Wilczo Głodna. Wydanie II. Instrukcja Obsługi

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 240

WILCZO GŁODNA.

Instrukcja obsługi

Anna Gruszczyńska
WILCZO GŁODNA.
Instrukcja obsługi

Anna Gruszczyńska
Wydawnictwo
Wilcza

Projekt graficzny i okładka


Natalia Góra

Redakcja i korekta
Anna Majerska

Skład
Krzysztof Szporak

Druk
BookPress, Olsztyn
Dla Toona,
który zawsze we mnie wierzył.
Spis treści

Sen ..................................................................................... 9
PRZEDMOWA ................................................................... 13
WSTĘP................................................................................ 15
Kim jestem? ...................................................................... 16
Moja historia .................................................................... 17
I. WBREW NATURZE ....................................................... 25
Dlaczego puchnę? ............................................................. 26
Dlaczego wpadłaś w zaburzenia? Prawdziwa historia ......... 35
Jak powstaje bulimia. Krok po kroku ................................ 36
Gadzi i Profesor ................................................................ 43
Jak na nowo zaprogramować mózg? .................................. 50
Jak wychować gadziego bachora? ...................................... 55
Wilki Pawłowa.................................................................. 58
II. MYŚLI ............................................................................ 65
Się uda się......................................................................... 71
Weź odpowiedzialność ...................................................... 76
Najlepsza przyjaciółka ....................................................... 78
Deszcz ............................................................................. 80
Myśli automatyczne .......................................................... 86
III. UCZUCIA..................................................................... 93
Emocja to nie ciasteczko. Emocji się nie je ........................ 96
Wybacz ........................................................................... 100
Poznaj samą siebie .......................................................... 102
Skąd pochodzę? .............................................................. 104
6 Spis treści

Drogie ciało .................................................................... 106


Kim jestem? .................................................................... 112
Boję się. .......................................................................... 113
Dokąd idę? ..................................................................... 116
Wyłączenie autopilota ..................................................... 121
IV. CIAŁO ......................................................................... 125
Spowolniony metabolizm, Hashimoto i inne cuda .......... 126
Jeść normalnie ................................................................ 132
Deficyt. .......................................................................... 136
V. GŁÓD ........................................................................... 149
Ekstremalny głód. ........................................................... 149
Brak głodu...................................................................... 156
Podjadanie pomiędzy posiłkami. ..................................... 160
Głód prawdziwy – głód fałszywy..................................... 163
Gotuj.............................................................................. 166
Jedz uważnie ................................................................... 168
Oszczędzanie kalorii ....................................................... 170
Czy schudnę bez diety? ................................................... 171
Częstotliwość i kaloryczność posiłków ............................ 177
VI. ZAPALNIKI ................................................................ 183
Jedzenie .......................................................................... 183
Absurdy .......................................................................... 186
Trudne stany emocjonalne, czyli HALT .......................... 187
Zajadać stres ................................................................... 189
Myślenie czarno-białe ..................................................... 196
Kompensacja .................................................................. 198
Czy warto się przeczyszczać? ........................................... 198
Dziura czasowa ............................................................... 202
Imprezy .......................................................................... 204
Jak nie objadać się na imprezach ..................................... 205
Zniechęcenie .................................................................. 208
Oczekiwanie od swojej silnej woli niemożliwego ............. 211
Spis treści 7

Twoja silna wola ............................................................. 211


VII. NAWYKI .................................................................... 219
Ja, Nawyk ....................................................................... 219
Samodyscyplina i samokontrola ...................................... 221
Ułatw to sobie ................................................................ 225
Kieruj się zdrowym rozsądkiem ...................................... 227
Szybkie interwencje ........................................................ 228
Technika fali ................................................................... 229
Rozmowa ze sobą............................................................ 230
Wyobraź sobie tę sytuację z perspektywy kogoś innego ... 231
Zmień kanał ................................................................... 232
Wpadki .......................................................................... 232
Wpadka .......................................................................... 233
To tylko eksperyment ..................................................... 237
Teraz Ty! ......................................................................... 237
S en
Wbiegłam do falującego morza, w noc, na ślepo.
Zakołysało moją łodzią wagi i porwał mnie odpływ, wprost
na kościste mielizny.
Szybko zapadłam na morską chorobę. Szara na twarzy, z po-
ranionymi dłońmi, wyrzucałam z siebie w białą muszlę toalety,
zdechłe wodorosty. Opijałam się słoną wodą łez i dokładnie
płukałam z drobinek tłuszczu.
Wysączał się mi przez zęby i rozpływał wraz ze szkliwem.
W księdze pokładowej wyliczony każdy ruch ręki i nogi, tak by
rachunek zawsze zgadzał się na moją niekorzyść, na minus przekre-
ślający moje życie. Chowałam się pod jego bezpiecznym dachem.
Ryk wiatru w mojej głowie tak potężny, że zagłuszał sygnały
S.O.S., jakimi wyło moje ciało. Żaden głos nie mógł przebić jego
siły, żadne wykrzyczane „wracaj”, nie mogło mnie zawrócić.
Nadymały się tylko moje policzki jak pełne żagle – najpierw
z oburzenia, a potem jedynie z opuchlizny. Trzepotała do nieba
poszarpana bandera włosów.
Statek widmo gonił szczęście widmo na kursie XS.
I tak dzień po dniu odpływała odpływem kanalizacyjnym
radość, energia i miłość. Czas przeciekał przez szczeliny między
posiłkami.
Odpływało moje życie, pozostawiając na brzegach załamania
nerwowego, szkielet oplątany linami wystających żył.
Obojczyki strzelały w niebo jak wydmy, nogi jak dwie samot-
ne latarnie morskie, odsunięte od siebie zajadle wywalczoną
przestrzenią.
10 SEN

Tak wyrzuciło mnie na Wysp Wagi Kwalifikującej na Szpital


i leżałam tam w poczuciu triumfu.
Smak zwycięstwa miał gorycz czarnej kawy. Ziarenko słodkiego
piasku nie zazgrzyta tu w zębach.
Aż w końcu nocne przyciąganie światła lodówki stało się nie-
znośne, nie do wytrzymania. Szalały z głodu instrumenty nawiga-
cyjne, wysiadał silnik motywacji i skończyło się paliwo silnej woli.
Zaczął się przypływ.
Wypadłam za burtę diety i topiłam się w nagle przybyłych
słodkich wodach. Wlewała mi się do ust, aż do zadławienia.
Puchłam kilogramami jak trup skazany na dryfowanie – od skle-
pu, do domu, do sklepu. Wylewałam się sama z siebie zza paska
i stanika. Martwa z przerażenia.
Księżyc wszedł w fazę tycia i nic tylko wyć syreną na trwogę
i pomoc.
Siedziałam potem wyłowiona wprost w gabinety szkoły pływa-
nia, obolała i przestraszona.
Chodzi o to, by nie nałykać się wody – mówili mi. O tak – I de-
monstrowali zaciśnięte usta.
Zaciskałam więc i nie oddychałam, a potem zachłystywałam się
jeszcze bardziej.
Nie, nie, nie! – mówili inni – Musisz zanurzyć się bardzo głęboko,
na samo dno morza przeszłości, aby tam szukać zatopionych wraków
swojego dzieciństwa. Znajdowałam więc wraki, aż miałam ich całą
kolekcję w gablotce z napisem „Winni”.
Ależ skąd! – słyszałam znowu – Z wichrami trzeba walczyć. Trze-
ba bić się z wiatrem na pięści i mocować z burzą! Nie możesz dać się
ponieść prądom emocji w stronę waniliowych gór lodowych!
A ja nic z tego nie rozumiałam; najżałośniejsza pływaczka.
I wciąż targał mną odpływ i przypływ. Stawałam się większa
i mniejsza, i mniejsza i większa, lecz ciągle dalsza i dalsza dla świa-
ta. Na zawsze zgubiona bez mapy i kompasu.
Sen 11

Aż któregoś dnia zmęczyłam się bardzo i po prostu położyłam


płasko na wodzie. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że ja wcale
nie lubię i nie chcę pływać; w ogóle mnie to nie interesuje. Nigdy
wcześniej na to nie wpadłam!
Nie muszę się tego uczyć, nie muszę nurkować na samo dno
ani żeglować na rozszalałych falach. Jedyne co muszę zrobić
to WYJŚĆ z wody.
Tak po prostu, jak kiedyś w nią weszłam.
Zarzucić ekspedycję do mitycznych Wysp Szczęśliwych. One są
tu i teraz, a nie gdzieś za horyzontem BMI.
Wyjść i wysuszyć się z tego absurdu, patrząc jak światło lodów-
ki blednie, gdy wstaje brzask świadomości.
(Falowanie, post na blogu 5.09.2017)
PRZEDMOWA

W łaśnie mijają trzy lata od pierwszego wydania tej książki.


W tym czasie bardzo dużo się wydarzyło; powstał blog,
kanał na YouTube, program mentoringu, kurs online, trzy kolej-
ne publikacje, które znalazły drogę do tysięcy czytelniczek z całej
Polski. Czasami aż dech mi zapiera, gdy pomyślę, jak bardzo roz-
winął się ten projekt i ile osób mogło z niego skorzystać.
Przypominam sobie wtedy jego początki, gdy nie miałam nic
oprócz starego laptopa z wersją Worda bez polskich znaków i moc-
nej wiary w to, że mam coś ważnego do powiedzenia. Ta wiara jest
ze mną do dzisiaj, chociaż wszystko inne tak bardzo się zmieniło.
Przede wszystkim jestem o wiele bogatsza w doświadczenie.
Zdobyłam je, czytając książki i opracowania naukowe, korespon-
dując z wami, pisząc posty, nagrywając filmiki, odpowiadając na
liczne pytania i komentarze. Miałam także zaszczyt indywidual-
nie prowadzić do zdrowia ponad setkę osób. Każda taka wymia-
na myśli uczyła mnie bardzo wiele. Na pewno też rozwinęły się
moje umiejętności pisarskie, łatwość ujmowania tego, co chcę
przekazać. Zdecydowałam więc, że czas już na nową, zaktualizo-
waną wersję tego poradnika.
Strukturę tekstu oparłam w dużej mierze na jego pierwotnej
wersji, chociaż oryginalnych fragmentów zostawiłam niewiele.
Każde zdanie przeszło powtórną inspekcję i zostało poddane ma-
łemu liftingowi; wyrzuciłam stylistyczne powtórki, niejasne lub
zbyt ogóle stwierdzenia, kolokwializmy. A to wszystko po to, by
czytało Ci się płynnie i po prostu przyjemnie. Dorzuciłam też
14 PRZEDMOWA

najważniejsze posty z bloga. Postanowiłam zamieścić je takimi


jakie są – krótkie, mocne i konkretne i nie przepisywać ich w in-
nych słowach na potrzeby książki. A więc mamy tutaj istny miks.
Cel książki jest jednak ciągle ten sam: szczęśliwa, wolna Ty. Wi-
dzisz ją? Zamknij oczy i wyobraź sobie, gdzie jesteś za miesiąc, za
rok, za dziesięć lat? Na pewno nie z nosem w lodówce.

Dużo zmieniłam także w sferze merytorycznej. Przecież po


nieustannej, trzyletniej pracy nad projektem (przysięgam, nie
miałam ani jednego dnia wolnego od bloga) wiem o zaburze-
niach odżywiania nieporównywalnie więcej niż na początku.
Odkryłam prawa, jakimi rządzi się nasz wilk, a także zrozumia-
łam, jak można je obejść.
Podtytuł książki to „Instrukcja Obsługi” i właśnie tak wyobra-
żam sobie pracę z nią. Masz problem z jedzeniem, tutaj dowia-
dujesz się co robić, wprowadzasz to w życie i uzyskujesz efekt
końcowy: wolność.
Instrukcja obsługi jednak to nie magiczna tabletka. Od Cie-
bie zależy, ile z zawartych tu informacji wykorzystasz. Zaufaj mi,
wszystko o czym piszę, to konkretne, proste kroki, które możesz
postawić już dzisiaj. Nie przeczytasz tu czegoś tak abstrakcyjnego
jak „żeby przestać się objadać, musisz pokochać siebie”. Może
i jest to prawda, ale taka informacja jest zbyt ogólna. Ty potrze-
bujesz konkretów: co jeść, kiedy to jeść, co robić z natrętnymi
myślami itd.

Nie tylko powiem Ci co robić, ale także JAK to zrobić.


Zaintrygowana?
Jeżeli tak, pozostaje mi życzyć Ci owocnej lektury. Wszystko
w co włożymy serce i pracę, da rezultaty. Cały sekret polega tylko
na tym, aby robić to, co działa. A co działa? Już Ci mówię!
WSTĘP

C ześć Wilczyco!
Pozwolisz, że będę się tak do Ciebie zwracać?
(Wilku, ta książka jest też dla Ciebie, ale jako że większość
moich czytelników to kobiety, zostanę przy żeńskiej formie. Nie
gniewaj się, Ciebie też mam w swoim sercu.)

Myślę, że pora wyzwolić się spod tej okropnej nazwy, jaką nas
określają: bulimiczka. Co to za wstrętne słowo! Mi kojarzy się ze
wszystkim, co najgorsze, latami upokorzeń, wstydem, wiszeniem
nad toaletą, brakiem szacunku do siebie, poczuciem bezradno-
ści, rozpaczą. Tak spędziłam większość młodości.

Dzisiaj stoję po drugiej stronie i wyciągam do Ciebie dłoń. Już


ją złapałaś i trzymasz, przewracając kartki tej książki. To oznacza
tylko jedno – zdecydowałaś, że zrywasz z zaburzeniami odżywia-
nia – objadaniem się i kompensowaniem, rozmyślaniem o jedze-
niu, wiecznej diecie… i zamierzasz odzyskać swoje życie.

Tak, to jest możliwe, wiem na pewno. Sama przecież to zro-


biłam, a potem pomogłam pośrednio i bezpośrednio tysiącom
osób. Moja skrzynka mailowa pęka w szwach od podziękowań
i świadectw. A przecież jeżeli jeden człowiek czegoś dokonał,
inny może to powtórzyć. Wystarczy tylko dowiedzieć się jak to
zrobić i zacząć działać.
16 WSTĘP

Kim jestem?
Może zacznijmy od tego, kim nie jestem. Nie jestem ani psy-
chologiem, ani dietetykiem. Jestem praktykiem. Przez półtorej
dekady cierpiałam na bulimię. Od czasu do czasu próbowałam
się ratować, chociaż większość tych lat spędzałam w marazmie,
pogodzona z losem. Gdy miałam zrywy woli walki, zaliczałam
po kolei wszystkie możliwe terapie: konwencjonalne, niekon-
wencjonalne, farmakologiczne, grupy wsparcia. Czytałam tony
literatury na ten temat. Udzielałam się na forach internetowych.
Dowiadywałam się dużo o sobie i rzekomych przyczynach moje-
go stanu, grzebałam w przeszłości, w umyśle, w duszy, ale nigdy
nie dostałam odpowiedzi na pytanie, JAK z tego wyjść.

Jedyne czego się dowiedziałam to to, że bez sztabu specjalistów


i długotrwałej, kosztownej terapii, nie mam szans. A ja cały czas
czułam, że można inaczej. Jednak zupełnie nie wiedziałam jak.

Potem znowu dopadało mnie nieuniknione zniechęcenie, aż


w końcu zaakceptowałam ten problem, jako integralną część
mojego losu. Powiem szczerze, że nawet było mi z nim wy-
godnie. Całą moją „karierę” ułożyłam sobie tak, aby móc się
bezkarnie objadać i wymiotować. W głowie się nie mieści,
prawda? A może nie? Może właśnie tak samo wygląda i Twoja
rzeczywistość?

Jednak w końcu przestało być „fajnie”. Życie postanowiło po-


kazać mi bolesną prawdę o mnie samej. Któregoś dnia otworzy-
łam oczy i ujrzałam taki stan rzeczy: mam 30 lat, nigdy niczego
nie doprowadziłam do końca, niczego nie potrafię, nie mam żad-
nych pieniędzy ani perspektyw. Jedyne co robię to jem, wymio-
tuję i piję alkohol. Moje zdrowie wisi na włosku, mój związek
Moja historia 17

się rozpada. Czy tak to sobie wyobrażałam? Ja, dla której zawsze
najwyższą wartością była wolność? Jak to się stało, że wylądowa-
łam w tym więzieniu?

To był moment przebudzenia się. Postanowiłam: koniec z tym.


Nie spocznę, dopóki z tego nie wyjdę. Słowa dotrzymałam.
Nie wszystko przyszło łatwo. Było sporo wpadek i fałszywych
tropów, ale ja wiedziałam, że albo to zrobię teraz, albo moje życie
rozpadnie się jak domek z kart.
I proszę, oto jestem – zdrowa i wolna. Nie doświadczam ata-
ków obżerania się, nie przeczyszczam, nie wymiotuję.
W pierwsze wersji tej książki napisałam: „Wiem, że nigdy
nie będzie tak samo, jak przed chorobą”. Teraz po trzech latach
mogę śmiało powiedzieć: Jest tak samo jak kiedyś, a nawet le-
piej! Okazało się, że ciało i umysł mają o wiele większe zdolności
regeneracji, niż mogłabym przypuszczać. Ale po kolei; pozwól,
że najpierw opowiem Ci po krótce moją historię. Zobaczysz,
że jestem dokładnie taka, jak Ty. Nie jestem ani silniejsza, ani
mądrzejsza, ani nie mam czarodziejskiej różdżki, którą rzuciłam
zaklęcie „Abrakadabra! Wyjdź z bulimii!”. Nie. Męczyłam się tak
samo „uczciwie” i długo jak Ty.

Moja historia
Wpadłam w ten kompot na dobre, gdy miałam piętnaście lat,
chociaż pierwsze próby odchudzania podjęłam już w wieku lat
dwunastu. Dlaczego? Wychowałam się wśród odchudzających
się kobiet i byłam przekonana, że bycie na diecie, to coś natural-
nego. Tak robiła mama, ciocia, kuzynki. Jako dziecko słyszałam,
że muszę uważać, bo jeżeli nabiorę tłuszczu do dziesiątego roku
życia, to już nigdy go nie zgubię.
18 WSTĘP

W związku z tym już w przedszkolu zaczęłam mieć zastrze-


żenia do swojego ciała. Pamiętam dokładnie taki obrazek; mam
pięć lat, siedzę na dywanie i z żalem i wściekłością patrzę w dół
na mój gruby, wstrętny brzuch. Tak go właśnie postrzegałam,
podczas gdy ja nigdy w życiu nie byłam gruba. Nawet nie byłam
„przy kości”. Nic.

Miałam dwanaście lat, gdy zaczęłam nabierać kobiecych


kształtów i postanowiłam, że już czas na pierwszą dietę. Oczy-
wiście nic z tego nie wyszło, więc ciągle ponawiałam kolejne
próby. Za każdym razem porzucałam je zniechęcona i przeko-
nana o swojej słabej woli, ale przed pójściem do liceum zawzię-
łam się na dobre. Postanowiłam, że wkroczę w nowy rozdział
mojego życia w rozmiarze XS i przeszłam na coś w rodzaju
głodówki. Wytrzymałam trochę ponad pół roku – od wrze-
śnia do marca. Przez ten czas dramatycznie schudłam, zaczęły
wypadać mi włosy, było mi ciągle zimno, nie mogłam się na
niczym skupić. Pierwszy semestr zaliczyłam na dwójach i trój-
ach, podczas gdy w podstawówce zawsze miałam świadectwo
z paskiem.
Odrabiałam lekcje przyklejona do kaloryfera. Tuliłam go z ca-
łych sił, chciałam wcisnąć się w szczeliny między żeberkami i zo-
stać tam na zawsze. To były początki depresji, a im mniej kalorii
jadłam, tym bardziej nie chciało mi się żyć.

Gdy doszłam do około 100 kcal dziennie (liczyłam nawet


te z mleka zero procent dolewanego do kawy), nie miałam siły
wstać z łóżka. Otwierałam oczy i czułam przerażenie: znowu ko-
lejny dzień, znowu trzeba NIE jeść. To chyba jedne z najbole-
śniejszych wspomnień w moim życiu. Nic nie łamie mi tak serca
jak myśl o tej małej, biednej dziewczynce, o żelaznej woli, która
mimo, że myśli o samobójstwie, dalej się „odchudza”.
Moja historia 19

A potem coś pękło i się obżarłam.


Mówię tak, jak Wy piszecie mi w listach: „coś pękło”. Teraz
wiem co „pękło” i dlaczego tak się stało, ale wtedy byłam przera-
żona do granic możliwości. Tyle pracy na nic!
Nie pamiętam swojego pierwszego napadu objadania się.
Nie mogę też wspomóc się moim pamiętnikiem, który pisałam
regularnie w podstawówce, liceum i na studiach. W tym naj-
czarniejszym okresie jest jedna wielka dziura. Nie napisałam ani
słowa. Kolejny wpis, który się tam pojawia, jest już o tym, że
mam bulimię. Epizody obżerania się, musiały się więc powta-
rzać, chociaż to zostało wymazane z mojej świadomości. Mam
tylko kilka przebłysków z tamtego okresu. Pamiętam dokładnie
jak próbowałam wymiotować. Słyszałam, jak moja przyjaciółka
to robi i stwierdziłam, że to wspaniały pomysł; raz, drugi, trzeci,
aż w końcu się udało. Byłam taka szczęśliwa! Właśnie przechy-
trzyłam system, z którym mama i ciotki walczyły bezskutecz-
nie przez całe życie! Znalazłam doskonały sposób na to, by mieć
ciastko i zjeść ciastko. Dosłownie.
Paradoksalnie im bardziej w to wszystko się wgłębiałam, tym
gorzej czułam się ze swoim wyglądem. Przecież zawsze chcia-
łam ważyć 52 kg, a kiedy ważyłam już tyle, to chciałam 50 kg,
a potem 48 kg. Im bardziej osiągałam swoje cele, tym grub-
sza się sobie wydawałam i tym bardziej porównywałam się do
innych.

Po co o tym piszę? By pokazać, że za moją bulimią nie stały


żadne dramaty czy traumatyczne wydarzenia. Moja rodzina była
normalna; ani lepsza, ani gorsza od rodzin moich koleżanek.
Nikt się nade mną nie znęcał, nikt mnie nie zaniedbywał. Wia-
domo, moi rodzice nie byli idealni, ale znam dziewczyny które
wychowały się rodzinach wręcz patologicznych, a nigdy nie wpa-
dły w bulimię. Dlaczego? Bo nigdy się nie odchudzały.
20 WSTĘP

Zostałam wysłana na leczenie. Zaliczyłam kilku terapeutów,


ale nigdy nie czułam się rozumiana. Wiem, że próbowano mi
pomóc, ale naprawdę nie mogłam dopatrzyć się związku między
moją przeszłością, a tym, że absolutnie nie wiem jak jeść. Już
wtedy czułam, że nie tędy droga i nawet jeżeli znajdę „prawdzi-
wy problem”, który tylko „przykrywam jedzeniem”, to po jego
rozwiązaniu moje zaburzenia po prostu nie znikną.
Nikt mnie nie zapytał o moją dietę, nikt mi nie powiedział, że
próby jedzenia 800 kcal są głupie i prowadzą tylko do kolejnych
ataków objadania. Ale nie mogę nikogo za to winić, bo o tym
się po prostu nie mówi. A raczej, ta wiedza nie jest – jeszcze do
dzisiaj – powszechnie znana. Zaskakujące, prawda? Przy zaburze-
niach ODŻYWIANIA prawie wcale nie mówi się o odżywianiu.
Oczywiście teraz to już się powoli zmienia, ale pod koniec lat
90tych było właśnie tak.
W każdym razie, z jednej strony siedziałam na terapiach i szu-
kałam złych przeżyć z mojego dzieciństwa, a z drugiej głodziłam
się, niekontrolowanie objadałam i ćwiczyłam prowokowanie
wymiotów. W końcu doszłam do perfekcji; potrafiłam zwymio-
tować szybko i bezgłośnie. Koniec z pogryzionymi wierzchami
dłoni i zapuchniętą, zapłakaną twarzą. Wtedy mogłam przeko-
nać wszystkich, że już jest ok i żeby zostawili mnie w spokoju.
I to wcale nie tak, że nie chciałam pomocy. Ja po prostu wie-
działam, że kolejna terapia nie wniesie nic nowego, a innych
metod leczenia nie było. No dobrze, leki. Też je brałam i też ab-
solutnie nic mi nie dały.

Gdy wyprowadziłam się na drugi koniec Polski, żeby rozpo-


cząć wymarzone studia, totalnie straciłam nad sobą kontrolę;
jadłam i wymiotowałam po dziesięć razy dziennie. Posiadałam
ubrania we wszystkich rozmiarach, bo tylko tyłam i chudłam.
Ciągle byłam bez kasy; wszystko szło na moje uczty, znieczulający
Moja historia 21

mnie alkohol i papierosy. Zawaliłam sesję, zdrowie się sypało,


a ja zaczęłam mieć myśli samobójcze.

Sytuacja nieco się poprawiła, gdy poznałam mojego pierw-


szego poważnego chłopaka. Dostałam od niego bardzo dużo
wsparcia. To on namówił mnie do szukania pomocy. Ale u kogo?
Znowu mam opowiadać o dzieciństwie? Postanowiłam jednak
dać temu szansę. Nie było to łatwe, bo do wyboru miałam, albo
wielomiesięczne kolejki w NFZ, albo leczenie prywatne, na
które nie było mnie stać. W końcu znalazłam młodą psycholog,
podobno znającą się na rzeczy. Odczekałam swoje i przyszłam
na wizytę. Jednak nie dane mi było przekonać się o jej sku-
teczności, bo po dziesięciu minutach rozmowy wyprosiła mnie
z gabinetu. Zaszło nieporozumienie; przychodnia była dla lice-
alistów, a ja już studiowałam, więc nie mogłam skorzystać z tej
usług. Wybiegłam cała we łzach, czerwona ze wstydu, załamana.
Po kilku kolejnych tygodniach usłyszałam o legendarnym dok-
torze z oddziału na Kopernika. Poszłam na pierwszą konsulta-
cję i dostałam termin rozpoczęcia leczenia na… przyszły rok.
Nawet chciałam iść, ale przez ten czas straciłam zapał do tego
przedsięwzięcia. To i tak nic nie da – wzruszyłam ramionami,
a chłopakowi powiedziałam, że wyleczyła mnie miłość. Jeszcze
raz: ja naprawdę nie widziałam wyjścia z tego, bez względu na
to, co zrobię.
Na tym definitywnie skończyły się moje przygody z psycho-
logami, psychiatrami i szpitalami. Na wiele lat poddałam się
i pogodziłam z faktem, że tak już będzie. Ja, chora na „chorobę
nastolatek”, jedyny na Ziemi beznadziejny przypadek.

Mijały lata, a ja wymiotowałam nadal. Nauczyłam się jako tako


godzić to z moim codziennym życiem. Robiłam absolutne mini-
mum, by utrzymać finansowo i siebie i wilka – nic ponad to.
22 WSTĘP

Potem rzuciłam chłopaka i studia. Założyłam własną działal-


ność gospodarczą, gdzie byłam sobie szefem, a więc nikt mi ni-
czego nie kazał. Przed całym światem i przed sobą samą udawa-
łam, że wszystko jest dobrze, bo nie miałam siły na konfrontację
z prawdą. Płynęłam bezwolnie z prądem. Niczego nie czytałam,
nie uczyłam się, nic mnie nie pasjonowało. Wszystkie pieniądze
przejadałam. Wegetowałam bez celu i sensu.

*
Na szczęście życie jest pełne niespodzianek, a ja dostałam jesz-
cze jedną szansę od losu. Spotkałam Pierwszą Miłość numer dwa,
która objawiła mi się pod postacią belgijskiego turysty zwiedzają-
cego Kraków. Wpadliśmy na siebie – jak to zwykle bywa – zupeł-
nie przypadkiem, a potem wszystko potoczyło się tak, jak to się
zwykle toczy. Początkowo kursowaliśmy na trasie Belgia-Polska,
ale po trzech miesiącach miałam dość. Spakowałam walizki, roz-
dałam znajomym część dobytku, wymówiłam najem mieszkania
i wyjechałam, nie oglądając się za siebie.
Na początku była sielanka, potem zaczęło się twarde życie imi-
granta. Szukałam pracy, ale bez języka było to trudne. Uczyłam
się go po nocach, chodziłam, prosiłam, płakałam w poduszkę.
W końcu znalazła się firma zatrudniająca sprzątaczki, dziew-
czyny takie jak ja; bez dyplomów, bez kwalifikacji, bez niczego.
Przeżyłam szok, że te słowa opisują właśnie mnie. Kiedy i jak to
się stało?
Potem była praca w barze na nocki, potem restauracja, w mię-
dzy czasie codziennie rano kurs języka. Do tego zaczęłam robić
kurs konstrukcji i szycia odzieży, żeby móc pracować w swoim
zawodzie projektanta ubioru. Przez cały rok wstawałam o szóstej
rano, jechałam rowerem prawie godzinę za miasto na osiem go-
dzin szkolenia, wracałam do domu na obiad, na który miałam
pół godziny i leciałam do ciężkiej fizycznie pracy w restauracji
Moja historia 23

do 24.00. W weekendy spałam. I do tego, cały czas wymiotowa-


łam. Zaczęły się palpitacje serca, nagle oblewał mnie zimny pot,
robiło mi się słabo. To było prawie ponad moje siły, ale jednak
jakoś dawałam radę. Skończyłam kurs i dostałam dobrą pracę
w zawodzie. Pokonałam kilku innych kandydatów! A skoro spro-
stałam takiej trudnej sytuacji to co jeszcze jestem w stanie udźwi-
gnąć? Może wyjście z bulimii?

Na początku, dzięki mądremu jadłospisowi, zobaczyłam, że


mogę jeść normalnie i nie tyć, a przecież przez półtorej dekady
byłam święcie przekonana, że mam wolny metabolizm i mogę
jeść maksymalnie 1200 kcal. Potem w przebłysku jasności zro-
zumiałam, czym jest mój problem – nie chorobą, ale uzależnie-
niem. Jeszcze później zrobiłam te wszystkie rzeczy, które opi-
suję w tej książce i wyszłam z tego. Moja waga zaczęła spadać,
skończyło się wieczne jo-jo, zeszła opuchlizna, ruszyła przemiana
materii. Odżyłam, zaczęłam mieć jasny umysł i więcej energii.
Wszystko nagle wydało mi się tak śmiesznie proste.

Niedługo potem, o szóstej rano, pedałowałam na dworzec, by


stamtąd dojechać do mojej nowej pracy. Przejeżdżałam właśnie
aleją wysadzaną ogromnymi kasztanami, zwaną przez mnie Aleją
Wdzięczności, a to dlatego, że zawsze kiedy tamtędy szłam wy-
mieniałam wszystkie rzeczy za które jestem wdzięczna.
I wtedy właśnie pomyślałam: Hej Ania, wyszłaś z takiego po-
twornego problemu. Przecież przez całe życie słyszałaś, że nie da się
tego zrobić tak łatwo, a bez pomocy sztabu tak zwanych specjali-
stów, to już w ogóle niemożliwe. A Ty to zrobiłaś zupełnie sama i to
z dnia na dzień. To jest coś niesamowitego, nie sądzisz? Coś, czym
warto się podzielić z innymi. Na pewno jest na świecie sporo kobiet,
które też cierpią na tą „przypadłość nastolatek”. Może nawet dłużej
niż Ty. Napisz książkę i opowiedz o swoich doświadczeniach…
24 WSTĘP

I nagle złapałam się tej myśli. Zaparkowałam rower, wsiadłam


do pociągu i zaczęłam spisywać szkic rozdziałów. Kolejnego dnia
miałam już ze sobą laptopa, którego przez dwa miesiące roz-
kładałam w pociągu, w przerwie na lunch, w drodze do domu
i w każdej innej wolnej chwili. Pisałam jak zahipnotyzowana.
Czułam jakbym tylko przepisywała na papier coś, co już dawno
temu powstało w mojej głowie.

A potem wszystko potoczyło się tak szybko: blog, wystąpienie


na TEDx Kraków, propozycja z wydawnictwa. Tak narodziła się
Wilczo Głodna, a wraz z nią, na nowo, ja.
Chcę bardzo, żebyś także poczuła jak to jest żyć na miarę swo-
jego potencjału, który odnajdziesz i rozwiniesz, gdy przestaniesz
się objadać.
I. WBREW NATURZE

W tym rozdziale wyjaśnię, dlaczego wpadłaś w zaburzenia od-


żywiania i jakie mechanizmy nie pozwalają Ci z nich wyjść.
Zanim przejdziemy do rzeczy odpowiedzmy sobie na kilka waż-
nych pytań, które pewnie nurtują Cię od samego początku lektury:

Czy ja na pewno mam zaburzenia odżywiania?


Zrobimy krótki test:
Czy doświadczasz regularnych, niekontrolowanych napadów
obżarstwa, po których wymiotujesz, przeczyszczasz się, nadmier-
nie ćwiczysz, lub robisz długie głodówki?
Czy jesteś na ciągłych dietach, które kończą się porażką?
Czy czujesz się bezradna wobec jedzenia, nie wiesz, co jest dla
Ciebie dobre, ile to jest porcja i kiedy powinno się jeść?
Czy często chodzisz głodna a mimo to boisz się zaspokoić tę
naturalną potrzebę?
Czy czujesz ciągłe napięcie związane z tematem odżywiania,
strach, wyrzuty sumienia?
Czy jedzenie okupuje większość Twoich myśli?
Jeżeli na większość pytań odpowiedź brzmi „tak”, to niestety nie
są to Twoje wymysły, ale realny problem, którym trzeba się zająć.

Wiedzę o bulimii mam w małym palcu. Czego jeszcze mogę


się o niej nauczyć?
Ta książka nie uczy o zaburzeniach odżywiania, tylko tego jak
z nich wyjść. Szanuję Twój czas i wiem, że wiesz jakie są objawy
26 I. WBREW NATURZE

bulimii nervosy i do czego ona prowadzi. I że powstała, ponieważ


……………………………. (tutaj wpisz najnowszą teorię, o ja-
kiej przeczytałaś). Skupmy się na rozwiązaniu, a nie problemie.

Czy muszę przytyć, by z tego wyjść?


To zależy, ile ważysz. Jeżeli masz niedowagę, to tak, musisz ją
zniwelować. Nie można oczekiwać od ciała, że będzie normalnie
funkcjonować poniżej swojej prawidłowej masy. Jednak jeżeli
Twoja waga jest w normie, nie masz się czego obawiać, prawdo-
podobnie tak już zostanie.
Pomyśl, czy każdy człowiek, który je normalnie – tyje? Czy
trzeba się głodzić, aby trzymać wagę? No pewnie, że nie! To tak
nie działa! Oczywiście, jeżeli codziennie będziesz zamawiać pizzę
z colą, to przytyjesz, ale jeżeli będziesz jeść w większości zdrowe,
normalne jedzenie, to absolutnie nic takiego się nie stanie. Je-
dyne co może się stać, to pojawienie się opuchlizny na początku
całego procesu. Ale opuchlizna to nie tłuszcz. Już wyjaśniam:

D laczego puchnę?
Ostatnio na blogu pojawiła się ważna seria o tym jak jeść,
że tak powiem, normalnie. Spotkała się ona z bardzo pozytywną
reakcją, a statystyki bloga poszybowały w górę.
Dostałam tonę maili, że posty otworzyły Wam oczy na prawdę.
Bardzo mnie to cieszy.
Teraz nastał czas, by wcielić tę wiedzę w życie, co także masa
czytelniczek zaczęła robić. Skąd to wiem?
Bo dostałam kolejną tonę listów z powtarzającym się problemem.
Mniej więcej takim:
Zrobiłam tak, jak mówisz – wyliczyłam swoje zapotrzebowa-
nie i staram się wobec niego jeść. Nic nie obcinam, jem jedzenie
Dlaczego puchnę? 27

nieprzetworzone, ale to jakby nie wystarcza. Mam ogromne parcie,


by jeść jeszcze więcej. O co chodzi?
– Prawie Zdemotywowana
Albo tak:
Od kilku dni jest dobrze. Nie wymiotuję, jem regularnie. Stanęłam
na wagę, a tu X kg więcej! Co robię nie tak???
– Przerażona
Dlatego muszę jak najszybciej napisać o powszechnych trud-
nościach, jakie Cię czekają, żebyś mi się tu nie zniechęciła. Była
by to ogromna strata, bo przecież w końcu jesteś na dobrej
drodze.
Czego oczekiwać, gdy zacznę jeść normalnie?
Jesteś, moja droga, w tym wilczym kołowrotku, na pewno kilka
ładnych lat. Jeżeli miałaś szczęście i trafiłaś tu wcześniej – kilka
miesięcy.
Możliwe, że zapomniałaś już, co to jest normalne jedzenie,
dlatego zrobimy szybką powtórkę.
Normalne jedzenie to zaprzestanie:
1. Diet eliminacyjnych – wyrzucenie węgli, tłuszczy, grup
pokarmów.
2. Restrykcji kalorycznych – jedzenie mniej niż potrzebuje
Twój organizm.
3. Manipulacji godzinami posiłków: Jem tylko od piania koguta
do słońca w zenicie. Jem tylko o wyznaczonych godzinach, jeżeli
spóźnię się o minutę – wszystko przepadło. Jem co X godzin, nawet
jeżeli przerzucę tonę węgla i będę mdlała z głodu, to i tak nie zjem
wcześniej.
4. Kompensacji – przeczyszczania, wymiotowania i katowania się
ćwiczeniami.
5. Tendencji ortorektycznych – spożywanie tylko super czystego
jedzenia.
O czymś jeszcze zapomniałam? Myślę, że to wszystko.
28 I. WBREW NATURZE

Zwróć uwagę, że normalne jedzenie polega głównie na za-


przestaniu robienia czegoś. Natura sama się zatroszczy o to,
abyś jadła dobrze. Jedyne co powinnaś robić ze swojej strony,
to wybierać w większości produkty nieprzetworzone. Ja stosuję
tutaj zasadę 9 do 1 (Powiedzmy, że na dziewięć zdrowych wybo-
rów trafi mi się jeden niezdrowy – np. cola light – moja słabość).
Ale jeżeli u Ciebie jest to 8 na 2, to też jest ok. Grunt to ani
nie świrować, ani nie żywić się syfem.
Ok, postanowiłaś wejść na tę ścieżkę, więc wracamy do pyta-
nia: czego oczekiwać?
Przede wszystkim tego, że Twoje ciało, umysł i duch wrócą
do równowagi. Po jakimś czasie zaczniesz dobrze wyglądać (cera,
włosy, paznokcie, błysk w oku), Twoja waga unormuje się (koniec
z jojo), przestaniesz ciągle myśleć o jedzeniu i w ogóle zrobi się
po prostu normalnie.
Jednak zanim to nastąpi, musisz przeskoczyć dwie zupełnie
naturalne, jednak dosyć przerażające (strach ma wielkie oczy)
przeszkody:

Wahania apetytu

Tak jak udowadniałam w poście o pseudojedzeniu: więk-


szość osób z zaburzeniami odżywiania – czy to anoreksja,
bulimia, czy kompulsywne objadanie się – jest dramatycznie
niedożywiona.
Twoja waga nie ma tu nic do rzeczy. Możesz mieć 100 kg
nadwagi i nie dostarczać sobie żadnych wartości odżywczych (co
zazwyczaj właśnie otyłością skutkuje). Możesz też mieć normal-
ną wagę – jak przeciętna wilczyca przeczyszczająca się, ale jako,
że odżywiasz się w większości słodyczami (które i tak zwracasz),
każda komórka ciał błaga o odżywienie.
Dlatego na początku procesu możesz mieć wahania apetytu.
Dlaczego puchnę? 29

Obserwuję to na mentoringu u większości moich podopiecz-


nych. Dzieje się tak z dwóch powodów:
1. Niedożywienie.
Organizm rozpaczliwie próbuje uzupełnić braki, które zafundo-
wały mu długie lata diet, przeplatanych obżeraniem się bez-
wartościowym jedzeniem. Jeżeli teraz zjesz więcej (wartościo-
wego jedzenia), to nie znaczy, że odłoży Ci się to w biodrach.
Nie! Wszystko zostanie wykorzystane na odbudowanie tkanek.
Jak pamiętamy z tekstu o eksperymencie w Minnesocie, głód
powoduje, że nasze organy zmniejszają swoją objętość. Serce,
krew, mięśnie i cała reszta potrzebują teraz odnowy. To jest
właśnie priorytetem dla organizmu, nie zaś konwertowanie
wszystkiego w sadło!
2. „Spanikowany” instynkt samozachowawczy.
W momencie, kiedy pojawia się jedzenie mózg dostaje informa-
cję „Zjeść teraz, bo potem nie będzie!”.
Przez tak wiele lat nauczył się funkcjonować w tym trybie i nic
dziwnego, że znowu tak reaguje. Jeżeli na tym etapie nie bę-
dziesz wydzielać sobie jedzenia z linijką, ciało bardzo szybko
załapie komunikat: Wszystko jest ok, energii pod dostatkiem.
Nie trzeba jej rozpaczliwie poszukiwać i gromadzić.
Taką kolej rzeczy potwierdzają eksperymenty na ludziach i na
zwierzętach. Głodzone szczury po ponownym uzyskaniu do-
stępu do jedzenia przez pewien czas się nim objadały, po czym
wszystko wróciło do normy.

Nie martw się, jeżeli apetyt na początku będzie zachowywać


się dziwnie i Twoje wyliczone zapotrzebowanie kaloryczne wcale
nie będzie Ci wystarczało.
To zupełnie normalne.
Oczekuj tego zwłaszcza wtedy, jeżeli masz mocną niedowa-
gę. Ciało jak najszybciej chce wrócić do swojej normy. Ono wie,
30 I. WBREW NATURZE

że zostało wytrącone z równowagi i wie dokładnie, w którym


momencie ją załapie.
Jeżeli zadbasz o to, by posiłki były pełnowartościowe, ten etap
szybko minie.
Wiem, doskonale wiem, że to trudne i przerażające, ale nie
próbuj z tym walczyć: Ja jestem mądrzejsza i nie zjem więcej niż ta
porcja. Zjedz więcej, jeżeli tak czujesz ŻOŁĄDKIEM, nie głową.
Jedz dopóki nie poczujesz „uff”. Tak, żeby nie było wątpliwości,
czy „jeszcze jestem głodna, zobaczę za 20 minut”, czy nie, ok?
Tylko nie zrozum mnie źle. To nie chodzi o to, by jeść czekoladę
po obiedzie „bo tak czuję”, czy żeby nagle zacząć się objadać!
Chodzi o to, by w końcu posłuchać trochę dokładniej swojego
ciała.
Ja w ten sposób odkryłam na przykład, że śniadania i II śniada-
nia powinny być większe. Kiedyś zjadłabym lekko i upierała się,
że to wystarczy, bo tak wyliczyłam, podczas gdy mój organizm się
z tym kategorycznie nie zgadzał. Teraz rozumiem, że jest to jak
najbardziej zasadne – ciało wie, że jest rano, że jeszcze 16 godzin
bycia na nogach, że potrzebuje tej energii. Z kolei okazało się,
że na kolację prawie w ogóle nie jestem głodna. Właśnie wtedy
czas na lekki posiłek. Organizm bezbłędnie wyczuwa, że idziemy
spać.
I naprawdę, po raz kolejny – nie martw się – to wszystko się
wyreguluje. Po prostu oddajemy kontrolę nad tym, co jemy, tam,
gdzie jej miejsce – ciału. Nie bój się, ono nie zrobi Cię w balona
(dosłownie i w przenośni).
Jeżeli przez pierwsze dni zauważysz, że masz ochotę na więcej
niż wyliczyłaś w swoich tabelkach, zaufaj temu. Jest tylko jeden
warunek: nie ładuj słodyczy i innych bezwartościowych produk-
tów! Zjedz coś odżywczego, co ma wartość dla Twojego organi-
zmu. Inaczej będzie on się w dalszym ciągu domagał jedzenia i po
prostu przytyjesz.
Dlaczego puchnę? 31

Z tego, co obserwuję, fala wzmożonego apetytu przetacza się


w pierwszym tygodniu. Nie panikuj jednak, jeżeli trwa u Ciebie
dłużej. Każdy organizm jest inny.
I nie bój się, tak nie będzie zawsze! Nie zepsułaś swojego ciała,
mimo że na wiele lat zaburzyłaś jego procesy. Ono jest mądrzej-
sze, bardziej odporne niż Ci się wydaje i wróci do siebie szybciej
niż myślisz.

Puchnę! Ratunku!

To jest dopiero zmora.


Od początku prowadzenia Wilczej spotykam się z tym problemem:
„Tyję!!! Przytyłam w trzy dni 3 kg! Mam brzuch jak w ciąży!”
Po pierwsze: kochana – tak na chłopski rozum – jak ktokolwiek
mógłby przytyć trzy kilo w trzy dni, czy dwa kilo w jeden dzień?
No pomyśl: to jest fizycznie niewykonalne.
Żeby przytyć 1 kg trzeba zjeść dodatkowe 7000 kalorii!
DODATKOWE – czyli ponad swoje zapotrzebowanie. No błagam,
chyba tyle nie pochłonęłaś, prawda?
To tylko opuchlizna, a opuchlizna to nie tłuszcz. Opuchlizna
to WODA.
Zawsze Ci to powtarzałam, kiedy pisałaś do mnie spanikowa-
na, ale teraz mogę zaoferować Ci naukowe wyjaśnienie, dlaczego
tak się dzieje. Znalazłam je w książce „The Bulimia Help Method”
Richarda i Ali Kerr
(Swoją drogą, to niesamowite, bo jej autorzy mówią dokładnie
to samo, co ja, łącznie ze stosowaniem metody 3/3/3 na samym
początku i unikaniem zapalników).
A oto one:
Twój metabolizm był przez bardzo długi czas niemiłosiernie
spowolniony. Teraz, kiedy zaczynasz jeść, wszystko dłużej zalega
w żołądku i jelitach, produkując gazy.
32 I. WBREW NATURZE

Do tego, jeżeli jesz więcej węglowodanów niż do tej pory (co


jest konieczne), Twoje ciało wytwarza więcej enzymów trawien-
nych. To one powodują, że Twoje nerki zatrzymują sól i wodę, które
to przedostają się do przestrzeni międzykomórkowych i tam się
gromadzą.
Można temu zaradzić, jedząc na początku więcej kalorii
z tłuszczy. Ale, na Boga, nie wyrzuć teraz na dobre węgli! Już
ja Cię znam i wiem, że ta myśl właśnie zaświtała Ci w głowie.
Nie! Po prostu, jeżeli puchniesz, zmień proporcje tych dwóch
makroelementów.
Co jeszcze możesz zrobić? Jedz sześć mniejszych posiłków,
co trzy godziny (3/3/3), pij herbatę imbirową lub miętową
(nie senses!), staraj się nie używać soli, ćwicz (nie, nie masz się
katować).
Także chciałabym Cię prosić o jedno: nie waż się teraz. Tak,
prawdopodobnie będzie więcej na wadze (chociaż nie u każdego),
ale jeszcze raz: to jest woda, nie tłuszcz. Nie opinaj się też dżinsa-
mi i paskami.
Uwierz, każda z nas przez to przechodzi. Puchną nam brzuchy,
ręce, nogi i nawet wargi! Po prostu musisz to zaakceptować, jako
naturalną część procesu.
Pamiętaj, że spuchnięte ciało to nie jest grube ciało. To ciało
które się regeneruje.
Rzadko, bo rzadko powiększają się także węzły chłonne. Spo-
kojnie, to też normalne.
Mogą też wyjść różne nietolerancje, czy uczulenia. Niektóre
produkty żywnościowe, tak długo nie zostawały w Twoim żo-
łądku, więcej niż pięć minut, że Twój organizm mógł się na nie
uwrażliwić.
Jak długo to potrwa? Od dwóch do sześciu tygodni. Jeżeli
trwa dłużej, zgłoś się do lekarza. Możliwe, że to właśnie objaw
jakiejś nietolerancji.
Wbrew naturze 33

Przypomnę po raz kolejny: Warto po prostu przeżyć ten krótki


czas dyskomfortu. Bo czym jest nawet i sześć tygodni w porów-
naniu do 60 lat życia w wolności?
Ja osobiście schudłam, kiedy przestałam robić to, co robiłam.
A raczej, przestałam ciągle chudnąć i tyć. Unormowałam swoją
wagę, do poziomu, w którym mój organizm dobrze czuje się i wy-
gląda. Trzymam ją bez żadnego wysiłku od lat.
(Czerwiec 10, 2017)

Czy już nigdy nie będę mogła zjeść słodyczy?


Będziesz mogła, oczywiście, że tak. Pamiętasz? Staniesz się
taka, jak reszta normalnych ludzi. Zasadne będzie odstawienie
ich na początku, dopóki nie unormujesz swojego jedzenia, ale do
tego jeszcze wrócimy w późniejszych rozdziałach.

Czy to wróci?
Bulimia czy objadanie się to nie choroba. To zaburzenie.
Choroba to na przykład rak, albo gruźlica i fakt, one mogą
czasami wrócić, nawet mimo najlepszego leczenia. Jednak z za-
burzeniami jest inaczej. One nie mogą wrócić same z siebie,
ot tak. To Ty je musisz „wrócić”. Ty musisz podjąć decyzję, że
będziesz robić dokładnie to samo, co wprawiało Twoje błędne
koło w ruch. Jeżeli takiej decyzji nie podejmiesz, nic się samo
nie stanie.

Czy to jest warte wysiłku?


Wiesz, że tak. Nie bój się go. Odżyjesz, schudniesz lub po-
zbędziesz się niedowagi. Będziesz miała więcej siły, energii. Roz-
winiesz zainteresowania i znajdziesz na nie czas. Będziesz miała
więcej pieniędzy, więcej znajomych, więcej wolności. Staniesz się
milsza dla bliskich. Znikną kłótnie i ciągły powód do zmartwień.
34 I. WBREW NATURZE

Naprawdę jeszcze nie jest za późno. Nawet jeżeli tkwisz w tym od


czterdziestu lat (bo i takie podopieczne miałam), ciągle możesz
z tego wyjść. Zacznij teraz i zrób pierwszy krok.

Czy to będzie trudne?


Zapewniam, że łatwiejsze niż życie z zaburzeniami odżywiania.

Jak się na to nastawić?


Chcę, żebyś zaczęła swoją przemianę z lekkim sercem i luzem.
Przysięgam, że nie będę Cię ani straszyć, ani piętnować. Gdyby
metoda zastraszania działała, na świecie nie byłoby palaczy, nar-
komanów, klientów fast foodów i osób z zaburzeniami odżywia-
nia właśnie. Strach to silna motywacja, ale krótkotrwała. Mobili-
zuje nas do natychmiastowego działania, ale gdy tylko przejdzie
z powrotem zapadamy się w miękki fotel starych nawyków.
Ja Cię chcę na spokojnie przekonać, że potrafisz to zrobić.
Gdybym była Amerykanką napisałabym teraz dużymi literami:
MYŚL POZYTYWNIE! Tylko wtedy powrócisz do zdrowia!
No ale nie jestem, więc małe litery wystarczą: myśl pozytywnie.
Damy radę.

Zauważ, że termin „powrócić do zdrowia” okazuje się jak


najbardziej trafny. Zdrowie nigdzie sobie nie poszło. Nadal jest
w Tobie. Zapisane w Twoich genach, mówiących o tym, jak
i kiedy odżywiać organizm. Wiedziałaś to, gdy byłaś dzieckiem,
zanim wpadłaś na pomysł przejścia na dietę albo zanim rodzice
zaczęli nadmiernie raczyć Cię czekoladą. I wiesz to nadal. A ra-
czej Twoje ciało to wie, bo umysł totalnie się w tym wszystkim
pogubił.
Gdybym miała zobrazować, gdzie on się teraz znajduje, po-
wiedziałabym, że w ciemnym lesie sprzecznych informacji. Las
wygląda mniej więcej tak:
Dlaczego wpadłaś w zaburzenia? Prawdziwa historia 35

Trzeba jeść mało, najlepiej 1600 kalorii, trzeba trenować inter-


wały, posiłek białkowo tłuszczowy na śniadanie, albo nie, surowy, tak
tak i jeszcze post IF, albo przejdziemy na detoks, to znaczy redukcję,
owoce tylko do 14, a po 18 się nie je, należy ograniczyć tłuszcze, albo
raczej cukry, tak cukry proste są złe, banany tuczą, gluten, laktoza,
redukcja…
Biedaczek potrzebuje przewodnika, który złapie go za rękę
i zaprowadzi z powrotem na dobra drogę. Żeby tak się stało,
przestaniemy skupiać się na cierpieniu, czyli tym „ciemnym
lesie”. Nie będę roztrząsać, czy taka dieta jest dobra, czy inna.
To nie ma żadnego znaczenia i to nie o to chodzi. Takie myśle-
nie tylko dodatkowo Cię przytłoczy. A to zupełnie niepotrzebne.
Przecież dzieje się tutaj coś bardzo dobrego.

Jesteśmy tym, o czym najczęściej myślimy.

Dlaczego wpadłaś w zaburzenia?


Prawdziwa historia

Przyczyną, dla której zostałaś Wilczycą, jest to co się stało


z Twoim mózgiem i ciałem. Po prostu wykonałaś od A do
Z przepis na zaburzenia odżywiania. A brzmi on w skrócie
tak: Przejdź na niskokaloryczną dietę i kontynuuj ją pomimo
negatywnych skutków, jakie będziesz odczuwać. Jeżeli doj-
dziesz do momentu, w którym zagłodzony organizm zacznie
rzucać się na jedzenie, rozpocznij kompensacje – prowokuj
wymioty albo uprawiaj nadmiernie sport. Powtarzaj to tak
długo, aż stanie się to Twoim nawykiem, a potem nałogiem.
Smacznego!
36 I. WBREW NATURZE

Temu zagadnieniu poświęciłam bardzo wiele postów na blogu.


W poniższym pokazałam jak ze zdrowej, szczęśliwej dziewczyny
stać się bulimiczką.

J ak powstaje bulimia. Krok po kroku


W tym poście opiszę fazy wchodzenia w bulimię i kompulsyw-
ne objadanie się.
Jak to się wszystko stało i dlaczego dziać się zaczęło?
Często podkreślam, że przyczyną numer jeden pojawienia się
zaburzeń odżywiania jest dieta.
Dostaje mi się za te „wywrotowe” teorie regularnie po głowie;
że nieprawda, że to zaburzenia psychiczne, że tylko leki i szpital,
i że bzdury gadam.
Hmm, tak jakby w samej nazwie problemu – zaburzenia
ODŻYWIANIA – nie było jasno powiedziane, czego one dotyczą.
No, ale dobrze, jeśli ktoś chce usilnie wierzyć, że musi rozwią-
zać wszystkie swoje życiowe problemy, by przestać się obżerać –
ma do tego prawo. W każdym razie – zaczyna się od diety.
Dziewczyny (i chłopcy), które na nią przechodzą mają osiemna-
stokrotnie większą szansę wykształcenia ED niż reszta. To nawet
nie musi być ostra dieta. 2/3 przypadków zaczęło się od umiarko-
wanego odchudzania.
Nawet jeżeli najszczęśliwsza, najzdrowsza osoba na świecie
zacznie ograniczać swoje jedzenie, automatycznie jest narażona
na bulimię czy inne problemy z jedzeniem.*
Słowem: Jeżeli nigdy nie zaczęłabyś się odchudzać, nigdy
nie wpadłabyś w bulimię.
Tutaj od razu uprzedzę argument: No, ale dlaczego taka dziew-
czyna idzie na dietę? Czy to nie znak, że nie akceptuje swojego ciała,
nie kocha siebie? Odrzuca swoją kobiecość?
Jak powstaje bulimia. Krok po kroku 37

Nie. To znak, że naoglądała się Instagrama i plakatów H&M


na mieście, gdzie nierealnie szczupłe modelki prężą się w bikini
– po czym stwierdziła, że coś z nią nie halo, skoro tak nie wygląda.
Poza tym Kaśka przeszła na low carb, Zośka na IF, a Maryśka
robi redukcję, no to chyba normalne jest, że czas też „zadbać
o siebie”.
Nie każda z tych dziewczyn wpadnie w wilcze szambo,
ale każda z nich w tym momencie znajduje się w grupie ryzyka.
Gwoli ścisłości, nie twierdzę, że problemy w domu nie miały
tutaj ŻADNEGO znaczenia. Jeżeli wychowujesz się w domu
bez miłości, albo jesteś ciągle oceniana i krytykowana, to jasne,
że masz niską samoocenę.
A jak masz niską samoocenę, to możesz chcieć ją podnieść,
fundując sobie „idealną figurę”, której każdy będzie Ci zazdro-
ścił (Ewentualnie paląc papierosy, zaliczając kolejnych facetów,
czy ostentacyjnie pijąc – zależy, ile masz lat i co jest akurat cool).
Czyli: problemy w domu mogą przyczynić się pośrednio do de-
cyzji o odchudzaniu.
Według mnie wygląda to tak:
problem –> niska samoocena –> dieta -> błędne koło zabu-
rzeń odżywiania
A nie tak:
problem -> zaburzenia odżywiania
Pisałam o tym w poście „Objawy”, a także rozwijam temat do-
kładniej na moim kursie.

*
Ale dzisiaj nie o tym. Teraz chcę Ci pokazać, jak krok po kroku
tworzy się i postępuje bulimia i dlaczego mylimy ją z emocjonalną
potrzebą, albo z chorobą psychiczną.
Ten podział i wszystkie dane naukowe w artykule przytoczone
są w książce „The Bulimia Help Method” Richarda i Ali Kerr.*
38 I. WBREW NATURZE

1. Postanowiłaś przejść na dietę.


Twoją motywacją jest zrzucenie kilku kilo. Zaczynasz ograniczać
jedzenie, na przykład wykluczając węglowodany, tłuszcze, albo po
prostu tniesz kalorie.
2. Ignorujesz głód.
Głód to naturalny sygnał organizmu wskazujący, że poziom
energii jest niski i należy go uzupełnić. Kiedy jemy, nie tylko
przywracamy go do normy, ale także sprawiamy, że w naszym
mózgu wydziela się serotonina i dopamina. Niemiłe ssanie
w żołądku i rozdrażnienie zastępuje poczucie satysfakcji
i bezpieczeństwa.
To właśnie to poczucie komfortu sprawia, że niektórzy ludzie
sięgają po jedzenie, nawet jeżeli nie są głodni. To oczywiście
najnormalniejsza sprawa pod słońcem, dopóki nie nosi znamion
patologii (jak w przypadku ED).
Im dłużej ograniczasz jedzenie i ignorujesz głód, tym co raz
dotkliwszy się on staje. Tak zaczyna się Twoja wojna z własnym
ciałem.
Przez jakiś czas możesz nawet czuć się dumna, z powodu kon-
troli jaką masz nad sobą – jednak nie na długo.
3. Waga stanęła.
Na początku diety chudniesz. Szczęśliwa obserwujesz, jak
wskazówka wagi leci w dół (Niestety, to tylko utrata wody,
a nie tłuszcz. Przypominam – kilogram tłuszczu to 7000 tysięcy
kalorii w tę lub we w tę).
A tu nagle bum – waga staje i nie chce się ruszyć ani
o 100 gram. Dalej ograniczasz jedzenie, a ona uparcie nic.
Dlaczego?
Ponieważ organizm wyłapał już, że dzieje się coś groźnego
(Twój mózg nie wie, że to tymczasowa dieta, a nie klęska
suszy) i zwalnia metabolizm. Teraz potrzebuje do życia już
tylko 2/3 kalorii z tego, co kiedyś.
Jak powstaje bulimia. Krok po kroku 39

Na tym etapie większość odchudzających się traci motywację


i odpuszcza. Ale nie Ty. Ty nie odpuścisz raz postawione-
go sobie celu, choćbyś się miała… hm, powiedzmy że za-
paść pod ziemię. Jesteś zawsze najlepsza w tym, co robisz.
To wspaniała cecha, ale w tym konkretnym przypadku, nieste-
ty, Cię zgubi.
Przechodzisz do kolejnego stadium.
4. Instynkt samozachowawczy kontratakuje.
Zaczynasz tracić kontakt ze swoim naturalnym poczuciem
głodu. Zamiast tego pojawia się jego nowa, przerażająca forma
– Wilczy Głód. Wybucha nagle, bez zapowiedzi i z potężną siłą.
Paraliżuje, przeraża, obezwładnia. Z każdym dniem co raz trud-
niej i trudniej jest zachować kontrolę wobec jedzenia.
5. Pierwszy atak objadania się.
Nie jesteś w stanie już ani sekundy dłużej opierać się potężne-
mu nakazowi ciała: JEŚĆ.
Jesteś przerażona i nie rozumiesz, dlaczego myśli o jedzeniu
pochłaniają Cię od rana do nocy. Nawet sny nie przynoszą ulgi.
W końcu instynkt samozachowawczy bierze górę, a Ty ze zdzi-
wieniem stwierdzasz, że właśnie w tej chwili wyjadasz całą
lodówkę. Nie jesteś w stanie nic na to poradzić. Twoja wolna
wola została złapana za fraki i wysadzona zza sterów. Możesz
tylko bezradnie obserwować, co się dzieje. Jedna część Ciebie
krzyczy „Natychmiast przestań!!!”, a inna, niczego nie pragnie
tak rozpaczliwie, jak kontynuować.
To straszne doświadczenie.
6. Pierwszy raz przeczyszczasz się.
Ataki objadania zaczynają się powtarzać co raz częściej, a Ty
jesteś co raz bardziej przerażona ich konsekwencjami. Nie po
to tak bardzo się męczyłaś i poświęcałaś, żeby teraz przytyć!
W akcie desperacji postanawiasz pozbyć się z siebie tego całe-
go żarcia.
40 I. WBREW NATURZE

Po raz pierwszy prowokujesz wymioty, bierzesz leki przeczysz-


czające, albo wybierasz się na kilkugodzinną mordęgę na siłowni.
Co czujesz? Obrzydzenie, przerażenie, strach? Czy tak jak ja,
ekscytację, że właśnie „przechytrzyłaś system” i teraz możesz
bezkarnie jeść?
Jedno jest pewne – ten raz będzie pierwszym z wielu.
Gdybyś wtedy skończyła z odchudzaniem się, mogłabyś jeszcze
zawrócić.
To był ostatni moment, gdy było to jeszcze w miarę łatwe.
Zamiast tego jednak zaczęłaś wchodzić w…
7. Błędne koło.
Zaczynasz budować podwaliny błędnego koła, które już niedłu-
go zdominuje Twoje życie na wiele lat, czy nawet dekad.
Każde kolejne przeczyszczenie się prowadzi do kolejnego ataku
obżerania, który prowadzi do przeczyszczenia (Jak to się dzieje
wyjaśniam w postach o gadzim mózgu – 1-12 maj 2016).
Jesteś co raz bardziej niedożywiona i co raz bardziej psychicz-
nie uzależniona od tego powtarzającego się, diabelskiego cyklu.
A on dopiero się rozkręca – od kilku epizodów na miesiąc,
do kilku czy nawet kilkunastu dziennie.
8. Objadanie się staje się emocjonalną protezą.
Uzależniasz się od ogromnej fali endorfin, która zalewa
Twój mózg przy każdym kolejnym obżarstwie i powoduje znie-
czulenie lub euforię.
To dokładnie ten sam mechanizm, jaki każe sięgać zestresowa-
nemu palaczowi po papierosy, albo przygnębionemu alkoholi-
kowi po alkohol.
Po jakimś czasie zaczynasz traktować jedzenie jako chwilowe
wytchnienie od Twojego koszmarnego życia, w którym króluje
obsesja, obżeranie się, nienawiść do siebie i wstręt. To pa-
radoks uzależnienia. Tylko nasz narkotyk może uwolnić nas
od bólu, który spowodował… nasz narkotyk.
Jak powstaje bulimia. Krok po kroku 41

– Co ty tu robisz? – spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w mil-


czeniu przed baterią butelek pełnych i baterią butelek pustych
Mały Książę.
– Piję – odpowiedział ponuro Pijak.
– Dlaczego pijesz? – spytał Mały Książę.
– Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak.
– O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę, który już
zaczął mu współczuć.
– Aby zapomnieć, że się wstydzę – stwierdził Pijak, schylając głowę.
– Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu
pomóc.
– Wstydzę się, że piję – zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się
w milczeniu.
W końcu zaczynasz wierzyć, że nie możesz poradzić sobie
z emocjami BEZ jedzenia.
Szukasz wyjaśnienia swojego stanu na terapiach, w książkach,
w Internecie i znajdujesz taki:
Zaburzenia odżywiania są moim sposobem na samoregulację,
czyli powracanie do normalnego stanu po silnych emocjach.
Każdy człowiek ma jakiś sposób, mój jest jednak upośledzony
w wyniku traumy lub innych braków, jakich doświadczyłam
w przeszłości (Jeżeli takowych nie było, należy się ich doszukać).
Aby z tego wyjść, muszę się nauczyć innej zdrowej metody „prze-
twarzania” uczuć.
Wniosek: bulimia jest mi na swój sposób potrzebna. Ma swój sens
i cel. Dopóki nie znajdę innej metody na radzenie sobie z negatyw-
nymi emocjami, jestem na nią skazana.
Nic bardziej mylnego, szkodliwego i bezpodstawnego!
Gdybyś faktycznie regulowała się „zajadając emocje” to była-
byś – cholera jasna – najszczęśliwszą osobą na Ziemi!
Był problem, zajadłam go i nie ma problemu. Tadaaa! Proste
i logiczne.
42 I. WBREW NATURZE

Hmm, to dlaczego jesteś wrakiem człowieka? Dlatego, że ta


teoria jest dziurawa jak szwajcarski ser.
Powiem Ci coś kochana; jest dokładnie odwrotnie:
Nie masz bulimii, dlatego że nie radzisz sobie z emocjami.
Nie radzisz sobie z emocjami, DLATEGO że masz bulimię.
9. Zaczynasz wierzyć, że jesteś chora psychicznie.
Cały czas odczuwasz lęk, napięcie, wahania nastroju, depresję,
nienawiść do swojego ciała. Jesteś nieszczęśliwa. Stałaś się
więźniem jedzenia, aktorką, która na zewnątrz gra normalną
dziewczynę, a w głębi serca nosi straszny sekret.
Twoje poczucie własnej wartości jest równe zero, a Ty zaczy-
nasz bać się o swoje zdrowie i życie.
Zdajesz sobie w pełni sprawę z tego, co ze sobą zrobiłaś i nie
widzisz dla tego stanu innego wytłumaczenia, jak tylko: Jestem
k**** nienormalna.
Nic jednak nie może być dalsze od prawdy. To czego doświad-
czasz to „tylko” efekt długotrwałego pozostawania w błęd-
nym kole.
10. Próbujesz zerwać z nałogiem, ale nie możesz.
Robisz to metodą „na silną wolę” i starasz się ze wszystkich sił
odepchnąć potężny impuls, by się objadać. Walczysz.
Jednak szybko okazuje się, że silna wola nie wystarcza. Nie mo-
żesz przestać i tracisz nadzieję, że kiedykolwiek Ci się to uda.
Popadasz na wiele lat w marazm i niejako akceptujesz fakt,
że Twoje życie stało się smutną farsą.
Tak było?
(Czerwiec 16, 2017)

Każdy może wpaść w zaburzenia odżywiania, jeżeli właśnie


taką drogę przejdzie. Jeżeli nie wierzysz poczytaj na moim blogu
o eksperymencie głodowym w Minnesocie
Gadzi i Profesor 43

Czy są jakieś cechy osobowości zwiększające ryzyko zaburzeń?


Uważam, że tak. Po pierwsze jest to niska samoocena – czujemy
się gorsze i dlatego zaczynamy w ogóle myśleć o diecie. Po dru-
gie, perfekcjonizm. Jeżeli już się za coś zabieramy, to robimy to
od początku do końca; nauka, praca, obowiązki. Takie podejście
wykazałyśmy także w stosunku do własnego ciała, niestety, akurat
w tym wypadku to nie ma prawa zadziałać. Nie możemy narzucić
naszej ludzkiej, nawet najsilniejszej woli, czegoś, co nie jest w na-
szej gestii – Matce Naturze. Próbowałyśmy zapanować nad tą po-
tężną siłą, zupełnie jakby to było kolejne zadanie do wykonania na
naszej liście. A kiedy okazało się, że nie da się przeżyć na 500 ka-
loriach, zamiast zaakceptować ten fakt i podjąć bardziej rozsądną
strategię, zaczęłyśmy walczyć z ciałem jeszcze bardziej. Opisałam
to dokładnie w serii postów o Gadzim Mózgu. Zamieszczam je
poniżej w całości. Przeczytaj uważnie, bo są to jedne z najważniej-
szych tekstów, jakie kiedykolwiek napisałam. Po pierwsze wyja-
śniają, jak działa mechanizm zaburzeń odżywiania, po drugie dają
gotową strategię na to, jak sobie z tym poradzić.

G adzi i Profesor
Jak przemówić sobie skutecznie do rozumu tak, by przestać
się w końcu objadać, wymiotować i niszczyć własne życie? Hm,
w sumie, to bardzo proste.
Ale najpierw trzeba zadać sobie pytanie: kto i do kogo będzie
przemawiał.
Nooo, ja do siebie? Niby tak, ale to nie jest takie łatwe.
Cała sprawa wymaga dość obszernego wstępu, a więc
cierpliwości.
Od dwóch lat szukam konkretnej odpowiedzi na pytanie: Jak
wyciągnęłam się z tej choroby? Z jednej strony tak: Myślałam
44 I. WBREW NATURZE

korzystne dla mnie myśli, uważałam na to, co do siebie mówię,


wzięłam odpowiedzialność za swoje czyny, wprowadziłam
racjonalną dietę…
Wszystkie te aspekty złożyły się na moje wyzdrowienie,
to prawda, ale co było w tym kluczowe, najważniejsze? Przecież
tyle razy obiecywałam sobie racjonalnie się odżywiać, pozytywnie
myśleć, brać odpowiedzialność, i nic.
Co więc zrobiłam inaczej tym razem? Czy jest na to krótkie
i zwięzłe wyjaśnienie?
W jego poszukiwaniu zakopałam się w książkach; po trzy,
cztery publikacje w tygodniu, nauczyłam się szybkiego czytania,
w każdej chwili słuchałam audiobooków, nawet pod prysznicem.
I tak: psychologia, biologia, neurologia, genetyka, ezoteryka, hip-
noza, medytacja – i od nowa, psychologia…
Podjęłam obszerne studia, aby to zrozumieć. I ciągle
to pytanie: jak?
Jedna rzecz wiodła mnie do drugiej, aż dotarłam do literatury
o uzależnieniach, widzianych z neurologicznego punktu widzenia.
Dowiedziałam się z nich, jak dokładnie tworzy się nałóg i jak
funkcjonuje nasz mózg pod jego wpływem. Zdobyłam ostateczne
dowody na to, że bulimia, to nic innego jak uzależnienie. Żaden
tam mechanizm radzenia sobie z życiem czy inne ładnie brzmiące
frazy słyszane na terapiach.
No dobrze, więc wróćmy do tematu naszych wewnętrznych
konwersacji.
Kto komu przemawia do rozumu?
Jak dotąd, mózg pierwotny do kory przedczołowej: Wilk
do Człowieka.
Wilk mówi: „Czas na atak”, a Człowiek, czyli Ty, posłusznie leci.
A ja Ci pokażę, że Człowiek może powiedzieć skutecznie
NIE i trzymać się tego bez wysiłku.
Zainteresowana? Czytaj dalej.
Gadzi i Profesor 45

Wilk

Nasz zębaty potwór jest, jak się okazuje stworem zupełnie


realnym – to nasz nałóg.
Widać go wyraźnie podczas skanu mózgu.
Gdzie jest jego nora?
W mózgu pierwotnym, tak zwanym mózgu gadzim, od tej pory
zwanym przeze mnie Gadzi. To bardzo stara struktura ewolucyjna,
pochodząca z czasów prehistorycznych.
Zawiaduje ona podstawowymi funkcjami naszego organizmu:
oddychanie, bicie serca, produkcja hormonów, a także: sen, popęd
płciowy i jedzenie.
Setki tysięcy lat temu operowaliśmy tylko z tego poziomu;
jak się nam chciało walnąć kupkę pod siebie, to to robiliśmy
bez zbędnych krępacji. O innych rzeczach już nie wspomnę.
Działo się tak do czasu, kiedy wykształciliśmy nasz człowie-
czy, inteligentny mózg, zwany od teraz Profesorem. On jest
wszystkim, co w nas ludzkie; mowa, kreatywność, wyższe uczu-
cia, kontrolowanie impulsów. I o kupie nie ma już mowy.
No więc Wilk zagnieździł się w miejscu kluczowych dla naszego
przetrwania instynktów. Skoro tam siedzi, to jest z nimi mocno
neuronalnie związany. No tak, Gadzi i Wilk właściwie traktują się
już jak rodzina. Zaczynasz dostrzegać problem?
Oto on: Mój najbardziej pierwotny mózg wykoncypował sobie,
że jak nie będę się obżerać do nieprzytomności i zwracać, to moja
egzystencja zostanie zagrożona, tak? No pięknie!
Ale dokładnie to się stało.
Jak, na Boga!?
Ano tak, że gdy pierwszy raz zaczęłaś się odchudzać, wysła-
łaś potężny sygnał do swojego gadziego mózgu: nie ma jedzenia.
A on w panice: Nie ma?! O rany, to musi być susza! Albo myśliwi nic
nie upolowali od dawna! Alarm!
46 I. WBREW NATURZE

(Gadzi jeszcze nie skumał, że czasy się zmieniły. Dla niego,


jak nie ma jedzenia, to znaczy że myśliwi zawalili i tyle). Zwalnia
metabolizm, ustaje okres, wypadają włosy. Nie wiadomo przecież,
kiedy te patałachy się ogarną i coś upolują! Jest ciężko, ale przetrwa-
my Mała, nic się nie bój.
Bo Gadzi, mimo tego, że głupi jak but, ma jedną jedyną misję
– utrzymać Cię przy życiu. I jest w tym najlepszy na świecie. Serio.
Więc bierze się ostro do roboty:
Mama przynosi pączki, a on szarpie Cię za rękaw: Zobacz, pącz-
ki! Tłuszcz, cukier, wszystko czego potrzebujesz! Jedz, szybko, to jest
rozwiązanie Twojego problemu!
A Ty nic.
Gadzi dostaje furii! Jak to nie jesz!? Umrzesz idiotko! Zalewa Cię
bodźcami: skręca Cię z głodu, zapach doprowadza Cię do szału.
Kurcze, przecież Ty nawet nie przepadasz za pączkami, więc co
jest?
Tym razem wszystkie jego wysiłki spełzają na niczym. Twardo
odmawiasz. Dlaczego?
Twój wyższy, ludzki mózg, Profesor, ubzdurał sobie, że musi
wbić się w bikini rozmiar XS na lato i odmawia przyjęcia pokarmu.
A Profesor ma właśnie taką super moc: KONTROLUJE ŚWIA-
DOME RUCHY CIAŁA, takie jak pójście do kuchni, otwarcie
lodówki, ruchy szczęk gryzących to ciasto. ZAWSZE.
No dobra, myśli Gadzi, Profesor jest może i mądry, ale w pewnych
sprawach nie można mu ufać. On sobie roi o plaży, ale tym samym
wtrynia się w moją robotę. A jak ja zawalę, to będziemy leżeć dwa
metry pod ziemią, a nie na plaży!
Dobra, on ma 100% świadomej władzy nad ciałem, ale ja mogę go
SKŁONIĆ, żeby mnie posłuchał. Nie możemy przegapić kolejnej okazji
na pączki!
I Gadzi odpala cały repertuar sztuczek, na który go stać: za-
czyna wysyłać, gdzie się da, silne pragnienia. Jedzenie śni Ci się
Gadzi i Profesor 47

po nocach, zaczynasz o nim myśleć non stop, odczuwasz napięcie,


rozdrażnienie, spadki nastroju, irracjonalne ciągoty, aby nażreć się
do oporu.
Czasami Profesor wygrywa nad tym przez dłuuuugi czas, a Ty
słyszysz diagnozę: anoreksja.
Ale prędzej czy później poddaje się. Gadzi dopina swego!
Tak bardzo nękał przemądrzalca, że pokonał go chwilowo i teraz
przejął kontrolę. Jesz! W końcu jesz! Nieopamiętanie, szybko, za-
chłannie. Nic z tego nie pamiętasz? Zgadza się. Kontrolę przejęło
zwierzę, którym tak naprawdę jest Gadzi i którym Ty też jesteś,
z biologicznego punktu widzenia.
Gdy już dokona się dzieło zniszczenia, a raczej przetrwania,
Gadzi zadowolony z dobrej roboty zasypia. No Mała, sprawa zała-
twiona, nie umrzesz dzisiaj z głodu! Ależ nie dziękuj, spoko. Pa!
Wtedy budzi się Profesor i przerażony woła: Coś Ty narobiła!
Trzeba to naprawić!!!
Wtedy lecisz na siłownię, albo bierzesz leki przeczyszczające,
albo po raz pierwszy idziesz wymiotować.
Potem znowu ostra dieta – profesorska kontrola i nadzór.
Ten cykl trwa zazwyczaj kilka miesięcy – Gadzi próbuje ocalić
Cię od śmierci, rozsądnie każąc Ci zjadać ogromne ilości jedzenia,
a Profesor, że bikini i bikini.
Do tego jedzenie staje się o wiele bardziej przyjemne niż kie-
dyś, zwłaszcza podczas ataków objadania. To też robota Gadziego
– jedzenie musi być odczuwane jako przyjemne, aby zmotywować
Cię do jedzenia.
I od tej przyjemności, od orgiastycznej euforii zaczynasz się
uzależniać. Powoli rodzi się Wilk.
Pamiętasz chyba, że wszystko powtórzone odpowiednią ilość
razy, staje się w końcu nawykiem.
Teraz nie chodzi już tylko o przetrwanie, zaczyna chodzić o coś
więcej: rozkosz, ekstazę, odlot.
48 I. WBREW NATURZE

W mózgu tworzy się nowa ścieżka neuronowa – jedzenie, przy-


jemność, wymioty, jedzenie…
Za każdym razem, gdy to robisz, połączenie staje się co raz
mocniejsze i trwalsze, aż w końcu „świeci” oglądane na skanerze.
Zupełnie tak samo, jak na przykład połączenia nerwowe pianisty
w obszarze mózgu odpowiadającego za ruchy palców.
Ta struktura staje się teraz silna, dominująca. Staje się
automatyczna.
Gadzi stwierdza w swojej zwierzęcej bezmyślności: Aha, mamy
nową neuronową autostradę. Skoro tu jest, to znaczy, że jest do cze-
goś potrzebna. Pewnie do przeżycia, jak wszystko, co umiejscowione
w tych rejonach mózgu. No dobrze, to będę dbał, aby ta czynność
nie była nigdy zaniedbywana!
I Gadzi bierze się do pracy ze sobie tylko znaną uporczywością.
Teraz każdego dnia wywołuje w Tobie te dzikie pragnienia
ataku. Po co? Sam już nie wie.
Tak został zaprogramowany przez liczne powtórzenia, więc to robi.
Nie można wymagać od niego refleksji na ten temat. Tak jak mówiłam,
on nie ma za grosz inteligencji i nie bez kozery nazywamy go Gadzi.
I w taki właśnie sposób stałaś się szczęśliwą posiadaczką nałogu.

Człowiek

A co z Profesorem? Tym, co chciał koniecznie wyglądać szało-


wo na plaży?
Jest przerażony. Miało być bikini, rozmiar XS, a zamiast zbliżać
się do tego celu, oddala się! No bo przecież, nie oszukujmy się,
nikt jeszcze nigdy nie wypiękniał od bulimii, prawda?
Co ja robię? Co się dzieje!? – pyta na forum Wilcze Stado – Pomocy!
W swojej ogromnej inteligencji, wymyśla nową strategię.
Od jutra nowa dieta, ćwiczenia, reżim … I znowu to zrobiłam! Jak
to możliwe!?
Gadzi i Profesor 49

Powoli popada w depresję i poczucie braku kontroli


nad sobą. Nie panuję nad moimi nogami, które niosą mnie do skle-
pu, nad moimi rękami, które sięgają po słodycze i nad moimi ustami,
które się otwierają!
Ale tutaj biedak się myli. Jak zawsze, ma on 100% kontroli
nad tym.
Dlaczego więc to robi? Bo nie wie nic o wywrotowych poczy-
naniach Gadziego. Nie wie, że jest on nałogowcem, czekolado-
wym ćpunem najgorszego sortu, który zrobi WSZYSTKO, aby
dostać swoją działkę.
Profesor myśli, że jest sam w tej inteligentnej głowie. Myśli
o sobie: JA.
W nim są zawarte wszystkie Twoje uczucia, wspomnienia,
talenty, znane Ci języki, piosenki, Twój charakter i usposobienie.
Profesor to świadoma Ty – kora przedczołowa.
I Ty świadomie sobie mówisz: Koniec z bulimią! Nie mogę
tak dalej! Ale mi nie wychodzi, bo jestem słaba, głupia, beznadziejna,
mam słabą wolę.
Błąd! Żadne z tych wytłumaczeń nie jest prawdziwe. Dzieje się
tak dlatego, że prośby o zaprzestanie destrukcyjnego działania
kierujesz pod niewłaściwy adres – do dziekanatu swojej głowy.
A trzeba kierować je do gadziej pieczary! Teraz czas na to, aby
Człowiek przemówił do Wilka.
Pozwól, że najpierw was sobie przedstawię:
– Gadzi, to jest Profesor, ludzka część twojej osoby, ta od rozk-
miniania sensu życia, dokonywania wyborów i miłości.
– Profesorze, oto Gadzi, dba o to, abyś czytając wiersze, ma-
lując obrazy, czy marząc o podróżach w kosmos, nie zapomniała
o oddychaniu.
– Profesorze, jesteś olbrzymem, który otacza Gadziego z góry
i z boków. Dominujesz nad nim. Do tego, jak już wspominałam
masz władzę nad ciałem.
50 I. WBREW NATURZE

– Gadzi, jesteś mniejszy, ale o wiele starszy od Profesora.


W twoim wnętrzu zapisana jest pamięć pierwszych form życia
na ziemi. Masz swoją prastarą Wiedzę, ale uwierz, lepiej, aby Pro-
fesor trzymał w kwestii Wilka za stery. ok?
Oboje macie swój własny głos.
Jeden, Człowieczy, i jeden Wilczy.
Do tej pory to ty, Gadzi, dominowałeś dyskusję, wysyłając
pragnienia jedzenia w formie myśli, uczuć i obrazów, ale czasy się
zmieniają. Profesor właśnie odkrywa, że ma prawo weta.
W kolejnym poście opiszę, jak rozpoznać głos naszego wilcze-
go nałogu i jak skutecznie przeciwstawić się jego sugestiom. Już
nie jesteś skazana na ślepe posłuszeństwo.
Możesz sprawić, aby Twoje oba mózgi dogadały się, wróciły
do równowagi i przestały wtrącać się w swoje kompetencje.
(Maj 1, 2016)

J ak na nowo zaprogramować mózg?


Na początek dobra wiadomość: Twój mózg jest zdrowy, wszyst-
ko w nim w jak najlepszym porządku. W zupełnie naturalny
i logiczny sposób wytworzyłaś w sobie nawyk bulimii i w zupełnie
naturalny i logiczny sposób możesz się go pozbyć. Wystarczy
trochę praktyki i dobrej woli.
Wierzę, że tej ostatniej Ci nie brakuje, prawda?
W poprzednim wpisie pisałam o dwóch mózgach, które po-
siadamy – zwierzęcym (Gadzi) i ludzkim (Profesor). Zapoznaj się
z nim zanim zaczniesz czytać dalej.
Miej także na uwadze to, że opisuję tutaj fakty biologiczne,
nie psychologiczne teorie przedstawione w metaforach. Ktoś
zapytał w komentarzu, czy można wykształcić drugiego Profesora,
żeby czuwał, gdy pierwszy (głos rozumu) zasypia.
Jak na nowo zaprogramować mózg? 51

Nie można, ponieważ nasz ludzki mózg jest tylko jeden i nie da
się go rozmnożyć. Musimy pracować z tym, co mamy – aby, jak się
okazuje – osiągnąć fenomenalne efekty.
Bo mózg, moje drogie, jest bardzo plastyczny i można w nim
poczynić samemu spore zmiany.
Na razie wróćmy do naszej Wilczycy, która targana raz pragnie-
niem schudnięcia, raz instynktem samozachowawczym, utknęła
w błędnym kole bulimii.
Ten stan obrazuje poniższy rysunek:

Zwróć uwagę na to, jakie rejony mózgu są aktywne w poszcze-


gólnych fazach cyklu.
Widzisz już dlaczego tracisz kontrolę nad sobą? Ponieważ
przejmuje ją Gadzi, zwierzę w nas.
I żeby było jasne, na początku robił on po prostu swoją robotę,
chroniąc nas od śmierci głodowej.
Niestety, tak jak pisałam uprzednio, Gadzi stał się nałogowcem,
w trakcie wielokrotnego powtarzania cyklu. Teraz produkuje dzikie
pragnienia objedzenia się, nawet kiedy wizja głodowej śmierci już
minęła. Po prostu tak się bezrefleksyjnie zaprogramował.
52 I. WBREW NATURZE

Starałaś się znaleźć głębszą przyczynę swojego nałogu? Proble-


my w domu, stres, niskie poczucie własnej wartości? Nie szukaj
tak daleko. To tylko i wyłącznie biologia Twojego mózgu.
Jasne, emocje odgrywają tu też rolę, a z zupełnie innych powo-
dów niż mówiono nam na terapiach. Ale o tym za chwilę.
No okej okej, wiem już wszystko. Mam w głowie czekoladowe-
go narkomana, który SKŁANIA mnie do objadania się. I co teraz?
Teraz będzie niezłe: Wystarczy się od niego mentalnie odsepa-
rować, po czym olać.
I to tyle? W sumie tak.
Wystarczy potraktować go tak, jak traktuje się zaćpanego hero-
inistę – mało poważnie.
Powiedz mi, gdybyś miała takiego znajomego, czy liczyłabyś
się z jego zdaniem, brała do serca jego rady i podążała za każdą
wskazówką, którą ci podrzuci? Oczywiście, że nie!
Patrzyłabyś na takiego typa ze współczuciem. Ten to zrobi wszyst-
ko, żeby dostać swój narkotyk; okłamie, ukradnie, zabierze dziecku.
Dokładnie to samo robi Gadzi! On pożąda kolejnej olbrzymiej
dawki jedzenia i koniec.
Czas najwyższy przestać tolerować jego manipulację nami!
Łatwo powiedzieć?
Łatwo zrobić, pod warunkiem, że zaczniesz traktować głos Ga-
dziego jako obcy. Oddziel się od niego, odseparuj i raz na zawsze
przestań go postrzegać jako swój własny.
Dobra, to jest pierwszy krok.

Ale jak go rozpoznać?

Po tym co mówi. Jego dialog wygląda mniej więcej tak: Najedz


się, tylko ten jeden ostatni raz, przecież możesz zacząć od jutra,
należy Ci się, zasłużyłaś, oj weź przestań, jesteś taka zmęczona.
Zjemy jedno ciastko i zobaczymy, co dalej, ok? I tak już wszystko
Jak na nowo zaprogramować mózg? 53

przepadło, można równie dobrze się najeść. Głupio odmówić,


zjesz tylko mały kawałeczek. Kogo chcesz oszukać? I tak nie masz
nad tym kontroli!
Znasz ten głos bardzo dobrze, prawda? A więc nie będziesz
miała problemów z rozpoznaniem go.
Zwróć uwagę, że głos używa „bardzo logicznych” argumentów
i czasami brzmi zupełnie racjonalnie: No przecież jestem zmęczona,
należy mi się.
Do tego brzmi jak Twój własny głos. Jak więc możesz mu nie ufać?
A to tylko kolejna sztuczka Gadziego – podszywa się pod płasz-
czyk racjonalizmu.
Możesz łatwo przejrzeć jego grę, zadając sobie pytanie: Czy je-
żeli posłucham tego, co mówi, oddalę się, czy przybliżę do swoje-
go celu uwolnienia z nałogu?
Zadawaj to pytanie zawsze i udzielaj na nie szczerej
odpowiedzi.

Mów do niego.

Ale nie dyskutuj jak równy z równym. Przemawiaj jak do kogoś,


do kogo nie masz za grosz szacunku.
Wytykaj mu głupotę:
– Przepraszam, wyżarcie całej lodówki, bo jestem zmęczona, jest
dla Ciebie taką cudowną perspektywą? Co to w ogóle za pomysł?
Przecież to, co mi mówisz, jest po prostu głupie!
– Tia, nie kupię sobie tej fajnej kiecki, bo wszystko zeżrę i wyrzy-
gam? Ale świetna rada, dzięki. Wiesz, już się nie odzywaj, bo światło
twojego geniuszu mnie oślepi.
Wyszydzaj go i ośmieszaj:
Ojojku, dzidzia chce swoje ciasteczko, dzidzia będzie płakać.
Haaaalooo, mam X lat, a nie pięć, nie dam się nabrać na obietnice
Świętego Mikołaja!
54 I. WBREW NATURZE

Dyskutuj, przekomarzaj się, wyśmiewaj. Już nie musisz za nim


ślepo lecieć! Masz swój własny racjonalny głos pochodzący z Po-
fesorskich rejonów mózgu! Użyj go więc!
Oddziel się od Gadziego i mów do niego ze swojej katedry. On
nie ma na nią wstępu.
Bardzo ważne: Mówiąc tak, nigdy nie ośmieszaj SIEBIE. Nigdy
nie mów, że Ty jesteś głupia, słaba czy beznadziejna. Zawsze
kieruj swoje słowa do Gadziego Głosu.
Pamiętaj, jedyne co posiada nasz pierwotny mózg, to głos
właśnie. Nie może nas fizycznie zmusić do pójścia do lodówki,
ponieważ obszary odpowiadające za świadome ruchy ciała są
zlokalizowane w innych rejonach mózgu, u Profesora!
Trudno Ci to wszystko pojąć? Zróbmy z tego zabawę.
Zastanów się więc, co jeszcze posiada tylko i wyłącznie głos?
Hmmm… Radio!
Świetnie! Wyobraź sobie, że Gadzi to radio, które stoi u Pro-
fesora, w Twojej świadomości, na biurku i nadaje różne audycje.
W większości są to pożyteczne rzeczy, ale czasami kanał zmienia
się nagle na słuchowisko „Bulimia”.
Z zaczynają sączyć się toksyczne słowa powodujące uporczywe
myśli, nieprzyjemne odczucia.
Do tej pory Profesor zrezygnowany maszerował do lodówki.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, że to tylko radio. Zawsze myślał,
że to jego własny głos.
Teraz ma szanse naprawić swój błąd.
Zastanów się, czy gdyby w Twoim radiu, w Twojej kuchni, pre-
zenter RMFu kazał skoczyć Ci z okna, zrobiłabyś to? No nie!
Tak samo jest w naszej głowie. Ono sobie gra, a my wcale
nie musimy tańczyć!
Jedyna różnica jest taka, że tego radia nie można przełączyć.
Nawet nie próbuj. Jeżeli zaczniesz na siłę zmieniać kanał i walczyć
z tym głosem, on będzie tylko rósł.
Jak wychować gadziego bachora? 55

Jedyne, co musisz zrobić, to… przyciszyć je.


Niech on sobie gada głupi, gdzieś w tle. Zaakceptuj to, śmiej się
z niego, nie traktuj poważnie ani przez chwilę, ale nie walcz z nim.
Kanał zaraz zmieni się sam, zobaczysz.
Spokojnie czekaj i nie reaguj. TO NIE JEST TWÓJ GŁOS.
(Maj 4, 2016)

J ak wychować gadziego bachora?


W poprzednich dwóch postach przedstawiłam dowody na to,
że bulimia to nałóg.
Tak się niefortunnie składa, że nałogi mieszkają w rejonach
mózgu, odpowiedzialnych za nasze biologiczne przetrwanie i cięż-
ko je stamtąd wyłuskać. Ale uzbrojona w kilka podstawowych
faktów, jesteś w stanie to zrobić.
Ostatnio pisałam o tym, jak do siebie mówić, tak aby nasz
Gadzi mózg zrozumiał proste przesłanie – żadnego więcej
rzygania!
No dobrze, to znaczy, że mam do końca życia gadać do siebie? Nic
z tych rzeczy!
W tym poście wyjaśnię dlaczego.

Rzeka Bulimia.

Pamiętasz jak powstaje nawyk? Poprzez konsekwentne


powtarzanie.
A jak nawyk znika? Poprzez konsekwentne niepowtarzanie!
Zastanów się, czy miałaś kiedyś umiejętność (umiejętności
to też nawyki), którą później zatraciłaś?
Ja mówiłam płynnie po włosku. Ciągłym powtarzaniem słówek,
wyrzeźbiłam w swoim mózgu nową ścieżkę, której wcześniej tam
56 I. WBREW NATURZE

nie było. Pewnie wtedy mogłabym ją zobaczyć na skanerze MRI


(rezonans magnetyczny).
Za każdą lekcją stawała się ona szersza i mocniejsza, aż zamie-
niła w autostradę.
Kiedy w końcu wyjechałam na studia do Perugii, otwierałam
usta i fru, automatycznie wylatywały włoskie słowa.
A teraz? Wstyd się przyznać, ale nie sklecę jednego zdania.
Dlaczego? Bo przestałam używać tej neuronalnej drogi. Jej
połączenia rozluźniały się, słabły, aż w końcu została tylko „blizna”
po niej – puste koryto rzeki.
Czasami, raz na rok, muszę użyć tego języka – zagubiony
turysta itd. Wysilam się bardzo i czuję fizyczne wręcz swędzenie
pod czaszką. Mój mózg znowu notuje aktywność w tym rejonie
– słowa płyną z trudem i małym strumyczkiem. Pod skanerem
będzie to widziane jako nikłe rozbłyski, ale im dłużej rozmawiam,
tym więcej ich i więcej.
Jeżeli postanowię wrócić teraz do Włoch, za kilka tygodni
znowu będę gadać, jakbym nigdy stamtąd nie wyjechała.
Dlaczego o tym wspominam? Bo tak samo jest z nawykiem
objadania się: nieużywany – wysycha.
Słabnie skojarzenie jedzenie – atak. Za każdym dniem niere-
agowania na głos Gadziego, strużka staje się co raz cieńsza, słab-
sza i mniejsza. Fakt, koryto rzeki Bulimia na zawsze tam pozosta-
nie, ale czy popłyną nim impulsy, będzie tylko i wyłącznie Twoim
wyborem! Nigdy przymusem.
Ja wyszłam z bulimii kilka lat temu, ale jeżeli się uprę, mogę
zrekonstruować ten nawyk w kilka tygodni – przestanę ćwiczyć,
zacznę się głodzić, pomijać posiłki, w efekcie rzucę się na sło-
dycze i zacznę zwracać. Łatwizna! Niebawem mózg zacznie się
tego domagać z automatu: Halo, już południe, gdzie moja wyprawa
do toalety???
Tylko po co miałabym to robić?
Jak wychować gadziego bachora? 57

Moim wolnym, świadomym i niezależnym wyborem, jest nie-


powracanie do takich zachowań.

Gadzi bachor

Widziałaś kiedykolwiek histeryzującego dzieciaka w sklepie?


Takiego, co się drze, że chce loda.
Jeżeli nie, to spróbuj sobie wyobrazić tę scenę. Mały rzuca się
na podłogę i tak długo wyje, aż zażenowani rodzice dadzą mu to,
czego chce.
Krzywisz się z niesmakiem, ale zrozum, że to nie jest wina dziecka.
Tak go niestety nauczono przez konsekwentne powtarzanie
tej samej sytuacji. Za każdym razem gdy rodzice ulegali, w głowie
malucha wzmacniała się ta właśnie neuronalna ścieżka: darcie się
= wymierna korzyść.
Aż do momentu, gdy nad dzieckiem w ogóle nie dało się zapa-
nować i trzeba było dzwonić po super nianię.
Tak samo stało się z twoim Gadzim. On chce swoją porcję
czekolady i odstawia histerie – zsyła na Ciebie dzikie pragnienia
i żądze. Wie dobrze, że jeżeli wystarczająco długo będzie krzyczał
i tupał nogami, ty mu w końcu tego loda dasz. To Ty go tak uwa-
runkowałaś – dzień po dniu, rok po roku. Masz teraz rozwydrzo-
nego bachora w głowie, który Tobą rządzi jak chce, a więc w de-
speracji zwróciłaś się do wilczej super niani.
A Wilczo Głodna mówi: Popatrz, jesteś dorosła, a to
tylko dziecko, ono nie wie, co jest dobre a co złe. To Ty jako ro-
dzic musisz przejąć kontrolę, wziąć odpowiedzialność za zaistnia-
łą sytuację i zmienić ją. To Ty tak rozpuściłaś swojego dzieciaka
i teraz to Ty musisz go oduczyć tych zachowań.
Zastanówmy się jak: dając klapsa, przekrzykując, walcząc? Nie,
sprawi to tylko, że mały będzie darł się jeszcze głośniej? Więc co
zrobić?
58 I. WBREW NATURZE

Najlepiej powiedzieć stanowcze, spokojne i ostateczne NIE,


a potem zignorować jego naganne zachowanie. Tak, wiem, presja
jest ogromna i pragnienie, by jej ulec silne, ale w momencie,
gdy tego nie zrobisz, zaczniesz odwracać cały proces.
Jutro mały będzie protestował mniej intensywnie, za miesiąc
będzie tylko chlipał, a za dwa w ogóle zapomni o rzucaniu się
na podłogę.
Przestań reagować na podszepty Gadziego już DZISIAJ,
po czym daj sobie trochę czasu, na to, by jego gadanina usta-
ła. Cierpliwie znoś jego ekscesy – pragnienia, emocje, nagły płacz
z niewiadomych powodów – ale nie reaguj.
To minie bez śladu, i to szybciej niż myślisz.
Naucz Gadziego, jak ma się zachowywać i przestań wzmacniać
go w przekonaniu, że akcja – darcie japy, przynosi zawsze tę samą
reakcję – tona jedzenia.
Bo przecież dobry rodzic to nie taki, który spełnia wszystkie
zachcianki dziecka, ale taki, który potrafi je mądrze wychować.
Odpowiadając więc na pytanie:
Czy będziesz musiała do końca życia rozmawiać ze swoim uza-
leżnionym mózgiem?
Nie, ponieważ już niedługo oduczysz go niepożądanych zacho-
wań. Pozwolisz, aby rzeka Bulimia wyschła. Wychowasz Gadziego
na miłego dzieciaka, który grzecznie zajmuje się regulacją hormo-
nów i oddychaniem, nie wtrącając się w nasze codzienne wybory.
(Maj 8, 2016)

W ilki Pawłowa
Z ostatnich trzech postów, dowiedziałaś się, jak skonstruowa-
ny jest nasz uzależniony mózg i jak w prosty sposób ochronić się
przed jego głosem.
Wilki Pawłowa 59

Teraz czas zastanowić się nad kwestią zapalników emocjonal-


nych i jedzeniowych.
Słowem zapalnik definiuję pokarm lub sytuację, która nie-
odmiennie prowadzi do ataku objadania się.
Na przykład: wszystko szło jak po maśle, dopóki ktoś nie poczę-
stował Cię ciasteczkiem maślanym. A jak wzięłaś jedno, to i drugie,
a potem włączyło się myślenie a co mi tam i pooooszło!
We wcześniejszych moich artykułach dobitnie twierdziłam, że na-
leży takie produkty jak najszybciej zidentyfikować, a potem defini-
tywnie odstawić. Tak podpowiadała mi moja intuicja i doświadczenie.
Teraz mam na to logiczne wytłumaczenie.
Po prostu, obecnie z niektórymi pokarmami tak silnie koja-
rzymy atak, że automatycznie wywołujemy w naszym Gadzim
mózgu dzikie pragnienie objedzenia się. Akcja-reakcja.
Czy coś ci to przypomina?
Mi słynny eksperyment z psami Pawłowa. Uczony karmił psy
zawsze po dźwięku dzwonka. Po jakimś czasie zauważył, że już
na sam ten dźwięk psy zaczynają się ślinić, nawet jeżeli nie dostały
jeszcze jedzenia. Ta reakcja to tak zwane warunkowanie klasyczne.
My ludzie, działamy dokładnie w ten sam sposób – nasz mózg
jest warunkowany – przez nas i przez otoczenie, tak by automatycz-
nie reagował na dane sytuacje. To kolejna strategia, która pozwala
nam przetrwać – oszczędza czas i sprawia, że jesteśmy efektywni.
Najlepszym przykładem jest tutaj sygnalizacja świetlna. Gdy za-
pala się czerwone, automatycznie stajesz. Nie musisz się nad tym
zastanawiać (interpretować sygnału swoją ludzką częścią mózgu).
Stajesz i już. Wyobraź sobie, co by to było, gdybyśmy za każdym
razem musieli chwilę pomyśleć, co znaczy czerwone światło?
Usłyszałaś ten huk zderzanych aut?
Takie warunkowanie samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre.
W naszej mocy jest to, jak wykorzystamy tę cechę naszego
mózgu. Oczywiście możemy użyć jej na naszą szkodę.
60 I. WBREW NATURZE

Na przykład takie słodycze. Są dla ciebie czymś absolutnie


zakazanym w „czyste” dni. Sięgasz po nie tylko w trakcie ataków.
Tak często powtarzałaś tę zależność, aż Twój mózg Gadzi
nauczył się: ciastko-atak.
Okejo, zanotowane mała. I wrzucił tę informację na półkę razem
z czerwonym światłem, dzwonkiem na przerwę etc.
Tak było też ze mną. W efekcie, nawet kiedy nie planowałam
się objadać, a ktoś poczęstował mnie czymś słodkim, od razu
przychodziły wszystkie przedatakowe symptomy – dzikie pragnie-
nie, podniesione tętno, myśli, że to i tak już bez sensu, itd. A prze-
cież to było jedno głupie ciasteczko!
No cóż, mój Wilk Pawłowa miał już ślinotok i musiał dalej jeść.
Dlatego w pierwszej fazie zdrowienia (1,5 roku) zupełnie wyeli-
minowałam słodycze, a także w dużej mierze wypieki, które także
wyzwalały u mnie nałogową reakcję. Do tego wyleciał też alkohol,
ale to już z innych względów.
Stworzyłam sobie komfortowe warunki do zdrowienia, tak aby
nie uruchamiać tego Pawłowego dzwonka.
I wyzdrowiałam.
A teraz? Zrobiłam ostatnio eksperyment z moimi zapalni-
kami, ale to temat na osobny, długi post. Jednak wniosek jest
taki: żadne jedzenie, w umiarkowanych ilościach, nie jest już
w stanie zrobić mi krzywdy. Silne połączenie słodycze-atak, osła-
bło. Inaczej sprawa ma się z alkoholem – sprawia, że mam ochotę
jeść ponad miarę.
W efekcie zostaję przy niepiciu. Słodyczy i pieczywa też nadal
nie będę jadać, ale to już czysto ze względów zdrowotnych.

*
Chcę skupić się jeszcze na kwestii zapalników emocjonalnych:
smutek, złość, powrót do domu rodzinnego, kłótnia z partnerem,
samotny wieczór.
Wilki Pawłowa 61

To co teraz? Mam to wszystko wyeliminować i stać się jakimś bez-


cielesnym aniołem?
Eeee tam.
Pomyśl tylko, czy zanim zachorowałaś bywałaś smutna, zła, lub
sama w domu?
Zapewne tak. I czy miałaś w ogóle myśli, by się objadać? Nie.
Stało się to dopiero w drodze takiego samego warunkowa-
nia jak ze słodyczami. Tak często powtarzałaś dany schemat, aż
utworzyłaś nową ścieżkę neuronalną w mózgu.
Teraz gdy tylko wrócisz do rodzinnego domu, w którym za-
czynałaś swoją przygodę z bulimią (bodziec), odpala się cała sieć
automatycznych reakcji, zupełnie takich samych, jak przy czerwo-
nym świetle. I zanim się obejrzysz, jesteś już głową w lodówce.
No to co teraz?
Teraz przycisz radio. Oddziel się od tych myśli, zdaj sobie
sprawę skąd one pochodzą (z Gadziego mózgu). One nie są Tobą!
Świadomie przesuń swoją uwagę na Twoje prawdziwe JA (kora
przedczołowa – Profesor). Przejmij kontrolę i z politowaniem
słuchaj, co ten Gadzi tam sobie wygaduje. Śmiej się z niego! Oj
tak, dzidzia wróciła do domciu, dzidzię trzeba podtuczyć. Halo, ile ja
mam lat, żeby się tak zachowywać?
Pamiętaj, nigdy nie wyśmiewaj siebie, a jedynie ten uzależniony
głos, który nie jest Tobą!
Po jakimś czasie to połączenie także osłabnie i wrócisz
do stanu sprzed bulimii, kiedy to potrafiłaś zdać głupi egzamin
bez objadania się.
Ćwicz to dzień po dniu, wytrwale trenuj swój mózg. Oduczaj
go tych wszystkich sztuczek, których w przeszłości go nauczyłaś.
Zainstaluj mu zamiast tego syfu, jakiś dobry nawyk – na przykład
biegania.
Chcesz, aby objadanie się pozostało tylko wspomnieniem? Za-
cznij od dzisiaj.
62 I. WBREW NATURZE

Jeżeli zrobisz dokładnie tak, jak piszę, też się wyleczysz. I nie
ma że „SIĘ nie uda”. Prawa natury działają zawsze, nieodmiennie
i tak samo dla wszystkich.
Nawet psy Pawłowa, zostawione w spokoju, zapomniały
po czasie, że dzwonek oznacza jedzenie.
(Maj 12, 2016)

No dobrze, a więc wystarczy zignorować te „napadowe” myśli


i będzie ok? No prawie. Do pełni sukcesu brakuje jeszcze kilku
czynników, ale o tym pomówimy w dalszej części książki. Teraz,
jak nigdy wcześniej, musisz się nastawić na to, że czas zrobić coś
zupełnie innego niż zawsze. Bo przecież nie można ciągle robić
tego samego i oczekiwać innych rezultatów, prawda? To para-
fraza słów Alberta Einsteina, któremu mądrości odmówić nie
można. Trzeba więc zmienić strategię tak, by otrzymać takie
efekty, o jakie nam chodzi. A co niesie za sobą zmiana strate-
gii? Dyskomfort. A czasem nawet… duży dyskomfort. Będziesz
go odczuwała przez jakiś czas, ale czym jest nawet najdotkliwsza
niewygoda w porównaniu do tragedii życia w spędzonego na-
łogu jedzenia? Zapewniam Cię, że to nie wysiłku związanego
z procesem zdrowienia powinnaś się bać, ale NIE PODEJMO-
WANIA go.

Pamiętam, że mi także było bardzo ciężko. Siadałam na kana-


pie i zaczynałam płakać: „Nie dam rady! Nie mogę! Nie wytrzy-
mam”. Łzy kapały mi z samego czubka brody, a ja zawodziłam
coraz głośniej. Wtedy na podłodze przede mną siadał mój chło-
pak. Brał moje obie dłonie, zaglądał mi w oczy i spokojnie po-
wtarzał: „Potrafisz, dasz radę, możesz to zrobić”. I tak codziennie.
Aż w końcu ja sama w to uwierzyłam: Potrafię, dam radę, mogę
to zrobić. I teraz ja powtarzam to Tobie. Złap teraz sama siebie
Wbrew naturze 63

za rękę i powiedz to głośno. Bo skoro to była prawda w moim


przypadku, to w Twoim też jest.

Zadanie:
Potrafiłaś zrobić tak wiele rzeczy, pokonałaś tak wiele prze-
ciwności losu. Wypisz wszystko, co do tej pory zrobiłaś, co było
trudne, bardzo trudne lub „niemożliwe”, a Ty jednak dałaś radę.
Zobacz, jak wiele tego jest.
Najpierw ty masz myśli, potem one mają ciebie.

II. MYŚLI

W szystko, czego doświadczasz w życiu, nie przytrafiło Ci


się przypadkowo. Patrzysz wstecz i widzisz zbiegi oko-
liczności, sekwencje miłych i niemiłych zdarzeń, które popląta-
nymi drogami doprowadziły Cię do punktu, w którym jesteś
teraz. Czy aby na pewno? Ja twierdzę, że nie. Nie jest tak, że
rzeczy po prostu przytrafiają nam się, a my mamy albo szczęście,
albo pecha. Wszystko, co dzieje się wokół Ciebie, stanowi kon-
sekwencję Twoich wyborów, a Twoje wybory stanowią konse-
kwencję Twoich myśli. Jeżeli od lat żywisz w stosunku do siebie
negatywne przekonania: „Jestem beznadziejna”, „Nie umiem”,
„Zawsze idę na łatwiznę” – w oparciu o nie podejmujesz decyzje.
A przecież to właśnie one tworzą codzienność!
To czy dzisiaj zjem na obiad coś smacznego i zdrowego, czy
tylko smacznego (bo idę na łatwiznę)? To jak odezwę się do bli-
skich. To czy wstanę „lewą nogą”, czy prawą?
Twoje wybory stanowią odzwierciedlenie tego, co myślisz
o sobie i o świecie. Jeżeli myślisz nie najlepiej – Twoje życie rów-
nież nie jest najlepsze.
Kiedyś uważałam, że los się na mnie uwziął i robi mi na złość,
a teraz wiem, że życie nie jest mi nic winne. To ja muszę sięgnąć
po to, co w nim najlepsze. Nie zrobię tego, będąc przekonana, że
wszystko jest do d***.

Myśli to ziarna przyszłych wydarzeń, które zasiewamy w każ-


dej chwili. Dzisiejszy plon jest wynikiem tego, co posadziłyśmy
66 II. MYŚLI

wczoraj. Nie jesteś z niego zadowolona? Zasiej inne ziarno, by


jutro zebrać inny plon. To prawa natury, które obowiązują nie
tylko w rolnictwie. Niestety, mało kto to widzi. I nie są to tylko
słowa rodem z poradnika pozytywnego myślenia. Ja doświad-
czam tego na własnej skórze każdego dnia. Wiem, że szczęście
to decyzja, to stan umysłu. Odkąd poradziłam sobie z jedzeniem
i zmieniłam nastawienie, czuję, że zapraszam dobre rzeczy do
siebie. Po prostu przestałam być sama dla siebie przeszkodą.

„Uśmiech killera”.
Zróbmy mały eksperyment na rozgrzewkę i zobacz jak inaczej
będziesz się czuła już za kilka dni.

Masz zapewne co najmniej jednego niemiłego sąsiada. Takiego,


co patrzy jakby miał zamiar Cię udusić. Wiesz już, o co chodzi?
Powiedz mu dzisiaj wesoło: „Dzień dobry! Miłego dnia!”. Zoba-
czysz, jak zmieni się jego twarz. Nie ma siły, żeby nie uśmiechnął
się w odpowiedzi. W najgorszym przypadku jego mina wyrazi za-
skoczenie, ale na pewno nie wrogość. Jeżeli będziesz odzywać się
codziennie, zacznie odpowiadać uśmiechem. Ale to nie wszystko.
Zauważysz, że sama stajesz się bardziej pozytywnie nastawiona i do
niego i do innych. Ścisk w autobusie? Przesunę się trochę i zrobię
miejsce tej pani. Uśmiechnę się do pana na poczcie.

Tak to wygląda. Jeden szczery uśmiech przyciąga kolejne i ko-


lejne. Nagle zauważasz, że ludzie również ustępują Ci miejsca
i uśmiechają się do Ciebie pierwsi. Dlaczego? Bo promieniejesz
radością. Wyczuwają to inni i lgną do Ciebie.

Jest na to nawet wytłumaczenie naukowe: neurony lustrza-


ne. Ludzie nieświadomie naśladują wyraz twarzy i zachowanie
innych. A jeżeli pojawia się na naszej twarzy uśmiech, nawet
Myśli 67

wymuszony, do mózgu dochodzą sygnały: „Śmieję się, jestem


więc szczęśliwa” i na zasadzie sprzężenia zwrotnego mózg zaczyna
produkować hormony szczęścia. Niesamowite prawda?

Każda zmiana wymaga impulsu. Zaczyna się od czegoś małe-


go, jak uśmiech do sąsiada, ale nawet najmniejsze ziarenko, re-
gularnie pielęgnowane, może stać się wielkim drzewem; potrzeba
na to tylko czasu i cierpliwości. Przekonaj się sama.

Nie słyszę „NIE”.


Zrobimy zatem kolejny eksperyment.
Postaraj się przez chwilę nie myśleć o różowym słoniu. O jego
różowych uszach, różowej trąbie i ogonku. Nie myśl o tym, z jaką
gracją słoń przechadza się po linie zawieszonej nad…

Hej, miałaś o nim nie myśleć! Dlaczego więc go sobie wyobra-


żasz? A to dlatego, że tak działa nasz umysł. Żeby w ogóle zro-
zumieć informację „Nie myśl o czymś”, musimy najpierw o tym
pomyśleć, a potem zobaczyć, wielkie przekreślone „NIE”. Ale
już za późno.
Niesiesz filiżankę z herbatą i oczami wyobraźni widzisz to, co
pomyślał właśnie mózg: „Tylko nie wylej” i już wylane! Mokra,
gorąca plama na spodniach. Albo cały ranek myślisz, żeby tylko
nie zapomnieć zabrać sprawozdania: „Tylko nie zapomnij, tylko
nie zapomnij… – powtarzasz w myślach. Jeszcze tylko zabrać
klucze, dojechać do pracy i wyciągnąć sprawozdanie… którego
oczywiście zapomniałaś.

Nasz mózg po prostu nie rozumie słowa „NIE”. To dla niego


abstrakcja. Bo jak ma sobie to niby wyobrazić? Słyszy więc: wylej,
zapomnij, zniszcz, zgub, spóźnij się. Przypomnij sobie, jak bardzo
denerwują Cię stwierdzenia typu: „Nie chcę cię pouczać, ale…”,
68 II. MYŚLI

„Nie chcę się wtrącać…”. Guzik prawda! Chcesz mnie pouczać


i chcesz się wtrącać – tylko to słyszę i tak to odbieram! (A między
Bogiem, a prawdą, tak jest i w rzeczywistości).
Skoro wiemy, że tak działa nasza głowa, to dlaczego nie uła-
twić, by sobie trochę sprawy i nie włożyć w swój umysł treści,
które będą Ci sprzyjać? Myśl o tym, czego chcesz, nie o tym,
czego nie chcesz. Mów do siebie: jestem silna, jestem spokojna, je-
stem panią swoich myśli. Brzmi sztucznie? Trudno. Wałkuj słowa,
aż staną się słowami płynącymi z serca. Od tej pory nie zgadzaj
się na nic innego. Twój mózg uzna je za nową normę i zacznie
wykonywać zadane instrukcje. Przeprogramujesz go.

Nie myśl, że głupio tak gadać do siebie; nie musi być przecież
na głos. Lepiej powtarzać sobie słowa, które wybierzesz świado-
mie, niż w kółko bezwiednie: jestem chora, jestem beznadziejna,
jestem nieszczęśliwa. Bo zobacz, Twój umysł i tak zawsze coś tam
mieli. Niech więc robi to na Twoją korzyść.

Co do siebie mówię?
Pilnuj tego, co mówisz i myślisz na swój temat. Świadomie
wybieraj słowa, które Ci służą. Po pierwsze – koniec z używa-
niem w stosunku do siebie słów: obżartuch, debil, pokraka etc.
One nic nie wnoszą, a tylko odbierają siły. Twoim obowiązkiem
jest szanowanie siebie samej. Nikt inny tego za Ciebie nie zrobi.
Jeżeli zauważysz, że zaczynasz roztrząsać, jaka jesteś słaba i bez-
nadziejna, NATYCHMIAST przestań. Możesz uszczypnąć się
lekko w rękę, by się obudzić.

W szkołach i w domach nie uczy się tego, jakie to ważne.


Uznajemy wylewanie na siebie pomyj za normę. Tak bardzo boli
mnie, kiedy czytam w Twoim liście stek przekleństw, jakim się
obrzucasz. Po co? Co to ma niby na celu?
Myśli 69

Jeżeli chcesz zmienić swoje życie, zmień swój dialog wewnętrz-


ny. Wyobraź go sobie jako rzekę o silnym prądzie. Gdy pozwo-
lisz jej płynąć niekontrolowanie, ciągle będzie podtapiać Twoje
plany i poczucie własnej wartości. A przecież możesz nad nią
zapanować i wykorzystać jej siłę na swoją korzyść. Aby tak się
stało, trzeba uregulować koryto i wyznaczyć miejsca, w których
może rozlewać się spokojnie. W przeciwnym wypadku co jakiś
czas będziesz doświadczać jak najbardziej naturalnych katakli-
zmów; wybuchów złości, wykrzyczanych słów, których potem
się żałuje, autoagresji.
Jak zrobić? Zacznij od oględzin. Zastanów się, co do siebie
mówisz, gdy – na przykład – wypada Ci z ręki szklanka? Ja kiedyś
krzyczałam na siebie: Ty niezdaro! Co narobiłaś?! – i natychmiast
miałam zły humor. Wezbraną we mnie złość wyładowywałam
na kimś, kto akurat znalazł się pod ręką. To wywoływało agresję
zaatakowanej osoby i spirala negatywnych emocji zaczynała się
nakręcać. Nie raz kończyło się to grubą awanturą. A to przecież
tylko głupia szklanka! Nie warto psuć sobie przez nią choćby
jednej, cennej sekundy życia! Wiesz co mówię teraz, gdy stanie
się coś takiego? „Bum!” – i idę po miotełkę i szmatkę. Nauczy-
łam się tego od mojego wspaniałego partnera. To właśnie on
pierwszy pokazał mi, że reakcję na przykre zdarzenie, można po
prostu wybrać. Że potłuczona szklanka wcale nie musi oznaczać
złości. Nie jesteś nakręcaną małpką, która zawsze musi skakać
dokładnie tak, jak kiedyś została nauczona. Możesz równie do-
brze zacząć się śmiać. Kto Ci zabroni? Albo możesz tę chwile
wykorzystać na głębsze refleksje. Na przykład o tym jak kruche
jest życie – sekunda nieuwagi i pryska. Wszystko może stanowić
naukę, jeżeli otworzysz się na nią.

To jest nastawienie, które wpływa na naszą reakcję na małe


rzeczy, a małe rzeczy wpływają na większe, a te z kolei na jeszcze
70 II. MYŚLI

większe. Ja osobiście uwielbiam historię Oprah Winfrey, która


jest dla mnie doskonałym przykładem obrazującym tą zależność.
To osoba, która wybrała to, co o sobie myśli i to kim jest, mimo,
że los nie oszczędzał jej od samego początku. Oprah przyszła na
świat jako córka pary nastolatków. Wychowała się u babci, która
od najmłodszych lat przyuczała ją do pracy sprzątaczki. Przecież
nic innego nie mogło czekać czarnoskórej, biednej dziewczynki
urodzonej w Mississippi. W dzieciństwie padła ofiarą wykorzy-
stywania seksualnego i w wieku 14 lat urodziła dziecko, które
wkrótce zmarło. Czy takiej dziewczynie ktokolwiek wróżyłby
świetlaną przyszłość? Założę się, że nikt. Ale ona wcale nie zga-
dzała się z tym poglądem. Od dziecka wiedziała, że stać ją na
więcej, że będzie robić wspaniałe rzeczy. To przekonanie nie po-
zwoliło jej pogrążyć się w rozpaczy, pomimo wszelkim powodom
ku temu. Przecież miałaby doskonałą wymówkę: Nie wyszło mi
dlatego, że miałam ciężkie dzieciństwo. Ale ona po prostu podjęła
inną decyzję, co do swojego losu. Teraz jest miliarderką i jedną
z najbardziej wpływowych osób na świecie. Czy miała szczęście?
Nie, nie miała go za grosz, ale to nie przeszkodziło jej, by po nie
sięgnąć.

Czy wobec tej historii nadal uważasz, że Tobie czegoś brakuje,


by żyć tak jak chcesz?
A ilu jest ludzi, którzy swoje ciężkie doświadczenia zinterpre-
towali jako dowód na to, że mają przechlapane. Ja znam kilkoro
takich osobiście. I zgadnij co dostali? Dokładnie to, czego się
spodziewali.
Uważam, że pochodzenie, zamożność, uroda, „szczęście” – to
wszystko nie liczy się tak bardzo, jak to, co mówimy do siebie na
co dzień. To my, a nie okoliczności, kształtujemy swoje przezna-
czenie. Na nie przecież często nie mamy wpływu, ale na to, co
dzieje się w naszej głowie – zawsze.
Się uda się 71

Teraz jeszcze traktujesz swoje położenie jako niekończący się


dramat i tak to odczuwasz. A co by się stało, gdybyś potraktowa-
ła je jako wyzwanie? Wyzwania są trudne, ale dzięki temu uczą,
jak radzić sobie w trudnych warunkach i czynią Cię silniejszą.

Będąc przy tym temacie, nie mogę nie wspomnieć mojego


ulubionego, zatruwającego pozytywne wysiłki słówka. Jeżeli kie-
dykolwiek rozmawiałaś ze mną lub byłaś u mnie na mentoringu,
wiesz, że dostaję na jego dźwięk białej gorączki: „uda się”. Grrrr.
Dlaczego tak reaguję? Już wyjaśniam:

S ię uda się
Kontrolowanie tego, co wychodzi z naszych ust jest tak samo
ważne, jak to, co do nich wkładamy. Może nawet ważniejsze.
Dlaczego? Bo słowa tworzą Twój świat.
Wypowiadając je, kreujesz rzeczywistość, w której się zanurzasz.
Czasami najbardziej niewinnie brzmiące stwierdzenia mogą być
naszym śmiertelnym wrogiem. Właśnie dlatego, że brzmią tak nie-
winnie, ciężko wyczuć ich toksyczną treść.
Jedno z najbardziej zatrutych słówek jakie znam to „udać się”.
Tak często pojawia się w naszym słownictwie, że zdążyliśmy
ogłuchnąć na jego prawdziwy wydźwięk.
Bo co znaczy „udać się”?
Wskazuje to na pomyślnie zakończony proces, na który
nie mamy wpływu.
My go zainicjowałyśmy, to fakt, ale potem trzeba było zdać się
na los.
Takie na przykład pieczenie ciasta. Przecież nie jesteśmy w sta-
nie dosłownie go upiec. Zrobiłaś wszystko jak w przepisie, ale albo
się uda, albo nie. Wyższa siła piekarnika.
72 II. MYŚLI

Albo taki los na loterię. Możesz go kupić i trzymać kciuki.


Ale jak to się ma do czynności na które mamy wpływ – skoń-
czenie z bulimią, kompulsywnym jedzeniem, odwlekaniem waż-
nych spraw, paleniem papierosów (niepotrzebne skreślić)?
Nijak!
Postanawiam się nie objadać. Mam nadzieję, że się uda.
Więc jak to? Wkładasz sprawczą siłę w swoje stwierdzenie po-
stanawiam, po czym od razu wypuszczasz je z ręki? Jak wyrzuconą
na oślep piłkę?
Rezygnujesz z pracy, którą musisz nad sobą wykonać? Zdajesz
się na los, na powiew wiatru? Twoje postanowienie jest tak słabe,
że nawet nie zamierzasz w nie zainwestować potrzebnego czasu?
To tak, jak zasianie rośliny, bez najmniejszej intencji regularne-
go podlewania jej. Może urośnie, poczekam i popatrzę.
Uda się momentalnie zwalnia Cię z obowiązku, który właśnie
sobie narzuciłaś.
Uda się to najlepszy dowód na to, że się właśnie nie uda.
Z kolei, jeżeli nie wytrwasz w swoim postanowieniu, doskonale
wiesz, kogo winić: siebie.
Ja spieprzyłam, ja nie podołałam, ja jestem winna.
Tak, ty – masz rację.
Bo Ty jesteś odpowiedzialna za swoje ręce, które otwierają
lodówkę, biorą zbędne jedzenie i wkładają do ust. Ty jesteś odpo-
wiedzialna za swoją szczękę, która to zbędne jedzenie przeżuwa.
Dlaczego więc korzystasz z tej odpowiedzialności
tylko połowicznie?
Za niepowodzenia odpowiadasz TY, a za sukcesy jakieś niema-
terialne SIĘ?
Zrozum, że właśnie takie słowa kreują w twoim mózgu mental-
ne ścieżki, automatyczne skojarzenia, nawyki.
Tysiąc razy licząc na to że się uda, wytworzyłaś w sobie nawyk
bezradności. Widzisz to?
Myśli 73

Jeżeli tak, NATYCHMIAST wykreśl to słowo ze swojego języka.


Won!
Od teraz, jeżeli chcesz wyrazić zamiar zmienienia czegokolwiek,
powiedz po prostu: ZROBIĘ TO. I tyle.
Zależy to ode mnie. To jest w mojej mocy. To jest mój wybór.
Odmawiam bycia zdaną na ślepy los.
Ja decyduję.
(Maj 31, 2016)

Uwaga! Czas na kolejną zabawę.

Selekcjoner.
Kojarzysz zapewne typ mięśniaka stojącego na bramce w klu-
bie, który pozwala wejść tylko wybranym? Robi to według swo-
jego widzimisię. Zapytany, dlaczego nie można wejść, niezmien-
nie odpowiada: „Bo tak!”. Z takim typem nie ma gadania.
Przychodzi mi to do głowy, ponieważ sama byłam kiedyś
świadkiem takiego zachowania. Kiedy studiowałam na pierw-
szym roku na ASP w Krakowie, zorganizowaliśmy sobie tak
zwane otrzęsiny. Ktoś wynajął klub, zaprosiliśmy profesorów
i liczną grupą stawiliśmy się na zabawę. Niestety, w klubie była
awaria i kazali nam iść do konkurencji naprzeciwko. Zaczęliśmy
wchodzić do środka: ludzie poprzebierani, wymalowani, artyści,
dziwadła. Nagle bramkarz wskazał na naszego profesora i powie-
dział: „Ty nie wchodzisz”. Co za wstyd! Na nic się zdały prośby,
tłumaczenia, logiczne wywody, że taka grupa to spory zarobek
dla klubu. Nie i już, do widzenia. W końcu znaleźliśmy inne
miejsce i impreza się udała, ale tego zdarzenia nie zapomnę nigdy.

Zabaw się w taką nieugiętą bramkarę w stosunku do swoich


myśli. Wyłapuj jednak tylko te, które w brudnych buciorach
74 II. MYŚLI

nawykowego marudzenia próbują wejść Ci do głowy i wywalaj


je. To przecież Twój klub, a tam ma być i fajnie, i bezpiecznie.
Jeżeli je wpuścisz, zaczną rozrabiać, niszczyć i narażą Cię na stra-
ty. Całe dobre samopoczucie może zgasnąć od takiej niedobrej
myśli. Jak wyglądają te najbardziej niszczące:
Nic mi NIGDY nie wychodzi – Nie dość, że nic, nie dość, że
nigdy, to jeszcze „wychodzi”. Wychodzić może tylko coś, co nie
jest zależne od Ciebie.
Jestem beznadziejna – Myśl królowa użalania się nad sobą.
To i tak bez sensu – Masz rację. Z takim nastawieniem nie ma
co zaczynać.

Zapewne zaraz za nimi pojawią się też myśli – sierotki, wyma-


gające zaledwie kilku kosmetycznych poprawek, i już będą mogły
zostać. Pomóż im. Po pierwsze – przebierz je w pozytywny garni-
tur. Po drugie – wyrzuć słowo “Nie” (niemodne w tym sezonie).

Na przykład:
Nie chcę być chora przebierz w: Jestem zdrowa.
Tylko nie zapomnij w: Zapamiętaj.
Nie denerwuj się w: Wyluuuuzuj.
Nie chcę być gruba w: Chcę być sprawna!
Już nigdy nie będę się objadać w: Kontroluję to, co wkładam do ust.

Baw się tą ideą. Zapisuj te najbardziej kreatywnie przestyli-


zowane, następnie wybierz Miss Metamorfozy. Zauważysz, że
Twoje myśli nie muszą być demonami, które biorą Cię w swoje
władanie. To tylko myśli, nie fakty. Co z nimi robisz zależy wy-
łącznie od Ciebie. Nie wpuszczasz ich i tyle.

W ten sposób możesz zneutralizować uporczywe lęki i obse-


sje. Zrób sobie zabawę ich kosztem; przebieraj je i modeluj, aż
Myśli 75

przestaną przypominać siebie. Ośmiesz swoje strachy. Żeby


wzmocnić nowe dla Ciebie uczucie władzy, na dwie minuty stań
w pozycji selekcjonerki: nogi rozstawione, dłonie oparte na bio-
drach, pierś wypięta, głowa do góry. I kto Ci teraz podskoczy? Po-
zycja siły daje ci realną siłę. Zostało to udowodnione naukowo!*

Podoba Ci się zabawa? Kontynuuj ją również w innych sferach


życia, choćby po to, żeby lepiej komunikować się z ludźmi.
Nie krzycz! zastąp Mów spokojnie.
Nie spóźnij się – Bądź o czasie.
Nie smuć się – Uśmiechnij się.
Kto to zrobił?! – Co się stało?.

To jednak nie wszystko. Natura nie znosi próżni. Jedynym


sposobem na pozbycie się złych myśli jest zastąpienie ich po-
zytywnymi. Dla każdej negatywnej – znajdź natychmiast pozy-
tywną przeciwwagę. Zawsze! Niech stanie się to Twoim nowym
nawykiem.

Ta zasada dotyczy także współżycia z bliźnimi. Nie nazywaj


nikogo, nawet po cichu, głupim, grubym, beznadziejnym. Je-
żeli nie znajdujesz innego określenia danej osoby, po prostu nie
myśl o niej. Swoimi wyzwiskami nie zrobisz jej krzywdy – jedyną
osobą, która na tym ucierpi, będziesz Ty sama. To także zostało

* Eksperyment Amy Cuddy. Uczestnikom eksperymentu najpierw


zbadano poziom testosteronu – hormonu przywództwa i kortyzolu –
hormonu stresu, następnie na dwie minuty kazano przyjąć pozycję siły
(pozycja selekcjonera w klubie, ostentacyjne rozparcie się na krześle
itd). Okazało się, że testosteron znacznie się podniósł, podczas gdy
kortyzol opadł. Dokładnie odwrotnie działo się, gdy uczestnicy przy-
bierali pozy uległości (skulona sylwetka, skrzyżowane ręce i nogi).
76 II. MYŚLI

naukowo udowodnione. Część Twojego mózgu nie rozróżnia,


czy mówisz o sobie, czy innych, wszystko odnosząc do siebie. Je-
żeli w wyzwiska wkładasz emocje: „Co za debil! Jak on jeździ!?”,
„Matko, jaka gruba baba! Wzięłaby się za siebie, czarownica
jedna!”, nie dziw się, że sama czujesz się głupia, brzydka i gruba
– właśnie nieświadomie zaprogramowałaś swój mózg.

Weź odpowiedzialność
Czy masz tendencje do analizowania, dlaczego Ciebie to spotka-
ło? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego robię to,
co robię i nie mogę przestać? Ja zadręczałam się takimi pytaniami
bez ustanku. Do tego miałam drugą ulubioną zabawę: znajdowa-
nie winnych tej sytuacji. Zazwyczaj wypadało na rodziców (No
tak, jako że są tylko ludźmi, a nie aniołami, popełnili kilka błę-
dów). Wiesz jaki był tego efekt? Przestałam brać odpowiedzial-
ność za swoje życie. Zrzuciłam ją na innych, a sama postawiłam
się w roli ofiary. A jaką moc sprawczą ma ofiara? Zerową.

Dopóki nie weźmiemy odpowiedzialności za sytuację, w jakiej


jesteśmy, nie ruszymy z miejsca. Pierwszy krok to zdanie sobie
sprawy, że niezależnie od tego, co stało się w Twoim życiu, Ty
sama wpakowałaś się w ten kłopot i sama musisz się z niego wy-
ciągnąć. Tak, zrobiłaś to bez świadomości konsekwencji, ograni-
czając drastycznie jedzenie, czy ćwicząc do momentu totalnego
wyczerpania. Myślałaś, że w ten sposób schudniesz lub wyrzeźbisz
ciało. Nikt nie powiedział Ci, że nie tędy droga. Słowem, to nie
wstyd, że w to wpadłaś. Ale wiesz co jest wstydem? Zaakcepto-
wanie tej sytuacji i nie podjęcie wysiłku zmiany. Zauważ, że nie
mówię tutaj ani słowa o obwinianiu siebie. To nie jest Twoja wina.
Ale Twoja jest odpowiedzialność, za zmianę obecnej sytuacji.
Weź odpowiedzialność 77

Co to właściwie znaczy być odpowiedzialnym? To znaczy za-


akceptować fakt, że w przeszłości podjęłaś kroki, które dopro-
wadziły Cię do obecnego miejsca. Teraz zaś możesz podjąć inne
decyzje i uzyskać inne rezultaty.
Wzięcie odpowiedzialności to zadecydowanie, że stajesz za
sterami. To nie miejsce dla Twojej mamy, partnera czy terapeu-
ty. Przecież ten statek nie odpłynie, jeżeli kapitan będzie siedział
schowany pod pokładem.

Pomyśl przez chwilę, jakie inne słowo kryje się w wyrazie


„odpowiedzialność”?
„Odpowiedź”. ODPWIEDZIALNOŚĆ = możliwość odpo-
wiedzi na zaistniałą okoliczność.
Często nie masz wpływu na otaczające Cię warunki, ale zawsze
masz wpływ na to, jak na nie zareagujesz. Twój partner burk-
nął coś niemiłego? Możesz wściec się na niego i zrobić zwycza-
jową awanturę. Możesz jednak zatrzymać się na chwilę, spojrzeć
obiektywnie na sytuację (mój partner jest w złym humorze)
i tym razem zareagować inaczej.
Skoro jesteś odpowiedzialna, to znaczy, że masz możliwość
odpowiedzi, a wraz z nią, możliwość świadomego kształtowania
rzeczywistości. Możesz zapytać partnera, tak po prostu, czy miał
ciężki dzień – na pewno okaże się, że tak, że coś się stało. Będzie
Ci wdzięczny za zainteresowanie i zrozumienie, nawet jeżeli nie
wyjawi nic więcej. I pewnie, jak to facet, nie powie tego wprost,
ale pomyśli, że ma fajną babkę. Nie czepia się i wspiera. Mała
rzecz, ale pomnożona przez 20 lat robi ogromną różnicę. Inna
sprawa, jeżeli Twój partner jest wiecznie, nawykowo niezadowo-
lony, w tym przypadku odsyłam do innego poradnika.
To, że właśnie te na pozór nieistotne detale sprawiają, że nie-
którym parom „udaje” się, podczas gdy inne kończą na rozprawie
rozwodowej. Powód? Jedne biorą 100% odpowiedzialności za
78 II. MYŚLI

swój związek, a pozostali tylko… 50% i liczą, że jakoś to będzie.


To zaledwie przykład, ale podobnie bywa ze wszystkim, a zwłasz-
cza w najważniejszej relacji Twojego życia; z samą sobą. Dajesz
z siebie 100%, 50%, 20%? Masz do siebie pretensje na każdym
kroku? Nie masz dla siebie za grosz zrozumienia? Niestety, ta rela-
cja nie może skończyć się na sali sądowej. Ty ze sobą pozostaniesz
na zawsze. Chcesz więc żyć z wrogiem? Na pewno nie. Jesteś tu
po to, by stać się dla siebie najlepszą przyjaciółką; fajną babką, co
się nie czepia.

N ajlepsza przyjaciółka
Dziś macie się spotkać po raz pierwszy.
Niby już ją widziałaś, ale była dla Ciebie tylko martwym obiek-
tem; bezsensowną masą ciała, nie dającą się wbić w rozmiar XS.
Nie poświęcałaś jej więc zbyt dużo uwagi.
Teraz ma się to zmienić.
Jesteś trochę zdenerwowana, bo nie wiesz, czego masz się spo-
dziewać. Przecież kompletnie jej nie znasz. Co masz jej powie-
dzieć? Jak zacząć?
Może zwyczajnie, od przyjaznego uśmiechu. Zawsze jak po-
znajesz kogoś nowego uśmiech i kontakt wzrokowy robi dobre
pierwsze wrażenie. Ok, tego się chwycę na początek.
Lekko przyspieszone bicie serca sygnalizuje ciekawość.
Jestem gotowa.
Podchodzisz do lustra…
Jest, stoi!
Kiedyś przy takich spotkaniach wyrzucałaś z siebie stek prze-
kleństw. Nic dziwnego, że nie byłaś przez nią zbytnio lubiana.
Gdy łapałaś jej spojrzenie w sklepowej witrynie, cedziłaś:
nienawidzę Cię.
Najlepsza przyjaciółka 79

Dzisiaj jest inaczej – dzisiaj chcesz ją naprawdę poznać, a nie znie-


ważyć. A więc uśmiechasz się, patrzysz jej w oczy i stoicie tak chwilę.
Co się mówi nowo poznanej osobie? Może jakiś drobny
komplement?
Ładnie dzisiaj wyglądasz. Ty mówisz to do niej, a ona powtarza!
O kurcze, to chyba dobry start.
Nie ufasz jej jeszcze. Wiesz, że w przeszłości robiła okropne
rzeczy i ciężko powierzyć Ci jej pieczę nad sobą. Ale co Ci szkodzi
spróbować?
Może pobiegamy dzisiaj – zagajasz nieśmiało.
Dobrze pobiegajmy – pada odpowiedź i już ta w lustrze przebie-
ra się w sportowy strój. I Ty też!
To ty potrafisz dotrzymać danego sobie słowa? Nie wiedziałam! –
Jesteś miło zaskoczona i biegnie Ci się lekko.
Po kilku dniach widzisz, że wcale nie żartowała z tym biega-
niem i zaczynasz lubić ją co raz bardziej.
Teraz zupełnie naturalnie rzucasz jej kolejny komplement: Pięk-
nie wyglądasz, nawet taka zmęczona. A ona uśmiecha się tak ładnie.
Czujesz, że to chyba… początek przyjaźni?
Robisz dla niej coraz więcej, a ona za każdym razem odwza-
jemnia się tym samym. Ufasz jej trochę bardziej z każdym dniem.
Wiesz, że nie zawiedzie Cię, gdy postanowisz pójść na spacer,
zamiast siedzieć przed komputerem. Wiesz, że nie rzuci się nie-
spodziewanie na jedzenie, jakby nagle straciła rozum.
Czujesz się z nią lepiej i lepiej i coraz częściej idziesz do lustra,
by zobaczyć jej roześmianą twarz.
Nie karmisz jej śmieciowym jedzeniem, nie dręczysz nad-
miernym sportem, nie mówisz jej przykrych rzeczy, nie stawiasz
w niezręcznych sytuacjach. Gdy chce powiedzieć NIE, mówisz
to, bez względu na to, co powiedzą inni. Słuchasz jej sumienia,
nie naginasz woli.
Bronisz jej godności i granic, bo po prostu ją szanujesz.
80 II. MYŚLI

A nawet więcej; ona stała się Twoją najlepszą przyjaciółką i nie


masz zamiaru jej zdradzać!
Aż któregoś dnia, zupełnie niespodziewanie, padają między
wami słowa
Kocham Cię.
I trwają w spokoju serca.
(Lipiec 16, 2016)

Teraz dam Ci do wykonania kolejne zadanie.


Szukaj sytuacji, w których możesz zachować się odpowiedzial-
nie, zamiast „jak zwykle”.
Ktoś proponuje Ci czekoladę. Sięgasz automatycznie, a może
zastanawiasz się, czy rzeczywiście masz na nią ochotę? A może
masz ochotę, ale postanawiasz za nią nie iść? Albo odwrotnie;
częstujesz się kawałkiem i tyle.
Twój brat zostawił podniesioną klapę sedesową. Robisz mu
awanturę, czy może przychodzi Ci do głowy, że to nie fair, że on
za każdym razem podnosi klapę, korzystając z toalety? W końcu,
kto powiedział, że jedynym słusznym, usprawiedliwionym dzie-
jowo stanem klapy sedesu jest jej pozycja horyzontalna?
Za oknem pada. Wściekasz się jak dziecko, czy uświadamiasz
sobie, że nie masz na to wpływu, akceptujesz fakt i bierzesz parasolkę?
Pozwól, że podzielę się z Tobą moim doświadczeniem ze zmia-
ną „oczywistej” perspektywy.

D eszcz
Pytacie mnie, jak ja to robię, że mam takie fajne podejście.
Przecież przeczytać w artykule, że świat jest piękny – to jedno,
ale żyć według tego na co dzień – to chyba nie takie znowu łatwe?
Deszcz 81

Jak mam to zrobić?


Tak jak pisałam, dla mnie był to moment olśnienia. Po prostu
któregoś dnia zrozumiałam, co jest ważne, a co nie i już nie muszę
o tym „pamiętać”.
Wiem to i czuję w każdej sekundzie mojego życia.
Tak gwoli ścisłości.
Rzeczy ważne:
– zdrowie,
– związek,
– spełnienie,
– bezpieczeństwo finansowe,
– rozwój,
…i wiele innych.
Rzeczy nieważne:
– pogoda,
– to, co myślą o mnie inni,
– przykre słowa, którymi ktoś chce mnie zranić,
– irracjonalne lęki,
– spóźnione autobusy,
– zawiedzione nadzieje,
– plama na koszuli,
…etc.
Ja nie pozwalam, aby te nieważne rzeczy w jakikolwiek sposób
wpływały na mój nastrój i na to, co o sobie myślę.
Bo nikt, ani nic nie może sprawić, bym poczuła się źle, bez mo-
jego przyzwolenia.
A więc ja mu nikomu i niczemu nie daje. A już na pewno
nie rozbitemu kubkowi na środku dywanu.
Po prostu nie.
Ale jak to się stało, że tak radykalnie zmieniłam swoje postrze-
ganie świata?
Przecież nie urodziłam się taka.
82 II. MYŚLI

Wręcz przeciwnie – potrafiłam roztrząsać jakieś głupoty latami,


chowałam urazę, zazdrościłam innym, użalałam się nad sobą.
Czy możliwa jest aż TAKA zmiana?
A jeżeli tak, to ile ona zajmuje? Tydzień, dwa, rok, dziesięć lat?
Mi to zajęło trzy słowa, wypowiedziane przez mojego chłopaka.

*
Jest wiosna 2012 roku. Moja pierwsza wiosna spędzana w Belgii.
No i co? Leje.
Codziennie, uparcie, niemiłosiernie leje.
Dla mnie to szok.
Jestem tym zmęczona, wykończona wręcz.
Przyjechałam tutaj za ukochanym, a czuję się jak ostatni śmieć.
Nie znam języka, nie mam żadnych pieniędzy (hmm, ciekawe
czemu).
Żeby umówić się na kawę z nowo poznaną koleżanką, poży-
czam pięć euro od mojego T.
Nie mam papierów na legalny pobyt w kraju i są problemy,
by je wyrobić, bo nie mam stałego adresu zameldowania (gnież-
dżę się kątem w dwunastu metrach kwadratowych, u mojego
chłopaka).
Orientuję się nagle, że niczego w sumie nie potrafię, bo od lat
siedzę, albo w kuchni, albo w kiblu i niczego sensownego się
nie nauczyłam. Wszystko po łebkach.
Mam za to stany depresyjne, bulimię i znowu przytyłam, po ko-
lejnej głodówce. Jestem kłótliwa i rozdrażniona.
Na serio zastanawiam się, co T. we mnie widzi.
Ale przynajmniej udało mi się niedawno zdobyć pracę – zosta-
łam sprzątaczką.
Hurra!
Ja – najlepsza uczennica, inteligentne dziecko, laureatka olim-
piad, nadzieja rodziny.
Deszcz 83

Ja – zdolna studentka, stypendystka – matura w Stanach, stu-


dia we Włoszech.
Ja – właścicielka „firmy” w Polsce (piszę w cudzysłowie, bo
to jak prowadziłam tą firmę, zakrawa na żart).
Tak wielkie było wtedy moje EGO.
A tu bum: Za szczotkę i kible myć, artystko.
I jeszcze ten deszcz.

*
Mam właśnie wyjść do pracy, a tu zacina z każdej strony.
Ubieram płaszcz przeciwdeszczowy, kalosze i już łapię za klamkę,
gdy uginają się pode mną nogi. Siadam na podłodze i zaczynam
płakać jak dziecko.
Ta cholerna pogoda! Wszystko na złość mi! Czy ja zawsze będę
miała pod górkę!? Czy nie wystarczy, że tak się staram!?! Musi jeszcze
mi padać na głowę do tego!?
Czuję jak wszystko podchodzi mi do gardła: złość, nienawiść,
przerzygane życie, brak kasy, frustracja.
Nie tak miało być! Świat jest mi winny więcej niż to gówno!
Ryczę i ryczę, a mój T. przygląda się mi ze stoickim
spokojem.
Kiedy ustaje mój słowotok, zagląda mi w oczy i mówi:
Kobieto, ale to tylko woda.
I wtedy spadła kurtyna.
Poczułam wręcz fizycznie jak robi się jasno, tak jakby nagle
jednak wyszło słońce.
Mój roztrajkotany umysł, zamknął się w tej chwili i zrobiło się
we mnie bardzo cicho.
Olśnienie.
Tak oczywiste, że zachciało mi się śmiać.
Deszcz – to koncept w głowie – deszcz wyczekany, deszcz
irytujący, wymodlony i Jaka szkoda, że pada.
84 II. MYŚLI

Woda – to prawda – taka jaka jest. Naga i niewymagająca


komentarza.
Te słowa mojego T. zmieniły wszystko – całe moje przyszłe
życie. Te słowa sprawiły, że stałam się tym, kim jestem i mam
zaszczyt pisać teraz dla was.
To tylko woda – nie zemsta świata na mnie, nie jakiś okrutny
figiel, nic personalnego. Świat nic nie ma przeciwko mnie! On
sobie po prostu jest. A moją I TYLKO MOJĄ odpowiedzialnością
jest być na nim szczęśliwa.
Siedząc na tej podłodze, w kaloszach i płaszczu zrozumiałam, że:
Jestem teraz w takiej sytuacji, bo takie podejmowałam do tej
pory wybory – i te dobre, i te złe.
Jeżeli chcę innych rezultatów, niż mam obecnie, muszę zacząć
podejmować inne wybory.
I tyle.
Ten moment przemeblował mi w głowie – objawił prawdę.
A tak to już jest, że jak się ją raz zobaczy, to nie da się jej „od-zo-
baczyć”. Jak twarz na obrazie Dalego. Gdy ją zauważysz, wiesz już
na zawsze, że ona tam jest i nie możesz wrócić do stanu niewiedzy.
Wyjście z bulimii zajęło mi jeszcze prawie 1,5 roku, ponieważ
robiłam to na oślep, metodą prób i błędów. Sama przecierałam
szlaki. W internecie nie było nic sensownego na ten temat, pomo-
cy z zewnątrz zero, w książkach same historie chorych, ale odpo-
wiedzi na pytanie „jak to zrobić” – brak.
Ale zawzięłam się: Ania, to tylko woda, to tylko problem,
który można rozwiązać.
Teraz, moje podopieczne szybciej stają na nogi, bo nie muszą,
tak jak ja, wyważać otwartych drzwi.
Widać, moje doświadczenie na coś się przydało.

*
Po przejściu tej drogi, z ręka na sercu, mogę powiedzieć Ci jedno:
Myśli 85

Życie daje Ci zawsze takie doświadczenie, jakiego właśnie naj-


bardziej potrzebujesz.
Tak jak mi – musiałam naprawdę zacząć od zera, od szorowania
kibli (chyba w ramach pokuty za takie, a nie inne używanie ich
przez lata), aby się obudzić.
Cała moja przeszłość doprowadziła mnie do momentu, w któ-
rym byłam na to obudzenie się gotowa.
I na hasło To tylko woda moje oczy otworzyły się.
Tak dzieje się i z Tobą. Właśnie w tym momencie.
Życie po to daje Ci wyzwania, abyś nauczyła się jak je
pokonywać.
Abyś stała się silna, dojrzała, świadoma.
Nie po to, aby Cię zgnoić.
Bo życie nie przydarzyło Ci się za karę.
To Ty przydarzyłaś się życiu w nagrodę.
Rozumiesz?
Zamiast narzekać na rzeczywistość – najpierw zaakceptuj ją,
potem naucz się z niej tej lekcji, której masz się nauczyć, a na
końcu ją ZMIEŃ, tak abyś była szczęśliwa.
Pamiętaj:
To tylko woda.
Od Ciebie zależy, czy nauczysz się w niej pływać, czy utopisz.
To tylko życie.
I tak upłynie.
(Październik 21, 2016)

Zadanie:
Jakie są moje przekonania na temat siebie. W jednej kolumnie
wypisz te, które Ci służą (jestem słowna, można na mnie pole-
gać) i te, które Ci nie służą (jestem beznadziejna, nie zasługuję na
szczęście). Do każdego przekonania, które podcina Ci skrzydła
86 II. MYŚLI

napisz trzy kontrargumenty. Jeżeli trudno Ci to zrobić, wyobraź


sobie, że pisze je Twoja najlepsza przyjaciółka, albo inna bliska
Ci osoba.

Myśli automatyczne
A co jeżeli myśli obróciły się przeciwko Tobie i nie możesz ich
ani zamienić na inne, ani wyrzucić? Próbujesz odgonić je od sie-
bie, ale przychodzi Ci do głowy tylko jedno: Zrobić napad na
lodówkę – TERAZ.
Z tej sytuacji też jest wyjście. Po pierwsze uświadom sobie,
że nie masz wpływu na to, co wpada Ci do głowy, ale na to, co
w niej zostaje już tak. Pomyśl, każdy czasem fantazjuje o różnych
dziwnych, złych rzeczach: kradzież, zamordowanie kogoś (szefa),
uderzenie człowieka. Nic na to nie możemy poradzić. Jednak
(prawie) nikt z nas tego nie robi. Po prostu nie traktujemy tych
myśli na serio. Wiemy, że to nie jest wezwanie do działania, a je-
dynie niepokojący wytwór umysłu. I właśnie tak, już niedługo,
będziesz postrzegać myśli o objadaniu się; jako dziwną fantazję.
Dlaczego? Ponieważ nauczysz się je ignorować. Tak często bę-
dziesz to ćwiczyć, że niedługo będzie się to działo bez żadnego
wysiłku: „Aha, to jest myśl pochodząca z mojego błędnie zapro-
gramowanego gadziego mózgu, bye!”
Oto post, mówiący o tym problemie dokładniej:

M yśli automatyczne
W Twojej głowie chodzi sobie taki mały nakręcany robocik i robi tak:
dieta – atak – dieta – atak – atak – atak – jeść – dieta – jeść –
piiip – reset – atak.
Myśli automatyczne 87

Zauważyłaś to?
Co go zasila?
Dwie rzeczy:
– instynkt samozachowawczy, który w ten sposób broni Cię
przed śmiercią głodową;
– nawyk.
To zależy, czy jesteśmy jeszcze w etapie głodzenia się, czy
już na etapie czystego nałogu, gdzie wszystko toczy się
bez związku z dietą (Czasami aspekt diet pozostaje do końca,
ale nie zawsze).
No dobrze? Ale, co sprawia, że raz po raz w to idziemy?
Wiemy, że to jest coś złego. Mamy wolną wolę, możemy po-
wiedzieć NIE.
Przecież Wilk to nie padaczka, że sobie przychodzi i nie da się
nic z tym zrobić.
Wilk to NIE choroba.
To zawsze wybór.
Więc dlaczego dajemy się za każdym razem przekonać do cze-
goś, czego tak naprawdę nie chcemy?
A to dlatego, że nasz nałóg jest o wiele sprytniejszy, niż nam się
wydaje.
Gdyby tak nie było, świat nie widziałby alkoholików, palaczy,
kleptomanów i nas, uzależnionych od kompulsywnego jedzenia,
prawda?
Każdy by się ogarnął raz dwa, przy pierwszym znaku, że coś
jest nie tak.

*
Uzależnienie jest jak błędne oprogramowanie w naszym gadzim
mózgu. To taki wirus.
Dobra wiadomość jest taka, że Gadzi nie ma władzy nad funk-
cjami motorycznymi ciała.
88 II. MYŚLI

Nie może w żaden sposób sprawić, byś poruszyła ręką


czy nogą. Nie zaprowadzi Cię do lodówki, w ścisłym tego słowa
znaczeniu.
Może Cię tylko do tego przekonać.
Jak?
Za pomocą myśli.
Dla ścisłości: myśli automatycznych.
To jego jedyny sposób komunikacji.

Myśli

To powtarzające się w tej samej formie komunikaty, które „sły-


szymy” jako nasz własny dialog wewnętrzny, albo widzimy jako
żywe wyobrażenia.
Co one zawierają?
Zazwyczaj takie treści: Nażryj się, zjedz i tak nie dasz rady,
to ostatni raz, zasłużyłaś na to… (więcej w artykule Wilcza
Suka)
Zauważ, że te wszystkie komunikaty są w II osobie. Tak, jakby
ktoś stał z boku i do Ciebie mówił.
To jedno z moich najważniejszych odkryć.
Bo co to oznacza? Że nałóg to nie Ty!
Ty i nałóg to dwie różne „osoby”.
A to jest na to najbardziej namacalny dowód.
Drugą cechą rozpoznawczą jest to, że jego cele nie są zgodne
z Twoimi celami.
Na przykład: Ty chcesz mieć miły wieczór z książką, a Twój
nałóg chce żreć.
Ty chcesz zaoszczędzić kasę na wycieczkę, a Twój nałóg chce
żreć.
Ty chcesz spotkać się z chłopakiem, w którym jesteś autentycz-
nie zakochana, a Twój nałóg chce żreć.
Myśli automatyczne 89

I dupa.
Generalnie: Ty masz jakieś plany i marzenia, które nie wiążą się
z żarciem, a Twój nałóg, który Tobą nie jest, chce tylko jednego.
Taki mały, zacięty automacik.

*
Jak reaguje nasz mózg na te sygnały?
Tak jak na prawdziwą mowę, albo na prawdziwe bodźce
wzrokowe – czyli wytwarza odpowiednią reakcję emocjonalną.
Jeżeli ktoś podejdzie do Ciebie i zacznie szeptać Ci w ucho
„Nażryj się Ty gruba świnio”, jak zareagujesz?
Skoczy Ci ciśnienie, serce zacznie szybciej bić, poczujesz zale-
wającą Cię falę niepokoju.
Dokładnie tak samo się dzieje, jeżeli ten „ktoś” mieszka w Two-
jej głowie.
Ba! Jest to nawet jeszcze bardziej niepokojące i zasmucające.
Jak się ich pozbyć?
Najłatwiej uciszyć je, idąc do lodówki. To jak do tej pory Twoja
metoda nr 1.
Robisz to, co one każą i masz święty spokój na jakąś chwilę
(za każdym razem krótszą).
Ale można też zrobić coś innego: oddzielić się od nich (pamię-
taj: Te myśli to nie Ty) i zignorować (Tak jak opisywałam to w serii
postów o gadzim mózgu).

*
Wszystko pięknie, ale co się stanie z tymi myślami, jak się
od nich oddzielisz?
Uciszą się? Zamkną?
Prawdopodobnie nie. Będą gadać dalej.
To co za różnica? A no taka, że teraz już nie mogą zrobić Ci
krzywdy.
90 II. MYŚLI

Rozumiesz, że to nie jest realna potrzeba, a jedynie zepsu-


te radio, gadające bzdury.
Tym, co w nim leci, aż tak się nie przejmujemy, prawda?
Na przykład audycja „Nażryj się, Ty gruba świnio” nie będzie
równie nieprzyjemna jak ten sam komunikat wypowiedziany
przez kogoś „realnego”.

Automatyczne

I tutaj dochodzimy do sedna.


To są myśli automatyczne.
Sorry, napiszę to jeszcze raz: AUTOMATYCZNE.
To znaczy, że nie masz na nie wpływu. Żadnego.
I to jest najbardziej niepokojąca część całej imprezy.
One sobie przychodzą, kiedy chcą i zostają, ile chcą.
Niestety, dzieje się to w najmniej dogodnych momentach –
chcesz się zrelaksować, jesteś na imprezie, a tu nagle zapodaje się
znowu ta sama zdarta płyta.
No ludzie no!
Rozwiązanie? Zaakceptować to jako normalną część wychodze-
nia z nałogu.
One mogą pojawiać się jeszcze długo po ostatnim epizodzie
obżarstwa.
Taki los.

*
Czy to znaczy, że tak naprawdę z tego nie wyszłaś, skoro je
„słyszysz”?
Nic podobnego.
To po prostu pozostałość starego nawyku – taki systemowy
śmieć, który czasami jeszcze wylezie na wierzch.
Co z nim robić?
Myśli 91

Ignorować. To nie jesteś Ty.


Ta myśl nie może zrobić Ci krzywdy. Ponadto ona nie ma
absolutnie żadnego znaczenia; nic nie sygnalizuje i nic nie wnosi.
Śmieć, spam, odpadek – bez władzy nad Tobą.
Dlaczego?
Bo nie ważne, co wpada Ci do głowy. Ważne, co w niej zostaje.
A to, co w niej zostaje, zależy tylko od Ciebie.
(Marzec 10, 2017)

Zadanie:
A jaka jest treść Twoich wilczych myśli? Co się w nich poja-
wia? Jakich argumentów używa Twój nałóg?
To już ostatni raz.
Najedz się, należy Ci się.
I tak Ci się nie uda.
Wypisz myśli, które przychodzą Ci do głowy. Następnym
razem, gdy się pojawią rozpoznasz je bez problemu.
III. UCZUCIA

P ostanowiłaś przyjrzeć się świadomie swoim myślom. Takie


porządki mogą okazać się dosyć uciążliwe, a Ty w pewnym
momencie złapiesz się bezradnie za głowę, uświadamiając sobie,
jak wiele niekorzystnych przekonań Cię wypełnia. Może przyjść
moment totalnej dezorientacji: Co jest prawdą, a co nie? Skąd
mam wiedzieć, czy to, co myślę w tej chwili, jest dla mnie dobre?
Istnieje prosta metoda weryfikacji tego. Zapytaj siebie, jak się
czujesz. Jeżeli czujesz się dobrze, Twoje myśli idą w dobrym kie-
runku. Jeżeli źle – w złym. To dosyć proste, aczkolwiek wymaga
pewnej wprawy.

Myślisz sobie: Nigdy nie poradzę sobie z moim problemem. Będę


cierpiała do końca życia. Jak się czujesz? Koszmarnie, prawda?
Żołądek zaciska się jak pięść, uczucie ciężkości na barkach, wę-
drujące w dół kąciki ust. Jeżeli tak jest, łatwo wydedukujesz, że
właśnie myślisz o czymś złym i należy natychmiast zawracać.
I odwrotnie – uświadamiając sobie nagle, że ściska Cię w dołku,
odczuwasz nieprzyjemne napięcie i strach. Zwróć uwagę, gdzie
znajdujesz się wtedy myślami; na pewno nie na wakacjach, lecz
właśnie roztrząsasz niemiły problem.

Przypomnij sobie swoją bardzo złą decyzję. Często już podej-


mując ją, czułaś, że jest niewłaściwa. Twoje serce to wiedziało,
wysyłając sygnały ciału: ścisk w gardle, spocone dłonie, pragnie-
nie ucieczki. I co zrobiłaś? Uznałaś to za wymysły, rozum wziął
94 III. UCZUCIA

górę. I nie mówię tu o strachu. Mam na myśli cielesne wręcz


poczucie, że robisz coś wbrew sobie.

Podam Ci przykład z własnego życia. Jako studentka zatrudni-


łam się dorywczo w barze. Nie musiałam tego robić, ale chciałam
uzbierać pieniądze na wakacje. Mimo, że zarabiałam całkiem do-
brze, za każdym razem idąc do pracy, było mi wręcz słabo z ner-
wów – gula w gardle, trzęsące się ręce. Niby nic się nie działo,
ale wszyscy chodziliśmy podminowani za sprawą szefa tyrana.
Dodatkowo studiowałam. Byłam wykończona. Z tygodnia na
tydzień czułam się coraz gorzej. Zaczęły dziać się ze mną dziwne
rzeczy. Co chwila miałam wypadki. Pewnego dnia do tego stop-
nia zacięłam się w palec, że wylądowałam na pogotowiu. Innym
razem spadła z półki szklanka wprost na moją twarz i rozcięła
mi nos. W drodze do pracy potrącił mnie samochód. Wszystkie
moje odczucia były na nie, a ciało próbowało rozpaczliwie dam
mi znać, że to nie jest dobre miejsce. Ignorowałam je, no bo
przecież kto by wierzył w takie głupoty? Ciało daje Ci znać, że
miejsce nie jest dobre dla Ciebie? Haha! Pracę rzuciłam o wiele za
późno, kiedy mój związek omal nie rozpadł się z powodu mojego
wiecznego stresu. A przecież rozwiązanie problemu było na wy-
ciągnięcie ręki już od pierwszego dnia. Mimo to szłam w zaparte.
Finał historii jest taki, że nie wybrałam się na drogie wakacje, ale
spędziłam je na luzie z ukochanym przy boku.

Albo inna historii: Moja przyjaciółka była w związku na odle-


głość z fajnym chłopakiem, który miał niestety jedną wadę – był
alkoholikiem. Kiedy się upił, robił jej sceny, nie raz w miejscach
publicznych. Za każdym razem, gdy jechała odwiedzić „ukocha-
nego” chorowała, gorączka, mdłości, wysypka. Wracała do domu
– jak ręką odjął. Nikt nie wiedział co to jest, a to po prostu były
psychosomatyczne objawy stresu.
Uczucia 95

Inna koleżanka została wmanipulowana w wyjazd na ważną


delegację. Nie potrafiła odmówić, ale absolutnie nie czuła się
gotowa by być, jak to ujął prezes, twarzą firmy. Dwa dni przed
wyjazdem spadła ze schodów; zwykłych schodów, po których
wchodziła codziennie do mieszkania po kilka razy. Złamała
rękę, doznała wstrząśnienia mózgu i tak potłukła sobie twarz,
że przez dwa miesiące wyglądała jak ofiara ciężkiego pobicia.
No tak, niby przypadek, ale czy na pewno? Potem sama twier-
dziła, że nie, że tak bardzo nie chciała jechać, że los jej w tym
pomógł.

Moja rada: nie rób niczego na siłę, wbrew temu, co mówią


Twoje uczucia i Twoje własne ciało. Nigdy, ale to nigdy nie wyj-
dzie Ci to na dobre.

A czy Ty pamiętasz taką sytuację ze swojego życia? Jak się to


skończyło?

*
Myśli i emocje są ze sobą nierozerwalnie związane; obser-
wując myśli, możesz kontrolować emocje i odwrotnie. Korzy-
staj z tego narzędzia. Dostałaś je w prezencie od Matki Natury.
To mechanizmy, które wykształciły się w nas na długo zanim
obudził się nasz rozum. Kontem oka widzę, że coś rusza się
w zaroślach, czuję ścisk w żołądku, a więc wiem, że czas ucie-
kać – to lew! Taką właśnie rolę pełniły one pierwotnie – skró-
tu między bodźcem, a reakcją. I do dzisiaj mają one za zada-
nie komunikować Ci, czy to co się dzieje w Twoim otoczeniu
jest dla Ciebie dobre, czy nie. Zaufaj więc im trochę bardziej.
Niech emocje będą kompasem pokazującym, czy idziesz dobrą
drogą, czy błądzisz. Ale pamiętaj o jednym: chodzi o emocje –
te z serca, nie obawy – te z głowy.
96 III. UCZUCIA

Następnym razem, gdy będziesz miała wątpliwości, czy dobrze


robisz, zatrzymaj się na chwilę i zadaj sobie proste pytanie – jak się
czuję? Posłuchaj chwilę, a odpowiedź pojawi się szybciej niż myślisz.

E mocja to nie ciasteczko. Emocji się


nie je
Cześć to ja, emocja.
E-moc-ja – ja mam moc.
Moc, aby poruszyć.
E-motion.
Poruszam i do łez i do śmiechu i do działania.
Zazwyczaj pojawiam się bez zapowiedzi.
Czasami cieszysz się na moje przybycie – wtedy mówisz, że je-
stem pozytywna.
A kiedy nie jestem?
Wtedy często zamykasz się, chowasz, udajesz, że mnie
nie czujesz.
Jesz, pijesz, palisz, krzyczysz na innych, zamarzasz w środku,
obojętniejesz.
Zupełnie niepotrzebnie.
Bo mimo usilnych prób, nie możesz mnie ani zajeść, ani zapić,
ani zagłuszyć, ani zniszczyć.
Możesz mnie tylko wysłuchać.
Uwierz, nie jestem Twoim wrogiem.
Jestem przyjacielem – posłańcem z ważną wiadomością.
Ja chcę ją tylko doręczyć i odejść.
Wpuść mnie, zrozum i wypuść.
Aha, nie wiesz, co chcę Ci przekazać? Nie rozumiesz?
I dlatego się mnie boisz, tak?
No dobrze, to zaraz Ci wszystko wyjaśnię!
Emocja to nie ciasteczko. Emocji się nie je 97

Strach – „Niedługo coś się wydarzy. Bądź gotowa.”

Zastanów się dobrze, gdzie kieruje Twoją uwagę ten ścisk


w żołądku?
Nowa praca? Ważna rozmowa? Zmiana?
Masz to?
To teraz pomyśl, co możesz zrobić, by się do tego przygotować.
ZROBIĆ, BY SIĘ PRZYGOTOWAĆ, rozumiesz? A nie GDZIE
(W CO?), BY TU UCIEC!
Słuchaj, wyjaśnijmy to sobie raz na zawsze. Ja nie jestem tu
po to, by Cię paraliżować.
Nie mam w tym najmniejszego interesu. Wręcz przeciwnie;
jestem znakiem do stanięcia w pogotowiu!
Mówią, że mam wielkie oczy. Przyznaję, to prawda. Działam
trochę na wyrost.
Większość rzeczy których się boisz, nigdy się nie wydarzy.
Nie ma co się AŻ tak przejmować.
Jeżeli jednak tak właśnie się stanie, pojawi się:

Ból – „Twoje oczekiwania i nadzieje nie zostały


spełnione. Straciłaś coś.”

Ale co?
Czy to na co liczyłaś? Czy może złudzenia na ten temat?
Nie dostałaś pracy i to boli? A może boli Twoje zranione prze-
konanie, że powinnaś ją dostać?
Niemniej jednak każda strata boli; nawet strata tylko i wyłącz-
nie fałszywych przekonań.
Daj mi w spokoju wybrzmieć, proszę.
Nie musisz zalewać mnie alkoholem czy jedzeniem. Ja sobie
zaraz pójdę.
Jeżeli jednak nie dasz mi odejść możliwe, że zamienię się w:
98 III. UCZUCIA

Złość – „Któraś z Twoich życiowych reguł została


złamana; przez kogoś innego, lub przez samą Ciebie.”

Ktoś miał zachować Twój sekret, ale nie zrobił tego.


Ty miałaś nie jeść piątego ciastka, ale je zjadłaś.
Tutaj wkraczam ja i informuję Cię o tym.
Może trzeba komuś dobitniej powiedzieć o swoich zasadach
(Hej Kasia, chcę, aby to zostało między nami).
A może trzeba zmienić swoje? (Kiedy jestem w gościach, częstuję
się z umiarem i BEZ wyrzutów sumienia).
Upewnij się, że Twoje zasady są jasne i realistyczne.
Kiedy złość utrzymuje się przez długi czas, doprowadza
do stanu o nazwie:

Frustracja – „Hej laska, możesz więcej!”

Jestem, wbrew pozorom, emocją pozytywną.


Czujesz mnie, gdy wiesz, że stać Cię na więcej, a rozwiązanie
problemu jest w zasięgu ręki.
Tylko Ty, z jakiejś przyczyny, jeszcze po nie nie sięgnęłaś.
Ja, frustracja, stoję tylko niewielki krok od motywacji. Tak bar-
dzo niewygodnie Ci w zastanej sytuacji, że… w końcu zaczynasz
działać!
Nie ignoruj mnie. Jak to zrobisz, do akcji wkroczy mój starszy
brat – marazm. A jego to na pewno nie chcesz poznać.

Rozczarowanie – „Twoje oczekiwanie nigdy się


nie spełni.”

Jestem emocją bardzo silną i rujnującą, a więc pozwól mi szyb-


ko odejść.
Jak?
Emocja to nie ciasteczko. Emocji się nie je 99

Jak najszybciej zaakceptuj to, co Ci mówię:


To, na co liczyłaś odeszło i nie wróci. Nic już się nie da zrobić.
Ale zaraz, czy to już koniec? Oczywiście, że nie!
Można zmodyfikować swój cel, wybrać inny, lub zmienić swoje
oczekiwania. Zrób to, kiedy ochłoniesz.
Jestem twardą lekcją, której musisz się nauczyć.
Proszę, odrób ją i zostaw za swoimi plecami. Nie ciągnij mnie
za sobą w przyszłość.

Wina – „Złamałaś którąś ze swoich


najważniejszych zasad i teraz musisz zrobić
wszystko, aby się to więcej nie powtórzyło.”

Nie jestem tu po to, aby Cię męczyć i dręczyć.


Jestem po to, aby Ci powiedzieć: nie rób TEGO więcej.
Właśnie dlatego moja obecność tak bardzo boli – bo ma na-
uczyć Cię tego skutecznie.
Zrozumiano? Tak?
No to mogę już odejść.
Nie musisz mnie zatrzymywać na dłużej niż to potrzebne.

Smutek – „To, co Cię spotkało nie niesie ze sobą,


na dzień dzisiejszy, nic pozytywnego.”

Właśnie tak odczuwasz to, co się stało – nie ma tutaj żadnych


pozytywów. Zero.
To Twoja perspektywa TERAZ.
A gdyby tak wznieść się ponad nią, to co byś zobaczyła?
Pewnie to:
Teraz mam złamane serce, ale jeszcze kiedyś się zakocham.
Teraz zawaliły się wszystkie moje plany, ale niedostanie się
na studia to nie koniec świata.
100 III. UCZUCIA

Teraz zaburzenia odżywiania to źródło moich cierpień, ale wyj-


ście z nich na zawsze ukształtuje mnie silniejszym człowiekiem.

Samotność – „Potrzebujesz innych ludzi, zależy Ci


na nich.”

Poszukaj ich więc. Nie zakładaj, że nikt Cię nie zrozumie. Skąd
możesz wiedzieć, jeżeli nie spróbujesz?
Postaraj się zrozumieć drugiego człowieka pierwsza, otwórz
się, zaufaj.
Sięgnij po ludzką rękę, a nie po zawartość lodówki.
Czy teraz rozumiesz mnie lepiej? Boisz się trochę mniej?
Jestem tu dla Twojego dobra i nie odejdę, póki nie przekażę
Ci tego, co mam do przekazania.
Nie zajesz mnie, nie zapijesz, nie zagłuszysz. Nawet nie próbuj.
Ja będę czekała cierpliwie pod drzwiami. Wpuść mnie.
Przychodzę w pokoju.
(Luty 14, 2017)

Wybacz
Wspominając swoją najgorszą decyzję życiową, jestem pewna,
że westchnęłaś: „Jaka byłam głupia! Przecież, gdyby nie to już
dawno stałabym się bogata/sławna/spełniona”. Ale skąd to mo-
żesz wiedzieć? Może byłoby zupełnie inaczej? Nigdy nie poznasz
prawdy.
My ludzie robimy czasem coś głupiego, co często rani nas sa-
mych i z czym przez lata nie umiemy sobie poradzić. Pytanie:
„Dlaczego tak postąpiłam?” powraca raz za razem, chyba w umy-
śle każdego człowieka. Może najbardziej boli Cię pierwsza decy-
zja, że spróbujesz się przeczyścić? Może ta z wczoraj, gdy rzuciłaś
Wybacz 101

się na lodówkę, mimo że przysięgłaś sobie nigdy więcej tego nie


robić. Teraz czujesz, że zawiodłaś i wyrzucasz sobie swoje zacho-
wanie? To wszystko jest bardzo ludzkim i jak najbardziej normal-
nym odruchem, ale nie uważasz, że już wystarczy tej pokuty? Jak
długo będziesz biczować siebie za niefortunne posunięcie? Złość
i ból to część procesu oczyszczania rany, ale na koniec trzeba po-
zwolić jej się w końcu zagoić.

Jak to zrobić? Istnieje tylko jeden sposób: Wybaczyć sobie.

A to jest wielka sztuka – wziąć się za rękę i powiedzieć: Kocha-


na moja Ja, postąpiłaś wtedy tak, jak mogłaś najlepiej, biorąc pod
uwagę Twój ówczesny stan wiedzy i umysłu. Podjęłaś najlepszą na
tamtą chwilę decyzję. Gdybyś jeszcze raz miała stanąć w tamtym
momencie życia, pewnie zrobiłabyś to samo. Jeszcze nie wiedziałaś,
że skutki będą tak fatalne. A więc, odpuszczam Ci, wybaczam.
Robiąc to, stajesz się lepszym, większym człowiekiem. Bo
umiejętność wybaczania jest domeną ludzi wielkich. Mali i słabi
nigdy nie wybaczają, a już na pewno nie sobie.
To może okazać się dla Ciebie niemałym wyzwaniem, ale
warto je podjąć. Nie chodzi o to, żebyś przekonała siebie, że nic
się nie stało, zbagatelizowała sprawę i zamiotła pod dywan. Mu-
sisz zwyczajnie sobie odpuścić. Złość zatruwa od środka i zabija
radość życia, marnując Twój cenny czas i energię.
Wybacz sobie bez wyjątku każdy popełniony błąd. Właśnie
tak. Nie ma nic złego w przyznaniu się do winy i odpuszczeniu.
I tak jest już po fakcie, więc po co się męczyć? Doceń naukę pły-
nąca z błędów, starając się nie powtarzać ich więcej.

Wybacz sobie, że uwikłałaś się w problemy z jedzeniem. Tamta


osoba, która postanowiła przejść na dietę, a potem zaczęła się
objadać i przeczyszczać, to nie ta sama osoba, która czyta teraz te
102 III. UCZUCIA

słowa. To ktoś młodszy, niedoświadczony, nieświadomy poważ-


nych konsekwencji swojego zachowania. Już nią nie jesteś, więc
daj jej odejść. Ona zdążyła zapłacić ogromną cenę w walucie
zdrowia, czasu, pieniędzy, relacji, urody, szacunku do siebie…
Nie męcz jej dłużej. Kto wie, może i Ciebie doświadczenie wy-
baczania uczyni o wiele silniejszą? Zaczniesz bardziej doceniać
życie i wszystkie jego smaki? Tak stało się w moim przypadku.
Wszystko ma swoje dobre strony, czasami tylko potrzebujemy
czasu, żeby je dostrzec. Sama wiesz, że znajdujesz się na pro-
stej drodze do pełnego wyzdrowienia, musisz więc pogodzić się
z przeszłością i zwrócić twarz w stronę przyszłości. Przyszłość za-
wsze zaczyna się od teraz.

Poznaj samą siebie


Nosce te ipsum to grecka maksyma, której za diabła nie mogłam
zapamiętać na sprawdzian w liceum. Nie rozumiałam też, co niby
miałaby oznaczać. „Poznaj samego siebie”? Jak to? To można nie
znać siebie?

Po wielu latach, gdy wreszcie uznałam szarpaninę z bulimią


za zwycięską i nosiłam się z zamiarem napisania tej książki, ta
sentencja niespodziewanie do mnie wróciła. „Poznaj samego
siebie” – wtedy zrozumiałam ponadczasową mądrość aforyzmu.
Będziesz przebywała w swoim towarzystwie do końca swoich
dni. Inni ludzie przyjdą i odejdą, nawet ci najbardziej kochani.
Rodzice, partner, dzieci to tylko towarzysze na naszej drodze. Idą
z nami krócej lub dłużej, ale tak naprawdę swoją ścieżką kroczysz
sama. Nie smuć się tym, to normalny los człowieka. Warto jed-
nak dobrze poznać osobę, z którą przebywamy non stop przez
całe życie.
Poznaj samą siebie 103

Po co to robić?
Uważam, że aby wyciągnąć się ze swoich problemów, trzeba
stać się świadomą siebie.
Podam kolejny przykład z mojego życia. Kiedyś przeciekały
mi przez palce każde pieniądze jakie miałam; czy by to było
1000 złotych, czy 50 groszy. Bardzo z tego powodu cierpiałam,
ale nie wiedziałam, jak to zmienić. To samo bezsilna czułam
się w relacjach z bliskimi. Potrafiłam nakrzyczeć na kogoś, wy-
buchnąć zupełnie bez powodu, zrobić awanturę. A potem tego
żałowałam.
Zmieniłam to dopiero, gdy zaczęłam bardzo świadomie ze
sobą rozmawiać:
Ania, ale po co Ci ta nowa sukienka? Zobacz, nawet nie leży na
Ciebie aż tak dobrze? Naprawdę chcesz wydać na nią 100 złotych?

Albo prowadziłam taki „dialog”:


– Co czujesz w tym momencie?
– Złość.
– Na swojego partnera?
– Nie, jestem sfrustrowana pracą.
– A jak nawrzeszczysz na swojego partnera, to naprawdę bę-
dzie Ci lepiej?
– No nie…
– No to co innego możesz zrobić?
Itd.

Rozumiesz już? Zaczęłam obserwować swoje stany emocjonal-


ne, nazywać je i rozmawiać ze sobą. To bardzo pomogło mi nie
tylko w zaprzestaniu obżerania się, ale sprawiło, że stałam się
świadomą siebie osobą. Zrobiłam to poprzez obserwację i zada-
wanie sobie pytań. Tak, to brzmi banalnie, jednak wcale takie
nie jest. Swoją drogę do większej świadomości siebie zaczęłam od
104 III. UCZUCIA

kilku bardzo podstawowych pytań o tożsamość, marzenia, cele;


o to, czego naprawdę chcę.

Skąd pochodzę?
Czy wiesz, że jesteś cudem? Zdajesz sobie z tego sprawę, czy ży-
jesz tak, jakby fakt Twojego pojawienia się na świecie był oczywi-
stością? „Ot, jestem i tyle!” – tak zdaje się podchodzić do faktu
swojego istnienia większość ludzi.
A czy zastanawiałaś się kiedyś, jaki kosmiczny zbieg okolicz-
ności musiał się wydarzyć, żebyś zaistniała? Ile milionów małych
cudów dokonało się, żebyś pojawiła się tu, gdzie jesteś, w ciele,
które posiadasz?

Pomyśl tylko: gdyby tamtego dnia Twoja mama wpadła na


wykład nieco później, nie usiadłaby koło tego przystojnego chło-
paka, który już od pierwszych chwil potrafił ją rozśmieszyć. Zu-
pełnie tak samo jak później i Ciebie, gdy biegłaś do niego ze
stłuczonym kolanem, złą oceną czy złamanym sercem.
Gdyby dziadek nie miał tego zwariowanego hobby, Twoja
babcia nigdy nie zwróciłaby na niego uwagi. Ale który dziadek?
Dziadków masz dwóch, a pradziadków czterech. A gdyby Twój
przodek umarł jednak od tej otrzymanej w bitwie rany? Do tej
pory nie wiadomo, jak się – skubany – z tego wylizał! Ktoś w za-
mierzchłych czasach, na Twoje szczęście, poszedł w prawo, a nie
w lewo. Jeden się zgubił, podczas gdy inny odnalazł się tysiąc lat
później. Dlatego tu jesteś.

Myślałaś o tym kiedyś? Nie traktuj swojego istnienia jak rze-


czy banalnej. Tyle razy o mały włos nie byłoby Ciebie. Ale świat
tak kluczył i kombinował, że mu się udało. Naprawdę masz
Skąd pochodzę 105

szczęście. Istniejesz i możesz na własnej skórze doświadczyć naj-


piękniejszego daru – życia. A więc proszę, spójrz dzisiaj na siebie
jak na połączenie nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności,
przypadków, zwrotów akcji.
Twarz – tym jednym prostym słowem opisujemy cudowną
harmonię mięśni i nerwów, która potrafi wyrazić każdą emocję.
A oczy? Majstersztyk wykreowany metodą prób i błędów. Natura
nigdy się nie poddaje. Starała się z całych sił, żebyś mogła widzieć.
I jeszcze ten śliczny kolor tęczówek…! Podziękuj jej. A usta? Mi-
liony lat eksperymentów nad kształtem i kolorem. Możesz śmiać
się, całować, mówić niepowtarzalnym głosem, śpiewać, nawet je-
żeli będą to tylko kołysanki dla Twojego malucha w przyszłości.
Twoje ręce mogą chwytać, sięgać, przytulać. Twoje nogi zaniosą
Cię, gdzie tylko chcesz. A co w środku? Doskonałe skalibrowana
maszyneria, z którą żaden wytwór człowieka nie może się równać.
Twoje płuca zawsze wezmą następny oddech, a serce nie zgubi
rytmu jeszcze przez wiele długich lat, jeżeli będziesz je szanować.

Często patrząc na nasze ciało, widzimy za duży/za mały nos,


za grube/za chude łydki, nie takie włosy, nie taki wzrost. A kto
ustala, że właśnie Twój nos jest lub nie jest w modzie? Czy taka
łydka jest OK, czy nie? No… w sumie jest ktoś taki. Ty sama.
A skoro tak jest, to czy nie łatwiej przyjąć raz na zawsze, że wła-
śnie kształt Twojego nosa jest najpiękniejszy na świecie? I tak nie
będzie inny, więc po co się męczyć z „brzydkim” nosem? Tak po-
stanów i koniec kropka. I wiesz, co się stanie? Wszyscy wokół też
zaczną tak uważać. Dlaczego? Bo będzie biła od Ciebie pewność
siebie i przekonanie, że to prawda.
Jeżeli mi nie wierzysz przypomnij sobie twarz najpopular-
niejszej dziewczyny w szkole. Czy była aż tak piękna? Pewnie
nie, a mimo to wszyscy chcieli się z nią umówić. Albo pomyśl
o aktorce, której teoretycznie daleko do ideałów lansowanych
106 III. UCZUCIA

w mediach, a bije od niej tak magnetyczna siła, że nie można


się jej oprzeć. To wszystko wynika z przekonania: jestem piękna.
I to ono czyni nas pięknymi. Możesz mieć rysy anioła, ale jeżeli
będziesz nosić je bez przekonania, nikt tego nie zauważy. Zresztą,
pozwól, że Ci przypomnę; uroda i tak przeminie. Nie zostanie
z niej absolutnie nic. Po co w takim razie zamartwiać się z jej po-
wodu i odkładać życie na później? Atrakcyjność to stan umysłu,
niezależny od faktycznego wyglądu.

Dbaj najlepiej jak możesz o swój niepowtarzalny, jedyny dom,


jakim jest Twoje ciało. Daj mu pełnię szacunku, na który zasłu-
guje, akceptacji i miłości. Jesteś jedyną osobą na Ziemi, która
może to zrobić. Tylko Ty jesteś za nie odpowiedzialna. Jeżeli po-
stanowisz niszczyć je i truć, ono nie ma możliwości obronienia
się. A przecież ono zawsze stoi po Twojej stronie, nawet jeżeli
wyprawiasz z nim niesamowite rzeczy. Jest zawsze wierne i nie
odwraca się od Ciebie. Znosi wszystko cierpliwie i czeka na
Twoje opamiętanie. Ono nic złego Ci nie zrobiło i nie jest Ci nic
winne. To Ty jesteś mu winna – troskę i szacunek.
Jeżeli nie jesteś pewna czy dobrze się nim zajmujesz, zapytaj
się, czy chciałabyś, żeby najbliższa Ci osoba w ten sposób trakto-
wała swoje ciało. Twój ukochany, Twoja serdeczna przyjaciółka,
Twoje dziecko? Co powiedziałabyś takiej osobie?

D rogie ciało
Drogie ciało,
Piszę do Ciebie pierwszy raz po tylu latach znajomości. Mam
nadzieję, że wybaczysz mi dotychczasowe milczenie.
Wiesz, głupio się przyznać, ale do niedawna, nie wiedziałam,
że trzeba Ciebie jakoś szczególnie zauważać czy doceniać. To,
Drogie ciało 107

że jesteś, traktowałam jako fakt oczywisty. Coś, za co nie trzeba


okazywać szczególnej wdzięczności.
Poważnie się myliłam.
Chciałabym Cię jednak zapewnić, że w przeciągu kilku lat dużo
się zmieniło. Przestałam być głucha na Twoje potrzeby.
Mam nadzieję, że dostrzegasz moje starania.
Mimo wszystko jest mi bardzo wstyd za to, co Ci robiłam
przez całe lata.
Stąd ten list.
Po prostu chciałabym przeprosić.
Za wszystko.
Za te wieloletnie upokorzenia, gdy zmuszałam Cię do wymio-
tów, przeczyszczeń i zabójczych ćwiczeń.
Za głodzenie Cię, albo wpychanie w Ciebie jedzenia do bólu.
Za to, że wyzywałam Cię od najgorszych przy każdym spojrze-
niu w lustro.
Za to, że ignorowałam Twoje naturalne sygnały i błagania
o litość.
Za to, że zawsze podejrzewałam Cię o złe intencje, podczas
gdy Tobie chodziło tylko o zachowanie względnego zdrowia i…
życia.
Za to, że trułam Cię złym jedzeniem, alkoholem, narkotykami
i papierosami.
Za to, że wstydziłam się Ciebie.
Za to, że pozwalam Cię dotykać obcym mężczyznom, za jedno
miłe słowo, za okazane zainteresowanie.
Za to, że narażałam Cię na kontuzje i ból. Teraz wiem, że nie
musiałam dźwigać tej sztangi, aż strzeliło mi w kręgosłupie. Chcia-
łam tylko spalić w ten sposób nadmierne jedzenie, którym Cię
tak egoistycznie i bezmyślnie nakarmiłam.
Za to, że zostawiłam Cię na pastwę mojego rozszalałego Wilka.
Pozwoliłam Cię pokąsać i sponiewierać. Spalić Twoje wnętrze
108 III. UCZUCIA

kwasem żołądkowym, rozpuścić szkliwo na zębach, latami nie do-


starczać witamin i podstawowych składników odżywczych, tym
samym pozbawiając urody i energii.
Za nigdy nieodwzajemnioną miłość i przyjaźń.
Tak bardzo mi przykro. Wybacz mi.
Chciałabym Ci też podziękować, że mimo wszystko, nigdy
nie doszło z Twojej strony do buntu.
Przecież tak łatwo mogłeś wypisać się z tego cyrku. Tak wiele
nadarzało się okazji… Widziałam zdjęcia dziewczyny, która umarła
nad toaletą. Ty nigdy mi tego nie zrobiłeś.
Nawet nie wiem, jak mam Ci dziękować za stanie zawsze
po mojej stronie.
Cierpliwe dzień po dniu, bez skargi, pretensji, bez żalu.
Jaki przyjaciel wytrzymałby takie traktowanie???
Tylko najlepszy.
Tylko Ty.
Dziękuje za bycie ze mną w tych wszystkich trudnych
momentach.
Możesz mieć pewność, że ten koszmar więcej się nie powtórzy.
Już zawsze będę o Ciebie dbać: karmić rozsądnie, nie uciekając
w objadanie się.
Będę zapewniać Ci zdrowy i potrzebny ruch, bez niszczenia Cię nim.
Nie będę Cię już więcej truć i zanieczyszczać.
Jesteś kruchym, drogocennym naczyniem, w którym kołysze się
moje życie. Będę więc stosownie o Ciebie dbać i cieszyć się tym
niezasłużonym niczym darem. Przez resztę naszej wspólnej drogi.
Twoja Ania.
Ps. Aha, kocham Cię.

*
List ten powstał przed ponad rokiem, ale dopiero teraz jestem
gotowa go opublikować.
Uczucia 109

Płakałam, pisząc te słowa. To było bardzo bolesne, ale i oczysz-


czające doświadczenie.
Potem czułam tylko ulgę i spokój.
Wiedziałam, że dotrzymam zawartych w liście obietnic.
I tak się stało.
Mamy czasami gorsze dni, ale dalej idziemy ramię w ramię: Ja –
umysł i Ja – ciało.
I gdzieś pomiędzy tą harmonią odkryłam jeszcze jednego loka-
tora: Duszę.
Pozbierałam siebie z rozbitych kawałków i oto jestem cała.
Chcę Cię gorąco zachęcić do napisania takiego listu.
Właśnie dzisiaj jest idealny dzień na to, żeby przeprosić swoje
ciało i podziękować mu za wszystko. To bardzo dobry sposób
na zapoczątkowanie wspaniałej przyjaźni.
Wyciągnij pierwsza rękę na zgodę.
(Styczeń 19, 2016)

Zadanie:
Napisz swój własny list do ciała. Co chcesz mu powiedzieć?

Zbyt często ludzie doceniają to co mieli, dopiero gdy to stra-


cą. Porozmawiaj z kimś, kto porusza się na wózku inwalidzkim;
z kimś, kto stracił wzrok; z kimś, kto miał wylew – każdy z nich
jest boleśnie świadomy tego, jak ogromnym darem jest zdrowie
i jak niesamowitą wolność. Ty jeszcze ją masz, ale jeżeli będziesz
dalej trwała w zaburzeniach odżywiania, stracisz ją.

Spójrz w lustro raz jeszcze, tym razem z pełną świadomością,


że to, co widzisz, to nie przypadek, lecz zachwycający cud, za
który od teraz dziękuj codziennie. Zobacz siebie oczami Boga/
Matki Natury/Najwyższej Mądrości, czy jakkolwiek inaczej
110 III. UCZUCIA

nazywasz to, w co wierzysz. Wzbudź w sobie uczucie zachwytu


i wdzięczności i niech ono nie przestanie Ci towarzyszyć.
Wspominam o ciele, bo dla nas, Wilczyc, jest niezwykle
ważne. Niestety, postrzegamy je raczej jak wroga, z którym trze-
ba nieustannie walczyć, którego trzeba złamać. Takie podejście
to nasza największa tragedia. Mamy przekonanie, że po pierwsze,
można to bezkarnie robić, a po drugie, że można z nim wygrać.
Nic bardziej mylnego. Ta „siostrobójcza” walka wykończy Cię
i zostawi z niczym. A ja chcę Ci pokazać, że, można inaczej.
Słuchając ciała i współpracując z nim, osiągniesz to czego pra-
gniesz: piękno – wewnętrzne i zewnętrzne. Będzie to jednak coś
zupełnie innego niż wydawało Ci się na początku. Piękna nie
mierzy się wskaźnikiem BMI czy Instagramowymi lajkami. To
coś o wiele większego. Graj ze swoim ciałem w jednej drużynie,
słuchaj go, szanuj i bądź mu wdzięczna.

A teraz zadanie:
Zapisz za co jeszcze możesz być wdzięczna.
Jeżeli automatycznie przyszło Ci na myśl: „Za nic, moje życie
jest do niczego”, dla odmiany zastanów się odpowiedzialnie.
Zajrzyj w głąb siebie i zobacz jak dużo masz.

Przykłady z mojej listy. Jestem wdzięczna za:


• Jasny umysł; tyle ludzi cierpi na choroby psychiczne, żyje
w lęku, zmaga się z depresją, demencją, psychozami.
• Za to, że urodziłam się w zakątku Ziemi, w którym panu-
je pokój i dobrobyt, a nie w miejscu, w którym trwa wojna
i głód.
• Za rodziców, którzy mnie wychowali; jest tyle dzieci pozosta-
wionych samym sobie, bitych i wykorzystywanych.
• Za dach nad głową i wodę w kranie; ilu ludzi musi codziennie
przemierzać kilometry przez pustynię, żeby móc jej zaczerpnąć.
Uczucia 111

• Za to, że nauczono mnie czytać, pisać i dano wolną rękę co


do wyboru kariery, wiary, mężczyzny (lub kobiety, jeżeli mia-
łabym takie preferencje).
• Za to, że nie wiem, co to wojna.
• Za wolność przekraczania granic, podróżowania i mieszkania,
gdzie chcę,
• Za to, że dysponuję możliwościami, o jakich nie śniło się po-
przednim pokoleniom; całą wiedzę zgromadzoną przez ludzkość
mam na jedno kliknięcie myszką. Żyję w czasach, w których
pierwszoklasista wie więcej, niż niejeden mędrzec z przeszłości.
• Za znieczulenie u dentysty.

Stwórz własną listę i zacznij doceniać to, co posiadasz. Nie


chodzi mi absolutnie o to, że musisz zadowalać się tym, co masz
i nie chcieć niczego więcej. Twierdzę tylko, że jeżeli nie będziesz
doceniać tego, co masz teraz, nie docenisz także jeżeli będziesz
miała więcej.
Wracaj często do swojej listy, a codziennie rano pomyśl o kilku
nowych rzeczach, które możesz świadomie do niej dopisać. Dzię-
kuj za to, że zastajesz siebie w dobrym zdrowiu. Przecież to nie
jest takie oczywiste. Wypadki chodzą po ludziach. Podczas śnia-
dania dziękuj za jedzenie. Ono stanowi dla Ciebie problem, to
fakt, ale Ty masz wpływ na rozwiązanie. Pada? Ciesz się, że nie
ma suszy, a wszystko dzięki temu się zazieleni. Niech praktyka
wdzięczności stanie się Twoim codziennym rytuałem. To ona
bardzo zmieniła moje życie. Kiedyś czułam się ciągle wewnętrz-
nie nieszczęśliwa. Zawsze było coś nie tak, zawsze mogło być
lepiej. Teraz cieszę się każdym małym momentem, bo wiem, że
właśnie przemija on bezpowrotnie.
Mam też swój mały rytuał przed zaśnięciem. Tak jak rano my-
ślałam o wszystkim, co dostałam od losu, tak wieczorem myślę
o tym, co ja sama zrobiłam i czego sobie gratuluję. To wyleczyło
112 III. UCZUCIA

mnie z mojego perfekcjonizmu. Kiedyś widziałam tylko to czego


NIE zrobiłam, co zawaliłam i skopałam. Zasypiałam z poczu-
ciem absolutnej pustki i porażki. Aż do momentu, kiedy posta-
nowiłam skupić się na tym, co osiągnęłam. Teraz wymieniam
wszystkie moje osiągnięcia: napisałam coś wartościowego, po-
sprzątałam, byłam miła dla moich bliskich, zrobiłam coś dla
kogoś, pobiegałam… Dzięki temu wiem, że nie zmarnowałam
dnia. Zaadoptuj ten mały rytuał, a przekonasz się szybko jak
wielką moc niesie. Dzięki niemu wzmocnisz swoje poczucie wła-
snej wartości i sprawczości, a co najważniejsze, nauczysz się kon-
centrować na pozytywach, a nie na tym, co nie wyszło.

Kim jestem?
Już wiesz, że Twoje istnienie nie jest zwykłym przypadkiem, lecz
czymś wyjątkowym. Urodziłaś się po to, by odkryć w pełni swój
potencjał, a potem wykorzystać go. Czas więc zapytać siebie, kim
jest osoba, którą masz szczęście oglądać codziennie w lustrze.
To jedno z największych pytań, jakie człowiek może sobie zadać.
Któregoś dnia ja też to zrobiłam. Wzięłam kartkę papieru i po
porostu zaczęłam pisać swoją odpowiedź. Najpierw wychodziły
ze mnie same banały „jestem kobietą, córką, polką…”, a potem
zaczęła dziać się magia. Pisałam i pisałam, a oczy rozszerzały mi
się ze zdumienia. Odkryłam kilka ważnych prawd o sobie, po-
czułam ogromną ulgę i przypływ nowej energii. Tobie też pole-
cam to zrobić. Nie ograniczaj się do kilku banalnych stwierdzeń
typu: „Jestem, jaka jestem”, „Jestem uczennicą klasy matural-
nej”. Nie pisz jałowych, negatywnych opinii: „Jestem leniem”,
„Jestem gruba”, bo czy w głębi serca jesteś przekonana, że tak
jest? To tylko słabości, nad którymi możesz popracować, a nie
stałe cechy Twojej osoby. Nie chcę, żebyś pisała o słabościach.
Boję się 113

Pytanie brzmi: „Kim jestem?”, nie: „Jaka jestem?” i ma na celu


dotarcie do prawdziwej siebie, zamiast pastwienia się nad sobą.
Jeżeli robisz to pierwszy raz, zdziwisz się, jak wiele jeszcze
o sobie nie wiesz. Czy to nie fascynujące? Poznasz na nowo
kogoś, z kim żyłaś tyle lat, nie dopuszczając do głosu. Możliwe,
że Twoje prawdziwe JA leży gdzieś głęboko pogrzebane, nieod-
kryte, ponieważ nikt dotąd go nie szukał. A może straciłaś z nim
kontakt w pogoni za uszczęśliwianiem wszystkich dookoła? Albo
od dawna robisz coś zupełnie wbrew sobie, dusząc głos serca;
praca, toksyczny związek, udawanie kogoś innego? Odkrywa-
nie prawdy może czasami boleć lub wiązać się z rozdrapywa-
niem dawnych ran, bądź jednak odważna. Lepiej dowiedzieć się
niektórych rzeczy o sobie już teraz, niż do końca życia męczyć
w niespełnieniu. Nigdy nie jest za późno na zmianę.

Kiedy ja to zrobiłam zrozumiałam, że jest we mnie o wiele


więcej niż tylko narzucona tożsamość słabej, biednej, chorej bu-
limiczki. (Brr!) Że mogę zaoferować światu coś wartościowego,
że jestem dobrą, wrażliwą osobą, a nie wstrętnym nałogowcem
– egoistką. To odkrycie stało się dla mnie ogromną motywacją
do zmiany.

Zrób to i dojdź do swoich własnych wniosków, a potem znajdź


odwagę, by realizować to co Ci w duszy gra. Właśnie po to przy-
szłaś na ten świat. I nie bój się.

B oję się
Boję się, co ludzie powiedzą, gdy odmówię kawałka ciasta w pracy.
Boję się, że wszyscy się dowiedzą, że chodzę do psychologa,
lub Anonimowych Żarłoków.
114 III. UCZUCIA

Boję się, że przytyję.


Boję się, że się nie uda.
Boję się, że ktoś zobaczy, że lubię Wilczo Głodną
na Facebooku.
Boję się, że rodzina mnie wyśmieje.
Boję się, że partner mnie opuści, jak się dowie.
Boję się, że mój metabolizm nie wróci już do normy.
Boję się, że przesadzę ze sportem.
Boję się, że się rozczaruję i zawiodę.
Boję się spróbować.
Boję się opinii, ostracyzmu, bycia śmieszną, bycia brzydką.
Tak, ludzką rzeczą jest się bać.
Ale boisz się niewłaściwych rzeczy.
To, czego powinnaś się obawiać, to zupełnie coś innego.
Bój się, że nie będziesz miała innych wspomnień na starość,
tylko morze pochłoniętych słodyczy.
Bój się zmarnowanych, ciężko zarobionych pieniędzy, które
można było tak dobrze spożytkować.
Bój się, że nie zobaczysz, jak to jest żyć w wolności od obsesji
jedzenia.
Bój się, że zniszczysz swoje zdrowie, którego nic Ci nie wróci.
Bój się zmarnowanych szans, które miną bezpowrotnie, gdy bę-
dziesz siedzieć w toalecie.
Bój się tego, że przy każdych wymiotach w Twoim mózgu
na zawsze giną neurony.
Bój się, wzroku Twoich małych dzieci, stojących pod drzwiami
toalety, gdy mamusia znowu tak długo nie wychodzi.
Bój się łez tych, których kochasz.
Bój się nieodbytych podróży, niewyśmianych śmiechów, niepo-
wiedzianych słów miłości.
Bój się, że nigdy nie będziesz w pełni żyć. Zawsze na pół gwizd-
ka; od ataku do ataku.
Uczucia 115

Bój się, że zmarnujesz ten jedyny, dany Ci czas.


Bój się tego, że nigdy nie staniesz się osobą, którą miałaś być.
Reszta jest nieistotna.
(Październik 31, 2015)

Czy gdy pisałaś o sobie, znalazły się na Twojej liście negatywne


określenia? Spisz je na osobnej kartce i przyjrzyj się im. Czy to
prawda, czy rzeczywiście taka jesteś, czy tylko za taką się uwa-
żasz? Dlaczego tak myślisz? Wnioski wyciągnęłaś pewnie z kon-
kretnych sytuacji.
Ja na przykład, uważałam kiedyś, że jestem zawistna i w głębi
serca bardzo wstydziłam się tej cechy. Narzekałam, że nie mogę się
cieszyć wyprawą mojej koleżanki do Chin, albo dziką podróżą ko-
legi. Aż w pewnym momencie bardzo się tym zmęczyłam. Zdecy-
dowałam, że nie godzę się na takie chwasty we własnym ogródku.
Zaczęłam zastanawiać się głębiej nad problemem. W jakich mo-
mentach bywam zawistna? Kiedy się to objawia? Okazało się, że
tylko wtedy, kiedy ktoś opowiada o swoich wspaniałych, szalonych
podróżach autostopem. Dlaczego? Bo sama chciałam je odbyć, ale
dałam sobie wmówić, że ktoś mnie na pewno porwie, zamorduje
i chyba na koniec zje. Postanowiłam to zmienić. Zamiast zazdro-
ścić ludziom przygód, zaczęłam dowiadywać się od nich, w jaki
sposób je zorganizowali i jak udało im się wrócić do domu w jed-
nym kawałku. W końcu sama wybrałam się do Włoch na stopa.
Zawiść zniknęła i mogłam ją wykreślić ze swojej listy wad.
Myślę, że za każdą negatywną cechą, jaką sobie przypisujesz,
kryje się praca nad sobą, której jeszcze nie wykonałaś.

Zadanie:
Jeżeli mimo wszystko czasami czujesz się beznadziejna i przy-
tłoczona, przeprowadź mały eksperyment. Zapytaj bliskich sobie
116 III. UCZUCIA

osób, jakie trzy cechy w Tobie cenią. Jestem pewna, że odpo-


wiedzi Cię zaskoczą i dadzą do myślenia. Kolekcjonuj uzyskane
odpowiedzi – może jest w Tobie coś, czego nie spodziewałaś się
znaleźć?

Dokąd idę?
Wyobraź sobie życie jako podróż. Nieodłącznym elementem
każdej podróży jest zmiana – to oczywiste, w przeciwnym razie
nie mogłaby zostać nazwana podróżą.

Gdy jedziesz na wycieczkę do Paryża, nie spodziewasz się zastać


tam takich samych ulic i budynków, jak w Twojej miejscowo-
ści; wręcz przeciwnie – spodziewasz się, że wszystko będzie inne
i dlatego podróż tak Cię ekscytuje. Wyobraź sobie tę wycieczkę.
Najpierw przygotowujesz się, pakując walizkę. Nie wrzucasz do
niej byle czego, prawda? Wkładasz ubrania, kosmetyki, paszport,
wszystko wypakowujesz, co najmniej trzy razy zmieniając zda-
nie, pakujesz ponownie, upychając na wszelki wypadek jeszcze
bluzkę… Przy pomocy rodziny udaje Ci się zamknąć walizkę…
dobra, żartuję. Walizka gotowa. Co dalej? Zjawiasz się na dwor-
cu o konkretnej godzinie, kupujesz bilet na autokar lub samolot,
wsiadasz, lecisz, by po jakimś czasie znaleźć się na miejscu. Mo-
żesz iść na rogalika i kawę na Montmartre. Wszystkie działania,
jakie podejmujesz są celowe i mają sens: chcesz dostać się do
Paryża.

A jak jest w życiu?


Często bywa, że pakujesz walizkę, wkładasz do niej jeden but,
garnek i maść na odciski, po drodze zabierając wazon z przedpo-
koju, bo a nuż się przyda. Okrężną drogą kierujesz się na stację
Dokąd idę 117

kolejową, co rusz gubiąc się. Tłucze Ci się wazon. No trudno,


i tak był ciężki i nieporęczny, w dodatku okazał się nieprzydatny.
Przychodzisz na dworzec. Orientujesz się, że nie masz pieniędzy.
Szukasz zaskórniaków. Patrzysz na ziemię – może ktoś zgubił zło-
tówkę. Wskakujesz do pierwszego lepszego pociągu z nadzieją,
że dokądś dojedziesz, w końcu każdy pociąg kiedyś dokądś do-
jeżdża. Dostajesz karę za brak biletu (faktycznie, przecież go nie
kupiłaś!). Docierasz w końcu do celu (?) zmęczona i spłukana.
I na pewno nie jest to Paryż.

Tak często wygląda nasze życie. Działamy bez planu, na oślep,


dziwiąc się, że zamiast wieży Eiffla oglądamy wieżę telewizyjną
w Słupsku (jako słupszczanka, zapewniam, że to nic ciekawe-
go). A zatem, Kochana, pierwsze, co musisz wiedzieć, to ustalić,
dokąd się wybierasz i każdy kolejny krok kierować w tę stronę.
Więc co jest Twoim celem?
Jeszcze nie wiesz? Mniej więcej wiesz? Spokojnie, łatwo to od-
kryć. Wystarczy zapytać siebie, czego chcesz i wsłuchać się w od-
powiedź. Ja mam na to jeden patent, który polecę i Tobie.

Wyobraź sobie, że jesteś bardzo stara. Przygotowujesz się na


odejście ze świata. Czego najbardziej będziesz żałować? Skok na
spadochronie na pewno byłby fajny, ale czy naprawdę nie mo-
żesz bez niego żyć? Marzenie, nad którym zapłakałabyś gorzko,
to właśnie rdzeń Twojej osoby; pragnienie serca. Zrób wszystko,
żeby je zrealizować. WSZYSTKO. Wtedy staruszka, którą i tak
się kiedyś staniesz, odejdzie w spokoju, gdy przyjdzie jej czas.
Ja bardzo często wyobrażam to sobie, kiedy boję się podjąć
jakąś decyzję. Czy z perspektywy mojego kończącego się życia
nie będę żałować, że nie odważyłam się pójść za sercem? Jeżeli
nie rozumiesz o czym mówię, wybierz się do hospicjum i zapytaj
jego pensjonariuszy czego żałują, albo przeczytaj książkę Bronnie
118 III. UCZUCIA

Ware „Czego najbardziej żałują umierający”. Zawsze są to rzeczy,


których NIE zrobili.
Ta wizualizacja zawsze pomaga mi też, gdy nie mogę odróżnić
rzeczy ważnych od nieważnych. Czy to, że ważę X kg, a nie Y jest
aż takie istotne? Czy za tym będę płakać na starość, czy raczej za
tym, że straciłam tyle lat na dietę.

Domyślam się, że Twoim celem jest teraz wyjście z zaburzeń od-


żywiania i może przeraża Cię jaki to ogrom pracy. Nie prawda; to
tak jak z wycieczką do Paryża; może i jest to wielkie przedsięwzię-
cie, ale tak naprawdę to z czego się ono składa? Z kolejnych ma-
łych kroków: kupić bilet, spakować się, pójść na stację. Tak samo
jest teraz; przestać się głodzić, zacząć jeść wartościowe jedzenie…
Ale o tym za chwilkę.

A teraz zaproponuję Ci fajną zabawę:

Superbohaterka.
Wymyśliłam ją, zastanawiając się, kim chcę się stać i gdzie chcę
być za kilka lat. Stworzyłam postać, która nazwałam Super Anna.
Moja bohaterka to ja, ale w nieco „ulepszonej” wersji. Któregoś dnia
została przez przypadek radiopozytywnie napromieniowana i za-
mieniła się w najlepszą wersję samej siebie! Pozwól, że Ci ją opiszę.

Super Anna jest bardzo szczęśliwą osobą. Jest wyrozumiała dla


ludzkich słabości, bardziej cierpliwa i nie zamartwia się głupotami.
Nigdy nie krzyczy na partnera, tylko z nim rozmawia. Jest świado-
ma swoich emocji. Nie daje się ponieść negatywnym myślom. Nie
nagina swoich ideałów. Potrafi przyznać przed sobą, kiedy miewa
gorszy dzień, odpuścić i odpocząć. Do tego regularnie uprawia
sport, z którego czerpie ogromną satysfakcję i siłę. Wie, jak się
odżywiać i robi to świadomie, dzięki czemu ma zdrowe włosy
Dokąd idę 119

i gładką skórę. Po tylu latach nie boi się w końcu nosić jeansów, bo
nie martwi się, że za tydzień się w nie nie dopnie. Hurra!

Bardzo ją polubiłam, jak zresztą wszyscy, za małe, przyjazne


gesty, o których nigdy nie zapomina: zawsze uśmiecha się do
pani w sklepie i przytrzymuje drzwi sąsiadce. Zobaczyłam, jak
porusza się i jak wygląda, gdy stoi: sylwetka wyprostowana,
głowa do góry, wzrok pogodny. W całej postawie można odczuć,
że jest szczęśliwa i spełniona. Wzór do naśladowania! Postanowi-
łam więc wzorować się na niej. Starałam się chodzić tak, jak ona,
mówić tak, jak ona. Podpatrywałam, co robi – i robiłam to samo.
Ćwiczyłam, wybierałam zdrowe jedzenie. Gdy kusiło mnie, by
zjeść coś śmieciowego lub po prostu zjeść wszystko, co znajdu-
je się w lodówce, czułam się głupio wobec niej. Wiedziałam, że
w chwilach słabości biega albo zajmuje myśli czymś innym.

Gdy musiałam zmierzyć się z trudną sytuacją, wyobrażałam sobie,


co zrobiłaby lub powiedziała Super Anna – i tak właśnie robiłam!
Wiedziałam, że nigdy nie wybucha gniewem za nieumyte naczy-
nia, ani nie zniża się do podobnych zachowań. Rozmawiałam z nią
w myślach. Poprosiłam, żeby za każdym razem, gdy nie będę wie-
działa, jak się zachować, dała mi wskazówkę. Przysięgłam, że będę
słuchać jej nawet w błahych sprawach typu założyć czapkę czy nie.
Zauważyłam, że wskazówki pojawiają się nagle – w formie przeczu-
cia lub nagłej pewności, że sprawy mają ułożyć się tak, a nie inaczej.

Prosiłam, żeby ostrzegała mnie, jeśli zechcę zrobić coś, czego ona
by nie zrobiła. Po pewnym czasie wspólnej zabawy zauważyłam, że
Anna wie więcej, niż mogłabym przypuszczać. Nagle pojawiała się
w mojej głowie myśl: Szybko do kuchni, woda kipi! Biegłam bez wa-
hania (obiecałam słuchać jej bez wykrętów). Wpadając do kuchni,
zauważałam moment, w którym woda zaczyna się podnosić! Albo,
120 III. UCZUCIA

wychodząc na tramwaj, słyszałam nakaz: Biegnij! I okazywało się,


że tramwaj przyjechał wcześniej niż normalnie.

To nie żadne czary. Po prostu zaczęłam słuchać swojej pod-


świadomości i wykorzystywać jej siłę na własna korzyść. Pod-
świadomość to nie wymysł psychiatrów. To część naszego umy-
słu, magazynująca wszystkie wspomnienia i informacje, której
istnienie manifestuje się w postaci przeczuć i niewytłumaczal-
nych impulsów. Nazywamy to intuicją.

Ty również możesz nauczyć się z niej korzystać. Masz przecież


czasami irracjonalne przeczucie, żeby zachować się inaczej, niż
planowałaś, na przykład skręcić w prawo, zamiast w lewo. Każda
z nas tego doświadcza, mimo to często ignoruje sygnały, w póź-
niejszym czasie żałując. Niekiedy nawet nie wiemy, że życiowa
szansa przeszła koło nosa.

Postanowiłam słuchać takich sygnałów, a na straży postawić


moją superbohaterkę. Efekty były zdumiewające.

To rodzaj teatru przed całym światem. Z czasem zupełnie na-


turalnie zaczęłam wykonywać rzeczy, których jako zwykła Anna
nie miałabym odwagi robić. Ale jako ktoś inny, w dodatku Ktoś
Super – już tak. Czasami z kolei czułam się jak mała dziewczynka
wpatrzona w starszą siostrę, która jest taaaaka fajna.

Zauważyłam, że Super Anna staje się coraz bardziej realna.


Zaczęła przebijać przeze mnie. Krok po kroku stawałam się nią!
W ciągu kilku miesięcy zrealizowałam swoje plany zawodowe,
a moja walka z własnym ciałem ustała. Przestałam być małostko-
wa i wypominać bliskim błędy. Mój związek zmienił się w spo-
sób, w jaki trudno mi było uwierzyć. Z pary czasami kłócącej
Wyłączenie autopilota 121

się, czasami nudzącej ze sobą, staliśmy się zgranym tandemem,


inspirującym się nawzajem i ciągnącym równo w górę. Pomagając
jedno drugiemu, zaczęliśmy realizować wspólne marzenia, które
jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się być daleko poza naszym
zasięgiem – dalekie podróże, pisanie książek. Wszystko dlatego,
że zamiast walczyć z partnerem o brudne naczynia, zaczęłam
go słuchać i wspierać. Nie czekając, by domyślił się, czego chcę
i uszczęśliwił mnie, dawałam z siebie sto procent. Szybko zauwa-
żyłam, że to, co daję, wraca do mnie ze zwielokrotnioną siłą.

Tam, gdzie ludzie zaczynają rozmawiać, wymieniają się ide-


ami i wspierają, tam zaczynają dziać się rzeczy wielkie! Ogrom
zmian, jakie nastąpiły, przekroczył moje najśmielsze oczekiwania.
W końcu przyszedł dzień, w którym poczułam, że stałam się Super
Anną. Może jeszcze nie w każdym szczególe, ale na właściwej dro-
dze. Wiem jednak, że to, co się zatrzymuje, umiera, wymyślałam
więc super Annę cały czas na nowo. Rozwijamy się razem – ona
zawsze trochę z przodu, a ja staram się ją dogonić. I tak ma być!

Zadanie:
A jak wygląda Twoja Superbohaterka? Opisz ją.

Cokolwiek umysł ludzki jest w stanie


wymyślić i w co uwierzyć, może też osiągnąć.
Napoleon Hill

Wyłączenie autopilota
Ten, bardzo ważny temat, pozostawiam na koniec tej części książ-
ki, chociaż mogłabym go dać równie dobrze na początek, bo
wszystko, co do tej pory omówiłyśmy nie będzie możliwe bez
122 III. UCZUCIA

życia w pełni świadomości. Co mam na myśli? Zapewne znany


jest Ci koncept autopilota – coś dzieje się samo, bez niczyjej inge-
rencji, bo tak zostało zaprogramowane. Wystarczy nacisnąć guzik.

Czy nie jest tak często z naszym życiem? Idziemy codziennie


tym samym torem; robimy to samo; reagujemy na określone
bodźce tak samo, chociaż myślami jesteśmy zupełnie gdzie in-
dziej. To tak, jakbyśmy żyły we śnie. Czasami coś nas przebudzi
na chwilę, jakieś wyjątkowe zdarzenie – coś rozbijemy, coś zgubi-
my, jednak gdy chwilowa ekscytacja lub niepokój miną, zanurza-
my się na powrót w swoje myśli. Patrząc potem wstecz na swoje
życie, zastanawiamy się, gdzie u licha podziało się ostatnie 10 lat.

Czas się obudzić i zacząć być obecną w swoim życiu. Przeżywaj


je świadomie, zamiast pozwalać mu przepływać. Dlaczego? Bo
tylko stając się świadomą tego, co robisz, jak i dlaczego, możesz
zacząć podejmować nowe, świadome decyzje.
Na przykład takie: kiedyś pierwsze co robiłaś po przyjściu
do domu, to napadałaś na lodówkę, bo byłaś tak bardzo głod-
na. Teraz zabierasz ze sobą kanapki, by nie dopuścić do takie-
go głodu. Żeby zdać sobie sprawę z tego, że tak postępowałaś,
a potem to zmienić, musisz wyłączyć autopilota.

Jak to zrobić? Jak zawsze – poprzez proste interwencje w swoją


codzienność.

Na początek musisz nauczyć się żyć w TERAZ. To taki krótki mo-


ment, który ma to do siebie, że zawsze jest… właśnie teraz. Pomyśl,
przeszłości już nie ma. Jest tylko i wyłącznie w Twojej głowie w po-
staci wspomnień. Przyszłości jeszcze nie ma. Istnieje tylko w formie
wyobrażeń. To, co realnie jest, to chwila obecna – tylko w niej mo-
żesz działać. No bo przecież nie możesz już nic zrobić z przeszłością,
Wyłączenie autopilota 123

prawda? A z przyszłością? Też nie. Kiedy ona nadejdzie, będzie teraź-


niejszością – momentem TERAZ. Dlatego właśnie wszystkie plany
zmiany od jutra nie mają prawa wypalić. Bo jutro zawsze jest jutro.
Dzisiaj to wczorajsze jutro, ale dzisiejsze dzisiaj. Rozumiesz?
A więc staraj się żyć właśnie tu gdzie jesteś, a nie w swojej gło-
wie. Brzmi to jak banał, ale w rzeczywistości jest bardzo trudne.
Chcesz się przekonać? Spróbuj przez pięć minut nie myśleć abso-
lutnie o niczym, jedynie oddychać i być. No dobrze, przesadzam;
spróbuj przez 10 sekund, bo może przy dobrych wiatrach aż tyle
zdołasz wytrzymać. Zobaczysz jak mała chwila nieuwagi sprawi,
że myśli natychmiast powrócą do Twojej głowy: trzeba zrobić pra-
nie, kurczę proszek się skończył, ale ten Arek ze studiów był fajny
jednak, las w lecie, woda, nie znoszę tej Jolki, opakowanie płatków
owsianych, czas iść do fryzjera… Taki jest mniej więcej kontent
naszych myśli; totalnie przypadkowy. Kiedy zaczniesz próbować
żyć w chwili obecnej zaczniesz łapać się na tym, że myśli cały
czas gdzieś uciekają. To bardzo frustrujące. Istnieje jednak kilka
technik, które pozwolą Ci wrócić do teraźniejszości. Na przykład
pytania: Co widzę w tej chwili? Co czuję? Co słyszę? Kiedy zaczniesz
sobie na nie odpowiadać, zobaczysz, że wyrywasz się ze strumie-
nia „bezmyślnego myślenia” i powracasz do tu i teraz.
I wtedy możesz działać – wybierać świadomie kierunek zmian.

Praktykuj uważność, kiedy tylko Ci się o tym przypomni;


nawet jeżeli ma być to tylko kilka sekund. Nie zniechęcaj się
i nie oczekuj, że będzie Ci to od razu wychodzić. Jeżeli nie je-
steś mnichem buddyjskim, który całe życie poświęcił medytacji
(uważności), nie nastawiaj się na spektakularne sukcesy. Po pro-
stu rób to często, a wejdzie Ci to w krew.
Polecam zapoznać się bliżej z tematem uważności i medytacji.
Na moim blogu i kanale YouTube znajdziesz sporo rekomendacji
książek na ten temat.
124 III. UCZUCIA

Zaproponuję Ci małe ćwiczenie, które ja sama często robię.

Droga do świadomości
Wyłącz autopilota i przejdź świadomie swoją trasę z domu do…
(gdziekolwiek chodzisz). Przestań patrzeć mętnym wzrokiem pod
nogi albo gdzieś w dal. Zablokuj strumień myśli, niosący fragmen-
ty obrazów i wspomnień. Popatrz na drzewa. Jaka jest pora roku?
Czy liście są zielone i soczyste? A może nie ma ich wcale i po-
między nagimi gałęziami przebija błękitne, zimowe niebo? Jaka
jest pogoda? Co czujesz? Zimno na policzkach, czy ciepły wie-
trzyk? A może uwiera Cię prawy but i kosmyk włosów łaskocze za
uchem? Popatrz na ludzi wokół. Posłuchaj swoich kroków. Pozo-
stań obecna przez całą drogę. Gdy Twoje myśli zaczną odpływać,
złap je zdaniem: „Widzę kolor niebieski”. Rozejrzyj się i znajdź ten
kolor. Zdanie sprowadzi Cię momentalnie do rzeczywistości.

A teraz oderwij się na chwilę od czytania i zrób to samo –


rozejrzyj się po pomieszczeniu, w którym przebywasz i odno-
tuj temperaturę powierza, zapachy i dźwięki. Przyjrzyj się temu
miejscu, jakbyś widziała je po raz pierwszy. Pomyśl, ile masz dziś
lat i że jesteś młoda i zdrowa. Czy to nie piękne? Jeszcze tyle
przed Tobą!

Dlaczego jeszcze kładę taki nacisk na bycie świadomą? Po-


nieważ ta umiejętność bardzo nam się przydaje w tym, co masz
zamiar zrobić. To tak, jakbyś otworzyła oczy. Będąc świadoma,
łatwo wyłapiesz sytuacje i emocje, które doprowadzają Cię do
kompulsywnych myśli o jedzeniu.

No dobrze, omówiłyśmy już kwestię nastawienie psychiczne-


go. Teraz czas na sprawy zupełnie przyziemne.
IV. CIAŁO

Z auważyłam, że my Wilczyce traktujemy swoje ciało bardzo


instrumentalnie. To środek transportu i narzędzie do osią-
gnięcia naszych celów. Jego zadaniem jest spełniać swoją funkcję,
nie psuć się, nie przeszkadzać i co najważniejsze, ładnie wyglądać.
Na przestrzeni tysiącleci „ładnie”, zawsze oznaczało coś inne-
go, zależnie od obowiązującego kanonu piękna. Dzisiaj ma być
tak: niska waga, mięśnie na wierzchu, napięta skóra w odcieniu
złocistego brązu, pełne usta, duże oczy, zgrabny nosek… Tak
naprawdę mamy wyglądać jednakowo. Jeżeli nie jesteś pewna
o czym mówię, zajrzyj na jedno z milionów kont na Instagramie.
Patrzysz więc na swoje ciało i uznajesz, że daleko mu do ide-
ału. Założę się że tak właśnie jest, mimo że nie wiem jak wyglą-
dasz. Dlaczego? Dlatego, że ten ideał jest kompletnie nierealny!
Nikt nie wygląda perfekcyjne, nawet te „perfekcyjne” dziewczy-
ny z Internetu. Im pomaga w tym Photoshop i dobre oświe-
tlenie. My, niestety, uwierzyłyśmy, że też możemy tak wyglądać
BEZ tego. Nie, przepraszam, źle to ujęłam – uwierzyłyśmy, że
MUSIMY tak wyglądać.
I zaczynają się diety, ćwiczenia, „dbanie o siebie”, a kiedy efekty
nie są zadowalające (bo niestety nie da się zaaplikować sobie na
żywo fotograficznych filtrów), zaczyna się prawdziwa walka ze
swoim ciałem: głodówki, katowanie się na siłowni, środki prze-
czyszczające. Traktujesz je jak przedmiot, który można dowolnie
zmodyfikować. A ono zaczyna się bronić. Na pomoc przychodzą
126 IV. CIAŁO

mu potężne siły natury zawarte w jednym bardzo ważnym prawie.


Jest to trzecia zasady dynamiki Newtona. Przypomnijmy: Każda
akcja powoduje reakcję o takiej samej sile, ale w przeciwnym kierunku.
Co to oznacza dla Ciebie? Przetłumaczmy:
Każdemu głodzeniu się odpowiada reakcja odwrotna – obja-
danie się.

I wiesz co się stanie? Zniszczysz swoje zdrowie, stłamsisz me-


tabolizm, spalisz mięśnie, nabawisz się chorób metabolicznych,
a ciało i tak nie ulegnie. Im bardziej będziesz je atakować, tym
bardziej będzie się bronić. Nie dlatego, że jest przeciwko Tobie,
ale dlatego, że jest po Twojej stronie i nie pozwoli Ci się zagło-
dzić na śmierć. Kiedy nie ma siły się bronić, zaczyna chorować.

S powolniony metabolizm, Hashimoto


i inne cuda
Jakiś czas temu zauważyłam ciekawą zależność. Bardzo
duży procent moich podopiecznych (a było ich już ponad sto
przez ostatnie dwa lata), oprócz zaburzeń odżywiania cierpi także
na Hashimoto, insulinooporność lub zespół jelita drażliwego.
Na początku w ogóle nie połączyłam tych faktów – no chora jest
i już – ale przy dziesiątym takim przypadku zaczęłam się zastana-
wiać, czy jest w tym coś więcej. Hm, na pewno tak.
Natychmiast zakopałam się w internecie i książkach, szukając
potwierdzenia związku jednego z drugim.
I znalazłam: wspólnym i najbardziej oczywistym mianownikiem
tych dolegliwości jest zaburzony metabolizm.
Teraz czas ustalić, co to w ogóle jest metabolizm.
Jeżeli zapytasz o to przeciętną osobę na ulicy (no dobra, wy-
bierając taką, która raczej nie da Ci w zęby), pewnie usłyszysz coś
Spowolniony metabolizm, Hashimoto i inne cuda 127

w stylu: Jest to przemiana materii (jedzenia) w energię; im szybsza,


tym osoba szczuplejsza.
Zgoda, ale to jest tylko część prawdy.
Metabolizm to wszystkie zjawiska zachodzące w organizmie:
spalanie kalorii, produkcja hormonów, bicie serca, praca nerek,
mózgu, mięśni, ruchy robaczkowe jelit itd. Ruszanie dużym pal-
cem w kapciu też jest częścią metabolizmu.
Aby wykonać te wszystkie czynności, nasze ciało potrzebuje
energii. Jeżeli nie ma jej odpowiednio dużo, wszystkie procesy
zwalniają. W ten sposób organizm adaptuje się do nowej sytu-
acji; kiedyś żył na 2000 kcal, dzisiaj na 1500, czyli o 1/4 mniej.
Musi tak gospodarować zasobami, aby organy mimo wszystko
pracowały.
No bo przecież nie wyłączy wątroby czy płuc, prawda? Z boku
wszystko wygląda ok, niemniej jednak jest to dla niego kryzysowa
sytuacja.
Na początku w ogóle tego nie zauważasz – jaki kryzys? Kilogramy
spadają, treningi dają satysfakcję, a życie jest piękne! Aż tu nagle
przychodzi moment, kiedy waga staje jak wryta. Aby chudnąć dalej,
ba!, aby utrzymać osiągnięty już spadek, musisz jeść jeszcze mniej
i ćwiczyć jeszcze intensywniej, a potem jeszcze mniej i mniej. Porcja
kalorii, która kiedyś zostawała natychmiast zamieniana na energię,
nagle odkłada się w postaci tłuszczu na boczkach.
Robisz się rozdrażniona, smutna, płaczliwa, zmęczona, puch-
niesz, jest Ci ciągle zimno, bolą mięśnie, myślisz non stop o jedze-
niu i na samą myśl o treningu chce Ci się rzygać. Całkiem możli-
we, że zaczynasz to robić.
Czujesz się schwytana w pułapkę; mniej jeść się już nie da,
więcej też nie, bo tyję, trenowanie odpada. To znak, że Twój meta-
bolizm ma poważny problem.
Fragment książki „Jedzenie to leczenie” Anny Lewitt, obrazujący
codzienne potrzeby energetyczne:
128 IV. CIAŁO

I tak np. u kobiet serce potrzebuje 440 kcal na 1 kilogram swo-


jej masy, aby mogło przetrwać i pompować krew przez 24 godziny.
Ponieważ waży 300 g, łatwo wyliczyć, że w ciągu doby musi otrzymać
130 kcal. Wątroba potrzebuje dobowo 200 kcal na 1 kilogram swojej
masy. Przy wadze kobiecej wątroby ok. 1,5 kg, zapotrzebowanie
energetyczne wynosi ok. 300 kcal na dobę. Wpływ na podstawową
przemianę materii mają też mięśnie. Ich ilość i jakość określa stan
organizmu oraz decyduje o naszej przemianie materii. W ciągu doby
potrzebują 13 kcal na 1 kilogram swojej masy.
Najwięcej energii pochłania mózg.
Aby przetrwać i funkcjonować (bez myślenia), potrzebuje on
240 kcal na kilogram swojej masy na dobę. Waży ok. 1,3 kg, co
sprawia, że jego zapotrzebowanie energetyczne na bierne funkcjono-
wanie przez 24 godziny wynosi 310 kcal. Widać wyraźnie, że spośród
wszystkich organów to on jest najbardziej „łakomy”.
Gdy dostarczamy organizmowi mniej kalorii, niż wynosi nasze
podstawowe zapotrzebowanie energetyczne, mózg radzi sobie
w ten sposób, że „odcina” dopływ energii do poszczególnych
organów, a zaoszczędzone w ten sposób pożywienie zabiera
dla siebie.
Żywi się przede wszystkim glukozą, potrafi więc – na przykład
w chwilach szczególnego stresu, przemęczenia czy niedożywie-
nia – zablokować jej dopływ do tkanek, aby móc się „posilić”. Nic
dziwnego, mózg stanowi przecież centrum dowodzenia organizmu,
dlatego przy skrajnym niedożywieniu jest w stanie odciąć od po-
żywienia większość organów, by przetrwać. W krańcowej sytuacji,
gdy nie może już funkcjonować, „wyłącza się” jak komputer prze-
chodzący w stan czuwania, czyli zapada w śpiączkę, by uchronić się
przed samozniszczeniem.
No dobrze, ale co to ma wspólnego z Hashimoto i jelitami?
Powiedzmy, że doprowadziłaś swój metabolizm do takiego
spowolnienia. Jak już ustaliłyśmy, spada wtedy tempo wszystkich
Spowolniony metabolizm, Hashimoto i inne cuda 129

procesów życiowych. To się tyczy także produkcji hormonów.


Na pierwszy ogień leci leptyna. Ma to sens, ponieważ to ona
odpowiedzialna jest za poczucie sytości. Jeżeli będzie jej mniej,
organizm odczuje głód dotkliwiej. W ten sposób mózg składa
zamówienie na większą ilość kalorii.
Oczywiście ciało nie wie, że Ty świadomie nie chcesz jeść
więcej. Tak jak udowadniałam wcześniej, gadzi mózg nie rozumie
takich pojęć jak „tymczasowa” i „dieta”, a już na pewno nie „tym-
czasowa dieta”. On działa tak: nie ma jedzenia – danger! danger!
– zdobyć jedzenie. Dlatego obniża poziom leptyny i robi inne
łamańce, o których też już pisałam.
Spada także poziom hormonów płciowych. Miesiączka staje się
nieregularna, albo zanika zupełnie.
Burzy się równowaga mikroflory jelitowej i żarty się kończą.
Zapadamy na apetycznie brzmiące schorzenia: przeciekające jelito
i wspomniany wcześniej zespół jelita drażliwego. Wyłażą alergie
pokarmowe, których kiedyś w ogóle nie miałyśmy. Nawet zwykłe
trawienie staje się problematyczne: wzdęcia, gazy, zaparcia lub
odwrotnie – biegunka.
Na łeb na szyję leci synteza hormonów tarczycy, co z czasem
powoduje jej niedoczynność, czy Hashimoto. Do tego zmniejsza
się wrażliwość tkanek na insulinę; niezależnie od tego czy jemy
węglowodany, czy nie. Insulinooporność gotowa.
Jedyne co rośnie to poziom kortyzolu – hormonu stresu.
Przecież taka dieta to dla organizmu niesamowite obciążenie
– i fizyczne, i psychiczne. Kortyzol dodatkowo hamuje proces
chudnięcia i robi coś jeszcze: sprawia, że panicznie oszczędzany
tłuszcz, odkłada się na brzuchu.
No po prostu zajebiście. O to chodziło: skończyć z nadwagą,
opuchnięta, zmęczona i autentycznie chora.
Mam jednak nadzieję, że tak daleko jeszcze nie dotarłaś.
Co teraz?
130 IV. CIAŁO

Jako, że przyczyną tych wszystkich rewelacji była restrykcyj-


na dieta plus (często) katorżnicze ćwiczenia – rozsądnie jest dać
sobie spokój. Natychmiast.
Jedyne co jest w stanie wyregulować rozwalony metabo-
lizm, to jak najszybszy powrót do normalnego jedzenia! Waga
na pewno przez jakiś czas pójdzie do góry zwłaszcza jeżeli doro-
biłaś się porządnej niedowagi, ale potem zatrzyma się i spadnie,
jeżeli faktycznie masz coś do zrzucenia (Dokładnie o wychodzeniu
z głodu, pisałam tu). Pomyśl jednak, jeżeli tego nie zrobisz, przy-
tyjesz jeszcze bardziej. Przecież wiesz dobrze, że taki stan nie bę-
dzie trwał w nieskończoność. W najlepszym wypadku, skończy się
tylko na jojo.
O tak zwanym „normalnym jedzeniu” pisałam w postach:
„Idealna waga”, „Pseudojedzenie”, „Kalorie i odchudzanie”,
„Dlaczego dieta tuczy?”.
To jedne z ważniejszych tekstów na tym blogu.
Polecam też przebadanie się pod kątem wymienionych chorób.
Jeżeli dotknęły i Ciebie, nie polegaj tylko na informacjach z Inter-
netu, ale zgłoś się do dietoterapeuty (może nie koniecznie do die-
tetyka, bo różnie z tym może być).
Ile zajmie rekuperacja metabolizmu? Tyle, ile musi. To zależy,
jak bardzo go nadwyrężyłaś. Będzie to prawdopodobnie kilka
miesięcy.
Jeżeli wychodzisz z dużej niedowagi, może to potrwać dłużej;
nawet rok.
Zrób to jednak koniecznie, by nie skończyć jako kaleka z nad-
wagą w gratisie. Uwierz mi, widziałam to tak wiele razy.
Dobra wiadomość jest taka, że metabolizmu nie można zepsuć.
Można go mocno poturbować, ale nie zepsuć. Ciało ma cudowną
moc przywracania się do równowagi. Jedyne czego potrzebuje
to odpowiednie ilości nieprzetworzonego jedzenia i czas.
(Wrzesień 22, 2017)
Ciało 131

Nasz organizm posiada wbudowaną prastarą mądrość, któ-


rej nie porzuca w imię akurat panującej mody. W tej mądrości
odbijają się wszystkie doświadczenia, jakie stały się udziałem
naszego gatunku od czasów pierwszych ludzi po dziś dzień.
Słychać w niej szelest skradającego się drapieżnika, determi-
nację łowcy, strach matki o swoje potomstwo; wszystko to, co
stworzyło nas ludźmi i zapewniło przetrwanie. Zapewniam,
ciało ma olbrzymie doświadczenie w umiejętności pozostawa-
nia przy życiu. Nie licz, że nagle zapomni o niej w imię mod-
nej diety.
Dobra wiadomość jest taka, że Matka Natura także chce tego
co Ty – zdrowia i sprawności. Nie po to, żebyś prezentowała się
ładnie w bikini, ale po, żebyś doczekała zdrowego potomstwa
i zapewniła ciągłość ludzkiemu gatunkowi. No cóż, to trochę
„samolubne” z jej strony, ale wychodzi nam jak najbardziej na
dobre!
Zaufaj ciału, zacznij słuchać jego sygnałów i podążać za nimi;
są po to, żeby wskazywać Ci właściwy kierunek. A kierunek jest
bardzo prosty: karm je prawdziwym jedzeniem, nie truj, zapew-
niaj mu ruch, oszczędzaj stres, wysypiaj się. Tylko tyle. Odwdzię-
czy się pięknymi efektami – rozkwitnie i odżyje. Wtedy wszyst-
kie szkody, których doznało przez Twoje drastyczne działania,
zaleczą się same; metabolizm ustabilizuje się, równowaga hor-
monalna wróci do normy. Rany zagoją się szybciej niż myślisz.
Tylko przestań się nękać.

Gdy wpadłaś w zaburzenia odżywiania, straciłaś z nim kontakt.


Przestałaś i słuchać i rozumieć, co do Ciebie mówi. Przychodzi-
my na świat z wbudowaną w nasze DNA instrukcją obsługi or-
ganizmu. Ona realizuje się sama, bez naszej wiedzy i świadomo-
ści – jest doskonała. Problem powstaje, gdy zaczynamy słuchać
opinii „ekspertów”, którzy pouczają nas, jak żyć, co myśleć i jak
132 IV. CIAŁO

jeść. Przejdź się do księgarni, wejdź na Internet, włącz telewizję;


wszędzie tysiące rad, co jeść, jak jeść, jak żyć. A to są tylko opinie,
teorie i hipotezy. My przyjmujemy je jako prawdy i kurczowo się
ich trzymamy. A co się dzieje, jak zaczynają się one nawzajem
wykluczać? Mamy co raz większy mętlik w głowie i już same
nie wiemy, kogo słuchać i kto ma rację. A przecież wszelkie od-
powiedzi od zawsze są w nas. Szczególnie zaś na pytanie co to
znaczy jeść normalnie?

Jeść normalnie
Postaram się na nie odpowiedzieć. W pierwszym kroku jednak
ustalimy, ile powinnaś ważyć.

Jeżeli jesteś typową Wilczycą, doświadczyłaś wielokrotnych


wahań wagi na własnej skórze. To najbardziej frustrujący „punkt
programu”. Pamiętam, jak mnie to dobijało. Przecież zrobiła-
bym wysiłek, aby wyjść z bulimii, ale ciągle nie mogę schudnąć!
Dlaczego spotyka to mnie? Chce tylko osiągnąć wagę, jaką sobie
założyłam, a tym czasem tyję i tyję!
Teraz wiem, dlaczego tak się działo. Moja wymarzona waga
była niemożliwa do osiągnięcia.

Kiedy zaczynałam się odchudzać startowałam z 56 kg przy


wzroście 162cm. Moim marzeniem było schudnąć do 52 kg.
Ucięłam przyjmowane kalorie o połowę i dość szybko osiągnę-
łam swój cel. Ale to było wciąż za mało. Teraz uparłam się, że
schudnę do 50 kg. Ok, było trochę ciężej, ale osiągnęłam i to.
Potem stwierdziłam, że jednak 48 kg będzie lepsze. Osiągnęłam
tę wagę i już wybierałam się na kolejną dietę, kiedy zaczęły się
kompulsje. Nagle, „nie wiadomo skąd”, zaczęłam doświadczać
Jeść normalnie 133

regularnych epizodów wyjadania wszystkiego, co znajdowało się


w kuchni. Potem oczywiście płacz i obietnice, że już nigdy więcej
– aż do następnego razu. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje.
Dopiero po wielu latach zorientowałam się, że to naturalna re-
akcja organizmu na tak niską wagę i ilość spożywanych kalorii.
Dla niego to był ciągły stan zagrożenia życia! Straciłam miesiącz-
kę, włosy wypadały mi garściami, było mi ciągle zimno. Moje
ciało musiało natychmiast mnie ratować. Jak? Dostarczając sobie
niezwłocznie tego, co tak potrzebne – jedzenia. W efekcie zaczę-
łam się obżerać, przytyłam i tym samym rozpoczęłam trwającą
półtorej dekady walkę o powrót do niskiej wagi. I co się okazało
na koniec? Że waga, którą mogę osiągnąć bez wysiłku i ciągłego
myślenia o diecie to… 55 kg. Z tej (-1 kg) wartości startowałam!
Zabawne, prawda?

Skąd wiem, że to jest właśnie idealna dla mnie waga? Stąd, że


słucham swojego apetytu; jem, kiedy jestem głodna, a przesta-
ję kiedy się najem. Wtedy nie muszę „dbać o linię”, ona sama
o siebie dba. Jeżeli zdarzy mi się trochę schudnąć (na przykład
z powodu choroby), zaraz po wyzdrowieniu mój apetyt au-
tomatycznie wzmaga się, tak że znowu szybko osiągam wagę
55 kg. To działa jak termostat. Kilka razy przetestowałam czy
jednak uda mi się zostać na niżej wartości. Nie, efekt zawsze był
ten sam – kiedy tylko moja czujność delikatnie się osłabiła, na-
tychmiast wracałam do wagi wyjściowej. Pewnie, że wolałabym
ważyć te 2-3 kg mniej, by móc nosić ściśle przylegające sukien-
ki, ale mogę równie dobrze… ubrać coś innego. I tak jestem
szczupła. Wiem także, że to nie jest po prostu warte ani jednego
dnia więcej na diecie.

No dobrze, pomyślisz, ale ja naprawdę muszę zrzucić kilka


kilogramów.
134 IV. CIAŁO

Nic się nie martw, dla Twojego organizmu nie ma znaczenia


czy przychodzisz do swojej idealnej wagi z niedowagi, czy z nad-
wagi. Jeżeli ważysz dużo za dużo, ale zaczniesz stosować się do
zasad, które opisuję w tej książce, Twój problem naturalnie się
rozwiąże.
Idealna waga jest od zawsze i na zawsze zapisana w naszym
DNA. To tak samo jak kolor oczu czy wzrost. Mierzysz tyle ile
mierzysz i czy Ci się to podoba, czy nie, musisz to zaakceptować.
Okazuje się, że dokładnie tak samo jest z wagą. Ona jest uwa-
runkowana genetycznie i NIC się nie da z tym zrobić.
Jeżeli uwierzysz w słuszność tego stwierdzenia, zaoszczędzisz
sobie wiele lat bezowocnych prób i frustracji związanych z efek-
tem jo-jo.

Załamana? Spokojnie. Teraz dobra wiadomość:


Idealna waga nigdy nie będzie nadwagą. Nie ma mowy o tym,
że ciało wybierze na nią 100 kg. Po co miało by to robić?
Poza tym możesz wpłynąć na wygląd swojej sylwetki po-
przez ćwiczenia i właściwe odżywianie. Do pewnego stopnia
jesteś w stanie manipulować ilością tkanek w organizmie, czyli
kolokwialnie mówiąc; możesz zamienić tłuszcz na mięśnie.
Widziałaś pewnie nie raz zdjęcia kobiet, które ważą dokła-
danie tyle samo, co wcześniej, ale ich sylwetka jest zupełnie
odmieniona; zamiast zwisającego brzucha i trzęsącej się pupy,
silne mięśnie.

Pamiętaj, jeżeli zdecydujesz się na „fit sylwetkę” będzie to


kosztowało sporo wysiłku, pracy i wiedzy, ale jeżeli jesteś skłonna
zapłacić tę cenę za marzenia, nie ma żadnego problemu. Możesz
regularnie ćwiczyć, pokrywając w całości swoje zapotrzebowa-
nie kaloryczne, nieprzetworzonym jedzeniem. Uważaj tylko, aby
nie zrobić sobie krzywdy. Nie raz czytałam listy lub osobiście
Jeść normalnie 135

zajmowałam się fit dziewczynami, które w pogoni za idealną syl-


wetką zrujnowały sobie zdrowie (przede wszystkim hormony).

*
Aby nigdy więcej nie wpadać w problemy z jedzeniem, już
nigdy nie możesz pozwolić sobie na jedzenie za mało. To jedyne
czego bym się naprawdę bała – nie tego, że zjesz za dużo, ale że
zjesz za mało.
No dobrze, ale skąd mam wiedzieć, czy jem odpowiednio?
Z tego samego źródła co inni szczupli ludzie i zwierzęta – z żo-
łądka, a raczej z sygnałów głodu i sytości.
Tu, niestety, sprawa się trochę komplikuje. U Ciebie te sygna-
ły są zaburzone, jako że masz… zaburzenia odżywiania. To co
teraz? Na początek proponuję wyliczyć swoje zapotrzebowa-
nie kaloryczne i traktować je jako ogólny wyznacznik Twojego
sposobu odżywiania. Nie chodzi o to, byś dla odmiany wpadła
w obsesję liczenia kalorii (jeżeli jeszcze jej nie masz), ale żebyś zo-
baczyła, że możesz jeść całkiem sporo. I że nie jest to 1600 kcal,
bo tyle potrzebuje do życia pięcioletnie dziecko!

Przykład: Powiedzmy, że tak jak ja, masz 162 cm wzrostu, ale


ważysz 80 kg, co w tym wypadku jest nadwagą około 25 kg.
Aby utrzymać niechcianą wagę, musisz jeść 2500 kcal, ale by
ważyć 55 kg, wystarczy zmniejszyć podaż o 400 kcal i jeść 2100.
Te wartości wyliczyłam za pomocą internetowych kalkulatorów
kalorii. Pamiętaj, one na pewno nie są wyrocznią, ale dają ogólne
pojęcie o tym, jak to powinno wyglądać.

Co robić? Jeść według zapotrzebowania na swoją idealną wagę


i… chudnąć. Wystarczy wyrzucić ze swojej diety codziennego
pączka i szklankę coca-coli. Nie trzeba obcinać kalorii o połowę,
albo nie jeść wcale!
136 IV. CIAŁO

Jeżeli do tego będziesz regularnie się ruszać, wszystko będzie


dobrze. Ciało jest mądre i CHCE tyle ważyć i tak wyglądać.
Jemu nie zależy na nadwadze. Nie ma w tym żadnego interesu!
Przecież to duże obciążenie w trakcie ewentualnej ucieczki przed
drapieżnikiem i przeszkoda w zajściu w ciążę. To tylko jeden
z najbardziej oczywistych przykładów.
Daj ciału to, czego potrzebuje – makro i mikro elementów
zawartych w naturalnym jedzeniu, w odpowiednich ilościach,
a ono zatroszczy się o resztę.

Pamiętaj tylko, że ta metoda nie zadziała, jeżeli ustalisz sobie,


że chcesz ważyć 48 kg, czyli mieć niedowagę. W związku z tym
obetniesz kalorie o kolejne 300 i zaczniesz jeść 1800 kcal. Wtedy
zrobisz sobie za duży deficyt i skończysz prędzej czy później wy-
jadając całą zawartość lodówki.
Poza tym, Twoje ciało i tak nigdy, na dłuższą metę, nie zgodzi
się na życie w niedowadze.
Uwierz mi na słowo albo sprawdź na własnej skórze i daj mi
znać za 30 lat.

Ale ja przecież żyłam z tak niską wagą przez kilka lat – wykrzykniesz
– i wszystko było dobrze, dopóki nie zaczęłam się objadać! No właśnie,
organizm ludzki jest w stanie przez jakiś czas w miarę normalnie funk-
cjonować, przy sporych niedoborach jedzenia czy na przykład snu, ale
ten stan nie będzie trwał wiecznie. Któregoś dnia, wykończone ciało
osiągnie swój limit tolerancji i upomni się z całą mocą o jedzenie.

D eficyt
Na pewno grałaś kilka razy w życiu w totolotka. Chwila nadziei
i wielkich marzeń za jedyne 3 zł.
Deficyt 137

Ale co tam milion czy dwa, najbardziej ekscytująco robi się


w momentach kumulacji, kiedy stawka jest naprawdę wysoka.
Wtedy dopiero zaczyna się zabawa.
Im dłużej nikt nie wygrywa, tym bardziej puchnie worek z pie-
niędzmi i tym więcej osób się do niego dokłada. W kolekturach ruch.
Każdy wie, że ta sytuacja nie może trwać wiecznie, że przyjdzie
taki dzień, w którym worek w końcu pęknie – nawet jeżeli miało-
by to trwać tygodniami, czy – o losie! – miesiącami. Wreszcie ktoś
trafi szóstkę i pula się wyzeruje, a zabawa ruszy od nowa.
Tak samo jest z jedzeniem, wiesz? A raczej z niejedzeniem;
z niedostarczaniem kalorii.
Powiedzmy, że przy Twoim wzroście, wieku i trybie życia,
Twój organizm potrzebuje dziennie 2200 kcal, aby normalnie
funkcjonować. Jednak dzień w dzień nie dostaje tyle. Oczywiście
powody są zawsze tylko dwa: strach lub fałszywe przekonanie,
że w ten sposób schudniesz. Albo jedno i drugie.
Wytrwale próbujesz z dietą 1400 kcal, którą przecież dostałaś
od dietetyka (tak, to nagminne). I masz nadzieję, że tym razem,
po dwudziestu latach męki, akurat dzisiaj, z niewiadomych przy-
czyn, właśnie uda się. No bo niby nie można oczekiwać innych
rezultatów, ciągle robiąc to samo, ale ja ich właśnie oczekuję
i nikomu nic do tego, o!
Jesz te swoje wióry na śniadanie i trociny na obiad, po czym
wracasz wieczorem do domu i zaczynasz (co za niespodzianka!) ma-
raton obżarstwa. Organizm po prostu zgarnia pulę potrzebnych mu
kalorii. Taka codzienna mała wygrana, nie ma się co ekscytować.
Ale czasami zdarza się coś takiego jak kumulacja. Obserwuję
to często w swojej pracy mentorki.
Niektóre osoby, zwłaszcza te wyjątkowo uparte, albo te, co
świeżo „wzięły się za siebie”, potrafią przesunąć moment objedze-
nia się w czasie. Jak to wygląda?
Dokładnie tak samo jak w totolotku:
138 IV. CIAŁO

Dzień pierwszy:
Jakoś nie byłam głodna. Mam jeść na siłę?
Pominięty został banan, kilka orzechów, dwie kromki chleba.
Deficyt dzisiejszy -500 kcal
Razem: – 500 kcal
Dzień drugi:
Dzisiaj nie miałam czasu zjeść drugiego śniadania. Na serio nie mia-
łam. Zresztą i tak cały czas jem. Gadzi wypełnia kupon. Wieczorem
przychodzi pierwsza „niewytłumaczalna” myśl o słodyczach.
Deficyt dzisiejszy -400 kcal
Razem: – 900 kcal
Dzień trzeci:
Zrobię sobie interwały. Po nich nic już nie zjem, bo będzie 21.00.
To za późno.
Pojawia się poczucie, że nie najadasz się żadnym z posiłków.
Jesteś tak samo głodna przed nimi jak i po.
Deficyt dzienny: -400 kcal
Razem: – 1300 kcal
Dzień czwarty:
Obiad się opóźnił, a nie będę jeść obiadu przed kolacją.
Myśl o słodyczach nie opuszcza ani na chwilę.
Deficyt dzienny: -600 kcal
Razem: – 1900 kcal
Dzień piąty:
Jakoś tak zabrakło wszystkiego po trochu, ale za to była intensyw-
na tabata.
Głód, cały czas głód. Trzęsą się ręce.
Deficyt dzienny: -500 kcal
Razem: – 2400 kcal
Dzień szósty:
Muszę wziąć się w garść, chyba faktycznie jem za mało. Dołożę
jeszcze kromkę, albo nie, dołożę trochę więcej kaszy… eee w sumie
Deficyt 139

to nie… jem ok, a głód czuję, bo jestem żarłokiem i tyle. Po prostu


postaram się o tym nie myśleć i będzie ok.
Gadzi podskakuje z ekscytacji: Ale bogactwo do zgarnięcia!
Zaraz będzie moje! I tak jestem tutaj jedynym graczem!
Deficyt dzienny: -600 kcal
Razem: – 3000 kcal
Dzień siódmy:
Napad gigant z bonusem, czyli dwukrotność lub trzykrotność
skumulowanego deficytu (tak prewencyjnie, bo potem znowu
będzie dieta).
Jak zawsze mamy zwycięzcę: Ludzkie, nastawione na przetrwa-
nie ciało!
Jaki z tego wniosek? Deficyt nie rozpływa się we mgle nocy
ani nie znika jak wróżka w bajkach. Możesz zamknąć oczy i zatkać
uszy na to, co się z Tobą dzieje, możesz przede wszystkim za-
mknąć buzię, ale on sobie nigdzie nie pójdzie.
Deficyt ZOSTAJE i JEST, dopóki nie zniwelujesz go jedzeniem.
I kumuluje się z dnia na dzień.
Potem wszystko pęka, licznik się zeruje i można próbo-
wać jeszcze raz – najlepiej od poniedziałku. Tym razem musi
się udać!
A ja Ci mówię – moja droga maniaczko kolektury totalizatora
dietetycznego – zapamiętaj sobie raz na zawsze:
Nie ma czegoś takiego jak zaoszczędzona kaloria. Jest
tylko kaloria pożyczona; z własnych mięśni, z własnego serca,
z kolejnego dnia. Organizm zawsze się o nią upomni.
Dygresja: Czy jasne jest słowo zawsze? Słownik podaje, że to
znaczy „na stałe, do końca życia, za każdym razem”.
Tak jak w prawdziwym lotku, kumulacja nie może trwać wiecz-
nie. Różnica jest tylko taka, że tutaj wygrywa organizm – w dzie-
sięciu przypadkach na dziesięć. On wypełnia kupony od milionów
lat ewolucji – trzyma w garści wszystkie możliwe kombinacje.
140 IV. CIAŁO

I może o tym nie wiesz, ale to dobrze dla Ciebie. Twoja wygrana
oznaczałaby śmierć z wycieńczenia.
Lotto, żyć nie umierać.
(Sierpień 11, 2017)

Jak obliczyć swoje zapotrzebowanie kaloryczne.

Jest kilka metod obliczania podstawowego zapotrzebowa-


nia energetycznego. Obecnie najczęściej używany w medycynie
i dietetyce jest wzór Miffina-St Jeora:

Kobiety: 10 x waga + 6,25 x wzrost – 5 x wiek – 161


Mężczyźni:10 x waga + 6,25 x wzrost – 5 x wiek + 5

Wagę podajemy w kilogramach, wzrost w centymetrach, wiek


w latach. Uzyskany wynik to liczba kalorii, jaką spalimy, leżąc
bez ruchu całą dobę.

Zróbmy obliczenia dla Zosi.


Zosia ma dwadzieścia dwa lata, waży 52 kg i mam 162 cm wzrostu.

A zatem:
Podstawowe zapotrzebowanie energetyczne = 10 x 52 + 6,25 x
162 – 5 x 22 – 161
PZE = 520 + 1012,5 – 110 – 161 = 1532,5 – 271= 1261,5

Tyle kalorii spali Zosia, leżąc przez 24h na plecach jak kłoda.

Jeżeli chcemy wiedzieć, ile spalimy, ruszając się, wynik należy


pomnożyć przez współczynnik naszej aktywności fizycznej:
Ciało 141

1,200 – siedzący tryb życia, brak ćwiczeń;


1,375 – lekko aktywny tryb, wysiłek 1-3 razy w tygodniu;
1,550 – średnio aktywny tryb, wysiłek 3-5 razy w tygodniu;
1,725 – bardzo aktywny tryb, intensywne ćwiczenia 5-7 razy
w tygodniu;
1,900 – człowiek rakieta – codzienne intensywne ćwiczenia
plus praca fizyczna.

Powiedzmy, że Zosia jest średnio aktywna fizycznie.


Wyliczenia dla niej są następujące: 1261,5 + 1,550= 1955 kcal.

1955 kalorii musi zjeść Zosia w ciągu dnia, żeby utrzymać


stałą wagę.

Oblicz swoje spalanie.

Możesz to zrobić także za pomocą kalkulatora kalorii w Inter-


necie. Zrób to wtedy na kilku różnych stronach i sprawdź, czy
wyniki pokrywają się.
I tylko proszę o jedno; jeżeli jesteś młoda, aktywna zawodowo,
pracujesz, uczysz się, cały dzień nie ma Cię w domu – nie wybie-
raj dla siebie najmniejszego współczynnika; nawet jeżeli nie ćwi-
czysz. To naprawdę dobre dla leniwych leniwców, co poruszają
się tylko windą i samochodem, a resztę czasu leżą na kanapie lub
siedzą przy biurku.

I co wyszło? O rany, ponad 2000 kcal!


Tak. Czas skończyć z mitem, że trzeba jeść po 1000 kalorii.
Tyle wynosiła racja żywnościowa w nazistowskich obozach kon-
centracyjnym (od 1000 do 1700 kcal gwoli ścisłości.) A przecież
widziałaś zdjęcia więzionych tam ludzi, prawda? Błagam więc,
wybij to sobie raz na zawsze z głowy!
142 IV. CIAŁO

Całe to nieporozumienie z kaloriami wynika z błędnego prze-


konania, że spalimy tylko tyle, ile się ruszamy. No tak; wcho-
dzenie po schodach spala 200 kcal, bieg 400 kcal, a całowanie
100 kcal. Nigdy jednak nikt nie napisał w tych tabelkach, ile
spala bicie naszego serca, które bije średnio 72 razy na minutę, co
daje 103680 uderzeń na dobę. W ten sposób przetacza 8-10 ton
krwi dziennie! Tyle ważą trzy dorosłe słonie, a serce to mięsień
wielkości Twojej pięści. Do tego dochodzi proces oddychania,
gdzie mięśnie międzyżebrowe kurczą się i rozkurczają bez wy-
tchnienia (a raczej z nim) przez całe życie. A praca układu pokar-
mowego, nerwowego, utrzymanie temperatury ciała i wszystkie
inne czynności, które składają się na tak zwany metabolizm? To
kosztuje nasz organizm ogromną ilość energii, którą mamy obo-
wiązek dostarczyć! Nie bój się więc, 2000-2500-3000 kcal. Jeże-
li czynności fizjologiczne Twojego ciała spalają 1200-1300 kcal
(PPM), to do dyspozycji na cały dzień masz tylko 700-800 kcal –
na to, by chodzić, uczyć się, siadać, drapać się w głowę i ćwiczyć
na siłowni. To doprawdy niewiele.

Zadanie:
Wpisz w kalkulator kalorii swój wiek, wzrost i ilość kalorii,
którą do niedawna spożywałaś, na przykład 1800. Zobacz, ile
kilogramów ważyłabyś, gdybyś rzeczywiście tyle jadła. Podejrze-
wam, że będzie to około 35 kg. Teraz zobacz, ile kilogramów
będziesz ważyć przy 1000 kcal. Wynik wyjdzie minusowy. Dieta
1000 kcal to unicestwienie naszego ciała i ono o tym wie, dlatego
nigdy nie pozwoli na takie jedzenie.

No dobrze, powiedzmy, że wyliczyłaś na internetowym kal-


kulatorze, że do swojego wzrostu, wieku i poziomu aktywności
fizycznej, powinnaś spożywać 2100 kalorii.
I co teraz? Hamburgery i czekolada? Niestety nie.
Ciało 143

Jedzenie nieprzetworzone.

Teraz musisz dostarczyć je w większości (nie w całości, precz


z perfekcją!) z jedzenia nieprzetworzonego.
Co to jest? Jedzenie nieprzetworzone to w największym uprosz-
czeniu, pokarm stworzony przez naturę, a nie przez fabrykę.
Oczywiście my na co dzień też przetwarzamy jedzenie, gotu-
jąc, piekąc i smażąc, ale to jest naturalna część naszej kultury
kulinarnej. To, co dzieję się zaś z jedzeniem od pół wieku – pro-
dukcja na skalę przemysłową wyrobów „jedzeniopodobnych”,
nie jest dla nas ani dobre, ani zdrowe.

Za każdym razem, gdy jesteś na zakupach, wyobraź sobie, jaką


drogę przebył ten produkt od swojej naturalnej postaci (pomi-
dor), do postaci obecnej (ketchup). Jeżeli masz wątpliwości, zer-
knij na etykietę i zobacz, ile substancji musiało zostać dodanych
do zerwanego z krzaka pomidora i co musiało się stać, aby zmie-
nił się w pikantno-słodką papkę.
Rób tak z każdą rzeczą, którą masz zamiar wrzucić do koszyka
w supermarkecie.
Ja często wyobrażam sobie, czy gdybym poszła na zakupy
z moją magicznie przeniesioną w czasie prababcią (tak działa
moja wyobraźnia), rozpoznałaby dany produkt, czy nie. Jeżeli
nie, zastanawiam się dwa razy, czy na pewno chcę to jeść.

Praktyczne wskazówki:
1. Jedz to, co pochodzi od Matki Natury, a nie z fabryki: warzy-
wa, owoce, orzechy, kasze itd.
2. W miarę możliwości staraj się kupować warzywa w warzyw-
niaku, mięso w sklepie mięsnym, a ryby w rybnym – zwięk-
szysz szansę, że oferowane jedzenie nie będzie posiadało kon-
serwantów, a sprzedawca udzieli Ci rzetelnych informacji na
144 IV. CIAŁO

jego temat. Zwróć uwagę na różnicę pomiędzy napompowa-


nymi jabłkami z supermarketu, a tymi ze straganu.
3. Wyobrażaj sobie drogę produktu od stanu naturalnego do
stanu obecnego.
4. Nie wszystkie ingerencje są złe. Groszek mrożony – tak. Zupa
z torebki o smaku groszku – nie.
5. Jeżeli coś, co „na chłopski rozum” powinno przeterminować
się szybko (np. chleb), posiada data przydatności do spożycia
obejmującą kolejne dwa lata, radzę odłożyć go na półkę.
6. Nie kupuj pieczywa w supermarketach. Zazwyczaj wypieka-
ne jest na miejscu z prefabrykatów naszpikowanych chemią
po same brzegi. Przez jakiś czas pracowałam w restauracji,
gdzie wypiekaliśmy własny chleb dodawany do posiłków.
Przychodził jako zamrożone, gumowate, bloki, po to, by po
wypieczeniu stać się trzy razy większym, smakowicie wyglą-
dającym bochenkiem. Nie, dziękuję.
7. Przygotowuj posiłki w domu. Gotowanie nie musi być nudne
i czasochłonne. Pełnowartościowy obiad zajmie Ci 10 min.
Zobacz, jak ja to robię. Zerknij na moje konto na Instagra-
mie wilczoglodna. Sama nie przepadam za siedzeniem „przy
garach”, dlatego gotuję prosto, szybko i zdrowo.
8. Szukaj przepisów w książkach kucharskich adresowanych dla
ludzi aktywnych fizycznie oraz w Internecie. Staraj się przy-
najmniej raz na tydzień ugotować coś nowego.
9. Zerknij na skład. Ja przez długi czas kupowałam sklepową granolę,
a kiedy zajrzałam co w niej jest, aż usiadłam. Czasami bardzo prze-
tworzone produkty celowo udają zdrowe. Trzeba na to uważać.
10. Z części produktów nie musisz rezygnować, ale możesz sama przy-
gotować ich zdrowszą wersję. Lody, ciasta, desery – poszukaj prze-
pisów na lżejsze, zdrowe, a przede wszystkim pyszne alternatywy.
11. Kieruj się zdrowym rozsądkiem, czy na pewno czekoladowy
krem to źródło energii?
Ciało 145

Pamiętaj, zdrowe jedzenie nie jest drogie. Warzywa, owoce,


płatki owsiane, rośliny strączkowe, jajka, nabiał to nie są produk-
ty luksusowe. Oczywiście, że istnieją też droższe opcje, np. oliwa
z oliwek, ale przecież kupujemy ją raptem raz na kilka miesięcy.
To właśnie niezdrowe, nieodpowiedzialne jedzenie okazuje się
droższe. Dlaczego? To proste: koszty zdrowotne. Już nawet nie
chodzi o leki i dentystę, ale o zdrowie w ogóle. Widziałam już
niejedną młodą kobietę ze zrujnowanym organizmem.
A co z kosztami emocjonalnymi – wiecznie niską samooceną,
brakiem energii i niezadowoleniem ze swojego ciała?

Staraj się jeść nieprzetworzone jedzenie w 80% i, proszę, nie


w 100%. Jesteś normalnym człowiekiem, który ma prawo do
czegoś mniej zdrowego. Nie ma co przesadzać.

Ważne jest także, by jeść różnorodnie. Jeżeli postanowisz wy-


kluczyć węglowodany (co za absurd!), już niedługo zaczniesz się
na nie rzucać, jeżeli tłuszcze – rzucisz się na tłuszcze. To samo sta-
nie się, jeżeli będziesz jadła w kółko to samo. Organizm w końcu
upomni się o brakujące składniki odżywcze. Żeby dokładnie zo-
brazować ten problem posłużę się anegdotą. Badacz rdzennych
Amerykanów, Vilhjalmur Stefansson opisał w swoich pracach
fenomen nazwany przez niego rabbit starvation – króliczy głód.
Kiedy zima w rezerwacie jest wyjątkowo długa i ostra, nie
zostaje nic innego do jedzenia, jak tylko pozbawione tłuszczu,
królicze mięso. Spożywający je Indianie w przeciągu tygodnia
dostają biegunki, bólu głowy, czują znużenie i apatię. Mimo to
objadają się nim do rozpuku. Ich ciało jest ciągle głodne składni-
ków, których oni nie mogą mu dać. I nie ważne, ile mięsa zjedzą,
ich głód tłuszczu nigdy nie zostanie zaspokojony.
Czy coś Ci to przypomina? Mi dietę Dukana, kiedy potrafi-
łam zjeść blachę sernika z chudego sera i słodzika, a i tak byłam
146 IV. CIAŁO

słaba i chciało mi się płakać. Organizm po prostu WIE, że nie


dostał tego, czego się domagał i nie da się go oszukać.
Podsumowując; dlaczego jedzenie nieprzetworzone jest takie
ważne? Tylko w nim znajdują się wszystkie składniki odżywcze,
których potrzebuje Twoje ciało.
Jedzenie przetworzone ich nie zawiera, a więc organizm będzie
głodny, nawet jeżeli przed chwilą wstałaś od posiłku. Zrozum,
naszego mechanizmu głodu i sytości nie da się oszukać na dłu-
żej niż na chwilę, pustymi kaloriami. On zawsze wyczuje pod-
stęp i uparcie będzie prosił o jeszcze. Jeżeli znowu dostarczysz mu
bezwartościowego jedzenia, cała sytuacja powtórzy się jeszcze raz,
lecz bardziej dotkliwie. Będziesz nabijać kalorie, lecz nigdy nie
poczujesz satysfakcji. I może nawet uda Ci się uzyskać wszystkie
potrzebne składniki odżywcze, ale kosztem pięciu tysięcy kalorii,
a nie dwóch tysięcy, jak w przypadku jedzenia nieprzetworzonego.
Skończy się to tak, że przytyjesz i stwierdzisz, że „jedzenie zgodnie
z zapotrzebowaniem jest nie dla Ciebie”. Nic bardziej mylnego!
Tylko jedzenie prawdziwego jedzenia i zgodnie z zapotrze-
bowaniem wyłączy w Tobie ciągłe pragnienie jedzenia więcej!
Stanie się to prawdopodobnie już od pierwszego dnia! Dzięki
niemu osiągniesz bez wysiłku idealną wagę, ponieważ prze-
staniesz się przejadać.

Stanie się tak też dlatego, że unormuje się Twój poziom cukru
we krwi. Wraz z większością pokarmów dostarczasz organizmo-
wi węglowodanów, czyli cukru. Proces trawienia rozpoczyna się
w jamie ustnej. Już na tym etapie cukier przedostaje się do krwi,
a jego poziom podnosi się delikatnie wraz z dalszym jedzeniem.
Wtedy trzustka zaczyna wyrzucać insulinę, która ma za zadanie
nie dopuścić do nadmiernego zasłodzenia krwi. Poziom cukru
powoli opada, by po kilku godzinach osiągnąć dolną granicę –
wtedy zaczynasz odczuwać głód. Upraszczając: im niższy poziom
Ciało 147

cukru, tym większy głód. Czas na kolejny posiłek, podczas któ-


rego cały proces zacznie się od nowa. Tak się dzieje, gdy spoży-
wamy węglowodany złożone, czyli te zawarte w nieprzetworzo-
nych produktach. Nasz organizm jest do nich przyzwyczajony,
więc proces falowania insuliny zachodzi łagodnie – od głodu po
sytość. A co się dzieje, gdy sięgasz po przetworzoną żywność,
na przykład batonika pełnego węglowodanów prostych? Wraz
z ostatnim kęsem dostarczasz tyle cukru, ile znajduje się w trzech
brzoskwiniach. Jedząc brzoskwinie, robisz to powoli i metodycz-
nie, nie łykasz ich na raz. Batonika możesz wciągnąć w trzech
kęsach. W rezultacie poziom cukru gwałtownie strzela w górę.
Dla Twojego organizmu to szok. Uruchamia się alarm i trzustka
natychmiast wyrzuca ogromne ilości insuliny, która ma za zada-
nie jak najszybciej go zneutralizować.
Co zatem stało się w ciągu kilku zaledwie chwil? Poziom cukru
poszybował w górę, by za moment zlecieć w dół na łeb, na szyję,
osiągając dolną granicę, a wtedy… zaczynasz ponownie odczu-
wać głód. I masz ochotę na kolejne śmieciowe jedzenie. Sięgasz
po nie, a stężenie cukru znowu gwałtownie rośnie…
Taka huśtawka zamyka Cię niejako w błędnym kole przetwo-
rzonego jedzenia. To dlatego nie możesz poprzestać na jednej
czekoladce, a jak już zaczniesz jeść niezdrowo, to wpadasz w ciąg.
Aby się przed tym uchronić, nigdy nie czyń jedzenia przetwo-
rzonego podstawą swojej diety. Staraj się także traktować słody-
cze jako deser – na przykład po wartościowym obiedzie – a nie
jako posiłek, czy przekąska na pusty żołądek.

Więcej na ten temat przeczytasz w postach z serii „Jak jeść nor-


malnie” – Blog Wilczo Głodna – 23.05 - 6.06 2017

Ok, ale czy to naprawdę może być AŻ tak proste? Jeść jedzenie
nieprzetworzone, pokrywać swoje zapotrzebowanie kalorycznie
148 IV. CIAŁO

i ignorować myśli automatyczne? Właśnie tak jest. W tym za-


wiera się cała filozofia Wilczo Głodnej. Pomogła ona tysiącom
moich czytelników i pomoże i Tobie. Przecież nie jesteś ulepiona
z innej gliny!

Na swojej drodze napotkasz jednak kilka przeszkód:


V. GŁÓD

G łód jest naturalnym sygnałem ciała motywującym nas do


jedzenia. To nigdy nie jest złośliwość czy żart ze strony
organizmu. To jest zawsze realna potrzeba. Problem jest jednak
taki, że możesz nie odczytywać dobrze tych sygnałów. Przez
lata zaburzeń odżywiania zostały one tak zniekształcone, że już
sama nie wiesz, kiedy odczuwasz głód, a kiedy to Twój umysł
płata figle.
Chcę byśmy przyjrzały się teraz najbardziej typowym sytu-
acjom zaburzeń głodu. O wszystkich pisałam wyczerpująco na
blogu, a więc zacytuję tutaj odpowiednie posty.

Sytuacja 1:

E kstremalny głód
Opowiem Ci o ekstremalnym głodzie występującym przy wy-
chodzeniu z zaburzeń odżywiania. Nie mam tutaj na myśli wil-
czego głodu, który odczuwasz będąc na dietach, a który napędza
tylko Twoje błędne koło. Ekstremalny głód to coś zupełnie innego
– i to jest pierwsza ważna informacja, jaką chcę tutaj przekazać.
A więc dzieje się tak:
Postanowiłaś wyjść z bulimii, anoreksji, głodówek i diet. Masz
już po prostu serdecznie dosyć. Poczytałaś trochę mojego bloga,
a zwłaszcza posty o tym, że jedząc normalnie nie da rady przy-
tyć i teraz czujesz, że Ty też możesz to zrobić.
150 V. GŁÓD

Wyliczyłaś swoje zapotrzebowanie kaloryczne i złapałaś się


za głowę: Jak ja mogłam próbować jeść 1500 kcal przez całe lata
(dekady), skoro przy moim trybie życia potrzebuję ponad 2000!?
Przechodzisz więc co prędzej na rozsądny jadłospis i wszystko
robi się nagle jasne i proste. Ustaje większość kompulsywnych myśli,
wieczorne napady na lodówkę, obsesja, smutek. Już od pierwszego
dnia zmienia się cały świat. Jak cudownie! Jak chce się żyć!
A tu nagle przykra niespodzianka. Przychodzi on: ogromny,
niewytłumaczalny, zwierzęcy głód.
Nagle te 2000 kcal przestaje wystarczać; wstajesz głodna
od stołu, budzisz się głodna w nocy, jesteś głodna cały czas
tak strasznie, że ledwo możesz wstać.
I do jakich wniosków dochodzisz?
Jestem nienormalna. Wcale z tego nie wyszłam i nigdy z tego
nie wyjdę, a to co się ze mną dzieje to najlepszy dowód na to.
Wilk wrócił.
W końcu ulegasz swojemu instynktowi jedzenia, a potem
ze strachu, żeby nie przytyć, kompensujesz. I wracasz do punktu
wyjścia.
Słyszałam tę smutną historię tak wiele razy… A to nic innego
jak tak zwany ekstremalny głód – dla wielu nieodzowna i zupełnie
normalna część wychodzenia z zaburzeń odżywiania.
Po co, na co i dlaczego?
U normalnej osoby (i u zwierząt) ilość przyjętego jedzenia
reguluje ciało. Mamy wbudowany mechanizm głodu i sytości,
który sam o siebie dba. Sygnał głodu – trzeba zjeść, sygnał sytości
– trzeba przestać. Zero dalszego rozkminiania.
Bardzo dobrze widać go u małych dzieci. Nawet jeżeli coś im
smakuje, potrafią odłożyć to w połowie niedojedzone i pójść się
bawić.
Ty także urodziłaś się z tym mechanizmem i, o dziwo,
dalej masz go w sobie w nienaruszonej formie. Tylko teraz jest
Ekstremalny głód 151

on uśpiony. Ograniczając sobie jedzenie i wpadając tym


samym w zaburzenia odżywiania, przeszłaś w awaryjny tryb
odżywiania.
Ciało ze wszystkich sił usiłuje przeżyć w tej nowej sytu-
acji i teraz zamiast działać na zasadzie głód-sytość działa
tak: dieta-ataki.
Jako, że te ataki są zazwyczaj na słodycze (dużo cukru i tłusz-
czu – dużo niezbędnej energii), z roku na rok jesteś co raz bardziej
niedożywiona.
No ok, ale robiłam sobie badania i wszystko jest w porządku,
a mam przecież bulimię od X lat. Jak to wyjaśnić?
I tutaj kolejna ważna informacja: Wyjaśnia to niezwykła mą-
drość ciała. Ono wie, że jeżeli zabraknie witamin, mikro i makro
elementów, organizm po prostu umrze. Dlatego zrobi wszystko,
by ją pozyskać. A wiesz skąd?
Tak, na pewno część z tego jedzenia, co tam jednak wpada,
ale przede wszystkim z własnych tkanek.
Bo awaryjny tryb odżywiania się to nie tylko ataki. To także
autokanibalizm (mój autorski termin), czyli zwiększenie procesów
katabolicznych, kosztem anabolicznych.
Co to znaczy? To bardzo proste.
Anabolizm to proces budowy, katabolizm – rozpadu. Zacho-
dzą one w ciele równocześnie, przez całe życie. Cały czas po-
wstają nowe komórki, a stare umierają i są metabolizowane. Jak
jesteś dzieckiem, anabolizm dominuje – rośniesz, rozwijasz się.
Im człowiek starszy, tym więcej procesów rozpadu. Dlatego się
starzejemy.
No chyba, że postanowimy nie czekać na starość, tylko wpaść
w zaburzenia odżywiania. Wtedy mamy go szybciej.
Nasze ciało zaczyna zjadać własne tkanki, ponieważ w nich
zmagazynowane są wszystkie substancje odżywcze. Z nich zo-
stały przecież zbudowane w lepszych czasach.
152 V. GŁÓD

Takie na przykład białko – pogardziłaś kotletem (zwykłym


czy sojowym), na obiad będzie kotlet z własnego mięśnia serco-
wego. Nie ma cynku i żelaza, chlaśniemy sobie kawałek jajnika
i będzie.
Miałaś tak czasami, że byłaś bardzo bardzo głodna, a nagle
przestałaś? To właśnie organizm zjadł kawałek siebie. Mniam.
Może pamiętasz z artykułu o eksperymencie głodowym w Min-
nesocie, że w przypadku długotrwałego głodu wszystkie organy
zmniejszają swoją objętość – serce kurczy się, zanika macica, ilość
krwi spada o 10%.
To jest właśnie katabolizm – odżywianie własnym ciałem.
Ekstremalny głód uderza po czasie
Kanibalizowałaś się w najlepsze całymi latami, ale teraz zro-
zumiałaś, że to droga donikąd i postanowiłaś zacząć jeść więcej.
Brawo! To najlepsza decyzja jaką mogłaś podjąć!
Co się wtedy dzieje w środku? Na początku jest sondowa-
nie: Jedzenie było już w zeszłym tygodniu, przedwczoraj, wczoraj
i dzisiaj też przyszło, hmm… chyba minął kryzys! Zobaczymy jeszcze
przez kilka dni.
Mija kilka dni i mózg decyduje: Ok! To jest to! Wyłączamy zasila-
nie awaryjne i przestawiamy się na regularne jedzenie głód-sytość!
Na co organizm odpowiada: Spoko, jasne, panie kierowniku,
ale najpierw trzeba naprawić wszystkie szkody, które zrobiły lata
zaburzeń. Mamy tutaj dziury w kościach, mięśniach, tkanka łączna
w ubytkach, hormony leżą. Wystawiam w takim razie fakturkę na trzy
pierdyrliardy nowych komórek. Proszę dostarczyć je ekspresem w try-
bie natychmiastowym.
Robi się! Zamówienie jest w trakcie realizacji – odpowiada mózg
– właśnie maszerujemy do lodówki po niezbędne cegiełki.
W tym czasie Twoja ręka otwiera lodówkę, a Ty myślisz: Zaraz
zaraz, przecież ja właśnie zjadłam! Co u licha?
I zaczyna się jazda zwana ekstremalnym głodem.
Ekstremalny głód 153

Organizm czuje, że niebezpieczeństwo minęło, więc zaczyna


proces intensywnej odbudowy tego, co zniszczone. Naprawdę
tego potrzebuje zanim będzie mógł ruszyć do przodu. Tak jak
zbombardowane miasto potrzebuje odbudowy zanim wróci
do życia.
Musisz jeść.

Ale tutaj powstają dwa problemy


Po pierwsze, ekstremalny głód to bardzo nieprzyjemne, dziwne
doświadczenie.
Z żołądka dochodzą do mózgu sygnały: Ok, organ pełny. Wstrzy-
mać dostawę pokarmu.
Czujemy to fizycznie – tam już naprawdę nie ma miejsca.
Zaś ze wszystkich komórek ciała płynie przekaz odwrot-
ny: Dawać tutaj budulec! Więcej!!! My tu pracujemy na pełnych
obrotach!
Wszystko to dochodzi do mózgu na raz, a on dostaje kręćka.
I Ty razem z nim.
Czujesz się najedzona, przejedzona, na granicy mdłości,
ale wcale nie czujesz się SYTA.
Ani trochę. Masz totalnie napchany żołądek, ale ciągle głodną
głowę.
Kiedy uczestnikom eksperymentu w Minnesocie w końcu
zniesiono restrykcje i pozwolono jeść, zaczęli oni napychać się
do nieprzytomności, tylko po to, by wrócić do kuchni pół godziny
później. Tak samo postępowali więźniowie uwolnieni z obozów
koncentracyjnych.
Ale żaden z uprzednio głodzonych nie zastanawiał się nad tym,
jak będzie wyglądał w bikini na plaży, tylko jadł. A u nas?
U nas odzywa się nasz stary dobry profesorek – Twoja kora
przedczołowa, gdzie kiedyś zapadła decyzja o diecie, i mówi:
OSZALAŁAŚ??? PRZYTYJESZ!!! – i to jest ten drugi problem.
154 V. GŁÓD

Boimy się. Jesteśmy przerażone. Przecież to podważa sens na-


szych wieloletnich wysiłków; diet, głodówek, odwołanych wyjść
z przyjaciółmi, zerwanych związków…
I nagle co? Jeść? I to jeszcze tyle? Ja rozumiem 2200 kcal, co i tak
jest ciężkie, ale 5000!?
Tymczasem, niestety, to właśnie jest konieczne, gdy pojawia się
ekstremalny głód.
I teraz uwaga: ON SOBIE NIE PRZEJDZIE, jeżeli nie zostanie
zaspokojony. Musisz przeżyć te dni czy nawet tygodnie, kiedy
organizm uzupełnia narobione przez lata braki. Zaufaj i jedz.

I co? Mam niby przytyć? Toczyć się jak beczka?


Nie.
Posłuchaj, czy na serio sądzisz, że Twoje ciało nie ma nic lep-
szego do roboty niż robienie teraz zapasów z tłuszczu? Przecież
tutaj trzeba odbudować większość narządów! W tym „domu” wali
się dach, nie działa elektryka, kanalizacja i ogrzewanie. To jest
priorytetem, a nie wypełnianie spiżarki na później!
Nawet jeżeli coś przytyjesz, to bardzo nieznacznie. Potem
szybko zrzucisz w naturalny sposób, bo ciału nie zależy na tym,
by być grube i niesprawne. Ono chce być w końcu zdrowe. Warto
jest nawet przemęczyć się chwilę z dodatkowym kilogramem
czy trzema!
Inaczej jest, jeżeli jesteś bardzo wychudzona. Wtedy tkanka
tłuszczowa też musi się odbudować, chociażby po to, byś mogła
zacząć normalnie miesiączkować.
Ale domyślam się, że jeżeli zdecydowałaś skończyć z ED to ro-
zumiesz już, że TAKA chudość jest szkodliwą głupotą.
Ale jeżeli nie jestem chuda, to co?
Fakt, najczęściej ekstremalny głód dotyka dziewczyn z ano-
reksją. Właśnie dlatego wpadają one w bulimię, przy próbie
powrotu do normalnego jedzenia. Zaczynają jeść więcej, po czym
Ekstremalny głód 155

to normalne jedzenie przeradza się w ekstremalne jedzenie (z po-


wodów opisanych powyżej). Wszystko prędzej czy później wró-
ciłoby do normy, ale tutaj wchodzi sprawa nieszczęsnego bikini.
Zaczynają się kompensacje oraz dalsze restrykcje.
Ale nie tylko zdrowiejące anorektyczki doświadczają tego
problemu. Wcale nie musisz być chuda, by Ciebie to też spotka-
ło. Wystarczy, że jesteś niedożywiona. Nie ważne, ile faktycznie
ważysz. Możesz mieć olbrzymią nadwagę i w dalszym ciągu być
niedożywiona. Ba! To zazwyczaj jest norma! Osoby otyłe nie do-
robiły się tych kilogramów, jedząc dużo za dużo wartościowych
rzeczy. Zrobiły je zazwyczaj na słodyczach i fast foodach. Ich ciało
od dawana nie dostało żadnych normalnych substancji odżyw-
czych, a jedynie puste kalorie. Szerzej pisałam o tym w poście
„Pseudojedzenie”.
Więc naprawdę nie sugeruj się tym, że wcale nie jesteś wychudzona
i Ciebie to nie powinno dotyczyć. Jeżeli dotyczy, to znaczy, że powinno.

Ile to potrwa?
Zazwyczaj kilka lub kilkanaście dni, ale może trwać i dłu-
żej. Moja mentee – Karolina jadła i po 5000 kcal prawie przez cały
miesiąc. Kiedy próbowała jakkolwiek się przystopować, dostawa-
ła wręcz drgawek.
Jadła, jadła i jadła, aż nagle z dnia nadzień przestała. Jak ręką
odjął. Co zaskakujące (oczywiście nie dla mnie), w ogóle nie przy-
tyła. Dalej normalnie wchodzi w te same ciuchy. Jedyna zmiana,
którą zauważyła to to, że… zaczęła czuć się sexy! I nie, nie poszło
jej w cycki. Też zapytałam.
Proces zdrowienia Karoliny to było po prostu coś pięknego.
Obserwowałam jak ona daje zgodę ciału na zaspokojenie swojego
głodu. Po raz pierwszy od dwudziestu lat.
Apetyt szalał i cichł, szalał i znowu odpływał. Nagle przy-
chodziła ochota na orzechy, więc były orzechy – cała paczka,
156 V. GŁÓD

albo i dwie. Szły całe opakowania hummusu, pasty z fasoli, dwie


miski owsianki z opakowaniem malin, banany, kostka tofu, pół
bochenka chleba ziarnistego, całe opakowanie musli z jogurtem…
I było dobrze. Karolina czuła mistyczny wręcz spokój (co wcale nie
znaczy, że Ty musisz go też odczuwać).
WAŻNE: Ekstremalny głód zaspokajaj prawdziwym, war-
tościowym jedzeniem, a nie słodyczami!!! Inaczej wylądujesz
z jeszcze większym niedożywieniem niż do tej pory.
Niech to także nie będzie wymówką do kolejnych ataków
objadania się. Pamiętaj, mówimy o ekstremalnym głodzie w pro-
cesie zdrowienia, a nie wilczych kompulsjach.

Piszę to wszystko, by zapewnić Cię, że to, co czujesz jest


normalne. Często widzę jak dziewczyny wchodzą na dobrą
drogę, a potem ekstremalny głód zbija je z pantałyku. Dochodzą
do wniosku, że jednak są nienormalne i nigdy z tego nie wyjdą,
albo bronią się przed zjedzeniem więcej rękami i nogami. A tak jak
podkreślam: ten głód nie przejdzie, jeżeli go nie nakarmisz.
Nie bój się, on nie zrobi Ci krzywdy, on jest dobry i minie, kiedy
wszystkie szkody zostaną naprawione, a Ty raz na zawsze powró-
cisz do równowagi.
PS. Pytacie poniżej jak odróżnić wilczy głód od ekstremalnego.
Wilczy jest skutkiem restrykcji, ekstremalny pojawia się po jakimś
czasie od zaprzestania restrykcji.
(Sierpień 4, 2017)

Sytuacja 2:

B rak głodu
Jakiś czas temu pisałam o głodzie ekstremalnym i jego
zaspokajaniu.
Brak głodu 157

Dzisiaj chciałam omówić inny rodzaj głodu: taki, którego nie ma.
Pamiętasz, jak to było za starych czasów przed zaburzeniami
odżywiania? Kilka razy dziennie robiłaś się głodna, więc szłaś
coś zjeść, albo pytałaś kiedy obiad. Gdy już zjadłaś, pojawiała się
sytość. Czułaś ją zaraz po posiłku, albo nawet w jego połowie.
Wtedy mówiłaś: „O rany, już nie mogę” – i zostawiałaś niedojedzo-
ne resztki.
Życie było proste i piękne.
No dobra, mogło być też tak, że od zawsze podstawą Two-
jej diety były słodycze. Niedożywiony organizm już wtedy rzucał
się na jedzenie, a Ty tyłaś jak szalona.
Albo tak, że na siłę kazano Ci zjeść wszystko z talerza (dzieci
w Afryce), ignorując Twój mechanizm głodu i sytości. No, ale to
już temat na inny artykuł.
W każdym razie, powiedzmy, że życie było piękne.
Aż któregoś dnia postanowiłaś, że zastosujesz dietę 1000 kcal,
czyli taką jaką raczono więźniów w Auschwitz, albo trochę rozsąd-
niej – 1600 kcal – dietę pięcioletniego dziecka.
Nic tylko czekać na efekty!
No i się doczekałaś.
Chyba nie ma sensu wymieniać ich tutaj po raz kolejny. Sama
wiesz dlaczego czytasz tego bloga.
Jedyne czego się NIE doczekałaś, to obiecane szczęście w roz-
miarze XS. Ono jakoś nadejść nie chciało.
Pośród tych wszystkich przykrych konsekwencji znalazła
się też jedna, którą właśnie chcę opisać: brak głodu. Zjawi-
sko, które sieje dezorientację i utrudnia wyjście z zaburzeń
odżywiania.

*
Sytuacja z życia wzięta: Początki mojego mentoringu,
grudzień 2015.
158 V. GŁÓD

Proszę podopieczne, żeby przesyłały mi zdjęcia wszystkich


swoich posiłków. Poczucie, że ktoś patrzy Ci w talerz i czuwa cały
czas – bezcenne.
Wszystko idzie gładko, ale już pierwszego dnia pojawiają się
pytania:
– Ok, zjadłam śniadanie, to kiedy kolejny posiłek?
– Kiedy poczujesz głód – odpowiadam entuzjastycznie – wraca-
my do mądrości ciała!
Czekam więc na kolejne zdjęcie, czekam i czekam i nic.
W końcu pytam: Dlaczego nie jesz? Minęło już osiem godzin!
– No bo ciągle nie jestem głodna.
Sytuacja powtarza się kilka razy, aż w końcu uświadamiam
sobie pewien osobliwy fakt: Osoby z ED często przestają odczu-
wać głód – w ogóle.
Dlaczego tak się dzieje? Jak to zmienić i wrócić do intuicyjnego
jedzenia? Czy można kierować się czymś, czego nie ma i udawać,
że jest?
Po dwóch lat nieustającej pracy z dziewczynami i przeczytaniu
tony literatury na ten temat, stwierdzam, że znam odpowiedzi
na te pytania.
Zacznijmy od tego, że jak już nie raz pisałam; żywy
organizm zawsze stawia na ekonomiczność. Nie będzie trwonił
energii na niepotrzebne działania. Nieużywanie mięśnie
staną się słabe i małe, kobieta za stara na matkę, przestanie
miesiączkować itd. To samo stało się z głodem: tak długo
ignorowałaś jego sygnały, że w końcu wpadł do szufladki
z napisem: Strata Czasu. No bo po co ma się ciało wysilać
bez sensu?
Co przyszło w jego miejsce? Wilczy głód. O jego genezie pisa-
łam w poście „Jak powstaje bulimia?”.
Wilczy głód to uczucie, z którym nie da się wygrać; obezwład-
niające, pierwotne, straszne. Jesz jak w transie, nie ma Cię w tym,
Brak głodu 159

jesz, by przeżyć, jak zwierzę – biologiczny organizm w obliczu


ostatecznego zagrożenia – własnego życia.
I właśnie ten wilczy głód, do którego doprowadzałaś się
raz za razem, utrwalił się jako najbardziej efektywna metoda
postępowania.
Kiedyś funkcjonowałaś w trybie głód-sytość-głód-sytość-głód…
Teraz funkcjonujesz tak: nic-nic-nic-żarcie-nic-nic-nic-żarcie;
samonapędzające się błędne koło.
Kręci się ono w różnym tempie, zależy na jakim etapie zaburzeń
odżywiania jesteś. Na początku, wolno – żarcie raz na tydzień,
potem tak zwana względna normalność, czyli (haha!) dieta.
W późniejszych etapach, dzieje się to już dużo szybciej – re-
gularne obżeranie się, zazwyczaj wieczorem, po całym dniu
bez głodu. Widzę to często wśród moich aktywnych zawodo-
wo mentee – cały dzień zasuwam, nie mam czasu na jedzenie, zresz-
tą jeść mi się nie chce i tak, no a wieczorem sru, do lodówki.
No dobrze, to co robić, skoro autentycznie nie odczuwam
głodu? Jeść na siłę?
No to teraz uważaj: Tak!
Może „na siłę” to nie najlepsze określenie, ale powiedzmy,
że masz jeść z rozsądku, głową.
To ona wpakowała Cię w to bagno, wymyślając fit bzdury, i to
ona musi Cię z tego wyciągnąć, egzekwując mądry plan jedzenia.
Na sam początek polecam metodę 3/3/3 – trzy posiłki, trzy
przekąski co trzy godziny. Sama ją stosowałam wychodząc z naj-
większego chaosu.
Jeżeli czujesz się bardziej pewna, możesz jeść pięć posiłków
albo i cztery. Ważne jest, by były one regularne, by nie było
przerw po siedem godzin.
W ten sposób nauczysz swoje ciało na nowo domagać się
jedzenia w krótszych odstępach czasu, tak jak to było kiedyś,
za dzieciaka.
160 V. GŁÓD

Jak długo to potrwa? Niedługo. Z tego co widzę


u moich dziewczyn, to od dwóch tygodni do dwóch miesięcy.
Potem wszystko wraca na dobre tory. Organizm na szczęście jest
trudno zepsuć, a łatwo naprawić.
Pomóż mu teraz, dmuchnij w żagle, a potem już popłynie samo
– w dobrym kierunku.
(Wrzesień 15, 2017)

Sytuacja 3: Jedzenie „rozumem”

P odjadanie pomiędzy posiłkami


Ania, a Ty nie podjadasz pomiędzy posiłkami? – Padło pytanie
na pierwszym Skype z moją nową podopieczną – Tak nic a nic? Nigdy?
Mogłabym odpowiedzieć na nie po prostu „Nie” i wyjść
na super bohaterkę w oczach mojej rozmówczyni. Zamiast tego,
postanowiłam przekonać ją, że to pytanie opiera się na funda-
mentalnie błędnych przesłankach. Przyjrzyjmy się im.
Rozumowanie osoby na wiecznej diecie:
Posiłki to narzucony z góry sposób dostarczania organizmowi pożywie-
nia. Każdy posiłek ma swoją nazwę – śniadanie, II śniadanie, obiad, pod-
wieczorek, kolacja – które to determinują jego rodzaj i pory serwowania,
kontrolowane za pomocą zegarka. Ich wielkość i skład określa rozpiska lub
inne zewnętrzne źródło. Motywacja do jedzenia wychodzi z głowy.
A co się stanie, jeżeli przyjmie się punkt widzenia nie skażony
rozumem?
Oto on:
Wszystkie organizmy żywe dostarczają sobie jedzenia w porcjach. Lu-
dzie nazywają te porcje posiłkami. Poszczególne nazwy danych posiłków
wskazują tylko na orientacyjną porę ich spożycia i ewentualny skład.
Ich wielkość i częstotliwość określana jest przez uczucie głodu
i sytości. Motywacja do jedzenia wychodzi z ciała.
Podjadanie pomiędzy posiłkami 161

Jeżeli przyjmiemy ten drugi punkt widzenia – a chyba zgodzisz


się ze mną, że jest on słuszny – pytanie mojej nowej podopiecznej
zupełnie traci rację bytu.
Równie dobrze mogłaby zapytać mnie, czy nie podsypiam mię-
dzy spaniem i nie podsikuję między sikaniem (Wybacz, ale jeżeli
chodzi o fizjologię człowieka, przykłady są ograniczone).
Dla mnie nie ma czegoś takiego, jak podjadanie „pomiędzy
posiłkami”.
Kiedy jestem głodna, po prostu jem i TO jest właśnie ten posi-
łek. Kroję sobie chleba, albo gotuję kaszy i wsuwam. Posilam się,
bo brakuje mi sił, co jasno sygnalizuje mój organizm.
A skoro to sygnalizuje, to absurdem byłoby go ignorować,
albo zjadać biedną garstkę orzeszków i czekać na „porę obiadu”,
której to godzina jeszcze nie wybiła. Wybiła godzina burczenia
w brzuchu i tylko to się liczy.
Co jednak, jeżeli jestem umówiona na obiad za dwie godziny,
a jestem już bardzo głodna? Zjem sobie przekąskę. Ale to w dal-
szym ciągu nie jest „jedzeniem pomiędzy”. To jest przekąska i tyle;
zamknięta forma.
Czy to znaczy, że jem cały czas? Nie ponieważ mój (i każdy
inny) organizm jest mądry. Nie domaga się jedzenia non stop,
ale wtedy, kiedy go potrzebuje. Tak się składa, że wypada to około
czterech razy dziennie.
Kontynuując naszą metaforę fizjologiczną: Na takiej samej
zasadzie chodzimy do toalety – wtedy kiedy czujemy parcie
na pęcherz.
A co by było, gdyby w jakimś szalonym, równoległym wszech-
świecie, ludzie wymyśliliby sobie pory sikania?
Siuśkanie – 8.00
Drugie siuśkanie – 11.00
Osiuśbiad – 14.00
Podsiusiorek – 17.00
162 V. GŁÓD

Siklacja – 20.00
To jak by się komuś zachciało o 15.48 to przerąbane. Co robić?
Zagryzać zęby i chodzić po ścianach czy sikać i mieć wyrzuty
sumienia?
Ojej, ale jestem beznadziejna, nie potrafię trzymać się wytycznych
od moczotyka, fuuuck.
A co byś zrobiła, gdybyś nie miała zegarka? No nigdzie zegarka!
Zlałabyś się w gacie?
Rozumiesz, co chcę Ci powiedzieć?
Zaczęliśmy słuchać głowy (i to jeszcze nie własnej), a nie
organizmu. Podążamy za tym, co mówi kartka i zegar i myślimy,
że jesteśmy tacy mądrzy.
A jak ludzie radzili sobie przed wynalezieniem czasomierzy,
plików PDF i dietetyków? Toczyli się jak beczki? Umierali z głodu?
Biegali w panice i rozpaczy wokół jaskini?
A jak radzą sobie zwierzęta? Czy co drugi zając szarak nie mie-
ści dupki w norce, bo spasł się z braku zewnętrznej kontro-
li? Czy populację lisów dziesiątkuje miażdżyca powodowana
otyłością?
Co wie stworzenie mające mózg wielkości piłki do tenisa,
o czym my ludzie, zapomnieliśmy?
Sporo tych pytań. Jeżeli jednak odpowiesz na nie szczerze
i z pokorą, znajdziesz Prawdę. A Prawda Cię uzdrowi.
Nie ma sensu komplikować czegoś, co jest proste; jedz, gdy je-
steś głodna – tak jak kiedyś, a nie w porze posiłków, czy między
nimi.
(Wrzesień 29, 2017)

Inna forma jedzenia „rozumem” to ortoreksja.


Jak pewnie wiesz, jest to patologiczna obsesja na punkcie zdro-
wej żywności.
Głód prawdziwy – głód fałszywy 163

Patologiczna dlatego, że odżywianie się takiej osoby, nie ma nic


wspólnego ze zdrowym jedzeniem. Z diety zostaje wykluczona
większość pokarmów, co prowadzi do skrajnego niedożywienia.

Wiele lat temu, gdy mieszkałam w Grecji, miałam współloka-


tora dotkniętego tą obsesją. Chłopak jadł praktycznie tylko spe-
cjalne płatki śniadaniowe, po które jeździł na drugi koniec Aten.
Wszystko było szkodliwe, pryskane, złe, rakotwórcze. Naprawdę
przykro było na to patrzeć.
Później dowiedziałam się, że musiał zrobić sobie przymusową
przerwę od studiów, ponieważ nie był już w stanie funkcjonować.
Czy on jadł mało? Nie, ale jadł ciągle to samo, co doprowa-
dziło do gigantycznych niedoborów makro i mikro elementów
w jego organizmie.

To jest oczywiście sytuacja ekstremalna, zwróć jednak uwagę,


czy Ty nie masz tendencji, by wykluczać kolejne pokarmy. Jeżeli
tak, to pamiętaj, że do życia potrzebujemy wszystkich elemen-
tów zawartych w pożywieniu. Jeżeli pochodzą one z wartościo-
wych, mało przetworzonych produktów, wszystko jest ok. Zaufaj
mi, takie jedzenie nie zrobi Ci krzywdy.

Sytuacja 4: Głód emocjonalny. Jak odróżnić go od praw-


dziwego głodu?

G łód prawdziwy – głód fałszywy


Ostatnio moja podopieczna spytała mnie:
Jak rozpoznać prawdziwy głód od fałszywego? Po tylu latach sie-
dzenia w tym wilczym kołowrotku, na serio, nie mam pojęcia.
To pytanie powraca też często na Wilczym Stadzie, w komenta-
rzach, w prywatnych listach.
164 V. GŁÓD

Sama zadawałam je sobie jeszcze do niedawna, właśnie już


PO wyjściu z bulimii.
Jak cholera rozpoznać, że jestem głodna? Inni ludzie po prostu
to wiedzą i nigdy się nad tym nie zastanawiają, dlaczego więc ja mam
problem?
Stało się tak z kilku powodów:
Wilczy głód
Lata diet, głodówek, kompensacji, czyli ignorowania własnego
głodu, doprowadziły do zaburzenia tego mechanizmu.
Tak jak pisałam w poprzednim poście o fazach bulimii – zwy-
czajny głód, który wytrwale domaga się jedzenia, został zastą-
piony głodem wilczym, który niczego się nie domaga, tylko sobie
bierze.
Przez wiele wiele lat funkcjonowałaś właśnie w takim trybie:
albo jesz trociny z watą, albo obżerasz się do nieprzytomności.
Nic pomiędzy.
Kontrola umysłem
Diety to także przejęcie kontroli umysłem nad czymś, co AB-
SOLUTNIE powinno pozostawać pod kontrolą ciała.
Zanim w ogóle usłyszałaś słowo „kalorie”, skąd wiedziałaś,
ile masz jeść? Dlaczego jako dziecko nie tyłaś lub nie chudłaś
w nieskończoność?
Bo Twój organizm to wiedział. Tak samo jak wie dokładnie, ile
i kiedy ma pić, oddychać, czy spać.
A potem, niestety, wtrąciła się w to mądra ludzka głowa
ze swoimi mądrymi, ludzkimi teoriami (IF, low carb, Dukan, insuli-
na etc) i wszystko pomieszała.
Teraz trzeba powoli wrócić do starego dobrego systemu,
sprawdzonego i dopracowanego przez miliony lat ewolucji. Gwa-
rancja niezawodności wbita na zawsze w struktury DNA.
Nie jesteś pewna, czy sprawdzi się on także w Twoim
przypadku?
Głód prawdziwy – głód fałszywy 165

Spójrz na zwierzęta. One nie mają „mądrej głowy”, która wy-


dziwia jakieś diety. Jedzą tylko i wyłącznie tak, jak każe im ciało.
I co? Są grube?
Mimo, że przez te lata straciłaś łączność z sygnałami organi-
zmu, Twój naturalny, normalny głód nigdzie sobie nie poszedł. On
nadal jest w Tobie i czeka, żebyś odkryła go na nowo.
Jeżeli mu pozwolisz, znowu ochoczo weźmie się za robotę,
którą – co jak co – robi najlepiej na świecie; upewnia się, że do-
starczasz sobie wszystkich składników odżywczych i kalorii.
Ale na to potrzeba czasu.
To nie będzie tak, że obudzisz się jutro totalnie świadoma swo-
ich naturalnych odczuć. Niestety – długo pracowałaś nad tym,
żeby to wszystko zaburzyć, więc powrót także trochę potrwa.
Dobra wiadomość jest taka, że tym razem pracujesz Z ciałem,
a nie PRZECIWKO niemu, więc naprawianie tego bajzlu zajmie
krócej niż zrobienie go.
Ważne, by to zrozumieć.
Często dostaję takie listy: Jem normalnie już dwa tygodnie,
ale gdyby nie moja rutyna – posiłek co 3 godziny, byłabym totalnie
bezradna.
Tak, to może potrwać więcej niż kilka tygodni. U mnie regulacja
głodem i sytością wracała do normy przez kilka miesięcy.
Dlatego tak ważne jest na początku, aby rozróżnić, co jest gło-
dem ciała, a co tylko naszą wyobraźnią.
Ustalimy to najpierw naszym umysłem, po to, aby powoli odda-
wać władzę ciału.
Podzielę się tutaj moimi wyznacznikami głodu. Znala-
złam je w książkach i opracowaniach, ale także we własnym
doświadczeniu.
Głód prawdziwy:
1. Zaczyna się poniżej szyi – w żołądku.
2. Narasta stopniowo.
166 V. GŁÓD

3. Zaczyna się kilka godzin po ostatnim posiłku.


4. Czujesz, że żołądek jest nieprzyjemnie pusty, ściska Cię w nim,
ssie, burczy.
5. Towarzyszy mu uczucie słabości i zdekoncentrowania.
6. Mija po posiłku.
Głód fałszywy (psychiczny, emocjonalny etc.)
1. Zaczyna się powyżej szyi – w głowie.
2. Pojawia się nagle.
3. Zaczyna się bez związku z ostatnim posiłkiem.
4. Żołądek nie wysyła żadnych sygnałów. Całkiem możliwe,
że jest on jeszcze pełny.
5. Towarzyszy mu uczucie zdenerwowania, napięcia, paniki,
smutku.
6. Zjedzenie posiłku nie zaspakaja go.
Uważam, że to są najważniejsze wyznaczniki, dzięki którym mo-
żemy odróżnić te dwa stany.
Jeżeli nie jesteś pewna, co czujesz, zadaj sobie te właśnie pytania.
(Czerwiec 20, 2017)

Dobrze, wiem już jak działa głód. Co dalej?

Gotuj
Jeżeli cierpisz na kompulsywne objadanie się, sprawa gotowania
może być problematyczna. Może tak jak ja, startujesz z poziomu,
gdzie absolutnie nie potrafisz gotować, albo jest to dla Ciebie
stresujące, wywołuje lęk. Nie wiesz, ile to jest porcja, co masz
robić, męczy Cię to nudzi i frustruje. Spokojnie. Nikt nie wy-
maga od Ciebie cudów, ale uświadom sobie jedną ważną rzecz;
gotowanie jest konieczne. Nie przeskoczymy tego.
Gotuj 167

Ja przez całe lata ograniczałam się do ugotowania makaronu


i polania go sosem ze słoika, w dodatku byłam z tego – wstyd przy-
znać – dumna. Postrzegałam siebie jako wyzwoloną kobietę, która
nie bawi się w stanie przy garach. Takie podejście wyniosłam, nie-
stety, z domu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zweryfikować
to dziwaczne przekonanie, które wyrządzało mi ogromną krzyw-
dę. Teraz wiem, że zaszczepiony mi lekceważący stosunek do jedze-
nia był jednym z czynników, który trzymał mnie w zaburzeniach.

W pracy mentorki spotykam się także z inni powodami za-


przestania gotowania:
„Gdy przychodzę z pracy do domu, jestem zbyt głodna, by
stać przy garach” albo „Nie opłaca mi się tak wysilać, skoro i tak
wszystko wyląduje w toalecie”, albo zupełnie absurdalne: „Przy-
gotowanie posiłków na 2300 kcal jest zbyt pracochłonne”.
Wiele z Was, w przeciwieństwie do mnie, lubi tą czynności, ale
tak bardzo zagubiła się w cyklu objadania i głodzenia, że samo
wchodzenie do kuchni powoduje atak paniki.
A jednak to ważne. Jesteśmy niejako skazani na przygotowy-
wanie posiłków. Oczywiście można raz na czas zjeść na mieście,
ale pamiętaj, że będą to w jakimś stopniu przetworzone produk-
ty. Zresztą też nie o to chodzi, prawda? Im szybciej przełamiemy
naszą niechęć czy lęk, tym lepiej.
Ja mając 30 lat, odkryłam, że przyrządzanie posiłków to nic
trudnego. Można zrobić naprawdę smaczny, pożywny obiad
w dziesięć minut. Teraz nie wyobrażam sobie życia na zupkach
chińskich i półproduktach, tak jak to było kiedyś. Przekonałam
się, że gotowanie może rozwijać i być relaksujące.
Nie twierdzę, że od razu zmieni się w Twoją pasję życiową,
ale powinno stać się nawykiem. Powiem szczerze, że w dalszym
ciągu nie przepadam za staniem w kuchni. Gotuję prosto i szyb-
ko, ale wiem, że robię dla siebie coś dobrego.
168 V. GŁÓD

Nauczyłam się w związku z tym jednej bardzo ważnej rzeczy;


by podchodzić do jedzenia z szacunkiem. Kiedyś nie miałam go
za grosz. Mówiłam o nim „żarcie” i wpychałam w siebie byle co.
A przecież nie kłamie banalne powiedzenie, że jesteś tym, co jesz.
I fizycznie i psychicznie i energetycznie. Kiedyś byłam serową
zupką błyskawiczną, którą jadłam non stop – żółte, klejące klu-
ski o smaku chemii. I taka też byłam jako osoba; rozmemłana
i nieciekawa. Sama obcięłam sobie skrzydła i ograniczyłam swój
potencjał, między innymi przez to, co jadłam. Przesada? Jeżeli
tak, to na pewno nie duża.

Praktyczna rada: na początku gotuj tylko tyle porcji, ile zosta-


nie zjedzonych. Inaczej możesz ulec pokusie dokładkowania, co
może skończyć się przejedzeniem i kompensacją. Jeżeli ugotowa-
łaś więcej, zamróź resztę na później lub wyrzuć bez wahania to,
co zbędne. Jesteś ważniejsza niż „dobro” tego jedzenia. Ono się
nie obrazi, zapewniam.

Jedz uważnie
Przygotowałaś wspaniały obiad, który cieszy i oko i kubki smako-
we. Co teraz? Z talerzem przed telewizor? Aż szkoda pochłaniać
go w roztargnieniu, będąc myślami gdzie indziej. W ten sposób
przyjemność z jedzenia rozpłynie się między jednym, a drugim
programem telewizyjnym. Skoro włożyłaś wysiłek i czas w przy-
gotowanie posiłku, uszanuj to.

Widziałaś pewnie nie raz, jak w amerykańskich filmach rodzi-


na zasiada za stołem i modli się przed posiłkiem. Nie wiem, jak
Tobie, ale mi to zawsze wydawało się obłudne, aż do momentu,
kiedy zastanowiłam się nad nią głębiej i odkryłam, że tu chodzi
Jedz uważnie 169

o wdzięczność. Osobiście nie modlę się, stawiając przed sobą ta-


lerz, ale zawsze mówię dziękuję. Dziękuję za cuda natury, któ-
rymi mogę się cieszyć; taka różnorodność smaków i zapachów
– i to wszystko dla mnie!
Nie, nie musisz wgapiać się w talerz, aż wszystko wystygnie.
Pomyśl tylko o tym, że jesteś wdzięczna. Gdy jesz, pielęgnuj
w sobie to uczucie. Ciesz się smakiem potraw. Staraj się wyłapać
smak poszczególnych warzyw i przypraw. Bądź obecna.

Jedz powoli i uważnie, bo inaczej nie poczujesz, co zjadłaś,


ani kiedy się przejesz. Powiedz szczerze, ile razy tak było? Sygnał
z żołądka dociera do mózgu z około dwudziestominutowym
opóźnieniem. W tym czasie zdążysz często pochłonąć pierwsze
i drugie danie oraz deser. Daj sobie 5 minut więcej na spożycie
każdego posiłku. To absolutnie wystarczy.

Jedząc, nie wpatruj się w telewizor, komputer; nie czytaj. Pa-


miętam, jak tata powtarzał, że przy jedzeniu się nie czyta. Ja,
oczywiście, wiedziałam lepiej i prychałam z politowaniem. Czy
on nie wie, że każda chwila jest dobra na czytanie? Pomyślmy
jeszcze raz. Może i przeczytasz coś wartościowego (choć pewnie
i tak będzie to kolejna gazeta z gotową porcją nieszczęść), ale
stracisz coś o wiele bardziej wartościowego – ten niesamowity
moment autentycznej więzi ze swoim ciałem.
Jedyne co mi naprawdę nie przeszkadza w skupieniu to lecący
w tle audiobook.

Nie zapominaj też o kulturze jedzenia. To coś, co wpajały nam


nasze babcie: siedź prosto, nie mlaskaj, używaj serwetki. Bab-
cie mają rację. Każdy posiłek jemy z talerza, siedząc przy stole.
Nie musisz jadać, korzystając ze świątecznej zastawy. Po prostu
usiądź przy stole. Nie siadaj w fotelu z talerzem w jednym ręku.
170 V. GŁÓD

Nie jedz na stojąco. Nie jedz na leżąco. Obiad spożywaj nożem


i widelcem. Nie spiesz się i nie mów z pełną buzią. Zachowuj się
tak, żeby babcia była dumna.

Na początku może Ci się to wydawać sztuczne, ale postępując


w ten sposób, dajesz sobie jasny komunikat: „To dla mnie ważny
czas. Robię to dla siebie. Jestem skupiona i świadoma”. Jedzenie
w dużej mierze ma moc tworzenia Twojego życia i tak je traktuj.

Oszczędzanie kalorii
Mam dla Ciebie złą wiadomość: organizmu nie da się oszukać i,
niestety, nie można zaoszczędzić kalorii. Nawet nie próbuj! Ra-
chunek podaży i popytu zawsze musi się zgadzać, istnieje więc
tylko coś takiego jak kaloria „pożyczona”.
Dobrze – mówi ciało – pozwolę Ci funkcjonować przez kilka dni
na deficycie energetycznym, ale w końcu upomnę się o jego zwrot.
I będzie to zwrot z nawiązką, czyli tak zwany napad, podczas
którego, jak sama wiesz, zjesz o wiele więcej niż „zaoszczędziłaś”.

Pamiętaj, jeżeli wychodzisz z zaburzeń odżywiania, nie


martw się, jeżeli zjadłaś za dużo. Możesz się naprawdę zacząć
bać tylko wtedy, gdy zjesz za mało.
Atak nie rozpoczyna się w momencie otwarcia lodówki. On
rozpoczyna się o wiele wcześniej: w momencie przejścia na dietę.

Czy to znaczy, że nigdy nie schudnę? Nic podobnego! Pamię-


tasz jeszcze o idealnej wadze? Ciało będzie właśnie do niej dążyć,
jeżeli przestaniesz mu w tym przeszkadzać dietami!
Czy nie zauważyłaś jeszcze, że to właśnie one tuczą i napędzają
błędne koło? Przecież gdyby było inaczej, przemysł dietetyczny
Czy schudnę bez diety? 171

nie byłby jednym z najbardziej dochodowych biznesów na świe-


cie. Każdy otyły człowiek przeszedłby na dietę raz, schudłby i już.
A jak jest w rzeczywistości? Tak:

C zy schudnę bez diety?


Czy schudnę jedząc tyle, ile potrzebuję? Przecież nawet dziecko
wie, że aby schudnąć, trzeba jeść mniej! No to jak to tak nagle…
Niedawno opublikowałam bardzo ważną serię postów o tym,
jak jeść normalnie.
Udowadniam w niej, że schudniemy tylko wtedy, kiedy porzu-
cimy głupie diety i zaczniemy jeść tyle, ile potrzebuje nasze ciało,
dając mu zdrowe, w większości nieprzetworzone jedzenie.
Nie będę tu teraz powtarzać wszystkich tez – artykuły są dłu-
gaśne. Przypomnę tylko najważniejsze założenia:
1. Każde ciało ma swoją idealną wagę, w której czuje się i wygląda
najlepiej. Jest to sprawa genów, tak samo jak wzrost.
Jeżeli nie pochodzisz ze związku koszykarza z siatkarką, możesz
sobie ewentualnie założyć wysokie obcasy. Każdy to wie i ak-
ceptuje (może z bólem serca, ale jednak).
Tak samo jest z wagą: jeżeli nie pochodzisz z filigranowej rodzi-
ny, pewnie nigdy nie będziesz nosić rozmiaru XS bez robienia
sobie krzywdy.
Ten fakt jest jednak powszechnie nieakceptowalny. Ba! Nasza
kultura zachęca, a wręcz nakazuje, żeby jednak się w tą XSkę wbić.
Stąd pochodzi większość naszych problemów z jedzeniem i po-
tęga przemysłu dietetycznego.
2. Aby ważyć tyle, ile trzeba, należy dostarczać sobie tyle kalorii
i składników odżywczych, ile trzeba.
3. Należy jeść głównie jedzenie nieprzetworzone (w 80% będzie
już ok). To wyprodukowane w fabryce, co prawda dostarcza
172 V. GŁÓD

kalorii, ale nie ma w sobie pełnych wartości odżywczych –


dlatego organizm nigdy nie czuje się syty. Cały czas domaga się
jeszcze i jeszcze po to, by uzupełnić braki w mikro i makroele-
mentach (Zobacz co stało się z ludźmi, którzy żywią się w więk-
szości jedzeniem przetworzonym, na przykład w USA czy na
Wyspach Samoa).
4. Jeżeli jesz poniżej swojego zapotrzebowania kalorycznego,
skazujesz się automatycznie na porażkę. Twoje ciało wie dosko-
nale, że coś tu jest nie tak i będzie się bronić przeciwko takiej
diecie. W efekcie, prędzej czy później, rzucisz się na jedzenie.
Nie ma czegoś takiego jak kaloria „zaoszczędzona”. Jest
tylko kaloria pożyczona. Zjesz za mało? Za chwilę ciało upomni
się o zwrot: GDZIE MOJE KALORIE??? DAWAJ MI JE TU! I zła-
piesz się na tym, że właśnie wyjadasz całą lodówkę, nie mogąc
się zatrzymać.

Te artykuły wzbudziły ogromne zainteresowanie. Dostałam


masę listów i komentarzy, w których piszecie, że w końcu
rozumiecie na czym to wszystko polega, że przestałyście się
bać przytycia, że zaczęłyście jeść normalnie i że z tego
wychodzicie.
O to chodziło.
Ale część osób nadal nie może tego ogarnąć.
Nie dziwię się. To przecież wbrew wszystkiemu co się słyszało
całe życie!!!
Wbrew temu co mówią dietetycy, a nawet lekarze!
W każdym razie: szok.
Trzeba jeść tyle, ile trzeba, aby ważyć ile trzeba.
Bania mała.
No i pojawiają się takie dramatyczne apele:
Mam pytanie do Was, choć Ania mi już odpowiedziała na nie.
Ale moje ego wciąż się buntuje.
Czy schudnę bez diety? 173

Jak ktoś jest otyły, bo ma zaburzenia jak się patrzy, to uwaga, pyta-
nie które padło chyba z 10000 razy, ale dla mnie ważne: CZY JAK
BĘDĘ JADŁA NORMALNIE, BĘDĘ CZYSTA, NA SWOIM POZIOMIE
2200 KALORII, CZY SCHUDNĘ?????
Czy ktoś tak miał, że z otyłości wyszedł jedząc normalnie?????
Dziękuję i przepraszam za ten banał, muszę sobie w głowie przesta-
wić i dlatego proszę o pomoc.
Z Wilczego Stada.
I ja się wcale z tego nie śmieję. Ja to rozumiem.
Dlatego teraz wyjaśnię jeszcze raz – aczkolwiek pewnie nie na
zawsze – jak to działa.
Prosta arytmetyka.
Powiedzmy, że jesteś, tak jak ja, średnio aktywną, niewysoką
kobietą. Wyliczyłaś, że potrzebujesz jeść dziennie 2100 kcal,
żeby osiągnąć i utrzymać swoją idealną wagę. (Oczywiście zakła-
dając, że to rozsądna liczba!)
Dla mnie jest to 55 kg i tyle właśnie powinnam mieć.
No to co należy zrobić? No… jeść 2100 kcal. To logiczne
prawda?
Takim rozumowaniem posługujesz się bardzo sprawnie na co
dzień. Jeżeli wiesz, że musisz zatankować trzy litry paliwa, żeby do-
jechać do domu, nie tankujesz dwóch. Jeżeli masz zapłacić w mar-
kecie sto złotych za zakupy, nie dajesz kasjerce pięćdziesięciu.
Ale jeżeli chodzi o kalorie, to jakoś to nie działa.
W tej materii panuje wielka, GLOBALNA, zaćma mózgowa!
Powiedzmy, że ważę sobie 80 kg. Mam 25 kg nadwagi. Wiem,
że powinnam ważyć 55 kg. Wyliczam kalkulatorem, wzorem
i czym tam jeszcze, że muszę jeść 2100 kcal, aby to osią-
gnąć – a nie 2500, jak do tej pory. Wychodzi mi to CZARNO
NA BIAŁYM.
Paczam i widzę – stoi jak BYK: dwa-ty-sią-ce-sto
I co robię? Jeb, dieta 1800! Albo 1500!
174 V. GŁÓD

Samochód staje w szczerym polu, kasjerka wytrzeszcza gały…


No to GDZIE tu sens? No gdzie?
Czy na serio cały świat nie widzi, że to głupie? Większość die-
tetyków radośnie wali dietą 1400, w poradni chorób metabolicz-
nych z NFZ dają wszystkim pacjentom jak leci 1200 kcal (otyłość
olbrzymia, cukrzyca, Hashimoto). To robią ludzie po wyższych
studiach, mądrzy, wykształceni…
Czy na serio kobieta, która waży 120 kg musi jeść ¼ tego, co
jadła do tej pory? Połowa nie wystarczy?
A przecież nie trzeba geniusza, by policzyć, że na diecie 1800
wylądujesz na wadze… 34 kg. A przy diecie 1500?
No policz sama kalkulatorem, no!
Aha, chodzi o to, że na 1200 kcal schudniesz szybciej?
No może w jakimś równoległym wszechświecie. Na Ziemi jed-
nak wygląda to tak:
Poniedziałek: 1200
Wtorek: 1200
Środa: 1200
Czwartek: 1200
Piątek: 5000
Sobota: 5000
Niedziela: 5000
Tak?
Ewentualnie wytrzymujesz dwa tygodnie, a potem przez dwa
się obżerasz. No to:
4×1200 + 3×5000 = 19800 – tyle kalorii spożyłaś w ciągu
tygodnia.
Teraz podzielmy to na 7 dni.
19800/7 = 2828 kcal.
Tyle jesz średnio w ciągu dnia.
*Uwaga, jeżeli wymiotujesz, to i tak przyswajasz od 40 do 70%
zjedzonych kalorii, więc nie bądź taka sprytna.
Czy schudnę bez diety? 175

No to jaki z tego wiosek?


Jeżeli jesteś na diecie 1200 kcal, to NIE JESZ 1200 kcal!!!
Jesz 2800, albo i więcej!
Widzisz to?
Inaczej przecież byłabyś już jak niteczka.
Inaczej wszystkie Twoje koleżanki z biura byłyby jak niteczki.
Inaczej wszyscy klienci dietetyków i poradni chorób metabo-
licznych NFZ przyszliby RAZ, schudli i sobie poszli w siną dal.
To dlaczego tak nie jest? Czy dlatego, że dieta jest
nieskuteczna?
Ależ nie; ona odchudza jak należy – 1000 kcal dziennie to duży
deficyt.
To co się dzieje? Słaba wola? Też nie. Odchudzający się mają
zazwyczaj żelazną wolę. Im ktoś większy, tym silniejszą wolą wy-
kazuje się w dietach, głodówkach, tabletkach. Serio. Widzę to po
moich podopiecznych.
Problem jest w tym, że ta dieta jest NIEMOŻLIWA do utrzyma-
nia. To dieta zabójstwo – całkiem dosłownie. Twoje ciało od razu
zaczyna z nią walczyć i WYGRA. Zawsze.
To samo tyczy się diety i 1500 i 1800 i 1900 też; general-
nie każdej diety, która jest poniżej Twojego zapotrzebowania
kalorycznego.
No to, co się stanie jak zaczniesz jeść według swojego
zapotrzebowania?
Te przerrrrrażające 2100? (przykładowo)
Liczmy dalej: 2800 – 2100 = 700
O tyle kalorii mniej będziesz jeść niż do tej pory!
Noooo to jaki będzie efekt tego?
Schudniesz!
Tadaaa!
Ale to pewnie zajmie mi 10 lat! Nie chcę czekać w nieskończoność,
aż osiągnę swoją idealną wagę.
176 V. GŁÓD

No dobrze, policzmy i to:


Jeden kilogram tłuszczu to 7000 kcal.
Jeżeli dziennie jesz 700 kcal mniej niż na diecie „1200” (na pa-
pierze), to jak długo będziesz zrzucać 1 kg?
7000/700 = 10
W 10 dni! 25 kg zrzucisz w 250 dni.
250 dni to niecały rok, a nie 10 lat!
A jak szybko zrzucisz kilogramy na restrykcyjnej diecie? Hmmm
Nigdy?
Mam podopieczne, które jojują od 40 lat.
W mojej rodzinie także to widzę; niektóre panie na diecie od lat
80-tych, ubiegłego stulecia. Bez skutku.
Ania, mówisz zupełnie coś odwrotnego niż wszyscy do tej pory. Prze-
cież, aby schudnąć trzeba jeść mniej niż się jadło. To jest właśnie logiczne!
Ty mówisz, że trzeba jeść tyle samo? Jak to? – Daria, moja podopieczna.
Ależ skąd!
Jeżeli dorobiłaś się nadwagi 25 kg, to znaczy, że nie jadłaś tyle,
ile potrzebujesz. Jadłaś ZA DUŻO.
Popatrz na powyższe screeny z kalkulatorów. Jadłaś dzień
w dzień o 400 kcal więcej, ALBO byłaś na diecie redukcyjnej
i także jadłaś dużo za dużo,
tak jak udowodniłam.
No to tak, żeby schudnąć MUSISZ JEŚĆ MNIEJ, mniej niż te
2500 – mniej o 400 kcal, a nie o 1400.
Rozumiesz?
Więc tak, racja. Trzeba jeść mniej, by schudnąć. Cudów nie ma.
Ale niewiele mniej; mniej o jednego pączka, nie o połowę swojego
zapotrzebowania.
Cholera jasna, więźniowie w Auschwitz dostawali więcej:
od 1000 do 1700 kcal i zobacz, jak wyglądali.
Tam prowadzi taka dieta i Twoje ciało doskonale o tym wie.
Przestań sobie robić obóz koncentracyjny w domu.
Częstotliwość i kaloryczność posiłków 177

Jeszcze raz, bo nigdy dosyć: Jedząc wedle swojego zapotrze-


bowania kalorycznego na idealną wagę, osiągniesz idealną wagę.
Nie mam nic więcej do dodania.
(Lipiec 7, 2017)

Częstotliwość i kaloryczność posiłków


Wiesz na pewno, że regularność posiłków jest istotna, nie tylko
na początku procesu wychodzenia z zaburzeń odżywiania, ale tak
naprawdę do końca życia. To nie tylko sposób na wyeliminowani
napadów wilczego głodu, ale także na wprowadzenie porządku
do swojego planu dnia i – w efekcie – do swojego życia. Eliminu-
je przypadkowość tego, co jesz, jak jesz i kiedy jesz.
Opowiem Ci jak to kiedyś wyglądało u mnie:
Moja lodówka była notorycznie pusta, jeżeli chciałam coś zjeść,
musiałam wybrać się do sklepu. Zazwyczaj kupowałam tylko pro-
dukty na najbliższe śniadanie albo kolację. Nigdy nie myślałam
dalej niż kolejny posiłek. Nie miałam w domu kaszy, ryżu, płatków
owsianych, kuskusu. Samo ugotowanie czegoś takiego byłoby już
dla mnie wyczynem kulinarnym. Jadłam tylko gotowe produkty
lub półprodukty. No i jak w takim wypadku mówić o regularno-
ści? Dla mnie było to ciągłe skubanie i podjadanie.
Nie miałam nawyku planowania zakupów i posiłków. Żyłam
w totalnym chaosie, który niestety pomyliłam z wolnością
(A wolność to nie dowolność – jak mówił Janusz Gajos grający
rolę alkoholika w filmie „Żółty szalik”).

Domyślam się, że Ty także nie masz jeszcze tego nawyku i to


tylko utrwala przypadkowość Twojego jedzenia. Nawet jak chcesz
zjeść porządne śniadanie, orientujesz się, że właściwie nie masz nic
w lodówce. No to jesz co jest… a potem wszystko Ci jedno.
178 V. GŁÓD

Jak to zmienić?
Najpierw zbuduj szkielet, na którym oprzesz swoje nowe na-
wyki. Polecam do tego metodę 3/3/3.
Polega ona na tym, że jesz trzy posiłki, trzy przekąski co trzy
godziny. Ja zaczynałam od takiego schematu. Wydawać by się
mogło, że to za często, jednak pomyśl: Twój organizm jest w tym
momencie bardzo niedożywiony, potrzebuje tego jedzenia,
by odbudować tkanki organizmu – mięśniową, kostną, łączną
(Możliwe, że tkanka tłuszczowa wcale nie jest jego priorytetem!).
Jeżeli przez lata żywiłaś się przetworzonym jedzeniem i półpro-
duktami to masz na pewno wiele poważnych niedoborów.
Po drugie; byłaś przyzwyczajona do tego, że jedzenie przy-
chodzi często (jeżeli nie cały czas). Przynajmniej ja byłam –
kursowałam od kuchni do pokoju, do toalety itd. Spędzałam
tak całe dnie udając, że robię coś pożytecznego, a tak naprawdę
jadłam.
Myśl, by nagle wprowadzić pojęcie posiłku (siadam, zjadam
i zamykam buzię na wiele godzin) była dla mnie przerażająca.
Dlatego starałam się zmniejszyć odstępy „pór karmienia”. Co
ciekawe, po latach przeczytałam o dokładnie tej samej metodzie
we wspaniałej książce „Bulimia Help Method” Ali i Richarda
Kerr. Okazało się, że zupełnie intuicyjnie trafiłam w dziesiątkę.

3/3/3 traktuj swobodnie; jeżeli zjesz po 2.5-3.5 godziny to nic


się nie stanie. Przypomnij sobie, że ludzie kiedyś nie mieli zegar-
ków, a mimo to nie tyli, ani nie morzyli się głodem. Zwierzęta
też nie wiedzą, która godzina, lecz radzą sobie doskonale. Jedze-
nie dokładnie o danej porze (i ani minuty wcześniej) wprowadza
niepotrzebny stres.
Może się okazać też tak (co jest bardzo częste), że rano jesteś
o wiele szybciej głodna niż wieczorem. To zupełnie normalne.
Nie walcz z tym – zjedz. Organizm wie co robi.
Częstotliwość i kaloryczność posiłków 179

Także jeżeli czujesz głód na siódmy posiłek, albo nie możesz


wcisnąć szóstego, nie przejmuj się. Staraj się słuchać swojego
ciała, ono Cię nie oszukuje.

Sugeruję, żeby to były trzy posiłki i trzy przekąski, jednak je-


żeli czujesz się bardziej komfortowo jedząc sześć mniejszych po-
siłków – nie wahaj się. Wszystkie chwyty dozwolone.

Jak długo będzie trwała ta faza rekuperacji? To zależy od Two-


jego organizmu. On sam powie Ci, kiedy zostanie prawidło od-
żywiony. U mnie ilość posiłków sama zaczęła naturalnie spadać.
Teraz, po kilku latach, jem ich 4-5, a ich częstotliwość dyktuje
głód. Ty też dojdziesz do tego momentu, nie martw się.

Jak rozłożyć kaloryczność posiłków?


Tu przyda się zasada budowy piramidy – u jej podstawy
znajduje się najwięcej cegieł, a im bliżej szczytu, tym ich mniej
i mniej. Tak samo niech będzie z naszymi posiłkami. Śniadanie
powinno być największe, drugie śniadanie i obiad spore, podwie-
czorek już nie musi być taki duży jak drugie śniadanie, a kolacja
nie tak duża jak obiad.
Na samym początku może się okazać, że jesteś bardzo głod-
na przez cały dzień (faza dożywienia, ekstremalny głód), ale po
jakimś czasie zobaczysz, że naturalnie zjadasz mniej na kolację,
jeżeli śniadanie było obfite.

Dlaczego śniadanie jest takie ważne?


• Po pierwsze organizm jest mądry i wie, że teraz jest poranek
i potrzeba dużo energii, by przeżyć kolejnych 16 aktywnych
godzin. Kiedy mu ją dasz, wyślesz do mózgu jasny sygnał: „To
NIE JEST kolejny dzień diety, wszystko jest w porządku, je-
dzenie przychodzi i nie trzeba się za nim rozglądać w panice,
180 V. GŁÓD

ani rzucać się na nie”. To bardzo uspokaja Twój przewrażliwio-


ny po latach diety instynkt samozachowawczy.
• Po drugie to jest tak jak z samochodem; tankujesz go przed
wyjazdem w podróż, a nie po niej. Niech naszą podróżą w tej
metaforze będzie zaczynający się dzień.
• Po trzecie, porządne pierwsze trzy posiłki rozkręcą metabolizm.
Oznacza to, że organizm na bieżąco będzie spalał wszystko, co
dostanie, bez panicznego „chomikowania” tłuszczu na czarną
godzinę (która do niedawna trwała wiecznie). Znaczy to też,
że jeżeli dźwigasz na sobie dodatkowe kilogramy, to w końcu
ciało poczuje się na tyle bezpieczne, by je zrzucić. Po co ma je
trzymać, skoro jedzenie cały czas przychodzi i kryzys już minął?
• Po czwarte – uchroni Cię to przed całodziennym podjada-
niem, ochotą na słodycze, wieczornymi zachciankami, itd.
Zobaczysz, to jest wręcz jak magia. Przez całe lata wydawało
Ci się, że nie potrafisz żyć bez czekolady, a tu nagle w ogóle
o niej nie myślisz! A to dlatego, że wymagania organizmu zo-
stały zaspokojone, więc nie chce on już niczego więcej.
• Po piąte – to i tak się spali. Pamiętasz o podstawowej przemia-
nie materii? Ile wynosi Twoja? Pewnie coś w okolicach 1200-
1500 kcal, prawda? Więc nawet jeżeli zjesz śniadanie na 1000
kcal (o rany, powodzenia) i wrócisz do łóżka na resztę dnia,
i tak je spalisz. Nie ma się co bać, że to odłoży się jako tłuszcz.
Absolutnie!
• No i po ostatnie – Twój dzień będzie wyglądał zupełnie inaczej; bę-
dziesz miała siłę, energię i radość. Będziesz funkcjonować w pełni
swoich możliwości, a nie tylko w niewielkim ich procencie.

A co z kolacją?
Jeżeli zjesz śniadanie, wieczorem nie będziesz aż tak głodna.
Zjesz mniej, nie dlatego, że tak sobie postanowiłaś, ale dlatego,
że nie będziesz odczuwać takiej potrzeby.
Częstotliwość i kaloryczność posiłków 181

Kiedy ją zjeść? Na dwie-trzy godziny przed pójściem spać


i błagam, nie o 18.00. No chyba że chodzisz spać o 21.00.
Pamiętaj, jeżeli czujesz głód, a „nie powinnaś”, bo właśnie zja-
dłaś, czy już „wykorzystałaś swoje zapotrzebowanie kaloryczne”,
przypomnij sobie, że głód to nie żart czy złośliwość ze strony
organizmu, ale jego realna potrzeba.
Być może jesteś przed miesiączką, być może dzisiaj miałaś in-
tensywny dzień albo przechodzisz fazę głodu ekstremalnego. Za-
ufaj temu uczuciu i nie bój się.

Zadanie pisemne:
Czym różni się sytość od przejedzenia? Jak je rozpoznać?
VI. ZAPALNIKI

Z apalnik to jedzenie, picie, stan emocjonalny, sytuacja lub


relacja, która może „wywołać” atak objadania się. Oczywi-
ście nie w sensie dosłownym, bo fizycznie nikt nie jest w stanie
zmusić Cię do niczego, ale właśnie w takich momentach jest Ci
szczególnie ciężko.

Omówmy teraz te sytuacje i zobaczmy co da się zrobić, aby


nie burzyły Twojego spokoju. Jak sama wiesz, wyjście inne niż
objadanie się, istnieje zawsze.

Jedzenie
To produkty, które jadłaś praktycznie tylko podczas napadów ob-
żerania się i które z nimi Ci się kojarzą: słodycze, wypieki, „nie-
zdrowe”, „zakazane” jedzenie. Gdy po nie sięgniesz, pojawią się
automatycznie stare myśli: „Objedz się, jedz, żryj i tak wszystko
przepadło”. Dzieje się tak dlatego, że przez lata tak się uwarunko-
wałaś. Zupełnie jak psy Pawłowa, śliniące się na dźwięk dzwonka.
Teraz ciężko Ci jest wymagać od siebie, że zjesz tylko kawałek
czekolady albo tylko kilka chipsów z otwartej paczki. Liczenie na
to, byłoby naiwnością, prawda? Dlatego na początku polecam,
by po to jedzenie po prostu nie sięgać.
Anka, chyba upadłaś na głowę – pomyślisz sobie – tak po prostu
mam po to nie sięgać? Przecież próbowałam i nigdy mi się nie udało
184 VI. ZAPALNIKI

dłużej niż przez tydzień (miesiąc, dwa)! Zgadza się, jednak teraz
podejdziesz do sprawy inaczej, bez głodzenia się i katowania. Je-
żeli zrobisz to tak, jak zalecam, będzie o wiele prostsze.

W pierwszym wydaniu tej książki, napisałam, że zapalniki


trzeba odstawić raz na zawsze. Teraz wiem, że to na szczęście nie
jest prawda. Sprawdziłam to na własnej skórze i w pracy z moimi
podopiecznymi na mentoringu. Gdy korzenie zapuści nawyk je-
dzenia w odpowiednich dla organizmu ilościach, zobaczysz, że
żadne ciastko czy czekolada nie zrobi na Tobie większego wra-
żenia. Będziesz mogła zjeść tylko kawałek i na tym poprzestać.
Kiedyś tak dziko pożądałaś tych produktów, ponieważ twój
organizm głodny był tłuszczy i cukrów. Teraz dostarczasz mu ich
w codziennym jedzeniu, więc dlaczego miałby się na nie rzucać?
Dodatkowo byłaś fizycznie uzależniona od białego cukru, teraz
– po kilku miesiącach dobrego jedzenia, odtrułaś się i czujesz jak
bardzo nienaturalny jest ten smak. Może wybiegam za bardzo
w przyszłość, ale tak właśnie będzie. Już jesteś na dobrej drodze.

Teraz zastanów się, w obliczu, jakich produktów tracisz grunt


pod nogami i chwilowo je odstaw. Bez deklarowania: Już nigdy
żadnych słodyczy! Od dzisiaj zero wypieków!
Podejdź do tego spokojnie. To rozwiązanie tymczasowe. Skup
się na pysznym, prawdziwym jedzeniu – ono wynagrodzi Ci
„stratę”. Docenisz też smak naturalnych słodyczy. Zobaczysz jak
pyszne są owoce, od kiedy nie muszą konkurować ze smakiem
rafinowanego cukru.

Ile to potrwa? Z doświadczenia wiem, że od miesiąca do pół


roku. Sama poczujesz, kiedy przyjdzie ten moment. Po prostu
spojrzysz na swój dawny zapalnik i stwierdzisz, że… wcale nie
masz na niego ochoty.
Jedzenie 185

Na początku postaraj się odciąć od zapalników wizualnie


i mentalnie. Nie kupuj ich, nie gromadź w domu. Nie przecha-
dzaj się alejkami ze słodyczami w sklepie.
Jeżeli nie mieszkasz sama, poproś domowników, żeby nie
trzymali ich na wierzchu. To bardzo trudne; wchodzić do kuch-
ni raz po raz i walczyć ze sobą, by nie sięgnąć po wystawione
tam ciastka. To jest trudne nawet dla osoby, która nie ma pro-
blemów z jedzeniem. Po prostu zostaliśmy tak zaprogramowani
przez ewolucję; jeżeli jest jedzenie, na wszelki wypadek należy
je brać. Nasi przodkowie nie mieli luksusu pełnych lodówek,
więc to była ich strategia przetrwania. Sięganie po jedzenie sie-
dzi w Twoim kodzie genetycznym, przeorganizuj więc swoją
kuchnię teraz.

Unikaj też sytuacji, które Ci się z objadaniem kojarzą. Jeżeli


robiłaś to zawsze w sobotę wieczorem, gdy byłaś sama w domu,
poproś kogoś bliskiego, by z Tobą pobył. Wyjdź do ludzi, zrób
coś innego.
Jeżeli miałaś w zwyczaju wstępować po pracy do danego skle-
pu, po słodycze, pójdź tym razem inną drogą, dokonaj świado-
mego wysiłku, by złamać stary schemat.
A może umawiałaś się co niedzielę z koleżanką na kawę i ciast-
ka, co było tylko preludium do obżerania się? Pójdź z nią na
próbną lekcję tańca na rurze, a co!
Ćwicz codzienne wychodzenie ze swojej starej rutyny. Zobacz,
w których momentach przyzwyczajenia nie służą Ci i rozważnie
je zmień.

Jeżeli wciąż jest Ci trudno pogodzić się z tymczasowym odsta-


wieniem swojego zapalnika, potraktuj to jak eksperyment pod
tytułem „Przez miesiąc badam, jak to jest bez jedzenia produktu
X”. Jeżeli po tych trzydziestu dniach stwierdzisz, że życie bez X
186 VI. ZAPALNIKI

straciło sens, pamiętaj, że przed Tobą jeszcze wiele lat, które mo-
żesz spędzić na objadaniu się właśnie nim. Czekolada nie uciek-
nie. Daj sobie 30 dni.

Zadanie:
Wypisz wszystkie sytuacje, które wyzwalają w Tobie myśli o ataku.
Zidentyfikowane i zapisane staną się łatwiejsze do pokonania.

Absurdy
Absurdy żywieniowe to dziwne przekonania i rytuały wokół jedze-
nia, które żądzą naszym życiem. To one w dużej mierze odpowie-
dzialne są za to, że trwamy w tym zaklętym kręgu. Podam przy-
kład: masz przekonanie, dość powszechne zresztą, że nie można
jeść po godzinie 18. Jako że chodzisz spać, o 24.00, o 22.00 jesteś
już piekielnie głodna. O 23.00 poddajesz się i zaczynasz się obja-
dać. A wystarczyło zjeść kolację o 20.00 i nie byłoby problemu.
Jednak to przekonanie skutecznie Ci na to nie pozwoliło.
Niby jest ono zasadne – jeżeli chodzisz spać grzecznie przed
22.00 i niby ma służyć naszemu zdrowiu, a w rzeczywistości
tylko je rujnuje.
Kolejny klasyczny absurd: cukier tuczy. No fakt, biały cukier
zawarty w słodyczach, jedzony w nadmiarze faktycznie przy-
czynia się do wzrostu wagi. Ty jednak rozciągnęłaś pojęcie „cu-
kier” i na cukier zawarty w owocach i na węglowodany złożone
znajdujące się w pełnoziarnistym pieczywie i na wszystkie inne
produkty. W efekcie ograniczasz spożycie węglowodanów do mi-
nimum, nie zważając na fakt, że powinny one stanowić ponad
połowę dziennego zapotrzebowania na kalorie. W efekcie jesteś
słaba, zirytowana, nie możesz się na niczym skupić, a na koniec
rzucasz się na słodycze.
Trudne stany emocjonalne, czyli HALT 187

Inne popularne absurdy z którymi spotykam się na mentorin-


gu: tłuszcz tuczy, trzeba jeść tylko o określonej godzinie, jeżeli
nie zdążę na posiłek, to go pomijam, zawsze dojadam do końca,
sport na czczo odchudza, zjedzenie czegoś poza planem to kata-
strofa, owoce tylko rano, nie mogę jeść jak normalny człowiek,
jestem bezsilna wobec jedzenia etc.

Zadanie:
Zastanów się i wypisz, jakie są Twoje absurdy jedzeniowe. Je-
żeli masz problem z wyszukaniem ich, zastanów się czy robisz
coś, czego nie robią tak zwani normalni ludzie (ważenie jedzenia,
restrykcje).
Które absurdy w dalszym ciągu rządzą Twoim życiem?

Trudne stany emocjonalne, czyli


H ALT
To skrót z języka angielskiego:
Hungry (głodny)
Angry (zły)
Lonley (samotny)
Tired (zmęczony)

To są cztery niebezpieczne dla Ciebie stany, do których nigdy


nie powinnaś się doprowadzać.
H. Nie zaplanowałaś kolejnego posiłku, nie zrobiłaś zakupów.
W Twojej lodówce gnije sobie smętnie jeden pomidorek, a ty
JESTEŚ GŁODNA.
Nie chce Ci się myśleć, co dobrego można ugotować. Jest Ci
wszystko jedno.
188 VI. ZAPALNIKI

Łapiesz za pudełko płatków śniadaniowych i wyjadasz je


na sucho. Za chwilę orientujesz się, że widać już dno. A pal
to licho! Skoro i tak zjadłam coś takiego, to już bez różnicy, czy się
teraz objem, czy nie.
I lecisz do sklepu.
A. Jesteś totalnie wyprowadzona z równowagi. Cała się
trzęsiesz. A do tego masz się jeszcze pilnować, żeby nie zjeść
tej czekolady?? Nie ma mowy! Należy Ci się chociaż jedna
chwila przyjemności. W końcu nie jesteś robotem! I znowu lecisz
do sklepu.
L. Jesteś sama w domu; czujesz się taka mała i opuszczona.
Jedyną bronią przed całym światem, jaką masz, jest kraciasty koc.
Zakopujesz się pod nim, wraz ze swoim kryzysowym przyjacielem;
kubłem lodów. On Cię o nic nie pyta, niczego nie wymaga i za-
wsze pociesza. Z tej miłości… pochłaniasz go w całości.
T. Miałaś tak cholernie ciężki dzień. Padasz na twarz. Zwyczaj-
nie nie chce Ci się gotować. Chcesz tylko wyciągnąć rękę i jeść.
To pudełko ciastek wygląda tak zachęcająco. Zjesz tylko kilka. Nic
się przecież nie może stać. No nic.
Słowem, te stany obniżają Twoja samokontrolę. Staraj się do
nich nie doprowadzać zwłaszcza w początkach wychodzenia
z zaburzeń. Pamiętaj, ktoś kto nie ma problemu z jedzeniem, od-
czuje te emocje jako dyskomfort, ale nie sprawi to, że rzuci się na
jedzenie. U Ciebie niestety zadziała stary schemat.
Co robić?
Zorganizujesz się lepiej. Zaplanujesz zakupy i posiłki zanim
zrobisz się wilczo głodna.
Nie dasz się wyprowadzić z równowagi. Zrozumiesz, że nikt
nie ma prawa sprawić, żebyś poczuła się źle, bez Twojego przy-
zwolenia. Złość to tylko emocja, którą można opanować.
Nie zostaniesz sama w domu, gdy będziesz smutna i przybita.
Poszukasz towarzystwa, wyjdziesz spod koca.
Zajadać stres 189

Nie będziesz brała na swoje barki więcej niż potrafisz udźwi-


gnąć. Powiesz nie, kiedy koleżanka prosi cię o kolejną przysługę.
Wytyczysz granice.
Słowem; zadbasz o siebie. Postawisz się na pierwszym miej-
scu. To nie tylko Twoje święte prawo. To twój obowiązek.
(fragment wpisu z bloga „Wilczo Głodna” z dnia 19.09.2015)

Podobnie działa stres:

Z ajadać stres
(Fragment wpisu)
Stres to prastara reakcja naszego organizmu na pojawiające
się zagrożenie. Przyspiesza tętno, rozszerzają się źrenice, oddech
staje się szybszy, wyostrzają się zmysły, krew transportowana jest
do mięśni, kosztem na przykład układu trawiennego, czy rozrod-
czego. Nadnercza produkują adrenalinę i noradrenalinę, co po-
zwala utrzymać nas w gotowości. To przygotowanie do walki lub
do ucieczki. Mądre ciało od razu wie, jaki jest teraz jego priorytet:
przeżyć.
Przez całe tysiąclecia człowiek reagował właśnie w ten sposób,
gdy coś zaszeleściło w krzakach za jego plecami – błyskawicznie
i skutecznie. Ten, u którego reakcja ta nie była wystarczająco silna
(Oj tam, oj tam, to pewnie wiatr), nie przekazał swoich genów
dalej, ponieważ już za chwilę skończył jako kolacja czegoś więk-
szego niż on sam. My wszyscy jesteśmy więc potomkami tych,
którzy reagowali silnie i natychmiastowo.
Stres mamy zakodowany w DNA.
No dobrze, ale w dzisiejszym świecie raczej nie musimy się
martwić lwem czającym się za rabatką w parku, ani rzutu dzidy
w przerwie na lunch. Jednak owa reakcja fizjologiczna dalej ma się
dobrze. Masz w pracy nawał roboty, mało czasu i ogromną presję.
190 VI. ZAPALNIKI

Jak reagujesz? Dokładnie tak samo, jak Twój jaskiniowy praszczur;


zwiększonym tętnem, gotowością do natychmiastowej akcji.
Stres jest bardzo złożoną reakcją ciała, zainicjowaną przez nasz
mózgu. Żeby ją wytworzyć, musi zostać uaktywnione; prążkowe,
ciałko migdałowate, przysadka mózgowa, nadnercza itd. Na to
potrzeba masy energii.
Mózg gospodaruje nią bardzo ekonomicznie. Aby ją pozyskać,
osiągając maksymalny efekt, „wyłączy” zasilanie w rejonach,
których aktywność nie jest w tym momencie ani potrzebna, ani
wskazana: na przykład wspomniany już układ trawienny, czy roz-
rodczy. Albo taka sobie kora przedczołowa.
Kora, że co?
Kora przedczołowa to najmłodszy ewolucyjnie obszar mózgu.
To ona czyni nas tym, kim jesteśmy. I globalnie – jako ludzi i indywi-
dualnie – jako jednostki, jako My. Tam, mówiąc obrazowo, mieszkają
nasze emocje, plany, marzenia, charakter – nasze człowieczeństwo.
Tam mieści się także kontrola zachowań i impulsów – umiejęt-
ność typowo ludzka. Potrafimy powściągać swoje emocje, reakcje
i żądze. Gdyby tak nie było, nasz świat byłby w jeszcze większym
chaosie niż teraz. Wyobrażasz to sobie? Robienie pod siebie
to najłagodniejszy obraz jaki przychodzi mi do głowy.
No właśnie, i tu dochodzimy do sedna – kontrola impulsów.
Pamiętasz moją serię artykułów o Gadzim? Argumentuję tam,
że nasze jedzeniowe błędne koło bierze się z walki ludzkiego
mózgu – kory przedczołowej (profesora), który decyduje o przej-
ściu na dietę i mózgu pierwotnego (gadziego), najstarszej ewolu-
cyjnie struktury, której zadaniem jest utrzymanie nas przy życiu.
Dla gadziego dieta to zagrożenie życia (całkiem słusznie) i zrobi
on wszystko, żebyśmy się w końcu najadły. Zazwyczaj prędzej
(kilka tygodni), czy później (skrajne wychudzenie, anoreksja)
kończy się to sukcesem i następuje atak obżerania się. Gadzi
ZAWSZE górą.
Zajadać stres 191

Czasami jednak, bardzo rzadko, profesorowi udaje się pokonać


gadziego. Dla właścicielki takiego nietypowego mózgu oznacza
to, niestety, wizytę na cmentarzu w charakterze zwłok.
Gadzi mózg dopnie swego, my się najemy do oporu i co się
dzieje? Przerażony profesor, zafiksowany na diecie krzyczy: Coś ty
zrobiła!!! Od jutra NIC nie jesz.
I cykl się powtarza.
Profesor z powrotem łapie kontrolę i trzyma dietę. W swoim
sterylnym laboratorium odmierza starannie ziarenka brązowego (!)
ryżu i skrupulatnie pilnuje ilość kalorii (nie więcej niż 1500).
I wtedy przychodzi stres i… odcina profesorkowi zasilanie.
Tak jak wspomniałam: stres to tak złożona reakcja organizmu,
że cała para musi iść w jej wytworzenie. Wszystko, co może
w tym przeszkadzać, zostaje chwilowo usunięte. No bo jak goni
Cię lew (szef) niewskazane jest rozmyślać o nadchodzących waka-
cjach, czy naturze Boga. Jeśli nie skupisz się na szybkim przebie-
raniu nogami (palcami na klawiaturze), zostaniesz pożarta żywcem
(w obu przypadkach).
Nie czas na emocje, plany i marzenia. Czas na DZIAŁANIE.
Dlatego cały obszar kory przedczołowej gaśnie. Kontrola impul-
sów – off.
A co robimy, kiedy nie kontrolujemy impulsów? Płaczemy,
krzyczymy, rzucamy przedmiotami, trzęsiemy się, mówimy przykre
rzeczy, które już dawno miałyśmy na końcu języka. Krótko mówiąc,
jesteśmy wyprowadzone z równowagi. Pomyśl tylko; kiedy na-
wrzeszczałaś na swojego faceta? Gdy leżeliście na plaży totalnie zre-
laksowani, czy raczej gdy wróciłaś do domu po ciężkim dniu pracy?
A jak potem przepraszałaś? Kochanie, nie wiem co we mnie wstą-
piło. Byłam taka zestresowana.
Tak. Obszar mózgu, który kontroluje Twoje zachowanie miał
blackout.
Dokładnie tak samo działa na mózg gniew i zmęczenie.
192 VI. ZAPALNIKI

Wróćmy do profesora zajętego odmierzaniem ziarenek ryżu


i powtarzaniem: Pomiń drugie śniadanie, nie częstuj się tym
ciastem, nie sięgaj po węglowodany, nie dolewaj mleka do kawy,
wcale nie jesteś głodna, nie przesadzaj.
W momencie, kiedy pada mu zasilanie, on zostaje odsunięty
od panelu decyzyjnego; zasypia jak odłączony od prądu robocik
i już nie ma możliwości egzekwowania tych głupot. Wtedy prowa-
dzenie przejmuje gadzi, który jak pamiętasz, chce tylko i wyłącz-
nie przeżyć i… jedziemy!
Stres to długotrwała reakcja. W pierwszej fazie, kiedy szef walnął
papierami na Twoje biurko w ogóle o tym nie myślałaś, o jedzeniu,
ale już za chwilę, gdy szok mija, nie wiadomo skąd nachodzi myśl: cze-
kolady, słodkiego, natychmiast! I na miękkich nogach lecisz do sklepu.
Dlaczego? Przecież jeszcze pięć minut temu byłaś absolutnie
zdeterminowana, że schudniesz 10 kg! Włożyłaś tyle wysiłku w tę
dietę. To co się stało?
Ano to, że obszar mózgu, który ją sobie wymyślił i wprowadził
w czyn, śpi sobie teraz w najlepsze.
Kto kieruje Cię do sklepu? Gadzi. On wie, że Ty potrzebujesz
tych kalorii, a teraz trafiła się niepowtarzalna okazja – nieobec-
ność profesorka.
Nie jesz dlatego, że stres ma w sobie coś magicznego, co zmu-
sza Cię do tego jedzenia. Po prostu zaspokajasz realną potrzebę
fizjologiczną, która w końcu wyzwoliła się z więzienia. Zniknął
treser powtarzający: Nie wolno!
Tak naprawdę nie jesz, by złagodzić stres. Jesz by przeżyć.
Gadzi oddycha z ulgą: Hej mała, w końcu „najadłem Cię”
na zapas! Nie wiadomo, kiedy znowu trafi się taka okazja,
więc fajnie że wymietliśmy całą lodówkę, co? Ocaliłem Cię
od głodu, widzisz jaki jestem zajebisty? W końcu po to właśnie
stworzyła mnie Matka Natura, abym ogarniał takie sytuacje. No
to ogarniam. To co? Piona wujaszkowi Gadziemu?
Zajadać stres 193

No dobra, a co jeżeli nie jestem na żadnej diecie, a i tak się objadam?


Niedawno odwiedziłam o kilka lat starszą znajomą, która ma
około 12-15 kg nadwagi. To, jak twierdzi, efekt „objadania się
na stres”. Poprosiła mnie o radę.
Pierwsze pytanie, to czy się odchudza; Nie, ale stara się nie jeść
słodyczy (Do momentu stresu oczywiście).
Drugie, czy są śniadania. Oj Ania, nie mam na nie czasu, zresz-
tą do 12 nie mogę nic przełknąć. To jest problem. Kiedy wracam
do domu po ciężkim dniu, nogi same prowadzą mnie do cukierni.
Potem siadam i jem. Nie chcę tego, ale to robię. Rano ciągle jestem
najedzona. Nie ma szans na śniadanie.
Poprosiłam, czy mogę zerknąć do jej lodówki; kilka worków pie-
rogów z garmażerki, margaryna, serek topiony, kurczak w panierce
z Biedronki, kefir, jeden zdechły pomidor, uschła marchewka.
No widzisz – rozkłada bezradnie ręce – ja naprawdę nie mam
czasu gotować.
Sytuacja bez wyjścia, co?
Nieprawda.
Po pierwsze i po ostatnie, organizm jest niedożywiony. Jeżeli
nie jesz śniadań i żywisz się bezwartościową żywnością, to taki
jest efekt.
Raz po raz, Twój organizm startuje w dzień na pustym baku.
W momencie stresu za wszelką cenę próbuje to odbić. Wysyła
silny sygnał: Potrzebne mi słodkie, tłuste jedzenie, czyli napako-
wane jest witaminami i kwasami omega. Problem jest niestety
taki, że przez całą historię ludzkości, oznaczało to owoce, orze-
chy. Teraz przychodzą na myśl słodycze – tłuste, słodkie… nieste-
ty po fakcie okazuje się, że i bezwartościowe.
I tak koło niedożywienia napędza się co raz bardziej.
Rozwiązanie problemu jak zwykle jest proste: Skoro masz czas
objadać się przez godzinę i leżeć potem z bólem brzucha, to zna-
czy, że masz też czas na gotowanie. To tylko kwestia priorytetów.
194 VI. ZAPALNIKI

Oznacza to wyjście ze strefy komfortu na kilka dni, ale potem


już będzie z górki.
Jeżeli Ty nic nie zmienisz, to nic SIĘ nie zmieni.
Samo jedzenie na stres to wierzchołek góry lodowej. Problem
zaczyna się o wiele wcześniej; podczas zakupów spożywczych
po linii najmniejszego oporu.

*
A teraz zrób eksperyment.
Przestań się głodzić i zacznij jeść wartościowe jedzenie,
a w trudnych momentach w ogóle nie pomyślisz o czekola-
dzie! Spróbuj, zanim ewentualnie się nie zgodzisz. Wiem, że to co
piszę, może wydawać się zbyt piękne, aby było prawdziwe. Ale czy
to nie jest logiczne? Tyle się trąbi o samym jedzeniu w stresie, a ja
Ci mówię, że trzeba sięgnąć jeszcze głębiej. Do tego, co się dzieje
ZANIM nastąpi stres. Wszystko ma swoje racjonalne wytłumacze-
nie. Natura to potężna, ale dająca się zbadać siła.
No ok, ale jeżeli ta „czysta reakcja fizjologiczna” stała się nawy-
kiem? Nałogiem?
Pracuję teraz z dziewczyną, która na diecie była przez ostatnie
20 lat. Jej życie wyglądało tak: dieta, dieta, dieta – jakiś stres –
żarcie słodyczy. Potem znowu dieta, dieta, dieta. I tak przez dwie
dekady.
Teraz, pod moim okiem, zaczęła jeść wartościowe jedzenie,
w normalnych ilościach.
Niedawno przydarzyła jej się nieprzyjemna sytuacja i Asia fak-
tycznie starym zwyczajem poszła do sklepu.
Ale nie pobiegła tam bezmyślnie, jak za czasów głodzenia się.
Najpierw pogadała ze mną, pomarudziła, że tak jej źle, że tylko
słodycze mogą ją uratować, z drugiej strony jednak, nawet nie ma
na nie ochoty… No ale robiła tak chyba od zawsze i zawsze
pomagały…
Zajadać stres 195

Powiedziałam jej, że niech w takim razie idzie, zje i sprawdzi.


Poszła do sklepu i tu pierwsze zaskoczenie; nie kupiła, jak zawsze,
siaty słodyczy, ale dwa wafelki. Zjadła i napisała: Ania, to było to-
talnie bez sensu, nawet mi nie smakowało. I ani trochę nie pomogło.
No pewnie, że nie. Głód jest przecież najlepszą przyprawą.
A skoro nie jesteś głodna, to jedzenie nie smakuje. Dla organizmu
te wafelki nie były ani atrakcyjne, ani kluczowe dla przeżycia. Dla-
tego też ich zjedzenie, nie wywołało w mózgu kaskady endorfin,
sygnalizujących: „Dobrze zrobiłaś, brawo! Powtórz to następnym
razem” (W ten sposób uczymy się danych zachowań, ale to temat
na osobny post).
Asia stwierdziła, że chyba czas najwyższy wziąć się w końcu
za rozwiązanie tego problemu, który od lat przykrywała czekola-
dą, a on sobie tak trwał i jakoś nie chciał odejść.
Teraz, kiedy nie grozi jej już śmierć głodowa (piszę zupełnie
serio) i priorytetem ciała nie jest wykombinować jak by się tu na-
żreć, zrobiło się dużo miejsca na bardziej kreatywne rozwiązania.

*
Jeżeli objadasz się na tak zwany stres, przyjrzyj się w pierwszej
kolejności swojej diecie: czy jesz wszystkie kalorie, których po-
trzebujesz? Czy jesz wszystkie makro i mikro składniki? Czy już
od pierwszych chwil dnia stawiasz organizm w stan alarmu,
czy uspokajasz go dobrym śniadaniem.
Jeżeli zrobisz to wszystko, ciągoty do słodyczy w trudnych
momentach powinny być o wiele mniejsze.
To nie znaczy, że nigdy już o tym nie pomyślisz, to nawyk,
na który pracowałaś latami. Ale wtedy będziesz mogła łatwo
odpędzić od siebie tę myśl. Nie będzie ona jawiła się jako potwór,
ale jako mała muszka, która lata koło głowy i trochę wkurza.
Muszkę chyba zniesiesz, co?
To może jeszcze na koniec słowo o mnie.
196 VI. ZAPALNIKI

Ja także żarłam na stres. To była moja pierwsza myśl, gdy działo


się coś niedobrego. Nagrodzić się, przytulić, dać sobie poczucie
bezpieczeństwa.
Teraz też mam stresy, wiadomo – takie jest życie, ale do głowy
mi nie przyjdzie lecieć po czekoladę. Nagradzam się PRAW-
DZIWYM ZADBANIEM O SIEBIE – odpoczynkiem, spacerem,
wyłączeniem kompa (mimo że ktoś coś bardzo chce i to na już!),
medytacją – postawieniem siebie na pierwszym miejscu, a nie
krzywdzeniem się fizycznie i psychicznie i nazywaniem tego sub-
stytutem miłości. Zamiast substytutu, daję sobie prawdziwą miłość.
(Lipiec 25, 2017)

Myślenie czarno-białe
No dobrze, wszystko szło super, aż tu sięgnęłaś sobie po kawałek
czekolady. „Tylko kawałeczek” – myślałaś sobie i… zjadłaś całą
tabliczkę. No i do tego, nie daj Boże, wpadłaś na „wspaniały” po-
mysł kompensowania tego wymiotami czy ćwiczeniami. Nagle
zwykła chwila słabości urasta do rangi katastrofy. Tak jak do tej
pory wszystko było jasne i proste, tak nagle ogarnia Cię czerń.

Co wtedy? Najlepsze, co możesz zrobić, to mówić do siebie


i nie poddawać się. Daj sobie prawo do czucia się źle. Nie mu-
sisz zawsze tryskać entuzjazmem. Powiedz sobie, że to tylko małe
(duże) potknięcie. Czujesz z tego powodu wstyd i strach, ale
wcale nie jest powiedziane, że musisz czuć się tak zawsze. Bo czy
to naprawdę znaczy, że wszystko przepadło?
Pozwól, że zadam Ci pytanie. Myjesz zęby, tak? Noo… pewnie
tak. Mało tego; robisz to codziennie. To twój głęboko zakorze-
niony nawyk. A co się stanie, jeżeli raz o nim zapomnisz (albo
nie będzie Ci się chciało)? Czy czujesz się wówczas zobligowana,
Myślenie czarno-białe 197

aby następnego dnia złapać za młotek i wybić nim sobie zęby,


skoro i tak już wszystko przepadło? No oczywiście, że nie. To ab-
surd! A więc dlaczego robisz tak w przypadku innych nawyków?
Rzucam to! To koniec! Jestem beznadziejna!
Po prostu kontynuuj, jak gdyby nigdy nic. Bo tak naprawdę
NIC się nie stało. Porażka to przecież tylko niepowodzenie, które
sami uznamy za ostateczne.

Na pocieszenie powiem, że wpadanie z myślenia „Tak, dam


radę, będzie świetnie!” do czarnego bezdennego dołu, to zacho-
wanie bardzo typowe dla Wilczyc. Jesteśmy perfekcjonistkami
i robimy coś albo na maksa, albo wcale. Tak jakbyśmy miały
w głowie przekładnię, która może funkcjonować tylko w trybie
albo „wszystko”, albo „nic”. Ale czy naprawdę nie ma nic pomię-
dzy? Żadnych barw szarości? Jeżeli coś zawalisz to znaczy, że cała
jesteś beznadziejna? A co z Twoimi dotychczasowymi sukcesami?
Nic się nie liczy? Kiedy czujesz, że wpadasz w czarny dół, zapytaj
się: Czy to naprawdę jest koniec świata i WSZYSTKO się wali?
A może to po prostu gorszy dzień?

Mam dla Ciebie zadanie:


Zrewiduj swoje perfekcjonistyczne zachowania. Wypisz po
jednej stronie sytuacje, w których jesteś w trybie „wszystko”. Co
wtedy robisz? Niech zgadnę: jesz regularnie, unikasz słodyczy,
pijesz dużo wody, chodzisz na siłownię… A co robisz, gdy jesteś
w trybie „nic”? Objadasz się, planujesz uczty, przeczyszczasz się?

Masz już swoją listę? Ok. Teraz zidentyfikuj, jakie myśli to-
warzyszą Ci, gdy przechodzisz z jednego stanu w drugi? „I tak
nic z tego nie wyjdzie”, „Oj tam, to tylko raz”, „Dzisiaj cheat
day”. Przyglądaj się im i pytaj: Czy to jest prawda? Jeżeli nie
(na pewno nie), kwestionuj je. „Hmm, zjedzenie jednego ciastka
198 VI. ZAPALNIKI

nie równa się zjedzeniu jednego ciasta!”. „Cheat day? A kogo ja


chcę oszukać? Siebie?”. Pozostań świadoma i wyłapuj wszystkie
sztuczki Wilka, który chce tylko jednego: najeść się. Jego nie in-
teresujesz Ty, ani Twoje dobro. Ignoruj myśli, które wykrzywiają
obraz rzeczywistości.

Daj sobie też, droga perfekcjonistko, prawo do pomyłek i po-


tknięć. Jesteś człowiekiem i potknięcia to normalny element zmia-
ny; w każdej dziedzinie. Gdy uczyłaś się chodzić, potykałaś się.
A kiedy przyswajałaś angielski, nie od razu mówiłaś perfect. Jeżeli
błądzisz, oznacza to, że szukasz i idziesz do przodu. Każdy człowiek
tak ma, nie tylko Ty. No chyba, że jesteś kosmitką, to przepraszam.

Porażka, to stan umysłu – nikt nie jest pokonany


dopóki, dopóty nie uzna porażki za fakt.
Bruce Lee

Kompensacja
Kompensacja to, jak pisałam wcześniej, czynnik napędzający
błędne koło. Nie będę teraz opisywać jej przebiegu. Po co? Sama
to doskonale znasz. Chcę tylko poruszyć temat jej skuteczności.
Mam nadzieję, że da Ci to do myślenia.

C zy warto się przeczyszczać?


Weźmy na warsztat nasze sposoby przeczyszczania się. Czy ma
to sens?
Ile kalorii jesteś w stanie wyrzucić z siebie? Jak bardzo skutecz-
ne są takie metody?
Czy warto się przeczyszczać? 199

Wymioty.
Kiedyś wspomniałam, że wpadły mi w ręce badania pokazujące,
ile tak naprawdę jesteśmy w stanie zwrócić w trakcie sprowo-
kowanych wymiotów. Teraz znalazłam je na powrót i tym razem
podam dokładne liczby.
Z góry przepraszam osoby, które nie przeczyszczają się w ten
genialny sposób, a także te które trafiły na tego bloga przypad-
kiem. Dla was to będzie nie tylko niesmaczne, ale także abso-
lutnie szokujące. Dla nas – przeciągając te gastryczne metafory
– to chleb powszedni.
Uwaga:
W Laboratorium Żywienia Człowieka w Pittsburghu (Pittsburgh
Human Feeding Laboratory) zrobiono pewien mało sympatyczny
eksperyment.
Poproszono osiemnaście kobiet cierpiących na bulimię, aby
zrobiły sobie standardową ucztę zakończoną, jak zwykle, natych-
miastową wizytą w toalecie.
Wszystko po to, aby zbadać, ile pochłoniętych kalorii przyswoi
organizm, zanim zostaną one zwymiotowane.
Okazało się, że średnia wartość energetyczna ataku wyniosła
2131 kcal, a zwrócono tylko 979…
I to mimo, że kobiety robiły to od razu po jedzeniu
i starały się, jak zawsze, dokładnie opróżnić żołądek, łącznie
z przepłukiwaniem wodą (od czego można umrzeć na zawał –
nota bene).
Teraz wyciągamy kalkulatory i liczymy, ile zostało w ich
(w Twoim) ciele.
Odpowiedź? 1152 kcal.
Wychodzi na to, że po każdym ataku objadania się, zostaje
w nas od 40% do 75% kalorii z tego, co pożarłyśmy.
To odpowiednik wypicia dużego kubka miodu.
Mniam!
200 VI. ZAPALNIKI

Twoje ciało jest o wiele mądrzejsze niż Ci się wydaje i weźmie sobie
te kalorie już w ustach w przełyku, w żołądku – nawet jeżeli jedzenie
było tam tylko przez 10 minut, nawet jeżeli wyrzygasz się na nicę.
(Jeszcze raz przepraszam wrażliwych czytelników)
Jeżeli dalej uprawiałabym ten proceder, chyba ten argument
przekonałby mnie najbardziej, żeby rzucić to w diabły od razu.
Kubek miodu??? No bez kitu!
Wniosek: To jest totalnie, ale to totalnie bez sensu.
Środki przeczyszczające.
Na to potrzeba trochę więcej czasu: godzina lub dwie wysiadywa-
nia, skurczy i stanu półomdlenia, ale wiemy że warto! Żadna z tych
chwil nie jest tak do końca zmarnowana (przesrana), bo już za chwilkę
spotka nas wielka nagroda. Jeszcze tylko prysnąć Brise, rozebrać się
do naga, półprzytomnie wczołgać się na wagę i jest; dwa kilo mniej!
Było warto.
A no nie do końca, moje drogie Wilczki.
Absorpcja kalorii odbywa się w górnym odcinku układu tra-
wiennego – od ust do jelita cienkiego, a leki przeczyszczające
działają tylko na jego dolną część – jelito grube.
Waga, którą tracisz jest spowodowana tylko i wyłącznie utratą
wody. Po prostu wydaliłaś ją z siebie razem z końcowym produk-
tem przemiany materii, czyli tak zwaną kupą. Ha!
Pewnie ciekawi Cię, ilu kalorii się pozbyłaś?
No niestety, ani jednej. Zero. Nic. Nada.
100% tego, co zjadłaś zostało wchłonięte do organizmu i już
jest w drodze do Twoich boczków i brzucha.
Może teraz wykrzykniesz: Ale jak to! Gdyby nie środki prze-
czyszczające, dawno byłabym grubasem, potrafię tyle zjeść,
a jestem szczupła!
No ok, ale co robisz w dni, w które się nie objadasz?
Jesteś na diecie? Miałam wiele takich podopiecznych: cały ty-
dzień głodówka, w piątek i sobotę wyżera i środki przeczyszczające.
Czy warto się przeczyszczać? 201

Nie, nie tyjesz jakoś gwałtownie dlatego, że się przeczyszczasz,


ale dlatego, że ostatecznie zaspokajasz swoje zapotrzebowanie
kaloryczne. Po prostu w weekend odbijasz ilość kalorii, któ-
rych nie zjadłaś w ciągu tygodnia i leki nie mają tu nic do rzeczy.
Wniosek: środki przeczyszczające gówno dają. Dosłownie.
Nadmierne ćwiczenia.
To stosunkowo nowy trend, który wyrósł jako skutek uboczny
mody na fit.
Palimy kalorie, które zjadłyśmy.
Teraz to jest niezmiernie proste: Większe obżarstwo? Wystar-
czy włączyć sobie całą playlistę dywanówek, albo skoczyć na si-
łownię za rogiem.
To także jest zupełnie bez sensu.
Pewnie słyszałaś nie raz, że im więcej mięśni, tym szybszy metabo-
lizm? To – w uproszczeniu – tkanka, za pomocą której spalasz tłuszcz.
No właśnie, a co robisz, ćwicząc jak szalona? Niszczysz ją.
Tak się dzieje, jeżeli ignorujesz konieczność regeneracji, a do
tego jesz nieodpowiednio (pamiętaj, cierpisz właśnie na ED,
więc nie łudź się, że jesz super).
Miałam podopieczne, które przychodziły do mnie całe dumne,
że ćwiczą codziennie po dwie godziny. No zajebiście po prostu!
To przecież więcej niż profesjonalni atleci. A skoro oni robią sobie
przerwy, to chyba wiedzą co robią, prawda?
Do tego takie ćwiczenia pogłębiają deficyt kalorii i powodują
kolejne ataki objadania się i tak w kółko.
Wniosek: Palisz swoje własne mięśnie, więc zamiast przyspie-
szać metabolizm, spowalniasz go.
Głodówki.
To są metody osób, które cierpią „tylko” na kompulsywne obja-
danie się.
Dlaczego na nie cierpią? Właśnie dlatego, że się głodzą.
To tylko i wyłącznie dalej napędza błędne koło.
202 VI. ZAPALNIKI

Nie da się oszukać organizmu. Zrozum; jeżeli przez kilka dni


jesz 1200 kalorii, a przez kilka kolejnych 5000, to Twoja dzienna
średnia wynosi 3100 kcal. Dlatego tyjesz.
Każdy deficyt, będzie zrekompensowany z nawiązką w nieunik-
nionym ataku obżarstwa
Każdy dołek, który wykopiesz – zasypany z górką.
Każda kaloria, którą pożyczasz od swojego ciała – wysoko
oprocentowana.
Nie da się przechytrzyć mechanizmów, które są tak stare jak
życie na ziemi. No halo, na co Ty się porywasz i po co?
Wniosek: im ostrzejsza dieta, tym więcej przytyjesz.

*
Cztery różne metoda, a wniosek można wyciągnąć wspólny;
wszystkie są nieskuteczne, głupie i szkodliwe.
Wierzysz mi na słowo, kochana? Czy chcesz się jeszcze
bez sensu przeczyszczać przez kolejnych 20 lat?
Chyba trochę szkoda czasu, co? I życia.
(Czerwiec 30, 2017)

Dziura czasowa
Gdy przestajesz się objadać, pojawia się jeszcze jeden dość istotny
problem, o którym wcześniej nawet Ci się nie śniło. To tak zwana
„dziura czasowa”. Do tej pory było jasne, co robisz ze swoim
czasem. No jak to co? Jesz! Zawsze w określonych porach dnia,
a często po prostu cały dzień. To był Twój jedyny problem, ale
i jedyna rozrywka. A teraz? Teraz jest pustka. Nagle zostaje bardzo
dużo czasu, z którym nie wiesz, co zrobić. Czujesz się trochę jak
więzień, który nagle po wielu latach wrócił na wolność i z przera-
żeniem odkrył, że nie potrafi już żyć w normalnym świecie.
Dziura czasowa 203

Tak było ze mną. Nagle okazało się, że zyskałam wolną godzi-


nę, dwie, trzy… z którymi totalnie nie wiedziałam, co zrobić.
Absurdalne, prawda? Dlatego ważne jest, żebyś już teraz pomy-
ślała, jak możesz zagospodarować ten czas. Może się okazać, że
Twoje hobby, które miałaś przed zaburzeniami, już Cię nie inte-
resuje, znajomi gdzieś zniknęli, zgasła pasja, która kiedyś wypeł-
niała Twoje dni. Zostało Ci tylko jałowe chodzenie z kąta w kąt.
No dobra, trochę przesadzam. Na pewno jest coś jeszcze, co Cię
po prostu kręci, bawi, sprawia radość. Skup się właśnie na tym.
Ja zaczęłam czytać, pisać, zapisałam się na fitness i spełniłam
swoje marzenie o nauce kolejnego języka. Do tego okazało się,
że kiedy nie spuszczam pieniędzy w toalecie, mogę odłożyć na
podróże – mój wielki sen, na który nigdy mnie nie było stać.
Poszukaj czegoś konstruktywnego lub po prostu przyjemnego,
bo jeżeli będziesz siedzieć godzinami na Facebooku i nic więcej, po-
czujesz tę samą beznadzieję, co kiedyś. Nie dopuść do sytuacji, gdzie
przyjść może Ci do głowy, że już lepiej było się objadać, bo przy-
najmniej coś się działo. Rozpaczliwy marazm sprzyja takim myślom
Jeżeli naprawdę nie masz pomysłu, zastanów się jak możesz
oddać ten czas innej osobie. Miałam kiedyś podopieczną, która
zgłosiła się jako wolontariuszka, by pomagać w lekcjach dzie-
ciom z domu dziecka. Inna poszła pracować w schronisku dla
zwierząt. Obie zobaczyły jak wiele dobrego można zrobić, gdy
zejdzie się z trasy lodówka – toaleta. Nie zabijaj czasu, który wła-
śnie zyskałaś, wykorzystaj go.

A może trochę ruchu?


Mówi się, że z nałogu nie można wyjść – można go zastąpić
tylko innym nałogiem. Nie do końca się z tym zgadzam. Wolę
mówić tutaj o zastąpieniu złego nawyku, dobrym. Na pewno do-
świadczyłam tego na własnej skórze, kiedy odkryłam ćwiczenia.
Zaczynała się wtedy moda na tak zwane dywanówki – zestawy
204 VI. ZAPALNIKI

ćwiczeń robione z YouTube lub płyty, na własnym dywanie. Bar-


dzo szybko się od nich pozytywnie uzależniłam. Wzrastająca każ-
dego dnia siła i radość z dyscypliny, jaką po raz pierwszy w życiu
poczułam, dało mi niesamowitego kopa do zmian.
Będę i Ciebie do tego namawiać, aczkolwiek wiem, że Twoja
relacja ze sportem może być mocno popsuta. Pewnie trenowałaś
już wcześniej, ale się przetrenowałaś i zniechęciłaś? A może ruch
kojarzy Ci się z restrykcjami i byciem na diecie? Albo tak dawno
nic nie robiłaś, że nie wyobrażasz sobie zrobić nagle godzinnego
treningu.
I bardzo dobrze, bo nie musisz. Chciałabym, abyś zaczęła od
dziesięciu minut dziennie, albo nawet i pięciu. Małymi krokami.
To naprawdę wystarczy.
Może być też odwrotnie; zakatowujesz się na siłowni, nie da-
jesz sobie ani chwili wytchnienia. To też forma kompensacji.
Chciałabym, abyś wróciła do traktowania ruchu jako metody na
wzmocnienie swojego ciała i ducha, a nie jako kary czy sposobu
na wyrzucenie kalorii.

Zadanie:
Co jeszcze możesz zrobić, by produktywnie wykorzystać swój
czas? Zapisz swoje pomysły. Pamiętaj tylko, by nie brać na siebie
za dużo, ale o tym porozmawiamy jeszcze w dalszej części książki.

Imprezy
W wychodzeniu z kompulsywnych zachowań bardzo ważna jest
dzienna rutyna: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, kolacja, ćwi-
czenia, regularne chodzenie spać. Twoje życie jeszcze do niedaw-
na było chaosem, potrzebujesz więc stałych punktów zaczepie-
nia. Na nich budujesz nowy rytm.
Jak nie objadać się na imprezach 205

Czasami jednak pojawia się coś takiego jak wyjście ze znajo-


mymi, sobotnia impreza, niedzielny obiad u teściów, wesele. Co
robić? Zostać w domu? Absolutnie nie! Od początku masz zacho-
wywać się jak normalny człowiek, którym przecież jesteś. Teraz
właśnie, pierwszy raz po latach, pójdziesz tam po to, by spędzić
czas z ludźmi, a nie po to, by jeść. Dlatego pamiętaj o kilku zasa-
dach, a wszystko będzie dobrze:

1. Nie głodź się przed wyjściem, po to, by móc potem coś zjeść.
To jest zachowanie wprost kuriozalne i nikt oprócz Ciebie,
tak nie robi. Wiesz jaki będzie efekt tego? Odwrotny; jedyne,
co zapamiętasz z tego wieczoru to bufet i wnętrze toalety.
2. Nie głodź się podczas imprezy; „Nie zjem nic niezdrowego ani
słodkiego, dziabnę ewentualnie sałatkę”. Wszystko pięknie, ale
co się stanie, gdy wrócisz do domu? Objesz się do nieprzy-
tomności. Znasz to, prawda? To co robić? Jeść swoje zapalni-
ki? Tak. Na imprezie nie ma czegoś takiego, jak zapalniki, bo
tu obowiązuje tylko jedna zasada:

Zasada 40 minut.
Opracowałam ją wraz z moimi podopiecznymi. Wyjaśnię ją
tekstem z mojego bloga:

J ak nie objadać się na imprezach


(Fragment wpisu)
Dzisiaj bardzo praktyczny post:
Technika do zastosowania na wszelkiego rodzaju wieczorki,
posiadówki, pikniki, zjazdy, wesela i wszystkie inne imprezy,
gdzie w centrum wydarzeń stoi zastawiony stół i pełen alkoholu
barek.
206 VI. ZAPALNIKI

Nie muszę chyba opisywać, jaki popłoch wywołuje to w nas,


próbujących poradzić sobie z kompulsywnym jedzeniem.
Nie ma szans, że to przeżyję na czysto. Będę cała w stresie i nawet
jeżeli przetrwam tą balangę bez ekscesów, to wrócę do domu i wtedy
się objem! Zawsze tak było.
Słyszysz w głowie taki monolog, prawda?
No to co robić? Iść? Nie iść? Pić czy nie? A może olać to i zro-
bić sobie dzień wolny od pracy nad sobą: Hulaj dusza, piekła
nie ma. No przecież nie wykręcę się od wesela brata! A iść tak i się
męczyć, też nie chcę.
Pozwól, że trochę Ci w tym pomogę. Opraco-
wałam prostą strategię, którą przetestowałam
na dziesiątkach moich podopiecznych.
Działa.
Jedna zasada, zamiast stu.
Jeżeli borykasz się z zaburzeniami odżywiania, Twoja głowa
jest naszpikowana różnymi zakazami i nakazami. Jedne są całkiem
mądre (unikać jedzenia przetworzonego), inne zupełnie nieracjo-
nalne (jak zjem kawałek „zakazanego jedzenia”, to mogę już zjeść
wszystko), ale teraz to nie jest ważne.
Jedno jest pewne: jest ich tyle, że nie da się już szpilki wcisnąć.
Mam rację?
A więc dzisiaj, na ten jeden wieczór, zapomnij o nich
wszystkich.
Nie liczymy kalorii, białek do tłuszczy, czy innych dietetycznych
jednostek, o których zwykły śmiertelnik nigdy nie słyszał i nie
usłyszy.
Dzisiaj jemy wszystko, ale kierując się jedną zasadą:
Nakładamy sobie jedną porcję co 40 minut.
Albo jedna porcja co 10-15 tańców.
I tyle. Proste, prawda?
Dlaczego co 40 minut? Testowałam to na moich dziewczynach
Jak nie objadać się na imprezach 207

i taki odstęp czasu wydaje się optymalny. Spokojnie zjesz, odsta-


wisz talerzyk, potańczysz, pogadasz.
Jedyne czego wymaga ta metoda to odrobina uczciwości
w stosunku do siebie.
Ważne jest, by nie zachowywać się jakbyś sama sobie chciała
zrobić na złość.
Porcja? Nawalę cały talerz i nazwę to porcją. Dla mnie to tyle,
masz z tym problem?
I bah, wjeżdża pół kilo bigosu.
W efekcie będziesz jadła cały czas, no ale „nie złamiesz zasady”.
Jeżeli złapiesz się na takim myśleniu, to zastanów się kto tu
kogo chce oszukać?
Ty siebie. A kto na tym ucierpi?
Ty.
Albo odwrotnie – porcja to jedna smętna kropeczka potrawy
na środku talerza.
No co w tym złego?
To, że pewnie już czujesz skręcający Cię głód i strach.
Takie uczucia nie towarzyszą robieniu dla siebie czegoś
dobrego.
To samo tyczy się alkoholu – jedna porcja na godzinę.
Sącz to winko, odginając z gracją nadgarstek, zamiast wlewać je
w siebie jak chłop. Po co?
I błagam, nie ustawiaj sobie stopera. Nie stój nad stołem odli-
czając sekundy do momentu, kiedy będziesz mogła zjeść. To nie
o to chodzi i wiesz o tym dobrze.
Jeżeli skorzystasz z tej metody uczciwie, okaże się, że nie prze-
gapiłaś imprezy, stojąc przy bufecie, albo wisząc nad kiblem.
Odkryjesz coś jeszcze: po trzeciej – czwartej rundzie, stwier-
dzisz, że… masz chwilowo dosyć i czas zwolnić; tak po prostu.
Zobaczysz, jakie to wspaniałe uczucie. Już nie musisz jeść jak
wypuszczony z lasu dzikus.
208 VI. ZAPALNIKI

Nie będziesz miała takiej ochoty!


Wpływa na to fakt, że wolno Ci spróbować wszystkiego, trzy-
mając się tej jednej jedynej zasady.
Niesamowite jest, że dziewczyny raportują mi, że używając
tej metody, jako jedyne z całego towarzystwa (ludzi, którzy nie
mają problemów z jedzeniem) się nie obżarły.
Wujek Karol zasnął nad kotletem, Ciocia Krystyna musiała poluzo-
wać gorset odświętnej sukienki, a ja nic!
Spróbuj, a przypomnisz sobie, dawno zapomnianą prawdę:
Istotą zjazdu klasowego jest spotkanie starych przyjaciół.
Istotą babskiego wieczoru, jesteście wy – baby.
Istotą wesela jest weselenie się.
Sensem tych wszystkich zgromadzeń są LUDZIE i ich
interakcje.
Nie jedzenie, czy alkohol!
Doświadcz tego ponownie.
(Październik 2, 2016)

Proste prawda? To kiedy jakieś wyjście?

Zniechęcenie
Taka jest już natura ludzka; pragniemy rezultatów już, natych-
miast i myśl o pracy, jaka nas czeka nie jest nam miła. No cóż,
cenne rzeczy mają swoją cenę i trzeba ją zapłacić co do grosza, od
początku do końca.
Mogę Ci tylko zagwarantować, że jeżeli wyjdziesz z kompul-
sywnych zaburzeń odżywiania, osiągniesz swoją idealną wagę
i spokój ducha. Nie zniechęcaj się, wszystkie przechodzimy przez
to samo.
Zniechęcenie 209

Jeżeli przytrafi się upadek, pamiętaj, że to także część procesu.


Upadek to nie porażka! Dopóki wstajesz i postępujesz dalej, tak
jak nauczyłaś się z tej książki, idziesz do przodu.
Wyobraź sobie proces wychodzenia z zaburzeń odżywiania
jako proces wspinaczki na górę. Jeżeli potkniesz się o kamień
i wylądujesz na ziemi, to wcale nie znaczy, że sturlałaś się do
podnóża góry i wszystko trzeba zaczynać od początku. Nie! To
znaczy tylko tyle, że… nie patrzyłaś pod nogi. Rozumiesz? Każdy
upadek to lekcja, nie kara.

Jeżeli dopada Cię zniechęcenie i poczucie, że i tak się nie „uda”.


Pomyśl sobie tak: Pewnie, że się nie uda! Udać może się tylko coś,
co nie zależy ode mnie; wygrać w lotka na przykład. Ja to po prostu
zrobię. To wszystko zależy ode mnie!
No dobrze, ale co jak czujesz, że właśnie nic nie zależy od Cie-
bie, że nie masz żadnej mocy? Wtedy weź kartkę papieru i wypisz
wszystkie trudne sytuacje w życiu, jakim podołałaś. Na pewno
masz ich sporo. Wypisz czarno na białym dowody na to, że jesteś
osobą, która się nie poddaje, która daje radę. Co takiego ZRO-
BIŁAŚ, z czego możesz być dumna? Założę się, że w tych wszyst-
kich sytuacjach mało kto poradziłby sobie tak wspaniale jak Ty.

I teraz uwaga, to jest ćwiczenie do końca życia; każdego dnia, gdy


będziesz zasypiać, gratuluj sobie konkretnych osiągnięć mijającego
dnia. To pewnie będą małe rzeczy, ale to właśnie one tworzą rzeczy-
wistość. Może to być przeczytanie dwóch stron książki, nauczenie
się jednego słówka w obcym języku, zrobienie odkładanych w nie-
skończoność porządków, uśmiech do przypadkowego przechodnia.
Doceniaj się i przypominaj sobie nieustannie, że jesteś czło-
wiekiem, który działa i odnosi sukcesy, że jesteś w stanie zorgani-
zować się i zmobilizować na tyle, by doprowadzić przedsięwzię-
cie od początku do końca.
210 VI. ZAPALNIKI

Wyjście z zaburzeń odżywiania to po prostu jedno z zadań,


postawione przez życie na Twojej drodze. Musisz je wykonać
prędzej czy później. Ono samo nie zniknie. Lepiej więc wykonać
je teraz, a nie za kilka lat, gdy zdrowie będzie szwankować jeszcze
bardziej. Dasz radę.

Sabotaż i wymówki
To dwie rzeczy, którym karmi się zniechęcenie. Sabotaż swo-
ich starań to nic innego jak strach w przebraniu. Boisz się, że
i tak nie podołasz, więc „miejmy tę porażkę już za sobą” albo że
nie spełnisz oczekiwań wobec siebie: „Przecież, gdy wyjdę z buli-
mii, już nie będę miała wymówki dla swoich niepowodzeń. Będę
musiała stać się kimś wspaniałym. A co jak mi się nie uda? Co jak
okażę się, że w ogóle nie jestem wspaniała?”.

Bardzo często spotykam się z takim myśleniem, a przecież


nikt Ci nie każe zbawiać świata czy stawać się herosem. NIE!
Możesz po prostu żyć, tak jak Ci odpowiada. I tak, będą jeszcze
niepowodzenia i rozczarowania, ale czy nie na tym też pole-
ga życie? Życie – nie wegetacja! Masz tyle siły, by się z nim
zmierzyć, zresztą – nie jest to najlepsze słowo, bo przecież nie
rodzimy się po to, by walczyć. Życie nie jest naszym wrogiem.
Ono jest naszym nauczycielem. Mocno wierzę w to, że jeśli
mu pozwolisz, poprowadzi Cię za rękę w najlepsze dla Ciebie
miejsce. Nie bój się.

Zadania:
1. Wypisz wszystkie sytuacje, w których BĘDZIESZ się saboto-
wać. Postanowiłaś zacząć ćwiczyć, ale wiesz, że nie będzie Ci
się chciało? Jakie wymówki możesz próbować stosować? „Jesz-
cze tylko odpiszę na maila, jeszcze tylko wstawię pranie, jeszcze
tylko… ojej, jest 24.00 i trzeba iść spać”.
Twoja silna wola 211

2. Wypisz wszystkie sytuacje, w których nie jesteś ze sobą szczera.


„Pójdę do sklepu pooglądać słodycze, wcale ich nie kupię”, „Za-
cznę od jutra, dzisiaj ostatni raz zjem sobie X”.

Ćwiczenie ma na celu uświadomienie sobie wymówek, zanim


się pojawią, byś łatwo je rozpoznała: „Aha, to tylko wymówka”.

Oczekiwanie od swojej silnej woli


niemożliwego

Czy wiesz, że na świecie niewiele jest osób obdarzonych tak silną


wolą, jak Ty? Nie wierzysz? Przeczytaj mój tekst na ten temat:

T woja silna wola


Silna wola – coś, czego Ci boleśnie brakuje, tak?
Remedium na Twoje wszystkie problemy.
Gdybym tylko miała silną wolę, życie było by takie proste. – po-
wtarzasz sobie.
Pozwól jednak, że się z Tobą nie zgodzę i udowodnię Ci, że jest
zupełnie odwrotnie.
Silnej woli to Ty masz aż nadto. Silna wola to Twoje największe
przekleństwo.
Chcesz się założyć?
Pamiętasz, kiedyś, na samym początku, dieta to był bułka z masłem.
Tyle, że bez masła i bez bułki.
Jak zaczęłaś? Ja od 1200 kcal, czyli jak mi się wydawało, na laj-
cie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że każde cięcie poniżej 1800
to odroczony w czasie wyrok śmierci.
212 VI. ZAPALNIKI

Mi szło jak z płatka. A Tobie?


Przypominasz sobie ten stan euforii?
W końcu ciało robi to, co chce wyprany w mediach umysł
– chudnie.
Pamiętam, jak unosiłam się na chmurze samozadowolenia.
Ponad głowami wszystkich śmiertelników, którzy muszą żreć. Kar-
tofle na przykład. Albo kiełbachę.
Ja już nic nie muszę i nie będę. Jestem poza jedzeniem. Mnie
ono nie dotyczy.
Mielenie ozorem? Fu.
Pamiętam z jaką pogardą patrzyłam na wszystkich obleśnych
zjadaczy obiadu.
Że też się nie mogą powstrzymać, warchlaki jedne.

*
Resztę historii już znasz. Wcale nie z mojego bloga, ale z wła-
snego życia.
Nagłe zatrzymanie procesu chudnięcia, dalsze zmniejszenie ka-
lorii, przygnębienie i smutek, pierwsze ataki objadania się, pierw-
sze przeczyszczanie, pierwsza myśl samobójcza, pierwsza terapia,
pierwsze kłamstwo: Już jest dobrze, mamusiu.
I ta straszna niemoc napychania się do granic możliwości…
Ile to już lat? U mnie było 15.
Za każdym razem wstawałaś i postanawiałaś: Biorę się
w garść… I szłaś na dietę.
Tak właśnie często zaczynają się maile od Ciebie.
Wzięłam się w garść. W zaciśniętą pięść.
Zmęczona po dniach, tygodniach czy miesiącach objadania się,
postanawiasz z tym raz na zawsze skończyć. Więc za fraki i do
pionu.
Ania, idzie mi tak dobrze, 4 małe posiłki, codziennie ćwiczenia,
kolacja o 19, zasypiam dosyć głodna, ale daję radę.
Twoja silna wola 213

(Dostaję zdjęcia tych posiłków, a tam kawałek żytniego chleba,


ciasteczko, trochę owoców i dużo dużo sałaty).
No, ale przecież jest dobrze. Na zaciśniętych zębach i na fali
entuzjazmu. Za każdym razem co raz trudniej na nią wskoczyć,
ale jak wskoczysz to się trzymasz.
A potem wszystko znowu, jak zawsze, nieodmiennie pada.
Na pysk.
Mówisz: Coś we mnie pękło. Objadam się czwarty dzień, tydzień,
miesiąc, rok (tak, tak) i nie mogę przestać.
I tutaj wyciągasz pewien wniosek.
Wniosek, który odpowiada za największą tragedią twoje-
go życia: Nie mam silnej woli.
A przecież jest dokładnie odwrotnie!
Właśnie dlatego, że masz jej więcej niż 99% ludzkości, dopro-
wadziłaś się do tej sytuacji!
Pomyśl, kto najdłużej wytrwał na diecie?
Kto został królową odchudzania?
Komu wszyscy prawili komplementy?
Kto nie zjadł ani grama słodyczy przez całe miesiące (lata)?
Kto zasuwał codziennie na siłownię? Z grypą, z anginą, ze zła-
maną nogą.
Kto wolał oblać sprawdzian, niż zjeść kolację, by móc się uczyć?
Kto wydłubywał skrupulatnie przez pół godziny rodzynki z bio
musli bez cukru?
Komu zaczęły wypadać włosy?
Kto stracił okres?
Kto wybrał kłamstwo zamiast posiłku?
Kto stał przez całą imprezę przy zastawionym stole bez skub-
nięcia nawet odrobiny?
Na kogo ludzie zaczęli patrzeć z przerażeniem?
Kto wylądował w szpitalu, zawalił rok, stracił związek, radość,
ochotę do życia?
214 VI. ZAPALNIKI

Kto mimo tego nie przestał?


Ty. Ty. Ty.
Ty dokonałaś nadludzkich wysiłków, by dopiąć swojego celu.
Co jak co, ale wolę to masz żelazną, najmocniejszą.
Tak wielką, że zdołałaś prawie (PRAWIE) przechytrzyć naturę.
Że organizm musiał wytoczyć naprawdę najcięższe działa i zmusić
Cię do jedzenia, żebyś nie zagłodziła się na śmierć!
Dziewczyno, przecież on się domagał JEŚĆ miesiącami,
czy nawet latami. Dzień w dzień, godzina po godzinie, minuta
po minucie, non stop. A Ty nic.
Powiedziałabym: Czapki z głów.
Problem tylko, że wybrałaś zły cel i złe środki do niego.
A więc te czapki, smętnie wędrują w dół. Jak na jakimś
pogrzebie.
Na szczęście Twój organizm wygrał walkę o życie.
Zapytasz, gdzie te szczęściary, którym się cholera udało wy-
grać bitwę z naturą?
Odpowiedź jest jedna: Na cmentarzu.

*
Ale Ty wyciągnęłaś z tego wszystkiego koszmarnie błędne
wnioski.
Lekcja, którą daje Ci Twoje ciało nie brzmi: Nie masz silnej woli,
ale: Każda dieta prowadzi do objadania się.
Już o tym pisałam i w poście o wahadle i w pamiętnym poście
o Newtonie.
To wszystko czyste prawa fizyki.
Przypomnijmy w skrócie III zasadę dynamiki:
Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierun-
ku, lecz przeciwnie zwrócona.
To także tyczy się dynamiki bulimii i kompulsywnego objadania się.
Każda dieta ma swój odpowiednik w obżeraniu się.
Zapalniki 215

Tydzień diety – tydzień obżerania się,


Miesiąc diety – miesiąc obżerania się.
Deficyt 10000 kcal w tydzień – pożarte 10000 w jeden dzień.
W naturze nic nie ginie, a wszystkie rachunki zgadzać się
muszą.
A więc nie, nie masz słabej woli. Masz tą wolę niechcący nakie-
rowaną przeciwko sobie. Robisz z niej zły użytek.
Trzymasz nóż za ostrze.
Chciałaś zrobić coś absolutnie szalonego, bez precedensu;
chciałaś dobrowolnie wyrzec się jedzenia, czyli czegoś, co jest
niezbędne do życia – tak jak oddychanie, picie i sen.
To wbrew milionom lat ewolucji, wbrew naturze, wbrew życiu
jako takiemu.
To się nie ma prawa udać – dzięki Bogu – nigdy.
Zapamiętaj raz na zawsze: każda próba diety, wcześniej
czy później zostanie zmiażdżona. Każda najsilniejsza wola wycelo-
wana przeciwko potężnej naturze, złamana.
Nawet tak niesamowicie silna jak Twoja.
(Maj 16, 2017)

Widzisz już problem? Jakie jest więc rozwiązanie? Nauczyć się


właściwie używać zasobu silnej woli.

Pierwsze co musisz o niej wiedzieć to, że nie jest to zasób


niewyczerpany.
Silna wola jest jak konto w banku. Codziennie od nowa wpły-
wa na nie 1000 zł, które możesz wykorzystać tylko danego dnia.
Każda czynność, która wymaga jej użycia wyczerpuje te środki.
Zobaczmy, jak wyglądał dzień, w którym nie wszystko poszło
tak jak byś chciała. Zaczęło się od tego, że rano powstrzyma-
łaś się od posłodzenia kawy, co kosztowało Cię 100 zł (to było
216 VI. ZAPALNIKI

trudne, bo zawsze słodziłaś). W pracy koleżanka częstowała Cię


cukierkiem, ale odmówiłaś – kolejne 100 zł. Potem zapytała
jeszcze dwa razy (200 zł). Nielubiany kolega powiedział Ci coś
niemiłego, ale silną wolą powstrzymałaś się przed komentarzem
(100 zł). Na lunch najchętniej zjadłabyś pizzę, ale zamówiłaś sa-
łatkę (100 zł). Wracasz zmęczona i poirytowana do domu, a tu
na środku stołu leżą Twoje ulubione ciastka. Postanawiasz ab-
solutnie ich nie ruszać, ale za każdym razem, gdy wchodzisz do
kuchni, musisz używać silnej woli, by po nie nie sięgnąć. Raz,
drugi, trzeci, czwarty… za piątym razem rzucasz się na nie i po-
żerasz nie tylko ciastka, ale także wymiatasz pół lodówki! Co się
stało? Wyczerpałaś swój limit na koncie! Gdy weszłaś do kuchni
po raz piąty i sięgnęłaś po silną wolę, by po raz kolejny oprzeć się
pokusie, a tam już nic nie było. Niestety, ten bank pożyczek nie
udziela. Rozumiesz już jak to działa?

To samo stanie się, jeżeli wprowadzisz do swojego dnia dzie-


sięć nowych nawyków na raz: od teraz uczę się nowego języka,
jem zdrowo, nie podjadam, wracam na siłownię (każdego dnia
przynajmniej godzina), do tego czytam codziennie minimum
50 stron książki….
Bum! Konto silnej woli jest puste jeszcze przed wieczorem.

Co na to poradzić? Stosować metodę małych kroków, o której


zaraz opowiemy oraz nie „szastać pieniędzmi”!

Tak, są ludzie, którzy uczą się języków, jedzą zdrowo, pracują,


trenują i czytają. Nieskromnie pochwalę się, że ja do nich należę.
Ale przecież nie doszłam do tego w ciągu jednego dnia. To zajęło mi
długie miesiące, lata: najpierw jeden nawyk, potem drugi, trzeci…
To jest tak, jak z podnoszeniem co raz cięższej sztangi. Nikt
o zdrowych zmysłach nie nałoży na nią od razu kilkudziesięciu
Zapalniki 217

kilo, oczekując że będzie podrzucał nią jak piórkiem. Każdy wie,


że obciążenie dodaje się tylko wtedy, kiedy mięśnie będą na to
gotowe. Robi się to powoli i systematycznie. Jeżeli spróbujesz
dźwignąć ciężar ponad swoje siły, doznasz kontuzji. I kogo bę-
dziesz o to winić? Sztangę (brak silnej woli), czy raczej swoją na-
iwność i nieprzygotowanie? O ile w kwestii treningów siłowych,
sprawa jest jasna, tak w życiu mamy skłonności do obwiniania
sztangi.

Jeżeli wrzucisz na swoje słabe jeszcze barki za dużo, przetrenu-


jesz się i zniechęcisz. Rób to stopniowo.
Dobra wieść jest taka, że po jakimś czasie nowe zadania, które
do niedawna wymagały skupienia i wysiłku, stają się nawykami
i już nie obciążają silnej woli. Nawyk to jedno słowo, które uj-
muje złożoną strategię mózgu do adaptacji i przetrwania. I jemu
właśnie przyjrzymy się w kolejnym rozdziale.

Poznałaś już wszelkie pułapki i przeszkadzajki na drodze do


zdrowia oraz dowiedziałaś się jak sobie z nimi radzić. Wymieńmy
je teraz jeszcze raz:

– Zapalniki jedzeniowe;
– Absurdy;
– Zapalniki emocjonalne;
– Myślenie czarno-białe;
– Wyjścia i imprezy;
– Dziura czasowa;
– Zniechęcenie;
– Sabotaż i wymówki;
– Nieumiejętne obchodzenie się z silną wolą.
VII. NAWYKI

C o to jest nawyk i do czego służy?


Pamiętasz, jak gdy byłaś mała, rodzice kazali Ci myć zęby?
Opierałaś się i wykręcałaś jak tylko mogłaś: Mamo, a mogę dzisiaj nie
myć? Tato, a dlaczego tak długo? Muszę pięć minut? Przynajmniej ja się
tak wykręcałam, bo nienawidziłam tego szczerze – nudne i męczące.
A teraz? Czy wyobrażasz sobie NIE umyć zębów? Czy w ogóle
myślisz o tym świadomie? Czasami pewnie nawet nie pamiętasz,
kiedy to zrobiłaś. Albo taki prysznic: czy musisz świadomie myśleć
o jego wzięciu? Nie, po prostu pod niego wchodzisz każdego ranka.

Jeżeli robisz coś wystarczająco długo, to staje się nawykiem. W ten


sposób mózg oszczędza energię i robi miejsce na inne nowe umiejęt-
ności, których chętnie się nauczy. Gdyby nie to, nasza pamięć byłaby
notorycznie zapchana. Musiałabyś myśleć za każdym razem jak za-
wiązuje się sznurówki, jak robi się owsiankę, jak uruchamia się samo-
chód i gdzie jest pedał gazu. Życie byłoby koszmarem! Na szczęście,
(a czasami i nieszczęście), mamy nawyki. Oto jak one działają:

J a, Nawyk
Cześć, pozwól, że się przedstawię.
Nazywam się Nawyk i jestem Twoim najdawniejszym towarzy-
szem. Znamy się od kołyski, ale nigdy tak naprawdę nie miałaś
okazji świadomie mi się przyjrzeć.
220 VII. NAWYKI

Zawsze chowałem się przed Tobą w słowach: Bo ja już tak mam,


To dla mnie za trudne, Nie jestem dobra w…
Zadomowiłem się też w takich stwierdzeniach: Potrafię…, Mam
talent do…, Pokochałam bieganie.
Zawsze byłaś w stanie mnie dostrzec i rozpoznać, ale nie znałaś
mojej prawdziwej natury. Dlatego nie zawsze mogłaś mnie zmienić.
Teraz postanowiłem się ujawnić i zdradzić przed Tobą swoje
sekrety.
Zrobię to raz, w tym właśnie poście. A więc uważaj, żeby nie
przegapić ani jednego słowa. Od tego, nie bez przesady, zależy
Twoje dalsze życie.
Nie jestem ani dobry, ani zły, tak jak nóż nie jest ani dobry, ani
zły. Możesz nim albo pokroić chleb, albo zabić. Ja mam taką samą
naturę.
Jeżeli zaprzęgniesz mnie do pracy na swoją korzyść, będę
Twoim największym sprzymierzeńcem. Jeżeli nauczysz mnie Cie-
bie niszczyć – zniszczę Cię do końca.
Nie będzie mi przykro. Nie mam swojego własnego rozumu,
nie mam więc sumienia. Rozum i sumienie to rzecz ludzka –
Twoja. Ja jestem tylko Nawykiem i nie wiem, co dobre, a co złe.
Ślepo powtarzam to, czego mnie nauczyłaś; w tym jestem
niezrównany.
Możesz być pewna, że jakiekolwiek dasz mi zadanie, wykonam
je co do joty: Poranne ćwiczenia? Robi się! Objadanie się do nieprzy-
tomności? Nie ma sprawy!
Oszczędzę tym samym Twój czas. Bez zbędnego namysłu wło-
żysz do ust szczoteczkę do zębów.
Papierosa też (A pamiętasz jak ohydnie smakował na początku?
Nie? To dobrze. Zadbałem i o to).
Oszczędzę Twoją energię. Nie będziesz musiała wywlekać swo-
jego ciała z ciepłego łóżka, po to, by przebiec kilka kilometrów. Ja
zrobię to z radością za Ciebie.
Samodyscyplina i samokontrola 221

Nie będziesz musiała martwić się o ilość cukru w twojej herbacie.


Nawet gdy się zagapisz, ja upewnię się, że są w niej dwie łyżeczki.
Nawykowo uśmiechnę się do Twojego partnera, nawykowo
na niego warknę.
Zrobię dokładnie to, czego mnie nauczysz. Powtórz tylko kilka
razy, to wystarczy. Raz zasiany, zapuszczę korzenie, rozwinę się
i urosnę w siłę. Niepodlewany – uschnę i zginę.
Jeżeli myślisz, że jestem nieważny, mylisz się. Jestem wielki
i potężny.
To ja jestem odpowiedzialny za spektakularne kariery ludzi
sukcesu. To ja mam na sumieniu niepowodzenia, tych którym się
nie powiodło. I to ja jestem siłą, która pokieruje także Twoim
życiem. To ja wyniosę Cię na szczyt lub strącę w najczarniejszą
otchłań.
Jak wolisz i wedle życzenia. Jestem do usług.
Przestań uczyć mnie złych rzeczy – zacznij dobrych. Użyj mnie
mądrze, nie igraj ze mną, nie bagatelizuj mnie.
Czy mogę Ci coś obiecać? Tak, jedną rzecz – nigdy, przenigdy
Cię nie opuszczę.
(Maj 24, 2016)

Jak więc przeciągnąć potężny nawyk na swoją stronę? Za po-


mocą dwóch lin holowniczych:

Samodyscyplina i samokontrola
Jak wynika z moich obserwacji, Wilczyce często cierpią na tak
zwany słomiany zapał. W przypływie entuzjazmu postanawiamy,
że od teraz wszystko zmienimy. Idzie dobrze przez tydzień, dwa,
trzy, miesiąc… a potem kończy się jak zwykle.
222 VII. NAWYKI

Żeby tak nie było potrzebne jest nam właściwe działanie (jeże-
li uważnie czytałaś tę książkę, to wiesz już jakie) oraz dyscyplina,
aby z sukcesem wprowadzić je w życie. Motywacja nie wystarczy
– to tylko płomień szybko podpalający do działania, ale równie
szybko gasnący. Dyscyplina zaś, jest jak piecyk, który rozgrzewa
się długo, ale długo też trzyma ciepło. To ona i tylko ona tworzy
nawyki. Pamiętaj, od ich jakości, zależy jakość naszego życia.

Samodyscyplina to sztuka robienia tego, na co nie mamy


ochoty. Samokontrola to sztuka nierobienia tego, na co ochotę
mamy.

Przykład? Sobota wieczór, jesteś sama w domu. Nudzi Ci się.


Masz ochotę pójść starym, łatwym, utartym szlakiem; czyli do
lodówki i z powrotem. Jednak nie robisz tego. W zamian robisz
coś trudniejszego, coś na co nie masz ochoty: nakładasz buty
do biegania i wychodzisz na półgodzinną rundkę wokół osiedla.
Jedna siła ciągnie, druga pcha i tak Twoje życie nabiera kształtu.
Pamiętaj, jeżeli przestaniesz robić, to na co masz ochotę (leżeć
i jeść), będziesz mogła robić to, co chcesz (na przykład biegać
maratony).

Zacznij od umawiania się ze sobą i stawiania się na te spotka-


nia. Jeżeli chcesz mieć nawyk regularnych ćwiczeń, wpisz w swój
kalendarz trzy-pięć treningów w ciągu tygodnia (nie dwadzieścia
i nie jeden). I traktuj je jak każde inne spotkanie; obowiązkowe
zajęcia, prezentację, którą prowadzisz, randkę z chłopakiem.
Jeżeli coś Ci wypadnie i nie będziesz mogła przyjść, zadzwo-
nisz i usprawiedliwisz się, prawda? Nigdy nie zrobisz tak, że po
prostu sobie nie przyjdziesz. Tak postępując zostałabyś bez przy-
jaciół, chłopaka i pracy. A dlaczego robisz tak w stosunku do
samej siebie?
Samodyscyplina i samokontrola 223

Jeżeli nie możesz się pojawić, to lepiej, żebyś miała ważny powód
ku temu. Wyślij wtedy do siebie wiadomość z przeprosinami
i nowym terminem spotkania (mówię serio), a potem zjaw się na nie.

Bo od kogo przede wszystkim powinnaś oczekiwać szacunku


i słowności, jak nie od osoby, z którą spędzasz 24 godziny na
dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku?

Małe kroczki
Dyscyplinę można w sobie wypracować małymi krokami. Od-
kryłam to w przededniu mojego wyjścia z bulimii. W ręce wpadła
mi malutka książeczka pod tytułem „Filozofia Kaizen. Jak mały
krok może zmienić twoje życie” Autorstwa Roberta Maurera.
I tak jak obiecywał tytuł, zupełnie zmieniłam moje podejście do
nawyków. Kiedyś, brałam wszystko na klatę na raz. A raczej…
pomysł zrobienia czegokolwiek tak mnie przerażał, że sparaliżo-
wana nie robiłam nic. Założę się, że czujesz to samo; musisz tyle
zmienić w swoim życiu, że na samą myśl jest Ci słabo. I tu wła-
śnie z pomocą przychodzi właśnie ta metoda. Jej filozofię można
streścić w kilku słowach: Każda, najdalsza nawet podróż, zaczyna
się od pierwszego kroku. Nie musisz widzieć przed sobą całej drogi;
ważne, że zrobisz pierwszy krok. A potem następny i następny…

Opowiem Ci jak to było ze mną: Jeszcze kilka lat temu byłam


zupełnie inną osobą. Miałam bardzo zaawansowane zaburzenia
odżywiania, ważyłam stanowczo zbyt dużo, paliłam paczkę pa-
pierosów dziennie, piłam alkohol, objadałam się, byłam ciągle
spłukana… Widzisz ten obraz, prawda? Nie ma się on nijak do
tego, kim jestem dzisiaj.
Wiedziałam, że mam ogromny problem i jeżeli go nie roz-
wiążę, naprawdę marnie skończę. Ale od czego zacząć? Najpierw
rzucić palenie? A może alkohol? A może pozbyć się mojego wilka?
224 VII. NAWYKI

Któregoś dnia czara goryczy przelała się jednak i postanowiłam,


że dosyć użalania się nad sobą; zrobię cokolwiek, co przybliży
mnie do celu! Wtedy wpadłam na pomysł, by zacząć biegać. Pa-
miętam, że był początek stycznia. Śnieg i mróz, a ja założyłam
trampki, skompletowałam garderobę i ruszyłam. W trampkach
po śniegu! Przebiegłam może trzysta metrów, gdy poczułam, że
muszę zawracać, bo w przeciwnym razie padnę z wyczerpania
i na wiosnę odnajdą moje zwłoki. Wróciłam zziajana, ale po raz
pierwszy od lat z myślą: Zrobiłam coś fajnego dla siebie. To było
zupełnie inne uczucie niż na przykład wydanie „na siebie” kasy
w postaci zakupu kolejnej niepotrzebnej bluzki.

To był właśnie ten pierwszy mały krok. Gdyby ktoś mi wtedy po-
wiedział, że za kilka lat przebiegnę maraton – parsknęłabym śmiechem.

W tamtym momencie nie wiedziałam, dokąd zaprowadzi


mnie ta droga, na którą właśnie wchodziłam. Wiedziałam tylko,
co zrobić dzisiaj: założyć trampki i biec. Nawyk biegania, pocią-
gnął za sobą kolejne: postanowiłam rzucić palenie, ograniczy-
łam alkohol, a potem poczułam, że może czas zrobić coś z moim
koszmarnym nawykiem obżerania się…
I tak to się potoczyło. Cały proces zajął mi kilka lat, ale gdy-
bym nie wyszła tamtego ranka w trampkach na śnieg, może nie
zacząłby się on w ogóle.

To jest właśnie siła Kaizen; nie rewolucja, która kończy się


upadkiem (jak uczy nas historia), ale mały, powtórzony setki razy
krok w dobrym kierunku.

Chcesz zacząć oszczędzać? Odkładaj dwa procent swojego


miesięcznego dochodu. Z miesiąca na miesiąc podnoś poprzecz-
kę, aż dojdziesz, powiedzmy, do piętnastu procent.
Ułatw to sobie 225

Chcesz zacząć ćwiczyć? O zaplanowanej wcześniej godzinie


rozłóż matę na podłodze, wskocz w sportowy strój i odpal do-
wolny program treningowy z YouTube. Zacznij od 10 minut
ćwiczeń. Jeżeli nie dajesz rady – ćwicz przez 5 minut, ale
następnego dnia o tej samej porze zrób to samo, wydłuża-
jąc czas do 6 minut, by jeszcze następnego zwiększyć go do
8 minut. W taki sposób osiągniesz prędzej czy później każdy
cel, a z czasem i mistrzostwo. Przecież każdy mistrz był kiedyś
nowicjuszem.

Tylko mi nie mów: „Eeee, a ile to będzie trwało? Chyba z rok!


Bez sensu!”. Powiedz mi, ile będzie trwał rok, gdy nie zaczniesz
ćwiczyć, oszczędzać czy doskonalić się w jakiejś innej dziedzinie?
Uwaga, szok: także 365 dni! Czas płynie niezależnie od tego, czy
leżysz przed telewizorem, czy robisz coś ze swoim życiem. Od
Ciebie zależy, czy zainwestujesz go w siebie, czy pozwolisz mu
przecieknąć przez palce.

Od czego zaczniesz? Może od dużego, wartościowego śniada-


nia? Co Ty na to?

Ułatw to sobie
Powiedzmy, że postanowiłaś zacząć regularnie ćwiczyć. Dopóki
nie będzie oznaczało to katowania się, jest OK. Ale popełniasz
mały błąd; kupujesz karnet na siłownię znajdującą się na dru-
gim końcu miasta. Przychodzi czas, kiedy wypadałoby z niego
skorzystać. Zaczyna się: trzeba się ubrać (1), wyjść z domu (2),
skierować się na przystanek (3), poczekać na autobus (4), wsiąść
do autobusu (5), dojść z przystanku na siłownię (6), przebrać się
w szatni (7). Zanim do tego dojdzie, stajesz się tak wykończona
226 VII. NAWYKI

psychicznie, że nie chce Ci się ćwiczyć. Następnym razem bę-


dziesz odwlekać w nieskończoność wyjście z domu, a po mie-
siącu karnet wyląduje w koszu. Oczywiście przesadzam, nie
osiągniesz takiego stanu po jednej wyprawie na koniec miasta.
Możliwe jednak, że z dnia na dzień będzie Ci się chciało co raz
mniej i mniej i mniej…

Zlituj się nad swoimi ograniczonymi pokładami silnej woli


i wybierz siłownię pod domem. Jeżeli nie masz takiej możliwo-
ści, dlaczego nie zrobić czegoś jeszcze prostszego? Trzymaj matę
i ciężarki w łatwo dostępnym miejscu – matę rozwijasz jednym
ruchem, wskakujesz w sportowe ciuchy i w 30 sekund jesteś
gotowa do ćwiczeń. Ja ćwiczyłam tak przez kilka lat, zanim na
dobre poszłam do klubu fitness.

Tę sama technikę możesz zastosować do wyrobienia w sobie


innych nawyków. Załóżmy, że rozsądnie postanowiłaś zaprze-
stać jedzenia słodyczy na czas rekonwalescencji od objadania się.
Kiedy będzie to najłatwiejsze? Kiedy nie będziesz trzymać ich
w domu. Zupełnie inaczej, gdy czekolada leży sobie w szafce lub
co gorsza na wierzchu i woła Twoje imię, a inaczej kiedy trzeba
się ubrać i pójść po nią do sklepu. Tak, wiem, jeżeli napada Cię
kompulsja, jesteś w stanie pojechać po czekoladę na koniec świa-
ta, jednak jeżeli zaczniesz jeść tak jak radzę; jedzenie w większo-
ści nieprzetworzone i zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem, ten
przymus nie będzie aż tak silny.

Teraz masz już podstawy, by zacząć formować swoje nowe,


lepsze nawyki.
Przez kolejny miesiąc zapisuj swoje postępy. Wystarczy 21 dni,
żeby wydeptać nową „ścieżkę neuronową” w mózgu. Oczywi-
ście ścieżka to jeszcze nie autostrada, ale od czegoś trzeba zacząć.
Kieruj się zdrowym rozsądkiem 227

W tym celu pobierz darmowy formularz zmiany z bloga wilczo-


glodna.pl. Według najnowszych badań 65 dni trwa zakorzenie-
nie nawyku na dobre. Reszta zależy od Ciebie.

Kieruj się zdrowym rozsądkiem


Gdy byłam mała, mieliśmy w domu książeczkę pod tytułem „Sto
diet”. Lubiłam do niej zaglądać, bo zamieszczono w niej zabawne
rysunki – na jednym pani niemogąca dopiąć sukienki sylwestro-
wej za pięć dwunasta, na kolejnym dziewczyna stojąca po pas
w marchewkach, ilustrująca dietę marchewkowo-grejpfrutów.
Bawił mnie ten pomysł. Dlaczego akurat te dwie rzeczy? Myśla-
łam, że to żart.
Niestety, po wejściu w wiek dojrzewania, ten pomysł nagle
wydał mi się całkiem atrakcyjny. Jakimś cudem dałam się prze-
konać, że jedząc wyłącznie marchewki, stanę się smukła i szczę-
śliwa. Przecież napisali ją specjaliści od żywienia. Skutki okaza-
ły się opłakane. Więc i ja płakałam, doświadczając efektu jo-jo.
Doszłam do wniosku, że skoro nie schudłam, jedząc niskokalo-
ryczne marchewki, to coś jest ze mną nie tak. Trzeba jeść mniej,
trzeba jeść watę i popijać octem, trzeba wymiotować…
Tymczasem to nie ze mną było coś nie w porządku, tylko z tą
dietą. Jej zalecenia były absolutnie pozbawione sensu i groźne
dla zdrowia. Uważam, że na takich książkach powinno znaleźć
się ostrzeżenie w stylu tego z paczek papierosów: „Dieta zabija”.
Dziwię się, dlaczego tak mało osób to dostrzega. Jak to w ogóle
możliwe, że będąc rozwiniętym, zorganizowanym społeczeń-
stwem, przestaliśmy słuchać głosu rozsądku, a zaczęliśmy wie-
rzyć książeczką typu „Sto diet”? Może gdyby nazwać ją właściwie:
„Sto sposobów na rozregulowanie swojego organizmu i nabawie-
nie się problemów zdrowotnych” – stalibyśmy się ostrożniejsi?
228 VII. NAWYKI

Chciałabym Cię o coś prosić; jeżeli kiedykolwiek usłyszysz


o nowej, rewelacyjnej diecie, dzięki której schudniesz 10 kg
w miesiąc, przypomnij sobie, opowieść o marchewkach i grejp-
frutach. Nieważne, czy zachwala ją koleżanka, czy specjalista od
spraw żywienia – po prostu zignoruj tę informację. Zamiast tego
kieruj się zdrowym rozsądkiem, Twoim wewnętrznym kompa-
sem, w który wyposażyła nas Matka Natura. Ona jest niezwykle
racjonalna. Nie marnuje energii na rozwiązania, które nie dzia-
łają. Gdyby marchewki stanowiły jedyne najbardziej właściwe
pożywienie dla rasy ludzkiej, jestem pewna, że zjadalibyśmy je
sami z siebie na tony. Jednak skoro po trzeciej marchewce mdli
Cię i nie masz ochoty na więcej, to dobitny znak, że nie jest to
najlepszy pomysł.

Tak samo podejdź do nieracjonalnych zaleceń od dietetyka czy


trenera personalnego. Nie każdy kto posiada tytuł, jest dobrym
specjalistą. Jeżeli ktoś każe Ci jeść tyle co niemowlę – 1000 kalo-
rii lub przedszkolak – 1600 kcal i do tego intensywnie ćwiczyć,
niech zapali Ci się czerwona lampka. Musisz nauczyć się myśleć
samodzielnie i podważać nawet najtwardsze autorytety pytaniem
„Czy to jest rozsądne?”. Jeżeli nie, nie rób tego.

Szybkie interwencje
Jeżeli zastosujesz się do moich rad, myśli automatyczne wywołu-
jące napady objadania się zbledną, a potem znikną. Jednak zanim
to nastąpi, możesz czasami popełnić jeszcze jakiś błąd i w efekcie
wywołać w sobie potężne pragnienie kompulsywnego jedzenia.
Co wtedy?
Pierwsze pytanie, jakie musisz sobie zadać to: Czy to „atak”,
czy po prostu głód?
Technika fali 229

Może po prostu za mało zjadłaś tego dnia i Twój organizm


domaga się energii? Może nazywasz to atakiem, ponieważ prze-
kroczyłaś z góry założoną dawkę kalorii, a Twój organizm ma
jednak na ten temat inne zdanie i uparcie domaga się jedze-
nia? Jeżeli tak jest, spokojnie skomponuj wartościowy posiłek,
usiądź przy stole i zjedz go bez wyrzutów sumienia. Zaspo-
kój głód, on sam z siebie nie minie. Tak samo jak nie minie
zmęczenie, jeżeli się nie wyśpisz. Będzie się tylko kumulować
i kumulować.

Jeżeli jednak jesteś pewna, że to nie głód, a wilk, mam dla


Ciebie kilka technik interwencyjnych, które pomagają w naj-
cięższych momentach.

Technika fali
To prosta technika na odsunięcie od siebie uporczywych myśli
automatycznych.

Jakie jest jej główne założenie? Kompulsja rodzi się jako myśl.
Myśl nie może zrobić Ci krzywdy. Nie jest ona realnym im-
pulsem do działania, nie posiada żadnego znaczenia. To tylko
„źle zakodowane” informacje pochodzące z Twojego gadziego
mózgu. One nawet nie pochodzą od Ciebie! Ta chęć pojawia
się jak fala: wzbiera, szczytuje i znika. No bo przecież nie będzie
trwała wiecznie, prawda?

Przypomnij sobie sytuację, gdy planowałaś się objeść, ale


nagle ktoś zadzwonił lub coś niespodziewanego odciągnęło Cię
od lodówki. Po jakimś czasie przypomniałaś sobie, co zamie-
rzałaś zrobić, ale sama ochota już zniknęła. Tak może być za
230 VII. NAWYKI

każdym razem. Obserwuj swoją falę, jakbyś stała z boku. Nie


oceniaj, nie reaguj.
Żeby sobie to ułatwić, zajmij się czymś. Nie siedź bezczynnie.
Możesz wyjść z domu lub zadzwonić do kogoś, odpowiedzieć na
e-mail czy posprzątać na biurku.
Dziel czas na małe porcje: „Ah! Jeszcze tylko zrobię herbatę”,
„Zaraz, jeszcze tylko wyjdę z psem”, „Jeszcze chwileczkę”. Wy-
szukuj sobie zajęcia, odrywaj się myślami. Oddychaj, bądź, ale
nie reaguj. Surfuj na fali zgrabnym ślizgiem, dopóki nie opadnie.

Zadanie:
Przećwicz technikę fali przy nadarzającej się okazji.
Zastanów się i zapisz, w jakich jeszcze przypadkach możesz ją
stosować? Może gdy ktoś Cię zdenerwuje? Pomyśl nad tym. Za
niektórymi impulsami nie warto podążać.

Rozmowa ze sobą
Zwróć uwagę, że często myśli o nadmiernym jedzeniu pojawiają
się w II osobie liczby pojedynczej: „Zjedz, najedz się, no żryj
i tak jesteś beznadziejna”.
To kolejny dowód na to, że te myśli nie pochodzą od Ciebie
– świadomej części Twojej istoty, ale z zupełnie innych rejonów
mózgu. Ty nie jesteś tymi myślami. One są sprzeczne z tym,
czego chce prawdziwa Ty. No bo przecież, logicznie myśląc, nie
zamierzasz spędzić swojego życia jedząc, prawda?

Tak jak pisałam w moich wcześniej zacytowanych postach;


z tymi komunikatami się nie dyskutuje, je się ignoruje. Ale to
wcale nie znaczy, że Ty nie możesz dać sobie werbalnego wsparcia.
Zacznij od tego, że na głos wypowiesz to co się teraz dzieje, np.:
Wyobraź sobie tę sytuację z perspektywy kogoś innego 231

Mój źle zaprogramowany gadzi mózg domaga się w tym mo-


mencie trzeciej dokładki obiadu, podczas gdy ja, (imię i nazwi-
sko), jestem najedzona.
Ja, (imię i nazwisko), nie potrzebuję kolejnej kostki czekolady,
jeden rządek wystarczy.
Ja, (imię i nazwisko), jestem wartościowym, silnym człowie-
kiem, który dokonuje dobrych wyborów.

Tak ze sobą rozmawiaj. Mów do siebie rzeczy, jakie mówiłabyś


komuś, kogo kochasz. Możesz też pójść o krok dalej:

Wyobraź sobie tę sytuację


z perspektywy kogoś innego

Może to być punkt widzenia Twoje przyjaciółki, mamy, albo


zwierzątka domowego. Zobacz jej (jego) oczami co teraz robisz.
Miotasz się po domu, płaczesz, przeklinasz, jesteś smutna… Zo-
bacz jak to absurdalnie wygląda!
To zadanie, które często zadaję swoim podopiecznym na
mentoringu. Kiedy zdołasz stanąć niejako obok siebie, zoba-
czysz, że to co Cię spotyka nie jest aż takim dramatem, jak Ci się
wydawało.
Wyobraź sobie też co byś powiedziała swojej bliskiej osobie,
gdyby przyszła do Ciebie z takim problem: „Jejku co mam robić?
Tak długo dobrze mi szło, a teraz zjadłam czekoladę i wszyst-
ko przepadło!”. Domyślam się, że nie powiedziałabyś, tego, co
często mówisz sobie: „No tak, masz rację, to koniec!”. Raczej
zapewniłabyś ją, że nic wielkiego się nie stało. Tak samo postępuj
w stosunku do siebie, bo naprawdę to nie koniec świata. To tylko
z Twojego punktu widzenia tak wygląda.
232 VII. NAWYKI

Zadanie pisemne:
Co myśli o Tobie w tym momencie Twój pies (kot, chomik)?
Tak, piszę to zupełnie na serio. Samo wprowadzenie odrobiny
humoru pozwoli ci dostrzec, że jest z tego wyjście.

Zmień kanał
Wyjdź na spacer (bez portfela), zadzwoń do kogoś, zmień kanał
tego „radia”. Dla mnie pomocne było dzwonienie do siostry. Ona
zawsze ma coś do opowiedzenia, a do tego dużo i chętnie się śmieje.
Po prostu przestawiałam swoją głowę z „tak mi źle” na coś innego.
Zauważ, że nie możesz być w obydwu stanach emocjonalnych
na raz – smutna i wesoła. Postaraj się więc go zmienić. Co ważne,
każda taka zmiana nastroju, inna reakcja, na bodziec „objedz się”,
to trening dla twojego mózgu, uczący by podążać nową ścieżką.

Zadanie:
A jakie są Twoje sposoby na zmianę nastroju? Pomyśl i zapisz
je. Przypomnij sobie dlaczego to robisz – dla prawdziwej siebie,
która w końcu chce mieć normalne życie.

Wpadki
Czasami mimo największych starań, zdarzy się tak zwana wpad-
ka. Jako że byłaś w błędnym kole przez lata, stary schemat działa-
nia będzie się jeszcze czasami uruchamiał. Może się zdarzyć i tak,
że ulegniesz.
Uwierz mi, mnie też się to zdarzało. Jeszcze po napisaniu
pierwszej wersji tej książki, miałam kilka wpadek; zjadłam
o wiele za dużo, zjadłam kompulsywnie, nie powiedziałam
Wpadka 233

w porę „dosyć” albo dołożyłam sobie trzecią dokładkę, której


żałowałam. To bardzo demotywujące i nie raz płakałam, czułam
rozczarowanie samą sobą. Wtedy zawsze myślałam, że przecież
mam wybór – albo rzucam wszystko w diabły i wracam do sta-
rych przyzwyczajeń, albo idę dalej. Pamiętasz? Przecież porażka
to zwykłe potknięcie, które my same uznamy za ostateczne.
To jest tak jak ze wspinaczką na górski szczyt. Bywa, że po-
tkniesz się o kamień i upadniesz. Ale czy to znaczy, że spadłaś na
sam dół? Przecież już tyle się nauczyłaś, tyle razy powiedziałaś „nie”
swojemu nałogowi. To ciągle się liczy. Po prostu wstań i idź dalej.
A zanim pójdziesz, zadaj sobie trzy pytania:
• Gdzie popełniłam błąd?
• Czego uczy mnie to potknięcie?
• Co innego mogę zrobić następnym razem w podobnej sytuacji?
Zastanów się i zapisz swoje odpowiedzi.

Nie mów, że wszystko stracone, nie czyń swojej przyszłości za-


kładnikiem przeszłości. Nic, co jeszcze się nie wydarzyło nie jest
stracone. Ty masz kontrolę, nie Twój gadzi mózg. Ja też w końcu
miałam swój „ostatni raz”. Pozwól, że Ci o nim opowiem.

W padka
Często piszesz do mnie zrozpaczona: Znowu miałam wpad-
kę. Już myślałaś, że idzie tak dobrze, a tu upadek, klęska, porażka.
Wszystko przepadło!
Brzmi znajomo?
Kiedy przechodziłaś to ostatni raz? Wczoraj? W tym tygodniu?
W tym miesiącu?
Czas więc, bym opowiedziała Ci o moim największym potknię-
ciu, które przesądziło – jak widzę po latach – o wszystkim.
234 VII. NAWYKI

Chcę Ci pokazać, że ja naprawdę byłam kiedyś tam, gdzie Ty.


I to nie tak dawno temu.
Wczesna jesień 2015. Blog „Wilczo Głodna” rozkręca się już
teraz w szalonym tempie. Zaprasza mnie TEDx, telewizja, prasa.
Piszę swoją drugą książkę „To nie jest dieta”, a ilość maili od Was,
wzrasta lawinowo.
Wyszłam z bulimii i z rozmachem realizuję swoją życiową misję:
Pokazać innym kobietom, że one też mogą to zrobić.
A tu coś takiego…
Dzień był bardzo ciepły. W naszym przydomowym parku
odbywał się właśnie mały sąsiedzki festyn. Fajna muzyka, zapach
jedzenia, tłum ludzi, a w nim ja i grupka moich znajomych. Trochę
potańczyłam, wypiłam dwa piwa (jeszcze wtedy piłam alkohol),
pogadałam, posiedziałam na trawie i coś około północy postano-
wiłam zmyć się do domu.
Wracałam sama; przyjemny wieczór wypełniony odgłosami od-
dalającej się imprezy. Po drodze minęłam fryturę. To taki belgijski
fast food, serwujące frytki i inne smażone w głębokim tłuszczu
frykasy (lub jak kto woli – okropieństwa). Pyszny zapach pociągnął
w ślad za mną i tak jak w kreskówce, popukał mnie w ramię. Stary
Wilk podniósł przebudzony nagle łeb.
Głód, alkohol, samotność: pyk, pyk, pyk – trybiki w mojej
głowie przeskoczyły gładko na znajome pozycje. Co nam daje ta
konfiguracja? Atak objadania się, bingo!
I nogi same poniosły mnie przez próg skwierczącej olejem
budy.
Poproszę największą porcję frytek z majonezem – powiedziałam,
zupełnie nie poznając swojego głosu, i już za chwilę trzymałam
w rękach półkilową, tłustą, gorącą pakę.
Jadłam i równocześnie dziwiłam się tej scenie, jakby to dalej
był animowany film. Dlaczego nie gram w niej głównej roli? Kto
mnie wyrzucił ze scenariusza? Hej, halo!
Wpadka 235

Zrobiło mi się niedobrze, ale pchałam w siebie dalej; na siłę,


do bólu, bez sensu.
Wyżarłam wszystko, wyrzuciłam papier i zgięta wpół z przeje-
dzenia, wczołgałam się do mieszkania.
Ciemno i cicho; nikogo nie ma. Kolejny trybik wskoczył
na swoje miejsce.
Pozbądź się tego, przecież ledwo stoisz! Jeden raz nie zaszkodzi.
Dziewczyno, przytyjesz!!! – wyszeptał w mojej głowie schrypnięty
od długiego milczenia głos nałogu.
Ach, to znowu ty, poznaję cię, bo zawsze mówisz w drugiej
osobie!
Stałam pod kiblem, a NIE MÓJ głos kontynuował niczym ani-
mowany diabełek siedzący na ramieniu animowanej mnie:
No dalej – kusił – nikt się nie dowie, a ty zaczniesz jutro z czystą
kartą i czysty żołądkiem.
Nie zrobię tego, cmoknij się w dupę – Odpowiadałam mu głosem
lekko nietrzeźwego aniołka z drugiego ramienia.
Trwało to dobre piętnaście minut, aż poczułam, że w tej ciszy
jestem już tylko ja. Wilk sobie gada bla bla bla, ale ja go ignoruję,
tak jak lecącą w tle bajkę dla dzieci, z której wyrosłam. Słucham
tylko jednej czystej spokojnej myśli: Zjadłam za dużo, a to są kon-
sekwencje tego czynu. Nie uciekam od nich. Biorę je na klatę, mimo
bólu jaki czuję. Jestem odpowiedzialna za swoje życie.
Jeżeli teraz zostawię te bezsensowne, śmieciowe 1000 kcal
w swoim żołądku, nie będzie to miało żadnego znaczenia
za tydzień, za miesiąc czy za rok. Nie przytyję od takiego jed-
norazowego wyskoku. To się dosłownie rozejdzie po kościach.
Organizm da radę.
Jeżeli jednak wyrzucę to z siebie, będzie to miało znaczenie
i za tydzień i za miesiąc i za rok. Dlaczego? Bo możliwe że wrócę
do starych schematów, że wytłumaczę sobie że to nic złego…
jeszcze raz i jeszcze i jeszcze i jeszcze…
236 VII. NAWYKI

Możliwe, że będzie to miało wpływ na całe Twoje życie.


I co, tak wyrzucić wszystko, co osiągnęłam ze strachu
przed paczką frytek? O nie! Stać mnie na więcej!
I poszłam spać.
Następnego dnia czułam się koszmarnie, nie tak jakbym sama
rzygała, ale jakby ktoś dla odmiany wyrzygał mnie.
Wiedziałam jednak, że właśnie zdałam bardzo ważny test.
Nie, nie odniosłam porażki. Ja wygrałam.
Wilk ostatni raz kłapnął paszczą i wyniósł się, jak się potem
okazało, na dobre.
Ten moment zmienił wszystko.
Postanowiłam ograniczyć alkohol, a z czasem zrezygnowałam
z niego zupełnie. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę podchodzić
tak lekkomyślnie do sprawy posiłków; jeżeli idę na cały wieczór
na imprezę, zjadam porządną kolację.
Już nigdy więcej, po tym epizodzie nie objadałam się i wiem,
że więcej nie doprowadzę do takiej sytuacji.
Uważam, że właśnie ten moment, był równie ważny, o ile
nie ważniejszy, niż cała praca, którą do tamtej pory nad sobą wy-
konałam. Potknęłam się, ale nie upadłam.
To nie była moja pierwsza wpadka, ale przy tej było naprawdę groźnie.
A teraz pomyśl, że wybrałabym inaczej. Stchórzyłabym zwie-
dziona absurdalną wizją przytycia. Kto wie, może nie pisałabym
już dla Ciebie? Nie byłoby całej Wilczej społeczności i tego całego
dobra, które sobie dajemy.
Teraz patrzę w lustro i nie widzę tej paki frytek, ani na brzuchu,
ani na udach, ani na podbródku. Nie ważę dziesięciu kilo więcej,
dlatego, że ją zjadłam.
Te kalorie naprawdę nie miały żadnego znaczenia. Ale to co
z nimi zrobiłam, owszem – to miało znaczenie fundamentalne.
Wiem, że Ty też masz takie momenty; zmagasz się, potykasz,
upadasz, ale wstajesz i idziesz dalej.
Teraz Ty! 237

W głębi serca podejrzewam, że życie testuje w ten sposób


Twoje postanowienie zmiany i pyta raz po raz: Ale to Ty tak serio
z tym kończysz? Serio serio? A jak rzucę Ci taką kłodę pod nogi, to dalej
będziesz iść do „wyjścia”? A jak przywalę Ci z tej mańki, to też?
A Ty mów wytrwale: Tak tak tak i za każdym razem wybieraj mądrze.
Bo wiesz, co się liczy na koniec? To by wstać o jeden raz więcej
niż się upadło.
I iść jak gdyby nigdy nic.
(Wrzesień 26, 2017)

A kiedy nadejdzie Twój ostatni raz? Co powiesz na „już był”?

To tylko eksperyment
Jeżeli kompulsja będzie nieznośna, pomyśl sobie, że to, co ro-
bisz, to tylko eksperyment. „Teraz sprawdzam, jak to jest przeżyć
jeden dzień bez objadania się. Objem się jutro, kiedy już zakoń-
czę badanie”.
I oczywiście nie chodzi o to, abyś rzeczywiście się objadała.
Chodzi o przechytrzenie głosu nałogu: „Tak, tak zjem, ale nie
teraz, odczep się”.
I wiesz dlaczego z takim podejściem to nigdy się nie stanie? Bo
jutro jest zawsze jutro. Kiedy już nadejdzie, nazywa się dzisiaj.
A dzisiaj robię eksperyment.

Teraz Ty!
Jesteś już gotowa, aby rozpocząć nowy rozdział swojego życia;
życie bez wilka. Nawet jeżeli tkwiłaś w zaburzeniach przez całe
238 VII. NAWYKI

dekady, możesz – naprawdę możesz sobie z tym poradzić. Wła-


śnie zdobyłaś bezcenną wiedzę i praktyczne narzędzia, dzięki
którym to zrobisz. Zacznij więc działać już teraz. Nie czekaj na
lepszy moment, szczęśliwą datę, czy pomyślny układ gwiazd. Pa-
miętasz? „Teraz” to wszystko co jest. Nawet jutro, kiedy w końcu
przyjdzie, będzie się nazywało właśnie tak.

Zobaczysz jak z dnia na dzień staje się to co raz łatwiejsze,


co raz bardziej naturalne. Wkrótce cały ten ból zniknie, a Ty
zdasz sobie sprawę, że jesteś wolna. Wilk – obecny tak długo
w Twoim życiu, wyda Ci się złym snem. Ja nie potrafię sobie
nawet wyobrazić, jak to było. Tak wiele sytuacji nabrało nowego
kontekstu – samotny wieczór kojarzy mi się teraz z książką, a nie
z alkoholem i chipsami, spotkanie z siostrą to okazja do pogada-
nia, a nie zajadania ciastek, impreza to spotkanie z ludźmi, a nie
zastawiony stół. Nauczyłam się żyć na nowo w każdej tej sytuacji
i nawet przez myśl mi nie przechodzi bym mogła robić coś inne-
go. Wyćwiczyłam swojego „Gada”, by nie wysyłał mi fałszywych
impulsów do jedzenia. Nie są mi one do niczego potrzebne.
Już niedługo Ty też tego doświadczysz. Wierzę w to całym
sercem.

*
Chcesz mi opowiedzieć o swoich sukcesach? Utknęłaś w mar-
twym punkcie i nie wiesz, co dalej? Potrzebujesz indywidualnej
pracy ze mną na mentoringu, albo chcesz skorzystać z kursu on-
line? Napisz do mnie na: wilczoglodna@gmial.com. Odpowia-
dam na wszystkie maile.

Odwiedź moje strony:


Blog: wilczoglodna.pl
Kurs: kurs.wilczoglodna.pl

You might also like