Professional Documents
Culture Documents
Chłopi Dla 3 C
Chłopi Dla 3 C
Chłopi Dla 3 C
1968
KAZIMIERZ WYKA
Chłopi W ładysław a St. R eym onta (186’7— 1925) to w ielki zegar epicki,
do innych tego ty p u zegarów mało podobny. Chociaż, jak w tam tych,
stu k a ją w nim godziny, w yskakują ludzkie figury, znaki zodiaku i pory
roku. i obrzędy, i k rajobrazy, ten zegar chodzi i żyje ry tm em w łasnym .
N iekoniecznie harm o n ijn y m i gładkim . Poniew aż tw órca skom ponow ał
ów zegar epicki w latach 1901— 1908, a więc w epoce literackiej, o której
różni różnie sądzą, sporo w tym daw nym m echanizm ie zgrzytu stylistycz
nego, z w ielom a obrotam i pióra autora z tru d em się godzi czytelnik
współczesny.
W ygląda, że czytelnik polski tru d n ie j się z nim i godzi aniżeli cudzo
ziemiec. Dowodzi tego niesłabnące zainteresow anie Chłopami oraz ich
tw órcą — za granicą Ł, o wiele niklejsze — w Polsce. Chyba dlatego
czytelnik polski tru d n ie j się godzi, poniew aż m łodopolskie korzenie stylu
i języka Chłopów bardziej są widoczne w ich oryginale aniżeli w przekła
dach na obce języki. S tylistyczno-językow y nalot epoki byw a w nich
przytłum iony, co n ietru d n o w yjaśnić brakiem w danych literatu rach
tego u k ład u odniesienia i bardzo sprzecznych sądów, jaki dla polskiego
odbiorcy stanow i M łoda Polska i jej częstokroć kw estionow ana poetyka
i ekspresja.
Lecz ten m echanizm nie tak zgrzyta jak w szafach kurantow ych,
które w Panu Tadeuszu nakręca sta ry klucznik G erw azy: „Dziwaki stare
daw no ze słońcem w niezgodzie, Południe w skazyw ały często o zacho
dzie” . K tóż nie pam ięta w spaniałego zegara na sta ry m praskim ratuszu,
przed którym , ilekroć go się ogląda w złotej Pradze, p rzystajem y pełni
podziw u dla jego baśniow ej i naiw nej precyzji?
Ja k ten zegar, m echanizm a rty sty czn y Chłopów, chociaż czasem
Czy też jak poniższy fragm ent, o znaczeniu nie byle jakim dla po
wieści. W ten bow iem sposób n a rra c y jn y kończy się cały tom Zima
w m iejscu rów nie ku lm in acy jn y m , jak pow rót chłopów do wsi po w y
granej przez nich bitw ie o las:
Ludzie szli bezładnie, kupami, jak komu lepiej było, a lasem, bo środ
kiem drogi szły sanie z poranionymi, jaki taki jęczał i postękiwał, a reszta
śm iała się głośno, pokrzykując wesoło i szumnie. Zaczęli opowiadać sobie
różności, a przechwalać się z przewagi i przekpiwać z pokonanych, gdzie
niegdzie już i śpiew y zaczęły się rozlewać, ktoś znów krzykał na cały bór,
aż się rozlegało, a w szyscy byli jakby pijani trium fem , że niejeden zataczał
się na drzewa i potykał o lada jaki korzeń...
5 — P a m ię tn ik L iterack i 1968, z. 2
60 K A Z IM IE R Z W YKA
O p o w i a d a c z p r z e k s z t a ł c a s i ę w m i t o t w ó r c ę . P ójdź
my niezw łocznie ty m śladem . Jak ie m ity on k reu je lub do nich się
odwołuje? Na ta k postaw ione py tan ie odpowiedzi nie znajdziem y w omó
w ionych dotąd s tru k tu ra c h n a rracy jn y ch , chociaż pew ne z nich m ito-
tw órstw u służą. Nie znajdziem y też w pow ieleniu i naśladow nictw ie
istniejących system ów m itologicznych, naw et gdyby ono było tak tw ór
cze, jak np. w Nocy listopadowej W yspiańskiego. Cała kom pozycja
Chłopów jest szukaną odpowiedzią. Od początku do końca snujące się
w tym cyklu, nakładające się na siebie w zajem nie i sum ujące swoje
działanie na odbiorcę — PORZĄDKI W EW NĘTRZNE POW IEŚCI.
W Chłopach R eym onta w ystępują cztery porządki w ew nętrzne tego
dzieła. Po pierw sze — p o r z ą d e k ( t o k ) f a b u l a r n y ; po drugie
— porządek ( r yt m) p r a c l u d z k i c h n i e r o z e r w a l n i e
sprzęgniętych z przyrodą; po trzecie — p o r z ą d e k
( r y t m ) o b y c z a j ó w o-o b r z ę d o w o - l i t u r g i c z n y ; po czw arte
— p o r z ą d e k ( to k ) e g z y s t e n c j a l n y ż y c i a i ś m i e r c i .
Dwa spośród ow ych porządków m ają zarazem c h arak ter RYTMU, tzn. są
pow tarzalne i naw racają. Dw a inne m ają c h a ra k te r TOKU, tzn. dzieją
się w sposobie nieodw racalnym i niepow tarzalnym .
T erm in PO RZĄ DEK jest na pewno mało p recyzyjny i nie należy
do klasy term inów dokładnie opisujących budow ę dzieła literackiego.
T akich np., jak opow iadanie, opis, dialog, fabuła, n a rra to r itd. M usim y
jed n ak przy nim pozostać i uzasadnić w ybór. Potrzeba jego użycia po
chodzi głów nie stąd, że żaden z term inów ściślejszych nie daje się zasto
sować do zakw alifikow ania zjaw isk, któ re pragniem y w kom pozycji
Chłopów w skazać i nazwać. R eym ont nie w prow adza ,.opisów” jesieni,
zim y, deszczu i pogody dla sam ego tylko celu opisowego, lecz służą one
określonym zadaniom fu n kcjonalnym w obrębie jego dzieła. Nie każe
on sw ym postaciom prow adzić dialogów na tem at życia i śm ierci, lecz
łącznie z faktam i śm ierci K uby, B oryny i Ja g aty odpow iednie składniki
fab u ły u k ład a ją się w ciąg dający się w niej usam odzielnić i opisać.
Od stro n y budow y form alnej Chłopów term in PO RZĄ DEK może
być zatem trak to w an y jako bliskoznaczny tem u, co H enryk M arkiewicz
nazyw a „w ieloprzedm iotow ą fazą sy tu a c y jn ą ” 13. D okładniej należałoby
więc powiedzieć, że „w ieloprzedm iotow e fazy sy tu a c y jn e ” w ystępują
w Chłopach w sposób przem ienny. To jed n a z nich niknie, to inna
poczyna górować, ale jeśli je w yabstrahow ać od następstw a fabularnego,
d a ją się one ułożyć w cztery zaproponow ane porządki w ew nętrzne.
I w cale nie o to chodzi, ażeby to była — jak w każdej w ielow ątkow ej
powieści — przem ienność poszczególnych w ątków . R eym ont nie w pro
w adza — na chw ilę spróbujm y takiego użycia — „w ątku św iąt koś
cielnych”, „w ątku zabaw y i obyczaju ludow ego” , „w ątku pogody
i niepogody” etc. Sam a próba w prow adzenia słowa w ą t e k ukazuje
od razu jego niew łaściw ość. W łaśnie cała kom pozycja dzieła, z jego
fabułą w łącznie — jeżeli jej odjąć czasowe następstw o w ydarzeń —
daje się podzielić na tego rodzaju przem iennie naw racające układy,
porządki.
Tak więc porządek jest o k r e ś l e n i e m ł ą c z n y m , w którym
w skazuje się zarów no na składniki form alne budow y Chłopów, jak na
tem a t cyklu, dający się odnieść do życia chłopskiego i nadbudow anych
n ad nim w łasnych prześw iadczeń św iatopoglądow ych autora Przez po
rządek ostatecznie rozum iem y więc to, że „w ieloprzedm iotow e fazy
sy tu a c y jn e ” , przy czytaniu Chłopów w idoczne w układzie chronologicz
nego następstw a, w ram ach in te rp re ta c ji d ają się ułożyć w cztery syn
okazuje się w tedy jego przedmiotem. Zdarzenia tego typu mogą być lite
racko zdecydowane przez siłę wyższą, mogą m ieć źródło w sferze rzeczy
w istości m etafizycznej [...].
Źródłem zdarzeń w utworze literackim może być jednak człowiek. Jeśli
zdarzenie ma za źródło akt w oli człowieka, a przynajmniej jeśli wynika
z jego postawy wobec świata — nosi nazwę c z y n u ; człowiek jest wtedy
podmiotem zdarzenia 14.
I gdyby nie to, że sta ra A gata zm arła powróciw szy z w iosną do Lipiec,
ona m ogłaby się żegnać z nim i zam iast tam tego żebraka: „Ostańcie z Bo
giem, ludzie kochane!” S y tu acja końcowa jest więc rów na, także sty
listycznie rów na, sy tu a c ji początkow ej, co stw arza sugestię nieprzerw a
nego trw ania, a nie zam knięcia definityw nego. Je st to zabieg pisarski
podobny, jak gdyby M ickiewicz i otw ierał, i zam ykał Pana Tadeusza
dystychem : „I ja tam byłem , m iód i wino piłem , A com w idział i słyszał,
w księgi um ieściłem ” .
I jak się już powyżej rzekło, wcale ta k nie jest w powieści, ażeby ty l
ko n a rra to r o prow eniencji poetycko-m łodopolskiej pełnił rolę łącznika
m iędzy dw om a om aw ianym i porządkam i. W cytow anym fragm encie
obecny jest przecież realistyczny obserw ator, k tó ry z w ielkim m istrzos
tw em i trafnością spostrzeżeń w niknął w na pół św iadom e ruchy i jesz
cze m niej świadom e doznania i im peratyw y Boryny. Tylko gdzieniegdzie
zapożycza się on językow o od stylizatora m łodopolskiego, jak np. w u stę
pie o budzących się na przedw iośniu drzew ach. I dopiero pod koniec całej
sceny, kiedy dokonyw a się sym boliczna kreacja B oryny-Siew cy, ten
sty lista obejm uje w artę.
On też zasadniczo obsługuje m itotw órcze obrazy i przem iany k ra jo
brazu oraz przyrody, do których odczucia konieczna jest kontem placja
i dystans, m ało dostępne człowiekowi pochylonem u nad pługiem i kosą.
R eym ont w iedział, że tak jest ze stosunkiem do p rzyrody w św iado
mości chłopa. W iedział także, że gdyby tylko na niej polegał, nigdy by
nie zdołał jako tw órca skonstruow ać owego drugiego porządku. Ś w ietny
tego przykład napotykam y w tom ie Lato, kiedy k lery k Jasio czyta J a
gusi Pana Tadeusza:
czytając raz jeszcze te miejsca, kaj było o polach i lasach, ale mu przerwała:
— Przeciek i dziecko w ie, co w borach rosną drzewa, w rzekach jest
woda i sieją na polach, to po co drukować o tym wszyćkim?,,. [L 259]
PRÓBA NOW EGO O D C Z Y T A N IA „C H ŁO PÓ W ” REYM ONTA 75
Je st w iną — nie wobec m oralności grom ady, ale jakichś innych mocy
— w iną jest w tym drugim porządku nie zebrać zboża; bydłu nie dać
jeść, nie rozrzucić w porę gnoju na podoryw ce: . N iejeden d rapał się fra
sobliwie, oglądał trw ożnie” . W iną wobec jakich mocy obecnych na tej
m itologicznej płaszczyźnie? Pow tórzm y za Heglem: „nie może jeszcze
człowiek w ystępow ać jako w olny od żywego zw iązku z przyrodą, od po
części p rzy jazn ej, po części w rogiej z nią łączności” . W roga łączność nie
tylko podówczas się zjaw ia, gdy rozszaleje się burza i zniszczy plony.
76 K A Z IM IE R Z W YKA
P rzyroda ma do tego praw o. W roga łączność, któ ra jest w iną, jaw i się,
kiedy istota ludzka nie zbierze plonów 18.
Śm ierć B oryny-Siew cy to najbardziej patetyczny i k u lm in ac y jn y w po
wieści w yraz tych zależności i ocen m oralnych. N iestety, znakom icie
tę scenę rozpocząwszy, zakończył ją pisarz w sposób zbyt przesym bolicz-
niony, zbyt m łodopolski, jakby sam em u sobie nie ufał i lękał się, że uży
w ając środków prostszych, nie osiągnie zam ierzonego efektu. Tym czasem
sienkiew iczow skie zakończenie tom u poprzedniego, Zima: pow rót do
Lipiec zw ycięskich chłopów, dowodzi, że ściszając ekspresję, mógł był
rów nież ten efekt osiągnąć.
Ów drugi porządek prow adzi w kom pozycji Chłopów do skutków dale
kosiężnych, o k tórych później. On bowiem najsiln iej w pływ a na szcze
gólne ukształtow anie ew okacji czasu w ty m dziele — czasu pojm ow anego
jako daleki od historii, o p arty na zasadzie kołow rotu i pow racania z ja
wisk, ry tm tem poralny św iata w ogóle. K orzenie m itu i m itotw órstw a
zawsze za glebę sw oją m ają tego rodzaju kołow rót czasu i ry tm te m
poralny.
18 Obecność takiej m otyw acji stwierdzić można nie tylko w Chłopach, ale
także w relacji reportażowej pisarza. W reportażu Z ziemi chełmskiej (Warszawa
1911) jej świadectwem jest historia w si Hułdy, do której za karę przysłano rotę
piechoty, okupującą w szystkie chałupy i uniem ożliwiającą chłopom prace rolne.
Dzieje się to i jesienią, i na wiosnę: „a tymczasem pola leżały odłogiem, nie było
czasu ni orać, ni siać, ni nawet wykopać ziem niaków, które gniły, gdyż jesień była
w ielce mokra, w ieś niszczała coraz bardziej” (s. 53). „Pora była robót wiosennych,
pola krzyczały o pługi, o ziarno, ale miał to kto głow ę do roboty, kiedy troska
w ypijała każdą m yśl i moc w szelką” (s. 51).
PRÓBA NOW EGO O D C Z Y T A N IA „C H Ł O P Ó W ” REYM ONTA 77
rodą. Bo pory roku i prace rolne mogą się opóźniać,' niedziele, odpusty
i ja rm a rk i — nigdy. Zwłaszcza że w Chłopach kalendarz pogody, stano
w iący podstaw ę uzależnienia człow ieka od przyrody, nie jest kalendarzem
p rzeciętn y m czy też typow ym . Nie m a w praw dzie jakichś szczególnych
anom alii (np. m okre lato, bezśnieżna zima), ale m imo to kalendarz ów
uk ład a się dosyć oryginalnie.
A żeby to spostrzec, należy pory roku przedstaw ione w Chłopach
odw rócić i od lata poczynając iść wstecz. Pow ieść ta obejm uje około 10
m iesięcy k alen d arza — od końca w rześnia gdzieś po koniec lipca. Lato
jako jednostka astronom icznego czasu jest skutkiem tego w Chłopach
n ad er krótkie: od śm ierci B oryny do czasu żniw ubiega nie więcej jak
m iesiąc. Lecz rów nocześnie lato jako pora upałów zostało cofnięte i prze
sunięte już na drugą połowę m aja. W iosna przeto, m ając w czasie zda
rzeń dzieła długość praw ie trzechm iesięczną, pełni zarazem pogodową
fu n k cję lata. Dopiero zim a i jesień przebiegają norm alnie, ta k w czasie
swego trw an ia, jak w objaw ach m eteorologicznych, chociaż zim a w Chło
pach rozpoczęła się bardzo wcześnie: zaraz po św. B arbarze. P rzesu
nięcia w skazane w y n ik n ęły ta k z b rak u dw u m iesięcy letnich w k alen
darzu Chłopów, jak też z innych zam ierzeń kom pozycyjnych tw órcy.
W obrębie tego trzeciego porządku dzieła R eym ont dyskretnie, ale
czujnie w skazuje, gdzie on się przecina z porządkiem przyrody, a gdzie
prow adzi w stronę m oralności grom ady. W eźm y W ielki Tydzień w L ip
cach (Wiosna, rozdziały 4 i 5). Poniew aż W ielkanoc należy do św iąt r u
chom ych i zw iązanych z w iosenną pełnią księżyca, tru d n o ją w Chłopach
dokładnie oznaczyć: z różnych innych w skazów ek czasow ych w ynika, że
m usiała ona przypaść gdzieś w drugiej dekadzie kw ietnia 19.
W stronę m oralności grom ady prow adzić będzie zabaw na scena, kiedy
D om inikow a przychodzi do Borynów opatrzyć głowę chorem u M aciejowi,
a w zruszona H anka chce ją poczęstować w ódką. Zgorszona Dom inikow a
odsuw a kieliszek, lecz kościelny rad by się napić:
— W ielki Tydzień! Gdzieżbym to gorzałkę piła!
— Nie w karczmie i przy okazji, toć nie grzech — usprawiedliwiała
Hanka.
— Człowiek chętliwie se folguje i rad zawżdy sposobnością wymawia...
[wtrąciła złośliwa jak zawsze Jagustynka; K. W.].
— Przepijcie, gospodyni, do mnie, a to n ie organista! — wykrzyknął
Jambroż.
— Niech ino szkło brzęknie, to w as żarno grzysi ponoszą — mruknęła
Dominikowa, zabierając się do opatrzenia głow y chorego. [W 82—83]
P orządek obyczajow o-obrzędow o-religijny, podobnie jak porządek
19 Zagadnienie stosunku czasowego akcji Chłopów do kalendarza, jak też
inne problemy czasowości tego dzieła, omawiam w rozprawie Gospodarka cza
sem w „Chłopach” R eym onta („Ruch Literacki” 1968, nr 3).
78 K A Z IM IE R Z W YKA
Żaden krzyk nie rozdarł zakrzepłego milczenia pól, żaden głos żywy
nie zadrgał ni nawet poświst wiatru nie zaszeleścił w suchych, roziskrzo
nych śniegach — ledw ie niekiedy, czasami, od dróg zgubionych w zaspach
tłukł się jękliw y głos dzwonka i skrzyp sanie, ale tak słabo i odlegle, że
jeszcze nie chycił całkiem, nie rozeznał, skąd i gdzie, a już przebrzmiało
i zgoła przepadło w cichościach.
A le po lipeckich drogach, z obu stron stawu, rojno było od ludzi i wrza
skliwie; radosny nastrój św ięta drgał w powietrzu, przenikał ludzi, nawet
w bydlątkach się odzywał; krzyki dźwięczały w słuchliwym , mroźnym po
wietrzu, kieby m uzyka, śm iechy rozgłośne, w esołe, leciały z końca w koniec
w si, radość buchała z serc; psy jak oszalałe tarzały się po śniegach, szcze
kały z uciechy i ganiały za wronami tłukącym i się około domów, po staj
niach rżały konie, z obór w yryw ały się przeciągłe, tęskne ryki, a nawet ten
śnieg jakby radośniej skrzypiał pod nogami, płozy sań piskały na twardych,
w yszlichtanych drogach, dymy biły modrymi słupami, a prościuteńko, jakby
strzelił, okna zaś chałup grały tak w słońcu, aż raziło — a w szędzie pełno
było wrzawy, dzieci, rwetesu, gęgliw ych głosów gęsich, co się trzepały po
przyręblach, nawoływań, pełno było po drogach ludzi, przed domami, w opłot
kach, a wskroś ośnieżonych sadów raz po raz czerw ieniły się w ełniaki kobiet
przebiegających z chałupy do chałupy, że raz po raz trącane w biegu drze
w iny i krze sypały strugami okiści niby tą srebrną kurzawą.
Młyn nawet dzisiaj nie turkotał, stanął na św ięta całe, a tylko zimne
szkliwo wody przejrzystej, puszczonej na upust, dzwoniło bełkotliwie, a gdzieś
za nim, w błotach i w oparzeliskach z oparów kurzących się mgłami w y
dzierały się krzyki dzikich kaczek i całe ich stada kołowały.
A w każdej chałupie, u Szymonów, u Maćków, u w ójtów, u Kłębów, i kto
ich tam zliczy a w ypow ie wszystkich, przewietrzano izby, myto, szorowano,
posypywano izby, sienie, a nawet i śnieg przed progami świeżym igliwiem ,
a gdzieniegdzie to i bielono poczerniałe kominy, a w szędzie na gwałt pieczono
chleby i one strucle świąteczne, oprawiano śledzie, wiercono w niepolerowa-
nych donicach mak do klusek.
Boć to Gody szły, Pańskiego Dzieciątka święto, radosny dzień cudu
i zm iłowania Jezusowego nad św iatem , błogosławiona przerwa w długich,
pracowitych dniach, to i w ludziskach budziła się dusza z zimowego odręt
wienia, otrząsała się z szarzyzny, podnosiła się i szła radosna, czująca mocno,
na spotkanie narodzin Pańskich! [Z 76—77]
PR Ó BA NOW EGO O D C Z Y T A N IA „C H Ł O P O W ” REYM ONTA 79
K w estia om aw iana nie sprow adza się tylko do folkloru i jego różno-
litych aspektów w Chłopach. Rzecz niepraw dopodobna, a przecież po
dzień dzisiejszy nie opracow ano studium folklorystyczno-literackiego,
w któ ry m w sposób w yczerpujący zostałby om ówiony stosunek Chłopów
do folkloru rejo n u łowickiego i do folkloru polskiego w ogóle. Istnieje
np. rozpraw a na tem at reliktów daw nych urządzeń i obyczajów praw nych
w ty m dziele a złoża o w iele bogatszego nie zaczęto w ogóle eksploa
tować. N iew ielka pociecha w tym , że podobnie jest z T etm ajera Na skal
n y m Podhalu: trochę przekazyw anych sobie z rąk do rąk ogólników
in terp retacy jn y ch .
więzi dw a, na pozór przeciw staw ne, ogniwa: świadom ość niem ocy czło
w ieka wobec w ładających nim sił oraz ekstatyczne poczucie jedności.
G rom ada ty m poczuciem ogarnięta zdaje się być we w łasnych oczach
czym ś w ięcej, aniżeli jest napraw dę. O dpow iednie obrazy i opisy u ro
czystości relig ijn y ch u R eym onta, zwłaszcza ulubione przez niego opisy
procesji (na cm entarz w Dzień Zaduszny, o uproszenie dobrych zbiorów,
w dzień Bożego Ciała, w dzień odpustu w Lipcach, przy pogrzebie Bo-
ryny), w y k azu ją te w łaśnie dwie cechy główne: niem oc człow ieka w obli
czu potęg w yższych, ek statyczną jedność grom ady ludzkiej sprzęgniętej
udziałem w obrzędzie.
W ystarczy te dw a u ry w k i obok siebie położyć. P ierw szy pochodzi
z opisu pogrzebu B oryny, drugi — z procesji odpustow ej. Zaledw ie kilka
dni dzieli te dw a obrzędy. O bydw a m ów ią o ekstatycznej jedności, za
rów no ku gorszej, jak ku lepszej stronie ludzkiej doli:
I śpiew ali tak strasznie, tak rozpacznie i tak jękliw ie, jaże łzy się cisnęły,
zamierało serce, a oczy strwożone, oczy pobłąkane w niemocy niesły się
w e św iat i u tego nieba chmurnego żebrały zmiłowania. Twarze bladły,
dusze jęły się zwierać w męce i luty dygot przejmował, że w zdychali coraz
ciężej, a już poniektóry łzy obcierał, to szeptał pacierz posiniałym i wargami,
w piersi się bił i kajał skruszony, zaś w szystkich omroczył ciężki, bezna
dziejny smutek i przyw aliła bezgraniczna żałość, że kiej te dymy gryzące
snuły się po nich bolesne m edytacje i jęki zakrzepłe w trwodze. [L 31]
Pozostało jeszcze jedno pytanie: czy aby porządek prac rolnych oraz
porządek obyczajow o-obrzędow o-liturgiczny nie są to jedynie dw a ob
licza, dw a w a ria n ty tego sam ego uzależnienia człowieka? W szak obydw a
posiadają c h a ra k te r ry tm u , a nie toku.
To nie są dw a w arian ty tego sam ego uzależnienia. Porządek prac
rolnych jest PO RZĄDKIEM NATURY, nadanym człowiekowi i gro
m adzie. Porządek obyczajow o-obrzędow o-liturgiczny jest PO RZĄ DK IEM
KULTURY, przez grom adę stw orzonym i trzym ającym w uległości jed
nostkę. Nie przestając być ry tm em i zm ierzając do naw rotu, są to
porządki o odm iennej prow eniencji ontologicznej.
Rusza tra n sm isja dzieła, k tórej im iona są: życie i śm ierć; biologia
i zaśw iat; radość i sm utek; powodzenie i klęska. W dw u pierw szych
k o n trastach szczególnie ona tkw iła w postaw ie Reym onta. Nie tylko
wobec B oryny spełni się nadspodziew anie rychło porzekadło: ,,I nieboja
w ilcy zjedli” . N aw iasem — spełni się w łaśnie na skutek aw anturniczo-
-dram atycznej fab u ły Chłopów, ale fabuły całkow icie uzasadnionej re a
listycznie: B oryna ta k m usi postępow ać w spraw ie o las, jak postępuje;
jego działania są konieczne, a nie stanow ią zabiegu m itologizacyjnego.
D latego podkreślam y rów noległość m iędzy fab u larn y m przebiegiem
dzieła R eym onta a jego czw artym porządkiem .
Nie tylko wobec B oryny rychło tak się stanie. Jeszcze szybciej wobec
K uby, k tó ry „niepotrzebnie” (a skądinąd koniecznie, bo grosza m u było
potrzeba), z flin tą pożyczoną przez karczm arza, z w yrobnika zm ienił
się w kłusow nika — i zapłacił za to życiem. Jesień kończy się podw ójnym
akordem egzystencjalnym : w spaniałe i huczne w eselisko M acieja Bo
ry n y — i o tej sam ej porze um iera sam otnie K uba, kiedy odbyw ają
się przenosiny Jag n y do mężowego dom ostwa. W szak m ożna było te
składniki fab u larn e inaczej przeprow adzić i bardziej rozbieżnie w czasie
rozłożyć. Tym czasem R eym ont celowo i intencjonalnie zaw iązuje od
pow iedni węzeł fab u larn y , poniew aż dzięki niem u osiąga akord egzys
ten c jaln y życia i śm ierci.
I kiedy drużbow ie z dru h n am i ostatnią piosneczką żegnają
nowożeńców, znów pieśń ludow a służy tw órcy za konkluzję i pointę.
W tej bow iem sy tu acji fab u larn ej i Borynie rzekom o oni śpiew ają na
jego przyszłe szczęśliwe życie, i K ubie na jego spotkanie z czyśćcowymi
86 K A Z IM IE R Z W YKA
w ysoko, wysoko, dzieci bawiły się po drogach, rum ieniły się po sadach
jabłka dojrzewające, w kuźni biły młoty, jaże rozlegało się na całą wieś,
ktoś w óz rychtował, ktoś kosę nakuwał sposobiąc się do żniw, pachniał
chleb św ieżo upieczony, rajcowały kobiety, chusty suszyły się po płotach,
ruszali się po polach i obejściach, jak co dnia było, jak zawdy, gmerał się
rój ludzki wśród trosk i zabiegów ani nawet myśląc, kto tam pierwszy
stoczy się z brzegu.
Zaśby to komu przyszło co z tego. [L 247—248]
Rów nież poprzez m niejsze zderzenia kontrastów fab u larn y ch Rey
m ont w ciąż przypom ina czytelnikow i opisyw any porządek egzystenc
jalny. Znów bow iem nie była koniecznością fab u larn ą tak a scenka, ale
pom aga ona autorow i w przekazaniu owego porządku: oto Jam broży
w raz z krew n iak am i ubiera ciało B oryny — i w łaśnie teraz przyw ożą
do chrztu czworo dzieci. ,,Niech poczekają, nie ostaw ię rozbabranego” ,
pow iada Jam broży.
Życie i śm ierć, przełożone na chw yt fabularny, dobrze w idziany przez
R eym onta i odpow iadający daw nem u obyczajow i i w iejskiem u środo
wisku, to — pogrzeb i stypa. O brzęd na tym polegający, że bezpośrednio
po pogrzebie żyw i się posilają, należy do n ajdaw niej i najpow szechniej
u praw ianych przez człowieka. Nie należy go utożsam iać z innym , rów nie
pow szechnym obrzędem przedchrześcijańskim (w ystąpił on w Chłopach
w cytow anym już zachow aniu się K uby na cm entarzu w Dzień Za
duszny), k tó ry polega na tym , że duszom zm arłym pozostaw ia się
pożywienie.
Języ k niem iecki dokładnie oddaje różnicę m iędzy tym i dwoma,
z pozoru bliskim i, rodzajam i zachow ania się. P ierw szy z nich to „Leichen
m a h l”; drugi — ,,Totenspeisung” 23. W ystępuje m iędzy nim i zasadnicza
różnica m otyw acji. „Totenspeisung” — to żywność oddana zm arłym
i zw iązana z w iarą w ich pozaśw iatow e, oderw ane od ciała istnienie;
„Leichenm ahl” — to żywność konsum ow ana przez żyw ych, którzy na
Chłopów stanow i w yłączną własność piszącego czy też ktoś z jego po
przedników już ją dostrzegał. S plątanie fabuły tej powieści z cyklem prac
i pór roku w idział każdy z jej badaczy, tak że cytow ać ich nie w arto.
Zwłaszcza że to splątanie na ogół byw ało trak to w an e nie jako nadrzędne
i s tru k tu ra ln e , lecz jako zagadnienie tzw . tła akcji. Tylko jedyny badacz
dostrzegł w szystkie tej powieści porządki i związek ich w zajem ny:
w spaniały filolog klasyczny Tadeucz Zieliński. A poniew aż jego opinia
całkow icie poszła w zapom nienie, tym bardziej godzi się nią zam knąć na
razie niniejsze rozw ażania.
D la Zielińskiego pierw szym bohaterem Chłopów jest kolektyw ny,
z w ysunięciem na czoło Jagny, św iat postaci tej powieści. D rugą jej
bohaterką —
jest rodząca i płodząca ziemia.
Zapewne, ale zatrzym ywać się nad nią nie będziemy. Reymont chciał
dać nam opis w łościańskiej pracy w ciągu całego roku; cztery tomy jego
dzieła odpowiadają czterem porom roku, przedstawiają nam całokształt
w iejskich robót: od kopania ziemniaków w początku jesieni do żniwa w koń
cu lata. [...] W ymagania ziemi od swoich robotników w różnych strefach
są wszędzie równe, i nasi M acieje i Antkow ie mniej więcej tak samo pra
cują, jak i ich towarzysze w Rosji, w Niemczech lub Anglii.
A le trzecim bohaterem Reymonta jest czas, ś w i ę t y c z a s ; i jego
przebieg znacznie, zasadniczo niejako, różni się od odpowiedniego przebiegu
w innych krajach i u innych narodów. Czas ten jest św ięty, bo środowisko
jest religijne — chrześcijańskie — katolickie; zapewne, ale tego jeszcze nie
dosyć, ten p o l s k i k a t o l i c y z m ma swoje odrębne cechy, i te cechy
wybornie uwydatnił Reymont w swoim utworze.
Czas w łościańskiego życia uświęcony jest przede w szystkim przez cały
szereg kościelnych św iąt, przedstawiających w skróceniu życie ziemskie
i niebieską chwałę założyciela chrześcijańskiej religii. Boże Narodzenie —
W ielkanoc — Zielone Świątki — Boże Ciało — święta, w których Kościół tak
mądrze połączył św ietlane objawienia nowej religii z w iekuistą tradycją
starego człowieczeństwa. I my, czytelnicy, obchodzimy te św ięta razem
z naszymi Lipczakami, autor opisuje je dokładnie i przekonywamy się, że
istotnie ich życie jest przez nie podniesione na w yższy poziom, uszlachetnione,
uświęcone. Drugi szereg św iąt tyczy się życia jednostek: są to chrzest,
w esele, śmierć, pogrzeb... I śmierć także święto? Zdaje się to niewiarygodnym,
a jednak niech czytelnik przeczyta u Reymonta opis cichej i łagodnej
śmierci starej Agaty, co się prawie przez całe życie gotowała do tej uro
czystej chwili, jest to chyba jeden z największych cudów, wytworzonych
przez religię w życiu człowieka 24.
Próbow ano dotąd opisać, jak w tekście Chłopów fun k cjo n u ją widoczne
w tym cyklu cztery porządki w ew nętrzne. Lecz fun k cjo n u ją one także
n a tle p isarstw a R eym onta w ogóle. Również i w kontekście epoki
M łodej Polski w yróżnione porządki pozw alają dostrzec nie zauw ażane
d otąd zbliżenia filozoficzne i m yślowe. O tyle niełatw e do zobaczenia,
że R eym ont nie by ł pisarzem zdolnym do uogólnień in telek tu aln y ch
i w ypow iadał się zawsze w pisarskim konkrecie.
Rozpocząć w ypada od problem atyki: ż y c i e — ś m i e r ć , w prze
kładzie folklorystycznym : p o g r z e b — s t y p a . Spraw a ta dotyczy
całej twórczości R eym onta. Ja k n iejed n a n a tu ra biologicznie przyw iązana
do życia w sposób pełen napięcia, z tego przyw iązania czyniąca sy tu ację
krańcow ą, tak i R eym ont popadał w biegunow o przeciw ną sy tu ację
krańcow ą: obsesja śm ierci, lęk przed zaśw iatem , w idoczny w ek statycz
nym przyw iązaniu do św iata. U tego trzeźw ego pisarza obrazy śm ierci
i pogrzebu rozm nożone są jak u żadnego z prozaików polskich 25. P e sy
m istyczny liryk i uczuciowiec, S tefan Żerom ski, o w iele m niej takich
obrazów pozostaw ił w swoim dorobku. Reym ont jakby uprzedzić za
m ierzył uogólnienie jednego z n ajw y bitniejszych w spółczesnych pisarzy
polskich, gdzie „nudny d u e t” oznacza — akt m iłosny:
Jakże nieograniczona jest śmierć, jakże bogata w sposobach, środkach,
kompozycji, jakże ostateczna w porównaniu z tym nudnym duetem we
dwoje, zawsze tym sam ym 26.
Ja k a jest w łaściw ie zaw artość filozoficzna podobnego stanow iska?
T w ierdzenie, że proces istnienia oparty jest na dw u zasadniczych
ogniw ach: życie i śm ierć, należy do rzędu TAUTOLOGII ONTOLO-
G ICZN EJ. Przez tautologię ontologiczną rozum iem każde uogólnienie
św iatopoglądow e, które do zaw artego w nim sądu generalnego nie
w prow adza innych elem entów jak te, które są dostępne w codziennym
i przedfilozoficznym dośw iadczeniu. Tautologią ontologiczną będzie np.
sąd, że istota ludzka składa się z ciała i duszy, rozdzielających się w m o
m encie śm ierci, w raz z im plikacjam i, które z tej przedśm iertnej dycho
tom ii m ają w yniknąć w zaśw iecie tak dla ciała, jak dla duszy.
Tautologię ontologiczną, na ogół dostępną p rym arnem u doświadczeniu
każdej jednostki, ty le że odsuw aną na bok, na później, na kiedy indziej,
należy oceniać nie w edług stopnia oryginalności czy samodzielności.
Oceniać ją w ypada w edle stopnia nasilenia w jej przeżyciu i doznaniu,
w edle m iary dotkliw ej oczywistości uczuciow ej, z jaką byw a ona do
znaw ana przez jednostkę. Jeżeli ta jednostka przestała jej przeżycie
odsuw ać na bok i na kiedy indziej, a natom iast zdolna jest ją odczuć
(stale bądź w chw ilach napięcia) jako głów ną zasadę istnienia. W tedy
nie oryginalność in te le k tu a ln a się liczy, lecz siła przyśw iadczenia, do
tkliw ość urazu filozoficznego zaw artego w klam rze pojęć: życie i śm ierć.
P isarstw o R eym onta dowodnie o tym świadczy. Dlatego jego tautologia
ontologiczna posiadała nośność pisarską i z tak ą mocą w darła się w kon
s tru k c ję Chłopów.
P orządek p racy i pór roku oraz porządek obyczajow o-obrzędow o-re-
lig ijn y nazw aliśm y w Chłopach r y t m e m , podkreślając tym sposobem
ich pow tarzalność i możliwość naw rotu. Porządek w ydarzeń fab u la r
nych oraz porządek istnienia ludzkiego nazw aliśm y t o k i e m , pod
k reślając jego niepow tarzalność. Zw iązek fu n k cjonalny m iędzy t o k i e m
a r y t m e m daje się określić i zrozum ieć, jeżeli założyć to, co jest
zgodne tak z dw om a w arstw am i Chłopów i co c h arak tery zu je pisarstw o
R eym onta bez w zględu na jego tem atykę. M ianowicie, jeżeli założyć,
że ain telek tu aln a, ale niesłychanie mocno zakorzeniona u tego tw órcy
filozofia życia o parta była na świadomości toku, przem ijania, na nie
uch ro n n y m następstw ie śm ierci po życiu. B yła to filozofia sw oistej ko
nieczności, co nie m usi oznaczać — i u R eym onta nie oznaczało —
pesym izm u. Filozofia pozbaw iona pociechy i konsolacji (poza nielicznym i
chw ilam i ekstazy obrzędow o-religijnej lub ekstazy w zabawie).
Rolę konsolacyjną w stosunku do takiej filozofii życia pełni prze
św iadczenie, że istnieć może ry tm pozbaw iony tej nieuchronnej koniecz
ności. Taki ry tm k reu ją drugi i trzeci porządek w ew nętrzny Chłopów.
One przynoszą k o n s o l a c j ę i rozeznanie tautologicznego naw iasu
ludzkiej egzystencji. Jeszcze krócej: ry tm jest konsolacją w stosunku
do toku. Ale ry tm y przez R eym onta podjęte przenoszą rozw iązania i kon-
solac ję w ^dziedzinę m i t u .
Nie p rzestając być powieścią realistyczną, i to nie tylko w swoim
pierw szym porządku w ew nętrznym , ale także w rozlicznych elem entach
w y stępujących w trzech dalszych porządkach — Chłopi są jednocześnie
pow ieścią m itotw órczą. M it pow ołała w tym cyklu do istnienia po
dw ójna przyczyna: w łasna pisarza, dająca się sprow adzić do potrzeby
konsolacji wobec dręczącej go tautologii ontologicznej; obecna w epoce
przyczyna, k tó ra nie tylko Reym ontow i nakazała sięgnąć po środki m i-
totw órcze.
N a czym w Chłopach R eym onta te środki m itotw órcze polegają?
P rzede w szystkim do n ajbardziej archaicznych i pradaw nych pom ys
łów m itotw órczych człow ieka należą obydw a ry tm y konsolacyjne tego
dzieła: ry tm będący „corocznym pow tarzaniem kosm ogonii” , czyli po
92 K A Z IM IE R Z W YKA
Nie oddał w tym ury w k u pisarz głosu ani w siow em u gadule, ani
m łodopolskiem u stylizatorow i, lecz sam od siebie kom entuje. Jeśli nadto
porów nać ten frag m en t z cytow anym opisem (zob. s. 78) porannych
godzin dnia w igilijnego, uderza zm iana jakości arty sty czn ej i celu opi
sow ej ekspresji. Tam , o poranku i południu, ty m celem był czas świecki,
po breughelow sku bogaty i nasycony; tu ta j ekspresja ku tem u zm ierza,
by w sam ym konkrecie zjaw isk przyrody i działań człow ieka ukazać
pow olne podpływ anie innego czasu — sakralnego. Zwłaszcza że dw a razy
do roku taka w ym iana czasów dokonyw a się nie w raz ze zm ianą doby
i d aty , lecz w ciągu dnia o dw u różnych połowach: W igilia. W ielka
Sobota. I te w łaśnie dni R eym ont ze szczególną uw agą obserw uje.
Czas sakralny. Eliade:
W religii, podobnie jak w magii, periodyczność oznacza przede wszystkim
nieustanne korzystanie z czasu mitycznego u o b e c n i o n e g o [w tekście
francuskim: temps m ythique r e n d u p r é s e n t ]. W szystkie ryty charak
teryzują się tym, że dokonują się t e r a z , w o k r e ś l o n e j chwili.
Czas, który był świadkiem wydarzenia będącego przedmiotem wspom nienia
i odtwarzanego przez ryt, jest u o b e c n i o n y , „przed-stawiony” [w tekście
francuskim: r e n d u présent, „re-présenté”], na nowo usta/no/wiony,
choćby nie wiadomo jak dawno owo w ydarzenie miało m iejsc e30.
Sygnałem zapow iednim takiego przejścia w czas sak raln y iest w dzień
w ig ilijn y pierw sza gw iazda, k tó ra zapłonie. Je st to zarazem gw iazda
betlejem ska, jaka illo tempore zapłonęła nad szopą, sk iero w ała tam
pasterzy i przyprow adziła królów — K aspra, M elchiora i B altazara.
Pod jej blaskiem także do Lipiec w kracza czas sak raln y ze sw oją wieczną
teraźniejszością. I znów w sam ym konkrecie obserw acyjnym , ale z pełną
precyzją m itotw órczą pisarz pochw ycił ten m om ent:
Juści że była, tuż nad wschodem, jakby się rozdarły bure opony, a z głę
bokich granatowych głębin rodziła się gwiazda i zda się rosła w oczach,
leciała, pryskała św iatłem , jarzyła się coraz bystrzej, a coraz bliżej była, aż
Rocho uklęknął na śniegu, a za nim drugie.
— Oto gwiazda Trzech Króli, Betleem ska, przy której blasku Pan nasz
się narodził, niech będzie św ięte im ię Jego pochwalone!
Powtórzyli za nim pobożnie i w pili się oczami w tę św iatłość daleką,
w ten świadek cudu, w ten w idom y znak zmiłowania Pańskiego nad św ia
tem. [...]
A gwiazda olbrzymia ta niesła się niby kula ognista, błękitne smugi
szły od niej, niby szprychy św iętego koła, i skrzyły się po śniegach, i św ietli
stymi drzazgami rozdzierały ciemności, a za nią, jak te służki w ierne, w y
chylały się z nieba inne a liczne, nieprzeliczoną a nieprzejrzaną gęstw ą, że
niebo pokryło się rosą św ietlistą i rozwijało się nad św iatem modrą płachtą,
poprzebijaną srebrnymi gwoździami.
— Czas wieczerzać, kiedy słow o ciałem się stało! — rzekł Roch. [Z 87—88]
C ały ten frag m en t niew iele m a wspólnego z obserw acyjnym praw do
podobieństw em : pochód gw iazdy w igilijnej po firm am encie to jakaś
w izja św ietlna, a nie zapis w ydarzenia astronom icznego. Zależność
dw ustronna: pisarz k reu je obecność m itu w św iadom ości chłopów z Li
piec, a obecność ta udziela się sam em u przedstaw ieniu pisarskiem u. Nie
tylko tu ta j w izjonerstw o w Chłopach sąsiaduje o m iedzę z praw dą
realną.
P rzy pew nych godzinach W igilii w dom ostw ie B oryny w ystarczy
odm ienić dokum entację kom paratystyczną, a w ynik pozostanie ten sam.
Zam iast Eliadego — G aston B achelard lub badacze zajm u jący się fu n k cją
ognia w pierw otnych społeczeństw ach. Zrąb system u B achelarda na
tem at in te rp re ta c ji archetypów w podświadom ości zbiorow ej i w dzia
łaniach tw órców o p arty został na p ra sta re j m itologii czterech żywiołów
kosm icznych: ogień, woda, ziem ia i pow ietrze 31. W zespole w spaniałych
w itraży w krakow skim kościele Franciszkanów żyw ioły te do istnienia
plastycznego pow ołał R eym ontow i rów ieśny S tanisław W yspiański.
31 G. B a c h e l a r d : La Psychanalyse du feu. Paris 1938; L’Eau et les rêves.
Paris 1942; L’Air et les songes. Paris 1943; La Terre et les rêveries de la volonté.
Paris 1946. System Bachelarda zreferow ał J. B ł o ń s k i (Teoria obrazu p o e ty c
kiego Gastona Bachelarda. „Pam iętnik Literacki” 1962, z. 1). — O roli ogniska
zob. S. C i s z e w s k i , Ognisko. Studium etnologiczne. Kraków 1903. — O for
mach kultu powietrza (jako wichru, burzy i tęczy), ognia, w ody i ziemi u Sło
wian: K. M o s z y ń s k i , Kultura ludowa Słowian. Wyd. 2. T. 2, cz. 1. Warszawa
1967, s. 465—514.
PRÓ BA NOW EGO O D C Z Y T A N IA „C H ŁO PÓ W ” REYM ONTA 95
Rzecz na tym się nie w yczerpuje. Istn ieją przecież powieści, których
fabułę m ożna co do dnia um ieścić w kalendarzu: klasycznym przykładem
jest tu Ozimina B erenta. Jed n ak jej rozw iązanie istotne zostało przez
pisarza przeniesione w dziedzinę m itu, p o z a h i s t o r i ę . Nie rea li
zując zasady bezczasu w jej pierw szym sensie, realizuje ją Ozimina
w znaczeniu o w iele głębszym i zbliżonym do Chłopów. I spraw a rew o
lu cy jn ej odnow y społeczeństw a i człowieka, po prostu rok 1905, którego
B eren t był św iadkiem głęboko w spółprzeżyw ającym , przechodzi nagle
w tak ie uogólnienie ponadczasow e i pozahistoryczne, którego realną
podstaw ę stanow i po prostu widok ,,na halizny m azow ieckie”, szeroko
rozciągnione za W isłą, w idoczne z jej brzegu:
Jak w iek długi pracowała kosa śmierci takich po całej tej ziemi w krąg:
co kosa ród podcięła, siekiera bór zniosła, ile tężyzny nacięła kosa, tyle
w ątłego piękna w yschło w bezcieniu, czym kosa życie, tym siekiera zubo
żała ziemię, a obie ducha. Spod borów wyjrzały mokradła, spod lasów ru
szyły piachy na w szystkich w iatrów szerokie gościńce: miasta, dwory i za
ścianki, w yłuskane z puszczy na nagą ziemię o zbyt dalekim horyzoncie,
kurczyły się jakby i m alały w odrębności swojej wśród tej powietrznej
perspektyw y bez końca, w kapryśnej sw aw oli w szystkich wiatrów wschodu,
zachodu, północy i południa.
„Ceres deserta!” — pomyślało mu się dziwnie. [...]
N ie sprawujeż się tu naprawdę misterium podziemi: odżyte — eleuzyj-
skie?
[...] I tajemnica eleuzyjska. Wraz z nią zapadło w przepaść czasów i nasze
dziś rozumienie najgłębszych tajników w oli tych, którzy — w dzisiejszego
sumienia postaci — w ykraczają z kościoła pod krzyżem swej m ęki, za
patrzeni jak w m onstrancję promienistą w symbol jedynej potęgi odnowy
życia i dusz: — w ruch 34.
W obrębie takiej problem atyki m ieści się w łasne m itotw órstw o Rey
m onta. W ł a s n e — poniew aż z elem entów obserw acji realistycznej,
z osobistych udręczeń egzystencjalnych, z folklorystycznego przekazu
p o trafił ten pisarz ukształtow ać całkiem szczególną p o s t a ć e p i c k ą
t a k i e g o m i t o t w ó r s t w a : CYKLICZNE NAW RACANIE TOŻSA
MOŚCI (porządek drugi i trzeci) w fu n k cji konsolacyjnej w o b e c
egzystencjalnie nieodwołalnych i jednorazow ych dla
każdej istoty (porządek pierw szy i czw arty) — w ydarzeń składających
się na tok ludzkiego bytu.
I to, być może, m iał na m yśli Tadeusz Zieliński, kiedy pisał, że w sto
sunku do Chłopów słowa „treść” należy używ ać w szerszym sensie.
W naszym wypadku będzie on potrójny: powinniśm y m ieć na widoku,
po pierwsze, t r e ś ć z i e m i i j e j p r a c y , po drugie, t r e ś ć c z a s u
i j e g o ś w i ą t , i po trzecie — dopiero treść tych, co pracują i świętują,
t r e ś ć l u d z i i i c h ż y c i a . [...]
Z tych trzech treści pierwsze dw ie są, że tak powiem, nieruchome, po
wtarzają się co rok i cechują bynajm niej nie pojedynczych bohaterów powieści,
lecz całe środowisko, do którego te jednostki należą; pomimo to nie są one
jedynie tłem, na którym się odbywają w ypadki ich życia; owszem, całe to
życie jest nimi p rzesiąk nięte36.
m itu; dążenie ku tem u, ażeby bieg historii mógł być tłum aczony jako
naw rót periodyczny tych sam ych ten d en cji i w artości podstaw ow ych.
W yspiański, chociaż jego w yobraźnia tak mocno była zakorzeniona
w przeszłości i żyw iła się przede w szystkim jej sk ład n ik am i, nie tyle
procesy historyczne usiłow ał dojrzeć w ich toku, ile h i s t o r i ę u n i e
r u c h a m i a ł w o b l i c z u ś w i a t a w a r t o ś c i , ta k m oralnych,
jak ogólnonarodowych.
To zapew ne m iał na m yśli Stanisław Brzozowski, k ied y w swoim
patetyczno-sym bolicznym , ale w sam o sedno problem u nakierow anym
obrazie określał historyzm W yspiańskiego jako unieruchom iony tr y
bunał historii, w k tó ry m czas rzeczyw isty p rzestał się liczyć:
Z nagiego wierzchołka prowadzi nas na błonie zarosłe m odrym, wdzięcz
nym jak uśmiech dziecięcy kwieciem ; na jedną chw ilę przystaje duch poety,
oddycha szczęściem istot nie znających w iny i idzie w sw e nagie pustkowie
wznosić gmach swój, cyklopiczny gmach dumy narodu. Raz po raz biją
błyskaw ice, w salach zamczyska zamajaczy kształt, słońce zachodząc i w scho
dząc złoci je, oblew a krwią; w św ietle księżycow ych nocy zamek stoi, słucha
i marzy. Z topieli w iślanych w ychylają się bohaterowie, rusałki, zwidziska,
od m ogił przylatują rycerze, szepcą o czymś stuletnie drzewa, ciepły w iatr
idzie od rozoranych pól, noc, która sprawy ukryte widzi, zasiada tu, gwiazdy
świecą: tu zamieszka n aród 38.
Nie m iejsce tu , by w skazyw ać dokładnie, kto z badaczy W yspiań
skiego dostrzegał obecną w jego historyzm ie dążność do bezczasu i m itu.
Głównie Stanisław Lack, k tó ry z dorobku poety w ydobyw ał tak ą gene
raln ą konkluzję:
Powiadają, [.'..] że każdy w ielki m it ma znaczenie moralne, które jest
prawdą po w szystkie czasy. Prawdopodobnie nie m ylą się, którzy tak m ówią.
Lecz to zbyt ogólne, m usimy przyjąć, że to znaczenie jest ścisłe, ludowe,
narodowe, które jest prawdą po w szystkie cz a sy 39.
on w takie in ten cje poety, jakich nie dostrzegali jego inni in terp retato rzy ,
a ta różnica dotyczy u L acka problem atyki m itotw órstw a, o której
u in n y ch k ry ty k ó w głucho.
Nie m iejsce też roztrząsać tu, z jakim i zjaw iskam i m yśli i lite ra tu ry
europejskiej ta dążność W yspiańskiego się kontaktow ała. Można w y
m ienić tylko głów ne p u n k ty styczności. Na pew no m itotw órstw o R y
szarda W agnera i jego stosunek do historii jako dziedziny tw orzenia
w edle p raw m itu, a nie w edle praw m ów iących o jednorazow ym prze
biegu w y darzeń d z ie jo w y c h 41. Po te j linii droga prow adzi w stronę
F ry d e ry k a Nietzschego. Ten ponadto m yśliciel w końcowej fazie swej
tw órczości (Wola mocy, Tako rzecze Zaratustra) powołał koncepcję wiecz
nego n a w ro tu podobieństw — by pow tórzyć za B erentem : ,;pierścień
wiecznego w ro tu ” . O ile daw niejsi badacze filozofii Nietzschego ten
frag m en t jego ideologii trak to w ali czysto opisowo bądź sc ep ty c zn ie 42,
to now si — zwłaszcza bliżsi egzystencjalizm ow i — znaw cy Nietzschego
w idzą w nim cen traln e m iejsce jego filozofii. Nowsi, czyli K a rl Jaspers
i M artin Heidegger. W edle Jasp ersa idea ta prow adzi do zasadniczego
p ytania: „Gott oder Kreislauf ?” 43
D la łączności bezczasu historycznego Chłopów oraz cyklicznego n a
w racan ia tożsam ości jako podw ójnego oblicza tej sam ej postaw y ideowo-
-filozoficznej w ystarczy odwołać się do tych dzieł W yspiańskiego, gdzie
to nastaw ienie szczególnie w ystąpiło. Bardzo jest ono łatw e do w ykrycia
w Nocy listopadowej, tu ta j bow iem m it eleuzyjski o Korze i D em eter
mógł być, i to przy użyciu już funkcjonującego system u m itologii grecko-
-rzym skiej, dopasow any i dostosow any do przebiegu w alk narodow o
w yzw oleńczych. D opasow any w szakże zostaje nie tyle jako in te rp re ta c ja
przeszłości, ile — zapowiedź tego, c o n i e u c h r o n n i e n a s t ą p,i.
Je d n ą z fu n k cji m itu jest bow iem z aw arta w nim profetyczna regene
racja, a tej szczególnie służy zw iązany z cyklem prac agrarnych m it
eleuzyjsko-orficki.
Eliade:
Odrodzenie czynnej siły wegetacji rozszerza swój
wpływ na odrodzenie społeczeństwa ludzkiego przez
o d n o w i e n i e c z a s u . [...] Idea periodycznej regeneracji przenika również
inne dziedziny, jak np. dziedzinę w ładzy, suwerenności. Ta sama podstawowa
teoria rodzi i umacnia nadzieję w regenerację duchową dzięki in icja c ji44.
KORA
Gdy w ięzy śmierci skruszę
i zieleń pędów nowych rzucę
na niwy, łęgi, na zagony —
o matko, Bogów godna praca! —
sposobić każ lemiesze, brony...45.