Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 432

BIBLJOTEKA ŻYCIA W E W N Ę T R Z N E G O

□ □ TO M VIII. El 0

CHRZEŚCIJAŃSKA

FILOZOFJA ŻYCIA
II

KRAKÓW
DRUKARNIA „PRZEGLĄDU POWSZECHNEGO
^3
W LI li j 0 . TILMANN PESCH T. J. A
~/t
f
CHRZEŚCIJAŃSKA

FILO ZO FJA ŻYCIA


PRZEKŁAD Z NIEMIECKIEGO

^ TOM DRUGI

KRAKÓW 1924
W Y D A W N I C T W O KSIĘŻY J E Z U I T Ó W
Niliil obstat

./. Urban S. J.
censor

L. 975/24

POZW ALAM Y DRU K O W A Ć

Z KSIĄŻĘCO - BISK U PIEG O KONSYSTORZA

Kraków, dnia 28 lutego 1924.

f Adam Stefan
NAŚLADOWANIE CHRYSTUSA
W GŁÓWNYCH RYSACH
Tydzień drugi, część pierwsza.
RO ZDZIA Ł I.
K rólestw o Chrystusa.
1. E w angelja w Piśm ie św. nazw ana .jest
»Ew angelją K rólestw a«. Św. Ig n acy Lojola tę
m yśl przedstaw ia w nast ęp u jącem podobień­
stwie.
W yobraź sobie króla praw ow itego, którego
sam Bóg postanow ił. W yposażony w n ajśw ie­
tniejsze przym ioty, waleczny, łaskaw y i n a d
w yraz liojny jest on w ładcą w ielkim i po­
tężnym , czczą go i słu ch ają wszyscy książęta
i całe chrześcijaństw o.
Ten idealny m onarcha w ykazuje, że m a po­
słannictw o od samego Boga do wezwania
w szystkich ludów na wojnę, by podbić cały bun­
towniczy św iat pod praw ow itą władzę. Cel woj­
ny jest więc szlachetny i1 święty. W aru n k i są
również świetne* albow iem król ogłasza, że n i­
kogo nie w ystaw i n a tru d y i przeciw ności, któ­
rych by sam nie przeszedł. R ezultat pełen sławy,
bo zwycięstwo od B oga przyobiecane, a więc
pewne.
Cóż wobec tego pow inni uczynić rozum ni
i szlachetni p o d d an i1? W czasach kiedy to na
w ypraw y wojenne zaciągano ludzi z różnych
krajów , szli ochotnicy, godząc się n a w arunki
bez porów nania gorsze.
D la w ielu pobudką ruszenia do w ojska była
8

konieczność i powinność, dla. in nych szlachetna


rycerskość.
Tchórz, k tó ry drżąc tylko o swoje życie, nie
zapaliłby się do ta k w ielkiej spraw y i nie po­
szedł za wezwaniem, godzien byłby jedynie
pogardy.
2. Ja k iż cel tej przypow ieści? Zwrócić nasz
um ysł i serce do zastanow ienia się, dla jak ich
racy j pow inniśm y stan ąć przy C hrystusie P an u .
C h ry stu s rozsyła swoich na św iat; m ają oni
głosić wesołą now inę o przyjściu K rólestw a n ie­
bieskiego ,1 jego cele i obietnice ;2 m ają ludzi po­
cieszać, świadczyć im dobrze na ciele i duszy,
życzyć im pokoju, dóbr doczesnych i w iecznych .8
C hrystus dostatecznie w ykazał, że jego po­
słannictw o jest od Boga, owszem on sam jest
Bogiem. Toteż w łasną mocą grzechy odpuszczał,
cuda czynił, przedstaw i] się jako przyszły sę­
dzia żyw ych i u m arły ch i żądał dla siebie tak ie ­
go oddania się, jak ie się ty lk o Bogu należy.
W C hrystusie zn ajd u jem y swój cel ostateczny.
On je st P anem naszym , 011 naszym Bogiem n a j ­
wyższym; kto jem u służy, ten w śeisłem słowa
znaczeniu Bogu służy. On nie tylko jest założy­
cielem k u ltu chrześcijańskiego, ale zarazem
i przedm iotem jego. K u lt, ja k i chrześcijaństw o
C hrystusow i oddaje, podobny jest do szaty, k tó ­
r a tylko B ogu przystoi.
C hrystus-K ról przyszedłszy n a św iat, zw ra­
ca się do w szystkich ze swojem orędziem, w któ-
rem głosi, że chce podbić św iat cały d la czci
i chw ały, jak ie j Bóg żąda. Ta zaś cześć i chw ała
łączy się najściślej ze szczęściem i zbaw ieniem
ludzi. Chce C h ry stu s wszystko ta k w pryw a-

1. M a t. 10, 7. — 2. Ł u k . 9. 2. — 3. M at. 10. 12.


§

tnem , jak i publicznem żytom skierow ać n a p r a ­


we drogi, żeby przez to odnowić oblicze ziemi.
U stan aw ia w idzialne pośrednictw o między
Bogiem i ludźm i i przez nie daje nam d ary n a d ­
przyrodzone. Boskie kierow nictw o, boskie n a u ­
czenie i boskie uśw ięcenie w ludzkiej formie!
C h ry stu s całą władzę swoją m a zgóry od Ojca;
tę władzę przelew a n a widome org an a; zakłada
w ielką społeczność bosko ludzką, Kościół. Nie
jest to państw o w państw ie, ale praw dziw a, do­
skonała społeczność, w k tórej C hrystus składa
władzę sw oją i k tórej nakazuje prow adzić ludzi
do Boga w swojem im ieniu i swoją mocą.
Ale królestwo- boże samo, bez w spółdziałania
ludzi, nie w stąpi do ich serc. W szyscyśm y po­
wołani, by w m iarę swoich sił i stanow isk p r a ­
cować nad rozszerzaniem i um acnianiem K ró ­
lestw a bożego. J a k zaś w każdej służbie wojsko­
wej, tak i w tej p ra c y są różne stopnie i go­
dności.
Jed n i idą wprawdzie, ale raczej z konieczno­
ści,, bo i cóż poczną, jeśli się nie chcą narazić na
haniebne w yrzucenie z szeregów; robią więc
tylko to, co muszą.
In n i s ta ją się gorącym i zw olennikam i wiel­
kiej idei k ró lestw a bożego, jej dzielnym i bojo­
w nikam i; pełni św iętej in icjaty w y gotowi są
wszystko dla n iej poświęcić. T a szlachetna r y ­
cerskość pcha ich do jak najdoskonalszego złą­
czenia się z C hrystusem .
Chcą ja k najbliżej iść za Zbawicielem, chcą
naśladow ać wedlle sił swoich jego ofiarność i za­
parcie się, chcą za jego miłość w ypłacić się w za­
jem ną m iłością, a z świętego entuzjazm u d la bo­
skiej osoby W odza chcieliby w ycisnąć n a sobie
jego życie pełne cnót i poświęceń.
10

W ciągu wiieków znalazł Zbaw iciel (niezliczo­


ne zastępy dusz oddanych i rycerskich we
w szystkich sta n a c h ; znalazł w ierne duisze, które
z bohaterskiem oddaniem się poszły za jego we­
zw aniem ; znalazł dusze ofiarne, które w w iel­
kiej wojnie o królestw o boże s ta ły n a tej p la ­
cówce, któ rą im wezwanie łaski wskazało.
S praw a Zbaw iciela zwycięży inapewno, przy ­
szłość do niej należy, królestw a św iata zaś za­
m ienią się w gruzy. '
ROZDZIAŁ II.
Chrystus jako w ybaw ca ludzi z ciem­
ności i niewoli .
1. Każdy chrześcijanin może z Apostołem P a ­
włem powiedzieć: Zakon ducha żyw ota w Chiy-
stusie Jezusie w yzw olił mię od zakonu grzechu
i śmierciJ Poddając nas Bogu, czyni nas Chry­
stus wolnymi od wszystkich nieszczęśliwych n a ­
stępstw grzechu i wprowadza nas w posiadanie
najszlachetniejszych dóbr.
' Chrystus jest prawdziwą światłością. On
sam mówi o sobie, że jest praw dą i światłem
świata i, że ci co za nim idą, nie chodzą w ciem­
nościach.2 Uczniów swoich przedstawia jako roz­
nosić ieli św iatła; chce, aby ich światło świeciło
przed ludźm i;3 co więcej1, chce, aby byli świa­
tłem dla całego św iata.4 Dlatego też tych, co zo­
stali przyjęci do Kościoła, nazywano oświeco­
nym i.3 Albowiem byliście niekiedy ciemnością,
lecz teraz światłością w PanuJ W szyscy w y je­
steście synowie światłości i synowie dnia: nie
jesteśm y nocy ani ciemności.'
Chrystus P an przyniósł nam wyjaśnienie
wszystkich najważniejszych zagadnień bytu.
Oświecenie, pochodzące od ludzi, podobne
jest do małej la ta rk i w nocnej porze, k tóra nie-
1. R z y m . 8, 2. — 2. J a n S, 12, - 3. M a t. 5, 16. — 4. M at, 5, 14.
5. Żyd. 10, 32. — 6. E f. 5, 8. - 7. I. T e s s a l. 5, a.
znaczną tylko przestrzeń oświecić może; oświe­
cenie zaś pochodzące zgóry — podobne do świa­
tła słonecznego, rozjaśniającego wszystko, aż do
najodleglejszych krańców horyzontu. Kto zatem
m iłuje światłość, zwraca się do Chrystusa. Kto
zaś przekłada ciemności nad światło, ten nie
poddaje się całkowicie wpływom nauki Chry­
stusa, lecz stosu je ją do siebie wedle upodobania
swego.
2. Piękne słowa i podniosłe myśli na nic się
nie zdadzą, gdy nie będziesz naśladow ał C hry­
stusa życiem cuotliwem. Duża wiedza ma swoją
wartość, lecz życie cnotliwe Avarte więcej od naj-
Aviększej wiedzy. Twój przyszły sędzia nie bę­
dzie cię pytał o stopień itwego wykształcenia
i twej nauki, lecz o to, czyś się bał Boga i czyś
posiadł cnotę.
Jezus C hrystus jest nie tylko Bogiem, lecz
i prawdziwym człowiekiem.8 J e st on naszym
ideałem, naszym wzorem, którego naśladowca-
mii być pow inniśm y;9 jest on naszym nauczy­
cielem i mistrzem, drogą praw dy i życiem.10
C hrystus jest uosobioną łaskawością i ludz­
kością. W mam to objaw iła się prawdziwa ludz­
kość n a ziemi (benignitas et hu man it asb 11 On
jest prawdziwym przyjacielem ludu i cieszy się
z tego, iż jego Ojciec przełożył maluczkich nad
wielkich tego św iata.12 Szczególniejszą uwagę
zwraca na dzieci.13 Uczniów swoich nazyw a
swoimi przyjaciółm i i braćm i.14 P rzyjaźń jest
drogocennem dobrem; bez przyjaciela, choćby
się posiadało Avszystkie inne dobra, trudno Avy-
13

żyć. A Chrystus ofiaruje swoją przyjaźń wszyst­


kim ludziom,
Mówi do nich: Budźcie doskonali, jako Oj­
ciec wasz niebieski doskonały jest.1'0 Apostoł
objaśnia: Przepowiadamy, upominając każdego
człowieka we wszelakiej mądrości, abyśm y w y ­
stawili każdego człowieka doskonałym w Chry­
stusie Jezusie . l c W inniśmy ciągle postępować
naprzód, ażbyśm y się wszyscy zeszli w jedności
w iary i poznaniu Syna Bożego, w męża dosko­
nałego, w miarę wieku zupełności Chrystuso­
wej, abyśm y już nie byli dziećmi chwiejącemi
się... lecz czyniąc prawdę w miłości, żebyśm y
rośli w nim we wszystkiem , który jest głowa
Chrystus.17
3. Chrystus przez swoje wcielenie rzucił fun­
dam ent pod prawdziwą równość i prawdziwe
braterstwo ludzi. W ehrystjainizmie to powie­
dziano: iż Bóg na osoby się nie ogląda.19, A św.
Jakób Apostoł nazywa grzechem kierowanie się
względami ludzkiemii.19
Paweł św. pisze do Galatów: W szyscy syna­
mi bożymi jesteście przez wiarę, która jest
w Chrystusie Jezusie... Nie jest Żyd ani Gre-
czyn: nie jest niewolnik ani wolny: nie jest
mężczyzna ani niewiasta. Albowiem wszyscy w y
jedno jesteście w Chrystusie Jezusie.20 P rzyka­
zanie nowe daję wam, abyście się i w y społe­
cznie miłowali, Po tern poznają wszyscy, żeście
uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie je­
den ku drugiem u .21 Ten, który przez boską n a ­
tu rę swoją stoi nieskończenie wysoko ponad
ludźmi, nie w stydzi się braćmi ich nazywać.22
15. M at. 5, 48. — 16. K o lo s. 1, 28. — 17. Et'. 4, 13—15.
18. D z ie je A p . 10, 34; G a l. 2, 6. — 19. J a k ó b 2, 9.
20. G al. 3, 26, 28. — 21. J a n 13, 34, 35, — 22. Żyd. 2, 11
14

T ak więc przyszło n a św iat owo powszechno


braterstw o, o k tóreni poganiam n ic nie wiedział.
S tą d upom nienie: M iłością braterską jed n i dru ­
gich m iłując: uczciwością jeden drugiego uprze­
dzając .2S Św. P io tr nazyw a w szystkich chrześci­
ja n razem braterstw em , które je st na św ie cie 2i
i napom ina ich, aby byli m iło śn ika m i brater­
stw a .25 Dzieje apostolskie opow iadają, że w m nó­
stw ie w ierzących było serce jedno i dusza jedna:
ani żaden z nich to co m iał sw em nazyw ał, ale
było im w szy stk o wspólne.™
4. C hrystus przyniósł nam praw dziw ą w o 1-
n o ś ć , nie wolność tru p ią , nie wolność gnicia,
ale wolność porządku i życia. Oczekuje on po
nas, że chętnie i dobrowolnie żyć będziem y jako
słudzy Boga. Poznacie prawdę, a praw da was
w ysw o b o d zi21 Jeśli was S y n (B oży) w ysw obo­
dzi, praw dziw ie w olni będziecie.™ C hrystus mó­
wi o praw dziw ej wolności.
Lecz jest także i pozorna wolność. Apostoł
P io tr ostrzega przed ty m i, którzy przyłu d za ją
przez pożądliwość ciała... wolność obiecując,
gdyż sam i są niew o ln ika m i skazy,™ napom ina
zaś swoich, aby byli wolni, ale nie tak jak ci, co
używ ają wolności, jako płaszcza do pokrycia
złościł, lecz jako słudzy boży. Do G alatów zaś p i­
sze P aw eł św.: W y w ezw ani jesteście ku nud­
ności bracia: tylk o żebyście wolności nie obra­
cali na pobudkę ciału, ale przez m iłość ducha
służcie jeden drugiemu.™ Podobnież pisze i P iotr
św.: W sz y s tk ic h czcijcie. B raterstw o m iłujcie.
Boga się bójcie. K róla czcijcie.31

23. ltz y m . 12, 10. — 24. I P io tr 5, 9. — 25. ib id 3, 8.


26. D z ie je ap . 4, 32. — 27. J a n 8, 32. — 28. ib id 8, 36.
29. 2 P io tr 2. 18i 19. — 30. G a la t. 5, 13.
31, 1 P io tp 2. 17,
15

5. C hrystus przynosząc te dobra, dał podsta­


wę -do prawdziwego' postępu. A wtenczas, kiedy
011 przyszedł, nie było żadnego- postępu: wszyscy
byli pogrążeni do najw yższego stopnia w kulcie
maiterjii. C h ry stu s skierow ał znowu ludzkość do
jej prawdziwego' celu, zapowiedział i umożliwił
postęp.
A dziś jak rzeczy stoją? Nigdzie nie słyszy
się ta k często słow a »postęp«, ja k u św iata wro­
giego Chrystusow i. »Z wysokości dziejowego
św iatopoglądu — ta k mówi pewien znakom ity
h isto ry k (W. W enzel) — widać, że ludzkość
europejska od ehryistjanizm u, k tó ry ja k góra
w słonecznym blasku wzniósł się z pośród wód
potopu, ciągle się oddala i zstępuje na s ta rą p u ­
sty n ię i w daw ne ciemności pogaństw a i ju ­
daizm u. To powszechne cofanie się europejskiej
ludzkości jest w łaśnie tern, co now ożytni poga­
n ie i żydzi n azy w ają postępem «.
I któż ternu może zaradzić, jeżeli nie Jezus
C hrystus?
Poznanie więc C hrystusa powinno ci leżeć na
sercu więcej jak wszystko inne. Cóż m yślał A po­
stoł P aw eł o tern poznaniu? W idział on dużo
w ielkich i w spaniałych rzeczy na tym świeeie.
W idział w spaniały Rzym , władcę św iata mate-
rjalnegO'; w idział A teny, stolicę sztuki i m ądro­
ści; w idział Jeruzalem , m iasto w ybrane, cieszą­
ce się posiadaniem starego O bjaw ienia bożego,
a jednak pow iedział: P oczytam w szystko za
szkodę dla w ysokiego poznania Jezusa C h ry stu ­
sa P ana mego: dla któregom w szystkiego po­
stradał i mam, sobie za gnój, abym C hrystusa
z y sk a ł.32
32. F ilip . 3, 8.
R O ZD ZIA Ł I II .
Chrystus jako ideał ludzkości.
1. C hrystus, Zbaw iciel św iata, przedstaw ia
w swej osobie ideał ludzkości ta k czysty i tak
zupełny, że nic w dziejach św iata nie może spro­
stać mu. W najdoskonalszy sposób realizuje
w sobie to, co św iatło rozum u i su m ien ia przed­
staw ia jako ideał »dobrego człow ieka«.
U rodzony w ubogiej, niepozornej rodzinie,
żyje przez długie laita w uległości i do ostatniej
chw ili spełnia obowiązki synowskie.
W swoich podróżach apostolskich je st jak
jeden z ludu. P ro ste są jego mowy, bez sztuki
i w ytw orności. Ale wszyscy, którzy go słuchają,
nie m ogą się oprzeć uczuciu zdum ienia i w y­
znają, że n ig d y ta k człowiek nie mówił.
W jego obecności wszyscy ludzie uczciwi
c z u j ą się niew ym ow nie dobrze, bo C h ry stu s to
ulezą m ącony wzór miłości, łagodności i ludzko­
ści; okazał ta k ą bezinteresow ność i pokorę, że
pyszny św iat nie m a dla niej żadnego zrozum ie­
nia. i dotychczas n ią się gorszy.
W szystko, z ozem się m usi pasow ać lud bie­
dny, tego i on zaznał. W śród radosnych okrzy­
ków i hołdów tłu m u pozostaje doskonałym wzo­
rem pokory, a w śród cierpień i przeciwności,
które uderzały na niego jak spienione fale, za­
chowuję niezrów naną rów now agę ducha,
17

Kiedy go chw iejny ,jak trzcina 1ud opuszcza,


nie r/m ca p r zekleństw n a niego, a kiedy go ten
Ind obce obrać królem , ucieka na samotność.
P o dróżując po k raju , darzy ludzi dobrodziej­
stw am i bez liczby i m iary, sam jednak p row a­
dzi życie pełne trudów i niedostatków . Je st pe­
łen litości dla cierpień ludzkich.
Szczerze i poproisitu dzieli ze sw ym i -uczniami
p racę i tru d życia. Serce jego, serce praw dziw ie
ludzkie zdolne jest i dostępne dla wszystkich
uczuć szlachetnych, począwszy od św iętego gnie­
wu aż do tkliw ej przyjaźni. N a w szystko P a n
jest w rażliw y, co porusza serce ludzkie, z w y­
jątk ie m grzechu.
Płacze n a d grobem przyjaciela, a otaczający
tłu m widząc te łzy, pow iada: jakże m iłow ał Ł a ­
zarza! Niepokój i przygnębienie c h w y ta ją Jezu-
sla przed m ęką, a. lęk przed śm iercią. P ro si Ojca,
by odjął od niego te straszne cierpienia, ale
Ojciec p rzy sy ła mu pokrzepieni© przez anioła,
m ęki jednak nie odejm uje.
Oierpi, jak n ik t z ludzi nie cierpiał. Duszę
jego zalał sm utek, obrzydzenie i opuszczenie.
Ale pokornie składa swoją wolę i swoje życie
w ręce O jca'niebieskiego. W życiu i śm ierci jest
C hrystus spraw iedliw ością cierpiącą bez skargi.
Życie Jezusa roztacza się przed naszym
wzrokiem w czterech E w angeljach na podo­
bieństwo pięknego k rajobrazu, k tó ry możemy
oglądać z rozm aitych punktów , już to p rz y r a n ­
nej zorzy, już p rzy zm ierzchu wieczornym,
a k tó ry zawsze m a w łaściw y sobie urok. Jeżeli
jakie życie, złożone z boleści i chw ały, z p oni­
żenia i blasku, było kiedy w ystaw ione n a n a j­
większe próby, ito lakiem było życie C hrystusa

Chrzęść, filozof ja życia II. 2


18

na ziemi. I wyszło ono z tych w szystkich prób


czyste, jak złoto.
2. Bez najm niejszej skazy jest ten ideał ludz­
ki.. Otoczony przez swoich nieprzyjaciół, którzy
znali dobrze jego życie i czyny, p y ta C hrystus:
K to z was dowiedzie na m ię grzechu ? 1 A na to
py tanie odpow iadają wszyscy najgłębszem m il­
czeniem. A kiedy później przyw iedli Żydzi1zw ią­
zanego i sponiew ieranego Zbawiciela do P iła ta ,
dom agając się na niego w yroku śm ierci, wiel­
korządca to sarno staw ia im p y tanie: Cóż ted.u
ten złego u c z y n ił? Lecz i na to p y ta n ie nieprzy­
jaciele nie dali żadnej odpowiedzi; w ołali tylko:
U k rzy żu j Go! I sędzia skazuje oskarżonego na
ukrzyżow anie, ale oświadcza wprzód uroczyście:
J a żadnej w in y w nim nie zn a jd u ję.2 N aw et
sarn zdrajca w ydaje św iadectw o wielkości mo­
raln ej Jezusow i, gdy oświadczył, że on sam jest
winien, bo zdradzał i w ydał krew n iew in n ą.3
P lato nakreśliw szy obraz człowieka spraw ie­
dliwego, jako ideał wszystkich cnót, powiedział,
że człowiek ten będzie zawieszony na drzewie,
aby każdy w idział, bezinteresowność jego s p ra ­
wiedliwości.
T aki ideał okazał się ludzkości w C hrystusie.
Z tego ideału try s k a ją wszystkie cnoty, które
dla lepszego ułożenia stosunków ludzkich na
ziemi m ają ogrom ne znaczenie. Cnoty te to za­
parcie się siebie, miłość ludzi, cierpliwość, łago­
dność, opanow anie niższych pożądań ludzkich;
jednem słowem wszystko to, co uw ażam y za
zw iązane z pojęciem człowieka doskonałego.

1. J a il S, 40. — 2. J a n 18, :i8. — 3. M at. 27, 4.


ROZDZIAŁ IV.
Zaparcie się siebie ja k o najpierw sza
z cnót w naśladowaniu Chrystusa.
1. Pani Jezu s mówi: »Kto chce iść za m ną,
niech zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój
i naślad u je miię«. N ajw iększa przeszkoda do ży­
cia* jakiego C hrystus od nas dom aga się, leży
w nieporządnem szukaniu siebie samego.
D latego to chrześcijanin powinien się starać
przedewszystkiem podporządkow ać swoje pożą­
dliwości zmysłowe pod rozum, a rozum poddać
pod praw dę, ogłoszoną przez C hrystusa. W ym a­
ga to nieustannego u p o k arzan ia własnego »ja«,
nieustannej w alki ze skłonnościam i serca, nie­
ustannego um artw ienia. Dzień, k tó ry przem ija
bez u m artw ien ia, jest stracony.
N a dprzy rodzon y char akte r chr ze ś ci j a 11i 11a
w ym aga wyższego podobieństw a z Bogiem, w y­
maga. wyższego usposobienia, wyższego życia,
a stąd większego obum arcia grzesznym i n i­
skim żądzom n a tu ry .
Ażeby się z C hrystusem połączyć, należy wy­
powiedzieć w alkę wszystkiem u, co od C hrystusa
odryw a. A tern są żądze serca, dążące do pychy
i do1zmysłowości.
N ajszlachetniejszą cnotą jest m iłość Boga;
o tyle jednak tę cnotę posiadać będziesz, o ile
się będziesz u m artw iał.
20

Nie z zew nętrznych oznak pobożności pozna­


je się praw dziw ą cnotę, lecz z um artw ienia,
i przezw yciężenia samego siebie.
U m artw ien ie i zaparcie zdaje się być tru -
dnem, dopóki się stoi przed niem , lecz kiedy się
je zacznie prak ty k o w ać i rzeczywiście p ra k ty ­
kuje, napełnia ono serce niebiańskim spokojem.
Jeżeli chcesz być n a ziemi m ożliwie szczęśliwy,
przyzw yczajaj się sprzeciw iać energicznie
w szystkim nieporządnym zachciankom .
K iedy się s ta r y człowiek rozpada w proch,
pow staje now y; dopóki nie um rzesz dla siebie
i swoich nam iętności i nie odrodzisz się na no­
wo, dopóty będziesz sm utnym gościem n a tym
padole.
Na CO' się zda orłow i -siła jego skrzydeł, gdy
go złapią i uwiążą za nogę? K ażda zła skłon­
ność, której się oddajesz, przyw iązuje cię mocno
do ziemi.
2. Nie zabraknie ci nigdy ani sposobności
ani przedm iotu do u m artw ien ia i zaparcia.
Serce ludzkie podobne jest do ogrodu, w którym
zawsze rośnie tru ją ce zielsko; aby je usunąć
i wyplenić, należy ciągle trzym ać w ręku sierp
u m artw ien ia ; w przeciw nym razie d u sz trsta n ie
się w krótce podobna do pola pełnego ostu
i ciernia.
To zielsko w y rasta z naszej m iłości w łasnej,
k tóra um rze, ale dopiero razem z naimi. Czło­
wiek wszędzie sam ego siebie nosi i wszędzie
siebie znajduje.
Jeżeli zauważysz w sobie jak iś błąd, s ta ra j
Się wszelkiemi siłam i uwolnić od niego. Ctzęść
tylko tego panow ania nad sobą, którego nieraz
używ am y d-la u k ry cia jak iejś w ady, w ystarczy-
2l

łab y , n ależy cie u ż y ta , b y śm y się z tej w ad y


p o p ra w ili.
B a d a n ie siebie pow inno każdem u pokazać, co
w n im je s t w n iep o rz ąd k u . N iejed en zd z ia łałb y
daleko w i ę c e j , g d y b y się ćw iczył w z a p a rc iu
w m a ły c h rzeczach. Lecz je d n y m b ra k g o rli­
wości, k tó ra je s t k o n ieczna do skutecznego d zia­
ła n ia , d ru g im zbyw a n a u p rzejm o ści w p o stę­
p o w an iu , in n i n ie m a ją stanow czości, a jeszcze
in n i u m ia rk o w a n ia . N ie je s t znow u t a k tru d n o
przez n a b y c ie d o b ry c h p rzy zw y ez ajęń pozbyć
się złych i u d o sk o n alić n a tu rę .
3. Z ach o w aj sobie zawsze p e w n ą niezależność.
K to sam n a d so b ą n ie p a n u je , n a d ty m z a p a ­
n u ją in n i.
W szy stk o co d u c h a naszego osw obadza, a nie
d aje m u p a n o w a n ia n a d sobą, jest zgubne.
P a n u j n a d sobą w m owie. N ig d y n ie m ów
w tedy, g d y m ilczen ie byłoby lepsze od m ów ie­
n ia. W ielu m yśli, że sw oją g ad a tliw o śc ią ba w i
inny ch , ty m czasem ich n u ży i m ęczy. R ozw aga
i u m iejętn o ść m ilczen ia w y ra s ta ją z o p an o w a­
n ia siebie. C złow iek n ie , u m ie ją c y m ilczeć, jest
ja k lis t o tw a rty : może się spodziew ać w ielu
p rz y k ro śc i i n iep rzy jem n o ści.
U m iej się p o w strzy m y w ać. N ie krzycz, k ied y
cię m u ch y d ra ż n ią , bo jeśli gębę roztw orzysz,
m u ch y ci w n ią w lecą. U m iej d ro b iazg cich u tk o
przecierpieć.
W y rz e k a j się w szelkich d ziecin n y ch za c h c ia ­
nek. Dzieci sąd zą i p o s tę p u ją ja k dzieci; m ężo­
w i zaś p rz y s to i m ęsk a dojrzałość, która, um ie
w m ia rę u ży ć p o w ag i i ż a rtu . T ylko ten, kto
n a d sobą p a n u je , zdobędzie się n a ta k ą d o j­
rzałość.
U m a rtw ia j sw o ją w rażliw ość. C iąg ła zgry
22

źliwośó jest bardzo nieprzyjem ną cechą obrażo­


nej dum y.
4. P ra k ty k u j zaparcie się siebie w wyborze
otoczenia. Otoczenie w yw iera zwykle bardzo sil­
n y w pływ n a nasze zwyczaje i obyczaje, p rzej­
m ujem y sposób myślenia^ a naw et du ch a bez­
wiednie od tow arzystw a, z jakiem przestajem y.
Strzeż się jednostronności; w sta rc iu zdań
przeciw nych poznajem y zwykle słuszną drogę
środkową.
Nie przesadzaj w niczem. A rystoteles całą
m ądrość sprow adzał do um iarkow ania. P rzesa­
dne praw o sta je się bezprawiem . N aw et duch
tępieje, gdy się go zbytnio natęża.
We w szystkich rzeczach w ybornych leży to
niebezpieczeństwo, że ich częste użycie zumienie
się może w nadużycie, że przesadne dążenie do
nich spraw ia pew ne obrzydzenie. Nie m niej je­
d n a k to, co jest wyborne, pow inieneś uw ażać za
wyborne.
5. W e wszystkiem zachowaj m iarę. Nie kończ
tego w jednym dniu, nad ozem trzeba pracow ać
rok cały.
Nie pozwalaj swemu św iatłu zanadto świe­
cić. Być do niczego niezdatnym jest nieszczę­
ściem, lecz jest rzeczą nieroztropną chcieć być
zdatnym do wszystkiego.
N igdy nie należy używ ać więcej siły, ani
więcej okazyw ać rozum u, niż potrzeba.
U m artw iaj swoje w ygodnictw o; wygodni lu ­
dzie stają się prędko niewygodni dla siebie i dla
drugich.
U trzy m u j swoją powierzchowność w k a rn o ­
ści, lecz więcej jeszcze czuwaj nad swoją we­
w nętrzną stroną. Postępow anie każdego zwykle
bywa takie, jakie jest jego serce i rozum.
23

S tro n a w e w n ętrzn a zaw sze w in n a być d w a


ra z y w ięcej w a rta , ja k zew n ętrzn a. N ie b ra k
ludzi, k tó rz y są ty lk o fa s a d ą ; nie bądź im
pod o b n y .
Do teigo w szystkiego, o czem tu m ów iliśm y,
c ią g łe za p arc ie się je st niezbędnie konieczne.
S ta r a j się w y rw a ć k iero w n ictw o siebie z rą k
m iłości w łasn ej, a złożyć je w ręce m iło ści bożej.
RO ZDZIAŁ V.
Druga w ielka cnota: dobrowolne
znoszenie ciężarów życia.
1. Ciężary i przykrości wszelkiego rodzaju
są zrośnięte z n a tn rą ludzką. W edług p ierw o ­
tnego plan u Boga człowiek przez szczególną
łaskę nliał być w yjęty z pod cierpień i dolegli­
wości, ale w skutek grzechu upadł w niedosko­
nałość swej n a tu ry .
Od kolebki aż do grobu cierpienie w plata się
w nasze życie; d a r niezam ąconego szczęścia n i­
kom u jeszcze nie był dany.
C ierpień tych n aw et jest daleko w i ę c e j ,
niż nam się zdaje; ludzie bowiem zw ykli się
wstydzić swego nieszczęścia i uk ry w ać je. Gdy­
byśm y dolegliwość każdego człow ieka widzieli
w ypisaną n a jego czole, to n iera z ten, którem u
zazdrościm y, pobudziłby nas do łez i współ­
czucia.
W ielu jest takich, k tórych serce pełne c ie r­
pień chciałoby płakać; jedyna ich pociecha leży
w tern, iż się innym w y d a j ą szczęśliwymi.
W czasie najbujniejszego rozw oju rozkocha­
nej w życiu G recji bardzo często rozlegała się
skarga, że najlepszym losem dla człowieka by­
łoby nie rodzić się, a jeszcze lepszym — u ro ­
dziwszy się zaraz um rzeć.
2. C hrystus żąda od wszystkich, którzy go
n aślad u ją, aby krzyż swój wzięli i to n a każdy
dzień.1 Ciężary doczesnego życia nie są naszem
praw dziw em nieszczęściem. Nie d la dobrobytu
bowiem ziem skiego jesteśm y stworzeni. Ziemskie
nieszczęście, podobnie ja k i ziemskie szczęście
m a n am tylko pom agać do osiągnięcia wieczne­
go' celu.
Przeznaczeniem człowieka nie jest byt we­
soły, bez cierpień i dolegliwości, owszem, ma 011
tak ie przeznaczenie, w któ rem ból i cierpień io
odgryw ają w ażną i doniosłą rolę.
Choć n as C h ry stu s w ybaw ił od przekleństw a
grzechu, nie u su n ął jednak od nas ziem skiej
niedoli, ale ją w ciągnął w swój plan jako śro­
dek, któ ry m się maimy posługiw ać do naszego
zbawienia.
P rzy k ro ści życia m ają nas nauczyć p ra w d /i
wej uległości względem Boga. W przeświadcz,
n iu swej nicości w inien się człowiek pokornie
chylić przed niezbadanem i w yrokam i Boga.
U legać najśw iętszej woli Boga w gorzkich
i tru d n y c h chw ilach życia m a to zupełnie inne
znaczenie, niż w chw ilach radosnych i p rzy ­
jem nych.
N iejeden w cierpieniu zw raca się do m odli­
twy, o które jby nie pom yślał kiedy in dziej. S er­
ce ludzkie zranione cierpieniem znajduje w m y­
śli o Bogu najw łaściw szą pociechę. Dobrowolne
znoszenie cierpień niech ci będzie św iętą służbą
Bogu. •
P rzy k ro ści życia m ają być dla nas w inow aj­
ców k a rą za grzechy. C ierpiący nie powinien
szem rać, lecz z wdzięcznością spoglądać ku Bo­
gu, k tó ry m u tu n a ziem i cierpieć każe przez

1. M a t. 16,* 24. Ł u k . 9, 23. — 2. 2. M a ch a b . 9, 12.


26

k ró tk ą chwilę, ażeby mu dać w przyszłości r a ­


dość wieczną.
C iężary życia m ają być, po trzecie, nie ty l­
ko k a rą zia grzechy, ale także codzienną szkołą
cnoty. Że tak być powinno, poznaje to sam ro­
zum zdrowy. Je st to, ja k tra fn ie zauw ażył pe­
wien nowoczesny uczony, zasadniczą ideą m itu
0 H eraklesie, przew odnią ideą Sofoklesowskich
tra g e d y j: »Edypa« i »Filokteta« i tak i też ma
sens greckie przysłow ie: w cierpieniu nauka.
Lecz tylko chry stjan izm p o tra fił tę m yśl, nie
spaczając jej, zastosować do różnych w arunków .
Poganizm szukał siły i pociechy, albo w szalo­
nej rozwiązłości, albo w podniecaniu pychy, ale
napróżno. Toteż w końcu rzucił się w ram iona
rozpaczy.
Dolegliwości życia d ają nam sposobność do
ćwiczenia się w rozm aitych cnotach; są również
źródłem nadm iernego uszczęśliwienia na wie­
czność: Albow iem teraźniejsze nasze utrapienie,
chwilowe i lekkie, n a zb yt w ielką gotuje nam
wagę chw ały w ieku istej.3
Dolegliwości życia n a b ie rają wreszcie daleko
wyższego znaczenia ze względu na cierpiącego
C hrystusa; przez nie my chrześcijanie m am y się
upodobnić do Boga-.Człowieka. C hrystus, d late ­
go w skazuje nam drogę niosąc krzyż, żebyśmy
1 my na naszą drogę życia chętnie krzyż brali.
Człowiek sam d la siebie jest już krzyżem,
musi dlatego mieć cierpliwość z sam ym sobą.
Niedoskonałości swoje powinieneś nie kochać
i pieścić, ale cierpliw ie znosić.
3. J e s t cierpliwość r o z u m u a, która dlatego
jest cierpliw a, że niecierpliw ość na nic się nie

3. 2 K or. 4, 17.
27

p rz y d a i jest dokuczliw sza od cierpliw ości.


O n ie j m ów i p ew ien m ędrzec s ta ro ż y tn y : »U m ie­
jętn o ść c ie rp ie n ia je st połow ą m ądrości«. N a j­
w iększą nędzą jest n ie um ieć znosić żad n ej nę­
dzy. B ąd ź p rzeto m ą d ry m i jeżeli ci źle idzie,
p rz y jm ij to zaw sze za dobre, gdyż jeżeli za złe
będziesz p rz y jm o w a ł, w yjdzie ci to jeszcze n a
gorsze.
J e s t cierpliw ość, k tó ra jest nie ty lk o ro zu ­
m na, ale i c h r z e ś c i j a ń s k a I ta k ie j c ie r­
p liw o ści oczekuje od ciebie C h ry stu s. C ie rp li­
wość ta to nie je s t b ezczynny spokój, k tó ry bez­
w ład n ie znosi to, czego zm ienić nie m oże; to nie
je st owia tę p a słabość, gdzie w ola cofa się bez
słow a, bo d ro g a w y d a je się jej zbyt tru d n a . Nie
je s t to bezw olne p ó jście za tern,, co bezpieczniej­
sze, d lateg o że opór n a razie niczego n ie dopnie.
Słow em cierp liw o ść to n ie jest ospałe, leniw e,
znużone życie, k tó re z d n ia n a dzień wlecze swój
ciężar.
C ierpliw ość ch rześc ijań sk a je st przeciw nie
mocą, k tó ra zw ycięża; zna ona dro g ę i celu sw e­
go jest p ew na. C ierp liw ość jest m ęstw em , k tó re
zn a la zło pole d la sw ej działaln o ści, chociaż n a
niem często serce ro z d ziera ją ciernie. C hw yta
on a ciężar, k tó ry Bóg n a n ią w łożył i nie u p ad a
pod nim , ale go d źw ig a; idzie w życiu odw ażnie
i śm iało i ja k zaczęła, ta k kończy sw ój bieg.
C ierpliw ość; to spokój, k tó ry człowueka nie
opuszcza w boju; cierpliw ość jest rad o ścią, k tó ­
ra w c ie rp ie n iu n ie zam iera. C ierpliw ość jest
odw agą, k tó ra się n ig d y nie u su w a od o fia ry ;
cierp liw o ść je s t m łodością, k tó re j ża d n a jesień
n ie zw arzy. C ierpi i wrosc jest nieznużoina i nic
sk a rż y się n ig d y ; d ro g i, po k tó re j idzie, sanna
sobie nie w y b ra ła . N a każd o d zien n y cięż ar cze-
28

k a z gotowością i podejm uje go mężnie zdrowa,


gotowa i zahartow ana.
Cierpliw ość przedziera się silą, chociażby to
tysiące ran kosztowało ; ra n y potem leczy i cicho
znosi. Ju ż na swej drodze znalazła swój cel,
gdyż nie chce nic, jeno to, czego chce Bóg. Nie
przestaje wierzyć i kochać, choćby wszystko
znikało, upadało i cofało się. W tedy dopiero od­
pocznie, gdy tam , wysoko, osiągnie cel wieczny
wszystkich swoich nadziei.
R O Z D Z IA Ł V I.

Chrystus naszym m istrzem i wzorem .


1. K to chce b y ć ch rześc ijan in e m , te n m usi
mocną w olą w y rzec się źró d ła w szelkiego n ie ­
ła d u w sobie, d o brow olnie znosić przeciw ności
ży cia i n aślad o w ać C h ry stu sa . C h ry s tu s bowiem
jest n aszy m M istrzem i w zorem .
J e s t n a sz y m M i s t r z e m . W p raw d zie C h ry ­
s tu s n ie u ją ł w szy stk ich sw oich n a u k aż do
o sta tn ie g o szczegółu w słow a i p rz e p isy ; n a u k a
bow iem jego p o d o b n a je st do słońca, k tó re w szę­
dzie ro z sy ła sw o je św ietliste pro m ien ie. AV n ie j
m am y z a w a rte w szystkie podstaw ow e zasady,
tyczące się p ra w d y i obyczajów .
Celem i p o czątk iem człow ieka je s t B ó g 1
W szyscy lu d zie tw o rz ą je d n ą w ielk ą rodzinę
bożą, n a k tó re j czele sto i tro is ty B óg: Ojciec,
Syn i D u ch Św.2 B óg jest w szechm ocny, w szyst­
kow iedzący, n a jm ę d rsz y i n ajle p sz y ; troszczy
się o w szystko.3 N ieb o je s t w ielkiem i w span in ­
tern k ró lestw em , w k tó ren i ludzie będą szczęśli­
w i.4 O trz y m u ją ta m w szyscy z a p ła tę za dobre
czyny swoje, n a w e t za n a jm n ie jsz e .3
Ś ro d k am i d o tego celu są: zachow anie p rz y ­
kazali G i czerp an ie ze źródeł łaski. Do p rz y k a-
30

zań należy przedew szystkiem w ia ra ,7 następnie


nadzieja i ufność,8 wreszcie przykazanie miłości
B oga i ludzi.9 Zbawiciel zaleca szczególnie po­
korę, oderw anie serca od rzeczy ziem skich,10
czystość serca, wyrzeczenie się i przezwyciężenie
żądzy używ ania,” chętne znoszenie trudności
i (prześladowań.12
Źródłam i łaski są sakram em ta św., u stan o ­
wione przez C hrystusa P a n a ,12 następnie m odli­
tw a, któ rą zaleca,14 wreszcie branie udziału we
inszy św.17’
C hrystus nie pozostawił swojej n au k i lu ­
dziom do ich osobistego uznania i woli, lecz n a ­
kazał ją głosić Kościołowi, a n a wszystkich
włożył obowiązek, by ją przyjęli. Kościołowi,
czyli w idzialnej społeczności, pozostającej pod
określonein p r zeł oże ńst w e m ,19 obiecał swoją
pomoc.
N au k a C hrystusa nie opiera się na subtel­
nościach, lecz obliczona jest n a praktyczne za­
stosow anie; w tedy dopiero okazuje pełną siłę
swoją i skuteczność.17
C hrystus nauczał z godnością, pow agą i zgo­
dnie z praw em ; nie tylko tłum aczy praw o, lecz
i nowe daje; 18 mowy jego wypow iedziane z m o­
cą niezw ykłą, potwierdzone życiem świętem, nie
dopuszczają żadnego zarzutu. Mówi jako m ają ­
cy w ładzę.19
N a u k i swoje w ypow iadał C hrystus nie dla
poszczególnych kół społecznych, lecz dla wszyst­
kich ludzi. N auczał z w ielką p rostotą i n a tu ra l-

7. M a r e k 1C, 1C. — 8. J a n IG, 33.


9. M a r . 12, 30. 31; M a t. 5, 7. 44. — 10. M a t. 5, 3; Ł u k . 18, 22.
11. M a t . 5, 8. 28; (i, 12. — 12. M a i. 5, 10. — 13. M a i. 28, 19.
14. Ł u k . 11, 1 n ; 18, 1. — ló. Ł u k . 22, 19.
1C. M a t. 16, 18; 18, 17. — 17. J a n 7, 17.
18. M a t . 5, 22. — 19. M a t . 7, 29.
31

nością. Sposób m ó w ien ia Z baw iciela o d zw ie rcie­


d la w iern ie czas, k r a j i lud, a je d n a k je s t zro­
z u m ia ły d la w szy stk ich czasów i d la w szystkich
ludów .
J a k źródło w y d aje bez tr u d u wodę, a siew ca
łatw o i u m ie ję tn ie ro zrzuca ziarno, ta k i Z b aw i­
ciel rozsiew a złote z ia rn a sw ej n au k i.
W S ta ry m Z akonie p rz e m a w ia ł B óg do ludzi
we w sp a n ia ły c h obrazach z dziedziny n a tu ry .
T ak ich obrazów u ż y w a ł rów nież C h ry stu s. Do
w sp an ia ło śc i jego mów p rz y c z y n ia ła się także
p ro sto ta.
U ż y w ał p ro sty c h poró w n ań , k tó re k ażdy
człow iek z lu d u m ógł zrozum ieć, ja k o n a sie n iu ,
o z ia rn ie gorczycznem , o źródle w ody, o owcy,
0 d o b ry m p asterzu .
Ż aden stw o rzo n y d u ch n ie p o tra f i zg ru n to -
w ać głębokości i w zniosłości C h ry stu so w y ch
przypow ieści, a jed n ak każdy u m y sł dziecka z ł a ­
tw ością je rozum ie.
W szędzie rozsiew a Je z u s dobre n a u k i: p rz y
s tu d n i,20 n a ło d zi,21 n a u c z ta c h .22
N a u c z a n ie sw oje n a w ią z u je do rzeczy n a j ­
zw y k lejszy ch : do k w ia tó w ,23 do p ta k ó w ,24 do
d rzew ,25 do zw yczajów dom ow ego ży cia,2'’ do re ­
lig ijn y c h i p o lity czn y ch sto su n k ó w .27
Z baw iciel b ierze człow ieka ta k im , ja k im on
jest, z rozum em , w olą, w y o b ra źn ią, uczuciem
1 z w ra c a się cło w szy stkich jego w ład z i zdolno­
ści. Z każdego słow a Je z u sa w idać, że n a u k a
jego pochodzi z m iłu ją c e g o serca.
C h ry s tu s n a u c z a ł zupełnie p ra w n ie ; u rz ą d
n au c zy cielsk i n a le ż a ł do jego p o słan n ictw a . P ra -

20. J a n 4, 0. — 21. Ł u k . 5, 3. — 22. Ł u k . rozd z. 14.


23. Ł u k . 15, 27. — 24. M a t. 6, 20. — 25. Ł u k . 13, 0.
20. Ł uk. 13, 21. — 27. Ł uk. 13, 4.
32

wo nauczania m iał nie od ludzi, nie od państw a,


nie od szkoły, nie od gm iny, lecz od Boga, Ojca
swego.28
2. C hrystus jest nie tylko naszym nauczycie­
lem w słowie, lecz jest nim także w czynie; jest
on naszym wzorem, któryśm y w sobie odtw a­
rzać pow inni: Jam jest droga, praw dą i ż y ­
ciem .20 Apostoł napom ina, że C hrystus pozosta­
wił nam przykład, ażebyśm y w jego ślady w stę­
powali. Obleczcie się w P ana Jezusa C hrystusa.30
J a k dzieci jednej rodziny m ają n a tu ra ln e podo­
bieństwo, tak i m y pow inniśm y nabyć podobień­
stwo z C hrystusem , ażebyśm y, jako bracia jego,
byli podobni pierw orodnem u naszem u B ra tu .31
C hrystus był bez grzechu. D ał nam przykład
każdej cnoty, abyśm y w jego ślady wstępowali.
W życiu C hrystusa widzim y doskonały wzór
cnót w głów nych zarysach, tak iż te ry sy każ­
dy m odlący się chrześcijanin może w sobie uzu­
pełnić.
C hrystus jest wzorem dla każdego stanu. P o ­
dobny do św iatła słonecznego, k tó ry swój prosty
blask rozszczepia w n a tu rz e na w spaniałą grę
kolorów, czerwoną w róży, zieloną w liściach
drzew, błękitną we fijołkach i w m ajestatycznem
sikiepieniu n iebieskiem.
P rzykład C hrystusa odpow iada wszelkim sto­
sunkom . W e w szystkich w ypadkach życia chrze­
ścijanin, k tó ry zna C hrystusa, może postaw ić
sobie py tan ie: coby teraz C hrystus uczynił na
urojeni m iejscu? — I odbierze określoną i jasną
odpowiedź.
W zór C hrystusa jest niepozorny, ja k drobne
ziarnko nasienne, które wrzucone do ziemi, we
28. Ł u k . 9, 25; J a n 7, 16. — 29. J a n 14, 6.
30. R z y m . 13, 14. — 31. R z y m . 8, 29,
33

w s p a n ia łe rozwija się drzewo. P o tę g a tego z ia r ­


n a C h rystu so w eg o o k a la ła się w m il jo n ach i m i­
l ia r d a c h cn o tliw ych serc ludzkich.
3. L ep iej poznasz ten wzór przez m odlitwę,
aniżeli przez s tu d ju m psychologiczne. Pobożny
Sym eon był człowiekiem modlił wy, toteż hez
t r u d u w słabej dziecinie poznał Zbaw iciela św ia­
ta. F ary z e u s z e byli to uczeni w Piśm ie i świe­
ckich n a u k a c h , widzieli wiele cudów, a jed n ak
odwrócili wzrok od P a n a i wzgardzili nim.
Jeżeli chcesz być w y t r w a ł y m i w iern y m n a ­
śladowcą i uczniem C h ry stu s a , m usisz się p o sta­
rać o ta k ie relig ijn e oświecenie i wykształcenie,
jak ie o dp ow iada tw em u stan o w i i tw e m u d u ­
chowi.
Człowiek nie rodzi się z potrzehncm i w iado­
m ościam i; musi dopiero z postępem czasu w y­
trw a le je n ab yw ać. I n n e wiadomości w y s t a r ­
czają dziecku, inne odpow iednie są dla m ło­
dzieńca, a inne dla starc a.
N a tein najw ięc ej zależy, żeby wiadomości,
k tó re n a b y w am y , o d p o w ia d a ły -potrzebom życia.
Często się bowiem t r a f i a w życiu, że się wie to,
czego się nie potrzebuje, a nie wie się tego, co by
było bardzo pożyteczne*.
W ielu dlatego ta k m ało in tere su je się religją,
że ich w ykształcenie re ligijn e pozostaje bardzo
w ty le za w y k ształcen iem świeckiem.
W yk ształcenie relig ijn e jest obecnie daleko
potrzebniejsze, niż k iedy kolw iek daw niej.

Clirześc. filozofja życia Ii.


RO ZDZIAŁ V II.
Wcielenie Chrystusa Pana.
1. K iedy się C hrystus zjaw ił na ziemi, nędza
ludzkości doszła do szczytu swego. W śród ówcze­
snych społeczeństw wszędzie w idać było oznaki
straszliw ego rozkładu i zepsucia bez g ran ic; roz­
panoszyły się kłam stw o, bluźnierstw a, zw ątpie­
nie i rozwiązłość. Wszędzie grasow ało niedow iar­
stwo, nieczystość i okrucieństw o w najobrzydliw ­
szych form ach. Nieliczne jednostki opływ ały we
wszelkie zbytki, a m iłjony jęczały w kajdanach
niew olnictw a. W szystko spieszyło po bolesnej
drodze życia w objęcia wiecznej nędzy.
Do tego doszła ludzkość, zerw aw szy z Bo­
giem! W tedy m iłosierdzie boże zgotowało jej
zbawienie.
Tak, bo m iłosierdzie w tern boże, że Bóg wo-
góle zechciał ludzkość zbawić. Cóżby bowiem
stracił, gdyby nas porzucił? A co zyskał, gdy
się zm iłow ał nad nam i?
A jakże jaśnieje to m iłosierdzie boże w spo­
sobie i środkach, którem i postanow ił dokonać
zba w ien ia n a s zego!
2. Było to ponad siły ludzkie dać boskiej
spraw iedliw ości odpowiednie zadośćuczynienie
za nieskończoną zniewagę, jak a tkw i w grzechu.
Mógł w praw dzie Bóg odpuścić naan grzechy bez
takiego zadośćuczynienia, jedynie dla żalu na-
35

szego. Nie w ystarczało to jednak zam iarom jego


miłości. Ażeby tę miłość objawić, Bóg sam po­
stanow ił dać sobie nieskończone zadośćuczynie­
nie; żeby zaś móc to uskutecznić, jed n a z osób
boskich przy jęła n a tu rę stworzoną.
W tym celu w ystarczyłoby połączyć się z n a ­
tu rą anielską najdoskonalszego stopnia. Lecz
żeby się do nas bardziej zbliżyć, w ybrał Bóg
nędzną n a tu rę ludzką. W ystarczyłoby przyjąć
n a tu rę ludzką w najdoskonalszej form ie, atoli
Bóg zechciał przyjść do nas w postaci słabego
niemowlęcia, żeby wieść życie swoje w dotkli-
wem ubóstw ie i niesłychanem uniżeniu.
K iedy nadeszła pełność czasu, wzięła druga
Osoba Boska, Syn Boży, n a tu rę ludzką z M arji
Dziewicy. W ziął praw dziw ą ludzką iiatu ię, nic
p rzestając być praw dziw ym Bogiem. W ziął on
n a tu rę podległą śm ierci i cierpieniom , wziął ją
z potom stw a A dam a; n a tu rę taką, jatką nasza
obecnie jest. W ziął tak ą n a tu rę , któ ra doznać
m iała wszelkiego rodzaju cierpień, dolegliw o­
ści i prześladow ań, jak o tern czytam y w Ew an-
gelji.
W szystko to uczynił C h ry stu s z p o s ł i i s z e ń-
s t w a ku Ojcu niebieskiem u, z najw iększą go­
towością, pełen radości i ochoty. Uczynił to
również z m iłości ku nam, ażeby nam objawić
m iłość bożą i żeby dla nas być przew odnikiem ,
wzorem, towarzyszem i pocieszycielem we
wszystkich położeniach życia i we w szystkich
cierpieniach.
Dwie więc n a tu ry połączył C hrystus ^w je­
dnej boskiej osobie! Połączenie to dopełniło się
nie przez zm ianę jednej lub d rugiej n a tu ry ; n a ­
tu ra ludzka o tyle tylko została zm ienioną, że
w szczególniejszy, sobie tylko w łaściw y sposób
36

została z Bogiem złączona, a m ianow icie z d ru ­


gą Osobą T rójcy Przenajśw . T ak ścisłe zaś jest
to połączenie, że czyny i przym ioty ta k boskiej,
jak i ludzkiej n a tu ry mogą być, zgodnie z p raw ­
dą, przypisane jednej osobie C hrystusa.
T aka jest nauka o w cieleniu C hrystusa, jak
ją nam przedstaw ia Kościół C hrystusow y. K o­
ściół czerpie tę naukę z P odania i z Pism a. W ie­
rzym y mocno w rzeczywistość W cielenia jako
w praw dę, objaw ioną przez Boga.
W jak i zaś sposób dokonał się ten jedyny
fak t w h istorji, jak bliżej go pojmować marny,
należy to do n auk teologicznych. Różne teorje
w tej m ate rji staw iają teologowie. Sam fakt
nie ulega przez to bynajm niej jak iejś w ątp li­
wości. N igdy bowiem teorje, które kiedykolwiek
będą wynalezione dla w yjaśnienia tego faktu,
niczego w nim nie będą m ogły zm ienić; jeżeli
fak tu nie objaśnią, to dlatego że są słabe, fakt
jednak dlatego istnieć nie przestanie.
3. T rójca P rzenajśw iętsza jest przyczyną
spraw czą tajem nicy W cielenia. Ojciec posyła
Syna sw-ego na ś w ia t1 i darow uje go n a m ;
Duch Św. we w cieleniu Syna dokonyw a n a j­
wspanialszego dzieła łaski i m iłości.3 Lecz Syn
tylko jedynie bierze na siebie rzeczywiście
i istotnie n a tu rę ludzką; uniża samego siebie
.i przybiera postać sługi.4
Powód, dlaczego Syn a nie inna osoba p rzy j­
m uje n a tu rę ludzką, leży w fem właśnie, że jest
S y n e m i że człowiek ma wejść z Bogiem w s to ­
sunek s y n o s t w a . Także w tern, że jest wre-
wnętrznem Słowem Ojca; a jak w ew nętrzne sło­
wo m yśli ujaw n ia się w zew nętrznem słowie
1. J h ii 17, 3. — 2. .J a n 3, Ki.
3. M at. 1, 20; Łk. 1, 35. — 4. F ilip . 2, 7.
37

list, task w ew nętrzne Słowo Ojca ujaw niło się


w chrystjanizm ie. W reszcie Syn i dlatego p rzy j­
m uje n a tu rę ludzką, że jego o s o b i e przypisuje
się m ą d r o ś ć , k tó ra dostarczyła w zoru do
stw orzenia w szystkich rzeczy. Otóż, człowiek,
korona stw orzenia widzialnego, został przez
grzech zniekształcony i skażony, m usiała więc
do n ap raw y człowieka dać wzór znowu ta osoba,
której się przypisuje m ądrość.
4. We w cieleniu S yna Bożego m iał współdzia­
łać cały rodzaj ludzki, a zwłaszcza naród żydow­
ski: Bóg-Człowiek m iał być synem A braham a
i D aw ida,5 Zdaje się, że naród żydowski został
w ybrany z pośród innych nie dla swoich cnót,
lecz z powodu m aterjalisty czn y ch skłonności
swoich, przez które nadaw ał się szczególniej na
symbol potrzebującej ra tu n k u ludzkości.
Na ciem nem tle pogaństw a spostrzegam y .ja­
śniejące postacie Świętych i Ojców Starego Za­
konu. Przez swoją w iarę i cnoty, przez swoje
m odlitw y w yw ierali oni wpływ na czasy, oko­
liczności i na ludzi, wśród których żyli.
W ielką nowinę, że Bóg stanie się człowiekiem,
przynosi na ziemię anioł. I tak się godziło. A nio­
łowie bowiem są w ysłańcam i i zw iastunam i w y­
roków bożych. Do upadku człowieka w raju
przyczynił się anioł upadły. Bóg-Człowiek bę­
dzie K rólem aniołów. Ludzie zbaw ieni przez
C hrystusa m ają w niebie zająć m iejsca u p a ­
dłych aniołów.
S ta je archanioł G abrjel przed M ar ją z za-
szezytnem pozdrowieniem , zw iastuje poczęcie
Syna Bożego, rozprasza dziewicze jej w ątpliw o­
ści i przedstaw ia, jak w spaniałą i dostojną jest

5. R zym . 1r 3 ; 9, i, 5.
godność m acierzyństw a bożego; okazuje się to
z wielkości Syna Bożego i z dzieła, jakiego ma
dokonać. N a potw ierdzenie, że jest wolą Boga,
iżby była m atką jego Syna, w skazuje na cudo­
wne poczęcie J a n a Chrzciciela.
5. Po Bogu w najbliższym stosunku do W cie­
lenia stoi Mairja. J a k nasza ziemska m atk a jest
naszą m atką, ta k M ar ja jest m atk ą Jezusa.
Poczęła swoje boskie Dziecię w sposób cudo­
wny, pozostając dziewicą w poczęciu, przy poro­
dzeniu i po niem. T ak od najdaw niejszych cza­
sów uczy Kościół, opierając się na Podaniu
i P iśm ie św. C hrystus m iał także krew nych,
których Pism o według zwyczaju żydowskiego
nazyw a jego braćm i.6 C hrystus nazw any jest
Pierw orodnym , czyli poświęconym wedle praw a
żydowskiego służbie Boga.7
Bóg przygotow ał odpowiednio św. Dziewicę
na m atkę Syna swojego. Gdy my, dzieci ludzkie,
otrzym ujem y łaskę uśw ięcającą dopiero na
chrzcie, dusza M arji przyszła na św iat już ozdo­
biona tą łaską, tak że nigdy tchnieniem grzechu
pierworodnego nie była skalaną. I n a tern w ła­
śnie polega jej N iepokalane Poczęcie.
Przy zw iastow aniu anielskiem w n ad er ja-
snem świetle okazały się cnoty M arji: jej poko­
ra, jej czystość serca, jej w iara, jej zupełne zda­
nie się na najśw iętszą wolę Boga.
Dzięki więc i cześć niech będą Najśw . Dzie­
wicy, że w spółdziałała z łaską Boga, że w yrzekła
te święte słowa: »niech m i się sitanie«; przez
nie zgodziła się dobrowolnie n a cierpienia M atki
Bolesnej i w pewuein znaczeniu w ysłużyła nam
wcielenie S y n a Bożego.
39

6. Oto jest tajem nica W cielenia. Dla C h ry ­


stu sa ma ona ten skutek, że także jego ludzkiej
naturze należy się boska cześć i uwielbienie
z powodu jej połączenia z boską osobą.
D la nas ludzi W cielenie przynosi niesłychane
wywyższenie, bo pokrew ieństw o z Bogiem. Oto
jeden z pośród nas jest obecnie Bogiem. C h ry ­
stus jest naszą głową, my- jego członkami. Żyje­
my, lecz nie żyjem y my, lecz żyje praw dziw ie
w nas C hrystus; gdyż on w ysłużył nam tę łaskę
pośw ięcającą, przez k tó rą nazyw am y się i je­
steśm y dziećmi bożemi. J a k C hrystus jest p raw ­
dziwym Bogiem, ta k jest też praw dziw ym czło­
wiekiem. J e st on jednym z nas, m a ^ litość
i współczucie dla naszej ułom ności; nic więc nie
powinno zm niejszać poufałych m iędzy nim
a nam i stosunków.
Dla całego zaś stw orzenia W cielenie C h ry stu ­
sa jest podniesieniem do wyższych celów. Cały
św iat w idzialny istnieje obecnie nie tylko poto,
żeby przez swoje zewsząd ograniczone siły gło­
sić chw ałę Boga, ale ma teraz także w spółdzia­
łać w tern niezm iernem nieograniczonem uw iel­
bieniu Boga, k tóre Ojciec niebieski chce^ przy ­
gotować sobie i swojem u Synowi, k tóry się stał
człowiekiem. D la samego wreszcie B oga przy ­
nosi W cielenie nieskończonej w artości chwałę
zew nętrzną. Co C hrystus może, tego nie zdoła
żadne stw orzenie.
RO ZDZIAŁ V III.
D obrow olne posłuszeństw o względem
Boga.
I* Ju ż przy w cieleniu C hrystusa u jaw n iły się
w szczególniejszy sposób dwie cechy jego Bo­
skiego Serca,
P ierw szą i najgłębszą z tych głów nych cech
jest p o s ł u s z e ń s t w o względem Ojca N iebie­
skiego. Chrystus przychodząc na świat tak mó­
wił: Of i ary i daru nie chciałeś, aleś mi ciało
utworzył... T edym rzekł: Oto idę! a bym czynił,
o Boże, wolę twoją... Znosi tamto pierwsze, to
jest ofiary, aby natomiast postawił to drugie,
to jest pełnienie woli bożej. Z której to woli
jesteśm y poświęceni przez ofiarę ciała Jezusa
Chrystusa raz na zawszeó
T ak rzekł C hrystus do Ojca, w stępując na ten
św iat; późniejsze jego życie było tylko rzeczy-
wistem w ykonaniem tego aktu posłuszeństwa.
Ja k o dziecię, jako młodzieniec żyje w uległo­
ści dla woli bożej. Ilekroć w czasie publicznej
działalności swojej pozwoli nam w glądnąć w ser­
ce swoje, tylekroć dostrzegam y tę uległość Bo­
gu. Jakże często pow tarzał, że przyszedł w ypeł­
nić wolę swego Ojca niebieskiego.2 Mówi, że ta
wola jest jego pokarm em , t. j. całą jego siłą ży-
41

wotną,3 żywiołem, w któ ry m żyje,4 jego pocie­


chą we wszystkiem.'’ Posłuszny jest we wszyst­
kiem, co mu tylko Ojciec wyznaczył.6 Wychodzi
chętnie na spotkanie cierpień, które go czekają,
bo są one tym kielichem, który mu Ojciec
podaje.7
J a k krzew róży rozwija się z drobnego nasie­
nia, rośnie i wkońcu w spaniałym pokryw a się
kwieciem, tak na górze K a lw a rji posłuszeństwo
C hrystusa okazało się w całym rozkwicie. Tam
to Jezus unicestwił siebie w ofierze i stał się po­
słusznym aż do śmierci krzyżowej. Ostatnieni
jego słowem było wyznanie Ojca i oddanie się
w jego ręce.8 / #
2. I oto nasz wzór. Ju ż n a tu ra ln e światło ro­
zumu poznaje, że najprzedniejszym darem, jaki
Bóg n a m 'd a je , jest zaparcie siebie, swej woli
w tym celu, żeby tylko Boga kochać.
Pięknie powiedział sta ry Sofokles: »Duch
karności i porządku, który chce słuchać, czyni
silnym i krzepkim wojownika; jest błogosła­
wieństwem dla k r a ju i ludu«.
Lecz dopiero w Chrystusie okazała się cała
znakomitość tej cnoty. Chrystus był posłuszny
nie z konieczności, lecz z dobrowolnej ochoty;
On p r a g n ą ł posłuszeństwa samego całym
zapałem swego kochającego serca.’ Przez to
d o b r o w o l n e posłuszeństwo wypełnił C hry­
stus zlecone sobie dzieło. 1) o b r o w o 1 n.e posłu­
szeństwo było główną pobudką jego serca.
W d o b r o wol n e m posłuszeństwie leży o d r a ­
dzająca siła chrystjanizm u.

S. Łuk. 23, 40. . . . tt u mi o i


!). Sum a teol. św. T om asza z A k w in u : I I —II . q. 104, a.
ad 3 i 3, 2. 47, a, 2.

-w in wam— — i
42

Tylko d o b r o w o l n e posłuszeństw o wzglę­


dem porządku ustanow ionego przez Boga może
ludzkość uratow ać od zguby.
Z nieposłuszeństw a prarodzica przyszło nie­
szczęście, w posłuszeństw ie C h ry stu sa leży n a ­
sze uzdrowienie.
Od C hrystusa w inniśm y się uczyć, .i a k n a ­
leży być posłusznym . Królestw o C hrystusa
opiera się na doskonałej uległości Bogu, na
szlaclietnem, w spaniałom yślneni i pełnem m i­
łości oddaniu się interesom bożym, które rów no­
cześnie są też rzeczyw istym interesem ludz­
kości.
C hrystus był posłuszny dobrowolnie. Gdj
jak aś m iłująca Boga dusza znosi tw ard y swój
los nie z konieczności i przym usu, lecz dlatego
że posłuszeństwo względem Boga uw aża za
spraw ę swego serca, to nie m ożna powiedzieć,
że poddaje się woli bożej z przym usu i konie­
czności. A C hrystus w łaśnie całą silą swej woli
w taki sposób pożądał posłuszeństwa. B ył on
posłuszny ochotnie, z najw iększą gorliwością,
z sam orzutnem oddaniem się.
Pożądaniem wielkiem pożądał spełnienia
najśw iętszej woli bożej; pożądał naw et w tej
ciężkiej i strasznej chwili, gdy jego n a tu ra
ludzka czuła w stręt do spełnienia woli bożej.1"
J a k a ś święta moc pchała C hrystusa, żeby
przyjąć chrzest krw aw y, k tó ry n a ń czekał.
W tej sam orzutnej ochocie leży dobrowolność
posłuszeństw a Jezusowego. Jeżeli C hrystus m u­
siał być posłuszny, to nie dlatego słuchał, że
m usiał, lecz że dobrowolnie chciał; i dlatego
był posłuszny nad m iarę.

10. Ł u k . 22. 42.


43

3. To usposobienie C h ry stu sa winno być


i naszem usposobieniem. Często bardzo napom i­
n a nas Apostoł do wolności duclia, ale przytem
i do posłuszeństw a.11 Takie usposobienie m niej
m yśli o złem, którego czynić nie wolno, ale r a ­
czej o dobrem, które czynić trzeba, i nie tyle
myśli o dobrem, które czynić m u s i , ile o do­
brem, które czynić można poza wszelką ko­
niecznością.
T ak usposobiona jest miłość, która nigdy się
nie zadaw ala tem, co czyni, lecz ciągle chcia­
łaby czynić jeszcze w i ę c e j . T ak usposobiony
jest człowiek pełen zapału, k tó ry się cieszy
z ofiar, cierpień i walk.
T ak usposobiona jest dusza, m ająca ten
św ięty a wysoki nastró j, w k tó ry m woła: M i­
łość Chrystusow a przyciska mię! Co mię od­
dzieli od miłości Chrystusowej? W szy stk o po­
czytam za gnój, byłem Chrystusa pozyskał.
T akie wzniosłe usposobienie ożywiało w szyst­
kich Św iętych; i m yśm y się o nie s ta ra ć po­
winni.

II. llz y n i. 8, 1.'); 1.1, 5; I P io tr 1:5. 1K.


ROZDZIAŁ IX .
P raw dziw a humanitarnośc.
1. W C hrystusie okazała się dobroć i łask a­
wość Boga względem ludzi. W cielenie C hry­
stusa było nie tylko czynem posłuszeństw a
względem Boga., lecz także czynem miłości
względem ludzi. T a miłość ku nam ludziom w y­
stępow ała w życiu C hrystusa ciągle i coraz
jaśniej.
W szędzie postępuje C hrystus z ludźm i szcze­
rze i otw arcie; nigdy nie nadużyw a ich i nie
w yzyskuje do celów sam olubnych. Zawsze jest
cierpliw y i łagodny.
P ra g n ą ł zawsze pom agać ludziom w ich nie­
doli duchowej i cielesnej, czynił im zawsze
dobrze.
Ileż to dobrodziejstw zlewa na Apostołów!
Ma również serce dla potrzeb doczesnych tych,
którzy go n aśladują. Ł agodny i w yrozum iały
.jest n a n ied o statk i tych, którzy się do niego
przyłączają.
Szczególniejszą zaś m iłość i dobroć okazuje
nędzarzom wszelkiego rodzaju i chorym . N iko­
go w cierpieniu nie zostaw ia bez pociechy.
Lecz więcej jeszcze okazuje m iłosierdzia
grzesznikom , bo oni najbiedniejsi i najbardziej
nieszczęśliwi.
C hrystus um arł, by okazać swoją miłość
45

w jej b ez g ran icz n ej o fiarn o ści: W ię k s z e j nad


tę m iło ści ża d en nie ma, a b y k to duszę sw a po­
ło żył za p r z y ja c io ły sw o je.1
2. M iłość k u d ru g im m a sw oje ko rzen ie także
w naiturze lu d zk iej. J e s t ona n a tu ra ln y m in ­
sty n k te m , k tó ry w id zim y ta k u ludzi, jak
i u zw ie rzą t; u p ew n y ch osobników je st on b a r­
dziej łag o d n y , u in n y c h b ard ziej g w a łto w n y . Ta
in s ty n k to w a m iłość, n ależ ąca do p o rz ąd k u p rz y ­
rodzonego, m a pew ne podobieństw o do cnoty,
c n o tą je d n a k n ie jest.
P ró c z in s ty n k tu sam rozum d o m aga się od
nas, b y śm y się życzliw ie odnosili do bliźnich.
K a ż d y z ła tw o śc ią poznać może, że z n a tu r y
przeznaczeni je ste śm y do życia społecznego i że
ta k ie życie bez W zajem nej życzliw ości byłoby
niem ożliw e.
S ta r y K o n fu c ju sz pow iedział: »Na ty le siebie
opanow ać, żeby in n y ch w edług siebie móc s ą ­
dzić i w zględem in n y ch ta k postępow ać, ja k ­
byśm y chcieli, ab y i w zględem n as po stęp o w a­
no — to je s t n a u k a , k tó rą m ożna n azw ać n a u k ą
lu d zk o ści«.
Ale m iłość bliźniego o p a r ta n a in sty n k c ie
n a tu ry , n a w y m a g a n ia c h rozum u, choć jest
oczyw iście rzeczą d o b rą, jest je d n a k za słabą.
J a k w św ieeie zw ierzęcym popęd do w zaje­
m nej pom ocy i in s ty n k t w spółczucia połączony
jest z popędem do w alki i z o k ru tn y m in s ty n k ­
tem sam ozachow aw czym , ta k podobnie i w p ie r­
si lu d zk iej uczucie m iłości .bliźniego łączy się
z b ru d n e m sam olubstw ein.
T y lk o jed en c h ry s tja n iz in zdołał szlach etn e
p o ru sz en ia m iłości bliźniego rozżarzyć w p ie rsi

1. Jan n, Ci.
lu d zkiej, w p o tężn ą siłę. »Oto ja k oni się m i­
ł u j ą !« w ołał zd u m io n y p o g an iam , k ied y po raz
p ierw szy u jrz a ł dzieła c h rz e śc ija ń sk ie j m iłości.
K w itn ą c a w c h ry stja n iz m ie m iłość bliźniego
jest t a k p ięk n a, że n ie c h rz e śc ija n ie c iąg le u s i­
łu ją do ró w n ać ch rześc ijań stw u .
Często w kołach n ie c h rz e śc ija ń sk ic h u d a w a ­
no dzieła m iłości ch rześc ijań sk ie j, lecz to było
ty lk o liche naślad o w n ictw o .
3. W m iłości k u b liźn iem u p o w in n iśm y n a ­
śladow ać B oga. A ty lk o c h ry s tja n iz m d a ł n a m
poznać m iłość B oga ku ludziom w sposób p ra w ­
dziw ie w zru szający . J a k o m n ie u m iło w a ł Ojciec
i ja u m iło w a łe m w as,2 a ja k C h ry stu s u m iło w ał
nas, ta k i m y p o w in n iśm y m iłow ać naszych
bliźnich. B ą d źcież te d y na śla dow cam i b o żym i:
ja k o s y n o w ie n a jm ilsi. A chodźcie w miłości,
j a k o i C h r y s tu s u m iło w a ł w as i w y d a ł sam ego
siebie za nas obiata i ofiara B ogu na w onność
wdzięcznościJ
B ez m iłości B o g a m iło ść bliźniego zawsze
n ied o m ag a ła . B o ty lk o ten p o tra fi kochać ludzi
w y trw a le i m ocno, k to się na ludzi nie spuszcza,
a le zawsze o B oga się opiera. W szelkie n o ­
woczesne h u m a n ita ry z m y kończą się u głębiej
m y ślący c h n u d ą i p o g a rd ą dla ludzi.
W n o w o ż y tn y m k u lcie ludzkości ją d re m je st
p ew nego ro d zaju m iłość »piękna«, k tó reg o się
bliżej nie da opisać. Ta »ludzkość« k rz ep i się
w prozie i poezji »uczuciam i« i »w ra ż e n ia m i <,
w k tó ry c h z lubością n u rz a ją się pew ne zw ie­
rzęta.
4. W c h ry s tja n iz m ie m iłość do ludzi m a w y ­
jątk o w o u p rz y w ile jo w a n e stanow isko. K o c h a j
47

bliźniego, j a k siebie samego, głosi p rz y k a z a n ie


boże. A C h ry s tu s m ów i: P r z y k a z a n ie nowe daję
w am : A b y ś c ie się społecznie m iłow ali, ja k o m
was u m iło w a łJ
W szy scy jesteśm y przez łask ę p rz y b ra n e m i
dziećm i O jca nieb iesk iego, w szyscy jesteśm y
b raćm i Je z u sa C h ry stu sa . J e ś lib y k t o rzekł, iż
m iłu je Boga, a b r a ła b y sw ego nienaw idził,
k ła m c a jest:'
C h ry s tu s m ów i: C oko lw ie k u czy n iliście j e ­
d n e m u z t y c h braci m oich n a jm n ie js z y c h , mn;e-
ście u c z y n iliJ
M iłość bliźniego w y stę p u je w c liry stja n iz m ie
ja k o k a m ie ń p ro b ie rc z y w szy stk ich p ra w d zi­
wych cnót. Po tern po zn a ją w szyscy , żeście
u czniam i moimi, jeśli m iłość m ieć będziecie j e ­
den k u d r u g i e m u .1
Gd y ch lu b iąc y się sw oją h u m a n ita rn o ś c ią
św ia t przechodzi do p orządku dziennego nad
łzam i ty sięcy i m il jonów , ja k g d y b y one nic
n ie zn aczy ły , to C h ry s tu s szk lan k i zim nej wo­
dy, po d an ej w im ię jeg o biednem u, nie pozo­
sta w ia bez u w ag i. S zk lan k a ta ma w jego
oczach znaczenie na wieczność.
K o c h aj więc bliźniego swego, ja k siebię sa ­
m ego; odczuw aj jego nieszczęście, ja k swoje
w łasn e; u k ry w a j jego słabości, ja k sw oje; k o ­
ch a j go tak , ja k b y ś chciał, ab y on cię kochał.
K o ch aj go, ja k n as u k o ch ał C h ry s tu s : b ezin te­
resow nie, z n ajw ięk sz ą o fiarn o ścią, znosząc je ­
go w ady.

4. J a n 13, 34. 5. J J a n 4, 20. — li. J a n 13, 35.


RO ZDZIA Ł X.
Ćwiczenie się w miłości bliźniego .
1. Bądź życzliwym dla wszystkich. Mieć ży­
czliwość znaczy p rag n ąć szczęścia dla innych.
Jeżeli sam chcesz być praw dziw ie szczęśliwy,
m usisz innych czynić szczęśliwymi. Nic tak nie
zbliża ludzi do Boga, jak uszczęśliwianie innych.
Przedew szystkiem brzydź się wszelką nie­
spraw iedliw ością. Pozwól dojść każdem u do te­
go, do czego m a prawo.
Nie m ścij się nigdy; bądź pojednaw czy; chę­
tnie przebaczaj. M iłość przebaczająca i miłość
nieprzyjaciół należą do w łaściw ych cech cnoty
chrześcijańskiej.
Nie czyń nikom u przykrości.. Lepiej jest
znosić własne cierpienia, niż innym je z a d a ­
wać. Co dla ciebie jest ciężkie, nie pozwalaj, aby
to kogoś innego przyciskało; swoich ciężarów
nie przerzucaj na cudze barki.
Chętnie uznaw aj zasługi cudze; ciesz się tak
z cudzego szczęścia, jak gdyby ono było two jem
własnem. W eselcie się z weselącymi, plączcie
z płaczącym i?
Myśl o innych dobrze, o ile tylko możesz.
Człowiek jest tak słaby, że o drugich łatw iej
źle-m yśli i mówi, aniżeli dobrze.

1, R zym . 12, 15,


D latego rozum ny nie łatw o w ierzy wszelkim
opowiadaczom, czy oni są już um arli, czy żywi,
i nie jest skłonny do bezmyślnego pow tarzania
wszystkiego innym .
Człowiek szlachetny naw et o złym woli szla­
chetnie myśleć, zły zaś człowiek naw et o do­
brym źle m yśli. W schodnie przysłow ie powia­
da: M uchy szukają ran, pszczoły — kw iatów ;
dobrzy Indzie w yszukują przym ioty, a ludzie
pospolici — błędy. I żuk lata, lecz ty lk o z je­
dnej kupy m ierzw y na drugą.
Z n a tu ra ln e g o popędu chętnie ukryw am y
w łasne błędy, a cieszymy się, gdy możemy cu­
dze błędy odkryć. Dopiero miłość chrześcijań­
ska zaprow adza ład w tym nieładzie.
2. Bądź w iernym w m iłości jak C hrystus,
który um iłow aw szy swoich na tym świecie,
um iłow ał ich aż do końca.2
W szystko tedy cokolwiek chcecie, aby wam
ludzie czynili i w y im czyńcie * Uczciwością je ­
den drugiego uprzedzając.4
Niech tw oja miłość nie będzie tylko powierz­
chowna. Nie kładź wielkiej w agi na same sło­
wa; są one często tylko grzecznem oszukan-
stwem. W tedy tylko słowa coś znaczą, gdy są
zadatkiem czynu. D latego to św. J a n E w ange­
lista mówi: Syneczkow ie moi, nie m iłu jm y sta­
wem, ani językiem , ale uczynkiem i prawda,:'
Miej szacunek dla innych Nie nadużyw aj
względów i uprzejm ości innych; nie staw iaj n i­
komu niespraw iedliw ych w ym agań; nie ig ra j
z nieświadom ości innych; nie ża rtu j tam , gdzie
d rugi ma praw o czegoś innego, a nie żartu
oczekiwać.
3. M at. 7, 12. — 4. K zy in . 12, 10. — 5. 1 J a n 3, 18.

C h rzęść, filo z o f ja ż y c ia II,


RO ZDZIAŁ X I.
Magnificat.
1. Po zw iastow aniu anielskiem Najśw . M ar ja
P a n n a w y b rała się w odwiedziny do Elżbiety.
Głębszym celem tego naw iedzenia było objawić
wcielenie Boga i udzielić jego błogosław ieństw a
Jan o w i Chrzcicielowi i Elżbiecie.
M arja okazuje w tern zdarzeniu wielką w ia­
rę, pokorę i gotowość do pełnienia natchnień
bożych. E lżbieta jest doskonałym wzorem czci­
cielki M arji. W skazuje ona trzy powody, dla
których należy czcić M arję.
N ajprzód nazyw a M arję M atką P a n a i wy­
sław ia owoc jej żywota. Pow tóre, chw ali jej
enotliwość, jej wiarę. Po trzecie w ysław ia
w M arji udzielone jej d a ry łask, nazyw ając ją
błogosław ioną między niew iastam i. Z tycli
względów czci Elżbieta M arję wysoko i uw aża
się niegodną jej naw iedzenia.1
2. M arja zaś zw raca wszystkie pochwały,
jakie ją spotykają, ku Bogu we w spaniałym
hym nie M agnificat. W dziele O dkupienia obja­
wia się wszechmoc, m iłosierdzie i w ierność bo­
ża; przez to dzieło została M arja jako M atka
Boża w yniesiona na niesłychane w yżyny świę­
tości, dostojeństw a i czci.

1. Ł k. 1, 42—47.
51

K rólestw o św iata, królestw o pychy, które


chce samo sobie w ystarczyć, zostaje zdetronizo­
wane i zniszczone. A o królestw ie bożem mówi
M agnificat, że istnieje od wieków, że dziwne
są jego p raw a i środki, zm ierzające do potęgi,
są niem i ubóstwo, pokora i w zgarda.
3. My również czcimy M arję i zowiemy ją
błogosławioną, jak to przepow iada E w a n g e lja :
Odtąd błogosławioną m ię zwać będą w szy stk ie
narody.
Bo i jakże nie m ielibyśm y czcić M arji?
W szak łączyła ją z Jezusem najtkliw sza miłość.
Czcimy M arję także i dlatego, że ją Bóg wy­
niósł ponad w szystkich ludzi i Aniołów. Czcimy
.ją, ponieważ przez swe stanow isko w dziele od­
kupienia jest dla nais M atką.
K ażda społeczność jest niejako m oralnem
rozszerzeniem osoby założyciela. Odnosi się to
szczególniej do chrześcijaństw a, w którern B ó­
stwo weszło z ludźm i w rodzinny stosunek.
M arja przez to sarno, że jest M atką Jezusa, jest
i M atką naszą; my zaś będąc braćm i Jezusa,
jesteśm y dziećmi M arji. Jeżeli Jezus jest n a ­
sze m życiem, to owo życie dała nam w darze
M arja.
M acierzyński stosunek M arji do chrześcijan
leży w n a tu rz e chrystjanizm u. Pierw si chrze­
ścijanie czuli to dobrze i nie dziw też, że i pó­
źniej w ciągu wieków słowa C hrystusa na krzy­
żu: Oto M atka tw oja! — rozum iano jako w yraz
tego stosunku.

4:i
R O Z D Z IA Ł X I I .
Bełleem .
1. D la w ielu lu d zi zew nętrzne w a ru n k i,
w śród k tó ry c h przy ch o d zą n a św ia t i w chodzą
w społeczność ludzką, m a ją ro z strz y g a ją c e z n a­
czenie d la rozw oju ich życia. R zućm y przeto
okiem n a te w a ru n k i, w śród k tó ry c h B óg-C zło­
w iek zobaczył św iatło 1 dzienne. W szy stk o m a tu
szczególne znaczenie i doniosłość
C h ry s tu s p rzy szed ł w tymi czaisie, w ja k im
był zapow iedziany, po u p ły w ie w yznaczonych
ty g o d n i l a t ; 1 a w sk u te k ro zp o rząd zen ia ce­
sarsk ieg o n a tern m iejscu, ja k ie przepow iedział
p ro ro k M icheasz.2 J a k o k siążę pok o ju p rz y c h o ­
dzi w śród ogólnego p o k o ju w ów czesnym
świecie.
C h ry stu s p rz y ch o d zi ja k o dziecię, ażeby
w lu d zk iej n a tu rz e być n am zu p ełn ie podobny,
a jak o lu b a dziecina n a rę k ach m a tk i pozyskać
naszą ufność i m iłość. To dziecię śpi, płacze,
p rz y jm u je p o k arm , jest słabe i bezradne,
w szystko to są dow ody praw d ziw o ści jego lu d z ­
kiej n a tu ry .
C h ry stu s poniżony, p o k o rn y , ja k o cos b a r ­
dzo m izernego, a je st przecież w szystkiem !
R odzi się w s ta jn i o północy. J a k ż e pełna
53

znaczenia była ta chw ila dla Izraela i dla ca­


łego św iata! A jednak, n ik t o niej nie wie.
Przychodzi ubogi, ogołocony z tego w szyst­
kiego, co św iat m a we czci; a ubóstwo to daje
się mu boleśnie uczuć, bo brak wszystkiego.
2. Mimo to narodzenie C h ry stu sa wielkie
było i chwalebne. P rorok Izajasz przepow ie­
dział,' że się dokona z Dziewicy; cud to niezw y­
kły, tylko wszechmoc Boga spraw ić go mogła.
I to w łaśnie niskie, niepozorne przyjście na
św iat stanow i jeden z dowodów Bóstwa C h ry ­
stusa. Ubóstwo, słabość, ukrycie, nie są to środ­
ki, którem i ludzie m ogliby dokonać czegoś
wielkiego, są jednak tern dla Boga, k tó ry nie-
potrzebuje żadnych ludzkich środków.
Ileż to św iatła i ciepła popłynęło na św iat
ze żłóbka' C hrystusow ego! Ileż to mii jon ów
szlachetnych serc napełniło Dzieciątko z Be-
tleem św iętą pokorą i w zgardą św iata!
3. Rzućm y wzrokiem na M arję i Józefa
i przysłuchajm y się w duchu ich rozmowom,
a spostrzeżem y w nich podobne rysy, jakieśm y
spostrzegli u Zbawiciela. Uległość dla władzy
sk ła n ia ich do podróży. Z cierpliw ością i cichą
skrom nością znoszą niew ygody i braki. Zdaw a­
ło się, ja k gdyby ich O patrzność Boża w chwili
przybycia do Betleem opuściła i zapom niała
o nich; nigdzie nie znajd u ją przytułku, a mimo
to z ich ust żadna nie wychodzi skarga.
W iadom ość o narodzeniu P a n a otrzym ali
najprzód prości, niew ykształceni pasterze. Nie
w ierzm y więc, aby Bóg między naro d am i m iał
przedew szystklem wzgląd n a uczonych i wiel­
kich. C hrystus, książę pokoju, zbiera najprzód

3. I z . 7, 14.
około swej kołyski łagodne, spokojne i pokorne
dusze. On najw yższy pasterz wzyw a najprzód
pasterzy. On biedny biednych zaprasza do sie­
bie. On nauczyciel zap arcia sip powołuje z a h a r­
tow anych, do pracy i niedostatku przyw ykłych
ludzi.
Bóg stosuje się do usposobienia prostych p a­
sterzy i posyła im anioła w widomej postaci,
aby iim w przyjacielski sposób objaw ił radosną
nowinę. »Chwała niech będzie Bogu, a pokój
ludziom«. — Oto dwa wielkie sk u tk i wcielenia
Chrystusow ego.
I do ciebie mówi P an: jako dziecię narodzi­
łem się, leżałem w stajni na nędznej słomie, by
ratow ać ciebie, k tóryś zginął, by odszukać cie­
bie, k tóryś uciekł! Nic niem a we mnie, coby cię
mogło przerażać; pójdź więc także i ty i uko­
chaj mię!
ROZDZIAŁ X III.
Pokora chrześcijańska.
1. W e W cieleniu u derzają nas przedewszyst-
kiem dwie cnoty: posłuszeństwo dla Ojca i jego
miłość ku ludziom ; przy narodzeniu zaś w ysu­
w ają się n a pierwsze m iejsce: jego pokora
i ubóstwo.
Pokora jest to uniżenie się, jest to wy rzecze
nie się zew nętrznej okazałości, wyrzeczenie się
wszystkiego, co się zwykło podobać nieporzą-
dnej miłości naszej, a szkodzić uległości dla
Boga. C hrystus jest pokorny. Będąc Bogiem,
pojaw ia się jako człowiek; będąc w ielkim przy ­
chodzi jako m ałe dziecię; będąc potężnym , w y­
daje się niem ocnym ; będąc wszystkie m staje
się praw ie niczem!
Sen tego dziecięcia jest jasn ą świadomością,
m ała jego rączyna kieruje światem , zam knięte
usta sądzą ludzkość. A co za ubóstwo1 w ze-
wnętrznem w y stąp ien iu !
Przychodzi na św iat w Betleem, tu spotyka
się po raz pierw szy ze swoim narodem . I przy
tern pier wszem spotkaniu, on, M esjasz zapow ia­
dany, zostaje głęboko upokorzony, bo jego n a j­
bliżsi w spółrodacy, swoi, przyjąć go nie chcą,
ta k że m usi szukać schronienia w szopie prze­
znaczonej dla bydląt.
16

2. Ta pokora Bcga-Człowieka z biegiem jego


ziemskiego życia coraz to w yraźniej w ystępuje.
Za pole swego działania w ybiera sobie C h ry ­
stus um yślnie zapadłą Galileę, ziaito um ierać
chce w Jerozolim ie. W ielkie ogniska świeckie­
go w ykształcenia, A leksandrję, A ntjochję, A te­
ny i Rzym, pozostawia swoim uczniom. P raco­
wał C hrystus bez widocznych skutków , w spa­
niałe w yniki p racy pozostawił Apostołom. Cu­
da, które Apostołowie czynili, przew yższały cu­
da C hrystusa i co do liczby i co do znaczenia.
C hrystus chciał tylko siać, innym w udziale
m iał przypaść zaszczyt żniwa.
Z najw iększą pokorą um yw a Jezus nogi
swoim uczniom .1
3. 1 nacóż ta pokora i to ubóstwo? Oto z po­
słuszeństwa dla Ojca, aby Bóstw u przygotow ać
nieskończoną chwałę, k tó ra ściśle łączyła się
z poniżeniem Syna Bożego. Pokorze tej i tem u
ubóstwu poddał się C h ry stu s także z miłości ku
ludziom, aby nas ratow ać od zguby.
N a tu ra ludzka ma dwie wady, które w sku­
tek przew rotności ludzkiej stały się jej dwoma
śmieirtełnemii ranam i. J e st to m ianow icie pycha,
k tó ra przecenia siebie, i miłość św iata, która
św iat przecenia. Na te ra n y trzeba było. podać
lekarstw o.
Od C hrystusa m am y się uczyć, ja k być po­
kornym i. P okora jest to szlachetne wyrzeczenie,
się siebie, które n as poddaje we w szystkiem Bo­
gu i Painu. P okora jest praw dą, jest spraw ie­
dliwością. P okora jest koniecznym fundam en­
tem dla wszelkiej cnoty. Bez pokory niem a bo-
jaźni bożej, niem a posłuszeństw a, niem a łaski.

1. J a n 18, 5.

-
57

O tyle tylko m am y coś z ducha C hrystuso­


wego, o ile posiadam y jego pokorę, tę pokorę,
która tylko Boga szuka, która unika pochwał
ludzkich i nie da się zam ącić cierpieniom i po­
niżeniom.
C hrystus uczył Apostołów, że w jego króle­
stw ie ten będzie najw iększy, kto jest n a jm n ie j­
szym we w łasnych oczach.2 K tokolw iek się pod­
w yższa, będzie unikon; a kto się uniża, będzie
podwyższony* K tó r y jest między w am i w ię k ­
szy, niech będzie jako m niejszy; a przełożony
jako służącyJ
K to wśród burzy oszczerstw i potw arzy zdo­
ła zachować spokój serca, ten już w ielki zrobił
postęp w pokorze.
Człowiek z n a tu ry siwojej skłonny jest do
przesadnego cenienia siebie i do m iłości w ła­
snej. Będąc z siebie m ałym , chciałby być wiel­
kim. Będąc w porów naniu z wszechświatem
rzeczą bardzo podrzędną, chciałby się zrobić
środowiskiem, około którego wszystko się obra­
ca. Będąc niczem w porów naniu z Bogiem,
chciałby być wszystkiem. Będziecie jako bogo­
wie — oto pragnienie, które się okazuje raz
jaw nie, to znowu skrycie.
Tak wielką rzeczą jest być m ałym , że ludzie
z trudnością m ogliby to pojąć, gdybyś Ty, o J e ­
zu, k tó ry ś jest tak wielki, nie sta ł się m ałym.
4. Pokora nie zabrania w ystępow ania odpo­
wiedniego stanow i, troski o dobrą sławę, odpo­
wiednich stanow i w ym agań. Toteż św. Paweł
żądał, by uszanow ano praw a, przysługujące m u
jako obywatelow i rzym skiem u. W szystko to je­
dnak powinno się dziać z dobrej pobudki.

2. M arek 9, 24. - 3. Ł u k . 18, 14. - 4. Ł u k . 22, 26.


58

P okora nie oznacza bynajm niej m ałoduszno­


ści, owszem odwagę i energję. P okorny mówi
z Apostołem : W sz y s tk o mogę w tym , k tó r y mię
umacnia.5
U nikaj w sw ych pracach, słowach, dobro­
w olnych m yślach wszystkiego, co pochlebia p y ­
sze i podtrzym uje próżność. Nie m yśl z upodo­
baniem o s wojem m ądrem zachow aniu się,
o rzeczach wielkich, których dokonałeś, o uzna­
niu, jakieś znalazł.
Zwróć oczy n a swoje słabości i błędy.
Przeoczać je lub uniew inniać — oto jest pycha.
O ileż lepszym i w ydajem y się sobie, niż w rze­
czywistości jesteśm y! Ileż to grzechów popeł­
niłem, o których nie wie żaden człowiek. I cóż
mi to pomoże, gdy będę pobielanym grobem ?
Doskonałość twoja nie zależy n a cnocie,
k tó rą zdaje ci się, że masz, lecz na cnocie, którą
Bóg w tobie widzi. D latego nie masz powodów
do zarozum iałości, jeno do bo jaźni.
Nie pchaj się, żeby mieć pierwsze słowo, że­
by innym narzucać swoje m niem ania. U nikaj
wszelkiej zarozum iałości i wyszczególnienia się.
Nie k ieru j rozm owy na siebie, a gdy z po­
chw ałą O1 tobie mówią, s ta ra j się nieznacznie
rozmowę n a co innego zwracać,
Nie poddaw aj się myślom, jakoby ci się
działa niespraw iedliw ość od bliźnich, od przeło­
żonych albo od Boga,
Gdy cię spotkają upokorzenia, nie wy rozu­
m iałoś ci, lekceważenia, strzeż się rozgoryczenia
w uczuciu, a tem bardziej w słowach.
Zdanie: straco n a dobra sław a, stracone
wszystko, w tedy jest praw dziw e, gdy chodzi

5. F ilip 4, 13.
o cześć przed Bogiem i w łasnem sum ieniem ;
fałszyw e jest, gdy chodzi o zwodniczą sławę
u ludzi. T ra ci się wtedy tylko pozór sławy,
a nie jej rzeczywistość.
Zgrzeszyłeś, nie złość się i nie zżym aj, ale
skorzystaj z tego, co się stało, dla swego upo­
korzenia. K to się tern zraża, że grzeszy, ten nie
zna siebie samego. A kto z tego powodu traci
serce, ten jest albo pyszny, albo nie zna dobroci
bożej.
5. K orzystaj ze w szystkich przeciwności,
aby w pokorze czynić postępy.
P y ch a jest najzręczniejszym aktorem ; strzeż
się jej przedstaw ień.
Często ci, co lubią mówić o swych błędach,
najm ocniej są przekonani o swych p rzym io­
tach. W stydzą się swej próżności, s ta ra ją się
dlatego p rzy n ajm n iej pozorem pokory łudzić
siebie i innych.
Ty m yślisz, mój przyjacielu, że jesteś skro­
mny, bo sam mówisz o swoich niedostatkach.
Lecz zam iar twój łatw o odgadnąć: mówisz d la ­
tego, bo chcesz, aby ci zaprzeczono.
N iektórzy do tego stopnia posuw ają swoją
niebezpieczną obłudę, że oddają się spraw ie bo­
żej dlatego, a b y się w ysunąć naprzód; poświę­
cać jednak spraw ę bożą dla sam olubstw a — to
straszn a igraszka.
Jeżeli,ś rozpoczął jakieś dzieło w dobrej in­
tencji, nie pow inieneś go rzucać dlatego, że
w ciągu jego spełniania tra p ią cię m yśli próżne.
6. Chcesz osiągnąć pokorę ducha, s ta ra j się
naprzód poznać sam ego siebie. P rz y p a tru j się
sobie, badaj siebie. Jeżeli się przy tern oszu­
kasz, szkoda to tw oja, nie boża.
K to zna siebie, jest surow ym względem sie-
60

bie, d la słabego jest w y ro z u m ia ły , a złego sąd zi


n iech ętn ie.
P o zn ać sw oją n iedoskonałość i w y zn aw ać ją
p rzed B ogiem , czyli u p o k a rz a ć się, jest isto tn ą
częścią doskonałości ch rześc ijań sk ie j.
M ódl się do B oga o ośw iecenie i poznanie.
Im m n iej ktoś m a rozum u, tern m n iej zdolny
je st do za u w aż en ia sw oich błędów ; a im m n iej
m a znajom ości siebie, tein w ięcej się w ynosi.
B łędy in n y c h po w in n y by ci otw orzyć oczy
n a tw oje w łasne w ady. U w ażasz n a in n y c h ,
niechże cię to pobudzi do u w a g i na siebie.
U w a żaj w ięcej n a siebie, n iż n a in n y ch . N ie­
jed en s k a rż y się n a zły św iat, chociaż sam a n i
n a włos nie je st odeń lepszy. O d w raca 011 gło­
wę w ty ł i m ów i: gdzie sp o jrzę — g a łg a ń stw o
i n ęd z o ta ; nie p a trz y on ty lk o w sw oje zw ie r­
ciadło, w k tó rem b y i siebie ta k im zobaczył.
P a tr z w ięcej n a to, co czynisz, niż n a to, co
m asz am b icję czynić. Z czynów sw oich może
człow iek łatw o siebie poznać.
Z w raca j u w a g ę 11a tw ój zw y czajn y sposób
m ów ienia. Chcesz w iedzieć, kim jesteś, z b a d aj
ja k m ówisz. P o słow ach ta k m ożna poznać se r­
ce, ja k po g ałęzi korzeń.
U w ażaj, ja k o in n y c h sądzisz. W sądzie o in ­
n y c h leży często osądzenie siebie sam ego.
U w a żaj i n a są d y tycli, k tó rz y ci są p rz eci­
w ni. D ro g i m i je s t p rz y ja c ie l, lecz i w róg może
m i p rz y n ie ść korzyść. Jeżeli m i bow iem p rz y ­
jacie l w skazuje, co m ogę, to w róg m ię uczy,
com pow inien.
7. N ie d aj sobie n ig d y zam ącać sąd u przez
to, co do rzeczy n ie należy. W y rw ij człow ieka
z jego zew n ętrz n y ch stosunków , a ezem się w te ­
dy okaże, tein je st w rzeczyw istości.
61

N ie dozwól, żeby uczuciow ość m ia ła u p ię k ­


szać tw o je słabości. T ru d n o znaleźć człow ieka,
k tó ry b y nie m ia ł p ew n y ch słabości, w k tó ry cli -
by się n ie podkochiw ał.
Chcesz d ążyć do c h rz e śc ija ń sk ie j p o kory, to
zw raca j oczy p rzed ew szy stk iem n a C h ry stu sa.
Im w ięcej człow iek p o stęp u je w p o zn a n iu C h ry ­
stu sa, tein su b te ln ie j o rje n tu je się we w szyst-
kiem , co się tyczy doskonałości, tern lepiej w i­
dzi to, czego m u b ra k , tem g łębiej jest p rzek o ­
n a n y O' sw ej niedoskonałości.
C złow iek bezbożny s ta r a się w yw yższyć sie­
bie, p o n iżając in n y ch . B o jący się B oga u w aża
za słuszne, g d y sam jest p o n iżan y , byle ty lk o
Bóg b y ł w yw yższony. I jak k o lw iek b y go ludzie
p o n iew ierali, n ie u w aża się za nieszczęśliw ego,
poniew aż i B óg w C h ry stu sie był poniżony
i sp o n iew ieran y .
RO ZDZIAŁ X IV .
P rzeciw ko próżności i ambicji.
1. A m bicja i próżność są to córki pychy. P o ­
legają one na nieporządnej skłonności i ubie­
ganiu się o to, żeby nas ludzie znali, poważali,
chw alili, żeby m ieć u nich sław ę i uznanie.
Pewnego szacunku i poważania dom aga się
nasze stanow isko życiowe. Maimy praw o, a n a ­
wet obowiązek dbać o dobre imię. U chybiam y
dopiero wtedy, gdy zbyt wielką przypisujem y
wagę dobrej, lub zlej o nas o p in ji; a jeszcze
bardziej, gdy żądam y od ludzi takiej czci i ta ­
kiego uszanow ania, jakie nam się nie należą,
do jakich nie m am y praw a.
Człowiekowi próżnem u zdaje się, że gdy go
ludzie nie znają, to 011 właściwie nie żyje; toteż
o ile może pokazuje się ludziom i m yśli, że jest
tern większy, im więcej ludzi go zna.
P ro sty nawet rozum widzi dobrze nicość
próżności. Toteż najznakom itsze wielkości św ia­
ta po wszystkie czasy pow tarzały słowa M ędrca
Pańskiego: »wszystko marność«.
Chwała ludzka jest jak to koło na wodzie:
powiększa się dopóty, aż sam o siebie z n i s z c z y ;
jest jak ta bańka m ydlana, która w tedy pryska,
gdy jest najpiękniejsza.
I ezemże więcej jest sław a, jak nie pustym
cieniem, k tó ry czy się powiększa, czy zmniej-
sza, nie czyni człowieka ani większym, ani
m niejszym i
I u kogóż to szuka się tej sław yI U ludzi,
którzy tak często m ylą się w swych sądach,
którzy są tak nam iętni! Szuka się jej u zniko­
mych tworów z m ułu i błota, u ludzi, którzy tak
często nie m ają żadnej w artości m oralnej!
N iektórzy szukają sław y w rzeczach grze­
sznych i kłam liw ych, urojonych; in n i szukają
jej w powierzchowności, w pięknej postawie,
w w ytw ornej fryzurze, w modnem ubraniu,
w przyjem nym głosie; inni znów w rzeczy­
w istych przym iotach ducha i serca. Ale czyż
i te przym ioty są m o j ą zasługąI Dał mi je
Bóg. M ieliby je również inni, gdyby je od Boga
otrzym ali.
Próżność pochodzi po części z nieśw iadom e­
go, a po części ze świadom ego dążenia, żeby się
postaw ić n a m iejscu, które się Bogu należy;
niszczy ona wszelką cnotę, gdyż ją zaprzęga do
wózka sam olubstw a.
2. Pew ne przysłow ie chińskie pow iada: »Kto
serce swoje otw iera am bicji, ten je zam yka
dla spokoju«.
A jednak am bicja, próżność, upodobanie
w sobie ciśnie się przez wszystkie pory n a tu ry
ludzkiej. N am iętności te — to najża rłoczniejszy
potw ór nie gardzący żadną straw ą.
A m bitnem u, gdy go nie chwalą, zdaje się,
że go już ganią, dlatego s ta ra się zrobić swoją
osobę w ażną i widoczną, rozpiera się szeroko
wśród ludzi, każdy n a swój sposób, byle tylko
błyszczeć, byle złowić poklask u nich.
A m bicja byw a zwykle w tow arzyski om ży­
ciu nieprzyjaciółką spokoju, przyczyną nie-
zgód, źródłem o b łu d y i p ięcia się za w szelką
cenę co raz w yżej.
N iejed en m alec, ab y się pokazać w iększym ,
w chodzi na stołek, w sp in a się n a ru sz to w a ­
nie — a m im o to nie p rz e sta je być m a ły m ; po­
d obnie człow iek p ró żn y , choćby n ajw y ższą
o trz y m a ł ra n g ę , zawsze pozostanie m a rn ą p u r ­
chaw ką.
Cóż to je s t bow iem w y soka ra n g a ? To jest
p y szny żebrak, k tó ry się p rz ech w a la i żebrze,
żebrze u tłu m u o ja łm u ż n ę hołdów . T łu m tej
ja łm u ż n y często odm aw ia, k a n d y d a tó w je d n a k
do tej ż e b ra n in y zawsze pełno na świecie.
C złow iek a m b itn y podobny je st do ro b a k a,
p ełza jące g o i kręcąceg o się w m iejscu, gdzie
n iem a żadnego w y jścia.
K a żd y człow iek rodzi się z tą skłonnością,
żeby się zaznaczyć i pokazać n aw et c n o tą ; a ro ­
zum um ie tej sk ło n n o ści n a d a ć pozory cnoty.
B lask cn o ty n iejed n eg o już pozbaw ił rzeczyw i­
stej cnoty.
M ało kto pochw ał u n ik a , p rzeciw n ie k ażd y
ch c ia łb y być podw ójnie chw alony.
N iejed en d o b ry człow iek d lateg o p o su n ął się
do k ła m stw a i obłudy, że się nie sp rz eciw iał
duchow i am b icji.
Ileż to św ia t nie oddaje pochw ał pozorow i
uczoności, a czemże jest ten pozór? — Osłem ,
k tó ry dźw iga na sobie w iele książek, a przecież
uczonym nie je st; z a trzy m a on sw oje d łu g ie
uszy, choćby się n a ja d ł sam y ch g reck ich
chw astów .
N iejed en p ró ż n y człow iek m yśli, że każdy
zw raca n a niego lo rn etk ę , by ty lk o zobaczyć, co
on ro b i; zdaje m u się, że g d y k ich n ie n a brze-
65

gu morskim, to wszyscy Amerykainie o tein


wiedzieć będą.
Je st wielu ludzi do tego stopnia próżnych,
że myślą, iż wszędzie m ają zaw istnych, chociaż
mało w nieb jest, ezegoby można zazdrościć.
I takich też wiele, którzy głośno mówią
0 cudzych błędach; a rzadko się znajdzie czło­
wiek, któryby się przyznał do swoich grzechów.
Czas zwykle stępia żądło boleści, lecz żądło
próżności zaostrza. T ak więc próżność jest
zawsze przykra i męcząca, a często 1 śmieszna.
W chrześcijaninie jest ona jeszcze obrzydliwszą.
3. C hrystus jest dla nas jasnym wzorem po­
kory. Jem u nie chodziło o to, aby się pokazać
św iatu i wszystką sław ę zagarnąć. Młodość
przepędził w zapadłej górskiej miejscowości.
B iedni rzem ieślnicy, chociaż potomkowie zna­
kom itych rodzin, byli jego krew nym i. Do trz y ­
dziestego roku życia najzw yklejszym oddaw ał
się zajęciom. Całą swoją potęgę i m ądrość u k ry ­
wał pod ludzką osłoną, a boską swoją świę­
tość — pod postacią cnotliw ego dziecka z ludu.
A gdy go pow ołanie m esjańskie zmuisiło do
publicznego w ystąpienia, nigdy nie szukał po­
chwał dla siebie i uznania dla swych cnót, ale
calem dążeniem jego było przynieść jak n a j­
więcej chw ały swemu Ojcu N iebieskiem u.
A gdy za to spotykały go od ludzi prześlado­
w anie i w zgarda, wszystko znosił ze św iętą
cierpliwością. Jeszcze dzieckiem będąc, m usiał
jako niebezpieczny dla państw a iść na w ygna­
nie, a jako zbrodniarz um arł na drzewie krzy-
żowem.
Mimo takiego przykładu cbciałżebyś jeszcze
szukać pochw ał i uznania dla siebie u ludzi?
1 uw ażać się za nieszczęśliwego, gdy cię ono
Chrzęść, filo zo fja ży cia II. 5
m inie? Gdyby sław a n ludzi była rzeczywiście
tak dużo w arta, toby jej był i C hrystus szukał.
U n ik aj tedy strojenia się w fałszywe pozo­
ry. Czyń dobrze, niech ci to w ystarczy, a inni
niech o tern mówią. S ta ra j się raczej być do­
brym , nie zaś okazywać się tylko. Ten jedynie
może się ustrzec czczej próżności, kto z całego
serca szuka B o g a .
Źle postępuje ten, kto dobrze robi jedynie ze
względu na ludzką nagrodę i cześć. Czyń dobrze,
ale tak cicho, jak gdyby dobro złem było.
Nie przeceniaj swoich zdolności duchowych,
lecz s ta ra j się poznać, na ozem ci zbywa. N ie­
jeden zostałby m ądrym , gdyby nie m yślał, że
już jest m ądrym .
Nie p ra g n ij błyszczeć wiedzą, czy stanow i­
skiem, a gdyby cię naw et inni za coś uw ażali,
nie dow ierzaj sam sobie.
Nie bądź podobny do paw ia, k tó ry ogon swój
rozpościera, zwłaszcza wtedy, gdy na tym ogo­
nie piór nie ma.
Im większem in n i darzą cię zaufaniem , tern
większą nieufność miej ku sobie.
ROZDZIAŁ XV.
Ubóstwo Chrystusa.
1. Nie mnieg od pokory C hrystusow ej zasłu­
guje n a uw agę jego ubóstwo. W szystko w s ta ­
jence betleem skiej pobudza nas do rozw ażania
tej cnoty. Miejsce, n a którem Bóg-Człowiek
u jrz a ł św iatło dzienne, to stajn ia, a s ta jn ia ta
jest cudzą w łasnością, cudze są także żłóbek
i słoma. I ta k to P a n św iata leży na gołej sło­
mie, podczas zim nej nocy!
Żłóbek jest objaw ieniem ducha Zbawiciela,
jest początkiem życia w najw iększem ubóstwie.
B iednym był C hrystus w Betleem, biedne pro­
wadził życie w Nazarecie. Podczas publicznego
zawodu przebyw ał zawsze albo gdzieś u ludzi
obcych, albo na drogach i placach publicznych,
jak tego w ym agało jego posłannictw o; noce
spędzał pod golem niebem, pod drzew am i,
w jaskiniach, jeśli go litościw i ludzie nie za­
prosili do swego m ieszkania.
P ta k i maja gniazda, liszki ja m y , a S y n
Człowieczy niema gdzieby głowę s k ło n iłj Ubo­
gie było również pożywienie C hrystusa. Dziś
był u Łazarza, lub jakiegoś faryzeusza, ju tro
otoczony tłum em ludzi przebyw ał na pustyni,
m ając odrobinę chleba; kiedyindziej znów,

1. M at. 8, 20; Ł u k . 1), 58. -


5*
68

w śród żaru południow ego przebyw ał na o tw a r­


łem polu bez kaw ałka chleba z A postołam i,
którzy w skutek głodu zryw ali kłosy zboża.2
Ubogie było i ub ran ie C hrystusa.3 N aw et
tyle nie posiadał pieniędzy, żeby zapłacić po­
datek do św iąty n i.4 U trzym yw ał się z ja ł­
m użny.5
Ubóstwo C hrystusa powiększało się aż do
jego śm ierci. W N azarecie, w ubogim domkn,
m iał jeszcze p rzynajm niej stały p rzytułek; Ma-
rja i Józef o wszystko się troszczyli. W godzi­
nę śm ierci na krzyżu nie m a już naw et kropli
wody, nie m a k aw ałka płótna na zakrycie c ia ­
ła, nie ma oparcia dla zranionej głowy, a wresz­
cie nie m a naw et w łasnego grobu na spoczynek.
1 dlaczegóż to Zbawiciel św iata ukazał się
w tak niezw ykłem ubóstw ie? Ubóstwo należało
do tego bezgranicznego wyrzeczenia się, przez
które C hrystus oddał nieskończone uw ielbienie
Bogu. Potrzebne było również dla naszej n auki
i dla naszego zbawienia.
My ludzie chcemy być szczęśliwi. W szystko
zaś, co ziemskie i doczesne, narzuca nam się
z n iep rzep artą siłą. P otrzeba więc nam było
nauki, że ziemskie posiadłości i ziemskie wygo­
dy nie dadzą nam ostatecznego i praw dziw ego
szczęścia,
A cóżby nam pomogło, gdyby Zbawiciel
udzielił nam tej n a u k i w s ł o w a c h tylko?
2. C hrześcijanin, postaw iony w zwykłych w a­
runkach życia, nie jest w ezw any do naślado­
w ania C hrystusa w jego r z e c z y w i s t e m
ubóstwie. M ając przez O patrzność wskazane
pewne stanow isko w świeeie, m usi używać dóbr
2 M a t. 12. 1. — 3. .Jan lii. 23. — 4. M a t. 17, 26.
5. Ł u k . 8, 3; .Ja n 12, 6.
69

doczesnych, a naw et sta ra ć się o ich powiększe­


nie w pew nych granicach.
Cnota rzeczywistego u bóstwa jest to dobro­
wolne wyrzeczenie się i wyzbycie się zew nętrz­
nych m aterialn y ch dóbr dla celów nad p rzy ro ­
dzonych, dla osiągnięcia doskonałości chrze­
ścijańskiej.
Ci, którzy chcą pom agać P a n u w apostol­
skim zawodzie ratow ania dusz, m uszą m niej
lub więcej być podobni do niego w zewnętrz-
nem ubóstwie, o ile n a to pozwala ich stan.
Zbawiciel dom aga się tego wyraźnie.*’
Lecz wszyscy chrześcijanie powinni być ubo­
dzy d u c h e m , t. j. wew nętrznem usposobie­
niem ; pow inni być wolni od fałszywego prze­
ceniania rzeczy ziem skich i nieporządnego
przyw iązyw ania się do nich.
N iektórzy ludzie, dochodzący do bogactw,
podobni są do kom iniarzy, którzy przesuw ając
się przez brudne i czarne kom iny, sta ją się
sam i czarni.
Jeżeli tylko mocno na s wojem m iejscu
stoisz, nie potrzeba, abyś stał wysoko w oczach
św iata.
N igdy nie brak ło takich ludzi, których cale
życie obracało się około nabycia i posiadania
dóbr ma ter ja 1n ych.
W strętne to zjawisko, gdy przecenianie zło­
ta i dobrobytu wśliźnie się do życia tych ludzi,
którzy ze swojego stanu pow inni być przykładem
wyrzeczenia się dla innych.
3. Żądza pieniędzy i dostatków jest to zdro­
żna przesada w skłonności, głęboko zakorze­
nionej w n aturze ludzkiej.

6. M at. 19, 21, 23; Ł u k . 12, 33.


70
€>

T y możesz p o siad ać bogactw a, ale bogactw a


n ie powiinny ciebie posiadać. Z u p ełn ie co in n e ­
go je st p o siad ać tru ciz n ę, a być z a tru ty m .
A p te k a rz e m a ją tru ciz n ę, lecz n ie są za tru ci.
P odobnież i ty m ożesz b o g actw a posiadać, lecz
n ie być przez nie o tr u ty i n ie zaszkodzą c i one,
jeżeli je będziesz m iał w sakiew ce, a n ie
w sercu.
Żądza bogactw je st n ie g o d n a człow ieka. N ic
ta k człow ieka nie o g łu p ia, ja k p rz y w ią z a n ie
se rc a do złota, do rozkoszy zm ysłow ych i do
rzeczy zew nętrznych.
Żądza bogactw je st niebezpieczna, poniew aż
d a je człow iekow i m ożność w s p ie ra n ia w szy st­
kich in n y ch n am iętn o ści. Im w ięcej n a g r o m a ­
dzisz ziem skiego szczęścia, tern w ięcej będziesz
n a ra ż o n y n a niebezpieczeństw o poślizm ięcia sic
i. n a p rz y k ro śc i i niepokoje.
Żądza bog actw z łatw o ścią podsuw a ludziom
m yśl, że p o sia d a ją c p ien iąd ze obejdą się bez
B oga. P ro ro k w oła n a ta k ic h : B ia d a , któ r z y ś c ie
bogaci na Sijonie, a u fa c ie w górze s a m a r y j-
skiej: co celniejsi, g ło w y lu d ó w ,, chodzący
z po m p a do d o m u Izraelskiego.'
Żądza bogactw n ie u cz y n iła jeszcze n ig d y
żadnego cz ło w ie k a szczęśliw ym . B o g a c tw a po­
dobne są do w ody m o rsk ie j: im w ięcej się jej
pije, tom w iększe czuje się p ra g n ie n ie .
A do kogóż je st podobny człow iek, k tó ry
sk ąp stw e m z e b rał w iele pien ięd zy ? Oto do osła,
pow iedział k to ś m ądrze, k tó ry za ży cia m iał
ciężką robotę, a liche jedzenie, po śm ierci w zię­
to jego sk ó rę n a bęben k u pociesze gaw iedzi.
K ie d y S o k ra te s u jr z a ł pew nego ra z u boga-

7. A m os. 6, 1.
71

tego człowieka, k tó ry wiele liczył na. swoje bo­


gactw a, rzekł: »Oto znowu pozłocony nie­
w olnika
B ogactw a są jak ciernie. K łu ją tysiącznem i
kłopotam i, gdy się je zdobywa; m artw ią licz­
n ie jszem i utrap ien iam i, gdy się je posiada;
jeszcze większem i zasm ucają troskam i, gdy się
je rozdaje, a najw iększe sprow adzają m ęczar­
nie, gdy się je traci.
4. Do bogactw a potrzeba szczęścia, lecz do
szczęścia nie jest konieczne bogactwo.
K to prędko i łatw o chce otrzym ać to, czego
pragnie, pow inien nie tyle m yśleć o zbogaceniu
się, ile o zm niejszeniu swej chciwości.
Jeśli chcesz szybko dojść do pogardy dóbr
ziemskich, p rz y p a tru j się zbliska ludziom, któ­
rzy je posiadają.
Prędko i niespodziew anie nadejdzie chwila,
& w której bogacze nic w swych rękach nie z n a j­
dą. Szalowy: tej nocy duszy tw ej upom inają
się u ciebie, a coś nagotował, czy jeż będzie?
T ak ci jest, k tó ry sobie skarbi, a nie jest ku
Bogu b ogaty.8
Z bieraj sobie tak ie bogactw a, k tórych ani
złodziej, ani gw ałtow nik wydrzeć ci nie zdoła,
które pójdą za to b ą i po śm ierci, które się nie
psują i nie giną nigdy.
Takie to są cztery główne cnoty^ Boskiego
Serca Jezusow ego: posłuszeństw o 'względem
Ojca Niebieskiego, miłość ludzi, pokora i lekce­
ważenie rzeczy tego św iata.

8. Ł u k . 12, 20, 21.


RO ZDZIAŁ X V I.
Imię Jezus.
J a k w chrześcijaństw ie laska pośw ięcająca
przyw iązana jest do chrztu, tak u żydów była
przyw iązana do zew nętrznych obrzędów reli­
gijnych. N ad chłopcam i dokonywano tego
obrzędu przez obrzezanie. Obrzezanie było zna­
kiem przyjęcia przez dziecko p raw a żydowskie­
go, w ypływ ających z niego obowiązków i bło­
gosław ieństw .1 Było też obrzezanie znakiem ko­
nieczności pokuty.2 P rzy obrzezaniu nadaw ano
im ię dziecku.
C hrystus poddał się tem u przepisowi, jak k o l­
wiek do zachow yw ania pozytyw nego praw a
S tarego T estam entu nie był obowiązany. Chciał
nam dać przez to dowód praw dziw ości swej
ludzkiej n a tu ry ; chciał się upodobnić do nas
we wszystkiem i okazać się rzeczyw istym po­
tom kiem A braham a. Chciał nam też dać p rzy ­
kład, że ftależy korzystać z cerem onji i środ­
ków, przepisanych przez praw o boskie, dla n a ­
szego zbawienia.
2. Zbawiciel otrzym ał im ię J e z u s . Przez
imię poznajem y tego, k tó ry je nosi; kiedy je
w ym aw iam y, przypom inam y sobie jego właści-

1. 1 M ojż. 17, 9—14. K o l. 2, 11. G al. 5, 3. K zy m . 2, 15.


2. 5 M ojż. 10,- 16; 30, 6.
cielą. U czczenie lu b zbezczeszczenie im ie n ia do­
ty k a bezpośrednio osoby, k tó ra .je nosi.
D la C h ry s tu s a im ię »Jezuis« m iało jeszcze
szczególniejsze znaczenie. Z b aw iciela oznaczano
rożnem i im io n am i. N a zy w a się on w P iśm ie św.
często »Synem człow ieczym «, czyli w edług ro ­
zu m ien ia ow ych czasów tym , k tó reg o St. T e­
sta m e n t o znaczał .jako B oga w lu d zk iej n a tu rz e . ‘
N azy w a się też »C hrystusem «, t. .j. P o m a z a ń ­
cem. Żadne je d n a k in n e im ię nie jest ta k pełne
znaczen ia, ja k im ię »Jezus«.
Im ię to jest zn am ien n e, ta k co do swego
początk u , ja k i co do sw ego znaczenia. Znaczy
ono ty le co: »Bóg jest zbaw ieniem «. J e s t więc
dla n a s ręk o jm ią odpuszczenia grzechów , w y­
słu c h a n ia próśb, w szelkich ła sk i błogosła­
w ień stw boskich, k tó ry ch s ta je m y się u cz estn i­
kam i przez Z baw iciela. I d la sam ego Z baw iciela
im ię to je st p ełne potęgi i w sp an iało ści, ta k iż
n a głos tego im ie n ia u p a d a w szelkie kolano
ziem skie, n ieb iesk ie i p iek ieln e.4
K o c h aj w ięc Z baw iciela, k tó ry z m iłości ku
tobie p rz y ją ł n a się b ied n ą lu d zk ą n a tu r ę i stał
się za ciebie p o k u tn ik ie m . B ądź gotów w y p eł­
nić w szelkie obow iązki, ja k ie w k ła d a ją na ciebie
re lig ja i pow ołanie.
Czcij im ię Je z u s i sw oje w łasne c h rz e ś c ija ń ­
skie im ię m iej w szacunku. H a ń b a tem u, kto
sam em u sobie n ie o d daje tak ieg o szacunku,
ja k i się n ależ y ch rześcijan in o w i.
A le k sa n d e r W ielk i ta k pow iedział do je d n e ­
go z żo łnierzy, k tó ry no sił jego im ię, a był
tch ó rz liw y m : »Albo zm ień sw oje im ię, albo
sw oje p o stę p o w a n ie !« S ta r a j się w ięc i ty , ab y
74

twoje postępow anie było w zgodzie z two jem


im ieniem chrzęści jańskiem .
Nosząc ze czcią imię »chrześcijanina«, tern
sam em czcimy najśw iętsze imię »Jezusa«.
N ie w ym aw iajm y nigdy tego im ienia n a d a ­
remno. Gdy je wzywasz, lub wym awiasz, wzy­
waj i w ym aw iaj je z bojaźnią, z serdeczną m i­
łością i ufnością.
RO ZDZIA Ł X V II.
P rostota chrześcijańska.
1. Obok chrześcijańskiej roztropności, istnie­
je też chrześcijańska prostota. Cnotę tę p rzy ­
pom ina nam dziecię Jezus.
C hrystus w szczególniejszy sposób w yróżnił
prostotę. Pierw si jego Apostołowie byli p ro sty ­
mi pasterzam i, drudzy prostym i rybakam i. On
sam był prostem dzieckiem. P roste też dzieci
staw ia nam za wzór i rozkazuje nam być pro­
stym i jak gołębice.
Prostota nie zna m yśli podstępnych, idzie
prosto naprzód; chce i szuka tylko Boga
i wszystko do niego odnosi.
Boga ty lk o bierze za praw idło swoich pojęć
i sądów, za przedm iot swoich prag n ień , za cel
swego postępow ania.
P ro sto ta nie szuka niczego o h o k Boga
i p o z a Bogiem, w szystkiego pragnie t y l k o
dla Boga.
Idzie ona do Boga drogą niew yszukaną, n a j­
prostszą, poprzez to co najbliższe, co przed nią
leży; idzie ko rzy stając z w arunków takich,
jakie są; idzie przez pełnienie obowiązków sta ­
nu, przez poddanie się zrządzeniom Opatrzności.
P ro sto ta nie przyczynia sobie wielu niepo­
trzebnych tro sk ; nie lubi tego, co w pada
w oczy, co niezwykłe, lecz jest pokorną, bezin­
teresowną, szczerą.
P ro sto ta nie upraw ia polityki. A fałszywa
polityka k ieruje się sam olubstw em , ukryw a
sta ra n n ie swe m yśli, mówi praw ie jak anioł,
a myśli jak szatan.
P rostota jest to m iłe dziecięctwo duszy,
jest zawsze pełna świeżej radości; śm iało kro­
czy przez tru d y i przykrości życia, ponieważ
zawsze j e d u o ma na oku i jedno w sercu.
2. Przeciwne prostocie jest rozdwojenie. N ikt
nie może dwom panom służyć, o ile są sobie
przeciwni.
T aka podwójność zaciem nia ducha i burzy
spokój serca. Tylko ta dusza, która zasadniczo
skierow ana jest ku Bogu, tylko taka znajduje
się na drogach swego przeznaczenia i może
zachować praw dziw y spokój.
Przeciw ną prostocie jest także m ądrość
światow a, k tó ra nigdy nie idzie prosto, lecz dla
osiągnięcia celu zawsze w ybiera kręte manowce.
Twoja m ądrość niech będzie m ądrością sę­
dziwego wieku, lecz twoje serce niech będzie
sercem niew innego dziecka.
Praw dziw ie m ądrym i wielkim mężem jest
ten, k tó ry nie stra c ił swego dziecięctwa.
Przeciw na da.lej prostocie jest chęć n a rz u ­
cania się, uczynienia się interesującym . Ju ż ten
fakt, że uderzające dziw actw a budzą zawsze
odrazę, pow inienby ludzi pobudzać do ich
unikania.
Przeciw ną wreszcie prostocie jest k łam li­
wość, któ ra inaczej myśli, a inaczej mówi, albo
mówi raz tak, drugi raz inaczej. Now ożytny
odchrystjanizow any św iat jest w łaśnie św ia­
tem, w któ ry m jeden drugiego okłam uje. •
77
«

P ow inniśm y być jak dzieci. Dziecko daje się


u rab iać, kształcić i z wad swoich leczyć; gdy
za rzeczyw istą wadę jest ukaran e, nie mści się
i nie rozgorycza.
Dziecko niczem nie daje się odwieść od m i­
łości ku m atce i ojcu; w net całuje rękę, która
je niedaw no k arała. Przestraszone spieszy
z najw iększą ufnością do m atki. Dziecko jest
niew inne i szczere.
ROZDZIAŁ X V III.
Chrystus i rozdział umysłów,
1. C hrystus wniósł n a ten św iat olbrzym i
rozdział. Od C h ry stu sa i przez C hrystusa dzieje
św iata zam ieniły się na walkę za nim lub prze­
ciw niem u. W alka ta została przepow iedziana
jeszcze za czasów niem ow lęctw a Jezusowego.
Przyniosła Najśw . P a n n a dzieciątko swoje
do Jeruzalem , by je ofiarow ać Bogu. B ył to
obrzęd, przez k tó ry Bóg zaznaczał swoje szcze­
gólniejsze praw a własności nad ludem izrael­
skim.
Starzec Sym eon wziąwszy dziecię Jezus na
swe ręce powiada, że oczy jego widzą zapowie­
dziane zbawienie św iata, chw ałę ludu w ybra­
nego i św iatłość pogan. Dziecię to odkupi ludz­
kość całą; kto się zbawi, jem u zawdzięczać bę­
dzie swoje zbawienie, a kto się zatraci, to d la ­
tego, że się o C hrystusa roztrąci.
C hrystus jest postacią rozstrzygającą tak
dla Izraela, jak i dla całej ludzkości; jest zna­
kiem, którem u się sprzeciw iać będą, jest k a ­
m ieniem obrazy. Przed nim dzielą się drogi
w szystkich tak poszczególnych ludzi, jak i n a ­
rodów, na zbawienie lub zatratę. On jest Zba­
wicielem.
Ofiarowani© — to pierwsze, uroczyste i pu ­
bliczne spotkanie się M esjasza ze swoim naro-
dem izraelskim . Spotkanie to odbywa się
w św iąty n i w obecności przedstaw icieli stanu
kapłańskiego i pobożnego ludu Odbywa się
przez pośrednictw o M arji, któ ra chcąc w ypeł­
nić w iernie przepis praw a, zjaw ia się w św ią­
ty n i z dziecięciem.
N igdy w tej św iątyni nie składano w spa­
nialszej ofiary. Z ajaśn iała ona teraz blaskiem
proroctw , a stare kapłaństw o, trzym ające na
rękach Zbawiciela, osiągnęło szczyt swojego
posłannictw a.
Sym eon i A nna, Z acłiarjasz i E lżbieta są
przedstaw icielam i starozakonnej świętości
w m odlitw ie, w pokucie, w zachow aniu praw a
i tęsknocie za Mesjaszem.
Oczekiwanie ich nie jest oczekiwaniem ży-
dowskiem; nie czekają oni na m esjasza złota
i pożądliwości cielesnej, ale czekają na M esja­
sza cierpień, k tóry naw et ludowi izraelskiem u
będzie znakiem przeciw ieństw a.
D okonują wyboru, odłączają się od narodu
nieśw iętego i siwem usposobieniem serca zaj­
m ują m iejsce pod krzyżem, obok M atki Bo­
lesnej.
2. Jeżeli C hrystus jest znakiem przeciw ień­
stwa, przyczyną zbaw ienia i powodem odrzu­
cenia, to jest tern już w objęciach swej M atki.
Jezus i M ar ja pozostają w najściślejszej łącz­
ności.
Toteż myśli o M arji. M atce Bożej, będą
również dla ludzi ku zbawieniu, lub potępieniu.
I względem M arji niem a obojętnych; albo ją
w ysław iają jako błogosławioną, ja k to w E w an-
gelji, w M agnificat było zapowiedziane, albo
ją zniew ażają.
W w idzeniu prorockiem widzi Sym eon na
80

K a l w a r j i J e z u s a i M a tk ą jego; p rz e c ią g a ją
t a m tę d y wszyscy Indzie i w szystkie n a r o d y :
je d n i z k o rn ą m odlitw ą, d ru d z y z n ien aw iścią,
jedni z m iłością w sercu, d ru d z y z u r ą g a n i e m
i szy derstw em n a ustach, jed n i ku s w em u zba­
wieniu, d ru d z y ku zatrace n iu .
ROZDZIAŁ XIX.
Objawienie się królew skości Chrystusa.
1. W krajach, położonych n a wschód od Ju dei
(w Chaldei, Persji, A rabji) był stan kapłański,
w którego tradycji przechowała się część pier­
wotnego Objawienia. Członkowie tego stanu
znali się n a gwiaździarstwie i jako wysocy
urzędnicy królewscy, lub potomkowie książę­
cych rodów, byli w wiełkiein poważaniu u lu­
du. M ając liczne stosunki z narodem izraelskim,
mogli nabyć znajomości Pism i Proroków S ta ­
rego Zakonu.
Kilku z tych mężów otrzymało przez szcze­
gólne Objawienie polecenie udania się z hoł­
dem do Boga-Człowieka, skoro tylko się ukaże
na niebie pewien znak.
Znak ten ukazał się jako niezwykła gwiazda.
Z silną przeto w iarą opuścili trzej m ędrcy swój
k ra j i udali się w długą i uciążliwą podróż; nie
bali się stanąć przed Herodem. A przybywszy
do Betleem, cóż znaleźli? — J e d n a k bez od­
włoki i bez w ahania złożyli hołd.
1 cóż oznacza to niezwykłe, a jedyne w swoim
rodzaju wydarzenie w dziecięctwie P ana J e zu ­
sa? Poco t a gwiazda świecąca, ten książęcy
orszak, te bogate podarki?
J e st to objawienie się królewskości C h rystu­
sa. Mędrcy dowiadują się o nowonarodzonym
C hrzęść, filo z o fja ży c ia I I . (i .
82

k ró lu i przynoszą kró lew sk ie d ary . H e ró d oba­


w ia się now onarodzonego jak o w spółzaw odni­
k a tro n u .
K rólew skość C h ry stu sa m a sw oją po d staw ę
w jego B óstw ie. C h ry stu s p a n u je od początku,
a k ró lestw u jego n ie będzie końca. K ró lestw o
jego ro z ciąg a się n a d w szystkiem . I)o niego n a ­
leży złoto ziem i i gw iazd y niebieskie jem u są
posłuszne.
C h ry stu s j e s t P a n e m sw oich p rz y ja ció ł
i sług, k tó ry c h pow ołuje i sw oją laiską w zm a­
cnia. J e s t on P a n e m i sw oich n ie p rz y ja c ió ł,
k tó rz y sw ym i p la n a m i m uszą m u służyć.
J e s t 011 P a n e m w szystkich lu d zi ta k pogan,
ja k i żydów . J a k o P a n w szystkiego, pow ołuje
p a ste rz y i królów , b ied n y ch i b o g aty ch .
Żydzi w sk az u ją poganom C h ry stu sa , lecz
sam i do niego nie idą. M ędrcy są p ie rw o c in a ­
m i p o g ań stw a , k tó re się n aw ró ciło do ch rze­
ścijań stw a.
2. B ło g o sław io n y , k to się z tego k ró la n ie
gorszy! To jest w ołanie, k tó re się rozlega po
w szystkie w ieki!
Żydom , t. j. ludziom p ien iąd z a, po w szy st­
kie czasy b y ł C h ry stu s zgorszeniem . P o g an o m ,
t. j. ludziom zm ysłow ego użycia, b y ł on po
w szystkie czasy głupstw em .
Lecz jakże w ielkie są szeregi ty ch , co piel­
g rz y m u ją za M ędrcam i ze w schodu do K ró la
betlejem skiego, by m u złożyć w ofierze sw oją
m iłość, m o d litw y i zw ycięstw o n a d sobą? K tóż
jest ta k w ielk i i m ożny, ja k D zieciątko z Be-
tleem ?
N iezliczone szeregi n a jsz la c h e tn ie jsz y c h lu ­
dzi o fia r u ją m u sw oją ojczyznę, sw oją rodzinę,
sw oje stanow isko, sw oje serce i sw oje życie.
83

Mówią oni wszyscy: W idzieliśm y gwiazdę jego,


przyszliśm y i znaleźliśm y go i chcemy go za­
trzym ać n a zawsze.
C łirystjanizm zw raca się nie tylko do klas
niższych, do uciśnionych i biednych, jest 011 re-
lig ją wszystkich. J a ir, setn ik z K a fa ra a u m ,
rodzina Ł azarza, M ar ja M agdalena, rab b i N i­
kodem, Józef z A rym atei, należeli do stanu
wyższego. P ierw szy poganin, którego P io tr
ochrzcił, był rzym skim dowódcą.
P aw eł pochodził z rodziny zamożnej, n auki
swoje m iew ał często do ludzi w ykształconych.
Pom iędzy biskupam i i k a p łan am i pierw szych
wieków byli liczni mężowie, którzy w nauce
śm iało się m ogli m ierzyć z najuczeńszym i mę­
żami pogaństw a.
A k ta męczeńskie dowodzą, że liczne csoby,
należące do wyższego i do najw yższego stanu,
w yznaw ały chrystjanizm . I ta k być m usiało.
Uczeni, bogaci i możni we w łasnym interesie
i w interesie ludzkości bardziej potrzebują re-
ligji, niż biedni.
C brystjanizm tak przekształcił przez sto ­
pniowy rozwój ducha społeczeństw, poczynając
od najm ożniejszych, że to przekształcenie w y­
szło,na korzyść biednym i niewolnikom.
3. N a H erodzie widzimy, jak odwrócenie się
od C h ry stu sa jako króla, prowadzi do rozpasa-
niai niskich nam iętności. O panow any chciwo­
ścią władzy, podejrzliw ie i zazdrośnie patrzy,
żeby jej ktoś ńie uszczuplił.
T akie podejrzenia, taka lękliwość wobec
C hrystusa i jego K ościoła p o k u tu ją do dziś
dnia w polityce. Tym czasem C hrystusa ona bać
się nie pow inna, bo królestw o jego z innego
św iata, bo on daje stałość państw om . Ale mimo
84

to boi się. Ileż p o lity c zn ej ob łu d y i złośliw ości


z tego źró d ła w y p ły n ęło !
P o tę g i tego ś w ia ta m uszą w brew sw ej w oli
służyć D ziecięciu z B etleem , czy to przez k rw a ­
we p rześlad o w an ie, czy przez o tw a rte lu b s k ry ­
te w a lk i kudturne. W k ilk a m iesięcy po rzezi
n ie w in ią te k s tra sz liw a choroba p o w aliła H e ro ­
d a na loże śm ierci.
Ja k ż e za to szczęśliw e te niem ow lęta, k tó re
d la C h ry s tu s a śm ierć poniosły! Z aledw ie sko­
szto w ały nędzy tego życia, a ju ż zam k n ę ły się
ich oczy dla tego św ia ta , a o tw a rły się dla
nieba.
Z iem skie nieszczęście, c ie rp ie n ia i śm ierć
poniesione d la C h ry s tu s a p rz e m ie n ia ją się n a
zbaw ienie, życie i radość w iek u istą.
R O Z D Z IA Ł X X .
Z rządzenie O patrzności boskiej.
1. K ied y H ero d w d zikiej n am iętn o ści p o su ­
n ął się do n a jg w a łto w n ie jsz y c h środków , Bóg
zarząd ził ucieczkę św iętej ro d z in y do E g ip tu .
K ra j ten u trz y m y w a ł z Iz ra e lita m i liczne i z n a ­
czne sto su n k i.
Oto sposób p o stęp o w a n ia B oga. Z w ykle zo
staw ia sw obodny bieg n a tu rz e i woli ludzkiej.
Dopiero w szczególniejszych w y p a d k ach i dla
szczególniejszych pow odów w k ra cza przez bez­
pośred n ie d ziałan ie. Z rz ąd ze n ia i dopuszczenia
boże są b ard zo często n iep o jęte dla ludzkiego
kró tk o w id ztw a .
R ozporządzenie sw oje zsyła Bóg Józefow i
św. przez A n io ła w śnie proroczym . Ż ąda u cie­
czki; b y ło to w y m a g a n ie tw a rd e i ciężkie
brzem ię. J a k iż n iep ew n y los czekał św. R odzinę!
Ale św. Jó ze f nie o ciąg a jąc się, w sta ł w n o ­
cy, w ziął M atk ę z D ziecięciem i u ciek ł do
E g ip tu : Ż adnej n iew y g o d y w podróży n ie
oszczędzono św. R odzinie. W pokorze i ufności
w B ogu p rz e trw a ł Jó ze f w szystko. P ozostał
w E g ip cie aż do czasu, k ied y o trz y m a ł w ia d o ­
mość, że w szyscy cz y h a ją c y n a życie dziecięcia
p o m arli. Z woli bożej z a trz y m a ł się później na
s ta ły p o b y t w N azarecie.
2. N iep o jęto ść zrządzeń boskiej O p atrzn o ści
86

staje się z każdym rokiem w życiu Jezusa coraz


większa i głębsza, aż wreszcie dobiega swego
szczytu na górze K alw arji.
I ezemże są w szystkie niepojęte rzeczy w ży­
ciu K ościoła i poszczególnych łudzi w poró­
w naniu z niepojętym krzyżem C hrystusow ym f
I jakże mógł pozwolić Ojciec niebieski, aby
jego św ięty i najukochańszy Syn, Jezus C h ry ­
stus, tak rzewnie, a jed n ak bez w ysłuchania mo­
dlił się w ogrojcu n a górze Oliwnej? J a k mógł
pozwolić, ab y niew inny na ta k straszn ą śm ierć
był skazany, iż się zdawało, że go Bóg opuszcza I
Dopiero z wysokości nieba zrozum iem y te
niepojęte spraw y. Obecnie zrozum ienie to jest
dla nas trudne, bo nie pojm ujem y, jak m ała jest
ta ziemia ze wszystkiem , co nam daje, a jak nie
zm ierzona jest wieczność z tern, co nam
przynosi.
W świetle chrześcijańskiego O bjaw ienia ja ­
sno poznajem y praw dę, któ rą nam i rozum pod­
suwa, że pow inniśm y się zdać z bezw arunkow ą
ufnością na najśw iętszą O patrzność Bożą, choć­
by naw et z ludzkiego punktu widzenia wiele
rzeczy było dla nas ciem nych. Bóg z wysokości
dalej widzi. K rzyż niech ci będzie zawsze la ta r ­
nią m orską.
3. Je st i pozostanie zagadką, któ ra wielu
niepokoi i gorszy, że dobrym w tern życiu nie
dzieje się ta k dobrze, jakby należało oczekiwać
od spraw iedliw ości.
W ielu rzeczy nie wiem, lecz to wiem, iż Bog
się o m nie troszczy. W iem, iż od Boga przysze­
dłem, nie wiem, kiedy będę z tej ziemi w zięty;
to jednak wiem, że w górze jest miłość, która
o m nie nie zapom ina.
Bądź więc pilny, pobożny i pełen nadziei
i czekaj w cichości; kochający cię Bóg d a ci, co
będzie chciał, kiedy będzie chciał i gdzie będzie
chciał.
Chcesz iść prosto, a Bóg prow adzi cię drogą
okrężną, w tedy m yśl, że Bóg jest m ądry, a ty
głupi.
Zrozum dobrze, coś przeżył w przeszłości,
a to cię napełni odwagą i m ęstw em na p rzy ­
szłość. W przeszłem życiu swojem, byłeś je ty l­
ko rozum iał, znajdziesz cią g łą O patrzność nad
sobą; dlaczegóżby jej nie m iało być i w dal-
szem życiu tw o jem ? Czy może przyszłość od­
rodzić się od przeszłości?
»Pan dał, P a n wziął«. Bądź wdzięczny za
szczęście, które ci Bóg przeznaczył i oddaj je,
gdy go zażąda od ciebie. N iem a takiego dobra,
ponad które Bóg nie m iałby większego; jeżeli
ci bierze jedno, to poto, by ci dać inne stokroć
większe.
Nie smuć się, gdy zrządzenie B oga niszczy
ci gradem złota i djam entów owoce tw ej pracy.
Dla człowieka mężnego nieszczęście i szczę­
ście jest jak b y p raw ą i lewą ręk ą: obu ich
używa.
Gdy ci dolega ból duszy, użal się przede-
wszystkiem Bogu! W spółczucie najlepszego
człowieka nie może odczuć tego, co czuje twoge
serce.
Nie p rag n ij, aby tak szły rzeczy n a świeeie,
ja k się tobie podoba, lecz chciej, aby ta k szły,
jak się to podoba najśw iętszej woli Boga;
a w tedy będziesz szczęśliwy. N ie tyle nam nie­
szczęścia dolegają, ile w yobrażenia, jakie sobie
o nich w ytw arzam y. Ucz się więc z życia C hry­
stusa m ieć praw dziw e w yobrażenie o wszyst-
kiem. __________
RO ZDZIAŁ X X I.
Życie w ew nętrzne.
1. C hrystus najw iększą część swego życia
przepędził w cieliem u stro n iu i w ukryciu.
W tedy tylko i ta k często publicznie w ystępo­
wał, ja k tego w ym agał obowiązek jego powo­
łania. »Pokaż się światu« wołali n a niego
ludzie, lecz on to czynił tylko dla wyższych
powodów.
I ty kochaj sam otność i troszcz się o swoje
w ew nętrzne życie. Ju ż sam zdrowy rozum ci
powiada, że w artość człowieka nie od rzeczy
zew nętrznych, ale od w ew nętrznych zależy.
»Przyjem ne i wesołe życie, powiada P lu ­
tarch , nie od zew nętrznych rzeczy pochodzi, ale
człowiek ze swego w nętrza, jak b y ze źródła,
czerpie dla swego życia radość i wesele«.
Co jest zew nątrz ciebie, to ci żadnej nie do­
d aje w artości; ubranie nie robi człowieka, po­
dobnie ja k siodło — konia. Zew nętrzne rzeczy
są konieczne, ale od w ew nętrznych zależy ich
w artość. C hrystus dom aga się i zew nętrznych
uczynków dobrych, zewnętrznego dobrego po­
stępow ania, jak on również to wszystko robił.
Lecz objaśnia, że miłość, spraw iedliw ość, serce
bojące się B oga są rzeczą najw ażniejszą.
Ćwicz się więc w życiu wew nętrznem . —
89

W szystko, coby m ogło zam ącić czystość tw ego


życia w ew n ętrzn eg o , trz y m a j zd alek a od siebie.
Co ci p o m o g ą u c z y n k i zew nętrzne bez w e­
w nętrzn eg o usp o so b ien ia, k tó re im n a d a je w a r­
tość? J e s t w ielu lu d zi św iatow ych, k tó rz y z n ę ­
dzy, z am b icji, z żądzy zysków , z w y ra c h o w a ­
n ia ludzkiego w iele ponoszą o fia r, n a w iele się
n a r a ż a ją upokorzeń — i cóż im to pom oże? F a ­
ryzeusze w iern ie za ch o w y w ali p rz ep isy p r a ­
wne — i cóż im to pom ogło? Życie in d y jsk ic h
p o k u tn ik ó w przech o d zi surow ością w szystko,
co w ży w o tach Ś w ięty ch cz y ta m y — i n a cóż
im się to p rz y d a?
Bez ży cia w ew n ętrznego ła sk i boże p rzech o ­
dzą ci bezpożyteeznie, nie m asz siły przeciw
n apaścio m p o kus; tw o ja m o d litw a s ta je się pu-
stein p rzy zw y czajen iem , przez k tó re dogadzasz
je d y n ie sw ej gnuśności.
Ł a sk a w y Bóg n aw iedza n a s dość często, g d y
p rzeb y w am y na osobności, n ie s te ty rzadko n as
tam zastaje.
Bez pożyteczne ro zry w k i przynoszą n a m w iel­
kie s tra ty , są w ielk iem niebezpieczeństw em d la
czystości serca i w ielk ą o k azją do p rz y k ry c h
dośw iadczeń.
W y s trz e g a j się zgiełku św ia ta ; z m ły n a
każd y w ychodzi u b ielo n y m ąką.
2. N ie k tó rz y z n a jd u ją p rzy jem n o ść w h a ła ­
śliw y ch rozm ow ach k u w ielk iej szkodzie swej
duszy. J a k ż e się to często żałuje, żeśm y nie
m ilczeli, żeśm y b ra li u d z ia ł w tern lu b o wetu
to w arzy stw ie! U m ia rk o w a n a rozm ow a jest ko­
rz y stn a , lecz w ielom ów ność nastręcza, dużo spo­
sobności do grzechu.
W sam o tn o ści p rz e sta w a j ch ę tn ie z sobą,
w to w a rz y stw ie bąd ź u p rz e jm y d la ludzi, ale
zawsze w Bogu, od którego pochodzi sam otność
i tow arzystw o. Bez B oga sam otność jest jak
grób, a tow arzystw o szkodliwe. Z Bogiem wszę­
dzie dobrze, bez Boga nigdzie.
Z bytni pośpiech i zbytnie przejm ow anie się
troskam i zewnętrznem i sprow adza do duszy
niepokój, roztargnienie i obojętność dla rzeczy
niebieskich.
Dobre uczynki spełniaj tylko dla przypodo­
bania się Bogu. Oczy ludzi patrzących na cię
są to jakby złodzieje, którzy cię chcą okraść ze
skarbów zasług.
Praw dziw ą pociechę znajdziesz w obcowa­
niu z Bogiem. Obcuj z ludźm i dla Boga, a takie
obcowanie stanie ci się zbawieniem. Nie zaj­
m uj się rzeczami, które do ciebie wcale nie
należą.
Obowiązki i w ym agania swojego stan u po­
w inieneś jak najdoskonalej opanować, żeby cię
w zam ęt nie w prow adzały i ciężarem swoim nie
p rzy g n iatały .
Nie w zew nętrznem stanow isku, ale w twej
osobistości, w ufności w Bogu i w um iarkow a­
nej ufności w siebie leży w łaściw a siła twoja.
Bądź czysty i pokorny; przestaw aj chętnie
z Bogiem i z sobą sam ym , a znajdziesz ukoje­
nie i spokój.
Bogu milsze jest jedno m ałe dzieło w skry-
tości dokonane, bez p ragnienia, żeby o niem
inni wiedzieli, aniżeli tysiące dzieł wielkich,
spełnionych z próżnej chęci, ab y były przez
ludzi widziane.
Ze swojej n a u k i i ze swej wiedzy tyle tylko
okazuj, ile tego w ym agają okoliczności.
RO ZDZIA Ł X X II.
Posłuszeństwo ludziom.
1. C h ry stu s był posłuszny w dom ku nazare-
tańskim . Posłuszeństw o względem Boga jest
p ier wszem w ym aganiem chrześcijańskiego ży­
cia. J a k w naturze P a n Bóg nie w szystko sam
czyni, Jęcz używ a w spółdziałania rzeczy stw o­
rzonych, podobnie w porządku m oralnym nie
chce w ystępow ać jako w ładca jedyny, lecz
w rozm aitych w ypadkach i okolicznościach
przenosi swoją powagę na ludzi, aby ci, jako
zastępcy Boga, mogli nam rozkazywać.
Stosunki ludzkie m ają być oparte nie tylko
na w zajem nej m iłości, lecz także na rozkazy­
w aniu z jednej, a posłuszeństw ie z dru g iej -
strony.
Posłuszeństw o jest to cnota, k tó ra skłania
naszą wolę do w ypełniania zgodnych z praw em
rozkazów praw ow itych przełożonych.
Posłuszeństwo względem Boga jest nieogra- •
niczone. Posłuszeństw o względem ludzi m a pe­
wne granice; nie może się nigdy odnosić do
rzeczy niedozwolonych. Obowiązek posłuszeń­
stw a sięga tąk daleko, jak daleko sięga praw o
rozkazującego.
2. C nota posłuszeństwa obejm uje naprzód
wolę, nap ełn ia szacunkiem i m iłością dla prze­
łożonego, spraw ia, że człowiek słucha i spełnia
ochoczo i radośnie nie tylko rozkazy, ale n a ­
wet słuszne życzenia przełożonego. Cnota po­
słuszeństw a obejm uje także rozum i chroni go
od zarozum iałych k ry ty k przeciw przełożone­
mu i od zuchwałego uw łaczania otrzym anem u
rozkazowi.
T ak daleko m usi sięgać nasze posłuszeństwo
względem Boga, żebyśm y dla Boga i ludziom
byli posłuszni. Odpowiada to n a tu rz e ludzkiej,
żeby posłuszeństwo Bogu okazyw ało się w po­
słuszeństw ie ludziom. Przełożony nie jest
w praw dzie jakim ś telefonem , przez k tó ry b y
Bóg do nas bezpośrednio przem aw iał, ale jest
on zastępca Boga we właściw em słowa zn a­
czeniu.
Posłuszeństw o oddaje cześć Bogu, albow iem
wolą bożą jest, ażeby ludzie byli rządzeni przez
ludzi i ażeby dla niego słuchać ludzi.
Posłuszeństwo zaw iera szczególniej m iłą Bo­
gu ofiarę, bo przez nie poddaje człowiek w ła­
sną wolę i swobodne rozporządzanie sobą inne­
mu człowiekowi ze względu n a Boga.
3. Dlatego to i Zbawiciel był dla nas świe­
tnym wzorem posłuszeństw a, O nim to powie­
dziano: I b ył im (rodzicom) poddany,1 a był
poddany aż do trzydziestego roku życia.
Zbaw iciel słu ch ał we wszystkiem z n a j­
pu n k tu aln iejszą gotowością i spełniał we
w szystkiem życzenia swoich rodziców naw et
w rzeczach drobnych. B ył posłuszny wolą swo­
ją, k tó ra pozostaw ała w pełnej harm o n ji z wo­
lą bożą; był posłuszny rozum em swoim, nie
poddając rozkazów krytyce, choć jako Bóg
znał wszystko nieskończenie lepiej; był podda-
ny i wtenczas, kiedy jego osobiste zdanie było
słuszniejsze niż zdanie rodziców. Słuchał z cno­
ty, a nie dla ziem skich powodów, słuchał je ­
dynie przez wzgląd na Ojca niebieskiego.
Nie w ybierał najprzód tego, co chciał czy­
nić, by to później z posłuszeństw em uzgodnić.
Nie, on chciał przede w szystkiem słuchać i tył
ko słuchać; posłuszeństwo m iało o wszystkiem
rozstrzygać.
T a gotowość do posłuszeństw a przejaw ia się
w calem życiu Zbawiciela. K iedy mu opraw cy
kazali położyć się na krzyżu, uczynił to chętnie;
kiedy mu rozkazali w yciągnąć ręce i nogi, by
je przybić gwoźdźmi, i to chętnie zrobił.
Szczególną w artość m a wyrzeczenie się w ła­
snego sądu, gdy to się dzieje ze względu n a
Boga.
4. Z chrześcijańskiego znaczenia posłuszeń­
stw a w ynika chrześcijańskie znaczenie rozka­
zu. Ja k o przełożony, jesteś zastępcą B oga; tw ój
poddany jest nim także. Jeżeli względem n a j­
niższego ze swoich poddanych jesteś n ie sp ra ­
wiedliwy, bez miłości, dopuszczasz się zuchw al­
stw a względem Boga. To, co czynisz poddane­
mu, Bóg będzie uw ażał jakbyś jem u sam em u
czynił.
Ja k o przełożony, powinieneś o tern wiedzieć,
że najgłębszy fundam ent wszelkiej w ładzy leży
w Bogu. C hrystus w ystępow ał jako władzę m a­
jący.'2 W y m nie zowiecie: N auczycielu i Panie:
a dobrze mówicie, bom jest.'2 Jeden jest nau­
czyciel wasz C h rystu s.4 P rz y tern wszystkiem
zawsze ma wzgląd na swego Ojca niebieskiego:
94

K t o mię w idzi, w id z i i O jca.5 N au ka m oja nie


je s t moja, ale tego, k tó r y mię posiał."
B y dobrze rozkazywać trzeba do tego roz­
tropności i opanow ania siebie. Przełożony po­
w inien się o to starać, by o swoich podw ła­
dnych wszystko wiedział, tak postępować ja k ­
by o niejednem nie wiedzał, a za nie wiele rze­
czy tylko karać.
Przełożony pow inien o temi pam iętać, że
jego podw ładni są ludźm i tejże sam ej n a tu ry ,
co i on. Rozkazyw ać ma tak, jakby pragnął,
aby i jem u rozkazywano. Gdzie w ystarczy pro­
ste w yjaw ienie swojego życzenia, tam szorstki
rozkaz będzie obrazą. Gdzie j e d n o napom nie­
nie w ystarczy, tam nie trzeba daw ać dziesię­
ciu. A gdzie łu t piołunu w ystarczy, tam cetnar
jest zbyteczny.
Podw ładny powinien pam iętać, że rozkazu­
jącem u nie chodzi o zadowolenie swego samo-
lubstw a, lub innej nam iętności, ale o sam ą
rzecz, o ład, o słuszny interes.
Czy należycie rozkazujesz, poznasz nie tyle
z tego, jak rozkazujesz, ile raczej z tego, jak
cię wogóle słuchają.

'). J a n 14, 9. — (i. J a n 7, l(i.


RO ZDZIAŁ X X III.
Praca.
1. Ju ż jako dziecko w N azarecie wiódł C h ry ­
stus życie oddane pracy.
P ra ca leży w naturze ludzkiej; bez pracy
nie ostoi się ani człowiek poszczególny, an i spo-
łeczeńst w o lu dzk ie.
Człowiek się rodzi na prace, a p ta k na la ta ­
n ieJ K to nie chce robić, niech też nie je.2 Czło
wiek, k tóry nie pracuje, jest w ystaw iony na
niebezpieczeństwa, do których nie dorósł. Czło­
wiek, k tó ry nie pracuje, staje się ciężarem dla
samego siebie.
Nic bez pracy. Życie przynosi swe owoce, ale
rzadko wiszą one tak powabnie i rum iano na
gałęzi, jak jab łk a na jabłoni.
Są różnego rodzaju prace, tak ręczne jak
i um ysłowe. K ażda z nich może zająć każdego
człowieka na całe życie. Stąd w ynika rozm ai­
tość stałych, wyższych i niższych powołań. Roz­
m aitość ta nie da się zmienić, gdyż otrzym a­
liśm y ją razem z n a tu rą . Z tern łączy się jeszcze
fakt, że poszczególni ludzie najrozm aiciej są
uposażeni n a duszy i ciele. N ie w szystkim jedno
przystoi. Jeden jest odpow iedniejszy do tego
stanu, drugi do innego.

1, J o li . ■'). z - 2. 2 T e s s n l , 3, Ul,
96

P ra c a więc pochodzi z woli Stw órcy, k tó ry


tak a nie inaczej utw orzył n a tu rę ludzi i rzeczy.
2. W raju , w skutek szczególniejszej łaski
bożej, p raca nie m iałab y obecnego żądła i cię­
żaru. Ale łaskę straciliśm y przez grzech p ie r­
w orodny i człowiek w padł w n a tu ra ln e u c ią ­
żliwości i tru d y . W pocie oblicza twego p o ży­
wać będziesz chleb tw ój.3 Obecnie sta ła się
praca ze swem i uciążliw ościam i obowiązkiem
n a tu ry , dlatego jest szacunku godna.
S tare pogaństw o zatraciło praw dziw e po­
jęcie pracy. W rzemiośle bowiem i w pracy wi­
działo poniżenie, którego każdy wolny człowiek
powinien się był wstydzić.
3. Aż przyszedł C h r y s t u s . W y kupił nas
od grzechu, lecz doczesne następstw a grzechu —
cierpienia i prace, pozostawił nam , abyśm y
sobie z nich zrobili w duchu pokuty drabinę
do nieba. Zbawiciel zw raca ciągle nasz wzrok
ku wieczności, wobec k tórej ziem ska różnica
stanów jest rzeczą podrzędną. Jeden w ystępuje
w tej, drugi w innej roli, lecz j a k ą kto na
scenie życia gra rolę, jest obojętne; ważne tylko
jest to, aby swe posłannictw o każdy spełnił
d o b r z e ze względu na wieczność.
C hrystus P a n uśw ięcił p racę swoim przy­
kładem . Aż do trzydziestego roku życia zajm o­
wał się pracą w dom ku nazaretauskim przy
w arsztacie ciesielskim. B yły to prace zwykłe,
uciążliwe jednak; b yły one takie, jakie w ięk­
szość ludzi w ypełnia w swojem życiu.
K iedy więc Bóg tak pracow ał, to każdy
człowiek, z a rab iający p racą w śród trudów
i w ysiłków na swoje życie, zasługuje na sza­
cunek.
i Mo,iż. ;i. n .
Prac-a był to krzyż tow arzyszący zawsze
Zbawicielowi. Jego publiczne życie było ciągłe
pełne natężonej pracy. A kied y po znojnym ,
pracow itym dniu, wieczorem przynoszono mu
przed dom chorych z okoilicy i w tedy nie od­
p raw iał tych nieszczęśliwych z niezeui i nie
sk racał sobie pracy.
N igdy Zbawiciel nie m iał czasu na spoczy­
nek, a gdy czasem chciał odpocząć, często mu
ktoś przeszkodził; znosił to jednak cierpliwie.
Życzliwie p rzy ją ł maitki z dziećmi. Gdy chciał
odpocząć z A postołam i n a puszczy, n a tra fił na
tłum ludu i nauczał go długo.4
Nie znał on pracy am atorskiej, tylko obo­
wiązkową. T aka p ra c a go męczyła, C hrystus
odczuwał znużenie.
N ic go nie zdołało pow strzym ać od pracy,
ani uciążliwości drogi, ani niepogoda, ani su ro ­
we życie wśród częstych postów i nocnych mo­
dlitw , jakie podejm ow ał.5
Apostołów w ybiera sobie z w arstw y robo­
tniczej, nie przestali oni być n adal rob o tn ik a­
mi. Z p racy rą k swoich u trzy m u je się w ielki
A postoł P aw eł św.
Dwa są kolce, które czynią pracę jakoby
przeciw ną n aturze ludzkiej, m ianow icie p o g a r­
da i uciążliwość. C hrystus nadaw szy obu tym
kolcom przeholesną ostrość, zwrócił je prze­
ciwko sobie: doświadczył, co to jest pogarda,
ja k a jest uciążliwość, k tó rą p raca z sobą p rzy ­
nosi. W ten sposób przyw rócił p racę do da­
wnych jej praw .
4. K ochaj więc pracę. Nic niem a nędzniej­
szego, jak człowiek żyjący wygodnie, a bez
4. M arek 6, 34. — 5. M at. 8, 24; Jan 4, 6.
fi. M at. 4, 2; Łuk. fi, 12.
C h rzęść.. filo zo f ja ży cia II. 7
98

pracy. W strę t do p racy jest próżniactw em , gdy


kto nie clice pracow ać, a zwłaszcza gdy nie
spełnia obowiązków sw ojego stan u ; jest g n u ­
śnością, gdy się boi wszelkiego w ysiłku; jest
obojętnością, gdy d la zbaw ienia swej duszy nic
trudniejszego czynić nie chce.
N a to, aby zrozumieć, że dla m oralności
i szczęścia niem a n ic zgubniejszego n a d nało­
gowe lenistw o, nie potrzeba być naw et w ierzą­
cym chrześcijaninem .
Próżniactw o b a r d z i e j wyniszcza człowie­
ka, niż praca, a przynosi jeszcze szkodę i h a ń ­
bę. P ró żn iak jest zwykle pełen chęci.
T alent jest ty lk o kaw ałkiem surowego me­
talu , dopiero pilność szlifuje go i n ad aje mu
p r a wd zi w ą w a rto ść.
P ra c a nie jest m ęką. K ażda czynność, k tó ­
ra dąży do oznaczonego celu, m a .tę własność,
że jak tylko* człowiek szczerze i serjo w nią się
zagłębi, staje się interesującą. ^ • ;
N ajlepszym środkiem przeciw zachciankom
jak i przeciw nudom jest re g u la rn a i rzetelna
praca. T aką p racę uczyniła nam n a tu ra po­
trzebą, sum ienie obowiązkiem, a przyzw yczaje­
nie przyjem nością.
5. K to pracuje, te n niech uczciwie pracuje,
nie ja k zwierzę, które m a tylko zwierzęcy byt,
lecz jako człowiek przeznaczony dla Boga, N a­
leży z p ra c ą łączyć m odlitwę, a powodzenia
ziemskiego nie uw ażać za rzecz główną,
Od p rac y należy odróżniać ów pośpiech,
k tó ry w łaściw ie nie pracu je, ale ciągle poluje
za jakiem ś choćby pozorem powodzenia.
P ra c u j odpowiednio do stanu, k tó ry ci
O patrzność w yznaczyła. N ie sm uć się z tego,
gdy z dopuszczenia bożego nie możesz w swoim
zawodzie uw y d atn ić sw oich zalet i (talentów,
ta k ie bowiem wyrzeczenie się, o' ile się dzieje ze
względu na wolę bożą, daleko w iększą posiada
w artość, aniżeli n ajśw ietniejsze w ystąpienia.
C hrystus uśw ięca swoim przykładem , naw et
najzw yklejszą pracę, ale m ało mówi o w y d aj­
ności ziem skiej pracy. Nie spieszy się nigdy.
I nigdy nie zaleca tego u g a n ia n ia się za pracą,
które w ypełnia nasze czasy, a któ re idzie ręka
w rękę z rozpasanem próżniactw em .
Błogosław ioną w skutkach jesit praca, ale
p raca p o r z ą d n a . N ieraz wiele niezadowole­
nia rodzi się stąd, że albo za m ało, albo za wie­
le, albo też nie dobrze pracujem y.
Nie powinno się z p ra c y robić bożka, które-
m uby się służyło* należy jej używ ać cło służby
Bogu. P ra c a nie pow inna być dla ciebie ani
Bogiem, a n i piekłem, lecz drogą prow adzącą do
Boga.
Dopóki człowiek żyje na te j ziemi, p raca
stanow i jczęść szczęścia, które m ożna osiągnąć
n a ziemi, szczęściem jednak nie jest. Nikogo
p raca w zupełności nie zaspakaja i n ik t nie
przedstaw ia sobie ra ju ziemskiego, jak o m iej­
sca nieustającej pracy. Gdyby p ra c a tyle zna­
czyła, co szczęście, toby się od niej tak chętnie
nie usuwano.
RO ZDZIA Ł X X IV .
M odlitwa.
M odlitw a jest podniesieniem ducha do Bo­
ga. K to się modli, ten odw raca się od w idzial­
nego św iata, w szystkie siły swej duszy zw raca
do Boga, aby się wzmocnić w poznaniu i m iło­
ści praw dy, uw ielbiać Boga i,sk ła d a ć m u dzię­
ki Im wyżej duchem wznosić się będziesz, tern
szerszy horyzont obejm ie twój w zrok; przej­
rzysz większy obszar całości, poszczególne rze­
czy w ydadzą ci się coraz m niejszem i.
M odlitw a jest oparciem się ducha na Bogu,
jest w ołaniem duszy o pomoc. K to się modli,
ten uznaje swoją słabość i swą niem oc; porucza
się Bogu i na nim się opiera z tą m ocną ufno­
ścią, że w B ogu znajdzie wszystko, co m u do
zbaw ienia potrzebne.
M odlitw a jest to łączność duszy z Bogiem.
M odlący się pow ierza siebie, jak b y narzędzie
w ręce Boga, a woli swojej do tego tylko uży­
wa, aby zrozum ieć i w ypełnić wolę bożą.
M odlitw a ta k nam jest konieczna, jak życie.
P otrzebujem y ś w i a 11 a n a tym świeeie
ślepym dla rzeczy wyższych; nogom naszym na
każdym kroku trzeba pochodni.1
Nie tylko potrzebujem y św iatła, ale i s i ł y
w bardzo w ielu nieprzyjaznych kierunkach do-
1, P s. 118, 105.
101

czesnego życia. Bez Boga nic ni możemy, a z Bo­


giem wszystko.
M odlitw a jest koniecznym pokarm em dnszy;
opuścić m odlitw ę to gorzej, niż opuścić jedzenie.
M odlitw a jest oddechem duszy; ja k bez oddechu,
tak i bez m odlitw y obejść się nie można, a kto-
by się chciał obejść, ten zginie duchowo. D la­
tego właśnie, żeś ta k m ały i ta k słaby, Bóg m i­
łosierny jest skłonny w ysłuchać tw oje błaganie.
J a k kadzidło odświeża palący się węgiel, tak
m odlitw a odświeża nadzieje serca.
Potrzebujem y nie tylko św iatła i siły, ale n a ­
sze, m ałe, pospolite, ziemskie życie potrzebuje
dla siebie głębszego znaczenia. Znaleźć je może
tylko w Bogu. Pow inniśm y mieć żywe prze-
świadczemie o tern głębszem znaczeniu życia,
stać się to może tylko przez m odlitw ę, t. j przez
obcowanie i przestaw anie z Bogiem, przez n a ­
szą z nim rozmowę, przez w yrażanie naszych
m yśli i uczuć względem Boga w m odlitw ie
dziękczynnej, wielbiącej, błagalnej, proszącej.
Potrzebujem y B o g a ; m usim y się do niego
ta k tulić, ja k dziecko do m atki, inaezeji nie mo­
żemy istnieć jako ludzie. P ra c a jest dobra, lecz
tylko w tedy, gdy się łączy z m odlitw ą. Św iat
now ożytny p rac u je bez w ytchnienia, czyni zna­
czne postępy w znajom ości i zastosow aniu sił
m aterjalnych, lecz się nie m o d l i , i dlatego tak
szybko dąży do upadku.
Duch uczonego, k tó ry się nie modli, stoi nie­
skończenie niżej od ducha prostej kobieciny,
k tó ra się modli.
J e s t jeden rodzaj m odlitw y, o k tórym po­
wiedziano, że trzeba się zawsze m odlić i nigdy
nie ustaw ać.2 T ym rodzajem m odlitw y jest do-
2. Łuk. 18, 1. 1 T essal. 5, 17.
102

b ra intencja, czyli to w ew nętrzne usposobienie,


przez które w szystkie nasze m yśli, słow a i czy­
n y stale kieru jem y do Boga.3 Ale prócz tego
są szczególne okoliczności i szczególne czasy na
m odlitwę, k tó ry ch nie pow inniśm y zaniedbywać.
2. W zorem m odlitw y jest dla n as C hrystus.
N ie tylko bowiem m odlitw ę zalecał słowy,4 lecz
całe życie swoje p rze p lata ł ćwiczeniam i modli-
tew nem i, ja k b y sreb rn em i nićm i.5
M odlił się podczas nocy i we dnie, pub li­
cznie, w cichości i głośno,6 o zwykłej porze od­
p raw ia ł m odlitw y w synagodze oraz z powodu
szczególniejszych ok azy j;7 m odlił się, gdy roz­
poczynał swój u rząd publicznego nauczania,8
przy w yborze Apostołów,9 w tedy kiedy go P io tr
w yznał Bogiem ,10 przed przem ienieniem n a gó­
rze T abor,11 przed rozpoczęciem sw ych cierpień.12
O ddaw anie się zajęciom jest dobre, lecz nie
powinno szkodzić w ażniejszym obowiązkom.
Bóg chce, ażeby się człowiek modlił. M odli­
tw a jest najlepszem w yrażeniem tej zależności
od B oga i tej uległości względem Boga, któ ra
jest celem człowieka. N ajw ięcej łask przyw iązał
Bóg do m odlitw y. D latego to m odlitw a b łag a l­
n a m a ta k zasadnicze znaczenie.
N ie pow inieneś także zaniedbyw ać m odli­
tw y m yślnej czyli rozm yślania. Całe życie po
w inno być ciągłem rozw ażaniem , by nie zbt
czyć z drogi praw ej. Nie pow inno się odkładać
rozm yślania do czasu, kiedy się ugrzęźnie w bło
cie niew iary, lub zepsucia.
3. N ic niem a dla nas ważniejszego nad praw -
3. 1 K o r. 10, 31.
4. Ł u k . 18, 1. J a ń 14, 13; 15, 7. 16; 16, 24.
5. Ł u k . 11, 1—14; 18, 1—8. —6. M at. 6, 9. J a n 17,1i n.
7. M a t. 11, 26. — 8. M a t. 4, 1. — 9. Ł u k . o, m .
10. Ł u k . 9, 18. — 11. Ł u k . 9,28, 29. — 12. M at. 26,36.
* i 03

d y w ia ry . N iech żaden dzień n ie m ija, żebyś


przez ja k iś czas n ie z a s ta n a w ia ł się n a d niem i
w obecności B oga. W p a tr u j się w nie okiem d u ­
cha, p a tr z często, p a trz z u w a g ą, p a tr z z n a m y ­
słem ; b a d a j ich p o d staw y , ich znaczenie, ich
p ra k ty c z n e sk u tk i. C elem o statec zn y m w szel­
kiego ro z m y śla n ia je st u szlac h etn ien ie serca
przez d o b re p o stan o w ien ia , przez zjednoczenie
go z B ogiem .
K ażd ego p o ra n k u o d p ra w m ałe rozm yślanie.
W te d y u d a je sz się n ie ja k o n a g ó rę K a lw a rję ,
a b y się zo rjen to w ać i ob jąć w zrokiem szeroką
dal. Z w y k le bow iem z n a jd u je sz się n a n izin ie,
w śró d n a jro z m a itsz y c h ro z ta rg n ie ń , k tó re ci
p rz eszk a d zają rzu cić w zrokiem dalej.
W ro z m y śla n iu ro zniecasz św iatło , k tó re ci
p rz y św ieca ć będzie w śród niebezpiecznych m ro ­
ków ży cia i p o k azy w ać złow rogie przepaści.
W ro z m y śla n iu zn ajd ziesz 1 p o k rzep ien ie
w oli i pociechę d la serca, k tó ry c h ta k bardzo
potrzeb u jesz. Z n ajd ziesz w n iem i n ie w ą tp liw ą
nad zieję, k tó ra cię w tw ej n ęd zy grzechow ej
w zm ocni i doda ci odw agi, b y ś p o chw ycił w y ­
c ią g n ię tą k u sobie rę k ę m iło sierd zia bożego.
B óg d o b ry gotów je s t m ów ić do ludzi,
a w ro z m y śla n iu w łaśn ie n a jle p ie j słu ch a się
bożych n a tc h n ie ń .
A żebyś g łos boży w y ra ź n ie zrozum iał, odw roc
d u ch a od podszeptów egoizm u i od h a ła s u rz e­
czy ziem skich. N a tern po leg a błogosław ieństw o
sam otności.
J a k czas, z u ż y ty n a o strze n ie kosy, n ie je st
stra c o n y d la k o siarz a, ta k czas pośw ięcony ro z ­
m y śla n iu , n ie je s t s tra c o n y d la sp ra w pow ołania.
4. R o zm y ślan ie m a p o tró jn y cel: ożyw ić
w ro zu m ie i sercu c h rześc ijań sk ie usposobienie,
104

uporządkow ać sum ienie co do przeszłości i uczy­


nić postanow ienia n a przyszłość. Dokąd zaj­
dziesz bez rozw ażania? Tam, dokąd sam nie
chcesz: zaciem ni ci się i spaczy pogląd na życie,
serce twoje stanie się tw arde i oschłe, i n iew ra­
żliwe na wyższe dobra, a stanie się łakom e
ziem skiej tylko wygody, bo serce ludzkie łatw o
zapom ina o przeszłości, teraźniejszośść b ag ate­
lizuje, o przyszłość się nie troszczy; łatw o dojść
może do pogańskiego sposobu życia pod m aską
pozornego chrześcijaństw a.
Zaw iniona n i e z n a j o m o ś ć p raw d zba­
w ienia staje się często dla ludzi przyczyną zgu­
by, ale jeszcze częściej jest n ią b rak zastanow ie­
nia się i przejęcia się niem i; stąd p ły n ą n ie­
szczęścia doczesne i wieczne.
J a k a jest m odlitw a człowieka, ta k a jest
i jego cnota. Są jednak ludzie, którzy zdają się
bardzo dużo modlić, a cnota ich bardzo źle stoi.
Dlaczego? Oto dlatego, że ich m odlitw a nie jest
praw dziw ą, lecz pozorną, fary zajsk ą, jest m o­
dlitw ą, k tó ra do zguby prowadzi. Są znów
ludzie, którzy zupełnie zaniedbali p ra k ty k i po­
bożne, a mimo to zdają się być ludźm i uczci­
w ym i i zacnym i. Lecz i to nie jest cnota, ale jej
pozór, m ający podstaw ę w szczęśliwem usposo­
bieniu i w w yrach owanem sam olubstw ie. O ile
podobna cnota opiera się na sam oubóstw ianiu,
tylko do zguby doprowadzić może.
5. Gdy duch się modli, ciało u p ad a na kola­
na. N a tu ra ludzka ta k jest stw orzona, że ze­
w nętrzne zachow anie się m a w ielki wpływ na
w ew nętrzne usposobienie. Zew nętrzne więc uło­
żenie przy m odlitw ie jest ważne, nie jest jednak
rzeczą główną. T ak się módl, ja k gdybyś był
wezwany przed m a je sta t Boga.
RO ZDZIAŁ X X V .
Ż ycie rodzinne.
1. R odzina istnieje z rozporządzenia bożego;
większość ludzi jest pow ołana przez Boga do
życia rodzinnego. Chociaż stan dziewiczy jest
doskonalszy od stan u m ałżeńskiego, to jednak
stan m ałżeński nie jest dlatego niedoskonały.
W szystko, co jest n a tu ra ln ie związane ze
stanem m ałżeńskim , to Bóg urządził; wszystko
to m a być uświęcone dobrą intencją.
C hrystus uśw ięcił życie rodzinne. On sam
wszedł o tyle do chrześcijańskiej rodziny, o ile
to było zgodne z jego bosko-ludzką d z ia ła ln o ­
ścią, i o ile tego chciał Bóg. Podczas godów we­
selnych w K anie uczynił pierw szy swój cud.
W dom ku nazaretań sk im w idzim y ideał ro­
dziny chrześcijańskiej.
2. Tam tylko jest szczęście w domu, gdzie
jest Bóg i gdzie wszyscy się s ta ra ją o pełnie­
nie woli bożej. I tu najśw iatlejszym wzorem
jest C hrystus. Bóg każe m u długo, bo aż do
trzydziestego roku, czekać na publiczną dzia­
łalność. P a n Jezu s praw ie podwójnie tyle, co
inne dzieci, pozostaje w w aru n k ach zwykłego
domowego życia, w stosunku dziecięcej uległo­
ści, zależności i ukrycia.
Serce jego w śród tych zajęć życia ukrytego,
tak jednostajnych i ta k pozornie bez znaczenia
106

było zadowolone. N igdy nie pojaw iło się na


ustach Jezusa słowo, czy w estchnienie, że jego
życie takie niepozorne, bez szerszego pożytku;
nigdy nie w zdychał do zajęć w spanialszych,
rozlegle jszych.
P a trz y ł na swe zajęcia jako na wolę bożą,
a to w ystarczało, by je spełniać chętnie, s ta ­
ran n ie i z m iłością. W szystko mu jedno było,
czy wielkie cuda działać, czy drzewo na w ar-
stacie obrabiać. J a k Jezus postępow ał, podo­
bnie postępow ali Najśw . P a n n a i św. Józef.
C hrześcijanin pow inien um ieć z życia ro ­
dzinnego zrobić sobie szkołę cnoty. S ta ra ­
nie o cnotę nie w yłącza p racy i troski o rze­
czy doczesne, owszem w łącza je.
N iem a takiej cnoty chrześcijańskiej, której-
by nie można lub k tó rejby nie powinno się
praktykow ać w życiu rodzinnem .
3. Pierw szą cnotą życia rodzinnego jest bo-
jaźń Boga i pobożność. Żony pow inny się s ta ­
rać, żeby ich mężowie byli pobożni, bo męż­
czyzna bez pobożności sta je się często szorst­
kim, dzikim i nieokiełznanym potworem . Mę­
żowie również m uszą się troszczyć o pobożność
swoich żon, bo kobieta bez pobożności to stw o­
rzenie bardzo ułom ne i do złego skłonne, to s tr a ­
szydło praw ie. Rodziców zaś obowiązkiem pie­
lęgnow ać pobożność u dzieci swoich; b rak po­
bożności w dzieciach pociąga za sobą wszelkie
zepsucie.
Głownem zadaniem pobożności jest tłum ić
k ap ry sy i grym asy, przez które popełnia się
w rodzinach tyle wykroczeń. Otóż pobożność
przez m odlitw ę oświeca duszę, w zm acnia wolę,
wzm acnia ją do w alki z usposobieniem posę-
pnem, roztrzepanem , czułostkowem, zbyt wra-
107

żliw em . Oi, k tó rz y się dobrze m odlą, g ó ru ją


zazw yczaj n a d ty m i, co się w cale n ie m odlą,
lu b źle się m odlą, zd ro w y m rozum em i ja sn y m
sądem .
P obożność c h rz e śc ija ń sk a p o w in n a n a całej
ro d zin ie w y c isn ą ć sw oje p iętn o . I z u rz ą d z e n ia
dom u i z p o rz ą d k u dom ow ego ży cia p o w in ien
k ażd y poznać, że się z n a jd u je w c h rz e śc ija ń ­
sk ie j rodzinie.
M o d litw y ra n n e i w ieczorne i in n e n ab o ż eń ­
stw a ro d z in n e ta k się p o w in n y odbyw ać, ja k n a
ch rześc ijań sk ie ro d z in y p rz y sto i.
S ta r y zw yczaj m o d len ia się p rzed i p o je ­
d zen iu m a g łęb o k ą p odstaw ę. C h rz e śc ija n in
u ży w a ży cia i cieszy się zeń, poniew aż ta k i jest
boży p o rząd ek i ta k a jego w ola św ięta. U ży­
w anie, k tó re g o n ie m ożna uśw ięcić d o b rą in ­
ten cją , je s t n ieg o d n e człow ieka.
C złow iek n ie p o w in ien ta k jeść, ja k zw ie­
rzę, k tó re żre i całe się z a ta p ia w p rz y je m n o śc i
zm ysłow ej. M im o to n ie je d e n ry s życia zw ie­
rzęcego może n a m p rz y p o m in a ć nasze obow iąz­
ki. P a trz , żad n ej k ro p li n ie p o łk n ie k u ra , by
k u n ie b u oczu n ie podnieść, a go łąb ek n im
dzióbnie ziarn o , w przó d k o rn ie s c h y la głow ę do
ziem i. Co one cz y n ią bezm yślnie, to czyń św ia ­
dom ie, ab y ś się n ie m u s ia ł w sty d zić p rzed n ie ­
mi. (R u ck ert).
4. D ru g ą c n o tą ro d z in n ą je st w zajem n a m i­
łość i p rz y w iąza n ie , k tó re B óg s ta w ia za obo­
w iązek poszczególnym członkom rodziny.
M iłość m u si b y ć p rzed ew szy stk iem c h ę tn ą
do o fiar, a ta k a m iło ść okazu je się w w iern em
zach o w an iu i w y p e łn ia n iu tego w szystkiego,
czego członkow ie ro d z in y słusznie od sieb ie sp o ­
dziew ać się m ogą.
M iłość pow inna się okazywać w cierpliw em
znoszeniu przykrości życia i w ad charak teru .
Uderz kam ień o kam ień, a posypią .się iskry.
N iech sobie będzie przy tern huk, byleby rys nie
było.
N iem ałe to szczęście być połączonym z isto­
tą, z k tó rą się dzieli wspólnie radości i cierpie­
nia, i przed k tó rą się niem a żadnej tajem nicy.
W w ielu rzeczach znajdziesz dobrą radę
i słodką pociechę w rodzinie. N ieprzyjem ne do­
św iadczenia pow inieneś raczej przed progiem
dom u zostawić, aniżeli niem i zatruw ać życie
rodzinne.
Mąż pow inien rozkazywać, jest bowiem gło­
wą rodziny, ale z tego p raw a m a korzystać
z chrześcijańską m iłością i łagodnością. Roz­
kazy swoje ub ieraj w form ę życzeń i u p rze j­
mości.
M ałżonka w inna mieć odpowiednie sobie
stanow isko w domu. Jeżeli m ieszkasz z rodzi­
cami lub rodzeństwem wspólnie, bacz na to,
aby przynależne żonie tw ojej stanow isko, było
jej a n ie kom u innem u zachowane.
Jeżeli zauw ażysz błędy w członkach rodzi­
ny, s ta ra j się je w odpowiedni sposób popraw ić.
Przedew szystkiem jednak p opraw iaj sam siebie.
U nikaj wszelkich niesnasek i upartości. K ie­
dy jesteś wzburzony, zachow aj milczenie. Męż­
czyzna jest silniejszy, pow inien przeto być sil­
niejszym także w znoszeniu i przebaczaniu.
K ochaj życie domowe; po p rac y odpoczy­
w aj najch ętn iej w rodzinie. Ju ż niejedno szczę­
ście rodzinne zm arniało przez tw arde i zimne
samoluhstwo.
Nie dosyć, aby m ałżonkowie w sercach m ieli
tę o fiarn ą miłość, k tó ra się na Bogu opiera,
109

powinni ją okazywać i na zewnątrz. Ew angelja


nie zabrania tego, co stworzone przez Boga,
i zgodne jest z naturą. Małżonkowie winni so­
bie zobopólny szacunek, a zachowanie się ich
musi być tego rodzaju, aby się mogli wzaje­
mnie szanować.
S tara miłość nie wietrzeje, skrzypi jednak,
gdy się jej olejem chrześcijańskiej cierpliwości
nie skrapia.
Stała i uprzedzająca w drobnych sprawach
grzeczność jest bardzo często silniejszym łączni­
kiem zobopólnych skłonności, aniżeli nadzwy­
czajne podarki.
Każde z małżonków powinno zapominać
o tern, co jemu przyjemne, a pam iętać o tem,
co przyjemne drugiemu.
Bez zachowania m iary i panow ania nad so­
bą niema szczęścia w małżeństwie.
Miłość w Bogu jest błogosławieństwem dla
rodziny, miłość bez Boga jest dla niej zgubą.
Bardzo wiele błędów w życiu rodzinnem po­
chodzi z fałszywej przesadnej miłości. Stąd to
owe dziwnie tw arde słowa C hrystusa: Jeśli kto
idzie do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swe­
go i m atki i żony i dzieci i braci i sióstr,
jeszcze też i duszy swojej, nie może być uczniem
moim.1 Chce przez to Zbawiciel powiedzieć, że
pierwszym przedmiotem miłości w rodzinie
musi być B ó g ; gdy idzie o Boga, w s z y s t k o
inne powinno ustąpić.
5. Rodzina jest podstawą ludzkiego społeczeń­
stwa; dola i niedola ludzkości zależy od wy­
chowania dzieci w rodzinach. Ojciec jest odpo-

1, Łuk, 14, 26.


w iedzialny za w ychow anie dzieci, jeszcze h a r­
dziej niż m atka.
Zachow anie się i postępow anie rodziców,
zwłaszcza m atki, w yw iera siłą rzeczy ogrom ny
w pływ na w ychow anie dzieci.
K ażde dziecko m a w łaściw y sobie tem p era­
m ent i swoje nam iętności. Od nieobliczalnych
nieszczęść można dziecko uchronić, gdy się we
w łaściw ym czasie i w ytrw ale zwalcza w ystę­
pujące u niego wady.
Pow inieneś dziećmi rządzić i przyzw yczajać
je do posłuszeństw a. W inieneś dzieci swoje n a ­
gradzać, aby w idziały, że m asz dla nich czułe
serce. W inieneś dzieci swoje napom inać, a w r a ­
zie potrzeby i karać, aby je w dobrem u trz y ­
mać. W inieneś dzieciom swoim dobry przykład
daw ać; dzieci bow iem /stają się zwykle tern, co
widzą w swoich rodzicach.
R O ZDZIA Ł X X V I.
Ciągły postęp.
1. C zytam y o C hrystusie P a n u w Ew ange-
lji: Dziecię rosło i um acniało się pełne m ądro­
ści, a łaska boża była w niem .1 Jezus w zrastał
w latach, m ądrości i łasce u Boga i ludzi.
W ew nętrznie nie m ógł Zbawiciel w zrastać
w doskonałości, ho m iał jej pełnię w sobie;
u k ry w a ł świętość swoją, dopiero z postępem
ła t i okoliczności u ja w n ia ł ją na zew nątrz
zwolna, stale i coraz więcej.
Całe to postępow anie C h ry stu sa uczy nas
tej w ielkiej praw dy, że życie chrześcijanina po­
winno być ciągłym postępem.
Człowiek nie rodzi się dojrzałym i odrazu
doskonałym się nie staje, lecz z każdym dniem
m usi się zew nętrznie i w ew nętrznie udosko­
nalać.
Życie nie zna zastoju; człowiek się ciągle
zm ienia i jest zawsze w tern położeniu, że się
może zmienić na lepsze lub gorsze.
Skoro organizm żywy przestaje róść i roz­
w ijać się, zaczyna zwykle od tej chw ili zam ie­
rać. Łódź, k tó ra nie idzie przeciw prądow i wo­
dy, m usi p ły n ąć z prądem . Toteż i doświadcze­
nie ogólne uczy, że człowiek, k tó ry nie dąży na-

1, Ł u k . 2, 40,
112

przód, cofa się wstecz. Podobnież i n a drodze


cnoty niem a zastoju.
Dopóki się człowiek o to troszczy, czego po­
w inien zaniechać, a w czem się popraw ić, nie
jest na złej drodze.
Pism o święte często nas napom ina do c ią­
głego postępu.2
2. Postęp nie polega na rzeczach zew nętrz­
nych, przypadkow ych, nieistotnych; nie polega
na tern, co od naszej woli nie zależy. Polega
zaś na zm niejszeniu grzechów i dobrowolnych
uchybień, na opanow aniu nieuporządkow anych
nam iętności, na ćwiczeniu się i n abyw aniu cnót
odpowiednich sw ojem u stanow i, na pełnieniu
m iłych Bogu uczynków, w dążeniu do chrze­
ścijańskiej doskonałości. Bez tego twój postęp
podobny będzie do skrzydeł w ia tra k a, które się
ciągle ruszają, ale zawsze naokoło.
Postęp m usi być w y trw a ły i ciągły. P a trz
na m agnes, on zawsze ciągnie ku sobie. Siła
w ątleje w stanie bezczynnym , w zm aga się
w działaniu. Schodzi się prędko, lecz wchodzi
się ii a górę powoli. W jednej godzinie możesz
stracić, coś w przeciągu w ielu dni zebrał.
N iejedną wadę w y trw a ła praca usunąć może.
Są ludzie z n a tu ry niezdarni, jak b y od u ro ­
dzenia w dziali rozum lewą stro n ą, są też ludzie
z n a tu ry ta k nam iętni, jak b y od urodzenia do
piekła byli przeznaczeni. Ale naw et takie uło­
m ności n a tu ry m ożna usunąć przez w ytrw ałą
obserwację, zastanaw ianie się i panow anie
nad sobą
Chcieć się prędko uw olnić od swoich niedo­
skonałości, jest to złudzenie m iłości w łasnej.
2. E f. 4. 15. I Kor. 14, 12. I I K or. 9, 8, U . K ol. 1, 10.
I Tes. 4, 1. I P iotra 2, 2. I I P iotra 3, 18.
Postępu nie można gwałtem wymusić, on się
musi stopniowo rozwijać. Kto chce wejść na
wieżę, idzie naprzód stopień za stopniem. Co
ma być trwałe, to rośnie powoli. Co prędko
rośnie, prędko też i ginie. Taką jest różnica po­
między dębem i grzybem.
Postęp twój w dobrem winien iść razem
z postępem w latach. Starszym się stajesz, nie
cofając się, lecz idąc w latach naprzód. Dlatego
też św. J a n Berchmans powiada, że trzeba dnia
każdego, a naw et każdej godziny starać się żyć
lepiej.
Postęp nie może lekceważyć drobnostek*, mu­
si się raczej starać o ścisłą wierność względem
Boga nawet w najdrobniejszych rzeczach. K to
gardzi malem i rzeczami pomału upadnie.3 J e ­
żeli w drobnostkach będziesz folgował swym
namiętnościom, nie dziw się, gdy ci wyrosną
ponad głowę.
O złodzieju powiadają: od łyczka do rze-
myćzka, od rzemyka do kozika, od kozika do
konika, a z konika na szubienicę.
Ziarnko piasku w oku przeszkadza ci wi­
dzieć, dlatego też i najmniejszego nieprzyja­
ciela nie można lekceważyć.
3. Nie bój się, gdy twoje uczynki zdają ci
się małe; najm niejszy czyn ma swój cel na
ziemi. Pomyśl, gdyby nie było ziarnek piasku,
czyżby mogły być wysokie góry?
Co na tej planecie nazyw ają »wie!kiem«?
Czemże to jest wobec Boga?
Nie w wielkiem leży dobre, lecz w dobrem —
wielkie. Bądź staranny w rzeczach małych, lecz
strzeż się małostkowości. Wszelka przesada jest
szkodliwa.
3. E k k li. 19, 1.
Chrzęść, filo z o fja ży cia II. 8
Postęp m usi być wreszcie ochoczy i n ie­
zmordowany. Choćbyś u ty k ał, idź ciągle n a ­
przód. Lękliwe ociąganie się czyni postęp
jeszcze trudniejszym . Choćby jeszcze więcej
przeszkód było, m iej tylko odwagę, a dojdziesz
wkońcu do celu.
ROZDZI A Ł X X V I I .

Dążenie do doskonałości.
1. J e s t dążenie do doskonałości, do którego
wszyscy są wezwani. J e s t też i ta k ie dążenie,
k tó re wznosi się p o n a d zw ykle życie chrześci­
jań sk ie i skiero w an e jest ku wyższej d osk o n a­
łości.
Przez u k r y t e życie swoje -wskazał n a m Z b a­
wiciel tę doskonałość, k tó ra należy do zw yczaj­
nego życia; przez to życie położył f u n d a m e n ta
pod wszelki osobisty i społeczny postęp, pod
wszelki p r y w a t n y i publiczny dobrobyt.
T y m fu n d a m e n te m jest p rzedew szystkiem
u staw icz n y w zgląd na najśw. w o l ę B o g a .
»Czynić wolę B oga, to jest wszelki człowiek, to
jest wszelkie życiem.1
K ró tk o w id z ą c y i s a m o lu b n y człowiek m yśli
często, że ty lk o w tedy p raw dziw ie żyje, gdy
może czynić, co m u się podoba, co pochlebia
jego nam iętnościom , jego uporowi, jego żądzy
czci, jego chciwości i zmysłowości. A je d n a k
o to tylko pow inno n am chodzie, b y śm y ta k
żyli, ja k Bóg chce. W ola boża jest m ą d ra , św ię­
ta i w s p an ia ła , może nas nie tylko zadowolić,
lecz d oskon ały m i i p raw dziw ie szczęśliwymi
uczynić. K to czyni to, co Bóg chce, ten czyni

1. E k k ie , 12, l i .
dosyć; kogo Bóg uw aża za swego wiernego
sługę, ten jest rzeczywiście sław ny.
Dążenie do doskonałości sam o z siebie nie
w ym aga zm iany w naszych zajęciach, w ym aga
tylko, abyśm y je istotnie dla B oga spełniali.
2. Pow tóre dążenie do doskonałości, jest to
d u e h 111 o d 1 i t w y, k tó ry pow inien przenikać
całe życie chrześcijańskie.
Dążenie do doskonałości zasadza się po trze­
cie na chętnem przystosow aniu się do w a ru n ­
ków i w ym agań zwykłego życia chrześcijań­
skiego. C hrystus w pierw żył w edług E w angelji,
a potem zaczął ją głosić i jej zasadam i odra­
dzać społeczność ludzką.
Życie u k ry te, jakie Zbawiciel w N azarecie
prow adził, jest E w an g elją życia społecznego.
W iększa część ludzkości w podobnych w a ru n ­
kach m usi wieść życie i n a niebo zasługiw ać.
Zbawiciel był zadowolony ze stanow iska, na
jakiem go Bóg um ieścił. P racow ał i słuchał aż
do trzydziestego roku życia. N iem ały to czas!
A jednak ta k długo pozostaw ał Zbaw iciel św iata
w w a ru n k a ch zwyczajnego życia domowego,
w dziecięcej uległości, zależności i w u k ryciu.
W ciągu tego czasu wiele zaszło wypadków,
które poruszały św iat polityczny i naukow y.
N ic jednak w oczach Boga nie m iało ta k wiel­
kiego znaczenia, ja k ciche i bez rozgłosu prace
Jezusa av-N azarecie.
3. Dążenie do doskonałości jest to wreszcie
duch postępu, dążący do coraz to doskonalszego
pełnienia obowiązków życia. Bądźcie doskonali,
jako Ojciec w asz niebieski doskonały jest.2
Weź się do p rac y nad sobą, abyś się sta ł
117

z takiego, jak im jesteś, takim , jak im być powi­


nieneś. Je śli chcesz wejść n a drabinę, mnsisz
rozpocząć od pierwszego stopnia.
W dążeniu do doskonałości potrzeba człowie­
kowi wzoru. I dlatego każdy pow inien sobie s ta ­
wiać przed oczy najlepszych przedstaw icieli
swego pow ołania, jeżeli już nie do naśladow a­
nia, to p rzynajm niej dla zachęty.
Człowiek m usi mieć przed oczyma albo wiel­
kich ludzi, albo wielkie cele, inaczej zm arnuje
sw oje siły.
N ie troskajcie się o ju tro ? Obecna tylko
chw ila jest w naszej mocy. Coś rozważnie po­
stanow ił, to zawsze zaraz w ykonuj. Pow inniśm y
m yśleć o tern, aby się od złego odzwyczaić, lecz
w i ę c e j jeszcze o tern, aby się przyzw yczaić
do dobrego.
W życiu duchownem również korzystniejsze
jest stanow isko napadającego, niż broniącego
się tylko.
Je śli uciekasz przed złem, jest w tern już coś
dobrego. B y ci to jednak korzyść przyniosło,
musisz walczyć o dobro.
Bądź daleki od tego, żebyś za swoje postę­
pow anie szukał pochwał u ludzi, ale zatoi po­
stęp u j tak, żeby nic w czynach tw oich nie za­
sługiw ało na naganę.
Doskonałość nie zależy n a ilości. Nie bądź­
m y podobni do tych, którzy szacują książki
w edług ich grubości.
Do doskonałości należy nie tylko rzeczywi­
ste i faktyczne decydow anie się w wyborze po­
m iędzy złem i dobrem, lecz także stałe i ciągłe

3. M at. 6, 34.
118

p rz y w ią z a n ie się do dobrego. To d ru g ie zdoby­


wa się, w zm acnia i powiększa przez pierwsze.
4. Nic n iem a gorszego n a d pozór zew nętrzny,
k tó re m u nie odpow iada rzeczywistość. Przede-
w szystkiem p ra c a rzetelna, a dopiero p rz y niej
może być i m iły pozór. G dy cnota jest p ra w d z i­
wa, to i w y ra z jej, czyli zew nętrzna s tro n a ma
sw oją wartość. Ś w iat zw ykł cenić rzeczy nie
w edług tego, czem są, lecz czem się być w y d a ją .
N a w e t p ra w o nie może mieć należyteg o sza­
cunku, gd y się nie o bjaw ia jako prawo.
Do doskonałości należy i u m i a r w cnotach.
K a żda cnota może wpaść w błędną je d n o s tro n ­
ność, k tó ra, gdy będzie n a d m ie r n ą , może się
stać wadą.
W ielu nie osiąga doskonałości, do k tó re j są
pow ołani, bo im b r a k wierności i stałości.
J a k ż e się człowiek w stydzić powinien, kiedy
rozważy te przyjem no ści, dla k tó ry ch ociąga
się pójść za w ołaniem łaski.
W s z y stk ich ludzi postaw ił C h ry s tu s wobec
tej a l t e r n a t y w y : albo w pew n y ch w a r u n k a c h
wszystko stracić, naw et życie — albo nie n a l e ­
żeć do jego uczniów.4 Od tych zaś, k tó rz y chcą
iść za nim i obrać apostolski zawód, w y m a g a
bezwzględnie jak o świętego obowiązku, żeby
zerwali z dom em i m a ją tk ie m , z ciałem i k r w i ą / ’

4. Ł u k . !). 23;*14, 26. M a t. 19, 21. Ł u k . 9, 57—62.


ROZDZIAŁ X X V I I I.
Wyzsza doskonałość.
1. Istn ieją również środki do doskonałości,
które nie są dla wszystkich, ale w swej rozm ai­
tości dla tych tylko, których Bóg wzywa do
stanu doskonałości.
J u ż dwunastoletni Jezus w świątyni wska­
zuje na to. Obchodzi tu święta wielkanocne nie
t$lko w cichej pobożności, jako zwyczajny
uczestnik, ale w przeciwieństwie do dotychcza­
sowego życia swego w ukryciu zwraca na s:ehie
publiczną uwagę przez swe p ytania i odpo­
wiedzi.1
Uczynił to w sposób niezwykły: usunął się
z pod nadzoru rodziców, napełnił ich serca bo­
leścią: Sy n u , cóżeś nam tak uczynił?... Oto ża­
łośni szu kaliśm y cię.
Nie wiedzieliście, iż u' tych rzeczach, które
są Ojca mego, potrzeba żebym był.'1 Przez te
słowa daje nam dwunastoletni Jezus do zrozu­
mienia, że postąpił stosownie do wyższej woli
Ojca swego, że chodziło mu o to, by w niezwy­
kły sposób przyczynić się do chwały bożej
i zbawienia dusz. Zdarzenie to jest jakby przy­
gryw ką do późniejszego powołania P. Jezusa,
kiedy to porzuci rodzinę i zerwie ze zwykłym
sposobem życia.
1. Ł u k . 2, 43. — 2. Ł u k . 2, 48—49.
i 20

2. Je st cno dla n as wiele m ówiącem napo­


m nieniem . Pow inniśm y iść za wolą i wezwa­
niem Boga, czegokolwiekby się od nas dom agał.
W ezw anie Boga do dw unastoletniego Je zu ­
sa było pod każdym względem niezw ykłe i n a d ­
zw yczajne; było to wezwanie do wyższej, bezpo­
średniej służby bożej z przełam aniem granic
zwyczajnego życia. A Jezus idzie chętnie za
niem, bez względu na to, że i jego i rodziców
będzie to wiele kosztowało.
Dąż do dobra, do którego w sobie siły czu­
jesz. Znak to bowiem wielkiego ch arak teru ,
gdy kto i w drobnych i w w ielkich rzeczach
dąży ciągle do dobra, do którego czuje się
zdolnym.
Niecodziennie, często jednak słyszy człowiek
w swem sercu wołanie, którem go Bóg wzywa
do wyższej doskonałości.
Do bogatego m łodzieńca rzekł C hrystus:
Jeśli chcesz być doskonałym , idź, sprzedaj co
m asz i daj ubogim... a przyjdź, pójdź za m nąJ
Gdy mówił o m ałżeństwie, powiedział, że są
ludzie, którzy dla królestw a bożego chcą pozo­
stać bezżennym i i dodał: K to może pojąć, nie­
chaj pojm uje J
W tych słowach mówi C hrystus o stanie
chrześcijańskiej doskonałości. J e st to szczegól­
na łaska, której Bóg nie w szystkim duszom
udziela. W tak im stanie znajduje dusza obfite
środki, by się ściślej ze Zbawicielem połączyć,
by skuteczniej roszerzać łaski i błogosław ień­
stw a płynące z C hrystusa. S tan doskonałości
obiecuje wyższą nagrodę w życiu wiecznem, za-

3. M at. 19, 21. — 4. M at. 19, 12


121

to w życiu doczesnem staw ia wielo tw ard y cli


wym agań.
Nie znaczy to jednak, że wszyscy, którzy
żyją w doskonalszym stanie (czyli w zakonie),
są już tern samem i zawsze doskonalsi od tych,
co żyją w stanie m niej doskonałym .
Nie sam o życie w doskonalszym stanie, lecz
doskonalsze życie w doskonalszym stanie czyni
ludzi doskonalszymi.
W każdym stanie m ożna osiągnąć n ajw yż­
szą doskonałość, lecz nie z rów ną łatwością^
Ziemskie rzeczy i ziem skie tro sk i są nieraz
podobne do długiego u b ra n ia : plączą się koło
nóg i przeszkadzają w prędkiem chodzeniu.
Poniew aż Bóg w chrześcijańskiej ekonom ji
zbaw ienia posługuje się ludźm i jako narzędzia­
mi w uśw ięcaniu dusz, w ynika stąd, że w chrze­
ścijaństw ie p o t r z e b n e są także dusze, które
usuw ają się od zw ykłych w arunków życia, aby
się oddać całkowicie, bez zastrzeżeń w ręce
Boga.
Potrzebne są dusze, które wyswobodziwszy
się od wszelkich tro sk doczesnych, w yruszają
na cały św iat, by jako apostołow ie głosić
E w angelję.
Potrzebne są dusze, które wolne od wszelkich
trosk rodzinnych stoją n a czele gm in chrześci­
jańskich jako przełożeni i duszpasterze posłani
przez B oga i jego Kościół.
Potrzebne są dusze, któreby się całkow icie po­
św ięciły spełnianiu dzieł chrześcijańskiego m iło­
sierdzia i innych uczynków m iłości bliźniego.
P otrzeb a dusz, które w heroicznej w zgar­
dzie św iata całe swoje życie pośw ięcają n a j­
szlachetniejszem u i najpożyteczniejszem u za­
jęciu — n ieustannej m odlitw ie.
ROZDZIAŁ X X IX .
W ybór pow ołania .
1. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, lecz
nie wszyscy wszystkaemi drogami dostają się do
niego. Każdy powinien takiej drogi szukać, j a ­
ka dla niego jest najwłaściwsza.
Wszystkie instrum enty składają się na kon­
cert, ale nie wszystkie służą jednemu m uzykan­
towi. Każdy musi wziąć ten instrum ent, na któ­
rym ma grać.
W naśladowaniu C hrystusa jest wiele dróg
i wiele środków. Nie wszystkie wszakże drogi
i nie wszystkie środki są dla wszystkich. O patrz­
ność prowadzi jednego tędy, drugiego owędy;
jednego do większej, drugiego do mniejszej do­
skonałości. Istota rzeczy na tem zależy, abym
wybrał taką drogę i takie środki, jakie mi Bóg
wyznaczył.
Królestwo niebieskie podobne jest do świą­
tyni, w której mam zająć na całą wieczność
miejsce wyznaczone mi od Boga. Bóg gotuje mi
miejsce, na którem chce mię mieć, podobnie jak
kam ieniarz obrabia kamienie, by je umieścić
w różnych częściach budynku.
Muszę pozwolić, a by boski A rty sta nade-
mną pracował, muszę w cichości serca uginać
się pod potężną ręką Boga.
Szczęśliwym, jeśli tak czynię! W tedy tylko
123

jestem bezpieczny, kiedy ta m jestem, gdzie mię


Bóg chce mieć.
Jeśli się je d n a k opiera m ? W te d y może B u ­
downiczy niebieski ma dla m nie niższe m iej­
sce, n a którem jeszcze m ogę się również zbawić.
Może trzecie, czwarte... ale czy jeszcze i ósme?
To ta jem n ica, wobec k tó re j drżeli i święci.
2. Ażeby wejść w z a m ia r y boże, wielkiego
znaczenia jest wybór stan u. Nie jest bowiem
rzeczą o b ojętn ą dla twego losu w wieczności,
jak i sobie stan wybierzesz w doczesności. Z a­
jęcia i troski sta n u w y p e łn ia ją n a jw ię k s z ą część
życia, nie są więc bez w pły w u na twoje postę­
powanie. D latego to przedew szystkiem w y b ó r
s ta n u m usi się d oko ny w ać po długiem b a d a n iu
i szu kaniu woli bożej.
S ta n jest to zew nętrzna, stała form a życia
z oznaczonemi czynnościam i i obowiązkam i,
k tó rą człowiek w y biera zw ykle pod koniec w ie­
ku młodzieńczego1. W y b ó r sta n u jest w a żn y ; od
niego zawisło często szczęście w życiu i los
w wieczności. Nie m ożna więc kierow ać się
p rz y ty m wyborze w zględam i św iatow em i, lub
doezesnemi in teresam i.
Jeśli Bóg chce, byś mu. w tern pow ołaniu
służył, nie możesz mu chcieć służyć w innem.
W olę bożą pow inieneś kochać nie tyle d l a ­
tego, że się z tw o ją zgadza, lecz raczej przeci­
wnie, pow inieneś kochać swoją wolę jedy nie
dlatego, że się zgadza z wolą bożą.
S tan, do któ rego O patrzność przeznaczyła
człowieka, okazuje się w pew nego ro dzaju po­
ciągu, k tó ry się budzi i rośn ie w m ia rę tego,
jak kto dobrze się bada i dobrze się modli.
3. Nie wszyscy ludzie sto ją p rz ed w y b o re m
s tan u , ale wszyscy s t a r a ć się pow inni, a b y
w sw ym stanie ta k i kierunek życia zachowali,
k tó ry b y odpow iadał zam iarom bożym.
T rw ałe i dobre usposobienie duszy w ażniej­
sze jest dla człowieka, aniżeli najlepsze chw i­
lowe natchnienie. Pierw sze pcha potężną siłą
ciągle naprzód, drugie podobne jest do przej­
ściowego popchnięcia. W ybierz więc kierunek,
do którego, zbadaw szy isię pokornie, czuć bę­
dziesz pociąg.
Mówisz: doskonałość nie jest konieczna; nie
mogę być budowniczym, będę rąb a ł kam ienie
jako kam ieniarz; gdy i tego nie po trafię, będę
nosił wapno i piasek. Dobrze, lecz jeśli Bóg
chce, abyś był budowniczym, nie możesz się
zadowolić noszeniem wapna.
K ażdy pow inien badać, mówi pobożny Tau-
ler, ja k a ma* być jego droga, jak i do czego
P a n go pociąga, t. j. czego najśw iętsza wola
boża odeń w ym aga.
NAŚLADOWANIE CHRYSTUSA
W SZCZEGÓŁOWEM ROZPROWADZENIU

Tydzień drugi,
ROZDZIAŁ X X X .
Dwa sztandary.
1. Bojowaniem jest życie człowieka na zie­
mi. W re nieustanna walka między potęgami
dobra i zła, służymy albo jednej albo drugiej.
Pewna część duchów wolnych zbuntowała
się przeciw Bogu i odtąd prowadzi walkę prze­
ciwko dobru, walkę ciągnącą się przez całe
dzieje świata. 1 ja w tej walce muszę wziąć
udział.
W alkę między dobrem a złem przedstawia
nam św. Ignacy Loyola w obrazie dwu "wro­
gich obozów.
N a polach światowładnego Babilonu zasia­
da L ucyfer na tronie z ognia i dymu. W szyst­
ko d o k o ł a , niego dyszy pozorami bogactwa, prze­
pychu i wygody cielesnej. L ueyter chciałb\ za
jąć miejsce Boga, chciałby wszystkich ludzi usi
dlić w nieszczęsny swój los. Woła przez wieki.
»Pójdźcie do mnie, porzućcie Boga, a sami sta ­
niecie się jako bogowie«. Jest 011 wcielonym
duchem świata, używa jednych ludzi na zgubę
drugich. .
Chrystus zaś zbiera dokoła siebie wiernych
wyznawców swoich na równinach J e r o z O l i ,
m iasta pokoju. Przez ludzką n a tu rę swoją jest
011 naszym bratem, staje w szeregach naszych.
Uczy nas pokory i w z g a r d y świata. Jego kro-
128

lew ską oznaką jest łaskaw ość i miłość dla ludzi.


Chce nam dać życie praw dziw e.
2. W obydwu obozach są sztandary, skupiają
się koło nich ci, co ja k najbliżej chcą się przy ­
łączyć do jednego lub drugiego wodza.
J a chcę należeć do C hrystusa ta k mocno, jak
on tego ode m nie oczekuje, chcę dążyć do tego
do czego on m nie zachęcać będzie.
Ciemne potęgi nie dadzą m i jednak spokoju.
W yzyskują one m oją w łasną m iłość i przez
różne przynęty, sta ra n n ie u k ry te, za wszelką
cenę zechcą m ię od C hrystusa odłączyć. D late­
go trzeba mi być roztropnym i um ieć odróżnić
działanie ducha złego od dobrego.
Zły duch s ta ra się ciągle rozbudzać we mnie
1) zam iłow anie do bogactw i do w ystaw nego
życia, 2) zam iłow anie honorów i pow ażania
u ludzi, 3) pychę, niezależność, sam oubóstwie-
nie.
C hrystus n ato m iast chce, żeby jego ucznio­
wie przejęli się 1) p ogardą św iata i jego dóbr,
2) by chętnie znosili upokorzenia i niezasłu­
żone poniżenia, 3) zaleca im pokorę i bezinte­
resowność.
Zły ducli m iesza swoje pokusy ze słusznem i
skądinąd zabiegam i o rzeczy doczesne, jakiem i
są n p. bogactwo dla kupca, cześć i pow ażanie
dla przełożonego, aw ans dla urzędnika. P o p y ­
cha do przeceniania tych rzeczy, a potem zwol­
na, coraz bardziej prow adzi do p y ch y i zapo­
m nienia o Bogu.
C hrystus zaś naw et przy tych słusznych za­
biegach o spraw y doczesne pobudza nas, b y ś­
my zachowali serce wolne od niew łaściw ego do
nich przyw iązania. A w ielu skłonił do tego, że

■■■■■
129

w szystko n a św iecie p orzu cili, b y go w ubó­


stw ie n aślad o w ać.
P o b u d z a n a s d alej do tego, ab y śm y b y li za­
dow oleni, g d y n a s g a n ią i lekcew ażą, a n aw et
b y śm y się cieszyli, że przez u p o k o rz en ia s ta je ­
m y się do n ieg o podobni. P o tej drodze p ro w a ­
dzi C h ry s tu s sw oich w yznaw ców do p o kory
i u leg ło ści wobec B o g a; p ro w a d z i do pokory,
lecz nie do ta k ie j, k tó ra się ty lk o n a fraze sa ch
zasadza, ale do p ra w d ziw ej i g ru n to w n e j.
3. W szelk a w y niosłość i dum a, każde po­
m ia ta n ie lu d źm i i lekcew ażenie ich, w szelka
nieuczciw ość i nieszczerość są to w łaściw ości
s z a ta n a i św ia ta , p rzeciw n ie zaś w szelka p ro ­
sto ta, skrom ność, spokój, szczerość i u p rzejm o ść
są to cechy d u ch a C h rystusow ego. N asza n a tu ­
ra , p ro w a d zo n a n a p a sk u przez złego ducha,
p rz y jm u je b ard zo ch ętn ie d la siebie po w aża­
n ie i h o n o ry ; ła s k a zaś C h ry stu so w a s k ła n ia
n a tu rę , b y w szelką cześć i c h w ałę o d d aw ała
w iern ie S tw ó rcy .
N a tu r a p a trz y n a to co ziem skie, cieszy się
z b y tn io doczesnym zyskiem , sm uci się ze s t r a ­
ty , ro zg o ry cza ją w szelkie poniżenie. Ł a sk a zaś
ceni w ysoko rzeczy w ieczne, n ie p rz y w iązu je
się do doczesnych, żadna- zn iew ag a n ie pobudza
jej do gniew u.
N a tu r a c ią g n ie w szystko do siebie, chce
błyszczeć n a ze w n ątrz ; ła s k a zaś odnosi w szyst­
ko do B oga, p o d d aje się we w szy stk iem odw ie­
cznej m ąd ro śc i B oga i jego próbom .

Chrzęść, filo zo f ja życia II. 9


RO ZDZIA Ł X X X I.
Trzy klasy ludzi.
Żeby życie swoje urządzić według zam iarów
bożych, potrzeba nam nie tylko jasnego pozna­
nia, ale i ochotnej woli. Gotowość nasza nie
pow inna się ograniczać do tego tylko, co ko­
nieczne, ale m a objąć wszystko do czego nas
Bóg zaprasza.
Otóż ludzi, ja k idzie o tę gotowość, można
podzielić n a trzy klasy.
C hrześcijanie z p i e r w s z e j klasy chcieli­
by zostać dobrym i chrześcijanam i, byleby to
nic nie kosztowało. Skoro trzeba ponieść choć­
by drobną ofiarę, już im się nie chce.1
Mimo w szystkich dobrych ich chęci chrze­
ścijaństw o takich ludzi jest tylko pustym po­
zorem, ho b rak im szczerej woli.
Chcieć celu, a nie chcieć środków do celu,
jest nierozum em i głupotą. Tacy chcieliby
iść, ale nie chcą nogam i poruszać, chcieliby się
zbogacić, ale nie chcą niczego przedsiębrać.
C hrześcijanie z d r u g i e j klasy chcą uży­
wać środków dla dopięcia celu, byle tylko nie
b yły zbyt ciężkie.2 A ponieważ dobre, stanow ­
cze środki sp raw u ją im przykrość, zaniedbują
je. Podobni są do chorego, k tó ry nie chce robić

1. M t. 8, 19; 19, 16. — 2. Ł k. 9, 59.


131

tego, co lekarze uwiażają za konieczne, bo to


boli, zato w m iłem tow arzystw ie pije tem wię­
cej słodkiej h e rb a ty »dla zdrowria«.
Chcą być ludźm i religijnym i, ale zadaw a­
lają się tylko półśrodkam i, pozoram i bez zna­
czenia.
Chętnie odmówią jakieś krótkie m odlitew ki,
ale chrześcijańskiego u m artw ienia, o- — tego
nie chcą, S ta ra ją się zachować w drobiazgach
pozory m oralności, ale nie m ają odw agi pójść
stanowczo, we w szystkiem za w ołaniem laski
bożej. Chcą w praw dzie żyć z Bogiem, ale i z dja-
błem, a raczej z nam iętnościam i nie chcieliby
wadzi do n ie b a 1?
Czy Bóg może być zadowolony z takiego
życia chrześcijańskiego? Czy tak a droga pro­
wadzi do nieba?
C hrześcijanie wreszcie z t r z e c i e j klasy
chcą bez wszelkich zastrzeżeń wszystkiego, cze­
go Bóg od nich żąda. Chcą osiągnąć cel święty,
więc też chcą koniecznych do tego środków .3
W życiu praktycznem każdy rozum ny czło­
wiek takie środki obiera, któ re go najprędzej,
najpew niej i najlepiej do celu prow adzą; d la­
czegóż nie postępować tak* samo w życiu reli-
gijnem ? Czy cel, o k tóry tu chodzi, nie zasłu­
guje przedew szystkiem na tak bezwzględną
gotowość?
Tylko tak a stanowczość przynosi zaszczyt
chrześcijaninow i. Bo w niej jest jasność, p raw ­
da, konsekw encja, siła, a więc i skutek. Je st
w niej cała wola, k tó ra dopnie swojego.
Czegóż potrzeba aby się stać świętym ? W yż­
szych zasad i niezłomnego męstwa.

3. M t. 4, 22.
132

2. Zbadaj siebie, do której z tych trzech Mas


należysz i do k tórej p rag n ą łb y ś należeć w go­
dzinę śm ierci?
Nie mów: nie mogę, bo gdy chodzi o szyb­
kie odwrócenie groźnego niebezpieczeństwa, lub
o zdobycie wielkiego zysku, w tedy »możesz«.
Święci byli nieraz słabsi od ciebie, na w ięk­
sze byli w ystaw ieni niebezpieczeństwa aniżeli
ty! Mogli o n i , dlaczegobyś ty nie mógł?
P uste zachcianki nie w ystarczą. O tyle masz
dobrą wólę, o ile chcesz środków używ ać; tw oja
wola w tedy tylko jest nienaganną, kiedy n a j­
chętniej za najlepsze środki chwytasz.
P ro ś Boga usilnie o pomoc łaski, żebyś zu­
pełnie i pod każdym względem należał do
t r z e c i e j klasy.
RO ZDZIAŁ X X X II.
Trzy poruszające siły .
• 1. Ażebyś się m ógł poddać zupełnie i całem
sercem woli Boga i natchnieniom jego łasld,
musisz pozwolić, aby oddziaływ ały n a ciebie
trzy czynniki, czyli trzy główne pobudki. Bo
tylko ty m sposobem zdołasz zachować serce
nieskażone.
Pierw szą ta k ą pobudką jest dobrze zrozu­
m iany e g o i z m . W inien on cię odstraszać od
grzechu ś m i e r t e l n e g o i od wszystkiego, co
do takiego grzechu prow adzi. To będzie dopie­
ro p i e r w s z y stopień pokory, uległości Bo­
gu, lekcew ażenia siebie i rzeczy św iatow ych.
Stopień tak iej doskonałości m oralnej jest ko­
nieczny, aby n as od zguby wiecznej uchronić.
W ym aga on od nas, abyśm y n aty ch m iast, nie
w ahając się, odrzucali to wszystko, co nas od
B oga odłącza, łub do takiego odłączenia pro­
wadzi. .
D ru g ą pobudką jest p r a w d a . P rz y ca lej
swej ułom ności m a n a tu ra ludzka w sobie i coś
szlachetnego. Człowiekowi chodzi nie tylko o to,
żeby u n ik n ął nieszczęścia, m a on nadto wrodzo­
ne poczucie praw dy i cnoty; może się zapalać
dla dobra i ideałów. Będąc robakiem ziemskim,
chciałby się zam ienić w anioła niebieskiego.
To poczucie czyni go bezinteresow nym , ule-
134

głym Bogu i pozwala mu zachować równowagę


wobec rzeczy ziemskich. J e st to d ru g i stopień
pokory, stopień w zgardy siebie i św iata. K o­
nieczny on nam jest, ażebyśm y m ogli dążyć do
cnoty i doskonałości. N a tym stopniu dusza
p a trz y na wszystko w świetle służby bożej
i wieczności. J e st zdecydow ana trzym ać zdała
od siebie wszystko, co ją może nczynić niem iłą
w oczach Boga, a 'u ż y w a ć tych dobrych środ­
ków, które ją najskuteczniej do celu przyw iodą.
Trzecią pobudką jest m i ł o ś ć ku Jezusow i
Chrystusow i. Dusza m iłu jąca zw raca swoje oczy
tylko na miłość, jak ą Bóg nas ukochał i chcia­
łaby się jak n ajb ard ziej upodobnić do m iłu ją ­
cego Zbawiciela. I gdyby naw et m ogła równie
dobrze służyć P a n u w bogactwie, we czci i w y­
godzie, ja k w wyrzeczeniu się i um artw ieniu,
to w ybierze zaparcie jedynie dlatego, że C h ry ­
stu s z m iłości ku nam w yrzekł się wszystkiego.
I to jest t r z e c i stopień pokory, najw yższy
stopień w zgardy siebie i św iata, stopień tak
szczytny, że wszystko w nim poczytuje się za
szkodę, co nie służy do pozyskania C hrystusa.4
2. Oddanie się nasze C hrystusow i m usi być
w s z e c h s t r o n n e . W tedy dopiero przylgnie­
m y do Jezusa chętnie, z całego serca i na
zawsze.
Te trzy pobudki w inny nas doprowadzić do
praw dziw ej pokory, do całkow itego poddania
się Bogu, do pogardy siebie sam ych, a um iło­
w ania Boga nadewszystko.
D la pokornego są wszystkie w ym agania bo­
że łatw e, dla pysznego nieznośne.
W edług tego więc rozróżniam y trzy stopnie
pokory.
1. F ilip . 3, 8.
i 35

N a pierw szym stopniu jest dusza zdecydo­


w ana poświęcić siebie i wszystko, skoro tylko
o to idzie, by grzechu uniknąć.
N a drugim chce dusza siebie i wszystkie
rzeczy tylko według ich praw dziw ej w artości
oceniać, według ich stosunku do większej chw a­
ły bożej. _ -.
N a trzecim stopniu w yzuw a się człowiek zu­
pełnie z siebie i to' tylko chce m iłow ać i cenić,
co C h ry stu s m iłow ał i cenił, a to< dlatego, że
C h ry stu s tak czynił.
Te trzy stopnie wcale się nie w ykluczają,
lecz m ogą i pow inny razem współdziałać.
RO ZDZIA Ł X X X III.

P raw dziw a metoda.


1. P rzy wyborze sta n u bądź rozum ny i ule­
gły w duchu, chętny w sercu, w szechstronny
w ocenie pobudek; m iej dobrą m etodę i poddaj
się porządkowi. M etoda ja k w nauce tak i w ży­
ciu jest niezbędna. P a m iętaj, że pierwszeństw o
należy oddać tem u, co konieczne, następnie ma
iść to, co pożyteczne, a wkońcu dopiero to, co
przyjem ne. *
Módl się przy wyborze o św iatło zgóry. Bez
oświecenia bożego będziesz stąp ał poomacku.
Strzeż się także złudzeń. Odnoś wszystko do
swego ostatecznego celu i końca. Sobie sam em u
radź to, cobyś drogiem u przyjacielow i chciał
doradzić. Przenieś się m yślą w godzinę śm ierci,
i ta k i we w szystkiem czyń wybór, jak ib y ś w te­
dy chciał uczynić.
P rz y wyborze nie w yobraźnia i uczucie, lecz
rozum niech wypowie swoje zdanie; co niero­
zumne, to nie pochodzi od Boga. Strzeż się je­
dnak, ażeby zim ny rozum nie staw iał granic
tw ojej w spaniałom yślności.
P ostanow ienia twoje niech będą określone
i jasne. P rz y budowie nowej drogi, staw ia się
znaki, żeby dokładnie w skazyw ały kierunek,
w jakim rąa iść robota.
137

W ielu chciałoby odpoczywać przed pracą,


a trium fow ać przed walką.
Życia nie należy przedew szystkiem używać,
lecz trzeba je uczynić pożytecznem.
M iłość p raw d y i pełnienie tego co dobre —
oto główne fila ry chrześcijańskiego życia.
Pierw ej, nim zapragniesz być tern, czem nie
jesteś, s ta ra j się być godnie tern, czem jesteś,
i wszystko ta k urządzić, aby to odpowiadało
i tw oim obowiązkom i woli bożej.
W ykonanie, oto rzecz główna. K to się tr u ­
dzi n ad zdobyciem m ądrości, a nie s ta ra się
żyć praktycznie wedle m ądrości, podobny jest
do człowieku, k tó ry rolę orze, lecz zapom ina
ją obsiać. . .
2. P rz y wszelkich rozw ażaniach m iej na
oku swoje osobiste uzdolnienia. T ak czyń swoje
postanow ienia, żebyś sobie mógł powiedzieć,
przy łasce bożej p o tra fię je wykonać, byłem
tylko m iał dobrą wolę. W ielu dlatego niczego
dokonać n ie może, że zawsze chcą tego, czego
nie mogą, a coby mogli, tego nie chcą. ^ _
N ie dąż sam z siebie do nadzw yczajności,
s ta ra j się raczej spraw y zwyczajne spełniać
z nadzw yczajną gorliw ością. Bóg w ym aga nie­
raz czynów nadzw yczajnych, lecz w tedy daje
poznać swoją wolę. .
Dąż do jednego celu; nie s ta r a j się n a raz
0 wiele rzeczy. K to chce odrazu zastrzelić sto
zajęcy, napew no nie zabije żadnego; podobnie
1 ty, gdy sobie będziesz u k ład a ł setki planów,
żadnego nie zdołasz urzeczyw istnić. Bądź dzie
ckiem przez czystość serca, m łodzieńcem przez
zapał dla w szystkiego co dobre, mężem przez
siłę w zbożnem działaniu, starcem przez spokoj
zwłaszcza w przeciw nościach.
138

Nie u fa j zbytecznie sobie samemu, k ieru j się


według p rzykładu i zdania ludzi praw ych. J e ­
żeli m asz w ątpliw ości, p y ta j sam siebie, coby
ci na nie ludzie p raw i poradzili. Gdziekolwiek
jesteś, s ta ra j się postępow ać tak, jak gdyby na
ciebie p a trz y li ludzie uczciwi. Bądźcie naśla­
dow cam i m oim i bracia, pisze P aw eł ś w , a upa­
tru jcie tych, k tó rzy tak chodzą, ja k m acie wzór
nasz.1
P rze de wszys tk i e m jednak p y ta j o radę
C hrystusa!

1. F ilip . 3, 17.
R O Z D Z IA Ł X X X IV .

Reguły roztropności.
1. W trz y m a n iu się k ie ru n k u sw ojego życia
bądź ro z tro p n y ! C h rze ścijań sk a ro ztro p n o ść
obejm u je n ie ty lk o obcow anie z bliźnim i, ale
pow inna, ośw iecać całe życie c h rz e śc ija n in a . Cóż
pom oże n a jle p sz y powóz, g d y nie m a w oźnicy ?
R o ztro p n o ść je s t je d n ą z czterech cnót głów nych.
U n ik a j je d n a k fałszy w ej roztro p n o ści św ia ­
ta ; ro z tro p n o ść ta to ja k b y m row isko, złożone
z k ła m stw a , u d a w a n ia i n iepożytecznej g a ­
d an in y . _ .
N a tu r a ln y m ro zum em sw oim nie p o g a rd z a j;
je st on d a re m bożym , pow inieneś go u żyw ać
d la o siąg n ięc ia n ad p rzy ro d z o n eg o celu. R ozum
m ożna p rz y ró w n a ć do oka, a w ia rę do w s p a n ia ­
łego* telesk o p u ; n ik t przecież nie za m y k a oczu
gdy p a trz y p rzez teleskop, by d alej zobaczyć.
N iech c h rz e śc ija ń sk ie usposobienie tw oje da
ci siłę, b y ś m ógł i to w ykonać, co n a tu ra ln e m
św iatłem ro zu m u u zn asz za m ą d re i roztropne.
P ie rw sz a re g u ła p ra w d ziw ej ro z tro p n o ści
w y m ag a, a b y ś n ig d y nie tr a c ił z oka B oga,
S tw ó rcy i P a n a , celu i końca wszech rzeczy .
K to chce iść d o b rą d ro g ą , n ig d y nie zap o m i­
n a o celu, do k tó reg o ta d ro g a m a doprow adzić.
T rw a j w d o b ry c h zasad ach i w d o b ry c h
p rz y z w y c z a je n ia c h sw oich; nie u rz ą d z a j sobie
140

życia według chwilowych zachceń; po każdem


odchyleniu w racaj na właściwe stanow isko
swoje n aty ch m iast ja k igła m agnetyczna. D zia­
łaj zawsze uw ażnie i rozważnie.
Żeby w ytrw ać w dobrem, trzeba się sta ra ć
przedew szystkiem o coraz to lepsze poznanie
siebie samego i Boga. N ie dow ierzaj każdem u
nastrojow i, często bowiem zło u biera się w po­
zory dobra. Czy n a stró j jest dobry, czy zły, po­
znać można często-po źródle, z jakiego pocho­
dzi, a jeszcze częściej z celu, do jakiego zmierza.
T ak z podniosłego jak i sm utnego n a stro ju
pow inieneś skorzystać, by się do B oga bardziej
przybliżyć. W chw ilach ciem nych trzy m aj się
mocno tego, coś uznał za słuszne a v chw ilach
jasnych. U w ażaj na swoje nastroje, korzystaj
z nich i k ieru j niem i, ale uczyń się od nich nie­
zależnym. Je śliś w dobrym n a stro ju dziękuj
Bogu za to.
Czyń wszystko zręcznie. W ięcej dzieł doko­
nała zręczność, aniżeli przemoc. Częściej roztro­
pni pokonyw ali m ężnych, aniżeli naodw rót.
Trzeba się nauczyć chw ytać rzeczy nie za
ich ostrze, którem kaleczą, ale za rękojeść, by
nam pożytek przyniosły. N ajlepsza naw et rzecz
spraw ia niepotrzebny ból, gdy ją chw ycim y za
ostrze, a bardzo niebezpieczna u jęta za rękojeść
staje się dla nas bronią ochronną.
W iele rzeczy zasm uca nas dlatego, że nie
rozum iem y ich pożytku. K ażda rzecz m a dla
nas dodatnią i ujem ną stronę; s ta ra jm y się od­
naleźć zawsze dodatnią. M ądrem u więcej p rzy ­
noszą pożytku jego wrogowie, niż głupiem u je­
go przyjaciele.
Zachowaj we w szystkiem n ależy tą m iarę;
nie bądź zbyt prędki, an i zbyt powolny.
141

2. Ucz. się od przeszłości, spełniaj dobrze


obowiązki obecne i m iej wzrok zwrócony kn
przyszłości.
K ażda rzecz w ym aga właściwego czasu, to­
też przysłowie niem ieckie pow iada: Posadź n a­
w et sto k u r n a jednem jaju , a nie w ylęgną k u r­
częcia w ciągu trzech dni.
W ielu dochodzi dopiero po wielu szkodach
do odpowiedniego stopnia roztropności. M usi
człowiek być już roztropnym , żeby się z do­
św iadczenia czegoś nauczyć. Ażeby się czegoś
nauczyć z doświadczenia, trzeb a być rozu­
m nym . Doświadczenie może w praw dzie zrobić
kogoś roztropniejszym , ale n ig d y roztropnym .
S krzydła rosną w locie, ale je trzeba przedtem
mieć.
R oztropny byw a baczny w postępow aniu,
pojętny gdy chodzi o przyczynę rzeczy i lubi
słuchać ra d człowieka praw ego.
Nie dłubie w rzeczach, które ze swej n a tu ry
przew yższają naszą zdolność poznawczą. Sza­
nuje praw dę i naukę, ale nie ubiega się o n a ­
zwę uczonego. N ie ubiega się o przestaw anie
z »wysoko postaw ionym i«, nie poufali się z by-
lekim . J e st pow ściągliw y w obcowaniu z tym i,
od k tórych mu niebezpieczeństwo grozi.
N ieraz ludzie m yślą, że się przez poufałość
innym podobają, tym czasem budzą niesm ak,
gdyż inni spostrzegają w n ic h ludzkie ułomności.
3. R oztropnego pociąga to wszystko, co go ści­
ślej zjednoczy z najśw . wolą Boga. Nie oczekuje
od zm iany zew nętrznych stosunków tego, co mu
dać może tylko zm iana wew nętrznego uspo­
sobienia. , ■ '
N aprzód m yśl, potem czyn N ięiozum ny
drzw i rozbija, żeby wejść do domu. W szyscy
głupcy są zuchwali. Ta sama ograniczoność,
która przeszkadza głupiemu przygotować się do
czegokolwiek, robi go potem nieczułym ną szko­
dę, k tórą wyrządza.
Człowiek rozsądny nie mogąc żyć według
pragnień swoich, niech urządzi swe życie wedle
możności; niech się liczy z tern co mu O patrz­
ność daje, a nie z tern, co m u odjęła.
Gospodaruj tern, co masz, a nie tern, czego
nie posiadasz. Lepiej dla ciebie, gdy będziesz
używał m ałych zdolności, jakie posiadasz, ani-
żelibyś m iał zazdrościć innym wielkich uzdol­
nień. Lepiej dla ciebie, gdy spełnisz małe prace
i małe dzieła, które należą do twojego zawodu,
aniżeli marzyć o wielkich pracach i rzeczach,
wychodzących poza obręb twego powołania.
Lepiej dla ciebie, gdy będziesz znosił małe cier­
pienia i przykrości, które cię spotykają w two­
ich stosunkach, aniżeli pragnąć wylania krwi
dla Boga.
Człowiek cnotliwy, powiada Arystoteles,
trzym a się zawsze środka i unika dwu ostate­
czności, którem i są: za wiele i za mało. Ileż to
jest myśli, które w stopniu równym są rozu­
mne, a w stopniu najwyższym — nierozsądne.
K orzystaj z każdego dnia tak, jak gdyby to
był twój dzień pierwszy. W tedy dopiero będę
korzystał z życia dobrze, gdy każdy dzień bę­
dzie dla mnie jakby nową zdobyczą.
Czuwaj, by nic złego nie stało się twoim zwy­
czajem. Skłonność trudno jest zwyciężyć, a kie­
dy się zamieni w przyzwyczajenie i wrośnie
w duszę, staje się prawie nie do pokonania.
Jeśli zmiarkujesz, żeś wszedł na fałszywą
drogę, zawracaj natychm iast. Lepiej zawrócić,
niż dalej się błąkać.
143

P o p ełn iłe ś błąd , n a p ra w go zaraz, żeby się


nie szerzył.
W iele rzeczy m ożna dokonać, gdy się um ie
dw ie sztu k i: czekać i niczego nie przeoczyć.
W ielk a sz tu k a ży cia p o leg a n a tern, że się
korzysta* ze w szy stk ich n a d a rz a ją c y c h się spo­
sobności, ażeby dojść do celu. T a k żeg larz ko­
rz y s ta z n a d a rz a ją c y c h się w iatró w . M usim y
nie ty lk o w ed łu g m ocnych p o stan o w ień d zia­
łać, a le m u si to rów nież być _naszem m ocnem
postan o w ien iem , żeby d z ia ła n ie nasze w konie­
czności dostosow ać do okoliczności.
4. O d ró żn iaj zawsze rzecz głów ną, n a k tó ­
re j ci zależy, od rzeczy p o d rz ęd n y ch ; nie m a r ­
n u j czasu a n i p ien ięd zy n a to, co nie w a rte
zachodu.
S am a je d n a k rzecz nie w y starcza , dużo za­
leży od sto so w n y ch okoliczności. To »jak« się
coś dzieje, m a w ielkie znaczenie.
Jeż eli coś przedsiębierzesz, n ie ty lk o zw ażaj
n a to, czy z a m ia r tw ó j je st ro zsąd n y , lecz i n a
to, czy je st rzeczą ro z u m n ą p rz ep ro w a d zać go
w ty c h w łaśn ie w a ru n k a c h .
R o zró ż n ia j pom iędzy rzeczyw istością i p rz y ­
w idzeniem . W y o b ra ź n ia ta k silnie łączy się
z tern, czego p ra g n ie m y , że często w iele rzeczy
inaczej się n am p rz ed staw ia, niż jest w rze­
czyw istości.
R o zró żn iaj m iędzy rzeczą a jej pozoram i.
N ie w szy stk ie rzeczy i osoby są tern, czem się
na p ierw szy rz u t oka być w y d a ją . Lecz i pozoru
nie m ożna zawsze lekcew ażyć. N ie ra z ja k a ś
rzecz może w te d y ty lk o w p ły n ą ć n a ludzi, g d y
m a o d pow iedni w ygląd.
K a żd ej rzeczy n ależy p rz y zn ać w łaściw ą jej
w arto ść. K to p rzecen ia d ro b n o stk i, te n u zd ą
144

końską chce okiełznać kom ara. Lecz i w ażnych


rzeczy nie bierze lekko: żaden orzeł nie wzbije
się na skrzydłach m uchy.
Nie p o m ia ta j .znajomością zwyczajnego ży­
cia. Są ludzie m ądrzy, którzy w rzeczach
wzniosłych z nadzw yczajną roztropnością po­
stępow ać um ieją, ale ponieważ nie rozum ieją
się n a codziennem życiu, p o ty k ają się n a
każdym kroku. Żeby iść przez życie trzeba nie
tylko na gwiazdy, lecz i na ziemię patrzeć. Spo­
strzegaw czy um ysł odkryje i w zw ykłych rze­
czach wiele godnego uw agi.
Bądź konsekw entnym w używ aniu środków.
J a k wielu lekarzy jest śm iercią dla chorego,
ta k w ielka ilość i rozm aitość środków, którem i
chcem y sobie na drodze cnoty pom agać, jest
często w ielką przeszkodą.
G łupi jest, kto głupstw a robi, ale jeszcze
głupszy ten, kto do popełnionego głupstw a
przyznać się nie chce. N ie widzieć lasu, choć
się widzi drzewa, zdarzyć się to może. Owszem
zdarzają się i tacy, co sobie głowy o drzew a
rozbijają, a nie poznają, że się w gęstym lesie
zabłąkali.
5. Z w racaj w i ę c e j uw agi na dobro, aniżeli
na zło. Nieszczęśliwe to są ch a ra k te ry , które
zawsze widzą w innych tylko niedoskonałości,
żeby je popraw iać, albo naw et z nich się
cieszyć.
U w ażaj, byś zła nie szerzył, zw racając na
nie zbyteczną uwagę. N iejeden płom ień zagasł,
gdy się go w spokoju zostawiło, a niejedna iskra
się rozpaliła, bo się n ią zajęto.
N ależy to również do roztropności, umieć
rzecz p rzy k rą zam ienić na pożyteczną.
W ynajdyw ać trudności dowodzi to wielkiej
145

bystrości, ale znalezienie dróg do w ybrnięcia


z nich dowodzi jeszcze większej m ądrości.
Z astanaw iaj się, ale nie szperaj. Lepszy jest
g ram roztropności, niż cetnar w y k rętn ej prze­
biegłości.
Nie używ aj w i ę c e j słów i m yśli, niż tego
rzecz w ym aga. J e st to w ielka sztuka używ ać
w m iarę swych sił i swej wiedzy. W ystrzelać
odrazu w szystek proch, szkodzi to ozęsto. K to
odrazu wyczerpie w szystkie siły swoje, tem u
nic w zapasie nie zostanie. Często odparow anie
więcej w arte, niż atakow anie.
Chcesz uniknąć szkody, chcesz w m ałych
i wielkich rzeczach zwyciężać, odm ierzaj siły
swoje; cienka pajęczyna jest dla m uchy po­
wrozem.
Trzeba zachować odpowiedni ^ n astró j. ^
W szystko, naw et rozum, ulega zmianom, i n ik t
nie jest o każdej porze roztropnym .
Ńie rób nigdy ważnego postanow ienia, gdy
nam iętności twoje wzburzone. R oztropny że­
g larz nie odbija od brzegu, gdy fale rozkołysane.
Jeśli sam nie masz kroku pewnego, trzy m aj
się tego, co pewne. Pew ność jest rzeczą ro ztro ­
pniejszą, niż osobliwość. ^#
6. Bądź przygotow any na trudności. D roga
do nieba prow adzi przez głogi i ciernie.
Znajdziesz się w tru d n y c h w arunkach, za­
chowaj przedow szystkiem przytom ność um ysłu.
Konieczność niejednego już zrobiła człowie­
kiem, jak niebezpieczeństwo utonięcia niejedne­
go zrobiło pływ akiem .
W szystko jest próżnością. Często tylko u io k
nowości jest racją, dla której jak ąś rzecz ceni­
my i dla któ rej nas cenią. B łyszcząca przecię­
tność m a n ieraz większe wzięcie, niż rzecz wy
Chrzęść, filo zo fja ży cia II . 10
borna, do k tórej jużeśm y naw ykli. U rok no­
wości jest kró tk o trw ały , w krótce n a sta je prze­
syt, urok m ija. Chcesz coś dobrego zdziałać,
przekładaj rzecz pożyteczną nad błyskotki.
Nie sięgaj za wysoko! K to odgryAva rolę, do
k tórej nie dorósł, nie tylko że się bez pożytku
trudzi, ale pom ija i tę rolę, do której byłby
dorósł.
W powodzeniu strzeż się pychy. Powodzenie
częściej- zależy od pom yślnych okoliczności,
aniżeli od zdolności. To co na pewnem m iejscu
i przy pew nych okolicznościach święciło triu m ­
fy, przy innych w styd ci przynieść może.
Nie rozpraszaj sił swoich. K to u p ra w ia swój
zagon, będzie pożywał chleba w obfitości, lecz
kto się oddaje rzeczont bezpożytecznym, ten jest
głupcem i głodu n ieraz dozna.
K to chce wielkiego dzieła dokonać, niech
się w ystrzega bezużytecznych zajęć. Zbierz
w szystką siłę swoją, gdy się masz zabrać do
wielkiej spraw y; jednak na m uehy nie gotuj
arm aty.
N ajpierw myśleć, potem mówić. N iektórzy
ludzie podobni są do owyeh naczyń, które Ariele
A\r sobie zaAAuerają, a mało oddają; inni zaś sta-
nowczo AAuęcej mówią, niż m yślą.
Nie martAAr się tern, że niejedno z tego coś
posiał, przepadnie. K tóżby z p O A V o d u Avrobli za­
niedbyw ał siewu?
Znajomość ludzi, panow anie nad sobą, roz­
m yślanie i m odlitw a poAvinny stać obok roz­
tropności, jako jej siły pomocnicze.
ROZDZIAŁ X X X V .
Sw oboda serca.
1. K iedy Zbawiciel rozpoczął swą publiczną
działalność, okazał tak ą swobodę serca, że ona
za wzór służyć nam w szystkim powinna.
C hrystus opuszcza ciche ustronie w N azaret,
aby prow adzić życie niestałe, pełne niepokoju.
Opuszcza odtąd swoją św iętą M atkę. Stosu­
nek m iędzy Jezusem i M ar ją był nadzw yczaj
tkliw y i serdeczny i opierał się na najszlache­
tniejszych pobudkach.
C hrystus idzie nad Jo rd a n , aby tam p rzy ­
jąć chrzest pokuty z rąk Ja n a . Dobrowolnie
poddaje się relig ijn y m przez Boga zatw ierdzo­
nym praktykom , choć nie były ściśle nakazane.1
Nie boi się wmieszać m iędzy grzeszników
i z nim i być ochrzczony.
N astępnie idąc za natchnieniem D ucha Św.,
udaje się C hrystus na pu sty n ię i przebyw a tam
czterdzieści dni na m odlitw ie i pokucie.
2. I z dalszego życia C hrystusa widać, że
chodziło m u tylko o Boga i o godne spełnienie
swego posłannictw a. W e w szystkich jego sto­
sunkach z krew nym i i przyjaciółm i widzimy,
że m yśl o Bogu zupełnie nim owładnęła.
Nie pochlebiał swoim współziomkom.2 N aw et

•1. M ą t, 'i, 15. — 2, M arek 6, 4,


148

M atce N ajśw iętszej okazyw ał pewnego rodzaju


bezwzględność.3
M arcie przy gania, że by ła niezadowolona ze
swej siostry.4 K iedy zachorow ał Łazarz, nie
przychyla się do prośby sióstr jego w ciągu
trzech dni i pozw ala przyjacielow i swemu
um rzeć.5
K iedy m atk a dwóch Apostołów Jak ó b a i J a ­
na prosi go, aby jej synom dał pierwsze m iej­
sca w swojem królestw ie, odm aw ia.6 I bogatej
pogance, rodem z Fenicji, proszącej go o uzdro­
wienie córki, daje surow ą odpraw ę.7 Nie szczę­
dzi też n a g an y najlepszym swoim uczniom .8
3. I ty za przykładem C h ry stu sa pow inieneś
zachować sobie tę niezależność, która ci jest
konieczna do tego, abyś pod każdym względem
był jedynie od B oga zależny. Swoboda ducha
nie na tern polega, żebyś się w yłam yw ał z pod
zależności względem Boga, lecz na tern jedynie,
żebyś się wyzwolił od w szystkich stw orzeń.
Człowiek ta k jest przeznaczony do woli bo­
żej, jak ryba do wody. A czemże jest trzepocąca
się bez wody ryba?
Swoboda ducha jest to -s ta n oderw ania się
od wszelkich przyw iązać, któreby nam m ogły
przeszkadzać w pełn ien iu jedynie w oli bożej.
W szelki niew łaściw y wzgląd na rzeczy ziem­
skie, wszelkie ziemskie przyw iązanie m ąci ty l­
ko tw oją szczerość względem Boga, spokój
i czystość sum ienia. Nie uzyskasz przez nie sza­
cunku u ludzi rozum nych, poniżasz się tylko
i stajesz się godnym pogardy.
P rzy w iązu jąc się do rzeczy ziemskich, wzma-

3. M a t. 12, 48. — 4. Ł u k . 12, 41. — 5. J a n 11, 6 u.


6. M a t. 20, 22. — 7, M a rek 7, 27,
8, M at. 16. 23. Ł u k . 0, 50, 55,
149

cniasz swoje nędzne samolubstwo, zaniedbujesz


wielkich myśli, jakie przystoją dzieciom bożym,
a stajesz się mizernym, nierozumnym i wikłasz
się w tysiączne sieci.
Przez przywiązanie do rzeczy ziemskich po­
zbawiasz się swobody wzroku, potykasz się
o byle słomkę. Krępujesz sobie serce i dla n ie­
dorzecznych względów nie zdobędziesz się nigdy
na stanowczy postęp.
Jakże szlachetną i piękną jest swoboda dzieci
bożych!
RO ZDZIAŁ X X X V I.
P raw dziw a pobożność.
1. N iem a rzeczy ta k szlachetnej, k tó rejby nie
m ożna było nadużyć. N a świecie jest wiele f a ł­
szu, jest też i pobożność fałszyw a.
Dlaczego pobożność w wielu kołach tak zo­
sta ła okrzyczana? Oto i dlatego, że wiele p ły ­
tkich dusz poniżyło ją do podrzędnych p raktyk,
zaniedbując rzeczy istotne.
Na stu ludzi p ragnących uchodzić za pobo­
żnych, więcej jak dziewiędziesięciu znajduje się
takich, którzy powodują się jedynie przew ro­
tn y m kaprysem .
Im szlachetniejsze jest dobro, tern gorsze
jego nadużycie. Pobożność uczyniono pod w ie­
lu w zględam i sługą ludzkiego sam olubstw a. Z ro­
biono też z niej płaszcz dla próżności ludzkiej.
N ajgorszym i w rogam i praw dziw ej pobożno­
ści są: 1) czysto n a tu ra ln a uczuciowość (senty-
m entalność); 2) przecenianie zew nętrznych
p ra k ty k (faryzaizm ); 3) przecenianie osobiste­
go widzim isię, czyli osobistego zdania (subjek-
tyw izm ); 4) przesadna szorstkość (egoizm ); 5)
w yłączna rozumowość, k tó ra lekceważy w szyst­
ko, co się nie da ludzkim rozum em wym ierzyć
(racjonalizm ).
Dwa zaś są robaki, które n ajb ard ziej niszczą
pobożność: duchow na zmysłowość, k tó ra tylko
151

czyha na rzewne i słodkie uczucia, i duchowna


próżność, któ rab y się chciała wyróżnić przez
pobożność. .
Często można spotkać ludzi, k tórym się zda­
je, że są pobożni, ponieważ się rozpływ ają
w rzew nych i przyjem nych uczuciach.
Ł atw iej jest pobożnie m arzyć, jak dobrze
postępować. D latego wielu jest takich, co bai-
dzo lubią m arzyć, byle tylko nie postępow ać
dobrze.
2. Są i tacy, co dlatego uw ażają się za pobo­
żnych, ponieważ zdaje im się, że wiele znają
środków do życia pobożnego; żadnego jednak
z tych środków na praw dę nie używ ają. Aby
być praw dziw ie pobożnym, nie trzeba ci wiele
wiedzieć, lecz wiele czynić.
In n i znów pokładają swoją pobożność na
rzeczach zewnętrznych. Tego rodzaju rzeczy,
choćby to naw et były ćwiczenia pobożne i do­
bre uczynki, o tyle są pożyteczne i zbawienne,
o ile stoją w związku z w ew nętrznem usposo­
bieniem. Coby ci pomogło udaw ać cnotę, m a­
jątek swój rozdaw ać biednym , okazywać gorą­
cą pobożność, gdybyś w głębi serca szuka
w tern w szystkiem tylko siebie? G dybyś to robił
tylko dla pochw ał i szacunku ludzkiego, dla zi o-
bienia łatw iej k a r jery?
W ielu jest tak ich pobożnych, co to chcą, aby
Bóg im służył, a nie oni B o g u .
W szelka pobożność, któ ra nie czyni czło­
wieka sum iennym , w iernym pow ołaniu, pokor­
nym , jest fałszyw a. > , , . v
M ierz długość swoich m odlitw ilością tw ycn
obowiązków, a zwykłe pobożne ćwiczenia swoje
ta k urządź, aby cię ich długość me w yczer­
pyw ała.
152

Źle zrozum iana pobożność chce być przez in ­


nych w idziana pod pozorem zbudowania. P ra w ­
dziwa pobożność chce, ile możności, być niew ido­
czną; o tyle tylko się okazuje, ile tego rzeczy­
wiście w ym aga cześć Boga i pożytek bliźnich.
3. Cóż to jest praw dziw a pobożność? J e s t to
czynne zdanie się n a Boga w najpełniejszem
tego słowa znaczeniu; jest to w ew nętrzna p rzy ­
należność, dobrowolna zależność, całkow ita go­
towość, by się bez zastrzeżeń poddać woli Boga,
uprzedzać jego życzenia, by się zupełnie jem u
ofiarow ać.
Głównym w arunkiem takiej pobożności jest
n ieu stan n a gotowość do zadaw ania sobie gw ał­
tu ; tylko bowiem gw ałtow nicy osięgają króle­
stw o niebieskie.1
W ażnym też środkiem do osiągnięcia p raw ­
dziwej pobożności jest m odlitw a, przez któ rą
spływ ają na dusze łaski potrzebne.

1. Mat. 11. 12.


RO ZDZIA Ł X X X V II.
Z w ycięstw o nad pokusam i.
1. Jednym z n ajbardziej uderzających opo­
w iadań ew angelicznych jest opis kuszenia* C h ry ­
stusa n a puszczy.
Pow odem do pierwszego kuszenia było zmę­
czenie i głód C hrystusa wiskutek postu: Powiedz,
aby się te kam ienie sta ły chlebem.1 Zbawiciel
odrzuca pokusę jednem słowem, które i nas po­
winno w podobnych w ypadkach napełniać ufno­
ścią do Boga.
Ta ufność w Bogu daje szatanow i sposobność
do drugiej pokusy: do zuchw ałej ufności. Żąda,
aby P a n Jezus zdobył się na szailoną odwagę,
ufając w opiekę aniołów. Lecz C hrystus i to po-
duszczenie szatańskie odpycha. Wtedy^ zły duch
próbuje oderw ać C hrystusa od Boga; jako k sią­
żę św iata, pokazuje m u we w spaniałym obrazie
wszystkie zmysłowe uciechy, w szystkie sk arb y
i honory św iata. K rótko i z świętem oburzeniem
odrzuca C hrystus nagabyw anie szatańskie.
2. Z opow iadania ewangelicznego widzim y, że
nie należy nam się dziwić, jeśli n a s pokusa n a ­
gabuje do złego w sposób gw ałtow ny, złośliwy
i głupi. P okusą jest to wszystko, co nas popy­
cha do przestąpienia woli bożej i do szukania

1. M at. 4, 3.
w łasnej przyjem ności; najczęściej pokusa jest
wprzód, nim dusza jasno i w yraźnie poznaje, że
jest kuszona.
P okusy nie ciągną odrazu do najgorszych
rzeczy, owszem, na pozór byw ają niew inne.
Chcą nas od dobrego pow strzym ać pod pozo­
rem, że nam szkodę przyniesie, lub że będzie
próżną s tra tą czasu; n ato m iast podsuw ają nam
inne dobra, aby nas odwieść od tego, co Bóg
clice; w ik łają nas w błędne rozum ow ania. Roz­
poznać te zapędy złych pokus i oddalić je n a ­
tychm iast, jest rzeczą bardzo ważną.
Pokusy nachodzą ludzi w najrozm aitszych
postaciach. Pokusa, któ rą szatan podsunął
pierwszej parze ludzi, odpow iadała ich nieze-
psutej n a tu rz e i ich prostem u dziecięcemu
usposobieniu.
Często pokusa m a tak i przebieg, jak i m iała
niegdyś w raju. Zaczyna się od zw ątpienia
i opacznego tłum aczenia przykazań bożych; po­
tem kuszony ukryw a przed sobą złe następstw a,
płynące z zezwolenia na pokusę; sam siebie
oszukuje, staw iając sobie przed oczyma duszy
niezm ierne dobra, wytw orzone przez fantazję.
Użycie i w spaniałość bez granic, oto m iraże
pokusy.
F ałszyw a pycha naukow a, nieokiełznany po­
pęd do wolności, dążenie do jak iejś równości
z Bogiem — oto od czego się pokusy często za­
czynają; niskie chuci, bezwstydne żądze, niew ol­
nicza zależność od zmysłów, zezwierzęcenie ca­
łego człowieka. — oto ja k i często bywa ich .koniec.
3. P okusy pochodzą najprzód z n a tu ry ludz­
kiej i ze św iata zewnętrznego. S zatan korzysta
z właściwości n a tu ry i zew nętrznych okoliczno­
ści, by siłę pokusy wzmocnić. S tąd to owa prze-
155

w ro tn o śe, b r u ta ln a g w ałtow ność i zaciekłość


w ielu pokus.
N iebezpieczne p o k u sy w y w o łu je rów nież
w y o b ra źn ia. J e s t o n a podobna do szkła pow ięk­
szającego, lu b fałszu jąceg o , bo często p rz e d s ta ­
w ia rzeczy z u p e łn ie inaczej, n iż są w rzeczy­
w istości.
N ie trz e b a zw raca ć z b y t n i e j u w a g i n a
pok usy, an i się n iem i zbytecznie niepokoić
i m a rtw ić . K to b y ta k czynił, b y łb y podobny do
człow ieka, k tó ry sto ją c przed d rz w ia m i o tw ar-
tem i, h a ła s u je , ab y je w y łam ać.
P rz y k ła d C h ry s tu s a pok azu je n am , że p o k u ­
sa n ie jest grzechem , a n i też niedoskonałością,
jeżeli jej n ie szu k a m y i nie chcem y.
I g d y b y n a w e t sz a ta n rz u c a ł n a m i ja k p iłk ą ,
nie tra ć m y o tu ch y , bo i C h ry s tu s podobnie był
kuszony.
N iek tó rz y ty sią c z n y m p o d d a ją się s k r u p u ­
łom z pow odu po k u s i złych m yśli, ja k ie ich
tr a p ią ; n iep o k o ją się bez potrzeby, bo to jest
rzecz p ew na, że w ted y dopiero grzech się p o p eł­
n ia, g d y się n a p okusę zezw ala.
C hoćby p o k u sy p ły n ę ły z g w ałto w n y ch n a ­
m iętn o ści, choćby B óg n ie ja k o się u k ry w a ł i w y ­
d a w a ł n a s n a łu p słab ej n a tu rz e naszej i n a p a ­
ściom sza ta ń sk im , dopóki dobrow olnie n ie tr w a ­
m y w pok u sie i nie p o d d ajem y się z u p o d o b a­
niem p rzy jem n o ści, p rzeciw nej bożem u rozpo­
rząd zen iu, ta k d łu g o n ie m a m ow y o grzechu.
G rzech p o leg a n a dobrow olnem zezw oleniu.
Bóg n ie zawsze w y słu ch u je m o d litw y naszej
w te n sposób, żeby p o k u sa u sta w a ła , ale zawsze
ta k , żebyśm y zo stali u strze żen i przed zezwole­
niem . M u sim y m ieć tę m ocną ufność, że B óg
n ig d y n ie d o p u ści n a s k u sić p o n a d siły nasze,
że dlatego zawsze możemy sprzeciw ić się poku­
si ę, byleśm y tylko obcięli.2
4. Nie pow inniśm y jednak niebezpieczeństwa
pokus lekceważyć. D la w ieln ludzi h isto rja po­
kus jest h isto rją upadków i zguby.
Są czasem pokusy ta k silne, że im się trudno
wogóle oprzeć. Tych pokus szczególnie zaleca
nam się C hrystus strzec, do nich głównie sto­
suje się prośba M odlitw y P ań sk iej: 1 nie
w w ódź nas na pokuszenie.
5. P okusy nie są również bez pożytku. K to
nigdy nie był w boju, ten nie wie co to triu m f;
kto nigdy nie był kuszony, nigdy nie w ypróbo­
w ał swej cnoty.
P okusa oświeca nasz um ysł, abyśm y praw dę
lepiej poznali. Niweczy zbyt wysokie m niem a­
nie, jakie zwykle m am y o sobie. W mrocznem
św ietle swojem pokazuje nam całe zło, do jak ie ­
go jesteśm y zdolni, pokazuje też i stopień w ier­
ności, jakiśm y przy łasce bożej osiągnęli. N ikt
nie wie, n a co stać jego odwagę, dopiero nie­
bezpieczeństwo urn to okazuje.
P okusa w zm acnia i h a rtu je wolę. Im silniej
w ia try szarp ią drzewkiem, tern silniej zapuszcza
ono korzenie w ziemię.
P okusy zniew alają człow ieka do ściślejszej
łączności z Bogiem. N a cnotliw ych spuszcza
Bóg pokusy dlatego, żeby poznali dośw iadczal­
nie sw oją nędzę i potrzebę pomocy z nieba. Cały
ogrom ich skażenia sta je im przed oczyma. Złe
m yśli, podłe żądze różnego rodzaju w y p ełn iają
im duszę, nam iętności jak b y rozpętane; w do­
d atk u do niskich pożądań słabej n a tu ry p rzy ­
chodzą gw ałtow ne poduszczenia ze stro n y po-
tężnego szatana. Tak aż na krawędź zezwole­
nia przyprowadzony człowiek, czuje swoją bez­
radność; wtedy powinien się rzucić z ufnością
w ram iona Boga i z wdzięcznością chwycić się
środków łaski, jakie miłość boża zostawiła dla
naszego kierownictwa i ratu n k u w swoim Ko­
ściele.
Czas pokusy to czas, w którym z całą siłą
popychani jesteśmy do osiągnięcia celu naszego
życia: Za wszelka, radość poczytajcie, bracia
moi, gdy w rozmaite pokusy wpadniecie. W ie­
dząc, że doświadczanie w iary waszej sprawuje
cierpliwość. A cierpliwość ma doskonały uczy­
nek, abyście byli doskonali i zupełni, którym
na niczem nie schodzi.3
6. Aby nam pokusy przynosiły pożytek, trze­
ba im się we właściwy sposób opierać. Musimy
w czasie pokoju wzmacniać swoją wolę przez
dobrowolne ćwiczenia i panowanie nad sobą;
musimy czuwać i modlić się; musimy zachować
wewnętrzny spokój i odwagę.
Niektóre pokusy należy wprost zwalczać
z wielką stanowczością, tak, iżbyśmy sobie na
najdrobniejsze ustępstwo nie pozwalali.
Inne pokusy trzeba odstraszać i odpychać,
przeciwstawiając im praw dy w iary i przyka­
zania boże.
Innemi znów należy poprostu gardzić i zwra­
cać uwagę na co innego. Tyczy się to szczególnie
tych pokus, które pochodzą z wyobraźni. Złudne
obrazy fantazji podobne są do wędrownej tru ­
py teatralnej, która g ra wtedy tylko, gdy na
nią patrzą i tern bardziej się wysila, im większą
uwagę ludzie na nią zw racają; gdy się przesta­
ną nią interesować, powędruje gdzieindziej.
2, Jakót> 1, 2 i n.
R O Z D Z IA Ł X X X V I I I .

D ziałanie łaski bożej.


1. Życie c h rześc ijań sk ie o p iera się we w szy st­
kich sw oich p rz ejaw a ch n a lasce bożej i w spół­
d z ia ła n iu człow ieka.
N a d z ia ła n ie ła sk i hożej rzu ca szczególne
św ia tło h is to rja p o w o łan ia A postołów .
K im że b y li A postołow ie przed sw ojem po­
w ołaniem ?
B y li to prości, n iew y k sz ta łcen i ludzie z g m i­
nu. I nigdzie n ie czy tam y , żeby się k tó ry z n ich
odznaczył ja k ą ś szczególniejszą cn o tą. B y li to
ludzie po ziem sku u sp o so b ien i i z tru d n o ś c ią
p o jm o w ali n a u k ę zbaw ienia, głoszoną przez
C h ry stu sa . , t
A je d n a k zo stali po w o łan i n a A postoiow ,
aby z C h ry stu se m p rz e sta w a li,2 a wobec lu d zi
żeby b y li jego p o słam i i p rz ed staw iciela m i.
Z o stali w y b ra n i n a p a ste rz y , n au c zy cieli i k a ­
p łanów K ościoła, n a jego fu n d a m e n t i n a l ('ńo
rząd, b ęd ą sędziam i n a sądzie pow szechnym .'
Cóż stą d w y n ik a ? To, że n ig d y tw o ja słabość
i grzeszność n ie p o w in n a ci o d b ierać odw agi,
k ied y idzie o to, by pójść za w ezw aniem laski.
Owi ludzie w y b ra n i n a A postołów n ic z n a tu r a l ­
n y ch p rz y m io tó w sw oich nie w n ieśli n a tę go-
dność. Bóg zwykle posługuje się n a tu ra ln e m i
zdolnościam i człowieka, ale ich nie potrzebuje.
M iej więc w duszy to przeświadczenie, że
w dobrych uczynkach twoich łask a boża jest
wszystkiem , a ty praw ie niczem.
2. J a k się odbyło powołanie Apostołów?
Isto tn ą rzeczą było tu szczególniejsze działanie
łaski bożej n a ich wolę i rozum, posłużył się
jednak Bóg i zew nętrznem pośrednictw em . Ta-
kiem pośrednictw em był J a n Chrzciciel, a zw ła­
szcza publiczne ukazanie się C hrystusa.4
P. Jezus powołał Apostołów stopniowo, n a ­
przód wezwał ich do pójścia za sobą na jakiś
czas,3 następnie do pójścia z w yłączeniem innych
zajęć,6 a wreszcie w y b rał ich na apostołów 1
P rzy pow ołaniu uw zględnił P. Jezus ich n a­
tu ra ln e właściwości. A ndrzeja i J a n a pozyskał
uprzejm ością,8 Szym ona P io tra ukazując mu
wielkie przeznaczenie.9 Do F ilip a i M ateusza
zwrócił się z prostem zaproszeniem i wezwa­
niem .10 N atanaelow i odkrył jego sum ienie, jak
je tylko Bóg mógł znać.11 T ak to łaska szuka
punktów zaczepnych i korzysta z pich.
Co stąd w ynika? To, że z w ielką ufnością
pow inieneś odnosić się do bożej m iłości i łask a­
wości. J a k kochająca m atk a schyla się nad
swem dzieckiem, tak Bóg pochyla się nad tobą,
by cię tam zaprowadzić, gdzie cię mieć pragnie.
Pow inieneś przeto pilnie obserwować w so­
bie działanie łaski i ustaw icznie sta ra ć się tak
postępować, jak tego Bóg po tobie oczekuje.
3. Co wkońcu uczyniła łaska z apostołów?
W szyscy zostali przypuszczeni do zaszczytu
160

wspólnego życia z Jezusem , stali się jego rodzi­


n ą,12 otrzym ali udział w pełności jego w ładzy.13
Stosownie do tego zostali pow ołani do bardzo
wysokiej świętości; cała wzniosłość chrześcijań­
skiej cnoty m iała się w nich ujaw nić. I ta k się
też stało.
P io tr, niegdyś ta k bojaźliw y, z najw iększą
odwagą głosi praw dę C hrystusow ą _zgrom adzo­
nem u ludowi w dzień Zielonych Św iątek. A jak
Apostołowie, daw niej ta k ułom ni, znosili obelgi
i prześladow ania dla C hrystusa, czytam y
w D ziejach A postolskich: S zli od obliczności
rady, radujac się.14
P rzyjęcie łaski pow ołania nie w szystkich
jednak i nie od każdego zachowało błędu. P io tr
zap arł się P a n a , a Ju d a sz stał się naw et zd ra j­
cą.. Cóż stąd w ynika? Oto, n ie pow inienem m y­
śleć, że już jestem pew ny zbawienia, ponieważ
tyle otrzym ałem łask. Św. F ilip N ereusz m iał
zwyczaj modlić się eodzień: »Panie, trzym aj
mię, inaczej' dziś jeszcze stanę się tw oim
zdrajcą«.
7j tą zbaw ienną bojaźnią o zbawienie powi­
nienem łączyć silną ufność w potęgę łaski bożej.
Z siebie nic nie mogę, lecz wszystko mogę
w Tym, k tó ry m nie um acnia. Z każdego czło­
w ieka może być święty. J a także powinienem
za przykładem Apostołów pójść za wezwaniem
łaski, pójść prędko, z gotowością, radośnie
i w ytrw ale.

12. M t. 13, l(i; Ł k. 10, 23. — 13. M t. 10, 8; M r. 3, 15.


14, D z. 5, 41.
\

RO ZDZIAŁ X X X IX .
C ud w Kanie Galilejskiej.
1. Cud, dokonany na godach weselnych
w K anie G alilejskiej, ma szczególniejsze zna­
czenie w całej publicznej działalności C hrystusa.
Cud zm artw ychw stania C hrystusa jaśnieje
najw y raźn iej charakterem cudowności, cud zaś
w K anie jest p o c z ą t k i e m cudów Jezusa.1
Bóg okazał w tym cudzie, że może robić z n a ­
tu rą wszystko, co mu się spodoba. Cud ten, jak
z jednej strony przedstaw ia się p rostym i oko
licznościowym, tak z drugiej jest w iarygodnym
i nieodpartym
W cudzie tym widzim y Bóstwo zniżające się
do potrzeb ludzkości, ividzimy ja k ono się in te ­
resuje naw et drobnem i spraw am i i p ra g n ie n ia ­
m i mieszkańców ziemi. Okoliczność, że cud ten
został spełniony na godach weselnych, uczy nas,
że tego rodzaju radosne w ydarzenia w życiu
ludzkiem nic w sobie nie zaw ierają, coby się
Bogu mogło nie podobać. W skazuje też i na to,
że C hrystus połączył się w sposób nad p rzy ro ­
dzony z ludzkością jako jej oblubieniec.2
2. Powodem do cudu była obecność M atki J e ­
zusa na godach i jej p ełn a ufności prośba.
Zbawiciel, ja k się zdaje, nie m iał zam iaru
1. J a n 2, 11. — 2. E fez. 5, 32.

C hrzęść, filo z o fja ży c ia I I . 11

/
162

zdziałać pierw szego cu d u n a owych, godach w e­


selnych. W id zą c je d n a k w ielk ą w ia rę i ufność
sw ej M atk i, w idząc jej w spółczucie d la w eselni-
ków, u le g ł prośbie.
J u ż przez to sam o, że C h ry s tu s p rz y ją ł za­
p ro ś m y od lu d zi niezam ożnych, o k azał w ielk ą
życzliw ość d la ludzi.
I n ie je st to bez znaczenia, że P a n Je z u s
u c z y n ił p ierw szy cud, w łaśn ie w tenczas, k ied y
się p o żeg n ał z życiem rodzinnem , a rozpoczął
życie pu b liczn e i że go' u cz y n ił p rz y z a k ła d a n iu
ży cia rodzinnego k u ra d o ści jego uczestników .
Z o sta ła przez to doniosłość ży cia rodzinnego
w szczególniejszy sposób zatw ierdzona.
C ud w K a n ie jest godnem B oga-C złow ieka
zakończeniem bezpośredniego p rz y g o to w a n ia n a
p u b liczn y u rz ą d n au c zy cielsk i; je s t c h a r a k te r y ­
sty c z n y m d la B oga-C złow ieka w y stą p ie n ie m
z u k r y c ia życia p ry w a tn e g o n a a re n ę d z ia ła l­
n ości pub liczn ej u św ie tn io n e j cudam i. Cud ten
w zm ocnił w ia rę w u cz n ia ch C h ry stu sa , zaleca
n a m ufn o ść w B ogu, pok azu je potęgę w sta w ie n ­
n ic tw a M a tk i N ajśw .
C ud w K a n ie rozpoczyna ten n ie p rz e jrz a n y
szereg w y słu c h a n y c h m o d litw d zięki m a c ie rz y ń ­
sk iem u w sta w ie n n ic tw u N ajśw . P a n n y . J e s t to
w skazów ka, że w dziedzinie ła s k i w szystko
idzie przez ręce M a tk i Jezusow ej! T a k ten cud
pojm ow ało ch rześc ijań stw o od n a jd a w n ie jsz y c h
czasów i ta k p o jm u je go po dziś dzień.
*

RO ZDZIAŁ XL.
G orliw ość o chwałę bożą,
1. Szczególniejszem w swoim rodzaju w yda­
rzeniem jest fakt, że C hrystus, będąc w Jerozo­
lim ie podczas św iąt W ielkanocnych, wypędził
ze św iąty n i kupczących.1 C hciał się tu C hrystus
objaw ić jako Mesjasz, jako przez B oga posłany
nauczyciel, pan i refo rm ato r całej re lig j\
Powodem w yrzucenia były nadużycia, jakich
się dopuszczali handlujący, rozstaw iając swoje
k ram y w przedsionku, przeznaczonymi dla po­
gan i aż do przedsionka m odlących się żydów,
zakłócając tym sposobem spokój i skupienie po­
bożnych. Było te publiczne zgorszenie, nieusza-
now anie domu bożego i n adm ierna żądza zy­
sków.
P rzedtem p a trz a ł C h ry stu s na to nadużycie
z boleścią, lecz cierpliw ie, bo wdaAvanie się w tę
spraw ę nie było rzeczą pryw atnego człowieka.
K iedy jednak rozpoczął publiczny u rząd n a u ­
czycielski, gorliw ość o chw ałę bożą zmuisiła go
do surow ego w ystąpienia przeciw tym n a d u ­
życiom.
U czynił to z um iarkow aniem . D opiero gdy
łagodne upom nienie nie odniosło skutku, kazał
ubogim przekupniom wynieść k la tk i z gołębia-

1. J a n 2, 13—25.
11*
mi, han d larzy grubszym tow arem wypędził
precz, a w ekslarzom stoły pow yw racał. N ie c z y ń - '
cie dom u Ojca mego dom em kupiectw a. T ak
mówić może tylko Syn Boży.
Śm iały czyn C hrystusa był uderzeniem w po­
bielane groby obłudy i niew iary. D om agają się
ci wrogowie P a n a , by się w ytłum aczył z czynu
swego. Na to C hrystus objaw ia im słowem
i czynem posłannictw o swoje.
2. W tern zdarzeniu w ybuchła jasnym pło­
m ieniem czynna żarliw ość C hrystusa o chwałę
Ojca niebieskiego.2 Tow arzyszy m u ona w calem
życiu. Wszędzie, przy każdej sposobności, kied>
naucza po wioskach i m iasteczkach.3
C hrystus pow inien być dla ciebie wzorem
gorliwości.
Gorliwości o chw ałę Boga dom aga się od cie­
bie słuszność i spraw iedliw ość. Je śli szukasz
chw ały bożej, to zdążasz ku najw spanialszem u
celowi, ku którem u zm ierza wszystko stw orze­
nie, a naw et C h ry stu s i sam Bóg od wieków.
N iektórzy m ają fałszyw ą i szkodliwą pokorę,
nie chcą swoich zdolności używ ać dla służby
bożej i bliźniego pod tym pozorem, że są zbyt
słabi, albo zbyt skłonni do pychy. P ró żn a w y­
mówka! Boją się niewygód, przykrości, któieb>
ich spotkać m ogły, gdyby się jęli gorliw ej pracy.
3. Gorliwość jednak naszą m usim y wzorować
na przykładzie C hrystusa.
A więc pow inna być bezinteresow na, bo taką
była gorliwość Chrystusa'.4 On wszystko kiero­
w ał ku chw ale swego Ojca niebieskiego.-’ K to
szuka chw ały bożej, ten nie może szukać siebie,
165

m usi być gotów na życie tw arde i pokorne, na


prześladow anie i pogardę. C h ry stu s tylko z rąk
Ojca niebieskiego chciał wziąć należną sobie
chw ałę,6 a to ®a cenę poniżenia u ludzi, za cenę
życia swego.7
Gorliwość o chw ałę bożą pow inna być o fia r­
na. W ym aga ona bardzo często wyrzeczenia się
wzięcia u ludzi, w yrzeczenia się wygód i innych
przyjem ności życia.
Jeżeli więc potrzeba narazić się dla B oga na
niebezpieczeństwo, nie bój się ran. Lepiej jest
narazić się na niebezpieczeństwo pew nych nie­
doskonałości i zdziałać coś dobrego, aniżeli
z bojaźni grzechu nic nie robić.
Gorliwość ta m usi być jeszcze pełna m iary,
roztropna i rozum na.
Gorliwość gw ałtow na, bez m iary i oględno­
ści, raczej burzy niż buduje. W ielu dlatego
nie czyni nic dobrego, że chcą za wiele dobrego
robić; psują, co chcieli napraw ić.
Gorliwość tw oja pow inna dążyć do w i ę k ­
s z e j chw ały Boga. T ą większą chw ałą Boga
kierow ał się C h ry stu s w podejm ow aniu p rac y ;
zawisze obierał to, co było konieczniejsze, poży­
teczniejsze,-powszechniejsze i trw alsze.
Ludzkie sam olubstw o m ało rozum ie g orli­
wość o cześć bożą; jest ono żądne nagród, po­
chw ał i użycia; zaprzężone do służby bożej,
swojego wyłącznie szuka pożytku i nie chce
wzroku podnieść wyżej.
Dusza, zarażona samoilubstwem, s ta ra się
o cnotę i o gorliwość tylko jako o ozdobę swej
osoby, jako o zadowolenie swego egoizm u; nie
tyle się boi grzechu jako obrazy Boga, ile raczej

6. J a n 8. 50; 17, 1. — 7. J a n 13, 31.


166

jako osobistego splam ienia. Je j żal jest raczej


iry ta cją , niż boleścią, a to co uw aża za sk ru ­
szenie serca jest odruchem obrażonej próżności.
Żeby się takiej nieszlachetności oprzeć, n a ­
pełniaj swą duszę wzniosłem i m yślam i, zmie-
rzającem i ku większej chwale Boga. Czemże bo­
wiem jest twoje szczęście, twoje zadowolenie
w porów naniu z uczczeniem Najwyższego. U n i­
żaj więc siebie, byle tylko dla większej chw ały
Boga pracow ać!
ROZDZIAŁ XLI.
Ufność w Bogu.
1. Ufność jest to zsdanie się na Boga, jest to
wewnętrzne przekonanie, że Bóg nas nie opuści.
Ufność jest to uznanie złożone boskiej wszech­
mocy, mądrości, dobroci i wierności.
Trudności, jakie się zwykle łączą z ufnością,
są po części wewnętrzne, po części zewnętrzne,
a po części płyną z niezrozumienia bożego^ spo­
sobu postępowania. Trzy cuda ewangeliczne
pouczają nas, jak w tych wszystkich trudno­
ściach mamy się spodziewać opieki i pomocy
bożej.
Cudowny połów r y b 1 musiał chyba P iotra
przekonać, że dla tego, kogo Chrystus woła, zby­
teczne są wszelkie niespokojne troski o rodzinę,
o utrzym anie, o przyszłość w nowym zawodzie
apostolskim. Otrzymał w tym cudzie rękojmię,
że na słowo Pańskie wszystko pójdzie szczęśliwie.
Cudowne uciszenie b u rz y 2 miało wzmocnić
apostołów przeciw wszelkim zewnętrznym tru ­
dnościom i prześladowaniom. Chrystus wyrzuca
Apostołom brak w iary w jego Bóstwo, które
nigdy nie śpi i nikogo nie opuszcza.3 Któż to
jest, kto wiatrom i bałwanom m orskim rozka-

3 M at. 8,26. M r. 4, 40. Ł u k . 8, 26.


2 M at. 8, 23 n. M a rek 4, 35 n. Ł uk. 8, 22n .
3. M at. 8, 26; M ar. 4, 40; Ł u k . 8, 26.
168

żuje? Burze i prześladowania przyjść muszą;


przynosi je samo naturalne przeciwieństwo,
istniejące pomiędzy chrystjanizm em a światem.
Bóg jednak nie pozwoli, aby dzieło rąk jego
miało zostać zniweczone.
Cudowne chodzenie C hrystusa po m orzu4
miało pobudzić apostołów do ufności w Bogu
we wszystkich okolicznościach. Apostołowie byli
wysłani na morze przez Chrystusa w czasie bu­
rzy, toteż walcząc ze wzburzonym żywiołem,
wiele zażyli trudu. W tem ukazał im się Chry­
stus chodzący po falach jak po ziemi; chciał im
przez to dać dowód swej potęgi nad żywiołami
i wzmocnić w nich ufność. Cud ten nie był bez
wpływu na Apostołów.5
P io tr prosi Chrystusa w zbytniej gorliwo­
ści, by mógł do niego pójść po wodzie. Chrystus
rzekł: Pójdź. Ponieważ jednak ufność P iotra
była słaba, począł tonąć. Woła więc do P ana
o pomoc i Pan wyciąga doń rękę z ratunkiem .6
2. I tyś powinien ufać w P anu we wszelkich
okolicznościach. On nigdy nie zażąda tego, co
przechodzi twoje siły. P an myśli o tobie; on ci
towarzyszy wszędzie, poznany czy zapoznany;
uśmierza burze, dodaje odwagi, leczy ułomności.
Nigdy nie bądź nieostrożnym i zuchwałym,
a gdyś nim był i czujesz ludzką słabość, nie
trać serca! Ręka P ana jest blisko ciebie, możesz
ją uchwycić przez modlitwę i ufność.
Ufność taka jest konieczna; jest uzasadniona,
jest ona oznaką silnego serca, szczerej czci Boga.
Nie trać odwagi, gdy Bóg wbrew twoim
oczekiwaniom spuści na ciebie ciosy; są to ciosy

4. M a t. 14, 24 n. M r. 6, 47 n. J a n 6, 17 n.
5. J a n 6, 18. 19. M at, 14, 33. — 6. M at. 14, 30. 31.
przyjacielskie, wyleczą one u k ry te wrzody, któ­
re możeby ci zgubę przyniosły.
»Ludzie najbardziej ciem ni i nieokrzesani —
mówi św. E frem — wiedzą, jak i ciężar może
unieść ich osioł i nie obciążają go ponad siły.
G arncarz wie, ja k długo glina m a być w piecu
trzy m an a i dopóty ją w ogniu trzym a, dopóki
potrzeba. N ierozw ażnie więc mówisz, kiedy po­
wiadasz, że Bóg, k tó ry jeisit przecie nieskończoną
praw dą i m iłością, kładzie na ciebie ciężar za
w ielki i każe ci zadługo w piecu doświadczeń
pozostawać «.
RO ZDZIAŁ XL1L
Potęga modlitwy.
1. C hrystus n iera z w ypow iadał tę m yśl:
Jeśli we mnie trwać będziecie, a słowa moje
w' was trwać będa, czegokolwiek zachcecie, pro­
sić będziecie i stanie się w am .1
M am y się do B oga modlić, nie żeby go do­
piero przez m odlitw ę powiadom ić o naszych ży­
czeniach, lecz żeby go w sposób odpow iadający
ludzkiej n atu rze uznać za W szechmocnego, któ­
ry nam pomóc może, za W szechwiedzącego, k tó ­
ry zna prośby nasze, za m iłującego nas Ojca,
któ ry nam chętnie chce dopomóc.
Przez m odlitw ę w ykonujem y a k ty cnót, któ­
re n ajhardziej odpow iadają naszem u stosunko­
wi do B oga i naszem u przeznaczeniu.
M odlitw y nasze m uszą być przeniknięte
ufnością W ielu idzie z naczyniam i po wodę do
studni: wszyscy czerpią ivodę, ale nie wszyscy
jednakow o wiele; im większe naczynie, tern w ię­
cej n ab ierają. Im większe naczynie ufności,
które bierzem y na m odlitw ę, tern więcej łask
zaczerpniem y.
Prośbie n a ziem i odpowiada w ysłuchanie
w niebie. Bóg przyobiecał w ysłuchiw ać mo­
dlitw y.

1. Jan 15, 7.
171

M odlitw y zm ierzają do dobrego. Czyżby do­


bry Bóg, dawca wszelkiego dobra, nie m iał ża­
dnej. dobrej racji, by w ysłuchać modlitwę?
W szelki popęd do dobrego, ja k i widzim y
w stw orzeniach, pochodzi ostatecznie od Boga;
a więc i ten popęd do dobrego, którego n a tu ra l-
nem w yrazem jest m odlitw a, również pochodzi
od Boga. Je śli Bóg m iał po tem u rację, żeby
wlać do piersi ludzkiej dobre pragnienia, to mo­
że m ieć również rację, by pomóc do spełnienia
tych pragnień.
2. Isto ty rozum ne sto ją daleko bliżej Boga,
aniżeli isto ty nierozum ne. D latego też p rag n ie­
nia, jakie pow stają w sercach ludzkich, większe
w oczach B oga m ają znaczenie, aniżeli dążenie
isto t nierozum nych.
M iałżeby Bóg, k tó ry z tak ą hojnością zaspa­
k a ja potrzeby najm niejszego robaczka, nie do­
prow adzić do pożądanego celu prag n ień szla­
chetnego' człowieka?
Dobroć serca, z ja k ą dobrzy ludzie s ta ra ją
się wedle sił zaspokoić słuszne p rag n ien ia swo­
ich bliźnich, jest tylko słabym odblaskiem owej
nieskończonej dobroci serca, k tó ra jest w łaściw ą
Bogu.
Je śli dla wszechmocnego B oga nie było rze­
czą zbyt m ałą stw orzyć mię, to nie będzie
również za m ałą pomóc mi.
Gdy zważy się na poufny stosunek B oga do
człowieka, nie będzie ulegało żadnej w ątpliw o­
ści, że niejedno, co Bóg spraw ia w przyrodzie,
sp raw ia dla m odlitw bogobojnych ludzi.
Św. Tom asz z A kw inu pow iada, że aby mo­
dlitw y osiągnęły skutek u Boga, nie potrzeba
n a ru sz a n ia niezm iennego porządku, ustanow io­
nego przez O patrzność; w szak ta Opatrzność
172

Boża, już przed wiekam i, przed stw orzeniem


św iata wiedziała, które m odlitw y zasługiw ać
będą na w ysłuchanie i odpowiednio do tego
św iat urządziła.
My m odlim y się nie dlatego, aby ustanow io­
ny przez Boga porządek zmienić, lecz aby o trz y ­
m ać to, co według boskiego rozporządzenia jest
przyw iązane do naszej m odlitw y.
Gdy się m odlim y o rzeczy d o c z e s n e , czę­
sto Bóg nie w ysłuchuje próśb naszych, tak ja k ­
byśm y tego chcieli. Pochodzi to stąd, że nasze
m odlitw y noszą n a sobie piętno krótkow idztw a,
albo słabości woli, albo też z powodu naszego
krótkow idztw a i słabości woli nie odpow iadają
zam iarom bożym. Gdzież znajdziem y tak ich ro ­
dziców, któ rzy b y w szystkie p rag n ien ia swych
dzieci z asp ak ajali! W szak i C hrystus m odlił się
na górze Oliwnej, a jednak kielich boleści nie
został od niego oddalony.
R O Z D Z IA Ł X L I I I .
Gorliwość o zbawienie dusz i apostolstwo.
1. G orliw ość o zb aw ien ie dusz je s t to ta k a
m iłość k u ludziom , k tó ra w szy stk ich chce u cz y ­
n ić szczęśliw ym i p rzez w zg ląd n a wieczność.
G orliw ość o zb aw ienie dusz n ie b y ła w C h ry ­
stu sie c n o tą p o d rzęd n ą, k tó rą b y ty lk o m im o­
chodem p ełn ił, nie! w chodziła ona w isto tę jego
p o słan n ictw a . W szak Z baw iciel przyszedł ^ n a
św iat poto, ab y lu d sw ój odkupić.1 Celem jego
d ziała ln o śc i było, a b y w szyscy lu d zie o trz y m a li
p ra w d ziw y żyw ot.2 .
G orliw ej p ra c y n a d d u szam i o d d aw ał się bo­
ski Z baw iciel w zu p ełn ej h a rm o n ji z w olą sw e­
go O jca niebieskiego. P ra c o w a ł z m iłością k u
n am lu dziom ; nie za d o w alał się w spółczuciem ,
życzeniam i, ale p o su w ał się do o fiar. P ra c o w a ł
bezin tereso w n ie; n ie szu k a ł ziem skiej s a ty s fa k ­
cji czy p o ży tk u osobistego, ale ty lk o chw ały
B oga. P ra c o w a ł z w ielk ą ro z tro p n o ścią.
2. C h ry s tu s chce, ab y w szyscy jego w y zn aw ­
cy, k ażd y odpow iednio do sw ego sta n u , p o sia­
d a li g o rliw ość a p o sto lsk ą o zbaw ienie dusz.
N iech się n ik t n ie u w a ża za dobrego c h rze­
ś c ija n in a , jeśli go nie obchodzą dusze, za k tó re
C h ry s tu s K re w sw o ją p rz e n a jśw ię tsz ą w ylał.

1. M at. 1, 21. — 2, J a n 6, 40; 10, 10.


174

Je st apostolstw o publicznego nauczania, któ­


re Bóg dał tylko Kościołowi i którego nie mo­
żna spełniać bez szczególnego, kościelnego po­
słannictw a. Oprócz tego jest jeszcze apostolstw o
pryw atnego nauczania, apostolstw o m odlitw y,
apostolstw o dobrego przykładu, apostolstw o ja ł­
m użny w celu podtrzym ania dzieł, poświęco­
nych trosce o zbawienie dusz.
M usim y pom agać Kościołowi w jego w iel­
kich zadaniach apostolskich. Obowiązani je ­
steśm y do o fiar dla rodziców i krew nych, dla
naszej ojczyzny, o ileż więcej obowiązani jesteś­
my do o fia r dla Kościoła.
Z aciągnij się do służby praw dzie. Cóż bo­
wiem może Bóg dać człowiekowi większego' nad
praw dę?
M ódlcie się jed n i za drugim i, abyście byli
zbaw ieni.3 Zbaw ienie dusz zawisło tak od mo­
dlitw, jak i od p rac naszych podejm ow anych
dla w zajem nego uśw ięcenia się.
R a tu j to, co się da ratow ać! Bądź jednak
ostrożny! W szelką ostrożność powinieneś zacho­
wać w rato w an iu tych, którzy się już topią,
abyś ra tu ją c ich, razem z nim i nie utonął. Są
ludzie, co nie um iejąc pływ ać, rzucają się do
wody, aby ratow ać tonącego, lecz i jem u nie
pom agają i sam i giną.
Troszcząc się o zbawienie dusz innych, nie
powinieneś o swojej zapom inać. N adarm o się
tru d zi ten, k tó ry chce innych popraw iać, a nie
rozpoczyna od siebie.
Ci, k tó rzy chcą szerzyć dobro wśród ludzi,
muszą się sta ra ć, żeby nie tylko Bogu się po­
dobali, ale żeby dla B oga i ludziom m iłym i byli.

3. Jakób 5, 16.
175

N iech u m ie ją g o rliw ość o ch w alę bożą dostoso­


w ać do w łaściw ości ró ż n y ch ludzi.
Z lu dźm i, n a w sk ro ś po ziem sku czującym i,
nie n ależy m ów ić o d razu o w yższej cnocie, zn a­
czyłoby to zapuszczać w ędkę bez p rz y n ę ty .
»Weź m i P a n ie wszystkoi, pozw ól m i tylko
dusze ra to w a ć !« — t a k się m odlił św. F r a n c i­
szek Salezy.
RO ZDZIAŁ X L IV .
Potęga dobrego przykładu.
1. T a k niechaj św ieci św iatłość wasza przed
ludźm i, mówił P. Jezus, aby w idzieli u c zyn k i
wasze dobre i chw alili Ojca waszego, k tó r y jest
w niebiesiech.1
Św iat został naw rócony do ch rystjanizm u
nie tylko przez nauczanie Apostołów, ale i przez
przykład cnót chrześcijańskich.
W ięcej znaczy łu t dobrego przykładu, niż sto
funtów słów. Bez dobrego życia słowa s ta ją się
zgorszeniem; będą ja k ten dzwon, k tó ry dzwo­
ni i zwołuje na nabożeństwo, a sam nigdy do
kościoła nie wejdzie.
W oda p rzy jm u je dobre lub złe właściwości
pokładów ziemi, przez które przechodzi — z po­
stępow ania niejednego człowieka poznać z ja k i­
mi ludźm i obcuje.
2. W ystrzegaj się jak najbardziej, byś d ru ­
gim nie daw ał złego p rzykładu; tak raczej po­
stępuj, abyś był zbudowaniem , ale niczego nie
rób z tym jedynie zam iarem , aby cię chwalono.
C hrystus ostrzega w n ajbardziej stanow czy
sposób przed grzechem zgorszenia. A zgorsze­
niem jest wszelki czyn, mowa, opuszczenie, któ­
re innych wiodą, albo do fałszywego o Bogu

J. M a t. 5, 16.
177

pojęcia, albo do grzechu, albo ich sprow adzają


z drogi cnoty.
Zgorszenie może być dwojakie, jest albo wła-
ściwem uwiedzeniem, gdy się um yślnie kogoś
do grzechu pociąga, albo grzeszmą okazją, gdy
się czyni coś złego, choć się przew iduje, że tern
pobudzim y bliźniego do grzechu.
Muszek przyjść zgorszenia, pow iada P a n J e ­
zus, lecz dodaje, że biada człow iekow i onemu,
przez którego zgorszenie przychodzi.2 Tym, k tó ­
rzy m aluczkich i słabych gorszą, grozi Zbaw i­
ciel, ta k zawsze pełen um iarkow ania, strasznem
»biada« i mówi, iżby im lepiej było, gdyby się
z nim i obchodzono jak z psam i parszyw em i.
Grzech zwykłego człowieka podobny jest do kie­
szonkowego zegarka, k tó ry gdy źle idzie, w błąd
tylko jednego człowieka wprowadza, lecz w y­
kroczenie człowieka wysoko postawionego, to
ja k Zegar wieżowy źle idący, k tó ry całe m iasto
w błąd wprowadza.
J a k grzechem jest daw ać innym zgorszenie,
tak też jest grzechem zbyt łatw o się gorszyć.
B łędy nie sta ją się przez to godne naślado­
w ania, że się ich czasem dobrzy dopuszczają.
W ielu widzi, że ten lub ów w ielki człowiek uw i­
k łał się w takie czy inne błędy, lecz m ało kto
chce zrozumieć, że ci wielcy ludzie nie dlatego
są wielcy, że te lub owe popełniają błędy.

2. M at. 18, 7.

Chrzęść, filo zo f ja ży cia II. 12


RO ZDZIA Ł XLV.

Troska o dzieci.
1. C h ry stu s bardzo kochał dzieci i był dla
nich nadzw yczaj łaskaw y: Dopuśćcie dziate-
czhom iść do mnie... a nie zakazujcie im... i k ła ­
dąc na nie ręce, błogosławił je..j K to kolw iek
jedno z takow ych dzieciątek p rzyjm ę w im ię
moje, m nie p rzyjm u je ; a kto kolw iek m nie p r z y j­
muje, nie m nie p rzyjm u je, ale Tego, k tó ry m nie
posłał.2
Co do dzieci nie zm ienia C hrystus w niczem
porządku naturalnego, ustanow ionego przez
Stw órcę; n ad aje mu tylko głębszy fundam ent
i wyższe znaczenie.
Dzieci zgodnie z ty m porządkiem skazane są
siłą rzeczy w swoim rozwoju cielesnym i d u ­
chowym na pomoc i w pływ y ta k rodziców, jak
później innych starszych osób. S tąd to owe
straszne »biada«, rzucone przez C hrystusa tym ,
którzy by się odważyli gorszyć dzieci.3
W ychow anie dziecka polega na tern, aby je­
go przyrodzone dobre skłonności w zm acniać
i rozw ijać, złe zaś tam ow ać, a przez to^ czynić
serce dziecka podatnem n a w pływ y łaski hożej;
polega dalej na tern, żeby czuwać nad całym

1. M a t. 19, 13—15; M a rek 10, 13—16; Ł u k . 18, 15—17.


2. M arek 9, 36; Ł u k . 9, 48; M at. 18. 5. — 3. M at. 18, 6.
179

jego rozwojem i nad tem wszystkiem, co w pły­


wa na ten rozwój.
2. D la w szystkich wychowawców najlepszym
nauczycielem i wzorem jest C hrystus.
Ma on (idziemy tu za biegiem' m yśli 0. Me-
schlera) wszystkie przym ioty, jakie powinien
mieć wychowawca. Zawsze um ie utrzym ać po­
wagę, ja k ą otrzym ał od swego Ojca niebieskie­
go. Je st wzorem m iłości ku słabym , potrzebują­
cym pomocy, zwłaszcza dzieciom, jest wzorem
łagodności, słodyczy, współczucia i cierpliwości.
Wszędzie okazuje ową roztropność, k tó ra do do­
brego celu odpowiednie w ybiera środki.
C hrystus sp raw u je dzieło w ychow ania nie
dla ziemskich korzyści, lecz uważa: je jako
przednie jszą część posłannictw a, jakie m u Ojćiec
niebieski powierzył.
W w ychow aniu głów ną rzeczą nie są ziem­
skie cele, lecz w ielki cel ostateczny, t. j. zba­
wienie wieczne, którem u należy wszystko pod­
porządkować. Co pomoże człowiekowi, g d yb y
cały św iat pozyskał? 4
M istrzostwo w sztuce w ychow ania polega na
tern, aby człowieka tak usposobić, iżby n a jw ła ­
ściwiej i n ajszlachetniej używ ał swej wolności.
Zbawiciel widzi w człowieku dziecko swego Ojca
niebieskiego, toteż z najw iększą starannością
bierze wszystkie jego zdolności do swej szkoły
wychowawczej. Bierze jego wolną wolę, pobu­
dza ją tak do w ypełniania koniecznych obo­
wiązków, jak i do dążenia do najw yższej dosko­
nałości/' B ierze również do swej szkoły słabości
n a tu ry ludzkiej i nalega, żeby ją ciąglle u m a r­
tw iać i nad niem i panow ać.6 Zachęca do zapar-
4. M at. 16, 26. — 5. M at. 19, 17, 21.
6, M at. 16, 24; Ł u k . 9, 23; 17, 33; J a n 12, 25.
12*
180

cia siebie często w p rzeró żn y ch zw ro tach


i o b ra z a c h .7
J e d n ą z n ajw a ż n ie jsz y c h i k o n iecznych części
dobrego w y c h o w an ia jest re lig ijn e ośw iecenie,
częste w sk az y w an ie n a o statec zn y Ćel człow ieka,
n a pobudki, s k ła n ia ją c e do pobożności i do ćw i­
czenia się w cnotach.
I n n y w ychow aw czy środek polega n a obie­
tn ic a c h i n a g ro d a c h . Z baw iciel w iele w y m ag a,
ale obiecuje jeszcze w ięcej i n ie je st sk ą p y
w u z n a n iu i pochw ałach. .
W każdem dziecku je st m a te r ja ł n a an io ła,
ale też i n a szatana) W ie lk ie w a d y ju ż w dzie­
cku z d ra d z a ją się przez m ałe początki. N iedo­
brze to d la dziecka, jeśli się z a d aw a la w szystkie
jego z a c h c ia n k i i g ry m a sy .
N a p o m n ien ia , groźby, k a r y n ależą rów nież
do środków w ychow aw czych. Z baw iciel także
ich u ży w ał, lecz w ta k i sposób, że nie o d ra zu za­
czy n ał od gróźb i k a r a n ia ,8 że w ięcej zach ęcał
ja k groził, że gróźb i k a r y w tenczas dopiero
używ ał, g d y in n e śro d k i o k az ały się b ezsk u te­
czne. Gdzie zaś w id ział d o b rą wolę, b y ł w z ru sza­
jąco d o b ry w sw ych u p o m n ie n ia c h ;0 i rz ad k o
ty lk o u ży w ał surow ego to n u .10
D alszym śro d k iem w y ch o w aw czy m jest p r a k ­
ty czn e ćw iczenie w dobrem . P rz y w ielu cu dach
w y m a g a C h ry s tu s jak o w a ru n k ó w : w ia ry
i u fn o śc i.11 U czniów sw oich ćw iczył w pokorze.
Często k o rz y s ta ł z n a d a rz a ją c y c h się okoliczno­
ści, a b y do n ic h n aw ią zy w a ć swe n a u k i i n a p o ­
m n ie n ia .12 Często o b o strzał ćw iczenia, m ianow i-
7 Ma t . 7, 13; Łuk. 13, 24. — 8. Łuk. i), 56; J a n 3. 17; 12, 17.
n r n *»0 . OH 07. Ol 1^

11. Ma t . 9, 28; 15, 28; Mar. a, zz; uu*.. j *, ^v, ...


12. Łuk. 12. 13 n. ; 13, 1 U.; 14, 7 n . ; 18, 24 n,
ci© w m odlitw ie, zaparciu się, cierpliwości,
miłości.
Zbawiciel nigdy nie przesadza, nikogo zbyte­
cznie nie obciąża;13 nie jest n a trę tn y , nie na
w szystko kładzie jednakow y nacisk, lecz^ taki,
ja k i w danych w aru n k ach uw aża za najodpo­
w iedniejszy; uw zględnia zawsze stopień dobrej
woli każdego.14
3. Zbawiciel przeoczą m niejsze uchybienia
przez wzgląd na większe dobro.15 Stosuje się do
um ysłowości tych, z k tó ry m i m a do czynienia;
z każdym postępuje odpowiednio do jego cha­
ra k te ru i usposobienia. Inaczej tra k tu je J a n a ,1'
inaczej F ilip a i M ateusza,17 inaczej N a ta n ae la.18
Porywczego, zaufanego w sobie P io tra p ro w a­
dzi słowem zachęty,19 łagodnem ,20 to znów
ostrem napom nieniem ,21 pow ażną p rz e s tro g ą "
do chrześcijańskiej pokory i m ęstw a; nie od­
w raca się od P io tra mimo jego błędów i u p a d ­
ków.23
Z w racał też C hrystus baczną uw agę na
grzeszne skłonności Apostołów ; n a ich żądze
sław y,24 na ich zazdrość25 i w ystępow ał sk u te ­
cznie przeciwko tym wadom.
Pobudzał ich do wszelkich cnót: do w ia ry ,26
do oderw ania się od rzeczy ziem skich,27 do czuj­
ności,28 do wyrzeczenia się dostatków ,29 do cier­
pliwości i radow ania się z prześladow ań;30 od
uczniów swoich żąda p racy .31
182

W ysyła kilk ak ro tn ie uczniów n a prace apo­


stolskie, oględnie jednak, oszczędza ich jako po­
c zątk u jący ch ;32 po powrocie słuchał, ja k m u
opow iadali o swej p rac y i powodzeniu.33 P ra w ­
dziwie po ojcowsku troszczy się Zbawiciel o do­
czesne potrzeby A postołów,34 bro n i ich od n a p a ­
ści faryzeuszów .35
K iedy pracujesz n ad dziećmi, m iej oczy
zwrócone n a wzór najlepszego wychowawcy
C hrystusa. W ychow uj je w duchu C hrystusa
i według, jego zasad. W ychow anie bez C h ry stu ­
sa przynosi tylko zam ieszanie i zepsucie. Nowo­
czesne, bezreligijne w ychow anie w ydaje ludzi,
którzyby tylko chcieli używ ać i błyszczeć; nie
są oni szczęściem ludzkości, lecz jej biczem.

32. M a t. 10, 5; M arek 6, 7; Ł u k . 10, 1. — 33. M arek 0, 30.


31. Ł u k . 10, 7; L2, 33. — 35. M arek 2, 16.

-U. - ' -
RO ZDZIAŁ X L V I.
Zgodiiwość.
1. Zgodliw y jest ten, kto nie szczędzi ofiar,
by żyć z ludźm i w zgodzie i p rzyw racać zam ą­
cony spokój. B łogosław ieni pokój czyniący,
albow iem oni będą nazw ani sy n a m i bożym iJ
N apełnijcie wesele moje, mówi Apostoł, abyście
toż rozum ieli, tęż m iłość mając, jednom yślni,
jednoż rozum iejąc.2
J a k inne cnoty chrześcijańskie, ta k zgodli-
wość jest n a jp ie rw cnotą n a tu ra ln ą ; ch rystja-
nizm jed n ak dał jej wyższe pobudki, przez łaskę
uczynił ją zdolną do1o fia r i podniósł ją do w a r­
tości nadprzyrodzonej.
Bądź przezorny. Ludzie są skłenni w yjaw iać
swoje poglądy stosownie do swych interesów ,
a jeśli usłyszą coś nowego, oceniają to według
powziętych już przekonań.
Do sprzeczki potrzeba zawsze dwóch osób;
starajże się, abyś w zw ykłych w arunkach nigdy
nie był tym drugim .
W ogóle u n ik aj cierpkiego ścierania się roz­
m aitych m niem ań; m ogą jed n ak zajść wy­
jątkow e okoliczności, w k tórych obowiązkiem
jest w ybrać raczej wojnę, niż pokój.
W tedy tylko możesz się sprzeciw iać innym ,

1. M at. 5, 9. — 2. F ilip 2, 2.
gdy masz rozum ne powody. Rozróżniaj jednak
zawsze m iędzy tern co dobre i słuszne, a tern
co złe i fałszywe.
W ystrzegaj się wszelkiego rozgoryczenia.
Zadałeś kom u ranę, s ta ra j się na n ią plaster
przyłożyć, byle nie za m ały, a n i za wielki.
Są ludzie tak cierpkiego usposobienia, że
zawsze p a trz ą n a to co n a g a n y godne; nie po­
chodzi to u nich ze złości, ale z n a tu ra ln e j
skłonności. Ciągle się skarżą, zw ykle przesa­
dzają, tak że z igły robią widły. Je śli się z ta-
kiem usposobieniem jeszcze złośliwość połączy,
to pow iększają w szystko do niem ożliw ych roz­
m iarów.
Szlachetny um ysł s ta ra się najp ierw w szyst­
ko uniew innić, jeśli nie w prost, to p rzynajm niej
nie zw racając na złe uw agi. Ale uniew innianie
ma swoje granice. Można bezwinmie błądzącego
tolerow ać i szanować, nie staw iając ato li błę­
du na rów ni z praw dą.
2. Człowiek cnotliw y podobny jest do drze­
wa okrytego gęstym liściem, które choć w y sta­
wione n a upał prom ieni słonecznych, zawsze
zachowuje m iły chłód pod swemi konaram i.
Nie używ aj przeciwko złemu tak ich środ­
ków, któreby je tylko m ogły pogorszyć.
S ztuka lek arsk a zależy często na tern, aby
żadnych nie stosować środków. Czasowe u stę p ­
stwo' zapew nia n ieraz zw ycięstw o n a przy­
szłość.
Źródło zmącone samo się oczyści, byle je
sam em u sobie zostawić. N a niezgodę i zam ie­
szanie najlepszem lekarstw em byw a często zo­
staw ić rzeczy ich n a tu ra ln e m u biegowi, w tedy
same się uspokoją.
185

Trochę przekory jest m iłą zapraw ą rozmo­


wy. Nie trzeba jednak z m usztardy robie głó­
wnego dania
N iejedna sprzeczka podobna jest do kłótni
dwóch łysych o grzebień.
B yw ają takie niespokojne ch arak tery , które
ze w szystkiego chciałyby zaraz wszczynać woj­
nę. W szystko, co tylko zrobią, lub powiedzą, ma
im pom agać do zwycięstwa. Nie praw da, lecz
upór przy swojem jest ich głów ną do sprzeczki
pobudką.
Ucz się znosić przeciw ieństw a, nie tracąc
przytem spokoju. W ystrzegaj się zwłaszcza
wzburzenia, gdy cię abakują z powodu praw dy.
Gniew szkodzi nie tylko tobie, lecz i p raw ­
dzie, której bronisz.
Nasze czyny, sprzeczki i n a g an y łatw o mogą
sprow adzić burzę, dlatego bądź zawsze spraw ie­
dliw ym i wesołym, a to będzie najlepszą tw oją
obroną.
W obcowaniu z ludźm i nie bądź ja k to szkło
kruche, które pry sk a za lada dotknięciem . Głu­
potą jest O' byle obrazę gryźć się i m artw ić.
3. Naogół u n ik aj tego, co w pada w oczy.
Bądź uprzejm y. Dobre obejście się z ludźm i jest
ozdobą życia, a słowo uprzejm e maże niejedną
zażegnać trudność. Czemużbyśmy nie m ieli
uprzejm em słowem szerzyć dobrego? J e st to
w ielka roztropność życiowa um ieć odpowiednie
słowo rzucić w odpowiednim czasie. B yś mógł
być pokój szerzącym, s ta ra j się być m iły
i uprzejm y.
Je śli nie możesz przez swoje^ (pośrednie czy
bezpośrednie) wpływ y przerobić kogoś n a ta ­
kiego, jak im być powinien, to musisz z całą
cierpliw ością i łagodnością cierpieć go takim ,
jak im jest.
U m iej w odpowiedni sposób odm awiać. P o­
złocone »nie«. jest n ieraz milsze, niż kolczaste
»tak«.
RO ZDZIAŁ X L V II.
W spółczucie dla ludzkiej n ędzy .
1. In sty n k t współczucia m a źródło w ludz­
kiej naturze. W człowieku uczucie to staje się
podstaw ą cnoty n a tu ra ln e j. Ta zaś cnota, uza-
cniona łaską i pobudkam i chrześcijanskiem i
n ab iera znaczenia nadprzyrodzonego. ^
W spółczucie dla ludzkiej nędzy jaśnieje w ży­
ciu Zbawiciela przejasnem św iatłem . O n im to
czytam y: Ślepi widzą, chrom i chodzą, trędowaci
byw ają oczyszczeni, g łu si słyszą, u m a rli zm ar­
tw ychw stają, ubogim E w angelję opowiadają.1
W spółczując głodnej rzeszy dokonał C h ry ­
stus cudownego rozm nożenia chleba,2 ze w spół­
czucia przyw rócił do życia jed y n ak a wdowie
z N aim ,2 a stroskanem u o jcu uzdrow ił chłopca.'
D la każdej nędzy i każdej boleści m iał C hry­
stus szczere współczucie.5 Ileż to razy oczy jego
n ap ełn iały się łzam i n a widok nieszczęścia ludzi
biednych i opuszczonych.6 Przeszedł przez ży­
cie siejąc błogosław ieństw a i dobrodziejstw a.'
2. T ak pow inni czynić i chrześcijanie. W szak
C h ry stu s m iłosierdzie co do cia ła ustanow ił ja ­
ko w ielką księgę praw a, wedle której dokona się
sąd nad światem . Toteż pow inniśm y lać łago-

1. M at. 11, 5. — 2. M a t. 14, 14 n. — 3. Ł u k . 7, 15.


4. Ł u k . 9, 43. — 5. M a t. 8, 16; 15, 32.
dzącą oliwę i wino n a ra n y bliźniego i być nie-
znużeni a v pom aganiu i pocieszaniu.
A jeśliby brat i siostra byli nadzy i 'potrze­
bowaliby powszedniej żywności, a rzekłby im
który z was: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i na­
syćcie się, a %iie dalibyście im, czego potrzeba
ciału: cóż pomoże? 8
O tw iera się tu olbrzym ie pole dla chrześci­
jańskiej miłości. Nie pow inna ona nigdy patrzeć
wstecz, ale zawsze spoglądać naprzód, bo m ała
jest liczba w yśw iadczonych już dobrodziejstw,
a niezm ierna jest nędza, k tó rą trzeba łagodzić.
W spółczucie chrześcijańskie m a swoje źró­
dło w m iłości bożej, k tó ra n ap ełn ia życie ocho­
tą do czynu i ofiarności.
Inaczej rzeczy sto ją w świecie niechrześci­
jańskim . I tam , zwłaszcza u n a tu r miększych,
spotyka się często in sty n k t współczucia, in ­
sty n k t ten jednak nie wychodzi ze sfery uczuć
zwierzęcych. W św ietle samego rozum u in sty n k t
ten n aw et w ydaje się słabością. W szak ojciec
współczesnego panteizm u, Spinoza, uw aża litość
za najgorszą stronę naszej istoty i mówi, że
człowiek m ądry, pow inien się w ystrzegać, by
sobie nie zatruw ać radosnego używ ania współ­
czuciem dla cudzej nędzy.
3. C hrystus zniżał się do wszelkiej nędzy
ludzkiej. K to jest pokorny, ten się nie wynosi,
lecz owszem gotów jest zawsze się zniżyć.
C hrystus zniżył się przez to, że połączył się
we W cieleniu z n a tu rą ludzką, że żył w wiel-
kiern ubóstwie, że przestawiał z ludźm i wszel­
kiej klasy. P rzestaw ał z dziećmi. N a prośbę
setnika gotów jest iść do chorego sługi jego.
189

Są w ypadki, w któ ry ch chrześcijanin m usi


się zniżyć przed rów nym i sobie lu b naw et przed
niższym i i świadczyć im usługi z miłości, Ta-
kiego poniżenia wzorem był d la nas C hrystus,
gdy um yw ał nogi Apostołom. K tó r y jest w ię k ­
szy z was, będzie sługa w a szy m .9
Miłość chrześcijańska w ym aga, abyśm y
i tych naw et znosili, którzy po ludzku rzeczy
biorąc, są nieznośni. I tu jest dla nas C hrystus
przykładem , p rzestaw ał przecież z biedakam i,
z niew ykształconym i rybakam i, z pospólstwem
żydowski em i z grzesznikam i. Spoglądaj więc
zawsze na boski p rzy k ład Jezusa!
4. Ju ż n a tu ra ln a m ądrość daje ci takie rady:
Nie tra k tu j nikogo lekceważąco, znoś cierpliw ie
mowy ubliżające, nie bądź gniew liw ym wobec
gniew liw ych, błogosław złorzeczącym, miej
litość dla grzeszników Spostrzeżesz w p rzy ja­
cielu jak iś błąd, pom yśl że może u ciebie jest
ich więcej. >
K iedy owoce dojrzew ają, drzew a pochylają
swe gałęzie. Zniżają się chm ury nisko, gdy są
pełne wody. D obrzy ludzie nie pysznią s ę
i wtedy, kiedy się im dobrze wiedzie.
Trzeba się także zniżać do słabych na du­
d n i, ale stać przytem mocno na w łasnych no­
gach. Żyj z wiekiem współczesnym, ale nie bądź
jego dzieckiem ; czyń dla ludzi współczesnych
nie to co chwalą, ale to czego potrzebują.
5. Bądź w yrozum iały dla1cudzych ułomności
i licz się z niem i. C h ry stu s zawsze m iał wzgląd
na ułom ność ludzką, czy to gdy objaw iał swoje
Bóstwo ludowi, czy gdy w ym agał, aby lud

9. M at. 23, 11,


190

w nie uw ierzył,10 czy też gdy zapow iadał zbli­


żającą się Mękę.
Dopiero w trzecim roku nauczania mówił
o tern w yraźnie i z coraz większą jasnością. D łu­
go i cierpliw ie znosił Zbawiciel różne ułom ności
ludzkie, n. p że N ikodem przez dłuższy czas
z bojaźni przed żydam i nie przyznaw ał się
jaw nie do niego.11
S trapione dusze p rzyjm uj z m iłością i w iel­
ką uprzejm ością. O patrzność boża ci je posyła,
byś je w im ieniu B oga pocieszył.
W spółczucie twoje niech będzie szczere.
Św iat okazuje często znaki współczucia, lecz są
one po najw iększej części sztuczne.
W zór św iętego współczucia m asz w C h ry stu ­
sie. P rzypom nij sobie tylko owo zdarzenie przy
grobie Łazarza. P ła k a ł w tedy C hrystus z p ła ­
czącym i.12 P ła k a ł nie w stydząc się łez, ani ich
nie u kryw ając. Oto ja k go miłował... N ie mógł
ten, k tó r y otw orzył oczy ślepo narodzonem u
uczynić, żeby b ył ten nie u m a r łF 3 Dopuścił
śm ierć Łazarza, bo wskrzeszenie go z m artw ych
m iało według zam iarów bożych służyć za szcze­
gólniejszy dowód bóstw a C hrystusa.
M ożna pójść dla kogoś na śm ierć tylko z po­
czucia obowiązku, lecz gdy po kim płaczemy,
to znak, że on zdobył nasze serce. C hrystus m iał
gorące, kochające i czujące serce dla potrzebu­
jącej pomocy ludzkości. I w tern także powi­
nien być naszym wzorem.

10. M a rek 9, 8. Ł u k . 4, 41; 7, 22; 22, 70. J a n f>, 18 n ; 0, 27 n.,


7, 28 n .; 8, 12, 27, 58; 10, 30; 11, 41. M at. IG, 20.
11. J a n 3, 2; 7, 50. — 12. J a n 11, 35. — 13. J a n 11, 36, 37.
R O Z D Z IA Ł X L V I II.
Zazdrość.
1. W ro g iem p ra w d ziw ej m iłości bliźniego
je st n ie o k iełzn a n y egoizm , o k az u ją cy się szcze­
gó ln iej ja k o zazdrość i zaw iść.
Z azd ro sn y m je st ten, kto się sm uci ze szczę­
ścia sw ego bliźniego, a cieszy z jego nieszczę­
ścia, bo m u się zdaje, że to szczęście jem u
szkodę p rzy n o si, a nieszczęście — pożytek.
P o tę g a dobrego je st bez zazdrości, po tęg a
złeg 0 _ p e łn a zaw iści. Z azdrość sp rzeciw ia się
n ajjaisk ra w iej du ch o w i C h ry s tu s a .
Z azdrość je s t n iebezpieczna d la każdego czło­
w ieka. W iele trze b a cnoty, żeby w łasn e n ie ­
szczęścia znieść spokojnie, ale ró w n ie w iele jej
trzeb a, żeby wobec szczęścia d ru g ie g o zachow ać
rów now agę duszy. Je śli ci szczęście dom zbu­
dow ało1, to p rzez jegoi o k n a zazd ro ść zag ląd a.
Zazdrość je st b a rd zo rozpow szechniona. —
W iększość ludzi nie je st zadow olona z tego, co
im O p atrzn o ść d a ła ; m ęczy ich ciągle żądza
p o sia d a n ia tego, co in n i m a ją , a n a ozem; im
zbyw a. . , .
T a w ad a w y m a g a n ie u s ta n n e j czujności,
gdyż zw ykle w p ie rsi każdego człow ieka g łę b o ­
ko zapuszcza korzenie.
2. Chcesz się u strze c zazdrości, bacz p iln ie n a
sw oje p o ru sz en ia w ew nętrzne.
Możesz sobie zjednać w szystkich wrogów,
tylko u ludzi zazdrosnych nigdy łask i nie zn aj­
dziesz.
Jeśliś m niejszy od nich, nie bój się, nie będą
ci zbytnio dokuczać. A le jeśli się ponad nich
wybijesz, długo ci to popam iętają, bo ludzie
m ali jednej rzeczy nigdy nie przebaczają, że
inni są jednak od nich więksi.
U dało ci się coś dobrego, to niejednem u aż
zimno się zrobi; chętnieby ci wybaczył, gdybyś
n. p. sreb rn ą łyżkę ściągnął.
W ybaczy ci, żeś głupi, żeś chciwy, że
lichw iarz z ciebie, żeś złośliw y — jednego ci
tylko nie w ybaczy: gdy ci się lepiej od niego
powodzi.
Gdy widzisz, że się zawiść przeciw tobie
zwraca, pociesz się: św iąt lubi czernić to co ja ­
sne, ale nie n a wiele m u się to przyda, p rz y j­
dzie ktoś, kto przyw róci blask tem u, co św iat
poczernił. Często jednak na tym świecie trzeba
długo n a to czekać, a może i nadarm o, na d ru ­
gim atoli stanie się to napewno. A dla drugiego
przecież św iata żyć m am y.
RO ZDZIAŁ X L IX .
Stan ow czość wobec faryzaizm u.
1 N ic ni© było w strętniejszego dla Zbaw i­
ciela n ad faryzaizm . W zględem w szystkich
grzeszników był łagodny, tylko dla faryzeuszów
m iał surow e słowa.
F ary zaizm jest to pycha, u k ry w a ją c a pod
pozorem osobistej, świętości i zacności usposo­
bienie w ystępne. . .
F aryzeusz w gru n cie rzeczy sam siebie
uw ielbia, w yzyskuje każdy pozór przyzwoitości,
cnoty, a naw et religji, byle tylko w nie swój
egoizm przystroić. Faryzeusz to urodzony obłu­
dnik, sam siebie uw aża za coś niezw ykle w iel­
kiego, wobec in n y ch przybiera jed n ak pozory
pokory i skromności.
Zbyt jest pyszny, by skłonić głowę przed po­
w agą objaw iającego się Boga. Siebie tylko uw a­
ża za czystego i doskonałego. Toteż dla drugich
jest pełen oschłości i bezwzględności; s ta ra się
jednak przez ofiary, które mu nie zbyt tiu d n o
przychodzą, udaw ać pozory m iłości bliźniego.
C hytrość i kłam liw ość stanow ią duchową
istotę faryzeusza.
Jakoż w y mażecie wierzyć, którzy chwałę
jeden od drugiego bierzecie, a chwały, która od
samego Boga jest, nie szukacieJ
1. J a n 5, 44.
13
Chrzęść, filo zo fja ży cia II.
2. I w czasach obecnych nest wielu re lig ij­
nych faryzeuszów, którzy u d an ą pobożnością
pokryw ają na j w ystępnie jsze usposobienie. No­
w ożytny jednak faryzeusz lubi się stroić w in­
ny płaszczyk.
Tym płaszczykiem — to nauka. Pod pozorem
n au k i w y k ład a się dzisiaj najpotw orniejsze
błędy.
Tym płaszczykiem to wolność i braterstw o.
W ystępuje się pozornie w obronie uciśnionych,
w rzeczywistości zaś w ypow iada się walkę
praw dziw ej wolności i praw u.
Tym płaszczykiem to pozory h u m an itarn o -
ści; mówią ci nowocześni faryzeusze dużo o go­
dności ludzkiej, a najczęściej ciągną człowieka
w błoto. Pod słow am i »uczueie«, »mrłość«, które
często w ygłaszają, u k ry w a się najzw yklejszy
nierząd i rozpusta; pod pozorem uszczęśliwienia
ludu pchają ten lud do zguby w interesie swego
sam olubstw a.
N ieraz naw et pod pozorem w ykształcenia,
cnoty, w ew nętrznej religijności u k ry w a się rze­
czyw isty ateizm i g ru b y m aterjalizm .
F aryzaizm nowoczesny co do swej istoty zu­
pełnie się zgadza z faryzaizm em daw nym , ty l­
ko stró j sobie zmienił. J e st to ta sani a pycha,
k tó ra chw ałę i cześć należną Bogu, sobie chce
przyw łaszczyć; ta sarna zarozum iałość, to samo
przecenianie siebie, a pogarda dla drugich in a ­
czej m yślących i żyjących; ta sama zaciekłość
przeciw C hrystusow i, ta sarna nienaw iść prze­
ciw Bogu i przeciw porządkow i od niego u sta ­
nowionemu.
Toteż rów nie dobrze m ożna zwrócić do no­
woczesnych faryzeuszów słowa, iktóremi C h ry ­
stus napiętnow ał faryzeuszów S tarego Zakonu:
Jesteście podobni grobom pobielanym , które
z w ierzchu zdadza się piękne ludziom , ale we
w n a jrz pełne sa kości u m a rłych i wszelakiego
plugastw a.2 N a zew nątrz w ydajecie się być pel-*
ni nauki, w ykształcenia, cnoty, w gruncie zas
rzeczy gardzicie praw dą i podkopujecie wszelką
m oralność i uczciwość.
W odzow ie ślepi, k tó rzy przecedzacie kom a­
ra, a w ielbłąda połykacie ;3 ciemność nazyw acie
św iatłem , a błąd pochodnią niebieską r zwodzi­
cie lud; w drobnych rzeczach zachowujecie po­
zór sum ienności, a w w ielkich nie cofacie się
przed żadną niegodziwością.
W y , faryzeuszow ie, co jest z w ierzchu kubka
i m isy oczyszczacie, lecz co jest' w ew nątrz
w was, pełno je st drapiestw a i nieprawości.
3. Postępow anie C hrystusa stoi w ostrem
przeciw ieństw ie1 do1 postępow ania faryzeuszów.
C hrystus nie chce wpraw dzie, abyśm y _ cnotę
ukryw ali, żąda od apostołów, aby ich św iatłość
świeciła ku czci B oga przed ludźm i,5 lecz prze-
dew szystkiem dom aga się cnoty w ew nętrznej,
czci B oga w duchu i praw dzie.6 ^#
C hrystus jest sam ą p raw d ą i szczerością.
W szystkich ludzi obejm ował szczerą, bezintere­
sowną życzliwością; nigdy ich nie nadużyw ał
do sam olubnych celów. M ówił zawsze prosto
i bez wybiegów.7 W szystkim , którzy go chcieli
naśladow ać, mówił otw arcie o> potrzebie z ap ar­
cia się i znoszenia prześladow ań.8 Śm iało karcił,
co było- do skarcenia.9
196

I ty u n ik aj wszystkiego, co tylko trą c i fa ­


ry za izmem.
P a trz więcej na treść w ew nętrzną, aniżeli na
form ę zew nętrzną, Zew nętrzny w ygląd, jeśli go
nie w ypełniają w ew nętrzne w artości, m arn o ­
ścią jest.
Strzeż się czynić dobrze dlatego, aby cię w i­
dzieli j chwalili. W naszych czasach dużo jest
świecących błyskotek, lecz m ało czystego złota
W yznaw aj chętnie w głębi duszy, swoją sła­
bość i ograniczoność, nie u p a d a j jednak na du­
chu i u faj Bogu.
N ie szukaj nigdy pierw szych miejsc, a le 'te ż
i nie rób wiele h a ła su u (to, by sobie o statn ie
zdobyć.
Nie p rzy k ład aj zbyt w ielkiej wagi do po­
zdrow ień i ty tu łó w .10 Tylko dla w ażnych racy j
pow inieneś zaznaczać swoją wyższą powagę.
W zględem innych bądź zawsze u służny.11
Nie powinieneś nigdy dla próżnego upodoba­
nia w sobie chcieć uchodzić za coś więcej, niż
w rzeczywistości jesteś.
; /
10. M at. 20, 7. — 11. M a t, 23, 11.

__ _____ ___ — — —1^— ■— W — 1


R O ZDZIA Ł L.
Łagodność.
1. Ten posiada cnotę łagodności, kto ze
względu n a Boga nie oburza się, gdy m u się
dzieje krzyw da. Łagodność m iark u je grzeszną
gniew liwość i nieum iarkow aną chęć zem sty za
krzy wdzące, niespraw iedliw e postępow anie.
N iektórzy ludzie są zawsze spokojni, pocho­
dzi to u nich z n a tu ra ln e j niew rażliw ości, z ho-
jaźni, albo z w ygodnictw a. T aki spokój nie jest
bynajm niej cnotą. Cnota bowiem w ym aga
względu na Boga i opanow ania siebie.
Ja sn y m wzorem łagodności jest dla nas
C hrystus. Jego łagodność była ze wszech stron
w ystaw iona na próby.
W ystaw iali ją apostołow ie przez swą ogran i­
czoność um ysłow ą i słabości ch a ra k te ru , przez
swoją niepojętność, a obcowali ciągle i poufnie
z Jezusem . Z adaw ali często p y ta n ia C hrystuso­
wi, C hrystus im odpow iadał łagodnie, lecz oni
często nie zbyt wiele z tych odpowiedzi rozu­
m ieli.1
T aką odpowiedź, pełną łagodności i u m ia r­
kow ania dał C hrystus A postołom w B etanji,
gdy jeden z nich żałow ał olejku, ja k i M arja
M agdalena w ylała n a stopy M istrzow i.2
1. M at. 13, 36; M arek 8, 16, 17. D zieje apost. 1, (i.
2. Mat. 26, 6; Marek 14, 3; Jan 12, 1.
198

K iedy się go P io tr po trzykroć z tchórzli­


wej bo jaźn i zaparł, C h ry stu s tylko spojrzał ła ­
godnie na niego. A jakże się zachow ał wzglę­
dem Judasza? Oto na rok przed jego nikcze­
m nym czynem zaczął go ze słodyczą ostrzegać."
Z najw iększem um iarkow aniem odpow iada na
jego zuchwałe, oschłe i bezbożne odezwanie się
na uczcie w P e ta n ji.1 W o statn iej chwili
wszystko czyni, by ratow ać nieszczęsnego; prze­
pow iada m u jego haniebny czyn, ale i w tedy
oszczędza szlachetnie dobre im ię zdrajcy przed
innym i.5 Gdy wreszcie Ju d a sz złożył swój zd ra­
dziecki pocałunek na św iętem Obliczu Zbaw i­
ciela, C h ry stu s w yrzuca m u ito w n a jła g o d n ie j­
szy sposób.6
N ie tylko Apostołow ie w ystaw iali cierpli­
wość C h ry stu sa na ta k tw arde próby, czynił to
i lud swoją nieokrzesaną natarczyw ością, m ę­
cząc go i nie dając m u wypocząć.7 Czynili to
także i możni przez swą obojętność, politykę
i w zgardę.8 Czynili to nieprzyjaciele i przeci­
w nicy sweni nieustannem sprzeciw ianiem się,
swemi zniew agam i i podejrzeniam i. Prócz tego
pole p racy Zbaw iciela było ograniczone; owoce
dojrzew ały powoli i skąpo.
A jednak nigdy nie widzim y Zbawiciela
zniechęconego. Dla w szystkich, naw et dla n a j­
gorszych wrogów, jest pełen łagodności i do­
broci. Słów tw ardych używ a bardzo rzadko
i tylko dla bardzo w ażnych powodów.9
2. Łagodność jest nam konieczna, bo choć­
byśm y się nie wiem ja k przezornie urządzili,

3 J a n (i, 71. — 4. J a n 12, 7; M at. 26, 10.


r>. J a n 13, 23—30. - 6. M at. 26, 49. 50.
7 M at. 14, 13: M a rek 3, 10; 5, 31. Ł uk. 1; J a n 6,,24.
8. J a n 7, 48; 12, 42, 43. — 9. M arek 8,' 17; 9, 18.
199

zawsze, naw et pom iędzy najlepszym i ludźm i,


może coś zajść, co n as obrazi i poruszy.
Kłótliw ość i gniewliwość jest rzeczą bardzo
głupią. Zazdrość i fałszyw a pycha łatw o się
oburzają.
Ludzie są zawsze w yrozum iali, gdy o nich
sam ych chodzi, a praw ie zawsze do cierpkości
skłonni, gdy idzie o drugich.
Ludzie, a zwłaszcza uczeni, są zwykle za­
w istni, g d y prow adzą d y sk u sję i odpierają
zarzuty; n a błądzącego, lub inaczej m yślącego
p a trz ą łatw o ja k n a śm iertelnego wroga.
Ucz się' od C hrystusa, ja k być łagodnym ,
jeśli chcesz zachować spokój duszy. Do dpbrego
sąsiedztw a potrzeba nie tylko przykrości nie
wyrządzać, ale i chętnie przebaczać.
Jeżeli się znajdujesz w niebezpieczeństwie
w ybuchnięcia gniew em — m ilcz i módl się.
Isto ta ch ry stjan izm u n a jja śn ie j się okazuje
w postępow aniu wobec przew rotnego świath. Do­
brocią zwyciężać złość, przebaczać św iatu po­
gardę, ja k C hrystus, dobrem się m ścić — oto
jak im pow inien być nasz eh ry stjan izm .
Zw yczajnie chodzi o m arne drobiazgi. W ej­
dzie ci c o ś w drogę, n ie oburzaj się zaraz, nie
rzucaj kam ieniam i. Za dzień, czy tydzień zoba­
czysz, że to co cię gniew ało, to był tylko
drobiazg.
3. A by złem za złe zapłacić, n a to najpospo­
litszy c h a ra k te r się zdobędzie. C hyba że tego
porządek społeczny i spraw iedliw ość w ym aga.
Duch Boży naucza, cię, abyś dobrem za złe płacił.
Do nieprzyjaciela przem ówić szczerze i ży­
czliwie większy to czyn, niż zdobycie królestw a.
Jeżeli ci ktoś opow iada, że ten lub ów źle
o tobie mówił, nie unoś się gniewem, lecz po-
200

m yśl: w idać że ni© znał innych błędów moich,


bo byłby i o nich nie przem ilczał.
N ik t nie dozwala się chętniej ganić, niż ten
co na wielkie pochw ały zasługuje.
Gdy się uspraw iedliw iasz i uniew inniasz,
czyń to w yłącznie z poczucia obowiązku,
a nigdy z podrażnionej pychy. Pow inieneś
um ieć znosić niespraw iedliw ość. Nie m iej upo­
dobania w m niem aniu, iż jesteś ofiarą w szyst­
kich1.
Nie przy każdem naruszeniu dobrego im ie­
nia swojego okazuj, że je odczuwasz, ale przez
dobre postępow anie swoje okaż, że jest nie­
słuszne.
Mów o w rogu swoim zawsze dobrze, a czyń
m u jeszcze lepiej. Podoba się to Bogu i ludziom.
K to się łatw o zapala nieum iarkow anym gnie­
wem, ten nie dobrze czyni, jeśli się odsuwa cd
przestaw ania z innym i, bo tego rodzaju w ady
zwycięża się nie ucieczką, ale m ocną w alką. —
P a trz , żebyś w skutek odm ówienia jednej przy ­
sługi nie zapom niał o tysiącu innych dobro­
dziejstw.
Ludzie łagodni i wdzięczni są ja k żyzne po­
la, co więcej oddają, niż w nie wsiano. Błogo­
sław ieni łagodni, gdyż op an u ją siebie sam ych
i zyskają przychylność i życzliwość bliźnich.
K to p o tra fi opanować w sobie to co nie święte,
p o tra fi je i w drugich opanować.
RO ZDZIA Ł LI.
Łagodny są d o bliźnim.
1. Miłość bliźniego polega w znacznej części
na łagodnej i um iarkow anej jego ocenie.
W skutek sam olubstw a, zakorzenionego w n a ­
turze ludzkiej, jesteśm y pochopni do poniżania
innych, a w yw yższania siebie, i w tern leży
źródło naszej oschłości i niespraw iedliw ości
J e st rzeczą n ad er tru d n ą , innych słusznie
osądzić, mimo to ta k łatw o dajem y się porw ać
do tego rodzaju sądów.
N im zacznisz kogoś ganić, spróbuj naprzód,
czyby się go nie dało uniew innić.
N im w ydasz sąd 0 ! bliźnim , pomyśl, że on
jest tobą, a ty nim , a ustrzeżesz się zbyt tw a r­
dego sądu.
W w ydaw aniu sądu o bliźnich niech tylko
głowa tw oja będzie oskarżycielem , serce zaś
obrońcą, a sum ienie sędzią.
2. Nie myśl, że twój bliźni nic nie znaczy
przed Bogiem, dlatego że nie błyszczy l akiem i
przym iotam i, które ty w swej krótkow zroczno­
ści jedynie uznajesz; a może on jest bardzo m i­
łym Bogu dla czegoś takiego, o ezem ty nie
wiesz.
N iejeden podejrzy wa innego o to, czegoby
się może sam łatw o dopuścił.
Je śli w ystępek bliźniego jest tak jasny, że
202

się go nie da wytłóm aczyć, to pom yśl o gw ał­


tow nych pokusach, którym byś może również
uległ. W grzeszniku należy widzieć chorego,
którem u życzliwie i o ile tylko m ożna pom agać
należy.
W ady p rzyjaciela trzeba znać i znosić, ale
nie trzeba m u za nie dokuczać, a n i ich głosić.
S zanujm y bliźnich tak , jak siebie sam ych.
Chcemy, żeby innych surowo karano, a sam i
przed tern się bronim y. Sw aw ola innych razi
nas, a sam i zaprzestać jej nie chcemy.
T ak już Bóg zrządził, byśm y w zajem nie zno­
sili swoje ciężary N ik t nie jest bez błędu, a je­
dnak wszyscy m usim y sobie pom agać w p racy
na niebo.
R O Z D Z IA Ł L II.

Znajom ość ludzi.


1. Z n a tu r y sw ej je s t człow iek przeznaczony
do o b cow ania z lu d ź m i; z tego obcow ania może
odnieść w iele p o ży tk u , lecz i szkód wiele. J e ­
steśm y n a św iecie, lecz nie p o w in n iśm y być ze
św iata.
C h ry s tja n iz m p o lega w znaezneji części n a
w łaściw y m sto su n k u do lu d zi S tą d też z n a jo ­
m ość lu d zi je s t w a żn y m w a ru n k ie m do życia
ch rześcijań sk ieg o .
Z n ajo m o ść lu d zi je st tr u d n a ; k a ż d y bow iem
człow iek m a trz y c h a ra k te r y : pierw szy, k tó ry
o k az u je n a zew n ątrz, d ru g i, k tó ry m a w sw ojem
m n ie m a n iu , i trzeci, k tó ry w rzeczyw istości
posiada.
D zieci A d a m a są A d am o w i podobne.
Je ż e li m asz z lu d źm i do czy n ien ia, bacz n a
ich przeszłość i n a ich 'z a p a try w a n ia .
I m w ięcej będziesz u w a ż a ł lu d zi za to, czem
są, tern p o ży teczn iej u łożysz sw e sto s u n k i z n i­
mi. L u d zie n ie ityilko są objekltyw ni, są oni
też s u b je k ty w n i ii s u b je k ty w n ie m y ślą ; a im
b ard ziej isą n a m ię tn i, tem w ięcej su b je k ty w n ie
są d z ą r ,
2. B a rd z o to je s t rzeczą n ie m o ra ln ą , czyiiac
n a to, a b y ty lk o w p o stęp o w a n iu bliźniego coś
złego d o p a trz y ć .
204

Przedew szystkiem na dobro patrzeć trzeba.


W ielu ludzi jest lepszych, niż się zdaje n a oko.
Nie ten jest najgorszy, u którego w ady są
widoczne; im k ry sz ta ł jaśniejszy, tern w yraźniej
w idać na nim każdą skazę.
To, co jest w człowieku najw yższe i n a jz a ­
cniejsze, u k ry w a się przed oczyma św iata; do­
syć często z łań cu ch a szlachetnych zam iarów
tylko nieliczne m ogą się okazać w zew nętrz­
nych czynach.
Chcesz sam siebie poznać, patrz, ja k inni
postępują; chcesz poznać innych, p a trz we
w łasne swoje serce. Tylko przez badanie siebie
uczy się człowiek poznaw ać innych ludzi.
Po dźwięku poznaje się m etal, a po mowie —
ludzi; niezawsze jednak. Niejeden chw ali to, co
dobre, lecz tego nie czyni; złe — wielu czyni,
lecz o tenii nie mówi.
Niezawsze drzewo n ajbardziej kw itnące w y­
daje dojrzałe owoce; człowiek, k tó ry w słowach
zbyt wiele obiecuje, najczęściej ubogi bywa
w czyny.
Żeby poznać człowieka, trzeba koniecznie po­
znać jego w ew nętrzne usposobienie. Znać się na
rzeczach, a znać się na ludziach nie jest to
jedno i ito samo,
Ludzie w ybitni i m ający powodzenie nie
zawsze są najlepsi. N ajgorsze koło u wozu n a j­
głośniej turkoce. Są wielcy, którzy usunięci
z w ybitnego stanow iska, okazują się wielką
lichotą. W idać, źe ty lk o stanow isko ich było
wielkie, a oni k arłam i.
3. N iejedno serce ludzkie podobne jest do
wody głębokiej, z w ierzchu czystej, a w głębi ‘
muliistej, rzuć w n ią kam ień, a w net się cała
zmąci i zabrudzi.
Oceniaj ludzi nie tylko- według ich przeko­
nań, lecz i wedle tego, co te przekonania z nich
robią.
Chcesz poznać isto tn ą w artość kogoś, przy ­
słuchaj się sądom jego o innych.
Są ludzie, u któ ry ch wszystko trzeba na-
w spak rozumieć. G anią to, coby dla siebie za­
chować chcieli. N iektórzy g an ią złych, by nie
m usieli ganić złego u dobrych; przy p isu ją zło
dobrym , aby złych postaw ić w dobrem świetle.
Strzeż się, byś ludzi wysokie zajm ujących
stanow iska zbyt ostro nie -sądził. Jeśtłi kto- in n y ­
m i nie pogardza, pozwól m u głoiwę wesoło pod­
nosić, P a n Bóg sp raw ił, że mech nisko rośnie,
ale jodle d a ł k sz ta łt inny.
W ażną jest rzeczą poznać w iernego p rzy ja­
ciela. Może być ten tw oim pew nym przyjacie­
lem, kto się zdaje podzielać twój sm utek, lecz
ten jest pewniejszy, kto- radość tw ą szczerze
i bez przym usu dzieli. Tych, co ci pom agają
w potrzebie, w inieneś szanow ać do śm ierci, lecz
nazw ać praw dziw ym i przyjaciółm i możesz ty l­
ko tych, którzy bez zawiści życzą ci szczęścia.
Nie zw ierzaj się zaraz każdem u, kto ci oka
żuje przyjaźń: niejeden nie ciebie szuka, lecz
tylko korzyści w łasnej od ciebie i przez ciebie.
RO ZDZIA Ł L III.
Użycie mowy.
1. C hrześcijańskie zaparcie sam ego siebie
nigdzie nie jest talk potrzebne,, jak w użyciu ję­
zyka, czyli mowy. Mowa n ajlepiej człowieka
ch arakteryzuje. A nioł nie mówi i zwierzę nie
mówi.
Chcesz wiedzieć kim jesteś^ p rzy p a trz się te?
mu, co i jak mówisz. M owa w yw iera potężny
w p ły w n a duszę naszą. R ychło staniesz się
takim , jak im zwykle okazujesz się w mowie.
S ta ra j się zawsze tak mówić, jak b y ś p ra g n ą ł
mówić wobec Boga.
Pism o św. naucza, że po mowie poznać mo­
żna dobrego i złego. K to strzeże ust swoich,
strzeże duszy sw ojej.1 A strzeż się, abyś snać nie
p otknął się językiem , ażebyś nie upadł... a b y ł­
by upadek tw ój nie uleczony,2 A jeśli kto m nie­
ma, że je st nabożnym , nie powściągając języ k a
swego, ale zawodząc serce swe, tego nabożeń­
stw o próżne jest.3 A ję z y k jest ogień, powszech­
ność niepraw ościd
2. B ad aj więc często swój sposób m ówienia.
B łędy bliźniego i rzeczy tyczące się zm y­
słowości trzy m aj zdała od rozmów swoich
W m owie bądź zaAvsze zwięzły. Mów wiele
1. K s. P rzypow . 13, 3. — 2. E klez. 28, 30.
3. Jak . 1, 26. — 4. Jak. 3, 6.
207

w n iew ielu słow ach. T reściw ość je s t zawsze sk u ­


teczn iejsza, niż n a jd o k ła d n ie js z a rozw lekłość.
K to g a d a w iele, ro z w ad n ia sw oje m y śli i s ta je
się niezn o śn y m .
N a jw ię cej m ów ią tacy , co n a jm n ie j m a ją do
pow iedzenia. L u d zie w ogóle zbyt m ało u ż y w a ją
u s t do m ilczen ia.
G d y ro z m a w iasz z lu d źm i, k tó rz y lu b ią w iele
g adać, pozwól się im w y g a d a ć ; ja k długo oni
m ów ią, ty n ie pow iesz nic, ezegobyś m ógł
żałow ać, a oni o d ejd ą od ciebie zadow oleni.
O strożne m ilczenie je s t w a ru n k ie m m ą d ro ­
ści. T rz e b a n a ślad o w ać p o stęp o w an ie B oga,
k tó ry n ie w szy stk o u k a z a ł człow iekow i jasno.
A żebyś się n a u c z y ł m ilczeć, idź po n a u k ę do
ty ch , co m ilczeć n ie p o tra fią , a n au czy sz się
prędko.
J e ż e li m ilczenie m a być cnotą, n ie może być
n iero zu m n e. N ie m ów iza wiele, ale n ie m ów i za
m ało. J e d n o słowo, p o w ied zian e we w łaściw y m
czasie, je s t ja k złote ja b łk o na. sre b rn y m ta le rz u .
G dy m ówisz, mów dobrze. P o dźw ięku m ożna
poznać, czy dzw on je s t ro z b ity ; ze słów zaś czło­
w ieka, czy zdrow y. Z odgłosu n ac z y n ia m ożna
poznać, czy ono p e łn e czy p u ste ; z rozm ów czło­
w ieka poznasz, czy to głow a p ełn a, czy p u sta.
3. N ie p rz e c h w a la j się n ig d y ! P y szałk o w a-
tość a n i B o g u się n ie podoba, a n i ludziom . Tm
w ięcej s ta r a m y się o szacunek, tein go m n iej
osiąg am y . P rz e c h w a la n ie się je st znakiem p y ­
chy, lecz n iech w alen ie się n ie je st jeszcze zn a­
kiem p ra w d z iw e j po k o ry.
U n ik a j, o ile możesz, m ów ienia o tw oich
czynach, p o w odzeniach i o tern, coś przeżył. N ie
m yśl, że in n y m ta k p rz y je m n ie o tobie słuchać,
ja k tobie m ów ić.
208

K to się bezp o trzeb n ie i1 n iew łaśc iw ie u n ie ­


w in n ia, te n się o sk a rż a ; k to z a ś p o p ro e tu i po­
k o rn ie się osk arża, z a słu g u je n a to, ab y go u n ie ­
w in n ić i c h ę tn ie m u w ybaczyć.
B ez r a c ji n ie ro z m a w iaj w ogóle o sobie. N a ­
w et g d y b y ś się c h c ia ł g an ić, będzie to w y g lą ­
dało n a coś sztucznego, a s łu c h a ją c y m sp ra w i
to p rzy k ro ść. S k ie ru ją in n i rozm ow ę n a ciebie,
s ta r a j się ja k n a jp rę d z e j zw rócić ją n a co in n e ­
go. N ie m ów rów nież bez p o trze b y o obecnych,
żebyś n ie p o p ad ł albo w p o chlebstw a, albo
w n iep o trz eb n e n a g a n y .
S ta r a j się o pew ną pow ściągliw ość w m o­
wie. L ep iej je st m ieć języ k w sercu , niż serce n a
języku. N a sp ra w a c h m a ły c h z a p ra w ia j się do
w ażniejszych. D opow iedzieć słowo zawsze
p ora, lecz cofnąć w ypow iedziane — n ig d y .
W y s trz e g a j się m ó w ien ia zawsze w sto p n iu
n ajw y ższy m , ta k d lateg o żeby p ra w d y zbytnio
n ie n a ru sz y ć , ja k i d latego, żebyś sobie n ie z a ­
ro b ił n a o p in ję ograniczonego.
4. B ąd ź w m ów ieniu p ro sty . J a k są ludzie,
k tó rz y ze w szystkiego ro b ią p lo tk i, ta k są in n i,
k tó rz y o wszystkiemu m ów ią z p rz e s a d n ą po w a­
gą. N ie m ą d ra to rzecz, b ra ć z a n a d to do se rc a
to, co się p o w in n o p u ścić m im o uszu.
B ąd ź ostrożny, ab y ś n ik o g o n ie o b ra ził ję z y ­
kiem . D rzew o n ac ię te sie k ie rą m oże n ap o w ró t
odrosnąć, ra n a z a d a n a m ieczem może się za­
goić, lecz r a n y sp ra w io n e języ k iem n ajczęściej
się n ie g o ją i p o z o sta w ia ją n a zawsze blizny.
T y lk o z konieczności m ów źle o in n y ch . K to
d obrem im ien iem d ru g ic h p o n iew iera, rzadko
sw oje o ca li; k to in n y c h oczernia, rzadko sam
je st b iały .
209

Strzeż się mieć upodobanie w czarnych stro ­


nach ludzkiego życia, chętnie m yśleć i mówić
o nich, to bowiem zdradza nierozum i niskie
usposobienie. Zepsuty żołądek i przew rotne
usposobienie poznaje się po języku.

Chrzęść, filo z o fja ży cia II. 14


RO ZDZIAŁ LIV .
Obcowanie z ludźmi.
1. C hrystus jest dla nas najdoskonalszym
wzorem obcow ania z ludźm i.
B y należycie z ludźm i obcować, trzeba mieć
nie tylko miłość bliźniego, lecz także m ądrość,
spraw iedliw ość, um iarkow anie i męstwo.
S ta ra j się dla B oga być w obcowaniu z ludź­
m i najprzód dobrym »człowiekiem « i postępo­
wać w edług zasad roztropności.
S taw iaj sobie często za wzór C hrystusa i je­
go obcowanie z ludźm i. W obcowaniu z nim i
szukał tylko czci Tego, k tó ry go posłał.
Bądź dla każdego życzliwy i grzeczny. ■—
Grzeczność m ało kosztuje, a pom aga wiele. Sądź
o innych tak, jakbyś chciał, aby in n i o tobie
sądzili.
Bądź w ybredny w wyborze tych, z którym i
chcesz żyć po przyjacielsku; n ie jest to rzecz
obojętna, jak im m asz w pływ om ulegać D obre­
go tow arzystw a trzeba szukać, złe — samo się
narzuca.
Otoczenie swoje oceniaj w edług w pływ u, jaki
n a ciebie w yw iera; wszak n ik t nie obcuje z czło­
wiekiem chorym n a zaraźliw ą chorobę, chyba
z obowiązku.
Strzeż się szkodliwych wpływów. N iejeden
dlatego staje się nieznośnym , że pozwala błę­
dom w ielu w yw ierać n a siebie wpływ. W in-
211

n y ch łatw o zau w ażasz d o b re i złe; bada], czy ci


pierw szego n ie b ra k u je i czy posiadasz d iu g ie .
2. P rz y k aż d ej rozm ow ie zw ra c a j u w a g ę n a
pożytek, ja k i ci p rz y n o si i czy um iesz w tedy
pan o w ać n a d sobą. C zęsto c z y ta m y w oczach
in n y c h te w y rz u ty , ja k ie b y śm y sobie zrobić
po w in n i. 1 . .
S trzeż się, a b y ś się n iep o trz eb n ie z k im an ie
s p ie ra ł; im bliżej się kogo stoi, tern ła tw ie j go
p o trą c ić . „ ,
N ie w ierz w szy stkiem u, co słyszysz. 1 ra w d a
rz a d k o do n a s dochodzi n ieza m ąco n a ; n a jc z ę ­
ściej m a ona w sobie dom ieszkę uczuc, przez
k tó re przechodzi.
O stro żn ie słu c h a j chw alącego, a jeszcze
ostrożniej g an iąc eg o N a m ię tn o ść z a b a rw ia
w szystko, czego ty lk o dotknie', n a ^ jasn o u
ciem no. D ąży o na zaw sze do su b jek ty w n eg o
w rażen ia. N ie d a j się k ie ro w a ć lu d z k ie m i w zglę­
dam i. G d y b y m się p odobał ludziom , m e b y łb y m
u czn iem C h ry stu sa . S ą je d n a k w zględy, k tó ­
re śm y w in n i in n y m , n ie ty lk o p rz y ja cio ło m , lecz
i w rogom . ,, . ,
S ta r a j się b y ć w szy stk iem d la w szy stk ich
i u m ieć z k a ż d y m obcow ać. U sposobienie zgo­
dne zy sk u je życzliw ość. O b serw u jm y usposo­
bienie'' in n y c h i s ta r a jm y się do n ic h dostroić,
b y śm y d la każdego b y li p o ż y te c z n a , ^
3 P o d n ie je d n y m w zględem pow inieneś byc
zaw sze n iezm ien n y . Z m ia n a bez r a c j i jest n a ­
g a n n a i n a r a ż a nai u t r a t ę p o w a żan ia i z a u ta n ią .
N ie zaw sze m o żn a żarto w ać. K to zaw sze ż a r­
tu je, n ie je st m ężem do sp ra w pow ażnych. N ie ­
jed en zdobywa, sobie im ię dow cipnego, ale ko­
sztem sw ej p ow agi:
N ie czyń sobie z n ik o g o bez p o trze b y w roga.
K ażdy jako wróg m a znaczenie, chociaż nie
każdy je m a jako przyjaciel.
S ta ra j się rozum nie, bez! pochlebstwa, o ży­
czliwość innych. T yle znaczysz n a zew nątrz, ile
chcą in n i; aby zaś chcieli, musisz zdobyć ich
serca, a przez serce język.
P otęgą czarodziejską jest grzeczność. W ięcej
zdobędziesz kroplą miodu, niż beczką octu.
We w szystkiem m iej n a oku nie siebie, lecz
Boga, którego jesteś dziełem.
Są ludzie, któ ry m się. zdaje, że aby nie po­
chlebiać, trzeba kąsać.
J e st pew na pycha, k tó ra pom iata opinją
innych, bo się jej zdaje, że w szystko sam a
p o trafi.
K to zna św iat, te n wie, jak to ciężko posu­
wać się naprzód drogą sam ej tylko zasługi
a bez życzliwości ludzkiej.
O ddaw aj w ielkim zawsze należny im szacu­
nek, ale s ta r a j się i o przychylność m aluczkich.
W praw dzie skrzydło kom ara cię nie osłoni, ale
jego żądło m a dosyć jadu, b y cii boleśnie do­
kuczyć.
Stałe zachow anie tych i tym podobnych
przepisów roztropności należy do chrześcijań­
skiego zaparcia się i um artw ienia.
4. Nie czyń nikom u więcej przykrości nad
ścisłą potrzebę. Jeśli ci w ypadnie drugiem u coś
odmówić, dobrze jest zwrócić rozmowę na co
innego; lepiej czasem nie zrozumieć, o co cho­
dzi. niż w prost »nie« odpowiedzieć.
Nie lękaj się w ytykać in n y m błędów, gdy
tego w ym aga pożytek i obowiązek. Ciągle je ­
dnak mówić ludziom, ile są w arci, jakie jeszcze
błędy m ają, znaczyłoby nosić ostry miecz bez
pochwy.
213

Rozgłaszać wszem wobec, co się tylko złego


lub niew łaściw ego spostrzeże, ty le pożytku p rzy ­
niesie, co tłu c kam ienie pięściam i.
W ielka to sztuka, um ieć podw ładnym tak
przedstaw ić ich błędy, żeby ich nie rozdrażnić
i do u poru nie pobudzić. K to tego nie um ie, du ­
żo n ieraz szkody wyrządzi.
W idzisz, że wóz toczy się do przepaści, bierz
się do jego rato w an ia, ale w tedy tylko, gdy
czujesz dość siły ; inaczej wóz cię zmiażdży.
Nie sprzeciw iaj się bez potrzeby. Ozem są
ości w bardzo sm acznem kąsku, tern sprzeciw ia­
nie się podczas m iłego w ytchnienia.
J a k się g ru b y ch worków nie zszywa jedw a­
biem, taik delikatnych 'tworów nie należy t r a ­
tow ać ciężkiemu butam i.
N ie łatw o się obruszaj; spokój jest cechą
dojrzałego męża. To co w ielkie nie łatw o się
porusza.
T rzeba się przyzw yczaić do brzydkich tw a­
rzy i do brzydkich charakterów , zwłaszcza gdy
z ich w łaścicielam i obowiązek każe nam prze­
staw ać.
5. U m iej w yciągnąć dla siebie naukę z przy-
gany, danej ci przez nieżyczliwych. R oztropny
robi sobie z niechętnych zw ierciadło, które by­
wa w ierniejsze, niż zw ierciadło przyjaciół.
W tedy dopiero n ab ieram y ostrożności, gdy
z jednej stro n y oblega n a s współzawodnictwo,
a z d rugiej izła wola. P rzestaw an ie z w rogam i
dobrze nam robi: pobudza nas do przezorności
i h a rtu je nasze męstwo, w ystrzegam y się w te­
dy więcej naszych błędów.
Strzeż się jed n ak zbyt w ielką wagę p rzy k ła­
dać do byle czyjego zdania. N iezbyt to m ądry
mędrzec, którego głupcy nie w yśm iew ają. Pe-
214

wien filozof grecki, kiedy go tłu m oklaskiw ał,


sp y ta ł zdum iony swego p rzyjaciela: »Czy po­
w iedziałem co niedorzecznego «f
W ystrzegaj się swoje zdolności i talenta,
które c i się zdaje, że posiadasz, w ystaw iać gdzie­
kolw iek n a pokaz; trą c i to nie tylko pychą, ale
i nierozumem .
Oeń sobie dobre im ię, którego ci potrzeba,
byś mógł swe obowiązki według woli bożej wy­
pełniać. Stanow iska urzędow e w y m agają odpo­
wiedniego szacunku, inaczej nie m ożna ich go­
dnie piastow ać.
J e s t pewien szacunek siebie samego, dający
się łatw o uzgodnić z pokorą, a k tó ry wT stosun­
kach z ludźm i znaczne nam korzyści przynosi;
okazuje się w mowie, w spojrzeniu, w r u ­
chach, a n aw et w chodzie.
6. Nie bądź sam ą łagodnością. N a tu ra nie
bez racji, darząc pszczołę zdolnością robienia
słodkiego m iodu, d a ła jej zarazem ostre żądło.
Ciało sk ła d a się nie (tylko z m iękkich częścią lecz
z żył i kości.
Nie drżyj ja k la d a niew olnik przed człowie­
kiem^ k tó ry się złości i sroży. Jeżeli są w ilki
w owczej skórze, dlaczegóżby nie m iało być
i owiec w wilczych skórach?
D obry ż a rt we w łaściw ym czasie jest poży­
teczny. Ż artując, trz e b a jednak zawsze pam ię­
tać, ab y nikogo nie urazić. N ieraz poważne
sprzeczki pow stają z żartów.
W ielkiej potrzeba roztropności i panow ania
n a d sobą, aby w najm niejszych rzeczach zacho­
wać właściw^y ta k t. M ądrym jest ten, kto p rz y ­
chodzi we w łaściw ym czasie; ale m ądrzejszym ,
kto w porę odejść um ie.
U biegasz się o coś, o co się i in n i ubiegają,
215

u w a ż a j w ted y , b y ś sp ra w ie d liw o śc i i m iłości


n ie n a ru s z y ł. .. , , .
M ało lu d zi za ch o w u je w k o n k u re n c ji w łaści­
w ą m ia rą . K o n k u re n c ja p o m a g a sobie często m e
ty lk o tern, co jej w olno, ale w szystkiem , czern
ty lk o może, a w ięc n a w e t o cz ern ian ie m i znie­
w ag ą. K a ż d a p re te n s ja , k tó re j się in n i sp rz eci­
w ia ją , m a swe niebezpieczeństw o.
N ie u ż a la j się z b y t łatw o. N iejed e n przez
sw oje s k a r g i n a n iesp raw ied liw o ść, k tó re j do­
znał, w y w o łu je now e zło, bo sz u k a ją c pociechy
i w spółczucia, z n a jd u je złośliw ą ra d o ść i p o ­
g ard ę.
RO ZDZIA Ł LV.
Roztropność w obchodzeniu się z innymi.
1. Chcesz być pożyteczny bliźniem u, p a trz u a
C hrystusa. On niech ci będzie wzorem.
Zbawiciel tra k to w a ł rozm aitych ludzi w n a j­
rozm aitszych stosunkach nadzw yczaj m ądrze
i przezornie. W swoich objaw ieniach i w swych
w ym aganiach zachow yw ał zawsze właściw ą
m iarę. N aw et wobec swoich najgorszych w ro­
gów okazyw ał m ądrości pełne um iarkow anie,1
naw et w tedy, gdy w gorliw ości o chw ałę bożą
grom ił ich ostro.2 U chylał błędy i niew łaściw e
postępki.3
N aukę m oralną podaw ał C hrystus ludowi
w sposób przystępny, jasny, m ianow icie w po­
dobieństw ach i przypow ieściach.4 C hciał pozy­
skać słuchaczy isizlachetną popularnością, dobro­
cią, cierpliw ością, zniżeniem się, pom ocą we
w szystkich położeniach i potrzebach.5
J a k się obchodził z ludźm i znaczniejszym i
poucza cud dokonany na słudze setnika 11 i na
córce J a ir a .7 Nie w yszukuje domów ludzi boga­
tych,8 lecz przeciw nie każe się im pro sić;9 ale
proszony idzie c h ę tn ie ;10 zdaje się n ie widzieć
1. M at. 12, 15—21; 14. 13. — 2. M a rek U , 15—17;J a n 2, 14—19.
3. M at. 12, 22; M a rek 8, 20; Ł u k . 8, 39; 9, 52.
4. M t. r. 5 i 13. — 5. M at. 14, 14 n; 15, 32 n.
fi. M at. 8, 5 n . — 7. M a rek r. 5. — 8. Ł u k . 7, 10; 23, 8.
9. M a rek 5, 23. — 10. M a rek 5, 24.
217

niek tó ry ch ich w ad,11 tra k tu je ich z d y sk re tn ą


względnością,12 mówi jed n ak z bezwzględną
otw artością o niebezpieczeństw ach grożących
bogaczom.
J a k isiię Chrysbuis zachow yw ał względem mozol­
ny ch, okazuje jego rozm owa z Nikodem em .13
P rz y jm u je go uprzejm ie, chociaż ten w nocy
przychodzi; bezwzględnie p rostuje jego przesą­
dy, łagodnie daje m u uczuć swoją wyższość nad
nim i nad jego szkołą, chw ali go um iarkow anie
i pow iada mu, że po jego praw ości spodziewa
się dalszych postępów ; wreszcie darzy go cał-
kow item zaufaniem .
N aw et niew ierzącą i zatw ardziałą kastę
uczonych tra k tu je Zbawiciel z łagodnością i do­
brocią. Na. ich podchw ytliw e i złośliwe p y tan ia
daje zawsze m ąd rą odpowiedź, zaw stydza ic h ;14
gdy py ch a i obłuda wchodzi m u w drogę, grom i
ją ostro i jaw nie przed ludem.
2. J a k zaś Zbaw iciel był względny i łaskaw y
dla błądzących i grzesznych, ja k ich przez to
sprow adzał do Boga, o tern czytam y n a każdej
karcie h isto rji św. N ie ty lk o pozw alał im p rzy ­
chodzić do siebie,15 lecz szedł do1n i c h 16 D odaw ał
im odw agi słow am i pociechy i zachęty.17 N ie­
kiedy s ta ra ł się powoli i cierpliw ie rozw ikłać
sp lą ta n y węzeł ich sum ienia.18 Nłkouiię kto chce
wrócić n a d o b rą drogę, n ie odm aw ia, m iłości
i przyjaźni.19 — Owszem najw iększych grzesz­
ników Usposabia do. najw yższych cnót.
3. W postępow aniu z innym i m usisz do pe-

11. M arek 5, 40.


12. M arek 5, 07, 40. — 10. J a n ro zd z. 3.
14. J a n 8, 3;M a t. ro zd z. 22. — 15. Ł n k . 5, 30.
10. J a n 5. 0. — 17. Ł n k . 7, 50; J a n 5,14; 8, 11.
18. J a n 4. 0—24. — 19. Ł u k . 7. 40—50.
218

wnego stopnia zw racać uw agę na rozm aite w ła­


ściwości ch arak teru . Za słaby sznur nie można
mocno ciągnąć.
M usisz b rać ludzi takim i, jak im i są; w pły­
w aj tylko na nich, abyś ich zrobił takim i, ja ­
kim i być powinni.
Chcesz błądzącem u pokazać jasno jego błę­
dy, uw ażaj, z jakiej strony on na rzeczy p a trz ał;
zgódź się na to, co w jego z a p atry w a n iu p raw ­
dziwe, a potem pokaż mu jasno stronę ciem ną.
RO ZDZIA Ł L V I.
R oztropność wobec przebiegłych.
1. C hrystus zaleca n a m roztropność wężową,1
połączoną ź gołębią prostotą.
R oztropność wężowa bez gołębiej prostoty
jest obrzydliw a. Lecz roztropność wężowa, kie­
ru ją c a się tylko chw ałą bożą i rzeczyw istem do­
brem ludzi, jest dobra i godna pochw ały, o ile
jest właściw ie użyta.
I C hrystus posługiw ał się tą roztropnością,
szczególnie w tedy, gdy faryzeusze u radzili, ja k ­
by go w m owie podchw ycić.2
P a m ię ta j o tern, że w życiu m asz do czynie­
n ia nie z idealnym i ludźm i, ale z rzeczyw istym i.
W swoich spraw ach m iej w zgląd n a rozm aite
usposobienia ludzkie.
Licz się z ułom nościam i i błędam i ludzi, czy
będą wyżsi od ciebie, czy tobie rów ni, czy pod­
władni.
Często dochodzi się do celu tylko okrężną
ścieżyną. K to nie zna usposobienia innych, ła ­
two się z n im i poróżni.
Ilekroć będziesz zmuszony w ystępow ać prze­
ciwko złym ludziom, bierz sobie za przew odni­
ka roztropność wężową. N igdy dobry gracz nie
g ra w k artę, k tórej się jego przeciw nik spo-

1. Mat. 10, 16. — 2. M at. 22, 15.


dziewa, a tem bar dziej w tę, k tó ra odpow iada
w yr achow aniom przeciw nika.
W ogóle bądź ostrożny w obcowaniu. W każ­
dej n aturze ludzkiej czyha wróg, który, gdy za­
p anuje nad człowiekiem, w yzyska wszystkie
jego słabości przeciw ko niem u. Roztropność
nigdy nie pow inna iść n a u słu g i fałszyw ej m i­
łości w łasnej; nigdy nie może obrażać. R oztro­
pność wężowa, lecz bez jadu, połączona z pro­
stotą, jest najlepszą kierow niczką postępow ania
naszego.
2. Ze szczerością łączy się zwykle niebezpie­
czeństwo prostoduszności. K to sarn nie kłam ie,
ten innym wierzy, kto sam nie oszukuje, ufa
wielu. O szukują n ie tylko ograniczonych, ale
i zbyt dobrych. N ik t n ie pow inien być do tego
stopnia szczerym i prostodusznym , żeby przez
to pobudzał innych do nieuczciwości.
B ardzo często najpierw sze w rażenia są n a j­
lepsze, ale nie zawsze na długo. Bądź więc po­
wściągliw y. Często kłam stw o biegnie naprzód
i zajm uje m iejsce praw dy.
Bo błędów tow arzyskich, k tórych się trzeba
bardzo w ystrzegać, należy obrażanie próżności
bliźniego.
O bcując z ludźm i nie zapom inaj nigdy, że
m asz do czynienia z istotam i, które p rz y n a j­
m niej nieśw iadom ie są egoistam i. Egoizm to
jak b y nagniotek duszy, patrz, gdzie najbardziej
uraża. Nie zapom inaj też, dlaczego ciebie obu­
wie uciska.
M iej zawsze uszy otw arte, a u s ta trz y m a j
ostrożnie zam knięte; w tedy g łu p o ta innych bę­
dzie ci wiadom a, a o tw ojej w ielu wiedzieć nie
będzie.
Bądź szczególniej ostrożny względem tych,
którzy ci zawsze pochlebiają.
Chcieć innych w yprzedzić jest często rzeczą
nieroztropną. W szelka wyższość ściąga nien a­
wiść. Ale przewyższać am bitnych przełożonych
to w w ielu w yp ad k ach głupotą albo1 zrządze­
niem losu:.
3. Jeżeli m asz coś nieprzyjem nego, choć p raw ­
dziwego, powiedzieć człowiekowi wpływowemu,
lecz u w ikłanem u silnie w pewne uprzedzenia,
to pom yśl, żeś podobny do słabej rybki, chcącej
uderzyć na potężny pancernik.
Nie każdem u otw ieraj całe sw oje wnętrze.
Z lisam i trzeba być lisem, mówi łacińskie p rzy ­
słowie.
Jeżeli ci niebo zsyła coś cierpkiego, pan u j
nad swym bólem i nie skarż się każdem u. N ie­
jeden bowiem co ci na zew nątrz współczucie
okazuje, w sercu się raduje.
N ierozum na to pokora, przed każdym w y ja­
wiać swoje słabości. Nie skarż się przed ludźm i,
bo ta k ich tern nieraz ucieszysz, jak ucieszyła
sępy i k ru k i sarna, skarżąca się na swoje rany.
To i wiele innych jeszcze wskazówek, należy
do zaleconej przez E w angelję roztropności;
nigdy jednak nie trzeba w niej przesadzać, lub
od innych cnót jej oddzielać.
B ardzo rozum nie pow iedział św. Franciszek
Salezy: »Nie wiem, co mi ta biedna cnota roz­
tropności złego uczyniła, że kochanie jej tak mię
wiele kosztuje; lubię ją tylko z konieczności,
ponieważ jest solą i św iatłem życia. Piękność
za to p rostoty zachw yca m nie i oddałbym chę­
tnie sto wężów za jedną gołębicę«.
222

Dobry chrześcijanin woli być kowadłem, jak


młotem, oszukanym niż oszustem, męczenni­
kiem niż tyranem . Może sobie1świait szaleć i roz­
tropność świata byc najchytrzejszą; zawsze
lepiej jest być szczerym i prostym, niż złośli­
wym i podstępnym.
RO ZD ZIA Ł L Y II.
K ształcenie charakteru,
1. Wszędzie w E w an g elji przebija się w ielka
miłość Zbaw iciela ku Apostołom , tro sk a o ich
w ykształcenie i urobienie ich charakterów , by
ich przygotow ać do zawodu apostolskiego. Nie
poprzestaw ał tu C hrystus n a p ry w a tn y c h w ska­
zówkach i naukach, lecz kształcił ich dusze
i serca*, p opraw iał ich błędy i niedostatki, k a r ­
cił ich p y c h ę 1 i zazdrość,2 ich obraźliwość
i m ściwość,3 zalecając im odpow iednie cnoty.
Szczególnie przykazyw ał Zbaw iciel Apostołom
m iłość ludzi, gorliwość w pom aganiu im, i bez­
interesow ność 4
M a to w ielkie znaczenie d la człowieka, kie­
d y kształtow anie swego c h a ra k te ru podda pod
w pływ y chrześcijaństw a. N ajw yższe szlache­
ctwo nie we krw i mieszka, ale w sercu.
N a tu ra ln e przym ioty człowieka podobne są
do rośliny, k tó ra w praw dzie sam a kiełkuje,
później jednak potrzeba jej pielęgnow ania
i noża.
C h a ra k te r jest to silne, św iadom ą p ra c ą zdo­
byte, stałe usposobienie woli. Od ch arak teru
w ym aga się stałych zasad, stanowczości i kon-
1. M arek 9, 32 u ., M a t. 20, 24 n . — 2. Ł u k . 9, 50.
3. Ł u k . 9, 55. — 4. M at. 10, 1, 5—15; M a rek 6, 7—13; Ł uk.
224

sekw encji. C h a ra k te r d a je człow iekow i to, cze-


go on św iadom ie i w y trw a le chce.
P oszczególne p o sta n o w ie n ia są w ażne, lecz
po w iększej części są one ty lk o w y n ik iem c h a ­
ra k te ru . P rz e k o n a n ie , za k tó re m zw ykł iść
człow iek w p ra k ty c z n y c h tro s k a c h życia, w ię­
cej zależy od potężnego w p ły w a c h a ra k te ru ,
niż od chw ilow ego n a m y słu .
2. Bez c h a ra k te r u sto i cn o ta zw ykle n a g li­
n ia n y c h nogach. C h a ra k te r je s t tem , czern się
sa m człow iek zro b i przez w y trw a łą wolę. C h a­
ra k te r je s t to sta łe usposobienie człow ieka,
o siąg n ięte przez w olną i sam o d zieln ą p racę.
Żeby w y k szta łc ić c h a ra k te r, trz e b a oczyścić
sw oją n a tu r ę i sw oje skłonności od błędów ,
a u sz la c h e tn ić ją p rz e z cn o ty .
K a ż d y te m p e ra m e n t m a sw oje p rz y m io ty ,
lecz rów nież i w ady.
U sz la c h e tn ia j w ięc sw oje skłonności. D obre
skłonności są w ży ciu 1 lu d zk iem rzeczą n a jw a ­
żniejszą. C złow iek m yśli, sądzi, m ów i wogóle
zgodnie ze sw em i skłonnościam i.
Żaba, choćby ją posadzono n a złotym tro n ie,
skoczy n ap o w ró t w bagno. To sam o m ożna po­
w iedzieć o naszej n a tu rz e i n asz y ch n aw y k n ie -
niach i ^ y
D ia m e n t m a zaw sze w arto ść, choćby b y ł nie
szlifow any, n ie może to je d n a k słu ży ć za w y ­
m ów kę d la k rz em ien ia.
P o stę p u j zawsze ro z tro p n ie P r a c u ją c n a d
sobą, n ie za p o m in a j, że zbyteczne o strzen ie m o­
że cię p rz y tę p ić.
U su w a j ze sw ego c h a ra k te r u w szystko co
szorstkie, tw ard e, u p a rte . U p ó r je st e n e rg ją
g łu p o ty .
Pozw ól się u ra b ia ć , pozwól się w ychow yw ać
dobremu Bogu! Niech cię smutne doświadcze­
nia nie rozgoryczają, zato odnoś z; nich tę ko­
rzyść, byś serce swoje co raz więcej od ziem­
skich rzeczy odrywał, a z Bogiemi je łączył.
Nie upieraj się przy pewnych opinjaoh, nie
rób też łatwo nieodwołalnych postanowień
w rzeczach podrzędnych, chybai żeś się wobec
Boga przekonał, że są one twoim niewątpliwym
obowiązkiem.
Niech się twój charakter da urabiać jak
wosk, nie zaś jak masło.
Strzeż się tej ezułostkowośoi, k tó ra rozwa­
dnia męskie uczucia, albo je przesadza i robi
z człowieka gamonia.
Tak kształć swój charakter, żeby nie było
w tobie ani zbytecznej bojaźni, ani zuchwałego
ufania sobie. Inaczej obie te wady dzień w dzień
szkodzić ci będą. Bo złego będziesz; za dobry,
a do dobrego zbyt zły; braknie ci zawsze po­
trzebnej odwagi.
3. O charakterze da się to powiedzieć, co
C hrystus powiedział o królestwie niebieskiem,
że gw ałt cierpi i że tylko ci, którzy gw ałt sobie
zadają, kształcą swój charakter w należyty
sposób.
Chrystus przedstawia zawsze kształcenie
charakteru, jako coś trudnego, jako um artw ie­
nie: Wchodźcie przez ciasno, bramę, albowiem
szeroka brama i ■ ;p rzestronna jest droga, ^ która
wiedzie na zatracenie:' Vsiłujcie, abyście^ we­
szli przez ciasną fu rtk ę.8 Jeśli ziarno pszeniczne,
wpadłszy w ziemię, nic obumrze, samo zostaje;
lecz jeśli obumrze, w ielki owoc przynosi. K to
m iłuje duszę swa,, traci ja,; a kto nienaw dzi

5. M at. 7, 13. — 6. Łuk. 13, 24.


•Chrzęść, filo z o fia ży cia II. 15
226

duszy sw ojej na tym świecie, ku wiecznem u


żyw otow i strzeże jej."
U czy ń sw ój c h a ra k te r m o c n y m , żeby się
u m ia ł oprzeć w szelkim n iew łaśc iw y m w p ły ­
w om ; uczyń go niezależnym od w szystkiego, co
ci szkodzi. O siągniesz to w ten c zas ty lk o , je śli
każdego d n ia odm ów isz sobie coś, n a co byś so­
bie bez g rzech u m ógł pozw olić.
O czyść sw ój c h a r a k te r z tego r o z t r z e-
p a n i a i płocbości, przez k tó re człow iek tra c i
z u p e łn ie z p rzed oczu sw ój cel i to to, to tam ,
bezcelow o i b ezm y śln ie się b łąk a. N a u c z się cel
swój trz y m a ć m o c n o n a o k u i w idzieć go
przed sobą, a b y ś m ógł c iąg le dążyć do niego.
N a dnie tw ego c h a ra k te r u niech leży p o-
k o r a, k tó r a ch ę tn ie od d aje B ogu co bożego,
k tó ra m a w tein sw o ją radość, a b y b liźn ich sz a ­
now ać i kochać, a w olna je s t od p y c h y i nie-
p o rz ąd n ej interesow ności. Co ty dobrego czy­
nisz, za p isu j to n a p ia sk u ; co zaś odbierasz do­
brego, r y j to n a m a rm u rz e i o d d a j się ca łk o ­
w icie w ręce B oga. C zyń to, co z a p ła ty i po­
dzięki je st godne, lecz n ie p ra g n ij a n i jed n ej
ani' d ru g ie j.
4. S ta r a j się o to, a b y tw o ją d ec y d u ją cą siłą
b y ła n ie w y o b ra ź n ia a n i uczucie, a le rozum
i wola, Do tego zaś p o trze b n a ci m odlitw a.
W y s trz e g a j się k a p ry só w i złego h u m o ru ;
p s u ją one wolę, a n a w e t rozum .
S ta r a j się dobrze połączyć rozw agę ze s t a ­
now czością, tak , żebyś zw lekał, gdzie zw lekać
p o trzeb a, a szedł n ap rzó d , gdzie czekanie b y ­
łoby złem. N a jła tw ie js z a rzecz s ta je się tru d n a ,
g d y się n ie m ożem y n a n ią zdecydow ać.

7. J an 12, 25.
227

K ażdy c h a ra k te r rozw ija się z pewnego ro ­


dzaju koniecznością n a tu ra ln ą . S ta ra j się, aby
ten rozwój szedł zawsze po dobrej drodze. P e­
wien staro ży tn y a u to r pisze, że człowiek w dw u­
dziestym roku życia jest pawiem^ w trzydzie­
stym — lwem, w czterdziestym — wielbłądem ,
w piędziesiątym — wężem, w sześćdziesiątym —
psem, w siedmdziesiąitym — m ałpą, a w osiem ­
dziesiątym — niczem. P ra w d ą jest, że c h a ra k ­
te r ludzki z n a tu ry sw ojej ciągłym ulega prze­
m ianom ; chrońże go więc od psucia, a s ta ra j się
go zawsze popraw iać i uszlachetniać.

15*
RO ZDZIAŁ L V III.
Godziwa miłość własna.
1. Niema, nigdzie osobnego praw a, n ak a zu ją ­
ce nam szanować i kochać sam ych siebie, bo
praw o to jest w yraźnie i jasno w y ry te w n a tu ­
rze naszej. W edług słów C hrystusa miłość w ła­
sna pow inna być m ia rą m iłości bliźniego.
P ow inniśm y siebie szanować, gdyż jesteśm y
obrazem i podobieństw em Boga, jego dziełem,
w łasnością i dziedzictwem.
W ielkie rzeczy uczynił nam biednym dzie­
ciom ludzkim ten, k tó ry m ożny jest.
M usim y sam ym sobie okazyw ać życzliwość
przez to, że dążym y do osiągnięcia celu, który
nas praw dziw ie uszczęśliwić może, najprzód
więc i przedewszyistkiem do osiągnięcia dóbr
wiecznych, a następnie także i doczesnych, o ile
one do wiecznych są pomocne.
Szacunek siebie i m iłość w łasna isą narażone
n a wiele i to niebezpiecznych zboczeń.
2. Sam o się przez się rozumie, że człowiek
z m iłości ku sobie pow inien się sta ra ć o w szyst­
ko, co do uczciwego ludzkiego b y tu jest po­
trzebne.
P otrzebny mu jest pew ien szacunek, m usi
więc przez wzgląd n a B oga s ta ra ć się o to, by
sobie ten szacunek zdobyć i u trzym ać go. Ro­
zum na i u m iark o w an a pow aga niech cię uchro-
229

n i od poniżania się. Lekkom yślność i nieroz­


w aga są najw iększem i przeszkodam i do tego
szacunku.
Ludzie n azyw ają często sam olubam i tych,
którzy im się nie pozw alają bezwzględnie w y­
zyskiwać. T akim sam olubem i ty ś być powinien.
J e s t w życiu pew na nieczułość, k tó ra dlatego
jest szkodliwa, że sprzeciw ia się właściwem u
szacunkow i samego siebie i czyni ludzi leniw y­
mi i ospałym i. P ta k i baridzo prędko k p ią sobie
ze słom ianego strach a,
3. Nie pchaj się zbytecznie pom iędzy ludzi.
Pozostaw anie na u stro n iu m a swoje' dobre stro ­
ny. Niejeden, póki jest nieobecny, uchodzi za
lwa, w obcowaniu okazuje się śmiesznym s tr a ­
chem n a wróble. Bądź raczej' skąpy, aniżeli
szczodry w udzielaniu się ludziom,
Przychodź, gdy cię pożądają, a tak odchodź,
żeby cię cenili. N arzucającego się spotyka zw y­
kle lekceważenie i poniew ierka.
W panow aniu n a d sobą łącz bezintereso­
wność i szacunek siebie.
W artości swej szukaj w m iłości Boga i bliź­
niego. N ie jest to znakiem zbyt w ielkiej w a r­
tości, gdy nam się n ik t n ie sprzeciw ia. Nie ci
są najlepszym i ludźm i, k tó ry m się wszystko
uśm iecha. To co w yborne jest dla niew ielu.
Tylko tam zdawaj' spraw ę, gdzie do tego
jesteś zobowiązany.
RO ZDZIA Ł L IX .
Fałszywa miłość własna.
1. Sam Bóg włożył w serca nasze miłość
w łasną, Nic atoli nie przekracza ta k łatw o wła
śeiw yeh g ran ic i n ic n ie przynosi Człowiekowi
ta k wiele szkody, ja k przesadna, fałszyw a m i­
łość w łasna. J e s t ona praw dziw ą rew olucjo­
n istk ą przeciw Bogn. J ą d ro w ym agań c h ry stja -
nizm u leży w tern, abyśm y miłość w łasną pod­
porządkow yw ali m iłości Boga.
Fałszyw a miłość w łasna jest ja k napój u p a ­
jający. Pom iędzy człowiekiem p ijan y m a czło­
wiekiem sobą tylko przejęty m niem a żadnej
różnicy. J a k pierwszy, ta k i d ru g i nie jest p a ­
nem siebie; obaj w p ad ają z jednego głupstw a
w drugie.
Fałszyw a m iłość w łasna jest najw iększym
zdrajcą, k tó ry nas pocałunkiem zdradza, ja k
Ju d a sz C hrystusa; kto się jej pozw ala pro w a­
dzić, daje się prow adzić w arjatce.
B ra k praw dziw ego szacunku d la siebie jest
przyczyną wielu zboczeń, nierów nie jednak wię­
cej grzechów p łynie z przesadnej m iłości w ła­
snej. D latego to C hrystus P a n zaleca przede-
w szystkiem zaparcie się siebie.
U niejednego całe życie w ygląda jak oświad-
czny miłosne, składane ciągle sobie.
Fałszyw e to sam olubstw o jest naszym zasa-
231

tlniczym , n a d e r częstym w y stęp k iem ; je s t ono


słab o ścią i ty lk o słab o ści rodzi.
2. D a ru je m y zw ykle b liźn iem u wiele, lecz
n a jtru d n ie j sam o lu b stw o — i to z sam olubstw a.
K a ż d y je s t sk ło n n y u w ażać siebie za id eał
dobroci i p raw o ści. Czyż p o ch y ła w ież a pizań-
•ska, g d y b y w idziała: in n e wieże, nie m y śla ła b y ,
że ty tk o o n a je d n a p ro s to sto i?
M nóstw o lu d zi w y o b ra ża sobie, że s ą dużo
w ażn iejsi i p o w ażn iejsi, n ie ste ty , sro d ze się
łudzą. W ielu sobie n a w e t podoba w tern, że ja k
im się zdaje, in n i im zazdroszczą, p rz e ś la d u ją
ich, lu b n a w e t n ien aw id z ą.
P o p ęd do p rz esad n e j m iło ści n ig d y n a s n ie
opuszcza; czasem zd aje się spać, ja k lis, lecz
n im się spodziejem y, c h w y ta n a s za: g ard ło .
Często u d a je łudząco* m iłość bożą i s ta r a się
w szelkiego ro d z a ju w y k rę ta m i o siąg n ąć sw oje
cele.
P o zn ać w y k rę ty m iłości w łasn e j je st rzeczą
bard zo p o ży teczną. S am o je d n a k pozn an ie nie
p rz y n ie sie ci ko rzy ści, raczej zaszkodzi, jeśli
n ie będziesz ciąg le w alczy ł z m iłością w łasn ą .
C zy n n ik iem ro z s trz y g a ją c y m w człow ieku
je s t w o la i praw dziw a, p o k o ra serca; o n a m u
po w iad a, ile je s t w a rt, d lateg o człow iek po­
k o rn y n ie w y b u ch a, choćby m u się zdaw ało, że
go k to ś o b ra ził lu b zniew ażył.
G rzeszn a m iło ść w ła sn a je st źródłem, ciąg łe­
go* n iep o k o ju ; p o k o ra zaś je s t źródłem n a jg łę b ­
szego* p o koju. J e ś li pokornego* sp o tk a p rz y k ro ść,
nie* zw aża n a to, że m u ją lu d zie w y rząd zili,
lecz w idzi w n ie j rę k ę B oga, k tó ry się n ią po­
słu g u je, a b y człow iekow i d ać dow ód sw ojej
m iłości.
232

Fałszyw a miłość w łasna lubuje sę w tem,


by o n iej ja k najczęściej wspom inano. Ty zaś
kochaj życie ukryte.
Chw alą cię, to przypom nij sobie, że w szyst­
ko', co w tobie pochw ały godnego, od Boga po­
chodzi, żeś za to przed n im odpowiedzialny.
A gdy cię ganią, to pom yśl sobie: cóżby dopie­
ro o m nie powiedziano, gdyby wiadom e były
moje wszystkie słabości.
3. W ystrzegaj; się przeceniania siebie sam e­
go. Często pochlebia sobie człowiek, że zła, k tó ­
rego w nim niem a, dlatego niem a, że je prze­
zwyciężył. Człowiek dopiero w tedy się dow ia­
duje, do jakiego stopnia złości jest zdolny, gdy
się znajdzie w takiem położeniu, k tó re go do
zła popycha.
Nie w stydź się uznać sw ą winę. L ubim y ty ­
siączne w yszukiw ać powody d la w yjaśnienia
sobie naszego losu, lecz zapom inam y zwykle
o najbliższym i najw ażniejszym — o naszej
winie.
Co się nam udało, w tem napew no nasza za­
sługa; co się n a m nie powiodło, w tem zape­
wne w ina innych.
Rozmowy, w któ ry ch sam i siebie poniżam y,
są często1 w ykw item subtelnej p ychy; ganiąc
siebie biegniem y po k ręty ch dro g ach za po­
chw ałą. W ielu z pychy chce uchodzić za po­
kornych.
Sam o sobie mówisz zawsze skrom nie, to coś
zdziałał, nazyw asz drobnostką, lecz n ie możesz
ścierpieć, aby i in n i byli tegoż m niem ania.
N ie mów nig d y bez konieczności o dobrodziej­
stw ach, któreś in n y m w yśw iadczał i o n iesp ra ­
wiedliwości, k tó rą ś w ycierpiał.
233

Nie u fa j pochlebstwom. Czysto słyszysz, że


cię pow ażają i szanują wszędzie, że nie mogą
się bez ciebie obejść! U m ierasz, myślisz, że
w szystko upadnie, bo ciebie braknie. Mój drogi,
łudzisz się*, św iat prędko przejdzie n ad tobą do
porządku dziennego.
RO ZDZIAŁ L X
W spaniałomyślność i ofiarność.
1. Bądź w spaniałom yślny względem Boga,
nie odm aw iaj Bogn, P a n u twem u, żadnej ofia­
ry, której dom aga się od ciebie. K ształć swe
serce w edług Serca Jezusowego, a przekonasz
się, że Bóg nie pozwoli się przewyższyć we
wspan iałom y ślności.
Stopień doskonałości, do jakiego człowiek
ciasnego serca w ciągu la t w ielu nie dojdzie,
w spaniałom yślny osiąga w k rótkim czasie.
K to jest w spaniałom yślny, nie odmówi nic
Bogn, ani sobie nic nie zastrzeże; odda siebie
Bogu jako k a rtę niezapisaną, aby Bóg na niej
w ypisał, co zechce. Nie będzie się bał tru d n o ­
ści i ofiar, k tórych Bóg może od niego wym agać.
W takiem to usposobieniu serca w ołał św.
F ranciszek K saw ery kiedy obfitow ał w pocie­
chy: Dosyć już, P anie! — a gdy prześladow a­
nia i cierpienia go spotykały, m odlił się: W ię­
cej, P anie!
N ależy i w m ałych rzeczach być w iernym ,
lecz zachować przytem szerszy na rzeczy po­
gląd, t. j. w ystrzegać się kawęozenia nad dro­
biazgam i.
K to się zbytecznie tru d z i nad w yszperaniem
tego, co najlepsze, traci sposobność do czynie­
nia tego, co dobre, a to więcej by czci B ogu przy-
235

niosło, an iże li b o jaźliw e w a h a n ie się w w ybo­


rze m iędzy d o b rem a lepszem .
2. C ierp, ja k p rz y s ta ło n a m ęża! Ci, co się
żalą i p ra g n ą , ab y się lito w an o n a d n im i, po­
dobni s ą do dzieci, k tó re skaleczy w szy się w pa-
lmszek, p ła c z ą i n a rz e k a ją , dopóki n ia ń k a n a
p alu sze k n ie podm iucha i n a d n ie m i się nie
pożali.
P o w in n o ci się to zb y t n isk ie m w ydaw ać, zę­
by p rz y każdej' sp o so bności p rz y p o m in a ć do­
zn a n ą krzy w d ę. Czemże je s t t w o j e cierpienie,
wobec c ie rp ie ń C h ry stu sa ?
N a jm n iej' je s t tak ich , k tó rz y u z n a ją , ooby
im Bóg u czy n ił, g d y b y m u się całkow icie
oddali.
S erce szlac h etn e n ie czeka n a su ro w e słow o;
znaczące sp o jrzen ie m u w y starcza .
W szy stk o p rzem in ie, co nie w yszło z B oga.
Z a p a m ię ta j to k ró tk ie lecz pełne tre śc i słowo:
opuść w szystko, a w szystko znajdziesz; nie
chodź za pożądliw ością, a spokój osiągniesz.
3. N au cz s ię obyw ać bez w ielu rzeczy i ciesz
się, g d y b ra k odczuw asz. W szak i o A p o sto łach
cz y ta m y , że n ie d o s ta te k c ie rp ie li.1
B ąd ź o fia rn y i n ie p rz y w ią z u j się zb y te­
cznie do w y g ó d doczesnych.
B óg d aje n a m ra d o śc i ziem skie n ie ty lk o
dlateg o , ab y śm y ich z w dzięcznością u ży w ali,
lecz tak że d lateg o , a b y śm y coś m ieli, z czego-
b y śm y m u m o g li złożyć o fiarę.
Z am iło w an ie w ygód o d d ala od Boga. Z n a j­
dow ać szczególną p rz y je m n o ść w jed zen iu i p i­
ciu — to rzecz zw ierzęcia.
K ie d y C h ry s tu s w y sy ła ł A postołów n a św iat,

1. M at. 12, 1.
236

zalecał im wyrzeczenie się i ofiarność: Sprze­


dajcie, co macie, a dajcie jałm użnę.2 Musieli się
wyrzec wszelkich wygód w podróży,3 poprzesta­
wać n a małem, być bezinteresownymi i zawsze
mieć przed oczyma wielki cel swego posłan­
nictwa,
Czego uczy chrześcijaństwo, to zgodne jest
z rozumem ludzkim. Kto nie umie ścier pieć b ra­
ku, zasługuje na pogardę. Doczesnych pożądań
nie należy zupełnie zadawalać. Jest to nawet
lepiej, gdy się pragnienie tylko w ystarczająco
uciszy, a nie zupełnie zagasi. Nasycić się tern,
co miłe, jest rzeczą niebezpieczną. Lepiej jest
być niezadowolonym wskutek niecierpliwej żą­
dzy, niż wskutek przesytu z użycia,
W spaniały wzór chrześcijańskiej wspaniało­
myślności i ofiarności widzimy w wielkim Apo­
stole narodów: K tóż tedy nas odłączy od m iło­
ści Chrystusow ej? utrapienia? czyli ucisk, czyli
głód? czyli nagość? czyli niebezpieczeństwo?
czyli prześladowanie? czyli miecz? W tern
w szystkiem przezwyciężam y dla Tego, który
nas um iłował.4

2. Ł u k . 12, 33. — 3. M a t. 10, !); M arek (i, 8; Ł u k . 10, 4.


4. R z y m . 8, 33, 37.
RO ZDZIA Ł L X I.
P ra w d ziw a niezależność.
1. W olność i niezależność, o k tó rą się trzeba
starać, n a tern polega, żeby od tego tylko być
zależnym, od kogo zależeć jest obowiązkiem, ko­
niecznością i cnotą.
P r z y c z y n ą niejednego zła jest to, że idziemy
za złym przykładem , a nie za nnszem lepszem
przekonaniem , że ta k żyjem y, jak się powszech­
nie żyje. Tym czasem błędy pow inny być dla
nas ostrzeżeniem i przestrogą, a nie p rz y k ła ­
dem do naśladow ania. K to się nie boi być podo­
bnym do złych, sam się złym stanie
N ajlepszym środkiem przeciw ko nieporzą-
dnej zależności od ludzi jest zdecydow ana za­
leżność od Boga.
Niech n ik t nie będzie podobny do drugiego,
ale każdy niech się sta ra być podobnym do
Najwyższego! — J a k to zrobić'? Niech każdy
będzie doskonałym, w sobie; a tem bardziej każ­
dy się udoskonali, im więcej od Boga się uza­
leżni. .
N ie lękaj się serce m oje; czyń, co ci radzi
czynić sum ienie, ten prom ień niebieskiego św ia­
tła ; czyń dobrze i nie bój się niczego.
Słońce n ie zbacza ani na praw o ani na lewo,
nie idzie ani prędzej, a n i wolniej, dlatego że ko­
m ary brzęczą i żaby rzegoeą. Szukaj upodoba-
nia bożego, a wtedy kpić sobie możesz z szy­
derstw całego świata.
W ielkiem złem jest nieporządna chęć podo­
bania się. Zwykle chcemy się podobać i Bogu
i światu, dlatego rzadko podobamy się światu,
a nigdy Bogu. K tobykolw iek t e d y chciał być
przyjacielem tego świata, stawa się 'nieprzyja­
cielem bożym.1
Kto się zawsze kieruje względem ludzkim,
ten się haniebnie poniża i robi z siebie w strętne­
go niewolnika. Ludzie zwykle nim gardzą, bo
kto się wielu sta ra przypodobać, ten wogólc
mało komu się podoba.
Człowiek taki należy do liczby owych nie­
wolników, którzy nie jednego, lecz niezliczonych
m ają panów; już jedno słowo przejm uje go
strachem, ale za mało w takim człowieku jest
szlachetnych uczuć, aby mógł poznać, jak nik­
czemne jego usposobienie.
2. Nie powinieneś nigdy dla względów ludz­
kich podawać fałszu za prawdę. Tysiąc razy
gotów jestem powiedzieć, że fałsz jest fałszem,
czy go wypowie największy z ludzi, czy też
ostatni nędzarz.
Opór ludzi nie powinien cię z równowagi
w ytrącać i do wybiegów i fałszu pobudzać;
wszak i ten, kto się znajduje na prawdziwej
do celu drodze, spotyka często opór.
Strzeż się wszelkiego rodzaju pochlebstw.
Dawać niezasłużone pochwały, aby się przypo­
dobać tym, których się chwali, to znaczy tyle,
co fałszować monetę.
Nie słucha j też pochlebstw. Źle się tam dzie-
je, gdzie korzystniej jest pochlebiać, niż speł-
11iać obowiązek.
N iem a nędzniejszego p y ta n ia niż to: »Co n a
to powiedzą ludzie'?« Ci, co sobie takie zadają
p y tan ia , ciągle się tylko męczą i nigdy nie z n a j­
dą spokoju.
U p raw iaj swoją rolę wedle woli1, a dom bu­
d u j według swej potrzeby i p a trz spokojnie
z okna na m arn y św iat.
Św. A ugustyn napiisał: »Nieeh m ów ią o A u­
gustynie, co im się podoba, byle sum ienie nie
oskarżało go przed Bogiem«.
Ci w łaśnie, co się najczęściej sądem ludzkim
k ieru ją, najb ard ziej są skłonni do tego, aby się
męczyć tysiącem obaw urojonych.
3. Mówisz nieraz: gdy się będę oddaw ał p ra k ­
tykom religijnym , to m ię wyszydzą! I ty to
uw ażasz za nieszczęście1? A gdyby z ciebie d la­
tego szydzono, że codziennie jesz, źe stoisz n a
dwóch nogach, że nie czołgasz się po ziemi, że
swoich sta ry c h rodziców czcisz, czyżbyś swój
sposób postępow ania zm ienił? Otóż istnieje
jeszcze coś bardziej rozum nego i słuszniejszego,
aniżeli jedzenie, proste stanie!, cześć d la rodzi­
ców, a m ianow icie posłuszeństwo' dla Boga, two­
jego Stw órcy, i św ięta służba Bogu.
RO ZDZIA Ł L X II
Wartość ludzkiego uznania.
3. W szyscy E w angeliści opisują uroczysty
w jazd C hrystusa do Jerozolim y. _ .. ,
' Nie dla siebie, lecz dla dobra ludzi, znizył
się Zbawiciel do ówczesnych w arunków i odbył
ten triu m fa ln y w jazd do m iasta. Ta relig ijn a
m an ifestacja m ia ła okazać n a zew nątrz dosto­
jeństw o M esjasza. ^
Zbawiciel zna nicość wszelkiej czci docze­
snej. W iedział, że ten sam lud, tłum nie zebra­
n y , ' w ykrzykujący k u jego czci, powlecze go ja ­
ko zbrodniarza od jednego sędziego do d łu g ie ­
go; że ci sam i ludzie, którzy dziś w ołają: »Ho-
samna«, wnet- krzyczeć będą: »Na krzyż z nirn.«
W ciągu całego swego życia bardzo w yraźnie
okazyw ał C hrystus, że m u n a ludzikiem uznaniu
wcale nie zależy, albo raczej ty le tylko, ile tego
w ym agało jego m esjańskie powołanie.
2. U czm y się od C hrystusa! Ludzkie u z n a n e
m a pew ną w artość i trzeba się z nieni niejedno­
k ro tn ie liczyć. Z bytnie jed n ak liczenie się w pro­
wadza wiele zam ieszania w nasze życie.
Ludzie są n ieraz tacy, że możesz o nich po­
wiedzieć z Apostołem : J e ślib ym się jeszcze
ludziom podobał, nie b y łb y m sługa C hrystuso­
w y m .1 O p in ja innych) o tobie rzadko się zgadza
241

z rzeczywistością. T a opinja. podobna jest do


tw ojego cienia: często cię wyprzedza, to znów
idzie za tobą; czasam i jest większy, a czasami
m niejszy od ciebie.
B az cię oczernią, d ru g i raz pod! niebiosa.bę­
dą cię w ynosili i za cóż to?
Za to tylko, żeś spełnił swój obowiązek.
Ludzie są skłonni ganić to, do czego sam i nm
czują a n i siły, a n i zdolności.
Często ludzie szacują nie to co rozum ieją,
lecz to, czego n ie rozum ieją. Chw alą rzeczy dla
siebie niezrozum iałe dlatego, iż słyszeli, że je
inni chwalą.
Nie przyw iązuj zbyt wiele w agi do pub li­
cznej opinji. Z sądu m ędrca przem aw ia zrozu­
m ienie rzeczy, lecz sąd tłu m u zależy od kie­
ru n k u w ia tru .
Pozwól ludziom krytykow ać, pozwól im się
śmiać, sam zaś zachow aj rów now agę ducha.
Jeszcze się ta k i n ie narodził, ktoby w szystkim
dogodził.
3. P ew na jednak rozum na troska o ludzkie
uznanie jest konieczna, bez niego nie można
przejść przez życie; jest to n aw et wolą bożą,
byś się o nie s ta ra ł. Tłum m a wiele oczu do p a ­
trzenia, wiele serc do życzenia źle, i' języków do
obm aw iania. Ł atw iej się w ierzy złemu, niż do­
brem u.
Nie pow inieneś się m artw ić, gdy cię w y­
śm ieją, lub oczernią; nigdy jednak nie pow i­
nieneś czynić tego, ooby zasługiw ało n a szy­
derstw o lub drw iny
T ak z pochw ały ludzkiej, ja k i z n a g a n y m o­
żesz korzystać dla lepszego poznania siebie. W aż
nie ty lk o każdo słowo n agany, lecz i pochwały.

Chrzęść, filo z o fja ży cia I I . 16


najw ięcej znajdziesz do popraw ienia
C z ę s to
w tern, za co cię najb ard ziej chw alą.
Zresztą oddaj swoje serce B ogu i nie bój się
ludzkiego sądu, jeżeli ci sum ienie n ic nie
wyrzuca.
RO ZDZIA Ł L X III.
Unikanie niepotrzebnych trosk.
1. Jednego potrzeba, mówi P a n Jezus.1 T ro ­
ska o to jedno konieczne pociąga za sobą inne
troski i to z obowiązku. N igdy jednak n ie po­
winieneś się oddaw ać troskom , k tó re b y tej
j e d n e j trosce sizkodę przynieść mogły.
Co cię to obchodzi, ja k ten, lub ów żyje, po­
stępuje i mówi. Spełnij tylko dobrze to, co do
ciebie należy, a nie p y taj, co sąsiad robi. »Rób
każdy w swojem kółku, co każe D uch Boży,
a całość sam a się złoży«.
W ielu rzeczy pow inieneś być nieśw iadom y,
a na wiele być głuchy. N iem a lepiej jest od­
wrócić się od sp ra w y drażliw ej, pozostawić
każdemu wolność zdania, niż' bez potrzeby za­
c z y n a ć dyskusję lub kłótnię. Jeże-liś tylko- z Bo­
giem w zgodzie i liczysz się zi jego sądem, to
łatw o zniesiesz swoje upośledzenie.
Troszcz się ty lk o o j e d n o, co jest konieczne,
a o inne rzeczy dla tego jednego.
2. Żyj spokojnie, nie pędź gw ałtow nie, nie
obarczaj się niepotrzebnym : balastem , n ie bierz
n a siebie zbyt wiele spraw . N iejedno jest do­
bro, które innym zostawić musisz.
Serce cnotliw e troszczy się nie ty le o rzeczy,

1. Łuk. 10, 42.


16*
k tó ry ch Bóg chce, ile raczej o wolę Boga, k tó ry
chice.
N ie troszcz się o rzeczy, k tó ry c h nig d y nie
będziesz m ógł osiągnąć. J e s t rzeczą niem ożliw ą
,nie mieć w życiu żadnych przykrości, nie spo­
tkać żadnych przeciw ników , ustrzec się zupeł­
nie nieporozum ień, a n a m odlitw ie sta le do­
świadczać pociechy. # .
Do najw yższej doskonałości dążyć pow inie­
neś, choćbyś jej nie mógł osiągnąć, bo dążąc do
najw yższej, osiągniesz w każdym razie p rzy ­
n ajm n iej wyższą.
RO ZDZIAŁ L X IV .
Z ew n ętrzne pow odzenie .
1. K to ciągle pracuje, ten chciałby zobaczyć
widoczne owoce swoich p ra c i usiłow ań. K iedy
zaś żadnych skutków swej p racy dopatrzeć się
nie może, może się łatw o zniechęcić.
B ardzo pouczającym jest d la nas p rzykład
Zbaw iciela w spraw ie zewnętrznego powodzenia,.
B ezw ątpienia Zbawiciel dążył doi takiego po­
wodzenia swej pracy, z którem żadne inne po­
rów nać się n ie da.
Pew ne powodzenie osiągnął już za życia,
m ianow icie lud a naw et jego wrogowie okazy­
w ali m u szacunek i cześć d la potęgi jego słow a.1
W łaściw em powodzeniem m iały być te nieprze­
liczone szereg i dusiz, k tó re isię Zbawicielowi cał­
kowicie i beiz zastrzeżeń w ciągu wieków odidały
i aż do skończenia czasów oddaw ać będą.
Powodzenie to jednak było za życia Zbaw i­
ciela dla oka niewidoczne. W idzim y zato ślady
bardzo poważnego niepow odzenia. P ra w ie wszę­
dzie n ap o ty k ał Jezu s n a niedow iarstw o.2 W ielu
rozgorzało przeciw niem u nienaw iścią i jak ąś
w ściekłą fu r ją prześladow czą.. Zdawało się, że
całe dzieło Jezusa rozbije się o m u r głupoty
i złości ludzkiej.

1. Mt. 22, 23; M r. 12, 17. 37; Ł k. 19, 48; 20, 19. — 2. J a n 12, 37.
246

Skutków widocznych nie zbyt wiele można


było dostrzec, zato w idzim y ja k skutecznie k rzą ­
ta ją się jego nieprzyjaciele, by za w szelką cenę
pokrzyżow ać działalność Zbawiciela. W szystko,
ta k czyny, ja k i słow a jego przekręcali i to
z dużem powodzeniem.
A jak się C hrystusow i za życia powodziło,
ta k się powodzi też i jego Kościołowi.
2. A więc gdy ci się zdaje, że p race tw oje nie
m ają należytego powodzenia, niech cię pocie­
szy widok C hrystusa, k tó ry również owoców
widocznych na razie nie osiągnął.
Żadną sp raw ą ta k się nie przejm uj, żeby
cię m iała w trą c a ć w zam ieszaniu. Złóż w szyst­
ko w ręce Boga. N iech tw oja tro sk a będzie po­
dobna do tro sk i Bogai, k tó ry się o nas w szyst­
kich troszczy, nie tra c ą c pokoju, n ie w padając
w zamieszanie.
Czyń, co możesz, by sk u te k osiągnąć; resztę
pozostaw Bogu.
Nie zew nętrzny wynik, ale w ew nętrzna in ­
ten c ja stanow i o n ajistotniejszej w artości czynu.
N iektórzy święci osiągali znaczne w yniki n a
z e w n ą t r z ; w ielu innych nie osiągało praw ie
żadnych.
Czasem m im o najlepszych chęci cały w ynik
to przeciwności. Mówi przysłow ie: K to chce
praw dzie drogę utorow ać, m usi często narazić
się n a cięgi.
Nie g a n i się ro ln ik a za to, że się żniwo nie
udało, ale g an i się go, że pola n ie zorał i nie
upraw ił. -
W idocznym rezultatem działalności C h ry stu ­
sa był krzyż, ale krzyż C h ry stu sa był przepisa-
247

niem długu n a chw ałę niebieską. Coś podobnego


zdarza się w życiu w iernych sług bożych: jako
zapłatę o trzy m u ją naprzód nieopisanie wiele
krzyżów, ale są to listy zastaw ne n a dobra n ie­
bieskie.
ROZDZIAŁ LXV.
Pożegnalna mowa Chrystusa.
P r z y k a z a n ie nowe daję wam: Abyście się
społecznie miłowali: jakom was umiłował, aby­
ście się i w y społem miłowali. Potem poznają
w s z y s c y , żeście uczniami moimi, jeśli miłość
mieć będziecie jeden ku drugiemu.
Niech się nie trw oży serce wasze! W ierzycie
w Boga: i we mnie wierzcie! W domu Ojca me­
go jest mieszkania wiele. Jeśliby inaczej, po­
wiedziałbym wam był: albowiem idę gotować
wam miejsce.
A jeśli odejdę, i zgotuję wam miejsce: p rzyj­
dę zasię i wezmę was do mnie samego: iżbyście,
gdziem ja jest, i w y byli. A dokąd ja idę wie­
cie, i drogę wiecie... Jam jest droga i prawda
i żywot. Żaden nie przychodzi do Ojca, jedno
przeze mnie. Gdybyście mię byli poznali: wżdy-
byście i Ojca mego byli poznali: a od tego czasu
poznacie go i widzieliście go...
Słowa, które ja do was mówię, nie od samego
siebie mówię. Lecz Ojciec we mnie mieszkający,
on czyni uczynki. Nie wierzycie, iżem ja w Oj­
cu, a Ojciec we mnie je st? Wż d y dla samych
uczynków' wierzcie. Zaprawdę, zaprawdę wam
powiadam, kto w ierzy we mnie, uczynki, które
ja czynię, i on czynić będzie, i większe nad te
czynić będzie: Bo ja do Ojca idę: a o cokolwiek
249

będziecie prosili Ojca w imię moje, to uczynię:


aby był uwielbiony Ojciec w Synu. Jeśli mię
0 co będziecie prosili w imię moje, to uczynię.
Jeśli mię miłujecie, chowajcie przykazania
moje. A ja prosić będę Ojca, a innego pocieszy­
ciela, da wam, aby z wami mieszkał na wieki:
Ducha prawdy, którego św iat przyjąć nie mo­
że, bo go nie widzi, ani go zna. Lecz w y poznacie
go, iż u was mieszkać będzie i w was będzie.
Nie zostawię was sierotami: przyjdę do was.
Jeszcze maluczko, a świat mię już nie widzi.
Lecz w y mnie widzicie, bo ja żyję, i w y żyć bę­
dziecie. W on dzień w y poznacie, żem ja jest
w Ojcu moim, a w y we mnie, a ja w was. K to
ma przykazania moje i zachowywa je, ten jest,
który mnie miłuje. A kto mnie miłuje, będzie
miłowany od Ojca mego i ja go miłować będę,
1 objawię mu siebie samego... Jeśli mię kto mi­
łuje, będzie chował mowę moję, a Ojciec mój
umiłuje go, i do niego przyjdziem y, a mieszka­
nie u niego uczynimy. A mowa, któraście sły ­
szeli, nie jest moja: ale tego, który mię posłał,
Ojca.
Tom wam powiedział, u was mieszkając.
Lecz pocieszyciel Duch Święty, którego Ojciec
pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy
i przypomni wam wszystko, cokolwiek bym
wam powiedział.
Pokój zostawuję wam: pokój mój daję wam:
nie jako dawa świat, ja wam daję. Niech się nie
trwoży serce wasze, ani się lęka!...
Jam jest winna macica: wyście latorośle.
K to mieszka we mnie, a ja w nim, ten siła owo-
cy przynosi, bo beze mnie nic uczynić nie może­
cie. Jeśliby kto we mnie nie trwał, precz w y ­
rzucony będzie jako latorośl, i uschnie i zbiera
250

ja i do ognia wrzucą, i gore. Jeśli w y we mnie


trw ać będziecie, a słow a moje w was trw ać bę­
dą, czegokolwiek zechcecie, prosić będziecie,
i stanie się wam.
W tern jest uw ielbiony Ojciec mój: iżbyście
bardzo w iele owocu przyn ieśli, i sta li się m oim i
uczniami.
Jako m ię um iłow ał Ojciec i ja um iłowałem
was. T rw ajcież w m iłości m ojej. Jeśli p rzyk a ­
zania moje zachowacie, będziecie trw ali w m i­
łości m ojej, jakom i ja zachował rozkazanie
Ojca mego i trw am w m iłości jego. Tom w am
powiedział, aby wesele moje w was było, a w e­
sele wasze napełniło się.
To jest przykazanie moje, abyście się spo­
łecznie m iłowali, jakom w as um iłował. W ięk ­
szej nad tę m iłości żaden nie ma, aby kto duszę
stva położył za n ieprzyjacioły swoje. W y jeste­
ście przyjaciele moi, jeśli czynić będziecie, co
ja w am rozkazuję. Już was- nie będę zw ał słu­
gam i: bo sługa nie wie, co czyn i Pan jego: lecz
was nazwałem przyjaciółm i, bo w szystko, com
słyszał od Ojca mego, oznajm iłem wam . Nie
w yście mnie obrali, alem ja was obrał i posta­
nowiłem was, abyście szli i przyn ieśli owoc,
a owocby w asz trw ał, aby cokolw iekbyście pro­
sili Ojca w im ię moje, dał wam. To w am p rzy ­
kazuję, abyście się społecznie m iłowali.
Jeśli was św iat nienawidzi, wiedzcie, iż
mnie pierw ej, niż was, nienawidził. B yście byli
ze świata, św ia tb y co jego było m iłował, lecz iż
jesteście nie ze świata, alem ja was w yb ra ł ze
świata, przetoż ujas św iat nienawidzi. W spo­
m nijcie na mowę moja, która ja w am m ówiłem :
Nie jest sługa w ięk szy nad Pana swego. Jeśli
mnie 'prześladowali, i was prześladować będa.
Jeśli mowę moja, chowali, i wasza chować będa.
Ale wam to wszystko czynić będa dla imie­
nia mego, bo nie znaja tego, który mię posłał.
Bym był nie przyszedł, a nie mówił im, nie mie­
liby grzechu, lecz teraz nie maja wymówki
z grzechu swego. Kto mnie nienawidzi i Ojca
mego nienawidzi. B ym był między nimi uczyn­
ków nie czynił, których żaden inny nie czynił,
nie mieliby grzechu, lecz teraz i widzieli i nie­
nawidzili i mnie i Ojca mego...
A gdy przyjdzie pocieszyciel, którego ja
wam poślę od Ojca, Ducha prawdy, który od
Ojca pochodzi, on o mnie świadectwo dawać bę­
dzie. I wy świadectwa wydawać będziecie, bo
ze mna od początku jesteście.
Tom wam powiedział, abyście się nie gorszyli.
Wyłączą was z bóżnic: ale idzie godzina, że
wszelki, który was zabija, mniemać będzie, że
czyni posługę Bogu. A to wam uczynią, iż nie
znaja Ojca, ani mnie. Alem to wam powiedział,
abyście, gdy godzina przyjdzie, wspomnieli na
to, żem ja wam powiedział...
Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz
znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie on Duch
prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy, bo nie
sam od siebie mówić będzie, ale cokolwiek usły­
szy, mówić będzie, i co przyjść ma oznajmi
wam. On mię uwielbi, bowiem z mego weźmie,
a wam opowie. Wszystko, cokolwiek ma Ojciec,
moje jest. Dlategom powiedział, że z mego
weźmie, a wam opowie.
Maluczko, a już mię nie ujrzycie... Zaprawdę,
zapraiudę wam powiadam, iż będziecie płakali
i lamentowali wy, a świat się będzie weselił,
252

a w y się smucić będziecie, ale sm utek wasz


w radość się obróci...
Zaprawdę, zapraw dę w am powiadam : Jeśli
o co prosić będziecie Ojca w im ię moje, da wam.
Dotychczas o niceście nie prosili w im ię moje.
Proście, a weźm iecie: aby radość wasza była
pełna... W yszedłem od Ojca, a przyszedłem na
św iat: zaś opuszczam św iat, a idę do Ojca...
Oto przychodzi godzina, i teraz ^przyszła,
abyście się k a żd y do swego rozpierzchnęli,
a mnie sam ego zostaw ili: a nie jestem sam, bo
jest Ojciec ze mna. Tom w am powiedział, aby­
ście we mnie pokój mieli. Na świecie ucisk mieć
będziecie: ale ufajcie, jam zw y c ię ży ł św iat.1

1. .Tan ro zd z. 13, 14, 15 i 16,


ROZDZIAŁ LXVI.
A rcykaplańska m odlitw a Chrystusa,
Ojcze, przyszła godzina, wsław Syna twego,
aby clę Syn twój wsławił. Jakoś jemu dał w ła­
dzę nad wszelkiem ciałem,, iżby wszystkim , któ­
rych mu dałeś, dał im żyw ot wieczny. A ten
jest żyw ot wieczny, aby poznali Ciebie samego
Boga prawdziwego i którego posłałeś Jezusa
Chrystusa. Jam wsławił Ciebie na ziemi: w y­
konałem sprawę która mi zleciłeś. A teraz
wsław mię Ty, Ojcze, sam u siebie chwała, któ­
ra miałem u Ciebie pierwej, niżli świat był.
Oznajmiłem Imię twe ludziom, których mi
dałeś ze świata: twoi byli i dałeś mi ich, a mo­
wę twoja zachowali. Teraz poznali, iż wszystko,
coś mi dał, od Ciebie jest. Albowiem słowa,
któreś mi dał, dałem im: a oni przyjęli, i po­
znali prawdziwie, żem od Ciebie wyszedł i uwie­
rzyli, żeś T y mnie posłał. Ja za nimi proszę; nie
za światem proszę, lecz za tym i, których mi
dałeś, bo sa twoi.
I wszystkie rzeczy moje ~sa twoje, a twoje
sa moje: wsławionym jest w nich. A jużem nie
jest na świecie, ale ci sa na świecie, a ja do Cie­
bie idę. Ojcze święty, zachowaj ich w Imię
twoje, których m i dałeś, aby byli jedno jako
i my. Gdym, z nim,i był, jam ich zachowywał
w Imię twoje. K tórych mi dałeś, strzegłem
i żaden z nich nie zginął, jedno syn zatracenia:
żeby się pism o spełniło. A teraz idę do Ciebie
i m ów ię to na świecie, aby m ieli wesele moje
w ypełnione sam i w sobie. Jam im dał mowę
twoja, a św iat m iał ich w nienawiści, iż nie sa
ze świata, jako i ja nie jestem ze świata. Nie
proszę, abyś ich w ziął ze świata, ale żebyś ich
zachował ode złego. Nie sa ze świata, jako i ja
nie jestem ze świata. Pośw ięć ich w prawdzie.
Mowa tw oja je st prawda. Jakoś T y mnie po­
słał na św iat, i jam ich posłał na świat. A za
nich ja,pośw ięcam samego siebie, aby i oni byli
poświęceni w prawdzie.
A nie tylk o za nim i proszę, ale i za tym i, któ­
rzy przez słowo ich uw ierzą we mnie. A b y
w szyscy b yli jedno, jak Ty, Ojcze we mnie, a ja
w Tobie: aby i oni w nas jedno byli, aby uw ie­
rzy ł św iat, iżeś T y mnie posłał. Ja w nich, cc T y
we mnie, aby byli doskonałym i w jedno: a iżby
poznał świat, żeś ty mnie posłał, i um iłowałeś
ich, jakoś i mnie um iłował. Ojcze, których m i
dałeś, chcę, aby, gdziem ja jest, i oni b yli ze
mna: aby oglądali chwałę moja, któraś m i dał:
albowiem mię um iłowałeś przed założeniem
świata.
Ojcze spraw iedliw y, św iat Cię nie poznał,
a jam Ciebie poznał i ci poznali, że T yś mnie
posłał, ł oznajm iłem im imię, tw oje i oznajmię,
aby miłość, któraś m nie um iłował, w nich była,
a ja w nichJ
Tydzień trzeci
RO ZDZIA Ł L X V II.
O statnie dnie życia Chrystusa.
1. Gorzka m ęka i śm ierć C h ry stu sa wycisnę­
ła n a całem chrześcijaństw ie szczególniejsze
piętno. Reliigja C h ry stu sa oddaw na uchodziła
za religję krzyża. Sam Zbawiciel powiedział, że
dopiero z krzyża w szystkich pociągnie do siebie.1
M ęka C hrystusow a jest znam ienna ze wzglę­
du na Osobę cierpiącego. Osobą tą jest P a n n a j­
czcigodniejszy, zbliżony do nas przez swoją n a ­
turę, jako Człowiek i Bóg; jest on dla nas
WKzystkiem w życiu, w śm ierci i wieczności.
M ęka C h ry stu sa dokonała wielkiego dzieła od­
kupienia, uw olniła nas od przekleństw a grze­
chu, położyła fundam enta pod królestw o boże
nai ziemi.
M ęka C h ry stu sa jest znam ienna i ze wzglę­
du na krzyczącą niespraw iedliw ość, z jak ą
C hrystus był męczony i n a śm ierć osądzony.
Skazali go niespraw iedliw i sędziowie za to, że
czynił cuda, że wszyscy w niego w ierzyli
i szli za nim , że to m iało być niebez­
pieczne d la p ań stw a żydowskiego.2 O stateczny
w yrok był w ydany z powodu rzekomego bluź-
nierstw a C h ry stu sa przeciw B ogu i przyw ła­
szczenia sobie przezeń boskiego posłannictw a
1. Jan 12, 32. — 2. J a ń 11, 47 n.; 12, 19.

Chrzęść, filo zo fja ży cia II. 17


258

i boskiej godności.3 P rzed P iłatem oskarżono


C hrystusa, że podburza lud i gardzi władzą
rzym ską, P iła t poznał fałszywość tych o sk ar­
żeń,4 urzędowo i uroczyście u zn ał niew inność
Jezusa, a jednak skazał go na śm ierć.5 C hrystus
był oskarżony i osądzony z pogwałceniem
wszystkich praw nych i sądowych form.
M ęka C hrystusa jest znam ienna i ze wzglę­
du na niezw ykłe cierpienia, z któ ry ch się sk ła ­
dała. S k ład ały się na nią niewdzięczność i z d ra ­
da, szyderstw o i hańba, duchowe i cielesne cier­
pienia Aviszelkiego rodzaju. Nie oszczędzono Zba­
wicielowi najdzikszych okrucieństw , najbez­
czelniejszej poniew ierki; m u siał się poddać
najokrutniejszem u i najhaniebniejszem u rodza­
jowi śmierci.
M ęka C hrystusa jest- znam ienna ze względu
na szczególne okoliczności. P a n Jezus cierpi nie­
winnie, podlega w szystkim ludzkim uczuciom
sm utku, bojaźni, w strę tu i obrzydzenia.
2. M ęka C hrystusa jest znam ienna ze wzglę­
du na. sposób, w jak i P a n Jezus cierpiał. C ier­
p iał nie z przym usu. Z całkow itą swobodą szedł
naprzeciw swoim cierpieniom , przepow iedział
Mękę Apostołom we w szystkich szczegółach.
Choć ją przew idyw ał, nie ograniczał w y­
konania swojego posłannictw a, oddał się cał­
kiem dobrowolnie swoim wrogom.
Zbawiciel cierpi z odwagą i m ajestatem ;
żadne słowo słabości nie pojaw iło się n a jego
ustach. C ierpi bez sk arg i; każdem u z wrogów
oddaje należne uznanie. C ierpi z najw iększą po­
korą, nie okazuje żadnego śladu dum nej nieezu-
łości, żadnego znaku triu m fu ją c e j w zgardy

3. M at. 26, 65; Łuk. 22, 70. — 4. M at. 27, 18. — 5. J an 19, 6.
259

śmierci. Pozw ala działać n a siebie całej słabo­


ści n a tn ry ludzkiej. Bóstwo swoje niejako u k ry ­
wa. N a krzyżu okazuje się cała nędza śm ierci
człowieka, opuszczonego przez B oga i przez
ludzkość. C hrystus um iera tak, że dla wrogów
swoich sta je się pośmiewiskiem, a we w szyst­
kich szlachetnych ludziach obudzą współczucie.
C hrystus cierpiał, w ykonując najw znioślej­
szą cnotę zupełnego oddania się Bogu. J e s t jej
idealnym wzorem. Bez pociechy i pełen boleści,
wisząc na krzyżu, m odli się. O ddaje ducha w rę­
ce Ojca niebieskiego, chociaż ten Ojciec prze­
znaczył mu los n ajo krutniejszy.
U m iera, okazując miłość wrogom i swej
M atce, pełen posłuszeństw a dla Ojca niebie­
skiego, u zn ając swoją najściślejszą przynale­
żność do Boga.
Męka Chryistuisa jest znam ienna, bo jest mę­
ką chrystjanizm u, bo jest m ęką ustanow ionego
przez C hrystusa Kościoła, Ja m jest w inna m a­
cica: w yście latorośle.6 W y jesteście ciałem
C hrystusow em i członkam i z członka? K ażdy
chrześcijanin musi sobie powiedzieć z Aposto­
łem: Z C hrystusem jestem p r z y b ity do krzyża.
A ży ję ju ż nie ja, ale żyje we m nie C hrystus.8
K tóż zrozum ie życie Kościoła, jeżeli 0! tern nie
m yśli, że to jest Kościół U krzyżow anego?
M ęka C hrystusa jest wreszcie znam ienna, po­
niew aż u k ry w a w sobie najw iększy trium f. Na-
pozór C hrystus zginął, lecz potem n astąp iło
zm artw ychw stanie i zap łata niebieska.

G. J a n 15, 5. — 7. 1 K or. 12, 27. — 8. G al. 2, 20.


ROZDZIAŁ L X V III.
Znaczenie cierpień dla chrześcijanina.
1. Cierpienie oddawna było zagadką, n a któ­
rą rozum ludzki skąpe tylko rzucał światło,
z którą się serce ludzkie z trudnością pogodzić
mogło. Dopiero objawienie chrześcijańskie przy­
niosło objaśnienie tej zagadki, przyniosło' zwła­
szcza siłę do cierpienia.
Myślałem, abym to zrozumiał, skarży się
Psalm ista Pański, ale praca była zb yt trudna
dla mnie, ażem wszedł do św iatynicy bożejP
Nie wszechstronny dobrobyt jest najwyższym
celem stworzenia, lecz uznanie najwyższego pa­
nowania bożego. W tern życiu doczesnem, szyb­
ko mijającem , ma sobie człowiek gotować radość
na drugie życie wiecznotrwałe.
»0 mało się nie potknęły nogi moje, o mało
się nie zachwiały kroki moje, bom się obruszył
zawiścią przeciw złośnikom, p atrząc na ich po­
wodzenie. Czyż wie o tern Bóg nai wysokości ach 1
I zdało mi się, żem imp różu o chował a v czysto­
ści serce moje- i cały dzień był udręczony, mówi
Psalm ista, widząc jak się dobrze wiedzie lu­
dziom złym.1
»Gdybym atoli tak mówił, w yparłbym się na
zgubę moją rodu synów twoich. Myślałem,

1. P s . 72, 16.
261

abym; to zrozum iał. I w yrozum iałem , jakie ieh


dokończenie. Oto jako sen człowieka, gdy się
budzi, ta k rozprószysz w nicość szczęśliwość
grzeszników. Jak że m ogłem wobec Boga: mojego
żywić m yśli ta k ziemskie? N ic m ię o Boże, nie
oderw ie od Ciebie. T rzym asz m ię za: rękę, pro­
wadzisz m ię według woli swojej i przyjm iesz
m ię do chwały. Bo cóż ja m am w niebie, albo
czego chcę n a ziemi, oprócz Ciebie? Omdlewa
ciało moje i serce moje, a Bogiem, serca: m oje­
go i działem moim Ty jesteś, o Boże na wieki.
A minie dobrze jest trw ać p rzy Bogu i pokła­
dać w mim, nadzieję moją«.2
Niczem nie może człowiek lepiej Boga
uczcić, jak poddaniem się pokornem n ajśw ięt­
szej woli bożej w cierpieniu Powiedzieć w cier­
pieniu: dzięki Ci Boże, znaczy więcej, jak ty ­
siące dziękczynień w pom yślności
2. W cierpieniu spoczywa nadzieja St. P rz y ­
m ierza. W niem przygotuje' się zwolna chrze­
ścijańskie rozw iązanie zagadki cierpienia. Ju ż
protoew anigelja3 zapowiada, że syn niew iasty,
k tó ry m a zwyciężyć potęgę szatana, będzie
obarczony cierpieniam i. Poprzez w szystkie pro­
roctwa, przew ija się m yśl o cierpieniu ii o krwi.
Syn Boży, sy n królewteki, pójdzie drogą w zgar­
dy i boleści. Ze słow am i pociechy zwróci się
przedew szystkiem do tych, którzy p rac u ją i są
znużeni. Z dziw nym naciskiem zapow iadać bę­
dzie mękę, k tó ra go czeka.
»Cierpienie, pow iada jeden z nowszych ko­
ścielnych pisarzy, w ciągnięte w chrześcijański
porządek zbawienia', cierpienie* zam ienione na
narzędzie zwalczenia grzechu, przem ienione

2. P s. 72. — 3. Rodz. 3, 15.


262

w objaw ienie boskiej m iłości i litości, moc eks-


piacyjna, z a w a rta w cierpieniu, podjętem do­
browolnie i bez w iny, podjętem za cudze winy,
a podniesionem przez boską n a tu rę cierpiącego
do nieskończonej w artości i owocności, cierpie­
nie jak o skuteczny bodziec do postępu n a dro­
dze zbaw ienia,4 jako środek łask i,5 jako objaw
boskiej m iłości,6 jako poprzednik w yzdrow ienia
i m oralnego przekształcenia,7 jako składow a
część m esjanicznego posiewu, z którego m a się
zrodzić królestw o boże, pełne synostw o boże,
wieczna chw ała i szczęśliwość:8 oto są pierw ­
sze ostre św iatła, które z wysokości K rzyża, we­
dług chrześcijańskiego pojęcia św ia ta i życia
ośw ietlają ponure przepaści cierpienia«.
C hrystjanizm budzi w nas tę świadomość,
że cierpienie, złożone przez Boga w n a tu rę , m a
wielkie znaczenie.
3. K to chce zerw ać piękną różę, niech się
kolców nie boi.
Gwiazdy zawsze tkw ią n a firm am encie, ale
my je dopiero w nocy widzimy. T ak też często
w tedy dopiero spostrzegam y gw iazdy wieczne,
kiedy cierpienie rzuci ponury cień na życie
nasze.
Szczęście, ta k rzadko jest 0110 praw dziw e,
a ta k często człowieka odurza. Dopiero cierpie­
nie daje ci praw o do życia.
N iezm ierny popęd do przyjem ności zrodził
kio, które ból m usi leczyć. W szystko n a świę­
cie m ożna znieść bez szkody, tylko nie długie
szczęście.
Dopiero wtedy, gdy cierpienie przeorze

4. Żyd. 12, 10. — 5. 1 P io tr 1, 20. — 6. Żyd. 12. 5.


7. R z y m . 5, 3; 2 K o r. 12, 7. — 8. J a n 16, 21.
263

i s p u lc h n i ziem ię serca, n a sie n ie z n ie b a może


w n iej za p u ścić głębsze korzenie.
N ieszczęście c h ro n i n a s od n iejed n e j szkody,
k tó rą b y n a m w y rz ąd ziło szczęście niezam ącone.
N ierzad k o je s t ono d ro g ą, k tó rą B óg o b iera , by
do n a s d o trzeć; często służy doczesne nieszczę­
ście do tego, b y śm y doczesne szczęście odczuli
ja k o dob ro d ziejstw o boże. G dy coś u tra c isz , w te­
dy d opiero odczuw asz jeg o w artość.
N ieszczęście m a p o tró jn y ceł: k a rę , n a p o ­
m n ien ie i w zm ocnienie n asz ej uległości w zglę­
dem B oga,
Zło, k tó re bez w łasn e j w in y ponosim y, je st
w w ielu w y p a d k a c h w y ró w n a n ie m za to dobro,
k tó re śm y n ieza słu żen ie o trz y m a li.
B ez c ie rp ie ń c a ła dobroć nasza je s t ty lk o
kw ieciem ; ono d o jrzew a i owoc w y d a je dopiero
pod w p ły w em cie rp ie n ia .
B óg ta k n ie ra z z n a m i po stęp u je, ja k ojciec
z dziećm i; n a jp rz ó d m ów i, p o tem łag o d n ie u p o ­
m in a, a w reszcie c h w y ta za rózgę.
B óg n ie ra z dopuszcza, by n as d rę czy ły c ie r­
pienia, gd y ż to kon ieczne d la zd ro w ia n asz ej
du szy ; czy n i to w ta k ie j in te n c ji, w ja k ie j ko­
c h a ją c a m a tk a o d d aje lek arzo w i dziecko swoje,
ab y d o k o n ał n a n ie m cięć bolesnych.
B óg w cale się z tego n ie cieszy, że jeg o stw o ­
rz en ia cierp ią. A le tem u, k to ty lk o siebie i w ła ­
sn ej p rz y je m n o śc i szuka, Bóg n ie da sko­
sztow ać d ó b r d u ch ow nych, n ad p rzy ro d z o n y ch .
N a p rzó d m u si by ć nędzne g n iazd o egoizm u
zniszczone, za n im w duszy w zniesie się ś w ią ty ­
n ia cn o ty , u szczęśliw iającej człow ieka, Do tego
celu p o m a g a k rz y ż i cie rp ie n ie ; k o szta m u si p o ­
nosić n a tu r a .
G odzien p o lito w a n ia je s t człow iek, k tó r y za
264

grzechy swoje nie był w tern życiu k a ra n y . Je śli


cię więc p rzy tłaczają krzyże, nie mów, że Bóg
nie mai serca d la ciebie.
N aw et w tedy Bóg m a dobre względem cie-
be zam iary, gdy cię karze. Liczba uderzeń i do­
tkliwość plag są m iarą miłości, jak ą cię Bóg
kocha.
4. C hrystus rozw iązuje całkow icie i zupełnie
zagadkę cierpienia,9 d a ją c mu nadprzyrodzone
znaczenie. B ędąc zupełnie wolnym, w ybrał
z nieskończonej m iłości ku Bogu i ku ludziom
cierpienia najgorsze; uległ w walce, lecz tern
samem zwyciężył, w sław ił Ojca niebieskiego,
odkupił nas od grzechu, wzmocnił i uczynił
zdolnym i do nadprzyrodzonej m iłości Boga.
W spólność n a tu ry ludzkiej z C hrystusem
czyni nas w spółuczestnikam i jego cierpień i je­
go śm ierci.10 Życie chrześcijanina pozostaje bo-
gatem w cierpienia'. W praw dzie chrześcijanin
walcząc przeciw grzechowi i nam iętnościom ,
biorąc życie poważnie i powściągliwie, zam yka
wiele źródeł cierpienia, ale zato1 ciągłe dążenie
do cnoty, ustaw iczne przeciw ieństwo do życia
św iatow ego o tw iera m u nowe jego źródła.
D latego św. P aw eł mówił o codziennem um ie­
ra n iu chrześcijanina,11 o noszeniu um artw ien ia
Chrystusow ego w ciele naszem .12 I cieszy się
ten w ielki A postoł z tego.
Sam e cierpienia C hrystusa uczą n as z całą
oczywistością, że Bóg um iłow anych swoich w ła­
śnie dlatego, że są um iłow ani, najboleśniej do­
świadcza.
Przez cierpienia w łaśnie pow inien chrześci­
jan in zjednoczyć się najściślej z C hrystusem ,
9. 1 K o r. 2, 2. — 10. F i lip . 3, 10. — 11. 1 K or. 15, 31.
12. 2 K or. 4, 10.
265

pow inien stać się z nim jedno,13 aby należał do


C hrystusa, jak przynależy członek do głowy.
T ym sposobem cierpienie n a b ie ra dla chrze­
ścijan takiego znaczenia, że o wyższem trudno
pomyśleć.
P ojm ujem y teraz* że dusze bardziej oświeco­
ne n ieu sta n n ie prosiły B oga o krzyż i cierpie­
nia, że w cierpieniu, prześladow aniu i w zgar­
dzie w idziały najw iększy dowód m iłości B oga
ku sobie. W listach apostolskich pełno tych
wzniosłych uczuć, choć i w nich znajdziem y cza­
sem tęsknotę i sm utek z powodu cierpień. Nie-
tylko Apostołowie, lecz i sam Zbawiciel odczu­
w ał cierpienie i jego skutki. Serce jednak chrze­
ścijańskie trapione cierpieniem , podnosi się za­
raz do św iętego poddania się Bogu. »Nie m oja
atoli wola, lecz tw oja, P anie, niech się sta n ie «.
W tedy o tw ierają się dla duszy źródła nowego
zapału.14
C hrystusow y pogląd na, cierpienie strzeże
i zwyczajnego chrześcijanina, żeby się w cięż­
kich godzinach cierp ien ia nie poddaw ał rozpa­
czy, żeby dla zgłuszenia w sobie cierpień m e
szukał grzesznych oszołomień, sztucznego znie­
czulenia. C hrześcijanin poddaje się cierpliwie,
a naw et chętnie pod jarzm o cierpienia, pod jego
cięcia, bo jest przekonany, że je zadaje ręk a m ą­
drego i dobrego lekarza, k tó ry w praw dzie ran i,
ale ra n i dla zdrowia.
5. C ierpienie dla chrześcijan jest szkołą i to
szkołą najlepszą. S ta ry Bceejusz powiedział:
»Bóg i m oje więzienie zrobiły m ię tern, ozem
jestem«. Cnoty w yrosłe w dobrobycie są zwykle

13. llzy m . 8, 17.


14. 2 K or. 1, 5; 4, 16; 7, 4. R zym . 8, 35; 1 T essal. 5, 16 itd.
266

słabe ii mdłe, w yrosłe zaś w cierpieniach — silne


i trw ałe.
K ow al rzuca żelazo w ogień i ta k długo je
obrabia, aż w yk u je z niego użyteczne narzędzie.
Podobnie robi i Bóg dobrotliw y: duszę, k tó rą
chce uświęcić, rzuca w piec dolegliwości i ta k
długo ją cierpieniem doświadcza, dopóki nie
uczyni z niej tego, co mieć chce. T w oją rzeczą
jest u g in ać się pod potężną ręką B oga.15
Bóg zsyła n a nas tyle ciężarów, ile nam po­
trzeba. H a rfia rz nie n aciąg a zbytecznie stru n ,
aby się nie porw ały, nie zw alnia ich też zanad­
to, aby nie psuły harm onji. Podobnie czyni
i Bóg. Nie p rz y g n ia ta 011 dusizy zbyt wielkiem i
ciężaram i, a n i też jej zbyt nie folguje.
»Bóg wie o niojeni cierpieniu i kocha mię«.
Gdy czujem y, żeśmy głęboko i serdecznie u m i­
łowani, nie łatw o ulegniem y ziem skim cierpie­
niom, m iłość bowiem chłodzi upalenie cierpień
i daje ulgę sercu cierpiącem u.

15. 1 P io tr 5, 6.
ROZDZIAŁ L X IX .
Trudności życia chrześcijańskiego.
1. Gdy tedy Chrystus ucierpiał w ciele i w y
taż m yślą się uzbrójcie.1 Poddanie się Bogu
w łączności z Chrystusem — to cały człowiek.
Gdy rzucimy okiem na Chrystusa, to m usi­
my przyjść do przekonania, że życie każdego
chrześcijanina będzie pełne trudności wszelkiego
rodzaju. Jeden z Ojców Kościoła nazywa życie
każdego chrześcijanina męczeństwem.
Źródło tych trudności leży przedewszystkiem
w wymaganiach chrystjanizm u. Chrystjamizm
chce skutecznie połączyć człowieka z Bogiem.
Toteż pierwsze jego wymaganie brzmi: zaprzyj
samego siebie! Zaparcie samego siebie oznacza
wierne zachowanie przykazań, walkę przeciw
samolubstwu i niskim namiętnościom, unika­
nie niebezpieczeństw, czujność, ofiarność, szla­
chetną dążność do wszelkiej cnoty. To powinno
wypełniać całe życie chrześcijanina, każdy jego
dzień i każdą godzinę.
Nawet najbardziej uciśnionym, bo niewolni­
kom, nakazuje Apostoł w najtrudniejszych n a­
wet w arunkach wypełniać chrześcijańskie obo­
wiązki. Napomnienie to stosuje się do wszyst­
kich, którzy w trudnych w arunkach życia m ają

1. 1 P iotr 4, 1.
w ypełniać przykazania ehrystjanizim i. Bo to
jest łaska, jeśli k to dla sum ienia bożego odnosi
fra su n ki, cierpiąc niespraw iedliw ie.2
K to clice prow adzić praw dziw ie chrześcijań­
skie życie, m usi być przygotow any na to, że
nieraz będzie zapoznany, w yśm iany, wzgardzo­
ny, zbeszczeszczony, znienaw idzony z powodu
łask, jakie otrzym ał od Boga. D latego też C hry­
stu s chw ali tych, którzy cierpią prześladow anie
dla spraw iedliw ości.3 W tedy pow inien chrześci­
jan in milczeć i znosić cierpliw ie upokorzenia.
Życie praw dziw ego chrześcijanina bywa czę­
sto podobne do męczeństwa. Być prześladow a­
nym dla spraw iedliw ości, pracow ać i cierpieć
dla spraw iedliw ości, prow adzić tw arde, u m a r­
tw ione życie d la spraw iedliw ości, nie dać się
ściągnąć z drogi spraw iedliw ości przez żadne
u tra p ien ia , oszczerstwa i chęć podobania się —
oto co m ęczenników robiło m ęczennikam i. D la­
tego m iędzy chrześcijaninem z przekonania
a m ęczennikiem niem a istotnej różnicy.
Jednorazow e wielkie cierpienie p o tra fi n ie­
jeden łatw iej znieść, niż długotrw ałe codzienne
dolegliwości.
W u stach praw da, miłość w sercu: o mój
drogi, ściągnie to n a ciebie niejedno cierpienie!
W u stach frazes, w sercu chytrość: tak , może
dojdziesz do szczęścia ziemskiego.
2. Źródło w ielu trudności, ja k dla każdego
człowieka, tak i dla chrześcijan leży dalej w w a­
ru n k ach ludzkiego życia. Rzadko kiedy idzie
wszystko gładko; często trzeba przezwyciężać
w ielkie trudności; trudności zew nętrzne, tr u ­
dności w stosunku z bliźnim i, trudności z sobą,

2. 1 P io tr 2, 19. — 3. M at. 5, 10.


269

trudności, o k tórych inni coś wiedzą, trudności,


które pozostają naszą tajem nicą.
Dodaj do tego tw arde pow ołanie i jego ty ­
siączne troski, a n iezbyt liczne przyjem ności.
Dodaji ową nie do zliczenia sum ę cierpień i p rzy ­
krości, które ustaw icznie serca ludzkie p rzy ­
g n iata ją . A często przyczyną tego nie w łasna
wina, ale s k u tk i cudzych grzechów.
N iepodobna żyć, hy ludzie o nas nie mówili,
nie podobna zryw ać róż, by się nie pokłóć
kolcam i.
3. Trzecie źródło- trudności leży w owych
dopuszczeniach, jakie Bóg zsyła na w ybranych
swoich, k tórym chce okazać szczególną miłość.
Nie tra ć przeto odwagi w nieszczęściu, bądź
spokojny i niew zruszony; najlepsze w inogrona
najm ocniej są w ygniatane.
W idzim y to w życiu świętych. Ileż to i ja ­
kich cierpień nie ponieśli męczennicy. A prze­
cież to były dusze w ierne Bogu! 0 podobnych
cierpieniach czytam y w życiu św. E lżbiety i in ­
nych św iętych. Podobne cierpienia przeżyw a
wielu gorliw ych chrześcijan, sta ra ją c y ch się
o wyższą doskonałość... T ak to- Bóg kocha!
W idzim y to w życiu N ajśw . Dz'ewicy, M atki
Bożej. Nie było w niej anii cienia grzechu, a je­
dnak stoi ona jak o M atk a Bolesna pod krzyżem
Tak Bóg kocha!
W idzimy, to n a jja śn ie j w życiu samego- C hry­
stusa. Jako- dziecko jest biedny; jako m łodzie­
niec p rac u je w pocie czoła w w arstacie p rzy ­
branego ojca; jako- mąż, w yśm iany przez ów­
czesny uczony św iat, haniebnie ubiczowany,
um iera n a krzyżu, wśród szyderstw i śmiechów
swoich nieprzyjaciół. T ak Bóg kocha!
Cierpienie więc byw a często pewnego rodzą-
270

ju uprzyw ilejow aniem ze stro n y m iłości bożej.


Bóg daje w udziale cierpienia, najczęściej tym ,
których w y b rał i przenaczył do tego, aby się
sta li podobni w szczególny sposób obrazowi je­
go Syna, aby C h ry stu s był pierw orodny m ię­
dzy w ielu b raćm i.4 Jeżeli więc Bóg zsyła ci
wielkie cierpienia, to znaczy, że m a w ielkie za­
m ia ry względem ciebie.
Niem asz pod słońcem istoty godniejszej czci,
niż chrześcijanin cierpiący i cierpliw y.

4. I iz y m . 8, 29.
ROZDZIAŁ LXX.
O statnia W ieczerza.
1. W przeddzień swojej gorzkiej Męki, u sta­
nowił C hrystus przedziwną tajemnicę, tajem ni­
cę Eucharystji. M a ona być najdoskonalszym
wyrazem zewnętrznym tych ścisłych stosun­
ków, jakie zachodzą między Chrystusem a jego
wyznawcą.
P an Jezus zapowiedział ustanowienie tej
tajemnicy, mówiąc, że da się każdej duszy jako
pierw iastek życia, jako chleb żywota; a miał
się dawać jako pokarm pod sakram entalnem i
postaciami. Szczególny nacisk przy tym sakra­
mencie położył Chrystus n a wiarę, t. j. na cał­
kowite poddanie się ludzkiego rozumu powadze
słowa hożego.
Róbcie nie pokarm, który ginie, ale który
trwa ku żywotowi wiecznemu, k tó ry wam da
S yn Człowieczy. Albowiem tego Ojciec Bóg za­
pieczętował. R zekli tedy do niego: Cóż czynić
mamy, abyśm y czynili uczynki boże? Odpowie­
dział Jezus i rzekł im: Toć jest dzieło boże, aby­
ście w ierzyli w tego, którego on posłał.
R zekli m u tedy: cóż tedy T y za znak czy­
nisz, abyśm y ujrzeli i uw ierzyli Tobie? Cóż
działasz? Ojcowie nasi jedli mannę na puszczy,
jako jest napisane. Chleb z nieba dał im jeść.
R zekł im tedy Jezus: Zaprawdę, zaprawdę
272

mówię wam: Nie Mojżesz wam dał chleb z nie­


ba, ale Ojciec mój daje wam chleb z nieba praw­
dziwy. Albowiem chleb boży jest, który z nieba
zstąpił i daje żyw ot światu.
Rzekli tedy do niego: Panie, daj nam zawżdy
tego chleba. A Jerns im powiedział: Jam jest
chleb żywota: kto do mnie przychodzi, łaknąć
nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pra­
gnąć nie będzie. Alem wam powiedział, iżeście
mię widzieli, i nie wierzycie. W szystko, co mnie
dawa Ojciec, do mnie przyjdzie, a tego co do
mnie przychodzi, nie wyrzucę precz. Bom zstą­
pił z nieba, nie iżbym czynił wolę moją, ale
wolę onego, który mię posłał. A ta jest wola
tego, który mię posłał, Ojca, abym nic z tego
wszystkiego, co mi dał, nie stracił, ale bym to
wskrzesił w ostateczny dzień. Ale ta jest wola
Ojca mego, który mię posłał: iżby każdy, który
widzi Syna, a w ierzy weń, miał żyw ot wieczny,
a ja go wskrzeszę w ostatni dzień.
Szemrali tedy żydowie o nim, iż był rzekł:
Jam jest chleb żyw y, który z nieba zstąpił.
I mówili: Izaż ten nie jest Jezus, syn Józefów,
którego rwy ojca i matkę znam y? Jakoż tedy
ten powiada: lżeni ż nieba zstąpił.
Odpowiedział tedy Jezus i rzekł ^im: Nie
szemrajcie między sobą. Żaden do mnie przyjść
nie może, jeśli go Ojciec, który mię posłał, nie
pociągnie, a ja go wskrzeszę w ostateczny dzień.
Jest napisane w Prorokach: I będą wszyscy
uczniami bożymi. W szelki kto słyszał od Ojca
i nauczył się, przychodzi do mnie. Nie iżby kto
Ojca widział, oprócz tego, który jest od Boga:
ten widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę wam
powiadam: K to wierzy we mnie, ma żyw ot
wieczny.
273

Jam jest chleb żywota. Ojcowie wasi jedli


mannę na puszczy, a pomarli. Ten jest chleb,
z nieba zstępujący, aby, jeśliby go kto pożywał,
nie umarł. Jam jest chleb żyw y, któ rym z nie­
ba zstąpił. Jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć
będzie na wieki. A chleb, który ja dam, jest
moje ciało, za żywot świata.
Sw arzyli się tedy żydowie m iędzy sobą, mó­
wiąc: Jakoż nam ten może dać ciało swe ku
jedzeniu? Rzekł im tedy Jezus: Zaprawdę, za­
prawdę wam powiadam: Jeślibyście nie jedli
ciała Syna Człowieczego i nie pili krw i jego, nie
będziecie m ieli żyw ota w sobie. K to pożywa
ciało moje i pije krew, ma żyw ot wieczny, a ja
go wskrzeszę w ostatni dzień. Albowiem ciało
moje prawdziwie jest pokarm: a krew moja
prawdziwie jest napój. Kto pożywa mego ciała,
a pije moją krew, we mnie mieszka, a ja w nim.
Jafco mię posłał żyjący Ojciec, i ja żyję dla
Ojca, a kto mnie pożywa, i on żyć będzie dla
mnie. Ten jest chleb, któ ry z nieba zstąpił. Kie
jako ojcowie wasi jedli mannę i pomarli. K to
pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki. To
mówił w bóżnicy, ucząc w Kafarnaum .
W ielu ich tedy z uczniów jego słuchając,
mówiło: Twarda jest ta mowa i któż je j słu­
chać m ożet
A wiedząc Jezus sam w sobie, iż o tern szem­
rali uczniowie jego, rzekł im: To was gorszy?
Jeśli tedy obaczycie Syna Człowieczego wstę-i
pującego, kędy był pierw ejf Duch jest, który
ożywia: ciało nic nie pomaga. Słowa, którem
ja wam mówił, duchem i żyw otem są. A le są
niektórzy z was, co nie wierzą. Albowiem wie­
dział od początku Jezus, którzy byli, co nie wie­
rzyli, i kto go wydać miał. 1 mówił: dlategom
Chrzęść, filozofja życia II. 18
274

w a m p o w iedział iż żaden nie może przyjść do


m nie, jeśliby m u nie było dane, od Ojca mojego.
Odtąd w ielu uczniów jego poszło na wstecz:
i ju ż z n im nie chodzili. R zekł tedy Jezus do
dw unastu: Zali i w y odejść chcecie? Odpowie­
dział m u tedy S zy m o n Piotr: Panie, do kogóż
pójdziem y f słowa żyw o ta wiecznego masz. A m y
w ie rzy m y i poznaliśm y, żeś ty jest C hrystus,
S y n B oży.1
2. Nie mówił tu C hrystus o »ciele« w jego
n a tu ra ln y c h ziem skich w łasnościach, ale o cie­
le uduchowionem , uwielbionem , o wyższej, d u ­
chowej form ie istn i en 'a, k tó ra jest w łaściw ą
ciału Chrystusow em u w E u o h ary stji.
Co C hrystus zapowiedział, to spełnił w przed­
dzień swej męki. A g d y oni wieczerzali, w ziął
Jezus chleb i błogosławił i łam ał i dawał
uczniom sw oim i rzekł: Bierzcie i jedzcie: to
jest d a ło moje. A w ziąw szy kielich, d zięki czy­
nił i dał im rzekąc: P ijcie z tego w szyscy. A lbo­
wiem, ta jest k rew m oja nowego testam entu,
która za w ielu będzie w ylana, na odpuszczenie
grzechów. To czyńcie na pa m ią tkę m oją.2
C hrześcijaństw o m iało od początku to mo­
cne przekonanie, że w powyższych słowach w y­
rażona jest rzeczyw ista obecność C hrystusa pod
postaciam i cbleba i wina. Dziś poza katolickim
Kościołem słow a te pozbawiono w ew nętrznej
treści, by je przekręcać w najrozm aitszy sposób.
Św. P aw eł A postoł w idział w E u c h a ry stji
praw dziw e pożywanie C iała i K rw i C hrystusa,
toteż pisze: A tak k to b y k o lw ie k jadł ten chleb,
albo pił kielich P ański niegodnie, będzie w inien
samego siebie człowiek, a ta k niech je z chleba

1. J a n 6, 27—70. — 2. M a t. 26, 26; M arek 14, 22; Ł u k . 22, 19.


275

ciała i krw i Pańskiej. Niechajże doświadczy


tego, i z kielicha pije. Albowiem, któ ry je i pije
niegodnie: sad sobie je i pije nie rozsadzając
ciała Pańskiego.3
Słowo Pisania jest jasne i praw dziw e; n a nic
się nie zcła jego przeinaczanie. To czego uczy
Pismo, to samo potw ierdza przez w ieki w spania­
ła chrześcijańska trad y cja. K to nie p rzyjm uje
nauki Kościoła, ten m usi n ie tylko Pism o św.
oskarżać o kłam stw o, ale pow inien podrzeć
kisięgi Ojców K ościoła i litu rgje apostolskie,
pow inien zniszczyć w szystkie św iadectw a hi-
storjii o życiu pierw szych chrześcijan i K ościoła
w katakum bach, m usi zburzyć kościoły i k a te ­
d ry późniejszych czasów; gdyż to w szystko są
świadkowie, którzy głośno m ówią o praw dzi­
wości n au k i P ism a św. Kościół widzi w E u ch a­
ry stii źródło swojego życia; kto przeczy tej ta ­
jem nicy, ten: m usi uw ażać całe życie h isto ry ­
cznego chrześcijaństw a za jedną w ielką niedo­
rzeczność.
C hrystus stafwia nam przed oczy całą treść
chrystjanŁzm u przez to, że w dalszym ciągu
sk ła d a ofiarę krzyża n a o łtarzach naszych
w tym celu, żebyśm y w niej udział b ra li i serca
swe napełniali duchem m iłości i ofiarności, go­
tując się na wieczne połączenie z Bogiem.
3. C hrystus o b ra ł sobie ta k i sposób pozosta­
w ania wśród nas, k tó ry przechodzi wszelkie
ludzkie pojęcie.'
Możemy sobie jednak postaw ić pytanie, d la­
czego m ądrość boża tak w łaśnie postąpiła?
Poco ta obecność C hrystusa w śród nas?
C hrystus sta ł się d la n a s w swem życiu »ojcem
i m atką« i nie chciał nas zostawić sierotam i.4
3. 1 K or. 11, 27—29. — 4. J a n 14, 18.
18*
Cli d a ł z o s t a ć p rz y ty ch , k tó ry c h um iło w ał.
T a szczególna obecność boża, k tó rą n a s C h ry ­
stu s o b d arzy ł przez sw e n a ś w ia t p rz y jśc ie , nie
m ia ła n a m b y ła b y ć od jęta.
Lecz pocóż t a z a sło n a ta je m n ic y ? m ożna za­
p y tać. P o to , żeby obecność C h ry stu s a b y ła dla
n a s n ie u s ta n n e m ćw iczeniem się w w ierze.
W ia r a polega n a o p a rc iu się n a B ogu, n a o d d a ­
n iu się B ogu. J a k dziecię w ierzy sw oim ro d zi­
com, ta k m y lu d zie p o w in n iśm y w ierzy ć sło­
w om B oga, p o w in n iśm y u le g a ć jego pow adze.
Tę uległość p ra k ty k u je m y i w zm acn iam y
przez c ią g łą cześć N ajśw . S a k ra m e n tu . K ie d y
ch rz e śc ija n in podczas m szy św. klęczy i po­
bożnie b ije się w p iersi, lu b też ze złożonem i
rę k a m i p rz y s tę p u je do k o m u n ji św., to ja k b y
m ów ił: ».W ie lk i Boże, n ie n a sw oich zm y słac h
polegam , lecz n a tw o jem słow ie; je ste m p rzeko­
n a n y , że tw o ja w szechm oc z p o sta c ią chleba
po łączy ła obecność C h ry stu sa , S y n a Bożego,
poniew aż T y ś to pow iedział. J a k się to dzieje,
nie w iem , lecz w ierzę Ci. K to dał p ra w a n a tu ­
rze, m oże 'w yjątkow o, w b rew ty m p ra w o m po­
stępow ać i u ży w ać ich do sw oich św ięty ch ce­
lów. T o p rz ek o n an ie m o je w y z n aję przed c a ły m
św iatem «.
D laczego je d n a k C h ry s tu s p rz y b ra ł k s z ta ł­
ty ta k n iepozorne? T o sam o p y ta n ie m ożna p o ­
staw ić co do żłóbka betleem sk ieg o i co do K a l­
w a rii. C h ry s tu s ch c ia ł n a m d a ć w zór p o k o ry ,
p o n iż e n ia i u n icestw ie n ia , T a je m n ic a o łta rz a
je s t dalszym ciągiem tego p o n iżen ia i u n ic e ­
stw ien ia C h ry stu sa . J a k a ż to n a u k a i z a w s ty ­
dzenie d la nas!
Lecz dlaczego ta fo rm a o fia ry ? O fia ra je st
za sad n iczą m y ślą całego c h ry stja n iz m u . T re-
277

ścią teji o fia ry jest oddanie się nam Boga. Bóg


odidał się nam n a krzyżu i odda n a m się w n ie ­
bie. Teraiz kiedy żyjem y w cieniach w iary, k tó ­
r a od krzyża m a nas prow adzić do nieba, Bóy
daje się n a m w kom unji.
Z m iłości ku nam o fia ru je się Bóg za nas,
my również z m iłości ku B ogu pow inniśm y się
m u oddawać w ofierze. C h ry stu s ciągle staw ia
nam przed oczy całą zaw artość i treść chrystja-
nizm u przez to, że n a chrześcijańskich ołtarzach
uw iecznił o fia rę krzyżow ą; chce w iten sposób
przeniknąć serca nasze duchem m iłości i o fia r­
ności, a przez to przygotow ać n a s do wieczne­
go zjednoczenia z Bogiem.
Lecz dlaczego o fia ru je się C hrystus pod po­
s t a c i ą pokarm u? C hrześcijańska ekonom ja zba­
w ienia opiera się n a niepojętej m iłości Boga
ku n am ; w szystko w n iej1ta k jest urządzone, iż
zdaje się, że Bóg nieskończony jest ty lk o dla
biednych dzieci tej ziemi1, że m y jesteśm y głó­
w ną rzeczą, On, zaś — tylko1podrzędną, że sto ­
sunek pom iędzy Bogern a nam i jest taki, jak
pom iędzy pokarm em a; spożyw ającym .
U sta n aw ia jąc P rzenajśw . S akram ent, zam ie­
rzał C h ry stu s oddać się n a m zupełnie, zupełnie
-się nam podporządkow ać. W wieczności również
odda się Bóg zupełnie n a u słu g i nasze;5 szczę­
ście nasze, a rac z e j boskie, znajdziem y w naj-
śeiślejszem połączeniu z Bogiem .6
D la tych to przyczyn ustanow ił C hrystus to
ciągle pow racające łączenie siebie z duszą n a ­
szą. J e s t ono t ą łaską w ew nętrzną, k tórej nam
udziela S a k ram e n t O łtarza. J a k każdy sa k ra ­
m ent, ta k i ten m a swój znak zew nętrzny, któ-

5. Łk. 12, 37. — 6. 2 P io tr 1, 18.


278

ry jest równocześnie sym bolem w ew nętrznej


treści. Tę w ew nętrzną treść E u e h a ry s tji stano­
w i obecność C hrystusa i jego przyjęcie pod po­
staciam i pokarm u. Ściślejszej łączności nad
łączność p o karm u z pożyw ającym niem a. To­
też C hrystus d la swej m iłości nie mógł obrać
bardziej wym ownego i głębokiego znaku, niż to
uczynił przy ostatniej wieczerzy. _
S a k ram e n t O łtarza jest również p am iątk ą
oddania się nam C h ry stu sa n a K rzyżu i ^zada­
tkiem oddania się nam Boga w wieczności.
J a k ry b ak łowi ryby, ta k C hrystus chce
nas pociągnąć do siebie nie dla swej korzyści,
lecz dla naszego zbaw ienia. Zapuścił więc sieć,
umocowawszy ją u swego krzyża w czasie,
a u swego tro n u w wieczności. U żył do tej sieci
nici nie ze złota a n i ze srebra, lecz użył samego
siebie, aby się do każdego z nas zbliżyć, złowić
go i do siebie pociągnąć. ‘ _ o
Ja k aż to pociecha d la chrześcijanina, że i a n
Jezu s zstępuje z krzyża, ab y wejść w osobisty
z nim stosunek i powiedzieć m u: O tobie moje
dziecię m yślałem , za ciebie k rew wylałem , uko­
chałem cię, znam twoje c ierp ien ia i walki, chcę
cię uczynić szczęśliwym.
T akie znaczenie m a S a k ram e n t O łtarza.

7. 1 P iotr 1, 18.
RO ZDZIAŁ L X X I.
Z ew nętrzne cierpienia Chrystusa.
1. Służba boża jest służbą w ytężającą. Je st
n i© tyłko służbą ducha, lecz i służbą ciała, służ­
bą całego człowieka; sk ła d a się n a n ią wiele
przeciwności, prac, ofiar, przykrości. Ażeby po­
kazać, jak ą to zbroję pow inien nosić każdy
chrześcijanin,1 cierp iał C hrystus w swojem ciele.
K to chce zwyciężyć, m usi się nauczyć cierpieć.
Jakiekolw iek przeciw ności spotkałyby cię
w spełn ian iu obowiązków, zawsze możesz sobie
powiedzieć: P a n mój i Zbawiciel więceji w ycier­
piał i to nie z konieczności, lecz dobrowolnie.
Czemże są moje cierpienia w porów naniu
z cierpieniam i Chrystusa,?
P a trz na pożałow ania godną postać Zbawi­
ciela, gdy go P iła t ukazyw ał ludowi: Ecce ho­
mo! Całe jego święte ciało, od stóp aż do głowy,
było. jedną w ielką raną!
2. Ju ż p rzy p o jm a n iu i n a drodze od try b u ­
n ału do. try b u n a łu obrzucono go. wszelkiego
rodzaju zniew agam i.
P rz y ubiczow aniu poraniono go w n a jo k ru ­
tniejszy sposób.
A jakież straszne znosił cierpienia przy c ie r­
niem ukoronow aniu!

1. I P iotr 4, 1.
280

O słabiony i wycieńczony do ostateczności,


m usi dźw igać krzyż ciężki na skrw aw ionych r a ­
m ionach, w śród nieludzkich znęcań okrutnych
żołdaków.
P rz y b ija ją go następnie do krzyża, krzyż
z nim w górę podnoszą.
1 w isi ta k Zbawiciel w ciągu długich godzin
na drzew ie hańby.
K ażdy zm ysł C h ry stu sa cierpi tu nieznośnie: .
cierpi dotyk, cierpi powonienie, cierpi smak,
cierpi słuch, słysząc złorzeczenia i bluźnierstw a
straszne, lecz przedew szystkiem cierpi wzrok,
gdy m usi patrzeć na M atkę sto jącą pod k rzy ­
żem i zalew ającą się łzami.
3. P rz y tern w szystkiem trzeba pam iętać, ze
Bóg-Człowiek posiadał c ałą ludzką wrażliwość,
że ta w rażliw ość w skutek doskonałości jego
ludzkiej n a tu r y b y ła nadzw yczaj1 w ielka, że
cierpiał z c ałą świadom ością, iż kielich goryczy
przyjdzie m u spełnić aż do dna, że w ciągu mę­
ki był pozbawiony wszelkiej w ew nętrznej po­
ciechy.
Żeby lepiej zrozum ieć cierpienia C hrystusa,
przypom nij sobie to, coś sam w ycierpiał w ży­
ciu. Jakkolw iek nasze cierpienia i boleści są
względnie m ałe, to jednak pom ogą n a m do głęb­
szego w niknięcia w cierpienia C hrystusa.
Gdy nam przyjdzie co cierpieć, pam iętajm y,
że to tylko k ropelka z m orza cierpień C h ry stu ­
sa. C ierpienia zaś te były praw dziw ie ludzkie.
Przez ciągłe porów nyw anie cierpień naszych
z cierpieniam i Zbaw iciela zrozum iem y te osta­
tnie; pojm iem y nieskończoną miłość C hrystusa
ku nam , uśw ięcim y siebie i nasze nędze.
4, Zmysłowość sp raw ia nam zw ykle wiele
trudności. Rozum przekupiony przez tę zmy-
281

słów ość przy sp arza nam ich jeszcze więcej, a m y


tak łatw o dajem y się uwodzić takiem u rozum o­
wi. N ajzhaw ienniejszym przeciwko tem u środ­
kiem jest ochotne znoszenie i dobrowolne podej­
m ow anie u m artw ień cielesnych, z m iłości ku
cierpiącem u Chrystusow i.
W śród cierpień i przeciw ności p a trz często
n a obraz U krzyżowanego, o nim często rozm y­
ślaj! Z krzyża try s k a ją pociechy, jakich św iat
dać nie może. Módl się!
Nie tra ć spokoju, gdy choroba* lub z m a r­
tw ienie przeszkadzają ci w dłuższych m odli­
twach. Znosić swoje u tra p ie n ia cierpliw ie przez
wzgląd n a B oga i z poddaniem się jego n a j­
świętszej woli jest to n ader cenna m odlitw a.
RO ZDZIA Ł L X X II.
Upokorzenia Chrystusa.
1. C hrystus cierpiał niie tylko w swojem
św iętem ciele; bardziej jeszcze przenikały jego
duszę cierpienia inne, m ianow icie bolesne upo­
korzenia i zelżyw- ośoi.
N iejeden zgodzi się n a tru d y , prace, cierpie­
nia, za którem i pójdzie powodzenie1, cześć
i uznanie. C hrystus nie zaznał tej pociechy.
Zbawiciel mim o p ra c y i wysiłków n ie osią­
gnął nigdy znaczniejszych widocznych skutków.
Przeciw nie, tak często sp o ty k ały go zniewagi,
obelgi i przekręcanie słów jego. K iedy głosił
swoją nau k ę św iętą, zarzucano mu, że się nie
uczył;1 kiedy rozsypyw ał dobrodziejstw a po­
między ludem , mówiono, że lud uw odzi;2 kiedy
szedł w gościnę do bogatych, uw ażano g o za h u ­
lak ę ;3 kiedy czynił cuda, posądzano go; że to
mocą djabelską czy n i;4 kiedy się podaw ał za
S y n a Bożego; nazyw ano go bluźniercą Boga,5
W szędzie go śledzono^ w zam iarach w ro g ic h 6
i w yrządzano mu publicznie najnikczem niejsze
zniew agi.7
Na' wszelki sposób mu uw łaczano.8 Im więcej

1. J a n 7, 15. — 2. J a n 7, 12. — 3. M at. 11, 19.


4. M arek 3, 22.; Ł u k . 11, 15. — 5. J a n 10, 36.
6. M at. 12, 2; Ł u k . 11, 16; 14, 1. — 7. J a n 7, 20; 8, 48.
8. J a n 7, 12.
283

się C hrystus troszczy o dobro ludu, tom więcej


w zm aga się u wrogów nienaw iść i rozgorycze­
nie przeciwko niem u; szukają, a b y go zgładzić.
A ileż szyderstw i w zgardy m u siał C hrystus
zażyć w bolesnych godzinach swej męki, i to
cd w szystkich klas. społeczeństwa.® W yszydza­
no go jako pro ro k a,10 jako S yna Bożego,11 jako
cudotw órcę,12 jako M esjasza,13. wreszcie za jego
ufność w Bogu.14 .
2. C h ry stu s był człowiekiem, ja k każdy z nas,
i w zgardę odczuwał, ta k ja k ii m y ją odczuwa­
my. Toteż, chcąc zrozum ieć cierpienia C h ry stu ­
sa, trzeba sobie przypom nieć te, jakieśm y sarni
przeszli. Ten ty lk o zdolny jest pojąć cierp ien ia
C hrystusa, kto' sam cierpi.
Może ci czasem n ie oddano należnego usza­
now ania, zapom niano o tobie, lub pom inięto,
i ty to żywo odczułeś. Jakżeż nie m iał odczuc
tego. i C hrystus, Bóg-Człowiek, najm ędrszy,
najspraw iedliw szy, gdy go swoi opuścili, za­
p a rli się go i z d ra d z ili1? . . . . , •
N ieraz ganiono cię może niesłusznie^ pociej
rzy wano cię; uważano, za gorszego aniżeli jestes,
osądzano cię niespraw iedliw ie — i ty to bole­
śnie odczuwałeś. ,
Ja k ż e boleśnie m usiał odczuwać r a n nasz,
kiedy on, najspraw iedliw szy i najśw iętszy, zo­
s ta ł skrępow any ja k zbrodniarz i rozbójnik,
włóczony od jednego sądu do drugiego, a przez
sędziów tra k to w a n y jako złoczyńca. ^
Może cię n iera z dostatecznie m e uznano,
znieważono, zabolało cię w tedy serce. Jakże
C hrystus odczuwał, kiedy n a jego tw arz spa-

9 M at. 27, 39; M ar. 15, 31; Ł u k . 23, 35.


10. M a t. 26, 68. - 11. M a t. 27 13 - 12. Ł u k . 23, 35.
13. M a rek 15, 32. — 14. M a t. 27, 43.
dały policzki i plw ociny i to od tych, którym
tyle dobrodziejstw wyśw iadczył!
I\ a dożyto cię może do niskich, sam olubnych
celów: odczułeś to. Co czuł C hrystus, kiedy
go dla nędznych politycznych celów odsyłano
od P iła ta do H eroda?
Czułeś się głęboko dotknięty, gdyś spo­
strzegł, że cię m iano za m niej rozumnego, gdy
ci nie ufano, gdy cię traktow ano jako człowie­
k a ograniczonego. Cóż m usiał czuć C hrystus,
gdy będąc najm ędrszym , będąc Stw órcą w szyst­
kiego, był u b ra n y w szatę błazeńską i tra k to w a ­
ny przez H eroda wobec całego dw oru jako czło­
wiek niespełna zmysłów?
N ieraz obchodzono się z tobą za surowo, nie
odpowiednio do twego stanu, i to cię bolało. J a ­
kąż boleść m usiało Zbawicielowi spraw iać, gdy
go w n ajsrom otniejszy sposób, ja k jakiego nie-
wolnika, ubiczow ano!
Ż art i szyderstw o odczuwasz głęboko, niem a
człowieka,, k tó ry b y był niew rażliw y na szyder­
stwo. A C hrystus, którego' Ojciec niebieski n a ­
znaczył królem i panem w szystkich narodów ,
m usi znosić n ajstraszn iejsze szyderstwo, gdy go
n a pośm iewisko cierniem koronują i zarzucają
p u rp u rę na jego poranione raimionai.
Może kiedyś przeciw słuszności i spraw iedli­
wości postaw iono kogoś wyżej n a d ciebie, cie­
bie upośledzono; była to drobnostka, a jednak
sp raw iła ci w ielką przykrość. Cóż m usiał uczuć
C hrystus, gdy go niew innego porów nano z B a ­
rabaszem i tego zbójcę przełożono n a d niego?
Zdaje c i się, że jesteś źle w idzianym , że two­
je szczęście przepadło bezpow rotnie; może to
tylko przyw idzenie, a jed n ak tak ą ci to spra-
w ia boleść. Cóż u czu l Jezu s, g d y go osądzono
n a śm ierć n a jh a n ie b n ie jsz ą .
C zasem n ie m iano' d la m n ie należn y ch w zglę­
dów ; b y łe m sm u tn y , a n ik t m n ie n ie cieszył;
b y łem słab y , a tu w y m a g a n o ode m n ie tego,
co p rzech o d ziło m o je s iły ; b y łem chory, a nic
c h c ia n o w ziąć teg o pod u w a g ę; w szystko to
s p ra w ia ło imojej n a tu rz e w ielk ą p rzy k ro ść. Cóż
m u sia ł cie rp ie ć C h ry stu s, g d y m u um ęczonem u,
w y c zerp a n em u do o s ta tk a w łożono ciężki krzyż
u a ra m io n a i k az an o d źw ig a ć go aż n a m ie jsce
kaźn i. A g d y ta m p rzyszedł, u k rzy żo w an o 1 go
w obec zeb ran e g o lu d u m ięd zy dw om a ło tra m i.
Gdy t a k zbiorę w szystkie u tra p ie n ia , jak iem
k ied y k o lw iek w y c ie rp ia ł, g d y je porów nam
z ten ii c ierp ien iam i, ja k ie Z baw iciel u k rz y ż o ­
w a n y znosił, czernże one są ? — d ro b n o stk ą,
niczem . . . . .
P o w in ie n e m je d n a k te sw oje c ie rp ie n ia ze­
brać, żeby odczuć, co u m ie ra ją c y n a k rz y żu
C h ry s tu s cierp ieć m u siał.
3. W ro z m y ś la n iu o C h ry s tu s ie p ow inieneś
znaleźć siłę do p ra w d ziw ej pokory.
W szelk a n a g a n a s p ra w ia p rz y k ro ść, s p ra ­
w ied liw a często w ięcej, n iż n iesp ra w ied liw a.
N au cz się p rz y jm o w a ć n a g a n y ;• s łu c h a j ch ę tn ie
p ra w d y , choć t a p ra w d a w oczy kole. G d y cię
lu d z ie k rz y w d zą z d ra d ą i k łam stw em , ro zm y ­
śla j pobożnie, co Zbaw iciel tw ój cierp iał.
N ie znaczy to w szakże, a b y ś się n ig d y nie
b ro n ił. T oż i C h ry s tu s żo łnierza, k tó ry go n ie ­
sp ra w ie d liw ie spoiiczkow ał, z a p y ta ł z w y rz u ­
tem .15 S ą. w ięc w y p a d k i, w k tó ry c h okazanie
'tego; że nas coś dotyka boleśnie, jest dozwolone
i na m iejscu.
W przeciw nościach jesteśm y z n a tu ry skłon­
ni do obrażania się, rozgoryczania, a co gorsza
do trw a n ia w tych uczuciach. Jak że inaczej
u C hrystusa! Całe jego serce przenikała jedna
myśl — m yśl o chwale Ojca niebieskiego. Te
liczne Cierpienia, jakie znosił wśród ty lu znie­
wag, nie zm niejszyły a v niczem jego zjednocze­
n ia z Bogiem i m iłości ku ludziom.
N aw et w tych ludziach, co się uw ażają za
pobożnych, żyje chęć uchodzenia wobec innych
za coś wielkiego', żyje bojaźń przed pogardą
i zapom nieniem od ludzi.
Święci1 m ieli zwyczaj u p a try w a ć w swoich
bliźnich ty lk o dobre, pochodzące od Boga, w so­
bie zaś widzieli ty lk o to, co z ich ułom nej po­
chodziło n a tu ry . D latego też uw ażali się za n a j­
większych grzeszników (jak człowiek dotknięty
cierpieniem m yśli, że z jego bólem żaden inny
m ierzyć się nie może) i nie trudno im było zno­
sić z chrześcijańskim spokojem zniew agi i zel-
żywośoi. wszelkiego rodzaju.
Są Indzie, którzy m yślą, że mogą mieć ehrze-
śeijańską pokorę, nie znosząc upokorzeń. Tak
myśleć, to znaczy chcieć osiągnąć cel, nie u d a ­
jąc się w drpgę, k tó ra do niego prowadzi.
RO ZDZIAŁ L X X III.
Cierpienia wewnętrzne Chrystusa.
1. P rócz cierpień fizycznych, oprócz zelżywo­
ści, M ęka C hrystusa obfitow ała w udręczenia
duchowe. W spom ina o nich Pism o św. zwłaszcza
n a początku M ęki w ogrodzie oliw nym i na
końcu przy śm ierci n a krzyżu.
W ogrojcu widzim y, jak C hrystus pozosta­
wiony jest zupełnie słabości ludzkiej. Bóstwo,
ja k chodzi o odczucie boleści, usunęło się, po­
został człowiek biedny, m io tan y lękiem i trw o ­
gą, zniechęceniem, w strętem i sm utkiem ogro­
m nym : S m u tn a je st dusza m oja aż do śmierci,
sk arży ,się Zbawiciel. Ojcze mój, jeśli można
rzecz, niechaj odejdzie ode m nie ten kielich
T ak zaś głęboko w zburzona b y ła ludzka n a ­
tu ra C hrystusow a, talk potężnie opierała się
tem u w zburzeniu jego wola, że w skutek tego p a ­
sow ania w ew nętrznego k rw aw y pot zrosił cia­
ło Jezusowe, spadając kroplam i na ziemię.
2. B ojaźń i trw o g a zapanow ały w duszy Zba­
wiciela, bo w idział cierpienia pewne, bliskie
i okropne. W szystkie bóle, w szystkie to rtu ry ,
wszystkie' zniew agi i zelżywości sta n ę ły mu
w tedy przed oczyma. W idział i odczuł w tedy
zdradę Ju d a sz a i zaparcie się P io tra i m ało­
duszność uczniów i zniew agi u A nnasza, K ajfa-
1. M r. 14, 34; M t. 26, 29—42.
288

sza i P iła ta i1biczowanie i cierniem ukoronow a­


nie i w yrok śm ierci i m ękę krzyżow ą i złość
i wściekłość swoich nieprzyjaciół. Obrzydzenie
i w stręt do m ęki zwiększały się w C hrystusie
n a m yśl o grzechach, niewdzięczności, oboję­
tności, nie czułości i ospałości naszej.
Sm utek pow iększała ta m yśl, że gorzka Mę­
ka jego będzie bezpożyteczną dla tak wielu
d u s z nieśm iertelnych. A ponieważ Zbawiciel ko­
chał w szystkich ludzi m iłością nieskończoną,
więc zguba każdej duszy sp ra w ia ła m u boleść
bezgraniczną.
P rzy tem Zbawiciel w idział jeszcze cierpie­
nia i o fia ry w iernych m u dusz; w idział boleść
i łzy swej Najśw . M atki, w idział wszystko, co
m ęczennicy i in n i święci i cnotliw i w ciągu
w szystkich wieków d la niego cierpieć będą, To
wszystko napełniało serce jego szlachetnem
współczuciem.
3. To wszystko cierp iał Zbawiciel dobrow ol­
nie. B ył on całkow icie panem w ew nętrznych
poruszeń swej duszy, gdy więc odczuwał ból,
to odczuwał go zupełnie dobrowolnie. C ierpiał
pokornie. Przecież w oczach ludzi cierpienia
C h ry stu sa b yły tylko znakiem jego słabości,
godnej' pożałow ania. P okornie cierpiał, bo się
m odlił, m odlił długo i po wielokroć,2 bo przez
m odlitw ę um acniał się w uległości d la św woli
Boga, bo pozw alał się krzepić aniołowi.
Zbawiciel c ie rp ia ł to w szystko z m iłości ku
nam. C hciał być podobny do nas w słabości
(w yjąw szy grzechu). P a trz ą c n a słabego C hry­
stusa, pow inniśm y u niego szukać pociechy
i mocy.

2. M t. 26, 39—44.
289

To, że C h ry stu s czuł boleści i żalił się, że był


sm utny i m odlił się, stanow i dla nas bardzo
zbaw ienną naukę. Nieczułość m ianow icie nie
jest wcale cnotą. — 1 ty możesz płakać, łzy nie
przynosizą w stydu człowiek o-wi szlachetnem u;
czuć zaś — to zaszczyt dla człowieka, byle nie
upadać pod brzem ieniem sm utku.
N ajw yższy szczyt osiągnęły sm utki i bole­
ści, tow arzyszące C hrystusow i podczas M ęki
na krzyżu, gdzie zaw isnął Zbawiciel w n a js tra ­
szniejszych m ęczarniach. W szystkie w arstw y
ludzi widzi przeciw sobie wzburzone. Do uszu
jego dochodzą tylko drw in y i blnźnierstw a.
Dusza jego widzi zaślepienie ii zgubę ty lu dusz;
widzi również cierpienia i o fiary swoich w ier­
nych. To< w szystko spotęgowało' się aż do uczu­
cia opuszczenia przez Boga. Najnieszczęśliwszy
z ludzi ma, tę o sta tn ią pociechę, że może poskar­
żyć się Bogu w serdecznej m odlitwie, a; Sercu
Jezusa i tę odjęto. W ielka to boleść, być opusz­
czonym przez w szystkich ludzi, ale cóż to jest
wobec opuszczenia przez B o g a 1? To niepojęte
opuszczenie w yciska na C hrystusie w czasie
jego m ęki piętno zupełnego unicestw ienia.
4. Przez w ew nętrzne cierpienia swoje chciał
C h ry stu s P a n być tw oim wzorem. Nie dziw się
więc gdy przyjdą na ciebie chwile, w których
m ógłbyś za Zbawicielem powiedzieć: Teraz du­
sza m oja zatrw ożona jest.3 P a trz w tedy na tw ój
wzór, a znajdziesz w nim n a u k ę i pociechę.
N ie dziw się, że tw oja n atura, opierać się
będzie cierpieniu aż do śm ierci. C hrystus całe
trzy godziny walczył, aby się przem óc i z głębi

3. Jan 12, 27.

Chrzęść, filozofja życia II. 19


290

serca powiedzieć: Nie moja, lecz twoja wola


niech się stanie!
U żalanie się, szukanie pociechy, wy nużenie
się nie jest wcale grzechem, ani niedoskonało­
ścią, byle się to wszystko tak działo, jak
u Chrystusa.
Życie świętych pełne jest tego rodzaju
smultków: odczuwali oni niechęć do życia i do
pełnienia woli hożej. W ielki Apostoł narodów
mówi o uciskach, które go tak dalece przygnia­
tały, iż mu życie zbrzydło.4
Nikogo nie m iną cięższe godziny w życiu.
P rzygotuj się więc i ty na te chwile, gdy uciski
wewnętrzne, przesyt, wstręt, niesmak, smutek
i udręczenie ze wszystkich stron na ciebie
uderzą.
Nie zapominaj wtedy o Zbawicielu, nie za­
pominaj tego przykładu, jaki ci dał na górze
Oliwnej; nie zapominaj tej bolesnej skargi,
którą mu wycisnęły z u st duchowe męki na
krzyżu. P a trz n a usposobienie Boskiego Serca
w owej chwili.
Nie pozwalaj nigdy na to, aby strapienia
wewnętrzne, lub uczucie opuszczenia przez Bo­
ga, miało cię powstrzymać od p rak ty k i cnót, do
których się czujesz pociągnięty przez wzgląd na
Boga.
Wszelkie przykrości i gorycze powinieneś
znosić z wdzięcznością, że możesz się przez nie
upodobnić do Zbawiciela
Jeżeli w chwilach, kiedy czujesz się jakby
opuszczonym przez Boga, możesz się modlić, to
jesteś wtedy najściślej z Bogiem złączony.

4. 2 K or. 1, 8,
Choć czujesz, żeś bojaźliw y wobec cierpienia,
n a g in a j swą wolę, by jeszeze więcej cierpieć.
Bądź zawsze przekonany, że twoje cierpienia
i gorycze są nieskończenie m ałe w porów naniu
z tern, co C h ry stu s dla ciebie w ycierpiał.
RO ZDZIAŁ L X X IV .
Zachowanie się cierpiącego Chrystusa.
1. W szystkie szczegóły w przebiegu m ęki
C hrystusa są godne najpilniejszej uw agi.
K iedy a rc y k a p ła n K a jfa sz z ap y tał Zbaw i­
ciela o jego uczniów i naukę, P a n Jezu s uznał
jego sądowniczą władzę i prosił o przesłucha­
nie świadków.1 Odpowiedź jego była pokorna
i słuszna, m ąd ra i spoko jna.
A kiedy żołdak uderzył zuchwale P a n a J e ­
zusa w tw arz, Zbaw iciel spokojnie i z godnością
broni siebie i odpiera zarzu t nieuszanow ania.
N ie o siebie m u jednak idzie, ale o praw dę, toteż
kiedy św iadkow ie zaczęli składać sprzeczne ze­
znania, zam ilkł.2
A gdy K a jfa sz uroczyście za p y ta ł i poprzy­
siągł Zbaw iciela o jego bóstwo, odrzekł: T y ś
powiedział, ja m jest, i p o p a rł to uroczyste ze­
znanie zapowiedzią przyszłej chw ały swojej.
Osądzono go za to n a śm ierć; podczas nocy
był w ydany w ciem nicy na najw strętniejsze
zniew agi i zelżywośei.8 Lecz zachow ał zupełne
milczenie.
D la P io tra , k tó ry się go zap arł, nie m iał Zba­
wiciel żadnego słowa w yrzutu, lecz rzucił m u
tylko miłościwe spojrzenie.4
1. J a n 18, 21. — 2. M a t. 26, 63. — 3. M at. 26, 67; Ł u k . 22, 65.
4. M at. 26, 70; M arek 14, 68; Ł u k . 22, 57; J a n 18, 18.
293

Z a p y ta n y przez sędziego, czy jest Mesjaszem,


odpowiada, że tak ; oskarżycieli swoich strofuje
z w ielką łagodnością, w yrzucając im ich niedo­
w iarstw o i grożąc przyszłym sądem .5
M ilcząc pozw ala się Zbawiciel prow adzić od
jednego do drugiego try b u n ału .
P rzed P iła te m zrzeka się całkow icie obrony
w łasnej. Są w ypadki, w k tórych obrona w łasna
nie ty lk o jest w skazana, lecz jeist w prost obo­
wiązkiem, lecz częstsze są tak ie w ypadki, w któ­
ry ch cnota w ym aga, abyśm y zachow ali milcze­
nie. C h ry stu s chciał n a m dać tego przykład.
P iła t już posiadał potrzebne wiadomości,
a Żydzi znali w artość sw ych oskarżeń. C hrystus
był gotów poddać się wszelkim cierpieniom ,
k tó re go oczekiwały. N ie było to więc milczenie
ze słabości, lub pychy, lecz, z m ądrości, cierpli­
wości, pokory i ofiarnej m iłości ku Bogu i ku
nam ludziom. Z apytany o sw oją królewskość,
ograniczył się Jezus n a k ilk u słow ach konie­
cznego w yjaśnienia.6
Z adziw iającą powściągliwość, całkow ite m il­
czenie zachow uje C hrystus wobec H eroda, bo
wobec św iata C h ry stu s się n ie uniża, n ie użyje
a n i swej potęgi a n i m ądrości d la jego zabawy.
C hrystus niczego dla przypodobania się św iatu,
dla zy skania jego względów1n ie uczynił.
A le kiedy idzie o rato w an ie dusz, wtedy
C h ry stu s m a d la n ich p rzyjacielskie upom nie­
nie, pouczenie', a naw et cuda.
2. B olesną i hań b iącą k a rę biczow ania zniósł
Zbawiciel z przedziw ną cierpliw ością, zwróciw­
szy serce swoje ku Bogu. W ił się z boleści, lecz

5. Łuk. 22, 66. — 6. J a n 18, 36.


294

niedopuścił żadnego rozgoryczenia przeciw


swoim oprawcom.
Następnie, czekając na dalszy ciąg procesu,
oddano Zbawiciela swywoli żołdaków. Dla zabi­
cia czasu postanowili się nim zabawić. Okru­
tn a to była zabawa. W cisnęli przemocą Jezuso­
wi n a głowę cierniową koronę, naigraw ając się
z jego królewskiej godności. Co to^ za przejmu­
jąca boleść m usiała rozsadzać świętą głową
Zbawiciela. Lecz i to zniósł w cichości, bez sło­
wa sk arg i
P iła t ogłosił uroczyście i po wielokroć nie­
winność Chrystusai, a jednak skazał go na ha­
niebną i bolesną śmierć krzyżową. Zbawiciel
czuł swoją niewinność i boską świętość, ale ze
względu na wolę Ojca niebieskiego i zbawienie
św iata gotów jest poddać się najniesprawie-
dliwszemu wyrokowi.
Na zranionego, osłabionego i wycieńczonego
do ostatka w kładają jeszcze ciężkie drzewo
krzyża. I to Zbawiciel dźwiga w milczeniu.
Mam być chrztem ochrzczony: a jakom j e s t
ściśnion, aż się w ykona.7 Te słowa m alują do­
brze uczucia, z jakiem i Chrystus wziął n a sie­
bie krzyż, który był niejako streszczeniem
wszystkich mąk i wszystkich niegodziwości.
Obarczony krzyżem idzie Zbawiciel wśród
ciekawego, szydzącego, bezlitosnego tłum u jak
złoczyńca. Jakaż to hańba, jaka boleść nie do
opisania! Lecz i tę mękę i tę zniewagę zniósł
Chrystus z największą gotowością. Ciążył krzyż
strasznie, ciążył mu tak, iż trzykrotnie pod niirn
upadał, a jednak i to nie zmieniło jego boskich
uczuć.

7. Ł u k . 12, SO.
295

W końcu położył się dobrowolnie na krzyżu,


ochotnie podał ręce i nogi do przybicia i po
ty ln ta k niew ypow iedzianych to rtu ra c h , to
jedno ty lk o słowo m iał dla swoich oprawców:
Ojcze, odpuść im, bo nie w iedzą co czynią."
P rz y b ity do krzyża, w ystaw iony nat szyder­
stwa, cierpiąc n ajstraszniejsze katusze, zacho­
wuje Zbawiciel aż do końca wzniosłość swoich
uczuć. Ż ałującem u łoitrowi obiecuje raj. T ro­
szczy się o sw oją M atkę i o swoich uczniów. Dla
swoich katów m a tylko współczucie i modlitwę.
3. C h ry stu s był słodki i m iły przez całe ży­
cie. B ył słodki jako dziecię na rękach swej
M atki; był pociągający, gdy na górze mówił do
ludu: »Błogosławieni ubodzy, błogosławieni
którzy cierpią pirześladowamie«, gdy płakał
ze sm utnym i. A le n ajbardziej m iłości godzien
wówczas, gdy wisząc n a drzewie hańby między
niebem a ziemią* złam any cierpieniem , m iał
tyle mocy w swem sercu, że wzniósł oczy do
góry i zapom inając o sobie, błagał O jca nie­
bieskiego: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co
czynią.
Z m ajestatycznym spokojem w yrzekł wresz­
cie k a p łań sk ie słowo: Dokonało się! Żadne cier­
pienie, żadna zniew aga, żadna niewdzięczność,
żadne poczucie opuszczenia nie zdołało zachw iać
jego> uległością dla Boga* jego> posłuszeństwem,
jegO1 m iłością. U m arł, bo chciał umrzeć, z mi­
łości ku Bogu i ludziom. Ojcze, w ręce Twoje
polecam ducha mojego.

8. Ł u k . 23, 34.
RO ZDZIA Ł L X X V .
D laczego Chrystus chciał cierpieć?
1. Rzuć wzrokiem n a życie C hrystusa! I cóż
w niemi zobaczycz? Oto* długoletnie ukrycie,
opuszczenie, upokorzenie, p racę i tru d , naprzód
p racę zw ykłą, następnie pracę pow ołania me-
sjamicznego; zobaczysz w niem przykrości i c ie r­
pienia wszelkiego rodzaju, któ re rozpoczynają
się od m ałych prób, a dochodzą do goryczy
bezprzykładnych; prześladow anie i zelży wości
aż do hańby na drzewie krzyża; niepowodzenie,
w zgardę, szyderstw o od św iata, sm utek aż do
uczucia opuszczenia przez Boga. T ak się Zba­
wiciel p rzed staw ia n a zew nątrz!
I .jakież jest w ew nętrzne znaczenie tego
wszystkiego? Dlaczego C hrystus chciał to
w szystko cierpieć?
Oto dlatego naprzód, że w C hrystusie chciał
Bóg objaw ić ludzkiem u rozum owi sw oją m iłość
i to miłość nadprzyrodzoną.
Bóg bowiem postanow ił udzielić nam nie
tylko stw orzonych, n a tu ra ln y c h dobrodziejstw ,
ale przyrzekł, że w niepojęty sposób odda nam
s i e b i e s a m e g o, by nas napełnić boską
szczęśliwością. Ale cóż m y po ziem sku m yślące
dzieci ziemi rozum iem y z tej »boskiej szczęśli­
wości ?« Trzeba jed n ak było, żeby nieskończona
miłość Boga, będąca źródłem tej obietnicy, s ta ła
297

się jakoś dla nas zrozum iałą i bliską sercu n a ­


szemu. D latego przem ów ił Bóg do nas najzro-
zum iulszą mową miłości, a tą m ową jest bolesna
ofiara. W niiozem się ta k m iłość nie okazuje, ja k
w cierpieniu. K iedy n am Bóg chciał pokazać
ślad swoich doskonałości, stw orzył św iat m ate-
rja ln y , rzucił w olbrzym ie przestrzenie słońca
i gwiazdy. K iedy n a m chce odsłonić rąb ek z we­
wnętrznego' życia, którem żyje bóstwo, z n ie­
skończonej m iłości swojej posyła nam C hry­
stusa. Jego krew i ran y , cierp ien ia i zniewagi,
dobrowolnie dla n as podjęte^ m ają nam św iad­
czyć o jego boskiej m iłości. Rozw ażając cierpie­
n ia C hrystusa, widzim y, że Bóg chce być dla
n as w s z y s t k i e m.
2. Chce nam , powtóre, C hrystus pokazać
w łasnym przykładem , że m usim y siebie w n a ­
szych uczuciach i w naszem postępow aniu u n i­
cestwić, jeżeli się chcem y odnaleźć w Bogu.
N igdy Zbaw iciel nie oglądał się n a siebie, n a
swoje ziem skie spraw y, na, osobistą chwałę
swoją, na doczesne korzyści. W szystko to złożył
w n ajb ard ziej bezinteresow nej ofierze. Mógł
był bez niebezpieczeństw a i szkody obrać drogę
czci, doczesnej pom yślności, lecz wolał w ybrać
zniew agi i męki, ażeby n am w yraźnie pokazać,
że droga z ap arcia się, cierpliw ości i pokory jest
jedyną drogą, prow adzącą do' zbawienia.
C hciał C hrystus po trzecie przez sw oje cier­
p ienia wybić n iejako drzw i do naszego serca,
tw ardego i po ziem sku czującego, praw dom
w iekuistym . D latego pobudza n a s n a jp ie rw do
świętego współczucia. U sposabia nas do odwró­
cenia się od św iata, od jego dóbr i przyjem no­
ści. W skazuje n am wymownie, co to jest grzech,
co to jest piekło i niebo.
Chciał C hrystus, po czwarte, przez swoją
gorzką m ękę ożywić i wzmocnić naszą odwagę.
K iedy Bóg tyle dla nas uczynił, jakżeby śmy
m ogli w ątpić, że nam nie pospieszy z pomocą
i łaską w naszych słabościach i potrzebach?
RO ZDZIAŁ L X X V I.
S zk o ła serca.
1. Szkoła Ukrzyżowanego' jest szkolą n ajszla­
chetniejszego w yrobienia dla serca.
W ykształceni© serca jest ważniejsze', niż w y­
kształcenie rozumni. Rozum z n a tu ry swej jest
czysty i jasny, ale burze, ciągnące z serca, zdol­
ne są go> zamącić. Ł atw iej rozum da się przeko­
nać sercu, niż iseree rozumowe
W y ciśnij przeto na życiu swojem Serce Zba­
wiciela, a w tedy um rzesz sobie, żyć będziesz Bo­
gu na wieki.
Ucz się od C h ry stu sa cierpiącego' przyjm o­
wać cierpienia i dolegliwości nie z m usu, lecz
z ochoty.
U cierpiącego C h ry stu sa widzim y n a każ­
dym kroku tę chętną gotowość. Dobrowolnie
idzie do Getsem ani, chociaż wie o zbrodniczej
zasadzce wrogów. Dobrowolnie przyjm uje z d ra ­
dziecki pocałunek i d a je się poznać wrogom.
Mógłby się w każdej chw ili uwolnić od cierpień
skuteczną m odlitw ą; nie uczynił jednak tego.
Każe powstać Żydom, których jego< słowo po­
waliło na ziemię. Dobrowolnie poddaje się swy-
woli i, okrucieństw u wrogów. Mógł użyć w każ­
dej chw ili swej wiszechmooności, mógł sw oją nie­
winność jasno wykazać, m ógł sw ych o skarży­
cieli i wrogów odeprzeć i zaw stydzić; nie uczy-
300

nil tego, bo chciał dobrowolnie cierpieć z mdło­


ści ku.: Ojcu i ludziom.
Tę gotowość widzim y w całem zachow aniu
się O lirystusa. Idzie za żołnierzam i, posłuszny
jest sędziom, oddaje się bez oporu n a biczowa^
nie, n a ukoronow anie cierniem ; na m iejscu
kaźni słucha oprawców i zdejm uje z siebie
ubranie, podaje ręce i nogi do ukrzyżow ania.
2. Uez się od cierpiącego C hrystusa, ja k we
w szystkich przeciw nościach zachow ać uległość
wobec w ym agań, życzeń i dopuszczeń O jca n ie­
bieskiego.
Możesz i pow inieneś troszczyć się o dobrobyt
i powodzenie, o swoje stanow isko n a świecie,
0 swój honor, o dobrą sław ę, to wszystko nale­
ży do przyrodzonego porządku; wszystko to
jed n ak m a się dziać zgodnie z wolą bożą.
Spotka cię nieszczęście, s tra ta , oszczerstwo,
czujesz wtedy w duszy boleść; to uczucie nie
jest bynajm niej a n i grzechem, a n i niedoskona­
łością, naw et gdyby ci się zdawało, że Bóg cię
opuścił. W szak Ojciec niebieski spoglądał z naj-
większem upodobaniem n a S yna swego, p o g rą­
żonego w otchłani cierpień.
W e wszystkiem , co cię spotka, trzy m aj się
mocno najśw iętszej woli Boga. »Nie m o j a , ale
T w o j a wola. niech się s ta n ie !« Gdyby cię n a ­
w et najw iększe przyw aliło nieszczęście, gdyby
cię zgniotło i starło , jeszcze n ie będziesz przybi­
tym do drzew a hańby niew olnikiem , ja k był
twój P a n i Zbaw iciel; mów w tedy z nim : Ojcze,
w ręce twoje polecam ducha mojego!
3. Ucz się od cierpiącego C h ry stu sa m ęstw a
1 wielkoduszności. M yśl codzień o gorzkiej Mę­
ce jego nie dlatego, żeby z niej czerpać słodką
301

pociechę d la siebie, ale żeby się pobudzać do


ofiarności i m ęstwa.
K iedy widzimy, że wyżsi od nas cierpią tak,
jak my, w tedy cierpienie staje się n a m znośniej­
sze. Ale kiedy widzim y, że N ajw yższy cierpi
więcej, niż m y, to cierpienie staje się nam nie
tylko znośne, ale m iłe i pożądane.
M ęstwo jest to1 gotowość woli do podjęcia
wszelkich trudów i niebezpieczeństw, o ile wola
boża je nakazuje, lu b poleca. W ielkoduszność
zaś jest to ta k i stopień m ęstw a, że z całą goto­
wością bierzem y się do p rak ty k o w an ia cnót
wielkich i heroicznych.
Serce w ielkoduszne wznosi się ponad nieró­
wności: i tru d n o ści n a drodze c n o ty ; dodaje nam
potrzebnej siły, by w y trw ale choć z natężeniem
iść drogą cnoty; dodaje n am energji, byśm y
z m ęską odw agą szli naprzeciw większym tr u ­
dnościom i ofiarom .
4. Ucz się od C hrystusa cierpiącego, jak nie ,
skąpić św iętej m iłości. U la zadośćuczynienia
spraw iedliw ości bożej, obrażonej przez grzech,
w ystarczyłoby połączenie się Osoby Boskiej
z n a tu r ą anielską. A le Zbawiciel z m iłości ku
nami chciał sta ć się podobnym do nas człowie­
kiem. Staw szy się człowiekiem, m ógł przecież
obrać sobie życie pełne szczęścia i sław y, ale
Jezus chciał przez liczne o fia ry z siebie poka­
zać nam , ja k bardzo Bóg n a s um iłow ał. B y
Boga przebłagać w y starczyłaby jedna kropla
k rw i; ale objaw ienie m iłości bożej m iało być
doskonałe, a C hrystus P a n chciał nam dać do­
skonały wzór dobrowolnego i całkow itego odda­
n ia się Bogu.
T a k a m iłość zapala serca do w spaniało­
m yślnych poświęceń,
302

O fiary i cierpienia niech ci będą pokutą za


grzechy, n a u k ą i pobudką do wyższej doskona­
łości, niech ci będą środkiem do okazania m i­
łości Zbawicielowi.
M iłujący bowiem s ta ra się upodobnić do
um iłowanego.
Mnóstwo- -słabych serc ludzkich przez zje­
dnoczenie z U krzyżow anym zapalało się do
w spaniałom yślnej z siebie o fiary. Dusze te mó­
w iły ze św. P aw łem : D zięki Bogu, k tó r y nam
dał zw ycięstw o przez Pana naszego Jezusa
C hrystusa. A tak, bracia m oi m ili, bądźcie sta ­
teczni, a nieporuszeni, obfitując w robocie P ań­
sk ie j zawsze: wiedząc, iż praca wasza nie jest
próżna w P anu.1

1. 1 K o r. 15, 57, 58.


ROZDZIAŁ LXXVI1.
M iłość nieprzyjaciół.
1. C hrystus powiedział na krzyżu: Ojcze,
odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Takie też
uczucie żywił w sercu zawsze względem nie­
wdzięcznego ludu.
Łatwo jest kochać przyjaciół, ale bardzo
trudno miłować wrogów.
P rzyjaźń wym aga pewnej równości usposo­
bień i stanowiska życiowego, a polega na szcze­
gólniejszej życzliwości wzajemnej. Możemy po­
siadać przyjaciół i kochać ich więcej, niż in­
nych lu d z i; jest to nawet wielkie szczęście mieć
prawdziwych przyjaciół. W pewnem znaczeniu
wszyscy chrześcijanie powinni być przyjaciół­
mi w Jezusie Chrystusie.
Wrogiem jest ten, kto nienawidzi i stara
się szkodzić. Chrystus nakazuje: Kochajcie nie-
przyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym , którzy
was mają w nienawiści; a módlcie się za prze­
śladujących i spotwarzających was.1 0 jakże
Pan naszi kochał swych wrogów!
Nie jest zbyt trudno darow ać nieprzyjacie­
lowi, którego się wprzód obraziło, lub który po­
stępku swego żałuje, prosi o przebaczenie, albo
jest potężniejszy od nas, lecz tru d n ą bardzo* jest

1. M at. 5, 44.
304

rzeczą kochać w roga, którego się poprzednio


dobrodziejstw am i obsypało, k tó ry n as nie prze­
sta je obrażać, chociaż m oglibyśm y go słusznie
uniżyć i zmiażdżyć.
2. W róg twój jest stw orzeniem , jest obrazem
Boga. Czci się obraz królew ski bez względu n a
to czy jest w złocie, czy w ołowiu; podobnież
i obraz B oga zasługuje na cześć bez względu
n a to, czy jest w złym, czy w dobrym człowieku.
Pow inieneś nienaw idzieć błędów, któ re są
dziełem złego człowieka, lecz kochać człowieka,
k tó ry jest dziełem bożem. Nie zapom inaj, że
również źli są narzędziam i w rękach bożych,
ja k pijaw ki w ręk u lekarza.
W tern się musi tw oja miłość ku nieprzyna-
cielowi pokazać, że się n a n im w żaden sposób
m ścił n ie będziesz, że go w m iarę możności bę­
dziesz uniew inniał, za niego będziesz się m odlił
i że mu przebaczysz z całego serca: J eśli nie
odpuścicie ludziom , ani Ojciec w asz nie odpuści
u:am grzechów w aszych.2 D latego to m odlim y
®ię w M odlitwie P ań sk iej: Odpuść nam nasze
w in y, jako i m y odpuszczam y naszym, w ino­
wajcom . Przebaczenie nie może mieć żadnych
g ranic.3
Cesarz M arek A ureljusz rozm aw iał z pe­
w nym urzędnikiem o chrześcijanach i przed­
staw iał ich jako głupców . U rzędnik potakując,
dodał: »Ooi się m odlą za swoich opraw ców !«
»Tak! — zaw ołał fecsarz — to ja odw ołuję swój
s ą d ; ich relig ja m usi być św iętą i boską«.

2. M a t. 6, 15. — 3. M a t. 18, 22.


RO ZDZIA Ł L X X V III.
Upadanie i pow staw anie.
1. Gdy się w naśladow aniu C hrystusa po­
tkniesz, nie zniechęcaj się, lecz żałuj i powstań.
Pod wielu w zględam i P io tr był wyszczegól­
niony przez C hrystusa, sta ł bliżej niego niż
inni. W zapale gorliwości chciał wiedzieć, co
się też stanie z jego um iłow anym M istrzem.
Dobrowolnie i lekkom yślnie w dał się w nie­
bezpieczeństw o; zaufał zbytnio w sobie, zdawa­
ło m u się, że jest niezdolny do zdrady. Prócz
tego zaniedbał m odlitwę, choć Zbawiciel tego
wieczora k ilk a razy go do niej zachęcał. I cóż
się stało?
Z ap arł się swego m istrza w n ajh an ieb n iej­
szy sposób. Z nędznego1 tchórzostw a skłam ał
i kłam stw o przysięgą potw ierdził. Kogóż to on
nie zna? Najlepszego- przy jaciela swego i do­
broczyńcę, swojego m istrza, sw ojego P a n a i Bo­
ga, którego bóstwo tylekroć i tak uroczyście
przed w szystkim i wyznaw ał. I przed kim się go
w yparł? P rzed parobkam i, służącem i, przed
m otłochem.
K tóż wobec ta k ie j niestałości ludzkiej- n a tu ­
ry bać się nie powinien?
U padek P io tra sp ra w ił C hrystusow i boleść
niezm ierną. Jeden z apostołów zaprzedaje go
i zdradza, in n i go opuszczają, a teraz P io tr wy-
Chrześc. filozofja życia II. . 20
306

p iera się go i to pod przysięgą, że go nigdy


nie znał!
2. P io tr wiedział, .00 zrobił, a jednak P a n m u
przebaczył! P o budka do opam iętania się P io tra
wyszła od C hrystusa. P a n Jezuis bowiem, nie
tracąc boskiego spokoju, zwraca, się k u P io tro ­
wi i spogląda n a niego. W jak im celu? Czy to
było spojrzenie karcące, potępia jące I Nie, było
to spojrzenie bólu i miłości, łaski i m iłosierdzia!
I cóż P io tr czyni? — N ik t łatw iej n ie podda­
je się rozpaczy niż chrześcijanin, k tó ry o trzy­
m awszy wiele łask bożych, dopuszcza się tak ie ­
go w ystępku.
P io tr jednak w pokorze sw ojej poddaje się
zupełnie d ziałan iu łaski. A n i słów kiem się nie
u n i e w i n n i a , lecz odchodzi ii płacze gorzko. T ak
to łaska' z najw iększych grzeszników robi n a j­
większych świętych.
Zbawiciel nie zachow ał żadnej niechęci
względem upadłego P io tra . P io tr nie zapom niał
nigdy o swym grzechu; w szystkie tru d y i zno­
je apostolskie podejm ow ał w duchu pokuty.
RO ZD ZIA Ł L X X IX .
Zjednoczenie się z Chrystusem
cierpiącym.
1 C hrystus idzie przed uamii drogą u trapień,
upokorzeń i nied o statk u i zaprasza nas z m iło­
ścią, m ówiąc: »Pójdźcie za mną!«
Prow adzić życie wygodne i zmysłowe, iść
tylko za niskiem i skłonnościam i i mówić przy-
tem, że się jest chrześcijaninem — to kłam stw o.
A by się połączyć z C hrystusem cierpiącym ,
trzeba się u m artw iać i modlić. U m artw ienie
bez m odlitw y n ic ci nie1 pomoże, podobnie jak
i m odlitw a bez um artw ienia. M odlitw a i u m a r­
tw ienie to dw ie nieodłączne sio stry . Je śli jedną,
opuścisz, opuści cię dru g a. N ie można żyć
z C hrystusem , by ustaw icznie sobie nie um ierać.
Chcesz być chrześcijaninem i to ehrześci jani-
nem doskonałym , a mimo to cierpieć tak mało,
jak św iat. Chcesz być ubogim z C hrystusem
w zgardzonym , a m asz serce przyw iązane do
pieniędzy. Chcesz być z C hrystusem wzgardzo­
ny, a: ubiegasz są za honoram i, które ci się nie
należą, a rozgoryczasz się każdą obrazą. Chcesz
cierpieć z C hrystusem , a czujesz się nieszczę­
śliwymi, gdy niem a tej lub in n ej wygody.
Chcesz być pobożnym i pozostać nieprzyjacie­
lem K rzyża.
N iem a praw dziw ego złączenia się z Chry-
20 *
308

stusem ja k tylko przez zaparcie siebie. W ielu


chętnie o niem m yśli i mówił, ale kiedy p rz y j­
dzie jakieś upokorzenie, lu b sposobność do c ie r­
pienia, w tedy m ają tysiączne wymówki. U cie­
k a ją przed niedostatkiem , przed posłuszeń­
stwem, przed ukryciem , przed wszelkim pozo­
rem niższości lub zależności. P rz y całej pobo­
żności swej n a d a ją sobie fałszyw e1 pozory nie-
zwykłeji wiedzy, rozwoju, w pływ u i innych za­
le t u osób wyżej stojących.
Naco się zda ty n k pobożności, jeśli wnętrze
duszy opanow ane przez próżność i m iłość
w łasną.
J a k długo nie trzym am y w należytych g ra ­
nicach żądzy, by o n a s ludżie wiedzieli, by nas
kochali, szanowali, ta k długo opieram y się te­
mu, żeby nasze życie z C hrystusem było u k ry ­
te w Bogu.1
Ł atw iej jest dać sobie raz uciąć głowę dla
C hrystusa, aniżeli przez cale życie zadaw ać
sobie gw ałt, skoro się tylko spostrzeże w sobie
ja k ą ś skłonność niezgodną z C hrystusem u k rzy ­
żowanym.
2. D usza praw dziw ie chrześcijańska p rz y j­
m uje z prostotą to, co Bóg na nią dopuszcza,
bez rozczulania się n a d sobą i bez szukania po­
ciechy doczesnej. J e s t ona zadowolona!, jeżeli
się tylko wola boża dzieje.
Nie poczujesz, ja k słodkim jest P a n , dopóki
nie zakosztujesz goryczy krzyża.
Ł u t krzyża więcej w a rt aniżeli m iljon m odli­
tewników. Jeden dzień cierpieć z całkow item
poddaniem się woli bożej -jest lepiej, niż przez
sto la t w ykonyw ać dobre, św ietne dzieła wbrew
309

woli bożej. Lepsza chw ila nai krzyżu, niż uży­


w anie pociech duchow nych.
Cnota n ie w ym aga od ciebie, żebyś w k rzy ­
żu i cierp ien iu od czuw ał pociechy i słodkie łzy
ze wruisizenia wylewał.
N a tu ra ln a niechęć do cierpienia, do trw an ia
przy cierpiącym Zbaw icielu n ie jest jeszcze nie­
doskonałością. Zażyw am y przecież gorzkich le­
karstw , choć do ich1 goryczy czujem y niechęć.
Poddajem y się również bolesnej operacji, choć
p rzy 'tern z bólu krzyczym y.
A jeśli w czasie trw a n ia przy C hrystusie, je­
steś ;ze siebie z powodu n iek tó ry ch swoich uchy­
bień niezadowolony, n ie u p a d a j na. duchu. Bóg
dopuszcza, że niedoskonałości zawsze się w k ra ­
dają; bardzoby to 'była d la ciebie rzecz niebezr
pieczna, gdybyś z powodu należytego znoszenia
cierpieli sam sohie w ydał się godnym pochwały.
RO ZD ZIA Ł L X X X .
M atka Boska Bolesna.
1. W zorem najściślejszego zjednoczenia
z cierpiącym C hrystusem jest M atka Boska.
P o rw a n a świętem współczuciem poszła za
P anem Jezusem aż pod krzyż-.1 C hciała wziąć
ja k najw iększy udział w męce i upokorzeniach
swego najukochańszego Syna.
I któż pojmie, co M ar ja w ycierpiała? Nie
było n igdy dziecka bardzej godnego miłości,
niż Jezus, S yn M arji! I nig d y nie było m atki,
której by serce hardziej i m ocniej kochało, a tern
samem silniej ból odczuwało, niż serce M arji,
M atk i Jezusa.
Straszliw y d ra m a t rozegrał się przed oczy­
ma jego M atki; w idziała ona wszystko: krzyż,
gwoździe, ran y . Słyszała straszn e uderzenia
młotów, przekleństw a i złorzeczenia przeciwko
swemu niew innem u Synowi, jego w zdychania
i skargi.
J a k boleśnie m u siała zranić duszę M a rji
sk a rg a Jezusa, że go Ojciec opuścił! Płacząc, ale
nie rozpaczając, podeszła aż pod krzyż, m ogła
patrzeć w tw arz um ierającego Syna.
To w szystko M ar ja c ie rp ia ła dobrow olnie;
tylko m iłość p rzy n ag liła ją do tego, żeby być

1. J an 19, 26.
311

obecną przy śmierci Jezusa. Pomimo zniewag


i szyderstw została aż do końca pod krzyżem,
odważnie i bez trwogi. Chciała wziąć udział
w męce' i hańbie Syna i nie lepiej być trakto­
waną, niż jej Boski Syn.
2. Ja k M arja cierpiała, tak ii m y powinniśmy
cierpieć. Z w iary musimy czerpać żywe prze­
świadczenie o wielkiem znaczeniu krzyża. —
W prawdziwej pokorze umiejmy o sobie zapo­
mnieć, gdy tego wymaga, spraw a Chrystusowa.
Nigdy d la chęci podobania się lub z podłej
bojaźni przed ludźmi nie powinniśmy zaniedby­
wać obrony spraw Ukrzyżowanego1, albo też w y­
pierać się jego zasad. Widok prześladowanego
Kościoła nie powinien nam nigdy odbierać od­
wagi, a pozorny trium f bezbożnych nie powinien
nas przygnębiać. W każdej burzy stójm y wy­
trw ale pod Krzyżem.
Ja k M atka Najśw. we wszystkiem, cokolwiek
się jej przydarzyło, pow tarzała sercem: Oto ja
służebnica Pańska, niech m i się stanie według
słowa twego,2 tak i my we wszystkiem, cokol­
wiek na nas przyjdzie, oglądajm y się n a wolę
bożą.
3. Dopóki chrześcijanie, kochający Boga, bę­
dą patrzyli n a krzyż, dopóty i nabożeństwo do
M atki Bożej nie wygaśnie w ich sercach. Któż
może kochać Jezusa serdecznie, a. nie czcić jego
Matki? Czyż ona, stojąc pod krzyżem, nie stała
się ucieczką wszystkich strapionych? Ileż to serc
pocieszyła, ile łez otarła!

2. Ł u k . 1, 38.
ROZDZIAŁ L X X X I.

Ofiara krzyżow a.
1. K iedy już dobiegały trzy godziny, odkąd
Pan nasz zaw isł n a krzyżu, przyszło niań śm ier­
telne konanie i sam a śmierć, ta- o s ta tn ia nędza
n a tu ry ludzkiej. W tedy zaiwołał C hrystus: W y ­
konało się;1 jakby mówił, cierpienia w yczerpały
mię aż na śm ierć, posłannictw o moje wedle
woli Ojca spełniłem , spraw iedliw ości bożej stało
się zadość, grzech został zgładzony, a teraz
um ieram .
I stoczył C hrystus ciężką w alkę ze śm iercią
jakby jeden z nas. Ojcze, w ręce tw oje polecam
ducha m ojego.2 P okornie i z w ielką ufnością
oddaje Zbawiciel życie swoje w ręce Ojca n ie­
bieskiego. Może się to tw a rd ą rzeczą wydaw ać,
że Ojciec niebieski o d jął konającem u n a krzyżu
Synow i wszelką pociechę, ale m im o tej surow o­
ści nie w ahał .się C hrystus w tej najcięższej
chwili oddać się zupełnie i całkow icie w ręce
Ojca swego.
I oto przychodzi tw a rd e i gorzkie konanie.
Głowa opada n a piersi, Zbawiciel oddycha po
raz ostatni i oddaje ducha swego- JBogu.
U m a rł z całą świadom ością i zupełnie do­
browolnie.3 Serce jego było przepełnione uezu-

1. K a n 19, 30. — 2. Ł u k . 23, 46. — 3. J a n 10, 18.


ciem posłuszeństw a.4 P o śm ierci otw arto C hry­
stusow i bok włócznią; b y ła to ofiara ostatniej
kropli krw i, rozdarcie serca, siedliska życia,
serca, które ta k ściśle z uczuciam i ludzkiem i się
wiąże.
J a k z boku śpiącego A dam a w yszła Ew a,
tak podobnie z boku C hrystusa wyszła nowa
Ew a — Kościół, z dwoma głównemi sakram en­
ta m i — Chrztem i E u c h a ry s tią (uzmysłowione-
rni przez wodę i krew ).
I ta k oto stoi przed nam i krzyż z um arłym
Chrystusem .
2. K rzyż C hrystusów jest potwierdzenieim
i objaśnieniem w szystkich wielkich praw d
reliigji.
K rzyż C hrystusów — to wielkie św iatło
wśród burz i ciemności życiow ych; rozjaśnia on
wszystko, co nam rozum; mówi o Bogu; on nam
w skazuje na niepojęty d ek ret Boga, by n as bie­
dne dzieci ludzkie doi swego S erca przycisnąć.
K rzyż C hrystusów to przew odnik pew ny: broni
nas od fałszyw ych dróg, a w skazuje najlepszą
drogę do celu.
K rzyż C hrystusów — to k ated ra, z której
Boski M istrz uczy ludzkość, co czynie, a czego
unikać.
K rzyż C hrystusów — to symbol chrześcijań­
skiego charak teru . Żeby nasz c h a ra k te r był
chrześcijański, m usi być m ocny i prosty, powi­
nien nosić n a sobie C hrystusa
K rzyż C hrystusów — to rękojm a, że każda
ofiara m ająca za cel Boga, jest w jego oczach
pod pewnym ' względem w artości nieskończonej.
314

Inn kto bliżej sto i krzyża, tern więcej podoba się


Bogu.
K rzyż C hrystusów — to tw oja podpora i two­
je oparcie jedyne ; w szystkich in n y ch podpór za­
b raknie ci kiedyś. Poza krzyżem C h ry stu sa nie­
m a nic, n a czem byś się m ógł oprzeć i spocząć,
jeżeli chcesz mieć w Bogu trw a łe m ieszkanie.
K rzyż Chrystusów , ten znak hańby, ten p rę ­
gierz najgorszych zbrodniarzy s ta ł się przed­
m iotem gorącej czci.
N ajszlachetniejszy i najdrogocenniejszy owoc,
ja k i pod w pływ em chrześcijaństw a dojrzew a
w sercach ludzkich, to miłość K rzyża. Ju ż filo­
zofowie pogańscy p o tra fili znosić z dum ną
obojętnością to, co spraw ia boleść n a tu rz e i zm y­
słom, lecz krzyża szukać, odczuwać go, a jednak
go kochać i dziękować zań, cieszyć się z niego —
to tylko m ogą uczniow ie C hrystusa.
3. I jakież znaczenie m a ten krzyż, stojący
przy drodze1? — Oto pow tarza on przechodniow i
wielkie słowa praw dy: »Pan zapłacił twój
dług«.
P o w tarza on przechodniow i te w ielkie słow a
pociechy: »Twój krzyż zaprow adzi cię do n ie b a «.
Od czasu jak C hrystus za nas pokutow ał na
krzyżu, wszelkie cierpienie zostało złagodzone:
zniosę je w ięc mężnie, a ono m ię zaprow adzi do
nieba.
Za wszystkich umarł Chrystus, aby i którzy
żyją, już nie sami sobie żyli, ale temu, który za
nich umarł i zmartwychwstał.5
Pobożni mężowie postarali: się, a b y P a n u
przygotow ać godny pogrzeb. Ze św iętem uszano­
w aniem zdjęli ciało z krzyża i złożyli je n a

5. 2 K or. 5, 15.
EhH

315

łonie M atk i Bożej. Z jakąż boleścią i z jakiem


uczuciem najw iększej m iłości m u siała srpoglądaó
M atka n a święte ciało swego Dziecka i n a śla­
dy jego m ąk! A ileż to m il jonów sm utnych dusz
czerpało swą pociechę z cierpień M arji!
P otem przygotow ano ciało, ab y je według
żydowskiego obrzędu pochować.6 I pochowano
je.7 C h ry stu s u m a rł więc rzeczywiście.
W chwilli śm ierci zstąp iła dusza C hrystusa
do otchłani, którem to m ianem nazywano m iej­
sce, gdzie się znajdow ały dusze luidzi zm arłych
w łasce bożej. B y ły to pierw sze dusze, które
poznały potęgę i chwałę odkupienia.

G. M arek 15, 46; J a n 19, 40; 20, 7; D z. A p . 9, 37.


7. M at. 27, 57.

__ __
ROZDZIAŁ L X X X II.
Ołtarz.
1. Jeśli się wśród katolików przechowało do­
tąd żywe przeświadczeni© o zbawczej śmierci
Chrystusa na krzyżu, należy to przypisać prze-
dewszystkieni ofierze Mszy św.
Kto chce zrozumieć Mszę św., ten nie może
zatrzymać się na jej powierzchni. Kto na Ms:zy
jest 'tylko prostym widzem, ten tyle z niej rozu­
mie, co koń, którem u postawią przed oczy poe­
zje Wergilego lub Homera,
Msza1św. ze swej istoty jest ofiarą. O fiara —
cóż to jest?
Gdzie tylko wśród ludzi istniał kult religij­
ny, wszędzie m iał za pierwszy cel uczczenie
Boga. Najlepszym zaś wyrazem tej czci była
u wszystkich ludów o f i a r a .
Istotną rzeczą w ofierze jest jakiś cenny dar,
który się ku czci Boga oddaje, poświęca,
niszczy. Przez ten a k t religijny chciała ludz­
kość symbolicznie wyznać, że wszystko, co ma
i czerni jest, należy do Boga, i że gotowa m u to
wszystko oddać.
Jeżeli więc wszystkie narody i najdziksze
i najbardziej cywilizowane i starożytne i no­
wożytne, instynktow nie widziały w ofierze
cześć najgodniejszą Bóstwa, cześć zastrzeżoną
tylko samemu Bogu, jeżeli sam Bóg postanowił
i przepisał o fia ry w re łig ji żydowskiej, to jest
rzeczą oczywistą, że idea o fiary mie może być
obcą chrystjanizm ow i.
W c h ry st j an izmie posiadam y wielką, jedy­
ną i doskonałą o fiarę krzyża, przez k tó rą został
złożony pełny okup za grzechy św iata.
2. Ale C hrystus chciał sw oją bosko-ludzką
bliskość i obecność rozciągnąć na wszystkie
czasy i do w szystkich pokoleń. Chciał nam
naocznie pokazać, jak nieskończona jest jego
miłość ku ludziom ; ch ciał pozostawać wśród
nas pod postacią widoczną jako nasz O dkupi­
ciel; chciał się najściślej połączyć z duszam i
naszem i, k tóre m u są ta k drogie', by je przygo­
tow ać do radości wiecznych z Bogiem.
C hrystus, jako Odkupiciel, zakończył życie
swoje o fiarą na krzyżu. Jego obecności wśród
nas brakow ałoby nam , gdyby ofiara krzyżowa
nie została przedłużona nai w szystkie czasy.
Każde serce ludzkie odczuwa ten n a tu ra ln y
popęd, żeby swoją pobożność, swoje1 oddanie
się Bogu, w yrażone także w ofierze; osobiście
Bogu składać.
Sam i z siebie jesteśm y nilczem; wszystko
czem jesteśm y, jesteśm y tern przez ofiarę k rzy ­
ża. Do C h ry stu sa m usim y pójść, z ofiarującym
się C hrystusem m usim y się zjednoczyć nie ty l­
ko wew nętrznie, ale i zewnętrznie, ja k wogóle
cała relig ja C hrystusa jest nie tylko w ew nętrz­
ną, ale i zew nętrzną, bo jest relig ją nie tylko
boską, ale i ludzką.
D latego to opatrzność i m iłość boża zape­
w niła nam , stosow nie do chrześcijańskiej eko-
nom ji zbawienia, przedłużenie widome O fiary
318

krzyżowej, jak to przepowiedział prorok Ma-


łachjaSz.1
3. C hrystus, k tó ry się ofiarow ał n a krzyżu,
nie przestaje się za nas ofiarow ać n a ołtarzu,
w naszej obecności, przed naszem i oczyma1.
O fiara mszy św. nie jest to ofiara mowa, inna
od ofiary krzyża, od niej niezależna, ani też
ofiarą w ysługującą nowe zasługi, lecz jest ona
rzeczy w istem ponowieniem i zastosow aniem je­
dynej o fia ry krzyżowej.
W ofierze Mszy św. objaw ia się wszystko,
co Bóg uczynił dla ludzi; wszystko, ozem ludz­
kość powinna- być d la Boga; wszystko, co' się
z ludzkości stać powinno.
Ten a k t o fia ry świętego posłuszeństw a, przez
k tó ry C hrystus ofiarow ał się n a krzyżu, zawie­
ra w sobie także a k t miłości, z jak im oddał się
na pokarm swoim uczniom na o statn iej wiecze­
rzy; zaw iera w sobie również tajem nice chrzę­
ści j a ńsk i eg o o łta rza .
K apłan, zastępujący m iejsce C hrystusa,
spełnia a k t najuroczystszej czci, czyniąc to, co
C hrystus uczynił i co n a swoją p am iątk ę n ie­
u stan n ie czynić rozkazał: Czyńcie to na pa­
m iątkę moją. K a p ła n w idom y stanow i z k a p ła ­
nem niew idzialnym poniekąd jedną osobę, gdy
w ypow iada św ięte słowa: »To jest ciało m oje —
to jest krew m oja, k tó ra za was b y ła wylana«.
Mocą tych słów sta je się C hrystus obecny
n a ołtarzu. J e s t to ten sam Bóg-Człowiek, któ­
r y w n a tu ra ln e j ludzkiej postaci ofiarow ał się
na krzyżu,\ a teraz w obcej sobie sa k ra m e n ta l­
nej; postaci ponaw ia sw oją ofiarę n a ołtarzu.
4. N a krzyżu złożył C h ry stu s z siebie ofiarę,

i. i, u.
319

ponosząc śm ierć, k tó re j oczyw istym znakiem


było zupełne oddzielenie się najdroższej krw i
od ciała świętego-. Ten rozdział sym bolizują we
mszy św. dwie różne postacie chleba i wina,
pod k tórem i znajduje się ciało i krew Jezusa.
N a krzyżu dokonał C hrystus swej ofiary,
zstępując w najgłębszą przepaść u n iżen ia i upo­
korzenia. To uniżenie sym bolizują w E uchary-
s tji niepozorne postacie chleba, w któ re wchodzi
C h ry stu s uw ielbiony, triu m fu ją c y w niebie.
N a krzyżu ofiarow ał się C hrystus za mnie,
oddał się za mnie, przez sw oją śm ierć życie mi
przyw rócił. O fiara mszy św., tw orząca po­
karm eucharystyczny, m a cechy uczty o fia r­
nej, k tó ra m i przypom ina, że Bóg m ię w C hry­
stusie um iłow ał ii w ydał się za m nie, że- pod­
porządkow ał się poniekąd m ojem u zbawieniu
Spraw ow anie E u c h a ry s tii św. jest p raw dzi­
wą o fiarą, bezkrw aw em odnowieniem -ofiary
krzyżowej;. D latego Kościół kładzie tak wielki
nacisk n a słuchanie mszy św.
Ile razy jesteś na mszy, Zbawiciel się zbliża
do ciebie, m yśli o tobie, zaprasza -cię. Nie
opuszczaj sposobności otrzym ania jego błogo­
sław ieństw a, W spom nij, ja k to Zacheusz był
w ynagrodzony za swój pośpiech.

/
RO ZDZIAŁ L X X X III.
K ościół Ukrzyżowanego.
1. Kościół C hrystusa m ożna poznać z jego
h isto rji w ciągu wieków, po szczególnym znaku
ch arak tery sty czn y m : był on założony przez
U krzyżow anego i nosi n a sobie piętno swego
Założyciela. Zaledwo się ukazał na widowni
św iata, zaraz go sp o tk ały najkrw aw sze prze­
śladow ania, podobnie jak jego Założyciela.
Prześladow ania te zm ieniały w rozm aitych cza­
sach w ygląd zew nętrzny, zawsze jednak trw a ły
i trw ają po dziś dzień.
Dzieło C h ry stu sa n ie może być przeprow a­
dzone bez w ałki i przeciw ieństw a. D oznał tego
Zbawiciel n a sobie i przepow iedział to również
swojemu Kościołowi.1
Dla C hrystusa przedew szystkiem Kościół by­
wa prześladow any i w zgardzony.2
P rześladują urząd1 nauczycielski Kościoła,
bo Kościół chce poddać wszelki rozum Bogu,3
bo Kościół zna ty lk o C hrystusa ukrzyżow anego,
k tóry dla pogan był głupstw em , a dla żydów
zgorszeniem .4
P rześlad u ją w Kościele urząd kapłański,
gdyż on naucza o sum ieniu, o grzechu i o poje-

1. M at. 10, 16—23; J a n 16; 2. — 2. M at. 5, 11; J a n 9, 15.


3. 2 K o r. 10, 5. — 4. 1 K or. 1, 23.
\
321

clnaniu się z Bogiem.5 A św iat drży i skw ier­


czy, gdy jest mowa o czystości i o sądzie.
P rześlad u ją trw ają ce w Kościele królestw o
Chrystusow e, czyli p astersk i urząd Kościoła,
ponieważ św iat nie chce się poddać w ym aga­
niom C hrystusa.
Nie brak u je też Kościołowi judaszów, któ­
rzy od czasu do czasu wychodzą z jego łona, aby
go w zdradziecki sposób w ydaw ać n a pastw ę
jego wrogów.
Nie brak też Kościołowi gnuśnyeh uczniów,
którzy dla trochy złota i czci zaniedbują n a j­
droższe jego interesy i zasypiają w wygodnym
dobrobycie ziemskim.
Nie b rak Kościołowi napaści faryzeuszów
i uczonych doktorów, którzy z całem kram em
błędnej n a u k i zarzucają Kościołowi ograniczo­
ność i nieuctwo.
N ie brak Kościołow i prześladow ań ze stro ­
ny pogan, światówców i epikurejczyków , któ­
rzy na! wszelki możliwy sposób chcieliby K o ­
ściół zniszczyć. N ie b rak usiłow ań i ze stro n y
w ładz państw ow ych, któreby chciały działal­
ność Kościoła sparaliżow ać. W ładze te w swej
pysze n ie chcą ani Boga, ani religji przez niego
ustanow ionej, bo same w sobie widzą bóstwo,
czyli prąźródło wszelkich praw i postanowień.
P rześladow anie K ościoła zaczyna się od n a ­
paści i szkalow ania, następnie kuje się wrogie
ustaw y, według któ ry ch Kościół m a um ierać.
2. K ażdy praw y człowiek m usi być boleśnie
dotknięty, widząc, jak Kościół w ystaw iony jest
na oszczerstwa, n a uciski i prześladow ania bez
liku, jak w ciągu wieków walczono nieustannie
5. Jan 16, 10.

Chrzęść, filo z o fia ży cia II. 21


322

przeciw niemu. Komuż się serce nie zakrwawi,


gdy widzi, że właśnie ten Kościół, który jedy­
nie posiada prawdę, lekarstwo i ratunek na
niebezpieczństwa, św iatu grożące, który jest
wyłącznym rozdawcą nieśm iertelnych łask od­
kupienia, który jest świętą Oblubienicą Chry­
stusa, podlega mimo to nikczemnym oszczer­
stwom i prześladowaniom?
3. Nieustanne uciski Kościoła mają również
stronę pełną pociechy. Są one temi klejnotami,
które Chrystus zostawił swej Oblubienicy, jako
ozdobę, która ją zawsze wyróżniać będzie.
J a k Zbawiciel na ziemskie życie swoje obrał
prześladowania i cierpienia, tak też wskazywał
często na nie Apostołom jako n a spuściznę, któ­
ra im po nim zostanie. Nie jest sługa większy
nad Pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was
prześladować będą.6
Tak kroczy Kościół poprzez wieki, mając
zawsze to przeświadczenie, że należy do Chry­
stusa. Za Apostołami idą nieprzeliczone zastę­
py męczenników, a za nim i tysiące i mil jony
wiernych ze wszystkich wieków. Towarzyszyła
im i towarzyszy nienawiść i pogarda świata, ale
oni idą wysoko trzym ając krzyż Chrystusa, idą
w ślady Chrystusa, ożywieni jego miłością.
Chwalebny to i im ponujący pochód, strojny
w zasługi Zbawiciela, zdążający przez ten świat
do bram wieczności po palmę zwycięstwa.
Możemy się więc spodziewać w doczesności
trium fu Kościoła, ale ten triu m f nie będzie
innym, jeno trium fem K ai w ar ji.

6. J an 15, 20.
CHWALEBNE ZAKOŃCZENIE
Tydzień czwarty.
ROZDZIAŁ L X X X IV .
R ozw inięcie i rozw iązanie .
1. Nie jest to zwyczajem M ądrości bożej tak
w świecie zew nętrznym , jak i w n a tu ra ln y m
biegu życia ludzkiego, żeby dzieła swoje odrazu,
nagle w ykończała. W szędzie w idzim y pewnego
rodzaju postęp i rozwój; rzecz poprzednia za­
w iera w sobie zazwyczaj w jakiś sposób zaród
rzeczy przyszłej* W szystko na świecie nosi n a
sobie stem pel staw ania się, niew ykońezenia;
pełne wykończenie n astęp u je dopiero w przy ­
szłości.
C h ry stjan izm m a także swój rozwój, nie
w tern jednak znaczeniu jakoby jego zasady,
jego łask a były czemś zmiennem, zdolnem do
przem iany.
C hrystus, u sta n a w ia ją c chrystjanizm , po­
zostaw ił go nam jako in sty tu cję zupełną i skoń­
czoną; ch ry stjan izm był ustanow iony i urządzo­
ny już przed dziew iętnastu wiekam i, wszelką
istotną zm ianę trzy m ał zdała od siebie, zwal­
czał ją p o wszystkie czasy i zwalcza po dziś
dzień. To, co ludzie zw ykli nazyw ać »nowoży-
tnem«, nie jest chrzęścijańskiem i to, co jest
chrzęścijańskiem , nie jest »nowożytnem«.
N au k a C h ry stu sa — to szczyt oświecenia,
a krzyż C hrystusów — to szczyt cnoty chrześci­
jańskiej. 0 to więc chodziło Kościołowi w ciągu
326

wieków, aby to oświecenie C hrystusow e n a ludzi


przelać i a b y ich pod krzyż C hrystusow y zapro­
wadzić.
V 2. A jednak ch ry stjan izm rozw ija się i postę­
puj© i dąży do większego udoskonalenia. Dzieci
o trzym ują na chrzcie c h ry stja n izm jako coś go­
towego; całkow ity też chry stjan izm opow iadali
ludziom z am bon po w szystkie czasy kaznodzie­
je. K ażda jednak dusza zosobna i każde pokole­
nie przysw aja sobie pełnię ch ry stjan izm u sto ­
pniowo. I C hrystus również przysw aja sobie
ludzkość pom ału i ta k przysw ajając, prow adzi
ją do chwalebnego końca. Tak p ojęty postęp
istnieje w chrystjanizm ie. K to nie m a na
względzie ostatecznego celu w szystkich rzeczy,
ten nie zrozumie dobrze C h ry stu sa i jego
dzieła.
V W życiu C hrystusa, w dziejach chrześci­
jań stw a spotykam y wiele rzeczy w stanie po­
czątkowym , przygotowaw czym , dlatego nieje­
dno jest dla nas niezrozum iałe, tw ard e i ciemne.
Podobnież i w życiu poszczególnych chrześcijan
zdarza się niejedno, wobec czego narzuca się
pytan ie: »Jak Bóg może na to pozwolić? J a k
Bóg może tego wym agać?« Zdarza się niejedno,
co n a s trw ogą i zw ątpieniem napełnia.
V' D latego słusznie mówi A postoł: Jeśli tylk o
w ty m żyw ocie w C hrystusie nadzieję m am y,
jesteśm y nędzniejsi, n iźli w szyscy ludzieJ
K to chce spraw iedliw ie ocenić jak ą ś pracę,
m usi mieć na względzie jej cel i przeznaczenie.
T rzy cnoty teologiczne m uszą być doskonałe
i wszechstronne. M usim y w c a ł e g o C h ry stu ­
sa wierzyć, c a ł e m u C hrystusow i u fać i o a-

1. 1 Kor. 15, 19.


327

ł e g o Chrystusa kochać; dlatego też musimy


patrzeć na Chrystusa w jego doskonałości osta­
tecznej.
Jakżebyśm y mogli kochać Boga bez zastrze­
żeń, my nędzni ludzie, gdybyśmy o tern nie
myśleli, że ten dobry Bóg nas s tw o r z y ł, odku­
pił, uświęcił w tym celu, żeby nas uszczęśli­
wić, że mimo wszelkich krzyżów zakończy się
ostatecznie wszystko trium fem i radością.
Św. A ntoni pustelnik um ierając, powiedział
do swoich uczniów: »Jeden jest tylko sposób
przezwyciężania trudności: wesele duchowe
i nieustanna pamięć o Zhawicietu«.
Czego się nie robi chętnie, to się zwykle nie
udaje.
3. H istor j i Krzyża Chrystusowego nie można
uryw ać na śmierci Chrystusa, ale poprzez grób
m amy spoglądać w przyszłość i myśleć o zwy­
cięstwie i ostatecznym trium fie K rzyża: Zali nie
było potrzeba, aby to był cierpiał Chrystus i tak
wszedł do chwały swojej,2 mówił P a n Jezus do
uczniów idących do Emaus. Radujcie się i we­
selcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest
w niebiesiech.3 Przyjdę do was... w domu Ojca
mego jest mieszkania wiele... radości waszej ża­
den od was nie odejmie.4
Jakże dobrego i kochanego P an a mamy
w Jezusie Chrystusie! Jakaż niewysłowiona do­
broć przebija się w jego każdem słowie!
I nie mielibyśmy się czuć szczęśliwymi
w jego miłości? Nie mielibyśmy z największą
radością i zapałem lgnąć do niego? Nie mieli-

2. Ł u k . 24, 26. — 3. M at. 5, 12. — 4. J a n 14, 2; 16, 22.


byśm y dobrowolnie i chętnie dźwigać K rzyża?
Dzieje chrześcijaństw a, począwszy od zm ar­
tw ychw stania C hrystusa, to n ieu stan n y pochód
triu m fa ln y poprzez wieki, k tó ry zakończenie
swoje znajdzie we wieczności.
RO ZDZIAŁ L X X X V .
Zm artw ychw stanie Chrystusa.
1. Podczas bolesnej m ęki C hrystusa bóstwo
jakby się u k ry ło ; nie opuściło jednak ciała; ono
to nadaw ało cierpieniom w artość nieskończoną,
W zm artw ychw staniu zato w ystępuje z wiel­
ką mocą, żeby serca nasze napełnić r a d o ś c i ą
świętą.
C h ry stu s pow stał z m artw ych rzeczywiście.
W szystko nas o tern upew nia: przepowiednie
C hrystusa,1 Pisum św.,2 Aniołowie, pobożne nie­
w iasty, Apostołowie i inni naoczni świadkowie.
Z m artw ychw stanie C h ry stu sa według nauki
Apostołów jest podstaw ą całego chrystjanizm u."
Bóg zbudził C hrystusa z m a rtw ych i dał m u
chwałę, aby w iara i nadzieja wasza w Bogu
była i.4
N a Bogu powinno się opierać całe nasze ży­
cie; Bogu tylko możemy powierzyć siebie, n a ­
szą przyszłość, naszą śm ierć i naszą wieczność.
2. Z m artw ychw stanie C h ry stu sa jest zakoń­
czeniem i boskiem przypieczętow aniem dzieła
odkupienia; ono to spraw ia, że w iara nasza
opiera się na Bogu,
W skrzeszanie zm arłych jest wyłącznem dzie­
łem boskiej wszechmocy, D latego C hrystus
1. M at. 17, 22; 20, 19; M ar. 9, 30; 10, 34; Ł u k . 18, 33.
2. M arek 10. 9. — 3. 1 K or. 15, 14. — 4. 1 P io tr 1, 21.
330

w skazyw ał Żydom n a swoje zm artw ychw stanie


jako n a głów ny end i n a jb ard ziej bijący w oczy
dowód swojego bóstwa; W dzień w ielkanocny
uczynił cud, k tó ry jest fundam entem i potw ier­
dzeniem w szystkich in n y ch cudów. Z m artw ych­
w stanie jest dlatego- ostatecznym i najw yższym
dowodem n a bóstwo C hrystusa.
Ze zm artw ychw staniem C hrystusa rozpoczęło
się już w zasadzie nasze uw ielbienie; ono to
spraw ia, że nasza nadzieja opiera się na Bogu.
Szukam y spokoju i szczęścia, tęsknim y za
czemś trw ałem , za czemś wielkiem, za czerni
niezw ykle pięknem , za czemś coby zupełnie za­
dowoliło nasze serce i naszą istotę, a tern jest
tylko Bóg.
My chrześcijanie tęsknim y do spełnienia się
tych w spaniałych obietnic, które nam podaro­
w ał C hrystus, jako członkom swoim. Otóż gdy­
by nasza nadzieja nie opierała się n a Bogu, m u ­
sielibyśm y na widok naszej ułom ności i nędzy
zw ątpić o wszystkiem.
A zm artw ychw stanie C h ry stu sa jest dowo­
dem n a to, że nasza nadzieja opiera się na
Bogu.
Z m artw ychw stanie C hrystusa n ie czyni nas
jeszcze uczestnikam i oczekiwanej szczęśliwości,
lecz ono rozpoczyna chw ałę i uw ielbienie C hry­
stusa, a uw ielbienie i .chw ała C h ry stu sa są na-
szem w yniesieniem i naszą chwałą.
3. U w ielbiona dusza C hrystusa ożyw ia na
nowo jego- ciało, lecz ożywia n ie życiem n a tu ra l-
nem, ale nadprzyrodzonem . Pod działaniem
wszechmocy bożej otrzym uje ciało własności
duchowe; są to nieśm iertelność, niezależność od
zew nętrznych w arunków , n. p. od pożywienia,
snu, nadziem ska piękność i świetność, subtel-
331

mość i hyżość, przemiMiwość i potęga; wobec


tych przym iotów znikają w szystkie zapory
i g ranice m aterji, -czasu i przestrzeni. Ciało
uwielbione wyższe jest ponad to wszystko. —
Z m artw ychw stanie jest początkiem uw ielbienia
i nieustającej chw ały Je zu sa C hrystusa. I d la­
tego uroczystość w ielkanocna jest uroczystością
ponad w szystkie uroczystości i dlatego- to K o­
ściół rozbrzm iew a w tedy radosmem śpiewem
Alleluja.
My naślad u jący C h ry stu sa m am y udział
w jego chwaile; na C hrystusie widzimy, co cze­
ka tych, k tórych boska ręk a doświadcza tu ta j
w ogniu cierpień. Uw ielbione życie jest w łaści­
wie celem Boga-Człowieka; jest ono- wzorem,
zadatkiem i przyczyną chwalebnego życia, któ­
re n as czeka.
N ie tylko- w ia ra i nadzieja, ale także i m i­
łość nasza m usi się wzmocnić w zm artw ych­
w staniu C hrystusa; tu się jasno okazuje, kim
był ten, k tó ry dla nas ta k wiele uczynił i w y­
cierpiał.
RO ZDZIAŁ L X X X V L
W iadomość o Zm artwychwstaniu,
1. Żołnierzom trz y m ają cy m straż n ad gro­
bem P a n a oznajm ił jego zm artw ychw stanie
A nioł P a ń sk i w śród trzęsienia ziem i.1
K apłanom , tym oficjalnym strażnikom C hry­
stusa,, opowiedzieli o jego zm artw ychw staniu
żołnierze, ale ci, zam iast uwierzyć, chcą ich
przekupić, byle tylko rozpuścili wieść, że kiedy
spali, uczniowie w y k ra d li jego ciało.
N aprzód ukazał się Zbawiciel św. M atce
swojej. W praw dzie E w angelja n ic o tern nie
wspom ina, ale wiele rzeczy się stało, których
ew angeliści nie zapisali. P. Jezus zaś czynił
zawsze to-, co było w łaściw e i odpowiednie.
A M atka N ajśw . tak n a tu rą , ja k i łaską s ta ła
najbliżej Jezusa.
Pobożne niew iasty w niedzielę o świcie po­
spieszyły do grobu, by dać dowód swojej czci
i m iłości dla zm arłego Zbawiciela. Z nalazły k a­
m ień odwalony, a grób pusty. Dw aj Aniołowie
powiedzieli im o zm artw ychw staniu Pana,, i roz­
kazali, aby o tern doniosły Apostołom , a szcze­
gólniej Piotrow i. M agdalenie ukazał się C hry­
stus osobno; ukazał się następnie pobożnym nie­
wiastom^ idącym do Apostołów.

1. M t. '28, 2. 3.
333

M agdalenie poleca. P. Jeans, aby ozna jm iła


braciom jego, t j. uczniom , że ich uprzedzi do
Galilei, tam go zobaczą. I dodał: W stęp u ję do
Ojca mojego i Ojca waszego, Boga m ojego i B o­
ga waszego.2 P io tr i J a n , otrzym aw szy radosną
nowinę, pospieszyli do grobu.- Nie przeczą oni
wiadomości, lecz chcą się przekonać naocznie
o wszystkiem i odpowiednio postąpić. S praw ­
dziwszy rzecz n a m iejscu, utw ierdzili się
w swem przekonaniu, że ciało nie mogłoś być w y­
kradzione, aini się zapaść w ziemię, że C hrystus
rzeczywiście zm artw ychw stał, jak był przepo­
w iedział.3
W szczególności ukazał się P a n zbolałemu
Piotrow i, zapew nił go o przebaczeniu i polecił
mu b raci utw ierdzać we wierze.
U kazał się P a n Jezus również dwom uczniom,
idącym do Em aus. Szli oni sm utni, rozm yślając
o żałosnym końcu w ielkiego P ro ro k a i o zupeł-
nem rozbiciu się jego dzieła; byli zaniepokoje­
n i opow iadaniem pobożnych niew iast. Z ta je ­
m nicy krzyża nic nie rozum ieli, dlatego* nazyw a
ich P a n Jezu s głupim i i leniw ym i ku w ie rz e n iu /
Zbawiciel poucza ich o znaczeniu swojej
śm ierci, przekonyw a ich o rzeczywistości swe­
go zm artw ychw stania. Pod wpływem jego słów
płoną im serca radością i zapałem ; w racają
spiesznie do m iasta, żeby się podzielić z Aposto­
łam i radosną nowiną. Ale naw et ich opow iada­
nie nie zdołało rozprószyć apostołom wszystkich
w ątpliw ości.5
U kazał się wkońeu C hrystus i reszcie A po­
stołów. S k arcił ich za niedow iarstw o, że nie
chcieli dać w iary naw et tym , którzy na wła-
9. .Tan 20, 17. — 3. J a n 20, 9.
4. Ł u k . 24, 25. — 5. M r. 1(5, 13.
334

sue oczy widzieli Zmartwychwstałego. Byli


wtedy wszyscy Apostołowie zebrani prócz To­
masza. Przez zamknięte drzwi stanął przed n i­
mi Zbawiciel, pokazał im ręce i bok, jako do­
wody swego zm artwychwstania. Następnie
rzekł do nich: Pokój wam! Jako mnie posłał
Ojciec, tak i ja was posyłam. W eźm ijcie Bucha
Świętego, któ rym odpuścicie grzechy są im
odpuszczone,' a któ rym zatrzymacie, sa zatrzy­
m anej
W ten sposób spełnia P. Jezus cel tymcza­
sowego pobytu na ziemi po zm artwychwstaniu:
z wielką łaskawością wykazuje Apostq^om rze­
czywistość swojego zm artw ychw stania i orga­
nizuje dalej Kościół.
2. Św. Tomasz, choć mu inni Apostołowie za­
ręczali, że na własne oczy widzieli Pana, nie
wierzył. »Póki nie ujrzę śladu gwoździ na rę­
kach jego, a ręki swej nie włożę w bok jego,
nie uwierzę«.
P a n Jezus uwzględnia tę słabość wiernego
zresztą i gotowego do’ ofiar Tomasza.7 Ukazuje
się znowu Apostołom: po* upływie ośmiu dni, gdy
już i Tomasz był obecny.8 W nadm iarze dobroci
i łaskawości pozwala niedowierzającemu Apo­
stołowi dotknąć rąk i boku. Tomasz zawstydzo­
ny pada przed Zbawicielem i woła: »Pan mój
i Bóg mój<<! I jakże wobec tego utrzym ywać,
że Apostołowie zbyt pospiesznie uwierzyli
w zmartwychwstanie Pana Jezusa!
Zbawiciel zm artw ychw stały zatrzym ał bli­
zny, aby okazać, że ma to sarno ciało, które
wpierw cierpiało. Zachował je na znak zwycię­
stwa, odniesionego nad śmiercią i piekłem, dla

6. J an 20, 21. — 7. J an 11, 16. — 8. J an 20, 26,

■■■■■■
335

większej chw ały swojej, jako dowód jego n ie ­


ustającej ku nami miłości.
U kazał się rów nież Zbawiciel Apostołom
w Galilei : rzy połowie ry b na jeziorze Geneza­
ret. Zaledwie J a n rozpoznał P. Jezusa, w tej
chw ili P io tr rzucił się w wodę, by ja k najprędzej
stanąć przy M istrzu, k tó ry zgotow ał uczniom
m iły posiłek nad brzegiem jeziora.
W tedy zwrócił się P. Jezus w yraźnie, po
im ieniu 9 do P io tra i n ad ał mu w yjątkow ą peł­
ność władzy.
Będąc sam przez B oga posłanym Pasterzem ,
czyni go swoim zastępcą i pasterzem swej
ow czarni na ziemi. O dtąd i Kościół nauczający
i Kościół słu ch ający m ają P io tro w i ulegać. B y
mógł dobrze spełnić obowiązki ta k wysokiego
urzędu, potrzebna m u jest miłość m ocna i po­
korna, Toteż Zbawiciel domaga! się od P io tra ,
aiby go naśladow ał doskonalej, niż inni Apo­
stołowie.10
Co Bóg raz postanow ił, tego z powodu n a ­
dużyć ludzkich nie odwoła.W Sposób, w jak i
C hrystus prow adził P io tra , zasługuje na n a jb a ­
czniejszą uwagę.
Inaczej postępuje C hrystus z P iotrem , a in a ­
czej z Janem . J a n a zaszczycił ściślejszą po u fa­
łością, P io tra większym szacunkiem . P rz y ^tej
sposobności potw ierdził wobec licznych św iad­
ków praw ow itość w ładzy danej Apostołom.
Janow i udziela Zbawiciel d aru dziewictwa
i kontem placji, P io tro w i większego m ęstw a
i ochoty do czynu. Jan o w i powierza swoją
M atkę, a P io tro w i swój Kościół.

9. J an 21, 15. — 10. J a n 21, 19. — 11. R zym . 11, 29.


336

3. Raz jeszcze ukazał się C hrystus w Galilei,


na górze wobec licznego ludu.12
P rz y tej sposobności stw ierdził uroczyście
wobec licznych świadków, że xdana m u jest
w szelka władza n a niebie i na ziem i«,13 dana mu
jest jako C hrystusow i,14 bo jako Bóg i Stw órca
ś w ia ta 15 posiadał od początku wszelką moc na
równi z Ojcem. C hrystus otrzym ał tę pełność
władzy (kapłańskiej', nauczycielskiej i p a ste r­
skiej) n ie tylko dla siebie, może ją udzielić komu
zechce i w takiej mierze, w jak iej zechce.
Tę »swoją« władzę przelał C hrystus n a Apo­
stołów. N auczajcie, to jest czyńcie moimi
uczniam i, i chrzcijcie, czyli wcielajcie do m oje­
go' K rólestw a, im zy stk ie narody; uczcie ich
chować w szystko, com kolw iek w a m p rzyk a za ł.
W ładza dan a Apostołom rozciąga się nai cały
św iat, n a w szystkie narody, po wszystkie czasy,
dopóki św iat istn ia ł będzie.16
U dzielając Apostołom tej w ładzy i d ając im
praw o jej w ykonyw ania, w kłada n a nich C h ry ­
stu s obowiązek w ykonyw ania jej w rzeczywi­
stości, a tern samem zobowiązuje w szystkich
ludzi; do uległości Apostołom jako nauczycie­
lom^ kapłanem i pasterzom . C hrystus sam w ska­
zuje nagrody i kary, zachowane dla tych, któ­
rzy będą tej władzy ulegać, lub się jej sprze­
ciw iać.17

12. M at. 28, IG—20; 1 K or. 15, G. — 13. M t. 28, 18.


RO ZDZIA Ł L X X X V II.
M yśli na czas wielkanocny.
1. Z chw ilą zm artw ychw stania rozpoczyna
się dla C hrystusa życie chwalebne. Nie podlega
ono w arunkom ziemskim, bo sam o w sobie ma
źródło życia, niezależne od wszelkiego posiłku.
A kiedy C hrystus przyjm ow ał pokarm , to nie
dla p o d trzym ania życia, ale dla w ykazania, że
m a praw dziw e ciało. Ju ż go nie krępuje prze­
strzeń; posiada szczególniejszą władzę had ra -
tu rą 1 i nad w łasnem ciałem .2
To szczególne uw ielbienie C hrystusa po
zm artw ychw staniu jest początkiem jego świe­
tności i chwały. C hrystus uw ielbiony jest k a ­
mieniem węgielnymi tej budowy, do której m a­
my należeć jako żywe kam ienie; jest tą w inną
m acicą, k tórej my m am y być latoroślam i; jest
głową, do której m am y przynależeć jako jej
członki.
C h r y s t u s odniósł zwycięstwo przez pozorną
porażkę. I ty m usisz ulegać w życiu swojem
takim, pozornym przeciw ieństw om
M ądrze 'zauw aża św. F ranciszek z Assyżu:
»Jeżeli chcesz praw dziw ie kochać, miej w nie­
naw iści sam ego siebie; jeżeli chcesz żyć dobrze,
u m artw iaj siebie; jeżeli chcesz wiele zyskać
1. Jan i 21, <>, !). — 2. Ł n k . 24, l(i; J a n 20, 15; 21, 7.

C hrzęść, filo z o fja ż y cia I I . 22


338

i stać się bogatym , odrzuć św iat cały. Jeżeli


chcesz być szanow any, gardź sobą sam ym i sza­
n u j tych, którzy cię zniew ażają i gardzą tobą.
Jeżeli chcesz czynić dobrze, znoś zło; jeżeli
chcesz się cieszyć wiecznym spokojem , nie
uciekaj przed tru d a m i i udręczeniam i, p rag n ij
dośwŁadczeń«.
Potrzeba było, aby to b ył cierpiał C hrystus
i tak wszedł do chw ały sw ojej.3 Ucz się, jak
m asz postępować, żeby cel wieczny osiągnąć. Nie
w ystarczy do tego pew na rutyna! w p rak ty k a ch
pobożnych, a prżytem życie wygodne, zadaw ala­
nie pożądań m iłości w łasnej i ciche upodoba­
nie w sobie. To nie w ystarcza żeby z C h ry stu ­
sem zm artw ychw stać, trzeba z nim umrzeć. Całe
życie C hrystusa było poniekąd ciągiem um ie­
raniem .
W czasie Męki pokazała się straszliw a potę­
ga, rozpętanych nam iętności ludzkich, które
m ogą sta n ą ć oporem przeciw najm iłościw szym
i najw znioślejszym zam iarom B oga i ściągnąć
niew ym ow ne nieszczęście na cały naród. Dzień
zm artw ychw stania zaś pokazał, że ostatecznie
żadna złość ludzka nie zdoła spaczyć planów
bożych, a n i ich unicestwić.
2. Nie tylko dusza C hrystusa, lecz i jego
ciało wzięło udział w chwale. C hrystus zm ar­
tw ychw stał praw dziw ie, w rzeczy wistem ludz-
kiem ciele,4 któ re żyje również życiem praw dzi­
wie ludzkiem ;5 zm artw ychw stał w tern ciele,
k tóre m ia ł poprzednio.6 To nam. przypom ina, że
nie tylko duszę, ale i ciało m am y po chrześci­
jań sk u uświęcić.
Bóg i ciało przypuścił do dobrodziejstw a
3. Ł u k . 24, 26. — 4. Ł u k . 24, 39.
5. Ł u k . 24, 27, 43; M a t. 28, 9. — 6. J a n 20, 20, 27.
339

nadprzyrodzonego uświęcenia, i ciało jest prze­


znaczone do> wzięcia udziału w nadprzyrodzonej
chwale. W śmierci bywa wsiane ciało cielesne:
a powstanie ciało duchowne. B yw a wsiane
w sprosności, a powstanie w chwalebności.7
Ponieważ ciało bierze udział w trudach w al­
ki, winno też wziąć udział w radościach zwycię­
stwa. Ciało decyduje także o naszem zbawieniu.
Panow anie nad cielesną nam iętnością stano­
wi dilai wielu główną treść ich służby Bogu. Ta
namiętność już sama z siebie jest bardzo' gwał­
towna, a przytem piekło wysilał się w prost aże­
by właśnie n a ten słaby punkt ludzkiej n atury
zaciekle uderzać i to w każdym wieku.
3. Chrystus P a n po zm artw ychw staniu oka­
zywał się dziwnie dobrym i łaskawym dla swo­
ich, pocieszał ich i umacniał. Nie uwolnił ich
jednak bynajm niej odraza od wszystkich uło­
mności i trudności. Jeśli w swej przynależności
do Chrystusa zmartwychwstałego czujesz nie­
raz, jak życie jest twarde i szorstkie, to uprzy-
tornnij sobie, że to twój kochany Zbawiciel tobą
się zajmuje, że on cię bierze do swej świętej
szkoły, by serce twoje wyzwolić od smutnych
błędów, które ci pokój zabierają i szkodę przy­
noszą, że on ci również w stosownym czasie
udzieli siły i pociechy.
Rozszerza Zbawiciel zm artw ychw stały naszą
w iarę i wzmacnia ją, ogłaszając wyraźnie taje­
mnicę Trójcy P rzenajśw iętszej8 i objawiając
swoje zmartwychwstanie. Uczy nas, jakie są ce­
chy chrześcijańskiego objawienia i jaka powin­
na być w iara nasza.
Bóg udzielając objawień, posługuje się ludz-

7. 1 Kor. 15, 44. — 8. M at. 28, 19.


22*
340

kie ni poś reduict we mi; odpow iada to i n aturze


ludzkiej i bożym zam iarom .
Ni© bądź łatw ow ierny, ale ni© bądź też i nie­
dowiarkiem;. Nil© spodziewaj się w życiu religij-
nemi tej oczywistej jasności, k tó ra jest w łaściw a
niektórym naukom . Bóg postępuje z nam i jako
z ludźm i, chciał żeby w objaw ieniu i wola ludz­
ka m iała swój udział.
Bóg chce, żebyśm y się posługiw ali zwyczaj-
nem i środkam i, ale przy tern nie zrzeka się d ia-
ła n ia bezpośredniego, nadzw yczajnego. Są pe­
wne w ypadki w chrześcijaństw ie, które m ają
w sobie' coś szczególniej ciemnego, tajem niczego,
^m istycznego«. J e st praw dziw a, od Boga pocho­
dząca m istyka, lecz jest również i fałszyw a, któ­
ra sprow adziła wiele błędów i nieszczęść do ży­
cia religijnego.
4. W ciągu czterdziestodniowego pobytu na
ziemi po zm artw ychw staniu zlał Zbawiciel wie­
le dobrodziejstw na Kościół'. Przedew szystkiem
ustanow ił dw a sak ram en ty : p o k u tę 9 i chrzest.10
Dalej udzielił Kościołow i potrzebnego św iatła
do zrozum ienia P ism a św.11 i dokonał ustanow ie­
n ia h ie ra rc h ji.12
Dobroć i m iłość C hrystusa ku ludziom mo­
żesz sobie przedstaw ić pod trzem a postaciam i.
M agdalenie objaw ił się C hrystus pod postacią
ogrodnika: jako dobry o g r o d n i k s ta ra się
zapuszczony ogród duszy do porządku p rzypro­
wadzić. Dwom uczniom ukazuje się C hrystus
pod postacią p o d r o ż n e g o i w rzeczywisto­
ści jest 011 naszym tow arzyszem drogi i pocie­
szycielem w pielgrzym ce tego życia. Ja k o p a-
s t e r z okazuje się na brzegach jeziora Geneza-
9. J a n 20, 23. — 10. M at. 28, 19.
l i . Ł n k . 24, 45. — 12. J a n 21, 15 n ; M ar. 16, 15.

mmmmm
341

fet, jako pasterz pełen tro sk i o swoich, zgrom a­


dza ich do jednej owczarni.
Służ P a n u w weselu i radości serca. Nie
bądź sm u tn y m gościem na świeci e, którego1Bóg
jest Panem . Nie czyń w stydu swem u P a n u ; oka­
zuj i zewnętrznie, że służysz tem u, który powie­
dział: Jarzm o m oje słodkie i brzem ię moje
lekkie.
ROZDZIAŁ L X X X V III.
Chrześcijanin służy spraw ie zw ycięskiej.
1. Służba Bogu i po zm ar t wy cliw staniu Cłiry-"
stusa jest służbą żołnierską; królestwo niebie­
skie zawsze gw ałt cierpi. I tak będzie aż do- n a­
szej śmierci, aż do końca świata.
Ciężkie chwile i tw arde w alki czekają chrzę­
ści janiną; panować nad sobą codzień, bez
ustanku, nie jest rzeczą łatwą, a n ik t od tej ko­
nieczności uwolnić się nie może.
Ja k żołnierze w czasie pokoju przygotowują
się do walki, tak i chrześcijanin powinien się
ciągle ćwiczyć, żeby w decydujących chwilach
odnieść zwycięstwo. Żołnierz, ćwiczący się ciągle
w sztuce wojennej, łatwo zwycięży. Karcę ciało
moje, mówi św. Paweł, i w niewolę podbijam,
bym snać in n ym przepowiadając, sam się nie
stał odrzuconym}
Konieczne jest um artw ienie w rzeczach po­
zornie drobnych, przez to uczymy się odnosić
zwycięstwo* w wielkich walkach. Codzienne ży­
cie nastręcza bardzo liczne sposobności, by po­
wściągać swój język, oczy, słuch i inne zmysły,
by panować nad swą pychą, chęcią używania,
nad ciekawością, niecierpliwością, by u m ar­
twiać swoją gnuśność i wygodnictwo, swoją

1. 1 Kor. 9, 27.
343

kłótliwość, zmienność, wzgląd ludzki, by zacho­


wać chrześcijański u m iar tak w ubiorze, jak
i w zewnętrzuem postępowaniu.
Prócz walki z wr ogiem werwnętrznym, ti ze bo
się ucierać z wrogiem zewnętrznym: Ciało na­
sze żadnego odpocznienia nie miało, pisze o sobie
św. Paweł, aleśmy ucierpieli wszelkie utrapie­
nie: zewnątrz walki, a wewnątrz obawy.~ Bez
ustanku musimy odpierać napaści świata i mo­
cy ciemności.
2. Taką to walkę czujną, wytężoną i nie­
zmiernie poważną, bo losy wieczności od niej
zawisły, musi prowadzić chrześcijanin. Czy wo­
bec tego może się zdobyć n a pogodę ducha, na
wesele? Tak!
Cóż bowiem czyni żołnierz wśród trudów
i niewygód wojny? Krzepi się myślą, że służy
z w y c i ę s k i e j sprawie. A Zbawiciel zaręcza
nam : N a świecie ucisk mieć będziecie, ale uf aj ­
cie, jam zw yciężył świat.3
W życiu Chrystusa jeszcze przed zm artw ych­
w staniem wiele było oznak zwycięstwa. Wszyscy
widzieli, że z Chrystusem pojawiło się coś nad­
zwyczajnego, wielkiego.4 Lud tłum nie szedł za
n i m 5 i tak się cisnął, że domy i place publiczne,
a naw et brzegi jeziora były za ciasne, aby
wszystkich pomieścić.0 Zapominano o domu,
o pokarmie, gdy go słuchano.7 Nawet nieprzy­
jaciele P an a musieli wyznać, że nigdy tak czło­
wiek nie przemawiał.8 I ta właśnie potęga Chry­
stusa, ona to rozpalała wrogów jego tą zacię­
tą złością i nienawiścią.
W śród żydostwa jednak spraw a Chrystusa

2. 2 K or. 7, 5. — 3. J an 16, 33. j ,


4. Łuk. 13, 17 — 5. M at. 19, 2. — G. Łuk. 5, 1; 8, 45; 12, 1.
7. M at. 15, 32 . — 8. J a n 7, 46.
344

upadła, przynajm niej nai oko; wszystkie jego


tru d y i o fiary zdaw ały się na razie być d a re ­
mne. C h ry stu s um arł, pochowano go, a jego
wrogowie z dum ą położyli stopy swoje n a kark
rzuconego o ziemię chrześcijaństw a.
W rzeczywistości jednak C hrystus u m ierając
zwyciężył, jako zwycięsca w stał z grobu.
Przez swoją łaskę, przez cnoty swego życia,
a wreszcie przez swoją m ękę i śm ierć złam ał
C hrystus n a zawsze moc grzechu i nam iętności:
złam ał ją dia tych w szystkich, którzy chcą słu ­
żyć pod chorągw ią krzyża.
Chw ała, potęga i wesele bez g ran ic — oto
jaka jest odtąd treść jego chwalebnego życia.
Zw ycięskie jego panow anie zaczyna się od­
tą d i n a ziem skim padole. Cóż bowiemi jest w ięk­
szego i świętszego na ziem i, n ad królestw o C h ry ­
stusowe?
3. B ezw ątpienia dopuszcza O patrzność Boża,
że ludzkie niedoskonałości pod rozmai te mi for­
mami) w ciskają się w życie chrześcijaństw a, wi­
dzim y zaburzenia i walki, szalejące w ichry i bu­
rze, a Zbawiciel zdaje się zasypiać na kruchej
łodzi. T ak się zdaje; w rzeczywistości jednak
C hrystus czuwa, odnosi zw ycięstw a i okazuje
wszędzie swoją boską potęgę.
W śród takich napaści i ta k ic h przeciwności
jeden tylko Bóg może doprowadzić do celu łódź
Kościoła. I prow adzi ją też potężną ręk ą do
zwycięstwa.
Z am iast krzyża, k tó ry hańbił, wznoszą się
wszędzie niezliczone ołtarze, na których U krzy­
żowany cześć boską odbiera. Z am iast j e d n e g o
narodu, k tó ry go odrzucił, g a rn ą się doń n aro d y
z krańców ziemi. Z am iast nielicznych w iernych
dusz spieszą doń tysiące i m iljony ludzi z wszel-
345

kich stanów , dla k tó ry c h św ia t c a ły je s t niczem


w p o ró w n a n iu z- C h ry stu se m i k tó rzy , b y zyskać
C h ry stu sa , ś w ia t c a ły za g nój p o c z y tu ją .9
Do dziś d n ia św ia t podzielony je st w sto su n ­
ku dc C h ry s tu s a n a dw a obozy. W szyscy, co się
n ie chcą w yrzec rzeczy n isk ich , b ru d n y c h , b a­
n aln y ch , co się n ie chcą w y rzec sam olubstw a,
w szyscy co z a d a w a ln ia ją się k łam liw y m pozo­
rem p rzy zw o ito ści i n a u k i, są p rzeciw n i C h ry ­
stusow i.
K to je d n a k zdoła zapanow ać n a d niskiem u
żądzam i swego »ja« i zachow ać poczucie p ra w ­
dy, cn oty, p raw d ziw ej n a u k i, ten się czuje p o cią­
g n ię ty m do C h ry stu sa . T a k p rz y ja c ie l, ja k
i w róg C h ry stu sa , chce czy n ie chce, m u si uznać
jego zw ycięstw o.
D ziś b ard ziej, niż k iedy indziej, oczy w szyst­
k ich zw rócone są n a e h ry s tja n iz m , jak o na: je d y ­
n ą po tęg ę, zdolną o b ro nić obecne społeczeństw o
od o k ro p n o ści pog an izm u, k tó reg o moc pow ięk­
sza się w m ia rę tego, ja k e h ry s tja n iz m słabnie.
T ak ie to je st zw ycięstw o, odniesione przez C h ry ­
stu sa n a d św iatem !

9. F ilip , 3, 8.
ROZDZIAŁ L X X X IX .
W niebowstąpienie P ań skie.
1 Wszystko dokoła nas jest zm ianą i ucie­
czką. Nie m am y tu taj miasta trwającego, ale
przyszłego szukam y.1 Tern przyssałem miastem,
którego szukamy, jest szczęście niezmienne, wie­
cznotrwałe. Szukamy go jako ludzie. Otóż chrze­
ścijaństwo um acnia nasze pragnienia, w yjaśnia
je i uszlachetnia.
W tym też celu w stąpił C hrystus do nieba
w sposób widzialny. W niebowstąpienie to nowy
objaw łaskawości Zbawiciela, który się zniża do
n atu ry ludzkiej, by ją podnieść do n a tu ry bożej.
K tóry zstąpił, tenże jest, który też w stąpił nad
w szystkie niebiosa, aby napełnił wszystko.2
Wniebowstąpienie jest przedewszystkiem
uwielbieniem Chrystusa. Zbawiciel nie mógł za­
kończyć swego pobytu na ziemi chwalebniej
i stosowniej, jak przez wniebowstąpienie.
W niebowstąpienie1 jest również uczczeniem
n a tu ry ludzkiej^ która w C hrystusie została
podniesiona ponad wszystkie chóry niebieskie
i dopuszczona do współuczestnictwa we wszel­
kiej czci należnej Bogu.
2. Odtąd wszystkie pragnienia naszego serca
zwracają się ku niebu, gdzie Chrystus uwiel-
347

biony króluj© w swem bóstwie i człowieczeń­


stwie. Chrystus nie tylko n a krzyżu był wy­
wyższony, ale jest wywyższony i w niebie. Po­
ciąga do- siebie nie tylko jako Ukrzyżowany, ale
jako Uwielbiony. Niebo- nie byłoby dla nas
w pełnem tego słowa znaczeniu niebem, gdyby
tam nie było Chrystusa, Boga-Gzłowieka. Obe­
cnie niebo jest tym chwalebnym celem, do któ­
rego zdążają wszystkie usiłow ania Boga i ludzi.
3. Zwołuje Chrystus Apostołów do Jerozoli­
my. A stosując się we wzruszający sposób do
ludzkich zwyczajów, spożywa z nim i ucztę po­
żegnalną i daje im ostatnie nauki.3
N astępnie prowadzi Apostołów i uczniów na
górę Oliwną. W eźmiecie moc Ducha Św., który
przyjdzie na was i będziecie m i świadkam i w Je­
ruzalem i we w szystkiej żydowskiej ziemi
i w Sam arji i aż na kra j ziem iJ N a górze Zba­
wiciel pobłogosławił Apostołów i uczniów 5
i wzniósł się do nieba z mocą i majestatem,
w sposób odpowiedni naszemu pojmowaniu rze­
czy. Żaden rozumny człowiek nie będzie się gor­
szył z tego, że Pismo św., opisując cud wnie­
bowstąpienia, nie wyraziło się poprawnie pod
względem astronomicznym. N a widok potęgi
Zbawiciela wstępującego wzwyż napełniły się
serca Apostołów radosnem uwielbieniem dla
Chrystusa.6
I ty powinieneś się cieszyć tak ze wizględu na
Zbawiciela, jak i ze względu na siebie samego:
W stępuję do Ojca mojego i Ojca waszego: Boga
mojego i Boga waszegoJ
W idzialny pobyt Chrystusa na ziemi kończy
się wniebowstąpieniem. Zstąpi Duch Św. na
3 Ł u k . 24, 26; D z. 1, 4. 5. — 4. D z. 1, 8. — 5. Ł u k . 24, 50,
6. Ł u k . 24, 52. — 7. J a n 20, 17.
348

ziem ię i da K ościołow i zrozum ienie prawd, obja­


w ionych przez Zbawiciela.
W szystko posiadam y w życiu Chrystusa. J e­
zus stał się nam m ądrością od B oga i s p ra w ie ­
dliwością i pośw ięceniem i odkupieniem * On
je s t fundam entem , okrom którego żaden in n y
nie je s t p o łożon y.9 J e ś liśm y spół u m arli \ spół
też ż y ć będziem y: jeśli u cierp im y, spół też k ró­
lować b ę d z ie m y .10

8. 1 K o r. 1, 30. — 9. 1 K or. 3, U . — 10. 2 T y m . 2, 11.


RO ZDZIAŁ XC.
Chrześcijanin służy spraw ie przyn oszą­
cej szczęście.
1. Jeżeli chcesz zrozumieć, jak cię Bóg kocha,
miej oczy zwrócone prrzedewszy stkiem na C hry­
stu sa ukrzyżowanego. P a m ię ta j również o losie,
jak i ci C hrystus zapew nia w wieczności. Tu na
ziem i należysz do C h ry stu sa ukrzyżow anego,
w niebie należeć będziesz do C hrystusa uwiel­
bionego.
Pow iedziano o* C hrystusie, iż zniósł chętnie
krzyż i hańbę, gd y m iał przed soba wesele, to
znaczy dla, otrzym ania korony dla siebie, a przez
siebie dla nas.1 Niechże ci to będzie wzorem. Je-
żelibyś zważał tylko na ofiary i w ym agania,
jakie służba C hrystusow a w kłada na ciebie
w czasie ziemskiego pielgrzym ow ania, źlebyś
zrozum iał miłość Chrystusow ą. Pow inieneś ta k ­
że o w yniku tej służby myśleć. A ten w ynik ci
powie, że służysz nie ty lk o spraw ie zwycięskiej,
lecz i u s z c z ę ś l i w i a j ą c e j .
2. M ógłbyś tu słusznie pom yśleć i o docze-
snem szczęściu, bo o ile m ożna mówić na ziemi
o praw dziw em szczęściu, jest ono ściśle złączone
ze służbą C hrystusow i. Ale wobec szczęścia wie­
cznego ginie doczesne.

1. Żyd. 12, 2.
350

W ziem skich ogrodach giną róże, a zostają


kolce W ogrodach C hrystusow ych giną kolce,
a zostają róże w wiecznym rozkwicie.
Róże wiecznie kw itnące! Są to naprzód n a tu ­
raln e radości, które istotę naszą w ypełnią
i uszczęśliwią. Są to1 pow tóre nadprzyrodzone
radości bóstwai, które Bóg k ie ru ją c się jedynie
m iłością, obm yślił d la nas biednych dzieci ludz­
kich, p rzy b ierając nas za dzieci swoje i czyniąc
nas uczestnikam i sw ojego dziedzictwa. W ejd ź
do radości Pana swojego.
O radościach ducha mówi nam już rozum,
choć zdaleka i niejasno; dużo w yraźniej mówi
o nich objawienie. O radościach nadprzyrodzo­
nych, w ynikających z boskiego usynow ienia,
wiemy tylko z chrześcijańskiego objaw ienia.
0 n a tu ra ln y c h radościach ducha tak m ówił
u m ierający S okrates: »W szystko trzeba uczy­
nić, żeby w tern życiu zdobyć m ądrość i cnotę,
albowiem n a g ro d a za w alkę jest piękna i wiel­
ki om, jest to, n a co czekam y«.
N adprzyrodzone, boskie radości przechodzą
wszelkie po jęcia n a tu ry stw orzonej, są one w spa­
niałom yślnym darem nieskończonej m iłości
Boga.
3. Choćbyśm y w niebie nie oglądali Boga
tw arzą w tw arz, nie cieszyli się szczęściem sa ­
mego Boga, jak nam to obiecuje Objawienie, to
i1ta k radości nieba nie dałoby się opisać.
Życie doczesne podobne jest do- podróży, ży­
cie w wieczności będzie trw ałem szczęściem,
które człowiekowi Bóg przeznaczył.
Jeżeli Bóg tę biedną ziemię, k tó ra jest tylko
przedsionkiem królestw a niebieskiego, ta k w spa­
n iałe przyozdobił, jakież piękne i w spaniałe
m usi być to królestw o niebieskie.
Jeśli tu na ziemi wiele n am radości spraw ia
widok nieba, usianego gw iazdam i, widok p ię­
knej okolicy, arcydzieł sztuki, pięknej: tw arzy,
odkrycie nowej praw dy, jakże nais zachwycać
będą w niebie dzieła boże, przeznaczone do za­
spokojenia tej tęsknoty bez granic, ja k a d rę­
czy ducha naszego!
Odpocznienie, spokój, moc, chw ała i radość
n ap ełn ią całą naszą istotę.
Co za piękności będą nasze oczy oglądać, co
za dźwięki i m elodje nasze uszy słuchać, jakże
serce nasze będzie się nurzać w radości i szczę­
ściu! A przy tern ta ja sn a świadomość, ta nie­
w zruszona pewność, że to szczęście nie przem i­
nie, że trw ać będzie wiecznie.
Niebo jest konieczne, bo to jest cel naznaczo­
n y nam przez Boga. Niebo jest wielkie i w spa­
niałe, bo to jest d a r Boga dla naszego uszczę­
śliw ienia. Niebo jest dla n a s pewne, albowiem
Bóg nam je obiecał.
P ow inniśm y Bogu z serca dziękować, że
przeznaczenie do szczęścia włożył w naszą istotę.
Nie dajm y sobie wydrzeć pogody ducha ża­
dnym przeciwnościom. Z wysokości nieba n a j­
większe rzeczy na ziem i okazują się dro­
biazgiem .
Św iatło nieba dziw nie przeprom ienia nędze
życia doczesnego. I m iałżebym się wobec tego
sm ucić i tra c ić odw agę1? — A n i teraz, an i k ie ­
dykolw iek nie zanurzać się w m ro k i sm utku.
Z każdego prom ienia słonecznego czerpać ra ­
dość, oto sztuka życia.
Trzeba się nam praw dziw ie cieszyć, że tyle
m am y sposobności przez w ierność obowiązkom,
przez m odlitw ę, cierpienie i o fia ry pom nażać
sobie z pomocą bożą radości nieba.
352

N ie szu k aj szczęścia a n i w .służbie ludziom ,


a n i w służbie sobie, a n i w ża d n em d o b ru stw o­
rzonemu R zuć się w ob jęcia B o g a ; 011 jeden m o­
że cię szczęśliw ym uczynić. N ie je st to b y n a j­
m n iej nieszczęściem być d la Boga. u b o g im n a
św iecie, lu b in n y m służyć. N ie p y szn ij się
z p rz y ja c ió ł b o g aty ch , p o tężn y ch lu b uczonych,
jeszcze m n ie j z siebie sam ego. O przej się ty lk o
n a B ogu, przez k tó re g o w szystkiem jesteś, czem
*j 0

4. G dyby n am B óg d ał tu n a ziem i ja sn e po­


zn an ie tego szczęścia, k tó re n a s czeka w niebie,
byłoby to p rzeciw ne plan o m , ja k ie B óg m a
w zględem ludzkości. T ak ie p o zn a cie o d erw ało ­
by człowieka, od p ra c i tru d ó w , k tó re tu n a zie­
m i ma. podejm ow ać. Ś w ia t już nie b y łb y d la
człow ieka tern, czern w edług ro zp o rząd zen ia
S tw ó rcy m a być. Życie za m ie n iło b y się w je ­
d n ą m ękę, n a k tó re j zakończenie czek alib y śm y
z n ie o p isa n ą n iecierp liw o ścią.
N ie tru d ź m y się więc, b y sobie k o n k re tn ie
przed staw ić, n a czem to szczęście zależy, ja k ie
nami B óg p rz y g o to w a ł; rz u ć m y się raczej z u fn o ­
ścią w objęcia B oga!
W niebie n iem a nic, czego człow iek n ie
chce, a je st w szystko czego człow iek zechce.
C złow iek, ośw iecony chrześcijańskim i p o g lą ­
dem n a życie, p o w in ien b y b ard ziej kochać c ie r­
pienie, n iż u ży w an ie. Czyż w ieczności n ie w y ­
s ta rc z y n a szczęsne u ży w an ie?
T r u d n e n a m p rz ed staw ić sobie rad o ści n ie ­
ba, m am y je d n a k z O bjaw ien ia ta k ie o n ich po­
jęcie, że ono w y starcza , by w n a s ro zp alić go­
rą c ą za. n iem i tęsknotę.
F ilip M acedoński, p a trz ą c ra z n a p la n w sp a­
n iałeg o m ia sta A ten, zaw ołał w u n ie sie n iu :
»M iasto to m uszę zdobyć albo żelazem albo zło
tem «. I n a s też nie p o w in ien p rz e stra sz a ć żaden
w y siłek w w alce, ża d n e w yrzeczenie się, gdy
chodzi o zdobycie szczęśliw ości w iecznej.
5. O b jaw ien ie p rz e d sta w ia n a m rad o ści nieba
we w sp a n ia ły c h o b razach i p o ró w n a n iach , za­
cz e rp n ię ty c h z n a tu r y i z tej tak że ra c ji, że
w n ieb ie n a tu ra ln e szczęście zo stan ie przez d a r
łaiski w y n iesio n e do n ad p rzy ro d zo n eg o szczęścia,
do u czestn iczen ia w szczęśliw ości sam eg o B oga.
T o szczęście je st n iep o jęte, gdyż je s t boskie.
B ęd ziem y B o g a o g lą d a li tak im , ja k im jest.
B óg jest niesk o ń czen ie doskonały. D lateg o o g lą­
d an ie p ięk n o ści nieskończonej, p ro m ie n iu ją c e j
z dosk o n ało ści bożych, s p ra w ia p a trz ą c y m ta k i
zach w y t, że sam B óg czerpie w niem szczęśli­
wość nieskończoną.
J e śli n aw et k ró tk ie, często złudne rad o ści tej
ziem i w y d a ją się n ie ra z ludziom ta k w ielkiem
szczęściem , że g o tow i d la n ic h n a w szystko się
w ażyć, to cóż d o p iero za szczęście czeka; w ie rn e ­
go i su m ien n eg o ch rześc ijan in a !
Czy może się ja k a ś o fia ra , k tó re j żąd a obo­
w iązek, w y d aw ać w ielką, jeśli niebo jest jej
z a p ła tą 1?
J a k ż e n ędzną w y d a je się ziem ia z całą u łu ­
dą sw oją, k ied y podniosę oczy k u n ieb u i roz
.m y ślam o w eselu w iecznem ?

Chrzęść, filo zo f ja ży cia II. 23


1 ROZDZIAŁ XCI.
Pokój wam,
1. Dzięki Zbawicielowi już tu na ziemi mo­
żemy zyskać pokój serca, od którego tak bardzo
szczęście zależy.
W y sy łając uczniów swoich na prace apostol­
skie, dał im tak i rozkaz: Do któregokolim ek do­
m u wnijdziecie, naprzód mówcie: P okój tem u
domowi. Sam dał się poznać uczniom po zm ar­
tw ychw staniu, życząc im pokoju. Pism o św., ten
dokum ent chrześcijańskiego objaw ienia, obiecu­
je n a wielu m iejscach pokój ludziom : pokój du ­
cha, pokój serca i pokój w życiu.
O p arty na C hrystusie potrafisz zachować
ten pokój w ew nętrzny, k tó ry jest istotną cechą
dobrego chrześcijanina. Nie polega on na tern,
żebyś nie walczył, ale żebyś nie został zwycię­
żony; polega dalej na tern, żebyś um iał zdała
od siebie trzym ać niepotrzebne wzruszenia,
rozproszenia, zam ieszania i obawy.
Spokój serca przynosi wiele korzyści. Daje
duszy siłę, tak że podobna jest do domu, k tó ry
zbudowany n a skale, u rą g a w szystkim burzom
i wichrom . Czyni duszę w rażliw ą na oświecenia
i św ięte poruszenia; daje jasne rozeznanie zła
i dobra; d a je męstwo w pokusach.
Spokój duszy daje nam błogosław ioną pro­
stotę i u łatw ia nam obcowanie z Bogiem. Spo-
kój d u szy je s t najm ilsizem dobrem , ja k ie czło­
w iek p o siad ać może. C ichość i n ie u stra sz o n a
odw aga, będące có rk am i spokoju, to d ra b in a
w io d ąca do n ieba. S pokój rozlew a b ło g o sław ień ­
stw a. S p o k o jn a rzek a m a zw ykle brzegi u m a jo ­
n e kw ieciem .
Lecz pokój w e w n ę trz n y m a też sw oje p rz e­
szkody; p o w in ien eś je w m ia rę m ożności zdała
trz y m a ć od siebie. Do ty c h przeszkód n ależy sw a­
w oln a ra d o ść i n a d m ie rn y sm u tek , p rz e sa d n a
gorliw o ść i żyw ość g w ałto w n a, opieszałe n ie ­
d b alstw o i nierozum na: trw o g a wobec pokus,
św iato w a roztro p n o ść, za w ielkie p rz y w iąza n ie
do w szystkiego, co ziem skie, m ałostkow e sam o-
lubstw o, zbyteczne ro z trzep a n ie i n ieu z a sa d n io ­
na trw o żli w ość.
A m b icja, chciw ość, chęć u ży w an ia rzu cają
zarzew ie n iep o k o ju do serca'. P o z b a w ia ją nas
spokoju z sam y m sobą, bo n a m o d b ie ra ją zado­
w olenie. P o z b a w ia ją n a s pokoju z ludźm i, bo
n a s p o p y c h a ją do n iesp raw ied liw o ści i oboję­
tności. P o z b a w ia ją nas pokoju z B ogiem , w ik ła ­
ją c n a s w grzechy. Zabezpieczę sobie pokój
serca, jeśli trz y m a ć będą w k a rn o śc i n ie u m ia r-
kow ane pop ęd y swoje.
2. Chcesz zachow ać spokój ducha, n ie cack aj
się z ciałem ©wojem, nie pusz się ze zdolności,
za k tó re złożysz ra c h u n e k , nie w ynoś się n ad
nikogo, a p rz y lg n ij sercem do B oga. D ąż do p o ­
k o ry , do u m a rtw ie n ia swoich w y bryków , do
p o d d a n ia się we w szy stkiem w oli bożej. W y ­
s trz e g a j się wszelkiej: przesad y , w łasn y c h u ro ­
jeń i b ezp o d staw n y ch niepokojów . Czyń zawsze
to, co p oznajesz jak o wolę bożą.
N ie w y p u szczaj n ig d y z rą k w ład zy n a d
swem i n a m iętn o ściam i, B ie d y w ody jezio ra są
wzburzone, nie odzw ierciadlają w sobie dobrze
brzegów; podobnie i rozum nasz nie odzwier­
ciedla dobrze rzeczywistości, gdy serce nam ię­
tnościam i wzruszone.
Nie złość się na nikogo. Złościć się na d ru ­
gich tyle znaczy, co k a ra ć siebie za cudze winy.
Nie tra p się zbytecznie swemi błędam i, czy
niepowodzeniem; jedno i d ru g ie przynosi pewne
korzyści.
Niedobre w zruszenia niech ci pokoju nie od­
bierają. Niech wola tw oja, jak drzewo w ziemi,
będzie głęboko zakorzeniona w dobrem ; m ogą
sobie w tedy w ia try wiać, liście szumieć, nie
bierz ich za szczęk oręża.
W szczęściu p am iętaj na swoją słabość,
a w nieszczęściu pom nij o tern, co cię wzm a­
cnia; pierwsze ustrzeże cię przed zarozum iało­
ścią, drugie zachowa cię od przygnębienia.
Jak żeb y niejeden żył zadowolony i spokoj­
nie, gdyby się tak m ało troszczył o cudze sp ra ­
wy, jak o swoje własne.
Żadnej spraw y ziem skiej nie bierz sobie zby­
teczni e do serca. Serce ludzkie tak długo jest tu
i tam m iotane, ja k długo w rzeczach ziemskich
szuka pociechy. K to się nauczył nie kochać ża­
dnej rzeczy ziem skiej ponad m iarę, ten łatw o
zwycięża sm utek i ociężałość.
Pobożna książka: 0 naśladoiranm Chrystusa
mówi o czterech rzeczach, które w ielki pokój
przynoszą »S taraj się spełniać raczej cudzą wo­
lę, niż swoją. — W y b ieraj zawsze m niej, niż
więcej dla siebie. — Zrozum iej, że zajmować
ostatnie miejsce i w szystkim ulegać, nie jest ża-
dnern nieszczęściem. — P ra g n ij zawsze i proś,
aby wola boża sp ełn iała się w tobie zupełnie«.
R O Z D Z IA Ł X C I1.

Chrystjanizm i porządek społeczny.


1. C h rze ścijań stw o p rzy czy n iło się do docze­
snego d o b ro b y tu lud zk ości przez to, że wzmo­
cniło p o rząd ek społeczny, k tó reg o w y m ag a n a ­
tu r a lu d zk a; że u p o rz ą d k o w a ło n am iętn o ści
lu d zk ie; że sk iero w ało ludzki p ęd do szczęścia
n a d o b ra wieczne.
W ed łu g z d a n ia św. A u g u s ty n a , to ty lk o spo­
łeczeństw o1 może być szczęśliwe, k ió reg o królo­
wą je s t p ra w d a , k tó re g o p ra w em je st m iłość,
k tó re g o celem je s t wieczność.
P o rz ą d e k społeczny o p ie ra się n a praw dzi-
wem p rzezn aczen iu człow ieka i n a p ra w d ziw ej
ocenie rzeczy ziem skich. »Jeż eli filozof ja w sk a­
zała-cel życia, m ów i C yeero, w sk az ała w sz y stk o ..
K to zna o stateczn y ceł rzeczy, k to wie, n a czem
zależy n ajw ięk sze d o b ro i n ajw ięk sze zło, ten
zn alazł d ro g ę ży cia i re g u łę w szystkich obo­
w ią z k ó w ^ 1 W szędzie, gdzie ty lk o w pływ cliry -
s tja n iz m u sięg n ął, ta m i to zasadnicze pozna­
nie zap u ściło k o rzenie w śró d ludzi.
P o rz ą d e k społeczny o p ie ra się na s p ra w ie ­
d liw y m rozkazie i w łaściw em posłuszeństw ie
w rodzinie, w p ań stw ie i av K ościele i n a w ła ­
sności p ry w a tn e j. C h ry s tja n iz m w szystko to n a ­
leżycie u re g u lo w a ł. W ład z a zw ierzchnicza m a
I. De fin ib u s V, 6.
nie tylko praw a, lecz i obowiązki; poddani m ają
nie tylko obowiązki, lecz i praw a. C hrystjanizm
postaw ił znowu kobietę n a tern stanow isku, ja ­
kie jej się należy. Dzięki cłirystjanizm ow i w y­
chowanie dzieci znowu nabrało znaczenia w spo­
łeczności ludzkiej; m ałżeństw o zostało wzmo­
cnione i uświęcone. P raw o w łasności nie jest bez­
względne; każdy m usi z użycia dóbr zdać r a ­
chunek Bogu, k tóry jest ich praw dziw ym w ła­
ścicielem.
2. Pohządek społeczny opiera się na wolno­
ści i zależności, połączonych z sobą harm onijnie.
L iberalizm dom aga się wolności, jak gdyby
wolność sam a mogła utrzym ać w porządku spo­
łeczeństwo ludzkie. W gruncie rzeczy liberało­
wie chcą wolności dla siebie, niew oli zaś dla
tych, którzy nie podzielają ich zap atry w ań ; dla
siebie chcą oni praw bez żadnych ograniczeń,
innym pozostaw iają obowiązki.
P orządek społeczny opiera się n a panow a­
n iu każdego nad sobą sam ym . Z iem ia nie jest
jeszcze królestw em niebieskiem , w którem
wszystkie p rag n ie n ia będą zadowolone. Ci, któ ­
rzy nadużyw ają porządku społecznego, lub któ­
rzy go w yw racają, robią to przez samolubstwo.
Ci, którzy nierów ność klas uw ażają za n iesp ra ­
wiedliwość i krzyczą przeciw niej, m yślą tylko
o klasach p o n a d sobą, a nie o klasach niżej
siebie stojących.
P orządek społeczny w tedy tylko jest m ożli­
wy, gdy ludzie posiadają praw dziw e pojęcie
o pracy, o przyjem ności i o cierpieniu. C h ry stja ­
nizm dał to pojęcie przez sw oją naukę, a u trz y ­
m uje je przez swoje działanie n a serca. Tam,
gdzie ginie chrystjanizm , ginie też i to ważne
pojęcie.
3. C h ry s tia n izm ty lk o był zdolny p rzy n ieść
n a ten św ia t cnotę p a trio ty z m u . N a jw ie rn ie jsz y
i n a jo fia rn ie js z y p a tr jotyzm , ja k św iadczy
o tein liis to rja , b y ł zawsze u n aro d ó w k a to ­
lickich.
W ted y ty lk o może być p a tr jo ty zm cnotą,
g d y je s t p o d p o rz ąd k o w an y m iłości niebieskiej
ojczyzny.
J e s t też i p a tr jo ty zm p o g ań sk i lałszy w y .
O nim to m ów i jed en d o b ry zn a w ca lu d zi (O. A.
M. W eiss) co n a s tę p u je : » P a trjo ty z m je s t to
zbiorowa, próżność ja k ie g o ś n aro d u , jest to zbio­
ro w a jego p y ch a, jego zbiorow a p o g a rd a d la cu ­
dzoziem ców, lu b k ró c ej: je st to sk o n ce n tro w an a
m iłość w ła sn a , je s t to połączenie w szy stk ich
złych i o d p y c h a ją c y c h w łaściw ości, w ięcej
jeszcze — w szy stk ich n ielu d zk ich a n ty s p o łe ­
cznych w ad, b u rz ą c y c h się we w szechśw ieeie.
T en a n ty c h rz e śc ija ń sk i p a tr jo ty z m sta je się
szyldem p a rty jn e g o fa n a ty z m u , p łaszczy k iem
fa n a ty z m u n aro d o w eg o (szow inizm u). P y c h a n a ­
rodow a, n ien aw iść obcych p rzyw łaszcza sobie
w y łączn ie im ię p atirjo ty zm u i szk alu je każdego,
k to za n ią nie idzie, jak o w ro g a p ań stw a . P a ­
trio ty z m ta k i to chorobliw e zw yrodnienie, to
w ielk a p la m a w ży c iu narodów «.
C h ry s tja n iz m c h ro n i p rz ed tą ch o ro b ą; s t a ­
w ia on n a s n a ta k ie j w yżynie, z k tó re j m ożna
zrozum ieć i w y ro zu m ieć cudzy obyczaj.
4. C h ry s tja n iz m w zm ocnił p o d staw y p o rz ąd ­
k u społecznego, s ta w ia ją c jak o id eał z a m ia st
b o g actw a i chciw ości ubóstw o i w z g ard ę św ia ­
ta ,2 z a m ia st egoizm u m iłość B o g a ,’ z a m ia st
w z g ard y m alu czk ich i b ied n y ch o fia rn ą m iłosc
360

bliźniego,4 czyniąc z piracy obowiązek dla


w szystkich.’’
C hrystjanizm okazał się potęgą, która może
silą swoich zasad pow strzym ać władzę państw o­
wą od przerodzenia się w despotyzm, a jednostce
zapew nić należną jej samodzielność i niezale­
żność. Albowiem chrystjanizm naucza, że czło­
wiek nie dla ziemi jest stw orzony, lecz dla
wieczności; że w ludzkości istnieje p r a w o n a ­
t u r a l n e , z którego wszystkie p raw a ludzkie
m ają czerpać swoją siłę obow iązującą; że nie­
zależnie od państw a istnieje K o ś c i ó ł w idzial­
ny, ustanow iony bezpośrednio przez C hrystusa
I zastępujący tegoż C hrystusa na ziemi
5. P rzytem ch ry stjan izm akcentuje społe­
czność w s z y s t k i c h w C hrystusie. Rozdzie­
leni przez różnice czy to narodowościowe, sta n o ­
we, czy też przyrodzone, wszyscy jesteśm y ściśle
zjednoczeni i zrów nani przez życie n ad p rzy ro ­
dzone w Chrystusie.
Ta łączność z C hrystusem m a w edług zam ia­
rów bożych tak daleko sięgać, że zjednoczeni
z C hrystusem , jak członki z głową, stanow im y
jedno ciało, jedną osobowość m istyczną,0 bo
w każdym z nas żyje i panuje tenże sam C h ry ­
stus.7
Egoistyczne in teresy i dzikie nam iętności
rozdzierają niestety w czasie ery chrześcijań­
skiej różne części ludzkości, rozpalają niezgody,
nieprzy jaźnie i w ojny.8 Kościół jednak nie daje
się przez te burze, w strząsające ludzkością, spro­
wadzić na bezdroża, ale słowem i czynem zacho­
wuje i podtrzym uje w sferze wyższego ż y c ia 9

4. M at. 5, 44; M arek 12, 31; J a n 15, 12.


5. 1 T essa 1. 4, 11; 2 T e s s a l. 3, 10. — 6. G al. 3, 28; E fe z . 2, 15.
7. K o l, 3, 11. — 8. Ł k. 21, 10. — 9. Ł k. 21, 10.
niebiesk ie p ra w o ogólnego pokoju, jedności
i ró w n o u p ra w n ie n ia w szystkich ludzi k rw ią
Z baw iciela o d k u p io n y ch .11
K ościół, o p ie ra ją c się n a p o rz ąd k u zbaw ie­
n ia, u sta n o w io n y m p rzez B o g a,12 nie zna in n y ch
ró żn ic i p rz y w ile jó w m iędzy swe mi dziećm i n a d
różnice i p rzy w ileje, pochodzące z cnoty. I
tego to w iele im ion ludzi, tu n a ziem i n a jb ie ­
dn iejszy c h i n ajn iższ y ch , ja śn ie je n a w ieki
ch w a łą Ś w iętych, g d y tym czasem ty le osób i ro ­
dzin na św iecie potężn ych przeszło bez siad u
i uto n ęło w m o rzu zap om nienia.
Lecz to sarno p ra w o c h rz e śc ija ń sk ie j jedności
p o tęp ia g w a łto w n e b u rzen ie i niw eczenie ró ż n i­
cy stan ó w i społecznych stosunków jak o w y ­
kroczenie p rzeciw bożem u rozporządzeniu
i duchow i E w a n g e lji.1' , . ^
Czy tu n a ziem i jeszcze p rz ed końcem św ia ta
idea pow szechnego p o k o ju znajdzie zew nętrzne,
społeczne u rz ecz y w istn ien ie , choćby w p rz y b li­
żeniu, to je s t i p o zo stan ie ta je m n ic ą Boga.
6. W ' o s ta tn ic h stu leciac h u lo tn ił się ch rze­
śc ija ń s k i d u ch z szerokich w a rstw ; postaw iono
w ysoko l i b e r a l i z m , a z n im n a s ta ł p o w ró t
do egoisty czn eg o i żądnego u ży c ia h u m an izm u ,
w łaściw ego s ta re m u p o g ań stw u . W ^ rodzinie,
w p a ń stw ie i K ościele n ie w idzi się już ln sty -
tiicy j, przez B o g a p o stan o w io n y ch , ale meczy,
k tó re się o ty le zachow uje, o ile w y d a ją się hyc
pożyteczne d la ziem sk ich in teresó w egoizm u.
Co się ty c z y p ra w a w łasności, to n iem a się
- tu ju ż żad n eg o w zględu n a B o g a; z w łasności
zrobiono ty lk o p o tężn y śro d ek do zaspokojenia
362

nieum iarkow anego egoizmu i najbrudniejszej


zmysłowości. N ajw yższym celem społecznego
rozwoju ma być ustanow ienie czegoś na podo­
bieństwo raju , w którym by g a rstk a uprzyw ile­
jow anych m ogła używać szczęścia zwierzęcego,
a m asy ludu były traktow ane, jak zwierzęta
robocze.
Liberalizm przekształcony dla interesu mas
ludowych, nazyw a się s o c j a 1 i z m e m albo
dem okracją socjalną. Dla socjalizm u religja jest
głupstw em i trzeba ją zniszczyć. W szelka w ła­
sność p ry w a tn a ustaje. Kodzinę należy usunąć;
ludzie m ają żyć jak zwierzęta. W ładza pub li­
czna pow inna się troszczyć o dzieci i o kuchnię.
W inę za rozszerzenie się socjalizm u ponosi
przedew szystkiem nienasycony egoizm bezreli-
gijnych bogaczów, w ielka nędza pracującego
ludu i zanik chrześcijańskiego życia
Jedna rzecz, która może uchironić społeczność
ludzką od zagrażającej jej ru in y — to pow rót
do praw dziw ego ehrystjanizm u.
R O Z D Z IA Ł X C III.
Chrgstjanizm a materjalng dobrobyt.
1. S łyszy s ię -ta k ie zdania, że ch rześcijań stw o
tem b ard ziej niszczy p o tęgę i dobrobyt* narodów ,
im się m u w iększy w p ływ pozw oli w y w ie rać n a
życie publiczne. B o czyż to nie znaczy gasić
w szelką rad o ść życia, gn ęb ić w szelką ochotę do
czynu, gdy się człow ieka n a k ażd y m k ro k u p rz e­
śla d u je tem p a ra liż u ją c e m n ap o m in an iem , żeby
p rz y k a z a n ia B o g a za ch o w y w a li Cóżby się m u ­
siało stać z k u ltu r ą n arodów , z życiem p a ń stw o ­
we m, g d y b y się w życiu publicznem chciało za­
chow ać c h rześc ijań sk ie p rz y k a z a n ia o m ojem
i tw a jem , o szczerości, o doch o w an iu słow a,
o czystości, o czci B o g a ! M ogą się tem rządzie
dzieci i b ab sk ie c h a ra k te ry , a le nie ludzie pełni
en e rg ji. T y lk o w olne d u c h y b e z w z g lę d n e n a m ię ­
tności, ty lk o serca n ie p rz e b ie ra ją c e w środkach,
m ogą sobie stw o rzy ć szczęście n a ziem i i św iat
do szczęścia prow adzić.
T a k się n ie ra z m ówi, ja k b y żadnego pod
tym w zględem do św iadczenia jeszcze nie zio-
biono! .
2. O dpow iedź n a to p y ta n ie zalezy całk o w i­
cie od tego, co się ro zum ie przez d o b ro b y t m a-
terjalny i jakie zn aczenie m a te n dobrobyt dla
człow ieka. .
J e ż e li się p rzez d o b ro b y t m a te r ia ln y rozum ie
364

nagrom adzenie złota w ręk u g a rstk i ludzi, pod­


czas gdy inni p rzy m ierają głodem, to jest rzeczą
pewną, że chry stjan izm będzie staw iał wielkie
przeszkody takiem u dobrobytowi.
Przeciw nie zaś, jeżeli przez m ate rja łn y do­
brobyt rozum ieć będziemy nie »nędzę pozłaca­
ną^, lecz dobrobyt praw dziw y, dający szczęście
całem u ludowi, to ta k i dobrobyt, ja k świadczy
h isto rja, zawsze był przez ch ry stjan izm po­
pierany.
C hrystjanizm zw raca nasze oczy ku życiu
przyszłem u, nie każe przeceniać tego, co ziem­
skie, lecz nie potępia -słusznej oceny rzeczy
ziemskich.
Rozum ny ojciec, zachęcając syna do pracy,
nie z ab ran ia m u wszelkiego w ytchnienia i roz­
ryw ki.
Celem chrześcijaństw a nie jest w pierw szym
rzędzie pilnow ać postępu przem ysłu, ale p rzy ­
pom inać człowiekowi usilnie jego obowiązki,
a do tych obowiązków należy także troska
o ziem ski dobrobyt, o posiadanie i t. d. W szyst­
ko to bowiem, o ile się dzieje w dobrym zam ia­
rze, leży w n a tu rz e człowieka, a ta n a tu ra po­
chodzi od Boga.
Rzeczy wieczne nie u suw ają doczesnych, n a ­
d a ją im tylko swoje wyższe znaczenie i zapro­
w adzają wśród nich trw ały porządek. W szystko,
naw et n ajb ard ziej pospolita rzecz, m a służyć
chrześcijaninow i, jako środek do zjednoczenia
się z wolą Boga.
Dlatego też widzim y, że i m nisi, nieustannie
m odlitw ie oddani, przyczynili się dużo przez
swe cyw ilizacyjne p race do m aterjalnego po­
stępu ludów.
Św. F ranciszek Salezy mówi: »Pobożność nic
365

n ie p s u je , lecz w szysik-o d o s k o n a li, a je ż e li j a k ie ­


m u ś p o w o ła n iu sz k o d ę p rz y n o s i, to d ow ód, że
je s t fa łs z y w a . P r a w d z iw a n ie szk o d zi o b o w ią z ­
k o m p o w o ła n ia , a le je u s z la c h e tn ia i u p ię k s z a «
C ie rp liw o ś ć i r e z y g n a c ja , k tó r y c h n a s c h ry -
stja tn iz m n a u c z a , n ie są b e z c z y n n o śc ią , n ie są
tę p ą u le g ło ś c ią d la ż e la z n e j k o n ie c z n o ś c i; c h r y ­
s t jam izm ch ce ty lk o , a b y ś m y zło m ę ż n ie zn o sili,
a b y ś m y m im o n ie p o w o d z e ń o d w a ż n ie s p e łn ia li
o b o w ią zk o w e p ra c e , ż e b y ś m y w e w s z y s tk ic h n ie ­
sz częściach z a c h o w a li u fn o ś ć i ró w n o w a g ę .
C ie rp liw o ś ć w ię c c h rz e ś c ija ń s k a , b a rd z o się
n a d a je do s z e rz e n ia p o s tę p u p r z e z to , że u c z y
lu d z i r o z w a g i i m ę ż n e g o d z ia ła n ia .
3. C h r y s tja n iz m n ie p o tę p ia s łu s z n y c h w y ­
m a g a ń z ie m s k ie g o ż y c ia , a le je g o n a d m ie r n e ,
s a m o lu b n e p r e te n s je . B ó g ta k u r z ą d z ił n a s z ą
n a t u r ę i ży cie, że ro d z ą się z n ic h p rz e ró ż n e w y ­
m a g a n ia i p o trz e b y , a w ię c B ó g chce, żeb y lu d z ie
p rz e z ro z u m n ą p r a c ę te p o tr z e b y z a s p o k a ja li.
I s tn ie je też w u k ła d z ie s to s u n k ó w lu d z k ic h
p e w n a zd o ln o ść do ro z w o ju , do p o s tę p u , k tó r ą
B ó g z ło ż y ł w n a t u r ę lu d z k ą . P r z y p a d a w ię c k a ż ­
d e m u p e w n e z a d a n ie , k tó r e s p e łn ia ją c , m a się
w m ia r ę sw o ic h zaso b ó w p rz y c z y n ić do o g ó ln e ­
go p o stę p u .
N ie u m ia r k o w a n y i g o n ią c y za _ u ż y c ie m
eg o izm je s t g łó w n y m w ro g ie m w sz e lk ie g o z d ro ­
w ego p o s tę p u i te g o w ro g a z w a lc z a c h r y s t j a ­
n iz m ; on ty lk o m oże go rz u c ić o ziem ię, g ło sz ą c
to p rz y k a z a n ie , iż w sz y s tk o n a le ż y o d n o sić do

B Ile ż to n a d u ż y ć p o g a ń s k ic h , ile o p ła k a n y c h
w a ru n k ó w z n ik n ę ło z p o ś ró d lu d z k o śc i w s k u te k
m a t e r ja łn e g o p o s tę p u , d o k o n a n e g o w d u c h u
c h r z e ś c ija ń s k im ! P o m y ś lm y ty lk o o m e w o 111-
ctwie, o poddaństw ie, o sądow nictw ie daw nych
wieków. A jeśli w nowożytnem społeczeństwie
zaczynają się znowu podnosić sm utne naduży­
cia, skądże to pochodzi, jeśli nie stąd, że w y­
zbywa się ono d u c h a chrześcijańskiego!
4. S zu ka jcie najprzód królestw a bożego i spra­
w iedliw ości jego, a w szystko inne zostanie w am
p rzyd a n e j Gdzie życie religijne i m oralne n a ­
rodu jest w porządku, tam łatw o jest- uporząd­
kować i życie m aterjalne.
Szczęście n aro d u nie zależy od nadm iaru
dóbr m aterialnych, lecz od praw dziw ego poglą­
du na św iat i od odpowiedniego usposobienia.
N adm ierna miłość rzeczy doczesnych jest
g nijącą raną naszych czasów; z niej pochodzą
niezadowolenie i rozpacz, w ystępki wszelkiego
rodzaju, plany zniszczenia i przew rotu.
RO ZDZIAŁ X C IV . i
Zesłanie Ducha Sw .
1. Poniew aż Bóg dał nam w Jezusie C hry­
stusie przeznaczenie, wyższe ponad wszelkie
oczekiwania i siły n a tu ry naszej, dlatego obja­
wił nam też takie praw dy1, k tó re stoją w związ­
ku z tern nadprzyrodzonem przeznaczeniem.
Te praw dy są to jak b y tajem nice rodzinne,
przeznaczone dla dzieci bożych. W śród tych
tajem n ic stoi na pierw szem m iejscu tajem nica
T rójcy Przenajśw ., k tó ra nam mówi o Bogu
Ojcu, jego Synie i w spólnym im D uchu Św.
Ojciec przedstaw ia w Bóstwie moc, dostojeń­
stw o i m ajestat. Syn Boży, Słowo Ojca, przed­
staw ia życie, m ądrość i piękność. Duch Św. zaś
miłość, dobroć, radość i szczęście. W szystkie
trz y Osoby, choć między sobą różne, stanow ią
jedno Bóstwo. T ajem nica to, n ie sprzeczność.
K iedy Zbawiciel wychodził z wód Jo rd an u ,
T rójca św. objaw iła się w szczególniejszy spo­
sób. Duch Sw. zstąpił n a C hrystusa w sym boli­
cznej postaci jasnej gołębicy, d a ł się słyszeć
głos z nieba: Ten jest S yn mój m iły, w którym
sobie upodobałem,1 W podobny sposób objaw iła
się T rójca św. na górze Tabor. C hrystus obiecał
po kilkakroć raz y Apostołom zesłanie Ducha
Św., k tó ry m iał jogo dzieło dokończyć.
368

2. O zesłaniu D ucha Św. pouczył C hrystus


dc statecznie Apostołów.2 N a to zesłanie w ska­
zywał, jako na nowy »clirzest«,3 jako na oble­
czenie »moeą z wysokości«,4 jako na »wypełnie-
nie obietnicy Ojca«.5 N aw et początek królestw a,
na które Apostołowie tak niecierpliw ie czekali,
połączył z w ylaniem D ucha Św. w wieczerniku.*5
Duch Św. m iał się objaw ić jako pieczęć
w szystkich łask bożych, jako dokonanie i uw ień­
czenie w szystkich udzielali się bożych.
W reszcie dziesiątego dnia po w niebow stąpie­
niu Pańskiem , w uroczystość Zielonych Świąt,
spełniła się obietnica P ańska i D uch Św. zstą­
pił na Apostołów.
Duch Św. zstąpił w i domie-, publicznie i u ro ­
czyście przed oczyma w ielkiej liczby ludzi.'
Z stąpił pod wspaniałemu, pełnem i treści sym bo­
lam i. Zstąpił pod znakam i, które u jaw n iły jego
boską n atu rę, jego Osohę i jego przym ioty i cel
jego posłannictw a; zstąpił jako ten, k tó ry ma
um acniać i wykończać K rólestw o Boże. .
Z stąpienie Ducha Św. jest definityw nem
ogłoszeniem nowej ekonomji zbawienia. K ładzie
ono kres relig ji żydowskiej, a wypow iada wojnę
i sąd pogaństw u, jako królestw u szatana.
Duch Św. przychodzi jako w ielki Rozdawca
łask.
3. P rzenika on w szczególniejszy sposób sła­
bą n a tu rę ludzką i wzm acnia ją. Oto P io tr św.
wprzód ta k i boja źli wy, wzm ocniony przez D u­
cha Św., staje przed tłum am i i mówi śm iało:
M ężowie izraelscy, słuchajcież słów tych: J e ­
zusa Nazareńskiego, męża od Boga pochwał o-

2. J a n 14, l(i—18, 26; 15, 26; 16, 7— 15.


II. D z ie ję A p . 1, 5. — 4. Ł u k . 24, 49. — 5. Ł u k . 24, 49.
6. D z ie je 1, 7, 8. — 7. D z ie je 2, 5 n.
369

nego... Tego naznaczoną radą i przejrzeniem


bożem w ydanego, przez ręce niezbożników um ę­
czyw szy zatraciliście.8
I Szczepan św., pobudzony tąż sam ą mocą,
mówi do swoich wrogów: Twardego k a rk u i nie-
obrzezanych serc i uszu, w y się zaw żdy sprzeci-
uńacie Duchowi Św iętem u: ja ko ojcowie wasi,
także i w y .0
I P aw eł ożywiony tąż sam ą mocą mówi:
W e w szystkiem utrapienie cierpim y, ale nie
jesteśm y ściśnieni: ubożejem y, ale nie byw am y
zubożeni: prześladowanie cierpim y, ale nie b y ­
w am y opuszczeni: b yw a m y powaleni, ale nie
g in ie m y }0
I Apostołowie, ożywieni tą mocą, znieśli bi­
czowanie i szli od obliczności rady, radując się,
iż się stali godnym i dla Im ienia Jezusowego
zelżyw ość cierpieć.11
W szystkie te wielkie moce, rozbudzone przez
D ucha Św., przebiegły św iat i odnowiły oblicze
ziemi.
C hrystus założył i urządził swój Kościół,
Duch Św. ożywił go i do działan ia pobudził.12
Dzieje K ościoła są dziejam i działania D ucha św.
4. Ł aski Ducha Św. są związane w szczegól­
niejszy sposób z m odlitw ą. M łoda gm ina chrze­
ścijańska m usiała, stosownie do rozkazu C hry­
stusa, przygotow ać się na przyjęcie D ucha Św.
przez pilną m odlitw ę.13 M odlitw a ta posiadała
w szystkie w arunki, aby być w ysłuchaną; była
w ytrw ałą i wspólną, gorącą i gorliw ą, była to
m odlitw a zanoszona do Boga w imię Jezusa
i zanoszona z M atką Jezusa.
8. D z ie je '2. :2 ; 23. 9. D z ie je 7, 51. — 10. 2 K o r. 4. 8.
11. D z ie je 5, 41. — 12. J a n 14, 20; 10, 13. — 13. D z ie je 1, 14.

Chrzęść, filozof ja ży cia II.

jjUjjpi&fef'JMKSW
RO ZDZIAŁ XCV.
Matka Boza.
1. Dzieje Apostolskie świadczą, że w dzień
Zielonych Św iątek i M arja, M atka Boża, trw ała
z A postołam i na m odlitwie. Ten szczególny sto­
sunek, ja k i łączył N ajśw iętszą P a n n ę z Jezusem ,
m usiał się uw ydatnić w szczególniejszy sposób
i w życiu Kościoła. Kościół nie mógł rozdzielać
tego, co E w angelja połączyła.
M arja stoi nieskończenie niżej od C hrystusa,
bo C hrystus jest Bogiem, a M arja stworzeniem .
Ale jakże serdecznie kochał C hrystus, jako do­
bry syn, swoją M atkę!
Miłość, jak ą C hrystus kochał M arję, rozrosła
się w spaniale w chrześcijańskim Kościele. K u lt
M arji jest jednym z najpiękniejszych kw iatów
tej m iłości; jest on szczytną d aniną k u ltu w in­
nego Jezusow i Chrystusow i. Aby tak czcić M a­
rję, trzeba głęboko w ierzyć w Bóstwo C hrystusa,
stusa.
2. Czcimy M arję, ponieważ czcimy w s z y s t ­
kie rzeczy w tej mierze, w jakiej je Bóg uczcił.
To, co Bóg kocha i ceni, my również kocham y
i cenimy. M arja dlatego zajm uje tak dostojne
miejsce ^ Kościele, ponieważ Bóg w yniósł ją
tak wysoko
Czcimy M arję, bo jest dla nas wzorem
w szystkich cnót, prow adzących do Boga. Uczy
371

nas pokory, bojaźni bożej, ufności w Bogu,


szacunku, czystości serca, a w szczególności —
w iary, któ ra uświęca.
0 M a rji czytam y: Błogosławionaś, któraś
uw ierzyła.1 W idzi ona na swoich ręk ach słabe,
płaczące dziecię, lecz w ierzy, że ono jest tym ,
którem u aniołow ie niebiescy są posłuszni; widzi
dziecię ubogie, lecz uznaje w niern oczyma w iary
tego, do którego cały św iat należy.
W idzi swego Syna w najzw yklejszych oko­
licznościach życia, w p racy i w nieszczęściu;
widzi, że tego Syna prześladują ludzie dostojni,
wpływowi i możni teji ziemi; widzi to wszystko,
a jednak mocno wierzy.
Doczekała się i tego, że postaw iono jej Syna
na rów ni ze złoczyńcam i i to odw ołując się na
p raw a państwowe. W idzi go, ja k w obliczu tłu ­
mów wisi przygwożdżony do krzyża. Mimo to
z niew zruszoną w iarą stoi pod krzyżem jako
M atka Bolesna, żeby w U m ierającym uczcić
swego Boga nieśm iertelnego.
Nie potrzeba być katolikiem , by zrozumieć,
że cześć M a rji m a swe znaczenie dla podtrzym a­
nia ideału niew iasty. »W M adonnie z Dzie­
ciątkiem i w M atce Bolesnej znajduje miłość
chrześcijańskiej m atki, taik w najw yższem szczę­
ściu swojern, ja k i w najw yższem cierpieniu
w spaniały wzór i uświęcenie. Kościół chce w y­
chować mężczyzn przez służbę M arji do należy­
tego szacunku dla kobiety, um ocnić ich w tern
przekonaniu, że kobieta1nie jest sprzedajną nie­
wolnicą, lecz godną tow arzyszką mężczyzny.
Chce także św iat niewieści w jem u właściwych
radościach i cierpieniach podnieść i umocnić«.

1, Ł u k . 1, 4,'),
24*
372

3. Czcimy M arję przez to, że ją prosim y o jej


m acierzyńskie w staw iennictw o u Boga, a czy­
nim y to dlatego, że m am y ufność w B o g n.
Na w szystkich stopniach by tu posługuje się
Bóg pośrednictw em stworzeń. Tak jest w po­
rządku n a tu ry , tak jest w społeczeństwie ludz-
kiem, tak jest i w porządku łaski.
Pośrednikiem , w pełnem tego słowa znacze­
niu, czyli w łaściw ym rozdaw cą łask jest tylko
P an nasz Jezus C hrystus. Lecz są też i inne
pośrednictw a, których Bóg chce. Do nich nale­
ży pośrednictw o tych, którzy się w staw iają za
nam i przez modlitwę.
Ludzie mogą się modlić jedni za drugich.
Rodzice mogą się m odlić za swoje dzieci, dzieci
za swoich rodziców, poddani za swoich książąt,
przyjaciele za przyjaciół i wrogów. Pism o św.
mówi o potędze i skuteczności w staw iennictw a.2
K to tylko zastanow i się nad tern, ja k ważne
stanow isko zajm uje M arja w wielkiem dziele
zbawienia, ten zrozumie, dlaczego C hrystus jest
gotów do udzielania nam łask na jej prośby
K toby w ątpił o tern, że Święci w wieczności
coś o nas wiedzą, ten pow inien wziąć Pism o św.,
a w ątpliw ości jego znikną.3
4. Serce M atki Bożej jest sercem m atczynem
dla w szystkich dzieci w ielkiej rodziny bożej.
E w angelja, opow iadając o godach weselnych
w K anie, zachęca nas, byśm y się uciekali do
M atki Bożej nie tylko w ważnych potrzebach
naszej duszy, lecz także w m ałych pragnieniach
i potrzebach doczesnych. A potrzeby te są tak
liczne.

2. R z y m . 15, 50; 1 T e s s a l. 5, 35.


:i. T o b . 12, 12; Z a c h . 1, 12 2; M a c h a b . 15, 12—15; Ł u k . 15, 12,
A p o k , 5, 8.
W tem, że niebo przyw iązało w ysłuchanie
naszych m odlitw do pew nych rzeczy zew nętrz­
nych, a bardzo często do pewnych miejsc, naje­
ży widzieć pełne m iłości zniżenie się Boga do
naszego sposobu pojm ow ania i czucia.
RO ZDZIAŁ X C V I.
Stanowisko Chrystusa w dziejach świata
1. C hrystus Bóg-Człowiek zstąpił po to na zie­
mię ze swoją nieskończoną m iłością, ażeby
przyjść z pomocą w ielkiej nędzy ludzkiej; dzieła
swego dokonał, ile to od niego zależało.
C hrystus podniósł na nowo człowieka, czy­
niąc go znowu zależnym od Boga i w skazując
mu przez swoją naukę i przez swój przykład,
że w poddaniu się Bogu jest źródło wszelkiej
wielkości, wszelkiej siły i wszelkiej godności
P rzyw rócił doczesności jej wielkie znaczenie,
dając nam możność uczynienia z niej przed­
sionka do przyszłego szczęśliwego życia.
Podniósł Jezus ludzkość przez w łasne swoje
uniżenie, przez to, że i najbiedniejsze i n a jb a r­
dziej opuszczone dziecko ludzkie Avita jako b ra ­
ta swego, jako dziecko niebieskiego Ojca do
swego serca przyciska, jako dziedziców boskiej
szczęśliwości do wiecznego nieba zaprasza.
Światło, które nam się w C hrystusie obja­
wiło, ten ŚAvięty ogień w ypuścił, ja k słońce, swe
prom ienie w niezliczone serca, A\re w szystkie A v a -
ru n k i życiowe; i prom ienie te obudziły wszę­
dzie do życia ład, cnotę i szczęście.
2. C hrystjanizm okazał się jedyną w kwiecie
potęgą, k tó ra św iatłem swojem zaspokoić może
A vym agania rozum u, a przez swe tajem nice kła-
375

dzie kres .jego uiroszczeniom; któ ra otw iera nie­


zmienne pola dla badań i dociekań ducha ludz­
kiego, a żądając w ia ry w ystępuje przeciw py ­
sze i zarozum iałości ludzkiej; k tó ra w ten spo­
sób kieruje życie ku wieczności, że przejściowe
spraw y tego życia n a b ie ra ją trw ałej wartości.
C hrystjanizm przez swoje istnienie okazał się
zwyeięscą św iata i w szystkich jego błędów, r a ­
dości i cierpień; stoi jako zwycięsca wszystkich
potęg św iata, które m u się sprzeciw iały. Zwy­
ciężył zatw ardziały w uporze judaizm , zwycię­
żył poganizm , zwyciężył burzliw e wędrówki
ludów, zwyciężył w wiekach średnich i teraz
zwycięża. Im zaś większe spotykały go upoko­
rzenia, tern św ietniejsze odnosił triu m fy . Zwy­
ciężył fanatyczne napaści fałszyw ej nauki, zwy­
ciężył wszystkie burze czasu; tro n y się waliły,
u p ad ały królestw a i narody, chrystjanizm po
dziś dzień stoi niew zruszony. M dłe św iata Bóg
w ybrał, aby za w styd ził mocne.1 J a k w po­
czątkach, tak i obecnie charakterystycznem i
cnotam i chrystjanizm u są: w zgarda rzeczy
ziemskich, czynna m iłość bliźniego, gorliwość
apostolska, męczeństwo i świętość.
3. N aw et tak i Goethe oddaje wysokie po­
chw ały relig ji chrześcijańskiej, mówiąc, że jej
czyste, szlachetne źródło w tern ustaw icznie
swoją żywotność okazuje, że po najw iększych
zdrożnościach, w które ciem ny człowiek w ciągał
tę religję, ona zanim się spodziano, ukazy­
w ała się w pierw otnej, ujm ującej postaci jako
apostolstw o, życie rodzinne, braterstw o dla po­
krzepienia m oralnych potrzeb ludzkości.2
»Wzięto już pod uw agę, mówi Balmćs, te stra-

1. 1 Kor. 1, 27. — 2. Noten zniri W estostl. D ivan , 1815.


376

szne pierw iastki rozkładowe, k tórych źródło


leży w duchu ludzkim i które tak w ielką zdo­
były przew agę w nowoczesnych społeczeństwach.
W idziano, z .jaką sm utną siłą niszczą one
i wniwecz obracają wszystkie filozoficzne szko­
dy, wszystkie społeczne, religijne i polityczne
urządzenia, nie mogą zrobić w yłom u tylko w je ­
dnej nauce katolickiej. Czyż stą d nie da się w y­
ciągnąć żadnego wniosku na korzyść katolicy­
zmu? Przyznać, że Kościół zrobił to, czego
nigdy nie dokonały a n i szkoły, ani rządy, ani
społeczne związki, ani religje, nie jestże to przy­
znać, że ten Kościół jest nieskończenie m ędrszy,
niż cała ludzkość? Czyż to nie dowodzi, że K o­
ściół nie zawdzięcza swego początku m yśli ludz­
kiej, lecz że od samego Boga pochodzi?
»Tysiąoe razy podziw iałem w zdum ieniu ten
cud niezw ykły, tysiące razy wzrok mój zw racał
się na to w spaniałe drzewo, którego gałęzie roz­
ciągają się od wschodu aż do zachodu i od po­
łudnia aż do północy. Widzę, ja k ono pokryw a
swym cieniem m nóstwo różnych ludów, widzę,
jak burzliw y genjusz odpoczywa u stóp jego.
»Widzę, jak na W schodzie w pierw szych
wiekach po pojaw ieniu się tej boskiej religji,
wśród rozkładu wszystkich sekt, najznakom itsi
filozofowie cisną się, aby jej n auk słuchać.
W Grecji, w Azji, na brzegach N ilu i we
w szystkich k rajach , gdzie przedtem w iły się roje
najrozm aitszych sekt, widzę pojaw iające się
nagle pokolenie wielkich ludzi, bogatych w n a u ­
kę, w wiedzę, w wymowę, a jednak zgodnych ze
sobą w nauce katolickiej. Na Zachodzie nieprze­
liczone tłu m y barbarzyńców rzucają się na
cesarstw o, u padające ze zgrzybiałości, jest to
czarna chm ura zniszczeniem i nieszczęściem
377

b rz em ien n a, z a le g a ją c a znaczną część w idno­


k rę g u E u ro p y . L ecz oto w śród ludu, p o g rą żo n e­
go w n ajw ięk szem zepsuciu, w śró d ludu, k tó ry
z a tra c ił n a w e t p am ięć d aw n ej sw ej w ielkości,
w idzę ludzi, k tó ry c h m ożna nazw ać go d n y m i
sp ad k o b iercam i im ie n ia rzym skiego, k tó rz y
w zaciszu św ią ty ń s z u k a ją sc h ro n ie n ia i ta m
p rzech o w ują, p o w ięk szają i w zbogacają sk a rb
sta ro ż y tn e j w iedzy.
L ecz podziw m ój dochodzi do najw yższego
sto p n ia, g d y p a trz ę n a tego w ielkiego m ęża, go­
d neg o sp ad k o b iercę g en ju szu P la to n a , m ęża,
k tó ry d la d o jścia p ra w d y , poznaw szy w szyst­
kie sek ty , zbadaw szy w szystkie b łęd y ludzkie,
czuje się p o d b ity p o w ag ą K ościoła i z wolno-
d u m cy s ta je się z n a k o m ity m b isk u p em H ip p o n y .
»W czasach n o w o ży tnych znów się roztacza
p rzed m em i oczym a ca ły szereg w ielkich ludzi
i c ią g n ie się n a w e t przez czasy k lęsk 18 w ie­
ku. W idzę w reszcie w 19 w ieku n ow ych za p a ­
śników , k tó rzy , zw yciężyw szy b łą d w różn y ch
jego k ie ru n k a c h , s k ła d a ją tro fe a zw ycięstw a
n a o łta rz u k ato lick ieg o K o ścio ła I jak im że się
to cudem d z ie je 1? Czyż k ied y w idziano podobną
szkołę, p od o b n ą sektę, lu b podobną re lig ję ? Ci
ludzie b a d a ją w szystko, ro z p ra w ia ją o w szyst-
kiem , o d p o w iad a ją n a w szystko, w iedzą w szyst­
ko, lecz zgodni w jed n o ści n au k i, sc h y la ją
z u szan o w an iem swe głęboko m y ślące głow y
wobec w ia ry . W ia r a ta to n ie ja k o środow isko
now ego p la n e ta rn e g o sy stem u , niepozbaw ia-
jące k rą ż ą c y c h około n ie g o c ia ł w łaściw y ch im
ru c h ó w ; zlew a ona n a nie w ob fito ści św iatło,
d a je ich biegow i m a je s ta ty c z n ą re g u la rn o ść
i ch ro n i je od zboczem .
ROZDZIAŁ X C V II.
Znaczenie widzialnego Kościoła.
1. Bóg stw orzył człowieka poto, żeby przez
życie zależne od niego osiągnął szczęście; to zaś
szczęście m iało nie tylko odpowiadać w ym aga­
niom n a tu ry ludzkiej, lecz m iało je przew yż­
szyć; inteligencja bowiem człowieka, podniesio­
na i ubogacona drogocennem i łaskam i, pozwa­
lała m u przez łączność z Bogiem dojść aż do
używ ania szczęścia właściwego Bogu.
W szystko to człowiek stra c ił w skutek grze­
chu. Bóg tedy postanow ił i z grzechu skorzy­
stać, ażeby jeszcze bardziej okazać swoją miłość
i swoje m iłosierdzie. Nie chciał śm ierci grzeszni­
ka, lecz żeby się naw rócił i żył.
Pow odow any m iłosierdziem i niepojętą ku
ludziom m iłością postanow ił Bóg zbliżyć się do
nich w nadprzyrodzony sposób; uczynił to przez
Jezusa C hrystusa. Tej nadprzyrodzonej obecno­
ści nie m ieli być pozbawieni ludzie z później­
szych wieków. M am y C hrystusa blisko w zało­
żonym przez niego Kościele. Jego w idzialny
urząd nauczycielski oświeca nas, jego w idzialny
urząd pasterski kieru je nam i, jego publiczny
k u lt Boga podnosi nas i pociesza, jego w idzial­
ne życie łaski ogarnia nas. W ielki D uszpasterz
Jezus C h ry stu s żyje i działa w śród nas przez
swój Kościół.
379

Kościół przedstaw ia się podobnie ja k C hry­


stus: jest boski, a w ystępuje w ludzkiej formie.
Słabość ludzka przeniknęła życie C hrystusa,
przenika też ona życie Kościoła pod wszelkiemi
form am i. J a k kiedyś C hrystus był prześlado­
w any i wzgardzony, ta k jest prześladowany
obecnie Kościół.
I pod względem osiągniętych skutków ma
Kościół podobieństwo z Chrystusem . J a k C hry­
stu s był zwycięscą, ta k i Kościół jest zwycięscą.
Apostoł ta k streszcza hist or ję Kościoła: Prze­
śladowanie cierpimy, ale nie byw am y opuszcze­
ni: bywam y powaleni, ale nie giniemy C Życie
C hrystusa było n ieustającem rozdaw nictw em
miłości i dobrodziejstw, takiem rozdaw nictw em
jest i życie Kościoła.
C hrystus więc jest tam , gdzie jest jego K o­
ściół. J a k pierw szym obowiązkiem człowieka
było z posłuszeństw a dla Boga słuchać C hrystu­
sa, tak pierw szym obowiązkiem chrześcijanina
jest z posłuszeństw a dla C hrystusa słuchać
Kościoła.
Rozkaz boży przynależenia do tego Kościoła
zew nętrznie i w ew nętrznie odnosi się do w szyst­
kich ludzi. K to inny rozkaz boży przekracza,
ten uchybia woli bożej tylko w jak ie jś cząstce;
ale kto przeciw Kościołowi powstaje, ten się za­
piera Boga i jego fundam entalnego praw a. Je st
zdrajcą stanu w państw ie Boga, gdyż się burzy
przeciw władzy króla.
2. Kościół jest powszechny; jest powszechny
w swoim Założycielu, w swojem przeznaczeniu,
w swem istnieniu, w swoich praw ach, w swej
działalności, w swem postępow aniu. P a n i Za-

1. 2 K or. 4, 9.
380

łoży ciel K ościoła ustanow ił go dla wszystkich,


wszyscy go potrzebują i w szystkim w ystarcza.
N ikt nie może powiedzieć Kościołowi: Nie r o ­
zumiem cię, albo rozum iem więcej, niż ty. K o­
ściół jest jak to »Ojcze nasz«; rozum ie je już
szczebiocące dziecko, a poważnie m yślący uczoj
ny nie zbadał go jeszcze do głębi.
Kościół widział przychodzących do siebie:
Żyda i Grekai, R zym ianina i Galla, G erm anina
i Słow ianina, M urzyna i Japończyka, Czerwo-
noskórego i M alajozyka z Oceanu Spokojnego,
wielkich i m ałych, uczonych i nieuków, ludzi
wszelkiego wieku i stanu.
Kościół jest ś w i ę t y . Po wszystkie czasy
posiadał, w swem łonie mnóstwo Świętych. K to
się oddala od świętości, to dlatego, że się oddala
od ducha K ościoła katolickiego. Zapewne, że
duch świętości chrześcijańskiej byw ał nieraz
przyćm iony w niektórych mężach, którzy p ia ­
stow ali najw yższą władzę apostolską. Wogóle
jednak jej przedstaw iciele odznaczali się po
wszystkie czasy podniosłością ducha, i szeroko­
ścią serca. Nie przyw iązyw ali się do jednego
k raju , m ieli świadomość, że są dla całego św iata
i że cały św iat jest dla nich. Odznaczali się w y­
trw ałą odwagą we wszystkich przeciw nościach
i we w szystkich k u ltu rn y c h w alkach, bo m ieli
to przeświadczenie, że Bóg się nim i szczególnie
opiekuje. I władców tego św iata nie obaw iali
się, m ając świadomość swej w ładzy i swej go­
dności najw yższej. W iedząc zaś, że cała ich po­
tęga pochodziła od Ukrzyżowanego, żyw ili
w sercu miłość K rzyża i byli zawsze gotowi
przelać krew i oddać życie swoje dla wiernego
spełń ien i a obo w ią zku.
Kościół katolicki p o tra fił przedziw nie prowa-
381

dzić lu d y d ro g ą cnoty. D u ch re lig ijn y , ożyw ia­


ją c y zawsze K ościół, m a w sobie m oc, b y w k aż­
dym czasie o w ład n ąć potężnie sercem ludzkiem .
N ig d y nie z a b ra k ło K ościołow i k a to lic k ie m u
przed ziw n y ch ła sk i d arów . N a w e t w ty c h cza­
sach, w k tó ry c h pod n ie je d n y m w zględem o b ja ­
w ił się u p a d e k życia re lig ijn e g o w K ościele, w i­
dzim y w ielk ą liczbę osób św iętych, w ielkiem i
ła sk a m i p rzez B o g a o b darzonych.
4. D usze d o b rej woli, gdziekolw iekby były,
sz u k a ją zawsze B oga, sz u k a ją środków u s ta n o ­
w ionych przez B oga d la naszego zbaw ienia. K o ­
ściół zaś p o szu k u je w szy stk ich dusz; B óg m u
d a ł p ra w o do w szy stk ich dusz. T em u p ra w u od­
pow iada obow iązek, n ało żo n y n a w szy stk ich ,
by należeli do- K ościoła.
K to m ów i o w ielu ró żn y ch kościołach jak o
o wielu ró w n o u p ra w n io n y c h fo rm a ch ch rześci­
ja ń stw a , ten m ów i niedorzeczy, bo jest ty lk o
j e d 11 a p ra w d a , j e d e n Bóg, j e d n a n a u k a . Co
nie jest*praw dziw e, to je s t fałszyw e, a k to w ie ­
rzy w coś niezgodnego z p ra w d ą , ten jest
w błędzie.
T y lk o p ra w d a może od w szelkiego nieszczę­
ścia w yzw olić, ty lk o K ościół może ludzi uszczę­
śliw ić.
N ie należeć do K o ścioła zew n ętrzn ie nie
zawsze je s t grzechem , ale zawsze je st nieszczę­
ściem .
Może k to ś bez w łasn ej w in y być w^ n iew ia-
dom ości i błędzie ta k , że n ie s łu c h a K ościoła, że
w sk u tek n aw o ły w ań i w rzasków przeciw nych
m ocy nie p o jm u je jego słow a, że w sk u tek na-
w y k n ień życiow ych i m yślow ych, w sk u tek p rze­
sądów , w k tó ry c h się w ychow ał, k tó re m i p rz e ­
siąk ł, które się s p la ta ją z n ajd ro ższem i wspo-
m nieniam i o rodzicach, profesorach, tow arzy­
szach młodości, że w skutek tego wszystkiego
głos Kościoła jest dla niego głosem wołającego
na puszczy.
T ak i nie będzie na wieki nieszczęśliwy, gdyż
jest w błędzie bez w łasnej w iny, Bóg mu nie
odmówi łaski C hrystusow ej, byle tylko m iał
rzetelną wolę spełnić wszystko, co Bóg dla jego
zbawienia zarządzi. Ale taki nie znajduje się na
królew skiej drodze zbawienia, przygotow anej
od Boga dla w szystkich; nie znajduje się w arce
zbawienia, którą Bóg w szystkim przeznaczył;
płynie w kruchej łódce po burzliw em m orzu;
o tyle tylko wolny od winy, o ile m imo szczerej
woli nie znalazł arki.
W tern znaczeniu zbawić się może; b ra k mu
jednak m nóstw a środków zbawienia. U m ysł
ludzki biedzi się w dociekaniach nad tern, jak
Bóg mógł to dopuścić, że tyle ludzi znajduje się
poza jego Kościołem ; musi jednak ostatecznie
wyznać, że n ik t nie p o trafi zbadać tajem nicy
rozdziału łask.
Pew ien szlachetny człowiek powiedział: »Na
każdego błędnow iercę trzeba patrzeć jako n a
przyszłego kato lik a i w edług tego z nim się ob­
chodzić^ Czy znasz może godzinę łaski, którą
sobie Bóg zachował? w której do niego przem ó­
wi? Czy nie wiesz, że jedni wcześnie, inni późno,
aż o jedynastej są w ołani? A jeśli ci się zdaje,
że o dobrej woli błądzącego b rata chyba w ątpić
trzeba, to czy m iłosierny Bóg nie udzieli mu
w chw ili śm ierci, choć tego ludzie nie zobaczą,
łaski, k tó ra m u u łatw i połączenie się z Ko­
ściołem?
Tylko w Kościele katolickim istnieje tole­
rancja. B łąd nie zna tolerancji, 011 może tylko
383

doprowadzić do tej religijnej obojętności, któ ra


gardzi praw dą. Kościół katolicki odrzucał błąd,
dla błądzących m a poszanow anie i miłość i d la ­
tego o ile błądzą, m a dla nich serdeczne współ
czucie.
5. Kościół prag n ie i m a obowiązek dążyć do
tego, by w szystkich błądzących wyzwolić od
błędów. D latego ustanow ił go C hrystus i posłał
do w szystkich narodów i ludów, aby dusze n a ­
w racał. Musi więc dusze naw racać, jak to czy­
nił C hrystus.
N ikt nie może uw ażać tego za złe, że Kościół
w ypełnia sum iennie posłannictw o, zlecone m u
przez C hrystusa. Kościół m usi dusze ratow ać,
musi je do B oga prowadzić.
(i. K ażdy kato lik może na swoją pociechę po­
wiedzieć z św. A ugustynem : »Do K ościoła k ato­
lickiego przyw iązuje m nie i w nim mię u trz y ­
muje owa zgoda w wierze ludów i narodów ;
owa powaga, o p arta na cudach, odżyw iana n a ­
dzieją, powiększana m iłością, w zm acniana t r a ­
dycją; owe następstw o biskupów aż do obecnych
czasów, następstwo', poczynające się od P io tra ,
którem u P a n po swojem zm artw ychw staniu zle­
cił paść swe owce. U trzym uje mię w katolickim
Kościele i ta jego nazw a »katolicki«, p rzysłu­
gująca pośród ty lu herezyj tylko katolickiem u
Kościołowi, tak że innow iercy, chcący uchodzić
za katolików , na py tan ie przechodnia: gdzie
jest katolicki kościół — nie w skazują mu swoich
św iątyń i swoich bazylik«.
RO ZDZIAŁ C V III.
Papiestw o.
1. Papiestw o okazało się w ciągu h istorji
w najśw ietniejszy sposób tern, do czego je C h ry ­
stus przeznaczył: A na tej opoce zbuduję K o ­
ściół m ójJ
M nóstwo papieży było osobiście ludźm i wy­
bitnym i tak w cnocie, jak i w nauce. Znaczenie
jednak papiestw a nie Jeży w uczoności poszcze­
gólnych papieży, ani w ich osobistej cnocie
i świętości.
Sam L u te r w yznaje: »Że Bóg zachował sło­
wo swoje n a świecie i że królestw o C hrystusa
przetrw ało w papiestw ie, to jest jedno z n a j­
większych cudownych dzieł Boga«. Jeżeli w d łu ­
giem następstw ie papieży spotykają się osobi­
stości zbyt światowe, to dowód, że fundam ent
i ostoję dla Kościoła katolickiego nie stanowi
nic ludzkiego.
P apiestw o jest bardzo wielkiem dobrodziej­
stw em ; jego zasadnicze znaczenie nie odnosi się
do dóbr doczesnych, ale wiecznych. Dokonało
jednak wielkich dzieł i tu na ziemi; jem u
zawdzięczają swe istnienie narody cywilizowane.
O znaczeniu papiestw a dla Niemiec tak pisze
p ro testan t Ja n M uller: »Nasi barbarzyńscy
385

przodkow ie m u sieli być w ychow ani, m u sieli


p rzejść ty sią c e błędów , zanim się im m ogła
u k az ać p ra w d a w sw ej prostocie, a n ie oślepić
ich. J a k się to stało ? D ał im B óg o p iek u n a, był
n im papież. Goby się z n a m i stało* bez papieża?
To, co się sta ło z T u rk a m i, k tó rz y poniew aż nie
p rz y ję li a n i b iz a n ty ń s k ie j re lig ji, a n i n ie pod­
d a li sw y ch su łtan ó w następcom św. C hryzosto­
ma!, zo stali w sw ojem b a rb a rz y ń stw ie ^ .
3. T a k potężn eg o w p ły w u n a lu d y b a r b a rz y ń ­
skie- nie p o tra fiłb y w yw rzeć żaden sy stem n a u ­
kow y, ż a d n a k siążk a, ty lk o żyw a, w w id zial­
n y m m a je sta c ie w y s tę p u ją c a h ie r a r c h ja K o ­
ścioła, k tó ra sw ó j k am ień w ęgielny, sw oje ży ­
cio d ajn e serce m a w rz y m sk im papieżu.
W id zia ln e i o rg a n ic zn e zjednoczenie i zespo­
lenie w szy stk ich kościołów c z ąstk o w y ch pod
p ry m a te m okazało i rozw inęło ta k ą potęgę,
k tó ra z niczem n a św iecie p o ró w n ać się nie da.
T y lk o centralne* stan ow isko pap ieży przeszko­
dziło tem u, że lu d y n ie p o p ad ły z pow rotem
w to eg o isty czn e zask lepienie się w sobie, w j a ­
kiem ży ły przed ch rześcijań stw em .
N a u k a i k u ltu r a z n a jd o w ały zaw sze w p a ­
pieżach b ard zo g o rliw y ch szerzy cieli. S ta le w i­
dzim y, że papieże w y s tę p u ją w obronie u ciśn io ­
nego p ra w a .

25
C lirześc, filo z o fja ży cia I I .
RO ZDZIAŁ X C IX .
Życie kościelne.
1. J a k z m ałego pączka rozw ija się powoli
pełna, w spaniała róża, ta k pierw otna, fu n d a ­
m entalna idea K ościoła w idzialnego rozw inęła
się n a zew nątrz w przebogate, w ielokształtne
życie religijne.
To życie katolickiego K ościoła z jego u rz ą ­
dzeniam i i zwyczajam i, z jego zgrom adzeniam i,
z jego p ra k ty k a m i pobożnemi, z jego postam i
i um artw ieniem , z jego stow arzyszeniam i i dzie­
łam i sztuki podobne jest do potężnego drzewa,
któ re choć wyrosło z drobniutkiego nasienia,
daje m iljonom dusz opiekę, radość, pociechę
i zbawienie.
Kościół podobny jest do m atki, k tó ra w szyst­
kie mi dostępnem i jej środkam i dźwiga z p ro ­
chu tej ziemi swoje dzieci do serca Ojca w nie-
biesiech.
I dlatego niezliczone rzesze ludzi widzą
w Kościele najw iększego swego dobroczyńcę:
rozum ieją, że tylko Kościół prow adzi ich sk u ­
tecznie do Boga, Ojca niebieskiego.
Toteż chętnie uczestniczą w nabożeństwach,
n a które je K ościół zaprasza; chętnie zachow ują
pełne znaczenia p rzy k azan ia kościelne; z prze­
konania i zasadniczo poddają się kierow nictw u
K ościoła w spraw ach religijno-kośoielnych;
387

chętnie biorą udział w stow arzyszeniach kościel­


nych, u trz y m u ją łączność ii w spółpracują ze
sw ym i duszpasterzam i.
K ierow nictw o kapłańskie nie jest dla nich
czemś gwałtowałem, rzucającem się w oczy; ży­
cie religijne płynie w tern kierow nictw ie spo­
kojnie i n a tu ra ln ie , ja k rzeka w łożysku danem
jej przez n aturę. K ierow nictw o K ościoła odczu­
w ają jako pociechę, uspokojenie, wzmocnienie
lepszej części swojej istoty.
2. Lecz » praktyki zewnętrzne«, ten »kult ze­
w n ętrzn y «, po co to wszystko? woła wielu. Od­
powiadam . P ra k ty k i zewnętrzne, ja k świadczy
h isto rja Kościoła, są urządzeniem najw iększej
użyteczności. Nie tylko że nas nie oddzielają od
Boga, lecz zacieśniają coraz bardziej nasze sto­
sunki z nim.
Odkąd Kościół istnieje, żądał zawsze przede-
wszysikiem ' w ew nętrznej czci Boga, ale nie za­
niedbyw ał także zew nętrznej. C hrystus choć
przyszedł znieść obrzędowe praw o żydowskie,
a raczej je udoskonalić, poddaw ał m u się jednak
za swego życia.
Ja k o dziecko poddał się p raw u obrzezania,
był w św iąty n i ofiarow any. Odbyw ał wspólnie
w szystkie p ra k ty k i relig ijn e z w ielką sta ra n n o ­
ścią. Uczy n a s przez to, że nasza cześć B oga ma
być nie tylko w ew nętrzną, lecz i zew nętrzną.
Stało się to więc w duchu Jezusa C hrystusa,
że z prostych form pierw otnego chrześcijaństw a
rozwinęło się w ciągu wieków to bogactAVO
obrzędów i nabożeństw , na które dzis patrzym y.
Stało się to dla pociechy i pożytku chrześcijań­
skich ludów.
3. N iektórzy widzą w tych p rak ty k a ch ze­
w nętrznych niezdrow e w ybujałości. P ra w d ą
25 *
jest, iż gdzie są ludzie, tam nie b rak ludzkich
zboczeń, rzecz jednak sam a nie jesit chorobli­
wym wytworem .
W k rad ły się zboczenia i nadużycia w ze­
w nętrzne p ra k ty k i religijne, ale przyczyna tego
nie leży w ich używ aniu; przyczyną są te p ie r­
w iastki cielesmo-pogańskie i drewniano-żydow-
skie, tkw iące w ludzkiej naturze, u tru d n ia ją c e
człowiekowi w niknięcie w ducha chrześcijań­
skiego praw a.
C hrześcijanin nie jest niew olnikiem litery
i form y, lecz w ypełnia p ra k ty k i zew nętrzne dla­
tego, bo widzi w nich n a tu ra ln e w yrażenie we­
w nętrznych uczuć; bo wie, że te uczucia wewnę­
trzne dom agają się jak ie jś zew nętrznej podpory,
jeśli ostatecznie zm arnieć nie m ają.
Gdy go pycha kusi, ab y odrzucił te p ra k ty k i
zewnętrzne, jako »uw łaczające jego godności
i w ykształceniu«, to z d rugiej strony pokora
tern bardziej go pobudza do odbyw ania tych
p rak ty k , jako zaleconych przez Kościół. Służą
mm jako znakom ity środek, by w sposób ludzki
okazać Bogu swoją w ew nętrzną cześć i miłość
4. P ra k ty k i więc zew nętrzne są w ytw oram i,
ale bardzo szezęśliwemi i n atu raln em i. Są one
korą. J a k drzewo, gdy się mu zerw ie korę, schnie
i zam iera, podobnie schnie, gaśnie i zam iera
w sercu religja, gdy się ją pozbawi zew nętrzne­
go pokarm u i podniety.
N a tu ra ludzka jest n a tu rą duchową, lecz ty l­
ko w zmysłowym kształcie w yrasta i w tern, co
zmysłowe, szuka sobie koniecznej podpory.
P ra k ty k i zewnętrzne w yw ierają potężny wpływ
na ducha wewnętrznego.
Ci, którzy się czuli słabym i, znaleźli w nich
podporę, której potrzeboAvalo ich życie wewnę-
389

trzne; ci, którzy się c z u li mocnymi, znaleźli


w nich potrzebne i zbawienne dla siebie upo­
korzenie.
Ponieważ Kościół ma kult Boga zewnętrzny,
ma też kult społeczny, publiczny. W ym aga tego
n atu ra ludzka, bo człowiek nie tylko jako oso­
bnik, ale i całe społeczeństwo ludzkie jest stwo­
rzeniem Boga, więc też jako takie powinno mu
społecznie i publicznie cześć oddawać.
Praw ie żaden sakram ent nie został ustano­
wiony w tak pocieszających dla nas okoliczno­
ściach, jak sakram ent P okuty: w dzień wielka­
nocny, przy pierwszem ukazaniu się Zbawiciela
zmartwychwstałego apostołom, gdy im swe ra ­
ny pokazywał i pokoju życzył, gdy tchnął na
nich Ducha Św.; jest to wielkanocny podarunek
dla całej ludzkości.
RO ZDZIAŁ C.
Święci.
1. W iem y ku naszej pociesze i radości, że K o­
ściół wychow ał licznych Świętych. Są oni
chw ałą C hrystusa.
Czcimy Świętych, t. j. ty ch ludzi, k tó rzy się
odznaczyli n a ziemi w ysokim stopniem cnót
chrześcijańskich i obecnie, jak w ierzym y, z n aj­
dują się u B oga w niebie.
K u lt Św iętych był w Kościele po wszystkie
czasy źródłem w ielkich łask. Święci są przyja-
' ciółmi Boga. K ażdy człowiek z przyjem nością
patrzy n a to, kiedy jego przyjaciele są szano­
w ani przez innych ludzi. I Bóg pragnie, abyśm y
szanow ali Św iętych: Jeśli m l kto będzie służył,
uczci go Ojciec m ój.1
»B adając dzieje męczenników, pow iada Moli-
ler, nauczyłem się czcić Świętych Często nie
mogłem się pow strzym ać od łez, czytając icli
dzieje; odczuwałem ich cierpienia, podziw iałem
czyny, byłem przejęty icli wielkością. Sądzę, że
takich sam ych doznaje w rażeń większość ludzi,
którzy nie ż a łu ją tru d u n a czytanie tych w spa­
niałych pom ników chrześcijańskiej przeszłości«.
Cześć oddaw ana Świętym nie jest wr ścisłem
słow a znaczeniu uw ielbieniem , czyli adoracją,
391

k tó ra się sk ła d a tylko B ogu samem u. P u b li­


cznym kultem Św iętych k ieru je sam Kościół,
dlatego tych jedynie m ożna publicznie czcić
jako św iętych, któ ry ch Kościół za takich uzna.
T akie uroczyste uznanie zowie się b eaty fik acją
i kanonizacją.
Dlaczego byśm y nie m ieli czcić tych, którzy
gotow i byli w szystko dla C h ry stu sa P a n a uczy­
nić i wycierpieć'?
2. Cześć Św iętych jest dla n a s pobudką do
coraz skuteczniejszego zbliżenia się do C h ry stu ­
sa. K ażdy człowiek, chcąc naprzód postępować,
szuka pomocy i oparcia; szuka go ponad sobą,
ale też i najbliżej siebie. Szuka wszędzie w po­
bliżu wzoru, k tóryby mógł n a sobie odtwarzać.
W szak i w rzeczach codziennych, życiowych
ta k się dzieje. P rzyjaciele poezji czczą swoich
Szyllerów, lub K alderonów ; ci którzy um iłow ali
filozofję, przyw iązują się do P lato n a, do Tom a­
sza z A kw inu, lub naw et do S chopenhauera; m u­
zycy czczą M ozarta, Beetbovena, W agnera lub
Szopena.
A m iłośnicy chrześcijańskich cnót nie' m ie­
liby kierow ać wzroku swojego ze czcią i z świę­
tem prag n ien iem naśladow ania ku tym , którzy
w tych cnotach ta k nadzw yczajnie postąpili?
K iedy patrzy m y na Świętych, m usim y sobie
powiedzieć: Albo Święci czynili z a w i e l e
w służbie Boga, albo m y z a m a ł o czynimy.
1 jeśli w nas niem a przekonań chrześcijańskich,
to i ta k czynim y jeszcze za wiele, a jeśli w nas
są, to owo mało, któ re czynim y, nie może oczy­
wiście w ystarczyć.
3. Ze czcią Św iętych łączy się m odlitw a, któ­
rą do nich zanosim y, by się za n am i u Boga
w staw ili. W szak i n a ziem i poddany, m ający
392

zaufanie u księcia, cieszy się, jeśli przyjaciele


księcia za nim się w staw iają, zwłaszcza jeśli
wie, że książę m a w tem przyjem ność, gdy może
wyróżnić sw ych przyjaciół, w ysłuchując ich
prośby.
Sam in sty n k t n a tu ra ln y pobudza chrześcijan
do w spom agania się wzajem nego m odlitw ą
w potrzebach; są oni przekonani, że ta modli
tw a, to orędow nictwo nie jest bez w artości.
Śm ierć nie zryw a więzów duchowych. A po­
nieważ ci, którzy się już przenieśli do wieczno­
ści, widzą Boga, jak świadczy Pism o św., i wie­
dzą co się dzieje n a ziemi, rzeczą więc jest n a tu ­
ralną, że człowiek m odlący się prag n ie ich mieć
za orędowników przed Bogiem, a prag n ie dlate­
go, że oni posiadają szczególne u Boga względy
i łatw iej mogą być w ysłuchani. .
J e st to rzeczą zrozum iałą, że Bóg łaskaw y
podoba sobie w tem , iż może uczcić Świętych, te
w ierne sługi swoje, w ysłuchując ich prośby,
kiedy się za nam i w staw iają.
J e d e n jest tylko P ośred n ik m iędzy nam i
a Bogiem — Jezus C hrystus. Lecz ten jedyny
Pośrednik jest tak dobry, że udziela nam swych
łask drogą, odpowiednią naszej naturze, — gdyż
naw et słabych ludzi, którzy m u służyli w iernie
i stali się Św iętym i, w ybiera n a pomocników
w pośredniczeniu, żeby mocą łaski C hrystuso­
wej pom agali ludziom skuteczniej dążyć do
Boga.
A ja k m odlitw a łączy nas z błogosław ionym i
m ieszkańcam i nieba, ta k łączy nas ona również
z duszam i, które w czyścu cierpią k a ry za swe
grzechy.
Odpowiada to zupełnie i m iłosierdziu Boga
i chrześcijańskiem u poczuciu i przynosi nam to
393

w ielką pociechę, że możemy ty m biednym du­


szom przychodzić z pomocą przez m odlitw ę i do­
bre uczynki.
4. Ileż to wielkich i w spaniałych rzeczy wzbu­
dził k u lt Św iętych w chrystjanizm ie. .Je st on
jak b y ochronnym wałem dla pełnego oddania
się Bogu. Będąc ciągiem , duchowem obcowa­
niem m iędzy żyw ym i a u m arły m i przyczynia
się w znacznej m ierze do zachow ania w sercach
ludzi w iary w życie przyszłe.
Święci, k ró lu jący z Chrystusem , w staw iają
się przed Bogiem za ludźmi. D obrą więc i zba­
wienną jest rzeczą wzywać ich i uciekać się do
ich m odlitw, chroniąc się pod ich opiekę, aby
otrzym ać łaski od Boga przez Jezusa C h ry stu ­
sa, P a n a naszego, k tó ry sam tylko jest Zbawi­
cielem i Uświęcieielem naszym.
5. Jeżeli Kościół nie uczynił św iętym i w szyst­
kich swoich w iernych, to przynajm niej przez
wpływ swój uśw ięcający uszlachetnił w p rze­
dziwny sposób każde ludzkie serce, które mu
się dddało.
U szlachetnienie ludzkiego serca jest najpię-
kniejszem dziełem oh ry st j an izm u.
Z n a tu ry skłonności ludzkie dążą do szuka­
n ia siebie, zimnego ja k to złoto, które uw iel­
biają, nieczystego ja k ta rozkosz, której pożąda­
ją, m glistego jak ta sław a ludzka, za k tó rą się
ubiegają. U ludzi na wysokich stanow iskach to
szukanie siebie ukazuje się jak o pycha, u cier­
piących jako niepokój, u młodzieży jako sw a­
wola i w yuzdanie, ukazuje się jako niezgoda
w rodzinach, jako tw ardość wobec bliźnich, jako
pieniactw o, jako ustaw iczne, nigdy niezadowo­
lone przerzucanie się z jednej spraw y w d rugą,
394

w nadm iernej gonitw ie za użyciem. T ak się


dzieje we w szystkich stanach.
A przeciw nie w szkole C h ry stu sa ileż to s ła ­
bych serc ludzkich nauczyło się słodyczy i po­
kory, ile nauczyło się szlachetnego m iłosierdzia,
ile gotowości do najheroiiczniejszych ofiar! S er­
ce katolickie kocha porządek, ustanow iony przez
Boga, jest w ierne w szystkim praw nie u stan o ­
wionym powagom, jest pełne zapału dla w szyst­
kich idealnych przedsięwzięć ludzkości N ajp ię­
kniejsze i najszlachetniejsze dzieła w yrosły
z katolickiego' serca.
RO ZDZIAŁ CI.
Ułomności ludzkie w życiu chrześcijan.
1. Nie wszystko, co widzisz u chrześcijan, nie
wszystko co czytasz u chrześcijańskich pisarzów ,
możesz kłaść n a k arb chrystjanizm u: wszędzie
się bowiem w ciśnie pierw iastek ludzki.
N ieraz się zdarza, że ludzkie słabości ja s k ra ­
wo w ystępują u chrześcijanina; dowodzi to ty l­
ko w ielkiej słabości ludzkiej, a nie słabości łaski
bożej.
Ł aska boża m a tę właściwość, że nie przem ie­
n ia nagle ludzi w aniołów, lecz bierze ich ta k i­
mi, jak im i są, aby ich pom ału zrobić tern, czem
być powinni. W szak i Szaweł nie został nagle
przem ieniony w doskonałego Paw ła.
W ludzkiej n atu rze jest silny pęd do pychy,
do w ysuw ania na pierwsze m iejsce swojego ja ;
jest pęd do tego co baw i zmysły, do zmysłowo­
ści; jest ograniczone i jednostronne poznanie,
a konsekw entnie takież chcenie; jest skłonność
do przesady wszelkiego rodzaju. Te i inne uło­
mności zwalcza łaska i w spółdziałanie człowie­
ka. W spółdziałanie to jednak nie jest wolne od
wielu błędów i zboczeń.
Od podróżnego, będącego w drodze, nie można
w ym agać, aby już był u celu.
Kościół katolicki n a ziemi nie jest wcale
zgrom adzeniem niebiańskich istot, lecz ludzi,
396

walczących w śród naw ałności i burz, którzy


się u trz y m u ją nad przepaścią, w k tó rą wzbu­
rzone fale doczesności chcą ich w trącić.
N aw et Święci m ieli swoje niedoskonałości;
m ieli niejeden brak, w skutek którego byli nie­
zdolni do spraw ziemskich. Nie gań szczegółów
w w ielkich n a tu ra c h ; skrzydła, które im prze­
szkadzały kroczyć po ziemi, unosiły icli za to
ku niebu.
2. C hrystjanizm składa się ze słabości ludz­
kiej i z łaski bożej. N iejeden z w łasnej w iny
pozostaje w tyle za łaską i przez długi czas nie
jest tern, czem stosownie do świętości chrystja-
nizm u być powinien. Bóg m iłosierny dopuszcza
to w swych pełnych m ądrości zam iarach i ty
nie masz p raw a tern się gorszyć.
Z takiego to m a te rja łu chce Bóg swe dzieło
budować! Z tw ardego kam ienia i dobrego w a­
pna nie ta k tru d n o dom zbudować, ale trudno
z sypkiego i lotnego piasku.
K iedy ok ręt ma pom yślny w iatr, czujną za­
łogę, zdolnego sternika, dobry ster i dobrą bu­
dowę, łatw o jest nim kierow ać po falach ocea­
nu. Ale kiedy w ia tr jest przeciw ny, ster złam a­
ny i okręt trzeszczy we w szystkich swoich spo­
jeniach, gdy załoga; ciągle zapom ina o swoich
obowiązkach — a statek , rzucony n a szerokie
morze, n a skały podwodne, dochodzi jednak
mimo to do bezpiecznej przy stan i — to czyż to
nie jest rzeczą niezw ykłą?
F a k t, że katolicki Kościół nie zginął wśród
ty lu burz w ciągu wieków, że nie zginął mimo
słabości swoich kierow ników i swoich członków,
fakt ten, pow tarzam y, jest oczywistym dowodem
jego boskiego pochodzenia.
ROZDZIAŁ CII.
Stan kapłański.
1 K ażdy chrześcijanin posiada królew ską
i kapłańską godność. A w y rodzaj w yb ra n y
królew skie kapłaństw o, naród św ięty.1 Mimo to
uw ażał Zbawiciel za stosowne i ze swemi miło-
siernem i i m ądrem i zam iaram i zgodne, ustano­
wić jeszcze szczególniejszą zwierzchność i w ła­
ściwy stan kapłański, czyli pasterzy dla rzą­
dzenia ow czarnią C hrystusow ą.
W ładzę swoją otrzym ali owi pasterze zgóry,
nie zdołu. Apostołom dał posłannictw o sam
C hrystus, a cni przekazali je swoim następcom ,
a po nich innym .2 »C hrystus był posłany przez
Boga, a Apostołowie przez Chrystusa«, tak pisze
K lem ens R zym ski; »Apostołow ie stosownie do
rozkazu C hrystusa poszli i przepow iadali i w y­
próbow anych przez siebie u sta n a w ia li po m ia­
stach biskupam i i diakonamd«.
»Tego, kogo ojciec rodziny ustanow ił rządcą
swego domu, pisze do Efezów Ig n acy uczeń
Apostolski, pow inniśm y przyjąć jak jego sam e­
go; stąd w ypływ a, że biskupa pow inniśm y po­
ważać ja k samego' C hrystusa Pa:na«.
2. C hrystus ustanow ił w swoim Kościele
praw dziw ą władzę rządzenia. Apostołowie mó-

1. i P i o t r 2, 9. — 2. D z ie je A . fi 2; T y t. 1, 5; 1 T y m . 5, 22.
wią: Zdało się Duchowi Świętem u i nam, abyś­
m y więcej nie kładli na was ciężaru.3 Św.^ P a ­
weł przyznaje sobie moc karać wszelkie niepo­
słuszeństwo.4
Prócz tego służba ołtarza należy tylko do
Apostołów, do ich pomocników i następców,
których ustanowili. Od ustanowienia ofiary
świętej w wieczerniku istnieje w Kościele wła­
ściwe kapłaństwo. K ażdy niech patrzy na nas
jako na sługi Chrystusowe, jako ^ na włodarzy
tajemnic bożych .6 Władza kapłańska rozszerza
się i przelewa przez obrzęd święceń i wkładanie
rą k .7
To wielkie dobrodziejstwo, że Bóg przesta­
wał z nam i w ludzkiej, widzialnej postaci, nie
miało dla nas przepaść. J a k wszystkie ludzkie
spraw y m ają n a ziemi swoje ludzkie przedsta­
wicielstwo, tak i spraw y boże m ają n a ziemi
ludzkich przedstawicieli. Są nim i kapłani. Oni
to strzegą praw Boga wśród ludzkości; oni po­
ciągają ludzi do Boga, oni pom agają ludziom
do osiągnięcia ostatecznego celu; za ich pośre­
dnictwem otrzym ujem y owoce Odkupienia; oni
się modlą za nas i składają ku czci Boga i za
nasze zbawienie ofiarę Nowego Przymierza.
K apłan jest prawodawcą i sędzią w zakresie
sumień; jest lekarzem: rany, które on leczy, to
rany duszy; jest »szafarzem tajem nic bożych«.
K apłan, pozostający w łączności z nauczy­
cielskim urzędem Kościoła, jest nauczycielem,
jako sługa Kościoła objaśnia i głosi słowo boże.
On uczy dzieci, pociesza chorych i um ierają­
cych, objaśnia wątpiących, karci grzeszników,
pośredniczy między maluczkimi i wielkimi, po-
cieszą biednych i smutnych, budzi i wzmacnia
w sercach naszych zmysł dla idealnych dóbr:
Wolny od trosk doczesnych stara się szerokiem
sercem stać się wszystkiem dla wszystkich.
Niema nic gorszego na świecie nad złego ka­
płana, nic lepszego jak dobry kapłan.
RO ZDZIAŁ C III
Trzy rady ewangeliczne i stan zakonny.
1. Miłość ku Jezusow i C hrystusow i posiada
szczególniejszą siłę. Św. Agnieszka, nam aw iana
cło związków ziemskich, zaw ołała: »Oddal się
odemnie, pastw o śm ierci, gdyż serce swoje ofia­
row ałam innem u Oblubieńcowi; Jem u poświę­
cam się w yłącznie na całkow itą ivłasność«.
Niezliczone dusze w Kościele zrzekły się w ta ­
ki sposób dóbr ziemskich, radości, woli w łasnej,
aby się całkow icie oddać Bogu, P a n u swemu.
Jeśli chcesz być doskonałym, rzekł P a n J e ­
zus do bogatego młodzieńca, idź, sprzedaj co
masz i rozdaj ubogim, i pójdź i naśladuj mięć
Przez dobrowolne ubóstwo zrzeka się czło­
wiek wszelkiego praw a własności i wszelkiego
użytkow ania, odpow iadającego tem u praw u.
Przez ewangeliczną czystość zobowiązuje się
w szczególny sposób nie tylko do w yrzeczenia
się wszelkiej grzesznej rozkoszy, ale także m ał­
żeństwa w tym celu, żeby mógł służyć Bogu
i P a n u swemu doskonalej i bez podziału. Przez
doskonałe posłuszeństwo oddaje się człowiek
naw et w rzeczach zostaw ionych zwykle ludziom
dowoli, na wolę drugiego, w k tórym m a praw o
widzieć przedstaw iciela Boga.

1. M ar. 10, 21.


401

2. Słusznie zauważono, że u w szystkich lu ­


dów, po w szystkie czasy, we w szystkich k ra ja c h
i religjaeh istnieje przekonanie, że dziewictwo,
zachow ywane z pobudek wyższych, m a w sobie
coś niebiańskiego, co człowieka podnosi i m iłym
Bogu czyni. J a k ą ż cześć, jak i szacunek m iały
wszystkie lu d y dla tej powściągliwości,
Jakkolw iek m ałżeństw o jest powołaniem na-
tu ra ln em człowieka, jakkolw iek jest stanem
świętym , to jednak wszędzie spotykam y wielką
cześć dla dziewiczej czystości.
K to m a rzetelne pojęcie o godności ludzkiej,
łatw o pojmie, że celibat, jeżeli ty lk o pochodzi
z pobudek szlachetnych, więcej m a w sobie
idealizm u, niż stan m ałżeński.
Czyżby to było tak tru d n e do zrozum ienia,
że całkow ita pod tym względem powściągliwość,
byle tylko nie pochodziła z pychy, ale z ducha
ofiarnego, z rzetelnej m iłości ku Bogu i ludziom,
jest Bogu nader m iłą?
Także jako p r z y k ł a d m ają śluby zakonne
swoją wartość. D opraw dy nie rozum ie ten, jak
siln y wpływ w yw iera n a serce ludzkie p rzy ­
kład, kto w ątpi o tern, że sam e istnienie wielko­
dusznych serc, k tóre z m iłości ku Bogu w y­
rzekły się na zawsze tego rodzaju rozkoszy, jest
notężnem kazaniem dla w szystkich chrześcijan
i wuelkiem upom nieniem , że każdy człowiek
może z pomocą łaski bożej zachować sum iennie
obowiązki, jakie Bóg w łożył na jego stan.
3. Istn ien ie stan u zakonnego w katolickim
Kościele jest jeclnem z najw iększych dobro­
dziejstw^, jakie zawdzięczam y C hrystusow i P a ­
nu. S tan zakonny nie jest dla wszystkich, nie
jest to stan, do którego chrześcijanie zwyczaj­
nie byw ają powoływani, lecz jest to sta n nad-
Chrześc. filo z o fia życia II. 26
402

zwyczajny, wyższy. Polega n a dobrowolnem,


wszechstronmem w yrzeczeniu się, jakie doradza
C hrystus, a jak ie p ra k ty k u je się przez śluby
ubóstw a, czystości i posłuszeństw a.
S ta n zakonny jest szezególnem dobrodziej­
stwem dla tych, k tó rzy się w ninp znajdują. N ie­
jeden po gorzkich dośw iadczeniach życiowych,
po bezdrożach w iodących n a zgubę wieczną, tę ­
skni do życia pokutnego, do zacisza, któreby go
uchroniło od niebezpieczeństw — znajdzie to
tylko w życiu zakonnem.
In n i tęsknią za doskonalszą form ą życia.
Rozw ażając ubóstwo, czystość i posłuszeństw o
Jezusa, ja k z m iłości ku n a m wszystkiego się
wyrzekł, czują silny pociąg, by z m iłości ku J e ­
zusowi oddać m u się w ja k najdoskonalszej
ofierze. Otóż w szczególniejszych pracach, t r u ­
dach i uciążliw ościach, jakie są zw iązane z ży­
ciem zakonnem, znajdą ich serca spełnienie
szlachetnych p rag n ień swoich i odczują radość
tych, którzy się zupełnie i bez zastrzeżeń rzucają
w objęcia boże.
Jak że to m iły i piękny widok zakonników,
którzy zdążają przez to życie ziemskie do ojczy­
zny niebieskiej, m ają c jedno serce, te same
uczucia i poglądy!
4. Życie klasztorne i zakonne jest też dobro­
dziejstw em i dla całego chrześcijaństw a.
K ażdy chrześcijanin czuje się pobudzonym
i pokrzepionym , gdy pom yśli o ty lu zakonni­
kach i zakonnicach, ponoszących dla m iłości
Jezusa najw iększe ofiary. K tóż policzy te du ­
sze, które na myśl o cnotach, p raktykow anych
w klasztorach i szpitalach, porzuciły życie grze­
szne, a zachęciły się do ćwiczenia się w chrze­
ścijańskich cnotach1?
403

T ak więc klasztory religijne w ykazały, że są


ogniskam i, w których serca zap alają się uczu­
ciam i chrzęścijaiiskiem i; życie w iernych czer­
pie w n ich bez u stan k u nowy żar i nowe po­
budki do cnoty.
To wyższe dążenie do cnoty, ta św ięta k a r­
ność niższego człowieka, to szlachetne opanow a­
nie niższych pierw iastków , o które się sta ra każ­
dy chrześcijanin, ujaw n ia się widoczniej i do-
ty k aln iej w życiu zakonnem.
N aw et w ielkim potrzebom obecnych czasów
życie zakonne przychodzi ze skuteczną pomocą.

* i
26*
1 RO ZDZIAŁ CIV.
Chrześcijanin śluzy w i e l k i e j sprawie.
1. Kościół katolicki mówi nam o w spaniałem
zakończeniu św iata. »Seena« się załam ie; pierw ­
szy a k t h isto rji św iata się skończy, następnie
przyjdzie a k t drugi, a k t stra szn y sądu po­
wszechnego i tern zakończy się cały d ram at
św iata Sądem i jaw nym podziałem aniołów
i ludzi n a dobrych i złych zakończy się hist >1*ja
św iata.
N aukę o sądzie zaczerpnął Kościół z T ra d y ­
cji i Pism a. J a k niejedną in n ą praw dę, tak
i praw dę o sądzie w y raża Pism o w sposób
obrazowy.
Sąd nad św iatem przepow iedział sam C hry­
stus i dodał: Niebo i ziem ia przem iną, ale słowa
moje nie przem inąd Cóż jest w n a tu rz e trw alsze­
go nad niebo i ziemię, co lotniejszego n ad słowo!
Gdzie się odbędzie sąd, nie wiemy, nie zna­
m y też bliższych szczegółów o nim ; niem ożliwą
jest więc rzeczą w yrobić sobie jakieś dokładniej­
sze pojęcie o tym w ielkim akcie. Lecz szalonym
byłby ten, ktoby dlatego w ątp ił o rzeczyw isto­
ści samego są d u 1?
2. Czy m yślącem u człowiekowi może się wy-

1. M arek 13, 31.


405

dać dziwnem, że Boża M ądrość postanow iła ten


w ielki dzień sądu?
Człowiek nie jest odosobnioną jednostką, nie
jest pojedynczym atom em, ale członkiem rodzi­
ny, grom ady, państw a i całej ludzkości. W y p a­
da więc, aby przed sądem Boga-Sędziego sta n ą ł
nie tylko poszczególny człowiek, ale cała ludz­
kość w sweni widomem zjednoczeniu, w swej
zbiorowości, ustanow ionej przez Boga.
T aki publiczny sąd odpowiada zupełnie bo­
skiej spraw iedliw ości. Zbyt często n a widowni
św iata spraw a boża byw ała poniżana i wyszy­
dzana w w iernych sługach Boga, a zło triu m fo ­
wało w zuchw ałych gardzicielach Boga. Bóg
więc sam sobie w inien jest dać wielkie u sp ra ­
w iedliw ienie z prow adzenia i kierow ania w szyst­
kich ludzi i w szystkich narodów. Po zaw ikła-
niaeh, niejasnościach pierw szego aktu, m usi n a ­
stąpić drugi akt, k tó ry przyniesie całkow ite
w yjaśnienie i rozw iązanie
3. W całej pełni można zrozumieć sąd św iata
tylko wtedy, jeśli się uw zględni Zbawiciela
św iata, J e z u s a . J a k bowiem św iat w idzialny
n a b ie ra znaczenia przez ludzkość, tak sens całej
ludzkości tkw i w Jezusie Chrystusie. W szystko
dla C hrystusa!
N adprzyrodzone uw ielbienie Boga w C h ry ­
stusie — oto ostateczny cel św iata i ostateczny
cel ludzkości. Oto w i e l k a spraw a, której słu ­
ży chrześcijanin.
Sąd ostateczny, jako jedyne w swoim rodza­
ju, w spaniałe O bjaw ienie Boże odpow iada do­
skonale ternu celowi. O bjawienie to w inien dać
Ojciec niebieski, że się tak w yrazim y, jednoro-
d zon em u Synow i swemu, Jezusow i Chrystusow i.
4. Ten nadzw yczajny dzień poprzedzą nad-
406

zwyczajne w ydarzenia. Cala budow a wszech­


św iata ulegnie ogrom nym w strząśnieniom
i zniszczeniu. W szechmocny Bóg obwieści za po­
średnictw em Aniołów — Pism o mówi sym boli­
cznie o trą b ie archanielskiej — swój dekret:
»U m arli pow stańcie, staw cie się n a sąd!«^
Z jaw ią się nieprzebrane rzesze ludzkie, na-
stąp i do szpiku kości przejm ujący podział na
praw icę i lewicę. W szyscy m uszą uznać w iel­
kość Boga w Jezusie C hrystusie, ale inaczej ci,
co będą n a praw icy, a inaczej ci, co się znajdą
n a lewicy.
Zjaw i się n a niebie znak krzyża, przyjdzie
w m ajestacie Jezus C hrystus. Za życia p rzy ­
szedł w pokorze i uniżeniu, teraz się ukaże
z wielką mocą i w spaniałością.
J a k ie będzie to objaw ienie się Boga n a sądzie
ostatecznym , możemy wnioskować z poprzednich
jego objawień. S tw arzając w szechśw iat obja­
w iła nam wszechmoc boża tylko ś l a d , że ta k
powiemy, wielkości Boga. N a górze K a lw a rji
dokonała boża wszechmoc objaw ienia swojego
m iłosierdzia. N a o łtarzach w idzim y wszechmoc
w służbie miłości. Cóż dopiero zdziała ta wszech­
moc, kiedy chodzić będzie o uśw ietnienie Jezusa
C hrystusa, o w ykazanie słuszności jego spraw y!
Cóż to za radość będzie dla spraw iedliw ych!
Służyli niegdyś tem u Zbawicielowi, przez św iat
w zgardzonem u i prześladow anem u; dla swego
Zbaw iciela byli sam i przez św iat wyszydzeni,
w yśm iani, n a śm ierć męczeni. A tera z p a trz ą na
tego Zbawiciela jako n a Syna Bożego w n ie­
skończonym m ajestacie; p a trz ą na w ynagrodze­
nie za pokorę jego pierw szego przyjścia.
J a k i zaś przerażający w idok d la złych!
W tym C hrystusie, którego przedtem osobiście
407

i w jego w yznaw cach prześladow ali, k tórym


gardzili, teraz zobaczą swego Boga, P a n a i Sę­
dziego!
5. W św ietle praw dy, spraw i to wszechmoc
hoża, sta n ą otw orem w szystkie sum ienia przed
oczyma całej ludzkości. Roztoczy się olbrzym i
obraz h isto rji ludzkiej, utkamy z życia i czynów
jednostek, rodzin, ludów od początku św iata aż
do jego ostatn iej chwili.
W szystko będzie jaw ne: cnoty i o fiary sp ra ­
wiedliwych, obłudą i nędza złych; pierw szym
ku chwale, drugim na hańbę.
Całe życie nasze jest ścieżką, prow adzącą
do tego m iejsca, k tó re m am y według słuszno­
ści i zasług zająć w owym dniu na praw icy
lub n a lewicy.
P a n w yda w yrok: »Pójdźcie do mnie, wy
błogosław ieni Ojca mojego, wy bracia i ucznio­
wie moi, pójdźcie i posiądźcie królestwo, które
Ojciec m nie i; w am zgotował«.
I w yda P a n dru g i w yrok: »Idźeie precz ode
mnie, Boga waszego i celu waszego! Sam iście
w y b rali przekleństwo, przekleństw o duszy w a­
szej i c ia łu waszemu«.
Oto co im zostanie z całej świetności św iata!
Oto ja k i będzie w ynik grzesznych uciech w do­
czesności.
6. B łogosław ieni, co z św iętym zapałem w al­
czą pod zw ycięskim sztandarem C hrystusa;
z C hrystusem zwyciężą, z nim też będą królo­
wać i trium fow ać.
Cóż n a ty m świecie jest ta k wielkiego, coby
m ogło pójść w porów nanie z w ielką spraw ą,
k tórej chrześcijanin służy?
Cóż może być szczytniejszego n a d uw ielbie­
nie Boga w Jezusie C hrystusie?

i
ROZDZIAŁ CV.
G orliw ość w walce.
1. Wielką jest walka, którą toczyć musimy;
wymaga ona całej naszej gorliwości i to gorli­
wości wytężonej. S taraj my ż się o to, aby ta gor­
liwość nigdy nie słabła. Pracuj, jako dobry żoł­
nierz Chrystusa Jezusa. Bo i któ ry na placu się
potyka, nie bierze wieńca, ażby się przystojnie
potykał.1
Gorliwości tej sprzeciwia się oziębłość. Ozię­
błość nie zależy na wewnętrznem uczuciu prze­
sytu, pustki i sm utku; uczucie bowiem smutku
może być przy największej gorliwości.
Oziębłość jest to brak stałej odwagi i ćwicze­
nia się w cnotach; jest to rozluźnienie wierności
sumienia, rozluźnienie, które już przeszło'
w przyzwyczajenie; jest to stała mierność w peł­
nieniu obowiązków, nieczułość, która sobie nie
wiele robi z grzechów powszednich dobrowol­
nych.
Oziębłość jest tó zamieranie, stąd apatja dla
cnoty i grzechu, rutyna, lenistwo, rozkład.
Oziębłym jest chrześcijanin, który wtedy
tylko jest cierpliwy, gdy nie m a nic do cierpie­
nia; a ta k długo jest łagodny, dopóki mu się
nikt nie sprzeciwia; pragnie być dobrym, pod

1. 2 T y m . 2, 3, 5.
409

w a ru n k ie m , żeby go to nie nie kosztow ało; chce


p o siad ać cnotę, ale bez u m a rtw ie n ia ; chce o sią­
g n ą ć niebo, ale bez u ży c ia g w a łtu .
Oziębłość poznać m ożna z nałogow ego i św ia­
dom ego s p rz e n ie w ie rz a n ia się su m ien iu , z za­
n ie d b y w a n ia g o rliw ej m od litw y , z pow olnego
s ta c z a n ia się w co raz grubsze w ykroczenia,
z b ra k u u m a rtw ie n ia i o p an o w an ia siebie, z ła ­
tw ego p rz y jm o w a n ia fa łsz y w y ch zasad, z w y­
łącznego z a in te re so w a n ia się złotem i w y g o d a­
m i życia.
O ziębłość p oznać m ożna z: pew nych w y ra żeń :
»to ty lk o drobiazg«, — »inni n ie b io rą znów te ­
go ta k s k r u p u l a t n i e j — »będzie jeszcze czas
pom yśleć o duszy*, — »w ażn iejsze sp ra w y m am
n a g ło w ie«.
2. Oziębłość je s t n ieg o d n a ch rz e śc ija n in a , p la ­
m i jego1 duszę, obniża c a ły jego poziom m o ra l­
n y, p rz y n o si h a ń b ę ch o rąg w i, k tó re j chrześci­
ja n in służy.
Oziębłość je s t bez rad o ści, je s t w e w n ętrzn ą
d y sh a rm o n ją , nie m a pociechy a n i od B o g a a n i
od św iata.
O ziębłość n a r a ż a n a liczne niebezpieczeństw a.
Z aciem n ia du ch a, d la te g o oziębły z ta k ą t r u ­
d n o ścią p o zn a je sw ój s ta n . O słab ia siłę dobrej
woli, p rz y tę p ia w yższe uczucia, znieczula su ­
m ienie.
R a tu n e k n a sz w m o d litw ie; a le j a k ż e się
m odli o zięb ły l
W szech m o cn a je s t ła s k a boża, ale przepędzić
z d u szy oziębłość — to jed n o z n ajw ięk sz y ch
dzieł m iło sierd za bożego. P rę d z e j się p o p ra w i
grzeszn ik , n iż oziębły.
U czucie B oga w zględem oziębłych porów nać
410

można do uczucia, jakiego się doznaje na widok


obrzydliwych potraw.
J a k robactwo może przypraw ić dom o ruinę,
tak oziębłość może zmienić Chrystusowego żoł­
nierza w jego zdrajcę.
3. Myśl często o wielkiej sprawie, której masz
służyć, jako chrześcijanin, a nie będziesz się
obawiał wysiłków. Z astanaw iaj się często nad
tern, czem jesteś, a ozem być powinieneś.
Cel się osiąga tylko przez pracę. F akt, że
lenistwo zamieszczono pośród grzechów głó­
wnych, ma głębokie znaczenie.
Bądź niezłomny w wykonaniu. Są ludzie, co
rozpoczynają z energją, ale potem opuszczają
ręce, czy to wskutek zmęczenia, czy przez nie­
cierpliwość, czy przez lekkomyślność. Myśliwy
stara się ubić zwierzynę, nie zadawala się tern,
że ją wypłoszył.
Jeżeli chcesz wyleczyć się z oziębłości, udaj
się na osobność na czas jakiś; postanowienia
swoje spełniaj najprzód w ciągu kilku dni, a n a­
stępnie co raz to przez dłuższy przeciąg czasu.
RO ZDZIA Ł CYI.
Jarzm o i brzem ię.
1. Dopóki chrześcijanin żyje n a tej1ziemi, ży­
cie jego istotnie jest jarzm em i brzem ieniem .
Zbawiciel jednak tw ierdzi, że jarzm o jego jest
słodkie, a brzem ię jego lekkie;1 chce więc, aże­
byś się całkowicie poddał jego kierow nictw u.
W eźm ijcie jarzmo moje na, siebie, a uczcie
się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca:
a znajdziecie odpoczynek duszom waszym .2
Albowiem ta jest miłość boża, abyśm y p rzy­
kazań jego strzegli; a przykazania jego nie są
ciężkie. Bo wszystko, co się narodziło z Boga,
zwycięża świat, a to jest zwycięstwo, które
zwycięża świat, wiara wasza. K tóż jest, co zw y­
cięża świat, jedno k tó ry wierzy, iż Jezus jest
Synem B ożym .3
Bóstw o C hrystusa n a jsiln ie j objaw ia się
w tajem nicach jego chwalebnego życia. D latego
to rozpam iętyw anie przedew szystkiem tych ta ­
jem nic czyni nam zjednoczenie się z C h ry stu ­
sem słodkiem i łatw em i nap ełn ia sercai nasze
radosnym zapałem.
2. Służba C hrystusow i jest słodka i lekka n a j­
przód dlatego, że nas chroni od złego. K ażdy
człowiek m usi dźw igać jakieś jarzm o i ty je

1. M at. 11, 30. - 2. Mat. U , 29. - 3. 1 Jan 5, 3 - 5 .


412

dźwigać m usisz; niechże więc niem będzie ja rz ­


mo boże, które C hrystus ua ciebie w kłada.
Bez jarzm a niem a życia. K to nie dźwiga
jarzm a bożego, ten dźw iga jarzm o jak ie jś n a ­
miętności. Lepiej dobrowolnie p rzyjąć p ę ta boże,
niż z konieczności pójść w p ęta niew oli św iata,
czy nam iętności.
K to się dobrowolnie nie podda w ym aganiom
życia chrześcijańskiego, tego moce ciemności
obarczą tak im ciężarem i hańbą, że wszystko,
co w nim szlachetniejsze, zostanie poniżone aż
do ziemi.
Je śli myślisz, że jest dla ciebie rzeczą n ie­
możliwą być sum iennym chrześcijaninem , to
bądź przekonany, że nie będziesz naw et uczci­
wym człowiekiem.
Szydzi się nieraz z w ierzących jako ze »świę-
toszków«. K tóż to sobie n a takie szyderstwai po­
zwala? Przew ażnie »świntuchy«. Bo tern jest
zwykle człowiek, sam sobie zostawiony.
D latego skarży się s ta ry H om er: »Niemasz
ta k nędznej isto ty w śród istot żyjących n a zie­
mi, ja k człowiek«.
3. J e st pow tóre służba C hrystusow i słodką
i łatw ą z powodu zachw ycającej piękności jego
zasad. W edług tych zasad spoczywa życie n a ­
sze, nasze szczęście, nasze zbawienie, nasze
wszystko w ręku Tego, k tó ry n a s kocha.
W szystko, co nas w życiu spotyka, dzieje się
z wiedzą, jego zawsze życzliwej Opatrzności.
K ażd a chwila, k tó rą poświęcam jego służbie,
czyni m ię drogim w jego oczach. K ażdy czyn,
każde dobre pragnienie, każdy krok, jeśli go czy­
nim y, by się Bogu przypodobać, n abiera w je­
go oczach w artości poniekąd nieskończonej.
Cóż jest pięknego lub szlachetnego, czegoby
413

w piękniejszej form ie nie zaw ierała w sobie


służba Chrystusa'?
Cnota, pow iada Seneka, już sam a przez się
daje nam zadowolenie, jest tak pociągająca, że
n aw et źli zwykle jej przyklaskują.
4. Słodką i łatw ą jest po trzecie służba C hry­
stusow i z powodu nagrody, k tó ra nam z dobroci
bożej jest obiecana.
Bóg nie czeka z n a g ro d ą aż na wieczność.
Miłość zniew ala go do hojności względem w ier­
nych sług swoich już w tern życiu. Oprócz ży­
cia wiecznego obiecał im już tu na ziemi sto­
krotnie w ynagrodzić wszystko, czego się dla
niego w yrzekli.4
I Bóg dotrzym uje swej obietnicy. Szukaj na
ziemi praw dziw ego szczęścia, znajdziesz je tylko
u tych, którzy wolę bożą wzięli sobie za linję
w ytyczną dla swego życia.
W życiu chrzęścijańskiem nic niem a takiego,
cohy samo w sobie było trudne. W szelkie tr u ­
dności pochodzą z naszego krótkow idztw a i z n a ­
szej m ałoduszności. A gdyby naw et były tr u ­
dności, miłość je u łatw ia i osładza
Gdzie jest miłość,- tam niem a zmęczenia,
a gdyby naw et było, to się je kocha i znosi
z radością.
Z astanaw iaj się często n ad tem i m yślam i, by
wzmocnić swoją w ytrw ałość.
D arem ne bowiem są dobre uczynki, jeśli się
je przed końcem życia porzuca. K to stra c ił siły,
nim dobiegł do m ety, ten biegł napróżno.

4. M at. 19, 29.


RO ZDZIAŁ CV II.
Chrystjanizm — religją miłości.
1. Słusznie nazw ano chry stjan izm relig ją
miłości. ’ Miłość jest koniecznością serca; kto
żyje bez miłości, ten już za życia jest um arły.
Miłość jest czemś najw yższem i najgłęb-
szem, czemś najszlachetniejszem i najm oeniej-
szem w człowieku, o n a go czyni zdolnym do
wszelkich ofiar.
Miłość jest nam iętnością. Szczęśliwy to czło­
wiek, którego pierś w ypełnia nam iętność w y ż-
s z e g o rzędu.
N a tu ra pędzi człowieka do miłości. Co czło­
wiek kocha, to decyduje o k ieru n k u jego życia,
albo w górę ku Bogu, albo n a dół poniżej
zwierząt,
C hry stjan izm daje nam lepiej poznać, jak
nas Bóg ukochał w zakresie n a tu ry ; on tylko
daje nam objaw ienie o n a d p r z y r o d z o n e j
miłości Boga ku ludziom, k tó ra n a tern polega,
że Bóg się n a m oddaje i dla naszego dobra nie­
jako nam się podporządkow uje.
W ehrystjaniźm ie miłość jest najpierw szem
i najw yższem przykazaniem ,1 jest pierwszem
najw ażniejszem w ym aganiem , jakie Bóg staw ia

1. M arek 12, 30; Łuk. 10, 25.


415

człow iekow i, je st n ajw z n io śle jsz ą i n a jd o sk o ­


n alszą cnotą.
M iłość je st to cno ta, przez k tó rą B o g a ja k o
n ajw y ższe i n ajd o sk o n alsze d obro w olą n asz ą
u z n a je m y , o b ejm u jem y i w k tó re m w ypoczy­
w am y.
2. P o w in ie n eś B o g a kochać, bo te liczne do­
b ro d z ie jstw a , k tó re m i cię obsypał, p o k a z u ją ci,
ja k d o b ry m je s t B óg sami w sobie. T w oje życie,
w szy stk ie tw o je u zd o ln ien ia od B o g a pochodzą.
G dybyś s tra c ił w zro k w sk u te k choroby, a odzy­
sk a ł go cudow nie, ja k b y ś b y ł za to B ogu w dzię­
czny! Ozy te ra z m asz b y ć może miniej w dzięczny?
W szy stk o , co m asz w sobie w artościow ego,
od B oga je st; ty lk o grzech! od ciebie pochodzi.
B óg ci u d zielił n ie ty lk o d a ró w p rz y ro d z o ­
n y c h ; on ci w szczególniejszy sposób u ła tw ił
ch rześcijań sk ie, n a d p rz y ro d z o n e życie. Je g o to
O p atrzn o ść s ta w ia ła cię w ty c h lu b ow ych w a­
ru n k a c h , k tó re cię ta k s iln ie d o c n o ty p o b u ­
dzały. On ci d aje tę w e w n ę trz n ą łaskę, bez k tó ­
re j n ie m ia łb y ś a n i siły w w alce, a n i zasługi.
D la ciebie B óg p o czy n ił w szy stk ie zarząd ze­
n ia, k tó re cię m a ją do posiadania. B o g a w w ie­
czności doprow adzić.
B óg ci w szystko d aro w ał, n a co p o zw alały
jego św ięte odw ieczne w y ro k i. A n ie p o sy ła ł ci
d aró w sw oich zd a le k a; nie, albow iem B óg jest
blisko ciebie, on m ieszka w tobie, o n cii je st b liż­
szy, niż ty sam; sobie. W szystko, czem jesteś
i co m asz, p o zo staje w n a jściślejsze j zależności
od B oga. W sz y stk o p rócz B o g a je s t w i ę c e j od
B oga, n iż sam o w sobie.
P o w in ie n e ś ro zm y ślać n ie ty lk o o te j b li­
sko ści i m ieszk a n iu w to b ie B oga, a le i to raz-
416

ważać, jak Bóg działa dla ciebie. D ziała z m i­


łości ku tobie, z tej m iłości w praw ia w ruch
i życie całą n a tu rę , aby ci wszystko pomocne
było do osiągnięcia nadprzyrodzonego celu.
Ale w tedy dopiero zrozumiesz, jak wielka
jest miłość boża ku tobie, gdy spojrzysz u a
C hrystusa pracującego i cierpiącego dla ciebie.
W szystkie inne dowody m iłości bożej n ik n ą po­
dobnie wobec krzyża na K ai w ar j i, jak nikną
gwiazdy wobec słońca. T ak Bóg um iłow ał świat!
3. Taką jest miłość Boga ku tobie! Bóg cię
wyniósł na przyjaciela swego. Za tę miłość m u­
sisz go naw zajem um iłować. Lecz miłość tw oja
niechże będzie podobna do m iłości C hrystuso­
wej; nie może się ograniczać tylko do słów
i uczuć, m usi się okazać w praw dzie i w uczyn­
ku i w poświęceniu.
Synaczkow ie moi, nie m iłu jm y słowem,, ani
językiem , ale u c zyn k iem i prawdą. Po tern zna­
m y, iż z praw dy jesteśm y (a nie z kłam stw a
i obłudnego pozoru) i przed oczym a jego ubez­
pieczym y serca nasze.2
M usimy, m ówiąc słow am i św. P aw ła, okazać
się we w szystkiem ... jako sługi boże w cierpli­
wości w ielkiej, w utrapieniach, w potrzebach,
w uciskach... w nieskw apliw ości, w łagodności...
w m ow ie prawdy... przez chwałę i zelżywośe...
jako u m ierający, a oto żyjem y... jako sm utni,
lecz zawsze w e s e li2
We wszystkiem , co jest i co się dzieje, powi­
nieneś uznać działającą miłość Boga. Pod za­
słoną stw orzeń pow inieneś poznać, uchwycić
i ucałow ać rękę Boga, któ ra ci przez nie dobrze
czyni. Pow inieneś dążyć do tego, by ci wszystko

2. 1 J a n 3, 18 n. — 3. 2 K or. fi, 4 n. .
417

dla praw dziw ego dobra twego służyło, jak to


odpowiada zam iarom bożym.
W reszcie powinieneś przy pomocy stw orzeń
wzbić się do poznania swego Stw órcy i rozw a­
żać, ja k en sam w sobie jest nieskończenie d o ­
bry, piękny i doskonały.
W szelka w spaniałość i piękność całego św ia­
ta, wszelka zdolność um ysłu i dobroć serca,
wszelka nadprzyrodzona doskonałość w chrze­
ścijaństw ie — to w szystko jest tylko słabym
prom ykiem , drobną kropelką, z której możemy
jako tako wnioskować o piękności niestw orzo­
nego Słońca, o praźródle wszelkiej doskonałości
Z w yczajnie. m iłość nie w ym aga od nas rze­
czy nadzw yczajnych.
W ypełniaj przeto doskonale obowiązki swo­
jego zawodu, ale czyń to z miłości ku Jezusowi.
Poniew aż cię Jezus m iłuje, dlatego oczekuje
od ciebie zaparcia się; ćwicz się w niem z m i­
łości ku Jezusowi.
Poniew aż cię Jezus m iłuje, dlatego daje ci
odczuć ciężar krzyża; dźw igaj go z m iłości ku
Jezusowi.
Poniew aż cię Jezus m iłuje, chce żebyś się
jak najściślej z nim zjednoczył; uczyń to z m i­
łości ku Jezusow i i niech to będzie serdeczną
radością tw oją, że się coraz bardziej podobnym
stajesz do boskiego wzoru swego.
4. T ak a to jest miłość, k tó rą mieć należy
i k tó rą rzeczywiście m ają m iljony dusz w ier­
nych żyjących w re lig ji katolickiej^
Słowem »miłość« n azyw ają ludzie wiete ta ­
kich rzeczy, które są niską zmysłowością,
a tylko się stro ją w pozory miłości. Je d n a ty l­
ko miłość B oga może uczynić duszę piękną,
a serce wzniosłem.
Ohrześc. filozof ja życia II. 27
418

Miłość rodzi się z najszlachetniejszej wolno­


ści. Na okręcie m iłości bożej niem a a n i niew ol­
ników, a n i galerników , są tylko sam i ochotnicy.
Raczej nam do tego dążyć, żeby się Boga
z miłości bać, niż z bojaźni miłować.
Jeśli zważysz, że Jezns przeniósł twoje zba-
Avienie nad swoje życie, to zrozumiesz, co1to m a
znaczyć, żebyś jego upodobanie nad wszelkie
swoje dobro przenosił.
5. A żeby się m iłość opierała na trw ały m fu n ­
damencie, m usi tkw ić sAvemi korzeniam i w wie­
rze, a kierunek swój otrzym yw ać od nadziei.
N ie jest to praw dziw a miłość, k tó ra nie za­
puszcza sAvych korzeni na K a lw a rji, a korony
swej nie a a 7znosi ku niebu.
M iłujące serce chrześcijańskie może często
a v swoich zam iarach i uczynkach z m iłości nie

powodować się nadzieją nagrody niebieskiej,


ale zw yczajny człoAAÓek stale tak czynić nie
potrafi.
Nie bój się, że ostygła miłość tAA7oja, dlatego
że nie doznajesz uczucia miłości. Nie zawsze
działanie D ucha S a a t obiaAvia się aa7 odczutych
wzruszeniach. Miłość, gdy jest ŚAAÓeża, ferm en­
tuje jak młode wino, im zaś jest starsza i czyst­
sza. tern spokojniejszą się staje.
N ie wielkość naszych dzieł nadaje im Avar-
tość przed Bogiem, lecz miłość, z jaką te dzieła
spełniam y.
W ielu jest takich ludzi, którzy by pokochali
C hrystusa, gdyby s a m do nich przyszedł. Ale
orszak, k tó ry m u zawsze towarzyszy: zaparcie
siebie, um artw ienie, w zgarda ŚAviata, nokora,
bezinteresowność, oto z czem się niejeden po­
godzić nie może.
W łaściw ie pow inniśm y się w stydzić mÓAvić
419

do Boga: P anie, m iłu ję cię n a d wszystko! Bo to


jest m niej więcej tak, jakbyśm y do króla mó­
w ili: Cenię cię wyżej niż ziemię i wodę. A je­
d nak Bóg m a w tern swe upodobanie, gdy go
więcej, niż stw orzenia m iłujem y; które w poró­
w naniu z n im są znikom ą nicością.
Gdybyś wszystko n a świecie opuścił z m iło­
ści dla Boga, to jeszcze ci jednej rzeczy niedo-
sta je : żebyś opuściwszy wszystko, jeszcze s i e ­
b i e s a m e g o opuścił i n ic z m iłości w łasnej
nie zachował. A kiedy uczynisz wszystko, coś
m iał uczynić, byś się uznał za niepożytecznego
sługę, k tó ry nic sobie, a wszystko Bogu p rzy p i­
suje, w tedy dopiero będziesz bogaty, dopiero
w tedy będziesz szczęśliwy i potężny, dopiero
w tedy będziesz wolny.
W ielkość w miłości, to wielkość w praw dzie;
m iłość i praw d a są to dzieci jednego żywota, są
to' dwie szlachetne latorośle jednego pnia. Gdy­
byśm y naw et o tern nie czytali u św. P aw ła, to
i tak w ypełnienie i koniec p raw a zależałyby
na w ykonyw aniu praw d y w miłości.

A. M. D. G.

27*
SPIS RZECZY.

NAŚLADOW ANIE CHRYSTUSA


W GŁÓW NYCH R Y S A C H .
Tydzień drugi, część pierwsza.
Rozdział Str.
I. K rólestw o C h r y s t u s a ................................. I
II. C hrystus jako w ybaw ca ludzi zciem ności
i n i e w o l i ..................................................... 11
II I . C hrystus jako ideał l u d z k o ś c i..................h>
IV. Z aparcie się siebie jako najpierw sza z cnót
w naśladow aniu C h r y s t u s a ....................... 19
V. D ruga w ielka cnota: dobrowolne znoszenie
ciężarów ż y c i a i . • • 24
VI. C hrystus naszym m istrzem i wzorem . . . 2!)
V II. W cielenie C hrystusa P a n a ...................... 44
V III. Dobrowolne posłuszeństwo względem Boga 40
IX . Praw dziw a h u m anitarność .................... . 44
X. Ćwiczenie się w m iłości bliźniego . . . . 48
X I. M a g n i f i c a t .......................................................50
X II. Betleem .................................................................... 52
X II I. P okora c h r z e ś c i j a ń s k a ................................54
X IV . Przeciwko próżności i a m b i c j i ................. 02
XV. Ubóstwo C h r y s t u s a .........................................07
XV I. Im ię J e z u s .......................................................72
X V II. P ro sto ta chrześcijańska . ...................................75
X V III. C hrystus i rozdział u m y s ł ó w ..................78
X IX . Objawienie się królew skości C hrystusa . . 81
XX . Zrządzenie O patrzności B o s k i e j .............85
X X I. Życie w e w n ę t r z n e .........................................08
X X II. Posłuszeństw o l u d z i o m ............................... 01
X X III. P r a c e .................................................................... 05
X X IV . M o d l i t w a ............................................................. . 100
XXV. Życie r o d z i n n e ................................................. 105
XXVT. C iągły postęp .......................................... U l
X X V II. Dążenie do d o sk o n a ło śc i...............................115
X X V III. W yższa d o s k o n a ł o ś ć ................................... 110
X X IX . W ybór p o w o ł a n i a . . 122
NAŚLAD O W ANIE CHRYSTUSA
W SZCZEGÓŁOWEM R O ZPROW ADZENIU.
Tyd zień drugi, część druga.
XXX. Dwa s z t a n d a r y .............................................127
X X X I. Trzy klasy l u d z i ....................................... 130
R o z d z ia ł S tr .
X X X II. T r z y p o r u s z a ją c e s i ł y ............................................... 133
X X X III. P r a w d z iw a m e t o d a .................................................... 136
X X X IV . R e g u ł y r o z t r o p n o ś c i ............................................... 139
XXXV. S w oboda serca ................................................................. 147
X X X V I. P r a w d z iw a p o b o ż n o ś ć ............................................... 150
X X X V II. Z w y c ię s tw o n a d p o k u s a m i ............................... 153
X X X V III. D z ia ł a n ie ł a s k i b o ż e j ............................................... 15b
X X X IX . C u d w K a n ie G a lile js k ie j . . . . . . . . 161
XL. G o rliw o ś ć o c h w a łę b o ż ą .....................................163
X L I. U fn o ś ć w B o g u .......................................................... 167
X L II. P o tę g a m o d l i t w y ..........................................................170
X L III. G o rliw o ś ć o z b a w ie n ie d u s z i a p o s to ls tw o . 173
X L IV . P o t ę g a d o b re g o p r z y k ł a d u ...............................17o
XLV. T r o s k a o d z i e c i ............................................................... 178
X L V I. Z g o d l i w o ś ć ......................................................................183
X L V II. W s p ó łc z u c ie d la lu d z k ie j n ę d z y .................... 187
X L V I1 I. Z a z d r o ś ć ...........................................................................191
X L IX . S ta n o w c z o ś ć w o b e c f a r y z a i z m u ..........................193
L. Ł agodność . ...................................................................... 197
L I. Ł a g o d n y s ą d o b l i ź n i m ..........................................201
L II. Z n a jo m o ś ć l u d z i .......................................................... 203
L III. U ż y c ie m o w y . ..........................................................206
L IV . O b c o w a n ie z l u d ź m i ............................................... 2Ii>
LV. R o z tr o p n o ś ć w o b c h o d z e n iu s ię z in n y m i . 216
L V I. R o z tr o p n o ś ć w o b e c ' p r z e b i e g ł y c h .................... 2 lb
L V II. K s z ta łc e n ie c h a r a k t e r u .......................................... 223
L V III. G o d z iw a m iło ś ć w ł a s n a .................................. 228
L IX . F a łs z y w a m iło ś ć w ł a s n a .................................... 230
LX. W s p a n ia ło m y ś ln o ś ć i o f i a r n o ś ć ..........................234
L X I. P r a w d z iw a n i e z a l e ż n o ś ć ..........................................237
L X II. W a r to ś ć lu d z k ie g o u z n a n i a ............................... 240
L X III. U n ik a n ie n ie p o tr z e b n y c h t r o s k ..........................243
L X IV . Z e w n ę trz n e p o w o d z e n i e ..........................................245
LXV. P o ż e g n a l n a m o w a C h r y s t u s a ..........................248
L X V I. A r c y k a p ł a ń s k a m o d litw a C h r y s t u s a . . . 233

KRZYŻ.
T y d z i e ń trz eci.
L X V II. O s t a tn i e d n ie ż y c i a C h r y s t u s a . . . . . . 25i
L X V III. Z n a c z e n ie c ie r p ie ń d la c h r z e ś c i j a n i n a . . . 260
L X IX . T r u d n o ś c i ż y c ia c h r z e ś c ija ń s k ie g o . . . . 267
LXX. O s t a t n i a W i e c z e r z a .................................................... 271
L X X I. Z e w n ę tr z n e c i e r p i e n i a C h r y s t u s a .................... 279
L X X II. U p o k o r z e n ia C h r y s t u s a ..........................................283
L X X III. C ie r p ie n ie w e w n ę tr z n e C h r y s t u s a .....................287
L X X IV . Z a c h o w a n ie s ię c ie r p ią c e g o C h r y s t u s a . . 292
LXXV. D la c z e g o C h r y s t u s c h c i a ł c ie r p ie ć ? . . . . 296
L X X V I. S z k o ła s e r c a ............................................ 29:>
L X X V II. M iło ść n i e p r z y j a c i ó ł ............................................... 303
L X X V III. U p a d a n ie i p o w s t a w a n i e .....................................305
L X X IX . Z je d n o c z e n ie s ię z C h r y s tu s e m c ie r p ią c y m 307
LXXX. M a tk a B o s k a B o l e s n a ............................................... 310
L X X X I. O f ia r a k r z y ż o w a ..........................................................312
L X X X II. O ł t a r z ........................................................................... . 316
L X X X III. K o ś c ió ł U k r z y ż o w a n e g o ..........................................320
C H W A L E B N E Z AKOŃC ZE NI E .
T y d z i e ń cz wa r t y .
Rozdział Str.
L X X X IV . Rozwinięcie i r o z w ią z a n ie .................................... 325
LXXXV. Z m artw ychw stanie C hrystusa . . . . . . 329
L X X X V I. W iadom ość o Z m a rtw y c h w s ta n iu ...................... 332
L X X X V II. M yśli n a czas W ielkanocy . . . . . . . . 337
L X X X V III. C hrześcijanin służy spraw ie zw ycięskiej . 342
L X X X IX . W niebow stąpienie P a ń s k i e .................................... 346
XC. C hrześcijanin służy spraw ie przynoszącej
szczęście ................................................................ 349
XCI. Pokój w a m ........................... 354
X C II. C hrystjanizm i porządek społeczny . . . . 3b'<
X C III. C hrystjanizm a m ate rja ln y dobrobyt . . . 363
XCIY. Zesłanie D ucha Św....................................... 367
XCV. M atka B o ż a ................................................................ 370
XOVI. Stanow isko C hrystusa w dziejach św iata . 374
X C Y II. Znaczenie w idzialnego K o ś c i o ł a ...................... 378
X C V III. P a p i e s t w o .....................................................................384
X C IX . Życie k o ś c i e l n e ............................. ........................386
C. Święci ........................................................... 390
CI. Ułom ności ludzkie w życiu chrześcijan . . 395
C II. Stan k a p ł a ń s k i ................................................. 397
C III. T rzy ra d y ewangeliczne i sta n zakonny . 400
CIV. C hrześcijanin służy w i e l k i e j spraw ie . 404
CV. Gorliwość w w a l c e .................................................. 408
CVI. Jarzm o i b r z e m i ę .................................................. ł l l
C Y ll. C hrystjanizm — re lig ja m i ł o ś c i .......................414
Młgfe
898275

BI B l I o r t K A
NARODOWA

You might also like