Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 60

JOZEFA PIŁSUDSKIEGO

M. A. BAKUNIN
aa

OPOLSKI, ROSYI,
I SŁOWIAN!...
l aa
■■

TŁÓMACZYŁ I PRZEDMOWĄ
ZAOPATRZYŁ: W . K O - C .

ttp>
LW ÓW MCMV
PO LSK IE TOW ARZYSTW O NAKŁADOW E
SKŁAD G ŁÓ W N Y w KSIĘGARNI N A RO D O W EJ
W E LW OW IE.
Do Polski, Rosyi i Słowian!
Odbito czcionkam i D rukarni N arodow ej w K rakow ie
M. A. Bakunin.

„bo Polski, Rosyi


i SłoWian!” ...

Tłómaczył i przedmową zaopatrzył

W. Ko— c.

Lw ó w 1905 - - Polskie Towarzystwo Nakładowe.


Skład główny w Księgarni Narodowej we Lw ow ie
Biblioteka N arodow a
W arszaw a

30001005016953

4 :

f n
\ U I

tM S H V t 3

I
ichał B a k u n i n (ur. 1814, f 1876) należy
do najciekawszych postaci X IX stul. Wy-
chowaniec korpusu kadeckiego w Peters­
burgu, następnie podchorąży artyleryi polnej, zrzucił
piekący go mundur, aby w samotni, w rodzinnym
domu, pogłębić wiedzę i powetować stracone w służ­
bie Marsa lata. Żądza nauki zapędziła go do Berlina,
gdzie heglianizm królował na katedrze filozofii. Prze­
jął się jego zasadami i zaczął poważną nawet pracę
w tym kierunku, ogłosiwszy kilka rozprawek w „Deu­
tsche Jahrbiicher“ pod nazwiskiem Juliusza Elisarda.
Nie czując bezpieczeństwa przed petersburską po-
licyą w Niemczech, schronił się na ziemię szwaj­
carską i rozpoczął czynne życie polityczne żywą
działalnością w kilku związkach socyalistyczno-
komunistycznych. Rząd rosyjski dosięgną! go swem
ramieniem: wyznaczył termin 'powrotu do kraju,
a po jego upływie obłożył konfiskatą znaczne dobra
8

Bakunina odziedziczone po rodzicach. Rok 1847 —


zastaje rosyjskiego emigranta w Paryżu, podmi­
nowanym już teoryami Proudhona i polityczną
antiburbońską agitacyą... Oczywiście wciąga się do
najskrajniejszych, do nieprzejednanych opozycyoni-
stów... Na bankiecie polskim wypowiada z powodu
listopadowej rocznicy płomienną mowę i wzywa jaw­
nie do polsko-rosyjskiego sojuszu, — celem zrewo-
lucyonizowania caratu... Efekt filipiki był tak osza­
łamiający, że z Petersburgu zażądano w drodze
dyplomatycznej wydania niebezpiecznego wroga
urzędowej Rosyi i nałożono na głowę jego kwotę
10.000 rubli. Zaczyna się odtąd dla gorącego,
namiętnego człowieka okres długoletniej tułaczki,
udział w wybitnych ówczesnych ruchach społeczno-
politycznych, — apostolstwo czynne, mającego dźwi­
gnąć ludy z pod gniotu despotyzmu... Rząd saski
ujął go po stłumieniu u siebie rewolucyi, zamknął
w twierdzy Konigstein, skazał na śmierć, — w końcu
w drodze łaski — na dożywotnie więzienie. W Dreź­
nie postanowiono pozbyć się niewygodnego więźnia,
więc wydano go w 1850 r. Austryi, która go odwiozła
do... rosyjskiego kordonu. Schlusselburg, — owo le­
gendarne, niemal dantejskie piekło, — następnie
Sybir, — w końcu internowanie nad Amurem, — były
etapami jego ośmioletniego męczeństwa... Wreszcie
udało mu się zbiedz do Japonii, ztąd do Kalifornii
i Anglii. Z młodzieńczą siłą i passyą zabrał się
na nowo do dzieła, propagował myśl stworzenia sło-
9

w iańskiej federacyi, z pozostawieniem każdemu


narodowi zupełnej wolności... W r. 1863 był jednym
z przewódzców, gotującej się w Sztokholmie wy­
prawy, mającej uderzyć na bałtyckie k ra je Rosyi,
wywołać w niej ferm ent, pomódz polskiemu po­
w staniu — a zarazem wzniecić burzę dla wywale­
n ia oficyalnej Rosyi, — owego nienaw istnego upioru
B akunina. Po nieudałej próbie przeniósł się do
Londynu i popadł w gwałtowny konflikt z M arksi­
stami, którzy go naw et formalnie wykluczyli z kon­
gresu w 1872 r. R esztę dni swoich spędził w Ge­
newie i Luzano. Um arł w Bernie, przyspieszając
zgon odrzucaniem pokarmów.
W ydana obecnie w tłum aczeniu polskiem bro­
szura B akunina pod tytułem : „Do Polski, Rosyi
i Słow ian!1'... („Rosyjskim, polskim i w szyst­
kim innym słowiańskim ziemiom11) — je st spłace­
niem długu wdzięczności względem człowieka, który
walczył za polską wolność i oburzał się n a gwałty,
dokonywane n a społeczeństwie naszem. P isana
przed przeszło 40 laty straciła w tym i owym
poglądzie ze swej aktualności, — dziś jednak wobec
rozgryw ających się dziejowego znaczenia wypad­
ków na W schodzie, nabiera dziwnej mocy, zm ar­
tw ychw staje niejako i w skazuje rosyjskiej inteli-
gencyi drogę pochodu i przeznaczenia... Dlatego
głos B akunina je st wołaniem z za grobu, — ale
dla żywych, tych, co są i przyjść mają. — D la
n as je st on ogromnie sym patyczny i praw ie posą-
10

gowy. W chwilach zbliżania się ery Murawiewa,


w chwilach nadejścia pogromu — stoi samotny,
odważny, wyrzuca z piersi zbolałej hymn uwielbie­
nia dla męczeńskiej Polski i pluje w twarz im-
peryum zasłużone obelgi za katowanie Polaków,
za katowanie Rosyan. Charakterystyka oficyalnego
caratu, — owego rządu a raczej nierządu, złożo­
nego przeważnie z importowanych na tron i do
gabinetów ministeryalnych Niemców, jest arcywy-
borną i zawsze świeżą, jedynie możliwie dopaso­
waną do sfery owych „obrusitieli", — gospodaru­
jących na kresach cywilizowanej Europy... W kilku
pociągnięciach pióra daje i odszukuje niezrównanie
zasadnicze rysy oficyalnej Rosyi. Czem ona jest?
„Mieszaniną tatarskiej treści z germańskiemi for-
mami!“ Tego nikt lepiej nie powiedział, ani powie­
dzieć nie mógł, — a historya holsztyńsko-gotorpskiej
dynastyi, historya czynowników w ziemiach zabra­
nych z Murawiewami i Kaufmanami na czele dowodzi,
że barw i słów jaskrawych na określenie rzeczy
i spraw nie używał. Ciągnie zatem — sędzia nie­
ubłagany — winowajców przed swój trybunał i po­
wiada im wprost: „jesteście winni za podłe czyny,
za czarne zbrodnie rosyjskich żandarmów1'... I wnet
dorzuci: „między Polską aRosyą przedział wstrętnej,
zwierzęcej dzikości, spełnianej codziennie w całej
Polsce"... Ten zrozpaczony, gryzący słowem, gry­
zący sercem Rosyanin, kocha swoją ojczyznę, kocha
ją, jak świetlany duch sprawiedliwości, duch ideału,
11

duch cierpienia... Kochając ją, a przez nią drugich,


chce z niej zetrzeć piętno okrutnicy i barbarzyń­
skiej niszczycielki... Zaiste, B akunin tworzy w spo­
łeczeństwie swojem postać zupełnie wyjątkową, —
jasny, promienny cień na w ielkiej, olbrzymiej
plamie.

W. Koszyc.
Po ośmioletniem więzieniu w różnych tw ier­
dzach i czteroletniem zesłaniu na Sybir, udało mi
się odzyskać wolność. L at mi przybyło, straciłem
wiele zdrowia i tę rzeźką elastyczność ciała, która
uzbrajaj niezwyciężenie szczęśliwą młodość. Zacho­
wałem jednak odwagę niczem niepokonanej myśli,
i sercem, wolą, namiętnością pozostałem wiernym
przyjaciołom wielkiej ogólnej sprawy, a przede-
wszystkiem sobie. W innym czasie, w krótkich
wspomnieniach, opowiem swe przeszłe życie, udział
w wypadkach 1848 i 1849 r., niewolę, więzienie,
wygnanie i wreszcie oswobodzenie. Teraz staję
przed wami, starzy i doświadczeni przyjaciele
i towarzysze młodości, żyjący jedną ideą, jedną
wolą z nami i proszę was: przyjmijcie mnie w wa­
sze grono, niech mi będzie wolno między wami
i z wami złożyć resztę życia w walce za rosyjską
wolność, za polską swobodę i niezawisłość wszyst­
kich Słowian.
Nie próżno upłynęło trzynaście lat ostatnich,
po katastrofie 1848 i 1849 r. Świat odpoczął, jak
gdyby wrócił do zdrowia i znów się przygotował
do nowych wstrząśnień. Powstała kochanka ludz­
kości — piękna Italia;... porysował się jeszcze bar­
dziej znienawidzony gmach Habsbursko-Lotaryń-
skiej monarchii, — kamień na piersi żywych
14

narodów, zbliża się kres Turcyi, a z gruzów upa­


dających państw zbudzą się krzewiciele nowej
cywilizacyi: Włosi, G-recy, Rumuni, M adziarzy i całe
wielkie, bratnie, zjednoczone, słowiańskie plemie!...
O cknęła się P olska,1 zm artw ychw staje obecnie
i R osya! Tak, to wielki czas! J a k gdyby nowy
duch przeszedł po uśpionych narodach, wzywając
żywych, do potężnej sprawy, a martwym zw iastując
grób... Czułem, że jestem i zbiegłem z Sybiru. Co
teraz pocznę? Co wszyscy poczniemy? D la każdego
człow ieka rzeczy wistem polem działania je st —
ojczyzna. Źle być działaczem na obcej ziemi... Do­
świadczyłem tego dobrze w latach rewolucyi: ani
we F ran cy i, ani w Niemczech, nie mogłem zapuścić
korzeni; zachowując więc gorącą sym patyę minio­
nych la t dla postępowego ruchu całego świata,
postanowiłem nie trw onić ostatka sił i ograniczyć
mą p ra cę do Rosyi, Polski, do Słowian. Te trzy
oddzielne św iaty w miłości mej i wierze są nie-
rozdzielnymi.
R osya znajduje się jaw nie w przededniu waż­
nych przewrotów. Po nieszczęśliwie-szczęśliwej
krym skiej kam panii, zawiał ja k gdyby wiosenny
w ietrzyk n a całej jej zlodowaciałej przestrzeni,
aż do najdalszych krańców wschodniej Syberyi.
R osya odtajała, odetchnęła pierw szy raz po trzy ­
nastoletnim M ikołajewskim mrozie i z młodą energią
zapowiedziała niezbędność swego odrodzenia. P iękna
to była chwila: zakwitło wszystko, wskrzesnęło,
15

znikła nawet w sercach nienawiść do przeszłości,


wszystko spoglądało w przyszłość, wszystko prze­
pojone było ufnością i miłością. Lecz podobne chwile
nie są trwałemi. Od uczuć do sprawy przejść nale­
żało. Co robić? Dokąd iść? Czego pragnąć? Czego
żądać? W net zjawiło się tysiąc pytań, o tysiącu
przeróżnych odcieni. Pokazało się, że w czasie
panowania cara Mikołaja mówić zaprzestano, nie
przestano jednak myśleć, a myśl silna, wzmocniona
w milczącem zjednoczeniu, uzbrojona w naukę,
na poły z pętów zwolnionem słowem wstąpiła na
arenę publiczną. I, jak zawsze, różne były mnie­
mania: wszyscy zgadzali się na to, że pozostać
przy dawnem było niemożliwem; smutny bieg Mi­
kołajewskiego panowania ujawnił kłamstwo jego
rządowego systemu, zawlókł państwo nad brzeg
przepaści. Trzeba było odnowić moc i sławę Rosyi.
Tego wymagała ambicya, tego wymagała godność
narodowa. Lecz jakimi środkami ją odnowić? Gdy
pytanie to dojrzało, "opinia społeczna rozpadła się
na dwa stronnictwa: p a r t y ę r e f o r m i p a r -
tyę radykalnego przewrotu.
Pierwsza mniemała, że nie tykając podstaw
państwa, wystarczy przedsiębrać dość znaczne
przekształcenia w systemie administracyi finansów,
w urządzeniach wojennych, sądowych, jak również
w wychowaniu publicznem, aby odnowić siły roz­
padającej się monarchii.
P artya ta zapomniała o jednem. W naszych
16

ustawach, rozporządzeniach, w zbiorze praw, roz­


rzucono mnóstwo złotych prawideł, hum anitarnych
i m ądrych uwag i sentencyj, któreby przyniosły
zaszczyt jakiem u filozofowi i filantropowi, lecz to
wszystko zostało m artw ą literą, dlatego, że w urzę­
dowej, przez P iotra stworzonej Rosyi, je s t to
niemożliwem. W szystko istotne wykoszlawiono, nikt
nie ma w niej wolnego ruchu, ani miejsca, każdy
w ew nętrzny poryw ofiarowano n a korzyść zew nętrz­
nej państwowej potęgi.
Stronnictwo to zapomniało, że głównym n ie­
dostatkiem naszej ojczyzny i tem, co je toczy i do
zguby wiedzie jest fałsz, jest kłamstwo wszędzie
i we wszystkiem, które nie ślizga się po powierzchni,
lecz zakorzenione je st w głębinach, w samym za­
rodzie'państw ow ego systemu. Przeoczyło ono rów­
nież, że gdzie niema życia, tam nie może być
i prawdy, w skutek czego życie R osyanina uleciało
w głębie epoki przemocy Piotrow ych reform i nie
pokrzepiło nigdy Piotrow ej budowy. Przeszło pół­
to ra wieku społeczeństwo rosyjskie niosło na swoich
zdrowych barkach klocowate, n a prędce zbite pe­
tersburskie imperyum, jakby przeczuwając, że wy-
dźwignie ono go w europejskie szranki, i rozpadnie
się wreszcie, ażeby ustąpić m iejsca samemu naro­
dowi. Naród zatem trac ił dla niego najlepsze swe
siły, ale nigdy go nie kochał; cierpiał przez niego
i dla niego i teraz, gdy imperyum to bliskiem jest
rzeczywiście zagłady, nie może oczekiwać od na-
17

rodu pomocy. R eform atorzy nasi nie zrozumieli, że


razem z krym ską katastrofą i ze śm iercią Miko­
łaja, odbiła ostatnia godzina dla Piotrowego ca r­
stwa. „Rosyjskie imperyum, ten kłos na glinia­
stym gruncie, zniszczeje41, poczynają mówić z ra ­
dością wrogowie Rosyi Tak, zniszczeje, lecz nie
radujcie się przedwcześnie... Upadek tego impe­
ryum nie będzie podobnym do jednocześnie goto-
jącego się rozkładu austryackiego i tureckiego
państwa. Po nich nie zostanie nic, krom różnoro­
dnych plemion, które z gniewem i nienaw iścią
odrzucą ich nazwę: na gruzach zaś rosyjskiego
carstwa, zakw itnie naród rosyjski!....
Odejmijcie Rosyi Polskę, Litw ę, B iałoruś
i M ałorosyę; oddzielcie od niej Finlandyę, zacho­
dnie prowincye, G ruzję i cały K aukaz: zostanie
olbrzymie 40-sto milionowe plemię, plemię jędrne,
rozumne, zdolne, dziewicze, a więc niezużyte
w dziejach, i które, powiedzieć można — dotąd
szykowało się tylko do swego historycznego życia.
Cała przeszłość jego ma tylko znaczenie wielkich
przygotowań. Pobudzony — zdaje się — in sty n ­
ktem przyszłych wielkich losów, naród wielkoro-
syjski bronił się, swej całości, swej pierw otnej
społecznej i ekonomicznej organizacyi od wszelkich
zew nętrznych i wew nętrznych nacisków i wpły­
wów; od czasu formowania się moskiewskiego
państw a do dziś żył tylko zewnętrznem, państwo-
wem życiem. I jakkolw iek ciężkiem było położenie
M A. B a k u n i n . 2
18

wewnętrzne, jakkolwiek doprowadziło go do bez­


granicznej rozterki i jarzma, jednakże chlubił się
jednością, potęgą, wielkością Rosyi i dla niej był
gotów do wszelkich ofiar. Dzięki temu kształto­
wał się w wielkorosyjskiem społeczeństwie in­
stynkt i patryotyzm bez frazesów, lecz w istocie
tym sposobem ono jedno w Słowiańszczyźnie utrzy­
mało się w Europie jako państwo i dało uczuć
wszystkim, że jest siłą*). Niestety jednocześnie,
posłusznie i cierpliwie oddało się carskim służbom
przeciw zewnętrznemu wrogowi Rosyi, uroniło
dużo z wiary w swoje usamoistnienie. Naród na­
reszcie dowiódł, że posłuszeństwo i długie cier­
pienie mają kres, że umie bronić swoich przeko­
nań, że wola cara wcale nie jest dla niego bez-
warunkowem prawem. W alka ta wypowiedziała się
w jednem słowie: o d s z c z e p i e ń s t w o .
Z początku wyrażało ono protest, wyłącznie
przeciw uciskowi religijnemu, przeciw zlaniu się
władzy duchownej i świeckiej i przeciw roszcze­
niom carów do stanowiska głowy kościoła; w na­
stępstwie, bardzo prędko otrzymało ono znaczenie
polityczne i społeczne. W niem ujawnił się roz­
dział Rossyi na u r z ę d o w ą i n a r o d o w ą .
W państwie i społeczeństwie, stworzonem przez
Piotra I. wszystko było obce narodowi: prawa.

*> P is a n e przed wojną, rosyjsk o-tu reck ą 1877 r. której


w y n ik iem b yło u tw o rzen ie Serbii i B u łg a r y i. (P rzyp . tłu m .)
19

warstwy społeczne, porządki, etyka, obyczaje, ję ­


zyk, wiara. Nawet samego cara, który przywła­
szczył sobie tytuł i m p e r a t o r a , naród nazwał
sługą antychrysta, lecz nie przestał on być dla
niego symbolem jedności Rosyi. I oto oddawszy
na usługi carowi swój grosz, swą krew i pot, całą
swą siłę materyalną, naród uniósł na skrzydłach
odszczepieństwa nadzieje i przekonania społeczne.
Napróżno walczyli z tern carowie, począwszy od
Aleksego Michajłowicza do Aleksandra II, na­
próżno starali się je zdławić w krwi męczenni­
ków. Im bezlitośniejszemi były prześladowania, tern
silniej rozwijało się odszczepieństwo. Rozlało się
ono po Rosyi szeroko, jak morze, tak, że pod ko­
niec swego długiego panowania, Mikołaj sam przy­
znał się, iż wobec niego jest bezsilnym. W od-
szczepieństwie tkwi nieprzerwany bieg i ochrona
historyi Rosyi n a r o d o w e j przeciw Piotrowemu
dziedzictwu; w niem — jej święci bohaterowie —
jej święte marzenia i nadzieje; w niem prorocze
ukojenie narodu. Dźwignęło ono naprzód jej spo­
łeczne wychowanie, dało jej tajną, ale niemniej
możną, polityczną organizacyę i podejmie ją w imię
swobody dla zbawienia Rosyi. „Zbliża się czas'^
tak mówią odszczepieńcy. Naród oczekuje swobód
od cara, i biada carowi, biada szlachcie, monopo­
listom, oficerom, czynownikom, urzędowym popomj
całej oficyalnej Rosyi, jeżeli nie otrzyma teraz

2*
20

całkow itej wolności, wraz z zupełnem


w ł a d a n i e m ziemią.
C arski ukaz, — wynik poprzedzających go
okoliczności, — wezwał naród teraz do udziału
w życiu politycznem, a temsamem w rosyjskiej
historyi. I cokolwiekby uczyniono, jakichby użyto
przegród i przeszkód, — aby zawalić drogę n a­
przód wiodącą, — on nie odstąpi od tego wez­
wania.
Niemieckie podstawy Piotrowego carstw a
zgniły, sam kn u t stracił na sile; w imperyum niema
n aw et M ikołajewskiego ładu. W szystko w zamęcie:
finanse, armia, adm inistracya, co najopłakańsze,
w rządzie niema sensu, niema woli, niem a w iary
w siebie. N ikt go nie szanuje. Jednocześnie, —
ja k w szystkie słabe egzystencye, — je st chwiejny
i okrutny, nie lubi go n ik t za jego miękkość,
n ik t okrucieństw a jego się nie boi. Gniewa się,
grozi, zsyła n a Sybir, strzela do narodu, a z niego
się śm ieją; on sam ze siebie się śmieje, przecząc
sobie nieustannie, nakazując dziś to, za co wczo­
ra j k arał, tak, że wszyscy pogubili się w tej matni.
A narchia, niedowierzanie wzajemne, świadomość
nietylko bezpraw ia ale i niemocy, zw ątpienie i strach
przed jutrem , plątanina, zamięszanie gubiące się
w zamiarach, gadanina w próżnych frazesach, sło­
wem najzupełniejsza dezorganizacya, znamienny
ry s ruiny, — zaw ładnęły wszystkiem i władzami,
wszystkiem i czynnikam i oficyalnego państw a. Stary
21

im peratorski św iat wali się, a z nim wali się cała


oficyalna Rosy a: szlachta, czynownictwo, armia,
szynk, więzienie i urzędowa cerkiew, albo w sta ­
rem M ikołajewskiem znaczeniu w alą się: narodo­
wość, samowładztwo i prawosławie, — wszystkie
te narośla cudacznego skojarzenia, tatarskiego
barbarzyństw a z niem iecką nauką polityczną, ska­
zane n a niew ątpliw ą i bliską już zagładę. Cóż zo­
stanie przy życiu? — J e d e n t y l k o l u d !
N a początku obecnego panowania, (A leksan­
dra II.) rząd chciał oprzeć się wyłącznie na czy-
now nikach i z ich pomocą przeprowadzić reform y
w ydające mu się niezbędnemi. Cała Rosya zat­
k ała na wieść o tern Czynownictwo jeszcze b ar­
dziej jest nienaw istnem narodowi niż szlachta, ono
to właśnie — to szlachta, tylko w carskiej służ­
bie, t. j. w najw strętniejszej swej formie. Czyno-
w ńik to ta pałka w rękach carów, k tórą bezlito­
śnie bili naród przez dwa stulecia, — to ta długa
ręka, k tóra zgnębiła społeczeństwo i rozgrabiła
państwo Każdy, kto zna Rosyę, pojmuje bardzo
dobrze, że uczciwy, kochający naród, państwowym
interesom oddany czynownik, możliwym jest w niej
tylko jako potworny w yjątek, jako bezsens logi­
czny i, że tak i bezsens, przeciw naporowi rosyj­
skiej oficyalnej działalności, niezbędnie do zło­
dziejstw a wiodącej, nigdy długo utrzym ać się nie
mógł i nie może. B iurokracya wszędzie uśmierca,
a nie ożywia państw a. |W Rosyi zaś wszystko
zrujnowała — i czyż od czynownictwa mamy ocze­
kiwać zbawienia ojczyzny ? Tylko jednemu P e­
tersburgowi mogło przyjść do głowy podobne głu­
pstwo! Czynownik stracił wiarę w cara, on nie
polega bezwarunkowo na carskiej sile, on szuka
dla siebie oparcia w społecznej opinii, z którą ko­
kietuje, wyglądając w niej swej obrony z uszczerb­
kiem i na rachunek carskiej władzy.
I nareszcie dwie trzecie rosyjskiego czyno­
wnictwa składają się ze szlachty rodowej i niero-
dowej. Do szlachty należy całe czynownicze życie,
wszyscy ludzie z wpływami i siłą.
Jakimże sposobem, w pytaniach, podjętych
dziś przez rząd w sprawie oswobodzenia włościan,
i zniesienia władzy patrymonialnej, czynownik-
szlachcic pocznie działać przeciw dziedzicowi-
szlachcicowi t. z. przeciw samemu sobie ? Wszak
rzymskie cnoty dziś już nie są modne, dobrowolne
ofiary dla oflcyalnego człowieka, to puste słowo,
a strach przed carem dziś nie działa.
I widzieliśmy jak z wyjątkiem niewielu rze­
czywiście szlachetnych przykładów, — olbrzymia
większość szlachty-czynowników, ministrowie, dy­
gnitarze, gubernatorowie, wszystkie biurokraty­
czne znakomitości, a za nią i czynownicza „swo­
łocz", zwróciła się przeciw carowi, w obronie klas
posiadających.
Aby zrozumieć psychologię naszego urzędo­
wego świata, — trzeba sobie zdać sprawę z usta-
23

wicznej bojaźni przed szerokiemi warstwami spo­


łeczeństwa, — a tą bojaźnią przepojony jest na­
w et.... car. On utraciwszy nadzieję ocalenia się
przez czynownictwo, — szuka zbawienia w szla­
chcie. Za ery Eoztowcewa i Milutyna grożono
szlachcie ludem, — teraz nagle odkryto w niej
bajeczną rycerskość i nazywa się ją starszymi
synami Rosyi, podporą tronu i ozdobą ojczyzny;
wkrótce odgrzebie się bez wątpienia — że szla­
chta była dobrodziejem swoich poddanych i, że
oni uwielbiając ją, nie chcą swego wyswobodzenia...
Gdy się da wiarę świeżym zapewnieniom generał-
gubernatora petersburskiego, — weźmie szlachta
na swe barki los i przyszłą organizacyę Rosyi.
Gubernialnym zgromadzeniom szlachty poruczono
rozstrzygnięcie reform skarbowych, sądowych, ad­
ministracyjnych i kto wie, czy jej nie dadzą....
konstytucyi.
Czem jest rosyjska szlachta?....
Są to synowie moskiewskich bojarów, n ie­
cnych sług, których Iwan Groźny chłostał —
a narodowy bohater, — Stenko Razin setkami
wieszał za to, że gnębili i grabili rosyjski lud.
Są to dzieci owej domorosłej arystokracyi, pozba­
wionej wszelkiego cienia osobistej wartości, która
w suplikach do cara nazywała się niewolnikami
i podpisywała się „Wańkami41 i „kondraczkami,“
— którą moskiewscy carowie bili, kiedy im się
spodobało. To ta sama martwa, bezmyślna, dawno
przegniła, we wszystkich kierunkach życia, paso-
żytna i szkodliwa dla państwa kasta, którą zła­
mał i zepchnął Piotr Wielki do rzędu warstwy
służalczej i wynagrodził, oddając jej połowę wło­
ściańskiej ludności w niewolę. To ten sam pod-
stawowo — złodziejski stan, co od Piotra W iel­
kiego do naszych czasów pod postacią czynowni-
ków i oficerów, zapełniał wszystkie pułki, wszy­
stkie biura i niesumiennie napychając swoje bez­
denne kieszenie, wysługiwał się przeszło półtora
wieku jako bezwzględne i nieludzkie narzędzie —
najgnuśniejszemu w świecie despotyzmowi... A des­
potyzm ten jednocześnie grabił, męczył, używał
przemocy, zsyłał na Sybir, sprzedawał, przegrywał
swoich poddanych i niszcząc społeczeństwo, nie
umiał nawet siebie ochronić od zupełnej zagłady.
To jest nareszcie ta sama błędna i występna ka­
sta, która jako czynownictwo pod komendą cara
Mikołaja — pchnęła Kosyę nad krawędź prze­
paści, a jako klasa posiadająca, stała się uoso­
bieniem nienawiści i pogardy dla wszystkiego, co
jest żywem i rozumnem w Eosyi.
Bezwątpienia i między szlachtą znajdą się
ludzie zasługujący ze względu na rozum, wykształ­
cenie, czystość charakteru i szlachetność dążności
— na wszelki szacunek, — lecz tacy stanowili
zawsze wyjątek i nie należeli do kliki, — przeci­
wnie szli, żyli, działali na przekór tendencyom
i interesom kasty, do której z urodzenia należeli.
25

Zachodnia cywilizacya musnąwszy ledwie szlachtę,


wywołała dwa różne wyniki: n a większość podzia­
łała gorsząco, wszczepiając w nią nowe nawyknie-
nia i smaki, zaznajam iając ją z europejskim po­
lorem, — ale nie zdołała przeinaczyć ani bojarsko-ta-
tarsk iej duszy, ani despotycznie-niewolniczych w niej
kierunków , natom iast oderwawszy ją od społeczeń­
stw a, nauczyła tę szlachtę pogardzać niem i prze­
obraziła ją w narodowego wroga. Zupełnie inaczej
wpłynęła n a nieskończenie drobną mniejszość, skła­
d ającą się może z dziesiątka wybranych ludzi.
Cywilizacya obudziła w niej nowe duchowe
życie, wznieciła isk rę ogólno-ludzkiej miłości i myśli,
stw orzyła św iat idealny, piękny, lecz bezsilny i nie
mogący się urzeczywistnić. Bezsilny, dlatego, że
i on, rozw ijając się pod wpływem zachodu w r a ­
mach rosyjskiej działalności, nie miał nic pokrew­
nego z życiem rosyjskiego społeczeństwa, nie miał
g ru n tu pod nogami dla czynu. Mimo nieprzyjaznych
warunków, św iatek ów nie upadł, lecz zaczął roz­
kw itać z szybkością niewysłowioną w raz z rozwo­
jem naszej literatury i uniwersytetów, — między
którym i moskiewski przyswoił sobie ja k gdyby
osobny przywilej obrońcy i krzew iciela świętego
ognia między niezepsutemi dziećmi rozwięźle dzi­
kiego szlacheckiego rodu. Za A leksandra szlachty-
ideologów były już nie dziesiątki, — lecz całe setki...
Oni objawili w grudniowej rewolucyjnej próbie
wzniosłość swoich tendencyj, — zarazem jednak
y
26

i niemoc swoją. Byli między nimi ludzie genialni,


jak np. P e s t e l , który pierwszy przewidział hi­
storyczną konieczność społeczno-ekonomicznej re-
wolucyi w Rosy i, upadek rosyjskiego imperyum
i powstania niezależnej federacyi słowiańskich
plemion. On wszystko wyprorokował, ale nie mógł
nic zrobić, bo działał jak szlachta w Rosyi, gdzie
jej większość za stare i nowe grzechy skazano
na wieczną zgubę, a mniejszość na zlanie się z lu­
dem, zgubienie się w nim, aby mogła wraz z ca­
łym ogółem żyć i pracować, lub uledz bezwstydnej
bezczynności i pokutować za błędy większości.
Obecnie już nie setki — ale tysiące, wszystko,
co w szlachetczyźnie jest myślą żyjącą i podnio-
ślejszą, domaga się unicestwienia szlacheckiej kasty.
Gdyby większość była roztropniejszą pojęłaby, że
teraz siła nie w carze, — lecz w narodzie, że na­
ród nigdy nie sprzymierzy się ze szlachtą, że n ie­
nawiść do tego plemienia jest równorzędną z mi­
łością do swobody, do ziemi ojczystej i że w grożącej
nam burzy nie ma dla „kasty11 innego zbawienia,
ponad unicestwienie wszelkich jej imiennych i dziś
zupełnie bezsensowych przywilejów i znamion
egzystencyi, nie wyłączając nawet szlacheckich
majętności.
W iększość rosyjskiej szlachty nie rozumie tego,
aż pojmie, gdy błyśnie topór... Czyż to podobne,
aby dla całokształtu naszego dziejowego rozwoju,
trzeba tak tragicznego zakończenia?... I oto za-
27

miast zespolenia się z narodem, — ona domaga


się od cara ochrony swoich praw i przywilejów,
wzamian za co — ofiaruje się być mu podporą...
Gdzież jednak jej siła?... W społeczeństwie?... Spo­
łeczeństwo jej nienawidzi, więc ta siła tkwi tylko
w carze. Car znów czując własną niemoc, pragnie
się oprzeć na swojej, trwającej w błędach, szlach­
cie. Bezsilność będzie podtrzymywać bezsilność!...
Przecież to absurd! — Cóż robić? Pogodzimy się
na chwilę z nim, ale tylko na chwilę... Niedługo
wypadnie nam czekać... Tymczasem niech się cieszą
szlacheckiemi konstytucyami, niech się pobawią
w parlament, niech zmarnują wszystko w tym
zamęczonym agonią urzędowym świecie i niech
ostatecznie sprowadzą na bezdroże biedne Piotrowe
państwo. Ocknienie bliskie — a będzie okropne!...
W Rosyi nie ma żywotnych stanów. Ani
szlachta, ani duchowieństwo, ani kupiectwo, wszy­
stkie odrodki Piotrowego systemu, nie znajdą dość
sił, aby żyć własnem życiem. J e st tylko jeden
ż y w y l u d ! W nim potęga i przyszłość nowej
ojczyzny. I tak niech pozdrowioną będzie c h ł o p ­
s k a R o s y a!...
W Rosyi jest jeszcze inna siła niekastowa,
bo zbudowana na zaprzeczeniu wszystkich kasto­
wych kierunków, niedojrzała, — lecz mimo to rze­
czywista, niezlana jeszcze z narodem, istniejąca
na zewnątrz niego, mimo to dla niego, — pragnąca
namiętnie zupełnego z nim złączenia. Siłą tą —
to ogół wszystkich ludzi żywej myśli i dobrej woli
w Rosyi, — spojonych bezgraniczną miłością swo­
body, w iarą w rosyjski naród i przyszłość całej
słowiańszczyzny. Składa się ona z niezliczonego
mnóstwa osób wszystkich stanów: szlachty, biuro-
kracyi, duchowieństwa, kupiectwa, mieszczaństwa,
chłopstwa, tworzy duszę i myśl — a często i życie
samo, oderwane od k ast i sytuacyj w carstwie.
Siła ta nienaw idzi rzeczywistości, gotowa jest po­
nieść śmierć za przyszłość, istnieje jutrem i, —
żeby ta k powiedzieć, je st bezdomnym, wędrownym
kościołem, rozrzuconym po całej Rosyi i za jej
granicam i, a działającym tysiąc razy rzeczywiściej,
niż wszyscy ta k zwani użyteczni ludzie... Je j wpływ
je s t w Rosyi potężniejszym od samej władzy im-
peryum. Zna ona instynkty narodu, w słuchuje się
w nie i bytuje w nich, jako hańba świadoma
i wola. Do niej lgnie wszystko, co mocne i młode,
co nosi zarodek przyszłości, co ciężko cierpi, co
szuka zbawienia, co odważnie pragnie, — od
szlachty do chłopów, od m yślicieli do roskolników...
Orężem tego pokroju ludzi — jedynie słowo; nie
m ają bagnetów - ale m ają zastępującą je mowę..
Oni właściwie rodzą czyn i budzą społeczeństwo.
Do nich, znajomych i nieznajomych, zwracam
się, ja k do braci i wraz z nimi zapytuję: co c z y ­
n i ć p o w i n n i ś m y ? Zdaje mi się, że powinniśmy
n a s a m p r z ó d pozostać obojętnymi widzami tego,
co się robi w urzędowym i szlacheckim świecie,
29

wszelkich konstytucyjnych i półkonstytucyjnych,


eksperymentów, które — rzecz oczywista — skoń­
czą się na niczem, dodadzą nieładu do nieładu
i może przyspieszą nieunikniony pogrom imperyum
przez ludowe siły. W inniśm y przedewszystkiem
potężnie się z s o b ą j e d n o c z y ć , celem zorga­
nizowania n a r o d o w e g o s t r o n n i c t w a i ś w i a ­
d o m e j m o cy, cel m ającej, rzeczywistej, skiero­
wanej przeciw urzędowej sile. Należy organizować
się, szukać i poznawać ludzi, aby wiedzieć na
kogo liczyć, gdy odbije chwila otwartego czynu.
T rzeba zbierać p i e n i ą d z e , aby mieć możność
rozsyłać przyjaciół po Rosyi i wzywać ich do
ogłaszania i rozprzestrzeniania w granicach impe­
ryum jak najwięcej broszur, — aby powołać do
istnienia mnóstwo kółek i złączyć je w jeden
związek.
Następnie winno się jasno i głośno wypowie­
dzieć cel związku, — a tym celem wyłącznym —
przyjście ludowego państwa... My kochamy tylko
lud, wierzymy weń jedynie i chcemy tego, czego
on chce. Czego jednak potrzeba ludowi? Powtórzę
za „K o ł o k o ł e m “ („Dzwonem"): „ziemi i wol­
ności!" L ud potrzebuje nie części, ale całej rosyj­
skiej ziemi, jako swej należności i niczem nie da­
jącej się odjąć własności. Z wykupnem czy bez
wykupna — to obojętne. W ykupno stałoby się
możliwem, — gdyby szlachta zrzekła się tego, —
przyczem upierać się nie powinna, mianowicie od-
30

rębnej egzystencyi. Nie nastąpi ono, gdy naród


będzie zmuszonym przemocą zagarnąć to, co mu
się należy w myśl zdrowego sensu i istotnych
przekonań. Szlachta się rozbije: Bóg z nią!...
Szczęście dla niej istotne, jeżeli za stare grzechy
i nowe głupstwa zapłaci li tylko rozbiciem. Tak,
czy inaczej — a w krótkim czasie cała ziemia
powinna stać się własnością całego narodu ze sta-
nowczem unicestwieniem osobistych gruntowych
praw, aby nie było na niej ani wielkich, ani ma­
łych właścicieli, obszarników — monopolistów, aby
k a ż d y Rosyanin, choćby dlatego, że żyje, —
mógł władać nią łącznie z drugimi. Na podstawie
tego prawa każda przesiedlająca się gmina mo­
głaby brać pierwsze lepsze puste obszary w całej
Rosyi we wieczne władanie; władanie jednak oso­
biste tymi obszarami — powinno być ograniczone
terminem. Nareszcie każdy, — do jakiejkolwiek
należałby przedtem kasty, — mógłby się zaciągnąć
do istniejącej już gminy lub złączyć z nową grupą
osób i nową utworzyć gminę. Mniemam, że obję­
cie prawa własności nad ziemią przez cały naród
i władanie nią zapomocą gmin, — odpowiada naj­
lepiej stosunkom pierwotnym słowiańskim, a po­
wrót do nich i ich urzeczywistnienie, wraz z pły-
nącemi ztąd następstwami i zastosowaniami —
jest poniekąd historycznem powołaniem Słowian.—
Prawo to wystarczy do złączenia plemion słowiań­
skich w braterską jedność.
31

Naród musi mieć swobodę, nie wykrojoną we­


dług ciasnej modły naszych uczonych doktrynerów
i biurokratów, musi mieć pełną wolność, bez kon­
troli ruchów. Każdy Rosyanin powinien iść, gdzie
pragnie, i robić co chce, nie zdając sprawy ni­
komu. Prawo swobodnej zmiany miejsca — miesz­
czanina z miasta, włościanina z gminy, musi być
bezwarunkowo zagwarantowane. W rosyjskiem
społeczeństwie zostaną wskutek tego dwie kasty:
mieszczanin i włościanin, nawet nie kasty —
ale dwa odcienia i tylko odcienia, nie skamieniałe
jak na zachodzie, lecz przenikające się wzajemnie,
swobodnym przepływem mieszczan w wiejskie spo­
łeczeństwo — a włościan w miejskie warstwy.
Naród rosyjski domaga się bezgranicznej
swobody wiary i słowa, handlu i przemysłu i ze­
brań publicznych a to w politycznych celach; do­
maga się wszystkich swobód, wszystkich różnoro­
dnych przejawów, składających się na jedną praw­
dziwą wolność. Aby ta wolność była rzeczywistą
potrzeba s a m o r z ą d u , ustroju, który, daj Boże,
oby powstał nie wskutek rozkazu dyktatora, ani
zwierzchniczego parlamentu, nie wyrażającego ni­
gdy istotnych chceń narodu, nie z góry ku dołowi
na wzór europejski, ale organicznie z dołu ku gó­
rze, przez zgodę samoistnych kółek, począwszy od
gmin, owej socyalnej i politycznej jednostki, tego
węgielnego kamienia rosyjskiego świata, — skoń­
czywszy na państwowym, a nawet — kto wie ■—
32

czy nie n a federacyjnym , powszechno-słowiańskim


rządzie.
Oto co według mego m niemania odpowiada
świadomym i nieświadomym pożądaniom narodu.
Podstaw y tak proste i w ystarczające, że na nich
może się budować cały świat. Powiedziano to nie­
raz w prost i ubocznie w „ K o ł o k o l e “ i to żyw­
cem z obserwacyi życia narodu. Należy się za sta­
nowić nad tem i podstawami ze wszystkich stron,
zbadać je we w szystkich możliwych praktycznych
zastosowaniach, w yjaśnić w arunki ich rozwoju i rea-
lizacyi, nareszcie rozszerzyć je zarówno ze względu
n a propagandę, ja k celem uczynienia z nich przed­
miotu publicznego sądu. Ucząc tych podstaw zbli­
żymy się bardziej do narodu i każdy w m iarę sił
swoich niech zajmie się spraw ą n a seryo. Zbaw
nas Boże od jednej omyłki: nie bądźmy doktryne-
rami, nie rozpoczynajmy stw arzać konstytucyi
i z góry narzucać praw a narodowi. Powołanie nasze
je st innem : nie jesteśm y nauczycielami — tylko
torujem y drogę, spraw a nasza nie je st przyw ile­
jem w teoryi, — lecz ma być wprowadzoną w czyn.
Dalej powinniśmy podać b ra tn ią broń w szyst­
kim Słowianom — a p r z e d e w s z y s t k i e m za
jakąbądź cenę n a s z y m s k r z y w d z o n y m b r a ­
ciom Polakom. S ojusz z nimi j e s t dla
nas tak niezbędny, ja k zbliżenie się
n a s z e d o w ł a s n e g o n a r o d u . Polacy nasi
najbliżsi sąsiedzi. H istorya do tego stopnia zwią-
33

zała nas z nimi, że losy obu narodów stały się


nierozdzielnymi: ich niedola, nasza niedola, ich
jarzm o, nasze jarzmo, ich niezawisłość i wolność
— nasza wolność. Dopóki przemocą władamy Polską,
zmuszeni jesteśm y utrzym ywać ogromną siłę wo­
jenną, niszczącą społeczeństwo, k tó ra nauczywszy
się nieludzko zarzynać ludzi w Polsce, zrobi się
z czasem naj podatniej szem narzędziem domowego
ucisku. J a k długo rządzimy Polską, jesteśm y nie­
wolnikami Niemców, przymusowymi sprzym ierzeń­
cami A ustryi i Prus, z którym i na spółkę podzie­
liliśmy ją podstępnie. Tylko złączone trzy niem iec­
kie rządy mogą Polskę utrzym ać pod nienaw istnym
gniotem: wiedeńskim, berlińskim, petersburskim .
Niech tylko jedna z tych władz odstąpi od zbrod­
niczego sojuszu — a Polska będzie swobodną. Nie
odstąpi, a l e m y o d s t ą p i ć m u s i m y . P rze­
stańm y być p e t e r s b u r s k i m i N i e m c a m i ! . . .
Sprawiedliwość nam to nakazuje i czas już nad­
szedł do zrzucenia z siebie haniebnego i śm iertel­
nego grzechu względem wielkiej, słowiańskiej mę­
czennicy; czas, abyśmy przestali zabijać sami siebie
jedyne nasze wyjście i jedyna przyszłość w Polsce..’
Dopokąd ją uciskamy, — zam knięta dla nas droga
do słowiańskiego świata!... Mało dziś w Rosy i ludzi
opiera się konieczności wyswobodzenia Polski.
W ciągu i po krym skiej kam panii, ta konieczność
stała przed oczami każdego, cokolwiek m yślą­
cego człowieka. Rozumiano, że przyjaźń niem iecka
M. A . B a k u n i n .
s '

34

i jarzmo Polski ani trochę nie przysparzają nam


sił, paraliżują nas we wszystkich kierunkach. Opo­
wiadano nawet, że sam Mikołaj I, przygotowując
się przed śmiercią do wypowiedzenia wojny Austryi,
chciał wezwać wszystkich austryackich i tureckich
Słowian, tudzież Madziarów i Włochów do ogólnego
powstania. On wyzwał przeciw sobie wschodnią
burzę i aby się od niej obronie z imperatora-
despoty pragnął się przekształcić w imperatora-
rewolucyonistę. Podobno apel do Słowian był już
podpisany — a także i do Polski. Chociaż Mikołaj
nienawidził Polski, pamiętał, że bez niej powsta­
nie Słowian jest niemożliwem i jakoby znaglony
koniecznością, przezwyciężył się tak dalece, że
gotów był uznać niezawisłe istnienie Polski, z wła­
ściwą mu jednak oryginalnością samowoli, — po
tam tę stronę Wisły. — Jednakowoż widocznie i to
wydawało mu się za dużo! Umarł, lecz myśl o nie­
zbędności oswobodzenia Polski do tej chwili w Bo-
syi nie gaśnie. Myśl ta obecnie opanowała umysły,
chodzi tylko, jak dokonać dzieła? Polacy zażądają
może zbyt wiele, nie zadowolnią się tylko Króle­
stwem Polskiem, wystąpią z historycznemi roszcze­
niami do Litwy, Białorusi z Smoleńskiem, Inflant,
Kurlandyi i całej Ukrainy, nie wyłączając Kijowa,
słowem zechcą odbudować Polskę w starożytnych
granicach. Sądzę, że Polacy popełniliby wielki błąd,
stawiając kwestyę w tej formie, błąd zresztą zrozu­
miały i godzien przebaczenia: bo pozbawieni są swej
35

narodowości. Cierpią okropnie pod strasznym i po­


niżającym uciskiem, z niewymownym smutkiem spo­
glądają na przeszłość, która n ie j e s t tem , czem
n a s z a p r z e s z ł o ś ć : my n i e m a m y c z e g o
ż a ł o w a ć , po za n a m i w s z y s t k o w s t r ę t n i e
b r z y d k i e . Nasze całe życie mamy przed sobą...
W dziejach Polaków tyle tkw i piękna i szlachetności,
że jest za czem boleć i czem się chlubić!.. Choćby
jednak nie wiem jak wspaniałem było to, co mi­
nęło, przeszłość musi przeszłością pozostać, — dla
niej niema powrotu I jak biada jednostkom, tak
biada narodom, p a t r z ą c y m za s i e b i e : ubez-
władniają swoją teraźniejszość i przyszłość Re-
trospektywność zabija inicyatywę, ona na korzyść
upłynionych spraw odwraca uwagę od życiowych,
współczesnych kwestyj i rzuca na pastwę prze­
brzmiałej sławy żywe początki, z których jedynie
zbudzić się może prawdziwa moc Katolicyzm np.
był niegdyś duszą rycerskiej rzeczypospolitej, a na­
stępnie przeobraziwszy się w jezuityzm, wyrządził
je j wiele szkody, odepchnął od niej Ukrainę.
Potem przyniósł jej znowu pożytki, ochraniając
jej narodowość i przeszkadzając zlać się jej z M i­
kołaj owską Rosyą. Czyż z tego wynika, że teraz
mógłby być ożywczym początkiem dla Polski? W ielu
Polaków tak myśli, — mylą się jednak okropnie.
Omyłka ta przynosi Polsce stanowczą szkodę. Taki
konający, niedołężny świat nie może wydać nowego
życia!... Starożytne polskie królestwo było na wskróś
3*
36

rycerskiem, arystokratycznem, kto wie, czy nie


demokratycznem w antycznem znaczeniu tego
słowa — a wtedy wielmożów-magnatów nazwiemy
arystokracyą, — wolną szlachtę — demokracyą, —
a właściwy naród ofiarami, których ciężka praca
była niezbędną dla egzystencyi obywatelskiej swo­
body. W duchu tych pojęć starożytnych czasów
wystarczało, aby gdziekolwiek wielmoże byli Po­
lakami, i ziemia przez nich zamieszkała, uważaną
była za polską, choćby sam lud do jakiejkolwiek
innej narodowości należał.
Było to naturalnem, bo wonczas lud nie miał
żadnego znaczenia, nie posiadał ani głosu, ani prawa
do własnej woli. Teraz, gdy lud wszędzie głośno upo­
mina się o swą wolę, czyż to możliwem? Czyż ary­
stokratyczna Polska oprze się chłopskiej Eosyi ? Czyż
podobnem będzie przyłączenie Litwy, Białorusi,
Inflat, Kurlandyi i Ukrainy do Polski, jeżeli chłopi
litewscy, białoruscy, inflantscy, kurlandscy i ukraiń­
scy tego nie zechcą? Na co się zda mówić o histo­
rycznych, strategicznych i ekonomicznych odgrani-
czeniach? T em an inie przekona, ani poruszy ludów.
Co im po dziejowych wspomnieniach? Te odgrani­
czenia są im obojętne. One wiedzą, że zawsze były
i jeszcze pozostaną ofiarą... Nie, im trzeba czego
innego. Potrzeba im — podobnie, jak wszystkiemu
ludowi, ziemi i swobody... w tern szerokim znaczeniu,
w jakiem pożąda ich naród rosyjski. Odwróćcie
się plecami do historyi, ogłoście c h ł o p s k ą Polskę,
37

a wtedy wiele z plemion słowiańskich, a bodaj


wszystkie, pójdą za wami, choćby Rosya odchyliła
od was oblicze.
Myślę, że Polacy się mylą. My jednak gnie­
wać się n a nich nie mamy praw a, Zbyt wiele
zgrzeszyliśmy wobec nich. I hańba każdemu Ro-
syaninowi, który uczyni choćby jeden w yrzut bo­
haterskim i szlachetnym dzieciom tej męczeńskiej,
lecz wcale nie pokonanej krainy, gdy rosyjskie
wojska rżną polski naród, tra tu ją polskie dzieci
i kobiety*). Nie: J e s z c z e P o l s k a n i e z g i ­
n ę ł a ! My też z zachwytem i radością odczuwamy
prawdziwe odrodzenie wielkiego słowiańskiego n a­
rodu, bez którego słowiański św iat byłby niezu­
pełnym, czułby niczem niezastąpioną pustkę, brak
by mu było swej aureoli. Tak, kochamy Polaków,
podziwiamy ich, wierzymy w ich w ielką przyszłość,
nierozerw alnie złączoną z przyszłością w szystkich
Słowian, wierzymy w ich braterstw o z nami. Cóż
z tego, iż oni dla nas tacy lodowaci i niedowie­
rzający, że naw et schodzić się z nimi nie możemy,
spotykając dotąd więcej dyplomatycznej ostroż­
ności i uprzejmości, niż braterskich uczuć? W in­
niśmy i jeszcze ja k winniśm y! Należy znieść od
nich wszystko i nie słowami a czynem dowieść n a­
szych praw do ich braterstw a. Cierpliwością, mi­
łością, w iarą w nich, aktam i sprawiedliwości

*) P i s a n e w p r z e d e d n iu w y b u c h u p o w s t a n i a .
38

i swobody pokonamy ich chłód i niedowierzanie.


I staniem się im braćmi, bo braterstw o nasze je s t
niezbędnem dla ogólno-słowiańskiego świata.
Zbyt gorąco pragniem y ich przyjaźni i zbyt
ufamy w to, że zupełna szczerość je st pierwszym
warunkiem wszelkiej istotnej przyjaźni; należy
wyjaw ić swe myśli naw et wtedy, gdy one się mi­
ja ją z przekonaniam i - powtarzam więc jeszcze
raz: m ylą się Polacy, gdy rościć sobie będą prawo
do U krainy, n a zasadzie historycznych jedynie
trądycyj. Mnie się zdaje, że polska U kraina r a ­
zem z galicyjskim i Rusinami, z naszą Małorosyą,
k raj 15-tu milionów, mówiących jednym językiem
— w yznających jed n ą religię, b ę d z i e a n i
P o l s k ą a n i R o s y ą , l e c z s a m a sobą.
Myślę, że cała U kraina ja k i Białoruś, — jak
również Czacbowo, Łotysze, K urlandya, In flan ­
ty, a może być i cała L itw a, razem z Polską
i Rosyą, wespół ze wszystkiem i innem i plemio­
nam i zam ieszkującem i A ustryę i Turcyę, będą
samoistnym członkiem ogólno-słowiańskiego zwią­
zku (sojuszu). T ak myślę, a może się i mylę,
ja wyrażam myśl a nie żądanie, naw et nie
absolutne przekonanie. — W ym agam tylko: aby
każdem u narodowi, każdemu wielkiemu, czy m a­
łemu plemieniu, pozostawiono zupełną możność
swobodnego postępowania: pragnie zlać się z R o­
syą czy z Polską, niech się zlewa; chce być sa-
moistnem członkiem polskiej czy rosyjskiej, czy
39

ogólno-słowiańskiej federacyi, — niech nim będzie.


Nareszcie zapragnie się oddzielić od wszystkich i żyć
na podstawach zupełnie odrębnego państw a! Bóg
z nim! niech się odłączy! To jasne, i jeżeli Litw a,
K urlandya, Inflanty, B iałoruś ze Smoleńskiem,
U kraina z Kijowem, nie przemocą i nie intrygą,
a prostą i jaw ną decyzyą narodów, pociągną ku
Polsce, słowa przeciw temu nie powiemy. W szy­
stko zależeć będzie od stopnia samoistnośei tych
krajów , od ich zdolności lub niezdolności do zży­
cia się między sobą. Między Rosyą zaś i Polską
powinna istnieć odtąd tylko jedna walka, siły
przyciągającej na żyjące między niemi narody.
Czyja siła duchowa weźmie górę, gdzie naro­
dom żyć będzie skłonniej, — tam niech idą ! I tak
cały problem o granice zw raca się ku temu,- co
prędzej się ziści: c h ł o p s k a P o l s k a czy
w ł o ś c i a ń s k a R o s y a ? Daj Boże, aby one
ziściły się obie razem i aby była Chrystusowa
t. j. o g ó l n o s ł o w i a ń s k a s p r a w a .
J a wiem, że pow staną przeciw mnie w Rosyi
wszyscy panslaw iści-centralizatorowie, wszyscy kla­
syczni M ikołajewscy patryoci. J a k t o ? — powiedzą
— oddajesz pan Polskę, Litw ę, Białoruś, U krainę?
A cóż nam zostanie? Nie, ja nie oddaję, za sła­
bym, żebym mógł rozporządzać losami narodów —
i wogóle — nikomu nie przyznaję praw a rozpo­
rządzania nimi, bez ich zgody. J a mówię tylko,
40

że dla mnie, i dla nas w szystkich jednakowo my­


ślących — a nas nie wielu — prawo zwierzchni-
cze, — to wola samych narodów. Jeżeli prowincye
te rzeczywiście zechcą stać się integralnem i czę­
ściami państw a Polskiego, — to jakiem prawem
temu przeszkadzać będziecie?
Rozumiem, że dla zwolenników przemocy mi-
kołajew skiej pytanie o prawo nie istnieje. P osta­
wię im inne pytanie: jakim i środkami myślą oni
utrzym ywać w petersburskiem poddaństwie narody
nie chcące być petersburskim i poddanym i? Czyż
nie naderwano tych środków petersburskich siłą?
L ecz dla nas, szerm ierzy swobody, pytanie o prawo
jest prawem istnienia. Rozumiemy, że potwornie,
bez sensu, występnie, śmiesznie, p r a k t y c z n i e
n i e m o ż e b n e powstać jednocześnie w imię swo­
body i uciemiężać sąsiednie narody. Tę przem ądrą
logikę, zostawmy niemcom, naszym profesorom lo­
giki i ja k wiadomo najpierwszym logikom św iata;
ich serce je st obszerne tak, że jednocześnie po­
mieścić mogą oburzenie n a Duńczyków za to, iż
oni chcą szlezwisko holsztyńskich niemców zduń-
czyć, i oburzenie n a poznańskich i czeskich słowian,
iż nie poddają się sile zniemczenia. Dla nas ta
ich szerokość zbyteczna!.. Ona ich gubi! I po
cóż mamy się gubić? I znów pytam : Jakiem p ra­
wem będziemy siłą utrzym ywać Litw ę, Białoruś,
U krainę i inne prowincye obecnie nam podległe,
jeżeli one zechcą przyłączyć się do Polski ? Po­
wiedzą mi: Prawem samoochrony.
Jeżeli zachodnie kresy obecnego rosyjskiego
imperyum oddzielą się od Rosyi — to ona znowu
będzie odrzuconą do Azyi. Czyż tak?... Jakby
Azya w tym sensie była li tylko pojęciem geo-
graflcznem — a nie moralnem? Dlaczegóż n. p.
syberyjskie plemię, mieszkające po tamtej stronie
uralskiego grzbietu — a więc według geografii
w Azyi — miałoby być gorszem od plemienia eu­
ropejskiej Rosyi?... Czyż tamto nie jest silniejszem
i samodzielniej szem ? W znaczeniu moralnem —
ogółno-politycznem, Azya rozpoczyna się tam, gdzie
zaczyna się panowanie samowoli i ucisku. W ta ­
kim razie, — czy teraz raczej nie jesteśmy w Azyi
— albo lepiej jeszcze — czy teraz Azya nie kró­
luje w całem rosyjskiem imperyum? Czem jest
nasz oficyalny świat, cała nasza rzeczywistość,—
jeśli nie połączeniem tatarskiej treści z germań-
skiemi formami ? Odeszlijmyż naszych Tatarów do
Azyi — naszych Niemców do Niemiec — a zosta­
niemy swobodnym, czysto - rosyjskim narodem
i wtedy — nie obawiajcie się, — nikt nie będzie
mocen, — nie zechce wyrzucić nas z Europy. Nie
oddalimy się od niej, — gdyż między nami a Eu­
ropą żyć będą przyjazne narody, więcej lub mniej
z Rosyą związane i plemiennem pokrewieństwem
i językiem tyle nam bliskim i pojęciami etycznemi
i materyalnymi interesami, — nareszcie całym,
/
42

ogólnym ustrojem i kierunkiem swoim, które w ża­


dnym razie nie będą różne od naszych. Lecz po­
wiedzą: Polska znów zorganizuje się w silne, ary­
stokratyczne — a może nawet monarchiczne pań­
stwo i w imię zadawnionej do nas nienawiści —
wznowi zgubną walkę przeciw Rosyi. N iechaj!
Polska może robić, co zechce. Czyż jednak myśli­
cie, że może być wskrzeszona arystokratyczna,
szlachecka lub królewska Polska? Czyż nie czu­
jecie możliwości jednej tylko Polski: c h ło p s k ie j? ...
W szak pańskimi programami ani jednego wieśniaka
nie rozruszy.
Kiedy do chłopów zawita wieść z Rosyi, że
rosyjski naród powstał do boju o swobodę i zie­
mię — czyż Ukraińcy, Litwini, Białorusy, — na­
wet polski lud — pójdą przeciw Rosyi, — gdyby
nawet panom zachciało się mieć ich przeciw nam?
Czego się obawiacie o 40-milionowy, potężny, wiel-
korosyjski naród? Nie trwóżcie się, nie drobny
on, nie skrzywdzą go, — wystarczy sam sobie,
nie lękajcie się, aby utracił prawo i polityczną
siłę, która wyrobiła się w nim przez trzechwie-
kową, męczeńską abnegacyę na korzyść państwo­
wej całości... Pozostaje nam wybrać jedno z dwojga:
albo nadal być niewolnikami i utrzymać jakiś
czas w jarzmie Polskę, Litwę, Ukrainę, t. z. zabi­
jemy siebie ostatecznie, aby następnie być wyru­
gowanymi do Azy i przez oburzone na nas sło­
wiańskie plemiona. I to niemożliwe. Naród wielko-
43

rosyjski, nie wasze ambitne zamysły, mnie obcho


dzi. Jakążby miał korzyść, aby ci czynownicy,
którzy tak jak przedtem, tak i teraz grabią go
i uciskają — uciskali Małorosyan, Litwinów i Po­
laków ? Przecież na tern właśnie polega wszech-
rosyjska państwowa jedność. Naród potrzebuje
własnej ziemi i wolności. On je prędko sam weźmie
a cudzej swobody i ziemi nie potrzebuje. Czy
chcecie, czy nie chcecie, trzeba będzie wyrzec
się wszelkich gwałtownych zaborów i połączeń.
Pozostaje zatem dobrowolnie przyznać zupełną nie­
zawisłość i swobodę wszystkim otaczającym nas
słowiańskim i niesłowiańskim ludom. Bądźcie prze­
konani, że skoro tylko to uczynimy, wszyscy
nasi sąsiedzi — nierównie bliżej i mocniej połą­
czą się z nami, niż obecnie. Staniemy się po­
trzebnymi Słowianom, samym nawet Polakom. Oni
wezwą nas na pomoc z własnego popędu, gdy
odbije godzina powszechno-słowiańskiej walki, gdy
okaże się potrzeba odłączenia słowiańskich dziedzin
w zachodnich Prusiech, w Poznańskiem Ślązku,
w Bukowinie, w Galicyi, w wielkiej czeskiej krai­
nie, w całej Austryi i Turcyi.
I tak, panowie, nie obawiajcie się o Rosyę,
nie gardłujcie przeciwko niej, że dla jej pomy­
ślności i sławy — niezbędnem jest unicestnienie
i niewola sąsiednich narodów. Uwolnionemu od
jarzma rosyjskiemu narodowi obcymi będą wasze
strachy i kapralska ambicya — on wtenczas wy-

44

ciągnie b ra te rsk ą dłoń do wszystkich z nią spo­


łem oswobodzonych plemion — a przedewszystkiem
do Polaków. My zaś, przyjaciele, wierzący w n a­
ród rosyjski, pójdziem razem, naprzód, śmiało.
W ierni mu do ostatniego tchnienia, nie cofniemy
się ani przed jakiem ikolwiek groźbami, ani prze­
szkodami, ani naw et przed wszystko dławiącą obo­
jętnością, którą często spotykamy na naszej tru ­
dnej drodze. Nie oddając się smutkowi i nie
olśniew ając się próżnemi nadziejami, z cierpli­
wością, bez ambicyi, spełnimy skromne i konie­
czne zadanie. Musimy utorować drogę w i e l ­
k i e m u p o s ł a n n i c t w u i oby zbliżyła się ta
uroczysta chw ila! Zwracam się teraz do braci —
Polaków. Nie mówię przyjaciół, my jeszcze P ola­
ków przyjaciółm i nie mamy. Między nami a nimi
rzeki m ęczeńskiej krwi, przelanej w ciągu stulecia,
świeżo dopiero utoczonej przez rosyjskie wojska;
między nami otchłań w strętnej, zwierzęcej dzikości,
spełnianej codziennie w całej Polsce — prawda,
dzięki petersburskiej woli, lecz rosyjskiem i rę ­
kami. Polacy m ają prawo nam niedowierzać i nas
nienawidzić. My, wszyscy Eosyanie, od małego do
wielkiego, w ich i w własnych oczach — odpo­
wiedzialni jesteśm y za p o d ł e (podłyja dieła)
czyQy> za czarne zbrodnie rosyjskich żandarmów
i generałów, rosyjskich czynowników i oficerów, za
m onstrualnie barbarzyńską przemoc naszych oszo­
łomionych wódką i pałkam i sołdatów.
Niema słów, żeby one były nie wiem jak go­
rące i szczere, dla zdjęcia z nas takiej ciężkiej
odpowiedzialności! Tu czynu potrzeba i do czynu
się przygotowujemy nie my jedni, ale cała Eosya.
Pytanie mieści się w tem: czy Polska poda nam
dłoń? Razem należy działać przeciw wspólnemu
wrogowi, wspólne zaś działanie wymaga poro­
zumienia.

Luty, 1862 r.
Polskie Towarzystwo Nakładowe
we Lwowie, ul. Lelewela 5.
poleca następujące swoje wydawnictwa:
Koron
Ed. Bernstein: Zasady socyalizmu i zadania socyalnej
dem okracyi . . . . . . . .• . . . . 3"—
Hugo Bertsch: Rodzeństwo, p o w i e ś ć .................................. 2'50
Dr. C. Bouglć: Idea równości, studyum socyolog. . 4-—
Ed. David: Dwie rozprawy o stosunku socyalizmu do
rolnictwa . . . . . . . . . . . . . . 1 50
Henryk Dumolard: Japonia ......................................... 5 - -
Anatol France: W ybór pism. Pism a krytyczne T. I. . 2'60
Axel Garde: Henryk Ibsen, z portretem Ibsena . . 1*50
Piotr Kropotkin: Zdobycie chleba ............................. 3'50
L. Kulczycki: Anarchizm w s p ó łc z e s n y ............................. S-—
Ed. Libański: W katordze, dramat . .. .. . • —-70
Dr. J. B. M archlew ski : Stosunki społeczno-ekonom i­
czne w ziemiach polskich zaboru pruskiego . . 9 -—
J. M askoff: »Tamten«, dramat (z ilustracyami) . . 1-50
Stanisław M endelson: H istorya ruchu komunalisty-
cznego we Francyi 1871 roku . . . . . . 7'—
Prof. Dr. Antoni M enger: Nowa nauka o państwie 5-—
D. M ereżkow ski: L. T ołstoj i Dostojewski jako ludzie 2 ’50
A. N iem ojew ski : T ytuł skonfiskowany (Legendy) w yda­
nie kompletne . . ........................................ . 2'50
Dr. St. Radzikowski: Powstanie Chochołowskie, z 7
ilustracyam i . ................................... ..... . . . . 3’ —
Ernest Renan: Żywot Jezusa . . . . . . . . . 5—
Dr. W. Sombart: Socyalizm i ruch społeczny w XIX-tym
w i e k u ................................... ............................................. 1’20
J. S ten : Dusze współczesne, charakterystyki literackie 2 S 0
W. Studnicki: W yodrębnienie G a l i c y ! .......2’—
Sw iatłom ir: Ciemnota Galicy i w świetle cyfr i faktów . 3‘—
E. Vandervelde: Kollektywizm i rozwój przemysłu . 2'SO
Ryszard W agner: Sztuka a rewolucya (z portretem
W a g n e r a ) .......................................................... 1*50
M, Zych: Rozdzióbią nas kruki wrony... (nowele) . . 3 60
KSIĄŻĘ JERZY WOLKOŃSKI:
Pogląd na obecne położenie Rosyi.
Cena kor. 1*—
©& Do nabycia w e w szystkich księgarniach. @3)
Przesyłający naleznośd w prost do admlnlstracyl Towarzystwa
nie ponoszą kosztów przesyłki.

Drukarnia N arodow a w Krakowie.


BIBLIOTEKA
NARODOWA

You might also like