Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 384

fil^LJOTEKA ŻYCIA W E W N Ę T R Z N E G O

^ s 0 0 TOM VII. B 0

C HRZEŚCIJAŃSKA

F I L O Z O F J A ŻYCIA
I

KRAKÓW
DRUKARNIA „PRZEGLĄDU P O W S Z E C H N E G O 11
0 . TILMANN PESCH T. J. <
124W/
A
CHRZEŚCIJAŃSKA

FIL O Z O F JA ŻYCIA
PRZEKŁAD Z NIEMIECKIEGO

TOM PIERWSZY

Hi

(Mg [ • .: : v, -i
f=f
■.: <\
r4 - i i
iOrC

Ul
.•■ ■ i • : - :■••

Ń'-, -j!
vW-ublitAŁ ,-f
K R A K Ó W 1924
WYDAWNICTWO KSIĘŻY J E Z U I T Ó W
N ihil obstat

./. Urban S. J.
censor

L. 9 75 /24

POZWALAMY D R U K O W A Ć

Z KSIĄŻĘCO - B ISK U PIE G O K O N SY STO R ZA

Kraków, dnia 28 lutego 1924.

f A dam Stefan
W s z e r e g u l udzi, k t ó r z y w zeszłe tu st ul eci u
p r z y c z y n i l i się w y b i t n i e do o d r o d ze n ia fi lo zo f ii
c h r z e ś c i j a ń s k i e j i do r oz bu dz en ia duch u k a t o l i ­
c k ie g o naprzćtd w N i e m c z e c h , n a s t ę p ni e i poza
ich g r a n i c a m i , z a j m o w a ł ni e p o ś le d ni e s t a n o w i ­
s k o O. T i l m a n n P e $ c h T. J .
U r o d z i ł się 1 l u t e g o 183(1 r. w K o l o n j i , g dz i e
s p ę dz ił l a t a c hło pi ę ce i o d e b r a ł p i e r w s z e w y ­
k s z t a ł c e ń ie. J a k o s i e d m n a s t o l e t n i młodz ie nie c,
z d o l n y i pełen z ap a łu , w s t ę p u j e do z a k o n u 0 0 .
J e z u i t ó w . Tu o d b y w s z y n o w i c j a t i g r u n t o w n e
s t u d j a f ilozof i cz ne i t eologiczne, p o ś w i ę c a ż y c i e
s w o j e b a r d z o r u c h l i w e j i o w o c n e j p r a c y n a ni ­
w i e p r o f e s or s k ie j , a p o s t o l s k i e j i p i s a r s ki e j, i) y-
k ł a d a ł f i lo z of j ę na s c h o l a s t y k a c h z a k o n n y c h
w Ma r i a- La a ch , a z w ł a s z c z a w Bl ie nb ec k, g d z ie
przez 8 lat był profesorem kosmologji i psycho­
l og ji. R ó w n i e ż s tr o ją p r a c ę p i s a r s k a s k i e r o w a ł
p r z e w a ż n i e ku z a g a d n i e n i o m fil ozof ji. P a n o s z y ł
się wó w c z a s p r z e m o ż n i e t. z w. i deal iz m ni e­
mi e cki, o p a r t y p r z e d e w s z y s t k i e m o K a n t a . J e s t
to k i e r u n e k f i l o z o f i c z n y s p r z e c z n y ze z d r o w y m
r o z s ą d k i e m l u d z k i m ., a p r z e z to s a m o i p o d r y ­
w a j ą c y f u n d a m e n t a r el i g j i o b j aw i o n ej . W i ę c e j
m oż e s p u s t o s z e n i a r e l i g i j n e g o s p r a w i ł w urny
słach, n i ż j a k a k o l w i e k herezj a.
6

Żebj/ je g o z g u b n y m u p ł y w o m p r z e c i w d z i a ­
łać, tr z e b a b y ł o p r z e d e w s z y s t k i e m s z e r z y ć z n a ­
jo m o ś ć p r a w d z iw e j f ilo z o fj i eh rze śc ij a ń s k iej,
f i l o z o f j i o p a r t e j o s y s t e m A r y s t o t e l e s a i św.
T o m a s z a ,z A k w i n u . P isz e w t y m celu O. P esch
sz e re g g r u n t o w n y c h r o z p r a w , j a k ^ S o k o l a s t y ­
c z n a m e t o d a k s z t a ł c e n i a «, » F ilo z o f ja p r z e s zło śc i
i j e j z n a c z e n ie d la p r z y s z ł o ś c i «, y>N o w o c z e s n a
n a u k a a j e j za sa d n icza p o d s ta w a « , b e z p o d s t a ­
w n o ś ć w s p ó łc z e s n e j n a u k i, c z y l i k r y t y k a K a n ­
i o w s k i e j K r y t y k i r o z u m u A i t. d. P r a c e te p r z e ­
zn a c z o n e dla s z e r s z y c h k ó ł c z y t e l n i k ó w c i e s z y ł y
sic z n a c z n a w z i ę t o ś d a .
B o z n a c z n i e j s z y c h d z ie l O. P e s c h a należ,u
p r z e d e w s z y s t k i e m » P h ilo s o p h ia L a c e n s i s « i d w u ­
t o m o w a » D ie g r o s s e n W e l t r d t s e l « . » P h i l o s o p h i n
Lacen sis« j e s t to p e ł n y i o b s z e r n y k u r s f i l o ­
zo fj i ch rześcija ń skiej, u w z g lę d n ia ją c y w y n ik i
w s p ó łc z e s n e j n a u k i. I n i c j a t o r e m teg o k u r s u
i n a j p ł o d n i e j s z y m je g o w spó łtw órca, b y ł s a m
O. P esch , a lb o w ie m 3 t o m y lo g ik i, 3 p s y c h o l o g ji
i 2 tro n y k o s m o lo g ji, w c h o d z ą c e w s k ł a d tego
k u r s u , w y s z ł y z p o d je g o pióra. D la k ó ł ś w i e ­
c k ic h c z y t e l n i k ó w za ś p r z e z n a c z y ł d r u g i e w ie l­
k ie d z ie ło s w o j e » D ie g r o s s e n W e l t r d t s e l « . R o z -

1. T y t u ł y o r y g i n a ł ó w : »Die sc h o lastisc h e B i l d n n g s m e t h o -
<le«, »ł)ie P h i l o s o p h i c d e r V o rzeit in i h r e r B e d e u t n n g fiir die
Z u ku nft* , »Die n i o dern e W i s s e n s c h a f t b e t r a c h t e t in i h r e r
G run dleste* , »Die H a l t l o s i g k e i t d e r nio d ern en W is se n s c h a f t.
E in e K r i t i k d er K a n t s c h e n V e r n u n l't k r itik « .
7

to c z y ł w n ic ni s z e ro k i, logicznie, z b u d o w a n y
c h r z e ś c ija ń s k i p o g lą d n a ś w i a t i ż y c ic , p r z e -
ć i w s t a w i a j ą c go g r a s u j ą c e m u m o n iz r n o w i.
P ró c z p r a c y p r o fe s o r s k ie j i p is a r s k i e j , roz­
w i j a ł O. Pesch b a rd zo ż y w a i r u c h l i w a d z i a ł a l ­
ność apostolska,. O dznaczał się zwłaszcza j a k o
k a z n o d z ie ja m is y j n y , b y ł ś w ie t n y m m ów ca ; p o ­
le m ic z n y m i k o n fe re n c jo n is ta , r e k o le k c y j n y m .
Z p o w o d u s w e j n a u k i i szerokiego dośw iadcze­
n ia w y w i e r a ł w i e l k i w p ł y w zwłaszcza n a i n t e ­
lig e n c ję męska-' w ie lu do w ia ry n a w ró c ił,
a jeszcze w ię c e j w y w i ó d ł z n ie w o li g nu śnego
i n d y f e r e n ł y z m u . Ow ocem częstego s t y k a n i a się
z lu d ź m i, k t ó r e m u d a ło duża, z n ajom o ść serca
lu d z k ie g o , je g o tru d n o ś c i, z w ą tp ie ń , tę skno t
i p otrzeb, je s t k s ią ż k ą p od t y t u ł e m » C h rz e ś c i­
ja ń s k a f i l o z o f j a ż y c ia " . M n ie js z a ona r o z m i a r a ­
m i i znaczeniem naukowem niż y>Philosophta
LacPnsis« lu b » D ie grossen \Y c lt r d t s c l« , ale za to
m a w sobie coś, przez co r o z s ła w iła szerzej im ię
a u to ra , n iż inne je g o dzieła. P o rusz a bow iem
w n i e j te m a ty , na k t ó r e żaden c z ło w ie k m y ś lą ­
c y o b o ję tn y m pozostać nie może, bo n ik t nie
może p r z e jś ć o b o ję tn ie obok ta k ic h z a g a d n ie ń ,
j a k z a g a d n ie n ie p r a w d y , z a g a d n ie n ie m o r a l n o ­
ści, j a k z a g a d n ie n ie k t o d la c z ło w ie k a je s t m i a ­
r o d a j n y m ide ałe m , w e d łu g k tó r e g o ma. sw oje
ż ycie urządzić, d a le j z a g a d n ie n ie c ie r p ie n ia ,
a wreszcie j a k i je s t o stateczn y kres, k t ó r y nas
czeka, k i e d y ś m ie r ć p r z e tn ie n ić naszego i s t n o '-
8

nia. N ie t y lk o je d n a k treść te j książki, oma­


w ia ją c a najżyw otniejsze dla każdego z nas
problem y, ale także — i to w w ie l k im sto p n iu —
sposób uję c ia i przedstaw ien ia ty c h problem ów,
w y r o b i ł j e j niepospolite wzięcie; w ję z y k u nie­
m ie c k im ma ju ż 20 w ydań. Sposób ujęcia, m im o
po w a g i i doniosłości tematów, jest ż yw y , a f o r y ­
styczny raczej, niż w y k ła d o w y , narzuca, ja k b y
szkicuje pewne idee, zmuszając c z y te ln ik a do
głębszego zastanowienia się, do osobistego
przemyślenia. Bogactw o tem atów poruszonych
w 183 rozdziałach je st zadziwiające. Dotychczas
nie s t r a c iły one swej a k tu a ln o śc i i żywotności,
choć ju ż 30 l a t dochodzi, odkąd p o ja w iło się
pierwsze w y d a n ie »C hrześcijańskiej filo z o f j i
życia« (w r. 1895).
W łą cz a ją c tę w arto ścio w ą książkę do »B i-
b ljo te k i życia w ew nętrzneg o«, m ie liś m y p ie r ­
w o tn ie z a m ia r poprostu prze d ru ko w a ć is tn ie ją ­
ce ju ż polskie tłumaczenie. N ie s te ty p r z y b liż ­
szej jego k o n f r o n t a c j i z o ry g in a łe m okazała się
konieczność g ru n to w n e g o przerobienia, ta k że
obecne w ydanie jest p ra w ie n o w y m p rz e k ła ­
dem. P o p r a w k i szły w p o d w ó jn y m k ie ru n k u ,
1) b y nadać tłu m a cz e n iu znacznie większą
w ierność w oddaniu m y ś li o r y g in a łu i p r z y ­
wrócić mu w ła ś c iw ą zwartość, 2) b y przełożyć
poraź p ierw szy sporą ilość ustępów zupełnie
opuszczonych, zwłaszcza w d r u g i e j części książki.
Ks. J. A n d ra s z T. J.
WSTĘP.
K a ż d y człowiek jest z n a t u r y swojej filozo­
fem; jest is to tą s z u k a ją c ą wszędzie przyczyn
(das rastlose U rsachentier), k tó ra tak d łu go nie
spocznie, póki nie znajdzie pierwszej, n a j w y ż ­
szej p rzy czy n y i ostatecznego celu. Filozof ja
jest to poznanie rzeczy z głębszych przyczyn,
k tó re w y b ie g a ją ponad sferę zm ysłowego do­
świadczenia. — Popęd do filozofow ania jest
w człowieku niezniszczalny i m a swe p raw o
istnienia, należy bowiem do istoty rozum u
i sam S tw ó rca włożył go w ludzką n a tu rę . —
Gały ś w ia t to wielkie p y ta n ie n a rz u c a ją c e sit,1
człowiekowi; odpowiedź n a to p y ta n ie leży
w n adzm ysłow ej dziedzinie m yśli.
Człowiek p o s ia d a n ie ty lk o filozoficzne, lecz
i re lig ijn e usposobienie; popęd re lig ijn y p r o ­
wadzi go do u z n a n ia swej zależności od p ie rw ­
szej p rz y czy n y i ostatecznego celu swego istnie­
nia. Dosyć je d n a k często, ten popęd relig ijn y
był u ludzi powodem do wielu w yobrażeń fa u ta
stycznych, d alekic h od p r a w d y i rzeczywistości.
I w dziedzinie relig ji pow inien człowiek uży-
10

wać rozumu; rozum doprowadzi go do poznania


najwyższej Istoty, wskaże mu obowiązek ule­
głości względem Boga, uległości takiej, jakiej
Bóg żąda.
Rozum jednak jest z n a tu r y swojej słaby,
i już z powodu tej słabości powinien się garnąć
do Boga; Bóg też pospieszył mu z pomocą piwez
łaskę swoją. Atoli da r łaski, przeznaczony przez
Boga ludzkości, został z winy człowieka straco­
ny. Bóg jednak ulitował się nad ludzkością i dla
zasług C hrystusa przyszedł z pomocą nie tylko
poszczególnemu człowiekowi, lecz całemu ro­
dzajowi ludzkiemu przez ustanowienie relig.ji
chrześcijańskiej o charakterze społecznym. —
Chrystjanizm jest największem dziełem miłości
Boga.
Objawienie chrześcijańskie wznosi się ponad
rozum i naturę, zawiera jednak w sobie wszyst­
ko co rozumne, co n a tu ra ln ie dobre, prowadząc
to do najpiękniejszego rozwoju.
W chrystjanizm ie posiadamy filozofję życia.
Przedstawić wybitne p u n k ta tej filozofji jest za­
daniem tego dzieła. Bierz je więc, czytaj i roz­
ważaj.
Główne działy tej książki nazwano »tygo-
dni*mi«, a to na podobieństwo ćwiczeń św. I g n a ­
cego, których tok myśli jest tu naśladowany.
W niknąć w tę filozofję życia głębiej jest
rzeczą ważną; najwięcej jednak nad tein trze­
ba się zastanawiać, na ezem n a m najwięcej za-
11

leży. Nie ła tw a to rzecz, bo nic w n as t a k glę-


boko nie siedzi, j a k powierzchowność.
Ś w iat p o m ia ta filozof ją życia, lecz św iat błą­
dzi i szaleje często. I tylk o ten kto n a d z w y c z a j­
n y c h dopuszcza się szaleństw, bywa z a m y k a n y
w domu warjatów,- kto zaś zw yczajne i w d a ­
nym k r a ju p rz y ję te czyni głu p stw a, ten odbie­
ra pochw ały, n a z y w a ją go człowiekiem, k tó ry
um ie żyć na świecie. Lecz jakież to jest życieI
D w a r a z y się nie żyje, a je d n a k ja k a ż to jest
w ielka liczba ludzi, którzy naw et r a z p ra w d z i­
wie nie żyją! Większość ludzi przechodzi życie
n a oczekiwaniu tej chwili, w k tó re jb y mogli roz­
począć żyć praw dziw ie.
J e s t to rzeczą n iezm iern ie korz y stn ą , pisze
W. von H u m b o ld t, siebie często b ra ć za p rz ed ­
m iot rozm y ślania. P ospieszne czytan ie żadnej
nie p rz y n o si korzyści; należy się nad poszcze­
rb i nem i p r a w d a m i g ru n to w n ie zastan aw iać.
Dopóki żyjesz, pow inieneś się uczyć żyć.
Nie p rz y w ią z u j się do m iłych ci, na u p r z e ­
dzeniu o p arty c h , m n iem ań . Często więcej p o trze­
ba odwagi do tego, a b y zm ienić zdanie, niż by
w s ta re m w y trw a ć. K to chce w stąp ić n a p r a w ­
dziwą drog ę życia, m u si rozpocząć od w yrzucę
n ia za okno w szystkich swoich przesądów
i bóstw fałszyw ych.
P raw d z iw em nieszczęściem n aszy ch czasów
jest ten g orączko w y pośpiech, ta niecierpliw a
p ra ca, k tó ra całą p a rą dąży do tego, żeby jak
12

najprędzej stworzyć niebo na ziemi. Ustawiczna


gonitwa za środkam i do życia grozi człowiekowi
k ulturalnem u, że straci z przed oczu swoich
najwyższy cel życia swego.
Innem złem to są ci niecierpliwi marzyciele,
którzy lubią tylko ślizgać śię po powierzchni
życia i żyją w ustawicznej gorączce nowości
i sensacyj.
Strzeż się tych głupstw i bądź m ądrym !
Mądrość podobna jest do źródła; im więcej się
zeń czerpie, tern silniej ono tryska.
MIŁOSC PRAWDY
Pierwszy ty dzień, część pierwsza
ROZDZIAŁ I.

W a l k a o byt.
1. Człouńek urodzony z niew iasty, żyjąc przez
czas krótki, napełnion bywa wielą nędz. K tó r y
wychodzi ja k kwiat, i skruszony by wa, a ucieka
jako dzień, i nig d y nie trwa w tym że stanied
Człowiek żyje na tej ziemi otoczony wielo­
rakiemu dobram i: jedne z nich są przeznaczone
do zaspokojenia jego koniecznych potrzeb, inne
aby mu dostarczały uciech godziwych. Posiada
człowiek zmysły i rozum, żeby te dobra pozna­
wał, by je rozróżniał, by ich używał. W życiu
doczesnem sp o ty k ają człowieka liczne u tra p ie ­
nia, byt jego w ypełniony troską i sta ra n ia m i
0 u trzym anie się i doczesną pomyślność. Zdoby­
wanie i spożywanie — oto najbliższa treść ziem­
skiego istnienia.
Nie bez słuszności przeto nazw ano te s ta ra ­
nia, zabiegi i troski w a l k ą . Rzeczy bowiem
1 ludzie, którym i każdy człowiek jest otoczony,
znajdują się często we wrogim do niego stosun­
ku. 1 w tern w łaśnie znaczeniu można mówić
o »walce o byt«.
Tę walkę, w godziwych prow adzoną g ra n i­
cach, nie ludzie w yw ołali; jest ona konieczna
16

dla człowieka, leży w jego n a tu rz e; m a dla n ie­


go w ielkie znaczenie.
Tej walce o b y t nie b rak św ietnych nieraz
zdobyczy dla ziem skiej pom yślności człowieka;
m ają one swoją użyteczność i swą w artość dla
rozwoju ludzkości. Przeczyć tem u byłoby g łu ­
potą. Ale nie są one jeszcze tern, coby mogło
człowieka zaspokoić i zadowolić zupełnie; dają
one tylko zaspokojenie pozorne, chwilowe, o ile
człowiek w gm atw aninie zew nętrznych zabie­
gów sam o sobie zapom ina.
B iada jed n ak tem u, kto całą siłę swego rozu­
mu i swojej woli topi w tej walce.
Dotychczas w alka o byt, ta k jak jest prow a­
dzona, nie zdołała zm niejszyć nędzy człowieczej
w społeczeństwie ludzkiem. »Tu dźwięki rad o ­
snej pieśni, tam jęki żałobne, mówi pew na sta-
roindyjska księga, tu rozryw ka uczonych, tam
kłótnie pijaków ; tu luba młodość, tam zgangre­
no wan i i trądem okryci. Nie wiem, dodaje
autor, czy św iat się z n ek taru , czy z trucizny
składa«. J a k było w tedy, tak jest i obecnie.
Jeżeli się znaczenie życia ograniczy do w alki
o byt doczesny, to tak pojęte życie będzie dla
większej części ludzi, zwłaszcza dla klas niż­
szych, o k ru tn e i niespraw iedliw e. Serce ludzkie,
pchane nigdy n ieu stający m bodźcem n a tu ry ,
tęskni za czemś, czego mu nie p o tra fi dać żaden,
naw et najśw ietniejszy rez u lta t w alki o byt.
Dlatego to już Mędrzec w S ta ry m Zakonie
p y ta z boleścią: »Co pozostaje człowiekowi ze
w szystkiej p rac y jego, któ rą się tru d zi pod
słońcem ?<<2
N aw et najśw ietniejszy rez u lta t walki o byt

i E k i. i , :s.
w najkorzystniejszych okolicznościach nie zape­
wni ci tyle szczęścia, żebyś nie m usiał kiedyś
wyznać z Goethem: »Przy tein w szystkiem czu­
leni się, jak szczur, k tó ry zjadłszy truciznę, bie­
gał po w szystkich norach, próbow ał w szystkich
płynów, pożerał wszystko, co po drodze spotkał,
a m im o to wnętrzności jego p alił nieugaszony
i niszczący ogień«. Goethe, ten poeta tak hojnie
wyposażony w dobra duchowe i m aterjalne, mó­
wił w starości, że »jego życie było jakby cią­
giem toczeniem się kam ienia, k tó ry co chw ila
m usiał być przez coś nowego popchnięty; przez
75 lat życia nie zaznał czterech tygodni praw -
d zł w e g o zad o w o1e n i a «.
2. I jakżeby mogło być inaczej? Toż dobra,
0 które chodzi w walce o byt, nie są tego ro­
dzaju, żeby mogły zaspokoić człowieka w jego
szlachetniejszych dążeniach. A choćby i zdołały
tego dókazać, jakże one są przem ijające!
W szystko jest tu, jak b y w locie; zaledwo się
czegoś dotkniem y, już tego niem a; zaledwo coś
zauważym y, już uleciało.
Prędko znika sław a św iata. Gdzież są ci mo­
carze, ci bogacze, ci sław ni uczeni, co swoją
chw ałą św iat napełniali, nic jednak nie zrobili
takiego, eoby samo w sobie było wielkie i cen­
ne! In n i zajęli ich m iejsce i ledwie kto o nich
wspomni. A gdzie ich dusze? ł cóż im to po­
może, że za życia zdawało się im, iż wszelkie
posiedli znaczenie? »Co mi z tego, że byłem
w szystkieni?« skarżył się um ierający Sewerus.
Kto tylko o ziemskie dba rzeczy, podobny jest"
do w stępującego n a zieloną górę życia, aby tam
wysoko umrzeć wśród zim nych lodowców.
Dlatego to nieum ia rkow ana, nieograniczona
1 bezwzględna żądza dóbr ziemskich jeszcze
C h rzęść, filo zo f j a ży cia. 2
18

nigdy nikogo szczęśliwym nie uczyniła. Czyż


wobec tego od m o j e j w alki -o byt m ani oczeki­
wać dobra, którego n ik t jeszcze z ludzi nie
otrzym ał?
3. W alka o byt jest koniecznością, jest je­
dnak koniecznością za niską, abyś całe swoje
życie m iał jej poświęcać.
»W człowieku, mówi znany niedow iarek, n a ­
tu ra nie tylko chciała się wznieść wysoko wogó-
le, lecz chciała się wznieść ponad siebie sam ą.
M usi przeto człowiek być nie tylko zwierzęciem,
ale ezemś w y ż s z e m, czemś lepszem. A dowo­
dem n a to, że być powinien, jest to, że być niem
może. Zmysłowe dążności, zmysłowe używ anie
jest już dostatecznie rozw inięte w świecie zwiie-
rzęcem i nie d la nich żyje człowiek. J a k wogóle
żaden byt nie istnieje dla tego, co już było na
niższych stopniach życia, ale dla nowych prze­
znaczeń. Je st przeto obowiązkiem człowieka
przeniknąć w sobie pierw iastki zwierzęce p ier­
w iastkiem wyższym ii opanować je przez swe
zdolności, którem i się różni od zwierząt. Także
surow a i dzika w alka o byt szaleje już dostate­
cznie w świecie zwierząt. Człowiek, o ile jest
dzieckiem n a tu ry , nie może jej zupełnie u n i­
knąć, ale pow inien ją uszlachetnić i złagodzić.
Dzika, nieokiełzana n a tu ra pow inna się w ludz­
kości uspokoić; ludzkość ma być tą pogodną
głową, placidum ca p u t, k tó rą w ergiljuszow ski
N eptun w ychyla ze wzburzonego morza, by je
uciszyć«.3
A więc sur sum corda! Rzecz, tak drogocen­
na, nie może tarzać się w ziemi; sercu ludzkie­
mu nie wolno w prochu się walać.
3. Tl. P . S tr a u s s : Tier n lte m u l neiie Glo.nbe. Wy<l. 9.
sir. Ki:*.
19

Lecz j a k się m a m wznosić do rzeczy w yż­


szych? B ardzo łatw o; szuk aj życia p o n ad ży ­
ciem.
W e d łu g jasnego i w y ra źn eg o św iadectw a
dziejów św iata, ty lk o w za sadac h p raw d ziw ego
e h r y s tja n iz m u znalazła ludzkość ową moc, by
przez wyższe d ążen ia m ia rk o w a ć w alkę o był
i we w łaściw y sposób ją uzupełniać,
RO ZD ZIA Ł II.
Walka o Ideały.
1. W m iarę tego, im więcej człowiek ma po­
czucia swej godności ludzkiej, tern bardziej
z w alką o byt łączy się u niego w alka o ideały.
K to niczego więcej nie pragnie, jak tylko
tego, żeby m ógł bez tru d u i wygodnie zaspoka­
jać swoje potrzeby zwierzęce i zadowolony jest
z ziemi, bo mu to wszystko daje, ten nie w art
na zw y czł ow ieka.
K to jednak dla życia szuka lepszej treści,
ten podnosi swój wzrok ponad codzienne dro­
biazgi i tw orzy sobie przekonania, których
praw da i pewność żywo go obchodzą. W cia-
snem kole ciaśnieje um ysł ludzka!: rośnie zaś
człowiek gdy ma szersze cele, one go prowadzą
do ideałów.
Id eał — to praw zór, to wzór najw yższy; to
coś, co sięga wysoko ponad ten św iat w idzialny;
to doskonałość, od której pochodzi otaczająca
nas rzeczywistość, to doskonałość, k tórej ta rze­
czywistość nigdy tu osiągnąć nie może, a za któ­
rą pomimo to ciągle i usilnie tęskni. Id eał jest
to nadziem skie św iatło, które na m ałe dolegli­
wości, ziemskiego bytu rzuca wyższą jasność
i daje im namaszczenie święte.
Bezpośrednia rzeczywistość życia jest tak po­
zioma, tak często try w jaln a, tak niezadowolą-
jąca, tak niedoskonała, że każdy m yślący czło­
wiek, każde szlachetne serce tęskni za ideałam i.
2. Lecz chociaż konieczność n a tu ry w szyst­
kich rozsądnych ludzi pociąga ku ideałom, to
jednak różne są poglądy na to, co przez »id eał«
rozumieć należy.
Świat rozumie przez ideał pełne używanie,
życie obfitujące w najw iększą ilość przyjem no
ści doczesnych. M aterjaln e potrzeby sta ły sir
dla św iata tein wielkiem bożyszczem, którem u
wszystkie siły w inny pańszczyznę odrabiać,
wszystkie tale n ty hołdować. T ak sobie w yobra­
żając ideał, ludzie naszego wieku tern większą
przypisują w artość doczesnym zabiegom, im
więcej się n a d a ją do zapew nienia m aterialnego
dobrobytu wśród ludzi.
I jakże uzasadniają te swoje zapatryw ania?
Jedni m ówią: na świecie niem a nic prócz
rnaterji i przypadku. Z błota przez m echaniczne
przystosowanie, czyli w skutek przypadku po­
w stało zwierzę, ze zwierzęcia człowiek, gdyż on
niczern innem nie jest, jak z m ułu rozw iniętein
zwierzęciem, które nie m a nic ponad sobą i nic
pod sobą. D latego najw yższa zwierzęca błogość
je-st najw yższym ideałem człowieka.
Lecz dla rozum niejszych obrońców tej nauki
przyszedł wreszcie dzień Dam aszku. Powaleni
św iatłem innych nauk, ośw iadczają: Nie, czło­
wiek jest czemś w i ę c e j , ja k zlepkiem błota:
św iat jest czemś w i ę c e j , ja k igraszką ślepego
przypadku. Pow iedzm y raczej: Ignoramus, czyli
że człowiek ma się starać o zaspokojenie potrzeb
i pom yślność swojej zwierzęcej n a tu ry , bo
czujem y i poznajem y; co zaś poza obręb na
zwierzęcej wybilega, o tem nie wiem y; i
22

kończy siej tam , gdzie siej keen czy d ziała n ie


zm ysłów .
Gdy zaś m y ślący człow iek dojdzie do p rze­
k o n an ia, że n a tu r a lu d zk a z a w ie ra w sobie nie
ty lk o p ie rw ia ste k zw ierzęcy, ale i p ie rw ia ste k
duchow y, k tó ry ją pclia w sposób n ie p rz e p a rty
poza g ra n ic e zm ysłow ości, w ted y od bezbożnej
filo zo fji ta k ą u sły szy pociechę: P o fo lg u j sw ojej
w y o b raźn i, sw oim m arzeniom , w y śn ij sobie j a ­
kiś ideał, ta k i lub ow aki, w edle swego sm ak u
czy potrzeby, albo też p rz y łą c z się do jak ieg o ś
istn ie ją ceg o ju ż m arz en ia. M arzenie pozostanie
m arzeniem , chodzi ty lk o o to, byś sobie w y tw o ­
rzy! ja k ie ś ideały, k tó re b y zsapokońły in d y w i­
d u aln e w y m a g a n ia tw ego serca, a nie o g ra n i­
czały p ełn ej sw obody zm ysłów i u ży w an ia
życia.
Ale i w śród p rz y ja c ió ł now oczesnej k u ltu ry
przychodzi się n ie ra z do p rz e k o n a n ia , że w y-
marzone id e a ły n ie zaspokoją m yślącego
człow ieka, du ch bow iem ludzki wszędzie p ra g n ie
r z e c z y w i s t o ś c i, nie zaś u ro je ń i m arzeń.
»Cnoto, ty nie jesteś p u sty m dźw iękiem «, zaw o­
ła! na jrów ninie pod F ilip p i u m ie ra ją c y B ru tu s.
3. Ś w iat n o w o ży tn y na w szystko je d n a k z n a j­
dzie radę. Z w ielu k a te d r głosi się m o n i z m
(p an teizm ), t. j. n au k ę, k tó ra tw ierd zi, że ty lk o
bóstwo, ja k ie poznać m ożem y, jest jed y n em źró­
dłem ideałów ; ale to bóstw o to n ic innego ty lk o
św iat z człow iekiem na czele, z człow iekiem j a ­
ko n ajsz la c h e tn ie jsz y m k w iatem , n a jw s p a n ia l­
szym p ro m ien iem isto ty bożej.
A le ta k ie bóstw o już n ie ra z p o p ad a ło sam o
ze sobą w w alkę, d o staw a ło się do sz p ita li i do
w ięzień; nie tru d n o w ięc przek o n ać się, że ta k ie
bóstw o n ie może być źródłem ideałów . Jeż eli
m BSrn

23

bowiem człowiek nie m a żadn ego Boga p o n a d


sobą, w ted y jest s a m s o b i e Bogiem , wtedy
się o tw ie ra n a oścież w r o ta bezsum ienności we
w szystkich jej form ach, w tedy n a jb rz y d s z y
egoizm zostanie u sp ra w ie d liw io n y , w tedy b łąd
tyle będzie znaczył, co p ra w d a , w y stęp e k tyle,
co cnota, wtenczas to wszystko, co n a z y w a m y
w ykształceniem , będzie ty lk o pow łoką o b rz y d li­
wego bru du.
P ró b o w an o też n ie k tó re pojęcia i rzeczy
ziemskie przyoblec w pozory w ysokiego ideału.
N azy w an o tedy id eałem zdolność ra d zen ia sobie
w życiu, w yso k ą n au k ę , w y kszta łc en ie a k a d e ­
mickie, ideę p a ń s tw a , ojczyznę, w y ro bienie
c h a ra k te r u , męskość, ludzkość, miłość bliźniego
ii t. d.
Rzeczy te p o s ia d a ją bezw ątpienia sw oją w a r ­
tość, ale jedyn ie wtedy, g d y s to ją w zw iązku
z P ra ź ró d łe m w szelkiego dobra, p ra w d y i pię­
kna, kiedy korzeń swój m a j ą w P ra w d z ie isto­
tnej. Odcięte od źródła swego życia, podobne są
do zerw an ych, w iędnących kwiatów. N ig d y
proza zwierzęcego życia n ie zdoła ty m dobrom
n ad a ć wyższej wartości. D otychczasow e poszu­
k iw ania p ra w d z iw y c h ideałów o k a z a ły się bez­
owocne.
4. Inaczej rzecz się ma z n a u k ą o p a r tą n a
ch ry s tja n iz m ie . W e d łu g n iej człowiek szuka
p o d s ta w y każdego ideału w tej Istocie, k tó ra
będąc wolną od wszelkich ograniczeń i n ie d o ­
skonałości, ró żn ą jest od ś w ia ta i stoi ponad
ś w iatem ; szuka jej nie w szlachetnem u ro je n iu ,
lecz w rzeczywistości, do poznania k tó re j chrze­
śc ija n in wznosi się na sk rz y d ła ch m yśli. T ą rze­
czywistością, do k tó re j m yśl ludzk ą p ro w adzi
24

cała n a tu ra , jest Bóg osobowy, który stw orzył


niebo i ziemię.
Żaden człowiek nie zdoła nam z duszy wy-
rw&ć m yśli o tej nadzm ysłowej, wiecznej, Bo­
skiej Istocie. Je st ona jak pochodnia gorejąca,
choć ją do ziemi nachylisz, ona zawsze płom ie­
niem ku niebu zw racać się będzie.
W edług chrześcijańskiego poglądu cały
wszechświat jest jedną wielką, ręką bożą zapi­
saną, księgą, któ ra na każdej karcie głęboką
treść zaw iera. Nie każdy, co widzi litery, rozu­
mie ich znaczenie. Aby je um ieć czytać; należy
szukać wew nętrznego znaczenia, które się u k ry ­
wa poza zewnętrznemu zjaw iskam i.
Z tego P raźró d ła, jakiem jest Bóg osobowy,
rozlewa się nadzm ysłow y, nadprzyrodzony idea­
lizm na wszystko, co istnieje, a zwłaszcza na
człowieka.
Nasze życie ziemskie nie jest tern szczęściem,
dla którego ostatecznie jesteśm y przeznaczeni.
Je st ono tylko krótką drogą do naszego szczę­
ścia. Dobra i rozkosze tego św iata są' to kw iatki
n a drodze, które nam mogą życie um ilać, ale
nie pow inny nas więzić.
Utrapitenia doczesne pow inny odryw ać nasze
serca od przem ijających rozkoszy św iata, a po­
większać w nas żądzę p o siadania rozkoszy trw a ­
łych, bożych. P an Bóg ustanow ił stosunki ludz­
kie, wyznaczył pow ołania i prace w skazał roz­
m aite. W szystko, naw et rzeczy najdrobniejsze,
są postanow ione według jego woli! i noszą na so­
bie jej piętno. W szystko, i miłość ojczyzny
i zdolności odpowiednie pow ołaniu każdego
człowieka m ają swoją podstaw ę i m iarę w tej
najw yższej ideal n ości, w Bogu.
Ten wielki, dobry Bóg, to źródło wszelkiego
25

dobra, to bezgraniczne św ietlane morze p raw ­


dziwego, rzeczywistego idealizm u przyszło do
nas, stało się (lla nas zrozum iałe w Jezusie
C hrystusie. W nim m am y nie tylko Boga, lecz
i człowieka idealnego. J a k słońce oświeca nie­
zliczone krople rosy, ta k on napełnia m iljony
serc świętych i chrześcijan idealizmem, jakiego
św iat dać nie może. Ten C hrystus, aby z nam i
mógł pozostawać, ustanow ił Kościół, w którym
działa dalej i w któ ry m przedziwne bogactwo
ideałów urzeczyw istnia, sięgając aż w dziedzinę
sztuki.
T u ta j wszystko co znikom e jest tylko przy­
powieścią, a co niedosiężne faktem się staje,
a to co niewymowne w rzeczywistość się
zmienia.
ROZDZIAŁ III.
S ta n o w isko człow ieka w życiu.
Rzućmy najpierw okiem n a stanowisko czło­
wieka tu na ziemi. Chcemy go dobrze zrozu­
mieć, to m usim y go rozpatrzeć jako jednostkę
i jako istotę społeczną.
Człowiek, wzięty jako jednostka, dla jednych
nic nie znaczy, dla drugich wszystko.
Pierw si widzą w nim m arne zwierzę dw u­
nożne, brzydkie ja k robak; widzą w nim zlew
wszelkiej nędzy, bezwolną igraszkę zwierzęcych
potrzeb, który poto tylko ma rozum, żeby przy­
jemności zmysłowe, dane przez n a tu rę każdemu
zwierzęciu dla celów przyrodzonych, zamieniał
w przedmiot wyrafinowanego użycia.
Drudzy zaś oddają człowiekowi dla jego du­
chowych zdolności bałwochwalczy kult; wyno­
szą ducha ludzkiego ponad wszystko .jako kwiat
m aterji, która doszła do świadomości; powia­
dają, że cały świat .jest zjawą, którą człowiek
z siebie wypromieniował, a sam człowiek ma
być zjawieniem się Boga.
W rzeczywistości nie zasługuje człowiek ani
na taką wzgardę, ani na takie bałwochwalstwo.
Pod względem zewnętrznym .jest oczywiście
człowiek czemś niezmiernie m ałem w wszech -
świecie. Pędzi swe życie w całkowitej zależno­
ści od m ate rja ln y c h warunków ; .jest mniej
27

t r w a ły niż k a m ie ń na roli; żyje wśród n ie ro ­


zu m n y c h zw ierząt, k tó re go w niejednej rzeczy
p rz ew yższają; rzucony jest n a ten świat, niby
j a k iś drobiazg, k tó ry się w k ą t rzuca.
A je d n a k to znikom o drobne dziecko ziemi
czuje, że w jego piersi ta k a treść, k tó re j niem a
ca ły św iat m a te rji.
P rzy ro d o , d ziw ny tw ór z ciebie, n a je d n y m
końcu jesteś pospolitą m a ter ją, na d ru g im w y ­
tw o rn y m duchem , a w całości z a m k n ię ty m
pierścieniem !
Czemże jest człowiek p ie lg rz y m u ją c y po tej
ziemi? W e stc h n ien iem g in ące m w p rz estw o rac h ;
ro b a k ie m co się p nie n a w ysoką górę; p ła tk ie m
róży kołyszący m się n a oceanie; k ro p lą w bez­
m ie rn y c h m órz p rz e s trze n ia ch ; chw ilą wśród
podw ójnej wieczności; ato m em w śród ty s ią c a
światów, — a je d n a k on może sobie św iat zbu­
dować.
S ła b y m jest człowiek! N a jd ro b n ie jsz ej rze­
czy w p ra w ie p rz y ro d y zmienić nie zdoła, w ma-
‘ lu tkiej ty lk o cząstce jest p an e m sw ych losów.
A je d n a k jakże nieskończenie wysoko stoi przez
swój rozum i wolę ponad całą p rz yrod ą. 1 ismo
św. z jednej s t r o n y porównuje* człowieka do
w iędnącego k w i a t k a n a polu, z d r u g ie j je d n a k
mówi o nim , iż jest m ało co niższy od Aniołów.
Tak, bo człowiek jest łącznikiem m iędzy św ia ­
tem duchów a św iatem m aterji.
P r a w d ą to jest, że rozwój n a u k i poniżył
jeszcze bardziej człowieka ja k o zew nętrzne z ja ­
wisko. I m większa .jego wiedza, tern ten postęp
w y d a je m u się m a rn ie js z y , gdyż k ażdy now \
k r o k n ap rzó d o tw iera n ie p rz e jrz a n e i now e h o ­
ryzonty . Lecz rozwój n a u k , p o n iżają c człowie-
ka, podwyższa go zarazem i daje mu sam owie­
dzę jego przew agi duchowej nad m aterją.
2. D ziałalność człowieka, wznosi się wysoko
ponad wszystkie granice m aterjalnego działa­
nia. W zrokiem swoim sięga człowiek aż do
nieba gwiaździstego, oblicza drogi planet, roz­
poznaje ich skład chemiczny, to znowu spoglą­
da na ziem ię i życie m rów ek bierze za przed­
m iot naukow ych dociekań.
I dlatego to słusznie pow iedział s ta ry Sofo-
kles: »W iele cudów jest na obszarze ziemi, ale
większego n ad człowieka niema«.
Człowiek jest udarow any w bogate zdolności
rozum u i woli. Nie jest on ograniczony w ten
sposób, aby tylko tego lub owego dobra p rag n ą ł;
on chce i dąży do dobra wogóle. Posiadając
wolną wolę, często bardzo postępuje z tern prze­
świadczeniem, że może postępować, może dzia­
łać tak lub inaczej.
M ając zaś wolną wolę, często znajduje się
w takieni położeniu, że musi w ybierać pomię­
dzy złem a dobrem. Zło przedstaw ia się p rzy ­
jem nie, dobro — nieprzyjem nie. 1 gdyby zło nie
m iało uroku, n ik łb y go nie p ra g n ą ł; gdyby do­
bro nie było przykre, wszyscyby je pełnili.
Dałeś, o Boże, wiecznemu duchowi ubogą
zasłonę; rzuciłeś go w doczesność, żeby się tu
spełniły jego losy. P rzybądź mu ku wspomoże­
niu swoją łaską świętą! Pomóż mu, o Panie,
wzmocnić się i podnieść, gdyż jego zbawienie
całkow icie w twoim ręk u spoczywa.
Tylko jeden chrystjanizm daje ludzkim dąż­
nościom tę silę, dzięki k tórej ludzie ze względną
łatw ością m ogą się utrzym ać na wysokości
człowieczeństwa.
Niem a nic gorszego nad ludzi zdechrystjani-
29

7,owanyeh! K to n a nich patrzy, może nab rać


uczucia pogardy dla całego rodzaju ludzkiego
i wołać z Goethem: »Już nie m am w ia ry do
ś w ia ta ; nauczyłem się rozpaczać. Ludzie są za­
nad to płascy, podli i niedorzeczni; trzeba tak
długo żyć ja k ja, aby się nauczyć gruntow nie
nim i gardzić«.
K to jednak rozważa człowieka w tej dosko­
nałości, ja k ą mu Stw órca przeznaczył, ten musi
mieć dla niego szacunek. N iem a na całym świę­
cie przedm iotu godniejszego badania nad czło­
wieka.
Gdyby P an Bóg stw orzył człowieka takim ,
jakim go chce mieć św iat niechrześcijański, to
już pierwszego dnia po stw orzeniu trzebaby go
zam knąć w więzieniu lub w domu w arjatów .
3. Ażeby człowieka i jego zadanie życiowe
dobrze zrozumieć i ocenić, należy go rozpatrzyć
także pod względem społecznym. Istn ie ją bo­
wiem nietylko pryw atne, lecz i społeczne obo­
wiązki.
Społeczność ludzka nie jest tłum em złożo­
nym tylko przypadkow o z poszczególnych istot,
z których każda m ogłaby się dowolnie do ogółu
przyczepiać lub od niego odrywać. Człowiek n a ­
leży w praw dzie n a jp ie rw do siebie, ale należy
również i do społeczeństwa, z którem go łączą
organiczne związki. S tąd też n ik t nie żyje wy­
łącznic jako jednostka, lecz żyje także jako
członek całego rodzaju; dlatego m usi mieć
wzgląd na innych i n a in n y ch względy liczyć.
W społeczeństwie ludzkiem widzimy rozm aite
organiczne zrzeszenia, które ludzie potworzyli,
pchani samym instynktem n a tu ry . Życie ludz­
kie ma z n a tu ry rozm aite przed sobą cele; osią­
gnąć je można tylko przez uregulow aną współ-
30

pracę wielu. S tąd też ludzie, jako tacy, należący


do rozm aitych zrzeszeń, muszą się naw zajem
wspierać, aby te cele życiowe osiągnąć.
J a k w organizm ie, członki, które się na ca­
łość składają, są rozm aite, niejednakow e i nie­
równe, podobnie w każdej ludzkiej społeczności,
należący do niej, różnią się kształtem ciała,
zdolnościam i ducha i stanow iskiem w życiu.
To n a tu ra ln e praw o wspólności i w zajem no­
ści przenika wszystkie sfery życia, najw yższe
i najniższe. D latego niech n ik t nie mówi: »Żyję
tylko z siebie i dla siebie; dola czy niedola d ru ­
gich czy ogółu wcale m nie obchodzi«. Takie
usposobienie jest czemś n ienaturałnem , bo siłą
rzeczy postępow anie każdej jednostki m a zna­
czenie dla drugich i dla ogółu. Ogół znów po­
rywa za sobą pojedynczego człowieka. Sław a
więc i hańba poszczególnych ludzi spada na
ogół, a z w artości ogółu korzystają poszczególne
jednostki.
Człowiek żyje na ziemi oczywiście poto,
by sam siebie rato w ał; w w ielu jednak w y­
padkach ratow anie siebie polega na tern, że
innych ratujem y. 1 nieraz n ajlepiej zabezpie­
czamy w łasne interesa, o chraniając interesa
innych. Błędna to rzecz, zawsze w powodzeniu
innych widzieć szkodę dla w łasnej spraw y.
Ta wspólna przynależność wielu do jedności
jest n a tu ra ln y m i koniecznym w arunkiem , na
którym się u g ru n to w ał chrześcijan izm. I d late­
go wiele z jego nauk, z jego urządzeń, z jego
przykazań, w tedy tylko można zrozumieć, kiedy
się zwróci uw agę na w zajem ną solidarność
ludzi.
O tej też wspólnej przynależności w szystkich
ludzi m yślał Bins łX , kiedy pisał następujące
31

słow a: »Oby nasze w spólne u siło w an ia ceł o sią­


g n ę ły : u leczy ły n ie d o m a g a n ia społeczne i za­
p ew n iły zw ycięstw o1 p raw d zie n a ziem i! P om ię­
dzy zasad am i now oczesnej cy w iliza cji w iele jest
błęd n y ch . Z a m ia st się p rzed n iem i u g in ać, n a le ­
ży im p rzeciw staw ić praw dę*.
T a k w ięc stoi człow iek w życiu n ie ty lk o jako
jed n o stk a, lecz tak że jak o isto ta społeczna: jak o
cz ąstk a w ielk iej społeczności. P c d obydw om a
te m i w zg lęd am i znaczenie człow ieka leży nie
w tern, co w idoczne i czasowe, lecz w dziedzinie
w ew n ętrzn ej, p ro w ad zącej do wieczności.
F e ld m a rs z a łe k M oltke w 80 roku życia ta k
p isa ł: »S to ję ju ż na k ońcu d ro g i życia i p rze­
czuw am , że w św iecie p rz y szły m całk iem in n ą
m ia rą będą m ierzone uczynki nasze, n iż tu n a
ziem i. N ie św ietność rezu ltató w , lecz czystość
chęci i dążeń, w iern e w y trw a n ie w obow iązku
n a w e t tam , gdzie w y n ik u siło w ań zaledw ie był
w idoczny, ro z strz y g n ą o w a rto śc i życia lu d zk ie­
go. J a k ie ż dziw ne będzie tam , n a tej w ielk iej
rew ji św ia ta , p rz e g ru p o w a n ie w szy stk ich od
najw y ższeg o do najniższego. S am i przecież nie
w iem y, co sobie m am y p rz y p isa ć, co in n y m ,
a co woli w yższej. S tą d też lep iej nie liczyć za
w ie le 'n a sw oje zew n ętrzne sprawy«u
RO ZDZIA Ł IV.
Żądza w iedzy.
1. Dziś zbawienie wielu w ystaw ione jest na
niebezpieczeństwo przez fałszyw ą wiedzę i żą­
dzę wiedzy.
K ażdy z n a tu ry jest żądny wiedzy. Pew ne
w ykształcenie jest dla życia człowieka na ziemi
niezbędne, lecz w łaściw y cel życia ziemskiego
wcale nie leży w zaspokojeniu popędu do wie­
dzy, owszem wiedza pow inna być tylko pocho­
dnią do dobrego życia. Coby' ci to pomogło,
gdybyś wszystko wiedział, a nie żył przytem
tak, ja k żyć powinieneś?
Praw dziw a nau k a m a wielką w artość. Ale
już P lato w ym aga jako koniecznego do niej w a­
runku oczyszczenia duszy z nam iętności, Iw ty l­
ko czysta dusza może pojąć to, co jest czyste,
praw dziw e i wieczne.
S ta ra j się o dobrą wolę, bo jeżeli oko nie
zechce patrzeć, nie pom ogą a n i świece, ani oku­
lary. *

N ieraz nauka n a ra ż a na niebezpieczeństwo.


Przez naukę przysw aja sobie człowiek rzeczy
poznane pod pewnym względem bardziej, aniżeli ,
przez zewnętrzne posiadanie, dlatego to mówią
o nauce, że zwykła ludzi nadym ać. Zbyteczna
żądza wiedzy łatw o prow adzi do szkodliwego
rozproszenia i gorszych jeszcze złudzeń.
P la to b y ł zd an ia, że złem n ajw ięk szem n ie
tyle je s t z u p e łn a niew iedza, ile raczej p ły tk ie
m ęd rk o w an ie o w szystkiem !
M ą d ry m je s t ten, k to p ra g n ie p osiąść n a u k ę
0 ty le, o ile ona może pom óc w ja k iś sposób do
o siąg n ięc ia p ra w d ziw ej szczęśliw ości. ^>
P o sta w p rz eto sz ra n k i sw ojej ciekaw ości
1 bądź p rz ek o n an y , że o g ra n ic zo n y du ch lu d zk i
może przeczuw ać ocean rzeczyw istości, ale go
p o jąć nie zdoła. Ś w iat je st pełen za g ad ek i n a j­
prostsze z jaw isk a są n ajw ięk szem i ta je m n ic a m i.
M ało poznać m ożem y, a w iele jest, czego nie
znam y. P o w ię k sz a ją c a się w ciąż n a u k a podobna
je s t do w z ra s ta ją c e j k u li: im w ięcej się p o ­
w iększa tern w ięcej dosięga p u n k tó w stycznych
z tern, co leży poza jej obrębem . Z n a u k ą i w y ­
k ształcen iem w z ra s ta też odpow iedzialność. Bez-
w in n a n iew ied za po służy w ielu za u n ie w in ­
nienie. ' .
S trzeż się w y n io sło ści ze sw ej dom niem ane,]
uczoności; od b łęd u tego u c h ro n i cię n a js k u te ­
czniej p raw d ziw e p o zn anie siebie sam ego. S ta ­
r a j się cenić in n y ch w ysoko, a siebie nisko.
B ąd ź zadow olony, g d y cię za p o zn ają lu b n ie ­
docen iają.
R zecz to w ielk iej doniosłości ta k poznać
p ra w d ę i rzeczyw istość, ja k ie m i one są. Z m ysło­
w e p o zn an ie i te o rje n ie w y sta rc z ą nam . A by
poznać to, co n am je st użyteczne, trz e b a od rze­
czy zm ysłow ych w znieść się do nadzm ysłow ych.
T rz e b a p rz y tern m odlić się i zachow ać w sercu
żyw ą m iłość p ra w d y . B ard zo często uczone f r a ­
zesy w ięcej p rz eszk a d zają w p o zn a n iu p ra w d y ,
n iż p o m a g a ją . .
W szy scy chcą p ra w d y , lecz b ard zo w ielu
szu k a jej z sam o lu b stw a bez g ra n ic ; s tą d ta
Q
Chrzęść, filo zo f]a życia.
34

g m atw an in a nieskończona najrozm aitszych opi-


nij. K to raz B oga poznał, m usi szukać praw dy
z poczuciem uległości względem niego; m usi jej
szukać tak, ja k Bóg przykazał; m usi jej szukać,
aby się praw dzie poznanej poddać. Bóg niech
będzie tw oim nauczycielem : jeżeli on do ciebie
przem aw ia, niech zam ilknie wszelkie stw orze­
nie. K to z p rostotą szuka Boga, oświeci go
św iatło boże; do poznania praw d y więcej się
ono przyczyni, niż wszelkie w ysiłki ludzkie.
Cała wiedza ludzka n u rza się w m orzu nie-
wiadomości. To jest najlepszą wiedzą, kiedy się
wie, że się jest niezem z sam ego siebie, a że
w szystkiem , czeni się jest, jest się tylko z Boga
i dla Boga.
2. N ie dow ierzaj zbytecznie osobistemu prze­
świadczeniu, lecz słuchaj chętnie zdania tych,
którzy są lepsi i sum ienniejsi od ciebie. Bezpie­
czniejszą jest rzeczą przyjm ow ać radę, aniżeli
dawać.
M yśl o tem, co wielcy ludzie m yśleli, lecz
i sam m yśleć nie przestaw aj.
W artość »złotych m yśli« na tem polega, że
pobudzają do m yślenia. K to je czyta bez p rzer­
wy, podobny jest tem u, k tó ry odrazu m nóstwo
m iedziorytów przegląda; jedno w rażenie zacie­
ra drugie.
Nie daj się zmieszać inaczej m yślącym d la­
tego że ich wielu. »Nic niem a, mówi Goethe,
bardziej niedorzecznego n ad większość; składa
się ona z kilku zdolniejszych przewodników,
z nicponiów, stosujących się łatw o do w szyst­
kiego, i z tłum u, k tó ry biegnie za przyw ódcam i,
a nie pojm uje dlaczego ii poco«. A Szyller:
»W iększość jest niedorzecznością, rozum i słu ­
szność m ają zawsze tylko nieliezni«.
W wielkiem zam ieszaniu obecnych czasów
zachowaj spokojny rozsądek. W szystko chce
obecnie człowiek dociec, wszystko zgruntow ac.
Praw do, gdzie się ty k ry jesz przed tą o k ru tn ą
pogonią1?
S ta ra j się o praw ość serca swojego. Serce
m a swoje racje, o k tórych rozum nie wie. S tąd
płynie fakt, że na cały sposób m yślenia lu d z ­
kiego, serce w yw iera swe w pływy. Nie bój się
trudności i ofiar, jakie z poznaniem praw dy
zw ykły się łączyć. P ra w d a chce być zdobyta
siłą i cierpieniem .
N aukę szanuj. Zbyt wiele rzeczy stroi się
obecnie w szatę »nauki«, toteż nie’ jest rzeczą
obojętną, j a k ą naukę m asz szanować. N auka
jest potęgą, jak w publicznem ta k i w pryw a-
tneni życiu.
P raw dę, k tó rą poznajesz, s ta ra j się uczynić
pożyteczną. Znajom ość m nóstw a rzeczy bez
uczynków podobna jest do chm ury bez deszczu.
Ten ty lk o mocno i pewnie praw dę posiada,
kto ją nie ty lk o poznał, ale i w edług niej żyje.
Cieszmy się przeto, że należym y do K ościoła
katolickiego.
RO ZDZIAŁ V.
Prawdziwa i fałszywa nauka .
1. N au k a jest to poznanie albo w yjaśnienie
zjaw isk i rzeczy przez ich przyczyny. — Gdyby
wszyscy ludzie u p raw ia li naukę w sposób go­
dny, to wszystkie n a u k i złożyłyby się na jedną
i jednolitą wiedzę ogólną. A le w ielu u p raw ia
naukę nie dla zbadania praw dy, ale raczej z po­
żądliwości oczu, z pożądliwości ciała i z pychy
żywota.
»Praw dą to jest zbyt dowiedzioną, mówił
Leibnitz, że bardzo uczeni, nie zawsze są oświe­
ceni św iatłem prawdziwem «. A to dlatego, że
obok praw dziw ej, w artościow ej nauki, jest n a u ­
ka m niej w artościow a, a naw et fałszyw a. N a u ­
ka! dla jednych jest ona boginią nieśm iertelną,
dla drugich — dojną krow ą, która im dostarcza
mleka.
Człowiek rozum ny szuka św iatła, któreby
oświeciło i jego sam ego i cel jego życia, jego
przeszłość i przyszłość, a szuka go dla siebie
samego, a nie dlatego, żeby n a u k a istnieć mo­
gła. Czuje się on w praw ie lekceważyć każdą
tak ą naukę, k tó ra nie spełnia ciążącego na niej
obowiązku — w yjaśnienia i popraw ienia w ja-
kibądź sposób w arunków b y tu ludzkiego'.
2. N a u k a jest dobrem, lecz nie jest dobrem
najwyższem. Mówi się o »wolności nauki«.
37

I słusznie, gdyż n a u k a pow inna być wolna od


wszelkich nieupraw nionych wpływów. Lecz
absolutnej wolności n a u k a nie może się dom a­
gać. G ranice swoje nosi w sobie', bez tych g ra ­
nic jest tylko oszukaństw em i kłam stw em . G ra­
nice te stanow i praw da. N auka, k tó ra się
z praw dą nie liczy, jest źródłem zam ieszania
i nieszczęść. Są bowiem niew zruszone praw dy
i te pow inny być dla n auki święte. Ten, kto
uprawia naukę, nie pow inien naruszać praw dy.
N au k a dogm atyczna K ościoła katolickiego
stoi tak silnie, ja k n a u k a o zasadach geom etrji
E uklidesa; obie bynajm niej przez to n ie po­
w strzym ują postępu k u ltu ry i wiedzy. N auka,
powiedział jeden z nowszych pisarzów, sta ła się'„
niew olnicą;4sprzedaje się ją i kupuje, na w szyst­
ko się ona m usi zgodzić, co jej tylko narzuci
o k ru tn y jej w ładca, choćby ją to bardzo poni­
żało. P raw d a, przeciw nie, jest panią, z któ rą
żartow ać nie można, ona się sarna nie sprzedaje
i nie pozwala sobą frym arczyć, trzeba jej bez
zastrzeżeń ulegać.
W skazują nam n a w yniki najnow szej filo-
zofji. Gdzież one są! Tam, gdzie były przed stu
i więcej laty. J e d e n mówi: »Ponieważ jakieś
rzeczy istnieją, m usi też być jak aś wszystko
obejm ująca prarzecz, w której się wszyscy, jak
jesteśm y, nurzam y«. D r u g i pow iada: »Ja
tw ierdzę coś w prost przeciwnego, niem a żadnej
rzeczy, ja ty lk o istnieję, wszystko zaś inne we
m nie pow staje, ja k bańka na wodzie«. A t r z e ­
ci : »Jabym się zgodził, że dw ojakiego rodzaju
rzeczy istnieją, św iat i dusza, jedną wpraw dzie
nic nie wie o drugiej, mimo to obie w skazują
n a coś jednego«. C z w a r t y zaś: »Ani o świę­
cie nic nie wiem, nic też nie wiem o duszy,
i św iat i dusza tylko m i się w ydają, mimo to
nie są żadnym pozorem «. P i ą t y mówi: »Ja
jestem ja i stw ierdzam swoje ja i stw ierdzam to
ja jako niestw ierdzone, a zatem stw ierdzam
jakieś nie-ja«. S z ó s t y : »Przyna jurniej jakieś
wyobrażenie istnieje! A więc jest wyobrażone,
w yobrażający i wyobrażenie, razem trzy«.
3. Zdum ieje się niejeden wobec takiej m ądro­
ści. N iech się nie dziwi, w iadom a to rzecz, że
i najw iększą niedorzeczność można ubrać
w naukow e frazesy i będzie brzm ieć uczenie,
byle tylko była niezrozum iałą. Z najdą się lu ­
dzie, którzy ją uszanują i uczczą, bo wielu
ma respekt przed tern, czego nie ręzum ie, byle
to tylko nie było uciążliw e dla ich nam iętności.
Gdy wielu coś chwali, zap y taj: dlaczego? prze­
konasz się, że nie wiedzą:
Zdobycie praw dziw ej n a u k i jest możliwe, ale
tylko dla tego, kto kocha praw dę. Tysiące szpie­
gów czatuje na twoje ślady, o praw do! ale ty
cichym krokiem w śród nich przechodzisz.
S ta ra j się o praw dziw ą naukę, ale nie prze­
ceniaj przy tern sił swoich. T w oja n a u k a pozo­
stan ie zawsze odrobiną. N iew ielu wie, ja k dużo
trzeba umieć, żeby wiedzieć, jak niezm iernie
m ało się wie. I naw et tę trochę wiedzy, jak ą po­
siadasz, zawdzięczasz więcej Bogu, aniżeli sobie.
Bardzo często, jakieś bezwiedne poczucie, jak iś
fakt n a tu ra ln y prędzej n a praw dę tra fia , a n i­
żeli świadom a refleksja. N ieraz błąd rodzi się
dopiero z zastanow ienia. I czyż nie wszystkie
zdolności i rzeczy, n ad którem i się zastanaw iasz,
zawdzięczasz Bogu, a nie sobie?
W Kościele katolickim praw dziw a nau k a
39

uchodziła zawsze za najw yższe n a tu ra ln e dobro


człowieka.
Jeżeli kiedy, to dziś fałszyw ej nauce trzeba
przeciw staw ić praw dziw ą. — D latego w alka
0 praw dę jest obecnie ta k niebezpieczna, ponie­
waż duch ciemności ow ładnął świecką n au k ą
1 używ a całego stw orzenia, z jego przepychem
i w spaniałością, jako broni przeciw Stwórcy.
RO ZDZIAŁ VI.
Indyferentyzm .
I. Są i tacy ludzie, co się uw ażają za w y­
kształconych, dlatego, że są obojętni względem
wszelkiej praw dy, byle tylko m ogli zaspokoić
swoje zmysły.
Cóż to jest praw da? Praw dziw e jest to, co
jest rzeczywiste, o ile stoi w pew nym stosunku
do siły poznawczej rozum u, t. j. o ile może być
poznane przez swą rację bytu i z tą ra c ją się
zgadza. Ludzkie poznanie jest praw dziw e, o ile
się zgadza ze swoim przedm iotem.
Odpowiednio do swojej n a tu ry człowiek w i­
nien się opierać na rozumie, a rozum odpowie­
dnio do swojej n a tu ry w inien przedstaw iać
praw dę nie jako coś zależnego od siebie, prze­
ciwnie, m usi ją p o j m o w a ć jako coś od siebie
niezależnego i jej się p o d d a w a ć.
Dziedzina praw dy jest dla człowieka rzeczy­
wistością, o ile ta rzeczywistość podpada pod
ludzkie poznanie, o ile ono jest zdolne do tego.
Duch ludzki m ógłby objąć cały obszar zm y­
słowej rzeczywistości, lecz on na tern nie po­
przestaje; pchany szlachetnym instynktem n a ­
tu ry , m usi wyjść poza ten św iat zjawisk, nie
poto, żeby m arzyć, ale żeby poznać to, co jest.
Z pytaniem : Skąd? i Dokąd? na ustach chce
się człowiek dowiedzieć, skąd wszystkie rzeczy
pochodzą, ja k a ich n a jg łę b sz a przyczyna,; dokąd
dążą, czy li ja k i ich cel ostateczny. I to je s t n a j ­
w iększe z a p y ta n ie o praw d ę! W zględem tej
p ra w d y m y ślący człow iek n ie może być oboję­
tn y , gdyż o n a siłą rzeczy s ta n o w i o ca ły m k ie ­
ru n k u ży cia lu dzkiego i jego dążeń.
T y lk o człow iek g łu p io p rz e c e n ia ją c y siebie,
może być w zględem tej p ra w d y o b o jętn y i u ż y ­
w ać p o z o r u p ra w d y do z a k ry c ia sw ej p ychy.
S ta r y C ycero pisze, że »w iększość lu d zi
w sw y ch sąd a ch k ie ru je się m iło śc ią lu b n ie ­
naw iścią, p rz y c h y ln o śc ią lu b w strę te m , n a d z ie ­
ją lu b obaw ą, albo też in n e m ja k ie m uczuciem ;
m niejszość ty lk o sąd zi w edług p ra w d y i p r a w a «.
My w in n iśm y ta k sądzić, ja k ta m niejszość.
O bojętność w ted y ty lk o m oże m ieć ra c ję
b y tu , g d y chodzi o rzeczy bezw artościow e, albo
0 rzeczy jed n ak o w ej w arto ści. P r a w d a zaś jest,
rzeczą n ajce n n iejszą, p ra w d a je s t ty lk o je d n a
1 przechodzi w a rto ś c ią sw oją w szystkie p rz eci­
w ne jej błędy. K tó ż ted y może być względem
p ra w d y o b o ję tn y !
2. In d y fe re n ty z m , t. j. lekcew ażenie p ra w d y ,
je st p u n k tem g ra n ic z n y m now oczesnego obłędu.
P o szu k iw an ie p ra w d y sta ło się dziś ty lk o śro d ­
kiem do celów próżności, p y c h y i żądzy złota.
O ty le ty lk o dziś w ierzy się w rzeczyw istość
rzeczy, o ile one m ogą zaspokoić nam iętn o ść.
Za g łu p ca u w a ż a ją tego, kto p o n ad to troszczy
się o p ra w d ę i rzeczyw istość.
W ielu w y rz e k a się obecnie p ra w d y , bo albo
sądzi, że poza m a te r ją n ie m a niczego (m a te ria ­
lizm ); albo że zdolność p o z n a w a n ia ro z ciąg a się
ty lk o do rzeczy zm ysłow ych (p o z y ty w iz m ); albo
też są z a p a try w a n ia , że błąd zen ie ta k sam o je st
do b re i boskie, ja k p o zn an ie p ra w d y (panteizm ).
A jednak wszyscy uw ażają »prawdę« za swoją
własność, swoje poglądy uw ażają za praw dzi­
we, a zdania innycli poczytują za fałsz. I tak,
nowoczesny św iat jest w ielkiem kłam stw em , jest
błędnym ognikiem na bagnisku grzesznych n a ­
m iętności.
' K ażdy człowiek z n a tu ry swojej szuka
praw dy, p rag n ie jej. To badanie i poszukiw anie
nie jest dla człowieka m yślącego jak ą ś zabaw ką
m yśliw ską; m a ono gorzką powagę, gdyż
w praw dzie leży potrzebna, dla życia siła,
a w fałszu tylko trucizna i zguba. D la kogo
praw da jego przekonań jest obojętna, ten jest
głupszy od dzikusa z dziewiczych lasów, k tóry
b ru d n ą ziemią n a p e łn ia swój próżny i głodny
brzuch.
P racu ję, abym żył, a żyję nie dla tego, żeby
żyć, ale żeby poznać praw dziw y cel i żeby go
osiągnąć. P ierw szą ze w szystkich rzeczą jest
zainteresow ać się praw dą, od tego zależy prze­
znaczenie człowieka, do którego m a dążyć
przez dobrowolne opanow anie siebie.
Człowiek pow inien chcieć poznać praw dę,
a poznanej się poddać, to jest uznać swoją od
niej zależność; zależność ta leży w istocie całego
człowieka. P oddając się praw dzie, człowiek s ta ­
je się wolny. Za swoją dobrą wolę w szukaniu
praw d y jest człowiek odpowiedzialny. B iada
człowiekowi, jeżeli uczynki jego są złe i k tóry
dlatego więcej kocha ciemności, niż światło!
3. J e s t to zgubne oszukaństwo w yrzekać się
szacunku dla praw dy, ab y służyć bałw anow i
dobrowolnie sfabrykow anego »przekonania«. —
Sofizm aty są podporam i wszelkiego nieładu;
przecież każdy truciciel, seksualny m orderca,
czy rew olucjonista działa też pod w pływ em ja ­
kiegoś »osobistego przekonania«.
Czasy, w k tórych wolność m yślenia m iała
praw ne tam y, już przem inęły. Toteż współcze­
sna wolnom yślność sta w ia zasadę: Myśl, ja k ci
się podoba, biada ci jed n ak jeżeli inaczej m yśleć
będziesz, niż ja! W spółczesny człowiek ponad
praw dę staw ia w łasną osobę i dlatego' można
do niego zastosować słow a Cycerona o E p ik u ­
rejczykach: »Czytasz tylko to, co ci pochlebia,
co się zgadza z twoim interesem ; wszystko inne
potępiasz, nie zadawszy sobie naw et trudu, by
to poznać«. Człowiek robi z siebie bóstwo;
w swojem pyszałkow atem sainoubóstw ieniu
m ierzy praw dę swoim interesem , pychą i zm y­
słowością.
Człowiek nie jest Bogiem, ale też nie jest
t y l k o zwierzęciem, przyw iązanem do zm ysło­
wych w rażeń i zmysłowych instynktów . J e st
człowiek zwierzęciem i nosi w sobie zwierzęce
chuci, ale jednak pom iędzy nim a zwierzęciem
istnieje niezm ierzony przedział.
Całe znaczenie zwierzęcia zam yka się li ty l­
ko w dziedzinie ziem skiego by tu i zmysłowego
zaspokojenia zwierzęcych potrzeb. W artość, we­
dług k tórej należy m ierzyć człowieka, nie zale­
ży cd względów m ate/jaln y ch , leży ona n a polu
jego ducha.
N a różnicę pom iędzy człowiekiem a zwierzę­
ciem w skazują: a b strak cy jn e m yślenie, mowa,
ogólne pojęcia i sądy, płynące stą d opanow anie
n a tu ry , które się przejaw ia w postępie przem y­
słu, w rozm aitości produktów sztucznych, dalej,
norm a do oceny tego, co jest praw dziw e, dobre,
piękne, praw e, m ądre, m oralne; wolność woli,
właściwe człowiekowi p ragnienie czegoś, coraz
doskonalszego, czego żadna zwierzęca rozkosz,
choćby n ajbardziej w yrafinow ana, nie zaspo­
koi, wreszcie, sum ienie i świadomość odpowie­
dzialności przed Bogiem.
Zrób człowieka n a j doskonalsze m zwierzę­
ciem, a zrobisz go zarazem najnieszczęśliwszą
istotą. Człowiek m usi chcieć być czemś w i ę c e j
niż zwierzęciem. N a drodze swego życia m usi
on spoglądać ku gwiazdom wiecznej praw dy,
inaczej spadnie niżej zwierzęcia. Zwierzę może
żyć jak zwierzę, ale człowiek m usi żyć ja k czło­
wiek i dlatego nie wolno m u być obojętnym dla
praw dy.
4. Poznać doskonale całą praw dę przechodzi
siły człowieka; bo* choć nie jest on tylko zwie­
rzęciem, ale nie jest też i Bogiem. O kazuje się
to widocznie i z zależności jego bytu, i z nędzy
jego istoty, i z chaosu jego dążeń i pragnień,
i z ograniczoności jego poznania.
W dziedzinie tego, co ziemskie, ja k i w dzie­
dzinie tego, co nadziem skie zaw iera się wiele
tajem nic dla ducha myślącego. N iejedno p o tra ­
fią ludzie zbadać, ale więcej jeszcze pozostanie
przed nim i zakryte. Im bardziej rozszerza się
ludzka nauka, tern więcej ciem ności wchodzi
w rozszerzony w idnokrąg ludzkiego poznania.
Lecz dlatego, że wielu rzeczy człowiek nie zna,
nie pow inien gardzić tą odrobiną, k tó rą poznać
może i poznać powinien.
D la zwierzęcia praw da jest najciem niejszą
nocą; dla anioła jest ona jaśniejsza nad słońce;
dla człowieka jest ona św iatłem o zmroku, jest
odbiciem wiecznego słońca w stw orzonych rze­
czach. Zadanie życia człow ieka na tern zależy,
aby przez dobre użycie dóbr ziemskich dotarł
do źródła praw dy. I jakżeż człowiek m ógłby być
obojętny względem praw dy?
P rz y ograniczoności poszczególnego człowie­
ka we w szystkich dziedzinach życia, jego pozna­
nie praw dy i rzeczywistości jest czemś ułam ko-
wem; jeśli człowiek chce wyżyć, m usi je ze
wszech stron uzupełniać, spuszczając się na cu­
dze zdanie. Człowiek z n a tu ry swej nie tylko
jest zależny od sił przyrody, które dla niego są
obce, lecz i od cudzej powagi. K toby we w szyst­
kich rzeczach chciał polegać jedynie na wła-
snem dociekaniu, ten byłby szalonym, zgoła nie­
zdolnym do istn ien ia n a ziem i.'
Ten tylko znajdzie prawdę-, o ile ona dla nie­
go pożyteczna, kto ją ukochał, kto sam jest
praw dziw y, czyli kto chce sobie i drugim
śm iało praw dę powiedzieć.
N iepraw dziw ość jest cechą ludzi przykutych
do ziemi. S tąd też Apostoł upom ina: »Nie k łam ­
cie jedni drugim/c.1
Człowiek może bez w łasnej w iny zagrzęznąć
no części w błędach. To pełne posiadanie p raw ­
dy, które, jako wielki gościniec do zbawienia,
Opatrzność przeznaczyła dla ludzi, d la niejedne­
go człowieka, może być bez jego w iny niedo­
stępne. K ażdem u jednąk, kto jest dobrej woli,
Opatrzność daje tak i stopień łask i i św iatła,
jak i jest konieczny dla uniknięcia wiecznej zgu­
by. W każdym razie posiadanie całej praw dy,
przeznaczonej dla ludzkości, jest szczęściem.
B łądzący, naw et bez w iny, jest jako błądzący
godzien pożałow ania. D latego nie wolno czło­
wiekowi zachować się obojętnie wobec praw dy.
Tndyferentyzm jest więc w ystępkiem wzglę-

1. K olos. 3, 9.
dem ludzkiej n a tu ry : dom aga się on od .rozumu
przyjęcia tego sofizm atu, że w szystkie sprzecz­
ności są w gruncie rzeczy ze sobą zupełnie zgo­
dne; dom aga się od człowieka, aby obojętnie
i bezm yślnie szedł naprzeciw strasznej a lte rn a ­
tyw y, k tó ra w k ró tk im czasie stanie przed nim
w godzinę śmierci.
Od trucizny indyferentyzm u n ajlepiej się za­
bezpieczymy, jeżeli życie prow adzić będziemy
w edług n au k i K ościoła katolickiego.
RO ZDZIAŁ V II.
Wolnomyślność.
1. Są ludzie, którzy in teresu ją się praw dą li
tylko dla zabicia czasu. W ychodzą oni z tego za­
łożenia, że praw da nie istnieje, lub jeżeli istn ie­
je, to przez ludzi nie może być poznana. I cho­
ciaż znalezienie praw dy uw ażają za niemożliwe,
to jednak w szukaniu jej d o p a tru ją się najw ięk­
szej m ądrości. W edług nich może sobie człowiek
dowoli według upodobania, tw orzyć przekona­
n ia; może je uw ażać za praw dę, chociaż wie, że
p raw d y poznaw alnej niem a, W jakikolw iek spo­
sób być przekonanym o czemś, byle nim być,
to już według nich znaczy w szystko; o czem zaś
jest się przekonanym , — czy o praw dzie, czy
o fałszu — to rzecz obojętna.
W olnom yślność poprzednich wieków u ję ła to
swoje stanow isko w n a stę p u jąc ą przypowieść.
B ył pewien mąż, k tó ry posiadał drogocenny
pierścień. Poniew aż m iał trzech synów, a każ­
demu z nich chciał pierścień zostawić w spadku,
kazał zrobić dw a fałszyw e zupełnie -do praw dzi­
wego podobne. P o śm ierci ojca wszyscy synowie
otrzy m ali pierścienie i każdy był przekonany,
że tylko jego pierścień praw dziw y. I cóż to szko­
dziło, że dw aj z nich byli w błędzie, kiedy
wszyscy byli zadowoleni'? N a posiadaniu więc
praw dziw ego pierścienia nic tu nie zależało;
zn aczenie m iało tu ty lk o podm iotow e z a p a try ­
w anie.
P o d o b n ie rzecz się m a, m ów ią w olu om y sini,
z p ra w d z iw ą i fałszy w ą re lig ją ; w szystkie, n a ­
w et n a jb a rd z ie j z sobą sprzeczne re lig je , m ogą
człow ieka zadow olnić; n a praw dziw ości' re lig ji
w cale n ie zależy.
2. T a k a w olnom yślność je st n ieg o d n a czło­
w iek a; j e s t ona córką k ła m stw a , a m a tk ą o b łu ­
dy. F ałszem jest, ażeby p ra w d a i b łą d m ia ły
je d n a k ą w arto ść.
W olnom yślność jest nieszczęściem człow ie­
ka. C złow iek może znaleźć szczęście ty lk o
w przedm iotow ej p ra w d zie i rzeczy w isto ści;
m usi dążyć rzeteln ie do jej p oznania. P o zó r
p ra w d y n ig d y nie zdoła za stą p ić rzeczyw istej
p ra w d y . T ylko rzeczy w ista p ra w d a może u cz y ­
nić n as w olnym i, b y śm y nie żyli ja k n ie w o ln i­
cy czy to p ra c y czy rozkoszy. B łąd je st ch w iej­
n y, słab y , zm ien ia się w edług u p o d o b an ia;
p ra w d a zaś stoi m ocno, ja k a r m a ta : w k tó rą k o l­
w iek n a k ie ru je s z ją stro n ę, zawsze w b łą d tr a f ie
może.
N ic n iem a b ard ziej fałszyw ego i sm utnego,
ja k to osław ione zdanie L e s s i n g a , że w ieczne
dążenie do p ra w d y n ależ y w ięcej cenić n iż sam o
jej po siad an ie. R ó w n ie m ąd rze m o żnaby p o w ie ­
dzieć, że w ieczne p ra g n ie n ie i w ieczne m a rz n ię ­
cie je st lepsze, an iżeli orzeźw iające źródło lu b
ciepły, ożyw czy p ro m ień słońca.
D uch w olnodum cy n ie u z n a je n a w e t w ieczne­
go p ra w a m oralnego. A b y ło b y przecież rzeczą
d o p ra w d y dziw ną, g d y b y ty lk o »człowiekowi-
zw ie rzę ciu « w olno b y ło d ep tać w szy stk ie p r a ­
w a, d la za sp o k o je n ia sw oich z a ch cian e k i k a ­
prysów .
W sk u te k ta k ie j w oln om yślności doszło do te ­
go, że pew ien m y ślic ie l m ógł się odw ażyć n a t a ­
kie zdanie, iż »św iat dzieli się n a ło tró w i głup-
ców«; różnicę m iędzy d aw n y m , a now oczesnym
pogan izm em w idzi w tern, że ja k d aw n y niebo
n a p e łn ia ł bogam i, ta k dzisiejszy z a lu d n ia św iat
d jab łam i.
Życie ludzkie w ted y ty lk o m a znaczenie, k ie ­
dy się je w y p ro w ad za od pierw szej p rz y czy n y ,
a p ro w a d zi do o stateczn eg o celu. C złow iek żyje
n a ziem i, ab y z a l e ż e ć od p ra w d y ; k to -z a ś
człow ieka zo staw ia sam em u sobie, te n go czyni
strasz y d łe m .
Życie lu d zk ie je st d ro g ą w iodącą do o k reślo ­
nego celu; ono nie jest spacerem , d la k tó reg o
każda d ro g a jest d obra. Dla życia nie je s t rzeczą
obojętn ą, ja k ą d ro g ą pójdziesz.
Życie tw oje n ie jest d la siebie celem , je st ono
ty lk o p lacó w k ą dla o siąg n ięc ia celu. Życie po­
w inno być ro lą, w k tó re jb y m ąd ro ść m o g ła za­
p uścić k o rzen ie; jeżeli w tę rolę n ie rzucisz
z iarn a, n ie u ro śn ie ci z n iej drzew o p rz y n o szą­
ce owoc.
S k o ro istn ie je cel życia, to może on być t y l ­
ko w przyszłości, boć szybko m k n ą c a i o g ra n i­
czona obecność n ie może być celem ; może być
ty lk o śro d k iem w io d ącym do celu.
C h rz e śc ija n in k a to lik p o tra f i ro zró żn ić p o ­
m iędzy b łąd zą cy m a błędem , pom iędzy b łą d z ą ­
cym bez sw ej w in y a b łąd zący m dobrow olnie.
B łęd u n ien aw id zi i g ard zi nim , błąd ząceg o w do­
b re j w ierze ż a łu je i u n ie w in n ia , ale przez to
n ie je s t 011 jeszcze w o lnom yślnym , gdyż pom ię­
dzy błędem , n aw et z d o b rej w ia ry pochodzącym ,
a p ra w d ą w idzi on isto tn ą , g łęb o k ą różnicę.

Chrzęść, filo zo f ja życia.


RO ZDZIA Ł V III.
Zagadnienie celu.
1. N ajw ażniejszą z kw estyj, narzucających
się m yślącem u człowiekowi, jest w łaśnie kwe-
stja celu, celowości, celowego dążenia.
Cel rozstrzyga o w artości każdej rzeczy; roz­
strzyga również o w ykonaniu jakiegoś pom y­
słu praktycznego, czy przedsięwzięcia, określa
również w ykonanie każdej praktycznej m yśli,
każdego przedsięwzięcia.
Z egarek m a za cel oznaczać jak najlepiej
czas; jeżeli to zadanie spełnia, jest dobrym ze­
garkiem , jeżeli nie spełnia — złym, choćby ja ­
ko drogocenny m etal m iał pew ną w artość.
Cel oka zależy na tern, aby w idziało w spo­
sób odpowiedni dla organizm u. I jeżeli tem u ce­
lowi dobrze odpowiada, jest dobre, jeżeli zaś
tego celu nie spełnia — złe.
Jeżeli ktoś przedsiębierze jak ąś spraw ę, m u ­
si przedew szystkiem wiedzieć, jak i jest jej cel,
bo odpowiednio do tego będzie w ybierał środki,
a więc n. p. nie wsiądzie do pociągu idącego n a
północ, gdy cel jego podróży jest na południu.
Człowiek działający bezcelowo, dowodzi, że
nie posiada należytego rozumu.
J a k oko, ucho, ręka, noga m ają określony
cel, tak też bez w ątpienia i cały człowiek cel
tak i m usi mieć.
51

2. P o m ię d zy ro z m a ite m i celam i, ja k ie k aż d y
człow iek m a tu n a ziem i, m u si być cel jeden
n ajw y ż szy i o sta tn i, do k tó reg o się in n e odnoszę,.
A w szy stk o tu n a ziem i m a p o m ag ać człow ie­
kow i do tego, a b y odpow iedział n ajw y ższem u
i o sta tn ie m u celowi. _ t .
I k to sp ełn ia cel ży cia swego, m ian o w icie ten
n ajw y ż szy i o stateczn y , te n je s t d o b ry m czło­
w iekiem . Może k to ś b y ć d o b ry m m alarzem , .ale
zły m człow iekiem i p rzeciw nie, złym m alarzem ,
a d o b ry m człow iekiem .
Z drow ie, s iły fizyczne, zdolności — w szystko
to m a d la człow ieka w ielk ą w arto ść, lecz n ie n a
n ic h p o leg a w łaśc iw y cel jego życia. R aczej
przez n a le ż y te ich u ży w an ie p o w in ien zdążać do
sw ego celu.
K to n ie sp e łn ia sw ego n ajw y ższeg o i o s ta te ­
cznego celu ży cia je st czems bezpożytecznem ,
żyje n a d a rm o , ży je n a w ła sn ą zgubę.
S ługę, k tó ry sw ojego celu n ie sp ełn ia, w y ­
d a la się; m io tłę iłie z d a tn ą do z a m ia ta n ia łam ie
się n a k a w a łk i i rz u ca w piec.
J e s t to d la . człow ieka sp ra w a n ajw ięk sz ej
doniosłości, by p o zn ał sw ój o statec zn y i n a j ­
w yższy cel ży c ia ; m u si w iedzieć poco o sta te ­
cznie n a św iecie istn ie je . .
J a k ż e b y p ie lg rz y m p o tr a f ił w y b ra ć z p ośród
w ielu d ró g w łaściw ą, g d y b y n ie w iedział, do­
k ą d m a iść i d o k ąd chce iść? Ja k ż e b y człow iek
m ógł dobrze żyć, g d y b y n ie w iedział, poco żyje?
Z ew n ętrzn a łu p in a lu d zk iej eg z y ste n c ji nic
da z a d a w a la ją c e j odpow iedzi n a k w e stję celu.
N ie m ożna też u m k n ą ć od n ie j przez zajęcia
św ieckie, czy choćby duchow ne. Z n ac zen ia bo­
w iem ży cia n ie w y c z e rp u ją in te re s y z d n ia n a
dzień sp ełn ian e.
4*
Tak, nie w zakresie zewnętrznego św iata le­
ży cel człowieka. Tego, co św iat ofiarow ać może,
zbyt często n ie.o trzy m u ją ci, co na to zasłużyli;
a to co wogóle otrzym ują, nie zadaw ala ich
zgoła.
I choćby pewne przyjem ności życia m ogły
człowieka na jak ą ś chwilę zaspokoić, to ciągle
będzie się nasuw ać p y tan ie: A co dalej? Poco
to wszystko? J a k i jest ten najw yższy p u n k t wi­
dzenia, z którego człowiek m a spoglądać i oce­
niać pracę swego życia?
W jak i sposób poznaje człowiek swoje n a j­
wyższe i ostateczne zadanie życia? Nie zawsze
poznaje się cel jak iejś rzeczy z jej właściwości;
m ożna n. p. użyć k am ienia do w bijania gwoździ,
ale stąd nie w ynika, że ta k i jest cel kam ieni.
Ale jeżeli przyczyna w ew nętrzna jakiegoś
bytu nadała m u stały, określony kierunek, to
trzeba stąd wnosić, że w tym k ieru n k u jest to,
co w skazuje n a cel tego bytu.
N asuw a się więc przedewszystkiem pytanie:
Skąd pochodzimy? Co jest najgłębszą ra c ją n a­
szej istoty?
RO ZDZIAŁ IX .
N asze pochodzenie •
1. Zew nętrzne i w ew nętrzne doświadczenie
mówi mi o istn ien iu św iata i o m ojem w łasnem
istnieniu. I ta znajom ość o p a rta na doświadcze­
niu nie ulega żadnej wątpliwości.
Lecz skąd pochodzi moje w łasne »ja«? Skąd
cała n a tu ra ? Czy sam jestem przyczyną swoje­
go' bytu?
Skąd to św ietlane praw o mojego poznania;
skąd ten potęgi pełen porządek, którem u czuję
się w moich prag n ien iach uległy? Skąd ta celo­
wa h a rm o n ja instynktów , które żądają odemnie
jakiegoś kierunku, odpowiedniego' zasadzie mo­
raln ej ?
Skąd to cudowne urządzenie mego o rg an i­
zmu, którego żaden duch ludzki jeszcze nie
pojął? , p
Skąd moje sum ienie? — Bo chociaż jego
święte, nieprzedaw nione n igdy p raw a płyną
z m ojego poznania, nie pochodzą one wszakże
z mojej praw odaw czej powagi. Nie ludzka wola
m ię związała, gdyż ona dosyć często burzy się
przeciw ko więzom, i tylko zmuszona nosić je
musi.
Skąd cały św iat z jego zm ianam i, przeobra­
żeniam i i rozwojem? R ozw ija się poszczególny
człowiek, rozw ija się zwierzę, roślina się rozwi-
ja, rozw ija się system gw iaździsty i p lan etarn y .
A w szystko co się rozw ija, ja k tw ierdzi nauka,
ma jak iś początek. M niem anie, że rozwój ten
może być odwieczny, jest niedorzecznością.
I któż n a początku św iat stw orzył! N a to p y ­
tan ie jest tylko j e d n a odpowiedź: »Na po­
czątku stw orzył Bóg niebo i ziemię«.
2. Ju ż to samo, że przekonanie o bycie ja ­
kim ś nieskończonym, o istocie wszechwładnej,
istnieje u wszystkich, ta k różnych m iędzy sobą
narodów, jest wskazówką, że m a ono podstaw ę
w rozum nej natu rze człowieka. W szystkie rze­
czy na tym świecie są w arunkow e, p rzypadko­
we, m ogłoby ich nie być, lub m ogłyby być in-
nenii niż są, od czegoś więc innego m ają prze­
znaczenie, żeby były, a by ły takiem i, jakiem i
są. To coś innego nazyw a się »przyczyną«, któ­
ra znów suponuje ja k ą ś in n ą przyczynę. C ała
zaś se rja w arunkow ych przyczyn suponuje ja ­
kąś pierw szą bezw arunkow ą przyczynę, gdyż
inaczej skutek byłby większy od przyczyny.
T ak więc jest jed n a przyczyna pierw sza, k tó ra
rację swego b y tu m a sam a w sobie, nie w ezem
i linem.
W szystkie rzeczy na świecie przy zm ianach,
jak im podlegają, zależne są od obcych w pły­
wów. S tąd zaś w ynika, że m usi być jak aś isto­
ta, k tó ra jest przyczyną zm iany, a sam a zm ia­
nie nie ulega.
Odnosi się to przedew szystkiem do przedm io­
tu rozum u ludzkiego .i woli ludzkiej. Tym
przedm iotem , Avywierającym ustaw iczny w pływ
n a ducha naszego, jest praw da i dobro wogóle.
Otóż dobro i p raw d a w swej ogólności nie może
być czemś rzeczywistem, m usi jednak mieć
podstaw ę w czemś, co jest rzeczywiste. Podsta-
9 9

55

wy tej nie m a w moim rozumie, bo dobro


i praw da istn iały b y , choćby mojego rozum u nie
było; nie mogą też m ieć swej najgłębszej pod­
staw y w rzeczach n ietrw ały ch i zm iennych, bo
p rzedstaw iają m i się jaku wieczne i niezm ienne.
M uszą przeto swoją najgłębszą podstaw ę miec
w wiecznej i niezm iennej rzeczywistości.
Poza tym p rzeto zm iennym św iatem m usi
być jaikaś rzeczywistość, n a k tórej się wszelka
praw da i wszelkie dobro opiera. T a rzeczyw i­
stość m usi być wieczna i niezm ienna. A ze
w s z y s t k o , co jest na ty m święcie, jest zm ien­
ne, m usi przeto zależeć od tej istoty, czyli od
tej rzeczywistości. Tę zaś rzeczyw istą istotę,
k tó ra sama. w sobie niezm ienna i niezależna,
k tó ra potęgą swej praw dy i dobra n a wszystko
w pływ a i w szystkiem rządzi, nazyw am y Bo­
giem. M am y więc ściśle logiczny dowód, że Bóg
istnieje. . ,,
3. B ytności B oga można prócz tego dowieść
z celowego urządzenia n a tu ry : N ie zostawił,
siebie bez świadectwa, bo ja ko dobroczyńca da­
wał z nieba deszcze i urodzaje, k a rm ił nas i w e­
selem serca nasze napełniał. 1_— P y ta j się b y­
dła i nauczy cię, i ptactw a niebieskiego i oka-
żeć. Mów do ziem i, a odpowie tobie, i będąc po-
wiadae ry b y m arskie... to w szystko ręka P ańska

W szystkie siły w n a tu rz e d ziałają według


pew nych praw , w szystkie g a tu n k i istot w nie­
zliczonych jednostkach swoich przez swój byt
i działanie przeznaczone są do pew nych sk u ­
tków, w k tórych p a n u je ład i celowość. Oznaczo­
nym celom n a tu ry podległe są w szystkie rze-
1. D zieje 14, 16.
2. Job. 12, 7—9.
66

czy, a także ludzie pod najrozm aitszem i wzglę­


dami. P rzytem , pom iędzy niezliczonem i i tak
różnem i istotam i zachodzą tysiączne wzajem nie
sp latające się związki, jest porządek, obejm ujący
cały wszechświat. Gdzie zaś jest porządek i ce­
lowość w skutkach, tam i w przyczynie m usi
być porządek i celowe dążenie.
»Przypadek« jest wym ówką nieuctw a. Bo
gdyby naw et przez nieskończone w ieki surowe
siły bezm yślnie i bezcelowo działały, nie zdoła­
łyby ukształtow ać a n i jednego tw oru. »P rz y p a -
dek« jest i pozostanie bożkiem głupców.
Gdzie jest cel, tam też m usi być przyczyna,
ten cel stanow iąca. Postaw ienie zaś celu i dąże­
nie do niego może w yjść tylko od istoty, o bda­
rzonej rozumem i wolą. W szechśw iat zatem jest
dziełem jak iejś istoty, k tó ra m ądrością swoją
nad w szystkiem pąnuje. Ta isto ta nazyw a się
Bogiem.
4. Na szczególną uw agę zasługuje prawo- mo­
ralne, przedstaw iające się w um yśle człowieka
jako sumienie. Nie jest ono tylko poznaną ideą;
jest ono rozkazem, praw em ; do- jego zachow ania
człowiek czuje się zobowiązany. S toi ono silniej
niż n ajjaśniejszy czyn naszej samowiedzy. S u­
m ienie jest w yrażeniem woli wyższej, k tórej się
człowiek czuje bezwarunkow o i we w szystkich
szczegółach podległy. Żadna moc w świecie, ża­
dne usiłow anie, żadne naw et przyzw yczajenie
nie zdolne jest zdusić głosu sum ienia. Sum ienie
jest wszczepione w sam ą istotę człowieka. Ten,
k tó ry stw orzył człowieka, dał mu też i sum ienie.
W natu rze ludzkiej leży dalej popęd do szczę­
śliwości, do dobra nieskończonego, a ponieważ
w natu rze rzeczy niem a popędów, któreby wo-
góle nie były zaspokojone, przeto m usi być ja-
kies niesk o ń czo n e dobro, k tó re b y m ogło uszczę­
śliw ić i zaspokoić człow ieka.
5. D alszy dowód n a istn ie n ie B oga p ły n ie
z konieczności w ia ry w B oga. Żaden b łą d nie m o­
że być k o n ieczn y m w a ru n k ie m is tn ie n ia ro d z a­
ju ludzkiego. A p oniew aż dla is tn ie n ia człow ieka
konieczne je s t n a rzeczyw istości o p a rte p rz ek o ­
n a n ie o is tn ie n iu B oga, w ięc p rz ek o n an ie to n ie
może być błędem .
N asien ie p o zn aje się z owoców. Ja k ie ż owoce
w y d a je w ia r a w B o g a? J a k ie owoce w y d aje za­
przeczenie is tn ie n ia B o ga? Z tw ierd z en ia, że nie-
m asz B oga, w y p ły w a p rz ek o n an ie o w łasn ej n a ­
szej niezależności, a z p rz e k o n a n ia o n aszej n ie ­
zależności pochodzi w szelkie zło. B ez u z n a n ia
B oga, b y łb y ro d zaj lu d zk i zbiorow iskiem za ro ­
zu m ia ły c h p y szałk ó w i w y ra fin o w a n y c h zw ie­
rz ąt, k tó ry c h n ie m o żn ab y n a w e t grozą b a ta
p o w strz y m a ć od ro z s z a rp y w a n ia się w zajem nie.
D lateg o to ju ż P la to pow iedział: »K to reli-
g ję u su w a, u su w a fu n d a m e n t lu d zk ieg o społe-
ezeństw a«. A P lu ta r c h : »Ł atw iej je st m iasto
w p o w ietrz u zbudow ać, ja k społeczność ja k ą ś
lu d zk ą u tw o rz y ć bez w ia ry w n ad z ie m sk ie po-
tęgi«. F r y d e r y k I I p ru s k i rz ek ł: »W ielki tłu m
je s t to k a n a lja , z k tó rą b y m bez B oga nie ch ciał
m ieć do c z y n ie n ia « / S łow a te odnoszą się nie
ty lk o do p ro s ty c h tłum ów , ale jeszcze w ięcej
do stan ó w ta k zw an y ch w yższych i do całej
ludzkości.
G dy uczony, n ib y to ośw iecony n a u k ą , tw ie r­
dzi, że n ie m a B oga, to słu c h a ty c h ' słów
zw ierzch n ik i m ów i sobie: »N iem a w ięc i s p r a ­
w ie d liw o ś c i. S łu c h a teg o k u p iec lu b p rz em y sło ­
w iec i dod aje: »A w ięc n ie m a r a c ji być uczci­
w y m i S łu c h a teg o złodziej i m o rd e rc a i tw ier-
58

dzi: »W szelkie poczucie odpowiedzialności jest


głupstwem «. S łucha tego m io tan a nam iętno­
ściam i młodzież i woła: »Niemasz więc cn o ty «.
S łucha tego uciśniony robotnik i p y ta: »Poco
cierpliwość i p ra c a ?« Słucha tego poddany i nie
wie, dlaczego* m a dalej słuchać zwierzchności.
Słusznie tedy pow iedział pew ien m ąż stan u :
»Jeżeli nauka, że niem a Boga, przeniknie do
tłum ów , k tórych nędza grozi ciągłem niebezpie­
czeństwem bu n tu i rozpasaniem się chciwości ^—
to z wszelką pewnością w ybuchnie rew olucja;,
krew poleje się po ulicach i wśród huku s trz a ­
łów, można będzie słyszeć straszne w ołania roz­
bestwionego pospólstw a: »Nie chcemy słyszeć
0 Bogu, o życiu przyszłem , o niebie. N auka do­
wiodła, że to wszystko przyw idzeniem jest
1 kłam stw em . Nie chcemy tego. Niech sobie bę­
dzie piekło, czy n irw an a, byleśm y użyli w szyst­
kich rozkoszy, jak ie ją m ogą poprzedzać «. G dy­
by ta k tłu m y postąpiły, cóżby zrobiły nielogi­
cznego? W yciągnęłyby tylko w nioski z p rzy ­
puszczeń niedow iarka profesora, którego może
dziś państw o opłaca. P o jętn y m uczniom zagro-
żonoby arm atam i, a uczonego ich m istrza wzię­
łoby państw o w opiekę. Czyż to nie krw aw a
ironja?«
6. J e st więc Bóg i od niego wszystko pocho­
dzi: i ja i to, czem jestem , i to co mam. J a je­
stem w łasnością Boga. A mój b y t możeż być bez­
celowy? Czyż mogę być igraszką przypadku-lub
jakiegoś grym asu?
M usiał Bóg, kiedy św iat stw arzał, działać
celowo, kto działa bez celu, ten działa nierozu­
mnie. Bóg m usiał, stw arzając św iat, uszanow ać
siebie samego o ile jest praw dą, praw em i po­
rządkiem . Bóg jest z siebie samego wszystkiem ,
mKM

59

a inne rzeczy sam e z siebie są niczem. M usiał


więc Bóg wszystko dla swej chw ały stworzyć.
W szystko tedy jest od B oga i wszystko dla Bo­
ga, ale każda rzecz n a swój sposób. Także czło­
wiek, najszlachetniejsze stw orzenie boże n a tym
w idzialnym świecie, dlatego* jest stw orzony, aby
jako człowiek B oga uczcił. Człowiek więc, jako
stworzenie, czci B oga przez swoje istmieniie;
jako człowiek — przez swoje zachow anie się
względem niego; jako dobry człowiek przez do­
browolne spełnianie woli jego świętej.
Czasy obecne m ają wiele dobrego, ale też
i wiele złego. N ajw iększe zło leży w lekceważe­
niu B oga i w chęci obchodzenia się bez Boga,
owszem pozbycia się Boga.
Do najw iększych dobrodziejstw, jakie za­
wdzięczamy Kościołow i katolickiem u, trzeba za­
liczyć to, że Kościół ten podaje nam w pełnej
żywotności praw dę o istnieniu Boga.
RO ZDZIAŁ X.
Stw orzen ie .
1. Bóg stw orzył św iat z niczego; wszelkie
inne w yjaśnienie św iata jest niedorzecznością.
Mówiono niegdyś o jak iejś wiecznej m aterji.
Lecz niem ożliw ą jest rzeczą, aby m ate rja była
istotą niestw orzoną ii od sam ej siebie pochodziła.
Isto ta taka, odpowiednio do swego określenia,
byłaby niezłożona, niezm ienna i nieskończenie
doskonała. M aterja zaś, ja k to w skazuje już
sam o jej pojęcie, jest złożona,,zm ienna i o g ra ­
niczona. Z siebie sam ej m ate rja nie jest prze­
znaczona do tego lub owego położenia, do tego
lub owego rodzaju ruchu, owszem właściwością
jej jest być poruszaną przez in n ą istotę. M ate­
rja jest ze swej istoty obojętnem ułożeniem
obok siebie wielu cząstek. A więc przed m aterją
i ponad m aterją m usi naprzód być jak aś jedno­
lita istota, k tó ra pierw otnej m aterji dała byt
i siły n a tu ra ln e , u k ład a jąc je w cudownym
porządku.
W taki więc sposób św iat, którego kiedyś nie
było, w pewnym czasie został pow ołany do by­
tu. A jak cały św iat został przez kogoś stw o­
rzony, tak i człowiek drogą stw orzenia, a nie
inną otrzym ał swój byt,
Objawienie Boże opowiada h isto rję stworze-
nią św iata i mówi, że św iat ten został utw orzo­
ny z m a te rji »pustej i próżnej«.
Pismo św. mówi o sześciu dniach stw orze­
nia, nigdzie jednak nie objaśnia, ja k m a być
w yraz »dzień« rozum iany. S tąd to jedni przez
»dzień« rozum ieją przeciąg czasu dwudziesto-
cztero-godzinny; drudzy w tych dniach widzą
niezm iernie długie, n astępujące po sobie epoki;
inni zaś tw ierdzą, że tych sześć dni to sześć
obrazów, w jakich Bóg przedstaw ił Mojżeszowi
stw orzenie św iata.
2. Jeżeli człowiek jest stw orzony, to stw o­
rzony jest nie przez siebie, lecz przez kogoś in ­
nego, przez Boga.
Z siebie człowiek nic nie posiada. Ostatecznie
od Boga m a wszystko: b y t i życie, ciało i duszę,
rozum i wolę. J e st on od B oga zależny w ca­
lem swojem istnieniu i w w ykonyw aniu w szyst­
kich swoich czynności. W Bogu jesteśm y, żyje­
m y i działam y.
Z ty tu łu naszego stw orzenia w ypływ a n a j­
przód całkow ita nasza zależność od Boga. J e ­
steśm y zupełną w łasnością Boga, to znaczy, że
jesteśm y zależni od B oga i do niego p rz y n a ­
leżni. Stw orzenie należy do B oga jako do swego
pierwowzoru, jako do przyczyny swego bytu,
jako do swego przeznaczenia i swojej szczęśli­
wości.
Jakkolw iek każde stw orzenie posiada w łasną
istotę i n atu rę, przez k tó rą tak, a nie inaczej
działa, m im o to nie przestaje być od Boga zale-
żnem, owszem więcej jest zależne od niego, niż
fig u ra albo k sz ta łt jak iś od m ate rja łu , z któ re­
go został utw orzony, jest to atoli innego* rodza­
ju zależność. Bóg jest mi bliższy, niż ja sam so­
bie, od niego w i ę c e j zależę, niż od siebie.
Stąd, że n as Bóg stw orzył, płynie dalej n a j­
ściślejsza nasza do niego przynależność. Bóg nie
stw arza an i w skutek potrzeby, czy ubóstwa,
czy też chęci w zbogacenia się; tw orzy on z czy­
stej dobroci, każdej rzeczy daje w łaściw ą jej
doskonałość, przez któ rą jest podobna do Boga.
K ażda rzecz stw orzona jest śladem Boga, czło­
wiek zaś jest czemś więcej, bo w izerunkiem
Bóstwa.
K ażde stw orzenie nosi w głębi swej istoty
urzeczyw istnioną m yśl bożą; w jego zaś bycie,
w jego naturze, w jego działaniu przejaw ia się
w jak iś sposób doskonałość boża. Stw orzenia
istn ieją przez Boga, u Boga i w Bogu. Żadna
isto ta nie trw a ta k w łonie rodzicielskiem , jak
stw orzenie w łonie Stw órcy.
Ta. zależność i przynależność m usi nas z B o ­
giem łączyć w najściślejszy sposób. Sam z sie­
bie jestem biedny, słaby, bezradny, jestem ni-
czem; z B oga m uszę być czemś wielkiem , wznio­
słem, boskiem.
Z tego, że Bóg stw orzył człowieka, płynie
dla niego ten obowiązek nad obowiązkam i:
uznanie swej zależności od Boga, uznanie się
za jego własność. Człowiek jest od Boga i dla
Boga.; n ig d y nie może się z pod tej zależności
i przynależności uchylać.
Z ty tu łu stw orzenia w ypływ a także, że
wszystko co jest, jest w ł a s n o ś c i ą Boga.
W szystko pochodzi od Boga i do B oga winno
wrócić. Stw orzenie sam o z siebie nic nie ma,
niczego Avięc nie może sobie przywłaszczać. Gdy
zaś otrzym anych od Boga darów, Bogu nie
zw raca, lecz dla siebie zatrzym uje, popełnia r a ­
bunek i niespraw iedliw ość.
W skutek samopoczucia człowiek bardzo ła-
' '.V. »

i .\ >
■' it; * '
63

two popada -w to złudzeni©, że się uw ąża za


p a n a tego, co m u Bóg tylko pożyczył i myśli,
że ofiarę Bogu przynosi ze swej własności, gdy
coś u jego stóp składa. Z tego złudzenia rodzi się
w nas to upodobanie w sobie, że wszelką po­
chwałę przyjm ujem y jako należną nam d a n i­
nę; rodzi się stą d ta przesadna drażliw ość, gdy
nas kto n a honorze dotknie; stąd również to
nasze zdziwienie, gdy kto zaparłszy się w szyst­
kiego na świecie, w stępuje do klasztoru.
3. P raw dziw a m ądrość prowadził do Boga
i w Bogu zn ajd u je swój spoczynek i życie.
Czego Bóg od człowieka żąda i ezem czło­
wiek być powinien, w skazuje m u to najprzód
s u m i e n i e . Sum ienie jest głosem Boga. K to
sum ienie obraża, ten nie ty lk o postępuje szko­
dliwie, nierozum nie, nieszlachetnie,, lecz nadto
staje się nieposłusznym względem swego S tw ór­
cy, podnosi bu n t przeciw ko swemu P an u , w y­
wyższa, się ponad Boga.
I nie tylko to. Zadaniem człowieka jest czcić
Boga pą^ez spełnianie jego woli świętej, poto
żyje na ziemi. K to więc grzeszy, ten okrada Bo­
ga z przynależnej m u czci, ten Boga. z n i e w a -
ż a. Czyż Bóg święty, spraw iedliw y, będzie na
to obojętny? Czyż stanow isko, jak ie człowiek
zajm ie wobec woli bożej, będzie bez znaczenia
dla w iekuistego jego losu?
K to wypełnia, wyznaczone sobie przez B oga
zadanie, m usi wkońcu zostać szczęśliwym; kto
się z tego zadania w yłam uje, m usi być w końcu
nieszczęśliwym. S tąd to pochodzi ów lęk obra­
żonego sum ienia.
Bóg dał człowiekowT^l^atFiifO m ienie, clai
m u jeszcze p r a g n i '%.* i a; po-
stanow ił go szczę^w W m i vhem skie
istnienie nie m a być a n i piekłem , ani niebem ;
powinno być drogą, k tó ra przez, w ierne speł­
n ianie obowiązków do nieba prowadzi. W szyst­
ko, co ziemskie, prędko p rz e m ija ; to tylko trw a ­
le, co wieczne. Całą istotą swoją, wolą ii sercem
czuje się człowiek pociągnięty do Boga, jako
pierwszego początku swego i ostatniego celu.
S tąd to r e 1 i g j a jest najgłębszym tem atem
serca ludzkiego i dziejów św iata.
Zależność jest istotną cechą człowieka. Za­
leżnym czuje się człowiek w sw ym bycie n a tu ­
raln y m od zewnętrznego św iata, a więc zależy
od pow ietrza, którem oddycha; od ziemi, która
go n os i i ; od pokarm ów, które spożywa; od św ia­
tła, ciepła i niezliczonych innych sił n a tu ry .
A jak w swoim zew nętrznym bycie czuje się za­
leżnym od n a tu ry , tak również w swojej m y­
ślącej duchowości zależnym się czuje od p raw ­
dy, której się m usi poddawać, a w swojem su­
m ieniu od praw św iętej m oralności, które za-
ch owywać powinien.
Sum ienie jest jak ąś w ew nętrzną siłą**wycho­
dzącą z Boga jako początku wszystkich rzeczy,
i prow adzącą do Boga jako ostatecznego celu.
D roga w skazyw ana przez sum ienie jest jedyną,
k tó ra chroni od wiecznego nieszczęścia, a do
wiecznej szczęśliwości prowadzi. Ten sam Bóg,
k tó ry mówi do ciebie przez sum ienie twoje,
przez pragnienie szczęścia, które ci zaszczepił,
objaw ia ci wolę swoją, żebyś był szczęśliwy.
Ale gdzież ja znajdę szczęście swoje? Gdzie
znajdę silę, wobec ty lu nam iętności, do zacho­
w ania św iętej woli Boga? Czyż zdołam przy
ty lu zwodniczych pokusach utrzy m ać swe p r a ­
gnienie szczęścia na strom ej ścieżynie obo­
wiązku ? ________ __
R O Z D Z IA Ł X I.

Co p o w ied zia ł głupi w sercu sw ojem ?


1. R z e k ł g łu p i w sercu sw o je m : ulew asz
Boga? Zaprzeczenie B o ga może być albo jaw ne
i publiczne, albo u k ry te , nieśm iałe.
J a w n e i śm iałe zaprzeczenie B oga z n a jd u je ­
m y u ateistów , którzy m ów ią: W iem y nape-
wno, że nie może być B o g a; ś w ia t p o w stał p r z y ­
padkow o z wiecznej m aterji.
W sty d liw e i u k r y t e zaprzeczenie B o ga spo­
t y k a m y u p o zy ty w istó w (agnostyków ), k tó rzy
ca łą swoją w ładzę poznaw czą o g ra n ic z a ją do
tego, co zm y słam i d o tk n ąć i spraw dzić m ożna;
podobni są oni do tej o s try g i z bajki, k t ó r a
u trz y m u je , że w ca ły m świecie prócz jej muszli
i w ody n iem a nic ciekawego. P r z e c in a ją oni
g w a łto w n ie w szystkie nici, k tó re ducha m y ś l ą ­
cego do B og a wiodą, i m ów ią m u : J ed z i pij
i u rz ąd ź się wygodnie.
Z asłonięte i u k r y t e zaprzeczenie B oga widzi­
m y we wszelkich odcieniach p an teizm u, k tó ry
u trz y m u je , że jest Bóg jeden, lecz t y m Bogiem
jest sam św iat z człowiekiem n a czele. J u ż isto­
tne różnice, jak ie zachodzą pom iędzy różnem i
odcien iam i pan teiz m u , w skazują, że w tej dok­
t r y n i e niem asz p ra w d y .

1. 1>S. 13, i.
C h rzęść, filo zo f,ja ż y c ia .
Człowiek, k tó ry zaprzecza Boga, sam siebie
czyni Bogiem. J e st to rzeczą praw ie konieczną
dla człowieka, czcić jako Boga to, co uw aża za
najwyższe. Człowiek zwykle albo ulega p raw ­
dziwemu Bogu, albo w ym arzy sobie jak ąś la r ­
wę, która w ygląda ja k Bóg, by w nią wsunąć
swoje ja. Lecz ani człowiek zbiorowy, ani po­
jedynczy, nie może być przedm iotem czci bo­
skiej. Człowiek, k tó ry nic nie-uznaje ponad so­
bą, staje się z czasem m arnym pyszałkiem , p lu ­
gawą istotą, nędznikiem , który, aby mógł
istnieć, m usi przybrać przynajm niej jak iś pozór
cnoty i) w ykształcenia.
Zarozum iałe ig ran ie z praw dą wiedzie do
sam oubóstw iania. Pokorne poddanie się p raw ­
dzie prow adzi do Boga prawdziwego.
2. Głupi mówi w swem s e r c u , że niem asz
Boga. R acje, które popychają do zaprzeczenia
Boga, nie z rozum u pochodzą, lecz z nam iętno­
ści serca. Ten tylko zaprzecza Boga, kto widzi
dla siebie potrzebę, żeby Boga nie było. Powia­
dając się mądrymi, głupim] się słali.2
Znany wolnom yśliciel X V II I w., d’A lem ­
bert, był zdania, że »chęć zapew nienia nam ię­
tnościom zupełnej swobody, połączona z próżno­
ścią, w i ę c e j zrobiła niedow iarków , niż
wszystkie w ykrętne i fałszywe książki«.
Je st niezliczona liczba ludzi słabego um ysłu,
którzy ulegając zm ysłowym popędom, dają się
pociągnąć w głęboką kałużę występków i, s ta ­
jąc się niew olnikam i swych złych nałogów,
wkoucu w padają w rozpacz o m iłosierdziu bo-,
skiem lub w zw ątpienie o istn ien iu Boga. I w te­
dy nic dziwnego, że nienaw idzą Tego, którego
67

sit; bać m uszą, że w alczą przeciw ternu, którego


sit; boją. Dopóki W o lte r był zdrów i pełen sil,
uży w ał i szydził, ale kiedy m u śm ierć z a jrz a ła
w oczy, w ściekał się, k rz ycza ł i n ie m a l w ył
z gniewu.
3. G ł u p c e m jest ten, kto u trz y m u je , że
n iem a B oga. P ew ien chrześcijań sk i as tro n o m
z a p y ta n y przez uczonego nied o w iark a, sk ąd sit;
wziął w sp a n ih ły globus, odpow iedział: »Sam
z siebie p o w s ta ł!« K ie d y na te słowa n ie d o w ia ­
rek się roześm iał, rzekł a stro n o m : »Nie w ierzysz
pan, żeby m a ł y globus m iał pow stać sam z sie­
bie, a ja kimże tedy sposobem ten wielki, g w ia ź ­
dzisty św iat z ca ły m swoim porządkiem i w sp a­
niałością m ógł pow stać sam z siebie !<c
G dyby ktoś na niezam ieszkałej w yspie z n a ­
lazł zeg arek kieszonkow y lu b piękn ą m a r m u r o ­
w ą statuę, albo choćby tylk o kilof, p o w iedział­
by bezw ątpienia, że to są dzieła człowieka.
A g d y b y ktoś tw ierdził, że deszcz ii w ia tr w y ­
rzeźbiły p rz y p a d k o w o z kam ieni statu ę, lub
zrob iły kilof, że z p ły n u m etalicznego zrobiły
p r z y p a d k ie m zegarek, naz w an o b y go n ie c h y ­
bnie głupcem . J a k im ż e dopiero g łupcem jest
ten, kto u trz y m u je , że św iat przeb o g aty swoim
ustrojem , tak ró ż n oro dny w swoich p rz em ia­
nach, nie p sujących; zgoła p ierw otnego p o rz ą d ­
ku, niem a żadnego tw ó rc y !
Gdy o kręt żegluje spokojnie i pew nie po m o ­
rzu burzliwem i z a w ija do portu, ni kt nie w ątpi,
że k ie ro w a ł n im biegły stern ik. A my m ielib y ś­
m y w ątpić, że ten p o rz ąd ek w niezliczonych
rzeczach, te w edłu g p r a w m a te m a ty c z n y c h n a ­
stęp u jąc e ewolucje całego św iata, nie m a ją swej
podstaw y, w je d n y m wszystko o g a r n ia ją c y m
u m y śle!
68

Trzy dziwy świata uczą nas wiele; niebo


ze swe mi gwiazdami, ziemia z góram i i morze
ze wszystkiem, co w sobie zawiera, tak mawiał
pewien pobożny biskup. Lecz nie mniej poucza­
jące są i najmniejsze twory n a tu r y ; liołek, po­
ziomka, robaczek w trawie, byleśmy tylko mieli
tyle uszu do zrozumienia ich objawień, ile one
m ają języków do wypowiedzenia wielkości
Boga!
Mówią niektórzy, że ludzie wynaleźli Boga
we własnym interesie. Lecz w takim razie, dla­
czegóż nie wynaleźli sobie Boga dogodniejszego,
aniżeli ten, którego istnienie uznaje rozum
ludzki?
U trzym ują, że bojaźń popchnęła ludzi do
w iary w Boga, mianowicie bojaźń podczas bu­
rzy. Ale jakżeż w iara w Boga mogła podobną
bojaźń uspokoić? Toż Bóg w i ę c e j każe się
bać siebie, niż zjawiska natury. Ażeby się
ukryć przed prawdziwym Bogiem, starożytny
i nowoczesny poganin wynalazł sobie bożków.
Mówią, że Boga nie można pojąć. Kto z tego
powodu istnieniu Boga przeczy, ten podobny
jest do chłopca, siedzącego nad brzegiem ocea­
nu, który nie mogąc przelać wszystkiej wody
do garnuszka glinianego, powiedział: nie ma
oceanu, bo się nie może zmieścić do mojego
garnuszka.
Można zmierzyć nawet tak trudne rzeczy,
jak drogi gwiazd błądzących, ale głupoty ludz­
kiej nigdy.
RO ZDZIAŁ X II.
Św iadectw o nauki.
Mówią, że nau k a może o Bogu nic nie w ie­
dzieć; że pow inna naw et być zasadniczo a te isty ­
czną; że zadaniem jej jest w yjaśnienie św iata
przez świat. Nie może być nic fałszywego nad
te tw ierdzenia.
W yjaśnić rzecz naukow o znaczy w yjaśnić
ją przez przyczynę. Zadaniem więc nauki jest
w yjaśnienie św iata przez jego przyczyny, gdzie-
by kol wiek one były.
P rzyczyny zjawiskowego św iata leżą n a ­
przód w jego rzeczyw istości; przyczyny zaś je­
go rzeczywistości leżą poza nim.
D otknij się św iata, gdzie chcesz, a na każ­
dym punkcie doprowadzi cię on przy rozu-
m nem m yśleniu ostatecznie do Boga. Bez Boga
niemożliwe jest w yjaśnienie św iata.
S taran o się w ytłum aczyć św iat przestrzenią,
ruchem , czasem, praw em n a tu ry , pierw otną m a­
ter ją; któż jed n ak choćby jedną z tych rzeczy
w yjaśnił bez Boga? Któż w yjaśnić zdoła począ­
tek w spaniałego rozwoju św iata bez Boga?
Lecz nie tylko św iat zew nętrzny jest śladem,
objaw ieniem Boga. P onad światem zew nętrz­
n ym stoi w ew nętrzny. Są ludzie, którzy podzi­
w iają wielkość tylko w przestrzeni i w czasie
i tam się jedynie zachw ycają, gdzie m ają coś
do rachow ania i m ierzenia; a czyż Stw órca dla­
tego tylko jest wielki, że wam daje możność
m ierzenia?
Skądże się wziął ten cudownie ukształtow a­
ny m echanizm organicznych tworów, do w y ja ­
śnienia którego za słahy naw et najbystrzejszy
um ysł ludzki? Skąd ta celowa harm onja in ­
stynktów , które są potrzebne do podtrzym ania
zmysłowego życia? Skąd cuda w yobraźni i cały
św iat pam ięci? Skąd ten przepotężny porządek,
którem u czuję się podległym w swoich p rag n ie ­
niach? Skąd sum ienie? Skąd św ietlane praw o
mojego poznania? Skąd praw da i dobro ze swe-
m i wiecznemi i niezm iennem i zasadam i? Któż
to wszystko p o tra fi objaśnić bez Boga?
Niezliczone są zagadnienia, przez które n a u ­
ka siłą konieczności podnosi człowieka w 'górę,
do Boga.
J a k skutki, chociaż w ym agają długich w y­
jaśnień, są jednak praw dziw e i rzeczywiste, tak
również praw dziw e i rzeczywiste muszą być od­
pow iadające im przyczyny, chociaż ich zm ysła­
mi u jąć nie możemy.
Twórca św iata-b y ł p r z e d światem .
Bóg więc jest Istotą rzeczywistą, tak św iad­
czy nau k a; nie jest 011 tylko ideą, czy w ytw o­
rem m yśli; nie jest on m odyfikacją, czy jak ąś
właściwością wszechśw iata. Nie, ponieważ jest
najgłębszą racją wszystkiego, co jest i co się
dzieje na świecie, jest przeto Bytem odrębnym
i sam oistnym .
Bóg jest substancją różną od substancji św ia­
ta, gdyż działalność Boga jest różna od działal­
ności św iata.
Bóg jako pierwsza przyczyna wszystkich
rzeczy, jest istotą niezależną, przeciw nie od nie-
71

go wszystko inne zależy. A chociaż rzeczy św ia­


ta są także istotam i różneimi od Boga, to jednak
wszystkie one ściślej od Boga zależą, niż w ła­
sności od rzeczy, których są własnościam i.
Bóg jest jedyny i niezłożony, ponieważ jest
nieskończenie doskonały i niezależny. To, co
Bóg ma, j e s t nim sam ym i on jeden jest tein
wszystkie ni, stąd też św. J a n pisze o Bogu: Bóg
jest m iłością.' Takie świadectwo daje nauka
o Bogu.

1. I . Jan 4. Ki.

■A
RO ZDZIAŁ X III.
Bóstwo.
1. Św iat .jest »bytem od Boga«, Bóg jest »by-
tem od siebie samego«. Poniew aż św iat jest »by-
tem pochodzącym od kogp innego«, ma w sobie
tyle doskonałości, ile mu jego Stw órca zechciał
udzielić. Bóg zaś, ponieważ jest »bytem od sie-
bie«, jest nieskończony pod każdym względem:
nieskończony w wiedzy, w woli i we wszelkiej
doskonałości.
Żadne słowo ludzkie, żadna myśl ludzka nie
może objąć bosk oś ci; wszystko, co się powie
o Bogu, zostawia po sobie wrażenie, jakby było
czemś niegodnem bóstwa. K toby chciał w yczer­
pująco opisać, ozem Bóg jest, m usiałby sam być
Bogiem.
Jeżeli się Bogu przypisuje jak ąś doskona­
łość właściwą stworzeniom , to trzeba ją w pierw
oczyścić w m yśli od wszelkiej niedoskonałości.
Bóg żyje, ale nie żyje tak,' jak żyje stworzenie.
Bóg posiada wiedzę, lecz ta jego wiedza nie po­
w stała, ani została nabyta, tak jak wiedza stw o­
rzenia, ale jest niezależna i niezm ienna.
W Bogu są nieskończone doskonałości, je­
dnak bez wielości. Bóg jest w ielki bez m iary,
bez objętości, bez rozciągłości. On jest wszę­
dzie, a jednak poza przestrzenią; jest wieczny,
a jednak bez liczby czasów.
73

W B ogu żyjem y, p r a c u j e m y i jesteśm y. Od


B oga zależym y we w śzystkiem , czem jesteśm y
i co robimy. Bez niego n ie świeci żadne św ia ­
tło, nie buczy żaden grzm ot, nie k w itn ie żadna
róża, nie szczebioce żadne dziecko.
B óg jest wszechm ocny, wieczny, niezm ierzo
ny, niep ojęty. On jest nieskończonej doskonało­
ści, świętości, szczęśliwości, jest S tw ó rc ą i P a ­
nem w szystkich rzeczy. Bóg jest dobrocią, Bóg
to wlewa w serce m atcz y n e tę w ielk ą tkliwość
ku dzieciom; d aje ojcu tak ie dobre serce, że
wszystko dla dzieci robi, kocha je i zawsze im
przebacza. Czyż źródło tych w szystkich p rz y m io ­
tów nie m usi być nieskończenie bogate, skoro
ta k ą m iłością serdeczną m iljo n y ludzi obdziela?
Bóg jest c z y n n y n a zew nątrz, nie dlatego, żeby
m u czegoś brakow ało, lecz że z n a d m i a r u do­
broci chce in ne istoty uczynić do siebie podo-
bnemi.
2. S ta re u po m n ien ie: P o znaj siebie samego,
ma tylko względną w artość. P i e r w7s z e m u p o ­
m n ien iem jest: poznaj B o ga i zam ierzo ny p rz e­
zeń porządek. K to to czyni, zabezpieczył się od
prz ece n ia nia siebie i św iata.
P o z n a n ie B oga tam , gdzie i ja k się objaw ia,
jest w łaściw ą szczęśliwością na ziemi.
W szystko, co na świecie można nazw ać do­
brem, jest tylko tą kro p e lk ą dobroci, j a k ą B ogu
spodobało się wlać w rzeczy ziemskie, przez to
w łaśnie m ogą zwać się dobrem i. Dla takiego
człowieka, k tó re m u im po now ać może ja k a ś
rzecz m n iejsza od B oga, Bóg nie sta ł się jeszcze
dość wzniosły i wielki.
T ylko ten, kto wobec B oga czuje się m ały m ,
może być wobec ludzi potężnym .
Ten ty lk o B oga dobrze poznaje, kto m u rze-
tein ie s ta r a się służyć. K to się z B ogiem łączy,
p rzeżyw a B oga w sobie. D obre serce w B ogu
spoczyw a, zepsute o d w raca się od niego. N a j­
p ierw zjaw ia się obojętność, potem zw ątpienie,
n a s tę p n ie b ra k posłuchu, w reszcie n ien aw iść
i szyderstw o: połow iczne m y ślen ie prow adzi do
d ja b ła , całk o w ite — do B oga.
Bóg łatw o pozw ala człow iekow i być m ą ­
d ry m , lecz człow iek w m ąd ro śc i n ig d y B ogu nie
d orów na.
N ie p o tę p ia j tego, czego nie rozum iesz. N ie
g ań tego n ig d y , co B óg zro b ił; odw ieczna M ą­
drość to w y m y śliła, odw ieczna W szechm oc to
w y dobyła, w ieczna m iłość to ci d aro w ała.
3. P oniew aż B óg jest w ieczny, je st p rzeto
c i e r p 1 i w y i ł a g o d 11 y. Tobie ju ż często
b ra k Jo cierpliw ości, B ogu jeszcze n ig d y . Bóg
n iejednego jeszcze p o zd raw ia, k tó ry B oga ju ż
pozdrow ić nie chce.
M ły n y boże m ielą pom ału, ale dobrze.
Bóg w szystko m ądrze o p a tru je . K to B oga
chce oszukać, oszuka ty lk o siebie.
Jeż eli Bóg w edług sw ej woli z tobą p o stę­
puje, szezęśliw yś! nie zginiesz; jeżeli postęp uje
z tobą w edług tw o jej woli, przepadłeś!
Bóg jeszcze nikom u k rz y w d y nie u czy n ił,
kto się ch ętn ie w jego ręce oddał.
Co Bóg posadził, to i polew ać będzie.
Bóg n ig d y ta k drzw i nie zam yka, żeby d r u ­
gich nie otw orzył.
Bóg m a ręk ę potężną i serce ojcow skie.
Gdzie cię B óg p o staw ił, ta m stój m ężnie i po­
kornie.
U B oga m ożna w iele w yprosić, ale n ic wy-
75

m usić. K to ma B o g a za p rz y ja c ie la , może so­


bie pozw olić n a w ielu w rogów .
Bóg je s t m i 1 o ś c i ą, je s t tak że i s p r a-
w i e d l i w o ś c i ą. W ja k ie j m ierze clice o k a­
zać obydw a te p rz y m io ty , pouczą n a s o tern
ob jaw ien ie chrześci ja ńskie.
4. Za n ic w św iecie nie pozw alaj sobie na n a j ­
m n iejszą rzecz przeciw ko B ogu i w łasn e m u su ­
m ieniu.
P r z e d grzechem bój się spraw ied liw o ści
bożej; p o g rzechu licz n a m iłosierdzie hoże.
B óg n a jp ie rw w oła po p rz y ja c ie lsk u , później
grozi surow o, w reszcie p o tęp ia nieodw ołalnie.
U B oga n ie k ażd y dzień .jest d n iem w y p ła ty ,
ale każdego d n ia p row adzi d o k ład n y ra ch u n ek ,
i w y p łaci potem n araz.
K ogo Bóg chce u k a ra ć , tem u albo oczy za­
m yka, albo w szy stk ie drzw i o tw iera.
Bóg stw o rzy ł człow ieka w olnym n ie d la te ­
go, żeby źle czynił, lecz a b y dobro w y b ierał.
W szystko, cobyś m ógł w ielkiego i pięk n eg o
w ym yślić, przed B ogiem jest ty lk o p a r ą i py­
łem . N ajw yższem szczęściem jest przez m iłość
zysk ać B oga, a n ied o lą n a jstra sz n ie jsz ą jest
go u tra c ić .
Jeż eli w B ogu sw ój n a m io t rozbijesz, zw ycię­
żysz w k ażdej b itw ie i n a każdem polu.
N iejeden słu ży św ia tu — bez n a g ro d y , n ie ­
szczęśliw ie; in n y służy sobie rów nież za nędzną
za p ła tę ; k to służy B ogu, ten słu ży zawsze n a j ­
lepszem u P an u .
O ile jesteś w B ogu, m aw iał pobożny T au-
ler, o ty le m asz sp o k ój; o ileś poza B ogiem ,
o ty łe ś poza pokojem . P ew ien m ą d ry książę
zwykł był m aw iać: Ci którzy Boga więcej, niż
m nie m iłują, to najlepsi przyjaciele moi.
P rzyw ykajm y do tego, by się w Bogu rad o ­
wać, bo przecież w wieczności nic innego czy­
nić nie będziemy. Jesteśm y bowiem od Boga,
jesteśm y w Bogu i jesteśm y dla Boga.
KOZDZIAŁ XIV.
Panteizm
1. Bóg jako .jedyny jest niezłożoną i nie­
zmienną duchową istotą, rzeczywiście i istotnie
różną od świata, w sobie i z siebie najszczę­
śliwszą. On stworzył świat z niczego; .jest wyż­
szy ponad wszystko, co tylko się da pomyśleć
i co jest poza nim.
Je st to praw da, przeciwko której powstaje
panteizm.
Według nauki panteizm u Bóg jest to świat,
a świat jest to Bóg.
D oktryna ta sprzeciwia się rozumowi i n a u ­
ce. Wszyscy bowiem ludzie nie są j e d n y m
człowiekiem; wszystkie zwierzęta nie są j e-
d n e m zwierzęciem; wszystkie organizmy nie
są j e d n y m organizmem ; wszystkie rzeczy nie
są j e d n ą rzeczą, a tern bardziej nie są j e-
cl 11 y m Bogiem.
Świat, jak go widzimy, składa się nie tylko
z najrozmaitszych oddzielnych źródeł działal­
ności, lecz także z najrozmaitszych przeci­
wieństw, które koniecznie każą uznawać wie­
lość istot. J e d n a ji ta sama istota nie może pod
tym sam ym względem być rozumną i nierozu­
mną, dobrą i złą, kochającą i nienawidzącą.
Pra b y t (panteistyczny), w yłaniający z siebie
poszczególne byty, albo posiada .je od początku
w sobie, albo ntie. Je ż e li tak , to ja k a ż je st ra c ja
jego rozw oju ? Jeż eli nie, to skądże je bierze?
D alej, b y t, k tó ry p rz y czy n ę sw ego is tn ie n ia
m a w sobie, jest nieskończend© doskonały,
a istn ie n ie jego nie może być w żaden sposób
o g raniczone. M a on c h a r a k te r bezw zględnej ko­
nieczności. J e s t a b so lu tn y , niezależny, niezłożo-
n y i ża d n y ch części miieć nie może. T ym czasem
św ia t jest złożony, zależny, zm ienny. M ożliwość
zm ian w św iecie zw iązan a je st ściśle z jego
istotą. Ś w iatu pod k a ż d y m w zględem daleko do
ab so lu tn e j doskonałości, jest 011 skończony. K to
wli-ęc m ów i, że św ia t je st B ogiem , sp rzeciw ia się
p raw dzie, rzeczyw istości i nauce.
2. I n ie k tó re inne jeszcze niedorzeczności g ło ­
szą p an leiśc i. C złow iek to k w ia t bóstw a, m ów ią.
Czy je d n a k w szy stk ie m ilja r d y ludzi, te »kwia-
ty bóstw a« razem w zięte, m ogą dokonać n a j­
m niejszej zm ian y choćby w jednem p ra w ie n a ­
tu ry ! Czyż m izern y człow iek nie jest zależny
w każdej sw ej cząsteczce od n a tu ry ! I ta k i nę-
d a rz m iałżeb y być uosobieniem W szechjednego?
M ów ią: C złow iek »kwiiat bóstw a«, a tu z ro ­
ku na ro k p łaci ludzkość z p rz e ra ż a ją c ą re g u ­
larn o śc ią ta k i o g ro m n y p o d atek k ry m in a ło m
i szubienicom . C zyny szlach etn e pom iędzy lu d ź ­
mi są p ra w ie w y jątk iem , nieuczciw e — re g u łą .
D zieje ludzkości są d ziejam i niedorzeczności
i błędów . I to m a być »pro m ień bóstw a, k w ia t
bóstw a? «
P rz y jm u ją c p an teizm , m ówi S ch o p en h au er,
m u sim y się zgodzić na to, żę B óg tw o rz ący
cierp i nieskończenie i u m ie ra n a tej ziem i
w każdej sekundzie i to z w łasn ej woli. Czyż to
nie ab su rd ? raczej, n ależ ało b y św ia t u to żsam ić
ze złem i ducham i.
Słusznie twierdził Spinoza, że z panteisty-
cznego punktu widzenia wszelki żal za czyny
najgorsze jest niedorzecznością. Dlaczegóż bo­
wiem żałować tego, co jest tylko momentem
w życiu rozwijającego się bóstwa? co jest boską
koniecznością? O grzechu i o złem nie może być
nawet mowy w nauce, która wszystko, co jest
i co się dzieje, przypisuje całkowicie i zupełnie
samemu bóstwu.
Niektórzy panteiści w doktrynie swojej tak
daleko zaszli, że największe potworności, do ja ­
kich człowiek jest zdolny, wysławiali z zapałem
jako najwspanialsze dzieła boskie.
3. Goethe tak się wyraża o tej wszeeh-jedno-
ści panteistycznej: »Rozsunęła się przed moją
duszą jakby zasłona. Scena nieskończonego ży­
cia zmienia się przede mną w przepaść wiecznie
otwartego grobu i nie widzę nic, tylko potwora,
który wiecznie wszystko pochłania i przeżuwa «.
W jednej z jaśniejszych chwil swego życia
H e n ry k Heine takie robi wyznanie: >(idy czło­
wiek leży na śmiertelnem łożu, staje się wtedy
bardzo wrażliwym i czułym, chciałby pokój za­
wrzeć i z Bogiem i ze światem... Tak ze stworze­
niem, jak i ze Stwórcą zawarłem przymierze
i pokój ku największemu zgorszeniu moich
oświeconych przyjaciół, którzy mi robili wy­
rzuty z powodu tego zabobonu, jak lubili nazy­
wać mój powrót do Boga... Tak wróciłem do Bo­
ga jako syn m arnotraw ny, zajm ując się przed­
tem długi czas pasieniem trzody u Heglistów.
Czy to w strętna choroba (miserere) pchnęła
mię do powrotu? Nie, może nie tak m arna przy­
czyna. Niebieska tęsknota opadła mię i gnała
przez lasy i parowy, przez zawrotne górskie
ścieżki dialektyki. Na swej drodze spotkałem
B oga p an teistó w , lecz nie m ogłem go uznać.
B ied n a ta w y m arzo n a isto ta , zlan a w jedno ze
św iatem i z n im w y ro sła, jest w n im ja k b y
u w ięziona i bezsilna. Bo żeby m ieć wolę, trze b a
być osobą; ab y tę w olę m ożna u jaw n ić, trzeb a
m ieć ręce wolne. K ied y się p ra g n ie B oga, k tó ­
ry b y m ógł pomóc — a to je st rzeczą g łów ną —
to m usi się p rz y ją ć jego osobowość, jego poza-
św iatow ość, jego św ięte p rz y m io ty : wszechdo-
broć, w szechw iedzę, w sze clis p r awd edl i w o ść i t. d.
M ów iłem o bogu p an teistó w , lecz m uszę n a d ­
m ienić, że bóg ten n ie jest w cale B ogiem ; tego
rów nież po m in ąć nie mogę, że p a n te iśc i są u k r y ­
ty m i a te ista m i, b o jący m i się b ard ziej cienia,
ja k rzeczy s a m e j«.
N ie ste ty b y łto u tego nieszczęśliw ego czło­
w ieka ty lk o k ró tk i p rz eb ły sk lepszego rozpo­
z n a n ia ; po ty m p rz eb ły sk u n a s tą p iły jeszcze
w iększe ciem ności.
4. J a k blisko każdego błędu, ta k rów nież
i blisko p a n te iz m u z n a jd u je się p ra w d a . Bóg
i św ia t są to w praw dzie różne i oddzielne b y ty ,
lecz Bóg jest blisko św ia ta ; nic bez B oga nie
istn ie je , n ic bez B oga nie działa. Bóg jest
w św iecącej gw ieździe na niebie, jest i w s k ro ­
m nym k w iatk u p rz y drodze. W nim w szystko
jest i d ziała, ta k teraz, ja k i n a zawsze. Isto ty
przy ro d zo n e są w n ajściślejsze j zależności od
isto ty boskiej.
C ały św iat o trz y m u je sw ój b y t ciągle w ten
sam sposób cd B oga, ja k go o trz y m a ł w chw ili
stw orzenia.
N a Bogu w szystko spoczyw a; B óg w szystko
u trz y m u je n a d p rzep aścią n icości; Bóg jest
n ie u sta ją c y m rozdaw cą b y tu i życia. On to
w szy stk im rzeczom ud ziela doskonałości, pięk-
81

ności i dobroci. On jest w ew nętrzną ostoją każ­


dego by tu i każdy byt naw skróś przenika.
I rzeczy przyrodzone są bytam i i Bóg jest
bytem , ale nie w jednakow em znaczeniu. Każde
poruszenie w ietrzyku, każdy szum strum yka,
listek spadający z drzew a, utw ór poety, a k t cno­
ty sum iennego"ezłow ieka, wszystkie te czynno­
ści w ym agają bezpośredniego w spółdziałania
bożego. . u
P ow inniśm y we w szystkich rzeczach l5oga
znajdow ać i sta ra ć się przez czyste i święte roz­
w ażanie n a tu ry ciągle do Boga zdążać.

C h rzęść, f i lo z o f a ży cia. (i
RO ZDZIAŁ XV.

N asze przeznaczenie .
Dla nas wszystko od tego zawisło, żebyśm y
spełnili cel życia swego. Co m i pomoże w szyst­
ko na. świecie, jeżeli się rozm inę z moim celem,
z mem przeznaczeniem ?
Im bardziej zdum iew am y się n a d wielkością
wszechświata, tak w drobnych ja k i we w spa­
niałych jego przejaw ach, tern żywiej narzuca
się nam pytan ie: Poco to wszystko? Ja k ie m a
znaczenie człowiek pośród bezgranicznego św ia­
ta ? Ja k ie m a znaczenie życie ludzkie na szero­
kich i niestałych falach w ielkich i m ałych w y­
padków? D okąd dążę? Czy życie moje wogóle
ma jakieś przeznaczenie, jak iś cel, jak ąś w a r­
tość?
Jeżeli Bóg działa, to m usi mieć w tern jakiś
zam iar, jak iś ceł. D ziałać bezcelowo znaczy tyle,
co działać bezrozumnie. Człowiek, k tó ry się nam
w ydaje postępować bez celu, wzbudza w nas
litość. 0 ileż przeto więcej Bóg, nieskończenie
doskonała inteligencja, m usi mieć jak iś cel!
Radości, cierpienia tego życia dowodzą, że
użycie doczesności nie może być celem mojego
życia,
Ja k iż tedy cel m iał Bóg, kiedy postanow ił
powołać mię do bytu? Bóg jest nieskończenie
doskonały i pod każdym względem niezależny.
83

P ie rw sz a p o b u d k a jego p o stęp o w a n ia może się


ty lk o do n ieg o sam ego odnosić. B óg, że się ta k
w y razim y , jest zw iązan y w ła sn ą isto tą . J e s t zaś
Bóg p ra w d ą , p o rządkiem , spraw ied liw o ścią.
A p ra w d a , p orządek, sp raw ied liw o ść w y m a g a ­
ją, a b y B óg m ia ł n a celu p rzedew szystkiem
siebie.
O stateczn y m celem B oga m usi być coś, co
B oga dotyczy, ja k ie ś boskie dobro. Tern zaś d o ­
brem n ie może być n ic innego, jed n o z e w n ę trz ­
na jego cześć, uw ielbienie. Św ięć się Im i ę T w oje !
Czci tej m u si Bóg szukać dla siebie sam ego: nie
z pt) trze by, lecz d latego, że ona m u się należy.
W szy stk o P a n stw o rz y ł dla siebie sam ego.
2. B óg m a u p o d o b an ie we w szy stk ich swoich
dosk o n ało ściach , w sw ej sam o w y starczaln o ści,
a tak że w m ożności łaskaw ego u d z ie la n ia się.
T a chęć u d z ie la n ia się sk ło n iła B oga, w sposób
oczyw iście zu p ełn ie w olny, do stw o rz en ia św ia ­
ta. T a k w ięc z pow odów n a jg łę b sz y c h n ie jestem
dla siebie, lecz jestem dla B oga. Bóg z siebie jest
w szystkiem , ja z siebie jestem niczem . K ażde
stw o rzen ie jest ze sw ej n a tu r y ob jaw ien iem bo­
skiej doskonałości, jest uczczeniem B oga.
G w iazdy n a n iebie i ździebełka tra w y op o w ia­
d a ją ch w ałę B o g a; m a ją one sw oje p rzeznacze­
nia w B ogu, k tó reg o sław ią, ja k dzieło sław i
swego sp raw cę.
To się odnosi i do m nie. Jeżeli człow iek chce
być w iern y m p rzezn aczen iu sw ej n a tu ry , m usi
B oga, S tw ó rcę swego, czcić i w ielbić. Bo chociaż
człow iek stoi n ieskończenie niżej od B oga, to
je d n a k w znosi się nieskończenie w yżej ponad
inn e stw o rzen ia św ia ta w idzialnego. Jest
w szczególniejszy sposób obrazem B oga, o b ja ­
w ieniem boskiej jego doskonałości. J a k o ze-
6*
84

w n ę t r z n e z ja w is k o j e s t p o sz c z e g ó ln y c z ło w ie k
n i k ł y m p y ł k i e m we w sze c b św ie c ie, lecz pod
w z g lę d e m s w o je j w a r t o ś c i w e w n ę t r z n e j je s t on
c zem ś n a j w y ż s ze m .
J a k o dzieło B o g a , j a k o stw o rz e n ie , m u s i czło­
w iek i to z ż e la z n e j k o n ie c z n o śc i b y ć n a r z ę ­
d ziem bożej c h w a ły , m u s i B o g a u w ie lb ić , czy
chce czy n ie chce. J a k k o l w i e k b y p o s tę p o w a ł,
m u s i ten sw ó j cel z a s a d n ic z y sp e łn ić . B o je śli
w pysze sw o je j w y r w i e się z p o r z ą d k u bożej m i ­
łości, to w p a d n i e w p o r z ą d e k b o sk ie j s p r a w i e ­
d liw o ś c i i w t y m p o r z ą d k u b ę d z ie n a zaw sze
n a r z ę d z ie m bożej c h w a ły .
3. L e c z p o n a d t y m z a s a d n ic z y m p o r z ą d k i e m
uczczenia B o g a , z pod k tó r e g o ż a d n e s tw o r z e n ie
w y ł a m a ć się nie może, b u d u j e się w c z ło w ie k u
w edle m i a r y d a n e j m u od B o g a n a t u r y w y ż szy
p o r z ą d e k . C z ło w iek n ie je s t ty l k o t a k i e m s t w o ­
rz e n ie m , j a k k a m ie ń lu b z w ie rz ę ; nie, je st 011
sto s o w n ie do s w o je j n a t u r y , p rz e z n a c z o n y do
tego, a ż e b y w sp o só b sz c z eg ó ln y i sobie w ł a ś c i ­
w y czcił B o g a ; do te g o c z u je się z o b o w ią z a n y
i w tein m a z n a le ść szczęście sw oje.
Bóg, m ó j S tw ó r c a , o c z e k u je w ię c ode m n ie
ta k i e j czci, j a k a o d p o w ia d a n a t u r z e , k t ó r ą m i
dał. W n a t u r z e m o je j leży n ie s k o ń c z o n y p o p ę d
do szczęścia; leży w niej s u m ie n ie i w olność
woli.
4. Czegóż w ięc B ó g ode m n ie o c z e k u je ! Ocze­
k u je , a b y m go z d o b r e j woli c h w a lił, czcił, j e m u
s łu ż y ł i a b y m n a te j d ro d z e o s ią g n ą ł w re sz c ie
szczęście, do k tó r e g o m n ie p r z e z n a c z y ł. C h w a ­
lić z n a c z y ty le , co g o d n e s z a c u n k u p r z y m i o t y
i z a le ty d r u g i e g o u z n a w a ć . C h w a lić B o g a to
z n a c z y u z n a w a ć , że 011 j e s t n a jw y ż s z ą isto tą ,
n a jw y ż s z e m d o b r e m , ź r ó d łe m w s z y s tk ic h d ó b r
85

n a sz y c h , że d o n ie g o z u p e łn ie n a le ż y m y . T o
u z n a n ie m u si się o k a z a ć w z e w n ę trz n e j i w e­
w n ę tr z n e j czci, w p o k o r n y m i g łę b o k im s z a c u n ­
ku, w św ię te j b o ja ź n i, by B o g a n ig d y n ie
o b ra z ić .
T a cześć m u s i się p rz e k s z ta łc ić w słu ż b ę B o
g u . S łu ż b a zaś p o leg a n a p o d d a n iu sw ej w oli
i sw ego p o s tę p o w a n ia w oli teg o , k o m u s łu ż y ­
m y. W o lę sw o ją o b ja w ia n a m B ó g p rz e z s u m ie ­
n ie , w p r z y k a z a n ia c h sw o ich , w o b o w ią z k a c h
s ta n u , a ta k ż e w ró ż n y c h d o p u sz c z e n ia c h i z r z ą ­
d z e n ia c h . P o w in n o ś c ią n a s z ą je s t p o d d a ć się
w tern w s z y s tk ie m p o k o rn ie B o g u . C o k o lw iek
o fia ro w a ć m o ż e m y B o g u z z u p e łn e g o z d a n ia się
n a n ie g o , z d o b ro w o ln e j s łu ż b y je g o B o s k ie m u
M a je s ta to w i, p o c z y n a ją c od z a c h o w a n ia p iz > -
k a z a ń , d o b re j in te n c ji aż do n a jw y ż sz e g o d ą ż e ­
n ia ku d o s k o n a ło śc i, w sz y s tk o to m ie śc i się
w o b rę b ie te j c h w a ły i s łu ż b y , w o b rę b ie p rz e ­
z n a c z e n ia lu d z k ie g o .
B óg je s t m o je m d o b re m je d y n e m i całk o w i-
te in . K to B o g a k o c h a , te n p o t r a f i w szęd zie d o ­
b ro z n a le ź ć i o cen ić.
K to się n ie p o tr z e b u je o b a w ia ć w z ro k u B o ­
g a, te n i w z ro k k a ż d e g o c z ło w ie k a w y tr z y m a ć
p o tr a f i.
Z n a jd z ie sz B o g a ta m , g d zie sa m s ie b ie o p u ­
ścisz; g d y z aś s a m e g o sie b ie p o za B o g ie m s z u ­
k a ć będziesz, B o g a u tr a c is z .
T e r a z p o w in ie n e ś z ro z u m ie ć , do czego ci s to ­
s u n k i ze ś w ia te m s łu ż y ć m a ją . P o w in n y cię p r o ­
w a d z ić do tw e g o p rz e z n a c z e n ia , c h ro n ić od p y ­
c h y i p o d n o sić do B o g a .
Ś w ia t n ie je s t d la cie b ie celem , lecz ś ro d k ie m
do celu . M a o n ci d o s ta rc z y ć w sz y s tk ie g o , co
k o n ie c z n e d la d o c z e sn e g o ż y c ia , m a ci d o s ta i-
8fi

czyć jakby m a te rja łn dla twoich dążności, m a


być przedm iotem poznania dla twego um ysłu,
z niego m asz czerpać coraz lepsze poznanie
0 swem przeznaczeniu.
5. Przeznaczeniem człowieka jest również
osobiste jego szczęście. W ynika to z n a jg łę b ­
szych właściwości człowieka. J a k bowiem czu­
je w sobie jak ą ś św iętą potęgę, nak azu jącą mu
dobro, a zabraniającą złego, tak też czuje w so­
bie nieprzezw yciężony pęd do szczęścia. Tego
pędu nie dał sobie sam człowiek, jak sobie nie
dał sum ienia. Jedno i drugie: sum ienie i pęd
do szczęścia tkwi w jego ludzkiej n atu rze; jedno
1 drugie pochodzi od tego, k tó ry stw orzył n a ­
tu rę; jedno i drugie jest człowiekowi nieodzo­
wne, stąd płynie ów podw ójny św ięty im pera­
tyw : m oralności i szczęścia.
Ów popęd do szczęścia w łaściw y ludzkiej n a ­
turze w y n ik a także z n a tu ry Boga. Bóg jest m i­
łością. K iedy tworzy, to dlatego, żeby stw orze­
nia w m iarę ich n a tu ry uczynić podobnemi do
siebie. Człowiek zaś mocą swej n a tu ry zdolny
jest do pełni szczęścia. A zatem Bóg stw arzając
człowieka, stw orzył go dlatego, żeby był szczę­
śliwy. Pęd do szczęścia nieskończonego m a czło­
wieka utrzym yw ać stale na drodze obowiązku
i po niej go prowadzić.
W szystko jedno, czy się powie: stw orzeni
jesteśm y, żeby Bogu służyć, czy też: celem n a ­
szego życia jest szczęście. Nie chce jakieś stw o­
rzenie z wolnej woli służyć Bogu, jako Stw órcy
swemu, gotuje sobie zgubę, ale wielbić Boga
naw et w tej zgubie nić przestanie, gdyż miłość
boska nie może być zm niejszona przez złość
ludzką i zam iarów hożych żadne stw orzenie
udarem nić nie zdoła.
Szuka stw orzenie czci bożej, już tem samem
znajduje w łasne szczęście. Bóg bowiem nie w y­
m aga nig d y dla siebie tak iej służby, któraby
nam pożytku nie przynosiła i nie w ym aga ta ­
kiej czci, k tó rab y jednocześnie nie służyła ku
naszej w łasnej czci.
(i. Oto więc praw da, k tó rą ci chrystjanizm
głosi we w szystkich swoich nau k ach i urządze­
niach. Człowiek nie jest na ziemi dlatego, aby
jadł, pił, żenił się, ziemię naw oził i o to tylko
się sta ra ł, aby on sam, jego bliźni i następcy
mogli tu żyć jak najw ygodniej.
Nie, człowiek jest do czegoś wyższego stwo­
rzony. Ja k o do Boga należący m a on w Bogu
znaleźć swoje szczęście. K to nie jest z Bogiem,
ten jest przeciw Bogu. K tó ry ś uczony chwalił
się przed pew nym chrześcijaninem , że w rze­
czach wyższych niem a żadnych przekonań, mó­
wiąc: »Nie m am żadnego przekonania; jestem
pod ty m względem jak b iała k a rta niezapisane-
go p a p ie ru «. C hrześcijanin odpowiedział: »Przy-
jacielu, strzeż się, aby djabeł nie w ypisał na
niej swojego imienia«.
A zatem człowiek poto żyje n a tej ziemi, aby
się praw dzie poddał wszędzie, gdzie ją spotka,
aby czynił dobrze, gdzie tylko może, aby za to
pod koniec życia znalazł swe szczęście w nie-
skońezonem dobru i pięknie.
Pew ien grecki m ędrzec pow iedział: »Podo-
bny jesteś do aktora. Jeżeli ci d y rek to r w yzna­
cza rolę żebraka, g ra j żebraka dobrze. Jeżeli ci
wyznaczy rolę kulawego, księcia, czy zwykłego
człowieka, g ra j je dobrze. Do ciebie bowiem n a ­
leży dan ą ci rolę dobrze odegrać, wyszukać zaś
tę rolę jest rzeczą kogo innego«.
Człowiek wreszcie jest nie dla św iata. Nie-
rozsądkiem jest utrzym yw ać, że najw yższem
zadaniem człowieka na ziemi jest powiększanie
sumy dobrobytu ziemskiego całej ludzkości. J a ­
kiż bowiem będzie koniec tego w szystkiego!
Skończony i ograniczony św iat nie przestaje
nas dręczyć i męczyć, bo dla nieskończoności
stworzeni jesteśm y. W uciskach św iata pam ię­
ta j zawsze na to złote przysłow ie: »Gdyby. mi
św iat nie był za ciasny, nigdy by niebo m ojem
nie było«.
Chcesz wiedzieć, czy jesteś n a drodze do
swego celu, badaj jakie m yśli przew ażają
w twojem sercu, gdy chodzi o jakieś postano­
wienie, lub jak iś wybór. Czy to dla m nie będzie
w ygodne! Takie p y tanie zadaje sobie zmysłowy
człowiek. Czy m i to przyniesie korzyść! — tak
p y ta się skąpiec. Co powie na to św iat! p y ta
człowiek próżny. Co powie na to moje sum ie­
nie! tak się pyta człowiek, k tó ry m a głowę
i serce na swojem miejscu.
R O Z D Z IA Ł X V I.

Wola Boża.
N a jsz la c h e tn ie jsz a m ąd ro ść człow ieka na
tern polega, żeby w iedział, że ja k sarn z siebie
niezem jest, ta k przez podp o rząd k o w an ie się
B o g u w szy stk iem sta ć się może.
ł. N a jsz la ch etn iejsza n a u k a człow ieka na
tern polega, ażeby poznał, iż ja k sam z siebie
jest niezem , ta k w szy stk iem się stać może przez
p o d d an ie się B ogu.
W ola boża p rz e to p o n ad w szystko! Bóg nie
m ógł ci dać niezależności, k tó ra b y sprzeciw iała
się p ra w d zie tw o jej i jego n a tu ry . J e s te ś bo­
żym po d d an y m , B óg położył ręk ę sw ą n a tobie
i p o w iedział ci: należysz do m nie. S tw o rzy ł cię
w p raw d zie Bóg, a b y cię u czynić szczęśliw ym :
chce jed n ak , ażeb y ś w sp ó łp raco w ał n a swe
szczęście, słu żąc m u dobrow olnie.
T w o ja słu żb a niech będzie słu żb ą stw orzenia,
k tó re je s t B ogu b a r d z i e j poddane, niż słu g a
sw em u P a n u .
T w o ja słu żb a n iech będzie słu żb ą żołnierza,
k tó ry m im o w szelkich przeszkód sp ełn ia rozkaz
swego wodza.
T w o ja słu żb a niech będzie słu żb ą dziecka,
k tó re w B ogu w idzi i u zn a je sw ego ojca i n a j­
w iększego dobroczyńcę.
W ola boża objaw ia ei się w twem własnem
sum ieniu.
Wolę swoją objaw ia ci Bóg w dziesięciorgu
przykazali.
W olę swoją objaw ia ci Bóg w obowiązkach
twego stan u i powołania.
Wolę sw oją objaw ia ci Bóg we w szystkich
zrządzeniach i dopuszczeniach swej św iętej
Opatrzności.
Wolę swoją objaw ia ci Bóg w tych we­
w nętrznych poruszeniach i zachętach do dobre­
go, które w sobie czujesz i jasno poznajesz, że
od Boga pochodzą.
2. W olę bożą poznawać i jej ulegać — to
jest cały człowiek.
Tu na ziemi nie o to chodzi, by robić to, co
się ludziom wielkiem w ydaje, bo praw dziw ie
wielkie rzeczy czyni tylko ten, kto sta ra się we
wszystkiem Boga uw ielbić i takich spraw się
podejm uje, których Bóg od niego żąda. W tedy
czyni wszystko, co czynić powinien.
Bóg jest nieskończenie wielki, wszystko co
stworzone jest nieskończenie małe, dlatego stw o­
rzone rzeczy powinieneś cenić tylko przez
wzgląd n a najśw iętszą wolę bożą.
Lepiej jest z wolą bożą podnieść słomkę z zie­
mi, ja k bez woli bożej opanować św iat cały.
W ola boża ponad wszystko. Gdyby ci ktoś
powiedział: obejrz się poza siebie, gdyż inaczej
św iat cały w gruzy się rozsypie, a Bóg ci oglą­
dać się zabronił, powinieneś Boga słuchać, choć­
by św iat cały m iał runąć.
N ajśw iętszą wolę Boga możesz zawsze w y­
pełniać we wszystkich okolicznościach życia.
Będziesz się jeszcze wahhł? P atrz, ja k blisko
91

ciebie dobro! Ucz się chw ytać szczęście, bo 0110


jest w łaśnie w dobrem.
To, co się godzi, czyń raczej z m iłości ku
Bogu, niż dlatego, że ci to chlubę przynosi.
Tego, co nie przystoi, u n ik aj raczej z bo jaźń i
Boga, niż ze względu na godność w łasną.
Seneka mówi: »Tak żyj z ludźm i, jak gdyby
na to Bóg p a trz a ł; rozm aw iaj tak z Bogiem,
ja k gdyby tego ludzie .słuchali«. Do żadnego
człowieka tak przynależeć nie możesz, żebyś
nie przynależał b a r d z i e j do siebie, albo ra ­
czej do Boga i P a n a swego.
Tylko wola boża m a dla ciebie znaczenie.
W dzień sądu p rzy jd ą niektórzy i powiedzą:
Panie, albośm y to wielkich rzeczy nie zdziałali,
albośm y to nie piastow ali wpływowych urzę­
dów? A P an odpowie: Nie znam was.
Nie powinieneś Bogu, P an u swojemu nicze­
go odm awiać, czy wiele, czy m ało od ciebie za­
żąda. Szczęśliwy ten, od którego Bóg w i e l e
oczekuje.
Jeżeli chcesz, ażeby twoje spraw y i czyny
podobały się Bogu, czyń wszystko chętnem i ra-
dosnern sercem, a nie z oporem i goryczą.
U w ażaj się za narzędzie ściśle z Bogiem złą­
czone; bądź — że tak powiem — bezosobisty,
a pozwól niech Bóg w tobie myśli, chce i działa,
inaczej będziesz tylko naczyniem próżnem.
3. Jakże ograniczone są: siła, życie i znacze­
nie poszczególnego człowieka! Ten tylko jest
wielki, kto wolą swoją jednoczy się z Bogiem.
Choć m ały w sobie, w Bogu i przez Boga może
lekceważyć wszelką doczesną potęgę i chwałę.
N iedostatek dóbr ziemskich nie przygnębia go,
zbytek ich nie nad y m a go. M ądrym on jest
92

i wszystko ziemskie uw aża za śmiecie, byle ty l­


ko pozyskał C hrystusa.
»Cała E uropa nie im ponuje mi«, powiedział
jeden potężny mąż stanu. »Cały św iat nie im ­
ponuje mi«, mówi chrześcijanin, gdy chodzi
o najśw iętszą wolę Boga.
Bóg niech będzie two jem św iatłem , zoba­
czysz wtedy, coś widzieć powinien. Bóg niech
będzie tw oją siłą, a będziesz chciał tego, co
w nim zobaczysz. Bóg niech będzie two jem bło­
gosław ieństw em , a wypełnisz wszystko, co ze­
chcesz.
W ia ra pow inna być tw oją łodzią, m iłość ża­
glem, nadzieja kotwicą, wtedy będziesz mógł
śm iało płynąć poprzez fale św iata.
I

ROZDZIAŁ X V II.
Vere dignum et justum est, aequum
et salutare.
1. Służba Bogu niech będzie zasadniczym
rysem twojej istoty; służyć Bogu jest rzeczą
g o d n ą, s 1 u s z n ą, s p r a w i e d l i w ą i z b a-
w i e n n ą.
J e s t rzeczą g o d n ą. Godność i wzniosłość
stw orzenia na tern polega, że jest ono stosownie
do swej n a tu ry objaw ieniem w spaniałości Boga.
Ta godność znajdzie swoje dopełnienie
w tern, jeśli nie tylko n a tu rą swoją, ale i uspo­
sobieniem będziesz objaw ieniem Stw órcy. Im
bardziej twoje m yśli z Bogiem się sty k ają, tern
są wznioślejsze i cenniejsze.
K to chce Boga uwielbić, ten sobie przysw a­
ja m yśli i zam iary boże.
Nic nie jest wielkiem ani na niebie, ani na
ziemi, co nie zmierza do uczczenia i w ysław ie­
nia Boga.
C hrystus nie znał innego celu życia na ziemi,
jak przez życie, cierpienie i pracę stać się n a ­
rzędziem czci i uw ielbienia Boga.
Uległość Bogu jest podstaw ą wszelkiej do­
skonałości i ogniskiem praw dziw ego szczęścia.
Czyni ona człowieka m ądrym , roztropnym , od­
ważnym. ofiarnym , praw dom ów nym , praw ym ,
uprzejm ym , zadowolonym. Nic milszego nad tę
cnotę, k tó ra wszystko do Boga odnosi, nic nie­
ma w strętniejszego nad człowieka, k tó ry wszę­
dzie tylko siebie szuka.
W szyscy, którzy nie szukają Boga, są słu g a ­
mi bałw anów : jedni służą bałw anow i próżnej
chwały, drudzy bałw anow i interesu, in n i wresz­
cie bałw anow i użycia.
Ten jest najszlachetniejszym człowiekiem,
kto w yciągnął w szystkie wnioski z tej praw dy,
że jest stw orzeniem bożem i całe życie swoje
według niej układa.
Raczej pozwolić, aby tysiące św iatów w prze­
paść runęło, niż okiem m rugnąć przeciw n a j­
świętszej woli Boga.
2. Służba Bogu jest jeszcze obowiązkiem
s p r a w i e d l i w o ś c i . N ależysz nie do siebie,
lecz do B oga; Bóg m usi cię uw ażać za swoją
własność, inaczej nie może. Mógł cię stw orzyć
tylko dla siebie, dla swej chwały. W szystko n a ­
leży do Boga, do ciebie nic; strzeż się, ażebyś
nie przyw łaszczył sobie cudzych dóbr.
Gdy oddaliwszy się od Boga, w łasnej czci
i wygody szukasz, okradasz Boga z tego, co mu
się należy; targ asz się na nieprzedaw nione p r a ­
wo boże.
Konieczność należenia do Boga w ypływ a nie
z jakiegoś tylko zew nętrznego urzędu lub s ta ­
nu; leży ona w głębinach istoty każdego stw o­
rzenia; jest fundam entem wszelkich innych
obowiązków, fundam entem tak osobistego jak
i społecznego szczęścia.
Boga się bać i jego przykazania zachow y­
wać jest n a tu rą , zadaniem i głównym obowiąz­
kiem człowieka; jest jego h istor ją, jego wielko­
ścią, jego chw ałą i jego szczęściem. A więc o to
95

przedew szystkiem powinno nam chodzić, żeby


tę praw dę postawić jako niew zruszoną zasadę
dla wszystkich naszych dążności i planów.
Tego dom aga się praw o i spraw iedliw ość.
Czyń dobrze i nie bój się nikogo.
3. Służba Bogn jest nadto obowiązkiem
s ł u s z n o ś c i . Rzecz to n a tu ra ln a , iż wszelka
wielkość, wszelka władza znajduje odpowiednie
uznanie. O ileż więcej muszę uznawać wielkość
i władzę Boga, k tó ra nieskończenie wszystko
przewyższa, a ta k blisko m nie się znajduje!
Czyż to nie jest rzeczą słuszną z pokorą wzno­
sić wzrok ku Bogu, gdy on z m iłością na nas
spogląda? Czyż to nie jest słuszne, składać mu
hołdy dziękczynne, gdy od niego nieustannie
tyle dobroci doznajem y? Czyż nie jest słuszna
modlić się do Boga? Od niego przecież oczeku­
jem y szczęścia swego.
Im więcej św iat się w ysila, by obedrzeć Bo­
ga z przynależnej mu czci, z tym większym za­
pałem pow inniśm y tę cześć Bogu oddawać.
Obecny duch czasu, k tó ry panu je . w życiu
codziennem, w przem yśle, w polityce, w sztuce
i nauce, a naw et w religji jest duchem rew olu­
cji przeciw żyjącem u Bogu. Na miejsce Boga
staw ia się obecnie człowieka, k tó ry sam z siebie
jest tylko zlewiskiem nędzy i słabości.
Albo się obecnie przem ilcza Boga zupełnie,
albo też uw aża się go za coś, co powinno zaspo­
kajać ludzkie pretensje, lub spełniać rolę poli­
cjanta, albo też pilnow ać interesów państw a.
Św iat obecny nie uznaje żyjącego Boga; nie
uznaje Stw órcy nieba i ziemi, k tó ry dał przyka­
zania, którem u trzeba służyć, k tóry nas kiedyś
pociągnie do odpowiedzialności. U znaje jeszcze
B oga za budowniczego św iata, g a rd z i je d n a k
wszelkiem p ra w e m m o ra ln e m od B oga pocho-
dzącem. Ś w iat obecny jeżeli u z n a je B oga, to
takiego, k tó r y czy to z za m iło w a n ia do w ygody,
czy to ze zby tn iej tro ski o swe dostojeństwo,
0 nic się nie troszczy; u p o jo n y swoją wielkością
1 szczęśliwością, żadnego p ra w ie znaku życia
o sobie nie daje; k tó ry , g d y go chw alą, nie zw a­
ża na to; gd y się m o dlą do niego, nie słu cha;
g d y go m iłością otaczają, nie o d w zajem nia się;
g d y go o bra żają, n ie gniew a się; gd y m u bluź-
nią nie odczuwa tego. Św iat u z n a je B oga, k tó ry
stoi j a k n ie ru c h o m a fig u ra , ob ojętn y n a w y stę ­
pek i cnotę; jedn ako w em okiem p a trz y n a po­
bożnych i bezbożnych. T a k i to Bóvg, k tó re m u ża­
den n a r ó d od początku ś w ia ta nie w yb u d o w a ł
jeszcze św iąty n i, jest p rz ed m io te m ty ch religij,
do k tó ry c h się ci ludzie p rzyzn ają.
A czem jest w edług nich człowiek? M a te r ją ,
ciałem, niczem więcej j a k je d n ą z m aszyn, pod
względem swojej o r g a n iz a c ji o jeden stopień
k u n szt O'wniejszą od zwierzęcia, z k tó re m zresztą
ma je d n a k o w y początek i koniec. J e s t zaś poto
n a świecie, a b y ja d ł; je, by m óg ł żyć; żyje, aże­
by w krótce p rz e m in ą ł; p o r y w a n y p o trze b am i
ciała, rządzony in s ty n k te m , s z a rp a n y n a m ię ­
tnościam i; n ig d y nie błądzi, bo n ig d y p r a w d y
nie widzi; n ig d y nie czyni źle, bo nie zna do­
brego; nie za s łu g u je n a k arę, an i n a pochwałę,
ponieważ zawsze uleg a fatalności.
To sfałszow ane pojęcie o B ogu, k tó re jest
w ielką zb rod nią naszych czasów, sp ra w ia , że n o ­
woczesny pog ląd n a św iat jest t a k bezsilny.
K tó żby się wobec tak ieg o fałszu nie czuł p o r u ­
szony do s k ła d a n ia czci B ogu praw dziw em u,
97

któżb y się n ie za p alił, by z serca sAvego uczynić


o łta rz B ogu p raw d ziw em u ?
4 . S łu żb a B ogu je st Avreszcie obow iązkiem
ze w zględu n a 11 a s s a 111 y c b. C złow iekow i
p rzed ew szy stk iem o to pow inno chodzić, by
o sią g n ą ł szczęśliw ość, do k tó re j jest stw orzony.
B óg w ła d a n am i, a b y n a s przez ,siebie
i u siebie u czy n ić szczęśliAvynii. P o w in n iśm y się
oddać B ogu, a b y śm y się w nim odnaleźli. T y l­
ko w B o gu może człow iek być szczęśliw y, gdyż
d la B o g a jest przeznaczony. S tą d też niesp o k o j­
ne je s t serce ludzkie, dopóki nie spocznie
av B ogu.
K to siebie szuka, ten po Avszelkich złu d n y ch
p rz y je m n o śc iach znajdzie siebie; kto szuka B o­
ga, ten po Avszelkich dośw iadczeniach znajdzie
B oga.
B óg słu szn ie ta k postanoAvil, że kto n ie chce
poddać się m iło ściw y m jego rządom , te n u leg ać
będzie o k ru tn y m rządom swoim .
J e ś li B o g u słu ży m y , nie ty lk o p ra w d a jest
w n as, ale i spokój, bo czujem y, żeśm y n a do­
b rej drodze, że Avłaściwe w zględem B oga z a j­
m u jem y stan o w isk o , k tó ry p ra w a sw oje ciągle
nam p rzez su m ien ie p rz y p o m in a . Lecz ten spo­
kój n ie je s t g n u ś n ą bezczynnością, ale mocą,
k tó ra n as nstaAvicznie s k ła n ia do co raz dosko­
nalszego p e łn ie n ia w oli bożej.
Bóg o ty le s ta r a się o nasze szczęście, o ile
m y o jego cześć się s ta ra m y . D lateg o ty tu ł ^ s łu ­
gi bożego« w ięcej p rz en o si czci i k o rz y ści niż
kroleAvskie k o ro n y .
P rz y c z y n ą w szelkiego zła n a św iecie jest
niezależność od B oga, sprzeciAvianie się S tw ó r­
cy. S z a ta n b y ł ich p raro d zicem . Z achciało się
też A d am o w i być z siebie tern, czem m ógł i po-
Chrześc. filo z o fja życia.
w inien był się stać, ale tylko w zależności od
Boga.
K ażdego dnia w tym roku, tak się m odlił
pobożny Suso, i każdej godziny i każdej chwili
prag n ę Cię, o Panie, bardziej chwalić i m iło­
wać, niż Cię m iłował jakikolw iek święty.
R O Z D Z IA Ł X V I II.

S zczęście i zbaw ienie człow ieka .


1. C złow iek oprócz su m ien ia po siad a jeszcze
w e w n ętrzn y popęd do szczęścia, i to szczęścia
bez końca i pod k ażd y m względem . T en n ie p rz e ­
zw yciężony p o ciąg do szczęścia jest in sty n k te m
n a tu r y i n ależy do zasad n iczy ch skłonności,
k tó re B óg w łożył w isto tę człow ieka.
J a k te d y w olą B oga jest, żeby człow iek
szedł za głosem su m ien ia, ta k w olą jego jest,
żeby był szczęśliw ym . Szczęście bowiem to n a ­
tu r a ln y cel człow ieka. Z dobroci sw ojej Bóg
tw o rzy ro zum ne isto ty , lecz może ich i nie tw o­
rzyć. jeżeli ich nie chce przeznaczyć do szczę
ścia. S um ien n o ść i szczęście m uszą być n a jś c i­
ślej z sobą złączone, gdyż B óg nie może być
sprzeczn y sa m z sobą. S um ienność jest d ro g ą
do szczęścia.
To co jest m o ra ln ie n a jb a rd z ie j p ięk n e i szla­
chetne, m usi n ajw ięc ej szczęścia z sobą p rz y ­
nosić. _ *
Za w szystko coś n a m dał, o Boże, nic w ię­
cej n ie żądasz, jedno, byśm y Ci pozw olili u czy ­
nić się szczęśliw ym i. r
Gdzież jest to szczęście, .k tó re człow ieka za ­
spokoić może?
B y t ziem ski, ja k poucza dośw iadczenie
w szy stk ich ludzi, zbyt m ało d aje zadow olenia.
Radość ziem ska jest ja k m aleńka kropla w w ia­
drze goryczy. Rozkosze są to fałszywe ułudy,
które niezliczoną ilość ludzi w błąd w prow a­
dzają. Prędko następuje po nich gorzkie rozcza­
rowanie, gdyż kuglarstw o na długo omamić
nie może.
Wszędzie ubiegają się za kw iatam i, a spo­
ty k ają m arne liście, a nierzadko ciernie kolące.
Bo kiedyż kw ihty ziemskie nasyciły czują-
ce serce!
' N igdy na ziemi nie było stałego szczęścia
i nigdy takiego nie będzie; otrzym aw szy jedno,
pragniem y zaraz drugiego.
Spełni się jedno życzenie, przychodzi drugie
jeszcze większe; serce nigdy nie powie dosyć.
Skoroś posiadł szczęście, któregoś p rag n ął, już
ono przestaje być twojem szczęściem.
A nie tylko ograniczenia i niedostatki, ale
i zbytki czynią życie ziemskie przykrem i cięż-
kiem.
Szczęście ziemskie, o którem się tak często
mówi, m ieszka tylko w w yobraźni tych, którzy
go nie m ają; tak zwani szczęśliwcy nic o niem
nie wiedzą, choćby n ajbardziej udaw ali, że je
posiadają.
N aw et ćwiczenie się w cnocie nie przynosi
pełnego szczęścia. Spokój słodki, jak i daje czy­
ste sumienie, jest w praw dzie większem szczę­
ściem niż jakiekolw iek zmysłowe użycie. Nie
jest to jednak doskonałe szczęście z osiągnięte­
go celu, lecz raczej szczęście pielgrzym a na u c ią ­
żliwej drodze, przeświadczonego jednak, że
w dobrym kierunku zmierza do celu.
Im czystsze jest sum ienie, tern milsze odpo-
cznienie; ale któż ze śm iertelnych może się po­
chw alić bezwzględnie czystem sum ieniem !
W szystko, co jest w brew su m ien iu , m a o stre
kolce.
2. Je d y n e , p ra w d ziw e szczęście, dostępne tu
n a ziem i, p o leg a na u siło w an iac h , by spełnić
w ielk i cel życia. N ajszczęśliw si ludzie to ci, k tó ­
rzy zu p ełn ie p o ch łonięci w ielką m y ślą o B ogu,
tej m y śli p o d p o rząd k o w u ją w szystkie sp ra w y
ziem skie.
S koro ty lk o człow iek niezłom nie się p rz ek o ­
na, że n a ziem i szczęścia niem a, w ted y albo
uw aża pęd do szczęścia za w rodzoną u łu d ę
i s ta je się zrozpaczonym p e sy m istą ; albo w ie­
rzy w szczęście pozagrobow e i jeszcze m ocniej
c h w y ta za p ra w d ę ch rześc ijań sk ą .
Bóg ty lk o może uszczęśliw ić człow ieka, gdyż
człow iek stw o rzo n y je s t dla B oga. S tw o rzen ia
są zb y t o graniczone, zbyt przypadkow e, aby
m og ły serce lu d zk ie w y p ełn ić i zaspokoić. T y l­
ko p ra w d a bezw zględna, ty lk o nieskończone do­
bro, ty lk o n iezm ierzo n a piękność, m ogą p ra g n ie ­
nie człow ieka n asy cić. S am Bóg w y starcza.
A w ięc p o sia d a n ie B oga m usi być przeznaczone
dla w szy stk ich ludzi, bo o n o 'ty lk o zap ełn ić zdo­
ła n iezg łęb io n ą p ró ż n ię serca człowieczego.
ROZDZIAŁ X IX .
Trwanie po śmierci.
Ten jest najmędrszy, kto n a jtra fn ie j ocenia
przyszłość.
Źe byt doczesny na tym planecie nie kończy
się dla człowieka razem ze śmiercią, lecz w dal­
szym ciągu trw ać będzie w życiu pozagrobo­
we ni — to przeświadczenie posiadała ludzkość
od początku swego istnienia.
Ju ż to samo, że cały rodzaj ludzki (z bardzo
małemi chorobliwemi w yjątkam i) jest, p r z e ­
k o n a n y o trw an iu duszy ludzkiej po śmierci,
zasługuje na szczególniejszą uwagę.
H istorja uczy, że wszystkie narody, we
wszystkich k r a ja c h ’ i po wszystkie czasy jakiś
n a tu ra ln y in sty n k t popychał do utrzym yw ania
wzajemnych stosunków ze z m a rły m i Inaczej te
stosunki podtrzym yw ał i podtrzym uje dzikus
afry k a ń sk i i australijski, a inaczej cywilizo­
wany Japończyk. W chrześcijaństwie najlep­
szym wyrazem tych stosunków jest wzywanie
zmarłych i modlitwy za nich. Mówi o tern sta ry
poganin Cel sus: »Chrześcijanie m ają słuszność,
kiedy myślą, że ci, co tu święte życie prowadzą,
będą po śmierci nagrodzeni, a źli zostaną u k a ­
rani; to ich przekonanie podziela cały świat«J

1. O rig.: C. Celsum 1, 8.
103

S tąd to szczególne poszanow anie grobów ludz­


kich, stąd te usypiska z kam ieni i kopce 11 dzi­
kich, a m auzolea u bogatych, stąd pola i groty
i m iasta um arłych, stąd piram idy. I nacóż to
wszystko, gdyby ludzkość w ierzyła, że człowiek
nie jest niczem więcej jak zlepkiem ziemi, k tó ­
ry się rozpadnie po śmierci.
A nie tylko przez pom niki, grobowce i u ro ­
czystości zm arłych w yraziła ludzkość swoje
przekonanie o istn ien iu pozagrobowem; mamy
nadto tysiączne inne dowody. N auka o przy ­
szłych nagrodach i karach, mówi Bolingbroke
(w 5-tym tomie dzieł swoich), tak jest stara, ze
ginie w pom roce m inionych wieków; uprzedza
ona wszystko, co ma ja k ą tak ą pewność h isto ­
ryczną. Toż sarno po wielokroć razy powiedział
przed nim C y c e m 2 i inni.
I tak było po w szystkie czasy. J a k iś popęd
głęboki, potężny, ustaw iczny i niepoham ow any
przechodzi przez ludzkość: popęd do istnienia
pozagrobowego. Od zaczątków dziejów ludzkich,
po w szystkie wieki i dopóki tylko serce czło­
wiecze bić będzie, żyło i żyje w ludzkości to we­
w nętrzne przeświadczenie o uzupełnieniu ziem ­
skiego żyw ota przez pozagrobowe życie. N iezli­
czone m iljony ludzi z w szystkich krajów i na­
rodów, z w szystkich języków i czasów sn u ją się
w długich procesjach po obliczu ziem i; wszyscy
z pełną nadziei pewnością spoglądają w życie
pozagrobowe, ku niem u w ędrują i z tern jednem
przekonaniem i z tern jednem w ołaniem na
u stach zdała je pozdraw iają i w ołają z otuchą:
P ielgrzym am i i przychodniam i jesteśm y na
ziemi; szukam y lepszej niebieskiej ojczyzny.

2. T u scu l. 1, 12.
104

Oto niezbite świadectwo rodzaju ludzkiego,


0 nieśm iertelności, jest to świadectwo n a tu ry
ludzkiej.
2. Chodzi tu bowiem o praw dę, któ ra nie ty l­
ko jest przystępna dla każdego trzeźwo m yślą­
cego um ysłu, lecz także o praw dę, k tó rą ludzie
z pew ną łatw ością poznają w skutek wrodzone­
go naturze popędu ku życiu dalszemu. Ten po­
pęd, ten »instynkt«, idący poprzez wieki, p a n u ­
jący nad ludźm i na w szystkich stopniach k u l­
tu ry , o p lątający z żelazną siłą całą kulę ziem­
ską, jest jak najgłębiej w rośnięty w naszą n a ­
turę. A jest rzeczą niem ożliwą, aby ten popęd
n a tu ry , z rozum em tak ściśle zb ra tan y (sensus
naturae communis) pchał człowieka do u m iło­
w ania jakiegoś błędu. N a tu ra mówi czasem nie­
w yraźnie, ale nig d y nie kłam ie.
A zatem przekonanie-w szystkich ludzi o nie­
śm iertelności i życiu przy szlem opiera się na
praw dzie i rzeczywistości.
M aterjaliści mówią, że dusza i życie pozagro­
bowe jest w praw dzie tylko subjektyw ne u ro je­
nie, słodkie wyobrażenie, przyjem ne m arzenie,
którem u zgoła nie odpowiada przedm iotowa rze­
czywistość. Dobrze na to tw ierdzenie odpowie­
dziano: Jeżeli przekonanie o życiu pozagrobo­
wym jest tylko m arzeniem , to jakże to m arzenie
może być ta k powszechne? J a k mogło podm io­
towe w yobrażenie tego lub innego człowieka,
stać się wspólnem całej ludzkości, nieodzowną
1 isto tn ą częścią jej m yśli i jej pragnień? A jest
rzeczywiście to w yobrażenie wspólnem dobrem
ludzkości. I rzeczywiście nosi ono n a sobie pię­
tno nie jakiegoś urojonego m arzenia, ale mo­
cnego prześw iadczenia, które się opiera na rze­
czowej treści, n a realnem istn ien iu i przedmio-
105

towej praw dzie i samo w sobie nie ma nic


wspólnego z o rojeniem wyobraźni.
A to powszechne przekonanie nie jest ślepym
popędem, owszem jest ono oparte na sam opo­
czuciu godności ludzkiej, n a tęsknocie serca, na
wrodzonem p rag n ien iu naszej istoty. Dlatego
też przekonanie o rzeczywistem istnieniu poza­
grobowego życia łączy się ściśle z pojęciem na- #
tu ry ludzkiej.

7
RO ZDZIA Ł X X .
Z ycie pozagrobow e jako postulat
godności ludzkiej,
1. Godność ludzka! N aw et m a t e r i a l i z m
mówi o godności ludzkiej. Przew odnicy .jego
pow iadają nam , że »człowiek jest tylko zwierzę
ciem: m a te same organa, te same objaw y życia,
takie samo życie i takąż śmierć. W ęgiel, kwaso-
ród i inne pierw iastki, które się na ciało ludz­
kie składają, są tejże n a tu ry , co i pierw iastki
składające się na ciało zwierzęce. I to w łaśnie
stanow i godność ludzką. Duch człowieczy jest
cząstką w ielkiej m ate rji św iata. A cóż może być
wspanialszego, p y ta ją , co wznioślejszego, jak
być umieszczonym, jako m ałe kółko w wielkiej
m aszynie św iata? N ajbardziej idealną rzeczą,
jakiej człowiek może p rag n ąć na świeeie, jest
zwierzęca rozkosz płciow a; najtreściw szą zaś
i najpożyteczniejszą, k tóra najw ięcej do tam tej
idealnej się przyczynia -— jak najw iększa ilość
chemicznych pierw iastków . Cząstki żelaza, k tó ­
re d rg ały w skroniach poety, m yślały w mózgu
filozofa, które w irow ały w piersi nieludzkiego
ty ra n a , lub cierpiały w sercu niew innie prze­
śladowanego, teraz może szum ią w kołaćli loko­
m otyw y«.
Piękne słowa! ale kto z m yślących nie od­
wróci się z obrzydzeniem od tak iej godności
107

lu d zk iej? G oethe n a w e t ośm ielił się w ypow ie­


dzieć to zd anie: » M aterjalizm um ie ty lk o bluź-
n ić B o g u , a u w ielb iać lajno«.
2. Czy może lepiej w y g ląd a »godność czło­
w iek a « w p o jęciu p a n t e i s t o w i? Otóż nigdzie
i n ig d y godność człow ieka nie może się opierać
n a k łam stw ie, a przecież p an teiz m n a jw y ra ź n ie j
k łam ie; ta k w tern co p rz y p isu je człow iekow i,
ja k i w tern, czego m u odm aw ia.
P a n te iz m m ów i: »J e s te ś zjaw ą bóstw a, jesteś
B ogiem , d lateg o m asz boską nieom ylność, bo­
sk ą nieo g ran iezo n o ść, boskie szczęście, boską
św iętość; w szystko co m yślisz, co chcesz i co
czynisz, jest ab so lu tn ie doskonałe i u sp ra w ie d li­
w ione; n ik o m u nie m asz p o trze b y zdaw ać
ra c h u n k u «.
Życie jed n a k lu d zk ie p rz ek o n y w a na każ­
dym k ro k u , że te p rz y m io ty są kłamliwie, że się
d lateg o ty lk o w y n o si człow ieka ta k w ysoko, aby
go tern głęb iej zepchnąć w błoto. Tego się zw y­
kle n a d y m a , kogo się chce przyw ieść do u p ad k u .
P an teizm o d m aw ia człow iekow i rzeczyw isto­
ści. M ówi on do niego: T y nie jesteś an i su b ­
s ta n c ją , a n i b ytem , a n i isto tą d z ia ła ją c ą , jesteś
ty lk o m o d aln ością b y tu , czynnością cudzą, po­
zorem tylk o , u ze w n ętrz n ie n iem p ra s u b sta n c ji,
czem ś ja k b y do n iej p rz y kle jonem .
P rzeciw ko ta k ie j niedorzeczności p o w staje
dośw iadczenie i m ów i: W iem , że ja m yślę, że
ja chcę, że ja kocham to, co inni n ien aw id z ą, że
ja n ien aw id zę tego, co in n i k o ch ają. J a poi u-
szam sw o ją rękę, pon iew aż m i się to podoba
i po ru szam , ja k m i się podoba.. J e s te m w ięc
p u n k tem w y jścia czynności m oich, jestem isto tą
d z ia ła ją c ą , p rz y c z y n ą w sobie istn ie ją c ą , od
k tó re j pochodzi d z ia ła n ie ; jestem isto tą sam o-
mmm

108

dzielną, która w żaden sposób nie pozwoli po­


niżyć się do przypadłości, do cudzej czynności,
do pustego zjaw iska. Moje samopoczucie mówi
mi, że m am byt swój, różny i odrębny od bytów
innych. J a wiem, żem jest spraw cą wielu czyn­
ności, za które będę odpowiedzialny przed wyż-
szą istotą. Żadne kłam stw o nie zdoła mi za­
ciem nić tego przeświadczenia.- A jeżeli wiem,
żem jest przyczyną, punktem w yjścia, że posia­
dam możność wolnego działania, to muszę się
uznawać za istotę, nie przylepioną do czegoś
innego, lecz posiadającą w sobie byt,
K iedy więc panteizm czyni z człowieka ty l­
ko zjawisko, przypadłość, m oralność boskiej
wszech jedności (des G ott-A ll-Eins), pozornie go
podnosi, rzeczywiście zaś ogrom nie go poniża.
Jeżeli się z człowieka chce zrobić szatana zło­
ści i nieszczęścia, należy weń tylko wmówić,
że jest Bogiem. Nic niem a wygodniejszego nad
m oralność panteistyczną, w niej to leży taje m ­
nica rozpowszechnienia się tej niedorzecznej
nauki.
Takby więc w yglądało według m aterjalizm u
i panteizm u znaczenie człowieka: jest on w tło­
czony i wpleciony w straszliw e kolisko św iata,
w jego olbrzym ią m aszynerję, w jej rozpędzone
koła i żelazne try b y , w jej ogłuszające tłoki
i m łoty, które go miażdżą. Czuje się wobec tego
zupełnie bezsilny i bezbronny. W tein rozpaczli-
wem położeniu m a tę sm utną pociechę, że cza­
sem zdobędzie odrobinę miodu przyjem ności;
że przy m arn ej p racy zapom ni na chwilę
o swoim nieznośnym losie i że sobie może po­
wiedzieć: m ilja rd y tak cierpią, jak ja. Mój
krzyk znika w w iekuistem rzężeniu ludzkości,
109

którą m iażdży wszechświat, posuw ający się da­


lej bez sensu i celu.
A takie teorje poto się tylko staw ia, żeby
człowiek m iał możność i wolność czynić źle,
grzeszyć. W praw dzie jeszcze kodeks k a rn y od­
waża się staw iać przeszkody tej tak »uzasa-
dnionej« wolności!
»Jeżeli dusza nasza jest śm iertelną, mówi *
M endelssohn (Phadon), to rozum jest tylko złu­
dzeniem, które nam Jow isz poto zesłał, aby nas
biednych oszukać, to jesteśm y jak trzoda stw o­
rzona poto, aby szukała straw y i zdychała; to
w kilka dni po śm ierci wszystko jedno będzie,
czy byłem ozdobą, czy hań b ą stw orzenia, czy
się starałem powiększyć liczbę szczęśliwych, czy
też nędzarzy; — to najpodlejszy człowiek ma
władzę usunąć się z pod panow ania boskiego,
sztyletem przeciąć więzy łączące go z Bogiem.
Jeżeli duch ludzki jest czemś przem ijają-
cem, to najm ądrzejsi praw odaw cy, filozofowie
i m yśliciele oszukiw ali nas i siebie; to cały ro­
dzaj ludzki się umówił, aby niepraw dę ochra
niać i czcić oszustów, którzy ją w ym yślili; to
państw o złożone z wolnych, m yślących istot, nie
jest niczem więcej, jak stadem nierozum nego
bydła! O kradziony z nadziei nieśm iertelności
człowiek, ten cud stw orzenia, będzie najnę-
dzniejszem na świeeie zwierzęciem, które na
swoje nieszczęście musi o swym losie myśleć,
bać się śm ierci i rozpączać«.
3. Na czemże tedy polega godność ludzka?
Odpowiedź łatw a i jasna!
W edług elem entarnej zasady porządku, rzecz
każda pow inna być na swojem m iejscu; wyższa
na wyższem, niższa na niższem. Gdzie zaś po­
między wyższą a niższą zachodzi stosunek, to
110

niższa w inna być podporządkow ana wyższej,


nie zaś odwrotnie. W yższą rzeczą w człowieka
jest życie rozumowe, nie zmysłowe. S tąd w nim
wszystko (w zakresie n a tu ry ) ku tem u zm ierzać
powinno, by w odpowiedni sposób udoskonalić
życie rozumne.
Tę szlachetną wyższość ludzkiej n a tu ry
Pism o św. tem i w yraża słowy: Cóż jest czło­
wiek, że nań pam iętaszf albo syn człowieczy, że
go nawiedzasz? Uczyniłeś go nmło co m n ie j­
szym od aniołów, chwała i czcią ukoronowałeś
go. I postawiłeś go ponad dziełami rąk swoich.
Podałeś w szystko pod nogi jego.1 W ięcej jeszcze
znaczącemi są te słowa P ism a św., że Bóg stwo­
rzył człowieka na wyobrażenie swoje.2
W szystko więc w człowieku zm ierza ku te­
mu, aby swój rozum m ógł odpowiednio rozwi­
nąć, a sił swego um ysłu w odpowiedni używał
sposób.
\ Ale czy poto głównie otrzym ał człowiek dar
rozumu, by pełniej mógł zaspokoić w ym agania
swej n a tu ry cielesnej? by sobie mógł urządzić
wygodniejsze i przyjem niejsze życie? W takim
razie stanow isko człowieka byłoby gorsze, niż
najpodlejszego zwierzęcia. Bo te istoty n ie ro ­
zumne cieszą się ze swej sytości bez niedom a­
gali, budują sobie legowiska z tak ą zręcznością,
że w cień staw iają wszelką ludzką a rch itek tu rę.
Mimo całego sp ry tu smakoszów i rozkoszników
nigdy jeszcze nie zdołała ludzkość dorównać
zwierzętom pod względem zaspokojenia żądz
n atu raln y ch . S tare pogaństw o w kierunku u rz ą ­
dzeń życiowych, używ ania, wyprzedziło n a j­
bardziej nowoczesny postęp; a jakiż tego
1. P s . 8, r>— 8.
2. K o d /,. 1, 27,
Il l

w sz y s tk ie g o b y ł r e z u lta t? . — C ie rp ie n ie , b ło to ,
z w y ro d n ie n ie .
N ie, n ie w te in leży z n a c z e n ie c z ło w ie k a , a b y
sił sw eg o ro z u m u , sw o ich z d o ln o śc i u m y s ło ­
w y c h u ż y w a ł je d y n ie d la d o p ię c ia w ię k sz y c h
w y g ó d w ż y c iu z ie m sk ie m . C h o c ia ż z d r u g ie j
s tr o n y m oże, p o w in ie n n a w e t, d a r u m y ś le n ia
u ż y w a ć n a to ró w n ie ż , by m u się w ż y c iu p o d
w z g lę d em d o c z e sn y m le p ie j d z ia ło , b y to ży cie
w o d p o w ie d n ie j m ie rz e u p ię k s z y ć , by zm u sić
s iły n a t u r y do s łu ż e n ia so b ie; m oże i p o w in ie n
ze s w o ją m o c ą d u c h a w e jść w z a p a s y z s iła m i
w ro g ie m i je g o z ie m sk ie j p o m y śln o śc i.
L ecz to n ie je s t rz e c z ą p ie rw s z ą i n a jw a ż n ie j­
szą. W s z y s tk o to m u s i b y ć o p ro m ie n io n e i u z a ­
ćmione czem ś w y ższem , a b y b y ło g o d n e m c z ło ­
w iek a . T o za ś w y ższe le ż y w d z ie d z in ie p r a w d y ,
do k tó r e j z d o b y c ia je s te ś m y p o w o ła n i i o b d a ­
rz e n i z d o ln o ś c ia m i cłuchow em i.
4. C z ło w ie k p a tr z ą c w sie b ie w id zi, że sto i
o w iele w y ż e j n iż o ta c z a ją c a go p r z y r o d a , d l a ­
teg o n ie p o w in ie n się je j p o d d a w a ć , a n i się w o ­
bec n ie j p o n iż a ć . P a t r z y w g ó rę i p o z n a je , że
on sa m i w sz y s tk o in n e zale ż n e je s t od B o g a ,
k tó r y je s t s tw ó rc ą i c e le m w sz ech rzeczy , d la ­
te g o n ie p o w in ie n się p y c h ą u n o s ić i b o żk a
z sieb ie c z y n ić . S k o ro się w y n o s i p o n a d sieb ie,
s p a d a p o n iż e j sieb ie.
G o dność z a te m i w ie lk o ść c z ło w ie k a n a te in
p o leg a , żeb y p a n o w a ł n a d w s z y s tk ie m , co od n ie ­
go niższe, w z a le ż n o śc i je d n a k od B o g a . » 0 ile
m i to pom oże do s łu ż b y bożej?« W tern p y t a n iu
d a n a je s t n o r m a czło w iek o w i d la w s z y s tk ic h
je g o d ą ż n o śc i, d la w sz y s tk ie g o , co go sp o tk a .
C zem żeb y je d n a k b y ła t a s łu ż b a B o g u , od
k tó r e j z a le ż y g o d n o ść c z ło w ie k a , g d y b y n ie b y ło
112

wieczności i życia pozagrobowego 1 B yłaby do­


praw dy niem ałą udręką.
Jeśli Bóg, k tó ry z n a tu ry swej jest dobrocią,
woła mię do służby swojej, czyni to dlatego,
żebym w niej znalazł swoje szczęście i zaspo­
kojenie mojej istoty. Je śli Bóg chce, żebym go
szukał, to chce również, bym w nim znalazł od-
pocznienie moje. Ani pełnego szczęścia, ani od-
pocznienia w tern życiu znaleźć nie można, do­
piero w wieczności.
We wszystkiem, czego Bóg chce, m usi rów ­
nież zgodnie z najgłębszą istotą swoją szukać
swej czci i chwały. Bóg bowiem jest świętością
i praw dą. Jeżeli tedy Bóg chce, abym m u słu ­
żył, to chce tego dla swej czci i dla swej chwały.
Chw ała boża, płynąca z wolnego pełnienia a y o H
bożej — oto godność człowieka! A jakże m ałą
i jak niegodną Boga byłaby clvwala, oddaAvana
przez człowieka majestatoAvi bożemu, gdyby się
AAszystko ze śm iercią kończyło!
NajAA-iększe w ypadki św iata są za małe,
a praAvdy, dostępne dla naszego poznania, za
nikłe i poAvierzchowne, najszlachetniejsze d ą ­
żenia doczesne zbyt są naeechoAvane słabością
n a t u r y ludzkiej, ażeby m ogły być jedynym
i ostatecznym hołdem, k tó ry Bogu składam y.
R ozum iem y, naco jest to szczebioczące dzie­
cko, g d y pom yślim y, że ono Aćyrośnie k iedy ś na
silnego mężczyznę, zdolnego do zapasów o Avyż-
sze z a d a n ia życia. R o zu m iem y służbę bożą, k t ó ­
rą czloAviek na tej ziemi sp ełniać w inien, gdy
AA'spomnimy, że ta służba udoskonalona, t r w a ­
ją c a dalej, zostanie ukoronowana, aa - Avieczności.
N a le ży m y do Boga, to znaczy:, jesteśm y dla
Acieczności. M yśl o B ogu, o chw ale bożej a y A\'ie-
czności, o szczęściu w ieku istem p o w in n a przy-
113

świecąc całem u życiu, w szystkim trudom i p r a ­


com człowieka.
5. Dopiero przez wzgląd na wieczność o trzy­
m uje życie ziemskie wyższą w artość i n a ­
maszczenie, które nas godzi z pospolitością ży­
cia doczesnego. »Jak tło złote, mówi H ettin g er,
na którem starzy m istrzow ie m alowali swoje
obrazy, uw ydatnia i oświeca postać, tak myśl
0 wieczności jest tłem w szystkich naszych czy­
nów i n ad aje nadziem skiego uśw ięcenia w szyst­
kim cierpieniom i dążnościom naszym , jest ona
różdżką czarodziejską, k tó ra to co ziemskie za­
m ienia na niebieskie i czyni nas już tu ta j ucze­
stnikam i życia bożego. J a k gw iazdy oświecają
ciemności nocy, tak te m yśli wieczne oświecają
nikłe i zm ienne p rag n ie n ia doczesne; ja k że­
g larz ku gwieździe polarnej, tak duch nasz
spogląda ku w iecznością
Je st bowiem wieczność. Gdyby jej nie było,
człowiek żyłby tu tylko poto, ażeby cierpieć
1 dręczyć się; byłby najm izerniejszą istotą.
Żyt niegdyś młodzieniec, im ieniem Alojzy,
który od lat dziecinnych we wszystkiem , co mu
się zdarzyło, co przedsiębrał, zadaw ał sobie to
p y tanie: »Co mi to pomoże do wieczności?«
Tylko spoglądanie ku wieczności nadaje
w artość życiu, chroni godność ludzką. N aw et
tak i A ugustyn, kiedy w m łodych latach nie spo­
glądał ku wieczności, stoczył się w bagno w y­
stępków, dopiero gdy zwrócił oczy ku niej,
wzruszony do głębi zawołał: »K raino wieczno­
ści, krain o bezbrzeżna, ty jedynie zawierasz to„
co trw ałe i dobre; kto wielkości swej na tobie
nie buduje, ten napróżno pracuje, ten gotuje
sobie zgubę; kto w tobie szczęśliwości swej nie
szuka, ten wiecznej nabaw i się nędzy«.
Chrzęść, filozof,i a życia. 8
ROZDZIAŁ X X I.
Tęsknota serca ludzkiego .
In n y dowód na istnienie życia pozagrobowe­
go m am y w tęsknocie serca ludzkiego.
Tak istotnie, w sercu każdego myślącego
człowieka odzywa się często tęsknota, której
przem ijający świat iiiczem uciszyć nie zdoła.
Nie tylko bowiem głos sumienia w nas się od­
zywa, ale i gwałtowne pragnienie szczęścia.
Niższe istoty posiadają również dążność do pe­
wnej pomyślności; jeżeli ona jest zaspokojona,
czują się błogo. W człowieku to dążenie wsku­
tek samowiedzy staje się wyraźnem p rag n ie ­
niem, a ponieważ człowiek swoim rozumem
wznosi się ponad cały świat zmysłowy, to w y­
raźne pragnienie zwuaca się do takiego dosko­
nałego i trwałego stanu, który nazyw am y szczę­
śliwością. Popęd do szczęśliwości jest w7 czło­
wieku n a tu ra ln y m popędem. P c h a on człowie-
ka do osiągnięcia takiego stopnia szczęścia, że­
by jego pełnia i stałość w y rw ały mu z serca
okrzyk: dosyć! Szczęście, do którego człowiek
dąży, musi mieć a v sobie coś nieskończonego,
trwałego, wiecznego.
A czyż ten pęd do szczęścia był kiedykolwiek
i w7 jakielibądź w arunkach tego życia zaspoko­
jony! Powszechne doświadczenie mówi, że nie:
zadowolenia n ie m a , ani w7 wyższych stanach
115

społecznych, ani w niższych. Kiedy Cezar po­


łową świata zawładnął i mógł używać i używał
wszelkich przyjemności ziemskich, w gorzkiem
rozczarowaniu zawołał: »Czy to już wszystko?«
A kiedy Aleksander W ielki usłyszał, że są
jeszcze inne światy, płakał ze sm utku i po­
żądania.
Ile tylko razy doczesność dała swoim wy­
brańcom wszystko, czego światowy człowiek
może sobie życzyć, zawsze w końcu wołali z A u ­
gustynem : »Niespokojne serce moje, dopóki nie
spocznie w Bogu«.
Można się na to życie patrzeć, jak się komu
podoba: zawsze 0110 podobne jest do wahadła,
poruszającego się tam i nazad między dręczącą
troską i nudą. N ajpierw dąży człowiek do ziem­
skiej wygody; gdy ją osiągnie, nie wie, co z nią
robić. Gdy go zaś nie obciążają ziemskie troski,
to o ile ku czemuś wyższemu nie dąży, staje się
sam sobie ciężarem i wtedy czuje 11 a j s t r a-
s z l i w s z y ciężar. J a k nędza jest biczem dla
biednych, tak p u stk a i nuda — dla bogatych.
W ogólności ta doczesność, to życie ludzkie ze
swemi nigdy nie spełnionemi życzeniami, próż-
nemi pragnieniam i, nie ziszczonerni nadziejami,
z ciągiem błądzeniem i walką, wreszcie ze swo­
jem konaniem, zdaje się być gorzką nad wyraz-
t raged ją.
I nigdy rzeczywistość ziemska nie nasyci
człowieka; napróżno sta ra się się człowiek uci­
szyć pragnienie szczęścia wspomnieniem prze­
szłości i nadzieją na ziemską przyszłość.
Czemże są nadzieje, czem plany, jakie czło­
wiek, lotne dziecko chwili, buduje nad zwodni­
czą przepaścią?
Obecnie s ta ra się ludzkość z gorączkowym
8:|:
116

pośpiechem u rząd zić s to su n k i życia, pod k a ż ­


dym względem n a jw y g o d n ie j i n a jp rz y je m n ie j.
Dom y ro z ry w ek wszelkiego rodzaju, p iw ia rn ie
i hotele t a k się bud uje, że sw ą w sp aniało ścią
d o ró w n u ją n ie m a l tem u, n a co p ogań stw o p a ­
trzy ło tuż przed swoim u p ad k iem . Chcą za
wszelką cenę m ieć r a j tu n a ziem i; lecz im w ię­
cej za tern się u b ieg ają , z a p o m in a ją c o życiu
przyszłem , tern nieszczęśliwiej u k ła d a się życie
doczesne. J e s t to ogólne dośw iadczenie w szyst­
kich k rajó w . P rze z te w y siłki zrobiono ziemię
podobną nie do nieba, lecz do piekła.
Może się szalony obecny postęp jeszcze sto­
kroć powiększyć, życie doczesne zawsze pozo­
sta n ie tern, czem jest ze sw ej istoty, t. j. n i k n ą ­
cym cieniem, m k n ą c ą c h m u rk ą , k ró c iu tk im
okresem k w itn ien ia, n ie p o w s trz y m a n ą ucieczką
w przeszłość, śm ie rc ią na chw ilę odroczoną, sie­
dzibą syren, gdzie g in ą o k ru tn ie ci, co się dali
uwieść zwodniczym pozorom.
2. Lecz wogóle, czy ten popęd do szczęścia
może być zaspokojony w t e i n ż y c iu ! »Tak, od­
po w iad a ją mężowie przew ro tu, u suń cie tylko
wszystko, co n a ru s z a m a t e r j a l n y d o b ro b y t n a
tej ziemi, a człowiek będzie szczęśliwy«. Tak,
ale trze b ab y n a j p i e r w u su n ąć sam ą n a t u r ę ludz­
ką! Ona się n ie da zaspokoić ziem skim d o bro ­
bytem . Bo n a t u r a lu d zk a m a także szla c h e tn ie j­
szą stronę, k tó rą rów nież chce zaspokoić, a tern
więcej chce, im b ard ziej człowiek jest p rze­
świadczony, że jest »człowiekiem«.
W n a tu r z e ludzkiej leży r o z u m ; jak żeb y
ten rozum p rz y ty lu b łędach na ziemi, p rz y ta-
kiem ogran iczen iu naszego p ozn a n ia m ógł hyc
tu za spo ko jon y! T a k wielki um ysł, ja k Newton,
u m ie ra ją c rzekł: »Z daje mi się, że jestem ja k
117

dziecko, k tó re i g r a n a brzegu morza, a wielki


ocean p r a w d y niezba danej roztacza się u nóg
moich«.
W n a tu rz e ludzkiej leży w o l a , k tó re j żadne
ograniczone, p rz e m ija ją c e p o siad anie nie za­
spokoi, a n a k tó rą p rz y każdej okazji czyhają
ślepe nam iętn o ści i niskie żądze. N iep rzyjaciele
w ew n ątrz, wrogow ie naokół. J a k ż e p rę dk o nuży
m yślącego człowieka to » ug an ian ie się« z dnia
na dzień, ta cią g ła niepew ność wszystkiego, n a ­
wet serca własnego. K u w iecznem u niezadowo
leniu dziś do tego w s trę t czujesz, co cię wczoraj
nęciło; możeszli jeszcze m ieć pociąg do św iata,
k tó ry cię ta k często oszukał? Za nieskończono­
ścią tęskni szerokie serce, skońezoność tylko
dać może ciasne życie. Co dzisiejszy dał dzień,
ju trz e js z y zabierze, a jeśli nie odbierze, p r z y j ­
dzie śm ierć prędko, przyjdzie napew no, p r z y j ­
dzie niespodzianie, ja k złodziej w nocy.
W ludzkiej n a tu rz e tk w i poczucie swej g o ­
dności, a z n iem łączy się go rączkow a w ra ż li­
wość naszej dum y, k tó ra przy naszej dość o g r a ­
niczonej znajom ości rzeczy stacza się w t y s i ą ­
czne niestosowności, daje się om otać p rzeróż­
nym uroszezeniom, k tó ry c h niesposób zado­
wól nić.
W n a tu rz e ludzkiej zm ysłowe pożądanie
łączy się z nad z m y sło w e m poznaniem , sięgają-
cem p o n ad teraźniejszość, stąd to pochodzi, że
żadne zaspokojenie zm ysłowych p ra g n ie ń nie
może być zaspokojeniem człowieka. W n a tu rz e
ludzkiej leżą n ieok iełzn an e popędy, silniejsze
aniżeli u istot niższych. Zwierzę k ie ru je się
in s ty n k te m , a coby się stało z człowieka, g d y b y
się go oddało popędom zwierzęcym?
I czemże są w szystkie d o b r a z i e m s k i e ?
^B ogactw o ze swej strony może być udziałem
tylko niew ielu; tam zaś, gdzie jest, przynosi
z sobą troskę i mękę. Zmysłowe uciechy trw ają
chwilowo, pozostaw iając po sobie tylko gorycz,
nudę i boleść, Sław a jest pustą pianą, która
nigdy nie zaspokoiła duszy żądnej sław y. Mi­
łość bliźniego! J a k ą ż rację mieć mogę, by pia-
cować dla szczęścia m oich bliźnich, by uszczę­
śliwiać te zjawy, które ju tro przem iną, ta k jak
i ja? Czyż wszystko nie ucieka około m nie?
»W szystko się tłoczy, sąsiad sąsiada odtrąca,
byle tylko w pośpiechu ze źródła bytu zaczer­
pnąć kropelkę i z pragnieniem stąd odejść<
(Schiller).
3. Czemże jest człowiek oderw any od wie­
czności? »Jest 011, mówi pewien s ta ry pisarz,
obrazem słabości, jedną chorobą od urodzenia,
łupem chwili, ig raszką szczęścia, szybko wię­
dnącym kw iatem , obrazem niestałości, m iesza­
niną zazdrości i nieszczęścia; reszta to śluz
i żółć«.
Prędko ubiegające życie ziemskie, jego og ra­
niczone dążenia i prace, naw et w n a jk o rzy ­
stniejszych w arunkach nie mogą człowiekowi
zapewnić doskonałego i trw ałego szczęścia.
Jeżeli weźmiemy pod uw agę byt ludzki taki,
jakim jest w rzeczywistości, m usim y powie­
dzieć: »żyeie to znojna pielgrzym ka, to bezła­
dne przerzucanie się z jednej rzeczy w drugą,
a podczas tego tra c i człowiek swoje siły«.
»Wszędzie, mówi jeden z niem ieckich pesy­
mistów, m usi człowiek w urzeczyw istnieniu
swych celów, tysiąca obawiać się przeciwności,
które nie są w jego mocy; wszędzie czuje się
ścieśnionym ograniczonością bytu. K iedy mu się
zdaje, że jest bliskim celu, zawodzą go siły,
119

gdyż alb o ch o ro b a obala, albo w iek w y ­


czerpuje, w reszcie w szelkiem u u b ie g a n iu się za
ziem skiem szczęściem k ład zie koniec śm ierć,
k tó ra ja k b y n a jo k ru tn ie js z e u rąg o w isk o z w ia ­
ry w gzczęście zjaw ia się jak o k re s życia czło­
wieczego. Lecz n a w e t tam , gdzie n a jp rz y ja ź n ie j-
sze zew n ętrzn e i w ew n ętrzn e w a ru n k i spieszą
z pom ocą człow iekow i, by m ógł zaspokoić sw o­
je p ra g n ie n ie szczęścia, ta m dopiero jasn o się
widzi, że szczęście tern dalej od człow ieka stoi,
im b a rd z ie j m u się zdaje, że je s t bliżej niego,
że ju ż je u ch w y cił. N ie leży to bowiem w. n a tu -
rzeli w oli lu d zk iej, by się za sp o k a ja ła osiąg n ię
ty m ju ż celem ; co p rzed ch w ilą w y d aw ało się
jej n a jb a rd z ie j po żąd anem , o kazuje się bezw ar-
tościow em p rz y p o sia d a n iu ; a now e cele odna
w iają ty lk o i p o d w a ja ją s ta re niezadow olenia.
G dyby celem ży cia ludzkiego m ia ła być ziem ­
ska szczęśliw ość, to m im o w szelkich zm ysłow ych
i d u ch o w y ch radości, k tó ry c h d o starcza, nie
w a rto by ło b y żyć i życie n aw et d la n a jb a rd z ie j
u p rz y w ile jo w a n y c h byłoby* ty lk o okropnem
osz 11k a ń st w em «.
4. Lecz czy popęd do szczęśliwości, przez
S tw ó rcę n a tu r y d a n y człow iekow i, m usi być
kied y ś zasp o k o jn y ? S ch o p en h a u er przeczy te ­
mu, g d y m ów i: » Jest ty lk o .jeden je d y n y błąd,
z k tó ry m się człow iek rodzi, a ty m jest p rzek o ­
n an ie, że n a ziem i w in n iśm y żyć poto, żebyśm y
byli szczęśliwi«.
G dyby ta k było, to człow iek sta n o w iłb y
w śród całego stw o rz en ia je d y n ą i o k ru tn ą
sprzeczność. I ta k rozw ój św ia ta ro ślin n eg o jest
zap ew n io n y , do tego celu służy ziem ia, pow ie­
trze, św iatło , rosa, deszcz. In s ty n k to m i ch u ­
ciom zw ierzęcia odp ow iada doskonale ś>viat
ziemski ze swe mi urządzeniam i. Tylko człowiek
pchany żądzą szczęścia, w padałby z jednego złu­
dzenia w drugie, by wreszcie oszukany poło­
żyć się do grobu. J a k ą ż w artość m iałoby takie
życie!
Czyż to nie s a m B ó g włożył w naszą isto­
tę popęd do szczęścia! 1 ten m ądry Bóg m iałby
m ię pchać n ieprzepartą, siłą do celu, którego
nigdy osiągnąć nie m ogę! Ja , k tó ry na mocy
danej mi przez Boga n a tu ry czuję się do szczę­
ścia przeznaczonym , m iałbym po krótkiem , peł-
nem m ęki i udręczenia życiu w nicość się obró­
cić! Czyżby to było godnem Stw órcy św iata
w takie przeciw ieństw o n a tu rę uposażać
i wszystkich ludzi zgóry na tak o k ru tn ą skazy­
wać igraszkę!
K to wogóle jeszcze wierzy w istnienie m ą­
drego, spraw iedliw ego Stw órcy, ten w ątpić nie
może, iż Bóg wlał w człowieka ów pociąg nie­
przep arty do szczęścia w tym celu, aby go kie­
dyś zaspokoić. Toteż po teraźniejszości n ie trw a ­
łej, k tó ra nie może dać szczęścia i zaspokoić
serca ludzkiego, m usi nastąpić trw a ła p rzy ­
szłość, w której człowiek znajdzie to, do czego
przez swego Stw órcę został przeznaczony. Bóg
m ógł stw orzyć człowieka tylko z dobroci i m i­
łości w tym zam iarze, by go przy n ajm n iej wła-
ściwem n atu rze ludzkiej obdarzyć szczęściem.
I życie dlatego tylko .jest krótkie, gdyż po tej
k rótkiej próbie m a n astąpić szczęście wieczne.
Tu, n a ziemi, spokoju nie znajdę, bo moją po­
winnością tu ta j jest zdążać po tw ard ej drodze
obowiązku do w iekuistego odpocznienia. P onie­
waż Bóg jest tak dobry, m usiał nam nieśm ier­
telność przeznaczyć!
5. Pocieszają nas niektórzy uczeni »nieśmier-
121

teln o ścią w pam ięci potom nego ś w ia ta «. Lecz


iluż to tę n ieśm ierteln o ść o sią g a ! I czemże jest
ona dla ty ch , k tó rz y ją o siąg n ęli: »Echem jest
ty lk o ta k a n ieśm ierteln o ść im ie n ia : a cóż zo­
s ta je z n ajp o tęż n ie jsz eg o e c h a ! Cicho p ły n ą lale
w ieczności i n as w szy stk ich k ied y ś p o k ry je m o­
rze zapom nienia«.
To, co po m o jej śm ierci dziać się będzie n a
tej ziem skiej w idow ni, nie może m ię zajm ow ać.
N a w et św iato w a w ielkość, w łożona do tru m n y ,
nie sta n ie u okna, żeby. podziw iać swój pogrzeb
w sp a n ia ły , n a w e t to ucho sta n ie się głuehem ,
k tó re b y się m ogło zachw ycać poch w ałam i
św iata.
To, do czego się czuję przeznaczonym , to nie
p u sta u łu d a ja k ie jś ziem skiej n ieśm ierteln o ści,
lecz to m o ja osobista n ieśm ierteln o ść w życiu
przyszłem .
I do tego to p rzy szłego życia sk iero w an y
jest rzeczyw iście popęd ludzkiego serca. ( zto-
w iek oczekuje n ieśm ierteln o ści! On nie może
żyć ty lk o we czci i podziw ie swoich w spółbliź-
nich, w sercach sw ych bliskich i p rz y ja ció ł,
w p am ięc i potom ności, w owocach sw oich szla­
ch e tn y c h tru d ó w ; nie, on chce żyć sam w sobie,
on chce tego, m im o codzienne dośw iadczenie,
że w szyscy um rzeć m usim y. T ęsk n o ta jego się­
g a daleko poza grób. T ak i je s t popęd lu d zk iej
n a tu ry .
N aw et uczeni, u w ik ła n i w błędy m a te r ia ­
lizm u i p o zy ty w izm u , m uszą p rz y zn ać tę p ra w ­
dę. »Ten, p o w iad a H u x le y , kto n a naszym św ię­
cie, p ełn y m ucisków i grzechów , w alczy o p ra w ­
dę m o ra ln ą , n ap ew n o siln iejszy m czuć się bę­
dzie, g d y m a to p rzek o n an ie, że kiedyś, wcze­
ś n ie j czy później, c a łą jego isto tę w y p e łn i n a
zawsze doskonałe szczęście i spokój, podobnie
ja k ro b o tn ik p ra c u ją c y n a w ysokich g ó rach ,
czuje się w eselszym i do p ra c y o chotniejszym ,
g dy pod sobą, poza złom am i sk a ł i śnieżnemu
w iszaram i, d o jrzy strzech ę dom u, to m iejsce od­
poczynku, k tó re n a niego czeka«.
6. I czy to sam o ju ż nie p o w innoby w y s ta r ­
czyć do p rz ek o n an ia każdego, że życie p o zag ro ­
bowe rzeczyw iście istn ie je ? K ied y jesień złag o ­
dzi u p a ł słońca — ta k p o w ta rz a pew ien zn ak o ­
m ity m ów ca naszych czasów za jed n y m ze s t a ­
rych Ojców K ościoła — i drzew a pozbaw i p ię­
knego u b ra n ia z liścia, w idzim y ja k jask ó łk i
ożyw ione la ta ją tu i ówdzie, z b ie ra ją się, g ro m a ­
dzą około siebie szeregi m łodych, szczebiocząc
z dachów p rz y ja źn ie, ż e g n a ją g o ścin n y k ra j,
k tó ry ich p o to m stw u d a ł p rz y tu łe k i życie;
i w k ró tce c a ła ta ro d zin a u d a je się w n iezn an ą
dal! Czyż ten k ra j daleki, d la te g o że niezn an y ,
nie istn ie je ? P rzecież n a tu r a obudziła w p ta s z y ­
n ie tęsk n o tę za ty m k ra je m n iezn a n y m . I czyż­
by 011 m ia ł być niczem . Nie, n a tu r a nie kłam ie.
T a sarna n a tu ra , k tó ra tra f n ie k ie ru je m aleń ­
k im i żeg la rza m i w p rz e strz e n ia c h pow ietrza
i do n iezn a n y ch p ro w ad zi je k ra jó w , m iałażb y
p ie rś lu d zk ą n a p e łn ia ć ta k s iln ą za przyszlem
życiem tę sk n o tą p oto jed y n ie, by ją w końeu tak
stra sz n ie oszukać? T en w ielki, olb rzy m i popęd,
k tó ry p ch a od po czątk u c a ły ro d z aj lu d zk i ku
brzegom innego św iata, m iałżeb y być ja k ie m ś
niedorzeeznem d ziw a ctw em ?
K ied y g órale, te dzieci stro m y c h gór, pobędą
d łużej n a nizinach, poczyna ich dręczyć silna
tęsk n o ta, ch cą w ra cać do sw oich g ó rsk ich stro n .
N as dręczy rów nież u staw icz n a tęsk n o ta, bo
s tro n y nasze to k r a in a w ieczności. W m łodości
123

zdaje się nam , że nasze p r a g n ie n i a i tęsk n o ty


s p e łn ią późniejsze lata, a kiedy te la ta nad e jd ą ,
w ted y n ie ra z gorzko rozczarow ani n a w r a c a m y
ku młodości, zdaje się nam , że w niej szczęście
było. Nie żyjem y już n adzieją, ale w spo m n ie­
niem nadziei. P oprzez złudzenia m k nie ludzkie
życie n a ziemi. S tą d ato li nie w y n ik a, żeśmy
nieszczęśliwi, ale żeśmy nieśm ierteln i. S ta n
nasz obecny do m ag a się dla n a s życia poza g ro ­
bowego i w skazuje n a m je poza grobem.
Bo i poeóżby n a ty m b r u d n y m s k ra w k u zie­
mi m iało istnieć potężne stworzenie, u s k rz y d lo ­
ne w myśl ja s n ą i lotną, jeśli m a zgnić i zm ie­
nić się n a glinę ziemską, bez nadziei, że się kie­
d yś wzniesie w inne, wyższe, św ietlan e k r a i n y ?
O lbrzym i jest św iat iskrzących się g w ia z d k a je ­
d n ak nieskończenie wyżej po n ad nim stoi każ­
dy człowiek. M a oko zdolne sięg n ąć aż do Boga
nieskończonego, a serce zdolne spocząć w Bogu!
Ta nieskończona d y s p ro p o rc ja m iędzy naszą
tę sk n o tą a ziem ską rzeczywistością b y ła b y bluź-
n ie rs tw e m przeciw B ogu, g d y b y ś m y ze ś m ie r­
cią m ieli się w nicość obrócić!
7. T ęskn ota ludzkiego serca za życiem przy-
szłem okazuje się również we w łaściw ej sobie
sile, g d y w s p om nim y n a tych, którzy blisko n as
w życiu stali. M ieliżbyśm y bowiem wierzyć, że
te szlachetne dusze nie są czemś więcej, jak tw o­
rem zw ierzęcym , j a k k u p ą atom ów, k tó re śm ierć
doszczętnie rozrzuci? Oto syn za m k n ą ł oczy
u m ie ra ją c e m u ojcu, m a t k a złożyła do t r u m n y
swoje dziecię. Czy*ludzkie czujące serce m a się
pogodzić z tą m yślą, że wszystko przepadło, że
poza g rob em już się nie zobaczą? K tó ż nie czuje
ja k przeciwne n a tu rz e tak ie przypuszczenie?
Toteż n a w e t R ousseau pow iedział: »Żadna sof i-
styka fałszywej nauki nie zachwieje we mnie
choćby na chwilę w iary w nieśmiertelność d u ­
szy; ja j^ czuję, ja jej pragnę, będę jej bronił
do ostatniego mojego tchnienia. Syn kiedyś od­
najdzie drogiego ojca, a ojciec zobaczy ukocha­
ne dziecko«.
ROZDZIAŁ X X II.
D oczesność ja k o niedokończony
początek czegoś.
1. Dostępna dla naszego doświadczenia do­
czesność ukazuje się nam zewsząd jako coś nie­
dokończonego, jako coś, co wymaga dopełnienia
w rzeczywistem życiu przyszłem, w którem do­
piero nabędzie wartości. Doczesność ze swej
istoty jest tylko przedsionkiem, wstępem; mo­
żna ją zrozumieć tylko w związku z życiem
przyszłem, które po niej następuje.
Niedokończone .jest p o z n a n i e ludzkie.
Z natury ma człowiek wrodzone pragnienie wie­
dzy, lecz ocean poznawalnego jest nieskończo­
ny; nigdzie duch ludzki nie może dostrzec ja ­
kiegoś punktu, na którym by się oparł i spokój
znalazł Im więcej postępuje wiedza ludzka, tern
bardziej jest niedokończona, gdyż każda znale­
ziona odpowiedź rodzi tuzin nowych pytań.
Tak się przedstawia istota doczesności. Czyżby
duchowi ludzkiemu nie było przeznaczone, by
wreszcie pokój znalazł?
Niedokończone jest ludzkie c h e e 11 i e. ola
jest liato, aby w jakiejś istocie t r w a ł y znalazła
spokój, któryby zapełnił jej nieskończoną próż­
nię. A gdzież i kiedyż serce ludzkie w doczesno­
ści podobny spokój znalazło? Życie doczesne
istnieje tylko poto, by ogień miłości rozżarzyć,
126

straszną sprężynę pożądliwości naciągnąć. W ola


ludzka lata od jednej rzeczy do drugiej. W szyst­
kiego człowiek chce i na w szystkiem się zawo­
dzi i niezaspokojony, w gorzkiej boleści staje
nad brzegiem grobu!
2. Niedokończona jest też ludzka p r a c a
i w a 1 k a życiowa. Gdyby w ysiłki jakiegoś
szczęśliwca zostały uwieńczone wszelkim pożą­
danym skutkiem ; gdyby mu się udało urzeczy­
w istnić wielkie jakieś dzieło, niezw ykłe przed­
sięwzięcie, założyć jakieś olbrzym ie państw o,
jakiego jeszcze św iat nie widział, — czyż to
wszystko nie pękłoby tu ta j jak bańka m ydlana,
by innym m ajakom zrobić miejsce?
W szystko tu jest zabaw ką dziecięcą, która
długo żadnego człowieka zaspokoić nie może.
N aw et najszlachetniejsze w ysiłki, jakieżby m ia­
ły znaczenie, gdyby się wszystko ze śm iercią
kończyło. K ażdy widzi, że nauka ma ter ja listów
jest pom ysłem m izernym , k tó ry m usi pociągnąć
za sobą zupełne odrętw ienie i paraliż ducha, le­
niwe i tępe życie z dnia na dzień, a wreszcie
zw ątpienie i rozpacz. Bo i poeóż pracow ać, je ­
żeli moja p raca m a pozostać bez wyższego celu
i bez wyższych widoków, jeżeli po krótkim cza­
sie w wieczną nicość się obrócę?
J a k może wogóle mieć w artość życie, które
tak dla poszczególnego człowieka, jak i dla ogó­
łu łudzi składa się z m arzeń i zawodów, z w y­
siłków i trosk, z walk i boleści? A ponieważ to
życie ziemskie nie ma w artości godnej człowie­
ka, byłoby najlepiej zakończyć je co prędzej,
aby jak najry ch lej przejść do zbawczej nicości.
Jakże całkiem inaczej przedstaw ia się życie
ziem skie w świetle nauki o życiu przyszłem!
Jakże zw ątpiałych podnosi na duchu to pełne
127

pociechy przeświadczenie, że żaden tru d , żadne


wierne spełnienie obowiązków nie ginie; że
wszystko, rzecz najdrobniejsza naw et, w odbla­
sku wieczności posiada w ysoką wartość.
3. N iedokończony jest wreszcie cały p o r z ą-
d e k p r a w n y i w y m i a r s p r a w i e d 1 i w o-
ś c i. P ie rw sz a bowiem zasada spraw iedliw ości
w y m ag a , ażeby dobro było w ynag rod zon e, zło —
u k a ra n e . W p iersiach sw ych nosi człowiek to
niezłom ne przeświadczenie, że za czyny m o ra l­
ne nie ty lk o przed sądem ludzkim , nie tylko
przed sądem w łasn e g o ro z u m u jest odpoAvie-
dzialny, lecz więcej jeszcze przed ja k ą ś abso lu­
tn ą potęgą, k t ó r a n a d człowiekiem stoi i w szy st­
kich ludzi, d o b ry c h i złych, przed swój t r y b u ­
n ał pociągnie, by ich sądzić, w ed ług zasad n ie­
zm iennej spraw iedliw ości. 1 gdzież jest ten
try b u n ał?
Czyż doczesność skończona av sobie nie by­
łaby szyderstw em ze sprawiedliAvości? W praw -
dzie i tu już na ziemi niektórzy ludzie dobrzy
byw ają w ynagrodzeni, lecz całe m nóstwo in ­
nych dobrze czyniących pozostaje bez nagrody.
WpraAvdzie niejednego złodzieja i m ordercę
dosięga i tu już spraw iedliw ość, lecz Avyroki
karzące do ty k ają czasem i niew innych, więk­
szość zaś złych czynów ukryw a się bezkarnie.
ZapeAAme, spokój nieskalanego sum ienia jest
szacoAAuiem dobrem, lecz jest on tylko pokrze­
pieniem na drodze do przyszłej ojczyzny, nie zaś
spoczynkiem w ojczyźnie; daje on siłę do wy-
trw ania, ale nie ostateczne zaspokojenie.
A n i sercu ludzkiem u, ani odwiecznej spra-
s tosunki doczesne nie czynią zadość.
w ie d liA V 0 Ś c i
Dobro ulega, w ystęp e k triu m fu je . T ysiące t y ­
sięcy nieAvinnyeh, w ciągu wieków, zostało za-
128

męczonych na śm ierć przez ograniczoną s p ra ­


wiedliwość ludzką; u m a rli oni bez czci, nazn a­
czeni w oczach potom nych piętnem hańby, ich
zaś oskarżyciele i prześladow cy żyli i u m arli
otoczeni szacunkiem i chwałą. Gdzież byłaby
spraw iedliw ość, gdyby się w życiu przyszłem
dla tych niew innych męczenników nie znajdo­
wało niebo, a dla ich tyranów piekło?
Gdyby zam iast tysięcy jeden tylko nicpoń
był szczęśliwy, a zam iast m iljonów jeden tylko
spraw iedliw y nieszczęśliwym, to istnienie życia
przyszłego byłoby już udowodnione; jest 0110
konieczne, by dokonać w yrów nania, którego się
spraw iedliw ość domaga.
4. Życie doczesne pod każdym względem jest
czemś niedokończonem; jest jakim ś w spaniałym
portalem , przed którym stoi; jest początkiem
czegoś; jakim ś obszernym dworcem kolejowym
z p o p lą ta n e m i. szynam i, które gdzieś w oddali
giną dla oka naszego; jest nieustannem w siada­
niem do w agonu now oprzybyłych podróżnych.
Cel, koniec, rozw iązanie życia nie leży na ziem­
skim w idnokręgu. Cały doczesny byt, odpowie­
dnio do swej istoty, jest środkiem do czegoś,
co w doczesności nie istnieje; jest pięciem sic
do czegoś nieznanego. J a k podziemne zw ierzą­
tko, które nie posiada odpowiedniego organu
dla światła- dziennego, dotyka korzeni drzew
o w spaniałych konarach, nie m ając o nich ża­
dnego w yobrażenia, podobnie my ludzie krótko-
widzący p atrzym y się na zaw ikłane stosunki
doczesności.
A czyżby to, co się nam zdaje w skutek og ra­
niczonego stanow iska naszego, nie dokończo-
nem, m iało mieć zakończenie? M iałożby nie być
poza portalem w spaniałego w nętrza? Czyżby
129

dw orzec k olejow y ze sw em i żelaznem i szy n am i


n ie d lateg o zbudow ano, żeby n a s do rzeczyw i­
stego do p ro w ad zić celu, jak k o lw iek cz ek ając n a
dw orcu, celu tego w idzieć n ie m ożem y? Czyżby
p rz y ro d a m o g ła chcieć, by w ędrow cy bez p rz e ­
sta n k u w chodzili do podróżnego w ag o n u życia,
n ie m a jąc n ig d y d o jechać do pew nego celu?
A m y, co o g ląd am y tu n a ziem i korzenie w yż­
szego św iata, m ieliżb y śm y się tego ś w ia ta w y ­
rzec, p oniew aż n ie m am y d la ń odpow iedniego
o rg a n u , dopóki tu w ciele jesteśm y?
Może kto pom yśleć, że choć w te ra ź n ie jsz y m
sta n ie ś w ia ta i ży cia w idać wszędzie nied o k o ń ­
czenie, to w łaśn ie p rz y szły rozw ój ziem i i jej
stosu n k ó w sp ro w a d zi ta k ie w ykończenie, k tó i e
odpow ie obecnem u rozw ojow i. Lecz do jakiegoż
to w y k o ń czen ia spieszy ziem ia w sw oim o lb rzy ­
m im rozw oju?
J a k n a jśw ie tn ie jsz y fa je rw e rk kończy ^ się
k u p k ą popiołu, ta k rozw ój ś w ia ta zakończy
g}q __ i to z fizycznej konieczności rozkładem ,
zniszczeniem i popiołem . C zyżby w ta k ie j pi z a ­
szłości, w ta k ie m w yk ończeniu m ia ł spoczyw ać
o stateczn y cel i sens rozw oju św ia ta ?
Nie! ja k fa je rw e rk sp ełn ia sw ój cel nie przez
popiół, w k tó ry się w końcu zam ien ia, ale przez
uciechę, k tó r ą w idzom sp ra w ia sw ojem św ia­
tłem , w g ó rę s trz e la ją c e m ; ta k i doczesność m a
swój cel n ie a v k ońcow ym sta n ie ziem i. T en ce
nie leży a n i w obecnej a n i w p rzy szłej docze­
sności, ' 011 zapuszcza swe korzenie w k ra in ę
w ieczności, by ta m znaleźć sw oje w ykończenie,
a zarazem w y jaśn ien ie . Życie je st w a lk ą ciągle
niedokończoną, o stateczn y jej w y n ik n a s tą p i
w św iecie p rzy szły m .
5. S ą i tacy , k tó rzy tw ierd zą, że je st w praw -
9
Chrzęść, filozof,i a. życia.
130

dzie życie przyszłe, ale tylko jako nagroda dla


dobrych, żadną zaś m iarą jako k a ra dla złych;
dla nich bowiem w y starczającą k a rą m a być
unicestw ienie przy śm ierci. I to jest fałszem.
Bóg przeznaczył mię w każdym razie do szczę­
ścia. Obdarow ał mię życiem nie p y ta ją c o moje
zezwolenie; bo On Panem , ja — stworzeniem .
Mógł m i życia nie dawać, gdyby mię chciał
uczynić od siebie niezależnym . Życie moje co
do swej istoty od Boga pochodzi i dla niego
jest przeznaczone. Bóg z istoty swej m usi pozo­
stać jego Panem . On zatrzym uje sobie praw o do
w szystkich swoich stworzeń. Od rozum nych
stw orzeń swoich m usi Bóg" w ym agać, aby
w swem życiu poddały się jego woli. W ola l>oża
jest w yryta przedewszystkiem w m oralnej po- •
w inności, w sum ieniu. K to przeciwko sum ieniu
postępuje, obdziera Boga z w innej mu czci,
obraża go.
Gdyby człowiek nie o trzym ał życia od Boga,
oczywiście byłby go nie nadużył. Ale o trz y ­
m ał je nie na to, żeby go nadużyw ać, ale żeby
go dobrze używać, a przez to w ysłużyć sobie
wiecznie szczęśliwe życie. Grzeszy człowiek, je ­
śli zbrodniczo życia nadużyw a. Po grzechu n a ­
stępuje kara. A czy za rozm yślną, dobrowolną
zbrodnię unicestw ienie jest dostateczną k arą?
U nicestw ienie trw a m gnienie oka, nie m iał­
by tedy zbrodniarz czasu ani na w yznanie wi­
ny, a n i na odcierpienie k ary. Zresztą p r z e d
unicestw ieniem każdy ło tr tem bardziej tęsknił­
by do niego, im mocniejsze ma postanow ienie
trw ać statecznie aż do końca w swojem rzem io­
śle. K to mim o zgryzot nie w zdryga się żyć jak
zwierzę, ten się chętnie pogodzi z tą m yślą, że
131

skończy, jak zwierzę. Nie, unicestwienie nie


jest żadną karą.
Bóg dał człowiekowi ludzką n a tu rę z jej w ła­
ściwościami; człowiek grzesząc nadużywa tej
n a tury, musi więc w tej swojej naturze karę
ponosić. Przez grzech odwrócił się od Boga, sta ­
wiając wyżej używanie rzeczy stworzonych po­
nad wolę bożą. Za ka rę utraci Boga, a tę u tra tę
czuć będzie jako karę; za grzeszne używanie
czekają go męczarnie. Jakżeby się to stało, gdy­
by śmierć unicestwiała grzesznika? Czyż jedna­
kowe unicestwienie dla wszystkich złych ludzi
byłoby spraw iedliw ą karą? Przecież ich wy­
stępki tak co do liczby, jak co do ciężkości tak
są rozmaite!
Śmierć więc nie przyniesie z sobą wcale uni­
cestwienia; zakończy tylko stanowczo czas do­
świadczeń. Na k tó rą .s tro n ę drzewo wtedy u p a ­
dnie, na tej leżeć będzie. Są dusze, które bez ża­
dnej winy, a więc bez ciężaru k a ry przestępują
próg życia pozagrobowego; są dusze, które swoje
uchybienia i zaległą pokutę wyrównać muszą
przez czasową ka rę w czyścu; są wreszcie
grzesznicy, którzy się sami na zawsze od Boga
odłączyli, których przeto sprawiedliwość boża
wieczną k a rą dotknąć musi.
6. Wszystko to zostanie ostatecznie rozstrzy­
gnięte po śmierci na s ą d z i e ; próba się już
skończyła. Człowiek, jako jestestwo naturalne,
dlatego był przez ciało i zmysły ze światem
związany, żeby mógł być próbie poddany.
Śmierć ta rg a te nici, rozrywa duszę od ciała;
»człowiek« jako jestestwo n a tu ra ln e już nie
istnieje, stanął u kresu swojego zawodu docze­
snego. Dusza zaś może najwyżej czekać na tę
chwilę, w której wszechpotężne słowo Stwórcy
9*
złączy ją napow rót z temże ciałem ludzkiem ,
dla którego jest przeznaczona, by je ożyw iała
przez całą istotę swoją i w szystkie swoje władze.
Jeżeli ta k jest, to życie doczesne posiada nie­
skończenie wysoką w artość; daje nam rzeczy
skończone, przem ijające, które jednak w y ra sta ­
ją na nieskończone i nieprzem ijające; jest ono
jakby w spaniałą bram ą, przez k tó rą człowiek
przy śm ierci wchodzi do pałaców Boga. Pójdzie
człow iek do dom u uńeczności sw ej.1 W świetle
tej wieczności ziemskie szczęście i ziemskie
cierpienie okazuje silę nieskończenie m ałem ;
godzi się człowiek z m yślą, że tu na ziemi nie
jest rozdzielane według osobistej zasługi czy
winy.
RO ZDZIAŁ X X III.
Konieczność prześw iadczenia o życiu
przyszłem .
1. Główne zło tego życia polega na fałszy­
wej ocenie doczesności. »Pozagrobowe życie
nie wiele m nie obchodzi, mówi niejeden, z tej
bowiem ziemi puszczają pędy moje radości
i słońce doczesne oświeca moje cierpienia«. Pak
mówi człowiek usposobiony po ziemsku.
Dopiero przekonanie o istnieniu rzeczyw iste­
go życia pozagrobowego okazuje nam we wła-
ściwem świetle doczesność; przekonanie to jest
konieczne dla istn ien ia na ziemi ludzkości. A je­
żeli tak jest, to m usim y stąd w yciągnąć w nio­
sek, że to przekonanie odpowiada praw dzie
i rzeczywistości, gdyż żaden błąd nie może być
konieczny do istnienia ludzkości.
J a k zwierzę potrzebuje in sty n k tu , k tó ry je
utrzym uje we w łaściw ych granicach, tak i czło­
wiek musi mieć w niezliczonych w ypadkach,
i to bardzo doniosłych, odpow iednią pobudkę,
skłan iającą go, by to czynił, a tam tego zanie­
chał. Takie pobudki1 do m oralnego postępow a-x
nia może czerpać z różnych źródeł, n. p. z troski
o doczesną pom yślność: będzie um iarkow any
dlatego, żeby zdrow iu swem u nie szkodzić,
w strzym a się od kradzieży, żeby nie popaść
w p rzykry ko n flik t z policją. Może tak ą po-
134

budką być rozum, poczucie godności ludzkiej,


szacunek siebie samego, to wszystko może skła­
niać człowieka do moralnego postępowania.
Lecz jeśli weźmiemy człowieka takim, jakim
rzeczywiście jest, przekonamy się, że tego ro­
dzaju pobudki w bardzo nielicznych w y p a d ­
kach m ają dostateczną siłę. Jakże to wielu
gwałci prawo moralne, a cieszy się pomimo to
zdrowiem i opływa w dobra ziemskie! A sza­
cunek dla siebie samych o tyle tylko zwykł po­
wstrzymać ludzi, o ile chodzi o pozór zewnętrz­
nej przyzwoitości.
Je d y n ą pobudką, która we wszystkich w y­
padkach skutecznie wpływać może na rozumne­
go człowieka, jest wzgląd na Boga, którem u
winniśmy uległość; na Boga, który nam sumie­
nie dał i nieprzeparty pęd do szczęścia; na Bo
ga, który każdemu, kto wiernie zachowuje wolę
jego, przyrzeka prawdziwe szczęście, kto zaś nią
gardzi, temu grozi wieczną karą. — A gdzież
jest to prawdziwe szczęście i to wieczne nie­
szczęście, jeżeli nie w życiu przyszłem! I w tern
właśnie leży potęga sumienia, iż dobrzy ludzie
ufają że Bóg zaspokoi kiedyś ich tęsknotę za
szczęściem, a źli drżą n a wspomnienie kary
strasznej, która ich oczekuje.
2. Niecli tylko człowiek zamknie oczy na ży­
cie przyszłe, a to, co zwiemy sumieniem, straci
dla niego dużo ze swej siły; w najlepszym razie
będzie mieć znaczenie tylko jakiegoś szlache­
tniejszego instynktu, do którego się bardzo
łatwo żadnej nie przywiązuje wagi. Toteż n a tu ­
ra nie m iałaby żadnego hamulca, gdyby sobie
samej była zostawiona; z doświadczenia zaś
wiemy, na jak straszne w takim razie weszłaby
bezdroża.
135

Rzecz szczególna! W rogowie porządku społe­


cznego jako podstaw ę szczęśliwej przyszłości
ogłaszają a teizm i m aterjalizm . Czyż te bliźnia­
ki nie w ystępow ały już w h isto rji i nie wyw ie­
rały w pływ u na ludzi? Gdzież był lub gdzie jest
ich wpływ uszczęśliw iający i uszlachetniający?
Tysiące la t przeszłości, okropności pogaństw a,
najszersze w arstw y ludności w czasach obe­
cnych, wszystko to woła głośno: człowiek nigdy
nie będzie m ógł być tylko wyższem zwierzę­
ciem; nie może być bestją, by się zarazem nie
stać szatanem .
Nie bieda, ale brak b o j a ź n i b o ż e j i n ad ­
m ierny szacunek dla rozkoszy i dóbr docze­
snych, oto główne źródła grzechów i wszelkich
występków. Człowiek, uw ażany jako istota
zmysłowa, jest n ajbardziej nam iętnym ze
w szystkich istot zmysłowych. J e st on, jak mówi
Oken, najsroższym drapieżnikiem i najuleglej-
szym przeżuwaczem, najognistszym rum akiem
i najospalszym leniwcem, najw ierniejszym psem
i najfałszyw szym kotem, na j w spaniałom yślnie j-
szym słoniem i najplugaw szym szczurem.
Ma w praw dzie człowiek siłę rozum u, lecz
kiedy zam knie oczy na życie przyszłe, a zwróci
całą uwagę swoją na rzeczy doczesne, rozumu
tego użyje do zaspokojenia swoich zmysłowych
żądz w najw yszukańszy sposób. Jeden rzut oka
na w arstw y społeczne, w których ściem niła się
w iara w życie pozagrobowe, przekonyw a, że im
człowiek wolniejszy od trosk, tern rozwięźlej
dogadza chuciom swoim, tern bezlitośniej depce
po szczęściu bliźnich swoich, sta ra ją c się w n a j­
lepszym razie pokryć swoją przew rotność paru
obłudnem i form am i przyzwoitości. '
Tylko przekonanie o nieśm iertelności daje
136

rodzajow i ludzkiem u siłę do u trzym ania się na


odpowiedniej wysokości etycznej. Ju ż w stary m
pogańskim świecie zdarzali się ludzie, k tórzy'
cnotliwe i bogobojne prow adzili życie; mogli,
gdyż byli prześw iadczeni o nieśm iertelności.
»Ponieważ dusza jest nieśm iertelna, mówi
P lato (w Fedonie), przeto pieczołowitość nasza
obejm uje nie tylko ziemskie życie, lecz całe jego
trw anie. Gdyby śm ierć przynosiła całkow ite
unicestw ienie, byłaby ona praw dziw em szczę­
ściem dla złych, którzy um ierając pożegnaliby
się nie tylko z ciałem , lecz i z duszą i z wszyst-
kiem i jej obrzydliwościam i. Lecz ponieważ du­
sza jest oczywiście nieśm iertelną, nie może
w in n y sposób uniknąć złego, ja k sta ra ją c się
żyć najlepiej i według sum ienia. Nic z sobą du ­
sza nie bierze w życie pozagrobowe, tylko w ła­
sne swoje przym ioty m oralne, które staną się
dla ducha, zaraz po jego przejściu do wieczno­
ści, albo największem szczęściem, albo też n a j­
większą niedolą«.
Im silniejsze i jaśniejsze jak iś n aró d ma
przekonanie o nieśm iertelności duszy, tern jego
stosunki są lepiej urządzone i tein szczęśliwsi
są ludzie; dobro tem silniejszą znajduje podnie­
tę, a zło — skuteczniejszy ham ulec. Pod w pły­
wem silnego przekonania o przyszłości poza­
grobowej, życie nasze nab iera większego zna­
czenia; staje się życiem cnót i pokoju. W prze­
konaniu tem czerpiem y silę do okiełznania po­
tęgi naszych nam iętności we wszelkich okoli­
cznościach, do znoszenia nieugięcie holu i uci­
sków życia, do w ypełniania z odwagą i radością
obowiązków, jakie sum ienie w ypełniać nam k a ­
że. Nic nie jest niemożliwe, nic zbyt tru d n e
tam , gdzie idzie o to, aby w krótkiej walce dla
137

zachow ania woli bożej osiągnąć wieniec szczę­


śliwości wiecznej.
3. K iedy człowiek m a na oku przedewszyst
kiem spraw y przyszłości pozagrobowej, nabiera
przez to siły do skuteczniejszej służby swoim
przeznaczeniom doczesnym. Tylko wtedy, kiedy
człowiek z głębi duszy dąży do tego, co nad­
ziemskie, mogą się stosunki ziemskie należycie
u regulować.
Zam ieszanie tylko w prow adzałby ten, ktoby
karetkę pocztową, poczekalnię lub wagon kole­
jowy uw ażał za stałe swoje m ieszkanie i odpo- _
wiednio do tego postępował. Przeciw nie zaś, gcly
wszyscy będą prag n ąć ojczyzny niebieskiej,
n ik t nie będzie się uw ażał za nieszczęśliwego
z tego powodu, że droga, któ ra prow adzi do
tej ojczyzny, jest tylko drogą; każdy będzie się
tylko s ta ra ł jak n ajk o rzy stn iej dla siebie, po­
mimo niewygód, drogę tę odbyć. Bogacz nie bę­
dzie się przyw iązyw ał zbytecznie do bogactw,
a biedny z powodu swej nędzy nie będzie roz­
paczał. »Dajcie ludowi, powiedział W iktor H u­
go, ternu cierpiącem u ludowi, dla którego dzień
każdy staje się cięższy, dajcie mu nadzieję lep­
szego św iata, a ten lud będzie m iał cierpliw ość;
cierpliwość bowiem jest siostrą nadziei«. Ale
dajcie również wyższym klasom społeczeństwa
poczucie odpowiedzialności w życiu przyszłem,
a człowiek-egoista uczuje w swem sercu ofiarną
miłość dla bliźnich. Ożywcie tylko w bogatych
i ubogich pam ięć n a życie pozagrobowe, a cho­
ciaż przez to nie zostaną rozstrzygnięte w szyst­
kie zagadnienia społeczne, to jednak pozyska­
my gru n t, na którym z pożytkiem dla ludzko­
ści będą m ogły być rozwiązane.
My więc, chrześcijanie, ze swem przekona-
niem o życiu pozagrobowem stoim y na gruncie
rzeczywistości, tak że praw da i nauka głośno
i w yraźnie naszem u przekonaniu oddają św ia­
dectwo. Że zaś to przekonanie jest w nas silne,
jasne i niezłomne, zawdzięczamy to chrześcijań­
skiej religji, naszem u katolickiem u Kościołowi.
Podstaw owa bowiem nauka tego Kościoła
tw ierdzi, że obecne życie jest tylko przygoto­
waniem do życia przyszłego.
Bez nadziei człowiek żyć nie może. Toteż ci
ludzie, co przed św iatłem chrzęścijańskiem roz­
m yślnie zam ykają oczy, przyznają w gorzkich
skargach, że los przyw iązał ich jako niew olni­
ków nam iętności do »nadziei — do tego powro­
za g łu p ich « i do grobu ich tak spycha. W ykpie­
ni w tem życiu, męczeni w przyszłem.
P e tra rk a powiada w jednem ze swoich dzieł:
»Co głupcy nazyw ają śm iercią, to jest począ­
tkiem życia, świtem dnia, po którym więcej no­
cy nie będzie«.
ROZDZIAŁ XX IV .
D uch i m aterja.
1. J a k długo będą ludzie, dla których zaspo­
kojenie ziemskich pożądań jest główną spraw ą
życia, tak długo będą i tacy, co twierdzą, że du­
sza .jest tylko m ate rją lub przypadkow ą właści­
wością tej m aterji; że więc nawet mowy być nie
może o trw an iu duszy po śmierci.
Demokryt, który śmiejąc się przepędził ży­
cie, lecz jako zrozpaczony samobójca miał u m ­
rzeć, nauczał starożytnych Greków, że poza ato­
mami i próżną przestrzenią nic nie istnieje; że
świat miał stworzyć przypadek i konieczność
ok ru tn a ; że myśl i chcenie to tylko stykanie się
i odtrącanie atomów bez żadnego* kierunku i lą­
du. Podobnie uczył Epikur. Z bagna zaś rzym ­
skiego pogaństw a taki się odzywa głos przez
usta Plinjusza: »Tylko próżność ludzka zmyśla
sobie jakieś życie po śmierci, wierząc już to
w nieśmiertelność duszy, już to w jakieś przeo­
brażenie się, ezy w pobyt w świecie podziem­
nym; jak gdyby życie ludzkie pod jakim kol­
wiek względem było różne od życia zwierzęce-
go«. Lukrecjusz tęż samą doktrynę przedstawił
w poezji. W żadnym wieku ery chrześcijańskiej
nie brakowało zrozpaczonych zmysłoweów, któ­
rzy wszystkich sił używali na obronę podobnych
teoryj; obecnie liczba ich jest już zbyt wielka.
140

'I .
M ożnaby sobie zadać pytanie, dlaczego ty lu
ludzi z takim uporem odrzuca życie przyszłe
i nie chce się z niem liczyć? N a to py tan ie ła ­
two można znaleźć odpowiedź. L a B ru y ere mó­
wi: »Chciałbym znaleźć kiedy człowieka trzeź­
wego, um iarkow anego, czystego i spraw iedli­
wego, któryby zaprzeczał istnieniu Boga i nie­
śm iertelności duszy ludzkiej, bo ten p rz y n a j­
m niej byłby bezstronny; ale takiego człowieka
niema«. Podobnie w yraża się K a n t , że nigdy
nie było na świecie praw ej duszy, k tóraby mo­
gła znieść tę m yśl, iż ze śm iercią wszystko się
kończy.
Pod adresem tych, co życie- przyszłe i nie­
śm iertelność duszy odrzucają, tak mówi poeta:
»Cnota ze swym i przyjaciółm i walczy w obro­
nie tej praw dy, tylko w ystępek i jego zwolenni­
cy w ypow iadają jej wojnę«.
2. O nieśm iertelności duszy m ożna to po­
wiedzieć, co o każdej zasadzie życia m oralnego,
że posiada dosyć św iatła, aby serca niezepsute,
kochające praw dę, m ogły ją zrozumieć, i dosyć
ciemności, żeby serca zepsute n ią się zaślepiły.
Nie rozum, ale wola pow inna decydować o losie
człowieka. Człowiek powinien c h c i e ć praw dy.
Otóż czy wola skłonna, a naw et p rąca do po­
g ard y życia przyszłego, nie jest dla człowieka
m yślącego dowodem choćby tylko pośrednim ,
jak ułom ne i kruche jest nowoczesne pojm ow a­
nie życia. Godne to uw agi. Choćby praw dziw a
nauka, wychodząc z niezbitych faktów, nie była
w możności rzucić św iatła na istotę człowieka:
to pośrednie dowodzenie w ystarczyłoby zupeł­
nie, by tę spraw ę dla nas ostatecznie rozstrzy­
gnąć. H isto rja bowiem w ykazuje, że zawsze za­
niedbanie życia pozagrobowego łączyło się nie
141

z gruntow ną nauką, ale z m oralnym upadkiem ,


a przynajm niej z obojętnością. Ludzie, którzy-
by radzi żyć jak zwierzęta, ludzie, których nużą
i męczą w yrzuty sum ienia, używ ają rozum u
swojego na to, żeby sobie sofizm atam i życie
przyszłe zasłonić.
Czyż to, co pociąga za sobą takie skutki, mo­
że być praw dą? Zatem negacja nieśm iertelno­
ści i wieczności jest fałszem. Dowód to niezbity.
Zrozum iał go i taki Rousseau: »Nigdy p raw ­
da, mówi on, nie jest szkodliwa dla rodzaju
ludzkiego. To dla m nie dowodem, że tak a nauka
praw dą być nie może«.
3. Nie jesteśm y atoli w tak złem położeniu,
abyśm y m usieli poprzestać tylko na pośrednich
dowodach, przeciwnie, posiadam y bezpośrednie
i to bez liku w różnych przejaw ach życia
ludzkiego.
Inni! nie są tak zuchwali, jak m aterjaliści,
żeby przy ostatnim oddechu um ierającego
oświadczać: »Teraz już wszystko skończone,
poza śm iercią otw iera się tylko noc«. U n ik ają
raczej myśli o śm ierci i m ówią: »Któż to wie,
co po śm ierci nastąpi? Poco mi się o to trosz­
czyć? Żyję tylko raz, poco sobie zakłócać p rzy ­
jemności, których się tu ta j używa, m rzonkam i
0 przyszłości?« Je st to m ądrość tych ludzi, któ­
rzy siedząc w pociągu, a widząc zbliżającą się
okropną k atastrofę, zam ykają oczy, aby sobie
na chwilę nie zam ącać spokoju. Być obojętnym ^
w podobny sposób to nie tylko szaleństwo, ale
1 występek. Słusznie pow iedział Pascal: »Kwe~
tja nieśm iertelności duszy jest kw estją takiej
wagi, tak nas do głębi w strząsa, że trzebaby
chyba postradać wszelki zmysł wyższy, żeby
dla niej być obojętnym«.
Dusza ludzka jest nieśm iertelna, gdyż jest
istotą n a tu ry duchowej. Przez »ducha« rozumie
się wogóle istotę niezłcżoną, niecielesną, od ma-
te rji zupełnie niezależną, obdarzoną rozumem
i wolną wolą.
N ajszlachetniejsi' m yśliciele starożytności
byli przekonani o duchowości duszy ludzkiej.
»Dusza, mówi P lato, szuka po śm ierci bóstwa,
aby zdać rachunek ze spraw swoich, jak to po­
w iada praw o ojców; ta zaś okoliczność, o ile jest
pocieszająca dla ludzi praw ych, o tyle straszna
dla złych, którzy w owej chwili u nikogo nie
znajdą pomocy. Czyż wobec tego byłożby roz-
tropnem używać wszelkich s ta ra ń dla podtrzy­
m yw ania fałszyw ej opinji, że ta b ry ła ciała,
którą się w ziemi zakopie, jest sam ą naszą oso­
bą, tak nam drogą«.1
4. O istnieniu w człowieku jakiegoś duchowe­
go pierw iastka życiowego muszą nas przekonać
najprzód właściwości ludzkiego poznania.
Zwierzę poznaje tylko pojedyncze przedm io­
ty i w ypadki m aterjalne. A zatem cała czynność
poznawcza u zw ierząt je st czynnością zmysłów,
w ykonyw a ją organizm , czyli pochodzi ona z je ­
dnej substancji, utw orzonej z p ierw iastka ży­
ciowego i m aterji. W człowieku również, o ile
jest zwierzęciem, znajdujem y to poznanie zmy­
słowe, organiczne. Lecz obok tego poznania jest
w człowieku inna zdolność poznawcza, która go
w yróżnia od zwierzęcia. Człowiek poznaje istotę
rzeczy.
Poznaje dalej człowiek w rzeczach byt, je
dność, praw dę, dobro, piękno. P orządkuje rze­
czy i zjaw iska w edług klas i praw , którem i się
143

rządzą; ujm uje wszystko według stosunków


przyczyny i skutku, celu i środków ; rozróżnia
av rzeczach i w ypadkach przyczynowość, celo­
wość, konieczność, przypadkowość.
A poniew aż człow iek pozn aje nie ty lk o po­
jedyncze p rzed m io ty , lecz w y tw a rz a sobie także
po jęcia ogólne i nadzm ysłow e, nm zdolność
u o g ó ln ia n ia i u jm o w a n ia tego, co je st n a d z m y ­
słowe, może w ięc w y daw ać sąd y o w arto ści
ogółu rzeczy, może w ed ług niew zruszonych p ra w
lo g ik i w nioskow ać o n ieznanem ze znanego, do­
chodząc rozum em tam , dokąd żadne zm ysłow e
pozn an ie d o jśćby nie m ogło. W szy stk ie sw oje
m y śli może przy o d ziew ać d źw ięk am i głosu
i tw o rzy ć ty m sposobem języ k z jeg o cudow ną
budow ą zdań.
C złow iek w stę p u je rozum em do p o nadm a-
te rja ln e g o św iata, gdzie p a n u je p ra w d a i p ię ­
kność. S ta m tą d czerpie p ra w a, którem i! się k ie­
ru je, k ied y p ra c ą sw ego d u ch a przez d łu to
rzeźb iarza, ręk ę m a larza, głos i dźw ięk in s tr u ­
m entów w y cisk a w n a tu rz e swój ideał, n a d a ją c
m u ro zm aite h a rm o n ijn e form y.
Ś piew a w p raw d zie ii słow ik, lecz śp iew a tak , x
ja k m u n a tu r a śpiew ać każe; m u zy k i on nie ro ­
zum ie. B u d u je i ja sk ó łk a p rz e p ię k n ie sw oje
gniazdko, a le b u d u je je tak , ja k b u d o w a ła przed
la t ty sią c a m i. Z ad ziw iające są czynności zw ie­
rzęcego in s ty n k tu i zręczności zw ierzęcej, lecz
to w szystko dan e zostało zw ierzęciu przez n a tu ­
rę, albo raczej przez S tw órcę n a t u r y dla zacho­
w a n ia ro d zaju . Z w ierzę p o ru sz a się w oznaczo­
nych g ra n ic a c h n a podobieństw o tonów pozy­
ty w k i, n ie p o trz e b u ją e e j m istrza, k tó ry b y z n iej
h a rm o n ijn e w y d o b y w ał m elodje. P oza tem i
oznaczonem i g ra n ic a m i w szystko je st w zw ie­
rzęciu nikłe, bezduszne.
P o n iew aż człow iek rozum ie, co to je s t w ie­
lość i jedność, może w g ląd n ą ć w now y p rzedzi­
w n y św iat liczb, m oże poznaw ać niezm ienne
a przedziw nie sko m p lik o w an e ich sto su n k i,
w znosząc się aż do n ajw y ższej m a te m a ty k i.
Zw ierzę zaś, skoro zaspokoi sw oje n a tu ra ln e po­
trzeby, czuje się zadow olone i p o p rz e sta je n a
tem ; gdzieżby ono m ogło sięg n ąć do św ia ta
liczb, by ta m szukać dla siebie ja k ie jś p rz y ­
jem ności.
P rz e z ta k ie p oznanie zdobyw a sobie człow iek
tę niezależność od ś w ia ta zew nętrznego i tę p rz e ­
w agę n a d n a tu r ą i je j p ra w a m i, k tó re go ce­
c h u ją jak o człow ieka i przez całe jego życie
po zw alają m u być k ró lem stw orzenia.
K ie d y człow iek p a trz y n a ten w ielk i św iat
z e le m e n ta rn ą siłą n a rz u c a m u się p y ta n ie :
S kąd, dlaczego to w szystko? S k ąd te rzeczy, n a ­
stę p u ją c e po sobie w pew nej zależności, jeżeli
nie od isto ty , od k tó re j w szystko je st zależne,
a k tó ra od nikogo nie zależy? S k ą d ten w s p a ­
n ia ły po rząd ek w tej ró ż n o ro d n ej a je d n a k t a ­
k iej celow ej rozm aitości, jeżeli nie od istoty,
k tó ra je s t fu n d a m e n te m tego p o rz ąd k u i k tó ra
ch ciała, ah y św iat był? — W ten sposób do­
chodzi m y ślą c y człow iek do B oga. O d n a jd u je on
też bóstw o w p ra w a c h sw ej zew n ętrzn ej isto ty ;
p oznaje B oga jak o swego S tw ó rcę i P a n a , jako
swego P raw o d a w cę , jak o cel życila i sw ej p ra cy .
T ak a d ziałalność poznaw cza w y starcza , a b y
każdy m y ślą c y doszedł do p rz ek o n an ia, że czło­
w iek m a duszę i to duszę duchow ą.
5. Cóżby w człow ieku było podm iotem ta k
w zm ocnionej d ziałaln o ści poznaw czej, g d y b y
145

oprócz m a te rji nie posiadał w sobie jak iejś du­


chowej do działania podstaw y? Czy grom ada
atomów, choćby biljonowa, może być jednoli­
tym punktem w yjścia dla jednolitej świadom o­
ści naszej, dla m yśli, sądów ii wniosków rozu­
mowych? Czy m aterja, z istoty swej rozciągła,
może być źródłem dla działalności, które z roz­
ciągłością nic nie m a wspólnego. Czyż sam a m a­
te rja może się wznieść do pojm ow ania niem a­
terialn y ch idei, do zdążania ku idealnym celom;
ta m aterja, któ ra ze swej istoty jest dla nich
z konieczności zupełnie obojętna? A więc prócz
m ate rji w człowieku m usi być dusza. Lecz to
jeszcze nie wszystko.
Ten, znajdujący się w człowieku, pierw iastek
życia m a szczególny, sobie tylko właściwy, od
m ate rji niezależny byt. T aki b y t nazyw a się by­
tem duchowym, bo to, od czego czynność po­
chodzi, m usi1 być takie samo ja k czynność. J e ­
żeli czynność jest duchowa i jej przyczyna m u­
si być duchowa. A jeden rz u t oka na poznawczą
działalność człowieka przekonyw a, że zaw arta
w organach ludzkich m aterja, w żaden sposób
nie może brać w ew nętrznego udziału w w ytw a­
rzaniu życia umysłowego. Działalność rozumu
nie jest organiczna, jak czynności zmysłowe,
lecz nadorganiezna. To, co jest organiczne, od­
bywa się wedle w arunków rozciągłości, zależy
od zdrow ia organizm u. Tym czasem czynność ro­
zum ow ania dokonuje się poza wszelką rozcią­
głością, a zależy od zdrow ia takiego, które nic
niem a wspólnego z organizm em . M am y więc
coś, co jest proste i niepodzielne. Czyż bowiem
m yśl o spraw iedliw ości, m ądrości, cnocie, grze­
chu, o Bogu, sk ład a się z jakich części? P rz y ­
pom nijm y sobie tylko pojęcie bytu, które w każ-
CJirześc. filozof ja ży cia , 1**
146

dem ludzkiem m y ślen iu w y ra źn ie się z a w iera ;


p rz y p o m n ijm y sobie te różne sto su n k i, ja k ie p o ­
m iędzy bytem a m y ślą zachodzą, a spostrzeże­
m y, że p oznanie ludzkie ob raca się w śród rze­
czy, k tó re zasadniczo wznoszą się p o n ad w szel­
ką zm ysłow ą w yobrażalność. T ak w ięc n a u k o ­
wo jesteśm y zm uszeni do p rz y ję c ia tej p ra w d y ,
że czynność ro zu m o w an ia w człow ieku pochodzi
nie od jak ieg o ś o rg a n u , lecz od p ie rw ia s tk u ży ­
ciowego, od duszy i jed y n ie przez n ią byw a
w y k onyw ana.
S tw ie rd za to rów nież fa k t w łasn e j ś w i a ­
d o m o ś c i . Zapew ne, o rg a n iz n a siła poznaw cza
może odczuw ać sw oją w łasn ą czynność i n ie ­
k tó re swe s ta n y , ale to ty lk o p rz y pom ocy d r u ­
giej czynności! przez siebie w ru c h w p ra w ia n e j.
N ig d y je d n a k ta o rg a n ic zn a siła poznaw cza nie
może n a siebie ta k działać, ażeby sam a siebie
p o zn aw ała jak o p o dstaw ę sw ej w łasn e j d z ia ła l­
ności.
W id zim y więc, że w człow ieku istn ieje,
prócz d ziałaln o ści zm ysłow ej i p o n ad n ią, in n a
d ziałaln o ść pochodząca nie od n a rz ą d ó w ciele­
snych, ale jed y n ie od duszy, bez u d ziału m a te rji.
Otóż we w łaściw ości każdego d z ia ła n ia u ja w n ia
się w łaściw ość b y tu , k tó ry je st jego podstaw ą.
Jeż eli przeto dusza sam a bez n arząd ó w ciele­
snych sp ełn ia choćby je d n ą czynność, to już
je s t rzeczą dow iedzioną, że dusza ta m a sw ój
byt niezależny, k tó ry nie jest zw iązan y z tym ,
lu b ow ym o rg an em . P o sia d a przeto dusza zdol­
ność e g z y ste n c ji sam o istn e j; może trw a ć , choć
ciało, k tó re ona ożyw ia, u leg n ie rozkładow i.
R e z u lta t w ięc nauki; je st ta k i, że dusza lu d z­
ka je s t su b sta n c ją duchow ą. D ow ody, k tó re za
tern p rz e m a w ia ją , są o w iele b a rd z ie j przeko-
147

n y w u jące, od tych, k tó re n as zm uszają, a b y ś ­


m y byli p rz e k o n a n i o sub stan cjaln o śc i m aterji.
Czemże jest w łaściw ie s u b s ta n c ja duchow a?
p y ta ją m a te rja liś e i. Głupcy! s ta w ia ją tak ie p y ­
tanie, ja k g d y b y wiedzieli, czem jest właściw ie
s u b s ta n c ja m a te r ja ln a .
6. Z ty m pierw szym dowodem, p ły n ą c y m
z właściw ości ludzkiego poznania, łączy się d r u ­
gi z właściwości ludzkiego c h c e n i a . W każ­
dej istocie, k tó ra poznaje, chcenie stoi w związ­
ku z poznaw aniem . U zwierzęcia poznanie koń­
czy się w dziedzinie zmysłowej, podobnież
i chcenie. Zwierzę o trz y m u je w ra żen ia zm ysło­
we albo od rzeczy zew nętrznych, k tó re zm ysłam i
spostrzega, albo od w e w n ętrzn y c h popędów, k tó ­
re się odnoszą do d o b rob ytu zm ysłowej n a t u r y .
Człowiek zaś przeciwnie, nie ty lko poznaje zm y­
słowe rzeczy i nie ty lko odczuwa zm ysłowe po­
pędy. On poznaje jeszcze b y t w całej jego nie-
ograriiczoności i w całej rozciągłości jego t r w a ­
nia; wznosił się p onad wszelkie przegrody, jakie
sta w ia przestrzeń, czas i rzeczy poszczególne.
Żaden ideał nie jest ta k wysoki, ża dn a pospoli­
tość ta k niska, nic n ie m a tak czystego i nic tak
brudnego, ab y nie mogło być p rzedm io tem ludz­
kiej woli. Z tego widać, że chcenie ludzkie w n a j ­
głębszej swojej podstaw ie nie odnosi się do tego
ty lko co pod p ew n y m względem godne jest
(di cen ia, lecz że o wszem m a za przedm iot dobro
jako takie. A czyż zdolność o rg a n ic z n a m o g ła ­
by mieć za p rzedm io t ta k ie dobro?
Dalej, poznaje człowiek, że s tru m ie ń bytu,
w ychodząc z P r a ź r ó d ł a b ytu, p rz en ik a w szy st­
ko na świecie, a n a s tę p n ie k ie ru je w szystko
z pow rotem do tegoż P ra ź ró d ła , które w szystko

10*
148

w sobie za w ie ra i do siebie odnosi ja k o do o sta ­


tecznego celu.
O dpow iednio do tego p o zn a n ia czuje czło­
w iek w głębi sw ej isto ty p otężny pęd, k tó ry go
sk ła n ia do p o d d a n ia się B ogn, sw em u S tw órcy,
i do s z u k a n ia w nim , ja k o w źródle ii o sta te ­
cznym celu w szelkiego b y tu , sp o k o ju i szczę­
ścia. D lateg o to człow ieka tu n a ziem i nie może
zadow olić żadne ziem skie p o siad an ie, żadne
ziem skie u ży w an ie; niezadow olony i niezasp o ­
k o jo n y pozostanie człow iek aż do grobu. I g d y ­
by m u życie n a w e t w szystko dało, w końcu
u m ie ra ją c m u sia łb y zaw ołać: Co m i to w szyst­
ko te ra z pom oże?
W szystko to w skazuje z n ajw ięk sz ą jasn o ścią
n a to, że chcenie ludzkie nie je s t b y n a jm n ie j
o rg an iczn e, że ono przechodzi nieskończenie
w szelkie w y m a g a n ia m a te r ji i zw ierzęcości.
L udzkie chcenie, czyli ludzka w ola k ie ru je
się ku ta k im ideom , ja k Bóg, dusza, wieczność,
p ra w o m o raln e, m oralność, p raw o, cnota,
grzech. Te zaś idee w n ajg łęb sz ej i ostatecznej
sw ojej p rzy czy n ie nie odnoszą się do zm ysłow e­
go d o b ro b y tu czy to in d y w id u u m , czy też ro ­
d zaju, lecz siłę sw oją czerpią z ta k ie j dziedziny,
z k tó rą m a te r ja nie m a n ic w spólnego. Od B ó­
stw a, k tó re poznał, od b iera człow iek w e w n ętrz­
ne p rz y k a z a n ie , k tó re m u ro zk azu je poddać się
d o brow olnie św iętem u głosow i su m ien ia, choć­
by przez to d o b ro b y t i trw a n ie całego św ia ta
m ia ło przepaść.
S tą d to k aż d y su m ie n n y człow iek, każdy m ę­
czennik, k tó ry , by nie obrazić swego sum ienia,
o d daje doczesne d o b ra , a n a w e t życie, je s t w y ­
m ow nym dow odem is tn ie n ia duszy duchow ej.
N ie p o trze b u jem y dalszych dowodów. Możo-
149

my tylko zapytać naszych przeciwników, a oni


nam odpowiedzą, że i dla nich zasada, według
której nazyw ają człowieka »dobrym« lub »zlym«,
spoczywa nie w chem ji lub w m a te rji o rg an i­
cznej, ale w wyższej dziedzinie ducha.
7. Do tego dodać jeszcze należy w o 1 n o ś ć
w o l i 1 u d z k i e j . »Z rozumowośei w ypływ a
wolność«, pow iada Bossuet. »Dusza, wyniesiona
przez władzę rozum u ponad przedm ioty maite-
rjalne, nie daje się porw ać w rażeniom z nich
pow stałym ; pozostaje ona wolną, pozostaje pa­
n ią zarówno zew nętrznych powabów jak
i siebie samej. Zw raca się ona do tego, co jej
się podoba, i rozw aża to, czego chce, aby do
celu używ ać środków, jakie sam a wybierze«.
Tylko człowiek może powiedzieć: c h c ę .
W wielu jednak razach człowiek nie ma wol­
ności i skazany jest na mimowolne skrępow a­
nie. W ięzień um ierający z głodu w kajdanach,
zmuszony jest w nich pozostawać. Nie ma czło­
wiek do w yboru czy fruw ać czy chodzić. Ślepy
nie m a wolności w używ aniu wzroku. Żaden
człowiek nie m a takiej wolności, żeby mógł d ą­
żyć do czegoś jako do zła; przeciwnie, n a tu ra
zniew ala go, że naw et zło, którego pożąda, p ra ­
gnie jako dobro. J e s t jednak rzeczą n iew ątpli­
wą, że człowiek posługujący się rozum em i zm y­
słam i, ma świadomość, że jest w wielu czynach,
słowach, m yślach wolny nie tylko od zew nętrz­
nego przym usu, lecz i od w ew nętrznej konie­
czności. Nie znaczy to, że człowiek jest nieza­
leżny w swoich postanow ieniach od wszelkiego
w pływu. Nie, on może czynić, mówić, myśleć,
co chce, lecz zawsze podlega w ew nętrznym lub
zew nętrznym wpływom. R zut oka n a sta ty sty k ę
w ystarczy, ażeby stw ierdzić ten fakt.
150

Ale mimo wszystko wobec świadomości każ­


dego człowieka stoi jasno i w yraźnie ten fakt,
że wiele rzeczy robi, o wieln m yśli i rozważa,
m ając to pełne przeświadczenie, że m ógłby je
opuścić, lub inaczej zrobić.
Zwierzę idzie zawsze koniecznie za zmysło-
wemi pociągam i bez względu na to, czy one po­
chodzą z przedm iotów zewnętrznych czy z popę­
dów w ew nętrznych, czy z w yobraźni. Z konie­
czności zwierzę domowe w yraża swój ból, gdy
m u się na ogon nastąpi. Gdy je pali pragnienie,
z konieczności biegnie do wody; pies bity laską
ucieka, k u ra broni swoich piskląt przed n a p a ­
stnikam i. A chociaż zwierzęta m ają właściwą
sobie władzę pożądania, muszą jednak postępo­
wać tak, jak postępują; inaczej nie mogą. J e ­
żeli zaś różne popędy działają na zwierzę, —
gdy n. p. zgłodniałem u, zbitem u psu w jednej
ręce pokażą laskę, w drugiej kaw ałek m ięsa —
to pomimo- wew nętrznego w strętu pójdzie za
tym popędem, k tóry jest najsilniejszy.
Nie tak się rzecz ma z człowiekiem. K ażde­
mu człowiekowi w ew nętrzne najw yraźniejsze
przeświadczenie mówi, że 011 swój ból i swoją
radość może u k ry ć; że nie z konieczności idzie
za w rażeniem najsilniejszem , lecz że z siebie
z całkow itą wolnością może nadać przew ażają­
cą moc tem u w rażeniu, którem u ją nadać chce.
W edług wolnej oceny z różnych dóbr, które się
przedstaw iają jego duszy, może sobie to przed­
staw ić jako najw iększe, które chce osiągnąć.
Rozstrzygnięcie pochodzi z głębi wolnej woli.
Równość dwóch dóbr doskonali tylko wolę ludz­
ką i daje jej pole do okazania swej wolności). Tę
wolność woli może człowiek wykonyw ać odno­
śnie do . wszystkich dóbr, któ re dlatego że są
151

ograniczone w swej dobroci, nie przedstaw iają


mu się ani jako zupełnie dobre, ani jako zupeł­
nie złe, a konsekw entnie nie pod każdym wzglę­
dem okazują się godne pożądania.
T aka wolność dowodzi, że wola ludzka nie
jest bynajm niej czynnością organiczną. W szel­
kie pożądanie organiczne jest zdeterm inow ane
przez doznane w rażenia; widzimy to jasno i wy­
raźnie n a zwierzętach. W człowieku jednak jest
coś, co w swej działalności nie jest przez co in ­
nego determ inow ane, ale determ inuje się samo
z siebie. Je st to duch ludzki, usunięty z pod de­
term inujących wpływów cudzych, wyższy po­
nad siły fizycznego św iata. I choćby zew nętrz­
ne, albo w ew nętrzne wpływ y były n a jsiln ie j­
sze, 011 może je przezwyciężyć i oprzeć się im.
Nic na świecie nie może go zmusić chcieć tego,
czego nie chce, i nie chcieć tego, czego chce.
Istota, któ ra w ten sposób stoi ponad n a tu rą ,
nie może w swym bycie być podległą wpływom
n a tu ry . Ani m echaniczne, ani chemiczne siły nie
mogą w yw ierać na tak ą istotę wpływu. Dlate­
go słusznie mówi Cycero: »Człowiek czuje, że
się porusza w łasną siłą, a nie cudzą i to stano­
wi jego n ieśm ie rte ln o śc i2
8. Im więcej postępują badania psychologi­
czne i poznanie n a tu ry , tern więcej ustala się
przeświadczenie, że poza dziedziną zjaw isk zmy­
słowych jest jeszcze nadzm ysłow y św iat ducha,
k tó ry tak sam o jest rzeczywisty, jak św iat zmy
słowy; tern niezbiciej przekonujem y się, że to
w łaśnie ów duch, postępując według praw sw o­
ich, dzieli, łączy, porządkuje te zjaw iska, któ­
rym rzeczy podpadające pod zm ysły służą tylko

2, T u s c u l. 1. 1.
za podścielisko m aterjaln e, i że tym sposobem
podstaw a pewności życia zewnętrznego znajdu­
je się w nadzm ysłow ej dziedzinie działalności
duchowych i że w skutek tego ta dziedzina czyli
ten św iat nadzm ysłow y jest, istotnie rzeczy­
wistym.
Jeżeli wogóle w nauce są jakieś zasady do­
wiedzione, to jest nią i ta, że dusza ludzka jest
niezłożona i w ew nętrznie od m ate rji niezaw isła,
a stąd, że odpowiednio do swej n a tu ry nie ulega
zniszczeniu. Gdyby dusza nie m iała innego za­
dania jak ożywiać m aterję dla celów o rg an i­
cznego życia; gdyby nie m ogła inaczej działać
ja k w połączeniu z narządam i ciała, wtedy m u­
siałaby z chw ilą rozkładu tychże narządów zni­
knąć podobnie jak się druzgoce i ginie form a
zegarka kieszonkowego pod uderzeniem m łotka.
Lecz dusza, oprócz organicznej, posiada jeszcze
inną, od m a te rji niezaw isłą działalność, a od­
powiednio do tego i b y t od m a te rji niezawisły.
S tąd też nie może ginąć w skutek tego, że ciało
staje się niezdolne do czynności życiowych.
9. Stosownie do swej n a tu ry dusza ludzka
jest duchowa, niezłożona, nienaruszalna, nie­
śm iertelna. Ale czy będzie trw ać rzeczywiście
po śm ierci! Ten, k tó ry duszę stw orzył, może ją
zniszczyć: czy to jednak zrobi! W odpowiedzi
na to w ystarczy wskazać na ten fakt, że nigdzie
w n atu rze substancja, posiadająca zdolność by­
tu, nie ginie: dlaczegożby więc dusza ludzka
m iała stanow ić w y jątek ! Dlaczego po krótkiem
istnieniu m iałaby ginąć, kiedy każdy atom
trw a ! Co m ogłoby m nie przekonać, że duch
ludzki pod względem trw a n ia jest w gorszem
położeniu, niż najzw yklejszy gwóźdź do butów !
A nadto dla każdego m yślącego człowieka
jest rzeczą jasną, że m ądry Stw órca nie poto
uposażył tw ory swe w doskonałości, by je ob­
dzierać z ich n atu raln eg o przeznaczenia.
10. Z psychologicznym dowodem jużeśm y się
uporali. Lecz cóż znaczą tego rodzaju dówody
dla tych, dla których znaczenie m a tylko to,
czego można się dotknąć, co można ująć ręk a ­
mi, zracłiować, zważyć! »Czego się nie możecie
dotknąć, jest wam obce; czego nie chwycicie
w ręce, tego wcale nie znacie; czego nie po ra­
chujecie, nie wierzycie, żeby praw dą było; cze­
go nie zważycie, to nie m a dla was znaczenia;
czego nie możecie w ym ienić na pieniądz, nie
rozumiecie, jak może mieć wartość#.
T ym um ysłom , ślizgającym się po powierzch­
ni rzeczy, nie tylko b rak zrozum ienia dla głęb­
szych dowodów, oni s ta ra ją się jeszcze niena­
w istną sobie praw dę zaciemnić, przytaczając
dowody rzekomo zaczerpnięte z sam ej przyrody.
M ówią naprzód: Je st faktem , że człowiek
jest tylko »m aterją«, jest »zwierzęciem« i niezem
więcej, gdyż faktem jest, że między człowie­
kiem a zwierzęciem jest uderzające podobień­
stwo. Odpowiedź: Czyż kiedykolw iek w ątpił ro­
zum ny człowiek, że jedną połową swojej isto­
ty — swojem ciałem i życiem zmysłowem — n a ­
leży całkowicie do św iata zwierzęcego! A jeżeli
tak jest, to oczywiście człowiek w wielu rzeczach
m usi być do zwierzęcia podobny. Lecz cóż stąd
w ypływ a! Czyż worek pełen złota dlatego nie
jest więcej w a rt od w orka z kam ieniam i, że oba
są do siebie zupełnie podobne!
Mówią też: Człowiek pochodzi od zwierzęcia,
jest więc również zwierzęciem. W edług jedno­
głośnego św iadectw a wszystkich mężów p raw ­
dziwej nauki, pochodzenie człowieka od zwie-
M it!!

151

rżęcia należy do bajek. Ale czy nie uda się kie­


dyś z m ałpy rozw inąć człowieka? — Odpo­
wiedź: J e st to m niej możliwe, niż zmienić
grosz na złoty. Tern bardziej ze zwierzęcia nie
będzie człowieka. Bo jakkolw iek jedną stro n ą
swego bytu człowiek do zwierzęcia jest podobny,
to jednak dru g ą zasadniczo różni się od niego.
Niczem nie p o tra fi człowiek zniweczyć w so­
bie przeświadczenia, że pomiędzy nim a zwie­
rzęciem zachodzi istotna różnica. Ody człowiek
puszcza wodze bydlęcej żądzy zmysłowej, w te­
dy tylko pow staje w jego piersi pragnienie, aby
był zwierzęciem. »W tedy mógłbym żyć bez tro ­
ski, powiedział ktoś, gdybym nie m iał rozumu,
który czuje, gdy go ściągani w błoto; gdybym
nie m iał sum ienia, które mię upom ina; gdybym
nie był św iadom y odpowiedzialności, pod której
ciężarem się uginam , która mię do ziemi gnie-
cie«. Temi słowy w yznał ów . m yśliciel, że po­
między zwierzęciem a człowiekiem istnieje n ie ­
zm ierzona przepaść.
X Mówią dalej: Jeszcze żaden lekarz, ani żaden
uczony duszy ludzkiej nie znalazł! Lecz gdzież
tej duszy szukano? W trupie, który się rozkła­
da? Niech szukają duszy tam , gdzie ją można
znaleźć: w życiu. Lecz i tam niech jej nie szu­
kają jako jakiegoś m uskułu, lub jak iejś cząstki
kości, lecz jako pierw iastk a życiowego w szyst­
kich zjaw isk duchowych. Człowiek niezależnie
od zmysłowych wrażeń, w yniesiony ponad ży­
cie zmysłowe, w yprow adza rozum ne wnioski,
tworzy sądy, m a m yśli, idee, kieruje się idea­
łami, czuje w sobie praw a sum ienia, których
może słuchać, dobrowolnie się na nie zgodzić,
lub im się sprzeciwiać. I tu to w łaśnie należy
szukać duszy, a nie w tru p ia rn i.
155

Mówią jeszcze przeciwnicy: Nie można so­


bie przedstawić żadnego obrazu, żadnego wyo­
brażenia duszy, więc nie istnieje. Szczególna
naukowość! Możnaby tym panom odpowie­
dzieć: O powszechnej sile przyciągania nie mo­
żna sobie wytworzyć żadnego »wyobrażenia«,
siła więc taka nie istnieje! Więcej jeszcze: Nie
można sobie też wytworzyć żadnego »wyobraże­
n ia « o rozumie, sumieniu, uczciwości, a więc
wszyscy ludzie są nierozumni, niesumienni, nie­
uczciwi? Mówią: nie można sobie wytworzyć
żadnego wyobrażenia, — ależ gdyby można
było wytworzyć sobie wyobrażenie o duszy, n a j­
skrajniejszy m aterjalizm byłby uzasadniony,
gdyż wyobrażenie można sobie wytwarzać tylko
0 tein, co m aterjalne, tylko z rzeczy, które mają
rozciągłość przestrzenną, które mogą być zmy­
słami sprawdzone. Ponieważ dusza ludzka nie
jest kwadratow a, ani trójgraniasta, ani brzę­
cząca, ani szeleszcząca, nie dziw przeto, że nie
można sobie o niej wytworzyć żadnego »wyobra-
żenia«.
Obecnie w kołach naukowych podnoszą z ca­
łą siłą znaczenie »faktów«. Otóż znajdujem y się
właśnie w dziedzinie faktów i widzimy, jak to
z tych oczywistych faktów ludzkiego poznania
1 z oczywistych faktów ludzkiego chcenia z k o ­
niecznością naukową w ypływa istnienie ducho­
wej i nieśmiertelnej duszy ludzkiej.
ROZDZIAŁ X X V
W yobrażenie życia pozagrobowego.
1. P y ta n o nieraz: J a k sobie można w yobra­
zić życie pozagrobow e! J a k tam jest w tern ży­
ciu! I w niew iadom ości tego »jak«, chciano n a ­
wet widzieć dowód n a to, że błędne są nasze
przekonania. P ra w d ą jest, że rozum co do w a­
runków życia, przyszłego, to jest co do tego,
gdzie ono jest i jak w niem jest, pozostawia nas
w zupełnej nie wiadomości.
Lecz jeżeli przejrzym y pom niki chrześcijań­
skiego O bjaw ienia, znajdziem y w nich w strzą­
sające opisy życia przyszłego. O piekle n. p.
mówi się tam , że ono jest jak ąś tajem nicą, gdzie
nieszczęśliwi skrępow ani, płaczą i w yją. Nieho
nazw ane jest m iastem w spaniałem , m uram i
z drogich kam ieni otoezonem, w którem szczę­
śliwi w jaśniejących szatach siedzą na tronach;
nazw ane jest niew ysychającą rzeką radości
wszelkich, ucztą przez Boga sporządzoną, na
której on sam służy w iernym swoim.
N atu raln ie, rozum ie tu każdy, że w tego ro­
dzaju w yrażeniach należy widzieć tylko prze­
nośnie i obrazy. Ich celem jest z jednej strony
dać nam bliższe pojęcie o tych m ękach s tr a ­
sznych, m oralnych i zmysłowych, jakie w pie­
kle ponosić będą pyszni gwałciciele praw bo­
żych; z drugiej zaś stro n y — przestaw ić ten
157

n a d m ia r szczęścia, jakie w niebie stanie się


udziałem tych, którzy czujni na głos sum ienia,
w y trw ali w w iernej służbie P a n u Bogu. P o ­
w inniśm y z tych obrazów pojąć, że bezbożny
w yryw ając się przez swoje zuchw alstw o z w ła­
ściwego sobie przeznaczenia, rzuca się na wie­
ki tam , gdzie wszystko jest m ęką i tylko męką,
gdzie ogień, choć nie n a tu ra ln y , ale praw dziw y,
ogarnie całą istotę ludzką wieczną m ęką i bo­
leścią. Pow inniśm y zrozumieć, że bojący się
Boga w życiu przyszłem będzie uczestniczył
w szczęściu, które sam Bóg posiada, że Bóstwo
niejako mu się podporządkuje, aby go uszczę­
śliwić. Gdyby zaś spraw iedliw y um ierając, m iał
jeszcze na sum ieniu grzechy mniejsze, któreby
mu przeszkadzały wejść naty ch m iast tam , do­
kąd nic nieczystego nie wchodzi, to i wtedy
może mieć pewność, że się stanie uczestnikiem
wiecznych i zupełnych radości, m ianowicie, gdy
się w ypłaci co do szelążka boskiej spraw iedli­
wości.
Praw dą jest, że o w arunkach życia przyszłe­
go nie możemy sobie urobić odpowiedniego
w yobrażenia, a zresztą nie jest to nam potrze­
bne. To co nam wiedzieć konieczne, abyśm y
mogli odpowiednio sobą pokierować, to wiemy
dokładnie, resztę przeczuwam y, jesteśm y do­
piero w godzinach św itania; a najw ięcej spraw
życia przyszłego, dopóki tu żyjem y, pokryw a
ciem na noc. Tak jest w dziedzinie n a tu ry , tak
też jest i w chrześcijańskiem Objawieniu.
2. Jedno tylko jeszcze słowo o praw dzie po­
danej przez Objawienie Boskie. Nie tylko dusza,
lecz ciało będzie nieśm iertelne; na wszechmo­
cne bowiem słowo boże proch naszych członków
złączy się znowu w nasze ciało,
158

P ra w d y tej rozum ludzki naturalnem swo-


,jem światłem dowieść w zupełności nie może,
lecz może się i powinien na nią zgodzie, kiedy
nam ją Objawienie podaje.
Czyżby bowiem dla wszechmocy bożej, która
świat z nicości stworzyła, było rzeczą niemożli­
wą wlać za pośrednictwem duszy życie w pył
m artw y? Czyżby to było rzeczą n ienaturalną,
aby dusza ludzka na powrót otrzym ała to ciało,
do ożywienia którego posiada na tu ra ln e zdol­
ności? Czyżby to było niesłuszne, by człowiek
osiągnął swój los wieczny w tej pełni n a tury,
w której tu na ziemi na ten los zasłużył? Czyż
nie słuszną jest rzeczą wierzyć, że spraw iedli­
wość boska przed sąd swój zapozwie całego
człowieka t. j. nie tylko duszę, ale i ciało, które
brało udział we wszystkich jego dobrych i złych
czynnościach? Czystość, umiarkowanie, miłość
bliźniego wspierają się tak mocno na gruncie
ciała. Łatwo stąd pojąć, że i ciało człowieka
weźmie udział w wiecznej zapłacie. Zapewne,
że niejedno tu zostaje pokryte dla nas tajem n i­
cą. To samo ciało, które obecnie marny, zm ar­
twychwstanie do życia. Starzec m a to samo
ciało, jakie miał będąc dzieckiem, chociaż w cią­
gu lat wskutek ustawicznej przem iany m aterji
z dawnych części składowych nic w nim nie zo­
stało. Ciało życia pozagrobowego będzie tern sa­
mem, co ciało teraźniejsze. J a k daleko atoli
rozciągać się będzie ta tożsamość — nie wiemy.
To pewne, że człowiek w życiu przyszłem
nie będzie podlegał warunkom fizycznym obe­
cnego życia. Gdyż b yw a jw siane ciało cielesne
a pow stanie ciało w T e eiah
159

z m a rtw y c h w sta n ie , lecz w zupełnie różnych


w a ru n k ach . J a k ie zaś w szczegółach będą te
w a ru n k i — n ie objaw iono nam .
3. N ie u le g a rów nież żadnej w ątpliw ości, że
dusze będą się poznaw ać, będą się interesow ać
sobą i w y d a rzen ia tej ziem i w B ogu w idzieć bę­
d ą; tego dow odzą dzieje O bjaw ienia. Ale ja k się
to w szystko o dbyw ać będzie — nie pow iedziano.
W ogóle, p o w ta rz a m y to jeszcze raz, o kon­
k re tn y c h w a ru n k a c h życia przyszłego nie może­
m y sobie żad n y ch w y obrażeń czynić, k tó reb y
się dosłow nie z p ra w d ą zgadzały. W p raw d zie
P ism o św. m a lu je we w sp a n ia ły c h i p rz e jm u ­
ją c y c h o b razach życie pozagrobow e, ale one s łu ­
żą do tego, żeb y śm y sobie p ra w d ę o przyszłem
życiu u d o stęp n ili, żeby ona siln ie j i sk u teczn iej
n a n as d ziała ła . Z resztą jakże w s p a n ia łą m usi
być ta rzeczyw istość, k ied y jej o b razy ju ż ta k
siln ie n a duszę w p ły w a ją .
J e d n o w iem y, że w przyszłem życiu boża do­
skonałość tern m ocniej d ziałać będzie n a d u ­
szę, im w ięcej dusza tu n a ziem i B ogu u leg ała,
Bóg, k tó ry w sw ej O p atrzności ro zsy p ał w p rz y ­
rodzie w szystko, co d la n a tu r y ludzkiej, jej ży ­
cia i rozw oju je s t p o trzebne n a tej ziem i; o ileż
h o jn iej i obficiej u p o saży duszę we w szystko,
co jej będzie p o trzeb n e dla szczęścia wiecznego.
N ieznajom ość sto sunków życia przyszłego
może n a m być n a w e t pożyteczna. G dybyśm y
życie p rzyszłe znali d ok ład n ie, tak iem ja k 0110
jest, to ciężar tej w iadom ości przeszk ad załb y
n am w k o rz y s ta n iu z doczesności. Dziecko nie
po trze b u je w iedzieć o w szystkiem , co człow iek
d o ro sły znać m usi. A żeby żyło dobrze, w y s ta r­
czy, że pozna to, co m u je st potrzebne w j e ­
go w iek u ; w y starczy , jeśli będzie odczuw ać po
160

swojemu, że wiek dziecięcy jest przygotow aniem


do rzeczywistej poważnej przyszłości.
Niepożyteczne więc i niedorzeczne byłoby
troszczenie się o rzeczy, których człowiek
w skutek zarządzenia Boskiej O patrzności tu na
ziemi poznać nie może.
W szelkie pow ątpiew anie w pewność życia
przyszłego jest podejrzane w swem źródle, gdyż
płynie zwykle z nam iętności; jest nierozsądne
w swej podstaw ie, gdyż nie opiera się na rozu­
mie; jest zgubne w swych następstw ach, gdyż
odbiera ludziom najsilniejszą ostoję ich radości
i m oralnego postępow ania.
ROZDZIAŁ X X V I.
N ajw ażniejsza troska.
1. Życie serca ludzkiego jest nieustającym
kołow rotkiem trosk i pragnień.
»Zajnmj się sobą samym« — w tem n apo­
m nieniu jeden z m ędrców starożytnych zaw arł
wszystkie n auki m ądrości. Są ludzie, którzy,
całkowicie pośw ięcają się sprawom zew nętrz­
nym , którzy o wszystko się troszczą, tylko nie
o siebie.
M yśleć t y l k o o sobie jest źle, lecz myśleć
t a k ż e o sobie — dobrze.
Niem a takiej rzeczy stworzonej, o którąby
się rozum ny człowiek tyle powinien troszczyć,
ile o duszę swoją, ile o swoje wew nętrzne życie.
Dusza m oja jest droższa, niż cały świat. Co
mi pomoże św iat cały, jeżeli na duszy szkodę
poniosę?
P o doczesności następuje wieczność; dusza
moja .jest nieśm iertelna. Życie doczesne jest
krótkie, dane m i ono zostało głównie dlatego,
abym pozyskał życie wieczne.
Troszczym y się dużo o zdrowie ciała, o ileż
więcej w inniśm y się troszczyć o zdrowie duszy!
J e d n ą tylko m am duszę; Bóg p rzy b rał ją
za dziecko, przez tę łaskę p rzy b ran ia tyle jest
w arta, co drogocenna krew C hrystusa.

C hrzęść. lilo zo i'ja życiu. 11


162

Gdy raz stracim y duszę, stracim y ją na


zawsze.
Szczęście mej duszy jest mem szczęściem.
Ażeby to szczęście osiągnąć, muszę przejść pró­
bę życia. P róba jest krótka, a wieczność od niej
zawisła.
Życie człowieka podobne jest do fali, która
na obszernej pow ierzchni znikającego czasu
podnosi się na chwilę i opada. I człowiek w cią­
gli tego krótkiego życia ividzi się postaw iony
wobec niezm iernie ważnego w yboru. P rą d sto­
sunków, które go otaczają, nie w jego leży mo­
cy. Lecz może w tym prądzie w ybrać kierunek
zm ierzający albo do nieskończonego szczęścia,
albo do wiecznych mąk.
W tej próbie powinieneś w spółpracow ać
w iernie z laską; szczęście twoje w ręku twoim
złożone. W ybieraj. Stoisz na rozstajnej drodze;
droga, która ci się zdaje trudniejsza, prow adzi
do celu: droga w ygodniejsza — do przepaści
bezdennej.
P raw ie ciągle staw ia cię życie wobec wybo­
ru między złem a dobrem. K ażdy taki wybór
jest pełen znaczenia. Zło krzew i się szybko, do­
bro rośnie pom ału; pokrzyw a w y ra sta bez s ta ­
ran ia, róża w ym aga hodow ania.
W arto się kłopotać, by cel życia osiągnąć!
W ielkich rzeczy dokonywa się w ysiłkam i tylko,
nie zaś chęcią jedynie. Z w ierzyna nie w pada
sama w paszczę lwa śpiącego.
Główna część próby na tem polega, żeby
z niew ygód i przykrości życia robić dobry uży­
tek. Radość i cierpienia zm ieniają się często —
i to jest los człowieka; kto w tej zm ianie nie
upada, jest silnym mężem. W nieszczęściu serce
do góry, w szczęściu bądź pokorny,
163

Two jem więc najw a żn iejsze m s ta ra n ie m


niech będzie p rzetrw ać i w y g ra ć próbę, od k tó ­
rej zaw isło zbaw ienie tw ej duszy. O godziwe
dobra tego życia można się troszczyć, lecz nic
zawiele. K to się troszczy ty lk o o to, ażeby ja k
n a jd łu ż e j u trz y m a ć się przy zdrowiu, ten jest
podobny do skąpca, k tó ry g rom adzi sk arb y ,
chociaż ich n ig d y używ ać uie będzie. W szystko
oceniaj i we wszystkiem postępuj w edług woli
bożej.
2. P róba, jak ie j tu człowiek podlega, przed­
s ta w ia pewne niebezpieczeństwa. S tą d to w k o ­
łach chrześcijańskich mówi się o r a t o w a n i u
duszy.
R a t u j sw ą duszę! Twój P a n i S tw ó rca czeka,
ażebyś próbę p rz etrw a ł i zbawienie sobie z a p r a ­
cował. B óg żadnego człowieka nie przeznaczył
na. zgubę.
Chociażby człowiek najw iększe popełnił
grzechy, Bóg nie chce jego śmierci, lecz żeby
się n aw ró cił i żył. Lecz kiedy człowiek nie chce
tego, czego Bóg chce, to Bóg nikogo nie zm u­
sza. B ia d a człowiekowi, k tó ry stan ie przed
obliczem bożem jako buntow nik.
J a k i ż choćby n a jw s p a n ia ło m y ś ln ie js z y k s ią ­
żę będzie bez końca świadczył dobrodziejstw a
po ddanem u, k tó ry z rozmysłem dzień w dzień
go znieważa. Bóg w trą c i pysznego do piekła,
które sobie sam zgotował.
S tr a s z n ą jest rzeczą być pochw ycon ym przez
m aszynę, być zm iażdżonym przez siłę n a t u r y ;
lecz o ileż straszn iejszą rzeczą będzie wpaść
w ręce B o ga spraw iedliw ego?
R a t u j się! Co znaczy to » ra tu j się«, zrozu­
miesz, jeżeliś czytał opis tonącego o k rę tu lub
palącego się domu.
11*
Gdybyś siedział w pociągu, o którym wiesz,
że niedługo w przepaść się stoczy, eobyś czynił?
Czyżby cię wygodna poduszka zatrzym ała na
twem miejscu? A co chcesz czynić, gdy wiesz,
że pociąg twego, życia z wzrastającą szybkością
spieszy ku otchłani?
R a tu j się! Jesteś chory; masz ranę śmiertel­
ną, której niebezpieczeństwo się powiększa
z dniem każdym.
R a tu j się od śmierci wiecznej, od straszliwej
otchłani! R a tu j się w licznych n i e b e z p i e -
c z e ń s t w a c h, które podczas doświadczeń do­
czesnego żywota cię otaczają.
Niebezpieczeństwa te są lak wielkie, żebyś
zginął, gdybyś był tylko swoim pozostawiony
siłom. Rat uj się, opierając się mocno na Bogu.
ROZDZIAŁ X X V II.
O ptym izm i pesym izm .
1. 0 starożytnym filozofie Demokrycie opo­
wiadają, że i Je razy pomyślał o życiu ludzkiem,
nie mógł się od śmiechu powstrzymać; o Hera-
klicie zaś mówią, że na myśl o tern życiu pła­
kał. To przeciwieństwo trw a przez całe wieki, aż
do obecnych czasów. Optymistom świat się w y­
daje najwyższem dobrem, pesymistom — naj-
większem złem.
Optymizm jest w błędzie. Jakkolw iek bo­
wiem świat i n a tu r a m ają swoje piękne stro­
ny, to jednak w ich głębi leży wszędzie ograni­
czoność, niedoskonałość i błąd. Nędza przenika
cały rodzaj ludzki w najrozmaitszych formach
i stopniach. Wejdź jeno do wnętrza życia ludz­
kiego: wszędzie znajdziesz ból i mękę. Niejedna
nędza jest tak dobrze zamaskowana, że w yglą­
da jak szczęście. Nieszczęśliwi wstydzą się swe­
go nieszczęścia i uk ry w a ją je przed oczyma cie­
kawych.
Pesymizm również nie jest w zgodzie z rze­
telną prawdą.
P ra w d a leży w pośrodku optymizmu i pesy­
mizmu, świat nie jest ani niebem ani piekłem;
jest on trudną, lecz znośną drogą, która m a nas
doprowadzić do wiecznego optymizmu, do nie­
ba; ale prowadzi ona nieopodal od pesymizmu,
MMI

166

t. ,j. przepaści, w k tó rą człowiek łatw o wpaść


może, .jeżeli zechce. Strzeż się więc op ty m isty ­
cznej egzaltacji, lecz bardziej jeszcze strzeż się
pesym istycznego przygnębienia.
Z pesymizmem łączy się zwykle pewnego
rodzaju dum a; brzmi to bowiem wyniośle u w a­
żać wszystko za złe. Pesym izm jest to dziuraw y
płaszcz filozofa, z którego otworów w ygląda
próżność ludzka.
2. Bądź rzetelnym i um iej rozpoznać i oce­
nić dobro, gdziekolwiek je znajdziesz.
Zapewne życie ma swoje zło, to praw da. Lecz
gdybyśm y mieli otw arte serce i cenili dobro,
które Bóg codziennie nam daje, m ielibyśm y
dosyć siły do zniesienia zła. Dobra, które nam
Bóg przeznaczył, tak n a s szukają, jak m y ich
szukam y.
Niech się los dziki sroży, ja k chce: dusza
wzniosła naw et wśród huraganów życiowych
będzie spokojna, trzym ając się silnie bożej
mocy.
Jeżeli nie potrafisz żyć, jakbyś chciał, to po­
stanów sobie tak żyć, jak cię stać na to. U w ażaj
to, co ci O patrzność dała, za więcej w arte od
tego, co ci odmówiła.
Nie gorsz się nigdy i nie dziw niczemu.
Troszcz się o siebie i strzeż się zarazy złego.
I gdybyś naw et m iał z dopuszczenia bożego żyć
choćby m iędzy djabłam i, to najśw iętszą wolą
jego jest, żebyś ponad wszystko oczy swe wzno­
sił ku Bogu.
Liczne cierpienia w życiu doczesnem w ska­
zują na to, że pierw szym celem św iata nie jest
dostarczanie przyjem ności i rozkoszy człowie­
kowi. N ajpierw szy cel stw orzenia — to objaw ie­
nie boskiej doskonałości. Człowiek także, poto
167

przedew szystkiem żyje tu na ziemi, aby był wy­


rażeniem woli bożej. I w tein w łaśnie powinien
człowiek znaleźć swoje szczęście. I znajdzie je:
zupełne i całkow ite w życiu przyszłem , a cząst­
kowe w życiu doczesnem przez w ierną służbę
Bo# u.
N iew ierność względem Boga już w to życie
wnosi niejeden rys życia piekielnego.
RO ZDZIA Ł X X V III.
N owoczesna religijność.
1. »Jakkolw iek różne m ogłyby być poglądy
ludzi, pow iada D. F. Strauss, n a to jednak
wszyscy się godzą, że uzdolnienie religijne jest
przyw ilejem n a tu ry ludzkiej; owszem, że n ale­
ży je uw ażać za najdostojniejszy ty tu ł w go­
dności człowieczej«. A jeżeli ta k jest, to p y ta ­
nie dotyczące praw dziw ej religijności jest pod-
stawowem pytaniem ludzkiego istnienia..
N aw et nowoczesny św iat, pogrążony w pan-
teizmie i m aterializm ie, chce mieć sw oją reli­
gijność.
Nowoczesna religijność chce być powszechną;
nie opiera się ona na przedm iotowej praw dzie,
ale na podm iotowej potrzebie serca. Tak Gren-
landczyk, k tó ry po obfitem rybołostw ie maści
swego bożka tranem , a po nieudanej w ypraw ie
ćwiczy go batogiem , jak i najbieglejszy uczony,
k tó ry chrystjanizm drw inam i i żartem zby­
wa, — obaj stoją na tym sam ym poziomie: s ta ­
ra ją się swoje potrzeby uczuciowe zaspokoić.
Praw dziw ego Boga według ich opinji niem a,
a jeżeli jest, to go poznać nie możemy; tylko
potrzeba zaspokojenia w yobraźni każe człowie­
kowi relig ijn ie usposobionem u w yobrażać sobie
Boga to jako kloc drzewa, to jako słońce, to
jako am ulet. Ludzie bowiem m ają rozm aite
169

p o trze b y i ro z m a ite skłonności. »N apełnij czemś


swe serce choćby najw iększe, a gdy się poczu­
jesz szczęśliw ym , n azw ij to ja k chcesz; możesz
to uczucie nazw ać B ogiem , sercem , m iłością,
szczęściem! J a n a to nie m am nazw y. U czucie
tu je s t w szystkiem , nazw a jest ty lk o dźw ię­
kiem i p arą«.
N ow oczesna re lig ijn o ść jest »ludzką« i ty l­
ko ludzką. W jej oczach isto tą najw yższą
jest człowiek. T ak a re lig ijn o ść m a z a sp a k a ja ć
ludzkie p o trzeby. Cóżby, p o w iad a ją , bez niej
ro b ili chłopi, rzem ieśln icy i rob o tn icy , k tó rz y
an i czasu, an i p ien ięd zy nie m ają, ab y się m o­
gli ro zerw ać i odśw ieżyć w p rz y je m n o śc iach
i rozkoszach. Życie ich je st za n ad to jed n o sta jn e
i pozbaw ione p rz y je m n o śc i; stą d też lud m usi
być re lig ijn y , m usi słodkiem i złudzeniam i oszu­
kiw ać się i osładzać sobie ciężar życia,
N a b o g ate i w y k ształco n e k la sy przychodzą
rów nież ciężkie chw ile, w k tó ry ch p o trzeb a im
jak ieg o ś nam aszczonego w zruszenia. \ \ tedy
serce czuje się p ch n ięte do ja k ie jś nieo k reślo n ej
nadzm ysłow ości, k tó rą sobie każd y wedle p o ­
trze b y i u zd o ln ien ia w yobraża. K tóżby m ógł
istn ieć bez o d u rz a n ia się uczuciem , k tó re będąc
spo k rew n io n e z boskością, fa lu je i b u rz y ^ się
w n as i czyni z n as nieszczęśliw ych m arzycieli!
T a k a re lig ijn o ść jest niczem innem , ty lk o
rozw iązłością d u ch a i d lateg o jest dogodna dla
w szy stk ich ludzi. P o n ie w aż niczego nie tw ie r­
dzi a n i uczy, p o zo staw ia ca łk o w itą swobodę,
a raczej sw aw olę m y ślen ia. N ie pozw ala jed n a k
n a żadne ściśle o kreślone p rz ek o n an ia, tern b a r ­
dziej na* ich w y p o w iadanie. K a żd y może zaspo­
k a ja ć egoistyczne popędy, chociażby b y ły b a r ­
dzo b ru d n e i o k ru tn e. R elig ijn o ść ta m a ty lk o
jeden m oralny przepis, mianowicie: Zachowaj
zewnętrzne pozory towarzyskiej przyzwoitości.
Zresztą, cale dziesięcioro bożego przykazania
jednem pociągnięciem pióra przekreśla. Wielo
żeństwo i wspólność żon jest w tej religijności
dozwolona; należy tylko czasowo zachować pe­
wne zewnętrzne formy życiowe w taki sposób,
jak się je zachowuje na scenie i w literaturze
ludowej. Jeżeli tedy w tej nowoczesnej religij­
ności tak wszystko wolno, to można j^y też
w p rak ty k ę wprowadzić ludożerstwo! W nowo­
żytnej mądrości jest miejsce nawet i na taką
nadzieję, że z udami naszych bliźnich można
sobie będzie przyswoić ich cnoty i zalety ducha.
2. Doprawdy, trudno uwierzyć, ile i jakich
argum entów używają sofiści, aby dać inną pod­
stawę temu religijnemu uczuciu, które się rodzi
z poznania jednego, osobowego, nadzmyslowe-
go Boga.
Jedni więc widzą w religji bezmyślne, po­
wstałe z p rak ty k i przyzwyczajenie, ideal u ro ­
jony, bez objektywnej treści.
In n i znów za przedmiot swej czci religijnej
biorą niepoznawalne, czyli samą ciemność.
W edług Tyndalla, człowiek musi mieć leli-
gję, ponieważ czuje potrzebę, by przez m arze­
nia i poezję przekroczyć dziedzinę rzeczy do­
stępnych naszemu poznaniu.
Według Milla religja jest kultem ludzkości,
miłością ku wszystkim ludziom, głębokiem uczu­
ciem dla tego, co najlepsze.
Są i tacy, którzy prawdziwą religję widzą
w prozaicznej pracy nad powiększeniem dobro­
bytu materjalnego.
Według na u k i p ante izm u religja jest to go­
rące uczucie dla całego wszechświata, stosownie
171

do upo dob ań każdego; albo: jest to sam opoczu­


cie ab solutneg o ducha.
R e iig ja m a to być k u l t piękna, a p ięk nem
jest wszystko, co w yw ołuje p rz y je m n e w raże­
nie; w edłu g in n y ch znowu, re lig ja jest to poety ­
czne rozw ażanie n a t u r y . N ie m a tu m owy
0 ja k ic h ś rzeczyw isty ch obowiązkach, o cno­
tach, k tó re b y z n a k a z u religji w y k o n y w a ć trz e ­
ba. S tą d zaś w y p ły w a , że nie może być i m o r a l ­
nej odpowiedzialności. W szystko jest n astro jem ,
przeżyciem , uczuciem, skłonnością. I j a k re lig ja
jest estety c zn ą rozkoszą, tak i estetyczna roz­
kosz jest religją.
Nowoczesny św iat zn a jd u je swoją re lig ij­
ność n aw et u zw ierząt; pies m a być re lig ijny ,
bo czuje swą zależność. J a k u zw ierząt, t a k po­
dobnie i u człowieka religja ma być bez celu,
bez p r a w d y w ew nętrznej, bez p rz ed m io tu ; ma
się ograniczyć do ziemi, szukać zaspokojenia
ziemskiego i p o w in n a je znaleźć w ten, lu b in n y
sposób w próżnych, bezprzedm iotow ych ro je­
niach.
M a te rja liz m s ta w ia p y ta n ie , czy te choro bli­
we ro je n ia re lig ijn e m a j ą być cierpiane, czy
nie? J e d n i m ów ią: Nie, d ru d z y : Tak, ale jako
rzecz p ry w a tn a .
I n n i znów (deiści) cenią re ligijno ść wysoko
1 p rz y z n a ją , że religja bez B oga osobowego jest
c him erą. Ale ten Bóg w edług nich jest nieczu­
ły, nie troszczy się a n i o ś w ia t ani o m oralność.
I s to ta deistycznej re lig ji polega n a tern, a b y się
życiem cieszyć, ab y iść za s zlac h etn y m in s t y n k ­
tem, o b e jm u ją c y m m iljo n y ludzi, iść za m iło ­
ścią obdzielającą ca ły świat, i p rz y te m ab y
w m ia rę potrzeby serca w yp e łn iać n a w e t ze­
w n ę trzn e fo rm y relig ijn eg o k u l t u ; k u ltu , w któ-
rym eśm y się urodzili i wychowali, byle to oie
było zbyt niewygodne i nie pociągało za so ba
zbytniego uszczerbku pieniężnego.
Inni jeszcze sądzą, że religja może być do­
bra, jako hamulec dla niewykształconego po
spólstwa; ludzie wykształceni religji nie po
trzebu ją.
3. Je st jeszcze t. zw. nowoczesny »chrześcija-
nizm«; nie różni się 011 istotnie od niedow iar­
stwa; jest on uczuciowo pobożny w m iarę serca.
Chrześcijaństwo jest takie dobroczynne, tak od­
powiada uczuciowej głębi ludzkiej n a tury, tak
zachwycające w nieokreśleniem pragnieniu mi-
łosnem! Lecz czy ono jest prawdziwe, czy fa ł­
szywe — to wszystko jedno.
ROZDZIAŁ X X IX .
P ra w d ziw a religijność.
Oto są nowoczesne zboczenia. Tak pojęte re-
lig.je nie Stawiają już tego pytania: Do czego
z n a tu r y swej jestem moralnie zobowiązany
względem Boga? ale: Czego mi potrzeba do za­
spokojenia mej poetyczno-sentymentalnej n a tu ­
ry? Bóg w takiej religji nie jest już Istotą
pierwszą i najwyższą; zamiast Boga człowiek
usadowił się na tronie i wszystkie rzeczy do sie­
bie odnosi.
1. Religja oznacza stosunek czci i poddań­
stwa, jaki ludzkość ma zajmować względem
Boga.
W religji człowiek oparty na niewzruszonem
poznaniu i pewnej wiedzy, uznaje i przyjmuje
jako obowiązek zależność swoją od Boga, jako
swego początku i końca ostatecznego.
A jeśli tak się przedstawia stosunek czło­
wieka do Boga, to jest rzeczą zupełnie n a tu ra l­
ną, że człowiek zwróci się do religji nie tylko
przez swoje poznanie, ale przez wszystkie swoje
uczucia, życzenia, obawy i tęsknoty swego se r­
ca. Stąd jednak nie wynika, że religja powstała
z lękliwej bojaźni, lub innego uczucia niero­
zumnego. Owszem, religja ma za swą podstawę
pewne poznanie rzeczywistości.
Religja to nie jakiś urojony obraz nadzmysło-
wego św iata, k t ó r y b y sobie k a ż d y człowiek
mógł tw orzyć wedle upo do b an ia i w łasnej po­
trzeby. Nie, ona jest re z u lta te m dobrego p o zn a­
nia Boga, a to poznanie m a j ą rzeczywiście ci
ludzie, k tó rz y go dobrow olnie nie zaciem n iają.
P oznanie B oga pow staje w n aszy m um yśle,
można powiedzieć, sam orzutnie.
R eligja , k tó ra w yrzeka się o p a r c ia n a rze­
czywistości i na poznaniu rzeczywistości, jest
niego dnem szalbierstw em i obłudą, jest choro-
bliwem g łupstw em . Lecz re lig ja nie jest też
tylko sam em poznaniem .
R e lig ja s ta w ia nas na w łaściw em s ta n o w i­
ska względem najw yższego celu wszelkich u s i­
łow ać ludzkich; czyni to nie tak, j a k n a u k a ,
k tó ra w zim ny sposób bad a: skąd człowiek po­
chodzi i d okąd zm ierza; nie, re lig ja zagrzew a
i pokrzepia wolę, ażeby człowiek mocno objął
swój cel ostateczny i w szystko do niego odnosił.
2. R e lig ja jest u zn a n ie m naszej zależności
od B oga; jest ona w y p e łn ien ie m o b o w i ą z k u
spraw iedliw ości względem Boga.
Człowiek, wolą bożą po w ołany do by tu, wolą
hożą do przeznaczenia tego b y tu p row adzony,
wolę bożą dobrow olnie i ochotnie uznaje, bierze
ją za p o dstaw ę i zasadę całego swego p ostępo­
w ania, za niezłomne p ra w o swego życia, u fa ją c
m ocno w miłość i pomoc bożą. 1 to jest religją.
W o la s k ła n ia n a jp ie r w rozum, żeby poznan ą
p ra w d ę u z n a ł i p rz y ją ł. To przyjęcie poznanej
p r a w d y dokonan e pod w pływ em woli, n az y w a
się »wiarą«; jest ono m o ra ln ie d o b ry m czynem,
ho się dzieje dobrowolnie.
W ola ilz ie jeszcze dalej i p rz y jm u je cały
przez B oga zam ierzon y i u s ta n o w io n y p o rz ą ­
dek tak ś w ia ta widzialnego, j a k i n ad p rz y ro -
175

dzonego. Niema bowiem religji bez moralności,


a moralności bez religji.
Dalszym czynnikiem religji jest pełne ufności
i miłości zdanie się na Boga, które się w tern
nadewszystko objawia, że siły, pomocy, szczę­
ścia i zbawienia szukamy w Bogu.
Za wolą idzie także uczucie; uczucie religij­
ne daje człowiekowi wypoczynek i ukojenie.
Ponieważ człowiek jest dla Boga, stąd wola bez-
religijna nie ma żadnej ostoi, jest niestałą, nie­
zadowoloną, gdy tymczasem z religją wstępuje
do woli uciszenie i spokój.
Ten stan zadowolenia, względnie niezadowo­
lenia, przenika całą dziedzinę ludzkich p r a ­
gnień. Gdzie b rak religji, tam wew nątrz pust­
ka i próżnia. Fałszywe nam iastki sprowadzają
ukojenie chwilowe. Tylko religja prawdziwa
zdolna jest człowiekowi dać trw ałe ukojenie
serca.
Religja jest konieczna dla istnienia rodzaju
ludzkiego. »Łatwiej może ostać się miasto bez
fundam entu, kraj bez słońca, powiedział jeden
starożytny mędrzec, niż naród bez religji«.
Napoleon I zabronił rozpowszechniać wrogie
religji pisma, mówiąc: »Nie czuję się dosyć sil­
nym do rządzenia ludem, który czyta Rous-
seaua i Woltera«.
N a tu ra sama domaga się religji; jeżeli czło­
wiek nie posiada p r a w d z i w e j religji, stara
się jej b rak wynagrodzić próżnemi rojeniami,
aby go mniej odczuwać.
Niektórzy szanują religję, lecz w szczególny
sposób. W edług nich religja to jak a ś nadziem­
ska mierzwa na ziemskie inspekty nasze, stąd
też człowiek powinien mieć religję, bo ona mu
potrzebna dla zabezpieczenia jego ziemskich
interesów.
K iedy ludzie m ają religję, to służą przez to
oczywiście najlepiej i doczesnym sprawom swo­
im, ale każdy powinien mieć religję przede-
wszystkiem dlatego, że to jest jego obowiąz­
kiem względem B o g a .
Religja oddaje nas B o g u, czyni nas zależ­
nym i od Boga. Daje nam przez to siłę do wy­
rzeczenia się wszystkich niesłusznych i samo­
lubnych uroszczeń; wobec świata daje nam po­
trzebną niezależność; wobec naszych n am iętno­
ści daje potrzebną wolność; względem naszych
przełożonych daje nam m oralną siłę do chętne­
go posłuszeństwa, a względem naszych bliź­
nich — ducha ofiarnej miłości.
3. Religja w swym pełnym, zgodnym z n a ­
t ur ą rozwoju musi objąć całego człowieka, nie
tylko wewnętrznego, lecz i z e w n ę t r z 11 e g o.
Tak, gdyż religja jest obowiązkowem oddaniem
się c a ł e g o człowieka Bogu. W ewnętrzna reli­
gijność bez zewnętrznej i społecznej, jest prze­
ciwna naszej naturze, dlatego nie może być
trwałą.
ROZDZIAŁ X X X .
Religja ja k o podstaw a moralności.
1. W dzisiejszych czasach wielu uznaje mo­
ralność za konieczną podstawę społecznego po­
rządku i chce tej moralności, ale bez religji.
Tymczasem tylko religja może utrzym ać m oral­
ność, dać jej życie i trwałość.
Wielu z nowoczesnych uczonych szuka n a j­
głębszej podstawy praw m oralnych nie w n a ­
szych stosunkach do Boga, lecz we wzajemnych
stosunkach ludzkich. Sądzą, że najwyższą w ła­
dzą prawodawczą, najwyższym, ostatnim tw ór­
cą praw a moralnego jest n a t u r a ludzka, albo
narodowo-gospodarczy rozwój społeczeństwa. —
Moralnem czyli obyczajnem jest, mówią oni, to
co odpowiada obyczajom, a obyczaj zmienia się
z każdą zmianą wym agań czasu.
W ym agania m oralne nie są wprawdzie p ra ­
wem n a tu r y w znaczeniu przyrodniczem, gdyż
nie w kładają na barki ludzkie żadnej fizycznej
konieczności. Lecz nie mogą też mieć podstawy
w postanowieniu woli ludzkiej, gdyż moralność
stoi ponad wszystkiemi poruszeniami woli i jej
nastrojam i, które może odrzucać i potępiać.
Moralność nie może mieć swej podstawy je­
dynie w układach i zwyczajach, gdyż te zmie­
niają się według czasów i krajów, a nawet we­
dług usposobień ludzkich, gdy tymczasem pierw-

178

sze podstaw y m oralności u w szystkich ludzi i po


wszystkie czasy są niezm ienne.
Często się ludzie w tem m ylili, że pewne czy­
ny uw ażali za m oralnie dobre albo obojętne,
gdy one w rzeczywistości są m oralnie złe. Lecz
co do zasadniczej różnicy pomiędzy m oralnie
dobrem i m oralnie złem, wszędzie i na w szyst­
kich stopniach społecznego rozwoju p anuje
zgoda. Musi więc być jak a ś stała podstaw a, na
k tórej ta różnica się opiera, P y ta ją Avięc ludzie
m yślący: gdzie jest ta podstaw a1?
2. Jed n i pow iadają, że m oralnie dobrem jest
to, co przynosi m a te rja ln y pożytek, złem to —
co szkodzi. Ale chociaż m oralność i praw dziw y
pożytek zawsze od siebie zależą, to jednak w sku­
tek tego nie p rzestają być czemś innem . K iedy
człowiek postanaw ia działać m oralnie, nie m y­
śli wtenczas o pożytku, lub szkodzie, lecz o tem,
co mu jest zabronione jako złe, a dozwolone
jako dobre, albo też nakazane jako obowiązek.
Pom inąw szy wszelki pożytek, dobre postępow a­
nie przynosi człowiekowi szlachetne zadowole­
nie, choć go naw et nie szukał; niem oralne zaś,
pom ijając wszelkie szkody m aterjalne, pociąga
za sobą w yrzuty sum ienia, niepokój i żal.
Gdyby osobisty pożytek był podstaw ą mo­
ralności, w tedy łatw oby się stać mogło, że k r a ­
dzież, m orderstw o, zdrada przyjaciela zm ieni­
łyby się na czyny m oralnie dozwolone. A ty m ­
czasem jakże często się to dzieje, że praw o mo­
ralne bierze aa7 ryzy żądzę zysku i n a jtru d n ie j­
szych dom aga się ofiar!
Mówią inni. że rozum ludzki jest najw yż­
szym i w łaściw ym prawodaAveą a v dziedzinie
m oralności. Jeżeli tak, to Avola ludzka m u sia ła ­
by w ypełniać objaw ione jej przez rozum pra-

MMI
179

wo, powodowana jedynie szacunkiem dla rozu­


mu. Obrońcy takich teoryj zapominają, że nie
tylko posiadamy w sobie świadomość nakazów
m oralnych, ale także świadomość, że one nam
są nakazane, przepisane, że od nas żądają
z świętym i bezwzględnym majestatem , byśmy
je spełnili. P otęga więc sumienia nie jest b y n a j­
mniej autonomiczna, czyli nie pochodzi ode
innie; jest heteronomiczna, czyli pochodzi od
kogo innego.
Ta siła, od której pochodzi prawo i obowią­
zek moralnego postępowania, objawia się jako
wyższa od nas, absolutna, święta potęga; jako
potęga, od której zależymy, względem której za
nasze postępowanie będziemy odpowiedzialni.
Kto od tej potęgi odwraca oczy, ten prawo mo­
ralne obdziera z siły, godności i znaczenia. Do­
wiedzioną więc jest rzeczą, że nasz stosunek do
Boga jest jedyną podstawą, jedynym korzeniem
moralności.
Nawet taki K a n t uznawał po swojemu ko­
nieczność połączenia moralności z rei ig ją. Mó­
wi on, że rozum pot o- zmyśla religję, żeby nam
moralne obowiązki przedstawić jako boskie.
M arne tłómaczenie! Coby nam pomogło zmy­
ślenie, gdyby nasze obowiązki nie opierały się
rzeczywiście na przykazaniach bożych?
Doświadczenie wszystkich wieków stw ier­
dza, że praktyczna moralność wtedy tylko mo­
że się skutecznie utrzymać, gdy jest ug ru n to w a ­
na na bojaźni Boga, jeżeli zaś opiera się na
czysto ludzkim pierwiastku, będzie mdła, nie­
stała i będzie się zmieniać razem z uczuciem,
z chęciami i żądzami każdej jednostki.
Jeden z filozofów niemieckich takie czyni ze
znanie: »Byłem młody i stałem się starym i ino
12*
gę zaświadczyć, żem gruntow nej, praw dziw ej
i w ytrw ałej m oralności nigdzie nie znalazł, ty l­
ko u ludzi bojących się Boga, nie ta k jak dziś,
lecz ta-k jak daw niej się go bano; w nich tylko
znalazłem ochoezość do życia, serdeczną, w szyst­
ko rozjaśniającą wesołość, a nie znalazłem
przy g n iatającej trw ogi przed śmiercią«.
RO ZDZIAŁ X X X I.
Religja źródłem wierności powołaniu.
1. J a k organizm ludzki posiada rozm aite n a ­
rządy, tak społeczeństwo ludzkie ma rozm aite
rodzaje powołań, wysokie i niskie, tru d n e i p rzy ­
jem ne — a wszystkie dla u trz y m an ia całości
potrzebne. J e st rzeczą ważną, aby ludzie mieli
podstaw ę do spełniania chętnego, a naw et prze
bojem, obowiązków swojego zawodu.
Niem ożliw ą jest rzeczą, aby taką podstawę
daw ały ziemskie nadzieje. Zbyt często nas za
wodzą, choćby naw et były uzasadnione. P rzy
tern niektóre rodzaje powołali są zbyt niepocze
sne, bez przyjem ności, a pełne trudów , nie dają
żadnych uciech, za trudne, by m ogły być w y n a ­
grodzeniem za w ysiłki, które nieraz la ta całe
i aż do grobu, z żelazną w ytrw ałością muszą
być w nich podejmowane. Jakże nędzne, m arne,
bez treści są niektóre zajęcia, gdy się je rozwa
ża same w sobie!
A czemże jest ten rój ludzkich zawodów
z ziemskiego p u n k tu widzenia 1 W łaściw ie zbio­
rowiskiem nędzarzy, z których jedni okryci są
gałganam i, in n i błyskotkam i. Pow ołanie ludzi
taki ma zazwyczaj przebieg, że karm iąc nadzie­
ją, w pycha ich w objęcia śmierci.
Sądząc zewnętrznie, zadaniem życia jest prze-
dewszystkiem nabycie czegoś, a następnie stara-
nie się, żeby ten n a b y te k n ie s ta ł się ciężarem .
P ow ołanie ogrom nej w iększości ludzi, jeśli na
nie sp o jrz y m y oczym a ziem skiem i, je s t m a ­
łostkow e, płaskie, to znow u zag m a tw an e, d r ę ­
czące, ciem ne, niepew ne, często o b fitu ją c e
w m nóstw o niebezpieczeństw i w ro z m a ite
przeszkody. A w tern w szystkiem czuje się czło­
w iek jeszcze ta k słabym , opuszczonym , u w ik ła ­
n y m w drobiazgow e tru d n o ści, ch ło sta n y m
przez los i pod leg ły ty lu b rakom .
2. K tóż tu może człow iekow i pomóc, jeżeli
nie Ten, k tó ry stw o rz y ł n a tu r ę lu d zk ą i chciał
tern sam em , by is tn ia ły różne p o w ołania, za sto ­
sow ane do tej n a t u r y ! N iech człow iek m yśli
o B ogu, niech B ogu u fa , niech się zda na B oga,
niech p ra c u je w sw oim zaw odzie, poniew aż Bóg
tego chce, i ta k ja k B óg chce; niech u w a ża swe
pow ołanie za pochodzące od B oga, jednem sło­
w em : niech m a re lig ję!
T ak p o stęp u jąc , w n e t się p rzekona, że g o rz­
kie z ia rn o p o w o łan ia życiow ego rodzi d ro g o ­
cenny i słodki owoc; zobaczy w krótce k u sw ojej
radości, że to życie po n ieró w n y ch i zm iennych
fa la c h czasu prow adzi do m ocnego i trw a łe g o
lądu.
T y lk o w ted y w szystko n a ziem i n a b ie ra dla
człow ieka w łaściw ego znaczenia, k ied y człow iek
s ta ra się rz eteln ie k iero w ać w szystko, ta k siebie
ja k i sp ra w y sw ojego życia, k u B o g u. W sz y st­
ko się ro z ja ś n ia i uśw ięca przez w yższy cel życia.
W sz y stk ie rzeczy ziem skie B óg sw ą w olą
o g a rn ia , ale są one ja k b y łu p in ą , k tó ra po p e­
w nym czasie opada, p ozostaje ty lk o ziarn o ;
k ie łk u je z c z arn e j gleby ziem skiej w św ietlan ą
w ieczność i ta m dopiero, p rz y pełnem św ietle
boskiej p ra w d y , n ie śm ie rte ln e w y d a owoce.
183

W ielkie zyski pieniężne i w ybitne stanow i­


sko m ają pewne znaczenie; ale i bez tego musisz
być gotów. Życie to orkiestra, g ra j najdroższy
sw oją p a rtję , zachowuj w grze i w pauzach
tak t, choćbyś nigdy nie m iał grać solo.
Kom u na świeeie zawsze czego innego się
zachciewa, ten się przekona, że osiągnąć coś
upragnionego znaczy tyle, co poznać, że to p u ­
ste i próżne.
3. Dlatego m ądre napom nienie pow iada:
W szy stk o cokolw iek czynicie w słowie, albo
u czynku, w szystko czyńcie w im ię Pana.1 K to
tak czyni, ten w śród ciasnych i uciążliwych
g ran ie swego życia u to ru je sobie ścieżkę, która
go, m im o pewnych odchyleń i zboczeń na ziem­
skim padole, do B o g a zawiedzie.
Tylko religja k ieru je do Boga wszystkie sto­
sunki i dążenia doczesne, ona chce je rozjaśnić
św iatłem wieczności. Ona uszlachetnia i na
św iętą służbę Bogu zam ienia nasze życie, nasze
doczesne powołanie, pracę społeczną.
P raw dziw a religijność nie w ym aga konie­
cznie jakiegoś szczególnego stanow iska w ży­
ciu, jakichś szczególnych dróg i dzieł; nie, ona
może spełnić swe zadanie w każdym rodzaju Ży­
tna, w każdym zawodzie, zgodnym z wolą bożą
i m oralnością.
W starożytności żył pewien potężny król,
jego syna zaprosiła pewnego razu na ucztę
mieszczańska rodzina. K ról rzekł do niego: »Idź,
lecz nie zapom inaj na chwilę naw et, żeś synem
królew skim «. T ak ci mówi Bóg: »Idź więc i czyń
spraw y pow ołania ziemskiego, lecz nie zapom i­
naj przy tern, żeś jest dzieckiem Boga«.
1. K o lo s. 3, 17. ' ’ . -
RO ZDZIA Ł X X X II.
Natura i Objawienie.
1. W szystko co człowiekowi jest potrzebne
do osiągnięcia celu naturalnego, wszystko to
dał mu Stw órca, dając mu rozum, otaczając go
przyrodą.
Pomimo to czuje się człowiek słabym ; sła ­
bym w dziedzinie swego rozum u, słabym w g r a ­
nicach swej woli.
N ic niem a w ątlejszego na świecie nad n a tu ­
rę ludzką oddzieloną od Boga: niem a przew ro­
tności, do k tó rejby w tedy nie była. zdolna. H i
storja ludzkości daje na to przerażające dowo­
dy. Tylko tam , gdzie się człowiek opiera na Bo­
gu i w ta k i sposób jak Bóg chce, tam tylko m o­
że utrzym ać się n a w łaściw ej człowiekowi w y­
sokości.
W praw dzie może człowiek św iatłem swego
rozum u w mozolnych poszukiw aniach odnaleźć
niejedną praw dę, k tó rą p rag n ą ł jaśniej poznać.
Ale jakże mało jest takich, którzyby w naw ale
ziemskich trosk m ieli czas na takie gruntow ne
poszukiw ania? I przytern, jakże późno docho­
dziliby ci nieliczni do pożądanej praw dy! A czyż
osobiste poznanie m iałoby n a tyle powagi, żeby
człowiek poznaną praw dę także uznał i jej się
poddał! Jak że bowiem cliwiejnem okazuje się
ludzkie poznanie praw d nadzm ysłow ych, chwiej-
185

ne w śród ty lu tro s k i kłopotów życia, przy tak


silnych i ta k różnych nam iętn ościach! Dlatego
człowiek, k tó ry czuwa n ad czystością swego
su m ienia, tęskni za większem św iatłem , niż to
.jakie m u n a t u r a dać mo*że.
S łusznie u w a ż a m y ten o lbrzym i i szeroki
w szechśw iat z jego niedościgłą świetnością
i w sp aniałością za objaw ienie B oga. Lecz to
objaw ienie jest ograniczone. P od ob ne 0110 do
ślad u sto py w pyle p rz y d ro żn y m , z którego
zaledwo m ożna wywnioskować, czy dro g ą k r o ­
czył mąż dorosły, czy dziecko spieszyło. To po­
z n a n ie B oga z n a t u r y z pow odu swej niedosko­
nałości łatw o może być z a ta r te przez silniejszy
po dm u ch nam iętn ości, lub przez troski doczesne.
S tą d też każde szlachetne serce ludzkie ma sobie
w rodzoną p ew n ą tęsknotę za tern, ab y to n a t u ­
ra ln e objaw ienie zostało w s p a rte przez objaw ie­
nie z zew nątrz, n a d n a tu r a ln e . T dlatego to
w dziejach rod z aju ludzkiego da się zauważyć,
że n ie ra z b łądzący um ysł w y tw a rz a ł sobie tego
rodzaju objaw ienia. Lecz choć na tej ziemi są
ro zm aite »urojenia«, nie w szystko je d n a k jest
urojeniem .
D lateg o to człowiek, zna ją c swoją słabość,
ogląda się, gdzieby mógł znaleźć p ra w d ziw ą
rzeczywistość wśród tylu u ro jeń ! O, P anie n ie­
ba, źródło wszelkiego św iatła, oświeć mię! P lato
tęsk nił za ty m czasem, w k tó ry m m a przyjść
j a k iś ste rn ik i nauczyć nas, j a k m a m y postępo­
wać względem nadziem skich m ocy i względem
ludzi.
2. R ó w nie słabą jak rozum, rów nie o g r a n i ­
czoną i niesam odzielną czuje się też i w o l a .
W p ra w d z ie czuje człowiek, co czynić pow i­
nien, ale czuje się do tego za słabym . On chciał-
by być dobrym , ale tru d n o mu to przychodzi.
Jeżeli sobie zaufa, to wnet wchodzi na drogę,
k tó rą sam potępia.
W idzę dobro, spraw ia mi 0110 radość, kiedy
.jednak przyjdzie do czynu, daję się uwieść
złemu.
Tęskni więc uciśnione serce za boską porno
cą. P anie, k tó ry ś.m ię stw orzył, przybądź mi na
ratunek! Nie opuszczaj słabego stw orzenia! Bez
Ciebie zginę m arnie! Stój przy m nie w tym
ciężkim boju!
Czyż m ądrość boska nie pow inna była w ta ­
ki w łaśnie w strząsający sposób dać nczuć czło­
wiekowi jego słabość, jego nędzę, aby go ustrzec
od pychy, żeby obudzić w nim przeświadczenie
zależności od Boga, Stw órcy i ostatecznego celu
wszystkich rzeczy! Czyż Bóg nie w ysłucha wo­
łania o pomoc, gdy się słabość ludzka wedle
sił swoich zwróci po nią do niego!
A skądże człowiek będzie wiedział, co czynić,
gdy z g r z e s z y ł ! Sum ienie mu wprawdzie po­
kazuje straszny obraz obrażonego Bóstw a; serce
ludzkie przeczuwa, że Bóg, k tó ry człowiekowi
tyle świadczy dobrodziejstw, gotów będzie ża­
łującem u grzesznikowi odpuścić, lecz czyż w y­
m agana przez spraw iedliw ość bożą pokuta nie
ma odpowiadać w inie! Gdzie jest w ludzkim
rozum ie norm a, któ rab y m i dokładnie i jasno
powiedziała, co m am czynić, aby obrażone Bó­
stwo przebłagać! Grzech jest czynem wolnej
woli. M iałem wolność gdym grzeszył; czyż więc
w olna wola nie pow inna wziąć udziału w za­
dośćuczynieniu za grzech! Grzesząc, z pychy
obraziłem Boga; z jakim że aktem pokory winno
być połączone przebłaganie!
Uciśnione świadomością ciężkiej winy, woła
187

serce lu d zk ie: m am życie, a je d n a k u m arłem .


II kogóż m am szukać pom ocy jeżeli nie u Cie­
bie, o P a n ie , k tó ry się gniew asz n a nas dla g rze­
chów n a sz y c h ! , . . •
3. B óg n ie ta k stw o rzy ł św iat, ja k budow ni­
czy, co p o staw iw szy dom , odchodzi i już się
o dzieło sw oje n ie troszczy. Nie, Bóg ciągle
u trz y m u je w szy stk o m ocą sw oją. On jest n ie ­
daleko odem nie, blisko m ojego rozum u, blisko
m ego serca. W nim żyjem y, ru szam y się i je ­
steśm y . A. chociaż w sw ym bycie i d z ia ła n iu
ró żn ię się od B oga, to je d n a k nic m i nie jest
ta k bliskie, ja k Bóg. Bez boskiego b y tu niem a
żadnego b y tu ; bez boskiego d z ia ła n ia n iem a ża­
dnego d z ia ła n ia . Bez ś w ia tła boskiego niem a
praw d ziw eg o św ia tła d la duszy, bez m iłości bo­
żej n ie m a szlach etn ej m iłości dla serca. Ju ż
w n a tu rz e Bóg je s t blisko n as: »Bo cóżby to był
za Bóg, k tó ry b y s ta ł poza n a tu rą , i p a trz a ł
przez palce, ja k w szystko w koło się toczy! J e ­
mu p rz y sto i być m o to rem w e w n ę trz n y m św ia­
ta. P rz y sto i, ab y n a tu r a b y ła w nim , a on w n a ­
tu rz e w ta k i sposób, iżby to co w n im żyje, po­
rusza się i jest, an i sw ej siły, an i swego ciucha
n ie s tra c iło «.
I czyżby ten Bóg nie m iał być gotow ym
p rz y jść naszej nędzy z pom ocą choćby w spo­
sób n a d z w y c z a jn y !
T ru d n o n a w e t p rzy p u ścić, żeby ten, k tó ry
je s t ta k blisko m nie, nie zechciał p rz y jść z po­
m ocą m ojej nędzy. Jeżeli m a tk a dziecko swe
p rz y jm u je , g d y to do n iej bieg n ie: m iałzeby
Bóg o m nie zap o m n ieć! Czyżby n ap ró żn o w łożył
w serce m oje to p rześw iadczenie, że on blisko
m nie, i tę sk n o tę za jego pom ocą! Czy nie d la ­
tego raczej w łożył w u s ta m oje w ołanie o po
188

moc, abym świadom był swojej słabości i za­


leżności od niego! ażeby mię um ocnić w u legło­
ści dla niego! I czyżby nie m iał być gotów w y­
słuchać w ołania mojego, oświecić mój rozum
w sposób nadprzyrodzony, wzmocnić m oją wolę,
a sercu dać pociechę? Czyż nie dlatego do­
puszcza potknąć się człowiekowi, aby ten po
znawszy swoją słabość i żałując swej pychy,
przez serdeczną w Bogu ufność z nim się po­
łączył?
A ponieważ w ołanie to o pomoc jest w oła­
niem nie tylko poszczególnego człowieka, lecz
całego rodzaju ludzkiego: czyż więc pomoc
z nieba nie pow inna być powszechną dla w szyst­
kich? Człowiek poszczególny zaw iera się w ro­
dzaju; nie pow innaż przeto pomoc być taką,
iżby dana społeczeństwu, dosięgała każdego po­
szczególnego człowieka?
4. Bóg użyczył ludzkości tej oczekiwanej po­
mocy, dając jej na początku czasów pierw otne
objaw ienie i obietnicę pełniejszej łaski. Później
wiele ludów nie bez w łasnej w iny straciło to
objawienie. Bóg m iłosierny użyczał w ciągu
wieków niektórym jednostkom , idącym chętnie
za łaską, pełniejszą jej m iarę ku zbaw ieniu
i ratunkow i. W idom ie i w pełni zjaw iła się ła ­
ska w sobie Jezusa C hrystusa.
Człowiek, św iadom y n a tu ra ln e j słabości swo­
jej i osobistej winy, albo w poczuciu swej p y ­
chy obrażonej, w zw ątpieniu ulegnie pysze
i zmysłowości — i w tedy będzie coraz niżej
upadał; albo' też w pokorze serca, w ufności ku
Bogu rozglądnie się za jałm użną z nieba, której
potrzebuje jego duch dążący do św iatła, jego
słaba wola, jego serce łaknące pociechy, jego
sum ienie obciążone grzecham i. K to to rzetelnie
189

i szczerze u czy n i, ten zobaczy, że tę sk n o ta serca


ludzkiego z o stała p raw d ziw ie i rzeczyw iście
u k o jo n a przez J e z u s a C li r y s t u s a, k tó ry
stan o w i śro d k o w y p u n k t dziejów św iata. On to
był zap o w ied zian y jak o Z baw ca ludzkości, a że
je s t w y słań cem B o g a dow iódł tego przez cuda
i p ro ro ctw a. C h ry s tu s p ro w ad ził życie św ięte,
d z ia ła ł liczne cuda, u m a rł za boską spraw ę,
z m a rtw y c h w sta ł, a jego n a u k a , z ty lu o fia ra m i
połączona, w n et rozszerzyła się po św ieeie. To
w szystko w y starczy ło d la n ajlep sz y ch z pośród
ludzi, ażeby u zn a ć boskie p o słan n ictw o C h r y ­
stu sa.
Je z u s C h ry stu s, chociaż w stą p ił do nieba, po­
został blisko nas, d ziała d alej w założonym przez
się w id o m y m K ościele, k tó ry pod bożą opieką
głosi n a m przez B o g a objaw ione p raw d y . K o ­
ściół czerpie te p ra w d y z T ra d y c ji i z P ism a
św., a B óg ch ro n i go od w szelkiego błędu.
N a jw a ż n ie jsz ą częścią P is m a św. są E w an-
gelje. S ą one a u t e n t y c z n e : z ich w e w n ętrz­
n y ch w łaściw pści m o żna poznać, że a u to ra m i
ich rzeczyw iście b y li uczniow ie C h ry stu sa .
E w a n g e lje są w i a r o g o d n e , gdyż z ich Ave-
w e w n ętrzn y c h w łaściw ości m ożna dowieść, że
ich a u to ro w ie m ów ili p r a w d ę . E w a n g e l je n i e
są s f a ł s z o w a n e ; da się bow iem dow ieść, że
w b ieg u w ieków n ic w n ich nie zostało zm ie­
nione.
J e s t w śród lu d zi m nóstw o p rzeró żn y ch re lig ij.
Czy to dow odzi czegoś przeciw ko p ra w d zie
chrześcijań stw a'? To sam o byłoby dow odem
przeciw p raw d ziw o ści islam u, ju d aizm u , b u d ­
dyzm u i w szelkiej w ogóle re lig ji.
Czy z m nogości re lig ij m ożna w y c ią g n ą ć ten
w niosek, że w cale n ie zależy na tern, czego te
religje uczą? że Bóg zadaw ala się jakiemikol-
wiek objawami czci? Może być w tem coś
prawdy. W różnych bowiem błędnych wyzna­
niach żyją ludzie, którzy bez swej winy nie wie­
dzą, że są w błędzie i dlatego zasługują na
usprawiedliwienie.
Lecz jakżeby Bogu, Istocie nieskończenie
prawdziwej, mogła być obojętna praw da i błąd?
Jakżeby przed oczyma nieskończonej świętości
mogły mieć jednakową wartość porządek i nie­
ład? Gdyby religje pomiędzy sobą różniły się
w małych tylko rzeczach, już pewnym nieroz-
sądkiem byłoby uważać je wszystkie za jedna­
kowo dobre. Tymczasem one różnią się w i s t o-
t 11 y c li rzeczach.
Lecz skąd pochodzi ta jaskraw a rozmaitość
religij?
Podstawą tworzenia religij jest popęd n a ­
tu ry ludzkiej. Człowiek jest dla Boga, a tem
samem i dla religji. Lecz n a tu r a ludzka jest
niezmiernie słaba: słabe jej poznanie, słaba jej
wola. Bóg w dobroci swej pospieszył z pomocą
słabej naturze, ale wskutek winy pierworodnej
n a tu ra w swoją słabość na po wrót zapadła:
i w tem leży źródło błędów.
R O Z D Z IA Ł X X X I I I .

C ud i praw o natury.
1. W ielu u w aża się dziś za g o rliw y ch zw olen­
ników c h ry s tja n iz m u , ale m u si to być chrześci­
ja ń s tw o bez cudów. » C h ry stjan izm czynu«, p i­
szę, » relig ja ja k o d u ch i siła je st dziś potrzebą
czasu w ięcej, an iżeli k ied y in d ziej. W a lk a bo­
wiem , k tó rą n a m w y p o w ia d a ją w ew nętrzne,
stra sz liw ie w zm ag ające się p o tęg i przew rotow e,
je st ta k g ro ź n a ; zadanie, k tó re n a m sta w ia co
ra z to bliższe niebezpieczeństw o pow szechnego
przełom u, je s t ta k w ielkie; ty le jest nędzy ze­
w n ę trzn ej i w e w n ętrzn e j; ta k i krzy czący n ie ­
d o sta te k ; że w szyscy, k tó rzy o zbaw czej sile
c h ry s tja n iz m u są p rz ek o n an i, zg ad zają się
w tern serdecznem p ra g n ie n iu , ab y ta siła m o­
gła z zu p e łn ą sw obodą i bez przeszkód działać
i ab y w szystko, co p rzeszk ad za jej rozw ojow i,
było z d ro g i u sunięte«.
Ale to m u si być c h ry stja n iz m bez cudów!
»W y m ag a n ie, ab y śm y w ierzy li w cuda, m ów ią,
i sw oje życie re lig ijn e n a tem o p ierali, jest
ta rg n ię c ie m się n a jedność naszego m yślenia,
co m u sim y odeprzeć; ja k o ludzie swego czasu
m u sim y eu d a odrzucać, gdyż p rz ek o n an i je s te ś ­
m y o niezm ienności p ra w n a t u r y «.
G dyby ci, co ta k m ów ią, m ieli słuszność, to
n ależało b y się pożegnać z rzeczyw istym chry-
192

stjan izm em . C h ry stja n iz m u bow iem bez cudoiv


n iem a w dziejach. A zatem albo c h rz e śc ija ń ­
stw o i jego cuda, albo zup ełn ie nic z chrześci­
ja ń stw a !
2. C ud je st 111 o ż 1 i w y. C ud je st to n iezw y ­
kłe, zm y słam i d o strze g aln e d ziała n ie , k tó re
przechodzi siły n a tu ry , a k tó reg o sp ra w c ą jest
sam Bóg.
C ud n ie je st bezpraw iem , a n i ig ra sz k ą bez
ra c ji, nie znosi w szelkiej konieczności p rz y ro ­
dzonej. C uda są to w y jątk o w e w ta rg n ię c ia
w p ra w a n a tu ry , n a k tó re Bóg, k ie ru ją c się po­
b u d k a m i sw ej m ądrości, może sobie pozw alać,
podobnie ja k książę może w y jątk o w o w kroczyć
w g ra n ic e sp raw ied liw o ści k a rz ą c e j i w inow ajcę
od k a r y uw olnić.
Jeż eli je st B óg, k tó ry stoi poza św iatem
i p o n ad św iatem , k tó ry św iat stw o rz y ł i n a d a l
m u p ra w a n a tu r y , to przez to sam o t. zw. »je-
dność« w spółczesnego m y ślen ia je s t zburzona
i cu d a są m ożliw e.
D laczegóżby p ra w a n a tu r y m ia ły być ze
sw ej isto ty zgoła niezm ienne? D laczego cud
m ia łb y się w y d aw ać n iem ożliw y dla is tn ie n ia
w szechśw iata w edług p ra w sta ły c h ? D opóki
u ste ru św ia ta stoi 'm ą d ro ść nieskończona, cu ­
da dziać się będą ty lk o z ra c ji w y sta rc z a ją c e j
i w ta k i sposób, żeby p o rząd ek św iata n a tern
w cale nie u c ie rp ia ł.
Is to ty rozum ne są B ogu dalek o bliższe, a n i ­
żeli is to ty n iero zu m n e i p ra w a n a tu ry . W t a r ­
gnięcie B oga w bieg p ra w n a tu r y , ze w zględu
na człow ieka, zu p ełn ie odpow iada dobroci bożej.
C ud m o ż e b y ć p o z n a n y . N ie zawsze
p o zn ajem y g ra n ic e tego, co może natura* lecz
często p o zn ajem y d o k ład n ie to, czego n a tu r a nie
193

może. K to w ierzy w istnienie osobowego Boga,


ten m usi Bogu przyznać moc kierow ania oko­
licznościami i w arunkam i tak, abyśm y rzeczy­
wistość jakiegoś cudu z zupełną dokładnością
poznać mogli.
Cuda zupełnie o d p o w i a d a ,j ą c h a ra k te ­
rowi chrystjanizm u. Objawienie chrześcijańskie
mówi nam o w ielkiej miłości Boga, przew yż­
szającej nasze pojęcie, ponieważ nosi na sobie
cechę boskości. A z taką m iłością zupełnie jest
zgodne to, że Bóg gotów jest czynić cuda dla
dobra człowieka. Dalej, cud przez to w łaśnie, że
się nam przedstaw ia, jako niezw yczajne w ta r­
gnięcie w bieg n a tu ry , nadaje się znakomicie
do w ykazania, iż Bóg jest niezależnym P anem
n atu ry .
Gdy zaś Bóg w m ądrości swej postanow ił,
by i przez to dać uczuć człowiekowi jego za­
leżność od siebie, że m u nie w szystkich praw d
pozwolił dojść w łasnym jego rozumem, ale pod­
stawowe p raw dy życia religijnego daje mu po­
znać przez Objawienie, a następnie dla potw ier­
dzenia tych objaw ionych praw d działa cuda; to
w tern w szystkiem czyni to, co i Boga i czło­
wieka jest godne. F a k t historyczny dowodzi
innego fak tu historycznego; cuda dowodzą fak ­
tu boskiego Objawienia.
Człowiek z n a tu ry może poprzez rzeczy zmy­
słowe dojść do pewnego poznania praw dy. Ce­
lem O bjaw ienia nie jest blaskiem Bożego M a­
jestatu rzucić człowieka na ziemię i w ym usić
na nim jakby przez m atem atyczną oczywistość
przyjęcie praw d objaw ionych; nie takie jest za­
danie Objaw ienia. Człowiek sam, dobrowolnie,
z miłości ku praw dzie, powinien się pokornie

Chrzęść, filo zo fja życia. 13


194

poddać wszechwładzy Boga. I do tego służy


w iara w cuda.
Człowiek może się pokornie poddać, lecz mo­
że się też i h ardo sprzeciw ić Bogu. Ten, kto
opierając się na pow ażnych racjach, uznaje cud
za fakt, silniejszy zdradza um ysł, aniżeli ten,
kto m dło i tchórzliw ie przeczy w szystkim do­
wodom, któ re w skazują n a istnienie m ądrego
rządcy św iata.
Cuda odpowiednio do swej n a tu ry dzieją się
r z a d k o ; są w yjątkam i, są wkroczeniem w p r a ­
wa n a tu ry i dlatego nie m ogą stanow ić zasady.
Bóg, odpowiednio do swej m ądrości, tylko ze
szczególniejszych powodów działa cuda; powo­
dy zaś takie z n a tu ry swej są rzadkie. K iedy
roślinka jest świeżo w ziem ię wsadzona, trzeba
ją bardzo troskliw ie pielęgnować, lecz kiedy za­
puści korzenie, zwyczajne doglądanie w y sta r­
czy. Toteż kiedy chry stjan izm trzeba było
w św iat wprowadzić, działy się liczne cuda*,
obecnie w ystarcza zwykłe czuw anie Opatrzności.
Cuda zdarzają się r z e c z y w i ś c i e . W y n i­
ka to przedew szystkiem z opow iadań o cudach
ewangelicznych, pom iędzy którem i pierwsze
m iejsce zajm uje zm artw ychw stanie C hrystusa.
M ówili w praw dzie niektórzy, że opow iadanie
o cudach w E w angeljach jest późniejszym do­
datkiem , lecz przypuszczenie tego rodzaju jest
poprostu niedorzecznością. Cuda do tego stopnia
stanow ią treść E w angelji, że kiedy się je w y­
rzuci, całość jest niezrozum iała, tra c i wszelkie
znaczenie. To, co pozostanie, bez cudów nie da
się utrzym ać. K to więc przeczy cudom, m usi
zaprzeczyć całej E w angelji, całem u ch ry stjan i-
zmówi. J a k praw dziw ie chrystjanizm istnieje,
tak praw dziw ie działy się cuda, w których
chrześcijaństw o m a swoją istotną podstawę.
J e s t to więc oznaką niepospolitej głupoty
gorszyć się z cudów. z
ROZDZIAŁ X X X IV .
Cuda Ewangelji.
1. Cuda czynił C hrystus w swem w łasnem
im ieniu. W edług św iadectw a E w angelji były
to : c u d a n a martwej przyrodzie
(przem iana wody w wino, rozm nożenie chleba,
uciszenie burzy m orskiej, chodzenie po w ierz­
chu wody i t. d .); u z d r a w i a n i e c h o r y c h
(uzdrowienie ślepego od urodzenia, głuchego,
opętanego przez czarta, trędow atego i t. d .);
w s k r z e s z a n i e z m a r ł y c li (córki J a ira ,
m łodzieńca z Nairn, Ł a z a rz a ); w y p ę d z a n i e
d j a b ł ó w z opętanych; cuda we własnem
ciele C hrystusa (narodzenie z dziewicy, zm ar­
tw ychw stanie, w niebow stąpienie).
Do cudownych dzieł C hrystusa zaliczają się
przepow iednie dotyczące jego życia,1 przepo­
w iednia zdrady Ju d asza,2 przepow iednia o za­
parciu się P io tra ,3 przepow iednia o śm ierci P io ­
tra i J a n a ,4 przepow iednia o zburzeniu J e ro ­
zolimy,5 przepow iednia o losach narodu żydow­
skiego,6 o przyszłości K ościoła.7
Na cudownym charakterze tych zdarzeń
opiera się cały historyczny chrystjanizm .
2. Pom iędzy cudam i E w angelji najznam ie-

1. Łuk. 13, 32; Mat. 20, 17. — 2. J an 13, 26. — 3. Mat, 26, 34.
4. Jan 21, 28. — 5. Łuk. 19, 41, M at. 24, 2 i n.
6. Łuk. 21, 24. — 7. Jan 10, 16; 16, 2.
197

nitszym cudem jest zm artwychwstanie Chry­


stusa. Wszystkie na ten cud napaści, wszystkie
badania i hipotezy dotyczące tego cudu, posłu­
żyły tylko do tego, by go w jaśniejszem świe­
tle wystawić. Sam Chrystus przepowiedział
naprzód cud swego zm artwychwstania.8 Nie­
zbite świadectwa dowodzą, że Chrystus rzeczy­
wiście um arł i rzeczywiście z m artwych po­
wstał.
Toteż Apostołowie biorą natychm iast fakt
rzeczywistego zm artwychwstania Chrystusa za
fundam ent całego chrystjanizm u. Bóg w yzna­
czył dzień, w którym ma w sprawiedliwości
świat sadzić przez Męża, którego postanowił
i którem u dał świadectwo wobec wszystkich,
wskrzesiwszy go z m artw ych" Z wielką mocą
dawali Apostołowie świadectwo o zm artw ych­
wstaniu Jezusa Chrystusa.10 A Paweł pisał do
Rzymian: Jeślibyś w yznał usty twojem i Pana
Jezusa i uw ierzyłbyś w sercu twojem, że go
Bóg z m artw ych wzbudził, zbawiony będziesz.”
Ten cud posiada więc taką siłę, że dźwiga
na sobie cały ehrystjanizm , tę największą po­
tęgę w historji św iata; ehrystjanizm ze swą
boską potęgą działania z niego bierze swoją
ostoję. Chrystjanizm nie jest mitem, ale stoi
przed nami jako r z e c z y w i s t o ś ć . R z e c z y -
w i s t a więc jest także jego ostoja, jego funda­
ment, jego korzeń. J a k prawdziwie Chrystus
istniał, tak też prawdziwie zmartwychwstał.
3. A jeśli się choćby jeden tylko cud Ewan-
gelji udowodni, udowadnia się przez to samo
boskie posłannictwo Chrystusa, a następnie
8. M at. 12, 39; J a n 10, 18. — 9. D z. 17, 31.
10. D z ie je 4, 33; 1, 22. — 11. R z y m . 10, 9.
198

i bóstwo C hrystusa, ponieważ on od Boga po­


słany w ystąpił przed ludzkością jako B ó g .
K ażdy poszczególny cud E w angelji w y trzy ­
m ał w ciągu wieków najostrzejszą k ry ty k ę. P e ­
wność cudów dla m yślącego człowieka staje się
jeszcze jaśniejsza, gdy je rozważy tak, jak one
były dokonywane, t. j. w związku z towarzy-
szącemi im okolicznościami. W tedy wszelka
w ątpliw ość ustaje.
Cuda opowiedziane w E w angelji są przede-
w szystkiem dowodam i b ó s t w a C hrystusa, ale
nie tylko tern. Są one ponad to dowodam i bo­
skiej d o b r o c i i ż y c z l i w o ś c i d la ludzi,
jak a się okazała w C hrystusie. Przez nie C hry­
stus pozyskał serca dla swej nauki. On był do­
b ry ,12 a życie jego całe było czynieniem dobrze.11
J a k ojciec i m atk a zniżają się do szczebio­
cącego dziecka i obsypują je pieszczotam i i do­
brodziejstw am i, które serce dziecięce odczuwa
i rozumie, ta k C hrystus zniża się do oczekiwań
ludzkich, z ludźm i obcuje, zlewa na nich dobro­
dziejstw a, zaspokaja ich potrzeby i tym sposo­
bem daje im poznać życzliwość, i dobroć-sam e­
go Boga.
Dalej, w cudach ew angelicznych leży sporo
sym bolicznej n a u k i dla nas. Ju ż w tych cudach,
które się odnoszą do narodzenia C hrystusa i do
jego dzieciństwa, u w y d atn ia się niezw ykłe z n a ­
czenie Zbaw iciela naszego. J a k starzec Sym eon
jest obrazem narodu izraelskiego, żyjącego n a ­
dzieją, tak znów M ędrcy ze wschodu przedsta­
w iają nam św iat pogański, którem u Bóg chce
dać poznać Zbawiciela. Cud na godach wesel­
nych w K anie przypom ina nam , jak to wsku-

12. J an 7, 12. — 13. Dz. A p. 10, 38.


199

tek miłościwego przychylenia się C hrystusa do


orędow nictw a M arji, biedne nasze życie ludzkie
zam ienia się w szczęśliwość niebieską, a nasze
bezwartościowe m yślenie i postępow anie —
w błogie usposobienie dzieci bożych. Uleczenie
opętanego od czarta jest obrazem wyleczenia
ludzkości od złego ducha, k tó ry rozciągnął nad
n ią panow anie. B urza m orska w yobraża nasze
pełne niepokojów bytow anie na ziem i; naw ał-
ności się uciszają, bałw any opadają, gdy tylko
Zbawiciela w sercu nosim y. R otm istrz z K a fa r-
naum w skazuje nam , że i poganie dobrej woli
wezwani są do królestw a bożego, do którego
błędnie rościli sobie praw o sam i tylko Żydzi.
N akarm ienie pięciu tysięcy ludzi jest obrazem
duchowego pokarm u, ja k i C hrystus przeznaczył
dla niezliczonego m nóstw a ludzi na tym świę­
cie podległym błędom. Chodzenie po m orzu
poucza nas dobitnie, jak w ielka jest potęga
ufności w Bogu. W skrzeszanie zm arłych p rzy ­
pom ina nam , że C hrystus odjął śm ierci żądło,
czyniąc n as dziećmi bożemi.
W ten lub in n y sposób Ojcowie Kościoła
w cudach C h ry stu sa do p atry w ali się obrazo­
wych przedstaw ień najgłębszych p raw i p raw ­
dy te w swych naukach, m iew anych do w ier­
nych, znakom icie w ykładali. Zawsze jednak w i­
dzieli w cudach pieczęć, k tó rą Bóg um ocnił
praw dziw ość chrystjanizm u.
ROZDZIAŁ X X X V .
Natura i nadnaturalność.
1 Do drzw i pewnego pałacu p uka biedne,
głodne i drżące od zim na dziecko żebraka. Z ko­
m n at wychodzi król i p rzy jm u je biedactwo
z ta k nadzw yczajną dobrocią, jak iej się wcale
spodziewać nie mogło. K aże je nie tylko w y­
kąpać, nakarm ić, napoić, dostatnio ubrać, ale
co więcej zw raca się do niego i mówi: »W ejdź
biedne dziecko, odtąd będziesz m ojem dzie­
ckiem, dziedzicem moich włości; moje szczęście
będzie twojem szczęściem, m oja radość — two­
ją radością «.
W C hrystusie Bóg sta ł się nie tylko naszym
wspomożycielem, lecz i naszym ojcem, naszym
bratem , życiem naszem ; przyniósł nam wesołą
nowinę, że nam daru je nieskończoną swoją m i­
łość, że nas przybiera za dzieci swoje, że nam
przeznacza dziedzictwo wiecznego szczęścia.
Jako m ię um iłow ał Ojciec i ja um iłow ałem
was. T rw ajcież w m iłości mojej... Tom w am po­
wiedział: aby wesele moje w w as było... J u ż
was nie będę zw ał sługam i: bo sługa nie wie,
co czyn i Pan jego: lecz was nazw ałem p r z y ja ­
ciółm i,1 Bóg nie tylko w ysłuchał próśb ludzko­
ści o pomoc; nie tylko udzielił nam tego świa-

1. Jan 15, 9. U . 15.


201

tła i wzm ocnienia bożego, za którem słabość


i ułom ność ludzka tęskni, abyśm y m ogli żyć
jako ludzie dobrzy i znaleźć to szczęście, które
zaspakaja ducha ludzkiego: co więcej, chciał
Bóg, abyśm y weszli z nim w najściślejszy, n ad ­
przyrodzony związek: Ojcze nasz, k tó ry ś jest
w niebiesiech!
2. Dzieckiem żebraka jest rodzaj ludzki. Na
początku dziejów ludzkości Bóg uzależnił swoje
d a ry nadprzyrodzone od w ierności naszego pra-
rodzica. Zażądał, by mu się człowiek dobrowol­
nie poddał, poskram iając swoje zmysły. T aka
próba odpow iadała ówczesnemu stanow i czło­
wieka. A toli A dam uległ popędowi do samo-
ubóstw ienia, dopuścił się zuchwałego niepo­
słuszeństw a. W grzechu A dam a wzięła udział
n a tu ra ludzka; grzech jego stał się grzechem
całego rodzaju. Z n a tu ry swojej każdy człowiek
jest skłonny uw ażać zasługi innych za swoje
własne n a mocy wspólności rodzajowej. Na tej
podstaw ie oparł się i w yrok boży, mocą którego
przyznane zostało tem u grzechowi rodzaju ludz­
kiego ta k daleko idące znaczenie. Grzech ro ­
dzaju odziedzicza się z n a tu rą ludzką. Do tego
grzechu dodaw ał każdy poszczególny człowiek
grzechy osobiste.
Bóg dopuścił, że ludzie grzeszyli, by jego
miłość w tein jaśniejszem w ystąpiła świetle. Mi­
łość Boga okazuje się w osobie C hrystusa jako
m iłosierdzie, które nam przynosi pojednanie
i przebaczenie. W tym celu w ydaje się Jezus do­
browolnie w ręce spraw iedliw ości bożej na prze­
błaganie i zadośćuczynienie za grzechy ludzko­
ści. Nie należy jednak pojm ować odkupienia
jako a k tu czysto jurydycznego m iędzy Bogiem
202

a C hrystusem , przedstaw icielem ludzkości; jest


ono w gruncie rzeczy dziełem m iłości niepojętej.
’6. Do porządku n a tu ry i rozum u dodany zo­

stał jeszcze nowy porządek, porządek n ad p rzy ­


rodzonej łaski i w iary. Odtąd poddanie się Bo­
gu, do którego człowiek jako stw orzenie jest
obowiązany, ma się i w tern okazywać, żeby
człowiek schylał pokornie swą głowę przed
O bjaw ieniem bożem i to od Boga jako dobro­
dziejstw o przyjm ow ał, co m a wzmocnić słabość
jego. Szczególniej atoli poddanie człowieka ma
się w tern okazać, żeby w duchu w iary, nadziei
i miłości p rzy ją ł z najw iększą wdzięcznością
drogocenny d ar usynow ienia boskiego, by się
jako w ierne dziecko rzucił w objęcia niebieskie­
go Ojca i s ta ra ł się w łączności z C hrystusem
ta k być doskonałym , ja k Ojciec niebieski do­
skonałym jest.
Bóg nieskończony z niepojętej ku nam m i­
łości chce nas uszczęśliwić nie tylko w g ra n i­
cach odpowiednich ludzkiej naturze, lecz ponad
wszelką m iarę tak, iżby nasza szczęśliwość mo­
gła się rów nać szczęśliwości bożej. Będziemy
Boga oglądać nie tylko w jego dziełach, lecz
i bezpośrednio. Bóg doda naszej n a tu ra ln e j
w ładzy poznawczej jeszcze n a d n a tu ra ln ą siłę,
tak zwane św iatło chw ały, które um ysł nasz
podniesie, wzmocni, iżbyśm y mogli Boga oglą­
dać tak, ja k Bóg na siebie p atrzy, t. j. tw arzą
w tw arz.
Lecz ja k Bóg wzmocni i oświeci h a sz rozum,
ta k też oswobodzi naszą wolę i wzmocni ją, by
m ogła objąć uszczęśliw iającą miłość Boga, nie­
skończoną ja k morze; on nas przyjm ie do roz­
koszy i wesela swej miłości, abyśm y go kochali
tak, jak on sam siebie kocha.
203

Dusza ludzka podobna jest do opraw y, w któ­


rą m a być w praw iona p e rła sztuczna, ale Bóg
chce w niej osadzić kosztowny diam ent.
Z tym nadprzyrodzonym boskim celem
w wieczności stoją w zgodzie i w związku u rzą ­
dzenia chrystjanizm u. Gdybyśm y wzięli na
uw agę tylko n a tu ra ln y cel człowieka, nie wie­
dzielibyśm y naco n. p. P a n Bóg objaw ił ta ­
jem nicę T rójcy P rzenajśw iętszej; dlaczego roz­
porządził, by się człowiek łączył z bóstwem
w Sakram encie O łtarza. Cała istota c h ry stja ­
nizm u w skazuje na nadprzyrodzone przeznacze­
nie człowieka, na podniesienie jego n a tu ry do
życia, do którego sam z siebie nie m a żadnego
praw a i zdolności; w skazuje na takie połącze­
nie z Bogiem, jak ie istnieje w śród trzech bo­
żych osób. D ary, które otrzym ujem y w życiu
nadprzyrodzonem , czynią nas tak w artościow y­
mi w oczach Ojca niebieskiego, że Syna swego
jednorodzonego w ydaje na śm ierć za nasze od­
kupienie; a w oczach C hrystusa stajem y się tak
drodzy, że wylewa za nas swoją krew przenaj-
droższą.
4. C hrześcijaństw o daje człowiekowi podwój­
ny dar. N a p r z ó d podnosi ono, wzmacnia,
uszlachetnia człowieka w jego naturze. Toteż
chrześcijaństw o staje w h isto rji jako tw órca
k u ltu ry , m atka cyw ilizacji, w ybaw ca narodów,
jako potęga przynosząca ład w życiu r o d z i n nem
i społecznem.
Czem się człowiek staje bez pomocy chrze­
ścijaństw a, w skazują na to okropności pogań­
stw a tak w daw nych czasach, jak i obecnie
wśród nas. Mówi P salm ista, że Bóg »ubogiego

2. P s . 112, 7.
z gnoju w y p row adził^2 Dzisiejsze odchrześci-
janione czasy są znowu w niebezpieczeństwie,
że się zadław ią gnojem (doczesności).
P o w t ó r e w skazuje chrześcijaństw o na ce­
le i przynosi praw dy, które zasadniczo wzno­
szą się ponad horyzonty ludzkiego poznania
i n a tu ra ln y c h jego sił. W nauce C hrystusa są
praw dy, k tórych m ożna doświadczyć, ale są
i takie, w które można tylko wierzyć, p rzy jm u ­
jąc je jako niew zruszone i pewne z czci dla bo­
żej praw dom ów ności. Sp raw iedliw y z w ia ry
żyje.3
Im w ierniej stosujem y się do pierwszych
praw d, których możemy doświadczyć, tern obfi­
ciej bije z nich źródło pociechy i radości dla
nas; nie pow inniśm y przeto m ieć żadnej tru d n o ­
ści przyjąć całą isto tą swoją i drugich praw d,
których doświadczyć nie możemy.
5.. Często słyszy się zarzut: w relig ji chrze­
ścijańskiej jest pełno ciemności. — To praw d a;
ale czy poto żyje człowiek n a ziemi, żeby
wszystko zrozum iał? Nie ucieknie od tych cie­
mności, jak ie są w wierze chrześcijańskiej, chy­
ba że chce popaść w jeszcze głębsze, ciemności;
nie ucieknie od tego, co upokarza jego rozum,
chyba że chce popaść w błędy sprzeczne z rozu­
mem. Przecież i n a tu ra pełna jest tajem nic, bo
na świecie niem a nic' takiego, czegoby nie po­
k ry w ała m gła niejasności. Dlaezegóżby więc
nie m iało być tajem n ie w dziedzinie religji
Chrystusow ej?
Mówią także: W »cuda« w ierzyć nie m ogę.—
Dziwna niekonsekw encja! Jeżeli ponad n a tu rą
jest Bóg, chcący dopiąć celów, dla których

3. R z y m . 1, 17.
205

cuda są przydatne, to rozum ie się cuda być mo­


gą. Cud jest to w yjątkow e w targnięcie w bieg
praw n a tu ry ; jest on zjaw iskiem w w idzialnej
naturze, które się nam jasno przedstaw ia, jako
przew yższające wszystkie siły natu raln e.
W ierzga dalej pycba ludzka i pow iada: »Któż
pojm ie takie zniżenie się Boga, jakie chrystja-
nizm g łosi?« — Odpowiedzieć na to można: M i­
łość boska jest ze w szystkich rzeczy niepojętych
n ajm n iej dającą się pojąć, to praw da, ale też
dlatego mówi P a n Jezus: Błogosław iony, k tó ry
się ze m nie nie gorszy.4 Dla tych, dla których
pieniądz jest wszystkiem, ta miłość jest zgor­
szeniem; dla tych, którzy zmysłowe użycie s ta ­
w iają ponad wszystko, jest ona głupstw em ; lecz
dla tych, którzy są świadomi swej zależności
od Boga, jest najw iększem dobrodziejstwem.
6. Ja k o probierz praw dziw ości swej nauki
staAvia C h rystus także d o ś w i a d c z e n i e .
N auka m oja nie jest moja, ale tego, k tó r y m ię
posłał. Jeśli k to będzie chciał czynić wolę jego,
’ dowie się o nauce, jeśli je st z Boga, czyli ja sam
z siebie m ówię.5
P rzypuśćm y, że ktoś trzy m ając w ręku k il­
ka ziarn, pow iada: »Oto jest nasienie; urośnie
z niego roślina, któ ra w yda owoce«. K toś inny
jednak w ątpi, czy to praAvda; nie pozostaje nic
innego, by go przekonać, jak Avsadzic te ziarna
do ziemi i po jakim ś czasie pokazać mu naocznie
to, o czem w ątpił. Podobnie m a się rzecz-i z n a u ­
ką AAnary. P rz y jm ij ją głęboko do swego serca
i um ysłu, tak jak gleba przyjm uje m ałe z ia rn ­
ko, i noś ją av swej duszy. Pozwól po tern z ia r­
nie n au k i bożej przejść życiu z tern wszystkiem,

4. M at. U , 6. Ł u k . 7, 23. — 5. J a n 7, 16, 17.


co je porusza, z jego zmiennością, z jego do­
świadczeniami, z cierpieniami, z jego ponuremi
i ciężkiemi chwilami, z jego wreszcie nadzieja­
mi i radościami. Zachowaj w sobie ten kiełek
żywym i zważaj, co on ci odpowie na wszyst­
kie twoje potrzeby, wątpliwości i bóle i jakie
ci da odpowiedzi na wszystkie twoje pytania.
Ilu jest dobrych chrześcijan, tylu jest świad­
ków boskości chrystjanizm u. Oby ci, co go zwal­
czają, zechcieli przynajm niej zaznajomić się
przedtem z jego nauką!
Nadprzyrodzoność, właściwa chrystjanizm o-
wi, nie mogła być dalszym rozwojem wiedzy
naturalnej, m usiała ona raczej wejść do dzie­
jów, jako coś istotnie nowego i wyższego. Aby
nas tern jawniej o tern przekonać, Chrystus P an
nie nawiązywał bynajm niej do istniejącej filo­
zofii1 ludzkiej. Apostołów i uczniów swoich po­
wołał ze sfery ludzi prostych i niewykształco­
nych. Bo przypatrzcie się, bracia, waszemu po­
wołaniu, iż nie wielu mądrych wedle ciała, nie
wielu możnych, nie wielu zacnych: ale w ybrał "
Bóg głupstw a świata, aby zaw stydził mądrych?
Dopiero kiedy chrystjanizm zapuścił głębo­
kie korzenie, zajęły też umiejętności ludzkie
w kołach chrześcijańskich należne sobie miejsce.
ROZDZIAŁ X X X V I.
Czem jest dla nas Jezus Chrystus.
1. Chciano kiedyś z osoby Chrystusa zrobić
mit, bajkę. Lecz łatw iej jest z jakiejkolwiek in­
nej osobistości dziejowej zrobić postać legendar­
ną, niż z Chrystusa. Stoi on bowiem w historji
świata nad dzień jaśniejszy. Gdybyśmy nawet
nie mieli tych niezliczonych dziejowych świa­
dectw i pomników, które stwierdzają wprost
rzeczywiste istnienie Chrystusa, to już samo
jego dzieło — chrystjanizm i Kościół, wspaniale
przed oczyma naszemi stojące, a mające według
świadectwa historji za założyciela Chrystusa,
wreszcie oparcie się tego dzieła na czci ku oso­
bie Chrystusa — już to samo wystarczyeby po­
winno, aby usunąć wszelką wątpliwość co do
rzeczywistego istnienia Chrystusa.
Chrystus, w ystępujący w dziejach, dostate­
cznie wylegitymował się ze swego posłannictwa
bożego. Ewangelje świadczą, że wiele cudów
czynił na potwierdzenie swego posłannictwa.
Nie można przypuścić, żeby Ewangelje miały
być wynalazkiem i wymysłem ludzkim; byłoby
to bardżiej zdumiewające, niż sam bohater,
o którym opowiadają. Cuda ewangeliczne
zadziwiają wprawdzie swojem zniżaniem się do
drobnych potrzeb i dolegliwości ziemskiego ży­
cia człowieka, lecz zawsze noszą na sobie cechę
boskości. Bóg tylko, stojący ponad światem , m o­
że cuda działać. Cud zaś, jest to dające się ująć
zm ysłam i w yjątkow e wkroczenie w bieg przy­
rody, o którem wiadom o nai pewno, że przecho­
dzi jej siły. C hrystus czynił takie cuda n ajro z­
m aitszego rodzaju.
Dla tego, ktoby cuda chrystjanizm u chciał
krytykow ać, pozostanie jako cud najw iększy
sam chrystjanizm . Do tego zaś chrystjanizm u
od dwóch tysięcy la t przyznają się m iljony l u ­
dzi. Bóg tylko jeden m ógł duchom pysznym
przynieść ta k upokorzające praw dy, sercom
ludzkim wlać tak niebiańskie uczucia, ludziom
zepsutym wskazać tak surow ą m oralność.
C hrystus nie czerpał swej n au k i z systemów
wiedzy ludzkiej. N au k a jego choć porusza n a j­
głębsze zagadnienia, jest wolna od błędów.
C hrystus nauczał z m ajestatycznym spokojem,
z dokładnością i pewnością zadziw iającą. On
zaspakajał całą tę tęsknotę, z jak ą człowiek po­
żąda w yjaśnienia w najw ażniejszych kw est jach
życia. Bóg ukazuje się w nauce C hrystusa jako
podstaw a wszelkiej m oralności, a grzech jest
nie tylko głupotą, lecz i zniew agą Boga. Skora
do ofiar miłość bliźniego w ystępuje w tej nauce
jako ściśle złączona z najczystszą m iłością Boga.
C hrystus stoi przed nam i bez grzechu i bez
błędu. N ieprzyjaciele jego nie znajdują w nim
żadnej winy. P osiada on wszystkie cnoty w sto­
pniu najw yższym . W szystkie wieki widzą w nim
ideał najw znioślejszej doskonałości.
2. C hrystus tak przem aw ia, jak przem aw iać
może tylko ten, kto jest Bogiem. W ystępuje
przed ludem jako pożądany i przez proroków za­
pow iedziany Mesjasz, jako Zbawiciel św iata, ja ­
ko jedyny w swoim rodzaju Syn Boga w isto-
209

tnem przeciw ieństw ie do w szystkich stworzeń.


Z całą stanow czością oświadcza, że jest istotą
z innego św iata; że już był przed tem, nim na
tej ziemi się pojaw ił; że z nieba zstąpił, że w stą­
pi napow rót do nieba i stam tąd kiedyś w chwale
i m ajestacie, otoczony aniołam i, przyjdzie jako
sędzia żywych i um arłych. Rów nym się czyni
Bogu: A ten jest żyw o t w ieczny, aby poznali
Ciebie samego, Boga praw dziw ego i którego po­
słałeś Jezusa C hrystusa.1
C hrystus sam mówi i każe to Apostołom
ogłaszać, że jest w jedyny sposób przez Ojca
swego zrodzony, że jest w łonie Ojca, że jest
jedno z Ojcem, że z Ojcem działa; że wszystkich
um arły ch jednem słowem z pyłu ziemi powoła
do nowego życia.
C hrystus przypisuje sobie tak ą powagę, jak a
tylko Bogu sam em u przystoi. Gdy tw ierdzi, że
jest św iatłem św iata, że jest drogą, praw dą i ży­
ciem, żąda przyjęcia swojej n a u k i z takiem i
względam i, jakie się tylko Bogu należą. Za p rzy ­
jęcie tej nauki obiecuje boską szezęśUwość
w nieskończonem niebie. Od przyjęcia jego n a u ­
ki nie pow inny nas odstraszać ani cierpienie,
ani słabość, ani prześladow anie, ani wzglądy na
rodziców i pow inow atych. Tym, którzy przy ję­
ciu jego n a u k i się sprzeciw iają, grozi m ękam i
potępienia wiecznego.
C hrystus żąda, aby go ludzie b a r d z i e j ko­
chali, niż wszelkie istoty stworzone.
C hrystus sam sobie przypisuje przym ioty
boskie. Przepow iada przyszłość, przypisuje so­
bie znajom ość m yśli najtajn iejszy ch ; obiecuje
innym , że ich przyjm ie do raju , odpuszcza grze-
1. Jan 17, 3.

Chrzęść, filo zo f ja życia. 14


chy i udziela Apostołom pełnej w ładzy odpusz­
czania grzechów; na siebie wskazuje, jako na
źródło wszelkiej siły i łaski.
Tak może mówić tylko ten, kto ma jasne
przeświadczenie, iż sam jest Bogiem.
M iał to wszystko przed oczyma K ajfasz,
najw yższy kapłan, gdy w uroczystej chw ili ta ­
kie postaw ił pytan ie: P oprzy sięgam Cię przez
Boga żywego, abyś nam powiedział, jeśliś T y
jest C hrystus S y n B o ż y ? Rzekł m u Jezus: T y ś
powiedział. Jed n a k pow iadam w am : odtąd u j­
rzycie S y n a człowieczego, siedzącego na praw i­
cy m ocy B ożej i przychodzącego w obłokach
niebieskich. T edy n a jw y ższy kapłan rozdarł
sza ty swoje, mówiąc: zb h iźn ił.2
K to tak mówi, jak mówi C hrystus i eałem
swojem życiem dowodzi, że jest hez błędu i bez
grzechu, że jest najw yższym ideałem Avszyst-
kich cnót, ten bezw arunkow o jest tym , za kogo
się podaje — Bogiem.
3. Tego przekonania o C hrystusie były
aa^ ciągu wieków te m iljony i m ilja rd y ludzi, któ­
re pomimo słabości ludzkiej, a y naśladow aniu
P a n a Jezusa znajdoAvaly siłę do proAvadzenia
czyste'go i ŚAviętego życia, do czynienia z siebie
najAviększych ofiar. W przekonaniu o bóstwie
C hrystusa leżała i leży siła i moc żyAvotna chry-
stjanizm u. C hrystus m iał zam iar połączyć
Avszystkich ludzi bez różnicy stanów i narodo-
Avości w jedną relig ijn ą społeczność. Pom im o
najw iększych przeszkód chrystjanizm znalazł
przyjęcie u ludzi; środki, jakie do jego rozpo-
wszecbnienia zostały użyte, sądząc po ludzku,
zupełnie nie odpoAviadaly trudności zadania.
Bóstwo C hrystusa prom ieniuje dalej a y kulcie
2. M a t. 26 , 63—65.
chrześcijańskim , w niezm iennem trw an iu chrze­
ścijańskiego Kościoła, mimo przeróżnych i gw ał­
tow nych ataków ; prom ieniuje w tej w spaniałej
działalności, ja k ą chrystjanizm w pryw atnem
i publicznem życiu rozw ijał i rozwija. C hry­
stjanizm jest m atką k u ltu ry , w ykształcenia,
sztuki i wiedzy.
4. Ju ż przed C hrystusem dane było ludziom
pewnego rodzaju Objawienie, k tó re się samo
przedstaw iało jako nadprzyrodzone. Do tego
O bjaw ienia należą objaw ienia, które otrzym ali
patrjarchow ie, Mojżesz i dw anaście pokoleń
izraelskich. W O bjaw ieniu tern w yraźnie po­
twierdzone są najw ażniejsze praw dy rozumu,
zaw arte w yjaśnienie najgłębszych zagadnień
dotyczących.bytu; dalej, jest tam już zapowiedź
chrześcijańskiego O bjaw ienia i przygotow anie
doń. O bjaw ienie to przedchrystusow e zachow a­
ło się, pomimo i wśród ciągłych rokoszów du­
cha żydowskiego narodu, a tow arzyszyły mu
cuda i przepow iednie Proroków .
W reszcie, po długiem św itaniu, ukazało się
pełne św iatło dzienne w Jezusie Chrystusie.
Z C hrystusa wychodzi światło, które oświe­
ca każdego człowieka na ten św iat przychodzą­
cego. K ażdy człowiek otrzym uje coś z C h ry stu ­
sa i dla C hrystusa jest przeznaczony. Dusza
ludzka z n a tu ry swojej jest chrześcijańska.
W pływ wychodzący z C hrystusa przenika całe­
go człowieka: jego rozum jako praw da, jego
wolę jako siła.
We wszystkich palących kw estjach życio­
wych chrystjanizm jest przez swoją naukę po­
chodnią, któ ra oświeca zboczenia życia, przez
miłość zaś swoją jest tą potęgą, k tó ra św iat
zwycięża.
RO ZDZIAŁ X X X V II.
t

Czem jest dla nas Kościół?


1. W C hrystusie zbliżył się do nas Bóg w spo­
sób nadprzyrodzony pod postacią człowieka,
dla pociechy serc naszych: i m iałożby to zbliże­
nie się Boga być nam znowu odjęte po wniebo­
w stąpieniu Pańskiem ?
Jezus C hrystus założył nadprzyrodzone k ró ­
lestwo boże dla ludzi, uw zględniając ich ludz­
ką n a tu rę : i m iałżeby je u stan aw iać jako czysto
duchowe, a nie jako ividoezne i ludzkie1?
C hrystus w ziął swoją moc nie od społeczno­
ści religijnej, któ rą sam założył, ale przyszedł
do tej społeczności z mocą, daną sobie od Boga,
swego Ojca niebieskiego. Nie zostaw ił też
gm inom , a tern m niej państw u, władzy u s ta ­
naw ian ia kapłanów i pasterzy dla gm in chrze­
ścijańskich: Jako m nie Ojciec posłał, i ja was
posyłam .1 M iałżeby C hrystus na późniejsze cza­
sy odstąpić tego sposobu, k tó ry sam rozpoczął?
Zapewne, m ógłby C hrystus utrzym ać przez ja ­
kiś nadzw yczajny, cudowny w pływ — gm iny
i ich poszczególnych członków przy j e d n e j
praw dzie i przy j e d n e j nauce. Lecz że tego
nie chciał, na to w skazuje n a jja śn ie j obecny
stan rzeczy: poza Kościołem katolickim wszyst-

1. J a n 20, 21.
213

ko się rozpadło, niemasz tam zgody naw et co


do najwięcej podstawowej prawdy, co do wiary
w bóstwo Chrystusa. Cuda są tylko wyjątkami,
dzieją się one rzadko i nie bez powodów. Zwy­
czajnie używa Bóg tylko n a t u r a l n y c h
urządzeń.
M ając na względzie naturę ludzką, ustanowił
C hrystus Kościół, społeczność ludzką, złożoną
ze zwierzchności i podwładnych. Kościoła tego
nie zbudował P an Jezus na Ewangeljach, gdyż
zanim Ewangelje zostały napisane, Kościół
istniał. U stanaw iając Kościół, oznaczył dla nie­
go kamień węgielny,2 a ten kamień zapewnił
Kościołowi trw anie i siłę.
Trwałość każdej społeczności ludzkiej leży
w silnej władzy. Bez władzy społeczność istnieć
nie może. Bez władzy Chrystusa niemożliwy
jest Kościół Chrystusowy. Władzę zaś swoją
przelał Chrystus na ludzi. Dana m i jest w szyst­
ka władza... idąc tedy nauczajcie w szystkie na­
rody.3 K to was słucha mnie słucha, których od­
puścicie grzechy, sa im odpuszczone,4
Niezależnie od społeczności religijnej, nieza­
leżnie od państwa, na mocy pełności władzy
ustanowił Chrystus rząd kościelny, a ustanowio­
nym przez się rządcom Kościoła dał moc nazna­
czania innych. Taki ustrój Kościoła ma trwać
aż do końca świata. Dlatego obiecał Chrystus
Kościołowi swoją pomoc: A oto ja jestem z wa­
m i po w szystkie dni aż do skończenia świata
Dzieje świadczą, że Apostołowie spełnili wło­
żone na siebie zadanie. W krótce rozszerzył się
Kościół, pod kierownictwem ustanowionego
przez Chrystusa rządu kościelnego, po całym
2. M at. 16, 18. — 3. M at. 28, 18, 19.
4. J a n 20, 23. — 5. M at. 28, 20.
214

świecie greckim i rzym skim , a później i po in­


nych k raja ch ; wszędzie pow staw ały gm iny,
które pasterzy swoich otrzym yw ały zgóry, a ci
pasterze w s tę p o w a li nie w im ieniu gm iny, lecz
w im ieniu C hrystusa.
2. W łonie Kościoła pow stały pewne pism a;
co do swego c h a ra k te ru są to pism a okoliczno­
ściowe. N auczycielski urząd w Kościele, m ając
asystencję bożą, uznał niektóre z nich za święte,
za słowa boże. O tych pism ach mówi nauczy­
cielski urząd Kościoła, że na ich autorów dzia­
łał Bóg w ta k szczególny sposób, że należy Boga
uw ażać za ich autora. Ludzie byli tu narzędzia­
mi, a Bóg w łaściw ym spraw cą. Czyżby Bóg, od
którego w szystkie zdolności ludzkie pochodzą
i zależą, nie mógł człowiekiem tak kierow ać przy
pisaniu, iżby nie tylko ten człowiek, lecz i Bóg
także za a u to ra pism a uchodził? Rozum ie się, że
m ógł; otóż w edług nau k i Kościoła, Pism o św.
w tak i w łaśnie sposób powstało. Bóg jest głó­
wnym spraw cą P ism a św., choć samodzielność
ludzkich wykonawców nie została przez to n a ­
ruszona.
W tern zaś P iśm ie św. — w E w angeljach
i w innych księgach — n a jja śn ie j i najuroczy-
ściej jest na w ielu m iejscach potw ierdzone to,
że C hrystus założył w idzialny Kościół, którem u
dał jeden w idzialny urząd pasterski i nauczy­
cielski, którem u dał sak ram en ta św. w yposa­
żone w łaskę jego.
W praw dzie u trz y m u ją niektórzy, że C h ry ­
stus założonej przez siebie gm inie dał Ew ange-
lję z takiem zleceniem: »W szystko, czegom Avas
uczył, m acie zaw arte w tej księdze; każcie ją
w ydrukow ać i dajcie każdem u do ręki. N auka
w tej księdze zaw arta różne m a znaczenie, roz-
m aicie może być tłum aczona, toteż każdy może
sobie n a jej podstaw ie tw orzyć poglądy według
upodobania. Czy te poglądy będą takie, czy owa­
kie — to wszystko jedno. P ra w d y wogóle n ik t
tu nie dojdzie; praw dą jest to, co najlepiej od­
powiada potrzebom danego czasu. Tęsknota,
przeczucie, błogie odczuwanie czegoś nieokreślo­
nego, zależność od wszechmocy — oto jest m oja
religja. To, czegom w as uczył wogóle, rów na
się zeru«. — Takie jest tw ierdzenie nowoczesne­
go c h ry stja n iz m u ; samo ono na siebie w ydaje
w yrok i p o tępiają je również najw yraźniejsze
św iadectw a Ę w angelji i Dziejów Apostolskich.
Pismo św. nie może być jedyną i w yłączną
regułą w iary, gdyż wiele rzeczy w niem jest
niejasnych i niedokładnie określonych; autorzy
ksiąg św iętych nigdzie nie w spom inają o swym
zam iarze, jakoby chcieli całą naukę zbawienia
w nich zawrzeć. Toteż inaczej rzecz się ma.
K sięgi święte nie wielu tylko chrześcijanom
b y ły dostępne; nigdzie też nie mówią jasno
i w yraźnie o boskiem pochodzeniu swojem, o bo­
skiej treści sw ojej; m artw a lite ra nie może być
jedyną zasadą w iary.
I w zam iarach C hrystusa B iblja nie m iała
być ta k ą zasadą w iary. P rzynosi on zupełnie
określoną praw dę i dom aga się jej przyjęcia;
on jej nie spisuje, lecz naucza. N ikom u też nie
poleca n au k i swojej spisyw ać. Gdyby Apostoło­
wie m ieli to przekonanie, że słowo pisane winno
być jedynem źródłem w iary, to pow inniby byli
uważać za pierw szy swój obowiązek ułożyć i n a ­
pisać jasny, dla w szystkich dostępny podręcznik.
A ni w Kościele, ani poza Kościołem B iblja
nie była nigdy jedyną podstaw ą w iary. O rozu­
m ieniu B iblji poza Kościołem stanow ią albo do-
wolne zap atry w a n ia każdego, albo ustanow ieni
przez ludzi pastorzy, czy predykanci, albo sw a­
wolne przypuszczenia, że Duch Św. każdego
człowieka nieom ylnie oświeca przy czytaniu
P ism a św.; gdyby to p raw d ą było, Duch Św.
w padłby już w tysiączne sprzeczności.
3. K to się tern gorszy, że odległa przeszłość
nie przedstaw ia n am się tak jasno, ja k obecność,
ten za pu n k t w yjścia do swoich rozw ażań niech
weźmie Kościół taki, jak im jest obecnie.
A rzeczywiście istnieje obecnie jeden wielki
wszechśw iatowy Kościół, szanujący wszelką p ra ­
w ow itą władzę państw ow ą, lecz od państw a n ie ­
zależny. Kościół ten nazyw a się katolicki, czyli
powszechny, bo jest ustanow iony dla w szyst­
kich ludzi; nazyw a się rzym ski, gdyż w Rzym ie
znajduje się jego w idzialny najw yższy rządca.
Obecność tego K ościoła opiera się n a prze­
szłości.
Kościołem ty m w jego nieprzerw anym roz­
woju kieruje C hrystus. Nie wszystko, co dziś
ten Kościół posiada w nauce i nabożeństwie,
było od początku w rozw iniętej i zupełnej for­
mie. Nie, lecz wszystko to już było w zdolnym
do rozw oju zawiązku.
J e st w Kościele rozwój, lecz niem a w nim
nigdzie gw ałtow nego zerw ania z przeszłością.
P otrzeby i zboczenia czasów przyczyniły się do
tego, że w nauce i w p rak ty ce życia pobożnego
rozw ijano to, co było potrzebne lub konieczne
do życia Kościoła. N igdy jednak jeden okres
życia kościelnego nie stoi w przeciw ieństw ie do
drugiego.
Zapewne, że w biegu czasów m niejsze lub
większe g ru p y odpadły od K ościoła i h isto ry k
może w każdym wieku w skazać dokładnie na
217

wielkiem drzewie życia kościelnego blizny, któ­


re przypom inają, ja k te lub owe gałęzie od nie­
go się odryw ały. Lecz Kościół nie mógł nigdy
sam od siebie odpaść, gdyż obecność boża była
mu obiecana: 1 będę z w a m i po w szy stk ie dni
aż do skończenia świata. O w ypełnieniu tych
słów w ątpić nie można bez bluźnierstw a prze­
ciw Bogu.
O rganizm K ościoła jest silną budową, zło­
żoną z ducha i ciała, z-głow y i członków. Gło­
w a jest C hrystus: z którego w szystko ciało do­
brze złożone i spojone, będąc zasilane przez
w szy stk ie staw y, wedle czynności odm ierzonej
dla każdego członka, p rzyc zy n ia sobie w zrostu
k u budow aniu samego siebie w m iłości.G
Zew nętrzna organizacja K ościoła składa się
z widzialnego zastępcy C hrystusa, papieża, z bi­
skupów, pozostających w jedności z papieżem,
z kapłanów , którzy otrzym ali posłannictw o od
biskupów, i z w iernych, żyjących w łączności
z swoimi duszpasterzam i.
Z ap y taj katolickiego kap łan a: kto ci daje
władzę kierow ania spraw am i mej duszy, ucze­
nia mię i odpuszczania mi grzechów? K ap łan
w odpowiedzi wskaże ci na biskupa. Z ap y taj
biskupa: K to ci daje to praw o? B iskup powoła
się na papieża. Z ap y taj papieża, a on ci odpo­
wie: J a posiadam tę sam ą władzę, co i mój po­
przednik. 1 ta k każdy papież otrzym ał tak ą
sam ą władzę, co i jego poprzednicy. A gdy tak
będziemy iść koleją papieży, dojdziemy aż do
P io tra . Z ap y taj P io tra : K to ci dał władzę?
P io tr wskaże ci na C hrystusa. Z apytaj C h ry ­
stusa skąd pochodzi jego w ładza, a on ci odpo-

6. E fe z . 4, 15. 14.
218

wie: Ojciec mój niebieski dał mi wszelką w ła­


dzę na niebie i na ziemi.
K to więc odstępuje od Kościoła, odstępuje od
C hrystusa, a kto odstępuje od C hrystusa, odstę­
puje od Boga.
U suń rzym sko-katolicki Kościół z pow ierzch­
ni ziemi, a co zostanie z clirystjanizm u? Chaos
sprzeczności i walk, ale ten chaos nigdy nie za­
pełni luki spowodowanej brakiem Kościoła.
Napróżno sta ra się dziś wielu (pomiędzy n i­
mi i zacni ludzie), któ rzy Kościoła rzym sko-ka­
tolickiego nie znają, zorganizow ać jak iś nowy,
wolny i niezależny od państw a kościół ze spe­
cjalnym zarządem .
Praw dziw y bowiem rząd Kościoła, m ający
pełną władzę, a nie pochodzący od C hrystusa,
jest niem ożliwy. Co zaś jest dziś niemożliwe, to
było niemożliwe i daw niej. Ludzie nie mogli
obecnie istniejącego K ościoła katolickiego zało­
żyć. K tóżby bowiem na ustanow ienie nowego
rządu kościelnego się zgodził? A gdyby naw et
udało się ludziom podobną in sty tu cję założyć,
to z pewnością pow stałyby z jej powodu wielkie
rozterki, o którychby h isto rja przechow ała nam
wiadomość; tym czasem naw et w zm ianki o czemś
podobnem w niej nie spotykam y. A zatem K o­
ściół rzym sko-katolicki m usi być przez Boga
samego założony.
4. Lecz przeciwko tej praw dzie podnoszą lu ­
dzie wiele zarzutów . Mówią n. p., że Kościół
z czasów apostolskich reprezentuje stanow isko
zbyt niskie, które należy porzucić, by iść za po­
stępem. Odpowiedź: w Kościele istnieje postęp
i rozwój, lecz postęp i rozwój rzeczy istn ieją ­
cych, nie może zaś być mowy o obaleniu jedne­
go, a wprow adzeniu n atom iast czegoś całkiem
219

innego. O bjawienie boskie osiągnęło w C h ry stu ­


sie zupełne wykończenie na przeciąg wszyst­
kich czasów. Toteż już za czasów C hrystusa
otrzym ał Kościół zlecenie nauczania ludów
wszystkiego, aż do końca św iata. Pow aga bo­
skiego O bjaw ienia rozciąga się na wszystkie
n au k i chrystjanizm u.
M ówią “dalej: Jakże szanować Kościół, w któ­
rym jest tyle nadużyć? Odpowiedź: Dziecko nie
gardzi swoją m atk ą dlatego, że ta m a zm arsz­
czki na czole. Gdzież jest m iędzy ludźm i coś
dobrego, do czegoby się nadużycie nie przycze­
piło? A czyż dlatego m am y dobra zaniechać,
odrzucić je? Czyż w państw ie niem a także n a ­
dużyć? A czy dlatego chciałbyś przestać być
obywatelem ? Cóż bardziej zostało przez ludzi
nadużyte, ja k w ładza ojcowska i przełożonych?
A czyż dlatego chciałbyś tę władzę znieść?
P a trz na swoje w łasne życie, które tak wysoko
cenisz: czyż ono wolne od nadużyć? Nie dobro
podległe nadużyciom , lecz człowiek nadużyw a­
jący dobra jest odpowiedzialny. Żadna władza
nie w ystępuje silniej przeciw nadużyciom , jak
Kościół katolicki.
M ówią także: Jakże ufać Kościołowi, który
jest nieprzyjacielem nauki? Odpowiedź: Żadna
w ładza na świecie nie zrobiła tyle dla nauki, co
Kościół rzym sko-katolicki. I dlatego pożałow a­
nia godną jest ta k ty k a nieprzyjaciół Kościoła,
sta ra ją c y ch się go przedstaw ić jako puszczyka,
jako przyjaciela ciemności i m roku.
M ówią jeszcze: J a k może Kościół katolicki
być Kościołem C hrystusa, kiedy wobec inowier-
ców jest ta k i nietolerancyjny? — Odpowiedź:
a) W obec tw ierdzeń, które od katolickiej
n au k i odstępują, Kościół jest tak i nietoleran-
220

cyjny, jak jest nietolerancyjną praw da i nauka.


Błąd tylko i kłamstwo mogą tu być tolerancyj­
ne. Tak samo można objaśnić zachowanie się
Kościoła wobec prak ty k i mięszanych związków
małżeńskich katolików z inowiercami. B łąd re­
ligijny nie zawsze jest grzechem, lecz jest zaw­
sze nieszczęściem, chorobą; ojciec i m atka po­
winni się ich wystrzegać pod grzechem ciężkim
tak dla siebie jak i dla swych dzieci; takie jest
bowiem przykazanie Boże.
Nietolerancja Kościoła odnośnie do nauki
w iary uratow ała świat od chaosu.
b) Co się tyczy inowierczych współobywateli
w państwie, Kościół chce i domaga się pełnego
i lojalnego uznania uzyskanych przez nich
praw.
c) Względem błądzących osobników Kościół
nie tylko głosi tolerancję, lecz naw et miłość
i szacunek, o ile tylko istnieją takie osobniki,
błądzące bez swej winy, a istnieją rzeczywiście.
Mówią też: Lecz jak może być prawdziwy
ten Kościół, który ze swego papieża zrobił ja ­
kiegoś nieomylnego D alaj-Lam ęl.— Odpowiedź:
Nawet ci, co tak mówią, gotowi są nieraz z ja ­
kiegoś profesora, z jakiegoś potentata finanso­
wego lub z jakiegoś władcy — robić sobie boż­
ka i wierzą mu ślepo, a gorszą się z nieomylno­
ści papieża. Otóż nauka katolicka o nieomyl­
ności nie zawiera w sobie nic gorszącego, ani
przeciwnego rozumowi; mówi ona, iż w spra­
wie zbawienia i szczęśliwości twej duszy nie
możesz się spuścić na żadnego człowieka, na
żadną instytucję ludzką, jeno na B o g a. Bóg
zaś obiecał swoją nieomylną pomoc władzy n au ­
czającej w Kościele, a że urząd stałego nauczy­
ciela w Kościele piastuje papież rzymski — z te-
221

go w ypływ a, że kiedy ten papież n a mocy swe­


go urzędu w Kościele uczy, to d z i ę k i b o
s k i e j p o m o c y zabezpieczony jest od błędu.
N a czem więc zależy obowiązek ludzi wzglę­
dem rzym sko-katolickiego Kościoła*? N a tern,
odpowiadam y, że wszyscy ludzie są najściślej
obowiązani do tego K ościoła należeć. Gdyby
inaczej było, to pocóżby C hrystus zakładał K o­
ściół? Tern, że wszyscy obowiązani są wejść do
Kościoła, tłum aczą się prace Apostołów, by po­
ciągnąć do niego w szystkie n a ro d y ; tłum aczy
się tern nazw anie K ościoła ciałem C hrystusa,
w którem to ciele jedynie Duch C hrystusów
m ieszka i d z ia ła ;7 tłum aczą się ciągłe przestrogi
daw ane przez A postoła narodów w iernym , aby
się strzegli wszelkich poróżnień i rozdziałów .8
Jeżeli relig ja chrześcijańska jest dla wszystkich
ludzi i narodów , to Kościół, jako jedyny jej po­
siadacz, jedynie zbawiać może. K to więc w złej
wierze poza Kościołem pozostaje, chociaż może
łatw o jego naukę poznać, ten będzie potępiony.9
Zdanie więc, że poza Kościołem niem a zba­
wienia, oznacza z całą pewnością to, że Kościół
jest jedyną zw yczajną drogą zbaw ienia; istn ieją
także drogi nadzw yczajne dla tych osobników,
stojących poza Kościołem, którzy wszystkiem i
środkam i szukają Mmli bożej.
K to należy do Kościoła, ten żeby się zbawić,
m usi z tym Kościołem żyć, czyli używ ać środ-
kÓ A v łaski (sakram entów ), musi trzym ać się
n auki Kościoła, być posłusznym jego p a ste r­
skiem u urzędowi, brać udział w jego litu rg ji.
Przez sum ienie S M m je jesteś z Bogiem zMuązany,

7. E fe z . 4, 12. — 8. 1 K or. 1, 10; 11, 19.


9. M at. 18, 17. M arek 16, 16. J a n 3, 5, 18; 6, 54. D z ie je Aj).
2,-38; 4, 12; 1 K o r. 5, 5; 1. T y m . 1, 20; T y t. 3, 11; 2 P io tr . 2, 1.
222

na mocy tych węzłów staniesz kiedyś przed jego


sądem. Niech ci się nic nie zdaje być za wiele,
lub za ciężkie, co służy do zabezpieczenia two­
ich stosunków z Bogiem.
K to się dobrowolnie <i z rozmysłem odrywa
od nauki Kościoła, ten się odrywa od nauki Bo­
ga. Kto świadomie i z zasady trzym a się zdała
od życia Kościoła, ten popada w śmierć ducho­
wą. K to was słucha, mnie słucha, kto wam i gar­
dzi mną gardzi.10 K to nie wierzy, potępion, zo­
stanie.11
Ale co też sobie o mnie pomyślą, mówi nieje­
den, jeśli hardziej zbliżę się do Kościoła i z Ko­
ściołem żyć będę? Zostanę przy zasadzie: Po­
stępuj uczciwie i nie bój się nikogo! — Odpo­
wiedź: Trw aj przy tej zasadzie, a będziesz tak­
że uczeiwue postępował względem Boga, P an a
twego, który ci nakazuje żyć z Kościołem.
Trw aj przy tej zasadzie, a przestaniesz z tchó­
rzliwej bojaźni przed ludźmi trzym ać się zdała
od życia z Kościołem. Nie możesz się przełamać
i zmusić do tego, abyś przez życie z Kościołem
w yjednał sobie moc bożą do życia moralnego,
a chcesz bez tej pomocy wstrzymać się od złego
i od krępowania się względem ludzkim. P a ir z,
abyś sam siebie nie oszukiwał.
Mówią ińni: Nie odczuwam potrzeby praktyk
religijnych. — Odpowiedź: Religja nie jest rze­
czą potrzeby. Cobyś powiedział o dłużniku, któ­
ryby upominającemu go o spłacenie długu wie­
rzycielowi, odpowiedział: Nie czuję potrzeby
spłacenia mych długów? A przecież i ty jesteś
dłużnikiem względem Boga. Życie z Kościo­
łem — to obowiązek i dług, który masz spłacić
Bogu.
io7 Ł u k . 10, 16. — 11. M ar. 16, 16.
223

In n i m ówią: Poco te zewnętrzne oznaki? —


Odpowiedź: N ależą one do istoty człowieka, nie
jako rzecz główna, ale jako n a tu ra ln y w yraz
i podpora usposobienia wewnętrznego. Czyż
w stosunkach codziennych nie zwracasz uwagi
na te rzeczy zewnętrzne? Jesteś człowiekiem,
więc dlatego w ym aga P a n Bóg od ciebie nie
tylko w ew nętrznej, lecz i zew nętrznej czci dla
siebie.
In n i jeszcze pow iadają: Poco się Kościół
w trąca do moich _stosunków z Bogiem? J a sam
p o trafię je najlepiej uregulow ać. — Odpowiedź:
Kościół nie dlatego w trąca się do twoich sto­
sunków z Bogiem, aby cię od Boga oddzielić,
lecz w trąca się jako kochająca m atka, aby ci
te stosunki z Bogiem ułatw ić, aby cię do Boga
podnieść. Sam Bóg to urządził dla twego dobra
i dla tw ej pociechy. P a trz więc, żebyś źle na
tern nie wyszedł, jeżeli rozporządzenia boże lek­
ceważyć będziesz.
5. Ażeby sobie unaocznić znaczenie Kościoła
rzućm y okiem wstecz na to, o czem już była mo­
wa. Człowiek poto m a rozum, aby nim poznawał
rzeczywistość i praw dę, od której jest zależny
i której ma się poddać. Żyje więc człowiek poto
na ziemi, aby poznał praw dę i do rzeczywistości
się stosował. K to przed człowiekiem chowa
św iatło praw dy, ażehy go zrobić bardziej nie­
zależnym, ten go w pycha w nieszczęście.
K to ma odwagę, ażeby swoją pychę i swoją
zmysłowość podporządkow ać miłości praw dy,
ten napew no poznaniem swojem dojdzie do Bo­
ga, Moje w łasne doskonałości i doskonałości
innych rzeczy pchają mię do tego przekonania,
że jest jak aś Isto ta nieskończenie doskonała, od
której wszystko pochodzi. Niedoskonałość świa-
’' II B l f

224

ta i m oje w łasn e nied o sk o n ało ści n a rz u c a ją m i


przek o n an ie, że św ia t n ie je s t tą P ra is to tą . ^—
A zatem n ap rzec iw ś w ia ta i po n ad n im stoi Bóg.
W szystko je st od B oga zależne. C elem m ego
b y tu je st p o d d an ie się B ogn, służba boża, w y ­
p ełn ien ie w oli bożej, ja k tego w y m a g a odem nie:
m oje sum ienie, dekalog i obow iązki m ego s ta ­
nu. K to pełni w olę bożą z a słu g u je n a szacunek;
k to jej nie pełni, te n n ic nie w a rt. B óg d a ł m i
sum ienie chce rów nież m ego szczęścia. P r a w ­
dziwe zatem szczęście m oje zależy od posłuszeń­
stw a dla m ojego su m ien ia.
C zuję się słab y m i w sw ojem p o zn a n iu
i w sw ojej woli. J e ś li w ięc w yżej cenię m iłość
p ra w d y i pod d an ie się B o g u n iż zaspokojenie
osobistych n am iętn o ści, to tę sk n ić będę za b o ż ą
p o r n o c ą.
Oto p rzychodzi s a m B ó g n a nieszczęsną
ziem ię naszą i n ie ty lk o d aje n am nędzarzom
ja łm u ż n ę u p ra g n io n ą , ale z n a s żeb rak ó w czy­
n i dzieci sw oje i d aje n am dro g o cen n e obietnice.
B y śm y zaś zrozum ieli, ja k nieskończona jest
m iłość jego, u m ie ra n a k rzy żu w m ęce i hań b ię.
Życie doczesne z a trz y m a w p raw d zie sw oją n ę­
dzę, ale z tej nędzy będą szczeble do d ra b in y
p row adzącej do w iecznej szczęśliwości.
B óg-C złow iek odszedł, ale n ie m iało n a s to
u czynić siero tam i, n a d p rz y ro d z o n a obecność
B oga nie m ia ła n a m być odjęta, d lateg o C h ry ­
stu s u sta n o w ił sw ój w id z ia ln y K o ś c i ó ł .
C hciał, ażeby w szyscy jego w y zn aw cy tw o rz y li
je d n ą jed y n ą społeczność. P io tr a zrobił n a jw y ż ­
szym rz ąd cą i n au czy cielem w szy stk ich w ie r­
nych, in n y c h A postołów rów nież m ian o w ał
przełożonym i i n au c zy ciela m i i chciał, ab y ta k
P io tr , ja k i k o leg ju m A postołów , zaw sze trw a ło
225

i działało w swoich następcach. Kościół jest


pełnem tajem nic ciałem C hrystusa; życie tego
K ościoła jest dziełem Ducha Św. D latego słu ­
sznie mówi Pism o św.: A jeśliby Kościoła nie
usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik.12
Jed y n ie w rzym sko-katolickim Kościele ży­
je silne przeświadczenie o nadprzyrodzonem
O bjaw ieniu, o nadzw yczajnem udzieleniu po­
mocy przez Boga słabej ludzkości.
Jed y n ie w katolickim Kościele znajdziem y
żywą w iarę w w ielki czyn miłości, przez k tóry
Bóg oddał się ludziom ; w nim tylko znajdziem y
żywą w iarę w bóstwo Jezusa C hrystusa, w ro­
zum ieniu tra d y c ji chrześcijańskiej i ksiąg
świętych.
Jed y n ie w katolickim Kościele jest silne
przekonanie o jednym , żyjącym , osobistym Bo­
gu, k tó ry niebo* i ziemię stw orzył, k tó ry przez
sum ienie objaw ił ludziom swoją wolę i k tó ry
ich kiedyś pociągnie do odpowiedzialności przed
swój sąd. Jeżeli chcemy mieć ojcem Boga, w in­
niśm y m atk ą mieć Kościół.
K ościół obchodzi się tak ze światem , jak le­
karz z chorym U w zględnia chętnie wszystkie
potrzeby św iata, naw et jego k aprysy, ale nigdy
nie pozwoli sobie dyktow ać zasad, według któ­
rych m iałby n ad nim dokonywać dzieła zba­
wienia.
. Jed y n ie rzym sko-katolicki Kościół, z łaski
Boga nieom ylny, m a zadanie i upoważnienie,
by głosić ludzkości praivdę i chronić ją przez
to najskuteczniej przed zachciankam i do samo-
ubóstw ienia, które z ludzi czyni szatanów, a ze
św iata — piekło. Choć wiele osób, które bez
12. M at. 18, 17.

Chrzęść, filo zo f ja życia. 15


226

swej w iny stoją poza Kościołem, może się


ustrzec przez nadzw yczajną łaskę C hrystusa od
zguby wiecznej, wogóle jednak pozostaje w swej
sile zasada: Poza Kościołem niem a zbawienia!
A więc z pow rotem do domu ojcowskiego, do
Kościoła katolickiego! Inaczej zginiem y w cie­
m nościach doszczętnie. W praw dzie nie jest to
w mocy Kościoła zmienić tu życie na raj, na
niebo; w mocy jego jednak jest zapewnić m u
to znaczenie, jakie mieć winno według zam ia­
rów bożych, t. j. aby było pielgrzym ką do nieba.
R O Z D Z IA Ł X X X V I I I .

Trwałość Kościoła jako dow ód jego


boskiego pochodzenia.
1. »Kośeiół, r o z p a t r y w a n y sarn w sobie, jest
w s p a n ia ły m i c ią g ły m dowodem swej wiarogo-
dności i niezbitem św iadectw em swego boskie­
go p osłan nictw a. J e s t zaś tern przez swoje c u ­
downe rozpowszechnienie, p rzedziw n ą świętość
i n ie w y c z e rp a n ą płodność w dobrem, przez swą
pow szechną jedność i n ie p rz e rw a n e trw anie.
Dzięki ty m cechom, Kościół ten, stojąc pośród
n a ro d ó w na podobieństwo ognistego słupa, z je­
dnej s tro n y w zyw a do siebie tych, którzy jeszcze
w ia ry jego nie p rz y ję li; z d ru g iej zaś — dzie­
ciom sw ym daje pewność, że w iara, k tó rą w y ­
znają, na niew zruszonej opiera się podstawie«.
(Słowa soboru w a ty k a ń sk ie g o ).
B y t K ościoła katolickiego jest fa k te m przed
■oczyma naszem i istnie ją cym . Przeszło trz y s ta
m iljonów ludzi wszelkich stanów, we wszystkich
k ra ja c h , w n a jro z m a its z y c h w a r u n k a c h u zn a je
się czemś jedn em w uległości jed nem u mężowi,
którego jak o n a m ie s tn ik a C h r y s tu s a czczą i s łu ­
chają, k tóreg o o kreślen ia w rzeczach re lig ij­
nych z u s za now aniem p rz y jm u j ą i gotowi są do
ostatn iego tch u bronić, chociaż ten m ąż nie roz­
porządza n a jm n ie js z e m i n a w e t środk am i w ła ­
dzy m a te r ja in e j. W szyscy ci ludzie, zjednoczeni
15*
przez zw iązek tejże w ia ry , tejże m iłości i tejże
u leg ło ści w jed n ą, w idoczną społeczność o b ej­
m u ją c ą c a łą ziem ię, czu ją się jak o b ra c ia
w C h ry stu sie . K ościół je st to ta k a społeczność,
k tó ra żą d a d la siebie całego człow ieka, k tó ra
uw aża się za u p ra w n io n ą do ośw iecenia w szy st­
kich szlac h etn y ch dążeń ludzkiego is tn ie n ia ;
k tó ra żąda od każdego człow ieka, by się jak -
n a jo strz e j p rz e c iw sta w ił w szystkiem u, co jest
przeciw ne w oli bożej i przeciw ne sum ieniu.
T en K ościół trw a ju ż d ziew iętn aście w ieków
ja k o p o tęg a, z k tó rą ca ły św ia t się liczy. T rw a
m im o lu d zk iej n a t u r y i lu d zk iej słabości sw ych
członków ; trw a m im o w szelkiego ro d z a ju n a p a ­
ści, k tó re b y czysto lu d zk ą in s ty tu c ję ty s ią c r a ­
zy ju ż do zguby doprow adziły.
K ościół ten tw ierd z i ja k n a ju ro e z y śc ie j, że
je s t in s ty tu c ją boską, g d y b y w ięc n ią n ie był,
o p ie ra łb y się n a n a jstra sz n ie jsz e m k ła m stw ie
i b lu ź n ie rstw ie przeciw B ogu. A przecież on m i-
ljo n y n a jsz la c h e tn ie jsz y c h i n a jro z u m n ie jsz y c h
lu d zi do n ajw ięk sz y ch pobudził o fiar.
2. K ościołow i tem u u d ało się zd ru zg o tać n ie ­
m o ra ln ą potęgę sta re g o p o g ań stw a , z a p ro w a­
dzić p o rząd ek w n a jro z m a itsz y c h lu d zk ich u rz ą ­
dzeniach, w prow adzić ład do serca ludzkiego
i p rz ero b ić pom im o n a m ię tn o śc i m iljo n y s ła ­
b y ch lu d zi n a św iętych.
I n a w e t w tenczas, gdy w ja k im ś n aro d zie
duch k a to lic k i słab n ie i ro z ra s ta się nieczyste
zielsko, p rz y p o m in a ją c e p o g ań sk ie sto su n k i,
w tenczas n aw et, czyste z ia rn o pszeniczne róść
n ie p rz estaje. N aw et w śród tak ieg o lu d u są n ie ­
zliczone dusze w u k ry c iu , w k tó ry c h duch k a to ­
lickiego K ościoła żyje i objaw ia, się w su m ien ­
ności, cierpliw ości, m iłości bliźniego, m iłości po-
229

w o łan ia, czystości obyczajów . »W śró d zepsucia


zw y ro d n iałeg o czasu, m ów i jed en głęb o k i znaw ­
ca ludzi, w id zim y ja k w m il jo n ach czystych
i d o b ry c h dusz tę tn i życie ch rześc ijań sk ie na
dowód, że św ię ta p o tęg a c h ry s tja n iz m u je st sil­
n iejsza, an iże li w szelkie p o tęg i b łęd u i n a m ię ­
tn o ś c i.
P e w ie n m ą d ry człow iek pow iedział: »Gdyby
m ię jeszcze n ie p rz e k o n a ły o p raw dziw ości K o ­
ścio ła bezp o śred n ie dow ody, to przek o n ało b y
m ię o tern n ieu ctw o i złość jego w rogów , n ie n a ­
wiść, ja k ą w ielu lu d zi w zględem n ieg o żyw i i to
sp rzy siężen ie się przeciw ko n iem u w szystkich
złych i zep su ty ch l u d z i .
D w ie rzeczy w in n y b y p o p ch n ąć m yślącego
człow ieka koniecznie do K o ścio ła: w rodzona
k ażd em u człow iekow i p o trze b a pom ocy i rze­
czyw istość ch rześc ijań sk ie g o O bjaw ienia.
ROZDZIAŁ X X X I X .
Ł aska i w spółdziałanie .
1. Celem naszym jest nadprzyrodzone posia­
danie Boga, współuczestnictwo w jego boskiej
naturze, prawdziwe synostwo boże. Cel ten nie
płynie z naszej n a tu ry , lecz jest czystym darem
niepojętej miłości.
Przeznaczenie do tego celu zostało złożone
w duszy naszej przez dar, który się nazywa la­
ską uświęcającą.
. Z tą łaską uświęcającą łączy się pomoc łaski
uczynkowej, która oświecając nasz rozum
i wzmacniając wolę, czyni nas zdolnymi do u n i­
kania złego, a czynienia dobrego. M iara tej łaski
uczynkowej po większej części zależy od naszej
modlitwy.
Łaska podobna .jest do kropli rosy, która
spada na nasze biedne serce ze źródła boskiej
praw dy i sprawiedliwości, aby je od zguby za­
chować na tej suchej pustyni życia.
J a k promienie tego samego słońca wywołują
najrozmaitsze kolory na kwiatach, tak podobnie
ta sama łaska najrozmaieiej rozbłyska w mnó­
stwie serc bojących się Boga.
Zbawienie nasze dokonywa się przez łaskę
boską i przez nasze z nią współdziałanie; Bóg
wyw iera wpływ na człowieka, lecz pod tym
wpływem człowiek zachowuje swą wolność. J a k
231

rylec byw a prow adzony rę k ą -a rty sty , tak duch


ludzki ręką Boga. Nie rylcow i należy się pierw ­
sza pochw ała za dzieło sztuki, lecz artyście.
W ola ludzka atoli nie .jest bezdusznym r y l­
cem’; ona żyje i posiada moc oparcia się kiero­
wnictw u Boskiego A rty sty i samodzielnego de­
term inow ania się pod wpływem boskim do tego
lub owego.
K ierow nictw o boże nie przeszkadza ludzkie­
mu m yśleniu i postępow aniu; m yślenie zaś i po­
stępow anie ludzkie nie przeszkadza boskiemu
kierow nictw u.
2. W spółdziałanie ludzkie m a istotne znacze­
nie w spraw ie zbaw ienia duszy. Bóg stw orzył
studnię, ale w iadra nie stw orzył. D aje on prze-
obfieie, ale człowiek m usi rękę otworzyć.
Bóg w rozdaw nictw ie swoich łask uwzglę­
dnia w praw dzie zachowanie się człowieka, daje
mu łaski stosownie do tego, jak z nich korzystał,
ale zależny jest w tern rozdaw nictw ie tylko od
w łasnych doskonałości swoich i od postanow ie­
nia swej woli. Uw zględnia jednak postępow anie
człowieka. Bóg nie ma obowiązku obsypywać
bez końca dobrodziejstw am i tego, który go eo-
dzień na nowo znieważa. Łaskawość boża dla
ludzkiej przew rotności m a swoje granice. Do
jakiego stopnia chce się Bóg zniżać do ludzkiej
przew rotności, jest to tajem nicą rozdziału łaski.
To tylko pewne, że każdy człowiek w i ę c e j
zwykle otrzym uje łask, niż to konieczne, by go
uchronić od wiecznej zguby.
Bóg dom aga się w spółdziałania ze strony
człowieka. Poniew aż jest m ądry, chce stw orze­
nia prow adzić do celu zgodnie z ich n a tu rą , bę­
dąc spraw iedliw y, chce dać człowiekowi szczę­
ście wieczne .jako zapłatę za dobre uczynki; bę-
dąc zaś dobry, daje człowiekoAvi tę pociechę, iż
on sam przy pomocy łaski bożej może sobie nie­
bo wysłużyć.
3. Lecz dlaczego m am w spółpracować? P rze­
cież to, co Bóg przew iduje, n a stą p i nieodw ołal­
nie; jeśli Bóg przew iduje, że będę wiecznie
szczęśliwy, to będę nim bez w spółpracy. — Od­
powiedź: Dlaczego jesz i pijesz? Je śli Bóg wie,
że za dwie godziny będziesz nasycony, to bę­
dziesz bez jedzenia i picia. Nie chcesz sobie psuć
a p e ty tu m yślą o tern, że Bóg przew iduje i masz
rację; Bóg bowiem przew iduje rzeczy przyszłe,
dlatego że są przyszłe, ale przyszłość nie dlatego
jest przyszłością, że ją Bóg przew iduje.
Mówisz: Bóg wszystko działa we m nie, dla­
czego m am współpracować? — Odpowiedź: P ió ­
ro rzekło do pisarza: Ty wszystko piszesz, zo­
staw więc m nie w pokoju. Bóg robi wszystko,
lecz i ty także wszystko robisz. Podobny jesteś
pod pew nym względem do jakiegoś, ręk ą bożą
kierowanego, instrum entu. Lecz ty jesteś wię­
cej ja k in stru m e n t; jesteś bowiem sam odzielną
n a tu rą , k tó ra swoją w artość pow inna zadoku­
m entow ać czynam i i to czynam i dobrowolnie
spełnionemi.
Mówisz: Bóg już zgóry wszystko przeznaczył,
poco m am się jeszcze męczyć? — Odpowiedź:
Twój los w wieczności będzie albo nagrodą, albo
k a rą za twoje postępow anie; Bóg więc przezna­
czył ci nagrodę, lub k arę uw zględniając twoje
postępowanie. K to m a być wiecznie nieszczę­
śliwy, to nie dlatego, iż tak i jest jego sm utny
los, że został zgóry do piekła przeznaczony; nie,
lecz jest przeznaczony do piekła za to, że wła-
snowolnie podniósł b unt przeciwko Bogu.
Bóg chce, aby wszyscy ludzie się zbawili. Ta
233

wola Boga suponuje zazwyczaj n a tu ra ln y bieg


rzeczy i rozwój praw n a tu ry . Jeżeli Bóg gotów
jest czasem użyć naw et swej wszechmocy i w trą ­
cić się w bieg n a tu ry , to nie zobowiązał się by­
n ajm niej do czynienia takich cudów, by przez
to naw rócić w szystkich grzeszników.
Ale żeby nam przyjść z pomocą, Bóg 1) u s ta ­
nowił ta k ą in sty tu cję w idzialną (Kościół), która,
sądząc po ludzku, jest potrzebna, żeby wszyscy
ludzie m ieli dostęp do praw dy i łaski. 2) C hry­
stus s ta ra się ze szczególną opatrznością o to,
aby wszyscy ludzie dobrej woli doszli do posia­
dania tego, co jest potrzebne do wiecznego
szczęścia. Bóg raczej cud zdziała, aniżeli po­
zwoli na to, żeby człowiek, w m iarę sił swoich
dążący do dobrego, m iał być n a wieki potępio­
ny. 3) C hrystus, jako dobry pasterz i m iłosierny
S am ary tan in , daje każdem u naw et najgorszem u
grzesznikow i w i ę c e j łaski, niż m u potrzeba
do zbawienia.
Bóg nie łatw o porzuca człowieka, za któ re­
go krew i życie oddał. Nie w yrzeka się nikogo,
chyba że człowiek sam siebie dobrowolnie gubi.
R O Z D Z IA Ł XL.

W iedza i wiara.
1.W iedzieć znaczy tyle, co n a p e w n o poznać
rzecz w jej przyczynie. W ierzy ć zaś znaczy być
p rz e k o n a n y m o p ra w dzie ja k ie jś rzeczy nie d la ­
tego, żeśm y sam i ją poznali, ale dla pow agi
tych, co n am o n iej zaświadczyli.
W iedza człowieka jest n a d e r ograniczona.
Człowiek nie poto żyje na ziemi, a b y w szystko
w iedział i a b y osobiście poznał choćby to w szyst­
ko, co do jego życia jest konieczne. N a każdy m
k ro k u m usi spuszczać się n a to, co mu inni
mówią.
Człowiek p ra w ie ciągle żyje z w ia r y ; po zna­
nie osobiste jest rzadkie, w większości w y p a d ­
ków p o legam y na zd a n iu cudzem.
B łądzą więc ci, k tó rz y m ówią, że w ia ra h ań b i
rozum ludzki. Czemże bowiem jest ten rozum
lu d zk if B ędąc dziećmi nie zn a m y go, będąc m ło­
dym i nie idziem y za n im ; w w ieku m ęsk im czy­
ni 011 n am w y rz u ty , w staro śc i opuszcza liąs.
P o z n a jm y ty lko swój rozum, a zobaczymy, czy
n iem a w nim m iejsca na w iarę! U większej czę
ści ludzi n ie d o w iarstw o w je d n y m p u n k cie opie­
ra się n a ślepej wierze w dru g im .
2. Jeżeli nie jest rzeczą niestoso w ną dla czło­
w ieka wierzyć in n y m ludziom, ja k a ż w tern
235

u jm a dla jego godności, g dy się godzi, żeby go


Bóg pouczył?
Codziennie w ielk a liczba filozofów bezbo­
żnych naucza n ajw ięk szych głupstw , w które
ty s ią c e ludzi wierzy. A ch rześcijan in m iałżeby
się w stydzić swej w ia ry ?
Mówią, że w ia r a c h rześc ijań sk a stoi w sprze­
czności z rozum em i n au ką. — Odpowiedź: W i a ­
r a w n ie k tó ry c h rzeczach p r z e w y ż s z a r o ­
zum, g d y m u o b jaw ia p ra w d y , k tóry ch dosię­
g n ą ć nie może, n ig d y je d n a k nie jest sprzeczna
z rozumem . P o z n a jm y ty lk o dobrze, co to jest
rozum ludzki, a zniknie wszelka niezgoda m ię­
dzy nim a w i a r ą chrześcijańską.
R a z po ra z u uderza p y c h a lu d zk a n a t a j e-
m n i c e w i a r y chrześcijań skiej. A czyż każde
ziarnko, k ażd a linja , każda b arw a, każdy kęsek,
k t ó r y spożyw am y, nie jest ta je m n ic ą ? T a je m n i­
ca jest n a t u r a l n ą g ra n ic ą dla d u ch a ludzkiego.
P o n ie w aż O bjaw ienie ch rześcijańsk ie w p ro ­
wadza n as w n a d p rz y ro d z o n y i n ad ro zu m o w y
porządek, m usi przeto mieć w ł a ś o i w e sobie
tajem nice, w k tó ry ch praw dziw ość m a m y wie­
rzyć, o p iera jąc się na powadze Boga. P rze z pod­
danie się ta jem n icy , mówi pewien p is a rz n a ­
szych czasów, duch płaci B og u n a js z la c h e tn ie j­
szą daninę, oddaje m u najw znioślejszy, n a jg o ­
dniejszy B oga i siebie hołd. O ddaje przez to
cześć Bogu. W świecie m yśli u zn a je najw yższą
władzę B oga i sw oją n a jp ię k n ie jsz ą ozdobę, ko­
ronę swej istoty, swoją intelig e n cję i swój ge-
njusz, swoją wolność i sw oją wiedzę u jego stóp
składa.
3. W i a r a c h rześc ijań sk a s taw ia g ra n ic e t y l ­
ko błędowi, a nie p ra w d ziw ej nauce. P ow aga,
z ja k ą O b jaw ienie ch rześcijańskie staje przed
236

m yślącym człowiekiem, żadną m ia rą nie o g ra­


nicza upraw nionej i rozum nej wolności, na k tó ­
rą Pism o św. terni wskazuje słowy: Ś w ia t bada­
niu ludzi oddal} O bjaw ienie daje raczej wie­
rzącym stałość, na której zbywa niedow iarkom .
Pom iędzy jednym i i drugim i jest taką, różnica,
ja k pom iędzy badaczem obserw ującym zjaw i­
ska przyrody z m iejsca zupełnie bezpiecznego,
a badaczem skazanym na robienie swoich spo­
strzeżeń na m alutkiem czółnie, zostawionym na
kap ry s fal.
W iadomości, jakie nam daje w iara chrześci­
jańska, są najw iększem dobrodziejstwem dla
m yślącego ducha. »Pragnienie, by się mocno
trzym ać w iary katolickiej, pisze Balmes, rosło
we mnie, ilekroć z całą niezależnością ducha
zajm ow ałem się zgruntow aniem tych głębokich
zagadnień, które filozofja sta ra się rozwiązać.
W idziałem się wtedy otoczony najgrubszem i
ciem nościam i i nie w i ę c e j mogłem odkryć
św iatła, niż owe niesam ow ite błyski podczas bu­
rzy, które do tego tylko służyły, bym zobaczył
głębię przepaści, nad któ rą stałem«.
I cóż my właściwie wiemy? D otykam y wie­
cznie zagadnień; człowiek jest istotą ciem ną;
bardzo mało wie o świecie, a n ajm niej o sobie.
W i ę c e j św iatła! oto wołanie ludzkiego ducha.
O bjaw ienie chrześcijańskie nie jest objaw ie­
niem bezpośrednio z osobna każdem u danem ;
czyżby dlatego wobec n au k i nie mogło się ostać?
O niedow iarkach pow iada pewien p o g a n in :2
»Jak o wielu rzeczach, zanim się staną, m yślim y,
że są niemożliwe, ta k też niejedną z takich rze­
czy, które się bardzo dawno stały, uw ażam y za

1. E k les. 3, 2. — 2. P lin iu s: Hist, n atu r. 1. 7, c. 1.


237

niemożliwą. Dlaczego? Dlatego, żeśmy sam i na


to nie p atrzyli, że nie możemy tego zrozumieć.
Je st to jednak w ielka głupota«.
W ia ra chrześcijańska jest zdaniem się du­
cha na Boga; w tern leży jej siła. Bez tej siły,
naw et najlepsze poznanie rozum u jest słahe.
Rozum jest mieczem obosiecznym z tw ardej,
wyszlifoW anej stali; rękojeścią tego miecza jest
c h a ra k te r; bez rękojeści miecz nie ma w artości;
silną ręką jest pobożność i ona to mieczowi
daje siłę.
- RO ZDZIAŁ X L I.
Sceptycyzm .
1. Jed n y m z najsilniejszych dowodów słabo­
ści ludzkiego rozum u jest, bezsprzecznie, w ystę­
p u jąca w przeróżnych form ach m an ja pow ątpie­
w ania, k tó ra jak niebezpieczna choroba grozi
w szystkim m yślą cym .
N ierozum ne pow ątpiew anie pochodzi tak sa­
mo ze słabości ducha, ja k nierozum na łatw o­
wierność.
Człowiek zarażony tą chorobą, jest niezado­
w olony z tego, co napew no wiemy. A ponieważ
tyle jest rzeczy, których um ysł ludzki nie może
do g ru n tu zbadać, chciałby i te nieliczne pewne
rzeczy usunąć, aby mógł o wszystkiem wątpić.
Lecz jest i r o z u m n e w ątpienie, które za­
daje p y ta n ia i trudności, aby znaleźć rozw iąza­
nie; w ątpienie to jest owem znanem w dawnej
filozofji katolickiej — metodyeznem w ątpie­
niem. I pom iędzy współczesnym i m yślicielam i
są tacy, którzy uznają, że potrzebne jest takie
wątpienie. »W ątpienie, pochodzące z chęci po­
znania, mówi K uno Fischer, prow adzi do w y­
robienia przekonań i do wolności ducha; prze­
konanie bowiem krępując nas, czyni nas wol­
nym i; to zaś w ątpienie jest chęcią osiągnięcia
praw dy. Przeciw nie, w ątpienie pochodzące ze
sceptycyzm u prowadzi do w olnodum stw a; gdyż

X
239

polega na niechęci do wszelkich przekonań. —


W olnodnm stw o rodzi się z dążności do nm ysło
wej niesforności, z usposobienia lekkom yślnego,
nie lubiącego obowiązków, dlatego swawola
i wolnodum stwo tak ściśle ze sobą się łączą«.
W ątpienie jest w tedy nierozum ne, kiedy się
w ątpi w te praw dy, do których przyjęcia są
w ystarczające powody.
Gdzie jest przyczyna tej w adliw ej skłonności
do pow ątpiew ania? Zawsze albo w słabości du­
cha, albo w nam iętności. Pierw sza prow adzi do
gnuśnej bezmyślności i obojętności, a druga
k ry je się poza fałszyw em wyobrażeniem o isto­
cie i zadaniu nauki.
M atem atyczną pewność spotykam y tylko
w m atem atyce; czyż dlatego wszystko inne ma
być niepewne?
2. A le czyż w ątpienie nie jest upraw nione
w łaśnie w dziedzinie religji, gdzie tyle jest nie­
jasności i sprzeczności? — Odpowiedź: Rzeczy­
wiście, w dziedzinie relig ji są ciemne m iejsca
i pozorne sprzeczności, lecz gdzież znajdziem y
dziedzinę życia i wiedzy, w k tó rejby tych nie­
jasności i sprzeczności pozornych nie było? Czę­
sto poznajem y dwie praw dy dobrze uzasadnio­
ne, a jednak nie dostrzegam y ich stycznego
punktu. P ostępuj więc tak w dziedzinie religji,
ja k postępujesz wszędzie jako rozum ny człowiek.
Jeżeli idzie o dwa niew ątpliw e fakty, to po­
zorna sprzeczność nie w ystarcza do zaprzecze­
nia jednego z nich; wnioskujesz stąd tylko
o ograniczoności ludzkiego poznania.
W dziedzinie obyczajów i religji Bóg tra k ­
tuje ludzi nie jako m aszyny do m yślenia, lecz
jako ludzi, którzy siłą wolnej woli m ają dążyć
do rzeczy wyższych.
240

P raw d a ma dosyć św iatła, żeby ją przyjęło


serce niezepsute, lecz jest też i ciem ną dosyć,
aby serce zepsute nie m iało przeciwko niej po­
wstawać.
Sceptycyzm wypędza praw dziw e życie z du­
szy ludzkiej i czyni ją podobną do tru p a ; usu ­
wa praw dziw e życie ze społeczeństwa ludzkie­
go, czyniąc je zbiorowiskiem ludzi nie m ają ­
cych nic do stracenia.
W szystkie k arcian e doniki nowoczesnej filo-
zofji czemże są jak nie w ynikiem chorobliwego
sceptycyzm u! W spaniale one są pobudowane,
lecz błąd tru d n o z nich wypędzić, bo mu tam
zbyt dobrze i wygodnie.
3. Je d n i w ątpią we wszelką możność pozna­
nia rozumowego; drudzy lekceważą wszelkie
poznanie zmysłowe; inni w ątpią we wszystko,
tylko nie w interes w łasny. A jakież pomimo
to widzim y u w szystkich ugan ian ie się za czy­
stym rozum em i doświadczeniem! Z dołu i z gó­
ry podkopują dom i chcą żeby stał!
Sceptycyzm zgadza się poniekąd z błędnem i
drogam i życia; lecz kiedy śm ierć nam zajrzy
w oczy, nie przyniesie nam uspokojenia.
K ry ty k a jest dobra, ale liip e rk ry ty k a — zła;
podobna jest do konia, co żłób swój gryzie.
Sceptycyzm niweczy wszystko, co nam po­
znanie daje. Czyż kw iat jest poto, żeby go ob­
skubać! B iada rodzajow i ludzkiem u, k tó ry za­
m iast czynić dobrze, wszelkie dobro m iażdży
myślą.
Opatrzność czuwa nad tern, abyśm y mogli
być mocno przekonani o tern wszystkiem,
o czem przez wzgląd na cel naszego życia prze­
konani być w inniśm y, o ile jesteśm y ludźm i do­
brej woli.
241

Bądź więc spokojny i nie chciej szperać,


gdyż szperanie nie na wiele ci się przyda; zdaj
się na to czyste światło, jakie ci zgóry p rzy ­
chodzi.
U fa j swoim zmysłom, u faj lam pce swego
rozum u, u fa j słonecznemu św iatłu O bjaw ienia
boskiego. W iedza jest gwiazdą w iary, pobożność
jąd rem wszelkiej wiedzy.
Nic niem a piękniejszego nad św iatło wyso­
kiej m ądrości i cichą uległość Kościołowi, kie­
dy się razem złączą.
W ątpliw ości się nie bój, ale korzystaj z nich
w sposób odpowiedni. Z w iary wychodzisz i do
w ia ry wracasz. Sceptyk stoi przy drodze, aby
cię ze spokoju ograbić. Jeżeli mu z jednej dro­
gi zejdziesz, znajdziesz go na innej; choć pod
inną postacią, wszędzie go spotkasz. Nie ucie­
kaj więc przed nim , lecz go i nie szukaj. Gdzie
cię napadnie, tam go odtrąć od siebie! Musisz
go bowiem zwalczyć i zwyciężyć, jeżeli idąc
przez jego dziedzinę, chcesz znaleźć drogę do
praw dy. N ie dlatego wątpisz, żeś się stał m ą­
drzejszym , ale dlatego, że tw oja m ądrość jeszcze
nie dosyć dojrzała. W ątpienie jest łupiną,
w której owoc pow inien dojrzewać; gdy dojrze­
je, pozbędzie się łupiny.

C h rzęść. 1‘ilo z o fja ż y c ia . IG


. RO ZDZIAŁ XL1I.
P rzeciw ień stw o dwu światopoglądów.
1. Dopóki ludzie istnieć będą, dopóty też bę­
dą na ziemi w ciągłej walce dwa św iatopoglą­
dy. W edług jednego z nich człowiek jest istotą
najw yższą, a św iat jest tylko poto, aby zaspa­
k a ja ł żądze człowieka. Ten pogląd na św iat
opiera się w gruncie rzeczy na jaw nym lub
sk ry ty m egoizmie.
Opisuje go jedna z ksiąg św. Starego T esta­
m entu w n astępujący sposób:
»Krótkie, a tęskliw y jest czas żywota nasze­
go i nie masz ochłody na końcu człowieczym
i nie m asz ktoby był poznany, że się z piekła
wrócił.
»Bo z niczegośmy się narodzili i potem bę­
dziemy jakoby nas nie było: bo dym jest duch
w nozdrzach naszych: a mowa iskra na porusze­
nie serca naszego.
»K tóra gdy zgaśnie, popiołem będzie ciało
nasze, a duch rozwionie się jako m iękkie po­
wietrze i przem inie żywot nasz, jako ślad obło­
ku i rozejdzie się jako m gła, która rozpędzona
jest od prom ieni słonecznych i od gorącości jego
obciążona.
»A imię nasze będzie za czasem zapam iętane
i żaden nie będzie m iął w pam ięci uczynków
naszych.
243

»Bo przem ijanie cienia jest czas nasz, a nie-


masz naw rócenia skończenia naszego: gdyż jest
zapieczętowane, a żaden się nie w raca.
»Patrzeież tedy, a używ ajm y dóbr n in ie j­
szych, a zażyw ajm y rzeczy stw orzonych prędko,
jako w młodości.
»W inem drogiem i olejkam i się napełniajm y,
a niech nas nie m ija kw iat czasu. Chodźmy
w w ieńcach różanych, póki nie uw iędną: żadna
łąka niech nie będzie, po którejby nie m iała
przejść rozpustność nasza.
»Żaden z nas niech próżen nie będzie rozpu­
sty naszej; wszędzie zostaw ajm y znaki rozko­
szy-; gdyż to jest cząstka nasza i ten jest dział.
U eiśnijm y ubogiego spraw iedliw ego, a nie prze­
puszczajm y wdowie, ani się starca w stydajm y
sędziwości długiego wieku.
»A moc nasza niech będzie za praw o sp ra ­
wiedliwości: co bowiem mocy nie m a, niepo-
żyteczne się najduje.
»Zasadźmy się tedy n a spraw iedliw ego, gdyż
nam jest mepożyiteczny i przeciw ny jest sp ra ­
wom naszym i w ym iata nam grzechy przeciw
zakonowi i rozgłasza na nas grzechy życia
naszego.
»0biecuje, iż m a znajomość Boga i nazyw a
się synem bożym.
»Stał się nam ku strofow aniu myśli n a ­
szych.
»Ciężko nam i nań patrzeć, gdyż różny jest
żywot jego od innych i odm ienione są drogi
jego.
»Jako plotki poczytani jesteśm y od niego
i strzeże się dróg naszych jako plugactw a i prze­
kłada skończenie spraw iedliw ych i chlubi się,
iż Boga ma ojcem.
16*
244

»Spatrzm yż tedy jeśli mowy jego są p ra w ­


dziwe, a doświadczm y co n ań potem przyjdzie,
a dowiemy się, jak ie będzie dokonanie jego.
»Bo jeśli jest praw dziw y Syn Boży, obroni
go i w ybaw i z rą k nieprzyjacielskich.
»Potw arzą i m ękam i w ybadajm y go, abyśm y
doznali skrom ności jego i doświadczyli cierpli­
wości jego.
»Skażm y go na śm ierć co najsrom otniejszą:
będzie bom em n ań wzgląd z mów jego«.1
Taki jest nowoczesny św iatopogląd, a tycli,
którzy mu hołdują określam y zwykle jednem
słowem »świat«. Do tego »świata« nie należą ci,
co ze słabości zgrzeszyli i pokornie sivoje grze­
chy w yznają, ale ci, co moc swoją zak ład ają na
grzeszeniu, co w grzechach szukają swego za­
spokojenia, a potem zbyt dum ni są, żeby się
uznać za grzeszińików.
Św iat jest to skłonność ducha do grzechu,
jak gdyby grzech m ógł nas uszczęśliwić! Św iat
jest to podporządkow anie całej n a tu ry n a j­
brzydszemu egoizmowi, jest 011 życiem z punktu
widzenia człowieka zezwięrzęconego, k tó ry szu­
ka w szędzie'tylko tego, co się odnosi do ciała
i m aterjalnego dobrobytu.
Św iat jest zły; mimo to nie stra c ił zupełnie
zm ysłu dla dobra i praw dy. Dla siebie woli 011
niskie użycie, osłonięte kłam liw ym pozorem do­
bra, niż dobro praw dziw e; lecz od praw dziw ie
dobrych w ym aga niepokalanej cnoty. Im w ięk­
szy genjusz, im piękniejsze oblicze, tern łatw iej
mu św iat d aruje, lecz im większa cnota, tem su­
rowiej ją sądzi, tem tru d n ie j jej przebacza.
2. D rugi św iatopogląd podporządkow uje czło-

1. Mądr. 2, 1—20.
245

w ieka Bogu stojącem u ponad światem . Św iato­


pogląd ten leży u podstaiw ehryistjanizm u
i w c h ry stja n izmie znalazł swój całkow ity w y­
raz. Kościół katolicki posiada w ielkie bogactwo
środków, żeby ludzi skutecznie nakłonić do te ­
go, by się praw dziw ie i rzeczywiście poddali
Bogu jako jego wolni słudzy i żeby w szystkie­
go używ ali nie inaczej, tylko jako słudzy Boga.
W edług takiego1 poglądu św iat nie poto
istnieje, ażeby zaspakajał zmysłowość i pychę
człowieka, ale dlatego, aby m u pom agał do osią­
gnięcia ostatecznego celu.
J a k człowiek, tak i św iat cały jest stw orzo­
ny, czyli pow ołany do bytu z niczego i u trz y ­
m yw any przez Boga. Inne byty stoją w takim
sam ym stosunku* zależności i przynależności do
Boga, jak człowiek, są one dla Boga, w inny
przez swój byt i przez swoją działalność w ysła­
wiać Boga, Stw órcę swego. Odnoszą się prze-
dewszystkiem do Boga, nie do człowieka.
N iektóre z tych rzeczy i do człowieka się od­
noszą; człowiek m usi ich używ ać i korzystać
z nich; otaczają go w pryw atnem i społecznem
życiu; człowiek ich potrzebuje do swojego roz­
woju, do różnorodnej działalności; w yw ierają
one na niego znaczny wpływ.
W szystko, co dla człowieka w tern życiu ma
pewne znaczenie, nie jest absolutną jego w ła­
snością. Co czas przyniósł, to czas zabierze;
wszystko, co ludzie m ają, jest tylko pożyczone.
Może człowiek posiadać coś na własność, nieza­
leżnie od innych ludzi, ale nie może czegoś po­
siadać niezależnie od Boga. A ponieważ w szyst­
ko należy do Boga i wszystko od niego zależy,
przeto w szystko na świecie, o ile stoi w jakim ś
246

stosunku do człowieka, ma ten tylko cel, aby


go do Boga prowadziło.
Bóg postawił człowieka jako coś najwyższe­
go, jako koronę Avidzialnego stworzenia; świat
cały do niego przystosował. Stworzenia nie mo­
gą być dla człowieka celem i końcem; nie mogą
one w ostatniej instancji mieć tego za przezna­
czenie, aby człowiek znajdował w nieb zaspo­
kojenie swoich popędów; człowiek bowiem swój
cel ostateczny ma w Bogu. Stworzenia więc są
dane człowiekowi, aby ich używał jako środ­
ków do celu, do wsławienia Boga i do osiągnię­
cia zbawienia wiecznego.
Mówią, że świat jest zły; być może, lecz
bożków robi nie złotnik, ale czciciel.
Stworzenia osiągają swój cel przez to n a j ­
pierw, że będąc śladem, objawieniem, podobizną
Boga, kierują ducha ludzkiego ku Bogu. Gdy
wznoszę wzrok w przestworza niebieskie i p a ­
trzę z planety ziemskiej na słońca i morza, wte­
dy się modlę i płaczę, bo czuję, bo marność
swoją widzę.
/ dzieł stworzonych powinien człowiek po­
znać istnienie i wspaniałość Boga. N a tu ra jest
księgą, zawierającą na każdej stronie wielką
treść. Człowiek nie powinien w księgę n a tu ry
i dziejów patrzeć bezmyślnie, jak nierozumna
istota, lecz powinien się starać odczytać we­
wnętrzne znaczenie, jakie w nie włożył Bóg,
sprawca i kierownik wszechrzeczy.
P a trz na świat, jako na świątynię Boga i tak
się zachowuj, jak gdybyś był na miejscu świę­
tem.
Powtóre, stworzenia spełniają swój cel, gdy
człowiekowi dnia każdego, a nawet każdej go­
dziny dają sposobność, by przez właściwe ich
247

używ anie okazał w ierność i sum ienność wzglę­


dem Boga. Bo człowiek ma zdążać do swego celu
nie jako duch czysty, ale jako istota m aterjal-
no-duchowa. Będąc zaś taką istotą m usi uży­
wać stw orzeń ku pożytkow i i rozwojowi swego
ciała i swej duszy, jak i dla spełnienia obo­
wiązków swego stanu. Gdy to w sposób godny
i rozum ny czyni, w ypełnia wolę bożą i osiąga
swoje przeznaczenie.
Po trzecie, człowiek pow inien odnośnie do
rzeczy stw orzonych zdobyć się na wyrzeczenie
się siebie i zwycięstwo nad sobą; może to sobie
nakazać. M usi on ham ow ać swe nieum iajkow a-
ne popędy, które go ciągną do stw orzeń; musi
odrzucić precz rzeczy, które mu sta w ia ją na
drodze do Boga przeszkody. Pow strzym anie się
i wyrzeczenie jest w wielu razach obowiązkiem
człowieka — obowiązkiem niezwykłego znacze­
nia, który bardzo często rozstrzyga o wiecznem
szczęściu lub wiecznej niedoli człowieka.
3. Tak się przedstaw iają te dwa św iatopo­
glądy, które jedynie pochwalić się mogą, że są
konsekwentne. Pierw szy odrzuca Boga, odzie­
wa człowieka w blask niezależności i św iat mu
rzuca do stóp. D rugi uznaje Boga i każe czło­
wiekowi używać św iata tylko w tym celu, aby
Boga osiągnąć.
Życie każdego człowieka, świadomie czy nie­
świadomie, opiera się na pew nym zasadniczym
poglądzie; najw ażniejszą jest więc rzeczą, aby
ten zasadniczy pogląd był w zgodzie z praw dą.
RO ZDZIA Ł X L I1I.
W artość doczesnego życia.
1. Zachować głowę i serce n a właściwem
m iejscu — m a to dla człowieka rozstrzygające
znaczenie.
Często filozofowie daw nych i nowszych cza­
sów określali życie ludzkie jako m arzenie. Pod
pewnym względem życie podobne jest rzeczy­
wiście do m arzenia — m arzeniem jednak ono
nie jest.
a) Życie podobne jest do m arzenia, Życie
przedstaw ia tylko osłony, kontury. W n a jle p ­
szym razie jest ono tylko odbłyskiem rzeczy­
wistości.
M arzenie jest pełne ułud, ’tak samo i życie.
Świat, podobnie jak jego te a tra , jest tylko de­
koracją, gdzie wszystko jest ułudą, a nie rzeczy­
w istością; przy jasnym dniu m am idło znika,
M arzenie m a swój koniec i nic nie pozosta­
w ia trw ałego, podobnież i życie. Nic niem a
trw ałego — jeno zm iana, nic stałego — jeno
śmierć. Życie jest w alką ze śm iercią, której
wszyscy ulec m usim y.
M arzenie jest k r ó t k i e , prędko pierzcha.
P ro ro k Izajasz usłyszał raz głos w ołający nań:
»W stań!« A kiedy zapytał: »Co m am przepo­
w ia d a ć ^ — Głos odrzekł: W szelkie ciało trawa,
a w szelka chwała jego ja k k w ia t polny.1 Ma-
1. I z a j . 40, 6.
249

rżenie znika niepostrzeżenie, nie wiadomo kie­


dy i nie wiadomo jak, podobnież i życie.
b) Życie jednak m arzeniem nie jest: ono jest
rzeczyw istością; żyje się tylko raz i to ma dla
nas doniosłe znaczenie.
W ażną jest rzeczą, aby nas żadne zwodnicze
pozory nie uwiodły do fałszywego poglądu na
życie.
W szystko na tym świecie chce nas do siebie
pociągnąć; powaby zmysłowości są przepotężne.
Jakże łatw o praw dziw y sąd może być zamięsza-
ny! Toteż rzeczy należy brać tak, jakiem i są
w rzeczywistości.
D obra ziemskie m ają to do siebie, że się ich
m niej używa, gdy się je posiada, a więcej się
boleje, gdy ich niema.
Przyjem ność oceniaj nie wedle tego, jak ona
ci się przedstaw ia przed użyciem, lecz jak po
użyciu.
K ochać piękno, o ile ono prow adzi do S tw ór­
cy, jest m ądrością, a kochać je, o iile ono nas.do
siebie przykuw a — głupstwem .
Przyzw yczajaj się do takiego sposobu mó­
w ienia, k tó ry z praw ością twego sądu byłby
w -zgodzie. Jeśliś się przyzw yczaił głupio mó­
wić, dojdziesz do tego, że będziesz i głupio
m yślał.
Strzeż swej głowy od głupistw; broń przed
głupstw am i k ieru n k u twej woli.
W prag n ien iach swoich szacuj to co ziemskie
o tyle, o ile ci ono służy za środek i pomoc do
celu; lecz trzy m aj te p rag n ien ia na wodzy, zda­
ła od rzeczy ziemskich, gdyby ci m iały przesz­
kadzać w dojściu do twego praw dziw ego prze­
znaczenia.
Tego w ym aga m ądrość, gdyż rzeczy ziemskie
250

poto tylko istnieją, aby ei tak układały drogę


życia, żeby cię zaprowadziła do celu. Życie jest
drogą do Boga; strzeż się, abyś ubiegając srię za
środkami do życia, samego życia nie stracił.
Tego wym aga i szlachetna n a tu r a ludzka.
Na takiem usposobieniu polega mądrość życia,
rozum, wolność ducha, porządek.
W usposobieniu przeoiwnem leży nieład, nie-
rozum, niewola, rabunek własności bożej, wdzie­
ranie się w praw a boże.
Tego wym aga i zdrowy rozum. Nigdy
w stworzeniach nie znajdziemy w i ę c e j nad
to, co w nie Stwórca złożył. Kto szuka w stwo­
rzeniach spokoju i zadowolenia, ten sam sobie
szkodzi i sam siebie oszukuje.
2. Życie ludzkie nawet pod względem docze­
snym nie daje tego, co nam obiecuje. Młodzie­
niec puszcza się na ocean życia na tysiąco m a­
sztowym okręcie, starzec dobija cicho do portu
na uratow anej łódce
Pewien s ta ry niemiecki poeta tak się s k a r­
ży: »Patrzcie, jak śmiech nasz kończy się pła­
czem, jak słodycz z gorzką żółcią się inięsza, jak
kwiat opada, gdy najsilniejszym liściem zdaje
się być pokryty«.
Jest to znak wielkiej mądrości dać sobie radę
tu na świecie bez m ajątku i próżnych przyje­
mności.
Na świecie nigdy nie zaznamy pełnego spo­
koju; skoro tylko zechcemy sobie pofolgować,
zjawi się zaraz albo wróg, by nas zmusić do
działania, albo przyjaciel, by wypróbować naszą
cierpliwość.
3. Nie przeceniaj tego co ziemskie, ale ceń,
gdyż .jest ono dla ciebie drabiną do nieba.
Korzystaj z tego co ziemskie, pam iętaj je-
251

dnak, że z tego samego kwiatu eo p a ją k i tru c i­


znę, pszczoły miód zbierają.
Tylko dążenie do wyższego celu czyni życie
znośnem. Powinieneś dążyć do jąd ra życia, cho­
ciaż i skorupa m a swoje znaczenie.
W artość życia poznajemy wtedy, gdy m y­
ślimy o wieczności.
Ludzie, patrząc na świat oczyma Platona,
przyrównyw ali go do więzienia. O ile byt nasz
na świecie związany jest z trudnościam i i po­
niżeniami, można go porównać z więzieniem.
Lecz ten byt ziemski, rozpatryw any w sobie, jest
zamierzony przez Stwórcę dla naszego dobra;
jest on trudną wprawdzie, lecz usypaną dobro­
dziejstwami drogą do wiekuistej ojczyzny.
Używaj tego co ziemskie w ytrwale i wszech­
stronnie, ale jako środka do wiecznego celu.
By osiągnąć cel życia, konieczna jest praca.
Z natężeniem musisz układać treść swego ży­
cia, odpowiednio do zamierzonego przez Boga
celn. Jeśli chcesz zdziałać co dobrego i piękne­
go w życiu, nie powinieneś się bać i wstydzić
nawet ciężkiej pracy. Marzenie i nadzieja p rzy­
szłości szczęśliwszej nic tu nie pomogą, musisz
się pasować z m aterją, musisz jej gwałtem n a ­
dawać kształt pożądany.
Nawet to, co nazyw ają przypadkiem, musisz
uczynić środkiem dla osiągnięcia celu swego
życia. Czyż bowiem przypadek nie jest, jak ów
surowy kamień, który życie bierze dopiero z rąk
rzeźbiarza? P rzypadek zsyła Opatrzność, czło­
wiek ma go użyć do celu.
Stój ponad zdarzeniami i korzystaj z nich.
Jeśli chcesz przepłynąć wesoło morze niebezpie­
cznego życia i wesoło wylądować kiedyś w bez­
piecznym porcie, nie daj zapanować pysze nad
252

sobą przy pom yślnych p rąd ach ; nie d a j odebrać


sobie odwagi, gdy na cię burze uderzą. Cnota
m ęska niech ci będzie sterem , nadzieja — ko­
twicą. U żyw aj ich naprzem ian, gdy zm ierzać
będziesz wśród niebezpieczeństw do stałego
lądu.
»S tarajm y się o to, pow iedział Seneka, aby
życie nasze, na podobieństwo klejnotów , mało
zajm owało m iejsca, lecz wiele ważyło i wiele
znaczyło«.
Je d n ą z najw ażniejszych łask, jakie nam
Bóg w doczesności udziela, jest to, że możemy
wiele dobrego czynić.
N ajwyższą więc m ądrością jest dążenie do
wiecznej ojczyzny przez w łaściw ą ocenę i przez
dobre użycie tego znikomego św iata.
G łupotą jest ubiegać się o przem ijające bo­
gactw a i spodziewać się od nich właściwego
szczęścia. G łupotą jest dążyć do zaszczytów
i myśleć, że dadzą n a m one stałe wywyższenie.
G łupotą jest wierzyć, że w zaspokojeniu zm ysło­
wych pożądań leży przeznaczenie człowieka.
G łupotą jest ta k z rzeczy korzystać, jak gdyby
w doczesności m iał się byt nasz kończyć.
M yśl często o tern powszechnem doświadcze­
niu, że jeszcze nig d y folgow anie zmysłom
c z ł o w i e k a nie uszczęśliwiło, że dla; niego nie­
m a nic gorszego, ja k obrazić swe sumienie.
M ądry tak mówi do siebie: Chcę swój cel
osiągnąć; chcę go osiągnąć na drodze n a jle p ­
szej i n ajkrótszej; jego wielkość i wspaniałość
w ynagrodzi mi zaparcie się siebie, pracę i ofiary.
ROZDZIAŁ X L IV .
W artość czasu.
1. W ielu, w nierozum nem złudzeniu, tak się
n a czas swego życia zapatruje, jak gdyby ten
nigdy się nie kończył, lub jak gdyby się koń­
czył w bardzo odległej przyszłości, lub też jak
gdyby wieczność nigdy nie m iała się rozpocząć.
Czas jest drogi, tak pełen znaczenia, jak
i wieczność, któ ra się na nim oprze.
Czas krótki jest... Bo przemija kszta łt świa­
ta tego.1
M knie szybkowiosła łódka lekko i ciągle
z biegiem p rąd u i tylko po zm ianie brzegów
możesz zauważyć, że ona nieustannie posuwa się
naprzód. Podobnież i życie ludzkie posuwa się
lekko i raźnie po gładkim prądzie czasu i tylko
po śm ierci towarzyszów spostrzegasz, że ono
ciągle idzie naprzód.
K to się skarży na czas, że mu zbyt szybko
ubiega, ten raczej powinien się skarżyć na siie-
bie, że go wcześniej dobrze nie używał.
Zależnie od tego, jak sam czasu używasz, go­
tów ci on służyć, albo i szkodzić.
K om u dni przechodzą, nie zbliżając go do
celu, tego filozof in d yjski przyrów nyw a do m ie­
cha, k tó ry oddycha, a nie żyje.

1. 1. K or. 7, 29.31.
f
wmm

254

^ Szczęśliwi w niebie i nieszczęśliwi w piekle


p ragnęliby choć odrobinę czasu mieć jeszcze;
pierw si, aby powiększyć swe szczęście, drudzy,
aby przez skruchę serdeczną ujść wiecznego
zatracenia.
U żyw aj czasu, ale przede wszystkiein tego,
k tóry jest w twej mocy. Nie w ychw alajcie cią­
gle wczorajszego dnia i nie pokładajcie zbytniej
ufności w jutrze, bo serce w piersiach i Bóg
w górze działają teraz, w żyjącej teraźniejszości.
2 Żyj jak gdybyś m iał każdego dnia um ­
rzeć; p racu j jak gdybyś m iał wiecznie żyć.
P rz y użyciu czasu zważaj na praw dziw ą po­
budkę. Czas można tracić nie tylko nic nie ro­
biąc, lecz także źle robiąc.
Często robi się wiele, a w rzeczywistości nic
się nie robi, bo się nie robi tego, co się robić
winno. Czas toczy się z szumem, spiesząc do mo­
rza wieczności. Pomóż mi, o Panie, aby mię
każdy dzień zbliżał do Twego nieba.
Co chcesz czynić dla wieczności, to czyń n a ­
tychm iast, skoro ty lk o możesz. Niech każda
tw oja godzina będzie zajęta, bo nie wiesz, czy
ich jeszcze dużo mieć będziesz; nie pozostaw iaj
żadnej róży na krzewie, bo może, nim nowa za­
kw itnie, będziesz m usiał umrzeć.
RO ZDZIAŁ XLV.
Chwalebna lekkom yślność.
1. O ile stanow iska, w ypadki, rzeczy na tym
świecie są nam pomocne do osiągnięcia nasze­
go celu, pow inniśm y z najw iększem staraniem
na nie baczyć i z nich korzystać! Lecz wszystkie
rzeczy, stanow iska i w ypadki, rozważane w so­
bie, pow inny nam być obojętne.
Jeżeli nie chcemy przynieść sobie szkody, to
wola nasza odjnośnie do tego co ziemskie, w in­
na się zachować z pewnego rodzaju obojętno­
ścią, w której m am y pow tarzać: W szystko mi
jedno, byle tylko najśw iętsza wola boża się speł­
niła, byłem tylko cel swego życia osiągnął.
Czy m am być bogaty, czy biedny, udręczony-
czy w spokoju, w zgardzony lub uczczony:
wszystko mi jest pożądane, jeśli się to Bogu po­
doba, a duszy mojej jest pożyteczne.
Ta chrześcijańska lekkom yślność na tern n a j­
przód polega, ażebyśm y się nie troszczyli i nie
kłopotali o rzeczy i stanow iska nasze na ziemii
więcej, niż to jest potrzebne dla osiągnięcia na­
szego celu i spełnienia obowiązków sum ienia.
Takie usposobienie jest rozumne i m ądre,
piękne i wzniosłe; chroni nas od gorzkich roz­
czarowali, uw alnia nas od wielu niebezpie­
czeństw i przeszkód.
Takie usposobienie daje nam możność życia
256

w ciągłem zadowoleniu. A być zadowolonym to


w ielka sztuka; zdawać się zadowolonym — p a ­
ra tylko; uczynić się zadowolonym — wielkie
szczęście; pozostać zadowolonym — sztuka nad
sztukam i.
Takie usposobienie um ożliw ia nam n ajlep ­
szy i najstosow niejszy w ybór z pom iędzy licz­
nych dróg i środków ; będziemy zawsze to w y­
bierać, co prędzej i łatw iej prow adzi do celu.
A to w łaśnie decyduje o wszystkiem.
2. K to jest roztropny, ten sta ra ć się będzie
dostosować i uzgodnić swoje uczucia z tą filo­
zoficzną lekkom yślnością woli. W skutek prze­
wagi uczucia i niesforności fan ta zji jesteśm y
ciągle narażeni na niebezpieczeństwo przylgnię­
cia w sposób niew łaściw y do rzeczy ziemskich
i stracen ia wolności ducha. Iluż to przez złu­
dne obiecanki fantazji, przez ślepe popędy n a ­
m iętności uw ikłało się w najsm utniejsze błędy?
Różnica m iędzy tern, co nas przeraża i tern, co
nas do siebie ciągnie — rzadko polega na rze­
czywistości, zwykle zależy od naszej w yobraźni.
Nie tyle to, co cię spotyka, ma znaczenie, ile
raczej twoje usposobienie, z jakiem to p rz y j­
mujesz,
Nie- licz na żaden szczęśliwy przypadek, zato
bądź gotów na każdy zły
Nie bierz wszystkiego do serca, lecz niejedno
puszczaj mimo uszu. W yobraźnia zdolna jest
z niczego wielką rzecz uczynić i z w ielkiej rze­
czy zrobić drobnostkę
Nie złość się na nic, w przeciw nym bowiem
razie będziesz się niedługo na wszystko złościć.
W szystko przem ija. Zło następuje po dobrem,
a dabre po złem. W szystko jest znikome, to ty l­
ko ma znaczenie, co wieczne.
Nie lekceważ trosk, nie nadarm o na nas
przychodzą, są one ciężarem popychającym tr y ­
by twego życia.
Jeżelihyś zbadał wszystkie rzeczy do g ru n ­
ta, pozbaw iłbyś się niejednej radoścdl K toby
chciał ujrzeć, ja k się p o traw y przygotow ują,
stra c i do wielu apetyt.
Nie tra ć serca, gdy nadziea będzie ci n ie r a z
w życiu tylko n ik łą p ian ą; bać się znów wielu
rzeczy — to tylko zm ora senna.
3. M iej serce otw arte dla radości, lecz i na
walkę gotowe; ucz się w niepow odzeniach ufać;
p am iętaj o burzy a v pogodny czas. Dręczą cię
troski, spodziewaj się lepszego ju tr a ; gdy ci
się szczęście uśm iecha, wspom nij o przeszłości.
Zbyt wielkie szczęście jest często nieszczę­
ściem. W ielkie nieszczęście jest często szczę­
ściem. I dlatego pocieszaj się, gdy cię spotka
nieszczęście, a szczęście znoś rozumnie.
Gdy uderzą na cię burze, pomyśl, że tu żadne
cierpienie nie trw a wiecznie; że przyszłość przy ­
niesie ci lepsze, piękniejsze czasy. Gdy serce
twoje napełni się radością i będą ci szczęścia
zazdrościć, pam iętaj, abyś stał ponad swojem
szczęściem. K to jest igraszką szczęścia, staje się
bardzo często igraszką przeciwności.
Jeżeli ci się zdaje, że n a tu ra jest stronniczą
w podziale szczęścia, idź na cm entarz, a nie bę­
dziesz n a tu ry w inił o niespraw iedliw ość.
Nie skarż się, że cię siła opuściła w biedzie
i nędzy:, pod ciężkim młotem losu zw ykły w y­
try sk ać najpiękniejsze iskry cnót.
To jedno tylko jest bezwarunkow o konie­
czne na świecie, abyśm y osiągnęli nasz cel. Inne
rzeczy są tylko pod tym , lub pod owym wzglę-

Chrześc. filozofja życia. 17


258

dem potrzebne i m ożna się bez nich obejść,


m ożna się ich pozbyć.
K onieczny ci jest tylko B óg/i to, co do Boga
prow adzi; na w szystkiem innein może ci zby­
wać. Jeżeli cię jedna nadzieja opuściła, nie prze-
sta j ufać, gdyż jeżeli jedne drzw i zam knięte,
tysiące innych może być otw artych.
W oczach Boga wszystko jest równe: nic
niem a m ałego i nic wielkiego; dobrym wobec
Boga jestem , gdym jest tern, czem być wi-
nienem.
RO ZDZIAŁ X L V I.
Ś m ierć jako nauczyciel p ra w d y .
1. G łupi u n ik ają m yśli o śm ierci, zdaje się
im, że jej ujdą, gdy o niej m yśleć nie będą.
M ędrcy daw nych i nowszych czasów uw ażali
śm ierć za najlepszego przyjaciela.
Cóż to jest śm ierć1? K oniec życia każdej
ziem skiej istoty. Gdy ciało nie n ad aje się już
do tego, aby było ożywione, człowiek um iera,
dusza jednak nie ginie, gdyż posiada byt, który
i bez ciała może trw ać i będzie trw ać. Ciało, po­
zbawione życia, podlega tym że praw om , co n a ­
tu ra bezduszna.
D usza w stępuje w inny now y św iat, dla któ­
rego nie m iała zrozum ienia, dopóki, przebyw a­
jąc w ciele, była przyw iązana do- zmysłowych
wyobrażeń. Ten d ru g i świait, u k azu jący się du­
szy z chw ilą śm ierci, jest tern dla niej, czem
różnobarw na g ra kolorów dla ślepego od u ro ­
dzenia, skoro n ag le przejrzy.
Św. Sylw ester, p a trz ąc na tru p a, mówił:
»Czem ja jestem, ty byłeś; czem, ty jesteś, ja
będę«.
Śm ierć w ynika z n a tu ry człowieka, a jednak
rozdział duszy z ciałem jest straszny i gorzki.
Bóg chciał dać człowiekowi nadprzyrodzony dar
nieśm iertelności i co do ciała, lecz przez grzech
d a r ten został utracony, n a tu ra wzięła górę
17*
260

i my żyjąc nawet, jesteśmy już w objęciach


śmierci. Życie jest nieustanną walką ze śmier­
cią; każdy zegarek jest pewnego rodzaju Me­
mento mori, które człowiek ciągle z sobą nosi.
Śmierć jest końcem życia zmysłowego.
Wszystko przeminęło! Cały ten obszerny świat
z swoją pięknością i wygodami, ze wszystkiemi
nędzami i cierpieniami, ze wszystkiemi swemi
sprawami i zabawami, ze wszystkiemi stosunka­
mi: wszystko to dla zmarłego stracone! Odszedł
on z tego świata. Inni zajęli jego miejsce i pręd­
ko zapomną o nim. A choćby go na ziemi chwa­
lili, czy ganili, co mu to pomoże? co mu to za­
szkodzi? On jest gdzieindziej.
Śmierć jest końcem próby, wysiłków i pracy.
Kiedy dramat dograny do końca, aktor zdej­
muje kostjum. Rezultat sztuki — zysk, lub stra
ta — niezmienne na wieki. Czem człowiek za
życia był wobec B o g a , tern pozostanie na
wieki.
Śmierć jest końcem wszystkich złudzeń. Do­
póki na ziemi bawimy, góry i morza zdają się
nam wielkie, a stałe gwiazdy na niebie — ma-
łemi. W tern właśnie kryje się niebezpieczne złu­
dzenie, że te rzeczy ziemskie zdają się nam być
tak ważne, a rzeczy niebieskie tak małe. Śmierć
rozprasza to złudzenie.
2. Śmierć jest początkiem wieczności, wstę­
pem do pozagrobowego świata, do świata tak
obcego, tak niezwykłego! Ludzie marzą zwykle
całe życie; śmierć — jest przebudzeniem z tego
marzenia.
Śmierć jest początkiem wiecznego, niezmien­
nego losu, do którego człowiek przygotował się
tu na ziemi. W chwili śmierci żadna próba na

■ m i
261

nic; gdyś raz przerzucił kartę, przegrałeś na


zawsze.
Ludzie sum ienni zasypiają przy śm ierci jak
dzieci, które nabiega wszy się, zmęczone, zasy­
p iają w objęciach m atki
Śm ierć niesum iennego człowieka jest jak
zgaśnięcie błędnego ognika w błocie. Poza sobą
ma nędzne życie, przed sobą ciem ną wieczność,
ponad sobą m ściwą wszechpotęgę, pod sobą
przepaść zguby, w sobie nosi wyrok, ów wyrok,
który za życia, przy każdym złym czynie odzy­
wał się przez głos sum ienia.
Ziemia jest poczekalnią przed podróżą do ży­
cia pozagrobowego. P iln u j się, abyś do dobrego
w siadł pociągu.
W edług zam iaru bożego śm ierć rani, aby
wyleczyć; niweczy, aby uwiecznić.
W alka ziem ska jest nocą, śm ierć — zorzą po­
ran n ą, a grób oświeca słońce nieśm iertelności.
Śm ierć jest pewna. W ielu bardzo ludzi m y­
śli i żyje, ja k gdyby nigdy nie m iało um ierać;
to jednak praw dy nie zmienia. N iem a tu m iej­
sca na »może«.
Umrzesz i umrzesz raz tylko; umrzesz p ręd ­
ko. W szystko nam przypom ina, że życie jest ja k ­
by gospodą, do której się wchodzi, spogląda p:>
kątach i wychodzi.
P ew ną jest rzeczą, że wszystko opuścić m u­
sisz; iż dusza tw oja w chw ili śm ierci będzie
albo w stanie łaski, albo w stanie niełaski. P e­
wny jest sąd, pewna spraw iedliw ość i pewna
wieczność.
A jednak jest coś niepew nego w śmierci.
»Jest niepewne, gdzie na ciebie śm ierć czeka«,
napom ina sta ry Seneka, »dlatego ty czekaj na
n ią wszędzie«. Nie wiesz kiedy, gdzie i ja k um-
262

rzesz; czy nagle, czy po dłngicli dręczących cier­


pieniach.
3. I do czegóż służy m yśl o śm ierci? — Chro­
ni nas przed najniebezpieczniejszem i błędam i.
T ak sobie tu lekko żyjem y, ja k gdyby in te­
resy tego życia były dla nas wszystkiem , lub
jakgdyby p rzynajm niej były najgłów niejszą
rzeczą.
Dobrze um rzeć jest rzeczą najw ażniejszą, oto
co ci mówi śmierć. Pom yśl wszakże, że kto chce
żyć wiecznie, m usi zarazem się uczyć dobrze
um ierać.
K ażdy ważny krok w inien być dobrze obm y­
ślany, a więc i krok do wieczności. T ak łatw o
przychodzim y do tego, że lekceważym y grzech
i głos sum ienia.
A jednak w grzechu leży zarodek złej śm ier­
ci. P a m ię ta j na ostatnie twoje rzeczy, człowie­
ku, a nigdy nie zgrzeszysz.
T ak m ało troszczym y się o to, aby z grze­
chów powstać, jak gdybyśm y m ieli żyć jeszcze
bardzo długo, albo ja k gdybyśm y byli pewni, że
później jeszcze na to czas mieć będziemy.
Śm ierć przychodzi ja k złodziej w nocy. —
I choćbyśm y n aw et długo żyli, to co potem?
Im się dłużej żyje, tern więcej dokoła w ypala
niezagaszona iskra nam iętności, tern głębiej
wrzód wżera, się w duszę.
M yśl o śm ierci uczy nas, ja k pow inniśm y
najlepiej urządzić życie. Cóż nam pomoże dro­
ga, gdy nas nie prow adzi do w łaściw ej bram y?
Żyj zawsze tak, ja k ten co napew no m usi u m ­
rzeć i może um rzeć prędko, a żyć będziesz
dobrze.
Nie tylko nadużycie, lecz i nieużyw anie ży­
cia ciężko zaciąży na duszy um ierającego. Je-
żeli chcesz dobrze używać życia, przyjm uj n a­
przód każdy dzień radośnie, jako pierwszy i nie­
zasłużony dar. Następnie staraj się z niego
skorzystać, jak gdyby ci był po raz ostatni d a­
ny, jakby twe życde z nim się kończyło.
4. Chcesz być mądrym, myśl często o swej
śmierci! Nie zapominaj we wszystkich swoich
dążeniach, że każdy krok w twem ziemskiem
życiu jest dla ciebie krokiem do grobu.
Jednemu pobożnemu mężowi postawiono n a­
grobek z takim napisem: Chcąc w śmierci zna­
leźć życie, żył jak ten, co musi umierać. (Ut mo-
riens viveret, v ix it u t moriturus). Takie powin­
no być i nasze pragnienie.
Ta jest najlepsza filozofja, która nas do do­
brej śmierci gotuje.
ROZDZIAŁ X L V II
Służba św iatu albo służba Bogu.
1. Dwa są królestw a na ziemi; opierają się
na podwójnem przyw iązaniu: na miłości św iata,
dochodzącej aż do unicestw ienia Boga, i na m i­
łości Boga, wznoszącej się aż do pogardy sa­
mego siebie.
W pierw szym z tych królestw w ołają: Szu­
kajcie przedew szystkiem św iata i jego dóbr,
którem i są: sław a, pieniądz i użycie zmysłowe;
0 królestw o boskie się nie troszczcie, ono samo
przyjdzie. W drugiem z tych królestw w ołają:
Szukajcie przedew szystkiem królestw a bożego
1 spraw iedliw ości jego, a dobra ziemskie będą
wam o tyle dane, o ile są wam potrzebne do
zbawienia.
K rólestw o św iata rządzi się w ygórow aną
m iłością w łasną i niepoham ow aną żądzą pano­
w ania; w królestw ie bożem jeden drugiem u słu ­
ży w m iłości: przełożeni troszczą się o podda­
nych, podw ładni słuchają przełożonych.
Służba Bogu ma na względzie przedew szyst­
kiem doskonałość i dobroć bożą. N a te przym io­
ty boże w skazuje nam już przyroda, a w yraźniej
jeszcze ehrystjanizm . W n aturze udziela nam
Bóg jako dobrodziejstw dzieł swej wszechmocy
i dobroci. W ehrystjanizm ie udziela nam S i e ­
b i e s a m e g o, mówi z człowiekiem ja k przy-
265

jaciel z przyjacielem , podporządkow uje się czło­


wiekowi, jak gdyby Bóg był sługą, a naw et po­
karm em człowieka. J e st to bezgraniczne zniże­
nie się, niepojęta przyjaźń, op arta na nieskoń­
czonej miłości.
2. Służba św iatu jest niedorzeczna w swych
celach. Cóż bowiem znaczą rzeczy, do których
ona się odnosi? Często się słyszy g adania o w y­
sokich i najw yższych interesach; zbadaj czetn
one są, a przekonasz się, że dobrem jedzeniem
i piciem . Służba św iata jest zwodnicza w swoich
rezultatach. Cóż bowiem daje? Od iluż to nie
dających się obliczyć czynników zależą owe r e ­
zu ltaty i jakże są niepewne!
Św iat jest jedną, w ielką gospodą, w której
i wtedy naw et trzeba sporo zapłacić, gdy ,się
nic nie otrzym ało. Te nadzieje najczęściej obra­
cają się w niwecz, ku którym n ajsilniej zw ra­
cają się nasze pragnienia.
Służba św iatu przynosi często tylko w styd
i gorycz. Zwodzić i być zwodzonym — oto c )
nazyw a się światem . Jakiegoż poniżenia obrzy­
dliwego w ym aga służba ciału! Jakżeż się po­
niża człowiek żądny w yniesienia przed tym i,
c j m ają siłę i potęgę! Ileż się to m usi podjąć
nędznych kłopotów, ile trosk, ile cierpień znieść
musi, kto chce być bogatym !
N aw et ludzie św iatow i czują gorycz i hańbę
służby św iatu; a jednak nie m ają odwagi w y­
rzec się tej nędznej straw y i wrócić do rodzi­
cielskiego stołu.
Służba św iatu wiele obiecuje, lecz m ało do­
trzym uje. O dbiera nam lepsze, a daje gorsze.
Gdyś osiągnął powodzenie, bądź przygotow any
na dwa wielkie zła: na p rzy k rą em ulację i m a r­
ną obmowę. Służba św iatu prow adzi do niesu-
266

mienności, obdziera ze spokoju, zaprawia gory^


czą śmierć, z Bogiem różni i z pełnego trosk
i smutków ziemskiego bytu rzuca w wieczne
nieszczęście.
Jeden książę, znany ze swego okrucieństwa,
miał w swoim zamku, w dole, obłaskawionego
niedźwiedzia; kazał mu na półmisku podać go-
rącego jak ukrop, miodu. Żart był okrutny. Ile
bowiem razy zgłodniałe zwierzę dotykało ulu­
bionego swego pokarmu, tyle razy, sparzywszy
sobie język i paszczę, odskakiwało. Pomimo tych
mąk, od miodu odejść nie chciało. Wreszcie,
wściekając się od bólu, rzuciło się z rozpaczli­
wą odwagą na gorący płyn, połknęło go w ca­
łości i w strasznych mękach zakończyło życie.
Ci4 którzy używają świata, nie są niedźwiedzia­
mi, często jednak byw ają głupsi od nich. Stąd
to pochodzi, że większa część ludzi, pierwszą
połowę swego życia na to obraca, aby drugą
nędzną i nieszczęśliwą uczynić, a wieczność
swoją na szwank narazić.
3. Jakże prawdziwie rzekł W alter von der
Vogelweide: »Niestety, jakąż nas uraczono sło­
dyczą: widzę, iż w miodzie żółć pływa. Świat na
zewnątrz zielony, biały i różowy, tak dla oka
miły, ale wewnątrz czarny i jak śmierć ponury«.
Kto zwykle kocha stworzenie więcej niż Bo­
ga, ten się nazywa człowiekiem światowym.
Każdy światowy człowiek jest sługą bałwanów.
K tobykolw iek chciał być przyjacielem tego
świata, stawa się nieprzyjacielem bożym J
W tern też znaczeniu mówi Chrystus: Biada
wam, którzyście się nasycili: albowiem łaknąć

1. J a k . 4, 4.
267

będziecie. Biada wam , k tó rzy się teraz śm ieje­


cie, bo będziecie narzekać i płakać.2
Gdy tak i człowiek św iatow y ma na tyle
sp rytu, że p o tra fi u k ry ć swoją nędzę m oralną
pod kłam liw ie piękną powierzchownością, to
nazyw ają go człowiekiem uczciwym, godnym.
Jeden znakom ity pisarz, po swojem naw róceniu
się, powiedział: »Czem jest zły człowiek, nie
wiem, gdyż nim nig d y nie byłem ; czem jest
jednak człowiek w pojęciu św iata uczciwy, wiem
i mogę powiedzieć: jest czemś wstrętnem «.
Je d n i z zam iłow ania ciemności gaszą św ia­
tło wyższego poznania; drudzy pomimo św iatła
lubią chodzić po śliskiej ścieżce grzechu, skąd
ich zwykle lada powiew w ia tru strą c a w prze­
paść bezdenną.
Słusznie w służbie św iatu trzy rozróżniają
stopnie: grzech, w ystępek i zapam iętałość.
Grzech jest słodkiem zuchwalstwem , w ystę­
pek — obm ierzłem przyzw yczajeniem , zapam ię­
tałość — gorzką na wieki zatw ardziałością.
Grzech jest ciałem , w ystępek jest więcej du­
chowy, a wreszcie duch i wola sta ją się na wie­
ki dręczącym uporem . Grzech w ikła w pęta ró­
żane, w ystępek zakuw a w żelazne łańcuchy, za­
pam iętałość w trąca do ognistego więzienia. Czło­
wiek św iatow y podobny jest w godzinę śmierci
do grającego na giełdzie, k tó ry bierze do rąk
cedułę kursow ą i spostrzega, że tylko bezw arto­
ściowe pap iery z sobą zabrał. N ic nie naleźli bo­
gacze w rękach sw oich.3
4. N ajbardziej id ealn ą rzeczą, na k tó rą się
może zdobyć człowiek światow y, jest tak zwana

2. Ł u k . 6, 25. — 3. P s. 75, 6.
268

sam ow ystarczalność, k tó ra siebie sam ą adoruje


dla rzekom ych dóbr, które posiada. Przeciw nie,
sługę bożego nic nie zaspokaja, jak tylko Bóg.
Gidy sługa boży wszystko zrobi, uw aża się za
niepożytecznego sługę i Bogu cześć oddaje.
W szystko on czyni dla Boga.
Służba boża jest dobrze uzasadniona przez
swoje cele i swoje skutki. Bóg jest sam ą św ię­
tością i dobrocią; jest On najczystszą bezintere­
sownością. On nas nie potrzebuje; służba nasza
żadnego pożytku mu ntie przynosi. On chce n a ­
szego praw dziw ego dobra. On mówi, czego chce
i, co obiecał, dotrzym uje.
Służba Bogu jest konieczna. Bóg jest naszym
Panem , on nie może wyrzec się swego praw a,
nie może się zrzekać naszej służby, gdyż on
jest Bogiem porządku i spraw iedliw ości, on
jest jedynym Panem , z pod którego w ładzy
śm ierć nas nie wyrwie.
Służba Bogu jest czemś w spaniałem i za-
szczytnem. Czemże bowiem jest najw yższy po­
ten ta t na tej ziemi w porów naniu z Bogiem!
Panow anie Boga na tej ziemi jest tylko przed­
sionkiem w spaniałego królow ania bożego w ży­
ciu przyszłem. O Boże, przyjdź królestw o twoje!
Jeżeli chcesz Bogu służyć, powinieneś się
tak bezwzględnie Bogu oddać, jak on się tobie
oddał.
Nie zapom inaj, że Bóg nie jest Bogiem f r a ­
zesów, ale Bogiem p r a w d y . Słyszy się wszę­
dzie, że św iat jest zły, ale w ielu nie spostrzega,
że sami ten św iat noszą w sercach.
Bóg żąda dla siebie serca, żąda woli, żąda
w ykonania. Służba boża w ym aga od ciebie nie
tylko postanow ień i słów, lecz czynów także.
M yśl podobna jest do pączka, słowa do kwiatów ,
lecz dopiero czyn to owoc.
K to Bogu służy, dąży do Boga, u n ik a w szyst­
kiego, co od Boga oddala i poddaje się we
wszystkiem najśw iętszej jego woli.
SUMIENNOŚĆ
Tydzień pierwszy, część druga,
RO ZDZIAŁ X L V III.
Sumienie.
1. Człowiek ma różne kłopoty, a jeżeli ich
niem a, to je w ym yśla. Pom iędzy w szystkiem i
kłopotam i i troskam i, pierwsze m iejsce w inna
zajm ować troska o sum ienie i obowiązki su­
m ienia.
Praw dziw em tw ojem szczęściem, człowiecze,
nie są bynajm niej spełnione życzenia, lecz speł­
nione obowiązki. W szystko jest próżne, jeżeli
życiu naszem u b rak poczucia obowiązku.
• Sum ienie jest to sąd praktycznego rozum u
0 m oralnej w artości naszych postępków ; jest to
zastosowanie praw a m oralnego do naszych czy­
nów, słów i m yśli; jest to leżąca w n aturze m o­
raln a zasada, k tó ra nas popycha do tego, co
czynić pow inniśm y, a odstrasza od tego, czego
czynić nie należy.
Sum ienie nie jest w cale dziełem w ychow a­
nia, gospodarczego rozwoju, ogólnego czy n a ­
rodowego przyzw yczajenia, lub praw odaw stw a.
A jeżeli w pew nych zastosow aniach podlega te­
go rodzaju wpływom i staje się sur owszem lub
wolniejszem — z powodu czego u różnych n a ro ­
dów i ludzi znajdujem y różne sądy sum ienia —
to jednak w swych pierw szych podstaw ach
1 zastosow aniach jest ono u w szystkich ludzi
niezm ienne i jednakowe.
Chrzęść, filo zo f ja życia. 18
274

U w szystkich ludzi spotyka się ten sam po­


pęd do tw orzenia pojęć o tem co dobre i złe,
o cnocie i w ystępku; do w ydaw ania wyroków
o tem, że cnota jest chwalebna, a w ystępek go­
dzien w zgardy; wreszcie do uznania tej zasady,
że trzeba czynić dobro, a u nikać złego. K ażdy
człowiek uznaje te podstawowe zasady porząd­
ku m oralnego. Porządek ten, w yniesiony ponad
samowolę ludzką i zwyczaj czasowy, niezależny
od żadnego rozwoju, pow inien być przez każde­
go człowieka zachow ywany.
S tąd w ypływ a, że sum ienie m a swoją pod­
staw ę w ludzkiej n aturze i w rozumie. Aby po­
znać najw yższe zasady m oralne, do tego potrze­
ba tylko zdrowego rozsądku ludzkiego.
N ajgłębszą jednak podstaw ę swoją ma su­
m ienie w Bogu. J a k nas Bóg stw orzył, tak też
włożył w istotę naszą praw o, którego celem
jest uw ielbienie Boga i nasze szczęście.
Bóg nigdy nie rozkazuje czegoś, coby nie słu­
żyło najw yższem u dobru tych, któ ry m rozka­
zuje. K iedy Bóg nakazuje, równocześnie dobro­
dziejstw a ofiaruje. W sercu w szystkich ludzi,
o Panie, w ypisane jest praw o twoje święte, we­
dług którego wszyscy sądzeni będą!
»Wszelkie dobro, pow iada K an t, które nie
jest zaszczepione na m oralnie dobrem usposobie­
niu, jest tylko pozorem i błyszczącą nędzą«. Po-
w inienby był dodać, że tylko to m oralnie dobre
usposobienie jest praw dziw e, które źródło swoje
m a w posłuszeństw ie względem Boga.
2. Posłuszeństw o względem Boga! W obłą­
kanej pysze swojej nowocześni filozofowie do­
szli już do tego, że mówią, iż jest rzeczą n ie­
m oralną czynić dobrze z posłuszeństw a dla Bo-
275

g a ; dobrze czynić, w edług nieb, n ależ y przez


szacu n ek d la siebie sam ego.
Z apew ne, człow iek pow inien m ieć szacunek
d la siebie i u w ażać się za to, czem je s t — po­
w in ien się u w ażać za n a jszla ch etn iejsze stw o rze­
nie, za słu g ę B o g a; lecz nie może się u w ażać
za to, czem n ie je st — za sp ra w c ę w szelkich
rzeczy i n ajw y ższeg o praw odaw cę.
A żeby B o g a om inąć, s ta r a li się p rz ew ro tn i
ludzie w y p ro w ad zić su m ien ie z ludzkiego egoi­
zm u, ja k g d y b y ono d lateg o ty lk o n ak a zy w a ło
n a m coś, że to n a m je st pożyteczne, a z a b ra ­
n ia ło czegoś d latego, że n am je st szkodliw e.
Lecz k aż d y odczuw a różnicę m iędzy m o raln ie
dobrem i k o rz y stn e m , a m o ra ln ie złem i szko-
dliw em . K to p o stęp u je sum iennie, ten nie m y ­
śli o sw ojej k o rz y ści; m y śli ty lk o o tern, co mu
je st jak o zło zab ro n io ne, jak o dobro pozwolone,
lu b co je s t w łożone n a niego ja k o obow iązek
M ów ili n iek tó rz y , że rozum lu d zk i jest o sta ­
tn im i n ajw y ż szy m p ra w o d aw c ą i że to on
w sk azu je n a m zło i dobro i d aje n a m je poznać.
A to li su m ien ie n ie ty lk o n a m m ówi, co n ależy
czynić, ono n am ro zk azuje, by to spełnić, a żą­
da tego z św ięty m i bezw zględnym m a je sta te m ,
choćby przez to ca ły św ia t m ia ł zginąć, T ak
ro zk azy w ać może ty lk o Bóg. W p raw d zie rozum
lu d zk i może rzec do lu d zk iej w oli: Je ż e li chcesz
o siąg n ąć ten cel, m u sisz u ży ć ty c h środków .
N ig d y je d n a k rozum sam z siebie n ie m oże cze­
goś ro zk azy w ać w oli z bezw zględnie obow iązu­
ją c ą koniecznością. Do tego p o trzeb a m ocy, k tó ­
ra p o n a d n a m i sto i; p o trze b a m ocy ab so lu ­
tn e j, św iętej, m ocy od k tó re j jesteśm y zależni.
M y to czujem y, że k ied y przeciw ko t e j m o­
cy p o stęp u jem y , w y w ra c a m y , o ile to od n as
18*
zależy, zasadniczy porządek św iata, a w skutek
tego m ijam y się z naszem przeznaczeniem i ska­
zujem y się na nieszczęście bez końca.
3. Bóg więc, i tylko Bóg, jest spraw cą tego
świętego im peratyw u, k tó ry w istocie naszej
leży. W praw dzie rozum w skazuje nam nasz obo­
wiązek. Ten jednak, kto nam n akazuje obowią­
zek pod groźbą k a ry i udziela jednocześnie za­
m iłow ania ku tem u obowiązkowi, jest m ocniej­
szy nad rozum. Sum ienie jest św iatłem bożem
w duszy ludzkiej. Człowiek rozumie, że kto to
w ew nętrzne praw o dobrowolnie obrazi, zosta­
nie pociągnięty do odpowiedzialności przez
absolutną władzę praw odaw czą; człowiek wie,
że kto źle czyni, ten m usi pokutować.
Człowiek, k tó ry idzie za głosem sum ienia,
nie m ija się ze swojem przeznaczeniem ; jest 011
dobrym człowiekiem i kiedyś napew no będzie
szczęśliwym. Człowiek, obrażający swoje sum ie­
nie, jest złym człowiekiem i każdym krokiem
zbliża się do swego nieszczęścia. Nieszczęście tak
dla niego w yjdzie z grzechu, jak ze zgnilizny
wychodzi robactwo.
4. S ta ra j się więc przedew szystkiem o swoje
sumienie. Jedno bowiem tylko na ziemi jest
szczęście: spokój w ew nętrzny i czyste sumienie.
W ielkość ziem ska jest niebezpieczna; sła­
wa — próżną igraszką, gdyż to, co ona daje
dobrego jest tylko cieniem, a za to przykrości
przynosi wiele!
Z aglądaj często do księgi twego sum ienia, by
się przekonać, czy pod względem, m oralnym
rośniesz, czy m alejesz; czy cię przybyw a, czy
ubyw a. P rz y k ła d a j często równię, abyś mógł
wiedzieć, czy duchowa budowa, k tó rą do góry
prowadzisz, idzie prosto czy krzywo.
277

W swej trosce o sumienie strzeż się, aby cię


wyobraźnia nie wyprowadziła na bezdroża; pa­
miętaj, abyś rzeczy zbyt lekko nie brał, ale uni­
kaj także przesadnej surowości. Boga nie uw a­
żaj za tyrana, który cię chce męczyć; nie myśl,
że on czyha tylko na twoją zgubę; uważaj go
za Ojca, który cię kocha i chce cię szczęśliwym
uczynić.
Gdy zobaczysz, że jesteś na zlej drodze, trwóż
się; odrzucaj wtedy wszystko, coby cię mogło
uspakajać. Gdy dobrą drogą idziesz, bądź spo­
kojny; odpędzaj wszelki niepokój.
W ewnętrzna pociecha wtedy tylko jest do­
bra, gdy cię do Boga, do wiernego spełniania
obowiązków prowadzi. Wewnętrzne nastroje
utrudniające ci służbę bożą nie są jeszcze wcale
same przez się znakiem złego usposobienia.
Wszelka chorobliwa trwożliwość niech będzie
od ciebie daleka. K io nieustannie bada puls,
czy jest zdrowy, ten prędko spostrzeże, że jest
chory.
5. Sumienie zobowiązuje nas także do zacho­
wania wszystkich pozytywnych praw, które od
Boga pochodzą. Z praw Starego Testamentu
Dziesięcioro bożych przykazań zawiera zasadni­
cze wyjaśnienie i uzupełnienie praw a n atu ra l­
nego. Otrzymaliśmy dekalog nie tylko jako ja ­
sne wyłożenie praw d rozumowych, lecz przede-
wszystkiem jako wyraz woli boskiej. Dlatego to
na ich czele stoi: Jam jest Pan Bóg twój. Chry­
stus Dziesięcioro przykazania potw ierdził1
i swojem własnem prawem uzupełnił.
W praw ie chrześcijańskiem przykazanie mi­
łości Boga i przykazanie miłości bliźniego, są

1. M at. 5, 17.
278

postawione na czele,2 podobnie jak miłość wzglę­


dem nieprzyjaciół i uczynki m iłosierdzia;3
wreszcie podniesione zostało w szczególniejszy
sposób znaczenie wewnętrznego usposobienia.
Dziesięcioro przykazania — to Magna Char­
ta, która obejmuje całe życie i ma za cel u re­
gulować wszystkie stosunki: po pierwsze stosu­
nek nasz do Boga, powtóre stosunek ludzi wza­
jemny, po trzecie spraw y własności i po czwar­
te wewnętrzny świat pragnień i pożądań.

2. M a rek 12, 30. — 3. M a t. 25, 35 n.


RO ZDZIA Ł X L IX .
O bow iązki sumienia wzglądem Boga.
1. Pierw sze przykazanie odnosi się do we­
w nętrznej czci, jakąśm y w inni Bogn, drugie —
do u jm y winnego B ogn uszanow ania; trzecie
do zew nętrznej służby Bogu.
Pow inniśm y uznaw ać nieskończoną wielkość
Boga i naszą od niego> zależność, t. j. pow in­
niśm y B oga uw ielbiać ] i tylko Boga. Bóg jest
wszystkiem , a m y niczem. P rócz tego pow in­
niśm y poddać nasz rozum B ogu przez w iarę,
a wolę swoją m u oddać przez nadzieję i miłość.
Odpowiednio do n a tu ry ' ludzkiej w ew nętrzne
usposobienie człowieka dom aga się zew nętrzne­
go w yrazu. A k ty zewnętrzne dopiero z połącze­
nia z w ew nętrznem i n a b ie ra ją w artości i są po­
żyteczne. S tro n a zew nętrzna bez w ew nętrznej
jest bezw artościow a i obłudna.
P raw dziw a pobożność nie jest przesadną, nie
opuszcza żadnych obowiązków pow ołania, nie
jest p rzy k rą dla bliźnich. J a k płym przybie­
ra k sz ta łt naczynia, do którego jest w lany, po­
dobnie i praw dziw a pobożność przystosow uje się
do każdego stanu. W ierne w ypełnianie obowiąz­
ków stan u jest także uw ielbieniem Boga.
. 1. U w ielb ien ie rozum ie się tu w znaczeniu adoracji;
ie st to cześć, którąśm y w in n i B ogu jako N ajw yzszem ii P anu
naszem u. T akiego u w ielb ien ia nikom u, n aw et C h rystusow i,
jako człow iek ow i, sk ład ać n ie w olno. (P. W .).
280

W szelkie całkow ite oddanie się człowieka


jakiem uś stw orzeniu jest bałw ochwalstwem .
Bogiem chciwców jest pieniądz, bogiem nieczy­
stych ciało, bogiem opojów — flasza.
2. J e s t cześć należna Boga, której żadną
m iarą nie pow inniśm y naruszać. Szczególnie
trzeba się strzec, by nie wzywać św iętych Im ion
w gniew ie przy złorzeczeniach, by nie mówić
słów obelżywych w prost lub ubocznie przeciw
Bogu,, by nie uw łaczać tem u, co się szczególniej
do czci bożej odnosi. Ciężką w inę popełnia, kto
łam ie przysięgę lub w ażny ślub. N ie da się Bóg
z siebie naśm iewać.2
3. Całe nasze życie winno być służbą bożą.
Aby nią było, m usi człowiek spełniać tę szcze­
gólną służbę bożą, k tó ra zależy na wyłącznem
przestaw aniu z Bogiem. Bez święcenia' niedzieli
niem a służby bożej. Zgodne to jest z n a tu rą
ludzką, że dzień siódm y m a być dniem spoczyn­
ku; do tego dnia dołączają się jeszcze w sposób
nadzw yczajny niektóre inne dnie spoczynku.
Człowiek jest stw orzony do pracy, lecz w p racy
ziem skiej nie pow inien się całkowicie zagrze-
bywać.

2. G a l. 6, 17.
ROZDZIAŁ L.
O bow iązki sumienia wzglądem ludzi.
1. Czwarte przykazanie układa stosunek mię­
dzy przełożonymi i podwładnymi. P iąte przy­
kazanie reguluje stosunek pomiędzy ludźmi od­
nośnie do życia. Szóste przykazanie porządkuje
życie rodzajowe.
Bóg wyraźnie wypisał w naturze swoją wolę,
że między ludźmi ma być stosunek posłuszeń­
stwa i przełożeństwa. Kto więc prawowitych
przełożonych słucha, ten słucha Boga; kto prze­
ciw nim powstaje, powstaje przeciw Bogu.
Przełożeni, a zwłaszcza rodzice, zastępują
miejsce Boga. Z woli bożej rodzina winna być
szkołą, w której by się człowiek nauczył słuchać,
być posłusznym Bogu i wszelkiej władzy.
Dzieci winne są rodzicom miłość, uszanowa­
nie i posłuszeństwo. Synowie, posłuszni bądźcie
rodzicom we w szystkiem .1 K to o ojcu i matce
nie pamięta, zapomni o nim Bóg %dopuści nań
hańbę.2 Oko, które urąga ojcu, niech w ykłują
krucy i wyjedzą orlęta.3
Czwarte przykazanie także wprowadza po­
rządek między przełożonymi duchownymi
a wiernymi, między władzą świecką a poddany­
mi, między państwem a służbą.

1. K ol. 3, 20. — 2. Eccl. 23, 18. 19. — 3. Ks. P rzyp. 30, 17.

\
2. Nie można ani sobie, ani drugiem u szko­
dzić na zdrowiu, nie wolno szkodzić ani na ciele,
ani n a duszy.
Grzeszy się przeciwko w łasnem u życiu, gdy
się przez nieum iarkow anie n ara ż a swoje zdro­
wie, czy swoje życie bezpotrzebnie na niebez­
pieczeństwo. Przeciw ko życiu duszy grzeszymy,
gdy się dobrowolnie narażam y n a najbliższą
okazję grzechu, albo gdy przez niedbalstw o, lub
nam iętność opuszczamy to, co jest konieczne
do podtrzym ania w sercu uczuć chrześcijań­
skich.
Przeciw ko bliźniem u w ykracza się przez nie­
nawiść, nieprzyjaźń, dobrow olnie żywiony
w stręt, przekleństw o, gniew, nieużytość, krzyw ­
dę, pom iatanie, zabójstwo.
Przeciw ko duchowem u życiu bliźniego w y­
kracza się przez uwiedzenie i zachętę do grze­
chu, przez zgorszenie i zły przykład.
Jeżeli żyjesz w nieprzyjaźni, w inieneś obu­
dzić w sobie dobrą wolę i przebaczyć n iep rz y ja ­
cielowi. Gdyś bliźniem u tw em u w yrządził szko­
dę na ciele lub na duszy, jesteś obowiązany w y­
nagrodzić mu wedle możności.
3. W szóstem przykazaniu nakazuje Bóg po­
skram ianie najniebezpieczniejszej i najzgu-
bniejszej pam iętności. W szystko jest zabronio­
ne, co się bez odpowiedniej ra c ji robi, mówi lub
słucha, na co się p atrzy, co się czyta, a co jest
zdolne rozbudzić w nas w nieporządny sposób
niską zmysłowość.
Niebezpieczną m ate rją p aln ą nie wolno się
bawić. D latego wszystko, co przeciw tem u przy-
kazaniu z nam ysłem dobrowolnie się czyni, lub
m yśli jest grzechem ciężkim.
N a stu takich, którzy się odsunęli od życia
z Kościołem, dziewiędziesięciu dziewięciu nie
p rak ty k u je przepisów relig ji dlatego, że są nie­
w olnikam i nieczystości.
ROZDZIAŁ. LI.
O bow iązki sumienia wzglądem własno­
ści i dobrego imienia bliźnich.
1. Siódme przykazanie zaibrania złodziejstwa,
rabunku, oszukaństw a, szkód i zatrzym ania cu­
dzej własności. Grzeszy się przeciw ko tem u
przykazaniu, gdy się bliźniem u tajem nie coś za­
biera; gdy się go w h an d lu i w stosunkach oszu­
kuje lub zwodzi; dalej, gdy się cudzej w łasno­
ści szkodę w yrządza i rzeczy znalezionych we­
dle możności nie zw raca. Rzeczy, do innego n a ­
leżącej, nie można zatrzym yw ać. Szkodę w yrzą­
dzoną trzeba w ynagrodzić.
W n a tu rz e ludzkiej leży praw o nabyw ania
i posiadania w łasności osobistej. Bez praw a
p ry w atn eg o posiadania społeczeństwo ludzkie
nie m ogłoby istnieć. Lecz n ik t nie m a p raw a
absolutnego do p ry w atn ej własności. P raw o ta ­
kie m a tylko Bóg, k tó ry zażąda od człowieka
rach u n k u z używ ania własności.
2. W ósmem przykazaniu zabrania Bóg wszel­
kiego szkodzenia n a sław ie bliźniem u, oraz
wszelkiego fałszu. Dobre im ię jest wielkiem
dobrem każdego człowieka. Poczucie sław y
i w stręt przed hań b ą są głęboko zakorzenione
w naszem sercu. J a k przeto każdy pow inien się
troszczyć o swoje dobre im ię we w łaściw y spo-
285

sób, tak również pow inien się strzec w szystkie­


go, co bliźniem u na sławie zaszkodzić może.
Oszczerstwo jest strasznym w ystępkiem
Trzem ludziom odrazu przynosi szkodę: oszczer­
cy, słuchającem u oszczerstwa, i tem u, kogo ono
dotyka.
Szkoda w ynikająca z oszczerstwa, nie zawsze
jest bezpośrednia, ale im pośredniejsza, tern
większa. Oszczerstwa i bomby nim tra fią i ro­
zerwą, zakreślają w pierw szeroki-luk. A jednak
w ystępek ten tak jest rozpowszechniony! N ikt
nie uw aża się za obowiązanego dochodzić p raw ­
dy, i czy spraw iedliw ie, czy fałszyw ie sądzą,
każdy sąd tak i przyjm uje bezkrytycznie i po­
w tarza dalej płoche słowa: »mówią, opow ia­
dają, że...«
Nie tylko należy un ik ać oszczerstwa, ale
i obmowy, plo tk arstw a i słuchania z upodoba­
niem mów krzyw dzących dobrą sławę, podej­
rzliwości i obelg. Podejrzliw ość jest płodnym
twórcą. Raczej się pom ylić, gdy dobrze o złym
sądzisz, niż gdy źle o dobrym.
W szelka także fałszywość, jak kłam stw o,
obłuda, pochlebstwo są zabronione przez ósme
przykazanie boże.
N igdy nie powinieneś mówić niepraw dy, aby
innych oszukać. N igdy nie pow inieneś inaczej
mówić i inaczej postępować, niż myślisz. N igdy
nie pow inieneś dla swej korzyści chw alić kogoś
w oczy wbrew swemu przekonaniu
RO ZDZIAŁ L II.
G rzechy opuszczenia.
1. Człowiek żyje na ziemi nie tylko dlatego,
aby złego nie czynił, lecz i dlatego, aby czynił
dobrze.
Grzeszy więc nie tylko ziemi myślami* słow a­
mi i uczynkam i; lecz także opuszczeniem i za­
niedbaniem tych dobrych spraw , do których
jest obow iązany..
Zrobiono zarzut D antem u, że w wyższych
kręgach piekła um ieścił niezliczone rzesze ta ­
kich dusz, które w swem ziemskiem życiu nic
złego, lecz też i n ic dobrego nie uczyniły, k tóre
»bez hańby, lecz i bez chw ały żyły«. A przecież
wielki poeta w yraził tu tylko chrześcijańską
praw dę naszych prag n ień i pożądań.
C hrystus przeklął drzewo figowe, nie dlatego
że rodziło tru ją ce owoce, ale że żadnych nie
rodziło.
Nieużytecznego sługę potępił P a n ew angeli­
czny nie dlatego, że stra c ił powierzone m u ta ­
lenty, lecz dla tego, że zwrócił je bez zarobku.
W dzień sądu powszechnego będzie wielu po­
tępionych na wieki za to, że zaniedbyw ali
uczynków m iłości bliźniego.
RO ZDZIAŁ L III.
Żądze w życiu ludzkiem.
1. W dziew iątem i dziesiątem przykazaniu
dom aga się P a n Bóg uporządkow ania naszych
p rag n ień i pożądań. Czy człowiek jest dobry,
czy zły, zależy to od tego, jak się zachowuje
względem swoich pożądań.
Człowiek widzi, co się pokazuje, a Pan pa­
trzy na serce.1
Pożądliw ość zrosła się z naszą isto tą; nie da
się ona z serca usunąć, można jednak przeszko­
dzić, aby nie w ydała owoców, t. j. grzechów;
można ją osłabić, um iarkow ać, zmniejszyć, a na­
wet pod pew nym względem wyniszczyć.2 Grzech
rozpoczyna się tam , gdzie się poczyna wolność.
Wszędzie w ciskają się poruszenia pożądliwo­
ści; ale nie są przez to zawsze i wszędzie pobud­
ką naszych postępków.
P lato uw aża człowieka za dziwną istotę, któ­
ra została złożona z wielu części innych stw o­
rzeń; n ajd alej rozszerza się w człowieku pożą­
dliwość, ona zaw iera w sobie głowy wielu zwie­
rząt, t. j. niezliczone skłonności.
B y obronić silną placów kę przeciw wielu
nieprzyjaciołom dwu rzeczy potrzeba: czujności
i siły.
288

W iększość ludzi pow inna się strzec żądzy


zmysłowego użycia i posiadania dóbr ziemskich.
W form alnym nakazie zw alczania tro jak iej
pożądliwości: żądzy złota, pychy i zmysłowości,
zaw iera się skuteczny nakaz u n ik an ia wogóle
w szystkich grzechów.
Dziewiąte przykazanie zabrania najprzód po­
żądania cudzej żony,3 a następnie zabrania
w szystkich wogóle nieczystych żądz i myśli.
Upodobanie w nieskrom nem w yobrażeniu jest
grzeszne i dlatego zabronione. Z m yśli rodzi się
pożądanie, z pożądania czyn.4
Ten grzeszy złemi m yślam i, kto dobrowolnie
ma w nich upodobanie, t. j. gdy się z p rzy je­
mnością bawi m yślam i i w yobrażeniam i niezgo-
dnem i z porządkiem m oralnym , wiedząc, że one
są niedozwolone.
Z astanaw ianie się nad nieczystym przed­
m iotem jest grzeszne dla każdego, kto nie ma
żadnej rac ji do tego i n araża się na niebezpie­
czeństwo zezwolenia i upodobania w nieczystych
przedm iotach.
Bóg chce, aby człowiek jedynie tego p r a ­
g n ął i do tego dążył, co jest czcigodne i święte.5
Dziesiąte przykazanie zab ran ia wszelkiej
nieporządnej żądzy tego, co zysk przynosi —
czy to jest sław ą, czy dobrem m aterjalnem ; n a ­
kazuje zaś, aby każdy oddaw ał drugiem u, co
mu się należy, a ze swego był zadowolony.
2. Bądź i dla siebie spraw iedliw y; uniew in­
n iaj i obw iniaj swoje biedne serce dopiero po
dojrzałem zastanow ieniu, bo jeśli je bez powodu
uniew inniać będziesz, uczynisz je zuclnvalem

3. M a t. 5, 27. 28. — 4. M a t, 13, 18. — 5. F i l . 4, 8.


i złem, a jeśli bez powodu będziesz .je obwiniał,
zrobisz je bezsilnem i lękliwem.
M yśli i żądze dopóty nie z a s łu g u ją a n i na
n ag a n ę, a n i na pochw ałę, dopóki n ie m a w n ich
ud ziału w olna wola. W wolnej woli leży de­
c y z ja .6
W s p ra w ie żądz jest rzeczą w ielkiej w agi czu­
wanie n a d wolą. N ieraz bowiem złe żądze d la te ­
go s ta ją się grzechem, iż się .je p rz y w o łu je roz­
m yślnie i zezwala n a nie. N a jp rz ó d p ow staje
w tw oim u m y śle p ro sta myśl, n a s tę p n ie żywe
w yob rażenie, potem up odo ban ie i gtzeszne po­
ruszenie, w końcu zezwolenie. K to w porząd ku
t rz y m a swoje żądze, ten nie będzie m ia ł t r u d n o ­
ści, by całe życie swoje u tr z y m a ć w porządku.
O gro d n ik m u si czuwać, by młode drzew ka
ro sły prosto, człowiek zaś m usi czuwać, by jego
skłonności nie poszły na bezdroża.
Złe skłonności s z u k a ją zawsze p o p arcia, u n ie ­
w in n ie n ia i u s p ra w ie d liw ie n ia w tw ierdzeniach,
k tó re d y k tu je rozum ; ale nie rozum oświecony
m iłością p ra w d y , lecz za ciem niony m ro k iem n a ­
m iętności. P rz e d ta k ie m i tw ie rd z e n ia m i miej
się n a baczności.
RO ZDZIA Ł LIV .
P raktyczn a troska o sumienie.
1 O ile prak ty czn a troska o sum ienie odno­
si się do przeszłości, pow inna się objaw ić
w ogólnym rach u n k u sum ienia według poszcze­
gólnych przykazali, a to dlatego, że najprzód
należy rozpoznać swój w ew nętrzny stan zgo­
dnie z praw dą i rzeczywistością. O ile zaś się
odnosi do przyszłości, badanie sum ienia winno
być skierow ane do jednego, określonego pu n k ­
tu, bo gdy kto jednocześnie wiele chce rzeczy
przestrzegać, niczego z należytą uw agą strzec
nie będzie.
O tym szczegółowym rach u n k u sum ienia opo­
wiada znakom ity przyrodnik, mąż stanu, B en­
jam in F ra n k lin w swej autobiografji, co n a ­
stępuje: »W 22 roku życia powziąłem śm iałe
i dobre postanow ienie dążenia do m oralnej do­
skonałości. P ra g n ąłe m przezwyciężyć wszystko
złe, do którego ciągnęła m ię czy to n a tu ra ln a
skłonność, czy przyzw yczajenie, czy też tow a­
rzystwo.
»A ponieważ wiedziałem , a przy n ajm n iej są­
dziłem, że wiem co praw e, a co złe, nie w idzia­
łem więc powodu, dlaczego nie m iałbym jedne­
go czynić, a drugiego unikać. Lecz wkrótce prze­
konałem się, żem sobie postaw ił zadanie daleko
trudniejsze, niż początkowo m yślałem . Gdym
291

się bowiem wszelkiemi siłam i s ta ra ł uchronić


jednego błędu, często w padałem w d ru g i; przy ­
zwyczajenie brało górę nad czujnością i skłon­
ność była niekiedy silniejsza, niż rozum.
»Przyszedłem wreszcie do wniosku, iż od
upadku nie uchroni m nie samo spekulatyw ne
przekonanie, że jest naszym interesem , abyśm y
byli cnotliw ym i; dalej, że złe przyzw yczajenia
trzeba wyniszczać, a zam iast nich nabyw ać
i um acniać dobre, nim będziemy mogli mieć
jak ąś ufność w stałą i niezm ienną uczciwość
naszego postępow ania.
2. »W tym celu zestawiłem sobie cały sze­
reg różnych cnót. A że zam iarem moim było
nabyć w praw ę we wszystkich tych cnotach,
postanow iłem nie rozpraszać swej uw agi na
próbow anie odrazu w szystkich, lecz zwrócić ją
na jedną, a dopiero, gdy się panem tej jednej
stanę, przechodzić do drugiej, następnie do
trzeciej i tak dalej dopóty, dopóki w szystkich
nie nabędę.
, »Dla codziennej kontroli zrobiłem m ałą ksią­
żeczkę, poliniow ałem każdą stronicę tak, że m ia­
ła siedem pól, po jednem na każdy dzień tygo­
dnia. N a polach tych oznaczałem każdy swój
błąd pew nym znakiem. N a czele takiej tabliczki
um ieściłem m odlitw ę, w której prosiłem Boga
o pomoc. K ażdego wieczora błędy swoje i u p ad ­
ki zapisyw ałem , przyczem w ciągu całego ty ­
godnia pokolei zw racałem szczególną uw agę
na jedną tylko cnotę.
»Ku m em u w ielkiem u zdziw ieniu przekona­
łem się, że m iałem nieskończenie więcej błę­
dów, aniżeli sobie w yobrażałem ; m iałem jednak
to zadowolenie, że się zczasem zm niejszały.
Często przychodziła m i pokusa zarzucić to kon-
19 *
292

trolowanie siebie; zdawało mi się, że ta sumien­


na dokładność, jakiej od siebie wymagałem,
jest tylko czczą jakąś zabawką w rzeczach mo­
ralnych. Pomimo to, p r a k ty k i swojej nie za­
niedbałem, lecz prowadziłem ją dalej. I chociaż,
na ogół mówiąc, nigdy nie osiągnąłem tej do­
skonałości, do jakiej chciwie dążyłem, to jednak
dzięki moim usiłowaniom byłem lepszym i szczę­
śliwszym człowiekiem, niżbym był b e z tej
praktyki... Początkowo zamierzyłem nabyć dw a­
naście cnót, lecz wskutek zarzutu, że uchodzę
za ]) y s z n e g o, dodałem jeszcze pokorę. —
W prawdzie nie mogę się pochwalić, abym w n a ­
byciu i s t o t y tej cnoty osiągnął wielki rezul­
tat, udało mi się jednak zdobyć przynajm niej
p o z ó r tej cnoty.
»Zwierzam się z tego dla dobra moich po­
tomków, aby wiedzieli, iż przodek ich tej w ła­
śnie małej sztuczce, obok błogosławieństwa bo­
żego, zawdzięczał trw ałe szczęście swego życia
aż i o 79 roku«.
My jednak za cel naszych usiłowań powin­
niśmy wziąć zdobycie nie »pozoru pokory«, lecz
samą rzeczywistą pokorę.
ROZDZIAŁ LV.
N ajw iększa p rzeszk o d a .
1 Pokorne poddanie się Bogu — oto znacze­
nie i przeznaczenie człowieka; jest ono j e d y-
n ą rzeczą konieczną.
Pierw sza i największa trudność, jaką czło­
wiek w osiągnięciu celu życia napotyka, to le­
żąca w naturze ludzkiej skłonność do nieporzą-
dnej niezależności, do pychy. Ciężką jest rzeczą
dla człowieka nie cenić siebie więcej, niż na to
w rzeczywistości zasługuje; do siebie samego
przywiązany, staje się buntownikiem przeciw
Bogu.
J a k z n a tu rą zwierzęcą dany jest człowie­
kowi pociąg do zmysłowości, tak w samopoczu­
ciu ducha leży niebezpieczeństwo pychy.
P Esehilosa czytamy: »Z kwiatu hardej py ­
chy dojrzewa jako owoc grzech, którego żni­
wem są łzy i cierpienie«.
Są małpy, które zawsze i wszędzie wyszuku­
ją najwyższych miejsc. Gdy się znajdują w le-
sie, w spinają się na najwyższe szczyty drzew;
gdy, złowione, znajdują się w pokoju, wciągają
na stół krzesła, aby z możliwej wysokości na
wszystko z rozkoszą spoglądać. Do tych zwie­
rząt podobny jest pyszny człowiek, który we
wszystkich w arunkach życia ciągle o tern myśli,
aby zdobyć możliwie najwyższe stanowisko dla
294

siebie. Obowiązkiem każdego jest trzym anie tej


nieporządnej pokusy w karności.
P y ch a jest najobfitszem źródłem ciężkich
w następstw a błędów. Św. A u g u sty n utrzym uje,
że są ludzie, którzy w skutek pychy, m ówią jak
w arjaci (homines super be delirantes). F ak tem
jest, że przewódey niechrześcijańskiej filozofji
zarzucali sobie w zajem nie szaleństw o i gorsze
jeszcze rzeczy.
Gdzie jest pycha, tam nie może być szczę­
ścia. Szczęśliwym jest ten, kto wszelki d ar
przyjm uje z radością. Człowiek pełen pychy
jest ciągle w złym hum orze, gdyż najlepsze
dobro w łasne zdaje m u się być za m ałe, a cudzą
własność uw aża za rzecz, k tórą mu podle za­
brano.
Najwyższe m iejsca w niebie są przeznaczo­
ne dla najpokorniejszych, a najgłębsze w pie­
kle dla najpyszniejszyeh.
2. Pysze przeciw na jest cnota pokory. Poko­
ra jest to poddanie się Bogu, albo raczej zrze­
czenie się siebie sam ego na rzecz Boga. Pokora
jest cnotą woli; przez nią uw ażam y się za to,
czem w rzeczywistości jesteśm y, tak iż nie
chcem y być czemś większem i podawać się za
(•oś większego ponad to, co odpowiada p r a w-
d z i e , i dobrowolnie poddajem y się porządkowi
przez Boga ustanow ionem u.
Czemże jesteś człowieku, iż sądzisz, że nie
potrzeba ci się troszczyć o wolę bożą? Czem
jesteś, tak p y ta jeden głęboki znawca ludzi,
w porów naniu z innym i ludźm i? Pokaż w szyst­
ko, co tylko wielkiego i możnego masz, lub są­
dzisz że masz; powiększ to, jak tylko zdołasz:
posiadasz przym ioty ciała, a czyż inni ich nie
295

posiadają? M asz bogactw a, a czyż inni tego nie


m ają? M asz naukę i cnotę, inni to także m ają.
Czemże jesteś n a świecie? J a k daleko jesteś
znany? W najściślejszych naw et twoich kolach
tow arzyskich znajdą się może tacy, coi pod roz-
m aitem i w zględam i przew yższają cię i przyć­
m iew ają.
Czemże jest tw oja inteligencja, twoje czyny
i twoje zdolności w porów naniu z inteligencją,
czynam i i zdolnościam i całej ludzkości? Umie­
rasz, a po niedługim czasie drobna tylko g a rs t­
ka ludzi wie cośkolwiek o m iejscu, gdzie
w proch się rozsypały twoje zwłoki. Znikniesz,
jak ten kw iat polny, ja k chm ura na niebie, jak
lala potoku. Szukaj kropli wody w m orzu; szu­
kaj ziarn k a piasku na szerokiem wybrzeżu
m orskiem !
I czemże są wszystkie ziemskie wielkości r a ­
zem wzięte w porów naniu ze św iatem ducha?
Jakże n ik łą jest nasza ziem ia z całą swoją lu d ­
nością wobec mil jonów światów! A czemże są
w szystkie pokolenia ludzi i w szystkie chóry
Aniołów w porów naniu z Bogiem nieskoń­
czonym?
3. I ty dziecko ludzkie, z prochu ziemskiego
ledwo widoczne, m iałożbyś zuchwale podnosić
głowę przeciw Bogu? Skądże tu przychodzisz?
Dokąd idziesz? Idź do swojej kolebki, idź na
swój grób. Czem jest tw oja świętość, czy cnota?
Sam w n ią chyba nie wierzysz. A to co masz,
jakże jest zeszpecone przez niedostatki i błędy!
Czem jest tw oja siła woli? K ażda trudność cię
przeraża. Czem jest twój rozum ? Oddaw na się
męczyłeś i cóż wiesz? Skreślij ze swej twórczo­
ści, jeśli ja k ą m asz i ze swojego sposobu mó­
w ienia wszystko, coś wziął od innych, a cóż ci
H wiś?

296

pozostanie? Czem jest twoje ziemskie życie?


Oto ułom nością, nędzą, plugastw em , żyjącem
błotem pokrytem przez śnieg. Siedzisz jako nę-
cłzasz na kupie nawozu i marzysz, żeś jest kró­
lem. Z n a tu ry swej niczem jesteś; a jak idzie
o cnoty, jesteś m niej, niż niczem w skutek grze­
chów swoich.
4. N iem a skuteczniejszego i potężniejszego
środka, by człowieka um ocnić w zbaw iennej po­
korze, nad m yśl o popełnionych g r z e . c h a c h.
Chrześcijańscy m yśliciele są tego zap atryw ania,
że Bóg dlatego nie przeszkadza grzeszyć, aże­
by człowiek w samopoczuciu w iny znalazł pod­
nietę do pokory i zaw stydzenia się.
Czyżbyś się nie zawstydził aż do głębi, gdy­
by ci i owi zacni ludzie znali wszystkie twoje
myśli, żądze, słowa i spraw y ? Czyż więc nie po­
winieneś się wstydzić, gdy pomyślisz, że Bóg
wszystko wiedzący całą tw oją nędzę przenika.
RO ZDZIA Ł LV I.
Ograniczoność ludzkiego bytu.
1. Ażeby człowieka przygotow ać do praw dzi­
wego poznania siebie, zbaw ienną jest rzeczą
zw racać często jego uw agę na ograniczoność
ludzkiego bytu. Jak że brzydkie, jałowe, płaskie,
nieużyteczne zdaje się być całe postępow anie
św iata! Je st to ja k b y dziki i zachwaszczony
ogród!
Platonow i, kiedy się zastanaw iał nad ży­
ciem człowieka, zdawało się, że dusza ludzka już
przedtem istniała, że jej pobyt na ziemi jest dla
niej czemuś gw ałtow nem , jakby m iejscem kary,
więzieniem.
T rudno jednak zrozumieć, żeby dusza ludzka
już prized swojem połączeniem z ciałem istn iała ?
T rudniej jeszcze, żeby zositała u k a ra n a za jakieś
dawne w iny, do k tórych się wcale mie poczuwa?
Przytem stan duszy w ciele niem a w sobie
nic gwałtownego, ani przeciw nego naturze. Ży­
cie doczesne jest dla nas n a tu ra ln ą drogą do
celu, daje nam środki, z których powinn iś-
m y należycie korzystać dla celu naszego. Św iat
m a te rja ln y nie jest naszą ojczyzną, jest jednak
drogą do ojczyzny, drogą pod pew nym wzglę­
dem w spaniałą, drogą, której w spaniałość na
każdym kroku daje nam przeczuwać wielkość
i nieskończoność Tego, k tóry nas oczekuje
u kresu naszego ziemskiego działania i życia.
Człowiek tu na ziemi pow inien się uw ażać za
pielgrzym a, którego szczęście na tern polega, iż
wie, że się znajduje na drodze prow adzącej do
celu, a nie na- tern, żeby droga m iała być wolna
od wszelkich trosk, cierpień i trudów .
2. P obyt nasz ziemski, ze względu na liczne
uciążliwości i poniżenia, podobny jest do wię­
zienia, w fetorem w śród wielu nędz trzym ani
jesteśm y zdała od ojczyzny i krępow ani więza­
mi zwierzęcych chuci. Przyjem ności życia stają
nam się także ciężarem i niebezpieczeństwem.
Dwa ponętne głosy słyszy człowiek w swej
duszy: jeden zachęca go, by szedł drogą, wio­
dącą do przeznaczenia; d rugi wzyw a go do szu­
k an ia uciech w przyjem nościach drogi i do sta ­
łego na niej popasu. I z zew nątrz słyszy czło­
wiek dw a głosy: św iat z tern co posiada, ze swe-
mi dobram i i usługam i, nie tylko przem aw ia do
nas językiem rozum u, aby nam wskazać p raw ­
dziwą drogę, lecz mówi do nas także językiem
zwodniczym, ażeby nam stosunek do św iata
i doczesności przedstaw ić jako coś najw yższego
i najw ażniejszego. Nie trzeba być chrześcijani­
nem, żeby poznać straszn e niebezpieczeństwo,
k ryjące się w ty ch głosach syrenich. T ak więc
w idzim y n a tu rę ludzką wśród wszelkiego ro ­
dzaju ucisków i trudności.
3. Stosownie do pierw otnego zam iaru S tw ór­
cy, m iał człowiek przez szczególny d ar łaski być
w yjęty z pod ograniczoności i słabości swej n a ­
tury. W skutek osobistej w iny A dam a i współ-
w iny n a tu ry ludzkiej w Adam ie, u traciliśm y
ten d a r pochodzący z czystej hojności Boga
i człowiek popadł w stan swój n a tu ra ln y ze
299

wszysitkiemi niedoskomałościami, stanow i tem u


właściwemi.
I cóż się stało z człowieka? Z zew nątrz sro-
ży się kurza u tra p ień , k tó ra nim rzuca na
wszystkie strony. W ew nątrz rozdwojenie m ię­
dzy wyższą i niższą częścią n a tu ry ludzkiej.
K ażdy się skarży z Apostołem : A ja m jest cie­
lesny, zaprzedany pod grzech... Bo nie co dobre­
go chcę, to czynię, ale zle, którego nienawidzę,
ono czynię... A lb o w iem chcieć p rzy m nie jest:
cde w ykonać dobre, nie znajduję.1 I C hrystus
mówi także do swoich uczniów: Duch ci w praw ­
dzie ochotny, ale ciało mdlej1 Takie są skutki
grzęchu p ier wor odnego!
4. N ow ożytna n a u k a zadaje sobie wszelki
możliwy tru d , aby drogą s ta ty s ty k i korzystniej­
szy w ystaw ić obraz ^przeciętnego człowieka*.
»Przeciętny człowiek, pow iada jeden sta ty sta ,
jest to znośna przeciętność z dobra i zła, jesitto
tw ór złożony ze wszystkich słabości i ze w szyst­
kich nam iętności, lecz także i ze w szystkich
cnót rodzaju ludzkiego. Podobnież rzecz się ma
z um ysłow em i jego przym iotam i. J e st on mię-
szaniną głupoty i rozum u, w ykształcenia i gru-
bjaiistw a duchowego*. Lecz nie jest to obraz
praw dziw y, gdyż dobra i szlachetności zdaje
się być daleko m niej, niż zła.
Głęboko w n aturze ludzkiej leży popęd do
złego i troskliw a staranność, by to zło uk ry ć
przed sobą i przed bliźnim i.
Grzesznym i obłudnym jest człowiek! Grze­
szy, a jednak nie chce wiedzieć o swoich grze­
chach; n ik t nie czyni dobrze, a wszyscy chcą
za dobrze czyniących uchodzić.
1. R z y m . 7, 14, 15, 18.
2 . M a t . 2fi, 41.
RO ZDZIA Ł L V II.
Pojęcie i istota grzechu .
1. N ajw iększa h a ń b a i najw iększe zło leży
w grzechu, bo grzech staw ia człowieka w rew o­
lucyjne,m przeciw ieństw ie do Boga. I dlatego
nic tak nie chroni od niebezpiecznej pychy, jak
m yśl o popełnionych grzechach.
Człowiekowi, k tó ry zgrzeszył, narzuca się
p y tanie: Co pow inienem sądzić o sobie na wi­
dok ty lu moich grzechów? Co mam robić? Czy
jest dla m nie na przyszłość rzecz ważniejsza
nad to, bym się grzechu w ystrzegał z w szyst­
kich sił moich? Dlatego w praw dziw ej ocenie
istoty grzechu leży wysoka mądrość,
S ta ra j się przedew szystkiem wyrobić sobie
właściw e pojęcie o grzechu i p am iętaj o liiern.
Mówią niektórzy, że grzech jest wrodzoną
właściwością n a tu ry , n a tu ra ln ą słabością i ogra ­
niczonością naszej istoty, albo naw et sam ą isto­
tą człowieka; że on jest czemś, czego nie można
się pozbyć.
Ci, którzy ta k mówią, w najcięższe i naj-
zgubniejsze uw ikłali się błędy. W iele rzeczy ma
człowiek w swojej naturze, których zmienić nie
można (skłonność do pychy, do zmysłowości,
popęd do gniewu, do próżności, do sprzeciw ia­
nia się, do lenistw a, do sam olubstw a i t. d.),
a które go m niej lu b więcej do grzechu ciągną,
301

Ale to jeszcze nie są grzechy. Grzech rozpoczy­


na się dopiero tam , gdzie się poczyna wolne
działanie woli. K to spoglądnie w swoją prze­
szłość, ten jasno odróżni konieczne n a tu ra ln e
pociągi do grzechu, od czynów, słów, myśli,
których byłby uniknął, gdyby chciał.
Grzech ma swoje źródło w wolnej wola, jest
on dobrowolnem przestąpieniem poznanej przez
człowieka woli bożej, praw a bożego, które zo­
stało w yryte w naszym rozumie i sum ieniu, albo
też objaw ione przez C hrystusa, lub podane przez
inną praw ow itą powagę, czy to rodzinną, czy
kościelną, czy państw ow ą.
2. W czemże więc tkw i p r z e w r o t n o ś ć
grzechu!
Mówią niektórzy, że grzech dlatego jest '
czemś niegodnem , że w ystępuje przeciw rozu­
mowi i że człowiek grzesząc bezcześci swoją
n aturę.
Istotnie, grzech jest obrzydliw y a przeciw nyv'
rozumowi; dlatego człowiek pochwycony na
kłam stw ie, na złodziejstwie lub n a jakim innym
grzechu, mimowoli się wstydzi. Bo i jakżeby
z pożądliwości oczu, z pożądliwości ciała, z py­
chy żywota, mogło coś powstać, coby nie było
w strętne i przeciw ne rozum ow i! Lecz nie w tern
leży w łaściw a przew rotność i niegodziwość
grzechu.
Mówią inni, że dlatego należy nienaw idzieć
grzechu, gdyż on czyni człowieka nieszczęśli­
wym w doczesności i sprow adza zamieszanie we
wszystkich stosunkach ludzkiego życia. To zu­
pełna''praw da. Ale czy w tern należy up atry w ać
najgłębszy powód, dlń którego trzeba się grze­
chem brzydzić!
Nie! Grzech w najgłębszej istocie swojej jest
302

buntem przeciw ko najśw iętszej woli Boga. R o­


zum, jeśli się zastanow i, pozna, że w szystko co
Bóg rozkazuje, jest dobre, piękne i szlachetne.
A jednak wola w zuchwałej pysze bu n tu je się
przeciw Bogu i to z miłości' ku nędznem u stw o­
rzeniu, z chęci ordynarnego zadowolenia siebie.
Stw orzenie wynosi się ponad Stw órcę; chce le­
piej wiedzieć, co m a czynić, niż Bóg.
Grzech jest buntem przeciw praw odaw czej
m ądrości Boga, przeciw jego najw yższej w ła­
dzy; jest w zgardą jego spraw iedliw ości, bun­
tem przeciw ustanow ionem u przez Boga po­
rządkowi.
K to grzeszy, ten oczywiście poryw a się na
siebie i n a swoje szczęście; ale co jest najgorsze,
to to, że grzesząc znieważa Boga, bo kto» grze­
szy, w ypow iada Bogu służbę, któ rą m u jest
dłużny, poryw a się, że tak powiemy, n a sam e­
go Boga.
I to wszystko dla m arnej drobnostki, dla do­
browolnego zaślepienia, dla haniebnej słabości
woli, ze sponiew ieraniem godności ludzkiej,
z n a jniewdzięczn i ej szem zapom nieniem dobro­
dziejstw bożych!
3. W grzechu trzeba rozróżnić zew nętrzną
łupinę i jądro.
Zew nętrzna łu p in a grzechu nie posiada waż­
nego znaczenia. Cóż bowiem może znaczyć
w pochodzie ludzkości jedno złodziejstwo' na mi-
ljony, jedno m orderstw o, jedno cudzołóstwo?
Nie więcej zapewne, jak ukąszenie jab łk a przez
A dam a.
Lecz jądro, w ew nętrzna treść grzechu jest
czemś strasznem , bo przestąpieniem rozkazu
sam ego Boga, buntem nędznego robaka przeciw
trzy k ro ć św iętem u Bogu, przew róceniem naj-
bardziej fundam entalnego- porządku w świecie,
obrazą Boga, ponieważ go okrada z należnej
mu czci.
W grzechu więc zaw iera się tylko głupota,
brak ch arak teru , nieuczciwość, niewdzięczność.
I czemże są wszystkie twoje przym ioty w po­
rów naniu z tw ojem i grzechami'?
ROZDZIAŁ LV I1I.
Grzechy p rze d sądem Boga
1. Przed try b u n ałem rozum u ludzkiego
grzech jest nie tylko słabością n a tu ry , nie tylko
obrazą godności człowieka, nie tylko źródłem
doczesnej nędzy, lecz jest nadto buntem prze­
ciw Bogu, jest najw iększem złem, jest nieskoń­
czenie wielkim nierządem i zniew agą Boga. Za
to samo uw ażany jest grzech przed sądem bo­
żym, jak to widać z O bjaw ienia chrześcijań­
skiego.
Bóg stw orzył nie tylko m aterję, nie tylko
istoty złożone z m ate rji i ducha, lecz także czy­
ste duchy anielskie. J a k ludzie, tak podobnie
i aniołowie byli przeznaczeni do oglądania Bo­
ga. Łaskę tę jednak mieli sobie w ysłużyć a. dla­
tego zostali poddani próbie. W ielu z tej próby
nie wyszło zwycięsko. Zgrzeszyli. Przed u p ad ­
kiem byli pierw ocinam i, gw iazdam i porannem i
stw orzenia, jaśnieli w spaniałością najśw ietn iej­
szych łask. W skutek j e d n e g o grzechu zostali
na zawsze przykuci do m iejsca w ygnania, s tr a ­
chu i m ąk. Bóg odrzucił ich na zawsze, a ten
Bóg jest święty, spraw iedliw y i dobry. Odrzucił
ich, bo ma nieskończony w stręt i nienaw iść do
grzechu.
J a k a ż więc nieskończona przepaść złości,
przew rotności, niespraw iedliw ości m usi być
305

w każdym grzechu ciężkimi, kiedy Bóg n a js p ra ­


wiedliwszy m ógł tak postąpić! W szystkie cięż­
kie grzechy co do istoty są sobie równe bez
względu na to, czy je popełnili aniołowie, czy
ludzie. Jakże więc w ygląda przed Bogiem czło­
wiek, k tó ry nie j e d e n, ale w i e 1 e grzechów
m a n a sum ieniu! Czyż to nie jest w ystarczająca
racja, by wobec tak ie j swojej głupoty i złości
myśleć o sobie pokornie!
2. Bóg stw orzył pierw szych ludzi nie tylko ja ­
ko koronę ziemskiego stw orzenia, ale uw ieńczył
ich ludzką n a tu rę łaską synostw a bożego. Z tym
darem m iłości były połączone liczne łaski, któ­
re w yzw alały człowieka pod względem ciele­
snym i duchowym od jego słabości i dolegliwo­
ści n a tu ra ln y c h . W spaniały byt w potędze, czci,*
radośeii i cnocie m iał być przygotow aniem do
wspanialszego jeszcze wiecznego królestw a, do
którego m ieli być wprow adzeni ludzie nie ko­
sztując goryczy śm ierci.
Bóg chciał udzielić tych w spaniałych darów
całem u rodzajow i ludzkiem u, tych darów , które
m iały źródło jedynie w jego wolnej woli i m iło­
ści, a któ re w żaden sposób nie należały się n a ­
turze ludzkiej. U zależnił jednak tę hojność
sw oją od w ykonania pew nych w arunków , któ­
re postaw ił Adamowi, jako przedstaw icielow i
rodzaju ludzkiego. W aru n k i te to wierność i po­
słuszeństw o A dam a dla Boga. N iestety, Adam
zgrzeszył, a konsekw entnie u tra c ił dla siebie
i dla całego potom stwa swojego wszystkie da­
ry nadprzyrodzone i pozaprzyrodzone. Cała n a ­
tu ra ludzka w sposób sobie w łaściw y wzięła
udział w grzechu A dam a, toteż grzechem skażo­
na ściągnęła na wszystkich poszczególnych lu ­
dzi najopłakańsze następstw a. Ludzkość spadła
Chrzęść, filo zo f ja życia. 20
306

do poziomu naturalności. Posiada w praw dzie


n a tu ra w sobie niejeden szlachetny zarodek, lecz
także wszystkie obrzydliwości, w szystkie cier­
pienia, o których mówi h isto rja, m ają swoje za­
rodki w naturze. Do czegóż to bowiem nie jest
zdolny człowiek w skutek niedoskonałości swej
n a tu ry !
Jakież ogrom ne zm iany po w szystkie stu le ­
cia i we wszystkich k ra ja c h w skutek j e d n e g o
grzechu A dam a! Grzech A dam a był czynem
świadomego nieposłuszeństw a przeciwko w yraź­
nem u przykazaniu bożemu. A A dam tern b a r­
dziej pow inien się był trzym ać woli bożej, że
rozkaz ten był bardzo łatw y, a on najw iększe
otrzym ał od B oga dobrodziejstw a i od zacho­
w ania woli bożej przez pierw szych rodziców za­
leżał los całego rodzaju. Jakże więc w strętna
i stra szn a w oczach Boga m usi być n a tu ra grze­
chu, kiedy Bóg, zgodnie ze swoją nieskończoną
m ądrością, mógł człowieka tak ukarać.
3. Zastanów się dalej, jakie następstw a ścią­
ga na każdego człowieka choćby jeden tylko
św iadom y i dobrow olny grzech. Bóg nie czatu­
je na to, żeby ludzi n aty ch m iast po pierwszym
śm iertelnym grzechu posyłać do piekła. Bóg
nie chce śm ierci grzesznika, lecz aby się naw ró­
cił i żył. Bóg bywa zwyczajnie tak cierpliw y,
że n am ludziom w ydaje się to często nie do po­
jęcia. Pozostaje atoli zawsze praw dą, że każdy
grzech śm iertelny podobny jest do czarnego
ziarna, które gdy się rozwinie, zam ienia się na
d rugim świeeie we wieczną mękę piekielną. P o ­
tępieniec musi doświadczyć, ja k a przepaść zło­
ści i przew rotności zaw iera się w każdym po­
szczególnym grzechu ciężkim.
Grzech jest grzechem. Grzech jest pod każ-

nM M B M n H H
307

dym względem czynem nieskończonej złośliwo­


ści, nierozum u i niegodziwości. W szystko co
w O bjaw ieniu chrzęści jańskiem o grzechu czy­
tam y, potw ierdza tę praw dę.
4. J a k więc w yglądasz jako grzesznik przed
B o g i e m ? To, że ci grzechy zostały odpuszczo­
ne, to nie t w ó j e dzieło, lecz dzieło m iłosierdzia
hożego; ale tw oje grzechy te są dziełem t w o ­
j e m. I wobec tego chcesz się jeszcze nad m iarę
wynosić, chcesz szacunku i czci, które ci się nie
należą? Nie chcesz być zadowolony z tw ego s ta ­
nu i stosunków, chciałbyś uchodzić za coś lep­
szego i wywyższać się? U skarżasz się n a swoje
cierpienia, na twoje niskie stanow isko, na tę lub
ową gorycz, którą pić musisz? Czujesz się ob ra­
żonym, gdy in n i nie m ają o tobie wysokiego
m niem ania? Czyż grzechy twoje nie pow inny
cię raczej pobudzać do głębokiej pokory i bez-
pretensjonalności, do doskonałego zdania się na
najśw iętszą wolę Boga, do poddania się całko­
witego św iętym praw om Boga?
Pow inieneś chętnie uniżyć się pcd potężną
ręką Boga i wołać: Tu mnie, Panie, siecz, tu
m nie pal, byłeś odpuścił na wieki.
ROZDZIAŁ L IX .
Poczucie winy.
VCL. Nic niem a niedorzeczniejszego, ja k u k ry ­
wanie przed sobą praw dy i rzeczywistości, d la­
tego że ona jest nieprzyjem na. Pow inniśm y tak
rzeczy przyjm ow ać jak są, aby w razie potrze­
by użyć ich do tego, do czego służyć pow inny.
I z sobą tak sam o w inniśm y postępować.
Ja k iż jest cel mojego życia i jak do tego celu
dążyłem dotychczas? Czy szedłem drogam i, któ­
re wiodą do niego? J a k używ ałem czasu? Czy
nie byłem niew olnikiem swoich nam iętności?
J a k g rzeszy łem ?
Kto praw dziw ie p atrzy na przeszłe życie
swoje, niejedno w niem m usi opłakiwać, nieje­
dnego żałow ać; jeden będzie żałow ał tego, co
zrobił, dru g i tego co zrobić zaniedbał.
N aw et spełniw szy obowiązek, poczuwam y
się o tyle do winy, o ileśm y wszystkich w ym a­
gań nie spełnili, o ile nieporządua miłość w ła­
sna w ciskała się przez wszystkie pory do niego.
Nie oceniaj siebie według tego, jak inni żyją,
lecz według tego jak się w sum ieniu poznajesz.
Tak cię i Bóg ocenia.
Konieczną jest rzeczą myśleć' często o w ła­
snych grzechach, gdyż poczucie w iny wskazuje
nam, że za grzechy trzeba żałować, czynić po­
kutę i popraw ić życie.
309

2. P rzebiegnij m yślą swoje życie według


rozm aitych jego stopni, n ajprzód la ta d o jrzal­
szego dzieciństwa, następnie młodość, a w koń­
cu wiek dojrzały i starość.
T akiś był jeszcze m łody, a już ta k i grzesznik!
Cofnij się m yślą do domu rodzicielskiego, do
szkoły, do kościoła, do samotności, do obcowa­
nia z inn y m i; wspom nij na rozm aite osoby,
z którem i m usiałeś przestaw ać, na swoich prze­
łożonych, na swoich podw ładnych, tow arzyszy;
wspom nij na przeciw ników swoich.
W spom nij na swoje obowiązki względem Bo­
ga, względem bliźnich, względem siebie samego.
Zbadaj swoje m yśli, słowa i spraw y. Nie jestże
twoje życie w wielu okresach zbiorem grzechów
i nieładu?
W spom nij na cnoty, w których pow inieneś
się był ćwiczyć; na dzieła dobre, które pow inie­
neś był w ykonać; na dobrodziejstw a i łaski,
których nadużyłeś; na p u sty pozór cnót i p rzy ­
zwoitość zew nętrzną, pod którem i kryłeś swoje
złe zam iary.
Ileż w tobie słabości, ja k a próżnia, nieuży-
teczność, lenistwo, oziębłość! Ile głupiej pychy,
godnego politow ania tchórzostw a, krótkow idzą-
cej głupoty.
Poznaj swoje w iny; wspom nij p rzytem na
m iłosierdzie boże, ale i na spraw iedliw ość bożą.
ROZDZIAŁ LX.
Żal,
1. Czego Bóg święty, spraw iedliw y, w szyst­
kowiedzący m usi w ym agać od człowieka, któ­
ry zgrzeszył? — A by za grzechy ż a ł o w a ł .
Tem u, kto za grzechy swoje nie żałuje, nic
nie może być odpuszczone; tem u, kto za grze­
chy swoje żałuje, w szystko odpuszczone być
może.
Żal — jest to boleść duszy i obrzydzenie so­
bie grzechów popełnionych, połączone z posta­
nowieniem nie grzeszenia więcej i u n ik an ia na
przyszłość okazyj i niebezpieczeństw do grze­
chu wiodących.
Żal m usi być praw dziw y i w ew nętrzny; on
nie tyle jest uczuciem, ile raczej wolą; wolą
grzecham i gardzim y i niem i się brzydzim y.
Nie w ystarcza żałować za grzechy jedynie
dla względów ludzkich, ziem skich (n. p. przez
wzgląd na s tra ty z grzechu w ynikłe); nie, tyś
żałować za grzechy pow inien przez w zgląd na
Boga, którego grzecham i obraziłeś.
Są różne pobudki, które cię do praw dziw ego
żalu za grzechy doprowadzić mogą.
2. Grzech ze swojej n a tu ry jest dobrowol-
nem odwróceniem się od Boga, ostatniego celu
i kresu naszego. I w tern odwróceniu leży n a j­
większa szkoda, jak ą sobie człowiek w yrządzić
311

może. Nie bowiem clla człowieka nie jest tak ko­


nieczne, ja k osiągnięcie celu życia. K to zaś
grzeszy, ten się rzuca w przepaść zguby, a n ik t
m u pomóc nie może, by się z niej wydostać,
tylko sam Bóg znieważony.
W takiem odwróceniu się od Boga leży s tr a ­
szliwa w zgarda dla Boga. K to grzeszy, ten w y­
żej staw ia jakieś stw orzenie ponad Boga i po­
nad szczęście posiadania Boga, ten rzuca się na
sam ą w ew nętrzną istotę Bóstwa i ogłasza się
w rogiem Boga.
Grzech czyni duszę w oczach Boga czemś n a ­
der obrzydliwem. Oddaje duszę w ty ra n ję n a ­
m iętności, obdziera ją z pokoju, napełnia w sty­
dem, przesytem i w strętem , zaostrza żądło su ­
m ienia. N apełnia ją trw ogą, że zaskoczona
przez śm ierć potępi się nai wieczne katusze.
K ażdy grzech łączy się z nadużyciem jak ie ­
goś stw orzenia, k tó re nam zostało dane przez
Boga, byśm y go używ ali w sposób w łaściw y ku
czci tegoż Boga i dla dobra naszego. A takie
nadużycie jest p o g ard ą Boga. Grzesząc nie p a ­
trzym y n a dobrodziejstw a, którem i nas Bóg ob­
sypał, płacim y za dobro złem; nadużyw am y do­
brego dla obrazy B oga; a czynim y to wszystko
ja k gdyby w tern przekonaniu, że Bóg będzie
obojętny względem grzechów naszych.
3. Grzech jest nie tylko nieskończonym nie­
ładem , lecz także zniew agą Boga. K to grzeszy,
ten o ile to od niego zależy, w yrządza Bogu
krzyw dę. Żal jest także sm utkiem , ja k i odczuwa
dziecko, które obraziło swoich rodziców.
T ru d n e to także do pojęcia d la naszego rozu­
mu, dlaczego człowiek m a tak ie wielkie znacze­
nie u wszechpotężnego Boga. A jednak tak jest.
Bóg szanuje w szystkich ludzi wogóle i każdego
312

człowieka zosobna. K ażdy człowiek m a w oczach


Boga w i ę c e j znaczenia, niż c a ły w idzialny
wszechświat. Bóg m usi oczekiwać od każdego
człowieka chw ały i służby. K to grzeszy, ten ob­
dziera Boga z przynależnej mu czci; ten p o ry ­
wa się na Boga.
Pom iędzy w ystępkam i, popełnionem i prze­
ciw państw u, są takie, które m ają c h a ra k te r
obrazy m ajestatu, ponieważ godzą w prost w oso­
bę panującego. Podobnież i grzech jest obrazą
Boga, ponieważ nie tylko jest naruszeniem
praw nego porządku i nieskończoną złością, lecz
odnosi się prócz tego w prost do Boga.
Grzech jest zniew agą Boga. Z O bjaw ienia
chrześcijańskiego znam y Boga jako człowieka
w C hrystusie; w skutek tego że Syn Boży sta ł
się człowiekiem, n a tu ra grzechu jest dla nas
więcej zrozum iałą. Co znaczy ciężko obrazić
człowieka, dobrodzieja, rodziców — to rozum ie­
my. M yślm y więc o Człowieku-Chrystusie, a le­
piej odczujemy, co to znaczy Boga znieważyć.
4. C hrześcijanin zn ajd u je w swojem nad-
przyrodzonem przeznaczeniu szczególniejszą po­
budkę, by ja k najserdeczniej za grzechy swoje
żałować. W niepojętej m iłości swojej postano­
wił Bóg oddać się w darze człowiekowi i przez
najściślejsze z n im połączenie uszczęśliwić go
n a wieki. Ja k o środki ku ternu dał m u łaskę
uśw ięcającą, zdolność n ab y cia cnót i obfitość
łask, które człowieka uzdalniają, by względem
Boga postępow ał jako dziecko przybrane.
T akiem i obsypany łaskam i, już tu na ziemi
wchodzi człowiek w bardzo ścisły z Bogiem
związek; jest on dzieckiem O jca Niebieskiego,
b ratem Jezusa C hrystusa, członkiem rodzinnym
T rójcy Przenajśw iętszej.
313

Tę przyjacielską miłość objaw ił Bóg w spo­


sób w zruszający przez zstąpienie na ziemię,
przez wcielenie, przez sw oją mękę krw aw ą i p ro ­
wadzi dalej to dzieło miłości na ołtarzach.
W skutek tej łaskaw ości bożej niewdzięcz­
ność, w zgarda i zniew aga, właściwe każdem u
grzechowi, u chrześcijanina p rzy b ierają szcze­
gólnie wysoki stopień, pochodzą bowiem nie od
kogoś obcego, nie od stw orzenia tylko, lecz od
istoty ta k niesłychanie um iłow anej, którą Bóg
praw dziw ie p rzy b ra ł sobie za dziecko. Chrześci­
jan in grzeszący zniew aża w sobie Bóstwo
w szczególniejszy sposób.
5. Z tych i ty m podobnych rozw ażań w ypły­
wa jasno to, że wola człowieka odnośnie do po­
pełnionych grzechów w inna być przejęta bólem
i w strętem , oraz m ieć silne postanow ienie nie-
grzeszenia więcej. Ten ból duszy i ten w stręt do
popełnionych grzechów jest tern, co zwykle n a ­
zywam y ż a l e m .
Aby żal w oczach Boga m iał wartość, m usi
Bóg pom agać doń łaską swoją świętą, gdyż
wszelka w artość naszych uczynków pochodzi
z łaski C hrystusa. Prócz tego, należy i o tern
pam iętać, że żal nie może się opierać wyłącznie
na tych szkodach osobistych płynących z grze­
chu, które rozum poznaje, ale m usi go obudzić
wola, oświecona w iarą, z pobudek odnoszących
się do Boga.
Żal nadprzyrodzony może być doskonały lub
niedoskonały. D o s k o n a ł y jest wtedy, gdy
z doskonałej pow staje miłości, t. j. gdy grzechem
brzydzim y się więcej, niż jakiem kolw iek innem
złem jedynie dlatego, że on obraża Boga, n a j­
wyższe dobro. J e st n i e d o s k o n a ł y , gdy na-
sza miłość jest niedoskonałą, t. j. gdy grzechem
się brzydzim y ponad wszystko i m arny wolę
nieobrażania Boga, a pobudką do tego jest dla
nas bojaźń sądu i k a r bożych, albo w ew nętrzna
złość grzechu.
ROZDZIAŁ L X I.
Miłosierdzie Boże.
1. M iłosierdzie Boga jest to jego dobroć,
skłonna do ulżenia i zaradzenia naszem u złu.
Złem zaś jest wszelki b rak doskonałości, którąś-
my mieć pow inni. N ajw iększem złem jest
grzech. D latego to m iłosierdzie boże odnosi się
przedew szystkiem do grzechu. Bóg ma. w n ie n a ­
wiści, nie grzesznika, lecz grzech; n ad grzeszni­
kiem rozciąga m iłościwą troskliwość.
J a k każda doskonałość boża, ta k i m iłosier­
dzie jego jest nieskończone. Bóg postanow ił
okazać tę dobroć swego serca względem ludzi
w nadzw yczajnym stopniu.
Ponieważ n a tu ra ludzka jest ta k a słaba i m i­
zerna, więc ją Bóg w ybrał, aby na niej okazać
wielkość swego m iłosierdzia. Inne przym ioty bo­
że, jak m ądrość, wszechmoc, stoją również na
usługi m iłosierdzia.
N ie piekło stoi w centrum chrystjanizm u,
lecz mdłość i m iłosierdzie boże.
M iłosierdzie boże w yciska na całym chry-
stjamizmie w łaściw y m u ch arak ter. K iedy Bóg
dopuścił grzech, uczynił to dlatego, aby jego do­
broć m ogła się objaw ić jako m iłosierdzie.
K iedy ludzkość coraz bardziej i bardziej szła
na zatracenie, Bóg nie stra c ił jej z oczu, ani
z serca. Ja k o dobry pasterz szukał błądzących
i zapraszał ich do pow rotu. A kiedy nie wdzięcz-
na ludzkość w róciła do domu ojcowskiego, żału­
jącą p rzy ją ł z serdeczną m iłością w swoje
objęcia.
Nie dziw się, gdy po upadku swoim doznasz
w zgardy od ludzi; jest to ich zwykłe postępow a­
nie. K to upadł, tego tra tu ją . Nie tak postępuje
Bóg.
2. M iłosierdzie jest tak zasadniczą • ceclią
chrystjanrzm u, iż C hrystus mógł powiedzieć, że
przyszedł na św iat nie tyle dla spraw iedliw ych,
jak raczej dla grzeszników. C hrystus — to wcie­
lone m iłosierdzie Boga.
Z szczególną m iłością postępuje C hrystus
z grzesznikam i, byle tylko sw oją nędzę z żalem
w yznali; jedynie dla pysznych obłudników ma
słowa tw arde. Z grzeszników w ybiera swoich
apostołów. U padłego P io tra nie odrzuca;
owszem, m iłościwem w ejrzeniem pobudza go do
gorzkich łez żalu. N aw et zdrajca Ju d a sz byłby
znalazł przebaczenie, gdyby był w pokorze
uciekł się do m iłosierdzia bożego.
Bóg podobnym się czyni do człowieka, k tó ry
m ając sto owiec, spieszy za jedną zbłąkaną, aby
ją na swych bark ach przynieść do stada. P o ­
rów nyw a siebie do biednej niew iasty, k tóra
w szystkich używ a sposobów, aby znaleźć zgu­
biony pieniądz i w tedy dopiero jest spokojna,
gdy go odnajdzie. A jakże nieskończenie pięknie
odbija się m iłosierdzie boże w przypow ieści
o synu m arnotraw nym .
Gdy się grzesznik naw raca, jak aż radość
w niebie i w sercu Boga! Ja k a ż pełność łask
w sercu żałującego! W szystkie grzechy są w y­
m azane; zasługa daw nych dobrych czynów po­
w raca; naw et żal i pokuta udarow ane zostają
nowem i łaskam i.
317

W grzesznej M agdalenie, w krw i żądnym


Szawle, w zm ysłowym A ugustynie grzechy nie
były przeszkodą, by ich Bóg przyw iódł do n a ­
wrócenia, by ich nap ełn ił łaską wysokiej świę­
tości i ozdobił cnotą miłości, k tó ra jest n a j­
wznioślejszą z pośród w szystkich cnót.
N a jja śn iej świeci m iłosierdzie boże z krzyża
Chrystusowego.
Kościół C hrystusa i wszystkie jego zbawcze
środki, to szczególniejsza in sty tu cja m iłosierdzia
bożego. S akram ent pokuty gładzi grzechy i k a ­
r y w i e c z n e . M ądrość boża w ym aga jednak,
aby do zgładzenia k a r d o c z e s n y c h przyczy­
n iał się sam człowiek; m iłosierdzie boże zape­
w nia człowiekowi żałującem u możność otrzym a­
nia odpuszczenia k a r doczesnych, czyli odpustu.
Lecz nie dosyć tego, m iłosierdzie boże sięga
jeszcze poza grób i dusze w czyścu cierpiące,
dla m odlitw żyjących ludzi, oswobadza z k a r
czyścowych, albo je skraca i łagodzi.
3. Myśl o m iłosierdziu bożem m usi nas n a ­
pełniać ufnością co do naszej przeszłości. Jeżeli
należym y do liczby wielkich grzeszników, to n a ­
leżym y do tych, których P a n szczególnie wzy­
wa i szuka, aby ich ratow ać i pokrzepiać.
P a trz ą c w naszą przyszłość pow inniśm y nie
tylko ufać, ale się i lękać. Bóg był dla m nie do­
tychczas m iłosierny i nie chciał m ię zgubić, lecz
ratow ać; będzie i w przyszłości udzielał obfi­
tych łask, które mi są konieczne do zbawienia.
Z dru g iej strony pow inienem się lękać, aby
zuchw ała ufność nie rozpanoszyła się w m ojej
duszy. Bóg nie pozwala z siebie żartow ać! B ia­
da mi, gdybym u fa ją c m iłosierdziu bożemu, m a­
ło się troszczył o swoją duszę! Bóg chce nas r a-
t o w a ć, ale nie b e z nas.
RO ZDZIAŁ L X 1I.
O dpuszczenie grzechów.
1. K to się zastanow i, czem je st grzech, ten
łatw o zobaczy, że niem a grzechu, k tó ryby nie
zasługiw ał na karę. N aw et życie nienaganne
samo przez się nie zm ienia wiecznych następstw
w ystępku. Grzech jest nadzw yczaj wielkim d łu ­
giem, k tórym się obciążam y wobec Boga; jest
011 krzyw dą i zniew agą nieskończonego znacze­
nia, gdyż im większa różnica m iędzy obrażonym
a obrażającym , tern większa jest obraza. Dobro,
k tóre nam grzech w ydziera i k ara, k tó rą na nas
ściąga, są nieskończone.'
Gdyby spraw iedliw ość boża w ym agała cał­
kowitego odpokutow ania i odpow iadającego
grzechom zadośćuczynienia, ludzkość nie by ła­
by nigdy w możności tego uczynić.
Ponieważ Bóg postanow ił objaw ić również
swoją nieskończoną miłość, przeto czyn boskiej
miłości sta ł się czynem odkupienia. Ju ż .w sto­
sunkach ludzkich spotykam y tak ie dowody m i­
łości, któ ry ch obliczający, zim ny rozum nie jest
w możności należycie ocenić i wym ierzyć.
W Męce P ań sk iej nie może być naw et mowy
o u k a ra n iu C hrystusa. »Przyciśnięty« jedynie
miłością w ziął Jezus C hrystus najdobrow olniej
n a siebie dzieło odkupienia.
K rzyż i cierpienia, które Bóg-Człowiek rze­
czywiście poniósł, oraz pełne trudów życie jego
319

były wynagrodzeniem boskiej sprawiedliwości


za zniewagi wyrządzane przez nasze grzechy
Bogu. Druga Osoba Boska, w miłościwej ku
nam ofiarności, wzięła na się człowieczeństwo
i krzyż, jako swój dział na ziemi.
F akt odkupienia Chrystusowego był prze-
dewszystkiem dziełem — nie sprawiedliwości,
lecz niepojętej miłości Boga.1
2. Obraza domaga się zadośćuczynienia, któ­
re by obrażonego uczciło w takim stopniu, w ja ­
kim został znieważony. Osoba boska sta wszy się
człowiekiem i nową głową ludzkości, mogła za­
miast nas i dla naszego dobra dać pełne za­
dośćuczynienie Bogu i przywrócić mu tę cześć,
jaka została mu w ydarta przez nasze grzechy.
Zadośćuczynienie mogło być dopełnione
przez każdy dobry czyn Boga-Człowieka. A je­
żeli mimo to, w obecnym porządku zbawienia,
ekspiacji dokonał Chrystus dopiero przez
śmierć, odzyskał nam łaskę dopiiero przez ofiarę
na krzyżu — to szukać należy najgłębszej tego
przyczyny w najświętszej woli bożej, której
przysługiwało prawo naznaczyć ekspiację i ce­
nę okupu, za jaką gotowa bykt przywrócić ro­
dzajowi grzesznemu utraconą łaskę.
W ranach Chrystusa, w jego męce i śmierci
objawiła się miłość boża ludziom w n ajjaśn iej­
szy sposób. Tak Bóg umiłował świat, iż Syna
swego jednorodzonego dal za nas.2
Na krzyż Chrystusa nie można patrzeć jedy­
nie ludzkiem okiem. Jakiż ojciec z pośród ludzi
mógłby tak postąpić ze swojem dzieckiem, jak
Ojciec Niebieski postąpił ze swoim ukochanym
Synem? W krzyżu Chrystusa nieskończoność
boża przenika w sferę ludzkiej widoczności.
1. E fe z . 2, 4. — 2. J a n 3, 16. G al. 2, 20.
320

O dkupienie na krzyżu m ożna pojąć tylko


z wysokości Bóstwa. P rz y rozw ażaniu odkupie­
nia m usim y pam iętać o nieskończonej miłości,
0 nieskończonem m iłosierdziu,3 lecz także
1 o nieskończonem bogactw ie chw ały, jak ą Bóg
ma ukoronow ać i otoczyć poniżonego na drze­
wie krzyżow em Syna swego.
Z ciemności błędu w ybaw ił C hrystus ludz­
kość, kiedy w y stą p ił jako w ielki nauczyciel bo­
skich i ludzkich praw . Ale od naszych grze­
chów odkupił nas przez krw aw ą ofiarę z siebie,
złożoną n a drzewie krzyża. Zasługam i swemi
nie tylko pokrył sprośność grzechów, lecz ją
i odjął od nas.
3. Chociaż nam C hrystus w ysłużył łaskę od­
kupienia swoją ofiarą śm ierci, to jednak p rzy ­
dzielenie tej łaski związane jest z w arunkam i,
któ ry ch człowiek musd dopełnić. Pism o św. n a u ­
cza, że niektórzy ludzie opuszczają ten św iat
w grzechu i dlatego dobrowolnie tracą zbawię
nie wieczne. Otóż żadnem u człowiekowi, zdolne­
mu do czynów wolnych, Odkupienie nie pomoże
do szczęścia wiecznego, jeżeli sobie nie zada tr u ­
du, by przez dobre uczynki, spełnione w łasce
poświęcającej, przysw oić sobie zasługi C hry­
stusa. P aw eł przepow iadał K oryntjanom , że
wprawdzie Bóg w C hrystusie pojednał św iat
z sobą, ale, dodaje A postoł z w ielkim naciskiem :
/ w y pojednajcie się z B ogiem J
O, Jezu! T yś m ię kochał i szukał, gdy ucie­
kałem od Ciebie. Nie odtrącaj m ię teraz, gdy
Cię szukani, jedyne dobro moje!
:S. A utor słabo u w zględ n ił rolę spraw iedliw ości Boga
w dziele O dkupienia. W arto dla u zu p ełn ien ia przeczytać, co
o tem p isze O. M arm ion w dziele: C h r y s t u s ż y c i e m d usz y,
w rozdziale ^Przestępstw a któż w yrozum ie?« cz. I. (P. T.).
4. II. Kor. 5, 20.
ROZDZIAŁ L X III.
P okuta.
1. C hrystus odpokutow ał i zadośćuczynił za
m oje grzechy: czy to znaczy, że ja jestem z u ­
pełnie w olny od wszelkiej pokuty?
Że Bóg zniżył się w osobie C hrystusa i dał
zadośćuczynienie, jakiego dom agała się sp ra ­
wiedliwość boska, a którego m yśm y dać nie
byli w stanie, jest to dzieło m iłosierdzia bo­
skiego. Ale czyby to odpowiadało boskiej m ą­
drości uw alniać nas zupełnie od wszelkiego
w spółudziału w pokucie i zadośćuczynieniu?
Człowiek tak pod względem przyrodzonym ,
ja k i nadprzyrodzonym jest całkowicie zależny.
Dlaezegóżby jedynie grzesznik, poczuw ający się
do w iny i p rag n ący wrócić do stanu łaski, miał
być niezależny?
Grzeszne usposobienie w tern się pokazało, że
człowiek zadaw alał swoją pychę i zmysłowość.
Czy grzech ma być odpuszczony bez pokutnego
usposobienia? Czy ono nie powinno w ym agać
od grzesznika, żeby się upokorzył i okazał go­
towość na ofiary i um artw ienia?
N astępnie m usi pokutujący zerwać stanow ­
czo z grzechem ; m usi mieć silną wolę zaprzestać
b ru k an ia się grzechem i unieszezęśli w iania się.
Człowiek był przy tern, kiedy grzeszył, a nie
Chrzęść, filo zo fja życia. 21
m iałby być wedle sił SAvoich, kiedy chodzi o po­
jednanie się z Bogiem?
Objawienie chrześcijańskie potw ierdza to, że
pokuta dla grzesznego człowieka jest konieczno­
ścią. P o niezliczone razy i w najsurow szych sło­
wach rozlega się tam naw oływ anie do pokuty.
Całe życie Kościoła jest przepojone przepow ia­
daniem pokuty.
2. P o k u ta jest cnotą przez którą, zadośćuczy­
nim y Bogu za zniew agi grzechowe, w y n a g ra ­
dzam y w m iarę sił za grzechy i niszczymy
w sobie ich następstw a.
P o k u ta ma niweczyć winę grzechu, gładzić
karę, k tó ra w ypływ u z w iny i czynić nieszko-
dliw em i nieporządne nam iętności.
Nie do człowieka należy naznaczać sobie
sposób i rodzaj pokuty, k tó rą m a czynić; on po­
winien przedewszystkiem zapytać, jakiej poku­
ty żąda od niego obrażony Bóg.
Spraw iedliw ość boża m ogłaby naznaczyć su-
' rowe k a ry i tw a rd ą pokutę, lecz m iłosierdzie
boskie naznaczyło to, co człowiekowi skądinąd
jest ku zbawieniu i pociesze.
N aprzód żąda Bóg szczerego, pokornego, po­
łączonego z żalem w yznania grzechów. K to za­
tem chce otrzym ać odpuszczenie grzechów, m u­
si być gotów z nich się wyspowiadać.
Dalej, powinien grzesznik zwalczać w sobie
i u m artw iać nieporządne nam iętności.
W reszcie m usi się złączyć z pokutującym
Chrystusem . C hrystus czynił pokutę, gdy p ra ­
cował i cierpiał; m y też m usim y pracow ać
i cierpieć.
Gdzież jest tak i stan, w którym by nie było
jakichś przykrości i ciężarów? D latego to kie­
dy nam dolegają cierpienia i tru d y , należy mieć
323

n a ustach te słowa św. D om inika. »To jest m oja


p o k u ta «. Bez ducha pokuty nie podobna jest
zwyciężyć pokus do niecierpliw ości.
C hrystus czynił pokutę przez pokorę i łago­
dność; m y też m usim y być pokornego i łago­
dnego serca.
3. P o k u ta jest tern współdziałaniem , którego
się Bóg od nas dom aga. W pokutującem sercu
gładzi Bóg grzechy przez wzgląd na zasługi
C hrystusa. W tedy człowiek staje przed Bogiem
uspraw iedliw iony przez praw dziw e odrodzenie,
przez nowe w lanie nadprzyrodzonego życia.
Co może zrobić pokuta ze słabego stw orzenia,
pokazuje nam przykład tylu ludzi, którzy n a j­
przód byli wielkim i grzesznikam i, a następnie
w ielkim i św iętym i. Opuściwszy bezdroża św ia­
towe nieraz w skutek dotkliw ych przeciwności,
oddawali się całkowicie w ielkiej m yśli synow-
stw a bożego. Z początku krępow ały ich liczne
słabości ziemskie, dopuszczali się nieraz m ałych
upadków w dawne przyzw yczajenia, wstępowali
powoli ze stopnia, na stopień doskonałości chrze­
ścijańskiej, aż doszli do takiej czystości serca
i do takiej cnoty, k tó ra bardzo przew yższa na- '
tu ra ln e siły człowieka.
Ci święci pokutnicy stali się dla ludzkości
przepotężną pomocą w jej najidealniejszych dą­
żeniach. Z niezw ykłym skutkiem pracow ali owi
»wielcy grzesznicy« dla wzniosłych celów K o­
ścioła chrześcijańskiego, dla chrześcijańskiej
cyw ilizacji i oświaty, tak iż mogło się zdawać,
, jakby oni w łaśnie byli uprzyw ilejow anem i n a ­
rzędziam i w ręku Boga do rozszerzania czci bo­
żej, do w spom agania K ościoła i krzew ienia
praw dziw ego szczęścia ludzkiego.

21 *
RO ZDZIAŁ L X IV .
W yznanie grzechów •
^ 1 . T roska o sum ienie znajduje w spowiedzi
swój najlepszy wyraz, najpotężniejszą pobudkę
i najdzielniejszą kontrolę.
D la kogo troska o sum ienie nie jest n a jw a ­
żniejszą troską, ten nie rozum ie w artości spo­
wiedzi, jak a się p ra k ty k u je w katolickim K o­
ściele od najdaw niejszych czasów. Lecz kto się
troszczy rzetelnie o swoje sum ienie, ten spo­
wiedź m usi uznać za wielkie dobrodziejstwo.
\ j Spowiedź odpowiada n aturze ludzkiej. Z n a ­
tu ry czuje człowiek popęd do zwierzenia się
przyjacielow i, gdy m u coś leży na sercu.
Spowiedź odpowiada sum ieniu, które się po­
czuwa do winy. Pow iada sta ry Seneka: ^Z a­
w stydzające w yznanie w iny zbliża nas n a jb a r­
dziej do niewinnością. Spowiedź odpowiada cha­
rakterow i chrystjanizim u. C hrystjanizm jest to
w ładanie boskiej spraw iedliw ości i boskiego m i­
łosierdzia. Spraw iedliw ość dom aga się odpowie­
dniego w spółdziałania ze strony człowieka. P o ­
nieważ człowiek działał z w łasnej woli, gdy
grzeszył, w ypada więc aby również dobrowol­
nie w spółdziałał, kiedy chodzi o pojednanie się
z Bogiem. Poniew aż człowiek zgrzeszył przez
pychę, m usi przeto zadośćuczynić przez odpo­
wiednie poniżenie się.
325

Spraw iedliw ość boska m ogła w ym agać n a j­


surowszej pokuty. Lecz pokutę tak ą dobrowol­
nie i z miłości p rzy ją ł na się C hrystus. Od nas
zażądał takiej pokuty, która nam przynosi po­
ciechę i szczęście. Spowiedź jest w prawdzie
gorzkiem, ale nadzw yczaj dobroczynnem lek a r­
stwem.
Spowiedź należy zasadniczo do duszpaster­
stwa. Bez spowiedzi tra c i ono swoją w nikliw ą
skuteczność. Otóż C hrystus ustanow ił w swoim
Kościele duszpasterstw o, a zatem chciał mieć
i spowiedź.
C hrystus dał Apostołom, jak to Pism o św.
stw ierdza, władzę sądowniczą. Lecz aby wie­
dzieć, kogo i kiedy należy zwolnić od winy, roz­
grzeszyć według słuszności i praw a, potrzeba,
aby w inow ajcy byli obowiązani oskarżać sa­
m ych siebie szczerze.
2. Różne robiono zarzuty spowbedzi, którą
mil jony chrześcijan całe wieki praktykow ały.
Mówią, że spowiedź jest zbyt okrutną. Tak,
jest o k ru tn ą dla pysznych; dla pokornych jest
pożądaną, dlatego też sum ienni chrześcijanie
zwykli się częściej spowiadać, niż to przepisane.
Mówią, że spowiedź jest zbyt uciążliwa. Tak,
to praw d a; o tern z własnego doświadczenia wie
każdy, kto się spow iada — świecki czy kapłan.
Spowiedź nie jest ustanow iona dla zabicia czasu.
Mówią7~że badanie sum ienia jest niemożliwe,
Dlaczegóżby jednak ba damie su m ien ia w rozu­
mny sposób m iało być rzeczą niem ożliwą? S uro­
wy obowiązek spowiedzi odnosi się tylko do
grzechów ciężkich, takich które przyjdą na p a ­
mięć po s t a r a n n e m u rozum nem badaniu. Ci,
którzy się często spow iadają, szukają pociechy
i pożytku naw et w w yznaw aniu grzechów po­
wszednich.
Mówią, że spowiedź hańbi godność ludzką.
T ak jednak nie jest. Tylko grzech poniża, spo­
wiedź zaś wywyższa. Trzeba odwagi, żeby w bi­
tw ie w ystaw ić swą pierś na nieprzyjacielskie
kule, ale n ieraz w i ę c e j jeszcze trzeba odwagi,
żeby uklęknąć przy konfesjonale i uznać się
dobrowolnie za grzesznika, Grzesznik, który
w tak bohaterskiem usposobieniu czynii pokutę,
większą niebu przynosi radość, niż dziewiędzie-
sięciu dziewięciu spraw iedliw ych, którzy nie
potrzebują pokuty.
Mówią, że spowiedź jest liiepożyteczną. P rze­
ciwnie, jest ona nadzw yczaj pożyteczna we
w szystkich swoich częściach. Pożyteczny jest
rachunek sum ienia, którego w ynik m usim y so­
bie uśw iadom ić w jasnych słowach. Pożyteczne
jest oskarżenie się przed Bogiem i jego zastęp­
cą kapłanem : upokarza 0110 bowiem i uspokaja
człowieka. Pożyteczne są objaśnienia, zachęty,
pociechy, które spow iadający się odbiera od k a ­
płana. Pożyteczny jest żal za popełnione grze­
chy; przynosi 011 woli tak ie uszlachetnienie, że
o piękniejszem i skuteczniejszem tru d n o pom y­
śleć. Pożyteczne jest postanow ienie u n ik an ia
grzechów i okazyj do grzechów, w ynagrodzenia
uczynionych krzyw d, darow ania nieprzyjacio­
łom i t. d.
Mówią, że dopiero w późniejszych czasach
k ap łan i zaprow adzili spowiedź. J e s t to h isto ry ­
czny fałsz, gdyż św iadectw a, odnoszące się do
p ra k ty k i spowiedzi, sięgają apostolskich cza­
sów. K a p ła n i nie zechcieliby nigdy czegoś po­
dobnego wprowadzać, co dla nich z ty lu połą­
czone jest ciężaram i. A gdyby naw et i chcieli,
327

toby tego dokonać nie zdołali; n a tra filib y bo­


wiem na najw iększy opór.
Sam fakt, że dzisiaj się ludzie spow iadają,
w ystarcza do stw ierdzenia, że spowiedź B ó g
ustanow ił.
Mówisz, że nie czujesz potrzeby spowiedzi.
Otóż trzeba ci wiedzieć, że człowiek dla swoje­
go ra tu n k u potrzebuje często nie tylko tego, co
mu się zdaje być potrzebne, ale o wiele częściej
potrzebuje tego, coby chętnie precz rzucił od
siebie.
ROZDZIAŁ LXV.
Popraw a życia.
V Je d n ą z istotnych części pokuty to popraw a
życia. Otoś się stał zdrow ym , ju ż nie grzesz,
aby ci się co gorszego nie stało,1 tak napom ina
Jezus chorego, którego uzdrowił.
^ B iada ci! mówi przykazanie: za to coś uczy­
nił, zasługujesz na śmierć. Lecz laska woła:
Idź w pokoju, nie grzesz więcej!
Cóż ai pomoże, żeś się uniżył w spowiedzi, je­
żeli się nie zechcesz popraw ić? »Pochyl głowę
pyszny Sigambrze«, rzekł św. R em igjusz do
k ró la Klodoweusza; »spal to, coś dotąd czcił;
a czcij to, coś dotąd p a lił«.
»Miej się na baczności, tak mówi św. B e r­
nard, jeśliś łaskę bożą otrzym ał; ale jeszcze
bardziej m iej się na. baczności, gdyś ją stracił,
a najw ięcej, gdyś utraconą napo w rót odzyskał;
jeżeli bowiem stracisz tę laskę po raz trzeci,
czw arty, piąty, to już może nigdy jej nie od­
zyskasz* .
Idź do szpitala, rozdrażnij ra n y chorego,
które się dopiero co zagoiły, czy pow tórne w yle­
czenie pójdzie tak prędko, jak pierwsze? Pism o
św. mówi: J a k o pies, k tó ry się zwraca do zw ró­
cenia swego, tak głupi... pow tarza głupstw a
sw oje.2
1. Jan 5, 14.
2. P rzyp. 26, 11.
329

Bo jeśliby odbieżawszy plugastwa świata


przez poznanie Pana ngszego i Zbawiciela Jezu­
sa Chrystusa, a temiż się zaś uw ikław szy, zw y­
ciężeni byli: stały się im ostateczne gorsze, niż
pierw szej
W popraw ie życia -postępuj oględnie
i ostrożnie.
K to upadł, pow inien się spokojnie i przezor­
nie podnosić, a!by jeszcze ciężej znowu nie upaść,
gdyby w niepokoju i zam ieszaniu w spinał się na
górę.
Jeżeli lu tn ia rozstrojona, nie trzeba jej d la­
tego rozbijać, lecz uw ażnie zbadać przyczynę
fałszyw ych tonów, a potem ostrożnie, odpowie­
dnio do zasad sztuki, nastro ić struny.
Strzeż się pierwszego grzechu, a drugiego nie
popełnisz.
W ystrzegaj się szczególnie ulubionych błę­
dów, które najczęściej i n a jła tw ie j popełniasz,
o ile one bowiem tobie są miłe, o tyle są obrzy­
dliwe w oczach Boga i w oczach bliźniego.
2. Pism o św. wspom ina trzy rodzaje ludzi,
którym szczególnie jest trudno wrócić ze złej
drogi. Do pierwszego rodzaju należą ci słabi,
którzy bardzo łatw o skłan iają ucho na podusz-
czenia złego; do drugiego ci, dla których grze­
szenie weszło w z w y c z a j ; do trzeciego ci,
którzy przez swój wpływ, t. j. przez swoje sło­
wa i przykłady, i n n y c h d o z g u b y wiodą.4
Jed n o jest, co wielu od praw dziw ej po p ra­
wy życia pow strzym uje: to obawa trudności.
P o p raw a przychodzi n ajłatw iej tym , którzy
tern m ężniej s ta ra ją się przezwyciężyć, im rzecz
dla nich trudniejsza i hardziej ich naturze prze-
3. 2 P io tr 2, 20; Żyd. 0, 4 n.
4. P s. 1, 1.
330

ciwna. Tacy, choćby m ieli więcej nam iętności,


to jednak są lepsi od tych, co m ając spokojne
usposobienie, u stęp u ją trudnościom z drogi.
Dwie przedew szystkiem rzeczy pom agają do
stanowczej popraw y: gw ałtow nie odsuwać się
od tego-, do czego ciągnie grzeszna n a tu r a i w y­
trw ale pracow ać nad zdobyciem tej cnoty, któ­
rej nam najbardziej potrzeba.
M yśl zawsze o końcu swoim i o tern, że czas
stracony nigdy nie wróci.
O tyle postąpisz n a drodze popraw y życia,
o ile sobie gw ałt będziesz zadawał.
ROZDZIAŁ LX V I.
Walka na śm ierć i życie.
1. W alka przeciwko sobie jest n ajw ażniej­
szą z pom iędzy walk, jakie m usim y staczać.
W alka przeciw sobie jest niezbędna d la każ­
dego: dla niewinnego, aby w ytrw ał w niew in­
ności, dla grzesznika, ab y się grzechów pozbył
i ustrzegł się ich na przyszłość.
Zwyciężanie siebie sam ych jest zwycięża- \
niem naszych popędów i skłonności, o ile one
nam przeszkadzają prowadzić życie według
praw dy, w ypełniać obowiązki i być tern, czem
m am y być według woli bożej.
Zwyciężać m am y nie n a tu rę ludzką, nie jej
skłonności i nam iętności, lecz to, co w n aturze
skłania się do nieładu, co jest grzeszne, niebez­
pieczne, nieużyteczne. W skutek grzechu pierw o­
rodnego pogrążeni jesteśm y w słabościach n a tu ­
ry. A słabości te są wielkie.
Choćby kto najgorzej z tobą postępow ał, to
najgorszym wrogiem sam ego siebie będziesz ty
sam, bo przeciw nik twój ty le ci nie zaszkodzi,
co twoje własne grzechy i zaniedbania.
Zwyciężam y się nie po to, żeby n a tu rę osła­
biać, lub ją naruszać, ale poto, żeby ją uszla­
chetnić, zrobić ją bardziej czynną i użyteczną
do spełnienia obowiązków, do służby bożej.
Skłonności w każdym człowieku m ają coś
przew rotnego, co niekiedy graniczy z rzeczywi-
stem szaleństwem i popycha do najw iększych
obrzydliwości.
Zwyciężenie siebie samego jest trudne. To

1
bowiem, co m am y zwalczać, jest to nasze w łasne
»ja« ze swoim popędem do pychy i zmysłowo­
ści. I w niezem nie jesteśm y bardziej zakochani,
ja k w sobie sam ych, w swoich narow ach i głup-
>stwach.
Przezw yciężenie siebie samego uszlache­
tn ia człowieka i czyni go wolnym. Niem a wyż­
szego panow ania od panow ania nad sobą sa­
m ym i nad swojemi uczuciam i; to panow anie
jest trium fem wolnej woli.
2. Przezw yciężenie siebie samego jest niezbę­
dne z najrozm aitszych względów.
Je st niezbędne, by grzechy trzym ać zdała od
siebie, gdyż niepoham ow ane skłonności i nam ię­
tności ciągną gw ałtow nie do grzechu.
J e s t niezbędne do .w ypełnienia naszych obo­
wiązków stanu. Zwierzę jest zwierzęciem i zwie­
rzęca n a tu ra trzym a je na właściwej drodze.
Człowiek zaś, o ile chce iść właściwą drogą, m u ­
si w sobie poskram iać silną ręką zwierzę i sie­
bie samego.
J e st niezbędne do ćwiczenia się w cnotach.
K to dąży do cnoty, na każdym kroku napotyka
trudności, płynące z popędów i skłonności n a ­
tury. Tylko przym us, jak i sobie zadajem y, nie
zaś chęci i zam iary, nie opinja, jak ą o sobie
m am y, ale czyny są m iarą rzeczywistego po­
stępu w cnocie.
Cnotę można porównać do w spanialej róży,
każdyby ją chciał zerw ać i zerw ałby, gdyby nie
m iała ostrych cierni — przezw yciężania siebie.
Zwyciężanie siebie samego nie jest jeszcze
333

najw yższą cnotą; jest nią zjednoczenie się przez


miłość z najśw iętszą wolą Boga; jest jednak dla
nas, dzieci ziemi, najkonieczniejszym składni­
kiem cnoty; nie jest ono sokiem żywotnym w ko­
ściach, lecz jest rusztow aniem kostnem, dzięki
którem u wszystko w ogólnej budowie człowieka
stoi prosto i na właściwem miejscu.
Nie jest ono jak ąś poszczególną cnotą, lecz
jest koniecznie potrzebne do każdej cnoty,
a szczególniej do tych czterech głów nych: do
roztropności, spraw iedliw ości, wstrzem ięźliwo­
ści i męstwa.
Zwyciężanie siebie samego jest naw et korne-V
czne do tego, byśm y zachow ali godność ludzką.
Chodzi tu bowiem o zwyciężenie w sobie tego, co
jest niskie, nędzne, słabe, błędne. Chodzi tu
o pow ściąganie popędów, które według woli
Stw órcy muszą być p o w ś c i ą g a n e, w prze­
ciwnym razie poniżym y, splam im y, spaczym y
swoją n aturę.
Weź się zatem do karności i opanow ania sie­
bie; uśm iercaj w sobie wszystko, co przeciwne
porządkowi! B rzydota ducha jest w strętniejsza
od brzydoty ciała.
2. Twoje um artw ienie niech nie będzie przy ­
padkowe, ale stałe i zasadnicze; to bowiem, co
m asz w sobie zwyciężać, jest również czemś sta ­
łem i zasadni czem.
T rzym aj się ciągle w karności. W jednym
dniu swawoli więcej można stracić, nliż się
zyskało przez wiele dni życia ukrytego i u m a r­
twionego.
Ucz się poznać siebie samego. N ikt nie m o-y
że być panem siebie, dopóki się nie pozna. Dla
tw arzy są zw ierciadła, dla duszy jedynem zwier-
334

ciadłem jest rachunek sum ienia; potrzeba tu


jednak św iatła zgóry.
K ażdy człowiek, poza ogólnemi cecham i
ludzkiej n a tu ry , posiada właściwe sobie ch a ra k ­
terystyczne przym ioty i charakterystyczne w a­
dy, a te ostatnie należy wyniszczać. K ażdy n a ­
wet, wiek posiada właściwe sobie zd różności.
Trzeba w ystąpić do w alki z niem i. W jakiż spo­
sób, jeśli nie przez opanow anie siebie i u m a r­
tw ienie?
Czuwaj, aby zło nie stało się twoim zwycza­
jem. Ju ż zwykłą skłonność tru d n o jest opano­
wać, a jeśli się jeszcze dołączy przyzw yczajenie,
nigdy jej nie przezwyciężysz.
4. O panuj swój rozum i oddaj go całkowicie
na usługi praw dzie i cnocie. O panuj swoją wo­
lę. Nie postępuj nigdy według kap ry su czy upo­
ru, ale k ieruj się zawsze zasadam i rozum nemi.
P a n u j nad swoją w yobraźnią; potrzeba jej
ham ulca; inaczej łatw o może zdobyć nad tobą
władzę ty rań sk ą, a w tedy zamieni ci życie
w głupstw o i nieszczęście.
P a n u j nad swoją pam ięcią; bywa ona nie
tylko nieposłuszna, zapom inając o tern, co dla
nas najpotrzebniejsze, ale i głupia, gdyż nam
nasuw a rzeczy, o k tó ry ch lepiejhy było za­
pomnieć.
U m artw ienie m a się odnosić nie tylko do n a ­
szej strony w ew nętrznej, lecz i zew nętrznej; m a
ono regulow ać w szystkie słow a i czyny. Bez
u m artw ienia nie zdobędziesz się na. prostą p rzy ­
zwoitość.
U m artw ienie nie tylko powinno być obronne,
lecz i zaczepne. Pow inniśm y sobie nieraz od­
mówić niejednej rzeczy, na którą możemy so-
bie naw et bez grzechu pozwolić. Żadna cnota nie
w ym aga tak ciągłej p rak ty k i, jak um artw ienie.
S ta ra j się przedewszystkiem mieć dobrą in ­
tencję w przezw yciężaniu się i w um artw ieniu.
Złą skłonność powinieneś zwalczać nie dla in­
nej złej skłonności, ale dla Boga. Zły św iat
jest pełen um artw ień, lecz dla swej doczesnej
i wiecznej męki.
R O Z D Z IA Ł L X V 1 I.

Zm arnowany cel życia.


1. B óg przeznaczył w szy stk ich ludzi do tego,
a b y d ro g ą su m ien n o ści zdążali do szczęścia
wiecznego. I n aw et gdy człow iek zgrzeszy, Bóg
nie chce śm ierci g rzeszn ik a, ale żeby się n a w ró ­
cił i żył.
N iem a g rzeszn ik a, k tó re m u b y P a n B óg nie
p o d aw ał w ja k iś sposób m iło siern ej rę k i, ab y go
ra to w ać. Lecz to zniżanie się B oga do ludzi m a
sw oje g ra n ic e ; Bóg nie może pozw olić szydzić
z siebie.
Cóż się w ięc stan ie, g d y człow iek, zd e p ta w ­
szy sw oje sum ienie, zbyt p y sz n y jest, żeby po­
chw ycić w y c ią g n ię tą ku sobie rę k ę m iłosierdzia
bożego? G dy w grzech ach z a tw a rd z ia ły , g ardzi
lek k o m y śln ie i h a rd o p rz y k a z a n ia m i bożemi
i w ta k im s ta n ie u m ie ra ?
R ozum lu d zk i m ówi, a O bjaw ianie ch rześci­
ja ń sk ie to p o tw ierd za, że dla tak ieg o g rzeszn i­
ka je st poza grobem m iejsce k a ry , w k tó rem
w szelki nieo d p o k lito w an y ciężki grzech będzie
podlegać w iecznej kaźni. Lecz ja k nasza w iedza
odnośnie do n a tu r y jest og ran iczo n a, ta k sam o
m a o n a g ra n ic e i co do b y tu pozagrobow ego.
Ignoram us. Co w iedzieć musiimy, ab y móc
istn ieć, to w iem y ; lecz co n a m do is tn ie n ia nie
337

jest koniecznie potrzebne, to przed nam i zak ry ­


to i pozostawiono mozolnemu badaniu.
Nie wiemy, gdzie Się znajduje miejsce k a ry
w życiu pozagrobowem ; nie wiemy, jak ono
w szczegółach w ygląda. Źe jednak k a ra wieczna
w życiu pozagrobowem jest, to wiem y z całą
pewnością
Ju ż sam rozum m a swoje racje na to, że
istn ieją rzeczywiście k a ry wieczne. Góżby zo­
stało z pojęcia praw a i spraw iedliw ości, gdyby
życie pozagrobowe nie przyniosło żadnego w y­
rów naniu?
Mówią wprawdzie, że w y rzuty obrażonego
sum ienia są już dostateczną k a rą za grzechy.
Ale byłyżby one tak straszne, gdyby rozum nie
uznaw ał, że za nieskończoną winę czeka nieskoń­
czona k ara? Zresztą sum ienie można zagłuszyć.
H isto rja na swoich k a rta c h notuje często
tak straszne nieodpokutow ane w ystępki, że wo­
bec nich najbardziej lekkom yślny człowiek
w ątpić nie może w istnienie k a r wiecznych.
Gdzież tu m ieli dostateczną k arę ci' szaleńcy, co
łącząc bezgraniczną rozpustę z naj wyszuka ii-
szern okrucieństw em , opływ ali w szczęście na
ziemi i św iat ten opuścili' z bluźnierstw em na
ustach przeciw Bogu? Czyż to jest rzeczą możli­
wą, aby kiedyś stanąw szy przed Bogiem, mogli
się dom agać w stępu do przybytków wiecznego
spokoju?
A zatem istnieje na drugim świecie k a ra
wieczna. Ju ż w tern życiu można podać granicę,
gdzie pyszny zaczyna być u p a rty i nie do n a ­
wrócenia. Dzieje się to wtedy, gdy zasłużone
niepowodzenie pobudza go do szem rania, k ara
do złości', spraw iedliw ość do bluźnierstw a, po­
znana praw da do świadomego uporu; gdy każ-
Chrześc. filozofja życia. 22
338

da w zm ianka o m iłosierdziu bożem podnieca go


do drw in i szyderczego śm iechu; gdy każde n a ­
pom nienie do pokuty przyjm uje jako zniew agę;
gdy każde nawiedzenie boże rozgorycza go, za-
tw ardza, do większego zuchw alstw a pobudza.
A gdy go sum ienie rusza, zacina się jeszcze
bardziej, ogarnia go rozstrój i w stręt do życia.
Im większa jego nędza, tern uporezywsze jego
zuchw alstw o wobec Boga. Spraw dza się w tedy
słowo Pism a: 1 u/paleni byli ludzie upaleniem
wielkiem... i bluźnili Boga niebieskiego od bo­
leści i ran swoich, a nie pokutow ali od u czyn ­
ków swoichd A jeżeli ta k jest już tu na ziemi,
czy może być inaczej w piekle? i czyż nie musi
być tak wiecznie? In n e racje prow adzą także do
tego samego wniosku.
M ądry praw odaw ca obw arow nje każde p ra ­
wo odpowiednią k arą, która jest zdolna naw et
lekkom yślnego poddanego skłonić do zachow a­
nia praw a. Czyżby najw yższy praw odaw ca nie
m iał tak postępować?
Mówią, że groźba unicestw ienia albo kary
doczesnej w ystarczyłaby do pow strzym ania od
grzechu. Ależ w łaśnie takich k a r życzą sobie
gw ałciciele praw m oralnych; jakżeby więc mo­
gły ich przestraszyć i od życia grzesznego po­
w strzym ać? Bóg niczego nie unicestw ia; dla-
czegóżby m iał unicestw iać w łaśnie grzeszników?
Poniew aż człowiek jest wieczny i dla wiecz­
ności przeznaczony, dlatego tylko to, co wieczne,
może nim w strząsnąć do głębi. Tylko groźba
k a r y w i e c z n e j stanow ić może dla w szyst­
kich i we w szystkich w ypadkach dostateczną
przeciw wagę wobec ponęt do grzechu.
1. Obj. 16, 9. 11. 21.
339

Bóg jest niepojęcie dobry, ła g o d n y i1 m iło­


sierny, ale jest także nieskończenie św ięty
i spraw ied liw y .
Człowiek może pow stać przeciwko p ra w d zie
bożej i p o rządko w i wiecznemu, lecz nie zdoła
ich obalić; pozostaną one nienaruszone, j a k b y ­
ły od wieków. P o c h w y c ą każdego, kto chce
im przeszkodzić, lub je w strzy m ać, i ja k s t r a ­
szliwe koła zm iażdżą go i rzu cą w przepaść n o ­
cy wiecznej.
Poniew aż poznanie wiecznej k a r y piek ła m a
po dstaw ę w rozum ie ludzkim , stąd zro zum iały
jest fakt, że p rz ek o n an ie o is tn ie n iu wiecznych
k a r s p o ty k a m y u w szystkich ludów. P rz e k o n a ­
nie to w ro zm aite by w a u b ra n e form y, w isto­
tnej treści zawsze i wszędzie jest Jednakow e.
2. Tam , gdzie chodzi o rzeczy ważne, rozum
ludzki zw ykł mało sobie ufać i chętnie opiera
się na obcej, wyższej powadze; stosuje się to
zwłaszcza do podstaw ow ych pra w d religji.
P y ta n ie , czy piekło wieczne istnieje, czy też
nie, za n ad to nas obchodzi i dotyczy, b y ś m y so­
bie nie mieli życzyć, a b y zostało przez n a jw y ż ­
szą pow agę rozstrzygnięte. T a k ą zaś pow agą
jest O bjaw ienie chrześcijańskie. A w n iem p y ­
t a n ie to w ja s n y c h ro z strz y g n ię te jest słowach.
P r a w d a o istn ie n iu p iek ła łączy się najściślej
z zasadniczem i p ra w d a m i c h ry s tja n iz m u , t a k że
albo m u s im y p rz y ją ć piekło, albo z c h r y s t j a n i ­
zmu niic nie pozostanie.
Kościół, k ie ro w a n y przez Boga, nau c za nas
tej p r a w d y z wszelką pewnością. Czerpie 011 tę
n a u k ę z P o d a n ia i P is m a św. B ih lja m ówi o pie­
kle przeszło na siedem dziesięciu m iejscach.
W ogień w ie c zn y tak brzm i ta m w y rok B o g a ,2
2, M a t. 25, 41.
22*
■ ■i

340

a gdzieindziej trz y k ro tn ie powiedziano: gdzie


robak ich nie um iera i ogień nie gaśnie.3
3. I cóż to jest piekło? Bóg przeznaczył czło­
wieka do nieskończonej radości. Cóż tedy n a ­
stąpi, jeżeli się człowiek w łasnow olnie w yryw a
z naznaczonego mu przez Boga przeznaczenia?
Jeżeli w w ystępnem urojeniu sądzi, że 011 lepiej
wie od Boga, gdzie ma szukać swego szczęścia?
Jeżeli, sprzeciw iając się dobrow olnie planom bo­
żym, zw raca się ku stworzeniom, ażeby w nich
zaspokoić swe nieporządne żądze i daje pierw ­
szeństwo stworzeniom przed Stw órcą? — Jeżeli
człowiek idzie dobrą drogą, przyszłość jego bę­
dzie radością i tylko radością; jeśli w grzesznem
zuchw alstw ie porzuci tę drogę, straci najprzód
Boga i radość wieczną, a następnie nieopisane
katusze palić będą całą jego istotę.
Człowiek tra c i Boga. Dobrowolnie stra c ił
swój cel, w yrzekł się Boga. Lecz Bóg jest nie­
skończony, a człowiek stw orzony dla Boga; po­
dobny on jest do opraw y, którą tylko nieskoń­
czone dobro zapełnić może. Dlatego dręczyć go
będzie głód za Bogiem, a poniew aż Bóg jest nie-
skończonem dobrem, głód ten spraw i mu nie­
skończone katusze.
J u ż głód cielesny okropną jest m ęką, o ileż
okropniejszy m usi być głód duszy!
Dopóki dusza i ciało sk ład ają się na istotną
jedność człowieka, tęsknota duszy za Bogiem
nie w ystępuje w całej sile, bo człowieka zaj­
m uje tu wiele doczesnych przyjem ności i roz­
ryw ek; tęsknota objaw ia się w t e r n życiu głó­
wnie pod form ą ciągłego niezadowolenia z rze­
czy ziemskich. Co jednak nastąpi, gdy w życiu
p r z y s z 1 e m zostanie duszy wszystko co
li. M ar. 9, 43.
341

ziemskie odjęte? W tedy to ta tęsknota okaże


się w swej straszliw ej nieskończoności. J a k
wielkim jest Bóg, tak w ielką będzie ta męka.
4. Z k a rą u tra ty Boga połączą się jeszcze
inne męki. Człowiek bowiem odwrócił się od Bo­
ga, a zwrócił się do stworzeń, aby w nich,
w zgardziwszy Bogiem, szukać rozkoszy i po­
ciechy.
Że k a ry podobne nastąpią, poznaje to już
rozum, a O bjawienie 'chrześcijańskie staw ia tę
praw dę w przerażająco jasnem świetle. Biblja
mówi o m iejscu m ąk, o ciemnem i ponurem wię­
zieniu, gdzie potępieni z boleści w yją i zgrzy­
ta ją zębami. Mówi ona o siarczanym stawie,
o okropnej pustyni, o legowisku smoków.
Gdy czytam y podobne ustępy w P iśm ie św.,
w inniśm y pam iętać, że Bóg nie kłam ie i nie
przesadza; że on, będąc miłością, żadnej nie ma
w tern przyjem ności, aby nas dręczyć próżne-
mi okropnościam i; że gdy do człowieka przem a­
wia, to mu tylko praw dę do wiadomości podaje.
Te rzeczy, któ re B iblja podaje, są pod nie­
jednym względem tylko obrazowym sposobem
m ówienia, którego nie należy tłóm aczyć lite ra l­
nie. Lecz te obrazy i podobieństwa bardzo się
n ad ają do tego, aby człowiekowi poglądowo
przedstaw ić tę praw dę, że piekło jest tylko m iej­
scem m ąk. Jak że okropną m usi być rzeczywi­
stość, kiedy jej obrazy są takie przerażające!
Słowo »ogień« tak często spotykam y w P i­
śmie św , że nie może być mowy o jego przeno-
śnem znaczeniu. Rozumie się, niem a potrzeby
rozum ieć przez to słowo koniecznie ogień n a tu ­
raln y i chemiczny. Je st to jednak ogień p raw ­
dziwy i rzeczywisty, k tó ry będzie wiecznie po­
żerał całą istotę grzesznika.

■****"
W iecznie! W ieczność to bowiem czyni pie­
kło piekłem. W szelka nadzieja, że te m ęki kie­
dyś się skończą, jest wykluczona. Przedstaw
sobie za pomocą w yobraźni najdłuższe okresy
czasu, a gdy one m iną, wieczność niepom niej-
szona ani o sekundę rozpocznie się na nowo.
5. Bóg radzi nam często pam iętać o piekle,
nie dlatego, żebs^ m yśl o niem za jm ow ała pierw ­
sze m iejsce w naszej duszy, lecz abyśm y w cza­
sie pokus i doświadczeń, w ciem nych chw ilach
naszego życlia świętą bojaźnią przerażeni mocno
pokusy zwalczali, a ciężkie nieraz obowiązki
sum iennie spełniali.
Są ciężkie chwile w życiu, w których wyższe
pobudki żadnego w rażenia nie robią na ducha
uw ikłanego w ziemskie ułudy. W tedy żywa m yśl
o wiecznej męce ognia m usi nas wzmocnić na
walkę z m am idłam i ciała i św iata.
Pow inniśm y w takich chw ilach przyzyw ać
ku pomocy tę m yśl o męce bez końca; pow in­
niśm y m yśleć o tern, jakieśm y cierpienia i mę­
ki sam i przeżyli, jakie przenieśli inni — nasi
znajom i, chorzy, ran n i, nieszczęśliwi; pow inniś­
my sobie przypom inać te męki, o jakich czyta­
liśm y w książkach. Gdyby piekło niczem w i ę ­
c e j nie było, tylko jedną jak ąś m ęką, lecz
w i e c z n i e trw ającą, już byłoby niew ypow ie­
dzianie straszne! Tym czasem jest ono czemś nie­
skończenie większem: w szystkie ziemskie męki
są tylko kropelką wobec m ąk piekielnych.
Przedstaw m y sobie obrazowo za wzorem
Pism a św. tę praw dę tak pełną dla nas zna­
czenia
Zmyślone obrazy pociągają tak często ludzi
do brudnych występków, czemużbyśmy nie
m ieli posłużyć się obrazam i, które zgodne są
z praw dą, by się um ocnić przeciw ułudom
grzechu!
I cóż oczy zobaczą w piekle! Ogień i pło­
mienie, ludzi dręczonych o k ru tn ą m ęczarnią
ognia, inne straszne i w strętne zjaw iska.
Ucho słyszeć będzie jęki i wycia z bólu i roz­
paczy, żałosne sk arg i na niewymowne nieszczę­
ście, przekleństw a i złorzeczenia, w zgardę i szy­
derstw a złych duchów.
D otyk będzie cierpiał palenie ognia, ra n y
i wszelkiego rodzaju bóle.
Dla innych zmysłów najw strętniejsze udręki,
jakie sobie można wyobrazić, pogrzebanie żyw­
cem, wieczne w ygnanie, straszna m onotonja.
Niemożliwość ucieczki, naw et ruszenia się kro­
kiem! I to wszystko bez końca, bez nadziei, bez
pociechy, bez miłości!
I to wszystko będzie m iał człowiek do za­
wdzięczenia s a m e m u s o b i e . W szystko bę­
dzie wołać n a nieszczęśliwego: M o g ł e ś , aleś
n i e c h c i a ł ! W spom inając z całą w yrazisto­
ścią rzeczy przeszłe, potępiony będzie m usiał
wyznać: >>Wielki Boże, nie T y ś mię potępił,
lecz j a s a m siebie potępiłem ; tak łatw o mo­
głem siebie w yratow ać, ale nie chciałem ; teraz
już zapóźno«. I takiem będzie przez całe wieki
to gryzące przeświadczenie, takim ów robak,
k tóry nie zamrze.
Jakiem że głupstw em jest zam ykać oczy na
tę przepaść, aby tern pewniej w nią się stoczyć!
P rzek ład ajm y tw ard ą praw dę nad fałszyw y
spokój.
6. Dobre św iatło na tę doniosłą praw dę rzu­
ca znana przypowieść o Łazarzu i bogaczu.'
344

Ł azarz prow adzi w najw iększej nędzy bogoboj­


ne życie i osiąga szczęśliwość wieczną. Zły i nie-
litościw y bogacz zostaje potępiony. Los jego
jest w ynikiem spraw iedliw ości i własnego jego
wyboru. P ogrzebany więc jest w boleści, w cał-
kowitem i wieeznem odłączeniu od Boga, celu
swego życia.
Jego ostatnią prośbę odrzucono, ponieważ
była bezpożyteezna i niepotrzebna. Żyjący do­
syć m ają poważnych świadków; pow inni im
w ierzyć; bez dobrej woli do przyjęcia praw dy,
naw et pojaw ienie się kogoś z drugiego św iata
nie na wiele się przyda. Przecież C hrystus p rzy ­
szedł z drugiego św iata, aby dać świadectwo
o piekle i wybaw ić nas z niego. Możesz więc
unik n ąć piekła, byłeś chciał.
ROZDZIAŁ L X V III.
Bojaźń boża.
1. M ówią niektórzy, że chrześcijanin w w a l­
ce z grzechem powinien się kierow ać tylko po­
budką m i l o ś c i Boga i że byłoby rzeczą nie­
szlachetną u nikać grzechu z bójaźni i trw ogi
przed spraw iedliw ością bożą. Inaczej sądził
C hrystus i święci. P a n Jezus powiedział: B ó j­
cie się tego, k tó ry i d a to i duszę może 'potępić
do p iekła J Św. Paw eł zaś napom ina: Z bojaźni u.
i ze drżeniem spraw ujcie zbawienie wasze.2
W ielu św iętych ze św. A ugustynem tw ier­
dziło, że częsta m yśl o śm ierci, o sądzie, o pie­
kle była im koniecznie potrzebna do w y trw an ia
w dobrem.
B ojaźń boża wcale miłości bożej nie przesz­
kadza. Święci, którzy się najw iększą ku Bogn
odznaczali m iłością, byli też najżyw iej przeni­
knięci bojaźnią sądu bożego.
Życie twoje powinno mieć w sobie coś tw a r­
dego, niezłomnego, poważnego. Niech do tygla
twego życia wejdzie złoto najszlachetniejszej
m iłości bożej, lecz nie zapom inaj też o harto-
wnem żelazie bojaźni hożej.
Człowiek podobny jest do dziecka, które się

1. M at. 10, 28.


2. F il. 2, 12.
" "ft na

346

wychowuje, a hojaźń k a ry potrzebna jest naogół


do dobrego w ychow ania.
Ażeby bojaźń była zbawienną, m usi w yklu­
czać przyw iązanie do grzechu i zaw ierać w so­
bie początek miłości.
Z rozw ażania praw d wiecznych rodzi się bo­
jaźń sam orzutnie; pow inniśm y ją tylko oczysz­
czać i ożywiać, a będzie to dla nas z wielkim
pożytkiem.
B ojaźń jest pewnem uznaniem i uw ielbie­
niem Boga. O biera się ona nie tylko na rozu­
mie, lecz także na wierze w objaw ienie boże;
odnosi się do jednej z doskonałości bożych, bo
doskonałością jest karząca spraw iedliw ość Boga.
Bojaźń boża jest początkiem m ądrości; bo­
jaźń przed cierpieniem jest zasadniczym rysem
w świadomości w szystkich istot obdarzonych
czuciem. Pierw szy przepis m ądrości nakazuje
bać się tego, czego rzeczywiście bać się należy.
Bojaźń pod wielu względam i silniejszą jest,
niż miłość. Gdzie bojaźń przed grzechem zdobę­
dzie sobie należne miejsce, tam grzech żadnego
nie znajdzie dostępu. J a k n adciągająca burza
spędza z ulicy bezczynnych plotkarzy, tak bo­
jaźń przepędza wszelką lekkomyślność.
Służba Bogu m usi objąć c a ł e g o człowie­
ka, wszystkie jego uczucia. Należy do nich ta k ­
że i bojaźń. Ileż to i ja k wielkich o fiar i w ysił­
ków nie robi człowiek z bojaźni.
Częste rozw ażanie o rzeczach ostatecznych
pobudza nas, abyśm y się tego przedewszystkiem
bali, co samo w 'sobie jest złem największem .
Z bojaźni w ypływ a n a tu ra ln ie zwyciężanie sie­
bie, um artw ienie, dobrowolna ofiarność, czuj­
ność i przezorność.
. ; ...... ...

RO ZDZIAŁ L X IX .
Zm ysłowość.
1. W łaściw ością naltury ludzkiej jest jej zło­
żoność z pierw iastka zwierzęcego i duchowego.
Z tą właściwością idzie człowiek przez życie
ziemskie i m usi się sta ra ć utrzym ać swoje kro­
ki na właściwej i dobrej drodze.
P ierw iastek zwierzęcy sam w sobie, podobnie
jak i duchowy, nie jest zły. Lecz w pierw iastku
zwierzęcym leżą silne popędy, których rozumne
opanow anie decyduje o doli i niedoli większości
ludzi. Ciało ludzkie nie powinno być narzędziem
ślepych popędów, ale w yrazem i narzędziem
wolnego ducha. Także przeciw popędowi do zmy­
słowości m usim y bronić porządku i ładu. P o tra ­
fim y to tylko wtedy, gdy się Boga uczepimy.
Człowiek nie pow inien się hańbić. H ańbi się
zaś w najokropniejszy sposób, gdy dogadza tej
nam iętności, któ ra nie zasługuje na żadną uczci­
wą nazwę, jak tylko na nazwę słabości. Zm y­
słowość podobna jest do wielkiego ognia; p rzy ­
ciąga czarodziejską siłą m iljony istot, aby im
zadać o k ru tn ą śmierć.
Pokryw ać grzechy i w ystępki, uspraw iedli­
wiać je pod pozorem, że i zmysłowość m a swoje
praw a, że jej powaby są za potężne, a słabość
ludzka za wielka — oto jak i był po wszystkie
czasy wybieg pokusy, jakie było tłóm aczenie
w iną zmazanego sum ienia. D latego to Apostoł
napom ina: N iechaj was n ik t nie zwodzi próżne-
m i słow y.1
Bez szczególnej pomocy łaski niem ożliwą
jest rzeczą zachować czystość. D latego to mo­
d litw a jest twoim obowiązkiem.
Zmysłowość znajduje swój pokarm w tej
lekkom yślności, k tó ra ze w szystkiem igra, ze
wszystkiem się cacka, baraszkując, a nigdy se-
rjo nie m yśli; w tej powierzchowności, która
się całkowicie oddaje zew nętrznym troskom
i rozrywkom , a praw ie n igdy serdecznie się
nie modli i nie m yśli o rzeczach nadprzyrodzo­
nych; w wygodnem i próżniaczem życin, które
się lęka wszelkiego natężenia i przezw yciężania
siebie; dalej w nieporządnej ciekawości, która
0 wszystkiem , a szczególnie o rzeczach gorszą­
cych chce wiedzieć; we wścibstwie zmysłów, że­
by wszystko widzieć, słyszeć, czytać, w szystkie­
go doświadczyć; w nieokiełznaniu wyobraźni
1 uczucia, które wszystko sobie mogą wyobrazić,
do wszystkiego przylgnąć i zaw ikłać się w n a j­
niebezpieczniejsze czułostki i m iłostki.
2. N a świadectwo, że w ystępek nieczystości
godzien jest pogardy, można przytoczyć:
a) Poganizm . Pom im o swego zepsucia nazy­
w ał on ten w ystępek »w ystępkiem «, a czystość
m iał w najw yższem poważaniu.
b) Sąd mędrców św iata, którzy n a przeróżne
sposoby w ystępek ten piętnow ali.
c) N a tu ra ln y w stręt do zmysłowości. Czło­
wiek nieczysty zwykł nieczystości i nierządy in ­
nych najsurow iej sądzić, siebie tylko undewin-
349

d) Rozum, k tó ry nic nie może przytoczyć na


upiększenie tego w ystępku i określa go dlatego
jako obrzydliw ą niestosowność. Jakież to głupie
i m izerne są wym ówki i uspraw iedliw ienia nie­
czystych! N iew olnik zmysłowości uniew inniając
się mówi: »Chodzi tu o popęd n a tu ra ln y «. Lecz
czyż tego rodzaju wym ówki nie m ogłyby u sp ra ­
wiedliwić wszystkich wykroczeń? Toż i złodziej
i m orderca i truciciel szli za popędem n atu ry .
In n i pow iadają: »Przeoież można mówić o rze­
czach n atu raln y ch , bo co jest n atu raln e, nie jest
nieczyste«. Tak? a przecież są rzeczy n a tu ra ln e
i nieczyste zarazem , którychby n ik t do ust nie
włożył.
e) Sposób zap atry w an ia i postępow ania szla­
chetnych i św iętych ludzi, którzy zadaw ali sobie
wszelki m ożliwy tru d i byli gotowi do najw ięk­
szych ofiar, aby tylko zachować swoje serce
czystem.
f ) Sąd samego Boga. W bardo wielu rniej-
sach chrześcijańskiego O bjaw ienia w ystępek ten
najsurow iej jest napiętnow any.
3. Zam ięszanie, jakie ten w ystępek spraw ia
w społeczeństwie ludzkiem, w rodzinie i w ser­
cu człowieka, nie da się opisać.
Jeżeli wiele dusz słabych opiera się żywej
wierze w C hrystusa, pochodzi to stąd, że C h ry ­
stu s jest za wzniosły, za boski, aby wchodził
w jakieś układy z w ym aganiam i ciała.
Nieczystość jest owym występkiem , który
rodzi nienaw iść ku religji. Zmysłowość jest tym
bujnym gruntem , na którym bez przeszkód g ra ­
suje obojętność religijna.
A straszna jest ta zmysłowość, grozii ona za­
dław ieniem św iatu, k tó ry się dziś tak bardzo
odchrześcijanił. P rzerażające okrzyki boleści
ro z le g ają się z p iersi m il jon ów, zbezczeszczo­
n y ch i za rażo n y ch serc ludzkich, szczególnie
w w ielkich m iastach , b ęd ących n a w ysokim sto ­
p n iu k u ltu ry , ale p o sia d a ją c y c h rów nież Liczne
k lo ak i tego w y stęp k u . R ozleg ają się te bolesne
w o łan ia po szp italac h , w k tó re zm ysłow ość rz u ­
ciła. swe g n iją c e o fia ry . R o zleg ają się one z w ie­
lu rodzin, duchem now oczesnym zarażo n y ch ,
w k tó ry c h n ieo k iełzn a n a zm ysłow ość n a js m u ­
tniejsze rodzi niepokoje, w iele serc g o ry czą za­
p ra w ia, ty le szczęścia tr a tu je i niszczy, a d aje
za to w strę t do życia i dziką rozpacz.
C h ry s tja n iz m podniósł ludzkość do należnej
jej w ysokości. P o g a n ie podziw iali czystość
pierw szych chrześcijan . C h rze ścijan in także m u ­
si w alczyć, a zw ycięscą zostać może, jeśli tylko
zechce.
Iluż to słab y ch ludzi znalaizło w ro z m y ślan iu
o cie rp ią c y m C h ry stu sie odw agę do ty c h w y sił­
ków i o fiar, k tó re są konieczne, by stoczyć zw y­
cięską w alkę z niiską n am iętn o ścią! S ta w się
w d u ch u przed P an em , ja k sk ręp o w an y , zbity,
broczy k rw ią p ły n ą c ą z niezliczonych ra n . S ta ń
w d u ch u pod krzyżem , p a tr z ma gwoździe, n a ko­
ronę ciern io w ą i z a p y ta j sam siebie, dlaczego
tw ój Z baw iciel p o g rą ż y ł sw oje n ajśw iętsze c ia ­
ło w tern m orzu boleści?
4. U m ia rk o w a n ie i re g u la rn e życie, w olne od
znie w ieścią łościi i zbytków , je st koniecznym
środkiem o ch ro n n y m przed pokusam i.
B ez m o d litw y n ik t nie zdoła zachow ać czy­
stości serca. M odlitw a je d n a k m u si być p o k o r­
ną. W szelka m odlitw a, k tó ra z a m ia st pobudzać
cię do p o kory, p o b u d załab y cię do p y c h y jest
zła. J a k ż e ta k a m o d litw a m o g łab y być b ro n ią
przeciwko pokusom, skoro sam a najgorszą jest
pokusą?
A le karzę ciało moje i w niewolę podbijami,
powiada apostoł P aw eł.2 Stałe um iarkow anie
w jedzeniu i piciu jest więcej w arte, aniżeli n a j­
surow szy post od czasu do czasu; a ciągła straż
n a d ciałem lepsza od najniezw yklejszyeh u m a r­
twień.
Strzeż Avięc z najw iększą starannością czy­
stości swego serca. N ajcenniejsza w y g ran a na
ziemi — to wesołe serce i czysty umysł.
2. 1 K or. !), 27.

■■■■M M M M M M
EO ZD ZIA Ł LX X .
Grzech pow szedni.
1. Nie każdy grzech czyni tego, kto go po­
pełnia, nieprzyjacielem Boga.
Do ciężkiego grzechu potrzeba najprzód
przedm iotu, k tó ryby był' zdolny serce od Boga
oderw ać; powtóre, ażeby grzeszący całkowicie
jasno wiedział i był świadom tego, że grzeszy.
Tylko w tedy dopuszcza się człowiek grzechu
ciężkiego, gdy te trzy w aru n k i zachodzą, Gdy
któregokolw iek z nich brakuje, nie może być
mowy o grzechu śm iertelnym .
Człowiek uczciwy nie tak łatw o popełnia
grzech śm iertelny. Grzech śm iertelny jest ezemś
nie wypowie dzianie złem.
Są więc grzechy popełniane przez ludzi s p ra ­
wiedliwych, które im zasadniczej spraw iedliw o­
ści niie o dbierają; grzechy te nie są całkow item
porzuceniem dążenia do ostatecznego celu, lecz
tylko osłabieniem tego dążenia. Siedm kroć upa­
dnie sprawiedliwy i powstanied
2. Lecz i grzech niie będący ciężkim, a n a ­
zwany powszednim, jest nadzw yczaj wielkiem
złem; jest on obok grzechu ciężkiego złem naj-
większem.
Grzech powszedni również jest także buntem

1. P r z y p o w . 24, 16.
353

przeciw panow aniu d praw u bożemu; jest nie­


posłuszeństwem, lekceważeniem woli bożej, wie­
lorakim nieładem . Bóg m usi go nienawidzieć,
musi i go zabraniać, m usi go karać,
N aw et najm niejszy grzech powszedni jest
takim buntem przeciw Bogu, jest taką obrzydli­
wością w oczach Boga, że raczej niech cały
św iat zginie, niżbym nuiał na najm niejszy
grzech zezwolić, 1 gdybym jednym grzechem
powszednim mógł wszystkich potępiony eh, z pie­
kła wybawić, nie powinienem go popełnić.
N igdy bowiem dla osiągnięcia dobrego celu, nie
należy używ ać złych środków.
Grzech powszedni jest zlekceważeniem upo­
dobania bożego, a więc obrazą Boga; sprzeciw ia
się te j czci i miłości, jak ą winienem miłości bo­
żej. Bóg ofiaru je się za m nie i kocha mię bez
m iary, a ja m iałbym sobie nic z tego nie robić,
że go obrażam
Grzech powszedni pozbawia n as szczególniej­
szej opieki bożej; powiększa w nas relig ijn ą
i m oralną obojętność, lekkom yślność i lenistw o;
u tru d n ia nam obcowanie z Bogiem na m odli­
twie, nadw yrężą pokój serca i praw ość su­
m ienia.
K ażdy grzech powszedni, sam przez się, jest
krokiem naprzód, zbliżającym nas do grzechu
śm iertelnego. K to nie jest w ierny w m ałem
i w wielkiem w iernym mie będzie, a kto w m a­
łem jest niespraw iedliw y, stanie się niespraw ie­
dliw y i w wielkiem.
K ażdy grzech powszedni pociąga za sobą
w następstw ie dotkliw ą karę, czy to w tern ży­
ciu, czy w przy szlem.
3. W ielu Św iętych spędzało całe życie n a su­
rowej pokucie za swoje grzechy powszednie
Chrzęść, filozof ja życia. 255
i żlebyśm y robili, uw ażając ich postępow anie
za nierozsądne i przesadne.
Grzechy powszednie zwykło się rozróżniać na
grzechy powszednie dobrowolne i na błędy, w y­
nikające ze słabości; te ostatnie możemy zmniej-
czyć, nigdy ich jednak zupełnie usunąć; grze­
chów powszednich zupełnie dobrowolnych mo­
żemy uniknąć przy łasce bożej. K to popełnia
z przyzw yczajenia grzechy powszednie dobro­
wolne, nazyw a siię oziębłym. Oziębłość można
porównać z chorobą śm iertelną.
ROZDZIAŁ L X X I.
O czyszczenie w życiu przyszlem .
1. W ielu um iera nie będąc w rogam i Boga;
nie zasługują więc na wieczne potępienie. A je­
dnak są jeszcze dłużnikam i spraw iedliw ości bo-
?,ej. Nic zmazanego nie w nijdzie do królestw a
niebieskiego. T rudno przypuścić, aby tacy lu ­
dzie z m ałem i w inam i m ieli być na wieki zgu­
bieni. J e s t więc dla nich jakieś miejsce oczy­
szczenia. Gdy się tam w ypłacą do ostatniego
szelążka, przejdą do radości wiecznej.
»Ci, mówi P lato, co niezupełnie są źli, lecz
też niezupełnie niew inni, będą posłani do Ache-
rontu. Przyjechaw szy na łodziach do błót ache-
rońskich, zostaną tu zatrzym ani, by odcierpieć
k a ry stosowne do swoich win dl dopiero kiedy
się z nich oczyszczą, otrzym ają nagrodę za swo­
je dobre uczynki«.1
Że takie oczyszczenie w życiu pozag rohowem
istnieje, jest to w yraźną nauką chrześcijańskie­
go Kościoła. Surow a to, ale i pocieszająca n a u ­
ka. B yłoby rzeczą straszną do pom yślenia, że
w życiu przyszłem istnieje tylko niebo i piekło.
2. W czyścu, tern m iejscu oczyszczenia, m u­
szą być odpokutowane zaległe kary.
J e s t różnica pomiędzy w iną i karą. W inę
356

i wieczną k arę odpuszcza nam Bóg przy u sp ra ­


w iedliwieniu. Nie .jest jednak rzeczą konieczną,
ażeby z odpuszczeniem w iny m iało być połączo­
ne odpuszczenie wszelkiej kary. Przeciw nie, od­
powiada to boskiej m ądrości i spraw iedliw ości
i całem u przez Boga ustańowiibnemu porządko­
wi zbaw ienia, aby grzesznik był pociągnięty do
odpokutow ania k a r doczesnych. K a ry te d oty­
k a ją człowieka często, lecz nie zawsze w tern ży­
ciu. Co więc w tern życiu nie zostało odpokuto­
wane, m usi być odpokutowane w życiu przy-
szłem.
3. N ie każdy grzech jest odwróceniem się zu-
pełnem od Boga; są bowiem grzechy powsze­
dnie, które nie oddzielają od Boga. Lecz i w po­
wszednim grzechu tkw i również dobrowolny n ie­
ład i ten należy odpokutować. Za każde nieuży­
teczne słowo pociągnie nas Bóg do odpowie­
dzialności.2
K to się dopuszcza grzechu powszedniego,
każe Bogu poniekąd czekać na siebie; Bóg
również każe mu poczekać na oglądanie oblicza
Swego. Ta zwłoka wyw ołuje w duszy wielką
boleść i tęsknotę ogrom ną, bo teraz nieskończe­
nie lepiej poznaje, ezem jest Bóg.
Oprócz k a ry rozłąki czasowej są jeszcze
w czyścu k a ry pozytywne, stosowne do ilości
i ciężkości grzechów, które dusza m a odpoku­
tować.
U zasadniony przeto jest pogląd, że cierpie­
nia te długo trw ają i są straszne. Nie m ają
w sobie nic, coby zasługiw ało na nagrodę, są
zwykłem odcierpieniem .
Bóg w m iłosierdziu swojem nieskończony,

2. M a t. 12, 36.
357

dal ludziom żyjącym n a ziemi możność przez


m odlitw y i dobre uczynki skracania m ąk d u ­
szom cierpiącym ; same zaś dusze nie moigą
swoich m ąk ani złagodzić, ani skrócić.
4. U nikaj więc wszystkiego, co grzeszne.
Znoś cierpliw ie w szystkie dolegliwości, które
B ó g .n a ciebie dopuszcza lub zsyła w życiu. Tu
możesz z zasługą odpokutować swoje winy, a co
tu odpokutujesz, za to już nie będziesz cierpiał
w życiu przyszłem.
Bądź bardzo gorliw y w służbie Boga. Taka
gorliwość oczyszcza, taka gorliwość w yrabia
w nas usposobienie potrzebne do zyskania od­
pustów, czyli odpuszczenia k a r za grzechy, kJó-
re możesz ofiarow ać tak za siebie, jak i za du­
sze w czyścu cierpiące.
RO ZDZIAŁ L X X II.
Dlaczego Bóg nie przeszkadza grzechom ?
1. E w angelja porów nyw a św iat do roli, na
której chw ast o jaskraw ych kolorach w ybija się
przed niepozorną pszenicą.1
, Potęga i rozszerzanie się złego na świecie
jest w ielkie; nie ta k jednak wielkie; jak się to
na pozór zdaje; wiele dobrego nasienia spoczy­
wa i rozw ija się w sercach ludzi: dobro jednak,
stosownie do swej n a tu ry , nie rzuca się tak
w oczy, jak się rzuca zło.
Skądże pochodzi ten chw ast? skąd grzech?
Filozof ja wschodnia w yobrażała sobie dwie
w ładnące św iatem potęgi, obie rów noupraw nio­
ne: potęgę dobrą i potęgę zlą; ograniczała przez
to nieskończoność i burzyła doskonałość Boga.
In d ja n in w ynalazł sobie straszniejszego je­
szcze przedstaw iciela złej potęgi w krw i żądnem
bóstwie, które uwieńczone wężami, opasane
ludzkiem i czaszkami, w swych licznych rękach
dzierży broń niszczącą, depce rodzaj ludzki, lub
też popycha go w płomienie.
1 w chrześcijańskich kołach staw iano sobie
zawsze pytanie: skąd pochodzi chw ast złego?
Skąd się bierze?
W iele z grzechów popełnionych przez ludzi

1. M at. 13, 25.


359

ma na sobie cechę, z której wywnioskować


można, że jak aś nadziem ska czy podziemna po­
tęga czynna jest w dziedzinie złego. Spostrzega
ona bardzo przenikliw ie' ludzkie słabości i n a ­
m iętności i z w ściekłą nienaw iścią sta ra się
ludzi, przez grzechy wszelkiego rodzaju, zhańbić
i uczynić nieszczęśliwymi. Nieprzyjaciel to
uczynił.
Bóg to dopuszcza. »Chcesz, rzekli słudzy do
Pana, a pójdziem y i w yrw iem y chw ast ?« — Bóg
jednak dopuszcza rozw ijać się złemu.
2. Dlaczego jednak Bóg złemu nie przeszka­
dza? Oto dlatego, mówili niektórzy, że stw o­
rzywszy istoty obdarzone wolną wolą, nie m o-
ż e grzechom przeszkodzić. To zapatryw anie
słuszne jest, ale w tern znaczeniu, że gdyby Bóg
nie powołał do bytu żadnych stw orzeń obdarzo­
nych wolną wolą, nie byłoby też żadnego grze­
chu. N iepraw dziw e atoli jest w tern znaczeniu,
żeby wolność była koniecznie zw iązana z grze­
chem. Czyż Bóg wszechmocny i wszystko wie­
dzący m iałby nie posiadać środków, aby po­
w strzym ać od grzechu duchy naw et najo p o rn iej­
sze? — O tak, gdyby c h c i a ł za wszelką cenę
grzechowi przeszkodzić, m ógłby to uczynić. D la­
czego jednak nie zechciał? p y ta św A ugustyn.
Ażeby na to py tan ie odpowiedzieć, trzeba
pam iętać o tern, że stw orzenie prze de wszy st-
kiem powołane jest do bytu nrie dla siebie, lecz
dla Boga. A to, co się do Boga odnosi, stoi n ie­
skończenie wyżej od tego, co stw orzenia doty­
czy; stąd uw ielbienie i chw ała Boga m a nie­
skończenie wyższe praw a, aniżeli cześć i dobro­
byt stworzeń. Życie uczciwe i szczęście stworzeń
nie jest dla Boga, objaw iającego się na zewnątrz,
bezwzględnie najw yższym i wszystko obejrnu-
360

jąeym celem; tak im celem jest chw ała Boga.


I dlatego nie było to dla Boga żadną konieczno­
ścią przeszkodzić grzechom i nieszczęściu stw o­
rzeń za wszelką cenę i wszelkiemi środkam i.
Owszem, m iała M ądrość boża powody, by
w ten sposób nie. przeszkadzać grzechom. d o ­
brego szafarza po tern się głów nie poznaje, po­
wiedział Goethe, że um ie korzystać z rzeczy nie-
pomyślnycli«.
Bóg pozwala róść chwastowi, ponieważ się
troszczy o pszenicę.2 Bóg chce dobrego, dlatego
też nie przeszkadza złemu. Zło ma znaczenie dla
dobra, gdyby go nie m iało, Bóg byłby mu prze­
szkodź;}. Zawiść i próżność uczonych posuwa
naukę naprzód, nienaw iść oprawców robi mę­
czenników.
N ajjaśniejszy dowód najw yższej władzy bo­
żej leży w tern, że Bóg zostaw ia możność wolnej
woli stw orzeń pow staw ać zuchwale przeciw So­
bie; a ten tylko może to dopuszczać, kto na tyle
jest potężny, że naw et zło może obrócić ku do­
brem u, a przeszkód używać do osiągnięcia swe­
go celu.
P rzy m io ty boskie przed oczyma nasze mi no­
wym jaśnieją blaskiem , gdy widzim y jak nie­
naruszone triu m fu ją nad wszelkim buntem
złego.
3. Bóg nie przeszkadza grzechom szczególniej
dlatego, bo i grzesznym ludziom chce okazać
swoją miłość i swoje m iłosierdzie w szczegól­
niejszy sposób.3

2. M at, 13, 30.


3. P rz y c z y ta n iu teg o ro z d z ia łu trz e b a dobrze o tem p a ­
m ię ta ć , że Bóg- n a jś w ię ts z ą w plą sw o ją g rzech u n a jw y ra ź n ie j
z a k a z a ł, że k ażd em u człow iekow i d a je ty le ła s k i, ile mu po­
trz e b a do zw y ciężen ia w szelk ich p o k u s, że w ięc p rz y c z y n ą
i pow odem g rz e c h u je st ty lk o i je d y n ie stw o rzen ie, k tó re
361

Cały ch ry stjan izm jeet jcdnem wielkiem


dziełem m iłosierdzia bożego; a h isto ria większo­
ści ludzi to liisto rja m arnotraw nego syna. Sam
Zbawiciel opowiedział tę przypowieść, bo chciał
dać .jasno poznać usposobienie Boga względem
grzeszników .4
Zdrożność sam olubnego dziecka w tej przy­
powieści zależy na niespraw iedliw ości, .jaką syn
wyrządza ojcu, na rozproszeniu ojcowskiego
m ienia, na niem oralności i rozpuście.
Powodem tych grzechów jest lekkomyślność,
popęd do niezależności, nuda, nam iętności i żą­
dza użycia.
N astępstw em zaś: niedostatek, u tra ta wolno­
ści, najw iększe poniżenie i opuszczenie.
Przyczyną pow rotu do ojca jest rozm yślanie,
zastanow ienie się nad sobą. M arnotraw ca wcho­
dzi w siebie, porów nuje swój obecny sta n z prze­
szłym i poczyna serdecznie żałować. W spom ina
swego ojca, jego miłość i dobroć serca. To mu
dodaje odwagi, budzi w nim nadzieję przeba­
czenia.
W reszcie postanaw ia w yrw ać się z nieszczę­
śliwego położenia: »Pójdę do Ojea«. Z pokutnem
usposobieniem w duszy oskarża się ze swych
grzechów.
To w ystarcza ojcowskiemu sercu. Poznaje
swoje nieszczęśliwe dziecko i, spieszy na jego
spotkanie. Z naijgłębszem rozrzew nieniem i m i­
łością rzuca mu się n a szyję i zw raca mu u tra -

n ad u ż y w a sw o jej w o ln ej w oli. Boża zaś dobroć w tern się


o k a z u je , że n ie zo sta w ia czło w iek a n a tu r a ln y m sk u tk o m tego
n a d d ż y c ia czy li g rz e c h u , ale go ła s k a w ie z nich d źw ig a,
ow szem , n ow em i d o b ro d z ie jstw a m i o b sy p u je . W a rto p rzeczy ­
ta ć tu p rz e p ię k n e i g łęb o k ie u jęcie p ro b lem u zła, .jakie d ał
O. M o raw sk i w sw oich W ieczo ra ch nad L e m a n em , w ieczór
trz e c i. (P. W .).
4. Ł u k . 15, 11—32.
362

eone praw o do dziedzictwa. W szystko przebacza


i zapom ina, a czyni to z wielką radością.
M iłosierdzie boże nie tylko p rzy jm u je w ra c a ­
jącego grzesznikai, ale go szuka, ja k pasterz zbłą­
kanej owcy.
T akie to ważne znaczenie m ają grzechy
w chrześcijańskiej ekonom ji zbawienia.
ROZDZIAŁ L X X III.
O dw aga i nieusłraszoność.
1. Gdybyś naw et w swej przeszłości widział
liczne grzechy i upadki, pow inieneś z odwagą
i bez trwogiil iść naprzód i dążyć do m oralnej
doskonałości.
Zniechęcenie nie jest bynajm niej w arunkiem
pokuty. Do niczego nie przydatne, nie jest wcale
zadośćuczyńienfilem, a Bogu się nie podoba. Nie
robii nas ostrożniejszym i na przyszłość; owszem,
każdej pokusie daje wolny przystęp i odbiera
ci wszelką siłę odporną.
Nie n a sobie powinieneś się opierać, lecz na
Bogu. Ju ż S ta ry Zakon przedstaw ia troskliw ość
B oga n ad słabym człowiekiem w bardzo w zru­
szających obrazach. Pow iedziano tam , że Bóg
się tak o nas troszczy, jak człowiek o źrenitcę
swego oka. Bóg jest tam przyrównam y de ojca,
który bierze na ram iona sy n a swego, gdy po nie­
rów nej w ypadnie iść drodze.1 Miłość boża przed­
staw ioną tam jest w obrazie troskliw ej miłości
m acierzyńskiej.
A w Nowym Testam encie zachęca nas C hry­
stu s P a n w najrzew niejszych słowach do odwa­
gi, i ufności: Niech stę nie sm uci serce wasze!
Pójdźcie do m nie w szyscy, k tó rzy pracujecie
i obciążeni jesteście!
1. 5 M oj. 1, 31.
364

I jakżeby nam w chwi/li doświadczenia nie


m iał przyjść z pomocą ten Ojciec niebieski, któ­
ry S yna swego jednorodzonego za nas wydał?
Czyż ten C hrystus, k tó ry poniósł za nas bo­
leści i śm ierć haniebną na krzyżu, nie mdlałby
nam udzielić łask potrzebnych w chw ili u d rę ­
czenia?
2. Niedow ierzanie sobie jest dobre, o ile się
opiera n a ufności w Bogu. Gdy cię zaś pobudza
do małoduszności, odepchnij je od siebie, jako
najniebezpieczniejszą pokusę. A możesz to zro­
bić, gdy tylko zechcesz.
Szukaj w poczuciu obowiązku tego męstwa,
które we w szystkich tru d n y ch okolicznościach
zapew nia przewagę. Nie ram ię silne, nie broń
odnosi zwycięstwa, ale moc, która ducha prze­
nika.
Św. Ig n acy bardzo słusznie przyrów nuje siłę
złego ducha do kobiety, która kłócąc się z męż­
czyzną, ucieka skoro tylko znajdzie opór, gdy
zaś mężczyzna bojaźliw ie się przed nią cofai, w y­
bucha niepoham ow aną wściekłością.
Praw dziw a, zasługująca na cześć odwaga,
leży w pogardzie wszelkiego niebezpieczeństwa,
gdy chodzi o w ypełnienie św iętych obowiązków.
Nie polega zaś na tern, żeby na niebezpieczeń­
stwo być ślepym, ale żeby widząc je, zwyciężać.
P raw dziw y bohater nie ulęknie się żadnych
napaści, a n i przypadków losu, bo wie, że
wszyscy jesteśm y w ręku Boga. Gdy oil więc bu­
rze zagrażają, nie tra ć nigdy serca; śmiej się
z burz, toż m ewy kołysząc się, ig ra ją na n a j­
groźniejszych falach m orskich.
Chcesz wiedzieć, dlaczego się tak często sła­
bym czujesz? Oto dlatego, że silę nie m o d 1 i s z,
jakbyś się modlić pow inien. Cała twoja siła jest
365

w Bogu, a przychodzi ona do ciebie przez m odli­


twę. Je d n a b ajk a opowiada, że mocowało się
dwóch olbrzymów. Pierw szy z nich, choć silniej­
szy, nie mógł pokonać drugiego znacznie sła b ­
szego. Dlaczego? Dlatego, że ten ilekroć słabnął,
dotykał się ziemi, skąd w stępow ała w niego no­
wa siła. Skoro to spostrzegł nieprzyjaciel, pod­
niósł go do góry, przeszkodził mu czerpać sił
z ziemi i tak go pokonał. Podobnie rzecz się ma
z duchem ludzkim . K iedy się kusicielowi uda
zniechęcić człowieka do m odlitw y, już on prze­
padł. Człowiek połączony z B o g i e m może
wszystko.
Miej też odwagę przedsiębiorczą. Hisitorja
głośno świadczy, że ci co wielkie rzeczy przed­
siębrali i dokonywali, byw ali nieraz przedtem
wielkim i grzesznikam i. W ielu się rzeczy nie do­
konuje, bo się ich nie przedsiębierze. Mdłe św ia­
ta Bóg w ybrał, aby zaw stydził mocne.
RO ZDZIAŁ L X X IV .
Przezorność i czuwanie.
1. »Czuw ajcie i módlcie się« powiedział Pan.
K to się chce podnieść ze złego i w dobrem w y­
trw ać, ten bezwarunkowo i koniecznie czuwać
m usi; w łasne doświadczenie może cię o tern
wiele pouczyć.
R egulam in wojskowy przykazuje żołnierzom
w k ra ju nieprzyjacielskim najw iększą przezor­
ność. My również znajdujem y się w n iep rzy ja­
cielskim kraju.
Bądź więc czujny; wielu nieprzyjaciół znasz,
lecz wielu nie znasz; a wróg nieznany to podwój­
ny nieprzyjaciel.
Bądź czujny! K ażdy wiek ma swoje nilebez­
pieczeństwa. Niebezpieczeństwem młodości jest
nam iętność, niesam ow ity ogień pali się na jej
drogach. Starzec również nie zawsze czuwa z ja ­
snym wzrokiem, nie zawsze trzym a się mocno
tego, co wieczne.
Bądź czujny! łatw iej bowiem można się
uchronić i u n ik n ąć zła, niż z niego w ybrnąć
i zło napraw ić.
Bądź czujny! Czuwać szczególniej trzeba n a
początku pokusy, bo n a jła tw ie j nieprzyjaciela
zwyciężyć, gdy się go do drzw i serca wcale nie
przypuści, ale z przed progu w ypraw i.
Bądź czujny! Ogień pow staje z iskry, isk ra
367

spala dom, toteż gaś szkodliwą iskrę pokusy


zawczasu, by cię nie pochłonął ogień nam ię­
tności.
Bądź czujny! Gdy oko widzi, czego widzieć
nie powinno, to i serce myśli;, o czem myśleć
nie powinno.
B ądź czu jn y ! Obecnie w stosunkach ludz­
kich są wielkie m ielizny; na każdym kroku
trzeba g ru n t badać. K iedy widzisz, że inni na
lodzie upadają, staw iajże nogi ostrożnie.
Bądź czujny! Jeżeliś sam uczciwy, nie myśl,
że wszyscy co się koło ciebie cisną, są również
uczciwi, Często najniew inniejsza uprzejm ość
n apotyka na złośliwą nieżyczliwość Dlatego, że
inini są tacy lu b owacy, nie zapom inaj nigdy, ja ­
kim ty sam być masz.
Bądź czujny! Żaden h a b it m niszy nie jest
ta k św ięty, aby się weń djabeł nie mógł wcisnąć.
Bądź czujny! Jeśli djabeł chce świętego zło­
wić, rzecz św iętą na wędkę zakłada.
Bądź czujny, byś żadnego grzechu ciężkiego
nie popełnił. Mówi w prawdzie niem ieckie przy ­
słowie: »Einm al ist keinm al«, raz — to jeszcze
nie zw yczaj; lecz przysłowie to według H abela
jest najkłam liw sze i najgorsze w świecie. Baz,
to jest — dziesięć, sto, tysiąc razy. K to bowiem
złego raz zakosztował, tem u zazwyczaj staje się
ono częstą straw ą.
Bądź czujny, byś nie popełnił żadnego dobro­
wolnego grzechu powszedniego. A jeszcze b a r­
dziej czuwaj n a d tern, aby popełnianie dobro­
wolnych grzechów powszednich nie weszło ci
w zwyczaj. '
Bądź czujny i s ta ra j się o to, żeby liczba
twoich grzechów z ułom ności co raz bardziej się
zm niejszała.

— m 'nm ~ritipnnrn n fl;i»ir»>nnnnirT rrriiini nnniriimrinmrniwiriinnn«ri>Biir—nwtnnina fftiin" ~ iiri'iiiiinirmifir-r —


Bądź czujny co do słabej stro n y swego cha­
rak te ru . S ta ra j się poznać główną tw oją wadę.
Ażeby być panem siebie, trzeba się znać grunto-
townie. Znajomość siebie to połowa zwycięstwa.
K to zwycięży hersizta swoich niedoskonałości,
ten łatw o zwycięży i resztę.
Bądź czujny, abyś czynił to dobro, do któ­
rego cię łaska pobudza. Tylko w tedy jesteś bez­
pieczny, gdy idziesz za łaską zaraz tam , gdzie
cię Bóg woła. Dopóki idziesz pod górę, na dół
nie zstępujesz.
Czuwajcie, lecz i módlcie się zarazem ! Żadna
pewność nie jest za w ielka tam , gdzie chodzi
o wieczność. Św. A ugustyn mówi: »W zywałbym
was, żebyście żyli bez troski, gdybym sam mógł
żyć bez troski«.
RO ZDZIAŁ LX X V .
Walka z namiętnościami.
1. C hrystjanizm obiecał ludziom pokój i po­
kój ten przyniósł, lecz nie jest to pokój z c a ły m
światem , lecz pokój z Bugiem, k tó ry . tu jest
mocą dobrych.
Pokój ten z, isto ty swej zaw iera w alkę prze­
ciwko wszystkiem u, co się sprzeciw ia Bogu
i dobru. P rzym ierze z tern, co przeciwne Bogu
i dobru, byłoby w alką w ypow iedzianą Bogu.
Jeżeli chcesz w tej walce zwyciężyć, musisz
zawsze trzym ać stronę Boga przeciwko sobie.
Bóg nienaw idzi pokoju tych, których do w al­
ki pow ołał; jest on nie m niej Bogiem zastępów
i wojowników, ja k Bogiem pokoju.
K to jest ciągle atakow any, ten ustaw icznie
walczyć musi. W takiej; wułce m a sposobność
powetować daw ne klęski.
Pew ien znawca ludzi pow iedział: Każ&e ser­
ce ludzkie to dom, zajezdny; cnoty są w niem
tylko przechodniam i, a nam iętności stały m i
gośćmi, którzy nie tylko, że nie płacą, lecz
jeszcze w ołają o pieniądze.
2. N am iętności są to spienione rum aki, za­
przężone do toczącego się wozu. Gdy je rozpu­
ścisz-, poniosą cię i rozbiją tw ój wózek na drzaz­
gi, gdy zaś silną ręką utrzym asz je n a wodzy,
ich siła zm ieni ci się w skrzydła, które cię nnio-
C hrześc. filo zo f j a ży cia. - 24
370

są n a szczyty doskonałości. Im silniej będą po­


ryw ać, tern szybciej i tern w spanialej wóz twój
będzie się toczył.
N ieokiełznane nam iętności m ogą z człowieka
djab ła zrobić. Cóż nie czyni człowiek, gdy się
odda pysze, zmysłowości i zawiści! Do .czego
n. p. ponosił gniew człowieka, pisze O. A. M.
W eiss: »Najd:roższą istotę, k tó rą ochraniasz,
jak źrenicę oka, jak najlepszego p rzy jaciela —
w gniew ie możesz ta k źle traktow ać, tak ą
w zgardą darzyć, że kiedy złość n am iętn a prze­
m inie, sam n ie Aviesz, jak nazwać swoje postę­
powanie i jak je napraw ić.
»W zględy swego dobroczyńcy zdolny jesteś
w tedy odepchnąć z tak ą zniew agą, jakiejbyś
w chw ili spokojnej nie w yrządził najgorszem u
swemu prześladowcy. Cierpliw ość pokrzyw dzo­
nego powiększa jeszcze tw oją zapam iętałość;
łagodne słowa dolew ają tylko oliw y do ognia,
»Na w szysłkiem w yw ierasz swoją złość: na
krzesłach, n a naczyniach, które stoją n a stole.
Coś cierpliw ie przez wiele la t zbierał, w jednej
chw ili rozbijasz w kaw ałki.
»Niema tak niskich i podłych słów, których-
byś nie użył w takiem rozjątrzeniu. Rzucasz się
na w szystkie strony, opanow ują cię m yśli n ie ­
uczciwe, kłam liw e, podstępne, chytre, złośliwe,
które ci przedtem były zupełnie obce. Mówisz
i czynisz wszystko, czem tylko możesz drugiem u
spraw ić przykrość.
»W szystko w tedy przeklinasz: spraw iedli-
wość, opatrzność, naw et Bogu sam em u bluźnisz;
możesz zawołać, że c i wszystko jedno, czy bę­
dziesz n a wieki potępiony, czy zbaw iony«.
Nie spodziewaj się łatw ego zw ycięstw a n ad
nam iętnościam i. Bóg nie dlatego zwycięstwo
371

tak tra d n e m czyni, aby na® męczyć, lecz dla­


tego, abyśm y tern w spanialszą otrzym ali ko­
ronę.
P rzed śm iercią niem a ostatecznego zwycię­
stwa. Nie m yśl, aby ci się udało nam iętności
swoje tak znieczulić, iżbyś się ich nie potrzebo­
w ał bać; żyją one zawsze i czatują n a każdą spo­
sobność; naw et starość nie ch roni przed g łup­
stwem.
W boju z nam iętnościam i w ażną bardzo jest
rzeczą opanow ać zm ysły i w yobraźnię; tu leży
źródło złych poruszeń. P oczątki wzruszeń szcze­
gólniejszej w y m ag ają czujności.

24*
BO ZDZIA Ł L X X V I.
Sąd.
1. Główną cechą obecnego ducha czasu jest
dążność, by n a wszelki sposób osłabić żywe po­
czucie o d p o w i e d z i a ł m o ś e i. Zaprzeczono
naw et, że człowiek posiada wolną wolę, byle go
tylko oid odpowiedziałności uwolnić. I co to
wszystko pomoże?
Za to, co nie leży w mocy człowieka, nie jest
on odpowiedzialny, lecz odpowiadać będzie za to,
co jest w jego m ożności
Życie, śmierć, a potem :sąd — oto przebieg
życia ludzkiego.1
Ze śm iercią w szystkie rzeczy uboczne zni­
kają, pozostaje tylko rzecz głów na: sposób,
w ja k i człowiek postępow ał wobec najśw iętszej
woli Boga,.
Zasłona zmysłowości opadła-, dusza jasno po­
znaje praw dziw ą w artość swego postępow ania.
A z tern poznaniem łączy się sąd.
Sędzią jest Bóg-Człowiek, Jezus C hrystus,
Bóg wszystko w iedzący A najspraw iedliw szy.
Oskarżonym jest człowiek, przedm iotem są­
du są w szystkie jego stosunki, spraw y, słowa,
m yśli, opuszczenia i otrzym ane łaiski.
Co pom ogą wszystkie w ykręty? »Nie m iałem

1. Ż y d . 9, 27.

8 f!:
czasu«, powiesz. M iałbyś go, gdybyś Był chciał;
sp ra w a najw ażniejsza przedewszystkiem . P o ­
wiesz: »Nie m iałem dostatecznego ośw iecenia«,
pow inieneś się był o nie postarać. Powiesz:
»Pokusa była za siln a «; była za silna, boś się
nie m odlił i nie spełniałeś p ra k ty k religijnych.
Powiesz: »Świat był zanadto zwodniczy«; a m i­
mo to n a rażałeś się dobrowolnie na niebezpie­
czeństwa i okazje do grzechu. Powiesz jeszcze:
»Dałem się pociągnąć przykładow i innych«;
a dlaczegoś nie daw ał posłuchu praw dzie, rozu­
mowi, sum ieniu, przykazaniom bożym, p rzy k ła ­
dom dobrych ludzi?
2. Sąd zakończy się wyrokiem ro zstrzy g ają­
cym na zawsze. Je śli kogoś przypadkiem ro­
zerwie, czy zmiażdży ślepa siła n a tu ry , rzecz to
straszna, lecz straszniejszą stokroć rzeczą bę­
dzie wpaść w ręce rozgniew anego Boga
Dla jednych będzie brzm iał w yrok: »Idźcie
precz w ogień w ieczny«. Dla drugich: »Pójdź,
sługo dobry i w ierny, n a d wielą cię postanow ię,
w nijdź do wesela P a n a swego«. W ielu jednak
będzie spraw iedliw ych, którzy się jeszcze nie
w ypłacili zupełnie spraw iedliw ości bożej, któ­
rzy nie są zupełnie czyści. Tych w yrok boży ska­
że na jak iś czas n a oczyszczenie, do m iejsca k a r
zwanego czyścem.
Jeżeli chcesz w ygrać n a sądzie bożym, sądź
się sam zawczasu. P ra w d a n ie będzie sądzona
w edług ciebie, lecz t y m usisz być sądzony we­
dług praw dy. Sądź się teraz n a swoją pociechę
sądem pokuty, ażebyś kiedyś nie był osądzony
na swoją zgubę.
W e wszystkiem, co tylko dobrowolnie robisz,
mówisz, myślisz, m iej to żywe przeświadczenie,
że kiedyś będziesz za to odpow iadał przed Bo-
giem. Nie p y ta j więc: co l u d z i e powiedzą?
lecz p y taj, co B ó g p o w i e ? Ale w tedy tylko
p otrafisz być sum iennym , gdy gorliw ie spełniać
będziesz swoje religijne obowiązki.
M ądrym i szczęśliwym jest ten, kto teraz za
życia s ta ra się być takim , jakim p rag n ą łb y być
na sądzie.

A" v‘. rr? r


K O N IE efT O M P PIERW SZEG O.
SPIS RZECZY.

Przedm ow a . , 5
W s t ę p .................................................................................................. 9

MIŁOŚĆ P R A W D Y .
T y d z i e ń p i e r w s z y , część pierw sza .
Rozdział Str.
I. W alka o b y t .................................................... 15
II. ■ W alka o i d e a ł y ............................................... 20
III. Stanow isko człowieka w ż y c i u ....................26
IV. Żądza w i e d z y ....................................................32
V. Praw dziw a i fałszyw a n a u k a ....................36
VI. I n d y f e r e n t y z m ....................................................40
V II. W olnom yślność : . . . . ' .........................47'
V III. Z agadnienie c e l u ............................................... 50
IX . Nasze p o c h o d z e n ie ...........................................53
X. S t w o r z e n i e ......................................................... 60
X I. Co pow iedział g łupi w sercu swojem? . . 65
X II. Świadectwo n a u k i ...........................................69
X I II. Bóstwo ........................ 72
X IV . P a n t e i z m ............................................................. 77
XV. Nasze p r z e z n a c z e n i e ...................................... 82
X V I. W ola B o ż a .........................................................89
X V II. Vere dignum et justum est, aequum et sa-
lu ta re , , ............................................................. 93
X V III. Szczęście i zbawienie c z ło w ie k a ............... 99
X IX . T rw anie po ś m i e r c i ..................................... 102
XX. Życie pozagrobowe jako p o stu lat godności
l u d z k i e j ........................................................... 106
X X I. T ęsknota serca l u d z k i e g o ............................ 114
X X II. Doczesność jako niedokończony początek
czegoś ..................................................................... 125
X X III. Konieczność prześw iadczenia o życiu przy-
szłem , , ............................................................133
X X IV . Duch i m a t e r j a ...............................................139
X X V. W yobrażenie życia pozagrobowego . . . . 156
X X V I. N ajw ażniejsza t r o s k a ..................................... 161
X X V II. Optym izm i p e s y m i z m .................................165
X X V III. Nowoczesna r e l i g i j n o ś ć .................................168
X X IX . Praw dziw a r e l i g i j n o ś ć .................................173
XXX. R elig ja jako podstaw a m oralności . . . . 177
X X X I. R elig ja źródłem w ierności pow ołaniu . . . 181
X X X II. N a tu ra i o b j a w i e n i e ...................................... . 184
X X X III. Cud i praw o n a t u r y ..................................... 191
R ozdział S tr.
X X X IV . C uda E w a n g e l j i ....................................................196
XXXV. N a tu r a i nad n a t u r a l n o ś ć ................................ 200
X X X V I. Gzem je s t d la n a s Je z u s C h r y s tu s . . . . 207
X X X V II. Czem je s t d la n a s K o ś c i ó ł ................................ 212
X X X V I I I. T rw ało ść K o ścio ła ja k o dow ód jeg o bo­
sk ie g o p o c h o d z e n i a .........................................227
X X X IX . Ł a s k a i w s p ó ł d z i a ł a n i e ..................................... 230
XL. W ied za i w i a r a ....................................................234
X L I. S cep ty cy zm ................................................................ 238
X L II. P rz e c iw ie ń stw u dw u św ia to p o g lą d ó w . . . 242
XLT1T. W a rto ść doczesnego życia ...................................248
X L IV . W a rto ść czasu ................................................. 253
XLV. 'C h w a le b n a lek k o m y śln o ść 255
X L V I, Ś m ierć ja k o n a u c z y c ie l p r a w d y ................. 259
X L V II. S łu żb a św ia tu alb o słu ż b a B o g u ..................204

SUMIENNOŚĆ.
T y d z ie ń m e r w s z y , część dru ga.
X L V I II . S u m i e n i e .............................. 273
X L IX . O bow iązki su m ie n ia w zględem B o g a . . . 279
L. O bow iązki s u m ie n ia w zględem lu d zi . . . 281
L I. O b o w iązk i, s u m ie n ia ■względem w łasn o ści
i d obrego im ie n ia b l i ź n i c h .............................284
L II . G rzechy o p u s z c z e n i a ..................................................280
L III. Żądze w ż y c iu l u d z k i e m ........................................ 287
L IV . P ra k ty c z n a tro s k a o s u m i e n i e .............................. 290
LV. N a jw ię k s z a p r z e s z k o d a ........................................... 293
L V I. O g ran iczo n o ść lu d zk ieg o b y t u .............................. 297
LVTI. P o jęcie i is to ta g r z e c h u .............................................300
L V II1 . G rzech y p rz e d są d em B o g a ................................... 304
L IX . P oczucie w i n y .............................. 308
LX. Żal ..................................................................... 310
L X 1. M iło sierd z ie B o ż e ........................................................... 315
L X II . O dpuszczenie g r z e c h ó w ............................................. 318
L X III. P o k u t a ................................ 321
L X IV . W y z n a n ie g r z e c h ó w ................................................. 324
LXV. P o p ra w a ż y c ia . .......................................................328
L X V I. W a lk a n a śm ie rć i ż y c i e ........................................33r
L X V II.' Z m a rn o w a n y cel ż y c i a .............................................330
L X V II I . B o jaźń b o ż a ..................................................................... 345
L X IX . Z m y s ł o w o ś ć ......................................................................347
LXX. G rzech p o w s z e d n i .......................................................352
L X X I. O czyszczenie w ży ciu p r z y s z ł e m ......................... 355
L X X T I. D laczego B óg n ie p rze sz k a d z a grzechom ? . 358
L X X III. O d w ag a i n i e u s tr a s z o n o ś ć ................................... 303
L X X IV . P rz ezo rn o ść i c z u w a n i e .............................. 360
LXXV. W a lk a z n a m i ę t n o ś c i a m i ........................................308
L X X V I. S ą d .................................................................................... 372

?B N |
^ ooO *
B I B I I O T E KA
NARODOWA

You might also like