Świat Jako Boska Arena I Opowieść o Kontroli

You might also like

Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 4

Świat jako boska arena i opowieść o kontroli

Świat jest jedynie boską areną, należy ona jednak do bóstw zagubionych we własnej mocy.
Ukrywających swoją niedoskonałość w tajemnicach wiary, przepowiedniach i niejasnych
błogosławieństwach. Targanych namiętnościami, zazdrosnych o każdą modlitwę i czczy tytuł,
układających moralność pod sprzeniewierzenia własnego losu. Nie ma w nich
sprawiedliwości, jest jedynie samozachwyt. Nie w nich miłosierdzia, a jedynie ubrana w tę
maskę litość. Bogowie są wszechmocni, jedynie dlatego, że nie ma nikogo, kto by dotychczas
ich przewyższył, lecz o ich kruchości świadczy, że już tak wielu było tego blisko. Ich jedyną
potęgą jest przedziwnie zdobyta moc tworzenia, jednak zupełnie im to nie wystarcza.
Potrzebują zniszczenia, chaosu i zabawy, by nieustannie upewniać się w swojej wielkości.
Ułudnie obiecują innym istotom wolną wolę i samostanowienie. To tylko bardziej okrutna
forma kontroli, dając szereg możliwości i tak wszystko sprowadza się do jedynego, słusznego
wyboru – poddania się bóstwu. Nie ma nic innego wobec bożego planu, nie ma żadnej
wolności i alternatywy. Nasze możliwości są jedynie tym, co już od wieków mieli
bohaterowie dawnych opowiadań – niczym błądzący w podróży do prawdziwego domu
Odyseusz i Eneasz - poddanie się boskim poczynaniom, stawianie oporu i walki o własną
decyzyjność niczym Ewa i Szatan lub pełne zawierzenie i próba pojęcia bożego planu jak
Dante, któremu Bóg sam dał możliwość doświadczenia swojej potęgi.
„Raj utracony” Johna Miltona to poniekąd filozoficzno-teologiczny traktat pisarza, który po
upadku rewolucji Cromwella dokonuje rozrachunku z Bogiem, próbując zrozumieć kierujące
nim przyczyny; zadaje także pytania do rolę przeznaczenia oraz wolnej woli. Aby przedstawić
swoją koncepcję wykorzystuje opowieść o buncie Lucyfera, który uznaje się za
potężniejszego od Boga i ze wsparciem innych aniołów wszczyna rebelię, mającą
zdetronizować Stwórcę jako Wszechmocnego oraz biblijny hymn o stworzeniu świata,
dokonanie grzechu pierworodnego. Tłumaczy swoje poglądy rozszerzając znane
chrześcijańskie mity o dokładniejsze wytłumaczenia i szczegółowy opis każdego zdarzenia
m.in. opisuje życie Adama i Ewy oraz ich bliskość z Bogiem przed zjedzeniem owocu z
drzewa poznania dobra i zła czy moment ich śmierci, który pomimo dręczącej niepewności
zwiastować ma odkupienie. Milton dokładnie przedstawia genezę grzechu, która sięga dużo
wcześniej niż momentu odwrócenia się Ewy od Bożego rozkazu. Grzech jest córką Szatana,
która nie powstała z jego ciała, lecz wyszła z głowy omdlałego Szatana podczas jednej z
wojskowych narad. Jest zatem w pełni dziełem jego myśli, lustrem jego rozpaczy i za pomocą
lęku i troski przedmiotem samo-kuszenia. Szatan i Grzech w akcie słabości płodzą syna –
Śmierć, z którym tworzą diabelską trójcę. Śmierć (w utworze jest mu przypisany rodzaj
męski) jest jednak pełen przemocy, znieważa matkę, przez co rodzi ona potwory, które
przynoszą jej męki i rozrywają trzewia. Jest to odniesienie do listu św. Jakuba, w którym jest
napisane - „To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie
pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro i grzech dojrzeje, przynosi śmierć" (Jk 1, 15).
Z własnej perspektywy, Szatan czuje się postacią tragiczną, myśli, że niezależnie od własnej
woli skazany jest na czynienie ludziom krzywdy. Jego zdaniem spisek, którego dokonuje na
ludzkości jest jedynie spełnieniem Bożego planu, że został właśnie do tego powołany.
Późniejsze poczynania człowieka są jedynie odbiciem buntu dokonanego przez samego
Szatana. Bóg nie uznaje jednak grzeszników ani za niewinnych zbrodniarzy ani zbrodniarzy
wbrew własnej woli. To oni podjęli świadomą i dobrowolną decyzję odrzucenia Boga, nie on
ich. Z pięknego i bezpiecznego raju stworzyli obezwładniający świat bez granic, istny
labirynt. Ich rozpoznanie, którego tak pragnęli było tożsame jedynie z uświadomieniem sobie
człowieczej nędzy. Nie jest to jednak wizja zupełnie pozbawiona nadziei – pierwsi ludzie,
którzy utracili dobrodziejstwa raju za pomocą poznania, mogą za jej pomocą do niego
również wrócić w zrozumieniu Boga ze zbawienną skruchą. Intrygujące jest także zdanie
oryginalnie brzmiące „What I will is Fate” („Co uczynię jest Opatrznością”). W swojej
budowie i doniosłości przypomina także angielskie słowo „faith” („wiara”) oraz łacińskie
„fiat” („będzie zrobione”), co oznacza, że wolny od przypadku i konieczności Bóg jest wierny
w jedności z Synem i Duchem. W ten sposób pogańskie pojęcie fatum zyskuje sens w
paradygmacie chrześcijańskiej wiary. Stworzenie świata jest odpowiedzią i ostatecznym
zwycięstwem nad zbuntowanymi aniołami, pokonaniem tego, co nieboskie, a zatem złe.
Celem Miltona w pisaniu „Raju utraconego” jest usprawiedliwienie Boga i wyrwać ludzkość
z własnej narracji jako o bohaterach tragicznych aktu stworzenia. Konieczne jest wówczas
uznanie popełnionego grzechu za świadomy i dobrowolny bunt przeciwko Bożej dobroci.
Nie zgadzam się jednak z przedstawioną w ten sposób wizją. Bóg tłumaczy, że jeśli nie
pozwoliłby ludziom dokonać grzechu w ramach nadanej im wolnej woli to nie odnaleźli by
do niego prawdziwej drogi i nie dawałoby mu żadnej radości tego typu bezmyślne
posłuszeństwo. Jest to jednak pewna manipulacja i dawanie jedynie iluzji jakiegokolwiek
wyboru, wiedząc dobrze, że za każdy inny zgodny z Bożą wizją zostanie srogo ukarany.
Gdyby Bóg kierował się miłosierdziem, nie pozwoliłby człowiekowi podejmować decyzji
ratując go w ten sposób od cierpienia, którego doświadczy w rozterkach życia. To nie Szatan,
lecz sam Bóg jako pierwszy wystawia człowieka na próbę zaznajamiając ich z zakazanym
drzewem poznania dobra i zła. Jest to jednak niejasny zakaz, zupełnie sprzeczny ze
wszystkim, na czym polega chrześcijańska duchowość. Ewa dążyła jedynie do wyrównaniu
się w wiedzy z Bogiem, chciała więc go lepiej poznać, stać się mu bliższą, była ciekawa pełni
jego potęgi. Nie znała zła, nie mogła zatem wiedzieć, czym ono właściwie jest, wiedziała
jedynie, że tak jak wszystko inne pochodziło od Boga, a więc było dobre. Nie można się
zatem dziwić pierwszej kobiecie chęci odkrycia tej tajemnicy, Bóg sam przecież namawiał
ludzi do odkrywania świata własnym rozumem. Sam także jest niezwykle wewnętrznie
sprzeczny, co kłóci się z jego opiewaną zarówno w „Raju utraconym” jak i Biblii
doskonałością. Stwórca nie stosuje się do własnych zasad, które narzuca człowiekowi – nie
jest skromny, pokorny, miłosierny. Oferuje odkupienie, jednak nie powstrzymuje się od
piekielnej zemsty, dla każdego, kto nie zgodzi się z jego moralnym kodeksem (który jest
niejasny i ewoluuje z czasem – czemu dobry Bóg nie zakazał w swoich podstawowych
przykazaniach niewolnictwa i nie hańbił za to swoich wybrańców?). Bóg się zmienia – z
odrzuconego w pewnej formie już dziś starotestamentowego sprawiedliwego sędziego w
dobrego ojca z Nowego Testamentu. Nadaje to zupełnie nowe znaczenie słowom, iż człowiek
powstał na podobieństwo Boga, dowodem tego jest to, że popełnia błędy, różni się jedynie
tym, że nie może ukryć swojego momentu słabości za tzw. „większym planem”.
Inne podejście do boskości oraz kontroli nad własnym życiem prezentowali twórcy antyku, co
doskonale pokazuje „Odyseja” i „Iliada” Homera oraz „Eneida” Wergiliusza. Najbardziej
zaciekawiły mnie losy Odyseusza, ponieważ nie był to literacki obraz dokonań kolejnych
narodów, gdzie poszczególni bohaterowie byli jedynie tłem i drogą do osiągania potęgi lub
wzbudzania konfliktu, lecz dokładnym opisem przeżyć konkretnej rodziny. To znacznie
bardziej intymna i pełna człowieczeństwa opowieść, w której nie manifestuje się ono w
skrajnych, podniosłych namiętnościach, lecz w najprostszej ludzkiej potrzebie
bezpieczeństwa, miłości i spokoju – a zatem domu. Odyseusz, bohater wojny trojańskiej,
pomimo wielkiego zwycięstwa nad Trojanami, przechodzi przez niezwykle zawiłą, pełną
niebezpieczeństw i zwodzenia drogę powrotną do Itaki. Uczestnictwo w bitwach i wrodzona
inteligencja niezwykle pomogły przetrwać zwodzenie losu. Najgorszym i najbardziej
opłakanym w skutkach okazała się wizyta na wyspie Kyklopów, gdzie Odys i inni wojacy
wracający z Troi zostali uwięzieni przez jednookiego potwora zwanego Cyklopem. Monstrum
codziennie zjadało mnóstwo owiec, które posiadało w jaskini, gdzie przetrzymywani byli
Grecy. Odyseusz przebiegle stwierdził, iż Cyklopa da się pokonać jedynie, jeśli pozbawiony
będzie wiodącego zmysłu, a zatem wzroku. Aby uśpić czujność olbrzyma, mężczyzna
poczęstował go niezwykle mocnym winem, a gdy tylko zasnął, Odyseusz wypalił mu
rozżarzonym drągiem jedyne oko. Polifem wpadł w rozpacz i zaczął wypytywać, kto uczynił
mu taką krzywdę. Odys wykorzystał okazję i powiedział mu, że nazywa się „Nikt”, więc gdy
cyklop zaczął krzyczeć, że Nikt pozbawił go wzroku (w grece jest to równoważne do „nikt
mnie nie oślepił”), inni mieszkańcy wyspy go zignorowali i uznali za szaleńca. Następnego
dnia mężczyźni przywiązali się do podbrzuszy baranów, dzięki czemu niezauważeni
wydostali się na wolność i mogli uciec z powrotem do statku. W prostej i nieprzerywanej już
niczym drodze powrotnej przeszkodziła jednak duma Odysa. Gdy był już w oddali od
Polifema wyznał mu swoją prawdziwą tożsamość, przez co upokorzony cyklop mógł rzucić
na herosa klątwę u swego ojca Posejdona.
W ten sposób, uciekając od jednego bożego igrzyska, którym była wojna trojańska, Odyseusz
trafił do kolejnego, w którym głównymi graczami stali się mściwy i wściekły za znieważenie
syna, pan mórz i oceanów, Posejdon oraz bogini mądrości i wojny, wieczna sojuszniczka
Odysa, Atena. Losy rozdawał im sam Zeus, który raz skłaniał się w stronę swego brata,
rozumiejąc jego zew zemsty, a raz pozwalał ubłagać się córce, umożliwiając między innymi
na odpłynięcie Odyseusza z Ogygii. W tej boskiej walce, której przedmiotem było życie i
dobrobyt króla Itaki, nie było żadnego większego, nadanego temu mistycznego,
transcendentnego sensu i znaczenia. Była to jedna z wielu niebiańskich sprzeczek, prób
charakteru, własnej potęgi i wpływów, a także zwyczajnej zabawy, zapewnieniem sobie
zajęcia w bezmiarze nieskończoności. To nie była jedyna taka sytuacja. Cała „Iliada”
opierająca się na wojnie trojańskiej jest najczystszym manifestem słabości i niedoskonałości
greckich bóstw. Nie mają one w sobie takiej trudnej do podważenia mocy, nie uznają się na
wszechmocne i najdoskonalsze, jak dzieje się to w przypadku chrześcijańskiego Boga. Choć
cieszą się nieśmiertelnością, nieprzemijalnym pięknem i zwiększonymi możliwościami,
duchowo targają nimi takie same namiętności i niepokoje jak ludźmi. Konflikt między Troją a
Grecją rozpoczął podstęp bogini niezgody Eris, która pojawiła się na weselu Tetydy i Peleusa.
Urządza ona konkurs, w którym nagrodą ma być złote jabłko, o to która z bogiń jest
najpiękniejsza. W szranki stają najpotężniejsze z bóstw – Atena, Hera i Afrodyta. Bogini
miłości i piękna zwodzi jednak wyznaczonego na sędziego Parysa wizją małżeństwa z
najpiękniejszą znaną ludzką kobietą – Heleną. W ten sposób wygrywa pojedynek, natomiast
Parys dostając pozwolenie bogini, porywa kobietę, która jest już wówczas żoną jednego z
greckich królów – Menelaosa. Dziesięcioletni konflikt, pochłaniający setki zabitych,
przynoszący śmierć nawet najwspanialszym z herosów, takim jak Achilles czy Hektor
zaczyna się jedynie z powodu pychy i potrzeby docenienia przez łatwo skuszone boginie. Nie
czują one żadnych wyrzutów sumienia, nie kierują nimi żadne wyższe wartości, tylko żądza
pochlebstw. Można by rzec, iż antycznymi bogami nie kieruje żadna wyższa moralność.
Pokazuje to także sytuacja z późniejszej części tułaczki Odyseusza. Po wydostaniu się z
wyspy Kalipso, Odyseusz trafia w gościnę na wyspę Feaków, którzy traktują go z ogromnym
współczuciem, oferując mu dary oraz pomoc w szybkim powrocie do Itaki. Robią to z czystej
potrzeby serca, próby ofiarowania wsparcia wielkiemu greckiemu bohaterowi oraz
jednocześnie władcy innej krainy. Gdy ich misja się powodzi i sługom Feaków bezpiecznie
udaje się przetransportować Odysa do Itaki, dowiaduje się o tym Posejdon, który z
wściekłością reaguje na wieść, iż przeklęty przez niego heros dociera wbrew wszelkich
przeciwnościom do domu. Żali się na to Zeusowi, a ten bez skrupułów pozwala mu ukarać
niewinnych Feaków zamieniając ich okręt w skałę oraz otaczając ich ziemię, Alkinoję,
murem. Pomimo, iż przyjaciele Odyseusza w żaden bezpośredni sposób nie znieważyli boga,
musieli przecierpieć ogromną i zupełnie niezasłużoną karę. Nie lepsi okazywali się w tej
dziedzinie bogowie rzymscy, których zmienne nastroje i niezrozumiałe niesnaski przeżywać
musieli bohaterowie „Eneidy” Wergiliusza. Oni także byli uczestnikami wojny trojańskiej,
reprezentowali jednak tą przegraną stronę. Po upadku Troi udali się w podróż do Italii, gdzie
mieli założyć nowy naród przyszłych władców świata, którego protoplastą miał być Eneasz.
Stali się oni jednak ofiarami gniewu Junony, która szczególnie umiłowała sobie Kartaginę, a z
przepowiedni dowiedziała się, że potomkowie Eneasza doprowadzą kiedyś do zagłady jej
ukochanej krainy. Jej największym celem stało się zatem zatrzymanie wędrowców w drodze
do obiecanego im miejsca. Próbując to osiągnąć, dokonuje okrutnych czynów, między innymi
wykorzystuje Eola do wzburzenia okropnego szturmu na morzu podczas podróży Eneasza czy
po dotarciu drużyny do Italii wywołuje bunt mieszkańców i doprowadza do wojny domowej.
Losy Odyseusza pomimo tak trudnych wyzwań, które czekały go także w samej Itace,
ponieważ musiał poradzić sobie z natrętnymi zalotnikami swojej żony, zakończyły się
szczęśliwie. Cały sukces Odysa polegał jednak na jego dobru i wrażliwości. Dzięki temu
pomimo upływu parunastu lat, Penelopa nadal go opłakiwała i nie potrafiła ułożyć sobie życia
z żadnym innym mężczyzną, starając się zadbać o powierzoną w jej ręce Itakę. O jego honor
dbał także syn, Telemach, który stale odganiał zalotników, a nawet wyruszył w podróż, aby
odnaleźć zaginionego ojca. Odys cieszył się także zaufaniem wśród mieszkańców, co
udowodnił pastuszek Eumajos, który przez wiele lat opłakiwał dobrego, lecz nieobecnego
Pana.
Niewiadomym jest, czy w jakiejkolwiek ludzkiej opowieści lub wyobrażeniu o boskiej istocie
znajdziemy taką, która w pełni charakteryzować się będzie wszechmocą i doskonałością. To
tylko piękne, nadobne tytuły, którzy nadali strwożeni ludzie, bojąc się siły większej niż oni
sami. Możliwe nawet, że to przekonanie o nieskończonej potędze naszych bóstw to nadana
przez nas samych narracja, ponieważ niezwykle dostojną myślą jest, iż jakaś wyższa siła
wybrała nas i szczególnie sobie upodobała, skupiając na naszym gatunku całą swoją tak cenną
uwagę. Może łatwiej w ten sposób pogodzić się z tym, że bogowie tak naprawdę nie są
dobrzy, lecz zapatrzeni w sobie i własne potrzeby. Pragniemy, jako ludzie, wierzyć, że nad
nami jest jakiś misericors deus, gdy w rzeczywistości jesteśmy pionkami w grze deus ridens.
Niczym bohaterowie dawnych opowieści uwierzmy w to boskie igrzysko i spróbujmy nadać
mu większy sens. Nie oddawajmy tak ważnej części nas samych bogom – oni przez wieki
udowadniają, że potrafią jedynie nas zwodzić.

You might also like