Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 11

Zofia Mitosek

"Bachtin : dialog - język - literatura",


pod red. Eugeniusza Czaplejewicza i
Edwarda Kasperskiego, Warszawa
1983 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 75/4, 335-344

1984
R E C E N Z JE 335

pow iedzieć, że opisyw ana przez W ysłouch technika sym ultaniczna w w ięk szości
przytoczonych przykładów nie przezw ycięża su k cesyw n ości narracji, lecz jest je­
dynie X X -w ieczn ą odm ianą klasycznego n a r r a c y j n e g o d y s k u r s u , odm ianą
o p o w i a d a n i a o z d a r z e n i a c h rozgryw ających się w jednym czasie, ale
w różnych m iejscach. Zdaję sobie jednak sprawę, że m oja polem ika jest w tym
m iejscu projektem zupełnie innej książki.

W łod zim ierz Bolecki

BACHTIN. DIALOG — JĘZYK — LITERATURA. Redakcja: E u g e n i u s z ;


C z a p l e j e w i c z i E d w a r d K a s p e r s k i . W arszaw a 1983. P ań stw ow e W y­
daw nictw o N aukow e, ss. 610, 2 nlb.

O m aw iana tu publikacja potw ierdza praktycznie tezę S tefana Ż ółkiew skiego


0 zbiorow ym nadaw cy w kom unikacji literackiej. W obiegu rynkow ym autor zo­
staje w topiony w aparaty w yd aw nicze i dystrybucyjne, jego tekst stanow i z a led w ie
część tego złożonego przedm iotu sem iotycznego, jakim jest książka. Tom Bachtin
pow in ien nosić na karcie tytu łow ej napis: Eugeniusz C zaplejew icz, Edward K a­
sperski, Bachtin, i być traktow any jako m onografia pośw ięcona w ielk iem u uczo­
nem u. M onografia ilustrow ana obszernym i cytatam i, zaw ierająca bib liografię
1 aneks: Bachtin w oczach k r y t y k i św ia to w ej.
N ie jest to jednak m onografia, tylko antologia. Przykład ten w skazuje, jak
p łyn ne są granice m iędzy dw iem a odm iennym i form am i działalności w yd aw n iczej.
D owodzą tego proporcje m iędzy zam ieszczonym i w publikacji tekstam i: w y p o w ied zi
Bachtina zajm ują 318 stronic tom u o ogólnej ich liczb ie 610. Zatem n iew iele w ię ­
cej n iż połow ę. Jeśli w eźm ie się pod uw agę, że w yp ow ied zi te raz po raz są
przeryw ane tytułam i i hasłam i, które pochodzą od autorów w yboru, objętość ory­
ginalnych tek stów Bachtina spada poniżej połow y tom u.
M amy zatem do czynienia z B achtinem [Zinterpretowanym. P ozostaje się u sto­
sunkow ać do tej interpretacji. Zanim to uczynim y, w arto zastanow ić się, w jakiej
m ierze czytelnik polski m oże w ogóle tego typu ujęcie ocenić. W artość an tologii
znaczy na tle całego dorobku pisarza, jego .,o eu v re”. Pism a Bachtina n ie zostały
jeszcze w całości w ydane ani w ZSRR, an i tym bardziej w Polsce. Przyznać jednak
trzeba, że to, co zostało opublikow ane po drugiej w ojn ie św iatow ej, w dużej części
jest przełożone na język polski. Chodzi o P ro b le m y p o e ty k i D ostojew sk iego (1963;,
przekład N. M odzelew skiej w r. 1970), T wórczość Franciszka R abelais’go a k ultura
lu do w a średniow iecza i renesansu (1965; przekład A. i A. G oreniów w r. 1975) oraz
P ro b le m y lite r a tu ry i e ste ty k i (1975; przekład W. G rajew skiego w r. 1981). W przy­
gotow aniu redakcyjnym jest przekład ostatniego zbioru prac Bachtina, zatytu łow a­
nego Estietika słowiesnogo tw o r c z e s tw a (PIW, tłum aczy D. U licka). N ie ukazały się
natom iast polskie tłum aczenia prac w yd aw an ych pod nazw iskiem W alentina W. W o-
łoszynow a (Frejdizm. K r itic z esk ij oczerk, 1927, oraz M ark sizm i fiłosofija ja zyka ,
1929), a także książki sygnow anej nazw iskiem P aw ła N. M iedw iedew a (Formalny j
m ieto d w litieraturow iedienii, 1928). A le M ark sizm i filosofija ja z y k a istn ieje pra­
w ie w całości w języku polskim , w e fragm entach tłum aczonych w różnych czaso­
pism ach oraz w antologii M arii R enaty M ayenow ej i Zygm unta Saloniego R o sy j­
ska szkoła stylistyk i. Po spraw dzeniu z oryginałem okazuje się, że brakuje ty lk o
rozdziiału 3 z pierw szej części (Filozofia ję z y k a i psychologia o b ie k t y w n a ) oraz roz­
działu 4 z części drugiej (Dwie linie w m y ś li filozoficzno-lingwistycznej). Z książki
F orm a ln yj m ieto d duży fragm ent przełożono w antologii M a rksizm i literatu ro­
zn a w s t w o w spółczesn e (pod redakcją B. Owczarka, 1979); kilka tek stów zam ieścił.
336 R E C E N Z JE

w cześn iej „Przegląd H um an istyczn y”. W om aw ian ym w yborze prac B achtina książ­
k a ta jest obszernie przytaczana. Istn ieją fran cu sk ie i an gielsk ie p rzekłady M arksi­
z m u i filozofii j ę z y k a oraz n iem ieck i przekład M ied w ied iew a. A m erykanie przetłu­
m aczyli F r e jd iz m (F reu d ia n ism : a M arx ist Critique, N ew York 1976). Oryginały
rosyjsk ie bądź m ik rofilm y posiada w P olsce zaled w ie kilka osób.
S ytu acja ta, choć w sum ie n ie najgorsza, n ie u ła tw ia oceny w yb oru C zapleje-
w icza i K asperskiego. W w ypadku F rejdizm u , Formalnogo m ieto da i E stietiki slo-
w iesn og o t w o r c z e s tw a skazani jesteśm y na g u sty autorów antologii. Ze­
brane w niej te k sty trak tu jem y jako now ość, n iek ied y w ręcz rew elację. Po­
zostają książki tłu m aczon e w całości, z których fragm en ty rów n ież znalazły się
w w yb orze Bachtin. Na ich tle m ożna opisać m echanizm y rządzące tą antologią.
C zap lejew icz i K aspersk i sporządzili do n iej obszerne w stęp y. W opracow anym
przez C zaplejew icza życiorysie B achtina w y m o w n e są n ie tylk o fakty, ale i prze­
m ilczenia w y n ik a ją ce z w aru n k ów druku. N astęp n ie — zgodnie ze sw oją inter­
pretacją — autorzy w yboru p od zielili w części pierw szej dorobek Bachtina na
10 grup p roblem ow ych: Z ałożenia w y jś c i o w e , W k rę g u filozofii ję z y k a , K ultura,
ka rn aw ał, literatura, Idee estetyczne, K o n c e p c ja n au ki o literaturze, Miejsce ob ra­
z ó w w lite r a tu rz e i ku ltu rze, Zagadnienia g a tu n k ó w literackich, K a teg orie analizy
li te r a c k ie j, S ło w o w p o w ie śc i, Dialog. Na drugą część k siążk i składa się antologia
pt. G łosy o Bachtinie.
U kład rozdziałów jest d yskusyjny: co znaczy rozdział Idee estetyczne, dlaczego
K a te g o rie analizy litera ck iej p ojaw iają się n iezależn ie od koncepcji n au k i o litera ­
tu rze, a zw łaszcza dlaczego są od n iej oddzielone przez rozdziały M iejsce obra zów
w lite r a tu rz e i k u ltu rze oraz Z agadnienia g a tu n k ó w liter a ck ich ? W ątpliw ości budzi
zasada przytaczania tek stó w B achtina: jak g d y b y autorzy an tologii zad aw ali uczo­
nem u pytania, na które on, poprzez sw oje op ublikow ane prace, odpow iada. Typ
odpow iedzi zaw arty jest w sposobie pytania; to p ytan ie w yznacza strukturę przed­
m iotu badania, narzuca m u gran ice. W tym dialogu stroną czynną są C zaplejew icz
i K asperski; B achtin z n im i n ie rozm aw ia — zm arł w 1975 roku.
Owa ak tyw ność w y d a w có w an tologii u jaw n ia się n ie tylk o w staw ian iu pytań
i układzie problem ów , układzie n ie odbiegającym zresztą od znanych już w cześn iej
interp retacji dorobku B achtina. N iek ied y ma się w rażenie, że nie tylk o przepytują
oni uczonego, ale, jak zap ob iegliw i nau czyciele, podpow iadają mu. M am tu na
m y śli pod tytu ły, p ojaw iające się w poszczególnych rozdziałach; one także pocho­
dzą od w yd a w có w . C zęsto p rzeryw ają integralny tok rozum ow ania, „tną” jeden
tek st, np. z T w órczości Franciszka Rabelais'go, na efek tow n e cy ta ty o w ym ow ie
un iw ersaln ej. C ytaty są nierzadko porządkow ane w b rew oryginalnem u układow i.
W tych sam ych częściach an tologii znajdują się prace z różnych ok resów życia
uczonego; dom inacja porządku problem ow ego nad chronologicznym m oże spraw iać
w rażenie, że m yśl B achtin a była „gotow a od początku”. W rażeniu tem u autorzy
w yboru starają się jed nak zapobiec w krótkich w prow adzeniach do rozdziałów,
gdzie piszą, jak te sam e m otyw y b yły k ontynuow ane, rozw ijane, a n iek ied y w ręcz
przekształcane w długim okresie tw órczości naukow ej badacza.
K on sek w en tn ie opuszczono B ach tin ow sk ie spacje, co m oże d ziw ić tym bar­
dziej, że C zaplejew icz i K asperski, przedrukow ując w tom ie w łasn e prace o B ach­
tin ie (z 1977 г.), o sw o ich podk reślen iach nie zapom nieli. N asuw a się jeszcze jedna
uw aga: dw a teksty z części G łosy o B achtinie zostały skrócone; jest to artykuł
T zvetana Todorow a z jego k siążk i M ikhail Bakhtine, le principe dialogique su ivi
des Écrits du Cercle de B a khtine oraz recenzja D anuty D anek o P roblem ach p o e ­
t y k i D osto jew skieg o (publikow ana w „P am iętniku L iterackim ” 1965, s. 2). O ile
skrót pierw szej pracy m oże w yn ik a ć z w aru n k ów druku, o ty le in terw en cje w tek ­
ście D anek, dokonane bez porozum ienia z autorką, pow odują zastrzeżenia. D anek
dała im w yraz w „T ygodniku P ow szech n ym ” (1983, nr 46; zob. też W yja śn ien ie
w „P am iętniku L iterackim ” 1984, z. 1).
Sprzeciw m oże budzić proporcja m iędzy tekstam i znanym i a nie «znanym i. Za­
m iast w ielok rotn ie czytanych fragm entów z książki o D ostojew skim czy o R abe-
la is’m w olelib yśm y np. Iz zap isiej 1970— 1971 godow czy też szkic К p ierierab otk ie
кпгдъ o D ostojew sk om , tek sty w chodzące w skład książki E stietika słowiesnogo
tw o rc zestw a .
P raca an tologii to zaw sze praca popularyzacji. Lektura p ew nych prac B ach-
tin a jest trudna i nużąca: aby dotrzeć do karnaw ałow ego obrazu piekła ozy do
genialnej koncep cji efektu obcości oraz id ei oszusta jako prototypu pisarza, trze­
ba przedrzeć się przez k ilk a set stronic T w órczości Franciszka R a belais’go, uw ażnie
w czytać się w żm udne dociekania historyczne d filologiczne... P rzeciętnego czy tel­
nika to m ęczy. A utorzy tom u Bachtin takiem u czyteln ik ow i pom ogli: przeczytali
k siążk ę za niego, zrobili notatk i i dali m u bryk.
N arzuca się pytanie o adresata antologii. Dla znaw ców może w yd aw ać się ona
zbędna, dla ignorantów — niebezpieczna. N ie byłoby dobrze, gdyby przypadkow y
czyteln ik uznał om aw iany w ybór za jed yn e źródło w iedzy o uczonym . O trzym uje
się bow iem obraz m ocno przekształcony. N atychm iast jednak pojaw ia się kw estia:
przekształcony w stosunku do czego? Czy istn ieje jakaś absolutna praw da o B a ch ti-
nie? „Prawdą B ach tina” jest jego „oeuvre”, filologiczn ie rozum iana całość jego
tek stów . Całość ta jest jeszcze niedostępna. N ie uspraw iedliw ia to jednak zbioro­
w ej opieszałości. N ie jesteśm y w sytuacji najgorszej, nikt n ie zabrania nam czytać
op u blik ow an ych prac uczonego, w oryginale i w przekładach. Jedynym pow odem
do niepokoju jest fakt, że w ygod niej się żyje z brykam i...
Zabrakło w antologii B achtin słow a, które w sk azyw ałob y na relatyw n ość u ję­
cia, na to, że istnieją inne m ożliw ości, na to w końcu, że w yd aw cy nie m ają
w P olsce „patentu” na B achtina. N iebezpieczeństw o w id zielib yśm y n ie ty le w w y ­
rażonych w p rost poglądach C zaplejew icza i K asperskiego na dorobek uczonego
(z poglądam i ty m i m ożna dyskutow ać, a n aw et w w ielu w ypadkach doceniać ich
odkryw czość), ale w cechach typograficznych książki, w zabiegach technicznych,
które spraw iają w rażenie, że m am y do czynienia z „B achtinem sam ym w sob ie”,
z jego niek w estion ow anym słow em , podczas gdy w rzeczyw istości otrzym ujem y je­
szcze jedno — jak zaw sze ideologiczne — słow o o B achtinie. „Słow o au torytatyw ­
n e ”, najbardziej nie łubianą przez B achtina form ę w ypow iedzi.
A przecież — z drugiej strony — w idać, że autorzy an tologii zrobili w szystk o,
aby autorytatyw ność w ła sn y ch głosów obniżyć, aby w topić je w głosy innych, po­
rów nać, w pisać w dialog, który — jak św iadczy druga część książki — od p ó ł­
w iecza toczy się w okół koncepcji uczonego. P ojaw ia się pytanie, czy antologia ta
jest rzeczyw iście zbędna dla znaw ców ? Czy obraz badacza, jaki p ow staje w le k ­
turze jego prac (naw et zinterpretow anych!) jest pow tórzeniem tego w szystk iego,
co w iem y o B achtinie od la t dw udziestu? Z pew nością nie. To zasługa części in ­
form acyjnej książki, przede w szystkim szczegółow ej bibliografii. P odstaw ow a jed­
nak w artość antologii w yn ika z faktu upow szechnienia tekstów , które do tej pory
znało tylko n iew ielk ie grono osób, przede w szystk im F reu d yzm u i M e to d y fo r­
malnej. P ow iedzm y w prost: upow szechnienia poza krajem , w którym p ow stały
(tam m iały tylk o jednorazow e w ydanie pod koniec lat dw udziestych), i po śm ier­
ci uczonego, który do końca życia nie przyznał się publicznie, że jest ich autorem .
T ożsam ość autorstw a F reudyzm u, M eto d y formaln ej, M arksizm u i filozofii j ę z y k a
oraz książek o D ostojew skim i R abelais’m jest faktem tyleż znanym , co n igdy o fi­
cjaln ie nie potw ierdzonym przez Bachtina.
R olę d etek tyw ów w odkryciu tej tajem n icy sp ełn ili W iaczesław W. Iw anow
i W adim W. K ożynow . U fni w ich ustalenia, spróbujm y prześledzić ew olu cję nau­
kow ą B achtina, tak jak ukazuje się ona w św ietle fragm en tów przytoczonych
w antologii. W brew w ielorakim obiekcjom m usim y przyznać, że tom ten coś w sa ­
m ym B achtinie odkrył, że przyniósł m ateriały, które w znacznym stopniu w zbo-

22 — P a m ię tn ik L ite r a c k i 1984, z. 4
338 R E C E N Z JE

gaciły w ied zę o badaczu, u m o ty w o w a ły jego n au k ow y rozw ój, pozw oliły na od­


tw orzenie dziejów jego św iatop ogląd ów . S tało się to m ożliw e — paradoksalnie —
w łaśn ie dzięki u jęciu antologicznem u, w k tórym zgodnie ze zw yczajem prezen­
tu je się tek sty z różnych epok i dotyczące różnej problem atyki. N ie zaw sze z tego
typu danych m ożna stw orzyć całość. Jeżeli publikacja B ach tin stw arza takiej ca­
łości w rażenie, to dzieje się ta k przede w szystk im poprzez u ch w ycen ie ruchu, k tó­
ry przenikał całą tw órczość ro syjsk iego badacza. A ntologia pow stała pod znakiem
przełom u: m im o że C zap lejew icz m ów i w e w prow adzeniu o „B achtinie in tegral­
n y m ”, m im o że integraln ość tę w y d a w cy zdają się potw ierdzać przez syn ch ro­
niczną problem atyzację, to jednak i oni, i autorzy artykułów zam ieszczonych
w części o B ach tin ie sygn alizu ją zm ianę, jak a dokonała się w poglądach i zain ­
teresow an iach uczonego w latach trzyd ziestych , w trak cie pisania k siążk i o R abe-
la is’m. S tefa n Ż ółk iew sk i m ów i o przełom ie sem iotycznym , T zvetan Todorov o n a ­
rodzinach B achtinow sk iej antropologii, E ugeniusz C zaplejew icz o przejściu od p o e­
tyki socjologicznej do historycznej.
K siążka form uje obraz uczonego, w którego b iografii zaw iera się historia e u ­
ropejskiej X X -w ie czn ej hum anistyki. D ow iad u jem y się, co B ach tin czytał, co ak cep ­
tow ał, z czym w a lczy ł. Jest to zarazem obraz dziejów m y śli hum anistycznej w R o­
sji przed rew olu cyjn ej i tuż porew olu cyjn ej. A b y napisać książkę F reu d y zm , trzeba
było znać p sychoanalizę: otóż dzieła Freuda u k azyw ały się w przekładach ro sy j­
skich z n iew ielk im op óźnieniem w stosunku do oryginałów . D ziałająca w M osk w ie
„P sich otierapiew ticzesk aja b ib liotek a” w latach 1912 i 1913 w y d a ła P sych op ato lo gię
życia codziennego, P ięć w y k ł a d ó w o psychoanalizie, T r z y r o z p r a w y z teorii s e k ­
sualnej, A n alizę stra ch u dziecinnego (A n a ly se d er P h o bie eines fün fjäh rig en K n a ­
ben: K lein e Hans). M a r k siz m i filozofia ję z y k a jest rezu ltatem lek tu r de S a u s-
su re’a (w oryginale, K u r s ję z y k o z n a w s tw a ogólnego w y d a n y w G en ew ie w 1916 r.
znali już form aliści) oraz K arla V osslera, C harles’a B a lly ’ego, G ertraud Lerch
(w orygin ałach i rosyjsk ich om ów ieniach). Dochodzą lek tu ry H usserla (rosyjski
przekład Logische U n tersu chu ngen w r. 1910). W idać dobrą znajom ość F üozofii
fo r m s y m b o liczn y ch Ernsta C assirera.
P race B ach tina są p erm an en tn ą d ysk u sją ze w szy stk im i w zm ian k ow an ym i w y ­
żej szkołam i. N ie jest to jednak dyskusja dogm atyczna: k rytyk u jąc „vosslerow cow ”
w im ię w ła sn ej p oetyk i socjologicznej, B achtin sięga do argu m en tów de S au ssu re’a,
z k olei k w estio n u je „abstrakcyjny ob iek ty w izm ” posługując się często k oncepcja­
m i podm iotu m ow y, rozw ijan ym i w filo lo g ii n eoid ealistyczn ej. P isze o tym K a s­
perski. W e w ła sn y ch poglądach B achtina trafiają się echa obydw u koncepcji»
zaw sze jednak p rzetran sform ow an e na „filozofię d ialogu ”.
Jeden tylko typ k rytyk i w yraża sk rajn y dogm atyzm . J est to k siążk a o F reu ­
dzie, stan ow iąca przypuszczalnie rezultat oficjaln ych sprzeciw ów , które pod k o n iec
lat dw u dziestych zam kn ęły dostęp p sych oan alizy do ojczyzn y B achtina. Młody b a­
dacz zaprezentow ał w e F re u d y zm ie filo zo fię podm iotu o ten d en cji w yraźn ie a n ty -
ind yw id ualistyczn ej. N ie podjął pojęcia nieśw iad om ości. To, co Freud op isyw ał z a
pom ocą tej kategorii, B achtin zinterp retow ał dw ojako: sfera n ieśw iad om ości je st
dom eną instynktu, fizjologii, płci, zatem zjaw isk, które w p isu ją człow ieka w św ia t
zw ierząt; w arto przypom nieć, że dla Freuda nieśw iad om ość była jed n ym z p ozio­
m ów struktury psychicznej hom o sapiens. W innym u jęciu B achtin utożsam ia n ie ­
św iadom ość ze św iadom ością n ieo ficja ln ą , dziedziną m ow y w ew n ętrzn ej, k tóra
w określonych sytuacjach m oże pozostaw ać w sprzeczności z autorytetam i m o ra l-
n o-p olityczn ym i. N ieśw iadom ość jest w ięc inną postacią tego, co społeczne. O jed ­
n ostce poza grupą społeczną m ożna m ów ić tylk o w k ategoriach fizjologii: d latego
B ach tin d ziw i siię, że Freud pisząc o popędach nie bada ic h podłoża ch em iczn ego
czy organicznego: P sych ologia ob iek tyw n a, zajm ująca się tym i spraw am i, z o sta ła
w ypracow ana przez P aw łow a. W p rzeciw ień stw ie do n iej F reudow ska p sych ologia
R E C E N Z JE зз э

indyw idualna jest nienaukow a. Św iadom ość n ieoficjaln a pow inna stanow ić przed­
m iot nauki o ideologiach, opartej na danych ekonom ii i socjologii. B achtin su ges­
ty w n ie opisuje seans psychoanalityczny jako scenę społeczną, fenom en w za jem ­
nego oddziaływ ania językow ego. Można jednak spytać, czy teza o pow szechności
tak iego oddziaływ ania jest w stanie w yjaśn ić realność lapsusu, czynności om yłk o­
w ej, snu...
N ie chodzi o dyskusję z B achtinem . N ow a psychoanaliza (J. L acan) stw ierdza,
że nieśw iadom ość n ie istn ieje bez języka; n ie oznacza to jednak, że m ożna ją ba­
dać za pomocą kategorii ekonom ii politycznej. B achtina i tw órców p sychoanalizy
d zieliła n ie tylko różnica w ujęciu podm iotu; rów nie w ażna b yła odm ienna k on ­
cepcja języka. W róćm y do tez z F r e u d y z m u : n aw et jeśli zgodzim y się, że n ie św ia ­
dom ość da się sprow adzić do sfery nieoficjaln ej św iadom ości, to w żaden sposób
n ie m ożna zaakceptow ać w ystępującej w książce z 1927 r. oceny tego zjaw iska.
P sychoanaliza jest dla B achtina ideologią upadającej burżuazji, sta n o w i „sek su ali-
styczną ekspresję kryzysu społeczeństw a zachodniego”. Pisze on: „Inne w arstw y,
odpow iadające freudow skiem u nieśw iadom em u, są bardzo odległe od stab iln ego
system u panującej ideologii. Św iadczą o rozkładzie całości i jednolitości tego sy s­
tem u, o rozchw ianiu zw yk łych m otyw acji ideologicznych. O czyw iście, przypadek
takich akum ulacji, rozsadzających jedność życiow ej ideologii, w ew n ętrzn ych m o­
ty w ó w m oże m ieć charakter przypadkow y i św iadczyć tylko o zd ek lasow an iu spo­
łecznym poszczególnych osób, częściej jednak dow odzi zaczynającego się rozkładu,
jeśli n ie całej klasy, to przynajm niej niektórych jej grup. Ż yciow a ideologia zdro­
w ej zbiorow ości i społecznie zdrow ej jednostki, oparta na bazie sp ołeczno-ekono­
m icznej, jest jednolita i zwarta: n ie m a w n iej żadnej rozbieżności pom iędzy
św iadom ością oficjalną a n ieoficjaln ą” (s. 71).
N astępna książka (1929), w yd an y rów n ież pod n azw isk iem W ołoszynow a M a r k ­
s i z m i filozofia język a, już znacznie ostrożniej m ów i o stosunku m iędzy jed n ostk o­
w ym zdrow iem a oficjalną ideologią; zgodnie z inspiracjam i M arksa to, co id eo­
logiczne, oceniane jest jako partykularne, fałszujące, n ak ierow an e na obronę in tere­
su. Praca ta pojaw ienie się m ow y pozornie zależnej w p ow ieści w iąże z typ ow ym
dla społeczeństw now oczesnych k ryzysem słow a au torytatyw n ego i z coraz bar­
dziej pow szechnym relatyw izm em poznaw czym . „Ten proces w losach słow a w n a j­
n ow szej Europie burżuazyjnej i u nas (praw ie do n ajnow szych czasów ) m ożna
ok reślić jako uprzedm iotow ienie słow a, jako obniżenie tem atyzm u słow a. Ideolo­
gam i tego procesu i u nas, i w Europie Zachodniej są form alne kierunki poetyki,
lin g w isty k i i filozofii języka. Z byteczne jest m ów ien ie tutaj, jak im i przesłankam i
kla sow y m i w yjaśn ia się ten proces, i zbyteczne rów nież pow tarzanie słusznego zda­
nia Lorcka o tym , na jakiej drodze jest w yłączn ie m ożliw a odnow a ideologicznego
słow a, tem atycznego, przenikniętego p ew n ą i kategoryczną oceną społeczną, sło ­
w a pow ażnego i odpow iedzialnego w sw ej pow adze” 1.
Pow tarzają się diagnozy historyczne, które znam y już z F reud yzm u . B achtin
zdaje się w id zieć szanse na p rzezw yciężen ie zachodniego kryzysu w artości i zw ią­
zanego z nim relatyw izm u słow no-ideologicznego w u kształtow aniu się sp ołeczeń ­
stw a bezklasow ego, społeczeństw a, którego język w yraża jednolitą sk alę ocen sp o ­
łecznych. Jednakże m it ten pozostaje w w yraźnej sprzeczności z przedstaw ioną
w M arksizm ie i filozofii ję z y k a teorią języka i koncepcją literatury. Język o p isan y
tam jest jako w ielopoziom ow a praktyka ideologiczna, jako n ieu stający proces ak­

1 N. W. W o ł o s z y n o w , Z historii fo r m w y p o w i e d z i w ko nstru kcja ch j ę z y k a -


[Trzecia część M ark sizm u i filozofii j ę z y k a ]. W antologii: R o sy js k a szkoła s t y li­
sty k i. W ybór tek stó w i opracow anie M. R. M a y e n o w a, Z. S a 1 o n i. W arszaw a
1970, s. 477 (tłum . Z. S a 1 o n i).
340 R E C E N Z JE

tów m ow y, -w k tó ry ch podm ioty a rtyk u łu ją różne pozycje społeczne. Literatura,


a ściślej: pow ieść, p rzedstaw ia się jako fen om en w ielojęzyczn y; w narracji i w w y ­
pow iedziach b ohaterów krzyżują się i ścierają „słow a tem atyczn e” w ie lu osobni­
ków i w ielu zbiorow ości. Jest ona z n atu ry pozbaw iona w szelk iego „słow a pow aż­
nego i od pow ied zialn ego w sw ej p o w a d ze”.
M a r k s iz m i filozofia j ę z y k a jest książką pełn ą sprzeczności; teoria języka i te o ­
ria w y p o w ied zi, sw o ista sem iotyk a oraz oryginalna sty listy k a socjologiczna zb li­
żają ją do prac późniejszych; aksjologia, w izja h istorii i m an ifestow an y św ia to ­
pogląd sy tu u ją ją na poziom ie F reu d yzm u . W tym sam ym czasie, w r. 1929, po­
w stają P r o b le m y tw ó rc z o śc i D ostojew sk iego , książka o artyście „chorym ” i o sp o ­
łecz eń stw ie „chorym ”, które jednak w y tw o rzy ło tak głęb ok ą i now oczesną form ę
artystyczną, jaką jest p ow ieść polifoniczna. „O bniżenie tem atyzm u sło w a ”, istotna
w ła ściw o ść w sp ółczesn ej m y śli i m ow y, zaczyna być trak tow an e jako fakt; sto p ­
niow o też, w m iarę badań nad archaiką gatunku p ow ieściow ego i nad k arn aw a-
lizacją, zjaw isko to jest oceniane jako fak t p ozytyw n y.
W latach trzydziestych B achtin, zm uszony do rezygn acji z pracy u n iw ersy ­
teckiej, pisze pracę S ło w o w p ow ieści, opublikow aną po raz p ierw szy dopiero
w 1975 roku. P ojaw ia się tam ostra k rytyk a m ow y au torytatyw n ej. „Słow o tem a ­
ty czn e”, w yrażające w prost osobę m ów iącego, ignorujące cudze w yp ow ied zi o ob iek ­
cie, zapom inające o k ontekstach, z których zostało zaczerpnięte, jest m ow ą k o n ­
serw atyw n ą. W ycisza ona rdzenną d ialogow ość języka, zaciera h istorię różnych
ujęć przedm iotu, jest m ow ą „jednogłosow ą”. Z naczenie tak iego słow a w ykracza
poza h istorię języka. B ach tin pisał: „Z w ycięstw o jednego, panującego języka (dia­
lektu) nad innym i, w y ru g o w a n ie języków , ich zn iew olen ie, ośw iecen ie przez słow o
p raw d ziw e, poddanie barbarzyńców i dołów sp ołeczn ych jed yn em u języ k o w i k u l­
tury i praw dy, stab ilizacja sy stem ó w ideologicznych [...] — w szystk o to określiło
treść i siłę k ategorii jedn olitego języka w m y śli lin g w isty czn ej i stylistyczn ej, jak
rów n ież jej tw órczą, kształtu jącą sty l rolę w w ięk szo ści gatu n k ów poetyckich,
które p ow sta ły w polu od d ziaływ an ia tych sam ych sił dośrodkow ych życia sło w -
n o-id eologiczn ego” (s. 105— 106).
S iły dośrodkow e, słow n o-id eologiczn a centralizacja idzie w parze z cen traliza­
cją p olityczną, która jest z p u nktu w id zen ia rozw oju kultury procesem n eg a ty w ­
nym . W latach trzyd ziestych B ach tin stw ierd za, że tw órcza k ultura rozw ija się
poza sferą oficjalności, w śród d ołów społecznych, w dialogu ze sło w em au toryta­
ty w n y m , w procesach dezintegracji język ow ej. D la B ach tin a jest to kultura śm ie­
chu, której obyczajow ą eksp resję sta n o w i karnaw ał. Inną artyk u lacją teg o rodza­
ju ku ltu ry jest p ow ieść, zjaw isk o p a r excellen ce w ielojęzyczn e, parodiujące uznaną
m ow ę i uznane p o w agi język ow e — w im ię tego, co n ieoficjaln e.
W ten sposób B ach tin przew artościow ał daw ne op ozycje i rad yk aln ie zm ienił
oceny: tylk o św iadom ość n ieoficjaln a jest czyn n ik iem rozw oju kultury. To, co
w e F r e u d y zm ie b yło uzn aw an e za zdrow e i cen n e, w n ow ej in terp retacji staje się
chore, kon serw atyw n e, p olityczn ie zn iew alające.
R ozpraw a S ło w o w p o w ie śc i p ow stała w tym sam ym czasie, k ied y G yorgy
L ukacs p isał do L itiera tu rn o j en c yk ło p ied ii hasło „P ow ieść jako m ieszczańska ep o ­
p eja” (1935). Epickość, jednoznaczność ocen, w szech w ied zący narrator, n iek w estio -
now aln e w alory poznaw cze zostały uznane przez L ukâcsa za jedyne w artości po­
w ieści: k ry ty k o w a ł on pow ieść n ow oczesn ą za zanik auktorialnego narratora i za
rozproszenie obrazu św iata na w iele su b iek tyw n ych p u n k tów w idzenia. D okładnie
zatem za te cechy, k tóre B ach tin w y ek sp o n o w a ł w opisie p ow ieści p olifonicznej,
w ielo języczn ej i „w ielo w a rto ścio w ej”. L ukacs n ie m ógł znać prac B achtina, ale znał
je p olityk k u ltu raln y R osji R adzieckiej, A natoli j Łunaczarski, k tóry jeszcze
w 1929 r. napisał bardzo ciek a w ą recenzję P r o b le m ó w tw ó rczości D o sto je w s k ie g o
(przedrukow aną w om aw ian ej antologii).
R E C E N Z JE 341

R ecenzja L unaczarskiego jest polem iką osnutą w okół następującego stw ierd ze­
nia B achtina: „w obecnej dobie p ow ieść D ostojew skiego staje się chyba w zorem
najbardziej godnym naśladow ania nie tylk o w Rosji, gdzie w w ięk szej czy m n iej­
szej m ierze w p ły w o w i jej ulega cała now oczesna proza, ale rów n ież na Zacho­
d zie” (cyt. na s. 372). Łunaczarski zgadza się z B achtinem w ocenie D ostojew sk ie­
go, tyle że przypisując artyście określoną „ideologię form otw órczą” (w yrażenie
B achtina) łączy ją z określoną epoką, tzn. z erą w czesnego k apitalizm u w R osji.
W w iek u X X „Jedyną praw dziw ą apelacją od D ostojew skiego m oże być odw oła­
n ie się nie do jakiegoś w spółczesnego m u pisarza ani — jak dotąd — do żadnego
pisarza, który przyszedł po nim , lecz w yłączn ie do czasów , które nad eszły potem ,
do epoki, k iedy na arenę społeczną w stą p iły n ow e siły i w ytw orzyła się zupełnie
inna sytu acja” (s. 392).
N apisana przez B achtina w „zupełnie innej sy tu a cji” książka o D ostojew sk im
n ie była apelacją od niego, lecz apologią artysty. U czony potw ierdził ją 30 la t
później, kiedy w e w stęp ie do drugiego w ydania pracy napisał: „struktura p o w ieś­
c i polifonicznej przeżyje k apitalizm ”. W róćm y do lat trzydziestych. D ziałacze k u l­
turaln i tego okresu (do ich grona n a leża ł i L ukâcs, przebyw ający na em igracji
w ZSRR) w yzn aw ali diam etralnie inną aniżeli B achtin koncepcję literatury. Jej
ukoronow aniem była pow ieść socrealistyczna. B achtin zajął się kulturą średnio­
w iecza i badaniam i nad stylistyk ą. W roku 1940 obronił na u n iw ersytecie w S a -
rańsku tezę doktorską T wó rczo ść Franciszka R ab elais’go a ku ltu ra lu do w a średn io­
w ie c z a i renesansu. K siążka została w yd an a 25 lat później. Przed nią, w r. 1963,
ukazała się zm ieniona w ersja pracy o D ostojew skim , zatytu łow an a P ro b le m y p o e ­
t y k i D ostojewskiego.
Tego „now ego” B achtina znam y lepiej; niestrudzenie od 1965 r. pisze o nim
S tefa n Ż ółkiew ski. Poza nim — D anuta D anek, S tan isław Balbus, a także —
w yjątk ow o często — E ugeniusz C zaplejew icz. W Glosach o Bachtinie w ystęp u ją
a rtyk u ły tych badaczy. Z prac zagranicznych interesujący jest artykuł W iaczesła­
w a W. Iw anow a, praca J u lii K ristevej, która rozpoczęła sw oją karierę n aukow ą
od propagow ania w e F rancji idei B achtina, oraz tek st Todorova, będący w p ro­
w adzeniem do francuskiej an tologii nieznanych artyk u łów B achtina. We w sz y ­
stk ich tych pracach staw k a idzie o now oczesność m yśli uczonego: Ż ółkiew ski
i Iw anow uw ażają go za m istrza sem iotyki, K risteva przypisuje m u w ym yślon e
przez siebie koncepcje „paragram atyczności” i intertek stu aln ości. Todorov w idzi
w nim tw órcę antropologii filozoficzn ej opartej na kategorii Innego i w iąże jego
m yśl z koncepcjam i Sartre’a oraz Bubera.
Bardzo interesująca w yd aje się zbieżność m iędzy B achtinow ską filozofią słow a
p ow stałą w latach trzydziestych a ideam i E m ile’a B en v en iste’a z początku la t sześć­
dziesiątych na tem at konieczności przejścia sem iotyk i od badań nad znakiem i jego
u w ik łan iam i syntaktycznym i do analizy w yp ow ied zi jako sem antycznej całości po-
n adzdaniow ej. Iw anow w artykule Znaczenie m y ś li Bachtina o znaku, w y p o w i e d z i
i dialogu dla w spó łczesn ej se m io ty k i pisze o tym w sposób przekonyw ający. I on,
i K risteva próbują porów nać B achtinow ski projekt m etalin gw istyk i jako nauki
0 stosunkach dialogow ych w obrębie w yp ow ied zi z sem iotyczną koncepcją tra n s-
lin gw istyk i, w prow adzoną przez B arth es’a w artykule E lem en ts de sém iologie
z 1964 roku. Skojarzenie to w ydaje się pow ierzchow ne. J eżeli praw dą jest, że
B achtin i B arthes chcą stw orzyć dziedziny zajm ujące się całościam i sem an tyczn ym i
w ięk szym i n iż zdanie, to jednak m etody, jakie każdy z nich proponuje, różnią się
radykalnie. T ranslingw istyka B arthes’a tak w odniesieniu do tek stu słow n ego, jak
1 do innych rodzajów tekstów stosu je przetransform ow any m odel analizy zda­
n iow ej, a jednostki w ypow iedzi traktuje w sposób sform alizow any, zajm ując się
bardziej logik ą pow staw ania sensu an iżeli sensem konkretnym . R ealizacją tak
rozum ianej nauki jest sem iotyka opow iadania, zajm ująca się poziom em fa b u ły i ab­
342 R E C E N Z JE

strahująca w zasadzie od zagadnień podm iotu w yp ow ied zi, a zatem rów nież od
stosunk ów dialogow ych, zw iązan ych w sposób jaw n y lub u k ryty z siłam i osobo­
w y m i zaan gażow anym i w tę w yp ow ied ź.
Tak stosunki m ięd zy m yślą B achtina a m y ślą B a rth es’a w yg ląd a ły b y do r. 1973,
tzn. do m om entu uk azan ia się artyk u łu Iw an ow a. W iadomo, że sem iolog francuski
oczarow any b ył m y ślą B achtina, którą na jego sem inariach referow ała K risteva,
n igd y jednak w sposób bezpośredni do p om ysłów B ach tin a n ie n aw iązał. I oto
w r. 1977, obejm ując katedrę sem io lo g ii w C ollège de France, B arthes przedstaw ił
k on cep cję literatury, która w y d a je się uderzająco zbieżna z tym , co B achtin są ­
dził o p ow ieści.
Już w e w cześn iejszych pracach fran cu sk iego badacza (np. Mit d zisiaj, 1957)
p ojaw ia się idea litera tu ry jako siły kontrm itycznej, jako ak tyw n ości, która po­
przez cytow an ie, izolow an ie z k ontekstu, przem ieszczanie k lisz język ow ych i k ry ­
jących się za nim i stereotyp ów podw aża ideologię, jak iej one służą, staw ia znaki
zapytania w ob ec fik cji w ytw arzan ych przez propagandę, budzi n ieu fn ość czyteln ik a
w obec rzeczyw isto ści zinterpretow anej przez m ow ę. W W y k ła d z ie B arthes staw ia
sp raw ę radyk alniej. W ielość języków , ich m nożenie, przełączenia na granicach
różnych sy stem ó w sem iotycznych, akceptacja „cudzej m o w y ” (B achtinow skich „bar­
b arzyńców ” i „dołów sp ołeczn ych ”) dają jedyną m ożliw ość obrony przed tym , co
badacz n azyw a faszyzm em języka, a co jest siłą podporządkow ania in d yw id u aln ej
w yp ow ied zi za pom ocą au torytatyw n ych sty ló w instancjom takim , jak w ład za
i oficjaln ość. Tej sile literatura p rzeciw staw ia w łasn e działanie: „Rzec m ożna, że
trzecia siła literatu ry [obok siły poznaw czej i m im etycznej — Z. M.], siła czysto
sem iotyczna, polega raczej na i g r a n i u znakam i niż na n iszczeniu ich, na u m ie­
szczaniu zn ak ów w m aszyn erii język ow ej, której ham ulce i zaw ory b ezp ieczeń stw a
bezpośrednio w y lec ia ły w pow ietrze, krótko m ów iąc — na u stan aw ian iu w obrębie
służalczego języka p raw d ziw ej różnorodności rzeczy ” 2.
W książce o R a b ela is’m B ach tin napisał: „Tam gdzie tw órcza św iadom ość żyje
w obrębie jednego i jedynego język a albo tam gdzie języ k i — jeśli św iadom ość d y ­
sponuje w ielom a język am i — są ściśle rozgraniczone i nie w alczą m iędzy sobą
0 hegem onię, tam ów głęboki, założony w sam ym m yślen iu język ow ym dogm atyzm
jest n ie do przezw yciężen ia. Z naleźć się poza w ła sn y m język iem m ożna tylko w ó w ­
czas, gd y zachodzi istotna zm iana historyczna języków , gdy, jeśli m ożna się tak
w yrazić, język i przym ierzają się n aw zajem do sieb ie i do św iata, gdy w ich obrę­
bie zaczynają staw ać się ostro w yczu w a ln e granice czasów , kultur i grup sp o­
łecznych. A taka w ła śn ie była epoka R ab elais’g o ” (s. 141).,
U św iad om ien ie sobie w zględ n ości język ów i przypisanych im św iatop ogląd ów
prow adzi do parodii i kpiny; pojaw ia się n ow y bohater k u ltu row y i literack i z a ­
razem : w e so ły oszust. „.N aprzeciw patetyczn ego k łam stw a, n arosłego w języku
w szystkich w ysok ich, oficjalnych, kan on izow an ych gatunków , w języku w szy st­
kich szanow an ych i u stab ilizow an ych zaw odów i grup, sta je nie rów n ie patetyczna
1 bezpośrednia praw da, lecz w eso łe i m ądre oszustw o, sp ra w ied liw e ok łam yw an ie
kłam ców . Język om k sięży i m nichów , królów i m ożnow ładców , rycerzy i bogatych
m ieszczan, uczonych i praw ników , językom w szystk ich , którzy są u w ła d zy i urzą­
dzili się w życiu, p rzeciw staw ia się język w esołego oszusta. U m ie on, jeśli trzeba,
parodystycznie rozegrać w szelk i patos, zarazem u n ieszk od liw iając go, oddzielając
się odeń uśm iechem , dyskred ytu jąc oszu stw em . Oszust szydzi z k łam stw a, obra­
cając je w w eso łą m askaradę. K łam stw o, w yd ob yte na jaw przez ironiczną św ia ­
dom ość, w ustach w eso łeg o oszusta parodiuje sam o sieb ie” (s. 297).

2 R. B a r t h e s , W yk ła d . [Fragm enty w y k ła d u in auguracyjnego w C ollège de


France, opublikow anego jako Leçon, Paris 1978]. P rzełożył T. K o m e n d a n t .
„T ek sty” 1979, z. 5, s. 19—20.
R E C E N Z JE 343

F ragm ent ten pochodzi z pracy S ło w o w p o w ie śc i; bardzo w yraźn ie w sk azu je


na funkcje, jakie Bachtin p rzypisyw ał tem u gatunkow i w skali różnych rodzajów
literackich. W pew nych nurtach p ow ieści rolę „w esołego oszusta” przejm uje nar­
rator; św iat w idzian y oczym a człow ieka naiw nego, śm iesznego czy po prostu od­
m iennego nabiera cech obcości, staje się przedm iotem w zm ożonej uw agi czytelnika
i zm usza go do zm iany stereotypow ych punktów w idzenia. M etodą tą posługują się
nie tylk o D ostojew ski czy Gogol; B achtin dostrzega efek ty obcości w p isarstw ie
T ołstoja.
P ow ieściow e ujęcie św iata zaw ładnęło św iadom ością w sp ółczesn ych ludzi.
W Z apiskach z lat 1970—1971 Bachtin stwierdza; „C złow iek w sp ółczesn y n ie głosi,
lecz m ów i, czy li m ów i z zastrzeżeniam i. Gatunki proklam atyw ne zach ow ały się
głów n ie jako parodystyczne lub półparodystyczne składniki pow ieści. <...) P od­
m ioty w yp ow ied zi proklam atyw nych (obw ieszczających), podniosłych —· kapłani,
prorocy, kaznodzieje, sędziow ie, przyw ódcy, ojcow ie-patriarchow ie — odeszli z ż y ­
cia. Z astąpił ich w szystkich pisarz, zw y k ły pisarz, który stał się spadkobiercą ich
sty ló w ” (cyt. na s. 465, cytat ten pochodzi z artykułu Todorova).
Jak gdyby w odpow iedzi na te słow a Barthes m ów ił w C ollège de France: „To­
też w system ie językow ym służalczość i w ładza łączą się nierozdzielnie. J eśli zw ie
s ię w olnością nie tylko m ożność w ym ykania się w ład zy, ale rów nież i przede
w szystk im m ożność całkow itej niezależności, w olność jest dostępna jedynie poza ję­
zykiem . [...] N am w szakże, którzy nie jesteśm y ani rycerzam i w iary, ani nadludź-
mi, pozostaje tylko — jeśli m ogę tak pow iedzieć — oszukiw ać razem z językiem ,
oszu k iw ać język. To zabaw ne oszustwo, ten unik, ten w sp an iały podstęp, pozw a­
la ją cy ujm ow ać go poza w ładzą w blasku nieustannej język ow ej rew olucji, na­
zyw am , jeśli o m nie chodzi, l i t e r a t u r ą ” 3.
W izja literatury jako działalności kontestacyjnej, jako siły sem iotycznej igra­
jącej na językach i przypisanych im św iatopoglądach, łączy obydw u w ielk ich ba­
daczy bez w zględu na granice czasow e, polityczne i k ulturow e. Jest to zarazem
w iara w literaturę: m nożenie języków , gra na konw encjach, „w esołe oszu stw o” może
być ratunkiem przed nietolerancją, dogm atem , terrorem . W iara utopijna, pon ie­
w aż literatura nie zm ieni św iata: m oże co najw yżej — jak pisał B achtin — pod­
w ażyć oficjalność życia publicznego czy też — jak pisał Barthes — budzić św ia ­
dom ość krytyczną.
W św ietle ostatnich tek stów rosyjskiego uczonego w yraźniej w id zim y ew olucję,
a le i zarazem jedność jego św iatopoglądu. W ielki rozziew problem ow y i ak sjolo­
giczny, jaki daje się dostrzec m iędzy F re u d y zm e m a S ło w e m w pow ieści, zostaje
zn iw elow an y przez ciągłość pytania o m iejsce podm iotu w życiu społecznym . P y ­
tan ie to pojaw iło się już w pierw szych pracach B achtina, przede w szystk im
w P roblem ach materiału, treści i fo r m y (1924); już w ted y dostrzegał on procesy
depersonalizacji kultury i bezsilność jednostki w obec zjaw isk cyw ilizacji. R eakcję
na te procesy znalazł w pisarstw ie D ostojew skiego, z tym że artystą — jak pisze
T odorov — nieom al się utożsam iając. Jednocześnie starał się w ypracow ać w M a r­
k s iz m ie i filozofii ję z y k a w izję jednostki w szechstronnie uspołecznionej. Paradoks
p olegałb y na tym , że B achtin uznając indyw iduum za fu nkcję grupy, opisując pod­
m iot jako zjaw isko socjologiczne, dostrzegał zarazem n ieb ezp ieczeń stw a całk ow itej
socjalizacji: zachodzi ona w tedy, kiedy słow o, głos, w yraz przestaje w yrażać osobę,
ruch, zmianę, krytykę, a staje się tubą autorytetu, aby w końcu istn ieć jako po­
w ielan a i popierana przez autorytety klisza. Rozdarty m iędzy w izję człow ieka ca ł­
k o w icie społecznego a w izję kultury jako procesu podm iotow ego, znalazł B achtin
w literaturze typ praktyki patetycznej i ironicznej zarazem . Z nam ienna b yła od­

8 Ibidem , s. 12.
344 R E C E N Z JE

pow iedź na zarzuty Ł unaczarskiego: p ow ieść polifoniczna, w yraz k ryzysu w artości


w w . X IX , rozw ija się w sp ó łcześn ie n ie dlatego, że jest konw encją, tech n ik ą lite­
racką, ale dlatego, że zagrożenia, jakie n iesie osobow ości historia, n ie kończą się
z k apitalizm em ; pogłębia je X X -w iec zn a cyw iliza cja . L iteratura sytu u je się na po­
zycji „czatow n ik a”: tego, który n ie tylko dostrzega, ale i ostrzega. O strzega poprzez
dialog, śm iech, ironię i groteskę.
A ż do końca życia B ach tin o taką literaturę w a lczy ł. Z nam ienne jest to, że·
w ostatn ich w yp o w ied zia ch n aw ią zy w a ł do id ei p ersonalistycznych, w ystęp u ją cy ch
w jego pracach z p ierw szej p o łow y la t d w u d ziestych . Id ee te na tle p o m ysłów s e -
m iotycznych, w id oczn ych n iew ą tp liw ie w jego dorobku, zdają się brzm ieć anachro­
nicznie. A jednak po p rzestudiow aniu zebranych w om aw ian ej an tologii prac B ach­
tina sk łon n i jesteśm y p rzych ylić się do zaproponow anej przez wj^dawców h ip otezy
„B achtina in teg ra ln eg o ”. Integralność tę w id zim y n ie ty le w rozw iązaniach n au ­
kow ych , co w p o sta w ie badacza. Czar i w ielk o ść B ach tin a polegają na tym , że
w jego życiu, w jego nau k ow ych w yborach, św iatop ogląd ow ych przem ianach i ak sjo­
logiczn ych p eryp etiach w y raził się los X X -w ieczn eg o in telek tu a listy , który a n i
na m om ent nie stracił czujnej św iadom ości.

Zofia M itosek

G e o r g e L a k o f f and M a r k J o h n s o n , M ETAPHO RS WE LIVE В У.


C hicago 1980. U n iv ersity of C hicago P ress, ss. X IV, 242.

A b y najkrócej w yrazić, o czym George L ak off i M ark Johnson — lin g w ista


i filo zo f — przekonać ch cieli czy teln ik ów sw ej książki, w ystarczy przeform u łow ać
jej tytuł: „We live b y m e t a p h o r s ”. Ż yjem y m etaforam i, p on iew aż p rocesy m e ta fo -
ryzacyjne przejaw iają się na ogrom ną sk alę w języku i kształtu ją sy stem y p oję­
ciow e w obrębie różnych kultur. Ż yjem y m etaforam i, gdyż w id zim y św ia t takim,,
jaki jest dostępny n aszej k onceptualizacji, ta zaś jest produktem m etafory. Ż yje­
m y m etaforam i, nasze działania b ow iem ukierunkow ane są przez m yślen ie, które —
jako izom orficzne z język iem — m a stru k tu rę przenośną. M etafora — powiadają,
autorzy — „przenika życie codzienne, n ie ty lk o język, lecz tak że m y ślen ie i dzia­
łanie. N asz p ow szed n i system p ojęciow y, k tórym p osłu gu jem y się w m yślen iu
i działaniu, jest z n atu ry sw ej w sposób fu n d am en taln y m etaforyczn y” (s. 3).
W idoczne w tym ujęciu założenie p ełn ej hom ogeniczności języka, stru k tu ry
k ogn ityw n ej i sfery działań pozw ala dow ód tytu ło w ej tezy książk i przeprow adzać
na jednej z trzech w y m ien io n y ch płaszczyzn: na p łaszczyźnie języka. U z y s k u j e m y ^
w ten sposób w n ik liw e stu d iu m system u lek sy k a ln eg o i frazeologii (opis dokony­
w an y jest na m ateriale an gielsk im ), od k ryw ające m etaforyczn y punkt w y jścia w ie ­
lu najbardziej p od staw ow ych k ategorii językow ych, p ozw alające spojrzeć na daną.
kultu rę jako na sw oisty, odrębny od innych w y tw ó r p rocesów m etaforyzacji. K siąż­
ka niosąca tak ie treści adresow ana jest nie ty lk o do lin g w istó w i p sychologów , le c z
przede w szy stk im do antropologów . S ytu u je się w tym nurcie badań, k tó ry in sp i­
rują prace W ilhelm a von H um boldta, Eduarda Sapira i B enjam ina L ee Whorfa..
W yw ód zm ierzający do ukazania m etaforyczn ej zasad y języka p ow in ien się
opierać na p recyzyjn ym zarysow aniu cech badanego zjaw isk a. W ieloznaczność ter­
m inu „ m etafora” jest przecież p ow szech n ie znana. M im o to L ak off i Johnson nie
podejm ują próby d ookreślenia sen su tego term inu, p ew n e rozchw ianie ow ego sensu
sprzyja b ow iem przeprow adzeniu dow odu p ostaw ion ej przez nich tezy. W isto c ie
tropią oni zm ian y znaczeniow e, jakie m u sia ły zajść w rozw oju języka, w pływ ając-
na system relacji sem an tyczn ych . P rzed m iotem reflek sji są w ięc głó w n ie „m eta­
fory g en ety czn e” p od ległe p ełn ej lek syk a liza cji, noszące ślad zm ian, jakim określone

You might also like