
tek stów . Całość ta jest jeszcze niedostępna. N ie uspraw iedliw ia to jednak zbioro
w ej opieszałości. N ie jesteśm y w sytuacji najgorszej, nikt n ie zabrania nam czytać
op u blik ow an ych prac uczonego, w oryginale i w przekładach. Jedynym pow odem
do niepokoju jest fakt, że w ygod niej się żyje z brykam i...
Zabrakło w antologii B achtin słow a, które w sk azyw ałob y na relatyw n ość u ję
cia, na to, że istnieją inne m ożliw ości, na to w końcu, że w yd aw cy nie m ają
w P olsce „patentu” na B achtina. N iebezpieczeństw o w id zielib yśm y n ie ty le w w y
rażonych w p rost poglądach C zaplejew icza i K asperskiego na dorobek uczonego
(z poglądam i ty m i m ożna dyskutow ać, a n aw et w w ielu w ypadkach doceniać ich
odkryw czość), ale w cechach typograficznych książki, w zabiegach technicznych,
które spraw iają w rażenie, że m am y do czynienia z „B achtinem sam ym w sob ie”,
z jego niek w estion ow anym słow em , podczas gdy w rzeczyw istości otrzym ujem y je
szcze jedno — jak zaw sze ideologiczne — słow o o B achtinie. „Słow o au torytatyw
n e ”, najbardziej nie łubianą przez B achtina form ę w ypow iedzi.
A przecież — z drugiej strony — w idać, że autorzy an tologii zrobili w szystk o,
aby autorytatyw ność w ła sn y ch głosów obniżyć, aby w topić je w głosy innych, po
rów nać, w pisać w dialog, który — jak św iadczy druga część książki — od p ó ł
w iecza toczy się w okół koncepcji uczonego. P ojaw ia się pytanie, czy antologia ta
jest rzeczyw iście zbędna dla znaw ców ? Czy obraz badacza, jaki p ow staje w le k
turze jego prac (naw et zinterpretow anych!) jest pow tórzeniem tego w szystk iego,
co w iem y o B achtinie od la t dw udziestu? Z pew nością nie. To zasługa części in
form acyjnej książki, przede w szystkim szczegółow ej bibliografii. P odstaw ow a jed
nak w artość antologii w yn ika z faktu upow szechnienia tekstów , które do tej pory
znało tylko n iew ielk ie grono osób, przede w szystk im F reu d yzm u i M e to d y fo r
malnej. P ow iedzm y w prost: upow szechnienia poza krajem , w którym p ow stały
(tam m iały tylk o jednorazow e w ydanie pod koniec lat dw udziestych), i po śm ier
ci uczonego, który do końca życia nie przyznał się publicznie, że jest ich autorem .
T ożsam ość autorstw a F reudyzm u, M eto d y formaln ej, M arksizm u i filozofii j ę z y k a
oraz książek o D ostojew skim i R abelais’m jest faktem tyleż znanym , co n igdy o fi
cjaln ie nie potw ierdzonym przez Bachtina.
R olę d etek tyw ów w odkryciu tej tajem n icy sp ełn ili W iaczesław W. Iw anow
i W adim W. K ożynow . U fni w ich ustalenia, spróbujm y prześledzić ew olu cję nau
kow ą B achtina, tak jak ukazuje się ona w św ietle fragm en tów przytoczonych
w antologii. W brew w ielorakim obiekcjom m usim y przyznać, że tom ten coś w sa
m ym B achtinie odkrył, że przyniósł m ateriały, które w znacznym stopniu w zbo-
22 — P a m ię tn ik L ite r a c k i 1984, z. 4
338 R E C E N Z JE
indyw idualna jest nienaukow a. Św iadom ość n ieoficjaln a pow inna stanow ić przed
m iot nauki o ideologiach, opartej na danych ekonom ii i socjologii. B achtin su ges
ty w n ie opisuje seans psychoanalityczny jako scenę społeczną, fenom en w za jem
nego oddziaływ ania językow ego. Można jednak spytać, czy teza o pow szechności
tak iego oddziaływ ania jest w stanie w yjaśn ić realność lapsusu, czynności om yłk o
w ej, snu...
N ie chodzi o dyskusję z B achtinem . N ow a psychoanaliza (J. L acan) stw ierdza,
że nieśw iadom ość n ie istn ieje bez języka; n ie oznacza to jednak, że m ożna ją ba
dać za pomocą kategorii ekonom ii politycznej. B achtina i tw órców p sychoanalizy
d zieliła n ie tylko różnica w ujęciu podm iotu; rów nie w ażna b yła odm ienna k on
cepcja języka. W róćm y do tez z F r e u d y z m u : n aw et jeśli zgodzim y się, że n ie św ia
dom ość da się sprow adzić do sfery nieoficjaln ej św iadom ości, to w żaden sposób
n ie m ożna zaakceptow ać w ystępującej w książce z 1927 r. oceny tego zjaw iska.
P sychoanaliza jest dla B achtina ideologią upadającej burżuazji, sta n o w i „sek su ali-
styczną ekspresję kryzysu społeczeństw a zachodniego”. Pisze on: „Inne w arstw y,
odpow iadające freudow skiem u nieśw iadom em u, są bardzo odległe od stab iln ego
system u panującej ideologii. Św iadczą o rozkładzie całości i jednolitości tego sy s
tem u, o rozchw ianiu zw yk łych m otyw acji ideologicznych. O czyw iście, przypadek
takich akum ulacji, rozsadzających jedność życiow ej ideologii, w ew n ętrzn ych m o
ty w ó w m oże m ieć charakter przypadkow y i św iadczyć tylko o zd ek lasow an iu spo
łecznym poszczególnych osób, częściej jednak dow odzi zaczynającego się rozkładu,
jeśli n ie całej klasy, to przynajm niej niektórych jej grup. Ż yciow a ideologia zdro
w ej zbiorow ości i społecznie zdrow ej jednostki, oparta na bazie sp ołeczno-ekono
m icznej, jest jednolita i zwarta: n ie m a w n iej żadnej rozbieżności pom iędzy
św iadom ością oficjalną a n ieoficjaln ą” (s. 71).
N astępna książka (1929), w yd an y rów n ież pod n azw isk iem W ołoszynow a M a r k
s i z m i filozofia język a, już znacznie ostrożniej m ów i o stosunku m iędzy jed n ostk o
w ym zdrow iem a oficjalną ideologią; zgodnie z inspiracjam i M arksa to, co id eo
logiczne, oceniane jest jako partykularne, fałszujące, n ak ierow an e na obronę in tere
su. Praca ta pojaw ienie się m ow y pozornie zależnej w p ow ieści w iąże z typ ow ym
dla społeczeństw now oczesnych k ryzysem słow a au torytatyw n ego i z coraz bar
dziej pow szechnym relatyw izm em poznaw czym . „Ten proces w losach słow a w n a j
n ow szej Europie burżuazyjnej i u nas (praw ie do n ajnow szych czasów ) m ożna
ok reślić jako uprzedm iotow ienie słow a, jako obniżenie tem atyzm u słow a. Ideolo
gam i tego procesu i u nas, i w Europie Zachodniej są form alne kierunki poetyki,
lin g w isty k i i filozofii języka. Z byteczne jest m ów ien ie tutaj, jak im i przesłankam i
kla sow y m i w yjaśn ia się ten proces, i zbyteczne rów nież pow tarzanie słusznego zda
nia Lorcka o tym , na jakiej drodze jest w yłączn ie m ożliw a odnow a ideologicznego
słow a, tem atycznego, przenikniętego p ew n ą i kategoryczną oceną społeczną, sło
w a pow ażnego i odpow iedzialnego w sw ej pow adze” 1.
Pow tarzają się diagnozy historyczne, które znam y już z F reud yzm u . B achtin
zdaje się w id zieć szanse na p rzezw yciężen ie zachodniego kryzysu w artości i zw ią
zanego z nim relatyw izm u słow no-ideologicznego w u kształtow aniu się sp ołeczeń
stw a bezklasow ego, społeczeństw a, którego język w yraża jednolitą sk alę ocen sp o
łecznych. Jednakże m it ten pozostaje w w yraźnej sprzeczności z przedstaw ioną
w M arksizm ie i filozofii ję z y k a teorią języka i koncepcją literatury. Język o p isan y
tam jest jako w ielopoziom ow a praktyka ideologiczna, jako n ieu stający proces ak
R ecenzja L unaczarskiego jest polem iką osnutą w okół następującego stw ierd ze
nia B achtina: „w obecnej dobie p ow ieść D ostojew skiego staje się chyba w zorem
najbardziej godnym naśladow ania nie tylk o w Rosji, gdzie w w ięk szej czy m n iej
szej m ierze w p ły w o w i jej ulega cała now oczesna proza, ale rów n ież na Zacho
d zie” (cyt. na s. 372). Łunaczarski zgadza się z B achtinem w ocenie D ostojew sk ie
go, tyle że przypisując artyście określoną „ideologię form otw órczą” (w yrażenie
B achtina) łączy ją z określoną epoką, tzn. z erą w czesnego k apitalizm u w R osji.
W w iek u X X „Jedyną praw dziw ą apelacją od D ostojew skiego m oże być odw oła
n ie się nie do jakiegoś w spółczesnego m u pisarza ani — jak dotąd — do żadnego
pisarza, który przyszedł po nim , lecz w yłączn ie do czasów , które nad eszły potem ,
do epoki, k iedy na arenę społeczną w stą p iły n ow e siły i w ytw orzyła się zupełnie
inna sytu acja” (s. 392).
N apisana przez B achtina w „zupełnie innej sy tu a cji” książka o D ostojew sk im
n ie była apelacją od niego, lecz apologią artysty. U czony potw ierdził ją 30 la t
później, kiedy w e w stęp ie do drugiego w ydania pracy napisał: „struktura p o w ieś
c i polifonicznej przeżyje k apitalizm ”. W róćm y do lat trzydziestych. D ziałacze k u l
turaln i tego okresu (do ich grona n a leża ł i L ukâcs, przebyw ający na em igracji
w ZSRR) w yzn aw ali diam etralnie inną aniżeli B achtin koncepcję literatury. Jej
ukoronow aniem była pow ieść socrealistyczna. B achtin zajął się kulturą średnio
w iecza i badaniam i nad stylistyk ą. W roku 1940 obronił na u n iw ersytecie w S a -
rańsku tezę doktorską T wó rczo ść Franciszka R ab elais’go a ku ltu ra lu do w a średn io
w ie c z a i renesansu. K siążka została w yd an a 25 lat później. Przed nią, w r. 1963,
ukazała się zm ieniona w ersja pracy o D ostojew skim , zatytu łow an a P ro b le m y p o e
t y k i D ostojewskiego.
Tego „now ego” B achtina znam y lepiej; niestrudzenie od 1965 r. pisze o nim
S tefa n Ż ółkiew ski. Poza nim — D anuta D anek, S tan isław Balbus, a także —
w yjątk ow o często — E ugeniusz C zaplejew icz. W Glosach o Bachtinie w ystęp u ją
a rtyk u ły tych badaczy. Z prac zagranicznych interesujący jest artykuł W iaczesła
w a W. Iw anow a, praca J u lii K ristevej, która rozpoczęła sw oją karierę n aukow ą
od propagow ania w e F rancji idei B achtina, oraz tek st Todorova, będący w p ro
w adzeniem do francuskiej an tologii nieznanych artyk u łów B achtina. We w sz y
stk ich tych pracach staw k a idzie o now oczesność m yśli uczonego: Ż ółkiew ski
i Iw anow uw ażają go za m istrza sem iotyki, K risteva przypisuje m u w ym yślon e
przez siebie koncepcje „paragram atyczności” i intertek stu aln ości. Todorov w idzi
w nim tw órcę antropologii filozoficzn ej opartej na kategorii Innego i w iąże jego
m yśl z koncepcjam i Sartre’a oraz Bubera.
Bardzo interesująca w yd aje się zbieżność m iędzy B achtinow ską filozofią słow a
p ow stałą w latach trzydziestych a ideam i E m ile’a B en v en iste’a z początku la t sześć
dziesiątych na tem at konieczności przejścia sem iotyk i od badań nad znakiem i jego
u w ik łan iam i syntaktycznym i do analizy w yp ow ied zi jako sem antycznej całości po-
n adzdaniow ej. Iw anow w artykule Znaczenie m y ś li Bachtina o znaku, w y p o w i e d z i
i dialogu dla w spó łczesn ej se m io ty k i pisze o tym w sposób przekonyw ający. I on,
i K risteva próbują porów nać B achtinow ski projekt m etalin gw istyk i jako nauki
0 stosunkach dialogow ych w obrębie w yp ow ied zi z sem iotyczną koncepcją tra n s-
lin gw istyk i, w prow adzoną przez B arth es’a w artykule E lem en ts de sém iologie
z 1964 roku. Skojarzenie to w ydaje się pow ierzchow ne. J eżeli praw dą jest, że
B achtin i B arthes chcą stw orzyć dziedziny zajm ujące się całościam i sem an tyczn ym i
w ięk szym i n iż zdanie, to jednak m etody, jakie każdy z nich proponuje, różnią się
radykalnie. T ranslingw istyka B arthes’a tak w odniesieniu do tek stu słow n ego, jak
1 do innych rodzajów tekstów stosu je przetransform ow any m odel analizy zda
n iow ej, a jednostki w ypow iedzi traktuje w sposób sform alizow any, zajm ując się
bardziej logik ą pow staw ania sensu an iżeli sensem konkretnym . R ealizacją tak
rozum ianej nauki jest sem iotyka opow iadania, zajm ująca się poziom em fa b u ły i ab
342 R E C E N Z JE
strahująca w zasadzie od zagadnień podm iotu w yp ow ied zi, a zatem rów nież od
stosunk ów dialogow ych, zw iązan ych w sposób jaw n y lub u k ryty z siłam i osobo
w y m i zaan gażow anym i w tę w yp ow ied ź.
Tak stosunki m ięd zy m yślą B achtina a m y ślą B a rth es’a w yg ląd a ły b y do r. 1973,
tzn. do m om entu uk azan ia się artyk u łu Iw an ow a. W iadomo, że sem iolog francuski
oczarow any b ył m y ślą B achtina, którą na jego sem inariach referow ała K risteva,
n igd y jednak w sposób bezpośredni do p om ysłów B ach tin a n ie n aw iązał. I oto
w r. 1977, obejm ując katedrę sem io lo g ii w C ollège de France, B arthes przedstaw ił
k on cep cję literatury, która w y d a je się uderzająco zbieżna z tym , co B achtin są
dził o p ow ieści.
Już w e w cześn iejszych pracach fran cu sk iego badacza (np. Mit d zisiaj, 1957)
p ojaw ia się idea litera tu ry jako siły kontrm itycznej, jako ak tyw n ości, która po
przez cytow an ie, izolow an ie z k ontekstu, przem ieszczanie k lisz język ow ych i k ry
jących się za nim i stereotyp ów podw aża ideologię, jak iej one służą, staw ia znaki
zapytania w ob ec fik cji w ytw arzan ych przez propagandę, budzi n ieu fn ość czyteln ik a
w obec rzeczyw isto ści zinterpretow anej przez m ow ę. W W y k ła d z ie B arthes staw ia
sp raw ę radyk alniej. W ielość języków , ich m nożenie, przełączenia na granicach
różnych sy stem ó w sem iotycznych, akceptacja „cudzej m o w y ” (B achtinow skich „bar
b arzyńców ” i „dołów sp ołeczn ych ”) dają jedyną m ożliw ość obrony przed tym , co
badacz n azyw a faszyzm em języka, a co jest siłą podporządkow ania in d yw id u aln ej
w yp ow ied zi za pom ocą au torytatyw n ych sty ló w instancjom takim , jak w ład za
i oficjaln ość. Tej sile literatura p rzeciw staw ia w łasn e działanie: „Rzec m ożna, że
trzecia siła literatu ry [obok siły poznaw czej i m im etycznej — Z. M.], siła czysto
sem iotyczna, polega raczej na i g r a n i u znakam i niż na n iszczeniu ich, na u m ie
szczaniu zn ak ów w m aszyn erii język ow ej, której ham ulce i zaw ory b ezp ieczeń stw a
bezpośrednio w y lec ia ły w pow ietrze, krótko m ów iąc — na u stan aw ian iu w obrębie
służalczego języka p raw d ziw ej różnorodności rzeczy ” 2.
W książce o R a b ela is’m B ach tin napisał: „Tam gdzie tw órcza św iadom ość żyje
w obrębie jednego i jedynego język a albo tam gdzie języ k i — jeśli św iadom ość d y
sponuje w ielom a język am i — są ściśle rozgraniczone i nie w alczą m iędzy sobą
0 hegem onię, tam ów głęboki, założony w sam ym m yślen iu język ow ym dogm atyzm
jest n ie do przezw yciężen ia. Z naleźć się poza w ła sn y m język iem m ożna tylko w ó w
czas, gd y zachodzi istotna zm iana historyczna języków , gdy, jeśli m ożna się tak
w yrazić, język i przym ierzają się n aw zajem do sieb ie i do św iata, gdy w ich obrę
bie zaczynają staw ać się ostro w yczu w a ln e granice czasów , kultur i grup sp o
łecznych. A taka w ła śn ie była epoka R ab elais’g o ” (s. 141).,
U św iad om ien ie sobie w zględ n ości język ów i przypisanych im św iatop ogląd ów
prow adzi do parodii i kpiny; pojaw ia się n ow y bohater k u ltu row y i literack i z a
razem : w e so ły oszust. „.N aprzeciw patetyczn ego k łam stw a, n arosłego w języku
w szystkich w ysok ich, oficjalnych, kan on izow an ych gatunków , w języku w szy st
kich szanow an ych i u stab ilizow an ych zaw odów i grup, sta je nie rów n ie patetyczna
1 bezpośrednia praw da, lecz w eso łe i m ądre oszustw o, sp ra w ied liw e ok łam yw an ie
kłam ców . Język om k sięży i m nichów , królów i m ożnow ładców , rycerzy i bogatych
m ieszczan, uczonych i praw ników , językom w szystk ich , którzy są u w ła d zy i urzą
dzili się w życiu, p rzeciw staw ia się język w esołego oszusta. U m ie on, jeśli trzeba,
parodystycznie rozegrać w szelk i patos, zarazem u n ieszk od liw iając go, oddzielając
się odeń uśm iechem , dyskred ytu jąc oszu stw em . Oszust szydzi z k łam stw a, obra
cając je w w eso łą m askaradę. K łam stw o, w yd ob yte na jaw przez ironiczną św ia
dom ość, w ustach w eso łeg o oszusta parodiuje sam o sieb ie” (s. 297).
8 Ibidem , s. 12.
344 R E C E N Z JE
Zofia M itosek