Motyw Śmiechu - Cytaty

You might also like

Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 3

(Okresowi wciąż wędrują po sali.

Opowiadają kawały i chichoczą, zasłaniając dłońmi usta


(nikt nie ma odwagi głośno się roześmiać, bo zaraz zleciałby się cały personel, żeby zadawać
pytania i sporządzać notatki), piszą listy żółtymi ogryzkami ołówków) Śmiech jest
zabroniony

Nowy stoi i czeka, a że nikt mu nie odpowiada, wybucha śmiechem. Nie


wiadomo, dlaczego mu tak wesoło; przecież nie dzieje się nic zabawnego. Śmieje się inaczej
niż rzecznik prasowy; śmieje się głośno i swobodnie, śmiech wypływa z jego rozchylonych
ust i zataczając coraz większe kręgi, tłucze o ściany oddziału. Różni się od śmiechu tłustego
rzecznika. Jest szczery. Nagle zdaję sobie sprawę, że takiego śmiechu nie słyszałem od lat.

Wszyscy na oddziale, zarówno pacjenci, jak i personel, oniemieli na dźwięk jego śmiechu.
Nikt go nie ucisza, nikt się nie odzywa. Nowy przestaje się wreszcie śmiać i wchodzi do
świetlicy. Ale śmiech wciąż rozbrzmiewa wokół niego, tak jak wokół wieży dźwięk dzwonu,
który dopiero co przestał bić - jest w jego oczach, uśmiechu, ruchach i mowie. Niezależność
McMurphy'ego

Nie słyszałem prawdziwego


śmiechu, odkąd przekroczyłem próg szpitala, rozumiecie? Do licha, przecież człowiek traci
grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu! Jeśli daje się jakiejś babce tak zeszmacić,
że nie potrafi się roześmiać, traci swój największy atut! Zanim się obejrzy, będzie myślał, że
jest silniejsza od niego, a wtedy... bunt i opór

McMurphy błaznuje bez przerwy, żeby wreszcie pobudzić kogoś do śmiechu. Nie daje
mu spokoju, że pacjenci potrafią najwyżej słabo się uśmiechnąć lub zachichotać cicho.Jest
uprzejmy dla pielęgniarek i czarnych, bez względu na to, co do niego mówią i jakich chwytają
się sztuczek, żeby wyprowadzić go z równowagi. Zdarza się, że krew go zalewa, kiedy słyszy
jakieś bzdurne zarządzenie, ale nic nie daje po sobie poznać, staje się jeszcze bardziej
grzeczny i uprzejmy, aż wreszcie dostrzega, jakie to wszystko jest śmieszne -zarówno sam
regulamin, jak i potępiające spojrzenia, którymi personel zmusza nas do posłuchu, oraz
nagany, których nam udziela, jakbyśmy mieli niespełna trzy lata. Wtedy zaczyna rechotać, a
to drażni personel jak diabli. McMurphy wie, że nic mu nie grozi, dopóki potrafi się śmiać - i
ma całkowitą słuszność. Bunt i opór

Walił się po nodze, odrzucał głowę i zanosił się śmiechem, dźgając kciukiem w żebra
najbliższego pacjenta, starając się pobudzić go do wesołości.
W ciągu tego tygodnia nieraz się zdarzało, że słysząc donośny śmiech McMurphy’ego
i widząc, jak drapie się po brzuchu, przeciąga, ziewa i odchyliwszy głowę mruga do faceta, z
którym dowcipkuje - a wszystko to przychodziło mu nie mniej naturalnie niż oddychanie -
przestawałem się martwić Wielką Oddziałową i stojącym za nią Kombinatem. Wydawało mi
się, że będąc taki, jaki jest, McMurphy jest zbyt twardy, żeby się ugiąć, jak tego oczekuje
oddziałowa. Wyobrażałem sobie, że może rzeczywiście jest nadzwyczajnym człowiekiem. Po
prostu jest sobą i basta. I może właśnie temu zawdzięcza swoją siłę. Skoro Kombinatowi
przez tyle lat nie udało się go poskromić, czemu miałoby się udać oddziałowej, i to jeszcze -
jak sądzi - w kilka tygodni? McMurphy się nie ugnie, nie da się przerobić obrona

Pijany uganiam się, śmieję i zabawiam z kobietami w samym wnętrzu najsroższej twierdzy
Kombinatu! Zacząłem sobie przypominać, cośmy wyprawiali tej nocy, i ledwo mogłem w to
uwierzyć. Musiałem sobie powtarzać, że wszystko wydarzyło się naprawdę i że to myśmy
nadali temu bieg. Wystarczyło otworzyć okno, tak jak wtedy, kiedy się chce wpuścić świeże
powietrze. Może Kombinat wcale nie był wszechpotężny? Co mogło nas powstrzymać od
powtórzenia zabawy, skoro wiedzieliśmy już, jak się do tego zabrać? Albo od robienia innych
rzeczy, na które mieliśmy ochotę? Myśląc o tym, poczułem się taki szczęśliwy, że
krzyknąłem, skoczyłem do McMurphy’ego i Sandy idących przede mną, złapałem ich i
podniosłem wysoko, po jednym w każdej ręce, a następnie pobiegłem z nimi do świetlicy,
choć oboje darli się wniebogłosy i kopali jak małe dzieci. Taki byłem szczęśliwy. wolność

Harding się rozgląda, widzi, że wszyscy wpatrują się w niego i - choć nie przychodzi
mu to łatwo - stara się roześmiać. Dźwięk, jaki wydaje, podobny jest do pisku, który
towarzyszy wyciąganiu młotkiem gwoździ ze świeżej sosnowej deski: iii-iii--iii. Harding nie
może się powstrzymać. Zaciska ręce i mruży oczy na ten okropny odgłos. Ale nie może się
powstrzymać. Piszczy coraz cieńszym głosem, aż wreszcie, łapiąc ustami powietrze, opuszcza
twarz w nastawione dłonie. Śmiech maniakalny

A McMurphy pokłada się ze śmiechu. Zatacza się coraz bardziej do tyłu i osuwa na
dach kajuty, zanosząc się gromkim śmiechem, który się toczy daleko po wodzie. Śmieje się z
dziewczyny, z chłopaków, z George’a, ze mnie ssącego zakrwawiony palec, z kapitana na
pomoście, z faceta na rowerze, z mechaników, z pięciu tysięcy domów, z Wielkiej
Oddziałowej i ze wszystkiego. Bo wie, że trzeba się śmiać ze wszystkiego, co boli, aby
zachować równowagę i nie dać się zwariować. Wie, że nie ma nic bez bólu; wie, że mnie
piecze kciuk, dziewczyna ma obtartą pierś, a lekarz stracił binokle, lecz nie pozwala, by
zawarty w tym komizm został przysłonięty przez ból, tak samo jak nigdy by nie pozwolił,
żeby ból został przysłonięty przez komizm. Przetrwanie trudności życia codziennego

Widzę, że Harding osunął się obok McMurphy’ego i też się śmieje. I Scanlon z dna
łodzi. Śmieją się z siebie i z nas. Dziewczyna z wilgotnymi z bólu oczyma patrzy to na białą
pierś, to na czerwoną i też wybucha śmiechem. A za nią Sefelt, lekarz i wszyscy.
Śmiech rósł i przybierał na sile, a mężczyźni stawali się coraz więksi i więksi.
(Przyglądałem się im; byłem pośród nich i śmiałem się z nimi, lecz także nie z nimi. Nie
byłem już na łodzi, ale wysoko nad wodą; ślizgałem się z wiatrem wśród czarnych ptaków
hen nad sobą, patrzyłem w dół na siebie i resztę załogi, na łódź rozkołysaną między
nurkującymi ptakami, na McMurphy’ego w otoczeniu swojej dwunastki, i obserwowałem ich,
nas; widziałem, jak wzmaga się nasz śmiech i niesie się po wodzie, zataczając coraz szersze
kręgi, dochodzi coraz dalej i dalej, aż w końcu wali się na plaże wzdłuż brzegu, na plaże
wzdłuż wszystkich brzegów, fala za falą, fala za falą.) śmiech umacnia

Czasem przychodzi sam, staje pośrodku świetlicy i klaszcze w dłonie (słychać, że są mokre
od potu), klaszcze dwa lub trzy razy, aż mu się sklejają, a wtedy podnosi je, złożone jak do
modlitwy, przytyka dojednego z licznych podbródków i zaczyna się obracać. Kręci się tak i
kręci na środku świetlicy, omiatając szalonym, przerażonym wzrokiem telewizor, nowe
obrazki na ścianach i zbiornik z pitną wodą. I się śmieje. Nigdy nam nie zdradza, co go tak
bawi, ale dla mnie najkomiczniejszy jest on sam, gdy się kręci i kręci jak bąk - gdyby go
pchnąć, natychmiast odzyskałby równowagę i kręcił się dalej, bo jest obciążony ołowiem.
Nigdy, ale to nigdy nie patrzy na twarze pacjentów... ujawnienie absurdu szpitala

You might also like