Professional Documents
Culture Documents
Kowalska-Bojar Agnieszka - Grom
Kowalska-Bojar Agnieszka - Grom
MOTYLOWA BIBLIOTECZKA
Grom
Agnieszka Kowalska-Bojar
www.motylewnosie.pl
Poznań 2020
Poznań 2020
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Ebook pdf ISBN 978-83-66352-971
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub
części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejsze
pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i
mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Wydawnictwo:
motyleWnosie
motylewnosie@gmail.com
www.motylewnosie.pl
www.sklep.motylewnosie.pl
– Lenka!
– Nie schowałam się. Miałam ochotę na dobrą kawę, a tylko tutaj taką
serwują – wskazała na szyld restauracji. Zaraz później i ona szeroko się
uśmiechnęła, bo za plecami koleżanek pojawiła się reszta towarzystwa.
Nad morze wybrali się jako trzy pary, trzy szczęśliwe, zakochane w sobie
pary. Marcin i Wioletta, Klaudia i Tomek oraz Kacper i ona sama. Kacper,
miłość jej życia, świeżo upieczony radca prawny, syn znanego w kraju
adwokata.
Marcin, jego młodszy brat. – Lenka, chodź z nami, jemu nic nie będzie.
Dostał tabletkę, prześpi się i wieczorem będzie jak nowo narodzony.
Korzystaj.
Marlena nie ruszyła się, nawet nie drgnęła. Patrzyła przed siebie, usiłując
uspokoić rozszalałe serce, pozbyć się suchości w ustach i opanować drżące,
miękkie kolana.
Nigdy wcześniej tak się nie czuła, nigdy nie zareagowała w ten sposób na
żadnego mężczyznę. Dlaczego akurat widok tego doprowadził ją do takiego
stanu?
Powinna była sobie odpuścić i ruszyć w drogę powrotną, a ona tylko stała
niczym słup soli, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął. Myśli,
splątane, chaotyczne, zalewały jej umysł, ale sprawcą największego zamętu
było serce.
– O co chodzi?
– Nie wiem, jak się na tym gra. – Wymyśliła coś, co jednocześnie było
kłamstwem i prawdą.
Monetę już wrzuciłaś, prawda? Tu się naciska, tutaj też, a jak złapiesz cel,
to strzelasz. Dotarło?
jak intruza.
Połączyły ich nie tylko interesy ich ojców, ale i prawdziwe uczucie,
prawdziwa miłość i pożądanie. Czego więc chciała od tego nieznajomego?
Konwulsyjnie zacisnęła uda. Coś takiego przytrafiło jej się pierwszy raz w
życiu. Żeby tak na jawie fantazjować o całkiem obcym człowieku. Nawet o
przyszłym mężu nie miewała takich myśli.
domu, silnik nagle zakrztusił się i zgasł. Auto potoczyło się jeszcze siłą
rozpędu, a potem stanęło na środku drogi.
Wiem, wiem, kilka lat to dużo, ale może zrealizujemy go prędzej? Marlena
to kretynka, słodka idiotka o mentalności ameby, a na dodatek beznadziejna
w łóżku. Wiesz, że muszę wyobrażać sobie, iż to z tobą się kocham?
Inaczej w życiu by mi nie stanął – dodał ze śmiechem. – Ja pierdolę! Och,
nie, nie tak kochanie, nie bądź taki brutalny, ranisz mnie –
pięścią usta. Zeszła na dół potem wyszła na taras, aby złapać odrobinę
powietrza. Kątem oka dostrzegła skłębione chmury nadciągające od
zachodu.
On mówił o niej?
Myśli jak szalone wirowały w głowie Leny, każda ostra niczym czubek
noża, każda raniąca jej serce.
A on…
Zabrakło jej słów. Nie dane było jej poznać takiego Kacpra. Zawsze był
ułożony, o doskonałych manierach, zawsze elegancki i kulturalny, ją samą
adorujący niczym księżniczkę.
– Oszalałeś? – wyjąkała.
– Nie! Wiesz, z kim rozmawiałem? Z kobietą, którą kocham. Ale ożenię się
z tobą! – dodał z niezwykłą zaciętością.
– I ani słowa! Nie po to się kurwa męczyłem całe dwa lata, żebyś teraz
pokrzyżowała moje plany.
– Kacper…
– I wiesz, co jest plusem tego wszystkiego? Wreszcie nie będę cię musiał
posuwać – dodał ze wstrętem. – Jesteś tak beznadziejna w łóżku, że szkoda
gadać. A teraz zbieraj dupę, idź na górę, bo za chwilę wróci reszta naszego
towarzystwa i czas na ciąg dalszy show. Zrozumiałaś?
Tak, była piękna, piękna jak z obrazka. Miała też cudowne ciało, duże,
jędrne piersi, krągłe biodra, zgrabne nogi.
Kiedy zaczęło brakować jej tchu, zwolniła. Była tak oszołomiona, tak
wstrząśnięta, że dopiero głośny huk pioruna wyrwał ją z odrętwienia.
Nie, to nie mogło być prawdą. Zasnęła i przyśnił się jej koszmar, okropny,
wstrętny koszmar. Przecież Kacper ją kochał! Nie mógł być aż tak dobrym
aktorem, aż tak kłamać!
Obejmując się ramionami, drżąc z zimna, szła przed siebie, nie patrząc,
dokąd prowadzą ją nogi. Raz płakała, aby za chwilę histerycznie się
roześmiać. W końcu przystanęła i ocierając deszcz spływający po czole,
rozejrzała się dookoła.
Deszcz wciąż padał z tą samą siłą, ale ona się tym nie przejmowała. Cicho
łkając, drżąc z zimna, dotarła w końcu do celu. Nie miała pojęcia, czy go
zastanie, czy w ogóle ją wpuści,
ale było jej wszystko jedno. Twarz pulsowała od uderzenia pięścią Kacpra,
połamane serce krwawiło, a sama Lena nigdy w życiu nie czuła się tak
paskudnie.
– Dlaczego?
Tak bezradnie wzruszyła ramionami, że poczuł coś dziwnego. Nie tyle żal
czy współczucie, ile chęć niesienia pomocy, pocieszenia jej, sprawienia, by
w tych ślicznych oczach znów zabłysło szczęście. Oryginalne, pomyślał z
przekąsem. Bardzo oryginalne.
– Tutaj? Ze mną?
– Tak.
– Właśnie miałem wyjść na imprezę, poderwać jakiegoś kociaka, bo mam
ochotę na porządne rżnięcie. I co, mam z tego zrezygnować, by pocieszać
obcą mi lasencję?
– Wystarczy mi fotel.
Jego ostre słowa, brutalny cios, który jej wymierzył. Tyle zła, tyle pogardy,
a przecież ona niczego się nie spodziewała. A już na pewno, nie takiego
rozwoju akcji.
– Słucham?!
– Całkiem przyjemna.
– Mogę? – Nic nie mógł poradzić, ale poczuł radość, gdy nagle się
rozpromieniła.
– Zapolujesz?
– Poproszę.
– Ja?
– A niby kto? Tylko jedno musimy sobie wyjaśnić, zgoda? Jeśli to podstęp,
gra…
– Gra?
też świeże bokserki. – Nie wiem, czy będzie pasować, ale nic innego nie
mam.
– Dziękuję.
stanowcza.
– Czyli ja ćpam?
– A! Tak powiedział?
Skinęła głową. Była zmęczona i szczerze mówiąc, oczy same jej się kleiły.
Nawet obecność Bartka, która dotychczas działała na nią tak elektryzująco,
przestała mieć znaczenie.
– Tam jest sypialnia. Zmykaj. Twoja jest prawa połowa łóżka, moja lewa.
– Może fotel…
Wrócę za godzinę. Zamknij się od środka, chociaż nie musisz się bać. Nikt
tu nie przyjdzie.
nieopodal domu.
To nie była kobieta dla niego. Nawet jeśli miałoby chodzić tylko o seks. Za
delikatna, zbyt dobrze ułożona i zupełnie inna od tych, które zazwyczaj
lądowały w jego łóżku.
A może jednak zaszaleje? Nie miałaby z nim szans, zresztą nie wierzył w
prawdziwy sprzeciw. Jednak nie przywykł do zdobywania takich rzeczy
siłą, to byłoby niehonorowe.
Jakby na próbę położył rękę obok jej dłoni. Potem zjechał niżej, pomiędzy
zgrabne uda. Poruszyła się niespokojnie, lecz nadal spała.
Dawno nie miał takiej kobiety. Chyba nawet nigdy? Niewinnej, seksownej,
pewnie z nadzianym tatusiem. A może to ten narzeczony był kasiasty?
– Nie.
zarówno na prysznic, jak i całą resztę. W tak zwanym salonie stał stół z
trzema krzesłami, mocno wysłużony fotel i równie zdezelowana kanapa.
Naprzeciwko kanapy obowiązkowo telewizor. Panował też nieporządek, bo
widać właściciel nie przejmował się czymś takim jak sprzątanie. Kurz,
przyszarzałe firanki, walające się papierki, puste butelki i cała masa innych,
niezidentyfikowanych śmieci. Bartek palił i to ostro, bo zapach nikotyny
unosił się wręcz w powietrzu. Nienawidziła papierosów, ale tutaj była
gościem, nieproszonym gościem, więc tylko zacisnęła zęby, aby nie
marudzić.
– Co ile?
– Ile łyżeczek dałaś?
– Dwie czubate.
– Nawaliło?
– Gdzie je zostawiłaś?
– Biznesu?
– Mam. Starszą siostrę. Ale ona uciekła pięć lat temu i tylko przysyła do
domu pocztówki z różnych stron świata.
– A matka?
– Jeszcze mu odbije i znów cię uderzy. Nie lubię damskich bokserów. Mój
ojczym bił matkę, więc powiedzmy, że to uraz z dzieciństwa.
– Bił?
– Do czasu, aż nie połamałem mu kilku części ciała i nie wybiłem
przednich zębów. Przekaz był prosty – ma spierdalać, bo następnym razem
wpakuję mu nóż pod żebro.
– Ty?!
– Głodny jestem.
którą zatknął za pasek spodni. Kiedy narzucił kurtkę, nie było jej widać.
Skinęła głową, chociaż jej uwagę przykuł stojący z boku przyczepy motor.
Tym mieli jechać? Zanim jednak na dobre zdążyła się zastanowić, wrócił
Bartek, podając jej dżinsową kurtkę, chyba z pięć rozmiarów za dużą.
– Tak.
– Dobra, jedź przodem. Mam nadzieję, że los tym razem nie spłata nam
kolejnego wrednego psikusa.
– Dobrze. – Marcin spojrzał na nią zaskoczony, zresztą nie tylko on. Minutę
później Lena stała naprzeciwko narzeczonego, a na oparciu fotela przysiadł
zaciekawiony Bartek.
– Jesteś pewna?
– Tak.
– Pamiętaj, co ci obiecałem.
– Pamiętam, ale się nie boję. Nie jesteś w stanie mi zaszkodzić. Chciałam
zabrać swoje rzeczy.
poprawić.
– Nie radzę – powiedział cicho Bartek. – Marlenka, rusz się. Nie mam
całego dnia na takie zabawy.
– Tak.
Żadnego ślubu nie będzie! Możesz się ożenić z Kristin, ale na pewno nie ze
mną!
Bartek, zaczęła się śmiać. Chociaż ani trochę nie przypuszczał, jak wiele
swej odwagi czerpała z ich krótkiej znajomości.
– Tak.
– Znikam, zgoda?
Potem jeszcze odwrócił się i pocałował ją w policzek. – Nie martw się, nie
pierwszy i nie ostatni raz trafiłbym z kratki.
– Więc twoja w tym głowa, abym nie musiała tego robić, bo inaczej trafię
za kratki w towarzystwie Bartka.
Mogła oczywiście znów wprosić się na nocleg do przyczepy, ale jej odwaga
nagle umarła śmiercią naturalną i Lena poczuła się wszystkim zmęczona.
Co prawda był środek sezonu, lecz w końcu udało się znaleźć wolny pokój i
to z widokiem na samo morze.
Pierwszy raz w życiu miała to głęboko w dupie. Tak, dosłownie tam. To też
było niezwykłe, bo nie lubiła przeklinać. Nawet w
myślach.
Przez cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. Raz była pełna nadziei,
podekscytowana, innym razem zaliczała załamanie i wtedy wstydziła się
swej nachalności. Żeby tak nachodzić całkiem obcego mężczyznę! Ale
ostatecznie straceńcza odwaga zwyciężyła i Marlena przez ponad godzinę
krygowała się przed lustrem. Umiejętnie zamaskowała ślad po pięści
Kacpra, spięła włosy, rozpuściła je i na po kilku takich zmianach, w końcu
zdecydowała się, zostawić je opadające falami na plecach. Potem kolejne
dwa kwadranse spędziła na wyborze garderoby.
Jest?
Chodź.
Lena zamarła. Czegoś takiego w życiu się nie spodziewała. A kiedy tamta
wsunęła sobie nabrzmiałą męskość do ust, zawstydzona, błyskawicznie
odwróciła głowę. I wtedy napotkała spojrzenie zielonych, drwiących oczu.
wiła się w jego objęciach, próbując się wyswobodzić, jedną rękę zacisnął na
smukłym karku, drugą unieruchomił ją w pasie. Nie obchodziło go, że nie
odpowiedziała na pocałunek, że próbowała się uwolnić. Jego podniecenie
spotęgowały zażyte narkotyki, wypity alkohol i własny brak opanowania,
bo nigdy nie grzeszył powściągliwością w tych sprawach. Poza tym od
pierwszego spotkania miał ochotę spróbować, jak smakuje. Śliczna
dziewczyna z niej była, chociaż taka sztywna i mało rozrywkowa.
Pocałunek pogłębił się, a jego prawa ręka tym razem bezczelnie wsunęła się
pod materiał bluzeczki, docierając do piersi. Aż jęknął, gdy poczuł, jak
idealnie wpasowała się w jego dłoń.
W końcu udało jej się chwycić jego włosy i siłą odciągnąć głowę. Nie była
delikatna i chyba poczuł ból, bo oczy mu pociemniały, pojawiła się w nich
prawdziwa furia.
I nagle do Marleny dotarło, w jak kiepskiej sytuacji się znalazła. Bartek nie
żartował, nie droczył się, bo to nie było w jego stylu. Był podniecony,
podjarany na maksa, nastawiony na realizację własnych celów i
zaspokojenia pragnień. Był też przekonany, że ona również chce tego
samego, czyli seksu. A może w ogóle nie obchodziło go jej zdanie?
Dudniąca muzyka nagle umilkła i teraz dało się tylko słyszeć dwa ciała
uderzające o siebie, sapanie i dyszenie.
– Nie chcę!
– Chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. No czego ryczysz głupia? – syknął
z wściekłością, widząc łzy spływające po policzkach. – Ten twój fagas miał
rację. Sztywna jesteś,
Nie odpowiedział, ale ona nie dała się zaskoczyć po raz trzeci. Wtedy
wrednie ścisnął jej nos i czekał. Niezbyt długo, a Lena znów się
rozkaszlała.
Z ulgą przyjęła napój, a z jeszcze większą ulgą stwierdziła fakt, że nie był
to alkohol. Wypiła wszystko
– Bartek…
cios.
Starała się nie zwracać uwagi na szczytującą obok kobietę, chociaż jej
przeciągły krzyk wywołał na policzkach Leny silny rumieniec. Do ust
napłynęła żółć, a w gardle dławiła gorycz.
Stanowczo nie spodobało mu się to. Chociaż wyglądała tak ślicznie, że nie
mógł oderwać od niej wzroku. Kobieco, kusząco, podniecająco. W końcu
westchnął i puścił jej nadgarstki, chociaż nie zmienił pozycji. Pochylił się
jeszcze bardziej, zaciągając cudownym zapachem jej skóry.
– Nie, bo… – zagryzła usta. Patrzyła teraz prosto w jego oczy, czuła ciepły,
przesycony zapachem alkoholu oddech. –
– Przesadziłeś z używkami?
Lekko się uniósł i ręką sięgnął do rozporka. Pod spodem nie miał bielizny,
więc ostrożnie rozsunął zamek, wykrzywiając się, bo w końcu poczuł
niewielką ulgę. Później chwycił jedną z drobnych dłoni i położył ją na
twardym penisie.
– Och! – Nie ona pierwsza tak reagowała. Doskonale zdawał sobie sprawę,
co było powodem.
I znów ją pocałował. Tym razem wgryzł się w jej usta ze zmysłową siłą, bez
przeszkód wtargnął do wnętrza, smakując i delektując się tym smakiem.
Nie wiadomo, w którym momencie dotarło do niego, że dziewczyna
zaczyna nietypowo się zachowywać. Jakby traciła świadomość.
I odpłynęła.
kumpel.
– Bonus?
Miał taką okazję na zarąbisty seks, a musiał zadowolić się byle czym. Bo
Inka, chociaż obciągała po mistrzowsku, to jednak była tylko substytutem.
Niczym więcej.
Pamiętał, jak ją całował, pamiętał smak jej ust, kształt ciała, ale tego nie
pamiętał.
Uderzył ją?!
Kiedy ostrożnie uniósł naczynie w górę, za plecami dało się słyszeć ciche
skrzypienie.
Puste butelki, pety, zużyte prezerwatywy. Zagryzła dolną wargę, czując, jak
zbiera jej się na płacz. A ona głupia wyobrażała sobie… Nie, koniec z tym.
Żadnej kolacji, żadnego kolejnego spotkania. O mały włos uniknęła gwałtu,
chociaż tak zupełnie bez szwanku z tego nie wyszła.
– Trzeba było darować sobie kolację i przysłać czekoladki albo pół litra.
Pół litra?
Trochę popłynąłem, ale pamiętam dwie rzeczy. Smak twoich ust i dotyk
twojej ślicznej rączki na moim kutasie.
– Inka się mną zajęła i… Za co? – jęknął, bo Marlena z całej siły przyłożyła
mu zaciśniętą pięścią w twarz. –
Ale ona tylko odwróciła się na pięcie. Była tak wściekła, że chyba po raz
pierwszy w życiu nie potrafiła nad tą wściekłością zapanować. Bartek i jego
głupie zagrywki doprowadzały ją do furii. Nie może przez nią spać? Ale
seks uprawiał z inną, pewnie dlatego, że była pod ręką. Podły drań!
Wredny sukinsyn!
Przez cały związek z Kacprem robiła wszystko, aby go nie urazić, aby był z
niej zadowolony, nawet w łóżku godziła się na niektóre eksperymenty. I co?
Gówno! Poza tym miała niejasne wrażenie, że w przypadku Bartka może
pozwolić sobie na wiele, na dużo więcej niż w poprzednim związku. To
dziwne, bo przekonała się już, że był niebezpiecznym mężczyzną. Nie
traktował jej jak księżniczki, a wręcz przeciwnie. Lecz w jego oczach
dostrzegała coś, co sprawiało, że nie wierzyła, iż mógłby ją skrzywdzić.
Czy to naprawdę takie trudne odejść kawałek dalej, a nie rozbijać się
pomiędzy całą gromadą hałaśliwych plażowiczów?
– Obok mnie?
Nie spieszył się. Każdy ruch był wolny, obliczony na czerpaną z dotyku
przyjemność. To była pieszczota silnej dłoni, a kiedy pochylił się nad jej
ramieniem, to również pieszczota przesyconego pożądaniem oddechu.
Odrobina białego kremu, okrężny ruch, delikatne muśnięcie. Żar bijący nie
z nieba, ale od męskiego ciała. I wspomnienie ubiegłej nocy, gdy leżała na
łóżku, a on pomiędzy jej udami, gdy zaciskała palce wokół
dotykając twardego torsu. Wtedy lekko odchylił się do tyłu i oparłszy o nią,
zamknął oczy.
– Tak. Śledziłem.
– Mam w to uwierzyć?
– Za dużo przeklinasz.
– Za co tam trafiłeś?
– Co mi za to dasz?
Przyjdzie kurierem.
– To nie do końca tak jak myślisz – zaczął, chociaż dało się dostrzec, że
niechętnie i z oporami. – Na początku pracowałem w policji.
Potem ktoś sypnął, całą grupę łącznie z szefem zwinęły psy, ale mnie się
upiekło, bo dostałem wyrok tylko za wymuszenie rozbójnicze. Wyszedłem
dwa lata temu i tutaj, nad morzem, natknąłem się na starszego mężczyznę
prowadzącego biznes z automatami. Zacząłem mu pomagać, a kiedy zmarł,
okazało się, że wszystko zostawił mnie. Fucha dobra jak każda inna –
– Trzydzieści cztery.
– Kiepsko pływam.
– Morze jest jak talerz zupy. Poza tym przy mnie nie utoniesz. Chyba że –
pochylił się i resztę wyszeptał do ucha. –
– Niby co?
– Twoje słowa.
– Wiesz jakie.
– Co?
Niestety, Bartek nic sobie nie robił z jej sprzeciwu, który nawiasem
mówiąc, był dziwnie niemrawy i mało przekonujący.
zdławionym głosem, podczas gdy jego kciuk wślizgnął się pomiędzy dwa
delikatne płatki, dotykając łechtaczki. –
Czuł, jak wypina pupę, jak ociera się o jego penisa, jak prowokuje go
każdym ruchem. Stanowczym ruchem ściągnął
jej majtki, potem swoje i o mało co nie oszalał, gdy poczuł, jak jego
członek wpasował się pomiędzy dwie cudownie jędrne półkule. I nagle
znieruchomiał, gdy tuż obok rozległo się potępiające chrząknięcie.
– Buc! – mruknął Bartek, ale się wycofał i pomógł Lenie poprawić ubranie.
– Pomysł był dobry, tylko palant się przybłąkał. Dobrze, idziemy do mnie.
– Nie.
– Znów zaczynasz? – groźnie zmarszczył brwi. – Lenka albo ty, albo inna.
Mam dość tej zabawy. Kacperka mogłaś tak szczuć, mnie nie będziesz. I nie
rób takiej niezadowolonej miny. Chcę być tylko szczery.
Za to nie tylko pojawiła się w niej wola walki, ale także chęć zemsty.
Bartek miał rację. Jeśli cokolwiek miałoby ich połączyć, to tylko seks.
Z niechęcią wstała z łóżka i udała się pod prysznic, aby spłukać z siebie
piasek. A kiedy tak stała pod strumieniem chłodnej wody, przypomniała
sobie, jak ją dotykał. Teraz zrobiła to samo i od razu przeciągle westchnęła.
I chociaż wcześniej nie czerpała zbytniej przyjemności z zaspokajania
samej siebie, tym razem było odwrotnie. Szum wody splatał się z
kobiecymi jękami, podczas gdy Lena odpływała w piorunującym tempie.
Wyobrażała sobie, że to jego ręka, jego place. Czuła wręcz obecność Bartka
i to doprowadziło ją wprost w objęcia orgazmu. Wstrząsnął całym ciałem
dziewczyny, pozbawił tchu, oszołomił. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się
przeżywać czegoś takiego w tak intensywny sposób.
– Przeszkadzam?
– Sam się wprosiłem. Proszę – wręczył jej kwiatki. – No nie odsuwaj się
tak, przecież się na ciebie nie rzucę.
słowa.
– To takie dziwne?
– Komin.
– Ten, którym postraszyłeś Kacperka?
– Wolę tutaj.
– Nie ma mowy! – tupnęła nogą. – Na dół, ale już, bo inaczej wsadź sobie
gdzieś, to całe zaproszenie! I za… – Nie skończyła, bo Bartek brutalnie
chwycił ją za kark i pocałował.
– Jak śmie…
Ubrała lekką, luźną białą sukienkę, do tego buty na wysoki koturnie. Włosy
spięła w luźny, niedbały kok, usta starannie pomalowała czerwoną
pomadką. Ulubioną, w kolorze, do którego zawsze miała słabość. Lecz
zanim wyszła, zaterkotała jej komórka.
perfidnie skłamała.
– W dodatku ani ojciec, ani ojczym nic nie lepsi. Pakuj się i wracaj do
domu. Natychmiast!
– Spać?
– Co to ma być?!
– Zabiję cię!
pokpiwał dalej. – Zapozna cię z rozkoszą, o jakiej nie miałaś do tej pory
pojęcia. Możemy sobie zorganizować orgię. Ty z Bertem, ja z moją nową
lasencją.
– Jesteś drań.
– Złośliwy drań.
– Tak, jesteś uroczy, bezczelny drań – powiedziała w końcu, gdy już jej
ulżyło. – A ja przyjęłam zaproszenie, chociaż nie powinnam.
– Dlaczego?
– Gdzie jedziemy?
pewnie dlatego.
– A gdzie! Panienka prima klasa. I jaka do ciebie podobna! Nie będę musiał
używać wyobraźni.
– Bartek – wycedziła przez zęby. – Czy nasze rozmowy muszą się toczyć
dookoła tych samych tematów?
– Dlaczego by nie?
zakłopotała się. Nie znosiła palaczy, nie znosiła tego gryzącego w gardło
smrodu. Więc jakim cudem tolerowała to u niego? To ci dopiero była
zagadka. – Mógłbyś nie palić w moim towarzystwie?
– Może jeszcze mam pić sok z ananasa? – spytał z przekąsem. – Oj, Lenka,
potrafisz człowieka zaskoczyć.
– No, z tym nie będę polemizował. Ja się raczej pytam, dlaczego zależy ci
na smaku mojej spermy?
– Podłe bydlę!
– Wysiadam!
– Nie ma mowy.
– Nie obrażaj się o prawdę – dodał cicho, a wtedy Lena zamarła. – Słowo
honoru, tak cię wyszkolę, że następny facet na pewno nie ucieknie.
minuty?
Wyjechali na pustą drogę, wijącą się wśród drzew. Było cicho, mrocznie i
tajemniczo. Nagle przyszło jej do głowy, że strasznie łatwo zaufała tak
naprawdę obcemu człowiekowi.
Może nie powinna była tak bezkrytycznie ufać Bartkowi? Kto wie, gdzie ją
wiezie i co ją tam spotka? Po raz pierwszy poczuła strach, strach, który
niczym zimne, mokre zwierzątko prześlizgnął się po jej plecach.
Przypomniała sobie książkę, którą czytała dwa, może trzy lata temu. O
dziewczynach sprzedawanych do domów publicznych. Jak często ta ich
przygoda zaczynała się właśnie w ten sposób. Uroczy chłopak lub
mężczyzna, wymarzony wyjazd i koszmar, który potrafił
– Co?!
Zdjęła buty i zimny piasek delikatnie połaskotał nagie stopy. Nie było
całkiem ciemno, bo na zachodzie widać było blaknącą złocistą łunę, a nad
ich głowami figlarnie mrugały pierwsze gwiazdy. Fale leniwie uderzały o
brzeg, a dookoła nie było widać żywej duszy. Trochę ją to zaskoczyło, lecz
nie mogła wiedzieć, że brak towarzystwa zawdzięczali nie tyle ustronnemu
miejscu, co czterem zakapiorom, którzy w odpowiedniej odległości
zawracali zbłąkanych spacerowiczów.
Tak naprawdę, to miała coraz większą ochotę, aby się z nim kochać. Nie,
stop! Ochotę to ona miała od pierwszego ich spotkania. Zarumieniła się,
gdy przypomniała sobie sugestywny obraz stworzony przez wyobraźnię,
gdy tylko spojrzała w chmurne, zielone oczy. I reakcję własnego ciała.
– Ale…
Bartek uśmiechnął się pod nosem, chociaż tak naprawdę chciał ją jedynie
podrażnić, zmusić do akceptacji własnego pożądania. Nie był ślepy, już za
pierwszy razem dostrzegł, że jej się spodobał. On mu także, chociaż o ile na
początku potrafił bez problemu panować nad emocjami, to teraz, gdy tylko
jej dotykał, wymykały się spod kontroli.
kiedy dotarły do celu, zaskoczony uniósł brwi. Ona nie była wilgotna, ona
płynęła. Wślizgnął się pomiędzy dwa delikatne płatki i zaczął masować
łechtaczkę. Lena zareagowała głośnym jękiem i napięciem całego ciała.
Miała wrażenie, że płonie, ale wtedy Bartek się wycofał. Nie zdążyła
jednak zaprotestować, Przygryzła wargi, podczas gdy on energicznym
ruchem ściągnął jej majtki, a potem zarzucił sobie jedno udo na ramię i
przylgnął ustami do nabrzmiałej łechtaczki.
Jęczała, wiła się w jego objęciach, napinała ciało, bo tak cudownie bolesnej
rozkoszy, jeszcze nie doświadczyła.
Sama już nie wiedziała, czego pragnie. Oszalała i wtedy ciszę nocy przeszył
przepełniony ekstazą kobiecy krzyk.
Pragnęła go na dłużej.
Logika nakazywała odwrót, ale logika nie miała prawa tego pojedynku
wygrać.
– Po co?
– Ciekawisz mnie.
– Nie o to pytałam! – rozgniewała się. – Nie mógłby się raz zachować jak
człowiek?
Bez słowa rzuciła w niego resztą ryby. Po czym wstała, dumnie zadarła
podbródek i chwyciwszy swoje buty, bez słowa odwróciła się na piecie.
Niestety, nie zaszła zbyt daleko, gdy objął ją od tyłu, przyciągając ku sobie.
– A twierdziłem, że jestem?
– Poddajesz się?
– Tak.
– Dlaczego?
– Tego nie wiem, ale wiesz, o czym pomyślałam, gdy zobaczyłam cię po
raz pierwszy?
– Jak cholera aniołku. Chodź, skończymy jeść i jeśli tak bardzo chcesz,
będziesz mogła pytać.
– Resocjalizacja?
– Nie, nic w tym stylu. Po prostu chciałem przez jakiś czas od tego
odpocząć i nadarzyła się okazja.
– A… zabiłeś kogoś?
– Z definicji to są ci dobrzy.
– Lenka, ty jesteś szczera, ale ja również. Może być seks, nic poza tym.
– Dlaczego?
– Dlaczego? – syknął. – Irytujesz mnie!
– Posłuchaj smarkulo…
– Co? – spytał z lekka ogłuszony. – A, to! Nie wiem, tak sobie strzeliłem.
– Nie ucieknę w świat jak siostra. Kocham rodziców, a oni mnie, więc nie
mogłabym im tego zrobić. Zostaliby
całkiem sami.
– No co? Zły pomysł? Kacperka byś miała z głowy i trochę czasu, aby
wszystko sobie poukładać.
– Proszę!
– Tak.
– To wszystko ma zostać?
– Wrócę i posprzątam.
Twarz Bartka dojrzała dopiero w świetle małej lampki, której nikły blask
rozproszył ciemności. Był poważny, nieco ponury, najwyraźniej
niezadowolony, bo liczył na coś więcej niż kolacja i rozmowa na plaży. Ale
ona nie chciała mu tego dać, chociaż on podarował jej krótki pobyt w raju.
Żadnego zbliżenia z Kacprem nie przeżywała tak intensywnie. Żadne nie
dostarczyło, aż takiej rozkoszy. A Bartek… Dlaczego tak bardzo upierał się
przy swoim? Dlaczego nie chciał nawet spróbować?
– Bartek…
– Tak, wiem. Nie stać cię na wiele – dodała cicho, odpinając pas i
otwierając drzwi. – Żegnaj Bartku. I mimo wszystko dziękuję za pomoc.
Odwróciła się, lecz nie odeszła daleko, gdy męska dłoń chwyciła ją
brutalnie za ramię, przyciągając ku sobie. Zaryła nosem w szorstkim
materiale koszulki i już chciała się wyrwać, kiedy usłyszała:
Tym razem to było zaledwie muśnięcie warg. Potem została sama, przed
dyskretnie oświetlonym budynkiem, w rozdartej sukience i z oczyma
pełnymi łez.
Nie spodziewała się, że właśnie tak może zakończyć się ten wieczór, ta
znajomość.
Nie chciała, aby tak to się skończyło.
– Czy nie wyraziłem się jasno? – spytał głosem zimnym jak lód. – Czego
do kurwy nędzy nie zrozumiałaś?
bokserki, po czym opadł w dół, aby znów wpić się w jej wargi,
Przepraszam, zachowałem się jak debil. Ale przy tobie coraz trudniej mi
zapanować nad własnym pożądaniem.
– Tak.
Wbił się w nią z całym impetem, na jaki było go stać.
Czuł drobne dłonie pieszczące dotykiem spoconą skórę, czuł, jak bardzo
była ciasna i mokra, jak dziko podniecona. Chyba równie mocno, co on.
Zacisnął zęby i w amoku pracował
dreszcz. Ta pozycja nie była dla niej nowością, ale nigdy wcześniej nie
czuła nabrzmiałej męskości tak silnie, tak intensywnie. A kiedy jeszcze
dłonią zebrał rozpuszczone włosy, kiedy szarpnął, brutalnie wyginając jej
ciało w łuk, kiedy palce zacisnął na smukłej szyi, uderzając w szaleńczym
rytmie biodrami, odpłynęła.
Właśnie tak Marlenko! I nie myśl, że szybko skończę! Będę cię brał przez
całą noc, szybko, bezlitośnie, albo tak powoli, iż sama będziesz błagała o
litość. Będę… – zajęczał, bo nagle poczuł coś niezwykłego.
Jej orgazm.
Nie miała jak się bronić. Nie wystarczyło siły, aby go odepchnąć. Poza tym
Bartek nie zamierzał tylko brać. Wargami przylgnął do łechtaczki, palec
zanurzył w ciasnym wnętrzu i zaczął nim energicznie poruszać,
jednocześnie pracując biodrami. Poczuł jej orgazm i kilka sekund później
swój własny. Na szczęście wycofał się odrobinę i większość spermy
wylądowała na twarzy Leny, a nie w jej gardle.
– Zwariowałeś? – wyjąkała, gdy już odzyskała oddech.
– Podły drań!
– Nie!
Tym razem słowa były zbędne. Balansując na granicy jawy i snu, pogrążyli
się w narastającej przyjemności. To było enigmatyczne, wręcz nierealne,
pełne głośnych jęków i
Zamyślił się. Chciała czegoś więcej? Dobrze, ale on rozegra to inaczej. Nie
będzie chwilową odskocznią od jej kłopotów, zemstą za tego niewiernego
palanta.
– Słoneczko…
Oniemiała.
– Ale…
– Nie wyganiam cię – pogładził kciukiem pobladły policzek. – Chciałbym,
abyś to wszystko sobie przemyślała, poukładała. I jeśli wtedy wrócisz… –
lekko się uśmiechnął. –
– Nie odebrałaś?
Kochała go. Kochała, chociaż to wręcz zakrawało na żart. Znali się zbyt
krótko, niewiele o nim wiedziała, a różniło ich dosłownie wszystko. Lecz
jednego była pewna –
Miała już swojego mężczyznę, swojego ukochanego i więcej nie było jej
trzeba. Co prawda Bartek z uporem maniaka twierdził, że nie nadaje się do
związków, ale już ona postara się to zmienić. Ważne, że obiecał na nią
zaczekać.
Prawie dotarła do celu, gdy zaczęło padać. Schroniła się pod dachem
namiotu, z czułością patrząc na mrugające światełkami maszyny. Z
uśmiechem na twarzy, zdecydowanie podeszła do przyczepy i widząc, że w
środku zapalono lampę, otworzyła drzwi i weszła do środka.
– Do Baaartkaaa – wyjąkała.
– Do mojego męża? – Tamta wystudiowanym ruchem uniosła w górę brwi.
– Nie ma go. Wyszedł. A w jakiej sprawie?
– Czyżby? – Tym razem kobieta drwiąco się uśmiechnęła. – Nie martw się,
przywykłam. Takich przyjacielskich wizyt to mamy kilka w ciągu roku.
Bartuś dokazuje na całego, a potem musimy się oganiać, bo te naiwne
kretynki zazwyczaj się w nim zakochują. Nic dziwnego –
Miał żonę. Może i dziwne to było małżeństwo, ale widać ją kochał, inaczej
dawno by odszedł.
Poddała się i przebaczyła byłemu narzeczonemu. Nie dla niego i nie dla
siebie. Zrobiła to dla chorego ojca, który ze łzami w oczach błagał ją, aby
chociaż spróbowała. I pewnego dnia to uczyniła, chociaż na swoich
warunkach. Chłodnym tonem oznajmiła Kacprowi, że nie będzie żadnego
seksu przed ślubem, a później tylko do momentu, gdy uda jej się zajść w
ciążę. Uśmiechnęła się z przekąsem, gdy przypomniała sobie tę scenę. Nie
wyglądał na zmartwionego, wręcz przeciwnie, dostrzegła ulgę w jego
oczach.
Gdyby Bartek chociaż raz spróbował się z nią zobaczyć, zadzwonić, wysłać
wiadomość, miałaby odrobinę nadziei. Ale on milczał i to tylko
potwierdzało słowa tamtej kobiety.
Pogoda dziś nie dopisywała, nie było zimno, ale też opalanie na plaży,
raczej nie wchodziło w rachubę. Schyłek lata nie rozpieszczał słońcem.
Poprawiła makijaż, sięgnęła po torebkę i zeszła na dół, do hotelowej
restauracji.
– Daliście radę?
Gdzie idziesz?
jechać. Do niego.
– Tak.
Był sam, chociaż możliwe, że jego droga małżonka już jechała. A jednak
Marlena tym razem się nie zawahała, nie zrezygnowała. Podeszła bliżej,
stanęła naprzeciwko, a wtedy uniósł głowę.
Chociaż teraz wcale nie był taki obojętny. Przyciągnął ją ku sobie, zamknął
w objęciach, wtulając się niczym spragnione miłości dziecko. A ona tylko
gładziła ciemne, wzburzone włosy, łykając własne łzy.
Obawa o niego, tęsknota, były zbyt silne, aby mogła im się oprzeć. Były też
pretekstem, którego potrzebowała.
– Czy twoja żona już jedzie? – spytała, czując wręcz fizyczny ból biednego
serca.
Niby zabolało, ale kiedy chciała wyplątać z jego uścisku, nie pozwolił na
to. Znów się wtulił, cicho wzdychając.
– Przyczepa?
– Wszystko spłonęło.
może prześpisz.
– Tak.
– Bartek! – Gwałtownie pobladła. – Kto?
Nic nie powiedziała. Uniosła ramię i delikatnie gładziła palcami jego twarz,
obrysowała kontur ust, czując pod opuszkami szorstkość zarostu. Był
jeszcze cudowniejszy niż we wspomnieniach. A skoro żona okazała się
kłamstwem…
– Uparty drań! – rozzłościł ją, lecz wciąż nie zamierzała się poddawać.
Chciała z nim porozmawiać, chociaż tak naprawdę nie miała po co. Niby
czego oczekiwała? Gdyby mu zależało, nie wyganiałby jej teraz, a przez ten
cały miesiąc chociaż raz…
przyjechała. Żonaty czy nie, nie chciał jej, nic do niej nie czuł.
Ponieważ znów zaczęło padać, plaża była prawie całkiem pusta. Lena
przebiegła spory kawałek, po czym usiadła na samym brzegu, tępym
spojrzeniem wpatrując się we wzburzone morze. Drżała z zimna, lecz było
to jej obojętne.
Chciała umrzeć.
Nie zapomniała, nie było lepiej, a ona tak naprawdę tylko tłumiła tęsknotę i
udawała brak uczuć.
Nie chciał nawet jej współczucia, nie życzył sobie pomocy, oganiając się
niczym od natrętnej muchy. Gorzej, powiedział prosto w oczy, że już go nie
pociąga. Było, minęło.
Deszcz zamienił się w uciążliwą mżawkę, wiatr osłabł, ale i tak było coraz
zimniej. Objęła się ramionami i zgięła w pół, zanosząc się płaczem. Na nic
więcej nie miała siły. Nie kłamała, mówiąc, że ich spotkanie było dla niej
niczym grom z jasnego nieba. Zakochała się, zakochała od pierwszego
spojrzenia. Upadła na zimny piasek, przyjmując pozycję embrionalną. Oczy
miała zamknięte, urywany oddech, a na piersiach dziwny ucisk. Bolało.
Realnie bolało tak bardzo, że nie mogła złapać tchu. W głowie jej
wirowało, całe ciało drżało w niekontrolowany sposób, a ona sama czuła,
jak powoli traci świadomość.
– Pójdę już.
– Kocham cię – wyszeptała. Nie powinna była tego robić, ale pewne rzeczy
były ponad jej siły. – Wiem, ty mnie nie kochasz, ale nic nie mogę na to
poradzić, nic nie mogę…
pozostał.
– Razem.
– Wróciłaś do niego.
On się nie bał swoich uczuć, bał się, że to ona kiedyś się od niego odwróci,
przestanie go kochać. Wstydził się swoich wad, przeszłości, wcale nie
wydumanych ułomności.
nagle. – Cholerny pech! Nie mogłaś zaczekać, aby móc mi wydrapać oczy?
Albo przyjechać innego dnia?
wymamrotał. Lecz tak naprawdę czuł jedynie ulgę, bo cały ten czas…
Wcale nie chciał z niej rezygnować. Na początku sądził, że to będzie
całkiem przelotna znajomość. Jak wszystkie inne.
Ale to Marlena była inna niż wszystkie kobiety. Uwielbiał się z nią droczyć,
wywoływać uśmiech, całować, tulić. Zauroczyła go w tempie, którego się
nie spodziewał.
Niestety, gdy tylko zjawili się w holu eleganckiego hotelu, zwątpił w swoje
racje. Lecz Lena postanowiła pokazać, jak bardzo może być uparta i wręcz
siłą zaciągnęła go do windy.
– To właśnie miałem na myśli – wycedził, gdy z cichym szumem zamknęły
się drzwi. – Cud, że mnie nie wyprosili.
– Nie zalewaj.
Kiedy wyszedł stała przy oknie. Na łóżku leżała czysta koszulka i bokserki,
które pożyczyła od Adama. Monika była trochę zaskoczona, ale nie
zadawała zbędnych pytań, tylko
Mam wiele wad, ale nie skłamałem. Byłem pewien, że jesteśmy z Alicją po
rozwodzie. A ty? Po cholerę się znów z nim zaręczyłaś?
Zapadnięte policzki.
– Ojciec miał zawał – westchnęła. – Byłam tym tak przerażona, że uległam
jego prośbie. Co teraz? W sensie, co teraz z tobą? Masz gdzie się podziać?
– A wiesz, że mam! Co prawda jeszcze kilka lat zajmie mi remont tej ruiny,
ale obok mam taką plantację marihuany, że starczy do końca życia.
Powiedzmy – dokończył ze śmiechem, patrząc na jej minę.
nigdy nie pokochasz, ale to nieważne. Lepiej na chwilę trafić do raju, niż do
końca życia błąkać się pod jego bramą.
– Co masz na myśli?
– Zdradziła.
– Tchórz.
Bartek mógł sobie mówić, co chciał, ale kiedy tak ją obejmował, kiedy tak
czule całował, to te czyny świadczyły o czymś więcej niż zwykłe
pożądanie.